Professional Documents
Culture Documents
pl
Tytuł oryginału
The Ink Black Heart
Projekt okładki
Duncan Spilling © Little, Brown Book Group Ltd 2022
fot. postaci: Duncan Spilling; pozostałe elementy: © iStock oraz Shutterstock
Wykorzystanie emoji
OpenMoji Emoji Set, EmojiTwo Emoji Set
Koordynacja projektu
KONRAD ZATYLNY
Redakcja
MAŁGORZATA GROCHOCKA
Korekta
ANNA KURZYCA
Redakcja techniczna
LOREM IPSUM – RADOSŁAW FIEDOSICHIN
Powieść wydana po raz pierwszy w Wielkiej Brytanii w 2022 roku przez Sphere.
Osobiste prawa autorskie zastrzeżone.
Wszelkie postaci i wydarzenia opisane w tym utworze, oprócz funkcjonujących w domenie publicznej, są fikcyjne, a jakiekolwiek podobieństwo
do osób żyjących lub zmarłych jest całkowicie przypadkowe.
Wykorzystywanie e-booka niezgodne z regulaminem dystrybutora, w tym nielegalne jego kopiowanie i rozpowszechnianie, jest zabronione.
ISBN 978-83-27163-61-5
PUBLICAT S.A.
61-003 Poznań, ul. Chlebowa 24
tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00
e-mail: office@publicat.pl, www.publicat.pl
Oddział we Wrocławiu
50-010 Wrocław, ul. Podwale 62
tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66
e-mail: wydawnictwodolnoslaskie@publicat.pl
Spis treści
Strona tytułowa
Dedykacja
Motto
Prolog
1
2
3
4
Część pierwsza
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
Część druga
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
Część trzecia
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
Część czwarta
58
59
60
61
61
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
Część piąta
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106
Koda
107
Podziękowania
Źródła
Przypisy
Steve’owi i Lornie,
mojej rodzinie, moim przyjaciołom
oraz dwóm bastionom obrony przed anomią –
z miłością
Dwie są formy ciemności. Jedna to Noc [...]
Druga to Ślepota.
Henry Gray,
członek Towarzystwa Królewskiego
Gray’s Anatomy
1
Dlaczego tak na mnie spojrzałeś,
Dlaczego oddech wstrzymałeś?
Odtąd po wieki wieków, cokolwiek by się działo,
Nigdy nie będzie tak, jakby to się nie stało.
Dni, które nastąpiły po ich wspólnym wieczorze w Ritzu, były dla Robin pełne
nerwów i niepewności. Doskonale zdawała sobie sprawę, że Strike zadał bez
słów pytanie i że ona udzieliła bez słów odpowiedzi odmownej, znacznie
gwałtowniejszej, niż gdyby nie była napojona burbonem i wermutem oraz
gdyby jej tak nie zaskoczył. Teraz zachowanie Strike’a odznaczało się jeszcze
większą rezerwą, nieco wymuszoną dziarskością oraz starannym unikaniem
wszelkich osobistych tematów. Odnosiło się wrażenie, że bariery, które powoli
ustępowały podczas pięciu lat ich wspólnej pracy, zostały wzniesione
ponownie. Robin obawiała się, że zraniła Strike’a, a doskonale wiedziała, że nie
jest łatwo zranić mężczyznę tak pewnego siebie i odpornego jak jej wspólnik.
Tymczasem Strike robił sobie wyrzuty. Nie powinien był wykonać tego
niemądrego, nieskonsumowanego gestu: czy już wiele miesięcy wcześniej nie
doszedł do wniosku, że związek z jego wspólniczką jest niemożliwy? Spędzali
ze sobą za dużo czasu, byli też prawnie związani zawodowo, za bardzo cenił
sobie przyjaźń, by narazić ją na szwank, więc dlaczego w złotym blasku
horrendalnie drogich drinków odrzucił wszystkie słuszne postanowienia
i uległ potężnemu impulsowi?
Wyrzuty, które sobie robił, mieszały się z uczuciami jeszcze mniej
przyjemnymi. Prawda wyglądała tak, że Strike bardzo rzadko doświadczał
odrzucenia ze strony kobiet, ponieważ umiał niezwykle dobrze odczytywać
intencje ludzi. Jeszcze nigdy nie wyszedł z inicjatywą, jeśli nie był pewny,
że spotka się to z pozytywnym przyjęciem, i z pewnością jeszcze żadna kobieta
nie zareagowała na niego tak jak Robin: popłochem, który, jak przypuszczał
w najgorszych momentach, mógł wynikać z odrazy. Może i miał złamany nos,
nadwagę, jedną nogę i gęste, ciemne, kręcone włosy, które szkolnym kolegom
kojarzyły się z owłosieniem łonowym, ale nigdy nie powstrzymywało go to
od podrywania pięknych kobiet. Przyjaciele płci męskiej, dla których seksapil
detektywa pozostawał w dużej mierze niewidoczny, często wyrażali rozżalenie
i zdumienie z powodu jego bardzo udanego życia seksualnego. Być może
jednak wykazał się nieznośną próżnością, myśląc, że wciąż ma w sobie to,
co przyciągało do niego dziewczyny, mimo że coraz bardziej dokuczał
mu poranny kaszel, a w ciemnobrązowych włosach zaczęły się pojawiać siwe
pasma.
Co gorsza, zupełnie błędnie interpretował uczucia Robin, i to przez lata.
Zakładał, że jej lekkie skrępowanie w chwilach, gdy byli zmuszeni do fizycznej
albo emocjonalnej bliskości, ma taką samą przyczynę jak w jego przypadku:
że wyrasta z postanowienia, by nie ulegać pokusie. W dniach, które nastąpiły
po jej milczącej odmowie pocałunku, ciągle analizował w myślach fakty
dowodzące jego zdaniem, że zainteresowanie jest obopólne, wracał raz po raz
do tego, że za nim wybiegła, przerywając pierwszy taniec na własnym ślubie
i porzucając Matthew na parkiecie. Uściskali się wtedy na szczycie schodów
hotelu i trzymając ją w ramionach w sukni ślubnej, mógłby przysiąc, że słyszy
w jej umyśle tę samą niebezpieczną myśl, która wypełniała jego głowę:
ucieknijmy i do diabła z konsekwencjami. Czy to wszystko było tylko
wytworem jego wyobraźni?
Być może tak. Być może Robin chciała uciec, lecz jedynie z powrotem
do Londynu i do pracy. Może widziała w nim mentora i przyjaciela, lecz nikogo
więcej.
Właśnie w takim nastroju obaw i przygnębienia powitał swoje czterdzieste
urodziny, uczczone kolacją w restauracji zorganizowaną, podobnie jak
urodzinowa kolacja Robin, przez ich wspólnych przyjaciół Nicka i Ilsę.
Tam Robin poznała Dave’a Polwortha, najstarszego przyjaciela
Strike’a z Kornwalii, który, jak Strike przewidywał, nie przypadł jej za bardzo
do gustu. Polworth był mały i gadatliwy, rzucał niepochlebne uwagi na temat
każdego aspektu londyńskiego życia, a kobiety, łącznie z obsługującą ich
kelnerką, nazywał ciziami. Robin, która siedziała przy drugim końcu stołu,
przez większość wieczoru prowadziła wymuszoną pogawędkę z Penny, żoną
Polwortha, która najbardziej lubiła rozmawiać o dwojgu swoich dzieciach,
wysokich cenach w Londynie oraz o tym, jakim kutasem jest jej mąż.
Robin kupiła Strike’owi rzadki egzemplarz próbny Closing Time, pierwszej
płyty Toma Waitsa. Wiedziała, że to jego ulubiony artysta, i najlepiej z całego
tego wieczoru wspominała niekłamany wyraz zaskoczenia i radości, który
pojawił się na twarzy Strike’a po rozpakowaniu prezentu. Gdy jej dziękował,
odniosła wrażenie, że wraca jego dotychczasowa serdeczność, i miała nadzieję,
że potraktuje ten prezent jak wiadomość, że kobieta, która uważałaby go za
odrażającego, nie zadałaby sobie trudu, by kupić mu coś, czego jak wiedziała,
naprawdę chciał. Nie wiedziała jednak, że Strike zadaje sobie pytanie, czy
Robin nie uważa go przypadkiem za rówieśnika sześćdziesięciopięcioletniego
Waitsa.
Tydzień po urodzinach Strike’a wypowiedzenie złożył Andy Hutchins,
najdłużej pracujący w agencji podwykonawca. Nie było to wielkim
zaskoczeniem: choć stwardnienie rozsiane weszło w fazę remisji, praca
odbijała się na jego zdrowiu. Wyprawili dla niego pożegnalną imprezę, w której
uczestniczyli wszyscy oprócz Sama Barclaya, ich drugiego podwykonawcy,
ponieważ wyciągnął on krótszą zapałkę i musiał śledzić obiekt na West Endzie.
Podczas gdy Strike i Hutchins przy drugim końcu stołu w pubie rozmawiali
o pracy, Robin gawędziła z ich najnowszą podwykonawczynią, Michelle
Greenstreet, znaną swoim nowym współpracownikom – na jej własne
życzenie – jako Midge. Miała krótkie, przylizane ciemne włosy i błyszczące
szare oczy. Wcześniej pracowała w Manchesterze jako policjantka, była
wysoką, szczupłą i bardzo wysportowaną fanatyczką siłowni. Robin już odczuła
swoją niedoskonałość na widok kaloryfera na brzuchu Midge, gdy ta sięgała
po teczkę leżącą na szafie na dokumenty. Lubiła jednak jej bezpośredniość oraz
to, że Midge nie traktowała jej z góry, mimo że Robin była w agencji jedyną
osobą, która nie służyła w policji ani w wojsku. Tego wieczoru Midge zwierzyła
się jej, że przeprowadziła się do Londynu przede wszystkim z powodu
trudnego rozstania.
– Twoja była też służyła w policji? – spytała Robin.
– Nie. Nigdy nie miała pracy dłużej niż przez parę miesięcy – odrzekła Midge
z czymś więcej niż tylko odrobina goryczy. – Jest nieodkrytą geniuszką: albo
napisze bestsellerową powieść, albo namaluje obraz, który zdobędzie Nagrodę
Turnera. Ja harowałam całymi dniami, żeby zarobić na rachunki, a ona
opierdzielała się w domu, siedząc w Internecie. Zakończyłam to, kiedy
znalazłam jej profil randkowy na Zoosku.
– Boże, przykro mi – powiedziała Robin. – Moje małżeństwo się skończyło,
kiedy znalazłam w naszym łóżku kolczyk z brylantem.
– No, Vanessa mi wspominała – odparła Midge, którą poleciła agencji
przyjaciółka Robin pracująca w policji. – Mówiła też, że go oddałaś,
ty pieprzona frajerko.
– Ja bym go opchnęła – zaskrzeczała Pat Chauncey, sekretarka agencji,
włączając się niespodziewanie do rozmowy. Pat była ochrypłą
pięćdziesięciosiedmiolatką z włosami czarnymi jak smoła i zębami koloru
starej kości słoniowej, która poza biurem kopciła jak komin, a w biurze nie
wyjmowała e-papierosa z ust. – Kiedyś taka jedna przesłała mi pocztą slipy
mojego pierwszego męża, wredna małpa.
– Poważnie? – zainteresowała się Midge.
– O, tak – warknęła Pat.
– I co z nimi zrobiłaś? – spytała Robin.
– Przypięłam pinezką do drzwi wejściowych, żeby mógł je zobaczyć zaraz
po powrocie z pracy – powiedziała Pat. Zaciągnęła się mocno e-papierosem
i dodała: – A jej przesłałam w zamian coś, czego na pewno nie zapomni.
– Co takiego? – spytały chórem Robin i Midge.
– Nieważne – odparła Pat. – Powiem tylko, że niełatwo to rozsmarować
na grzance.
Wybuch śmiechu trzech kobiet zwrócił uwagę Strike’a i Hutchinsa. Strike
pochwycił spojrzenie Robin, a ona się uśmiechnęła. Gdy odwracał wzrok,
pierwszy raz od jakiegoś czasu było mu wesoło.
Odejście Andy’ego wprowadziło do agencji nie tak znów obce napięcie,
ponieważ pracowali aktualnie nad kilkoma czasochłonnymi sprawami.
Pierwsza i najdłuższa obejmowała szukanie haków na byłego chłopaka klientki,
którą przezywali Panną Jones, zaciekle walczącej w sądzie o prawo do opieki
nad małą córeczką. Panna Jones była ładną brunetką i miała wręcz żenujący
pociąg do Strike’a. Być może jej nieskrywane umizgi stałyby się pożywką,
której bardzo potrzebowało jego ego, gdyby nie towarzysząca
im roszczeniowość połączona z ciągłym domaganiem się uwagi – taki zestaw
wydawał mu się zupełnie nieatrakcyjny.
Ich drugi klient był najzamożniejszy: rosyjsko-amerykański miliarder żyjący
między Moskwą, Nowym Jorkiem a Londynem. Z jego domu przy South Audley
Street zniknęły niedawno dwa niezwykle cenne przedmioty, choć nie
uruchomił się alarm przeciwwłamaniowy. Klient podejrzewał o to swojego
zamieszkałego w Londynie pasierba i chciał przyłapać młodego człowieka
na gorącym uczynku, nie zawiadamiając o tym ani policji, ani żony, która miała
skłonność do uważania swojego imprezującego i bezrobotnego potomka
za klasyczną ofiarę braku zrozumienia. Agencja monitorowała dom za pomocą
ukrytych w każdym kącie kamer szpiegujących. Pasierb, znany w agencji jako
Lepkie Rączki, także był pod obserwacją, w razie gdyby spróbował sprzedać
zaginioną szkatułkę od Fabergégo albo hellenistyczne popiersie Aleksandra
Wielkiego.
Ostatnia sprawa agencji, nosząca kryptonim Groomer, była według Robin
wyjątkowo paskudna. Znana korespondentka międzynarodowa
amerykańskiego kanału informacyjnego rozstała się niedawno z chłopakiem,
równie rozchwytywanym producentem telewizyjnym, z którym była trzy lata.
Wkrótce po ich burzliwym rozstaniu dziennikarka odkryła, że były partner
kontaktuje się z jej siedemnastoletnią córką, którą Midge przezwała Nogi.
Wysoka i szczupła siedemnastolatka z długimi jasnymi włosami pojawiała się
już w rubrykach plotkarskich, trochę z powodu swojego sławnego nazwiska,
a trochę dlatego, że zaczęła pracować jako modelka. Choć agencja nie
zaobserwowała jeszcze żadnych kontaktów seksualnych między Nogami
a Groomerem, ich mowie ciała podczas potajemnych spotkań daleko było
do relacji ojca z córką. Sytuacja ta wprawiła matkę Nóg w stan furii, strachu
i podejrzeń, które zatruwały jej stosunki z latoroślą.
Jako że po odejściu Andy’ego wszyscy mieli bardzo napięte grafiki,
na początku grudnia odetchnęli z ulgą, gdyż Strike’owi udało się podprowadzić
konkurencyjnej agencji detektywistycznej Deva Shaha, byłego funkcjonariusza
stołecznej policji. Strike nie przepadał za Mitchem Pattersonem, szefem
wspomnianej agencji, a ich wzajemna niechęć sięgała czasów, w których
Patterson śledził samego Strike’a. Gdy na pytanie: „Dlaczego chcesz odejść
od Pattersona?”, Shah odpowiedział: „Mam dość pracowania dla kutasów”,
Strike natychmiast dał mu robotę.
Podobnie jak Barclay, Shah był żonaty i miał małe dzieci. Był niższy niż obaj
jego nowi koledzy z pracy i miał tak gęste rzęsy, że Robin zastanawiała się, czy
nie są sztuczne. Wszyscy w agencji polubili Deva: Strike, ponieważ Shah
szybko orientował się w sytuacji i trzymał porządek w papierach; Robin,
ponieważ spodobało jej się jego cierpkie poczucie humoru oraz coś, co na swój
użytek nazywała brakiem kutasowości; Barclay i Midge, ponieważ Shah
od razu pokazał, że gra zespołowo i nie czuje żadnej potrzeby, by przyćmiewać
pozostałych podwykonawców; a Pat, jak pewnego piątku przyznała chropawym
głosem w rozmowie z Robin, gdy ta dostarczyła jej uzbierane paragony,
ponieważ „z takimi oczami spokojnie mógłby rywalizować z Imranem
Khanem!”.
– Mhmm, jest bardzo przystojny – potaknęła obojętnie Robin, podliczając
swoje wydatki. Przez większość ostatnich dwunastu miesięcy Pat otwarcie
wyrażała nadzieję, że Robin ulegnie urokowi poprzedniego podwykonawcy,
którego uroda dorównywała jego obleśności. Robin mogła się tylko cieszyć,
że Dev ma żonę.
Nawał pracy zmusił ją do tymczasowego zawieszenia poszukiwań
mieszkania, lecz mimo to zgłosiła się na ochotnika do obserwacji domu
miliardera w czasie świąt Bożego Narodzenia. Odpowiadało jej, że będzie
miała wymówkę, by nie jechać do rodziców do Masham, ponieważ była pewna,
że Matthew i Sarah będą paradowali ze swoim nowo narodzonym dzieckiem –
płci na razie nieznanej – ulicami, po których kiedyś, jako nastolatka,
spacerowała z Matthew za rękę. Rodzice Robin byli zawiedzeni, a Strike miał
wyraźne opory przed skorzystaniem z jej propozycji.
– Nie ma sprawy – zapewniła go, nie chcąc wyłuszczać powodów swojej
decyzji. – Wolę zostać w Londynie. W ubiegłym roku to ciebie ominęły święta.
Zaczynała odczuwać psychiczne i fizyczne wyczerpanie. Od dwóch lat
pracowała prawie bez przerwy, a na dodatek te lata obejmowały separację
i rozwód. Niedawne zwiększenie dystansu między nią i Strikiem dawało jej się
we znaki i choć nie bardzo miała ochotę jechać do Masham, perspektywa pracy
w okresie świątecznym była niewątpliwie przygnębiająca.
Potem, w połowie grudnia, Katie, ulubiona kuzynka Robin, zaprosiła
ją w ostatniej chwili na sylwestrowy wyjazd na narty. Jakaś para odpadła,
ponieważ dowiedziała się, że żona jest w ciąży. Domek był już opłacony, więc
Robin musiała jedynie kupić bilet na samolot. Nigdy w życiu nie jeździła
na nartach. Ponieważ jednak Katie i jej mąż mieli zajmować się na zmianę
swoim trzyletnim synem, gdy drugie z nich będzie na stoku, zawsze miał być
tam obecny ktoś, z kim można by porozmawiać, gdyby Robin nie chciała
spędzać większości czasu, przewracając się na oślich łączkach. Uznała, że taka
wycieczka to szansa na dystans i spokój umysłu, które wymykały jej się
w Londynie. Dopiero gdy przyjęła zaproszenie, dowiedziała się, że oprócz
Katie, jej męża oraz pary ich wspólnych przyjaciół z Masham, w imprezie
będzie uczestniczył Ross Łydrwal zwany Drwalem.
Nie wspomniała Strike’owi o żadnym z tych szczegółów. Powiedziała
jedynie, że ma okazję wybrać się na narty i chciałaby z niej skorzystać,
co oznaczało lekkie wydłużenie jej urlopu w okresie noworocznym. Mając
świadomość, że Robin należy się znacznie więcej urlopu, niż zamierzała wziąć,
Strike zgodził się bez wahania, życząc jej dobrej zabawy.
3
Oczy o blasku i odcieniu wina jak twoje
Potrafią mężczyznę całkiem oszołomić [...].
Emily Pfeiffer
A Rhyme for the Time
Były chłopak Panny Jones, który przez tygodnie wiódł z pozoru przykładne
życie, 28 grudnia zaliczył w końcu potknięcie w wielkim stylu, kupując
olbrzymią ilość koki pod samym nosem Deva Shaha, by następnie zażyć
ją w towarzystwie dwóch ekskluzywnych prostytutek i zabrać je do domu
na Islington. Uszczęśliwiona Panna Jones uparła się, by przyjść do agencji
i zobaczyć zdjęcia zrobione przez Shaha, a potem próbowała uściskać
Strike’a. Gdy delikatnie, acz zdecydowanie ją odsunął, wydawała się raczej
zaintrygowana niż urażona. Po zapłaceniu ostatniego rachunku usilnie chciała
pocałować go w policzek, oznajmiła śmiało, że jest mu winna przysługę i ma
nadzieję, że pewnego dnia się o nią upomni, a później wyszła w obłoku Chanel
No 5.
Nazajutrz zleceniodawczynię sprawy Groomera wysłano do Indonezji,
by relacjonowała jakąś katastrofę lotniczą. Tuż przed wyjazdem zadzwoniła
do Strike’a, informując go, że jej córka zamierza spędzić sylwestra w Annabel’s
razem z rodziną szkolnej przyjaciółki. Była pewna, że Groomer spróbuje się
tam z nią spotkać, i zażądała, by agencja umieściła w klubie nocnym
detektywów, którzy będą czuwali nad jej pociechą.
Strike, choć wolałby poprosić o pomoc każdą inną osobę, chcąc nie chcąc,
zadzwonił do Panny Jones, by wprowadziła go i Midge do tego ekskluzywnego
klubu jako swoich gości. Postanowił wziąć ze sobą Midge nie tylko dlatego,
że w razie potrzeby mogła pójść za Nogami do damskiej toalety – nie chciał,
by Panna Jones pomyślała, że zaaranżował tę sytuację, powodowany chęcią
pójścia z nią do łóżka.
Poczuł bezdusznie ulgę, gdy dwie godziny przed umówionym spotkaniem
Panna Jones zadzwoniła i powiedziała, że jej córeczka dostała gorączki.
– ...moja p r zekl ęt a niania zadzwoniła, że jest chora, a rodzice
są na Mustique, więc jestem udupiona – oznajmiła mu z rozdrażnieniem. – Ale
możecie iść beze mnie: podałam ochronie wasze nazwiska.
– Jestem ci bardzo wdzięczny – odrzekł. – Mam nadzieję, że córka szybko
wyzdrowieje. – Rozłączył się, zanim Panna Jones zdążyła zaproponować
spotkanie w późniejszym terminie.
O dwudziestej trzeciej Strike’a i Midge, ubraną w ciemnoczerwony smoking
z atłasu, można było zastać w piwnicy klubu przy Berkeley Square, siedzących
naprzeciw siebie przy stoliku między dwiema lustrzanymi kolumnami i pod
setkami złotych balonów z helem, z których zwisały połyskliwe wstążki. Ich
siedemnastoletni obiekt siedział kilka stolików dalej razem z rodziną szkolnej
przyjaciółki. Dziewczyna co rusz spoglądała w stronę wejścia do klubu, a jej
mina wyrażała mieszaninę nadziei i zdenerwowania. W Annabel’s nie wolno
było korzystać z telefonów komórkowych i Strike widział rosnącą frustrację
niespokojnej nastolatki wywołaną koniecznością pozyskiwania informacji
wyłącznie za pośrednictwem zmysłów.
– Ośmioosobowe grono na godzinie piątej – powiedziała Midge
do Strike’a ściszonym głosem. – Gapią się na ciebie.
Strike zauważył ich bez trudu. Mężczyzna i kobieta siedzący przy
ośmioosobowym stoliku odwrócili się, żeby na niego spojrzeć. Kobieta miała
długie włosy w tym samym rudozłotym kolorze co Robin i była ubrana
w obcisłą czarną sukienkę oraz szpilki sznurowane aż po kolana jej gładkich
brązowych nóg. Mężczyzna, paradujący w brokatowej wyjściowej marynarce
i gogusiowatym krawacie, wyglądał jakby znajomo, lecz Strike nie mógł sobie
na razie przypomnieć, skąd go zna.
– Myślisz, że kojarzą cię z gazet? – podsunęła Midge.
– Mam cholernie wielką nadzieję, że nie – warknął Strike. – Inaczej
wypadam z branży.
Zdjęcie, które prasa wykorzystywała najczęściej, pochodziło z okresu jego
służby wojskowej. Teraz był starszy, miał dłuższe włosy i o wiele więcej ciała.
Zawsze gdy musiał zeznawać w sądzie, zapuszczał brodę, która na szczęście
szybko rosła, kiedy jej potrzebował.
Strike znalazł w pobliskiej kolumnie odbicie swoich obserwatorów
i zobaczył, że rozmawiają, przysunąwszy się do siebie głowami. Kobieta była
bardzo atrakcyjna i wyglądało na to, że – co nietypowe w tym lokalu – nie
zrobiła ze swoją twarzą niczego rzucającego się w oczy: jej czoło wciąż się
marszczyło, gdy unosiła brwi, nie miała nienaturalnie mięsistych ust i była
jeszcze za młoda – oceniał ją na jakieś trzydzieści pięć lat – by poddać się
operacji, które niepokojąco upodobniły do masek twarze najstarszych kobiet
przy jej stoliku.
Siedzący obok Strike’a i Midge korpulentny Rosjanin objaśniał znacznie
młodszej towarzyszce fabułę Tannhäusera.
– ...ale Mezdrich to uwspółcześnił – mówił – i w jego produkcji Jezus pojawia
się na orgii w jaskini Wenus...
– Jezus? Naprawdę?
– Da i dlatego Kościół jest niezadowolony, a Mezdricha wyrzucą – zakończył
ponuro Rosjanin, unosząc do ust kieliszek szampana. – On oczywiście nie daje
za wygraną, ale źle to się dla niego skończy. Wspomnisz moje słowa.
– Nogi w ruchu – poinformował Strike, gdy nastolatka wstała razem z resztą
swojego grona, a strusie wykończenie jej minisukienki zafalowało puszyście
wokół niej.
– Parkiet – obstawiła Midge.
Miała rację. Dziesięć minut później Strike i Midge zapewnili sobie punkt
obserwacyjny w niszy obok maleńkiego parkietu. Mieli z niej dobry widok
na dziewczynę tańczącą w butach, które wydawały się dla niej odrobinę
za wysokie, i wciąż popatrującą w stronę wejścia.
– Ciekawe, jak Robin bawi się na nartach – zawołała Midge do Strike’a, gdy
na sali zaczął dudnić Uptown Funk. – Mój kumpel złamał za pierwszym razem
obojczyk. Jeździsz?
– Nie – odparł Strike.
– Przyjemne miejsce ten Zermatt – stwierdziła głośno Midge, a potem dodała
coś, czego Strike nie dosłyszał.
– Co? – spytał.
– Powiedziałam: „Ciekawe, czy kogoś wyrwała”. Dobra okazja. Sylwester...
Nogi gestykulowała do szkolnej przyjaciółki, informując ją, że resztę
piosenki spędzi przy stoliku. Zszedłszy z parkietu, zgarnęła po drodze swoją
wieczorową torebkę i lawirując wśród gości, opuściła salę.
– Zamierza pójść do kibla i zadzwonić z komórki – domyśliła się Midge,
ruszając za nią.
Strike został w niszy. Piwo bezalkoholowe w jego dłoni już się ociepliło,
a jego jedynym towarzystwem był ogromny gipsowy bodhisattwa. Tuż obok
podchmieleni ludzie siedzieli ściśnięci na kanapach i próbowali rozmawiać,
przekrzykując muzykę. Strike właśnie poluzował krawat i rozpiął górny guzik
koszuli, gdy zobaczył, że mężczyzna w brokatowej marynarce idzie w jego
stronę, potykając się o cudze nogi i torebki. Wreszcie go skojarzył: to był
Valentine Longcaster, jeden z przyrodnich braci Charlotte.
– Kopę lat! – zawołał Valentine, gdy już podszedł do Strike’a.
– No – odrzekł Strike, ściskając wyciągniętą dłoń. – Jak leci?
Valentine podniósł rękę i odsunął na bok długą, spoconą grzywkę, ukazując
bardzo rozszerzone źrenice.
– Nieźle – odpowiedział, przekrzykując dudniący bas. – Nie mogę narzekać. –
Strike zauważył leciutki ślad białego proszku w jednej z dziurek w jego nosie. –
Jesteś tu prywatnie czy w interesach?
– Prywatnie – skłamał Strike.
Valentine krzyknął coś niezrozumiałego, w czym Strike dosłyszał imię
Jagona Rossa, męża Charlotte.
– Co? – zawołał w odpowiedzi, nie uśmiechając się.
– Powiedziałem: „Jago chce o tobie wspomnieć na sprawie rozwodowej”.
– Życzę mu powodzenia – odparł Strike podniesionym głosem. – Nie
widziałem jej od lat.
– Jago twierdzi co innego – krzyknął Valentine. – Znalazł jakąś gołą fotkę,
którą ci wysłała ze swojego starego telefonu.
O kurwa.
Valentine wyciągnął rękę, by oprzeć się na bodhisattwie. Jego rudowłosa
towarzyszka obserwowała ich z parkietu.
– To Madeline – krzyknął Valentine do ucha Strike’a, zauważając, gdzie
podążyło jego spojrzenie. – Uważa, że jesteś seksowny.
Śmiech Valentine’a zabrzmiał piskliwie. Strike bez słowa sączył piwo.
W końcu młodszy mężczyzna chyba uznał, że niczego więcej nie zyska
na bliskości ze Strikiem, zasalutował i potykając się, znowu zniknął
detektywowi z oczu, akurat gdy na skraju parkietu pojawiła się Nogi, która
opadła na obity aksamitem stołek w trzepoczącym obłoku strusich piór
i ewidentnej rozpaczy.
– Była w toalecie – poinformowała Strike’a Midge, dołączając do niego kilka
minut później. – Chyba nie udało jej się złapać zasięgu.
– I dobrze – odrzekł brutalnie Strike.
– Myślisz, że obiecał przyjść?
– Na to wygląda. – Strike pociągnął kolejny łyk ciepłego piwa i spytał
głośno: – Więc ile osób jest z Robin na tej wycieczce narciarskiej?
– Zdaje się, że pięć – krzyknęła w odpowiedzi Midge. – Dwie pary i jeden
wolny facet.
– Aha. – Strike kiwnął głową, jakby ta informacja nie miała większego
znaczenia.
– Próbują ją z nim zeswatać – powiedziała Midge. – Wspomniała mi o tym
przed świętami... Gość nazywa się Ross Łydrwal. – Spojrzała wyczekująco
na Strike’a. – Rosły Drwal.
– Ha – odparł Strike z wymuszonym uśmiechem.
– Właśnie. Ha, ha. Dlaczego rodzice nie wymawiają na głos imion swoich
dzieci, zanim je dla nich wybiorą? – krzyknęła mu do ucha.
Strike pokiwał głową, nie odrywając wzroku od nastolatki, która właśnie
wycierała nos grzbietem dłoni.
Była za kwadrans dwunasta. Przy odrobinie szczęścia, pomyślał Strike, gdy
wybije północ, rodzina szkolnej przyjaciółki zgarnie ich obiekt i zawiezie
go bezpiecznie do swojego domu na Chelsea. Gdy tak patrzył, zjawiła się
przyjaciółka, by zaciągnąć Nogi z powrotem na parkiet.
Za dziesięć dwunasta Nogi znów zniknęła, oddalając się w kierunku toalety,
a Midge poszła za nią. Strike, który cierpiał z powodu bólu kikuta i żałował,
że nie może usiąść, nie miał innego wyjścia, jak tylko oprzeć się o ogromnego
bodhisattwę, ponieważ większość wolnych miejsc była usłana torebkami
i porzuconymi marynarkami, których wolał nie przesuwać. Jego butelka była
już pusta.
– Nie lubisz sylwestra czy o co chodzi? – Zabrzmiał obok niego damski głos
z akcentem londyńskiej klasy robotniczej.
Należał do kobiety z rudozłotymi włosami, teraz już zarumienionej
i rozczochranej wskutek tańczenia. Jej nadejście zamaskował rejwach
na miejscach przed Strikiem, ponieważ prawie wszyscy wstali, by wylec na zbyt
mały parkiet, coraz bardziej podekscytowani zbliżającą się północą.
– Wolę inne imprezy – zawołał w odpowiedzi.
Była niezwykle ładna i z całą pewnością na haju, lecz mówiła zupełnie
wyraźnie. Na jej szczupłej szyi wisiało kilka cienkich złotych naszyjników,
sukienka bez ramiączek ciasno opinała piersi, a nie do końca opróżnionemu
kieliszkowi z szampanem, który trzymała w dłoni, groziło rychłe wylanie reszty
zawartości.
– Ja też, w każdym razie w tym roku – krzyknęła do jego ucha. Spodobał
mu się ten akcent z East Endu wśród tych wszystkich przedstawicieli wyższych
sfer. – Nazywasz się Cormoran Strike, prawda? Valentine mi powiedział.
– Zgadza się – potwierdził. – A ty jesteś...?
– Madeline Courson-Miles. Dziś chyba nie jesteś w pracy?
– Nie – skłamał, lecz inaczej niż podczas rozmowy z Valentine’em, nie
spieszyło mu się aż tak bardzo, żeby ją przegonić. – Dlaczego tegoroczny
sylwester ci się nie podoba?
– Przez Gigi Cazenove.
– Słucham?
– Gigi Cazenove – powtórzyła głośniej, przysuwając się. Jej oddech połaskotał
go w ucho. – To ta piosenkarka. Była moją klientką. – Widząc jego puste
spojrzenie, wyjaśniła: – Dziś rano znaleziono ją powieszoną.
– Cholera – powiedział Strike.
– No – odrzekła Madeline. – Miała tylko dwadzieścia trzy lata.
Upiła posępnie łyk szampana, po czym krzyknęła Strike’owi do ucha:
– Jeszcze nigdy nie poznałam prywatnego detektywa.
– O ile ci wiadomo – odrzekł Strike, a ona się roześmiała. – Czym się
zajmujesz?
– Jestem jubilerką – zawołała w odpowiedzi, a jej lekki uśmiech
podpowiedział mu, że większość ludzi skojarzyłaby jej nazwisko.
Na parkiecie tłoczyły się rozgrzane ciała. Wiele osób miało na głowie
połyskliwe czapeczki z papieru. Strike zobaczył, że korpulentny Rosjanin, który
wcześniej mówił o Tannhäuserze, oblewa się potem, podskakując nie do taktu
przy dźwiękach Rather Be Clean Bandit.
Myśli Strike’a pomknęły na chwilę w stronę Robin gdzieś w Alpach, być może
upojonej grzanym winem i tańczącej ze świeżo rozwiedzionym mężczyzną,
z którym tak bardzo chcieli ją poznać przyjaciele. Przypomniało mu się, jaką
zrobiła minę, gdy się pochylił, żeby ją pocałować.
Helen Jackson
January
W sumie Robin miło spędziła czas w Zermatcie. Już zapomniała, jak to jest
przespać w nocy osiem godzin. Smakowało jej jedzenie, podobało jej się
jeżdżenie na nartach i towarzystwo przyjaciół, a poza tym tylko lekko zadrżała,
gdy Katie powiedziała jej z niepokojem, który po spokojnej reakcji Robin
ustąpił miejsca uldze, że Matthew rzeczywiście przywiózł do Masham na Boże
Narodzenie Sarah razem z ich nowo narodzonym synem.
– Dali mu na imię William – powiedziała Katie. – Pewnego wieczoru
wpadliśmy na nich w Bay Horse. Dzieckiem zajmowała się ciotka Matthew.
N a p r a w d ę nie lubię tej Sarah. Jest taaaka zadowolona z siebie.
– Też nie mogę powiedzieć, żebym za nią przepadała – powiedziała Robin.
Ucieszyła się, wiedząc, że zdołała uniknąć wręcz nieuchronnego natknięcia się
na nią w swoim rodzinnym mieście, i liczyła na to, że przy odrobinie szczęścia
w następne Boże Narodzenie wypadnie kolej rodziny Sarah, by gościć u siebie
wnuka, więc zniknie niebezpieczeństwo przypadkowego spotkania.
Z pokoju Robin rozciągał się widok na zaśnieżony Matterhorn, który dźgał
błękitne niebo niczym gigantyczny kieł. Światło na tej piramidalnej górze
zmieniało się ze złotego w brzoskwiniowy albo z atramentowego we wrzosowy,
w zależności od kąta padania promieni słonecznych, i Robin, siedząc sama
w pokoju i wpatrując się w tę górę, była najbliżej osiągnięcia spokoju
i dystansu, na które liczyła, wybierając się w tę podróż.
Jedynym elementem urlopu, którego Robin chętnie by się pozbyła, był Ross
Łydrwal, o dwa lata od niej starszy i pracujący w przemyśle farmaceutycznym.
Wydawał się całkiem przystojny, miał zadbaną brodę w piaskowym kolorze,
szerokie barki i ogromne niebieskie oczy; nie był też do końca niesympatyczny,
lecz mimo to Robin doszła do wniosku, że jest trochę żałosny. Bez względu
na to, czego dotyczyła rozmowa, jakimś cudem udawało mu się skierować
ją w stronę swojego rozwodu, który najwyraźniej niemile go zaskoczył.
Po sześciu latach małżeństwa jego żona oznajmiła, że nie jest szczęśliwa, i to
od dawna, spakowała swoje rzeczy i odeszła. W ciągu kilku pierwszych dni
urlopu Ross dwukrotnie opowiedział Robin całą tę historię, więc po drugiej,
niemal identycznej relacji, zaczęła dokładać wszelkich starań, by unikać
siedzenia obok niego podczas posiłków. Niestety, nie zrozumiał aluzji i dalej
miał Robin na celowniku, zachęcając, by dzieliła się szczegółami swojego
nieudanego małżeństwa. Robił to ponurym tonem, który byłby stosowniejszy,
gdyby obydwoje cierpieli na tę samą śmiertelną chorobę. Robin przyjęła
krzepiącą postawę, oznajmiając mu, że w tym morzu jest jeszcze mnóstwo ryb
oraz że osobiście cieszy się z odzyskania wolności. Gdy Ross spojrzał na nią
nieco weselej jasnymi niebieskimi oczami i wyraził wielki podziw dla jej
zadziorności, zaczęła się obawiać, że mógł odebrać jej deklarację szczęśliwej
niezależności jako zawoalowane zaproszenie.
– Uroczy gość, prawda? – spytała ją Katie z nadzieją w głosie któregoś
wieczoru w barze, gdy Robin udało się uwolnić od Rossa po kolejnej godzinie
wysłuchiwania anegdot o jego byłej żonie.
– Wydaje się w porządku – powiedziała Robin, nie chcąc urazić kuzynki – ale
naprawdę nie jest w moim typie, Katie.
– Zazwyczaj jest bardzo zabawny – zapewniła rozczarowana Katie. – Nie
widzisz go w najlepszym wydaniu. Zaczekaj, aż wypije parę drinków.
Jednak w sylwestrowy wieczór, mając w sobie olbrzymią ilość piwa
i sznapsów, Ross najpierw się rozkrzyczał, lecz w nieszczególnie zabawny
sposób, a potem zebrało mu się na sentymenty. O północy obie pary się
pocałowały, a Ross zwrócił zaczerwienione oczy w stronę Robin i rozpostarł
ramiona. Pozwoliła pocałować się w policzek, a następnie próbowała się
wyswobodzić, lecz on szepnął pijacko do jej ucha.
– Jesteś taka śliczna.
– Dzięki – odrzekła, a po chwili dodała: – Mógłbyś mnie już puścić?
Puścił ją i wkrótce Robin poszła do łóżka, zamykając drzwi na klucz. Zaraz
po tym, jak wyłączyła światło, ktoś do nich zapukał. Leżała w ciemności, udając,
że śpi, i po chwili usłyszała odgłos oddalających się powoli kroków.
Innym niedoskonałym aspektem urlopu okazała się jej skłonność
do rozmyślania o Strike’u i incydencie przed Ritzem. Dosyć łatwo przychodziło
jej nie myśleć o wspólniku, gdy starała się utrzymać w pionie na nartach, ale
poza tym jej niemający innego zajęcia umysł ciągle wracał do pytania, co by się
stało, gdyby porzuciła swoje zahamowania oraz obawy i pozwoliła się
pocałować. To zaś nieuchronnie prowadziło do innego pytania, tego samego,
które zadawała sobie przed trzema laty, spacerując po ciepłym białym piasku
na Malediwach. Czy już każdy urlop do końca życia miał jej upływać
na zastanawianiu się, czy zakochała się w Cormoranie Strike’u?
Nie zakochałaś się – zapewniała siebie w myślach. – Dał ci życiową szansę i być
może trochę go kochasz, bo jest twoim najlepszym przyjacielem, ale nie jesteś w nim
zakochana. A po chwili, z większą szczerością: A nawet gdybyś była, musisz z tym
skończyć. Tak, być może poczuł się urażony, kiedy nie pozwoliłaś mu się pocałować, ale
lepsze to, niż gdyby miał myśleć, że usychasz z miłości do niego. Zakochana wspólniczka
to dosłownie ostatnie, czego by sobie życzył.
Jaka szkoda, że nie mogła być jedną z tych kobiet, które potrafią się z kimś
pocałować podczas zakrapianego wieczoru, a potem się z tego śmiać. Sądząc
po tym, co wiedziała o uczuciowej przeszłości Strike’a, właśnie takie kobiety
lubił: grające w tę grę z niefrasobliwością, jakiej Robin nigdy się nie nauczyła.
Wróciła do agencji w drugim tygodniu stycznia z dużym pudełkiem
szwajcarskich czekoladek. Każdemu, kto pytał, łącznie ze Strikiem, mówiła,
że bawiła się wspaniale.
Henry Gray,
członek Towarzystwa Królewskiego
Gray's Anatomy
5
Moc słów – przedziwna to zagadka!
Życie w nich jest i śmierć. Wystarczy słowo,
By szkarłat ku policzkom pomknął,
Niosąc wiele znaczeń, albo by ku sercu
Popłynął zimny i zabójczy prąd.
14 września 2011
Z portalu informacyjno-rozrywkowego The Buzz
The Buzz rozmawia z Joshem Blayem i Edie Ledwell, parą twórców kreskówki
Serce jak smoła, która zrobiła furorę na YouTubie!
TB:
Kreskówka o rozkładających się częściach ciała, dwóch kościotrupach, demonie
i zjawie... Jak wyjaśnicie jej sukces?
Edie:
Chwila... to Drek jest demonem?
TB:
Wy mi powiedzcie!
Edie:
Naprawdę nie mam pojęcia.
[Josh się śmieje]
TB:
Chodzi mi o to, że kiedy opisuje się Serce jak smoła ludziom, którzy tej kreskówki nie
oglądali, są trochę zdziwieni, że odniosła taki sukces. [Edie i Josh się śmieją].
Spodziewaliście się takiej reakcji na tę – powiedzmy sobie szczerze – bardzo
dziwaczną animację?
Edie:
Zdecydowanie nie.
Josh:
Robiliśmy to dla jaj. W gruncie rzeczy to kupa żartów dla wtajemniczonych.
Edie:
Okazało się jednak, że te żarty rozumie znacznie więcej ludzi, niż się
spodziewaliśmy.
TB:
Kiedy mówisz „te żarty”... Ludzie doszukują się w tej historii wielu znaczeń!
Josh:
No, a my... Czasami myślisz: „No dobra, chyba rzeczywiście o to nam chodziło”, ale
innym razem...
Edie:
Niektórzy widzą w tym coś, czego tam nie ma... No, może nie nie ma, ale coś, czego
my nigdy tam nie widzieliśmy ani nie zamierzaliśmy tam umieścić.
TB:
Możecie podać jakiś przykład?
Josh:
Gadająca dżdżownica. Uznaliśmy po prostu, że jest zabawna, bo dżdżownica
na cmentarzu, no wiesz, zjada rozkładające się ciała. Dlatego spodobał nam się
pomysł, że mogłaby być wkurzona na swoją robotę i mówić o niej jak o nudnej
harówie. Jakby pracowała w fabryce. To po prostu zmęczona dżdżownica.
Edie:
Ale potem ludzie zaczęli mówić, że jest falliczna i tak dalej. A jacyś rodzice
narzekali... Josh:
...narzekali, że wymyślamy kawały o penisie adresowane do dzieci.
Edie:
A z całą pewnością tego nie robimy. Dżdżownica to nie penis.
[Wszyscy się śmieją]
TB:
No więc czemu waszym zdaniem Serce jak smoła zawdzięcza swój sukces?
Edie:
Rozumiemy to nie lepiej niż ty. Widzimy to wszystko od środka. Nie wiemy, jak
to wygląda z zewnątrz.
Josh:
Możemy tylko przypuszczać, że na świecie jest o wiele więcej zaburzonych ludzi, niż
którekolwiek z nas przypuszczało.
[Wszyscy się śmieją]
TB:
Jak myślicie, co tak bardzo podoba się ludziom w Sercku, odłączonym od ciała sercu
bohaterze? To ty podkładasz jego głos, prawda, Josh?
Josh:
Taa. Hm... [długo się zastanawia] On chyba wie, że jest zły, ale próbuje być dobry.
Edie:
Tylko że tak naprawdę wcale nie jest zły. Bo wtedy nie próbowałby być dobry.
Josh:
Myślę, że ludzie jakoś się z nim utożsamiają.
Edie:
Dużo przeszedł.
Josh:
A konkretnie: klatkę piersiową, wieko trumny i dwa metry ziemi.
[Wszyscy się śmieją]
TB:
Jakie zatem macie plany w związku z tą kreskówką? Zostaniecie na YouTubie czy...?
Edie:
Niczego nie planujemy, prawda?
Josh:
Plany są dla nadątków.
TB:
Ale to naprawdę nabiera rozpędu! Zarabiacie teraz niezłą kasę, prawda?
Josh:
No. Kto by przypuszczał? To obłęd.
TB:
Ktoś wam przy tym pomaga? Jakiś agent albo...?
Josh:
Tak, mamy kumpelę, która zna się na tych sprawach i nas wspiera.
TB:
Dwójka waszych fanów stworzyła grę internetową na podstawie gry, w którą Drek
gra w kreskówce. Widzieliście ją?
Josh:
Taa, widzieliśmy kilka dni temu. Imponujący kawał kodowania.
Edie:
Ale jest dziwna, bo gra Dreka... ta w kreskówce...
Josh:
...Taa...
Edie:
...właściwie wcale nie jest grą. To znaczy nie miała nią być, prawda?
[Josh kręci głową]
Edie:
Chodziło o coś więcej... Cały sens tej gry polega na tym, że to wcale nie jest gra.
TB:
Więc kiedy Drek zmusza wszystkich, żeby „zagrali w grę”...
Edie:
Tylko czy on ich zmusza? Nie wiem, czy to jest zmuszanie. Myślę, że w pewnym
sensie chcą mu zrobić przyjemność, bo jest znudzony...
Josh:
...znudzonek...
Edie:
...sorry, no tak, znudzonek, więc zgadzają się zagrać, ale to zawsze się dla kogoś źle
kończy.
Josh:
Gra Dreka to... no wiesz [głosem Dreka]: „Graj, buaa!”... Przestrzegaj zasad. Rób to,
czego się od ciebie oczekuje.
TB:
Więc to metafora?
Edie:
No, ale paradoksalnie sam Drek nigdy nie przestrzega zasad. Po prostu lubi
obserwować, jak cała reszta stara się ich trzymać.
TB:
Mówicie, że niczego nie planujecie, ale czy będą...?
Josh:
Koszulki z Drekiem? Niedawno autentycznie ktoś nas spytał, czy można gdzieś kupić
koszulkę z Drekiem.
Edie:
A my na to... Pytasz poważnie?
TB:
Czyli żadnych gadżetów?
Edie:
[śmiejąc się] Nie planujemy gadżetów.
Josh:
Podoba nam się tak, jak jest. W gruncie rzeczy po prostu się wygłupiamy. Nie
jesteśmy biznesmenami.
Edie:
Raczej ludźmi, którzy leżą na cmentarzu, wyobrażając sobie podskakujące serca.
[Wszyscy się śmieją].
15 września 2011
Fragment czatu w grze z udziałem współtwórców Gry Dreka
<15 września 2011, 20.38>
Anomia: „Gra Dreka właściwie wcale nie jest grą”. Przecież
wszystkie zasady wzięliśmy z jej pieprzonej kreskówki.
Jebana pretensjonalna suka
5 lutego 2013
Z portalu informacyjno-rozrywkowego The Buzz
6 lutego 2013
Czaty w grze z udziałem Anomii i trojga moderatorów Gry Dreka
<grupa moderatorów>
<6 lutego 2013, 21.41>
<Anomia, Sercella, Diablo1, Dżdżownica28>
Anomia: Widzieliście, że zacytował mnie The
Buzz?
Sercella: Lol. Jesteś sławny!
Anomia: Już przedtem byłem
Anomia: cały fandom chce się dowiedzieć, kim
jest Anomia
Sercella: to prawda, chcemy!
Diablo1: dalej nie rozumiem, dlaczego nie
chcesz tego powiedzieć swoim wiernym
moderatorom
Anomia: mam swoje powody
Anomia: mówiłem wam, że zamierzają przejść
do Netflixa, nie?
Sercella: Jak to możliwe, że zawsze wiesz,
co się niedługo wydarzy?!
Anomia: Jestem geniuszem. W każdym razie <Otwiera się nowa grupa prywatna>
chyba będziemy potrzebowali 2–3 nowych <6 lutego 2013, 21.43>
moderatorów, robi się tutaj coraz tłoczniej
<Diablo1 zaprasza Dżdżownicę28>
<Dżdżownica28 dołącza do grupy>
Diablo1: nie robi się ani trochę skromniejsza,
no nie? „Jestem geniuszem”
Dżdżownica28: Anomia ?
Diablo1: a któżby inny?
Dżdżownica28: dalej myślisz że Anomia jest
dziewczyną ?
Sercella: nie znam go w realu, po prostu Diablo1: z całą pewnością jest dziewczyną,
sprawia wrażenie fajnego gościa! poznaję to po jej wypowiedziach
Anomia: ok, poproszę jego i Narcyzkę. Może Dżdżownica28: Morehouse zna Anomię
jeszcze Vilepechorę. I tak ciągle tu jest, będzie w realu i mówi , że to facet
mógł zarobić na swoje utrzymanie Diablo1: tylko żeby wszystkich zmylić
Sercella: nie powinieneś tego skonsultować Dżdżownica28: Anomia jest kimś , prawda ?
z Morehouse'em?
28 maja 2014
Czaty w grze z udziałem Narcyzki, najnowszej moderatorki Gry Dreka,
oraz Morehouse'a i Anomii, współtwórców Gry Dreka
Narcyzka: więc L****** naprawdę próbowała się
zabić
Morehouse: na to wygląda
Narcyzka: kurde to takie smutne
Morehouse: no
Narcyzka: rozmawiałeś z Anomią?
Morehouse: jeszcze nie
Morehouse: chyba mnie unika
Narcyzka: dlaczego?
Morehouse: bo napisałem, żeby dał spokój
L****** na Twitterze
Narcyzka: chyba nie myślisz, że dlatego
to zrobiła? Przez trolle na Twitterze?
Morehouse: Nie wiem, ale ciągłe czytanie
o tym, że się sprzedaje i jest zdrajczynią, mogło
jej w tym pomóc
>
>
Narcyzka: jesteś taki słodki
Morehouse: Ja?!
Narcyzka: to znaczy porządny
Narcyzka: nawet się nie wkurzasz, że Anomia
zbiera wszystkie wyrazy uznania za grę
Morehouse: niech sobie zbiera
Morehouse: Są w życiu ważniejsze sprawy niż
masa obserwujących na pieprzonym Twitterze
Narcyzka: lol, jesteś taki dojrzały. Serio, to nie
była złośliwość
Narcyzka: Mogę cię o coś spytać?
Morehouse: Śmiało
Narcyzka: Czy Anomia to na pewno facet?
Morehouse: no jasne. Dlaczego pytasz?
Narcyzka: Diablo1 napisał mi niedawno,
że według niego to dziewczyna
Narcyzka: tak jakby dał do zrozumienia, że ty i
Anomia jesteście razem
Morehouse: Diablo1 to mąciwoda, lepiej nie <Otwiera się nowa grupa prywatna>
słuchaj, co wygaduje o mnie i o Anomii <28 maja 2014, 23.05>
Narcyzka: Sercella mi napisała, że miałeś <Anomia zaprasza Morehouse'a>
spięcie z Diablo1
Anomia:cześć
Morehouse: no. Czasami zachowuje się jak
niedojrzały kutas. <Morehouse dołącza do grupy>
Morehouse: chce, żebym jutro moderował Anomia: to co tu robisz? A może „muszę złożyć
pracę” to twój nick dla Narcyzki?
>
Morehouse: ha ha
>
> Anomia: zdaje się, że bardzo się polubiliście.
Mam nadzieję, że nie doszło do wymiany zdjęć.
> Zasada 14, pamiętaj
Narcyzka: dzięki bogu, już się martwiłam, Morehouse: Widziałeś wieści?
że wie o zdjęciach, które ci przesłałam
7 stycznia 2015
Z portalu informacyjno-rozrywkowego The Buzz
7 stycznia 2015
Czaty w grze z udziałem sześciorga z ośmiorga moderatorów Gry
Dreka
Vilepechora: OK, pamiętaj: ani słowa na grupie <Otwiera się nowa grupa prywatna> <7
moderatorów ani w obecności Anomii stycznia 2015, 16.25> <LordDrek zaprasza
i Morehouse'a. Sercellę> <Sercella dołącza do grupy>
Vilepechora: ostrożności nigdy za wiele
Vilepechora: i nie zachowujcie się inaczej niż Sercella: Cześć! Jak ci idzie na próbach?
zwykle
LordDrek: Ciężka praca, ale tak to już jest
Vilepechora: żadnych uszczypliwości, żadnych z Czechowem. Słuchaj, skarbie, wyświadczysz
aluzji, nic Vilepechora: bo będzie szukała mi przysługę?
kozła ofiarnego, pamiętajcie
LordDrek: Nie mów Joshowi, skąd wzięłaś
Dżdżownica28: kurcze , muszę lecieć , spóźnię te materiały.
się do pracy LordDrek: jeśli pomyśli, że złożyło je do kupy
<Dżdżownica28 opuszcza grupę> dwóch moderatorów Gry Dreka, może nie
uwierzyć
Felicia Hermans
Properzia Rossi
Amy Levy
Run to Death
– O co chodziło? – spytała Pat chropawym głosem.
– Chciała, żebyśmy przeprowadzili śledztwo w sprawie kogoś, kto
prześladuje ją w Internecie – wyjaśniła Robin.
Choć rzeczywiście nie mieli czasu na kolejne śledztwo i agencja nie
specjalizowała się w cyberdochodzeniach, Robin żałowała, że nie mogła przyjąć
sprawy Edie Ledwell. Im większe sukcesy odnosiła agencja, tym więcej
antypatycznych indywiduów ciągnęło w jej stronę. Oczywiście ci, którym
zależało na udowodnieniu niewierności albo oszustwa, byli z definicji
w stanie jakiegoś napięcia, lecz część najnowszych klientów, zwłaszcza
miliarder z South Audley Street, przejawiała wyraźną skłonność
do traktowania Robin jak służącej, toteż prostoduszne „Miałam nadzieję,
że to będziesz ty” chwyciło ją za serce. Zza przeszklonych drzwi dobiegł dźwięk
hałaśliwej spłuczki i Robin zobaczyła cień czarnego płaszcza Edie
przemykający za drzwiami, a po chwili usłyszała, jak kobieta schodzi
po brzęczących metalowych schodach.
– Odmówiłaś jej? – wychrypiała Pat, zaciągnąwszy się głęboko e-papierosem.
– Musiałam – odrzekła Robin, przechodząc w stronę kącika kuchennego.
Przed wyjściem na Acton miała jeszcze czas na kubek herbaty.
– To dobrze – stwierdziła bez ogródek Pat, wracając do pisania
na klawiaturze. – Nie spodobała mi się.
– Dlaczego? – spytała Robin, odwracając się, by spojrzeć na sekretarkę.
– Jak na mój gust lubi dramatyzować. A jej włosom przydałoby się porządne
szczotkowanie.
Przywykła do bezkompromisowych i surowych ocen Pat, opartych
w przeważającej mierze na wyglądzie ludzi i niekiedy na ich powierzchownym
podobieństwie do osób, które Pat kiedyś znała, Robin nie zawracała sobie
głowy zaprzeczaniem.
– Chcesz herbaty? – spytała, gdy w czajniku zagotowała się woda.
– Chętnie, dzięki – powiedziała Pat. Jej e-papieros poruszył się w górę i w dół,
a ona pisała dalej.
Zaparzywszy herbatę dla nich obu, Robin wróciła do gabinetu, zamknęła
drzwi i znowu usiadła przy biurku wspólników. Przez kilka sekund wpatrywała
się rozkojarzona w teczkę Groomera, lecz ostatecznie odsunęła ją na bok,
włączyła komputer i wpisała w wyszukiwarce Google „Serce jak smoła
animacja”.
„Niezależna kreskówka zyskuje miano kultowej, gdy...”, „oszałamiający
sukces...”, „Z YouTube'a do Hollywood: czy Serce jak smoła wkradnie się w łaski
dużego ekranu?”
Robin otworzyła YouTube'a, znalazła pierwszy odcinek kreskówki i kliknęła
play.
Upiorna, brzękliwa fortepianowa melodia przygrywała wirującej
animowanej mgle, która powoli się podnosiła, ukazując nagrobki w świetle
księżyca. Obraz sunął między kamiennymi aniołami obrośniętymi bluszczem,
aż w końcu pojawiła się perłowobiała przezroczysta postać kobieca stojąca
samotnie wśród grobów.
– Jak tu smutno, jak smutno – powiedziała zjawa, wzdychając, i choć jej
twarz była przedstawiona w prosty sposób, zaskakiwało to, jak złowieszczo
wyglądał jej lekki uśmiech.
Odwróciła się i odpłynęła przez groby, roztapiając się w ciemności. Z ziemi
na pierwszym planie wyskoczyło przy akompaniamencie nieprzyjemnego
chlupnięcia coś lśniącego i czarnego. Odwróciło się w stronę widza i Robin
zobaczyła czarne jak smoła ludzkie serce z uśmiechniętą, niewinną twarzą
zupełnie niepasującą do jego groteskowego wyglądu. Jednym uchem usłyszała,
że znowu otwierają się przeszklone drzwi, a serce pomachało uciętą tętnicą i
powiedziało dziarskim głosem typowym dla prezenterów programów dla
dzieci:
– Cześć! Jestem Sercek. Mieszkam razem z przyjaciółmi na cmentarzu
Highgate. Być może się zastanawiasz, dlaczego nie uległem rozkładowi...
Rozległo się pukanie do wewnętrznych drzwi i nie czekając na odpowiedź,
do biura weszła Midge.
– ...no cóż, to dlatego, że jestem zły!
– O, wybacz – powiedziała Midge. – Myślałam, że masz dziś wolne
popołudnie. Potrzebuję...
Zamilkła i ze zdziwioną miną podeszła do Robin, by spojrzeć na ekran,
na którym Sercek sadził susami wśród nagrobków, przedstawiając rozmaite
postaci gramolące się z ziemi, by do niego dołączyć.
– Chyba żartujesz. – Midge wydawała się zbulwersowana. – Ty też?
Robin wyłączyła głos w komputerze.
– Jak to: „Ty też”?
– Moja była miała pierdolca na punkcie tej cholernej kreskówki. Co za
gówno. Przypomina coś, co można by sfilmić na haju.
– Nigdy dotąd tego nie widziałam – powiedziała Robin. – Przed chwilą była
tu współtwórczyni, chciała nas wynająć.
– Masz na myśli... jak ona się nazywa... Ledwell?
– Tak – potwierdziła Robin, zaskoczona, że Midge od razu skojarzyła
to nazwisko.
– Beth jej nie znosiła – powiedziała Midge, prawidłowo interpretując minę
Robin.
– Naprawdę? Dlaczego?
– Nie mam pojęcia – odrzekła Midge. – Ten fandom jest toksyczny. „Zagraj
w grę, buaa!” – dodała piskliwym głosem.
– Co? – zdziwiła się rozbawiona Robin.
– To jedno z ich powiedzonek. W kreskówce. Beth zawsze tak mówiła, jeśli
nie chciałam czegoś zrobić. „Zagraj w grę, buaa!” Pieprzona farsa. Poza tym
grała w tę pojebaną grę. Online.
– W tę, którą stworzył Anomia? – zainteresowała się Robin.
– Nie mam pojęcia, kto ją stworzył. Dziecinne pierdoły. – Midge sięgnęła
po leżącą na biurku teczkę Groomera. – Mogę ją na chwilę wziąć? Muszę coś
dopisać.
– Śmiało.
Gdy Midge wyszła, zadzwoniła komórka Robin: to był Strike. Wcisnęła
pauzę, zatrzymując wyciszoną kreskówkę.
– Cześć.
– Cześć – przywitał się Strike, który brzmiał, jakby był w jakimś ruchliwym
miejscu: Robin słyszała uliczne odgłosy. – Wybacz, wiem, że masz dziś wolne
popołudnie...
– Nie ma sprawy – odrzekła Robin. – Jestem jeszcze w agencji. O szóstej
mam oglądać mieszkanie na Acton. Nie było sensu jechać najpierw do domu.
– Aha, okej – powiedział Strike. – Zastanawiałem się, czy mogłabyś się jutro
ze mną zamienić. Wygodniej byłoby mi działać na Sloane Square niż
na Camdenie.
– Pewnie, nie ma sprawy – zgodziła się Robin. Na ekranie komputera przed
nią czarne serce zastygło, wskazując ciemne drzwi grobowca.
– Dzięki, jestem ci wdzięczny – powiedział Strike. – Coś się stało? – dodał,
ponieważ usłyszał dziwną nutę w głosie Robin.
– Nie, nic, tylko... Przed chwilą miałyśmy tu Gateshead. To znaczy Pat
uznała, że to Gateshead. A tak naprawdę wcale nim nie było. Słyszałeś kiedyś
o Sercu jak smoła?
– Nie. To jakiś pub?
– Kreskówka – wyjaśniła Robin, znowu klikając play. Animacja wciąż była
ściszona: Sercek cofał się przestraszony przed postacią, która wychodziła
powoli z grobowca. Była ogromna, zgarbiona i miała na sobie czarną pelerynę,
a jej przerysowana twarz przypominała dziób. – Współtwórczyni chciała,
żebyśmy przeprowadzili śledztwo w sprawie fana, który daje jej się we znaki
w Internecie.
– Aha – mruknął Strike. – Co jej powiedziałaś?
– Że nie mamy czasu, ale cyberdochodzeniami zajmują się Patterson Inc
i McCabes.
– Hm. Nie lubię podsyłać Pattersonowi klientów.
– Chciałam jej pomóc – odparła Robin lekko defensywnym tonem. – Była
w kiepskim stanie.
– W porządku – powiedział Strike. – Dzięki za zamianę, jestem twoim
dłużnikiem.
Gdy się rozłączył, Robin przywróciła dźwięk w kreskówce. Oglądała
ją jeszcze przez mniej więcej minutę, ale niewiele z tego rozumiała. Może
umknęły jej jakieś ważne elementy fabuły, gdy dźwięk był ściszony, ale koniec
końców musiała zgodzić się z Midge: poza tym, że animacja była piękna, miała
posmak makabrycznych fantazji na haju.
Właśnie kończyła wyłączać komputer, gdy Pat ponownie zapukała do drzwi
i weszła.
– Znalazłam to w łazience – powiedziała sekretarka, unosząc tekturową
teczkę. – Musiała to zostawić ta fleja. Leżało na spłuczce.
– Aha – powiedziała Robin, biorąc od niej teczkę. – Tak... może jeszcze po nią
wróci. Jeśli nie, powinniśmy znaleźć adres, na który można to odesłać. Zajrzysz
do Internetu i sprawdzisz, czy ona ma agenta albo kogoś w tym rodzaju?
Nazywa się Edie Ledwell.
Pat prychnęła, wyraźnie dając do zrozumienia, że pozostawienie teczki
w toalecie bynajmniej nie zwiększyło jej sympatii do Edie Ledwell, po czym
wyszła.
Robin zaczekała, aż drzwi się zamkną, i otworzyła teczkę. Edie wydrukowała
masę tweetów Anomii, które opatrzyła uwagami dodanymi
charakterystycznym zamaszystym pismem.
Anomia miał ponad pięćdziesiąt tysięcy obserwujących na Twitterze. Zaczęła
przerzucać jego tweety, które po upadku na podłogę nie były już ułożone
w porządku chronologicznym.
Anomia
@AnomiaGamemaster
Ci, którzy dają wiarę łzawym opowieściom Ediety o ubóstwie,
powinni wiedzieć, że dziany wujek dał jej dwa razy sporo
gotówki w pierwszych latach XXI wieku. #EdieBredniell
16.21, 22 września 2011
Edie napisała pod tweetem: Anomia nazywa mnie albo Edieta Biedwell, ponieważ
cierpiałam na bulimię i oczywiście dlatego, że zależy mi wyłącznie na pieniądzach, albo
Edie Bredniell, ponieważ rzekomo nieustannie kłamię na temat swojej przeszłości
i swoich inspiracji. To prawda, że wujek dał mi trochę gotówki. 200 funtów
za pierwszym razem, a za drugim 500. Za drugim razem byłam bezdomna. Dał
mi pieniądze i oznajmił, że nic więcej nie może dla mnie zrobić. Josh o tym wie i bardzo
prawdopodobne, że powiedział Sebowi.
Robin przeszła do następnej strony.
Anomia
@AnomiaGamemaster
Edieta śmieje się prywatnie, że postać megajędzy Narcyzki
oparła na swojej czarnoskórej byłej współlokatorce Shereece
Summers. Nie przestawaj poniżać ludzi, Biedwell.
Anomia
@AnomiaGamemaster
Ciekawe wieści, fani gry. Może i #EdietaBiedwell gardzi
NASZĄ grą, ale jak się okazuje, jest dobra w #TeGierki
Max R
@mreger#5
Wcale się tym nie szczycę, ale w 2002
zapłaciłem @EdLedRysuje za zrobienie
laski
Anomia
@AnomiaGamemaster
Ponoć Edie Ledwell „próbowała popełnić samobójstwo”.
Żadnego komentarza od agenta
Ktoś coś wie?
Anomia
@AnomiaGamemaster
Moje źródło mówi, że jest w szpitalu Kensington.
Rzekomo przedawkowała
Poniżej Edie napisała: Anomia wiedział o tym już po kilku godzinach. Myślałam,
że wie tylko Josh.
Anomia
@AnomiaGamemaster
Hmmmmm.. ...
JohnnyB @jbaldw1n1>>
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
dziwna sprawa, bo moja siostra pracuje w tym
szpitalu i widziała, jak Ledwell wchodziła tam
roześmiana i o własnych siłach
Gówno prawda. Nie weszłam do szpitala. Nie pamiętam, jak się tam znalazłam,
byłam nieprzytomna. Ten cały Johnny to jeden z jego małych pomocnych elfów,
dostarcza mu kłamstw.
Anomia
@AnomiaGamemaster
?
Max R @mreger#5
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Według mnie to ściema. Poszła sobie przerobić ten wielki
pieprzony nochal #Nosgate
DrekToMojeDuchoweZwierzę
@grajWgręDreka
W odpowiedzi do @Gizzard_Al @WiernyUczenLep1nea
@AnomiaGamemaster
Zozo
@czarneserce28
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Przestań się z tego śmiać . a jeśli to prawda .
Laura May
@May_Flower*
W odpowiedzi do @AnomiaGamemater
jeśli naprawdę próbowała się zabić to co robisz jest nie
w porządku
Andi Reddy
@ydderidna
W odpowiedzi do @May_Flower*
@AnomiaGamemaster
gdyby naprawdę to zrobiła wydaliby oświadczenie
#trollowaniedlawspółczucia
Christina Rossetti
Jessie Cameron
Jean Ingelow
The Sleep of Sigismund
<Grupa moderatorów>
<12 lutego 2015, 09.22>
>
>
>
Anomia: Cicho tu dzisiaj
>
>
Vilepechora: nie pomożesz naszej frekwencji, LordDrek: z tego nie wykręci się sianem
jeśli ciągle będziesz kogoś blokował >
Narcyzka: gdzie zamierzają się spotkać?
> Sercella: tego nie mogę wam powiedzieć, sorry
> Narcyzka: bo nie wiesz czy...?
>
Sercella: bo Josh mi ufa i obiecałam, że nie
> powiem.
> Dżdżownica28: przyprowadzi prawików ?
> Vilepechora: a kto to jest kurwa prawik?
> LordDrek: rofl
> Diablo1: odwalcie się od niej, ma dysleksję
>
>
>
Anomia: Muszę później gdzieś skoczyć. Możesz Sercella: nie, Dżdżownico, spotkają się tylko
mnie zastąpić? we dwoje
> Vilepechora: Jest aktywna w grupie
Vilepechora: Sorry, stary, mam zebranie moderatorów i ma zrąbany humor, bo ostatnio
w pracy spada frekwencja. Zaczekajcie, aż Blay
pokaże jej naszą teczkę, hahaha
Vilepechora: niech Morehouse cię zastąpi
Narcyzka: dlaczego nie możesz nam
Anomia: on nie może powiedzieć, gdzie się spotykają?
> Sercella: Już napisałam, obiecałam Joshowi,
> że nikomu nie powiem.
Anomia: muszę coś załatwić Narcyzka: ffs, przecież nie pójdę po autograf,
jestem kawał drogi od Londynu, po prostu
Anomia: zaraz wracam
byłam ciekawa
>
Narcyzka: ale w sumie to chyba oczywiste
> gdzie się umówili
<Anomia opuszcza grupę> Sercella: Narcyzka, poważnie, jeśli zjawią się
> tam fani, Josh już nigdy mi nie zaufa
Felicia Hemans
The Festal Hour
Emily Dickinson
338
<Grupa moderatorów>
<13 lutego 2015, 17.34>
Dżdżownica28: Sercella ?
Dżdżownica28: Widzę, że tu jesteś
Dżdżownica28: halo ?
Dżdżownica28: niech ktoś się
odezwie
Dżdżownica28: prosz
>
>
>
Sercella: nie mogę tu teraz być Narcyzka: Morehouse, LordDrek: głupia jebana
wybacz wiem, że jesteś zły, ale femoidka
rozmawiaj ze mną
<Sercella opuszcza grupę> LordDrek: chodź na grupę
Morehouse: martwisz się, moderatorów, zrobimy jeszcze
LordDrek: kurwa, okropna
że będziesz podejrzana? większą zadymę
wiadomość
> >
Vilepechora: no, to prawda
LordDrek: mamy teraz mega Narcyzka: żałuję,
że powiedziałam, że się
frekwencję
domyślam, gdzie się
spotkają
Joanna Baillie
A Mother to her Waking Infant
Madeline i jej syn Henry mieszkali na Pimlico przy Eccleston Square w domu
przerobionym ze stajni. Ojciec Henry'ego wprowadził się kilka ulic dalej razem
z żoną i trojgiem dzieci. Świadomie postanowili z Madeline osiedlić się w tej
samej okolicy, by ich syn mógł swobodnie kursować między oboma domami.
Wszystko wskazywało na to, że Henry jest w dobrych stosunkach z macochą i z
przyrodnim rodzeństwem. Strike'owi, który dorastał w atmosferze chaosu i
braku poczucia bezpieczeństwa, to wszystko wydawało się bardzo dojrzałe
i cywilizowane.
Pokonywał pieszo krótki odcinek z dworca Victoria, postawiwszy kołnierz
dla ochrony przed nieustającym deszczem, i palił. To była ostatnia okazja,
ponieważ Madeline nie paliła papierosów i wolała, by jej nieskazitelny dom
pozostał wolny od ich zapachu. Subtelne przekalibrowanie, które musiał
przeprowadzić, idąc po pracy na randkę z Madeline, okazało się tego wieczoru
trudniejsze niż zwykle. Jednym z powodów, dla których nie przeszkadzały
mu ciągłe spóźnienia Madeline, było to, że miał dzięki nim więcej czasu,
by zebrać siły przed jej wiecznym podekscytowaniem na początku spotkania.
Tym razem jednak pozostawał myślami przy Robin i dziwnie wyrazistym
obrazie, jaki odmalowała w rozmowie z policją, przedstawiającym nieżyjącą już
animatorkę z posiniaczoną szyją i w starych butach. Jeśli miał być ze sobą
szczery, wola-łby zostać w agencji i spekulować z Robin na temat tego
zabójstwa, jedząc chińszczyznę na wynos, zamiast zmierzać w stronę domu
Madeline.
Lepiej było zatem nie być ze sobą szczerym.
Nazajutrz wypadały walentynki. Strike zamówił efektowny bukiet orchidei,
który polecił dostarczyć rano do domu Madeline, i niósł w plecaku kupioną dla
niej kartkę. Takie rzeczy robi się dla kobiety, z którą się sypia, jeśli chce się z nią
sypiać dalej, a Strike'owi – z powodów zarówno oczywistych, jak i tych ledwie
uświadomionych – zależało na tym, by dalej sypiać z Madeline.
Dźwięk dzwonka naciśniętego przez Strike'a wywołał gwałtowny tupot
nastoletnich stóp na schodach i drzwi otworzył Henry. Był ładnym chłopakiem
o rudozłotych włosach odziedziczonych po Madeline, tak długich
i opadających, jak tylko pozwalała Westminster School. Strike'owi
przypomniało się, jak to jest być chłopakiem w tym wieku: upokorzenie
związane z zaognionymi pryszczami wykwitającymi na niczym niezarośniętej
brodzie, niemożność znalezienia spodni o dostatecznie długich nogawkach
i zarazem dostatecznie wąskich w pasie (akurat ten problem już od dawna
Strike'a nie dotyczył), poczucie niezdarności, braku koordynacji oraz mnóstwo
przeróżnych rozpaczliwych i niespełnionych pragnień, które nastoletni Strike
częściowo sublimował na ringu bokserskim.
– Dobry wieczór – powiedział.
– Cześć – odrzekł bez uśmiechu Henry, po czym natychmiast się odwrócił,
by pobiec z powrotem na górę. Strike przypuszczał, że raczej kazano
mu otworzyć drzwi, niż zrobił to z własnej inicjatywy.
Detektyw wszedł do środka, wytarł buty, zdjął płaszcz i powiesił go obok
drzwi wejściowych, po czym ruszył na górę o wiele wolniej niż Henry, gdyż
musiał skorzystać z poręczy. Dotarłszy do salonu urządzonego na otwartym
planie, zastał Madeline siedzącą na kanapie z ołówkiem w ręku i głową
pochyloną nad kolekcją kamieni szlachetnych rozłożonych na dużym kawałku
białego papieru, którym przykryto stolik do kawy. Obok papieru stała
opróżniona do połowy butelka wina, a widoczny przed Madeline kieliszek był
pełny.
– Wybacz, skarbie, nie masz nic przeciwko temu, żebym to dokończyła? –
spytała z obawą.
– Jasne, że nie – odparł Strike, kładąc plecak na skórzanym fotelu.
– Bardzo cię przepraszam – powiedziała, marszcząc brwi i patrząc
na projekt, nad którym pracowała. – Właśnie wpadłam na pewien pomysł i chcę
to pociągnąć, zanim mi ucieknie. Henry poda ci coś do picia... Hen, przynieś
coś Cormoranowi... Hen! – ryknęła, ponieważ, Henry założył przed chwilą
słuchawki i siedział odwrócony tyłem przy biurku w kącie, na którym
umieszczono olbrzymi komputer stacjonarny.
– Co?
– Podaj... Cormoranowi... coś... do... picia!
Henry z trudem powstrzymał się od rzucenia słuchawkami. Strike
zaproponowałby, że sam pójdzie po coś do picia, ale uznał, że z perspektywy
nastolatka mogłoby to wyglądać na zbytnie zadomowienie się.
– Co chcesz? – mruknął Henry do detektywa, przechodząc obok niego.
– Piwo byłoby super.
Henry ruszył w stronę kuchni, a grzywka opadła mu na oczy. Chcąc dać
Madeline spokój i trochę przestrzeni, Strike poszedł za jej synem.
Prawie wszystko w domu było białe: białe ściany, biały sufit, biały dywan
w sypialni Madeline, wszędzie indziej gołe podłogi, a poza tym niemal
wszystkie elementy wystroju srebrzyście szare. Madeline powiedziała
Strike'owi, że po wielu godzinach wpatrywania się w jaskrawe kamienie
szlachetne w pracowni albo po nadzorowaniu działalności jej eklektycznie
urządzonego salonu przy Bond Street odprężają ją wieczory w niezmąconej,
monochromatycznej przestrzeni. Powiedziała mu, że styl jej domu na wsi jest
znacznie żywszy i bardziej kolorowy; dodała, że powinni się tam wybrać
w któryś weekend, a Strike – działając w duchu dawania związkowi szansy –
zgodził się tam pojechać.
Zanim Strike dotarł do minimalistycznie urządzonej kuchni, Henry zdążył
otworzyć ogromną lodówkozamrażarkę Smeg.
– Heineken albo peroni.
– Proszę heinekena – powiedział Strike. – Henry, mogę cię o coś spytać?
– O co? – W głosie Henry'ego zabrzmiała podejrzliwa nuta. Chłopak był
o trzydzieści centymetrów niższy od detektywa i wyglądało na to, że czuje się
urażony, gdy musi podnosić głowę, by na niego spojrzeć.
– Twoja mama wspomniała, że oglądałeś kiedyś Serce jak smoła.
– No – powiedział Henry, wciąż z pewną podejrzliwością, gdy wysuwał
szuflady, szukając otwieracza do butelek.
– Nigdy tego nie widziałem. O czym to jest?
– Bo ja wiem. – Henry z rozdrażnieniem wzruszył lekko ramionami. – O tym,
co się dzieje na cmentarzu po zmroku.
Otworzył i zamknął kolejną szufladę, a potem, ku lekkiemu zaskoczeniu
Strike'a, z własnej inicjatywy udzielił więcej informacji.
– Zepsuła się. Dawniej była fajniejsza. Sprzedali się.
– Kto taki?
– Jej twórcy.
– Tych dwoje, których wczoraj napadł nożownik?
– Co? – spytał ze zdziwieniem Henry, odwracając się do Strike'a.
– Wczoraj po południu ktoś napadł na twórców tej kreskówki na cmentarzu
Highgate. Policja właśnie opublikowała ich nazwiska.
– Na Ledwell i Blaya? – upewnił się Henry. – Ktoś ich napadł na cmentarzu
Highgate?
– No – potwierdził Strike. – Ona zginęła. On jest w stanie krytycznym.
– Kurwa – powiedział Henry, po czym się zreflektował. – To znaczy...
– Nie – uspokoił go Strike. – Kurwa to chyba właściwa reakcja.
Po twarzy Henry'ego przemknęło coś zbliżonego do uśmiechu. Znalazł
otwieracz.
– Chcesz szklankę? – spytał, uporawszy się z kapslem.
– Mogę pić z butelki – powiedział Strike.
– Prowadzisz śledztwo w tej sprawie? – spytał Henry, patrząc z ukosa
na Strike'a.
– W sprawie tej napaści? Nie.
– Kogo podejrzewają?
– Chyba na razie nikogo. – Strike pociągnął łyk piwa. – W kreskówce jest
postać, która nazywa się Drek, prawda?
– No – potwierdził Henry. – Właśnie dlatego wszystko się popsuło.
Oglądałem to ze względu na niego. Kiedyś był naprawdę zabawny... Ona
poważnie nie żyje? Ledwell.
Strike oparł się pokusie, by odpowiedzieć: „Nie poważnie. Tylko trochę”.
– No. Nie żyje.
– Rany – zdziwił się Henry. Wydawał się raczej zaskoczony niż smutny.
Strike przypomniał sobie, jak to było, kiedy miał szesnaście lat: śmierć,
pomijając śmierć najbliższych, była dla niego odległą i prawie niepojętą
abstrakcją.
– Słyszałem, że zwolnili aktora, który grał Dreka – powiedział Strike.
– No – potaknął Henry. – Kiedy wywalili Wally'ego, wszystko zeszło na psy.
Zrobiło się za bardzo poprawne politycznie.
– Jak Wally ma na nazwisko?
– Cardew – odrzekł Henry, znów z lekką podejrzliwością. – A co?
– Nie wiesz przypadkiem, czy udało mu się znaleźć inną pracę?
– No, jest teraz youtuberem.
– Aha. A co to oznacza? – spytał Strike.
– Co masz na...?
– Co takiego robi na YouTubie?
– Kręci filmiki gamingowe i takie tam – wyjaśnił Henry tonem
porównywalnym do tonu dorosłego, który wyjaśnia dziecku, czym zajmuje się
premier.
– Aha.
– Dziś ma transmisję na żywo – powiedział Henry, spoglądając na zegarek
na piekarniku. – O jedenastej.
Strike spojrzał na swój zegarek.
– Trzeba subskrybować YouTube'a, żeby to obejrzeć?
– Nie. – Henry skrzywił się, zażenowany taką ignorancją.
– No nic, dzięki za piwo. I za informacje.
– Nie ma sprawy – mruknął Henry, wyślizgując się z kuchni.
Strike tam został i opierając się o stolik, patrzył na lodówkę. Wypiwszy
jeszcze trochę lagera, wyjął z kieszeni komórkę, otworzył YouTube'a i poszukał
Wally'ego Cardew.
Szybko zrozumiał pogardę, jaką wywołał u Henry'ego swoją ignorancją:
kanał aktora, który kiedyś podkładał głos Dreka, miał ponad sto tysięcy
subskrybentów. Sącząc heinekena, Strike skrolował powoli zarchiwizowane
filmiki. Na wszystkich miniaturkach obok tytułów widniał Cardew robiący
śmieszne miny: rozpaczliwie trzymał się za gardło, otwierał usta
w histerycznym śmiechu albo krzyczał zwycięsko, unosząc pięść.
Cardew był bardzo podobny do młodego żołnierza, w sprawie którego Strike
prowadził śledztwo, służąc jeszcze w Wydziale do spraw Specjalnych,
niejakiego szeregowego Deana Shawa, który w identyczny sposób łączył
w sobie płowe włosy, rumianą cerę i małe błękitne oczy. Shaw stanął przed
sądem wojennym z powodu czegoś, co jak uparcie twierdził, było
kawałem, który wymknął się spod kontroli, i co doprowadziło do śmiertelnego
postrzelenia szesnastoletniego rekruta. Myśląc ze smutkiem, że osiągnął już
wiek, w którym prawie każda napotykana osoba przypomina mu kogoś, kogo
kiedyś znał, Strike dalej skrolował listę filmików Wally'ego Cardew.
Fryzura youtubera różniła się w zależności od roku powstania nagrania.
Przed trzema laty jasne włosy sięgały mu do ramion, ale obecnie były znacznie
krótsze. Większość jego filmików została opatrzona nagłówkiem Wally Shows
MJ Show. Strike założył, że MJ to wesoły pucołowaty śniady młody mężczyzna
z brodą, który pojawiał się na części zdjęć obok Wally'ego, pełniąc funkcję
pomagiera gwiazdy.
Strike zatrzymał się na filmiku z 2012 roku zatytułowanym Pierdzę jak
smolarz, który obejrzano dziewięćdziesiąt tysięcy razy. Wcisnął play.
Długowłosy Wally pojawił się w towarzystwie krótkowłosego MJ-a. Siedzieli
obok siebie przy biurku, każdy w ogromnym, wyściełanym fotelu obitym skórą.
Ścianę w tle pokrywały plakaty gamingowe.
– No więc cześć wszystkim – zaczął Wally z czystym akcentem londyńskiej
klasy robotniczej, całkiem podobnym do akcentu Madeline. Trzymał coś,
co wyglądało jak papier firmowy. – Chciałem wam wszystkim pokazać,
co dostałem od swoich, hm, niegdysiejszych przyjaciół. To się chyba nazywa
wezwanie do zaprzestania stosowania pewnych praktyk.
– No – potwierdził MJ, kiwając głową.
– MJ udaje, że rozumie, o co chodzi w prawniczych pismach – powiedział
Wally do kamery, a MJ się roześmiał.
– Mój wujek jest prawnikiem, stary!
– Tak? Mój jest, kurwa, ginekologiem, ale nie biorę się do wpychania
paluchów w przypadkowe kobiety.
– Jest ginekologiem? Serio? – spytał MJ, chichocząc.
– Nie, ty debilu, żartuję... No więc tak, w gruncie rzeczy nie wolno mi więcej
używać głosu Dreka, jego powiedzonek ani... – zajrzał do pisma i przeczytał: –
„...żadnych własności intelektualnych Edie Ledwell i Joshuy Blaya, zwanych
dalej twórcami”. No więc... tak. Tak to wygląda.
– Pierdolenie – stwierdził MJ, kręcąc głową.
– Ej – odezwał się Wally, jakby nagle wpadł na pewien pomysł. – Może twój
wujek mógłby mnie reprezentować za darmo?
MJ wydawał się zaskoczony. Wally się roześmiał.
– Żartuję, stary, ale... – znowu spojrzał do kamery – no, więc chyba... nie
będzie już Dreka w moim wykonaniu, buaasy.
– Uważaj! – ostrzegł go MJ.
– Przecież to, kurwa...
– Racja – przyznał trzeźwo MJ. – Pojebane.
– W gruncie rzeczy to ja stworzyłem ten głos, tę postać i w ogóle, ale wygląda
na to, że nie wolno już, kurwa, żartować, nie wolno używać satyry, nie wolno
robić sobie jaj...
Nagle kamera wykonała zoom, ukazując twarz Wally'ego w ekstremalnym
przybliżeniu.
– A MOŻE WOLNO? – zagrzmiał Wally, a jego głos, poddany sztucznej
obróbce, odbił się echem.
Gdy kamera wróciła do poprzedniego ustawienia, obaj mężczyźni
znajdowali się na białym tle. MJ zwiesił głowę, udając, że przysypia. Miał długą
ciemnobrązową perukę, dżinsową koszulę i porwane dżinsy oraz palił coś,
co wyglądało na gigantycznego skręta. Wally przywdział jasnobrązową
potarganą perukę, krzywo umalował usta szminką i oczy eyelinerem, a poza
tym miał na sobie koszulkę z napisem Pierdzę jak smolarz i długą spódnicę
w kwiaty.
– No więc tak... – powiedział piskliwym głosem z akcentem z Essex –
leżeliśmy na cmentarzu... właśnie mnie obmacywałeś... prawda, Josh?
– No... – odezwał się MJ zaspanym głosem.
– Paliliśmy se, no nie?
– No...
– Aż tu nagle cały ten geniusz zaczął się wylewać z mojego mózgu. I tak
stworzyliśmy Pierdzę jak smolarz. Bo wiecie, jak pierdzisz, to jest trochę tak,
jakby odrobina twojego ja usiłowała wydostać się na zewnątrz, więc to taka
metafora, i ta metafora jest jakby piękna i głęboka, no nie?
Wally uniósł jeden pośladek w fotelu i wydał z siebie głośne i najwyraźniej
prawdziwe pierdnięcie. MJ zarechotał, zanim powiedział tym samym
upalonym głosem co wcześniej:
– No, metafora...
– Pomysł z pierdnięciem podsunęła mi moja nieżyjąca mama... miała wielki
problem z...
MJ zwijał się ze śmiechu, nie mogąc nad sobą zapanować.
– Poza tym nie interesuje nas kasa, no nie, Josh?
– Niee...
– Jesteśmy dwoma wolnymi duchami, no nie? Chcemy, żeby cały świat
zaznawał mojego geniuszu za darmo.
– Za darmo... no...
– I dlatego nikomu nie płacimy, no nie, Josh?
MJ bez słowa podsunął Wally'emu skręta.
– Nie, Joshy, kochanie, muszę mieć czysty umysł na negocjacjach
z Netflixem. Ups, czekaj... powiedziałam to na głos? Tak? Cholera. No,
nieważne, dziękujemy wszystkim, mam nadzieję, że oglądacie dalej Pierdzę jak
smolarz.
Wally pierdnął drugi raz.
– Ooch, od razu lepiej. No dobra, chodź tu, mały – powiedział, wstając
i biorąc MJ-a za koszulę – musisz narysować Sercka.
– Muszę sobie golnąć, Ed – jęknął MJ. – Ujarałem się.
– Chodź, ty leniwy draniu, trzeba zarobić trochę forsy. To znaczy zrobić
trochę sztuki. Sztuki dla...
– Co tam oglądasz, do diabła?
Strike zatrzymał filmik i się rozejrzał. W drzwiach kuchni stała Madeline.
– YouTube'a – powiedział.
Uśmiechając się, podeszła do niego boso w jasnoszarym kaszmirowym
swetrze i dżinsach, objęła go za szyję i pocałowała w usta. Smakowała
merlotem.
– Wybacz tamto, musiałam zrobić ten projekt, dopóki jeszcze wyraźnie
go widziałam. Czasem wpada się na jakiś pomysł i po prostu trzeba iść
za ciosem.
– Nie ma sprawy. Miałaś tam trochę całkiem sporych rubinów czy co to
właściwie było...
– Są ze szkła... Nie trzymam w domu prawdziwych kamieni,
to ubezpieczeniowy koszmar. Gdy dopracowuję pomysły, korzystam
z zamienników. Potrzebuję jeszcze jednej lampki wina – dodała, wypuszczając
go, by sięgnąć do ściennego stojaka na wino i zdjąć z niego butelkę. – Miałam
koszmarny dzień. Zapomniałam, że mam udzielić wywiadu jakiejś biżuteryjnej
blogerce, której ledwie stuknęła dwudziestka... Nie chcę uogólniać, ale
niektórzy z nich to naprawdę mali zasrańcy. Pytała tylko, czy wszystko
pozyskuję z etycznych źródeł... kurwa, gdzie się podział korkociąg?...
a ponieważ nie mogłam powiedzieć, że jeżdżę do pieprzonej Kolumbii
i osobiście wyłuskuję każdy szmaragd ze skały, a co drugi kamień oddaję
sierotom czy komu tam jeszcze... To znaczy dokładam wszelkich starań, żeby
kupować etycznie, ale żałuj, że nie słyszałeś, jak mówiła... jak mówiła...
Madeline siłowała się, żeby otworzyć butelkę. Strike odłożył komórkę
do kieszeni i wyciągnął ręce.
– Dzięki... Otwierając poprzednią, zerwałam sobie paznokieć. No, więc
ględziła o krwawych diamentach i...
Niosąc świeżo otwartą butelkę wina i swoje piwo, ruszył za nią z powrotem
przez salon, z którego zniknął Henry, i po chwili Madeline opadła na kanapę,
nie przestając mówić o nielegalnym wydobyciu złota w Ameryce Łacińskiej
oraz o rozmaitych staraniach, jakie podjęła wraz z innymi jubilerami, aby ich
surowców nie pozyskiwano w warunkach wyzysku i przestępstwa. Strike
napełnił jej kieliszek i także usiadł. Miał wrażenie, że Madeline wciąż
usprawiedliwia się przed niewidzialnym interlokutorem. Burczało mu w
brzuchu. Liczył jeśli nie na domowy posiłek, to przynajmniej na to, że Madeline
zaproponuje, by zamówili coś z dowozem.
– Mamo! – zawołał Henry ze szczytu schodów – Idę do taty.
– Kiedy wrócisz...?
Henry jednak już zbiegł po schodach. Usłyszeli trzaśnięcie drzwi.
– Był dla ciebie niemiły? – spytała Madeline, marszcząc brwi. – Jest w podłym
humorze, bo nawalił mu laptop. To dlatego korzysta z mojego komputera.
– Nie, właściwie to był całkiem przystępny – odrzekł Strike.
– Naprawdę? To coś nowego. W sumie to dobrze sobie z nim radzisz. Jim
totalnie namieszał mu w głowie.
Strike sporo się już nasłuchał o tym, jak jej były mąż, aktor, który zostawił
Madeline dla odtwórczyni głównej roli żeńskiej w swoim filmie, zawiódł
zaufanie Henry'ego. Zachował jednak wyraz twarzy wyrażający
zainteresowanie, by wysłuchać kilku kolejnych przykładów. Znowu zaburczało
mu w brzuchu. Gdy Madeline przerwała, by wychylić pół kieliszka wina,
wtrącił z nadzieją, że skieruje jej myśli w stronę jedzenia:
– Przepraszam, że nie byłem na kolacji...
– Och, żaden problem, przecież nie mogę narzekać, że masz jakieś kłopoty
w pracy. Sama mam ich pod dostatkiem. W każdym razie... – przysunęła się
do niego na kanapie i znowu objęła go za szyję – ...możesz mi to teraz
wynagrodzić.
Godzinę później Strike leżał nagi w ciemności białej sypialni Madeline,
całkowicie zaspokojony w jednym sensie, lecz nie aż tak, by zapomniał
o uporczywym głodzie. Przypuszczał, że nie da się zachować tak szczupłej
figury, jaką miała Madeline, bez ograniczania jedzenia, ale dieta oparta
na głodówkach naprawdę nie była w jego stylu, nawet jeśli zrzucenie kilku
kilogramów wyszłoby mu na dobre. Madeline leżała z głową opartą na jego
ramieniu, a jej włosy łaskotały go w twarz. Jedną dłoń położyła na jego
włochatym torsie.
– Boże, ale to było do-obre. – Ziewnęła. – Wybacz, jestem taka zmęczona...
Musiałam wstać o piątej, żeby zadzwonić do L... do LA...
Pocałował ją w głowę, a potem powiedział:
– Nie miałabyś nic przeciwko temu, żebym zrobił sobie coś do jedzenia?
– Nie, kochanie, śmiało – wymamrotała. Odsuwając głowę od jego ramienia,
przeturlała się na drugą stronę łóżka, a gdy z obawy przed spotkaniem
z Henrym wkładał po ciemku spodnie i koszulę, odniósł wrażenie, że słyszy
ciche chrapanie.
Na piętrze domu panował spokój. Strike poszedł boso do kuchni. Co drugi
krok jego proteza uderzała głucho w podłogę. Lodówka, tak jak się obawiał,
zawierała niewiele czegoś, co miałby ochotę zjeść. Bez entuzjazmu pogmerał
wśród pojemników odtłuszczonego jogurtu, sałatki z komosą ryżową
i opakowań awokado, myśląc tęsknie o bekonie i jajkach albo o dużej
paczce frytek. W końcu wygrzebał kawałek pecorino, zrobił sobie kanapkę
z grubych kromek pieczywa i otworzył następną butelkę heinekena.
Zegarek na piekarniku wskazywał dziesiątą. Strike miał wrażenie, że jest
znacznie później. Podszedł do okna i spojrzał na ulicę w deszczu: w świetle
rzucanym przez latarnie bruk w dole lśnił jak strumień. Po chwili Strike znalazł
talerz, zaniósł kanapkę i piwo z powrotem do salonu i usiadł przy komputerze.
