You are on page 1of 1137

Zapraszamy na www.publicat.

pl
Tytuł oryginału
The Ink Black Heart

Projekt okładki
Duncan Spilling © Little, Brown Book Group Ltd 2022
fot. postaci: Duncan Spilling; pozostałe elementy: © iStock oraz Shutterstock

Wykorzystanie emoji
OpenMoji Emoji Set, EmojiTwo Emoji Set

Koordynacja projektu
KONRAD ZATYLNY

Redakcja
MAŁGORZATA GROCHOCKA

Korekta
ANNA KURZYCA

Redakcja techniczna
LOREM IPSUM – RADOSŁAW FIEDOSICHIN

Copyright © J.K. Rowling 2022


All rights reserved.

Polish edition © Publicat S.A. MMXXII (wydanie elektroniczne)

Powieść wydana po raz pierwszy w Wielkiej Brytanii w 2022 roku przez Sphere.
Osobiste prawa autorskie zastrzeżone.
Wszelkie postaci i wydarzenia opisane w tym utworze, oprócz funkcjonujących w domenie publicznej, są fikcyjne, a jakiekolwiek podobieństwo
do osób żyjących lub zmarłych jest całkowicie przypadkowe.

Wszelkie prawa zastrzeżone.


Żaden fragment niniejszego utworu nie może być reprodukowany, przechowywany ani przesyłany w żadnej formie ani żadnymi środkami, bez
uprzedniej pisemnej zgody wydawcy. Utwór nie może też być rozpowszechniany w oprawie lub okładce innej niż oryginalna oraz w formie innej
niż ta, w której został wydany.

Wykorzystywanie e-booka niezgodne z regulaminem dystrybutora, w tym nielegalne jego kopiowanie i rozpowszechnianie, jest zabronione.

ISBN 978-83-27163-61-5

Konwersja: eLitera s.c.

jest znakiem towarowym Publicat S.A.

PUBLICAT S.A.
61-003 Poznań, ul. Chlebowa 24
tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00
e-mail: office@publicat.pl, www.publicat.pl

Oddział we Wrocławiu
50-010 Wrocław, ul. Podwale 62
tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66
e-mail: wydawnictwodolnoslaskie@publicat.pl
Spis treści
Strona tytułowa

Dedykacja

Motto

Prolog
1
2
3
4

Część pierwsza
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14

Część druga
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37

Część trzecia
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57

Część czwarta
58
59
60
61
61
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84

Część piąta
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106

Koda
107

Podziękowania

Źródła

Przypisy
Steve’owi i Lornie,
mojej rodzinie, moim przyjaciołom
oraz dwóm bastionom obrony przed anomią –
z miłością
Dwie są formy ciemności. Jedna to Noc [...]
Druga to Ślepota.

Mary Elizabeth Coleridge


Doubt
PROLOG

Rany serca często są śmiertelne,


aczkolwiek niekoniecznie.

Henry Gray,
członek Towarzystwa Królewskiego
Gray’s Anatomy
1
Dlaczego tak na mnie spojrzałeś,
Dlaczego oddech wstrzymałeś?
Odtąd po wieki wieków, cokolwiek by się działo,
Nigdy nie będzie tak, jakby to się nie stało.

Mary Elizabeth Coleridge


A Moment

Ze wszystkich par siedzących w ten czwartkowy wieczór w barze Rivoli w Ritzu


para, która bawiła się najlepiej, w rzeczywistości wcale nie była parą.
Cormoran Strike i Robin Ellacott, prywatni detektywi i zarazem wspólnicy
uważający się za najlepszych przyjaciół, świętowali trzydzieste urodziny Robin.
Tuż po przybyciu do baru, który przypominał szkatułkę na biżuterię w stylu art
déco, ze ścianami z ciemnego drewna i złota dopełnionymi matowym szkłem
Lalique, obydwoje byli nieco skrępowani, ponieważ każde z nich miało
świadomość, że w ich blisko pięcioletniej znajomości to wyjście jest czymś
szczególnym. Pierwszy raz postanowili spędzić wieczór w swoim towarzystwie
poza pracą, bez innych przyjaciół czy kolegów z agencji oraz bez pretekstu
w postaci obrażeń odniesionych przez jedno z nich (kilka tygodni wcześniej
Strike niechcący zafundował Robin dwa lima i w ramach rekompensaty
postawił jej curry na wynos).
Jeszcze bardziej niezwykłe było to, że obydwoje się wyspali i mogli się
zaprezentować w najlepszym wydaniu. Robin miała obcisłą niebieską
sukienkę, jasnorude włosy świeżo umyte i rozpuszczone. Strike zauważył pełne
uznania spojrzenia męskiej części klienteli, które przyciągała jego wspólniczka.
Pochwalił już opal leżący w zagłębieniu u podstawy jej szyi – prezent
od rodziców na trzydzieste urodziny. Maleńkie brylanciki wokół kamienia
tworzyły w złotym świetle baru połyskliwą aureolę i ilekroć Robin się poruszała,
w opalowych głębinach migotały iskierki szkarłatnego ognia.
Strike miał na sobie swój ulubiony włoski garnitur, a do niego białą koszulę
i ciemny krawat. Gdy zgolił zapuszczoną niedawno brodę, wzrosło jego
podobieństwo do Beethovena ze złamanym nosem i lekką nadwagą, lecz ciepły
uśmiech kelnerki podającej mu pierwszą szklaneczkę old fashioned
przypomniał Robin o tym, co powiedziała kiedyś o detektywie Sarah Shadlock,
nowa żona jej byłego męża: „Na swój dziwny sposób jest atrakcyjny, prawda?
Trochę poturbowany, ale mnie takie rzeczy nigdy nie przeszkadzały”.
Ależ z niej była kłamczucha: Sarah lubiła gładkich przystojniaków, czego
dowodziło jej nieustanne i ostatecznie zwieńczone sukcesem polowanie
na Matthew.
Siedząc naprzeciw siebie na krzesłach z obiciem w panterkę przy stoliku dla
dwojga, Strike i Robin początkowo przykryli swoje lekkie zakłopotanie
rozmową o pracy. Dyskusja o sprawach prowadzonych aktualnie przez agencję
detektywistyczną ułatwiła im dotarcie do końca pierwszej kolejki, a potem ich
coraz głośniejszy śmiech zaczął przyciągać spojrzenia zarówno barmanów, jak
i klientów baru. Wkrótce oczy Robin błyszczały, a jej twarz lekko się
zarumieniła. Także Strike, znacznie postawniejszy niż jego partnerka
i potrafiący sporo wypić, przyjął wystarczająco dużo burbona, by poczuć
przyjemną lekkość i odprężenie.
Przy drugiej kolejce rozmowa zeszła na bardziej osobiste tematy. Strike,
będący nieślubnym synem sławnego rockmana, z którym spotkał się tylko dwa
razy, powiedział Robin, że Prudence, jedna z jego przyrodnich sióstr, chce się
z nim zobaczyć.
– Która to? – spytała Robin. Wiedziała, że ojciec Strike’a był trzykrotnie
żonaty oraz że jej wspólnik jest owocem jednorazowej przygody z kobietą,
którą prasa opisywała najczęściej jako supergroupie, lecz miała mgliste pojęcie
o reszcie tego drzewa genealogicznego.
– To drugie dziecko z nieprawego łoża – wyjaśnił Strike. – Jest o kilka lat
młodsza ode mnie. Jej matką była Lindsey Fanthrope. Kojarzysz? Taka
wielorasowa aktorka. Grała wszędzie. W EastEnders, w The Bill...
– Spotkasz się z tą Prudence?
– Nie wiem – przyznał Strike. – Prawdę mówiąc, mam poczucie, że na razie
nie potrzebuję kolejnych krewnych. Poza tym ona jest psychoterapeutką.
– Jakiego rodzaju?
– Jungistką.
Jego mina, w której mieszała się nieufność z odrazą, rozbawiła Robin.
– Co złego jest w byciu jungistką?
– Bo ja wiem... Miło się z nią esemesuje, ale...
Szukając odpowiednich słów, Strike zatrzymał spojrzenie na panelu z brązu
wiszącym na ścianie za głową Robin, ukazującym nagą Ledę zapładnianą przez
Zeusa pod postacią łabędzia.
– ...w każdym razie napisała, że jej też nie było łatwo mieć takiego ojca. Ale
kiedy się dowiedziałem, jak zarabia na życie... – Zamilkł i upił trochę burbona.
– Pomyślałeś, że nie jest z tobą szczera?
– Aż tak to nie... – Westchnął. – Wystarczająco dużo niewydarzonych
psychologów mówiło mi, dlaczego żyję tak jak żyję i szukało przyczyn w mojej
rodzinie. Tak zwanej rodzinie. Prudence napisała w jednym z esemesów,
że wybaczenie Rokeby’emu podziałało na nią „uzdrawiająco”... Walić to –
powiedział nagle. – To twoje urodziny, porozmawiajmy o t w o j ej rodzinie.
Czym zajmuje się twój tata? Nigdy mi nie mówiłaś.
– Naprawdę? – zdziwiła się lekko. – Jest profesorem medycyny owiec
specjalizującym się w ich produkcji i reprodukcji.
Strike zakrztusił się burbonem.
– Co w tym śmiesznego? – spytała Robin, unosząc brwi.
– Wybacz – powiedział Strike, kasłając i śmiejąc się jednocześnie. – Po prostu
się tego nie spodziewałem.
– Jeśli chcesz wiedzieć, jest w tej dziedzinie wielkim autorytetem – odparła
Robin z udawaną urazą.
– Profesor medycyny owiec... Jak to dalej szło?
– Specjalizujący się w ich produkcji i repro... Dlaczego tak cię to śmieszy? –
spytała Robin, gdy Strike znowu zarechotał.
– Nie wiem, może to ta „produkcja” i „reprodukcja” – powiedział. – A oprócz
nich owce.
– Ma przed nazwiskiem czterdzieści sześć liter. Policzyłam, kiedy byłam
mała.
– Bardzo imponujące – powiedział Strike, upijając kolejny łyk burbona
i starając się wyglądać poważnie. – No więc kiedy zaczął się interesować
owcami? Miał tak od urodzenia czy może jakaś konkretna owca wpadła
mu w oko, gdy...
– On ich nie d y ma, Strike.
Nowa salwa śmiechu detektywa sprawiła, że wiele osób odwróciło głowy
w ich kierunku.
– Jego starszy brat dostał rodzinne gospodarstwo, więc tata zaczął studiować
weterynarię w Durham i zrobił specjalizację... Przestań się śmiać, do cholery!
Poza tym redaguje czasopismo branżowe.
– Proszę, powiedz, że jest o owcach.
– Zgadza się. „Hodowla Owiec” – powiedziała Robin. – I zanim spytasz – nie,
nie wydają dodatku ilustrowanego pod tytułem „Owce Naszych Czytelników”.
Tym razem salwę śmiechu Strike’a usłyszał cały bar.
– Nie tak głośno. – Robin się uśmiechała, ale jednocześnie miała
świadomość, ile osób im się przygląda. – Przecież nie chcemy, żeby zakazali
nam wstępu do d r u gi ego baru w Londynie.
– Chyba nie zakazali nam wstępu do American Bar?
Strike niezbyt dobrze pamiętał następstwa swojej próby walnięcia
podejrzanego pięścią w hotelu Stafford. Mglistość wspomnień nie była jednak
spowodowana nadmiarem alkoholu, lecz tym, że skupiał się wtedy wyłącznie
na własnej wściekłości.
– Może nie powiedzieli tego wprost, ale spróbuj tam kiedyś pójść,
a zobaczysz, jak cię powitają – odrzekła Robin, wyławiając jedną z ostatnich
oliwek z naczynek, które podano im razem z pierwszą kolejką. Strike już zdążył
zjeść czipsy.
– Ojciec Charlotte hodował owce – powiedział Strike i Robin poczuła lekki
dreszczyk zaciekawienia, którego doświadczała za każdym razem, gdy
wspominał o swojej byłej narzeczonej, czyli prawie nigdy.
– Naprawdę?
– No. Na Arranie – odparł Strike. – Miał tam z trzecią żoną olbrzymi dom.
No wiesz, rolnictwo hobbystyczne. Prawdopodobnie do odpisania od podatku.
Skurczybykom źle patrzyło z oczu... mam na myśli owce... nie pamiętam, jaka
to była rasa. Czarno-białe. Olbrzymie rogi i żółte ślepia.
– To pewnie jacobsy – domyśliła się Robin. – Wychowywałam się z olbrzymią
stertą „Hodowli Owiec” obok sedesu... – wyjaśniła, odpowiadając na uśmiech
Strike’a. – Siłą rzeczy znam rasy owiec... Jak jest na Arranie?
Tak naprawdę pytała, jaka jest rodzina Charlotte.
– Z tego, co pamiętam, to ładnie, ale byłem tam tylko raz. Nie zaprosili mnie
ponownie. Ojciec Charlotte mnie nie znosił.
– Dlaczego?
Zanim Strike odpowiedział, dopił burbon.
– Hm, powodów było kilka, ale moim zdaniem na szczycie listy znajdowało
się to, że jego żona próbowała mnie uwieść.
Zduszony okrzyk Robin zabrzmiał o wiele głośniej, niż zamierzała.
– No. Miałem wtedy jakieś dwadzieścia dwa–dwadzieścia trzy lata. Ona
miała co najmniej czterdzieści. Bardzo atrakcyjna, jeśli lubi się kobiety chude
jak kokainistki.
– Ale... jak?
– Wybraliśmy się na Arran na weekend. Scheherazade – tak miała na imię
macocha – i ojciec Charlotte ostro pili. Poza tym połowa rodziny miała
problemy z narkotykami, wszystkie przyrodnie siostry i przyrodni bracia.
Po kolacji siedzieliśmy we czworo i tankowaliśmy. Ojciec Charlotte
od początku nie był mną zachwycony. Liczył na kogoś z bardziej błękitną krwią.
Ulokowali mnie i Charlotte w osobnych sypialniach na różnych piętrach. Koło
drugiej w nocy poszedłem do swojego pokoju na poddaszu, rozebrałem się,
padłem zalany na łóżko, wyłączyłem światło i parę minut później drzwi się
otworzyły. Oczywiście myślałem, że to Charlotte. W pokoju było zupełnie
ciemno. Przesunąłem się, ona wślizgnęła się do łóżka...
Robin uświadomiła sobie, że rozdziawiła usta, więc je zamknęła.
– ...całkiem naga. Mimo to nie zaskoczyłem. Miałem w sobie prawie całą
butelkę whisky. Wtedy ona... hm... sięgnęła po mnie... jeśli rozumiesz, co mam
na myśli...
Robin zasłoniła usta dłonią.
– ...pocałowaliśmy się i dopiero kiedy szepnęła mi do ucha, że pochylając się
nad ogniem w kominku, zauważyła, jak patrzę na jej cycki, dotarło do mnie,
że leżę w łóżku z gospodynią. Nie żeby to miało jakiekolwiek znaczenie, ale
wcale nie gapiłem się na jej cycki. Szykowałem się, żeby ją złapać, bo tak się
zalała, że kiedy poszła dołożyć do ognia, mogła w każdej chwili wpaść
do kominka.
– I co zrobiłeś? – spytała Robin przez rozchylone palce.
– Wyskoczyłem z łóżka, jakby w moim tyłku zaczął się pokaz sztucznych
ogni – powiedział Strike, a Robin znowu zaczęła się śmiać – wpadłem
na miednicę, przewróciłem ją i strąciłem jakiś olbrzymi wiktoriański dzban.
Ona tylko chichotała. Chyba myślała, że gdy szok minie, natychmiast wrócę
do łóżka. Próbowałem znaleźć po ciemku bokserki, a wtedy drzwi otworzyła
prawdziwa Charlotte.
– O Boże...
– No. Nie była zachwycona, zastając mnie i swoją macochę nagich w jednej
sypialni. Nie mogła się zdecydować, które z nas chce zabić bardziej. Wrzask
zbudził sir Anthony’ego. Przybiegł na górę w brokatowym szlafroku, ale był tak
zalany, że niedokładnie go zawiązał. Włączył światło i stanął tam z pastorałem
myśliwskim w rękach, zupełnie nieświadomy tego, że wystaje mu fujara,
dopóki jego żona nie pokazała jej palcem, mówiąc: „Anthony, widzimy twojego
siusiaka”.
Robin śmiała się już tak bardzo, że Strike musiał zaczekać, aż się uspokoi,
by mógł opowiadać dalej. Przy barze niedaleko ich stolika jakiś siwowłosy
mężczyzna obserwował Robin z krzywym uśmieszkiem.
– Co było potem? – spytała, z trudem łapiąc oddech i wycierając oczy
maleńką serwetką, którą podano jej razem z drinkiem.
– O ile dobrze pamiętam, Scheherazade nie zawracała sobie głowy
usprawiedliwianiem się. Chyba raczej myślała, że całe to zajście jest dosyć
zabawne. Charlotte rzuciła się na nią, ja przytrzymałem Charlotte, a sir
Anthony najwyraźniej uznał, że to wszystko moja wina, bo przecież nie
zamknąłem drzwi na klucz. Charlotte też raczej skłaniała się ku takiej opinii.
Ale życie z matką na skłotach nie przygotowało mnie na to, czego można się
spodziewać po arystokracji. W sumie muszę powiedzieć, że ludzie na skłotach
zachowywali się znacznie lepiej.
Uniósł rękę, by pokazać uśmiechniętej kelnerce, że są gotowi na następną
kolejkę, a Robin, którą ze śmiechu rozbolały żebra, wstała od stolika.
– Muszę do łazienki – wykrztusiła. Gdy tam szła, siwowłosy mężczyzna przy
barze odprowadzał ją wzrokiem.
Drinki były małe, ale bardzo mocne i Robin, która prowadząc obserwację,
spędzała mnóstwo czasu w tenisówkach, odzwyczaiła się od noszenia butów
na obcasie. Idąc teraz po wyłożonych czerwonym chodnikiem schodach
do damskiej toalety przypominającej bardziej pałac niż wszystkie toalety, które
dotąd widziała, musiała mocno trzymać się poręczy. Okrągłe marmurowe
umywalki, aksamitną sofę i ściany pokryte malowidłami przedstawiającymi
nimfy w jeziorach porośniętych liliami otaczał jasny róż truskawkowego
makaronika.
Zrobiwszy siku, Robin poprawiła sukienkę i sprawdziła w lustrze, czy
podczas tego całego śmiania nie rozmazał jej się tusz do rzęs. Myjąc ręce,
pomyślała o historii, którą właśnie opowiedział jej Strike. Wydawała jej się
zabawna, lecz zarazem trochę onieśmielająca. Mimo szerokiej gamy ludzkich
dziwactw, nierzadko natury seksualnej, z którymi Robin zetknęła się w swojej
pracy detektywistycznej, zdarzało się, że porównując się z rówieśniczkami,
czuła się niedoświadczona i oderwana od życia. Nigdy nie zdarzyło jej się
zapuścić w dziksze rejony przygód seksualnych. Miała dotąd tylko jednego
partnera i więcej powodów niż przeciętna kobieta, by pragnąć ufać osobie,
z którą szła do łóżka. Pewien mężczyzna w średnim wieku z plamą bielactwa
pod lewym uchem stanął kiedyś w ławie oskarżonych, twierdząc,
że dziewiętnastoletnia Robin zaprosiła go do ciemnej klatki schodowej na seks
i że pozbawił ją przytomności duszeniem, ponieważ powiedziała, że „lubi
na ostro”.
– Chyba lepiej przerzucę się na wodę – oznajmiła pięć minut później,
opadając z powrotem na miejsce naprzeciwko Strike’a. – Te drinki są naprawdę
mocne.
– Za późno – powiedział Strike, gdy kelnerka postawiła przed nimi pełne
kieliszki. – Masz ochotę na kanapkę, żeby wchłonęła trochę alkoholu?
Podał jej menu. Ceny były horrendalnie wysokie.
– Słuchaj, to chyba nie...
– Nie zaprosiłbym cię do Ritza, gdybym nie był gotów za to zabulić –
powiedział Strike, wykonując zamaszysty gest. – Zamówiłbym tort, ale...
– Ilsa już go upiekła na jutrzejszy wieczór? – domyśliła się Robin.
Następnego dnia mieli świętować urodziny Robin w gronie znajomych
na imprezie zorganizowanej przez ich wspólną przyjaciółkę.
– No. Miałem ci o tym nie mówić, więc udawaj zaskoczoną. A właściwie kto
będzie na tej kolacji? – spytał Strike. Ciekawiło go, czy będą ludzie, których nie
znał, a mówiąc konkretniej – mężczyźni.
Robin wymieniła imiona par.
– I oczywiście ja i ty – zakończyła.
– Kto to jest Richard?
– To nowy chłopak Maxa – powiedziała Robin. Max, jej współlokator
i właściciel mieszkania, był aktorem, który wynajął jej pokój, ponieważ inaczej
nie byłby w stanie spłacić hipoteki. – Zaczynam się zastanawiać, czy nie
przyszła pora, żeby się wyprowadzić – dodała.
Zjawiła się kelnerka i Strike zamówił dla nich obojga kanapki, po czym
odwrócił się z powrotem do Robin.
– Dlaczego myślisz o wyprowadzce?
– Serial, w którym gra Max, gwarantuje mu świetne zarobki i właśnie
zamówiono drugi sezon, a Max i Richard chyba bardzo się polubili. Nie chcę
czekać, aż sam poprosi, żebym się wyprowadziła. Poza tym... – Robin upiła łyk
drinka – mam trzydzieści lat. Najwyższy czas się usamodzielnić, nie uważasz?
Strike wzruszył ramionami.
– Nie jestem wielkim fanem robienia różnych rzeczy w określonym terminie.
To bardziej domena Lucy.
Lucy była siostrą, z którą Strike spędził większość dzieciństwa, ponieważ
mieli tę samą matkę. Ogólnie rzecz biorąc, Strike i Lucy wyznawali skrajnie
odmienne poglądy na temat tego, co jest w życiu najprzyjemniejsze
i najważniejsze. Lucy martwiła się, że Strike, dobiegający czterdziestki, wciąż
mieszka sam w dwóch wynajętych pomieszczeniach nad swoją agencją i nie
ma żadnych zobowiązań ułatwiających życiową stabilizację – żony, dzieci,
kredytu, komitetów rodzicielskich, obowiązkowych imprez
bożonarodzeniowych z sąsiadami – których zresztą bezwzględnie unikała
także ich matka.
– No cóż, myślę, że już pora, żebym znalazła własne mieszkanie –
powiedziała Robin. – Będę tęskniła za Wolfgangiem, ale...
– Co to za jeden?
– Jamnik Maxa – odparła Robin, zaskoczona ostrym tonem Strike’a.
– A... Myślałem, że to jakiś Niemiec, do którego poczułaś miętę.
– Ha... Nie – powiedziała Robin.
Naprawdę czuła, że jest już mocno pijana. Miała nadzieję, że kanapki
pomogą.
– Nie – powtórzyła. – Max nie jest facetem, który próbowałby mnie swatać
z Niemcami. Muszę powiedzieć, że to dla mnie miła odmiana.
– Dużo ludzi próbuje cię swatać z Niemcami?
– Nie z Niemcami, ale... Och, wiesz, jak to jest. Vanessa ciągle mi powtarza,
żebym założyła profil na Tinderze, a moja kuzynka Katie chce mnie zapoznać
z jakimś swoim przyjacielem, który właśnie przeprowadził się do Londynu.
Mówią na niego Drwal.
– Drwal? – powtórzył Strike.
– Tak, bo naprawdę nazywa się... jakoś tak podobnie do Drwal. Nie
pamiętam. – Robin machnęła ręką. – Niedawno się rozwiódł, więc Katie myśli,
że będzie nam ze sobą wspaniale. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego dwoje
ludzi miałoby do siebie pasować tylko dlatego, że spieprzyli swoje małżeństwa.
W zasadzie to...
– Ty nie spieprzyłaś swojego małżeństwa. – Strike wszedł jej w słowo.
– Spieprzyłam – zapewniła. – W ogóle nie powinnam była wychodzić
za Matthew. Nasz ślub był katastrofą, a potem było jeszcze gorzej.
– To on miał romans.
– Ale to ja nie chciałam być w tym małżeństwie. To ja próbowałam
je zakończyć już w podróży poślubnej, a potem stchórzyłam...
– Naprawdę? – spytał Strike, dla którego była to zupełnie nowa informacja.
– Tak – powiedziała Robin. – W głębi serca wiedziałam, że to pomyłka...
Na chwilę cofnęła się myślami do Malediwów i tamtych gorących nocy,
w które spacerowała samotnie po białym piasku przed willą, gdy Matthew spał,
i zadawała sobie pytanie, czy jest zakochana w Cormoranie Strike’u.
Przyniesiono kanapki i Robin poprosiła o szklankę wody. Przez chwilę jedli
w milczeniu, aż w końcu Strike powiedział:
– Nie założyłbym profilu na Tinderze.
– Ty byś nie założył czy ja nie powinnam?
– Jedno i drugie – powiedział. Zjadł już jedną kanapkę i wziął się do drugiej,
zanim Robin zdążyła odgryźć dwa kęsy. – W naszej branży lepiej nie udzielać
się za bardzo w Internecie.
– Właśnie tak powiedziałam Vanessie – odrzekła Robin. – Ale ona twierdzi,
że mogłabym używać fałszywego nazwiska, dopóki ktoś by mi się nie spodobał.
– Nic tak mocno nie buduje fundamentu zaufania jak kłamstwo w sprawie
własnego nazwiska – powiedział Strike i Robin znowu się roześmiała.
Strike zamówił kolejne drinki, a Robin nie protestowała. W barze zrobiło się
tłoczniej, gwar rozmów przybrał na sile, a każdy kryształ zwisający z żyrandoli
otaczała mglista aureola. Robin czuła teraz bezkrytyczną sympatię
do wszystkich ludzi na sali – od starszej pary rozmawiającej cicho przy
szampanie i krzątających się barmanów w białych marynarkach
po siwowłosego mężczyznę, który się do niej uśmiechnął, gdy się rozglądała.
Najbardziej ze wszystkich lubiła Cormorana Strike’a, ponieważ to on
zorganizował dla niej ten wspaniały, zapadający w pamięć i kosztowny wieczór
z okazji jej urodzin.
Strike, który naprawdę nie gapił się przed laty na piersi Scheherazade
Campbell, robił teraz, co w jego mocy, by okazać podobną uprzejmość swojej
wspólniczce, lecz jeszcze nigdy nie wydawała mu się taka ładna: zarumieniła
się pod wpływem alkoholu i śmiechu, a jej jasnorude włosy lśniły
w rozproszonym blasku złotej kopuły nad ich głowami. Gdy nagle się pochyliła,
by podnieść coś z podłogi, za wiszącym na jej szyi opalem ukazała się głęboka
jaskinia rowka między piersiami.
– Perfumy. – Wyprostowała się, trzymając fioletową torebeczkę z Liberty,
zawierającą prezent urodzinowy od Strike’a. – Mam ochotę się nimi skropić.
Odwiązała wstążkę, zdjęła papier ozdobny i wyjęła z pudełeczka biały
prostokątny flakon, a Strike patrzył, jak spryskuje odrobiną perfum nadgarstki
oraz – zmusił się, by odwrócić wzrok – zagłębienie między piersiami.
– Pachną wspaniale. – Przysunęła nadgarstek do nosa. – Dziękuję.
Wyczuł lekką woń perfum: choć długie lata palenia przytępiły nieco jego
węch, rozpoznał róże podszyte piżmem, co przywiodło mu na myśl skórę
ogrzaną słońcem.
Przyniesiono nowe drinki.
– Chyba zapomniała o mojej wodzie – zauważyła Robin, sącząc manhattan. –
To będzie mój ostatni. Teraz rzadko chodzę na obcasach i nie chcę upaść
na twarz na środku Ritza.
– Zamówię ci taksówkę.
– Już wystarczająco dużo wydałeś.
– Dobrze nam się powodzi – powiedział Strike. – Dla odmiany.
– Wiem... czy to nie wspaniale? – Westchnęła. – Mamy naprawdę niezłe saldo
w banku, a do tego mnóstwo nowych zleceń... Strike, odnieśliśmy sukces. –
Rozpromieniła się, a on poczuł, że też się rozpromienił.
– Kto by pomyślał.
– Ja bym pomyślała – powiedziała Robin.
– Kiedy mnie poznałaś, byłem prawie bankrutem, spałem na łóżku polowym
we własnej agencji i miałem jednego klienta.
– No i? Podobało mi się, że się nie poddajesz i nie miałam wątpliwości,
że jesteś naprawdę dobry w tym, co robisz.
– Po czym to niby poznałaś?
– Przecież widziałam, jak pracujesz, prawda?
– Pamiętasz, jak przyniosłaś tę tacę z kawą i herbatnikami? – spytał Strike. –
Tamtego pierwszego dnia, dla mnie i Johna Bristowa. Nie miałem pojęcia,
skąd je wytrzasnęłaś. To było jak magiczna sztuczka.
Roześmiała się.
– Po prostu poprosiłam faceta z dołu.
– I powiedziałaś „my”. „Pomyślałam, że skoro zaproponowaliśmy klientowi
kawę, powinniśmy mu ją zapewnić”.
– Eh, ta twoja pamięć – powiedziała Robin, zaskoczona, że bez
zastanowienia przytoczył te słowa.
– No... nie jesteś... zwyczajną osobą – odparł Strike.
Sięgnął po prawie opróżniony kieliszek i uniósł go.
– Za agencję detektywistyczną Strike’a i Ellacott. A poza tym sto lat.
Robin podniosła kieliszek, stuknęła się z nim i wypiła do dna.
– Cholera, Strike, spójrz, jak już późno – zawołała nagle, zauważywszy, która
jest godzina. – Muszę wstać o piątej. Mam śledzić chłopaka Panny Jones.
– No dobra – mruknął Strike, który z radością spędziłby jeszcze parę godzin
na tym wygodnym krześle, skąpany w złotym świetle i otoczony zapachem róży
z piżmem unoszącym się nad stolikiem. Skinął do kelnerki, prosząc
o rachunek.
Tak jak Robin przewidziała, bez wątpienia kołysała się na wysokich
obcasach, gdy przechodziła przez bar, a znalezienie numerka do szatni,
leżącego na dnie torebki, zajęło jej o wiele więcej czasu, niż powinno.
– Mógłbyś to potrzymać? – spytała Strike’a, podając mu torebeczkę
z perfumami i nie przerywając poszukiwań.
Odebrawszy jej płaszcz, Strike musiał pomóc jej go włożyć.
– Z d ecyd o w a ni e się upiłam – mruknęła Robin, biorąc od niego fioletową
torebeczkę, a kilka sekund później potwierdziła własne słowa, gdy się
poślizgnęła, zahaczywszy obcasem o skraj okrągłego szkarłatnego dywanu
pokrywającego marmurową podłogę w holu. Strike w porę ją złapał, a potem
wyprowadził przez jedno z bocznych wyjść umieszczonych po obu stronach
obrotowych drzwi, obejmując ją w talii, ponieważ miał wątpliwości, czy Robin
sobie poradzi.
– Wybacz – powiedziała, gdy szli ostrożnie po stromych kamiennych
schodach przed Ritzem i Strike wciąż trzymał ją w talii. Jego dotyk wydał jej się
przyjemny, był mocny i ciepły. Dotychczas to przeważnie ona
go podtrzymywała, gdy po jakimś nieprzemyślanym nadmiernym wysiłku
kikut jego prawej nogi odmawiał dalszego dźwigania ciała. Strike trzymał
ją tak mocno, że jej głowa prawie opierała się na jego piersi i Robin czuła wodę
po goleniu, której użył na tę wyjątkową okazję, mimo że jak zwykle przysłaniała
ją woń starych papierosów.
– Taksówka – rzucił Strike, wskazując czarny samochód sunący gładko w ich
stronę.
– Strike... – powiedziała Robin, odchylając się, by spojrzeć mu w twarz.
Zamierzała mu podziękować, powiedzieć, że to był wspaniały wieczór, lecz
gdy ich oczy się spotkały, nie padły żadne słowa. Na króciutką chwilę wszystko
wokół nich się rozmazało, jakby stali w oku jakiegoś spowolnionego cyklonu
warczących samochodów i mijających ich świateł, przechodniów
i nakrapianego chmurami nieba, i jakby prawdziwe były tylko ich dotyk
i zapach. Strike, patrząc na jej zwróconą do góry twarz, zapomniał
momentalnie o wszystkich solennych postanowieniach, które powstrzymywały
go od blisko pięciu lat, i prawie niezauważalnie pochylił głowę, kierując usta
w stronę jej ust.
Szczęście na twarzy Robin niespodziewanie zmieniło się w strach. Zauważył
to i się wyprostował, a zanim któreś z nich zdążyło przeanalizować to, co się
właśnie stało, przyziemny warkot kuriera na motorze zwiastował powrót
świata na jego zwykły kurs. Cyklon minął i Strike zaprowadził Robin
do otwartych drzwi taksówki, a ona opadła na twarde siedzenie.
– Branoc! – zawołał za nią.
Drzwi zamknęły się z trzaskiem i taksówka odjechała, zanim oszołomiona
Robin zdążyła zdecydować, czy to, co czuje, to szok, radość czy żal.
2
Serce, zechciej mnie ugościć, proszę,
Cząstko nieśmiertelności, którą w sobie noszę!

Maria Jane Jewsbury


To My Own Heart

Dni, które nastąpiły po ich wspólnym wieczorze w Ritzu, były dla Robin pełne
nerwów i niepewności. Doskonale zdawała sobie sprawę, że Strike zadał bez
słów pytanie i że ona udzieliła bez słów odpowiedzi odmownej, znacznie
gwałtowniejszej, niż gdyby nie była napojona burbonem i wermutem oraz
gdyby jej tak nie zaskoczył. Teraz zachowanie Strike’a odznaczało się jeszcze
większą rezerwą, nieco wymuszoną dziarskością oraz starannym unikaniem
wszelkich osobistych tematów. Odnosiło się wrażenie, że bariery, które powoli
ustępowały podczas pięciu lat ich wspólnej pracy, zostały wzniesione
ponownie. Robin obawiała się, że zraniła Strike’a, a doskonale wiedziała, że nie
jest łatwo zranić mężczyznę tak pewnego siebie i odpornego jak jej wspólnik.
Tymczasem Strike robił sobie wyrzuty. Nie powinien był wykonać tego
niemądrego, nieskonsumowanego gestu: czy już wiele miesięcy wcześniej nie
doszedł do wniosku, że związek z jego wspólniczką jest niemożliwy? Spędzali
ze sobą za dużo czasu, byli też prawnie związani zawodowo, za bardzo cenił
sobie przyjaźń, by narazić ją na szwank, więc dlaczego w złotym blasku
horrendalnie drogich drinków odrzucił wszystkie słuszne postanowienia
i uległ potężnemu impulsowi?
Wyrzuty, które sobie robił, mieszały się z uczuciami jeszcze mniej
przyjemnymi. Prawda wyglądała tak, że Strike bardzo rzadko doświadczał
odrzucenia ze strony kobiet, ponieważ umiał niezwykle dobrze odczytywać
intencje ludzi. Jeszcze nigdy nie wyszedł z inicjatywą, jeśli nie był pewny,
że spotka się to z pozytywnym przyjęciem, i z pewnością jeszcze żadna kobieta
nie zareagowała na niego tak jak Robin: popłochem, który, jak przypuszczał
w najgorszych momentach, mógł wynikać z odrazy. Może i miał złamany nos,
nadwagę, jedną nogę i gęste, ciemne, kręcone włosy, które szkolnym kolegom
kojarzyły się z owłosieniem łonowym, ale nigdy nie powstrzymywało go to
od podrywania pięknych kobiet. Przyjaciele płci męskiej, dla których seksapil
detektywa pozostawał w dużej mierze niewidoczny, często wyrażali rozżalenie
i zdumienie z powodu jego bardzo udanego życia seksualnego. Być może
jednak wykazał się nieznośną próżnością, myśląc, że wciąż ma w sobie to,
co przyciągało do niego dziewczyny, mimo że coraz bardziej dokuczał
mu poranny kaszel, a w ciemnobrązowych włosach zaczęły się pojawiać siwe
pasma.
Co gorsza, zupełnie błędnie interpretował uczucia Robin, i to przez lata.
Zakładał, że jej lekkie skrępowanie w chwilach, gdy byli zmuszeni do fizycznej
albo emocjonalnej bliskości, ma taką samą przyczynę jak w jego przypadku:
że wyrasta z postanowienia, by nie ulegać pokusie. W dniach, które nastąpiły
po jej milczącej odmowie pocałunku, ciągle analizował w myślach fakty
dowodzące jego zdaniem, że zainteresowanie jest obopólne, wracał raz po raz
do tego, że za nim wybiegła, przerywając pierwszy taniec na własnym ślubie
i porzucając Matthew na parkiecie. Uściskali się wtedy na szczycie schodów
hotelu i trzymając ją w ramionach w sukni ślubnej, mógłby przysiąc, że słyszy
w jej umyśle tę samą niebezpieczną myśl, która wypełniała jego głowę:
ucieknijmy i do diabła z konsekwencjami. Czy to wszystko było tylko
wytworem jego wyobraźni?
Być może tak. Być może Robin chciała uciec, lecz jedynie z powrotem
do Londynu i do pracy. Może widziała w nim mentora i przyjaciela, lecz nikogo
więcej.
Właśnie w takim nastroju obaw i przygnębienia powitał swoje czterdzieste
urodziny, uczczone kolacją w restauracji zorganizowaną, podobnie jak
urodzinowa kolacja Robin, przez ich wspólnych przyjaciół Nicka i Ilsę.
Tam Robin poznała Dave’a Polwortha, najstarszego przyjaciela
Strike’a z Kornwalii, który, jak Strike przewidywał, nie przypadł jej za bardzo
do gustu. Polworth był mały i gadatliwy, rzucał niepochlebne uwagi na temat
każdego aspektu londyńskiego życia, a kobiety, łącznie z obsługującą ich
kelnerką, nazywał ciziami. Robin, która siedziała przy drugim końcu stołu,
przez większość wieczoru prowadziła wymuszoną pogawędkę z Penny, żoną
Polwortha, która najbardziej lubiła rozmawiać o dwojgu swoich dzieciach,
wysokich cenach w Londynie oraz o tym, jakim kutasem jest jej mąż.
Robin kupiła Strike’owi rzadki egzemplarz próbny Closing Time, pierwszej
płyty Toma Waitsa. Wiedziała, że to jego ulubiony artysta, i najlepiej z całego
tego wieczoru wspominała niekłamany wyraz zaskoczenia i radości, który
pojawił się na twarzy Strike’a po rozpakowaniu prezentu. Gdy jej dziękował,
odniosła wrażenie, że wraca jego dotychczasowa serdeczność, i miała nadzieję,
że potraktuje ten prezent jak wiadomość, że kobieta, która uważałaby go za
odrażającego, nie zadałaby sobie trudu, by kupić mu coś, czego jak wiedziała,
naprawdę chciał. Nie wiedziała jednak, że Strike zadaje sobie pytanie, czy
Robin nie uważa go przypadkiem za rówieśnika sześćdziesięciopięcioletniego
Waitsa.
Tydzień po urodzinach Strike’a wypowiedzenie złożył Andy Hutchins,
najdłużej pracujący w agencji podwykonawca. Nie było to wielkim
zaskoczeniem: choć stwardnienie rozsiane weszło w fazę remisji, praca
odbijała się na jego zdrowiu. Wyprawili dla niego pożegnalną imprezę, w której
uczestniczyli wszyscy oprócz Sama Barclaya, ich drugiego podwykonawcy,
ponieważ wyciągnął on krótszą zapałkę i musiał śledzić obiekt na West Endzie.
Podczas gdy Strike i Hutchins przy drugim końcu stołu w pubie rozmawiali
o pracy, Robin gawędziła z ich najnowszą podwykonawczynią, Michelle
Greenstreet, znaną swoim nowym współpracownikom – na jej własne
życzenie – jako Midge. Miała krótkie, przylizane ciemne włosy i błyszczące
szare oczy. Wcześniej pracowała w Manchesterze jako policjantka, była
wysoką, szczupłą i bardzo wysportowaną fanatyczką siłowni. Robin już odczuła
swoją niedoskonałość na widok kaloryfera na brzuchu Midge, gdy ta sięgała
po teczkę leżącą na szafie na dokumenty. Lubiła jednak jej bezpośredniość oraz
to, że Midge nie traktowała jej z góry, mimo że Robin była w agencji jedyną
osobą, która nie służyła w policji ani w wojsku. Tego wieczoru Midge zwierzyła
się jej, że przeprowadziła się do Londynu przede wszystkim z powodu
trudnego rozstania.
– Twoja była też służyła w policji? – spytała Robin.
– Nie. Nigdy nie miała pracy dłużej niż przez parę miesięcy – odrzekła Midge
z czymś więcej niż tylko odrobina goryczy. – Jest nieodkrytą geniuszką: albo
napisze bestsellerową powieść, albo namaluje obraz, który zdobędzie Nagrodę
Turnera. Ja harowałam całymi dniami, żeby zarobić na rachunki, a ona
opierdzielała się w domu, siedząc w Internecie. Zakończyłam to, kiedy
znalazłam jej profil randkowy na Zoosku.
– Boże, przykro mi – powiedziała Robin. – Moje małżeństwo się skończyło,
kiedy znalazłam w naszym łóżku kolczyk z brylantem.
– No, Vanessa mi wspominała – odparła Midge, którą poleciła agencji
przyjaciółka Robin pracująca w policji. – Mówiła też, że go oddałaś,
ty pieprzona frajerko.
– Ja bym go opchnęła – zaskrzeczała Pat Chauncey, sekretarka agencji,
włączając się niespodziewanie do rozmowy. Pat była ochrypłą
pięćdziesięciosiedmiolatką z włosami czarnymi jak smoła i zębami koloru
starej kości słoniowej, która poza biurem kopciła jak komin, a w biurze nie
wyjmowała e-papierosa z ust. – Kiedyś taka jedna przesłała mi pocztą slipy
mojego pierwszego męża, wredna małpa.
– Poważnie? – zainteresowała się Midge.
– O, tak – warknęła Pat.
– I co z nimi zrobiłaś? – spytała Robin.
– Przypięłam pinezką do drzwi wejściowych, żeby mógł je zobaczyć zaraz
po powrocie z pracy – powiedziała Pat. Zaciągnęła się mocno e-papierosem
i dodała: – A jej przesłałam w zamian coś, czego na pewno nie zapomni.
– Co takiego? – spytały chórem Robin i Midge.
– Nieważne – odparła Pat. – Powiem tylko, że niełatwo to rozsmarować
na grzance.
Wybuch śmiechu trzech kobiet zwrócił uwagę Strike’a i Hutchinsa. Strike
pochwycił spojrzenie Robin, a ona się uśmiechnęła. Gdy odwracał wzrok,
pierwszy raz od jakiegoś czasu było mu wesoło.
Odejście Andy’ego wprowadziło do agencji nie tak znów obce napięcie,
ponieważ pracowali aktualnie nad kilkoma czasochłonnymi sprawami.
Pierwsza i najdłuższa obejmowała szukanie haków na byłego chłopaka klientki,
którą przezywali Panną Jones, zaciekle walczącej w sądzie o prawo do opieki
nad małą córeczką. Panna Jones była ładną brunetką i miała wręcz żenujący
pociąg do Strike’a. Być może jej nieskrywane umizgi stałyby się pożywką,
której bardzo potrzebowało jego ego, gdyby nie towarzysząca
im roszczeniowość połączona z ciągłym domaganiem się uwagi – taki zestaw
wydawał mu się zupełnie nieatrakcyjny.
Ich drugi klient był najzamożniejszy: rosyjsko-amerykański miliarder żyjący
między Moskwą, Nowym Jorkiem a Londynem. Z jego domu przy South Audley
Street zniknęły niedawno dwa niezwykle cenne przedmioty, choć nie
uruchomił się alarm przeciwwłamaniowy. Klient podejrzewał o to swojego
zamieszkałego w Londynie pasierba i chciał przyłapać młodego człowieka
na gorącym uczynku, nie zawiadamiając o tym ani policji, ani żony, która miała
skłonność do uważania swojego imprezującego i bezrobotnego potomka
za klasyczną ofiarę braku zrozumienia. Agencja monitorowała dom za pomocą
ukrytych w każdym kącie kamer szpiegujących. Pasierb, znany w agencji jako
Lepkie Rączki, także był pod obserwacją, w razie gdyby spróbował sprzedać
zaginioną szkatułkę od Fabergégo albo hellenistyczne popiersie Aleksandra
Wielkiego.
Ostatnia sprawa agencji, nosząca kryptonim Groomer, była według Robin
wyjątkowo paskudna. Znana korespondentka międzynarodowa
amerykańskiego kanału informacyjnego rozstała się niedawno z chłopakiem,
równie rozchwytywanym producentem telewizyjnym, z którym była trzy lata.
Wkrótce po ich burzliwym rozstaniu dziennikarka odkryła, że były partner
kontaktuje się z jej siedemnastoletnią córką, którą Midge przezwała Nogi.
Wysoka i szczupła siedemnastolatka z długimi jasnymi włosami pojawiała się
już w rubrykach plotkarskich, trochę z powodu swojego sławnego nazwiska,
a trochę dlatego, że zaczęła pracować jako modelka. Choć agencja nie
zaobserwowała jeszcze żadnych kontaktów seksualnych między Nogami
a Groomerem, ich mowie ciała podczas potajemnych spotkań daleko było
do relacji ojca z córką. Sytuacja ta wprawiła matkę Nóg w stan furii, strachu
i podejrzeń, które zatruwały jej stosunki z latoroślą.
Jako że po odejściu Andy’ego wszyscy mieli bardzo napięte grafiki,
na początku grudnia odetchnęli z ulgą, gdyż Strike’owi udało się podprowadzić
konkurencyjnej agencji detektywistycznej Deva Shaha, byłego funkcjonariusza
stołecznej policji. Strike nie przepadał za Mitchem Pattersonem, szefem
wspomnianej agencji, a ich wzajemna niechęć sięgała czasów, w których
Patterson śledził samego Strike’a. Gdy na pytanie: „Dlaczego chcesz odejść
od Pattersona?”, Shah odpowiedział: „Mam dość pracowania dla kutasów”,
Strike natychmiast dał mu robotę.
Podobnie jak Barclay, Shah był żonaty i miał małe dzieci. Był niższy niż obaj
jego nowi koledzy z pracy i miał tak gęste rzęsy, że Robin zastanawiała się, czy
nie są sztuczne. Wszyscy w agencji polubili Deva: Strike, ponieważ Shah
szybko orientował się w sytuacji i trzymał porządek w papierach; Robin,
ponieważ spodobało jej się jego cierpkie poczucie humoru oraz coś, co na swój
użytek nazywała brakiem kutasowości; Barclay i Midge, ponieważ Shah
od razu pokazał, że gra zespołowo i nie czuje żadnej potrzeby, by przyćmiewać
pozostałych podwykonawców; a Pat, jak pewnego piątku przyznała chropawym
głosem w rozmowie z Robin, gdy ta dostarczyła jej uzbierane paragony,
ponieważ „z takimi oczami spokojnie mógłby rywalizować z Imranem
Khanem!”.
– Mhmm, jest bardzo przystojny – potaknęła obojętnie Robin, podliczając
swoje wydatki. Przez większość ostatnich dwunastu miesięcy Pat otwarcie
wyrażała nadzieję, że Robin ulegnie urokowi poprzedniego podwykonawcy,
którego uroda dorównywała jego obleśności. Robin mogła się tylko cieszyć,
że Dev ma żonę.
Nawał pracy zmusił ją do tymczasowego zawieszenia poszukiwań
mieszkania, lecz mimo to zgłosiła się na ochotnika do obserwacji domu
miliardera w czasie świąt Bożego Narodzenia. Odpowiadało jej, że będzie
miała wymówkę, by nie jechać do rodziców do Masham, ponieważ była pewna,
że Matthew i Sarah będą paradowali ze swoim nowo narodzonym dzieckiem –
płci na razie nieznanej – ulicami, po których kiedyś, jako nastolatka,
spacerowała z Matthew za rękę. Rodzice Robin byli zawiedzeni, a Strike miał
wyraźne opory przed skorzystaniem z jej propozycji.
– Nie ma sprawy – zapewniła go, nie chcąc wyłuszczać powodów swojej
decyzji. – Wolę zostać w Londynie. W ubiegłym roku to ciebie ominęły święta.
Zaczynała odczuwać psychiczne i fizyczne wyczerpanie. Od dwóch lat
pracowała prawie bez przerwy, a na dodatek te lata obejmowały separację
i rozwód. Niedawne zwiększenie dystansu między nią i Strikiem dawało jej się
we znaki i choć nie bardzo miała ochotę jechać do Masham, perspektywa pracy
w okresie świątecznym była niewątpliwie przygnębiająca.
Potem, w połowie grudnia, Katie, ulubiona kuzynka Robin, zaprosiła
ją w ostatniej chwili na sylwestrowy wyjazd na narty. Jakaś para odpadła,
ponieważ dowiedziała się, że żona jest w ciąży. Domek był już opłacony, więc
Robin musiała jedynie kupić bilet na samolot. Nigdy w życiu nie jeździła
na nartach. Ponieważ jednak Katie i jej mąż mieli zajmować się na zmianę
swoim trzyletnim synem, gdy drugie z nich będzie na stoku, zawsze miał być
tam obecny ktoś, z kim można by porozmawiać, gdyby Robin nie chciała
spędzać większości czasu, przewracając się na oślich łączkach. Uznała, że taka
wycieczka to szansa na dystans i spokój umysłu, które wymykały jej się
w Londynie. Dopiero gdy przyjęła zaproszenie, dowiedziała się, że oprócz
Katie, jej męża oraz pary ich wspólnych przyjaciół z Masham, w imprezie
będzie uczestniczył Ross Łydrwal zwany Drwalem.
Nie wspomniała Strike’owi o żadnym z tych szczegółów. Powiedziała
jedynie, że ma okazję wybrać się na narty i chciałaby z niej skorzystać,
co oznaczało lekkie wydłużenie jej urlopu w okresie noworocznym. Mając
świadomość, że Robin należy się znacznie więcej urlopu, niż zamierzała wziąć,
Strike zgodził się bez wahania, życząc jej dobrej zabawy.
3
Oczy o blasku i odcieniu wina jak twoje
Potrafią mężczyznę całkiem oszołomić [...].

Emily Pfeiffer
A Rhyme for the Time

Były chłopak Panny Jones, który przez tygodnie wiódł z pozoru przykładne
życie, 28 grudnia zaliczył w końcu potknięcie w wielkim stylu, kupując
olbrzymią ilość koki pod samym nosem Deva Shaha, by następnie zażyć
ją w towarzystwie dwóch ekskluzywnych prostytutek i zabrać je do domu
na Islington. Uszczęśliwiona Panna Jones uparła się, by przyjść do agencji
i zobaczyć zdjęcia zrobione przez Shaha, a potem próbowała uściskać
Strike’a. Gdy delikatnie, acz zdecydowanie ją odsunął, wydawała się raczej
zaintrygowana niż urażona. Po zapłaceniu ostatniego rachunku usilnie chciała
pocałować go w policzek, oznajmiła śmiało, że jest mu winna przysługę i ma
nadzieję, że pewnego dnia się o nią upomni, a później wyszła w obłoku Chanel
No 5.
Nazajutrz zleceniodawczynię sprawy Groomera wysłano do Indonezji,
by relacjonowała jakąś katastrofę lotniczą. Tuż przed wyjazdem zadzwoniła
do Strike’a, informując go, że jej córka zamierza spędzić sylwestra w Annabel’s
razem z rodziną szkolnej przyjaciółki. Była pewna, że Groomer spróbuje się
tam z nią spotkać, i zażądała, by agencja umieściła w klubie nocnym
detektywów, którzy będą czuwali nad jej pociechą.
Strike, choć wolałby poprosić o pomoc każdą inną osobę, chcąc nie chcąc,
zadzwonił do Panny Jones, by wprowadziła go i Midge do tego ekskluzywnego
klubu jako swoich gości. Postanowił wziąć ze sobą Midge nie tylko dlatego,
że w razie potrzeby mogła pójść za Nogami do damskiej toalety – nie chciał,
by Panna Jones pomyślała, że zaaranżował tę sytuację, powodowany chęcią
pójścia z nią do łóżka.
Poczuł bezdusznie ulgę, gdy dwie godziny przed umówionym spotkaniem
Panna Jones zadzwoniła i powiedziała, że jej córeczka dostała gorączki.
– ...moja p r zekl ęt a niania zadzwoniła, że jest chora, a rodzice
są na Mustique, więc jestem udupiona – oznajmiła mu z rozdrażnieniem. – Ale
możecie iść beze mnie: podałam ochronie wasze nazwiska.
– Jestem ci bardzo wdzięczny – odrzekł. – Mam nadzieję, że córka szybko
wyzdrowieje. – Rozłączył się, zanim Panna Jones zdążyła zaproponować
spotkanie w późniejszym terminie.
O dwudziestej trzeciej Strike’a i Midge, ubraną w ciemnoczerwony smoking
z atłasu, można było zastać w piwnicy klubu przy Berkeley Square, siedzących
naprzeciw siebie przy stoliku między dwiema lustrzanymi kolumnami i pod
setkami złotych balonów z helem, z których zwisały połyskliwe wstążki. Ich
siedemnastoletni obiekt siedział kilka stolików dalej razem z rodziną szkolnej
przyjaciółki. Dziewczyna co rusz spoglądała w stronę wejścia do klubu, a jej
mina wyrażała mieszaninę nadziei i zdenerwowania. W Annabel’s nie wolno
było korzystać z telefonów komórkowych i Strike widział rosnącą frustrację
niespokojnej nastolatki wywołaną koniecznością pozyskiwania informacji
wyłącznie za pośrednictwem zmysłów.
– Ośmioosobowe grono na godzinie piątej – powiedziała Midge
do Strike’a ściszonym głosem. – Gapią się na ciebie.
Strike zauważył ich bez trudu. Mężczyzna i kobieta siedzący przy
ośmioosobowym stoliku odwrócili się, żeby na niego spojrzeć. Kobieta miała
długie włosy w tym samym rudozłotym kolorze co Robin i była ubrana
w obcisłą czarną sukienkę oraz szpilki sznurowane aż po kolana jej gładkich
brązowych nóg. Mężczyzna, paradujący w brokatowej wyjściowej marynarce
i gogusiowatym krawacie, wyglądał jakby znajomo, lecz Strike nie mógł sobie
na razie przypomnieć, skąd go zna.
– Myślisz, że kojarzą cię z gazet? – podsunęła Midge.
– Mam cholernie wielką nadzieję, że nie – warknął Strike. – Inaczej
wypadam z branży.
Zdjęcie, które prasa wykorzystywała najczęściej, pochodziło z okresu jego
służby wojskowej. Teraz był starszy, miał dłuższe włosy i o wiele więcej ciała.
Zawsze gdy musiał zeznawać w sądzie, zapuszczał brodę, która na szczęście
szybko rosła, kiedy jej potrzebował.
Strike znalazł w pobliskiej kolumnie odbicie swoich obserwatorów
i zobaczył, że rozmawiają, przysunąwszy się do siebie głowami. Kobieta była
bardzo atrakcyjna i wyglądało na to, że – co nietypowe w tym lokalu – nie
zrobiła ze swoją twarzą niczego rzucającego się w oczy: jej czoło wciąż się
marszczyło, gdy unosiła brwi, nie miała nienaturalnie mięsistych ust i była
jeszcze za młoda – oceniał ją na jakieś trzydzieści pięć lat – by poddać się
operacji, które niepokojąco upodobniły do masek twarze najstarszych kobiet
przy jej stoliku.
Siedzący obok Strike’a i Midge korpulentny Rosjanin objaśniał znacznie
młodszej towarzyszce fabułę Tannhäusera.
– ...ale Mezdrich to uwspółcześnił – mówił – i w jego produkcji Jezus pojawia
się na orgii w jaskini Wenus...
– Jezus? Naprawdę?
– Da i dlatego Kościół jest niezadowolony, a Mezdricha wyrzucą – zakończył
ponuro Rosjanin, unosząc do ust kieliszek szampana. – On oczywiście nie daje
za wygraną, ale źle to się dla niego skończy. Wspomnisz moje słowa.
– Nogi w ruchu – poinformował Strike, gdy nastolatka wstała razem z resztą
swojego grona, a strusie wykończenie jej minisukienki zafalowało puszyście
wokół niej.
– Parkiet – obstawiła Midge.
Miała rację. Dziesięć minut później Strike i Midge zapewnili sobie punkt
obserwacyjny w niszy obok maleńkiego parkietu. Mieli z niej dobry widok
na dziewczynę tańczącą w butach, które wydawały się dla niej odrobinę
za wysokie, i wciąż popatrującą w stronę wejścia.
– Ciekawe, jak Robin bawi się na nartach – zawołała Midge do Strike’a, gdy
na sali zaczął dudnić Uptown Funk. – Mój kumpel złamał za pierwszym razem
obojczyk. Jeździsz?
– Nie – odparł Strike.
– Przyjemne miejsce ten Zermatt – stwierdziła głośno Midge, a potem dodała
coś, czego Strike nie dosłyszał.
– Co? – spytał.
– Powiedziałam: „Ciekawe, czy kogoś wyrwała”. Dobra okazja. Sylwester...
Nogi gestykulowała do szkolnej przyjaciółki, informując ją, że resztę
piosenki spędzi przy stoliku. Zszedłszy z parkietu, zgarnęła po drodze swoją
wieczorową torebkę i lawirując wśród gości, opuściła salę.
– Zamierza pójść do kibla i zadzwonić z komórki – domyśliła się Midge,
ruszając za nią.
Strike został w niszy. Piwo bezalkoholowe w jego dłoni już się ociepliło,
a jego jedynym towarzystwem był ogromny gipsowy bodhisattwa. Tuż obok
podchmieleni ludzie siedzieli ściśnięci na kanapach i próbowali rozmawiać,
przekrzykując muzykę. Strike właśnie poluzował krawat i rozpiął górny guzik
koszuli, gdy zobaczył, że mężczyzna w brokatowej marynarce idzie w jego
stronę, potykając się o cudze nogi i torebki. Wreszcie go skojarzył: to był
Valentine Longcaster, jeden z przyrodnich braci Charlotte.
– Kopę lat! – zawołał Valentine, gdy już podszedł do Strike’a.
– No – odrzekł Strike, ściskając wyciągniętą dłoń. – Jak leci?
Valentine podniósł rękę i odsunął na bok długą, spoconą grzywkę, ukazując
bardzo rozszerzone źrenice.
– Nieźle – odpowiedział, przekrzykując dudniący bas. – Nie mogę narzekać. –
Strike zauważył leciutki ślad białego proszku w jednej z dziurek w jego nosie. –
Jesteś tu prywatnie czy w interesach?
– Prywatnie – skłamał Strike.
Valentine krzyknął coś niezrozumiałego, w czym Strike dosłyszał imię
Jagona Rossa, męża Charlotte.
– Co? – zawołał w odpowiedzi, nie uśmiechając się.
– Powiedziałem: „Jago chce o tobie wspomnieć na sprawie rozwodowej”.
– Życzę mu powodzenia – odparł Strike podniesionym głosem. – Nie
widziałem jej od lat.
– Jago twierdzi co innego – krzyknął Valentine. – Znalazł jakąś gołą fotkę,
którą ci wysłała ze swojego starego telefonu.
O kurwa.
Valentine wyciągnął rękę, by oprzeć się na bodhisattwie. Jego rudowłosa
towarzyszka obserwowała ich z parkietu.
– To Madeline – krzyknął Valentine do ucha Strike’a, zauważając, gdzie
podążyło jego spojrzenie. – Uważa, że jesteś seksowny.
Śmiech Valentine’a zabrzmiał piskliwie. Strike bez słowa sączył piwo.
W końcu młodszy mężczyzna chyba uznał, że niczego więcej nie zyska
na bliskości ze Strikiem, zasalutował i potykając się, znowu zniknął
detektywowi z oczu, akurat gdy na skraju parkietu pojawiła się Nogi, która
opadła na obity aksamitem stołek w trzepoczącym obłoku strusich piór
i ewidentnej rozpaczy.
– Była w toalecie – poinformowała Strike’a Midge, dołączając do niego kilka
minut później. – Chyba nie udało jej się złapać zasięgu.
– I dobrze – odrzekł brutalnie Strike.
– Myślisz, że obiecał przyjść?
– Na to wygląda. – Strike pociągnął kolejny łyk ciepłego piwa i spytał
głośno: – Więc ile osób jest z Robin na tej wycieczce narciarskiej?
– Zdaje się, że pięć – krzyknęła w odpowiedzi Midge. – Dwie pary i jeden
wolny facet.
– Aha. – Strike kiwnął głową, jakby ta informacja nie miała większego
znaczenia.
– Próbują ją z nim zeswatać – powiedziała Midge. – Wspomniała mi o tym
przed świętami... Gość nazywa się Ross Łydrwal. – Spojrzała wyczekująco
na Strike’a. – Rosły Drwal.
– Ha – odparł Strike z wymuszonym uśmiechem.
– Właśnie. Ha, ha. Dlaczego rodzice nie wymawiają na głos imion swoich
dzieci, zanim je dla nich wybiorą? – krzyknęła mu do ucha.
Strike pokiwał głową, nie odrywając wzroku od nastolatki, która właśnie
wycierała nos grzbietem dłoni.
Była za kwadrans dwunasta. Przy odrobinie szczęścia, pomyślał Strike, gdy
wybije północ, rodzina szkolnej przyjaciółki zgarnie ich obiekt i zawiezie
go bezpiecznie do swojego domu na Chelsea. Gdy tak patrzył, zjawiła się
przyjaciółka, by zaciągnąć Nogi z powrotem na parkiet.
Za dziesięć dwunasta Nogi znów zniknęła, oddalając się w kierunku toalety,
a Midge poszła za nią. Strike, który cierpiał z powodu bólu kikuta i żałował,
że nie może usiąść, nie miał innego wyjścia, jak tylko oprzeć się o ogromnego
bodhisattwę, ponieważ większość wolnych miejsc była usłana torebkami
i porzuconymi marynarkami, których wolał nie przesuwać. Jego butelka była
już pusta.
– Nie lubisz sylwestra czy o co chodzi? – Zabrzmiał obok niego damski głos
z akcentem londyńskiej klasy robotniczej.
Należał do kobiety z rudozłotymi włosami, teraz już zarumienionej
i rozczochranej wskutek tańczenia. Jej nadejście zamaskował rejwach
na miejscach przed Strikiem, ponieważ prawie wszyscy wstali, by wylec na zbyt
mały parkiet, coraz bardziej podekscytowani zbliżającą się północą.
– Wolę inne imprezy – zawołał w odpowiedzi.
Była niezwykle ładna i z całą pewnością na haju, lecz mówiła zupełnie
wyraźnie. Na jej szczupłej szyi wisiało kilka cienkich złotych naszyjników,
sukienka bez ramiączek ciasno opinała piersi, a nie do końca opróżnionemu
kieliszkowi z szampanem, który trzymała w dłoni, groziło rychłe wylanie reszty
zawartości.
– Ja też, w każdym razie w tym roku – krzyknęła do jego ucha. Spodobał
mu się ten akcent z East Endu wśród tych wszystkich przedstawicieli wyższych
sfer. – Nazywasz się Cormoran Strike, prawda? Valentine mi powiedział.
– Zgadza się – potwierdził. – A ty jesteś...?
– Madeline Courson-Miles. Dziś chyba nie jesteś w pracy?
– Nie – skłamał, lecz inaczej niż podczas rozmowy z Valentine’em, nie
spieszyło mu się aż tak bardzo, żeby ją przegonić. – Dlaczego tegoroczny
sylwester ci się nie podoba?
– Przez Gigi Cazenove.
– Słucham?
– Gigi Cazenove – powtórzyła głośniej, przysuwając się. Jej oddech połaskotał
go w ucho. – To ta piosenkarka. Była moją klientką. – Widząc jego puste
spojrzenie, wyjaśniła: – Dziś rano znaleziono ją powieszoną.
– Cholera – powiedział Strike.
– No – odrzekła Madeline. – Miała tylko dwadzieścia trzy lata.
Upiła posępnie łyk szampana, po czym krzyknęła Strike’owi do ucha:
– Jeszcze nigdy nie poznałam prywatnego detektywa.
– O ile ci wiadomo – odrzekł Strike, a ona się roześmiała. – Czym się
zajmujesz?
– Jestem jubilerką – zawołała w odpowiedzi, a jej lekki uśmiech
podpowiedział mu, że większość ludzi skojarzyłaby jej nazwisko.
Na parkiecie tłoczyły się rozgrzane ciała. Wiele osób miało na głowie
połyskliwe czapeczki z papieru. Strike zobaczył, że korpulentny Rosjanin, który
wcześniej mówił o Tannhäuserze, oblewa się potem, podskakując nie do taktu
przy dźwiękach Rather Be Clean Bandit.
Myśli Strike’a pomknęły na chwilę w stronę Robin gdzieś w Alpach, być może
upojonej grzanym winem i tańczącej ze świeżo rozwiedzionym mężczyzną,
z którym tak bardzo chcieli ją poznać przyjaciele. Przypomniało mu się, jaką
zrobiła minę, gdy się pochylił, żeby ją pocałować.

It’s easy being with you, śpiewała Jess Glynne,


Sacred simplicity,
As long as we’re together,
There’s no place I’d rather be[1].

– Panie i panowie, została minuta do dwa tysiące piętnastego roku! – zawołał


DJ, a Madeline Courson-Miles spojrzała na Strike’a, opróżniła kieliszek
i przechyliwszy się w stronę detektywa, znowu krzyknęła mu do ucha.
– Ta wysoka w smokingu to twoja dziewczyna?
– Nie, przyjaciółka – powiedział Strike. – Żadne z nas nie miało dziś nic
innego do roboty.
– Więc nie będzie miała nic przeciwko temu, że o północy cię pocałuję?
Spojrzał na jej uroczą, zachęcającą twarz, na ciepłe orzechowe oczy i na
włosy muskające jej nagie ramiona.
– O n a nie – powiedział, uśmiechając się lekko.
– Ale ty będziesz?
– Szykujcie się! – ryknął DJ.
– Masz męża? – spytał Strike.
– Jestem rozwiedziona – powiedziała Madeline.
– Spotykasz się z kimś?
– Nie.
– Dz i esi ęć...
– W takim razie – powiedział Cormoran Strike, odstawiając butelkę po piwie.
– O si em...
Madeline pochyliła się, by postawić kieliszek na pobliskim stoliku, ale nie
trafiła w krawędź: kieliszek spadł na podłogę, a ona wyprostowała się
i wzruszyła ramionami.
– Sz eś ć. . . p i ęć. ..
Oplotła ramionami jego szyję, on objął ją w talii. Była chudsza niż Robin: pod
obcisłą sukienką wyczuwał żebra. Pożądanie w jej oczach działało na niego jak
balsam. Był sylwester. Pieprzyć wszystko.
– ...t rz y. . . d w a .. . jed en. ..
Przywarła do niego, jej dłonie znalazły się w jego włosach, jej język w jego
ustach. Powietrze wokół nich rozrywały okrzyki i brawa. Nie wypuścili się
z objęć, dopóki nie zabrzmiały pierwsze donośne dźwięki Auld Lang Syne. Strike
się rozejrzał. Nigdzie nie było śladu Midge ani Nóg.
– Muszę się zbierać – zawołał – ale chcę twój numer.
– Więc daj mi komórkę.
Zapisała mu swój numer, po czym oddała telefon. Puściwszy do niego oko,
odwróciła się i zniknęła w tłumie.
Midge zjawiła się dopiero po kwadransie. Nogi wróciła do swojego grona.
Dziewczyna miała rozmazany tusz do rzęs.
– Cały czas szukała miejsca, gdzie mogłaby złapać zasięg, ale bezskutecznie –
ryknęła Midge do jego ucha. – Poszła więc do kibla, żeby sobie popłakać.
– Wielka szkoda – powiedział Strike.
– Czy ty masz na twarzy szminkę? – spytała Midge, przyglądając mu się.
Wytarł usta grzbietem dłoni.
– Spotkałem starą przyjaciółkę matki – powiedział. – No to... szczęśliwego
Nowego Roku.
– Nawzajem – powiedziała Midge, wyciągając rękę, którą Strike uścisnął.
Gdy spojrzała na rozradowany tłum, odbijający balony i oprószony brokatem
z wybuchających zabawek, krzyknęła Strike’owi do ucha: – Jeszcze nigdy nie
witałam Nowego Roku w toalecie. Mam nadzieję, że to nie jest zły znak.
4
Śpij błogo jako śpi cierpliwa róża,
Śmiało spaceruj po śnieżnych wzgórzach.
Zima wytchnieniem jest dla siebie samej.

Helen Jackson
January

W sumie Robin miło spędziła czas w Zermatcie. Już zapomniała, jak to jest
przespać w nocy osiem godzin. Smakowało jej jedzenie, podobało jej się
jeżdżenie na nartach i towarzystwo przyjaciół, a poza tym tylko lekko zadrżała,
gdy Katie powiedziała jej z niepokojem, który po spokojnej reakcji Robin
ustąpił miejsca uldze, że Matthew rzeczywiście przywiózł do Masham na Boże
Narodzenie Sarah razem z ich nowo narodzonym synem.
– Dali mu na imię William – powiedziała Katie. – Pewnego wieczoru
wpadliśmy na nich w Bay Horse. Dzieckiem zajmowała się ciotka Matthew.
N a p r a w d ę nie lubię tej Sarah. Jest taaaka zadowolona z siebie.
– Też nie mogę powiedzieć, żebym za nią przepadała – powiedziała Robin.
Ucieszyła się, wiedząc, że zdołała uniknąć wręcz nieuchronnego natknięcia się
na nią w swoim rodzinnym mieście, i liczyła na to, że przy odrobinie szczęścia
w następne Boże Narodzenie wypadnie kolej rodziny Sarah, by gościć u siebie
wnuka, więc zniknie niebezpieczeństwo przypadkowego spotkania.
Z pokoju Robin rozciągał się widok na zaśnieżony Matterhorn, który dźgał
błękitne niebo niczym gigantyczny kieł. Światło na tej piramidalnej górze
zmieniało się ze złotego w brzoskwiniowy albo z atramentowego we wrzosowy,
w zależności od kąta padania promieni słonecznych, i Robin, siedząc sama
w pokoju i wpatrując się w tę górę, była najbliżej osiągnięcia spokoju
i dystansu, na które liczyła, wybierając się w tę podróż.
Jedynym elementem urlopu, którego Robin chętnie by się pozbyła, był Ross
Łydrwal, o dwa lata od niej starszy i pracujący w przemyśle farmaceutycznym.
Wydawał się całkiem przystojny, miał zadbaną brodę w piaskowym kolorze,
szerokie barki i ogromne niebieskie oczy; nie był też do końca niesympatyczny,
lecz mimo to Robin doszła do wniosku, że jest trochę żałosny. Bez względu
na to, czego dotyczyła rozmowa, jakimś cudem udawało mu się skierować
ją w stronę swojego rozwodu, który najwyraźniej niemile go zaskoczył.
Po sześciu latach małżeństwa jego żona oznajmiła, że nie jest szczęśliwa, i to
od dawna, spakowała swoje rzeczy i odeszła. W ciągu kilku pierwszych dni
urlopu Ross dwukrotnie opowiedział Robin całą tę historię, więc po drugiej,
niemal identycznej relacji, zaczęła dokładać wszelkich starań, by unikać
siedzenia obok niego podczas posiłków. Niestety, nie zrozumiał aluzji i dalej
miał Robin na celowniku, zachęcając, by dzieliła się szczegółami swojego
nieudanego małżeństwa. Robił to ponurym tonem, który byłby stosowniejszy,
gdyby obydwoje cierpieli na tę samą śmiertelną chorobę. Robin przyjęła
krzepiącą postawę, oznajmiając mu, że w tym morzu jest jeszcze mnóstwo ryb
oraz że osobiście cieszy się z odzyskania wolności. Gdy Ross spojrzał na nią
nieco weselej jasnymi niebieskimi oczami i wyraził wielki podziw dla jej
zadziorności, zaczęła się obawiać, że mógł odebrać jej deklarację szczęśliwej
niezależności jako zawoalowane zaproszenie.
– Uroczy gość, prawda? – spytała ją Katie z nadzieją w głosie któregoś
wieczoru w barze, gdy Robin udało się uwolnić od Rossa po kolejnej godzinie
wysłuchiwania anegdot o jego byłej żonie.
– Wydaje się w porządku – powiedziała Robin, nie chcąc urazić kuzynki – ale
naprawdę nie jest w moim typie, Katie.
– Zazwyczaj jest bardzo zabawny – zapewniła rozczarowana Katie. – Nie
widzisz go w najlepszym wydaniu. Zaczekaj, aż wypije parę drinków.
Jednak w sylwestrowy wieczór, mając w sobie olbrzymią ilość piwa
i sznapsów, Ross najpierw się rozkrzyczał, lecz w nieszczególnie zabawny
sposób, a potem zebrało mu się na sentymenty. O północy obie pary się
pocałowały, a Ross zwrócił zaczerwienione oczy w stronę Robin i rozpostarł
ramiona. Pozwoliła pocałować się w policzek, a następnie próbowała się
wyswobodzić, lecz on szepnął pijacko do jej ucha.
– Jesteś taka śliczna.
– Dzięki – odrzekła, a po chwili dodała: – Mógłbyś mnie już puścić?
Puścił ją i wkrótce Robin poszła do łóżka, zamykając drzwi na klucz. Zaraz
po tym, jak wyłączyła światło, ktoś do nich zapukał. Leżała w ciemności, udając,
że śpi, i po chwili usłyszała odgłos oddalających się powoli kroków.
Innym niedoskonałym aspektem urlopu okazała się jej skłonność
do rozmyślania o Strike’u i incydencie przed Ritzem. Dosyć łatwo przychodziło
jej nie myśleć o wspólniku, gdy starała się utrzymać w pionie na nartach, ale
poza tym jej niemający innego zajęcia umysł ciągle wracał do pytania, co by się
stało, gdyby porzuciła swoje zahamowania oraz obawy i pozwoliła się
pocałować. To zaś nieuchronnie prowadziło do innego pytania, tego samego,
które zadawała sobie przed trzema laty, spacerując po ciepłym białym piasku
na Malediwach. Czy już każdy urlop do końca życia miał jej upływać
na zastanawianiu się, czy zakochała się w Cormoranie Strike’u?
Nie zakochałaś się – zapewniała siebie w myślach. – Dał ci życiową szansę i być
może trochę go kochasz, bo jest twoim najlepszym przyjacielem, ale nie jesteś w nim
zakochana. A po chwili, z większą szczerością: A nawet gdybyś była, musisz z tym
skończyć. Tak, być może poczuł się urażony, kiedy nie pozwoliłaś mu się pocałować, ale
lepsze to, niż gdyby miał myśleć, że usychasz z miłości do niego. Zakochana wspólniczka
to dosłownie ostatnie, czego by sobie życzył.
Jaka szkoda, że nie mogła być jedną z tych kobiet, które potrafią się z kimś
pocałować podczas zakrapianego wieczoru, a potem się z tego śmiać. Sądząc
po tym, co wiedziała o uczuciowej przeszłości Strike’a, właśnie takie kobiety
lubił: grające w tę grę z niefrasobliwością, jakiej Robin nigdy się nie nauczyła.
Wróciła do agencji w drugim tygodniu stycznia z dużym pudełkiem
szwajcarskich czekoladek. Każdemu, kto pytał, łącznie ze Strikiem, mówiła,
że bawiła się wspaniale.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki


CZĘŚĆ PIERWSZA

Serce to centralny organ całego systemu


i składa się z pustego mięśnia.
Jego skurcze pompują krew do wszystkich części ciała
za pośrednictwem złożonej sieci naczyń [...].

Henry Gray,
członek Towarzystwa Królewskiego
Gray's Anatomy
5
Moc słów – przedziwna to zagadka!
Życie w nich jest i śmierć. Wystarczy słowo,
By szkarłat ku policzkom pomknął,
Niosąc wiele znaczeń, albo by ku sercu
Popłynął zimny i zabójczy prąd.

Letitia Elizabeth Landon


The Power of Words

14 września 2011
Z portalu informacyjno-rozrywkowego The Buzz

The Buzz rozmawia z Joshem Blayem i Edie Ledwell, parą twórców kreskówki
Serce jak smoła, która zrobiła furorę na YouTubie!
TB:
Kreskówka o rozkładających się częściach ciała, dwóch kościotrupach, demonie
i zjawie... Jak wyjaśnicie jej sukces?
Edie:
Chwila... to Drek jest demonem?
TB:
Wy mi powiedzcie!
Edie:
Naprawdę nie mam pojęcia.
[Josh się śmieje]
TB:
Chodzi mi o to, że kiedy opisuje się Serce jak smoła ludziom, którzy tej kreskówki nie
oglądali, są trochę zdziwieni, że odniosła taki sukces. [Edie i Josh się śmieją].
Spodziewaliście się takiej reakcji na tę – powiedzmy sobie szczerze – bardzo
dziwaczną animację?
Edie:
Zdecydowanie nie.
Josh:
Robiliśmy to dla jaj. W gruncie rzeczy to kupa żartów dla wtajemniczonych.
Edie:
Okazało się jednak, że te żarty rozumie znacznie więcej ludzi, niż się
spodziewaliśmy.
TB:
Kiedy mówisz „te żarty”... Ludzie doszukują się w tej historii wielu znaczeń!
Josh:
No, a my... Czasami myślisz: „No dobra, chyba rzeczywiście o to nam chodziło”, ale
innym razem...
Edie:
Niektórzy widzą w tym coś, czego tam nie ma... No, może nie nie ma, ale coś, czego
my nigdy tam nie widzieliśmy ani nie zamierzaliśmy tam umieścić.
TB:
Możecie podać jakiś przykład?
Josh:
Gadająca dżdżownica. Uznaliśmy po prostu, że jest zabawna, bo dżdżownica
na cmentarzu, no wiesz, zjada rozkładające się ciała. Dlatego spodobał nam się
pomysł, że mogłaby być wkurzona na swoją robotę i mówić o niej jak o nudnej
harówie. Jakby pracowała w fabryce. To po prostu zmęczona dżdżownica.
Edie:
Ale potem ludzie zaczęli mówić, że jest falliczna i tak dalej. A jacyś rodzice
narzekali... Josh:
...narzekali, że wymyślamy kawały o penisie adresowane do dzieci.
Edie:
A z całą pewnością tego nie robimy. Dżdżownica to nie penis.
[Wszyscy się śmieją]
TB:
No więc czemu waszym zdaniem Serce jak smoła zawdzięcza swój sukces?
Edie:
Rozumiemy to nie lepiej niż ty. Widzimy to wszystko od środka. Nie wiemy, jak
to wygląda z zewnątrz.
Josh:
Możemy tylko przypuszczać, że na świecie jest o wiele więcej zaburzonych ludzi, niż
którekolwiek z nas przypuszczało.
[Wszyscy się śmieją]
TB:
Jak myślicie, co tak bardzo podoba się ludziom w Sercku, odłączonym od ciała sercu
bohaterze? To ty podkładasz jego głos, prawda, Josh?
Josh:
Taa. Hm... [długo się zastanawia] On chyba wie, że jest zły, ale próbuje być dobry.
Edie:
Tylko że tak naprawdę wcale nie jest zły. Bo wtedy nie próbowałby być dobry.
Josh:
Myślę, że ludzie jakoś się z nim utożsamiają.
Edie:
Dużo przeszedł.
Josh:
A konkretnie: klatkę piersiową, wieko trumny i dwa metry ziemi.
[Wszyscy się śmieją]
TB:
Jakie zatem macie plany w związku z tą kreskówką? Zostaniecie na YouTubie czy...?
Edie:
Niczego nie planujemy, prawda?
Josh:
Plany są dla nadątków.
TB:
Ale to naprawdę nabiera rozpędu! Zarabiacie teraz niezłą kasę, prawda?
Josh:
No. Kto by przypuszczał? To obłęd.
TB:
Ktoś wam przy tym pomaga? Jakiś agent albo...?
Josh:
Tak, mamy kumpelę, która zna się na tych sprawach i nas wspiera.
TB:
Dwójka waszych fanów stworzyła grę internetową na podstawie gry, w którą Drek
gra w kreskówce. Widzieliście ją?
Josh:
Taa, widzieliśmy kilka dni temu. Imponujący kawał kodowania.
Edie:
Ale jest dziwna, bo gra Dreka... ta w kreskówce...
Josh:
...Taa...
Edie:
...właściwie wcale nie jest grą. To znaczy nie miała nią być, prawda?
[Josh kręci głową]
Edie:
Chodziło o coś więcej... Cały sens tej gry polega na tym, że to wcale nie jest gra.
TB:
Więc kiedy Drek zmusza wszystkich, żeby „zagrali w grę”...
Edie:
Tylko czy on ich zmusza? Nie wiem, czy to jest zmuszanie. Myślę, że w pewnym
sensie chcą mu zrobić przyjemność, bo jest znudzony...
Josh:
...znudzonek...
Edie:
...sorry, no tak, znudzonek, więc zgadzają się zagrać, ale to zawsze się dla kogoś źle
kończy.
Josh:
Gra Dreka to... no wiesz [głosem Dreka]: „Graj, buaa!”... Przestrzegaj zasad. Rób to,
czego się od ciebie oczekuje.
TB:
Więc to metafora?
Edie:
No, ale paradoksalnie sam Drek nigdy nie przestrzega zasad. Po prostu lubi
obserwować, jak cała reszta stara się ich trzymać.
TB:
Mówicie, że niczego nie planujecie, ale czy będą...?
Josh:
Koszulki z Drekiem? Niedawno autentycznie ktoś nas spytał, czy można gdzieś kupić
koszulkę z Drekiem.
Edie:
A my na to... Pytasz poważnie?
TB:
Czyli żadnych gadżetów?
Edie:
[śmiejąc się] Nie planujemy gadżetów.
Josh:
Podoba nam się tak, jak jest. W gruncie rzeczy po prostu się wygłupiamy. Nie
jesteśmy biznesmenami.
Edie:
Raczej ludźmi, którzy leżą na cmentarzu, wyobrażając sobie podskakujące serca.
[Wszyscy się śmieją].

15 września 2011
Fragment czatu w grze z udziałem współtwórców Gry Dreka
<15 września 2011, 20.38>
Anomia: „Gra Dreka właściwie wcale nie jest grą”. Przecież
wszystkie zasady wzięliśmy z jej pieprzonej kreskówki.
Jebana pretensjonalna suka

Morehouse: uspokój się

Anomia: Ledwell naprawdę zajebiście tego pożałuje. Sra


na fanów, mówiąc, że są tępi, skoro lubią naszą grę

Morehouse: niczego takiego nie mówiła

Anomia: jasne, że, kurwa, mówiła, powiedziała, że jesteśmy


parą pojebów, którzy nie rozumieją jej metafor

Anomia: sama będzie sobie winna, jeśli po czymś takim


fandom się od niej odwróci

Morehouse: tak, a skoro o tym mowa, może spuść trochę


z tonu na Twitterze

Anomia: wiesz, o co tak naprawdę chodzi? Nasza gra robi się


zbyt popularna. Nie podoba jej się, że fandom przychodzi się
do nas rozerwać między odcinkami. Boi się, że zdobywamy
za dużo władzy. Niedługo będzie chciała nas usunąć

Morehouse: Masz paranoję. Nie jesteśmy dla niej


zagrożeniem, nie zarabiamy na tym, to hołd

Anomia: Nie zapominaj, że ją, kurwa, znam. To pieprzona


pazerna hipokrytka.

5 lutego 2013
Z portalu informacyjno-rozrywkowego The Buzz

Netflix rzuca się na Serce jak smoła po jego oszałamiającym sukcesie


na YouTubie
Kultowa kreskówka Serce jak smoła opuści YouTube'a i przeniesie się do Netflixa.
Właśnie powstaje drugi sezon. Josh Blay i Edie Ledwell, para animatorów,
którzy wymyślili tę kreskówkę na cmentarzu Highgate, wynegocjowali ponoć
sześciocyfrową kwotę od serwisu streamingowego.
Fani kreskówki są podzieleni w kwestii oceny tego przejścia
do mainstreamu. Podczas gdy jedni się cieszą, inni obawiają się, że silna więź
łącząca twórców i fanów zostanie zerwana.
Anonimowy superfan Anomia, twórca popularnej wieloosobowej Gry Dreka,
napisał na Twitterze:

Więc zanosi się na od dawna spodziewaną sprzedaż. Wygląda na to,


że wszystko, co kochają fani, zostanie poświęcone dla mamony.
Przygotujcie się na najgorsze, Smolisteserca.

6 lutego 2013
Czaty w grze z udziałem Anomii i trojga moderatorów Gry Dreka

<grupa moderatorów>
<6 lutego 2013, 21.41>
<Anomia, Sercella, Diablo1, Dżdżownica28>
Anomia: Widzieliście, że zacytował mnie The
Buzz?
Sercella: Lol. Jesteś sławny!
Anomia: Już przedtem byłem
Anomia: cały fandom chce się dowiedzieć, kim
jest Anomia
Sercella: to prawda, chcemy!
Diablo1: dalej nie rozumiem, dlaczego nie
chcesz tego powiedzieć swoim wiernym
moderatorom
Anomia: mam swoje powody
Anomia: mówiłem wam, że zamierzają przejść
do Netflixa, nie?
Sercella: Jak to możliwe, że zawsze wiesz,
co się niedługo wydarzy?!

Anomia: Jestem geniuszem. W każdym razie <Otwiera się nowa grupa prywatna>
chyba będziemy potrzebowali 2–3 nowych <6 lutego 2013, 21.43>
moderatorów, robi się tutaj coraz tłoczniej
<Diablo1 zaprasza Dżdżownicę28>
<Dżdżownica28 dołącza do grupy>
Diablo1: nie robi się ani trochę skromniejsza,
no nie? „Jestem geniuszem”
Dżdżownica28: Anomia ?
Diablo1: a któżby inny?
Dżdżownica28: dalej myślisz że Anomia jest
dziewczyną ?

Sercella: nie znam go w realu, po prostu Diablo1: z całą pewnością jest dziewczyną,
sprawia wrażenie fajnego gościa! poznaję to po jej wypowiedziach
Anomia: ok, poproszę jego i Narcyzkę. Może Dżdżownica28: Morehouse zna Anomię
jeszcze Vilepechorę. I tak ciągle tu jest, będzie w realu i mówi , że to facet
mógł zarobić na swoje utrzymanie Diablo1: tylko żeby wszystkich zmylić
Sercella: nie powinieneś tego skonsultować Dżdżownica28: Anomia jest kimś , prawda ?
z Morehouse'em?

Anomia: a dlaczego? Diablo1: Każdy jest kimś, Dżdżownico


Anomia: będzie zadowolony z każdej mojej Dżdżownica28: Chodzi mi o to , że ma dostęp
decyzji do poufnych informacji o Sercu jak smoła
Anomia: nie zapominaj, że to ja jestem sławny Diablo1: Może. Nie wiem
Sercella: lol. Dżdżownica28: Szkoda , że odchodzą
z YouTube . Nie mam Netflixa . Popłakałam się ,
>
jak o tym usłyszałam
>
Diablo1: Mnie też było smutno, ale Anomia
> powinna przestać obrzucać błotem L******.
W końcu nas zdejmą
Sercella: A właściwie gdzie jest Morehouse? Dżdżownica28: omg nie mów tak , umarłabym
Ostatnio rzadko tu bywa.
Anomia: Wróci, spokojna głowa

28 maja 2014 Z portalu informacyjno-rozrywkowego The Buzz

Agent Edie Ledwell potwierdza jej hospitalizację


Po wielu dniach plotek Allan Yeoman, agent pisarki/animatorki Edie Ledwell,
potwierdził, że współtwórczyni kreskówki Serce jak smoła była hospitalizowana
w nocy 24 maja, po czym wróciła do domu.
W oświadczeniu Yeoman, prowadzący agencję artystyczną AYCA,
powiedział:
„Na prośbę Edie Ledwell potwierdzamy, że 24 maja przyjęto ją do szpitala,
i informujemy, że została już z niego wypisana. Edie dziękuje fanom za troskę
i wsparcie oraz prosi o uszanowanie jej prywatności, by mogła się skupić
na swoim zdrowiu”.
Wśród fanów mnożą się spekulacje, ponieważ prasa donosi, że tuż
po północy 24 maja do mieszkania animatorki wezwano policję i pogotowie,
a naoczni świadkowie twierdzą, że Ledwell była nieprzytomna, gdy niesiono
ją na noszach do karetki.
Fandom Serce jak smoła, nazywany toksycznym z powodu swojego
zachowania w Internecie, podzielił się w reakcji na wieść o hospitalizowaniu
Ledwell. Podczas gdy większość fanów wyraziła zaniepokojenie, część trolli
krytykowano za sugestie, jakoby Ledwell upozorowała próbę samobójczą,
by wzbudzić współczucie...

28 maja 2014
Czaty w grze z udziałem Narcyzki, najnowszej moderatorki Gry Dreka,
oraz Morehouse'a i Anomii, współtwórców Gry Dreka
Narcyzka: więc L****** naprawdę próbowała się
zabić
Morehouse: na to wygląda
Narcyzka: kurde to takie smutne
Morehouse: no
Narcyzka: rozmawiałeś z Anomią?
Morehouse: jeszcze nie
Morehouse: chyba mnie unika
Narcyzka: dlaczego?
Morehouse: bo napisałem, żeby dał spokój
L****** na Twitterze
Narcyzka: chyba nie myślisz, że dlatego
to zrobiła? Przez trolle na Twitterze?
Morehouse: Nie wiem, ale ciągłe czytanie
o tym, że się sprzedaje i jest zdrajczynią, mogło
jej w tym pomóc
>
>
Narcyzka: jesteś taki słodki
Morehouse: Ja?!
Narcyzka: to znaczy porządny
Narcyzka: nawet się nie wkurzasz, że Anomia
zbiera wszystkie wyrazy uznania za grę
Morehouse: niech sobie zbiera
Morehouse: Są w życiu ważniejsze sprawy niż
masa obserwujących na pieprzonym Twitterze
Narcyzka: lol, jesteś taki dojrzały. Serio, to nie
była złośliwość
Narcyzka: Mogę cię o coś spytać?
Morehouse: Śmiało
Narcyzka: Czy Anomia to na pewno facet?
Morehouse: no jasne. Dlaczego pytasz?
Narcyzka: Diablo1 napisał mi niedawno,
że według niego to dziewczyna
Narcyzka: tak jakby dał do zrozumienia, że ty i
Anomia jesteście razem

Morehouse: Diablo1 to mąciwoda, lepiej nie <Otwiera się nowa grupa prywatna>
słuchaj, co wygaduje o mnie i o Anomii <28 maja 2014, 23.05>
Narcyzka: Sercella mi napisała, że miałeś <Anomia zaprasza Morehouse'a>
spięcie z Diablo1
Anomia:cześć
Morehouse: no. Czasami zachowuje się jak
niedojrzały kutas. <Morehouse dołącza do grupy>

Morehouse: czekaj, jest Anomia Morehouse: od rana przesyłam ci wiadomości

> Anomia: Byłem zajęty. Musisz moderować


jutro rano, ja nie mogę
>
Morehouse: Ja też, muszę złożyć pracę
>
>
Narcyzka: Co pisze?
>

Morehouse: chce, żebym jutro moderował Anomia: to co tu robisz? A może „muszę złożyć
pracę” to twój nick dla Narcyzki?
>
Morehouse: ha ha
>
> Anomia: zdaje się, że bardzo się polubiliście.
Mam nadzieję, że nie doszło do wymiany zdjęć.
> Zasada 14, pamiętaj
Narcyzka: dzięki bogu, już się martwiłam, Morehouse: Widziałeś wieści?
że wie o zdjęciach, które ci przesłałam

> Anomia: które, te o „samobójstwie”? No,


widziałem
>
> Morehouse: słuchaj, musisz dać spokój
Ledwell, mówię poważnie
>
> Anomia: Powiedz to reszcie fandomu. Myślisz,
że tylko ja mam powyżej uszu jej pieprzonej
Morehouse: jesteś tu jeszcze?
hipokryzji i dwulicowości?
Narcyzka: tak

> Morehouse: tylko ty masz na Twitterze


> pięćdziesiąt tysięcy obserwujących, których
ciągle zachęcasz, żeby jej dokuczali
>
> Anomia: Jeśli naprawdę próbowała ze sobą
skończyć, to na pewno nie z powodu Twittera.
Morehouse: dobrze, to nie potrwa długo Prawdopodobnie chwyt reklamowy
Narcyzka: <3

> Anomia: chyba będę musiał powiedzieć


> Sercelli, żeby mnie jutro zastąpiła, skoro ty nie
możesz.
>
> Morehouse: coś ci wypadło?

> Anomia: wizyta w szpitalu


> Morehouse: o kurde, wszystko OK?
> Anomia: nie chodzi o mnie, ja tylko szoferuję
> Anomia: bo przecież ten skurwiel nie zniży się
> do skorzystania z transportu publicznego

> Anomia: no dobra, wracaj już do tej swojej


„pracy”
>
<Morehouse opuszcza grupę>
>
>
Morehouse: załatwione

Narcyzka: posłuchał cię? <Anomia opuszcza grupę>


Morehouse: z Anomią nigdy nic nie wiadomo. <Grupa prywatna została zamknięta>
Może coś do niego dotarło

Morehouse: Ale nie lubi, jak ze sobą


rozmawiamy. Ty i ja
Narcyzka: a właśnie... kiedy mi prześlesz swoje
zdjęcie?
Morehouse: nie mogę
Morehouse: zepsuł mi się aparat w telefonie
Narcyzka: wal się, Morehouse
Morehouse: lol. OK, nie lubię pozować do zdjęć
Narcyzka: nie przesłałabym ci tego,
co przesłałam wczoraj wieczorem, gdybym
wiedziała, że nie odwdzięczysz się tym samym
Morehouse: wyglądasz olśniewająco
Narcyzka: dzięki
Morehouse: a ja nie
Narcyzka: kogo to obchodzi? Chcę tylko twoje
zdjęcie
Narcyzka: uwielbiam z tobą rozmawiać. Chcę
tylko wiedzieć, jak wyglądasz!
Morehouse: wyobraź sobie typowego geeka
Narcyzka: lubię geeków. Prześlij mi fotkę!
Morehouse: a co słychać na uczelni?
Narcyzka: wow, subtelna zmiana tematu
[...]

7 stycznia 2015
Z portalu informacyjno-rozrywkowego The Buzz

Uwaga, fani Serca jak smoła!


Według wtajemniczonych Maverick Film Studios poważnie myśli
o przerobieniu waszej ulubionej kreskówki na film pełnometrażowy! Ponoć
rozmowy Mavericka z Joshem Blayem i Edie Ledwell są „w zaawansowanym
stadium” i lada dzień spodziewane jest zawarcie umowy. Co myślicie
o przeskoczeniu z małego ekranu na duży? Dajcie nam znać w komentarzach!

Komentarze są moderowane. The Buzz zastrzega sobie prawo do usuwania


komentarzy niezgodnych z regulaminem.
Carla Mappin To już kurwa koniec Serca jak smoła. Zrobili z tego jedną 402 52
wielką dojną krowę.
Sharon Leaman Nie mogę się doczekać, moim zdaniem będzie z tego świetny 49 131
film!
Anomia Po tych wszystkich gadkach o „żadnych gadżetach” Biedwell 984 12
wyciska z tego, ile się da
Brian Daniels Dlaczego miałaby nie czerpać z tego zysków? 28 49
Anomia Bo dyma fanów, dzięki którym znalazła się tam, gdzie 889 20
teraz jest.
Brian Daniels Więc nie oglądaj filmu 19 34
Anomia Jesteśmy potrzebni Maverickowi 966 61
bardziej niż Ledwell. Jeśli ją wywalą, być
może fandom da filmowi szansę.

7 stycznia 2015
Czaty w grze z udziałem sześciorga z ośmiorga moderatorów Gry
Dreka

<Otwiera się nowa grupa prywatna>


<7 stycznia 2015, 16.01>
<LordDrek zaprasza Vilepechorę, Narcyzkę,
Sercellę, Diablo1, Dżdżownicę28>
LordDrek: TO PILNE
<Narcyzka dołącza do grupy>
Narcyzka: chodzi o film?
LordDrek: o coś znacznie większego
<Sercella dołącza do grupy>
Sercella: omg, widzieliście wiadomości?
Narcyzka: o filmie?
Sercella: nie, o tych gościach z bronią, którzy
zastrzelili karykaturzystów w Paryżu
<Dżdżownica28 dołącza do grupy>
<Vilepechora dołącza do grupy>
Narcyzka: No. Charlie jakośtam
LordDrek: Charlie Hebdo
LordDrek: to samo powinniśmy zrobić
z Ledwell. Pójść tam, zastrzelić ją i wszystkich
tych pojebów, których wzięła do pracy nad
filmem, a potem zacząć od nowa
Vilepechora: lol
Dżdżownica28: Drek nie rzartuj o takich
sparwach
Narcyzka: to dlatego chciałeś z nami
wszystkimi rozmawiać? planujesz strzelaninę?
LordDrek: niewiele się pomyliłaś
Narcyzka: dlaczego nie zaprosiłeś Anomii albo
Morehouse'a?
LordDrek: dlaczego Anomii, za chwilę
zobaczycie. Morehouse'a dlatego, że nie
jestem pewny, czy zaraz nie pobiegłby
powiedzieć Anomii
Narcyzka: O czym?
LordDrek: Zobaczycie.
Dżdżownica28: zaczynam sie denerwować
LordDrek: zaczekaj, aż się dowiesz, co mam
do powiedzenia
LordDrek: wtedy dopiero się kurwa
zdenerwujesz
<Diablo1 dołącza do grupy>
Diablo1: sorry, musiałem się przebrać
Vilepechora: zdajesz sobie sprawę, że cię nie
widzimy?
Diablo1: ha ha
Diablo1: musiałem zrzucić sportowe ciuchy
Vilepechora: jaki sport uprawiasz?
Diablo1: piłkę nożną
LordDrek: OK, szykujcie się
LordDrek: Ja i Vilepechora nabraliśmy
pewnych podejrzeń co do Anomii
LordDrek: więc wyśledziliśmy adres IP
Narcyzka: wtf?
Vilepechora: Odkryliśmy/skojarzyliśmy
jeszcze inne sprawy
Vilepechora: ale adres IP potwierdza, kim ona
naprawdę jest
Diablo1: Qurwa WIEDZIAŁEM,
że to dziewczyna!
LordDrek: no i miałeś rację
LordDrek: ale to nie pierwsza lepsza
dziewczyna
Sercella: co masz na myśli?
LordDrek: OK, to piszę
LordDrek: Anomia = Edie Ledwell
>
Diablo1: wtf niemożliwe
Dżdżownica28: ???????????
Narcyzka: to kurwa bez sensu!
Vilepechora: przeciwnie
Vilepechora: wykiwała nas
LordDrek: jak pieprzonych głupków
Sercella: po co miałaby to robić?
LordDrek: bo to zajebiście przebiegła
zawodniczka
Diablo1: sorry, ale nie ma qurwa szans żeby
to była prawda
LordDrek: to prawda
LordDrek: zamierza „dobić targu” z Anomią,
żeby oficjalnie uznać grę i zacząć kosić kasę
Vilepechora: tylko że nie ma żadnej Anomii.
To gra Ledwell, od samego początku Diablo1:
nie wierzę
Narcyzka: Ani ja
Narcyzka: Morehouse nigdy by się na to nie
zgodził
LordDrek: spotkałaś się z nim twarzą w twarz?
Narcyzka: nie
Vilepechora: nie patrzyłaś przez kamerkę, jak
się przed tobą brandzluje?
Narcyzka: wal się Vilepechora
Narcyzka: Po prostu nie wierzę, że Morehouse
nie miałby nic przeciwko temu, żeby Ledwell
robiła z nas wszystkich takich głupków
Diablo1: co by miała zyskać, udając Anomię
i trollując samą siebie?
LordDrek: proste: „spotkałaby się” z Anomią
i stwierdziła, że to jednak porządny gość –
że ma słuszne obawy związane z nadmierną
komercjalizacją i takie tam pierdoły
LordDrek: „spieniężmy grę, Anomia może
czerpać zyski, zasługuje na to”
LordDrek: pewnie zatrudniłaby jakiegoś
kalekiego dzieciaka, żeby bardziej chwytał
za serce, grając Anomię
LordDrek: potem kaleka-Anomia
opowiedziałby fanom, jak ją poznał i jak
do niego dotarło, że zupełnie źle ją zrozumiał,
że jest świetna, Blay zostałby zepchnięty
na boczny tor albo nękałby go fandom
domagający się gry
Vilepechora: fandom uwielbia Ledwell, a ona
zgarnia całą dobrą prasę & zyski LordDrek: &
fani bulą, przekonani, że pieniądze trafią
do Anomii
LordDrek: jedyny problem: Ledwell będzie
potrzebowała kozła ofiarnego, który zbierze
cięgi za „zhakowanie” Anomii czy jaką tam
wymyślą wymówkę dla jego wcześniejszego
oczerniania jej
LordDrek: a ona ma forsę i umiejętności, żeby
wrobić kogoś z nas Dżdżownica28: Nie rozumię
. Przecież ona nie znosi Anomii .
Vilepechora: to wszystko ściema, kretynko. Jej
sposób na odgrywanie ofiary przed prasą &
fanami
LordDrek: chcecie dowodu, zaraz wam
go wyślę
<LordDrek przesyła ci plik>
<Kliknij Alt+y, żeby przyjąć plik>
>
>
>
Dżdżownica28: kurcze dużo tego
Sercella: omg jak długo nad tym
pracowaliście?
LordDrek: miesiącami
>
>
Sercella: zaraz
Sercella: pamiętacie, jak gra przeszła w tryb
offline, kiedy Ledwell była w szpitalu?????
Nigdy tego nie skojarzyłam!
Narcyzka: jesteś pewna, że te daty się
pokrywają?
Sercella: omg zawsze wiedziałam,
że to kłamczucha, ale to jest obłęd
Diablo1: jak zdobyliście jej mejle do agenta???
LordDrek: od zaprzyjaźnionego źródła w jego
biurze, które uważa ją za totalną zołzę
Sercella: OMG TAK – pamiętacie, jak
powiedziała, że porozmawia z Anomią, tylko
jeśli spotkają się twarzą w twarz?
Vilepechora: no, szykowała grunt
Sercella: wtedy wydało mi się to takie qurwa
dziwne! Czemu w ogóle myślała o spotykaniu
się z nim, skoro tak bardzo go nie znosiła?
Vilepechora: właśnie
LordDrek: i przeczytajcie usunięte tweety. Parę
razy się pomyliła, tweetując przez przypadek
wiadomości Anomii ze swojego konta
Sercella: Naprawdę zebrało mi się na mdłości
Vilepechora: i nie zapominajcie, że cały czas
psioczyliśmy na Ledwell w jej obecności
Dżdżownica28: więc to koniec gry ? Nie
możemy już grać ?
Narcyzka: nie, nie bądź głupia
Narcyzka: gra jest nasza, nie jej
Narcyzka: gra to coś większego niż
Blay/Ledwell
Dżdżownica28: przestań używać pełnych
nazwisk , nie wolno nam ! Zasada 14 !
LordDrek: jeśli chcecie znać moje zdanie, B***
powinien poznać głębię jej pieprzonej perfidii
LordDrek: próbuje go wydymać tak samo jak
nas
Vilepechora: no to jak damy mu znać?
>
Sercella: Mogę do niego pójść, jeśli chcecie
Dżdżownica28: Nie wiesz gdzie mieszka
Sercella: właściwie to wiem. Spotka się ze mną,
jestem pewna
Narcyzka: znasz J**** B****? serio?
Sercella: tak. Chyba dołączyłaś już po tym, jak
powiedziałam o tym reszcie. Kiedyś byłam
osobistą asystentką L****** i B****
Narcyzka: wtf????
Sercella: Drek, moglibyśmy pójść i razem
porozmawiać z J***** LordDrek: nie mogę,
skarbie, wybacz, jestem zajęty wiesz czym
Dżdżownica28: czym ?
LordDrek: nie twój interes
Dżdżownica28: tylko ja jedna nigdy nie łamię
Zasady 14 ?
Sercella: OK no to pójdę sama i pokażę mu te
papiery LordDrek: poważnie?
Sercella: pewnie, to co ona robi jest odrażające
Diablo1: Sercella, znasz ją... naprawdę myślisz,
że mogłaby udawać Anomię?
Sercella: szczerze? Tak. Praca dla niej to nie
było nic przyjemnego. Jest twarda jak skała
i wyciska ze wszystkiego, ile się da
LordDrek: na pewno pójdziesz do niego sama?
Sercella: no jasne
LordDrek: szkoda, że nie mogę iść z tobą
Vilepechora: to super z twojej strony, Sercella
Sercella: dla fandomu wszystko

Vilepechora: OK, pamiętaj: ani słowa na grupie <Otwiera się nowa grupa prywatna> <7
moderatorów ani w obecności Anomii stycznia 2015, 16.25> <LordDrek zaprasza
i Morehouse'a. Sercellę> <Sercella dołącza do grupy>
Vilepechora: ostrożności nigdy za wiele

Vilepechora: i nie zachowujcie się inaczej niż Sercella: Cześć! Jak ci idzie na próbach?
zwykle
LordDrek: Ciężka praca, ale tak to już jest
Vilepechora: żadnych uszczypliwości, żadnych z Czechowem. Słuchaj, skarbie, wyświadczysz
aluzji, nic Vilepechora: bo będzie szukała mi przysługę?
kozła ofiarnego, pamiętajcie
LordDrek: Nie mów Joshowi, skąd wzięłaś
Dżdżownica28: kurcze , muszę lecieć , spóźnię te materiały.
się do pracy LordDrek: jeśli pomyśli, że złożyło je do kupy
<Dżdżownica28 opuszcza grupę> dwóch moderatorów Gry Dreka, może nie
uwierzyć

Narcyzka: Powinnam moderować. Sercella: OK, ale co w takim razie mam


Do zobaczenia później powiedzieć?
<Narcyzka opuszcza grupę> LordDrek: powiedz, że przesłali ci to
Diablo1:Dalej nie jestem pewny, chłopaki zaniepokojeni fani. To zabrzmi wiarygodnie,
przecież jesteś liderką w fandomie
Vilepechora:przeczytaj cały plik, a zmienisz
Sercella: OK, ma to sens. Postaram się z nim
zdanie
spotkać w najbliższą sobotę.
<Diablo1 opuszcza grupę>
>
>
>
>

<Sercella opuszcza grupę> LordDrek: jesteś wielka. Informuj nas


Sercella: jasne xxx
Sercella: OK, muszę wracać do pracy,
pogadamy wkrótce xxx >

LordDrek: wszyscy poszli? LordDrek: dzięki, piękna xxx


Vilepechora: roflmao <LordDrek opuszcza grupę> <
Vilepechora: Kurwa, co za tępaki Sercella opuszcza grupę>
<Grupa prywatna została zamknięta>

Vilepechora: nie jestem pewny, czy Diablo1


to łyknął
LordDrek: kogo obchodzi co myśli ten pedałek
LordDrek: najważniejsze, żeby Blay uwierzył
Vilepechora: prawda
LordDrek: właśnie napisałem tej grubej świni
Sercelli, że jest piękna
Vilepechora: ROLFMAO ty cipo
LordDrek: ale obiecała, że nie powie, skąd
ma te materiały
Vilepechora: qurwa zajebiście
Vilepechora: myślisz, że Narcyzka powie
Morehouse'owi?
LordDrek: nie jeśli ma trochę oleju w głowie
LordDrek: ziarno zasiane, buaa
Vilepechora: lol jeśli to się uda...
6
Sławna będziesz! Och, drwina! Już lepiej
Trzcinie przed burzą daj osłonę – zaś ciężkim pnączom
Coś krągłego, z czym wąsy ich się wnet połączą –
Kwieciu w suszy daj kroplę wody, a kobiecie
Miłości czułe szepty! Na nic sława!

Felicia Hermans
Properzia Rossi

W ostatnie piątkowe popołudnie w styczniu Robin siedziała samotnie przy


biurku wspólników w małej siedzibie agencji przy Denmark Street,
przeglądając teczkę Groomera dla zabicia czasu przed wybraniem się
na oglądanie mieszkania na Acton. Na ulicy panował spory hałas: kompleksowe
prace budowlane wciąż siały zamęt w pobliżu Charing Cross Road i każda
wyprawa do agencji i z powrotem oznaczała konieczność chodzenia
po deskach, mijania młotów pneumatycznych i gwiżdżących budowlańców.
Z powodu tego harmidru na zewnątrz pierwszym sygnałem, który uświadomił
Robin, że właśnie zjawił się potencjalny klient, nie był dźwięk otwierania
przeszklonych drzwi, lecz dzwonek telefonu na biurku.
Odebrawszy połączenie, usłyszała baryton Pat.
– Wiadomość od pana Strike'a. Miałabyś czas wybrać się w najbliższą sobotę
do Gateshead?
To był ich szyfr. Odkąd przed rokiem rozwiązali starą sprawę, która
zapewniła agencji kolejną falę pochlebnych artykułów w prasie, potencjalni
klienci odznaczający się wyraźną ekscentrycznością przychodzili do nich
prosto z ulicy. Pierwsza kobieta, najwyraźniej chora psychicznie, błagała
Barclaya, jedynego obecnego w tym czasie detektywa, by pomógł jej
udowodnić, że rząd obserwuje ją przez kratkę wentylacji w jej mieszkaniu
w Gateshead. Później mocno wytatuowany mężczyzna zachowujący się, jakby
był w stanie lekkiej manii, zaczął grozić Pat, gdy mu oznajmiła, że żaden
z detektywów nie ma akurat czasu, by zapisać dane jego sąsiada, który – facet
był o tym przekonany – należał do komórki ISIS. Na szczęście Strike wszedł
akurat w chwili, gdy mężczyzna sięgnął po zszywacz i zamierzył się na Pat,
by w nią rzucić. Odtąd Strike nalegał, by Pat zamykała drzwi zewnętrzne
na klucz, gdy jest w agencji sama, a ponadto wszyscy uzgodnili szyfr, który
oznaczał: „Mam tutaj świra”.
– Pogróżki? – spytała cicho Robin, zamykając teczkę Groomera.
– Och, nie – odrzekła spokojnie Pat.
– Choroba psychiczna?
– Może trochę.
– Mężczyzna?
– Nie.
– Poprosiłaś, żeby wyszła?
– Tak.
– Chce rozmawiać ze Strikiem?
– Niekoniecznie.
– Dobrze, Pat, pogadam z nią. Już idę.
Robin odłożyła słuchawkę, wsunęła teczkę Groomera z powrotem
do szuflady i skierowała się w stronę sekretariatu.
Na kanapie naprzeciwko biurka Pat siedziała młoda kobieta z zaniedbanymi
brązowymi włosami sięgającymi ramion. Robin natychmiast rzuciło się w oczy
kilka osobliwości w jej wyglądzie. Ogólnie wydawała się niechlujna, wręcz
brudna: miała na nogach stare botki, które wymagały wymiany obcasów, jej
rozmazany eyeliner wyglądał, jakby został użyty poprzedniego dnia, a bluzka
była tak pognieciona, że prawdopodobnie kobieta w niej spała. Jednakże leżąca
na kanapie obok niej torebka od Yves'a Saint Laurenta, jeśli nie była podróbką,
musiała kosztować ponad tysiąc funtów, a długi płaszcz z czarnej wełny
wyglądał na zupełnie nowy i w dobrym gatunku. Na widok Robin kobieta
wstrzymała oddech, wydawszy z siebie coś w rodzaju zduszonego okrzyku,
i zanim Robin zdążyła się odezwać, powiedziała:
– Proszę, nie wyrzucaj mnie. Proszę. Naprawdę, naprawdę muszę z tobą
porozmawiać. Błagam.
Robin się zawahała, lecz odrzekła:
– Okej, zapraszam. Pat, czy mogłabyś przekazać Strike'owi, że chętnie
pojadę do Gateshead?
– Hm – mruknęła Pat. – Gdyby chodziło o mnie, raczej bym odmówiła.
Robin odsunęła się, by wpuścić młodą kobietę do gabinetu, a potem,
poruszając bezgłośnie ustami, powiedziała do Pat: „Dwadzieścia minut”.
Gdy Robin zamknęła drzwi, zauważyła, że włosy kobiety są z tyłu trochę
skołtunione, jakby nie szczotkowała ich od kilku dni, niemniej metka stercząca
z jej płaszcza wskazywała, że rzecz pochodzi od Alexandra McQueena.
– To był jakiś szyfr? – spytała, odwracając się do Robin. – Te teksty
o Gateshead?
– Ależ skąd – skłamała Robin z uspokajającym uśmiechem. – Proszę, siadaj.
Robin usiadła za biurkiem, a kobieta, która wyglądała mniej więcej na jej
rówieśniczkę, zajęła miejsce na krześle naprzeciwko. Mimo rozczochranych
włosów, rozmazanego makijażu i zmizerniałej twarzy była
w niekonwencjonalny sposób atrakcyjna. Jej prostokątna twarz odznaczała się
bladością, usta były pełne, a oczy miały niezwykły bursztynowy odcień. Sądząc
po akcencie, urodziła się w Londynie. Robin zauważyła na knykciach kobiety
mały, niewyraźny tatuaż: czarne serce, które wyglądało, jakby wydziarała
je własnoręcznie. Jej paznokcie były doszczętnie obgryzione, a palce
wskazujący i środkowy prawej dłoni pożółkłe. W sumie nieznajoma sprawiała
wrażenie kogoś, kogo pech pozbawił pieniędzy i kto właśnie uciekł z domu
jakiejś bogatej kobiety, zabierając po drodze płaszcz i torebkę.
– Pewnie nie wolno tu palić? – spytała.
– Niestety nie, w naszej agencji obowiązuje...
– Nie ma sprawy – powiedziała kobieta. – Mam gumę.
Zaczęła gorączkowo grzebać w torebce, wyjąwszy z niej najpierw szarą
teczkę pełną jakichś papierów. Gdy próbowała wydobyć gumę z opakowania,
podtrzymując torebkę na kolanie i wciąż ściskając teczkę, zawartość tej
ostatniej wysunęła się i rozsypała na podłodze. Robin zauważyła, że była
to zbieranina wydrukowanych tweetów i napisanych ręcznie notatek.
– Cholera, przepraszam – powiedziała przejęta kobieta, zgarniając
rozrzucone kartki i wpychając je z powrotem do teczki. Wcisnąwszy
ją do torebki, włożyła gumę do ust i ponownie usiadła prosto, jeszcze bardziej
rozczochrana. Za nią leżał niedbale zsunięty z ramion płaszcz. Torebkę dalej
trzymała na kolanach i ściskała ją kurczowo, jakby to było zwierzątko, które
może uciec.
– Nazywasz się Robin Ellacott, prawda?
– Tak – potwierdziła Robin.
– Miałam nadzieję, że cię zastanę, czytałam o tobie w gazetach – powiedziała
kobieta. Robin była zaskoczona. Klienci zazwyczaj domagali się Strike'a. –
Jestem Edie Ledwell. Tamta kobieta powiedziała, że nie macie czasu dla
kolejnych klientów...
– Obawiam się, że...
– Wiem, że jesteście rozchwytywani, ale... mogę zapłacić – powiedziała i w jej
głosie zabrzmiała nuta zdziwienia. – Naprawdę mogę zapłacić, stać mnie na to
i jestem... Mówiąc absolutnie szczerze, jestem zdesperowana.
– Niestety, naprawdę jesteśmy bardzo zajęci – zaczęła Robin. – Mamy listę
oczeku...
– Czy mogłabym tylko powiedzieć, o co chodzi? Mogłabym? Proszę! A potem,
nawet jeśli nie będziesz mogła... Jeśli nie będziesz mogła się tym zająć
osobiście, może dałabyś mi jakąś radę... albo poleciła kogoś, kto mógłby pomóc.
Proszę!
– Dobrze – zgodziła się Robin, której ciekawość gwałtownie wzrosła.
– Okej, więc... słyszałaś o Sercu jak smoła?
– Yy... tak – odrzekła zaskoczona Robin. Jej kuzynka Katie wspomniała o tej
kreskówce pewnego wieczoru podczas kolacji w Zermatcie. Oglądała Serce jak
smoła na urlopie macierzyńskim i ta kreskówka ją zafascynowała, choć Katie
chyba nie potrafiłaby powiedzieć, czy jest zabawna, czy po prostu dziwna. –
Jest na Netflixie, prawda? W zasadzie to jej nie oglądałam.
– Okej, nieważne, to w sumie bez znaczenia – powiedziała Edie. – Chodzi
o to, że współtworzyłam ją ze swoim byłym chłopakiem, odniosła sukces –
w głosie Edie zabrzmiało dziwne napięcie, gdy wypowiadała to ostatnie słowo
– i możliwe, że szykuje się adaptacja filmowa, ale to wszystko jest istotne
wyłącznie dlatego, że... Chociaż w zasadzie nie jest istotne z punktu widzenia
tego, czego miałoby dotyczyć śledztwo, ale po prostu chcę, żebyś wiedziała,
że mogę zapłacić.
Zanim Robin zdążyła cokolwiek powiedzieć, z ust kobiety wylały się kolejne
słowa.
– No więc dwójka fanów naszej kreskówki... Od tego czasu minęło już kilka
lat... Chyba można by ich nazwać fanami, w każdym razie na początku...
Ta dwójka fanów stworzyła internetową grę inspirowaną naszymi postaciami.
Nikt nie wie, kim są te dwie osoby. Nazywają siebie Anomia i Morehouse.
Anomia zdobywa coraz większe uznanie i to on ma dużo obserwatorów online.
Niektórzy twierdzą, że Anomia i Morehouse to ta sama osoba, ale nie wiem, czy
to prawda. W każdym razie Anomia – kobieta wzięła głęboki oddech... – on...
bo jestem pewna, że to „on”... poprzysiągł sobie, że... że... – Nagle się
roześmiała, lecz w jej śmiechu w ogóle nie było wesołości: równie dobrze
mogłaby krzyknąć z bólu – ...że uprzykrzy mi życie najbardziej, jak to możliwe.
Robi to... codziennie... nigdy nie odpuszcza, nigdy nie przestaje. To się zaczęło,
kiedy udzieliliśmy z Joshem wywiadu i spytano nas, czy widzieliśmy grę
Anomii i czy nam się podoba. I... trudno to wytłumaczyć... W kreskówce jest
postać, która nazywa się Drek. Właściwie to zajebiście żałuję, że jest tam taka
postać, ale teraz jest już za późno. W każdym razie Drek skłania inne postaci,
żeby grały w grę, i zawsze wymyśla nowe zasady, i zawsze kończy się to źle
dla wszystkich oprócz Dreka. Tak naprawdę jego gra wcale nie jest grą, nie
ma w niej żadnej logiki, po prostu Drek robi sobie jaja z innych postaci.
No więc w tym wywiadzie spytano nas, czy widzieliśmy grę Anomii
i Morehouse'a. Powiedziałam, że tak, ale gra w naszej kreskówce tak naprawdę
wcale nie jest grą. To raczej metafora... Przepraszam, to wszystko musi
brzmieć strasznie głupio, ale od tego się zaczęło: powiedziałam, że gra Anomii
to w zasadzie nie to samo co gra Dreka. No i Anomia się wściekł, kiedy wywiad
opublikowano w Internecie. Zaczął mnie atakować i robi to non stop.
Powiedział, że wszystkie zasady swojej gry wzięli z zasad Dreka, więc co ja niby
odpierdalam, mówiąc, że to nie to samo. Mnóstwo fanów przyznało mu rację,
twierdząc, że oczerniam grę, ponieważ jest darmowa, a ja chcę ją zdjąć, żeby
stworzyć oficjalną grę Dreka i czerpać z niej zyski. Myślałam, że to minie, ale
jest coraz gorzej. Nie można... To przeszło wszelkie... Anomia zamieścił
w Internecie zdjęcie mojego mieszkania. Wmówił ludziom, że kiedy byłam
spłukana, pracowałam jako prostytutka. Przesłał mi zdjęcia mojej zmarłej
matki, twierdząc, że skłamałam na temat jej śmierci. A fandom w to wszystko
wierzy, ludzie atakują mnie za coś, czego nigdy nie zrobiłam, nigdy nie
powiedziałam, za poglądy, których nie wyznaję. Tylko że on wie też
o prawdziwych sprawach z mojego życia, o sprawach, o których nie powinien
wiedzieć. W ubiegłym roku – powiedziała Edie i Robin zauważyła, że jej palce
drżą na rączkach drogiej torebki – próbowałam się zabić.
– Bardzo mi... – zaczęła Robin, ale Edie wykonała zniecierpliwiony gest.
Najwyraźniej nie chciała współczucia.
– Prawie nikt o tym nie wiedział, ale Anomia ogłosił to, zanim jakakolwiek
informacja trafiła do mediów. Wiedział nawet, w którym byłam szpitalu.
Tweetował o tym, twierdząc, że to wszystko ściema służąca temu, żeby
wzbudzić litość fanów. W każdym razie w ubiegłą sobotę – ciągnęła Edie
drżącym głosem – Josh... To ten facet, z którym stworzyłam Serce jak smoła...
jak już wspomniałam, byliśmy parą. Rozstaliśmy się... ale dalej tworzymy
razem kreskówkę... Josh do mnie zadzwonił i powiedział, że krążą pogłoski,
że to ja jestem Anomią, że atakuję siebie w Internecie i wymyślam kłamstwa
na swój temat, żeby wzbudzić zainteresowanie i współczucie. Spytałam: „Kto
tak mówi?”, ale on nie chciał mi powiedzieć. Uciął tylko: „Tak słyszałem”. A
potem powiedział, że chce się ze mną zobaczyć i usłyszeć, że to nieprawda.
Spytałam: „Kurwa, jak w ogóle możesz myśleć, choćby przez sekundę,
że to może być prawda?”. – Głos Edie zaczął przypominać krzyk. – Rozłączyłam
się, ale zadzwonił jeszcze raz i znowu się pokłóciliśmy, i od tego czasu minęły
już jakieś dwa tygodnie, a on dalej w to, kurwa, wierzy, a ja nie potrafię
go przekonać...
Rozległo się pukanie do drzwi.
– Słucham? – zawołała Robin.
– Czy ktoś ma ochotę na kawę? – spytała Pat, uchylając drzwi i przenosząc
spojrzenie z Robin na Edie. Robin wiedziała, że Pat usłyszała podniesiony głos
Edie i postanowiła sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
– Ja dziękuję, Pat – odpowiedziała Robin.
– Ja chyba też... nie, dzięki – odparła Edie, po czym Pat zamknęła drzwi
z powrotem.
– No więc przedwczoraj – podjęła Edie – znowu rozmawialiśmy z Joshem
przez telefon i tym razem powiedział, że ma teczkę z „dowodami” – Edie
narysowała w powietrzu cudzysłów – świadczącymi o tym, że naprawdę jestem
Anomią.
– Czy to te...? – zaczęła Robin, wskazując leżącą na kolanach Edie torebkę
z tekturową teczką.
– Nie, to tylko wydruki tweetów Anomii na mój temat... Wątpię, żeby
te rzekome pieprzone materiały Josha w ogóle istniały. Spytałam go: „Skąd
to masz?”. Nie chciał mi powiedzieć. Był ujarany – powiedziała Edie. – Pali
mnóstwo trawy. Znowu się rozłączyłam. Wczoraj przez cały dzień chodziłam
tam i z powrotem i... Jaki on może mieć, kurwa, dowód, że jestem Anomią?
Przecież to, kurwa, niedorzeczne!
Jej głos podniósł się i załamał. Tym razem z bursztynowych oczu popłynęły
łzy. Wycierając je, Edie rozmazała eyeliner, który utworzył szerokie szare
smugi w poprzek jej policzków i skroni.
– Mój chłopak był w pracy, a ja po prostu... Kurwa, wpadłam w rozpacz,
a potem pomyślałam, że jest tylko jeden sposób, żeby to powstrzymać. Muszę
udowodnić, kim jest Anomia. Bo chyba wiem. On się nazywa Seb Montgomery.
Studiował z Joshem w akademii sztuk pięknych. Josha wywalili, ale dalej
kumplował się z Sebem. Seb pomógł nam animować kilka
pierwszych odcinków Serca jak smoła. Jest dobrym animatorem, ale potem
przestał być nam potrzebny, więc się z nim rozstaliśmy. Wiem, że miał z tego
powodu żal, kiedy zaczęliśmy zdobywać coraz więcej fanów. To prawda,
że nigdy go za bardzo nie lubiłam, ale nie naciskałam na Josha, żeby
go odsunął, po prostu już go nie potrzebowaliśmy. Seb i Josh dalej się
przyjaźnią, a Josh wygada wszystko, brakuje mu samokontroli, zwłaszcza kiedy
jest zalany albo się ujara, czyli przez większość czasu, i właśnie w taki sposób
Seb mógł poznać te wszystkie prywatne informacje, które ma o mnie Anomia,
ale tym, co dowodzi, że to jest Seb – ciągnęła Edie, a jej knykcie
na rączce torebki pobielały – jest to, że Anomia wie o czymś, o czym
powiedziałam tylko Sebowi. Bo wiesz, w kreskówce jest jeszcze druga postać...
Choć Robin szczerze współczuła swojemu nieproszonemu gościowi,
spojrzała dyskretnie na zegarek. Upływały kolejne minuty, a ona musiała
obejrzeć mieszkanie na Acton.
– ...nazywa się Narcyzka, jest zjawą i ona też stwarza mnóstwo pieprzonych
problemów... ale nieważne... istotne jest to, że pewnego wieczoru
powiedziałam Sebowi w pubie, że postać Narcyzki jest inspirowana moją byłą
współlokatorką. A miesiąc temu Anomia napisał o tym w tweecie, wymieniając
tę współlokatorkę z nazwiska. Zadzwoniłam do Seba i spytałam go: „Komu
powiedziałeś o Narcyzce i Shereece?”. Udał, że sobie nie przypomina, żebym
w ogóle mu o tym wspominała. Kłamie. Wiem, że Seb to Anomia. Wiem,
że to on i muszę, naprawdę muszę to udowodnić, nie mogę tak dłużej żyć. Pół
roku temu – ciągnęła Edie, mimo że Robin otworzyła usta, by znowu coś
powiedzieć – sama dołączyłam do gry, żeby przyjrzeć się jej od wewnątrz.
Rzeczywiście wygląda pięknie. Ktokolwiek ją animuje, bez wątpienia ma talent,
ale nie jest aż tak dobra jak gra stworzona przez profesjonalistów, to w
zasadzie raczej animowany czat. Zauważyłam, że mnóstwo fanów zagląda tam
tylko po to, żeby mnie oczerniać. Próbowałam podpytać innych graczy, kim jest
Anomia i czy cokolwiek o nim wiedzą. Widocznie ktoś mu doniósł, że zadaję
za dużo pytań, bo mnie zablokował. Ostatniej nocy prawie nie spałam,
a dziś rano obudziłam się i pomyślałam, że muszę coś z tym zrobić, bo dłużej
tak nie mogę. Potrzebuję zawodowego detektywa i właśnie dlatego...
– Edie – powiedziała Robin, przerywając wreszcie jej słowotok – doskonale
rozumiem, dlaczego chcesz się dowiedzieć, kim jest Anomia, i współczuję ci,
ale...
– Proszę – powiedziała Edie, która słysząc ton głosu Robin, jakby skurczyła
się w sobie. – Proszę, pomóż mi. Jestem gotowa zapłacić każdą cenę.
– ...nie specjalizujemy się w czynnościach, które w tym przypadku mogą
okazać się niezbędne – dokończyła Robin zgodnie z prawdą. – Chyba
potrzebujesz kogoś zajmującego się cyberdochodzeniami, a my nigdy ich nie
prowadziliśmy. Poza tym nie...
– Nie masz pojęcia, jak to jest, gdy się zastanawiasz, kto to taki,
zastanawiasz się, kto cię tak nienawidzi. On pisze takie rzeczy... Lubi Josha, ale
mnie nienawidzi. Chyba uważa się za prawdziwego... bo ja wiem... chyba
uważa, że powinien mieć pełną kontrolę nad Sercem jak smoła, decydować
o fabułach, wprowadzać zastrzeżenia do umowy z wytwórnią filmową,
obsadzać aktorów głosowych... Właśnie takie sprawia wrażenie, jakby to on
miał tym wszystkim rządzić, a ja byłabym tylko niewygodnym... Niewygodnym
pasożytem, który przez przypadek przyczepił się do czegoś, co on kocha.
– Słuchaj – powiedziała łagodnie Robin – podam ci nazwy dwóch innych
agencji, które być może będą w stanie ci pomóc, bo moim zdaniem my się
do tego nie nadajemy.
Robin zapisała dla Edie te nazwy i podała jej karteczkę.
– Dziękuję. – Głos Edie zabrzmiał ciszej, a gdy spojrzała na nazwy podane
przez Robin, karteczka w jej ręku zadrżała. – Szkoda, że... Miałam nadzieję,
że to będziesz ty, ale skoro nie możesz...
Wrzuciła karteczkę do torebki, a Robin powstrzymała się od ostrzeżenia,
żeby jej nie zgubiła, co wydawało się aż nazbyt prawdopodobne. Zauważywszy,
że Robin patrzy na torebkę, Edie podniosła ją lekko z kolan.
– Mam ją dopiero od miesiąca. – Odwróciła torebkę i pokazała Robin kilka
czarnych plam na ciemnoczerwonej skórze. – Pióro mi się wylało. Gównianie
mi idzie dbanie o przedmioty. Kupiłam ją, tłumacząc sobie, że na nią zasługuję,
bo odnieśliśmy sukces... Ha, ha, ha – powiedziała z goryczą. – Wielki wspaniały
sukces.
Wstała, ściskając torebkę, i Robin też się podniosła. Jaskrawe światło
w biurze uwydatniło bladość Edie i gdy Robin ruszyła, by otworzyć drzwi,
uświadomiła sobie, że to, co wzięła za brud albo ślad makijażu na szyi Edie,
to tak naprawdę siniak.
– Co ci się stało w szyję?
– Co? – spytała Edie.
– Masz siniaka – powiedziała Robin, wskazując go. – Na szyi.
– A. – Edie dotknęła miejsca, które zauważyła Robin. – To nic. Niezdara
ze mnie. Jak już pewnie zauważyłaś.
Gdy Robin i Edie weszły do sekretariatu, Pat spojrzała w ich stronę.
– Mogłabym skorzystać z toalety? – spytała Edie zduszonym głosem.
– W korytarzu, zaraz obok wyjścia – powiedziała Robin.
– Tak. No to... do widzenia.
Przeszklone drzwi otworzyły się i zamknęły, a Edie Ledwell zniknęła.
7
Wciąż ucieka – i coraz wścieklej gnają za nią wygłodniałe psy,
Wciąż ucieka – i coraz szybciej łowczy ją ścigają [...].

Amy Levy
Run to Death
– O co chodziło? – spytała Pat chropawym głosem.
– Chciała, żebyśmy przeprowadzili śledztwo w sprawie kogoś, kto
prześladuje ją w Internecie – wyjaśniła Robin.
Choć rzeczywiście nie mieli czasu na kolejne śledztwo i agencja nie
specjalizowała się w cyberdochodzeniach, Robin żałowała, że nie mogła przyjąć
sprawy Edie Ledwell. Im większe sukcesy odnosiła agencja, tym więcej
antypatycznych indywiduów ciągnęło w jej stronę. Oczywiście ci, którym
zależało na udowodnieniu niewierności albo oszustwa, byli z definicji
w stanie jakiegoś napięcia, lecz część najnowszych klientów, zwłaszcza
miliarder z South Audley Street, przejawiała wyraźną skłonność
do traktowania Robin jak służącej, toteż prostoduszne „Miałam nadzieję,
że to będziesz ty” chwyciło ją za serce. Zza przeszklonych drzwi dobiegł dźwięk
hałaśliwej spłuczki i Robin zobaczyła cień czarnego płaszcza Edie
przemykający za drzwiami, a po chwili usłyszała, jak kobieta schodzi
po brzęczących metalowych schodach.
– Odmówiłaś jej? – wychrypiała Pat, zaciągnąwszy się głęboko e-papierosem.
– Musiałam – odrzekła Robin, przechodząc w stronę kącika kuchennego.
Przed wyjściem na Acton miała jeszcze czas na kubek herbaty.
– To dobrze – stwierdziła bez ogródek Pat, wracając do pisania
na klawiaturze. – Nie spodobała mi się.
– Dlaczego? – spytała Robin, odwracając się, by spojrzeć na sekretarkę.
– Jak na mój gust lubi dramatyzować. A jej włosom przydałoby się porządne
szczotkowanie.
Przywykła do bezkompromisowych i surowych ocen Pat, opartych
w przeważającej mierze na wyglądzie ludzi i niekiedy na ich powierzchownym
podobieństwie do osób, które Pat kiedyś znała, Robin nie zawracała sobie
głowy zaprzeczaniem.
– Chcesz herbaty? – spytała, gdy w czajniku zagotowała się woda.
– Chętnie, dzięki – powiedziała Pat. Jej e-papieros poruszył się w górę i w dół,
a ona pisała dalej.
Zaparzywszy herbatę dla nich obu, Robin wróciła do gabinetu, zamknęła
drzwi i znowu usiadła przy biurku wspólników. Przez kilka sekund wpatrywała
się rozkojarzona w teczkę Groomera, lecz ostatecznie odsunęła ją na bok,
włączyła komputer i wpisała w wyszukiwarce Google „Serce jak smoła
animacja”.
„Niezależna kreskówka zyskuje miano kultowej, gdy...”, „oszałamiający
sukces...”, „Z YouTube'a do Hollywood: czy Serce jak smoła wkradnie się w łaski
dużego ekranu?”
Robin otworzyła YouTube'a, znalazła pierwszy odcinek kreskówki i kliknęła
play.
Upiorna, brzękliwa fortepianowa melodia przygrywała wirującej
animowanej mgle, która powoli się podnosiła, ukazując nagrobki w świetle
księżyca. Obraz sunął między kamiennymi aniołami obrośniętymi bluszczem,
aż w końcu pojawiła się perłowobiała przezroczysta postać kobieca stojąca
samotnie wśród grobów.
– Jak tu smutno, jak smutno – powiedziała zjawa, wzdychając, i choć jej
twarz była przedstawiona w prosty sposób, zaskakiwało to, jak złowieszczo
wyglądał jej lekki uśmiech.
Odwróciła się i odpłynęła przez groby, roztapiając się w ciemności. Z ziemi
na pierwszym planie wyskoczyło przy akompaniamencie nieprzyjemnego
chlupnięcia coś lśniącego i czarnego. Odwróciło się w stronę widza i Robin
zobaczyła czarne jak smoła ludzkie serce z uśmiechniętą, niewinną twarzą
zupełnie niepasującą do jego groteskowego wyglądu. Jednym uchem usłyszała,
że znowu otwierają się przeszklone drzwi, a serce pomachało uciętą tętnicą i
powiedziało dziarskim głosem typowym dla prezenterów programów dla
dzieci:
– Cześć! Jestem Sercek. Mieszkam razem z przyjaciółmi na cmentarzu
Highgate. Być może się zastanawiasz, dlaczego nie uległem rozkładowi...
Rozległo się pukanie do wewnętrznych drzwi i nie czekając na odpowiedź,
do biura weszła Midge.
– ...no cóż, to dlatego, że jestem zły!
– O, wybacz – powiedziała Midge. – Myślałam, że masz dziś wolne
popołudnie. Potrzebuję...
Zamilkła i ze zdziwioną miną podeszła do Robin, by spojrzeć na ekran,
na którym Sercek sadził susami wśród nagrobków, przedstawiając rozmaite
postaci gramolące się z ziemi, by do niego dołączyć.
– Chyba żartujesz. – Midge wydawała się zbulwersowana. – Ty też?
Robin wyłączyła głos w komputerze.
– Jak to: „Ty też”?
– Moja była miała pierdolca na punkcie tej cholernej kreskówki. Co za
gówno. Przypomina coś, co można by sfilmić na haju.
– Nigdy dotąd tego nie widziałam – powiedziała Robin. – Przed chwilą była
tu współtwórczyni, chciała nas wynająć.
– Masz na myśli... jak ona się nazywa... Ledwell?
– Tak – potwierdziła Robin, zaskoczona, że Midge od razu skojarzyła
to nazwisko.
– Beth jej nie znosiła – powiedziała Midge, prawidłowo interpretując minę
Robin.
– Naprawdę? Dlaczego?
– Nie mam pojęcia – odrzekła Midge. – Ten fandom jest toksyczny. „Zagraj
w grę, buaa!” – dodała piskliwym głosem.
– Co? – zdziwiła się rozbawiona Robin.
– To jedno z ich powiedzonek. W kreskówce. Beth zawsze tak mówiła, jeśli
nie chciałam czegoś zrobić. „Zagraj w grę, buaa!” Pieprzona farsa. Poza tym
grała w tę pojebaną grę. Online.
– W tę, którą stworzył Anomia? – zainteresowała się Robin.
– Nie mam pojęcia, kto ją stworzył. Dziecinne pierdoły. – Midge sięgnęła
po leżącą na biurku teczkę Groomera. – Mogę ją na chwilę wziąć? Muszę coś
dopisać.
– Śmiało.
Gdy Midge wyszła, zadzwoniła komórka Robin: to był Strike. Wcisnęła
pauzę, zatrzymując wyciszoną kreskówkę.
– Cześć.
– Cześć – przywitał się Strike, który brzmiał, jakby był w jakimś ruchliwym
miejscu: Robin słyszała uliczne odgłosy. – Wybacz, wiem, że masz dziś wolne
popołudnie...
– Nie ma sprawy – odrzekła Robin. – Jestem jeszcze w agencji. O szóstej
mam oglądać mieszkanie na Acton. Nie było sensu jechać najpierw do domu.
– Aha, okej – powiedział Strike. – Zastanawiałem się, czy mogłabyś się jutro
ze mną zamienić. Wygodniej byłoby mi działać na Sloane Square niż
na Camdenie.
– Pewnie, nie ma sprawy – zgodziła się Robin. Na ekranie komputera przed
nią czarne serce zastygło, wskazując ciemne drzwi grobowca.
– Dzięki, jestem ci wdzięczny – powiedział Strike. – Coś się stało? – dodał,
ponieważ usłyszał dziwną nutę w głosie Robin.
– Nie, nic, tylko... Przed chwilą miałyśmy tu Gateshead. To znaczy Pat
uznała, że to Gateshead. A tak naprawdę wcale nim nie było. Słyszałeś kiedyś
o Sercu jak smoła?
– Nie. To jakiś pub?
– Kreskówka – wyjaśniła Robin, znowu klikając play. Animacja wciąż była
ściszona: Sercek cofał się przestraszony przed postacią, która wychodziła
powoli z grobowca. Była ogromna, zgarbiona i miała na sobie czarną pelerynę,
a jej przerysowana twarz przypominała dziób. – Współtwórczyni chciała,
żebyśmy przeprowadzili śledztwo w sprawie fana, który daje jej się we znaki
w Internecie.
– Aha – mruknął Strike. – Co jej powiedziałaś?
– Że nie mamy czasu, ale cyberdochodzeniami zajmują się Patterson Inc
i McCabes.
– Hm. Nie lubię podsyłać Pattersonowi klientów.
– Chciałam jej pomóc – odparła Robin lekko defensywnym tonem. – Była
w kiepskim stanie.
– W porządku – powiedział Strike. – Dzięki za zamianę, jestem twoim
dłużnikiem.
Gdy się rozłączył, Robin przywróciła dźwięk w kreskówce. Oglądała
ją jeszcze przez mniej więcej minutę, ale niewiele z tego rozumiała. Może
umknęły jej jakieś ważne elementy fabuły, gdy dźwięk był ściszony, ale koniec
końców musiała zgodzić się z Midge: poza tym, że animacja była piękna, miała
posmak makabrycznych fantazji na haju.
Właśnie kończyła wyłączać komputer, gdy Pat ponownie zapukała do drzwi
i weszła.
– Znalazłam to w łazience – powiedziała sekretarka, unosząc tekturową
teczkę. – Musiała to zostawić ta fleja. Leżało na spłuczce.
– Aha – powiedziała Robin, biorąc od niej teczkę. – Tak... może jeszcze po nią
wróci. Jeśli nie, powinniśmy znaleźć adres, na który można to odesłać. Zajrzysz
do Internetu i sprawdzisz, czy ona ma agenta albo kogoś w tym rodzaju?
Nazywa się Edie Ledwell.
Pat prychnęła, wyraźnie dając do zrozumienia, że pozostawienie teczki
w toalecie bynajmniej nie zwiększyło jej sympatii do Edie Ledwell, po czym
wyszła.
Robin zaczekała, aż drzwi się zamkną, i otworzyła teczkę. Edie wydrukowała
masę tweetów Anomii, które opatrzyła uwagami dodanymi
charakterystycznym zamaszystym pismem.
Anomia miał ponad pięćdziesiąt tysięcy obserwujących na Twitterze. Zaczęła
przerzucać jego tweety, które po upadku na podłogę nie były już ułożone
w porządku chronologicznym.

Anomia
@AnomiaGamemaster
Ci, którzy dają wiarę łzawym opowieściom Ediety o ubóstwie,
powinni wiedzieć, że dziany wujek dał jej dwa razy sporo
gotówki w pierwszych latach XXI wieku. #EdieBredniell
16.21, 22 września 2011

Edie napisała pod tweetem: Anomia nazywa mnie albo Edieta Biedwell, ponieważ
cierpiałam na bulimię i oczywiście dlatego, że zależy mi wyłącznie na pieniądzach, albo
Edie Bredniell, ponieważ rzekomo nieustannie kłamię na temat swojej przeszłości
i swoich inspiracji. To prawda, że wujek dał mi trochę gotówki. 200 funtów
za pierwszym razem, a za drugim 500. Za drugim razem byłam bezdomna. Dał
mi pieniądze i oznajmił, że nic więcej nie może dla mnie zrobić. Josh o tym wie i bardzo
prawdopodobne, że powiedział Sebowi.
Robin przeszła do następnej strony.

Anomia
@AnomiaGamemaster
Edieta śmieje się prywatnie, że postać megajędzy Narcyzki
oparła na swojej czarnoskórej byłej współlokatorce Shereece
Summers. Nie przestawaj poniżać ludzi, Biedwell.

3.45, 24 stycznia 2015

Powiedziałam Sebowi, że tak jakby pożyczyłam niektóre cechy Shereece, gdy


tworzyliśmy postać zjawy Narcyzki, ale nikomu innemu nie wspominałam, że posłużyła
mi jako inspiracja.
Robin spojrzała na następny tweet.

Anomia
@AnomiaGamemaster
Ciekawe wieści, fani gry. Może i #EdietaBiedwell gardzi
NASZĄ grą, ale jak się okazuje, jest dobra w #TeGierki

Max R
@mreger#5
Wcale się tym nie szczycę, ale w 2002
zapłaciłem @EdLedRysuje za zrobienie
laski

16.21, 13 kwietnia 2012

To – napisała Edie – jeden z jego ulubionych chwytów. Nakłania zaprzyjaźnionych


hejterów, żeby odwalali za niego brudną robotę, zamieszczając twierdzenia, które
on może potem przekazywać dalej, żeby nikt mu nie zarzucił, że sam wymyśla
te brednie.
Robin przeszła do kolejnej kartki.

Anomia
@AnomiaGamemaster
Ponoć Edie Ledwell „próbowała popełnić samobójstwo”.
Żadnego komentarza od agenta
Ktoś coś wie?

22.59, 24 maja 2014

Anomia
@AnomiaGamemaster
Moje źródło mówi, że jest w szpitalu Kensington.
Rzekomo przedawkowała

23.26, 24 maja 2014

Poniżej Edie napisała: Anomia wiedział o tym już po kilku godzinach. Myślałam,
że wie tylko Josh.
Anomia
@AnomiaGamemaster
Hmmmmm.. ...

JohnnyB @jbaldw1n1>>
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
dziwna sprawa, bo moja siostra pracuje w tym
szpitalu i widziała, jak Ledwell wchodziła tam
roześmiana i o własnych siłach

00.16, 24 maja 2014

Gówno prawda. Nie weszłam do szpitala. Nie pamiętam, jak się tam znalazłam,
byłam nieprzytomna. Ten cały Johnny to jeden z jego małych pomocnych elfów,
dostarcza mu kłamstw.

Anomia
@AnomiaGamemaster
?

Sally Anne Jones


@SAJ345_>
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Wcale się nie wygłupiam, ale ten szpital
przeprowadza mnóstwo operacji plastycznych. Chyba
wydaliby jakieś oświadczenie, gdyby przedawkowała?
13.09, 24 maja 2014
Ta Sally Anne to fałszywy profil stworzony tego samego wieczoru i to jego jedyny
tweet. Od tej pory mówią, że zoperowałam sobie nos.
Poniżej znajdowało się kilka odpowiedzi na wiadomość o próbie
samobójczej Ledwell.

Max R @mreger#5
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Według mnie to ściema. Poszła sobie przerobić ten wielki
pieprzony nochal #Nosgate

Wierny Uczeń Lepine'a


@WiernyUczenLep1nea
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Ktoś mieszka niedaleko szpitala? Powinno być łatwo zrobić
jej zdjęcie jak będzie wychodziła #Nosgate

Wielmożny Algernon Gizzard


@Gizzard_Al
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
zgon z powodu spartaczonej operacji plastycznej nosa byłby
qurwa prześmieszny

DrekToMojeDuchoweZwierzę
@grajWgręDreka
W odpowiedzi do @Gizzard_Al @WiernyUczenLep1nea
@AnomiaGamemaster

Zozo
@czarneserce28
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Przestań się z tego śmiać . a jeśli to prawda .

Laura May
@May_Flower*
W odpowiedzi do @AnomiaGamemater
jeśli naprawdę próbowała się zabić to co robisz jest nie
w porządku

Andi Reddy
@ydderidna
W odpowiedzi do @May_Flower*
@AnomiaGamemaster
gdyby naprawdę to zrobiła wydaliby oświadczenie
#trollowaniedlawspółczucia

Robin spojrzała na zegarek: jeśli chciała obejrzeć mieszkanie na Acton,


powinna się zbierać. Zamknęła teczkę i zaniosła ją z powrotem do sekretariatu
razem z pustym kubkiem. Midge siedziała na kanapie zajęta dopisywaniem
uwag do sprawy Groomera.
– Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? – spytała Pat, gdy Robin sięgnęła
po płaszcz wiszący na kołku obok drzwi.
– Oglądam mieszkanie na Acton – powiedziała Robin. – Mam wielką
nadzieję, że okaże się lepsze niż ostatnie, które widziałam. Cały sufit
w łazience był pokryty pleśnią, a umywalka ledwo trzymała się ściany. Agent
nieruchomości powiedział, że to „rudera dla złotej rączki”.
– Pojebany londyński rynek nieruchomości – mruknęła Midge, nie
podnosząc głowy. – Ja w zasadzie mieszkam w pieprzonym pojemniku na jajka.
Robin pożegnała się z obiema kobietami, po czym wyszła. Na Denmark
Street było chłodno. Idąc w stronę stacji metra, przyłapała się na tym,
że rozgląda się w poszukiwaniu Edie Ledwell, która mogła już przecież
zauważyć, że zapomniała teczki. Nigdzie jednak nie było jej widać.
Zbliżały się godziny szczytu. Robin gnębiło coś, czego nie umiała
sprecyzować. Dopiero gdy dotarła do ruchomych schodów, uświadomiła sobie,
że nie ma to nic wspólnego z Edie Ledwell ani z jej kreskówką.
Strike miał wolny wieczór i Robin zastanawiała się, gdzie właściwie
zamierza spędzić noc, że wygodniej mu będzie obserwować rano mieszkanie
Lepkich Rączek przy Sloane Square niż szkołę Nóg na Camdenie.
8
Była beztroska i bez strachu żyła [...],
Serce w zasadzie dobre miała,
Nie zawsze jednak zważała na słowa,
I z wprawą ból innym zadawała.

Christina Rossetti
Jessie Cameron

Wejście do Nightjar, nielegalnego baru, do którego Strike zmierzał tego


wieczoru, okazało się trudne do znalezienia. Za pierwszym razem minął
nierzucające się w oczy drewniane drzwi przy City Road i musiał zawrócić. Gdy
wcisnął dzwonek i podał swoje nazwisko, wpuszczono go do środka. Zszedł
po schodach do słabo oświetlonego piwnicznego baru z ciemnego drewna
i odsłoniętych cegieł.
Miała to być szósta randka Strike'a z Madeline Courson-Miles. Każda
poprzednia zaczynała się w innym barze albo restauracji wybranych przez
Madeline i kończyła w jej przerobionym ze stajni domu w Pimlico, gdzie
mieszkała ze swoim synem Henrym, którego urodziła w wieku dziewiętnastu
lat. Ojciec Henry'ego, z którym Madeline nigdy nie wzięła ślubu, też
miał dziewiętnaście lat, gdy zaszła w ciążę. Został później wziętym
projektantem wnętrz i Strike był pod wrażeniem tego, jak przyjacielskie wydają
się ich relacje.
Po rozstaniu z ojcem Henry'ego Madeline wyszła za mąż za aktora
i następnie się z nim rozwiodła, gdyż zostawił ją dla odtwórczyni głównej roli
w swoim debiutanckim filmie. Strike z pewnością był zupełnie inną propozycją
niż pozujący na artystów mężczyźni, z którymi Madeline się dotąd spotykała,
lecz na szczęście dla detektywa ten kontrast chyba jej się podobał. Jeśli chodziło
o szesnastoletniego Henry'ego, był monosylabiczny i okazywał Strike'owi
szczątkową uprzejmość, ilekroć dochodziło między nimi do kontaktu w domu
Madeline. Strike nie brał tego do siebie. Pamiętał, jakie uczucia wywoływali
w nim mężczyźni przyprowadzani do domu przez jego matkę.
Detektyw bardzo chętnie pozwalał swojej nowej dziewczynie wybierać
miejsca spotkań. Praca tak dawno zdominowała jego życie, że bardzo słabo
orientował się w najlepszych nocnych lokalach Londynu. Kilka jego byłych,
między innymi jego niegdysiejsza narzeczona Charlotte, wiecznie narzekało
na miejsca, do jakich mógł je kiedyś zapraszać, lecz ostatnio miał wystarczająco
dużo pieniędzy, by nie musieć się przejmować rachunkami w restauracjach.
Jeśli miałby jedno drobne zastrzeżenie do Madeline, to czasami chyba
zapominała, że facet o jego posturze potrzebuje po długim dniu pracy czegoś
więcej niż barowych przekąsek, toteż zapobiegliwie zjadł Big Maca z dużymi
frytkami i dopiero potem skierował się do Nightjar, który, jak
zapewniała, oferował dobre drinki i muzykę na żywo.
Zaprowadzono go do stolika dla dwóch osób. Madeline zazwyczaj spóźniała
się co najmniej pół godziny. Prowadziła świetnie prosperujący biznes, a jej
firmowy salon jubilerski mieścił się przy Bond Street, gdzie sprzedawała
i wypożyczała biżuterię szeroko znanej klienteli, do której należeli członkowie
rodziny królewskiej i topowe aktorki. Strike przyzwyczajał się do tego,
że Madeline zjawia się rozemocjonowana i zanim odpręży się po kilku łykach
alkoholu, opowiada gorączkowo o jakimś najświeższym problemie w pracy.
Do wszystkiego doszła o własnych siłach i podobało mu się jej zaangażowanie
w to, co robiła, jej pasja i trafne spostrzeżenia na temat ludzi niedoceniających
jej z powodu akcentu albo pochodzenia. Poza tym tak się składało, że była
piękna i spragniona seksu z nim, a po długim okresie wymuszonego celibatu
i tamtej niebezpiecznej chwili z Robin przed Ritzem działało to na ego Strike'a
jak balsam. Choć nie wspomniał nikomu z przyjaciół, że spotyka się
z Madeline, starał się, jak to ujmował przed samym sobą, „dać temu związkowi
szansę”.
– Dzięki, jeszcze się wstrzymam – powiedział do kelnerki, która podeszła,
by przyjąć zamówienie, a potem przez dwadzieścia minut studiował kartę
drinków wyróżniającą się zarówno długością, jak i ekstrawagancją połączeń.
Przy sąsiednim stoliku jakiejś parze właśnie podano dwa drinki z ułożonym
na krawędzi kieliszków czymś, co wyglądało na watę cukrową. Strike byłby
o wiele bardziej zadowolony z kufla doom bara.
– Skarbie, bardzo przepraszam, że znowu się spóźniłam – zabrzmiał
w końcu zdyszany głos Madeline. Miała na sobie zamszową minisukienkę oraz
buty z cholewami i wyglądała wspaniale, jak zawsze, gdy gdzieś razem
wychodzili. Wślizgując się na krzesło obok niego, objęła go ramieniem za szyję,
przyciągnęła, by pocałować w usta, a potem powiedziała: – Musiałam
się spotkać z prawnikami... Boże, muszę się napić... Obejrzeli zdjęcia i zgadzają
się, że te suki z Eldorado najwyraźniej zerżnęły mój projekt. Przez półtorej
godziny tłumaczyli mi, dlaczego bardzo trudno będzie to udowodnić, jakbym
sama o tym nie wiedziała... Ale widocznie powtarzanie mi tego samego
po dziesięć razy sprawia, że zegar tyka, a oni kasują za godzinę, więc
oczywiście... Jeszcze nie spojrzałam, wróć za chwilę – warknęła na kelnerkę,
która znowu się pojawiła.
Dziewczyna się wycofała. Madeline wzięła od Strike'a kartę drinków.
– Co pijesz? Potrzebuję czegoś mocnego... Jak ci się tu podoba? Fajnie, nie?
Czego się napiję? Wódki... tak, wezmę Cios Orki. Gdzie się podziała
ta dziewczyna?
– Właśnie kazałaś jej spieprzać – powiedział Strike.
– Kurczę, byłam niemiła? Serio? Miałam tak cholernie okropne popołudnie...
Zatrudniliśmy nowego ochroniarza i facet mocno przesadza... Dziś
po południu prawie nie wpuścił do salonu Lucindy Richardson. Chyba będę
musiała mu dać jakąś ściągawkę, żeby się nauczył, kto jest kim... O, już przyszła
– powiedziała Madeline, tym razem uśmiechając się do kelnerki, która wróciła
z lekko nieufną miną. – Mogę prosić Cios Orki?
– A dla mnie Toronto – powiedział Strike, na co kelnerka uśmiechnęła się
do niego i odeszła.
– Jak ci minął dzień? – spytała Madeline Strike'a, ale zanim zdążył
odpowiedzieć, wsunęła rękę pod stolik i położyła ją na jego udzie. – Skarbie,
muszę cię o coś spytać i trochę się tym stresuję. Chyba po prostu spytam cię
od razu i będziemy to mieli z głowy.
– Spodziewałem się tego – odrzekł z powagą Strike. – Nie, nie zamierzam
zostać twoim modelem.
Madeline pisnęła i się roześmiała.
– Kurwa, byłbyś fantastyczny. Toby dopiero była zajebista reklama:
włożyłabym ci diadem na głowę. Nie, ale to w sumie zabawne, że tak mówisz,
bo... Słuchaj, szykowałam tę akcję już od jakiegoś czasu, ale nie jestem pewna,
jak to przyjmiesz... Chodzi o Charlotte Campbell.
– Co z nią? – spytał Strike, starając się zachować zwyczajny ton głosu.
Tego wieczoru, gdy poznał Madeline, bawiła się w towarzystwie
przyrodniego brata Charlotte, więc nie był zaskoczony, że Madeline całkiem
sporo wie o jego długim związku z byłą narzeczoną. Nim jednak zdecydował
się na drugą randkę, specjalnie ustalił, jak bardzo zażyła jest ich znajomość,
i ku swojemu zadowoleniu dowiedział się, że jest pobieżna i opiera się jedynie
na wypożyczaniu Charlotte biżuterii oraz na wpadaniu na siebie
na premierach i bankietach, na których rutynowo bywali klienci Madeline.
– W ubiegłym roku zgodziła się zostać modelką mojej nowej kolekcji –
oznajmiła Madeline, przyglądając się uważnie reakcji Strike'a. – Nie
wiedziałam, jak ci o tym powiedzieć. W sumie są cztery: Alice de Bock, Siobhan
Vickery i Constance Cartwright...
Żadne z tych nazwisk nic Strike'owi nie mówiło i Madeline najwyraźniej
poznała to po jego minie.
– No wiesz, wszystkie one są trochę... Alice to ta modelka, której karierę
zniszczyło przyłapanie na kradzieży w sklepie, a Siobhan miała romans
z Evanem Duffieldem, kiedy jeszcze był żonaty... Kolekcja nazywa się „Zła
sława”, więc chciałam zaangażować kobiety, które, no wiesz... kobiety, że tak
to ujmę, dobrze znane rubrykom towarzyskim. Miałam zamiar
zaprosić jeszcze Gigi Cazenove – ciągnęła Madeline, nagle posępniejąc. –
Tę biedną dziewczynę, która...
– Powiesiła się w sylwestra, pamiętam – powiedział Strike. Czytał potem
o niej. Dwudziestotrzyletnia piosenkarka pop nie tworzyła muzyki, jakiej
Strike kiedykolwiek słuchałby z własnej woli, a zamieszczane w prasie zdjęcia
jej olbrzymich oczu i wąskiej twarzy kojarzyły mu się ze spłoszoną sarną. Przez
pół roku przed śmiercią była rzeczniczką organizacji dobroczynnej działającej
na rzecz ochrony środowiska.
– Właśnie. Rozpętała się wokół niej ta gówniana burza w mediach
społecznościowych, która, jak się okazało, nie miała żadnych podstaw,
i pomyślałam, że byłoby to wspaniałe walcie się skierowane do wszystkich jej
prześladowców, ale... No, w każdym razie Charlotte zgodziła się pozować
i zdjęcia mają ruszyć w przyszłym tygodniu. Ale jeśli chcesz, chyba mogłabym z
niej zrezygnować...
– Nie wygłupiaj się – powiedział Strike. – To twój interes... dosłownie. Nic
mnie to nie obchodzi. To nie ma ze mną nic wspólnego.
Nie był zachwycony tą wiadomością, ale go nie zaskoczyła. W czasie ich
wieloletniej znajomości Charlotte zajmowała się sporadycznie modelingiem,
a poza tym pisywała czasami do „Vogue'a” i „Tatlera”: plany awaryjne pięknej
i znanej dziewczyny, która niekoniecznie musi pracować.
– Mówisz poważnie? Serio? Bo na pewno wypadłaby zajebiście, a wszystkie
cztery razem bankowo zrobią furorę. Założę Charlotte wysadzaną
nieoszlifowanymi szmaragdami obrożę z napisem „Fuck off”.
– Obrożę? – powtórzył Strike, myśląc o psach.
– To taki gruby naszyjnik przypominający opaskę – powiedziała Madeline,
znowu się z niego śmiejąc, po czym przysunęła się po następny pocałunek. –
Boże, to wspaniale, że masz w dupie biżuterię. To taka zajebista odmiana.
– Większość mężczyzn interesuje się biżuterią?
– Zdziwiłbyś się... W sumie to nie wiem, czy sama biżuteria w ogóle ich
obchodzi, ale często są bardzo zaciekawieni projektem, wartością kamieni albo
mają opinie... Mam już po dziurki w nosie mężczyzn dzielących się ze mną
swoimi opiniami... albo może po prostu mam dosyć prawników. Gdzie się
podziewa ta przeklęta dziewczyna? Rozpaczliwie potrzebuję drinka...
Tak jak Strike się spodziewał, po wypiciu połowy Ciosu Orki Madeline
zaczęła się odprężać. Na małą scenę wszedł kwartet jazzowy, a dłoń Madeline
spoczywała lekko na udzie Strike'a, gdy krzyczeli sobie do uszu.
– Powiedziałeś mi, jak ci minął dzień? – spytała Madeline, gdy przyniesiono
im drugą kolejkę.
– Nie – odrzekł Strike – ale był udany.
Strike, ku lekkiej frustracji Madeline, nigdy nie dzielił się z nią szczegółami
śledztw. Żartowali sobie, że prowadzi dochodzenie w sprawie burmistrza
Londynu i być może wymyśliłby jakąś zabawną fikcyjną zbrodnię, na której
przyłapał Borisa Johnsona, ale brakowało mu sił w płucach, by cokolwiek z tego
zrozumiała, jeśli wziąć pod uwagę, jak głośno grał saksofonista. Gdy jednak
wreszcie nastąpiła przerwa w muzyce i brawa ucichły, Strike spytał:
– Słyszałaś kiedyś o Sercu jak smoła?
– O czym? A... zaraz... to ta dziwna kreskówka?
– No. Znasz ją?
– Nie, nie bardzo, ale na jakiś czas wciągnęła Henry'ego – powiedziała. – Jest
tam postać o imieniu Dred, Dreg czy jakoś tak, prawda?
– Nie wiem – odrzekł Strike. – Dzisiaj słyszałem o niej pierwszy raz.
– Tak, Henry lubił Drega. Ale czy przypadkiem nie wyrzucili gościa, który
podkładał kiedyś jego głos? Pamiętam, jak Henry rozmawiał o tym z kumplami.
Potem stracił zainteresowanie. Nie do końca ogarniam ten cały YouTube. Nie
sprzedaje się tam biżuterii.
– Gdzie najlepiej sprzedaje się biżuterię?
– Na Instagramie – odpowiedziała bez wahania. – Nie widziałeś mojego
profilu? Do diabła, i ty nazywasz siebie moim chłopakiem...
Wyjęła z torebki iPhone'a i włączyła go, żeby mu pokazać. Tupała
niecierpliwie nogą, ponieważ połączenie z Internetem było słabe.
– Jest – powiedziała w końcu, pokazując Strike'owi swój profil.
Skrolował powoli zdjęcia różnych pięknych kobiet w biżuterii Madeline,
przeplatane pretensjonalnymi fotkami Londynu i całkiem sporą liczbą selfies
Madeline prezentującej własne kolczyki albo naszyjniki.
– Powinniśmy teraz zrobić sobie selfie i będę mogła je zamieścić –
powiedziała, zabierając iPhone'a z powrotem i przełączając go na przedni
aparat. – Fajne tło.
– Prywatni detektywi nie pokazują się na Instagramie – powiedział Strike,
instynktownie podnosząc ogromną, owłosioną dłoń, żeby zasłonić obiektyw.
– Rzeczywiście. – Wydawała się zaskoczona. – Chyba masz rację. Szkoda.
Obydwoje wyglądamy dziś całkiem seksownie.
Wsunęła telefon z powrotem do torebki.
– Będziesz mogła wrzucić moje zdjęcie, kiedy już będę w tym diademie –
powiedział Strike, a ona zachichotała.
– Jeszcze po drinku czy... – przysunęła się do niego, a jej oddech ogrzał
mu ucho – ...pójdziemy do mnie?
– Do ciebie – zadecydował Strike, opróżniając kieliszek. – Jutro z samego
rana muszę być na Sloane Square.
– Tak? Co Boris robi na Sloane Square?
– Kradnie kołpaki, napada na starsze panie... jak zwykle – powiedział Strike.
– Ale to przebiegły drań i wciąż nie mogę go złapać na gorącym uczynku.
Madeline się roześmiała, a Strike podniósł rękę, by poprosić o rachunek.
9
Chwała bladej królowej!
Cichy śmiech, suchy i okrutny,
Mamrotanie jak umarłych w grobach [...].

Jean Ingelow
The Sleep of Sigismund

Czaty w grze z udziałem siedmiorga z ośmiorga moderatorów Gry


Dreka

<Grupa moderatorów>
<12 lutego 2015, 09.22>
>
>
>
Anomia: Cicho tu dzisiaj
>
>

Vilepechora: No. W ostatnich dwóch <Otwiera się nowa grupa prywatna>


tygodniach spadła nam frekwencja

> <12 lutego 2015, 09.24>


> <Sercella zaprasza LordaDreka, Vilepechorę,
Diablo1, Dżdżownicę28 i Narcyzkę> Sercella:
>
ludzie?
>
>
>
<Vilepechora dołącza do grupy>
> <LordDrek dołącza do grupy>
> <Dżdżownica28 dołącza do grupy>
> Dżdżownica28: masz jakieś wieści od josha ?
>
>

Anomia: O co chodzi z tym nagłym napływem Sercella: Zaczekajmy na resztę.


moderatorów? Vilepechora: nie wiem >
Anomia: zablokuję tego drania Sercek292, jeśli <Narcyzka dołącza do grupy>
zaraz nie przestanie Vilepechora: a co robi?
<Diablo1 dołącza do grupy>
Anomia: łamie Zasadę 14, wypytując
dziewczyny o wiek i miejsce zamieszkania. Diablo1: co się stało?
Dupek > Sercella: Właśnie napisał do mnie Josh. Dziś
> po południu spotka się z Ledwell twarzą
w twarz. Ona wciąż wszystkiemu zaprzecza,
>
więc Josh zamierza wziąć ze sobą teczkę i jej
Anomia: ok, dość tego, blokuję go pokazać.
Diablo1: o!
Dżdżownica28: OMFG
Vilepechora: QURWA WSPANIALE!

Vilepechora: nie pomożesz naszej frekwencji, LordDrek: z tego nie wykręci się sianem
jeśli ciągle będziesz kogoś blokował >
Narcyzka: gdzie zamierzają się spotkać?
> Sercella: tego nie mogę wam powiedzieć, sorry
> Narcyzka: bo nie wiesz czy...?
>
Sercella: bo Josh mi ufa i obiecałam, że nie
> powiem.
> Dżdżownica28: przyprowadzi prawików ?
> Vilepechora: a kto to jest kurwa prawik?
> LordDrek: rofl
> Diablo1: odwalcie się od niej, ma dysleksję
>
>
>

Anomia: Muszę później gdzieś skoczyć. Możesz Sercella: nie, Dżdżownico, spotkają się tylko
mnie zastąpić? we dwoje
> Vilepechora: Jest aktywna w grupie
Vilepechora: Sorry, stary, mam zebranie moderatorów i ma zrąbany humor, bo ostatnio
w pracy spada frekwencja. Zaczekajcie, aż Blay
pokaże jej naszą teczkę, hahaha
Vilepechora: niech Morehouse cię zastąpi
Narcyzka: dlaczego nie możesz nam
Anomia: on nie może powiedzieć, gdzie się spotykają?
> Sercella: Już napisałam, obiecałam Joshowi,
> że nikomu nie powiem.

> Sercella: najwyraźniej nie chce, żeby


im przeszkadzali łowcy autografów.

Anomia: muszę coś załatwić Narcyzka: ffs, przecież nie pójdę po autograf,
jestem kawał drogi od Londynu, po prostu
Anomia: zaraz wracam
byłam ciekawa
>
Narcyzka: ale w sumie to chyba oczywiste
> gdzie się umówili
<Anomia opuszcza grupę> Sercella: Narcyzka, poważnie, jeśli zjawią się
> tam fani, Josh już nigdy mi nie zaufa

> Narcyzka: przecież powiedziałam, że nie


mogłabym się tam zjawić, nawet gdybym
>
chciała. Jestem wiele kilometrów od was
>
Sercella: Josh mi ufa, okej?
>
Narcyzka: Ffs, Sercella, już wiemy. Josh Blay
> ma twój numer telefonu. Wyluzuj Narcyzka:
> Muszę lecieć

> <Narcyzka opuszcza grupę>

> Sercella: O co jej chodzi, do cholery?

> Diablo1: Kiedyś była ulubienicą Anomii


i Morehouse'a. Nie podoba jej się, że teraz to ty
>
> skupiasz na sobie uwagę.
> LordDrek: Wiedziałem, że podoba się
Morehouse'owi, ale Anomii też?
>
> Diablo1: Nie wiem na pewno, ale pozwala jej
na więcej niż komukolwiek innemu. nie
zauważyliście?
Vilepechora: zgadnijcie, kto właśnie opuścił
grupę moderatorów, bo ma coś do załatwienia

> Sercella: No i proszę. Jakbyśmy potrzebowali


więcej dowodów.
>
> LordDrek: Na pewno zamierza się postarać,
żeby przed spotkaniem z nim nie wyglądała
> jak maszkaron.
> Sercella: lol
> LordDrek: tylko tobie mogło się to udać,
> Sercella.

> Sercella: *rumieni się*


> LordDrek: Blay powinien pójść uzbrojony.
zaczynam myśleć, że to psycholka
>
Vilepechora: czy ktoś może mi pomóc
>
na grupie moderatorów?
>
Dżdżownica28: ja mogę
>
>
>

<Dżdżownica28 dołącza do grupy> Sercella: jak to wyjdzie na jaw, fandom


eksploduje.
Vilepechora:dzięki
LordDrek: no. JB da ci znać jak poszło?
>
Sercella: tak, powiedział, że da.
>
LordDrek: kurwa, czuję się jak w Wigilię
Vilepechora: chyba niedługo nie będzie miało
znaczenia, czy się obijamy, lol
10
Ziemia jest dziurawa na radości ścieżce [...].

Felicia Hemans
The Festal Hour

Następne zebranie wszystkich pracowników agencji odbyło się w jej siedzibie


w drugi piątek lutego. Był ciemny, mokry londyński dzień. Silny deszcz bębnił
w szyby, a sztuczne światło sprawiało, że wszyscy oprócz Deva wydawali się
niezdrowo bladzi.
– No dobra – powiedział Strike, uporawszy się z kilkoma zaległymi sprawami
i szczegółami administracyjnymi – przejdźmy do Groomera. Jak wiecie,
myśleliśmy, że jest zbyt bystry, żeby kręcić się w pobliżu szkoły Nóg, ale
wczoraj w porze lanczu to się zmieniło. Midge?
– Tak – potwierdziła Midge, biorąc od Barclaya puszkę z herbatnikami
i przekazując ją Strike'owi, nie poczęstowawszy się. – O wpół do pierwszej
zjawił się w swoim bmw, opuścił szybę i obserwował dziewczyny, które
wychodziły na przerwę. Zrobiłam zdjęcia... Pat je wydrukowała.
Pat wetknęła e-papierosa do ust, otworzyła teczkę leżącą na jej kolanach
i puściła w obieg plik zdjęć.
– Jak widzicie, wolał jej przesłać wiadomość, niż zawołać ją w obecności
koleżanek. Gdy tylko koleżanki zniknęły z horyzontu, zawróciła i wsiadła
do jego samochodu. Bałam się, że dokądś pojadą, ale zatrzymał się zaraz
za skrzyżowaniem, żeby nie było ich widać od strony szkolnej bramy.
Zdjęcia dotarły do Robin. Przyglądała się im po kolei. Na ostatnim,
zrobionym przez przednią szybę bmw, Groomer, przystojniak w wieku mniej
więcej czterdziestu lat, z gęstą czupryną włosów w kolorze brudny blond
i atrakcyjnie krzywym uśmiechem, całował w rękę siedemnastolatkę siedzącą
na miejscu pasażera.
– Całowanie w rękę nastąpiło tuż przed dzwonkiem – ciągnęła Midge. –
Zaraz potem dziewczyna spojrzała na zegarek, uświadomiła sobie, że powinna
wracać na lekcje, i pobiegła do szkoły. On odjechał. Więcej się nie pokazał,
a ona jak zwykle wróciła do domu autobusem.
– Za to później się działo – powiedział Strike. – Kiedy Midge pokazała mi te
zdjęcia, od razu wysłałem je do matki, która zadzwoniła do mnie dziś rano.
Skonfrontowała się z Nogami, mówiąc, że inna matka zauważyła, jak Nogi
wsiada do samochodu Groomera. Nogi twierdziła, że gość akurat przejeżdżał
obok szkoły i do niej pomachał. Matka zażądała wglądu do jej komórki. Nogi
odmówiła. Doszło do rękoczynów.
– O nie – jęknęła Robin.
– Nogi zdołała uchronić komórkę przed zakusami matki, więc ta, jako
że to ona płaci rachunki, zablokowała kartę SIM i zdalnie wyczyściła pamięć.
– Sprytnie – powiedzieli chórem Barclay i Midge, ale Dev pokręcił głową.
– Facet to wykorzysta: kupi jej nowy telefon. Najgorsze, co ta kobieta może
teraz zrobić, to stać się wrogiem własnej córki.
– Zgadzam się – powiedział Strike. – Klientka już panikuje, zastanawiając
się, co się wydarzy, kiedy znowu wyjedzie za granicę. Nogi zamieszka w tym
czasie u szkolnej przyjaciółki, z którą świętowała sylwestra w Annabel's, a z
tego, co zauważyłem, jej rodzice nie są zwolennikami surowej dyscypliny.
W każdym razie matka i córka jadą właśnie do Hereford na dziewięćdziesiąte
urodziny babci.
– Atmosfera w samochodzie na pewno jest cudowna – zaśmiał się Dev.
– Podsumowując – podjął Strike – sprawa Groomera pozostaje otwarta, ale
mam przeczucie, że nie będziemy w stanie dostarczyć klientce tego, czego
chce. Jej córka jest pełnoletnia. Może to, co robi Groomer, jest moralnie złe, ale
nie jest nielegalne. Za to jeśli dalej będzie się kręcił w pobliżu szkoły,
niewykluczone, że coś na niego znajdziemy.
– Jest za cwany, żeby to robić regularnie – stwierdził Dev.
– Cios bejsbolem w jaja mógłby go naprostować – podsunął Barclay.
– Byłoby najlepiej, gdybyśmy pokazali tej dziewczynie, że to oblech –
powiedziała Robin. – To zakończyłoby sprawę. Kłopot w tym, że aktualnie
wydaje jej się wspaniały.
– Czyżby? – zastanowiła się na głos Midge. – Może tylko ma frajdę,
że ukradła matce chłopaka?
– Może jedno i drugie – powiedziała Robin.
– Zgadzam się – oznajmił Strike. – Z psychologicznego punktu widzenia
zniechęcenie do niego dziewczyny to jedyny pewny sposób, żeby zakończyć
tę sprawę, ale obserwowanie Groomera przez okrągłą dobę podwoi rachunek,
a wątpię, żeby klientka się na to zgodziła. Jest przekonana, że sama położy
temu kres groźbą i krzykiem.
– W telewizji wydaje się o wiele mądrzejsza – stwierdził Dev z ustami
pełnymi herbatnika.
– Nikt nie jest mądry, gdy chodzi o jego rodzinę – odparł Barclay. – Nigdy
bym się nie ożenił, gdyby teściowa nie powtarzała mojej żonie, że jestem
bezwartościowym rekrutem, który wybrał się na podryw.
– Czy przypadkiem nie pomalowałeś właśnie kuchni teściowej? – spytała
Robin.
– A pewnie. I prawie mi podziękowała – powiedział Barclay. – Magiczna
chwila.
Robin i Dev roześmiali się na widok jego ponurej miny.
– Wiecie co, czeka nas lekki weekend – powiedział z namysłem Strike,
pocierając brodę, która już zaczęła porastać szczeciną i wyglądała
na przybrudzoną, mimo że rano się golił. – Może nie byłoby takim złym
pomysłem rzucić okiem na to, co knuje Groomer, kiedy dziewczyny nie ma
w pobliżu. Kto się pisze na trochę nadgodzin?
– Ja się tym zajmę – zaproponował Dev, zanim ktokolwiek inny się odezwał.
– Przyda mi się trochę forsy. Właśnie się dowiedziałem, że żona znowu jest
w ciąży – wyjaśnił, a wszyscy mu pogratulowali.
– Okej, świetnie – podsumował Strike. – Masz jego adres. Jeśli uda ci się
znaleźć coś, co sprawi, że facet przestanie się kojarzyć uczennicy z błędnym
rycerzem... Przejdźmy do Lepkich Rączek. Jutro w porze lanczu spodziewamy
się jego powrotu z Malediwów, więc gdy wyląduje na Heathrow o dwunastej
czterdzieści, działamy jak zwykle. A w poniedziałek jestem umówiony na
spotkanie z tym rozczochranym gościem mającym problem z patentem. Dam
wam znać, jak poszło. Czy ktoś ma jakieś zastrzeżenia do grafiku na resztę tego
miesiąca? Pat przygotowuje już grafik na marzec, więc omówcie z nią terminy,
jeśli...
– Czy ktoś mógłby się ze mną zamienić w najbliższą niedzielę? – spytała
Robin. – Miałam śledzić Lepkie Rączki. Nie prosiłabym o zamianę, ale akurat
wtedy udostępniają do oglądania mieszkanie, które bardzo chcę zobaczyć.
To jedyna okazja
– Nie ma sprawy – powiedział Strike. – Wezmę twoją zmianę, jeśli nie masz
nic przeciwko temu, żeby wziąć moją w poniedziałek.
Obie strony się zgodziły i dyskusja przerodziła się w pogawędkę, więc Robin
zaczęła pisać z telefonu krótkiego mejla do agenta nieruchomości. Zanim
skończyła, na ekranie wyświetliła się zajawka z BBC News. Coś na temat
zidentyfikowania ofiar napadu nożownika. Skasowała ją. W Londynie
dochodziło do tylu przestępstw z użyciem ostrych narzędzi, że trudno było
za nimi nadążyć: dwudziestocentymetrowa blizna na przedramieniu Robin –
wciąż wypukła, różowawa i błyszcząca – była pamiątką po takim właśnie ataku.
Reszta zespołu odnosiła krzesła albo ustawiała je w tej pozycji co zwykle.
Deszcz dalej dudnił w okna agencji. Gdy Robin wysłała mejla, na jej ekran
wślizgnęła się następna wiadomość z BBC. „Ledwell i Blay odnalezieni
na cmentarzu Highgate”.
Wpatrywała się chwilę w ekran, a potem kliknęła zajawkę palcem. Ktoś się
z nią pożegnał, ale nie odpowiedziała, ponieważ czekała, aż załaduje się cała
historia o napadzie na cmentarzu Highgate. Przeszklone drzwi agencji
otworzyły się i zamknęły. Midge i Barclay wyszli, gawędząc ze sobą, a odgłos
ich kroków cichł na metalowych schodach.

Ofiary nożownika z Highgate to twórcy kultowej kreskówki

Scotland Yard poinformował, że ofiary napaści, do której doszło wczoraj


wieczorem na cmentarzu Highgate, to Edie Ledwell (30 l.) i Josh Blay (25 l.),
współtwórcy hitowej kreskówki Netflixa Serce jak smoła, której akcja rozgrywa
się na tymże londyńskim cmentarzu.
Ciało Ledwell odkrył pracownik cmentarza. Blay przeżył atak, został zabrany
do szpitala Whittingtona i wciąż jest w stanie krytycznym.
Policja zwraca się do osób, które 12 lutego między godziną 16 a 18 mogły
zauważyć czyjeś nietypowe zachowanie w pobliżu cmentarza, by zadzwoniły
pod specjalny numer (podajemy go poniżej). Nie opublikowano żadnego
rysopisu napastnika.
Ledwell i Blay stworzyli ten zaskakujący hit, gdy poznali się w Kolektywie
Artystycznym North Grove...

Mimo głośnego dudnienia krwi w uszach Robin uświadomiła sobie, że ktoś


do niej mówi. Podniosła głowę.
– Co się stało? – spytał ostro Strike, ponieważ twarz Robin straciła kolor.
– Ta dziewczyna... kobieta... która chciała, żebyśmy przeprowadzili śledztwo
w sprawie trolla internetowego... Została zamordowana.
11
Lecz – jeśli tak się okaże
Że to gra na śmierć i życie –
Jeśli Błogość – jest mirażem
A Śmierć – każe nam – zesztywnieć
Czy cenę całej zabawy
Ktoś zapłaci lekką ręką?
Czy ten żart nie pokpił sprawy
I nie zaszedł zbyt daleko?[2]

Emily Dickinson
338

Czaty w grze z udziałem wszystkich ośmiorga moderatorów Gry Dreka

<Grupa moderatorów>
<13 lutego 2015, 17.34>
Dżdżownica28: Sercella ?
Dżdżownica28: Widzę, że tu jesteś
Dżdżownica28: halo ?
Dżdżownica28: niech ktoś się
odezwie
Dżdżownica28: prosz
>

<Morehouse dołącza do grupy> <Otwiera się nowa grupa


Dżdżownica28: Morhuse , dzięki prywatna>
bogu widziałeś to ? Morehouse: no <13 lutego 2015, 17.35>
Dżdżownica28: Nie mogę
Dżdżownica28: To nie może być <Morehouse zaprasza
prawda no nie ? Narcyzkę>
Dżdżownica28: boże nie mogę Morehouse: Narcyzka?
przestać płakać
>
Dżdżownica28: to nie może być
>
prawda
>
>
>

Morehouse: Chyba jest, > <Otwiera się nowa grupa


Dżdżownico prywatna>

Morehouse: Nie podaliby nazwisk, > <Vilepechora zaprasza


gdyby nie byli pewni LordaDreka> Vilepechora:
>
jesteś tu, C?
Dżdżownica28: o boże
>
>
<Diablo1 dołącza do grupy>
>
<LordDrek dołącza do grupy>
Diablo1: słyszeliście >
Dżdżownica28: tak LordDrek: kuuuuuuurwa
>
>
>
> <Narcyzka dołącza
do grupy>
<13 lutego 2015, 17.36>

Diablo1: ktoś coś wie? Narcyzka: Cześć, Morsiu, Vilepechora:hahahahahahaha


wybacz, jadę autobusem.
Morehouse: nie LordDrek: KUUUURWA
Będę w domu o 20.
Diablo1: qurwa aż się trzęsę Morehouse: Siedzisz? Vilepechora: dasz qurwa wiarę
Dżdżownica28: nie mogę przestać Narcyzka: No, jadę >
płakać autobusem! LordDrek: Spal to i chodź
Diablo1: myślicie, że Blay Morehouse: Nie widziałaś do grupy moderatorów,
to zrobił? wiadomości? zobaczmy, jak to przyjmują
Dżdżownica28: co/ ? ? <Vilepechora opuszcza grupę>
Narcyzka: Jakich
wiadomości?
Diablo1: myślicie, że najpierw Morehouse:
dźgnął ją, a potem siebie? Zamordowano Ledwell

Dżdżownica28: dlazego tak


muwisz ?
Diablo1: wejdź na Twittera,
właśnie tak mówią.

> <LordDrek opuszcza


grupę>
>
<Grupa prywatna została
Narcyzka: co?
zamknięta>

<Vilepechora dołącza do grupy> Morehouse: Ktoś


<LordDrek dołącza do grupy> ją dźgnął wczoraj
na cmentarzu H. Blaya
LordDrek: słyszeliście? też. On jest w szpitalu
Dżdżownica28: tak w stanie krytycznym.