Znał hasło, ponieważ Madeline podała mu je poprzednim razem, gdy
rozładowała mu się bateria w telefonie i chciał sprawdzić szczegóły lotu,
którym Lepkie Rączki miał wracać do Londynu. Włączył komputer, wpisał
hasło spessartite19, relaksował się przez blisko godzinę, czytając najnowsze
informacje oraz odpisując na mejle, a potem, o jedenastej, otworzył kanał
Wally'ego Cardew na YouTubie w samą porę, by dołączyć do transmisji
na żywo.
Plakaty gamingowe w tle się zmieniły, podobnie jak Wally i MJ. Jasne włosy
Cardew były teraz krótko przystrzyżone po bokach i trochę dłuższe u góry.
Twarz MJ-a wyglądała szczuplej niż w 2012 roku, a jego fryzura schludniej.
Obaj mężczyźni mieli ponure miny, a w przypadku MJ-a do ponurości
dochodził lekki niepokój.
– Cześć, buaasy – powiedział Wally. – Witajcie w kolejnym odcinku Wally
Shows MJ Show. Zanim zaczniemy, chciałbym... chcielibyśmy... – Spojrzał
na MJ-a, który kiwnął głową. – Okej, na początek chcemy powiedzieć,
że wczoraj stało się coś naprawdę strasznego... ee... ale my dowiedzieliśmy się
o tym dzisiaj...
– Ludzie wydzwaniają do nas od pięciu godzin – wtrącił MJ. – Pytają:
„Słyszeliście, słyszeliście?”.
– No – potwierdził Wally, kiwając głową. – A odpowiedź brzmi nie, nie
słyszeliśmy, nic o tym nie wiedzieliśmy, dopóki nie zobaczyliśmy tego
w wiadomościach. W każdym razie... no... mówimy o tym, co spotkało Josha
Blaya i Edie Ledwell, w razie gdybyście nie wiedzieli, i to jest... to zjebana
sprawa, ludzie, i wiemy tyle co wy, ale to naprawdę zjebane. Chcę, jakby
przekazać wyrazy współczucia ich rodzinom i, no wiecie, trzymam kciuki
za Josha i... sam już nie wiem, modlisz się, MJ?
– No, stary – powiedział cicho MJ. – Modlę się.
– Ja... – powiedział Wally, unosząc gwałtownie ręce – nie wiem, w co kurwa
wierzę, ale myślimy o rodzinach i mamy nadzieję, że Josh się z tego wyliże.
– No, to prawda. – MJ pokiwał głową. – Serio.
Wally westchnął, uderzył dłońmi w uda i powiedział:
– Okej, więc przygotowaliśmy dla was dzisiaj specjalny odcinek. I nie
zapominajcie, buaasy, w tym miesiącu przekazujemy dwadzieścia pięć procent
zysku ze wszystkich sprzedanych gadżetów szpitalowi przy Great Ormond,
bo jak część z was wie, MJ ma tam...
– No, leczą tam na białaczkę mojego małego kuzyna – powiedział MJ.
– A zatem – powiedział Wally – wprawmy w ruch stare dobre komentarze...
W górnym prawym rogu zaczęły się przesuwać komentarze widzów,
jaskrawa żółć tekstu przewijała się tak szybko, że trudno było za nią nadążyć.
Oczy MJ-a raz po raz spoglądały na boczny monitor, sprawdzając komentarze,
które mogli zobaczyć widzowie.
Mucha w Trumnie
@carla_mappin5
W odpowiedzi do @The_Wally_Cardew
jak śmiesz pisać, że ci smutno, pieprzony hipokryto.
Demonizujesz Ledwell i Blaya, odkąd cię słusznie zwolnili.
Nienawiść zabija.
Mucha w Trumnie
@carla_mappin5
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
serio w tym momencie może się suka udławić. tyle pieprzenia
o robieniu tego z miłości a nie dla pieniędzy
#DośćKarmieniaBiedwell #jestemzJoshem
Andi Reddy
@ydderidna
W odpowiedzi do @The_Wally_Cardew
Może i nie trzymałeś noża, ale dolewałeś oliwy do ognia i jeśli
się okaże że to robota jakiegoś skrajnie prawicowego trolla,
powinieneś stanąć przed sądem.
Andi Reddy
@ydderidna
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
czy ktoś może powiedzieć tej podłej, pazernej suce, żeby
poszła do piachu.
#DośćKarmieniaBiedwell #jestemzJoshem
Christina Rossetti
Despair
Felicia Hemans
Pauline
Symbole nienawiści
Wzrost zagrożenia
Strike już miał przejść na czwartą stronę, gdy po raz trzeci zadzwoniła jego
komórka.
– Noż kurwa...
Znów wyciągnął telefon z kieszeni. Połączenie zostało przekierowane
z agencji.
– Cormoran Strike.
– A, tak – odezwał się nieznany mu głos – dzień dobry. Nazywam się Allan
Yeoman. Jestem agentem Edie Ledwell... albo raczej... – mężczyzna
odchrząknął – ...byłem.
16
Musimy wstać i iść:
Świat bez tego mroczny, inny,
A ponadto zwątpień winny,
Tajemniczy, wrogi, zimny,
My jednak musimy iść [...].
Charlotte Mew
The Call
Charlotte Mew
On the Road to the Sea
Charlotte Brontë
The Wood
– Co powiesz na kufel piwa i naradę? – spytał Strike pół godziny później, gdy
znów znaleźli się z Robin na ulicy i zatrzymywał taksówkę.
– Bardzo chętnie – odrzekła.
– Pub Tottenham przy Charing Cross Road – rzucił Strike kierowcy, po czym
otworzył drzwi dla Robin.
Entuzjazm, z jakim zgodziła się pojechać do pubu, sprawił mu przyjemność.
Powoli do niego docierało, że Robin wcale nie unika pogawędek z nim, co z
pewnością by robiła, gdyby naprawdę czuła do niego odrazę po tym, co zaszło
przed Ritzem. Spodziewał się, że podobnie jak on będzie okazywała po tym
zdarzeniu większą rezerwę, lecz ona starała się chyba przywrócić przyjacielskie
stosunki sprzed chwili, w której wykonał ten niemądry ruch.
– Jakieś wieści w sprawie mieszkania? – spytał, gdy taksówka toczyła się
z powrotem w stronę West Endu.
– Złożyłam wczoraj wyższą ofertę – powiedziała Robin. – Czekam
na odpowiedź. Byłoby wspaniale, gdyby się udało. Mam dość oglądania
koszmarnych nor, a u Maxa czuję się jak piąte koło u wozu.
Ulica przed Tottenhamem, ulubionym pubem Strike'a w pobliżu ich agencji,
wciąż była placem budowy i aby dotrzeć do drzwi, musieli przejść po deskach
nad rowem pełnym gruzu. W środku, pomimo panującego na zewnątrz hałasu,
znaleźli znajomą bezpieczną przystań z grawerowanymi lustrami i ozdobnymi
panelami namalowanymi przez dawno już nieżyjącego scenografa teatralnego.
Zamówiwszy kawę, Robin usiadła na jednej z obitych czerwoną skórą ławek
i wyjęła telefon, by poszukać informacji o Kolektywie Artystycznym North
Grove.
– Powinniśmy grzecznościowo zawiadomić policję, że zlecono nam
znalezienie Anomii – powiedział Strike, gdy dołączył do niej z piwem w ręce. –
Zadzwonię do nadkomisarza Murphy'ego.
– Świetnie – powiedziała Robin. Następnie podała Strike'owi swój telefon. –
Popatrz: tu się to wszystko zaczęło.
Strike spojrzał na zdjęcie ogromnego domu w kolorze brudnego różu.
Poniżej napisano:
KOLEKTYW ARTYSTYCZNY NORTH GROVE
Oferujemy kursy rysunku z natury, garncarstwa, rytownictwa
i fotografii.
Zapraszamy początkujących! Ponadto wynajmujemy
pracownie artystom.
– Skoro Josh wciąż bywał w tym kolektywie aż do dnia napaści, powinniśmy
tam zajrzeć – orzekła Robin. – Anomia też może odwiedzać to miejsce.
– Masz rację – powiedział Strike, skrolując stronę internetową, by przyjrzeć
się zdjęciom zajęć plastycznych przedstawiającym poważnych dorosłych ludzi
zasiadających za kołami garncarskimi albo pokazujących dzieciom
w fartuchach z PCV tajniki rytownictwa, dopełnionym licznymi przykładami
obrazów olejnych, zdjęć i rysunków wykonanych przez uczniów. – Spróbujemy
nakreślić wstępny profil podejrzanego? – spytał, oddając jej komórkę.
– Pewnie – powiedziała Robin, wyjmując notes.
– No więc jeśli Anomia naprawdę jest tym, na kogo się kreuje – fanem
mającym obsesję na punkcie gry – to na pewno jest młody.
– Zgadzam się – odparła Robin. – Nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek
po trzydziestce mógł mieć taką obsesję na punkcie kreskówki z YouTube'a.
– Jeśli jednak nie jest tylko rozgniewanym fanem i w rzeczywistości ma jakiś
ogromny osobisty żal do Edie, a to wszystko traktował jako sposób, żeby się
na niej odegrać...
– No tak, wówczas może być w dowolnym wieku – powiedziała Robin.
– I szukamy kogoś z doświadczeniem w programowaniu albo kodowaniu. –
Strike wyjął notes i zaczął pisać.
– Chyba że... – zaczęła Robin, a Strike podniósł głowę, żeby na nią spojrzeć. –
Edie wspomniała, że ta gra przypominała pięknie zanimowany czat. Jeśli
naprawdę stworzyły ją dwie osoby, to czy jedna mogła być artystą albo
projektantem, a druga programistą?
– Musimy się dostać do tej gry – powiedział Strike, odkładając długopis
i wyjmując komórkę. – To pierwszy krok: przyjrzeć się temu od środka
i sprawdzić, czego uda nam się dowiedzieć.
Podczas gdy Strike szukał gry w Internecie, Robin piła kawę i delektowała się
uczuciem zadowolenia, wodząc wzrokiem po znajomych malowanych
panelach. Lekkie napięcie towarzyszące jej interakcjom ze Strikiem po tamtym
wieczorze w Ritzu chyba zupełnie ustąpiło w obliczu nowej sprawy
do rozwiązania. Gdy Strike marszczył brwi, wpisując swoimi grubymi
palcami hasła w wyszukiwarce, Robin pozwoliła sobie zatrzymać na nim wzrok
i poczuła niezmąconą sympatię, która tak często zakłócała spokój jej umysłu.
– Cholera – powiedział Strike po bitych pięciu minutach ciszy.
– Co? – spytała Robin.
– Nie mogę wejść. Próbowałem już trzy razy.
Pokazał Robin ekran swojego telefonu. Spojrzał na nią stamtąd mały
animowany Sercek, czarne jak smoła serce z dyndającymi tętnicami i żyłami,
który uśmiechał się i wzruszał ramionami. Pod Serckiem widniały słowa: „Ups!
Wystąpił jakiś problem. Spróbuj później, buaa!”.
– Może mnie się uda – powiedziała Robin. Zaczęła pisać na swojej komórce,
ale po podaniu adresu mejlowego niemającego żadnego związku z jej
prawdziwym nazwiskiem i z agencją (miała taki przygotowany na wypadek
podobnych okoliczności) oraz po ustanowieniu hasła ona też natknęła się
na wzruszającego ramionami Sercka wraz z radą, by spróbowała później.
– Może mają problemy techniczne – powiedziała.
– Miejmy nadzieję, że tak, bo jedyną pewną metodą wyeliminowania
podejrzanych będzie obserwowanie ich podczas wykonywania codziennych
czynności i sprawdzanie, czy nie sięgają po komórkę albo laptopa, gdy Anomia
tweetuje albo bierze aktywny udział w grze. No dobra – dodał, wracając
do swojego notesu – profil naszego podejrzanego brzmi: najprawdopodobniej
przed trzydziestką – spojrzał na Robin, która potakująco kiwnęła głową – biegły
w kodowaniu, w sztukach plastycznych albo w jednym i drugim... Kobieta czy
mężczyzna, jak sądzisz?
– Obie możliwości są prawdopodobne – powiedziała – ale chyba wszyscy
zakładają, że to mężczyzna.
– Musimy się porządnie zagłębić w profil Anomii na Twitterze i sprawdzić,
czy czegoś tam o sobie nie zdradził... A skoro o tym mowa – powiedział Strike –
wytłumacz mi Twittera.
– Co masz na myśli? – spytała ze śmiechem Robin.
– No wiesz, widziałem go, ale nigdy z niego nie korzystam. A ty?
– Miałam kiedyś profil na Twitterze, ale niewiele z nim robiłam.
– Więc jak to dokładnie działa?
– Piszesz krótkie wiadomości, tak zwane tweety, i komunikujesz się
z innymi użytkownikami Twittera, pod warunkiem że cię nie zablokowali.
– I każdy na Twitterze może zobaczyć tweety innych, prawda?
– Tak, chyba że zdecydujesz się na profil prywatny. Wtedy tylko twoi
obserwujący mogą przeczytać, co piszesz. A jeśli dwie osoby obserwują się
nawzajem, mogą sobie przesyłać bezpośrednie wiadomości, których nikt inny
nie widzi.
– No dobra – powiedział Strike. – I po co to wszystko?
– Nie wiem. – Robin znowu się roześmiała. – Czasami to jest fajne: jest tam
mnóstwo kawałów i innych rzeczy. Możesz się komunikować ze sławnymi
ludźmi. Trochę sobie pożartować.
– Dawniej chodziło się w tym celu do pubów. Co prawda nie po to, żeby
porozmawiać ze sławnymi ludźmi... Chyba będzie najlepiej, jeśli to ty
przyjrzysz się przekazowi Anomii, skoro rozumiesz, o co chodzi w Twitterze.
– A co ty na to, żebym zapisała się na jakiś kurs wieczorowy w North Grove?
Jeśli nie uda mi się dowiedzieć niczego przydatnego, będziesz mógł sam tam
pójść i ich wypytać.
– Dobry pomysł – powiedział Strike. – I rzeczywiście lepiej, żebyś to była ty,
a nie ja, bo ty przynajmniej umiesz rysować.
Robin zapisała to w notesie.
– Jest jeszcze kwestia motywu – dodał Strike, stukając końcówką długopisu
w notes.
– Myślałam, że... – zaczęła z uśmiechem Robin i Strike domyślił się, o co jej
chodzi.
– To nie jest zwyczajna sprawa. Kluczem do rozwiązania wciąż jest okazja,
ale w tym wypadku „dlaczego” ma większe znaczenie niż zwykle, bo jest
tu pewna niespójność, prawda? Gra nie mogła powstać jako środek potrzebny,
by skłonić Ledwell do samobójstwa, ponieważ... no wiesz, niby dlaczego
miałoby tak być? Na pewno stworzono ją z miłości do kreskówki.
– Zwłaszcza że nikt na niej nie zarabiał.
– Racja... ale potem zachowanie Anomii się zmieniło i stał się bardzo
agresywny na Twitterze.
– Według Edie to się zaczęło, kiedy skrytykowała grę w jakimś wywiadzie.
– Nie wydaje ci się, że to dosyć słaby powód dla blisko czterech lat nękania?
– Jeśli zaburzona osobowość znajdzie coś, co przemawia do niej
na poziomie, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyła, każda krytyka
ze strony twórcy albo jakakolwiek zmiana w dziele może zostać odebrana jako
osobisty atak – powiedziała Robin.
– Słuszna uwaga. – Strike powoli pokiwał głową.
– Wiesz, obejrzałam filmik, na którym Edie i Josh rozmawiali o tej kreskówce
– powiedziała Robin. – Odpowiadali na pytania fanów i dyskutowali o Sercku,
głównym bohaterze... Jest nim to czarne serce, które przed chwilą widziałeś.
Nie byli zgodni co do tego, czy Sercek jest zły czy nie, czy został zmuszony
do zła i jest ofiarą, czy raczej był przyczyną zła wyrządzanego za życia przez
jego właściciela. W pierwszym odcinku kreskówki Sercek się przedstawia,
mówiąc wesolutko, że jest zły. Może ktoś, kto czuje, że nie pasuje
do społeczeństwa, dostrzegł w Sercku coś z samego siebie? To dlatego dostał
takiej obsesji na punkcie tej kreskówki?
– Myślisz, że powinniśmy dopisać do profilu: „Jest zły i o tym wie”?
– Żartujesz sobie – powiedziała Robin – ale może naprawdę powinniśmy...
Wiesz, ciągle się zastanawiam, dlaczego nazwał siebie Anomia. Czy superfan
nie wybrałby raczej imienia którejś z postaci? Nazwanie siebie Anomia
to jakby... jakby deklarował wprost, kim jest, prawda? „Brak normalnych
standardów etycznych lub społecznych”. Jest w tej kwestii dziwnie
otwarty... chyba że to po prostu jakiś sfochowany nastolatek – dodała
po zastanowieniu. – Przypuszczam, że nastolatek mógłby wybrać taki
pseudonim. Ktoś, kto jest zły na cały świat.
– Wszystko, co mówisz, wyraźnie wskazuje, że szukamy stukniętego fana,
a nie bliskiego przyjaciela.
– Tylko że ten ktoś nie może być zwyczajnym fanem, prawda? Zna zbyt wiele
szczegółów z jej życia osobistego, ma dostęp do poufnych informacji, a to
faktycznie wskazuje na kogoś z przyjaciół... chociaż przypuszczam, że Anomia
wcale nie musiał mieć kontaktu z Joshem czy Edie – powiedziała Robin. –
Możliwe, że ktoś był pośrednikiem. Powinniśmy sprawdzić partnerów albo
współmieszkańców każdego, kto był blisko z Edie i Joshem. Ale nie mogło być
wielu takich pośredników. Anomia za szybko się o wszystkim dowiaduje. To na
pewno nie żaden przyjaciel przyjaciela przyjaciela.
– Też tak uważam – zgodził się Strike.
Obydwoje siedzieli zamyśleni, dopóki Strike nie przerwał krótkiego
milczenia.
– Do tego wszystkiego zdecydowanie dochodzi wyraźny element narcyzmu.
Anomia uważa, że powinien decydować o losach kreskówki. – Znów sięgnął
po telefon. – A to kieruje nas ponownie do Wally'ego Cardew. Powiedziałbym,
że to właśnie taki egoistyczny chujek, który nie zniósłby nawet łagodnej krytyki
pod adresem swojej gry.
– Skąd tyle o nim wiesz?
– Obejrzałem jeden z jego filmików na YouTubie – powiedział Strike,
odnajdując go w swojej komórce. – Kilka godzin po tym, jak ogłoszono,
że ofiarą napaści na cmentarzu byli Ledwell i Blay, Wally i jego pomagier
MJ nadawali na żywo i Cardew wyjął spod biurka zakrwawiony nóż. Dla jaj. Tak
naprawdę to był sos pomidorowy.
– Dowcipniś – powiedziała chłodno Robin.
– Ciasteczka – powiedział Strike, który właśnie znalazł to, czego szukał. –
Przez ten filmik go wylali. Jeszcze go nie oglądałem.
Rozejrzał się, chcąc się upewnić, że nikogo nie ma w zasięgu głosu, oparł
komórkę o swój kufel, żeby Robin też mogła oglądać, po czym kliknął play.
Wally i MJ stali obok siebie za stołem, na którym widać było produkty
do pieczenia i dużą miskę. Jasne włosy Wally'ego były długie, a MJ był
pucołowaty i trochę bardziej rozmemłany niż na filmiku, który Strike obejrzał
nazajutrz po napaści. Obaj mieli na sobie fartuszki i kucharskie czapki.
– Witajcie, buaasy! – powiedział Wally piskliwym głosem. – Dziś będziemy się
socjalizować z tymi nadątkami, którzy mówią, że robimy paskudne rasistowskie żarty
i jesteśmy faszystowskimi łajniozjobami! – Wrócił do swojego normalnego głosu. –
Dlatego tym razem trochę sobie popieczemy, na luziku. – Pokazał MJ-owi
torbę mąki. – Jest koszerna?
– Halalna – powiedział MJ.
– To to samo, no nie?
– Nie, stary – powiedział MJ, już prawie się śmiejąc. – To...
– Nie bądź taki nadątek, buaa – przerwał mu falsetem Wally. – Zagraj w grę,
buaa!
MJ się roześmiał, a Wally odwrócił torbę mąki do góry nogami i energicznie
wsypał jej zawartość do miski, rozsypując mnóstwo i tworząc w powietrzu biały
tuman.
– Następnie dodajemy... czy to mleko jest koszerne? Czy krowy są koszerne,
buaa?
– Krowy są... Czy u hindusów nie są przypadkiem święte? – spytał MJ.
– Kto, kurwa, może myśleć, że krowy są święte? Ale z nich łajniozjoby, ci ludzie
to same łajniozjoby – powiedział Wally, wlewając zamaszyście mleko do miski
i starając się przy tym ochlapać MJ-a, który odsunął się ze śmiechem.
– Jajka też są koszerne, patrzcie, jakie ładne – powiedział Wally, pokazując
je do kamery. Na maśle narysował gwiazdy Dawida. Następnie z impetem
wrzucił jajka do miski, mając wyraźny zamiar utytłania MJ-a w tej miksturze
najbardziej, jak to możliwe.
– I zrobił się z ciebie ładny biały chłopczyk, MJ – powiedział Wally głosem Dreka,
gdy MJ, trochę się śmiejąc, a trochę kasłając, wycierał mąkę z twarzy. – A teraz
se mieszamy i mieszamy – ciągnął Wally, chwytając łyżkę i bryzgając w MJ-a
jeszcze większą ilością papkowatej masy. – I se śpiewamy: „Ebony and ivory live
together in perfect harmony...”[3].
– Kurwa, stary, przestań! – powiedział MJ, który wciąż się śmiał, lecz
próbował się już osłaniać przed miksturą, którą obrzucał go Wally.
– I mamy już ładną mieszankę, buaasy – powiedział Wally.
Nastąpił przeskok do momentu, w którym Wally i MJ stali, mając przed sobą
na stole kulę surowego ciasta. MJ był całkiem pokryty mąką, Wally zupełnie
czysty.
– A teraz walimy se w ten łajniozjob – powiedział Wally, sięgając po wałek,
by jego jednym końcem uderzać w kulę ciasta – a następnie kroimy se ten
łajniozjob na nadątkowe kawałki. – Wziął foremkę do ciastek w kształcie ludzika
i wcisnął ją w ciasto.
Znów nastąpił przeskok i ukazały się równiutkie rzędy piernikowych
ludzików. Każdy miał na sobie gwiazdę Dawida, a część także jarmułki i pejsy.
– O nie – powiedziała Robin, która przeczuwała, dokąd to zmierza. Strike
patrzył z beznamiętnym wyrazem twarzy.
– A teraz wkładamy se nadątki do piekarnika, który ustawiamy na bardzo, bardzo,
bardzo wysoką temperaturę – powiedział falsetem Wally.
Na ekranie ukazał się Wally wsuwający blachę do piekarnika, a potem
zobaczyli rysunkową rękę przekręcającą gałkę w kierunku napisu „kurewsko
gorąco” i wreszcie znowu Wally'ego z MJ-em, którzy stali z założonymi rękami
przed swoim stołem. Wally zwrócił się do MJ-a normalnym głosem.
– Widziałeś sobotni mecz? – spytał.
– No, ładny gol Drogby – powiedział MJ równie poważnym tonem.
– Widziałeś, co Fuller...?
– No – powiedział MJ. – Deptanie po czyichś jajach nie jest, kurwa,
w porządku.
Nastąpiła przerwa i obaj młodzi mężczyźni zaczęli przebierać palcami.
– Myślisz, że ciasteczka już gotowe? – spytał Wally MJ-a.
– No, może – powiedział MJ.
Wally spojrzał na zegarek.
– Może damy im jeszcze trochę czasu.
Ukazał się czarny ekran z napisem „Godzinę później”, a następnie pojawili
się Wally i MJ stojący przed piekarnikiem, z którego wydobywały się kłęby
czarnego dymu. Kontynuowali rozmowę, udając, że nie widzą, co się dzieje.
– ...zabrałem babcię na spacer – mówił właśnie Wally.
– To miło, stary, to naprawdę miło z twojej strony.
Nastąpiła krótka chwila ciszy, a potem Wally powiedział:
– No, powinny już być gotowe.
Otworzył drzwi piekarnika i zaczął kasłać.
Ukazało się zbliżenie dokumentnie spalonych ciastek, a następnie Wally i MJ
w szerokim kadrze trzymali kucharskie czapki, milcząco okazując szacunek.
W tle płonęły świeczki w menorze. Strike kliknął pauzę i spojrzał na Robin.
– Nie bawi cię to?
– Na jakiej planecie nazywają coś takiego satyrą?
– Najwidoczniej jesteśmy za głupi, żeby uchwycić subtelną ironię. Tak się
składa, że oglądając transmisję na żywo, którą nagrali nazajutrz po napaści
na cmentarzu, zauważyłem, że kilkoro fanów Wally'ego ma w nickach liczbę
osiemdziesiąt osiem. Jeśli dodamy żarty z Holokaustu, skrajnie prawicowych
fanów i powiązanie z Sercem jak smoła...
– Bez trudu zrozumiemy, dlaczego MI5 mogło nabrać pewnych podejrzeń –
podsumowała Robin.
– Tak. Z drugiej strony, może Cardew nie wiedział, że przyciąga
neonazistów. Może jest przekonany – powiedział Strike, znowu sięgając
po kufel – że skoro jego najlepszy kumpel ma ciemną skórę, to nie można
go posądzić o rasizm.
– Wiesz, jeśli Wally jest Anomią i został zrekrutowany do Halvingu już
po stworzeniu gry...
– Tak, mogłoby to wyjaśnić zmianę fana w prześladowcę – powiedział Strike.
– Czytając wpisy Anomii na Twitterze, zwracaj uwagę na wszystko, co może
wskazywać na jego przekonania polityczne. Przypuszczam, że MI5 już
to sprawdziło, ale wątpię, czy zechce podzielić się z nami wnioskami.
Robin zapisała to w notesie.
– Jeśli jednak Anomia nie należy do Halvingu – powiedział Strike – pozostaje
nam pytanie, dlaczego tym dwóm twórcom tak bardzo zależy na zachowaniu
anonimowości. Pomyślałbym raczej, że skoro naprawdę są tylko dwojgiem
dzieciaków, które dobrze się bawią, to rozpiera ich duma z tej gry. Richard
Elgar powiedział, że jego zdaniem zdemaskowanie Anomii by mu zaszkodziło
i ja się z tym zgadzam, ale dlaczego by mu zaszkodziło? Dlaczego on nie chce
uznania?
– Pewien rodzaj uznania już zdobył – powiedziała Robin. – Pięćdziesiąt
tysięcy obserwujących na Twitterze i mnóstwo osób zastanawiających się, kim
on naprawdę jest. To na pewno łechce ego.
– Masz rację, ale słyszałaś Elgara: ujawnienie się w początkowym okresie
mogło zapewnić Anomii faktyczny wpływ na koncesję, więc dlaczego nie
skorzystał? Do tego dochodzi jeszcze brak zysków finansowych.
– To akurat jest jasne, prawda? – powiedziała Robin. – Zarabianie na cudzych
postaciach byłoby naruszeniem praw autorskich.
– Tak, ale patrzę na to pod innym kątem. Anomia i Morehouse przez lata
pracowali nad grą, nic na niej nie zarabiając. To wskazuje na osoby mające
do dyspozycji mnóstwo czasu i nieszczególnie potrzebujące pieniędzy.
Są na czyimś utrzymaniu? Rodziców? Podatników?
– Na niektórych stanowiskach zdarzają się okresy przestoju – zauważyła
Robin. – Może są samozatrudnieni albo pracują na niepełny etat. Może dobrze
zarabiają, a to traktują tylko jako hobby.
– Ale jeśli Anomia pracuje, to musi wykonywać pracę, w której ma dostęp
do Internetu albo może korzystać z telefonu, kiedy mu się podoba... a to
sprawia, że chłopak Edie, ten... – Strike przerzucił kilka kartek w notesie
w poszukiwaniu nazwiska – ten nauczyciel Phillip Ormond, raczej tu nie
pasuje.
– Ale chyba nigdy nie braliśmy go pod uwagę, prawda? – powiedziała Robin.
– Po co jej chłopak miałby ją prześladować w Internecie? Zresztą na pewno nie
byli jeszcze razem, gdy powstała gra Anomii. Edie była wtedy z Joshem.
– Zdarza się, że ludzie pogrywają w Internecie ze swoimi najbliższymi albo
że ktoś zaczyna się z kimś spotykać, nie zdając sobie sprawy, że zna go z sieci –
powiedział Strike. – Ale zgadzam się z tobą, Ormond jest mało
prawdopodobny. Z drugiej strony, powinien nam powiedzieć, z kim Edie była
blisko albo komu mogła się zwierzyć oprócz osób, o których już słyszeliśmy.
Dlatego – ciągnął Strike, znowu sięgając po długopis – skontaktuję się
z Ormondem, Katyą Upcott i Catrioną, tą siostrą z rodziny zastępczej. Przez
jakiś czas poobserwujemy Seba Montgomery'ego i Wally'ego Car...
Zadzwonił telefon Robin.
– O Boże, to agent nieruchomości. – Wyglądała, jakby wpadła w panikę. –
Halo, Andy? – powiedziała, odebrawszy połączenie.
Strike patrzył, jak mina Robin zmienia się z napiętej w rozradowaną.
– Poważnie? Och, to fantastycznie! Dziękuję!... Tak!... Tak, zdecydowanie!...
Kiedy? Nie, mi pasuje... Okej... Tak zrobię... Wielkie dzięki!
– Złe wieści? – spytał żartem Strike, gdy rozpromieniona Robin się
rozłączyła.
– Dostałam to mieszkanie! O rany... wiesz co, teraz to wypiłabym drinka.
Dziś wieczorem nie pracuję.
– Zamówię ci – powiedział Strike, lecz Robin już wstała. Wychodząc bokiem
zza stolika, pochyliła się impulsywnie i uściskała Cormorana. Jej włosy opadły
mu na twarz i poczuł zapach perfum, które kupił jej na trzydzieste urodziny.
– Przepraszam... Po prostu tak cholernie się cieszę... Czuję, że to odmieni
moje życie!
– Nie ma za co przepraszać – powiedział Strike, poklepując ją po ramieniu,
gdy się odsuwała. Robin poszła do baru, a on, uświadomiwszy sobie,
że uśmiecha się jak kretyn, siłą woli przywrócił twarzy powagę. Wciąż czuł
ciepłe ciało Robin przytulone na chwilę do jego ciała.
20
Wykułam sobie w żarze ognia siódmego
Tarczę, co od wrogów i kochanków chroni,
I teraz nikt nie pozna serca bijącego
Pod tarczą, która serce to osłoni.
<Grupa moderatorów>
<19 marca 2015, 18.25>
<Obecni: Anomia, Sercella>
Anomia: dalej kupa nowych ludzi próbuje
dołączyć do gry Sercella: serio?
<Dżdżownica28 dołącza do grupy>
Dżdżownica28: ale miałam gówniany dzień .
<Vilepechora dołącza do grupy>
Vilepechora: lol jest ktoś z was teraz
na Twitterze?
Sercella: nie, a co?
Vilepechora: #EkshumowaćLedwell zyskuje
popularność
Anomia: no, wiem. Mało zabawne
Vilepechora: Myślałem, że zajebiście się
uśmiejesz
Anomia: Nie chcę, żeby ją wykopywali
Vilepechora: chyba nie męczy cię sumienie,
brachu?
Anomia: po prostu chcę, żeby została tam,
gdzie jest, i zgniła
Anomia: teraz powinniśmy się skupić
na Chujku Grancie
<Diablo1 dołącza do grupy>
Diablo1: jest ktoś z was teraz na Twitterze?
Vilepechora: właśnie o tym gadamy,
to zajebiście śmieszne, ale Anomia jest innego
zdania
Diablo1: to nie jest śmieszne, to okropne.
a jeśli zobaczy to ktoś z jej rodziny?
Anomia: zawsze nam mówiła, że nie
ma rodziny
Sercella: zgadzam się z Diablo1, to okropne
>
Anomia: Nie przyjmuję nowych chętnych,
dopóki liczba uczestników nie spadnie. Niech
psy się trochę znudzą.
Diablo1: co masz na myśli?
Anomia: zgłasza się ok. 100 chętnych dziennie. <Otwiera się nowa grupa prywatna>
Pewnie policja. Dlatego nie przyjmuję nikogo
<19 marca 2015, 18.30> <Sercella zaprasza
nowego
Anomię>
Vilepechora: i dobrze, stary
Diablo1: jeśli to policja, mogą nas zhakować
Sercella:chyba nie myślisz, że naprawdę
próbuje się tu dostać policja?
<Anomia dołącza do grupy>
Joanna Baillie
An Address to the Night – A Joyful Mind
Anomia
@AnomiaGamemaster
Haha matka Dżohara Carnajewa mówi, że on jest „najlepszy
z najlepszych”
No, musisz być bardzo dumna, głupia jebana suko.
Trzej mężczyźni śledzeni przez Strike'a i Barclaya szli ulicą, wzdłuż której
stały domy w stylu georgiańskim, aż w końcu skręcili w stronę dziedzińca Red
Lion and Sun – olbrzymiego, pomalowanego na biało pubu z oknami
wykuszowymi, drewnianymi stolikami i ławami stojącymi wśród krzewów
w donicach. Po krótkim wahaniu postanowili usiąść na zewnątrz. Wysoki, łysy
mężczyzna zniknął w pubie, by zamówić pierwszą kolejkę. Strike usiadł przy
stoliku nieopodal obiektów, a Barclay skierował się do środka po coś do picia.
Poza tym jedynymi klientami pubu była para starszych ludzi, którzy siedzieli
w milczeniu, czytając gazety, podczas gdy u ich stóp drzemał spaniel cavalier
king charles.
– Jest już prawie łysy jak kolano, no nie? Biedaczysko. – Do uszu Strike'a
dotarły słowa Cardew. – Ostatnim razem kiedy go widziałem, starczało
mu jeszcze na zaczes.
Montgomery się roześmiał.
– Dalej robisz w tym... co to było? jakaś kreskówka czy...?
– Efekty wizualne – odrzekł Montgomery, który mówił z akcentem klasy
średniej. – No.
– Dymałeś ostatnio coś dobrego?
Dosłyszawszy to pytanie, starszawi właściciele spaniela rozejrzeli się,
po czym szybko skupili wzrok z powrotem na gazetach. Strike pomyślał,
że postąpili rozsądnie.
Montgomery znowu się roześmiał, lecz z nieco większą powściągliwością.
– No, mam... dziewczynę. W zasadzie to ze sobą mieszkamy.
– Po kiego chuja? – spytał Wally z udawanym oburzeniem. – Przecież jesteś
w moim wieku!
– Czy ja wiem – powiedział Montgomery. – Naprawdę dobrze nam się... O,
jest Nils.
Strike, udający zaabsorbowanie telefonem, zerknął znad jego krawędzi.
Przez ulicę przechodził olbrzym o ziemistej cerze, z długimi jasnymi włosami
i z zaniedbaną kozią bródką, kierując się w stronę pubu. Nowo przybyły
wyglądał na gościa po czterdziestce, miał na sobie luźną ciemnoróżową
koszulę, krótkie bojówki koloru khaki oraz brudne birkenstocki i mierzył
ze dwa metry. Obok niego szedł chłopiec, bez wątpienia będący jego synem:
obaj mieli wywinięte w górę usta i opadające powieki, co osobliwie
upodobniało ich twarze do masek. Choć chłopiec dorównywał już wzrostem
Sebowi Montgomery'emu, jego skierowane do wewnątrz stopy
i nieco dziecinny sposób chodzenia skłoniły Strike'a do przypuszczenia, że jest
znacznie młodszy, niż sugerowałby jego wzrost: mógł mieć z jedenaście albo
dwanaście lat.
– Kurde – jęknął Wally – wziął ze sobą jebanego Brama. A gdzie jest Pez?
– Nils! – powiedział Montgomery, gdy wysoki mężczyzna podszedł
do stolika. – Jak leci?
– Miło cię widzieć, Seb – przywitał się Nils i z uśmiechem uścisnął rękę
Montgomery'ego. Miał leciutki akcent i Strike, przypomniawszy sobie,
że właściciel Kolektywu Artystycznego North Grove jest Holendrem, domyślił
się, że patrzy właśnie na niego. – Ciebie też, Wally. Cześć, Tim! – dorzucił, gdy
wysoki, łysiejący młody mężczyzna wyszedł z pubu z trzema kuflami piwa.
– Cześć, Nils – powiedział Tim, stawiając piwo na stoliku i ściskając mu dłoń.
– Cześć, Bram.
Chłopiec zignorował Tima.
– Wally? – powiedział piskliwym dyszkantem. Wydawał się podekscytowany.
– Wally?
– Co? – spytał Wally.
– Zagraj w grę, buaa!
– No – odrzekł Wally z wymuszonym śmiechem. – Bardzo dobrze.
– Oglądam cię na YouTubie!
– Tak? – powiedział Wally obojętnym tonem. Następnie zwrócił się do Nilsa.
– Pez nie przyjdzie?
– Nie, miał coś do załatwienia – powiedział Nils. – Albo kogoś – dodał. Wally
i Seb się roześmiali, lecz Tim dalej miał kwaśną minę.
Barclay wrócił z bezalkoholowym piwem dla siebie i Strike'a. Detektywi
prowadzili przerywaną mamrotaną pogawędkę, dalej słuchając znacznie
głośniejszej rozmowy grupki, którą obserwowali. Komórka Seba leżała
na stoliku obok jego piwa, telefony pozostałych były schowane. Strike miał
na oku profil Anomii, który wciąż był nieaktywny. Gdy Nils poszedł po coś
do picia, Bram został przy stoliku i nieustannie sypał piskliwie powiedzonkami
Dreka, obojętny na coraz wyraźniejsze poirytowanie Wally'ego.
– Drek jest samotnionek i znudzonek! Ale z was nadątki! Zagraj w grę, buaa!
– Uwielbia Dreka – wyjaśnił niepotrzebnie Nils, gdy wrócił i podał Bramowi
colę, po czym podkurczył swoje długie nogi, by zmieściły się pod stolikiem. –
No to... chyba powinniśmy wznieść toast, nie? Za Edie... i za powrót Josha
do zdrowia.
Wyglądało na to, że żaden z trzech młodszych mężczyzn nie spodziewał się
toastu. Łysiejący Tim aż się zarumienił, jakby ktoś powiedział coś
niewyobrażalnie obraźliwego. Wszyscy trzej upili jednak po łyku piwa, a potem
odezwał się Montgomery.
– Jak się czuje Josh? Słyszałeś coś może, Nils?
– No, wczoraj wieczorem rozmawiałem z Katyą. Przesyła wam wszystkim
pozdrowienia. Była we łzach. No więc Josh ma sparaliżowaną całą lewą stronę –
Nils pokazał to na własnym ciele – a w prawej stronie nie ma czucia. Rdzeń
kręgowy nie jest przecięty, ale poważnie uszkodzony. Ma to jakąś nazwę, ten
jego stan. Zespół jakiśtam.
– Kurde – powiedział Montgomery.
– Cholera, paskudna sprawa – dorzucił Tim.
– Ale jest szansa, że mu się poprawi – ciągnął Nils. – Katya mówi, że jest
szansa.
Syn Nilsa, który usiadł tylko na tak długo, żeby wychylić colę jednym
haustem, wstał ponownie i zaczął się rozglądać za jakimś zajęciem. Zobaczył
gołębia dziobiącego okruchy czipsów na pustym stoliku i pobiegł do niego,
młócąc rękami w powietrzu. Gdy ptak odfrunął, Bram zauważył spaniela
śpiącego pod stolikiem i ruszył śmiało w stronę jego właścicieli.
– Mogę pogłaskać tego psa? – spytał głośno.
– Niestety, śpi – powiedziała starszawa właścicielka zwierzęcia, lecz Bram
ją zignorował. Opadł na kolana i zaczął się naprzykrzać psu, który obudził się
gwałtownie, warknął i kłapnął zębami. Zapanowało lekkie poruszenie,
w którym para starszych ludzi, niewątpliwie obawiając się, że ich pies zostałby
obwiniony o ugryzienie chłopca, próbowała powściągnąć zwierzę
i jednocześnie przekonać Brama, by zostawił je w spokoju, co jednak okazało
się zadaniem ponad ich siły. Nils siedział, delektując się piwem, najwyraźniej
równie nieświadomy zamieszania za jego plecami jak wcześniej Bram
niezadowolenia Wally'ego z powodu ciągłego naśladowania Dreka. Czterej
mężczyźni dalej rozmawiali, ale Strike i Barclay nie słyszeli, co mówią,
ponieważ para starszych ludzi, która postanowiła już pójść, robiła wokół siebie
mnóstwo hałasu. Mąż ściskał w ramionach szczekającego psa, Bram,
dorównujący mężczyźnie wzrostem, wciąż próbował głaskać zwierzę, mimo
że starszy pan obracał się na boki, a kobieta cały czas powtarzała:
– Nie, kochanie, proszę, przestań. Proszę, kochanie, przestań.
Gdy właściciele psa nareszcie poszli, uśmiechnięty Bram wrócił do stolika
i oznajmił Wally'emu, że „nadątki se poszły”, lecz ten go zignorował. Seb mówił
coś ściszonym głosem. Trzej pozostali mężczyźni się temu przysłuchiwali,
a Strike z trudem łowił jego słowa.
– ...w pracy – mówił Seb. – No więc oczywiście oddzwoniłem i powiedziałem,
że chętnie pomogę i w ogóle, ale, no wiecie, wolałbym pogadać poza biurem.
Wtedy oni powiedzieli, że nie ma sprawy i w sobotę rano przyszli do mnie
do domu.
– Długo z tobą rozmawiali? – spytał Tim.
– Z godzinę.
– Kupisz mi coś do jedzenia? Nils?... Nils?... Nils, kupisz mi coś do...?
Strike miał wrażenie, że gdyby nie to, że Seb zamilkł, kiedy Bram
im przeszkodził, ojciec chłopca w ogóle nie zwróciłby na niego uwagi. Nils
wyjął z kieszeni pognieciony banknot i podał go synowi, który pobiegł do pubu,
szybko przebierając nogami.
– No więc tak – podjął Seb – w gruncie rzeczy powiedzieli, że Edie... To jest,
kurwa, jakiś obłęd, ale... powiedzieli, że według Edie to ja jestem Anomią.
– Myślała, że jesteś Anomią? – zdziwił się Nils.
– No, tym fanem, który stworzył tę grę – powiedział Seb. – Tę wieloosobową.
Na pewno ją pamiętacie. Josh i Edie jej nie znosili.
– Nie wiedziałem, że nazywał siebie Anomia – powiedział Nils. – Dziwne.
– Komu, do diabła, mówiła, że jesteś Anomią? – spytał Tim.
– Nie powiedzieli. Więc po tym, jak mi zadali masę pytań o moje profile
w mediach społecznościowych...
– Przecież nie zadźgali jej w jebanych mediach społecznościowych –
powiedział Wally. – Nie wiem, dlaczego tak się na tym zafiksowali.
– Chodzi o to neonazistowskie ugrupowanie, prawda? – powiedział Seb. –
Pewnie myślą, że Anomia to ktoś od nich.
– No więc – odezwał się Tim, który wydawał się wystraszony – skonfiskowali
twój telefon, twardy dysk albo...?
– Na szczęście nie – powiedział Seb. – Nie żebym... Wiecie, co mam na myśli.
Nikt by nie chciał, żeby gliny oglądały jego twardy dysk, prawda?
Wszyscy trzej mężczyźni pokręcili głowami, a Tim się roześmiał.
– Nie, zadali mnóstwo pytań, pokazałem im swój profil na Twitterze
i zalogowałem się w ich obecności, żeby udowodnić, że ja to ja, potem
pokazałem swojego Instagrama i powiedziałem, że to już wszystko, że nic
więcej nie robię w mediach społecznościowych.
– Nie pytali, gdzie byłeś, kiedy ich...? – zaczął Wally.
– No, pytali – powiedział Seb.
– Jezu, serio? – wystraszył się Tim.
Bram wrócił w towarzystwie barmana, który trzymał paczkę czipsów.
– Nils – zaczął barman – mówiłem ci: nie wolno nam tu niczego sprzedawać
osobom niepełnoletnim.
– Chciał tylko czipsy – powiedział Nils.
– Musi mu je kupić ktoś dorosły – uciął barman, kładąc na stoliku czipsy
i resztę, po czym odszedł, a jego irytacja świadczyła o tym, że odbywał
tę rozmowę nie pierwszy raz. Bram wgramolił się z powrotem na ławkę,
otworzył czipsy i przez chwilę jadł w milczeniu.
– Więc podałeś im, no wiesz, swoje alibi?
– „Alibi” – powtórzył Seb, prychając lekko, jakby wyśmianie tego słowa mogło
złagodzić jego wydźwięk. – No, powiedziałem, że umówiłem się z kumplami,
ale pomyliłem pub.
– Uu, podejrzane, buaa – powiedział Wally, a Bram głośno się roześmiał.
– Połapałem się, że jestem w niewłaściwym miejscu i się przeniosłem. Nic
strasznego.
– Pytali o to twoich kumpli? – spytał Wally.
– No.
– Jasna cholera – powiedział Tim. – Skrupulatni są.
– Kto, policja? – spytał Bram na cały głos. Nikt nie zwrócił na niego uwagi.
– A tobie co mówili, Wal? – spytał Seb.
– Czy ja wiem, te same pierdoły. Ale gadali ze mną ponad godzinę.
– Pytali, czy jesteś Anomią?
– Nie, ale pytali, czy wiem, kto jest Anomią, a potem ględzili coś o jakimś
Bractwie Najwyższego Czegośtam.
– Myślałem, że to się nazywa Halving – powiedział Seb.
– Nie wspomnieli o Halvingu, cały czas mówili o jakimś pieprzonym
bractwie – odparł Wally. – Powiedziałem: „Nie jestem w żadnym jebanym
bractwie, czy ja wyglądam na mnicha?”. Potem pytali o to, jak mnie wywalili
i przestałem podkładać głos Dreka, i co myślę o poglądach politycznych Edie.
– Co powiedziałeś? – spytał Tim.
– Że jej poglądy polityczne to była kupa gówna. I tak już o tym wiedzieli. –
W głosie Wally'ego pobrzmiewała już nuta agresji. – Oglądali moje filmiki.
Poradziłem im: lepiej pogadajcie z jakimiś WSS-ikami. To oni chcieli jej
śmierci, nie ja. Znajdźcie tę pizdę...
Za późno się zreflektował, ale Bram tylko się roześmiał.
– Dla niego to żadna nowość – powiedział beztrosko Nils.
– Niegrzeczny z ciebie łajniozjob – zwrócił się Bram do Wally'ego falsetem
Dreka.
– No więc im powiedziałem – podjął Wally – „znajdźcie tego, kto pisze to całe
Pióro Sprawiedliwości”. Widzieliście to? – spytał pozostałych, lecz wszyscy
pokręcili głowami.
– Tobie na pewno by się spodobało – powiedział Wally do Tima z odrobiną
złośliwości. – Wszystko wskazuje na to, że Dżdżownica jest transfobem.
Uśmiech Tima wyglądał na wymuszony.
– Tak?
– No. Przecież to obojnak, nie? Więc nasrywa się z niebinarnych dzieciaków.
Proste.
– A pytali, gdzie byłeś tamtego popołudnia? – spytał Seb.
– No. Powiedziałem, że byłem w domu z babcią i siostrą. Gadali z nimi, one
to potwierdziły i tyle.
– Chcieli wiedzieć, kiedy ostatni raz widziałeś Edie?
– Taa – potwierdził Wally. – Powiedziałem, że nie widziałem jej, odkąd mnie
wywalili, ale wspomniałem, że czasami spotykałem się z Joshem.
– Naprawdę? – Tim wydawał się zaskoczony.
– No. Przecież kumplowaliśmy się jeszcze przed tą jebaną kreskówką,
no nie? Poza tym Josh nie chciał, żebym odszedł, prawda? To była tylko jej
decyzja. No więc spytali, kiedy ostatni raz widziałem się z Joshem, a ja
im powiedziałem, że w Nowy Rok. Byliśmy na tej samej imprezie.
– Taa? – spytał Tim.
– No, strasznie się najebał. – Wally zaśmiał się chrapliwie. – Gadał
o filmowych dilach i innych gównach.
– Katya wspomniała wczoraj o filmie – powiedział Nils.
– Teraz to nie przejdzie, prawda? – powiedział Seb. – Skoro Josh...
– Nie, wygląda na to, że film powstanie – odrzekł Nils.
Tim wyjął komórkę, spojrzał na nią, zrobił minę, jakby nieszczególnie
spodobało mu się to, co zobaczył, po czym schował ją z powrotem do kieszeni.
Seb w tej samej chwili sięgnął po swój telefon, napisał coś, po czym go odłożył.
Strike spojrzał na Twittera Anomii. Wciąż nie było żadnych nowych wpisów.
Dwaj detektywi dalej prowadzili przerywaną pogawędkę, ale czterej mężczyźni
i chłopiec w ogóle nie zwracali na nich uwagi i nieszczególnie przejmowali
się tym, że ktokolwiek mógłby usłyszeć ich rozmowę.
– A ciebie o co pytali, Nils? – spytał Tim. – Dlaczego w ogóle chcieli z tobą
rozmawiać?
– Słyszeli, że przed napaścią Josh mieszkał przez miesiąc w North Grove.
– A mieszkał? – Wally wydawał się równie zaskoczony jak dwaj pozostali
mężczyźni.
– No. Zalał swoje nowe mieszkanie i sąsiada z dołu. Poważne zniszczenia
strukturalne.
– Co za kretyn – powiedział Seb, lecz nie bez sympatii.
– No więc zaproponowaliśmy, żeby na jakiś czas zamieszkał w swoim
dawnym pokoju. Policja wypytywała o wizytę Yasmin i...
– Czyją wizytę? – spytał Seb.
– A, to chyba było już po twojej wyprowadzce – powiedział Nils. – Pomagała
im przez jakiś czas, dorywczo. Zajmowała się korespondencją z fanami,
umawianiem wywiadów i tak dalej.
– Pamiętam ją – powiedział Wally. – Taka grubaska, nie? Edie ją wywaliła i w
ogóle.
– No. W każdym razie Yasmin poszła do nowego mieszkania Josha, a jego
tam nie było, więc namierzyła go u nas i gadali po tym, jak Josh wbił sobie
do głowy, że to Edie była...
W tym momencie znudzony Bram znowu wstał i podniesionym głosem
zaczął sypać powiedzonkami Dreka. Szukając jakiejś rozrywki, przesunął
wzrokiem po Strike'u i Barclayu.
– Drek jest samotnionek i znudzonek. Drek jest samotnionek i znudzonek. Drek jest
samotnionek i znudzonek.
Jego nieustanne skrzeczenie zagłuszyło wszystko, co Nils mówił trzem
młodszym mężczyznom. Dopiero po paru minutach, które wydawały się trwać
znacznie dłużej, Nils przerwał to, co akurat mówił, wyjął z kieszeni bojówek
komórkę i bez słowa podał ją Bramowi, który chwycił urządzenie, po czym
znowu usiadł i zamilkł, skupiając się na jakiejś grze.
– No więc Katya mówi – podsumował Nils – że Josh zabrał tę teczkę ze sobą.
– Nie znaleźli jej na cmentarzu? – spytał Seb.
– Nie – powiedział Nils. – Myślą, że zabrał ją napastnik. Ją i telefon Josha.
– Kurde – powiedział Seb.
– A czy policja rozmawiała z Pezem? – spytał Wally.
Nils pokręcił głową.
Tim znowu wyjął z kurtki telefon i coś na nim napisał. Strike sprawdził profil
Anomii na Twitterze. Wciąż był nieaktywny.
– Będę musiał się zbierać – oznajmił Tim.
– Jeszcze nawet do ciebie nie dotarliśmy – powiedział Wally.
– Mówiłem, że się ze mną nie kontaktowali – odrzekł Tim, wstając. –
Po prostu pomyślałem, że skoro zgłosili się do was, to pukają po kolei
do wszystkich zaangażowanych w Serce jak smoła, ale wygląda na to, że mieli
inne powody, żeby rozmawiać z wami trzema. – Ta myśl najwyraźniej
go uspokoiła. – Tak czy inaczej miło było was zobaczyć – powiedział. Potem,
zauważywszy taksówkę, dodał: – W zasadzie to chyba złapię taksówkę. –
Pomachał na pożegnanie i wybiegł z ogródka piwnego, żeby ją zatrzymać.
Wally, Seb i Nils patrzyli, jak się oddala. Bram nie oderwał wzroku od gry.
Gdy taksówka odjechała, Wally powiedział.
– Zawsze uważałem go za ciula.
Seb zachichotał. Wally spojrzał na swój telefon i powiedział:
– No, też muszę spadać. Pozdrów ode mnie Mariam, Nils. Powiedz jej,
że ja przynajmniej nigdy niczego nie podpaliłem.
Najwyraźniej miało to dla Nilsa jakiś sens, bo uśmiechnął się i uścisnął
mu rękę.
– Seb, wracasz metrem?
– Nie, chyba też złapię taksówkę.
– No dobra, to nara.
Wally ruszył szybkim krokiem w stronę stacji metra. Barclay zaczekał,
aż facet zniknie z pola widzenia, po czym wyciągnął rękę do Strike'a, który
ją uścisnął.
– Miło było – powiedział cicho Barclay. – Ale wyglądasz zupełnie inaczej niż
na zdjęciu.
– Szczerze mówiąc, to było zdjęcie mojej dupy – powiedział Strike, po czym
uśmiechnięty Szkot odszedł, zostawiając Strike'a samego przy stoliku.
Seb znowu pisał na telefonie. Strike spojrzał na swój: Anomia nie tweetował.
– No, chyba też już pójdę – powiedział Seb, dopijając piwo. Nagle sprawiał
wrażenie, jakby zaczęło mu się spieszyć. – Miło było cię zobaczyć, Nils.
– Pójdziemy razem z tobą – oznajmił Nils, co chyba nieszczególnie ucieszyło
młodszego mężczyznę.
Strike zaczekał, aż się trochę oddalą, po czym wstał i ruszył za nimi,
zamierzając obserwować Seba tylko dopóty, dopóki nie wsiądzie do taksówki.
Seb zatrzymał taksówkę na małym rondzie niedaleko pubu, a Nils i Bram
poszli dalej po Hampstead Lane. Bram wciąż grał na telefonie ojca i regularnie
wchodził na słupy latarni, na ściany oraz ludzi. Strike przystanął na chodniku
i zapalił papierosa. Wciąż było dopiero popołudnie. Do umówionej randki
z Madeline miał mnóstwo czasu, być może wystarczająco dużo, by wrócić
do mieszkania, wziąć prysznic i się przebrać, co było luksusem, jakiego rzadko
mógł zaznać. Zamierzając tylko dokończyć papierosa, zanim sam też zatrzyma
taksówkę, stał i palił, dopóki jego wzrok nie zatrzymał się na chudej młodej
kobiecie ubranej na czarno, która szła szybkim krokiem po drugiej stronie ulicy
i przyciskając do ucha komórkę, lustrowała otoczenie z miną wyrażającą
rozpacz.
22
[...] dziecię wątłe, a zapadniętych jego oczu spojrzenie
Wyostrzone przedwczesnym strapieniem.
Christina Rossetti
Behold, I Stand At the Door and Knock
Anomia
@AnomiaGamemaster
Skoro Bóg chciał, żebyśmy współczuli, to dlaczego sprawił,
że płaczący ludzie są tacy qurwa paskudni.
Amy Levy
Magdalene
<Grupa moderatorów>
<9 kwietnia 2015, 19.32> <Obecni: Sercella,
Diablo1, Dżdżownica28>
Sercella: Był tu LordDrek?
Diablo1: nie, a co?
Sercella: tak tylko pytam Diablo1: Anomia
dalej nie wpuszcza nikogo nowego?
Sercella: Nie
<Morehouse dołącza do grupy>
Morehouse: Nie ma Anomii?
Sercella: Był tu pół godziny temu, a potem
zniknął
Morehouse: no. Rozmawiał ze mną przez
telefon.
Diablo1: o rany, to jakby mieć numer do Boga
Dżdżownica28: lol
Morehouse: Byli LordDrek i Vilepechora?
Sercella: Dzisiaj żadnego z nich nie widziałam.
A co?
Morehouse: bo mam już dość czekania,
aż Anomia ich wyrzuci
Sercella: Morehouse, ciągle ci powtarzam,
że oni nie są z Halvingu!
Dżdżownica28: mogom być
Sercella: nie bądź głupia
<Dżdżownica28 opuszcza grupę>
Diablo1: Sercella, przestań ją tak nazywać! <Otwiera się nowa grupa prywatna> <Anomia
zaprasza Morehouse'a> <9 kwietnia 2015,
Diablo1: ona naprawdę ma kompleksy
19.35> <Morehouse dołącza do grupy>
na punkcie swojej ortografii i w ogóle
<Narcyzka dołącza do grupy> Anomia: Powiedziałem ci poprzednim razem:
nigdy kurwa nie dzwoń do mnie do domu!
Diablo1: najwyższa qurwa pora
Diablo1: nie mogę stąd wyjść, dopóki się nie
zjawisz, rozkaz Anomii
Diablo1: to, że jesteś pupilką Morehouse'a, nie Morehouse: Tutaj nie chcesz ze mną o tym
znaczy, że możesz pojawiać się i znikać, kiedy rozmawiać, więc zadzwoniłem
ci się podoba Morehouse: A jeśli dalej nie będziesz chciał
<Diablo1 opuszcza grupę> o tym rozmawiać, zadzwonię jeszcze raz
Narcyzka: wtf? Anomia: nie możesz do mnie napierdalać
na numer stacjonarny. Nie możesz !
Sercella: nie zwracaj na niego uwagi. Jest
zazdrosny
Sercella: a Dżdżownica28 przed chwilą znowu Anomia: Czego ode mnie chcesz? Mówiłem ci,
stąd wyparowała. Jest cholernie że przyjrzę się LordowiDrekowi i Vilepechorze.
przewrażliwiona Jeszcze się przyglądam.
Narcyzka: wszyscy mamy jakieś kompleksy Morehouse: minęły całe tygodnie
Sercella: wiem, ale ona jest aż śmieszna. Lepiej Anomia: bo zajęło to tygodnie i jak dotąd
niech tu wraca, o 9 muszę spadać wydają się czyści. Jeśli coś znajdę, to się ich
pozbędę
>
Sercella: może tobie uda się przemówić Morehouse: co spodziewasz się znaleźć,
Morehouse'owi do rozsądku pieprzony kaptur Ku Klux Klanu?
Narcyzka: a o co chodzi? Anomia: słuchaj, nie mogę ich wyrzucić bez
żadnego dowodu
Sercella: o LordaDreka i Vilepechorę
Sercella: on myśli, że to nazistowscy terroryści Morehouse: jebać dowód. Wiesz, że zawsze
myślałem, że z Vilepechorą jest coś nie tak.
Anomia: Oni jej nie zabili, okej?
Narcyzka: jeśli to jakieś pocieszenie, nie tylko Morehouse: jesteś dobrze zorientowany
ty masz problem z innymi moderatorami, Anomia: ffs przeczytałem o tym w Timesie jak
Diablo1 mnie nie znosi
cała reszta
Dżdżownica28: wcale nie , nie do końca Anomia: zresztą akurat ty nie powinieneś
Dżdżownica28: przyjaźnią się z Morehouse'em mi prawić morałów
, ale się pokócili Morehouse: co to niby ma znaczyć?
Narcyzka: kiedy to było?
Anomia: walisz konia jak kretyn przed gołymi
Dżdżownica28: zaraz przed tym jak zostałaś fotkami Narcyzki
moderatorem
Anomia: na samym początku uzgodniliśmy,
że niczego takiego tu nie będzie
Anomia: wracam za 10 minut i sprawdzę, a jeśli Narcyzka: Nie wspomniałam ci, bo myślałam,
się nie zjawi, będzie miała kłopoty że bardzo się zdenerwujesz
<Anomia opuszcza grupę> Morehouse: cholera
> >
> Narcyzka: Morehouse, przepraszam, ale to nie
było złe zdjęcie, ani sprośne, ani nic
>
> Narcyzka: musiałam wyjaśnić, że nie było
przeznaczone dla niego
>
Narcyzka: wiem, że powinnam bardziej
> uważać
> >
>
>
>
>
>
Sercella: Narcyzka?
Sercella: Nie mogę moderować sama, znowu Narcyzka: bardzo, bardzo mi przykro
mamy długi korek przy Wombwellu
Morehouse: nic się nie stało
> Narcyzka: nieprawda, teraz wie, że łamiemy
Zasadę 14
> >
Sercella: nie o to mi chodzi! >
Anomia: Sercello, wybacz mi, ale >
po niedawnych wydarzeniach nie darzę cię <Anomia opuszcza grupę>
całkowitym zaufaniem
<Grupa prywatna została zamknięta>
Anomia: zazwyczaj nie pokładam wiary
w ludziach, którzy coś przede mną ukrywają
>
>
>
>
>
>
Anomia: a zanim ktoś mi wytknie, że sam
ukrywam swoją tożsamość, to zupełnie inna
sprawa. Moje motto to splendide mendax
Dżdżownica28: co to znaczy ?
Anomia: kłamstwo ze szlachetnych pobudek
Christina Rossetti
The Lowest Room
Ciekawostki:
* de Jong, Cardew i Montgomery byli przesłuchiwani przez
policję. Cardew i Montgomery podali alibi na czas, w którym
doszło do zabójstwa: Montgomery był rzekomo w pubie
z przyjaciółmi, a Cardew w domu z siostrą i babcią.
* Według źródeł internetowych Ashcroft, który nie był
przesłuchiwany przez policję, nie ma żony i mieszka
z rodzicami w Colchester, chyba że akurat jest w trasie. Nic nie
świadczy o tym, żeby miał jakieś umiejętności w zakresie
obsługi komputera albo projektowania.
* Policja pytała Cardew, czy należy do jakiegoś „bractwa”.
Dopytywał o to Montgomery, który powiedział, że według
niego chodzi o skrajnie prawicowe ugrupowanie o nazwie
Halving. Mam wrażenie, że coś ostatnio widziałem albo
słyszałem na jego temat, ale nie pamiętam gdzie – natknęłaś
się na coś w Internecie w związku z Cardew albo kreskówką?
* Miesiąc przed napaścią Blay znów zamieszkał w North
Grove, bo zalał swoje mieszkanie (lokalizacja nieznana).
* W ciągu miesiąca, który tam spędził, odwiedzała go niejaka
Yasmin (nie podano nazwiska), która pracowała kiedyś dla
Blaya i Ledwell, zajmując się korespondencją z fanami.
Według Cardew jest gruba i Ledwell ją zwolniła.
* Wygląda na to, że to Yasmin podsunęła Blayowi pomysł,
że Ledwell była Anomią, i to ona wydaje się
prawdopodobnym źródłem teczki z „dowodami”.
* Blay wyruszył na cmentarz, zabierając ze sobą teczkę, której
jednak nie znaleziono. Zakłada się, że zabrał ją zabójca.
* Zabójca zabrał też telefon Blaya (o telefonie Ledwell nie
wspomnieli).
* Cardew wspomniał o blogu zatytułowanym Pió
ro Sprawiedliwości, który najwyraźniej uwziął się
na Ledwell/Serce jak smoła. Chyba warto go sprawdzić,
w razie gdyby miał się okazać pobocznym przedsięwzięciem
Anomii.
* Tuż po tym, jak Montgomery, Cardew, Ashcroft i de Jong
wyszli z pubu, pojawiła się dziewczyna mająca rękę pokrytą
tatuażami z Serca jak smoła i najwyraźniej szukała jednego z
nich. Zadzwoniła do kogoś i pytała, dlaczego jej nie
powiedział, że spotykają się z Nilsem, i dlaczego od miesiąca
się nie widzieli. Jest z Yorkshire. Załączam jej zdjęcie i zdjęcie
budynku, do którego weszła. Powinniśmy ją zidentyfikować
i dowiedzieć się, czy ktoś z nią mieszka.
Możemy wymienić się tropami, gdy się spotkamy. Chciałem
ci tylko przekazać najświeższe informacje na temat tego,
co się wczoraj wydarzyło.
Poza tym umówiłem się na czwartek z Katyą Upcott
i Phillipem Ormondem. Powinniśmy porozmawiać z nimi
razem. – S
Robin otworzyła pierwszy załącznik i zobaczyła zdjęcie wychudzonej,
ubranej na czarno dziewczyny wpatrującej się w cmentarną bramę.
Przybliżając tatuaże na jej lewym przedramieniu, rozpoznała nie tylko Sercka,
lecz także Dreka, zjawę Narcyzkę i markotną Dżdżownicę. Przypuszczała,
że wszystkie tatuaże, nawet te, których nie kojarzyła, na przykład sroka
i dwa uśmiechnięte szkielety w wiktoriańskich kapeluszach, pochodzą
z kreskówki, oraz podobnie jak Strike, zastanawiała się, ile dziewczyna musiała
wydać, by wytrawić w swojej skórze wszystkie te postaci.
Otworzyła drugie zdjęcie. Nawet najgorsze domy, które ostatnio oglądała,
nie miały tak obskurnej fasady jak klinowaty budynek przy Junction Road
z popękanymi ramami okiennymi i brudnym tynkiem.
Wracając do mejla Strike'a, Robin zauważyła, że już teraz może mu udzielić
informacji w jednej ze spraw, które go zainteresowały. Podczas przedzierania
się przez tweety i interakcje Anomii z innymi użytkownikami natrafiła bowiem
na blog Pióro Sprawiedliwości. Właśnie otworzyła dokument, który zamierzała
pokazać później Strike'owi, i przesłała go do drukarki na biurku Pat.
Następnie sprawdziła nowy profil, który założyła sobie na Twitterze,
@smolistafanka:), dodała Anomię i Morehouse'a do obserwowanych, a potem,
by być na bieżąco z plotkami i najnowszymi wydarzeniami, dorzuciła tyle
profili fanów Serca jak smoła, ile zdołała znaleźć. Zamiast swojego zdjęcia,
wykorzystała stockowe zdjęcie młodej ładnej brunetki. Już dostała
trzy wiadomości.
@jbaldw1n1>>
Jeśli to jest twoje prawdziwe zdjęcie, to pewnie jesteś już
śmiertelnie znudzona piszącymi do ciebie facetami, więc
lepiej dam ci spokój.
@Drekbuaa9
obciągnij mi
@mreger#5
To nie jest żaden fortel podrywowy, chciałem tylko
powiedzieć, że ten cały Julius jest mocno niezrównoważony
i już go zgłosiłem.
Zainteresowana trzecią z tych wiadomości, Robin postanowiła sprawdzić,
co ją sprowokowało.
Dwa dni wcześniej wyraziła w tweecie nadzieję, że film Serce jak smoła
pozostanie wierny oryginałowi kreskówki. Uznała to za opinię niebudzącą
kontrowersji. Wywołała jednak ożywione reakcje. Fani ustawili się w kolejce,
by ją poinformować, że już samo kręcenie filmu, niezależnie od jego jakości,
zniszczyłoby wszystko, co uwielbiają w Sercu jak smoła. Nikt jednak nie poczuł
się tak urażony niewinnym stwierdzeniem Robin jak @jestem_evola.
Julius
@jestem_evola
W odpowiedzi do @smolistafanka:)
pusta suka
Julius
@jestem_evola
W odpowiedzi do @smolistafanka:)
gdyby ktoś cię gwałcił za każdym razem kiedy mówisz coś
głupiego ciągle miałabyś w sobie kutasa
Anomia
@AnomiaGamemaster
Biedwell wywaliła Katyę Upcott, przyjaciółkę, która pomogła
wynieść #SerceJakSmoła na szczyt. Teraz zatrudnia
@<AY©A>. @prawdziwyJoshBlay zostaje z Upcott.
23.53, 8 czerwca 2012
Edie wydrukowała ten tweet, dopisując pod spodem: Anomia napisał to już
kilka godzin po tym, jak powiedziałam Katyi, że chcę zatrudnić zawodowego agenta.
Wolałam, żeby przestała mnie reprezentować nie dlatego, że nie chciałam jej płacić.
Nigdy nie wiązała nas żadna umowa, a ona zawsze mówiła, że nie chce zapłaty.
Uważałam, że źle nam doradza i chciałam zapłacić za profesjonalne przedstawicielstwo,
ponieważ wszystko coraz bardziej się rozrastało i czułam, że tracę nad tym kontrolę.
Joshowi nie spodobało się, że odchodzę od Katyi. Powiedział, że jestem nielojalna.
Fandom też nie przyjął dobrze rewelacji Anomii, czego dowodziły reakcje.
Andi Reddy
@ydderidna
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
omfg, kiedy wreszcie ją stać, żeby zapłacić przyjaciółce za tę
całą robotę wykonywaną za friko, ona ją wyrzuca?
Caitlin Adams
@CaitAdumsss
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
To nowe dno, nawet jak na #Biedwell. Ci ludzie jej pomogli,
a ona po prostu ich wyrzuca.
Arlene
@queenarleene
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Brawo dla @prawdziwyJoshBlay, że trzyma z Katyą, kocham
go za to jeszcze bardziej. I w tym momencie serio
#walićBiedwell.
Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
To agresywna rasistka i dyskryminuje niepełnosprawnych.
Jeśli dopiero teraz jesteście zszokowani, to nie wiem, gdzie
się kurwa dotąd podziewaliście.
Anomia
@AnomiaGamemaster
Podobno Netflix węszy przy #SerceJakSmoła.
#EdietaBiedwell gotowa zamknąć Grę Dreka, wywalić więcej
aktorów głosowych z oryginalnej wersji... 1/2
Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
wywalić Blaya itd., żeby zbić kasę.
Napiszcie @EdLedRysuje i @prawdziwyJoshBlay, co o tym
myślicie – co powinno nie podlegać dyskusji? 2/2
PaniSercek
@carlywhistler_*
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
nieeee to się nie dzieje naprawdę. skąd o tym wiesz?
Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do @carlywhistler_*
Gamemaster wie wszystko
Timothy J Ashcroft
@DzdzownicaWyjdzieNaWierzch
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Nie wydaje mi się, żeby @EdLedRysuje zamierzała coś
takiego zrobić, serio
Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do @DzdzownicaWyjdzieNaWierzch
Źle ci się wydaje. Słyszałem, że jesteś na szczycie listy osób
do zwolnienia
DziewczynaSercka
@zawszesercek7
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Jeśli ona wyrzuci Josha i zamknie Grę straci cały fandom
i może wtedy zdechnąć w pożarze śmietnika #jestemzJoshem
DrekBuaa
@piekloifuria$
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
#DośćKarmieniaBiedwell
Zozo
@czarneserce28
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
ona nie morze zamknąć tej gry , gra jest nasza !!!!
#NieDlaNetflixa @EdLedRysuje prozse słuchaj swoich fanów
!!!!!
Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
No to super, wszystkie moje pomysły idą do Netflixa, żeby
Edie Ledwell mogła zarobić kupę kasy
Loren
@lºrygill
W odpowiedzi do @prawdziwaNarcyzka @AnomiaGamemaster
Kea, gdybyś zorganizowała zbiórkę, wielu z nas pomogłoby
ci ją pozwać #DośćKarmieniaBiedwell #NieDlaNetflixa
Robin siedziała przez moment bez ruchu, myśląc o tym, co przed chwilą
zobaczyła, po czym sięgnęła po biurowy telefon i zadzwoniła do Allana
Yeomana. Na krótką chwilę przełączyło ją na czekanie, w czasie którego płynęła
instrumentalna wersja My Heart Will Go On, a potem zabrzmiał głos agenta.
– Słucham?
– Cześć, Allan. Mam małe pytanie i zastanawiałam się, czy nie mógłbyś
pomóc. Słyszałeś może o dziewczynie, która nazywa się Kea Niven?
– Kea Niven... – powtórzył powoli Yeoman. – Hm... brzmi znajomo, ale...
wybacz, odświeżysz mi pamięć?
– To była dziewczyna Josha Blaya, która...
– Ach, Kea Niven, tak, oczywiście, oczywiście! – powiedział Yeoman. – Ta,
która twierdziła, że wszystkie pomysły na Serce jak smoła pochodzą od niej i że
Edie je ukradła?
– Właśnie ona – potaknęła Robin.
– Powinienem był o niej wspomnieć na lanczu – powiedział Yeoman. –
Na pewno nie jest Anomią.
– Dlaczego tak uważasz?
– Och, Edie zupełnie ją wykluczyła. Chyba dlatego, że Anomia był obecny
w grze w czasie, kiedy Kea nie mogła być. Wiesz, że Edie udało się w którymś
momencie wejść do gry?
– Tak. Powiedziała, że ją zablokowali, bo zadawała za dużo pytań o Anomię.
– Zgadza się.
– Więc o co chodzi z tą Keą?
– Josh rzucił ją dla Edie. Wiem, że Anomia przez jakiś czas jej kibicował...
– Naprawdę? Jeszcze do tego nie dotarłam.
– Tak, kilka lat temu podkręcał jej oskarżenia o plagiat, ale jeśli mnie pamięć
nie myli, znudził się i poszedł dalej. Znalazł lepsze sposoby, żeby dopiec Edie.
– Jak myślisz, czy Kea naprawdę wierzy, że Edie i Josh ukradli jej pomysły?
– Możliwe. – Yeoman westchnął. – Wiesz, kiedy coś staje się hitem, tego
rodzaju historie są niewiarygodnie częste. Zazwyczaj to tylko myślenie
życzeniowe albo prawdziwa niezdolność pojęcia tego, że wielu różnym
ludziom mogą przychodzić do głowy podobne pomysły. Zadziwiające, jak
często w tym samym czasie wychodzą dwa filmy na ten sam temat. Nikt
niczego nie ukradł. To po prostu tam jest, no wiesz, w eterze. Cyril Scott
powiedziałby, że to dewy szepczące do uszu otwartych ludzi.
Robin podziękowała Yeomanowi i rozłączyła się, po czym wróciła na stronę
profilową Kei Niven na Twitterze i zaczęła ją skrolować, szukając interakcji
między Keą i Anomią. Wreszcie znalazła jedną w 2011 roku, datowaną
na zaledwie kilka dni po tym, jak Kea zamieściła w Internecie swoje wideo.
Anomia
@AnomiaGamemaster
No, no, no. To może wyjaśniać, dlaczego Biedwell tak mgliście
opowiada o tym, jak wymyśliła Sercka
Kea Niven
Kea Niven
historia serca Margaret Read, którą
opowiedziałam @prawdziwyJoshBlay i jej
dziwne podobieństwo do *pewnej* postaci
z kreskówki
https://www.youtube.com/watch?
v=dQw4w9WgXcQ
Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Dzięki za opinię
Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do @prawdziwaNarcyzka
Nie ma sprawy. Przy okazji, masz świetne włosy
Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
lol dzięki
Robin, jeszcze bardziej zaintrygowana, przeskrolowała do góry. Był
to pierwszy sygnał w twitterowej aktywności Anomii przypominający coś
zbliżonego do flirtu. Podczas starannego przeglądania wcześniejszych tweetów
Anomii Robin zaczęła myśleć o tym człowieku jak o jakiejś dziwnie bezpłciowej
jednostce, w obu znaczeniach tego słowa. Nie było żadnej wzmianki o tym,
że ktoś mu się podoba ani o pożądaniu seksualnym: jedyną cielesną potrzebą,
o której kiedykolwiek wspominał, był głód.
Parę dni po pierwszej interakcji Anomii z Keą Anomia znowu skierował
swoich obserwujących w stronę filmiku Kei, a ona okazała mu za
to wdzięczność.
Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Wielkie dzięki za udostępnienie i obronę prawdy
Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do @prawdziwaNarcyzka
Napisałem do ciebie na priv.
Christina Rossetti
Look On This Picture and On This
Strike, który właśnie szedł po Charing Cross Road do agencji, był zmęczony,
obolały i gorzko żałował, że poprzedniego wieczoru o późnej porze zjadł
z Madeline balti curry. Przepadał za pikantnym jedzeniem, więc nie rozumiał,
dlaczego przez większość dnia kotłuje mu się w bebechach, chyba że miało
to coś wspólnego z połączeniem madrasu i kwaskowatego drinka, który
Madeline koniecznie chciała z nim wypić przed jedzeniem, ponieważ była
to specjalność lokalu. Potem nastąpiła noc z bardzo niewielką ilością snu,
ponieważ dokuczały mu gazy. Później, zamiast spokojnie obserwować biuro
Groomera z kawiarni (ich klientka zgodziła się już, że próba dowiedzenia się
o Groomerze czegoś, co wzbudzi odrazę jej córki, może być dobrym
pomysłem), był zmuszony podążać za nim piechotą, ponieważ obiekt najpierw
wybrał się na zakupy na Bond Street, a potem na lancz w restauracji, gdzie
wszystkie stoliki były zarezerwowane, i wreszcie postanowił pokonać pieszo
całą drogę do British Museum, gdzie jak przypuszczał Strike, był umówiony
na jakieś spotkanie w interesach, ponieważ został powitany w drzwiach
przez dwoje ludzi noszących plakietki z imionami.
– Nie wiem, gdzie on się, kurwa, podział – powiedział Barclayowi
zdenerwowany Strike, gdy już znalazł się na Great Court, należącej
do muzeum białej niemal hektarowej przestrzeni ze spektakularnym szklanym
dachem rzucającym na ściany i podłogę siatkę trójkątnych cieni. – Wszedł
do tej windy, ale ja nie zdążyłem.
Nie chciał przyznać, że ścięgno udowe amputowanej nogi, które już kiedyś
zerwał, znowu dawało mu się we znaki. Nie zdążył do windy, ponieważ
zaczynał utykać i nie był w stanie poruszać się wystarczająco szybko, by ominąć
dużą grupę turystów.
– E, spoko, bracie – powiedział Szkot – prędzej czy później będzie musiał
zjechać z powrotem. Zresztą wątpię, żeby przyszedł tu po dragi albo na kurwy.
Strike wyszedł zatem i jakby znajdując w tym masochistyczną przyjemność,
pojechał metrem zamiast taksówką, a gdy wkuśtykał na Denmark Street,
poczuł ulgę na myśl o tym, że niebawem będzie mógł posiedzieć przez jakąś
godzinkę z kubkiem mocnej herbaty, w bliskim sąsiedztwie swojej łazienki,
w której w razie potrzeby będzie pierdział tak głośno, jak mu się spodoba.
Wspinając się po schodach, mniej więcej po raz tysięczny zastanawiał się,
dlaczego nigdy nie skontaktował się z właścicielem w sprawie nareperowania
windy. Wreszcie, wciągnąwszy się za pomocą poręczy na drugie piętro,
popchnął szklane drzwi i zastał w agencji trzy wpatrzone w niego kobiety: Pat,
Robin i Charlotte.
Przez chwilę tylko gapił się na Charlotte, która siedziała na kanapie obitej
sztuczną skórą, założywszy jedną długą nogę na drugą. Ciemne włosy
ściągnęła w luźny kok, a jej cera mimo braku makijażu wyglądała
nieskazitelnie. Miała na sobie kremową sukienkę z kaszmiru, długi płaszcz
z brązowego zamszu oraz buty z cholewkami, i choć była bardzo chuda, jeszcze
nigdy nie wydawała mu się równie piękna.
– Cześć, Corm – przywitała się z uśmiechem.
Nie uśmiechnął się, lecz zwrócił niemal oskarżycielskie spojrzenie na Robin,
którą to natychmiast zirytowało. To nie ona zaprosiła Charlotte do agencji i to
nie była jej wina, że Charlotte, choć została poinformowana, że Strike'a nie ma,
oznajmiła po prostu, że na niego zaczeka.
– To nie wina Robin – powiedziała Charlotte, jakby czytała w myślach ich
obojga. – Przyszłam bez zapowiedzi. Możemy zamienić dwa słowa?
Strike pokuśtykał milcząco w stronę drzwi oddzielających gabinet
od sekretariatu, otworzył je i niezbyt uprzejmie zaprosił ją gestem do środka.
Wstała bez pośpiechu, sięgnęła po torebkę, uśmiechnęła się do Robin i Pat,
powiedziała „dzięki”, mimo że żadna z nich nie zrobiła niczego, za co miałaby
powód być wdzięczna, po czym minęła Strike'a, zostawiając za sobą lekką nutę
Shalimar.
Gdy Strike zamknął drzwi, odgradzając się od swojej wspólniczki i od
sekretarki, Charlotte powiedziała:
– Macie tu szyfr na wypadek kobiet, które przychodzą, żeby rzucić się
na szyję sławnemu detektywowi? To o to chodzi z „Gateshead”?
– Czego chcesz? – spytał Strike.
– Nie zaproponujesz, żebym usiadła? A może wolisz, żeby klienci stali
w twojej obecności?
– Rób, jak chcesz, byle szybko. Jestem zajęty.
– Nie wątpię. A przy okazji, jak ci się układa z Mads? – spytała, gdy usiadła
i założyła nogę na nogę.
– Czego chcesz? – powtórzył.
Sam wolał nie siadać, mimo że ścięgno udowe wciąż pulsowało bólem. Stał
z założonymi rękami i patrzył na nią z góry.
– Potrzebuję detektywa – powiedziała Charlotte. – Bez obaw, nie oczekuję
darmowej przysługi. Zapłacę.
– Nie zapłacisz – odparł Strike – bo nasza lista klientów jest pełna. Będziesz
musiała poszukać kogoś innego. Polecam McCabesa.
– Spodziewałam się, że odeślesz mnie gdzieś indziej – powiedziała Charlotte,
już się nie uśmiechając – ale jeśli pójdę z tym konkretnym problemem
do McCabesa, mogą puścić parę z ust, żeby wyeliminować cię z rynku.
Przypuszczam, że ostatnio jesteś czymś w rodzaju ciernia w boku innych
agencji detektywistycznych. Pewnie wszyscy klienci przychodzą najpierw
do ciebie.
Gdy nie odpowiedział, rozejrzała się po biurze swoimi zielonymi
nakrapianymi oczami i powiedziała:
– Jest większe, niż zapamiętałam... Nawiasem mówiąc, lubię Mads – dodała,
znów patrząc na Strike'a, który stał z kamiennym wyrazem twarzy. – Wiesz,
że w ubiegłym tygodniu trochę dla niej pozowałam? Było całkiem fajnie.
Kolekcja nazywa się „Zła sława” i...
– Tak, wiem o tej kolekcji.
– Założę się, że musiała cię długo przekonywać, żebyś pozwolił jej mnie
zatrudnić.
– Nie trzeba było nikogo przekonywać. To nie miało ze mną nic wspólnego.
– Mads powiedziała, że się zgodziłeś. – Charlotte uniosła brwi.
Przeklinając Madeline w duchu, odparł:
– Jeśli tak określiłabyś słowa: „Rób, co chcesz, to nie ma ze mną nic
wspólnego”.
– Och, Bluey, skończ z tymi gierkami – powiedziała z powagą Charlotte.
– Nie nazywaj mnie tak.
– Wiem, że wiesz, dlaczego tu przyszłam. Valentine powiedział ci w
sylwestra.
Gdy Strike nie zareagował, dodała:
– Muszę przyznać, że byłam bardzo zaskoczona, kiedy się dowiedziałam,
że postanowiłeś poderwać dziewczynę, która była tam z Valentine'em.
– Myślisz, że zagadnąłem Madeline wyłącznie po to, żeby ci dopiec? –
prychnął Strike. – To twoje pieprzone ego... Jedyną wadą, jaką w niej
zauważyłem, było to, że zna twojego pieprzonego przyrodniego brata.
– Skoro tak twierdzisz, kochanie – powiedziała Charlotte.
Usłyszał nutę zadowolenia w jej głosie. Zawsze uwielbiała potyczki. „Podczas
kłótni przynajmniej czuję, że żyję”.
– No dobrze – powiedziała lekkim tonem – skoro chcesz to usłyszeć. Jago
znalazł w moim starym telefonie gołą fotkę, którą ci przesłałam.
– Czyżby?
– Nie udawaj, Bluey, wiesz, że tak. Valentine ci powiedział. Przypuszczam,
że Valentine'a nie uważasz za... Jak mnie nazwałeś podczas ostatniej kłótni?
Narcystyczną mitomanką?
– Myślę, że sama dopilnowałaś, żeby Jago znalazł to cholerne zdjęcie, o które,
jak kurwa dobrze wiesz, wcale nie prosiłem i którego nie chciałem.
– Hm. – Charlotte uniosła brwi (bo prawdę mówiąc, ilu heteroseksualnych
mężczyzn mogłoby szczerze powiedzieć, że nie chcieliby dostać jej nagiego
zdjęcia?). – W każdym razie Jago tego nie kupuje. Poza tym wie, że dzwoniłeś
do Symonds House, kiedy tam byłam... A tak się składa, że ja też nigdy cię o to
nie prosiłam.
– Słałaś mi stamtąd pieprzone samobójcze wiadomości.
– Cóż, kochanie, mogłeś mnie zignorować, masz w tym ogromne
doświadczenie – powiedziała Charlotte. – W każdym razie Jago wie, że to ty
tam dzwoniłeś, nie jest głupi i nie wierzy, żebyś był aż takim harcerzykiem.
Myśli raczej, że miałeś jakiś osobisty interes w uratowaniu mi życia.
– Jestem pewny, że bardzo ci zależało na wyprowadzeniu go z błędu.
– Jeśli Jago postanowi w coś wierzyć, nawet dynamit nie skłoni go do zmiany
zdania – powiedziała Charlotte.
Strike zrobił pół kroku w jej stronę. Nogę rozsadzał mu ból.
– Jeśli zostanę wymieniony w twojej żałosnej sprawie rozwodowej, będę
udupiony zawodowo. Zaczną za mną łazić paparazzi, moja twarz będzie
we wszystkich gazetach...
– Właśnie – powiedziała Charlotte, patrząc mu spokojnie w oczy. – I dlatego
pomyślałam, że być może zechcesz mi pomóc znaleźć coś na Jagona, zanim
udupi nas oboje. Próbuje mi zabrać bliźnięta. Domaga się wyłącznych praw
rodzicielskich i nie zawaha się zawlec mnie do sądu, żeby uznano mnie
za niezdolną do macierzyństwa. Ma już dogadanego psychiatrę gotowego
powiedzieć, że jestem stuknięta i niezrównoważona, a do tego liczy na to,
że przypnie mi rozwiązłość i zamroczenie narkotykami. Zrujnowanie ciebie
będzie dla niego tylko dodatkową rozrywką.
– Będąc w ciąży, powiedziałaś mi, że nie możesz się, kurwa, doczekać, kiedy
porzucisz te dzieci.
Odniósł wrażenie, że na ułamek sekundy straciła pewność siebie, lecz potem
odrzekła, dobrze naśladując swój uprzedni spokój:
– Są moje w takim samym stopniu co jego. Bez względu na to, co się wydaje
matce Jagona, nie jestem żadnym pieprzonym inkubatorem. Jestem matką
przyszłego wicehrabiego Rossa. James dziedziczy tytuł i jest moim synem,
do cholery, więc go nie dostaną... nie dostaną żadnego z nich. Amelia zezna,
że Jago mnie bił. – Amelia była siostrą Charlotte, nie aż tak piękną,
lecz znacznie mniej rozchwianą emocjonalnie, i nigdy nie przepadała
za Strikiem. – Widziała mnie z podbitym okiem tuż przed tym, jak mnie
spakowali i wysłali do Symonds House.
– Jeśli to ma we mnie obudzić rycerski instynkt – zaczął Strike – chciałbym
ci przypomnieć, że doskonale wiedziałaś, jaki on jest, kiedy za niego
wychodziłaś. Pamiętam, jak przyjechałaś się ze mną zobaczyć w Niemczech
i wspomniałaś, że pobił swoją byłą. Dowiedziałaś się o tym starą dobrą pocztą
pantoflową i nieźle się uśmiałaś, myśląc o tym, jak ci się upiekło.
– Więc zasługuję na to, żeby mnie bił? – powiedziała Charlotte, podnosząc
głos.
– Nie graj ze mną w te pieprzone gierki – warknął Strike. – Dobrze, kurwa,
wiesz, że gdybym uważał, że jakąkolwiek kobietę można lać, nie
prowadzilibyśmy teraz tej rozmowy, bo już byś nie żyła.
– Czarujące – powiedziała Charlotte.
– Zgodziłaś się wyjść za Jagona, bo myślałaś, że wtargnę na ślub i cię
powstrzymam, że kurwa, znowu przybędę ci na ratunek. Sama to napisałaś:
„Nie przypuszczałam, że pozwolisz mi to zrobić”.
– No i co z tego? – zniecierpliwiła się Charlotte. – Czy to coś zmienia?
Pomożesz mi znaleźć coś na Jagona? Tak czy nie?
– Nie – powiedział Strike.
Na dłuższą chwilę zapadła cisza. Charlotte wpatrywała się w niego przez
pełną minutę, a on poczuł, że jest przerażająco znajoma, zgubnie pociągająca
i że doprowadza go do dzikiej furii.
– Okej, kochanie – powiedziała oschłym tonem, schylając się po torebkę
i wstając. – Pamiętaj o tej rozmowie, kiedy będziesz próbował zrzucić na mnie
winę za to, co się wydarzy. Prosiłam cię, żebyś mi pomógł to powstrzymać.
Odmówiłeś.
Przygładziła kaszmirową sukienkę. Zastanawiał się, ile czasu zajęło jej
zdecydowanie, w co się ubrać przed przyjściem do jego agencji. Wiedział, że jej
stonowany styl, często chwalony przez magazyny o modzie, to efekt
starannego planowania. Teraz, w sposób, który dobrze znał, czekała,
aż otworzy jej drzwi. Cała ona: twierdziła, że potępia środowisko, w którym
się urodziła, ale często dochodziła do wniosku, że ma prawo oczekiwać
staromodnych manier od mężczyzny, którego lata młodości często upływały
w nędzy.
Strike szarpnął za drzwi. Gdy go mijała, poczuł zapach Shalimar i był
na siebie wściekły za to, że go rozpoznał.
Robin, czytająca akurat wydrukowany wcześniej dokument, podniosła
głowę. Niebieska sukienka, którą tak lubiła, wydała jej się teraz ścierką
do naczyń w zestawieniu z jakością ubrań Charlotte: wiedziała, że każdy
element ubioru byłej narzeczonej Strike'a wymagałby specjalistycznego
czyszczenia.
– Krótko, ale uroczo – powiedziała Charlotte, uśmiechając się do Robin. –
Miło, że wreszcie należycie się poznałyśmy. Chyba parę razy rozmawiałyśmy
przez telefon.
– Tak – potwierdziła Robin, mając świadomość, że w tle stoi wściekły Strike,
lecz mimo to wysiliła się na uprzejmy uśmiech.
– Zabawne – powiedziała Charlotte, przechyliwszy głowę, by przyjrzeć się
Robin – jesteś trochę podobna do Madeline.
– Do kogo? – spytała Robin.
– Do dziewczyny Corma – powiedziała Charlotte, spoglądając z anielskim
uśmiechem z powrotem na Strike'a. – Nie poznałaś jej? Madeline Courson-
Miles. Jest absolutnie urocza. Projektuje biżuterię. Właśnie trochę pozowałam
w jej nowej kampanii. No cóż, cześć, Corm. Trzymaj się.
Szok ześlizgnął się z mózgu Robin i skuł lodem jej wnętrzności. Odwróciła
się od Strike'a, udając, że sprawdza drukarkę, choć doskonale wiedziała,
że ma już wszystko, co chciała wydrukować. Drzwi zamknęły się za Charlotte.
– Ta to ma o sobie wysokie mniemanie – prychnęła Pat, wracając do pisania
na klawiaturze.
– Ale nie jest niezrównoważona emocjonalnie, Pat. – Robin starała się, żeby
zabrzmiało to zwyczajnie, jakby była wręcz rozbawiona. Słyszała, jak Strike
wycofuje się do biura. – To nie Gateshead.
– Owszem – powiedziała sekretarka niskim, skrzeczącym głosem, który
uchodził za jej szept. – Czytam gazety.
– Więc wymienimy się informacjami na temat Anomii? – zawołał Strike zza
biurka wspólników, gdy wreszcie usiadł.
– Będziemy musieli się streszczać – odrzekła Robin, starając się, żeby
zabrzmiało to bardzo rzeczowo. – Umówiłam się z Ilsą na drinka i kolację.
Było aż nadto czasu, żeby zdążyła do Boba Boba Ricarda, lecz Robin nagle
zdała sobie sprawę, że pragnie znaleźć się jak najdalej od Strike'a. Zimne,
lepkie doznanie w jej wnętrzu nie ustępowało, podobnie jak małe wstrząsy
wtórne, które, jak się obawiała, zapowiadały stan wykluczający skuteczne
udawanie obojętności na niedawno usłyszane wieści.
– Wydrukowałam to dla ciebie – powiedziała, wchodząc do biura. – Chciałeś
trochę informacji o blogu Pióro Sprawiedliwości. To wszystko, co do tej pory
znalazłam.
Strike zaciskał zęby i wydawał się wściekły. Robin zaczerpnęła trochę odwagi
z faktu, że wcale nie udawał nieporuszonego wizytą Charlotte.
– Nie wspominałeś, że się z kimś spotykasz – powiedziała i usłyszała
sztucznie beztroską nutę w swoim głosie. Ale czy nie byli przyjaciółmi?
Najlepszymi przyjaciółmi?
Strike rzucił jej przelotne spojrzenie, po czym skupił się na dokumencie,
który właśnie mu podała.
– Ee... no, spotykam się. Więc to jest... Mówiłaś o Piórze Sprawiedliwości?
– Tak – potwierdziła Robin. – A, znalazłam też w Internecie dziewczynę,
która twierdzi, że Edie Ledwell ukradła jej wszystkie pomysły do Serca jak smoła.
– Naprawdę?
– Serio – powiedziała Robin, stojąc przed nim w niebieskiej sukience, którą
pamiętał z Ritza. – Nazywa się Kea Niven. Zadzwoniłam w jej sprawie do Allana
Yeomana, ale on twierdzi, że to nie może być Anomia, bo Edie ją wykluczyła.
– Jak mogła ją wykluczyć? – spytał Strike, wciąż woląc przeglądać notatki
na temat Pióra Sprawiedliwości, niż patrzeć na Robin.
– Ponoć Anomia brał aktywny udział w grze w czasie, kiedy Kea nie miała
dostępu do komputera ani telefonu. W każdym razie – dodała Robin, czując,
że pilna potrzeba oddalenia się od Strike'a zaczyna ją przytłaczać – jak
wspomniałam, jestem umówiona z Ilsą. Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli
się teraz urwę?