Diablo1: tak >

LordDrek: kurwa >

LordDrek: zajebista tragedia >


Narcyzka: Morehouse,
jeśli to żart, to nie jest
śmieszny

Vilepechora: wiem, kogo Morehouse: myślisz,


obstawiam że żartowałbym na taki
temat?
Diablo1: ?
LordDrek: K** N**** >
>
Vilepechora: właśnie
>
Vilepechora: jebnięta suka
LordDrek: Zawsze uważałem >
że to niedoszła Jodi Arias >
<Anomia dołącza do grupy> >
>
Anomia: kurwa Morehouse: jesteś
tu jeszcze?
>
Narcyzka: tak
Anomia: widzieliście?
>

Dżdżownica28: tak Narcyzka: właśnie <Otwiera się nowa grupa>


to wygooglowałam >
<Sercella dołącza do grupy> <13 lutego 2015, 17.47>
> Narcyzka: chyba <Sercella zaprasza LordaDreka
zwymiotuję
i Vilepechorę>
Anomia: kurwa
Morehouse: co oni kurwa Sercella: Drek, porozmawiaj
> robili na tym cmentarzu?
ze mną
Anomia: zatkało was wszystkich Morehouse: ponoć
>
czy co? ze sobą nie rozmawiali
Diablo1: nie, tylko jesteśmy >
Narcyzka: kto ci to
w szoku powiedział? Sercella: Pech, jesteś tu?
Dżdżownica28: nie mogę przestać Morehouse: Anomia
płakać

> Narcyzka:Morsiu, muszę LordDrek dołącza do grupy>


ci o czymś napisać
Dżdżownica28: na Twitterze piszą, <Vilepechora dołącza
że to wina fanów < do grupy>
Diablo1: jak to? LordDrek: jak leci, słonko?
>
>

Dżdżownica28: myślą, że mógł Morehouse: o czym? Sercella: wiecie, co się stało?


to zrobić jakiś fan >
Narcyzka: LordDrek LordDrek: no
> i Vilepechora uważali,
Vilepechora: qurwa coś
że Ledwell była Anomią
> strasznego
Morehouse: wtf?
> >
Narcyzka: zebrali jakąś
> teczkę pełną dowodów >
Diablo1: może to przypadek Morehouse: kiedy to było? Sercella: tak się boję
Narcyzka: parę tygodni LordDrek: ?
temu
Diablo1: jakiś napad rabunkowy Narcyzka: ja w to nie Sercella: Na Twitterze piszą,
albo coś wierzyłam, ale niektórzy że zrobił to Blay
tak
Diablo1: albo ktoś chory Vilepechora: jeśli tak,
psychicznie Narcyzka: a Sercella to przesadził
zaproponowała,
Dżdżownica28: jak można coś LordDrek: w wiadomościach
że zaniesie tę teczkę
takiego mówić mówią, że jest w krytycznym
Blayowi stanie

Dżdżownica28: myślisz , Narcyzka: a Blay w to Sercella: ale to ja


że mogłabym kogoś zabć? uwierzył i właśnie go namówiłam, żeby się z nią
Diablo1: Dżdżownico nie mam dlatego miał się spotkać spotkał LordDrek: no i?
z Ledwell, żeby jej
na myśli człowieka w depresji itp. Sercella: wiedziałam, że mają
powiedzieć, że wie,
<Dżdżownica28 opuszcza grupę> się spotkać na cmentarzu
że to ona jest Anomią
Diablo1: cholera Sercella: napisał mi to
Morehouse: dlaczego
Anomia: lol mi qurwa nie
powiedziałaś?
>

> Narcyzka: zabronili mi bo Sercella: to na pewno jest


podobno byłeś w to w jego telefonie
>
zamieszany LordDrek: no i? masz alibi?
>
Morehouse: napisałaś,
> Sercella: dlaczego tak piszesz?
że w to nie wierzyłaś dlaczego miałabym chcieć ich
> Narcyzka: nie wiedziałam śmierci, na litość boską?
> co o tym myśleć LordDrek: Nigdy nie mówiłem,
> Narcyzka: żałuję, że ci nie że chciałaś. Próbowałem cię
powiedziałam. Wybacz, uspokoić
>
ale te materiały były
> naprawdę przekonujące,
> podobnie jak Drek i Pech

>
>

Anomia: mamy teraz olbrzymią > Sercella: Byłam u siostry


frekwencję
>
Diablo1: ty tak serio? > LordDrek: w takim razie nie
Diablo1: w taki dzień obchodzi cię > masz się czym przejmować
frekwencja? Sercella: nie mam
>
Anomia: Po prostu stwierdzam Sercella: wiem
>
fakt, nic więcej
> >
<Diablo1 opuszcza grupę>
Sercella: Anomia jest na grupie
>
moderatorów
>

> Narcyzka: Przepraszam, LordDrek: No, widzę


ale nie wiem, kim jesteś,
> Vilepechora: cholera
prawda?
> LordDrek: naprawdę
Narcyzka: nie chcesz myśleliśmy, że to Ledwell
Anomia: Sercella, dlaczego się nie nawet przesłać mi zdjęcia
odzywasz? LordDrek: przysięgam, tak
> myśleliśmy

> > Narcyzka: Morehouse, Sercella: myślicie,


porozmawiaj ze mną że powinnam porozmawiać
>
Morehouse: mógłbym z policją i wyjaśnić, dlaczego
> się spotkali? LordDrek: to
ci powiedzieć, że to nie
> zależy od ciebie
jest Ledwell
> Vilepechora: chyba lepiej im o
Narcyzka: mówiłeś,
tym powiedzieć, zanim
> że nigdy nie widziałeś się
z Anomią twarzą w twarz po ciebie przyjdą
>
LordDrek: no, jeśli miał cię
Morehouse: nie muszę się
> w telefonie i ci powiedział,
z nim widzieć twarzą
> że spotkają się na cmentarzu,
w twarz, żeby dokładnie
wiedzieć, kim on jest. gliny będą chciały się z tobą
> zobaczyć
Wiem od początku,
> gadaliśmy na FaceTimie Sercella: no
> Narcyzka: Sram tu ze
> strachu
Morehouse: dlaczego?

> Narcyzka: zgadłam, gdzie Sercella: lepiej pójdę


> Blay zamierza się spotkać i zastanowię się, co robić
z Ledwell. Powiedziałam
Sercella: wybacz Anomia LordDrek: jasna sprawa
reszcie, że to oczywiste.
po prostu próbuję to ogarnąć LordDrek: trzymaj się xxx
Morehouse: no i?
> Sercella: xxx
Narcyzka: no i Sercella
> <Sercella opuszcza grupę>
myślała, że zamierzam
Sercella: jestem jakby się tam pojawić, żeby Vilepechora: lololololol
zdruzgotana zdobyć autograf albo coś
>

Sercella: nie mogę tu teraz być Narcyzka: Morehouse, LordDrek: głupia jebana
wybacz wiem, że jesteś zły, ale femoidka
rozmawiaj ze mną
<Sercella opuszcza grupę> LordDrek: chodź na grupę
Morehouse: martwisz się, moderatorów, zrobimy jeszcze
LordDrek: kurwa, okropna
że będziesz podejrzana? większą zadymę
wiadomość
> >
Vilepechora: no, to prawda
LordDrek: mamy teraz mega Narcyzka: żałuję,
że powiedziałam, że się
frekwencję
domyślam, gdzie się
spotkają

> Morehouse: ale przecież >


mieszkasz ze sześćset
Anomia: wiem >
kilometrów od cmentarza
> Highgate >
Vilepechora: to zrozumiałe Narcyzka: skąd wiesz,
Vilepechora: ludzie chcą się gdzie mieszkam?
połączyć >
> Morehouse: nie wiem, tak
Anomia: Wrócił Sercek292, tylko napisałem
myślałem że zablokowaliśmy tego >
kutasa Narcyzka: po porostu
myślałam, że to oczywiste

LordDrek: Pójdę go wykopać > LordDrek: założę się o pięć


stów, że Narcyzka właśnie
Vilepechora: jaką masz hipotezę, Narcyzka: 600 mówi Morehouse'owi o naszej
Narcyzka? kilometrów to nie figura teczce
Vilepechora: pocieszacie się teraz retoryczna >
z Morehouse'em na innej grupie? Morehouse: Po prostu
Vilepechora: hahahaha
chodziło mi o to, że raczej
nie znasz Londynu >

Morehouse: więc >


założyłem, że tu nie >
mieszkasz
>
>
>

LordDrek: kurde, naszą frekwencję Narcyzka: więc rzuciłeś >


wyjebało w kosmos te 600 kilometrów >
na chybił trafił
>
Narcyzka: Nigdy nie
rozmawialiśmy >
o Londynie >
Morehouse: wspomniałaś >
mi, że nigdy nie byłaś
>
na tym cmentarzu
Narcyzka: nie byłam, ale >
założę się, że mnóstwo >
londyńczyków też >

Vilepechora: jak tak dalej pójdzie, Narcyzka: wiesz, kim >


to będzie nasz rekordowy wieczór jestem >
> Morehouse: nie wiem, >
> skąd miałbym wiedzieć?
>
> Narcyzka: przesłałam
ci zdjęcia >
>
Morehouse: tak, ale to nie >
> znaczy, że wiem, kim >
jesteś >
>
>
>
>
>
>
>
>
>

Morehouse: Anomia, powinniśmy Narcyzka: więc tobie >


zamknąć grę na kilka dni wolno mnie >
cyberstalkować, ale ja nie
mogę nawet wiedzieć, jak LordDrek: idź sprawdzić, co się
wyglądasz? dzieje w Kręgu Libanu

Morehouse: nie Vilepechora: po co?


cyberstalkowałem cię LordDrek: po prostu idź
Narcyzka: nie wierzę ci i zobacz, qurwa boki zrywać

<Narcyzka opuszcza >


grupę> >
<Morehouse opuszcza >
grupę>
>
<Grupa prywatna została
zamknięta>

Morehouse: na znak szacunku >


Anomia: w życiu, kurwa >
Anomia: właśnie teraz Vilepechora:
powinniśmy dopilnować, żeby hahahahahahahaha
wszyscy zobaczyli, że fani chcą Gry LordDrek: qurwa coś pięknego,
Dreka.
nie?
Anomia: manifestacja siły >
Morehouse: co z tobą, do diabła? >
>
>
Morehouse: Ledwell nie żyje, >
a Blay jest umierający
>
Morehouse: gównianie
>
wyglądamy, ignorując to co się
stało i nie zamykając gry >

Anomia: gdyby kiedykolwiek była >


zaangażowana w tę grę albo >
ją pochwalała, zamknąłbym nas
>
na parę dni
>
>
>

Anomia: ale ona jej qurwa >


nienawidziła, więc będziemy
>
otwarci
>
LordDrek: no, fani się tu nawzajem
pocieszają, Morehouse >

Vilepechora: pewnie, że tak, walą >


do nas, żeby ją opłakiwać
Morehouse: jak cholera

Morehouse:zajrzyj do Kręgu Vilepechora: hahaha,


Libanu Morehouse zauważył
LordDrek: a co, co się tam dzieje? >
Morehouse: urządzili tam jebaną >
imprezę Morehouse: świętują jej >
śmierć
>
Vilepechora: nie wydaje mi się,
buaa >

Morehouse: właśnie że tak >

Morehouse: i chyba wam 3 też nie >


jest jakoś cholernie smutno >
<Morehouse opuszcza grupę> >
>
>
>
>

Anomia: no to spierdalaj brązowy LordDrek: czekaj czy


karzełku Morehouse jest <?
LordDrek: lol Vilepechora: na to wygląda
Vilepechora: lol LordDrek: warto wiedzieć
Vilepechora: chcesz dołączyć
>
do imprezy?
Anomia: więc który z was dźgnął
LordDrek: e, nie
Blaya a który Ledwell?
Vilepechora: myśleliśmy że to ty LordDrek: powinniśmy
pogadać z chłopakami
załatwiłeś ich oboje, buaa
Anomia: bo tak Vilepechora: ZAŁATWILIŚMY
SOBIE ROZWAŁKĘ BUAA!!
Anomia: tylko sprawdzam ;)
12
Powinnam była wiedzieć,
Przewidzieć szelmostwo!

Elizabeth Barrett Browning


Aurora Leigh

Zebranie w agencji skończyło się ponad godzinę temu. Na Denmark Street


wciąż lało. Niebo za oknami miało ciemny burzowy kolor, a widoczne
na szybach odbicia Strike'a i Robin, jedynych osób, które zostały w biurze,
wyglądały upiornie.
Pat zwlekała z wyjściem o zwykłej porze – nie dlatego, żeby jakoś szczególnie
chciała poznać funkcjonariusza Wydziału Kryminalnego, który oznajmił
Robin, że zaraz się u niej zjawi, lecz dlatego, że chyba uznała, iż Strike nie
okazuje wspólniczce wystarczającej troski.
– Dalej blado wygląda – oznajmiła mu, gdy wyszedł z gabinetu, gdzie, jak
słyszała Robin, odwołał kolację, na którą był z kimś umówiony. – Powinna się
napić brandy. Pójdę kupić.
– Nie chcę rozmawiać z policją, zionąc gorzałą, Pat – powiedziała Robin,
zanim Strike zdążył odpowiedzieć – i wyglądam koszmarnie wyłącznie
z powodu oświetlenia. Nic mi nie jest. Idź do domu i korzystaj z weekendu!
Pat wzięła zatem parasolkę i torebkę z kołka obok przeszklonych drzwi
i wyszła, rzuciwszy Robin ostatnie sceptyczne spojrzenie.
– Co ci nie pasuje w tutejszym oświetleniu? – spytał Strike, gdy drzwi się
zamknęły.
– Wszyscy wyglądają w nim jak anemicy – powiedziała Robin. – Nie musiałeś
odwoływać kolacji. Mogę sama spotkać się z policją.
– Wolę zostać – odrzekł Strike. – Chcesz jeszcze herbaty?
– Chętnie się napiję – powiedziała Robin. – Dzięki.
Cieszyła się, że nie wyszedł. Była bardziej wstrząśnięta, niż to okazywała.
Potrzebując jakiegoś zajęcia, złożyła plastikowe krzesło, na którym siedziała
podczas zebrania, schowała je i usiadła w znacznie wygodniejszym fotelu
obrotowym za biurkiem Pat.
– Posłodziłem – oznajmił Strike, stawiając przed nią kubek.
– Na litość boską, nic mi nie jest – powiedziała Robin, teraz już lekko
poirytowana. – Gdybym załamywała się za każdym razem, kiedy w Londynie
kogoś zadźgają, spędziłabym pół życia nieprzytomna.
Strike usiadł na kanapie obitej sztuczną skórą ze swoim kubkiem herbaty
i powiedział:
– To, że zabito Ledwell, nie miało nic wspólnego z twoją odmową przyjęcia
jej sprawy. Wiesz o tym, prawda?
– Tak. – Robin upiła łyk herbaty, żeby nie spojrzeć mu w oczy. – Pewnie,
że wiem.
– I nawet gdyby zadźgał ją ten troll, którego próbowała zdemaskować –
ciągnął Strike – co, dodajmy, jest nader mało prawdopodobne... ale gdyby
nawet ten troll był zabójcą, w tak krótkim czasie na pewno nie udałoby się nam
go zidentyfikować.
– Wiem – powtórzyła Robin – ale... ale Edie Ledwell mogłaby się czuć trochę
lepiej w ostatnich kilku tygodniach życia, gdyby myślała, że coś zrobiła, by...
Och, do diabła... – powiedziała ze złością, odwracając się od Strike'a, żeby
wytrzeć oczy rękawem.
Wyrazisty obraz Edie Ledwell wtargnął do jej umysłu: rozmazany eyeliner
i wytatuowana ręka z obgryzionymi paznokciami, ściskająca na kolanach
drogą i poplamioną atramentem torebkę. Deszcz bębnił w okna. Robin
naprawdę chciała, żeby funkcjonariusz Wydziału Kryminalnego się pośpieszył.
Chciała się dowiedzieć, co dokładnie się wydarzyło.
Zadzwonił domofon. Zanim Robin zerwała się z miejsca, Strike już się
podźwignął z kanapy. Gdy wcisnął przycisk, pozbawiony ciała głos powiedział:
– Nadkomisarz Ryan Murphy do Robin Ellacott.
– Świetnie, proszę wejść. – Strike otworzył drzwi do budynku.
Wyszedł na klatkę i spojrzał w dół na metalowe schody. Wspinały się po nich
dwie osoby zmierzające do ich agencji. Wysokiemu mężczyźnie towarzyszyła
drobna kobieta z kruczoczarnymi włosami. Obydwoje byli po cywilnemu.
– Ryan Murphy – przedstawił się białoskóry funkcjonariusz, człowiek
o przyjemnej aparycji i jasnobrązowych falujących włosach.
– Cormoran Strike – powiedział detektyw, ściskając mu rękę.
– To jest Angela Darwish.
Czarnowłosa kobieta skinęła bez słowa Strike'owi, gdy razem wchodzili
do agencji, gdzie Robin stała już obok biurka Pat, gotowa powitać przybyłych
uściskiem dłoni. Strike znowu wyjął z szafki składane krzesła. Kiedy już
wszyscy usiedli, a propozycja herbaty lub kawy została odrzucona, Ryan
Murphy poprosił Robin, by opowiedziała przebieg rozmowy z Edie Ledwell.
Strike słuchał w milczeniu relacji Robin, pijąc herbatę. Czuł pewną dumę
z jej spostrzegawczości oraz metodycznego sposobu, w jaki przedstawiała
funkcjonariuszom to krótkie spotkanie. Murphy robił notatki i od czasu
do czasu rzucał jakieś pytanie. Darwish, która według Strike'a wyglądała
na ponad czterdzieści lat, obserwowała Robin, marszcząc lekko brwi.
– Jak się pisze Anomia? – spytał Murphy, gdy Robin pierwszy raz
wspomniała o tym nicku. Przeliterowała mu.
– To jakieś nawiązanie do „anonimowości” czy...?
Strike, który nie słyszał wcześniej nicka internetowego prześladowcy
Ledwell, otworzył usta, żeby odpowiedzieć, lecz Darwish była szybsza.
– Anomia – wyjaśniła wysokim, czystym głosem – oznacza brak normalnych
standardów etycznych lub społecznych.
– Naprawdę? – zdziwił się Murphy. – Nie wiedziałem. Proszę mówić dalej –
dodał, zwracając się do Robin. – Wspomniała pani, że Ledwell miała ze sobą
jakąś teczkę. Co w niej było?
– Wydrukowane tweety Anomii opatrzone adnotacjami Ledwell. Nie
przejrzałam wszystkiego – powiedziała Robin. – Właściwie to zostawiła
je przez przypadek.
– Ale już ich pani nie...?
– Nie – powiedziała Robin. – Poprosiłam naszą sekretarkę, żeby zwróciła
je za pośrednictwem agenta Ledwell. Mogę spytać Pat, czy już to zrobiła.
– Ja się tym zajmę – zaproponował Strike. Wyszedł z gabinetu i żeby nie
przeszkadzać w przesłuchaniu, zamknął za sobą drzwi.
– Więc ta Anomia – powiedział Murphy – wiedziała o wielu jej osobistych
sprawach?
– Tak – potwierdziła Robin. – Przejrzałam plik, zanim przekazałam go Pat.
Ten ktoś wiedział, że Ledwell dostała pieniądze od krewnego, że próbowała
popełnić samobójstwo i do jakiego szpitala później trafiła.
Wypowiadając słowo „samobójstwo”, Robin zauważyła, że Darwish zerknęła
na Murphy'ego, po czym szybko odwróciła wzrok. On nawet nie mrugnął i cały
czas wpatrywał się w Robin, która mówiła dalej.
– Poza tym Anomia znała tożsamość dziewczyny, którą inspirowała się
Ledwell, tworząc jedną z postać kreskówki. To dlatego Edie myślała, że wie,
kim jest Anomia.
– I któż to jej zdaniem był? – spytał Murphy.
– Niejaki Seb Montgomery.
Wypowiadając to imię i nazwisko, Robin odniosła wrażenie, że zauważyła
ledwie dostrzegalne oklapnięcie ramion i zmarkotnienie twarzy Murphy'ego
i Darwish. Miała poczucie, że ich rozczarowała.
– Podała jakieś szczegóły na temat tego Montgomery'ego? – spytał Murphy.
– Tak, to animator albo artysta, który pomagał jej i Blayowi, gdy zaczynali
tworzyć Serce jak smoła – powiedziała Robin. – Chyba wspomniała,
że Montgomery chodził z Blayem do szkoły. Po kilku odcinkach przestali
go potrzebować i zdaniem Ledwell miał żal, że go odsunęli, gdy kreskówka
zaczęła zdobywać dużą popularność.
Drzwi się otworzyły i wrócił Strike.
– Miałaś rację – powiedział do Robin. – Pat odesłała teczkę agentowi Ledwell.
Facet nazywa się Allan Yeoman. Prowadzi na West Endzie agencję artystyczną
AYCA.
– Świetnie, dzięki – powiedział Murphy, robiąc kolejną notatkę, gdy Strike
ze stęknięciem opadł z powrotem na kanapę.
– Czy Ledwell typowała jeszcze kogoś? – spytał Murphy.
– Nie – powiedziała Robin. – Tylko Montgomery'ego.
– Jak by pani oceniła stan, w którym była podczas spotkania?
– Była wyczerpana nerwowo – powiedziała Robin. – Wyglądała, jakby w ogóle
o siebie nie dbała. Obgryzione paznokcie, pogniecione ubranie... buty
wymagające wymiany obcasów...
– Zauważyła pani, że jej buty wymagały wymiany obcasów? – spytał Murphy.
Górną wargę miał grubszą od dolnej, co dodawało odrobinę słodyczy jego poza
tym kanciastej twarzy. Miał orzechowe oczy, które jednak nie wyróżniały się
tak bardzo jak bursztynowe oczy Edie Ledwell.
– Tak. Była... cała złożona z dziwacznych kontrastów. Bardzo droga torebka
i drogi płaszcz, ale poza tym jakby w rozsypce. Na dodatek miała na szyi
siniaka w kształcie palca.
– Siniaka?
– Tak... Początkowo myślałam, że to brud, ale z bliska zobaczyłam, że nie.
Spytałam, co się jej stało, a ona powiedziała, że na coś wpadła, że jest niezdarą.
Ale to był ślad palca, dokładnie widziałam zarys kciuka. Wspomniała
o chłopaku, ale nie powiedziała, jak on się nazywa. Odniosłam wrażenie,
że razem mieszkają.
– Tak, mieszkali – potwierdził Murphy. – On jest nauczycielem. Dała pani
jakikolwiek powód do przypuszczenia, że próbowała odejść z tego związku?
Wspominała o przemocy domowej?
– Nie – powiedziała Robin. – Wydawała się całkowicie skupiona na Anomii
i na tym, że według Blaya sama za tym wszystkim stała, ale wcale bym się nie
zdziwiła, gdyby miała jeszcze inne problemy osobiste. Wydawała się... Ujmę
to tak: gdybym zobaczyła w wiadomościach, że popełniła samobójstwo, nie
zaskoczyłoby mnie to tak bardzo jak to, że została zamordowana. Ale nie
ma wątpliwości, że zrobił to ktoś inny, prawda?
– Żadnych – odparł Murphy.
– W kwestii obrażeń Blaya też? – spytał Strike.
– Tak, ale... na pewno państwo rozumiecie...
– Oczywiście. – Strike uspokajająco podniósł rękę. Warto było spróbować.
– A wysuwane przez Blaya oskarżenie, że to ona jest Anomią – powiedział
Murphy. – Nie wie pani przypadkiem, co go skłoniło do takiego wniosku?
– Z tego, co pamiętam – Robin wpatrywała się w biurko, usiłując sobie
przypomnieć dokładne słowa Ledwell – mówił, że gdzieś to słyszał, ale nie
chciał jej zdradzić gdzie. Kilka razy rozmawiali przez telefon. On powtarzał
to oskarżenie, a ona zaprzeczała. Ale podczas ostatniej rozmowy oznajmił,
że ma teczkę z dowodami świadczącymi o tym, że to ona jest Anomią.
– Teczkę? – spytał Murphy. – W sensie dosłownym?
– Nie jestem pewna, ale ona chyba tak myślała – odrzekła Robin. – Spytała go,
co jest w środku, ale tego też nie chciał jej powiedzieć.
– Okej, zdecydowanie należy się temu przyjrzeć – powiedział Murphy,
patrząc na Darwish, która kiwnęła głową. – Tej teczce i samej Anomii.
Porozmawiamy też z Sebem Montgomerym. Pewnie pani nie wie, gdzie
on aktualnie pracuje? – spytał, zwracając się do Robin.
– Nie – odpowiedziała. – Przykro mi. Nie mogliśmy przyjąć tej sprawy, więc
nie pytałam o szczegóły.
– Żaden problem. Nie powinniśmy mieć kłopotu z namierzeniem go, skoro
pomagał im animować kreskówkę.
Darwish, która nie odzywała się, odkąd podała definicję anomii,
odchrząknęła.
– Jeszcze tylko parę spraw – powiedziała do Robin, pierwszy raz zdejmując
zatyczkę swojego długopisu i otwierając notes. – Czy Ledwell wspomniała,
że Anomia atakuje ją z powodu jej przekonań politycznych?
– Nie – powiedziała Robin – w ogóle nie mówiła o polityce. Wszystkie te ataki
miały podłoże osobiste: twierdzenie, że pracowała jako prostytutka,
zamieszczenie zdjęcia jej mieszkania. Poza tym ten ktoś dzielił się
prawdziwymi prywatnymi informacjami na jej temat.
Darwish zrobiła krótką notatkę, po czym podniosła głowę i spytała:
– I jest pani zupełnie pewna, że nie wspominała o żadnym innym
potencjalnym prześladowcy?
– Jestem pewna, że nie – powiedziała Robin.
– Nie wspomniała przypadkiem o aktorze, który podkładał kiedyś głos
Dreka, jednej z jej postaci?
– Nie – odrzekła Robin, marszcząc brwi – ale mówiła coś o tej postaci: bardzo
żałowała, że ją stworzyli. Nie powiedziała dlaczego, chyba że chodziło o to,
że w kreskówce Drek zmusza inne postaci do grania w grę. Być może chodziło
jej o to, że gdyby nie było Dreka, nigdy nie powstałaby gra Anomii.
– Oglądała pani tę kreskówkę, prawda? – spytał ją Murphy.
– Tylko króciutki fragment – powiedziała Robin. – Jest...
– Porąbana?
Robin zmusiła się do uśmiechu i potwierdziła.
– Tak. Trochę.
Darwish, która tymczasem zrobiła następną krótką notatkę, zamknęła notes,
a potem rzuciła nadkomisarzowi Murphy'emu spojrzenie wyraźnie mówiące:
„Mam już wszystko, czego potrzebuję”.
– No dobrze, cóż, bardzo nam pani pomogła – powiedział Murphy, gdy
policjanci wstali. – Podam pani swój numer, w razie gdyby coś się pani jeszcze
przypomniało.
Dał jej wizytówkę. Jego olbrzymia dłoń była ciepła i sucha, gdy żegnał się
z Robin uściskiem ręki. Dorównywał wzrostem Strike'owi, lecz był od niego
szczuplejszy.
Strike odprowadził gości do drzwi. Gdy wrócił, Robin wkładała wizytówkę
Murphy'ego do torebki.
– Wszystko w porządku? – spytał, zamykając przeszklone drzwi przy
odgłosie cichnących kroków.
– Tak – zapewniła Robin, mając wrażenie, że robi to enty raz. Zaniosła resztę
słodkiej herbaty do zlewu i umyła kubek.
– Coś się kroi – powiedział Strike, gdy trzaśnięcie drzwi do budynku
wywołało echo na klatce schodowej.
Robin odwróciła się, żeby na niego spojrzeć. Właśnie zdjął płaszcz z kołka
obok drzwi. Deszcz wciąż bębnił w okna.
– Co masz na myśli? – spytała.
– To pytanie o przekonania polityczne.
– No wiesz... ludzie bez przerwy kłócą się na Twitterze o politykę.
– No – przyznał Strike, który trzymał komórkę w prawej ręce – ale kiedy
Murphy pytał cię o opinię na temat kreskówki, poszukałem w Internecie
aktora, który podkładał głos Dreka.
– I?
– Został zwolniony z powodu czegoś, co wiele osób uważało za skrajnie
prawicowe przekonania polityczne. Twierdził, że to satyra, ale Ledwell i Blay
nie chcieli o tym słyszeć i go wyrzucili.
– Aha – powiedziała Robin.
Strike podrapał się po brodzie, nie odrywając wzroku od przeszklonych
drzwi.
– Nie wiem, czy zauważyłaś, ale nie powiedzieli nam, czym się zajmuje
ta Angela Darwish. Ona nie zostawiła wizytówki.
– Założyłam, że też jest z Wydziału Kryminalnego.
– Możliwe.
– A kim mogłaby być?
– Zastanawiam się – powiedział powoli Strike – czy nie ma czegoś wspólnego
z antyterroryzmem... Może jest z MI5.
Robin wpatrywała się w Strike'a, dopóki nie poczuła, że ciepła woda z kubka,
który wciąż trzymała w ręce, kapie jej na stopę. Odłożyła go na suszarkę.
– Z MI5?
– Tak tylko pomyślałem.
– Dlaczego jakiś terrorysta miałby się uwziąć na parę animato...?
Zamilkła, a Strike uniósł brwi. Przestrzeń między nimi jakby wypełniła się
słabym echem kul rozdzierających redakcję paryskiego wydawnictwa.
– Ale „Charlie Hebdo”... to zupełnie inna sprawa. Serce jak smoła nie jest
kreskówką polityczną, nie było tam nic o religii...
– Nie – przyznał Strike. – Chyba masz rację. Gotowa? Pójdę z tobą kawałek,
idę po coś do jedzenia.
Gdyby Robin nie była zajęta zastanawianiem się, dlaczego napaść na dwoje
animatorów mogłaby interesować MI5, pewnie zadałaby sobie pytanie, po co
Strike zabiera plecak, idąc do Chinatown po jedzenie na wynos, ale była tak
zaabsorbowana, że kłamstwo uszło mu płazem.
13
Gdy jednak przyjaciele są w rozpaczy,
Śmiać się, weselić trzeba raczej [...].

Joanna Baillie
A Mother to her Waking Infant
Madeline i jej syn Henry mieszkali na Pimlico przy Eccleston Square w domu
przerobionym ze stajni. Ojciec Henry'ego wprowadził się kilka ulic dalej razem
z żoną i trojgiem dzieci. Świadomie postanowili z Madeline osiedlić się w tej
samej okolicy, by ich syn mógł swobodnie kursować między oboma domami.
Wszystko wskazywało na to, że Henry jest w dobrych stosunkach z macochą i z
przyrodnim rodzeństwem. Strike'owi, który dorastał w atmosferze chaosu i
braku poczucia bezpieczeństwa, to wszystko wydawało się bardzo dojrzałe
i cywilizowane.
Pokonywał pieszo krótki odcinek z dworca Victoria, postawiwszy kołnierz
dla ochrony przed nieustającym deszczem, i palił. To była ostatnia okazja,
ponieważ Madeline nie paliła papierosów i wolała, by jej nieskazitelny dom
pozostał wolny od ich zapachu. Subtelne przekalibrowanie, które musiał
przeprowadzić, idąc po pracy na randkę z Madeline, okazało się tego wieczoru
trudniejsze niż zwykle. Jednym z powodów, dla których nie przeszkadzały
mu ciągłe spóźnienia Madeline, było to, że miał dzięki nim więcej czasu,
by zebrać siły przed jej wiecznym podekscytowaniem na początku spotkania.
Tym razem jednak pozostawał myślami przy Robin i dziwnie wyrazistym
obrazie, jaki odmalowała w rozmowie z policją, przedstawiającym nieżyjącą już
animatorkę z posiniaczoną szyją i w starych butach. Jeśli miał być ze sobą
szczery, wola-łby zostać w agencji i spekulować z Robin na temat tego
zabójstwa, jedząc chińszczyznę na wynos, zamiast zmierzać w stronę domu
Madeline.
Lepiej było zatem nie być ze sobą szczerym.
Nazajutrz wypadały walentynki. Strike zamówił efektowny bukiet orchidei,
który polecił dostarczyć rano do domu Madeline, i niósł w plecaku kupioną dla
niej kartkę. Takie rzeczy robi się dla kobiety, z którą się sypia, jeśli chce się z nią
sypiać dalej, a Strike'owi – z powodów zarówno oczywistych, jak i tych ledwie
uświadomionych – zależało na tym, by dalej sypiać z Madeline.
Dźwięk dzwonka naciśniętego przez Strike'a wywołał gwałtowny tupot
nastoletnich stóp na schodach i drzwi otworzył Henry. Był ładnym chłopakiem
o rudozłotych włosach odziedziczonych po Madeline, tak długich
i opadających, jak tylko pozwalała Westminster School. Strike'owi
przypomniało się, jak to jest być chłopakiem w tym wieku: upokorzenie
związane z zaognionymi pryszczami wykwitającymi na niczym niezarośniętej
brodzie, niemożność znalezienia spodni o dostatecznie długich nogawkach
i zarazem dostatecznie wąskich w pasie (akurat ten problem już od dawna
Strike'a nie dotyczył), poczucie niezdarności, braku koordynacji oraz mnóstwo
przeróżnych rozpaczliwych i niespełnionych pragnień, które nastoletni Strike
częściowo sublimował na ringu bokserskim.
– Dobry wieczór – powiedział.
– Cześć – odrzekł bez uśmiechu Henry, po czym natychmiast się odwrócił,
by pobiec z powrotem na górę. Strike przypuszczał, że raczej kazano
mu otworzyć drzwi, niż zrobił to z własnej inicjatywy.
Detektyw wszedł do środka, wytarł buty, zdjął płaszcz i powiesił go obok
drzwi wejściowych, po czym ruszył na górę o wiele wolniej niż Henry, gdyż
musiał skorzystać z poręczy. Dotarłszy do salonu urządzonego na otwartym
planie, zastał Madeline siedzącą na kanapie z ołówkiem w ręku i głową
pochyloną nad kolekcją kamieni szlachetnych rozłożonych na dużym kawałku
białego papieru, którym przykryto stolik do kawy. Obok papieru stała
opróżniona do połowy butelka wina, a widoczny przed Madeline kieliszek był
pełny.
– Wybacz, skarbie, nie masz nic przeciwko temu, żebym to dokończyła? –
spytała z obawą.
– Jasne, że nie – odparł Strike, kładąc plecak na skórzanym fotelu.
– Bardzo cię przepraszam – powiedziała, marszcząc brwi i patrząc
na projekt, nad którym pracowała. – Właśnie wpadłam na pewien pomysł i chcę
to pociągnąć, zanim mi ucieknie. Henry poda ci coś do picia... Hen, przynieś
coś Cormoranowi... Hen! – ryknęła, ponieważ, Henry założył przed chwilą
słuchawki i siedział odwrócony tyłem przy biurku w kącie, na którym
umieszczono olbrzymi komputer stacjonarny.
– Co?
– Podaj... Cormoranowi... coś... do... picia!
Henry z trudem powstrzymał się od rzucenia słuchawkami. Strike
zaproponowałby, że sam pójdzie po coś do picia, ale uznał, że z perspektywy
nastolatka mogłoby to wyglądać na zbytnie zadomowienie się.
– Co chcesz? – mruknął Henry do detektywa, przechodząc obok niego.
– Piwo byłoby super.
Henry ruszył w stronę kuchni, a grzywka opadła mu na oczy. Chcąc dać
Madeline spokój i trochę przestrzeni, Strike poszedł za jej synem.
Prawie wszystko w domu było białe: białe ściany, biały sufit, biały dywan
w sypialni Madeline, wszędzie indziej gołe podłogi, a poza tym niemal
wszystkie elementy wystroju srebrzyście szare. Madeline powiedziała
Strike'owi, że po wielu godzinach wpatrywania się w jaskrawe kamienie
szlachetne w pracowni albo po nadzorowaniu działalności jej eklektycznie
urządzonego salonu przy Bond Street odprężają ją wieczory w niezmąconej,
monochromatycznej przestrzeni. Powiedziała mu, że styl jej domu na wsi jest
znacznie żywszy i bardziej kolorowy; dodała, że powinni się tam wybrać
w któryś weekend, a Strike – działając w duchu dawania związkowi szansy –
zgodził się tam pojechać.
Zanim Strike dotarł do minimalistycznie urządzonej kuchni, Henry zdążył
otworzyć ogromną lodówkozamrażarkę Smeg.
– Heineken albo peroni.
– Proszę heinekena – powiedział Strike. – Henry, mogę cię o coś spytać?
– O co? – W głosie Henry'ego zabrzmiała podejrzliwa nuta. Chłopak był
o trzydzieści centymetrów niższy od detektywa i wyglądało na to, że czuje się
urażony, gdy musi podnosić głowę, by na niego spojrzeć.
– Twoja mama wspomniała, że oglądałeś kiedyś Serce jak smoła.
– No – powiedział Henry, wciąż z pewną podejrzliwością, gdy wysuwał
szuflady, szukając otwieracza do butelek.
– Nigdy tego nie widziałem. O czym to jest?
– Bo ja wiem. – Henry z rozdrażnieniem wzruszył lekko ramionami. – O tym,
co się dzieje na cmentarzu po zmroku.
Otworzył i zamknął kolejną szufladę, a potem, ku lekkiemu zaskoczeniu
Strike'a, z własnej inicjatywy udzielił więcej informacji.
– Zepsuła się. Dawniej była fajniejsza. Sprzedali się.
– Kto taki?
– Jej twórcy.
– Tych dwoje, których wczoraj napadł nożownik?
– Co? – spytał ze zdziwieniem Henry, odwracając się do Strike'a.
– Wczoraj po południu ktoś napadł na twórców tej kreskówki na cmentarzu
Highgate. Policja właśnie opublikowała ich nazwiska.
– Na Ledwell i Blaya? – upewnił się Henry. – Ktoś ich napadł na cmentarzu
Highgate?
– No – potwierdził Strike. – Ona zginęła. On jest w stanie krytycznym.
– Kurwa – powiedział Henry, po czym się zreflektował. – To znaczy...
– Nie – uspokoił go Strike. – Kurwa to chyba właściwa reakcja.
Po twarzy Henry'ego przemknęło coś zbliżonego do uśmiechu. Znalazł
otwieracz.
– Chcesz szklankę? – spytał, uporawszy się z kapslem.
– Mogę pić z butelki – powiedział Strike.
– Prowadzisz śledztwo w tej sprawie? – spytał Henry, patrząc z ukosa
na Strike'a.
– W sprawie tej napaści? Nie.
– Kogo podejrzewają?
– Chyba na razie nikogo. – Strike pociągnął łyk piwa. – W kreskówce jest
postać, która nazywa się Drek, prawda?
– No – potwierdził Henry. – Właśnie dlatego wszystko się popsuło.
Oglądałem to ze względu na niego. Kiedyś był naprawdę zabawny... Ona
poważnie nie żyje? Ledwell.
Strike oparł się pokusie, by odpowiedzieć: „Nie poważnie. Tylko trochę”.
– No. Nie żyje.
– Rany – zdziwił się Henry. Wydawał się raczej zaskoczony niż smutny.
Strike przypomniał sobie, jak to było, kiedy miał szesnaście lat: śmierć,
pomijając śmierć najbliższych, była dla niego odległą i prawie niepojętą
abstrakcją.
– Słyszałem, że zwolnili aktora, który grał Dreka – powiedział Strike.
– No – potaknął Henry. – Kiedy wywalili Wally'ego, wszystko zeszło na psy.
Zrobiło się za bardzo poprawne politycznie.
– Jak Wally ma na nazwisko?
– Cardew – odrzekł Henry, znów z lekką podejrzliwością. – A co?
– Nie wiesz przypadkiem, czy udało mu się znaleźć inną pracę?
– No, jest teraz youtuberem.
– Aha. A co to oznacza? – spytał Strike.
– Co masz na...?
– Co takiego robi na YouTubie?
– Kręci filmiki gamingowe i takie tam – wyjaśnił Henry tonem
porównywalnym do tonu dorosłego, który wyjaśnia dziecku, czym zajmuje się
premier.
– Aha.
– Dziś ma transmisję na żywo – powiedział Henry, spoglądając na zegarek
na piekarniku. – O jedenastej.
Strike spojrzał na swój zegarek.
– Trzeba subskrybować YouTube'a, żeby to obejrzeć?
– Nie. – Henry skrzywił się, zażenowany taką ignorancją.
– No nic, dzięki za piwo. I za informacje.
– Nie ma sprawy – mruknął Henry, wyślizgując się z kuchni.
Strike tam został i opierając się o stolik, patrzył na lodówkę. Wypiwszy
jeszcze trochę lagera, wyjął z kieszeni komórkę, otworzył YouTube'a i poszukał
Wally'ego Cardew.
Szybko zrozumiał pogardę, jaką wywołał u Henry'ego swoją ignorancją:
kanał aktora, który kiedyś podkładał głos Dreka, miał ponad sto tysięcy
subskrybentów. Sącząc heinekena, Strike skrolował powoli zarchiwizowane
filmiki. Na wszystkich miniaturkach obok tytułów widniał Cardew robiący
śmieszne miny: rozpaczliwie trzymał się za gardło, otwierał usta
w histerycznym śmiechu albo krzyczał zwycięsko, unosząc pięść.
Cardew był bardzo podobny do młodego żołnierza, w sprawie którego Strike
prowadził śledztwo, służąc jeszcze w Wydziale do spraw Specjalnych,
niejakiego szeregowego Deana Shawa, który w identyczny sposób łączył
w sobie płowe włosy, rumianą cerę i małe błękitne oczy. Shaw stanął przed
sądem wojennym z powodu czegoś, co jak uparcie twierdził, było
kawałem, który wymknął się spod kontroli, i co doprowadziło do śmiertelnego
postrzelenia szesnastoletniego rekruta. Myśląc ze smutkiem, że osiągnął już
wiek, w którym prawie każda napotykana osoba przypomina mu kogoś, kogo
kiedyś znał, Strike dalej skrolował listę filmików Wally'ego Cardew.
Fryzura youtubera różniła się w zależności od roku powstania nagrania.
Przed trzema laty jasne włosy sięgały mu do ramion, ale obecnie były znacznie
krótsze. Większość jego filmików została opatrzona nagłówkiem Wally Shows
MJ Show. Strike założył, że MJ to wesoły pucołowaty śniady młody mężczyzna
z brodą, który pojawiał się na części zdjęć obok Wally'ego, pełniąc funkcję
pomagiera gwiazdy.
Strike zatrzymał się na filmiku z 2012 roku zatytułowanym Pierdzę jak
smolarz, który obejrzano dziewięćdziesiąt tysięcy razy. Wcisnął play.
Długowłosy Wally pojawił się w towarzystwie krótkowłosego MJ-a. Siedzieli
obok siebie przy biurku, każdy w ogromnym, wyściełanym fotelu obitym skórą.
Ścianę w tle pokrywały plakaty gamingowe.
– No więc cześć wszystkim – zaczął Wally z czystym akcentem londyńskiej
klasy robotniczej, całkiem podobnym do akcentu Madeline. Trzymał coś,
co wyglądało jak papier firmowy. – Chciałem wam wszystkim pokazać,
co dostałem od swoich, hm, niegdysiejszych przyjaciół. To się chyba nazywa
wezwanie do zaprzestania stosowania pewnych praktyk.
– No – potwierdził MJ, kiwając głową.
– MJ udaje, że rozumie, o co chodzi w prawniczych pismach – powiedział
Wally do kamery, a MJ się roześmiał.
– Mój wujek jest prawnikiem, stary!
– Tak? Mój jest, kurwa, ginekologiem, ale nie biorę się do wpychania
paluchów w przypadkowe kobiety.
– Jest ginekologiem? Serio? – spytał MJ, chichocząc.
– Nie, ty debilu, żartuję... No więc tak, w gruncie rzeczy nie wolno mi więcej
używać głosu Dreka, jego powiedzonek ani... – zajrzał do pisma i przeczytał: –
„...żadnych własności intelektualnych Edie Ledwell i Joshuy Blaya, zwanych
dalej twórcami”. No więc... tak. Tak to wygląda.
– Pierdolenie – stwierdził MJ, kręcąc głową.
– Ej – odezwał się Wally, jakby nagle wpadł na pewien pomysł. – Może twój
wujek mógłby mnie reprezentować za darmo?
MJ wydawał się zaskoczony. Wally się roześmiał.
– Żartuję, stary, ale... – znowu spojrzał do kamery – no, więc chyba... nie
będzie już Dreka w moim wykonaniu, buaasy.
– Uważaj! – ostrzegł go MJ.
– Przecież to, kurwa...
– Racja – przyznał trzeźwo MJ. – Pojebane.
– W gruncie rzeczy to ja stworzyłem ten głos, tę postać i w ogóle, ale wygląda
na to, że nie wolno już, kurwa, żartować, nie wolno używać satyry, nie wolno
robić sobie jaj...
Nagle kamera wykonała zoom, ukazując twarz Wally'ego w ekstremalnym
przybliżeniu.
– A MOŻE WOLNO? – zagrzmiał Wally, a jego głos, poddany sztucznej
obróbce, odbił się echem.
Gdy kamera wróciła do poprzedniego ustawienia, obaj mężczyźni
znajdowali się na białym tle. MJ zwiesił głowę, udając, że przysypia. Miał długą
ciemnobrązową perukę, dżinsową koszulę i porwane dżinsy oraz palił coś,
co wyglądało na gigantycznego skręta. Wally przywdział jasnobrązową
potarganą perukę, krzywo umalował usta szminką i oczy eyelinerem, a poza
tym miał na sobie koszulkę z napisem Pierdzę jak smolarz i długą spódnicę
w kwiaty.
– No więc tak... – powiedział piskliwym głosem z akcentem z Essex –
leżeliśmy na cmentarzu... właśnie mnie obmacywałeś... prawda, Josh?
– No... – odezwał się MJ zaspanym głosem.
– Paliliśmy se, no nie?
– No...
– Aż tu nagle cały ten geniusz zaczął się wylewać z mojego mózgu. I tak
stworzyliśmy Pierdzę jak smolarz. Bo wiecie, jak pierdzisz, to jest trochę tak,
jakby odrobina twojego ja usiłowała wydostać się na zewnątrz, więc to taka
metafora, i ta metafora jest jakby piękna i głęboka, no nie?
Wally uniósł jeden pośladek w fotelu i wydał z siebie głośne i najwyraźniej
prawdziwe pierdnięcie. MJ zarechotał, zanim powiedział tym samym
upalonym głosem co wcześniej:
– No, metafora...
– Pomysł z pierdnięciem podsunęła mi moja nieżyjąca mama... miała wielki
problem z...
MJ zwijał się ze śmiechu, nie mogąc nad sobą zapanować.
– Poza tym nie interesuje nas kasa, no nie, Josh?
– Niee...
– Jesteśmy dwoma wolnymi duchami, no nie? Chcemy, żeby cały świat
zaznawał mojego geniuszu za darmo.
– Za darmo... no...
– I dlatego nikomu nie płacimy, no nie, Josh?
MJ bez słowa podsunął Wally'emu skręta.
– Nie, Joshy, kochanie, muszę mieć czysty umysł na negocjacjach
z Netflixem. Ups, czekaj... powiedziałam to na głos? Tak? Cholera. No,
nieważne, dziękujemy wszystkim, mam nadzieję, że oglądacie dalej Pierdzę jak
smolarz.
Wally pierdnął drugi raz.
– Ooch, od razu lepiej. No dobra, chodź tu, mały – powiedział, wstając
i biorąc MJ-a za koszulę – musisz narysować Sercka.
– Muszę sobie golnąć, Ed – jęknął MJ. – Ujarałem się.
– Chodź, ty leniwy draniu, trzeba zarobić trochę forsy. To znaczy zrobić
trochę sztuki. Sztuki dla...
– Co tam oglądasz, do diabła?
Strike zatrzymał filmik i się rozejrzał. W drzwiach kuchni stała Madeline.
– YouTube'a – powiedział.
Uśmiechając się, podeszła do niego boso w jasnoszarym kaszmirowym
swetrze i dżinsach, objęła go za szyję i pocałowała w usta. Smakowała
merlotem.
– Wybacz tamto, musiałam zrobić ten projekt, dopóki jeszcze wyraźnie
go widziałam. Czasem wpada się na jakiś pomysł i po prostu trzeba iść
za ciosem.
– Nie ma sprawy. Miałaś tam trochę całkiem sporych rubinów czy co to
właściwie było...
– Są ze szkła... Nie trzymam w domu prawdziwych kamieni,
to ubezpieczeniowy koszmar. Gdy dopracowuję pomysły, korzystam
z zamienników. Potrzebuję jeszcze jednej lampki wina – dodała, wypuszczając
go, by sięgnąć do ściennego stojaka na wino i zdjąć z niego butelkę. – Miałam
koszmarny dzień. Zapomniałam, że mam udzielić wywiadu jakiejś biżuteryjnej
blogerce, której ledwie stuknęła dwudziestka... Nie chcę uogólniać, ale
niektórzy z nich to naprawdę mali zasrańcy. Pytała tylko, czy wszystko
pozyskuję z etycznych źródeł... kurwa, gdzie się podział korkociąg?...
a ponieważ nie mogłam powiedzieć, że jeżdżę do pieprzonej Kolumbii
i osobiście wyłuskuję każdy szmaragd ze skały, a co drugi kamień oddaję
sierotom czy komu tam jeszcze... To znaczy dokładam wszelkich starań, żeby
kupować etycznie, ale żałuj, że nie słyszałeś, jak mówiła... jak mówiła...
Madeline siłowała się, żeby otworzyć butelkę. Strike odłożył komórkę
do kieszeni i wyciągnął ręce.
– Dzięki... Otwierając poprzednią, zerwałam sobie paznokieć. No, więc
ględziła o krwawych diamentach i...
Niosąc świeżo otwartą butelkę wina i swoje piwo, ruszył za nią z powrotem
przez salon, z którego zniknął Henry, i po chwili Madeline opadła na kanapę,
nie przestając mówić o nielegalnym wydobyciu złota w Ameryce Łacińskiej
oraz o rozmaitych staraniach, jakie podjęła wraz z innymi jubilerami, aby ich
surowców nie pozyskiwano w warunkach wyzysku i przestępstwa. Strike
napełnił jej kieliszek i także usiadł. Miał wrażenie, że Madeline wciąż
usprawiedliwia się przed niewidzialnym interlokutorem. Burczało mu w
brzuchu. Liczył jeśli nie na domowy posiłek, to przynajmniej na to, że Madeline
zaproponuje, by zamówili coś z dowozem.
– Mamo! – zawołał Henry ze szczytu schodów – Idę do taty.
– Kiedy wrócisz...?
Henry jednak już zbiegł po schodach. Usłyszeli trzaśnięcie drzwi.
– Był dla ciebie niemiły? – spytała Madeline, marszcząc brwi. – Jest w podłym
humorze, bo nawalił mu laptop. To dlatego korzysta z mojego komputera.
– Nie, właściwie to był całkiem przystępny – odrzekł Strike.
– Naprawdę? To coś nowego. W sumie to dobrze sobie z nim radzisz. Jim
totalnie namieszał mu w głowie.
Strike sporo się już nasłuchał o tym, jak jej były mąż, aktor, który zostawił
Madeline dla odtwórczyni głównej roli żeńskiej w swoim filmie, zawiódł
zaufanie Henry'ego. Zachował jednak wyraz twarzy wyrażający
zainteresowanie, by wysłuchać kilku kolejnych przykładów. Znowu zaburczało
mu w brzuchu. Gdy Madeline przerwała, by wychylić pół kieliszka wina,
wtrącił z nadzieją, że skieruje jej myśli w stronę jedzenia:
– Przepraszam, że nie byłem na kolacji...
– Och, żaden problem, przecież nie mogę narzekać, że masz jakieś kłopoty
w pracy. Sama mam ich pod dostatkiem. W każdym razie... – przysunęła się
do niego na kanapie i znowu objęła go za szyję – ...możesz mi to teraz
wynagrodzić.
Godzinę później Strike leżał nagi w ciemności białej sypialni Madeline,
całkowicie zaspokojony w jednym sensie, lecz nie aż tak, by zapomniał
o uporczywym głodzie. Przypuszczał, że nie da się zachować tak szczupłej
figury, jaką miała Madeline, bez ograniczania jedzenia, ale dieta oparta
na głodówkach naprawdę nie była w jego stylu, nawet jeśli zrzucenie kilku
kilogramów wyszłoby mu na dobre. Madeline leżała z głową opartą na jego
ramieniu, a jej włosy łaskotały go w twarz. Jedną dłoń położyła na jego
włochatym torsie.
– Boże, ale to było do-obre. – Ziewnęła. – Wybacz, jestem taka zmęczona...
Musiałam wstać o piątej, żeby zadzwonić do L... do LA...
Pocałował ją w głowę, a potem powiedział:
– Nie miałabyś nic przeciwko temu, żebym zrobił sobie coś do jedzenia?
– Nie, kochanie, śmiało – wymamrotała. Odsuwając głowę od jego ramienia,
przeturlała się na drugą stronę łóżka, a gdy z obawy przed spotkaniem
z Henrym wkładał po ciemku spodnie i koszulę, odniósł wrażenie, że słyszy
ciche chrapanie.
Na piętrze domu panował spokój. Strike poszedł boso do kuchni. Co drugi
krok jego proteza uderzała głucho w podłogę. Lodówka, tak jak się obawiał,
zawierała niewiele czegoś, co miałby ochotę zjeść. Bez entuzjazmu pogmerał
wśród pojemników odtłuszczonego jogurtu, sałatki z komosą ryżową
i opakowań awokado, myśląc tęsknie o bekonie i jajkach albo o dużej
paczce frytek. W końcu wygrzebał kawałek pecorino, zrobił sobie kanapkę
z grubych kromek pieczywa i otworzył następną butelkę heinekena.
Zegarek na piekarniku wskazywał dziesiątą. Strike miał wrażenie, że jest
znacznie później. Podszedł do okna i spojrzał na ulicę w deszczu: w świetle
rzucanym przez latarnie bruk w dole lśnił jak strumień. Po chwili Strike znalazł
talerz, zaniósł kanapkę i piwo z powrotem do salonu i usiadł przy komputerze.
Znał hasło, ponieważ Madeline podała mu je poprzednim razem, gdy
rozładowała mu się bateria w telefonie i chciał sprawdzić szczegóły lotu,
którym Lepkie Rączki miał wracać do Londynu. Włączył komputer, wpisał
hasło spessartite19, relaksował się przez blisko godzinę, czytając najnowsze
informacje oraz odpisując na mejle, a potem, o jedenastej, otworzył kanał
Wally'ego Cardew na YouTubie w samą porę, by dołączyć do transmisji
na żywo.
Plakaty gamingowe w tle się zmieniły, podobnie jak Wally i MJ. Jasne włosy
Cardew były teraz krótko przystrzyżone po bokach i trochę dłuższe u góry.
Twarz MJ-a wyglądała szczuplej niż w 2012 roku, a jego fryzura schludniej.
Obaj mężczyźni mieli ponure miny, a w przypadku MJ-a do ponurości
dochodził lekki niepokój.
– Cześć, buaasy – powiedział Wally. – Witajcie w kolejnym odcinku Wally
Shows MJ Show. Zanim zaczniemy, chciałbym... chcielibyśmy... – Spojrzał
na MJ-a, który kiwnął głową. – Okej, na początek chcemy powiedzieć,
że wczoraj stało się coś naprawdę strasznego... ee... ale my dowiedzieliśmy się
o tym dzisiaj...
– Ludzie wydzwaniają do nas od pięciu godzin – wtrącił MJ. – Pytają:
„Słyszeliście, słyszeliście?”.
– No – potwierdził Wally, kiwając głową. – A odpowiedź brzmi nie, nie
słyszeliśmy, nic o tym nie wiedzieliśmy, dopóki nie zobaczyliśmy tego
w wiadomościach. W każdym razie... no... mówimy o tym, co spotkało Josha
Blaya i Edie Ledwell, w razie gdybyście nie wiedzieli, i to jest... to zjebana
sprawa, ludzie, i wiemy tyle co wy, ale to naprawdę zjebane. Chcę, jakby
przekazać wyrazy współczucia ich rodzinom i, no wiecie, trzymam kciuki
za Josha i... sam już nie wiem, modlisz się, MJ?
– No, stary – powiedział cicho MJ. – Modlę się.
– Ja... – powiedział Wally, unosząc gwałtownie ręce – nie wiem, w co kurwa
wierzę, ale myślimy o rodzinach i mamy nadzieję, że Josh się z tego wyliże.
– No, to prawda. – MJ pokiwał głową. – Serio.
Wally westchnął, uderzył dłońmi w uda i powiedział:
– Okej, więc przygotowaliśmy dla was dzisiaj specjalny odcinek. I nie
zapominajcie, buaasy, w tym miesiącu przekazujemy dwadzieścia pięć procent
zysku ze wszystkich sprzedanych gadżetów szpitalowi przy Great Ormond,
bo jak część z was wie, MJ ma tam...
– No, leczą tam na białaczkę mojego małego kuzyna – powiedział MJ.
– A zatem – powiedział Wally – wprawmy w ruch stare dobre komentarze...
W górnym prawym rogu zaczęły się przesuwać komentarze widzów,
jaskrawa żółć tekstu przewijała się tak szybko, że trudno było za nią nadążyć.
Oczy MJ-a raz po raz spoglądały na boczny monitor, sprawdzając komentarze,
które mogli zobaczyć widzowie.

Drekfan10: Kocham was Wally i MJ!!!!!!!!!!


KeiraS: Zrób głos Dreka Wal
Derky96: fajny hołd
Krayfish: jesteście klasa goście
BDJoker: Znałem ledwlle i blaya
Hyggard: nie udawajcie że wam smutno lol
Sh0zelle: Wally pozdrów Shonę i Deb!
RedPill*7: jedyny dobry WSS to martwy WSS
Chigginz: kupiłem trzy koszulki wspomnijcie o mnie

– No to jedziemy! – powiedział Wally. – Na początek... muszę wyjąć kilka


rzeczy... – Sięgnął pod biurko. – Potrzymaj, MJ. – Wally wyjął ogromny nóż,
który wyglądał jak zakrwawiony. MJ wydał z siebie coś pomiędzy skowytem
a zduszonym okrzykiem, a potem przycisnął dłonie do twarzy, próbując
stłumić nerwowy śmiech.
– Kurwa! – powiedział MJ do kamery przez rozchylone palce. – Kurwa, nie
wiedziałem, że zamierza to zrobić, przysięgam!
– O co ci chodzi? – spytał Wally z kamienną twarzą. – O to? – Oblizał ostrze. –
Sos pomidorowy, stary, kroiłem pizzę.
– Kurde, Wal – powiedział MJ, opuszczając ręce i chichocząc.
– Okej – powiedział Wally, wzruszając ramionami – skoro nie chcesz
potrzymać... – Rzucił nóż za siebie, a potem wyjął spod biurka stertę kartek.
– Przecież to temat dzisiejszego odcinka, no nie? Odkąd pojawiła się
wiadomość o Ledwell i Blayu, dużo się dzieje na starym dobrym Twitterze,
dużo się dzieje. Zamieściłem kondolencje czy co tam i w sumie kupa ludzi
mi wmawia, że to ja zabiłem Edie Ledwell, no więc pomyślałem, że rzucimy
okiem na niektóre komentarze. Spójrzmy, co my tu mamy... O, ten jest dobry.
Wally podniósł kartkę leżącą na samej górze i zaczął czytać. Tweet mignął
za nim, obok płynących komentarzy.

Mucha w Trumnie
@carla_mappin5
W odpowiedzi do @The_Wally_Cardew
jak śmiesz pisać, że ci smutno, pieprzony hipokryto.
Demonizujesz Ledwell i Blaya, odkąd cię słusznie zwolnili.
Nienawiść zabija.

15.15, 13 lutego 2015


– „Nienawiść zabija” – powtórzył Wally, patrząc z powagą do kamery.
– Rany, stary – powiedział MJ, kręcąc głową. – Czujesz się zbesztany?
– Będę szczery, koleś, skłoniło mnie to do ponownego przemyślenia całego
mojego, no wiesz, systemu etycznego – powiedział Wally. – Bo wychodzi na to,
że jestem współwinny morderstwa, dlatego że robiłem sobie jaja z Serca jak
smoła... No więc – zwrócił się do kamery – trochę się przyjrzałem temu, jak
według Carli Mappin powinniśmy zachowywać się online. No wiecie, chciałem
się uczyć od lepszych od siebie.
– Postawiłeś ją sobie za wzór – powiedział MJ, kiwając głową.
– Właśnie – potwierdził Wally. – No więc to jeden z wpisów Carli z końca
ubiegłego roku...
Za Wallym pojawił się nowy tweet, a on przeczytał go na głos.

Mucha w Trumnie
@carla_mappin5
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
serio w tym momencie może się suka udławić. tyle pieprzenia
o robieniu tego z miłości a nie dla pieniędzy
#DośćKarmieniaBiedwell #jestemzJoshem

21.02, 2 listopada 2014

– Panie i panowie: „Może się suka udławić” – powtórzył Wally.


– Którą sukę ma na myśli? – spytał MJ. Strike czuł, że wcześniej
to przećwiczyli. Tylko nóż był niespodzianką. – Może pies, którego przygarnęła,
dorwał za dużą kość albo...?
Wally parsknął śmiechem.
– Nie, wyobraź sobie, MJ, że Carla pisała o Edie Ledwell. „Może się suka
udławić”, powtórzył, wpatrując się w obiektyw swoimi niebieskimi oczkami.
– Wal – powiedział MJ, którego spojrzenie zatrzymało się na chwilę na czymś
poza kadrem – widzę tu kilka pozdrowień. Opchnęliśmy sporo gadżetów...
Chigginz, kupiłeś trzy koszulki: nieźle, koleś. BD Joker... domyślam się,
że to nie są prawdziwe nazwiska.
– Dzięki, BD – powiedział Wally – niech bejsbolówka z Wallym i MJ-em
sprawia ci radość.
– A Sooze i Lily niech się cieszą dwiema bluzami. Dzięki, dziewczyny!
– Okej, wracamy do starego dobrego Twittera – powiedział Wally, skupiając
się ponownie na swoim pliku kartek. – Zobaczmy, co tu jeszcze mamy... O,
to jest dobre.
Komentarze wciąż się przewijały, Strike z trudem za nimi nadążał.

motherofdrags: WSS-y „mówiąc śmieci mówiłem w pozytywnym


sensie” lol
ZgubionyWSpermi WSS-y co za jebani hipokryci lololololol
e:
Hajmdal88: to jest zajebiste
hotrod209: żyję po to, żeby patrzeć, jak dowalasz WSS-om,
brachu
RubyLoob: Ledwell była uosobieniem uprzywilejowania
białych
arniep: ciągnij mi druta
LilaP: Kocham cię Wally xxxxxxxxxxxx
CienArke: dobrze jest świętować kiedy umierają źli ludzie
Diabel: czego byście nie zrobili dla oglądalności zasrańcy?
TommyEngland14: wally zajrzyj na bractwoultimathule.com

– Okej – powiedział Wally, przekładając kartki. – A teraz mamy... o, to moja


osobista faworytka, normalnie zajebista. Andi Reddy... prawdziwe imię
i nazwisko, patrzcie na to...

Andi Reddy
@ydderidna
W odpowiedzi do @The_Wally_Cardew
Może i nie trzymałeś noża, ale dolewałeś oliwy do ognia i jeśli
się okaże że to robota jakiegoś skrajnie prawicowego trolla,
powinieneś stanąć przed sądem.

18.52, 13 lutego 2015

– Andi chyba świetnie zna się na prawie, nie? – powiedział Wally.


– Pewnie jest sędzią – dodał MJ. – Ale miło z jej strony, że napisała, że może
i nie trzymałeś noża.
– Zobaczymy, jak Andi propaguje niedolewanie oliwy do ognia nienawiści?
– Pewnie – powiedział MJ i znowu zaczął chichotać.
Nad ich głowami pojawił się drugi tweet Andi. Wally znowu przeczytał go na
głos.

Andi Reddy
@ydderidna
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
czy ktoś może powiedzieć tej podłej, pazernej suce, żeby
poszła do piachu.
#DośćKarmieniaBiedwell #jestemzJoshem

23.45, 29 lipca 2014

Wally i MJ ryknęli śmiechem.


– Dalej jest jeszcze lepiej – powiedział Wally, rechocząc. – Czekaj... mam
jeszcze jeden... ten naprawdę pokazuje jej jebaną niedolewającą do ognia
naturę.
Pojawił się nowy tweet.
Andi Reddy
@ydderidna
to #Biedwell zamknięta w wielkim plastikowym Dreku
i patrzenie jak się pali

22.34, 16 września 2014

Gdy Wally i MJ rozpętali kolejną burzę śmiechu połączonego z uderzaniem


się w uda, Strike usłyszał za sobą jakiś dźwięk i szybko ściszył głos
w komputerze. Wrócił Henry. Gdy zobaczył, co ogląda Strike, wydał się
zaskoczony.
– Zainteresowałeś mnie – powiedział Strike.
– Aha – odrzekł Henry.
Spojrzeli na siebie. Ich twarze były w półmroku, jedynym źródłem światła
pozostawał monitor komputera.
– Idę spać – mruknął Henry, po czym wycofał się na dół.
Strike włączył głos i ponownie skupił się na transmisji na żywo. Wally i MJ
wciąż pokładali się ze śmiechu po ostatnim tweecie przeczytanym na głos
przez Wally'ego. U góry dalej przewijały się szybko komentarze.

algizzard: Wal zajrzyj na bractwoultimathule.com


GillyCzarneSerce: Wally pozdrów ode mnie babcię!
CienArke: Ledwell była złodziejką i kłamczuchą
saxonaxe14: wszystkie te potoki łez mimo że wczoraj nazywali
ją pizdą
dmitrigranasaksi Wally pozdrów mnie Dmitri
e:
PokerFac£: wally dymasz kee niven?
Wierny Uczeń zabiłem Ledwell
Lepine'a:
TattyB: no, jakoś mi nie smutno że zginęła ableistyczna
rasistka
MGTOWise: pokaż te paragony chłopie to jest klasa!!!
SophieBeee: kupiłam koszulkę pozdrów Soph Brown
BuaaBoy88: Wally olej brud***
aoifeoconnor: ludzie byli źli o Netflixa i tyle
Sammmitchell: ludzie piszą różne rzeczy pod wpływem chwili
UltimaBro88: te wszystkie małe WSS-owe femoidy próbują
zacierać ślady lololololololololololol
14
O radości zamilcz zatem!
W grobie leży, choć żyć chciała,
Jej ocalić nie zdołałam.

Christina Rossetti
Despair

Dwupokojowe mieszkanie na Walthamstow, które Robin widziała w niedzielne


popołudnie, było pierwszym z obejrzanych przez nią dotąd lokali, w którym
potrafiła wyobrazić sobie siebie wiodącą szczęśliwe życie. Mieściło się
na drugim piętrze wybudowanego niedawno bloku: czyste i widne, w salonie
było miejsce na rozkładaną kanapę, w razie gdyby ktoś z przyjaciół chciał
przenocować, i znajdowało się niedaleko stacji metra Blackhorse Road.
– Odezwę się do pana – powiedziała agentowi nieruchomości. – Jest duże
zainteresowanie?
– Spore – odparł młody mężczyzna w pstrokatym krawacie, nieustannie
sypiący żarcikami, które Robin nie były do niczego potrzebne. Dwa razy pytał,
czy będzie mieszkała sama. Zastanawiała się, jak by zareagował, gdyby
poprosiła go ze łzami w oczach, by wprowadził się razem z nią, żeby nie
musiała dłużej znosić udręki singielstwa.
Po pożegnaniu z agentem poszła na stację metra, mierząc sobie czas.
Miałaby dalej do pracy niż z aktualnie wynajmowanego mieszkania, lecz nie
aż tak daleko jak z części lokali, które oglądała wcześniej. W sumie naprawdę
pomyślała, że to mieszkanie będzie dla niej w sam raz. Jadąc do domu,
zastanawiała się, kto jeszcze może złożyć ofertę: miała przyzwoitą kwotę
na wkład własny, którą udało jej się z trudem wydrzeć ze wspólnego konta
małżeńskiego w ramach ugody rozwodowej, i zarabiała znacznie lepiej niż
na początku, lecz w Londynie wszystko było możliwe.
Przez cały zimny, deszczowy weekend Robin miała kiepski humor, a gdy
wyszła ze stacji Earl's Court i znowu się rozpadało, lekkie rozweselenie,
którego doświadczyła, wyobrażając sobie siebie w schludnym, jasnym
mieszkanku, zaczęło ustępować.
Max spędzał weekend na wsi razem z jamnikiem Wolfgangiem. Po powrocie
do domu Robin zdjęła płaszcz i rękawiczki, przyniosła laptopa z sypialni
i poszła z nim do salonu na górze, gdzie natknęła się wzrokiem na niechcianą
kartkę walentynkową, którą dostała poprzedniego dnia od Rossa Łydrwala,
zwanego Drwalem, i którą zostawiła na stoliku w kuchni. Z przodu widniał
bernardyn z przyczepioną do obroży beczułką w kształcie serca, a nad nim były
słowa: „Ślinię się na twój widok”. W środku Ross napisał: „Jeśli kiedykolwiek
będziesz się nudziła” i dodał swój numer telefonu. Robin przypuszczała,
że bernardyn miał przywoływać miłe wspomnienia ze Szwajcarii, ponieważ
jednak uważała Rossa za najmniej udany element tego wyjazdu, jedyne,
co poczuła, to złość na Katie, że dała Rossowi jej adres. Wciąż walcząc
z uczuciem przygnębienia, wyrzuciła kartkę do kosza, po czym zaparzyła sobie
kawę i usiadła, by przejrzeć serwisy informacyjne w poszukiwaniu świeżych
informacji o napaści na cmentarzu Highgate.
Josh Blay wciąż żył, lecz był w stanie krytycznym, a policja ujawniła nowy
szczegół: obydwoje animatorzy zostali porażeni paralizatorem i dopiero potem
dźgnięci. Wciąż zachęcano do kontaktowania się ze specjalnym numerem
telefonu każdego, kto 12 lutego między 16 a 18 widział na cmentarzu kogoś
zachowującego się podejrzanie.
Posiadanie i korzystanie z paralizatorów przez cywilów było nielegalne, więc
Robin zastanawiała się, jak zabójca wszedł w jego posiadanie. Czy paralizator
pochodził z przemytu? Z kradzieży? Jego użycie wskazywało, że zbrodni
dokonano z premedytacją, a nie pod wpływem impulsu. Żałowała, że nie
ma przy niej Strike'a, by mogli to omówić.
Na laptopie pokazała się nowa zajawka z BBC. W Kopenhadze doszło
do dwóch niepowiązanych ze sobą ataków terrorystycznych: na wystawie
zatytułowanej Sztuka, bluźnierstwo a wolność wypowiedzi oraz w synagodze.
Twarda gruda przygnębienia w klatce piersiowej Robin wydawała się coraz
większa. Zabijanie ludzi za słowa, które napisali, za rysunki: chyba Edie
Ledwell nie była jedną z nich? Co w tej dziwacznej kreskóweczce mogło aż tak
kogoś urazić i rozwścieczyć, że uznał jej twórców za osoby zasługujące
na śmierć?
W ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin mnożyły się artykuły o Sercu
jak smoła. Robin przeglądała pobieżnie streszczenia drogi kreskówki
ku niespodziewanemu sukcesowi, analizy jej znaczenia kulturalnego, oceny
atrakcyjności i wad oraz spekulacje na temat jej prawdopodobnej przyszłości.
Prawie wszystkie teksty zaczynały się od zwrócenia uwagi na dziwną
ironię losu, że Ledwell spotkała śmierć na cmentarzu, na którym razem
z Blayem stworzyła kreskówkę: „groteskowa symetria”, „wręcz niewiarygodny
zbieg okoliczności”. „okropna śmierć zawierająca w sobie całą gotycką
dziwaczność jej dzieła”.
Poza tym poświęcano tysiące słów fandomowi kreskówki, „który nazywa
siebie Smolisteserca i słynie z wewnętrznych wojen”. Po ataku na twórców
spory najwyraźniej wciąż trwały w najlepsze. Robin z poczuciem winy kliknęła
link i przeczytała krótki tekst pod tytułem „Smolista teoria morderstwa, która
wywołuje oburzenie”. Dowiedziała się z niego, że w mediach
społecznościowych trwają spekulacje, czy Josh Blay nie zadźgał Edie Ledwell
i potem nie próbował odebrać sobie życia. Oskarżenie to odpierali zaciekle fani
Blaya, którzy, jak zauważyła Robin, najwyraźniej mieli ogromną przewagę
liczebną nad fanami Ledwell.
Robin przeniosła się na YouTube'a, zamierzając obejrzeć cały odcinek Serca
jak smoła. Jej uwagę przykuł jednak natychmiast filmik zatytułowany Pierwszy
wywiad z Joshem Blayem i Edie Ledwell. Pochodził z czerwca 2010 roku i oglądało
go teraz mnóstwo osób.
Robin kliknęła wideo, a potem play.
Edie Ledwell i Josh Blay siedzieli obok siebie na wąskim łóżku, oparci
plecami o ścianę, do której przypięto masę rysunków wykonanych czarną
kreską, wycinków z czasopism oraz reprodukcji obrazów w formacie
pocztówkowym. Edie miała dłuższe włosy niż wtedy, gdy Robin ją poznała, były
lśniące i porządnie wyszczotkowane. Była ubrana w dżinsy i w coś,
co wyglądało na męską niebieską koszulę z podwiniętymi rękawami.
Josh, miał podobną koszulę jak Edie, był niezwykle przystojny. Z długimi,
ciemnymi włosami, kanciastą żuchwą, wysokimi kośćmi policzkowymi
i ogromnymi niebieskimi oczami mógłby być gwiazdą rocka. Robin wiedziała
z doniesień prasowych, że jest o pięć lat młodszy od Edie, a zatem w 2010 roku
miał dwadzieścia lat.
– No, co tam? – powiedział Josh cockneyem. Pomachał nieśmiało, a potem
spojrzeli na siebie z Edie i się roześmiali. Osoba trzymająca kamerę też się
zaśmiała.
– Yy... – powiedział Josh, patrząc z powrotem do kamery. – No więc tak,
po dwóch pierwszych odcinkach Serca jak smoła dostaliśmy dużo pozytywnego
feedbacku, więc, no, pomyśleliśmy, że powiemy, jak bardzo jesteśmy wam
wdzięczni. A nasza przyjaciółka Katya uznała, że będzie dobrze, jeśli
odpowiemy na kilka, hm, pytań, które zamieszczacie pod kreskówkami, no
i tak, właśnie to zamierzamy zrobić.
Mówił niepewnie, jakby się obawiał, że ktoś dojdzie do wniosku,
że to nagranie jest narcystycznym pomysłem samych twórców.
– Na przykład – ciągnął Josh – często nas pytano, czy byliśmy upaleni.
Roześmiał się, podobnie jak ktoś, kto trzymał kamerę, która lekko się przy
tym zakołysała. Josh i Edie siedzieli tak blisko siebie, że stykali się rękami
od ramion do łokci.
– Krótka odpowiedź... – zaczęła Edie.
– No, byliśmy – powiedział Josh. – Szczerze mówiąc, totalnie. Tim teraz też
jest.
Jego oczy pobiegły na chwilę w stronę osoby trzymającej kamerę.
Niewidoczny Tim powiedział z akcentem z Home Counties:
– Wcale nie, to paskudne oszczerstwo.
Josh spojrzał z ukosa na Edie i wymienili charakterystyczne uśmiechy
dwojga ludzi, którzy są w sobie bez reszty zakochani.
– No to... Mamy się przedstawić czy jak?
– Przecież nikt tego za nas nie zrobi – powiedziała Edie. – Chyba że Tim
chce... W zasadzie to przedstawmy Tima.
Kamera przechyliła się do góry: po przyprawiającym o zawrót głowy ujęciu
sufitu ukazało się rozmazane zbliżenie twarzy młodego mężczyzny z rudymi
włosami.
– Cześć – przywitał się.
Kamera odwróciła się z powrotem do Edie i Josha.
– To był Tim – powiedziała Edie. – Podkłada głos Dżdżownicy. No więc
ja jestem Edie...
– A ja Josh i noo... wpadliśmy na pomysł Serca jak smoła pewnego popołudnia
na cmentarzu Highgate...
– Paląc blanty – zabrzmiał głos Tima.
– Będąc w twórczym nastroju – poprawił go Josh z udawaną powagą.
– I rozmawiając – powiedziała Edie.
– O różnych pierdołach...
– Mów za siebie – powiedziała Edie.
– Nie, akurat moje słowa były przenikliwe i głębokie – powiedział Josh,
a potem, wskazując Edie i jednocześnie przechylając się w jej stronę, dodał,
patrząc w kamerę: – Nie, tak naprawdę to wszystko stało się z jej winy.
Bo wiecie, gadaliśmy o ludziach, których tam pochowano...
– No – potwierdziła Edie – naprawdę czuliśmy, że leżymy raptem kilka
kroków od prawdziwych zwłok.
– Sraliśmy ze strachu.
– Może ty, bo ja nie...
– Bo sama jesteś posrana.
Edie się roześmiała.
– Naprawdę, Ed, nie twierdzę, że jesteś seryjną zabójczynią ani nic z tych
rzeczy, po prostu jesteś... upiorna... No, nieważne, więc Edie zaczyna sobie
wyobrażać, co się dzieje w nocy i te wszystkie wyjebane surrealistyczne
pomysły...
– Katya mówiła, żebyś tu nie przeklinał.
– Trochę na to, kurwa, za późno.
Edie się roześmiała.
– No więc tak, te wszystkie pomysły zaczęły się wylewać z Edie, a my
leżeliśmy i tak jakby to wszystko wymyślaliśmy...
– A potem wyrzucili nas z cmentarza, bo już zamykali – podjęła Edie – więc
poszliśmy do domu... Powinniśmy wspomnieć, że mieszkamy w kolektywie
artystycznym w dużym starym domu...
– Dlaczego mielibyśmy o tym mówić?
– Czy ja wiem... Żeby wyjaśnić swój „proces”?
– My nie mamy żadnego procesu, stara, to nasze to nie jest proces.
Edie znowu się roześmiała.
– Okej, no dobra, mniejsza z tym, poszliśmy do domu i Josh narysował...
Kogo najpierw narysowałeś?
– Sercka, a ty narysowałaś Dreka. Obydwoje chodziliśmy do szkoły
artystycznej – powiedział do kamery.
– Ja nie. Ty tak. Ty chodziłeś do takiej z prawdziwego zdarzenia.
– Wywalili mnie z Saint Martin's – poinformował widzów Josh. – Bo jestem
leniem.
– No – powiedziała Edie – więc rysowaliśmy te postacie tak dla jaj, pomysły,
które przyszły nam do głowy, kiedy byliśmy... ee...
– Upaleni – powiedział Tim spoza kadru.
– ...na cmentarzu – dokończyła z uśmiechem Edie – no i tak, to wszystko
jakby...
– Eskalowało... – powiedział Josh.
– Zamierzałam powiedzieć, że się rozwinęło.
– ...od tego momentu. Nasz kumpel Seb pomógł nam animować pierwszy
odcinek – ciągnął Josh. – Seb to prawdziwy artysta, dalej chodzi do Saint
Martin's. I poprosiliśmy paru kumpli, żeby podłożyli głosy, i zmontowaliśmy
pierwszy odcinek, a potem Edie miała więcej pomysłów, więc, no, zrobiliśmy
następny odcinek.
– I... – kontynuowała Edie – nie spodziewaliśmy się... Byliśmy naprawdę,
naprawdę zaskoczeni tym, jak wielu osobom się to spodobało, i właśnie dlatego
chcieliśmy powiedzieć, jak bardzo jesteśmy wam wdzięczni za komentarze.
No więc, hm, odpowiemy teraz na najczęściej zadawane pytania.
Josh sięgnął poza kadr po kartkę papieru w linie, którą najwyraźniej
wyrwano z notesu, spojrzał na nią, a potem powiedział do kamery:
– No dobra, mam tu pytanie, które zadawano nam bardzo często: „Skąd
wzięliście pomysł na Sercka?”. – Spojrzał z ukosa na Edie. – Ty musisz na nie
odpowiedzieć, bo ja nie mam pojęcia, co się dzieje w twojej głowie.
– Okej, więc w zasadzie nie wiem, jak wymyśliłam Sercka, poza tym, że kiedy
byłam mała, mama opowiadała mi chyba bajkę o sercu z kamienia... To było
naprawdę czy tylko to sobie wyobrażam? No więc... nie wiem, mam takie
wspomnienie, że słucham historii o tym, jak ktoś zamienił się na serca
z kamieniem i w mojej głowie ukazuje się obraz serca opuszczającego klatkę
piersiową. Więc jak potem byliśmy na cmentarzu, wyobraziłam sobie kogoś
złego... że jego serce przetrwało i stara się być lepsze po śmierci. Jakby
wcześniej sczerniało z powodu wszystkich złych uczynków właściciela, a kiedy
reszta ciała zgniła, ono przetrwało, bo jest...
– ...zamarynowane w złu – wtrącił z lubością Josh.
– Trochę tak, ale... nie, bo czy Sercek nie jest najfajniejszą postacią w całej tej
kreskówce?
– No, chyba jest – przyznał powoli Josh. – Jest niewinny... ale jednak nie jest,
prawda? Bo przez te wszystkie złe uczynki zrobił się czarny.
– Ale to nie były jego uczynki – powiedziała Edie. Obydwoje byli teraz
pochłonięci sobą i na chwilę zapomnieli o kamerze. – Sercek jest za to
obwiniany, stygmatyzowany, ale był ofiarą... mózgu i woli czy czego tam. Stara
się być lepszy, ale jest groteskowy, więc nikt nie wierzy w jego dobro.
Odwróciła się, by znowu spojrzeć w kamerę.
– Czy cokolwiek z tego ma sens? Nie. Następne pytanie.
– „Czy Narcyzka ma być zołzą?” – przeczytał Josh ze swojej kartki. Spojrzał
do kamery. – No.
– Nie! – zaprzeczyła Edie, trochę oburzona, a trochę rozbawiona.
– Ale jest. Nie chce dać Serckowi szansy.
– Jest trochę... hm... nigdy dotąd tego nie analizowaliśmy.
– To będzie, kurwa, dosyć jasne dla każdego, kto ogląda naszą kreskówkę –
powiedział Josh.
Wszyscy się roześmiali, łącznie z Timem. Coś zaczęło pikać.
– Kurde, to ja – powiedział Josh. – Zapomniałem wyłączyć...
– Jesteśmy bardzo profesjonalni – powiedziała Edie do widzów.
– Pisze Katya – oznajmił Josh, czytając wiadomość w telefonie. – „Wzięliście
się w końcu do zrobienia tego filmiku z odpowiedziami na pytania fanów,
bo myślę, że to by było...”. „Właśnie... – czytał na głos, pisząc odpowiedź, a Tim
znowu się roześmiał – ...go... nagrywamy...”. Iii... wyłączam dźwięk.
Rzucił komórkę na łóżko.
– O czym rozmawialiśmy?
– O Narcyzce. Znowu chce żyć. Nienawidzi być zjawą.
– Ale jednak w pewnym sensie jest suką.
– No wiesz, utknęła wśród tych wszystkich...
– Dziwolągów, no tak.
– ...chodzących części ciała – dokończyła Edie, a Josh się roześmiał. – Nikt nie
chciałby tam utknąć na zawsze.
– Okej. – Josh znowu sięgnął po swoją kartkę. – Następne pytanie. Drek.
Czym jest Drek? Spojrzeli na siebie i znowu się roześmiali.
– Nie wiemy – powiedział Josh.
– Naprawdę nie wiemy, czym jest Drek.
– Ty go narysowałaś – powiedział Josh.
– Jego głowę, no tak... Zobaczyłam tę maskę wieki temu. To była jedna
z tych... – Edie pokazała na migi olbrzymi dziób – ...masek doktora plagi? Coś
jak wielki dziobowaty nos i małe oczka, i pomyślałam, że to naprawdę upiorne.
Więc... Drek jest trochę złowrogi.
– Ale czym on właściwie jest?
– Naprawdę nie wiem – powiedziała Edie, zaczynając się śmiać. – A jak
myślisz?
– Chuj wie. Może poświęcimy temu dodatkowy odcinek. „Kim jest, kurwa,
Drek?”. Następne pytanie... „Kim są nadątki i łajniozjoby?”
Josh i Edie zaczęli pokładać się ze śmiechu, obijając się o siebie i z trudem
łapiąc oddech. Zanim nad sobą zapanowali, obydwoje mieli łzy w oczach.
– Nie możemy odpowiedzieć na to pytanie – powiedział falsetem Josh.
– Nie możemy ująć odpowiedzi w słowa – dorzuciła zdyszana Edie.
– Każdy rozpozna nadątka, kiedy go zobaczy – powiedział Josh, próbując się
uspokoić. – I łajniozjoba też.
Obydwoje znowu dostali histerii. Niewidoczny Tim też się śmiał: kamera
drżała. W końcu Josh powiedział:
– Okej, weźmy się w garść... no więc... mam tu poważne pytanie. – Trzymał
kartkę. – „Czy znacie twórczość Jana Pieńkowskiego, bo wasza animacja
przypomina mi jego ilustracje?” Tak! Uwielbiam jego prace. Wpłynął na mnie.
Dostałem od mamy jego książkę wydaną w latach siedemdziesiątych.
Edie przechyliła się, znikając z kadru, po czym wróciła, trzymając książkę
z ilustrowanymi bajkami.
– To ona. Nigdy nie słyszałem o Janie, zanim Josh mi ją pokazał, a teraz
jestem jakby jego największą fanką. – Otworzyła książkę, pokazując widzom
ilustracje. – Widzicie? Tworzył te niesamowite sylwetki na marmurkowym
papierze. Prawda, że są wspaniałe?
– Okej – odezwał się Josh – przechodzimy dalej. Mam tu następne pytanie.
Znowu starał się pohamować śmiech.
– „Czy myślicie... czy myślicie, że kiedykolwiek powstanie film
na podstawie...” Obydwoje ryknęli śmiechem.
– ...na podstawie Serca jak smoła?”. No... nie, mówiąc całkowicie szczerze...
nigdy do tego nie dojdzie. Jezu, wyobrażasz to sobie? Film na podstawie...
– No, nie. – Edie musiała wytrzeć oczy. – Jakoś nie potrafię...
– Nadątki i łajniozjoby nie chciałyby zobaczyć takiego filmu – powiedział
Josh.
– Więc, hm, to już wszystkie pytania? – spytała Edie.
– Jest jeszcze jedno. „Czy jesteście parą?”.
Wciąż zasapani po niedawnym wybuchu śmiechu przyjrzeli się sobie
nawzajem, ubranym w prawie identyczne koszule, stykającym się rękami
i opierającym o ścianę pokrytą ilustracjami.
– Hm... – powiedziała Edie.
– Nie masz nic przeciwko wspominaniu o tym tutaj? – spytał ją Josh.
– No, słuszna uwaga. A jeśli zlecą się paparazzi?
– Będzie kłopot – powiedział Josh. Odwrócił się do kamery. – Prosimy
o uszanowanie naszej prywatności w tym trudnym okresie.
– Tak się mówi, kiedy ludzie się rozstają – powiedziała Edie – nie kiedy
mówią, że są parą.
– A, wybacz – powiedział Josh. – Nie czytałem całego Podręcznika dla
celebrytów, tylko ostatnią stronę.
– I jak się kończy?
– Nie będę spojlerował, ale źle.
– Alkohol i dragi?
– Nie, to jest teraz.
Edie i Tim się roześmiali. Edie odwróciła się do kamery.
– Jeśli oglądają nas jakieś dzieci, to żartowaliśmy.
Za jej plecami Josh powiedział, bezgłośnie poruszając ustami: „Wcale nie”.
Filmik się skończył.
Robin przez kilka sekund wpatrywała się w zastygły obraz – w Josha Blaya
i jego piękny, szeroki uśmiech, w rozpromienioną i przytuloną do niego Edie
o błyszczących bursztynowych oczach – a potem mimo największych starań,
ukryła twarz w dłoniach i się rozpłakała.
CZĘŚĆ DRUGA

Tętnice ulegają olbrzymiemu rozwidleniu, biegnąc w ciele człowieka, i kończą się


maleńkimi naczyniami zwanymi tętniczkami, które tworzą gęstą sieć
mikroskopijnych naczyń określanych mianem kapilarów.

Henry Gray, członek Towarzystwa Królewskiego


Gray's Anatomy
15
Kto mówił o złu, gdy młode stopy fruwały,
Kreśląc wróżkowe kręgi w sali wypełnionej echem?

Felicia Hemans
Pauline

Minął miesiąc, odkąd znaleziono martwą Edie Ledwell na cmentarzu


Highgate, lecz gazety nie donosiły o żadnych nowych tropach. Robin, która
regularnie sprawdzała, czy są jakieś aktualizacje, wiedziała, że Josh Blay wciąż
przebywa w szpitalu, a jego stan, choć już nie krytyczny, nadal jest poważny.
– Może Blay nie widział napastnika? – zastanawiała się na głos, gdy pewnego
wieczoru rozmawiała ze Strikiem na Sloane Square, dokąd jej wspólnik
przyjechał przejąć obserwację Lepkich Rączek. Ich obiekt, mieszkający
na trzecim piętrze ogromnego budynku, na którego parterze mieścił się dom
handlowy, wciąż nie zbliżał się do South Audley Street ani nie
przejawiał żadnych oznak, że próbuje się pozbyć szkatułki albo rzeźby, które
zginęły z domu jego ojczyma. Robin nie mieściło się w głowie, że młody
człowiek, którego stać na mieszkanie w samym sercu Belgravii, mógłby poczuć
potrzebę okradzenia ojczyma, lecz z drugiej strony kilka lat obserwowania
życia bogaczy nauczyło ją, że wszystko jest względne. Być może dla Lepkich
Rączek było to coś równoznacznego z podwędzeniem dychy z portfela rodzica.
– Jeśli Blay został najpierw porażony paralizatorem, a potem zaatakowany
od tyłu, wątpię, czy dużo widział – powiedział Strike. – Czy nasz przyjaciel
w ogóle dzisiaj wychodził? – dodał, patrząc na okna balkonowe, za którymi
mieszkał Lepkie Rączki.
– Nie – powiedziała Robin. – Ale ma za sobą ciężki wieczór. Barclay mówił,
że wrócił do domu dopiero o czwartej.
– Jakieś wieści w sprawie twojego mieszkania? – spytał Strike, zapalając
papierosa.
– Wciąż nie potrafię zdecydować, ile jest dla mnie warte – powiedziała
Robin, której pierwszą ofertę odrzucono. – Wczoraj wieczorem poszłam
obejrzeć mieszkanie w Tower Hamlets. Doktor Crippen czułby się tam jak
u siebie.
Stopy zdrętwiały jej z zimna, więc wkrótce pożegnała się ze Strikiem,
zostawiając go opartego o dogodnie usytuowane drzewo i palącego papierosa
w chłodnym powietrzu, które szczypało go w palce. Pogodziwszy się z tym,
że zostanie na Sloane Square co najmniej do drugiej w nocy, kiedy zazwyczaj
można było już śmiało założyć, że młody mężczyzna poszedł spać, Strike
zatrzymał się na chwilę myślami przy Robin, a potem skupił na paru innych
dręczących go dylematach natury osobistej.
Pierwszy dotyczył Madeline, która zadzwoniła poprzedniego wieczoru,
by zaprosić go na premierę nowej książki zaprzyjaźnionej z nią znanej
powieściopisarki. Strike mógłby udać, że w tym czasie musi pracować, lecz
zamiast tego postanowił być szczery i powiedział, że nie ma ochoty brać
udziału w żadnych imprezach, gdyż może to doprowadzić do opublikowania
jego zdjęcia w gazecie.
Wprawdzie nie doszło do kłótni, ale z tonu Madeline wywnioskował, że jego
odmowa została kiepsko przyjęta, a rozmowa, która się później wywiązała,
doprowadziła do tego, że Strike w dość brutalny sposób wyłożył zasady, które
powinny według niego obowiązywać w związku. Nie może, oznajmił jej,
pracować jako prywatny detektyw i jednocześnie pojawiać się w rubrykach
towarzyskich w „Tatlerze”, popijając szampana z londyńskimi literatami.
– Już byłeś w „Tatlerze” – wytknęła mu Madeline. – Twoja agencja została
wymieniona na liście „Dwudziestu pięciu numerów, o których nie
wiedzieliście, że kiedykolwiek będą wam potrzebne”.
Strike nie miał o tym pojęcia, choć przypuszczał, że właśnie temu agencja
zawdzięcza niedawny lekki wzrost liczby telefonów w sprawie śledzenia
dzianych małżonków.
– Nie mogę sobie pozwolić na rozpoznawalność – oznajmił Strike.
– Ale twoje zdjęcie już było w gazetach.
– Zawsze z brodą i nigdy z mojej woli.
– Dlaczego nie możesz przyjść na premierę i powiedzieć, że nie chcesz, żeby
robiono ci zdjęcia?
– Wolę sam tego dopilnować, nie pojawiając się na imprezach, na które
chodzi się po to, żeby się pokazać.
– Więc co robiłeś w Annabel's?
– Pracowałem – powiedział Strike, który jeszcze się nie przyznał, że skłamał
w wieczór, gdy się poznali.
– Naprawdę? – spytała Madeline, zapominając na chwilę o premierze książki.
– O bosz... kogo śledziłeś?
– To poufne. Słuchaj, nie mogę ci towarzyszyć w miejscach, gdzie
są dziennikarze. To by mnie zrujnowało. Przepraszam, ale właśnie tak
to wygląda.
– Okej, w porządku – powiedziała, lecz w jej głosie pobrzmiewała nuta, która
mówiła, że wcale nie jest w porządku, nie do końca.
Ta rozmowa telefoniczna wywołała u Strike'a nieprzyjemne uczucie déjà vu.
Jego związek z Charlotte przypominał bowiem przedłużającą się bitwę o to,
jakiego rodzaju wspólne życie chcą prowadzić. Ostatecznie nie udało się
pogodzić preferencji Strike'a do wykonywania zawodu wymagającego
godzenia się na nienormowane godziny pracy oraz bardzo mało pieniędzy,
przynajmniej na początku, z pragnieniem Charlotte, by dalej korzystać
z uroków środowiska, w którym się przecież urodziła: środowiska beztroski,
sławy i bogactwa.
Z jednym prawdopodobnym wyjątkiem w osobach jego przyjaciół, Nicka
i Ilsy, Strike nie znał żadnej pary, której związek nie obejmowałby
kompromisów, jakie w nim samym budziłyby opór. Przypuszczał, że to jest
właśnie ten egoizm, o który nieustannie oskarżała go Charlotte. Nocne
autobusy mijały go z warkotem, a dym z papierosa Strike'a wisiał ciężko
w chłodnym powietrzu, gdy detektyw skierował swoje myśli z powrotem do tej
chwili w Nightjar, w której Madeline próbowała zwrócić w stronę ich obojga
aparat w telefonie, i pierwszy raz zaczął się zastanawiać, czy nie spodobał jej
się między innymi właśnie ze względu na swoją wartość medialną. Była
to nieprzyjemna myśl. Ponieważ z tak niezadowalających spekulacji nie mogło
wyniknąć nic dobrego, skierował swoje myśli ku drugiemu dylematowi
osobistemu.
Prudence, jego przyrodnia siostra, psychoterapeutka jungistka, podobnie jak
on nieślubne dziecko Jonny'ego Rokeby'go, znów skontaktowała się z nim
mejlowo, pytając, czy miałby czas wybrać się z nią na drinka albo kolację,
i zaproponowała trzy terminy. Wciąż jej nie odpisał, w dużej mierze dlatego,
że jeszcze nie zdecydował, czy w ogóle ma ochotę ją bliżej poznać.
Byłoby łatwiej, gdyby był kategorycznie przeciwny takiemu spotkaniu, lecz
odkąd przed ponad rokiem Prudence skontaktowała się z nim bezpośrednio,
czuł, że coś dziwnie go do niej przyciąga. Były to więzy krwi czy raczej to,
że obydwoje zostali ujęci w jeden nawias jako przypadkowo spłodzone dzieci,
nieślubne potomstwo, dwie niechciane konsekwencje wręcz legendarnej
rozwiązłości Rokeby'ego? A może miało to coś wspólnego z przekroczeniem
czterdziestki? Czy w jakiejś nieuświadomionej części siebie pragnął rozliczyć
się z przeszłością tyleż bolesną co skomplikowaną?
Czy w jego życiu było miejsce na kolejny związek, kolejne zobowiązanie
wymagające od niego czasu i uczuć? Strike zaczynał odczuwać pewne napięcie
spowodowane liczbą przegródek, na które była podzielona jego rzeczywistość.
Miał doświadczenie w wydzielaniu w niej odrębnych części. Każda kobieta,
z którą kiedykolwiek był związany, narzekała na łatwość, z jaką mu to
przychodziło. Właściwie prawie w ogóle nie mówił Madeline, jak upływają
mu dni. To, że się z nią spotyka, ukrywał przed Robin z powodów, do których
postanowił się przed sobą nie przyznawać. Unikał także jakichkolwiek
wzmianek na temat Prudence w rozmowach ze swoją przyrodnią siostrą Lucy.
Ewentualna próba zbudowania relacji z Prudence bez wtajemniczania
w to Lucy – ponieważ był pewny, że Lucy by się to nie spodobało, że poczułaby
się w jakimś sensie zastąpiona kimś innym – mogłaby tylko dodać nieznośną
dwulicowość do jego życia już i tak wypełnionego sekretami innych ludzi,
zawodowymi pozorami i wybiegami.
Strike stał na zimnym placu do drugiej, kiedy wszystkie światła
w mieszkaniu Lepkich Rączek pogasły, i odczekawszy jeszcze pół godziny, aby
zyskać całkowitą pewność, że Lepkie Rączki nie zamierza nigdzie wyjść, wrócił
na swoje poddasze i poszedł spać z lekkim poczuciem osaczenia.
Zamierzał poświęcić następny ranek nadrabianiu zaległości w papierkowej
robocie, lecz o jedenastej zadzwonił z Nowego Jorku wściekły ojczym Lepkich
Rączek. Jego londyńska gosposia znalazła jedną z ukrytych kamer
zainstalowanych przez agencję.
– Musicie ją gdzieś przenieść... i tym razem ukryć tak, żeby jej nie znalazła –
warknął ich klient miliarder przez telefon.
Strike zgodził się zająć tym osobiście, rozłączył się, po czym zadzwonił
do Barclaya, by sprawdzić, gdzie przebywa obecnie Lepkie Rączki.
– Właśnie wszedł do James Purdey and Sons.
– Do tego sklepu z bronią? – spytał Strike, który wszedł już do sekretariatu,
by wziąć płaszcz. – To niedaleko South Audley Street, prawda?
– Parę przecznic dalej – powiedział Barclay. – Jest z kumplem, tym
podejrzanym elegancikiem z brodą.
– Miej go na oku, a jeśli będzie wyglądało na to, że kieruje się w stronę domu,
daj mi znać – powiedział Strike. – Właśnie obiecałem, że natychmiast przełożę
kamerę w inne miejsce.
– A co, jeśli cię tam zaskoczą ze strzelbą?
– Przecież zostanę w porę ostrzeżony. Chyba nie zamierzasz sobie zrobić
wolnego popołudnia? Zresztą od zwykłej kradzieży do zabójstwa daleka droga –
powiedział Strike.
– W tej kradzieży nie ma nic zwykłego – powiedział Barclay. – Nie mówiłeś
przypadkiem, że to pudełko, które zwędził, jest warte ćwierć miliona?
– Dla takich jak on to drobniaki – powiedział Strike. – Po prostu informuj
mnie, co robi.
Dzień był pochmurny i zimny. Zanim Strike dotarł do Mayfair, Barclay
napisał, że Lepkie Rączki i jego kumpel wyszli ze sklepu z bronią i oddalają się
od South Audley Street. Strike'owi skończyły się papierosy, a ponieważ nie
musiał się już martwić, że za chwilę natknie się na Lepkie Rączki, wszedł
do kiosku i stanął w krótkiej kolejce. Zastanawiając się, gdzie najlepiej
ukryć kamerę, by gosposia jej nie znalazła, nie od razu zarejestrował, że patrzy
na słowa: „Napaść na animatorów” tworzące nagłówek na pierwszej stronie
leżącego na ladzie „Timesa”.
– Proszę dwudziestkę B&H, pudełko zapałek i jeszcze to – powiedział Strike,
sięgając po gazetę, którą następnie wsunął sobie pod pachę.
Klient dostarczył agencji komplet kluczy do swojego domu. Przed wejściem
do środka Strike się rozejrzał, wyłączył alarm i ruszył w głąb wypełnionej
echem marmurowej i pozłacanej przestrzeni, w której dzieła sztuki warte setki
tysięcy funtów wisiały na ścianach, a równie cenne rzeźby ustawiono
na pomysłowo oświetlonych cokołach.
Kamera znaleziona przez gosposię została ukryta w atrapie książki
na regale. Rozważywszy dostępne możliwości, Strike po kilku minutach
umieścił nową kamerę na wysokiej szafce po drugiej stronie pokoju. Ponieważ
była schowana w czarnym plastikowym pudełeczku, miał nadzieję, że gosposia
uzna ją za przedmiot mający coś wspólnego z Internetem albo
z zainstalowanym w domu systemem zabezpieczeń.
Wsunąwszy pudełeczko na miejsce, Strike nie po raz pierwszy zadał sobie
pytanie, czy gosposia naprawdę jest taka niewinna, jak się wydawała. Klient
stanowczo twierdził, że nie może być złodziejką, ponieważ przedstawiła
nienaganne referencje, doskonale zarabiała, a ryzyko związane z kradzieżą
przedmiotów o takiej wartości i tak charakterystycznych z pewnością
byłoby zbyt wysokie dla kobiety, która co miesiąc przesyła pieniądze do domu
na Filipinach. W tygodniach, gdy niczego nieświadoma była obserwowana, nie
przyłapano jej na niczym bardziej podejrzanym niż zrobienie sobie przerwy,
by obejrzeć talk-show Jeremy'ego Kyle'a na ogromnym telewizorze z płaskim
ekranem. Z drugiej strony Strike uznał za wyjątkową skrupulatność
zdejmowanie książek z regałów i odkurzanie każdej z nich z osobna – właśnie
w taki sposób, jak twierdziła gosposia, znalazła ukrytą kamerę – jeśli wziąć pod
uwagę, że pracodawców kobiety miało prawdopodobnie nie być jeszcze przez
co najmniej półtora miesiąca.
Ukrywszy nową kamerę, Strike włączył ponownie alarm, wyszedł z domu
i ruszył dalej w kierunku Richoux, edwardiańskiej kawiarni ze stolikami
na chodniku, przy których mógł zapalić. Zamówił sobie podwójne espresso,
otworzył „Timesa” i przeczytał artykuł zajmujący większość pierwszej strony.
PARLAMENTARZYŚCI I CELEBRYCI NA CELOWNIKU SKRAJNIE
PRAWICOWEGO UGRUPOWANIA

Jak dowiedział się „Times”, w wyniku wspólnej operacji antyterrorystów


ze Scotland Yardu i służb bezpieczeństwa zdemaskowano skrajnie prawicowe
ugrupowanie mające na sumieniu liczne ofiary. Uważa się, że to właśnie ono
przesłało ładunki wybuchowe parlamentarzystkom, a także ponosi
odpowiedzialność za śmierć Mai Satterthwaite (21 l.), dziecięcej gwiazdy i
aktywistki broniącej praw zwierząt; Gigi Cazenove (23 l.), piosenkarki
i rzeczniczki działań na rzecz zapobiegania zmianie klimatu; oraz animatorki
Edie Ledwell (30 l.).
Jak podają źródła związane z dochodzeniem, skrajnie prawicowe
ugrupowanie, nazywające siebie Halving, „wzoruje się na paramilitarnych
i religijnych organizacjach terrorystycznych”. Komunikując się ze swoimi
członkami w darkwebie, jest zorganizowane w komórki odpowiedzialne
za konkretne zadania i cele. Dotychczas Halving zaplanowało i przeprowadziło
pewną liczbę zabójczych i potencjalnie zabójczych ataków na znane
przedstawicielki lewicy.
„To złożona działalność, polegająca nie tylko na planowaniu
i przeprowadzaniu bezpośrednich ataków na wyłonionych w wyborach
polityków, lecz także na korzystaniu z sieci mediów społecznościowych w celu
rekrutowania członków, szerzenia dezinformacji oraz podsycania wrogości
wobec obiektów nienawiści” – powiedziało nasze źródło.
„Times” ustalił, że wspomniane ugrupowanie terrorystyczne stworzyło
zarówno „listę działań bezpośrednich”, jak i „listę działań pośrednich”.
Przypuszcza się, że na pierwszej z nich figurują takie lewicowe
parlamentarzystki jak Amy Wittstock i Judith Marantz, których biura poselskie
odebrały w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy przesyłki z ładunkami
wybuchowymi. Rurobomby rozbroili wojskowi specjaliści i nikt nie został
ranny. Osoby znajdujące się na liście działań bezpośrednich Halvingu
zawiadomiono o tym fakcie i zapewniono im wzmocnioną ochronę zarówno
w miejscu zamieszkania, jak i pracy.
Napaść na animatorów

Ugrupowanie terrorystyczne twierdzi, że jego program działań pośrednich


doprowadził do śmierci trzech osób, jednej próby samobójczej, a w jednym
przypadku do poważnych obrażeń ciała. Przypadki te obejmują Mayę
Satterthwaite, która w kwietniu 2012 roku śmiertelnie przedawkowała, Gigi
Cazenove, którą znaleziono powieszoną w sylwestra 2014 roku, i Edie Ledwell,
śmiertelnie ugodzoną ostrym narzędziem na cmentarzu Highgate w ubiegłym
miesiącu. Joshua Blay, współtworzący z Ledwell kultową animację Serce jak
smoła, także został zaatakowany i wciąż przebywa w szpitalu. Autorka
komiksów Fayola Johnson...

Zadzwoniła komórka Strike'a. To była Madeline.


– Cześć. – Wydawała się skrajnie zdenerwowana. – Możesz rozmawiać?
– No, mam przerwę – powiedział. – Co tam?
– Widziałeś „Timesa”? Gigi Cazenove... i...
– No – powiedział Strike. – Właśnie czytałem. To...
– Pieprzona ultraprawicowa banda trolli zmusiła ją do samobójstwa! –
powiedziała Madeline, najwyraźniej będąca na krawędzi łez. – Po prostu...
Normalnie nie mogę tego pojąć... Ona miała dwadzieścia trzy lata, jakim,
kurwa, zagrożeniem była dla zgrai faszystów?
– Wątpię, czy uda ci się znaleźć sensowną odpowiedź na to pytanie –
powiedział Strike. – Ale zgadzam się z tobą, to okropne.
– Nie udaję, że byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami – powiedziała Madeline
– ale to była naprawdę słodka dziewczyna. Zawsze wpadała do salonu, żeby
pogadać i... wybacz... nie mogę... Cała jej zbrodnia polegała na tym, że mówiła
o pieprzonej zmianie klimatu...
– No – powiedział Strike. – Wiem. To...
– Kurwa, muszę lecieć, mam kolejne spotkanie z przeklętymi prawnikami.
Pogadamy później?
– No. Zadzwonię.
Rozłączyła się. Strike schował komórkę do kieszeni, znowu sięgnął po gazetę
i czytał dalej.
Autorka komiksów Fayola Johnson także znalazła się na celowniku tego
ugrupowania, lecz przeżyła próbę samobójczą w 2013 roku.
Wszystkie wymienione kobiety padły wcześniej ofiarą rozpętanych
w mediach społecznościowych kampanii „trollowania”, najprawdopodobniej
zaplanowanych i koordynowanych przez Halving oraz mających na celu
zmuszenie ofiar do wycofania się z życia publicznego lub do odebrania sobie
życia.
„Mamy tu do czynienia z wyrafinowanymi kampaniami dezinformacji
i nękania, między innymi w celu zwrócenia postępowych osób przeciwko sobie
– powiedziało źródło »Timesa«. – Już wcześniej obserwowaliśmy »trollowanie«
liberałów biorące początek w takich przestrzeniach jak 4chan, lecz
ugrupowanie terrorystyczne używa mediów społecznościowych w bardziej
zorganizowany i wyszukany sposób, by podburzać do prześladowania
i rozpętywać kampanie zastraszania”.
Piosenkarka Gigi Cazenove była nieustannie dręczona w mediach
społecznościowych po tym, jak do Internetu wyciekły mejle, w których
rzekomo używała rasistowskiego języka, by opisać swoją byłą wokalistkę
wspierającą. Później okazało się, że te mejle były fałszywe. W przypadku Mai
Satterthwaite ujawniono, że „traktowała niezgodnie z jej tożsamością płciową”
znaną kobietę trans w prywatnych wiadomościach tekstowych, które również
wyciekły do Internetu, zaś Edie Ledwell była ofiarą długotrwałej kampanii
nienawiści, w ramach której zarzucano jej liczne wykroczenia, zwłaszcza
przeciwko niepełnosprawnym, i przeżyła próbę samobójczą w 2014 roku.

Symbole nienawiści

Nazwa ugrupowania terrorystycznego wzięła się od terminu związanego


z kryptowalutami: Halving odnosi się do celowego zmniejszenia o połowę ilości
„wydobywanego” bitcoina.
„Deklarowanym celem Halvingu jest zmniejszenie liczby tak zwanych
wojowników społecznej sprawiedliwości (WSS) w życiu publicznym oraz
obniżenie wartości wyznawania postępowych poglądów” – powiedziało źródło
„Timesa”.
Termin „wojownik społecznej sprawiedliwości” jest używany przez
prawicowców jako pejoratywne określenie osób propagujących programy
postępowe społecznie, choć wielu lewicowców używa go z dumą.
Podczas gdy Halving...

Znowu zadzwoniła komórka Strike'a. Wyszarpnąwszy ją z kieszeni, zobaczył


numer Lucy. Zawahał się, nim odebrał. Uznał jednak, że lepiej mieć tę rozmowę
z głowy i odbyć ją, gdy może swobodnie rozmawiać, niż ją przekładać i zapłacić
potem dodatkową cenę za urażenie siostry.
– Stick?
– Cześć, Luce. Co słychać?
– Przed chwilą rozmawiałam z Tedem. Sprawia wrażenie bardzo
przygnębionego...
Ted był niedawno owdowiałym wujkiem Strike'a, człowiekiem, którego
detektyw zawsze uważał za swojego zastępczego ojca.
– ...więc zaprosiłam go do nas na weekend zaczynający się siedemnastego
kwietnia – powiedziała Lucy. – Mógłbyś dołączyć?
– Yy... nie mam przed sobą grafiku – powiedział zgodnie z prawdą – ale...
– Stick, dzwonię z dużym wyprzedzeniem, to dopiero za miesiąc!
– ...ale się postaram – dokończył Strike.
– Okej, prześlę ci wiadomość z przypomnieniem – powiedziała Lucy. –
On naprawdę chce cię zobaczyć, Corm. Nie byłeś w Kornwalii od Bożego
Narodzenia...
Po pięciu minutach intensywnego wzbudzania poczucia winy jego siostra
się rozłączyła. Strike z nachmurzoną miną włożył komórkę z powrotem
do kieszeni, jeszcze raz potrząsnął „Timesem”, żeby usunąć zagniecenia,
i wrócił do lektury.

Choć Halving zaczerpnęło nazwę ze świata kryptowalut, używa także typowego


skrajnie prawicowego języka oraz takiej właśnie ikonografii. Członkowie
ugrupowania posługują się pseudonimami inspirowanymi nordyckimi runami,
dodając do nich liczbę 88. Według Ligi Antydefamacyjnej liczba 88 to symbol
nienawiści reprezentujący dwukrotnie powtórzoną ósmą literę alfabetu
i oznacza „Heil Hitler”.

Wzrost zagrożenia

Według MI5 najszybciej rosnące zagrożenie terrorystyczne w Wielkiej Brytanii


nadciąga od strony skrajnej prawicy.
„Dotychczas źródłem zagrożenia neonazizmem i ultraprawicą byli hejterzy
działający w pojedynkę, przez co trudno było ich namierzyć. Skrajnie
prawicowe ugrupowania terrorystyczne były zazwyczaj krótkowieczne. Halving
wydaje się jednak niezwykle dobrze zorganizowane i zdyscyplinowane.
Stworzyło jednoczącą ideologię, która obejmuje zarówno elementy polityczne,
jak i religijne. Ruchy głoszące spójną filozofię i system przekonań zazwyczaj
skuteczniej rekrutują nowych członków i zapewniają sobie ich lojalność”. (ciąg
dalszy na s. 4)

Strike już miał przejść na czwartą stronę, gdy po raz trzeci zadzwoniła jego
komórka.
– Noż kurwa...
Znów wyciągnął telefon z kieszeni. Połączenie zostało przekierowane
z agencji.
– Cormoran Strike.
– A, tak – odezwał się nieznany mu głos – dzień dobry. Nazywam się Allan
Yeoman. Jestem agentem Edie Ledwell... albo raczej... – mężczyzna
odchrząknął – ...byłem.
16
Musimy wstać i iść:
Świat bez tego mroczny, inny,
A ponadto zwątpień winny,
Tajemniczy, wrogi, zimny,
My jednak musimy iść [...].

Charlotte Mew
The Call

Dokładnie w chwili, w której Strike odebrał telefon od Allana Yeomana, Robin


była trzynaście kilometrów dalej, na Walthamstow, gdzie udawała
zainteresowanie witrażowym panelem przedstawiającym nagiego Adama
nadającego nazwy zwierzętom. Adam siedział przygarbiony na kępie trawy
i wskazywał tygrysa, a brodaty anioł obok niego zapisywał wybraną nazwę
w księdze. Znad aureoli anioła zdawały się wyglądać dwa tropikalne ptaki.
Adam miał puste, wręcz tępe spojrzenie.
Groomer i Nogi stali na drugim końcu sali i odwróceni do Robin plecami
dyskutowali o symbolizmie pelikana w dziele Edwarda Burne'a-Jonesa. Tak jak
obawiała się matka Nóg, jej wyjazd do Iraku, dokąd została wysłana, by zrobić
reportaż o zniszczeniu przez ISIS starożytnego stanowiska archeologicznego
w Nimrudzie, zbiegł się w czasie z opuszczeniem przez jej córkę dnia w szkole,
rzekomo z powodu choroby. Dziesięć minut po tym, jak rodzice szkolnej
przyjaciółki wyszli do pracy, zjawił się Groomer, by zabrać Nogi na miasto.
Robin pojechała za nimi bmw Strike'a, które pożyczyła, ponieważ wcześniej
śledziła dziewczynę swoim starym land roverem. Obawiała się, że para zmierza
do hotelu, więc była przyjemnie zaskoczona, gdy obiekty zaparkowały obok
galerii Williama Morrisa.
Robin czuła, że chodząc za nimi z sali do sali i podsłuchując ich rozmowę,
wiele się dowiedziała o relacjach łączących Nogi z Groomerem. Najwyraźniej
Nogi przejawiła kiedyś zainteresowanie ruchem Arts and Crafts i choć jak
Robin przypuszczała, ograniczyło się ono do jakiejś rzuconej mimochodem
uwagi, teraz dziewczyna usiłowała stanąć na wysokości zadania, Groomer zaś
traktował opinie i spostrzeżenia Nóg ze schlebiającą jej powagą. Nie doszło
do powtórki całowania w rękę, którego świadkiem była Midge, lecz gdy
przechodzili z jednej sali galerii do drugiej, Groomer delikatnie położył rękę
na plecach Nóg, a także zdjął coś niewidocznego z jej długich jasnych włosów.
Sama Nogi była najwyraźniej zauroczona w stopniu, który okazywał się dla niej
niemożliwy do ukrycia, i Robin mogła sobie tylko wyobrażać, jaką przyjemność
sprawiały czterdziestolatkowi zduszone wybuchy śmiechu, którymi nastolatka
reagowała na jego najdrobniejsze żarciki; jej pełne uwielbienia spojrzenia, gdy
perorował o prerafaelitach oraz jej częste rumienienie się, kiedy chwalił jej
wiedzę i uwagi, które w uszach cynicznie nastawionej Robin brzmiały, jakby
dziewczyna wkuła je pospiesznie z Wikipedii.
Wyjaśniwszy chrześcijańską symbolikę pelikana karmiącego małe własną
krwią, Groomer zaczął się głośno zastanawiać, czy Nogi nie miałyby ochoty
na kawę, i po paru kolejnych minutach pozornego podziwiania Adama, Robin
poszła za nimi do kawiarni, lokalu stworzonego ze szkła i odsłoniętych cegieł,
z którego roztaczał się widok na ogrody obok galerii.
Właśnie kupiła sobie cappuccino, gdy zadzwoniła jej komórka.
– Cześć – powiedziała cicho do Strike'a. – Daj mi chwilę, muszę znaleźć
dobry punkt obserwacyjny.
Zapłaciwszy za kawę, zajęła miejsce, z którego miała niczym niezakłócony
widok na Groomera i Nogi, po czym ponownie przystawiła komórkę do ucha.
– Okej, już jestem. Co się dzieje?
– Całkiem sporo – powiedział Strike. – Możesz rozmawiać?
– Powinnam mieć spokój przez co najmniej piętnaście minut – powiedziała
Robin, patrząc, jak Nogi chichocze i odrzuca włosy na plecy, w ogóle nie
tknąwszy kawy.
– Pewnie nie widziałaś dzisiejszego „Timesa”?
– Nie. A co?
Strike streścił jej artykuł z pierwszej strony poświęcony Halvingowi.
– Więc miałeś rację – powiedziała Robin. – To naprawdę był atak
terrorystyczny.
– Nie jestem taki pewny.
– Przecież...
– To całe Halving miało Ledwell na liście działań pośrednich. Próbowało
rozpętać na nią wystarczająco dużą nagonkę, żeby popchnąć
ją do samobójstwa. Nie zamierzali jej zabić i jak dotąd chyba nikogo nie
zadźgali. Według „Timesa” ich ulubionym sposobem działania są rurobomby.
– No wiesz – powiedziała Robin, patrząc na rozległe trawniki wokół galerii –
może zauważyli okazję i postanowili zabić Ledwell, zamiast czekać, aż sama
to zrobi?
– Ale po co mieliby dźgać Blaya? Nic nie wskazuje, żeby figurował
na którejkolwiek liście. Wygląda na to, że mają problem z lewicującymi
kobietami.
– Może dźgnięcie Blaya nie było planowane. Może stanął napastnikowi
na drodze. Może próbował ją bronić.
– Mimo wszystko uważam, że jeśli zamierzali ją zabić, sensowniejsze byłoby
zrobienie tego, gdy była sama. Dwa cele oznaczają spore ryzyko, że jeden z nich
ucieknie albo podniesie alarm. Oczywiście – dodał Strike – nie wiemy, ilu było
napastników. Nie ma żadnych dowodów, że był tylko jeden.
– Może nie wiedzieli, że Blay tam będzie, dopóki się nie zjawił. A skoro o tym
mowa, skąd napastnik wiedział, że Ledwell przyjdzie tego popołudnia
na cmentarz?
– Dobre pytanie – powiedział Strike. – Jest szansa, że uda nam się na nie
odpowiedzieć, jeśli się na to piszesz. Właśnie zadzwonił do mnie Allan
Yeoman, agent Edie Ledwell.
– Poważnie? – Robin doświadczyła jednego z tych znajomych przypływów
podekscytowania, które były nagrodą za jej pracę i zazwyczaj następowały
po jakimś niespodziewanym odkryciu, nagłym otwarciu nowej perspektywy.
– No. Chce wiedzieć, czy bylibyśmy skłonni się z nim spotkać. Zresztą nie
tylko z nim. Byłby tam też gość, który nazywa się Richard Elgar – szef Maverick
Films w Wielkiej Brytanii, a oprócz niego przyszliby ciotka i wuj Edie. Agent
proponuje, żebyśmy zjedli razem lancz w Arts Club przy Dover Street
w przyszłym tygodniu. Pyta, czy zgodzilibyśmy się ustalić tożsamość Anomii.
– Tylko że cały czas jesteśmy zawaleni robotą – jęknęła Robin.
– Nie tak bardzo jak do tej pory. Właśnie dzwonił Dev: zajął się facetem
od patentu. Znalazł przeciek w jego biurze, zrobił babce zdjęcia z szefem
konkurencji.
– Szybka robota – powiedziała z uznaniem Robin, po czym wróciła
do głównego tematu. – Ale dlaczego agent Edie Ledwell chce się dowiedzieć,
kim jest Anomia?
– Yeoman powiedział, że wolałby nam to wyjaśnić osobiście, ale domyślam
się, że Anomia wciąż daje się we znaki.
– Poinformowałeś Allana Yeomana, że w zasadzie nie zajmujemy się
cyberdochodzeniami?
– Pewnie, ale chyba nie widzi w tym problemu. Dowiemy się dlaczego, jeśli
zgodzimy się przyjść na ten lancz. W każdym razie zakładam, że w najbliższym
tygodniu wolałabyś się zająć Anomią niż czyjąś młodą żonką próbującą
wywalczyć tłustszą sumkę w ugodzie rozwodowej.
– Zdecydowanie tak – potwierdziła Robin.
– No, ja też. Okej, oddzwonię do Yeomana i powiem mu, że pasuje nam
przyszły wtorek. Miłego polowania na lubieżnika.
Rozłączył się, a Robin, choć podekscytowała ją perspektywa nowej sprawy,
skupiła się z powrotem na Groomerze i Nogach, którzy już prawie dotykali się
nosami i coś do siebie szeptali.
17
Czy to nie głupio mówić coś takiego,
Gdy nie spędziłam z tobą nawet dnia jednego?
Nieważne; nie dotknę nigdy twoich włosów
I nie usłyszę też tykania serca twego [...].

Charlotte Mew
On the Road to the Sea

Czat w grze z udziałem Narcyzki i Morehouse'a, moderatorów Gry


Dreka

<Otwiera się nowa grupa prywatna>


<13 marca 2015, 14.31>
<Narcyzka zaprasza Morehouse'a>
<Morehouse dołącza do grupy>
Narcyzka: Czekam tu na ciebie od wieków! Gdzie się podziewałeś?
Morehouse: Rozmawiałem z Anomią
Narcyzka: Czytałeś wiadomości?
Morehouse: Masz na myśli to o Halvingu? Tak
>
>
Narcyzka: no i?
>
Narcyzka: Jesteś na mnie zły czy jak?
Morehouse: Dlaczego miałbym być zły?
>
>
>
>
>
Narcyzka: Morehouse, porozmawiaj ze mną
Morehouse: Wciąż masz ten „dowód” od LordaDreka i Vilepechory, że Anomia to Ledwell?
Narcyzka: Tak, a co?
Morehouse: A jak myślisz, dlaczego pytam?
>
>
Narcyzka: Myślisz, że LordDrek i Vilepechora to Halving?
Morehouse: przeczytaj, co piszą w Timesie o ulubionym sposobie działania Halvingu. Przecież
LordDrek i Pech właśnie tak z wami wszystkimi postąpili.
Morehouse: stworzyli fałszywą narrację mającą was zwrócić przeciwko Ledwell
Narcyzka: To nie oni rozpuścili plotkę, że ona jest Anomią
Narcyzka: mnóstwo fanów tak uważało
Morehouse: na przykład kto?
Narcyzka: nie potrafię ot tak wymienić ich nazwisk, ale wszystko było w tej teczce
Morehouse: wszystkie stworzone po to, żeby ludzie się wkurzyli i zrobili na nią nagonkę
Narcyzka: ja nigdy nie robiłam na nią nagonki
Morehouse: nigdy nie mówiłem, że robiłaś
Narcyzka: według Sercelli to był przypadkowy atak
Morehouse: jasne, wcale mnie to nie dziwi
Narcyzka: Co to miało znaczyć?
Morehouse: tak byłoby dla niej wygodniej. Rozmawiała już z policją?
Narcyzka: chyba tak
Morehouse: powiedziała im, skąd wzięła tę teczkę?
Narcyzka: Nie wiem
Morehouse: no to myślę, że jedno z was powinno zanieść tę teczkę na policję, jeśli Sercella
jeszcze tego nie zrobiła
>
>
>
Narcyzka: Morehouse, rok wyżej ode mnie był jeden gość, który udostępnił na Twitterze wpis
jakiegoś ultraprawicowego Amerykanina i wyrzucili go za to z college'u
Narcyzka: Nigdy nie myślałam, że Ledwell to Anomia, nigdy nie prosiłam o tę teczkę, nigdy nie
chciałam, żeby stała jej się jakakolwiek krzywda, ale dla prasy to będzie bez znaczenia
Narcyzka: przyjdą po nas wszystkich, jeśli uznają, że byliśmy zamieszani w ultraprawicę
i zabójstwo
Narcyzka: a jak twoim zdaniem spodobałoby się to w C********?
Morehouse: brzmisz dokładnie jak Anomia
Narcyzka: co masz na myśli?
Morehouse: mamy tak po prostu zignorować fakt, że zinfiltrowali nas neonaziści?
Narcyzka: nie, jeśli się potwierdzi, że LordDrek i Pech nimi są, Anomia oczywiście powinien ich
wyrzucić
Narcyzka: ale wyjaśnij mi, jaki związek może mieć ta teczka z napaścią na Ledwell i Blaya
Morehouse: to z jej powodu się spotkali, prawda? to przez nią w ogóle poszli na ten cmentarz
Morehouse: LordDrek i Vilepechora zaaranżowali sytuację, która zakończyła się dźgnięciem
dwóch osób
Morehouse: Halving chciało jej śmierci i teraz jest już martwa
Narcyzka: a jeśli naprawdę wierzyli, że to ona była Anomią?
Morehouse: wątpię, żeby kiedykolwiek w to wierzyli, a sama powiedziałaś, że ty nie wierzyłaś
Morehouse: a skoro TY się domyśliłaś, gdzie zamierzają się spotkać, każdy mógł się domyślić
Narcyzka: dzięki, więc jestem aż taka głupia?
Morehouse: ffs, nie miałem nic takiego na myśli, zachowujesz się jak Dżdżownica28
Morehouse: mówię tylko, że ktoś mógł się tego domyślić, przyczaić się, a potem skorzystać
z okazji i ich zaatakować. Albo Sercella mogła powiedzieć LordowiDrekowi i Pechowi
na prywatnej grupie, gdzie zamierzają się spotkać
>
>
>
Narcyzka: Moja matka jest chora. Nie zamierzam jej narażać na lawinę gówna ze strony prasy
i policji. Nie zorbiłam nic złego
Morehouse: Nigdy nie wspominałaś, że twoja matka choruje
Narcyzka: wątpię, żebyś sie przejął
>
Morehouse: Narcyzka?
Narcyzka: U8N xetubg
>
Narcyzka: kurde
Narcyzka: płaczę, nie widzę3wyraźnie
Morehouse: co dolega twojej mamie?
Narcyzka: nie chcę o tym rozmawiać
Narcyzka: jeśli zacznę o tym mówić, stanie się prawdziwe
Morehouse: powiedz mi
Narcyzka: dlaczego?
Morehouse: wiesz dlaczego
Morehouse: bo mi na tobie zależy
Narcyzka: nie qurwa nieprawda, od początku mnie wkręcasz
Narcyzka: wydębiasz ode mnie gołe fotki, nie chcesz przesłać swojego zdjęcia
Narcyzka: pozujesz na pana wrażliwego
Narcyzka: ile jeszcze dziewczyn tak zwodzisz?
Morehouse: o czym ty qurwa mówisz? nikogo nie zwodzę
Morehouse: nigdy cię nie prosiłem o te fotki
Narcyzka: więc jestem szmatą, tak?
Morehouse: ffs, czy ja tak napisałem?
Narcyzka: właśnie płaczę na samym środku pieprzonej biblioteki
Morehouse: nie płacz
Morehouse: nigdy nie chciałem cię zranić
Morehouse: powiedz mi, co dolega twojej mamie
>
>
Narcyzka: znalazła guzek
Narcyzka: wczoraj wieczorem przyszły wyniki biopsji
Narcyzka: rak jest złośliwy
Morehouse: o kurde
Morehouse: tak mi przykro
Narcyzka: dłużej tego nie zniosę
Narcyzka: uważasz, że jestem dla ciebie niewystarczająco dobra
Morehouse: ?????
Narcyzka: wiesz kim jestem, wiem o tym. Ta uwaga o 600 kilometrach
Narcyzka: gdyby ci się spodobało to, co zobaczyłeś, próbowałbyś się ze mną spotkać.
Morehouse: to nie takie proste
Narcyzka: tyle do ciebie czuję, a ty najwyraźniej nie czujesz tego samego
Morehouse: to nieprawda
mama
Narcyzka: to dla mnie za dużo, nie mogę tak dalej, nie, odkąd na dodatek zachorowała
Narcyzka: odinstaluję Grę Dreka z telefonu
Morehouse: nie rób tego
Morehouse: proszę
Narcyzka: dlaczego?
Morehouse: słuchaj, to szaleństwo czuć coś tak silnego do kogoś, kogo nigdy nie widziałem, ale
czuję
Morehouse: bez przerwy o tobie myślę
>
Narcyzka: pewnie trudno będzie ci w to uwierzyć, ale wiesz, dostaję inne propozycje
Morehouse: wcale nie jest mi trudno w to uwierzyć
Narcyzka: no to udowodnij, że ci zależy, prześlij mi swoje zdjęcie
>
>
>
Morehouse: nie mogę
>
<Narcyzka opuszcza grupę>
18
Czarna studnia, która wszystko mieści,
I to, co rani, i to, co pieści,
Ach, jakie nieszczęście się zrodziło
Z czegoś, co niewinną jeno myślą było,
Jakie początki i jakie zakończenia
Potrafią czynić przyjaciół i we wrogów zmieniać!

Mary Elizabeth Coleridge


The Contents of an Ink Bottle

W następny wtorek Strike i Robin pojechali do Arts Club jedną taksówką.


Robin zauważyła – nie wspominając jednak o tym – że Strike ma na sobie ten
sam włoski garnitur, w którym poszedł do Ritza w jej urodziny. Sama wybrała
elegancki, lecz stonowany czarny żakiet ze spodniami. Gdy jechali w stronę
Mayfair, Strike wyłączył interkom dla pasażerów i powiedział do Robin:
– Po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że nie możemy im powiedzieć,
kto według Edie był Anomią. Jeśli się myliła, rzucanie takiego oskarżenia nie
jest uczciwe.
– Wiem – odparła Robin. – Ale ciekawie byłoby usłyszeć, czy się z tym
zgadzają.
– Wczoraj poszukałem w necie Montgomery'ego – powiedział Strike, który
w przeciwieństwie do Robin miał wolny poniedziałek. – Znalazłem go na
LinkedIn i na Instagramie. Pracuje dziesięć minut piechotą od naszej agencji,
w firmie na Fitzrovii specjalizującej się w efektach wizualnych. Mieszka
na Ladbroke Grove razem z dziewczyną. Na jego profilu na Instagramie
jest pełno ich wspólnych zdjęć w otoczeniu hipsterskich przyjaciół.
Robin spojrzała na Strike'a z ukosa.
– Myślisz, że to nie on – powiedziała, co było raczej stwierdzeniem niż
pytaniem.
– Gdyby to był on, musiałby mieć bardzo tolerancyjnego szefa, któremu nie
przeszkadza, że pracownik regularnie tweetuje przez cały dzień. Wczoraj
wieczorem rzuciłem okiem na profil Anomii. Ciągle siedzi na Twitterze... Może
po prostu ulegam stereotypowi. Myśląc o trollach internetowych, zazwyczaj się
zakłada, że nie mają poza tym innego życia. A z tego, co zauważyłem, życie
Montgomery'ego wygląda całkiem dobrze.
Biorąc pod uwagę, że Arts Club mieścił się zaledwie dziesięć minut od domu
miliardera przy South Audley Street, Robin spodziewała się, że lokal będzie
elegancki, lecz poziom panującego w nim przepychu ją zaskoczył. Od kelnerów
w białych marynarkach, przez marmurową podłogę, aż po bar ostrygowy
i nowoczesne ekstrawaganckie żyrandole Arts Club z powodzeniem
rywalizował z Ritzem. Niechlujna, poplamiona atramentem Edie Ledwell
zupełnie by tu nie pasowała. Klientela składała się chyba wyłącznie
z zamożnych mężczyzn w średnim wieku ubranych w garnitury. Strój Robin
był niemal identyczny jak ten, który miała na sobie ładna młoda kobieta
witająca gości przy drzwiach. Poprowadziła ich na górę do prywatnej jadalni,
gdzie, jak im oznajmiła, zebrała się już reszta gości.
Ciemnoczerwone ściany, przygaszone światło i rzeźbione drewniane
parawany, przypominające chińskie, upodabniały to pomieszczenie do palarni
opium. Czworo czekających na nich ludzi jeszcze nie usiadło. Gdy Strike
i Robin weszli, wszyscy odwrócili się w ich stronę i zamilkli.
– Aha – powiedział uśmiechnięty zarumieniony mężczyzna w okularach
stojący najbliżej drzwi. Wyglądał na młodszego, niż mogłyby sugerować jego
nieuczesane białe włosy, a nieco workowaty garnitur sprawiał wrażenie czegoś,
co nosi się raczej dla wygody niż ze względu na elegancję. – Pan Strike i panna
Ellacott, prawda? Jak się państwo miewają? Jestem Allan Yeoman.
Przywitał się z nimi uściskiem ręki, po czym przedstawił ich wytwornemu
czterdziestokilkuletniemu mężczyźnie stojącemu obok niego, mającemu
krawat w tym samym srebrnawym kolorze co zasłony w sypialni Madeline.
Jego ciemne włosy były równie starannie uczesane, co włosy Yeomana
rozczochrane, a dobrze skrojony garnitur z całą pewnością został wybrany
ze względu na elegancję.
– To Richard Elgar, dyrektor generalny Maverick Films w Wielkiej Brytanii.
– Witam – powiedział Elgar, a jego akcent zdradził, że jest Amerykaninem.
Jego uścisk dłoni ujawnił zaś błysk onyksu i stali, z których składała się jego
spinka do mankietu. – Miło państwa poznać. Tak się składa, że parę lat temu
pomogli państwo mojej przyjaciółce w pewnej sprawie osobistej.
Wymienił nazwisko klientki, która rozwiodła się z wiarołomnym
multimilionerem.
– A to jest Grant Ledwell, wuj Edie. – Yeoman wskazał mężczyznę z gęstymi
brwiami i nadmiernie wysuniętą żuchwą, która bardziej niż tylko
powierzchownie upodabniała go do buldoga. Gęste włosy Granta były obcięte
na jeża, jego granatowy garnitur miał dwa rzędy guzików, a kołnierzyk koszuli
wyglądał na ciasny. Nie tylko mocna żuchwa Granta i jego krzaczaste
brwi składały się na nieco wojownicze wrażenie, jakie sprawiał.
– Bardzo nam przykro z powodu pańskiej straty – powiedział Strike, gdy
uścisnęli sobie ręce, na co z gardła Granta wydobył się dwuznaczny głęboki
dźwięk.
– Oraz jego żona Heather – zakończył prezentację Yeoman.
Heather, która była w ciąży, wyglądała na co najmniej dziesięć lat młodszą
od męża. Choć nie była szczególnie ładna, jej alabastrowa skóra i długie, lśniące
brązowe włosy stwarzały ogólne wrażenie promiennej płodności. Obcisła
fioletowa sukienka kopertowa z głębokim dekoltem ukazywała co najmniej
połowę jej nabrzmiałych piersi. Robin zauważyła, z jaką determinacją Strike
usiłował skupić wzrok na twarzy Heather, gdy ściskał jej rękę.
– Słyszałam o panu – powiedziała Heather, uśmiechając się promiennie
do Strike'a. – O rany.
– Usiądziemy? – zaproponował Allan Yeoman.
Cała szóstka zajęła miejsca przy okrągłym stole i Robin zastanawiała się, czy
komuś jeszcze mimowolnie skojarzyło się to z seansem spirytystycznym, gdyż
światło skupiało się nad stołem, a obrzeża pomieszczenia spowijał półmrok.
Kiedy Heather przysuwała krzesło, jedna z jasnych lamp sufitowych oświetliła
jej piersi w taki sposób, że wyglądały jak bliźniacze księżyce. Kelner, który
przyniósł kartę dań, wpatrywał się w nie oszołomiony przez kilka sekund.
Elgar gawędził swobodnie o Arts Club, którego był członkiem, czekając,
aż za kelnerem zamkną się drzwi i zostaną sami.
– No cóż – zaczął Yeoman, zwracając się do Strike'a i Robin – bardzo się
cieszymy, że zechcieli się państwo z nami spotkać.
– Miło nam, że możemy tu być – odrzekł Strike.
– Wiem, że Edie też byłaby zadowolona z naszego spotkania – ciągnął
z powagą Yeoman. – Jak mogą sobie państwo wyobrazić, dla nas wszystkich był
to potworny szok... a dla Granta i Heather, rzecz jasna, osobista tragedia.
– Jak przebiega policyjne dochodzenie? – Strike zwrócił się do Granta.
– Od tygodnia nie byliśmy informowani o postępach – powiedział wuj Edie,
którego głos momentami upodabniał się do warknięcia. – Ale chyba
są przekonani, że to był ktoś z tej skrajnie prawicowej grupy, z tego Halvingu
czy jak oni się tam nazywają.
– Mają już rysopis napastnika? – spytał Strike.
– Nie – powiedział Grant. – Blay twierdzi, że ktoś poraził go od tyłu
paralizatorem. Upadł na twarz, a gdy leżał, czymś go ugodzono, i widział tylko
parę uciekających nóg obutych w czarne trampki.
– Są jakieś wątpliwości co do jego wersji? – spytał Strike, ponieważ w głosie
Granta pobrzmiewała nuta sceptycyzmu.
– Ludzie w Internecie piszą, że to on dźgnął Edie – wtrąciła się Heather,
zanim Grant zdążył odpowiedzieć. – Prawda, Grabku? I powiedzmy sobie
szczerze, Blay całkiem dobrze na tym wyszedł. Teraz to on o wszystkim
decyduje, prawda?
– Nie, nieprawda – odparł szorstko Grant. – Już my się o to postaramy.
Nastąpiła nieco krępująca chwila ciszy.
– W gazetach piszą, że dźgnięto go w kark – powiedział Strike.
– Zgadza się – potwierdził Yeoman, zanim Grant zdążył się odezwać. – Jeśli
dobrze zrozumiałem, uratował go wysoki kołnierz jego skórzanej kurtki. Gdyby
nóż dotarł głębiej... zdaje się, że wystarczyłyby milimetry. Zresztą i tak doznał
poważnego urazu rdzenia kręgowego i jest częściowo sparaliżowany.
– Pokłócili się z Edie... – zaczął Grant, ale zamikł, gdyż do pomieszczenia
weszli dwaj kelnerzy z pieczywem i butelkami wody. Nikt nie zamówił
alkoholu. Gdy mężczyzna nalewający wodę spytał, czy już się zdecydowali,
co będą jedli, Heather roześmiała się cicho.
– Och, jeszcze nie wybrałam! – powiedziała, otwierając menu, żeby
je przestudiować.
Kiedy złożyła zamówienie, odwróciła się do Robin i powiedziała, masując się
po brzuchu:
– Tam w środku jest chłopiec i trudno byłoby tego nie zauważyć! Przy żadnej
z dziewczynek nie miałam takiego apetytu!
– Kiedy termin? – spytała uprzejmie Robin.
– Dopiero w czerwcu. Ma pani dzieci?
– Nie – powiedziała Robin z uśmiechem.
– Szczerze mówiąc, nie planowaliśmy tego – wyznała Heather scenicznym
szeptem. – Ale wystarczy, że on na mnie spojrzy, i od razu zachodzę w ciążę.
Kto wie, być może będzie mnie stać na kogoś do pomocy, jeśli...
Nie dokończyła zdania. Sącząc wodę, Robin zastanawiała się, ile Grant
i Heather mogą zyskać wskutek nieoczekiwanego otrzymania spadku.
Przyjąwszy zamówienia, kelnerzy ponownie wyszli. Gdy drzwi się za nimi
zamknęły, Yeoman powiedział:
– No więc tak jak wyjaśniłem przez telefon, mamy nadzieję, że zgodzą się
państwo przeprowadzić dla nas śledztwo. Obaj – wskazał siebie i Elgara –
bylibyśmy państwa klientami i ponieślibyśmy koszty, lecz uznaliśmy, że Grant,
jako najbliższy krewny Edie, też powinien tu dzisiaj być. Richardzie,
zechciałbyś...?
– Dzięki, Allanie – powiedział Amerykanin. – Na początek kontekst. – Złączył
opuszki swoich wspaniale wypielęgnowanych dłoni. – Tuż przed śmiercią Edie
była o krok od zawarcia z nami umowy o adaptację filmową. Josh już podpisał
dokumenty, a Edie miała to zrobić w biurze Allana nazajutrz, ale dzień przed
umówionym spotkaniem zostali napadnięci. Kilka dni temu Josh przesłał nam
wiadomość za pośrednictwem swojej agentki, że nie chce, by film powstał,
dopóki nie znajdzie się jakiś sposób na uciszenie Anomii.
– Więc nie jest pan agentem Josha? – spytał Strike Yeomana. Reprezentował
pan tylko Edie?
– Zgadza się – potwierdził Yeoman. – Josha reprezentuje Katya Upcott. Hm,
jeszcze do niej wrócimy.
– Oczywiście zgodnie z prawem Josh po podpisaniu umowy nie może
zablokować powstania filmu – powiedział Elgar – ale biorąc pod uwagę, co się
wydarzyło, naturalnie nikt nie chce działać wbrew jego woli.
– Warto dodać, że powstanie filmu leży w interesie Josha – zaznaczył
Yeoman. – Jeśli jego paraliż nie ustąpi, raczej nie będzie mógł wrócić
do animowania. Nie pochodzi z zamożnej rodziny. Chcemy, by przestał się
przejmować Anomią i mógł się skupić na powrocie do zdrowia. Ma ogromne
poczucie winy, ponieważ oskarżał Edie, że jest Anomią... Katya mówi, że się
tym zadręcza...
– Jak coś takiego mogło mu przyjść do głowy? – wtrąciła z oburzeniem
Heather. – Jakby ktokolwiek chciał robić sobie krzywdę, pisząc w Internecie
o swoich osobistych sprawach. Sami mamy teraz próbkę tego, przez
co przeszła... prawda, Grabku? – spytała, patrząc z ukosa na męża. – Zaraz
po śmierci Edie ta cała Anomia zaczęła wypisywać na Twitterze
o prywatnych sprawach moich i Granta!
– Naprawdę? – powiedział Strike, wyjmując notes. – Nie mają państwo nic
przeciwko temu, że będę notował?
– Nie, oczywiście, że nie. – Heather wydawała się tym raczej
podekscytowana. – Pewne fakty poprzekręcał: napisał, że Grant był w Arabii
Saudyjskiej, zamiast w Omanie, i że byłam jego sekretarką, co też jest
nieprawdą, bo byłam osobistą asystentką innego faceta. A do tego twierdził,
że mieliśmy z Grabkiem romans, kiedy jeszcze był żonaty, a przecież pierwsze
małżeństwo Grabka...
– Istniało już tylko na papierze – dokończył Grant głośniej, niż to było
konieczne.
– Atakuje nas non stop od miesiąca, bo Grant będzie miał coś
do powiedzenia w kwestii dalszego losu kreskówki! – ciągnęła Heather. –
Śledzę tych wszystkich tak zwanych fanów, którzy wchodzą na nasz profil
na Facebooku i piszą okropne rzeczy. Jeśli pan chce, mogę podać ich nazwiska.
– Dziękuję, bardzo się przydadzą – powiedział nieszczególnie szczerze
Strike. – Ciekawe, że Anomia zna szczegóły prywatnego życia nie tylko Edie,
lecz także państwa. Czy ten człowiek mógł je zdobyć w Internecie, na przykład
z państwa profilu na Facebooku? A może wie o sprawach, które nigdy nie były
upubliczniane?
Grant i Heather spojrzeli na siebie.
– Przypuszczam, że część z nich jest na naszym profilu na Facebooku –
przyznała Heather, jakby ta myśl dopiero teraz przyszła jej do głowy. – Ale
wiedział, że Laura ma toczeń. Nie mam pojęcia, gdzie mógł o tym usłyszeć, a ty,
Grabku?
– Laura to moja była żona – wyjaśnił Grant. – Nie, nie wiem, jak się o tym
dowiedział. Gdy umarła matka Edie, moja młodsza siostra, byłem w Omanie –
ciągnął, a Strike poczuł, że za chwilę usłyszy przygotowaną przemowę. – Nie
miałem wtedy żony i na okrągło pracowałem... nie mógłbym się opiekować
małym dzieckiem. Gdy poznałem pierwszą żonę, Edie była już w dobrej
rodzinie zastępczej. Bardziej bym jej zaszkodził, niż pomógł, gdybym wtedy
zakłócił jej życie i kształcenie, ciągnąc ją ze sobą za granicę. Potem, kiedy
wróciliśmy do Londynu, Laura zachorowała. Ledwie dawała sobie radę z opieką
nad Rachel, naszą córką. Oczywiście sprawdziłem, jak Edie sobie radzi –
wykonał agresywny ruch, gwałtownie unosząc brodę – ale biorąc pod uwagę
moją sytuację osobistą... sprowadzenie jej do naszego domu było po prostu
niewykonalne.
– A później zaczęła brać narkotyki i tak dalej – powiedziała Heather. –
Prawda, Grabku? Nie chcielibyśmy czegoś takiego w pobliżu dzieci.
Elgar, którego twarz wyrażała umiarkowane zainteresowanie, gdy rozmowa
zeszła na ten boczny tor, wrócił teraz do sprawy najwyraźniej będącej dla niego
głównym celem tego spotkania.
– Jak mówi Allan, wszyscy chcemy zachować się w porządku wobec Josha, ale
mamy też ważne zawodowe powody, by uciszyć Anomię. Ten człowiek bardzo
sprzeciwia się naszemu filmowi i podburza przeciwko niemu fandom. Istnieje
dobrze udokumentowana historia działań podejmowanych przez niego w celu
wywoływania wrogiego nastawienia do wszelkich zmian w koncesji, których
on nie pochwala.
Yeoman, który akurat miał usta wypełnione bułką, pokiwał głową i dodał
niewyraźnie:
– Po przeniesieniu kreskówki do Netflixa Anomia zorganizował kampanie
nienawiści przeciwko aktorom głosowym i animatorom. Parę osób
zrezygnowało z powodu nękania, do którego Anomia nawoływał w Internecie.
W kategoriach marki Serce jak smoła zaczyna być prawie równie znane
z agresywnego fandomu co z samej kreskówki. Nikt nie chce, żeby ta marka
stała się synonimem toksyczności w necie, ale niestety zmierzamy właśnie
w tym kierunku i to się musi zmienić.
– Tym bardziej – dodał Elgar – że wiążemy duże nadzieje z adaptacją
filmową. Planujemy połączyć grę aktorską i animację z komputerowymi
efektami specjalnymi. Gotycką love story z mroczną komedią pełną
zabawnych, nietuzinkowych postaci.
Robin pomyślała, że ostatnie zdanie zabrzmiało jak wyjęte prosto
z komunikatu prasowego.
– Przypuszczam, że gdyby doszło do zawarcia umowy, Maverick zdobyłby
także prawa do produkcji gier cyfrowych – powiedziała.
– Trafiła pani w sedno – odrzekł Elgar z cierpkim uśmiechem. – Gra Anomii
miałaby dużą konkurencję, gdybyśmy zdobyli prawa gamingowe. Naszym
zdaniem to przede wszystkim dlatego tak mu zależy, by nie dopuścić
do powstania adaptacji filmowej.
– Czy ktoś z państwa wie, skąd Blayowi przyszło do głowy, że Edie jest
Anomią? – spytał Strike.
Yeoman westchnął.
– Ktoś mu przyniósł teczkę z rzekomymi dowodami. Nie udało mi się jeszcze
porozmawiać z Joshem, więc nic więcej nie wiem, ale... no cóż, Josh konsumuje
dość sporo marihuany i alkoholu. Pod koniec jego relacje z Edie wyglądały
bardzo słabo. Było w nich mnóstwo goryczy, paranoi i zgryźliwości. Raczej nie
trzeba go było długo przekonywać, że Edie coś knuje.
– Państwa agencja odmówiła Edie dlatego, że rzadko zajmują się państwo
cyberdochodzeniami, prawda? – zwrócił się Elgar do Robin.
– I ponieważ nasza lista klientów była wtedy pełna – wyjaśniła Robin.
– Cóż, powinni państwo wiedzieć, że zainteresowane strony
reprezentowane przy tym stole prawdopodobnie wyczerpały już drogę
cyberdochodzenia – powiedział Elgar.
– Naprawdę? – zainteresował się Strike.
– Tak. Działaliśmy niezależnie od siebie – potwierdził Yeoman – i dopiero
po śmierci Edie wymieniliśmy się zdobytymi informacjami. Grant...
– Tak, mój bliski przyjaciel przyglądał się Anomii od kilku tygodni. – Wujek
Edie znów wykonał agresywny ruch brodą. – Len prowadzi firmę specjalizującą
się w cyberbezpieczeństwie. Poznałem go w Omanie. Len mówi, że gra Anomii
ma pierwszorzędne zabezpieczenia. Nie udało mu się ustalić, kto za nią stoi.
– Dla jasności – wtrąciła się Robin. – Stworzenie tej gry przypisuje się dwóm
osobom, prawda? Nie tylko Anomii?
– Zgadza się – potwierdził Yeoman. – Ta druga nazywa siebie Morehouse i...
– To ten sam człowiek – stwierdziła Heather z absolutną pewnością. –
Przyglądam się temu wszystkiemu online. To ten sam człowiek.
– No cóż, możliwe... Nie wiem – odrzekł taktownie Yeoman. – Morehouse,
jeśli ktoś taki naprawdę istnieje, w ogóle się nie wychyla. Rzadko tweetuje i o ile
wiem, nigdy nie prześladował Edie. To Anomia zdobył władzę w fandomie i to
jemu powszechnie przypisuje się tę grę.
– Panowie też próbowaliście wyśledzić Anomię w Internecie? – spytał Strike,
patrząc na Yeomana, a potem na Elgara.
– Tak – potwierdził Elgar. – Gdy zbliżaliśmy się do zawarcia umowy,
negatywne nastawienie fandomu zaczęło nas niepokoić. Anomia zalewał
Internet wyjątkowo niebezpieczną mieszaniną faktów i fikcji.
– Wiedział o sprawach, o których nie powinien? – spytała Robin.
– Tak – powiedział Elgar. – Tylko o drobiazgach, o niczym ważnym, ale
to wystarczyło, żebym zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie trzymam
Anomii w naszym studiu. Poszedłem do firmy specjalizującej się
w cyberdochodzeniach, z której usług już kiedyś korzystaliśmy, analizując
wyciek informacji. Wskórali tyle samo, ile przyjaciel Granta. Anomia
i Morehouse doskonale się spisali, chroniąc siebie i swoją grę. Właściwie to moi
ludzie wątpią, żebyśmy mieli do czynienia z amatorami, nawet jeśli na takich
pozują w Internecie. Ustaliliśmy jednak, że Anomia nie tweetuje z naszej
siedziby, a to już coś.
– Anomia i Morehouse twierdzą, że są dwoma zwyczajnymi fanami, prawda?
– spytała Robin.
– Tak. Zakłada się, że są młodzi, mimo że, o ile mi wiadomo, nigdy nie podali
wprost, w jakim są wieku – powiedział Yeoman. – Poza tym wszyscy przypisują
im płeć męską, ale rzecz jasna nie mamy pojęcia, czy faktycznie tak jest.
– Pan też próbował się dowiedzieć, kim jest Anomia? – spytał Strike agenta.
– Tak. – Yeoman pokiwał głową. – Nie wspomniałem o tym Edie, nie
chciałem jej robić nadziei. Wcześniej jej radziłem, żeby ignorowała Anomię.
Kilka razy dyskutowała z nim na Twitterze i nic dobrego z tego nie wynikło.
W zasadzie to potem było jeszcze gorzej. Ale radzenie klientce, żeby
ignorowała media społecznościowe to jedno, a sprawienie, by posłuchała
tej rady, to już inna historia. Zatem tak, pół roku temu poprosiłem kogoś
ze swojej agencji, żeby zrobił, co w jego mocy. Benjamin zajmuje się całym
naszym cyberbezpieczeństwem, to taki zdolniacha. Przyjrzał się hostingowi
gry Anomii, a nawet, mówiąc między nami, próbował złamać
jej zabezpieczenia, żeby zhakować konto administratora i dostać się do grupy
moderatorów, ale bezskutecznie. Tak jak mówi Grant, ktokolwiek stworzył
tę grę, jest bardzo sprytny.
Drzwi znowu się otworzyły i kelnerzy weszli z jedzeniem. Strike, Yeoman
i Grant zamówili wołowinę wagju, Elgar i Robin sałaty, a Heather wybrała
risotto.
– Ale uczta – ucieszyła się Heather, a Robin, która dotąd starała się tłumić
niechęć do tej kobiety, przestała się wysilać. Byli w tym elegancko urządzonym
klubie i jedli te pyszne potrawy, ponieważ siostrzenica męża Heather padła
ofiarą brutalnego zabójstwa. Nawet jeśli Heather prawie jej nie znała,
a wszystko wskazywało, że właśnie tak było, jej szczera radość z kosztownego
lanczu połączona z uporczywym taksowaniem Strike'a wzrokiem wydawała się
Robin tyleż niestosowna, co odrażająca.
– Czy ktokolwiek próbował skontaktować się z Anomią? – spytała Robin, gdy
zamknęły się drzwi za kelnerami. – Przemówić mu do rozsądku albo nakłonić
do spotkania?
– Tak: sama Edie – powiedział Yeoman, który teraz z wigorem przekrawał
wołowinę. – Poprosiła Anomię na Twitterze, żeby spotkali się twarzą w twarz.
Nie odpowiedział.
– Nie mogliście jakoś zadziałać na gruncie prawa autorskiego? – spytał
Strike. – Co mówią przepisy o sytuacji, w której wykorzystuje się w grze
wszystkie postacie stworzone przez Ledwell i Blaya?
– Szara strefa – powiedział Yeoman z ustami pełnymi mięsa. – Można
by dowodzić, że doszło do naruszenia prawa, ale skoro fanom się to podobało
i nikt na tym nie zarabiał, uznaliśmy, że najrozsądniej będzie nie sięgać
po drastyczne środki. Gdyby Anomia zaczął czerpać z tego zyski, wtedy tak –
mielibyśmy naruszenie praw autorskich. Założyliśmy, że fanom w końcu się
to znudzi i wpływ Anomii osłabnie, ale tak się nie stało.
– W normalnych okolicznościach – powiedział Elgar – staralibyśmy się
przeciągnąć go na swoją stronę jako influencera. Wiecie państwo: superfana
popularnego w środowisku. Bilety na prapremiery, osobiste spotkania
ze scenarzystami i aktorami, tego typu rzeczy. Ale w tym przypadku nie byłoby
to możliwe, nawet gdybyśmy byli skłonni do takiej życzliwości. Anomia
najwyraźniej bardzo sobie ceni swoją anonimowość, co według mnie świadczy
o jego przekonaniu, że demaskacja by mu zaszkodziła.
– Wiem, że to pytanie krępujące – powiedział Strike, odwracając się
do Granta – ale czy skoro wszystko wskazuje na to, że Anomia ma dostęp
do wielu poufnych informacji, przyszło panu do głowy, że to może być ktoś
z rodziny?
– To na pewno nie jest nikt z rodziny – odrzekł natychmiast wuj Edie.
– Właściwie nikt z rodziny jej nie znał – powiedziała Heather. – Sam prawie
jej nie znałeś, prawda, Grabku?
– Byłem za granicą – powtórzył Grant, patrząc ze złością na Strike'a – a moja
była żona zachorowała. Rodzice nie żyli, podobnie jak rodzice Edie. Poza tym
jedyni moi krewni to moje dzieci, a żadne z nich nawet jej nie poznało. To na
pewno nie jest nikt z rodziny.
– Popytałem dyskretnie w agencji – powiedział Yeoman – ponieważ
naturalnie przyszło mi do głowy, że mogę mieć Anomię tuż pod nosem, ale o ile
zdołałem się zorientować, nikt z moich ludzi nie był z Edie nawet na kawie.
I chociaż ktoś mógł coś wiedzieć o zmianach w kreskówce, zwyczajnie nie mógł
dotrzeć do tych wszystkich szczegółów z życia osobistego Edie. Moim zdaniem
Anomia to ktoś, kto w którymś momencie znajdował się w najbliższym
otoczeniu Edie albo, co bardziej prawdopodobne, w otoczeniu Josha.
– Dlaczego pana zdaniem bardziej prawdopodobna jest osoba z otoczenia
Josha? – spytała Robin.
Yeoman odłożył nóż i widelec, przełknął duży kęs jedzenia.
– No cóż, po pierwsze, Anomia nigdy nie atakował Josha – zaczął. – Zawsze
miał obsesję na punkcie Edie, to jej ubliżał i to ją nękał. Między innymi właśnie
to poróżniło Josha i Edie: fandom traktował Josha bardzo życzliwie, a Edie
obwiniano o wszystko, co ludziom się nie podobało. Ale jak powiedziałem, Josh
od lat przesadza z piciem, a do tego pali mnóstwo trawy. Obawiam się, że poza
tym nie zna się na ludziach. Mieliśmy sporo problemów z częścią
pierwszej obsady, która składała się przede wszystkim z jego przyjaciół, co, hm,
kieruje nas z powrotem w stronę Katyi Upcott.
Yeoman spojrzał na Elgara, który wykonał drobny ruch widelcem, pokazując
Yeomanowi, żeby kontynuował.
– Nie zaprosiłem Katyi na ten lancz, ponieważ broni Josha jak lwica –
wyjaśnił agent. – To oczywiście bardzo szlachetne podejście, zwłaszcza jeśli
wziąć pod uwagę jego obecny stan. Ale bez niej możemy rozmawiać
swobodniej.
– Czy Katya ma własną agencję? – spytał Strike.
– Yy... nie. Jest... bardzo miłą panią, która pracuje w domu, prowadząc firmę
z artykułami papierniczymi. Katya poznała Josha i Edie kilka lat temu
w kolektywie artystycznym, gdzie mieszkali. Chodziła tam na wieczorne
zajęcia. Przed otwarciem własnej firmy pracowała w public relations, więc gdy
Serce jak smoła zaczęło przyciągać fanów, doradzała Joshowi i Edie, jak powinni
się zachowywać. Po jakimś czasie zaczęła de facto pełnić funkcję ich agentki.
W 2012 roku Edie postanowiła poszukać profesjonalnego agenta i wtedy
przejąłem ją ja. Josh został z Katyą. Wiecie państwo, to wcale nie jest rzadkość,
że ludzie, którzy niespodziewanie odnieśli sukces, trzymają się kurczowo
znajomych osób. Chodzi oczywiście o lojalność, ale też o strach. Czasami
trudno się zorientować, komu należy ufać, gdy nagle stajesz się
rozchwytywany. Katya to niezwykle miła kobieta pełna dobrych intencji –
podkreślił – i wie, że chcę wynająć prywatnych detektywów, żeby spróbować
znaleźć Anomię. Powiedziała, że zrobi wszystko, żeby nam pomóc. Poza tym
na pewno wie o wiele więcej niż ja o przyjaciołach Josha i jego najbliższym
otoczeniu, ale będziecie państwo musieli działać ostrożnie, ponieważ
kategorycznie odrzuca pomysł, że Josh, z powodu swojej naiwności,
nieostrożności czy braku rozeznania, może ponosić częściową
odpowiedzialność za ten bałagan z Anomią.
– Jaką rodzinę ma Josh? – spytała Robin.
– Wychował go samotny ojciec, jest jednym z trojga dzieci i mam wrażenie –
nie mówię na podstawie swojej wiedzy, opieram się raczej na tym,
co słyszałem od Edie – że pan Blay senior właściwie nigdy nie umiał
postępować z synem, a ostatnio chyba zrzekł się obowiązków rodzicielskich
na rzecz Katyi, która jest w takim wieku, że mogła być matką Josha.
– Gdyby pan mógł nam podać jakieś namiary na Katyę, byłoby wspaniale –
powiedział Strike, na co Yeoman kiwnął głową i znów sięgnął po nóż i widelec.
– W chwili śmierci Edie była w nowym związku, prawda? – spytała Robin.
– Ach, z tym! – powiedziała Heather, prychając cicho.
– Tak. Z Phillipem Ormondem – poinformował Yeoman. – To nauczyciel...
zdaje się, że geografii. Pracuje w miejscowej szkole na Highgate. Poznał Josha
i Edie, ponieważ chodził na wieczorowe zajęcia plastyczne, tak samo jak Katya.
Gdy Josh i Edie się rozstali, Phillip podsunął jej ramię, na którym mogła się
wypłakać.
– On twierdzi, że byli zaręczeni – powiedziała Heather.
– Wątpi pani w to? – spytał Strike.
– No cóż, nikt inny o tym nie wiedział. Nie miała pierścionka – odparła
Heather. Sama nosiła na trzecim palcu olbrzymi brylant nad szeroką obrączką.
– Mnie też nie wspominała, że zamierza wyjść za mąż – powiedział Yeoman.
– Ani swojej siostrze z rodziny zastępczej – dorzuciła Heather. – Spytałam
na pogrzebie.
– Jak się nazywa ta siostra? – spytał Strike.
– Catriona Douglas – powiedział Grant. – Edie pozostała z nią w kontakcie,
gdy opuściła rodzinę zastępczą.
Strike zapisał imię i nazwisko.
– Moim zdaniem Ormond związał się z nią dla osobistych korzyści –
powiedziała Heather. – Liczy na to, że będzie mógł wysunąć jakieś roszczenia
do jej majątku. Była nawet cała niedorzeczna historia z listami w trumnie.
Najpierw Blay... i pomyśleć, że oskarżał ją o to, że jest Anomią... No, w każdym
razie podyktował Katyi to, co chciał powiedzieć, ona przyniosła nam ten list
i bla, bla, bla, a potem – Heather przewróciła oczami – kiedy Phillip się
dowiedział, że Blay napisał list, on też musiał coś napisać. Powiedziałam
do Grabka: do diabła, przecież trumna to nie skrzynka pocztowa!
Jeśli Heather spodziewała się, że kogoś rozbawi, to się zawiodła.
– No tak, z całą pewnością trochę ze sobą rywalizowali o miano naczelnego
żałobnika – przyznał Grant. – Choć nie mogę powiedzieć, żeby Ormond
wzbudził moją sympatię, to jednak miał do tego większe prawo niż Blay.
Mieszkał wtedy z Edie i nie oskarżał jej o niestworzone rzeczy.
– Dobrze byłoby porozmawiać z Ormondem – powiedział Strike. – I z
tą Catrioną, siostrą z rodziny zastępczej. Macie państwo jakieś namiary?
– Mam numer Ormonda. – Wyjął komórkę, spojrzał na wyświetlacz, skrzywił
się i mruknął do żony: – Nieodebrane połączenie od Rachel.
– To jego córka z pierwszego małżeństwa – wyjaśniła Heather, znowu
zwracając się do Robin scenicznym szeptem. – Trochę niesforna.
– Na pewno dzwoniła w sprawie meczu – powiedział Grant, podając
komórkę Strike'owi. – Później do niej oddzwonię.
– Wspomniał pan, że były problemy z członkami obsady zaprzyjaźnionymi
z Joshem – zwrócił się Strike do Yeomana. – Ma pan na myśli Wally'ego
Cardew?
– Już pan o nim wie? – zdziwił się Yeoman. – Tak, przyprawiał nas
na początku o ból głowy. Chodzili razem do szkoły. Wally nie miał żadnego
doświadczenia aktorskiego, ale gdy byli nastolatkami, mówił takim śmiesznym
głosem, piskliwym i złowieszczym, naśladując jednego z ich nauczycieli. Kiedy
Edie i Josh zanimowali pierwszy odcinek, poprosili Wally'ego, żeby podłożył
głos Dreka. Sięgnął po ten falset i fani byli zachwyceni. Ale Wally miał o sobie
zbyt wysokie mniemanie. Zaczął nagrywać na własną rękę filmiki na YouTubie,
używając głosu Dreka i charakterystycznych powiedzonek tej postaci oraz
dorzucając do tego wątpliwej jakości żarty. Część fandomu była tym
zachwycona. Reszta nie. Potem Wally i jego przyjaciel MJ nakręcili osławiony
filmik o ciasteczkach.
– O ciasteczkach? – powtórzył Strike.
– Tak zwaną satyrę na Holokaust – wyjaśnił z powagą Yeoman. – Wywołało
to duży negatywny oddźwięk. Josh uważał, że sprawa przycichnie, ale Edie się
wściekła. Josh zgodził się wyrzucić Wally'ego, aczkolwiek niechętnie, a Wally
przyjął to fatalnie. Od tej pory robi karierę na YouTubie. Zastanawialiśmy się,
czy to on może być Anomią – powiedział Yeoman, prawidłowo przewidując
następne pytanie Strike'a. – Jest przebiegły, ale chyba nie aż tak łebski,
żeby stworzyć tę grę, a poza tym muszę powiedzieć, że ma za duże ego,
by zdołał zachować anonimowość.
– Powinniśmy porozmawiać jeszcze z jakimiś przyjaciółmi Josha? – spytał
Strike.
– W zasadzie tak. Jest wśród nich Sebastian Montgomery, animator, który
pomagał im przy paru pierwszych odcinkach. Studiował z Joshem w akademii
sztuk pięknych i gdy go z niej usunęli, pozwolił sobie na trochę uszczypliwości
w mediach społecznościowych pod adresem Serca jak smoła, ale nie jestem
pewny, czy znał dobrze Edie, więc trudno mi sobie wyobrazić, żeby miał dostęp
do tych wszystkich szczegółów z jej życia osobistego, o których pisze Anomia.
– Chyba że – powiedział Strike – dotarły do niego za pośrednictwem Josha.
– No cóż, chyba tak mogło być – przyznał Yeoman.
– Ktoś jeszcze?
– Zastanówmy się... Był jeszcze taki młody mężczyzna, Timothy Ashcroft...
Chociaż jeśli się nad tym zastanowić, to początkowo przyjaźnił się z Edie, nie
z Joshem. Podkładał głos Dżdżownicy i chyba miał aktorskie ambicje, więc
na pewno mu się nie spodobało, kiedy go odprawili, ale o ile mi wiadomo,
pozostali z Edie przyjaciółmi. Niestety, nie mam żadnych namiarów na Tima.
– Dlaczego się go pozbyli? – spytała Robin.
– Szczerze mówiąc – odrzekł Yeoman – był niezbyt dobry. Widziałem
pierwsze odcinki. Dżdżownica to udana postać komediowa, a Tim nie
przedstawiał jej tak dobrze, jak na to zasługiwała. Gdy zawarli umowę
z telewizją, jednym z warunków był wpływ Netflixa na obsadę. Tak naprawdę
Edie chyba ulżyło, że te decyzje będzie podejmował ktoś inny. Na początku głos
Sercka podkładał sam Josh, a Catriona, siostra Edie z rodziny zastępczej, była
Narcyzką. Na stypie po pogrzebie Edie powiedziała mi, że nie mogła się
doczekać, kiedy stamtąd odejdzie. Podkładanie tego głosu nigdy nie sprawiało
jej frajdy i ucieszyła się, że zastąpi ją prawdziwa aktorka. Wtedy jeszcze jednak
w tym nie uczestniczyłem, więc możliwe, że odrzucili jeszcze kogoś, o kim
nie wiem. Jak mówię, o dawnych czasach powinniście państwo porozmawiać
z Katyą. Ona była w to zaangażowana od początku... Nie, chwileczkę –
powiedział Yeoman. – Edie wspomniała jeszcze o kimś. O jakiejś przyjaciółce,
która mieszkała w tym kolektywie artystycznym. Jak ona się nazywała...?
Mariam czy jakoś tak.
– Mówi pan o kolektywie North Grove, prawda? – spytał Strike, trzymając
długopis w gotowości.
– Właśnie o nim – potwierdził Yeoman. – Prowadzi go jakiś Holender, który
wydaje się bardzo ekscentryczny. Edie i Blay wynajmowali tam przez jakiś czas
pokoje i właśnie tak się poznali. Josh przyjaźnił się później z tym Holendrem
i bywał w kolektywie nawet po tym, jak kreskówka odniosła sukces. North
Grove jest tuż obok cmentarza Highgate i dlatego pewnego dnia Edie i Josh
wylądowali wśród grobów, gdzie wpadli na pomysł stworzenia kreskówki.
– No cóż. – Strike sięgnął po teczkę, którą przyniósł na spotkanie. – Zanim
przejdziemy dalej, chyba powinniście państwo spojrzeć na naszą standardową
umowę i na stawki. Mam ją tutaj, jeśli chcielibyście się zapoznać.
Rozdał wydruki. Nastąpiła chwila ciszy, w której Elgar i Yeoman studiowali
warunki i postanowienia umowy, a słychać było jedynie szuranie noży
i widelców Strike'a, Robin i Ledwellów oraz nietypowo donośny odgłos
przeżuwania wydawany przez Granta. W końcu agent i dyrektor wyjęli pióra
i podpisali trzy egzemplarze umowy – w tym jeden dla agencji.
– Dziękuję – powiedział Strike, gdy obie strony złożyły podpisy, po czym
schował swój egzemplarz.
– Ja natomiast – odezwał się Yeoman, sięgając pod swoje krzesło –
powinienem dać państwu to.
Była to tekturowa teczka, którą Edie przyniosła do agencji i zostawiła
na spłuczce.
– Zaczniemy bezzwłocznie – oznajmił Strike. – Jeśli podadzą mi panowie
swoje namiary, raz w tygodniu będę informował o postępach w sprawie, ale
oczywiście w razie pilnych pytań skontaktuję się wcześniej.
Elgar i Yeoman podali mu swoje wizytówki.
– A tak z ciekawości – powiedział Strike, wsunąwszy wizytówki do portfela –
kiedy już się panowie dowiedzą, kim jest Anomia, co zamierzacie zrobić?
Znowu zapadła cisza, głębsza niż ta poprzednia, ponieważ Grant już nie
przeżuwał. Po chwili odpowiedział Richard Elgar.
– Motłoch nie oszczędza nikogo – zaczął Amerykanin. – Nie mam żadnych
wątpliwości, że gdy uda się ustalić, kim jest Anomia, będziemy mogli znaleźć
jakieś dowody na jego hipokryzję, niewrażliwość rasową, molestowanie
seksualne... Kto motłochem wojuje, musi być gotów zginąć od motłochu. Kiedy
już się dowiemy, z kim mamy do czynienia, chyba nietrudno będzie zmienić
Anomię z myśliwego w zwierzynę.
19
Tak, byłam zmęczona, ale tylko ciałem,
Serce me zaś wypełnia słodka błogość,
Odkąd dni moje upływają całe
Pod znakiem działania w parze z przygodą;
Rzucona wespół z tobą w świat szeroki,
Gdzie moje marnowane dotąd siły i uroki
Skierować się ku ważkim celom mogą.

Charlotte Brontë
The Wood

– Co powiesz na kufel piwa i naradę? – spytał Strike pół godziny później, gdy
znów znaleźli się z Robin na ulicy i zatrzymywał taksówkę.
– Bardzo chętnie – odrzekła.
– Pub Tottenham przy Charing Cross Road – rzucił Strike kierowcy, po czym
otworzył drzwi dla Robin.
Entuzjazm, z jakim zgodziła się pojechać do pubu, sprawił mu przyjemność.
Powoli do niego docierało, że Robin wcale nie unika pogawędek z nim, co z
pewnością by robiła, gdyby naprawdę czuła do niego odrazę po tym, co zaszło
przed Ritzem. Spodziewał się, że podobnie jak on będzie okazywała po tym
zdarzeniu większą rezerwę, lecz ona starała się chyba przywrócić przyjacielskie
stosunki sprzed chwili, w której wykonał ten niemądry ruch.
– Jakieś wieści w sprawie mieszkania? – spytał, gdy taksówka toczyła się
z powrotem w stronę West Endu.
– Złożyłam wczoraj wyższą ofertę – powiedziała Robin. – Czekam
na odpowiedź. Byłoby wspaniale, gdyby się udało. Mam dość oglądania
koszmarnych nor, a u Maxa czuję się jak piąte koło u wozu.
Ulica przed Tottenhamem, ulubionym pubem Strike'a w pobliżu ich agencji,
wciąż była placem budowy i aby dotrzeć do drzwi, musieli przejść po deskach
nad rowem pełnym gruzu. W środku, pomimo panującego na zewnątrz hałasu,
znaleźli znajomą bezpieczną przystań z grawerowanymi lustrami i ozdobnymi
panelami namalowanymi przez dawno już nieżyjącego scenografa teatralnego.
Zamówiwszy kawę, Robin usiadła na jednej z obitych czerwoną skórą ławek
i wyjęła telefon, by poszukać informacji o Kolektywie Artystycznym North
Grove.
– Powinniśmy grzecznościowo zawiadomić policję, że zlecono nam
znalezienie Anomii – powiedział Strike, gdy dołączył do niej z piwem w ręce. –
Zadzwonię do nadkomisarza Murphy'ego.
– Świetnie – powiedziała Robin. Następnie podała Strike'owi swój telefon. –
Popatrz: tu się to wszystko zaczęło.
Strike spojrzał na zdjęcie ogromnego domu w kolorze brudnego różu.
Poniżej napisano:
KOLEKTYW ARTYSTYCZNY NORTH GROVE
Oferujemy kursy rysunku z natury, garncarstwa, rytownictwa
i fotografii.
Zapraszamy początkujących! Ponadto wynajmujemy
pracownie artystom.
– Skoro Josh wciąż bywał w tym kolektywie aż do dnia napaści, powinniśmy
tam zajrzeć – orzekła Robin. – Anomia też może odwiedzać to miejsce.
– Masz rację – powiedział Strike, skrolując stronę internetową, by przyjrzeć
się zdjęciom zajęć plastycznych przedstawiającym poważnych dorosłych ludzi
zasiadających za kołami garncarskimi albo pokazujących dzieciom
w fartuchach z PCV tajniki rytownictwa, dopełnionym licznymi przykładami
obrazów olejnych, zdjęć i rysunków wykonanych przez uczniów. – Spróbujemy
nakreślić wstępny profil podejrzanego? – spytał, oddając jej komórkę.
– Pewnie – powiedziała Robin, wyjmując notes.
– No więc jeśli Anomia naprawdę jest tym, na kogo się kreuje – fanem
mającym obsesję na punkcie gry – to na pewno jest młody.
– Zgadzam się – odparła Robin. – Nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek
po trzydziestce mógł mieć taką obsesję na punkcie kreskówki z YouTube'a.
– Jeśli jednak nie jest tylko rozgniewanym fanem i w rzeczywistości ma jakiś
ogromny osobisty żal do Edie, a to wszystko traktował jako sposób, żeby się
na niej odegrać...
– No tak, wówczas może być w dowolnym wieku – powiedziała Robin.
– I szukamy kogoś z doświadczeniem w programowaniu albo kodowaniu. –
Strike wyjął notes i zaczął pisać.
– Chyba że... – zaczęła Robin, a Strike podniósł głowę, żeby na nią spojrzeć. –
Edie wspomniała, że ta gra przypominała pięknie zanimowany czat. Jeśli
naprawdę stworzyły ją dwie osoby, to czy jedna mogła być artystą albo
projektantem, a druga programistą?
– Musimy się dostać do tej gry – powiedział Strike, odkładając długopis
i wyjmując komórkę. – To pierwszy krok: przyjrzeć się temu od środka
i sprawdzić, czego uda nam się dowiedzieć.
Podczas gdy Strike szukał gry w Internecie, Robin piła kawę i delektowała się
uczuciem zadowolenia, wodząc wzrokiem po znajomych malowanych
panelach. Lekkie napięcie towarzyszące jej interakcjom ze Strikiem po tamtym
wieczorze w Ritzu chyba zupełnie ustąpiło w obliczu nowej sprawy
do rozwiązania. Gdy Strike marszczył brwi, wpisując swoimi grubymi
palcami hasła w wyszukiwarce, Robin pozwoliła sobie zatrzymać na nim wzrok
i poczuła niezmąconą sympatię, która tak często zakłócała spokój jej umysłu.
– Cholera – powiedział Strike po bitych pięciu minutach ciszy.
– Co? – spytała Robin.
– Nie mogę wejść. Próbowałem już trzy razy.
Pokazał Robin ekran swojego telefonu. Spojrzał na nią stamtąd mały
animowany Sercek, czarne jak smoła serce z dyndającymi tętnicami i żyłami,
który uśmiechał się i wzruszał ramionami. Pod Serckiem widniały słowa: „Ups!
Wystąpił jakiś problem. Spróbuj później, buaa!”.
– Może mnie się uda – powiedziała Robin. Zaczęła pisać na swojej komórce,
ale po podaniu adresu mejlowego niemającego żadnego związku z jej
prawdziwym nazwiskiem i z agencją (miała taki przygotowany na wypadek
podobnych okoliczności) oraz po ustanowieniu hasła ona też natknęła się
na wzruszającego ramionami Sercka wraz z radą, by spróbowała później.
– Może mają problemy techniczne – powiedziała.
– Miejmy nadzieję, że tak, bo jedyną pewną metodą wyeliminowania
podejrzanych będzie obserwowanie ich podczas wykonywania codziennych
czynności i sprawdzanie, czy nie sięgają po komórkę albo laptopa, gdy Anomia
tweetuje albo bierze aktywny udział w grze. No dobra – dodał, wracając
do swojego notesu – profil naszego podejrzanego brzmi: najprawdopodobniej
przed trzydziestką – spojrzał na Robin, która potakująco kiwnęła głową – biegły
w kodowaniu, w sztukach plastycznych albo w jednym i drugim... Kobieta czy
mężczyzna, jak sądzisz?
– Obie możliwości są prawdopodobne – powiedziała – ale chyba wszyscy
zakładają, że to mężczyzna.
– Musimy się porządnie zagłębić w profil Anomii na Twitterze i sprawdzić,
czy czegoś tam o sobie nie zdradził... A skoro o tym mowa – powiedział Strike –
wytłumacz mi Twittera.
– Co masz na myśli? – spytała ze śmiechem Robin.
– No wiesz, widziałem go, ale nigdy z niego nie korzystam. A ty?
– Miałam kiedyś profil na Twitterze, ale niewiele z nim robiłam.
– Więc jak to dokładnie działa?
– Piszesz krótkie wiadomości, tak zwane tweety, i komunikujesz się
z innymi użytkownikami Twittera, pod warunkiem że cię nie zablokowali.
– I każdy na Twitterze może zobaczyć tweety innych, prawda?
– Tak, chyba że zdecydujesz się na profil prywatny. Wtedy tylko twoi
obserwujący mogą przeczytać, co piszesz. A jeśli dwie osoby obserwują się
nawzajem, mogą sobie przesyłać bezpośrednie wiadomości, których nikt inny
nie widzi.
– No dobra – powiedział Strike. – I po co to wszystko?
– Nie wiem. – Robin znowu się roześmiała. – Czasami to jest fajne: jest tam
mnóstwo kawałów i innych rzeczy. Możesz się komunikować ze sławnymi
ludźmi. Trochę sobie pożartować.
– Dawniej chodziło się w tym celu do pubów. Co prawda nie po to, żeby
porozmawiać ze sławnymi ludźmi... Chyba będzie najlepiej, jeśli to ty
przyjrzysz się przekazowi Anomii, skoro rozumiesz, o co chodzi w Twitterze.
– A co ty na to, żebym zapisała się na jakiś kurs wieczorowy w North Grove?
Jeśli nie uda mi się dowiedzieć niczego przydatnego, będziesz mógł sam tam
pójść i ich wypytać.
– Dobry pomysł – powiedział Strike. – I rzeczywiście lepiej, żebyś to była ty,
a nie ja, bo ty przynajmniej umiesz rysować.
Robin zapisała to w notesie.
– Jest jeszcze kwestia motywu – dodał Strike, stukając końcówką długopisu
w notes.
– Myślałam, że... – zaczęła z uśmiechem Robin i Strike domyślił się, o co jej
chodzi.
– To nie jest zwyczajna sprawa. Kluczem do rozwiązania wciąż jest okazja,
ale w tym wypadku „dlaczego” ma większe znaczenie niż zwykle, bo jest
tu pewna niespójność, prawda? Gra nie mogła powstać jako środek potrzebny,
by skłonić Ledwell do samobójstwa, ponieważ... no wiesz, niby dlaczego
miałoby tak być? Na pewno stworzono ją z miłości do kreskówki.
– Zwłaszcza że nikt na niej nie zarabiał.
– Racja... ale potem zachowanie Anomii się zmieniło i stał się bardzo
agresywny na Twitterze.
– Według Edie to się zaczęło, kiedy skrytykowała grę w jakimś wywiadzie.
– Nie wydaje ci się, że to dosyć słaby powód dla blisko czterech lat nękania?
– Jeśli zaburzona osobowość znajdzie coś, co przemawia do niej
na poziomie, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyła, każda krytyka
ze strony twórcy albo jakakolwiek zmiana w dziele może zostać odebrana jako
osobisty atak – powiedziała Robin.
– Słuszna uwaga. – Strike powoli pokiwał głową.
– Wiesz, obejrzałam filmik, na którym Edie i Josh rozmawiali o tej kreskówce
– powiedziała Robin. – Odpowiadali na pytania fanów i dyskutowali o Sercku,
głównym bohaterze... Jest nim to czarne serce, które przed chwilą widziałeś.
Nie byli zgodni co do tego, czy Sercek jest zły czy nie, czy został zmuszony
do zła i jest ofiarą, czy raczej był przyczyną zła wyrządzanego za życia przez
jego właściciela. W pierwszym odcinku kreskówki Sercek się przedstawia,
mówiąc wesolutko, że jest zły. Może ktoś, kto czuje, że nie pasuje
do społeczeństwa, dostrzegł w Sercku coś z samego siebie? To dlatego dostał
takiej obsesji na punkcie tej kreskówki?
– Myślisz, że powinniśmy dopisać do profilu: „Jest zły i o tym wie”?
– Żartujesz sobie – powiedziała Robin – ale może naprawdę powinniśmy...
Wiesz, ciągle się zastanawiam, dlaczego nazwał siebie Anomia. Czy superfan
nie wybrałby raczej imienia którejś z postaci? Nazwanie siebie Anomia
to jakby... jakby deklarował wprost, kim jest, prawda? „Brak normalnych
standardów etycznych lub społecznych”. Jest w tej kwestii dziwnie
otwarty... chyba że to po prostu jakiś sfochowany nastolatek – dodała
po zastanowieniu. – Przypuszczam, że nastolatek mógłby wybrać taki
pseudonim. Ktoś, kto jest zły na cały świat.
– Wszystko, co mówisz, wyraźnie wskazuje, że szukamy stukniętego fana,
a nie bliskiego przyjaciela.
– Tylko że ten ktoś nie może być zwyczajnym fanem, prawda? Zna zbyt wiele
szczegółów z jej życia osobistego, ma dostęp do poufnych informacji, a to
faktycznie wskazuje na kogoś z przyjaciół... chociaż przypuszczam, że Anomia
wcale nie musiał mieć kontaktu z Joshem czy Edie – powiedziała Robin. –
Możliwe, że ktoś był pośrednikiem. Powinniśmy sprawdzić partnerów albo
współmieszkańców każdego, kto był blisko z Edie i Joshem. Ale nie mogło być
wielu takich pośredników. Anomia za szybko się o wszystkim dowiaduje. To na
pewno nie żaden przyjaciel przyjaciela przyjaciela.
– Też tak uważam – zgodził się Strike.
Obydwoje siedzieli zamyśleni, dopóki Strike nie przerwał krótkiego
milczenia.
– Do tego wszystkiego zdecydowanie dochodzi wyraźny element narcyzmu.
Anomia uważa, że powinien decydować o losach kreskówki. – Znów sięgnął
po telefon. – A to kieruje nas ponownie do Wally'ego Cardew. Powiedziałbym,
że to właśnie taki egoistyczny chujek, który nie zniósłby nawet łagodnej krytyki
pod adresem swojej gry.
– Skąd tyle o nim wiesz?
– Obejrzałem jeden z jego filmików na YouTubie – powiedział Strike,
odnajdując go w swojej komórce. – Kilka godzin po tym, jak ogłoszono,
że ofiarą napaści na cmentarzu byli Ledwell i Blay, Wally i jego pomagier
MJ nadawali na żywo i Cardew wyjął spod biurka zakrwawiony nóż. Dla jaj. Tak
naprawdę to był sos pomidorowy.
– Dowcipniś – powiedziała chłodno Robin.
– Ciasteczka – powiedział Strike, który właśnie znalazł to, czego szukał. –
Przez ten filmik go wylali. Jeszcze go nie oglądałem.
Rozejrzał się, chcąc się upewnić, że nikogo nie ma w zasięgu głosu, oparł
komórkę o swój kufel, żeby Robin też mogła oglądać, po czym kliknął play.
Wally i MJ stali obok siebie za stołem, na którym widać było produkty
do pieczenia i dużą miskę. Jasne włosy Wally'ego były długie, a MJ był
pucołowaty i trochę bardziej rozmemłany niż na filmiku, który Strike obejrzał
nazajutrz po napaści. Obaj mieli na sobie fartuszki i kucharskie czapki.
– Witajcie, buaasy! – powiedział Wally piskliwym głosem. – Dziś będziemy się
socjalizować z tymi nadątkami, którzy mówią, że robimy paskudne rasistowskie żarty
i jesteśmy faszystowskimi łajniozjobami! – Wrócił do swojego normalnego głosu. –
Dlatego tym razem trochę sobie popieczemy, na luziku. – Pokazał MJ-owi
torbę mąki. – Jest koszerna?
– Halalna – powiedział MJ.
– To to samo, no nie?
– Nie, stary – powiedział MJ, już prawie się śmiejąc. – To...
– Nie bądź taki nadątek, buaa – przerwał mu falsetem Wally. – Zagraj w grę,
buaa!
MJ się roześmiał, a Wally odwrócił torbę mąki do góry nogami i energicznie
wsypał jej zawartość do miski, rozsypując mnóstwo i tworząc w powietrzu biały
tuman.
– Następnie dodajemy... czy to mleko jest koszerne? Czy krowy są koszerne,
buaa?
– Krowy są... Czy u hindusów nie są przypadkiem święte? – spytał MJ.
– Kto, kurwa, może myśleć, że krowy są święte? Ale z nich łajniozjoby, ci ludzie
to same łajniozjoby – powiedział Wally, wlewając zamaszyście mleko do miski
i starając się przy tym ochlapać MJ-a, który odsunął się ze śmiechem.
– Jajka też są koszerne, patrzcie, jakie ładne – powiedział Wally, pokazując
je do kamery. Na maśle narysował gwiazdy Dawida. Następnie z impetem
wrzucił jajka do miski, mając wyraźny zamiar utytłania MJ-a w tej miksturze
najbardziej, jak to możliwe.
– I zrobił się z ciebie ładny biały chłopczyk, MJ – powiedział Wally głosem Dreka,
gdy MJ, trochę się śmiejąc, a trochę kasłając, wycierał mąkę z twarzy. – A teraz
se mieszamy i mieszamy – ciągnął Wally, chwytając łyżkę i bryzgając w MJ-a
jeszcze większą ilością papkowatej masy. – I se śpiewamy: „Ebony and ivory live
together in perfect harmony...”[3].
– Kurwa, stary, przestań! – powiedział MJ, który wciąż się śmiał, lecz
próbował się już osłaniać przed miksturą, którą obrzucał go Wally.
– I mamy już ładną mieszankę, buaasy – powiedział Wally.
Nastąpił przeskok do momentu, w którym Wally i MJ stali, mając przed sobą
na stole kulę surowego ciasta. MJ był całkiem pokryty mąką, Wally zupełnie
czysty.
– A teraz walimy se w ten łajniozjob – powiedział Wally, sięgając po wałek,
by jego jednym końcem uderzać w kulę ciasta – a następnie kroimy se ten
łajniozjob na nadątkowe kawałki. – Wziął foremkę do ciastek w kształcie ludzika
i wcisnął ją w ciasto.
Znów nastąpił przeskok i ukazały się równiutkie rzędy piernikowych
ludzików. Każdy miał na sobie gwiazdę Dawida, a część także jarmułki i pejsy.
– O nie – powiedziała Robin, która przeczuwała, dokąd to zmierza. Strike
patrzył z beznamiętnym wyrazem twarzy.
– A teraz wkładamy se nadątki do piekarnika, który ustawiamy na bardzo, bardzo,
bardzo wysoką temperaturę – powiedział falsetem Wally.
Na ekranie ukazał się Wally wsuwający blachę do piekarnika, a potem
zobaczyli rysunkową rękę przekręcającą gałkę w kierunku napisu „kurewsko
gorąco” i wreszcie znowu Wally'ego z MJ-em, którzy stali z założonymi rękami
przed swoim stołem. Wally zwrócił się do MJ-a normalnym głosem.
– Widziałeś sobotni mecz? – spytał.
– No, ładny gol Drogby – powiedział MJ równie poważnym tonem.
– Widziałeś, co Fuller...?
– No – powiedział MJ. – Deptanie po czyichś jajach nie jest, kurwa,
w porządku.
Nastąpiła przerwa i obaj młodzi mężczyźni zaczęli przebierać palcami.
– Myślisz, że ciasteczka już gotowe? – spytał Wally MJ-a.
– No, może – powiedział MJ.
Wally spojrzał na zegarek.
– Może damy im jeszcze trochę czasu.
Ukazał się czarny ekran z napisem „Godzinę później”, a następnie pojawili
się Wally i MJ stojący przed piekarnikiem, z którego wydobywały się kłęby
czarnego dymu. Kontynuowali rozmowę, udając, że nie widzą, co się dzieje.
– ...zabrałem babcię na spacer – mówił właśnie Wally.
– To miło, stary, to naprawdę miło z twojej strony.
Nastąpiła krótka chwila ciszy, a potem Wally powiedział:
– No, powinny już być gotowe.
Otworzył drzwi piekarnika i zaczął kasłać.
Ukazało się zbliżenie dokumentnie spalonych ciastek, a następnie Wally i MJ
w szerokim kadrze trzymali kucharskie czapki, milcząco okazując szacunek.
W tle płonęły świeczki w menorze. Strike kliknął pauzę i spojrzał na Robin.
– Nie bawi cię to?
– Na jakiej planecie nazywają coś takiego satyrą?
– Najwidoczniej jesteśmy za głupi, żeby uchwycić subtelną ironię. Tak się
składa, że oglądając transmisję na żywo, którą nagrali nazajutrz po napaści
na cmentarzu, zauważyłem, że kilkoro fanów Wally'ego ma w nickach liczbę
osiemdziesiąt osiem. Jeśli dodamy żarty z Holokaustu, skrajnie prawicowych
fanów i powiązanie z Sercem jak smoła...
– Bez trudu zrozumiemy, dlaczego MI5 mogło nabrać pewnych podejrzeń –
podsumowała Robin.
– Tak. Z drugiej strony, może Cardew nie wiedział, że przyciąga
neonazistów. Może jest przekonany – powiedział Strike, znowu sięgając
po kufel – że skoro jego najlepszy kumpel ma ciemną skórę, to nie można
go posądzić o rasizm.
– Wiesz, jeśli Wally jest Anomią i został zrekrutowany do Halvingu już
po stworzeniu gry...
– Tak, mogłoby to wyjaśnić zmianę fana w prześladowcę – powiedział Strike.
– Czytając wpisy Anomii na Twitterze, zwracaj uwagę na wszystko, co może
wskazywać na jego przekonania polityczne. Przypuszczam, że MI5 już
to sprawdziło, ale wątpię, czy zechce podzielić się z nami wnioskami.
Robin zapisała to w notesie.
– Jeśli jednak Anomia nie należy do Halvingu – powiedział Strike – pozostaje
nam pytanie, dlaczego tym dwóm twórcom tak bardzo zależy na zachowaniu
anonimowości. Pomyślałbym raczej, że skoro naprawdę są tylko dwojgiem
dzieciaków, które dobrze się bawią, to rozpiera ich duma z tej gry. Richard
Elgar powiedział, że jego zdaniem zdemaskowanie Anomii by mu zaszkodziło
i ja się z tym zgadzam, ale dlaczego by mu zaszkodziło? Dlaczego on nie chce
uznania?
– Pewien rodzaj uznania już zdobył – powiedziała Robin. – Pięćdziesiąt
tysięcy obserwujących na Twitterze i mnóstwo osób zastanawiających się, kim
on naprawdę jest. To na pewno łechce ego.
– Masz rację, ale słyszałaś Elgara: ujawnienie się w początkowym okresie
mogło zapewnić Anomii faktyczny wpływ na koncesję, więc dlaczego nie
skorzystał? Do tego dochodzi jeszcze brak zysków finansowych.
– To akurat jest jasne, prawda? – powiedziała Robin. – Zarabianie na cudzych
postaciach byłoby naruszeniem praw autorskich.
– Tak, ale patrzę na to pod innym kątem. Anomia i Morehouse przez lata
pracowali nad grą, nic na niej nie zarabiając. To wskazuje na osoby mające
do dyspozycji mnóstwo czasu i nieszczególnie potrzebujące pieniędzy.
Są na czyimś utrzymaniu? Rodziców? Podatników?
– Na niektórych stanowiskach zdarzają się okresy przestoju – zauważyła
Robin. – Może są samozatrudnieni albo pracują na niepełny etat. Może dobrze
zarabiają, a to traktują tylko jako hobby.
– Ale jeśli Anomia pracuje, to musi wykonywać pracę, w której ma dostęp
do Internetu albo może korzystać z telefonu, kiedy mu się podoba... a to
sprawia, że chłopak Edie, ten... – Strike przerzucił kilka kartek w notesie
w poszukiwaniu nazwiska – ten nauczyciel Phillip Ormond, raczej tu nie
pasuje.
– Ale chyba nigdy nie braliśmy go pod uwagę, prawda? – powiedziała Robin.
– Po co jej chłopak miałby ją prześladować w Internecie? Zresztą na pewno nie
byli jeszcze razem, gdy powstała gra Anomii. Edie była wtedy z Joshem.
– Zdarza się, że ludzie pogrywają w Internecie ze swoimi najbliższymi albo
że ktoś zaczyna się z kimś spotykać, nie zdając sobie sprawy, że zna go z sieci –
powiedział Strike. – Ale zgadzam się z tobą, Ormond jest mało
prawdopodobny. Z drugiej strony, powinien nam powiedzieć, z kim Edie była
blisko albo komu mogła się zwierzyć oprócz osób, o których już słyszeliśmy.
Dlatego – ciągnął Strike, znowu sięgając po długopis – skontaktuję się
z Ormondem, Katyą Upcott i Catrioną, tą siostrą z rodziny zastępczej. Przez
jakiś czas poobserwujemy Seba Montgomery'ego i Wally'ego Car...
Zadzwonił telefon Robin.
– O Boże, to agent nieruchomości. – Wyglądała, jakby wpadła w panikę. –
Halo, Andy? – powiedziała, odebrawszy połączenie.
Strike patrzył, jak mina Robin zmienia się z napiętej w rozradowaną.
– Poważnie? Och, to fantastycznie! Dziękuję!... Tak!... Tak, zdecydowanie!...
Kiedy? Nie, mi pasuje... Okej... Tak zrobię... Wielkie dzięki!
– Złe wieści? – spytał żartem Strike, gdy rozpromieniona Robin się
rozłączyła.
– Dostałam to mieszkanie! O rany... wiesz co, teraz to wypiłabym drinka.
Dziś wieczorem nie pracuję.
– Zamówię ci – powiedział Strike, lecz Robin już wstała. Wychodząc bokiem
zza stolika, pochyliła się impulsywnie i uściskała Cormorana. Jej włosy opadły
mu na twarz i poczuł zapach perfum, które kupił jej na trzydzieste urodziny.
– Przepraszam... Po prostu tak cholernie się cieszę... Czuję, że to odmieni
moje życie!
– Nie ma za co przepraszać – powiedział Strike, poklepując ją po ramieniu,
gdy się odsuwała. Robin poszła do baru, a on, uświadomiwszy sobie,
że uśmiecha się jak kretyn, siłą woli przywrócił twarzy powagę. Wciąż czuł
ciepłe ciało Robin przytulone na chwilę do jego ciała.
20
Wykułam sobie w żarze ognia siódmego
Tarczę, co od wrogów i kochanków chroni,
I teraz nikt nie pozna serca bijącego
Pod tarczą, która serce to osłoni.