– Jasne, że nie. – Strike nie mógł się doczekać pozostania sam na sam
ze swoimi myślami równie mocno, jak Robin nie mogła się doczekać wyjścia.
– W takim razie do zobaczenia w czwartek – powiedziała Robin, ponieważ
grafik nie wymagał, by spotkali się wcześniej, po czym wyniosła swój szok
z powrotem do sekretariatu, gdzie wzięła płaszcz i torebkę, uśmiechnęła się
do Pat na pożegnanie i wyszła.
Strike pozostał tam, gdzie go zostawiła, a serce waliło mu tak, jakby właśnie
zszedł z ringu bokserskiego. Próbował się zmusić do czytania dokumentu,
który dostał od Robin.
Nie mógł się jednak skoncentrować. Rzucił kartki na biurko i dał upust całej
wściekłości na Charlotte, tym większej, że pogłębiała ją złość, jaką czuł
na samego siebie. Zignorował nadciągające niebezpieczeństwo. Chociaż
wiedział, że Jago znalazł to cholerne nagie zdjęcie, to jednak nic w tej sprawie
nie zrobił, ponieważ wolał wierzyć, że nakoksowany Valentine tylko
próbował siać panikę. Strike czuł, że wykazał katastrofalną w skutkach
niefrasobliwość zarówno w kwestii bardzo poważnego zagrożenia dla swojego
biznesu, jak i – przyszła pora, by spojrzeć prawdzie w oczy – swojego
przekonania, że Robin w ogóle nie musi wiedzieć o Madeline.
Charlotte miała niepokojącą umiejętność odczytywania stanów
emocjonalnych innych ludzi, którą z konieczności doskonaliła, lawirując
w rodzinie pełnej uzależnień i chorób psychicznych. Jej nadprzyrodzona
zdolność intuicyjnego wyczuwania nadziei i niepewności, które inni uważali
za dobrze ukryte, sprawiała, że była równie biegła w oczarowywaniu ludzi, jak
w ich krzywdzeniu. Ktoś mógłby zakładać, że powodowała nią po prostu czysta
wola destrukcji, będąca jedną z jej najbardziej niepokojących cech, lecz Strike
wiedział, że to nieprawda. Ostatnia wiadomość, jaką dostał od Charlotte przed
sześcioma miesiącami, brzmiała: „Chyba nigdy w życiu nikomu nie
zazdrościłam tak jak tej Robin”. Ponieważ Charlotte umiała czytać Strike'a
równie dobrze jak on umiał czytać ją, byłby skłonny postawić wszystkie
pieniądze, jakie miał na koncie, że zauważyła jego próbę przekierowania
w stronę Madeline pociągu, który czuł do Robin.
– No to idę – zaskrzeczała Pat z sekretariatu.
– Udanego weekendu – odpowiedział machinalnie Strike.
Usłyszał, jak Pat wychodzi, po czym natychmiast sięgnął po papierosa
i popielniczkę, które trzymał w szufladzie biurka. Zaciągając się głęboko
świeżo zapalonym bensonem & hedgesem, zapytał samego siebie, jak zamierza
rozwiązać problem Jagona Rossa i tego przeklętego nagiego zdjęcia, ale jego
niesforne myśli popędziły z powrotem do Robin i przyłapał się na tym, że robi
dokładnie to, czego unikał od miesięcy: wspomina tamten niemądry,
niebezpieczny moment przed Ritzem i po raz pierwszy staje w obliczu
pewnych nieprzyjemnych faktów.
Nie chciał, by Robin dowiedziała się o Madeline, ponieważ jakaś mała część
jego wciąż miała nadzieję, że błędnie odebrał to milczące „nie”, którym wtedy
zareagowała. W jej przeszłości było traumatyczne wydarzenie i to ono mogło
wywołać odruchowe wzdrygnięcie się w odpowiedzi na niespodziewany gest.
A jeśli „nie”, które zobaczył, było jedynie odruchowe, warunkowe albo
tymczasowe? Ostatnio miał wrażenie, że Robin próbuje mu pokazać, że nie
obawia się powtórki jego nieporadnego pijackiego gestu. Z jego doświadczenia
wynikało, że kobiety potrafią znaleźć sposób, by dać mężczyźnie
do zrozumienia, że dalsze starania nie będą mile widziane. Robin nie
traktowała go chłodniej, nie unikała spotkań sam na sam, nie wspominała
o nowym chłopaku, by zasygnalizować swoją niedostępność. Entuzjastycznie
zareagowała na propozycję wspólnego pójścia do pubu, a potem spontanicznie
go uściskała. Nic z tych rzeczy nie świadczyło o odrazie ani o chęci
odepchnięcia go.
Co jednak, jeśli rzeczywiście nie przekreślił swojej szansy? Nie przychodziła
mu do głowy żadna prosta odpowiedź. Wciąż pozostawały te same stare
obiekcje przeciwko próbom wypchnięcia ich relacji poza granice przyjaźni: byli
wspólnikami w interesach, spędzali ze sobą za dużo czasu, a jeśli związek
z Robin by się posypał, razem z nim posypałaby się cała reszta,
cała konstrukcja, którą razem zbudowali, będąca jedynym stabilnym
elementem w życiu Strike'a.
Bardzo trudno było mu jednak stłumić uczucie do Robin, któremu nigdy nie
nadał nazwy. Prawda wyglądała tak, że chciał, by pozostała singielką, dopóki
on nie rozwikła tego, co czuje i czego chce. Teraz Robin dzięki Charlotte mogła
po prostu uznać, że spokojnie może sobie znaleźć następnego Matthew, który
zaproponuje jej pierścionek – Strike nie miał wątpliwości, że Robin należy
do tego rodzaju kobiet, z którymi mężczyźni chcą się żenić – a wtedy wszystko
popsułoby się równie niechybnie, jak gdyby poszli ze sobą do łóżka i tego
pożałowali, ponieważ ostatecznie odeszłaby z agencji, jeśli nie natychmiast,
to w końcu na pewno. Był żywym dowodem na to, jak trudno wykonywać
tę pracę i wytrwać w stałym związku.
Wiedział jednak oczywiście, że wkrótce także może zostać pozbawiony
szansy wykonywania tej pracy. Informacje o rozwodzie i walce o opiekę nad
dziećmi toczonej przez Charlotte i Jagona, o ich zamku rodowym w Szkocji
oraz o rozczłonkowanej, fotogenicznej i skłonnej do skandali rodzinie
Charlotte wypełniłyby niezliczone rubryki w gazetach. Strike wiedział,
że jeśli temu nie zapobiegnie, wszystkie te strony będą upstrzone także jego
nazwiskiem i zdjęciami, wskutek czego jedyną szansą na kontynuowanie
działalności, dla której tak dużo poświęcił, byłaby rozległa operacja plastyczna.
W przeciwnym razie zostałby zredukowany do roli kierownika przykutego
do biurka i patrzącego, jak Robin i ich współpracownicy wykonują prawdziwą
detektywistyczną robotę, podczas gdy on sam tyłby z każdym rokiem, nawijał
klientom makaron na uszy i pilnował porządku w rachunkach.
Strike zgasił wypalonego do połowy papierosa, sięgnął po komórkę
i zadzwonił do Deva Shaha, który odebrał po drugim sygnale.
– Co tam?
– Gdzie teraz jesteś?
– Na Newman Street, czekam, aż Montgomery wyjdzie z pracy –
poinformował Dev. – Jego dziewczyna zjawiła się tu z dwiema kumpelami.
Wygląda na to, że idą zabalować gdzieś w okolicy.
– Świetnie – powiedział Strike. – Chcę z tobą pogadać na osobności. Daj
znać, jak już wybiorą lokal. Dołączę do ciebie.
– Nie ma sprawy – zgodził się Shah i Strike się rozłączył.
26
I jakbym się od siebie oderwała,
Odeszłam stamtąd tak, jak stałam,
I nad swym sercem rozpaczałam,
Jakbym je w dłoni miała [...].
Gdy Robin szła przez Soho, jej stopy zachowywały się całkiem normalnie, jakby
niosły zwyczajną istotę ludzką przynależącą do świata fizykalnego
i nieprzepełnioną tępym poczuciem oderwania od rzeczywistości.
Znała ten stan. Już raz w nim była, po tym, jak znalazła w swojej sypialni
brylantowy kolczyk kochanki byłego męża. Czekając wtedy, aż Matthew
przyjdzie do domu, doświadczyła właśnie tego dziwnego poczucia
przebywania poza ciałem: patrzyła na pomieszczenie, w którym siedziała,
jakby z perspektywy lat, wiedząc, że jest w nim ostatni raz i że pewnego dnia
spojrzy na ten mały skrawek czasu jak na przełomową chwilę w swoim życiu.
Zakochałam się w nim.
Za długo się oszukiwała. To nie była przyjaźń ani zwykła sympatia: nikt nie
czuje się, jakby miał wnętrzności poparzone suchym lodem, gdy odkrywa,
że jego przyjaciel z kimś sypia. Sposób, w jaki została zmuszona do spojrzenia
prawdzie w oczy, był jednak bardzo brutalny. Byłoby znacznie łatwiej, gdyby
ta świadomość przypełzła do niej delikatnie w złotych oparach Rit-za, podczas
konsumpcji drinków, które być może znieczuliłyby ją na szok, albo podczas
kontemplowania szczytu Matterhornu przypominającego kieł, gdzie miałaby
czas i przestrzeń, by zmierzyć się z prawdą, której wolała do siebie nie
dopuszczać.
Kiedy zaczął się ten nowy związek Strike'a? Jak szybko po tamtej chwili
na chodniku przed Ritzem? Bo nie mogła uwierzyć, że już wtedy się z kimś
spotykał. Bez względu na to, jak wielką czuła teraz złość na niego, była pewna,
że nie mógłby jej objąć i próbować pocałować, gdyby w tle była jakaś
dziewczyna oczekująca go o późniejszej porze.
W torebce zadzwoniła jej komórka. Nie chciała, żeby to był Strike; raczej nie
zniosłaby teraz rozmowy z nim. Z ulgą zobaczyła, że to obcy numer.
– Robin Ellacott.
– Cześć – zabrzmiał męski głos. – Mówi Ryan Murphy.
– Ryan... – powtórzyła Robin, nie mogąc skojarzyć tego nazwiska.
– Nadkomisarz Murphy. Byłem w pani agencji w sprawie Edie Led...
– Ach – powiedziała Robin – tak, oczywiście. Przepraszam.
– Może pani rozmawiać?
– Tak – potwierdziła Robin, próbując się skupić.
– Chciałem skonsultować kilka rzeczy, jeśli nie ma pani nic przeciwko temu.
– Nie, proszę mówić – odrzekła. Stopy dalej niosły ją w kierunku restauracji,
w której Ilsa miała się pojawić dopiero za półtorej godziny.
– Zastanawiałem się, czy kiedy Edie Ledwell się z panią skontaktowała,
wspominała o Yasmin Weatherhead.
– Nie – powiedziała Robin, jakby umysłem wróciła do agencji, po czym
dodała z niezmąconym spokojem: – To ta asystentka, która pomagała Edie
i Joshowi z korespondencją z fanami?
– Właśnie – potwierdził Murphy.
– To ona zaniosła Joshowi teczkę z rzekomymi dowodami na to, że Edie jest
Anomią?
– Już pani o tym wie? – Murphy był chyba pod wrażeniem. – Tak, to ona.
– Słyszeliśmy, że nie znaleziono tej teczki na cmentarzu obok Josha i Edie.
– Macie w policji jakąś wtyczkę?
– Nie – powiedziała Robin. – Odkryliśmy to w toku dochodzenia.
– A, okej. W każdym razie ma pani rację, nie znaleźliśmy jej na cmentarzu.
Proszę mi wybaczyć... ostatnio jesteśmy dosyć wrażliwi na punkcie przecieków.
Zakładam, że widziała pani artykuł w „Timesie”.
– Ten o Halvingu? Tak.
– Wcale nam nie pomogli, trąbiąc o tym na pierwszej stronie. Nie chcieliśmy,
żeby tamci wiedzieli, że ich obserwujemy.
– To zrozumiałe – powiedziała Robin. – Jak przebiega dochodzenie?
Spytała przede wszystkim dlatego, że potrzebowała krótkiego wytchnienia
od rozmyślania o Strike'u.
Murphy wydał z siebie dźwięk będący czymś pomiędzy westchnieniem
a chrząknięciem.
– Chyba zarzuciliśmy sieć na zbyt szerokie wody, pytając ludzi, czy zauważyli
coś niezwykłego na cmentarzu Highgate albo w jego pobliżu. Dowiedzieliśmy
się o dwóch rowerach skradzionych w okolicy i o owczarku niemieckim, który
wymknął się spod kontroli na Hampstead Heath, ale nikt nie wspominał
o podejrzanej osobie uciekającej z miejsca przestępstwa ani o kimś, kto byłby
w przebraniu albo dziwnie się zachowywał na cmentarzu w czasie, gdy
doszło do napaści. Aktualnie analizujemy zapis w telefonach Ledwell i Blaya.
– Zabójca zabrał komórkę Blaya, prawda?
– Na pewno nie dostaje pani informacji z mojego wydziału?
– Tego też dowiedzieliśmy się w toku dochodzenia.
– Zaginęły oba telefony. Wie pani, co się stało z telefonem Ledwell?
– Nie – powiedziała Robin i mimo szoku oraz rozpaczy, które wciąż jej
towarzyszyły, poczuła rosnące zainteresowanie.
– Te informacje pewnie też trafią do prasy, bo widziano, jak policja
przeszukuje dno sadzawki, ale proszę tego nie rozgłaszać. Sygnał satelitarny
wskazuje, że po zabójstwie telefon Ledwell zniknął z cmentarza i pojawił się
na Hampstead Heath. Udało nam się ustalić, że wyłączono go w pobliżu
Pierwszej Sadzawki. Przeszukaliśmy jej dno i tej obok też, ale w żadnej nie było
telefonu.
– Zabójca zabrał telefon z cmentarza i zaniósł go na Hampstead Heath?
– Na to wygląda.
– Co z telefonem Blaya?
– Został wyłączony mniej więcej w tym czasie, w którym, jak przypuszczamy,
doszło do ataku. Możliwe, że zabójca dopiero na Heath zauważył, że nie
wyłączył telefonu Ledwell. No, chciałem tylko...
– Tak, do widzenia – powiedziała Robin, zakładając, że Murphy musi już
kończyć.
– Nie, właściwie to... yy... hm – jąkał się Murphy. – Chciałem, hm, spytać, czy
miałaby pani czas, żeby pójść w weekend na drinka.
– Aha – powiedziała Robin. – Będę musiała sprawdzić w grafiku. Chciałby
pan porozmawiać także ze Strikiem?
– Czy chciałbym... Słucham?
– Chce pan rozmawiać z nami dwojgiem czy...?
– No... nie, właściwie to pytałem, czy zechciałaby pani... Czy miałaby pani
czas na drinka w sensie... randkowym.
– Aha. – Przez Robin przetoczyła się nowa fala zażenowania. – Przepraszam,
myślałam... Przez cały weekend pracuję.
– A. – Ryan Murphy wydawał się prawie tak skrępowany, jak Robin się czuła.
– No nic... nie ma sprawy... Hm... udanego... no, miłego polowania. Cześć.
– Cześć – powiedziała Robin głosem wyższym niż zwykle, po czym się
rozłączyła.
Czuła, jak jej twarz płonie. Szła dalej, już trochę szybszym krokiem, marząc
jedynie o tym, by zwiększyć dystans dzielący ją od Cormorana Strike'a i znaleźć
jakiś ciemny kąt, w którym mogłaby w pełni rozkoszować się świadomością,
że jest najbardziej nieudolną uczuciowo kobietą w Londynie.
27
On szuka wojny, sercem jest gotowy,
Myśli jego gorzkie, już się nie zawaha.
Jean Ingelow
At One Again
Anne Evans
Outcry
Jean Ingelow
At One Again
Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @theMorehou©e
wiem, że to ty to napisałeś
www.PioroSprawiedliwosci/Dlaczego...
Morehouse
@theMorehou©e
W odpowiedzi do @rachledbadly
Nie
Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @theMorehou©e
Heisenberg
Morehouse
@theMorehou©e
W odpowiedzi do @rachledbadly
Mylisz się w kwestii mojego autorstwa Pióra Sprawiedliwości
równie mocno jak w kwestii zasady nieoznaczoności
Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @theMorehou©e
lol
SroTka
@sroczoczka25
W odpowiedzi do @suze_mcmillan @rachledbadly
@theMorehou©e
Zaraz, jak to? Morehouse = Pióro Sprawiedliwości?????
Carol S @CJS_czarneserce
W odpowiedzi do @sroczoczka25 @suze_mcmillan @rachledbadly
@theMorehou©e
Ten blog trafia w punkt, Serce jak smoła dyskryminuje
niepełnosprawnych i to w chuj
Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @SpinkyDan @CJS_czarneserce @sroczoczka25
@suze_mcmillan @rachledbadly @theMorehou©e
proszę wyjaśnij, jak według osoby pełnosprawnej takie osoby
niepełnosprawne jak ja mają tolerować tego rodzaju
popieprzony „humor” #łyżeczka #ableizm #SerceJakSmoła
Anomia
@AnomiaGamemaster
Porządna analiza dziwnej fascynacji Ediety Biedwell
niepełnosprawnością i brzydotą:
www.PioroSprawiedliwosci/DlaczegoSerceJakSmola...
Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Dodatkowa zabawna ciekawostka: brat Biedwell z rodziny
zastępczej jest niepełnosprawny. Ponoć chód lorda Dzifno-
Czyrwa był inspirowany jego sposobem poruszania się
Edie Ledwell
@EdLedRysuje
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Pieprzone kłamstwo
Anomia
@AnomiaGamemaster
a skąd wzięłaś pomysł na ten jego chód?
Edie Ledwell
@EdLedRysuje
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Nie ja animuję lorda Dzifno-Czyrwa, tylko Josh
Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do @EdLedRysuje
jasne. A myślałaś kiedyś o tym, żeby nie kłamać?
Edie Ledwell
@EdLedRysuje
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
to nie jest żadne pieprzone kłamstwo, a ty zostaw w końcu
w spokoju moich przyjaciół i rodzinę
Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do @EdLedRysuje
Napisała kobieta, która twierdzi, że nie ma rodziny, i której
nie został już dosłownie żaden przyjaciel, bo wszystkich
wydymała
Edie Ledwell
@EdLedRysuje
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Ale z ciebie gnój
Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do @EdLedRysuje
Jasne, dalej obrażaj fanów online. Świetnie to wygląda
Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster @EdLedRysuje
Ona ma w dupie fanów, zależy jej tylko na £££ i na jej
odrażającym planie #ableizm
Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @prawdziwaNarcyzka @AnomiaGamemaster
@EdLedRysuje
Jej podła kreskówka propaguje pogląd, że niepełnosprawni
są „inni”/śmieszni/dziwni #łyżeczka #ableizm
Yasmin Weatherhead
@YazzyWeathers
W odpowiedzi do @prawdziwaNarcyzka @AnomiaGamemaster
@EdLedRysuje
i do tej pory nie spotkała się z żadną grupą
niepełnosprawnych, żeby porozmawiać o słusznych
zastrzeżeniach fanów #ableizm
Strike czytał dalej, aż znalazł parę krótkich tekstów napisanych przez samą
Keę.
Szampan i rozmowa z Ilsą poprawiły Robin na jakiś czas humor, lecz jadąc
do domu taksówką, znowu poczuła przygnębienie. Wstrząsy wtórne
po odkryciu, że Strike się z kimś związał, ciągle uderzały ją w splot słoneczny.
Ilsa chciała dać jej nadzieję: nadzieję, że Strike ulegnie cudownej przemianie
i zapragnie prawdziwego związku z kobietą, którą nazywał swoją
najlepszą przyjaciółką, ale coś takiego naraziłoby na szwank agencję
i spartańskie, samowystarczalne życie na poddaszu, a przecież nigdy nie
przejawiał nawet najmniejszych oznak, że chce je zmienić na mniej samotną
egzystencję. Może i Ilsa znała Strike'a od dawna, ale Robin przypuszczała,
że lepiej niż ona zna mężczyznę, którym aktualnie był. Bez względu na to, czy
Ilsa miała rację w kwestii powodów, dla których zataił swój związek
z Madeline, brały się one z jego nawykowego asekuranckiego dzielenia życia
na odrębne sfery, a Robin wątpiła, by Strike kiedykolwiek chciał z tego
zrezygnować.
Patrząc przez okno taksówki na przesuwające się za nim pozamykane
sklepy, nad których ciemnymi witrynami wciąż gdzieniegdzie jaśniały neony,
Robin rozkazała sobie w myślach: Musisz się odkochać. Proste.
Nie miała jednak pojęcia, jak to zrobić. W przypadku jej byłego męża nie
wymagało to żadnego wysiłku: miłość uległa powolnej erozji wskutek
niedopasowania zamaskowanego przez okoliczności, aż w końcu Robin sobie
uświadomiła, że uczucie zniknęło, a zdrada Matthew ją wyzwoliła.
Jak gdyby sprawiła to siłą woli, w radiu taksówki popłynęły dźwięki Wherever
You Will Go The Calling. Była to piosenka jej i Matthew, pierwszy taniec na ich
weselu, i choć starała się znaleźć w tym zbiegu okoliczności coś zabawnego,
poczuła szczypanie łez. Na weselu jeszcze przed końcem tej piosenki wybiegła
za Strikiem, który wyszedł z przyjęcia, i to nadało ton (albo przynajmniej tak jej
się wydawało z perspektywy czasu) jej krótkiemu, skazanemu na klęskę
małżeństwu.
Run away with my heart,
Run away with my hope,
Run away with my love[5]
– Absurd – szepnęła do siebie Robin, wycierając łzy, po czym zrobiła
dokładnie to, co jej wspólnik przed godziną, i skupiła się na pracy, uznając
ją za lepsze lekarstwo niż alkohol.
Otworzywszy Twittera, zobaczyła dwie nowe wiadomości prywatne
od@jbaldw1n1>>, gościa, który próbował z nią flirtować.
@jbaldw1n1>>
nawet qurwa nie odpiszesz?
@jbaldw1n1>>
to spierdalaj jebana snobko
Grant Ledwell
@gledwell101
Chciałbym krótko podziękować fanom
za kondolencje.
Rodzina Edie Ledwell zobowiązuje się
do rozwijania i ochrony #SmolisteSerce
tak, jak życzyłaby sobie tego Edie.
Robin spędziła już wystarczająco dużo czasu w świecie fandomu Serca jak
smoła, by przewidzieć oburzenie, jakie wywołało udostępnienie słów Granta
przez Anomię.
DrekToMojeDuchoweZwierze
@grajWgreDreka
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster @gledwell101
Jebany kutas nawet nie pamięta tytułu
Belle @Hell5!Bell5!
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster @gledwell101
postaraj się nauczyć tytułu kretynie
Josh Blay
@prawdziwyJoshBlay
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Proszę zostaw Ledwellów w spokoju.
Proszę przestań robić to co robisz.
Emily Dickinson
1356
<Grupa moderatorów> <10 kwietnia 2015, 23.29> <10 kwietnia 2015, 23.29>
<10 kwietnia 2015, 23.29> <Morehouse zaprasza <LordDrek zaprasza
Anomię> <Otwiera się nowa Vilepechorę>
<Anomia, Vilepechora,
grupa prywatna>
Narcyzka, Diablo1, Sercella,
Dżdżownica28> <Otwiera się
nowa grupa prywatna>
Sercella: mam na myśli Narcyzka: to nie jest motyw <Grupa prywatna została
wszystkich moderatorów zamknięta>
Amy Levy
Philosophy
W ciągu pięciu dni, które minęły, nim Strike i Robin znowu się zobaczyli,
komunikowali się ze sobą jedynie za pośrednictwem wiadomości tekstowych
i mejli. To właśnie mejlem Strike poinformował ją, że agencja przyjęła kolejne
zlecenie: znalezienia czegoś, co zdyskredytuje Jagona Rossa i co można
by przeciwko niemu wykorzystać, by nie zostali wplątani w sprawę rozwodową
Rossów. Ponieważ nie powiedział, dlaczego Jago może podejrzewać jego
i Charlotte o romans, Robin dostała świeżą pożywkę dla bolesnych spekulacji
i mimo niedawnego przyznania się przed sobą, że być może zakochała się
w swoim wspólniku, nigdy nie rozumiała lepiej kobiet, które, jak to ujęła Ilsa,
Strike wkurzał. W normalnych okolicznościach zadzwoniłaby do niego, żeby
omówić nowe szczegóły sprawy, które Ryan Murphy podał jej przez telefon –
dziwne losy telefonu Edie Ledwell, który po śmierci właścicielki przemieścił się
z cmentarza Highgate w okolice sadzawki na Hampstead Heath – lecz tym
razem wolała przekazać te informacje w mejlu zwrotnym.
Tymczasem Strike znalazł się w niezupełnie nieznanym mu dotąd
położeniu, czując, że jego życie stało się jednym długim pasmem
emocjonalnych oczekiwań, których nie spełniał, oraz wymogów natury
fizycznej, którym z trudem udawało mu się sprostać. Ścięgno udowe wciąż
dawało mu się we znaki i choć dwa razy dziennie aplikował krem, końcówka
jego amputowanej nogi wciąż była zaogniona. Biorąc pod uwagę, że to on
ponosił winę za dołożenie agencji dodatkowego zadania, starał się brać jak
najwięcej godzin, by Dev i Midge mieli czas na dochodzenie w sprawie Rossa.
Nie tylko oznaczało to niemożność odpinania protezy i odpoczywania
z workiem lodu przyłożonym do końcówki kikuta, co, jak wiedział, doradziłby
mu jego lekarz specjalista, lecz także zmuszało do odrzucania zaproszeń
zarówno od Madeline, która miała bilety do Opery Królewskiej na Córkę źle
strzeżoną, jak i od Lucy, oczekującej, że Strike spędzi weekend w jej domu
w Bromley razem z ich owdowiałym niedawno wujkiem Tedem. Żadna z kobiet
nie ukrywała rozczarowania i niezadowolenia, gdy oznajmił, że musi
pracować. Strike, zdecydowanie bardziej lubiący swojego wujka niż balet,
znalazł przynajmniej czas, by wypić z Tedem kawę, nim ten wrócił
do Kornwalii.
Spotkania w plenerze z ulubionym siostrzeńcem Strike'a także trzeba było
na razie zawiesić. Coraz silniejsze przywiązanie do Jacka było dla Strike'a
równie wielkim zaskoczeniem jak dla jego siostry. Miał mało dobrowolnych
kontaktów z trzema synami Lucy, zanim Jack trafił do szpitala, a on musiał
mu zastąpić rodziców, którzy akurat utknęli we Włoszech. Z tego
traumatycznego, przypadkowego zdarzenia zrodziła się zupełnie
nieprzewidziana więź, która umacniała się przez następne dwa lata. Strike'owi
szczerze brakowało wyjść z Jackiem, które najczęściej obejmowały oglądanie
czegoś związanego z ich wspólnymi, zazwyczaj wojskowymi
zainteresowaniami. Ponieważ Jack miał już własną komórkę, od czasu
do czasu przesyłali sobie dowcipy albo informacje, które ich zdaniem mogły
zainteresować tego drugiego. Niedawno Jack napisał wujkowi, że bierze się
do pierwszego w swoim życiu projektu związanego z pierwszą wojną światową
i bitwą pod Neuve-Chapelle w 1915 roku (Królewska Żandarmeria Wojskowa,
w której Strike kiedyś służył i do której Jack pragnął pewnego dnia dołączyć,
odegrała w tej bitwie decydującą rolę). Jako że to właśnie Strike opowiedział
o niej Jackowi, detektyw poczuł nieznane mu dotąd ciepło zapośredniczonej
dumy i przez kilka minut zastanawiał się, czy tego rodzaju doznanie jest
wyjaśnieniem pragnienia prokreacji, którego sam nigdy nie odczuwał.
Jakby to wszystko nie powodowało wystarczającego napięcia, w środę
wieczorem Strike uświadomił sobie, że minęły już dwa z trzech terminów
spotkania zaproponowanych przez jego przyrodnią siostrę Prudence. Wysłał
krótkiego mejla, przepraszając, że nie odpowiedział wcześniej, napisał jej
zgodnie z prawdą, że jest wyjątkowo zajęty, i dodał, trochę nierozważnie,
że postara się z nią spotkać w trzecim z zaproponowanych terminów.
Gdy Robin przyjechała po Strike'a do agencji w czwartek w południe,
zauważyła w lusterku wstecznym swojego starego land rovera, że jej wspólnik
utyka. Ponieważ jednak Strike nigdy nie reagował dobrze na pytania o nogę
oraz dlatego, że wciąż miała do niego spory żal, w ogóle tego nie
skomentowała.
– Właśnie odebrałem telefon od Katyi – powiedział Strike, starając się nie
skrzywić, gdy wspinał się do land rovera. – Zmieniło się miejsce spotkania.
Katya chce, żebyśmy przyszli do niej do domu, a nie do kawiarni, bo jej córka
źle się czuje i nie poszła do szkoły. Lisburne Road na Hampstead. Mogę
pilotować.
– Okej – powiedziała chłodno Robin, ruszając. – Na desce rozdzielczej leżą
materiały, powinieneś je przejrzeć. Chyba znalazłam to bractwo, o które policja
pytała Wally'ego Cardew, a poza tym dowiedziałam się o komórce Edie czegoś,
co może mieć znaczenie.
Strike sięgnął po plastikową teczkę i wyjął z niej kartki. Pierwsza była
wydrukiem strony internetowej.
(BUT)
Hávámal
Ultima Thule
Ultima Thule to nazwa nadana w czasach starożytnych ziemiom wysuniętym
najdalej na północ, wyznaczającym krańce znanego świata. Ultima Thule była
stolicą Hiperborei – krainy położonej za siedzibą północnego wiatru.
Niedawne znaleziska archeologiczne potwierdzają, że człowiekowate, które
jako pierwsze zamieszkiwały regiony północne, przybyły z dalekiej północy.
Miejscem narodzin ras północnych nie jest zatem Afryka, lecz Ultima Thule.
Wiara
Bractwo Ultima Thule wyznaje odynizm. Odynizm to pradawna religia ras
północnych zupełnie niezepsuta przez żydowskie wpływy.
Publikacje
BUT regularnie publikuje prace na temat najważniejszych aktualnych
wydarzeń. Hajmdal, założyciel bractwa, wydał dwie książki: Hávámal dla
współczesnego mężczyzny oraz Odzyskanie męskości.
Bractwo
BUT przyjmuje wyłącznie mężczyzn. Za nowych braci muszą poświadczyć dwaj
aktualni członkowie. W celu zdobycia bardziej szczegółowych informacji
należy pisać na adres hajmdal@BUT.com.
Zebrania
BUT organizuje regularne zebrania polityczne i obrzędy odynistyczne.
Obserwuj BUT na Twitterze na @#B_U_T oraz
na Reddit r/Bractwoultimathule
Arlene @queenarleene
W odpowiedzi do @#B_U_T
jeśli szydzenie z holokaustu cię bawi to jesteś kurwa
odrażający
SQ
@BUT_Quince
W odpowiedzi do @queenarleene @#B_U_T
oni szydzą z takich świętych oburzonych, którzy chcą ścigać
ludzi za każdy jebany żart, debilko
Wally Cardew
@The_Wally_Cardew
W odpowiedzi do @BUT_Quince @queenarleene @#B_U_T
Właśnie. Robimy sobie jaja z WSS-ów, którzy wszędzie widzą
nazizm.
Anomia
@AnomiaGamemaster
Biedwell zamierza wywalić @The_Wally_Cardew jako Dreka.
Słyszałem, że @prawdziwyJoshBlay nie chce go wyrzucać.
Podpiszcie poniższą petycję #WallyDalejDrekiem
https://www.change.org/WallyDalejDrekiem
Zozo
@czarneserce28
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Nieeeeeeeeeeeeeeee #WallyDalejDrekiem
Terence Ryder
@Brat_Ultima_14
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Lepiej żeby to kurwa nie była prawda #WallyDalejDrekiem
Pióro Sprawiedliwości
@piorosprawpisze
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Często nie zgadzam się z tym, co robi Ledwell, ale szczerze
mówiąc, nie wydaje mi się, żeby @The_Wally_Cardew
zostawił jej wielki wybór.
Wielmożny Algernon Gizzard
@Gizzard_Al
W odpowiedzi do @piorosprawpisze @AnomiaGamemaster
Spierdalaj cipo. Wally to dosłownie jedyna dobra rzecz w tej
gównianej kreskówce
Pióro Sprawiedliwości
@piorosprawpisze
W odpowiedzi do @Gizzard_Al @AnomiaGamemaster
jasne, jeśli przez „dobra” rozumiesz „dosłownie nazistowska”
Wally Cardew
@The_Wally_Cardew
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Pierwsze słyszę, żeby mieli mnie wywalić.
Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do @The_Wally_Cardew
Wybacz, że dowiadujesz się ode mnie. Robisz się zbyt sławny
dla #EdietyBiedwell. Nie może pozwolić, żeby ktoś
ją przyćmił.
Wally Cardew
@The_Wally_Cardew
W odpowiedzi do @#B_U_T
No, to w zasadzie streszcza całą sprawę, dzięki za wsparcie
– Wyłącz to, dobrze? – warknął Inigo na Katyę, która szybko poszła to zrobić.
– Inigo też jest muzykiem – powiedziała z niepewnym uśmiechem, gdy
wróciła i zaczęła rozdawać kubki.
– Byłem – poprawił ją Inigo. – Dopóki nie dopadło mnie to cholerstwo.
Wskazał swój wózek.
– Na czym pan grał? – spytał Strike.
– Na gitarze i klawiszach... w zespole... i pisałem piosenki.
– Jaka to była muzyka?
– Rock. – Inigo lekko się ożywił. – Kiedy graliśmy swoje kawałki. Trochę
coverów. Żadnych kawałków pana ojca – wypalił do Strike'a, który zauważył
w duchu z cichym rozbawieniem nagłe odejście Iniga od udawania,
że zapomniał o umówionym spotkaniu z detektywami, w stronę wykazania się
wiedzą o pochodzeniu Strike'a. – Mogłem pójść w klasykę, jak Gus...
miałem umiejętności... ale problem w tym, że nigdy nie robiłem tego, czego ode
mnie oczekiwano. Ku rozpaczy rodziców. Ma pan przed sobą syna biskupa...
W moim domu rodzinnym nie ceniło się rocka... – Odwracając się do żony,
dodał: – Tak na marginesie, przed chwilą była tu Flavia. Jeśli ma gorączkę, nie
powinna się do mnie zbliżać.
– Wiem, przepraszam, kochanie – powiedziała Katya, cały czas stojąc. –
Po prostu nudzi jej się tam na górze, no wiesz.
– Nasze trudne dziecko – wyjaśnił Inigo, patrząc na Robin, która nie zdołała
wymyślić żadnej stosownej odpowiedzi. – Urodziła się nam w późnym wieku.
W złym czasie. Właśnie dopadło mnie to cholerstwo.
Znowu wskazał swój wózek.
– Och, nie jest taka zła – zaprotestowała niemrawo Katya i prawdopodobnie
po to, by uciąć dalszą rozmowę o Flavii, powiedziała do Strike'a: – Mówiłeś
przez telefon, że chcesz usłyszeć wszystko o przyjaciołach Josha i Edie, więc
pomyślałam...
Podeszła do małego sekretarzyka w kącie, sięgnęła po leżącą na nim kartkę,
po czym wróciła do Strike'a i podała mu ją.
– ...że mogłoby się to przydać. Zrobiłam listę wszystkich osób, które
zdołałam sobie przypomnieć i były blisko z Edie i Joshem, gdy pojawiła się gra
Anomii.
– To będzie niezwykle przydatne – powiedział Strike, biorąc od niej kartkę. –
Bardzo dziękuję.
– Część nazwisk musiałam sprawdzić – Katya przysiadła na skraju kanapy
obok Robin – ale na szczęście były wymienione w napisach do pierwszych
odcinków, więc mogłam je znaleźć w Internecie. Wiem, że chcecie wykluczyć
jak najwięcej osób. Jestem pewna, absolutnie pewna – podkreśliła
z przekonaniem – że nikt z przyjaciół Josha nie może być Anomią. – To sami
uroczy ludzie, ale rozumiem, że należy ich metodycznie eliminować z grona
podejrzanych.
Słońce wlewające się przez olbrzymie okno wykuszowe ukazywało każdą
zmarszczkę na twarzy wyczerpanej Katyi. Robin pomyślała, że kiedyś musiała
to być atrakcyjna kobieta i być może znowu mogłaby taka być, gdyby się
wysypiała. Jej ciepłe brązowe oczy i pełne usta wciąż wyglądały ładnie, lecz cera
wyschła i zaczęła się lekko łuszczyć, a głębokie zmarszczki na czole i wokół ust
wskazywały na stan wiecznego niepokoju.
– Jak się czuje Josh? – spytała ją Robin.
– Och, dziękuję, że... Na razie bez zmian, ale lekarze mówią, że nie
spodziewają się jakiejkolwiek poprawy tak... tak wcześnie.
Jej głos upodobnił się do pisku. Pogmerała w rękawie, wyjęła z niego
chusteczkę i przycisnęła ją do oczu.
Robin zauważyła, jak bardzo trzęsą się ręce Iniga, gdy mężczyzna próbował
przysunąć kubek do ust. Wydawało się, że za chwilę obleje się gorącą herbatą.
– Chciałby pan, żebym...? – zaproponowała.
– O... dziękuję – odrzekł sztywno, pozwalając jej wziąć kubek i odstawić
go na stolik. – To bardzo miło z pani strony.
Strike przeglądał zapiski, które dała mu Katya. Nie tylko zrobiła listę
nazwisk, zapisując je drobnym, starannym, kanciastym pismem, lecz
przypisała każdej z tych osób rolę w Sercu jak smoła, precyzując, jakiego rodzaju
związki łączyły ją z Joshem albo Edie; dodała też znane jej osoby z otoczenia
tych ludzi, pisząc na przykład: „współlokatorzy, nie znam nazwisk”
i „dziewczyna o imieniu (chyba) Isobel”. Jeśli je znała, dopisywała także adresy
albo miejsca pracy.
– Powinniśmy panią zatrudnić – powiedział. Właśnie na czymś takim nam
zależało.
– Och, tak się cieszę... i proszę, mówcie mi Katya – powiedziała, rumieniąc
się, a jej wyraźna radość z pochwały wydała się Robin trochę żałosna. –
Naprawdę chcę pomóc w każdy możliwy sposób. Josh jest absolutnie
zdeterminowany, żeby się dowiedzieć, kto jest Anomią. Chyba przede
wszystkim czuje, że może... – jej głos znowu upodobnił się do pisku – ...że może
w ten sposób wynagrodzić to wszystko Edie – dokończyła pospiesznie i znowu
przycisnęła do oczu chusteczkę.
Strike złożył listę, którą dostał od Katyi, wsunął ją do wewnętrznej kieszeni
i powiedział:
– Tak, to dla nas ogromna pomoc. Dziękujemy. Chcielibyśmy ci zadać kilka
pytań, jeśli nie masz nic przeciwko temu. Czy mogę robić notatki?
– Tak, oczywiście – odpowiedziała Katya stłumionym głosem.
– Może zaczęlibyśmy od tego, co Josh sądził o Anomii – zaproponował Strike,
otwierając notes. – Czy kiedykolwiek zastanawiał się, kto stoi za tą grą, zanim
przyszło mu do głowy, że to Edie?
– Ojej – powiedziała strapiona Katya. – Obawiałam się, że o to spytacie.
Strike czekał, trzymając długopis w gotowości.
– Mogłaby pani podać mi herbatę? – poprosił Inigo Robin ściszonym głosem.
Podała mu kubek i patrzyła z lekkim zaniepokojeniem, jak znowu unosi
go drżącą ręką do ust.
– No cóż... tak, kiedyś rzeczywiście mi powiedział, kto jego zdaniem jest
Anomią, ale mówił wtedy trochę nieskładnie – zaczęła Katya.
– To było jednej z tych nocy, kiedy zjawił się tu pijany? – spytał Inigo znad
krawędzi kubka, który drżał w jego rękach.
– Innie, to się stało tylko dwa razy – powiedziała Katya ze słabym
uśmiechem, po czym odwróciła się z powrotem do Strike'a i upewniła się: –
Naprawdę muszę mówić?
– Przydałoby się.
– No dobrze, więc... to zupełnie niemądre, ale Josh uważał, że Anomią jest
dwunastoletni chłopiec.
– Jakiś konkretny dwunastoletni chłopiec?
– Hm... tak – potwierdziła Katya. – Ma... ma na imię Bram. Bram de Jong.
To syn Nilsa... właściciela kolektywu artystycznego.
Robin zauważyła kątem oka, jak Inigo bardzo powoli i z niewyobrażalnym
zmęczeniem kręci głową, jakby ta rozmowa zmierzała w kierunku, którego się
spodziewał, lecz który potępiał.
– Ale teraz Josh już zdecydowanie nie myśli, że to Bram – dodała szybko
Katya – ponieważ... – Jej głos stawał się coraz bardziej piskliwy, znowu walczyła
z łzami – ...ponieważ, widzicie, Josh myśli, że to właśnie Anomia na nich
napadł – zaznaczyła. – To pierwsze, co... co mi powiedział, kiedy go zobaczyłam
po tym, co... co się stało. „To był Anomia”.
– Mówił o tym policji? – spytał Strike.
– O, tak. Początkowo nie umieli tego wyczytać z ruchu jego warg, ale ja się
domyśliłam, co mówi. Spytali, dlaczego uważa, że to był Anomia, a on
powiedział, że... kiedy ta osoba go dźgnęła, coś do niego szepnęła.
Drugi raz tego popołudnia Robin poczuła dreszcz na plecach.
– Co szepnęła? – spytał Strike.
– „Nie martw się, teraz ja się wszystkim zajmę” – zacytowała Katya. –
A potem zabrała teczkę, którą Josh przyniósł na cmentarz, i jeszcze jego
komórkę.
– „Nie martw się, teraz ja się wszystkim zajmę” – powtórzył Strike. – To był
głos mężczyzny czy kobiety?
– Josh myśli, że mężczyzny, ale jest pewny, że to nie był Bram. Bo oczywiście
to nie mógł być Bram. On ma dopiero dwanaście lat.
– Ta teczka, którą zabrał napastnik, to ta sama, w której były...?
– Dowody, że Edie jest Anomią, tak – powiedziała cicho Katya.
– Rzekome dowody – poprawił żonę Inigo.
– Josh dostał tę teczkę od Yasmin Weatherhead, prawda? – spytał Strike,
ignorując go.
– Och, już o tym wiesz? – powiedziała Katya. – Tak, zgadza się.
– Niewiele nam o niej wiadomo – odrzekł Strike – poza tym, że przez jakiś
czas pomagała Joshowi i Edie z korespondencją z fanami.
– Z korespondencją z fanami i z mediami społecznościowymi – potwierdziła
Katya. – To... no cóż, właściwie to sama im ją poleciłam. Była... to znaczy
myślałam, że była, kiedy ją poznałam w North Grove... po prostu miłą, szczerą
młodą fanką. Jest, hm... no cóż, jest dosyć dużą dziewczyną i wydawało się,
że bardzo się cieszy i jest bardzo wdzięczna, mając okazję współpracować
z dwojgiem ludzi, których tak bardzo podziwiała. Chyba poza tym w jej życiu
niewiele się działo, więc... jak powiedziałam, namówiłam Josha, żeby skorzystał
z jej pomocy. Oni naprawdę kogoś potrzebowali, a ja pomyślałam, że Yasmin
idealnie się do tego nada. Pracowała w małej firmie kosmetycznej, gdzie
zajmowała się mediami społecznościowymi i PR-em, więc wiedziała, co to jest
zarządzanie marką i tak dalej... Tylko że to się źle skończyło. Wydawała się
bardzo miła i szczera, ale niestety wcale taka nie była.
– Dlaczego tak mówisz? – spytał Strike.
– No cóż, Josh i Edie dowiedzieli się, że gra w Grę Dreka – powiedziała Katya.
– No wiesz, w tę grę Anomii. W zasadzie to chyba nawet została jej...
moderatorką. Tak to się nazywa? Edie była z tego powodu bardzo
niezadowolona, bo Anomia pisał o niej w Internecie paskudne rzeczy, i kiedy
odkryła, że Yasmin czatuje sobie z Anomią, zaczęła podejrzewać,
że część prywatnych informacji, które znał na jej temat Anomia, może
pochodzić od Yasmin. Dlatego powiedziała Joshowi, że chce się pozbyć Yasmin
i... tak to właśnie było. W każdym razie kilka tygodni temu Yasmin znowu
zjawiła się w North Grove. Josh tam wtedy mieszkał, bo przez przypadek zalał
swoje mieszkanie. Pokazała mu tę teczkę z dowodami, które rzekomo
wskazywały, że Edie to Anomia. Przyniósł ją tutaj w wieczór, zanim to się stało.
Zanim ich zaatakowano.
– Więc był tutaj poprzedniego dnia wieczorem? – upewnił się Strike,
spoglądając znad notesu.
– Tak – potwierdził Inigo, zanim jego żona zdążyła odpowiedzieć. – Katya
dała do zrozumienia panu Blayowi, że może się tu zjawiać o każdej porze dnia
i nocy, a on w pełni i regularnie korzystał z tej oferty.
Zapadła krótka, nieprzyjemna cisza, w której Robin zatęskniła za Freddiem
Mercurym.
– Josh przez przypadek podpalił kosz na śmieci w swoim pokoju w North
Grove – powiedziała Katya. – Zasłony też zajęły się ogniem. Chyba zasnął
i upuścił papierosa. W każdym razie Mariam była wściekła i go wyrzuciła. Była
dziesiąta wieczór. Dlatego przez jakiś czas wałęsał się po mieście, aż w końcu
zjawił się tutaj, bo w zasadzie nie miał gdzie przenocować.
Inigo otworzył usta, żeby się odezwać, a Katya dodała pospiesznie:
– Nie mógł pójść do ojca, Innie. Nie rozmawiali ze sobą.
– A wszystkie hotele były oczywiście zamknięte – powiedział Inigo.
– Więc Josh został tu na noc? – spytał Strike.
– Tak, w pokoju gościnnym na górze – powiedziała przygnębiona Katya.
– I pokazał ci teczkę, którą dostał od Yasmin?
– Tak, nazajutrz rano. – Katyi pobielały knykcie, ponieważ bardzo mocno
ściskała chusteczkę. – Nie przeczytałam wszystkiego, tylko parę fragmentów.
– Pamiętasz, czego dotyczyły?
– Były tam jakieś wydruki tweetów Edie i Anomii, w których pisali podobne
rzeczy, na przykład że obydwojgu spodobał się ten sam film i że żadne z nich
nie cieszy się z powodu jubileuszu królowej. Były też mejle wymieniane przez
Edie i jej agenta Alana Yeomana. W jednym... w jednym z nich Edie napisała,
że Anomia to w zasadzie dobra rzecz i że nie chce go eliminować, bo fani
zaczynają jej współczuć, a dzięki temu ona i Allan Yeoman będą mieli lepszą
pozycję podczas negocjacji z Joshem i ze mną. W zasadzie bardzo brzydko
o mnie pisała w tym mej-lu: że każda rada, której im kiedykolwiek udzieliłam,
była błędna i... i zła. Napisała też, że Gra Dreka jest według niej całkiem dobra
i być może udałoby się jakoś na niej zarobić, i oznajmiła Allanowi, że według
niej Anomia powinien zgarnąć pokaźną część zysków, ponieważ to on wykonał
całą pracę. Wydawało się to dziwne, bo przecież Anomia od lat prześladował
ją w Internecie.
– Uznałaś, że te mejle są prawdziwe? – spytał Strike, myśląc, że już zna
odpowiedź.
– No cóż... nie wiedziałam, co o tym myśleć. Wyglądały na prawdziwe, ale...
Jak mówię, nie widziałam Edie od trzech lat, więc... nie wiedziałam, co o tym
myśleć – powtórzyła. – Odeszła ode mnie... nie żeby kiedykolwiek wiązała nas
oficjalna umowa... ale przestała się do mnie odzywać i zatrudniła na moje
miejsce Allana Yeomana, więc chyba... No cóż, wyglądały przekonująco. Ale
potem, kiedy ukazał się ten artykuł w „Timesie” o Edie na liście celów tego
prawicowego ugrupowania, uświadomiłam sobie, że na pewno zdarzają się
sprytne fałszerstwa. Widocznie ktoś oszukał Yasmin. Nie wierzę, że Yasmin
zrobiłaby to celowo... Nie wierzę, że mogłaby należeć do jakiejś grupy
terrorystycznej. Na pewno nie wikłałaby się w coś takiego.
– Wiesz może, kiedy Josh i Edie umówili się na spotkanie? – spytała Robin.
– W przeddzień napaści. Jedenastego. Edie zadzwoniła do Josha do North
Grove.
– Zadzwoniła do niego? – zdziwił się Strike.
– Tak – powiedziała Katya. – Wspomniał mi, że od dwóch tygodni próbował
z nią o tym porozmawiać, a ona ciągle się rozłączała, aż nagle sama do niego
zadzwoniła i powiedziała: „W porządku, rozmówmy się, możesz przynieść
te tak zwane dowody”.
– Więc Josh odebrał ten telefon w North Grove?
– Zgadza się – powiedziała Katya.
– I podczas tej samej rozmowy uzgodnili czas i miejsce spotkania?
– Tak – potwierdziła Katya.
– Kto wpadł na pomysł, żeby spotkali się na cmentarzu?
– Edie. Josh wspomniał, że powiedziała coś w stylu: „Chcę, żebyś spojrzał
mi w twarz w miejscu, gdzie to wszystko się zaczęło, i powiedział, że szczerze
wierzysz, że miałam zamiar... wydymać cię pięć lat temu”.
– Czyli wtedy, kiedy online pojawiła się gra? – spytała Robin.
– Właśnie.
– Uzgodnili konkretne miejsce na cmentarzu?
– Tak. – Katyi znowu zadrżał głos. – W miejscu, gdzie wpadli na te wszystkie
pomysły, w zacisznym zakątku między grobami. To w części cmentarza
dostępnej wyłącznie dla uczestników wycieczek z przewodnikiem, ale oni
wiedzieli, jak się tam dostać. To było bardzo niestosowne – dodała niezbyt
przekonująco.
– Wiesz może, skąd Edie dzwoniła do Josha? – spytała Robin.
– Nie, ale mieszkała wtedy na Finchley ze swoim nowym chłopakiem
Phillipem Ormondem. – Spojrzała na Strike'a. – Mówiłeś, że masz się z nim
spotkać...
– Tak, niedługo po naszej rozmowie – potwierdził Strike.
– Czy w chwili ataku Josh i Edie byli razem – spytała Robin – czy raczej...?
– Nie, nie byli razem – powiedziała Katya. – Josh... Josh się spóźnił. Policja
uważa, że Edie zginęła, zanim napastnik zaatakował Josha. Znaleziono
ją w miejscu, w którym mieli się spotkać. Myślą, że potem zabójca ruszył
za Joshem, zaszedł go od tyłu, gdy Josh zbliżał się do miejsca spotkania,
i poraził go paralizatorem. Najpierw znaleziono Josha. Co wieczór
o szóstej ktoś chodzi po cmentarzu, podzwaniając dzwonkiem, żeby wszyscy
opuścili teren przed zamknięciem bramy. Ten człowiek znalazł Josha leżącego
tuż przy ścieżce. Myślał, że Josh nie żyje, ale po chwili zauważył, że usiłuje coś
powiedzieć. Zrozumiał, że prawdopodobnie zaatakowano jeszcze kogoś, więc
podniósł alarm i zaczęto poszukiwania. Trochę trwało, zanim... zanim
ją znaleźli, bo leżała w pewnej odległości od ścieżki. Została... Spotkało
ją to samo co Josha. Ktoś poraził ją od tyłu paralizatorem i dźgnął takim samym
rodzajem noża. Ponoć dużym. Podobnym do maczety. Uważają, że umarła
natychmiast. Dźgnięto ją w plecy, w samo ser... Katya zatrzęsła się gwałtownie
pod wpływem powstrzymywanego z trudem płaczu. Próbowała zapanować nad
łzami i cieknącym nosem za pomocą już prawie zupełnie nieprzydatnego
zwitka chusteczek. – Prze... przepraszam... potrzebuję więcej... Wstała
i chwiejnym krokiem podeszła do drzwi. Musiała dwa razy uderzyć przycisk
elektryczny, żeby je otworzyć. Usłyszeli dźwięk wiolonczeli Gusa, nim znów się
urwał.
– Wiem, co państwo myślicie – powiedział posępnie Inigo, a Strike i Robin
odwrócili się w jego stronę. Inigowi tak mocno trzęsły się ręce, że jak wcześniej
obawiała się Robin, herbata owocowa wylewała mu się na dżinsy. – Kobieta
w średnim wieku zadaje się ze zgrają dzieciaków, myśląc, że im pomaga. Czuje
się ważna. Udziela darmowych rad. Karmi swoje ego... i tak to się kończy –
stwierdził, jakby zadźganie na cmentarzu było nieuchronną i łatwą
do przewidzenia konsekwencją pomagania parze animatorów w sprostaniu
zdobytej sławie. Drzwi znowu się otworzyły i pojawiła się Katya z plamami
na twarzy i świeżym zapasem chustek ściśniętym w dłoni.
Gdy usiadła, odezwał się Strike.
– Moglibyśmy wrócić do Brama? Wiesz może, skąd Joshowi przyszło
do głowy, że to on jest Anomią?
– Tak – powiedziała Katya zachrypniętym głosem. – Kiedy Josh i Edie
mieszkali w North Grove, odkryli, że Bram wywiercił dziurę w ścianie ich
pokoju i ich przez nią podglądał.
– Wywiercił dziurę w ścianie? – powtórzyła Robin.
– Bram jest trochę... To dziwne dziecko – powiedziała Katya. – Jest bardzo
wyrośnięty jak na swój wiek i chyba ma... hm, ADHD albo coś. W pracowni
rzeźbiarskiej leżą narzędzia i on po prostu bierze je sobie bez pytania, a jego
rodzice nie... chyba nie mają nic przeciwko temu. Bram często kręcił się koło
Josha i Edie, kiedy obydwoje tam mieszkali, i... no cóż... nikt nie
lubi krytykować cudzych sposobów wychowywania dzieci. Bardzo lubię Nilsa
i Mariam, ale raczej pozwalają Bramowi robić, co mu się podoba, a poza tym
wiem, że Nils założył mu profile w mediach społecznościowych, w których nie
powinno go być, bo jest jeszcze za mały. Ale Nils, hm... no cóż, Nils jest
Holendrem – powiedziała Katya, jakby to wszystko wyjaśniało – i nie wierzy w
ograniczenia wiekowe ani takie tam, a poza tym powiedział mi, że Bram i tak
znalazłby sposób, żeby się dostać na Twittera, więc lepiej, żeby to robił za zgodą
rodziców.
– Josh chyba nie myślał, że Bram jest autorem gry? – powiedział Strike. –
Kiedy Anomia ją stworzył, ten chłopak miał... ile? Siedem, osiem lat?
– Nie, właściwie to nie myślał, że Bram stworzył tę grę – powiedziała Katya. –
Teoria Josha...
– Musicie państwo zrozumieć – wtrącił się Inigo, mówiąc jednocześnie
z żoną, i choć nie podniósł głosu, zamilkła – że pan Blay pali sporo trawy,
co wyjaśnia...
– Inigo, to nie...
– ...nie tylko wręcz biblijną liczbę powodzi i pożarów, które po sobie
zostawia...
– Po prostu wpadł mu do głowy taki pomysł, bo...
– ...lecz także pewną irracjonalność...
– Naprawdę można było dojść do wniosku, że Anomia słucha rozmów Josha
i Edie. Ten człowiek natychmiast o wszystkim wiedział!
– Ale jak pan Strike już zauważył... żeby to zrobić, nie była potrzebna wielka
inteligencja – ciągnął Inigo – ośmiolatek nie mógł przecież...
– Właśnie próbuję to wytłumaczyć! – powiedziała Katya, sprowokowana
do słabej manifestacji odwagi, po czym zwróciła się z powrotem do Strike'a: –
Josh myślał, że Bram może współpracować z jakimś poznanym w Internecie
starszym fanem, który stworzył grę... Bo uczestniczy w tym jeszcze druga
osoba, ktoś, kto nazywa siebie Morehouse. No więc Josh myślał, że Bram
podsłuchuje jego rozmowy z Edie i przesyła wszystkie ich pomysły
Morehouse'owi, który stworzył tę grę, a Bram prowadzi profil na Twitterze,
umieszczając online wszystkie informacje z prywatnego życia Edie i Josha.
– Czy Josh kiedykolwiek rozmawiał o swoich podejrzeniach z Bramem albo
jego rodzicami? – spytał Strike.
– Och, nie – powiedziała Katya. – Josh bardzo lubi Nilsa i Mariam, nie
chciałby ich martwić. Wiem, że Edie była wściekła z powodu tej dziury
w ścianie i chciała powiedzieć o niej Mariam, ale Josh jej to wyperswadował.
Zatkał tę dziurę i powiedział, że Bram nie ośmieli się zrobić następnej. Chyba
rzeczywiście nie zrobił. Ale Edie nie chciała potem mieszkać w North Grove.
– To wtedy się rozstali? – spytała Robin.
– Nie, wciąż byli razem – powiedziała Katya – ale nieszczególnie się między
nimi układało. Edie nie była zadowolona, że Josh nie chce się z nią
wyprowadzić, ale widzicie, w North Grove czuł się bezpieczny. Otaczali
go przyjaciele. Dalej tam chodziłam na zajęcia artystyczne. W końcu się
wyprowadził, ale dopiero po rozstaniu z Edie. Kupił sobie bardzo ładne
mieszkanie przy Millfield Lane, zaraz obok Heath.
– Katya je dla niego znalazła – wtrącił Inigo, który trzęsącą ręką próbował
odstawić kubek herbaty owocowej na stolik: na jego dżinsach widać już było
olbrzymie mokre plamy. Robin pomogła mu pokonać ostatnie kilkanaście
centymetrów. – Dziękuję. Tak. Katya zawiozła Blaya, żeby obejrzał nowe
mieszkanie. Ładne i blisko nas. Muszę do łazienki – dodał, po czym podjechał
powoli do drzwi, wcisnął otwierający je przycisk, wycofał się z wprawą, gdy się
otwierały, po czym opuścił salon. Nim drzwi zamknęły się z powrotem, znowu
dotarł do nich krótki urywek melodii granej przez Gusa.
– Inigo uważa, że za bardzo się angażuję – powiedziała Katya ściszonym
głosem. – Nie rozumie... wszyscy pomagaliśmy sobie nawzajem... ja... byłam
w dość paskudnej depresji, kiedy poznałam Josha i Edie w North Grove. Nie
zawsze... nie zawsze jest mi łatwo: Inigo choruje, biedny Gus miał koszmarne
problemy ze skórą, Flavia borykała się z pewnymi trudnościami w szkole, a ja
jestem teraz jedyną żywicielką rodziny... To znaczy mamy pewien kapitał, ale
nikt nie chce go przejadać, bo Inigo jest w tak nieprzewidywalnym stanie... ale
on musiał zrezygnować z pracy, a kierowanie firmą z domu potrafi być bardzo
stresujące, więc w końcu wylądowałam u terapeuty, który mi poradził, żebym
zrobiła coś dla siebie – powiedziała Katya, podkreślając to płaczliwie. – Zawsze
chciałam rysować, więc poszłam do North Grove i właśnie tam poznałam Josha,
Edie oraz całą resztę. Było... po prostu całkiem fajnie. Ci wszyscy ich
przyjaciele podkładający głosy... Tim to uroczy facet i... było fajnie, i tak, chyba
Josh wywoływał we mnie... – zawahała się przed tym słowem – matczyne
uczucia... Chyba obydwoje je wywoływali – dodała, a Robin, przypominając
sobie filmik na YouTubie przedstawiający niezwykle przystojnego Josha Blaya
z długimi ciemnymi włosami, kwadratową żuchwą, wysokimi kośćmi
policzkowymi i ogromnymi niebieskimi oczami, dostrzegła, że Katya znowu
się rumieni, i poczuła się niezręcznie, jakby właśnie zobaczyła niechcący
starszą kobietę w bieliźnie.
– Josh jest dosyć wrażliwy – ciągnęła pospiesznie Katya – i miał trudności
z przystosowaniem się do tych wszystkich decyzji, które przychodzą razem
z sukcesem, więc próbowałam mu pomóc najlepiej, jak umiałam. Gdy
poznałam Iniga, pracowałam w PR-ach, mam doświadczenie... W każdym razie
cieszę się, że Josh czuł, że zawsze może tu wpaść i pogadać. To była część...
On musiał czuć, że może pogadać z kimś zaufanym. Pod pewnymi względami
jest bardzo nieporadny i naiwny, każdemu przypisuje najlepsze intencje,
a ludzie to wykorzystują, wyzyskują go! Kiedy kreskówka zaczęła zdobywać
sławę, menedżerowie i agenci ustawiali się w kolejce, żeby zdobyć swoje
dziesięć albo dwadzieścia procent czy ile tam sobie liczą tacy ludzie, ale
czy mieli na uwadze dobro Josha, to już inna historia. Poza tym Josh nie
ma rodziny, nie ma rodziny z prawdziwego zdarzenia... Jego matka nie żyje,
ojciec jest alkoholikiem...
Katya zamilkła, gdy drzwi ponownie się otworzyły. Dźwięk wiolonczeli
wzleciał i znowu się urwał, gdy Inigo podjeżdżał na wózku z powrotem
do stolika.
– Mieliśmy nadzieję, że zdołasz nam pomóc w jeszcze jednej sprawie –
powiedział Strike. – Natknęliśmy się na blog zatytułowany Pióro
Sprawiedliwości, w którym bardzo krytykuje się Edie i Jo...
– Och, chyba wiem, kto go pisze – powiedziała Katya, a zmiana w jej
zachowaniu zaszła tak gwałtownie, że była wręcz zaskakująca: teraz kobieta
mówiła z zapałem. – Jestem przekonana, że to...
– Katyo – wszedł jej w słowo Inigo, mrużąc oczy – zanim narobisz jeszcze
więcej szkód pod pozorem niesienia pomocy, radzę ci, dobrze się zastanów,
co mówisz.
Katya wyglądała jak porażona.
– Moja żona – ciągnął Inigo, patrząc na Strike'a, i choć był wyraźnie
rozzłoszczony, Strike odniósł wrażenie, że mężczyzna znajduje także
katartyczną przyjemność, mogąc dać upust tej złości – ma wręcz obsesję
na punkcie bloga Pióro Sprawiedliwości.
– Ale...
– Gdybyś poświęcała prowadzeniu firmy tyle czasu, ile poświęcasz
na emocjonowanie się tą przeklętą stroną, nie musielibyśmy spieniężać połowy
swoich inwestycji, żeby zapłacić za leczenie Gusa – powiedział Inigo, któremu
znowu trzęsły się ręce. – Pomyślałbym raczej, że po wszystkim, co się stało,
będziesz gotowa uczyć się na swoich błędach!
– O co ci...?
– Namawianie Blaya, żeby skonfrontował się z Edie w sprawie tych
wszystkich paskudnych rzeczy, które rzekomo pisała o tobie w mejlach –
wyrzucił z siebie Inigo. – Zachęcanie go, żeby uważał cię za jedyną kobietę
na świecie, której może ufać. A teraz zamierzasz oczerniać jakąś młodą
dziewczynę z powodu zazdrości...
– Zazdrości? C-co ty mówisz? Jakiej zazdrości? – wyjąkała Katya. – Nie bądź
śmieszny, nie ma żadnych wątpliwości, że...
– Nie masz najmniejszych dowodów...
– Oni chcą informacji...
– Niestworzone domysły podsycane urazą to nie żadne informacje...
– Przecież to jest jej styl! Oglądałam wszystkie jej nagrania!
– Jestem pewny, że to ważny element pracy agentki Josha. Albo jego
menedżerki. Albo trenerki rozwoju osobistego czy jakiego tam tytułu używasz
w tym tygodniu – prychnął Inigo.
– To mogą być zupełnie nieuzasadnione przypuszczenia – wtrąciła się Robin,
a jej spokojny, rzeczowy ton sprawił, że Upcottowie spojrzeli w jej stronę – ale
czy przypadkiem podobnie jak ja nie podejrzewasz, że za blogiem Pióro
Sprawiedliwości stoi Kea Niven?
– A widzisz! – zawołała Katya do męża zwycięskim, lecz drżącym głosem. –
Nie jestem odosobniona! Oni już wiedzą o Kei! – Katya skwapliwie odwróciła
się z powrotem do Robin. – Ta dziewczyna dosłownie prześladuje Josha, odkąd
się rozstali! Mówi, że ukradł wszystkie jej pomysły. Co za bzdura. Twierdzi,
że jest chora... Joshowi chyba jest jej żal i dlatego nie chciał poczynić przeciwko
niej żadnych kroków prawnych.
– Jeśli kogokolwiek jest mu żal – wtrącił złośliwie Inigo – to na pewno nie Kei
Niven.
Twarz Katyi przybrała szkarłatny kolor. Jej oddech się spłycił. Robin, która
była pewna, że Upcottowie nigdy dotąd nie rozmawiali otwarcie o tych
sprawach, zrobiło się straszliwie szkoda tej kobiety.
– Ja słyszałem – ciągnął Inigo – że Blay traktował tę całą Keę fatalnie. Wydaje
mi się... oczywiście nie byłem wtajemniczany we wszystkie rozmowy mojej
żony z Joshem, bo gdzieżby tam... ale wydaje mi się, że pan Blay to młody
mężczyzna, który zrobił coś w rodzaju kariery na wykorzystywaniu ludzi
do własnych celów, by ich potem porzucić. A ludzie, którzy czują, że zostali
wykorzystani i porzuceni całkiem jak śmieci...
Drzwi elektryczne znowu się otworzyły i do salonu weszła Flavia, wciąż
w bożonarodzeniowej piżamie, z telefonem w ręce.
– Mamusiu, ciocia Caroline mówi, że mogę przyjść zobaczyć szczeniaczki,
jeśli...
– WYJDŹ STĄD! – ryknął Inigo z nagłą srogością, jakby Flavia była dzikim
zwierzęciem. – Roznosisz ZARAZKI!
Flavia struchlała.
– Jeśli chcesz, żebym przez następne półtora miesiąca leżał przykuty
do łóżka, to śmiało, dalej pozwalaj jej wchodzić do tego pieprzonego pokoju! –
warknął Inigo na Katyę. – A może właśnie o to ci chodzi? Wiesz co... A może
sam się usunę z najbliższego otoczenia, skoro nikomu jakoś szczególnie nie
zależy na moim zdrowiu.
Obrócił swój wózek inwalidzki i szybko wyjechał z powrotem
do pomieszczenia obok. Drzwi, które najwyraźniej też były sterowane
elektrycznie, zamknęły się. Echo wybuchu Iniga wciąż zdawało się
rozbrzmiewać w salonie.
– Mamusiu, mogę pójść obejrzeć te szczeniaczki? Proszę – powiedziała Flavia
ściszonym głosem.
– Słabo się czujesz – odrzekła Katya ze łzami w oczach, wciąż czerwona
na twarzy.
– Ciocia Caroline mówi, że to nic nie szkodzi, już na to chorowała.
– W takim razie... Tylko włóż coś normalnego – ustąpiła Katya. Flavia wyszła
przez drzwi elektryczne. Tym razem nie było słychać wiolonczeli, a powód ciszy
stał się jasny, gdy na chwilę przed tym, jak drzwi zamknęły się za Flavią,
do salonu wślizgnął się Gus, trzymając w ręce komórkę.
– Doktor Hookham mówi, że ktoś odwołał wizytę i będzie mógł mnie przyjąć
jutro po południu.
– Dobrze – odrzekła jego znękana i zapłakana matka.
– Mogę pojechać sam, jeśli wybierasz się do szpi...
– Nie możesz prowadzić – ucięła Katya piskliwym głosem. – Przecież nie
widzisz na jedno oko! Pojedziesz transportem publicznym!
Niezadowolony Gus wycofał się z salonu.
– Tak strasznie mi przykro – powiedziała Katya znowu piskliwym głosem. –
Jak widzicie... dużo się dzieje.
– Niezmiernie nam pomogłaś. – Strike wsunął notes do kieszeni i wstał.
Katya i Robin też wstały. Ta pierwsza oddychała gwałtownie i nie była w stanie
spojrzeć nikomu w oczy.
Zeszli po schodach w milczeniu.
– Bardzo dziękujemy za rozmowę – powiedziała Robin, ściskając dłoń Katyi.
– Nie ma sprawy – odrzekła Katya zduszonym głosem.
W pokoju Gusa znowu zabrzmiała wiolonczela. Tym razem grał staccato
szybki utwór, który zdawał się wyrażać zszargane nerwy mieszkańców tego
domu.
34
Śmierć powiększa wagę Rzeczy,
Którą pominęły Oczy
Emily Dickinson
360
Christina Rossetti
The Dead City
The Flask, znajdujące się blisko Hampstead Heath, było bardzo starym pubem
z trzema osobnymi salami i dwoma barami: w zasadzie było stworzone dla
dwojga ludzi pragnących koordynować swoje działania, nie mając siebie
w zasięgu wzroku.
– Świetnie, mają wi-fi – powiedziała Robin, spoglądając na swoją komórkę,
gdy piętnaście minut przed umówionym spotkaniem z Phillipem Ormondem
stali ze Strikiem przy barze. – Będę miała oko na profil Anomii na Twitterze
i skorzystam z iPada, żeby wejść do gry... Noszę go ze sobą, odkąd poprosiłam
Midge o dane logowania Beth – wyjaśniła Strike'owi, wyjmując iPada z małego
nylonowego plecaka, który zazwyczaj brała na obserwację. – Na wszelki
wypadek.
– Skauci byliby zrozpaczeni, gdyby wiedzieli, co stracili – stwierdził Strike. –
Co ci zamówić?
– Poproszę sok pomidorowy i czipsy. Umieram z głodu – powiedziała Robin.
– Potem się stąd usunę, żeby Ormond mnie nie zobaczył.
Gdy tylko podano jej napój i czipsy, zostawiła Strike'a i poszła do sali
z głównym barem, gdzie usiadła obok kominka przy małym stoliku w rogu.
Zjadłszy jedną trzecią czipsów na dwa razy, położyła przed sobą iPada, wyjęła
notes i pióro, sprawdziła profil Anomii na Twitterze, na którym nie było żadnej
nowej aktywności, po czym otworzyła stronę logowania Gry Dreka.
Do małej sali weszła czteroosobowa grupa Amerykanów w średnim wieku.
Jedna z kobiet czytała na głos z przewodnika.
– „...nawiedzony – zabrzmiał głos z głębokiego Południa i można było
odnieść wrażenie, że to słowo ma dwa razy więcej samogłosek, niż Robin
by mu dała – przez ducha hiszpańskiej barmanki, która powiesiła się w piwnicy
z powodu nieodwzajemnionej miłości do właściciela pubu”.
Wywołało to sporo głośnych komentarzy i dużo szurania krzesłami, gdy cała
czwórka zajmowała stolik obok Robin.
Czując napięcie, Robin wpisała w panelu logowania Gry Dreka nazwę
użytkownika Rudakicia, a potem, sprawdziwszy duże litery w wiadomości
od Midge, także hasło SzkodaŻeNieJestemZEllen.
Wolałabym nie
Przykro mi
Wampir odpowiedział:
<Otwiera się nowa grupa prywatna> <Otwiera się nowa grupa prywatna>
<16 kwietnia 2015, 17.57> <16 kwietnia 2015, 17.57>
<Dżdżownica28 MOD zaprasza Rudąkicię> <Vilepechora zaprasza Rudąkicię>
Dżdżownica 28: omg , jusz myślałam , Vilepechora: myślałem, że zniknęłaś na dobre
że zniknęłaś na zawsze !!!! Vilepechora: dalej jesteś lesbą?
>
>
>
>
>
>
> >
Cholera.
Robin sięgnęła po telefon i szybko napisała do Midge.
Napisz mi cokolwiek o Beth.
Jestem w grze. Część tych ludzi ją zna
Obok Robin Amerykanka z przewodnikiem, której fioletowe okulary
z plastiku zsunęły się na czubek nosa, dalej czytała na głos.
– „W The Flask pijali Byron, Keats i Shelley, a także słynny rozbójnik Dick
Turpin”!
Dochodząc do wniosku, że nieodpowiedzenie dwóm moderatorom
wyglądałoby zbyt podejrzanie, Robin znowu zaczęła pisać.
Dżdżownica28: Myślałam , że cię Rudakicia: no. Wygląda na to, że nie można się
przepłoszyłam wszystkimi swoimi problemami tego oduczyć
!
Vilepechora: lol
Rudakicia: nie, stęskniłam się!
Vilepechora: może po prostu nie zaznałaś
> dobrego kutasa
> Rudakicia: albo może kutas to nie moja bajka
Rudakicia: co słychać? >
Dżdżownica28: nie zgadniesz jestem w L******* ! >
> Vilepechora: skoro dymasz tylko cipy, nie
> możesz tego wiedzieć
Rudakicia: ciekawa teoria
Rudakicia: Niemożliwe!
>
Dżdżownica28: tak
Dżdżownica28: przyjechałam , żeby być >
z moim przyjacielem >
Rudakicia: omg to super! >
Dżdżownica28: weszłam do pokoju a on tam Rudakicia: więc teraz masz jeszcze bardziej
był wyszukane poczucie humoru
Dżdżownica28: o mało nie zemdlałam !! Vilepechora: ciesz się, że cię nie zbanowałem
Rudakicia: a za co?
Rudakicia: rozmawiałaś z nim?
Vilepechora: za to, że jesteś jebanym zbokiem
Dżdżownica28: a kurwa skąd , cała się
tszęsłam !!!
Amerykanka z przewodnikiem zaczęła czytać swoim towarzyszom menu,
mimo że każdy z nich miał je przed sobą.
– Stek i placek z cynaderkami... gotowane ziemniaki...
Zawibrowała komórka Robin. Spojrzała na ekran. Napisał Strike.
Ormond już tu jest.
36
A na swej tarczy serce krwawe nosił [...].
Mary Tighe
Psyche
Strike, siedzący przy stoliku dla dwóch osób i zwrócony w stronę drzwi pubu,
natychmiast zidentyfikował Phillipa Ormonda, mimo że mężczyzna w żaden
sposób nie pasował do jego wyobrażeń zarówno o nauczycielach geografii, jak
i osobach skorych do zapisywania się na zajęcia plastyczne. Biorąc pod uwagę
drobiazgową schludność jego wyglądu, Strike byłby nawet skłonny
domniemywać, że ten człowiek miał w przeszłości coś wspólnego z wojskiem.
Ormond, o kilkanaście centymetrów niższy od Strike'a, wyglądał jak stały
bywalec siłowni. Miał błękitne, szeroko rozstawione oczy, jasnobrązowe,
krótko obcięte i zadbane włosy oraz spiczastą brodę pokrytą starannie
przystrzyżonym zarostem. Gdyby nie czarna teczka, jego ciemny garnitur
i gładki granatowy krawat mogłyby sugerować strój pogrzebowy. Przystanął
zaraz za drzwiami, żeby się rozejrzeć, a robiąc to, wypiął klatkę piersiową.
Napotkawszy spojrzenie detektywa, podszedł do stolika, przy którym
siedział Strike.
– Cormoran Strike?
– Zgadza się. – Strike wstał, żeby uścisnąć mu rękę, a jego kikut zareagował
wściekłym bólem na konieczność ponownego dźwignięcia jego ciężaru po tak
krótkim odpoczynku.
– Phillip.
Okazało się, że Ormond należy do tej kategorii mężczyzn, których
najwyraźniej nęka obawa, że jeśli uścisk ich dłoni nie sprawi drugiej osobie
fizycznego bólu, zostaną posądzeni o impotencję.
– Zamówię coś do picia – powiedział Ormond, po czym poszedł do baru.
Wrócił do stolika, niosąc małe piwo, i usiadł naprzeciwko Strike'a, roztaczając
wokół siebie aurę lekkiej podejrzliwości.
– Jak wspomniałem przez telefon... – zaczął Strike.
– Tak, próbujesz ustalić, kim jest Anomia.
– Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli zacznę notować?
– Śmiało – zgodził się Ormond, choć nie wydawał się tym szczególnie
uradowany.
– Co ci się stało? – spytał Strike, zauważywszy zabandażowane dwa palce
lewej dłoni Ormonda.
– Rozlałem kwas fluorowodorowy – odparł, a widząc zdziwione spojrzenie
Strike'a, wyjaśnił: – Robiłem kwasoryt w North Grove. Pierwszy i ostatni raz.
Wdała się infekcja. Brałem już dwa rodzaje antybiotyków.
– Brzmi paskudnie.
– Trudno to uznać za najgorsze, co mnie ostatnio spotkało – powiedział
Ormond z agresywną nutą w głosie.
– Oczywiście – przyznał Strike. – Bardzo współczuję ci straty.
– Dzięki. – Ormond odrobinę się rozluźnił. – To dla mnie... trudne chwile.
– Na pewno – powiedział Strike. – Mógłbym ci zadać parę pytań o North
Grove?
– Wal.
– Kiedy zacząłeś tam chodzić na zajęcia?
– W dwa tysiące jedenastym – powiedział Ormond.
– Dużo czasu poświęcasz sztuce czy...?
– Nieszczególnie. W zasadzie to wolę pisać.
– Naprawdę? – powiedział Strike. – Wydajesz coś?
– Jeszcze nie. Po prostu bawię się pewnymi pomysłami. Wiesz, właśnie
to łączyło nas z Edie: opowieści.
Strike, który miał pewne trudności z wyobrażeniem sobie Phillipa Ormonda
piszącego opowieści, pokiwał głową. Choć nauczyciel był całkiem przystojny,
decyzja Edie, żeby się z nim związać, wydała się Strike'owi trochę zaskakująca,
lecz być może urok Ormonda polegał na tym, że był on absolutnym
przeciwieństwem jej niezaradnego, jarającego trawę i podpalającego zasłony
ekschłopaka.
– Poszedłem do North Grove, bo właśnie zdecydowaliśmy się z żoną
na separację – wyznał Ormond niepytany. – Próbowałem wypełnić czymś
wieczory. Zapisałem się na wieczorne zajęcia... Wiesz, pomyślałem, że spróbuję
poznać dziewczynę w staromodny sposób? – powiedział zażenowany
z ponurym uśmiechem. – Żonę poznałem na portalu randkowym.
A dziewczyny, które spotykam na siłowni... zazwyczaj mają za mało
do zaoferowania tu na górze – dodał, pukając się w skroń.
– Więc kiedy poznałeś Edie...?
– Była jeszcze z Blayem, zgadza się. Zainteresowałem się ich kreskówką,
słuchając, jak rozmawiają o niej ludzie w North Grove, i w końcu zaprosiłem
ich obydwoje do szkoły, żeby poopowiadali moim siódmoklasistom
o animowaniu i komputerowych efektach specjalnych. Dzieciakom się
podobało – powiedział Ormond, lecz nie wyglądało na to, żeby jakoś
szczególnie go to cieszyło.
– Uczysz geografii, prawda?
– Informatyki – powiedział Ormond, marszcząc brwi. – Kto ci mówił, że uczę
geografii?
– Zdaje się, że agent Edie – powiedział Strike, robiąc notatkę. – Coś mu się
pomyliło. Kiedy się dowiedziałeś o istnieniu Anomii?
– Zobaczyłem, że zamieścił na Twitterze zdjęcie mieszkania Edie. Wysłałem
do niej wiadomość, pytając, czy wszystko w porządku. Miałem jej numer
po tym, jak przyszła do szkoły, żeby wystąpić przed dzieciakami. Trochę
do siebie pisaliśmy i w końcu poszliśmy na drinka. Wtedy już rozstała się
z Blayem. Okazało się, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Pisanie – powtórzył.
– Opowieści. Trochę się pośmialiśmy z North Grove. Kręci się tam sporo figur.
Chłopak, który idealnie nadawałby się do talk-show Jeremy Kyle.
– Masz na myśli Brama de Jonga? – spytał Strike, zauważając, że Ormond
użył właśnie odrobiny policyjnego żargonu.
– No, właśnie jego. – Pokiwał głową. – Raz wychodząc wieczorem z North
Grove, zarobiłem w łeb kamieniem. Ten gówniarz siedział na dachu i rzucał
kamieniami w każdego, kogo stamtąd zobaczył. Gdybym go dorwał w swoje
ręce... Miałem ranę. – Ormond wskazał tył głowy. – Wciąż jest tam blizna. Edie
opowiedziała mi, co wyrabiał, kiedy tam mieszkała. Raz znalazła w łóżku
zdechłego ptaka. Rodzice tego gnojka są po prostu... Zupełnie go nie kontrolują
– powiedział Ormond, a Strike zauważył, jak rozszerzają mu się przy tym
nozdrza. – W ogóle.
– Czy kiedy wybraliście się na tego drinka, rozmawialiście o Anomii?
– O tak, opowiedziała mi o nim wszystko. Przypuszczała, że to ktoś znajomy,
bo bardzo dużo o niej wiedział. I tak jakby przerobiliśmy razem listę osób,
które podejrzewała. Mnie to wyglądało na tę dziewczynę... jak ona się nazywa?
Była Blaya.
– Kea Niven?
– No, ale Edie powiedziała, że ją wykluczyła.
– Jak to?
– Powiedziała mi, że któregoś popołudnia była w studiu animacji, wyjrzała
przez okno i zauważyła, jak ta dziewczyna snuje się po ulicy. Liczyła, że spotka
tam Blaya, rozumiesz. Edie akurat miała na laptopie grę Anomii, więc do niej
zajrzała. Anomia tam był, przemieszczał się i rozmawiał, a Niven nie korzystała
z telefonu, iPada ani niczego takiego.
– Bardzo pomocna informacja, dzięki – powiedział Strike i zanim znów
spojrzał na Ormonda, zrobił notatkę. – Więc Kea wystawała pod studiem
animacji?
– No. Edie mi wspominała, że Niven ciągle pojawiała się tu i tam, kiedy Edie
była z Blayem, że gapiła się na nich w barach i pubach. Też mam taką byłą.
Psycholki.
– Pamiętasz, kiedy dokładnie Edie wykluczyła Keę?
– Zanim pierwszy raz poszliśmy na drinka, więc to musiało być w połowie
dwa tysiące trzynastego. – Ormond upił trochę piwa, po czym powiedział: –
Mimo to uważałem, że Niven należy zamknąć. Te wszystkie popieprzone
oskarżenia o plagiat... Ale Edie uznała, że to tylko pogorszyłoby sprawę... albo
raczej jej agent powiedział, że to pogorszyłoby sprawę – dodał nauczyciel
informatyki z lekko drwiącym uśmieszkiem. – Yeoman chyba zawsze jej
doradzał, żeby nic nie robiła. Nie mój styl.
– Nigdy nie rozmawiałeś z Keą osobiście?
– Nie... na szczęście dla niej – odrzekł Ormond i znowu rozszerzyły mu się
nozdrza. – Była taka sama jak Anomia, atakowała Edie, a Blaya zostawiała
w spokoju. On nigdy nie podpadał fandomowi, co tylko pokazuje, jak mało
ci ludzie wiedzieli.
– Co masz na myśli?
– Edie odwalała dziewięćdziesiąt procent roboty, a Blay przez większość
dnia chodził ujarany. Pod koniec miała już serdecznie dość holowania go. I coś
ci powiem: zajebiście by się wkurzyła, gdyby się dowiedziała, że chciał włożyć
do jej trumny jakiś pieprzony list po tym, co przez niego przechodziła przez
te dwa ostatnie tygodnie.
– Nie wiesz przypadkiem, czy Edie jeszcze kogoś wykluczyła?
Ormond pokręcił głową.
– Wiemy, że pod koniec podejrzewała Seba Montgomery'ego, ale czy tylko
jego?
– A, więc wiesz o Montgomerym. – Do tonu Ormonda wróciła lekka
podejrzliwość. – No więc... tak, był podejrzanym numer jeden – Strike znowu
zauważył policyjny slang – ale wcześniej zastanawiała się, czy to nie Wally
Cardew, bo trochę dał jej się we znaki w Internecie, kiedy wyrzuciła go jako
Dreka. Ostatecznie uznała jednak, że Cardew nie pozostałby anonimowy.
Za dużo gadał, rozumiesz. Poza tym wątpiła, żeby umiał kodować albo
animować na takim poziomie, na jakim była ta gra.
– A Tim Ashcroft, który podkładał głos Dżdżownicy?
– On? Prawdziwa pijawka – odrzekł z pogardą Ormond. – Myślał, że jeśli
będzie wystarczająco podlizywał się Edie, znajdzie się dla niego rola w filmie.
Kazałem jej przestać się z nim zadawać. To znaczy nie, nie kazałem – poprawił
się – nie w tym sensie. Po prostu nie lubiłem patrzeć, jak ludzie
ją wykorzystują. Przez te ich wspólne kawki wciąż był przekonany,
że ma szanse na rolę.
– Ale nigdy nie podejrzewała, że Ashcroft jest Anomią?
– E, nie. To taka wysoka, długa szczyna. Lewicujący elegancik. Znasz ten typ.
– Więc jej jedynym wiarygodnym podejrzanym był Montgomery?
– No. Uznała, że to on, kiedy Anomia napisał na Twitterze, że Edie stworzyła
jakąś postać, inspirując się dawną współlokatorką... co zresztą było kompletną
bzdurą.
– Nie wzorowała postaci Narcyzki na tej dziewczynie?
Ormond upił łyk piwa, a potem powiedział:
– Może wzięła do postaci coś z jej zachowania, ale przecież to jeszcze nie
znaczy, że są jedną i tą samą osobą, do cholery. Całe to pieprzenie o tym,
że każda postać fikcyjna ma, no wiesz, żywy odpowiednik. Inspiracja potrafi
przyjść zewsząd – powiedział Ormond, a gdy to mówił, jego policzki lekko się
zarumieniły. – Nie można powiedzieć, że taka czy inna postać jest żywą osobą.
To tylko wrażenie. Jak... zdjęcie zrobione przez obiektyw autora. – Znów upił
łyk piwa. – Przynajmniej ja tak to widzę – dodał, odstawiając kufel. – W swojej
twórczości.
Strike zastanawiał się, czy są to osobiste przemyślenia nauczyciela na temat
inspiracji i budowania postaci. Coś mu mówiło, że Ormond papuguje kogoś
innego.
– Czy Edie dużo ci opowiadała o swojej pracy?
– Mówiła o niej bez przerwy – odrzekł Ormond, nagle się ożywiając. –
W zasadzie dzieliła się ze mną całym procesem twórczym. Tak, prowadziliśmy
mnóstwo wnikliwych dyskusji na temat postaci, dorzucałem swoje pomysły,
no wiesz.
– Więc w sumie ze sobą współpracowaliście? – powiedział Strike, dbając o to,
żeby w jego głosie zabrzmiał podziw.
– No, chyba można by to tak nazwać. – Ormond wlepił wzrok w Strike'a. –
Edie nawet mówiła, że jeśli dojdzie do ekranizacji, chciałaby, żebym został
wymieniony jako współscenarzysta. Że podsunąłem jej parę naprawdę dobrych
pomysłów.
– Interesujące, że chciała wprowadzić nowych współtwórców oprócz siebie
i Blaya – powiedział Strike.
– Nie, nie współtwórców w liczbie mnogiej. Nie było nikogo oprócz mnie –
oświadczył zdecydowanie Ormond.
– Ludzie z Mavericka na pewno się cieszą, że jest ktoś, kto może
im powiedzieć, jaką wizję filmu miała Edie.
Zanim Ormond się odezwał, na chwilę zapadła cisza.
– Mogłoby się tak wydawać, ale nikt nie raczył odpisać na mojego mejla.
– To chyba świadczy o ich krótkowzroczności. Zakładam, że masz
to wszystko zapisane.
– Niczego nie zapisywaliśmy. Tylko o tym rozmawialiśmy. Wszystko jest
tutaj – powiedział Ormond, znowu pukając się w skroń. – A ponieważ tylko
ja to wszystko wiem, można by pomyśleć, że raczą... – Zdenerwowany wzruszył
ramionami.
– Frustrujące – powiedział Strike.
– No. A teraz ten jej przeklęty wujek, który odpalił jej dwie stówy, żeby się jej
pozbyć, kiedy dosłownie spała na ulicy, ma dostać... Zabawne, kto ostatecznie
zgarnia największe korzyści. Ale Edie nie spisała testamentu, więc właśnie tak
to wygląda – podsumował Ormond z wyraźną goryczą w głosie.
– Następna sprawa jest delikatna – uprzedził Strike. – W dwa tysiące
czternastym Edie próbowała się zabić. Anomia bardzo szybko wiedział, co się
stało, a nawet w którym była szpitalu.
– No, pamiętam – powiedział posępnie Ormond.
– Interesuje mnie, kto mógł o tym wiedzieć.
– Mnie nie pytaj. Ja dowiedziałem się na końcu – powiedział Ormond.
– Naprawdę?
– No. Oczywiście próbowała się do mnie dodzwonić – dodał szybko i Strike
zaczął się zastanawiać, czy faktycznie tak było – ale siedziałem w pubie i nie
słyszałem telefonu. Spotkałem się z ludźmi z pracy. Więc potem zadzwoniła
do Blaya. Uświadomił sobie, co zrobiła, i wezwał policję. Musieli wyważyć
drzwi.
Wspomnienie ospałego głosu Charlotte dzwoniącej z terenu Symond House
wypłynęło na powierzchnię i natychmiast zostało wepchnięte z powrotem.
– Przedawkowała po tym, jak przez cały wieczór piła samotnie
w mieszkaniu, patrząc, jak ludzie na Twitterze każą jej się zabić – powiedział
Ormond. – To było, zanim zamieszkaliśmy razem. Oczywiście gdy odkryłem,
co zrobiła, miałem poczucie winy. W zasadzie nie była w stanie mieszkać
w pojedynkę, wtedy już nie. Po przedawkowaniu wprowadziła się do mnie i to
był ważny punkt zwrotny, wiesz? Stała się o wiele szczęśliwsza. O wiele.
– Mieszkasz w okolicy?
– Nie, na Finchley. Przy Ballards Lane.
– Wiesz może, czy Blay był sam, kiedy sobie uświadomił, że przedawkowała?
– spytał Strike.
– Nie mam pojęcia – powiedział Ormond – ale nie spieszyło mu się, żeby
mnie zawiadomić, do cholery. Jak go usłyszałem, początkowo myślałem, że się
wysprzęglił...
– Muszę spytać – wszedł mu w słowo Strike. – Służyłeś w policji?
Ormond przez chwilę wydawał się zaskoczony, ale potem pierwszy raz się
uśmiechnął.
– Dalej to widać? No, służyłem w stołecznej. Przestałem, bo tak chciała była
żona. Przekwalifikowałem się na nauczyciela, a potem małżeństwo i tak się
posrało.
– Wybacz, mów dalej. Myślałeś, że Blay wygaduje głupoty...
– No. Brzmiał, jakby się ujarał. Nawiasem mówiąc, zazwyczaj był ujarany.
Pewnie zanim do mnie zadzwonił, walnął sobie bucha na rozgrzewkę. No, więc
potrzebowałem chwili, żeby się zorientować, co do mnie mówi.
– Był ktoś z tobą, kiedy odebrałeś ten telefon?
– Tak się składa, że był. Mój sąsiad staruszek. Ma dziewięćdziesiąt parę lat.
Od czasu do czasu mu pomagam, robiąc zakupy – powiedział Ormond
z wymuszoną skromnością. – Podwożę go do lekarza, jeśli trzeba. Miły facet.
– Ale słaby kandydat na Anomię – stwierdził Strike, robiąc notatkę.
– No jasne – powiedział Ormond. – Nie, Anomia mógł się tak szybko
dowiedzieć, co zrobiła Edie, tylko dlatego, że Blay klepał o tym na prawo i lewo.
Miał całe godziny, żeby rozpowiadać kumplom, co się stało, zanim mu przyszło
do głowy, że powinien powiedzieć mnie... no wiesz... jej pieprzonemu
chłopakowi.
Strike znowu coś zapisał, po czym spojrzał na Ormonda.
– Czy Edie kiedykolwiek uważała, że Anomia stwarza fizyczne zagrożenie?
Czy kiedykolwiek się obawiała, że zastosuje wobec niej przemoc?
– Nie, nie wydaje mi się – powiedział Ormond.
– Nawet kiedy zamieścił jej adres w Internecie?
– To nie Anomia.
– Myślałem...?
– Anomia zamieścił zdjęcie jej mieszkania, ale jakiś inny gość namawiał
ludzi, żeby pisali do niego na priv, jeśli chcą poznać jej pełny adres.
– Wiesz może, kim była ta osoba?
– Nie mam pojęcia. Czepiało jej się mnóstwo ludzi.
– Myślisz, że Anomia mógł ją zabić? – spytał Strike, obserwując reakcję
Ormonda.
– Nie wiem – odrzekł nauczyciel. To pytanie chyba nim wstrząsnęło. – Skąd
mógłbym wiedzieć? Nie mam żadnego powodu, żeby go o to podejrzewać.
Właściwie to nie mam żadnego powodu, żeby podejrzewać kogokolwiek.
Strike poświęcił chwilę, by dokładnie zapisać słowa Ormonda, po czym
powiedział:
– A ta teczka, którą podobno miał Blay, ta z rzekomymi dowodami, że to Edie
jest Anomią...
– Co za bzdury – warknął Ormond. – Edie miałaby przez trzy, cztery czy ile
tam lat prześladować siebie samą i doprowadzić się do próby samobójczej. Daj
spokój.
– Zakładam, że Yasmin Weatherhead była z nimi, zanim się pojawiłeś –
powiedział Strike.
– No – potwierdził Ormond. – A co?
– To ona zaniosła tę teczkę Blayowi.
– A, racja, no tak. Nie, wyrzucili ją, zanim zacząłem się spotykać z Edie. –
Ormond upił kolejny łyk piwa. – Właściwie to zwolnienie dziewczyny tylko
dlatego, że grała w grę, wydawało mi się trochę brutalne. Przecież nie... Ale
Edie popadała chyba w paranoję, wydawało jej się, że wszyscy wokół przekazują
Anomii informacje.
Strike, który nie spodziewałby się takiej pobłażliwości w stosunku
do Yasmin, biorąc pod uwagę bezkompromisowe opinie Ormonda na temat
wszystkich pozostałych osób z otoczenia Edie, powiedział:
– Nie wydaje ci się, że dołączenie do gry Anomii to dziwne postępowanie jak
na asystentkę? Albo granie w nią dalej, mimo że Anomia tak bardzo dokuczał
Edie?