Mary Elizabeth Coleridge


The Shield

Czaty w grze z udziałem pięciorga z ośmiorga moderatorów Gry Dreka

<Grupa moderatorów>
<19 marca 2015, 18.25>
<Obecni: Anomia, Sercella>
Anomia: dalej kupa nowych ludzi próbuje
dołączyć do gry Sercella: serio?
<Dżdżownica28 dołącza do grupy>
Dżdżownica28: ale miałam gówniany dzień .
<Vilepechora dołącza do grupy>
Vilepechora: lol jest ktoś z was teraz
na Twitterze?
Sercella: nie, a co?
Vilepechora: #EkshumowaćLedwell zyskuje
popularność
Anomia: no, wiem. Mało zabawne
Vilepechora: Myślałem, że zajebiście się
uśmiejesz
Anomia: Nie chcę, żeby ją wykopywali
Vilepechora: chyba nie męczy cię sumienie,
brachu?
Anomia: po prostu chcę, żeby została tam,
gdzie jest, i zgniła
Anomia: teraz powinniśmy się skupić
na Chujku Grancie
<Diablo1 dołącza do grupy>
Diablo1: jest ktoś z was teraz na Twitterze?
Vilepechora: właśnie o tym gadamy,
to zajebiście śmieszne, ale Anomia jest innego
zdania
Diablo1: to nie jest śmieszne, to okropne.
a jeśli zobaczy to ktoś z jej rodziny?
Anomia: zawsze nam mówiła, że nie
ma rodziny
Sercella: zgadzam się z Diablo1, to okropne
>
Anomia: Nie przyjmuję nowych chętnych,
dopóki liczba uczestników nie spadnie. Niech
psy się trochę znudzą.
Diablo1: co masz na myśli?

Anomia: zgłasza się ok. 100 chętnych dziennie. <Otwiera się nowa grupa prywatna>
Pewnie policja. Dlatego nie przyjmuję nikogo
<19 marca 2015, 18.30> <Sercella zaprasza
nowego
Anomię>
Vilepechora: i dobrze, stary
Diablo1: jeśli to policja, mogą nas zhakować
Sercella:chyba nie myślisz, że naprawdę
próbuje się tu dostać policja?
<Anomia dołącza do grupy>

Vilepechora: e, nie Anomia: to zrozumiałe


Sercella: dlaczego?
Vilepechora: podobno Morehouse zrobił z nas Anomia: pewnie chcą się dowiedzieć, czy ktoś
twierdzę nie do zdobycia z nas zabił Ledwell
Diablo1: a właściwie gdzie on się podziewa? Anomia: boisz się?
Chyba miał dziś moderować? Sercella: dlaczego miałabym się bać?
Vilepechora: pewnie moderuje gdzieś
Anomia: przez tę teczkę, którą zaniosłaś
Narcyzkę Blayowi, „dowodzącą”, że jestem Ledwell?
Dżdżownica28: Sercella się z nim zamieniła ,
>
bo musiał się czymś zająć

Vilepechora: chyba raczej kimś Sercella: kto ci powiedział?


Vilepechora: wcale mu się nie dziwię. Anomia: Narcyzka powiedziała
Zajebista z niej laska Morehouse'owi, a on powiedział mnie
Diablo1: Skąd wiesz? Anomia: to żaden problem. Obgadaliśmy to z
Vilepechora: ściśle tajne LordemDrekiem i Pechem. Niezamierzony
błąd
Diablo1: muszę lecieć
Sercella: myślałam, że się wściekniesz
<Diablo1 opuszcza grupę>
Anomia: nie, to nawet zabawne
Vilepechora: lol, co za pedałek

Dżdżownica28: nie mów tak Anomia: i nie zapominaj o jasnej stronie


Vilepechora: mogę cię o coś spytać, Sercella: czyli o czym?
Dżdżownico? Anomia: Biedwell nie żyje
Dżdżownica28: co ? Sercella: omg Anomia, bez takich żartów
Vilepechora: dlaczego robisz spację przed
Anomia: Myślę jednak, że w ramach przeprosin
każdym znakiem interpunkcyjnym? powinnaś zwiększyć mój udział w tantiemach
Dżdżownica28: co ?
Anomia: bo bądźmy szczerzy, gdyby nie ja,
Vilepechora: do jakiej ty szkoły chodziłaś? gówno byś miała
> <Dżdżownica28 opuszcza grupę> Sercella: Musiałabym porozmawiać z P
>

Vilepechora: rofl Anomia: porozmawiaj


Sercella: och, Pech, musiałeś? <Sercella opuszcza grupę>
Anomia: hahahaha
21
Z bezsennych łóżek niespokojny duch wstaje,
I chytrzy żartownisie wdziewają cudze stroje [...],
Spiskowcy zaś nieszkodliwi szykują swe podboje [...].

Joanna Baillie
An Address to the Night – A Joyful Mind

– Stawiam dychę, że postanowili nie przyjmować nowych graczy do Gry Dreka,


bo myślą, że obserwuje ich policja – powiedział Strike do Robin, gdy ich drogi
skrzyżowały się w agencji w czwartek w porze lanczu, trzy tygodnie po tym, jak
przyjęli sprawę Anomii.
– No, nie zakładam się. – Robin właśnie dojadała kanapkę przy biurku
wspólników, patrząc na monitor, na którym wyświetliła profil Anomii
na Twitterze.
Mimo wielokrotnie podejmowanych przez Strike'a i Robin prób dołączenia
do gry, dalej pokazywał im się animowany Sercek wzruszający ramionami
i radzący, by spróbowali później, buaa! Aktualnie ich jedyną nadzieją
na wykluczenie Seba Montgomery'ego i Wally'ego Cardew z grona
podejrzanych było to, że Anomia zacznie tweetować w chwili, gdy
obserwowany obiekt nie będzie korzystał z żadnego urządzenia cyfrowego.
Sytuacja wydawała się, delikatnie ujmując, niezadowalająca.
– Dokąd się wybierasz? – spytała Robin Strike'a, który tylko podrzucił Pat
jakieś paragony i nawet nie zdjął płaszcza.
– Za piętnaście minut mam zmienić Deva – odrzekł Strike, spoglądając
na zegarek. – Wieczorem pewnie pójdę za Montgomerym do kolejnego
hipsterskiego baru. Nawiasem mówiąc, wczoraj wieczorem obejrzałem parę
odcinków kreskówki. Uznałem, że powinienem to zrobić, żeby zrozumieć,
czego, do diabła, dotyczy nasze śledztwo.
– I co o tym myślisz?
– Myślę, że to jakiś obłęd – powiedział Strike. – Kim właściwie ma być ten
cały Drek?
– Przypuszczam, że nawet Josh i Edie tego nie wiedzieli – odparła Robin.
– Jak ci idzie? – spytał, wskazując profil Anomii na Twitterze.
– Znalazłam kilka ciekawostek – odrzekła – ale na razie nic szczególnego.
– Niedługo powinniśmy wymienić się informacjami – powiedział Strike. –
A przy okazji, Phillip Ormond może się z nami spotkać w następny czwartek.
Teraz jest w Irlandii. Przerwa w nauce szkolnej.
– Super. Oddzwoniła Katya Upcott?
– Nie – powiedział Strike. – Rozmawiałem z jej mężem, który mi oznajmił,
że Katya właśnie jest u Blaya w szpitalu, i wydawał się tym mocno wkurzony.
Do tej pory się do mnie nie odezwała. Może przypomnę jej się dziś po południu.
Tak czy inaczej... Miłych chwil z Twitterem.
Kwietniowy dzień był słoneczny i podczas krótkiego spaceru w stronę
Newman Street Strike mógł zapalić papierosa. Widząc nadchodzącego
detektywa, Shah ruszył w przeciwną stronę, nic do niego nie mówiąc,
co podpowiedziało Strike'owi, że ich cel przebywa w budynku z efektowną
grafiką w kolorach podstawowych zdobiącą przeszklone dwuskrzydłowe drzwi.
Strike właśnie się zastanawiał, czy usiąść w dogodnie umiejscowionej
kawiarni naprzeciwko biura i zamówić kawę, gdy szklane drzwi się otworzyły
i wyszedł przez nie Seb Montgomery.
Wyglądał identycznie jak stu innych młodych mężczyzn chodzących
po ulicach Fitzrovii w porze lanczu: wzrost średni, chuda sylwetka, zadbana
broda, ciemne włosy dłuższe u góry i przycięte po bokach, całkiem jak
u Wally'ego Cardew, a do tego czarne ubranie składające się z koszulki,
bomberki, dżinsów i trampek. Seb miał też listonoszkę przewieszoną przez
ramię, a w dłoni telefon, na którym właśnie coś pisał. Strike machinalnie
sprawdził Twittera Anomii, który był obecnie nieaktywny.
Detektyw odniósł wrażenie, że wyczuwa w Montgomerym jakiś rodzaj
beztroski, jakby jego dzień pracy dobiegł końca, choć była dopiero czternasta.
To przypuszczenie potwierdziło się, gdy zamiast skręcić do jednej z jadłodajni,
które mijał po drodze, Montgomery zszedł do stacji przy Goodge Street. Strike
podążał za nim, trzymając się w pewnej odległości. Wkrótce zorientował się,
że Montgomery nie idzie do domu, ponieważ wszedł do pociągu linii
północnej. Strike wsiadł do tego samego wagonu i specjalnie stanął w kącie,
by obserwować odbicie Montgomery'ego w ciemnym oknie. Młody mężczyzna
siedział w szerokim rozkroku, skutecznie blokując dostęp do miejsc po obu
swoich stronach. Wyglądał, jakby grał w jakąś grę w telefonie. Raz po raz
podnosił głowę. Gdy zbliżali się do stacji Highgate, schował komórkę
do kieszeni, zarzucił listonoszkę na ramię i ruszył w stronę wyjścia.
Strike przepuścił grupę czterech młodych kobiet, by weszły na ruchome
schody, oddzielając go od obiektu. Gdy znalazł się na poziomie ulicy, komórka
zawibrowała mu w kieszeni. Barclay przesłał wiadomość.
Cardew kieruje się na północ. Prawdopodobnie na Highgate
Montgomery opuścił stację i zatrzymał się tuż obok wysokiego,
przedwcześnie łysiejącego młodego mężczyzny, który stał tuż za wyjściem.
Nieznany mężczyzna miał na sobie nijakie dżinsy, koszulę i kurtkę, równie
dobre dla faceta po pięćdziesiątce, jak dla kogoś przed trzydziestką, i właśnie
na tyle Strike oszacował jego wiek. Montgomery i nieznajomy uścisnęli
sobie ręce. Obaj wyglądali na lekko skrępowanych, choć najwyraźniej się znali,
ponieważ do uszu Strike'a dotarła rutynowa wymiana uprzejmości w rodzaju
„jak leci?” i „kopę lat”. Detektyw zwlekał z wyjściem ze stacji, ponieważ było już
jasne, że Montgomery i nieznany młody mężczyzna czekają na kogoś jeszcze,
i nie potrzeba było wielkiej przenikliwości, aby się domyślić, kim będzie ta
trzecia osoba.
Jestem już na dworcu
– napisał do Barclaya.
SM czeka tu na WC. Proponuję, żebyśmy się tu przywitali i poszli za nimi razem.
Dwadzieścia minut później, gdy Montgomery i jego nieznajomy towarzysz
wyczerpali już wszystko, co mieli sobie do powiedzenia, zza bramki biletowej
wynurzył się Wally Cardew, ubrany w dżinsy i koszulkę z napisem: „Jebać
spokój, zgiń w bitwie i pójdź do Walhalli”. Na widok Montgomery'ego
i drugiego mężczyzny powiedział głośno swoim falsetem Dreka:
– Ale z was para łajniozjobów! – a tamci dwaj się roześmiali, choć Strike miał
wrażenie, że na twarzy wyższego mężczyzny zauważył cień jakiejś obawy.
Montgomery odpowiedział na skomplikowany hiphopowy uścisk dłoni
Wally'ego, a porażka drugiego mężczyzny, by także zrobić to bezbłędnie,
wywołała trochę śmiechu, który przełamał lody. Wszyscy trzej ruszyli razem
ulicą, a wtedy Barclay wynurzył się z miejsca poza zasięgiem ich wzroku, gdzie
czekał dotąd na rozwój wypadków.
– Sherlock Fiucisko, jak mniemam? – mruknął do Strike'a.
– A pan to zapewne Tartan Ćwierćmetrowiec – odparł Strike. – Idziemy?
Ruszyli w ślad za swoimi obiektami, które oddaliły się już o jakieś dwieście
metrów i wyglądało na to, że idą w uzgodnionym wcześniej kierunku.
– Co porabiał Cardew? – spytał Strike.
– Chuj wie. Cały dzień siedział na chacie – powiedział Barclay. – Może
zamierzają odwiedzić miejsce zbrodni. Którędy stąd na cmentarz?
– Idziemy właśnie w tym kierunku – powiedział Strike, zerkając na telefon. –
To niedaleko.
– Co to za łysol?
– Nie mam pojęcia – powiedział Strike.
Gdy szli za trzema młodymi mężczyznami, Strike ponownie otworzył profil
Anomii na Twitterze. Nie było żadnej nowej aktywności: ostatni raz Anomia
tweetował tuż przed jedenastą, pisząc o terroryście, który podłożył bombę
na bostońskim maratonie.

Anomia
@AnomiaGamemaster
Haha matka Dżohara Carnajewa mówi, że on jest „najlepszy
z najlepszych”
No, musisz być bardzo dumna, głupia jebana suko.

10.58, 9 kwietnia 2015

Trzej mężczyźni śledzeni przez Strike'a i Barclaya szli ulicą, wzdłuż której
stały domy w stylu georgiańskim, aż w końcu skręcili w stronę dziedzińca Red
Lion and Sun – olbrzymiego, pomalowanego na biało pubu z oknami
wykuszowymi, drewnianymi stolikami i ławami stojącymi wśród krzewów
w donicach. Po krótkim wahaniu postanowili usiąść na zewnątrz. Wysoki, łysy
mężczyzna zniknął w pubie, by zamówić pierwszą kolejkę. Strike usiadł przy
stoliku nieopodal obiektów, a Barclay skierował się do środka po coś do picia.
Poza tym jedynymi klientami pubu była para starszych ludzi, którzy siedzieli
w milczeniu, czytając gazety, podczas gdy u ich stóp drzemał spaniel cavalier
king charles.
– Jest już prawie łysy jak kolano, no nie? Biedaczysko. – Do uszu Strike'a
dotarły słowa Cardew. – Ostatnim razem kiedy go widziałem, starczało
mu jeszcze na zaczes.
Montgomery się roześmiał.
– Dalej robisz w tym... co to było? jakaś kreskówka czy...?
– Efekty wizualne – odrzekł Montgomery, który mówił z akcentem klasy
średniej. – No.
– Dymałeś ostatnio coś dobrego?
Dosłyszawszy to pytanie, starszawi właściciele spaniela rozejrzeli się,
po czym szybko skupili wzrok z powrotem na gazetach. Strike pomyślał,
że postąpili rozsądnie.
Montgomery znowu się roześmiał, lecz z nieco większą powściągliwością.
– No, mam... dziewczynę. W zasadzie to ze sobą mieszkamy.
– Po kiego chuja? – spytał Wally z udawanym oburzeniem. – Przecież jesteś
w moim wieku!
– Czy ja wiem – powiedział Montgomery. – Naprawdę dobrze nam się... O,
jest Nils.
Strike, udający zaabsorbowanie telefonem, zerknął znad jego krawędzi.
Przez ulicę przechodził olbrzym o ziemistej cerze, z długimi jasnymi włosami
i z zaniedbaną kozią bródką, kierując się w stronę pubu. Nowo przybyły
wyglądał na gościa po czterdziestce, miał na sobie luźną ciemnoróżową
koszulę, krótkie bojówki koloru khaki oraz brudne birkenstocki i mierzył
ze dwa metry. Obok niego szedł chłopiec, bez wątpienia będący jego synem:
obaj mieli wywinięte w górę usta i opadające powieki, co osobliwie
upodobniało ich twarze do masek. Choć chłopiec dorównywał już wzrostem
Sebowi Montgomery'emu, jego skierowane do wewnątrz stopy
i nieco dziecinny sposób chodzenia skłoniły Strike'a do przypuszczenia, że jest
znacznie młodszy, niż sugerowałby jego wzrost: mógł mieć z jedenaście albo
dwanaście lat.
– Kurde – jęknął Wally – wziął ze sobą jebanego Brama. A gdzie jest Pez?
– Nils! – powiedział Montgomery, gdy wysoki mężczyzna podszedł
do stolika. – Jak leci?
– Miło cię widzieć, Seb – przywitał się Nils i z uśmiechem uścisnął rękę
Montgomery'ego. Miał leciutki akcent i Strike, przypomniawszy sobie,
że właściciel Kolektywu Artystycznego North Grove jest Holendrem, domyślił
się, że patrzy właśnie na niego. – Ciebie też, Wally. Cześć, Tim! – dorzucił, gdy
wysoki, łysiejący młody mężczyzna wyszedł z pubu z trzema kuflami piwa.
– Cześć, Nils – powiedział Tim, stawiając piwo na stoliku i ściskając mu dłoń.
– Cześć, Bram.
Chłopiec zignorował Tima.
– Wally? – powiedział piskliwym dyszkantem. Wydawał się podekscytowany.
– Wally?
– Co? – spytał Wally.
– Zagraj w grę, buaa!
– No – odrzekł Wally z wymuszonym śmiechem. – Bardzo dobrze.
– Oglądam cię na YouTubie!
– Tak? – powiedział Wally obojętnym tonem. Następnie zwrócił się do Nilsa.
– Pez nie przyjdzie?
– Nie, miał coś do załatwienia – powiedział Nils. – Albo kogoś – dodał. Wally
i Seb się roześmiali, lecz Tim dalej miał kwaśną minę.
Barclay wrócił z bezalkoholowym piwem dla siebie i Strike'a. Detektywi
prowadzili przerywaną mamrotaną pogawędkę, dalej słuchając znacznie
głośniejszej rozmowy grupki, którą obserwowali. Komórka Seba leżała
na stoliku obok jego piwa, telefony pozostałych były schowane. Strike miał
na oku profil Anomii, który wciąż był nieaktywny. Gdy Nils poszedł po coś
do picia, Bram został przy stoliku i nieustannie sypał piskliwie powiedzonkami
Dreka, obojętny na coraz wyraźniejsze poirytowanie Wally'ego.
– Drek jest samotnionek i znudzonek! Ale z was nadątki! Zagraj w grę, buaa!
– Uwielbia Dreka – wyjaśnił niepotrzebnie Nils, gdy wrócił i podał Bramowi
colę, po czym podkurczył swoje długie nogi, by zmieściły się pod stolikiem. –
No to... chyba powinniśmy wznieść toast, nie? Za Edie... i za powrót Josha
do zdrowia.
Wyglądało na to, że żaden z trzech młodszych mężczyzn nie spodziewał się
toastu. Łysiejący Tim aż się zarumienił, jakby ktoś powiedział coś
niewyobrażalnie obraźliwego. Wszyscy trzej upili jednak po łyku piwa, a potem
odezwał się Montgomery.
– Jak się czuje Josh? Słyszałeś coś może, Nils?
– No, wczoraj wieczorem rozmawiałem z Katyą. Przesyła wam wszystkim
pozdrowienia. Była we łzach. No więc Josh ma sparaliżowaną całą lewą stronę –
Nils pokazał to na własnym ciele – a w prawej stronie nie ma czucia. Rdzeń
kręgowy nie jest przecięty, ale poważnie uszkodzony. Ma to jakąś nazwę, ten
jego stan. Zespół jakiśtam.
– Kurde – powiedział Montgomery.
– Cholera, paskudna sprawa – dorzucił Tim.
– Ale jest szansa, że mu się poprawi – ciągnął Nils. – Katya mówi, że jest
szansa.
Syn Nilsa, który usiadł tylko na tak długo, żeby wychylić colę jednym
haustem, wstał ponownie i zaczął się rozglądać za jakimś zajęciem. Zobaczył
gołębia dziobiącego okruchy czipsów na pustym stoliku i pobiegł do niego,
młócąc rękami w powietrzu. Gdy ptak odfrunął, Bram zauważył spaniela
śpiącego pod stolikiem i ruszył śmiało w stronę jego właścicieli.
– Mogę pogłaskać tego psa? – spytał głośno.
– Niestety, śpi – powiedziała starszawa właścicielka zwierzęcia, lecz Bram
ją zignorował. Opadł na kolana i zaczął się naprzykrzać psu, który obudził się
gwałtownie, warknął i kłapnął zębami. Zapanowało lekkie poruszenie,
w którym para starszych ludzi, niewątpliwie obawiając się, że ich pies zostałby
obwiniony o ugryzienie chłopca, próbowała powściągnąć zwierzę
i jednocześnie przekonać Brama, by zostawił je w spokoju, co jednak okazało
się zadaniem ponad ich siły. Nils siedział, delektując się piwem, najwyraźniej
równie nieświadomy zamieszania za jego plecami jak wcześniej Bram
niezadowolenia Wally'ego z powodu ciągłego naśladowania Dreka. Czterej
mężczyźni dalej rozmawiali, ale Strike i Barclay nie słyszeli, co mówią,
ponieważ para starszych ludzi, która postanowiła już pójść, robiła wokół siebie
mnóstwo hałasu. Mąż ściskał w ramionach szczekającego psa, Bram,
dorównujący mężczyźnie wzrostem, wciąż próbował głaskać zwierzę, mimo
że starszy pan obracał się na boki, a kobieta cały czas powtarzała:
– Nie, kochanie, proszę, przestań. Proszę, kochanie, przestań.
Gdy właściciele psa nareszcie poszli, uśmiechnięty Bram wrócił do stolika
i oznajmił Wally'emu, że „nadątki se poszły”, lecz ten go zignorował. Seb mówił
coś ściszonym głosem. Trzej pozostali mężczyźni się temu przysłuchiwali,
a Strike z trudem łowił jego słowa.
– ...w pracy – mówił Seb. – No więc oczywiście oddzwoniłem i powiedziałem,
że chętnie pomogę i w ogóle, ale, no wiecie, wolałbym pogadać poza biurem.
Wtedy oni powiedzieli, że nie ma sprawy i w sobotę rano przyszli do mnie
do domu.
– Długo z tobą rozmawiali? – spytał Tim.
– Z godzinę.
– Kupisz mi coś do jedzenia? Nils?... Nils?... Nils, kupisz mi coś do...?
Strike miał wrażenie, że gdyby nie to, że Seb zamilkł, kiedy Bram
im przeszkodził, ojciec chłopca w ogóle nie zwróciłby na niego uwagi. Nils
wyjął z kieszeni pognieciony banknot i podał go synowi, który pobiegł do pubu,
szybko przebierając nogami.
– No więc tak – podjął Seb – w gruncie rzeczy powiedzieli, że Edie... To jest,
kurwa, jakiś obłęd, ale... powiedzieli, że według Edie to ja jestem Anomią.
– Myślała, że jesteś Anomią? – zdziwił się Nils.
– No, tym fanem, który stworzył tę grę – powiedział Seb. – Tę wieloosobową.
Na pewno ją pamiętacie. Josh i Edie jej nie znosili.
– Nie wiedziałem, że nazywał siebie Anomia – powiedział Nils. – Dziwne.
– Komu, do diabła, mówiła, że jesteś Anomią? – spytał Tim.
– Nie powiedzieli. Więc po tym, jak mi zadali masę pytań o moje profile
w mediach społecznościowych...
– Przecież nie zadźgali jej w jebanych mediach społecznościowych –
powiedział Wally. – Nie wiem, dlaczego tak się na tym zafiksowali.
– Chodzi o to neonazistowskie ugrupowanie, prawda? – powiedział Seb. –
Pewnie myślą, że Anomia to ktoś od nich.
– No więc – odezwał się Tim, który wydawał się wystraszony – skonfiskowali
twój telefon, twardy dysk albo...?
– Na szczęście nie – powiedział Seb. – Nie żebym... Wiecie, co mam na myśli.
Nikt by nie chciał, żeby gliny oglądały jego twardy dysk, prawda?
Wszyscy trzej mężczyźni pokręcili głowami, a Tim się roześmiał.
– Nie, zadali mnóstwo pytań, pokazałem im swój profil na Twitterze
i zalogowałem się w ich obecności, żeby udowodnić, że ja to ja, potem
pokazałem swojego Instagrama i powiedziałem, że to już wszystko, że nic
więcej nie robię w mediach społecznościowych.
– Nie pytali, gdzie byłeś, kiedy ich...? – zaczął Wally.
– No, pytali – powiedział Seb.
– Jezu, serio? – wystraszył się Tim.
Bram wrócił w towarzystwie barmana, który trzymał paczkę czipsów.
– Nils – zaczął barman – mówiłem ci: nie wolno nam tu niczego sprzedawać
osobom niepełnoletnim.
– Chciał tylko czipsy – powiedział Nils.
– Musi mu je kupić ktoś dorosły – uciął barman, kładąc na stoliku czipsy
i resztę, po czym odszedł, a jego irytacja świadczyła o tym, że odbywał
tę rozmowę nie pierwszy raz. Bram wgramolił się z powrotem na ławkę,
otworzył czipsy i przez chwilę jadł w milczeniu.
– Więc podałeś im, no wiesz, swoje alibi?
– „Alibi” – powtórzył Seb, prychając lekko, jakby wyśmianie tego słowa mogło
złagodzić jego wydźwięk. – No, powiedziałem, że umówiłem się z kumplami,
ale pomyliłem pub.
– Uu, podejrzane, buaa – powiedział Wally, a Bram głośno się roześmiał.
– Połapałem się, że jestem w niewłaściwym miejscu i się przeniosłem. Nic
strasznego.
– Pytali o to twoich kumpli? – spytał Wally.
– No.
– Jasna cholera – powiedział Tim. – Skrupulatni są.
– Kto, policja? – spytał Bram na cały głos. Nikt nie zwrócił na niego uwagi.
– A tobie co mówili, Wal? – spytał Seb.
– Czy ja wiem, te same pierdoły. Ale gadali ze mną ponad godzinę.
– Pytali, czy jesteś Anomią?
– Nie, ale pytali, czy wiem, kto jest Anomią, a potem ględzili coś o jakimś
Bractwie Najwyższego Czegośtam.
– Myślałem, że to się nazywa Halving – powiedział Seb.
– Nie wspomnieli o Halvingu, cały czas mówili o jakimś pieprzonym
bractwie – odparł Wally. – Powiedziałem: „Nie jestem w żadnym jebanym
bractwie, czy ja wyglądam na mnicha?”. Potem pytali o to, jak mnie wywalili
i przestałem podkładać głos Dreka, i co myślę o poglądach politycznych Edie.
– Co powiedziałeś? – spytał Tim.
– Że jej poglądy polityczne to była kupa gówna. I tak już o tym wiedzieli. –
W głosie Wally'ego pobrzmiewała już nuta agresji. – Oglądali moje filmiki.
Poradziłem im: lepiej pogadajcie z jakimiś WSS-ikami. To oni chcieli jej
śmierci, nie ja. Znajdźcie tę pizdę...
Za późno się zreflektował, ale Bram tylko się roześmiał.
– Dla niego to żadna nowość – powiedział beztrosko Nils.
– Niegrzeczny z ciebie łajniozjob – zwrócił się Bram do Wally'ego falsetem
Dreka.
– No więc im powiedziałem – podjął Wally – „znajdźcie tego, kto pisze to całe
Pióro Sprawiedliwości”. Widzieliście to? – spytał pozostałych, lecz wszyscy
pokręcili głowami.
– Tobie na pewno by się spodobało – powiedział Wally do Tima z odrobiną
złośliwości. – Wszystko wskazuje na to, że Dżdżownica jest transfobem.
Uśmiech Tima wyglądał na wymuszony.
– Tak?
– No. Przecież to obojnak, nie? Więc nasrywa się z niebinarnych dzieciaków.
Proste.
– A pytali, gdzie byłeś tamtego popołudnia? – spytał Seb.
– No. Powiedziałem, że byłem w domu z babcią i siostrą. Gadali z nimi, one
to potwierdziły i tyle.
– Chcieli wiedzieć, kiedy ostatni raz widziałeś Edie?
– Taa – potwierdził Wally. – Powiedziałem, że nie widziałem jej, odkąd mnie
wywalili, ale wspomniałem, że czasami spotykałem się z Joshem.
– Naprawdę? – Tim wydawał się zaskoczony.
– No. Przecież kumplowaliśmy się jeszcze przed tą jebaną kreskówką,
no nie? Poza tym Josh nie chciał, żebym odszedł, prawda? To była tylko jej
decyzja. No więc spytali, kiedy ostatni raz widziałem się z Joshem, a ja
im powiedziałem, że w Nowy Rok. Byliśmy na tej samej imprezie.
– Taa? – spytał Tim.
– No, strasznie się najebał. – Wally zaśmiał się chrapliwie. – Gadał
o filmowych dilach i innych gównach.
– Katya wspomniała wczoraj o filmie – powiedział Nils.
– Teraz to nie przejdzie, prawda? – powiedział Seb. – Skoro Josh...
– Nie, wygląda na to, że film powstanie – odrzekł Nils.
Tim wyjął komórkę, spojrzał na nią, zrobił minę, jakby nieszczególnie
spodobało mu się to, co zobaczył, po czym schował ją z powrotem do kieszeni.
Seb w tej samej chwili sięgnął po swój telefon, napisał coś, po czym go odłożył.
Strike spojrzał na Twittera Anomii. Wciąż nie było żadnych nowych wpisów.
Dwaj detektywi dalej prowadzili przerywaną pogawędkę, ale czterej mężczyźni
i chłopiec w ogóle nie zwracali na nich uwagi i nieszczególnie przejmowali
się tym, że ktokolwiek mógłby usłyszeć ich rozmowę.
– A ciebie o co pytali, Nils? – spytał Tim. – Dlaczego w ogóle chcieli z tobą
rozmawiać?
– Słyszeli, że przed napaścią Josh mieszkał przez miesiąc w North Grove.
– A mieszkał? – Wally wydawał się równie zaskoczony jak dwaj pozostali
mężczyźni.
– No. Zalał swoje nowe mieszkanie i sąsiada z dołu. Poważne zniszczenia
strukturalne.
– Co za kretyn – powiedział Seb, lecz nie bez sympatii.
– No więc zaproponowaliśmy, żeby na jakiś czas zamieszkał w swoim
dawnym pokoju. Policja wypytywała o wizytę Yasmin i...
– Czyją wizytę? – spytał Seb.
– A, to chyba było już po twojej wyprowadzce – powiedział Nils. – Pomagała
im przez jakiś czas, dorywczo. Zajmowała się korespondencją z fanami,
umawianiem wywiadów i tak dalej.
– Pamiętam ją – powiedział Wally. – Taka grubaska, nie? Edie ją wywaliła i w
ogóle.
– No. W każdym razie Yasmin poszła do nowego mieszkania Josha, a jego
tam nie było, więc namierzyła go u nas i gadali po tym, jak Josh wbił sobie
do głowy, że to Edie była...
W tym momencie znudzony Bram znowu wstał i podniesionym głosem
zaczął sypać powiedzonkami Dreka. Szukając jakiejś rozrywki, przesunął
wzrokiem po Strike'u i Barclayu.
– Drek jest samotnionek i znudzonek. Drek jest samotnionek i znudzonek. Drek jest
samotnionek i znudzonek.
Jego nieustanne skrzeczenie zagłuszyło wszystko, co Nils mówił trzem
młodszym mężczyznom. Dopiero po paru minutach, które wydawały się trwać
znacznie dłużej, Nils przerwał to, co akurat mówił, wyjął z kieszeni bojówek
komórkę i bez słowa podał ją Bramowi, który chwycił urządzenie, po czym
znowu usiadł i zamilkł, skupiając się na jakiejś grze.
– No więc Katya mówi – podsumował Nils – że Josh zabrał tę teczkę ze sobą.
– Nie znaleźli jej na cmentarzu? – spytał Seb.
– Nie – powiedział Nils. – Myślą, że zabrał ją napastnik. Ją i telefon Josha.
– Kurde – powiedział Seb.
– A czy policja rozmawiała z Pezem? – spytał Wally.
Nils pokręcił głową.
Tim znowu wyjął z kurtki telefon i coś na nim napisał. Strike sprawdził profil
Anomii na Twitterze. Wciąż był nieaktywny.
– Będę musiał się zbierać – oznajmił Tim.
– Jeszcze nawet do ciebie nie dotarliśmy – powiedział Wally.
– Mówiłem, że się ze mną nie kontaktowali – odrzekł Tim, wstając. –
Po prostu pomyślałem, że skoro zgłosili się do was, to pukają po kolei
do wszystkich zaangażowanych w Serce jak smoła, ale wygląda na to, że mieli
inne powody, żeby rozmawiać z wami trzema. – Ta myśl najwyraźniej
go uspokoiła. – Tak czy inaczej miło było was zobaczyć – powiedział. Potem,
zauważywszy taksówkę, dodał: – W zasadzie to chyba złapię taksówkę. –
Pomachał na pożegnanie i wybiegł z ogródka piwnego, żeby ją zatrzymać.
Wally, Seb i Nils patrzyli, jak się oddala. Bram nie oderwał wzroku od gry.
Gdy taksówka odjechała, Wally powiedział.
– Zawsze uważałem go za ciula.
Seb zachichotał. Wally spojrzał na swój telefon i powiedział:
– No, też muszę spadać. Pozdrów ode mnie Mariam, Nils. Powiedz jej,
że ja przynajmniej nigdy niczego nie podpaliłem.
Najwyraźniej miało to dla Nilsa jakiś sens, bo uśmiechnął się i uścisnął
mu rękę.
– Seb, wracasz metrem?
– Nie, chyba też złapię taksówkę.
– No dobra, to nara.
Wally ruszył szybkim krokiem w stronę stacji metra. Barclay zaczekał,
aż facet zniknie z pola widzenia, po czym wyciągnął rękę do Strike'a, który
ją uścisnął.
– Miło było – powiedział cicho Barclay. – Ale wyglądasz zupełnie inaczej niż
na zdjęciu.
– Szczerze mówiąc, to było zdjęcie mojej dupy – powiedział Strike, po czym
uśmiechnięty Szkot odszedł, zostawiając Strike'a samego przy stoliku.
Seb znowu pisał na telefonie. Strike spojrzał na swój: Anomia nie tweetował.
– No, chyba też już pójdę – powiedział Seb, dopijając piwo. Nagle sprawiał
wrażenie, jakby zaczęło mu się spieszyć. – Miło było cię zobaczyć, Nils.
– Pójdziemy razem z tobą – oznajmił Nils, co chyba nieszczególnie ucieszyło
młodszego mężczyznę.
Strike zaczekał, aż się trochę oddalą, po czym wstał i ruszył za nimi,
zamierzając obserwować Seba tylko dopóty, dopóki nie wsiądzie do taksówki.
Seb zatrzymał taksówkę na małym rondzie niedaleko pubu, a Nils i Bram
poszli dalej po Hampstead Lane. Bram wciąż grał na telefonie ojca i regularnie
wchodził na słupy latarni, na ściany oraz ludzi. Strike przystanął na chodniku
i zapalił papierosa. Wciąż było dopiero popołudnie. Do umówionej randki
z Madeline miał mnóstwo czasu, być może wystarczająco dużo, by wrócić
do mieszkania, wziąć prysznic i się przebrać, co było luksusem, jakiego rzadko
mógł zaznać. Zamierzając tylko dokończyć papierosa, zanim sam też zatrzyma
taksówkę, stał i palił, dopóki jego wzrok nie zatrzymał się na chudej młodej
kobiecie ubranej na czarno, która szła szybkim krokiem po drugiej stronie ulicy
i przyciskając do ucha komórkę, lustrowała otoczenie z miną wyrażającą
rozpacz.
22
[...] dziecię wątłe, a zapadniętych jego oczu spojrzenie
Wyostrzone przedwczesnym strapieniem.

Christina Rossetti
Behold, I Stand At the Door and Knock

Rozpacz dziewczyny była tak wyraźna, że przykuła uwagę Strike'a. Wystające


obojczyki tej drobnej, mierzącej może z metr pięćdziesiąt, a do tego
przeraźliwie wychudzonej istoty widać było z drugiej strony ulicy. Włosy,
sięgające prawie do pasa, ufarbowała na niebieskawą czerń, a oczy obrysowała
grubo czarną kredką, by odznaczały się mocno na tle bardzo bladej cery.
Choć klatkę piersiową miała prawie płaską i mimo jej niskiego wzrostu, Strike
dawał jej co najmniej osiemnaście lat, ponieważ jej lewe ramię było pokryte
półrękawkiem czarnych tatuaży. Cienka czarna koszulka na ramiączkach,
długa spódnica i botki na płaskiej podeszwie wyglądały na stare i tanie.
Najwyraźniej osoba, do której próbowała się dodzwonić, nie odbierała. Mniej
więcej co minutę dziewczyna dźgała telefon palcem i ponownie przysuwała
urządzenie do ucha, wciąż rozglądając się gorączkowo po ulicy. W końcu
ruszyła szybkim krokiem w kierunku, z którego Strike właśnie przyszedł.
Odwrócił się i zaczął za nią iść, wciąż paląc i patrząc, jak chudzina pędzi
dokądś chodnikiem po przeciwnej stronie. Gdy już prawie dotarła do Red Lion
and Sun, przebiegła przez ulicę, wciąż przyciskając telefon do ucha. Strike
zwolnił, patrząc, jak dziewczyna lustruje stoliki, przy których siedziało już
kilkoro nowych klientów, po czym szybko wchodzi do pubu. Gdy przemknęła
obok niego, zobaczył ją z bliska. Jej zęby wydawały się za duże w stosunku
do zapadniętej twarzy i z dreszczykiem zaskoczenia rozpoznał jeden z tatuaży
na jej przedramieniu: przedstawiał Sercka, czarnego bohatera Serca jak smoła.
Zdecydowanie zaintrygowany Strike czekał na chodniku, ponieważ miał
przeczucie, że dziewczyna nie znajdzie w pubie tego, kogo szuka.
I rzeczywiście, wyszła stamtąd przed upływem minuty, wciąż z telefonem przy
uchu, przez który jednak nie rozmawiała. Niezdecydowanie zatrzymała się
na kilka sekund na chodniku, podczas gdy Strike udawał, że sprawdza coś
w telefonie, po czym zaczęła się oddalać od pubu wolniejszym krokiem,
stwarzając wrażenie osoby, która idzie już bez określonego celu. Wciąż jednak
próbowała się do kogoś dodzwonić, trzymając komórkę przy uchu dopóty – jak
przypuszczał – dopóki nie włączała się poczta głosowa.
Szedł za nią dalej, zachowując dwudziestometrowy dystans. Na jej
nadgarstkach pobrzękiwało mnóstwo tanich bransoletek. Łopatki miała równie
wystające jak obojczyki. Była tak chuda, że Strike mógłby objąć jej ramię jedną
dłonią. Zastanawiał się, czy nie jest anorektyczką.
Gdy wyszedł za nią na Highgate High Street, jego komórka zawibrowała
w kieszeni i odebrał połączenie.
– Strike.
– Ach, tak, dzień dobry – odezwał się roztrzęsiony głos z akcentem klasy
średniej. – Mówi Katya Upcott.
– A, dziękuję, że pani oddzwoniła – powiedział Strike, dalej podążając
za ubraną na czarno dziewczyną. Była tak drobna, że idąc za nią, mierzący
metr osiemdziesiąt siedem Strike czuł się trochę jak psychol, więc trzymał się
w znacznej odległości.
– Tak, strasznie pana przepraszam, Inigo zapisał pana numer w notesie, ale
pomylił jedną cyfrę i ciągle łączyłam się z jakąś biedaczką, która coraz bardziej
się denerwowała, więc w końcu zadzwoniłam do pana agencji i przemiły pan
o imieniu Pat podał mi właściwy numer.
– Bardzo dobrze, że zadała sobie pani ten trud – odrzekł Strike, uśmiechając
się lekko. – Przypuszczam, że pani wie, w jakiej sprawie dzwonię.
– Tak, chodzi o Anomię – powiedziała. – To wspaniale, że Allan i Richard się
do pana zwrócili. Mam wielką nadzieję, że uda się panu ustalić tożsamość tego
człowieka. Josh – jej głos zrobił się nieco bardziej piskliwy, gdy wymówiła
to imię – jest taki przygnębiony... Wiem, że panu o tym wspomnieli... To było
po prostu okropne nieporozumienie – zapewniła i miał wrażenie, że znalazła
się na skraju łez. – Obydwoje bardzo się cieszymy, że wybrali właśnie
pana. Przeczytałam Joshowi artykuł o panu.
– Gwarantuję, że zrobimy, co w naszej mocy – powiedział Strike. – A jak
on się czuje?
– Josh jest... – Głos jej się załamał. – Bardzo przepraszam... to po prostu takie
koszmarne. Josh jest bardzo... bardzo dzielny. Jest sparaliżowany. Nazywają
to zespołem Browna-Séquarda: jedną stroną w ogóle nie może poruszać, a w
drugiej stracił czucie. Mówią, że tego rodzaju paraliż może ustąpić, więc
staram się... wszyscy starają się być dobrej myśli... On chce się
z panem spotkać. Tyle zdołał mi powiedzieć dziś po południu, ale lekarze
woleliby, żeby na razie go jeszcze nie niepokoić, bo ma trudności z mówieniem,
a rozmowy o Edie bardzo go poruszają i... przygnębiają...
Wydała z siebie zduszony okrzyk i Strike, usłyszawszy stłumiony płacz,
domyślił się, że zasłoniła telefon dłonią.
Idąca przed nim młoda kobieta w czerni skręciła w prawo do parku. Strike
poszedł za nią.
– Prze... przepraszam – zaszlochała mu do ucha Katya Upcott.
– Proszę nie przepraszać – powiedział Strike. – To okropna sytuacja.
– Tak – odrzekła, jakby wykazał się głęboką przenikliwością i zauważył coś,
czego nie dostrzegł jeszcze nikt z jej otoczenia. – To prawda. On... czuje się
strasznie z powodu Edie i dlatego, że oskarżył ją o bycie Anomią. I...
podyktował mi list, który miałam włożyć do jej... do jej... do jej trumny. Bardzo
ją w nim prze...prze...przepraszał i... mówił, ile dla niego znaczyła... On ma
dwadzieścia pięć lat – zaszlochała Katya i choć nie rozwinęła tej myśli, Strike
wiedział, o co jej chodzi. Mężczyzna rozerwany na pół w wybuchu, który
pozbawił Strike'a połowy prawej nogi, był w tym samym wieku co Josh Blay.
– Przepraszam, przepraszam – powtarzała Katya, najwyraźniej usilnie
próbując nad sobą zapanować. – Odwiedzam go codziennie. On w zasadzie
nikogo więcej nie ma. Jego ojciec to agresywny alkoholik, a przyjaciele... no cóż,
osoby w tym wieku są chyba wystraszone tym, co się stało. Zresztą lekarze
chcą, żeby na razie miał spokój.
– Zdecydowanie nie zamierzam zawracać mu głowy, dopóki lekarze nie
uznają, że jest na to gotów – powiedział Strike – ale bardzo chciałbym
porozmawiać z panią, skoro znała pani Josha i Edie od samego początku Serca
jak smoła. Chciałbym się dowiedzieć, kto był z nimi blisko, bo jak pani wiadomo,
Anomia najwyraźniej ma dostęp do mnóstwa informacji z życia
osobistego Edie.
Dziewczyna, którą śledził, wciąż szła wybrukowaną ścieżką przecinającą
park i przyciskała telefon do ucha.
– Tak, oczywiście, zrobię wszystko, żeby panu pomóc – odrzekła Katya. –
Edie często się przeprowadzała, zanim trafiła do North Grove. Miała mnóstwo
byłych współlokatorów i znajomych z pracy. Pomogę w każdy możliwy
sposób... Obiecałam to Joshowi.
– Moglibyśmy się spotkać w przyszłym tygodniu? – spytał Strike.
– Tak, w przyszłym tygodniu powinno być w sam raz, ale... Allan pewnie
panu wspomniał, że pracuję w domu – powiedziała Katya. – Odpowiadałoby
panu, gdybyśmy spotkali się w kawiarni, a nie u mnie? Mój mąż jest chory
i wolałabym mu nie przeszkadzać.
– Nie ma najmniejszego problemu – powiedział Strike. – Gdzie konkretnie
chciałaby się pani spotkać?
– Cóż, mieszkam na Hampstead... Nie za daleko dla pana?
– Skądże – powiedział Strike. – Będę w pani okolicy w czwartek, mam
rozmawiać z Phillipem Ormondem. Kojarzy pani...?
– Tak, wiem, kim jest Phillip.
– Umówiliśmy się na szóstą w pubie niedaleko szkoły, w której uczy. Może
mógłbym z panią porozmawiać tego samego popołudnia, zanim się z nim
spotkam?
– Czwartek, czwartek – powiedziała, a Strike, usłyszawszy szelest
przewracanych kartek, domyślił się, że Katya należy do tych coraz rzadszych
osób, które korzystają z papierowego terminarza. – Tak, czwartek
mi odpowiada. Po południu zazwyczaj odwiedzam Josha w szpitalu, ale na
pewno wolałby, żebym porozmawiała z panem.
Ustalili godzinę i miejsce na Hampstead, po czym Katya lekko
zachrypniętym głosem znowu mu podziękowała za przyjęcie tej sprawy i się
rozłączyła.
Idąca przed Strikiem dziewczyna wciąż próbowała się do kogoś dodzwonić.
Strike ponownie wyświetlił profil Anomii na Twitterze. Nie było nowych
tweetów.
Kikut amputowanej nogi zaczął się odparzać mimo żelowej poduszki
oddzielającej go od protezy. Tego popołudnia było dużo niespodziewanego
chodzenia. Strike cały czas skupiał wzrok na lewym ramieniu dziewczyny i jej
misternych tatuażach. Pomyślał, że musiały sporo kosztować, lecz skoro miała
setki funtów na tatuaże, dlaczego nosiła tak zniszczone i tanie ubrania?
Nagle dziewczyna się zatrzymała. Wreszcie mówiła do telefonu, a jej
zachowanie świadczyło o skrajnym zdenerwowaniu. Zeszła na pobocze ścieżki
i klapnąwszy na wolną ławkę, opuściła głowę i osłoniła oczy dłonią. Strike
przeszedł na trawę, po której zawsze trudno mu się chodziło z protezą, i udał
zaabsorbowanie swoim telefonem. Pozorując roztargnienie, zbliżał się
do miejsca, gdzie dziewczyna siedziała, dopóki nie usłyszał, co mówi.
– ...ale dlaczego mi nie powiedziałeś, dlaczego po prostu mi nie
powiedziałeś? – mówiła, zaskakując go silnym akcentem z Yorkshire. – Jak się
według ciebie poczułam, kiedy powiedziała, że idziesz się spotkać z Nilsem?
Nastąpiła długa cisza, w czasie której rozmówca dziewczyny najwyraźniej
coś tłumaczył.
– Ale dlaczego? – spytała dziewczyna z Yorkshire. Załamał jej się głos, lecz
w przeciwieństwie do Katyi wcale nie starała się ukryć, że płacze. – Dlaczego?
Znowu zapadła dłuższa cisza. Dziewczynie trzęsły się ramiona i wydawała
z siebie bulgoczące dźwięki, gwałtownie chwytając powietrze. Obok przeszedł
młody mężczyzna z naciągniętym na głowę kapturem bluzy z suwakiem. Jego
oczy prześlizgnęły się obojętnie po szlochającej dziewczynie.
– No wiem, ale dlaczego w takim razie nie mogłam przy tym być?... Przecież
nie musieli wiedzieć... Niby dlaczego?
Znów nastąpiła pauza, po czym dziewczyna krzyknęła:
– Ale jak jest ci to na rękę, to mam mówić, że byliśmy razem, prawda?
Zerwała się z ławki i znowu ruszyła przed siebie, szybciej niż dotychczas.
Strike poszedł za nią, ale zostawał w tyle, ponieważ musiał zejść z trawy
z powrotem na brukowaną ścieżkę. Dziewczyna mówiła teraz podniesionym
głosem, gestykulując wytatuowaną lewą ręką, i wiedział, że wciąż płacze,
ponieważ przyciągała ciekawskie spojrzenia osób idących z naprzeciwka.
Zbliżała się do wyjścia z parku i Strike dopiero teraz zauważył, jak są blisko
cmentarza Highgate. Cmentarz sąsiadował z parkiem i między drzewami
po lewej stronie detektywa przebłyskiwały nagrobki. Jego obiekt wyszedł
z parku i skręcił w uliczkę po lewej stronie, a Strike, doganiając dziewczynę,
słyszał urywki tego, co mówi, ponieważ była tak zdenerwowana, że nie dbała
o to, czy ktoś ją słyszy.
– Nie miałam na myśli... nigdy nie groziłam... ale dlaczego?... zwykłe
wymówki... wieczorem pracuję... Nie, ale dlaczego?
Wyglądało na to, że rozmówca się rozłączył. Dziewczyna zatrzymała się
na wysokości imponującej neogotyckiej bramy ze stróżówką tworzącej wejście
na cmentarz. Strike także zwolnił, znowu udając zainteresowanie swoim
telefonem. Wytarłszy po dziecięcemu oczy prawym przedramieniem, stała
niezdecydowana, spoglądając na cmentarną bramę po swojej prawej stronie,
a Strike ponownie zobaczył ją z profilu i pomyślał, że jej biała zapadnięta twarz
ze zbyt wystającymi zębami i czarnymi oczami przypomina trupią czaszkę.
Długie farbowane włosy, wytatuowana ręka i tanie czarne ubranie stwarzały
razem dziwne wrażenie jej kompatybilności z otoczeniem: była współczesna,
lecz zarazem gotycko-wiktoriańska, mała żałobniczka w długiej czarnej
spódnicy patrząca w stronę grobów. Nim ruszyła w dalszą drogę, Strike,
udając, że pisze na telefonie, pstryknął jej kilka zdjęć, gdy stała bez ruchu,
kontemplując cmentarz.
Szedł za nią jeszcze przez dwadzieścia pięć minut, aż dotarła do Junction
Road, długiej i tłocznej ulicy. Szła dalej, mijając sklepy i biura, dopóki w końcu
nie skręciła w Brookside Lane i nie zniknęła za drzwiami, które jak się Strike
domyślił, prowadziły do pomieszczeń nad sklepem narożnym o nieregularnym
kształcie. Okna wyglądały na brudne. Między dwoma z nich widniała tabliczka
agenta oferującego mieszkania do wynajęcia.
Strike sfotografował budynek telefonem, po czym się odwrócił, żeby
rozejrzeć się za taksówką. Końcówka kikuta już bardzo go bolała i pomyślał,
że być może przedłoży zjedzenie burgera nad powrót do domu w celu wzięcia
prysznica i przebrania się, w razie gdyby – co było aż nazbyt prawdopodobne –
Madeline wybrała bar oferujący niewiele więcej niż pikantne orzeszki.
Minęło dziesięć minut, zanim znalazł restaurację z fast foodem. Usiadł
i stęknął z ulgą, mogąc wreszcie ulżyć swojej nodze, po czym odgryzł olbrzymi
kęs cheeseburgera i po raz enty spróbował wejść do Gry Dreka. Tak jak przy
wszystkich poprzednich próbach pojawiło się czarne animowane serduszko,
uśmiechające się, wzruszające ramionami i radzące mu, żeby spróbował
później.
Strike odgryzł drugi kęs cheeseburgera, po czym przełączył się na Twittera,
by zobaczyć, czy Anomia miał coś więcej do powiedzenia.
Tweet pojawił się, gdy Strike jadł frytki.

Anomia
@AnomiaGamemaster
Skoro Bóg chciał, żebyśmy współczuli, to dlaczego sprawił,
że płaczący ludzie są tacy qurwa paskudni.

17.14, 9 kwietnia 2015


23
I nie ma fałszu ani prawdy;
Ale w szkaradnej maskaradzie
Wszystko wciąż tańczy [...].

Amy Levy
Magdalene

Czaty w grze z udziałem sześciorga z ośmiorga moderatorów Gry


Dreka

<Grupa moderatorów>
<9 kwietnia 2015, 19.32> <Obecni: Sercella,
Diablo1, Dżdżownica28>
Sercella: Był tu LordDrek?
Diablo1: nie, a co?
Sercella: tak tylko pytam Diablo1: Anomia
dalej nie wpuszcza nikogo nowego?
Sercella: Nie
<Morehouse dołącza do grupy>
Morehouse: Nie ma Anomii?
Sercella: Był tu pół godziny temu, a potem
zniknął
Morehouse: no. Rozmawiał ze mną przez
telefon.
Diablo1: o rany, to jakby mieć numer do Boga
Dżdżownica28: lol
Morehouse: Byli LordDrek i Vilepechora?
Sercella: Dzisiaj żadnego z nich nie widziałam.
A co?
Morehouse: bo mam już dość czekania,
aż Anomia ich wyrzuci
Sercella: Morehouse, ciągle ci powtarzam,
że oni nie są z Halvingu!
Dżdżownica28: mogom być
Sercella: nie bądź głupia
<Dżdżownica28 opuszcza grupę>

Diablo1: Sercella, przestań ją tak nazywać! <Otwiera się nowa grupa prywatna> <Anomia
zaprasza Morehouse'a> <9 kwietnia 2015,
Diablo1: ona naprawdę ma kompleksy
19.35> <Morehouse dołącza do grupy>
na punkcie swojej ortografii i w ogóle
<Narcyzka dołącza do grupy> Anomia: Powiedziałem ci poprzednim razem:
nigdy kurwa nie dzwoń do mnie do domu!
Diablo1: najwyższa qurwa pora
Diablo1: nie mogę stąd wyjść, dopóki się nie
zjawisz, rozkaz Anomii

Diablo1: to, że jesteś pupilką Morehouse'a, nie Morehouse: Tutaj nie chcesz ze mną o tym
znaczy, że możesz pojawiać się i znikać, kiedy rozmawiać, więc zadzwoniłem
ci się podoba Morehouse: A jeśli dalej nie będziesz chciał
<Diablo1 opuszcza grupę> o tym rozmawiać, zadzwonię jeszcze raz
Narcyzka: wtf? Anomia: nie możesz do mnie napierdalać
na numer stacjonarny. Nie możesz !
Sercella: nie zwracaj na niego uwagi. Jest
zazdrosny

Narcyzka: o co? Morehouse: dzwoniłem z budki. Ta twoja


pieprzona paranoja!
Sercella: o to, że zbliżyliście się do siebie
z Morehouse'em. Nie podoba mu się to. Jestem Anomia: taa, z budki w C********
pewna, że to gej
Morehouse: Możemy sobie darować
Narcyzka: a, nie wiedziałam tę pieprzoną ****** dziecinadę?

Sercella: a Dżdżownica28 przed chwilą znowu Anomia: Czego ode mnie chcesz? Mówiłem ci,
stąd wyparowała. Jest cholernie że przyjrzę się LordowiDrekowi i Vilepechorze.
przewrażliwiona Jeszcze się przyglądam.
Narcyzka: wszyscy mamy jakieś kompleksy Morehouse: minęły całe tygodnie
Sercella: wiem, ale ona jest aż śmieszna. Lepiej Anomia: bo zajęło to tygodnie i jak dotąd
niech tu wraca, o 9 muszę spadać wydają się czyści. Jeśli coś znajdę, to się ich
pozbędę
>

Sercella: może tobie uda się przemówić Morehouse: co spodziewasz się znaleźć,
Morehouse'owi do rozsądku pieprzony kaptur Ku Klux Klanu?
Narcyzka: a o co chodzi? Anomia: słuchaj, nie mogę ich wyrzucić bez
żadnego dowodu
Sercella: o LordaDreka i Vilepechorę
Sercella: on myśli, że to nazistowscy terroryści Morehouse: jebać dowód. Wiesz, że zawsze
myślałem, że z Vilepechorą jest coś nie tak.
Anomia: Oni jej nie zabili, okej?

Narcyzka: a jesteś pewna, że nie? Morehouse: a skąd możesz kurwa wiedzieć?


Sercella: tak się składa, że wiem, Anomia: Po prostu wiem. Tak się składa,
że to niemożliwe, okej? że tego wieczoru nie było ich w pobliżu
Highgate
Narcyzka: skąd?
Sercella: z rozmów z nimi Morehouse: ja pierdolę, chyba nie chcesz
powiedzieć, że znasz ich w prawdziwym życiu?
Narcyzka: zaraz, wiesz, kim oni są?
>
Sercella: nie, jasne, że nie

<Dżdżownica28 dołącza do grupy> Anomia: nie, to by było złamanie Zasady 14


Narcyzka: cześć, Dżdżownica x Morehouse: kurwa, mniejsza o Zasadę 14,
Dżdżownica28: cześć Narcyzka my tu rozmawiamy o zabójstwie
Morehouse: to, co zrobili, przekonanie innych,
Sercella: Dżdżownico, nie chciałam cię
zdenerwować że to ty jesteś Ledwell, to typowe metody
działania Halvingu
Dżdżownica28: okej ale mam już dosyć tego
Anomia: słuchaj, jeśli się dowiem, że są
że ludzie nazywają mnie głupią i kretynką
z Halvingu, znikają stąd
Sercella: Czy kiedykolwiek nazwałam cię
Morehouse: obiecujesz?
kretynką?
Dżdżownica28: nie ty, Vilepchero
Dżdżownica28: nie umię tego napisać Anomia: A co, chcesz żebym kurwa położył
rękę na sercu?
Dżdżownica28: poza tym on ciągle narzeka
na moją interpunkcję Anomia: powiedziałem, że im się przyjrzę
Sercella: nie ma na myśli nic złego >
Sercella: on tylko żartuje Anomia: ale nawet jeśli są nazistami, dobrzy
z nich moderatorzy
Narcyzka: mało zabawne
Morehouse: to miało być zabawne?
Dżdżownica28: właśnie
Anomia: no, tak jakby
Sercella: okej, dobra, muszę lecieć
Sercella: do zobaczenia jutro Morehouse: mam wrażenie, że masz jakiś
powód, żeby ich dalej trzymać, ale nie chcesz
<Sercella opuszcza grupę> mi powiedzieć jaki
> Anomia: na przykład?

Narcyzka: wszystko okej, Dżdżownico? >


Dżdżownica28: tak >
Dżdżownica28: dzięki że pytasz >
Morehouse: może też jesteś w Halvingu?
Anomia: wal się. Nie wznoszę rogiem toastów
za Odyna ani nic z tych bzdetów
Morehouse: kto wznosi rogiem toasty
za Odyna?
Anomia: Pewnie Halving. Nordyckie runy i tego
typu pierdoły

Narcyzka: jeśli to jakieś pocieszenie, nie tylko Morehouse: jesteś dobrze zorientowany
ty masz problem z innymi moderatorami, Anomia: ffs przeczytałem o tym w Timesie jak
Diablo1 mnie nie znosi
cała reszta
Dżdżownica28: wcale nie , nie do końca Anomia: zresztą akurat ty nie powinieneś
Dżdżownica28: przyjaźnią się z Morehouse'em mi prawić morałów
, ale się pokócili Morehouse: co to niby ma znaczyć?
Narcyzka: kiedy to było?
Anomia: walisz konia jak kretyn przed gołymi
Dżdżownica28: zaraz przed tym jak zostałaś fotkami Narcyzki
moderatorem
Anomia: na samym początku uzgodniliśmy,
że niczego takiego tu nie będzie

Dżdżownica28: nie wiem , o co poszło Morehouse: skąd kurwa wiesz, że przesłała


mi fotki?
Narcyzka: nie wyobrażam sobie, żeby
Morehouse mógł się z kimś pokłócić Morehouse: szpiegujesz na grupach
prywatnych?
Dżdżownica28: umie być tfardy jeśli trzeba
Dżdżownica28: jest naprawdę zły , że LordDrek Anomia: nie
i Vilpehora dalej tu są Anomia: przez pomyłkę przesłała mi zdjęcie,
które miało być dla ciebie

Narcyzka: no, wiem >


Anomia: chyba nie plotkujemy za plecami Morehouse: nie wierzę ci
przywódcy, co? Anomia: spytaj ją
>
Morehouse: żebyś kurwa wiedział, że spytam
Narcyzka: nie plotkujemy, tylko rozmawiamy
<Morehouse opuszcza grupę>
Morehouse: Narcyzka, zamienimy słowo? <Anomia opuszcza grupę>
Narcyzka: pewnie
<Grupa prywatna została zamknięta>
Anomia: lol

Dżdżownica28: co się dzieje <Otwiera się nowa grupa prywatna>


Anomia: sprzeczka kochanków <9 kwietnia 2015, 20.04> <Morehouse
zaprasza Narcyzkę>
<Sercella dołącza do grupy>
Anomia: Zastanawiałem się, gdzie się Morehouse: Muszę cię o coś spytać
podziewasz <Narcyzka dołącza do grupy>
Sercella: Przepraszam, idiotka ze mnie. Źle Narcyzka: przerażasz mnie. Co się stało?
spojrzałam na zegarek, myślałam, że jest
później. Mam jeszcze godzinę do fajrantu
>

Anomia: Myślałem, że tylko Dżdżownica jest Morehouse: Anomia twierdzi, że przez


tu moderatorem specjalnej troski pomyłkę przesłałaś mu zdjęcia przeznaczone
dla mnie
<Dżdżownica28 opuszcza grupę>
Narcyzka: o boże
Sercella: boże, Anomia, dopiero co wróciła Morehouse: czyli to prawda?
po tym, jak niechcący ją zdenerwowałam! Narcyzka: tak
Anomia: lepiej niech znowu wraca. Powinna
>
moderować
>

Anomia: wracam za 10 minut i sprawdzę, a jeśli Narcyzka: Nie wspomniałam ci, bo myślałam,
się nie zjawi, będzie miała kłopoty że bardzo się zdenerwujesz
<Anomia opuszcza grupę> Morehouse: cholera
> >
> Narcyzka: Morehouse, przepraszam, ale to nie
było złe zdjęcie, ani sprośne, ani nic
>
> Narcyzka: musiałam wyjaśnić, że nie było
przeznaczone dla niego
>
Narcyzka: wiem, że powinnam bardziej
> uważać
> >
>
>
>
>
>
Sercella: Narcyzka?

Sercella: Nie mogę moderować sama, znowu Narcyzka: bardzo, bardzo mi przykro
mamy długi korek przy Wombwellu
Morehouse: nic się nie stało
> Narcyzka: nieprawda, teraz wie, że łamiemy
Zasadę 14

Narcyzka: Będę tam za chwilę Narcyzka: myślisz, że mnie zbanuje?


> Morehouse: nie może tego zrobić
jednostronnie. Jestem współtwórcą,
>
zapomniałaś? >
>
>
>

Sercella: Narcyzka, potrzebuję pomocy! Morehouse: Po prostu nie chciałem, żeby


Narcyzka: Mówiłam, że za chwilę tam będę! Anomia wiedział o naszych sprawach, bo on
robi ludziom pieprzony mętlik w głowie.
Ma obsesję na punkcie kontroli. Nie lubi, gdy
ktokolwiek jest w relacjach, które go nie
obejmują. Albo podlizujesz się jak Sercella,
albo w końcu cię wywala. Utrzymuję się tak
długo tylko dlatego, że mnie potrzebuje
>

Narcyzka: gdzie jest Dżdżownica? Narcyzka: Morehouse, tak mi przykro


Sercella: znowu wyszła obrażona Morehouse: nie, nic się nie stało
Sercella: Anomia ją zdenerwował Morehouse: które to było zdjęcie?
> Narcyzka: to w różowej bluzce
>
>
>
>
Morehouse: ffs przecież mówiłaś, że nie było
sprośne?!
Narcyzka: nie widać sutków
Morehouse: lol to taka jest definicja?
>
>
>
>
>
Narcyzka: no
Narcyzka: i jeszcze włosy łonowe
Morehouse: lol
Narcyzka: skarbie, lepiej już pójdę i zacznę
moderować, bo inaczej Anomia da mi popalić
>
>

Narcyzka: okej, gdzie mnie potrzebujesz? Morehouse: no okej xxx


Sercella: długi korek przy Wombwellu Narcyzka: *przesyła całusy*
<Morehouse opuszcza grupę>
<Narcyzka opuszcza grupę>
<Grupa prywatna została zamknięta>

Narcyzka: widzę >


<Dżdżownica28 dołącza do grupy> >
Sercella: dzięki bogu, zaraz wraca Anomia, >
żeby sprawdzić, czy jesteś, Dżdżownico >
Dżdżownica28: mam dość tego , że wszyscy >
mnie wyśmiewają
<Otwiera się nowa grupa prywatna>
Sercella: Nikt cię nie wyśmiewa, a teraz chodź
i pomóż nam przy Wombwellu, bo inaczej <9 kwietnia 2015, 20.08>
wszyscy będziemy mieli przesrane <Anomia zaprasza Morehouse'a>
Morehouse: uspokój się, też mogę pomóc Anomia: no i?
<Anomia dołącza do grupy> <Morehouse dołącza do grupy>
Anomia: dobrze, wszyscy obecni i na swoim
miejscu
Anomia: inaczej mielibyście przejebane
Morehouse: uwielbiamy twoje mowy
motywacyjne
Anomia: oderint dum metuant

Anomia: Sercella, zbanuj tego zasrańca Morehouse: no i co?


Czarny501
>
Sercella: dlaczego?
>
Anomia: ciągle wypytuje ludzi, co o mnie Anomia: spytałeś Narcyzkę, czy kłamałem
wiedzą w sprawie zdjęcia?
Sercella: aha okej

Sercella: już go nie ma >


>
>
Morehouse: tak
Morehouse: w porządku, nie kłamałeś
Anomia: fajne cycki, muszę to przyznać

Anomia: to dobrze Morehouse: pierdol się


Sercella: Anomia, są już jakieś wieści Anomia: jesteś pewny, że na tych zdjęciach
o Mavericku i filmie? to naprawdę ona? Morehouse: tak
Anomia: skąd przypuszczenie, że wiem? Anomia: jak to? Na dodatek gadasz z nią
na wideoczatach?
Sercella: bo zawsze wiesz o wszystkim
pierwszy Morehouse: nie twoja sprawa
Anomia: lol. Racja Anomia: więc jednak nie
Sercella: no to planują go jeszcze kręcić czy Morehouse: co cię to obchodzi?
jak? >
>
>
>
>
>
>
>
>
Anomia: nie obchodzi mnie, buaa. Po prostu
się o ciebie martwię. Ufasz jej?
Morehouse: A co, nie powinienem?
Anomia: to tylko gra, prawda?
Anomia: w grze nikt nie jest tym, za kogo się
podaje
Morehouse: mów za siebie
Anomia: mówię za nas obu
Anomia: czy może ona też widziała twoje
zdjęcia?

Anomia: w swoim czasie ujawnię na Twitterze Morehouse: pierdol się


to, co wiem <Morehouse opuszcza grupę>
Anomia: więc niestety nie będziesz mogła
pierwsza tego rozgłosić

> >
Sercella: nie o to mi chodzi! >
Anomia: Sercello, wybacz mi, ale >
po niedawnych wydarzeniach nie darzę cię <Anomia opuszcza grupę>
całkowitym zaufaniem
<Grupa prywatna została zamknięta>
Anomia: zazwyczaj nie pokładam wiary
w ludziach, którzy coś przede mną ukrywają
>
>
>
>
>
>
Anomia: a zanim ktoś mi wytknie, że sam
ukrywam swoją tożsamość, to zupełnie inna
sprawa. Moje motto to splendide mendax
Dżdżownica28: co to znaczy ?
Anomia: kłamstwo ze szlachetnych pobudek

Anomia: co dosyć zabawne, te słowa odnoszą


się także do mojego współtwórcy
<Morehouse opuszcza grupę>
24
Milcząca zazdrość, skrywana i uparta,
Samolubne, drążące niezadowolenie
Zrodzone z dumy, grzech czarta.

Christina Rossetti
The Lowest Room

Następny ranek upłynął Robin na obserwowaniu mieszkania Lepkich Rączek


przy Sloane Square. Cieszyła się z łagodnej, słonecznej pogody, ponieważ była
ubrana w niebieską sukienkę, którą ostatni raz miała na sobie w Ritzu.
Wieczorem wybierała się na kolację do eleganckiej restauracji dziesięć minut
od Denmark Street, gdzie umówiła się z prawniczką Ilsą Herbert.
Ilsa, koleżanka Strike'a z podstawówki, wyszła za Nicka, jednego
z londyńskich szkolnych kolegów detektywa. Robin zbliżyła się z nimi
obojgiem, ponieważ po odejściu od byłego męża mieszkała przez miesiąc w ich
pokoju gościnnym. Od jakiegoś czasu nie widziała Ilsy i kolacja miała być
okazją do uczczenia zarówno zdobycia przez Robin nowego mieszkania
(miała nadzieję na szybkie podpisanie umowy – chciała to zrobić, zanim
to uczczą, bo jakaś przesądna cząstka jej modliła się, żeby kolacja tego nie
zapeszyła), jak i wygrania przez Ilsę trudnej sprawy, w której prawniczka
szykowała się raczej na porażkę. Ilsa wybrała Boba Boba Ricarda,
ponieważ nigdy w tym lokalu nie była, a zawsze chciała pójść: w każdym boksie
tej brytyjsko-rosyjskiej restauracji był przycisk, którego należało użyć,
by zamówić szampana, i ponoć nalewali go tam hojniej niż w innych lokalach
w Anglii.
Koło południa Lepkie Rączki wyszedł w końcu z mieszkania, odziany od stóp
do głów w Armaniego, i pokonał pieszo krótką odległość od The Botanist,
restauracji, do której uczęszczał na takiej samej zasadzie jak Robin i Strike
do lokalnej budki z kebabem. Na szczęście niebieska sukienka nie odstawała
od tła, jeśli wziąć pod uwagę standard odzieży przewijających się tam młodych
kobiet. Robin siedziała na zewnątrz, dopóki o drugiej po południu nie zjawiła
się Midge, by ją zmienić, jak zwykle o czasie, w ray-banach, dżinsach
i skórzanej kurtce.
– Dalej je lancz – poinformowała ją Robin.
– Leniwy zasraniec – powiedziała Midge, po czym się rozdzieliły i Robin
ruszyła w stronę agencji, gdzie zamierzała dalej przeczesywać profil Anomii
na Twitterze w poszukiwaniu informacji osobistych.
Gdy weszła po znajomych metalowych schodach okręcających się wokół
ażurowej windy, która nie działała, odkąd Robin zatrudniła się w agencji,
zastała w biurze tylko Pat.
– Przed chwilą dzwonił – poinformowała ją sekretarka, nie przerywając
pisania na klawiaturze. Jak zwykle trzymała w zębach e-papierosa. Robin
domyśliła się, że Pat ma na myśli Strike'a, którego rzadko nazywała po imieniu
czy nazwisku. Z czasem ten jej zwyczaj zaczął się wydawać wręcz przejawem
sympatii.
– Czego chciał? – spytała Robin, wieszając płaszcz przeciwdeszczowy.
– Mówi, że właśnie przesłał ci mejla i trochę zdjęć, a jeśli znajdziesz czas,
chciałby to omówić, kiedy zjawi się tu o wpół do piątej. Poza tym dostałaś
wiadomość od niejakiego Rossa
Łydrwala.
– Co? – spytała Robin, odwracając się do Pat.
– No, prosił, żeby go z tobą połączyć – powiedziała Pat. – Nie wiedziałam, kto
to, więc go poinformowałam, że jesteś zajęta. Prosił, żebyś oddzwoniła.
– Okej, więc jeśli Ross Łydrwal dzwoni do agencji, zawsze jestem zajęta.
Pat wyglądała na zaintrygowaną.
– Przyjaciele próbowali mnie z nim zeswatać – wyjaśniła Robin, podchodząc
do czajnika. – Ale nie jestem zainteresowana i myślałam, że zdążył
to zauważyć.
– Im gówno bardziej śmierdzi, tym trudniej je zdrapać z buta – stwierdziła
lakonicznie Pat.
Zaparzywszy kawę dla siebie i Pat, Robin przeszła do gabinetu, żeby
przeczytać mejla od Strike'a.
Kilka wniosków z wczorajszej obserwacji.
Montgomery, Cardew i Tim Ashcroft spotkali się w pubie
w Highgate, żeby porozmawiać o napaści. Dołączył do nich
niejaki Nils i spodziewali się jeszcze jakiegoś Peza, ale Pez się
nie pojawił.
Zidentyfikowałem Nilsa online. To Nils de Jong, Holender
będący właścicielem Kolektywu Artystycznego North Grove.
Tim Ashcroft miał kiedyś gęstwinę rudych włosów, ale prawie
całkiem wyłysiał. To przyjaciel Edie, który podkładał głos
Dżdżownicy w kreskówce, a obecnie jest członkiem trupy
teatralnej dającej przedstawienia w szkołach i organizującej
warsztaty dla uczniów. Grupa nazywa się Wędrowni Szkolni
Aktorzy.
Nie mam pojęcia, kim jest Pez, wciąż szukam.
Obecny był także Bram, wyrośnięty i nieznośny syn Nilsa.

Ciekawostki:
* de Jong, Cardew i Montgomery byli przesłuchiwani przez
policję. Cardew i Montgomery podali alibi na czas, w którym
doszło do zabójstwa: Montgomery był rzekomo w pubie
z przyjaciółmi, a Cardew w domu z siostrą i babcią.
* Według źródeł internetowych Ashcroft, który nie był
przesłuchiwany przez policję, nie ma żony i mieszka
z rodzicami w Colchester, chyba że akurat jest w trasie. Nic nie
świadczy o tym, żeby miał jakieś umiejętności w zakresie
obsługi komputera albo projektowania.
* Policja pytała Cardew, czy należy do jakiegoś „bractwa”.
Dopytywał o to Montgomery, który powiedział, że według
niego chodzi o skrajnie prawicowe ugrupowanie o nazwie
Halving. Mam wrażenie, że coś ostatnio widziałem albo
słyszałem na jego temat, ale nie pamiętam gdzie – natknęłaś
się na coś w Internecie w związku z Cardew albo kreskówką?
* Miesiąc przed napaścią Blay znów zamieszkał w North
Grove, bo zalał swoje mieszkanie (lokalizacja nieznana).
* W ciągu miesiąca, który tam spędził, odwiedzała go niejaka
Yasmin (nie podano nazwiska), która pracowała kiedyś dla
Blaya i Ledwell, zajmując się korespondencją z fanami.
Według Cardew jest gruba i Ledwell ją zwolniła.
* Wygląda na to, że to Yasmin podsunęła Blayowi pomysł,
że Ledwell była Anomią, i to ona wydaje się
prawdopodobnym źródłem teczki z „dowodami”.
* Blay wyruszył na cmentarz, zabierając ze sobą teczkę, której
jednak nie znaleziono. Zakłada się, że zabrał ją zabójca.
* Zabójca zabrał też telefon Blaya (o telefonie Ledwell nie
wspomnieli).
* Cardew wspomniał o blogu zatytułowanym Pió
ro Sprawiedliwości, który najwyraźniej uwziął się
na Ledwell/Serce jak smoła. Chyba warto go sprawdzić,
w razie gdyby miał się okazać pobocznym przedsięwzięciem
Anomii.
* Tuż po tym, jak Montgomery, Cardew, Ashcroft i de Jong
wyszli z pubu, pojawiła się dziewczyna mająca rękę pokrytą
tatuażami z Serca jak smoła i najwyraźniej szukała jednego z
nich. Zadzwoniła do kogoś i pytała, dlaczego jej nie
powiedział, że spotykają się z Nilsem, i dlaczego od miesiąca
się nie widzieli. Jest z Yorkshire. Załączam jej zdjęcie i zdjęcie
budynku, do którego weszła. Powinniśmy ją zidentyfikować
i dowiedzieć się, czy ktoś z nią mieszka.
Możemy wymienić się tropami, gdy się spotkamy. Chciałem
ci tylko przekazać najświeższe informacje na temat tego,
co się wczoraj wydarzyło.
Poza tym umówiłem się na czwartek z Katyą Upcott
i Phillipem Ormondem. Powinniśmy porozmawiać z nimi
razem. – S
Robin otworzyła pierwszy załącznik i zobaczyła zdjęcie wychudzonej,
ubranej na czarno dziewczyny wpatrującej się w cmentarną bramę.
Przybliżając tatuaże na jej lewym przedramieniu, rozpoznała nie tylko Sercka,
lecz także Dreka, zjawę Narcyzkę i markotną Dżdżownicę. Przypuszczała,
że wszystkie tatuaże, nawet te, których nie kojarzyła, na przykład sroka
i dwa uśmiechnięte szkielety w wiktoriańskich kapeluszach, pochodzą
z kreskówki, oraz podobnie jak Strike, zastanawiała się, ile dziewczyna musiała
wydać, by wytrawić w swojej skórze wszystkie te postaci.
Otworzyła drugie zdjęcie. Nawet najgorsze domy, które ostatnio oglądała,
nie miały tak obskurnej fasady jak klinowaty budynek przy Junction Road
z popękanymi ramami okiennymi i brudnym tynkiem.
Wracając do mejla Strike'a, Robin zauważyła, że już teraz może mu udzielić
informacji w jednej ze spraw, które go zainteresowały. Podczas przedzierania
się przez tweety i interakcje Anomii z innymi użytkownikami natrafiła bowiem
na blog Pióro Sprawiedliwości. Właśnie otworzyła dokument, który zamierzała
pokazać później Strike'owi, i przesłała go do drukarki na biurku Pat.
Następnie sprawdziła nowy profil, który założyła sobie na Twitterze,
@smolistafanka:), dodała Anomię i Morehouse'a do obserwowanych, a potem,
by być na bieżąco z plotkami i najnowszymi wydarzeniami, dorzuciła tyle
profili fanów Serca jak smoła, ile zdołała znaleźć. Zamiast swojego zdjęcia,
wykorzystała stockowe zdjęcie młodej ładnej brunetki. Już dostała
trzy wiadomości.

@jbaldw1n1>>
Jeśli to jest twoje prawdziwe zdjęcie, to pewnie jesteś już
śmiertelnie znudzona piszącymi do ciebie facetami, więc
lepiej dam ci spokój.
@Drekbuaa9
obciągnij mi
@mreger#5
To nie jest żaden fortel podrywowy, chciałem tylko
powiedzieć, że ten cały Julius jest mocno niezrównoważony
i już go zgłosiłem.
Zainteresowana trzecią z tych wiadomości, Robin postanowiła sprawdzić,
co ją sprowokowało.
Dwa dni wcześniej wyraziła w tweecie nadzieję, że film Serce jak smoła
pozostanie wierny oryginałowi kreskówki. Uznała to za opinię niebudzącą
kontrowersji. Wywołała jednak ożywione reakcje. Fani ustawili się w kolejce,
by ją poinformować, że już samo kręcenie filmu, niezależnie od jego jakości,
zniszczyłoby wszystko, co uwielbiają w Sercu jak smoła. Nikt jednak nie poczuł
się tak urażony niewinnym stwierdzeniem Robin jak @jestem_evola.

Julius
@jestem_evola
W odpowiedzi do @smolistafanka:)
pusta suka

Julius
@jestem_evola
W odpowiedzi do @smolistafanka:)
gdyby ktoś cię gwałcił za każdym razem kiedy mówisz coś
głupiego ciągle miałabyś w sobie kutasa

Robin wpatrywała się w te wiadomości przez parę sekund, po czym zajrzała


na profil @jestem_evola. Awatar ukazywał nastolatka, który według niej
wyglądał najwyżej na szesnaście lat. Najwyraźniej interesowały go głównie
filmy o superbohaterach, Serce jak smoła i wysyłanie kobietom wiadomości
podobnych do tej, którą właśnie dostała. Dochodząc do wniosku, że z interakcji
z kimś takim nie wynikłoby nic dobrego, Robin wróciła do profilu Anomii,
po czym otworzyła teczkę z wydrukami tweetów, którą zwrócił jej Allan
Yeoman i które już ułożyła chronologicznie, by porównać je z aktywnością
Anomii na Twitterze.
Ostatni z analizowanych przez nią tweetów pochodził z 2012 roku. Gdy
w październiku ujawniono, że Jimmy Savile, nieżyjący już DJ odznaczony
Orderem Imperium Brytyjskiego, był najaktywniejszym znanym pedofilem
w Wielkiej Brytanii, Edie Ledwell zatweetowała: „Jak można było ignorować
tych wszystkich ludzi mówiących, że Savile ich wykorzystał? Dlaczego nikt ich
nie słuchał?”.
Anomia udostępnił uwagę Edie i dorzucił swoją: „Zamierzasz twierdzić,
że to on cię wydymał: #trollowaniedlawspółczucia
Pod wydrukowaną wersją tego tweeta Edie napisała: Te słowa wskazują
na wiedzę o tym, że w jednej z rodzin zastępczych, u których mieszkałam, zostałam
wykorzystana seksualnie. Nigdy nie wspominałam o tym publicznie.
Robin podjęła przerwane studiowanie wypowiedzi Anomii, przesuwając się
wstecz.
Część tweetów Anomii była zupełnie miałka: w lipcu 2012 roku podzielił się
tym, że podobał mu się Mroczny rycerz powstaje. W czerwcu 2012 roku
poinformował swoich obserwujących, że na płocie jego ogrodu siedzi kot, który
się w niego wpatruje. „Wezmę procę i pogonię mu kota”.
Żart, zastanawiała się Robin, czy raczej szczere wyznanie? Czy kot naprawdę
tam był – czy był przynajmniej ten płot wokół ogrodu? Czy do profilu, który
próbowali skonstruować ze Strikiem, powinna dodać „możliwa nienawiść
do kotów/fobia”?
Skrolowała dalej.
„Ludzie mówią, że powinni mi płacić za usługi świadczone na rzecz
fandomu. Przyjmę zapłatę w formie magnum infinity. Są zajebiste”.
Trudno to uznać za wyróżniającą cechę, pomyślała Robin, nie przerywając
skrolowania. Kto nie lubi lodów?
Potem jednak, 8 czerwca 2012 roku, Anomia ujawnił coś bardziej
interesującego.

Anomia
@AnomiaGamemaster
Biedwell wywaliła Katyę Upcott, przyjaciółkę, która pomogła
wynieść #SerceJakSmoła na szczyt. Teraz zatrudnia
@<AY©A>. @prawdziwyJoshBlay zostaje z Upcott.
23.53, 8 czerwca 2012

Edie wydrukowała ten tweet, dopisując pod spodem: Anomia napisał to już
kilka godzin po tym, jak powiedziałam Katyi, że chcę zatrudnić zawodowego agenta.
Wolałam, żeby przestała mnie reprezentować nie dlatego, że nie chciałam jej płacić.
Nigdy nie wiązała nas żadna umowa, a ona zawsze mówiła, że nie chce zapłaty.
Uważałam, że źle nam doradza i chciałam zapłacić za profesjonalne przedstawicielstwo,
ponieważ wszystko coraz bardziej się rozrastało i czułam, że tracę nad tym kontrolę.
Joshowi nie spodobało się, że odchodzę od Katyi. Powiedział, że jestem nielojalna.
Fandom też nie przyjął dobrze rewelacji Anomii, czego dowodziły reakcje.

Andi Reddy
@ydderidna
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
omfg, kiedy wreszcie ją stać, żeby zapłacić przyjaciółce za tę
całą robotę wykonywaną za friko, ona ją wyrzuca?

Caitlin Adams
@CaitAdumsss
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
To nowe dno, nawet jak na #Biedwell. Ci ludzie jej pomogli,
a ona po prostu ich wyrzuca.

Arlene
@queenarleene
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Brawo dla @prawdziwyJoshBlay, że trzyma z Katyą, kocham
go za to jeszcze bardziej. I w tym momencie serio
#walićBiedwell.

Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
To agresywna rasistka i dyskryminuje niepełnosprawnych.
Jeśli dopiero teraz jesteście zszokowani, to nie wiem, gdzie
się kurwa dotąd podziewaliście.

Robin skrolowała dalej. Zaledwie dwa dni przed wiadomością, że Edie


dołączyła do agencji Allana Yeomana, Anomia ogłosił następną ważną
wiadomość.

Anomia
@AnomiaGamemaster
Podobno Netflix węszy przy #SerceJakSmoła.
#EdietaBiedwell gotowa zamknąć Grę Dreka, wywalić więcej
aktorów głosowych z oryginalnej wersji... 1/2

22.06, 6 czerwca 2012

Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
wywalić Blaya itd., żeby zbić kasę.
Napiszcie @EdLedRysuje i @prawdziwyJoshBlay, co o tym
myślicie – co powinno nie podlegać dyskusji? 2/2

22.07, 6 czerwca 2012

Ten tweet także został wydrukowany i skomentowany przez Edie. Nie


wspominaliśmy jeszcze publicznie o możliwości zawarcia umowy i mieliśmy nikomu
o tym nie mówić. Nie planowałam żadnego z tych bzdurnych posunięć. Nie mogłam
zwolnić Josha, byliśmy wspólnikami.
Robin przeskrolowała łatwą do przewidzenia eksplozję furii, którą rozpętały
tweety Anomii.

PaniSercek
@carlywhistler_*
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
nieeee to się nie dzieje naprawdę. skąd o tym wiesz?

Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do @carlywhistler_*
Gamemaster wie wszystko

Timothy J Ashcroft
@DzdzownicaWyjdzieNaWierzch
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Nie wydaje mi się, żeby @EdLedRysuje zamierzała coś
takiego zrobić, serio

Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do @DzdzownicaWyjdzieNaWierzch
Źle ci się wydaje. Słyszałem, że jesteś na szczycie listy osób
do zwolnienia

Robin przerwała na chwilę, by zanotować, że Anomia wiedział


z wyprzedzeniem o zamiarze zwolnienia Tima Ashcrofta podkładającego głos
Dżdżownicy, po czym wróciła do lektury.

DziewczynaSercka
@zawszesercek7
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Jeśli ona wyrzuci Josha i zamknie Grę straci cały fandom
i może wtedy zdechnąć w pożarze śmietnika #jestemzJoshem

DrekBuaa
@piekloifuria$
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
#DośćKarmieniaBiedwell

Wierny Uczeń Lepine'a


@WiernyUczenLep1nea
W odpowiedzi do @piekloifuria$ @AnomiaGamemaster
zajebisty pomysł, niech #DośćKarmieniaBiedwell trenduje

Zozo
@czarneserce28
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
ona nie morze zamknąć tej gry , gra jest nasza !!!!
#NieDlaNetflixa @EdLedRysuje prozse słuchaj swoich fanów
!!!!!

Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
No to super, wszystkie moje pomysły idą do Netflixa, żeby
Edie Ledwell mogła zarobić kupę kasy

Loren
@lºrygill
W odpowiedzi do @prawdziwaNarcyzka @AnomiaGamemaster
Kea, gdybyś zorganizowała zbiórkę, wielu z nas pomogłoby
ci ją pozwać #DośćKarmieniaBiedwell #NieDlaNetflixa

Robin przeczytała ponownie ostatnie dwa tweety. Zaintrygowana sugestią,


jakoby osoba nazywająca siebie Kea Niven miała podstawy, by pozwać Edie
Ledwell, wyświetliła jej profil na Twitterze.
Zdjęcie profilowe u góry strony ukazywało podwójną tęczę. Biogram Kei
brzmiał: „Łyżeczka – CFS – POTS – fibromialgia – ona/ono. Tak, nazwano mnie
na cześć papugi. I co z tego?”.
Nawet jeśli wziąć poprawkę na filtrowanie, jakiemu poddano zdjęcie
właścicielki profilu, Robin od razu zauważyła, że Kea Niven jest bardzo ładną
dziewczyną. Jej długie, ciemne włosy opadały kaskadą na ramiona, olbrzymie
brązowe oczy spoglądały w górę i z ukosa w obiektyw, a szkarłatne usta były
lekko wydęte.
U góry strony przypięto tweet z października 2011 roku. Brzmiał:
„Jebać to. Taka jest prawda. Wierzcie mi, nie wierzcie, mam to w dupie”.
Robin kliknęła link do YouTube'a umieszczony pod tymi słowami.
Na początku filmiku Kea Niven siedziała na wąskim łóżku. Faktycznie była
zdumiewająco ładna, miała twarz w kształcie serca, usta z wyraźnie
zaznaczonym łukiem Kupidyna i szeroko osadzone, błyszczące brązowe oczy.
Była ubrana w obcięte dżinsy i czarną koszulkę z żółto-różowo-niebieskim
wzorem, w którym Robin rozpoznała okładkę płyty Strokesów.
Tło skojarzyło jej się z pierwszym nagraniem wideo z udziałem Josha i Edie:
oni też siedzieli na wąskim łóżku zwróceni w stronę kamery. Ściana za Keą
była pokryta rysunkami, ale nic nie wskazywało na to, żeby ktoś obsługiwał
kamerę, kadr był nieruchomy. Na ramieniu Kei siedziała szaroniebieska
papużka nierozłączka i otoczone białą obwódką czarne oczy ptaka mrugały do
obiektywu.
Kea zaczęła mówić z takim samym zawstydzonym uśmiechem jak Josh
na początku obejrzanego przez Robin filmiku i tak jak on machnęła ręką.
– No więc... hm... cześć! Nazywam się Kea Niven i jestem na drugim roku
Saint Martin's. To moja legitymacja studencka... – Wyjęła ją z tylnej kieszeni
dżinsów i przysunęła do obiektywu. – ...to ja, nie patrzcie na włosy, miałam
wtedy rozczochrany dzień. Za mną widzicie próbkę moich prac, żebyście
wiedzieli, że nie jestem jakąś przypadkową osobą udającą, że umie malować.
A to jest Yoko... Prawda, mała? – zwróciła się Kea piskliwym głosem do papużki
falistej na swoim ramieniu. – Tak. Mamy Johna i Yoko, a to jest Yoko.
No więęęęc dlaczego nagrywam tego vloga? Cóż... – Kea zatrzepotała rękami
i chrapliwie się roześmiała. – Okej, po pierwsze powinnam powiedzieć,
że jestem megazdenerwowana całą tą sytuacją i biłam się
z myślami, zastanawiając się, czy to rozsądne i w ogóle, ale nie zależy mi na
pieniądzach ani... Nie chodzi mi o pieniądze, chodzi o uczciwość i coś
w rodzaju uznania, w końcu. No więęęęęc... Serce jak smoła: jeśli to oglądacie,
wiecie, że jest dziełem mojego byłego chłopaka Josha Blaya oraz Edie Ledwell.
No więc w Saint Martin's chodziłam z Joshem, a kiedy ludzie ze sobą chodzą,
oczywiście opowiadają sobie o... no, o różnych rzeczach i tak dalej...
No więęęęc... Opowiedziałam Joshowi historię o Margaret Read, którą, mówiąc
w dużym skrócie, oskarżono o czary mniej więcej w 1590 roku w mieście,
w którym się wychowałam, czyli w King's Lynn, i gdy palono ją na stosie... ten
fragment jest jakby megakrwawy, więc zastosujcie filtry albo coś... jej serce
jakby się z niej wyrwało i uderzyło w ścianę, i do dziś jest tam po nim ślad...
W zasadzie to nawet mam zdjęcie w telefonie, chwila...
Sięgnęła po komórkę i zaczęła skrolować, szukając zdjęcia. Robin
przypuszczała, że nic w tym wystąpieniu nie jest tak spontaniczne, jak Kea
najwyraźniej chciała, żeby wyglądało.
– O, widzicie? – Kea podsunęła do kamery zdjęcie serca wpisanego w ramkę
w kształcie diamentu na ceglanym nadprożu okna. – To tu serce Margaret Read
uderzyło w ścianę. No, w każdym razie opowiedziałam Joshowi całą tę historię
i miałam jakby fioła na punkcie serca wydzierającego się z czyjejś piersi i w
ogóle. Więęęc... tak, jakiś rok później widzę Edie Ledwell opowiadającą
o „swoim” pomyśle na Sercka i myślę sobie, o rany, to brzmi bardzo, bardzo
znajomo. Nie od razu dochodzisz do wniosku, że ktoś cię jakby ograbił czy
co tam – powiedziała Kea do kamery płaczliwym tonem – ale, no, obejrzałam
kreskówkę i poczułam się... o rany. Okej. Dosłownie to samo powiedziałam
Joshowi o sercu. No więc, hm, miałam mętlik w głowie, bo to nie on mówił,
że wpadł na ten pomysł, no wiecie... tylko ona. I pomyślałam sobie, no dobra,
okej, widocznie jej o tym opowiedział, a teraz ona twierdzi, że to był jej pomysł.
Więęęęc... no, później obejrzałam to do końca i nie będę kłamać, to było
naprawdę jakby, hm, trochę... niepokojące. Bo jest tam ten ptak, Srotka, który
umie mówić. A kiedy chodziłam z Joshem, powiedziałam mu, że sroki można
nauczyć mówić, bo on wcześniej o tym nie wiedział, i znowu ta Edie Ledwell
mówi, że to był jakby jej pomysł... A potem, okej, ten duch czy co to tam jest, ta,
hm, bohaterka kreskówki... No więc to jest już dla mnie po prostu obłęd, ale
słyszałam od kilku osób: „Ona wygląda jak ty” i pomyślałam sobie, hm, Josh nie
mógł się nadziwić, jaka jestem biała... to znaczy jaka blada... i kiedy zobaczyłam
tego ducha w kreskówce, pomyślałam sobie, uu, okej, komuś się wydaje,
że bycie bardzo bladą osobą jest jakby upiorne czy coś? No przecież miał mnie
na zdjęciach, więc ona zrobiła ze mnie ducha, żeby jakby mi dopiec albo...?
No więc to było trochę upiorne... Ale później, i to był jakby decydujący
argument... widzicie ten rysunek?
Kea, wciąż z papużką na ramieniu, odwróciła się i uklękła na łóżku,
by wskazać wykonany ołówkiem rysunek wiszący na ścianie nad nią.
Przedstawiał potwora z głową ptaka i ciałem człowieka rzucającego długi cień.
– No więc narysowałam to jeszcze na kursach podstawowych, okej? Więc...
wzięłam to dosłownie z koszmaru, który mi się przyśnił, więc jest jakby
megaosobiste? Aua, Yoko...
Papużka odfrunęła poza kadr, wyrywając przy okazji pasemko włosów Kei.
– Więęęęc... no – Kea odwróciła się, by z powrotem usiąść na łóżku –
pokazałam to Joshowi, kiedy ze sobą chodziliśmy. To tylko rysunek, ale jest
tam, jakby ten cień... tak. Więc, hm, jeśli oglądaliście kreskówkę, postać Dreka
jest jakby... to znaczy jest dosłownie tym cieniem, takim jakby bez szyi,
z dziobem, z tym ogromnym spiczastym jakby dziobem, a przecież... A,
nie wspomniałam o czymś: dorastałam wśród ptaków... moja mama hoduje
papugi. No więc przyśnił mi się ten potwór z głową ptaka, a potem zobaczyłam
postać Dreka i pomyślałam... hm... okej, to coś wygląda megaznajomo.
Bo chyba mi się nie wydaje, prawda? No więc potem myślę sobie, okej, czy
to jakby cztery zbiegi okoliczności czy może...? Więęęc pewnie niektórzy
powiedzą: „aha, to po prostu rozgoryczona była dziewczyna” czy jakoś tak, ale
tym, co jakby robi mi mętlik w głowie, nie jest to, że to nie Josh mówi: „No tak,
czerpałem inspirację od przyjaciółki albo od byłej czy od kogo tam”, mętlik robi
mi to, że to ona twierdzi, że sama to wszystko wymyśliła, a ja... bo gdyby
chodziło tylko o jedną z tych rzeczy, no dobra, możliwe, przypadki chyba
się zdarzają i tak dalej, ale jak dla mnie to naprawdę obłęd, że ona tam siedzi
i mówi: „Nie pamiętam, skąd wzięłam pomysł na serce, po prostu do mnie
przyszedł” czy jakoś tak, bo jak można czegoś takiego nie pamiętać? Dla
większości ludzi to dosyć dziwaczny pomysł. W każdym razie, no, to w sumie
wszystko, co mam do powiedzenia, i chcę to po prostu opublikować, bo jak
mówiłam, chodzi o moje poczucie własnej wartości i tak dalej. Chciałam
po prostu, hm, powiedzieć swoje i tyle. Więęęęc... tak.
Kea zaśmiała się chropawo, po czym pochyliła się i wyłączyła kamerę.
Pod filmikiem były komentarze:

Sercek Sercekson 3 tygodnie temu


Słyszałem, że Ledwell ograbiła masę ludzi i wygląda na to,
że po prostu byłaś pierwsza
Nikki 4 tygodnie temu
Zgadzam się, wygląda na to, że faktycznie wzięli od ciebie ten
motyw z sercem. Pięknego masz ptaszka!
Crash Test Dummy rok temu
„Pomysł na ducha wzięli stąd, że jestem biała” roflmao

Robin siedziała przez moment bez ruchu, myśląc o tym, co przed chwilą
zobaczyła, po czym sięgnęła po biurowy telefon i zadzwoniła do Allana
Yeomana. Na krótką chwilę przełączyło ją na czekanie, w czasie którego płynęła
instrumentalna wersja My Heart Will Go On, a potem zabrzmiał głos agenta.
– Słucham?
– Cześć, Allan. Mam małe pytanie i zastanawiałam się, czy nie mógłbyś
pomóc. Słyszałeś może o dziewczynie, która nazywa się Kea Niven?
– Kea Niven... – powtórzył powoli Yeoman. – Hm... brzmi znajomo, ale...
wybacz, odświeżysz mi pamięć?
– To była dziewczyna Josha Blaya, która...
– Ach, Kea Niven, tak, oczywiście, oczywiście! – powiedział Yeoman. – Ta,
która twierdziła, że wszystkie pomysły na Serce jak smoła pochodzą od niej i że
Edie je ukradła?
– Właśnie ona – potaknęła Robin.
– Powinienem był o niej wspomnieć na lanczu – powiedział Yeoman. –
Na pewno nie jest Anomią.
– Dlaczego tak uważasz?
– Och, Edie zupełnie ją wykluczyła. Chyba dlatego, że Anomia był obecny
w grze w czasie, kiedy Kea nie mogła być. Wiesz, że Edie udało się w którymś
momencie wejść do gry?
– Tak. Powiedziała, że ją zablokowali, bo zadawała za dużo pytań o Anomię.
– Zgadza się.
– Więc o co chodzi z tą Keą?
– Josh rzucił ją dla Edie. Wiem, że Anomia przez jakiś czas jej kibicował...
– Naprawdę? Jeszcze do tego nie dotarłam.
– Tak, kilka lat temu podkręcał jej oskarżenia o plagiat, ale jeśli mnie pamięć
nie myli, znudził się i poszedł dalej. Znalazł lepsze sposoby, żeby dopiec Edie.
– Jak myślisz, czy Kea naprawdę wierzy, że Edie i Josh ukradli jej pomysły?
– Możliwe. – Yeoman westchnął. – Wiesz, kiedy coś staje się hitem, tego
rodzaju historie są niewiarygodnie częste. Zazwyczaj to tylko myślenie
życzeniowe albo prawdziwa niezdolność pojęcia tego, że wielu różnym
ludziom mogą przychodzić do głowy podobne pomysły. Zadziwiające, jak
często w tym samym czasie wychodzą dwa filmy na ten sam temat. Nikt
niczego nie ukradł. To po prostu tam jest, no wiesz, w eterze. Cyril Scott
powiedziałby, że to dewy szepczące do uszu otwartych ludzi.
Robin podziękowała Yeomanowi i rozłączyła się, po czym wróciła na stronę
profilową Kei Niven na Twitterze i zaczęła ją skrolować, szukając interakcji
między Keą i Anomią. Wreszcie znalazła jedną w 2011 roku, datowaną
na zaledwie kilka dni po tym, jak Kea zamieściła w Internecie swoje wideo.

Anomia
@AnomiaGamemaster
No, no, no. To może wyjaśniać, dlaczego Biedwell tak mgliście
opowiada o tym, jak wymyśliła Sercka
Kea Niven
Kea Niven
historia serca Margaret Read, którą
opowiedziałam @prawdziwyJoshBlay i jej
dziwne podobieństwo do *pewnej* postaci
z kreskówki
https://www.youtube.com/watch?
v=dQw4w9WgXcQ

23.16, 11 października 2011

Kilka odpowiedzi dalej Robin znalazła bezpośrednią wymianę zdań między


tą dwójką użytkowników.

Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Dzięki za opinię

Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do @prawdziwaNarcyzka
Nie ma sprawy. Przy okazji, masz świetne włosy

Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
lol dzięki
Robin, jeszcze bardziej zaintrygowana, przeskrolowała do góry. Był
to pierwszy sygnał w twitterowej aktywności Anomii przypominający coś
zbliżonego do flirtu. Podczas starannego przeglądania wcześniejszych tweetów
Anomii Robin zaczęła myśleć o tym człowieku jak o jakiejś dziwnie bezpłciowej
jednostce, w obu znaczeniach tego słowa. Nie było żadnej wzmianki o tym,
że ktoś mu się podoba ani o pożądaniu seksualnym: jedyną cielesną potrzebą,
o której kiedykolwiek wspominał, był głód.
Parę dni po pierwszej interakcji Anomii z Keą Anomia znowu skierował
swoich obserwujących w stronę filmiku Kei, a ona okazała mu za
to wdzięczność.

Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Wielkie dzięki za udostępnienie i obronę prawdy

Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do @prawdziwaNarcyzka
Napisałem do ciebie na priv.

Robin wiedziała, co znaczy „napisać na priv”: Anomia przesłał Kei prywatną


wiadomość. Robin nie znalazła więcej publicznych interakcji między tą dwójką.
Wracając do świeższej aktywności Kei na Twitterze, zobaczyła, że gdy
gruchnęła wieść o napaści, Kea w ogóle nie tweetowała przez pięć dni, ale
szóstego zamieściła link do tumblr, strony mikroblogowej, więc Robin
go kliknęła.

Po katastrofalnym pogorszeniu się stanu mojego zdrowia


byłam zmuszona wyjechać z Londynu i z powrotem
zamieszkać u matki. Obecnie jestem przykuta do łóżka.
Ponieważ zmagam się z wieloma niepełnosprawnościami,
nie jest to dla mnie niczym niezwykłym, ale
to prawdopodobnie najostrzejszy nawrót, jakiego
doświadczyłam w ostatnich latach. Szczerze mówiąc w tym
momencie śmierć przyniosłaby ulgę.

Pod tą krótką wiadomością zamieszczono sto piętnaście komentarzy.


Zaczęły się dość uprzejmie.

myślę o tobie Kea xxx


bardzo mi przykro to słyszeć, K. Pamiętaj, kochanie siebie
to nie egoizm

Powoli jednak, i nie do końca ku zaskoczeniu Robin, zaczął wypływać inny


wątek.

przykro mi że jesteś chora ale czy nie masz nic


do powiedzenia o swoim byłym który dosłownie walczy teraz
o życie?
żadnego komentarza na temat zamordowania Edie Ledwell?
no, na twoim miejscu pewnie też bym się położyła i nie
wstawała z łóżka
kurwa, ani słowa – ANI SŁOWA – o Ledwell i Blayu?
suko przez cztery lata nawijałaś jak najęta o Ledwell i Blayu
a teraz nie masz nic do powiedzenia?
„śmierć przyniosłaby ulgę”, rany, więc chcesz powiedzieć,
że powinno nam być bardziej szkoda ciebie niż Ledwell?
Zadzwonił telefon stacjonarny na biurku przed Robin. Odebrała, nie
odrywając oczu od strony Kei na tumblr.
– Słucham?
– Wiadomość od pana Strike'a. – W jej uchu zabrzmiał chropawy głos Pat. –
Prawdopodobnie w poniedziałek będziecie musieli jechać do Gateshead.
– Chyba żartujesz – powiedziała Robin ściszonym głosem, zamykając tumblr
lewą ręką. – Znowu?
– To jeszcze nic pewnego – odrzekła Pat – ale tak, chyba mówił o Gateshead.
– Mężczyzna?
– Nie, to drugie.
– Okej – powiedziała Robin. – Już idę.
– Dzięki, dam mu znać – powiedziała Pat, po czym odłożyła słuchawkę.
Robin wstała, podeszła do drzwi oddzielających gabinet od sekretariatu i je
otworzyła. Na kanapie obitej sztuczną skórą siedziała piękna i opanowana
Charlotte Campbell.
25
[...] mów prawdę, czyś gdziekolwiek widział
Taką urodę, taką linię, twarz takową?
Może i jest królową z piekła rodem, lecz w każdym calu jest królową.

Christina Rossetti
Look On This Picture and On This

Strike, który właśnie szedł po Charing Cross Road do agencji, był zmęczony,
obolały i gorzko żałował, że poprzedniego wieczoru o późnej porze zjadł
z Madeline balti curry. Przepadał za pikantnym jedzeniem, więc nie rozumiał,
dlaczego przez większość dnia kotłuje mu się w bebechach, chyba że miało
to coś wspólnego z połączeniem madrasu i kwaskowatego drinka, który
Madeline koniecznie chciała z nim wypić przed jedzeniem, ponieważ była
to specjalność lokalu. Potem nastąpiła noc z bardzo niewielką ilością snu,
ponieważ dokuczały mu gazy. Później, zamiast spokojnie obserwować biuro
Groomera z kawiarni (ich klientka zgodziła się już, że próba dowiedzenia się
o Groomerze czegoś, co wzbudzi odrazę jej córki, może być dobrym
pomysłem), był zmuszony podążać za nim piechotą, ponieważ obiekt najpierw
wybrał się na zakupy na Bond Street, a potem na lancz w restauracji, gdzie
wszystkie stoliki były zarezerwowane, i wreszcie postanowił pokonać pieszo
całą drogę do British Museum, gdzie jak przypuszczał Strike, był umówiony
na jakieś spotkanie w interesach, ponieważ został powitany w drzwiach
przez dwoje ludzi noszących plakietki z imionami.
– Nie wiem, gdzie on się, kurwa, podział – powiedział Barclayowi
zdenerwowany Strike, gdy już znalazł się na Great Court, należącej
do muzeum białej niemal hektarowej przestrzeni ze spektakularnym szklanym
dachem rzucającym na ściany i podłogę siatkę trójkątnych cieni. – Wszedł
do tej windy, ale ja nie zdążyłem.
Nie chciał przyznać, że ścięgno udowe amputowanej nogi, które już kiedyś
zerwał, znowu dawało mu się we znaki. Nie zdążył do windy, ponieważ
zaczynał utykać i nie był w stanie poruszać się wystarczająco szybko, by ominąć
dużą grupę turystów.
– E, spoko, bracie – powiedział Szkot – prędzej czy później będzie musiał
zjechać z powrotem. Zresztą wątpię, żeby przyszedł tu po dragi albo na kurwy.
Strike wyszedł zatem i jakby znajdując w tym masochistyczną przyjemność,
pojechał metrem zamiast taksówką, a gdy wkuśtykał na Denmark Street,
poczuł ulgę na myśl o tym, że niebawem będzie mógł posiedzieć przez jakąś
godzinkę z kubkiem mocnej herbaty, w bliskim sąsiedztwie swojej łazienki,
w której w razie potrzeby będzie pierdział tak głośno, jak mu się spodoba.
Wspinając się po schodach, mniej więcej po raz tysięczny zastanawiał się,
dlaczego nigdy nie skontaktował się z właścicielem w sprawie nareperowania
windy. Wreszcie, wciągnąwszy się za pomocą poręczy na drugie piętro,
popchnął szklane drzwi i zastał w agencji trzy wpatrzone w niego kobiety: Pat,
Robin i Charlotte.
Przez chwilę tylko gapił się na Charlotte, która siedziała na kanapie obitej
sztuczną skórą, założywszy jedną długą nogę na drugą. Ciemne włosy
ściągnęła w luźny kok, a jej cera mimo braku makijażu wyglądała
nieskazitelnie. Miała na sobie kremową sukienkę z kaszmiru, długi płaszcz
z brązowego zamszu oraz buty z cholewkami, i choć była bardzo chuda, jeszcze
nigdy nie wydawała mu się równie piękna.
– Cześć, Corm – przywitała się z uśmiechem.
Nie uśmiechnął się, lecz zwrócił niemal oskarżycielskie spojrzenie na Robin,
którą to natychmiast zirytowało. To nie ona zaprosiła Charlotte do agencji i to
nie była jej wina, że Charlotte, choć została poinformowana, że Strike'a nie ma,
oznajmiła po prostu, że na niego zaczeka.
– To nie wina Robin – powiedziała Charlotte, jakby czytała w myślach ich
obojga. – Przyszłam bez zapowiedzi. Możemy zamienić dwa słowa?
Strike pokuśtykał milcząco w stronę drzwi oddzielających gabinet
od sekretariatu, otworzył je i niezbyt uprzejmie zaprosił ją gestem do środka.
Wstała bez pośpiechu, sięgnęła po torebkę, uśmiechnęła się do Robin i Pat,
powiedziała „dzięki”, mimo że żadna z nich nie zrobiła niczego, za co miałaby
powód być wdzięczna, po czym minęła Strike'a, zostawiając za sobą lekką nutę
Shalimar.
Gdy Strike zamknął drzwi, odgradzając się od swojej wspólniczki i od
sekretarki, Charlotte powiedziała:
– Macie tu szyfr na wypadek kobiet, które przychodzą, żeby rzucić się
na szyję sławnemu detektywowi? To o to chodzi z „Gateshead”?
– Czego chcesz? – spytał Strike.
– Nie zaproponujesz, żebym usiadła? A może wolisz, żeby klienci stali
w twojej obecności?
– Rób, jak chcesz, byle szybko. Jestem zajęty.
– Nie wątpię. A przy okazji, jak ci się układa z Mads? – spytała, gdy usiadła
i założyła nogę na nogę.
– Czego chcesz? – powtórzył.
Sam wolał nie siadać, mimo że ścięgno udowe wciąż pulsowało bólem. Stał
z założonymi rękami i patrzył na nią z góry.
– Potrzebuję detektywa – powiedziała Charlotte. – Bez obaw, nie oczekuję
darmowej przysługi. Zapłacę.
– Nie zapłacisz – odparł Strike – bo nasza lista klientów jest pełna. Będziesz
musiała poszukać kogoś innego. Polecam McCabesa.
– Spodziewałam się, że odeślesz mnie gdzieś indziej – powiedziała Charlotte,
już się nie uśmiechając – ale jeśli pójdę z tym konkretnym problemem
do McCabesa, mogą puścić parę z ust, żeby wyeliminować cię z rynku.
Przypuszczam, że ostatnio jesteś czymś w rodzaju ciernia w boku innych
agencji detektywistycznych. Pewnie wszyscy klienci przychodzą najpierw
do ciebie.
Gdy nie odpowiedział, rozejrzała się po biurze swoimi zielonymi
nakrapianymi oczami i powiedziała:
– Jest większe, niż zapamiętałam... Nawiasem mówiąc, lubię Mads – dodała,
znów patrząc na Strike'a, który stał z kamiennym wyrazem twarzy. – Wiesz,
że w ubiegłym tygodniu trochę dla niej pozowałam? Było całkiem fajnie.
Kolekcja nazywa się „Zła sława” i...
– Tak, wiem o tej kolekcji.
– Założę się, że musiała cię długo przekonywać, żebyś pozwolił jej mnie
zatrudnić.
– Nie trzeba było nikogo przekonywać. To nie miało ze mną nic wspólnego.
– Mads powiedziała, że się zgodziłeś. – Charlotte uniosła brwi.
Przeklinając Madeline w duchu, odparł:
– Jeśli tak określiłabyś słowa: „Rób, co chcesz, to nie ma ze mną nic
wspólnego”.
– Och, Bluey, skończ z tymi gierkami – powiedziała z powagą Charlotte.
– Nie nazywaj mnie tak.
– Wiem, że wiesz, dlaczego tu przyszłam. Valentine powiedział ci w
sylwestra.
Gdy Strike nie zareagował, dodała:
– Muszę przyznać, że byłam bardzo zaskoczona, kiedy się dowiedziałam,
że postanowiłeś poderwać dziewczynę, która była tam z Valentine'em.
– Myślisz, że zagadnąłem Madeline wyłącznie po to, żeby ci dopiec? –
prychnął Strike. – To twoje pieprzone ego... Jedyną wadą, jaką w niej
zauważyłem, było to, że zna twojego pieprzonego przyrodniego brata.
– Skoro tak twierdzisz, kochanie – powiedziała Charlotte.
Usłyszał nutę zadowolenia w jej głosie. Zawsze uwielbiała potyczki. „Podczas
kłótni przynajmniej czuję, że żyję”.
– No dobrze – powiedziała lekkim tonem – skoro chcesz to usłyszeć. Jago
znalazł w moim starym telefonie gołą fotkę, którą ci przesłałam.
– Czyżby?
– Nie udawaj, Bluey, wiesz, że tak. Valentine ci powiedział. Przypuszczam,
że Valentine'a nie uważasz za... Jak mnie nazwałeś podczas ostatniej kłótni?
Narcystyczną mitomanką?
– Myślę, że sama dopilnowałaś, żeby Jago znalazł to cholerne zdjęcie, o które,
jak kurwa dobrze wiesz, wcale nie prosiłem i którego nie chciałem.
– Hm. – Charlotte uniosła brwi (bo prawdę mówiąc, ilu heteroseksualnych
mężczyzn mogłoby szczerze powiedzieć, że nie chcieliby dostać jej nagiego
zdjęcia?). – W każdym razie Jago tego nie kupuje. Poza tym wie, że dzwoniłeś
do Symonds House, kiedy tam byłam... A tak się składa, że ja też nigdy cię o to
nie prosiłam.
– Słałaś mi stamtąd pieprzone samobójcze wiadomości.
– Cóż, kochanie, mogłeś mnie zignorować, masz w tym ogromne
doświadczenie – powiedziała Charlotte. – W każdym razie Jago wie, że to ty
tam dzwoniłeś, nie jest głupi i nie wierzy, żebyś był aż takim harcerzykiem.
Myśli raczej, że miałeś jakiś osobisty interes w uratowaniu mi życia.
– Jestem pewny, że bardzo ci zależało na wyprowadzeniu go z błędu.
– Jeśli Jago postanowi w coś wierzyć, nawet dynamit nie skłoni go do zmiany
zdania – powiedziała Charlotte.
Strike zrobił pół kroku w jej stronę. Nogę rozsadzał mu ból.
– Jeśli zostanę wymieniony w twojej żałosnej sprawie rozwodowej, będę
udupiony zawodowo. Zaczną za mną łazić paparazzi, moja twarz będzie
we wszystkich gazetach...
– Właśnie – powiedziała Charlotte, patrząc mu spokojnie w oczy. – I dlatego
pomyślałam, że być może zechcesz mi pomóc znaleźć coś na Jagona, zanim
udupi nas oboje. Próbuje mi zabrać bliźnięta. Domaga się wyłącznych praw
rodzicielskich i nie zawaha się zawlec mnie do sądu, żeby uznano mnie
za niezdolną do macierzyństwa. Ma już dogadanego psychiatrę gotowego
powiedzieć, że jestem stuknięta i niezrównoważona, a do tego liczy na to,
że przypnie mi rozwiązłość i zamroczenie narkotykami. Zrujnowanie ciebie
będzie dla niego tylko dodatkową rozrywką.
– Będąc w ciąży, powiedziałaś mi, że nie możesz się, kurwa, doczekać, kiedy
porzucisz te dzieci.
Odniósł wrażenie, że na ułamek sekundy straciła pewność siebie, lecz potem
odrzekła, dobrze naśladując swój uprzedni spokój:
– Są moje w takim samym stopniu co jego. Bez względu na to, co się wydaje
matce Jagona, nie jestem żadnym pieprzonym inkubatorem. Jestem matką
przyszłego wicehrabiego Rossa. James dziedziczy tytuł i jest moim synem,
do cholery, więc go nie dostaną... nie dostaną żadnego z nich. Amelia zezna,
że Jago mnie bił. – Amelia była siostrą Charlotte, nie aż tak piękną,
lecz znacznie mniej rozchwianą emocjonalnie, i nigdy nie przepadała
za Strikiem. – Widziała mnie z podbitym okiem tuż przed tym, jak mnie
spakowali i wysłali do Symonds House.
– Jeśli to ma we mnie obudzić rycerski instynkt – zaczął Strike – chciałbym
ci przypomnieć, że doskonale wiedziałaś, jaki on jest, kiedy za niego
wychodziłaś. Pamiętam, jak przyjechałaś się ze mną zobaczyć w Niemczech
i wspomniałaś, że pobił swoją byłą. Dowiedziałaś się o tym starą dobrą pocztą
pantoflową i nieźle się uśmiałaś, myśląc o tym, jak ci się upiekło.
– Więc zasługuję na to, żeby mnie bił? – powiedziała Charlotte, podnosząc
głos.
– Nie graj ze mną w te pieprzone gierki – warknął Strike. – Dobrze, kurwa,
wiesz, że gdybym uważał, że jakąkolwiek kobietę można lać, nie
prowadzilibyśmy teraz tej rozmowy, bo już byś nie żyła.
– Czarujące – powiedziała Charlotte.
– Zgodziłaś się wyjść za Jagona, bo myślałaś, że wtargnę na ślub i cię
powstrzymam, że kurwa, znowu przybędę ci na ratunek. Sama to napisałaś:
„Nie przypuszczałam, że pozwolisz mi to zrobić”.
– No i co z tego? – zniecierpliwiła się Charlotte. – Czy to coś zmienia?
Pomożesz mi znaleźć coś na Jagona? Tak czy nie?
– Nie – powiedział Strike.
Na dłuższą chwilę zapadła cisza. Charlotte wpatrywała się w niego przez
pełną minutę, a on poczuł, że jest przerażająco znajoma, zgubnie pociągająca
i że doprowadza go do dzikiej furii.
– Okej, kochanie – powiedziała oschłym tonem, schylając się po torebkę
i wstając. – Pamiętaj o tej rozmowie, kiedy będziesz próbował zrzucić na mnie
winę za to, co się wydarzy. Prosiłam cię, żebyś mi pomógł to powstrzymać.
Odmówiłeś.
Przygładziła kaszmirową sukienkę. Zastanawiał się, ile czasu zajęło jej
zdecydowanie, w co się ubrać przed przyjściem do jego agencji. Wiedział, że jej
stonowany styl, często chwalony przez magazyny o modzie, to efekt
starannego planowania. Teraz, w sposób, który dobrze znał, czekała,
aż otworzy jej drzwi. Cała ona: twierdziła, że potępia środowisko, w którym
się urodziła, ale często dochodziła do wniosku, że ma prawo oczekiwać
staromodnych manier od mężczyzny, którego lata młodości często upływały
w nędzy.
Strike szarpnął za drzwi. Gdy go mijała, poczuł zapach Shalimar i był
na siebie wściekły za to, że go rozpoznał.
Robin, czytająca akurat wydrukowany wcześniej dokument, podniosła
głowę. Niebieska sukienka, którą tak lubiła, wydała jej się teraz ścierką
do naczyń w zestawieniu z jakością ubrań Charlotte: wiedziała, że każdy
element ubioru byłej narzeczonej Strike'a wymagałby specjalistycznego
czyszczenia.
– Krótko, ale uroczo – powiedziała Charlotte, uśmiechając się do Robin. –
Miło, że wreszcie należycie się poznałyśmy. Chyba parę razy rozmawiałyśmy
przez telefon.
– Tak – potwierdziła Robin, mając świadomość, że w tle stoi wściekły Strike,
lecz mimo to wysiliła się na uprzejmy uśmiech.
– Zabawne – powiedziała Charlotte, przechyliwszy głowę, by przyjrzeć się
Robin – jesteś trochę podobna do Madeline.
– Do kogo? – spytała Robin.
– Do dziewczyny Corma – powiedziała Charlotte, spoglądając z anielskim
uśmiechem z powrotem na Strike'a. – Nie poznałaś jej? Madeline Courson-
Miles. Jest absolutnie urocza. Projektuje biżuterię. Właśnie trochę pozowałam
w jej nowej kampanii. No cóż, cześć, Corm. Trzymaj się.
Szok ześlizgnął się z mózgu Robin i skuł lodem jej wnętrzności. Odwróciła
się od Strike'a, udając, że sprawdza drukarkę, choć doskonale wiedziała,
że ma już wszystko, co chciała wydrukować. Drzwi zamknęły się za Charlotte.
– Ta to ma o sobie wysokie mniemanie – prychnęła Pat, wracając do pisania
na klawiaturze.
– Ale nie jest niezrównoważona emocjonalnie, Pat. – Robin starała się, żeby
zabrzmiało to zwyczajnie, jakby była wręcz rozbawiona. Słyszała, jak Strike
wycofuje się do biura. – To nie Gateshead.
– Owszem – powiedziała sekretarka niskim, skrzeczącym głosem, który
uchodził za jej szept. – Czytam gazety.
– Więc wymienimy się informacjami na temat Anomii? – zawołał Strike zza
biurka wspólników, gdy wreszcie usiadł.
– Będziemy musieli się streszczać – odrzekła Robin, starając się, żeby
zabrzmiało to bardzo rzeczowo. – Umówiłam się z Ilsą na drinka i kolację.
Było aż nadto czasu, żeby zdążyła do Boba Boba Ricarda, lecz Robin nagle
zdała sobie sprawę, że pragnie znaleźć się jak najdalej od Strike'a. Zimne,
lepkie doznanie w jej wnętrzu nie ustępowało, podobnie jak małe wstrząsy
wtórne, które, jak się obawiała, zapowiadały stan wykluczający skuteczne
udawanie obojętności na niedawno usłyszane wieści.
– Wydrukowałam to dla ciebie – powiedziała, wchodząc do biura. – Chciałeś
trochę informacji o blogu Pióro Sprawiedliwości. To wszystko, co do tej pory
znalazłam.
Strike zaciskał zęby i wydawał się wściekły. Robin zaczerpnęła trochę odwagi
z faktu, że wcale nie udawał nieporuszonego wizytą Charlotte.
– Nie wspominałeś, że się z kimś spotykasz – powiedziała i usłyszała
sztucznie beztroską nutę w swoim głosie. Ale czy nie byli przyjaciółmi?
Najlepszymi przyjaciółmi?
Strike rzucił jej przelotne spojrzenie, po czym skupił się na dokumencie,
który właśnie mu podała.
– Ee... no, spotykam się. Więc to jest... Mówiłaś o Piórze Sprawiedliwości?
– Tak – potwierdziła Robin. – A, znalazłam też w Internecie dziewczynę,
która twierdzi, że Edie Ledwell ukradła jej wszystkie pomysły do Serca jak smoła.
– Naprawdę?
– Serio – powiedziała Robin, stojąc przed nim w niebieskiej sukience, którą
pamiętał z Ritza. – Nazywa się Kea Niven. Zadzwoniłam w jej sprawie do Allana
Yeomana, ale on twierdzi, że to nie może być Anomia, bo Edie ją wykluczyła.
– Jak mogła ją wykluczyć? – spytał Strike, wciąż woląc przeglądać notatki
na temat Pióra Sprawiedliwości, niż patrzeć na Robin.
– Ponoć Anomia brał aktywny udział w grze w czasie, kiedy Kea nie miała
dostępu do komputera ani telefonu. W każdym razie – dodała Robin, czując,
że pilna potrzeba oddalenia się od Strike'a zaczyna ją przytłaczać – jak
wspomniałam, jestem umówiona z Ilsą. Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli
się teraz urwę?
– Jasne, że nie. – Strike nie mógł się doczekać pozostania sam na sam
ze swoimi myślami równie mocno, jak Robin nie mogła się doczekać wyjścia.
– W takim razie do zobaczenia w czwartek – powiedziała Robin, ponieważ
grafik nie wymagał, by spotkali się wcześniej, po czym wyniosła swój szok
z powrotem do sekretariatu, gdzie wzięła płaszcz i torebkę, uśmiechnęła się
do Pat na pożegnanie i wyszła.
Strike pozostał tam, gdzie go zostawiła, a serce waliło mu tak, jakby właśnie
zszedł z ringu bokserskiego. Próbował się zmusić do czytania dokumentu,
który dostał od Robin.

Uwagi na temat bloga Pióro Sprawiedliwości

Anonimowy blog Pióro Sprawiedliwości powstał w styczniu 2012 roku.


Ktokolwiek go prowadzi, występuje na Twitterze jako @piorosprawpisze.
Lokalizacja jest ukryta. Blog skupia się na...

Nie mógł się jednak skoncentrować. Rzucił kartki na biurko i dał upust całej
wściekłości na Charlotte, tym większej, że pogłębiała ją złość, jaką czuł
na samego siebie. Zignorował nadciągające niebezpieczeństwo. Chociaż
wiedział, że Jago znalazł to cholerne nagie zdjęcie, to jednak nic w tej sprawie
nie zrobił, ponieważ wolał wierzyć, że nakoksowany Valentine tylko
próbował siać panikę. Strike czuł, że wykazał katastrofalną w skutkach
niefrasobliwość zarówno w kwestii bardzo poważnego zagrożenia dla swojego
biznesu, jak i – przyszła pora, by spojrzeć prawdzie w oczy – swojego
przekonania, że Robin w ogóle nie musi wiedzieć o Madeline.
Charlotte miała niepokojącą umiejętność odczytywania stanów
emocjonalnych innych ludzi, którą z konieczności doskonaliła, lawirując
w rodzinie pełnej uzależnień i chorób psychicznych. Jej nadprzyrodzona
zdolność intuicyjnego wyczuwania nadziei i niepewności, które inni uważali
za dobrze ukryte, sprawiała, że była równie biegła w oczarowywaniu ludzi, jak
w ich krzywdzeniu. Ktoś mógłby zakładać, że powodowała nią po prostu czysta
wola destrukcji, będąca jedną z jej najbardziej niepokojących cech, lecz Strike
wiedział, że to nieprawda. Ostatnia wiadomość, jaką dostał od Charlotte przed
sześcioma miesiącami, brzmiała: „Chyba nigdy w życiu nikomu nie
zazdrościłam tak jak tej Robin”. Ponieważ Charlotte umiała czytać Strike'a
równie dobrze jak on umiał czytać ją, byłby skłonny postawić wszystkie
pieniądze, jakie miał na koncie, że zauważyła jego próbę przekierowania
w stronę Madeline pociągu, który czuł do Robin.
– No to idę – zaskrzeczała Pat z sekretariatu.
– Udanego weekendu – odpowiedział machinalnie Strike.
Usłyszał, jak Pat wychodzi, po czym natychmiast sięgnął po papierosa
i popielniczkę, które trzymał w szufladzie biurka. Zaciągając się głęboko
świeżo zapalonym bensonem & hedgesem, zapytał samego siebie, jak zamierza
rozwiązać problem Jagona Rossa i tego przeklętego nagiego zdjęcia, ale jego
niesforne myśli popędziły z powrotem do Robin i przyłapał się na tym, że robi
dokładnie to, czego unikał od miesięcy: wspomina tamten niemądry,
niebezpieczny moment przed Ritzem i po raz pierwszy staje w obliczu
pewnych nieprzyjemnych faktów.
Nie chciał, by Robin dowiedziała się o Madeline, ponieważ jakaś mała część
jego wciąż miała nadzieję, że błędnie odebrał to milczące „nie”, którym wtedy
zareagowała. W jej przeszłości było traumatyczne wydarzenie i to ono mogło
wywołać odruchowe wzdrygnięcie się w odpowiedzi na niespodziewany gest.
A jeśli „nie”, które zobaczył, było jedynie odruchowe, warunkowe albo
tymczasowe? Ostatnio miał wrażenie, że Robin próbuje mu pokazać, że nie
obawia się powtórki jego nieporadnego pijackiego gestu. Z jego doświadczenia
wynikało, że kobiety potrafią znaleźć sposób, by dać mężczyźnie
do zrozumienia, że dalsze starania nie będą mile widziane. Robin nie
traktowała go chłodniej, nie unikała spotkań sam na sam, nie wspominała
o nowym chłopaku, by zasygnalizować swoją niedostępność. Entuzjastycznie
zareagowała na propozycję wspólnego pójścia do pubu, a potem spontanicznie
go uściskała. Nic z tych rzeczy nie świadczyło o odrazie ani o chęci
odepchnięcia go.
Co jednak, jeśli rzeczywiście nie przekreślił swojej szansy? Nie przychodziła
mu do głowy żadna prosta odpowiedź. Wciąż pozostawały te same stare
obiekcje przeciwko próbom wypchnięcia ich relacji poza granice przyjaźni: byli
wspólnikami w interesach, spędzali ze sobą za dużo czasu, a jeśli związek
z Robin by się posypał, razem z nim posypałaby się cała reszta,
cała konstrukcja, którą razem zbudowali, będąca jedynym stabilnym
elementem w życiu Strike'a.
Bardzo trudno było mu jednak stłumić uczucie do Robin, któremu nigdy nie
nadał nazwy. Prawda wyglądała tak, że chciał, by pozostała singielką, dopóki
on nie rozwikła tego, co czuje i czego chce. Teraz Robin dzięki Charlotte mogła
po prostu uznać, że spokojnie może sobie znaleźć następnego Matthew, który
zaproponuje jej pierścionek – Strike nie miał wątpliwości, że Robin należy
do tego rodzaju kobiet, z którymi mężczyźni chcą się żenić – a wtedy wszystko
popsułoby się równie niechybnie, jak gdyby poszli ze sobą do łóżka i tego
pożałowali, ponieważ ostatecznie odeszłaby z agencji, jeśli nie natychmiast,
to w końcu na pewno. Był żywym dowodem na to, jak trudno wykonywać
tę pracę i wytrwać w stałym związku.
Wiedział jednak oczywiście, że wkrótce także może zostać pozbawiony
szansy wykonywania tej pracy. Informacje o rozwodzie i walce o opiekę nad
dziećmi toczonej przez Charlotte i Jagona, o ich zamku rodowym w Szkocji
oraz o rozczłonkowanej, fotogenicznej i skłonnej do skandali rodzinie
Charlotte wypełniłyby niezliczone rubryki w gazetach. Strike wiedział,
że jeśli temu nie zapobiegnie, wszystkie te strony będą upstrzone także jego
nazwiskiem i zdjęciami, wskutek czego jedyną szansą na kontynuowanie
działalności, dla której tak dużo poświęcił, byłaby rozległa operacja plastyczna.
W przeciwnym razie zostałby zredukowany do roli kierownika przykutego
do biurka i patrzącego, jak Robin i ich współpracownicy wykonują prawdziwą
detektywistyczną robotę, podczas gdy on sam tyłby z każdym rokiem, nawijał
klientom makaron na uszy i pilnował porządku w rachunkach.
Strike zgasił wypalonego do połowy papierosa, sięgnął po komórkę
i zadzwonił do Deva Shaha, który odebrał po drugim sygnale.
– Co tam?
– Gdzie teraz jesteś?
– Na Newman Street, czekam, aż Montgomery wyjdzie z pracy –
poinformował Dev. – Jego dziewczyna zjawiła się tu z dwiema kumpelami.
Wygląda na to, że idą zabalować gdzieś w okolicy.
– Świetnie – powiedział Strike. – Chcę z tobą pogadać na osobności. Daj
znać, jak już wybiorą lokal. Dołączę do ciebie.
– Nie ma sprawy – zgodził się Shah i Strike się rozłączył.
26
I jakbym się od siebie oderwała,
Odeszłam stamtąd tak, jak stałam,
I nad swym sercem rozpaczałam,
Jakbym je w dłoni miała [...].

Elizabeth Barrett Browning


Bertha in the Lane

Gdy Robin szła przez Soho, jej stopy zachowywały się całkiem normalnie, jakby
niosły zwyczajną istotę ludzką przynależącą do świata fizykalnego
i nieprzepełnioną tępym poczuciem oderwania od rzeczywistości.
Znała ten stan. Już raz w nim była, po tym, jak znalazła w swojej sypialni
brylantowy kolczyk kochanki byłego męża. Czekając wtedy, aż Matthew
przyjdzie do domu, doświadczyła właśnie tego dziwnego poczucia
przebywania poza ciałem: patrzyła na pomieszczenie, w którym siedziała,
jakby z perspektywy lat, wiedząc, że jest w nim ostatni raz i że pewnego dnia
spojrzy na ten mały skrawek czasu jak na przełomową chwilę w swoim życiu.
Zakochałam się w nim.
Za długo się oszukiwała. To nie była przyjaźń ani zwykła sympatia: nikt nie
czuje się, jakby miał wnętrzności poparzone suchym lodem, gdy odkrywa,
że jego przyjaciel z kimś sypia. Sposób, w jaki została zmuszona do spojrzenia
prawdzie w oczy, był jednak bardzo brutalny. Byłoby znacznie łatwiej, gdyby
ta świadomość przypełzła do niej delikatnie w złotych oparach Rit-za, podczas
konsumpcji drinków, które być może znieczuliłyby ją na szok, albo podczas
kontemplowania szczytu Matterhornu przypominającego kieł, gdzie miałaby
czas i przestrzeń, by zmierzyć się z prawdą, której wolała do siebie nie
dopuszczać.
Kiedy zaczął się ten nowy związek Strike'a? Jak szybko po tamtej chwili
na chodniku przed Ritzem? Bo nie mogła uwierzyć, że już wtedy się z kimś
spotykał. Bez względu na to, jak wielką czuła teraz złość na niego, była pewna,
że nie mógłby jej objąć i próbować pocałować, gdyby w tle była jakaś
dziewczyna oczekująca go o późniejszej porze.
W torebce zadzwoniła jej komórka. Nie chciała, żeby to był Strike; raczej nie
zniosłaby teraz rozmowy z nim. Z ulgą zobaczyła, że to obcy numer.
– Robin Ellacott.
– Cześć – zabrzmiał męski głos. – Mówi Ryan Murphy.
– Ryan... – powtórzyła Robin, nie mogąc skojarzyć tego nazwiska.
– Nadkomisarz Murphy. Byłem w pani agencji w sprawie Edie Led...
– Ach – powiedziała Robin – tak, oczywiście. Przepraszam.
– Może pani rozmawiać?
– Tak – potwierdziła Robin, próbując się skupić.
– Chciałem skonsultować kilka rzeczy, jeśli nie ma pani nic przeciwko temu.
– Nie, proszę mówić – odrzekła. Stopy dalej niosły ją w kierunku restauracji,
w której Ilsa miała się pojawić dopiero za półtorej godziny.
– Zastanawiałem się, czy kiedy Edie Ledwell się z panią skontaktowała,
wspominała o Yasmin Weatherhead.
– Nie – powiedziała Robin, jakby umysłem wróciła do agencji, po czym
dodała z niezmąconym spokojem: – To ta asystentka, która pomagała Edie
i Joshowi z korespondencją z fanami?
– Właśnie – potwierdził Murphy.
– To ona zaniosła Joshowi teczkę z rzekomymi dowodami na to, że Edie jest
Anomią?
– Już pani o tym wie? – Murphy był chyba pod wrażeniem. – Tak, to ona.
– Słyszeliśmy, że nie znaleziono tej teczki na cmentarzu obok Josha i Edie.
– Macie w policji jakąś wtyczkę?
– Nie – powiedziała Robin. – Odkryliśmy to w toku dochodzenia.
– A, okej. W każdym razie ma pani rację, nie znaleźliśmy jej na cmentarzu.
Proszę mi wybaczyć... ostatnio jesteśmy dosyć wrażliwi na punkcie przecieków.
Zakładam, że widziała pani artykuł w „Timesie”.
– Ten o Halvingu? Tak.
– Wcale nam nie pomogli, trąbiąc o tym na pierwszej stronie. Nie chcieliśmy,
żeby tamci wiedzieli, że ich obserwujemy.
– To zrozumiałe – powiedziała Robin. – Jak przebiega dochodzenie?
Spytała przede wszystkim dlatego, że potrzebowała krótkiego wytchnienia
od rozmyślania o Strike'u.
Murphy wydał z siebie dźwięk będący czymś pomiędzy westchnieniem
a chrząknięciem.
– Chyba zarzuciliśmy sieć na zbyt szerokie wody, pytając ludzi, czy zauważyli
coś niezwykłego na cmentarzu Highgate albo w jego pobliżu. Dowiedzieliśmy
się o dwóch rowerach skradzionych w okolicy i o owczarku niemieckim, który
wymknął się spod kontroli na Hampstead Heath, ale nikt nie wspominał
o podejrzanej osobie uciekającej z miejsca przestępstwa ani o kimś, kto byłby
w przebraniu albo dziwnie się zachowywał na cmentarzu w czasie, gdy
doszło do napaści. Aktualnie analizujemy zapis w telefonach Ledwell i Blaya.
– Zabójca zabrał komórkę Blaya, prawda?
– Na pewno nie dostaje pani informacji z mojego wydziału?
– Tego też dowiedzieliśmy się w toku dochodzenia.
– Zaginęły oba telefony. Wie pani, co się stało z telefonem Ledwell?
– Nie – powiedziała Robin i mimo szoku oraz rozpaczy, które wciąż jej
towarzyszyły, poczuła rosnące zainteresowanie.
– Te informacje pewnie też trafią do prasy, bo widziano, jak policja
przeszukuje dno sadzawki, ale proszę tego nie rozgłaszać. Sygnał satelitarny
wskazuje, że po zabójstwie telefon Ledwell zniknął z cmentarza i pojawił się
na Hampstead Heath. Udało nam się ustalić, że wyłączono go w pobliżu
Pierwszej Sadzawki. Przeszukaliśmy jej dno i tej obok też, ale w żadnej nie było
telefonu.
– Zabójca zabrał telefon z cmentarza i zaniósł go na Hampstead Heath?
– Na to wygląda.
– Co z telefonem Blaya?
– Został wyłączony mniej więcej w tym czasie, w którym, jak przypuszczamy,
doszło do ataku. Możliwe, że zabójca dopiero na Heath zauważył, że nie
wyłączył telefonu Ledwell. No, chciałem tylko...
– Tak, do widzenia – powiedziała Robin, zakładając, że Murphy musi już
kończyć.
– Nie, właściwie to... yy... hm – jąkał się Murphy. – Chciałem, hm, spytać, czy
miałaby pani czas, żeby pójść w weekend na drinka.
– Aha – powiedziała Robin. – Będę musiała sprawdzić w grafiku. Chciałby
pan porozmawiać także ze Strikiem?
– Czy chciałbym... Słucham?
– Chce pan rozmawiać z nami dwojgiem czy...?
– No... nie, właściwie to pytałem, czy zechciałaby pani... Czy miałaby pani
czas na drinka w sensie... randkowym.
– Aha. – Przez Robin przetoczyła się nowa fala zażenowania. – Przepraszam,
myślałam... Przez cały weekend pracuję.
– A. – Ryan Murphy wydawał się prawie tak skrępowany, jak Robin się czuła.
– No nic... nie ma sprawy... Hm... udanego... no, miłego polowania. Cześć.
– Cześć – powiedziała Robin głosem wyższym niż zwykle, po czym się
rozłączyła.
Czuła, jak jej twarz płonie. Szła dalej, już trochę szybszym krokiem, marząc
jedynie o tym, by zwiększyć dystans dzielący ją od Cormorana Strike'a i znaleźć
jakiś ciemny kąt, w którym mogłaby w pełni rozkoszować się świadomością,
że jest najbardziej nieudolną uczuciowo kobietą w Londynie.
27
On szuka wojny, sercem jest gotowy,
Myśli jego gorzkie, już się nie zawaha.

Jean Ingelow
At One Again

Zaledwie pół godziny po ich poprzedniej rozmowie Shah zadzwonił do Strike'a,


by powiedzieć, że Montgomery jest z kumplami w Opium, lokalu z dim sum
w Chinatown, od którego Strike'a dzielił krótki spacer. Gastryczne kłopoty
detektywa ustąpiły po wizycie w łazience, lecz kikut nadal protestował
przeciwko dźwiganiu jego ciężaru. Ignorując ból, Strike włożył z powrotem
płaszcz, zamknął agencję na klucz i ruszył na spotkanie z Shahem, ponownie
przeprawiając się przez kanały wykopane w ulicach.
Grono Montgomery'ego zebrało się na trzecim piętrze (Bo jakżeby inaczej,
do diabła – pomyślał Strike, gdy jego ścięgno udowe krzyczało, sprzeciwiając się
wspinaczce po schodach). Wszyscy siedzieli na stołkach ze stalowymi nogami
wokół drewnianego stołu, przy którym barman przygotowywał dla nich drinki.
Wymuskani młodzi mężczyźni wyglądali według Strike'a jak wersje
Montgomery'ego – starannie przystrzyżone brody, obcisłe koszulki,
a wszystkie młode kobiety miały mocny makijaż i włosy ufarbowane na kolory
niespotykane w naturze: fioletowoszary, cynobrowy, fiołkowy. Wszyscy wyjęli
telefony, by robić zdjęcia drinków, widocznych za barmanem półek
z butelkami i namalowanego na szafce przewodniczącego Mao. Odsłonięte
cegły i gołe deski na podłodze skojarzyły się Strike'owi z barami, do których
chodził z Madeline i które zaczynały mu się zlewać w jedną niewyraźną plamę.
Shah siedział w bocznym pomieszczeniu niedaleko tej grupy i miał widok
na Montgomery'ego.
– Anomia właśnie tweetował – poinformował Strike'a, gdy ten usiadł
naprzeciw niego. – A Montgomery pisał coś wtedy na telefonie.
– Okej. Miej go na oku, kiedy będę mówił – powiedział Strike. – Jest jeszcze
inna robota, którą trzeba się zająć.
Gdy przedstawiał mu zarys problemu z Jagonem Rossem, Shah wpatrywał
się w hałaśliwą grupę przy stole z barmanem, udając roztargnienie. Kiedy
Strike skończył mówić, Shah pierwszy raz spojrzał prosto na niego.
– Więc... chcesz, żebym coś znalazł na męża twojej byłej.
Shah miał dziwną minę, której Strike nigdy dotąd nie widział na jego
twarzy: obojętną, nieprzystępną.
– Tak – powiedział Strike. – Jeśli wymieni mnie w sprawie rozwodowej, będę
kompletnie udupiony. Potrzebuję jakiejś pozycji przetargowej.
Shah spojrzał z powrotem na stół Montgomery'ego, po czym spytał:
– Dlaczego akurat ja dostaję tę robotę?
– Bo przecież nie mogę zająć się tym osobiście, do cholery. On mnie zna.
To kutas, ale nie jest idiotą. Poza tym nie chcę ryzykować, że rozpozna Robin.
W ubiegłym roku pisali o niej w gazecie, o Barclayu też. Chcę, żeby zajęli się
tym nowi ludzie z czystym kontem, których nie będzie mógł ze mną skojarzyć.
Czyli ty i Midge.
Shah upił łyk drinka i jeszcze raz spojrzał na Montgomery'ego, ale milczał.
– Jakiś problem? – zirytował się Strike.
– To oficjalna robota? – spytał Shah. – Czy mówimy raczej o gotówce do ręki
i niezostawianiu śladów na papierze?
– Dlaczego pytasz?
– Pytam – odrzekł Shah, patrząc na grupę, a nie na Strike'a – bo Patterson
używał po cichu swojej agencji, żeby udupiać ludzi, z którymi miał na pieńku.
Wszystko odbywało się za gotówkę do ręki, nieoficjalnie, ale czasami
„zapominał” zapłacić. Zazwyczaj do takich zadań wybierał mnie.
– Tu nie chodzi o to, że mam z kimś na pieńku – powiedział Strike. –
Definitywnie pozbyłem się jego żony. Gość chce rozpieprzyć mi interes. Gdyby
nie to, że próbuje mnie wplątać w ich bajzel, miałbym to w dupie. Wszystko
będzie w papierach i zapłacę jak każdy inny klient.
Strike nie zastanawiał się jeszcze, jak powie Robin o swoich zamiarach, ale
przypuszczał, że teraz w zasadzie nie ma już wyjścia.
– Dobrze wiem, że tak naprawdę nie mamy teraz miejsca dla kolejnej sprawy
– dodał. – Nie robiłbym tego, gdyby to nie było konieczne.
– Okej, wybacz. Chciałem po prostu mieć jasną sytuację – powiedział Shah. –
Dasz mi szczegółowe dane tego faceta?
– Prześlę ci wszystko mejlem po powrocie do agencji. To jego drugie
małżeństwo. Postaram się zdobyć jakieś informacje o pierwszej żonie, a kopię
wyślę do Midge.
– Dobra – zgodził się Shah. – Zacznę, gdy tylko dostanę mejla.
Strike podziękował podwykonawcy i wyszedł z baru, z każdym krokiem
coraz mocniej utykając.
28
Precz zatem, precz z miłością,
Z nadzieją i z ufaniem;
Cóż może bowiem potem być,
Jeśli nie rozpaczanie?

Anne Evans
Outcry

Dochodziła siódma, więc Robin, która siedziała w narożnej kafejce w Soho,


oscylując między poczuciem upokorzenia a rozpaczą, postanowiła ruszyć
w końcu w stronę Boba Boba Ricarda i zbliżyła się do wejścia w chwili, gdy
jasnowłosa Ilsa w okularach wysiadła przed nią z taksówki.
Uściskały się. Ilsa wyglądała na zmęczoną, lecz zadowoloną ze spotkania
z Robin, a ta była spragniona zarówno drinka, jak i okazji do zrzucenia ciężaru
z serca. Pojawiało się jednak pytanie, jak wiele chce wyznać Ilsie, której próby
zeswatania jej ze Strikiem postawiły już kiedyś Robin w niezręcznej sytuacji.
Zaprowadzono je na dół do pomieszczenia w piwnicy łączącego wielki
wiktoriański przepych z atmosferą klubu nocnego: efektowne oświetlenie,
czerwono-złoty wystrój, podłoga inspirowana planszą do tryktraka, skórzane
ławy i przycisk z napisem „Zamów szampana” na ścianie obok każdej z nich.
Robin zauważyła go, gdy tylko wślizgnęły się do swojego boksu.
– Wszystko w porządku? – spytała Ilsa z zatroskaną miną.
– Chyba będę musiała się napić, zanim ci powiem – odrzekła Robin.
– W takim razie wciśnij przycisk... Przecież po to tu jesteśmy, prawda?
– Opowiedz mi o swojej sprawie – poprosiła Robin.
– Nie mogę uwierzyć, że ją z tego wyciągnęliśmy – zaczęła Ilsa i przez krótką
chwilę, potrzebną kelnerowi w różowej kamizelce, by przynieść im szampana,
opowiadała Robin o nastolatce, której wytoczono proces o pomoc
w planowaniu ataku terrorystycznego.
– Pozostała czwórka została skazana – zakończyła Ilsa akurat, gdy kelner
postawił przed nimi dwa kieliszki z szampanem – i zresztą bardzo słusznie,
do diabła. Już myślałam, że tej dziewczyny też nie da się wybronić. Słyszałam,
jak z tyłu płacze jej matka. Ale dzięki Bogu sędzia uwierzył psychologowi.
Głęboko autystyczna piętnastolatka była przekonana, że znalazła w Internecie
prawdziwych przyjaciół... To oczywiste, że dała się nabrać. Zresztą właśnie
ją zamierzali obwiązać tymi przeklętymi ładunkami wybuchowymi. Dranie.
No dobra, opowiadaj, co u ciebie.
– Po kolei: gratuluję wygrania sprawy. – Robin stuknęła kieliszkiem
w kieliszek Ilsy, a następnie upiła łyk szampana. – No więc pewien gość
z Wydziału Kryminalnego właśnie chciał mnie zaprosić na randkę, a ja
spytałam, czy mogę przyjść ze Strikiem.
– Co?!
Jeszcze zanim Robin wyjaśniła, o co chodziło, Ilsa tak się śmiała, że ludzie
odwracali głowy, żeby na nią spojrzeć.
– Nie śmiej się – jęknęła Robin, choć w obliczu wesołości Ilsy jej poczucie
zażenowania powoli ustępowało. – Kretynka ze mnie.
– Żadna kretynka: facet gadał z tobą o sprawie, więc co mogłaś pomyśleć?
Daj spokój, Robin, przecież to zabawne!
– Hm, no tak, ale to nie wszystko... Dziś po południu zjawiła się w agencji
Charlotte Campbell.
– Co? – Ilsa już się nie śmiała.
– Nie wiem, czego chciała. To znaczy wiem... zobaczyć się ze Strikiem –
ciągnęła Robin. – Zabrał ją do gabinetu, spędzili tam z pięć minut, a potem
wyszli i powiedziała... Powiedziała, że wyglądam całkiem jak Madeline, nowa
dziewczyna Strike'a. Nie wiedziałam, że się z kimś spotyka. Nie wspominał mi.
Ponoć to jakaś projektantka biżuterii.
– Strike z kimś randkuje? – Ilsa wydawała się dokładnie tak oburzona, jak
Robin się spodziewała, a słysząc w głosie przyjaciółki echo swojego szoku,
poczuła zarówno ból, jak i przyjemność. – Kiedy to się zaczęło? Nie wspominał
nam, że się z kimś widuje!
– W każdym razie randkuje. – Robin wzruszyła ramionami. – Po wyjściu
Charlotte to potwierdził.
– No dobra, zanim zajmiemy się tą całą Madeline – powiedziała Ilsa, jakby
już samo imię było podejrzane – pozwól, że ci wyjaśnię, co tam robiła Charlotte.
– Ilsa wzięła głęboki oddech, po czym oznajmiła: – Robin, ona wyczuwa,
że między tobą i Cormem coś jest i chce to spieprzyć.
Albo słowa Ilsy, albo szampan złagodziły trochę przygnębienie Robin, lecz
mimo to powiedziała:
– Charlotte nigdy dotąd nie widziała nas razem z bliska, a poza tym to trwało
góra trzy minuty.
– Nieważne – odparła beznamiętnie Ilsa. – Pracujecie z Cormem w agencji
od ilu... pięciu lat? Na miłość boską, on zrobił cię swoją wspólniczką. Ani Nick,
ani ja nigdy nie przypuszczaliśmy, że się na coś takiego zdecyduje.
Dobrowolnie związał się z tobą prawnie, a wierz mi, dla Corma to wielka rzecz.
Nigdy nie spotkałam kogoś, u kogo zobowiązania... Może lepiej zamówmy –
zaproponowała Ilsa, zwracając na siebie uwagę kelnera – bo inaczej będą nam
co chwila przeszkadzać.
Gdy wybrały jedzenie i kelner znów znalazł się poza zasięgiem ich głosu, Ilsa
powiedziała:
– O czym to ja...? A, tak... Nigdy nie spotkałam kogoś, u kogo zobowiązania
wywołują taką fobię jak u Corma.
– Oświadczył się Charlotte.
– Och, błagam. – Ilsa przewróciła oczami. – To był najgorszy okres w jego
życiu, a miał sporo kiepskich okresów. Właśnie oderwało mu nogę, jego kariera
w wojsku dobiegła końca, a ona postanowiła grać anioła opiekuńczego, bo było
w tym trochę dramatyzmu. Oczywiście dał się nabrać, każdy by się nabrał.
Robin, on dzieli z tobą najważniejszą część swojego życia. Pięć lat to najdłuższy
nieprzerwany związek, w jakim Corm wytrzymał z jakąkolwiek kobietą.
Charlotte na pewno o tym wie i to ją rozwściecza. Wierz mi. Znam ją –
powiedziała ponuro Ilsa. Sięgnęła po swój kieliszek z szampanem, po czym
odstawiła go z powrotem, nie upiwszy łyka. – Charlotte nigdy nie chciała, żeby
Corm założył agencję. Może przez jakieś pięć minut po ich zaręczynach
udawała, że chce, ale gdy tylko zdała sobie sprawę, że to oznacza
nienormowane godziny pracy i brak zarobków, zrobiła wszystko, co w jej mocy,
żeby to spieprzyć. A teraz spójrz: Corm odniósł olbrzymi sukces i sam twierdzi,
że nie osiągnąłby tego bez ciebie. Wierz mi: gdyby Charlotte wiedziała, że tak
potoczą się losy tej agencji, że Corm będzie sławnym człowiekiem sukcesu,
trzymałaby go kurczowo i nigdy nie wypuściła. Nie – powiedziała Ilsa –
Charlotte na pewno doskonale wie, jak ważna musisz być dla Corma,
i doskonale wiedziała, co robi, wspominając przy tobie o tej nowej kobiecie.
Robin dopijała szampana. Zanim zdążyła to zrobić, Ilsa wyciągnęła rękę
i wcisnęła przycisk, by zamówić dla niej następny kieliszek. Robin się
roześmiała.
– To jeszcze nie wszystko – powiedziała. – Ale nie rób z tego wielkiej afery.
– Mów – powiedziała Ilsa, wlepiając w nią wzrok.
– Wiesz, że w moje urodziny Strike zaprosił mnie do Ritza na drinka?
– Wiem – potwierdziła Ilsa, przysuwając się.
– Nie szykuj się na wielkie rewelacje. Nie... no wiesz... nie wylądowaliśmy
razem w łóżku.
Ilsa wlepiła w nią wzrok jeszcze bardziej.
– No więc – podjęła Robin – obydwoje byliśmy trochę zalani. Piliśmy zabójcze
drinki, a przedtem niewiele zjedliśmy... W każdym razie on tak jakby mnie
objął, bo o mało się nie przewróciłam, a potem, przed Ritzem, kiedy czekaliśmy
na taksówkę, chyba... Nie wiem, ale jestem prawie pewna, że zamierzał mnie
pocałować.
Zduszony okrzyk Ilsy zabrzmiał tak głośno, że przechodzący nieopodal
kelner odwrócił się w jej stronę.
– Przestań – jęknęła Robin. – Ilsa, serio. To było... O Boże, ciągle przypomina
mi się jego wyraz twarzy. Pochylił się, a ja spanikowałam i Cormoran chyba...
Odniosłam wrażenie, że... – Robin pokręciła głową. – Chyba pomyślał,
że ta perspektywa wywołała we mnie obrzydzenie albo coś. Wyglądał, jakby
poczuł się trochę... – Robin zamknęła na chwilę oczy, przypominając sobie
minę Strike'a. – ...upokorzony. Odsunął się i... i wszystko między nami wróciło
do normy. No, mniej więcej do normy. Potem zachowywał trochę większy
dystans niż zwykle.
– Dlaczego spanikowałaś? – spytała Ilsa, świdrując ją wzrokiem.
Zjawił się kelner, by napełnić kieliszek Robin. Wypiła prawie połowę, zanim
odpowiedziała.
– Nie wiem... Bo mam trzydzieści lat i byłam dotąd z dosłownie jednym
mężczyzną? – Znowu jęknęła, gdy wróciło do niej wspomnienie rozmowy
telefonicznej z Ryanem Murphym. – Bo jestem taką kretynką, że nawet nie
potrafię zauważyć, że ktoś zaprasza mnie na randkę?
Jej brak doświadczenia nie był jednak jedynym powodem i Robin o tym
wiedziała.
– Ale przede wszystkim... Wiedziałam, że gdybyśmy się pocałowali, Strike
by tego żałował. Wiedziałam, że gdyby już wytrzeźwiał... Nie mogłabym
słuchać, jak by mi mówił, że to był wielki błąd. Wiesz, jaki on ma stosunek
do swojej prywatności i własnej przestrzeni, a już teraz większość życia
spędzamy razem. Nie chciałam, żeby mi powiedział, że to nie powinno było
się zdarzyć.
Ilsa odsunęła się i lekko zmarszczyła brwi. Znowu sięgnęła po szampana
i znowu się rozmyśliła.
– No, masz rację. Na pewno by tego żałował. Przecież to Corm, prawda? –
przyznała prawniczka. – Powiedziałby ci, że się upił i popełnił błąd, a potem
prawdopodobnie znalazłby jakiś sposób, żeby wbić między was porządny, duży
klin i dalej móc wyznawać swoje pokręcone poglądy na temat związków...
Założę się, że zaczął się spotykać z tą przeklętą kobietą...
– Przecież nie wiesz, czy jest przeklęta – zauważyła rozsądnie Robin. – Może
jest urocza. Jego poprzednia dziewczyna była. Lorelei. Niczego jej nie
brakowało.
– Oczywiście, że nie, dlatego ją rzucił – stwierdziła lekceważąco Ilsa. – Jak
miałby obstawać przy swojej odwiecznej opinii, że stabilny związek oznacza
jakiegoś rodzaju więzienie, gdyby spotykał się z kobietami, które mogłyby nie
spieprzyć mu życia? Nie, założę się o miesięczną wypłatę, że jest z tą nową
kobietą, ponieważ omal się nie pocałowaliście i śmiertelnie go to przeraziło.
Ilsa zamyśliła się na kilka sekund, po czym na jej twarzy pojawił się szeroki
uśmiech.
– Dlaczego się uśmiechasz?
– Wybacz, nic na to nie poradzę – powiedziała Ilsa. – Po prostu dobrze się
stało, że dla odmiany dostał kosza, a do tego jest przekonany, że perspektywa
pocałowania go wzbudziła w tobie odrazę.
– Ilsa!
– Och, Robin, daj spokój, przecież widziałaś, jak on działa na kobiety.
Najpierw myślą, że jest nieogolonym, opryskliwym klocem, a pół godziny
później dochodzą do wniosku, że to najseksowniejszy gość pod słońcem.
Ja jestem na to odporna – stwierdziła, wzruszając ramionami. – Te wszystkie
bzdury o naprawianiu faceta, który najwyraźniej nie chce zostać naprawiony,
to nie moja bajka. Ale mnóstwo kobiet to uwielbia i stąd jego bardzo wysoka
skuteczność.
– Nigdy nie wydawał mi się ani trochę seksowny – powiedziała Robin, lecz
potem wyzwolony przez szampana duch prawdomówności zmusił
ją do sprostowania: – Przez całe wieki.
– Tak – przyznała Ilsa. – Myślę, że pod tym względem cię wyprzedził. Tylko
mi nie mów, że nie wiesz, co mam na myśli, Robin. Widziałam, jak na ciebie
patrzył na twojej kolacji urodzinowej. Jak myślisz, dlaczego ci nie wspomniał,
że spotyka się z tą całą Madeline?
– Nie wiem.
– A ja owszem – odparła Ilsa. – Nie chce, żebyś poczuła, że jesteś wolna
i możesz się bzykać z funkcjonariuszami Wydziału Kryminalnego. Chce sobie
używać, dopóki nie zdecyduje, czy może sobie pozwolić na konsekwencje
kolejnego podjazdu, a ty w tym czasie masz pozostawać dostępna. Znam
Corma, odkąd mieliśmy po pięć lat i przeklęty Dave Polworth ciągnął mnie na
podwórku za włosy. Nie poznałaś jego ciotki Joan. Kochałam ją, wszyscy
ją kochali, ale była zupełnym przeciwieństwem jego matki. Joan miała wszystko
pod kontrolą, zawsze dbała o maniery i kulturalne zachowanie, o to, żeby nie
przynosić wstydu rodzinie. Potem zjawiała się Leda, znowu go zabierała
i pozwalała mu robić, co mu się żywnie podobało, podczas gdy sama upalała się
w Londynie. Życie upływało mu na przeskakiwaniu ze skrajności w skrajność:
głowa rodziny i nadmiar odpowiedzialności, gdy był z Ledą, a mały chłopiec
uważający na słowa, ilekroć był z Joan. Nic dziwnego, że ma bardzo dziwne
wyobrażenie o związkach. Ale ty – ciągnęła Ilsa, mierząc Robin przenikliwym
spojrzeniem zza szkieł okularów – ty jesteś dla Corma zupełną nowością. Nie
trzeba cię naprawiać. Sama się naprawiłaś. Poza tym lubisz go takiego, jaki
jest.
– Nie byłabym tego taka pewna – odparła Robin. – Nie dziś wieczorem.
– Chcesz, żeby zrezygnował z pracy? Uważasz, że powinien się ustatkować,
mieć dwójkę dzieci, zacząć jeździć range roverem i zapisać się do komitetu
rodzicielskiego?
– Nie – odrzekła Robin – bo bez niego agencja nie byłaby tym, czym jest.
– Agencja – powtórzyła ze zdumieniem Ilsa, kręcąc głową. – Serio, jesteś taka
sama jak on.
– Co masz na myśli?
– Praca na pierwszym miejscu. Czy ty słyszysz, co mówisz? „Agencja nie
byłaby tym, czym jest”. Boże, ale on ma szczęście, że cię znalazł. Wątpię, czy
kiedykolwiek spotkał inną kobietę, która chciała, żeby mógł spokojnie robić to,
co robi najlepiej.
– A te wszystkie kobiety, które po godzinie w jego towarzystwie odkrywają,
jaki jest seksowny?
– Gdy minie ta godzina albo tydzień, zaczyna je wkurzać – powiedziała Ilsa. –
Nawet mnie by wkurzał. Dziwne jest to, że moim zdaniem ciebie, gdybyście
kiedykolwiek dotarli do tego etapu, raczej by nie wkurzał ... Co jeszcze wiesz
o tej kobiecie, z którą się spotyka?
– Tylko tyle, że nazywa się Madeline Courson-Miles i projektuje biżuterię.
Najwyraźniej odnosi sukcesy. Charlotte pozowała do zdjęć jej nowej kolekcji.
Ilsa wyjęła z torebki komórkę i wpisała to nazwisko w wyszukiwarkę. Robin,
która nie była pewna, czy chce zobaczyć wyniki, opróżniła drugi kieliszek.
– Znalazłam ją – oznajmiła Ilsa, wpatrując się w ekran. – Och, na litość
boską... spójrz na nią! – Podała telefon nad stolikiem. Robin zobaczyła piękną,
uśmiechniętą Madeline ze zmierzwionymi włosami, która stała między
dwiema supermodelkami; wszystkie trzymały kieliszki z szampanem. – Nie
widzisz? – zniecierpliwiła się Ilsa.
– Czego?
– Robin, ona wygląda całkiem jak ty!
Robin zaczęła się śmiać.
– Ilsa...
– Naprawdę! – Ilsa wyjęła swój telefon z ręki Robin, by jeszcze raz przyjrzeć
się zdjęciu Madeline. – Ten sam kolor włosów, te same...
– Widziałaś mnie kiedyś w skórzanych spodniach i w srebrnej bluzce z lamy
z dekoltem aż do pępka?
– Przyznaję, taka bluzka nie uszłaby ci na sucho – powiedziała Ilsa. – Masz
za duże cycki. Zatem na początek Ellacott dwa, Courson-Miles zero.
Robin jeszcze bardziej się roześmiała.
– Ilsa, mogłabyś wreszcie wypić tego szampana? Nie chcę być jedyną
korzystającą z tego przycisku.
Ilsa się zawahała, po czym powiedziała cicho:
– Nie mogę. Jestem w ciąży.
– Co?!
Robin wiedziała, że Ilsa i Nick przez lata starali się o dziecko i że ostatnie
zapłodnienie in vitro się nie udało.
– Ilsa, to wspaniale! Myślałam, że nie zamierzacie próbować kolejny raz...
– To się stało naturalnie. – Ilsa zaczęła wyglądać na nieco spiętą. – Ale nic
z tego nie będzie. Jak zawsze. Trzy zapłodnienia in vitro, trzy poronienia. Nie
uda się, nigdy się nie udaje.
– Który to tydzień?
– Prawie dwunasty.
– Co na to Nick?
– On nie wie – powiedziała Ilsa. – Nie mówiłam nikomu oprócz ciebie.
– Co?
– Nie dam rady znowu przez to wszystko przechodzić – powiedziała Ilsa. –
Nadzieja, a potem... Nie ma potrzeby, żeby Nick cierpiał.
– Ale skoro to już prawie dwunasty tydzień...
– Przestań – ucięła Ilsa zdecydowanym tonem. – Nie mogę... Robin, mam
czterdzieści lat. Nawet jeśli donoszę, z dzieckiem może być coś nie tak.
– Więc nie byłaś na USG ani nic?
– Nie zamierzam patrzeć na maleńkiego wierzgającego kleksa, któremu
ostatecznie się nie uda. Jaki miałoby to sens? Już to przerabiałam i o mało mnie
to nie zabiło... Nie chcę powtórki.
– W którym tygodniu straciłaś tamte?
– Pierwsze w ósmym, a dwa kolejne w dziesiątym. Nie patrz tak na mnie.
Sam fakt, że to wytrzymuje o dwa tygodnie dłużej...
– A jeśli za dwa tygodnie wciąż będziesz w ciąży? Za miesiąc?
– Wtedy... wtedy chyba będę musiała powiedzieć Nickowi – odrzekła Ilsa.
Potem z nagłym przestrachem dodała: – Tylko nic nie...
– Oczywiście, że nie powiem Strike'owi, za kogo mnie uważasz?
– Wypij też mojego. – Ilsa przesunęła pełny kieliszek po stoliku.
Przyniesiono przystawki. Gdy Robin włożyła do ust pierwszy kęs pasztetu,
Ilsa spytała:
– Jaki jest ten gość z Wydziału Kryminalnego, który zaprosił cię na randkę?
– Jest wysoki i chyba całkiem dobrze wygląda, ale rozmawialiśmy
o zabójstwie, więc wiesz... byłam skupiona na czym innym.
– Oddzwoń do niego. Powiedz, że chętnie umówisz się z nim na drinka.
– Nie – odparła zdecydowanie Robin. – Po niedawnej rozmowie pewnie
uznał, że jestem nienormalna.
– Jak zamierzasz wyjść z etapu „byłam dotąd tylko z jednym mężczyzną”,
jeśli nie zaczniesz umawiać się z innymi? To tylko drink. Niewielkie ryzyko.
Nigdy nie wiadomo, co może z tego wyniknąć.
Robin spojrzała na przyjaciółkę i zmrużyła oczy.
– I na pewno wcale nie chodzi ci o to, żebym wzbudziła zazdrość Strike'a.
– No wiesz – odrzekła Ilsa, puszczając do niej oko – nie powiedziałabym,
że wcale.
29
Wiedźma na mnie polowała,
Za dnia w tobie wroga będę miała,
Lękasz się? Dzień też rychły koniec czeka,
I nie będziesz mógł mnie ścigać, gdzie uciekam [...].

Jean Ingelow
At One Again

O dziesiątej Strike, który właśnie zjadł stir-fry, czyli dyżurną potrawę


przewidzianą na dni, kiedy musiał coś ugotować, a nic innego nie przychodziło
mu do głowy, wyciągnął się na łóżku w swoim pokoju na poddaszu, wciąż
w ubraniu, z popuszczonym paskiem i odpiętym guzikiem spodni oraz
ze świeżo zapalonym papierosem w ustach i potrójną porcją ulubionej
whisky single malt stojącą na stoliku, a obok niego leżały wydrukowane zapiski
Robin dotyczące bloga Pióro Sprawiedliwości.
Wtargnięcie Charlotte do agencji zajęło jego myśli na wiele godzin, lecz
właśnie odzyskiwał względną równowagę: po pierwsze dlatego, że wdrożył
pewne działania mające studzić zapędy Jagona Rossa do zrujnowania zarówno
żony, z którą żył w separacji, jak i Strike'a; po wtóre, ponieważ była to jego
druga potrójna whisky; i wreszcie dlatego, że ponownie zadziałał nawyk
mentalnej dyscypliny, który przydawał się Strike'owi od początku kariery.
Praca zawsze była dla niego najlepszym schronieniem i nawet jeśli jego emocje
nie dawały się całkowicie podporządkować, mógł przynajmniej spróbować
narzucić zagmatwanej sprawie Anomii jakiś porządek. Wyjął zatem telefon
i jeszcze raz spróbował wejść do Gry Dreka, ale tak jak dotychczas pojawił się
Sercek, który wzruszył ramionami i radził mu spróbować później.
Odkładając komórkę na łóżko, Strike pociągnął łyk szkockiej, po czym
sięgnął po przygotowane przez Robin notatki na temat bloga Pióro
Sprawiedliwości i zaczął czytać.
Uwagi na temat bloga Pióro Sprawiedliwości

Anonimowy blog Pióro Sprawiedliwości powstał w styczniu 2012 roku.


Ktokolwiek go prowadzi, występuje na Twitterze jako @piorosprawpisze.
Lokalizacja jest ukryta. Blog skupia się na krytyce popkultury. Na każdy wpis
dotyczący innych programów/filmów Pióro Sprawiedliwości zamieszcza jednak
co najmniej trzy wpisy na temat Serca jak smoła. Anomia tylko raz udostępnił
wpis z tego bloga (patrz załącznik).
Anomia i Pióro Sprawiedliwości wchodzą w sporadyczne interakcje. Jeśli
za profilem Anomii i blogiem Pióro Sprawiedliwości stoi ta sama osoba,
to dokłada starań, żeby zachować online dwie odrębne tożsamości.
Najogólniej mówiąc, Anomia udostępnia chyba wszystko, co stawia Edie
Ledwell w złym świetle, podczas gdy Pióro Sprawiedliwości krytykuje głównie
rzekome wady kreskówki i innych programów ze społeczno-politycznego
punktu widzenia.
Gdy w maju 2014 roku Edie próbowała się zabić, zarówno Anomię, jak i Pióro
Sprawiedliwości oskarżano o rozpętanie na nią nagonki. Anomia twierdził,
że próba samobójcza Ledwell była oszustwem. Pióro Sprawiedliwości zamilkło
na półtora miesiąca, po czym wróciło z wpisem zatytułowanym Dlaczego
kultura calloutu jest potężnym narzędziem zmiany społecznej. Wpis zakończył się
wnioskiem:

Oskarżono mnie, że próbuję „zawstydzać” albo „zastraszać”


ludzi, zmuszając ich do popierania moich poglądów. Cóż, nie
zamierzam za to przepraszać. Jeśli społeczeństwo ma się
zmienić na lepsze, jeśli ma być inkluzywne dla wszystkich ras,
wszystkich płci, wszystkich osób niepełnosprawnych, sianie
popłochu wśród przeciwników tolerancji jest niezłym
punktem wyjścia. Tak zwana cancel culture to tak naprawdę
jedynie pociąganie ludzi do odpowiedzialności za poglądy,
które świadomie umieszczają oni w sferze publicznej.

Czy pragnę śmierci Edie Ledwell? Oczywiście, że nie.


Czy przez Edie Ledwell, za sprawą każdego stereotypu umieszczanego przez
nią bezmyślnie na ekranie, świat staje się bardziej niebezpiecznym miejscem
dla marginalizowanych grup? Tak.
Cieszę się, że wydobrzała. Teraz chcę, żeby postępowała lepiej.

Choć Morehouse (współtworzący grę z Anomią) temu zaprzeczył,


w fandomie Serca jak smoła wciąż krąży plotka, że to on pisze blog Pióro
Sprawiedliwości. Ta teoria wypłynęła pierwszy raz w styczniu 2013 roku (patrz
załączone tweety).

Strike przewrócił stronę i zobaczył wydrukowane wpisy.

Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @theMorehou©e
wiem, że to ty to napisałeś
www.PioroSprawiedliwosci/Dlaczego...

Morehouse
@theMorehou©e
W odpowiedzi do @rachledbadly
Nie

Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @theMorehou©e
Heisenberg

Morehouse
@theMorehou©e
W odpowiedzi do @rachledbadly
Mylisz się w kwestii mojego autorstwa Pióra Sprawiedliwości
równie mocno jak w kwestii zasady nieoznaczoności

Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @theMorehou©e
lol

SroTka
@sroczoczka25
W odpowiedzi do @suze_mcmillan @rachledbadly
@theMorehou©e
Zaraz, jak to? Morehouse = Pióro Sprawiedliwości?????

Carol S @CJS_czarneserce
W odpowiedzi do @sroczoczka25 @suze_mcmillan @rachledbadly
@theMorehou©e
Ten blog trafia w punkt, Serce jak smoła dyskryminuje
niepełnosprawnych i to w chuj

Dan Spinkman @SpinkyDan


W odpowiedzi do @CJS_czarneserce @sroczoczka25
@suze_mcmillan @rachledbadly @theMorehou©e
To kreskówka o zwłokach. Byłoby trochę dziwnie, gdyby
cieszyły się doskonałym zdrowiem

Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @SpinkyDan @CJS_czarneserce @sroczoczka25
@suze_mcmillan @rachledbadly @theMorehou©e
proszę wyjaśnij, jak według osoby pełnosprawnej takie osoby
niepełnosprawne jak ja mają tolerować tego rodzaju
popieprzony „humor” #łyżeczka #ableizm #SerceJakSmoła

Wierny Uczeń Lepine'a


@WiernyUczenLep1nea
W odpowiedzi do @prawdziwaNarcyzka @SpinkyDan
@CJS_czarneserce @sroczoczka-25 @suze_mcmillan
@rachledbadly @theMorehou©e
za brzydcy żeby pieprzyć ≠ niepełnosprawni

Strike miał wrażenie, że właśnie zobaczył nazwę, która powinna mu coś


mówić, ale być może dlatego, że skonsumował jedną trzecią butelki whisky, nie
potrafił jej skojarzyć. Przeszedł do następnej strony, u góry której Robin
napisała: „To artykuł napisany przez Pióro Sprawiedliwości i udostępniony przez
Anomię na Twitterze”.

Dlaczego Serce jak smoła poważnie dyskryminuje niepełnosprawnych


i dlaczego powinniście się tym przejąć

Ostrzeżenie: w tym artykule występują pojęcia i słowa związane


z niepełnosprawnością fizyczną i umysłową, które mogą zostać uznane za obraźliwe,
poniżające albo krzywdzące. Choć używam ich w celach edukacyjnych, zdecydowanie
doradzam ostrożność i odłożenie lektury, jeśli aktualnie zmagasz się z bólem lub
osłabieniem albo nie czujesz się bezpiecznie w swoim otoczeniu. Problemy poruszane
w tym tekście będą z konieczności wywoływały silną reakcję emocjonalną u osób
niepełnosprawnych.