– No, jeśli spojrzeć na to z tej strony, to chyba... No, chyba tak – przyznał
Ormond, jakby ten temat niezbyt go interesował.
– Słyszałem, że zaręczyłeś się z Edie tuż przed jej śmiercią.
– O, wiesz o tym? – Ormond wydawał się zadowolony. – No, oświadczyłem
się dwa dni przed... przed tym, co się stało. W weekend mieliśmy się wybrać
po pierścionek.
– Smutna historia. – Strike zamilkł na chwilę, po czym powiedział: – Wróćmy
do tej teczki: Blay zadzwonił do Edie i oskarżył ją, że jest Anomią, tak?
– Zgadza się – powiedział Ormonad, a jego twarz stężała.
– Czy Edie ci o tym mówiła?
– Oczywiście.
– Co jej radziłeś? Żeby spotkała się z Blayem i się z nim rozmówiła czy...?
– Powiedziałem jej – odparł zdecydowanie Ormond – żeby kazała
mu spierdalać. Ciągle do niej wydzwaniał, a ona ciągle się rozłączała. I bardzo
dobrze, do diabła. Skoro jarał aż tyle, żeby uwierzyć w coś takiego, to walić go.
– Ale potem – powiedział Strike – Edie zmieniła zdanie i postanowiła się
z nim spotkać twarzą w twarz?
– No. Żeby osobiście mu powiedzieć, co o nim myśli.
– Kto do kogo zadzwonił? – dopytywał Strike.
– On do niej – powiedział Ormond. – Już mówiłem. Ciągle wydzwaniał.
– Racja – powiedział Strike.
– Aż w końcu postanowiła: „Okej, rozmówmy się”.
– Edie ci to powiedziała?
– No tak – zniecierpliwił się Ormond.
– Więc wiedziałeś, że mają się spotkać tego popołudnia?
– No.
– A wiedziałeś gdzie?
– Nie – powiedział Ormond. – Założyłem, że w jakiejś kawiarni albo gdzieś.
– A kiedy nie wróciła do domu...?
– Oczywiście zacząłem się niepokoić. Tego popołudnia pilnowałem w szkole
uczennicy, która za karę musiała zostać po lekcjach. Potem do mnie dotarło,
że w chwili, w której... no wiesz... w której to się stało, patrzyłem, jak przeklęta
Sophie Webster bazgrze w zeszycie. Wróciłem do domu, myśląc, że zastanę
tam Edie. Nie było jej. Czekałem. O jedenastej zacząłem się niepokoić.
Zadzwoniłem na policję jakiś kwadrans przed północą.
– Czy w międzyczasie próbowałeś się dodzwonić do Edie?
– Tak, parę razy, ale nie odbierała. Policja kazała mi czekać i... oczywiście już
wiedziałem, że coś jest nie tak. Byłem przecież gliną. Wiem, jak to działa.
Poprosili, żebym opisał Edie, i to zrobiłem. Potem oznajmili, że przyślą ludzi,
którzy ze mną porozmawiają. Przyszli do mnie i powiedzieli, że na cmentarzu
Highgate znaleziono ciało odpowiadające rysopisowi mojej narzeczonej...
Musiałem pojechać, żeby ją zidentyfikować.
– Przykro mi – powiedział Strike. – To na pewno był koszmar.
– No – potwierdził Ormond, a do jego głosu wróciła agresywna nuta. – Był.
Strike spojrzał na swoje zapiski. Jeśli chodziło o Anomię, dowiedział się
bardzo niewiele. Czuł jednak, że jest o niebo lepiej poinformowany na temat
Phillipa Ormonda.
– To właściwie wszystko... Chyba że masz jeszcze jakieś przemyślenia albo
informacje na temat tego, kim może być Anomia.
– Jeśli chcesz znać moje zdanie – odrzekł Ormond, który chyba się trochę
odprężył, widząc na horyzoncie koniec przesłuchania – to jakiś poważnie
zaburzony pojeb. Kimkolwiek jest, nawet jeśli to tylko dzieciak ukrywający się
za – wskazał okolice swojej twarzy, jakby mówił o masce – klawiaturą,
naprawdę jest z nim coś bardzo, kurwa, nie tak. Żeby przez cztery bite
lata atakować kogoś w Internecie? Czym mu zawiniła? Tym, że stworzyła coś,
co rzekomo pokochał? Nie, moim zdaniem Anomia to człowiek, który zrobiłby
wszystko, żeby ratować własną skórę. Z radością rzuciłby na kogoś oskarżenie
albo skierował podejrzenia w czyjąś stronę, gdyby sam mógł dzięki temu
uniknąć odpowiedzialności.
– Dlaczego tak mówisz? – spytał Strike.
– Po prostu takie mam przeczucie – powiedział Ormond, po czym dopił
lagera.
– No, to już chyba koniec – powiedział nieszczerze Strike. – A, właśnie... Tak
się zastanawiałem... Ty doradziłeś Edie naszą agencję czy to był jej pomysł?
– Czy co zrobiłem? – Ormond zmarszczył brwi.
– Edie przyszła do naszej agencji, żeby porozmawiać z moją wspólniczką –
wyjaśnił Strike.
Mimo że pub nie był szczególnie dobrze oświetlony, Strike widział, jak
rozszerzają się źrenice Ormonda, ponieważ jego niebieskie tęczówki miały
bardzo jasny odcień. Najwyraźniej ani policja, ani Allan Yeoman nie
wspomnieli rzekomemu narzeczonemu Edie o jej wizycie w agencji
detektywistycznej, a te pominięcia powiedziały Strike'owi coś ważnego
o nastawieniu policji i agenta do Ormonda.
Nauczyciel chyba zdał sobie sprawę, że jego milczenie trwa zbyt długo, żeby
mógł skłamać.
– Yy... nie. Nie miałem o tym... pojęcia. Kiedy to było?
– Dziesięć dni przed napaścią.
– Czego od was chciała? – spytał Ormond.
– Poprosić o pomoc w ustaleniu, kim jest Anomia.
– Aha – powiedział Ormond. – Racja. No... w zasadzie... nie wiedziałem,
że zwróci się właśnie do was... Wspominała, że myśli o... Tak, uważałem,
że to rozsądny pomysł.
– Ale nie wspomniała ci, że to zrobiła?
– Właściwie to – odrzekł Ormond po następnej chwili wahania – może nawet
wspomniała, tylko tego nie zarejestrowałem. Była cholernie zestresowana, a ja
miałem mnóstwo roboty... Może nie usłyszałem, co mówi, zamyśliłem się albo
coś. Miałem mnóstwo roboty – powtórzył. – Szykowałem się do rozmowy
w sprawie stanowiska szefa wydziału.
– Dostałeś je?
– Nie. – Ormond prawie warknął.
– W każdym razie kiedy Edie była w agencji, moja wspólniczka zauważyła
zasinienie na...
– A, to twoja wspólniczka, tak? Powiedziała glinom, że dusiłem Edie?
Gdy tylko te słowa wyrwały mu się z ust, Ormond najwyraźniej pożałował
swojego wybuchu. Wpatrywał się w Strike'a jasnymi, niebieskimi, szeroko
osadzonymi oczami, a detektyw czuł, że facet nie ma pojęcia, jak naprawić
to ostatnie fatalne wrażenie.
– Nikt nie wspominał o duszeniu – powiedział Strike. – Moja wspólniczka
poinformowała tylko o siniaku. No, w każdym razie wielkie dzięki
za spotkanie. Bardzo mi pomogłeś.
Po krótkiej chwili krępującej ciszy Ormond powoli wstał.
– Nie ma sprawy – powiedział oschle. – Powodzenia w śledztwie.
Strike wyciągnął rękę, gotów tym razem rywalizować o najmocniejszy
uścisk.
Ormond wyszedł, a Strike nie miał wątpliwości, że gość wciąż czuje
mrowienie w palcach prawej dłoni, i ta myśl sprawiła mu pewną małostkową
satysfakcję. Gdy nauczyciel zniknął mu z oczu, detektyw wyjął komórkę
i napisał krótką wiadomość do kumpla w stołecznej policji.
37
[...] rzecz się dokonała; powstał nowy
król i w swym królestwie stanął,
a ono go uznało.
Jean Ingelow
A Story of Doom
Robin wciąż obserwowała swój tablet, gdy Strike znalazł ją przy stoliku w rogu,
niewidocznym od strony głównego baru. Przyniósł kufel london pride'a dla
siebie i drugi sok pomidorowy dla Robin, ale zauważył, że prawie nie tknęła
pierwszego. Obok jej iPada leżała komórka, zwrócona ekranem do góry
i wyświetlająca profil Anomii na Twitterze, a z drugiej strony spoczywał
otwarty notes. Strike, bardzo biegły w czytaniu do góry nogami, zobaczył,
że Robin stworzyła trzy kolumny opatrzone nickami Dżdżownica28,
Vilepechora i Narcyzka oraz że notowała informacje na temat wszystkich
trzech. Kolumna Dżdżownicy28 wydawała się najpełniejsza.
– Anomia jest w grze? – spytał, gdy usiadł.
– Nie – powiedziała Robin, podnosząc wzrok, ale natychmiast skupiła go z
powrotem na ekranie. – Nie było go tu przez cały czas, kiedy rozmawiałeś
z Ormondem. Wybacz, muszę pisać dalej. Jeden z moderatów, Dżdżownica28,
przyjaźnił się internetowo z Beth. To albo gej, albo dziewczyna, bo jest
w związku z jakimś niewymienionym z nazwiska facetem, o którym powinnam
wiedzieć. Ta Dżdżownica często zwierzała się Beth. Myślała, że przepłoszyła
ją z gry, zarzucając ją swoimi problemami.
– Dwadzieścia osiem – skomentował Strike – to następny symbol nienawiści.
– Serio?
– Druga litera alfabetu, ósma litera: BH. Blood and Honour
to neonazistowskie ugrupowanie skinheadów.
– Nie wydaje mi się, żeby Dżdżownica28 była neonazistowskim skinheadem
– odrzekła Robin, nie przerywając pisania. – Gdybym miała obstawiać,
powiedziałabym, że to dziewczyna, i to dosyć młoda. Prawdopodobnie
ma dysleksję. Robi błędy, a w jej interpunkcji panuje straszny bałagan... ale jeśli
szukasz potencjalnego członka Halvingu, Vilepechora wydaje się cholernie
dobrym kandydatem. Zaczekaj... O, dzięki Bogu. Dżdżownica28 musi
do toalety.
Robin obróciła iPada, żeby Strike też mógł zobaczyć. Przysunął krzesło.
Poczuła, jak jego kolano trąca jej kolano.
– Gracze rozmawiają w grze – wyjaśniła, gdy Strike sączył piwo i obserwował
animowane postaci poruszające się wśród grobów. Podobnie jak Robin, był pod
wrażeniem niepokojącego piękna animacji z unoszącą się mgłą i majaczącymi
w niej nagrobkami. – Ale moderatorzy mogą otwierać grupy prywatne, żeby
rozmawiać, z kim chcą, a wtedy nikt inny nie może zobaczyć, co mówią.
Dżdżownica28 i Vilepechora zaprosili mnie do prywatnych grup, gdy tylko
weszłam do gry.
– Skąd pomysł, że Vilepechora może być z Halvingu?
– To straszny homofob – wyjaśniła Robin. – Nazwał mnie zbokiem.
– Miło – powiedział Strike.
– Jestem pewna, że to facet. Poza tym jest pijany. Poinformował mnie o tym
trzy razy. Mówi, że nudzi mu się w grze, a kiedy spytałam, dlaczego dalej w niej
jest, odpisał, że „szpieguje”.
– „Szpieguje”? – powtórzył Strike. – Rzeczywiście, bardzo interesujące.
– Napisał jeszcze, że Anomia zabił Ledwell.
Spojrzała na Strike'a, chcąc zobaczyć jego reakcję.
– Serio?
– Pod pozorem żarcików – dodała Robin, skupiając się z powrotem na grze. –
Poza tym rozmawiałam jeszcze tylko z Narcyzką. Spytała, czy potrzebuję
pomocy w poruszaniu się w grze i dała mi kilka wskazówek, jak się dostać
na rozbudowany teren, który powstał już po ostatniej wizycie Beth. Nie
otworzyła prywatnej grupy, po prostu zaproponowała mi pomoc.
Oczywiście nie mam pewności co do jej płci, ale sądząc po nicku, zakładam,
że to kobieta. Nie rozmawiałyśmy prywatnie.
Strike obserwował pasek boczny, na którym widać było przychodzących
i wychodzących graczy.
Awatary graczy zebrały się wokół Anomii, a gdy go witały, na ich twarzach
pojawiały się słowa.
Dłonie Robin zawisły niepewnie nad panelem klawiatury, ale zanim zdążyła
odpisać, Anomia odezwał się ponownie.
Mr_Drek_D: rolfmao
DuszekHej: lol
MojeSerceJestCzarne: lolololol
Strike i Robin patrzyli w milczeniu, jak płynąca postać Anomii kurczy się i w
końcu znika w mgle gry, oddalając się ku innej części animowanego
cmentarza.
– No i proszę – powiedział Strike, sięgając po piwo. – Mamy przyznanie się
do winy. Teraz musimy się tylko dowiedzieć, kto się przyznał.
CZĘŚĆ TRZECIA
Henry Gray,
członek Towarzystwa Królewskiego
Gray's Anatomy
38
Badawczym spojrzeniem cię świdrowałam,
Twoje tajemnice bardzo zgłębić chciałam,
Choćbym je jednak nie wiem jak przesiewała,
Żadnej nie poznałam.
Christina Rossetti
The Queen of Hearts
Dżdżownica28: Niewiem
Rudakicia: ?
>
>
>
Dżdżownica28: nie
>
>
– Nie udało mi się niczego więcej z niej wyciągnąć – powiedziała Robin. – Nie
chciałam naciskać. Miejmy nadzieję, że jeszcze się ujara i znowu będę mogła
spróbować.
Podano im piwo. Mimo wcześniejszego wzbraniania się Robin przelała
swoje do szklanki i trochę wypiła. Było pyszne, a lekko uspokajający wpływ, jaki
wywarło na jej przepracowany mózg, okazał się bardzo przyjemny.
– Więc ci dwaj faceci... bo to faceci, prawda?
– Chyba tak. Dżdżownica28 zawsze pisze o nich jak o mężczyznach.
– Więc ci dwaj, którzy uważają homoseksualizm za zboczenie
i prawdopodobnie są ze sobą w zmowie, zrobili coś, co mogło zainteresować
policję – podsumował Strike, oddając Robin telefon. – A Sercella ich chroni.
W każdym razie jednego z nich.
– Właśnie – powiedziała Robin. – Pamiętasz stronę główną Bractwa Ultima
Thule? „Wierzymy, że feminizm i legalizacja homoseksualizmu zaszkodziły
zachodniej cywilizacji” czy jakoś tak.
– Nie wiesz przypadkiem, czy można przekazywać dokumenty na grupach
prywatnych?
– Nie mam pojęcia, nie próbowałam.
– Bo jeśli tak – powiedział Strike – plik pełen sfabrykowanych mejli mógłby
dotrzeć do Yasmin Weatherhead właśnie tą drogą, prawda? I byłoby
to doskonałe rozwiązanie. Wszyscy w grze mają obowiązek zachować
anonimowość, a Bractwo łamane przez Halving przygotowało wcześniej grono
hejterów bardzo skorych uwierzyć w każdą popieprzoną bzdurę, którą
im podsuną... Wiesz, myślę, że warto byłoby poobserwować Yasmin.
Dowiedzieć się, z kim się zadaje w prawdziwym świecie. – Przez chwilę jadł
w milczeniu, zastanawiając się. – Jak myślisz – spytał – czy to możliwe, żeby
jedna osoba korzystała z więcej niż jednego profilu moderatora? Czy Anomia
mógłby być jednocześnie LordemDrekiem albo Vilepechorą? Albo nimi
obydwoma?
– Komunikacja w grupach prywatnych odbywa się w czasie rzeczywistym,
więc zdarzało się, że dwoje moderatorów rozmawiało ze mną jednocześnie.
Oczywiście jedna osoba nie mogłaby pisać dwóch wiadomości w tym samym
czasie. Ale tak, przypuszczam, że ten sam człowiek mógłby mieć dwa osobne
profile moderatora, pod warunkiem że dwoje różnych moderatorów
nie musiałoby pisać jednocześnie. Bardzo chciałabym się dostać do grupy
moderatorów. Jeśli Anomii zdarza się puścić parę z ust, to na pewno tam.
– Ilu jest tych moderatorów?
– Ośmioro – odrzekła Robin, przewracając kartki w notesie w poszukiwaniu
zapisków na temat każdego z nich. – Oczywiście Anomia... Dżdżownica28...
LordDrek... Vilepechora... Sercella... Diablo1...
– Kim jest Diablo1?
– Wiem od Dżdżownicy28, że to młody facet. Według niej jest gejem.
W czasie jednej z naszych pierwszych rozmów napisała: „Pamiętasz, jak
Morehouse i Diablo1 się kiedyś przyjaźnili. A jakiś czas temu bardzo się
pokłócili”. Ale nie wiedziała o co. Nie udało mi się nawiązać rozmowy z Diablo1,
nawet w grze.
– Jakieś tropy związane z Morehouse'em?
– Nic konkretnego, ale wygląda na to, że poza grą interesuje go nauka. Jego
avi na Twitterze...
– Jego co?
– No wiesz, zdjęcie profilowe. Ukazuje kometę, a raz widziałam, jak
rozmawiał z dziewczyną, którą chyba zna, o odkryciach w kosmosie.
Dziewczyna chodzi jeszcze do szkoły, bo wspominała o pracy domowej i o
kłótniach z matką.
– Wiadomo skąd jest ta dziewczyna? Jeśli chodzą razem do szkoły...
– Nie, sprawdziłam, ale w polu lokalizacja wpisała „na haju”. Nie miałam
bezpośredniej styczności z Morehouse'em. To frustrujące, bo chyba wszyscy
są zgodni, że tylko on wie, kim naprawdę jest Anomia. Ale Dżdżownica28
zrobiła aluzję, że Morehouse'a coś łączy z Narcyzką.
– W prawdziwym świecie?
– Nie mam pojęcia.
– A co wiemy o Narcyzce?
– Jest najnowszym moderatorem, a Dżdżownica28 wspomniała
mimochodem, że podoba się wszystkim moderatorom płci męskiej.
– Jak może się im podobać? Przecież nie znają jej prawdziwej tożsamości,
no nie?
– Też tego nie rozumiem, ale tak napisała Dżdżownica28. Poza tym nie udało
mi się niczego o niej dowiedzieć. Ale zestawiłam absolutnie wszystko, co mam
o Anomii – dodała Robin. – Cofnęłam się do samego początku jego aktywności
na Twitterze i dodałam najdrobniejsze szczegóły, które wymknęły się
Dżdżownicy28. Znajdziesz je w wydrukowanym dokumencie, który włożyłam
do teczki w agencji, ale tutaj też je mam, gdybyś chciał usłyszeć
najważniejsze rzeczy.
– Dawaj – powiedział Strike, nie przestając ładować makaronu do ust.
– Okej. – Robin przewróciła kartki notesu i otworzyła go na gęściej
zapisanych stronach. – Najpierw Twitter. Profil Anomii pojawił się dziesiątego
lipca dwa tysiące jedenastego roku. W pierwszym tweecie zachęcał ludzi, żeby
zobaczyli nową wieloosobową grę, którą stworzył razem z Morehouse'em.
Profil Morehouse'a powstał tego samego dnia, ale on zamieszcza mniej więcej
jednego tweeta na sto tweetów Anomii. Nigdy nie atakował Edie ani Josha
i prawie w ogóle nie wchodzi w interakcje z fanami. Przeważnie pisze
po prostu coś w rodzaju: „Sprawdźcie nowe rozszerzenie do naszej gry”.
Przekaz czysto informacyjny. Początkowo wszystkie tweety Anomii dotyczyły
gry, ale bardzo mu się podobało, gdy fani ją chwalili. Wszyscy byli ciekawi, kim
są Anomia i Morehouse, i wygląda na to, że podziw niezmiernie tego typa
rajcuje: rzucał uwagi w rodzaju „chcielibyście wiedzieć”. Początkowo fani
myśleli, że Anomia to sam Josh Blay, ale te pogłoski ucichły na dobre
czternastego września dwa tysiące jedenastego roku, czyli wtedy, kiedy
w Internecie ukazał się wywiad z Edie i Joshem, w którym powiedzieli,
że widzieli grę i że nie do końca jest spójna z tym, o co im chodziło, gdy
tworzyli swoją grę Dreka. Tego samego dnia Anomia zatweetował: „Więc nasza
gra nie spodobała się Ledwell, bo »Tak naprawdę gra jest raczej metaforą«.
Przecież oparliśmy ją na twoich własnych zasadach, ty pretensjonalna krowo”.
Od tej pory – ciągnęła Robin – Anomia nieustannie ją atakował, aż do jej
śmierci. W październiku tamtego roku zatweetował: „Jak mam to grzecznie
ująć? Czy bulimiczka nie powinna być... chuda?”. I stworzył hasztag
EdietaBiedwell, który w zasadzie krąży do dziś.
– Była bulimiczką?
– Według notki w jej teczce – tak. Wtedy Anomia pierwszy raz użył
przeciwko niej informacji z życia prywatnego.
– Co z przekonaniami politycznymi Anomii? Jakieś tropy?
– Hm – zastanowiła się Robin – nigdy nie pisze niczego jawnie politycznego.
Krytyka kreskówki pochodząca ze środowisk postępowych interesuje go tylko
wtedy, gdy może ją wykorzystać do przypuszczenia bezpośredniego ataku
na Ledwell, wytykając jej hipokryzję albo okrucieństwo wobec ludzi z jej
otoczenia. Mimo to wokół Anomii nieustannie pojawiają się
profile hardcorowych prawicowców. Wszyscy narzekają, że kreskówka stała się
zbyt poprawna politycznie. Ktoś, kto nazywa siebie Wiernym Uczniem
Lepine'a, jest wielkim fanem Anomii i staje w jego obronie, jeśli postępowcy
krytykują go za takie posunięcia jak ujawnienie, że Edie była bulimiczką.
– Wierny Uczeń Lepine'a – powtórzył Strike. – No, chyba go widziałem.
Chcesz jeszcze piwo?
Swoje już wypił.
– Nie mogę – powiedziała Robin. – Zaraz zasnę... Wokół Anomii kręcą się też
lewicowcy, ale ich interesuje głównie krytykowanie Ledwell za rasizm, ableizm
i... właściwie za każdy izm i każdą fobię, jakie jesteś w stanie sobie wyobrazić.
Ale Anomia w zasadzie nigdy nie daje się wciągnąć w politykę, chyba że może
ją wykorzystać do atakowania Ledwell. Gdybym miała obstawiać,
powiedziałabym, że sprawiedliwość społeczna to nie jego bajka. Sądząc
wyłącznie po jego aktywności na Twitterze, ma na celu przede wszystkim
utrzymanie swojego statusu w fandomie i zdobycie jak największego wpływu
na losy kreskówki. Sprawia to wrażenie... Gdybym miała to jakoś nazwać,
powiedziałabym, że łaknie władzy. Wiem, że twoim zdaniem ludziom prędzej
czy później wymyka się jakaś informacja i zdradzają swoją tożsamość
w Internecie – ciągnęła Robin – ale Anomia jest naprawdę ostrożny. Mam
wrażenie, że bardzo się pilnuje, żeby nie ujawnić żadnych informacji
osobistych, które umożliwiłyby jego identyfikację. Od czasu do czasu podrzuca
jakąś błahostkę: lubi lody Magnum... i film Mroczny rycerz powstaje.
Wynotowałam to wszystko, ale w sumie nie ma w tym żadnych konkretów.
Założę się, że znalazłbyś dziś wieczorem w Londynie ze dwa miliony ludzi,
którzy lubią to samo i nie lubią tego samego co on. Ale znalazłam trzy tweety,
które chyba mówią o nim coś więcej. Tweet numer jeden: Anomia napisał,
że ma ochotę strzelić z procy, żeby pogonić kota kotu siedzącemu na płocie
w jego ogrodzie. Możliwe, że to próbka jego poczucia humoru, ale współgra
z ogólnym tonem zwyczajnego okrucieństwa. Widziałeś, jak w wieczór, kiedy
udało mi się wejść do gry, chełpił się, że zabił Edie. Pobrzmiewa w tym
wszystkim ton chojractwa i bezduszności, który, muszę przyznać, bardzo
kojarzy się z Wallym Cardew. Pamiętasz ten moment w filmiku, kiedy Cardew
wyjął spod biurka zakrwawiony nóż? Też to obejrzałam. To żarcik bardzo
w stylu Anomii, zwłaszcza takiego, jaki pojawia się w grze. Drugi tweet, który
wydał mi się trochę dziwny, pochodzi sprzed roku. Na rynek trafiało sporo
gadżetów Serca jak smoła i Anomia zaczął atakować Edie, że produkując
koszulki i breloczki, robi coś, co wcześniej wyśmiewała. Napisał: „A gdy
w całym kraju rozbrzmiewa dzwonienie kas, trudno nie zacząć się
zastanawiać, jak @SebMonty91 czuje się w roli Pete'a Besta Serca jak smoła”.
– Co w tym złego?
– Musiałam sprawdzić, kto to jest Pete Best.
– Żartujesz.
– Nie – odrzekła Robin, rozbawiona miną Strike'a wyrażającą lekkie
oburzenie. – Wiesz, Beatlesi rozpadli się czternaście lat przed moim
urodzeniem.
– No tak, ale... to Beatlesi – powiedział Strike.
– Mówię tylko, że istnieją o wiele nowsze przykłady ludzi, którzy opuścili
zespoły, zanim te zdobyły sławę. Nazwiska, po które mogłyby sięgnąć osoby
przed trzydziestką, zanim pomyślałyby o Pecie Bescie. LaTavia Roberson...
– Kto?
– Należała do pierwszego składu Destiny's Child. Zastanawiam się po prostu,
dlaczego Pete Best nasunął się Anomii w pierwszej kolejności. To chyba dziwne
u kogoś mającego około dwudziestu lat... Widzę, że nie jesteś przekonany –
dodała, patrząc na minę Strike'a.
– Nie – odrzekł powoli – masz rację... ale zupełnie bym to przeoczył. Wcale
nie zwróciłbym na to uwagi.
– Okej, więc trzeci tweet, który mnie zastanowił, to wpis na blogu Pióro
Sprawiedliwości, retweetowany przez Anomię. Dotyczył niepełnosprawności.
Zadałam sobie pytanie: „Dlaczego retweetował akurat ten wpis?”. Bo Pióro
Sprawiedliwości jest bardzo płodnym autorem, a Anomia nie udostępnił
żadnego z innych wpisów. Może sam jest niepełnosprawny albo chory? Albo ma
kogoś chorego wśród bliskich osób? A to z kolei ma związek z czymś, co mi
napisała Dżdżownica28. Rzuciłam, że Anomia bywa despotyczny, a ona
odpisała: „Nie jest taki zły. Myślę, że się kimś opiekuje. Czasami wspomina,
że musi kogoś zawieźć do szpitala”.
– Anomia miałby się kimś opiekować? – spytał Strike.
– Właśnie – powiedziała Robin. – Raczej nie chciałabym być jego
podopieczną. Próbowałam drążyć temat, ale Dżdżownica28 chyba nic więcej
nie wie. W każdym razie – ciągnęła Robin – zauważyłam coś jeszcze. Albo
raczej brak czegoś. Coś jest nie tak z Anomią i seksem.
Strike dalej beznamiętnie przeżuwał makaron.
– Przeczytałam tweety z czterech lat – podjęła Robin. – Tylko raz się zdarzyło,
żeby Anomia otarł się o flirt. Podczas wymiany zdań z Keą Niven. Pochwalił jej
włosy. A później dodał, że napisał do niej na priv. Cztery lata – powtórzyła
Robin. – Cztery lata wypełnione wyrazami uwielbienia i dziewczynami
błagającymi, żeby wyjawił, kim jest. A on nigdy tego nie wykorzystuje, nigdy
nie flirtuje, nigdy nie stara się wciągnąć ich w rozmowę ani zaproponować
im informacji w zamian za nagie fotki... Gdybyś kiedykolwiek był kobietą
online – dodała Robin z lekkim zniecierpliwieniem, ponieważ Strike wpatrywał
się w nią bez słowa – dobrze byś wiedział, o czym mówię.
– Nie, rozumiem – powiedział Strike. – Ale...
– Rzecz w tym, że w grze Anomia jest inny, jakby arogancki. Widziałeś
to jego pytanie o moją ulubioną pozycję seksualną... to znaczy o ulubioną
pozycję Rudejkici. W grze chyba wciela się w rolę, której się od niego oczekuje.
Wszyscy myślą, że to facet, ale z jakiegoś powodu w to wątpię. Więc... mam
pewną teorię.
– Dzięki Bogu – stwierdził Strike. – Bo sam gówno wymyśliłem. Mów.
– Myślę, że powinniśmy się przyjrzeć Kei Niven. Wiem, że Edie ją wykluczyła
– zaznaczyła, zanim Strike zdążył coś powiedzieć. – Ale jeśli się jej nie
przyjrzymy, będziemy przyjmowali wiele spraw na wiarę, na przykład
zapewnienia Allana Yeomana i Phillipa Ormonda, że Edie widziała Keę bez
urządzenia cyfrowego, gdy Anomia był w grze. Nie wiemy, jak dobrze Edie
widziała ulicę ani czy obaj mężczyźni się nie przesłyszeli albo czegoś nie
przekręcili. Allan mówił o tym bardzo ogólnikowo. No co? – spytała trochę
defensywnie, ponieważ Strike nie zdołał powstrzymać uśmiechu.
– Nic – powiedział, lecz widząc, że tak łatwo się nie wywinie, wyjaśnił: –
Po prostu... – Wykonał okrężny ruch pałeczkami, podobnie jak wcześniej
Robin widelcem, po czym przełknął. – Po prostu myślę, że jesteś dobra w te
detektywistyczne klocki.
Roześmiała się, rozbrojona.
– W każdym razie... Kea jest artystką, miała ogromny żal do Edie, jest chora,
co współbrzmi z retweetowaniem tego wpisu na temat niepełnosprawności,
a jeśli jest Anomią, mamy wyjaśnienie tej sprzeczności, o której
rozmawialiśmy: stworzyła grę jako rodzaj hołdu, ale nienawidzi jednego
z twórców. Być może początkowo Gra Dreka miała pokazać Joshowi Blayowi,
że wszystko, co zrobiła Edie, Kea potrafi zrobić lepiej. Ale potem Edie
skrytykowała grę, co dało Kei pretekst do ataku, do przeciągnięcia fandomu
na swoją stronę. Poza tym jeśli to Kea, wyjaśnia się też zagadka anonimowości.
Nie chciałaby, żeby Josh wiedział, że to ona za tym stoi, prawda? Wygląda
na to, że ma na jego punkcie totalną obsesję.
– Więc myślisz, że ta mała wymiana zdań między Anomią i Keą...?
– To mógł być taki miły teatrzyk, prawda? – kontynuowała Robin. – Kea
zdobywa szerszą publiczność, twierdząc, że Edie ukradła jej pomysły.
Uzupełnia siebie samą jako Anomia, zachęcając ludzi, żeby obejrzeli jej filmik.
Kea kreuje dwie różne osobowości i ugruntowuje ich status... a co więcej –
ciągnęła Robin – tak się składa, że ma dwie papużki nierozłączki, które
nazwała John i Yoko.
– Cholernie dobrze główkujesz, Ellacott – powiedział Strike, który wreszcie
skończył jeść i opadł na oparcie krzesła, patrząc na nią ze szczerym podziwem.
– Pozostaje jedno ważne pytanie – dorzuciła Robin, próbując nie dać po sobie
poznać, jaką przyjemność sprawiła jej jego reakcja – czyli skąd Kea wzięła
te wszystkie informacje o prywatnych sprawach Edie... ale o tym też myślałam.
– Mów.
– Chyba jest możliwe, że po ich rozstaniu Josh utrzymywał z nią kontakt i że
ukrywał to przed Edie i Katyą. Allan Yeoman mówił, że Josh jest czarujący, ale
nie lubi konfrontacji ani nieprzyjemnych rozmów. Poza tym napomknął,
że Josh nie zna się na ludziach. Może Blay myślał, że zdoła nakłonić Keę
do zaniechania ataków na Ledwell, opowiadając jej, jak ciężko los doświadczył
Edie.
– I w ten sposób dostarczył jej więcej amunicji?
– Właśnie... Ale nie mamy nikogo, kto mógłby obserwować Keę w King's
Lynn, prawda? Zresztą zakładając, że Kea pisze prawdę na temat swojego stanu
zdrowia, aktualnie jest przykuta do łóżka. Obserwowalibyśmy najwyżej jej
dom.
Strike milczał, zastanawiając się. W końcu powiedział:
– Jeśli masz rację i Josh rzeczywiście był źródłem tych wszystkich poufnych
informacji, nie widzę powodu, dla którego nie mielibyśmy zastosować
bezpośredniego podejścia. Nie przyjaźniła się z nikim z obsady. Nie znalazłaś
żadnych dowodów świadczących o tym, że kontaktowała się z którąś z tych
osób, prawda?
– Nie – potwierdziła Robin – ale jeszcze nie przejrzałam jej wszystkich
wpisów w mediach społecznościowych. Nie miałam czasu.
– Zaryzykujemy – powiedział Strike. – Jutro do niej zadzwonię. Jeśli zgodzi
się na rozmowę, będziesz mogła obserwować Grę Dreka, kiedy ja będę z nią
rozmawiał. Niedługo nastąpi przełom – powtórzył, podnosząc rękę, żeby
zamówić kolejne piwo. – A twoja teoria bardzo mi się podoba.
W takich chwilach trudno było dalej wkurzać się na Cormorana Strike'a, bez
względu na to, jak bardzo bywał denerwujący.
39
Będę musiała frymarczyć myślą osobistą
W czystej świątyni sztuki.
Narcyzka: Cześć
>
>
Narcyzka: halo?
>
>
>
>
>
>
>
Rudakicia: dlaczego?
Cholera.
Rudakicia: po co miałabym szpiegować innych graczy?!
>
Rudakicia: nieźle
Dżdżownica28: a ok
Charlotte Mew
The Fête
Na zakończenie zajęć plastycznych Mariam wygłosiła krótkie opinie na temat
każdego z rysunków. Preston Pierce, który włożył z powrotem szary szlafrok,
siedział, paląc skręta, i uśmiechał się, gdy unoszono kolejne przedstawienia
jego nagiej postaci, by wszyscy mogli je zobaczyć. Szczególnie zainteresował
go rysunek Robin, który zyskał względne uznanie Mariam. Gdy ocenianie prac
dobiegło końca, Mariam życzyła uczniom udanego tygodnia, powiedziała,
że będzie niecierpliwie wyczekiwała drugiej lekcji oraz poinformowała ich,
że zajęcia w następnym tygodniu są odwołane, ponieważ wypadają wtedy
wybory powszechne i ona będzie zasiadać w lokalnej komisji wyborczej.
Była dziesiąta i okna w pracowni zmieniły się w atramentowe prostokąty,
przez które nie było widać ogrodu. Wszyscy wstali i włożyli płaszcze oraz
kurtki. Pierwsza wyszła zakolczykowana dziewczyna z niebieskimi włosami.
Wyglądało na to, że spieszy jej się równie bardzo, jak wcześniej spieszyło się,
żeby przyjść. Robin była pewna, że więcej się nie pojawi.
Gdy Robin wyszła z pracowni, drobniutka dziewczyna z długimi włosami
rozmawiała z jakąś parą w przedpokoju. Robin udała, że szuka czegoś
w torebce, by mieć pretekst, żeby zostać trochę dłużej i podsłuchać, co mówią.
– ...od razu zasnęła – informowała dziewczyna – i dałam jej kocyk z wieszaka
na pranie.
– O, dzięki, Zo – powiedziała starsza kobieta, która była obcięta na jeża i szła
w stronę schodów, trzymając za rękę swojego partnera w turbanie. –
Do zobaczenia w poniedziałek.
Para zaczęła się wspinać po spiralnych schodach z krętą poręczą.
Drobniutka, ubrana na czarno dziewczyna owinęła się ciaśniej cienką kurtką,
po czym przeszła pod baldachimem z liści monstery deliciosy i opuściła
budynek.
Robin ruszyła za nią z zamiarem wciągnięcia dziewczyny w rozmowę, lecz
z tyłu zabrzmiał głos z liverpoolskim akcentem.
– Hej, Jessica!
Odwróciła się. Preston Pierce wyszedł za nią z pracowni. Wciąż miał
na sobie złachany szlafrok.
– Idziesz prosto do domu?
Przez ułamek sekundy się wahała. Preston Pierce był ważnym podejrzanym
w sprawie Anomii, ale coś w tej drobniutkiej, ubranej na czarno dziewczynie
ją zainteresowało, a poza tym przypuszczała, że ciągłe zerkanie na iPada
podczas rozmowy z Pierce'em mogłoby wyglądać bardzo dziwnie.
– No. – Zrobiła zawiedzioną minę. – Muszę jutro wstać o piątej. Jadę
do Manchesteru.
– Wyrazy współczucia – odrzekł z uśmiechem. – Podobało mi się, jak mnie
narysowałaś.
– Dzięki. – Robin uśmiechnęła się, starając się nie myśleć o jego penisie.
– Okej, no to... do zobaczenia na następnej lekcji – powiedział.
– Tak – odpowiedziała wesoło. – Nie mogę się doczekać.
Chyba go to ucieszyło, ponieważ najwyraźniej odebrał jej entuzjazm jako
zachętę – tak jak chciała – po czym zasalutowawszy lekko, odwrócił się i ruszył
boso w stronę kuchni.
Robin zarzuciła torbę na ramię i wyszła z budynku, rozglądając się
w ciemności za swoim obiektem. Zauważyła dziewczynę w pewnej odległości,
przechodzącą pod latarnią uliczną – splotła ręce na piersi i szła szybkim
krokiem.
Robin ruszyła za nią, rozważając możliwości. W końcu podjęła decyzję,
wyjęła z torby swój portfel, pobiegła i wzmacniając lekko swój naturalny akcent
z Yorkshire, zawołała:
– Przepraszam!
Dziewczyna odwróciła się zaskoczona i zaczekała, aż Robin do niej
podbiegnie.
– To twój portfel? – Robin miała wrażenie, że dziewczynie przemknęło przez
myśl, żeby go przywłaszczyć. – Jak się nazywasz? – dodała więc szybko
i otworzyła portfel, żeby spojrzeć na kartę kredytową.
– Zoe Haigh – odrzekła dziewczyna. – Nie, nie jest mój.
– Kurde – powiedziała Robin, rozglądając się. – Wypadł komuś... Lepiej
zaniosę go na policję. Wiesz, gdzie jest najbliższy posterunek?
– Może w Kentish Town? – zasugerowała dziewczyna, po czym dodała
z zaciekawieniem: – Jesteś z Yorkshire?
– No. Z Masham.
– Tak? Ja jestem z Knaresborough.
– Jaskinia Matki Shipton – powiedziała natychmiast Robin, zrównując krok
z Zoe. – Byliśmy tam na wycieczce w podstawówce. Wydała mi się zajebiście
upiorna.
Zoe roześmiała się lekko. Jej twarz naprawdę była dziwnie stara
i jednocześnie młoda: zapadnięta i blada, gładka i wychudła. Mocny makijaż
oczu wykonany czarnym eyelinerem jeszcze bardziej uwydatniał podobieństwo
do czaszki.
– No, masz rację – potwierdziła Zoe. – Mnie zaprowadzili tam
w dzieciństwie. Myślałam, że wiedźma nadal tam mieszka. Skamieniałam
ze strachu... ha, ha – dodała.
Główną atrakcją Jaskini Matki Shipton była studnia, która rzekomo
przemieniała obiekty w kamień w procesie zwapnienia. Robin zrozumiała ten
niezamierzony dowcip i roześmiała się jak na zawołanie. Zoe chyba się
ucieszyła, że udało jej się ją rozbawić.
– Co robisz w Londynie, skoro jesteś z Knaresborough? – spytała Robin.
– Przeprowadziłam się, żeby być z chłopakiem – powiedziała Zoe.
Myśl, która przyszła Robin do głowy w kuchni North Grove, nagle wydała się
mniej szalona. Zoe. Zozo. @czarneserce28. Dżdżownica28.
– Ja też – odrzekła. Tak się złożyło, że była to prawda: gdy przeprowadziła się
do Londynu, żeby być z Matthew, nie był jeszcze jej mężem ani nawet
narzeczonym. – Ale się rozstaliśmy.
– Kurde – powiedziała Zoe. Ta informacja chyba ją przygnębiła.
– Pracujesz w North Grove, prawda? – spytała Robin, dyskretnie wsuwając
portfel z powrotem do torby.
– No, na pół etatu – powiedziała Zoe.
Przez dłuższą chwilę szły w milczeniu, po czym znów odezwała się Zoe.
– Mariam chce, żebym się tam wprowadziła. Mają tani pokój. Tańszy niż ten,
który teraz wynajmuję.
Robin założyła, że niezwykła skłonność Zoe do zwierzania się obcej osobie
to skutek samotności. Dziewczynę otaczała wyraźna aura głębokiego smutku.
– Mariam to ta, która prowadziła moje zajęcia, prawda?
– No – potwierdziła Zoe.
– Wydaje się bardzo miła – powiedziała Robin.
– Bo taka jest.
– Więc dlaczego się nie wprowadzasz? To chyba fajne miejsce.
– Mój chłopak nie chce.
– Dlaczego? Nie lubi tych ludzi?
Gdy Zoe nie odpowiedziała, Robin spytała:
– Kto jeszcze tam mieszka? To taka jakby komuna, no nie?
– No. Należy do Nilsa. To ten wielkolud, który siedział w kuchni. – Zoe
przeszła kilka kroków w milczeniu, po czym dodała: – Jest bardzo bogaty.
– Serio?
– No. Jego tata był jakimś wielkim biznesmenem czy kimś. Nils
odziedziczył... bo ja wiem... miliony. Dlatego stać ich na ten duży dom i w
ogóle.
– Patrząc na niego, nikt by się nie domyślił, że to milioner – powiedziała
Robin.
– No – zgodziła się Zoe. – Byłam bardzo zaskoczona, kiedy się o tym
dowiedziałam. – Wygląda jak jakiś stary hippis, no nie? Powiedział mi,
że zawsze chciał tak żyć. Być artystą i mieć, no wiesz, miejsce, gdzie mnóstwo
artystów mieszka razem.
Ale w tonie Zoe nie było wielkiego entuzjazmu.
– On i Mariam są parą?
– No. Ale Bram, ten duży chłopak z jasnymi włosami, nie jest jej, tylko Nilsa.
– Naprawdę?
– No. Urodziła go Nilsowi jakaś dziewczyna w Holandii, ale ona umarła, więc
Bram przyjechał zamieszkać w North Grove.
– To smutne – powiedziała Robin.
– No – powtórzyła Zoe.
Szły w ciszy, aż w końcu dotarły do przystanku autobusowego, do którego,
jak zakładała Robin, zmierzała Zoe, lecz dziewczyna minęła go i szła dalej.
– Jak wracasz do domu? – spytała Robin.
– Piechotą – powiedziała Zoe.
W ciągu dnia było słonecznie, ale brak zachmurzenia sprawił, że wieczorem
temperatura gwałtownie spadła. Zoe szła, oplatając się rękami, i Robin miała
wrażenie, że dziewczyna się trzęsie.
– Gdzie mieszkasz? – spytała.
– Przy Junction Road – odpowiedziała Zoe.
– To w tę samą stronę co posterunek, prawda? – Robin miała nadzieję,
że rzeczywiście tak jest.
– No – potwierdziła Zoe.
– Więc... na pewno jesteś artystką, nie? Skoro dostałaś pracę w North Grove
i w ogóle.
– Tak jakby – powiedziała Zoe. – Chcę zostać tatuażystką.
– Serio? Super!
– No – powiedziała Zoe. Spojrzała na Robin, po czym podwinęła rękaw kurtki
i rękaw cienkiej koszulki pod nią, by odsłonić gęsto wytatuowane przedramię
pokryte postaciami z Serca jak smoła. – Sama je zrobiłam.
– Sama... co? – zawołała Robin z niewymuszonym zdumieniem. – Ty je
zrobiłaś?
– No – potwierdziła Zoe z nieśmiałą dumą.
– Są niesamowite, ale... jak?
Gdy Zoe się roześmiała, Robin dostrzegła w twarzy przypominającej czaszkę
przebłysk młodej osoby.
– Trzeba tylko zrobić szablony, mieć tusz i maszynkę do tatuażu. Mam taką
z drugiej ręki, kupiłam w Internecie.
– Ale wytatuować samą siebie...
– Użyłam luster i takich tam. Długo to trwało. Całość zajęła mi ponad rok.
– To wszystko motywy z Serca jak smoła, prawda?
– No – powiedziała Zoe.
– Uwielbiam tę kreskówkę – oznajmiła Robin, doskonale zdając sobie
sprawę, że właśnie rozszczepia się na dwie różne Jessiki: jedną z Londynu,
ledwie kojarzącą Serce jak smoła, i wielką fankę tej kreskówki pochodzącą
z Yorkshire. Nie było jednak czasu, żeby się tym przejmować.
– Poważnie? – Zoe znowu spojrzała na Robin, opuszczając rękawy. Chyba
zaczynała ją lubić.
– No pewnie. Jest strasznie śmieszna, prawda? – powiedziała Robin. –
Uwielbiam te postaci i to, co mówią o... sama nie wiem o czym... – Robin
rozpaczliwie szukała uogólnień – o życiu, śmierci i o grach, w które wszyscy
gramy – bo gra Dreka miała mniej więcej takie znaczenie, prawda? – A poza
tym uwielbiam Sercka – podsumowała. Uwielbianie Sercka było
bezpieczne. Prawie wszyscy fani, przez których tweety brnęła od tygodni,
uwielbiali tę postać.
Zoe znowu oplotła się rękami, a potem nagle z jej oczu popłynęły łzy.
– Ta kreskówka uratowała mi życie – wyznała, patrząc prosto przed siebie. –
Kiedy miałam trzynaście lat, było mi bardzo źle. Mieszkałam w ośrodku
opiekuńczym, tak jak Edie Ledwell. Mamy ze sobą wiele wspólnego. Ona
próbowała się zabić i ja też, jak miałam czternaście lat. Podcięłam sobie żyły...
Zakryłam blizny tatuażami.
– Boże, tak mi...
– Znalazłam Serce jak smoła na YouTubie. Było zajebiście dziwne, ale nie
mogłam przestać tego oglądać. Zachwyciłam się stylem rysunku i wszystkimi
postaciami. Każda jest na swój sposób popieprzona, ale w zasadzie mimo to są
w porządku, no nie? Mając czternaście lat, czułam się naprawdę fatalnie, ale
wiesz, to wszystko, co mówi Sercek: że nigdy nie jest za późno, że nawet jeśli
stworzono cię do złych rzeczy, nie musisz ich robić wiecznie. Po prostu
uwielbiałam to oglądać, a poza tym to jest naprawdę zabawne. Już miałam
znowu to zrobić, podciąć sobie nadgarstki. Przygotowałam sprzęt
i zamierzałam skłamać, że nocuję u koleżanki, a potem pójść do lasu i ze sobą
skończyć, żeby nikt nie mógł mnie znaleźć. Ale ta kreskówka to była
pierwsza rzecz od roku, która mnie rozśmieszyła. I pomyślałam, że skoro
potrafię się jeszcze śmiać... A potem zobaczyłam Edie Ledwell w Internecie, jak
mówiła, że zamierza zrobić następny odcinek, i zapragnęłam go obejrzeć, więc
się nie zabiłam. To mnie zatrzymało. Obłęd, no nie? – powiedziała Zoe,
wpatrując się w ciemność. – Ale to wszystko prawda.
– Wcale nie brzmi to jak obłęd – odrzekła cicho Robin.
– No więc obejrzałam drugi odcinek. Był bardzo śmieszny i w ogóle. To w
nim pierwszy raz pojawiła się Srotka. Kojarzysz tego gościa, który cię
zagadywał? Prestona? Tego, który pozował na waszych zajęciach?
– Tak – powiedziała Robin.
– Był głosem Srotki w drugim i trzecim odcinku.
– Nie gadaj! – zawołała Robin.
– No... ale potem pojechał na kilka miesięcy do domu do Liverpoolu, więc
wzięli kogoś innego z podobnym akcentem. Preston nie znosi, jak ludzie
podniecają się Sercem jak smoła. Kiedy zobaczył moje tatuaże, zachował się jak
ostatni drań... bo...
Zoe nie dokończyła zdania. Przez jakiś czas dalej szły w milczeniu, a Robin
zastanawiała się, czy próba porozmawiania o grze to dobry pomysł.
– Kiedyś Edie Ledwell się do mnie odezwała – wyznała Zoe, przełamując
ciszę. – Na Twitterze. – Mówiła ściszonym, zatrwożonym głosem, jakby to było
mistyczne doznanie.
– Rany, serio? – powiedziała Robin.
– No. W dniu, w którym umarła mi mama.
– Och, tak mi przykro – odrzekła Robin.
– Nie mieszkałam z nią – ciągnęła cicho Zoe. – Była... Miała mnóstwo
problemów. Dwa razy musieli ją zamykać w psychiatryku. Ćpała. To głównie
dlatego byłam w ośrodku. Mama z rodziny zastępczej powiedziała mi, że ona
umarła, i tego dnia nie musiałam iść do szkoły. Weszłam na Twittera
i napisałam, że dzisiaj umarła mi mama. I Edie Ledwell się do mnie
odezwała. Była...
Robin spojrzała na dziewczynę: jej twarz się wykrzywiła. Z takim wyrazem
cierpienia mogłaby należeć do dziewięćdziesięciolatki albo do niemowlęcia, jej
łzy w ogóle nie szkodziły grubo nałożonemu eyelinerowi, i nagle Robin
przypomniała sobie rozmazany makijaż Edie Ledwell płaczącej w agencji.
– ...była naprawdę miła – dokończyła Zoe, szlochając. – Napisałam jej,
że właśnie się o tym dowiedziałam, a ona napisała, że też była w rodzinie
zastępczej i w ogóle. I przesłała mi u-uścisk, a ja jej napisałam... napisałam,
że jest moją bohaterką i... i... że ją kocham. Napisałam... Naprawdę jej tak
napisałam...
– Weź chusteczkę – zaproponowała cicho Robin, wyciągając paczkę
z torebki.
– Prze... przepraszam – chlipała Zoe. – Ja tylko... żałuję, że... bo wiesz, ludzie
byli dla niej okropni w Internecie, a ja... ja nie... no wiesz, wytykali tej
kreskówce masę wad i... ale... sama nie wiem, nigdy nie wydawało mi się to w
porządku, ale kiedy czytałam, co oni pisali, to tak jakby miało to sens... ale teraz
żałuję, że... mój chło... chłopak mówi, że nie zrobiliśmy nic złego, ale...
Zadzwoniła komórka Robin. Przeklinając w duchu dzwoniącego, wygrzebała
ją z torby. Dzwonił Strike.
– Cześć – przywitał się. – Jak ci poszło w North Grove?
– W ubiegły weekend powiedziałam ci wszystko, co miałam do powiedzenia
– odrzekła chłodno Robin. – Jestem zajęta, okej?
– Pewnie, że jesteś. – Strike wydawał się rozbawiony. – Zadzwoń, kiedy już
nie będziesz.
– Chyba raczej ty! – oznajmiła Robin i się rozłączyła.
– Twój były? – spytała Zoe ściszonym głosem. Wycierała twarz chusteczką,
którą dostała od Robin.
– No. – Robin wepchnęła komórkę z powrotem do torby. – Co chciałaś
powiedzieć?
– Och, nic – odrzekła markotnie Zoe.
Szły dalej i przez jakiś czas słychać było jedynie pociąganie nosem przez Zoe.
Na High-gate Hill, długiej i dobrze oświetlonej ulicy, wciąż panował spory ruch.
Grupka młodych chłopaków przechodząca po drugiej stronie zauważyła dwie
kobiety i zaczęła na nie gwizdać.
– Odwalcie się – mruknęła pod nosem Robin i Zoe słabo się uśmiechnęła.
– Poznałam Josha Blaya – pochwaliła się Zoe. Jej głos był teraz lekko
zachrypnięty.
– Serio? – Robin okazała stosowny podziw.
– No. Sprowadził się na miesiąc do North Grove, zanim on i Edie zostali...
zostali zaatakowani.
– Zagadałaś do niego? – spytała Robin, przekonana, że zna odpowiedź.
– Nie, za bardzo się bałam! Weszłam do kuchni, a on tam po prostu stał.
A ty cała się trzęsłaś.
– A ja dosłownie cała się trzęsłam – ciągnęła Zoe, śmiejąc się ze łzami
w oczach. – Mariam mnie przedstawiła, ale nie byłam w stanie wydobyć z siebie
słowa. Zabrakło mi odwagi.
Mimo wszystko Robin nie miała wątpliwości, że Zoe jest rzadkością
w fandomie Serca jak smoła: kimś, kto darzy Edie Ledwell większym
szacunkiem niż Josha Blaya.
– Jaki on był? – spytała.
– Upalony – odrzekła Zoe z uśmiechem. – Przeważnie. Nie lubił spotykać się
z ludźmi. Dużo czasu spędzał w pokoju i w kółko puszczał ten kawałek
Strokesów, Is This It... a potem podpalił pokój.
– Co zrobił? – Robin znowu udała zaskoczenie.
– W każdym razie Mariam myślała, że to Josh – uściśliła Zoe – ale według
mnie to wcale nie był on.
– Więc kto?
– Nie powinnam mówić... Nie chcę stracić pracy.
Robin zastanawiała się, czy naciskać, ale zdobywszy zaufanie dziewczyny,
bała się je stracić.
– Co właściwie robisz w North Grove?
– Najróżniejsze rzeczy – powiedziała Zoe. – Po przyjeździe do Londynu
poszłam tam, żeby po prostu... żeby zobaczyć, gdzie to wszystko się działo.
Weszłam do sklepiku i zaczęłam rozmawiać z Mariam. Mówiła naprawdę miłe
rzeczy o moich tatuażach, wspomniałam jej, że jestem wielką fanką i tak dalej,
że właśnie wyszłam z domu opieki. Spytała, czy mam pracę, a ja powiedziałam,
że nie, i wtedy mi ją zaproponowała. Pomagam w zajęciach, które Mariam
prowadzi we wtorki dla dzieci specjalnej troski. Kiedyś zajmowała się tym Edie,
jak jeszcze mieszkała w North Grove – ciągnęła Zoe i do jej głosu wróciła
nabożna nuta. – Poza tym myję pędzle, trochę gotuję i trochę niańczę dzieci.
Star, mała Freyi, jest w porządku, ale Bram... Sama widziałaś, jest większy ode
mnie. Jeśli każę mu cokolwiek zrobić, ma mnie w dupie.
W końcu skręciły w Junction Road.
– Ej – powiedziała Robin, jakby ta myśl dopiero przyszła jej do głowy –
a grałaś kiedyś w tę grę? W tę stworzoną przez fanów zainspirowanych Sercem
jak smoła? Bo ja trochę grałam. Kilka lat temu. Bardzo się wtedy wkręciłam
w kreskówkę. Gra była całkiem niezła, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę,
że ponoć stworzyli ją amatorzy.
– No – odrzekła ostrożnie Zoe. – Grałam w nią parę razy... Jaki miałaś nick?
Może tam ze sobą gadałyśmy.
– Nazywałam się... Kurczę, nie mogę sobie przypomnieć. – Robin lekko się
roześmiała. – CzarnySercek czy jakoś tak.
– Jest tam masa CzarnychSercków – powiedziała Zoe.
Właśnie dlatego Robin wybrała taką nazwę.
Minęły sklep z zabawkami. Odbicie wychudzonej Zoe przesunęło się
po rzędach plastikowych figurek.
– Mieszkam tam na górze – oznajmiła Zoe, wskazując wąski narożny
budynek, który Robin już widziała na zdjęciu Strike'a.
– Tak? Masz współlokatorów?
– Niezupełnie. Są tam inni ludzie, ale ja mieszkam w komórce – powiedziała
Zoe. – Mam umywalkę – dodała niemal defensywnie.
– Londyński rynek nieruchomości. – Robin przewróciła oczami.
– Właśnie – powiedziała Zoe. – No to... miło się z tobą rozmawiało. Fajnie
poznać kogoś z Yorkshire – dodała.
– Tak. Mam nadzieję, że zobaczymy się w przyszłym tygodniu – odrzekła
serdecznie Robin. – Zaniosę ten portfel na komisariat.
– Mieszkasz daleko stąd?
– Nie. Kawałek piechotą. Do zobaczenia.
Zoe uśmiechnęła się i zniknęła za rogiem. Robin szła dalej. Przecięła ulicę
i obejrzawszy się, zobaczyła, jak Zoe wchodzi do budynku bocznymi drzwiami.
Robin wyjęła komórkę i nie zwalniając kroku, oddzwoniła do Strike'a.
– Dobry wieczór – przywitał się. – Jak poszło?
– Całkiem dobrze. – Robin rozejrzała się za taksówką. – Poznałam Prestona
Pierce'a i tę twoją dziewczynę z tatuażami.
– Serio?
– No. Pracuje w North Grove i... Zaczekaj chwilę, widzę taksówkę –
powiedziała Robin, zatrzymując samochód.
Podała kierowcy adres, wsiadła i przystawiła komórkę z powrotem do ucha,
macając w torbie w poszukiwaniu notesu i pióra. Chciała zapisać wszystko,
co przed chwilą usłyszała od Zoe, zanim coś zapomni.
– Naprawdę nazywa się Zoe Haigh – powiedziała Robin. – Ale w grze
to moderatorka Dżdżownica28.
– Poważnie?
– Tak. – Robin zdjęła zębami zatyczkę długopisu. – Przyjechała do Londynu,
żeby być ze swoim chłopakiem, ale ewidentnie się między nimi nie układa.
Dżdżownica28 powiedziała mi w grze: „Szkoda, że nie mogę ci powiedzieć,
gdzie pracuję”. Zoe pracuje w North Grove. Dżdżownica28 napisała mi,
że poznała Josha Blaya, ale nie była w stanie z nim porozmawiać, bo cała się
trzęsła. Przed chwilą usłyszałam to samo od Zoe.
– Jasna cholera. A nie mówiłem, że jesteśmy blisko przełomu?
– To jeszcze nie wszystko – powiedziała Robin, bazgrząc w notesie ułożonym
na kolanach. – Wspomniała coś o tym, że chłopak ją przekonuje, że „nie zrobili
nic złego”. Chyba ma poczucie winy, ale możliwe, że jest ono spowodowane
krytykowaniem Serca jak smoła w Internecie. Była zakochana w tej kreskówce,
ale chyba dała się przekonać, że zawiera ableistyczne treści i tak dalej.
– Jej chłopak to na pewno jeden z tych trzech, którzy spotkali się z Nilsem
w Red Lion and Sun – powiedział Strike. – Stawiam na Wally'ego Cardew.
– Tak myślisz? – spytała Robin.
– Widzisz dla niej miejsce w życiu Motgomery'ego? Gość mieszka
z dziewczyną, ma porządną pracę: czego by szukał u takiej Zoe?
– To mogło się zacząć jako internetowy flirt, który traktowała poważniej niż
on. Może nie zdawał sobie sprawy, że Zoe zamierza się przeprowadzić
i zamieszkać w pobliżu.
– Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, że to się przydarzyło Montgomery'emu.
Po co miałby pozwalać, żeby internetowy flirt przerodził się w sytuację mogącą
zagrozić jego przyjemnemu życiu? Cardew, o ile nam wiadomo, nie
ma dziewczyny, a poza tym to lekkomyślny kretyn. Potrafię sobie wyobrazić,
że sypia z młodymi fankami i przeżywa szok, kiedy jedna z nich postanawia
przyjechać do Londynu, żeby być bliżej niego.
– A Tim Ashcroft?
– Typowy absolwent prywatnej szkoły... Czy ja wiem? Może mógłby to być on,
ale przypuszczam, że wolałby kogoś bardziej...
– W kaszmirowym swetrze? – podsunęła Robin.
– No, w sumie tak.
– Jest aktorem. Może ciągnie go do artystek. I nie zapominaj, jak brzmi jej
nick w grze. Ashcroft grał Dżdżownicę.
– Słuszna uwaga – powiedział Strike, choć nie wydawał się przekonany.
– Zoe powiedziała coś jeszcze – ciągnęła Robin, wciąż notując na stronie,
która robiła się na przemian pomarańczowa i szara, gdy taksówka przejeżdżała
pod latarniami ulicznymi. – Jej zdaniem Blay wcale nie zaprószył ognia
w swoim pokoju, ale nie chciała mi powiedzieć, kto to zrobił. Wyjaśniła, że nie
chce stracić pracy.
– Ciekawe – mruknął Strike.
– Tak... ale mam też złe wieści. Musiałam wylogować się z gry. Anomia wydał
moderatorom polecenie, żeby mieli oko na ludzi, którzy się logują, ale nie grają.
Myśli, że policja może szpiegować fanów, co prawdopodobnie wyjaśnia,
dlaczego sam rzadko tam teraz bywa.
– To trochę komplikuje sprawę – przyznał Strike – ale damy radę. Po prostu
będziemy musieli dopilnować, żebyś w najbliższych dniach sporo grała,
i rozwiejesz podejrzenia. A Pierce?
Obraz ogromnego penisa Prestona Pierce'a wtargnął natychmiast do głowy
Robin i został z niej zdecydowanie wypchnięty.
– Prawie zaprosił mnie na drinka.
– Szybko ci poszło – stwierdził Strike, który jednak nie wydawał się z tego
szczególnie zadowolony.
– Odmówiłam mu, żeby odprowadzić Zoe do domu. Chyba podjęłam słuszną
decyzję. Nie mogłabym z nim rozmawiać i śledzić gry. Zresztą będę jeszcze
miała szansę na następnej lekcji... Poza tym – ciągnęła Robin – jest jedna
sprawa, która wydaje się... hm... To może być jeden wielki zbieg okoliczności,
ale... w kuchni w tym domu jest witrażowe okno. Zrobiła je Mariam, kobieta,
która prowadziła moje zajęcia. Według Pierce'a powstało z pięć albo sześć lat
temu. Jest tam... to chyba jakiś cytat, ale nie mam pewności... w każdym razie
u góry jest coś napisane... o anomii. Witraż ukazuje jakby wyidealizowaną
komunę i ponoć wszystkie występujące na nim osoby należały do kolektywu
albo przyjaźniły się z Mariam. A nad tym obrazkiem jest cytat o warunkach,
w jakich nie odczuwa się anomii. Coś o organach, które są ze sobą solidarne.
W ciszy, która zapadła, Robin prawie słyszała, jak Strike myśli. W końcu
powiedział:
– No cóż, zbiegi okoliczności się zdarzają, ale ten byłby chyba cholernie
wielki.
– Myślisz, że stąd Anomia wziął pomysł na swój nick?
– Powiedziałbym, że to bardzo możliwe.
– Oni wszyscy byli w którymś momencie w North Grove. Cała obsada.
– Cholernie dobrze się spisałaś, Robin.
Robin odniosła wrażenie, że słyszy w tle damski głos. Telewizja czy Madeline
Courson-Miles?
– Muszę już kończyć – powiedziała szybko. – Pogadamy jutro.
Rozłączyła się, zanim Strike zdążył się odezwać.
41
Oto jednak nadchodzi gość bez ideałów,
Z krokiem, spojrzeniem i uśmieszkiem dumnym [...].
Constance Naden
Natural Selection
Stan kikuta Strike'a się pogarszał. Mimo smarowania kremem dwa razy
dziennie skóra pod poduszką żelową wciąż była podrażniona i zaogniona.
Cormoran obawiał się, że ma do czynienia z wczesnymi objawami obrzęku,
wskutek którego skóra ulegała owrzodzeniu i pękała, ale nie umówił się
na wizytę u lekarza. Jaki miałoby to sens? Przecież nie mógł sobie pozwolić
na przerwę w pracy. Konieczność obserwowania Jagona Rossa sprawiła,
że grafik agencji był na dłuższą metę nie do utrzymania. Jedynym
rozwiązaniem było zatrudnienie do pomocy nowych ludzi.
Wyczerpawszy wszystkie kontakty w policji i w wojsku, Strike jeszcze raz
przejrzał listę dawnych pracowników tymczasowych, których nie zdecydował
się zaangażować na stałe. W końcu zdesperowany zatrudnił ponownie
Stewarta Nutleya na podstawie umowy tygodniowej, którą można było zerwać
bez uprzedzenia na wniosek każdej ze stron. Ten były żandarm wjechał
przed trzema laty skuterem w tył śledzonej przez siebie taksówki. Strike go za
to ochrzanił i natychmiast wylał, więc teraz bez większego entuzjazmu
zadzwonił do niego i się pokajał. Na twarzy Nutleya, szczerbatego żonatego
trzydziestoparolatka z włosami mysiego koloru, malowało się zazwyczaj
odstręczające samozadowolenie. Odkąd drogi jego i Strike'a się rozeszły, nie
zdołał utrzymać żadnej pracy związanej z cywilną działalnością
detektywistyczną. Teraz bardzo chciał dowieść swojej wartości w agencji, która
od jego odejścia zdobyła wielki prestiż. Choć nikt w zespole nie był szczególnie
zachwycony nowym współpracownikiem, wszyscy ucieszyli się z dodatkowej
pary nóg i oczu.
Tymczasem za tydzień miała się odbyć premiera nowej kolekcji Madeline,
a to oznaczało, że dziewczyna Strike'a w ogóle nie miała dla niego czasu, co –
jak przyznał przed samym sobą, wyraziwszy żal w rozmowie z Madeline – było
mu na rękę. Jej stan wzmożonego napięcia przekładał się jednak na długie
monologi wygłaszane przez telefon.
– Niepotrzebnie tak rozbudowałam tę kolekcję. Nigdy, przenigdy więcej.
Słuchaj... wpadłbyś po mnie po premierze? Potrzebuję jakiejś odskoczni:
jeszcze nigdy tak się nie umęczyłam. Chcę być z kimś, kto ma w dupie
biżuterię... chcę być z tobą... a poza tym mam ochotę się napić i pieprzyć.
Strike nie miał nic przeciwko takiemu programowi, a jednak podejrzliwość,
zrodzona w chwili zaproszenia na premierę, skłoniła go do zadania pytań:
– Ale po imprezie, tak? Nie prosisz mnie, żebym na nią przyszedł?
Bo przecież będą tam dziennikarze, prawda?
– No – powiedziała – ale... okej, nie, nie przychodź, jeśli nie chcesz.
– Super, w takim razie spotkamy się później. O której skończysz?
– O dziewiątej – odrzekła, a po chwili dodała: – Proszę, przyjdź, jeśli możesz.
Tęsknię za tobą, a wiedząc, że po mnie przyjdziesz, będę przynajmniej
wyglądała na szczęśliwą na zdjęciach.
– I bez tego powinnaś być szczęśliwa – odparł. – Biżuteria, którą
mi pokazałaś, wyglądała niesamowicie.
– Och, Corm, jesteś taki słodki – powiedziała płaczliwym głosem. – Aktualnie
mam wrażenie, że to wszystko wygląda jak totalne gówno, ale zawsze tak się
czuję tuż przed premierą... albo tylko tak mi się wydaje... ale to wszystko dzieje
się zawsze w takim chaosie, że nie można mieć pewności.
Strike (wciąż działając w duchu dawania szansy poważnemu związkowi)
obiecał, że spotka się z Madeline po imprezie, choć nie omieszkał zauważyć,
że jej zależy na tym, by ją stamtąd odebrał, podczas gdy on wolał się z nią
spotkać z dala od miejsca, gdzie z pewnością mógłby się natknąć na Charlotte.
Wyartykułowanie tej obawy oznaczałoby jednak otwarcie drzwi do kolejnej
rozmowy, której nie miał ochoty prowadzić, więc plan pozostał
niesprecyzowany i prawdopodobnie każde z nich uznało, że ostatecznie to jego
wariant zwycięży.
Tymczasem zdarzyła się nieobecność dwóch obiektów, którą przyjęto
z zadowoleniem, gdyż dzięki temu zmniejszyła się chwilowo presja na agencję:
Groomer wybrał się na dziesięć dni do Maroka, a Lepkie Rączki poleciał
do Nowego Jorku, by odwiedzić zakochaną w nim matkę oraz ojczyma
podejrzewającego go o kradzież.
– Mamy zatem okazję – oznajmił zespołowi Strike w czasie motywującego
połączenia konferencyjnego (na odprawę z udziałem ich wszystkich nie było
czasu) – żeby wykluczyć kilkoro podejrzanych w sprawie Anomii.
W pierwszy majowy poniedziałek, dzień ustawowo wolny od pracy, Strike
kuśtykał tuż przed świtem w stronę osiedla Lismore Circus, by obserwować
trzypokojowe mieszkanie w piętrowym budynku, w którym Wally Cardew
mieszkał z babcią i siostrą. O ósmej zauważył tam jedynie dwie oznaki życia:
ktoś rozsunął zasłony i zupełnie biały kot wskoczył na parapet, by gapić się
na osiedle z wyniosłością właściwą swojemu gatunkowi.
Według danych z rejestru nieruchomości youtuber, jego siostra i babcia
zajmowali ten lokal od dwudziestu lat. Zatrudniona w miejscowej aptece
siostra Wally'ego przypominała brata – też miała płowe włosy i skandynawską
urodę – ale podczas gdy jej brat był niski i krępy, ona była ponętna, miała
okrągłe niebieskie oczy i pełne usta. Shah i Barclay niezależnie od siebie
poinformowali Strike'a – z dala od uszu Robin, Midge i Pat – że z chęcią
poobserwowaliby Chloe Cardew tak długo, jak sprawa będzie tego wymagała,
a nawet dłużej.
Gdy Strike obserwował mieszkanie w Gospel Oak, Robin była na Croydon
i siedziała przy stoliku obok okna w kawiarni o nazwie Saucy Sausage,
usytuowanej dokładnie naprzeciwko domu Yasmin Weatherhead i jej
rodziców. Czuła ulgę, mogąc przebywać poza agencją, gdzie ostatnio
godzinami grała w grę, by rozwiać podejrzenia Anomii, że zagląda tam w celu
szpiegowania innych graczy. W tym czasie kilkakrotnie rozmawiała na grupie
prywatnej z Dżdżownicą28, która oznajmiła jej szczerze, że poznała kobietę
pochodzącą „stamtąt co ona”, lecz nie puściła pary z ust ani na temat swojego
chłopaka, ani na temat tożsamości Anomii. Strike, który rozumiał pragnienie
Robin, by zająć się czymś innym niż wpatrywanie się przez cały dzień w iPada,
zgodził się, by obserwowała Yasmin, która była osobą o drugorzędnym
znaczeniu dla sprawy w porównaniu z bardziej prawdopodobnymi
podejrzanymi o bycie Anomią.
Ulica, przy której mieszkała Yasmin, odznaczała się pewną ospałą
dostojnością. Po jednej stronie ciągnął się rząd lokalnych sklepów, a po drugiej
szereg średniej wielkości domów z małymi ogródkami od frontu. Robin
na zmianę obserwowała fasadę domu rodziców Yasmin i miała oko na grę oraz
na Twittera, na którym Anomia był już tego ranka aktywny.
Anomia
@AnomiaGamemaster
Hetera Sadwell nie może się ponoć doczekać, kiedy zacznie
się #DojenieSercaJakSmoła i będzie mogła zatrudnić zastęp
nianiek dla bachorów, które produkuje jednego po drugim.
Diablo1: lol
Rudakicia: Pomóż mi
Diablo1: musisz spróbować dreksizmów.
Rudakicia: ?
Rudakicia: ?
Robin w ogóle nie interesowała się piłką nożną, ale uznała, że jeśli będzie
musiała udawać, Google przyjdzie jej z pomocą. Napisała:
Rudakicia: no
Diablo1: B****
Że co?
Mary Tighe
To ______
łyżeczka-sara-j
Kea, wiem, że to trudne, ale musisz się skupić na SOBIE!
jules-evola
Zabij się.
Augusta Webster
Medea in Athens
Rudakicia: cześć
Anomia: lol
>
>
>
>
Rudakicia: tak
Robin zaczęła się zastanawiać, czy Anomia nie jest przypadkiem pijany albo
upalony. Nigdy dotąd nie widziała, żeby robił aż tyle błędów w pisowni. Może –
pomyślała – jest zwolennikiem konserwatystów i świętuje niespodziewanie
wielkie zwycięstwo. Zanotowała termin Comic Con i pisała dalej.
Anomia: info
Myślała, że Anomia opuści grupę, ale tego nie zrobił. Migający kursor
odmierzał upływ sekund, przesuwając się coraz bardziej w dół, i pozostawiał
długą linię strzałek bez ogonka.
Nagle zaczęły gwałtownie pojawiać się kolejne słowa.
>
>
>
Anomia: hahaha
Constance Naden
The Pessimist's Vision
Edie Ledwell
@EdLedRysuje
W Wielkiej Brytanii zalegalizowano małżeństwa osób tej
samej płci!
Prawdziwy Bryt
@jkett_BUT
klaszczecie z tego powodu swoimi lepkimi rączkami ale
żadna z was WSSowych suk nie otworzyła obciągających fiuty
ust w sprawie Lee Rigby
Edie Ledwell
@EdLedRysuje
Co do diabła dzieje się w tym kraju, że PNZK ma tak wysokie
notowania?
Harv
@HN_Ultima_Thule
W odpowiedzi do @EdLedRysuje
to się dzieje, że ludzie widzą, że trwa tu inwazja, głupia suko
Strike zapisał następny nick z bractwa, spojrzał na profil tego gościa, nie
znalazł żadnych danych umożliwiających identyfikację, i wrócił
do analizowania osi czasu Edie.
Oczywiście już wiedział, że katalizatorem, który wywołał gniew skrajnej
prawicy na Ledwell, było zwolnienie Wally'ego Cardew, teraz jednak
dowiedział się jeszcze, że z punktu widzenia Bractwa do tej pierwszej zbrodni
doszły inne okoliczności obciążające: aktor, który zastąpił Wally'ego, był
czarny.
Anomia
@AnomiaGamemaster
Więc Biedwell wybrała nowego Dreka, a jeśli zamkniecie oczy
i się przysłuchacie, okaże się, że jest... do dupy.
Ciekawe, dlaczego wybrała akurat jego?
#tokenizm #przypochlebianiesię
Yasmin Weatherhead
@YazzyWeathers
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Niesprawiedliwe, @MichaelDavidGra powinien dostać
szansę.
Jules
@jestem_evola
W odpowiedzi do @WiernyUczenLep1nea @YazzyWeathers
@MichaelDavidGra @AnomiaGamemaster
Ledwell lubi każdy rodzaj. Słyszałem, że zamiast płacić
czynsz, obciągała Holendrowi, który wynajmował jej pokój.
Pióro Sprawiedliwości
@piorosprawpisze
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster @MichaelDavidGra
Nie zgadzam się, że M.D. jest zły, ale zgadzam się,
że obsadzenie go to nieporadny sposób zadośćuczynienia
za wcześniejszy rasizm w SjS. Moja opinia o robieniu dobrych
rzeczy ze złych powodów:
www.PioroSprawiedliwosci/
DlaczegoObsadzenieMichaelaDavidaWRoliDreka...
SQ
@#B_U_T_Quince
W odpowiedzi do @piorosprawpisze @MichaelDavidGra
ty kutasie drek nie jest cz********
Strike zapisał nick @#B_U_T_Quince, a potem dalej czytał wymianę zdań
na temat obsadzenia Michaela Davida, do której – chyba nierozważnie –
dołączyła Edie.
Edie Ledwell
@EdLedRysuje
W odpowiedzi do @piorosprawpisze
Byłeś przy tym, jak go obsadzaliśmy? Nadawał się do tej
roboty najlepiej, to nie ma nic wspólnego z jego kolorem
skóry
Pióro Sprawiedliwości
@piorosprawpisze
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Nie zgadzam się, że M.D. jest zły, ale
zgadzam się, że obsadzenie go to
nieporadny sposób zadośćuczynienia
za wcześniejszy rasizm w SjS. Moja opinia
o robieniu dobrych rzeczy ze złych
powodów:
www.PioroSprawiedliwosci/DlaczegoObsa
dzenieMichaelaDavida WRoliDreka...
Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do @EdLedRysuje @piorosprawpisze
Jeśli jesteś taka wrażliwa i zła, że atakujesz fanów
na Twitterze, może lepiej spierdalaj i zostaw wszystko
w rękach @prawdziwyJoshBlay?
Edie Ledwell
@EdLedRysuje
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster @piorosprawpisze
Wierz mi, są dni, kiedy wydaje mi się to wspaniałym
pomysłem.
Ruby Nooby
@rubynooby*_*
W odpowiedzi do @EdLedRysuje @AnomiaGamemaster
nie mów tak. kochamy cię!
Zozo
@czarneserce28
W odpowiedzi do @EdLedRysuje @AnomiaGamemaster
Nieeeee nie odchoć !!!
Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @EdLedRysuje @AnomiaGamemaster
wszyscy tu gadają głupoty, masz masę fanów, nie chcemy,
żebyś odeszła
Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do @rachledbadly @rubynooby*_* @czarneserce28
@EdLedRysuje
#trollowaniedlawspółczucia się udało
Nagle, choć w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby go usłyszeć, Strike
powiedział na głos:
– Algiz. Pieprzony Algiz.
Wpisał to słowo w wyszukiwarkę. I rzeczywiście, Algiz, podobnie jak
Thurisaz, był runą z fuþarku starszego. Podawano różne znaczenia
przypisywane Algizowi: ochrona, wsparcie i wzmocniona siła.
– Kurwa, to nie może być przypadek – mruknął Strike, przyglądając się
z jeszcze większą uwagą treściom zamieszczonym przez Gizzarda. Skrolował
powoli wstecz przez kolejne lata, zwracając szczególną uwagę na osoby,
z którymi Algiz wchodził w interakcje. W końcu, w 2013 roku, znalazł wymianę
zdań z profilem należącym do Bractwa Ultima Thule.
Ryder T
@Ultima_T_14
Ale się dzisiaj nawalę.
Jamie Kettle
@BlackPill28
do @Gizzard_Al
qurwa bohater
<Grupa moderatorów>
<13 maja 2015,
23.47> <Vilepechora,
Sercella,
Dżdżownica28,
Narcyzka>
Dżdżownica28: ja też
Vilepechora: wszyscy
przygotowali maski?
Vilepechora: nie
nazywaj mnie Pech
Sercella: lol
Dżdżownica28: lol
Vilepechora: pojadę,
jeśli Narcyzka też
pojedzie
Narcyzka: dlaczego?
Vilepechora: bo
zajebiście uwielbiam
rude. Prawdziwa krew
wikingów
Vilepechora: a
ty jesteś tu na okrągło
Vilepechora: lol
>
Sercella: no jasne!
Narcyzka: tak
Morehouse wie, ale
nigdy ci qurwa nie
powie
LordDrek: a on co,
wampir? Już
po północy
>
Vilepechora: założę
się, że teraz już chcesz,
żebym się dowiedział,
kim jest Anomia,
prawda?
Vilepechora: lol OK
Vilepechora: mogłem
próbować cię nim
szantażować
Narcyzka: OK skoro
tak twierdzisz
Vilepechora: Bo tak.
Właśnie dlatego nie
mogę go użyć.
LordDrek: spierdalaj,
nie wciągamy WSS-ów
w swoje sprawy.
LordDrek: wiem,
że jesteś napalony
na Narcyzkę, ale
musisz spasować.
Skup się kurwa
na robocie
> LordDrek: i
bezpieczniej będzie
> pogadać o tym tutaj
niż tam gdzie zawsze,
>
bo tam chyba dalej
> obserwują nas psy
LordDrek: kiedy
zjawiły się psy,
u Thurisaza był Uruz
LordDrek: Pytali
Thurisaza, czy ten
stary profil jest jego
Sercella: tak
przypuszczałam
>
>
<Grupa prywatna
została zamknięta>
48
Czasem, jak wszystko, co młode, drażni mnie ona,
Krnąbrna, niebaczna, nazbyt zaślepiona.
Jak ptaki, które na wietrze bez celu fruwając,
Ze znanym sobie drzewem w końcu się zderzają [...].
Augusta Webster
Mother and Daughter
Nazajutrz Strike obudził się wcześnie, ponieważ miał jechać do King's Lynn
na rozmowę z Keą Niven. Choć nękały go pewne obawy, jak jego kikut zniesie
podwójne wyzwanie związane z doczepieniem protezy i obsługiwaniem pedału
gazu, humor poprawiła mu wiadomość od Ryana Murphy'ego, która przyszła
w nocy. Thurisaz, znany też jako Jamie Kettle, został zatrzymany w domu
w Hemel Hempstead i zabrany na przesłuchanie. Aktualnie policja badała jego
komputer w poszukiwaniu dowodów aktywności w darkwebie i przetrząsała
dom, rozglądając się za sprzętem do produkcji bomb. Choć stwierdzenie,
że Strike uznał potknięcie się o torebkę Finki za łut szczęścia, byłoby przesadą,
zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę napięcie, które ten incydent spowodował
w jego agencji, miał przynajmniej satysfakcję, że długie godziny poświęcone
zgłębianiu Twittera przyniosły owoce, toteż jedząc śniadanie, czuł, że od wielu
dni nie był w tak dobrym humorze.
Gdy jednak wyszedł spod prysznica i zobaczył, że ktoś do niego dzwonił,
natychmiast połączył się z pocztą głosową z silnym przeczuciem dotyczącym
tego, co za chwilę usłyszy.
– Hm... halo? Pan Strike? Mówi Sara Niven. Niestety, Kea bardzo słabo się
dziś czuje, więc hm, będziemy musiały odwołać dzisiejszą rozmowę... Przykro
mi.
Przewiązany w pasie ręcznikiem Strike balansował na jednej nodze,
ściskając wolną ręką oparcie kuchennego krzesła. W końcu zadecydował,
że jedyne, co może zrobić, to zachować się tak, jakby ta wiadomość do niego
nie dotarła. Połączenie zostało przekierowane przez agencję: postanowił
zrzucić winę na błąd techniczny.
Ku jego uldze końcówka kikuta potulnie przyjęła skarpetkę, żelową
podkładkę i nacisk jego ciała na sztuczną nogę. Ścięgno udowe wciąż
protestowało, ponieważ jednak alternatywą dla przyczepienia protezy były
podróż do King's Lynn o kulach pociągiem i taksówką oraz stawienie się
z podpiętą nogawką na wieczorne spotkanie z Madeline, ścięgno udowe
musiało sobie jakoś poradzić. Postanowił jednak zabrać ze sobą rozkładaną
laskę, którą dostał od Robin, a potem ostrożnie ruszył po schodach, już
w garniturze, ponieważ nie chciał wracać na Denmark Street w celu przebrania
się przed późniejszym spotkaniem z Madeline.
Gdy był na A14 i mijał Cambridge, zadzwoniła do niego Robin.
– Dobre wieści. Seb Montgomery z całą pewnością nie jest Anomią.
– Kurwa, wspaniale – ucieszył się Strike. – Najwyższa pora, żebyśmy kogoś
wykluczyli. Skąd wiesz?
– Pięć minut temu Anomia pojawił się w grze, zamęczając wszystkich, żeby
przyszli na Comic Con. Seb wyskoczył wtedy z biura i poszedł na kawę. Miałam
go na oku: żadnej komórki, żadnego iPada, żadnej możliwości pisania
na czymkolwiek.
– Świetna robota, Ellacott – powiedział Strike. – Z innych nowości: matka Kei
Niven zawiadomiła, że jej córka jest dzisiaj zbyt osłabiona, żeby ze mną
rozmawiać.
– Niech to szlag! – Robin się przejęła. – I co zamierzasz...?
– Jadę mimo to – oznajmił Strike. – Pierdolę. Będę udawał, że wiadomość
do mnie nie dotarła.
Nastąpiła chwila ciszy, w której Strike wyprzedził wlekącego się vauxhalla
mokkę.
– Myślisz, że...? – zaczęła Robin.
– To ty ją typujesz na Anomię – przypomniał jej Strike.
Biorąc pod uwagę wydarzenia poprzedniego tygodnia, był nieco
przewrażliwiony na punkcie jakichkolwiek sugestii, że postępuje
nierozważnie.
– Nie, chyba masz rację – powiedziała Robin. – Mogłaby nas tak zbywać
w nieskończoność.
– Przeczytałaś mojego mejla o Jamiem Kettle'u? – spytał Strike. Zaraz po tym,
jak zadzwonił do Murphy'ego, zawiadomił Robin, że zidentyfikował Thurisaza.
– Tak – odrzekła. – Fantastyczna robota. Musiało cię to kosztować dużo
czasu.
– Dwadzieścia trzy godziny przeczesywania Twittera – uściślił Strike. – Ale
Murphy był zadowolony. Gdzie jesteś?
– Zbliżam się do Harley Street. Midge dała mi znać, że Gus Upcott jedzie
tu metrem. Przejmę go, a ona będzie mogła zmienić Barclaya przy Prestonie
Piersie. Chyba powinniśmy...
– Trochę się przemieszać, jasne – wszedł jej w słowo Strike, mając nadzieję,
że Robin nie krytykuje w zawoalowany sposób jego decyzji o obserwowaniu
Wally'ego Cardew przez tak wiele godzin, co mogło go narazić na rozpoznanie
przez Thurisaza. – Napiszę do ciebie, kiedy już namierzę Keę.
Wieść o Montgomerym tak poprawiła mu humor, że właściwie nie miał nic
przeciwko pierwszemu wiatrakowi, który zauważył kątem oka, ani przeciwko
zmianie krajobrazu na rozległe, płaskie bagna i mokradła. Nigdy z własnej woli
nie zapuszczał się do hrabstwa Norfolk, a nawet był do niego lekko
uprzedzony, ponieważ najgorszym ze wszystkich rozlicznych miejsc,
do których jego uganiająca się za nowością matka wędrowniczka zabrała syna
i córkę, była tamtejsza komuna. Strike miał szczerą nadzieję, że ta nora już nie
istnieje.
Wjechał do King's Lynn tuż po jedenastej. Nawigacja prowadziła go nijakimi
bocznymi uliczkami aż na betonowe nabrzeże graniczące z Great Ouse,
błotniście wyglądającą rzeką, która przepływała tuż obok domu Nivenów.
Strike zaparkował, napisał do Robin, że za chwilę zapuka do drzwi Kei,
i wyszedł z samochodu, zabierając ze sobą teczkę ze screenshotami. Już miał
zamknąć drzwi samochodu, lecz jeszcze sięgnął do środka po laskę, choć nie
czuł teraz potrzeby, aby z niej skorzystać, po czym ruszył wzdłuż South Quay
do domu Nivenów. Gdy stanął przed drzwiami, wcisnął dzwonek.
Piskliwy damski głos krzyknął coś ze środka, lecz słowa były niezrozumiałe.
Po prawie minutowej ciszy drzwi się otworzyły.
Stanęła przed nim kobieta w średnim wieku z nieuczesanymi siwymi
włosami, wyglądająca trochę jak artystka, i Strike uznał, że to matka Kei. Gdy
zobaczyła detektywa, na jej twarzy odmalował się niepokój.
– Och... pan jest...?
– Cormoran Strike – przedstawił się detektyw. – Przyjechałem porozmawiać
z Keą.
Gdy wypowiedział swoje imię i nazwisko, piskliwy głos, ten sam co przed
chwilą, krzyknął z jakiegoś miejsca poza zasięgiem jego wzroku.
– Nie! Mówiłaś, że go powstrzymałaś!
– Kea – zaczęła jej matka, odwracając się, lecz odpowiedział jej tupot
biegnących stóp zakończony trzaśnięciem drzwiami. – Och, nie – jęknęła Sara
Niven, a odwracając się z powrotem do Strike'a, dodała ze złością: – Mówiłam,
żeby pan nie przyjeżdżał! Zadzwoniłam dziś rano i zostawiłam wiadomość!
– Naprawdę? – odrzekł Strike, opierając się ciężko na lasce i udając
dezorientację pomieszaną z niedowierzaniem. – Na pewno dzwoniła pani
na właściwy numer? Zazwyczaj nie mamy w agencji problemów
z automatyczną sekretarką.
– Jestem pewna, że...
Trzasnęły drugie, cięższe drzwi. Strike się domyślił, że Kea właśnie wybiegła
tylnym wyjściem. Zaskakująco metaliczny głos gdzieś w głębi domu wołał raz
po raz:
– Kea, proszę! Kea, proszę! Kea...
– Przyjechałem aż z Londynu – powiedział Strike i zmarszczył brwi, znowu
opierając się na lasce. – Mógłbym przynajmniej skorzystać z łazienki?
– Ale... – Zawahała się, lecz w końcu niechętnie się zgodziła. – No dobrze. –
Odsunęła się, żeby wpuścić Strike'a, wskazała mu zamknięte drzwi kawałek
dalej w korytarzu, po czym zniknęła za zakrętem na końcu tegoż korytarza,
gdzie, jak przypuszczał Strike, znajdowały się tylne drzwi, i zawołała: – Kea?
Kea!
Strike przystanął na wycieraczce i się rozejrzał. Za otwartymi drzwiami
po prawej stronie znajdował się salon ozdobiony mnóstwem różnych tkanin
Liberty. Z olbrzymiej klatki patrzyły na niego dwie papużki nierozłączki.
Zauważył też otwarty laptop na wysiedzianej kanapie.
Wszedł szybko do salonu i dotknął touchpada. Był ciepły. Kea oglądała
sukienki na stronie ladnedrobiazgi.com. Strike kliknął historię przeglądarki
internetowej, szybko zrobił telefonem zdjęcie listy odwiedzanych ostatnio
stron, po czym jak najszybciej wycofał się z salonu i wszedł do wskazanej przez
Sarę łazienki.
W małym pomieszczeniu znajdowały się jedynie sedes i umywalka. Były
nieszczególnie czyste. Obok sedesu leżała sterta numerów tygodnika „New
Statesman”. Na ścianach wisiały nierówno odbarwione wskutek upływu czasu
reprodukcje przedstawiające egzotyczne ptaki. Dziwny metaliczny głos w głębi
domu dalej skandował:
– Kea, proszę! Kea, proszę!
Wychodząc z łazienki, Strike usłyszał, jak Sara krzyczy:
– Przestań!
Metaliczny głos zmienił śpiewkę.
– Przestań! Przestań! Przestań!
Strike ruszył w stronę tych dźwięków. Sara Niven stała w kuchni. Wyglądała
na zaniepokojoną i jednocześnie rozzłoszczoną, opierała się tyłem o zlew,
w którym piętrzyły się brudne naczynia. Jej workowata sukienka została uszyta
z takiej samej błotnistozielonej tkaniny Liberty co poszewki poduszek
w salonie. Na lewej stopie grubych czarnych rajstop zrobiła się dziura,
przez którą próbował wyjść duży palec u nogi.
– Przestań!
Na drążku w rogu pomieszczenia stała ogromna biała kakadu, która zaczęła
się przyglądać Strike'owi niepokojąco inteligentnymi oczami.
Wypowiedziawszy ostatnie słowo, ptak zajął się skubaniem swojej nogi.
– Niech się pan do niego nie zbliża – ostrzegła Sara. – Nie lubi mężczyzn.
Strike posłusznie się zatrzymał. Przez okno nad zlewem zobaczył, że połowę
podwórka przerobiono na ptaszarnię. Rozmaite kolorowe ptaki siedziały w niej
albo fruwały. W kuchni czuć było stęchliznę podszytą zapachem warzyw.
– Kea sobie poszła – poinformowała Sara oskarżycielskim tonem. – Uciekła
przez tylną furtkę.
– Aha. – Strike oparł się na lasce. – To szkoda... Zakładam, że pani wie,
w jakiej sprawie przyjechałem.
– Tak, mówił pan przez telefon: chodzi o tego całego Anomalię czy jak
mu tam – powiedziała Sara. – Kea wspomniała, że Josh myśli, że to ona, a to
przecież kompletnie niedorzeczne.
– Kea musiała mnie źle zrozumieć – odrzekł Strike. – Mówiłem, że krąży
teoria, zgodnie z którą to ona jest Anomią, ale nigdy nie mówiłem, że Josh
w nią wierzy. Josh chce tylko, żeby Kea ze mną porozmawiała, bo wie,
że komunikowała się prywatnie z Anomią.
– Niech pan posłucha – odparła z ożywieniem Sara. – Kea już rozmawiała
z policją. Ktoś się z nimi skontaktował... to kompletnie niedorzeczne...
i powiedział im, że Kea całymi latami prześladowała tę dziewczynę, tę Ellie
Ledjakośtam, i dlatego ją wypytywali... o rzeczy, które pisała w mediach
społecznościowych. Na litość boską! Przecież to nie żadne prześladowanie
mówić, że cię okradli, prawda? A tak się składa, że Josh Blay traktował Keę
fatalnie. Miało to katastrofalny wpływ na jej zdrowie psychiczne i w końcu
musiała zrezygnować z uczelni...
– Tak, wiedziałem, że Kea źle się czuje – powiedział Strike. – Przepraszam,
ale czy bardzo by pani przeszkadzało, gdybym usiadł?
Uniósł lekko prawą nogawkę, żeby odsłonić metalowy pręt protezy. Tak jak
miał nadzieję, ten widok najwyraźniej wstrząsnął Sarą i wprawił
ją w zakłopotanie.
– Och, przepraszam... Nie wiedziałam...
Strike, któremu chodziło wyłącznie o to, żeby utrudnić Sarze pozbycie się
go z domu, usadowił się na drewnianym krześle. Stół był usiany okruszkami
grzanki. Sara machinalnie usiadła naprzeciwko niego i rozkojarzona zgarnęła
kilka z nich na podłogę. Nie był to styl, w jakim lubił mieszkać pedantyczny
Strike.
– Czuła się lepiej, dopóki to się nie stało – powiedziała Sara, a Strike domyślił
się, że „to” oznacza napaść na cmentarzu. – Ale wtedy oczywiście cały związany
z tym stres... Złożyłam skargę na policji. Podczas tego przesłuchania ktoś
powinien z nią być. Ja powinnam z nią być. Ona jest przewlekle chora, na litość
boską. To nie jej wina, że on do niej zadzwonił! A potem narazili ją na te
wszystkie nieprzyjemności, odtwarzając każdy jej ruch...
– Przepraszam, kto zadzwonił do Kei? – spytał Strike.
– Josh. – Sara spojrzała na niego z mieszaniną niedowierzania i konsternacji.
– Myślałam, że pan wie... Zadzwonił do niej wieczorem, a następnego dnia ktoś
go dźgnął.
– Aha, rozumiem.
– Ale nie mówił jej, że nazajutrz wybiera się na cmentarz. O tym nie
wiedziała. Dlaczego miałby jej mówić, gdzie... Przecież prawie nie wspominał
Kei o tej Ellie Ledjakiejśtam, prawda? Ale policjanci kazali jej odtwarzać każdy
krok i oczywiście bardzo się jej po tym pogorszyło.
– Tak, Kea wspomniała przez telefon, że jest przykuta do łóżka – powiedział
Strike.
Znowu nastąpiła chwila ciszy, w której to, że Kea właśnie wybiegła z domu,
zdawało się rozbrzmiewać w kuchni jak echo.
– Ma lepsze i gorsze dni, taka już natura jej przypadłości – podjęła po chwili
Sara, stając w obronie córki. – Państwowa służba zdrowia jest zupełnie
nieprzydatna. „Wyniki krwi są w normie”. „Zalecamy psychoterapię”. Och,
doprawdy? – zdenerwowała się. – A dlaczego konkretnie miałby to być problem
psychiczny, skoro Kea dosłownie nie jest w stanie podnieść się z łóżka, bo tak
bardzo cierpi, jest taka zmęczona? W końcu człowiek musi sam szukać
informacji w Internecie i odwalać za lekarzy całą robotę. Zapłaciłam
za najróżniejsze badania prywatne, a oczywiście cały towarzyszący temu
wszystkiemu stres... – Sara wykonała gwałtowny gest – to koszmar.
Kea jest w przerażającym...
Nagle kakadu zerwała się ze swojego drążka, przypominając trzepoczący
kłąb białych piór. Strike aż podskoczył na krześle, a ptak wyfrunął na korytarz.
– Pozwala mu pani latać po całym domu?
– Tylko po parterze – odrzekła Sara. – Góra jest odgrodzona drzwiami.
Kakadu, która znajdowała się już poza zasięgiem ich wzroku, znowu zaczęła
wołać: „Kea, proszę! Kea, proszę!”, a dwie papużki nierozłączki w klatce
odpowiedziały jej serią piskliwych świergotów.
– Josh Blay jest sparaliżowany – zaczął znowu Strike. – Nóż przeszedł
mu przez kark. Dopiero niedawno odzyskał mowę.
Sara jakby skurczyła się w bezkształtnej sukience.
– Zależy mu tylko na tym, żeby ten internetowy troll przestał robić kłopoty
i żeby nie atakował więcej rodziny Edie. Odkąd Edie zginęła, Anomia uwziął się
na jej wujka i...
– Kea nigdy by nie...
– Josh nie myśli, że Kea jest Anomią – zapewnił Strike. – Chce tylko, żeby
ze mną porozmawiała, bo jak wspomniałem, wie, że pani córka jest
w bezpośrednim kontakcie z Anomią. Wszystko, nawet najmniejszy znany jej
szczegół na jego temat, mogłoby nam pomóc w ustaleniu, kto się kryje za tym
profilem, i przywrócić Joshowi spokój.
– Kea, proszę! Kea, proszę! – zawołała kakadu z innego pomieszczenia.
– O Boże – jęknęła Sara Niven. Jej oczy wypełniły się łzami i Strike'owi
przypomniała się inna matka w średnim wieku, która płakała na wzmiankę
o Joshu Blayu, lecz – był o tym przekonany – z zupełnie innych powodów. Sara
wstała i podeszła chwiejnie do stolika, sięgając jednocześnie po kawałek
ręcznika kuchennego i po inhalator leżący obok czajnika.
– Astma – wyjaśniła Strike'owi ochrypłym głosem, zanim użyła inhalatora,
po czym wydmuchała nos i z powrotem usiadła.
– Ta teoria, że za profilem Anomalii ukrywa się Kea... Kto tak twierdzi?
– W Internecie plotki żyją własnym życiem – odpowiedział Strike, co w
zasadzie było zgodne z prawdą. – Nie zawsze jest łatwo ustalić, skąd się biorą.
– Ona nigdy, przenigdy... – Sara chciała ponownie wstawić się za córką, lecz
znajdująca się poza zasięgiem wzroku kakadu, która na chwilę przestała wołać:
„Kea, proszę!”, zaczęła tak przekonująco naśladować dzwonek telefonu,
że Strike odruchowo sięgnął do kieszeni.
– A – zreflektował się, gdy sobie uświadomił, skąd dobiega dźwięk. –
Przepraszam, co pani mówiła?
– Proszę posłuchać, pan tego nie rozumie – powiedziała zasapana Sara. – Kea
naprawdę dużo przeszła. Jej tata umarł, gdy miała osiemnaście lat, a ona była
córeczką tatusia, absolutnie go u-ubóstwiała. Dostał udaru w pracy; po prostu
upadł w zakładowej stołówce. Pół roku później poszła na studia artystyczne
i poznała Josha, który po jakimś czasie ją zdradził i rzucił. Potem pojawiła się
ta cholerna kreskówka i Kea zdała sobie sprawę, że Josh wygadał tej całej
Ledjakośtam wszystkie jej pomysły... Josh Blay zrujnował mojej córce życie,
taka jest prawda, a teraz tu pana przysyła, prosząc ją o przysługę...
– Dobrze, pani Niven – powiedział Strike, celowo robiąc przedstawienie
z próby dźwignięcia się na nogi – jasno określiła pani swoje stanowisko, ale
musi pani zrozumieć, że próbujemy pomóc Kei odzyskać dobre imię.
Internetowe oskarżenia, jakkolwiek nieuzasadnione, potrafią przedostać się
do prawdziwego życia i wpłynąć na losy ludzi, czasami na wiele lat. Ale jeśli
Kea nie czuje się komfortowo, pomagając w dochodzeniu, nie mam nic więcej
do powiedzenia i będę się zbierał. Dziękuję, że pozwoliła mi pani skorzystać
z łazienki.
Strike był już prawie przy drzwiach do kuchni, gdy Sara zawołała:
– Nie... niech pan zaczeka! – Odwrócił się. Sara wydawała się rozdarta
między łzami a złością. – Dobrze... zadzwonię do niej. Zobaczę, czy zechce
wrócić. Proszę nie otwierać drzwi ani okien, kiedy będę na zewnątrz.
Strike założył, że ta nietypowa prośba ma związek z przebywającą poza
klatką kakadu. Sara zgarnęła komórkę ze stołu w kuchni i wyślizgnęła się
na podwórko, zamykając za sobą drzwi.
Strike obserwował kątem oka, jak kobieta wybiera numer córki. Kilka
sekund później zaczęła z nią rozmawiać. Może jej się wydawało, że w domu nie
będzie jej słychać, lecz rama okna była wypaczona i Strike słyszał każde słowo.
– Kochanie? – zaczęła nieśmiało. – Nie, jeszcze tu jest... Nie mogłam, musiał
skorzystać z łazienki...
Nastąpiła chwila ciszy, w której Kea najwyraźniej zalewała matkę potokiem
słów. Sara z wystraszoną miną zaczęła chodzić tam i z powrotem przed swoją
ptaszarnią.
– Wiem o tym... Tak, oczywiście, wiem...
Na podłodze przed lodówką Strike zauważył ptasie odchody.
– Nie, ale... Nie, on mówi, że Josh nie... Bo chcą się dowiedzieć, co... Nie, ale...
Proszę, Kea, po prostu posłuchaj...
Sara wysłuchała chyba następnej długiej tyrady. W końcu powiedziała:
– Wiem o tym, kochanie, oczywiście, ale nie sądzisz, że jeśli odmówisz,
to będzie wyglądało, jakby... Kea, to nie fair... Ale czy nie byłoby lepiej mieć
to już za sobą?... Tak... Przyniósł jakąś teczkę... Nie wiem... Kea, proszę, nie...
Kea, jak możesz tak mówić? Oczywiście, że wierzę!... Ale jeśli się ta plotka
rozniesie...
Strike usłyszał trzepotanie skrzydeł. Ogromna biała kakadu wylądowała
na drzwiach do kuchni, skąd patrzyła na niego ze złośliwym, jak mu się wydało,
błyskiem w lśniących jak guziki oczach.
– Dobrze... Tak, powiem mu. Tak... Nie, dopilnuję, żeby o tym wiedział.
W porządku, kochanie... Kea, proszę, nie... Tak... Okej... Pa, kocha...
Ale Kea najwyraźniej już się rozłączyła.
Sara otworzyła tylne drzwi tylko na tyle, by wślizgnąć się z powrotem,
i szybko je zamknęła, spoglądając przy tym na kakadu. Trochę świszczało jej
w oskrzelach.
– Spotka się z panem w Maids Head. Nie będzie mogła poświęcić panu
więcej niż dwadzieścia minut. Jest zbyt osłabiona.
Sara znów mocno zaciągnęła się inhalatorem.
– Czy do Maids Head dotrę stąd piechotą? – spytał Strike.
– Chyba będzie lepiej, jeśli pan pojedzie. To w Tuesday Market Place.
Samochodem dotrze pan w kilka minut. Na pewno pan trafi.
– Wspaniale. Bardzo pani dziękuję.
Strike już zabrał swoją teczkę ze screenshotami i skierował się w stronę
korytarza, gdy nagle kakadu głośno wrzasnęła i zanurkowała. Zobaczył
kłębowisko białych piór i próbował się zasłonić teczką, ale było za późno: ostry
jak brzytwa dziób przeciął mu skroń.
– Niech go pan nie bije! – zawołała Sara, gdy próbował trzepnąć ptaka, który
szarpał go pazurami za gęste włosy. Zamknąwszy oczy w obawie,
że następnym razem kakadu przypuści atak na gałkę oczną, Strike ruszył
na oślep w stronę, gdzie jak pamiętał, znajdowały się drzwi wejściowe.
– Niech pan ich nie otwiera! – zawołała Sara, ponieważ wszystko wskazywało
na to, że kakadu zamierza ruszyć w pościg za Strikiem, on jednak, nie mając
ochoty wystawiać się na następny atak ptaszyska, już chwycił za gałkę. Czy
to dlatego, że ponawiane próby odpędzenia ptaka za pomocą teczki okazały się
skuteczne, czy może dlatego, że krzyki Sary jakimś cudem przekonały kakadu
do wycofania się, skłębiona masa szponów, dziobu i piór zniknęła. Strike,
czując, jak po twarzy cieknie mu krew, szarpnął za gałkę i wyszedł.
49
A w oczach jej ponurych płonął
Gasnący płomień żądzy życia
Szaleńczo podsycany nadzieją straconą
I rozniecony ogniem, co podsyca
Zazdrość, wściekłą zemstę oraz siłę,
Co nie zna ni zmęczenia, ni zużycia.
– Kurwa! – zaklął głośno Strike, gdy zatrzasnęły się za nim drzwi wejściowe.
Rana pozostawiona przez ptasi dziób była głęboka i miała chyba co najmniej
dwa centymetry długości. Pogmerał w kieszeni w poszukiwaniu czegoś, czym
mógłby się wytrzeć, lecz niczego takiego nie znalazł.
– Kontakt z tym ptakiem to jak wejście do klatki tygrysa. – Usłyszał stary
męski głos.
Strike rozejrzał się i zobaczył sąsiada Sary. Rachityczny siwy mężczyzna stał
na progu swojego domu i patrzył, jak skrzywiony Strike usiłuje zatamować
krew, która wyciekała z piekącej rany zostawionej przez kakadu.
– Mam chusteczkę – powiedział staruszek. – Weź pan.
Podszedł, szurając nogami, i podał Strike'owi czystą, starannie złożoną
chusteczkę wyjętą z kieszeni.
– To bardzo miłe, ale...
– Zatrzymaj ją, chłopcze – rzekł, widząc, że Strike się waha. – Jak znam tego
ptaka, trochę to jeszcze pokrwawi... A znam tego przeklętego ptaka, oj, znam –
dodał z goryczą.
Strike podziękował mu, wziął chusteczkę, a staruszek wycofał się do domu.
Gdy w drodze do samochodu Cormoran mijał frontowe okno Sary Niven,
zauważył, że kobieta obserwuje go z wściekłością, a kakadu stoi na widocznej
za nią klatce papużek nierozłączek.
– Okej? – spytała zza szyby matka Kei, bezgłośne poruszając ustami, lecz nie
wyglądała na zatroskaną.
– Okej – odpowiedział nieszczerze w tym samym stylu.
Po powrocie do samochodu zadzwonił do Robin, jedną ręką wciąż
przyciskając chusteczkę do głowy.
– Cześć – przywitała się. – Anomii nie ma w grze. Jak poszło z Keą?
– Na razie nijak – powiedział Strike. – Wybiegła tylnymi drzwiami, kiedy
zjawiłem się przy frontowych. Wspaniałomyślnie zgodziła się poświęcić
mi dwadzieścia minut w pubie. Ale zdobyłem interesującą informację od jej
matki: Josh Blay zadzwonił do Kei wieczorem w przeddzień spotkania z Edie
Ledwell na cmentarzu.
– Żartujesz.
– Nie. Twoja teoria o tym, że utrzymywał z nią kontakt po ich tak zwanym
rozstaniu, wygląda coraz wiarygodniej. Z innych wieści: właśnie zostałem
zaatakowany przez pieprzoną kakadu.
– Przez co?
– Przez ptaka – powiedział Strike – z dziobem jak pieprzona brzytwa.
– Cholera – przejęła się Robin, a on docenił to, że się nie roześmiała. – Nic
ci się nie stało?
– Przeżyję – odrzekł zdenerwowany, rzucając zakrwawioną chusteczkę
na miejsce pasażera. – Gdzie jest Gus Upcott?
– U dermatologa. Zabrał ze sobą torbę, która wygląda, jakby w środku był
laptop. Czaję się przed... Zaczekaj, właśnie zatweetował Anomia –
poinformowała go. – Przepraszam, będę musiała sprawdzić, czy ktoś
skorzystał przed chwilą z telefonu.
Rozłączyła się, a Strike otworzył Twittera, żeby zobaczyć, co napisał Anomia.
Anomia
@AnomiaGamemaster
Wyraźcie ubiorem wsparcie dla Gry Dreka.
T-shirty są już dostępne online na stronie
https://bit.ly/2I3tYGg
#ZostawcieGręDreka #ComicCon2015
Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
Obudziłam się z bardzo dziwnym uczuciem. Potem sobie
uświadomiłam, że jestem... szczęśliwa?
Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
Kurwa, kocham was wszystkich, którzy zmagacie się teraz
z trudnościami. Ja byłam gotowa się zabić. Omg, tyle by mnie
ominęło.
Druga strona ukazywała tweety zamieszczone pół roku później, gdy stary
ton żalu i biernej agresji wlał się z powrotem do jej wpisów niczym lepka maź.
Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
Jeśli wiesz, że ktoś jest wrażliwy i mimo to go odrzucasz, to,
owszem, zdecydowanie ponosisz winę, gdy ten ktoś się
załamie.
Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
Jeśli pewnego dnia się obudzisz i odkryjesz, że ja się nie
obudziłam, nie ma sprawy. Obydwoje będziemy tam, gdzie
od początku mieliśmy być.
Pióro Sprawiedliwości
@piorosprawpisze
Tak, monochromatyczna estetyka jest spoko, ale gdy czarny =
zły, a biały = upragniony, to co nam to mówi?
Moja opinia o problematycznej palecie kolorów Sercka
i Narcyzki
www.PioroSprawiedliwosci/PolitykaKolo...
Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @piorosprawpisze
Pióro Sprawiedliwości
@piorosprawpisze
Niewinne żarty na temat dżdżownicy ziemnej albo drwiny
z płynności płciowej?
Moja opinia o transfobicznych podtekstach Dżdżownicy.
www.PioroSprawiedliwosci/DlaczegoDzdzownicaJest...
Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @piorosprawpisze
żeby to było jasne: ukradła ode mnie prawie wszystko, ale NIE
dżdżownicę. Dżdżownica jest wyłącznie jej i pokazuje jej
prawdziwy gówniany charakter
Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @SpinkyDan @piorosprawpisze
ableistyczny syf w rodzaju #SerceJakSmoła przejaskrawia
wyobrażenia samobójcze niepełnosprawnych
Zozo
@czarneserce28
W odpowiedzi do @prawdziwaNarcyzka @SpinkyDan
@piorosprawpisze
zgadzam się , śmianie się z depresji nie jest fajne , ale Edie już
dawniej mówiła o myślach samobójczych
Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @czarneserce28 @SpinkyDan @piorosprawpisze
gdyby się teraz zabiła, masa niepełnosprawnych poczułaby
się o niebo lepiej
Wally Cardew
@The_Wally_Cardew
W odpowiedzi do @prawdziwaNarcyzka
usuń to ffs
Wally Cardew
@The_Wally_Cardew
W odpowiedzi do @prawdziwaNarcyzka
bo istnieją lepsze sposoby
Łyżeczka Kea
@alewcaleniepapuga
ty też ♥
Ostatnią rzeczą na stronie był wpis Kei na tumblr, także pochodzący z 2010
roku.
wszyscy przyjaciele mi powtarzają, że „odwetowy seks z jego
najlepszym kumplem to żadna odpowiedź”, a ja im na to:
„Zależy, jak brzmi pytanie”.
– To stare twitterowe profile Wally'ego Cardew i twój sprzed Serca jak smoła,
prawda? – powiedział Strike. – I nie zaprzeczasz, że to twój profil na tumblr?
Kea, teraz już bardzo blada, nie odpowiedziała.
– Nie wiem, czy z Wallym wciąż łączy cię seks, czy jesteście tylko
przyjaciółmi – powiedział Strike, wkładając dwie ostatnie kartki z powrotem
do teczki i zamykając ją – ale jeśli myślisz o tym, żeby skontaktować się z nim
po naszej rozmowie, są trzy bardzo dobre powody, dla których nie powinnaś
tego robić. Po pierwsze, ta mała twitterowa pogawędka kilkanaście
godzin przed zabójstwem Edie będzie wyglądała jeszcze bardziej obciążająco,
jeśli zaczniecie się teraz zachowywać, jakbyście byli ze sobą w zmowie.
– Nie mogłam tego zrobić... Jestem na nagraniu w metrze. Nigdy bym nie...
– Po drugie, Josh Blay leży sparaliżowany w szpitalu. Jeśli choć trochę ci na
nim zależy...
Kea wybuchnęła głośnym płaczem. Jeszcze więcej ludzi zaczęło się na nich
gapić. Strike ich zignorował.
– Jeśli, jak powiedziałem, choć trochę zależy ci na Joshu, dopilnujesz, żebym
mógł dokończyć to śledztwo, tak jak chce Josh, bez żadnych komplikacji. A po
trzecie – ciągnął Strike – Wallym Cardew interesują się już ludzie o wiele
bardziej przerażający niż ja. Jeśli masz trochę oleju w głowie, natychmiast
zerwiesz z nim kontakt.
Kea, wciąż szlochając, dźwignęła się na nogi i wyszła znacznie szybciej niż
weszła, lecz wciąż podpierała się laską. Doskonale zdając sobie sprawę
z oskarżycielskich spojrzeń kierowanych w jego stronę zarówno przez obsługę
baru, jak i przez jego klientów, Strike dopił piwo, wstał i ruszył do łazienki.
Patrzył złowrogo na szczególnie upartych gapiów, a gdy wyszedł z toalety, nikt
nie miał już ochoty nawiązywać z nim kontaktu wzrokowego.
50
Miłości, Miłości, silniejsza niż Nienawiść,
Trwalsza i bardziej sztuką wypełniona,
O, wróćże do mnie, wróć, błogosławiona,
Rozjaśnij płomień, co wśród potrzeb kona.
Christina Rossetti
What Sappho Would Have Said Had Her Leap Cured Instead of Killing Her
Narcyzka: cześć
<Rudakicia dołącza do grupy>
Narcyzka: super
Rudakicia: wow OK
Rudakicia: pewnie
Robin przerwała pisanie, nie wiedząc, co robić. Być może wyjawienie prawdy
skłoniłoby Narcyzkę do zwierzeń. Z drugiej strony Narcyzka mogła działać
na polecenie Anomii i sprawdzać, czy Robin zarejestrowała słowa wysłane
do niej przez pomyłkę.
Rudakicia: więc może coś jeszcze pisał, ale jeśli tak, to mnie
to ominęło
Narcyzka: aha OK
Narcyzka: Morehouse'owi
Narcyzka: ale wylogował się z gry i od tej pory już się nie
pokazał
>
>
Narcyzka: no
Rudakicia: jasne
Narcyzka: słuchaj, jeśli mnie tu nie będzie, a on się pojawi,
mogłabyś mu przekazać, że jest mi zajebiście przykro?
Że bardzo, bardzo chcę z nim porozmawiać.
Rudakicia: przekażę
>
>
Rudakicia: może
Rudakicia: poznałam
Narcyzka: przykro mi
Augusta Webster
Medea in Athens
Christina Rossetti
L.E.L.
Emily Dickinson
1740
Morehouse: wiesz, kim ona > Morehouse: ale ty możesz iść >
jest. Z danych, które podała ze swoim chłopakiem.
>
przy rejestracji.
> >
Anomia: myślisz, że się
Narcyzka: co?
podniecam na widok adresów >
mejlowych? >
>
Morehouse: Może w adresie > >
jest jej prawdziwe nazwisko Morehouse: ze swoim
>
i poszukałeś > chłopakiem
>
>
>
>
>
Anomia: mylisz się, mam Morehouse: T-shirt z obciętymi Morehouse: pewnie rzuciłaś
w dupie, kim ona jest rękawami, mięśnie, jasne któryś ze swoich zabawnych
włosy żarcików o wózkach
Anomia: jeśli chcesz z nią
inwalidzkich
kombinować, proszę bardzo >
Diablo1: to było qurwa ponad
>
rok temu i przepraszałam cię
Morehouse: a Zasada 14? z milion razy
Anomia: jebać ją, jesteś
współtwórcą, robisz, co chcesz
>
>
>
>
>
Morehouse: tak, jasne, tylko > >
że ja nie mogę robić tego,
Narcyzka: więc przestałeś >
co chcę Morehouse: w każdym
udawać, że nie wiesz, kim
razie nie z nią >
jestem
Anomia: dlaczego? Morehouse: zrobiłaś jedyną
>
rzecz, o którą prosiłem, żebyś
Anomia: jest na ciebie > jej nie robiła
wyraźnie napalona
>
>
Morehouse: zdajesz sobie Narcyzka: Morsiu, proszę, nie Diablo1: nigdy nie chciałam,
sprawę, że już prawie mów, że odchodzisz żebyś był moim chłopakiem,
ci wierzę? jeśli to sugerujesz.
Narcyzka: proszę >
Morehouse: ciągle powtarzasz Narcyzka: OK, skoro Diablo1: po prostu myślałam,
to w grze że jesteś moim przyjacielem
odchodzisz, nie mam nic
Morehouse: a jeśli ktoś do stracenia, prawda? >
to weźmie poważnie
> >
i zawiadomi policję? >
Morehouse: ? >
Anomia: ffs żartuję
Anomia: kiedyś lubiliśmy się >
pośmiać >
>
Anomia: no więc lubię czarny Narcyzka: dzisiaj napisałam Morehouse: nie chciałem, żeby
humor, pozwij mnie, kurwa Rudejkici, że się w tobie ktokolwiek się dowiedział,
> zakochałam że współtworzyłem tę grę,
Narcyzka: jeśli nie wierzysz, i miałem ku temu cholernie
> dobre powody
możesz ją spytać
> Morehouse: dlatego nie
>
> zależało mi na tym, żeby
> pijana szesnastolatka rzucała
Anomia: chcesz, żebym
na lewo i prawo aluzjami,
napisał, że to tragedia. jasne,
myśląc, że jest
że kurwa tak
zabawna/bystra
>
>
>
>
> >
> >
Narcyzka: masz jakieś
>
problemy z mową albo coś?
>
Morehouse: tak
>
Christina Rossetti
A Castle Builder's World
Cześć, Venetia,
Twój mejl trochę mnie zaskoczył! Tak, to ja jestem „tą”
Yasmin Weatherhead, która pracowała kiedyś dla Josha
i Edie. Jak możesz sobie wyobrazić, wciąż jestem w szoku
po tym, co się stało. Myślę, że cały fandom jest wstrząśnięty.
To było okropne. Wszyscy się modlimy, żeby Josh wrócił
do pełni sił.
Tak, wciąż jestem wielką fanką Serca jak smoła i tak się składa,
że właśnie piszę książkę o tej kreskówce i o fandomie! Być
może słyszałaś o Grze Dreka, w której zbiera się wielu
fanów, żeby rozmawiać o kreskówce i o całej marce. Moja
książka dotyczy także tej gry oraz jej ważnej roli
w podtrzymywaniu entuzjazmu wokół Serca jak smoła.
Więc tak, chętnie się z tobą spotkam! Kiedy by ci pasowało?
Jak najwyraźniej wiesz, pracuję obecnie w Lola June
Cosmetics, ale jestem wolna wieczorami albo w każdy
weekend oprócz najbliższego, bo będę geekować na Comic
Con!
Z pozdrowieniami
Yasmin
– Może poproszę, żeby się ze mną spotkała na Comic Con? – spytała Robin
Strike'a przez telefon, gdy już przekazała mu mejla od Yasmin.
– Dwie pieczenie na jednym ogniu – powiedział Strike, który tym razem
śledził Prestona Pierce'a na Swain's Lane na Highgate. – Dobry pomysł.
– A przy okazji, dostarczono twój kostium – poinformowała go. – Kiedy
mówiłam, że byłby z ciebie uroczy Darth Vader, nie przypuszczałam,
że naprawdę...
– Nic innego nie przyszło mi do głowy – odparł. – Mam tylko nadzieję,
że będzie wystarczająco długi.
– Dobrze, że kupiłeś też miecz świetlny – pochwaliła go Robin. –
We właściwym kolorze i w ogóle.
– Nie ma takiego miejsca, w którym mógłbym się wydać bardziej podejrzany
z powodu zielonego miecza świetlnego niż na Comic Con – odrzekł Strike,
a Robin się roześmiała.
Odpisując na mejla Yasmin, poinformowała ją, że bardzo się cieszy na wieść
o książce i jest zafascynowana Grą Dreka oraz spytała, czy mogłyby się spotkać
na Comic Con, które posłużyłoby za wspaniałe tło artykułu Venetii o Sercu jak
smoła. Poza tym podała jej numer tymczasowej komórki, z której korzystała,
kontaktując się z Timem.
Minęło kilka godzin bez słowa od Yasmin, lecz w międzyczasie nastąpił
interesujący rozwój wydarzeń w grupie moderatorów, o którym Rudejkici
doniosła jak zwykle pomocna Dżdżownica28.
Cześć, Venetia,
tak, byłoby wspaniale! Zamierzam zjawić się tam w sobotę.
Pasowałoby ci?
Robin odpisała, że byłoby w sam raz i umówiły się tuż za głównym wejściem
ExCeLu o jedenastej.
– A to oznacza, że albo Anomia nie może rozpoznać Yasmin, bo nigdy się nie
spotkali – powiedziała Robin Strike'owi przez telefon później tego wieczoru –
albo ona liczy, że na tak ogromnej przestrzeni uda jej się go uniknąć.
– Albo – dopowiedział Strike – wie, że Anomii tam nie będzie.
– Na pewno się wybiera: od tygodni namawia wszystkich pozostałych.
– Wygląda na to, że wspólne przedsięwzięcie mające przynieść im dochód,
to właśnie ta książka, prawda?
– Zdecydowanie tak – przyznała Robin. – Może Anomia zdradza poufne
szczegóły w zamian za udział w zyskach.
– W każdym razie zapowiada się bardzo interesujący wywiad.
– Zanim się rozłączymy... – dodała szybko Robin, ponieważ jego ton
sugerował, że zamierza zakończyć rozmowę. – Chyba powinniśmy pojechać
na Comic Con metrem, zamiast samochodem.
Cisza, która zapadła w słuchawce, w zasadzie nie była dla Robin
zaskoczeniem.
– Chcesz, żebym wsiadł do metra przebrany za Dartha Vadera?
– Wiem, co o tym myślisz, ale z tego, co pisała Dżdżownica28, grupa Gry
Dreka przyjedzie transportem publicznym. To młodzi ludzie, wątpię, żeby mieli
samochody. Wiem, że Diablo1 przyjedzie autokarem. Jeśli wprowadzimy
w swoich przebraniach pewne zmiany... to znaczy ty nawet nie będziesz
musiał, wystarczy, że zdejmiesz kostium... będziemy naprawdę elastyczni, jeśli
zajdzie potrzeba śledzenia któregoś z podejrzanych o bycie Anomią.
Usłyszała, jak Strike wzdycha.
– No, w porządku. Ale będziesz musiała mi pomagać na ruchomych
schodach, bo właśnie przymierzyłem tę cholerną maskę i nie widzę w niej
swoich stóp.
Rano w dniu Comic Con Strike i Robin spotkali się zatem w agencji. Ona
przeobraziła się w Venetię Hall, znowu zakładając perukę w kolorze popielaty
blond, jasnoszare szkła kontaktowe i okulary w prostokątnej oprawce, Strike
zaś ubrał się w kostium Dartha Vadera, który faktycznie okazał się za krótki.
– Powinieneś przyszyć kawałek materiału – powiedziała Robin, patrząc
na jego stopy, nad którymi widać było kilkanaście centymetrów spodni.
– Taki będzie musiał mi wystarczyć – odparł, wkładając baterie do rękojeści
miecza świetlnego. – Przecież nie idę na żaden cholerny casting.
Przebranie Strike'a wywoływało na ulicy zarówno zainteresowanie, jak
i wesołość, więc choć maska była ciepła i skóra się pod nią pociła, cieszył się,
że zasłania twarz. Gdy dotarli na stację Docklands Light Railway, zastali
w swoim wagonie grupki przebierańców, między innymi dwie nastoletnie
Harley Quinn, kobietę w kostiumie Poison Ivy, której towarzyszył Batman,
oraz zgraję młodych mężczyzn. Jeden z nich miał pod peleryną nagi tors, a na
głowie spartański hełm. Strike, który przestał być najekscentryczniej
wyglądającą osobą w pociągu, poczuł się trochę swobodniej.
Na następnym przystanku zobaczyli pierwszą ciemnoszarą maskę Dreka
z olbrzymim dziobem doktora plagi i łysą głową. Fantastyczna i jednocześnie
złowroga maska była zrobiona z lateksu o niepokojąco realistycznej fakturze
skóry, dopełnionej nawet brodawkami i porami. Zakrywała całą głowę i szyję
noszącego ją człowieka, którego oczy mrugały w otworach. Reszta kostiumu
składała się z czarnej peleryny zasłaniającej wszystko, co miał poniżej.
Robin siedziała w milczeniu naprzeciw Strike'a i patrzyła na coś w telefonie.
Strike założył, że skoro znowu mieli zasięg, zalogowała się do gry. Wkrótce
jednak, gdy do przedziału weszła osoba przebrana za Dreka, Robin wstała
i usiadła obok Cormorana.
– Słyszysz mnie? – spytała ściszonym głosem.
– O tyle, o ile.
– Okej, słuchaj, nie wiem, czy dokądś to nas zaprowadzi – powiedziała – ale
Midge informuje, że Jago Ross wciąż nie robi niczego, co mogłoby go obciążyć.
– Zgadza się – potwierdził Strike. Unikał rozmów z Robin o sprawie Rossa,
trochę z poczucia winy, że obciążył zapracowaną agencję dodatkowym
zadaniem, a trochę dlatego, że nie chciał prowadzić żadnych rozmów
mogących zakończyć się dyskusją na temat jego niesatysfakcjonującego życia
uczuciowego.
– Okej, więc zwlekałam z tym, bo być może nic z tego nie wyniknie, ale
spójrz.
Podała Strike'owi telefon, który musiał unieść na wysokość otworów na oczy.
Robin otworzyła stronę Reddit, a konkretniej subreddit zatytułowany
r/narcystyczni rodzice, do którego przypięto screenshoty rozmowy tekstowej.
Strike uniósł brwi, a gdy sobie uświadomił, że Robin nie może tego zobaczyć,
powiedział:
– Domyślam się, że Chris to...?
– Tak, to Christabel, najstarsza córka Rossa. Ma czternaście lat i uczy się
w Benenden. Od dwóch tygodni obserwuję ją w mediach społecznościowych,
bo ciągle zamieszcza wpisy na temat narcystycznego rodzica, ale bez
szczegółów oczywiście na niewiele mogą się przydać. W każdym razie
zestawiłam ze sobą wszystkie jej profile i wczoraj wieczorem znalazłam
ten wpis na Reddit.
– Cholernie dobra robota – powiedział Strike, poirytowany tym, że sam na to
nie wpadł. – Rodzicielstwo w epoce Internetu, no nie? Każdy dzieciak może
wejść do sieci i podzielić się z innymi wszystkim, o czym myślisz, że ukrywasz
za zamkniętymi drzwiami.
– Właśnie. – Robin wzięła z powrotem telefon, otworzyła inną stronę
i ponownie podała go Strike'owi. – A teraz spójrz na to. Zamieściła ten tekst,
kiedy jechaliśmy metrem.
Strike tak długo wpatrywał się w ekran, że Robin się pochyliła, by sprawdzić,
czy nie zasnął, ale oczy miał wciąż otwarte. Uświadamiając sobie,
że wspólniczka mu się przygląda, oddał jej komórkę.
– Wybacz – powiedział. – Jezu. Powinienem był... to oczywiste, że pomiata
córkami. Wiem, że bił co najmniej jedną dawną dziewczynę. Charlotte
wspomniała mi o tym wieki temu. Śmiała się z tego.
– Śmiała się?
– A jakże – potwierdził. – Z jej perspektywy wyglądało to tak, że tamta
dziewczyna była z Rossem tylko dla pieniędzy i tytułu, więc po prostu dostała
trochę więcej, niż chciała. Był w tym wyraźny podtekst w rodzaju: „Sama się
o to prosiła”.
Robin milczała.
– Więc kiedy Charlotte zaręczała się z Rossem, właśnie o to jej chodziło,
do diabła – podjął Strike, ponownie skupiając wzrok na osobie w masce Dreka.
– Czyli o co?
– Myślała, że przygalopuję do kościoła na białym rumaku, żeby ją uratować...
Pytanie brzmi – ciągnął Strike, odwracając wzrok od Dreka, by wskazać palcem
w rękawicy rycerskiej komórkę Robin – jak wykorzystamy przeciwko Rossowi
informację, że bije swoje dzieci, żeby jeszcze bardziej nie pogorszyć ich
sytuacji. Wyobrażam sobie, co by zrobił, gdyby się dowiedział, że ona wyjawia
jego sekrety w Internecie, nawet jeśli robi to pod pseudonimem.
– Musi być jakiś sposób – powiedziała Robin. – Moglibyśmy dać cynk opiece
społecznej.
– Pewnie tak – odrzekł Strike. – Ale skoro we wpisach nie ma imion
i nazwisk, nie jestem pewny, jak poważnie to potraktują... To nasz przystanek,
prawda?
Wyszli z pociągu razem z tłumem podekscytowanych uczestników Comic
Con. Na wprost wznosił się ExCeL, ogromny budynek ze stali, betonu i szkła,
zmieniający w karzełki hordy ciągnące w stronę wejścia, w których widać było
ludzi przebranych za postaci z kreskówek, filmów, komiksów i gier.
– Och – zapiszczała jakaś uradowana matka, podbiegając do Strike'a, gdy
szedł razem z Robin ku wejściu do ExCeLa. – Czy mój syn mógłby zrobić sobie
z tobą zdjęcie? Proszę!
Malutki chłopczyk przebrany za Bobę Fetta został wypchnięty do przodu i z
szerokim uśmiechem stanął obok Strike'a, Robin zaś usunęła się z kadru,
próbując powstrzymać uśmiech na myśl o tym, jak wyglądałaby mina jej
wspólnika, gdyby nie miał na twarzy maski. Gdy wdzięczna rodzinka pobiegła
za kimś przebranym za Chewbaccę, Strike powiedział:
– No dobra, chyba powinniśmy się tu rozdzielić. Niech Yasmin myśli,
że przyjechałaś tu specjalnie dla niej, a nie dlatego, że opiekujesz się na cały
etat jakimś świrem przebranym za Dartha Vadera.
– Mówienie „świr” to ableizm – przypomniała mu Robin z poważną miną.
– Nie wiedziałem, że zjawisz się w przebraniu Pióra Sprawiedliwości.
Prześlij mi wiadomość, kiedy już skończysz z Yasmin. Idę zapolować
na Anomię.
Zostawiwszy Robin przy głównym wejściu, Strike ruszył w głąb holu.
Nigdy nie widział czegoś podobnego. Ponieważ mógłby się nazwać fanem
jedynie Toma Waitsa i Arsenalu, zjawisko, które właśnie obserwował, było
mu zupełnie obce. Poczucie, że wkroczył w całkowicie nowy wymiar pogłębiało
to, że nie rozpoznawał wielu marek, które najwyraźniej wywoływały tak
masowy entuzjazm. Owszem, kojarzył Batmana i Spidermana
oraz rozpoznawał Kopciuszka, ponieważ dorastał z siostrą rozkochaną
w księżniczce Disneya, lecz miał jedynie mgliste pojęcie o tym, kim może być
mała żółta jednooka istota w kształcie kapsuły, która właśnie musnęła jego
kolano, a kostiumów całych tabunów młodych fanek anime nie potrafiłby
wytłumaczyć lepiej niż przebrania idącego przed nim mężczyzny
zapakowanego w coś, co wyglądało jak biało-niebieski egzoszkielet z metalu.
Nie rzucał się już w oczy w przebraniu Dartha Vadera, lecz i tak wyglądał
nietypowo, ponieważ był sam. Większość ludzi przyszła w grupach. Gdy powoli
ruszył po pomarańczowej wykładzinie między stoiskami, ukazały mu się
wyraźnie rozmiary tego miejsca. Właśnie postanowił, że spróbuje poszukać
jakiejś mapy, gdy minęły go dwie osoby przebrane za postaci z Serca jak smoła:
Narcyzka mająca białe włosy i twarz oraz jej partner, którego pomalowana
na czarno twarz wystawała z ogromnego, realistycznie oplecionego żyłami
czarnego ludzkiego serca. Strike zakładał, że z przodu widnieje uśmiech
Sercka. Para szła zdecydowanym krokiem, więc Strike ruszył za nią, ściskając
w dłoni miecz świetlny.
Minęli samochód Mad Maxa, mężczyznę w fioletowym garniturze jadącego
elektrycznym samochodzikiem dla dzieci, kilku szturmowców w hełmach,
którym Strike czuł się w obowiązku odsalutować, gdy się mijali, aż wreszcie
skręcili za róg i ujrzał stoisko kreskówki Serce jak smoła.
Zwolnił kroku, obserwując niewielki tłum zebrany wokół stoiska.
Natychmiast rozpoznał Zoe. Była drobniutka i delikatna, rozpuściła długie
czarne włosy, miała na sobie białą tekturową maskę, którą jak się domyślił,
z wprawą pomalowała własnoręcznie, by przypominała Narcyzkę. Niedaleko
Zoe stała wyższa i o wiele zdrowiej wyglądająca dziewczyna w dżinsach,
z brązowymi włosami ściągniętymi w kucyk. Podobnie jak Zoe, miała na sobie
T-shirt z napisem „Zostawcie Grę Dreka” oraz maskę – w jej przypadku była
to kupna maska Lady Dzifno-Czyrw. Obie młode kobiety rozdawały ulotki,
które, jak przypuszczał, miały związek z przesłaniem widocznym na ich
koszulkach.
Strike zmienił pozycję, wciąż obserwując fanów Serca jak smoła. Stoisko,
wokół którego się zebrali, najwidoczniej ustawił Netflix. Były tam kartonowe
postaci, obok których ludzie pozowali do zdjęć i selfie, a także asortyment
gadżetów. W sumie Strike uznał, że firma całkiem dobrze się spisała, godząc
potrzeby fanów z szacunkiem, jaki należało okazać po niedawnej tragicznej
śmierci współtwórczyni kreskówki. Gdy zmienił pozycję, by przyjrzeć się
grupie pod innym kątem, zobaczył coś, co mogło być księgą kondolencyjną.
Tuż za nią stała kobieta w oficjalnej koszulce Serca jak smoła, a nad księgą
pochylały się właśnie trzy zapłakane nastolatki.
Obok Strike'a przeszedł jakiś młody mężczyzna. Podobnie jak on, był bez
towarzystwa. Miał na sobie czarną kurtkę, dżinsy i wysokie bardzo czyste
markowe trampki. Wyglądały, jakby częściowo uszyto je z zamszu, i miały
charakterystyczne czerwone podeszwy. Strike patrzył, jak mężczyzna
z czerwonymi podeszwami idzie powoli w stronę fanów Serca jak smoła i bierze
od Zoe ulotkę. Następnie wszedł w tłum wokół stoiska i na jakiś czas zniknął
Strike'owi z oczu za Kapitanem Ameryką i Thorem z nagim torsem i w długiej
jasnej peruce.
Strike przesunął się jeszcze o kilka kroków, by lepiej widzieć nieustannie
przemieszczające się grupki fanów. Widział co najmniej sześciu Dreków,
wszyscy mieli identyczne zakrywające całą głowę i szyję lateksowe maski, lecz
bardzo różnili się posturą. Jedni postanowili włożyć długie czarne peleryny
z kapturem, które nosił Drek, inni mieli na sobie oficjalne koszulki, a dwie
osoby przyszły w koszulkach z napisem „Zostawcie Grę Dreka”.
Gdy Strike patrzył, jak jeden z Dreków rozdaje ulotki, nagle spłynęło
na niego olśnienie. Już wiedział, kim jest ta postać. Ten złowrogi nos
przypominający kosę, ta długa czarna peleryna z kapturem, to wesołe
naleganie, by wszyscy grali w gry mające tragiczny finał: Drek był oczywiście
Śmiercią.
55
[...] nie, głupie serce, za małe byłeś,
Myśląc, że brzydką wątpliwość wnet zasłonisz
zdumionym spojrzeniem:
Tym, co ujrzałeś, był zaledwie cień, prawda? Był on jednak
czegoś nikczemnego cieniem [...].
Charlotte Mew
Ne me Tangito
– Venetia?
Yasmin Weatherhead zjawiła się punktualnie co do minuty. Od razu było
widać, że włożyła dużo wysiłku w uczesanie włosów, które były jej największym
atutem i teraz opadały w stylu Veroniki Lake na jedno oko, zasłaniając
częściowo bladą, płaską twarz. Szeroki uśmiech ukazywał małe białe kocie
zęby. Dorównywała wzrostem Robin, ale była od niej znacznie tęższa, i ubrała
się cała na czarno: czarny T-shirt, legginsy, buty na płaskiej podeszwie oraz ten
sam długi wełniany rozpinany sweter, który widziała Robin, obserwując dom
Weatherheadów na Croydon.
– Yasmin! Wspaniale cię poznać – powitała ją Robin, ściskając jej dłoń.
Yasmin rozejrzała się, jakby spodziewała się jeszcze kogoś. Robin
zastanawiała się przez chwilę, czy nie spaliła swojej przykrywki, lecz szybko
zrozumiała swój błąd.
– Ach, nie udało mi się przyprowadzić fotografa – powiedziała do Yasmin
przepraszającym tonem, zwracając się do jednego widocznego oka młodej
kobiety. – Niestety, mamy bardzo mały budżet, ale gdybyś mogła nam
dostarczyć swoje zdjęcie portretowe...
– Och, oczywiście – odrzekła Yasmin, znowu pokazując kocie zęby.
– Poszukamy jakiegoś miejsca, w którym można usiąść? – zaproponowała
Robin. – Kawiarnie są chyba tam...
Potrzebowały więcej niż dziesięciu minut, by przedrzeć się przez tłum, który
wezbrał już do tego stopnia, że co chwila potrącano je torbami, plastikowymi
karabinami i kostiumami wypełnionymi pianką. Od czasu do czasu wymieniały
podniesionym głosem jakieś uwagi, ledwie słysząc, co mówi ta druga. Wreszcie
dotarły do stoiska Costa Coffee ustawionego na środku hali i udało im się
wślizgnąć na dwa miejsca, które właśnie się zwolniły.
– Mam nadzieję, że mój dyktafon da radę wychwycić twój głos w tym hałasie
– powiedziała głośno Robin. – Czego się napijesz?
– Poproszę latte.
Czekając w długiej kolejce przy ladzie, Robin obserwowała Yasmin, raz
po raz przeczesującą palcami włosy w kolorze ciemny blond, patrzącą na rzesze
ludzi i uśmiechającą się – jak się Robin wydawało – z samozadowoleniem.
Przypomniała sobie, jak Katya Upcott powiedziała, że początkowo
Weatherhead sprawiała wrażenie uroczej, szczerej osoby, i zastanawiała się,
które z tych pierwszych wrażeń było błędne albo czy otaczająca Yasmin aura
kobiety mającej o sobie wysokie mniemanie nie towarzyszy jej przypadkiem,
odkąd została moderatorką gry.
– Już jestem – oznajmiła Robin z uśmiechem, stawiając przed Yasmin latte
i siadając na miejscu naprzeciwko. – No dobrze, zaczynajmy.
Robin wyjęła dyktafon, którego używała podczas rozmowy z Timem
Ashcroftem, włączyła go i przesunęła po stole w stronę Yasmin.
– Mogłabyś coś powiedzieć, żebym sprawdziła, czy będzie cię słychać?
– Och... Ale nie wiem co? – roześmiała się lekko. Odrzuciła włosy na plecy,
pochyliła się nieco i powiedziała: – Hm... Jestem Yasmin Weatherhead, autorka
książki Smolisteserca: Podróż przez fandom Serca jak smoła?
Oba zdania wypowiedziała w intonacji pytającej. Robin zastanawiała się, czy
to nawykowe, czy raczej wynika ze zdenerwowania.
– Doskonale – oceniła, puściwszy nagranie. Rzeczywiście, wesoły dziewczęcy
głos Weatherhead rejestrował się bardzo dobrze. – Okej... włączam nagrywanie
i... zaczynamy! Aha, nie masz nic przeciwko temu, że będę notowała?
– Oczywiście, że nie – powiedziała Yasmin.
Torebka, którą kołysała na kolanach, była zrobiona z lakierowanej skóry
i wyglądała na nowiuteńką. Kobieta perfekcyjnie pomalowała paznokcie. Robin
na chwilę przypomniała sobie o wiele droższą torebkę zniszczoną plamami
atramentu, ściskaną brudnymi palcami, na których widniał rozmazany tatuaż.
– Jesteśmy przeszczęśliwi, że zgodziłaś się z nami porozmawiać – zaczęła
Robin. – Będę pisała długi tekst na naszą stronę internetową, a także jego
skróconą wersję, którą mam nadzieję opublikować w jakiejś mainstreamowej
gazecie. Mogę spytać, czy znalazłaś już wydawcę?
– Spotkaliśmy się z ogromnym zainteresowaniem – odrzekła
rozpromieniona Yasmin. Robin zastanawiała się, czy mówi w liczbie mnogiej,
naśladując Venetię, czy raczej ma na myśli inne osoby zaangażowane
w powstawanie książki.
– Mogłabyś streścić, o czym jest ta książka?
– No cóż, o fandomie? – powiedziała i tym razem wznosząca intonacja
zabrzmiała jak niedowierzanie, że Robin w ogóle o to spytała. W tym
momencie przeszła obok nich dziewczyna z jaskrawoczerwonymi włosami,
ubrana w koszulkę z napisem „Zostawcie Grę Dreka”.
– O, proszę bardzo! – Yasmin roześmiała się lekko, wskazując ją. – No więc
Serce jak smoła przyciągnęło ten niesamowity, żarliwy fandom? A jako ktoś, kto
jest fanem i jednocześnie osobą wewnątrz, mam chyba jakby unikatową
perspektywę?
– Jasne – potaknęła Robin, po czym dodała: – Oczywiście po tym, co spotkało
niedawno Josha i Edie...
– Okropność – powiedziała Weatherhead, a jej uśmiech natychmiast zniknął,
jakby ktoś wyjął wtyczkę z kontaktu. – Okropność i... szok i... Musiałam wziąć
w pracy dwa dni wolne, taka byłam zdruzgotana. Ale... no cóż, wiem,
że po wydaniu książki będę musiała o tym rozmawiać, że to coś, z czym muszę
się pogodzić i jakoś sobie z tym, hm, poradzić?
– Jasne – powtórzyła Robin, starając się ze wszystkich sił, żeby pytająca
intonacja jej nie rozpraszała, ponieważ brzmiała wyjątkowo osobliwie podczas
rozmowy o morderstwie.
– Bo byłam u Josha, żeby go ostrzec? Zaledwie dwa tygodnie przed tym, jak
to się stało?
– Żeby go ostrzec?
– Nie że stanie się coś takiego! – zapewniła prędko Yasmin. – Nie, chciałam
ostrzec jego i Edie przed pewnymi naprawdę paskudnymi plotkami krążącymi
w fandomie? Na temat Edie?
Robin zwróciła uwagę na lekkie nagięcie faktów. W teczce była przecież
tylko jedna plotka o Edie. Mimo to przyjęła bez mrugnięcia okiem
autoprezentację Yasmin jako zasmuconej, lecz sumiennej przekazicielki
rozlicznych nieprzyjemnych kłamstw. Przypuszczała, że kobieta, podobnie jak
Tim Ashcroft, chce, by od niej samej Venetia Hall usłyszała jej wersję
o konieczności złożenia zeznań na policji, zamiast dowiadywać się o tym
z rozmów z innymi osobami.
– No więc skompletowałam taką jakby teczkę? Żeby Edie i Josh mogli, hm,
żeby mogli oddać to w ręce ludzi od PR-u albo coś? I zaniosłam ją Joshowi, a on
był mi bardzo wdzięczny, bo nie zdawał sobie prawy, co ludzie wygadują?
No więc kiedy... kiedy usłyszałam, co się stało, sama się zgłosiłam? Na policję?
Bo pomyślałam, że powinnam? I powiedziałam jednemu z funkcjonariuszy, jak
okropnie się czuję, mimo że starałam się tylko pomóc Joshowi i Edie,
bo mieli się spotkać na cmentarzu, żeby porozmawiać o plotkach, które
przekazałam Joshowi? I ten funkcjonariusz, bardzo miły człowiek, powiedział
do mnie: „To nie twoja wina” i dodał, żebym nie robiła sobie wyrzutów?
Powiedział, że tacy ludzie jak ja często czują się jakby niepotrzebnie winni?
Zastanawiając się, czy ten wrażliwy funkcjonariusz istnieje poza wyobraźnią
Yasmin, Robin wtrąciła z największą szczerością, jaką udało jej się z siebie
wykrzesać:
– To musiało być dla ciebie straszne.
– O, tak. – Yasmin ostrożnie pokręciła głową, żeby nie popsuć fryzury. –
Policja pytała, czy jakby mówiłam komuś innemu, że zamierzają się spotkać
na cmentarzu? A ja nikomu o tym nie mówiłam, bo Josh mi zaufał? W zasadzie
to myślałam, że nikt oprócz mnie nie wie, gdzie mają się spotkać? Ale Edie
musiała komuś powiedzieć albo może powiedziała komuś, kto powiedział
komuś innemu? Chyba że to był tylko przypadkowy atak? Bo oczywiście mogło
tak być?
Robin, która już postanowiła, że wszystkie pytania o Halving muszą
zaczekać do końca wywiadu, powiedziała:
– Nie prosili cię o przedstawienie alibi albo o coś równie okropnego?
No wiesz, skoro wiedziałaś, gdzie zamierzają się spotkać.
– Yy... tak, prosili – potwierdziła Yasmin, pierwszy raz okazując
skrępowanie. – Byłam u siostry. Na urodzinach siostrzenicy? Więc oczywiście...
– Och, proszę – weszła jej w słowo Robin – tylko nie myśl, że ja...!
– Nie, nie, jasne, że nie – odrzekła Yasmin, śmiejąc się lekko. Potem ściszyła
nieco głos i dodała: – Policja poradziła mi nawet, żebym bardzo teraz uważała.
To znaczy żebym uważała na siebie? Jestem... no wiesz – z przesadną
skromnością wzruszyła ramionami. – Jestem w fandomie dosyć znaną
postacią? Ludzie wiedzieli, że przyjaźnię się z Joshem, więc policja
doradziła mi „wzmożoną ostrożność”. Na wypadek gdyby, no wiesz, to była
jakaś wendeta wymierzona przeciwko osobom, które były w to zaangażowane?
– O rany! – wykrzyknęła Robin. – Przerażające.
– No. – Yasmin odgarnęła na plecy włosy, które dotąd leżały na jej ramieniu.
– Naprawdę się zastanawiałam, czy powinnam dalej ciągnąć temat książki?
No wiesz, czy mądrze postępuję, zwracając na siebie jeszcze większą uwagę.
Ale w zasadzie dobrze jest mieć jakiś projekt, w którym można jakby
przemienić wszystkie negatywne emocje w coś pozytywnego? Wiem,
że Phil czuje podobnie... To narzeczony Edie? – dodała. – Dał temu
przedsięwzięciu swoje błogosławieństwo i nawet trochę ze mną nad nim
pracował? Dostanie trzydzieści procent tantiem. I myślimy o tym, żeby część
zysków przeznaczyć na cele dobroczynne? Może na coś, co ma związek z
przestępczością z użyciem noża?
– To wspaniale – zachwyciła się Robin. – Biedny człowiek ten jej narzeczony.
Przez co musiał przejść.
– Och, Phil jest zdruzgotany... ale chce pomóc przy książce w imię jakby
spuścizny po Edie?
– Tak, to cudownie – powiedziała Robin, kiwając głową.
– Nawet podzielił się ze mną wizją dalszego ciągu tej historii? Myślę, że fani
naprawdę się ucieszą, dowiadując się o planach Edie? Rozmowa z Philem była
absolutnie niezwykła.
– Na pewno. – Robin wciąż entuzjastycznie kiwała głową. – O rany. Mieć
takie źródło!
– No. Phil był wtajemniczony w tyle spraw, że jest najlepszym źródłem
informacji zaraz po samej Edie? Hm, nie chcę spojlerować ani nic takiego, ale
Edie pracowała nad stworzeniem dwóch zupełnie nowych postaci do filmu,
i obie są niesamowite. Phil pamięta mnóstwo szczegółów. Oczywiście nie
wiem, czy Maverick je wykorzysta, ale fani na pewno byliby zachwyceni, mogąc
przeczytać, co mówiła o tych postaciach sama Edie i jaki miała pomysł
na fabułę filmu? Bo ją też zarysowała?
– Zapisała to wszystko własnoręcznie czy...?
– Nie, notatek jako takich nie było, ale Phil ma niesamowitą pamięć.
– Cudownie – powtórzyła Robin, której zaczynało brakować wyrazów
największego uznania. – Zapoznaj mnie w takim razie ze strukturą książki.
Jak...?
– Oczywiście opowiadam historię kreskówki od samego początku, odkąd
tylko pojawiła się na YouTubie? Ale tak naprawdę książka skupia się na nas,
fanach? Na tym, co do niej wnieśliśmy i jak to wszystko kształtowaliśmy,
i przypuszczam, że to naprawdę jakby zjawisko jedyne w swoim rodzaju?
Najwidoczniej nie dostrzegała żadnej ironii w tym, że za barierką
oddzielającą ich mały stolik od głównego przejścia kursowali wierni fani stu
innych marek.
– Co według ciebie jest szczególnie atrakcyjne w Sercu jak smoła? – spytała
Robin. – Co sprawiło, że sama zakochałaś się w tej kreskówce?
– No, oczywiście humor? – odrzekła z uśmiechem Yasmin – ale poza tym ten
szalony, doskonały mały romantyczny i upiorny świat? Przepięknie to wygląda
i wszystkie postaci, no wiesz, jakby dają radę na przekór problemom?
Kojarzysz tę kultową frazę z końca pierwszego odcinka?
Robin pokręciła głową. Nie obejrzała pierwszego odcinka do końca.
Yasmin rozchyliła swój gruby sweter, odsłaniając białe słowa na obcisłej
czarnej koszulce: JESTEŚMY MARTWI. TERAZ MOŻE BYĆ TYLKO LEPIEJ.
Robin roześmiała się uprzejmie.
– Przypuszczam, że jeśli ktoś kiedykolwiek czuł się trochę outsiderem,
no wiesz, jakby był nie taki jak trzeba albo jeśli sięgnął dna, znajdzie w tej
kreskówce coś dla siebie?
– Z tobą też tak było? – spytała Robin, czując się trochę jak terapeutka.
– No, w zasadzie tak. – Yasmin potaknęła. – Byłam jakby prześladowana
w szkole?
– Och, bardzo mi przykro – powiedziała Robin.
– Nie, w porządku, teraz jestem już dorosła, to wszystko zostało za mną? Ale
chyba zawsze porównywałam się do swojej starszej siostry? To ona była
tą ładniejszą z nas, a wiesz, że Narcyzka z kreskówki dużo mówi o swojej
siostrze? O siostrze, która wciąż żyje, chodzi na imprezy i w ogóle?
– Tak, oczywiście. – Robin pokiwała głową.
– Poza tym jest oczywiście Sercek? – ciągnęła Yasmin z najszerszym jak
dotąd uśmiechem. – Wszyscy kochamy Sercka. Josh tak świetnie się spisał,
podkładając jego głos? Mamy nadzieję, że kiedy wydobrzeje, wróci i znowu
będzie głosem Sercka?
Zwyczajny ton, jakim mówiła, uświadomił Robin, jak niewiele ta kobieta
wiedziała o obrażeniach, których doznał Josh Blay wskutek ciosu maczetą
w kark. Mimo że mówienie o przerażeniu i strachu przychodziło jej z łatwością,
wydawała się Robin dziwnie oderwana od tego, co się wydarzyło na cmentarzu.
– Więc tak, w książce opisuję wszystko od samego początku? Reakcje fanów
na różnych aktorów głosowych, których też znałam...
– Tak – wtrąciła Robin – oczywiście, przecież znałaś ich wszystkich!
Mogłybyśmy się cofnąć do chwili, w której poznałaś Josha i Edie?
– No więc byłam ogromną fanką od, no wiesz, naprawdę od samego
początku? Ale nigdy nie byłam na cmentarzu Highgate? No i któregoś dnia
poszłam go zobaczyć. I chyba się tam zgubiłam albo coś? Bo wylądowałam obok
North Grove. Nawet nie wiedziałam, że ten budynek to North Grove, w którym
obydwoje wtedy mieszkali... po prostu pomyślałam, że sklepik wygląda jakby
interesująco? I szczerze mówiąc, nie mogłam w to uwierzyć, kiedy, no wiesz,
wpadłam tam prosto na Josha! Pomagał przy kasie i rozmawiał z Katyą, swoją
agentką?
Robin, która doskonale wiedziała, że sklepik we frontowej części North
Grove jest niewidoczny z ulicy, pokiwała głową, uśmiechnęła się i zapisała coś
w notesie.
– Więc po prostu jakby zamarłam? – Yasmin się roześmiała i znowu
przeczesała włosy palcami. – A potem powiedziałam coś w rodzaju: „O Boże,
kocham cię”... Miałam na myśli to, że kocham tę kreskówkę... Myślałam,
że spalę się ze wstydu! Ale Josh okazał się naprawdę uroczy i rozmowny?
A potem musiał już iść, bo miał coś do zrobienia, a ja zostałam z Katyą?
Fantastyczna kobieta, uwielbiam Katyę. Spytałam ją, jak Josh i Edie odbierają
całe to zainteresowanie i tak dalej? A ona zapisała mój numer,
bo powiedziałam, że jeśli mogłabym im w jakikolwiek sposób pomóc,
na przykład przepisać coś na komputerze, zrobiłabym to nawet za darmo?
I właśnie tak to się zaczęło?
– Niesamowite... A teraz jeszcze gra. – Robin udała, że zagląda do notatek. –
Gra Dreka... Była już wtedy w Internecie?
– Tak – powiedziała Yasmin bez najmniejszego śladu zażenowania. –
Stwarzała fanom fantastyczną okazję, żeby się jakby połączyć? To było coś
w rodzaju wielkiego czatu, rozmawialiśmy o postaciach i fabule, a całość
naprawdę podtrzymywała entuzjazm? No wiesz, od samego początku
przynosiła korzyści kreskówce?
– Czy w swojej książce napiszesz też o Grze Dreka?
– Tak, mam pozwolenie głównego twórcy na poświęcenie jej całego
rozdziału, a poza tym dostarczył mi on trochę dodatkowych informacji? Myślę,
że fani będą zachwyceni, mogąc dowiedzieć się czegoś więcej o grze.
– Czy tym głównym twórcą jest słynny Anomia? – spytała Robin, a wtedy
Yasmin zachichotała.
– Tylko mnie nie pytaj, kim on jest.
– Więc wiesz?
– Nie powinnam mówić.
– Zinterpretuję to jako „tak” – powiedziała Robin z uśmiechem. – Skoro masz
od niego pozwolenie na opisanie w książce kontekstu gry, na pewno jesteś
z nim w bezpośrednim kontakcie?
– Hm... – Yasmin znowu zachichotała. – To wszystko jest jakby bardzo
w stylu Watergate?
– Ale to „on”?
– O tak, to akurat wszyscy wiedzą – potwierdziła Yasmin.
– Anomia bywał w Internecie trochę... hm... chyba należałoby powiedzieć
„brutalny”... w stosunku do Edie, prawda?
Uśmiech Yasmin nieco zbladł.
– Yy... no cóż... To znaczy potrafi być brutalnie szczery, ale w sumie...
To znaczy... Czuję się okropnie, mówiąc o tym właśnie teraz? Ale fani mieli
wrażenie, że się ich nie szanuje? Że Edie ich nie szanuje?
– W jakim sensie? – spytała Robin.
– No, na przykład kiedy krytykowała grę? Bo jakby wszyscy ją uwielbiamy,
wiesz? A więc mówiła, że jakby nie rozumiemy kreskówki czy co? No więc tak,
ludzi naprawdę to denerwowało?
– Jasne – powiedziała Robin, kiwając głową.
– I kiedy Edie to zrobiła, Anomia został... jakby kimś w rodzaju
symbolicznego przywódcy? W fandomie? Jest, no wiesz, naprawdę mądry i...
kulturalny? I chyba fani uznali, że zasługiwał na uznanie ze strony Edie za całą
tę ciężką pracę, którą dla nas wykonał? I może jeszcze na jakieś
zadośćuczynienie finansowe za to, co stworzył? Bo... no wiesz, przezwyciężył
jakby masę problemów osobistych?
Robin pomyślała, że jak na kogoś, kto jeszcze niedawno wierzył, że Anomią
była sama Ledwell, Yasmin wydawała się teraz zaskakująco oddana swojej
nowej teorii.
– Najwyraźniej wiesz, kim jest Anomia – powiedziała, a jej wyczekujący,
żartobliwie inkwizytorski wyraz twarzy w końcu sprawił, że Yasmin znowu
zachichotała.
– Okej, no dobrze, po prostu powiązałam ze sobą kilka szczegółów i... No tak,
jeśli doda się je do siebie, wszystko zaczyna się wydawać jakby oczywiste?
I naprawdę inspiruje mnie to, czego on dokonał, właśnie ze względu na tę jego
sytuację osobistą? I być może w życiu Anomii i w życiu jego najbliższych
zaszłaby wielka zmiana, gdyby Edie okazała grze trochę większe wsparcie?
I wiesz, gdyby podzieliła się z Anomią swoją dobrą passą? Bo nie zapłaciła
jego...?
Yasmin zamilkła z niemal komiczną gwałtownością. Robin zastanawiała się,
jak miało się skończyć to zdanie: „honorarium”? „faktury”? „czynszu”?
– W jakiś sposób go zawiodła, tak? – podsunęła Robin.
Yasmin się zawahała.
– Wolałabym niczego więcej nie mówić o Anomii.
– Och, oczywiście – powiedziała Robin, myśląc, że w odpowiedniej chwili
będą mogły wrócić do niewypełnienia przez Edie jakichś zobowiązań
finansowych. – Zdaje się, że odkąd kreskówka opuściła YouTube'a, jej historia
nabrała korporacyjnego wydźwięku.
– Tak – potwierdziła skwapliwie Yasmin. – Doskonale to ujęłaś.
Korporacyjnego. I wszyscy ludzie, którzy byli w tym od początku jakby...
To znaczy dla mnie osobiście to była w sumie ulga, kiedy Edie powiedziała,
że już mnie nie potrzebują? Bo wiesz, miałam mnóstwo pracy w Lola June?
I kursowanie aż na Highgate, żeby zajmować się ich pocztą... Nie mogłam
dłużej tego robić, a oni mi nie... To znaczy to, co mi płacili, ledwie starczało
na metro? Josh nie brał w tym udziału, on jest jakby oderwany od spraw
finansowych – zaznaczyła Yasmin z czułym uśmiechem. – To było raczej...
W każdym razie opisuję to wszystko w książce? Bo uważam, że należy być
absolutnie szczerym, jeśli zamierza się zrobić coś takiego...
– O, zdecydowanie – potaknęła Robin.
– Edie się zmieniła? Zrobiła się... no wiesz, bardzo ważna i sztywna? Jakby
zaczęło jej się wydawać, że wszyscy chcą ją wykorzystać? A ja oglądałam to z
bliska, tę jej przemianę? I nie chciała dłużej pracować z Katyą? Zaczęła być dla
niej bardzo jakby opryskliwa, jeszcze zanim odeszłam? A Katya to urocza
kobieta. Naprawdę uwielbiam Katyę, zresztą ona też borykała się z pewnymi
problemami osobistymi, więc można by pomyśleć... Ale wiesz, Edie się
zmieniła?
– Cofnijmy się trochę, żeby uporządkować fakty – zaproponowała Robin. –
Ile czasu pracowałaś dla Josha i Edie?
– Nieco ponad rok? – odrzekła Yasmin. – Od sierpnia dwa tysiące
jedenastego do listopada dwa tysiące dwunastego.
– Więc poznałaś całą pierwszą obsadę?
– No. – Yasmin znowu się rozpromieniła. – Josha, Tima, Bonga, Lucy,
Catrionę, Wally'ego i Peza... Chociaż Pez... Preston Pierce... nie był już
w kreskówce, kiedy zaczęłam pracować dla Josha i Edie? Nigdy nie sądził,
że Serce jak smoła odniesie sukces. Potrafił być bardzo uszczypliwy w kwestii... –
Zamilkła. Wydawała się zdenerwowana. – Proszę, wytnij to. Nie chcę, żeby Pez
się na mnie pogniewał.
– Oczywiście, pominę to – zapewniła ją Robin. – Może w ogóle... – wyłączyła
dyktafon – ...porozmawiamy nieoficjalnie.
Yasmin zrobiła minę, jakby nie była pewna, czy się ucieszyć, czy raczej
zaniepokoić.
– Wiesz, że krąży plotka, jakoby Anomią był Preston Pierce? – spytała Robin,
obserwując reakcję kobiety.
– Pez? – powiedziała Yasmin, śmiejąc się z niedowierzaniem. – Och, nie,
to na pewno nie on.
– Podczas rozmów telefonicznych z Anomią nie słychać liverpoolskiego
akcentu? – spytała z uśmiechem Robin.
– Ani trochę – odparła Yasmin. Robin zastanawiała się, czy jej rozmówczyni
kiedykolwiek słyszała głos Anomii. Mówiła niepewnym tonem.
– Dlaczego nie chcesz, żeby Preston się na ciebie pogniewał? – spytała.
– A, po prostu... – zaczęła Weatherhead. – To jeden... jeden z takich
chłopaków, jacy gnębili mnie kiedyś w szkole?
Przypomniawszy sobie, jak agresywnie Pez potraktował dziewczynę
z niebieskimi włosami na wieczornych zajęciach, Robin poczuła, że rozumie,
co Yasmin ma na myśli.
– Możemy kontynuować? – spytała, kładąc palec na przycisku nagrywania.
– Jasne – zgodziła się Yasmin, upiwszy trochę latte.
– Zakładam, że zamierzasz poruszyć w książce niektóre kontrowersje
dotyczące Serca jak smoła – powiedziała Robin, włączywszy z powrotem
dyktafon.
– Tak, oczywiście. Należy zachować krytyczną postawę nawet w stosunku
do rzeczy, które kochasz?
– Oczywiście – potwierdziła Robin.
– Więc... no tak, rzeczywiście, piszę o fanach, o ich jakby rozczarowaniu
Edie? O niektórych treściach, niektórych żartach?
– Przygotowując się do wywiadu, czytałam blog Pióro Sprawiedliwości –
oznajmiła Robin, przyglądając się Yasmin, ta jednak nie okazała
najmniejszego skrępowania.
– Tak, też go czytałam – powiedziała. – Jest całkiem dobry, ale no wiesz, nie
zgadzam się ze wszystkim, co jest tam napisane. Był tam taki artykuł, w którym
narzekano na sposób, w jaki czarne serce ściga białą zjawę? I wiesz,
pomyślałam, że to trochę naciągane? Twierdzenie, że to rasizm i w ogóle...
Zaraz, czy to też mogłabyś wyciąć? – spytała z nagłym niepokojem. – To znaczy
zdecydowanie jestem antyrasistką. Byłam zniesmaczona, kiedy się
dowiedziałam, że Edie wzorowała postać Narcyzki na czarnej kobiecie.
– Wiedziałaś o tym? – wypaliła Robin.
Pożałowała tych słów, gdy tylko wyszły z jej ust. To nie był ton Venetii Hall,
brzmiał oskarżycielsko. Yasmin wyglądała na zaskoczoną.
– Myślałam, że to, hm, znana sprawa? – odrzekła niepewnie.
– Wybacz. – Robin uśmiechnęła się przepraszająco. – Zdaje się,
że upublicznił ją Anomia, więc byłam ciekawa, czy wspomniał ci o tym
wcześniej.
– Aha – mruknęła Yasmin. – Nie, pewnego dnia byłam w North Grove? I,
no wiesz, aktualizowałam ich stronę internetową? I Josh spytał, czy później
mam ochotę na drinka? W ich pokoju na górze, bo właśnie skończyli nagrywać
odcinek?
Mówiąc o tym, zarumieniła się. Najwyraźniej było to dla niej ważne
wspomnienie.
– Super – powiedziała Robin, starając się wrócić do wcześniejszego lżejszego
tonu.
– No – przyznała Yasmin. – Byliśmy ja, Josh, Edie, Seb... kiedyś pomagał
z animacją?... a do tego Pez i Wally. I wszyscy palili, hm, no wiesz, konopie? –
ciągnęła z nieco nerwowym śmiechem. – To znaczy mówili o tym całkiem
otwarcie, nie żeby to była jakaś wielka tajemnica. Ja nigdy nie paliłam, jakoś
mnie to nie...
Nagle Robin ukazał się wyrazisty obraz: Yasmin siedziała na krześle
w ciasnym, zadymionym pokoju, gdzie wylegiwali się upaleni twórcy
kreskówki i członkowie obsady, a ona, ich półetatowa asystentka, czuła się
przeszczęśliwa, że może tam siedzieć razem z nimi, lecz jednocześnie była
skrępowana; śmiała się razem z nimi, ale słuchała jak urzeczona.
– I, no wiesz, usłyszałam, jak Edie mówi Sebowi, że jakby wzorowała
tę postać na jednej dziewczynie, z którą kiedyś mieszkała czy jakoś tak? Że niby
za tą dziewczyną uganiało się mnóstwo facetów, a ona miała taką jakby
technikę, że podle ich wszystkich traktowała? A jeśli widziałaś kreskówkę,
to wiesz, że Narcyzka zawsze jakby pomiata Serckiem, który jest w niej bardzo
zakochany? Ale zdarzają się te jakby maleńkie iskierki nadziei czy czegoś, które
sprawiają, że dalej za nią łazi?
– Racja – powiedziała Robin, kiwając głową. – To fascynujące. Fani będą
zachwyceni tego rodzaju spostrzeżeniami.
– No tak, ale dopóki Anomia nie wspomniał o tym na Twitterze, nie
zdawałam sobie sprawy, że ta współlokatorka była czarna? Więc to wszystko
wyglądało jak... Anomia napisał, że to było obrażanie fanów? No bo po co ktoś
miałby przedstawiać przyjaciółkę w taki sposób? No wiesz, jak jakąś... jakby
podpuszczalską albo coś?
– Ale należy pamiętać – zaznaczyła Robin – że to nie Edie upubliczniła źródło
inspiracji. Zrobił to Anomia.
– Anomia chyba miał już dość tej jej jakby hipokryzji? Kreowała się na taką
naprawdę świadomą osobę, a w gruncie rzeczy wcale taka nie była?
– Tak – odrzekła Robin – rozumiem, co masz na myśli. A skoro wspomniałaś
o polityce... Domyślam się, że w książce piszesz też o tej całej aferze z Wallym
Cardew/Drekiem?
– Tak, poświęciłam jej cały rozdział – powiedziała Yasmin, a jej twarz
przybrała ponury wyraz. – To był po prostu obłęd? Kto by pomyślał,
że ultraprawicowcom spodoba się coś w Sercu jak smoła? Wszyscy byliśmy jakby
wściekli, kiedy zaczęli do nas płynąć szerokim strumieniem i, no wiesz,
przywłaszczać sobie tę postać, bo wszyscy uwielbialiśmy Dreka, był taki
zabawny, a potem stał się czymś, no wiesz, zupełnie innym?
– Oczywiście znałaś Wally'ego?
– Tak – potwierdziła Yasmin z miną świadczącą o jakimś wewnętrznym
konflikcie. – Ten jego filmik o ciasteczkach był oczywiście... Chodzi mi o to,
że w zasadzie nie mieli innego wyjścia, jak tylko go wylać? Ale jego odejście
bardzo zasmuciło mnóstwo fanów. Bardzo? No wiesz, gdyby chociaż zamieścił
jakieś przeprosiny? Wywołało to mnóstwo kłótni w fandomie. Ale Michael
David, który przejął jego rolę, był niesamowity.
Gdy Yasmin wspomniała o Michaelu Davidzie, na jej twarzy rozlał się
rumieniec, bardzo widoczny na bladej cerze.
– Tak – powiedziała Robin. – Ale on też odszedł, prawda?
– Hm... no odszedł, dostał rolę w Na sygnale – odrzekła Yasmin. – A teraz gra
w nowej sztuce na West Endzie. W przyszłym miesiącu jest premiera. –
Rumieniec rozlewał się plamiście po szyi. – Ale wciąż jakby utrzymuje kontakt
z fandomem? Dalej jest częścią smoliściesercowej społeczności, co uważam
za jakby bardzo miłe? Chyba naprawdę cieszyło go wsparcie ze strony fanów?
Bo kiedy obsadzono go w roli Dreka, początkowo spotykał się z mnóstwem
agresji, ludzie wciąż chcieli Wally'ego? A on był taki uroczy i tak doceniał osoby,
które mówiły, że należy mu dać szansę i w ogóle?
– Jak cudownie – wtrąciła życzliwie Robin, lecz stwierdzenie Yasmin
ją zaciekawiło. W ciągu wielu godzin, które poświęciła ślęczeniu nad
twitterowymi profilami Anomii i innych fanów Serca jak smoła, nie zauważyła
żadnych przejawów tej ożywionej komunikacji Michaela Davida z fanami ani
niczego, co świadczyłoby o tym, że po odejściu z obsady wciąż podkreślał swoją
więź z kreskówką.
– Tak – powiedziała Yasmin, wciąż zarumieniona. – W zasadzie to udało
mi się go trochę lepiej poznać? Bo kiedy już odszedł z kreskówki, skontaktował
się ze mną, żeby podziękować za wsparcie? Mam bilety na jego spektakl,
a potem obiecał mi autograf?
– O rany – powiedziała Robin.
– W zasadzie to – Yasmin znowu wyglądała na zaniepokojoną – mogłabyś
o tym też nie pisać? Bo wiesz, moja przyjaźń w Michaelem jest jakby sprawą
prywatną?
– Oczywiście – zapewniła ją Robin – nie wspomnę o tym... A teraz przejdźmy
do tej historii z Halvingiem.
Myślała, że ten temat zaniepokoi Yasmin, i nie pomyliła się.
– Masz na myśli... jakby to neonazistowskie ugrupowanie czy coś?
– Właśnie – potwierdziła Robin. – Pewnie rozważasz w książce
ewentualność, że jego członkowie manipulowali fanami?
– No... nie, niezupełnie. Nie... nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek z fanów dał
się nabrać, gdyby Halving próbowało im jakby podsuwać sfabrykowane historie
albo coś?
Plamy na szyi Yasmin przypominały już wysypkę Gusa Upcotta. Gdy Robin
zamilkła i z powagą przyglądała się jej zza okularów, ta chyba jeszcze bardziej
się zestresowała.
– No i powiedziałam o tym policji? Bo tak, niektórzy fani po tym artykule
w gazecie zaczęli mówić coś w stylu: „Aha, więc jeśli kiedykolwiek zdarzyło
ci się powiedzieć coś złego o Edie Ledwell, to na pewno jesteś nazistą
próbującym ją nakłonić do samobójstwa”, a to było przecież jakby
niedorzeczne?
– Ale zauważyłaś, że zaczęło krążyć więcej podłych plotek na temat Edie? Tak
się tym przejęłaś, że zaniosłaś Joshowi całą ich teczkę, prawda?
– Ja... To, co zaniosłam Joshowi, z całą pewnością i zdecydowanie nie zostało
sfabrykowane przez Halving – oświadczyła Yasmin. – Wiem o tym na pewno,
bo... No, w każdym razie ludzie, którzy piszą takie rzeczy z całą pewnością nie
są z Halvingu.
Znowu na chwilę zapadło milczenie. Kobieta nerwowo przeczesała dłonią
włosy.
– Ale przecież to, co mówili, mogło być prawdą? Tylko że nie było. Po prostu
się pomylili. A zresztą jedna z tych osób jest czarna, więc to oczywiste, że nie
może należeć do Halvingu.
W tym momencie Robin przyszła do głowy absurdalna myśl, którą
natychmiast by odrzuciła, gdyby nie to, że siedząca naprzeciw niej kobieta
zrobiła się jeszcze bardziej czerwona.
Yasmin nie mogła przecież wierzyć, że Michael David anonimowo gra w Grę
Dreka. Czy ulegała złudzeniom do tego stopnia, by myśleć, że odnoszący
sukcesy aktor poświęcałby całe godziny życia na udowadnianie, że Edie
Ledwell jest Anomią, zamiast kontynuować coś, co wyglądało na kwitnącą
karierę w telewizji i na scenie? A jeśli jednak uwierzyła w tak
nieprawdopodobne kłamstwo, kto tak umiejętnie zdołał ją przekonać,
że rozmawia z Michaelem Davidem?
– Ten ktoś jest czarny? Na pewno?
Robin była pewna, że w chwili, która nastąpiła po tym pytaniu, Yasmin
przyszpilił do krzesła narastający strach. Być może wątpliwość, którą tak długo
udawało jej się tłumić, wreszcie wypełzła z jej podświadomości niczym
skorpion. Może zaczynała też podejrzewać, że Venetia Hall, zadająca pewne
pytania tak ostrym tonem, również nie jest tym, za kogo ją wzięła.
Twarz kobiety zbladła, przybierając niezdrowy żółty kolor, ale jej szyję wciąż
szpeciły plamy. Im dłużej trwało milczenie, tym bardziej przerażona się
wydawała.
– Tak – odezwała się w końcu. – Jestem tego pewna.
– Aha, skoro spotkałaś się z tym kimś twarzą w twarz – powiedziała
z uśmiechem Robin. – Więc nie wydaje ci się, żeby Halving miało cokolwiek
wspólnego ze śmiercią Edie?
– N-nie – wyjąkała Yasmin. – Nie wydaje mi się.
– Ani że zabił ją Anomia?
Robin rzuciła to pytanie, ponieważ nie miała niczego do stracenia. Być może
jej rozmówczyni już się obawiała, że Venetia Hall tak naprawdę nie jest
dziennikarką, ale dzięki peruce, szkłom kontaktowym i okularom wciąż nie
mogła w niej rozpoznać Robin Ellacott.
– Co masz na myśli?
– Bardzo przekonująco mówisz o tym, ile uzasadnionych pretensji miał
Anomia do Edie Ledwell – powiedziała z uśmiechem Robin.
– Anomia nie mógł tego zrobić – zapewniła Weatherhead. – Nie mógł.
– W takim razie to już wszystko. – Robin wyłączyła dyktafon. – Bardzo
ci dziękuję za spotkanie, było fascynujące. I powodzenia z książką!
Yasmin wyglądała jak porażona. Zapomniała nawet o pytającej intonacji, gdy
wymieniały ostatnie zdawkowe uprzejmości. Robin patrzyła, jak kobieta oddala
się ze spuszczoną głową, i wcale się nie zdziwiła, gdy sięgnęła po komórkę
i zaczęła coś pisać. Sama tymczasem wyjęła telefon i wysłała wiadomość
do Strike'a.
Christina Rossetti
Goblin Market
>
Henry Gray,
członek Towarzystwa Królewskiego
Gray's Anatomy
58
O wstydzie istnienia!
Wypowiedzieć tę myśl do płomienia,
Który twe serce rozgrzewa.
>
>
>
Morehouse: stchórzyłem
Narcyzka: stchórzyłeś
Narcyzka: a co?
Narcyzka: co?
>
Narcyzka: zginął?
Morehouse: możliwe, że już nie żyje. W wiadomościach
mówią, że doznał poważnego urazu głowy
>
Narcyzka: zwariowałeś
>
>
>
>
Morehouse: ja pierdolę
>
>
>
>
>
>
Morehouse: OK
Narcyzka: obiecujesz?
Morehouse: obiecuję
59
Przeczucie – to długi Cień – na Łące
Wskazujący, że zachodzi Słońce –
To Wiadomość dla struchlałej Trawy
Że Ciemność – niedługo się pojawi –
Emily Dickinson
764
Mary Tighe
A Faithful Friend Is the Medicine of Life
ZnudzonekDrek: nie
Anomia: lol
DzifnoGemma: cooooooo?
Mathilde Blind
To Hope
<Otwiera się nowa grupa prywatna> <Otwiera się nowa grupa prywatna>
<26 maja 2015, 22.02> <26 maja 2015, 22.07>
<Sercella zaprasza Anomię> <Narcyzka zaprasza Morehouse'a>
Sercella: Anomio >
> Narcyzka: Morsiu?
<Anomia dołącza do grupy> >
Anomia: co tam? <Morehouse dołącza do grupy>
Sercella: widziałeś wiadomości? Morehouse: cześć
Anomia: Maverick powiedział coś o filmie?
Sercella: nie
Sercella: mam na myśli tę kobietę, która
wskoczyła na tory, żeby ratować faceta, który
na nie spadł
Sercella: zaraz obok Comic Con
Sercella: proszę, nie złość się. Nie Narcyzka: nazywa się Robin Ellacott i jest
powiedziałam niczego, co mogłoby ujawnić prywatnym detektywem
twoją tożsamość.
Morehouse: serio?
Sercella: jestem tego pewna, OK?
Narcyzka: tak
Anomia: to nie brzmi jak coś, co powiedziałaby Morehouse: rany
niewinna osoba, Sercello
>
Sercella: przysięgam, nic jej nie powiedziałam.
>
Morehouse: to dziwne
Sercella: ale nic jej o tobie nie powiedziałam Morehouse: jasna cholera, to jest myśl
Sercella: nie mogłabym, przecież nic nie wiem, Narcyzka: więc to mogłaby być nasza szansa!
prawda? Morehouse: co masz na myśli?
Anomia: to kłamstwo Narcyzka: moglibyśmy pójść do agencji i z nią
Sercella: wcale nie! porozmawiać
Sercella: gdybyś mógł usłyszeć, co o tobie Morehouse: gdzie to jest?
mówiłam, w gruncie rzeczy tylko tyle, że jesteś
Narcyzka: przy Denmark Street w Londynie.
geniuszem
Sprawdziłam
Sercella: Powiedziałam, że jesteś naprawdę
utalentowany i kulturalny
<Otwiera się nowa grupa prywatna> Morehouse: dałem mu się ostro we znaki
w związku z LordemDrekiem i Pechem
<26 maja 2015, 22.20>
>
<Anomia zaprasza Morehouse'a>
Anomia: masz chwilę, buaa? Morehouse: kurwa, właśnie zaprosił mnie
> do grupy prywatnej
Anomia: cieszę się, że jesteś zadowolony. Morehouse: kiedy tak się zachowuje,
Naprawdę. Chcę tylko, żeby znowu było tak jak zaczynam się zastanawiać, czy to wszystko nie
dawniej. jest tylko wytworem mojej wyobraźni.
Morehouse: z tobą 100% >
Anomia: OK, wybadam tych dwoje >
Anomia: złapiemy się później Narcyzka: cały czas sobie wmawiałam, że się
Morehouse: do zoba, buaa mylisz
>
<Anomia opuszcza grupę>
>
<Morehouse opuszcza grupę>
<Grupa prywatna została zamknięta> Narcyzka: ale myślę, że nie
61
Opuścił ją, lecz za nim podążyła,
Myśląc, że nie zniósłby raczej,
Skoro dom swój dla niego porzuciła,
Widoku jej rozpaczy.
Anomia
@AnomiaGamemaster
Złe wieści, fani SjS. Maverick chce zmienić Sercka
w człowieka, a Chujek Grant i Hetera zamierzają mu na
to pozwolić.
#bierzforsęiwnogi @gledwell101
Joshuniu,
mam wielką nadzieję, że uda mi się z tobą dziś zobaczyć i dać ci ten list
osobiście, ponieważ nie wiem, czy starczy mi sił, żeby powiedzieć ci to wszystko
prosto w twarz. Jeśli cię zobaczę, prawdopodobnie zwyczajnie się załamię.
Wiem, że to żałosne.
Nie mam pojęcia, czy dostałeś moje poprzednie listy. Myślę, że gdybyś
je przeczytał, przesłałbyś mi jakąś wiadomość. Może Katya je podarła i nawet
nie wiesz, że próbuję się z tobą skontaktować. Wiem, że Katya uważa mnie
za wcielenie zła. A może po prostu przemawia przeze mnie nienawiść do siebie
samej?
Odkąd to się stało, prawie nie jem ani nie śpię. Zabiłabym się bez wahania,
gdybyś dzięki temu mógł wyzdrowieć. Czasami myślę, że i tak powinnam
to zrobić. Nie piszę tego, żebyś poczuł się jeszcze gorzej. Po prostu nie wiem, jak
długo będę jeszcze mogła żyć z takim bólem.
Przesłuchiwał mnie prywatny detektyw. Twierdził, że chciałeś, bym się z nim
spotkała, więc to zrobiłam. Był tak agresywny, że po powrocie do domu
aż zwymiotowałam, ale rozmawiałam z nim tylko dlatego, że ty tego chciałeś.
Naprawdę czuję, że gdybyśmy mogli cofnąć się w czasie i trochę lepiej byś
zrozumiał, co przeszłam, cała ta historia potoczyłaby się inaczej. Po twojej
przeprowadzce do North Grove wszystko zaczęło się psuć. Anomia na pewno
jest kimś stamtąd: ten cytat na oknie, ten skradziony rysunek i tak dalej. Ale nie
chciałeś mi wierzyć, kiedy mówiłam, że to złe miejsce. Przez nią.
Krąży masa plotek na temat tego, jak się teraz czujesz. Ten detektyw
od samego początku rozmowy próbował mnie zastraszyć, więc być może
skłamał, mówiąc, że jesteś sparaliżowany, gdyż chciał mnie skłonić
do mówienia. Mam nadzieję, że o to mu chodziło, ale już samo usłyszenie
czegoś takiego o tobie było koszmarem i naprawdę poczułam przez to taki lęk
i niemoc, że znowu zaczęłam się okaleczać.
Nie wiem, co jeszcze napisać. Chyba tylko że od dawna nie widziałeś
prawdziwej mnie, ponieważ byłam bardzo urażona i zła. Jeśli wystarczająco
długo trąca się patykiem ptaka w klatce, ptak zaczyna atakować, ale to nie jest
jego wina, po prostu nie jest.
Tamtego wieczoru przez telefon nie mówiłam szczerze. Tak się ucieszyłam
na widok twojego numeru, że kiedy potem powiedziałeś, że następnego dnia
zamierzasz się z nią spotkać, naprawdę poczułam, jakby rozdarto mi serce.
Wydawało mi się to takie okrutne: zadzwonić do mnie i powiedzieć,
że zamierzasz się z nią spotkać tam. Każdy poczułby się tak jak ja, ale nigdy nie
chciałam jej śmierci ani twojej, po prostu eksplodowała we mnie uraza.
Naprawdę, naprawdę mam nadzieję, że czujesz się dobrze. Cokolwiek się
stanie i bez względu na to, czy po twoim wyjściu ze szpitala będę jeszcze żywa,
wiedz, że bardzo cię kochałam, i staraj się pamiętać mnie prawdziwą.
Kiki
Felicia Hemans
Arabella Stuart
15 sierpnia 2012
15 sierpnia 2012
12 września 2012
4 stycznia 2013
26 sierpnia 2013
20 stycznia 2014
18 marca 2014
Josh, potrzebujesz mnie, jeśli znowu chcesz mieć fanów
po swojej stronie.
22 maja 2014
29 lipca 2014
Myślałem, że nie jesteś tak tępy jak Ledwell, ale zaczynam się
obawiać, że jednak tak.
19 września 2014
1 października 2014
29 października 2014
12 listopada 2014
10 lutego 2015
Jean Ingelow
Brothers, and a Sermon
Emily Dickinson
1147
Początkowe grono podejrzanych się zawęża: zostali nam tylko Tim Ashcroft,
Kea Niven i Pez Pierce. Ciągle zadaję sobie pytanie, kogo mogliśmy przeoczyć.
Poniżej kilka pomysłów na nowe linie dochodzenia:
Kto wiedział o zmianie Sercka w człowieka?
Rano zadzwoniłem do Allana Yeomana. Kategorycznie twierdzi, że tylko
dziesięć osób wiedziało, że Maverick rozważa zmianę Sercka w człowieka: sześć
osób w koncernie filmowym – wszystkie podpisały umowę o poufności, więc
gdyby rozmawiały o scenariuszu z kimś spoza studia, ryzykowałyby utratę
lukratywnej posady – sam Yeoman, ale on nie powiedział o tym nawet własnej
żonie i mówi, że z obawy przed przeciekami utrzymywał to w tajemnicy
przed wszystkimi ludźmi w agencji; Josh Blay, Grant Ledwell i Katya Upcott.
1) Josh
Napisałem do Katyi, prosząc o listę osób, które odwiedziły Josha w szpitalu.
Odpowiedź: oprócz jej samej oraz ojca, brata i siostry Blay miał tylko dwoje
gości: Mariam Torosyan (odwiedziła go trzy razy) i Peza Pierce'a. Zamierzam
później zadzwonić do Josha i się dowiedzieć, czy rozmawiał z którąś z tych osób
o proponowanej zmianie. Jeśli tak, wiadomość mogła dotrzeć do North Grove
i przypuszczalnie trafić do dosyć szerokiego grona.
Najbardziej prawdopodobnym Anomią spośród znanych nam podejrzanych
wciąż wydaje mi się Pez Pierce. Ma umiejętności artystyczne/komputerowe,
miał dostęp do osobistych informacji o Edie, ponieważ mieszkał w tym samym
kolektywie co ona, i jest spore prawdopodobieństwo, że Josh powiedział mu o
propozycji dotyczącej zrobienia z Sercka człowieka. Jeśli Pierce znowu zaprosi
cię dzisiaj na drinka, chyba powinnaś się zgodzić. Kiedy z nim będziesz,
przejmę obowiązki Rudejkici.
Chciałbym się też przyjrzeć Nilsowi de Jongowi. „Zwycięska śmierć”
to cholernie dziwne odniesienie do morderstwa, nawet jeśli człowiek się ujara.
Nie mamy wystarczająco dużo ludzi, żeby obserwować Nilsa, dopóki nie
wykluczymy kogoś innego, ale przyda się wszystko, czego zdołasz się o nim
dowiedzieć w North Grove. Notabene: obraz, który dał Grantowi, był
ponoć kopią. Chciałbym zobaczyć oryginał.
2) Grant
Bardzo trudno mi sobie wyobrazić, że ta informacja wymknęła się Grantowi.
Heather sprawia wrażenie plotkary, ale aktualnie ma paranoję i żyje w strachu,
więc prawdopodobnie jest bardziej dyskretna niż zwykle.
Wydało mi się jednak dziwne, że Rachel, starsza córka Granta, uparła się,
żeby pójść na pogrzeb Edie. Ma szesnaście lat i nigdy jej nie poznała. Grant
uważa, że chciała po prostu opuścić dzień w szkole, ale ponieważ mieszka poza
Londynem z jego byłą żoną (nie podał konkretnego miejsca, będę musiał
poszperać w Internecie), myślę, że udawany ból brzucha zapewniłby jej ten
sam efekt i kosztował o wiele mniej wysiłku. Na tym etapie trzeba sprawdzać
wszystkich dziwnie zachowujących się nastolatków powiązanych
z Ledwellami/Upcottami/North Grove.
3) Katya
Nie wyobrażam sobie, żeby Katya rozmawiała o tak delikatnej sprawie poza
własnym domem, ale jeśli wspomniała o tym w domu, każdy członek jej
rodziny mógł przekazać tę informację dalej, czy to umyślnie, czy niechcący.
Znajomi Flavii są za młodzi, żeby pasować do profilu Anomii, ale powinniśmy
sprawdzić kumpli Gusa. Myślę też, że należy się dowiedzieć, kim jest „moje
drogie dziecko” Iniga.
>
>
>
>
>
>
Anomia: halo?
>
>
>
>
>
>
Anomia: czyżby?
Rudakicia: przykro mi
Anomia: i słusznie
Rudakicia: co to za propozycja?
Rudakicia: jak?
Anomia: tak
Rudakicia: lol
Anomia: nie
Anomia: o 14.
Rudakicia: OK
Rudakicia: wielkie dzięki!
Charlotte Mew
In Nunhead Cemetery
ZnudzonekDrek: ale nie tak dobrze jak oni <Dżdżownica28 opuszcza grupę>
ZnudzonekDrek: Anomia i Morehouse Diablo1: och ffs
ZnudzonekDrek: ta gra jest zajebista <Diablo1 opuszcza grupę>
<Grupa prywatna została zamknięta>
Narcyzka: nie zapomnij im tego powiedzieć, <Otwiera się nowa grupa prywatna>
będą zachwyceni
<5 czerwca 2015, 00.15> <Diablo1 zaprasza
<Dżdżownica28 opuszcza grupę> Sercellę>
ZnudzonekDrek: Anomii już powiedziałem >
Narcyzka: nic dziwnego, że cię lubi ;) <Sercella dołącza do grupy>
ZnudzonekDrek: lol Diablo1: Wszystko OK?