Strike przerwał, by podrapać się po nodze w miejscu, gdzie koniec jego


kikuta stykał się z protezą, co jednak było zupełnie bez sensu, ponieważ
swędzenie brało początek w zakończeniach nerwowych, które nie chciały
uwierzyć, że dolnej części jego nogi już nie ma.
Bezmyślny ableizm jest wszędzie. Kiedy ostatni raz zdarzyło ci się dotrwać
do końca dnia i nie usłyszeć albo nie przeczytać użytych przez kogoś słów:
„idiota”, „kretyn”, „debil”, „głupek”, „dureń”, „stuknięty”, „kulawy”, „paranoik”,
„wykolejeniec”, „ciemny”, „tępy”, „szurnięty”, „świrnięty”, „zdeformowany”,
„kaleki”, „zaburzony”, „histeryczny”, „socjopatyczny” albo „narcystyczny”?
Wizerunek osób niepełnosprawnych w popkulturze jest fatalny, zarówno pod
względem ilościowym, jak i jakościowym. W tych rzadkich chwilach, gdy
widzimy na ekranie osobę niepełnosprawną, zazwyczaj gra ją pełnosprawny
aktor. Ponadto postaci niepełnosprawne są przeważnie definiowane przez
swoje fizyczne albo psychiczne problemy w sposób powierzchowny
i stereotypowy.
Biorąc pod uwagę, że jedno z twórców twierdzi, że ma problemy ze zdrowiem
psychicznym, można by oczekiwać, że Serce jak smoła zerwie z tym trendem.
Niestety, to bez wątpienia jedna z najbardziej obraźliwych produkcji obecnych
teraz na ekranach.
Prawie wszystkie postaci mają jakiegoś rodzaju „komiczne”
niepełnosprawności. Od regularnych palpitacji Sercka po kości odpadające tu i
ówdzie kościotrupom Dzifno-Czyrwom, zachęca się nas do wyśmiewania
odmienności niedoskonałych ciał. Chore umysły są w równie złej sytuacji:
depresja i anoreksja Narcyzki oraz epizody maniakalno-depresyjne Dreka
także są wykpiwane. Dżdżownica i Srotka, najwyraźniej jedyne dwie postaci
z klasy robotniczej, są ukazane jako ktoś, kto sam „wywołuje” swoją chorobę:
Dżdżownica przez przejadanie się, a Srotka przez kradzenie przedmiotów zbyt
ciężkich, by mogła je udźwignąć. To oczywiście wzmacnia stereotyp, że ubodzy
(przestępcy) mogą mieć pretensje o otyłość i przewlekły ból wyłącznie do siebie
samych.
Język używany w całej kreskówce jest notorycznie problematyczny. Trudno
o odcinek, w którym jakaś postać nie nazwałaby innej „psychoszołomem” albo
„maszkaradonem”, co ma oznaczć chwiejność emocjonalną i brzydotę. Szerzy
się tam bezmyślne okrucieństwo: Drek wykorzystuje brak nóg Sercka i kopie
go jak piłkę, Srotka szydzi z Narcyzki, że ta nie weźmie się w garść i nie zacznie
korzystać ze swojego nieszczęśliwego życia, wszystkie pozostałe postaci śmieją
się z urojenia Dzifno-Czyrwów, że wciąż są zdrowi i piękni, mimo że zostali
zredukowani dosłownie do kupy kości.
Nie będzie przesadą stwierdzenie, że tak jak zdrowi ludzie mogli przyjść
do Bedlam, osiemnastowiecznego szpitala dla psychicznie chorych, by drwić
z pacjentów i ich poniżać, tak teraz zachęca się nas do szydzenia
z nieszczęśliwych więźniów Serca jak smoła.

Strike sięgnął po whisky, wypił jeszcze trochę, po czym przewrócił stronę


i czytał dalej, trzymając szklankę na klatce piersiowej.
U góry nowej strony Robin napisała: „Kłótnia Anomii i Edie po tym, jak
Anomia udostępnił wpis z bloga o niepełnosprawności. Zwróć uwagę,
że dołącza do niej Kea Niven”.
Strike zdołał z wysiłkiem przypomnieć sobie, co powiedziała mu wcześniej
Robin o dziewczynie przekonanej, że Edie Ledwell ukradła jej pomysły na Serce
jak smoła.

Anomia
@AnomiaGamemaster
Porządna analiza dziwnej fascynacji Ediety Biedwell
niepełnosprawnością i brzydotą:
www.PioroSprawiedliwosci/DlaczegoSerceJakSmola...

Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Dodatkowa zabawna ciekawostka: brat Biedwell z rodziny
zastępczej jest niepełnosprawny. Ponoć chód lorda Dzifno-
Czyrwa był inspirowany jego sposobem poruszania się

Edie Ledwell
@EdLedRysuje
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Pieprzone kłamstwo
Anomia
@AnomiaGamemaster
a skąd wzięłaś pomysł na ten jego chód?

Edie Ledwell
@EdLedRysuje
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Nie ja animuję lorda Dzifno-Czyrwa, tylko Josh

Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do @EdLedRysuje
jasne. A myślałaś kiedyś o tym, żeby nie kłamać?

Edie Ledwell
@EdLedRysuje
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
to nie jest żadne pieprzone kłamstwo, a ty zostaw w końcu
w spokoju moich przyjaciół i rodzinę
Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do @EdLedRysuje
Napisała kobieta, która twierdzi, że nie ma rodziny, i której
nie został już dosłownie żaden przyjaciel, bo wszystkich
wydymała

Edie Ledwell
@EdLedRysuje
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Ale z ciebie gnój
Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do @EdLedRysuje
Jasne, dalej obrażaj fanów online. Świetnie to wygląda

Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster @EdLedRysuje
Ona ma w dupie fanów, zależy jej tylko na £££ i na jej
odrażającym planie #ableizm

Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @prawdziwaNarcyzka @AnomiaGamemaster
@EdLedRysuje
Jej podła kreskówka propaguje pogląd, że niepełnosprawni
są „inni”/śmieszni/dziwni #łyżeczka #ableizm

Yasmin Weatherhead
@YazzyWeathers
W odpowiedzi do @prawdziwaNarcyzka @AnomiaGamemaster
@EdLedRysuje
i do tej pory nie spotkała się z żadną grupą
niepełnosprawnych, żeby porozmawiać o słusznych
zastrzeżeniach fanów #ableizm

Wierny Uczeń Lepine'a


@WiernyUczenLep1nea
W odpowiedzi do @YazzyWeathers @prawdziwaNarcyzka
@EdLedRysuje @piorosprawpisze @AnomiaGamemaster
a na czym polega twoja niepełnosprawność? Na tym że jesteś
wielorybem lądowym?
Tym wpisem kończyły się notatki Robin o Piórze Sprawiedliwości. Strike
odłożył kartki, opróżnił szklankę z whisky, zgasił papierosa, po czym znowu
sięgnął po telefon i zaczął analizować profil Kei Niven na Twitterze.
Zwróciwszy uwagę na urodę Kei, kliknął przypadkiem kciukiem link do jej
strony na tumblr.
Strike, który nigdy nie słyszał o tumblr, przez chwilę nie wiedział, na co
właściwie patrzy. Strona Kei była pokryta ilustracjami i krótkimi tekstami,
po części zaczerpniętymi z innych blogów, a po części napisanymi albo
narysowanymi przez nią samą. U góry było zdjęcie licznych srebrnych łyżek
wraz z opisem:

Niepełnosprawna artystka – wielbicielka mody, muzyki


i ptaków – teraz życie to głównie choroba
CF – fibromialgia – POTS – allodynia –
Potrzebuję więcej łyżek...

Strike nie miał pojęcia, o co chodzi z tymi łyżkami, i założył, że to jakiś


żarcik, prawdopodobnie z książki albo filmu, których nie znał. Przeczytał wpis
Kei o tym, że musiała ponownie zamieszkać z matką, a potem zaczął skrolować
próbki jej twórczości, w której widać było silne wpływy anime. Znalazł tam
wiele wypowiedzi z innych blogów na temat chorób
przewlekłych („najtrudniejszą pigułką do przełknięcia jest to, że pewnych
rzeczy nie da się naprawić podporządkowaniem materii umysłowi”, „nie jest
łatwo pożegnać się z tym, kim się było”) oraz rozliczne cytaty, zazwyczaj
umieszczone na pastelowym tle:

Rany na ciele szybko się goją. Rany w sercu zostają


aż do końca życia – Mineko Iwasaki[4]

Gdy dajesz komuś całe swoje serce, a on go nie chce, nie


możesz zabrać serca z powrotem. Przepadło na zawsze –
Sylvia Plath
Zmiany mijają mnie jak sen,
Nie śpiewam i nie modlę się,
A tyś jest jak trujące drzewo,
Co z życia ograbiło mnie – Elizabeth Siddal

Strike czytał dalej, aż znalazł parę krótkich tekstów napisanych przez samą
Keę.

Moja matka, kobieta hodująca papugi i uczulona na pióra,


psioczy, że podejmuję w życiu złe decyzje. Okej, Karen.

Nieco niżej było:

Nie ma nic złego w tym, że się nie „pracuje” i niczego nie


„osiąga”. Poczucie winy, że nie można tego robić, to skutek
zinternalizowanego kapitalizmu.
Nie ma nic złego w proszeniu o ułatwienia dla
niepełnosprawnych. Twoja ocena potrzeb własnego ciała nie
powinna zależeć od tego, za jak „chorą” uważają cię inni
ludzie.
Nie ma nic złego w korzystaniu ze sprzętu ułatwiającego
poruszanie się, nawet jeśli nie przepisał ci go ani nie doradził
lekarz.

Strike odruchowo spojrzał w stronę szuflady, gdzie trzymał rozkładaną


laskę, którą kupiła mu kiedyś Robin, gdy amputowana noga sprawiała mu tyle
kłopotu, że prawie nie był w stanie chodzić. Nie lubił z niej korzystać –
po pierwsze dlatego, że dodawała kolejną charakterystyczną cechę do jego
wyglądu, już i tak rzucającego się w oczy i stwarzającego niebezpieczeństwo,
że stanie się zbyt rozpoznawalny, a po drugie, ponieważ wywoływało to pytania
i współczucie, które generalnie nie były przez niego mile widziane.
Zamknął stronę Kei na tumblr, stwierdzając, że jest zbyt ckliwa, i leżał bez
ruchu na łóżku jeszcze przez chwilę, wpatrując się w sufit, zanim wreszcie
wstał i pokuśtykał do łazienki. Sikając, przypomniał sobie, że kiedyś Charlotte
też dała mu laskę: zabytkową, zrobioną z rattanu i ze srebrną rączką.
Twierdziła, że laska należała kiedyś do jej pradziadka, ale kto wie, czy
rzeczywiście tak było. Równie dobrze mogła ją kupić w antykwariacie.
W każdym razie okazała się nieprzydatna: była dla Strike'a o wiele za krótka,
a po ich ostatecznym rozstaniu została u Charlotte.
Wpatrując się w ścianę łazienki i czekając, aż pęcherz się opróżni, Strike
poczuł, że chyba jest o krok od ukucia aforyzmu o tym, co wydaje się atrakcyjne
w trudnych czasach w przeciwieństwie do tego, czego człowiek naprawdę
wtedy potrzebuje, oraz co ma wartość w przeciwieństwie do tego, co ma
wysoką cenę, lecz jego zmęczony umysł, spowolniony przez whisky, nie chciał
formułować zgrabnych fraz. Strike zwrócił się zatem w stronę
praktyczniejszych spraw związanych z odczepieniem sztucznej nogi,
posmarowaniem kikuta kremem i padnięciem na łóżko.
30
Czy jednak nie jest lepiej,
gdy oszukuję serce starym pocieszeniem,
że miłość można zapomnieć?

Adah Isaacs Menken


Myself

Szampan i rozmowa z Ilsą poprawiły Robin na jakiś czas humor, lecz jadąc
do domu taksówką, znowu poczuła przygnębienie. Wstrząsy wtórne
po odkryciu, że Strike się z kimś związał, ciągle uderzały ją w splot słoneczny.
Ilsa chciała dać jej nadzieję: nadzieję, że Strike ulegnie cudownej przemianie
i zapragnie prawdziwego związku z kobietą, którą nazywał swoją
najlepszą przyjaciółką, ale coś takiego naraziłoby na szwank agencję
i spartańskie, samowystarczalne życie na poddaszu, a przecież nigdy nie
przejawiał nawet najmniejszych oznak, że chce je zmienić na mniej samotną
egzystencję. Może i Ilsa znała Strike'a od dawna, ale Robin przypuszczała,
że lepiej niż ona zna mężczyznę, którym aktualnie był. Bez względu na to, czy
Ilsa miała rację w kwestii powodów, dla których zataił swój związek
z Madeline, brały się one z jego nawykowego asekuranckiego dzielenia życia
na odrębne sfery, a Robin wątpiła, by Strike kiedykolwiek chciał z tego
zrezygnować.
Patrząc przez okno taksówki na przesuwające się za nim pozamykane
sklepy, nad których ciemnymi witrynami wciąż gdzieniegdzie jaśniały neony,
Robin rozkazała sobie w myślach: Musisz się odkochać. Proste.
Nie miała jednak pojęcia, jak to zrobić. W przypadku jej byłego męża nie
wymagało to żadnego wysiłku: miłość uległa powolnej erozji wskutek
niedopasowania zamaskowanego przez okoliczności, aż w końcu Robin sobie
uświadomiła, że uczucie zniknęło, a zdrada Matthew ją wyzwoliła.
Jak gdyby sprawiła to siłą woli, w radiu taksówki popłynęły dźwięki Wherever
You Will Go The Calling. Była to piosenka jej i Matthew, pierwszy taniec na ich
weselu, i choć starała się znaleźć w tym zbiegu okoliczności coś zabawnego,
poczuła szczypanie łez. Na weselu jeszcze przed końcem tej piosenki wybiegła
za Strikiem, który wyszedł z przyjęcia, i to nadało ton (albo przynajmniej tak jej
się wydawało z perspektywy czasu) jej krótkiemu, skazanemu na klęskę
małżeństwu.
Run away with my heart,
Run away with my hope,
Run away with my love[5]
– Absurd – szepnęła do siebie Robin, wycierając łzy, po czym zrobiła
dokładnie to, co jej wspólnik przed godziną, i skupiła się na pracy, uznając
ją za lepsze lekarstwo niż alkohol.
Otworzywszy Twittera, zobaczyła dwie nowe wiadomości prywatne
od@jbaldw1n1>>, gościa, który próbował z nią flirtować.

@jbaldw1n1>>
nawet qurwa nie odpiszesz?
@jbaldw1n1>>
to spierdalaj jebana snobko

Zamknąwszy skrzynkę z wiadomościami, Robin sprawdziła aktywność


Anomii na Twitterze i zobaczyła, że gdy była w restauracji, pojawił się nowy
tweet.
Anomia
@AnomiaGamemaster
Oto jak „strażnik płomienia” dba o Serce jak smoła i jego
fanów

Grant Ledwell
@gledwell101
Chciałbym krótko podziękować fanom
za kondolencje.
Rodzina Edie Ledwell zobowiązuje się
do rozwijania i ochrony #SmolisteSerce
tak, jak życzyłaby sobie tego Edie.

23.15, 10 kwietnia 2015

Robin spędziła już wystarczająco dużo czasu w świecie fandomu Serca jak
smoła, by przewidzieć oburzenie, jakie wywołało udostępnienie słów Granta
przez Anomię.

DrekToMojeDuchoweZwierze
@grajWgreDreka
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster @gledwell101
Jebany kutas nawet nie pamięta tytułu

Belle @Hell5!Bell5!
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster @gledwell101
postaraj się nauczyć tytułu kretynie

Wierny Uczen Lepine'a


@WiernyUczenLep1nea
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster @gledwell101
ej Chujek Grant, twoja żona wygląda jak coś, co zostaje
w wiadrze po liposukcji
Czarne Serce
@sammitchywoo
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster @gledwell101
słuchamy Josha nie ciebie. On przynajmniej zna tytuł
#NieDlaMavericka #jestemzJoshem
Zozo
@czarneserce28
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster @gledwell101
omeg Josh znowu tweetuje . Josh prosi żeby , ludzie nie
atakowali Ledwellów

Josh Blay
@prawdziwyJoshBlay
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Proszę zostaw Ledwellów w spokoju.
Proszę przestań robić to co robisz.

Wierny Uczen Lepine'a


@WiernyUczenLep1nea
W odpowiedzi do @czarneserce28 @prawdziwyJoshBlay
@AnomiaGamemaster @gled-well101
to nie on bo on jest teraz warzywem. to pewnie jakiś PR-owy
debil z Mavericka

Lampy uliczne przesuwały się pomarańczowymi pasami po siedzeniu


taksówki i ekranie telefonu Robin. Czując nagłą odrazę do Twittera, Robin
zamknęła apkę i jeszcze raz spróbowała wejść do Gry Dreka, lecz znowu jej się
nie udało. Patrząc na uśmiechniętego Sercka wzruszającego ramionami,
doszła do wniosku, że Strike miał rację: Anomia nie chciał teraz przyjmować do
gry nikogo nowego.
I wtedy zupełnie niespodziewanie ukazało jej się rozwiązanie ich problemu,
jakby jedna z dew, o których wspomniał Allan Yeoman, szepnęła jej do ucha.
Dostaną się do środka, będąc kimś, kto nie jest nowy. Czując, jak przygnębienie
mija dzięki nagłemu przypływowi adrenaliny, Robin spróbowała sobie
przypomnieć, jak wygląda grafik na ten wieczór. Barclay obserwował Wally'ego
Cardew, Shah śledził Montgomery'ego, więc Midge na pewno miała oko
na Lepkie Rączki. Wybrała jej numer i Midge odezwała się po drugim sygnale.
– Co tam?
– O, dobrze, że jeszcze nie śpisz.
– No, dalej jestem w Belgravii ze zgrają dupków.
– Midge, potrzebuję przysługi. Jeśli to będzie kosztowało, agencja zwróci
ci pieniądze.
– Mów.
– Wciąż nie udało nam się dostać do gry Anomii. Wygląda na to, że nie
przyjmują nikogo nowego. No więc zaczęłam się zastanawiać...
– Robin – weszła jej w słowo Midge – lepiej, żebyś nie myślała o tym, o czym
myślę, że myślisz.
– Jestem pewna, że to jedyny sposób.
Przed taksówką radiowóz stanął obok czegoś, co wyglądało na następstwa
bójki. Tłum ludzi zebrał się przed barem, jakiś mężczyzna na ziemi trzymał się
za głowę. Na chodniku wokół niego połyskiwało stłuczone szkło.
Midge jęknęła do ucha Robin.
– Robin, do kurwy nędzy.
– Czy Beth dalej grała w tę grę, kiedy się rozstawałyście?
– Nie aż tak często. Chyba zaczęła ją nudzić.
– W zasadzie – powiedziała Robin – z naszego punktu widzenia to idealnie.
– Może, kurwa, z twojego punktu widzenia, ale ja miałam nadzieję, że nigdy
więcej nie będę musiała z nią gadać.
– Jest coś, co moglibyśmy jej zaoferować w zamian za login i hasło?
Znowu nastąpiła dłuższa chwila milczenia.
– Wy nie – powiedziała wreszcie Midge – ale ja chyba bym mogła.
– Nie chciałabym, żebyś musiała robić coś, z czym nie czułabyś się dobrze –
powiedziała Robin, krzyżując dwa palce wolnej ręki.
– Nie chodzi o to, że nie będzie mi z tym dobrze, po prostu będę wkurwiona,
dając jej to, czego chce.
– A co to takiego?
– Po naszym rozstaniu zatrzymałam zabytkowe lustro. Ona ma fioła na jego
punkcie.
– Moglibyśmy ci kupić nowe – zaproponowała Robin.
– Nie chcę nowego, nie znoszę tego rupiecia. Zatrzymałam go tylko dlatego,
że ona bardzo go chciała, a ja za niego, kurwa, zapłaciłam. – Midge głośno
westchnęła. – W porządku, zobaczę, co da się zrobić.
– Midge, nie wiem, jak ci dziękować – rozpromieniła się Robin.
Gdy Midge się rozłączyła, Robin ponownie otworzyła Twittera, mimo
że przed dziesięcioma minutami go zamknęła.
Wciąż napływała masa odpowiedzi na niefortunną pomyłkę Granta
udostępnioną przez Anomię.

Soph The Gopher


@CzarneSerceToJa
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster @gledwell101
jeśli ten głupi zjeb będzie decydował
#ToKoniecSerceJakSmoła

Brat Ultima Thule


@UltimaBro88
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster @gledwell101
#WallyDalejDrekiem

Wielmożny Algernon Gizzard


@Gizzard_Al
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster @gledwell101
Hej, Anomia, teraz powinieneś zabić Chujka Granta
31
Szczur jest krótko Lokatorem
Ignoruje Obowiązki
Czynszu nie zapłaci w porę –
Lecz Spryt ma niewąski!

Emily Dickinson
1356

Czaty w grze z udziałem wszystkich ośmiorga moderatorów Gry Dreka

<Grupa moderatorów> <10 kwietnia 2015, 23.29> <10 kwietnia 2015, 23.29>
<10 kwietnia 2015, 23.29> <Morehouse zaprasza <LordDrek zaprasza
Anomię> <Otwiera się nowa Vilepechorę>
<Anomia, Vilepechora,
grupa prywatna>
Narcyzka, Diablo1, Sercella,
Dżdżownica28> <Otwiera się
nowa grupa prywatna>

Anomia: no dobra, są wszyscy? > LordDrek: co z tobą, do chuja?


Dżdżownica28: nie > LordDrek: nawaliłeś się?
ma Morehouse ' a
> >
Sercella: i LordaDreka
> >
Anomia: okej zaczekamy, > <Vilepechora dołącza
bo chcę, żeby wszyscy
do grupy>
to usłyszeli >
Vilepechora: co jest?
Anomia: widzieliście >
co Chujek Grant zrobił LordDrek: piłeś?
na Twitterze?

Vilepechora: że pomylił tytuł? > Vilepechora: lol no


no
<Anomia dołącza do grupy>
Dżdżownica28: ale Josh nie Anomia: na grupie LordDrek: w co ty kurwa
chce rzebyśmy go atakowali , moderatorów jest spotkanie, pogrywasz gadając takie
a on jest teraz na życiowym dołącz do nas rzeczy na Twitterze?
zaklęcie
Morehouse: dlaczego nie Vilepechora: jakie rzeczy?
> wykopałeś Vilepechory
LordDrek: że Anomia powinien
i LordaDreka, tak jak
Vilepechora: czyżby josh teraz zabić Chujka Ledwella
obiecałeś?
zdobył w szpitalu magiczne
LordDrek: ffs, nie powinniśmy
moce? Anomia: obiecałem, że się obwieszczać swojej obecności
im przyjrzę
Dżdżownica28: ? w tej pierdolonej grze
Anomia: zrobiłem to i nie LordDrek: i nie potrzeba
Vilepechora: „zaklęcie”. Albo
są w Halvingu kurwa geniusza, żeby się
raczej, jak ty byś napisała: „
domyślić, kim jest Al Gizzard
zaklęcie ” Morehouse: jak im się
Diablo1: Vilepechora, odwal przyjrzałeś?
się i zostaw Dżdżownicę Anomia: wypytałem ich >
w spokoju

Sercella: Josh musiał się Morehouse: no kurwa, a czego Vilepechora: popadasz


poczuć o wiele lepiej, skoro się spodziewałeś, jakiegoś w paranoję?
tweetuje wyznania? LordDrek: Nie popadam
Diablo1: może dali Morehouse: przejrzałem w żadną kurwa paranoję,
mu pielęgniarkę albo kogoś historię logowania. Żadnego właśnie rozmawiałem
kto pisze za niego z nich tu nie było w czasie z Eiwazem. Dziś po południu
zabójstwa. przesłuchiwały go psy,
Diablo1: szybciej, Anomia, nie
trzymaj nas w niepewności, Anomia: Ciebie też tu nie było, Vilepechora: kurde, dlaczego?
to nie pieprzony X Factor a nie widzę, żeby ktoś cię
oskarżał o zabicie Ledwell

Dżdżownica28: lol Morehouse: co powiedzieli LordDrek: albo ktoś nas


> o tej gównianej teczce, którązinfiltrował, albo znowu
skompletowali? Anomia: zhakował, bo sądząc po tym,
> myśleli, że to wszystko była o co go pytali, najwyraźniej
Sercella: to okropne, że Grant prawda podejrzewają, że konstruuje
Ledwell będzie miał tyle Morehouse: bzdury, próbowali bomby
do powiedzenia w sprawie SjS, zwrócić fandom przeciwko Vilepechora: kutas gadał
skoro nawet nie pamięta Ledwell, żeby ludzie ją nękali pewnie w jakimś pubie
tytułu
Sercella: bóg wie co wyjdzie Anomia: Po prostu mówili to, o ładunkach wybuchowych
z filmu, jeśli on będzie co myśli większość fanów. Była albo coś
decydował pazerną suką. Masz obsesję
LordDrek: cokolwiek zrobił,
na punkcie Halvingu.
Diablo1: nie będzie decydował nie chcę, żebyś publicznie
o wszystkim, jest jeszcze Josh wiązał z tą grą swoje imię
w Halvingu

> Morehouse: ffs, ty też >


Dżdżownica28: Maverik powinieneś mieć Vilepechora: ok usunąłem
powinien się spotkać z fanami Anomia: po prostu wejdź tweeta
, i wysłuchać co naszym na grupę moderatorów,
LordDrek: usuń cały profil,
zdaniem powinno się stać przedstawię im swój plan głąbie!
z filmem dotyczący Comic Con
<Vilepechora opuszcza
Sercella: no Morehouse: pieprzę twój plan, grupę> <
Narcyzka: ale to nigdy nie nie skończyłem z tobą
rozmawiać LordDrek opuszcza grupę>
nastąpi
<Anomia opuszcza grupę> <Grupa prywatna została
<LordDrek dołącza do grupy>
zamknięta>
<Morehouse opuszcza grupę>
LordDrek: przepraszam
za spóźnienie, dopiero
wróciłem z pracy

Sercella: cześć LordDrek xxx <Grupa prywatna została


zamknięta>

LordDrek: cześć Sercella x <Otwiera się nowa grupa


Anomia: no dobra, są wszyscy? prywatna>
Anomia: OK, więc <10 kwietnia 2015, 23.37>
przekręcenie tytułu przez <Sercella zaprasza
Chujka Ledwella dowodzi, Morehouse'a>
że nie ma sensu dłużej być
miłym
Diablo1: a do tej pory byłeś
miły?!
Anomia: pora zacząć
terroryzować Chujka Ledwella
i tych zjebów z Mavericka
Diablo1: jak?
Anomia: na Comic Con musi
przyjść jak najwięcej ludzi
w koszulkach z Grą Dreka
Anomia: pokazać im, że ta gra
to epicentrum fandomu
Anomia: i każda próba
zamknięcia nas będzie
oznaczała potężny sprzeciw
wobec nich i ich gównianego
filmu
<Morehouse dołącza
do grupy>
Dżdżownica28: ale jak mamy
przestszegać Zazady 14 skoro
wszyscy tam będziemy ?
Anomia: żadnych nazwisk,
żadnych danych osobistych
i maski
LordDrek: sexy. Jak na orgii
swingersów
Sercella: lol
Morehouse: chcę pogadać
o Halvingu
Anomia: Morehouse ffs daj
spokój
Morehouse: Myślę, że mamy
tu dwóch członków Halvingu,
chcę ich wyrzucić z Gry i żeby
nigdy więcej się tu nie
pokazywali
>

LordDrek: zakładam, że masz Sercella: Morehouse, skarbie,


na myśli mnie i Vilepechorę? nie rób tego, proszę
Morehouse: zgadza się Sercella: LordDrek na pewno
nie jest w Halvingu!
LordDrek: obgadaliśmy to z
Anomią i przyjął Sercella: proszę, nie mów
do wiadomości, Anomii, że o tym wiem,
że popełniliśmy bo złamałam Zasadę 14, ale
niezamierzony błąd LordDrek jest czarny!
Morehouse: jasne kurwa

Vilepechora: tak było Sercella: więc jak mógłby być


Vilepechora: nawet nie białym rasistą?!
wiedzieliśmy co to jest >
Halving, dopóki Anomia nam
>
nie wytłumaczył
>
Vilepechora: jest oblatany
w tych darknetowych >
klimatach Sercella: Morehouse?
Vilepechora: myślimy
że wykorzystał bitcoin, żeby
kupić maczetę i paralizator.

> > <10 kwietnia 2015, 23.41>


> >
> >
Dżdżownica28: jak możesz >
z tego żartować ?
>
Diablo1: pierdol się
>
Vilepechora!
Diablo1: zamordowano istotę
ludzką a ty sobie qurwa
żartujesz

Diablo1: Morehouse <Sercella opuszcza grupę> <LordDrek zaprasza


ma całkowitą rację, gdyby Vilepechorę>
<Grupa prywatna została
to była niewinna pomyłka, zamknięta> <Vilepechora dołącza
to po tym, co spotkało Ledwell
do grupy>
i Blaya, schowalibyście się LordDrek: ZAMKNIJ SIĘ
w najgłębszej dziurze, ale KURWA I TO JUŻ
wy się z tego qurwa śmiejecie.
LordDrek: Wcale kurwa nie
Według mnie to nie była żadna
żartuję
pomyłka.
LordDrek: powiedz mi prawdę:
<Diablo1 opuszcza grupę>
gadałeś z Anomią o bitcoinie?

Anomia: przygotowałeś Vilepechora: no, trochę


to razem z Diablo1, co,
LordDrek: ty głupi dupku
Morehouse?
LordDrek: co ci mówiłem
Anomia: znowu urządzacie
na początku tej roboty?
sobie miłe pogaduszki
jesteśmy tylko dwoma nic
na grupie prywatnej, jak nieznaczącymi nerdami
za dawnych czasów?
z obsesją na punkcie
Morehouse: Możesz zatrzymać pieprzonej kreskówki
LordaDreka i Pecha albo
LordDrek: dawałeś mu jeszcze
możesz zatrzymać mnie, jakieś instrukcje?
Anomio.
<Morehouse opuszcza grupę>
>

> <Otwiera się nowa grupa Vilepechora: nie


> prywatna> LordDrek: w każdym razie nie
<10 kwietnia 2015, 23.46> potrzebujemy, żeby ten kutas
>
<Narcyzka zaprasza Morehouse doniósł na nas
> psom
Morehouse'a>
>

> Narcyzka: jesteś moim qurwa LordDrek: no to się kurwa


bohaterem zamknij i rób to co ja
>
<Morehouse dołącza >
LordDrek: słuchajcie, jeśli
do grupy>
nasza obecność psuje całej >
reszcie zabawę, to się Narcyzka: to dokładnie to o
>
usuniemy czym reszta z nas bała się
mówić >
Sercella: nie wygłupiaj się!
Morehouse zachowuje się >
niedorzecznie! Morehouse: Albo oni, albo ja, >
a Anomia potrzebuje mnie
>
w chuj bardziej niż ich.

LordDrek: ale jest Morehouse: Beze mnie by tego >


współtwórcą nie osiągnął. Jego kodowanie
>
jest do dupy
LordDrek: a my jesteśmy tylko >
parą głąbów, którym Morehouse: Jestem taki
spodobała się Gra Dreka wściekły, że mógłbym ci teraz >
Vilepechora: no powiedzieć, kim on jest >
Narcyzka: nie mów
Sercella: Anomia, powiedz im, >
że wiemy, że to nieprawda! Narcyzka: później byś siebie
>
znienawidził
LordDrek: jeśli jutro nie >
będziemy mogli się tu dostać, Narcyzka: to wciąż twój
przyjaciel >
w porządku, domyślimy się,
że nas przegłosowaliście Morehouse: czyżby? >
<LordDrek opuszcza grupę> Narcyzka: pisałeś mi, >
<Vilepechora opuszcza że jesteście bardzo blisko >
grupę> Morehouse: ostatnio nie >
>
>

Sercella: Obłęd > LordDrek: jeśli się dowiem,


że wymachujesz tu fiutem
Sercella: Anomia, przecież Morehouse: czasami myślę,
opowiadając Anomii, jak
wiesz, że po prostu się że to zrobił
pomylili! kupować bez pozostawiania
Narcyzka: że co zrobił? śladów
Sercella: chyba nie Morehouse: a jak myślisz?
zamierzasz pozwolić, żeby Vilepechora: nic takiego nie
Morehouse cię szantażował? > robiłem

Anomia: oczywiście, że nie > LordDrek: lepiej kurwa dla


ciebie, żeby to była prawda
Sercella: gdybyśmy >
przeprowadzili głosowanie, Vilepechora: serio
Narcyzka: daj spokój
tylko Morehouse głosowałby >
Narcyzka: to szaleństwo
przeciwko nim
Sercella: ty nie, prawda, Narcyzka: po co miałby LordDrek: zobaczymy się jutro
Dżdżownico? to robić? u rodziców
Dżdżownica28: nie wiem Morehouse: Gra Dreka LordDrek: i tam jeszcze
to jedyne, na czym mu zależy pogadamy <
Sercella: Dżdżownico, nie
możemy ich wywalić! Morehouse: decydowanie LordDrek opuszcza grupę> <
o grze i bycie liderem
Anomia: co masz na myśli, Vilepechora opuszcza grupę>
pisząc „my”, Sercello? fandomu na Twitterze
>
>

Sercella: mam na myśli Narcyzka: to nie jest motyw <Grupa prywatna została
wszystkich moderatorów zamknięta>

Anomia: nie przypominam Morehouse: nie dla normalnej


sobie, żebyś to ty tworzyła osoby
tę grę >
Sercella: Wiem, nie chciałam > Morehouse: ok, zapomnij,
niczego takiego sugerować. że to napisałem
Wybacz, Anomio

> Morehouse: po prostu ostatnio


Dżdżownica28: ale to co naprawdę dziwnie się
zrobili Lorddrek i Vielpachora zachowuje
było dziwne Morehouse: jak się czuje twoja
Dżdżownica28: pokazali nam mama?
cały plik materjałów i nic Narcyzka: ok
z tego nie było prawdą Narcyzka: miała trzy sesje
Sercella: to była pomyłka chemii
Narcyzka: zaczynają jej
wypadać włosy

Dżdżownica28: to że Ledwell Narcyzka: ale skoro to ma


nie jest Anomią nie znaczy, pomóc
że te meile nie były prawdziwe Morehouse: no. Trzymam
Dżdżownica28: wem że bardzo kciuki.
lubisz Lordadreka , ale co jeśli Narcyzka: xxx
to spreparowali ? >
Sercella: oj, odwal się >
Dżdżownico
>
<Dżdżownica28 opuszcza
grupę>

Sercella: litości >


> >
> Narcyzka: słuchaj, wiem,
> że to zabrzmi jakbym była
zajebiście zakompleksiona
>
Narcyzka: ale nie gadasz
> przypadkiem z Diablo1
> za moimi plecami?
> Morehouse: oczywiście, że nie.
Dlaczego pytasz?
Sercella: Anomio?
Anomia: co?

Sercella: co zamierzasz zrobić Narcyzka: Chodzi po prostu


z LordemDrekiem i Pechem? > o to, co napisał Anomia
> na grupie moderatorów. O te
„pogaduszki”.
>
Narcyzka: Bo gdybyś był bi, nie
> miałabym nic przeciwko
> Morehouse: nie jestem bi,
> jestem hetero i od ponad roku
nie rozmawiałem z Diablo1
Anomia: to już moja sprawa.
na grupie prywatnej
Ale Dżdżownica ma rację,
chyba *naprawdę* bardzo
lubisz LordaDreka

> Narcyzka: OK! po prostu z tego


Sercella: Wcale nie! Jest co ludzie tu piszą wynika,
że Diablo1 cię kiedyś lubił
przywódcą naszego fandomu
na twitterze
Sercella: To znaczy lubię Morehouse: na pewno nie, nie
go tak samo jak resztę was w tym sensie

Anomia: więc nie łamiesz Narcyzka: chcę cię jeszcze


Zasady 14? o coś spytać, ale się boję, że się
zdenerwujesz
Sercella: oczywiście, że nie!
> Morehouse: pytaj

Anomia: Dżdżownica28 miała >


moderować dziś wieczorem Narcyzka: jesteś
Sercella: Wiem niepełnosprawny?

Anomia: Jako że to ty raczyłaś >


kazać jej się wynosić, możesz
>
zrobić nocną zmianę zamiast
niej >

Sercella: Anomio, nie dam >


rady, muszę wcześnie wstać! >
Anomia: potraktuj to jako >
przypomnienie, że to nie
Morehouse: dlaczego o to
ty wydajesz tu rozkazy. Tylko
pytasz?
ja

> Narcyzka: Morsiu, nie


> przeszkadzałoby mi, gdybyś
był
Sercella: Anomio, proszę,
jestem bardzo zmęczona, Morehouse: skąd pomysł,
a jutro wstaję o szóstej! że jestem?

Anomia: a to szkoda >

<Anomia opuszcza grupę> >


Narcyzka: chodzi po prostu
o coś co napisał kiedyś
Diablo1
<Morehouse opuszcza grupę
prywatną>
32
A wszystkie nasze spostrzeżenia
Tyczyły się Sztuki i Literatury, Człowieka i Istnienia.
Siedzieliśmy dumnie, we dwoje,
Na Obiektywizmu tronie;
Ledwie przyjaciele, na pewno nie kochankowie,
Bezpłciowi i bezpieczni Filozofowie.

Amy Levy
Philosophy
W ciągu pięciu dni, które minęły, nim Strike i Robin znowu się zobaczyli,
komunikowali się ze sobą jedynie za pośrednictwem wiadomości tekstowych
i mejli. To właśnie mejlem Strike poinformował ją, że agencja przyjęła kolejne
zlecenie: znalezienia czegoś, co zdyskredytuje Jagona Rossa i co można
by przeciwko niemu wykorzystać, by nie zostali wplątani w sprawę rozwodową
Rossów. Ponieważ nie powiedział, dlaczego Jago może podejrzewać jego
i Charlotte o romans, Robin dostała świeżą pożywkę dla bolesnych spekulacji
i mimo niedawnego przyznania się przed sobą, że być może zakochała się
w swoim wspólniku, nigdy nie rozumiała lepiej kobiet, które, jak to ujęła Ilsa,
Strike wkurzał. W normalnych okolicznościach zadzwoniłaby do niego, żeby
omówić nowe szczegóły sprawy, które Ryan Murphy podał jej przez telefon –
dziwne losy telefonu Edie Ledwell, który po śmierci właścicielki przemieścił się
z cmentarza Highgate w okolice sadzawki na Hampstead Heath – lecz tym
razem wolała przekazać te informacje w mejlu zwrotnym.
Tymczasem Strike znalazł się w niezupełnie nieznanym mu dotąd
położeniu, czując, że jego życie stało się jednym długim pasmem
emocjonalnych oczekiwań, których nie spełniał, oraz wymogów natury
fizycznej, którym z trudem udawało mu się sprostać. Ścięgno udowe wciąż
dawało mu się we znaki i choć dwa razy dziennie aplikował krem, końcówka
jego amputowanej nogi wciąż była zaogniona. Biorąc pod uwagę, że to on
ponosił winę za dołożenie agencji dodatkowego zadania, starał się brać jak
najwięcej godzin, by Dev i Midge mieli czas na dochodzenie w sprawie Rossa.
Nie tylko oznaczało to niemożność odpinania protezy i odpoczywania
z workiem lodu przyłożonym do końcówki kikuta, co, jak wiedział, doradziłby
mu jego lekarz specjalista, lecz także zmuszało do odrzucania zaproszeń
zarówno od Madeline, która miała bilety do Opery Królewskiej na Córkę źle
strzeżoną, jak i od Lucy, oczekującej, że Strike spędzi weekend w jej domu
w Bromley razem z ich owdowiałym niedawno wujkiem Tedem. Żadna z kobiet
nie ukrywała rozczarowania i niezadowolenia, gdy oznajmił, że musi
pracować. Strike, zdecydowanie bardziej lubiący swojego wujka niż balet,
znalazł przynajmniej czas, by wypić z Tedem kawę, nim ten wrócił
do Kornwalii.
Spotkania w plenerze z ulubionym siostrzeńcem Strike'a także trzeba było
na razie zawiesić. Coraz silniejsze przywiązanie do Jacka było dla Strike'a
równie wielkim zaskoczeniem jak dla jego siostry. Miał mało dobrowolnych
kontaktów z trzema synami Lucy, zanim Jack trafił do szpitala, a on musiał
mu zastąpić rodziców, którzy akurat utknęli we Włoszech. Z tego
traumatycznego, przypadkowego zdarzenia zrodziła się zupełnie
nieprzewidziana więź, która umacniała się przez następne dwa lata. Strike'owi
szczerze brakowało wyjść z Jackiem, które najczęściej obejmowały oglądanie
czegoś związanego z ich wspólnymi, zazwyczaj wojskowymi
zainteresowaniami. Ponieważ Jack miał już własną komórkę, od czasu
do czasu przesyłali sobie dowcipy albo informacje, które ich zdaniem mogły
zainteresować tego drugiego. Niedawno Jack napisał wujkowi, że bierze się
do pierwszego w swoim życiu projektu związanego z pierwszą wojną światową
i bitwą pod Neuve-Chapelle w 1915 roku (Królewska Żandarmeria Wojskowa,
w której Strike kiedyś służył i do której Jack pragnął pewnego dnia dołączyć,
odegrała w tej bitwie decydującą rolę). Jako że to właśnie Strike opowiedział
o niej Jackowi, detektyw poczuł nieznane mu dotąd ciepło zapośredniczonej
dumy i przez kilka minut zastanawiał się, czy tego rodzaju doznanie jest
wyjaśnieniem pragnienia prokreacji, którego sam nigdy nie odczuwał.
Jakby to wszystko nie powodowało wystarczającego napięcia, w środę
wieczorem Strike uświadomił sobie, że minęły już dwa z trzech terminów
spotkania zaproponowanych przez jego przyrodnią siostrę Prudence. Wysłał
krótkiego mejla, przepraszając, że nie odpowiedział wcześniej, napisał jej
zgodnie z prawdą, że jest wyjątkowo zajęty, i dodał, trochę nierozważnie,
że postara się z nią spotkać w trzecim z zaproponowanych terminów.
Gdy Robin przyjechała po Strike'a do agencji w czwartek w południe,
zauważyła w lusterku wstecznym swojego starego land rovera, że jej wspólnik
utyka. Ponieważ jednak Strike nigdy nie reagował dobrze na pytania o nogę
oraz dlatego, że wciąż miała do niego spory żal, w ogóle tego nie
skomentowała.
– Właśnie odebrałem telefon od Katyi – powiedział Strike, starając się nie
skrzywić, gdy wspinał się do land rovera. – Zmieniło się miejsce spotkania.
Katya chce, żebyśmy przyszli do niej do domu, a nie do kawiarni, bo jej córka
źle się czuje i nie poszła do szkoły. Lisburne Road na Hampstead. Mogę
pilotować.
– Okej – powiedziała chłodno Robin, ruszając. – Na desce rozdzielczej leżą
materiały, powinieneś je przejrzeć. Chyba znalazłam to bractwo, o które policja
pytała Wally'ego Cardew, a poza tym dowiedziałam się o komórce Edie czegoś,
co może mieć znaczenie.
Strike sięgnął po plastikową teczkę i wyjął z niej kartki. Pierwsza była
wydrukiem strony internetowej.

Bractwo Ultima Thule

(BUT)

„Ani o krok nie wolno mężowi


Oddalić się od swej broni,
Bo nie wiadomo, czy wieść się nie rozniesie
Po drogach, że mu brak oszczepu”[6].

Hávámal

Bractwo Ultima Thule angażuje się w obronę cywilizowanych wartości


wspólnych narodom północnej Europy: sprawiedliwości, czystości rasowej,
wartości Oświecenia i suwerenności narodowej. Podobnie jak wikingowie
wyznajemy ideały siły, solidarności i braterstwa. Żyjemy zgodnie z prawem
i maksymami zawartymi w Hávámal. Wierzymy, że feminizm i legalizacja
homoseksualizmu miały katastrofalny wpływ zarówno na tradycyjną rodzinę,
jak i na szeroko pojęte społeczeństwo. Wierzymy, że wielokulturowość
poniosła klęskę. Popieramy humanitarną repatriację Żydów i innych obcych
grup etnicznych ze wszystkich północnych narodów.

Ultima Thule
Ultima Thule to nazwa nadana w czasach starożytnych ziemiom wysuniętym
najdalej na północ, wyznaczającym krańce znanego świata. Ultima Thule była
stolicą Hiperborei – krainy położonej za siedzibą północnego wiatru.
Niedawne znaleziska archeologiczne potwierdzają, że człowiekowate, które
jako pierwsze zamieszkiwały regiony północne, przybyły z dalekiej północy.
Miejscem narodzin ras północnych nie jest zatem Afryka, lecz Ultima Thule.

Wiara
Bractwo Ultima Thule wyznaje odynizm. Odynizm to pradawna religia ras
północnych zupełnie niezepsuta przez żydowskie wpływy.

Publikacje
BUT regularnie publikuje prace na temat najważniejszych aktualnych
wydarzeń. Hajmdal, założyciel bractwa, wydał dwie książki: Hávámal dla
współczesnego mężczyzny oraz Odzyskanie męskości.

Bractwo
BUT przyjmuje wyłącznie mężczyzn. Za nowych braci muszą poświadczyć dwaj
aktualni członkowie. W celu zdobycia bardziej szczegółowych informacji
należy pisać na adres hajmdal@BUT.com.

Zebrania
BUT organizuje regularne zebrania polityczne i obrzędy odynistyczne.
Obserwuj BUT na Twitterze na @#B_U_T oraz
na Reddit r/Bractwoultimathule

– Znalazłam to wczoraj dzięki tweetom na następnej stronie – powiedziała


Robin, nie odrywając oczu od drogi. Są sprzed trzech lat. Członkowie bractwa
wcale się z tym nie kryją. Wielu z nich ma w nazwach „BUT” albo „UT”.
Z tweetów wynikało, że Wally Cardew zwrócił uwagę Bractwa Ultima Thule
filmikiem Ciasteczka, przez który wyleciał z Serca jak smoła.

Bractwo Ultima Thule


@#B_U_T
Dosłownie najzabawniejsza rzecz, jaką zobaczycie w tym
roku.
www.YouTube/DrekPieczeCiasteczka

21.06, 12 marca 2012

Arlene @queenarleene
W odpowiedzi do @#B_U_T
jeśli szydzenie z holokaustu cię bawi to jesteś kurwa
odrażający

SQ
@BUT_Quince
W odpowiedzi do @queenarleene @#B_U_T
oni szydzą z takich świętych oburzonych, którzy chcą ścigać
ludzi za każdy jebany żart, debilko

Wally Cardew
@The_Wally_Cardew
W odpowiedzi do @BUT_Quince @queenarleene @#B_U_T
Właśnie. Robimy sobie jaja z WSS-ów, którzy wszędzie widzą
nazizm.

Strike przewrócił stronę.

Anomia
@AnomiaGamemaster
Biedwell zamierza wywalić @The_Wally_Cardew jako Dreka.
Słyszałem, że @prawdziwyJoshBlay nie chce go wyrzucać.
Podpiszcie poniższą petycję #WallyDalejDrekiem
https://www.change.org/WallyDalejDrekiem

19.27, 15 marca 2012

Zozo
@czarneserce28
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Nieeeeeeeeeeeeeeee #WallyDalejDrekiem

Terence Ryder
@Brat_Ultima_14
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Lepiej żeby to kurwa nie była prawda #WallyDalejDrekiem

Pióro Sprawiedliwości
@piorosprawpisze
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Często nie zgadzam się z tym, co robi Ledwell, ale szczerze
mówiąc, nie wydaje mi się, żeby @The_Wally_Cardew
zostawił jej wielki wybór.
Wielmożny Algernon Gizzard
@Gizzard_Al
W odpowiedzi do @piorosprawpisze @AnomiaGamemaster
Spierdalaj cipo. Wally to dosłownie jedyna dobra rzecz w tej
gównianej kreskówce

Pióro Sprawiedliwości
@piorosprawpisze
W odpowiedzi do @Gizzard_Al @AnomiaGamemaster
jasne, jeśli przez „dobra” rozumiesz „dosłownie nazistowska”

Wally Cardew
@The_Wally_Cardew
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Pierwsze słyszę, żeby mieli mnie wywalić.

Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do @The_Wally_Cardew
Wybacz, że dowiadujesz się ode mnie. Robisz się zbyt sławny
dla #EdietyBiedwell. Nie może pozwolić, żeby ktoś
ją przyćmił.

Król Ultima Thule


@Hajmd&l88
W odpowiedzi do @The_Wally_Cardew @AnomiaGamemaster
Tak to jest, jak się pracuje dla WSS-ów, koleś. Zajrzyj
na www.bractwoultimathule.com

– Więc Anomia wiedział, że Cardew zostanie zwolniony, zanim on sam się


o tym dowiedział? – spytał Strike. – A potem szef bractwa próbował
go zrekrutować?
– Próbował dwa razy – powiedziała Robin. – Spójrz na resztę tweetów.

Bractwo Ultima Thule


@#B_U_T
W odpowiedzi do @The_Wally_Cardew
Zobacz naszą reakcję na twoje zwolnienie.
www.BractwoUltimaThule/Zwolnienie...

20.03, 18 marca 2012

Wally Cardew
@The_Wally_Cardew
W odpowiedzi do @#B_U_T
No, to w zasadzie streszcza całą sprawę, dzięki za wsparcie

Bractwo Ultima Thule


@#B_U_T
W odpowiedzi do @The_Wally_Cardew
Jesteśmy twoimi wielkimi fanami. Wspaniale byłoby się
spotkać. Skontaktuj się ze mną na @Hajmd&l88.

– Świetnie, że to znalazłaś, dobra robota – powiedział Strike. – Ostatni raz


bractwo i Wally kontaktowali się na Twitterze trzy lata temu?
– Chyba tak. Niczego innego nie znalazłam.
– Może potem przenieśli swoją znajomość offline. Czytałaś, co bractwo
miało do powiedzenia o zwolnieniu Wally'ego? – dodał, zauważywszy, że nie
dołączyła artykułu.
– Tak – powiedziała Robin. – Ale nie znalazłam tam niczego nowego.
Wszystko sprowadzało się do tego, że Wally jest dyskryminowany, ponieważ
to heteroseksualny biały mężczyzna, że feminaziści przejmują kontrolę nad
światem i nie można sobie zwyczajnie pożartować z palenia Żydów, nie
obawiając się wizyty policji.
Samochód toczył się po Tottenham Court Road.
– Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli zapalę? – spytał Strike z powodu
zdecydowanie chłodnego zachowania Robin. Normalnie by nie pytał, ponieważ
w schowku na rękawiczki trzymała puszkę, której mógł używać jako
popielniczki.
– Nie – powiedziała, a potem dodała: – Myślisz, że Bractwo Ultima Thule
i Halving to...?
– Publiczne i tajne oblicza tej samej organizacji?
– Właśnie.
– Rzekłbym, że to cholernie prawdopodobne. – Strike ostrożnie wydmuchnął
dym za okno. – Bractwo to organ rekrutujący, a gorliwych członków werbuje
się do bojówkowego skrzydła.
Strike przeszedł do ostatniej strony wydrukowanej przez Robin, obejmującej
krótki wycinek internetowego wywiadu z Edie Ledwell zamieszczonego w 2011
roku na stronie Kobiety Które Tworzą.

KKT: Jak wygląda twój typowy dzień?


Edie: Tak naprawdę nie ma czegoś takiego jak mój typowy dzień. Pierwszym
poważnym zadaniem jest wyciągnięcie Josha z łóżka. Ale potem często
pracujemy do 3 albo 4 w nocy, więc chyba ma prawo się powylegiwać.
KKT: Jak wygląda u was podział obowiązków?
Edie: No więc zazwyczaj mam jakiś pomysł na każdy odcinek, ale Josh zawsze
dorzuca coś od siebie i często z tego korzystam, rozwijam to i tak dalej.
Animujemy obydwoje: on robi Sercka, Srotkę, lorda i lady Dzifno-
Czyrwów, a ja Dreka, Dżdżownicę i Narcyzkę.
KKT: Czy wasz proces twórczy ewoluował, czy pozostaje niezmieniony?
Edie: Jesteśmy trochę lepiej zorganizowani niż dawniej. Zaczęłam zapisywać
pomysły i przypomnienia w komórce, zamiast na świstkach, które
od razu gubiłam albo przez pomyłkę wyrzucałam.
– Trzymała pomysły w telefonie – powiedział Strike. – Ciekawe...
Zastanawiam się, dlaczego zabrano im komórki. Oczywista odpowiedź
to próba ukrycia przed policją, do kogo dzwonili, zanim napadnięto na nich
na cmentarzu, ale to by znaczyło, że zabójca nie zdawał sobie sprawy, że policja
i bez tego może uzyskać te informacje. Jeśli motywem było zdobycie jej
pomysłów, lepsza wydaje się moja druga teoria.
– Czyli?
– Że komórki zabrano jako trofea – powiedział Strike. – Zanim Mark
Chapman zabił Len-nona, postarał się o jego autograf na płycie.
Po plecach Robin przebiegł nieprzyjemny dreszcz.
Jechali dalej przez Camden, a Strike palił, wydmuchując dym przez okno.
Zastanawiał się, dlaczego właściwie Robin zachowuje się tak oschle.
Zazwyczaj gdy kobieta karała go milczeniem, mógł bez większego trudu
zgadnąć, czym zawinił. Bez wątpienia usłyszał w głosie Robin ostrzejszą nutę,
gdy Charlotte tak zręcznie wspomniała o Madeline, lecz po tej wizycie był tak
zaabsorbowany własną wściekłością, swoimi obawami i skrępowaniem, że nie
miał głowy do analizowania, co mogła o tym wszystkim pomyśleć Robin. Czy
jej przedłużająca się oschłość była spowodowana jedynie tym, że jako jej
rzekomy najlepszy przyjaciel nie raczył jej wspomnieć o swoim nowym
związku, a zatem miała źródło w urażonej dumie kogoś, kto dowiedział się
o czymś ostatni? A może była wkurzona, ponieważ dołożył kolejną sprawę
do ich już i tak koszmarnego grafiku, i na dodatek mogła myśleć (aczkolwiek
niesłusznie), że sam ponosi winę za wypłynięcie tej sprawy? Albo – i doskonale
wiedział, że już samo zadanie sobie takiego pytania może wynikać z tej samej
próżności, która skłoniła go do założenia, że jego zaloty przed Ritzem spotkają
się z ciepłym przyjęciem – po prostu była zazdrosna?
– Dalej nie mogę się dostać do tej przeklętej gry – powiedział tylko po to,
by przerwać milczenie.
– Ani ja – powiedziała Robin.
Nie wspomniała Strike'owi o pomyśle z wykorzystaniem danych logowania
byłej dziewczyny Midge – trochę dlatego, że Midge jeszcze się do niej w tej
sprawie nie odezwała, a Robin nie chciała obiecywać czegoś, z czego być może
nie będzie mogła się wywiązać, lecz także (jeśli miała być szczera) dlatego,
że nie widziała powodu, dla którego Strike miałby być jedyną osobą skrywającą
jakieś tajemnice.
– A, i przeczytałem twoje notatki o Piórze Sprawiedliwości – powiedział Strike,
strzepując popiół za szybę. – Koniecznie powinniśmy spytać Katyę Upcott, co o
nim wie. I o Kei Niven... Dalej prosto – dodał, gdy wjechali na Parkhill Road –
a za jakiś kilometr w lewo.
Reszta drogi upłynęła im w milczeniu.
33
Powoli dotarło do jej zmysłów nieprędkich [...],
Że w tym Raju rozkoszy ona także
Była nie na miejscu i że jak niemądre dziecko
Wciąż najbardziej tam krzywdziła, gdzie najbardziej kochać chciała,
A myśl ta wystarcza, by kobieta oszalała.

Elizabeth Barrett Browning


Aurora Leigh

Lisburne Road była spokojną ulicą z szeregowcami z czerwonej cegły:


solidnymi, okazałymi domami dla rodzin. Ponieważ większość miejsc
parkingowych była zajęta, Strike i Robin musieli zaparkować w pewnej
odległości od domu Katyi Upcott, a gdy potem szli ulicą zbudowaną na lekkim
wzniesieniu, Strike cierpiał w milczeniu z powodu odnowionego kłującego
bólu w ścięgnie udowym i w podrażnionej końcówce kikuta.
Kiedy podeszli do drzwi wejściowych, dotarły do nich dźwięki wiolonczeli
wydobywające się przez okno na dole. Solówka była tak znakomita, że Robin
założyła, iż to nagranie z płyty, lecz gdy Strike wcisnął dzwonek, przeciągły
dźwięk nagle się urwał i usłyszeli męski głos wołający:
– Ja otworzę!
W drzwiach stanął chudy młody mężczyzna w bardzo obszernej bluzie
dresowej. Najbardziej zauważalnymi elementami jego twarzy były zaognione
kalafiorowate wypukłości na obu policzkach i opuchlizna jednego oka.
– Cześć – mruknął. – Zapraszam.
Ściany przedpokoju były pomalowane na kremowy kolor i obwieszone
obrazami olejnymi. Zainstalowano windę schodową, która teraz znajdowała się
na piętrze. Obok schodów stały trzy ogromne kartonowe pudła. Jedno było
otwarte i ukazywało zestaw kwadratowych próbek materiału.
– Och, Gus, dziękuję ci, kochanie! – zabrzmiał przejęty damski głos i kobieta,
która, jak przypuszczali, była Katyą Upcott, zaczęła pospiesznie schodzić
po schodach. Podobnie jak jej syn była chuda, lecz o ile Gus miał ciemne, gęste
włosy, o tyle włosy Katyi były rzadkie i mysiego koloru. Miała na sobie
musztardowy sweter, który wyglądał, jakby sama go wydziergała, tweedową
spódnicę i praktyczne kapcie z baraniej skóry. Na zawieszonym na jej szyi
łańcuszku dyndały okulary do czytania. Gdy Gus zamknął drzwi, wycofawszy
się do pomieszczenia, które, jak zakładali Strike i Robin, było salonem, Katya
powiedziała:
– To tak naprawdę pokój Gusa. Wprowadziliśmy tu zmiany, żeby ułatwić
życie Inigowi i umożliwić mu przebywanie głównie na jednym piętrze. Cierpi
na zespół przewlekłego zmęczenia... to znaczy Inigo. Więc przenieśliśmy Gusa
na dół, a salon na górę, i wyburzyliśmy ścianę, dzięki czemu Inigo
ma pracownię sąsiadującą z sypialnią, a do tego łazienkę, do której może
wjechać na wózku. Och – zaśmiała się nerwowo i wyciągnęła chudą rękę. –
Jestem Katya, oczywiście, ty to pewnie, hm, Cormoran, a ty...?
– Robin – podpowiedziała Robin, przyzwyczajona do tego, że jej imię nie
przychodzi klientom do głowy równie łatwo jak imię Strike'a.
Gdy szli za Katyą na górę, za drzwiami pokoju Gusa znów zabrzmiały
dźwięki wiolonczeli.
– Wspaniale gra – powiedziała Robin.
– Prawda? – Katya wydawała się uszczęśliwiona pochwałą Robin. – Powinien
być teraz na ostatnim roku Królewskiej Akademii Muzycznej, ale musieliśmy
go stamtąd zabrać, żeby jakoś zaradzić tej jego pokrzywce. Widzieliście? –
szepnęła, wykonując palcem kolisty ruch obok własnej twarzy. – Już
myśleliśmy, że nad nią zapanowaliśmy, ale wróciła z impetem, a do
tego doszedł obrzęk naczynioruchowy. Nawet gardło mu spuchło. Jest bardzo
chory, biedactwo, leżał przez jakiś czas w szpitalu. Ale znaleźliśmy
mu naprawdę dobrego nowego specjalistę przy Harley Street i mamy nadzieję,
że mu pomoże. Gus pragnie po prostu wrócić na uczelnię. Nikt w tym wieku
nie chce tkwić w domu z rodzicami, prawda?
Obok dobrze dopasowanych drzwi do salonu znajdował się umieszczony
na wysokości pasa przycisk otwierający. Gdy Katya go wcisnęła, drzwi powoli
się otworzyły. Robin zastanawiała się, ile kosztowało doprowadzenie domu
do takiego standardu, i założyła, że otwarta przez Katyę firma z artykułami
papierniczymi prosperuje bardzo dobrze. Gdy weszli do salonu i drzwi się
za nimi zamknęły, dźwięk wiolonczeli zupełnie ucichł.
– Mamy dźwiękoszczelne drzwi i podłogę – wyjaśniła Katya – żeby ćwiczenia
Gusa nie przeszkadzały Inigowi w drzemkach. No dobrze, napijecie się
herbaty? Kawy?
Zanim któreś z nich zdążyło odpowiedzieć, na drugim końcu pokoju
otworzyły się drugie elektryczne drzwi i jakiś mężczyzna na wózku wjechał
powoli przy akompaniamencie Show Must Go On Queen, lecącego
w pomieszczeniu za nim. Miał nabrzmiałą twarz i żółtawą cerę, nieuczesane
siwe włosy i wydatne usta, które nadawały mu nadąsany wygląd, a jego
półkoliste okulary przycupnęły na czubku nosa. Na cienkim brązowym swetrze
w okolicy ramion widać było drobinki łupieżu, zaś nogi mężczyzny przejawiały
oznaki zaniku mięśni. Nie zwracając uwagi na Strike'a ani Robin, powiedział
do żony powoli i cicho, stwarzając wrażenie kogoś, kto mówi z olbrzymim
wysiłkiem.
– No cóż, jeden wielki bałagan. W tym miesiącu prawie nic nie zarobiłaś.
Potem, jakby jego wzrok działał z opóźnieniem, zaprezentował coś, co Strike
uznał za nieco naciąganą reakcję człowieka, który dopiero się zorientował,
że w pomieszczeniu są dwie obce osoby.
– A... dzień dobry. Przepraszam. Próbuję się połapać w księgach
rachunkowych żony.
– Kochanie, nie musisz tego robić – zaczęła wyraźnie zmartwiona Katya. –
Później się tym zajmę.
– Acta non verba – odrzekł Inigo, a spoglądając na Strike'a dodał: – A pan to...?
– Cormoran Strike – przedstawił się detektyw, wyciągając rękę.
– Niestety, nie wymieniam uścisków dłoni – oznajmił Inigo bez uśmiechu,
nie podnosząc rąk z kolan. – Muszę bardzo uważać na zarazki.
– Aha – powiedział Strike. – To jest Robin Ellacott.
Robin się uśmiechnęła. Inigo spojrzał na nią i powoli zamrugał
z kamiennym wyrazem twarzy, a ona poczuła się tak, jakby popełniła jakąś
gafę.
– Tak, więc... chcecie herbatę czy kawę? – spytała nerwowo Katya, zwracając
się do Strike'a i Robin. Obydwoje zdecydowali się na kawę. – A ty, kochanie? –
spytała Iniga.
– Którąś z tych bezkofeinowych herbat – powiedział. – Byle nie
truskawkową! – zawołał za nią, gdy zamykały się drzwi.
Po kolejnej krótkiej chwili ciszy Inigo powiedział:
– Proszę, usiądźcie państwo – i podjechał, by zająć miejsce przy stoliku
do kawy ustawionym między dwiema identycznymi kanapami w takim samym
musztardowym kolorze jak sweter jego żony. Jakiś abstrakcyjny obraz
w odcieniach brązu wisiał nad kominkiem, a na małej konsoli przycupnęła
modernistyczna marmurowa rzeźba przedstawiająca tułów kobiety. Poza tym
pokój był umeblowany skromnie i pozbawiony przedmiotów dekoracyjnych,
wypolerowana drewniana podłoga tworzyła idealną powierzchnię dla wózka
inwalidzkiego. Strike i Robin usiedli naprzeciw siebie na osobnych kanapach.
W pokoju obok, gdzie umieszczono łóżko do drzemania w ciągu dnia oraz
biurko, Fred-die Mercury śpiewał dalej:

Outside the dawn is breaking


But inside in the dark I'm aching to be free[7]

Strike odniósł wrażenie, że pojawienie się Iniga w salonie zostało


skrupulatnie zaplanowane, może nawet łącznie z majestatem
i melancholijnością piosenki, która jeszcze się nie skończyła. We wszystkim –
od skrytykowania biznesu żony w obecności obcych ludzi i nieprzekonującego
udawania, że nie wiedział albo zapomniał o spotkaniu Katyi z dwojgiem
detektywów, aż po brak uśmiechu, z jakim uzasadnił swoją niechęć
do uściśnięcia ręki na powitanie – Strike wyczuwał tłumioną, a nawet
zaprawioną goryczą wolę sprawowania władzy.
– Jest pan księgowym, panie Upcott? – spytał.
– Skąd taki pomysł? – odparł Inigo. Wydawał się urażony sugestią, którą
Strike rzucił wyłącznie po to, by wciągnąć go do rozmowy i wcale nie
przypuszczając, że faktycznie ma do czynienia z księgowym.
– Mówił pan, że zajmował się rachunkami...
– Każdy głupiec może czytać arkusze kalkulacyjne... oprócz Katyi, jak się
okazuje – powiedział Inigo. – Prowadzi firmę z artykułami papierniczymi.
Myślała, że uda jej się odnieść sukces... Wieczna optymistka. – Po krótkiej
chwili milczenia podjął: – Dawniej byłem niezależnym wydawcą muzycznym.
– Naprawdę? Jakiego rodzaju muzykę...?
– Głównie kościelną. Mieliśmy szeroki...
Elektrycznie sterowane drzwi od strony schodów otworzyły się i do salonu
weszła dziewczynka wyglądająca na mniej więcej dwanaście lat. Miała długie
ciemne włosy, okulary o grubych szkłach i jednoczęściową piżamę z polaru
we wzór kojarzący się z bożonarodzeniowym puddingiem, z gałązką
ostrokrzewu na kapturze. Najwyraźniej albo obecność obcych, albo
nieobecność matki wytrąciła ją z równowagi, ponieważ odwróciła się bez
słowa, lecz ojciec zawołał ją z powrotem.
– Flavio, co ci mówiłem? – spytał ostrym tonem.
– Żebym nie...
– Żebyś się do mnie nie zbliżała – powiedział Inigo. – Jeśli jesteś tak bardzo
chora, że nie możesz pójść do szkoły, powinnaś leżeć w łóżku. A teraz idź
mi stąd.
Flavia wcisnęła przycisk otwierający drzwi elektryczne i wyszła.
– Muszę wyjątkowo uważać na wirusy – wyjaśnił Inigo Strike'owi i Robin.
Znowu zapadła cisza, aż w końcu Inigo powiedział:
– No tak, zrobił się z tego cholernie wielki bałagan, prawda?
– Z tego? – spytał Strike.
– Z tego napadu i czego tam jeszcze – powiedział Inigo.
– Tak, to prawda – przyznał detektyw.
– Katya prawie codziennie jest w szpitalu... Nie będzie mogła wcisnąć
przycisku z tacą w rękach – dodał, spoglądając na drzwi, lecz wtedy one
ponownie się otworzyły. Gus wszedł za matką na górę, by wcisnąć dla niej
przycisk. Robin zauważyła, że Gus próbuje znowu zniknąć im z oczu, lecz Inigo
zawołał go do pokoju.
– Ćwiczysz?
– Tak – powiedział nieco urażony Gus, pokazując ojcu zrogowaciałe opuszki
lewej dłoni, na których struny wyżłobiły głębokie bruzdy.
– Słyszała go pani przy drzwiach? – zwrócił się Inigo do Robin, która nie była
pewna, czy Inigo zabiega o zapośredniczone komplementy czy może
podejrzewa, że syn kłamie.
– Tak – potwierdziła. – Brzmiało to pięknie.
Wyraźnie zakłopotany Gus znowu ruszył w stronę drzwi.
– Jakieś wieści od Darcy, kochanie? – spytała go matka.
– Nie – powiedział Gus i zanim ktokolwiek zdążył go jeszcze o coś spytać,
wymknął się z salonu. Elektryczne drzwi się zamknęły.
– Myślimy, że rozstał się z dziewczyną – szepnęła Katya.
– Nie musisz szeptać, salon jest dźwiękoszczelny – powiedział Inigo,
po czym dodał z nagłą pasją: – A na nią szkoda czasu, skoro nie potrafi wytrwać
przy mężczyźnie w chorobie, prawda? Więc dlaczego ciągle go nią zadręczasz,
do diabła? Krzyżyk na drogę.
Krótką chwilę ciszy, która zapadła po tych słowach, ożywił Freddie Mercury
śpiewający inną piosenkę.

I'm going slightly mad,


I'm going slightly mad[8]

– Wyłącz to, dobrze? – warknął Inigo na Katyę, która szybko poszła to zrobić.
– Inigo też jest muzykiem – powiedziała z niepewnym uśmiechem, gdy
wróciła i zaczęła rozdawać kubki.
– Byłem – poprawił ją Inigo. – Dopóki nie dopadło mnie to cholerstwo.
Wskazał swój wózek.
– Na czym pan grał? – spytał Strike.
– Na gitarze i klawiszach... w zespole... i pisałem piosenki.
– Jaka to była muzyka?
– Rock. – Inigo lekko się ożywił. – Kiedy graliśmy swoje kawałki. Trochę
coverów. Żadnych kawałków pana ojca – wypalił do Strike'a, który zauważył
w duchu z cichym rozbawieniem nagłe odejście Iniga od udawania,
że zapomniał o umówionym spotkaniu z detektywami, w stronę wykazania się
wiedzą o pochodzeniu Strike'a. – Mogłem pójść w klasykę, jak Gus...
miałem umiejętności... ale problem w tym, że nigdy nie robiłem tego, czego ode
mnie oczekiwano. Ku rozpaczy rodziców. Ma pan przed sobą syna biskupa...
W moim domu rodzinnym nie ceniło się rocka... – Odwracając się do żony,
dodał: – Tak na marginesie, przed chwilą była tu Flavia. Jeśli ma gorączkę, nie
powinna się do mnie zbliżać.
– Wiem, przepraszam, kochanie – powiedziała Katya, cały czas stojąc. –
Po prostu nudzi jej się tam na górze, no wiesz.
– Nasze trudne dziecko – wyjaśnił Inigo, patrząc na Robin, która nie zdołała
wymyślić żadnej stosownej odpowiedzi. – Urodziła się nam w późnym wieku.
W złym czasie. Właśnie dopadło mnie to cholerstwo.
Znowu wskazał swój wózek.
– Och, nie jest taka zła – zaprotestowała niemrawo Katya i prawdopodobnie
po to, by uciąć dalszą rozmowę o Flavii, powiedziała do Strike'a: – Mówiłeś
przez telefon, że chcesz usłyszeć wszystko o przyjaciołach Josha i Edie, więc
pomyślałam...
Podeszła do małego sekretarzyka w kącie, sięgnęła po leżącą na nim kartkę,
po czym wróciła do Strike'a i podała mu ją.
– ...że mogłoby się to przydać. Zrobiłam listę wszystkich osób, które
zdołałam sobie przypomnieć i były blisko z Edie i Joshem, gdy pojawiła się gra
Anomii.
– To będzie niezwykle przydatne – powiedział Strike, biorąc od niej kartkę. –
Bardzo dziękuję.
– Część nazwisk musiałam sprawdzić – Katya przysiadła na skraju kanapy
obok Robin – ale na szczęście były wymienione w napisach do pierwszych
odcinków, więc mogłam je znaleźć w Internecie. Wiem, że chcecie wykluczyć
jak najwięcej osób. Jestem pewna, absolutnie pewna – podkreśliła
z przekonaniem – że nikt z przyjaciół Josha nie może być Anomią. – To sami
uroczy ludzie, ale rozumiem, że należy ich metodycznie eliminować z grona
podejrzanych.
Słońce wlewające się przez olbrzymie okno wykuszowe ukazywało każdą
zmarszczkę na twarzy wyczerpanej Katyi. Robin pomyślała, że kiedyś musiała
to być atrakcyjna kobieta i być może znowu mogłaby taka być, gdyby się
wysypiała. Jej ciepłe brązowe oczy i pełne usta wciąż wyglądały ładnie, lecz cera
wyschła i zaczęła się lekko łuszczyć, a głębokie zmarszczki na czole i wokół ust
wskazywały na stan wiecznego niepokoju.
– Jak się czuje Josh? – spytała ją Robin.
– Och, dziękuję, że... Na razie bez zmian, ale lekarze mówią, że nie
spodziewają się jakiejkolwiek poprawy tak... tak wcześnie.
Jej głos upodobnił się do pisku. Pogmerała w rękawie, wyjęła z niego
chusteczkę i przycisnęła ją do oczu.
Robin zauważyła, jak bardzo trzęsą się ręce Iniga, gdy mężczyzna próbował
przysunąć kubek do ust. Wydawało się, że za chwilę obleje się gorącą herbatą.
– Chciałby pan, żebym...? – zaproponowała.
– O... dziękuję – odrzekł sztywno, pozwalając jej wziąć kubek i odstawić
go na stolik. – To bardzo miło z pani strony.
Strike przeglądał zapiski, które dała mu Katya. Nie tylko zrobiła listę
nazwisk, zapisując je drobnym, starannym, kanciastym pismem, lecz
przypisała każdej z tych osób rolę w Sercu jak smoła, precyzując, jakiego rodzaju
związki łączyły ją z Joshem albo Edie; dodała też znane jej osoby z otoczenia
tych ludzi, pisząc na przykład: „współlokatorzy, nie znam nazwisk”
i „dziewczyna o imieniu (chyba) Isobel”. Jeśli je znała, dopisywała także adresy
albo miejsca pracy.
– Powinniśmy panią zatrudnić – powiedział. Właśnie na czymś takim nam
zależało.
– Och, tak się cieszę... i proszę, mówcie mi Katya – powiedziała, rumieniąc
się, a jej wyraźna radość z pochwały wydała się Robin trochę żałosna. –
Naprawdę chcę pomóc w każdy możliwy sposób. Josh jest absolutnie
zdeterminowany, żeby się dowiedzieć, kto jest Anomią. Chyba przede
wszystkim czuje, że może... – jej głos znowu upodobnił się do pisku – ...że może
w ten sposób wynagrodzić to wszystko Edie – dokończyła pospiesznie i znowu
przycisnęła do oczu chusteczkę.
Strike złożył listę, którą dostał od Katyi, wsunął ją do wewnętrznej kieszeni
i powiedział:
– Tak, to dla nas ogromna pomoc. Dziękujemy. Chcielibyśmy ci zadać kilka
pytań, jeśli nie masz nic przeciwko temu. Czy mogę robić notatki?
– Tak, oczywiście – odpowiedziała Katya stłumionym głosem.
– Może zaczęlibyśmy od tego, co Josh sądził o Anomii – zaproponował Strike,
otwierając notes. – Czy kiedykolwiek zastanawiał się, kto stoi za tą grą, zanim
przyszło mu do głowy, że to Edie?
– Ojej – powiedziała strapiona Katya. – Obawiałam się, że o to spytacie.
Strike czekał, trzymając długopis w gotowości.
– Mogłaby pani podać mi herbatę? – poprosił Inigo Robin ściszonym głosem.
Podała mu kubek i patrzyła z lekkim zaniepokojeniem, jak znowu unosi
go drżącą ręką do ust.
– No cóż... tak, kiedyś rzeczywiście mi powiedział, kto jego zdaniem jest
Anomią, ale mówił wtedy trochę nieskładnie – zaczęła Katya.
– To było jednej z tych nocy, kiedy zjawił się tu pijany? – spytał Inigo znad
krawędzi kubka, który drżał w jego rękach.
– Innie, to się stało tylko dwa razy – powiedziała Katya ze słabym
uśmiechem, po czym odwróciła się z powrotem do Strike'a i upewniła się: –
Naprawdę muszę mówić?
– Przydałoby się.
– No dobrze, więc... to zupełnie niemądre, ale Josh uważał, że Anomią jest
dwunastoletni chłopiec.
– Jakiś konkretny dwunastoletni chłopiec?
– Hm... tak – potwierdziła Katya. – Ma... ma na imię Bram. Bram de Jong.
To syn Nilsa... właściciela kolektywu artystycznego.
Robin zauważyła kątem oka, jak Inigo bardzo powoli i z niewyobrażalnym
zmęczeniem kręci głową, jakby ta rozmowa zmierzała w kierunku, którego się
spodziewał, lecz który potępiał.
– Ale teraz Josh już zdecydowanie nie myśli, że to Bram – dodała szybko
Katya – ponieważ... – Jej głos stawał się coraz bardziej piskliwy, znowu walczyła
z łzami – ...ponieważ, widzicie, Josh myśli, że to właśnie Anomia na nich
napadł – zaznaczyła. – To pierwsze, co... co mi powiedział, kiedy go zobaczyłam
po tym, co... co się stało. „To był Anomia”.
– Mówił o tym policji? – spytał Strike.
– O, tak. Początkowo nie umieli tego wyczytać z ruchu jego warg, ale ja się
domyśliłam, co mówi. Spytali, dlaczego uważa, że to był Anomia, a on
powiedział, że... kiedy ta osoba go dźgnęła, coś do niego szepnęła.
Drugi raz tego popołudnia Robin poczuła dreszcz na plecach.
– Co szepnęła? – spytał Strike.
– „Nie martw się, teraz ja się wszystkim zajmę” – zacytowała Katya. –
A potem zabrała teczkę, którą Josh przyniósł na cmentarz, i jeszcze jego
komórkę.
– „Nie martw się, teraz ja się wszystkim zajmę” – powtórzył Strike. – To był
głos mężczyzny czy kobiety?
– Josh myśli, że mężczyzny, ale jest pewny, że to nie był Bram. Bo oczywiście
to nie mógł być Bram. On ma dopiero dwanaście lat.
– Ta teczka, którą zabrał napastnik, to ta sama, w której były...?
– Dowody, że Edie jest Anomią, tak – powiedziała cicho Katya.
– Rzekome dowody – poprawił żonę Inigo.
– Josh dostał tę teczkę od Yasmin Weatherhead, prawda? – spytał Strike,
ignorując go.
– Och, już o tym wiesz? – powiedziała Katya. – Tak, zgadza się.
– Niewiele nam o niej wiadomo – odrzekł Strike – poza tym, że przez jakiś
czas pomagała Joshowi i Edie z korespondencją z fanami.
– Z korespondencją z fanami i z mediami społecznościowymi – potwierdziła
Katya. – To... no cóż, właściwie to sama im ją poleciłam. Była... to znaczy
myślałam, że była, kiedy ją poznałam w North Grove... po prostu miłą, szczerą
młodą fanką. Jest, hm... no cóż, jest dosyć dużą dziewczyną i wydawało się,
że bardzo się cieszy i jest bardzo wdzięczna, mając okazję współpracować
z dwojgiem ludzi, których tak bardzo podziwiała. Chyba poza tym w jej życiu
niewiele się działo, więc... jak powiedziałam, namówiłam Josha, żeby skorzystał
z jej pomocy. Oni naprawdę kogoś potrzebowali, a ja pomyślałam, że Yasmin
idealnie się do tego nada. Pracowała w małej firmie kosmetycznej, gdzie
zajmowała się mediami społecznościowymi i PR-em, więc wiedziała, co to jest
zarządzanie marką i tak dalej... Tylko że to się źle skończyło. Wydawała się
bardzo miła i szczera, ale niestety wcale taka nie była.
– Dlaczego tak mówisz? – spytał Strike.
– No cóż, Josh i Edie dowiedzieli się, że gra w Grę Dreka – powiedziała Katya.
– No wiesz, w tę grę Anomii. W zasadzie to chyba nawet została jej...
moderatorką. Tak to się nazywa? Edie była z tego powodu bardzo
niezadowolona, bo Anomia pisał o niej w Internecie paskudne rzeczy, i kiedy
odkryła, że Yasmin czatuje sobie z Anomią, zaczęła podejrzewać,
że część prywatnych informacji, które znał na jej temat Anomia, może
pochodzić od Yasmin. Dlatego powiedziała Joshowi, że chce się pozbyć Yasmin
i... tak to właśnie było. W każdym razie kilka tygodni temu Yasmin znowu
zjawiła się w North Grove. Josh tam wtedy mieszkał, bo przez przypadek zalał
swoje mieszkanie. Pokazała mu tę teczkę z dowodami, które rzekomo
wskazywały, że Edie to Anomia. Przyniósł ją tutaj w wieczór, zanim to się stało.
Zanim ich zaatakowano.
– Więc był tutaj poprzedniego dnia wieczorem? – upewnił się Strike,
spoglądając znad notesu.
– Tak – potwierdził Inigo, zanim jego żona zdążyła odpowiedzieć. – Katya
dała do zrozumienia panu Blayowi, że może się tu zjawiać o każdej porze dnia
i nocy, a on w pełni i regularnie korzystał z tej oferty.
Zapadła krótka, nieprzyjemna cisza, w której Robin zatęskniła za Freddiem
Mercurym.
– Josh przez przypadek podpalił kosz na śmieci w swoim pokoju w North
Grove – powiedziała Katya. – Zasłony też zajęły się ogniem. Chyba zasnął
i upuścił papierosa. W każdym razie Mariam była wściekła i go wyrzuciła. Była
dziesiąta wieczór. Dlatego przez jakiś czas wałęsał się po mieście, aż w końcu
zjawił się tutaj, bo w zasadzie nie miał gdzie przenocować.
Inigo otworzył usta, żeby się odezwać, a Katya dodała pospiesznie:
– Nie mógł pójść do ojca, Innie. Nie rozmawiali ze sobą.
– A wszystkie hotele były oczywiście zamknięte – powiedział Inigo.
– Więc Josh został tu na noc? – spytał Strike.
– Tak, w pokoju gościnnym na górze – powiedziała przygnębiona Katya.
– I pokazał ci teczkę, którą dostał od Yasmin?
– Tak, nazajutrz rano. – Katyi pobielały knykcie, ponieważ bardzo mocno
ściskała chusteczkę. – Nie przeczytałam wszystkiego, tylko parę fragmentów.
– Pamiętasz, czego dotyczyły?
– Były tam jakieś wydruki tweetów Edie i Anomii, w których pisali podobne
rzeczy, na przykład że obydwojgu spodobał się ten sam film i że żadne z nich
nie cieszy się z powodu jubileuszu królowej. Były też mejle wymieniane przez
Edie i jej agenta Alana Yeomana. W jednym... w jednym z nich Edie napisała,
że Anomia to w zasadzie dobra rzecz i że nie chce go eliminować, bo fani
zaczynają jej współczuć, a dzięki temu ona i Allan Yeoman będą mieli lepszą
pozycję podczas negocjacji z Joshem i ze mną. W zasadzie bardzo brzydko
o mnie pisała w tym mej-lu: że każda rada, której im kiedykolwiek udzieliłam,
była błędna i... i zła. Napisała też, że Gra Dreka jest według niej całkiem dobra
i być może udałoby się jakoś na niej zarobić, i oznajmiła Allanowi, że według
niej Anomia powinien zgarnąć pokaźną część zysków, ponieważ to on wykonał
całą pracę. Wydawało się to dziwne, bo przecież Anomia od lat prześladował
ją w Internecie.
– Uznałaś, że te mejle są prawdziwe? – spytał Strike, myśląc, że już zna
odpowiedź.
– No cóż... nie wiedziałam, co o tym myśleć. Wyglądały na prawdziwe, ale...
Jak mówię, nie widziałam Edie od trzech lat, więc... nie wiedziałam, co o tym
myśleć – powtórzyła. – Odeszła ode mnie... nie żeby kiedykolwiek wiązała nas
oficjalna umowa... ale przestała się do mnie odzywać i zatrudniła na moje
miejsce Allana Yeomana, więc chyba... No cóż, wyglądały przekonująco. Ale
potem, kiedy ukazał się ten artykuł w „Timesie” o Edie na liście celów tego
prawicowego ugrupowania, uświadomiłam sobie, że na pewno zdarzają się
sprytne fałszerstwa. Widocznie ktoś oszukał Yasmin. Nie wierzę, że Yasmin
zrobiłaby to celowo... Nie wierzę, że mogłaby należeć do jakiejś grupy
terrorystycznej. Na pewno nie wikłałaby się w coś takiego.
– Wiesz może, kiedy Josh i Edie umówili się na spotkanie? – spytała Robin.
– W przeddzień napaści. Jedenastego. Edie zadzwoniła do Josha do North
Grove.
– Zadzwoniła do niego? – zdziwił się Strike.
– Tak – powiedziała Katya. – Wspomniał mi, że od dwóch tygodni próbował
z nią o tym porozmawiać, a ona ciągle się rozłączała, aż nagle sama do niego
zadzwoniła i powiedziała: „W porządku, rozmówmy się, możesz przynieść
te tak zwane dowody”.
– Więc Josh odebrał ten telefon w North Grove?
– Zgadza się – powiedziała Katya.
– I podczas tej samej rozmowy uzgodnili czas i miejsce spotkania?
– Tak – potwierdziła Katya.
– Kto wpadł na pomysł, żeby spotkali się na cmentarzu?
– Edie. Josh wspomniał, że powiedziała coś w stylu: „Chcę, żebyś spojrzał
mi w twarz w miejscu, gdzie to wszystko się zaczęło, i powiedział, że szczerze
wierzysz, że miałam zamiar... wydymać cię pięć lat temu”.
– Czyli wtedy, kiedy online pojawiła się gra? – spytała Robin.
– Właśnie.
– Uzgodnili konkretne miejsce na cmentarzu?
– Tak. – Katyi znowu zadrżał głos. – W miejscu, gdzie wpadli na te wszystkie
pomysły, w zacisznym zakątku między grobami. To w części cmentarza
dostępnej wyłącznie dla uczestników wycieczek z przewodnikiem, ale oni
wiedzieli, jak się tam dostać. To było bardzo niestosowne – dodała niezbyt
przekonująco.
– Wiesz może, skąd Edie dzwoniła do Josha? – spytała Robin.
– Nie, ale mieszkała wtedy na Finchley ze swoim nowym chłopakiem
Phillipem Ormondem. – Spojrzała na Strike'a. – Mówiłeś, że masz się z nim
spotkać...
– Tak, niedługo po naszej rozmowie – potwierdził Strike.
– Czy w chwili ataku Josh i Edie byli razem – spytała Robin – czy raczej...?
– Nie, nie byli razem – powiedziała Katya. – Josh... Josh się spóźnił. Policja
uważa, że Edie zginęła, zanim napastnik zaatakował Josha. Znaleziono
ją w miejscu, w którym mieli się spotkać. Myślą, że potem zabójca ruszył
za Joshem, zaszedł go od tyłu, gdy Josh zbliżał się do miejsca spotkania,
i poraził go paralizatorem. Najpierw znaleziono Josha. Co wieczór
o szóstej ktoś chodzi po cmentarzu, podzwaniając dzwonkiem, żeby wszyscy
opuścili teren przed zamknięciem bramy. Ten człowiek znalazł Josha leżącego
tuż przy ścieżce. Myślał, że Josh nie żyje, ale po chwili zauważył, że usiłuje coś
powiedzieć. Zrozumiał, że prawdopodobnie zaatakowano jeszcze kogoś, więc
podniósł alarm i zaczęto poszukiwania. Trochę trwało, zanim... zanim
ją znaleźli, bo leżała w pewnej odległości od ścieżki. Została... Spotkało
ją to samo co Josha. Ktoś poraził ją od tyłu paralizatorem i dźgnął takim samym
rodzajem noża. Ponoć dużym. Podobnym do maczety. Uważają, że umarła
natychmiast. Dźgnięto ją w plecy, w samo ser... Katya zatrzęsła się gwałtownie
pod wpływem powstrzymywanego z trudem płaczu. Próbowała zapanować nad
łzami i cieknącym nosem za pomocą już prawie zupełnie nieprzydatnego
zwitka chusteczek. – Prze... przepraszam... potrzebuję więcej... Wstała
i chwiejnym krokiem podeszła do drzwi. Musiała dwa razy uderzyć przycisk
elektryczny, żeby je otworzyć. Usłyszeli dźwięk wiolonczeli Gusa, nim znów się
urwał.
– Wiem, co państwo myślicie – powiedział posępnie Inigo, a Strike i Robin
odwrócili się w jego stronę. Inigowi tak mocno trzęsły się ręce, że jak wcześniej
obawiała się Robin, herbata owocowa wylewała mu się na dżinsy. – Kobieta
w średnim wieku zadaje się ze zgrają dzieciaków, myśląc, że im pomaga. Czuje
się ważna. Udziela darmowych rad. Karmi swoje ego... i tak to się kończy –
stwierdził, jakby zadźganie na cmentarzu było nieuchronną i łatwą
do przewidzenia konsekwencją pomagania parze animatorów w sprostaniu
zdobytej sławie. Drzwi znowu się otworzyły i pojawiła się Katya z plamami
na twarzy i świeżym zapasem chustek ściśniętym w dłoni.
Gdy usiadła, odezwał się Strike.
– Moglibyśmy wrócić do Brama? Wiesz może, skąd Joshowi przyszło
do głowy, że to on jest Anomią?
– Tak – powiedziała Katya zachrypniętym głosem. – Kiedy Josh i Edie
mieszkali w North Grove, odkryli, że Bram wywiercił dziurę w ścianie ich
pokoju i ich przez nią podglądał.
– Wywiercił dziurę w ścianie? – powtórzyła Robin.
– Bram jest trochę... To dziwne dziecko – powiedziała Katya. – Jest bardzo
wyrośnięty jak na swój wiek i chyba ma... hm, ADHD albo coś. W pracowni
rzeźbiarskiej leżą narzędzia i on po prostu bierze je sobie bez pytania, a jego
rodzice nie... chyba nie mają nic przeciwko temu. Bram często kręcił się koło
Josha i Edie, kiedy obydwoje tam mieszkali, i... no cóż... nikt nie
lubi krytykować cudzych sposobów wychowywania dzieci. Bardzo lubię Nilsa
i Mariam, ale raczej pozwalają Bramowi robić, co mu się podoba, a poza tym
wiem, że Nils założył mu profile w mediach społecznościowych, w których nie
powinno go być, bo jest jeszcze za mały. Ale Nils, hm... no cóż, Nils jest
Holendrem – powiedziała Katya, jakby to wszystko wyjaśniało – i nie wierzy w
ograniczenia wiekowe ani takie tam, a poza tym powiedział mi, że Bram i tak
znalazłby sposób, żeby się dostać na Twittera, więc lepiej, żeby to robił za zgodą
rodziców.
– Josh chyba nie myślał, że Bram jest autorem gry? – powiedział Strike. –
Kiedy Anomia ją stworzył, ten chłopak miał... ile? Siedem, osiem lat?
– Nie, właściwie to nie myślał, że Bram stworzył tę grę – powiedziała Katya. –
Teoria Josha...
– Musicie państwo zrozumieć – wtrącił się Inigo, mówiąc jednocześnie
z żoną, i choć nie podniósł głosu, zamilkła – że pan Blay pali sporo trawy,
co wyjaśnia...
– Inigo, to nie...
– ...nie tylko wręcz biblijną liczbę powodzi i pożarów, które po sobie
zostawia...
– Po prostu wpadł mu do głowy taki pomysł, bo...
– ...lecz także pewną irracjonalność...
– Naprawdę można było dojść do wniosku, że Anomia słucha rozmów Josha
i Edie. Ten człowiek natychmiast o wszystkim wiedział!
– Ale jak pan Strike już zauważył... żeby to zrobić, nie była potrzebna wielka
inteligencja – ciągnął Inigo – ośmiolatek nie mógł przecież...
– Właśnie próbuję to wytłumaczyć! – powiedziała Katya, sprowokowana
do słabej manifestacji odwagi, po czym zwróciła się z powrotem do Strike'a: –
Josh myślał, że Bram może współpracować z jakimś poznanym w Internecie
starszym fanem, który stworzył grę... Bo uczestniczy w tym jeszcze druga
osoba, ktoś, kto nazywa siebie Morehouse. No więc Josh myślał, że Bram
podsłuchuje jego rozmowy z Edie i przesyła wszystkie ich pomysły
Morehouse'owi, który stworzył tę grę, a Bram prowadzi profil na Twitterze,
umieszczając online wszystkie informacje z prywatnego życia Edie i Josha.
– Czy Josh kiedykolwiek rozmawiał o swoich podejrzeniach z Bramem albo
jego rodzicami? – spytał Strike.
– Och, nie – powiedziała Katya. – Josh bardzo lubi Nilsa i Mariam, nie
chciałby ich martwić. Wiem, że Edie była wściekła z powodu tej dziury
w ścianie i chciała powiedzieć o niej Mariam, ale Josh jej to wyperswadował.
Zatkał tę dziurę i powiedział, że Bram nie ośmieli się zrobić następnej. Chyba
rzeczywiście nie zrobił. Ale Edie nie chciała potem mieszkać w North Grove.
– To wtedy się rozstali? – spytała Robin.
– Nie, wciąż byli razem – powiedziała Katya – ale nieszczególnie się między
nimi układało. Edie nie była zadowolona, że Josh nie chce się z nią
wyprowadzić, ale widzicie, w North Grove czuł się bezpieczny. Otaczali
go przyjaciele. Dalej tam chodziłam na zajęcia artystyczne. W końcu się
wyprowadził, ale dopiero po rozstaniu z Edie. Kupił sobie bardzo ładne
mieszkanie przy Millfield Lane, zaraz obok Heath.
– Katya je dla niego znalazła – wtrącił Inigo, który trzęsącą ręką próbował
odstawić kubek herbaty owocowej na stolik: na jego dżinsach widać już było
olbrzymie mokre plamy. Robin pomogła mu pokonać ostatnie kilkanaście
centymetrów. – Dziękuję. Tak. Katya zawiozła Blaya, żeby obejrzał nowe
mieszkanie. Ładne i blisko nas. Muszę do łazienki – dodał, po czym podjechał
powoli do drzwi, wcisnął otwierający je przycisk, wycofał się z wprawą, gdy się
otwierały, po czym opuścił salon. Nim drzwi zamknęły się z powrotem, znowu
dotarł do nich krótki urywek melodii granej przez Gusa.
– Inigo uważa, że za bardzo się angażuję – powiedziała Katya ściszonym
głosem. – Nie rozumie... wszyscy pomagaliśmy sobie nawzajem... ja... byłam
w dość paskudnej depresji, kiedy poznałam Josha i Edie w North Grove. Nie
zawsze... nie zawsze jest mi łatwo: Inigo choruje, biedny Gus miał koszmarne
problemy ze skórą, Flavia borykała się z pewnymi trudnościami w szkole, a ja
jestem teraz jedyną żywicielką rodziny... To znaczy mamy pewien kapitał, ale
nikt nie chce go przejadać, bo Inigo jest w tak nieprzewidywalnym stanie... ale
on musiał zrezygnować z pracy, a kierowanie firmą z domu potrafi być bardzo
stresujące, więc w końcu wylądowałam u terapeuty, który mi poradził, żebym
zrobiła coś dla siebie – powiedziała Katya, podkreślając to płaczliwie. – Zawsze
chciałam rysować, więc poszłam do North Grove i właśnie tam poznałam Josha,
Edie oraz całą resztę. Było... po prostu całkiem fajnie. Ci wszyscy ich
przyjaciele podkładający głosy... Tim to uroczy facet i... było fajnie, i tak, chyba
Josh wywoływał we mnie... – zawahała się przed tym słowem – matczyne
uczucia... Chyba obydwoje je wywoływali – dodała, a Robin, przypominając
sobie filmik na YouTubie przedstawiający niezwykle przystojnego Josha Blaya
z długimi ciemnymi włosami, kwadratową żuchwą, wysokimi kośćmi
policzkowymi i ogromnymi niebieskimi oczami, dostrzegła, że Katya znowu
się rumieni, i poczuła się niezręcznie, jakby właśnie zobaczyła niechcący
starszą kobietę w bieliźnie.
– Josh jest dosyć wrażliwy – ciągnęła pospiesznie Katya – i miał trudności
z przystosowaniem się do tych wszystkich decyzji, które przychodzą razem
z sukcesem, więc próbowałam mu pomóc najlepiej, jak umiałam. Gdy
poznałam Iniga, pracowałam w PR-ach, mam doświadczenie... W każdym razie
cieszę się, że Josh czuł, że zawsze może tu wpaść i pogadać. To była część...
On musiał czuć, że może pogadać z kimś zaufanym. Pod pewnymi względami
jest bardzo nieporadny i naiwny, każdemu przypisuje najlepsze intencje,
a ludzie to wykorzystują, wyzyskują go! Kiedy kreskówka zaczęła zdobywać
sławę, menedżerowie i agenci ustawiali się w kolejce, żeby zdobyć swoje
dziesięć albo dwadzieścia procent czy ile tam sobie liczą tacy ludzie, ale
czy mieli na uwadze dobro Josha, to już inna historia. Poza tym Josh nie
ma rodziny, nie ma rodziny z prawdziwego zdarzenia... Jego matka nie żyje,
ojciec jest alkoholikiem...
Katya zamilkła, gdy drzwi ponownie się otworzyły. Dźwięk wiolonczeli
wzleciał i znowu się urwał, gdy Inigo podjeżdżał na wózku z powrotem
do stolika.
– Mieliśmy nadzieję, że zdołasz nam pomóc w jeszcze jednej sprawie –
powiedział Strike. – Natknęliśmy się na blog zatytułowany Pióro
Sprawiedliwości, w którym bardzo krytykuje się Edie i Jo...
– Och, chyba wiem, kto go pisze – powiedziała Katya, a zmiana w jej
zachowaniu zaszła tak gwałtownie, że była wręcz zaskakująca: teraz kobieta
mówiła z zapałem. – Jestem przekonana, że to...
– Katyo – wszedł jej w słowo Inigo, mrużąc oczy – zanim narobisz jeszcze
więcej szkód pod pozorem niesienia pomocy, radzę ci, dobrze się zastanów,
co mówisz.
Katya wyglądała jak porażona.
– Moja żona – ciągnął Inigo, patrząc na Strike'a, i choć był wyraźnie
rozzłoszczony, Strike odniósł wrażenie, że mężczyzna znajduje także
katartyczną przyjemność, mogąc dać upust tej złości – ma wręcz obsesję
na punkcie bloga Pióro Sprawiedliwości.
– Ale...
– Gdybyś poświęcała prowadzeniu firmy tyle czasu, ile poświęcasz
na emocjonowanie się tą przeklętą stroną, nie musielibyśmy spieniężać połowy
swoich inwestycji, żeby zapłacić za leczenie Gusa – powiedział Inigo, któremu
znowu trzęsły się ręce. – Pomyślałbym raczej, że po wszystkim, co się stało,
będziesz gotowa uczyć się na swoich błędach!
– O co ci...?
– Namawianie Blaya, żeby skonfrontował się z Edie w sprawie tych
wszystkich paskudnych rzeczy, które rzekomo pisała o tobie w mejlach –
wyrzucił z siebie Inigo. – Zachęcanie go, żeby uważał cię za jedyną kobietę
na świecie, której może ufać. A teraz zamierzasz oczerniać jakąś młodą
dziewczynę z powodu zazdrości...
– Zazdrości? C-co ty mówisz? Jakiej zazdrości? – wyjąkała Katya. – Nie bądź
śmieszny, nie ma żadnych wątpliwości, że...
– Nie masz najmniejszych dowodów...
– Oni chcą informacji...
– Niestworzone domysły podsycane urazą to nie żadne informacje...
– Przecież to jest jej styl! Oglądałam wszystkie jej nagrania!
– Jestem pewny, że to ważny element pracy agentki Josha. Albo jego
menedżerki. Albo trenerki rozwoju osobistego czy jakiego tam tytułu używasz
w tym tygodniu – prychnął Inigo.
– To mogą być zupełnie nieuzasadnione przypuszczenia – wtrąciła się Robin,
a jej spokojny, rzeczowy ton sprawił, że Upcottowie spojrzeli w jej stronę – ale
czy przypadkiem podobnie jak ja nie podejrzewasz, że za blogiem Pióro
Sprawiedliwości stoi Kea Niven?
– A widzisz! – zawołała Katya do męża zwycięskim, lecz drżącym głosem. –
Nie jestem odosobniona! Oni już wiedzą o Kei! – Katya skwapliwie odwróciła
się z powrotem do Robin. – Ta dziewczyna dosłownie prześladuje Josha, odkąd
się rozstali! Mówi, że ukradł wszystkie jej pomysły. Co za bzdura. Twierdzi,
że jest chora... Joshowi chyba jest jej żal i dlatego nie chciał poczynić przeciwko
niej żadnych kroków prawnych.
– Jeśli kogokolwiek jest mu żal – wtrącił złośliwie Inigo – to na pewno nie Kei
Niven.
Twarz Katyi przybrała szkarłatny kolor. Jej oddech się spłycił. Robin, która
była pewna, że Upcottowie nigdy dotąd nie rozmawiali otwarcie o tych
sprawach, zrobiło się straszliwie szkoda tej kobiety.
– Ja słyszałem – ciągnął Inigo – że Blay traktował tę całą Keę fatalnie. Wydaje
mi się... oczywiście nie byłem wtajemniczany we wszystkie rozmowy mojej
żony z Joshem, bo gdzieżby tam... ale wydaje mi się, że pan Blay to młody
mężczyzna, który zrobił coś w rodzaju kariery na wykorzystywaniu ludzi
do własnych celów, by ich potem porzucić. A ludzie, którzy czują, że zostali
wykorzystani i porzuceni całkiem jak śmieci...
Drzwi elektryczne znowu się otworzyły i do salonu weszła Flavia, wciąż
w bożonarodzeniowej piżamie, z telefonem w ręce.
– Mamusiu, ciocia Caroline mówi, że mogę przyjść zobaczyć szczeniaczki,
jeśli...
– WYJDŹ STĄD! – ryknął Inigo z nagłą srogością, jakby Flavia była dzikim
zwierzęciem. – Roznosisz ZARAZKI!
Flavia struchlała.
– Jeśli chcesz, żebym przez następne półtora miesiąca leżał przykuty
do łóżka, to śmiało, dalej pozwalaj jej wchodzić do tego pieprzonego pokoju! –
warknął Inigo na Katyę. – A może właśnie o to ci chodzi? Wiesz co... A może
sam się usunę z najbliższego otoczenia, skoro nikomu jakoś szczególnie nie
zależy na moim zdrowiu.
Obrócił swój wózek inwalidzki i szybko wyjechał z powrotem
do pomieszczenia obok. Drzwi, które najwyraźniej też były sterowane
elektrycznie, zamknęły się. Echo wybuchu Iniga wciąż zdawało się
rozbrzmiewać w salonie.
– Mamusiu, mogę pójść obejrzeć te szczeniaczki? Proszę – powiedziała Flavia
ściszonym głosem.
– Słabo się czujesz – odrzekła Katya ze łzami w oczach, wciąż czerwona
na twarzy.
– Ciocia Caroline mówi, że to nic nie szkodzi, już na to chorowała.
– W takim razie... Tylko włóż coś normalnego – ustąpiła Katya. Flavia wyszła
przez drzwi elektryczne. Tym razem nie było słychać wiolonczeli, a powód ciszy
stał się jasny, gdy na chwilę przed tym, jak drzwi zamknęły się za Flavią,
do salonu wślizgnął się Gus, trzymając w ręce komórkę.
– Doktor Hookham mówi, że ktoś odwołał wizytę i będzie mógł mnie przyjąć
jutro po południu.
– Dobrze – odrzekła jego znękana i zapłakana matka.
– Mogę pojechać sam, jeśli wybierasz się do szpi...
– Nie możesz prowadzić – ucięła Katya piskliwym głosem. – Przecież nie
widzisz na jedno oko! Pojedziesz transportem publicznym!
Niezadowolony Gus wycofał się z salonu.
– Tak strasznie mi przykro – powiedziała Katya znowu piskliwym głosem. –
Jak widzicie... dużo się dzieje.
– Niezmiernie nam pomogłaś. – Strike wsunął notes do kieszeni i wstał.
Katya i Robin też wstały. Ta pierwsza oddychała gwałtownie i nie była w stanie
spojrzeć nikomu w oczy.
Zeszli po schodach w milczeniu.
– Bardzo dziękujemy za rozmowę – powiedziała Robin, ściskając dłoń Katyi.
– Nie ma sprawy – odrzekła Katya zduszonym głosem.
W pokoju Gusa znowu zabrzmiała wiolonczela. Tym razem grał staccato
szybki utwór, który zdawał się wyrażać zszargane nerwy mieszkańców tego
domu.
34
Śmierć powiększa wagę Rzeczy,
Którą pominęły Oczy