>
Narcyzka: jakiś kutas znowu próbuje wyciągać
od dziewczyn info na temat
wieku/płci/lokalizacji
Narcyzka: obok Stoneya
Narcyzka: Drekkk5, widzisz go?
Narcyzka: Masz ochotę go zdjąć? Twój
pierwszy ban?
Emily Dickinson
1277
Strike'a, który nie spał do wpół do drugiej, robiąc notatki z rozmowy Robin
z Pezem, obudziło o piątej rano zjawisko znane pod nazwą skaczący kikut.
Cierpiał z powodu zrywu mioklonicznego w ocalałej części prawej nogi przez
kilka miesięcy po amputacji i ten nieoczekiwany nawrót bardzo niemile
go zaskoczył. Nie mogąc ponownie zasnąć z powodu niekontrolowanego
drgania i podskakiwania kończyny, w końcu zwlekł się z łóżka
i przemieszczając się na jednej nodze, skierował się do łazienki. Aby zachować
równowagę, przytrzymywał się framugi i ścian.
Pod prysznicem dalej nękały go skurcze. Namydlając się, przyłapał się
na tym, że poważniej niż kiedykolwiek zastanawia się nad swoim zdrowiem.
Miał czterdzieści lat i kilkanaście kilogramów nadwagi; kiepsko się odżywiał,
a ścięgno udowe, dwukrotnie zerwane, wciąż było osłabione. Wiedział,
że papierosy szkodzą układowi krążenia i ogólnej kondycji, a jego
mało konkretne postanowienia, by wrócić do codziennych ćwiczeń zalecanych
przez fizjoterapeutę, natychmiast szły w zapomnienie. Co najmniej raz
w tygodniu przyznawał przed sobą, że powinien rzucić palenie, ale dalej
potrzebował paczki dziennie. Kupował opakowania sałaty, które następnie
wyrzucał, nawet ich nie otworzywszy. Jego kikut bez przerwy podrygiwał, a on
widział w tym niemy apel: coś musi się zmienić.
Wytarł się, przypiął protezę, mając nadzieję, że obciążony w ten sposób kikut
nie będzie mógł wykonywać mimowolnych ruchów, a potem zaparzył kubek
herbaty i mimo surowej reprymendy, której udzielił sobie pod prysznicem,
zapalił papierosa. Gdy usiadł z powrotem przy stoliku w kuchni, gdzie czekały
pozostawione w nocy laptop i notes, przypomniał sobie, że wieczorem jest
umówiony na kolację z Madeline.
Ta perspektywa nie sprawiła mu przyjemności. Przeciwnie, poczuł
w żołądku ciężar zobowiązania połączonego z rozdrażnieniem. Pił herbatę,
patrząc przez okno na gołębie na dachu naprzeciwko, których sylwetki
rysowały się na tle krystalicznego porannego nieba, i zapytywał siebie, jak mógł
się wpakować w taki bajzel. Już wcześniej zarzucano mu podświadome
sabotowanie związków z powodu niechęci do podejmowania zobowiązań:
pamiętał wykład Ilsy na temat potrzeby kompromisu i przebaczenia
wygłoszony po tym, jak zerwał z dziewczyną, z którą się trochę spotykał
w czasie jednej z licznych przerw w związku z Charlotte. Oczywiście Ilsa,
jak wszyscy jego przyjaciele, kierowała się nadrzędnym celem: chciała
go zobaczyć ustatkowanego u boku kogokolwiek innego niż Charlotte. Starał
się, prawda? Naprawdę się starał, by dać szansę związkowi z Madeline. Seks był
udany, pewne jej cechy wydawały mu się ujmujące, a nawet godne podziwu, ale
nie można było dłużej zaprzeczać, że brakowało w tym czegoś podstawowego.
Mimo przymocowania protezy noga Strike'a dalej próbowała podskakiwać
i sztuczna stopa denerwująco szurała po podłodze. Ziewając, otworzył laptopa,
by spojrzeć na grafik. Tego ranka Robin miała obserwować gosposię z South
Audley Street. Strike sięgnął po komórkę i napisał do niej.
Dobrze byłoby się dzisiaj skonsultować w sprawie Anomii.
Wczoraj wieczorem Nutley znalazł coś na Keę. Możesz sobie
podarować gosposię. Dev obserwuje Lepkie Rączki.
Jeśli się spotkają, będzie wiedział
Po wysłaniu tej wiadomości Strike przygotował trochę owsianki i ją zjadł,
zamiast usmażyć sobie bekon, na który tak naprawdę miał ochotę, a następnie
się ubrał i ostrożnie zszedł do agencji, między innymi dlatego, żeby
powstrzymać się od sięgnięcia po papierosa: starał się przestrzegać zakazu
palenia w miejscu pracy.
Wyjął z szafy na dokumenty coraz grubszą teczkę Anomii, po czym siadł
do komputera z zamiarem kontynuowania internetowego dochodzenia, które
był zmuszony przerwać poprzedniego wieczoru, by wcielić się w Rudąkicię
w Grze Dreka.
Upłynęła godzina, lecz próba znalezienia przyjaciół Gusa Upcotta spełzła
na niczym. Strike'owi nie udało się znaleźć w Internecie żadnego śladu
studenta muzyki oprócz jakiegoś koncertu sprzed siedmiu lat, na którym
nastoletni Gus grał na wiolonczeli wyjątkowo trudną, jak się Strike'owi wydało,
solówkę. Jeśli Gus korzystał z Twittera, Instagrama albo Facebooka, robił
to pod pseudonimem, a jego życie towarzyskie pozostawało tak samo
tajemnicze jak wtedy, gdy Strike rozpoczął poszukiwania.
Podobny wynik przyniosły próby znalezienia Rachel, córki Granta Ledwella,
zakończone jedynie pochodzącym sprzed roku zdjęciem na Instagramie.
Ukazywało ono grupę roześmianych nastolatków na końcu autobusu.
Ciemnowłosa dziewczyna naciągnęła wełnianą czapkę na twarz tak, że widać
było tylko brodę. Obiema rękami wykonywała rockandrollowy salut,
prostując małe palce i palce wskazujące, a fotkę otagowano @RachLedwell. Gdy
jednak Strike zaczął szukać profilu @RachLedwell na Instagramie, okazało się,
że został usunięty. Wróciwszy na stronę ze zdjęciem z autobusu, oglądał
powoli pozostałe zdjęcia, aż w końcu, zestawiwszy ze sobą szkolne mundurki
i charakterystyczne miejsca, wydedukował, że właścicielka profilu (@Shelly-
Pinker) mieszka w Bradford, co oznaczało, że jedyne, co Strike zyskał
po kolejnej godzinie pracy, to zapisane w notesie słowa „Rachel Ledwell –
Bradford?”.
Znowu ziewnął i poszedł do sekretariatu, żeby zaparzyć sobie następny
kubek herbaty, ciesząc się, że przynajmniej przestała mu podrygiwać noga.
Po powrocie do biurka zobaczył w telefonie odpowiedź Robin.
Super, bo mam ci dużo do powiedzenia. Mogłabym wpaść
o 10? Pracowałam przez całą noc i w ogóle nie spałam
Strike przyglądał się tej wiadomości przez całą minutę, a w jego głowie
pojawiały się rozliczne przypuszczenia. Robin wspomniała, że wybiera się
na Junction Road. Założył, że z nieznanych mu powodów chciała odwiedzić
Zoe albo poobserwować jej mieszkanie. „Wspominałem już, że jesteś
zajebista?” Co konkretnie sprawiło, że nie spała przez całą noc? „Opanuj
się... Boże. Ludzie się gapią”. Chyba nie poszła na Junction Road razem
z Pezem Pierce'em? Może obiecała, że tam zajrzy, a potem wpadnie do North
Grove? „Zazwyczaj nie robię takich rzeczy w biały dzień”.
Nachmurzony Strike odpisał OK, skupił się z powrotem na komputerze
i wpisał w Google'u „Kea Niven Reddit”.
Wyszukiwarka natychmiast podała wynik. Jeszcze bardziej zdenerwowany
na Nutleya, który sam mógł wykonać ten prosty zabieg, Strike otworzył stronę
na Reddit zatytułowaną
r/NamierzamyWystepneZdziry
Powoli skrolował w dół. Zdziwiło go, że strony nie zamknięto, ponieważ
sprawiała wrażenie jednego długiego nawoływania do samoobrony
obywatelskiej, a jej celem było ujawnianie danych osobowych, adresów
i pracodawców kobiet skazanych za przestępstwa przeciwko mężczyznom albo
(w opinii osób zamieszczających tam ich profile) kłamliwie podających się
za ofiary przestępstw popełnionych przez mężczyzn. Dla ułatwienia
identyfikacji zamieszczono zdjęcia tych wszystkich kobiet. Nad fotką
zmęczonej blondynki po trzydziestce napisano:
Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
gdy przypadkiem odkrywasz, jak głęboko sięga zdrada i że
okłamywano cię od miesięcy @prawdziwyJoshBlay
@EdLedRysuje
Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
Niedługo się dowiecie, że dźgnięcie człowieka w serce
i odejście ma kurwa konsekwencje
@prawdziwyJoshBlay @EdLedRysuje
Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
jeśli dostatecznie długo okazuje się ludziom pogardę, biorą
odwet. Przemoc rodzi przemoc @prawdziwyJoshBlay
@EdLedRysuje
Wally Cardew
@The_Wally_Cardew
W odpowiedzi do @prawdziwaNarcyzka
usuń to ffs
Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @The_Wally_Cardew
a niby kurwa dlaczego/
Wally Cardew
@The_Wally_Cardew
W odpowiedzi do @prawdziwaNarcyzka
bo istnieją lepsze sposoby
Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @The_Wally_Cardew
Nie obchodzi mnie to
Wally Cardew
@The_Wally_Cardew
W odpowiedzi do @prawdziwaNarcyzka
a powinno
Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
gdy jesteś zbyt przygnębiona, by zrobić cokolwiek oprócz
gapienia się w sufit i bardzo chciałabyś umrzeć, tylko
że to wymaga wysiłku
Prawa ZPZ
@BillyShearsZPZ
W odpowiedzi do @WiernyUczenLep1nea @prawdziwaNarcyzka
Nie masz pojęcia, co przechodzi ta młoda kobieta, a poza tym
ona nie zasługuje na takie słowa.
Prawa ZPZ
@BillyShearsZPZ
W odpowiedzi do @WiernyUczenLep1nea @prawdziwaNarcyzka
widzę, że obowiązuje tu niezwykle wysoki standard dyskursu
Robin zastanawiała się, dlaczego, do diabła, się zgodziła. Szok? Dwie godziny
snu? Resztki lekkomyślności pozostałe po wcieleniu się w doświadczoną Jessicę
Robins poprzedniego wieczoru? Wychodząc z pubu za Murphym i jego kolegą,
zastanawiała się, czy podawanie w wątpliwość słów Murphy'ego o dniu
wolnym nie zakrawa na paranoję. Rozważała, czy nie powiedzieć: „W zasadzie
to pojadę metrem” albo „Zapomniałam, że mam coś do załatwienia
na mieście”, lecz raz po raz to odkładała i wkrótce dotarli do niebieskiej toyoty
avensis. Dwaj funkcjonariusze Wydziału Kryminalnego uzgadniali dalsze
działania. Robin usłyszała, jak mówią o Angeli Darwish. Starszy policjant
przeszedł przez ulicę i zanurkował pod taśmą broniącą wstępu na Denmark
Street, a Murphy i Robin wsiedli do samochodu.
– Straszna historia – powiedział Murphy, odjeżdżając od krawężnika.
– Tak – przyznała Robin.
– Mogłabyś trochę pomieszkać u jakichś przyjaciół?
– W domu będzie mi dobrze – zapewniła. Murphy prawdopodobnie myślał,
że jej mizerny wygląd świadczy o szoku, lecz chodziło wyłącznie o to,
że właściwie w ogóle nie spała. Chcąc zapobiec kolejnym dobrym radom,
oznajmiła: – Nie pierwszy raz przysłano nam coś potwornego. Kiedyś dostałam
paczkę z uciętą nogą.
– Tak, pamiętam, czytałem o tym w gazecie – powiedział Murphy.
Nastąpiła chwila ciszy, w której Robin szukała neutralnych tematów
do rozmowy, lecz była tak zmęczona, że nic nie przychodziło jej na myśl.
Milczenie przerwał Murphy.
– Jak wam idzie ze sprawą Anomii?
– Nie tak dobrze, jak byśmy chcieli.
Znowu zapadła cisza. I znowu przerwał ją Murphy.
– Wieczorem wyjeżdżam na urlop.
– O, naprawdę? – spytała uprzejmie Robin. – Dokąd się wybierasz?
– Do San Sebastián – powiedział Murphy. – Mieszka tam moja siostra
z rodziną. Zawsze kiedy ją odwiedzam, zastanawiam się, dlaczego tkwię
w Londynie. Nie mogłem się doczekać tego wyjazdu... nie miałem urlopu
od dwóch lat... ale poprzedniego wieczoru nastąpił wielki przełom w sprawie
morderstwa, którą prowadzimy. Zastanawiałem się, czy nie przełożyć wyjazdu
do Hiszpanii, tylko że pojutrze są czterdzieste urodziny mojej siostry. Gdybym
się na nich nie pojawił, zostałbym pewnie kolejną ofiarą morderstwa.
– W jakiej sprawie nastąpił ten przełom? – spytała Robin, przekonana, że już
wie.
– W waszej. W sprawie tej animatorki.
– Macie zabójcę Edie Ledwell? – Spojrzała prosto na Murphy'ego.
– Tak nam się wydaje. Wszystkie dowody wskazują na tę samą osobę. Ale
przed jej aresztowaniem nie mogę powiedzieć na kogo.
Murphy spojrzał na zegarek na desce rozdzielczej.
W zmęczonym umyśle Robin nagle zaroiło się od pytań.
– Rozmawiał z kimś? Przyznał się?
– Nie – powiedział Murphy.
Znowu na chwilę zapadła cisza, w której Robin starała się znaleźć inny
sposób, żeby wydobyć z Murphy'ego informacje, choć jego mina mówiła,
że doskonale wie, co jej chodzi po głowie. W końcu ustąpił.
– Wszystko dzięki telefonowi. Telefonowi Ledwell.
– Ma go?
– Już nie – odrzekł Murphy. – Wyrzucił do stawu w Writtle.
– Gdzie to jest?
– Niedaleko Chelmsford Way.
Czuła, że Murphy powie coś więcej; wiedziała, że chce wyjaśnić, jak dorwali
sprawcę, nawet jeśli nie mógł wyjawić jego tożsamości. Na jego miejscu
czułaby identyczną pokusę. Ona także znała przyjemność towarzyszącą
układaniu elementów puzzli przed kimś, kto wie, jakiego to wymaga wysiłku.
– Mniej więcej dwa tygodnie po zabójstwie – zaczął Murphy – ktoś włączył
telefon Ledwell na piętnaście minut, a potem znowu go wyłączył.
Namierzyliśmy sygnał na parkingu przy centrum handlowym Westfield
w Stratfordzie. Byłaś tam kiedyś?
– Nie – odrzekła Robin.
– To największe centrum handlowe w Europie. Możesz sobie wyobrazić,
jakie rozmiary ma parking. Zgromadziliśmy zapisy z kamer monitoringu.
Ponad tysiąc samochodów, mnóstwo osób korzystających z telefonów.
Zapisaliśmy wszystkie numery rejestracyjne, zrobiliśmy zdjęcia każdemu, kogo
zobaczyliśmy z komórką, a potem zaczęliśmy to wszystko przesiewać. Pięć
dni później ktoś znowu włączył telefon, tym razem na dziesięć minut, a potem
go wyłączył. Sygnał zaprowadził nas na pole w Kent. W pobliżu nie było
żadnych kamer, ale udało nam się zabezpieczyć nagranie z najbliższego
monitoringu... który wcale nie był tak blisko. Zaczęliśmy się przyglądać
numerom rejestracyjnym samochodów wjeżdżających na ten teren
i opuszczających go, a także pieszym i rowerzystom, szukając zgodności
z numerami tablic albo z ludźmi, których mieliśmy z Westfield. Możesz sobie
wyobrazić, jaka to żmudna robota.
– Bardzo starannie wybierał miejsca, w których włączał tę komórkę –
zauważyła Robin.
– Bardzo – przyznał Murphy. – Chciał utrudnić nam życie. Nie mogliśmy
znaleźć żadnego wspólnego mianownika w tych dwóch lokalizacjach. Dalej nie
jesteśmy pewni, po co w ogóle włączał ten telefon. Przecież sprytniej byłoby
go w ogóle nie dotykać. Nigdzie nie dzwonił. Przypuszczamy, że zależało
mu raczej na informacjach, które mógł tam znaleźć.
– Wiecie, że Edie Ledwell gromadziła w telefonie pomysły do kreskówki? –
spytała Robin.
– Tak, Blay nam powiedział – odrzekł Murphy. – W każdym razie trzy
tygodnie temu z samochodu obok stawu w Writtle wysiadł w środku nocy facet
z twarzą zasłoniętą chustką i wrzucił coś do wody. Zauważył go nastolatek,
który popalał ukradkiem przy oknie, gdy jego rodzice spali. Bardzo to chłopaka
zainteresowało, więc rano wszedł do wody, wyjął iPhone'a i zabrał go do domu.
Mniej więcej po godzinie uświadomił sobie, że w tym, co się stało, jest coś
podejrzanego, więc powiedział o wszystkim rodzicom. Matka zaniosła telefon
na najbliższy komisariat. Skontaktowali się z nami, wysłaliśmy tam
techników... komórka leżała pod wodą przez pół nocy, więc to było zadanie dla
specjalistów... a kiedy już zrobili swoje, okazało się, że to na pewno iPhone
Ledwell. Nagranie z kamer monitoringu zarejestrowało forda fiestę, który
pojawił się na tym terenie i zniknął z niego akurat o tej porze. Fałszywe tablice
rejestracyjne. Jeszcze raz przejrzeliśmy zdjęcia z Westfield i...
– Był tam ford fiesta z numerem rejestracyjnym kończącym się literami CBS
– dokończyła Robin.
Murphy odwrócił się tak gwałtownie, że zawołała:
– Światła!
Bała się, że wjadą w samochód z przodu.
– Jak...? – zaczął Murphy, gdy już zwolnił.
– Widziałam go w tym fordzie – wyjaśniła Robin, której myśli znalazły się
w stanie totalnego chaosu. Czuła zdumienie, dezorientację oraz dziwne,
przyprawiające o mdłości... co? Niedowierzanie? Rozczarowanie? –
Zauważyłam te litery na tablicy rejestracyjnej.
– Skojarzyły ci się z nazwą tego amerykańskiego kanału informacyjnego? –
spytał Mur-phy.
– Tak – skłamała. – Bez obaw, nie zawiadomię prasy. A co z komórką Blaya?
Użył jej w ogóle?
– Nie, ta nie była włączana, odkąd zaginęła. Przypuszczamy, że Ormond
ma ją w domu, chyba że pozbył jej się w innym miejscu. Przeszukaliśmy staw
w Writtle, ale jej tam nie znaleźliśmy.
– A zaledwie wczoraj wieczorem go widziałam – powiedziała Robin, czując,
jak zalewa ją fala niedowierzania.
– Gdzie?
– W Kolektywie Artystycznym North Grove. Próbował coś odzyskać
od jednego z tamtejszych mieszkańców.
– Naprawdę? Co to było?
– Nie wiem. Myślę, że rysunek albo jakiś tekst Edie... Nie... nie mogę w to
uwierzyć. Nie wiem dlaczego... chociaż przypuszczam, że...
Nie dokończyła zdania, ale Murphy podążał za jej tokiem myślenia.
– W pierwszej kolejności należy się przyjrzeć partnerowi. Zresztą to ty
zauważyłaś siniaka na jej szyi.
– Myślałam, że w chwili zabójstwa pilnował uczennicy, która została za karę
po lekcjach.
– Wyszedł wcześniej i powiedział tej dziewczynie, żeby nikomu o tym nie
mówiła, bo inaczej będzie zostawała po lekcjach przez cały tydzień.
– Boże... więc wiedział, gdzie się umówili?
– No. Tak między nami, mamy powody przypuszczać, że zainstalował w jej
telefonie aplikację naprowadzającą, o której ona nie wiedziała. Wciąż
próbujemy odblokować tę komórkę. Apple nam nie pomoże. Swobody
obywatelskie. Ale on najwyraźniej znał kod, skoro dwa razy ją uruchomił.
– Zamierzają go dzisiaj aresztować?
– Tak. Poszedł do pracy jak zwykle. Chcemy go zgarnąć po wyjściu ze szkoły.
Aresztowanie gościa na oczach zgrai dzieci nie jest rozsądne. Wolelibyśmy w to
nie angażować prasy, dopóki nie będziemy go mieli w pokoju przesłuchań.
Więc od początku to był Phillip Ormond, były policjant i nauczyciel,
w którym Edie ujrzała kogoś, kto zdoła ją obronić przed pogróżkami
i prześladowaniem. Zazdrosny partner, który stalkował ją podczas spotkania
z byłym chłopakiem, dźgnął ich oboje, a potem uciekł z ich telefonami...
Oczywiście, pewne elementy nabierały teraz sensu. Precyzyjne dane mordercy
na temat miejsca pobytu Edie, korzystanie z telefonu tylko w miejscach, gdzie
najtrudniej byłoby namierzyć użytkownika – wskazujące na znajomość
policyjnych metod – oraz nadzwyczaj szczegółowa wiedza o dwóch nowych
postaciach do filmu, którą według Yasmin posiadał Ormond.
Murphy spytał Robin o jej plany na urlop. Otrząsnęła się na tyle,
by wspomnieć o nauce jazdy na nartach rozpoczętej podczas przerwy
noworocznej. Rozmowa była tylko trochę osobista, lecz jednocześnie
przyjemna i łatwa. Murphy rozbawił Robin opisem wypadku, jaki miał
jego przyjaciel na suchym stoku narciarskim, dokąd zaprosił kobietę, której
chciał zaimponować. Ani razu nie wspomniał o swoim zaproszeniu na drinka
ani nie sprawił, że poczuła się niezręcznie w małej przestrzeni jego
samochodu. Była mu wdzięczna za jedno i za drugie.
Gdy zbliżali się do Blackhorse Road, Robin powiedziała nagle, zaskoczona
własną odwagą:
– Słuchaj... kiedy zadzwoniłeś, żeby zaprosić mnie na drinka... zachowałam
się tak dlatego, że... rzadko ktoś zaprasza mnie na randkę.
– Jak to możliwe? – spytał Murphy, nie odrywając oczu od drogi.
– Niedawno się rozwiodłam... no, właściwie to minął już rok... a byłam z tym
człowiekiem, odkąd mieliśmy po siedemnaście lat – wyjaśniła Robin. – Więc...
w każdym razie kiedy zadzwoniłeś, byłam w trybie pracy i to dlatego trochę...
no wiesz... nie skojarzyłam, o co chodzi.
– Aha – odrzekł Murphy. – Ja rozwiodłem się trzy lata temu.
Robin zastanawiała się, ile on ma lat. Przypuszczała, że jest od niej ze dwa
lata starszy.
– Masz dzieci? – spytała.
– Nie. Moja była ich nie chciała.
– Aha – powiedziała Robin.
– A ty?
– Nie.
Zanim którekolwiek z nich zdążyło coś dodać, zatrzymali się przed jej
budynkiem. Gdy sięgnęła po torebkę i położyła dłoń na klamce, Murphy
powiedział:
– Więc... gdybym po powrocie z urlopu zadzwonił do ciebie jeszcze raz...?
To tylko drink – zabrzmiał głos Ilsy w głowie Robin. – Nikt ci nie każe wskakiwać
z nim do łóżka. Przed oczami mignęła jej Madeline Courson-Miles.
– Hm... – Robin czuła, jak łomocze jej serce. – Dobrze. Byłoby wspaniale.
Myślała, że go to ucieszy, lecz wydał się spięty.
– Okej. – Potarł nos, po czym oznajmił: – Ale najpierw powinienem ci o
czymś powiedzieć. Tak się mówi: „pójść razem na drinka”. Tylko że... jestem
alkoholikiem.
– Aha – powtórzyła Robin.
– Jestem trzeźwy od dwóch lat i dziewięciu miesięcy – podjął Murphy. – Nie
przeszkadza mi, że ktoś przy mnie pije. Po prostu muszę cię uprzedzić. Tak
trzeba. Zasady AA.
– To w sumie niczego nie... To znaczy dzięki, że mi powiedziałeś – odrzekła
Robin. – Mimo to chętnie się z tobą kiedyś umówię. I dzięki za podwózkę,
jestem ci naprawdę wdzięczna.
Tym razem wydał się zadowolony.
– Cała przyjemność po mojej stronie. Lepiej już wrócę do pakowania się.
– Tak... Baw się dobrze w Hiszpanii!
Robin wysiadła z samochodu. Gdy niebieska toyota avensis odjeżdżała,
Murphy podniósł rękę na pożegnanie, a Robin odwzajemniła ten gest, wciąż
zdumiona sobą samą. Nieczęsto jej się zdarzały takie poranki.
Właśnie otworzyła drzwi, gdy zadzwoniła jej komórka.
– Cześć – powiedział Strike. – Czy propozycja udostępnienia kanapy jest
jeszcze aktualna?
– Oczywiście – odrzekła Robin, zaskoczona i jednocześnie zadowolona,
po czym weszła do mieszkania i zamknęła drzwi stopą. – Jak się czuje Pat?
– Zrzędzi jak cholera. Zawiozłem ją do domu. Kazałem się umówić na pilną
wizytę u lekarza. Odpadła połowa drzwi i walnęła ją w plecy. Na pewno coś
ją boli. Może coś sobie złamała. Kazała mi spieprzać, chociaż niedokładnie tak
to ujęła. Prawdopodobnie odebrała to jako oskarżenie, że jest w zbyt podeszłym
wieku, by przetrwać walnięcie drzwiami.
– Strike – powiedziała Robin. – Właśnie się czegoś dowiedziałam.
Zamierzają aresztować Phillipa Ormonda pod zarzutem morderstwa.
Po tych słowach zapadła cisza. Robin była już w kuchni, położyła torebkę
na blacie.
– Ormonda? – powtórzył Strike.
– Tak. – Podeszła do czajnika. Wyjaśniła, że ktoś włączał i wyłączał telefon
Edie, a potem widziano, jak Ormond wrzuca go do stawu w Writtle.
Znowu zapadło dłuższe milczenie.
– No tak – odezwał się w końcu Strike. – Rozumiem, dlaczego im się wydaje,
że wytypowali właściwego człowieka, ale mam pewne wątpliwości.
Robin poczuła dziwną ulgę. Strike uprzedził, że zjawi się koło szóstej,
ponieważ najpierw musi kupić kilka najpotrzebniejszych rzeczy, a potem się
rozłączył.
73
Rywal mój przebiegły w swych metodach –
Cóż z tego? Podstęp jego próżny.
Gardzę nim: wiem, czyja jest nagroda.
May Kendall
The Last Performance
Charlotte Brontë
The Wood
Jeśli jest jakaś korzyść z wybuchu bomby w domu i w miejscu pracy, pomyślał
Strike, chodząc po Kilburn High Road, gdzie kupował sobie bieliznę, skarpetki,
przybory toaletowe – między innymi krem do kikuta – dwie koszule i piżamę
(pierwszą, odkąd był nastolatkiem, ale uznał, że u Robin powinien ją mieć),
to w jego wypadku tą korzyścią było zyskanie wymówki nie do podważenia,
by wieczorem nie zjawić się na kolacji z Madeline, zwłaszcza że o bombie
donoszono już na stronie internetowej BBC News.
– Co? – powiedziała, gdy zadzwonił do niej sprzed wejścia do drogerii
Superdrug, żeby poinformować, co się stało. – O Boże... kto... dlaczego...? –
Usłyszał jej zduszony okrzyk. – Przed chwilą czytałam o tym w Internecie!
To Corm! – zawołała do kogoś, prawdopodobnie do jednej ze swoich
ekspedientek. – Przysłali mu paczkę z bombą i ta pieprzona bomba
eksplodowała!
Z powodów, których nie umiał sprecyzować, Strike'owi nie spodobało się,
że Madeline informuje o tym incydencie kogoś ze swojego personelu, choć
przecież trudno byłoby uznać wybuch bomby za informację poufną, skoro
mówiono o nim w BBC.
– Przenieś się do nas! – zaproponowała Madeline, skupiwszy się z powrotem
na Strike'u.
– Nie mogę – odparł, sięgając po papierosa. – Według stołecznej będzie
najlepiej, jeśli na jakiś czas się przyczaję. Nie chcę narażać ciebie i Henry'ego
na takie niebezpieczeństwo.
– Aha – powiedziała Madeline. – Myślisz, że...? Przecież w zasadzie nikt o nas
nie wie, prawda?
To akurat nie twoja zasługa – brzmiała pierwsza, niemiła myśl Strike'a.
– To terroryści – wyjaśnił. – Tacy jak oni obserwują ludzi.
– Terroryści? – powtórzyła Madeline i tym razem wydawała się naprawdę
wystraszona. – Myślałam, że to jakiś przypadkowy świr.
– Nie, to samo ugrupowanie przesłało bomby rurowe tamtym posłankom.
I uwzięło się na twoją przyjaciółkę Gigi.
– O mój Boże – powtórzyła Madeline. – Nie zdawałam sobie sprawy,
że prowadzisz śledztwo związane z...
– Nie prowadzę. Po prostu naraziliśmy się im przy okazji innego
dochodzenia. Nie mogę podać szczegółów. Lepiej, żebyś ich nie znała.
Bo zaraz przekazałabyś je swojej ekspedientce.
– Jasne, chyba masz rację... Ale dokąd w takim razie pójdziesz?
– Pewnie do hotelu albo gdzieś – skłamał Strike. – Zadzwonię, kiedy już będę
wiedział, co jest grane.
– Zadzwoń tak czy inaczej – poprosiła Madeline. – Nawet jeśli nie będziesz
wiedział, co jest grane. Chcę mieć pewność, że nic ci nie jest.
Gdy się rozłączył poczuł w sercu wielką lekkość, że wieczorem nie będzie
musiał jechać na Pimlico. Odruchowo sięgnął do kieszeni, żeby uczcić
to wypaleniem papierosa, lecz wyjąwszy znajomą złotą paczkę, przez kilka
sekund stał i tylko się w nią wpatrywał, po czym schował z powrotem i wszedł
do drogerii.
Kupiwszy wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy oraz plecak, żeby mieć w czym
je nosić, Strike ruszył do McDonalda, gdzie, przypominając sobie, w jakim
stanie był tego ranka jego kikut, niechętnie zrezygnował z burgera
i zdecydował się na sałatkę, po której wciąż był głodny. Pozwolił sobie zatem
na kawałek szarlotki i kawę, a podczas konsumpcji starał się nie czuć niechęci
do trzech nastoletnich chudzielców, którzy pożerali Big Maki przy sąsiednim
stoliku.
Mimo zmęczenia wciąż był poruszony. Adrenalina łaskotała go w żyły,
zagrzewając do jakiejś akcji odwetowej, lecz zamiast tego dalej jadł szarlotkę,
patrząc przed siebie nieobecnym wzrokiem, podczas gdy ludzie wokół śmiali
się i gawędzili. Nie było już z nim Pat, którą musiałby się zaopiekować, nie miał
też żadnych konkretnych zadań do wykonania, co odwróciłoby jego uwagę,
więc powoli docierały do niego konsekwencje wybuchu bomby. Stracił dostęp
do laptopa, komputera i drukarki. Wszystkie materiały związane z pracą
znajdowały się w jego notesie, w teczce Anomii i w komórce.
Sięgnął po tę ostatnią z zamiarem otwarcia Twittera i sprawdzenia,
co porabia Anomia, a wtedy zauważył dwie nowe wiadomości: jedną od swojej
przyrodniej siostry Prudence i drugą od Shankera, z którym się przyjaźnił,
odkąd byli nastolatkami, i z którym utrzymywał kontakt mimo notorycznej
skłonności kumpla do wchodzenia w konflikt z prawem. Najpierw otworzył
tę od Prudence.
Właśnie widziałam, że w twojej agencji wybuchła bomba.
Mam wielką nadzieję, że nic ci się nie stało
Odpisał:
Wszystko OK. Ale chyba będę musiał odwołać nasze
spotkanie. Policja radzi, żebym się nie wychylał. Mam
nadzieję, że z Sylvie wszystko OK
Potem sprawdził, co miał mu do przekazania Shanker.
Kogo wkurwiłeś tym razem głupi kutasie?
Zanim zdążył odpowiedzieć, komórka zadzwoniła. Widząc, że to jego siostra
Lucy, zawahał się, lecz potem doszedł do wniosku, że lepiej mieć to z głowy.
– Dlaczego do mnie nie zadzwoniłeś? – brzmiały jej pierwsze wypowiedziane
z pretensją słowa.
– Właśnie zamierzałem to zrobić – odparł, zastanawiając się, ile kobiet
będzie jeszcze musiał okłamać, zanim ten dzień dobiegnie końca. –
Przesłuchiwała mnie policja.
– Przecież mogłeś wysłać wiadomość! O mało nie dostałam zawału, kiedy
Greg zadzwonił i powiedział mi, co się stało!
– Luce, nic mi nie jest. Skończyło się dosłownie na jednym draśnięciu.
– Gdzie jesteś? W BBC mówią, że budynek został poważnie uszkodzony!
Przyjedź do nas!
Strike powtórzył bajeczkę, którą wcisnął Madeline, podkreślając
niebezpieczeństwo grożące każdemu, z kim by się teraz spotkał, i dobitnie
uświadamiając siostrze ryzyko, na jakie naraziłby jej synów, zdołał
ją przekonać, że będzie najlepiej, jeśli zaszyje się w jakimś nieznanym tanim
hotelu. Mimo to Lucy mówiła przez dwadzieścia minut, błagając go, by obiecał,
że będzie ostrożny, aż w końcu oznajmił jej niezgodnie z prawdą, że policja
zamierza aresztować sprawców w najbliższych dniach. Tylko trochę
uspokojona, wreszcie się rozłączyła, zostawiając Strike'a rozdrażnionego
i jeszcze bardziej zmęczonego.
Otworzył Twittera. Nie było nowych tweetów Anomii, lecz jego wzrok
przykuł jeden z hasztagów trendujących na stronie: #JebaćWally'egoCardew.
Zapewne przed porannym odkryciem, że Wally kontaktował się z Keą w nocy
poprzedzającej napaść, Strike nie byłby zbytnio zainteresowany, czym ten typ
zasłużył na dezaprobatę Twittera. Teraz jednak kliknął hasztag i dowiedział się,
co się dzieje.
Aoife
@aoifeconz
lol najwyższa qurwa pora #JebaćWally'egoCardew
www.tubenewz.com/youtube-wyrzuca-Wally'ego-Cardew-z-
powodu-oskarzen-o-rasizm/html
Sammi
@Sammitch97
W odpowiedzi do @aoifeoconz
omg pobił MJ-a? #JebaćWally'egoCardew #JestemZMJ-em
Drew C
@_drewc^rtis
W odpowiedzi do @Sammitch97 @aoifeoconz
dlaczego pobił MJ-a?
SQ
@#B_U_TQuince
W odpowiedzi do @ydderidna @_drewc^rtis
@Sammitch97 @aoifeoconz
bo brud** posuwał jego siostrę
SQ
@#B_U_TQuince
W odpowiedzi do @ydderidna @_drewc^rtis
@Sammitch97 @aoifeoconz
a potem zgraja b******w wyprawiła Wala do szpitala
SQ
@#B_U_TQuince
W odpowiedzi do @ydderidna @_drewc^rtis @Sammitch97
@aoifeoconz
i pewni bracia będą mieli coś do powiedzenia w tej sprawie
@Heimd&ll88
Emily Pfeiffer
The Witch's Last Ride
Zozo PaniSercek
@czarneserce28 @carlywhistler_*
W odpowiedzi W odpowiedzi
do @DzdzownicaWyjdzieNa do @DzdzownicaWyjdzieNaWie
Wierzch rzch
Dzięki, Timothy ! Sto lat! Uwielbiam
I nawzajem , uwielbiam Dżdżownicę, jest taka słodka!
Dżdżownicę !!!!
Timothy J Ashcroft
Timothy J Ashcroft @DzdzownicaWyjdzieNaWierzc
h
@DzdzownicaWyjdzieNaWier
zch W odpowiedzi
do @carlywhistler_*
W odpowiedzi
do @czarneserce28 Też jesteś całkiem słodka, ale
jak to możliwe, że tweetujesz
Dzięki, ale czy nie jesteś
trochę za młoda na tę o tej porze? Nie powinnaś być
kreskówkę?! w szkole?!
Zozo PaniSercek
@carlywhistler_*
@czarneserce28
W odpowiedzi
W odpowiedzi
do @DzdzownicaWyjdzieNaWie
do @DzdzownicaWyjdzieNa
rzch
Wierzch
Mam prawie 14 lat !!!!!! Dziś nie poszłam, jestem
chora
Timothy J Ashcroft
Timothy J Ashcroft
@DzdzownicaWyjdzieNaWier
zch W odpowiedzi
do @carlywhistler_*
W odpowiedzi
do @czarneserce28 Dodaję cię
aha, OK, bałem się, że cię do obserwowanych, bo byłaś
psujemy! tak miła i złożyłaś
mi życzenia x
Zozo
@czarneserce28
Laura H
W odpowiedzi @CzarneSerce<3
do @DzdzownicaWyjdzieNa za Dżdżownicę poległabym
Wierzch w bitwie
nie,nie jestem taka #SerceJakSmoła
niewinna
19.13, 30 listopada 2011
Timothy J Ashcroft
@DzdzownicaWyjdzieNaWier
zch
W odpowiedzi
do @czarneserce28
chętnie poznam szczegóły.
. ..
Zozo
@czarneserce28
W odpowiedzi
do @DzdzownicaWyjdzieNa
Wierzch
Orla Moran
@OrlaCzarne Serce
W odpowiedzi
do @DzdzownicaWyjdzieNa
Wierzch
omg
Timothy J Ashcroft
Wierny Uczeń Lepine'a
@DzdzownicaWyjdzieNaWierz
@WiernyUczenLep1nea
ch
W odpowiedzi
W odpowiedzi
do @CzarnaViola90
do @rubynooby*_* lol
@piorosprawpisze
ile masz lat?
gówno pozna gówno
Ruby Nooby
Pióro Sprawiedliwości
@rubynooby*_*
@piorosprawpisze
W odpowiedzi
W odpowiedzi
do @DzdzownicaWyjdzieNaWi
do @WiernyUczenLep1nea
erzch
@CzarnaViola90
12
Timothy J Ashcroft idź znowu walić konia,
@DzdzownicaWyjdzieNaWierz incelu
ch
W odpowiedzi Wierny Uczeń Lepine'a
do @rubynooby*_*
@WiernyUczenLep1nea
niegrzeczna dziewczynka, W odpowiedzi
nie powinno cię być do @piorosprawpisze
na Twitterze! @czarnulka_b
ona jest dla ciebie za stara,
Ruby Nooby pedofilu
@rubynooby*_*
W odpowiedzi Pióro Sprawiedliwości
do @DzdzownicaWyjdzieNaWi @piorosprawpisze
erzch
W odpowiedzi
Chciałam napisać 13! do @WiernyUczenLep1nea
@CzarnaViola90
Timothy J Ashcroft jesteś zablokowany, dupku
@DzdzownicaWyjdzieNaWierz
ch Ellen Richardson
W odpowiedzi @e_r_czarneserce
do @rubynooby*_*
W odpowiedzi
lol dodaję cię do @piorosprawpisze
do obserwowanych bardzo mi się podoba, jak
wszystko dla nas
Andrew Whistler interpretujesz
@andywhistler8
W odpowiedzi Pióro Sprawiedliwości
do @DzdzownicaWyjdzieNaWi
@piorosprawpisze
erzch @rubynooby*_*
W odpowiedzi
dalej to robisz? do @e_r_czarneserce
Dziękuję! Ile masz lat?
Andrew Whistler
@nadywhistler8
W odpowiedzi Ellen Richardson
do @DzdzownicaWyjdzieNaWi
@e_r_czarneserce
erzch @rubynooby*_*
W odpowiedzi
aha, zablokowałeś mnie. nic
do @piorosprawpisze
kurwa dziwnego.
13
Timothy J Ashcroft
Pióro Sprawiedliwości
@DzdzownicaWyjdzieNaWierz
@piorosprawpisze
ch
W odpowiedzi
W odpowiedzi do @juiceeluce
do @e_r_czarneserce
Ale masz słodkiego pieska!
Jesteś taka miła, że dodaję
Ile masz lat?
cię do obserwowanych!
Pióro Sprawiedliwości
Ellen Richardson
@piorosprawpisze
@e_r_czarneserce
W odpowiedzi
W odpowiedzi
do @carla_mappin5
do @piorosprawpisze
Naprawdę czujesz
O wow
te sprawy! Ile masz lat?
Timothy J Ashcroft
@DzdzownicaWyjdzieNaWierz
ch
W odpowiedzi
do @mollydeverill1
Słuszna uwaga! Ile masz lat?
Timothy J Ashcroft
@DzdzownicaWyjdzieNaWierz
ch
W odpowiedzi
do @annaff0rbes
Śliczne zdjęcie! Ile masz lat?
Timothy J Ashcroft
@DzdzownicaWyjdzieNaWierz
ch
W odpowiedzi
do @tash&&&rgh
Zabawna jesteś! Ile masz
lat?
Robin wróciła, akurat gdy Strike skończył czytać. Miał posępną minę.
– Przeczytałeś wszystko?
– No.
– Myślę, że profil Pióro Sprawiedliwości to jego poboczna działalność. Chciał
zachować łączność z fandomem Serca jak smoła, nawet kiedy już stracił rolę
Dżdżownicy. Dzięki temu mógł zastawiać sidła na zagorzałe fanki jako Tim,
a na krytyków jako Pióro.
– I zaczął urabiać Zoe, kiedy miała ile... czternaście lat?
– Trzynaście – sprostowała Robin. – Okłamała go, twierdząc, że jest o rok
starsza, niż rzeczywiście była. Pierwszy raz przyjechała do Londynu w swoje
czternaste urodziny. Sprawdziłam w bazach internetowych. Ma dopiero
siedemnaście lat. Zauważyłeś tego ojca, który go przejrzał? „Dalej to robisz?”.
– Masz na myśli tego gościa, który zabronił córce jechać do Londynu? No.
Bystry facet... A teraz Ashcroft jeździ po szkołach ze swoją trupą teatralną. Jezu
Chryste.
Robin sięgnęła po notes i otworzyła go na zapiskach dotyczących tego,
co podsłuchała na Junction Road.
– Wczoraj w nocy Zoe i Ashcroft się kłócili. Dostałam się do budynku
i podsłuchiwałam pod drzwiami. Ashcroft chyba oskarżał Zoe o szantaż, a ona
zaprzeczała. Spytał ją: „Kto to wszystko zaczął?” i powiedział „wpieprzyłaś
mnie w niezłą kabałę”, a potem zaznaczył, że to on ryzykuje... Nie
skonkretyzował, czego dotyczy to ryzyko, ale najprawdopodobniej miał
na myśli ich związek. Poza tym Zoe cały czas go błagała, żeby nie wychodził,
a on powiedział, że musi „przemyśleć wiele spraw”. Oczywiście teraz jest już
starsza niż dziewczynki, które go interesują, prawda? – dodała Robin,
zamykając notes. – Chyba najbardziej pociągają go trzynasto- i czternastolatki.
Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie dlatego Zoe się głodzi: żeby wyglądać
na młodszą.
– Kurwa, nienawidzę pedofilów – mruknął Strike. Sąsiad mieszkający nad
Robin puścił głośno rap.
– A ktoś ich lubi? – spytała Robin.
– No, inni pedofile. Z mojego doświadczenia wynika, że wszyscy są z tej
samej gliny. W każdym razie to wyjaśnia, dlaczego twój przyjaciel Pez zaczepił
Ashcrofta na pogrzebie, prawda? Czy Ashcroft nie rozmawiał wtedy z dwiema
niepełnoletnimi dziewczynami?
– Nie wiem, czy Rachel Ledwell jest niepełnoletnia – powiedziała Robin – ale
Flavia Upcott na pewno. I co masz na myśli, mówiąc „twój przyjaciel Pez”? –
spytała, ponieważ w głosie Strike'a zabrzmiała nuta, która nie bardzo jej się
spodobała. Strike z lekkim uśmieszkiem uniósł brwi, a Robin ku swojemu
rozdrażnieniu poczuła, że się rumieni.
– Zrobiłam, co było trzeba, żeby wydobyć z niego informacje – oświadczyła
oschle i znowu wyszła z pokoju: oficjalnie po to, żeby zamieszać sos, lecz tak
naprawdę potrzebowała czasu, żeby przestać się rumienić.
Żałując figlarnego tonu, który tak naprawdę był nieporadną próbą
dowiedzenia się, jak bardzo Robin podobały się te fragmenty rozmowy, które
obejmowały pocałunki i być może obmacywanie przez Peza Pierce'a, Strike
zastanawiał się, czy nie krzyknąć za nią: przepraszam. Zanim jednak zdążył
to zrobić, zadzwoniła jego komórka. To była Madeline.
Zawahał się, wpatrzony w ekran. Madeline prosiła, żeby do niej zadzwonił,
czego oczywiście nie zrobił. Powinien był teraz siedzieć sam w jakimś
nieznanym hotelu. Przypuszczał, że jeśli zignoruje to połączenie, Madeline
będzie dzwoniła co dziesięć minut, dopóki w końcu nie odbierze.
– Cześć – przywitał się.
– Jak się czujesz? Znalazłeś jakiś hotel?
– No, właśnie się zameldowałem – skłamał ściszonym głosem. – Nie mogę
długo rozmawiać, czekam na wieści od podwykonawcy.
– Martwię się o ciebie – wyznała Madeline. – Cholera, Corm. Bomba.
To przerażające.
Robin wróciła, wciąż zarumieniona. Nie zauważywszy, że Strike rozmawia
przez telefon, zaczęła:
– Słuchaj, byłabym wdzięczna, gdybyś sobie...
Zamilkła, widząc komórkę przy jego uchu.
– Kto to był? – spytała Madeline.
– Obsługa hotelowa – odrzekł Strike.
– Nieprawda – powiedziała Madeline, podczas gdy Robin mierzyła
go oskarżycielskim spojrzeniem. Wyraźnie czuł, że obie kobiety doskonale
wiedzą, co jest grane: nierozważnie ulegając impulsowi samca przypartego
do ściany, próbował się zachowywać, jakby nic się nie stało.
– Prawda.
– Corm – zniecierpliwiła się Madeline. – Nie jestem głupia.
Robin znowu wyszła.
– Wcale nie myślę, że jesteś głupia. – Strike zamknął oczy, jakby był
dzieckiem siedzącym na rozpędzonym rowerze jadącym prosto na ścianę.
– Więc co to za kobieta i za co byłaby ci wdzięczna?
Kurwa, kurwa, kurwa. Powinien wyjść z mieszkania, zanim odebrał
to połączenie, ale był bardzo zmęczony i tak strasznie bolała go noga, że nie
chciało mu się wstawać. Otworzył oczy i skupił wzrok na wiszącej na ścianie
reprodukcji Raoula Dufy'ego. Co by dał, żeby siedzieć teraz samotnie przy
oknie i patrzeć na Morze Śródziemne?
– Wybrałem się z Robin na małego drinka – skłamał. – Żeby obgadać sprawy
agencji. Uzgodnić, jak będziemy działali bez dostępu do biura.
Zapadła dłuższa cisza, po której Madeline powiedziała:
– Nocujesz u niej.
– Nie – odparł.
– I nie ma żadnych przeciwwskazań, żebyś dziś wieczorem spotkał się
z Robin, ryzykując, że terroryści ją namierzą...
– Już na nią dybią – powiedział Strike. – Bomba była zaadresowana do nas
obojga.
– Cudnie – odrzekła oschle Madeline. – Zupełnie jakbyście byli
małżeństwem, prawda? Cóż, w takim razie nie będę wam przeszkadzała
w piciu drinków.
W słuchawce zapadła cisza.
Nagle w głowie Strike'a rozbzyczał się rój myśli przepełnionych złością
i niepokojem: To się musi skończyć. Ale z ciebie kutas. Tylko tego mi jeszcze brakuje.
Od początku było wiadomo, że nic z tego nie będzie. Nie ma sensu oddzwaniać. Trzeba
to zakończyć. Przeprosić.
Strike dźwignął się z kanapy i pokuśtykał do kuchni, gdzie Robin stała
odwrócona do niego plecami i mieszała sos.
– Wybacz – zaczął Strike. – Zachowałem się jak fiut.
– Tak – przyznała oschle. – To prawda. Nie mówiłbyś takim tonem
do Barclaya, gdyby musiał poderwać jakąś kobietę, żeby zdobyć informacje.
– Wierz mi, powiedziałbym coś znacznie gorszego, gdyby Barclay migdalił
się z jakąś kobietą, żeby zdobyć informacje – zapewnił ją Strike, a gdy Robin się
odwróciła, żeby na niego spojrzeć, trochę rozdrażniona, a trochę, chcąc nie
chcąc, rozbawiona, wzruszył ramionami i dodał: – To tylko takie
przekomarzanki, no nie? Tak to już z nami jest.
– Hm. – Odwróciła się z powrotem, by jeszcze raz zamieszać sos. – Myślałam,
że będziesz zadowolony, skoro udało mi się aż tyle wyciągnąć z Pierce'a.
– Jestem zadowolony – powiedział Strike. – Cholernie dobrze się spisałaś.
Ten kurczak pachnie wspaniale.
– Potrzebuje jeszcze z pół godziny – odrzekła Robin. Zawahała się, po czym
dodała: – Komu próbowałeś wmówić, że jestem obsługą hotelową?
– Madeline – wyznał. Nie miał siły kłamać. – Chciała, żebym nocował u niej.
Powiedziałem, że wybieram się do hotelu. Tak było po prostu łatwiej.
Robin, którą te informacje bardzo interesowały, dalej mieszała sos, mając
nadzieję, że usłyszy coś więcej, ale nie chciała wypytywać. Strike nie rozwinął
tematu, więc wyłączyła gaz pod rondlem i wrócili do salonu.
Gdy Robin zajrzała do gry i przywitała się z różnymi graczami, by Rudakicia
nie tkwiła tam zupełnie bezczynnie, Strike wyjął notes i otworzył go na
stronach, na których zapisał swoje spostrzeżenia dotyczące rozmowy Robin
z Pezem.
– Naprawdę dobrze się spisałaś, gadając z Pierce'em – powiedział.
– W porządku – odrzekła, lekko przewracając oczami, gdy dolewała
im obojgu wina. – Nie przesadzaj z tymi pochwałami.
– Pewnie zauważyłaś, jak dobrze ten gość pasuje do profilu Anomii. Dużo
wie o Beatlesach, nie lubi kotów...
– To tylko domysły...
– ...od czasu do czasu opiekuje się ojcem... poza tym wie, jak można
niepostrzeżenie dostać się na cmentarz...
– Tak, ale...
– ... i wygląda na to, że pracował nad czymś z Edie, a ona zostawiła go na
lodzie, związała się z Joshem i stworzyła z nim hiciora. Po czymś takim można
mieć do kogoś wielki żal.
– Niekoniecznie zostawiła go na lodzie – odparła Robin. – Może uznała,
że to, nad czym pracowali, było słabe. Może się rozmyśliła. Poza tym pokłócili
się o Tima. Może potem współpraca nie była już taka przyjemna.
– Może z perspektywy Pierce'a wygląda to inaczej. Nie wydaje ci się, żeby
to on był Anomią, prawda? – spytał Strike, obserwując jej reakcję.
– Hm... – Zawahała się. – Ma umiejętności potrzebne do stworzenia takiej
gry, ale o tym wiemy od początku. Nie jestem pewna... Kiedy z nim byłam,
po prostu tego nie czułam.
Wykazując heroiczną powściągliwość, Strike powstrzymał się
od wygłoszenia najbardziej oczywistej ze sprośnych uwag, które mu przyszły
do głowy.
– Mam na myśli to – uściśliła Robin, na szczęście nie zauważając na twarzy
Strike'a żadnego drgnienia – że Anomia jest podły, sadystyczny. Pez taki nie
jest. Z całą pewnością potrafi zachować się po chamsku. Wspominałam ci,
co namalował na ścianie u Josha i Edie, a poza tym był dosyć agresywny
w stosunku do fanki Serca jak smoła, która zjawiła się na pierwszej
lekcji rysunku i wyznała, że przyszła tam, żeby „nasiąknąć tą magią” czy jakoś
tak. Fakt, była trochę denerwująca – dodała Robin, upiwszy łyk wina – ale nie
musiał być aż tak brutalny. Yasmin Weatherhead chyba się go boi.
Przypuszczam, że Pez rzuca żartami o grubasach. To taki typ. Ale pomijając
chorobę ojca, która musi być dla niego dużym obciążeniem, wydaje mi się,
że całkiem nieźle radzi sobie w życiu. Ma powodzenie u kobiet. Znalazł
mieszkanie, które mu odpowiada. I dostaje zlecenia, chociaż pewnie wolałby
stały zarobek. Chyba mam takie same zastrzeżenia jak w wypadku Gusa
Upcotta. Osiągnięcie takiego poziomu w dziedzinach, w których obaj
działają, wymaga poświęcania wielu godzin dziennie, a o Anomii na pewno
wiemy jedno: że ma mnóstwo czasu.
– Racja – przyznał Strike. – A skoro mowa o ludziach mających mnóstwo
czasu, dziś rano też trafiłem na coś ciekawego. Nie zdążyłem tego
wydrukować, bo wybuchła bomba, ale w skrócie wygląda to tak, że w nocy
poprzedzającej napaść Kea Niven zamieściła na Twitterze bardzo poważne
pogróżki, potem je usunęła, ale pojawiły się ponownie, tym razem na Reddit.
Pisała o dźganiu ludzi w serce.
– Aha... Więc to miał na myśli Cardew, kiedy próbował ją nakłonić, żeby coś
usunęła.
– Właśnie. Ich mały odwetowy romansik chyba nie był końcem ich
znajomości, a to interesujące, podobnie jak jego słowa: „Bo istnieją lepsze
sposoby”. W pewnym sensie szkoda, że wyeliminowaliśmy Wally'ego Cardew,
bo pod względem osobowościowym pasuje do profilu Anomii lepiej niż chyba
wszyscy pozostali, i zauważyłem, że Pierce też tak uważa. Zresztą Kea nie
ograniczyła się do pogróżek na Twitterze – ciągnął Strike, sięgając po komórkę,
by otworzyć stronę Tribulationem et Dolorum. – Spójrz na to. Pochodzi sprzed
paru lat.
Robin wzięła od niego telefon i przeczytała rozmowę Arke z Johnem.
– A teraz wejdź w zakładkę „O mnie” – podpowiedział Strike.
Robin tak zrobiła, a potem z miną wskazującą, że spływa na nią olśnienie,
przeczytała na głos:
– „Wybór utworów skomponowanych przez Johna można usłyszeć
na www.IJU.Makes-Sounds”... IJU? Chyba nie...?
– Inigo John Upcott – dokończył Strike. – Właśnie on.
Wpatrywała się w niego.
– Ale przecież...
– Pamiętasz, z jakim ożywieniem Inigo bronił Kei, kiedy byliśmy u niego
w domu? Mówił coś o Blayu, który „fatalnie traktował tę młodą damę”.
Przypuszczam, że jego kontakt z Keą nie ograniczył się do tamtej internetowej
rozmowy o przewlekłym zmęczeniu.
– Chyba nie myślisz, że...?
– Że to ona jest jego „drogim dzieckiem”? Tak, właśnie tak myślę.
– O rany – powiedziała powoli Robin, znowu patrząc na stronę
Tribulationem et Dolorum. – To na pewno nie może być zbieg okoliczności. Nie
zajrzała na tę stronę, bo nie wiedziała, kto ją prowadzi.
– Zgadzam się. Szukała jakiegoś sprytnego sposobu, żeby mieć na oku Josha
i Edie. Nie wątpię, że w pewnym momencie, gdy już przekonała Iniga,
że znalazła się tam z powodu zafascynowania jego osobowością, „odkryli”
swoje wspólne powiązanie z Joshem i Edie, i jestem pewny, że Kea okazała
stosowne zaskoczenie tak osobliwym zrządzeniem losu. Ledwie go znam, ale
powiedziałbym, że Inigo to człowiek z przerostem ego. Kea raczej nie musiała
się nadmiernie starać, aby go przekonać, że utrzymuje z nim kontakt,
ponieważ jest takim mądrym, utalentowanym mężczyzną, a nie dlatego
że chce wyciągać od niego informacje. A to wszystko ponownie przesuwa Keę
na górę listy osób podejrzanych o bycie Anomią, prawda? Myśleliśmy, że nie
mogła wiedzieć o proponowanej zmianie Sercka w człowieka, ale jeśli mamy
rację, od dwa tysiące trzynastego roku miała bezpośredni dostęp do domu
Upcotta.
– Myślisz, że spotkała się z Inigiem w prawdziwym życiu? – spytała Robin.
– O to będziemy musieli spytać Upcotta. Najwyraźniej wymienili się
numerami telefonu, jeśli to ona była tym „drogim dzieckiem”, które tak
uspokajał, obiecując pomoc.
– Chyba nie zdecydowałaby się na...? – zaczęła Robin, ale zamilkła.
– Kto wie – odrzekł Strike, domyślając się, jak miało brzmieć pytanie. –
Niektórzy ludzie są gotowi na wszystko, żeby osiągnąć swoje cele.
Obydwoje natychmiast pomyśleli o Robin pozwalającej, by Pez Pierce
wpychał jej język do ust.
– Jutro mam obserwować Ashcrofta – powiedziała Robin.
– Zmienimy grafik – zarządził Strike, znowu sięgając po telefon. –
I obydwoje z samego rana pojedziemy do Upcotta.
Robin przypuszczała, że propozycja, by trzymali się razem, była
podyktowana obawami Strike'a związanymi z Halvingiem, ponieważ jednak
w zasadzie nie miała nic przeciwko temu, by spędzić z nim poranek, wstała
i powiedziała tylko:
– Kurczak jest już pewnie prawie gotowy. Miej oko na grę. Ugotuję na parze
trochę warzyw.
– Na parze? – powtórzył Strike, jakby pierwszy raz o czymś takim słyszał.
– Masz coś przeciwko gotowaniu na parze?
– Nie. Po prostu nigdy tego nie robiłem. Zazwyczaj wszystko smażę.
– Aha – odrzekła Robin. – Może warto to zmienić, skoro zacząłeś liczyć
kalorie.
Znowu poszła do kuchni, a Strike napisał do Pat w sprawie zmiany grafiku
oraz przesłał wiadomości do Midge, Deva, Barclaya i Nutleya, po czym włożył
komórkę z powrotem do kieszeni. Zajrzał jeszcze do Gry Dreka, żeby się
upewnić, czy Anomia wciąż jest nieobecny, a potem rozejrzał się po salonie.
Co pomyślałby o właścicielce tego mieszkania, gdyby nie wiedział, kim ona
jest? Lubiła czytać: książki już zaczynały się wylewać z małego regału, który
pomógł złożyć. Zauważył, jak wiele prac z dziedziny kryminalistyki upchnięto
obok powieści. Najwyraźniej lubiła fowizm, ponieważ nad stołem w jadalni
wisiał drugi obraz: Martwa natura z pelargoniami Matisse'a. Domyśliłby się,
że właścicielka tego mieszkania nie zarabia takich pieniędzy ani nie ma takiej
rodziny jak Charlotte, której mieszkanie, przez krótki okres będące także
mieszkaniem Strike'a, było pełne zabytkowych mebli pozostawionych jej przez
rozmaitych krewnych. Niebiesko-kremowe zasłony zawieszone przez Robin
po jego poprzedniej wizycie w mieszkaniu były niedrogie i nie miały grubych
sznurowych opasek ani frędzli ozdobionych paciorkami, a funkcję klosza
lampy sufitowej pełnił tani biały chiński lampion. Domyśliłby się,
że właścicielka mieszkania ma w zwyczaju utrzymywać czystość i porządek,
ponieważ pokój nie nosił śladów pospiesznego sprzątania przed przybyciem
gościa: na dywanie nie było widać smug po odkurzaczu, w powietrzu nie wisiał
zapach pronto. Z pewnym zadowoleniem zauważył, że Robin umieściła
filodendrona, którego jej kupił, w niebieskiej porcelanowej doniczce. Roślina
stała teraz na stoliku w kącie i wyglądała zdrowo: najwyraźniej właścicielka
mieszkania nie zapominała o podlewaniu. Jeszcze raz zaciągnął się e-
papierosem, po czym dźwignął się z miejsca, by obejrzeć oprawione w ramki
zdjęcia na gzymsie kominka.
Rozpoznał rodziców Robin, uśmiechających się na imprezie, która sądząc
po srebrnych balonach w tle, została zorganizowana dla uczczenia dwudziestej
piątej rocznicy ich ślubu. Linda, jej matka, rzadko się tak uśmiechała na widok
Strike'a, gdyż z każdym kolejnym niebezpiecznym incydentem, w którym
uczestniczyła jej córka w związku z pracą w agencji, darzyła go coraz mniejszą
sympatią. Drugie zdjęcie ukazywało roześmianego berbecia w różowym
kostiumie kąpielowym w kropki, stojącego pod zraszaczem ogrodowym: Strike
przypuszczał, że to bratanica Robin. Na trzecim zdjęciu dorosła Robin stała
ramię w ramię ze swoimi trzema braćmi – Strike miał okazję poznać ich
wszystkich – na czwartym był czekoladowy labrador, a na piątym zobaczył
grupę osób przy kolacji na tle ogromnego okna ze wspaniałym widokiem
na Matterhorn o zachodzie słońca.
Zerkając przez ramię, żeby się upewnić, czy Robin jeszcze nie wraca, sięgnął
po to zdjęcie i przyjrzał mu się. Jakieś dziecko tkwiło w wysokim krzesełku
na końcu stołu, ściskając w pulchnej rączce plastikową łyżkę. Robin, mniej
więcej w połowie stołu, uśmiechała się do obiektywu, a obok niej siedział
równie rozpromieniony dobrze zbudowany mężczyzna z zadbaną jasną brodą.
Trzymał rękę na oparciu krzesła Robin, a jego spojrzenie wydało się Strike'owi
podejrzane. Detektyw wciąż wpatrywał się w to zdjęcie, gdy zjawiła się Robin
ze sztućcami.
– Matterhorn – powiedział, odkładając zdjęcie na miejsce.
– Tak – potwierdziła Robin. – Tam jest przepięknie. Pojawił się Anomia? –
spytała, wskazując iPada.
– Nie – odparł Strike. – Pozwól, że ci pomogę.
Obydwoje byli tak zmęczeni, że podczas kolacji, którą Robin regularnie
przerywała, by kontynuować grę jako Rudakicia, prowadzili dosyć chaotyczną
rozmowę. Anomia się nie pokazał, a z moderatorów byli obecni tylko Narcyzka
i Morehouse. Żadne z nich nie beształo Rudejkici za zbyt długie okresy
bezczynności.
– Jeśli mam zdać test na moderatorkę, będę musiała w przyszłym tygodniu
znaleźć trochę czasu, żeby przypomnieć sobie kreskówkę – oznajmiła Robin,
gdy po kolacji zbierali talerze.
– Wiem – powiedział Strike. – To jest nasz priorytet.
Po umyciu naczyń Strike sprawdził, czy doniesiono już o aresztowaniu
Ormonda, lecz żadna z odwiedzonych stron serwisów informacyjnych nie
zamieściła jeszcze takiej informacji. Wkrótce obydwoje poszli spać i jeśli
zdawali sobie sprawę z intymności związanej z tym, że Robin udostępniła
Strike'owi czysty ręcznik kąpielowy i wypraną pościel oraz z tym,
że korzystali z tej samej łazienki, każde z nich ukryło to pod rzeczowością,
która ocierała się o szorstkość.
Strike oparł protezę o ścianę i położywszy się w nowiuteńkiej piżamie,
z kikutem posmarowanym kremem, zasnął, zanim zdążył pomyśleć,
że rozkładana kanapa Robin jest zaskakująco wygodna.
Szykując się do spania zaledwie cztery metry dalej, Robin słyszała chrapanie
Strike'a nawet mimo rozbrzmiewającego u góry rapu, co rozbawiło
ją i jednocześnie trochę uspokoiło. Od przeprowadzki na Blackhorse Road
korzystała z uroków mieszkania w pojedynkę, rozkoszując się niezależnością
i spokojem, lecz tej nocy, po wybuchu bomby w agencji, obecność Strike'a była
pokrzepiająca, nawet jeśli już głęboko spał i terkotał jak traktor. Ostatnia myśl,
która przyszła Robin do głowy, zanim i ona zapadła w sen, dotyczyła Ryana
Murphy'ego. Choć jeszcze nie doszło do randki – i mogło do niej nigdy nie dojść
– taka możliwość w jakiś sposób przywróciła równowagę w jej relacjach
ze Strikiem. Robin nie była już usychającą z miłości idiotką, która postanowiła
trwać w celibacie w nadziei, że pewnego dnia Strike mógłby zechcieć
czegoś, czego najwyraźniej nie chciał. Wkrótce zanurzyła się w krainie snów,
gdzie znowu była o krok od poślubienia Matthew, który tłumaczył jej
w westybulu kościoła, jakby miał do czynienia z dzieckiem, że gdyby tylko
go spytała, powiedziałby jej, kim jest Anomia, oraz że jej niezdolność ujrzenia
czegoś, co jest tak jawnie oczywiste dla wszystkich pozostałych, dowodzi,
że nie nadaje się do pracy, która omal nie rozdzieliła ich na zawsze.
76
Cóż to za Gospoda
Gdzie na nocny popas
Staje Niezwykły Wędrowiec?
Emily Dickinson
115
Gdy nazajutrz o siódmej Robin weszła do salonu, zastała Strike'a już ubranego,
rozkładaną kanapę przywróconą do stanu wyjściowego i starannie złożoną
pościel. Przygotowała dla nich obojga herbatę i grzanki, a gdy jedli je przy stole,
przy którym poprzedniego dnia spożyli kolację, Strike powiedział:
– Jedźmy prosto do Upcottów i dowiedzmy się, o czym Inigo mówił Kei.
Potem pojedziemy do King's Lynn.
– Okej – zgodziła się Robin, ale nie wydawała się uszczęśliwiona.
– Co się stało?
– Po prostu się zastanawiam, co powie Katya, kiedy sobie uświadomi,
że Inigo cały czas utrzymywał kontakt z Keą.
– Przypuszczam, że ostro się wkurzy – odrzekł Strike, lekko wzruszając
ramionami. – To nie nasz problem.
– Wiem, ale jest mi jej szkoda. Myślę, że ich dzieci mogłyby być szczęśliwsze,
gdyby rozstała się z mężem, tylko że...
Zawibrował telefon Strike'a. Sięgnął po niego, przeczytał wiadomość i na
jego twarzy natychmiast odmalowała się wściekłość.
– Co się stało? – spytała Robin.
– Pieprzony Nutley!
– Co zrobił?
– Kurwa, zrezygnował!
– Co? – przeraziła się Robin. – Dlaczego?
– Ponieważ – wyjaśnił Strike, skrolując cały akapit usprawiedliwień
przesłany przez Nutleya – odkąd przysłano nam bombę, jego żona nie chce,
żeby dla nas pracował. „Wiem, że będzie ci brakowało rąk do pracy, więc kiedy
ta sytuacja z terrorystami się wyjaśni, chętnie...” O, naprawdę byłbyś, kurwa,
chętny, ty bezużyteczny gnoju?
– Słuchaj – zaczęła Robin, gdy przez jej umysł szybko przepływały
konsekwencje odejścia jednego z podwykonawców. – Powinieneś sam
porozmawiać z Inigiem. Ja przejmę Ashcrofta zgodnie z planem i...
– Trzymamy się razem – uciął Strike. – Na tej pieprzonej bombie były
nazwiska nas obojga, a w pieprzonych wiadomościach pokazali nasze zdjęcia,
więc traktuję tych pojebów z Halving poważnie, nawet jeśli ty nie.
– Jasne, że traktuję ich poważnie, o co ci...?
– W takim razie nie proponuj, że będziesz sobie spacerowała sama – odparł
ze złością Strike, wstając od stołu, i zapomniawszy o wszystkich
postanowieniach z poprzedniego dnia, zszedł na dół, żeby zapalić na ulicy
porządnego papierosa.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że właśnie był wobec Robin bez powodu
agresywny, i ta myśl tylko pogłębiła jego wściekłość, gdy wypalał dwa papierosy
jednego po drugim, przesyłając Barclayowi, Midge i Devowi wiadomość
o rezygnacji Nutleya. W pełni podzielał opinię Barclaya, który odpisał:
Jebana tchórzliwa cipa .
Po powrocie do salonu Strike zastał czysty stół i Robin gotową do wyjścia.
Tak jak się spodziewał, znowu traktowała go oschle.
– Wybacz, że na ciebie naskoczyłem – powiedział, zanim zdążyła się
odezwać. – Po prostu się martwię.
– Tak się zabawnie składa, że ja też – odrzekła chłodno – ale kiedy mówisz,
że sobie spaceruję, jakbym była jakąś idiotką, która...
– Nie miałem tego na myśli. Nie uważam cię za idiotkę, ale... Robin,
do kurwy nędzy, ta bomba to poważna sprawa, nie miała nam tylko napędzić
strachu. Poza tym wiemy, że te typy są szczególnie wrażliwe na punkcie kobiet
wychodzących przed szereg.
– Więc co... zamierzasz mnie pilnować, dopóki nie zwiną całego Halvingu?
– Nie... nie wiem. Chodźmy pogadać z Inigiem. Udowodnienie, że Kea jest
Anomią, rozwiązałoby przynajmniej nasze problemy z brakiem rąk do pracy.
Wsiedli do bmw Strike'a. Prowadziła Robin. Większość
dwudziestominutowej podróży upłynęła im w milczeniu. Robin przypomniała
sobie, że podczas poprzedniej wizyty u Upcottów też była zła na Strike'a: tuż
przed nią dowiedziała się o jego randkach z Madeline. Zastanawiała się, jakie
były następstwa jego kłamstwa o obsłudze hotelowej. Wyglądało na to,
że potem już nie rozmawiał z Madeline, chyba że chrapanie, które słyszała
poprzedniej nocy, było udawane, a on pisał pod kołdrą wiadomości. Nie
zapomniała też o Charlotte. Dochodzenie w sprawie Jagona Rossa
doprowadziło agencję na skraj wytrzymałości, a Strike przejawiał osobliwą
awersję do przyjęcia tego do wiadomości.
Robin nie wiedziała, że myśli Strike'a płyną równolegle z jej myślami. Zdawał
sobie sprawę, że jeśli natychmiast nie znajdą kogoś na miejsce Nutleya, nie
dadzą rady kontynuować wszystkich aktualnych spraw, a bez wątpienia
najłatwiej byłoby odrzucić Rossa. Nawet gdyby przyszłość Strike'a jako
detektywa została zrujnowana przez powiązanie z tak głośnym rozwodem,
reszta z nich wciąż miałaby pracę. Być może, pomyślał, wycofanie się ze sprawy
Rossa jest jego obowiązkiem bez względu na konsekwencje.
Gdy dotarł w swoich obsesyjnych rozmyślaniach do tego przygnębiającego
wniosku, znowu zawibrował jego telefon. Spojrzał w dół i zobaczył wiadomość
od Madeline.
Zadzwoń, proszę, gdy będziesz mógł. Chyba powinniśmy
poważnie porozmawiać
Strike włożył komórkę z powrotem do kieszeni. Doskonale wiedział, dokąd
to zmierza: w tym samym kierunku, w jakim zmierzały wszystkie jego związki
– do punktu, w którym oczekiwania napotykały opór i eksplodowały
do wewnątrz.
Racja, pomyślał, marszcząc brwi i patrząc przez szybę, nie powinienem był
kłamać na temat tego, gdzie nocuję, ale gdybym powiedział ci prawdę, i tak
urządziłabyś scenę. Czy to zbrodnia, że próbował uniknąć konfliktu, że pragnął
oszczędzić im obojgu przykrości?
Starał się, prawda? Zjawiał się, gdy miał się zjawiać, dawał jej kwiaty
w stosownych momentach, wysłuchiwał jej obaw związanych z pracą i uprawiał
z nią seks, który jak mu się wydawało, był obopólnie satysfakcjonujący: czego
jeszcze chciała? Uczciwości, usłyszał w głowie głos Madeline, ponieważ kobiety
zawsze chciały uczciwości, tylko że uczciwość oznaczałaby przyznanie,
że rozpoczął ten związek, ponieważ potrzebował czegoś, co odwróciłoby jego
uwagę od skomplikowanych uczuć do innej kobiety, a wtedy Madeline
na pewno by uznała, że ją wykorzystał. Co z tego? Ludzie bez przerwy się nawzajem
wykorzystują – oznajmił Strike wyimaginowanej Madeline, zaciągając się
głęboko e-papierosem, który napełnił ponownie, by zapalić w samochodzie.
Chcą uniknąć samotności. Próbują znaleźć to, czego im brakuje. Pokazać światu,
że zgarnęli nagrodę. Przypomniał sobie, jak Madeline próbowała zrobić
im obojgu zdjęcie i wrzucić je na Instagrama, oraz ich kłótnię w wieczór jej
premiery i już słyszał własne słowa: Chyba każde z nas chce czegoś innego.
Powinien był to sobie wydrukować na wizytówkach i wręczać je na początku
związków, żeby potem żadna kobieta nie mogła powiedzieć, że nie została
ostrzeżona...
– Cholera – powiedziała Robin.
Strike rozejrzał się i zobaczył range rovera wyjeżdżającego z rzędu
samochodów zaparkowanych przed domem Upcottów.
– W środku chyba siedzi Inigo – wyjaśniła Robin, spoglądając przez przednią
szybę. – Tak... to on. Prowadzi Gus. Co robimy?
– Jedź za nimi – zadecydował Strike. – Prawdopodobnie wizyta u lekarza.
Zresztą i tak łatwiej będzie z nim rozmawiać z dala od Katyi.
– Wścieknie się, że go śledzimy – ostrzegła Robin.
– Pewnie tak – przyznał Strike – ale podczas spotkania twarzą w twarz
będzie mu cholernie trudno się nas pozbyć. Zresztą sam się o to prosił,
podstępny drań.
Inigo i Gus nie zatrzymali się jednak ani obok przychodni, ani obok szpitala
i dalej jechali na wschód. Robin widziała profil Iniga zwrócony w stronę syna.
Wyglądało na to, że za coś go beszta. Od czasu do czasu groził mu palcem.
– Dokąd oni jadą, do cholery? – zastanawiał się na głos Strike, gdy godzinę
po tym, jak zaczęli jechać za range roverem, dotarli do Dartford Crossing –
długiego podwieszanego mostu nad Tamizą.
– Inigo nie jechałby chyba do szpitala położonego tak daleko? – spytała
Robin. – Naprawdę daje popalić Gusowi.
– No. – Strike też obserwował agresywne wygrażanie palcem. – Jest raczej
w dobrej kondycji, nie sądzisz?
– Myślałam, że Gus jest jego ulubionym dzieckiem.
– Te jego wysypki mogą wskazywać, że utrzymanie tej pozycji jest dosyć
stresujące – odparł Strike. – Może właśnie powiedział Inigowi, że chce
skończyć z grą na wiolonczeli.
Range rover sunął po M2 przez następną godzinę.
– Chyba jadą do Whitstable – odezwała się w końcu Robin, gdy range rover
skręcił w drogę nazywaną Borstal Hill. – Może zamierzają kogoś odwiedzić?
– Albo – odrzekł Strike, któremu nagle przyszła do głowy pewna myśl – mają
drugi dom. W takich miejscach zamożni londyńczycy kupują małe nadmorskie
rezydencje... w których wygodnie spędzają weekendy...
Znowu wyjął komórkę, otworzył stronę 192.com, a następnie wyszukał „I
J Upcott” i „Whitstable”.
– No, zgadłem – powiedział. – Mają tu nieruchomość. Akwarelowy Domek
przy Island Wall.
Robin wjechała za range roverem do serca urokliwego miasteczka, mijając
po drodze drewniane domy i domki szeregowe w kolorach lodów, a potem
jechali po Harbour Street pełnej galerii sztuki i sklepików z osobliwościami.
W końcu range rover dwa razy skręcił w prawo i znaleźli się na parkingu
Keam's Yard. Robin zaparkowała bmw w pewnej odległości, a potem razem
ze Strikiem obserwowali w lusterkach, jak Gus wysiada z samochodu, wyjmuje
z bagażnika wózek inwalidzki ojca, pomaga Inigowi wysiąść, po czym pcha
go na wózku i obaj znikają za rogiem.
– Chyba powinniśmy im dać dziesięć minut – powiedział Strike, spoglądając
na zegarek na desce rozdzielczej. – Założę się, że Gus wróci do samochodu
po bagaż. Nie chcę ich uprzedzać o naszej obecności, dopóki nie nastawią
czajnika i nie zdejmą butów. Tyle dobrego – dodał bezlitośnie – że na wózku
inwalidzkim bardzo trudno jest zwiać niepostrzeżenie.
77
Płaczesz: „Miałem tak wzniosłe marzenia.
Pragnienia mej duszy były wręcz wspaniałe.
Nie na przewrócone ołtarze w gasnących płomieniach,
Na lepszy los zasługiwałem [...]”.
May Kendall
Failures
Zobaczywszy, że Gus wyjmuje dwie walizki z tyłu range rovera, Strike i Robin
dali mu trochę czasu na zaniesienie ich do domu, po czym wysiedli z bmw.
Za kamiennym murem parkingu ciągnęła się kamienista plaża i urodzony
w Kornwalii Strike doświadczył lekkiej poprawy nastroju, jaką zawsze
zapewniał mu zapach morza w połączeniu z szumem fal.
Island Wall, znajdująca się zaraz za zakrętem, była wąską ulicą biegnącą
w dół. Malowane szeregówki po prawej stronie bez wątpienia oferowały
niczym nieprzysłonięty widok na morze. Akwarelowy Domek, umiejscowiony
mniej więcej pośrodku, miał bladozielony kolor, a półokrągłe okienko
witrażowe nad drzwiami przedstawiało galeon z postawionymi żaglami.
Wyglądało na to, że dzwonka nie ma, więc Strike uniósł kołatkę w kształcie
kotwicy i zapukał dwa razy. Nie minęło dziesięć sekund, a Gus otworzył drzwi.
Gdy rozpoznał Strike'a i Robin, na jego twarzy pojawił się wyraz przerażenia.
Robin zdążyła zauważyć, że wysypka, choć nie wdzierała się już na jego
przekrwione oczy, wciąż była wyjątkowo zaogniona.
– Kto to? – zawołał Inigo z głębi domu.
Gus odwrócił się i zobaczył ojca zbliżającego się na wózku. Inigo także wydał
się chwilowo oszołomiony widokiem dwojga detektywów, lecz prawie
natychmiast odzyskał rezon.
– Co tu się...?
– Dzień dobry, panie Upcott – przywitał się Strike, okazując coś, co jeśli
wziąć pod uwagę wściekłość na twarzy Iniga, wydało się Robin wyjątkowym
opanowaniem. – Zastanawialiśmy się, czy moglibyśmy zamienić z panem
słowo.
Inigo podjechał bliżej. Gus przywarł do ściany w sposób wskazujący,
że ma ochotę w niej zniknąć.
– Czy państwo mnie...? Skąd państwo w ogóle wiedzieli, że...? Śledziliście
mnie?
Trochę żałując, że odpowiedź: „To chyba oczywiste, ty nadęty kutasie” byłaby
niedyplomatyczna, Strike odparł:
– Mieliśmy nadzieję, że złapiemy pana na Hampstead, ale gdy się tam
zjawiliśmy, właśnie pan odjeżdżał, więc pojechaliśmy za panem.
– Dlaczego? – pieklił się Inigo. – Co...? Dlaczego...? To oburzające!
– Myślimy, że może pan mieć informacje istotne dla naszego śledztwa. –
Strike lekko podniósł głos, ponieważ obok przechodziły dwie młode kobiety
i przypuszczał, że dla Iniga obawa, iż sąsiedzi dowiedzą się o jego sprawach,
będzie straszniejsza niż ewentualne konsekwencje wpuszczenia Strike'a
i Robin do środka. I rzeczywiście, choć Inigo wyglądał na jeszcze
bardziej rozzłoszczonego, odrzekł:
– Niech pan tak nie krzyczy pod moimi drzwiami! Mój Boże, to kompletne...
absolutne...
Lata spędzone w agencji nauczyły Robin, że jakkolwiek niemile widziana
może być wizyta prywatnego detektywa, niemal każdy chce się dowiedzieć,
co tego detektywa sprowadza, toteż wcale nie była zaskoczona, gdy Inigo
warknął:
– Daję państwu pięć minut. Pięć.
Gdy weszli do środka, próbował wycofać wózek, lecz był tak zdenerwowany,
że zderzył się ze ścianą.
– Pomóż mi, do cholery! – wrzasnął na syna, który rzucił się, żeby to zrobić.
Dom, jak się przekonali po wejściu do środka i zamknięciu drzwi, został
zaadaptowany według takiego samego wysokiego standardu jak dom
Upcottów na Hampstead. Parter przekształcono w otwartą przestrzeń
obejmującą kuchnię, jadalnię i salon; wszędzie była gładka drewniana podłoga.
Okna tarasowe w tylnej części domu wychodziły na ogród, także
przystosowany do wózka inwalidzkiego Iniga: pochyła część tarasu z widokiem
na morze prowadziła na platformę, na której umieszczono olbrzymi parasol,
stół i krzesła. Na środku małego trawnika stała palma łagodnie szeleszcząca
na ciepłej bryzie.
– Idź się rozpakować – polecił Inigo synowi, który wydawał się aż zanadto
uszczęśliwiony możliwością oddalenia się od ojca.
Gdy odgłos kroków Gusa ucichł na górze, Inigo ustawił wózek obok niskiego
stolika do kawy i obcesowo skinął na Strike'a i Robin, by usiedli w dwóch
fotelach przykrytych płótnem w niebiesko-białe paski.
Pomalowane na biało ściany pokoju były upstrzone akwarelami.
Przypominając sobie stronę internetową Tribulationem et Dolorum („Wciąż
uprawia sztukę i muzykę, podlegając z konieczności ograniczeniom
wynikającym ze stanu jego zdrowia”), Robin zastanawiała się, czyje to dzieła:
Iniga czy Katyi, oraz czy by się spodobały Mariam i Pezowi – jej wydały się bez
wyrazu i amatorskie. Największa, oprawiona w dziwaczną ramę z drewna
wyrzuconego przez morze, ukazywała Island Wall z Akwarelowym Domkiem
po prawej stronie. Perspektywa była trochę zaburzona, przez co choć ulica
wydawała się niezmiernie długa i znikała gdzieś na horyzoncie, domy
wyglądały na stanowczo za duże w stosunku do otoczenia. W jednym kącie
salonu stał keyboard, a na pulpicie na nuty leżała partytura 30 kleine
Choralvorspiele Maxa Regera, ozdobiona z przodu rysunkiem linearnym
przedstawiającym niemieckiego kompozytora z wydatnym brzuchem i w
okularach, który, jako że wyglądał na rozzłoszczonego, przejawiał niezwykłe
podobieństwo do niechętnego gospodarza domu.
– Więc czemu zawdzięczam to najście? – spytał Inigo, patrząc z wściekłością
na Strike'a.
– Kei Niven – powiedział Strike.
Inigo próbował utrzymać srogi wyraz twarzy, lecz zdradziło go lekkie
konwulsyjne zaciśnięcie rąk na podłokietnikach wózka inwalidzkiego oraz
drgnienie milczących ust.
– A niby co, na litość boską, mógłby mi pan powiedzieć, czego moja żona
jeszcze mi nie powiedziała? – spytał po zbyt długiej przerwie.
– Całkiem sporo. Naszym zdaniem co najmniej dwa lata temu nawiązał pan
bez wiedzy żony bliskie relacje z Keą Niven.
Strike zaczekał, by atmosferę skuł lód milczenia: przełamanie tego lodu było
niebezpieczne, a prześlizgnięcie się po nim niemożliwe. W końcu starszy
mężczyzna odrzekł:
– Nie wydaje mi się, żeby moje prywatne relacje... a jestem daleki
od przyznania, że w tym konkretnym wypadku istnieją jakieś relacje... mogły
mieć choćby najmniejszy związek z państwa dochodzeniem. Oczywiście
zakładając – dodał Inigo, który nagle poczerwieniał tam, gdzie poprzednio
zbladł – że wciąż próbują się państwo dowiedzieć, kto jest tym całym Anomią. A
może Katya zleciła państwu śledztwo w mojej sprawie?
– Aktualnie prowadzimy dochodzenie tylko w sprawie Anomii.
– A dowodem na istnienie tych rzekomych relacji jest według państwa...?
– Panie Upcott – odrzekł cierpliwie Strike – człowiek o pańskiej inteligencji
wie, że nie wyłożę tu wszystkiego, co wiemy, żeby mógł pan dopasować do tego
swoją wersję.
– Do cholery, jak pan śmie sugerować, że mam powody cokolwiek
„dopasowywać”! – eksplodował Inigo, a Robin poczuła, że możliwość otwartego
okazania złości przyniosła mu ulgę. – Utrzymuję kontakty z wieloma
przewlekle chorymi osobami za pośrednictwem swojej strony internetowej.
Owszem, Kea odwiedziła tę stronę w poszukiwaniu porady. Poradziłem jej to
samo, co poradziłbym każdemu człowiekowi cierpiącemu na tę paskudną
przypadłość, w której istnienie lekarze powątpiewają.
– Ale nie wspomniał pan żonie, że skontaktowała się z panem Kea Niven?
– Wtedy nie wiedziałem, kim jest Kea. Odwiedziła stronę pod pseudonimem,
jak wielu użytkowników. Zmaganie się z dolegliwościami, które przeklęci
przedstawiciele profesji medycznej uważają za psychosomatyczne, wiąże się
ze wstydem i stygmatyzacją!
– Ale w pewnym momencie odkrył pan, kim jest Arke?
W czasie krótkiej przerwy po tym pytaniu usłyszeli skrzypnięcie schodów.
Inigo tak szybko odwrócił głowę, że Robin wcale by się nie zdziwiła, gdyby
spowodowało to uraz kręgosłupa szyjnego.
– Co tam robisz? – ryknął, gdy Gus pospiesznie zszedł z powrotem na dół.
– Rozpakowałem rzeczy – oznajmił jego syn, stając w drzwiach z zalęknioną
miną. – Naprawdę muszę już iść, jeśli mam zdążyć...
– A zakupy mam zrobić sam, tak? – krzyknął Inigo.
– Przepraszam, zapomniałem – powiedział Gus. – Już idę do sklepu. Co mam
ci...?
– Wykaż trochę inicjatywy, do cholery! – uciął Inigo, odwracając się
z powrotem do Strike'a i Robin. Sapiąc, zaczekał, aż zamkną się drzwi
wejściowe, a potem tonem bardziej opanowanym dodał: – O ile dobrze
pamiętam... a rozmawiam online z wieloma różnymi osobami... po paru
tygodniach Kea napomknęła o czymś, co mi uświadomiło, że jest w jakiś
sposób zamieszana w historię tej przeklętej kreskówki... Tak, i wtedy razem...
hm... odkryliśmy, że także poza Internetem coś nas ze sobą łączy.
– Nie wydało się panu dziwnym zbiegiem okoliczności, że pojawiła się
na pana stronie internetowej?
– A niby dlaczego? – Inigo zrobił się jeszcze bardziej czerwony. – Moją stronę
odwiedza masa ludzi. Uważa się ją za jedno z najlepszych internetowych źródeł
dla osób cierpiących na przewlekłe zmęczenie i fibromialgię.
– Ale nie wspomniał pan o tym żonie? – spytał ponownie Strike.
– Wie pan, istnieje coś takiego jak poufność w relacjach z pacjentem!
– Nie zdawałem sobie sprawy, że jest pan lekarzem.
– Oczywiście, że nie jestem lekarzem, do cholery, nie trzeba być lekarzem,
żeby wyznawać pewną etykę w związku z dzieleniem się osobistymi
informacjami na temat ludzi, którzy zwracają się do nas po poradę medyczną
i wsparcie psychologiczne!
– Rozumiem – powiedział Strike. – Więc nie wspomniał pan o tym Katyi,
bo chciał pan uszanować prywatność Kei?
– A czy mógł być inny powód? – spytał Inigo, lecz jego próbę przypuszczenia
kontrataku osłabiła coraz intensywniejsza czerwień twarzy. – Jeśli pan
sugeruje... To zupełnie niedorzeczne.
Ona mogłaby być moją córką!
Przypominając sobie zapewnienia Katyi, że w relacjach z Joshem kierują nią
tylko matczyne uczucia, Robin nie mogła się zdecydować, czy nieszczęśni
Upcottowie, z których każde, jak się zdawało, szukało pociechy i być może
nadziei na wskrzeszenie młodości za pośrednictwem relacji
z dwudziestoparolatkami, wywołują w niej niesmak czy raczej współczucie.
– A tymczasem oczywiście spotkał się pan z Keą twarzą w twarz – powiedział
Strike, strzelając w ciemno.
Wtedy Inigo spurpurowiał. Robin, czując lekką panikę, zastanawiała się,
co zrobią, jeśli facet dostanie zawału. Ten jednak uniósł drżącą rękę i celując
nią w Strike'a, odparł ochryple:
– Śledziliście mnie. To nikczemne naruszenie... oburzające pogwałcenie
mojej... mojej...
Zaczął kasłać, a w zasadzie brzmiało to tak, jakby się krztusił. Robin zerwała
się z miejsca, pobiegła do kuchni, chwyciła szklankę z półki i napełniła ją wodą
z kranu. Gdy wróciła, Inigo wciąż kasłał, ale przyjął od niej wodę i choć wylał
na siebie sporą jej część, zdołał upić kilka łyków. W końcu odzyskał jakieś
pozory panowania nad oddechem.
– Nie byłem świadkiem pana spotkania z Keą – zaznaczył Strike, dodając nie
do końca zgodnie z prawdą: – Ja tylko zadałem pytanie.
Inigo obrzucił go wściekłym spojrzeniem. Miał załzawione oczy i drżały
mu wargi.
– Ile razy się pan z nią spotkał?
Inigo już wyraźnie trząsł się z rozżalenia i złości. Woda ze szklanki chlusnęła
mu na udo.
– Raz – powiedział. – Raz. Była akurat w Londynie i umówiliśmy się na kawę.
Czuła się wyjątkowo słabo, potrzebowała mojej rady i wsparcia, które, mówię
to z radością, zdołałem jej zapewnić.
Spróbował odstawić szklankę na stolik. Wyślizgnęła mu się z drżącej dłoni
i roztrzaskała na drewnianej podłodze.
– Kurwa MAĆ! – ryknął Inigo.
– Ja się tym zajmę – zapewniła szybko Robin, zrywając się z miejsca po raz
drugi, by pójść po rolkę ręcznika kuchennego.
– Oburzające... oburzające – powtarzał Inigo, dysząc. – Cała ta... żeby mnie
tutaj śledzić... naruszać moją przestrzeń... a wszystko dlatego, że próbowałem
pomóc dziewczynie...
– ...która miała wielki żal do Edie Ledwell – podjął Strike, gdy Robin wróciła
i kucnęła obok Iniga, by zetrzeć wodę – i twierdziła, że Ledwell ukradła
wszystkie jej pomysły, która nękała Ledwell w Internecie oraz stalkowała Blaya,
gdy się ze sobą rozstali, a w nocy poprzedzającej napaść formułowała poważne
groźby pod adresem ich obojga.
– Kto mówi, że im groziła? – spytał z furią Inigo, gdy Robin ostrożnie
zbierała odłamki szkła.
– Ja mówię – odparł Strike. – Widziałem tweety, które usunęła, gdy już
wytrzeźwiała. Doradził jej to Wally Cardew. To prawdopodobnie jedyna
rozsądna rzecz, jaką zrobił, odkąd zaczęliśmy dochodzenie w tej sprawie.
Wiedział pan, że wciąż utrzymują ze sobą kontakt? Zdaje pan sobie sprawę,
że spała z Wallym po rozstaniu z Blayem?
Trudno było stwierdzić, jakie wrażenie robią te pytania na Inigu, ponieważ
jego twarz i tak już spurpurowiała i pokryła się plamami, lecz Strike odniósł
wrażenie, że chyba zauważył przebłysk szoku. Intuicja mu podpowiadała,
że Iniga ujęła dziewczyna, którą postrzegał jako bezbronną i niewinną. Potrafił
sobie wyobrazić, że Kea doskonale gra taką rolę.
– Nie wiem, o czym pan mówi – powiedział Inigo. – Nie mam pojęcia, kim
jest ten cały Cardew.
– Naprawdę? Podkładał głos Dreka, dopóki go nie wyrzucili za antysemicki
filmik, który zamieścił na YouTubie.
– Nie śledziłem całej błazenady związanej z tą przeklętą kreskówką. Wiem
tylko, że Kea to wrażliwa młoda osoba uwikłana w złą sytuację. I od razu coś
panu powiem: ona z całą pewnością nie jest Anomią. To wykluczone.
– Więc nigdy nie rozmawiał pan z nią o Sercu jak smoła?
Po krótkiej przerwie Inigo odpowiedział:
– Tylko w najogólniejszych słowach. Oczywiście kiedy już zdałem sobie
sprawę, kim ona jest, wspomnieliśmy o kreskówce. Uważała, że padła ofiarą
plagiatu. Zaproponowałem swoje doradztwo. Byłem kiedyś wydawcą, mam
pewne doświadczenie w tym zakresie.
– Więc popierał pan jej oskarżenia o plagiat?
– Nie popierałem jej oskarżeń, ja tylko pełniłem funkcję inteligentnego
bezstronnego słuchacza – powiedział Inigo, gdy Robin zaniosła potłuczone
szkło do kuchni i wyrzuciła je do kosza. – Jej zdrowie psychiczne cierpiało
z powodu poczucia, że została wykorzystana... wykorzystana, a potem
porzucona. Potrzebowała życzliwego słuchacza, a ja taki byłem. Mamy ze sobą
mnóstwo wspólnego – dodał, jeszcze bardziej czerwieniejąc.
Patrząc na obrzmiałą twarz mężczyzny w średnim wieku, z rozszerzonymi
porami i sinawymi workami pod jasnoszarymi oczami w okularach, Strike
przypomniał sobie piękno niepotrzebującej makijażu Kei, która siedziała
naprzeciw niego w Maids Head.
– Tak się składa, że doskonale wiem, jakie to uczucie, kiedy los podcina
ci skrzydła w najlepszym okresie życia – ciągnął Inigo – gdy człowiek wie,
że mógł sięgnąć szczytu, lecz pozostaje mu jedynie obserwować cudze sukcesy,
a jego świat się kurczy i przepadają wszystkie nadzieje na przyszłość.
Ta przeklęta choroba pozbawiła mnie pracy, do cholery. Miałem swoją muzykę,
ale zespół, moi tak zwani przyjaciele, wyraźnie dali do zrozumienia, że nie
są gotowi znosić moich ograniczeń fizycznych, mimo że byłem, do diabła,
najlepszym muzykiem z nich wszystkich. O tak, mogłem zrobić to co Gus,
mogłem podążyć drogą stypendium. Do tego miałem wielki talent artystyczny,
ale przez tę cholerną chorobę nie byłem w stanie poświęcić czasu niezbędnego,
by go rozwijać w jakikolwiek znaczący...
Zadzwoniła komórka. Robin, która już miała ponownie usiąść, przeprosiła
i wyjąwszy telefon z kieszeni, spojrzała na numer na ekranie, po czym
powiedziała:
– Chyba powinnam odebrać.
Ponieważ w otwartej przestrzeni salonu z kuchnią nie było miejsca, gdzie
mogłaby porozmawiać na osobności, wyszła na ulicę. Kiedy zniknęła, Inigo
zdjął okulary i wytarł oczy, które, jak zauważył Strike, wypełniły się łzami, gdy
Upcott recytował długą listę tego, co stracił. Umieściwszy okulary drżącą ręką
z powrotem na miejscu, głośno pociągnął nosem.
Jeśli jednak Inigo Upcott zamierzał wzbudzić litość, spotkało
go rozczarowanie. Strike, który leżał kiedyś z oderwaną nogą na szutrowej
drodze w Afganistanie, a obok spoczywał tors mężczyzny, z którym kilka minut
wcześniej żartował na temat zakrapianego wieczoru kawalerskiego
w Newcastle, nie znalazł w sobie współczucia dla niespełnionych marzeń Iniga
Upcotta. Jeśli współpracownicy Upcotta i jego koledzy z zespołu nie byli
skłonni okazać mu życzliwości, Strike był gotów iść o zakład, że wiązało się
to raczej z despotyczną, chełpliwą naturą siedzącego naprzeciw niego
mężczyzny niż z ich brakiem empatii. Im Strike robił się starszy, tym
częściej dochodził do wniosku, że w dostatnim kraju, w czasie pokoju – mimo
ciężkich ciosów zadawanych przez los, na które nikt nie był uodporniony,
i takich niezasłużonych prezentów od fortuny jak te, z których najwyraźniej
korzystał Inigo, spadkobierca pokaźnego majątku – o biegu życia decyduje
przede wszystkim charakter.
– Przekazywał pan Kei coś, co mówiła panu żona na temat negocjacji
z Maverickiem i tak dalej?
– Być może... o tym wspomniałem – przyznał Inigo, ewidentnie mając
do Strike'a żal o jego rzeczowy ton, a potem powtórzył: – Ale tylko
w najogólniejszych słowach.
– Czy Kea prosiła pana o przekazywanie wiadomości Joshowi?
– Sporadycznie – powiedział Inigo po krótkim wahaniu.
– Ale nie przekazywał pan tych wiadomości?
– Nie mam kontaktu z Blayem.
– I oczywiście nie prosił pan żony, żeby przekazywała mu wiadomości
od Kei.
Jedyną reakcją Iniga było zaciśnięcie ust.
– Czy obiecywał pan Kei jakąś pomoc oprócz doradzania jej w sprawie
rzekomego plagiatu?
– Rozwiewałem jej obawy.
– W jakiej kwestii?
– Doskonale zdawała sobie sprawę, że moja żona jej nie lubi – powiedział
Inigo. – Oczywiście Kei przeszło przez myśl, że może zostać oskarżona o bycie
Anomią albo o jakiś związek ze śmiercią Ledwell. Obiecałem jej tylko,
że przemówię Katyi do rozsądku. Powtarzam – zaznaczył z mocą Inigo – Kea
nie może być Anomią.
– Skąd ta pewność?
– Cóż, po pierwsze, jest zbyt chora – oznajmił głośno. – Jakakolwiek
długotrwała praca... tworzenie i utrzymanie tego rodzaju gry internetowej...
byłoby dla niej niemożliwe z powodu problemów ze zdrowiem. Ona potrzebuje
mnóstwa odpoczynku i snu... ale w tej przeklętej chorobie sen nie przychodzi
łatwo. Ponadto Anomia zaatakowała Keę online. Była dla niej naprawdę bardzo
nieprzyjemna. Kea strasznie się zdenerwowała.
– „Była”? – powtórzył Strike.
– Co?
– Właśnie wyraził się pan o Anomii, jakby to była „ona”.
Inigo obrzucił Strike'a wściekłym spojrzeniem, a potem odrzekł:
– Moja żona nie chciała, żebym panu o tym wspominał podczas poprzedniej
wizyty. Zgodziłem się tego nie robić, ponieważ nie chciałem, żeby potem Katya
ględziła i lamentowała. Są pewne granice tego, co człowiek może znieść. Nie
powinienem się denerwować. Ale skoro jestem śledzony i nękany w miejscu,
które powinno być moim azylem... – ciągnął, znów coraz bardziej wzburzony. –
Anomią jest Yasmin Weatherhead – oznajmił Inigo. – Pracuje w branży IT, jest
wścibską manipulantką i w każdej sytuacji chce dla siebie ugrać jak najwięcej.
Wiedziałem, co knuje ta przeklęta dziewucha, gdy tylko przekroczyła próg
naszego domu. Katya nie chce tego przyznać, bo oczywiście to ona zapoznała
ją z Ledwell i Blayem. Kolejna głupota, którą zrobiła moja żona, ale ona zawsze
jest zaskoczona, kiedy coś pójdzie niezgodnie z jej planem.
– Yasmin Weatherhead pracuje w branży PR, nie IT – sprostował Strike.
– Myli się pan – powiedział Inigo z arogancją człowieka nieprzywykłego
do tego, że ktoś mu się sprzeciwia. – Doskonale radzi sobie z komputerami,
zna się na rzeczy. Kiedyś zepsuł mi się komputer, a ona go naprawiła.
– Czy poza jej pracą w IT ma pan jakiś inny powód, by podejrzewać ją o bycie
Anomią?
– Oczywiście. Słyszałem, jak sama przyznała, że nią jest – odparł Inigo
z miną wyrażającą złośliwy triumf. – Wybrałem się z Katyą na przyjęcie
bożonarodzeniowe w tym przeklętym kolektywie artystycznym. Musiałem
skorzystać z łazienki. Skręciłem nie tam, gdzie należało, i zobaczyłem Yasmin
obściskującą się z tym odrażającym facetem, który prowadzi to miejsce.
– Z Nilsem de Jongiem? – upewnił się Strike, pierwszy raz podczas tej
rozmowy sięgając po notes.
– Nie wiem, jak on się nazywa, do cholery. Olbrzym przypominający stóg
siana. Śmierdział trawą. Chwilę wcześniej wygłaszał mądrości Evoli.
– Evoli? – powtórzył Strike, pisząc. Miał wrażenie, że niedawno słyszał
to nazwisko, ale nie mógł sobie przypomnieć gdzie.
– Juliusa Evoli. Filozofa o skrajnie prawicowych poglądach. Niedorzeczne
teorie rasowe. Pewien zdecydowanie ekscentryczny kolega studiujący ze mną
w Radley College miał do niego słabość. Wszędzie nosił Myth of the Blood
i ostentacyjnie czytał fragmenty w porze posiłków. Tamci dwoje mnie nie
zauważyli. Stali w ciemnym miejscu, a ja rzecz jasna nie tupałem. –
Inigo znowu wskazał swój wózek. – W każdym razie słyszałem, jak
powiedziała: „Jestem Anomią”.
– Na pewno? – spytał Strike.
– Wiem, co słyszałem. – Inigo zacisnął zęby. – Niech pan idzie maglować
tych dwoje. Z tego, co zauważyłem, siedzą w tym razem. On mógłby być
Morehouse'em, prawda?
– O, wie pan, jak się nazywa partner Anomii?
– Trudno, żebym nie wiedział – odparł Inigo. – Mając obok siebie Katyę
i Blaya, którzy bez przerwy gadają o Anomii i tej przeklętej grze, oraz Keę
zamartwiającą się, że zostanie oskarżona, jestem poinformowany najlepiej, jak
może być poinformowany ktoś, kogo ta sprawa zupełnie nie interesuje.
– Przedstawił pan Kei swoją teorię o Anomii? – spytał Strike.
– Tak. – Ton głosu Iniga złagodniał. – Ona jej nie popiera. Pod pewnymi
względami jest naiwna. Nieobyta. Jest przekonana, że Anomia to jakiś
nieprzyjemny artysta z Liverpoolu, który też mieszka w tym przeklętym North
Grove. Chyba nazywa się Presley czy jakoś tak. On też był na tamtej imprezie.
To zarozumiały drań. Raz ponoć napastował Keę seksualnie, kiedy zwabił ją do
swojego pokoju. Odrażające – warknął Inigo. – Oczywiście nie obyło się bez
konsekwencji. Kea mówi, że Anomia robił jej w Internecie propozycje natury
seksualnej i to one skłoniły ją do wniosku, że jest nim Presley. Kea to niewinna
dziewczyna – ciągnął Inigo, znowu się rumieniąc. – Nie zdaje sobie sprawy
z gierek, jakie prowadzą ludzie. Nie przyszłoby jej do głowy, że kobieta
mogłaby ją wciągnąć podstępem w kompromitującą rozmowę z seksualnym
podtekstem.
– Co pana zdaniem osiągnęłaby Yasmin, robiąc coś takiego?
– Zdobyłaby nad nią kontrolę. Coś, czego mogłaby użyć przeciwko niej, czym
mogłaby jej grozić. Yasmin bardzo lubi manipulować innymi, że nie wspomnę
o wtrącaniu się w cudze sprawy.
– Co pana skłania do takiego wniosku?
– Jej zachowanie w naszym domu – powiedział Inigo. – Szukała pretekstu,
żeby się u nas zjawić, jeśli Blaya i Ledwell akurat nie było albo jeśli zapomniała
przekazać jakieś mejle czy co tam jeszcze. Rozglądała się. Zadawała pytania.
Szukała informacji. Och, potrafię zrozumieć, dlaczego początkowo ujęła Katyę.
Yasmin udawała, że jest zatroskana i współczująca, że nikomu nie chce
sprawiać kłopotu. Po jakimś czasie człowiek powoli sobie uświadamia,
że to pasożyt, istny pasożyt. Ona jest Anomią.
Usłyszeli, jak otwierają się drzwi, i pojawił się Gus obładowany torbami
z jedzeniem z Sainsbury's, a za nim weszła Robin, która wydawała się spięta.
– Tato – zaczął Gus – będę musiał już jechać, jeśli mam zdążyć na...
– A ja mam to sobie powykładać, tak? – spytał ostro ojciec.
– Schowam mleko i resztę – zapewnił go Gus, który wydawał się rozdarty
między strachem a rozpaczliwym pragnieniem wyjścia z domu, i to ostatnie
sprawiło, że stał się nadspodziewanie asertywny – ale jeśli zaraz nie pojadę...
Prędko poszedł do kuchni, gdzie zaczął wyjmować z toreb butelki mleka
i łatwo psujące się produkty, by pospiesznie włożyć je do lodówki.
– A czyja to wina? – zawołał za nim z wciekłością ojciec, spoglądając przez
ramię. – Czyja to wina, że potrzebujesz dodatkowych lekcji, bo narobiłeś sobie
zaległości? Czyja to wina, ty cholerny symulancie?
Gus, którego twarz zasłaniały drzwi lodówki, nie odpowiedział. Inigo
odwrócił się z powrotem do Strike'a i oświadczył stanowczo:
– Nic więcej nie mogę panu powiedzieć. To wszystko, co wiem. Cała
ta rozmowa przysporzy mi mnóstwo stresu i nieprzyjemności – dodał
w nowym przypływie złości.
– A czyja to wina – odparł Strike, wstając... Był już zmęczony chimerycznym,
aroganckim, zgorzkniałym człowiekiem i nie podobał mu się kontrast między
tym, jak Upcott traktował swoje dzieci, a troską, jaką okazywał ładnej młodej
kobiecie, która tak zręcznie go urabiała – że w tajemnicy przed żoną flirtuje
pan z Keą Niven?
Robin zobaczyła, jak Gus rozgląda się z wytrzeszczonymi oczami, zamykając
lodówkę. Przez chwilę wyglądało na to, że Iniga zatkało. Potem warknął
ściszonym głosem:
– Wynocha z mojego domu.
78
Dlaczego miałabym cię sławić, rozkoszna Afrodyto?
Wszak nie wskazujesz mi drogi,
Już raczej mój umysł dzielisz konfliktem srogim [...].
– Kto dzwonił? – spytał Strike, gdy byli już z Robin na ulicy. Odniósł
wrażenie, że napięcie malujące się na jej twarzy ma związek z telefonem, który
przed chwilą odebrała. Robin odeszła kilka kroków od drzwi Upcottów
i dopiero wtedy się do niego odwróciła.
– Policja. Śledzili gościa, o którym wiedzą, że należy do Halvingu. Przed
godziną był na Blackhorse Road i robił zdjęcia budynku, w którym jest moje
mieszkanie.
– Kurwa – powiedział Strike. – Okej, to może...
Zamilkł. Z Akwarelowego Domku właśnie wyszedł Gus Upcott i widok
dwojga detektywów wciąż kręcących się w pobliżu wyraźnie go zaniepokoił.
– Czekali państwo na mnie?
– Nie – odpowiedzieli jednocześnie Strike i Robin.
– Aha – powiedział Gus. – W takim razie... idę w tę stronę.
Wskazał parking.
– My też – odrzekł Strike i wszyscy troje ruszyli w ciszy z powrotem pod
górę.
Gdy skręcili za róg, Gus nagle wypalił:
– Rozmawia nie tylko z nią.
– Słucham? – powiedział Strike, który myślami wciąż był przy Halvingu
i mieszkaniu Robin.
– Mój ojciec rozmawia jeszcze z inną kobietą.
Gus miał minę człowieka zdecydowanego na jakieś ryzykanckie posunięcie.
Światło dnia było okrutne dla jego oszpeconej cery, lecz pod wysypką był
przystojnym chłopcem. Pachniał tak, jak często pachną młodzi mężczyźni
niespecjalnie przejmujący się higieną – trochę wilgotno i oleiście – a jego
wygnieciona czarna koszulka wyglądała, jakby ją nosił kilka dni.
– Ona też jest z tej strony. Widziałem, jak do niego pisze. Ma na imię Rachel.
Gdy żadne z detektywów się nie odezwało, Gus dodał:
– Już wcześniej był niewierny mojej matce. Ona myśli, że to przeszłość.
– Rachel – powtórzyła Robin.
– Tak – potwierdził Gus. – Ja nie mogę powiedzieć mamie. Zabiłby mnie.
Zresztą muszę już iść.
Poszedł do range rovera, a Strike'owi i Robin pozostało iść dalej do bmw,
do którego wsiedli w milczeniu.
– Co jeszcze mówiła policja? – spytał Strike, gdy już zamknęli drzwi.
Aktualnie był o wiele bardziej zaniepokojony terrorystami niż życiem
uczuciowym Iniga Upcotta.
– Moje mieszkanie obserwuje teraz tajniak. – Robin nie patrzyła na Strike'a,
lecz prosto przed siebie na mur odgradzający parking. – I wciąż śledzą tego
gościa, który robił zdjęcia. Nie aresztowali go, bo według nich jest dosyć nisko
w hierarchii i mają nadzieję, że zaprowadzi ich do wyżej postawionych
członków... albo do tych, którzy konstruują bomby. – Spuściła wzrok
na komórkę. – Policjant obiecał, że mi prześle... O, właśnie przesłał – dodała.
Otworzyła zdjęcie, po czym podsunęła komórkę Strike'owi, żeby też mógł
spojrzeć.
– No, wygląda jak ktoś od nich – przyznał. – Osiemdziesiąt osiem
na bicepsie, fryzura na Hitlerjugend... W sumie to trochę przesadził. Co radzi
policja?
– Zmyć się – odrzekła Robin. – W razie gdyby coś miało przyjść pocztą.
– Dobrze – stwierdził Strike. – Gdyby oni tego nie powiedzieli, sam bym
to zrobił.
– Kurde. – Robin pochyliła głowę, tak że jej czoło oparło się na kierownicy,
i zamknęła oczy. – Wybacz. Po prostu...
Strike wyciągnął rękę i poklepał ją po ramieniu.
– Co byś powiedziała na nocleg w Whitstable? Całkiem fajne miejsce. Nikt
nie wie, że tu jesteśmy. Zastanowimy się, ułożymy plan działania. Poza tym
ominęły cię najtłuściejsze kąski z rozmowy z Inigiem. Mamy wiele
do omówienia.
– Naprawdę? – Robin podniosła głowę, spragniona czegoś, co odwróci jej
uwagę od nowego domu, który tak krótko był bezpieczną przystanią, nim trafił
na celownik skrajnych prawicowców.
– No. Według niego Anomią jest Yasmin Weatherhead.
– Gówno prawda – odrzekła Robin i Strike'a z niejasnych powodów
rozbawiło, że wyraziła się o teorii Iniga z taką pogardą, mimo że przed chwilą
stanęła w obliczu nowych olbrzymich zmartwień. – Yasmin nie jest aż tak
dobrą aktorką, a poza tym nikt tak naiwny jak ona, która uwierzyła w swój
internetowy romans ze sławnym aktorem telewizyjnym, nie zdołałby
ukrywać swojej tożsamości aż tyle czasu.
– Zgadzam się. Ale Inigo twierdzi, że przypadkiem usłyszał, jak przyznawała
się do bycia Anomią, obściskując się z Nilsem de Jongiem na imprezie
bożonarodzeniowej w North Grove.
– Co?
– Właśnie. Nie jest to aż tak nieprzyjemny obraz jak Ashcroft z Zoe, ale...
– Nie wierzę, że Inigo coś takiego słyszał – oświadczyła Robin. – Przykro mi,
ale nie. Jeśli w ogóle się obmacywali, to założę się, że byli pijani...
– Nils na pewno.
– To raczej jego trudno uznać za dobrą partię – odparła Robin. – Wiecznie
upalony faszysta występujący w komplecie z dzieciakiem, który mógłby
ci poderżnąć gardło we śnie?
Strike się roześmiał.
– Chociaż z drugiej strony – dodała Robin, nie uśmiechając się – jest
multimilionerem. Oraz potencjalnym źródłem informacji o Joshu i Edie.
Mariam najwyraźniej coś w nim widzi... a ta druga kobieta mieszkająca
w North Grove z nim sypia... Może jestem pruderyjna? Nie mogłabym tak żyć.
Nie rozumiem tego... O czym to ja mówiłam? – spytała rozkojarzona. Jej
tok myślenia został zakłócony: osiemdziesiąt osiem na bicepsie, zdjęcia jej
mieszkania, „trzymaj się z dala, nie wiadomo, co może przyjść pocztą”. – Tak,
był pijany – przyznała Robin, zmuszając się do skupienia. – Założę się, że Nils
po prostu ględził o anomii, alpejczykach i czakrach, czyli o tym co zwykle... Pez
mówił, że to jego największe hity... a Inigo źle usłyszał coś,
co Yasmin odpowiedziała.
– Chyba masz rację – odrzekł Strike. – Inigo nie wspomniał, ile sam wypił.
Może też był zalany. Mam wrażenie, że jest bardzo zły na Katyę i chce, żeby
okazała się w jakiś sposób odpowiedzialna za Anomię.
– Myślisz, że jest zazdrosny, bo zakochała się w Blayu? – spytała Robin.
– Nie jestem pewny, czy akurat o to chodzi – powiedział Strike. – Pewnie rani
to ego Iniga, ale przecież on też nie próżnuje, prawda? Nie, moim zdaniem jest
po prostu wściekły na świat, że nie okazuje mu należytego uznania, i wyżywa
się na żonie. Byłaś tam jeszcze, jak nawijał, że jest geniuszem o wielu talentach,
któremu los podciął skrzydła w najlepszym okresie życia, prawda?
– Tak – potwierdziła Robin, ale dodała: – Chociaż trzeba przyznać, że jest
chory.
– Ma dwa bardzo ładne domy i czuje się wystarczająco dobrze, żeby
romansować, malować, grać na keyboardzie i prowadzić stronę internetową –
odparł Strike. – Wygląda na to, że tatuś biskup zostawił mu mnóstwo forsy.
Przychodzi mi na myśl masa ludzi, którzy zasługują na współczucie bardziej
niż Inigo Upcott. Ale ominęła cię inna ciekawostka. Właśnie
mi powiedział, skąd Nils wziął te wszystkie alpejskie dyrdymały rasowe.
Od gościa, który nazywa się Julius Evola i był skrajnie prawicowym filozofem.
– Evola? – powtórzyła Robin. – Mam wrażenie, że gdzieś widziałam
to nazwisko...
– No, też mi się tak zdawało, ale nie mogę sobie przypomnieć gdzie.
Robin siedziała przez chwilę, przetrząsając swoją pamięć, po czym
powiedziała:
– Och, oczywiście. Sama ci to powiedziałam. „Jestem Evola”.
– Co? – Strike był zdezorientowany.
– To nick jednego z trolli, którzy kręcą się wokół fanów Serca jak smoła
na Twitterze. Jestem Evola. To w gruncie rzeczy drugi Wierny Uczeń Lepine'a,
który mówi dziewczynom, żeby się zabiły albo że są brzydkimi dziwkami.
– Aha – przypomniał sobie Strike. – Rzeczywiście... Domyślam się,
że będziesz musiała kupić parę rzeczy, jeśli mamy przenocować w jakimś
pensjonacie. Bo ja tak. Albo nie, pieprzyć to – powiedział, sięgając do kieszeni
po telefon. – Nie jestem w nastroju na oszczędzanie. To wydatki służbowe,
wybierzmy jakieś przyzwoite miejsce.
Gdy spojrzał na ekran komórki, zobaczył, że czeka na niego wiadomość
od Madeline. Sądząc po dwóch widocznych zdaniach, mogła być dosyć długa.
Zmiótł ją palcem, nie czytając, i zaczął szukać w Google'u miejsc, w których
można się zatrzymać w Whitstable.
– Hotel Marine wygląda dobrze. Trzy gwiazdki, nad samym morzem, tylko
kawałek stąd... Zaraz tam zadzwonię...
Zanim jednak zdążył to zrobić, telefon w jego ręce zawibrował. To była
Madeline.
– Odbiorę na zewnątrz – powiedział Strike.
Tak naprawdę nie chciał, by Robin widziała, jak czeka, aż połączenie trafi
do poczty głosowej. Wysiadł z samochodu. Gus i range rover już zniknęli:
na tym miejscu stał stary peugeot, z którego wysypywała się rodzina z dwoma
małymi chłopcami. Strike z wciąż dzwoniącym telefonem odszedł kawałek
od bmw i wspiął się po krótkich betonowych schodach prowadzących poza
parking. Przystanął na górze, patrząc na szeroki pas morza za kamienistą
plażą. Z chęcią zszedłby po schodach na drugą stronę, lecz jego proteza
z pewnością nie sprostałaby niestabilnej nawierzchni, więc zamiast tego
głęboko wciągnął znajomy pokrzepiający słonawy zapach, patrząc, jak morze
tworzy koronkowe falbany wokół podłużnego drewnianego falochronu,
podczas gdy komórka dzwoniła w jego dłoni. Kiedy wreszcie przestała,
otworzył wiadomość, ponieważ Madeline bez wątpienia oczekiwałaby,
że przed rozmową ją przeczyta.
Jeśli jesteś na mnie zły, wolałabym, żebyś mi o tym
powiedział, zamiast karać mnie milczeniem. Nie znoszę,
kiedy ktoś mnie okłamuje i traktuje jak idiotkę. Gdy
mężczyzna udaje, że jego współpracownica jest obsługą
hotelową, nie powinien się dziwić, że jego dziewczyna się
wkurza i nabiera podejrzeń. Jestem za stara, żeby grać
w głupie gierki, przechodziłam przez ten syf zbyt wiele razy
i nie chcę słuchać jawnych kłamstw na temat tego, gdzie
jesteś albo z kim. Na pewno uznasz, że jestem zaborcza
i irracjonalna, ale dla mnie to kwestia podstawowego
szacunku do samej siebie. Ostrzegano mnie, że właśnie
taki jesteś, nie słuchałam, a teraz czuję się jak cholerna
kretynka, że w ogóle się do ciebie zbliżyłam. Myślę,
że po ostatnim wieczorze należy mi się rozmowa, a nie
konieczność ścigania cię za pomocą wiadomości, więc
proszę, zadzwoń do mnie.
Strike z kamienną twarzą wybrał numer poczty głosowej i odsłuchał
wiadomość, którą właśnie zostawiła Madeline, składającą się z czterech słów
wypowiedzianych chłodnym tonem: „Proszę, zadzwoń do mnie”.
Zamiast to zrobić, zadzwonił do hotelu Marine. Zarezerwowawszy dwa
pokoje na nocleg, wrócił do bmw i markotnej Robin.
– Mamy pokoje w hotelu Marine. Wszystko w porządku?
– Tak – odpowiedziała z miną osoby biorącej się w garść.
– To dobrze. Chodźmy coś zjeść, kupić pastę do zębów i skarpetki, a w hotelu
znowu będziemy mogli się zalogować do tej przeklętej gry.
79
Miłość przychodzi tylko na miłości wezwanie,
I litość na próżno o nią prosi;
Wszystkiego ode mnie nie dostaniesz,
Więc w zamian też niewiele wnosisz.
Piłka nożna, domyśliła się, przypominając sobie, jak Strike jej mówił,
że przedwczoraj wieczorem, gdy wcielał się w Rudąkicię, pogawędził sobie
z Diablo1 w grupie prywatnej. Już miała zapukać w ścianę i spytać, co do siebie
pisali, ale ponieważ zapowiedział, że ma coś do załatwienia, złapała komórkę
i wygooglowała „Ferdinand 18mln£ transfer”.
Gdy odkrywała, że Diablo1 pisze o Rio Ferdinandzie, który w 2001 roku
zdobył słynnego gola główką w meczu Leeds United z Deportivo, Strike siedział
kilka kroków dalej na podwójnym łóżku w pokoju będącym lustrzanym
odbiciem pokoju Robin. Nie rozpakował się, ponieważ przede wszystkim chciał
odczepić protezę. Zamiast delektować się widokiem na morze, patrzył, jak jego
kikut mimowolnie podryguje w nogawce.
Pobieżne spojrzenie na pokój ujawniło brak minibaru, czego, jak już
wiedział, należało się spodziewać – Robin słusznie zauważyła, że nie był to Ritz
– lecz bynajmniej nie usposobiło go to łaskawiej do hotelu. Może picie whisky
wczesnym popołudniem nie było zwyczajem wartym podtrzymywania, ale
po wybuchu bomby, pojawieniu się młodego członka Halvingu na ulicy Robin,
nawrocie skurczów kikuta i przed nieuchronną „poważną rozmową”
z Madeline uspokajający szot na pewno dobrze by mu zrobił.
Choć nie bardzo miał ochotę rozmawiać z Madeline, musiał ją usunąć
z drogi – jak to ujmował w myślach – ponieważ miał zbyt dużo na głowie,
by znosić jeszcze nękanie przez rozjuszoną dziewczynę. Dobrze wiedząc,
że zachował się w mniej niż przykładny sposób, był gotów przeprosić, ale
co potem? Leżąc na poduszkach, miał wrażenie, że gdyby postanowił
kontynuować ten związek, widziałby przed sobą jedynie coraz bardziej
zwężający się tunel narastającego wzajemnego żalu. Gdy jego kikut
podskakiwał, jakby przeszywały go impulsy elektryczne, Strike pomyślał,
że od razu powinien był zauważyć fundamentalną niekompatybilność swojego
życia z życiem Madeline. Ona potrzebowała mężczyzny, który z radością stałby
u jej boku i uśmiechał się wśród błysku fleszy, oraz zasługiwała na kogoś, komu
zależałoby na niej wystarczająco mocno, by przymknął oko na awanturę będącą
skutkiem stresu i nadmiaru alkoholu. Strike zaś nie spełniał żadnego z tych
wymogów. Westchnął głęboko, sięgnął po komórkę i wybrał jej numer.
Madeline odebrała po kilku sygnałach, a jej głos brzmiał równie chłodno jak
w wiadomości głosowej.
– Cześć.
Gdy stało się jasne, że Madeline czeka, aż on coś powie, spytał:
– Jak leci?
– Raczej do dupy. A u ciebie?
– Bywało lepiej. Słuchaj, chcę przeprosić za poprzedni wieczór. Nie
powinienem był kłamać, zachowałem się gównianie. Obawiałem się kłótni,
więc...
– ...dopilnowałeś, żeby wybuchła.
– Nie miałem takiego zamiaru – odrzekł, marząc o tym, żeby
niekontrolowane podrygiwanie nogi ustało.
– Corm, nocowałeś u Robin? Powiedz mi prawdę.
Odwrócił głowę, żeby spojrzeć na horyzont, gdzie lazur nieba spotykał się
z turkusem morza.
– Nocowałem.
Zapadło dłuższe milczenie. Strike się nie odzywał, mając nadzieję,
że Madeline to zakończy bez dalszych starań z jego strony. Następnym
dźwiękiem, jaki usłyszał, było jednak ciche, lecz z całą pewnością szlochanie.
– Słuchaj – zaczął, właściwie nie mając pojęcia, co miałaby usłyszeć, ona
jednak powiedziała:
– Jak mogłam być taka głupia, żeby się w tobie zakochać? Ludzie mnie
ostrzegali, mówili mi...
Nie zamierzał wpaść w pułapkę, pytając jacy ludzie, ponieważ był
przekonany, że chodzi wyłącznie o jedną osobę: tę, której rozpadające się
małżeństwo zagrażało obecnie jego pracy zarobkowej.
– ...ale w ogóle się taki nie wydawałeś...
– Jeśli mówiąc „taki”, masz na myśli, że sypiam z Robin, to z nią nie sypiam –
powiedział, sięgając po e-papierosa tylko po to, by odkryć, że ten szajs się
rozładował. – Odkąd byliśmy razem, sypiałem tylko z tobą.
– Czas przeszły – zapłakała. – Byliśmy razem.
– Rozmawiamy o przeszłości, prawda?
– Chcesz tego, Corm? – spytała ostro głosem wyższym niż zwykle, połykając
łzy. – Czy naprawdę chcesz ze mną być?
– Jesteś wspaniała – powiedział, krzywiąc się w duchu na potrzebę używania
tych pustych, oklepanych słów, które nikomu nie oszczędzają bólu, a jedynie
oferują mówiącemu pokrzepiające przekonanie o własnej życzliwości – i było
nam wspaniale, ale chyba pragniemy różnych rzeczy.
Spodziewał się, że zaprzeczy, być może zacznie na niego krzyczeć, ponieważ
scena po premierze ujawniła jej absolutną gotowość do zadawania ran
w chwilach, gdy czuła się zraniona. Ona jednak jeszcze tylko dwa razy
zaszlochała i się rozłączyła.
80
Nie wiem, co może mój ból ukoić,
I nie wiem, czego sobie życzyć;
Namiętność się szarpie w sercu moim
Jak tygrys na smyczy.
Amy Levy
Oh, Is It Love?
Wyrwany z głębokiego snu pukaniem do drzwi, oszołomiony Strike mrugał,
patrząc przez kilka sekund na skośny drewniany sufit i zastanawiając się, gdzie
jest, a przypomniawszy sobie, że to hotel w Whitstable, spojrzał przez okno
na niebo i domyślił się, że nastał wczesny wieczór.
– Strike? – dobiegł głos Robin zza drzwi. – Wszystko okej?
– Tak – zawołał ochrypłym głosem. – Zaczekaj chwilę.
Skurcze w nodze ustały. Skacząc, dotarł do drzwi, co nie było aż takie
trudne, ponieważ w pokoju stała dogodnie umiejscowiona komoda, a rama
łóżka miała mosiężne wykończenie.
– Wybacz. – Tak brzmiało jego pierwsze słowo na widok Robin. –
Przysnąłem. Wejdź.
Robin wiedziała, że nie odczepiłby protezy, gdyby nie męczył go silny ból,
ponieważ nie znosił komentarzy i pytań, jakie to wywoływało. Skierował się
niezdarnie z powrotem w stronę łóżka i opadł na nie.
– Co się dzieje z twoją nogą?
– Ciągle się rusza wbrew mojej woli.
– Co? – Robin spojrzała na protezę opartą o ścianę, a Strike parsknął
śmiechem.
– Nie mówiłem o tej. Miałem na myśli kikut. Skurcze. Męczyły mnie zaraz
po amputacji, a parę dni temu wróciły.
– Cholera – powiedziała Robin. – Chcesz iść do lekarza?
– Nie ma sensu – odparł. – Siadaj – dodał, wskazując na wiklinowe krzesło. –
Wyglądasz, jakbyś miała jakieś wieści.
– Bo mam – potwierdziła i zajęła miejsce. – Właśnie mówili w telewizji
o aresztowaniu Ormonda. Ponoć policja wnioskowała o przedłużenie aresztu
o dwadzieścia cztery godziny.
– Więc nie przyznał się jeszcze do morderstwa.
– Widocznie nie. Ale to nie wszystko...
– Nie będziesz miała nic przeciwko – Strike wszedł jej w słowo wciąż jeszcze
zaspany – jeśli najpierw zapalę? – Przesunął dłonią po gęstych, kręconych
włosach, co jednak w żaden sposób nie zmieniło ich wyglądu. – Będę musiał
z powrotem przypiąć nogę. A poza tym cholernie zgłodniałem... Te kanapki
na lancz były niezbyt treściwe.
– Pomóc ci zejść po scho...?
– Nie, nie – uciął, zbywając ją machnięciem dłoni – poradzę sobie.
– Więc może zejdę i znajdę jakiś stolik w restauracji?
– Tak, świetnie. Spotkamy się na dole.
Robin szła po schodach, niepokojąc się o Strike'a, lecz także przepełniona
ledwie tłumionym podnieceniem. Tak ją pochłonęła linia dochodzenia, która
nagle ukazała jej się po rozmowie z Diablo1, że prawie nie zauważyła, jak
upłynęło popołudnie, i dopiero dziesięć po szóstej uświadomiła sobie, że Strike
się nie zjawił.
Młoda pracownica hotelu wskazała Robin restaurację, w której ściany
pomalowano na ciemnoszary kolor, okna wykuszowe wychodziły na morze,
a na gzymsach kominków wyeksponowano kawałki białego pomarszczonego
koralowca. Kelner zaprowadził ją do stolika dla dwóch osób i Robin,
zamówiwszy sobie kieliszek riojy, wybrała miejsce zwrócone w stronę morza,
co uznała za sprawiedliwe, jeśli wziąć pod uwagę, że oddała Strike'owi pokój
z widokiem. Następnie ustawiła na stoliku iPada, na którym wciąż trwała gra.
Dalej nie było Anomii, co zaczynało ją intrygować. Jeśli nie przeoczyła jego
pojawienia się w czasie ich podróży do Whitstable, była to jego najdłuższa
nieobecność w grze, odkąd do niej dołączyła, i, chcąc nie chcąc, pomyślała,
że Phillip Ormond jest obecnie w areszcie, gdzie bez wątpienia nie może
korzystać z żadnych urządzeń elektronicznych.
Tymczasem Pez Pierce napisał do Jessiki Robins jeszcze kilkakrotnie, odkąd
odpowiedziała na jego rysunek. Robin zmyśliła wieczór z rodzicami,
by ostudzić oczekiwania Peza związane z regularną wymianą wiadomości, lecz
nie powstrzymało go to od ich przesyłania. Ostatnia brzmiała:
To kiedy cię znowu zobaczę?,
na co Jessica odpowiedziała kokieteryjnie:
Sprawdzę swoją dostępność. Muszę kończyć, tata narzeka, że za dużo siedzę
w telefonie.
Kelner przyniósł jej wino i sącząc je, Robin przyłapała się na tym, że jej myśli
popłynęły w stronę Matthew, byłego męża. Gdyby wciąż była mężatką,
na pewno by tu nie siedziała. Już sama myśl o napisaniu do Matthew: „W
agencji wybuchła bomba, Strike przenocuje na kanapie” brzmiała jak kiepski
żart. Matthew był od początku źle nastawiony do Strike'a i potrafiła
sobie wyobrazić, co by powiedział, gdyby jego żona zadzwoniła do domu
i oznajmiła: „Przenocujemy z Cormoranem w hotelu w Whitstable”. Przez kilka
sekund rozkoszowała się poczuciem wolności, lecz potem jej myśli natychmiast
skoczyły do Madeline oraz kłamstwa Strike'a o obsłudze hotelowej:
przypuszczała, że jedną ze spraw, które miał do załatwienia na górze, było
ugłaskanie ukochanej. Zastanawiała się, jak brzmi Strike, gdy się komuś
przypochlebia. Nigdy nie słyszała, żeby to robił.
Nieważne – oznajmiła sobie surowo. Teraz masz to – chodziło jej o śledztwo,
nie o hotel Marine i rioję – a to jest przecież lepsze. Przyjaźń i wspólna praca
są lepsze. I zanim jej uczucia zdążyły wysunąć kontrargumenty, sięgnęła
po telefon, otworzyła Twittera i sprawdziła, czy przyszła odpowiedź na długą
wiadomość, którą wysłała przed godziną na priv młodej fanki Serca jak smoła.
Jeśli teoria Robin była słuszna – a Robin nie miała wątpliwości, że jest –
odpowiedź tej dziewczyny mogła być niezwykle ważna dla sprawy Anomii.
Na razie jednak żadna wiadomość nie nadeszła.
Dotarcie do restauracji zajęło Strike'owi pół godziny, ponieważ wziął szybki
prysznic, licząc, że woda ukoi obolałe mięśnie, zanim ostrożnie zejdzie
po schodach i wypali na ulicy papierosa. Idąc przez salę, zauważył, że Robin
przebrała się w nową niebieską bluzkę. Jej charakterystyczna wyrazista
karnacja wyróżniała się na tle ciemnych ścian i przeszło mu przez myśl,
że mógłby powiedzieć jej komplement, stwierdzając, że ładnie jej w tym
kolorze, lecz zanim zdążył to zrobić, spytała:
– Jak twoja noga?
– Nieźle – odrzekł, siadając. – Mów, jakie masz wieści.
– Po pierwsze – zaczęła Robin – po południu rozmawiałam z Diablo1
na grupie prywatnej. Ostatnio dosyć mocno zagłębiliście się w piłkę nożną:
musiałam się dużo nagooglować, żeby nadrobić zaległości. Rio Ferdinand,
główka w meczu z Deportivo, legendarne zwycięstwo Leeds i tak dalej...
– Wybacz – odrzekł z uśmiechem Strike – powinienem był wspomnieć o tym
w notatkach. Co pijesz?
– Wino. Dobre.
– Wspaniale... Poproszę to samo – zwrócił się do kelnera, który natychmiast
zjawił się przy stoliku. Gdy odszedł, Strike powiedział: – Zakładam,
że uradowało cię coś innego niż obejrzenie główki Ferdinanda.
– Zgadłeś – potwierdziła Robin. – Uradowało mnie to, że Leeds United są też
znani jako Pawie.
– A cieszy cię to dlatego, że...?
– Dlatego, że chyba coś odkryłam. To naprawdę ważne. Czuję się jak
kretynka, że wcześniej tego nie zauważyłam, ale na Twitterze są miliony ludzi
i po prostu... Spójrz. – Robin zamknęła Twittera w telefonie, otworzyła zdjęcia
i pokazała pierwszy ze screenshotów zrobionych tego popołudnia. Był
to ostatni fragment długiej rozmowy z Diablo1 w grupie prywatnej.
Diablo1: muszę
Diablo1: to miejsce mnie dobija, serio
Diablo1: nie
Rudakicia: a czego?
Strike'owi przyniesiono wino, lecz był tak pochłonięty czytaniem, że tego nie
zauważył, i to Robin podziękowała kelnerowi.
Penny Paw
@rachledbadly
pokłóciłam się z ojcem przez telefon i nazwał mnie diabłem z piekła
#SzczęśliwegoNowegoRoku
Penny Paw
@rachledbadly
Kuźwa, to jest WSPANIAŁE. Grajcie w grę, buaasy!
www.SjS/Gra.com
Penny Paw
@rachledbadly
Prawa ZPZ
@BillyShearsZPZ
Obiecujące badanie dysfunkcji mitochondrialnej
w patofizjologii ZPZ: bitly.sd987m
Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @BillyShearsZPZ
Wiesz coś na temat tocznia?
Prawa ZPZ
@BillyShearsZPZ
zajrzyj do sekcji „autoimmunologia” na mojej stronie
internetowej www.TribulationemEtDolorum.com
Penny Paw
@rachledbadly
Do @theMorehou©e
ALFA CENTAURI Bb BABY!
Morehouse
@theMorehou©e
Tak! Ale na twoim miejscu jeszcze bym się nie pakował.
Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @theMorehou©e
nie psuj innym zabawy
Morehouse
@theMorehou©e
W odpowiedzi do @rachledbadly
tak tylko mówię... może wcale jej nie ma.
Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @theMorehou©e
wtf ????
Morehouse
@theMorehou©e
W odpowiedzi do @rachledbadly
to tylko hipoteza robocza. Niektórzy są sceptyczni.
Penny Paw
@rachledbadly
Naprawdę nie mogę się doczekać jutrzejszego meczu. Mój
ojciec kibicuje Niebieskim, a ja Białym i bardzo chcę
zobaczyć, jak ich ROZWALAMY.
Ron Briars
@ronbriars_1962
W odpowiedzi do @rachledbadly
Jak to możliwe, że ty i twój tata znaleźliście się
po przeciwnych stronach w tej stuletniej wojnie?!
Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @ronbriars_1962
Odszedł, gdy miałam 12 lat, a ja z mamą przeprowadziłyśmy
się do Leeds, żeby być z jej rodziną.
Ron Briars
@ronbriars_1962
W odpowiedzi do @rachledbadly
Aha, OK. Więc to raczej sprawa osobista?
Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @ronbriars_1962
Tylko trochę.
Penny Paw
@rachledbadly
Szlag. SZLAG.
SZLAAAAAAAG #LeedsPrzeciwkoChelsea
Penny Paw
@rachledbadly
Super, a do tego pisze do mnie ojciec. O moich urodzinach nie
pamięta, ale nie omieszka napisać, żeby się napawać
pieprzonym zwycięstwem Chelsea.
Julius
@jestem_evola
W odpowiedzi do @rachledbadly
jeśli wyglądałbym tak jak ty to nie. Zastanawiałby się,
dlaczego Ringo Starr zjawił się pod jego drzwiami ubrany
w spódnicę
Anomia
@AnomiaGamemaster
Ci, którzy dają wiarę łzawym opowieściom Ediety o ubóstwie,
powinni wiedzieć, że dziany wujek dał jej dwa razy sporo
gotówki w pierwszych latach XXI wieku. #EdieBredniell
Zwariowanełyżeczki
@zwari<>wanelyzeczki
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Te pierdoły o bezdomności zawsze wydawały mi się
podejrzane. #jestemzJoshem #Edie-Bredniell
Yasmin Weatherhead
@YazzyWeathers
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Myślę, że była spłukana, ale na pewno nie tak, jak udaje. Np.
nie kupuję tej bajeczki o bezdomności
Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @YazzyWeathers @AnomiaGamemaster
ona nie kłamie. Naprawdę żyła na ulicy
Max R
@mreger#5
Wcale się tym nie szczycę, ale w 2002
zapłaciłem @EdLedRysuje za zrobienie
laski
Julius
@jestem_evola
W odpowiedzi do @WiernyUczenLep1nea @rachledbadly
@YazzyWeathers @Anomia-Gamemaster
#TeGierki
Johnny B
@jbaldw1n1>>
W odpowiedzi do @WiernyUczenLep1nea @rachledbadly
@YazzyWeathers @Anomia-Gamemaster
#EdietaLodwell
Max R
@mreger#5
W odpowiedzi do @WiernyUczenLep1nea @rachledbadly
@YazzyWeathers @Anomia-Gamemaster
Nie jestem sam, ponoć robi loda Holendrowi, u którego
mieszka, zamiast płacić mu czynsz #TeGierki
Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @mreger#5 @WiernyUczenLep1nea
@YazzyWeathers @AnomiaGamemaster
serio, odpierdolcie się wszyscy
Zwariowanełyżeczki
@zwari<>wanelyzeczki
W odpowiedzi do @rachledbadly @mreger#5 @YazzyWeathers
@AnomiaGamemaster
Mam po dziurki w nosie Ledwell i jej obrońców. To uosobienie
nietolerancji i odrażająca kłamczucha
Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzido @zwari<>wanelyzeczki @mreger#5
@WiernyUczenLep1nea @YazzyWeathers @AnomiaGamemaster
Znam jej rodzinę i wiem, że mówi prawdę, więc się odwalcie
Akurat gdy Strike podniósł głowę, żeby coś powiedzieć, Robin, która
zamknęła na iPadzie okno gry i otworzyła Twittera, wydała z siebie zduszony
okrzyk.
– Zaraz – powiedziała – czytaj dalej. Muszę komuś odpisać.
Strike zrobił, co mu kazała, a Robin przeczytała dwuwyrazową odpowiedź
Rachel Ledwell na wiadomość prywatną, którą Robin przesłała z profilu
założonego po południu na Twitterze specjalnie w tym celu. Nazywał się
@PowstrzymajmyAnomie.
Kim jesteś?
Penny Paw
Robin czekała z zapartym tchem, lecz nie pojawiła się żadna wiadomość
od Rachel. Spojrzała na Strike'a.
– Na czym teraz jesteś?
– Czytam dalej jej rozmowy z Morehouse'em na temat astronomii –
powiedział Strike.
Penny Paw
@rachledbadly
Do @theMorehou©e
26 czarnych dziur w Andromedzie.
A może mi powiesz, że one też nie istnieją?
Morehouse
@theMorehou©e
W odpowiedzi do @rachledbadly
Lol, nie, istnieją. To naprawdę ekscytujące.
Penny Paw
@rachledbadly
Do @theMorehou©e
Kepler-78b?
Morehouse
@theMorehou©e
W odpowiedzi do @rachledbadly
odwrotnie niż Alfa Centauri Bb: istnieje, ale nie powinna
Penny Paw
@rachledbadly
„Podaj przykład użycia zmiennej const”.
Do @theMorehou©e
Morehouse
@theMorehou©e
W odpowiedzi do @rachledbadly
daj spokój, przecież wiesz
Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @theMorehou©e
jestem k*a wykończona, nie możesz po prostu tego dla mnie
zrobić?
Morehouse
@theMorehou©e
W odpowiedzi do @rachledbadly
lol nie też mam robotę
– ...mówi do niej jak starszy brat albo... czy ja wiem... jakiś wujek.
– Całkiem fajny wujek, skoro pozwala sobie przy nim na przeklinanie.
– Z drugiej strony nie ma tu niczego odpychającego. To nie to co Ashcroft.
– Zabawne, że wspominasz akurat o Ashcrofcie. Zaraz o nim będzie.
Strike przewinął w lewo, ale Robin przestała zwracać na niego uwagę,
ponieważ Rachel właśnie odpowiedziała na jej ostatnią wiadomość.
Anomia
@AnomiaGamemaster
Najnowszy odcinek Ediety Biedwell z cyklu
#trollowaniedlawspółczucia. „Wolę małe pomieszczenia,
w takich dorastałam”.
Czy według was te pomieszczenia wyglądają na małe?
13.53, 15 sierpnia 2013
Pióro Sprawiedliwości
@piorosprawpisze
Do @AnomiaGamemaster @rachledbadly
Bez względu na wady Ledwell, ujawnianie jej adresu nie jest
OK. Zgłaszam.
Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do
@piorosprawpisze @rachledbadly
A niby gdzie ujawniłem jej adres?
Pióro Sprawiedliwości
@piorosprawpisze
W odpowiedzi do @rachledbadly @AnomiaGamemaster
Daruj sobie te gierki, Penny
Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @piorosprawpisze @AnomiaGamemaster
NIE JESTEM ANOMIĄ
Penny Paw
@rachledbadly
Przyłapali mnie na robieniu graffiti w Hyde Parku. Właśnie
wyszłam z komisariatu z zarzutami. Matka mówi,
że to najgorszy dzień w jej życiu.
Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @rachledbadly
to trochę jak policzek dla mojego ojca. Okazuje się, że mniej
ją zabolało, gdy ją zostawił, kiedy poważnie zachorowała
Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @rachledbadly
niż kiedy napisałam na ścianie LUCY WRIGHT TO SUKA.
Penny Paw
@rachledbadly
Ktoś jeszcze był karany za graffiti? Staram się uspokoić
mamę, że mnie nie powieszą.
Lilian Asquith
@LilAsquith345
W odpowiedzi do @rachledbadly
może już przestań kozaczyć.
Graffiti to poważna szkoda na czyjejś własności. Naprawdę
nie rozumiem, dlaczego ludzie to robią.
Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @LilAsquith345
bo jesteśmy samotnionki i znudzonki
Strike wbrew sobie parsknął śmiechem, ale Robin nie zwracała na niego
uwagi. Rachel właśnie odpowiedziała na jej ostatnią wiadomość prywatną.
Dlaczego myślisz, że mam jakieś
informacje?
Penny Paw
Ponieważ nie było to ani zaprzeczenie, że Rachel wie, kim jest Morehouse,
ani zakończenie rozmowy, podekscytowanie Robin jeszcze bardziej wzrosło.
Penny Paw
@rachledbadly
No więc dostałam kuratora za graffiti i pewnie będę musiała
gdzieś sprzątać albo coś takiego.
Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @rachledbadly
Moja mama mówi, że dobrze mi tak. Napisałam do taty, ale
on zapomniał, że miałam dziś rozprawę.
#TopoweRodzicielstwo
Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @rachledbadly
więc teraz wypiję trochę wódki, żeby to uczcić haha.
#nieidędopaki
Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do
@WiernyUczenLep1nea
Weź SPIERDALAJ
Albo z policji?
Penny Paw
Robin zaczęła bardzo szybko pisać, a Strike zastanawiał się, co się, na Boga,
dzieje. Jej milczenie sugerowało, że sprawa jest prywatna, i nagle przypomniało
mu się tamto połączenie od Rossa Łydrwala, przekierowane z agencji na jego
numer w wieczór, gdy jadł kolację z Grantem Ledwellem. Ostatecznie się nie
dowiedział, co ich łączyło. Teraz przypomniał sobie zdjęcie na gzymsie
kominka Robin, na którym typ o podejrzanym spojrzeniu obejmował
ją ramieniem w Szwajcarii. Gdy podano dwa nowe kieliszki wina, Strike zaczął
pić i ukradkiem obserwował Robin, próbując zdecydować, czy wygląda raczej
jak kobieta umawiająca się z chłopakiem na następny urlopowy wypad, czy jak
kobieta, która z kimś zrywa.
Tak naprawdę Robin pisała:
Tym razem kelner zjawił się z jedzeniem. Robin przesunęła się trochę,
by mógł postawić przed nią talerz makaronu, lecz nie oderwała oczu od iPada.
Strike spojrzał na swój talerz: tam, gdzie powinny być frytki, leżała jedynie
sałata. Zapewne mógł mieć o to pretensje wyłącznie do siebie samego, więc
sięgnął po nóż i widelec i zaczął w milczeniu jeść, podczas gdy Robin
pisała dalej.
Oczywiście
Powstrzymajmy Anomię
Jutro po południu?
Penny Paw
Tak
Powstrzymajmy Anomię
Nie szkodzi
Powstrzymajmy Anomię
Wspaniale. Do zobaczenia x
Powstrzymajmy Anomię
Narcyzka: co teraz?
Morehouse: no tak
>
>
Narcyzka: no i?
Morehouse: a parę dni temu, kiedy cię nie było, zgodził się
ze ZnudzonkiemDrekiem, że All Star Batman & Robin jest
w sumie bardzo dobry.
Narcyzka: no i?
Narcyzka: lol
Morehouse: to dziwne
Narcyzka: no
Morehouse: mi to pasuje
Narcyzka: <3
Morehouse: a zatem...
Narcyzka: ???
Narcyzka: OMFG!!!!!
Morehouse: teraz?
>
>
>
>
>
>
>
>
>
>
82
Czasem dziewczyny się rumienią, dlatego że żyją,
Żałując trochę, że nie padły trupem, by uniknąć wstydu.
[...]
Za bardzo się zbliżyły do ognia życia, jak ćmy,
I płoną ich ciała, ze skrzydłami i resztą [...].
Robin tak bardzo zależało, żeby nie przepadła szansa na rozmowę z Rachel
Ledwell, że nazajutrz rano wyruszyli ze Strikiem w drogę już o ósmej. Niebo
było bezchmurne i wkrótce obydwoje mrużyli oczy od oślepiającego słońca,
a Robin żałowała, że nie kupiła w Whitstable okularów przeciwsłonecznych.
Strike, który w nocy podładował e-papierosa, zaciągał się nim sporadycznie
i bez entuzjazmu, gdy jechali M11. Paląc, obserwował Grę Dreka, do której się
zalogował, zanim wsiedli do samochodu. Miał pewne trudności
z nawigowaniem Rudąkicią, gdyż musiał używać lewej ręki. Prawej
potrzebował do uciskania uda, ponieważ kikut znowu obudził go skurczami
i wciąż próbował podrygiwać wbrew jego woli. W rezultacie Strike niechętnie
zrezygnował z pełnego angielskiego śniadania oferowanego przez hotel
Marine, decydując się na owsiankę i sałatkę owocową.
– Jest Anomia? – spytała Robin.
– Nie – odpowiedział.
– Ktoś z moderatorów?
– Narcyzka i ZnudzonekDrek. Pamiętaj, że nie mamy teraz nikogo, kto
obserwowałby Keę Niven i Tima Ashcrofta, więc nawet jeśli Anomia się pojawi,
nie będziemy mogli wykluczyć żadnego z nich. Pieprzony Nutley –
zdenerwował się Strike. – Mam nadzieję, że poprosi o referencje, bo dam
mu takie, jakie nieprędko, kurwa, zapomni.
Na dwadzieścia minut zapadło milczenie, aż wreszcie Strike, śmiertelnie
znudzony grą, wylogował się i znowu sięgnął po papierosa.
– Jak ci się udaje nie tyć w tej robocie? – spytał Robin.
– Co? – Jej uwaga skupiała się przede wszystkim na pytaniach, które
zamierzała zadać Rachel Ledwell, jeżeli oczywiście dziewczyna w ogóle się
pojawi. – A... no wiesz, wymaga to trochę planowania. Staram się zabierać
ze sobą coś zdrowego na obserwację, żebym potem nie musiała się ratować
czekoladą.
– Coś zdrowego, czyli...?
– Czy ja wiem... orzechy? Czasami szykuję sobie kanapki... Noga bardzo
ci dokucza? – spytała. Zauważyła, jak Strike przyciska kikut do fotela, lecz
o tym nie wspomniała.
– Nie aż tak bardzo, żebym miał jeść jak wiewiórka.
– Nie jem jak wiewiórka – odparła Robin – ale nie wszystko smażę i nie biorę
frytek do każdego posiłku... skoro już pytasz.
Strike głęboko westchnął.
– Miałem nadzieję, że mi powiesz o jakiejś magicznej pigułce.
– Przykro mi. – Robin wyprzedziła wlekące się volvo. – Magiczna pigułka nie
istnieje... Domyślam się, że zgłodniałeś.
– To chyba zrozumiałe.
– Moglibyśmy się zatrzymać na stacji benzynowej, ale nie na długo.
Naprawdę nie chcę się spóźnić na spotkanie z Rachel, o ile w ogóle się pojawi.
Jechali kilka minut, aż Strike powiedział:
– To całe spotykanie się na ławce kojarzy się trochę ze Szpiegiem, który
przyszedł z zimnej strefy.
– Założę się, że nastolatki tak mają – odrzekła Robin. – Pewnie spotyka się
tam z przyjaciółmi... Słuchaj, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu...
– kończąc zdanie, czuła się niezręcznie, ponieważ nigdy wcześniej czegoś
takiego nie mówiła – ...ale chyba powinnam porozmawiać z nią sama. Ona nic
o tobie nie wie, a nastolatce możesz się wydać trochę przerażający. Poza tym
spodziewa się tylko jednej osoby.
– Ma to sens – zgodził się Strike, zaciągając się marną imitacją prawdziwego
papierosa. – Zaczekam w tej kawiarni, o której wspomniała... może będą tam
mieli frytki.
Zatrzymali się na stacji benzynowej Cambridge, gdzie Strike wypił kawę
i skonsumował pozbawiony smaku batonik zbożowy, sprawdzając przy okazji
mejle z pracy. Robin, która zauważyła, jak zmienia się wyraz jego twarzy,
spytała z obawą:
– Co się stało?
– Dev – powiedział Strike.
– Nie mów, że on też zrezygnował.
– Nie... przeciwnie... Jasna cholera, udało mu się zagadnąć jedną z niań
Charlotte i Jagona. Wczoraj wieczorem w jakimś pubie na Kensington... Była
zalana... powiedziała mu, że żadna z osób, u których pracuje, nie nadaje się
na rodzica... „Wielokrotnie była świadkiem przemocy ojca wobec córek”.
Cholera, to może być dobre.
– Cieszę się, że jesteś zadowolony – odparła cierpko Robin.
– Wiesz, co mam na myśli. Jasne, wolałbym, żeby nie napieprzał swoich
dzieci, ale skoro to robi, z cholernie wielką przyjemnością to ujawnię.
Tylko że wcale tego nie ujawnisz, prawda? – pomyślała Robin, także pijąc kawę.
Gdybyś to ujawnił, przestałbyś mieć na niego haka. Zastanowiła ją też łatwość,
z jaką Strike prześlizgnął się po informacji o tym, że żadne z rodziców nie
nadaje się do opieki nad dziećmi. Może w głębi serca nie mógł uwierzyć,
że Charlotte jest złą matką. Głośno powiedziała tylko:
– Myślałam, że tego rodzaju para zawiera z pracownikami umowy
o poufności.
– No, pewnie tak. – Strike dalej czytał raport Deva. – Dzisiaj znowu wszystkie
dzieci są w wiejskiej posiadłości Rossów... Jest tam Midge... Chryste, gdyby
Ross się od nas odczepił, byłoby nam o wiele łatwiej.
Po półgodzinie spędzonej na stacji pojechali dalej i ostatecznie dotarli
do Leeds godzinę przed umówionym spotkaniem z Rachel i prowadzeni przez
nawigację w bmw skierowali się w stronę parku Meanwood.
– To chyba nie ta brama, o którą jej chodziło – powiedziała Robin, gdy
przejechali obok maleńkiej bramy przypominającej świątynię z dachem
pokrytym dachówką i z kamiennymi kolumnami. – To pewnie następna... Tak,
widzę kawiarnię.
– Masz jeszcze pięćdziesiąt pięć minut – zauważył Strike, spoglądając
na zegarek.
– Wiem. – Robin skręciła na niewielki parking i znalazła miejsce dla bmw –
ale chcę wcześnie zająć pozycję i jej wypatrywać. Ty zaczekasz w kawiarni, a po
spotkaniu do ciebie przyjdę... albo kiedy stanie się jasne, że ona się nie zjawi.
Strike wszedł więc do kawiarni Three Cottages sam. Nie uraziła go sugestia
Robin, że będzie najlepiej, jeśli on – zwalisty facet mierzący metr osiemdziesiąt
siedem, którego twarz, jak wiedział, zazwyczaj przybierała w stanie spoczynku
wyraz surowy graniczący z groźnym – nie weźmie udziału w rozmowie
z wystraszoną nastolatką, lecz gdy zamówił kawę i oparł się pokusie, by dodać
do niej babeczkę, jego myśli zatrzymały się na chwilę przy sposobie, w jaki
Robin przejęła kontrolę nad tą linią dochodzenia. Jeśli miałby być ze sobą
całkowicie szczery, pierwszy raz ujrzał w niej prawdziwą wspólniczkę, kogoś
równego sobie. Umówiła spotkanie wyłącznie dzięki własnej inwencji, a potem
zadecydowała, jak ono będzie wyglądało, oznajmiając mu w gruncie rzeczy,
że jego udział jest zbędny. Nie zdenerwowało go to – przeciwnie: prawie
go rozbawiło takie zdegradowanie do roli kogoś, kto czeka przy okrągłym
stoliku w przestronnej kawiarni z widokiem na rozległe trawniki parku
Meanwood.
Tymczasem Robin skierowała się w głąb parku, w którym w słoneczne
niedzielne popołudnie już panował tłok. Zgodnie z instrukcjami Rachel skręciła
na rozwidleniu w prawo i szła dalej, mając po prawej stronie szeroki pas zieleni
upstrzony drzewami, a po lewej strumień, wzdłuż którego po obu stronach
rosło jeszcze więcej drzew.
Po paru minutach dotarła na most, o którym wspomniała Rachel: składał się
z nierównych, rozłupanych kamiennych płyt ułożonych nad wodą i szybko
zauważyła drzewo z głazami po obu stronach oraz ławkę z małą metalową
tabliczką:
Janet Martin
(28.02.67–04.12.09)
Kochała Yorkshire
Kochała Życie. Była kochana.
Gra cyfrowa
Powtórz za mną: nie znajdziesz żony w Internecie.
Kobiety w sieci mogą zdobyć tyle kutasów, ile tylko zechcą. Faceci uderzają
regularnie nawet do czwórek i piątek, a to oznacza, że...
Jeśli jednak zależy ci raczej na ilości cipek, a nie na ich jakości, przenieś się
do Internetu. Dzięki przyswojeniu podstawowych zasad i odrobinie wysiłku
na pewno będziesz zaliczał regularnie i z łatwością.
1. Nalot dywanowy
Możliwe, że będziesz musiał uderzyć do 50–100 dziewczyn, żeby zaliczyć parę
numerków plus akcje typu gołe fotki/filmiki.
Jeśli będziesz konsekwentnie wykonywał poniższe kroki, gra cyfrowa będzie
ci przychodziła bez wysiłku. Jedną z jej wielkich zalet jest to, że możesz wziąć
na celownik olbrzymią liczbę kobiet jednocześnie. Szczerze doradzam
prowadzenie rejestru, żebyś wiedział, na jakim etapie jesteś z danym
obiektem.
3. Teksty na początek
Poniżej wymieniam sprawdzone zagajki, które stosuję na okrągło, żeby
wyrywać laski. Jedną z zalet gry cyfrowej jest to, że nie musisz polegać
na wyglądzie/uroku osobistym/tonie głosu/mowie ciała. Po prostu wytnij,
wklej i czekaj.
* Jeśli to jest twoje prawdziwe zdjęcie, to pewnie jesteś już śmiertelnie
znudzona piszącymi do ciebie facetami, więc lepiej dam ci spokój...
* Biorąc pod uwagę, co muszą znosić kobiety na tej odrażającej platformie,
czuję, że na początku powinienem zaznaczyć, że to nie jest żaden tani podryw,
ale to, co przed chwilą napisałaś o [polityce/sprawiedliwości
społecznej/paskudnym postępowaniu mężczyzn] jest bezbłędne.
* To nie jest żaden fortel podrywowy, chciałem tylko powiedzieć, że ten [gość,
który się z nią nie zgodził/nękał ją/obraził] jest mocno
niezrównoważony/zgłosiłem go.
4. Negging
Negging w Internecie działa równie skutecznie jak w realu. Gdy już zwrócisz
na siebie jej uwagę, udając zainteresowanie jej opiniami/troskę o jej
dobro/uznanie dla jej wyglądu, znajdź coś, co możesz skrytykować albo z czym
możesz się nie zgodzić. Niech to będzie jakaś bezpieczna drobnostka.
Wytrącona z równowagi, zacznie się starać o odzyskanie twojego uznania.
* [o jej zdjęciu] ale domyślam się, że zastosowałaś mnóstwo filtrów. Każdy
je stosuje.
* Chyba nie czytałaś [wstaw któregoś z ulubieńców WSS-ów, na przykład
Noama Chomsky'ego/Ta-Nehisiego Coatesa/Ananda Giridharadasa i przygotuj
sobie jeden cytat tego autora]
* Sprawiasz wrażenie trochę agresywnej, ale to chyba zrozumiałe.
Christina Rossetti
Zara
Henry Gray,
członek Towarzystwa Królewskiego
Gray's Anatomy
85
Myślałam, że mój duch i serce moje oswojone do granic martwoty;
Że martwe są dręczące je ukłucia.
Amy Levy
The Old House
Christina Rossetti
Later Life. A Double Sonnet of Sonnets
Tego dnia o wpół do dziewiątej wieczorem, czyli w porze, w której Jago Ross
zazwyczaj wracał z pracy, Strike zjawił się na Kensington i poszedł
do olbrzymiego, solidnego, wykończonego białym kamieniem budynku
z czerwonej cegły, w którym Jago miał apartament. Tak jak się spodziewał,
wszystkie światła na drugim piętrze były zapalone, więc wcisnął dzwonek
przy drzwiach wejściowych, częściowo przeszklonych i ukazujących luksusowy
hol. Portier w czarnej liberii uchylił drzwi, lecz nie wpuścił go do środka.
– Przyszedłem do Jagona Rossa – oznajmił detektyw. – Cormoran Strike.
– Zadzwonię na górę, proszę pana – odrzekł portier ściszonym głosem
grabarza, po czym delikatnie zamknął mu drzwi przed nosem.
Strike, przekonany, że Ross go przyjmie, choćby tylko po to, by skorzystać
z okazji i osobiście go obrazić albo mu czymś zagrozić, czekał spokojnie.
Rzeczywiście, po paru minutach portier wrócił, otworzył drzwi i wpuścił
detektywa do środka.
– Drugie piętro, apartament 2B – oznajmił, wciąż ściszonym,
przypochlebnym tonem kogoś, kto składa kondolencje ważnej osobistości. –
Winda jest na wprost.
Ponieważ Strike sam ją zauważył, uznał, że informacja portiera nie
zasługuje na napiwek, więc ruszył przez hol wyłożony dywanem
w ciemnoniebieskim kolorze, po czym wcisnął mosiężny przycisk obok drzwi
windy, które rozsuwając się, ukazały wyłożone mahoniową boazerią wnętrze
dopełnione fasetowym lustrem w pozłacanej ramie.
Gdy drzwi ponownie się otworzyły, znalazł się na drugim piętrze, gdzie
znowu ujrzał ciemnoniebieski dywan, świeże lilie na stoliku oraz troje
mahoniowych drzwi prowadzących do trzech odrębnych apartamentów.
Nazwisko ROSS wygrawerowano na małej metalowej tabliczce na środkowych
drzwiach, więc Strike wcisnął następny mosiężny dzwonek i czekał.
Otwarcie drzwi zajęło Rossowi prawie minutę. Dorównywał Strike'owi
wzrostem, lecz był od niego znacznie szczuplejszy i jak zawsze przypominał
lisa polarnego: miał białe włosy, wąską twarz i błękitne oczy. Wciąż miał
na sobie garnitur, w którym załatwiał interesy, lecz poluzował granatowy
krawat i trzymał w ręce kryształową szklaneczkę z czymś, co wyglądało
na whisky. Odsunął się na bok z obojętnym wyrazem twarzy, by wpuścić
Strike'a do przedpokoju, po czym zamknął drzwi apartamentu i mijając gościa
bez słowa, wszedł do pomieszczenia, które prawdopodobnie było salonem.
Strike ruszył za nim.
Wiedział, że apartament jest własnością rodziców Rossa. Wystrój wręcz
parodystycznie tchnął „starymi pieniędzmi”, poczynając od lekko
wypłowiałych, lecz wciąż połyskujących zasłon z brokatu, a kończąc
na zabytkowym żyrandolu i dywanie z Aubusson. Ściany były
pokryte ciemnymi obrazami olejnymi przedstawiającymi psy, konie i ludzi,
którzy, jak zakładał Strike, byli przodkami właścicieli. Wśród oprawionych
w srebrne ramki zdjęć na stole, wyróżniała się fotografia przedstawiająca
młodego Rossa z białą muchą i w czarnym fraku etończyka.
Ross najwyraźniej zdecydował, że to Strike powinien przemówić pierwszy,
a ten nie miał nic przeciwko temu – wręcz zależało mu, by jak najszybciej mieć
to z głowy – lecz zanim się odezwał, usłyszał czyjeś kroki.
Z pokoju obok wyszła Charlotte w czarnych szpilkach i czarnej obcisłej
sukience. Wyglądała, jakby płakała, lecz na widok Strike'a okazała jedynie
zdziwienie.
– Corm – powiedziała. – Co ty tu...?
– A Oscara dla najlepszej aktorki otrzymuje... – zadrwił Jago, siedząc
na jednej z kanap. Rękę ułożył na jej oparciu, ostentacyjnie okazując pełne
odprężenie.
– Nie wiedziałam, że przyjdzie! – wypaliła Charlotte do męża.
– Oczywiście, nie wiedziałaś – odparł, przeciągając samogłoski.
Charlotte jednak patrzyła na Strike'a, który ogarnięty złym przeczuciem,
zauważył, że zarumieniła się pod wpływem czegoś, co wyglądało
na zadowolenie i nadzieję.
– Czyżbym przerwał pojednanie małżonków? – spytał, chcąc ostudzić
oczekiwania Charlotte i jednocześnie jak najszybciej przejść do sedna.
– Nie – zaprzeczyła i mimo zaczerwienionych oczu lekko się roześmiała. –
Jago wezwał mnie tutaj, by zaproponować, że kupi ode mnie dzieci. Jeśli nie
chcę, by odmalował mnie w sądzie jako psychicznie chorą zdzirę, mogę odejść
ze stu pięćdziesięcioma tysiącami wolnymi od podatku. Pewnie mu się wydaje,
że tak będzie taniej, niż pójść do sądu. Przypuszczam, że sto czterdzieści pięć
tysięcy to za Jamesa, a pięć za Mary. A może nawet tyle nie jest warta? –
warknęła do Rossa.
– Jeśli wdała się w matkę, to nie jest – odgryzł się Jago, patrząc na nią.
– Widzisz, jak on mnie traktuje? – spytała Charlotte, szukając w twarzy
Strike'a jakiejś oznaki współczucia.
– To moja ostateczna propozycja – oznajmił Jago żonie – i składam ją tylko
dlatego, żeby twoje dzieci nie musiały czytać prawdy o matce, kiedy podrosną
na tyle, żeby sięgać po gazety. W przeciwnym razie bardzo chętnie pójdę
do sądu. „Dzieci przyznano ojcu, ponieważ matka to była istna Charlotte Ross”.
Tak będzie się mówiło o złych matkach, kiedy już z tobą skończę. Wybacz –
dodał Jago, odwracając się leniwie do Strike'a. – Wiem, jakie to musi być dla
ciebie bolesne.
– Nic mnie nie obchodzi, które z was dostanie dzieci – powiedział Strike. –
Przyszedłem tu, bo chcę dopilnować, żebyście nie wmieszali w swój gówniany
cyrk ani mnie, ani mojej agencji.
– Przykro mi, to nie będzie możliwe – odrzekł Ross, choć bynajmniej nie
wyglądał na kogoś, komu jest przykro. – Nagie fotki. „Zawsze będę cię kochała,
Corm”. Ocalenie jej życia, podczas gdy oszczędziłbym mnóstwo czasu, zachodu
i pieniędzy, gdyby po prostu umarła w tym wariatkowie...
Charlotte chwyciła wypolerowaną malachitową kulę wielkości grejpfruta
leżącą na najbliższym stoliku i rzuciła ją, mierząc w lustro nad kominkiem. Jak
przewidział Strike, kula nie dosięgła celu i z głuchym łomotem wylądowała
na stercie książek na stoliku do kawy, a potem potoczyła się, nie robiąc szkód,
na dywan. Jago się roześmiał. Strike przewidział także to, że Charlotte złapie
drugi najbliżej leżący przedmiot – inkrustowaną szylkretową szkatułkę i rzuci
nią w Jagona, który osłonił się ręką, odbijając szkatułkę w stronę kraty
kominka, gdzie połamała się z głośnym trzaskiem.
– Ta szkatułka – powiedział już bez uśmiechu – pochodziła z osiemnastego
wieku i dopilnuję, żebyś mi za nią, kurwa, zapłaciła.
– O, czyżby? Czyżby? – krzyknęła Charlotte.
– Tak, ty stuknięta zdziro – zapewnił ją Jago. – To obniża moją ofertę
o dziesięć kawałków. Sto czterdzieści i będziesz mogła widywać bliźniaki pod
nadzorem sześć razy w roku. – Odwrócił się z powrotem do Strike'a. – Chyba
nie myślisz, że kombinowała na boku tylko z tobą, bo...
– Ty pieprzony kłamliwy draniu! – krzyknęła Charlotte. – Między mną
a Landonem nic nie było i dobrze o tym wiesz, po prostu próbujesz namącić
między Cormem a mną!
– Nie ma żadnego „Corma i ciebie”, Charlotte – włączył się Strike. – Nie
ma od pięciu lat. Jeśli zdołacie się opanować na parę minut, chyba obydwoje
będziecie zainteresowani tym, co mam do powiedzenia, bo ma to związek
z tematem waszej rozmowy.
Obydwoje wydali się trochę zaskoczeni i zanim któreś z nich zdążyło
mu przeszkodzić, Strike zwrócił się do Jagona:
– Jedna z moich pracownic złożyła dziś wizytę twojej byłej żonie. Pokazała jej
nagrania, na których kopiesz i policzkujesz córki przed domem w Kent i na
wsi. Twoja eks widziała też filmik, na którym zmuszasz jedną z córek, żeby
skakała na kucyku, przez co dziecko odniosło poważne obrażenia. Moja
pracownica mówi, że twoja była żona właśnie rozważa złożenie wniosku o
wyłączną opiekę nad dziećmi, posiłkując się dowodami zebranymi przez moją
agencję.
Nie można było stwierdzić, czy Ross zbladł, ponieważ zawsze wyglądał,
jakby w jego żyłach płynął odmrażacz zamiast krwi, lecz z całą pewnością
nienaturalnie znieruchomiał.
– Kopie tych nagrań przesłałem dziś po południu na twój adres – zwrócił się
Strike do Charlotte, która w przeciwieństwie do Rossa zarumieniła się jak
nigdy dotąd i wyglądała na przeszczęśliwą. – Nie muszę dodawać, że dla siebie
też zrobiłem kopie. Jeśli moje nazwisko wypłynie w sądzie w czasie waszej
sprawy rozwodowej – kontynuował Strike, patrząc Rossowi prosto w oczy –
prześlę te materiały prosto do tabloidów i przekonamy się, czyja historia
zainteresuje je bardziej: bezpodstawne twierdzenie, że miałem romans
z mężatką, czy powiązany z rodziną królewską arystokrata milioner, który
znęca się nad córkami i powoduje wypadki kończące się łamaniem przez nie
nóg, ponieważ wydaje mu się, że jest nietykalny. – Strike, idąc do wyjścia,
dodał: – Aha, nawiasem mówiąc, jedna z waszych licznych niań nosi się
z zamiarem odejścia z pracy. Oczywiście moja agencja nie nagrywałaby
potajemnie prywatnej rozmowy, ale jeden z moich detektywów sporządził
obszerne notatki po tym, jak zagadnął ją w pubie. Jej zdaniem żadne z was nie
powinno przebywać w pobliżu dzieci. Bez wątpienia podpisaliście z nią umowy
o poufności, ale jestem pewny, że gazety pokryją jej koszty sądowe w zamian
za wszystkie odrażające szczegóły. Więc pamiętajcie: mam nazwisko i adres tej
niani oraz notatki sporządzone po rozmowie z nią. Mam też te nagrania. Jeden
telefon do redakcji wiadomości i przekonamy się, czyje nazwisko zmieszają
z błotem. Dlatego obydwoje zastanówcie się długo i poważnie, zanim
kiedykolwiek przyjdzie wam do głowy wciągnąć mnie w wasz bajzel.
Gdy wychodził na korytarz, nie pożegnał go żaden dźwięk. Najwyraźniej
Rossowie oniemieli. Zdecydowanym ruchem zamknął za sobą drzwi
apartamentu.
Widząc, że gość już wychodzi, portier w holu wydał się zaskoczony i wstał,
by otworzyć przed nim drzwi. Ponieważ Strike mógł z łatwością otworzyć
je sobie sam, uznał, że to także nie zasługuje na napiwek, po czym wyszedł,
mówiąc dobranoc, i skierował się w ciemności ku Kensington High Street,
gdzie zamierzał złapać taksówkę.
Kiedy jednak kilka minut później zbliżał się do tej ulicy, usłyszał za sobą
stukanie wysokich obcasów na kamieniach i od razu się domyślił, czyj głos
za chwilę usłyszy.
– Corm... Corm!
Odwrócił się. Charlotte pokonała na cienkich obcasach kilka ostatnich
kroków: zdyszana, piękna i zarumieniona.
– Dziękuję – powiedziała, wyciągając rękę, żeby dotknąć jego ramienia.
– Nie zrobiłem tego dla ciebie – odparł Strike.
– Nie zgrywaj się, Bluey.
Teraz już się uśmiechała, lustrując jego twarz w oczekiwaniu
na potwierdzenie.
– Mówię szczerze. Zrobiłem to dla siebie i dla jego starszych dzieci.
Odwrócił się i idąc, wyjął papierosy, lecz pobiegła za nim i złapała go za
ramię.
– Corm...
– Nie – rzucił bez ogródek, strącając jej dłoń. – Tu nie chodziło o nas.
– Ty cholerny kłamczuchu – powiedziała, prawie się śmiejąc.
– Ja nie kłamię – skłamał.
– Corm, zwolnij trochę, jestem na obcasach.
– Charlotte – odwrócił się, żeby na nią spojrzeć – wbij to sobie do głowy. Moja
agencja była zagrożona. Gdybym został wciągnięty w waszą sprawę
rozwodową, poszłoby w diabły wszystko, na co pracowałem przez ostatnich
pięć lat. Nie chcę być w rubrykach towarzyskich.
– No, słyszałam, że rozstałeś się z Madeline – odparła z lekkim uśmiechem
i już wiedział, że nic do niej nie dotarło. – Corm, chodźmy na drinka, uczcijmy
to. Twoja agencja jest bezpieczna, ja uwolniłam się od Jagona...
– Nie – powtórzył Strike, znowu się odwracając, żeby odejść, lecz tym razem
chwyciła go za ramię tak mocno, że odtrącając ją, kołyszącą się na szpilkach,
ryzykowałby, że ją przewróci.
– Proszę – jęknęła cicho i nie miał już wątpliwości, że Charlotte wierzy,
iż moc, dzięki której tak długo miała nad nim władzę, wciąż działa, że pod jego
złością i zniecierpliwieniem kryje się miłość, która przetrwała tak wiele
paskudnych scen. – Proszę. Jeden drink. Corm, powiedziałam ci to, kiedy
umierałam, kiedy umierałam. To mogły być moje ostatnie słowa. Kocham cię.
Wtedy jednak jego cierpliwość się wyczerpała. Odginając jej palce,
powiedział:
– Dla ciebie miłość to jedno długie pieprzone doświadczenie chemiczne.
Bierzesz w nim udział dla niebezpieczeństwa i eksplozji. Nawet gdybym nie
miał cię już dość – dodał brutalnie – nic nie byłoby w stanie mnie skłonić
do pomagania ci w wychowywaniu dzieci Jagona Rossa.
– Wiesz... w tej sytuacji raczej będziemy musieli się podzielić prawami
rodzicielskimi. Dzieci nie będą ze mną bez przerwy.
Po tych słowach odniósł wrażenie, że obfitujący w wydarzenia wieczór
znowu spowalnia, koncentrując się na Cormoranie Strike'u, a jednostajny
warkot ruchu ulicznego nagle jakby ucichł. Tym razem jednak Strike nie
patrzył na twarz Robin, przepełniony alkoholem i pożądaniem: zmiana
sejsmiczna zaszła w nim dlatego, że poczuł, jak coś pęka, i wiedział – nareszcie
– że nie da się tego poskładać z powrotem. Nie chodziło o to, że ujrzał w tej
chwili prawdę o Charlotte, ponieważ już wcześniej doszedł do wniosku, że nie
ma czegoś takiego jak jedna, stała prawda o jakiejkolwiek istocie ludzkiej.
Zrozumiał, raz i ostatecznie, że coś, co uważał za prawdę, wcale nią nie jest.
Zawsze wierzył – musiał w to wierzyć, ponieważ gdyby nie wierzył, czyż
mógłby, na Boga, raz po raz wracać do tej kobiety? – że bez względu na to, jak
bardzo była skrzywiona oraz jak wielką miała skłonność do siania zniszczenia
i zadawania bólu, w głębi ducha – tam, gdzie mieszkają pewne niezbywalne
zasady – są do siebie podobni. Mimo wszystkich dowodów świadczących,
że jest inaczej – mimo jej złośliwości i destrukcyjności, mimo jej żądzy chaosu
i konfliktu – romantycznie trwał przy przekonaniu, że to dzieciństwo
Charlotte, w każdym calu równie zaburzone, chaotyczne i niekiedy
przerażające jak jego własne, zaszczepiło w niej pragnienie przemienienia
swojego skrawka świata w zdrowsze, bezpieczniejsze i lepsze miejsce.
Teraz jednak zobaczył, jak bardzo się mylił. Wyobrażał sobie, że jej własna
bezbronność skłania ją do instynktownego współodczuwania z innymi
bezbronnymi istotami. Nawet jeśli nie chciało się mieć dzieci – tak jak on nie
chciał, ponieważ nie był gotów ponosić ofiar niezbędnych, aby je wychować –
na pewno zrobiłoby się wszystko, co tylko możliwe, by uchronić je przed
spędzaniem połowy życia z Jagonem Rossem. Bez względu na to, co jeszcze
myślał o Charlotte, nie wątpił, że teraz zrobi ona to samo, co była gotowa
uczynić pierwsza żona Rossa: walczyć, by ocalić dzieci przed ich ojcem.
– Dlaczego tak na mnie patrzysz? – zniecierpliwiła się Charlotte.
Strike dopiero teraz sobie uświadomił – spojrzawszy na obcisłą czarną
sukienkę, na którą nie zwrócił zbytniej uwagi w apartamencie Rossa –
że Charlotte przyszła do męża ubrana jak ktoś, kto zamierza uwodzić.
Prawdopodobnie planowała jeszcze raz oczarować Jagona, mimo że nawet
teraz, gdy próbowała na nowo rozniecić romans z mężczyzną, z którego nigdy
do końca nie zrezygnowała, w jakimś barze w Mayfair czekał na nią być może
niczego nieświadomy Lan-don.
– Dobranoc, Charlotte – rzucił Strike, odwracając się od niej. Ruszył przed
siebie, lecz pobiegła za nim i znowu złapała go za ramię.
– Corm, daj spokój, nie możesz tak po prostu odejść – powiedziała, znowu
prawie się śmiejąc. – To przecież tylko jeden drink!
W ich stronę jechała rozpędzona taksówka. Strike podniósł rękę, taryfa
zwolniła i już po chwili odjeżdżał od krawężnika, odprowadzany osłupiałym
spojrzeniem jednej z najpiękniejszych kobiet w Londynie.
88
Spójrz, jak szybko zgubiło twoje oko
Obiecywane rzeczy, któreś cenił tak wysoko [...].
Mary Tighe
Sonnet
Choć Strike nie chciał iść na drinka z Charlotte, teraz bardzo zapragnął coś
wypić, więc w drodze powrotnej do hotelu wstąpił do monopolowego, gdzie
zapominając o diecie, kupił whisky i piwo.
Reklamówka z alkoholem obijała się z brzękiem o jego sztuczną nogę, gdy
szedł hotelowym korytarzem. Minął pokój Robin, oddalony o pięcioro drzwi
od jego pokoju, i właśnie wyjął z kieszeni kartę magnetyczną, kiedy usłyszał,
jak za jego plecami otwierają się drzwi, i obejrzawszy się, zobaczył Robin, która
wyjrzała na korytarz.
– Dlaczego nie odpisujesz na wiadomości? – spytała.
Widząc jej minę, domyślił się, że coś jest nie tak.
– Wybacz, nie słyszałem wibracji... Co się dzieje? – spytał, zawracając.
– Mógłbyś do mnie wstąpić?
Dopiero gdy podszedł, zauważył, że Robin ma na sobie piżamę złożoną
z szarych szortów i koszulki od kompletu. Świadomość, że w takim stroju brak
stanika rzuca się w oczy, dotarła do Robin prawdopodobnie w tym samym
momencie co do Strike'a, ponieważ gdy już był przy drzwiach, poszła
po zostawiony na łóżku szlafrok frotté i pospiesznie go włożyła. W ciepłym
pokoju pachniało szamponem, a Robin najwyraźniej właśnie suszyła włosy.
– Mam wieści – powiedziała, odwracając się do niego, gdy zamknął drzwi. –
Dobrą i złą.
– Najpierw zła – odparł Strike.
– Spieprzyłam sprawę – oznajmiła, sięgając po iPada, żeby mu go podać. –
Zrobiłam zdjęcie w ostatniej chwili. Bardzo, bardzo mi przykro, Strike.
Strike odłożył reklamówkę z alkoholem, usiadł na łóżku, ponieważ nie było
krzesła, i przyjrzał się zdjęciom tego, co wydarzyło się w grze w ciągu ostatniej
godziny.
Christina Rossetti
Later Life. A Double Sonnet of Sonnets
– Chodźmy coś wypić i zjeść – zaproponował Strike – ale gdzieś daleko stąd.
Nie chcę, żeby jakiś przypadkowy policjant usłyszał, co mam do powiedzenia.
Oddalili się od Tamizy w stronę serca Westminsteru i w końcu weszli do St
Stephen's Tavern: małego, ciemnego wiktoriańskiego pubu znajdującego się
dokładnie naprzeciw Big Bena i pałacu westminsterskiego. Robin znalazła
w głębi pubu stolik w kącie, a pięć minut później Strike postawił na nim kufel
badgera i kieliszek wina. Z pewnym trudem wcisnął się za mały stolik
z żelaznymi nogami i usiadł na obitej zieloną skórą ławce pod panelami
ze szkła.
– Jak twoja noga? – spytała Robin, ponieważ Strike znowu się skrzywił.
– Bywało lepiej – przyznał. Upił upragniony łyk piwa i powiedział: – Więc
według Wiernego Ucznia Lepine'a Edie wydymała Anomię, i to
prawdopodobnie po tym, jak naprawdę się z nim dymała.
– Ale masz co do tego wątpliwości.
– Wierzę, że Wierny Uczeń Lepine'a tak powiedział Wally'emu. – Strike
otworzył menu, na próżno szukając w nim czegoś, co miałby ochotę zjeść i co
mogłoby jednocześnie sprzyjać utracie wagi. – Po prostu nie jestem pewny, czy
wierzę Wiernemu Uczniowi Lepine'a. Rozmawiał z youtuberem, którego
najwyraźniej podziwia. Nie byłby to pierwszy raz, kiedy jakiś kutas w
Internecie wymyśla bajeczkę, żeby się lansować. Twierdzenie, że jest kumplem
Anomii, wtajemniczonym we wszystkie jego sekrety, nic by go nie kosztowało...
Jak myślisz, ile kalorii może mieć cheeseburger z frytkami?
– Dużo – odrzekła Robin, także przeglądając menu. – Ale mają burgera
warzywnego. Mógłbyś wybrać tego. Bez frytek.
– Niech będzie – zgodził się ponuro.
– Pójdę zamówić – zaproponowała, wstając, by oszczędzić Strike'owi
ponownego chodzenia. Po powrocie spytała: – Co takiego chciałeś powiedzieć,
czego nie powinien usłyszeć przypadkowy policjant?
– To – Strike ściszył głos, ponieważ przy stoliku obok właśnie usiadła
czteroosobowa rodzina – że rozumiem, dlaczego według stołecznej
za wszystkie ataki odpowiada Halving. Za każdym razem idą w ruch maski
w ich stylu, Edie figurowała na liście działań bezpośrednich, Vikas rzeczywiście
mógł się dowiedzieć w grze czegoś o braciach Peach i stał się dla nich
zagrożeniem. Gdybyśmy mieli tylko zabójstwa Edie i Vikasa, pewnie
zgodziłbym się z Murphym, że winę prawdopodobnie ponosi Halving, ale
wciąż nie kupuję pomysłu, że Josha zaatakował terrorysta, a co więcej, sugestia,
że bombiarz Ben postanowił zabić Olivera Peacha w tak ryzykowny sposób i
w tak zatłoczonym miejscu, wydaje mi się cholernie naciągana. Według mnie
ten atak byłby o wiele bardziej zrozumiały, gdyby sprawcą był Anomia. To było
desperackie posunięcie, rodzaj napaści, do których dochodzi, kiedy sprawca
wie, że ma tylko jedną okazję i nie może jej przepuścić. Piekielnie ryzykował.
A przecież bez względu na to, jakim dziwakiem jest bombiarz Ben, skoro
ma wystarczająco dużo rozumu, żeby konstruować bomby, to na pewno zdaje
sobie sprawę, że jego życie byłoby warte mniej niż nic, gdyby Charlie uznał,
że to on próbował zabić Olivera. Sądząc na podstawie tego, co już wiemy,
Charlie ma łeb na karku. Już raz wyślizgnął się stołecznym. To nie jest facet,
który wyciąga pochopne wnioski. Skąd zatem wzięła się ta jego pewność,
że jego brata zaatakował Anomia? Wiedział, że Anomia był umówiony
z Oliverem na Comic Con? A może przypuszcza, że Anomia go tam zwabił?
– Niewykluczone – powiedziała Robin.
– Jestem pewny, że Oliver wybrał się na Comic Con, żeby spróbować poznać
tożsamość Anomii. Co chwila podchodził do Dreków i próbował ich zagadywać.
Wiem, że to żaden dowód – zaznaczył, gdy Robin otworzyła usta, żeby coś
powiedzieć – ale obserwowałem tego gościa przez godzinę. Z całą pewnością
kogoś szukał. Więc albo znalazł Anomię, który dzięki temu się dowiedział, kogo
ma zaatakować, albo Anomia już wiedział, jak wygląda Oliver, bo zrobił to co
ja i wygooglował tego kretyna. Kiedy Oliver próbował znaleźć Anomię, Anomia
obserwował Olivera i czekał na swoją okazję.
– Ale po co w ogóle miałby atakować Olivera?
Strike upił trochę piwa, po czym odrzekł:
– Wychodzę z założenia, że w przeciwieństwie do swego starszego brata
Oliver jest pieprzonym idiotą. Anagram prawdziwego imienia i nazwiska
w grze, runiczne imię w profilu na Twitterze pełnym zdjęć umożliwiających
identyfikację, a potem paradowanie w dizajnerskich ciuchach na Comic Con,
gdzie, jak zakładam, powinien był zachować dyskrecję. Zgodzisz się ze mną,
że to facet z długim jęzorem, wielkim ego i z ryzykownym poczuciem
nietykalności?
– Tak – powiedziała Robin.
– Okej. No więc wydaje mi się bardzo prawdopodobne, że Oliver popisywał
się na grupie prywatnej swoją wiedzą o bitcoinie, darkwebie i szemranych
wytwórcach masek lateksowych, żeby zaimponować Anomii. Bracia Peach
na pewno długo mu się podlizywali, skoro zrobił ich moderatorami.
– Więc myślisz, że Anomia dowiedział się o niektórych trikach Halvingu
od samego Olivera?
– Tak. A jeśli mam rację, stał się przez to zagrożeniem dla Anomii. Mógłby
zeznać, że Anomia posiadał tę wiedzę, bo przecież sam mu ją udostępnił.
Robin znowu otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, i Strike znowu odgadł,
co jej chodzi po głowie.
– Słuchaj, zdaję sobie sprawę, że to spekulacje, ale jedno wiemy na pewno:
odkąd Anomia i członkowie Halvingu nawiązali bezpośredni kontakt, nastąpiła
nagła zmiana w sposobie, w jaki atakowano ludzi. Halving miał dobrze
ugruntowane modus operandi, jeszcze zanim członkowie ugrupowania
przeniknęli do gry: maski podczas działań rozpoznawczych, bomby dla osób z
listy działań bezpośrednich i nękanie w Internecie osób z listy działań
pośrednich. Tak miała wyglądać śmierć Edie: chcieli ją zaszczuć do tego
stopnia, żeby sama odebrała sobie życie. Halving nie angażuje się
bezpośrednio. Wszystkich zabójstw dokonuje z oddali: przesyła bomby pocztą,
podburza internetowe tłumy. I nagle, ni stąd, ni zowąd, mamy dwa zabójstwa
i dwie próby zabójstwa, które nie pasują do schematu: trzy dźgnięcia
i zepchnięcie z peronu. Za każdym razem sprawca nosi maskę, którą policja
najwyraźniej zidentyfikowała jako dzieło tego nieuchwytnego Niemca
powiązanego z Halvingiem, bo jak wiemy, jest przekonana, że chodzi o akty
terrorystyczne. Później mamy zbanowanie LordaDreka zaraz po tym, jak
Oliver wyrżnął o tory kolejowe. Dlaczego to stało się tak szybko po próbie
zabójstwa? Chyba dlatego, żeby Charlie nie mógł rozgłaszać w Grze Dreka,
że Anomia próbował kogoś zabić.
– Wszystko się zgadza – przyznała ostrożnie Robin – ale...
– Ciągle wracam do pytania, dlaczego Halving miałby napadać na Blaya –
kontynuował Strike. – Blay nie znajdował się na żadnej z list, ale wiemy, że nie
był jedynie przypadkową ofiarą: został ranny nie dlatego, że bronił Edie przed
napastnikiem – przecież się spóźnił i w ogóle do niej nie dotarł. Co miałyby
znaczyć słowa napastnika: „Teraz ja się wszystkim zajmę”, gdyby nie były
związane z kreskówką?
– Nie wiem – powiedziała Robin.
– Po co Halving miałby zabierać komórki Josha i Edie? Napastnik zrobiłby
lepiej, gdyby zostawił je tam, gdzie były. A tak tylko obciążył się przedmiotami
wiążącymi go z miejscem przestępstwa. Zabranie teczki miałoby sens,
bo teczkę łatwo spalić, ale po co komórki?
– Nie wiem – powtórzyła Robin. – Ale zabranie teczki miałoby większy sens,
gdyby napaści rzeczywiście dokonało Halving.
– Niekoniecznie – odparł Strike. – Może Anomia nie wiedział, co w niej było,
i myślał, że zabiera teczkę ze zdjęciami albo pomysłami na fabułę. Albo – dodał
– Anomia w jakiś sposób dowiedział się o jej zawartości i nie chciał, żeby się
wydało, że gra została zinfiltrowana przez terrorystów. I po co Halvingowi
twardy dysk Bhardwaja? Przecież to też obciążający dowód rzeczowy, którym
niepotrzebnie by się obarczyli. Nawet gdyby myśleli, że Bhardwaj rozsyłał
mejle, w których pisał, że zidentyfikował ich jako terrorystów, i tak byłoby
za późno na naprawianie szkód. Ale jeśli zabójcą był Anomia, zniknięcie
twardego dysku ma sens. Chciał dopilnować, żeby nikt nie powiązał
Morehouse'a z Bhardwajem. Dysk pokazałby co najmniej tyle, że Bhardwaj
zajmował się kodowaniem gry. Nie zapominajmy, że policja nie ma nawet
skrawka twardych dowodów, że Vikas faktycznie odkrył prawdziwą tożsamość
braci Peach, a my wiemy, że znał tożsamość Anomii.
– Ale...
– Załóżmy, że Vikas nabrał przekonania, że za atakami na Edie, Josha
i Olivera Peacha stoi Anomia. A jeśli Anomia zaczął obawiać się, że Vikas
zamierza skontaktować się z policją?
– Też nie mamy żadnych dowodów, że tak było.
– Potrafisz wyjaśnić ten lodowaty ton, jakim Anomia poinformował cię
o odejściu Morehouse'a z gry? Anomia wie, że Vikasa zamordowano, mówią
o tym we wszystkich wiadomościach. Gdzie się podziały szok i smutek? Ponoć
się przyjaźnili. Myślisz, że sposób, w jaki Anomia pisał o Morehousie byłby
naturalny, gdyby Anomia nie miał nic wspólnego z tym zabójstwem?
– Nie – odrzekła Robin.
Obydwoje pili, pogrążeni w myślach. Przy stoliku obok dwoje nastolatków
pisało na telefonach, nie zwracając uwagi na rodziców. Wreszcie odezwała się
Robin:
– Sądzisz, że warto zebrać trochę informacji o Wiernym Uczniu Lepine'a?
– Jakiś czas temu przyjrzałem się jego profilowi. Wątpię, czy coś nam to da.
To po prostu anonimowy chujek, który nie lubi kobiet.
– Ale w imię staranności...
– No dobrze – ustąpił z westchnieniem – skoro chcesz mu się przyjrzeć,
proszę bardzo. Osobiście uważam, że o wiele więcej moglibyśmy się
dowiedzieć od Narcyzki. Na pewno jest szansa, że Morehouse jej powiedział,
kim jest Anomia. Dziś wieczorem zamierzam przycisnąć Yasmin. Odwiedzę
ją w domu, wezmę z zaskoczenia. Jeśli wciąż ma to zdjęcie Narcyzki,
będzie nam łatwiej ją znaleźć.
Barman przyniósł im obojgu burgery warzywne.
– Dlaczego nie zamówiłaś sobie frytek? – spytał Strike, patrząc na talerz
Robin.
– Solidarność – odrzekła z uśmiechem.
– Ale wtedy mógłbym ci kilka podebrać – powiedział Strike, po czym
westchnął, sięgając po nóż i widelec.
91
Włosy sterczały jakby w złości,
Twarz brak urody naznaczył.
Tym razem jednak nie kryła zazdrości,
Której by dawniej nikt nie zobaczył.
Tworzyła ona ciernistą aureolę
Nieuświęconej twardej rozpaczy.
Noga dawała się Strike'owi we znaki o wiele bardziej, niż był skłonny przyznać
przed Robin. Rano znowu obudziły go skurcze, a przy każdym kroku ostry ból
przeszywał jego ścięgno udowe, przypominające mu w ten sposób, że wolałoby
dźwigać mniejszy ciężar, a najlepiej nie dźwigać żadnego.
Gdyby mógł, spędziłby w hotelu jeszcze jedną noc, by odpocząć. Murphy
jednak powiedział, że mogą już wracać do domu, więc mając na uwadze
nieżyczliwe podejście księgowego do uznawania pewnych kosztów za wydatki
służbowe, Strike wrócił z Robin do hotelu tylko po to, by spakować swoje rzeczy
i zanieść je do mieszkania na poddaszu przy Denmark Street.
Wspinaczka po schodach na trzecie piętro znacznie zaostrzyła ból kikuta.
Budowlańcy hałasujący piętro niżej w agencji uniemożliwili Strike'owi
popołudniową drzemkę przed wizytą u Yasmin Weatherhead na Croydon.
Strike usiadł zatem przy małym stole w kuchni, oparł nogę na drugim krześle
i zamówił przez Internet nowe biurko, szafkę na dokumenty, komputer,
krzesło biurowe i kanapę, które miano dostarczyć za kilka dni.
Wieść o aresztowaniach członków Halvingu gruchnęła dwie godziny po jego
powrocie do domu. Przez resztę popołudnia odpoczywał, paląc e-papierosa
i pijąc kawę podczas przeglądania stron różnych serwisów informacyjnych. Nie
dziwiło go, że większość doniesień zaczynała się od informacji, że dwóch
synów Iana Peacha, multimilionera z branży technicznej i niedoszłego
burmistrza Londynu, wyprowadzono w kajdankach z jego domu z greckimi
kolumnami przy Bishop's Avenue, przed którym stało zaparkowane
nowiuteńkie maserati. Zdjęcia Uruza z wytatuowaną liczbą 88 i jasnymi
przylizanymi włosami; łysego Thurisaza z runą wyraźnie widoczną na grdyce;
bombiarza Bena, który pozował do zdjęcia bez uśmiechu, gniewnie spoglądając
mimo zeza rozbieżnego; oraz Wally'ego Cardew, nazwanego w podpisie
„znanym youtuberem”, znalazły się na szarym końcu tej historii.
Dziewiętnastu młodych mężczyzn siedziało już w areszcie, większość z nich
w Londynie, lecz aresztowania przeprowadzono także w Manchesterze,
Newcastle i Dundee. Strike dobrze rozumiał zadowolenie, jakiego z pewnością
doświadczali Ryan Mur-phy i Angela Darwish. Sam też się tak czuł
po zakończeniu jakiejś sprawy i zazdrościł im poczucia dobrze wykonanej
roboty.
O piątej wyruszył na Croydon, a nieco ponad godzinę później kuśtykał Lower
Addiscombe Road, senną ulicą mieszkaniową, gdzie niedawno Robin siedziała
w kawiarni Saucy Sausage, obserwując front domu Weatherheadów.
Strike postanowił poobserwować przez chwilę dom, zanim zapuka do drzwi.
Wprawdzie kikut nie był zachwycony koniecznością dźwigania ciężaru, gdy
Strike przez czterdzieści minut wałęsał się przed rzędem zamkniętych sklepów
naprzeciwko, lecz detektyw poczuł, że podjął słuszną decyzję, kiedy wreszcie
zauważył jasnowłosą Yasmin, która szła ulicą, pisząc na telefonie. Miała
olbrzymią listonoszkę przewieszoną przez ramię i była ubrana w ten sam długi
czarny rozpinany sweter co na zdjęciach przesłanych mu kilka tygodni temu
przez Robin. Prawie nie odrywając oczu od telefonu, skręciła machinalnie
w stronę drzwi swojego domu i zniknęła w środku.
Strike odczekał pięć minut, po czym przeszedł przez ulicę i wcisnął
dzwonek. Po krótkiej chwili oczekiwania drzwi się otworzyły i stanęła w nich
Yasmin, wciąż z komórką. Na widok obcego mężczyzny na progu okazała
lekkie zdziwienie.
– Dobry wieczór – przywitał się. – Yasmin Weatherhead?
– Tak. – Wyglądała na zdezorientowaną.
– Nazywam się Cormoran Strike. Jestem prywatnym detektywem.
Chciałbym pani zadać parę pytań.
Wyraz lekkiego oszołomienia na okrągłej, płaskiej twarzy Yasmin
natychmiast ustąpił miejsca strachowi.
– To nie potrwa długo – zaznaczył. – Tylko parę pytań. Phillip Ormond mnie
zna i może za mnie poręczyć.
W przedpokoju za Yasmin pojawiła się starsza kobieta. Miała gęste
ciemnosiwe włosy i taką samą płaską twarz jak córka.
– Kto to?
– To tylko... ktoś chce mi zadać kilka pytań – wyjaśniła Yasmin.
– O co? – zainteresowała się pani Weatherhead i mrugając, patrzyła
na Strike'a owczymi oczami.
– O moją książkę – skłamała Yasmin. – No... no dobrze, proszę wejść –
dodała, zwracając się do Strike'a. – To będzie krótka rozmowa – zapewniła
matkę.
Strike przypuszczał, że podobnie jak w wypadku Iniga Upcotta, chęć
dowiedzenia się, dlaczego detektyw chce z nią rozmawiać, okazała się
silniejsza niż wyraźnie widoczny strach. Yasmin poprowadziła go do salonu
z widokiem na ulicę i zdecydowanie zamknęła drzwi, odgradzając ich
od matki.
Pomieszczenie było chyba świeżo po remoncie: nieskazitelnie czysta
błękitna wykładzina wydzielała gumowy zapach nowości, a kremowy skórzany
komplet wypoczynkowy wyglądał, jakby jeszcze prawie nikt na nim nie
siedział. W pokoju dominował olbrzymi telewizor z płaskim ekranem. Liczne
zdjęcia stojące na małym stoliku przedstawiały głównie dwie małe
dziewczynki z ciemnymi włosami, które, jak domyślił się Strike na podstawie
ich braku podobieństwa do Yasmin, były jej siostrzenicami.
– Proszę, niech pan siada – zachęciła Yasmin Strike'a, sama zaś usadowiła się
w fotelu, kładąc komórkę na podłokietniku. – Kiedy rozmawiał pan
z Phillipem? – spytała.
– Kilka tygodni temu – powiedział Strike. – Mojej agencji zlecono ustalenie,
kim jest Anomia. Myślałem, że Phillip pani o tym wspomniał.
Yasmin kilkakrotnie gwałtownie zamrugała, po czym odrzekła:
– Ta kobieta, która ze mną rozmawiała na Comic Con, to była pana
wspólniczka, prawda?
– Zgadza się.
– Powiedziałam już policji wszystko, co wiem. Czyli nic? – dodała, a on
zauważył pytającą intonację, o której napomknęła Robin.
– Mojej wspólniczce mówiła pani co innego. Mówiła pani, że powiązała
ze sobą różne wskazówki i odkryła tożsamość Anomii.
Prawa dłoń Yasmin gmerała przy starannie pomalowanych paznokciach
lewej. Od powrotu do domu kobieta zmieniła buty na parę uggów, które
zostawiały na nowej wykładzinie ogromne, płaskie ślady.
– W Grze Dreka jest pani oczywiście Sercellą – podjął Strike.
Po tych słowach z ust Yasmin odpłynął kolor. Nawet jeśli przyszło jej
do głowy, żeby odpowiedzieć pełnym niedowierzania: „Jestem kim?”,
najwyraźniej nie była w stanie przekonująco wyartykułować tego zdania, więc
tylko wpatrywała się w niego bez słowa.
– Nie wiem, czy widziała pani popołudniowe wiadomości – ciągnął Strike. –
Dziewiętnastu członków skrajnie prawicowego ugrupowania
terrorystycznego...
Yasmin wybuchła płaczem. Ciężkie włosy koloru ciemny blond zasłaniały jej
twarz, gdy szlochała, kryjąc ją w dłoniach, a jej grube nogi w uggach trzęsły się
na wykładzinie. Strike, któremu intuicja podpowiadała, że więcej wydobędzie
z Yasmin rzeczowym tonem niż współczuciem, czekał w milczeniu, aż kobieta
odzyska panowanie nad sobą.
Po blisko minucie Yasmin podniosła głowę. Jej twarz i szyja były teraz całe
w plamach, a tusz do rzęs się rozmazał, tworząc pod spuchniętymi oczami
jasnoszare smugi.
– Ja nic nie wiem – zapewniła błagalnym tonem. – Naprawdę!
Nie miała przy sobie chusteczki, więc wytarła oczy i nos rękawem czarnego
swetra.
– Obydwoje wiemy, że tak nie jest – odrzekł bez uśmiechu Strike. – Skąd pani
wzięła tę teczkę z rzekomymi dowodami na to, że Edie Ledwell jest Anomią?
– Skompletowałam ją sama? – Jej głos brzmiał niewiele donośniej niż szept.
– Nie – odparł spokojnie Strike. – Skompletował ją ktoś inny i przekazał pani
w Grze Dreka.
Biorąc pod uwagę opuchliznę wokół oczu Yasmin, domyślił się, że płacze nie
pierwszy raz tego dnia. Być może wiadomość o aresztowaniach członków
Halvingu skłoniła ją do ucieczki do łazienki w miejscu pracy, gdzie płakała
przerażona tym, co się niebawem wydarzy, a potem starannie poprawiła
makijaż.
– Wiemy, że dwóch członków Halvingu zinfiltrowało grupę moderatorów –
oznajmił. – Policja wkrótce znajdzie urządzenia, z których korzystali LordDrek
i Vilepechora...
Na dźwięk tych nicków Yasmin wydała z siebie zduszony okrzyk, jakby
Strike chlusnął w nią lodowatą wodą.
– ...grając w Grę Dreka. MI5 też bada tę sprawę. Niedługo panią namierzą i...
Yasmin znowu się rozpłakała. Zasłaniając usta dłonią, kołysała się w fotelu
w przód i w tył.
– ...spytają, dlaczego im pani nie powiedziała...
– Nie wiedziałam! – zapewniła przez palce. – Nie wiedziałam! Nie
wiedziałam!
– ...skąd się wzięła ta teczka.
Rozległo się ciche pukanie do drzwi salonu, które po chwili zaczęły się
otwierać.
– Może zaparzyć trochę...? – zaczęła pani Weatherhead.
– Nie! – wykrztusiła Yasmin.
Pani Weatherhead wsunęła głowę trochę głębiej. Wydawała się
zaniepokojona. Podobnie jak córka, miała na nogach uggi.
– Co się tutaj...?
– Potem ci powiem, mamo! – szepnęła Yasmin. – Po prostu wyjdź!
Matka Yasmin się wycofała, wciąż zaniepokojona. Gdy drzwi się zamknęły,
Yasmin znowu ukryła twarz w dłoniach i zaczęła szlochać. Wydobywały się
z niej stłumione słowa, z których Strike niczego nie rozumiał, dopóki nie
usłyszał: „takie... upokarzające...”.
– Co jest upokarzające?
Yasmin podniosła głowę. Wciąż ciekło jej z nosa, a z oczu płynęły łzy.
– Myślałam... myślałam, że LordDrek by-był... aktorem? Tak mi powiedział,
był bardzo przekonujący... wię-ięc poszłam na sztukę, w której grał...
i powiedziałam kobiecie przy wejściu dla aktorów, że przy-yszła Sercella...
Obiecał mi a-autograf... za kulisami?... I ten aktor... ten aktor spojrzał na mnie,
ja-akby w ogóle mnie nie kojarzył, a kiedy powiedziałam: „To ja! To ja!”, on...
Znowu uderzyła w płacz.
– Jeśli dalej będzie pani udawała, że nigdy nie było ich w grze, wyjdzie pani
na jedną z nich – oznajmił bez skrupułów Strike. – Ludzie uznają, że pomagała
im pani z własnej woli.
– Nie mogliby. – Yasmin spojrzała na niego z wyrazem rozpaczliwego buntu.
– To znaczy każdy, kto mnie zna, wie, że jestem superlewicowa? I dowodzą
tego wszystkie moje profile w mediach społecznościowych?
– Ludzie bez przerwy kłamią na swój temat w Internecie. Prokurator będzie
twierdził, że udawała pani lewicowe sympatie, żeby ukryć swoje prawdziwe
przekonania.
Gapiła się na niego przez kilka sekund oczami pełnymi łez, a potem, nie
do końca ku zaskoczeniu detektywa, naskoczyła na niego.
– Myślałam, że miał pan ustalać tożsamość Anomii? Halving to zadanie
policji, nie pana! A może chce pan zdobyć jeszcze większą sławę albo coś?
– Skoro woli pani rozmawiać o Anomii, rozmawiajmy – odparł Strike. –
Zastanawiała się pani kiedyś, czy to on zabił Ledwell?
– Oczywiście, że nie! – zawołała Yasmin z lekkim zduszonym okrzykiem.
– Mimo że chwalił się w grze, że to zrobił?
– To tylko... To znaczy on żartował? – Yasmin usiłowała okazać
niedowierzanie.
– I nigdy nie przyszło pani do głowy, że to nie jest żart? Że Anomia naprawdę
to zrobił?
– Oczywiście, że nie! – powtórzyła.
– Jak pani idzie pisanie książki? Anomia dalej ma dostać część zysków?
– To nie... Prace zostały wstrzymane? Z powodu...
– Ponieważ jeden ze współautorów został aresztowany pod zarzutem
zabójstwa, a drugi faktycznie mógł je popełnić?
– Ponieważ... ponieważ uznałam, że to nie jest odpowiednia pora – odrzekła,
z trudem łapiąc oddech.
– Zdaje pani sobie sprawę, że wszystkie szczegółowe informacje, które
Ormond przekazał pani o nowych postaciach Edie oraz o fabule filmu,
pochodziły z telefonu, który podniósł i schował po tym, jak została
zamordowana?
Strike wiedział, że gdzieś pod przerażoną miną i spuchniętymi oczami
obracają się w ruinę marzenia Yasmin o wywiadach dla prasy i sesjach
zdjęciowych, o większym prestiżu w fandomie i o statusie publikowanej
pisarki.
– Jeśli się okaże, że Anomia zamordował Edie Ledwell i doprowadził
do paraliżu Josha Blaya...
– Josh nie jest sparaliżowany – powiedziała Yasmin z rozpaczliwym
przekonaniem. –
Wiem, że ludzie tak mówią, ale to nieprawda. Słyszałam, że jego stan bardzo
się poprawia?
– Gdzie to pani słyszała? Na Twitterze od kogoś, kto zna gościa, którego
siostra pracuje w szpitalu? Josh ma sparaliżowaną jedną stronę ciała, a w
drugiej stracił czucie. Wiem o tym, bo rozmawiałem z nim w szpitalu.
Yasmin zrobiła się jeszcze bledsza, jej drżące palce gmerały przy mankiecie.
– Jeśli Anomia był napastnikiem... – Strike nie odpuszczał.
– Jeśli Anomia jest tym, kim myślę, że jest, nie mógł tego zrobić – szepnęła
Yasmin. – Fizycznie nie byłby do tego zdolny.
– Kim według pani jest Anomia? – spytał Strike.
Zawahała się, a potem powiedziała:
– To Inigo Upcott.
Tego Strike się nie spodziewał.
– Dlaczego pani uważa, że to Upcott?
– Po prostu... Anomia brzmi jak on? Anomia zna łacinę, a Inigo ciągle używa
jakichś łacińskich słów? Poza tym Anomia mówił, że ma ciężkie życie,
a przecież Inigo jeździ na wózku? No i Anomia bardzo się zdenerwował, kiedy
Edie wyrzuciła Katyę, a wiem, że Inigo był zły, że nikt nie płacił Katyi za to,
co robiła dla Josha i Edie, bo będąc u nich w domu, parę razy słyszałam, jak
na to narzekał? I raz, kiedy tam byłam – dodała Yasmin – widziałam, jak Inigo
gra w grę?
– Naprawdę? – spytał Strike.
Yasmin kiwnęła głową, wycierając rękawem swetra czubek cieknącego nosa.
– Szwankował mu komputer? I pojechałam, żeby mu pomóc, a wtedy
zobaczyłam, na czym komputer się zawiesił? Inigo był w grze. Myślałam,
że tylko do niej zajrzał? Bo Josh i Edie bywali u Katyi, rozmawiali o tej grze i o
Anomii? Ale potem dodałam dwa do dwóch...
I wyszło ci dwadzieścia dwa.
– ...i wszystko nabrało sensu, bo Inigo jest uziemiony w domu i ciągle siedzi
przed komputerem? I jest artystą, i słyszał, jak wszyscy bez przerwy
rozmawiamy o Sercu jak smoła? Pewnie zrobił to tylko dla zabawy, wymyślił
sobie taki projekt...
– Czy pani zdaniem Anomia wypowiada się jak człowiek po sześćdziesiątce?
– No... tak? – powiedziała Yasmin, znowu buntowniczym tonem. – Inigo
jest... jest nerwowy? Dużo przeklina i nie lubił Josha? Ale Edie chyba lubił,
przynajmniej na początku, więc kiedy złośliwie skomentowała grę,
prawdopodobnie naprawdę się wkurzył? Bo poświęcił tej grze tyle czasu
i starań?
– Lubi pani Iniga?
– No... tak. Było mi go... było mi go żal, bo jest taki schorowany? Na początku,
kiedy tam przychodziłam, był miły, ale jest... jest dosyć... przypuszczam,
że potrafi być trochę despotyczny... Tak jak Anomia? Ale – dodała defensywnie
– to jest tylko teoria, nic więcej...
Strike się zastanawiał, czy Yasmin tak długo żyje w wirtualnym świecie
anonimowych ludzi, że kryteria prawdopodobieństwa i wiarygodności
wyparowały z jej rozumowania. Jedna teoria wydawała się równie dobra jak
każda inna, dopóki tylko zaspokajała jej potrzebę czucia się osobą
wtajemniczoną. Te cechy sprawiły, że Yasmin stała się bardzo cenna dla
Halvingu, lecz była o wiele mniej przydatna jako świadek.
– Zarówno pani, jak i Inigo byliście kiedyś na imprezie bożonarodzeniowej
w North Grove, prawda?
– Tak? – potwierdziła Yasmin, najwyraźniej nie rozumiejąc związku tego
pytania ze sprawą.
– Wspomniał mi, że widział tam panią w objęciach Nilsa de Jonga.
Yasmin wyglądała na zszokowaną, lecz Strike odniósł wrażenie, że dostrzegł
w jej oczach cień zadowolenia.
– Nils... poprosił mnie tylko o całusa pod jemiołą.
– Zaskoczyłbym panią, gdybym powiedział, że Inigo słyszał, jak wyznaje pani
Nilsowi, że to pani jest Anomią?
Wydała z siebie zduszony okrzyk.
– To bezczelne kłamstwo! Przecież... to niedorzeczne!
– Pamięta pani, o czym rozmawiała z Nilsem, zanim panią pocałował?
– No... obydwoje dużo wypiliśmy? I... chyba powiedział, że wyglądam
na nieszczęśliwą i chciał mi poprawić humor? I... i jakoś tak mnie wciągnął pod
tę jemiołę?
Strike przypuszczał, że żaden mężczyzna nie zrobił wcześniej z Yasmin
niczego podobnego.
– Nils mówił o anomii w sensie abstrakcyjnym?
– Czyli w jakim?
– O anomii jako stanie amoralności.
Yasmin wydawała się zdezorientowana, więc spytał:
– Nigdy pani nie zauważyła, że słowo „anomia” jest na oknie w kuchni
w North Grove?
– Naprawdę? – odrzekła ze zdziwieniem, które wyglądało na szczere.
– Rozmawiała pani kiedyś z Anomią, to znaczy z tym człowiekiem, przez
telefon?
– Nie. Kontaktowaliśmy się tylko mejlowo.
– Jak brzmi jego adres mejlowy? – spytał Strike, wyjmując z kieszeni notes.
– Nie podam go panu. – W jej zaczerwienionych oczach znowu pojawiły się
łzy, lecz była wystraszona. – Anomia by mnie zabił.
– Całkiem możliwe – powiedział Strike. – Zdaje sobie pani sprawę,
że Morehouse został zamordowany?
– Co? Nie, on... Co?
Strike widział, jak jej umysł usiłuje nadążyć za tym, co właśnie usłyszała.
– Nie wierzę panu – szepnęła w końcu.
– Proszę sprawdzić – zachęcił. – Vikas Bhardwaj. Uniwersytet w Cambridge.
Poderżnięto mu gardło.
Yasmin wyglądała, jakby miała zwymiotować.
– Skąd pan wie, że to był Morehouse? – spytała słabym głosem.
– Jeśli pani poczyta, co piszą w wiadomościach – powiedział Strike, ignorując
jej pytanie – zauważy pani, że morderstwo popełniono tego samego wieczoru,
kiedy Morehouse zniknął z gry.
– Nie wierzę panu – powtórzyła, lecz tym razem drżała. – Po prostu próbuje
mnie pan nastraszyć.
Przez firanki w oknie Strike zobaczył, że do drzwi wejściowych zbliża się
korpulentny siwy mężczyzna z aktówką. Wkrótce usłyszał stłumioną rozmowę
za drzwiami salonu i domyślił się, że zaniepokojona matka Yasmin informuje
jej ojca, że córkę magluje jakiś obcy rosły facet.
Drzwi się otworzyły i do salonu wszedł ojciec Yasmin, wciąż trzymając
aktówkę.
– Co się dzieje? Yasmin, co to za człowiek?
– Nic... Powiem ci później...
– Kto to jest? – spytał ojciec Yasmin, którego ze zrozumiałych powodów
zaniepokoił widok spuchniętych oczu i rozmazanego makijażu córki.
– Cormoran Strike – przedstawił się detektyw, wstając chwiejnie na nogi,
ponieważ jego ścięgno udowe błagało o litość. Wyciągnął rękę. – Jestem
prywatnym detektywem i pana córka pomaga mi w sprawie.
– Prywat... O co tu chodzi? – wybuchnął pan Weatherhead, ignorując rękę
Strike'a, podczas gdy matka Yasmin weszła niepostrzeżenie za mężem. –
Chodzi o tę przeklętą kreskówkę?
– Tato, daj spokój – szepnęła Yasmin. – Proszę. Zaraz do was przyjdę i...
i wyjaśnię...
– Chciałbym...
– Proszę, tato, po prostu pozwól mi dokończyć rozmowę! – zawołała nieco
histerycznie Yasmin.
Jej rodzice niechętnie się wycofali. Drzwi znowu się zamknęły. Strike
z powrotem usiadł.
– Na pewno pani rozumie – zaczął, zanim Yasmin zdążyła się odezwać –
że kiedy to wszystko wyjdzie na jaw... – a wyjdzie, ponieważ jak powiedziałem,
policjanci ze stołecznej i służby bezpieczeństwa właśnie zajmują komputery
i telefony członków Halvingu – ...społeczeństwo, media i sędziowie przysięgli
usłyszą, że ochoczo przyjęła pani teczkę dowodów przeciwko Edie Ledwell,
sfabrykowanych przez organizację terrorystyczną pragnącą jej śmierci,
i zaniosła ją Joshowi Blayowi, by nastawić go przeciwko niej. Jak pani myśli,
Yasmin, jak będzie pani wyglądała, gdy cały świat się dowie, że dalej beztrosko
grała pani w grę, wiedząc, że zinfiltrowali ją terroryści... a nawet
że moderowała pani tę grę... planując książkę na podstawie
informacji wykradzionych zamordowanej kobiecie? Ostrzegam panią:
przywódca Halvingu będzie twierdził, że to Anomia zaatakował Ledwell i Blaya
i że to on próbował zabić jednego z członków tego ugrupowania, wpychając
go pod pociąg. I bez względu na to, czy to była sprawka Halvingu, czy Anomii,
tkwi pani w tym po same uszy.
Yasmin pochyliła się z twarzą w dłoniach i znowu zaczęła płakać.
– Pani jedyna nadzieja – oznajmił głośno Strike, starając się, by usłyszała
go mimo wstrząsających nią szlochów – to zrobić teraz z własnej woli to,
co należy. Odejść z gry, powiedzieć policji wszystko, co pani wie, i pomóc
mi namierzyć Anomię.
– Nie po-otrafię panu pomóc. Niby jak? Skoro to nie Inigo...
– Po pierwsze, może mi pani podać adres mejlowy Anomii – zaczął Strike. –
Po drugie, może mi pani pomóc znaleźć moderatorkę, która nazywa się
Narcyzka.
– A do czego ona jest panu potrzebna?
– Myślę, że jest w niebezpieczeństwie.
– Jak to?
– Morehouse mógł jej powiedzieć, kim jest Anomia.
– Aha...
Yasmin wytarła twarz rękawem, jeszcze bardziej rozmazując makijaż,
z potem oznajmiła: – Nic o niej nie wiem.
– Od miesięcy byłyście razem w Grze Dreka, na pewno coś pani wie.
Słyszeliśmy, że Vilepechora pokazał pani jej zdjęcie.
– Kto panu o tym...?
– Nieważne kto. Zachowała je pani?
– Nie... była na nim...
– Naga?
– Nie... nie całkiem.
– Niech ją pani opisze.
– Jest... ładna. Szczupła. Ruda.
– W jakim wieku?
– Nie wiem... Dwadzieścia kilka lat? Może mniej.
– Rzuciła kiedyś jakąś wskazówkę dotyczącą swojego miejsca zamieszkania?
– Kiedyś... kiedyś wspomniała, że mieszka wiele kilometrów od Londynu.
To było, gdy...
– Gdy...? – ponaglił Strike.
Yasmin gmerała nerwowo przy mokrym rękawie swetra, a po chwili
powiedziała:
– Gdy poinformowałam pozostałych moderatorów, że Josh i Edie mają się
spotkać... żeby omówić sprawę teczki.
– Napisała im pani, gdzie się umówili? – spytał ostro Strike.
– Nie. Narcyzka o to spytała, ale napisałam, że jej nie powiem, bo Josh nigdy
by mi nie wybaczył, gdyby zjawił się tam jakiś łowca autografów? A ona strzeliła
focha i odparła, że nie mogłaby się tam zjawić, nawet gdyby chciała, bo mieszka
wiele kilometrów od Londynu? A potem dodała, że to oczywiste, gdzie się
spotkają, i natychmiast się wylogowała.
– Czy pani zdaniem większość fanów Serca jak smoła domyśliłaby się, że Josh
i Edie zamierzają się spotkać na cmentarzu?
– Może? – odrzekła Yasmin. – To znaczy... to było ich miejsce, prawda?
To tam... wszystko się zaczęło.
– Pamięta pani coś jeszcze, co Narcyzka pisała o swoim życiu albo miejscu
zamieszkania?
– Nie. Wiem tylko, że podobała się chyba wszystkim facetom. Ale najbardziej
lubi... lubiła Morehouse'a.
– Ile osób widziało pani zdaniem tę częściowo nagą fotkę?
– Prawdopodobnie wszyscy faceci? Vilepechora mi napisał, że zamierzała
ją wysłać Morehouse'owi, ale przez pomyłkę przesłała ją Anomii? Vilepechora
pokazał ją pewnie wszystkim pozostałym chłopakom...
– Dobrze – powiedział Strike, zapisując to. – A teraz niech mi pani poda
adres mejlowy Anomii.
Po chwili wahania Yasmin sięgnęła po leżącą na podłokietniku komórkę,
otworzyła swoją skrzynkę i powiedziała:
– To sercewklatce14@aol.com Wszystko małymi literami. Liczba cyframi.
– Dziękuję – powiedział Strike. – Czternaście... Jak Zasada 14?
Yasmin, znowu zajęta wycieraniem twarzy rękawem, pokiwała głową.
– A z czystej ciekawości, jak brzmi trzynaście pozostałych zasad? – spytał
Strike.
– Nie ma ich – odrzekła niewyraźnie. – Jest tylko ta jedna.
– Więc dlaczego nazywa się „czternaście”?
– To ulubiona liczba Anomii.
– Dlaczego?
Wzruszyła ramionami.
– Okej – powiedział Strike, zamykając notes i wyjmując portfel. – Bardzo
mi pani pomogła, Yasmin. Radzę, żeby skontaktowała się pani z tym
człowiekiem. – Otworzył portfel, wyjął wizytówkę Ryana Murphy'ego i podał
jej. – Niech mu pani powie to wszystko co mnie. Wszystko. A potem radzę
zniknąć z tej gry na zawsze.
– Nie mogę – powiedziała bladymi ustami.
– Dlaczego?
– Bo Anomia zagroził... że jeśli to zrobię... – Nagle wybuchnęła lekko
histerycznym śmiechem, w którym nie było śladu wesołości. – Powiedział,
że zawiadomi policję, że pomagałam terrorystom? Ale chyba... jeśli sama
zgłoszę się na policję... i przynajmniej nie będę musiała dalej...
Zamilkła w pół zdania.
– Przynajmniej nie będzie pani musiała dalej...
Yasmin znowu wytarła oczy, po czym wyznała płaczliwym tonem:
– Anomia... tak jakby mnie szantażował?
– W jakim celu?
– Żebym... żebym go udawała w grze?
– Co ma pani na myśli? – spytał Strike tknięty okropnym przeczuciem.
– Zmuszał mnie, żebym go udawała? W grze, o określonych porach? Podał
mi swoje dane logowania i mówił, kiedy mam to robić, grożąc,
że w przeciwnym razie doniesie policji o tej teczce?
– Od dawna to pani robiła? – Umysł Strike'a przebiegał szybko po wszystkich
podejrzanych, których wyeliminowali na podstawie niekorzystania przez nich
z urządzeń elektronicznych w chwilach, gdy Anomia był w grze.
– Nie wiem. – Yasmin znowu zaszlochała. – Odkąd... To było po tym, jak
napisałam Anomii, że spotkałam się z pana wspólniczką? Na Comic Con?
– Jezu Chryste. – Strike starał się nie okazywać wściekłości. – I taka prośba
nie wydała się pani dziwna?
– No, trochę... Spytałam, dlaczego mam to robić, a on napisał tylko,
że muszę.
– Pamięta pani, kiedy dokładnie „była” pani Anomią? Zapisywała to pani?
– Nie – odrzekła zrozpaczona. – Robiłam to mnóstwo razy, nie pamiętam
dokładnie... A co?
– To – odparł Strike, który porzucił już wszelkie skrupuły związane z tym,
że wystraszy tak otyłą kobietę – że pomagała pani Anomii załatwić sobie alibi.
Na pani miejscu postarałbym się sobie przypomnieć, czy wcielała się pani
w Anomię w wieczór, kiedy podcięto gardło Vikasowi Bhardwajowi. Myślę,
że stołeczna będzie bardzo zainteresowana tą informacją.
Znowu dźwignął się na nogi. Był na nią tak wściekły, że wyszedł bez słowa.
Gdy otwierał drzwi wejściowe, rodzice Yasmin pędzili korytarzem do salonu,
a nim je za sobą zatrzasnął, usłyszał, jak zaniepokojeni zaczynają zadawać
córce pytania, ona zaś wybucha rozpaczliwym płaczem.
92
Dziś wieczorem znów księżyca mat biały
Na sypialnianej podłodze się rozkłada,
Za drzwiami zaś niczym kot zuchwały
Le pion[13] się w ciemnym korytarzu skrada,
Planując, wiem, za karę na mnie naskoczyć
Za to, że w mieście spałam zeszłej nocy.
Charlotte Mew
The Fête
Początkowo Robin cieszyła się, że znowu jest w domu przy Blackhorse Road.
Czuła się wprawdzie trochę dziwnie, będąc nagle sama – bez Strike'a, z którym
można było omawiać sprawy na bieżąco albo posiedzieć w przyjemnym
milczeniu w samochodzie – lecz to lekkie poczucie osamotnienia można było
zignorować, wkładając brudne ubrania do pralki, wypakowując przybory
toaletowe, podlewając filodendrona i idąc do supermarketu, żeby uzupełnić
zapasy w lodówce.
Z biegiem dnia coraz trudniej było jej jednak udawać, że nie ma skołatanych
nerwów i że czuje się zupełnie bezpieczna. Nawiedzana przez obrazy, których
nie potrafiła zapomnieć – poderżnięte gardło Vikasa Bhardwaja, groteskowa
maska bombiarza, młody mężczyzna z wytatuowaną liczbą 88 robiący zdjęcia
jej mieszkania – wcześnie zaciągnęła zasłony i dwa razy sprawdziła, czy
włączyła alarm antywłamaniowy.
Właśnie usiadła, by zjeść jajecznicę na grzance, gdy obco brzmiący dzwonek
telefonu na kartę w jej torebce sprawił, że aż podskoczyła. Wyjąwszy komórkę,
zobaczyła wiadomość od Peza Pierce'a.
Nie uwierzysz, co mnie dzisiaj spotkało
Robin zastanawiała się chwilę nad odpowiedzią, po czym napisała:
A co się stało?
Odpowiedź Peza przyszła prawie natychmiast.
Zwaliły się tu gliny. Jakiś dupek im powiedział, że jestem
tym gościem, który trollował Edie. Teraz mówią, że muszę
się gdzieś ukryć. Bo jakieś skrajnie prawicowe świry dybią
na tego trolla. Te same, o których ciągle mówią
w wiadomościach
OMG, odpisała Robin. Poważnie?
Czuła, że za chwilę Pez spyta, czy nie udostępniłaby mu swojej kanapy. Nie
pomyliła się.
Nie mógłbym się u ciebie zadekować?
Bardzo mi przykro – skłamała – właśnie gościmy dwie osoby.
No, do mnóstwa moich kumpli „przyjechali goście”, kiedy
się dowiedzieli, że dybią na mnie terroryści
Wybacz – odpisała Robin – ale to prawda. Dasz mi znać, gdzie się
zatrzymasz? Mogłabym wpaść i spróbować cię pocieszyć.
Nie miała najmniejszego zamiaru iść na spotkanie z Pezem, ale nie
wymyśliła żadnego innego sposobu, żeby go nakłonić, by zdradził jej swoje
położenie, dzięki czemu mogliby go dalej obserwować. Prawdopodobnie
jednak był na nią zły, że nie zaproponowała mu gościny, ponieważ nie
odpowiedział. Z jednej strony Robin poczuła ulgę: nie była pewna, czy jej nerwy
są gotowe na wieczór esemesowego flirtowania z Pezem Pierce'em, mogącym
przecież okazać się człowiekiem, który według Strike'a poderżnął gardło
młodemu geniuszowi w Cambridge i zostawił go, by zadławił się na śmierć
własną krwią.
Sąsiad z góry znowu puszczał głośno muzykę i pierwszy raz dudniący bas
zaczął jej przeszkadzać: chciała móc słyszeć nietypowe dźwięki. Po kolacji
pozmywała i próbowała uspokoić się na tyle, by przeanalizować profil
Wiernego Ucznia Lepine'a na Twitterze, lecz trudno było jej się skupić. Gdy
zadzwonił Strike, z ulgą sięgnęła po komórkę.
– Cześć – powiedziała. – Jak ci poszło z...?
– Kurwa, nie uwierzysz – wszedł jej w słowo.
– Co się stało?
– Od Comic Con Yasmin godzinami udawała Anomię, ale nie zapisywała,
kiedy dokładnie to robiła. Zobaczyła twoje zdjęcie w gazecie i połapała się,
że to ty byłaś kobietą, która przeprowadzała z nią wywiad. Powiedziała Anomii,
że rozmawiał z nią detektyw w przebraniu, a wtedy Anomia zmusił
ją szantażem, żeby udawała go w grze.
– Co?
– Więc każdy pieprzony podejrzany, którego wykluczyliśmy po Comic Con,
wraca na naszą listę.
– Przecież to...
– Prawie wszyscy skurwiele, których od początku podejrzewaliśmy,
z wyjątkiem Seba Montgomery'ego. Zamierzam zaraz usiąść i to wszystko
poukładać, ale Jezu Chryste, tylko tego nam brakowało. Myślałem, że zostały
nam dwie osoby. A jeśli chodzi o Narcyzkę...
– To już coś – powiedziała Robin, gdy Strike skończył opowiadać, co mówiła
Yasmin o Narcyzce. Usilnie próbowała znaleźć w tej sytuacji coś pozytywnego.
– Ruda, ładna, młoda, mieszka wiele kilometrów od Londynu...
– No, grono zawęża się do jakichś kilkuset tysięcy kobiet. Jeśli wpadniesz
na jakiś pomysł, który umożliwi nam wyłuskanie z tej masy Narcyzki,
koniecznie do mnie zadzwoń.
Gdy już się pożegnali, Robin siedziała przez chwilę zszokowana
i przygnębiona rozwojem wypadków, aż z odrętwienia wyrwał ją huk
w korytarzu. Odwróciła się na krześle, patrząc w stronę drzwi. Zamknęła je na
zamek, alarm już działał, więc było absurdem – prawda? – niepokoić się, że ktoś
próbuje dostać się do środka. Po kilku sekundach, w czasie których czuła, jak
jej serce bije o wiele szybciej niż serce zdrowej, siedzącej kobiety, powoli wstała
i podeszła do drzwi. Przyłożyła do nich ucho, żałując, że nie mają wizjera.
Niczego nie usłyszała. Bez wątpienia ktoś idący na górę coś upuścił, lecz obraz
Vikasa Bhardwaja zamordowanego na wózku inwalidzkim – jego poderżnięte
gardło, nieruchome oczy – nagle znowu wtargnął do jej wyobraźni.
Pierwszy raz, odkąd znaleźli ciało Vikasa, myśli Robin skoczyły ku Rachel
Ledwell. Dziewczyna na pewno już wiedziała, że Vikas nie żyje.
I wtedy z porażającą nagłością wstrząsu elektrycznego uderzyła ją pewna
myśl. Szybko wróciła do laptopa, zamknęła profil Wiernego Ucznia Lepine'a
na Twitterze, otworzyła wiadomości prywatne, przeszła do rozmowy, którą
prowadziła wcześniej z Rachel, i zaczęła pisać.
Jeszcze nie.
Powstrzymajmy Anomię
Nastąpiła przerwa trwająca mniej więcej minutę. Robin już miała znowu coś
napisać, lecz zobaczyła trzy kropki i po chwili ukazała się znacznie dłuższa
wiadomość od Rachel.
Robin zaczęła pisać, lecz w tej samej chwili ukazały się trzy kropki, więc
zaczekała na nową wiadomość od Rachel.
Myślisz, że to Anomia?
Penny Paw
Robin się zawahała, zastanawiając się, jak powinna to rozegrać.
Jak to dziwnie?
Penny Paw
Nastąpiła przerwa. Serce Robin biło prawie tak szybko jak wtedy, gdy
pomyślała, że zagrzechotała jej skrzynka na listy.
Pokazał mi je Vilepechora
Penny Paw
Ma je, pomyślała Robin. Nie wiedziała ani jej nie obchodziło, czy Rachel
zapisała zdjęcie przez złośliwość, czy może po to, by spróbować ustalić
tożsamość dziewczyny, która ukradła jej najlepszego internetowego
przyjaciela: liczyło się tylko to, czy je zachowała.
Minęły trzy minuty, które dłużyły się Robin jak trzydzieści. Potem Rachel
wróciła.
Mam je.
Penny Paw
Już wysyłam.
Penny Paw
x
Penny Paw
Ból nogi był już tak silny, że Strike przysiadł na piętnaście minut na ławce
na dworcu Victoria Station, żeby odpocząć. Powtarzając sobie, że z nogą jest
już znacznie lepiej oraz że ustawienie się w kolejce do taksówki byłoby równie
uciążliwe jak kontynuowanie podróży metrem, pokuśtykał z powrotem
na peron, gdzie przepuścił dwa pociągi, by kikut mógł odpocząć przed
ponownym dźwiganiem jego ciężaru. Nim dotarł na stację Tottenham Court
Road, zaczęło się ściemniać, a on z trudem powstrzymywał się od mówienia
„kurwa” co drugi krok. Miał wrażenie, że w jego kikut wrzynają się odłamki
szkła, i już nie wiedział, czy dzieje się tak z powodu skurczu mięśni, czy raczej
rozgrzanego do białości ścięgna udowego. Gorzko żałując, że nie wziął ze sobą
laski, oraz pocąc się z wysiłku towarzyszącemu zmuszaniu się do chodzenia,
przyłapał się na tym, że w myślach składa Bogu propozycje, choć wcale nie był
pewny, czy sam w nie wierzy. Schudnę. Rzucę palenie. Tylko pozwól mi dotrzeć
do domu. Przysięgam, że będę o siebie bardziej dbał. Tylko nie dopuść, żebym wypieprzył
się na ulicy.
Bał się, że kikut za chwilę znowu skapituluje pod jego ciężarem, a on będzie
musiał znosić upokorzenie towarzyszące przewróceniu się w miejscu
publicznym. Już kiedyś mu się to przydarzyło i doskonale wiedział, jak
wyglądałby sequel, ponieważ nie był rachityczną staruszką, której obcy ludzie
instynktownie proponują pomoc: postawni czterdziestoletni faceci
o gburowatym wyglądzie, mierzący metr osiemdziesiąt siedem, nie budzą
instynktownego zaufania członków społeczeństwa – zakłada się, że są pijani
albo niebezpieczni i nawet przejeżdżający taksówkarze rzadko zauważają
gorączkowo gestykulujących dryblasów.
Z ulgą zdołał się wydostać ze stacji, wciąż trzymając pion. Oparł się o ścianę,
oddychając głęboko wieczornym powietrzem i przenosząc cały ciężar ciała
na zdrową lewą stopę, podczas gdy jego tętno spowalniało, a cała procesja
cholernych farciarzy z dwiema w pełni sprawnymi nogami przechodziła obok
bez najmniejszego wysiłku. Kusiło go, żeby pokuśtykać do Tottenhamu, lecz
wizyta w pubie przyniosłaby mu tylko chwilową ulgę. Musiał dostać się
z powrotem na Denmark Street. Gdyby udało mu się wgramolić na trzecie
piętro, miałby woreczki z lodem w zamrażarce i środki przeciwbólowe
w szafce, mógłby odczepić protezę, usiąść wygodnie w samych gaciach
i przeklinać tak głośno, jak mu się podobało.
By jakoś uzasadnić stanie bez ruchu jeszcze kilka minut, i postanowiwszy,
że nie będzie palił, wyjął z kieszeni komórkę, spojrzał na nią i lekko zaskoczony
zobaczył wiadomość od Robin.
Mam dobre wieści. Zadzwoń, gdy będziesz mógł.
Nie potrafiłby wyjaśnić dlaczego, ale pomyślał, że szłoby mu się łatwiej,
gdyby jednocześnie rozmawiał z Robin, więc wybrał jej numer, odsunął się
od przyjaźnie podtrzymującej go ściany i pokuśtykał Charing Cross Road,
przyciskając komórkę do ucha.
– Cześć – odebrała po drugim sygnale.
– Co to za dobre wieści? – spytał, starając się nie zaciskać zębów.
– Ustaliłam tożsamość Narcyzki.
– Co? – zdziwił się i przez kilka kroków ból w nodze rzeczywiście jakby
zelżał. – Jak?
Robin wyjaśniała, Strike próbował się skupić, a gdy skończyła, powiedział
z największym entuzjazmem, jaki zdołał z siebie wykrzesać, cierpiąc z powodu
bólu o takim natężeniu:
– Kurwa, Ellacott, jesteś wprost genialna.
– Dzięki – odrzekła, a on nie zauważył jej beznamiętnego tonu, ponieważ
skupiał się na tym, żeby za bardzo nie sapać.
– Moglibyśmy wysłać do niej Barclaya – zaproponował Strike. – Glasgow
to jego rejony.
– Tak, też o tym pomyślałam – przyznała Robin, która podobnie jak jej
wspólnik, starała się, by jej głos brzmiał naturalnie. – Hm... stało się coś jeszcze.
– Nie dosłyszałem – powiedział Strike, ponieważ właśnie minął go z
łoskotem piętrowy autobus.
– Stało się coś jeszcze – powtórzyła głośno Robin. – Właśnie odebrałam
telefon przekierowany z agencji. Ktoś groził, że mnie zabije.
– Co?
Strike szybko pokuśtykał na bok chodnika, z dala od ruchu ulicznego
i przechodniów, po czym stał nieruchomo i słuchał, zatykając drugie ucho
palcem.
– Ten ktoś szeptał. Wydaje mi się, że to był mężczyzna, ale nie jestem pewna
na sto procent. Powiedział: „Zabiję cię” i się rozłączył.
– Dobra – zaczął Strike. Jego koledzy z wojska rozpoznaliby ten
apodyktyczny ton, który nie dopuszczał sprzeciwu. – Pakuj się. Musisz wracać
do hotelu.
– Nie. – Robin krążyła po swoim małym salonie, co jednak nie zaspokajało jej
potrzeby spożytkowania adrenaliny. – Tutaj będzie mi lepiej. Włączyłam alarm,
w drzwiach jest podwójny...
– Kurwa, Halving wie, gdzie mieszkasz! – wściekł się Strike. Dlaczego,
do chuja, nie chce zrobić tego, co jej każe?
– Jeśli teraz są przed budynkiem – odparła Robin, która oparła się pokusie
spojrzenia za zasłonę – najgłupsze, co mogłabym zrobić, to wyjść stąd sama.
– Nie, jeśli będzie na ciebie czekała taksówka – odrzekł Strike. – Zaznacz,
że chcesz kierowcę płci męskiej. Poproś, żeby wszedł na górę i pomógł ci z
bagażem, obiecaj, że zapłacisz mu gotówką za fatygę i weź ze sobą alarm
antygwałtowy, w razie gdyby ktoś cię gonił.
– Ktokolwiek to był, próbował mnie tylko przestra...
– Kurwa, to terroryści! Wszystko, co robią, jest po to, żeby ludzie srali
ze strachu!
– Wiesz co – powiedziała Robin trochę bardziej piskliwym głosem – mógłbyś
przynajmniej na mnie nie krzyczeć.
Tym razem usłyszał jej paniczny strach i z wysiłkiem podobnym do tego,
który wcześniej umożliwił mu wejście po zepsutych ruchomych schodach,
stłumił głęboko zakorzeniony instynkt nakazujący mu wykrzykiwać rozkazy
w obliczu zagrożenia.
– Wybacz. Okej, no dobrze... skoro nie chcesz wracać do centrum, przyjadę
do ciebie.
Wspinaczka na trzecie piętro, by spakować torbę, a potem schodzenie na dół
i wyprawa na Walthamstow były ostatnimi rzeczami, jakie miał ochotę robić,
lecz wciąż miał w pamięci wspomnienie huku podczas eksplozji
w sekretariacie.
– Próbujesz wzbudzić we mnie poczucie winy, żeby mnie zmusić do...
– Nie próbuję cię do niczego zmuszać – uciął szorstko Strike, znowu ruszając
przed siebie i utykając przy tym bardziej niż dotąd. – Traktuję poważnie
ewentualność, że jeden z tych pojebów wciąż jest na wolności i ma nadzieję,
że uda mu się zlikwidować kolejną arogancką babę, zanim całe jego
ugrupowanie pójdzie z dymem.
– Strike...
– Przestań, kurde... niech to szlag – warknął, ponieważ trzęsąca się noga
ugięła się pod naciskiem. Zatoczył się, zdołał utrzymać równowagę
i pokuśtykał dalej.
– Co się stało?
– Nic.
– Twoja noga – domyśliła się Robin, słysząc jego nierówny oddech.
– Nic jej nie jest. – Twarz, tors i plecy Strike'a zalewał zimny pot. Starał się
nie zwracać uwagi na fale mdłości, które się przez niego przetaczały.
– Strike...
– Zobaczymy się za jakieś...
– Nie – ucięła pokonana. – Okej... pojadę do hotelu. Zaraz zadzwonię
po taksówkę.
– Na pewno?
Zabrzmiało to agresywniej, niż zamierzał, lecz jego kikut tak bardzo się
trząsł, gdy opierał na nim ciężar ciała, że nie był pewny, czy zdoła dotrzeć
do agencji na dwóch nogach.
– Tak. Zadzwonię po taksówkę, poproszę o pomoc z bagażem... wszystko tak
jak mówiłeś.
– W takim razie w porządku. – Strike skręcił w Denmark Street, na której
było pusto, jeśli nie liczyć kobiety, której postać majaczyła na drugim końcu. –
Zadzwoń do mnie, kiedy już będziesz w taksówce.
– Zadzwonię. Do usłyszenia niedługo.
Rozłączyła się. Ulegając impulsowi, by kląć pod nosem przy każdym
stąpnięciu prawej nogi, Strike dalej szedł w ten pokraczny sposób w stronę
drzwi swojego mieszkania.
Dopiero gdy znalazł się dziesięć metrów od niej, rozpoznał Madeline.
94
Wtedy cię pchnęłam, a gdy upadałeś,
Dwa razy cię dźgnęłam i jeszcze dwa,
Dlatego, że koronę ze swej głowy zdjąć śmiałeś
I stać się mężczyzną, jakich pełen świat.
Charlotte Mew
Madeleine in Church
<Grupa moderatorów>
<Obecna: Dżdżownica28>
>
>
Dżdżownica28: co ? !
>
>
>
>
>
>
Dżdżownica28: nie
Dżdżownica28: tak
Dżdżownica28: nie
>
>
Anomia: to dobrze
Dżdżownica28: OK
>
>
>
>
>
>
>
>
Anomia
@AnomiaGamemaster
Bo z wszystkich chorób, które zsyła los na tego świata
nieszczęsne rozdroże, cóż ponad zdrady niespodzianej cios
ohydniejszego być może? – Ajschylos[14]
Andi Reddy
@ydderidna
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Chujek Ledwell sprzedał Maverickowi, tak?
#SpieniężanieSercaJakSmoła #SercekToSerceNieCzłowiek
Lucy Ashley
@juiceeluce
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
omg, czy Josh się zgodził na zmianę Sercka?
#SercekToSerceNieCzłowiek
Zwariowanełyżeczki
@zwari<>wanelyzeczki
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
serio, jeśli Josh się na to zgodził...
#SercekToSerceNieCzłowiek
Anomia
@AnomiaGamemaster
Tak, trzeba wybaczać swoim wrogom, ale nie wcześniej,
zanim zawisną na gałęzi[15] –
Heinrich Heine
Teraz ukazała się inna część fanbazy Anomii, by niczym rekiny otoczyć
młode fanki, które zareagowały poprzednim razem.
Niszczyciel WSS
@Bankr00t729
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Julius
@jestem_evola
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
powieś suki nad łóżkiem jako ruchomą dekorację
i zapadając w sen patrz jak gniją
Arlene
@queenarleene
W odpowiedzi do @jestem_evola @AnomiaGamemaster
przez takich ludzi jak ty i Wally Cardew ten fandom ma złą
reputację, Anomia nie mówi dosłownie
Wierny Uczeń Lepine'a
@WiernyUczenLep1nea
W odpowiedzi do @queenarleene @jestem_evola
@AnomiaGamemaster
co znowu, brzydka cipo? byłaby z ciebie świetna ruchoma
dekoracja
Anomia
@AnomiaGamemaster
Typ bohatera uwielbianego przez tłumy zawsze będzie
przypominał Cezara.
Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Jego insygnia ich przyciągają, jego władza onieśmiela, a jego
miecz przepełnia ich strachem.
PaniSercek
@carlywhistler_*
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
dalej mówisz o Sercku? Co to znaczy?
Baz Tyler
@BzTyl95
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Dobrze się czujesz, kolego?
Niszczyciel WSS
@Bankr00t729
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
zhakowali cię?
Timothy J Ashcroft
@DzdzownicaWyjdzieNaWierzch
Jako bliski przyjaciel Edie Ledwell oraz osoba pracująca
z młodzieżą szkolną i traktująca poważnie zasady
bezpieczeństwa, jestem szczerze przerażony
www.DailyMail/RodziceZniesmaczeni...
„Groził Sophie, mówiąc, że ma milczeć. Przez wiele dni bała się nam zwierzyć.
Potem przyszła do mnie z płaczem, ponieważ usłyszała, że tego popołudnia
zamordowano jego dziewczynę, i opowiedziała mi całą historię. Od razu
zadzwoniłam na policję. Nie obchodzi mnie, że nie postawiono mu zarzutów,
nie w tym rzecz. Pozostaje faktem, że kazał czternastolatce kłamać, a moim
zdaniem za coś takiego powinien wylecieć z pracy”.
Timothy J Ashcroft
@DzdzownicaWyjdzieNaWierzch
(Na marginesie: przepraszam, że linkuję tego
faszystowskiego szmatławca, ale wygląda na to, że rozmawiał
bezpośrednio z rodzicami i właśnie tam można znaleźć
tę historię)
Timothy J Ashcroft
@DzdzownicaWyjdzieNaWierzch
Chodzi o to, że wymaganie od czternastolatki, żeby kłamała,
aby cię kryć, jest odrażające. Ten człowiek nie nadaje się
do pracy z dziećmi ani z młodzieżą.
Andi Reddy
@ydderidna
W odpowiedzi do @DzdzownicaWyjdzieNaWierzch
Ty stoisz po dobrej stronie, Tim
Strike odpisał:
Wspaniała próbka popisowego udawania porządnego
faceta w wykonaniu Ashcrofta. Pedofilia dla
początkujących
Pielęgniarka wróciła z herbatą, w której było stanowczo za dużo mleka. Gdy
jej dziękował, kikut znowu zaczął podskakiwać. Strike usiadł prosto
i przycisnął go mocno prawą ręką, zmuszając, żeby się uspokoił, żeby
zachowywał się, jak należy, zamiast go zdradzać, zamiast skłaniać tych
medyków o dobrych intencjach do zatrzymania go na kolejnych badaniach.
– Dobrze się pan czuje? – spytała pielęgniarka, patrząc, jak przyciska kikut
do łóżka.
– Świetnie – skłamał. Czuł drgający mięsień w prawym policzku.
Pielęgniarka wyszła. Znowu zawibrowała komórka Strike'a: Robin przesłała
kolejną wiadomość.
A wczoraj w nocy przegapiliśmy kłótnię o Keę Niven.
Wyszukaj: #JebaćKeęNiven
Tuż przed północą rozpętała się mała twitterowa burza wokół Kei.
Zapoczątkowało ją aresztowanie Wally'ego Cardew, o którym najwyraźniej
rozmawiano online z wielkim ożywieniem. Lewicowcy zawsze nim gardzili,
więc teraz z radością wyczekiwali jego uwięzienia, zaś ci, którzy od dawna
go bronili, byli przekonani, że zaszła pomyłka, gdyż nie mógł przecież
należeć do komórki terrorystycznej. Bitwa generowała hasztagi
#UwolnićWally'ego i #PudłoBezCiasteczek, a pośród tego zamieszania ktoś
odkopał stare tweety Wally'ego i Kei wskazujące w najlepszym razie na jakąś
formę znajomości, a w najgorszym na romans. Nie minęło dużo czasu, nim na
Twittera trafił wpis Kei z tumblr z 2010 roku („wszyscy przyjaciele
mi powtarzają, że »odwetowy seks z jego najlepszym kumplem to żadna
odpowiedź«, a ja im na to: »Zależy, jak brzmi pytanie«”), a wtedy fandom Serca
jak smoła zwrócił się przeciwko niej z wściekłością wygłodniałego aligatora.
SmolisteSerce Lizzie
@smolistalizy00
OMG spójrzcie na to, Kea Niven i naziol Wally Cardew
naprawdę się... pieprzyli?
Wally C
@WalCard3w
W odpowiedzi do @alewcaleniepapuga
wyglądasz super
Łyżeczka Kea
@alewcaleniepapuga
W odpowiedzi do @WalCard3w
ty też♥
Loren
@l°rygill
W odpowiedzi do @smolistalizy00
O rany. Zawsze ją popierałam, ale jeśli to prawda...
Zwariowanełyżeczki
@zwari<>wanelyzeczki
W odpowiedzi do @zjawanarcyzka @smolistalizy00 @l°rygill
jeśli dymasz się z faszytami, *jesteś* faszystką. Koniec
kropka. #JebaćKeęNiven
Johnny B
@jbaldw1n1>>
W odpowiedzi do @zwari<>wanelyzeczki @zjawanarcyzka
@smolistalizy00 @l°rygill
W takim razie ty musiałaś się dymać z wielorybem
#UwolnićWally'ego
Kutas Dreka
@kkkutasdreka
W odpowiedzi do @dickymacD @marnieb89
Max R @mreger#5
W odpowiedzi do @kkkutasdreka @dickymacD @marnieb89
WSS-owe zdziry udają, że chcą pacyfistów, ale wilgotnieją
tylko przy prawdziwych mężczyznach #JebaćKeęNiven
Max R @mreger#5
W odpowiedzi do @kkkutasdreka @dickymacD @marnieb89
Mathilde Blind
The Message
Gdy Strike obudził się nazajutrz o ósmej, uświadomił sobie, że whisky, którą
wypił poprzedniego wieczoru, zdecydowanie nie łączy się dobrze
z tramadolem. Było mu niedobrze, czuł się roztrzęsiony, a kiedy o jedenastej
odebrał telefon od Barclaya, oba te doznania wciąż mu towarzyszyły.
– Mam wieści – oznajmił Szkot.
– Już? – zdziwił się Strike, który usłyszał dzwonek komórki, gdy skakał
niezgrabnie do łazienki, a teraz stał, trzymając się oparcia krzesła, by nie
stracić równowagi.
– No, ale nie takie, jakich się spodziewasz.
– Nicole nie mieszka u rodziców?
– Mieszka, właśnie u niej jestem. Chciałaby z tobą pogadać. Najchętniej
na FaceTimie.
– Świetnie – powiedział Strike. – Czy miałaby coś przeciwko temu, żeby
dołączyła do nas Robin?
Usłyszał, jak Barclay przekazuje pytanie.
– Mówi, że nie miałaby.
– Daj mi pięć minut, żebym ją zawiadomił – poprosił Strike.
Robin odebrała telefon w przyprawiającym ją o klaustrofobię pokoju
w hotelu Z. Wciąż była w szlafroku, lecz od trzech godzin ciężko pracowała.
Zresztą po co miałaby się ubierać, skoro nigdzie nie wychodziła?
– Chce z nami rozmawiać? Fantastycznie. – Robin zerwała się na nogi
i próbowała jedną ręką zrzucić z siebie szlafrok.
– Prześlę ci szczegóły, daj mi tylko parę minut – poprosił Strike, któremu
bardzo chciało się sikać.
Robin pobiegła włożyć koszulkę i wyszczotkować włosy, żeby Strike nie
odniósł wrażenia, że przespała cały ranek. Potem szybko wróciła na łóżko,
ponieważ tylko na nim mogła usiąść, i otworzyła laptopa. Tymczasem Strike,
którego włosy wyglądały tak samo bez względu na to, czy je czesał, czy nie,
zmienił koszulę na mniej pogniecioną i usiadł z powrotem przy małym stole
w kuchni.
Gdy rozmowa się zaczęła, obydwoje zauważyli ze zdziwieniem, że patrzą nie
tylko na prerafaelicką piękność, jaką była Nicole Crystal, lecz także na dwie
inne osoby, najprawdopodobniej jej rodziców. Wprawdzie żadne z nich nie
było rude, ale matka miała takie same kości policzkowe jak Nicole i twarz
w kształcie serca, a ojciec o kanciastej żuchwie wydawał się tak spięty
i zdenerwowany, jaki według Strike'a powinien być mężczyzna dowiadujący
się, że erotyczne zdjęcie jego córki wplątało ją w dochodzenie prowadzone
przez dwoje prywatnych detektywów.
– Dzień dobry – przywitał się Strike. – Bardzo dziękujemy, że zgodziłaś się
z nami porozmawiać.
– Nie ma sprawy – odrzekła wesoło Nicole, bez tak silnego akcentu jak
u Barclaya. Pokój widoczny za rodziną Crystalów cechowała elegancka
prostota, którą, jak przypuszczał Strike, osiągnięto z pomocą bardzo drogiego
dekoratora wnętrz. – Hm... Nie jestem żadną Żonkilką, Narcyzką czy jak jej
tam. W ogóle mnie nie ma w tej grze.
Mówiła bez cienia skrępowania, zaniepokojenia czy zawstydzenia.Wydawała
się raczej zaintrygowana sytuacją, w której się znalazła.
– Nie wiem, jak moje zdjęcie dostało się do tej gry. Naprawdę nie wiem.
Nawet nie lubię Serca jak smoła!
– Aha – powiedział Strike, nie zauważywszy w jej wesołej twarzy żadnej
charakterystycznej oznaki kłamstwa.
– Ale słyszałaś o tej kreskówce?
– O, tak – odrzekła pogodnie. – Moja przyjaciółka bardzo się w nią wkręciła.
Uwielbia ją.
– Czy ta przyjaciółka kiedykolwiek miała dostęp do twojego zdjęcia?
– Nie, nigdy – zapewniła Nicole.
– Mogła je zdobyć bez twojej wiedzy?
– Musiałaby wejść w moje zdjęcia w telefonie. Ale ona należy do Unii
Chrześcijańskiej. No wiecie, jest bardzo... Chodzi mi o to, że na pewno nie
kręcą jej takie rzeczy, jak przesyłanie gołych fotek.
Sądząc po minie ojca Nicole, mężczyzna bardzo żałował, że nie można
powiedzieć tego samego o jego córce.
– Pamiętasz, kiedy zostało zrobione to zdjęcie? – spytał Strike.
– Jakieś... dwa i pół roku temu – powiedziała Nicole.
– Przesyłałaś je komuś? – włączyła się Robin.
– Tak – przyznała Nicole. – Byłemu chłopakowi. Chodziliśmy ze sobą
w ostatniej klasie, ale potem on pojechał studiować na RADA[16], a ja zostałam
tutaj, żeby studiować sztukę.
– Jest aktorem? – zainteresował się Strike.
– Chce być. Przesyłałam mu takie zdjęcia, kiedy przez semestr byliśmy
ze sobą na odległość.
W żuchwie ojca Nicole drgnął mięsień.
– Jak się nazywa twój eks? – powiedział Strike, sięgając po długopis.
– Marcus – powiedziała Nicole. – Marcus Barrett.
– Wciąż utrzymujesz z nim kontakt? – spytała Robin. – Masz jego numer
telefonu?
– Tak... ale nie będziecie dla niego okropni, prawda? Bo szczerze mówiąc, nie
wyobrażam sobie, żeby Marcus...
– Podaj im ten cholerny numer – polecił jej szorstko ojciec.
– Tato – powiedziała Nicole i spojrzała na niego z ukosa. – Daj spokój. Nie
bądź taki.
Pan Crystal wyglądał, jakby jeszcze bardzo długo zamierzał być „taki”.
– Może ktoś zhakował Marcusa – podjęła Nicole, patrząc z powrotem
na Strike'a i Robin. – Coś takiego spotkało moją przyjaciółkę: ktoś ściągnął
zdjęcia z jej chmury... ale należy zaznaczyć, że jej hasło było bardzo łatwe
do odgadnięcia. Naprawdę nie sądzę, żeby Marcus celowo wrzucił do Internetu
moje zdjęcie... wciąż się przyjaźnimy! To bardzo fajny facet.
– Które z was zakończyło związek? – kontynuował Strike.
– Ja – odrzekła Nicole – ale podszedł do tego naprawdę w porządku.
Mieszkamy w różnych miastach i wciąż jesteśmy młodzi. Teraz spotyka się
z kimś innym.
– Czy Marcus ma współlokatorów? – spytała Robin, zastanawiając się, kto
jeszcze mógłby uzyskać dostęp do tego zdjęcia.
– Mieszka z siostrą. Jest od niego o cztery lata starsza. To przemiła
dziewczyna. Dlaczego miałoby jej zależeć, żeby wszyscy zobaczyli moje cycki? –
Nicole się roześmiała.
– Nicky, to nie jest śmieszne – powiedziała cicho jej matka.
– Och, daj spokój, trochę jest – odrzekła Nicole, która wydawała się zupełnie
niespeszona tym, że wszystkie osoby uczestniczące w tej rozmowie widziały
ją półnagą. Gdy żadne z rodziców się nie uśmiechnęło, dodała, wzruszając
ramionami: – Zrozumcie, jestem artystką. Nie mam takiego sztywnego
podejścia do nagości jak wy.
– To nie jest kwestia sztywnego podejścia – powiedział jej ojciec, nie patrząc
na córkę, tylko wpatrując się uparcie w ekran. – Chodzi o to, że dając
mężczyznom tego rodzaju zdjęcia, w gruncie rzeczy podsuwasz im środki
pozwalające cię szantażować albo zawstydzać...
– Ale ja się nie wstydzę – zaprotestowała Nicole i Robin jej wierzyła. –
Wyglądam na tym zdjęciu całkiem seksownie. Przecież nie siedzę
rozkraczona...
– Nicole – oburzyli się identycznym tonem jej rodzice.
– Więc żebyśmy mieli jasność – wtrącił się Strike. – Jedyną osobą, która
kiedykolwiek widziała to zdjęcie, jest Marcus Barrett. Zgadza się?
– Tak – potwierdziła Nicole. – Chyba że je pokazał jakiemuś koledze,
oczywiście. Ale wątpię, żeby to zrobił.
– Powiedziałaś, że przesyłałaś mu zdjęcia. W liczbie mnogiej – zauważył
Strike.
– Tak, to prawda – przyznała Nicole.
– Czy to zdjęcie albo któreś z pozostałych pojawiły się kiedyś gdzieś, gdzie
nie spodziewałaś się go zobaczyć?
– Nie – odrzekła Nicole.
– Czy pozostałe zdjęcia były podobne do tego?
– Trochę – powiedziała Nicole. – Jedno było chyba zupełnie nagie.
Matka Nicole na chwilę schowała twarz w dłoniach.
– No co? – zniecierpliwiła się Nicole. – Otaczała go zgraja seksownych
studentek aktorstwa. Musiałam mu dać coś, o czym mógłby, no wiecie, myśleć.
– Znowu się roześmiała. – Przepraszam – powiedziała, wciąż chichocząc. –
Po prostu... Cała ta sytuacja trochę mnie zaskoczyła. Nigdy nie
przypuszczałam, że będę rozmawiała z prywatnymi detektywami, dlatego
że ktoś zrobił wabik z moich zdjęć.
– Wabik? – powtórzył jej ojciec.
– Tato, no wiesz – powiedziała Nicole. – Że ktoś będzie się pode mnie
podszywał, licząc na jakąś akcję.
– A zatem dla jasności – podsumował Strike. – Nigdy nie grałaś w Grę Dreka?
– Nigdy – zapewniła Nicole.
– I nigdy nie komunikowałaś się online z mężczyzną o nicku Morehouse?
– Nigdy – powtórzyła.
– I nigdy nie rozmawiałaś, nie wymieniałaś wiadomości ani nie miałaś
innego rodzaju kontaktu z doktorem Vikasem Bhardwajem?
Nicole otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale się zawahała.
– W zasadzie to... – Zmarszczyła brwi. – Chyba... Zaczekajcie chwilę.
Wstała i zniknęła z kadru, a zaniepokojeni rodzice odprowadzili
ją wzrokiem. W tle Strike i Robin zauważyli Barclaya siedzącego w fotelu
z kubkiem herbaty.
Nicole wróciła z komórką w dłoni.
– Jest pewien gość obserwujący mnie na Twitterze – wyjaśniła, siadając
z powrotem między rodzicami. – Ciągle lajkuje moje tweety, ale go nie znam...
I nazywa się właśnie Vikas czy jakoś tak... Chwileczkę. – Przez dłuższą chwilę
przeszukiwała grono swoich obserwujących na Twitterze. – To on? – spytała
w końcu, odwracając komórkę w stronę kamerki.
– Tak – potwierdził Strike, patrząc na zdjęcie Vikasa. – To on. Pisałaś
do niego kiedyś albo masz jego...?
– Nie – powiedziała Nicole. – Po prostu zauważyłam, że lajkuje wszystkie
moje tweety, ale nie bardzo rozumiałam, dlaczego w ogóle mnie obserwuje. Jest
naukowcem, prawda? – Odwróciła komórkę z powrotem, żeby przyjrzeć się
profilowi Vikasa.
– Był – odrzekł Strike. – Już nie żyje.
– Co? – wykrzyknęli jednocześnie Nicole i jej ojciec.
Dziewczyna nie wydawała się już rozbawiona.
– Został zamordowany – wyjaśnił Strike. – W Cambridge w ubiegły...
– Chyba nie mówi pan o tym astrofizyku? – spytał osłupiały ojciec Nicole. –
O tym na wózku?
– Właśnie o nim – odparł Strike.
Nastąpiło dłuższe milczenie, w czasie którego troje przerażonych Crystalów
wpatrywało się w kamerkę.
– O mój Boże – odezwała się w końcu Nicole.
– Bardzo chcielibyśmy porozmawiać z Marcusem – oznajmił Strike. –
Mogłabyś nam dać jego numer?
– Chyba... nie powinnam nikomu dawać jego numeru, nie spytawszy
go najpierw o zgodę – powiedziała. – Wydawała się już równie spięta jak jej
rodzice.
– Nicole... – zaczął jej ojciec.
– Nie zrobię mu czegoś takiego bez uprzedzenia. To mój przyjaciel, tato!
– Naprawdę byłoby lepiej, gdybyś jednak do niego nie dzwoniła – wtrącił
Strike, lecz Robin od razu wiedziała, że cokolwiek by powiedział, nic nie skłoni
Nicole do zmiany zdania.
– Nie, przykro mi – ucięła studentka, patrząc na kamerkę. – Marcus
na pewno nie ma nic wspólnego z... z tą historią. Po prostu nie mógłby tego
zrobić. Nie zamierzam wam podawać jego numeru, nie mówiąc mu najpierw,
co się dzieje. On nigdy by mi czegoś takiego nie zrobił. Nie i koniec – ubiegła
ojca, który otworzył usta, żeby coś powiedzieć. Odwróciła się z powrotem
do Strike'a i Robin. – Poproszę Marcusa, żeby sam do was zadzwonił, okej? Ale
najpierw z nim porozmawiam.
Nie mieli innego wyjścia, jak tylko się z tym pogodzić. Podziękowawszy
Crystalom za poświęcony czas, Strike życzył im miłego dnia. Gdy zniknęli
z ekranu, detektywi przez chwilę wpatrywali się w siebie bez słowa.
– Niech to szlag – powiedziała w końcu Robin.
– No... – odrzekł Strike.
98
Łypie jeden na drugiego,
Brat na występnego brata swego;
Ostrzega jeden drugiego,
Brat chytrego brata swego.
Christina Rossetti
Goblin Market
Emily Dickinson
1176
– Jeśli nie zamierzasz nic mówić – zabrzmiał niski, zdenerwowany głos Pat
w sekretariacie – to przestań dzwonić, do cholery!
Było wpół do drugiej, poniedziałkowe popołudnie i Strike, który siedział przy
biurku w gabinecie, oparłszy kule o ścianę, jadł herbatnik, zajmując się swoją
przeładowaną skrzynką mejlową.
– Ten sam numer? – zawołał. – Znowu tylko oddycha?
– Tym razem nie słyszałam oddychania. – Pat podeszła do otwartych drzwi
z e-papierosem w dłoni. W sekretariacie za jej plecami było prawie pusto:
na podłodze stał telefon i leżały sterty akt, które segregowała, przygotowując
je do umieszczenia w nowych szafach na dokumenty. – Tylko cisza. Cholerny
kretyn.
– Może zadzwonię na ten numer, kiedy już się z tym uporam – powiedział
Strike, odpisując na mejla właściciela budynku, któremu najwyraźniej się
wydawało, że wybuch bomby uzasadnia podwyżkę czynszu. Strike nie
podzielał tego poglądu. – A z tobą wszystko w porządku?
– Dlaczego miałoby nie być w porządku? – spytała podejrzliwie.
– Znowu tu jesteś – wyjaśnił. – Po tym, co się stało.
– Nic mi nie będzie. Przecież ich wszystkich zamknęli, prawda? I mam
nadzieję, że wyrzucą cholerny klucz – dodała Pat, wracając do swoich teczek.
Strike ponownie skupił się na mejlu. Parę minut później, wysławszy
właścicielowi budynku grzeczną, lecz stanowczą odpowiedź odmowną, zaczął
pisać wiadomość do Allana Yeomana, chcąc mu przekazać najnowsze
ustalenia. Wciąż próbował skomponować pierwszy akapit w sposób, który
sugerowałby postępy bez potrzeby wdawania się w konkrety, gdy usłyszał
słowa Pat.
– Przecież miało cię dzisiaj nie być.
Strike podniósł głowę przekonany, że Robin zjawiła się przed czasem, lecz
zobaczył Deva Shaha, który stał w drzwiach między sekretariatem a gabinetem
i szeroko się uśmiechał.
– Przyłapałem ich – oznajmił Strike'owi. – Lepkie Rączki i jego mamuśkę.
– Poważnie? – Strike z radości porzucił pisanie mejla.
– Tak. Wczoraj zagadnąłem ją w barze Connaught. Była razem z siostrą albo
z kobietą, która korzysta z usług tego samego chirurga plastycznego.
Dev wyjął z portfela elegancką wytłaczaną wizytówkę i podał Strike'owi.
Widniało na niej imię i nazwisko Azam Masoumi, a pod nim napis: „Diler
antyków i dzieł sztuki”.
– Pan Masoumi organizuje sprzedaż cennych przedmiotów dla klientów
prywatnych – wyjaśnił Dev – i nie pobiera przy tym takiej prowizji jak duże
domy aukcyjne.
– Bardzo miło z jego strony. Założę się, że na dodatek jest dyskretny.
– Pan Masoumi szczyci się dyskrecją – zapewnił Dev z kamiennym wyrazem
twarzy. – Niektórzy klienci nie życzą sobie, by ktoś się dowiedział, że sprzedają
cenne przedmioty. Pan Masoumi doskonale rozumie ich położenie.
– I to wystarczyło?
– Niezupełnie – odrzekł Dev. – Musiałem też kupić jej i siostrze od cholery
drinków i zgadywać, że jest o piętnaście lat młodsza, niż rzeczywiście jest.
Po zamknięciu baru zaprosiła mnie do mieszkania Lepkich Rączek
na rozchodniaczka.
– Był tam Lepkie Rączki?
– Nie i miał cholernego farta, bo zachowanie mamusi raczej by mu się nie
spodobało.
– Rozbrykała się?
– Cała sytuacja zaczęła mi się kojarzyć z panią Robinson. Kiedy zacząłem
przebąkiwać, że będę się zbierał, próbowała podtrzymać moje zainteresowanie,
pokazując mi szkatułkę Fabergégo i popiersie Aleksandra Wielkiego.
Twierdziła, że dostała je w prezencie od męża, z którym aktualnie jest
w separacji.
– Kurwa, kiedy on to usłyszy, ich separacja stanie się faktem. Zrobiłeś
zdjęcia?
– Tak. – Dev wyjął z kieszeni komórkę i pokazał Strike'owi zdjęcia dwóch
przedmiotów, które w sumie były warte ponad milion funtów.
– I wydostałeś się stamtąd, zanim potraktowała cię jak pani Robinson?
– Udało mi się uciec tylko dzięki temu, że umówiłem się z nią na randkę dziś
wieczorem.
– Właśnie zostałeś pracownikiem tygodnia – oznajmił Strike, dźwigając się
z trudem do pozycji stojącej na jednej nodze, żeby uścisnąć Devowi rękę.
– Dostanę dyplom?
– Poproszę Pat, żeby go wydrukowała, kiedy już dostarczą komputer.
– Noga znowu daje ci się we znaki? – spytał Dev, spoglądając na pustą
nogawkę Strike'a.
– Nic mi nie będzie – odrzekł Strike, opadając ciężko z powrotem na krzesło.
– Gdzie są pozostali?
– Barclay właśnie leci z Glasgow, gdzie przy okazji odwiedził rodziców,
Midge ma dzień wolny, a Robin przyjdzie niedługo; przywiozą też nowe meble.
– Chcesz, żebym został i pomógł?
– Nie, zasłużyłeś na trochę wolnego. Zamierzam dorzucić kurierom stówę,
jeśli trzeba będzie coś poskręcać.
Dziesięć minut po wyjściu Deva zjawiła się Robin. Była równie uradowana
jak Strike, gdy się dowiedziała, że sprawa Lepkich Rączek została rozwiązana,
lecz widok wspólnika nią wstrząsnął. Jego cera miała lekko ziemisty odcień,
oczy były przekrwione, a twarz porastała czterdziestoośmiogodzinna
szczecina. Nie skomentowała tego jednak i tylko podała mu pendrajwa.
– Kiedy dostarczą drukarkę, będę mogła ci pokazać wszystko, co znalazłam
o gangu trolli Anomii. Co porabiasz?
– Próbuję sklecić mejla do Allana Yeomana, ale są jakieś granice tego, jak
często można napisać „obiecujące postępy”, nie donosząc o żadnych postępach.
– Miejmy nadzieję, że Grant Ledwell przyzna się dziś wieczorem.
– Dobrze by było – odrzekł Strike – bo inaczej będę musiał znaleźć jakiś
sposób, żeby nadać pozytywny wydźwięk słowom „dochodzenie dalej jest
w dupie”.
Pierwszy transport mebli dostarczono o trzeciej i następne dwie godziny
poświęcili wypełnianiu nowych szaf na dokumenty, składaniu biurka dla Pat,
podłączaniu nowego komputera i drukarki oraz zdejmowaniu folii z nowej
kanapy obitej czerwonym materiałem.
– Nie chciałeś sztucznej skóry? – spytała Robin, gdy razem z Pat przesuwały
kanapę na miejsce, a Strike się temu przyglądał, balansując na kulach,
sfrustrowany, że nie może pomóc.
– Miałem dość pierdzenia starej kanapy za każdym razem, kiedy się na niej
poruszyłem – odparł.
– Na tej zostanie plama, jeśli ktoś wyleje kawę – ostrzegła Pat, trzymając
w zębach e-papierosa.
Weszła za swoje nowe biurko i opadła kościstym ciałem na nowe krzesło.
– Ale to jest wygodniejsze niż stare – przyznała niechętnie.
– Prawie warto było przeżyć ten wybuch bomby, prawda? – powiedział
Strike, rozglądając się po sekretariacie, który dzięki świeżej farbie i nowym
meblom wyglądał nader elegancko.
– Kiedy wstawią szybę? – spytała Pat, wskazując wciąż zabezpieczone dyktą
drzwi prowadzące na korytarz. – Lubię widzieć zarys tego, kto stoi po drugiej
stronie. To jak system wczesnego ostrzegania.
– Pod koniec tygodnia ma przyjść szklarz – oznajmił Strike. – Lepiej
dokończę tego mejla do Yeomana.
Przeszedł o kulach z powrotem do gabinetu. Robin właśnie zaczęła
drukować wnioski ze swojego dochodzenia w sprawie Wiernego Ucznia
Lepine'a i jego przyjaciół, gdy znów zadzwonił telefon.
– Agencja detektywistyczna Strike'a – odebrała Pat. Słuchała przez kilka
sekund, po czym powiedziała: – Czego chcesz? Jeśli ci się wydaje, że to jest
zabawne...
– Ten sam numer? – spytał Strike, pojawiając się znowu w drzwiach między
dwoma pomieszczeniami. Pat kiwnęła głową. – Daj mi słuchawkę – poprosił,
lecz nagle opryskliwość na twarzy Pat ustąpiła miejsca podejrzliwości
i sekretarka zasłoniła słuchawkę dłonią.
– Ona chce rozmawiać z Robin – oznajmiła.
Robin wcisnęła pauzę w drukarce i wyciągnęła rękę po słuchawkę, lecz Pat,
wciąż patrząc na Strike'a, szepnęła:
– To chyba jakaś wariatka.
– Pat – powiedziała Robin stanowczym tonem. – Daj mi słuchawkę.
Z miną oznaczającą, że nie wyniknie z tego nic dobrego, Pat podała jej
słuchawkę.
– Halo? – zaczęła Robin. – Mówi Robin Ellacott.
Czyjś głos szepnął Robin do ucha:
– Byłaś Jessicą?
Robin utkwiła spojrzenie w oczach Strike'a.
– Kto mówi? – spytała.
– Byłaś?
– Z kim rozmawiam? – spytała Robin.
Tym razem usłyszała oddech dziewczyny. Był płytki, z pewnością świadczył
o przerażeniu.
– Czy my się znamy? – spytała Robin.
– Tak – szepnął głos. – Chyba tak. Jeśli to ty byłaś Jessicą.
Robin zasłoniła słuchawkę dłonią i wyjaśniła cicho:
– To Zoe Haigh. Pyta, czy byłam Jessicą.
Strike się zawahał, nie wiedząc, czy opłaca się ryzykować, lecz ostatecznie
kiwnął głową. Robin odsunęła rękę od słuchawki i powiedziała:
– Zoe?
– Tak – potwierdził głos. – Ja... Ja...
– Wszystko w porządku? Coś się stało?
– Bardzo się boję – szepnęła dziewczyna.
– Dlaczego? – spytała Robin.
– Przyjdziesz do mnie... proszę?
– Oczywiście – odrzekła Robin. – Jesteś teraz w domu?
– Tak – powiedziała Zoe.
– To dobrze. Nie ruszaj się stamtąd, przyjadę najszybciej, jak się da.
– Okej – szepnęła Zoe. – Dziękuję.
W słuchawce zaległa cisza.
– Chce się ze mną spotkać – oznajmiła Robin, spoglądając na zegarek. –
Chyba byłoby lepiej, gdybyś pojechał do Ledwella taksówką, a ja...
– Jeszcze czego! A jeśli to pułapka? Jeśli ona jest przynętą, a obok przyczaił
się Anomia?
– Wtedy dowiemy się, kto to jest – odparła Robin, włączając z powrotem
drukarkę.
– Tuż przed tym, jak poderżnie ci gardło? – spytał Strike pośród szelestu
kartek.
Pat spoglądała to na jedno, to na drugie, jakby oglądała mecz tenisa.
– Zoe mieszka na drugim piętrze – oznajmiła Robin, nie patrząc na Strike'a.
– A myślisz, że jak się tu dostałem? Lewitowałem? – spytał Strike, nie
wspominając o tym, że większość drogi na górę pokonał na tyłku.
– Strike, naprawdę wątpię, żeby Zoe chciała mnie zwabić w pułapkę.
– W to, że znajdziemy Vikasa Bhardwaja z przeciętą żyłą szyjną też wątpiłaś.
– Zabawne – odrzekła chłodno Robin, odwracając się, żeby spojrzeć
na wspólnika. – O ile dobrze pamiętam, ty też tego nie przewidziałeś.
– Różnica polega na tym – zniecierpliwił się Strike – że wyciągnąłem z tego
naukę, do cholery. Jadę z tobą. Jeśli zaraz wyruszymy na Junction Road,
będziemy mieli mnóstwo czasu do spotkania z Ledwellem o dziewiątej.
Gdy Strike zniknął z powrotem w gabinecie, by wziąć stamtąd komórkę
i portfel, Pat wyraziła swoją opinię warknięciem, które uchodziło za jej szept:
– Wiesz, on ma rację.
– Nie, do diabła, nie ma – odparła Robin, wyjmując kartki z drukarki
i sięgając na półkę za Pat po foliową koszulkę, by je do niej włożyć. – Jeśli
znowu spróbuje kogoś walnąć albo spadnie ze schodów, będzie niezdatny
do pracy przez...
Zamilkła, ponieważ do sekretariatu wrócił Strike, wciąż z gniewną miną.
– Gotowa?
Widząc wyraz twarzy wspólnika, Robin od razu się domyśliła, że usłyszał,
co przed chwilą powiedziała.
100
Lecz dzika odwaga zwycięsko tam spoczywa,
Dumnej rozpaczy wspaniałość burzliwa,
Duch śmiały, niedolą umacniany,
Potężniejszy niż śmierć, przez los niepowstrzymany.
Felicia Hermans
The Wife of Asdrubal
Julius
>@jestem_evola
W odpowiedzi do @rachledbadly
jeśli wyglądałbym tak jak ty to nie. Zastanawiałby się,
dlaczego Ringo Starr zjawił się pod jego drzwiami ubrany
w spódnicę
Johnny B
@jbaldw1n1>>
W odpowiedzi do @rachledbadly
Dalej jeździsz na kutasowej karuzeli, licząc na to,
że znajdziesz sobie alfę? Możesz sobie pomarzyć,
maszkaronie z obwisłymi cyckami
Julius
@jestem_evola
W odpowiedzi do @rachledbadly
co znowu pisze ta zdzirowata suka, której się wydaje, że jest
za dobra dla bety?
Max R
@mreger#5
W odpowiedzi do @rachledbadly
Takie brzydkie lesby jak ty powinno się wsadzać do obozów
i gwałcić zbiorowo
Wierny Uczeń Lepine'a
@WiernyUczenLep1nea
W odpowiedzi do @rachledbadly
przynajmniej kiedy umrze ci mamusia, będziesz miała coś
wspólnego z #EdietaBiedwell
Christina Rossetti
Amen
Christina Rossetti
Sooner or Later: Yet at Last
Henry Gray,
członek Towarzystwa Królewskiego
Gray's Anatomy
107
Och, czułe, niemądre serce, jakieś ty szalone,
Ni tu, ni tam nie spoczniesz, podzielone!
Do nieba wzdychasz, lecz wciąż na ziemi zostajesz,
Ni tu, ni tam radości nie zaznajesz,
Nie mogąc się zdecydować, to, co najlepsze trwonisz;
Och, jakże głupie jesteś w tej twojej pogoni.
Christina Rossetti
Later Life: A Double Sonnet of Sonnets
Rather Be (s. 34) Hal Leonard: Words and Music by Grace Chatto, Jack
Patterson, Nicole Marshall and James Napier. © 2013 EMI Blackwood Music
Inc., Sony Music Publishing (US) LLC and Concord SISL Limited. All Rights
on behalf of EMI Blackwood Music Inc. and Sony Music Publishing (US) LLC.
Administered by Sony Music Publishing (US) LLC, 424 Church Street, Suite
1200, Nashville, TN 37219. All Rights on behalf of Concord SISL Limited
Administered by Concord Lane c/o Concord Music Publishing. International
Copyright Secured. All Rights Reserved. Reprinted by Permission of Hal
Leonard Europe Ltd.
Sony: Words and Music by Grace Chatto/Nicole Marshall/James Napier/Jack
Patterson © 2014. Reproduced by permission of 50/50 UK/EMI Music
Publishing, London W1T 3LP.
Ebony and Ivory (s. 192) Words and Music by Paul McCartney. © 1982 MPL
Communications, Inc. All Rights Reserved. Reprinted by Permission of Hal
Leonard Europe Ltd.
Stab the body and it heals, but injure the heart and the wound lasts a lifetime (s. 280)
Mineko Iwasaki, Geisha of Gion: The True Story of Japan's Foremost Geisha,
published by arrangement with Simon & Schuster UK Ltd, 1st Floor, 222 Gray's
Inn Road, London, WC1X 8HB. A CBS Company.
When you give someone your whole heart and he doesn't want it, you cannot take
it back. It's gone forever (s. 280) Compton, Elizabeth Sigmund, ‘Sylvia in Devon
1962' memoir/essay in Butscher (ed), Sylvia Plath the Woman and the Work (New
York: Dodd Mead, 1985).
Wherever You Will Go (s. 283) Words and Music by Aaron Kamin and Alex
Band. © 2001 by Universal Music – Careers, BMG Platinum Songs, Amedeo
Music and Alex Band Music. All Rights for BMG Platinum Songs, Amedeo
Music and Alex Band Music Administered by BMG Rights Management (US)
LLC. International Copyright Secured. All Rights Reserved. Reprinted
by Permission of Hal Leonard Europe Ltd.
The Show Must Go On (s. 311) Words and Music by John Deacon/ Brian
May/Freddie Mercury/Roger Taylor. © 1991. Reproduced by permission
of Queen Music Ltd/EMI Music Publishing, London W1T 3LP.
I'm Going Slightly Mad (s. 313) Words and Music by John Deacon/Brian
May/Freddie Mercury/Roger Taylor. © 1991. Reproduced by permission
of Queen Music Ltd/EMI Music Publishing London W1T 3LP.
Strawberry Fields Forever (s. 702) Words and Music by John Lennon and Paul
McCartney. © 1967. Reproduced by permission of ATV international/EMI
Music Publishing), London W1T 3LP.
The Road To Valhalla (s. 905) Words and Music by BRATTA VITO and MIKE
TRAMP. VAVOOM MUSIC INC. (ASCAP). All rights on behalf of VAVOOM
MUSIC INC. administered by WARNER CHAPPELL OVERSEAS HOLDINGS
LTD.
PRZYPISY
[1] Łatwo jest z tobą być, / święta prostota, / dopóki jesteśmy razem, / nie
chcę być nigdzie indziej.
[2] Wszystkie cytaty z poezji Emily Dickinson podano w przekładzie Janusza
Solarza; pochodzą z: E. Dickinson, O Bogu, wieczności i ptakach, Szczecin–
Kraków 2021; O cierpieniu, kobietach i kwiatach, Szczecin–Kraków 2021; O śmierci,
poetach i pszczołach, Szczecin–Kraków 2021.
[3] Heban i kość słoniowa żyją razem w doskonałej harmonii (pierwsze słowa
piosenki śpiewanej przez Paula McCartneya i Steviego Wondera).
[4]Gejsza z Gion, przeł. W. Nowakowski, Warszawa 2003, s. 204.
[5] Ucieknij z moim sercem, / ucieknij z moją nadzieją, / ucieknij z moją
miłością.
[6] Edda poetycka, przeł. A. Załuska-Strömberg, Wrocław 1986, s. 25.
[7] Za oknem wstaje świt, / lecz w środku w mroku pragnę wolności.
[8] Zaczynam trochę wariować, / zaczynam trochę wariować.
[9] W. Shakespeare, Otello [w:] tenże, Tragedie i kroniki, przeł. S. Barańczak,
Kraków 2013, s. 427.
[10] Coraz trudniej jest być kimś, ale wszystko gra, / mało mnie to obchodzi.
[11] J. Donne, Devotion, [w:] E. Hemingway, Komu bije dzwon, przeł. B.
Zieliński, Wrocław 1988, s. 2.
[12] Jest taka droga, która prowadzi do Walhalli / gdzie wstęp mają tylko
wybrańcy.
[13] Le pion (fr.) – wychowawca w internacie.
[14] Prometeusz skowany, przeł. J. Kasprowicz, Kraków 1925, s. 42,
http://wolnelektury.pl
[15] Gedanken und Einfälle, [w:] Z. Freud, Kultura jako źródło cierpień, przeł. J.
Prokopiuk, Warszawa 1992, s.125, przyp. 17.
[16] RADA – Królewska Akademia Sztuki Dramatycznej.