Emily Dickinson
360

– Boże, ocal nas wszystkich od pomocników o dobrych intencjach, którzy nie


chcą zapłaty – powiedział cicho Strike, gdy zbliżali się do furtki.
Zanim Robin zdążyła odpowiedzieć, zza żywopłotu wynurzyła się Flavia.
Podskakiwała na jednej nodze, wciągając na drugą tenisówkę, którą chyba
poluzowała wedle swojego uznania. Mimo polecenia matki wciąż miała
na sobie bożonarodzeniową piżamę.
– Przyjechaliście tym? – spytała ich, wsuwając okulary wyżej na nos
i wskazując land rovera w oddali, który wyróżniał się zgrzybiałością wśród
drogich rodzinnych sedanów.
– Tak – potwierdziła Robin.
– Domyśliłam się. – Flavia dogoniła ich, gdy już szli ulicą. – Bo nigdy
wcześniej go tutaj nie widziałam.
– Spostrzegawcza jesteś – powiedział Strike, zapalając papierosa.
Flavia spojrzała na Robin.
– Ty też jesteś detektywem?
– Tak – odrzekła z uśmiechem Robin.
– Chciałabym być detektywem. – Flavia lekko podskoczyła. – Chyba byłabym
w tym dobra, gdyby ktoś mnie podszkolił... Mamusia naprawdę nie lubi Kei
Niven – dodała. – Ciągle na nią wygaduje.
Gdy ani Strike, ani Robin się nie odezwali, dodała:
– Tatuś choruje na zespół przewlekłego zmęczenia. To dlatego jeździ
na wózku.
– Tak, twoja mama nam mówiła – powiedziała Robin.
– On myśli, że Serce jak smoła jest głupie – powiedziała Flavia.
– Widziałaś kiedyś tę kreskówkę? – spytała Robin, dyplomatycznie ignorując
opinię Iniga.
– Tak. Dosyć mi się podoba – powiedziała ostrożnie. – Najśmieszniejsza jest
Dżdżownica. Idę z wami tylko dlatego – dodała, jakby się obawiała, że wezmą
ją za natręta – że moja ciocia Caroline mieszka zaraz obok waszego
samochodu. Tak naprawdę wcale nie jest moją ciocią, po prostu czasami się
mną opiekuje... Jej pies urodził małe, są takie słodkie. Jeśli przy nich usiądziesz,
wdrapują się na ciebie i liżą. Macie psa?
– Właściwie to nie, ale mieszkam z jamnikiem, który wabi się Wolfgang –
powiedziała Robin.
– Naprawdę? Bardzo chciałabym mieć psa – wyznała Flavia tęsknym głosem.
– Marzę o jednym ze szczeniaczków cioci Caroline, ale tatuś mówi, że nie
możemy go wziąć, bo psy są niehigieniczne, mamusia miałaby za dużo pracy,
a Gus boi się psów, bo jak miał cztery lata, jeden go ugryzł. Mówiłam, że sama
będę się zajmowała tym psem, żeby mamusia nie musiała, a Gusa można
zahipnotyzować. Widziałam taki program o hipnotyzowaniu ludzi i była
w nim pani, która bała się pająków, a pod koniec mogła trzymać tarantulę... Ale
tatuś i tak się nie zgodził – zakończyła ze smutkiem Flavia. – Przeszła
w milczeniu kilka kroków, po czym zagadnęła: – Wybieracie się też do North
Grove, żeby pozadawać pytania?
– Możliwe – powiedziała Robin.
– Byłam tam kilka razy z mamusią. Ci ludzie są dziwni. Jest tam taki pan,
który chodzi bez koszuli. Na okrągło. A chłopak, który tam mieszka, Bran czy
jakoś tak, powiedział mi, że złamał rękę jakiemuś koledze w szkole.
– Przez przypadek? – spytała Robin.
– Mówił, że tak, ale się z tego śmiał. – Flavia się zamyśliła. – Jakoś go nie
lubię. Pokazał mi rzeczy, których używa do robienia innym kawałów.
– Jakie rzeczy? – zainteresował się Strike.
– No, na przykład... ma taką apkę, która w czasie rozmowy przez telefon
dodaje dźwięki w tle, żeby ludzie myśleli, że jesteś w pociągu albo coś, i on
mi powiedział, że zadzwonił kiedyś do taty, puszczając mu odgłosy, które
brzmiały, jakby był na lotnisku. Udawał, że jest na Heathrow i zamierza wsiąść
do samolotu, bo macocha na niego nakrzyczała, i jego tata w to uwierzył –
ciągnęła z powagą Flavia – i pojechał na Heathrow, i poprosił, żeby wzywali
Brana przez głośniki, a on przez cały czas był w North Grove i siedział pod
łóżkiem.
– Domyślam się, że jego tata bardzo się rozgniewał, kiedy to wyszło na jaw –
powiedziała Robin.
– Nie wiem – odrzekła Flavia. – Chyba po prostu się ucieszył, że Branowi nic
się nie stało. Ale gdybym ja tak zrobiła, tatuś by mnie zabił... Poznaliście Tima?
To ten łysy.
– Jeszcze nie – powiedziała Robin.
– Fajny jest – powiedziała Flavia. – Raz jak byłam w North Grove i czekał,
żeby podkładać głos Dżdżownicy, pokazał mi, jak rysować zwierzęta,
zaczynając od kształtów. To było całkiem sprytne. Przyjdziecie do nas jeszcze?
– Raczej nie – powiedział Strike. – Twoja mama bardzo nam pomogła.
– Aha. – Flavia wydawała się zawiedziona.
Dotarli do samochodu.
– Byłam na pogrzebie Edie – powiedziała, zatrzymując się obok nich. –
Widzieliście już jej chłopaka? Ma na imię Phillip. Czasami zagląda do North
Grove.
– Tak, spotkamy się z nim za... – Strike spojrzał na zegarek – nieco ponad
godzinę.
Flavia wyglądała, jakby zamierzała coś jeszcze powiedzieć, ale ostatecznie się
rozmyśliła.
– Może będziecie musieli jeszcze przyjść – powiedziała do Robin.
– Może – odrzekła Robin z uśmiechem.
– Okej, no to cześć – pożegnała się dziewczynka, nim ruszyła dalej.
Strike i Robin wsiedli do land rovera. Zapinając pasy, Robin obserwowała
Flavię przez przednią szybę. Dziewczynka wcisnęła dzwonek w domu obok
i wpuszczono ją do środka, lecz zanim weszła, odwróciła się i pomachała.
– Naprawdę nie rozumiem, dlaczego nazwał ją trudnym dzieckiem, a ty? –
spytała Robin Strike'a.
– Ja też – odrzekł, zatrzaskując drzwi. – Po tym krótkim spotkaniu
powiedziałbym raczej, że chyba znajduje się na mniej popieprzonym końcu
spektrum Upcottów.
Robin uruchomiła silnik i ruszyła po Lisburne Road, a Strike spojrzał
na komórkę.
– Co byś powiedziała, gdybyśmy przed spotkaniem z Phillipem Ormondem
pojechali rzucić okiem na Pierwszą Sadzawkę? Stąd do The Flask mamy tylko
cztery minuty.
– Okej – zgodziła się Robin.
Strike wydmuchnął dym, po czym stwierdził:
– No tak, wizyta w domu Upcottów daje cholernie dużo do myślenia,
prawda?
– Prawda – zgodziła się Robin.
– Jak ci pasuje geniusz muzyczny do rysopisu Anomii? – spytał, gdy skręcili
na końcu ulicy.
– Mówisz poważnie?
– Gość ma całkiem sporo cech z naszego profilu. Nie pracuje. Jest
na utrzymaniu rodziny. Ma mnóstwo wolnego czasu.
– Nie grałby tak dobrze na wiolonczeli, gdyby całymi dniami przesiadywał
przed komputerem.
– To prawda, ale nie ma przełożonego, który nadzorowałby go od dziewiątej
do piątej, prawda? Odniosłem wrażenie, że poszczególni członkowie tej
rodziny są najszczęśliwsi z dala od pozostałych. Widziałaś kiedyś ten stary film
Jak zabić starszą panią?
– Nie. A co?
– Banda oszustów udających kwintet muzyczny wynajmuje pokój w domu
starszej pani. Planując napad, puszczają płyty z muzyką klasyczną, a po
instrumenty sięgają wtedy, kiedy ona puka do drzwi, żeby zaproponować
im herbatę.
– Gus nie dostałby się do Królewskiej Akademii Muzycznej, gdyby puszczał
muzykę z płyt.
– Nie mówię, że nigdy nie gra, mówię, że być może mu się to zdarza. A dzięki
matce ma potencjalny dostęp do mnóstwa informacji osobistych o Joshu i Edie.
– Gdybym była Gusem Upcottem – powiedziała Robin – siedziałabym
w swoim pokoju najczęściej, jak by się dało. A ponieważ odizolowali
akustycznie pierwsze piętro...
– Mógł tam zainstalować podsłuch.
– Daj spokój...
– Jeśli to Anomia, to na pewno zainstalował na górze podsłuch! – powiedział
Strike. – Paskudna wysypka i wiolonczela to niewystarczająco dobre powody,
żeby mu się nie przyjrzeć.
– W porządku – zgodziła się Robin – chociaż nie jestem pewna, jak
mielibyśmy go obserwować, skoro cały czas siedzi zamknięty w swoim pokoju.
– No tak, to jest w tej sprawie najbardziej wkurzające, prawda? – powiedział
Strike. – Cały czas w lewo, dodał, sprawdzając mapę w telefonie. – Trzeba
okrążyć Heath i dotrzeć na drugą stronę. Poza tym musimy się dostać do tej
pieprzonej gry – dodał. – Zawężenie listy podejrzanych zajmie nam całe lata,
jeśli wszystko, co będziemy mieli, to aktywność Anomii na Twitterze... A skoro
o tym mowa – ciągnął Strike, wpadając na pewien pomysł – jutro po południu
Gus Upcott wybiera się do lekarza przy Harley Street. Jeśli nam się poszczęści
i Anomia zatweetuje, kiedy Gus będzie poza zasięgiem w metrze, będziemy
mogli go wykluczyć. Sprawdzę, czy Barclay będzie mógł wziąć tę robótkę –
dodał, pisząc wiadomość do sekretarki. Potem spytał: – Jak twoje starania
o przyjęcie na kurs w North Grove?
– Przyjęli mnie – powiedziała Robin. – Ale zajęcia zaczynają się dopiero
za dwa tygodnie.
– Dobra robota... A przy okazji, wskórałaś coś z tą wytatuowaną dziewczyną
z Junction Road?
– Nie ma jej w żadnych rejestrach, do których mam dostęp – powiedziała
Robin. – Może dopiero się wprowadziła.
– W takim razie ją prawdopodobnie też będziemy musieli obserwować, żeby
się dowiedzieć, kim jest – powiedział Strike. – Jezu, moglibyśmy skierować
do tej sprawy wszystkich ludzi w agencji i dalej byłoby za mało rąk do pracy.
Robin, która bynajmniej nie zapomniała, że Strike właśnie dołożył
im kolejną sprawę, na dodatek wynikającą wyłącznie z jego winy, nic nie
odpowiedziała.
– Więc Blay uważa, że napadł na nich Anomia – powiedział Strike po krótkiej
chwili. – „Nie martw się, teraz ja się wszystkim zajmę”. Trudno zgadnąć, co to
oznacza, chyba że to tekst z kreskówki.
– Myślisz, że Maverick zrobiłby film, gdyby Josh też zginął? – spytała Robin.
Choć w kontekście prywatnym Strike działał jej na nerwy, zainteresowanie
dyskusją na chwilę przysłoniło jej irytację.
– Powiedziałbym, że w takiej sytuacji naciski byłyby cholernie nietaktowne –
stwierdził Strike.
– Więc w pewnym sensie Anomia rzeczywiście zająłby się fandomem.
Zostałyby tylko stare odcinki i Gra Dreka.
– Policja skupi się na tym, kto wiedział, że Josh i Edie będą tego popołudnia
na cmentarzu, a teraz już wiemy, że na przykład Upcottowie.
– Katya wiedziała – poprawiła go Robin – ale co do pozostałych nie możemy
mieć pewności. Był czwartek rano: Flavia na pewno poszła do szkoły, a sam
zauważyłeś, że członkowie tej rodziny wydają się najszczęśliwsi z dala
od pozostałych.
– Katya mogła im przecież powiedzieć. Albo mogli przypadkiem usłyszeć.
– Inigo nie mógłby nikogo zadźgać. Jest naprawdę w kiepskim stanie –
powiedziała Robin, gdy za balustradą po lewej stronie drogi ukazało się
Hampstead Heath. – Sam widziałeś, jak trzęsły mu się ręce.
– Jestem przekonany, że po części trzęsły się ze złości – odparł Strike bez
współczucia. – Ale zgadzam się, nie wygląda na silnego faceta. Ma niesprawne
nogi... Oczywiście nie wiemy, czy zabójca dotarł na cmentarz piechotą,
a porażenie kogoś paralizatorem przed wymierzeniem mu ciosu oznacza,
że nie trzeba tego kogoś fizycznie obezwładniać, żeby załatwić sprawę.
– Phillip Ormond na pewno wiedział o spotkaniu – powiedziała Robin. –
Przecież mieszkał z Edie.
– No, zakładając, że słyszał, jak dzwoni do Josha albo że mogła
mu swobodnie oznajmić, że zamierza się spotkać z byłym chłopakiem
w miejscu, które prawdopodobnie przywoływało romantyczne wspomnienia –
powiedział Strike. – Równie dobrze Edie mogła nie dzwonić z domu i mogła
nie powiedzieć Ormondowi o spotkaniu, a wtedy pozostaje pytanie, skąd
dzwoniła i kto jeszcze mógł ją wtedy słyszeć.
– A na drugim końcu linii mamy Josha w North Grove...
– Niedługo się tam dostaniesz. Może uda ci się dowiedzieć, kto tam wtedy
był.
– Do tego dochodzi czas – pewnie co najmniej dwie godziny – w którym
wyrzucony z North Grove Josh wałęsał się po nocy – powiedziała Robin.
– No – przyznał Strike. – Policja na pewno ustaliła, co wtedy robił. Może
mogłabyś zagadnąć Murphy'ego i się zorientować, czy...
– Sam go zagadnij, jeśli chcesz – warknęła Robin.
Strike spojrzał na nią zaskoczony tonem jej głosu.
– Wcale nie miałem na myśli... Mówię tylko, że być może nie będzie miał nic
przeciwko małemu odwdzięczeniu się za przysługę. Przecież pomogłaś policji,
opowiadając o wizycie Edie w agencji, prawda?
Robin nie odpowiedziała. Sama wzmianka o Murphym przywołała
wspomnienia, bez których mogłaby się obejść.
– Zbliżamy się. – Strike pokazał coś przed nimi, wciąż nie mając pojęcia,
skąd się wzięło nienaturalne rozdrażnienie Robin. – Chyba powinniśmy
zaparkować tam, gdzie znajdziesz wolne miejsce.
– Zdajesz sobie sprawę, gdzie jesteśmy? – spytała Robin, zwalniając.
– Gdzie?
– To Millfield Lane, Josh ma tu mieszkanie.
– Dziwny zbieg okoliczności, prawda? – powiedział, rozglądając się,
by spojrzeć na domy stojące wzdłuż wąskiej ulicy.
Wysiedli z land rovera, przeszli przez ulicę i weszli do Heath między dwiema
ogromnymi sadzawkami, które zasługiwały raczej na miano stawów. Gdy
dotarli do nierównej ścieżki, kikut, który już na asfalcie dawał się Strike'owi
we znaki, rozbolał go jeszcze bardziej.
– To ta – powiedział Strike, wskazując otoczoną drzewami sadzawkę
po lewej stronie. Różnego rodzaju ptactwo wodne unosiło się z niezmąconym
spokojem na wodzie koloru khaki albo tłoczyło z nadzieją obok brzegu, licząc
na to, że ktoś z przechodniów ma przy sobie chleb.
– No więc co skłoniło zabójcę do przyjścia w to miejsce? – zastanowił się
na głos Strike, gdy przystanęli obok niskiej barierki.
– Na pewno nie chęć wyrzucenia telefonu Edie do sadzawki, bo policja
przeszukała dno i go nie znalazła – powiedziała Robin, rozglądając się. – Ale
możliwe, że wcale nie chodziło mu o sadzawkę. Może po prostu tutaj zdał sobie
sprawę, że jeden z telefonów wciąż jest włączony.
– To prawda. Tylko dokąd się w takim razie kierował?
Obydwoje odwrócili się bez słowa i spojrzeli w stronę Millfield Lane.
– Może szedł do mieszkania Blaya, przekonany, że Josh nie żyje i nie będzie
mógł mu przeszkodzić?
– Bez wątpienia jest taka możliwość – powiedział Strike. – To by wskazywało,
że zabójca miał pewność, że uzyska dostęp do mieszkania. Szkoda, że nie
wiemy, czy coś stamtąd zginęło. Ale weź pod uwagę – dodał, spoglądając
na mapę w telefonie – że trudno zrozumieć, dlaczego w ogóle postanowił wejść
do Heath, skoro jego celem było mieszkanie Josha. Z cmentarza High-gate
do Millfield Lane jest prosta droga. Jeśli – ciągnął powoli Strike, zastanawiając
się nad tym wszystkim – zabójcą jest Gus Upcott... zrób mi na chwilę
przyjemność i załóż, że tak... przejście przez Heath w drodze na cmentarz i z
powrotem byłoby najszybszą trasą i gwarantowałoby uniknięcie kamer
monitoringu. Jednak nawet wtedy – Strike podrapał się po brodzie, wpatrując
się w mapę – nie powinien się zbliżać do tej sadzawki. Nie znajduje się na jego
trasie, jeśli założyć, że po napaści ruszył prosto do domu.
– Czy zabójca mógł się tu gdzieś przyczaić? – spytała Robin. – Rośnie
tu mnóstwo drzew. Dobre miejsce do ukrycia się. A może zaszył się
w zaroślach, żeby zdjąć przebranie?
– Jedno i drugie jest możliwe – powiedział Strike, kiwając głową – chociaż
z drugiej strony są kępy drzew bliżej miejsca, w którym, logicznie rzecz biorąc,
Gus wszedłby do Heath. Oczywiście to wszystko przy założeniu, że zabójca
w ogóle zamierzał tu przyjść. Możliwe przecież, że coś go zmusiło do zboczenia
z drogi.
– Chciał uniknąć ludzi?
– Ludzi... albo może tylko jednego człowieka, który by go rozpoznał –
powiedział Strike, wyciągając z kieszeni listę nazwisk, którą dostali od Katyi. –
Tak, spójrz na to... Mnóstwo osób związanych z początkami Serca jak smoła
dorastało w tej okolicy albo mieszka w pobliżu. Wally Cardew, Ian Baker i Lucy
Drew, którzy grali lorda i lady... – Strike zmrużył oczy, wpatrując się w kartkę –
Dzifno-Czyrwów, byli z Gospel Oak, chodzili z Joshem Blayem do szkoły.
A Preston Pierce mieszkał w North Grove w tym samym czasie co Edie i Josh –
dodał, czytając notatki Katyi. – „Liverpoolczyk, podkładał głos Srotki w dwóch
odcinkach”.
– Pez – powiedziała nagle Robin.
– Co?
– Preston. Pez. Człowiek, który miał się spotkać z Nilsem, Wallym, Sebem
i Timem w Red Lion and Sun. To było w twoich zapiskach.
– Do diabła, masz świetną pamięć – pochwalił ją Strike. – No, założę się,
że to on.
– Gdzie jest North Grove? – spytała Robin, rozglądając się.
Strike spojrzał na mapę.
– Tam – powiedział, wskazując nad sadzawką w stronę drogi. – Nie
ma sensownego powodu, żeby ktoś wracający do North Grove przechodził
przez Heath. Jeśli zabójca był kimś z kolektywu, od cmentarza dzielił go tylko
spacerek.
Strike złożył kartkę od Katyi i wsunął ją z powrotem do notesu, po czym
przez chwilę wpatrywał się w przepływającego łabędzia.
– Te napaści były zaplanowane – stwierdził w końcu. – Może czas i miejsce
nie zostały określone z góry, ale w tym kraju nie da się ot tak kupić
paralizatorów i mało kto ma pod ręką maczetę. Cała ta historia pachnie kimś,
kto tylko czekał na dobrą okazję. Wszystko miał przygotowane.
Zadzwoniła komórka Robin. To była Midge. Robin odebrała i jej serce
raptownie przyspieszyło.
– Cześć – powiedziała.
– Jesteś moją wielką dłużniczką, Ellacott.
– O rany – ucieszyła się Robin i Strike zaczął się zastanawiać, co ją tak nagle
uradowało.
– Masz coś do pisania?
– Tak. Robin pogmerała w kieszeni i wyjęła z niej notes. Przykucnęła, zdjęła
zębami zatyczkę z długopisu i przygotowała się do pisania w notesie, który
leżał już otwarty na jej kolanie.
– No dobra, to dyktuję – powiedziała z westchnieniem Midge. – Jej nazwa
użytkownika to Rudakicia, pisane łącznie, od wielkiej litery. Nie śmiej się. Ruda
to była nasza kotka.
Robin przeliterowała na głos nazwę, zapisując ją.
– Właśnie tak – potwierdziła Midge. – A hasło – jęknęła –
to SzkodaŻeNieJestemZEllen. Wszystkie słowa od wielkiej litery... Wiesz co,
prześlę ci je esemesem.
– Midge, nie wiem, jak ci dziękować.
– Szkoda, że nie jestem z jebaną Ellen – powiedziała Midge z goryczą. –
To była jej poprzednia dziewczyna.
– Szczyt taktu – stwierdziła Robin. – Musiałaś jej oddać lustro?
– No. Ale spokojna głowa – odrzekła Midge. – Zanim odbierze przesyłkę,
na lustrze pojawi się zajebiście duże pęknięcie.
Robin się roześmiała, jeszcze raz podziękowała Midge, a potem się
wyprostowała.
– Mamy dostęp do gry.
– Co?
Wyjaśniła mu.
– Ellacott, jesteś genialna – powiedział Strike. – Możesz wejść do gry, kiedy
ja będę rozmawiał z Ormondem. Jeśli pojawi się wtedy Anomia, będziemy mieli
o jednego podejrzanego mniej.
35
Tam, gdzie ta kamienna brama
W białe miasto weszłam sama;
[...]
Ludzkich dźwięków słychać tam nie było
Wszystko milczało, nic się nie ruszyło
Jak w mieście umarłych.

Christina Rossetti
The Dead City

The Flask, znajdujące się blisko Hampstead Heath, było bardzo starym pubem
z trzema osobnymi salami i dwoma barami: w zasadzie było stworzone dla
dwojga ludzi pragnących koordynować swoje działania, nie mając siebie
w zasięgu wzroku.
– Świetnie, mają wi-fi – powiedziała Robin, spoglądając na swoją komórkę,
gdy piętnaście minut przed umówionym spotkaniem z Phillipem Ormondem
stali ze Strikiem przy barze. – Będę miała oko na profil Anomii na Twitterze
i skorzystam z iPada, żeby wejść do gry... Noszę go ze sobą, odkąd poprosiłam
Midge o dane logowania Beth – wyjaśniła Strike'owi, wyjmując iPada z małego
nylonowego plecaka, który zazwyczaj brała na obserwację. – Na wszelki
wypadek.
– Skauci byliby zrozpaczeni, gdyby wiedzieli, co stracili – stwierdził Strike. –
Co ci zamówić?
– Poproszę sok pomidorowy i czipsy. Umieram z głodu – powiedziała Robin.
– Potem się stąd usunę, żeby Ormond mnie nie zobaczył.
Gdy tylko podano jej napój i czipsy, zostawiła Strike'a i poszła do sali
z głównym barem, gdzie usiadła obok kominka przy małym stoliku w rogu.
Zjadłszy jedną trzecią czipsów na dwa razy, położyła przed sobą iPada, wyjęła
notes i pióro, sprawdziła profil Anomii na Twitterze, na którym nie było żadnej
nowej aktywności, po czym otworzyła stronę logowania Gry Dreka.
Do małej sali weszła czteroosobowa grupa Amerykanów w średnim wieku.
Jedna z kobiet czytała na głos z przewodnika.
– „...nawiedzony – zabrzmiał głos z głębokiego Południa i można było
odnieść wrażenie, że to słowo ma dwa razy więcej samogłosek, niż Robin
by mu dała – przez ducha hiszpańskiej barmanki, która powiesiła się w piwnicy
z powodu nieodwzajemnionej miłości do właściciela pubu”.
Wywołało to sporo głośnych komentarzy i dużo szurania krzesłami, gdy cała
czwórka zajmowała stolik obok Robin.
Czując napięcie, Robin wpisała w panelu logowania Gry Dreka nazwę
użytkownika Rudakicia, a potem, sprawdziwszy duże litery w wiadomości
od Midge, także hasło SzkodaŻeNieJestemZEllen.

Proszę, działaj. Proszę, działaj. Proszę, działaj.

– „The Flask – ciągnęła Amerykanka z przewodnikiem – to miejsce, w którym


przeprowadzono jedną z pierwszych autopsji w historii Anglii”... O rety...
Robin jeszcze nigdy nie patrzyła na obracający się GIF ładowania strony
z taką niecierpliwością.
– „...na zwłokach ukradzionych przez grabarzy z cmentarza Highgate...”
Ekran iPada zrobił się czarny. Białe litery wypłynęły na nim jak zjawy.

Witaj w Grze Dreka

Litery wyblakły i zniknęły. Robin patrzyła na pięknie zanimowany cmentarz


Highgate, na którym wokół porośniętych bluszczem kamiennych aniołów wiły
się smugi mgły. Paleta kolorów była monochromatyczna, tak jak w kreskówce.
Po ekranie przesuwały się białe postaci. Jedne przypominały zjawę Narcyzkę,
inne były szkieletami, jeszcze inne podskakującymi sercami podobnymi
do głównego bohatera kreskówki. Wyglądało na to, że gra umożliwia wybranie
swojego wyglądu z ograniczonej liczby opcji. Robin nie miała pojęcia, pod jaką
postacią ukazuje się innym graczom. Każdy z nich miał u góry swoją nazwę
użytkownika napisaną maleńkimi literkami. Tymczasem na pasku bocznym
widać było każdego, kto dołącza do gry albo ją opuszcza.
<SmolisteSerce66 opuszcza grę>
<Narcyzka MOD dołącza do gry>
<CzarnaStacey dołącza do gry>

Metodą prób i błędów Robin znalazła panel sterowania umożliwiający jej


przemieszczanie się. Powoli ruszyła po zamglonej ścieżce, mijając urny
owinięte przerośniętą roślinnością. Nagle tuż nad jej postacią zanurkował
nietoperz, który po chwili zmienił się w wampira, zagradzając jej drogę.
Wampir wyglądał słabo i cherlawie. Dyszał przez chwilę, trzymając rękę
na klatce piersiowej, po czym „przemówił”, a jego słowa ukazały się na torsie.

Dałabyś mi possać jakąś tętnicę?

Robin pospiesznie szukała pola, w które należało coś wpisać. Po kilku


sekundach znalazła wysuwaną klawiaturę. Nie mając pojęcia, jak brzmi
właściwa odpowiedź – ani czy w ogóle taka istnieje, napisała:

Wolałabym nie

Wampir jakby westchnął.

Ale ja mam anemię

Odpisała z lekkim rozbawieniem:

Przykro mi

Wampir odpowiedział:

Pewnego dnia będziesz nieumarła. Dopiero WTEDY będzie


ci przykro
Zmienił się z powrotem w nietoperza i odfrunął.
Robin poszła dalej ścieżką. Niektóre groby miały interaktywne elementy,
otwierały się, ukazując czaszki i kości albo – w jednym przypadku –
gigantycznego pająka, który przejawiał chęć rzucenia się za nią w pościg,
co skłoniło Robin do szybkiego oddalenia się. Potem jedna z dryfujących tu i
tam Narcyzek przecięła jej drogę, przystanęła i „przemówiła”.

CzarnaStacey: Cześć Rudakicia dawno cię tu nie było

Rudakicia: Cześć CzarnaStacey

CzarnaStacey: Jak leci?

Rudakicia: Dzięki dobrze a u ciebie?

CzarnaStacey: Ale pojebana historia z J***** i E***, no nie?

Rudakicia: No, koszmar

Robin zastanawiała się, o co chodzi z tymi gwiazdkami. Czy graczom nie


wolno pisać pełnych imion Josha i Edie? Czy Anomia miał tak wielkie ego,
że zabraniał wspominać o twórcach kreskówki?
Zanim zdążyła się nad tym zastanowić, otworzyły się przed nią jednocześnie
dwa okna dialogowe.

<Otwiera się nowa grupa prywatna> <Otwiera się nowa grupa prywatna>
<16 kwietnia 2015, 17.57> <16 kwietnia 2015, 17.57>
<Dżdżownica28 MOD zaprasza Rudąkicię> <Vilepechora zaprasza Rudąkicię>
Dżdżownica 28: omg , jusz myślałam , Vilepechora: myślałem, że zniknęłaś na dobre
że zniknęłaś na zawsze !!!! Vilepechora: dalej jesteś lesbą?
>
>
>
>
>
>
> >

Cholera.
Robin sięgnęła po telefon i szybko napisała do Midge.
Napisz mi cokolwiek o Beth.
Jestem w grze. Część tych ludzi ją zna
Obok Robin Amerykanka z przewodnikiem, której fioletowe okulary
z plastiku zsunęły się na czubek nosa, dalej czytała na głos.
– „W The Flask pijali Byron, Keats i Shelley, a także słynny rozbójnik Dick
Turpin”!
Dochodząc do wniosku, że nieodpowiedzenie dwóm moderatorom
wyglądałoby zbyt podejrzanie, Robin znowu zaczęła pisać.

Dżdżownica28: Myślałam , że cię Rudakicia: no. Wygląda na to, że nie można się
przepłoszyłam wszystkimi swoimi problemami tego oduczyć
!
Vilepechora: lol
Rudakicia: nie, stęskniłam się!
Vilepechora: może po prostu nie zaznałaś
> dobrego kutasa
> Rudakicia: albo może kutas to nie moja bajka
Rudakicia: co słychać? >
Dżdżownica28: nie zgadniesz jestem w L******* ! >
> Vilepechora: skoro dymasz tylko cipy, nie
> możesz tego wiedzieć
Rudakicia: ciekawa teoria
Rudakicia: Niemożliwe!
>
Dżdżownica28: tak
Dżdżownica28: przyjechałam , żeby być >
z moim przyjacielem >
Rudakicia: omg to super! >

Telefon Robin zawibrował. Midge odpowiedziała na wiadomość:


Niewierna zołza z obsesją na punkcie siebie samej. Lubi
koty. Pisze powieść (3 akapity), ma ambicje artystyczne
(gówniane kolaże), podkochuje się w Rachel Maddow, nie
potrafi ugotować niczego oprócz makaronu z walniętym
na wierzch tuńczykiem z puszki, kolekcjonuje ozdoby
choinkowe i wkurzone byłe dziewczyny
Robin uśmiechnęła się i odpisała:
Oraz potłuczone lustra. Dzięki x
Znowu skupiła się na iPadzie.

Rudakicia: już jestem z powrotem >


Dżdżownica28: ale słabo to wygląda Rudakicia: Nie ma dziś Anomii?
Rudakicia: jak to? Vilepechora: nie
Dżdżownica28: zgadnij ile razy go widziałam Vilepechora: wróciłaś, żeby sprawdzić, czy
odkond tu jestem zabił L******?
Rudakicia: no ile? >
Dżdżownica28: raz Rudakicia: oczywiście
Rudakicia: o nie, to do dupy >
Dżdżownica28: tylko że on jest bardzo zajęty Vilepechora: hahaha przynajmniej jesteś
szczera
Dżdżownica28: a jak ci się układa
z dziewczyną ? Vilepechora: no więc zabił

Robin próbowała zrobić screenshota tych czatów, ale gra to uniemożliwiała.


Złapała więc długopis, zapisała u góry nazwy obu użytkowników,
„Dżdżownica28” i „Vilepechora”, po czym dodała pod nimi kilka uwag, zanim
znów skupiła się na iPadzie.

Rudakicia: rozstałyśmy się >


Dżdżownica28: nareszcie ! >
Rudakicia: no, najwyższa pora Vilepechora: ale jestem nawalony
>
Dżdżownica28: martfiłam się o ciebie , ona Rudakicia: a kto nie jest
wydawała się taka kontrolująca
>
Rudakicia: no. co jeszcze u ciebie słychać? Vilepechora: co masz na sobie?
Dżdżownica28: pracuję tak jakby Rudakicia: pełną zbroję
Dżdżownica28: kurwa szkoda że nie mogę >
ci powiedzieć gdzie
>
Rudakicia: powiedz!
Vilepechora: ale tu kurwa nudno
Dżdżownica28: lol
Rudakicia: to co tu jeszcze robisz?
Dżdżownica28: boję się Anomii
Vilepechora: szpieguję
Dżdżownica28: gdybym ci powiedziała
naraziłybyśmy się na Konsekfencję 14 Vilepechora: no to przyczepiasz sobie kutasa
czy jak?
>
>
Rudakicia: ok to daj mi jakąś wskazówkę
>
Dżdżownica28: lol lepiej nie
>
Dżdżownica28: ale wiesz co
>
Dżdżownica28: poznałam B**** !!!

Robin znowu sięgnęła po długopis i nabazgrała szybko pod „Dżdżownica28”:


„Chyba poznała Blaya, »tak jakby« pracuje. Pod „Vilepechora” zanotowała:
„szpieguje”, a na przeciwległej, dotychczas pustej stronie, napisała: „Co
to znaczy Konsekwencja 14?”. Ponownie zajęła się pisaniem na iPadzie.

Rudakicia: nie wierzę!!! Vilepechora: siedzisz teraz z przyczepionym


Dżdżownica28: no , powarznie kutasem?

Dżdżownica28: weszłam do pokoju a on tam Rudakicia: więc teraz masz jeszcze bardziej
był wyszukane poczucie humoru

Dżdżownica28: o mało nie zemdlałam !! Vilepechora: ciesz się, że cię nie zbanowałem
Rudakicia: a za co?
Rudakicia: rozmawiałaś z nim?
Vilepechora: za to, że jesteś jebanym zbokiem
Dżdżownica28: a kurwa skąd , cała się
tszęsłam !!!
Amerykanka z przewodnikiem zaczęła czytać swoim towarzyszom menu,
mimo że każdy z nich miał je przed sobą.
– Stek i placek z cynaderkami... gotowane ziemniaki...
Zawibrowała komórka Robin. Spojrzała na ekran. Napisał Strike.
Ormond już tu jest.
36
A na swej tarczy serce krwawe nosił [...].

Mary Tighe
Psyche

Strike, siedzący przy stoliku dla dwóch osób i zwrócony w stronę drzwi pubu,
natychmiast zidentyfikował Phillipa Ormonda, mimo że mężczyzna w żaden
sposób nie pasował do jego wyobrażeń zarówno o nauczycielach geografii, jak
i osobach skorych do zapisywania się na zajęcia plastyczne. Biorąc pod uwagę
drobiazgową schludność jego wyglądu, Strike byłby nawet skłonny
domniemywać, że ten człowiek miał w przeszłości coś wspólnego z wojskiem.
Ormond, o kilkanaście centymetrów niższy od Strike'a, wyglądał jak stały
bywalec siłowni. Miał błękitne, szeroko rozstawione oczy, jasnobrązowe,
krótko obcięte i zadbane włosy oraz spiczastą brodę pokrytą starannie
przystrzyżonym zarostem. Gdyby nie czarna teczka, jego ciemny garnitur
i gładki granatowy krawat mogłyby sugerować strój pogrzebowy. Przystanął
zaraz za drzwiami, żeby się rozejrzeć, a robiąc to, wypiął klatkę piersiową.
Napotkawszy spojrzenie detektywa, podszedł do stolika, przy którym
siedział Strike.
– Cormoran Strike?
– Zgadza się. – Strike wstał, żeby uścisnąć mu rękę, a jego kikut zareagował
wściekłym bólem na konieczność ponownego dźwignięcia jego ciężaru po tak
krótkim odpoczynku.
– Phillip.
Okazało się, że Ormond należy do tej kategorii mężczyzn, których
najwyraźniej nęka obawa, że jeśli uścisk ich dłoni nie sprawi drugiej osobie
fizycznego bólu, zostaną posądzeni o impotencję.
– Zamówię coś do picia – powiedział Ormond, po czym poszedł do baru.
Wrócił do stolika, niosąc małe piwo, i usiadł naprzeciwko Strike'a, roztaczając
wokół siebie aurę lekkiej podejrzliwości.
– Jak wspomniałem przez telefon... – zaczął Strike.
– Tak, próbujesz ustalić, kim jest Anomia.
– Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli zacznę notować?
– Śmiało – zgodził się Ormond, choć nie wydawał się tym szczególnie
uradowany.
– Co ci się stało? – spytał Strike, zauważywszy zabandażowane dwa palce
lewej dłoni Ormonda.
– Rozlałem kwas fluorowodorowy – odparł, a widząc zdziwione spojrzenie
Strike'a, wyjaśnił: – Robiłem kwasoryt w North Grove. Pierwszy i ostatni raz.
Wdała się infekcja. Brałem już dwa rodzaje antybiotyków.
– Brzmi paskudnie.
– Trudno to uznać za najgorsze, co mnie ostatnio spotkało – powiedział
Ormond z agresywną nutą w głosie.
– Oczywiście – przyznał Strike. – Bardzo współczuję ci straty.
– Dzięki. – Ormond odrobinę się rozluźnił. – To dla mnie... trudne chwile.
– Na pewno – powiedział Strike. – Mógłbym ci zadać parę pytań o North
Grove?
– Wal.
– Kiedy zacząłeś tam chodzić na zajęcia?
– W dwa tysiące jedenastym – powiedział Ormond.
– Dużo czasu poświęcasz sztuce czy...?
– Nieszczególnie. W zasadzie to wolę pisać.
– Naprawdę? – powiedział Strike. – Wydajesz coś?
– Jeszcze nie. Po prostu bawię się pewnymi pomysłami. Wiesz, właśnie
to łączyło nas z Edie: opowieści.
Strike, który miał pewne trudności z wyobrażeniem sobie Phillipa Ormonda
piszącego opowieści, pokiwał głową. Choć nauczyciel był całkiem przystojny,
decyzja Edie, żeby się z nim związać, wydała się Strike'owi trochę zaskakująca,
lecz być może urok Ormonda polegał na tym, że był on absolutnym
przeciwieństwem jej niezaradnego, jarającego trawę i podpalającego zasłony
ekschłopaka.
– Poszedłem do North Grove, bo właśnie zdecydowaliśmy się z żoną
na separację – wyznał Ormond niepytany. – Próbowałem wypełnić czymś
wieczory. Zapisałem się na wieczorne zajęcia... Wiesz, pomyślałem, że spróbuję
poznać dziewczynę w staromodny sposób? – powiedział zażenowany
z ponurym uśmiechem. – Żonę poznałem na portalu randkowym.
A dziewczyny, które spotykam na siłowni... zazwyczaj mają za mało
do zaoferowania tu na górze – dodał, pukając się w skroń.
– Więc kiedy poznałeś Edie...?
– Była jeszcze z Blayem, zgadza się. Zainteresowałem się ich kreskówką,
słuchając, jak rozmawiają o niej ludzie w North Grove, i w końcu zaprosiłem
ich obydwoje do szkoły, żeby poopowiadali moim siódmoklasistom
o animowaniu i komputerowych efektach specjalnych. Dzieciakom się
podobało – powiedział Ormond, lecz nie wyglądało na to, żeby jakoś
szczególnie go to cieszyło.
– Uczysz geografii, prawda?
– Informatyki – powiedział Ormond, marszcząc brwi. – Kto ci mówił, że uczę
geografii?
– Zdaje się, że agent Edie – powiedział Strike, robiąc notatkę. – Coś mu się
pomyliło. Kiedy się dowiedziałeś o istnieniu Anomii?
– Zobaczyłem, że zamieścił na Twitterze zdjęcie mieszkania Edie. Wysłałem
do niej wiadomość, pytając, czy wszystko w porządku. Miałem jej numer
po tym, jak przyszła do szkoły, żeby wystąpić przed dzieciakami. Trochę
do siebie pisaliśmy i w końcu poszliśmy na drinka. Wtedy już rozstała się
z Blayem. Okazało się, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Pisanie – powtórzył.
– Opowieści. Trochę się pośmialiśmy z North Grove. Kręci się tam sporo figur.
Chłopak, który idealnie nadawałby się do talk-show Jeremy Kyle.
– Masz na myśli Brama de Jonga? – spytał Strike, zauważając, że Ormond
użył właśnie odrobiny policyjnego żargonu.
– No, właśnie jego. – Pokiwał głową. – Raz wychodząc wieczorem z North
Grove, zarobiłem w łeb kamieniem. Ten gówniarz siedział na dachu i rzucał
kamieniami w każdego, kogo stamtąd zobaczył. Gdybym go dorwał w swoje
ręce... Miałem ranę. – Ormond wskazał tył głowy. – Wciąż jest tam blizna. Edie
opowiedziała mi, co wyrabiał, kiedy tam mieszkała. Raz znalazła w łóżku
zdechłego ptaka. Rodzice tego gnojka są po prostu... Zupełnie go nie kontrolują
– powiedział Ormond, a Strike zauważył, jak rozszerzają mu się przy tym
nozdrza. – W ogóle.
– Czy kiedy wybraliście się na tego drinka, rozmawialiście o Anomii?
– O tak, opowiedziała mi o nim wszystko. Przypuszczała, że to ktoś znajomy,
bo bardzo dużo o niej wiedział. I tak jakby przerobiliśmy razem listę osób,
które podejrzewała. Mnie to wyglądało na tę dziewczynę... jak ona się nazywa?
Była Blaya.
– Kea Niven?
– No, ale Edie powiedziała, że ją wykluczyła.
– Jak to?
– Powiedziała mi, że któregoś popołudnia była w studiu animacji, wyjrzała
przez okno i zauważyła, jak ta dziewczyna snuje się po ulicy. Liczyła, że spotka
tam Blaya, rozumiesz. Edie akurat miała na laptopie grę Anomii, więc do niej
zajrzała. Anomia tam był, przemieszczał się i rozmawiał, a Niven nie korzystała
z telefonu, iPada ani niczego takiego.
– Bardzo pomocna informacja, dzięki – powiedział Strike i zanim znów
spojrzał na Ormonda, zrobił notatkę. – Więc Kea wystawała pod studiem
animacji?
– No. Edie mi wspominała, że Niven ciągle pojawiała się tu i tam, kiedy Edie
była z Blayem, że gapiła się na nich w barach i pubach. Też mam taką byłą.
Psycholki.
– Pamiętasz, kiedy dokładnie Edie wykluczyła Keę?
– Zanim pierwszy raz poszliśmy na drinka, więc to musiało być w połowie
dwa tysiące trzynastego. – Ormond upił trochę piwa, po czym powiedział: –
Mimo to uważałem, że Niven należy zamknąć. Te wszystkie popieprzone
oskarżenia o plagiat... Ale Edie uznała, że to tylko pogorszyłoby sprawę... albo
raczej jej agent powiedział, że to pogorszyłoby sprawę – dodał nauczyciel
informatyki z lekko drwiącym uśmieszkiem. – Yeoman chyba zawsze jej
doradzał, żeby nic nie robiła. Nie mój styl.
– Nigdy nie rozmawiałeś z Keą osobiście?
– Nie... na szczęście dla niej – odrzekł Ormond i znowu rozszerzyły mu się
nozdrza. – Była taka sama jak Anomia, atakowała Edie, a Blaya zostawiała
w spokoju. On nigdy nie podpadał fandomowi, co tylko pokazuje, jak mało
ci ludzie wiedzieli.
– Co masz na myśli?
– Edie odwalała dziewięćdziesiąt procent roboty, a Blay przez większość
dnia chodził ujarany. Pod koniec miała już serdecznie dość holowania go. I coś
ci powiem: zajebiście by się wkurzyła, gdyby się dowiedziała, że chciał włożyć
do jej trumny jakiś pieprzony list po tym, co przez niego przechodziła przez
te dwa ostatnie tygodnie.
– Nie wiesz przypadkiem, czy Edie jeszcze kogoś wykluczyła?
Ormond pokręcił głową.
– Wiemy, że pod koniec podejrzewała Seba Montgomery'ego, ale czy tylko
jego?
– A, więc wiesz o Montgomerym. – Do tonu Ormonda wróciła lekka
podejrzliwość. – No więc... tak, był podejrzanym numer jeden – Strike znowu
zauważył policyjny slang – ale wcześniej zastanawiała się, czy to nie Wally
Cardew, bo trochę dał jej się we znaki w Internecie, kiedy wyrzuciła go jako
Dreka. Ostatecznie uznała jednak, że Cardew nie pozostałby anonimowy.
Za dużo gadał, rozumiesz. Poza tym wątpiła, żeby umiał kodować albo
animować na takim poziomie, na jakim była ta gra.
– A Tim Ashcroft, który podkładał głos Dżdżownicy?
– On? Prawdziwa pijawka – odrzekł z pogardą Ormond. – Myślał, że jeśli
będzie wystarczająco podlizywał się Edie, znajdzie się dla niego rola w filmie.
Kazałem jej przestać się z nim zadawać. To znaczy nie, nie kazałem – poprawił
się – nie w tym sensie. Po prostu nie lubiłem patrzeć, jak ludzie
ją wykorzystują. Przez te ich wspólne kawki wciąż był przekonany,
że ma szanse na rolę.
– Ale nigdy nie podejrzewała, że Ashcroft jest Anomią?
– E, nie. To taka wysoka, długa szczyna. Lewicujący elegancik. Znasz ten typ.
– Więc jej jedynym wiarygodnym podejrzanym był Montgomery?
– No. Uznała, że to on, kiedy Anomia napisał na Twitterze, że Edie stworzyła
jakąś postać, inspirując się dawną współlokatorką... co zresztą było kompletną
bzdurą.
– Nie wzorowała postaci Narcyzki na tej dziewczynie?
Ormond upił łyk piwa, a potem powiedział:
– Może wzięła do postaci coś z jej zachowania, ale przecież to jeszcze nie
znaczy, że są jedną i tą samą osobą, do cholery. Całe to pieprzenie o tym,
że każda postać fikcyjna ma, no wiesz, żywy odpowiednik. Inspiracja potrafi
przyjść zewsząd – powiedział Ormond, a gdy to mówił, jego policzki lekko się
zarumieniły. – Nie można powiedzieć, że taka czy inna postać jest żywą osobą.
To tylko wrażenie. Jak... zdjęcie zrobione przez obiektyw autora. – Znów upił
łyk piwa. – Przynajmniej ja tak to widzę – dodał, odstawiając kufel. – W swojej
twórczości.
Strike zastanawiał się, czy są to osobiste przemyślenia nauczyciela na temat
inspiracji i budowania postaci. Coś mu mówiło, że Ormond papuguje kogoś
innego.
– Czy Edie dużo ci opowiadała o swojej pracy?
– Mówiła o niej bez przerwy – odrzekł Ormond, nagle się ożywiając. –
W zasadzie dzieliła się ze mną całym procesem twórczym. Tak, prowadziliśmy
mnóstwo wnikliwych dyskusji na temat postaci, dorzucałem swoje pomysły,
no wiesz.
– Więc w sumie ze sobą współpracowaliście? – powiedział Strike, dbając o to,
żeby w jego głosie zabrzmiał podziw.
– No, chyba można by to tak nazwać. – Ormond wlepił wzrok w Strike'a. –
Edie nawet mówiła, że jeśli dojdzie do ekranizacji, chciałaby, żebym został
wymieniony jako współscenarzysta. Że podsunąłem jej parę naprawdę dobrych
pomysłów.
– Interesujące, że chciała wprowadzić nowych współtwórców oprócz siebie
i Blaya – powiedział Strike.
– Nie, nie współtwórców w liczbie mnogiej. Nie było nikogo oprócz mnie –
oświadczył zdecydowanie Ormond.
– Ludzie z Mavericka na pewno się cieszą, że jest ktoś, kto może
im powiedzieć, jaką wizję filmu miała Edie.
Zanim Ormond się odezwał, na chwilę zapadła cisza.
– Mogłoby się tak wydawać, ale nikt nie raczył odpisać na mojego mejla.
– To chyba świadczy o ich krótkowzroczności. Zakładam, że masz
to wszystko zapisane.
– Niczego nie zapisywaliśmy. Tylko o tym rozmawialiśmy. Wszystko jest
tutaj – powiedział Ormond, znowu pukając się w skroń. – A ponieważ tylko
ja to wszystko wiem, można by pomyśleć, że raczą... – Zdenerwowany wzruszył
ramionami.
– Frustrujące – powiedział Strike.
– No. A teraz ten jej przeklęty wujek, który odpalił jej dwie stówy, żeby się jej
pozbyć, kiedy dosłownie spała na ulicy, ma dostać... Zabawne, kto ostatecznie
zgarnia największe korzyści. Ale Edie nie spisała testamentu, więc właśnie tak
to wygląda – podsumował Ormond z wyraźną goryczą w głosie.
– Następna sprawa jest delikatna – uprzedził Strike. – W dwa tysiące
czternastym Edie próbowała się zabić. Anomia bardzo szybko wiedział, co się
stało, a nawet w którym była szpitalu.
– No, pamiętam – powiedział posępnie Ormond.
– Interesuje mnie, kto mógł o tym wiedzieć.
– Mnie nie pytaj. Ja dowiedziałem się na końcu – powiedział Ormond.
– Naprawdę?
– No. Oczywiście próbowała się do mnie dodzwonić – dodał szybko i Strike
zaczął się zastanawiać, czy faktycznie tak było – ale siedziałem w pubie i nie
słyszałem telefonu. Spotkałem się z ludźmi z pracy. Więc potem zadzwoniła
do Blaya. Uświadomił sobie, co zrobiła, i wezwał policję. Musieli wyważyć
drzwi.
Wspomnienie ospałego głosu Charlotte dzwoniącej z terenu Symond House
wypłynęło na powierzchnię i natychmiast zostało wepchnięte z powrotem.
– Przedawkowała po tym, jak przez cały wieczór piła samotnie
w mieszkaniu, patrząc, jak ludzie na Twitterze każą jej się zabić – powiedział
Ormond. – To było, zanim zamieszkaliśmy razem. Oczywiście gdy odkryłem,
co zrobiła, miałem poczucie winy. W zasadzie nie była w stanie mieszkać
w pojedynkę, wtedy już nie. Po przedawkowaniu wprowadziła się do mnie i to
był ważny punkt zwrotny, wiesz? Stała się o wiele szczęśliwsza. O wiele.
– Mieszkasz w okolicy?
– Nie, na Finchley. Przy Ballards Lane.
– Wiesz może, czy Blay był sam, kiedy sobie uświadomił, że przedawkowała?
– spytał Strike.
– Nie mam pojęcia – powiedział Ormond – ale nie spieszyło mu się, żeby
mnie zawiadomić, do cholery. Jak go usłyszałem, początkowo myślałem, że się
wysprzęglił...
– Muszę spytać – wszedł mu w słowo Strike. – Służyłeś w policji?
Ormond przez chwilę wydawał się zaskoczony, ale potem pierwszy raz się
uśmiechnął.
– Dalej to widać? No, służyłem w stołecznej. Przestałem, bo tak chciała była
żona. Przekwalifikowałem się na nauczyciela, a potem małżeństwo i tak się
posrało.
– Wybacz, mów dalej. Myślałeś, że Blay wygaduje głupoty...
– No. Brzmiał, jakby się ujarał. Nawiasem mówiąc, zazwyczaj był ujarany.
Pewnie zanim do mnie zadzwonił, walnął sobie bucha na rozgrzewkę. No, więc
potrzebowałem chwili, żeby się zorientować, co do mnie mówi.
– Był ktoś z tobą, kiedy odebrałeś ten telefon?
– Tak się składa, że był. Mój sąsiad staruszek. Ma dziewięćdziesiąt parę lat.
Od czasu do czasu mu pomagam, robiąc zakupy – powiedział Ormond
z wymuszoną skromnością. – Podwożę go do lekarza, jeśli trzeba. Miły facet.
– Ale słaby kandydat na Anomię – stwierdził Strike, robiąc notatkę.
– No jasne – powiedział Ormond. – Nie, Anomia mógł się tak szybko
dowiedzieć, co zrobiła Edie, tylko dlatego, że Blay klepał o tym na prawo i lewo.
Miał całe godziny, żeby rozpowiadać kumplom, co się stało, zanim mu przyszło
do głowy, że powinien powiedzieć mnie... no wiesz... jej pieprzonemu
chłopakowi.
Strike znowu coś zapisał, po czym spojrzał na Ormonda.
– Czy Edie kiedykolwiek uważała, że Anomia stwarza fizyczne zagrożenie?
Czy kiedykolwiek się obawiała, że zastosuje wobec niej przemoc?
– Nie, nie wydaje mi się – powiedział Ormond.
– Nawet kiedy zamieścił jej adres w Internecie?
– To nie Anomia.
– Myślałem...?
– Anomia zamieścił zdjęcie jej mieszkania, ale jakiś inny gość namawiał
ludzi, żeby pisali do niego na priv, jeśli chcą poznać jej pełny adres.
– Wiesz może, kim była ta osoba?
– Nie mam pojęcia. Czepiało jej się mnóstwo ludzi.
– Myślisz, że Anomia mógł ją zabić? – spytał Strike, obserwując reakcję
Ormonda.
– Nie wiem – odrzekł nauczyciel. To pytanie chyba nim wstrząsnęło. – Skąd
mógłbym wiedzieć? Nie mam żadnego powodu, żeby go o to podejrzewać.
Właściwie to nie mam żadnego powodu, żeby podejrzewać kogokolwiek.
Strike poświęcił chwilę, by dokładnie zapisać słowa Ormonda, po czym
powiedział:
– A ta teczka, którą podobno miał Blay, ta z rzekomymi dowodami, że to Edie
jest Anomią...
– Co za bzdury – warknął Ormond. – Edie miałaby przez trzy, cztery czy ile
tam lat prześladować siebie samą i doprowadzić się do próby samobójczej. Daj
spokój.
– Zakładam, że Yasmin Weatherhead była z nimi, zanim się pojawiłeś –
powiedział Strike.
– No – potwierdził Ormond. – A co?
– To ona zaniosła tę teczkę Blayowi.
– A, racja, no tak. Nie, wyrzucili ją, zanim zacząłem się spotykać z Edie. –
Ormond upił kolejny łyk piwa. – Właściwie to zwolnienie dziewczyny tylko
dlatego, że grała w grę, wydawało mi się trochę brutalne. Przecież nie... Ale
Edie popadała chyba w paranoję, wydawało jej się, że wszyscy wokół przekazują
Anomii informacje.
Strike, który nie spodziewałby się takiej pobłażliwości w stosunku
do Yasmin, biorąc pod uwagę bezkompromisowe opinie Ormonda na temat
wszystkich pozostałych osób z otoczenia Edie, powiedział:
– Nie wydaje ci się, że dołączenie do gry Anomii to dziwne postępowanie jak
na asystentkę? Albo granie w nią dalej, mimo że Anomia tak bardzo dokuczał
Edie?
– No, jeśli spojrzeć na to z tej strony, to chyba... No, chyba tak – przyznał
Ormond, jakby ten temat niezbyt go interesował.
– Słyszałem, że zaręczyłeś się z Edie tuż przed jej śmiercią.
– O, wiesz o tym? – Ormond wydawał się zadowolony. – No, oświadczyłem
się dwa dni przed... przed tym, co się stało. W weekend mieliśmy się wybrać
po pierścionek.
– Smutna historia. – Strike zamilkł na chwilę, po czym powiedział: – Wróćmy
do tej teczki: Blay zadzwonił do Edie i oskarżył ją, że jest Anomią, tak?
– Zgadza się – powiedział Ormonad, a jego twarz stężała.
– Czy Edie ci o tym mówiła?
– Oczywiście.
– Co jej radziłeś? Żeby spotkała się z Blayem i się z nim rozmówiła czy...?
– Powiedziałem jej – odparł zdecydowanie Ormond – żeby kazała
mu spierdalać. Ciągle do niej wydzwaniał, a ona ciągle się rozłączała. I bardzo
dobrze, do diabła. Skoro jarał aż tyle, żeby uwierzyć w coś takiego, to walić go.
– Ale potem – powiedział Strike – Edie zmieniła zdanie i postanowiła się
z nim spotkać twarzą w twarz?
– No. Żeby osobiście mu powiedzieć, co o nim myśli.
– Kto do kogo zadzwonił? – dopytywał Strike.
– On do niej – powiedział Ormond. – Już mówiłem. Ciągle wydzwaniał.
– Racja – powiedział Strike.
– Aż w końcu postanowiła: „Okej, rozmówmy się”.
– Edie ci to powiedziała?
– No tak – zniecierpliwił się Ormond.
– Więc wiedziałeś, że mają się spotkać tego popołudnia?
– No.
– A wiedziałeś gdzie?
– Nie – powiedział Ormond. – Założyłem, że w jakiejś kawiarni albo gdzieś.
– A kiedy nie wróciła do domu...?
– Oczywiście zacząłem się niepokoić. Tego popołudnia pilnowałem w szkole
uczennicy, która za karę musiała zostać po lekcjach. Potem do mnie dotarło,
że w chwili, w której... no wiesz... w której to się stało, patrzyłem, jak przeklęta
Sophie Webster bazgrze w zeszycie. Wróciłem do domu, myśląc, że zastanę
tam Edie. Nie było jej. Czekałem. O jedenastej zacząłem się niepokoić.
Zadzwoniłem na policję jakiś kwadrans przed północą.
– Czy w międzyczasie próbowałeś się dodzwonić do Edie?
– Tak, parę razy, ale nie odbierała. Policja kazała mi czekać i... oczywiście już
wiedziałem, że coś jest nie tak. Byłem przecież gliną. Wiem, jak to działa.
Poprosili, żebym opisał Edie, i to zrobiłem. Potem oznajmili, że przyślą ludzi,
którzy ze mną porozmawiają. Przyszli do mnie i powiedzieli, że na cmentarzu
Highgate znaleziono ciało odpowiadające rysopisowi mojej narzeczonej...
Musiałem pojechać, żeby ją zidentyfikować.
– Przykro mi – powiedział Strike. – To na pewno był koszmar.
– No – potwierdził Ormond, a do jego głosu wróciła agresywna nuta. – Był.
Strike spojrzał na swoje zapiski. Jeśli chodziło o Anomię, dowiedział się
bardzo niewiele. Czuł jednak, że jest o niebo lepiej poinformowany na temat
Phillipa Ormonda.
– To właściwie wszystko... Chyba że masz jeszcze jakieś przemyślenia albo
informacje na temat tego, kim może być Anomia.
– Jeśli chcesz znać moje zdanie – odrzekł Ormond, który chyba się trochę
odprężył, widząc na horyzoncie koniec przesłuchania – to jakiś poważnie
zaburzony pojeb. Kimkolwiek jest, nawet jeśli to tylko dzieciak ukrywający się
za – wskazał okolice swojej twarzy, jakby mówił o masce – klawiaturą,
naprawdę jest z nim coś bardzo, kurwa, nie tak. Żeby przez cztery bite
lata atakować kogoś w Internecie? Czym mu zawiniła? Tym, że stworzyła coś,
co rzekomo pokochał? Nie, moim zdaniem Anomia to człowiek, który zrobiłby
wszystko, żeby ratować własną skórę. Z radością rzuciłby na kogoś oskarżenie
albo skierował podejrzenia w czyjąś stronę, gdyby sam mógł dzięki temu
uniknąć odpowiedzialności.
– Dlaczego tak mówisz? – spytał Strike.
– Po prostu takie mam przeczucie – powiedział Ormond, po czym dopił
lagera.
– No, to już chyba koniec – powiedział nieszczerze Strike. – A, właśnie... Tak
się zastanawiałem... Ty doradziłeś Edie naszą agencję czy to był jej pomysł?
– Czy co zrobiłem? – Ormond zmarszczył brwi.
– Edie przyszła do naszej agencji, żeby porozmawiać z moją wspólniczką –
wyjaśnił Strike.
Mimo że pub nie był szczególnie dobrze oświetlony, Strike widział, jak
rozszerzają się źrenice Ormonda, ponieważ jego niebieskie tęczówki miały
bardzo jasny odcień. Najwyraźniej ani policja, ani Allan Yeoman nie
wspomnieli rzekomemu narzeczonemu Edie o jej wizycie w agencji
detektywistycznej, a te pominięcia powiedziały Strike'owi coś ważnego
o nastawieniu policji i agenta do Ormonda.
Nauczyciel chyba zdał sobie sprawę, że jego milczenie trwa zbyt długo, żeby
mógł skłamać.
– Yy... nie. Nie miałem o tym... pojęcia. Kiedy to było?
– Dziesięć dni przed napaścią.
– Czego od was chciała? – spytał Ormond.
– Poprosić o pomoc w ustaleniu, kim jest Anomia.
– Aha – powiedział Ormond. – Racja. No... w zasadzie... nie wiedziałem,
że zwróci się właśnie do was... Wspominała, że myśli o... Tak, uważałem,
że to rozsądny pomysł.
– Ale nie wspomniała ci, że to zrobiła?
– Właściwie to – odrzekł Ormond po następnej chwili wahania – może nawet
wspomniała, tylko tego nie zarejestrowałem. Była cholernie zestresowana, a ja
miałem mnóstwo roboty... Może nie usłyszałem, co mówi, zamyśliłem się albo
coś. Miałem mnóstwo roboty – powtórzył. – Szykowałem się do rozmowy
w sprawie stanowiska szefa wydziału.
– Dostałeś je?
– Nie. – Ormond prawie warknął.
– W każdym razie kiedy Edie była w agencji, moja wspólniczka zauważyła
zasinienie na...
– A, to twoja wspólniczka, tak? Powiedziała glinom, że dusiłem Edie?
Gdy tylko te słowa wyrwały mu się z ust, Ormond najwyraźniej pożałował
swojego wybuchu. Wpatrywał się w Strike'a jasnymi, niebieskimi, szeroko
osadzonymi oczami, a detektyw czuł, że facet nie ma pojęcia, jak naprawić
to ostatnie fatalne wrażenie.
– Nikt nie wspominał o duszeniu – powiedział Strike. – Moja wspólniczka
poinformowała tylko o siniaku. No, w każdym razie wielkie dzięki
za spotkanie. Bardzo mi pomogłeś.
Po krótkiej chwili krępującej ciszy Ormond powoli wstał.
– Nie ma sprawy – powiedział oschle. – Powodzenia w śledztwie.
Strike wyciągnął rękę, gotów tym razem rywalizować o najmocniejszy
uścisk.
Ormond wyszedł, a Strike nie miał wątpliwości, że gość wciąż czuje
mrowienie w palcach prawej dłoni, i ta myśl sprawiła mu pewną małostkową
satysfakcję. Gdy nauczyciel zniknął mu z oczu, detektyw wyjął komórkę
i napisał krótką wiadomość do kumpla w stołecznej policji.
37
[...] rzecz się dokonała; powstał nowy
król i w swym królestwie stanął,
a ono go uznało.

Jean Ingelow
A Story of Doom

Robin wciąż obserwowała swój tablet, gdy Strike znalazł ją przy stoliku w rogu,
niewidocznym od strony głównego baru. Przyniósł kufel london pride'a dla
siebie i drugi sok pomidorowy dla Robin, ale zauważył, że prawie nie tknęła
pierwszego. Obok jej iPada leżała komórka, zwrócona ekranem do góry
i wyświetlająca profil Anomii na Twitterze, a z drugiej strony spoczywał
otwarty notes. Strike, bardzo biegły w czytaniu do góry nogami, zobaczył,
że Robin stworzyła trzy kolumny opatrzone nickami Dżdżownica28,
Vilepechora i Narcyzka oraz że notowała informacje na temat wszystkich
trzech. Kolumna Dżdżownicy28 wydawała się najpełniejsza.
– Anomia jest w grze? – spytał, gdy usiadł.
– Nie – powiedziała Robin, podnosząc wzrok, ale natychmiast skupiła go z
powrotem na ekranie. – Nie było go tu przez cały czas, kiedy rozmawiałeś
z Ormondem. Wybacz, muszę pisać dalej. Jeden z moderatów, Dżdżownica28,
przyjaźnił się internetowo z Beth. To albo gej, albo dziewczyna, bo jest
w związku z jakimś niewymienionym z nazwiska facetem, o którym powinnam
wiedzieć. Ta Dżdżownica często zwierzała się Beth. Myślała, że przepłoszyła
ją z gry, zarzucając ją swoimi problemami.
– Dwadzieścia osiem – skomentował Strike – to następny symbol nienawiści.
– Serio?
– Druga litera alfabetu, ósma litera: BH. Blood and Honour
to neonazistowskie ugrupowanie skinheadów.
– Nie wydaje mi się, żeby Dżdżownica28 była neonazistowskim skinheadem
– odrzekła Robin, nie przerywając pisania. – Gdybym miała obstawiać,
powiedziałabym, że to dziewczyna, i to dosyć młoda. Prawdopodobnie
ma dysleksję. Robi błędy, a w jej interpunkcji panuje straszny bałagan... ale jeśli
szukasz potencjalnego członka Halvingu, Vilepechora wydaje się cholernie
dobrym kandydatem. Zaczekaj... O, dzięki Bogu. Dżdżownica28 musi
do toalety.
Robin obróciła iPada, żeby Strike też mógł zobaczyć. Przysunął krzesło.
Poczuła, jak jego kolano trąca jej kolano.
– Gracze rozmawiają w grze – wyjaśniła, gdy Strike sączył piwo i obserwował
animowane postaci poruszające się wśród grobów. Podobnie jak Robin, był pod
wrażeniem niepokojącego piękna animacji z unoszącą się mgłą i majaczącymi
w niej nagrobkami. – Ale moderatorzy mogą otwierać grupy prywatne, żeby
rozmawiać, z kim chcą, a wtedy nikt inny nie może zobaczyć, co mówią.
Dżdżownica28 i Vilepechora zaprosili mnie do prywatnych grup, gdy tylko
weszłam do gry.
– Skąd pomysł, że Vilepechora może być z Halvingu?
– To straszny homofob – wyjaśniła Robin. – Nazwał mnie zbokiem.
– Miło – powiedział Strike.
– Jestem pewna, że to facet. Poza tym jest pijany. Poinformował mnie o tym
trzy razy. Mówi, że nudzi mu się w grze, a kiedy spytałam, dlaczego dalej w niej
jest, odpisał, że „szpieguje”.
– „Szpieguje”? – powtórzył Strike. – Rzeczywiście, bardzo interesujące.
– Napisał jeszcze, że Anomia zabił Ledwell.
Spojrzała na Strike'a, chcąc zobaczyć jego reakcję.
– Serio?
– Pod pozorem żarcików – dodała Robin, skupiając się z powrotem na grze. –
Poza tym rozmawiałam jeszcze tylko z Narcyzką. Spytała, czy potrzebuję
pomocy w poruszaniu się w grze i dała mi kilka wskazówek, jak się dostać
na rozbudowany teren, który powstał już po ostatniej wizycie Beth. Nie
otworzyła prywatnej grupy, po prostu zaproponowała mi pomoc.
Oczywiście nie mam pewności co do jej płci, ale sądząc po nicku, zakładam,
że to kobieta. Nie rozmawiałyśmy prywatnie.
Strike obserwował pasek boczny, na którym widać było przychodzących
i wychodzących graczy.

<ZnudzonekDrek opuszcza grę>


<Czarny1010 dołącza do gry>
<Srotka7 dołącza do gry>

– Jeśli się wyloguję – Robin obróciła iPada z powrotem do siebie – będziesz


mógł mi opowiedzieć o Ormondzie.
– Zostań w grze – odrzekł Strike. – Będziemy mieli oko na Anomię.
Chciałbym zobaczyć, jak się tu zachowuje. Możesz powiedzieć tej całej
Dżdżownicy, że musisz na chwilę przerwać i zrobić coś offline?
– „Muszę... wyjąć... ciuchy... z pralki” – powiedziała Robin, pisząc
wiadomość. – „Zaraz... wracam”.
Z ulgą odsunęła się od iPada, wypiła trochę soku pomidorowego i przesunęła
urządzenie tak, by obydwoje mogli je obserwować.
– Jak poszło z Ormondem?
– Ormond – powiedział Strike – okazał się bardzo interesujący. Inny, niż się
spodziewałem. Jest nauczycielem informatyki i byłym policjantem.
– Naprawdę? – zdziwiła się Robin.
– No. I gdybym miał obstawiać, powiedziałbym, że przed jej próbą
samobójczą nie byli w związku. Myślę, że wykorzystał jej bezbronność w tym
okresie i poprosił, żeby z nim zamieszkała, a potem trudno było jej się z tego
wycofać. Spytałem o siniaka na szyi. Nie był tym zachwycony.
– Zadziwiasz mnie – powiedziała Robin.
– W sprawie rzekomych zaręczyn też jestem sceptyczny. Heather Ledwell
miała chyba rację: facet jest wkurzony, że nie dostanie ani pensa ze spadku i w
żaden sposób nie skorzysta finansowo na kreskówce, jeśli nakręcą na jej
podstawie film. Wspomniał, że nie spisała testamentu. Ale nie porzuca nadziei
na korzyści: przez pół rozmowy kreował się na pisarza. Twierdzi, że pomagał
jej w pracy nad przyszłymi fabułami i że chciała, żeby został wymieniony jako
współscenarzysta filmu. Spytałem, czy ma to wszystko na piśmie, ale nie,
pomysły są wyłącznie w jego głowie. Napisał mejla do Mavericka, oferując
swoje usługi, ale mu nie odpisali.
– Jasna cholera – powiedziała cicho Robin.
– Były też inne ciekawe wątki. Na przykład Ormond twierdzi, że Edie
powiedziała mu o planowanym spotkaniu z Joshem tego dnia, kiedy została
zamordowana, ale utrzymuje, że nie wiedział, gdzie dokładnie zamierzali się
spotkać. Podejrzane jest to, że zdaniem Ormonda to Blay zadzwonił do Ledwell
z propozycją spotkania. Myli się albo Ormond, albo Katya, a ja stawiam na
Ormonda. Podejrzewam, że nie miał pojęcia o jej spotkaniu z Blayem, a więc
nasuwa się pytanie: po co kłamał? Gdyby to robił z obawy, że jest podejrzany
o napaść, większy sens miałoby powiedzenie prawdy i przyznanie się, że nie
miał pojęcia o planowanym spotkaniu. To dziwna półprawda: twierdzić,
że wiedział o spotkaniu, ale nie wiedział, gdzie się umówili. Oczywiście może
chodzić o ego: nie chce wyjść na gościa, którego dziewczyna spotykała się
po cichu z byłym. Wydaje mi się, że to właśnie taki typ. Poza tym, i to jest
zdecydowanie dziwne – ciągnął Strike, otwierając notes – powiedział mi,
że jego zdaniem Anomia to „człowiek, który zrobiłby wszystko, żeby ratować
własną skórę”, a konkretnie, że próbowałby zwalić winę albo rzucić podejrzenie
na kogoś innego. Spytałem, dlaczego tak mówi, a on odparł, że to tylko
„przeczucie”, ale wydało mi się to cholernie sugestywne. Chyba myśli,
że Anomia coś na niego ma.
– Czyli Ormond wie, kto to jest?
– Można by tak przypuszczać, ale wcale nie było mu spieszno, żeby podzielić
się ze mną swoimi podejrzeniami. Wręcz przeciwnie: odrzucał każdego, o kim
wspominałem. Nawiasem mówiąc, twierdzi, że Edie wykluczyła Keę. Widziała
ją na ulicy bez żadnego urządzenia cyfrowego, gdy Anomia był w grze.
– Aha – powiedziała Robin. – Dobrze wiedzieć.
– No... Ormond powiedział jeszcze jedną dziwną rzecz. Spytałem, czy jego
zdaniem Anomia mógł zabić Edie, a on odpowiedział: „Nie mam żadnego
powodu, żeby go o to podejrzewać”.
– „Nie mam żadnego powodu, żeby go o to podejrzewać” – powtórzyła Robin.
– Dziwny dobór słów.
– Też tak pomyślałem – odrzekł Strike. – Dlaczego nie powiedział po prostu:
nie.
Zadzwonił telefon w jego kieszeni. Dzwonił ktoś z zastrzeżonego numeru.
Przypuszczenie, że to może być Charlotte, sprawiło, że Strike się zawahał, ale
po paru sekundach odebrał.
– Strike.
Usłyszał czyjś oddech. Na linii słychać było trzaski. Potem bardzo głęboki,
donośny głos powiedział:
– Jeśli chcesz poznać prawdę, odkop Edie Ledwell.
W słuchawce zapadła cisza.
Robin poznała po minie Strike'a, że właśnie wydarzyło się coś niezwykłego.
Najpierw pomyślała o Charlotte. Potem zaczęła się zastanawiać, czy to nie
Madeline wywołała tę zmianę na jego twarzy.
Strike opuścił komórkę i spojrzał na nią, jakby jakimś cudem na ekranie
mógł się ukazać numer dzwoniącego.
– Właśnie mi poradzono – powiedział, spoglądając na Robin – żebym
odkopał Edie Ledwell, jeśli chcę poznać prawdę.
– Co?
– „Jeśli chcesz poznać prawdę, odkop Edie Ledwell” – powtórzył Strike.
Wpatrywali się w siebie.
– Jak brzmiał ten głos?
– Kojarzył się Darthem Vaderem. To albo aplikacja do zmiany głosu, albo
prawdziwy bas. Połączenie było kiepskie.
– Kilka tygodni temu – powiedziała Robin – na Twitterze trendował hasztag
„Ekshumować Ledwell”.
– Jest jakiś konkretny powód czy to tylko dziwaczne żarty? – zastanawiał się
Strike, wkładając telefon z powrotem do kieszeni.
– Jakiś troll napisał, że prawdopodobnie sfingowała zabójstwo, żeby
wzbudzić współczucie, i że powinni odkopać ciało, żeby się upewnić.
– Jeśli dzwonił do mnie troll, to wie, że pracujemy nad sprawą. Mam wielką
nadzieję, że nikogo z nas nie rozpoznano, kiedy obserwowaliśmy
podejrzanych.
– Patrz! – Nagle Robin wydała z siebie zduszony okrzyk, wskazując iPada. –
Pojawił się!
Na ekranie ukazała się wyjątkowa postać. W niczym nie przypominała
pozostałych – dryfujących imitacji ładnej Narcyzki, podskakujących
serckowatych serc ani snujących się tu i tam szkieletów. Była to pusta peleryna,
która falowała, jakby wiał wiatr. Nie miała twarzy: istota wewnątrz peleryny
pozostawała niewidoczna. Niesamowite było to, jak upiorne wrażenie robiła
ta animacja mimo swojej prostoty. Nad jej głową widniał zawieszony napis
„Anomia MOD”. Postać zaczęła „mówić” i jej słowa pojawiły się
na nieistniejącej twarzy.

Anomia: Dobry wieczór dzieci

Awatary graczy zebrały się wokół Anomii, a gdy go witały, na ich twarzach
pojawiały się słowa.

Czarny101: Anomia jest wśród nas!!!!!

Mr_Drek_D: Jak leci buaa?

Ranaserca9: Anomia, proszę, odbanuj Sercka192, on nie


chciał

Narcyzka MOD: witaj

CzarneSerce4evs: Anomia, mój buaa!

Vilepechora MOD: Chwała królowi i władcy

Srotka7: Anomia, zajebiście się ogląda, jak pomiatasz


Chujkiem Grantem na Twitterze!

Dzifny: Wybieramy się na Comic Con?


Zamiast im odpowiedzieć, Anomia popłynął w stronę Robin, a ona, choć
wiedziała, że to zupełnie niedorzeczne – siedziała przecież w pubie, a ta postać
była jedynie pikselami na ekranie – poczuła dreszcz prawdziwego strachu.
Anomia podszedł tak blisko do Rudejkici, że pusty kapelusz jego peleryny
wypełnił prawie cały ekran.

Anomia MOD: Wróciłaś

Robin szybko zaczęła pisać, pozostawiając ekran w takim położeniu, żeby


Strike mógł obserwować, co się dzieje.

Rudakicia: tak stęskniłam się

Anomia MOD: ulubione zwierzę?

– Pies – powiedział Strike.

– Nie – odparła Robin, pisząc. – Sprawdziłam.

Rudakicia: kot oczywiście

– Boże, mam nadzieję, że to wystarczy – powiedziała Robin. – To prawie


wszystko, co wiem.

Anomia MOD: ulubiona pozycja seksualna?

Robin wpatrywała się w to pytanie, doskonale zdając sobie sprawę, że tym


razem Strike nie ma gotowej żadnej podpowiedzi. Po kilku sekundach zaczęła
pisać z poczuciem, że stawia wszystko na jedną kartę:
Rudakicia: chyba już kiedyś o to pytałeś i kazałam ci się
odpieprzyć

Obydwoje obserwowali ekran. Robin miała wrażenie, że Strike też wstrzymał


oddech.

Anomia MOD: lol

Anomia MOD: no fakt

– Cholernie dobra robota – powiedział Strike.

Anomia MOD: a teraz spytaj mnie o to, czego chcesz się


dowiedzieć

Robin się zawahała.

Rudakicia: co masz na myśli?

Anomia MOD: czy zabiłem E*** L******?

Dłonie Robin zawisły niepewnie nad panelem klawiatury, ale zanim zdążyła
odpisać, Anomia odezwał się ponownie.

Anomia MOD: Tak. I nie ma za co.

Anomia odwrócił się i odpłynął, a gdy pusta peleryna sunęła między


postaciami z Serca jak smoła, te dzieliły się z nim swoimi wrażeniami.

Vilepechora MOD: Qurwa mówiłem jej, że to zrobiłeś! lololol


TatoDrek: hahahahahahaha

CzarneSerce4evs: no qurwa legenda lol

Mr_Drek_D: rolfmao

Ranaserca9: omg nie żatruj

DuszekHej: lol

Dzifny: kłaniamy się kurwa swojemu królowi

MojeSerceJestCzarne: lolololol

Czarny101: taaaaaak król

Narcysuka97: wyrzuciłeś śmieci

Srotka7: hahaha qurwa rządzisz

Zbokoserce: Anomia wziął sprawy w swoje ręce lol

Czarneserce_4: JESTEŚ NASZYM BOGIEM

Strike i Robin patrzyli w milczeniu, jak płynąca postać Anomii kurczy się i w
końcu znika w mgle gry, oddalając się ku innej części animowanego
cmentarza.
– No i proszę – powiedział Strike, sięgając po piwo. – Mamy przyznanie się
do winy. Teraz musimy się tylko dowiedzieć, kto się przyznał.
CZĘŚĆ TRZECIA

Jeśli podda się serce długotrwałemu gotowaniu,


a następnie usunie się nasierdzie i znajdujący się niżej tłuszcz [...], ukażą się
zewnętrzne włókna komór.

Henry Gray,
członek Towarzystwa Królewskiego
Gray's Anatomy
38
Badawczym spojrzeniem cię świdrowałam,
Twoje tajemnice bardzo zgłębić chciałam,
Choćbym je jednak nie wiem jak przesiewała,
Żadnej nie poznałam.

Christina Rossetti
The Queen of Hearts

Dwukrotnie żonaty czcigodny James „Jago” Murdo Alastair Fleming Ross,


spadkobierca tytułu wicehrabiego Croy, bankier inwestycyjny, ojciec pięciorga
dzieci i mąż Charlotte Campbell, aktualnie w separacji, był pod obserwacją
przez prawie dwa tygodnie. Strike wiedział, że nadzieja na zgromadzenie
kompromitujących materiałów w tak krótkim czasie jest przejawem
olbrzymiego optymizmu, zwłaszcza że dotychczasowe wyniki były
zniechęcające. Rossa chronił gruby kokon bogactwa. Do pracy woził go szofer,
a jadając na mieście, Jago wybierał prywatne kluby dostępne wyłącznie dla ich
członków. Z taką skrupulatnością unikał opuszczania swoich siedzib
w towarzystwie innych osób, że Strike, patrząc na nieliczne zdjęcia, które
Midge i Dev zdołali zrobić w ciągu tych dwóch tygodni – charakterystyczna
lisia twarz i niemal białe włosy sprawiały, że łatwo było dostrzec Jagona
na każdym ujęciu – zaczął przypuszczać, że Ross przejrzał żonę i domyślił się,
że kazała go komuś obserwować.
Rutynowe gromadzenie informacji kontekstowych ujawniło, że pierwsza
żona Rossa ponownie wyszła za mąż i mieszka w Oxfordshire. Jego młodszy
brat pracował jako osobisty sekretarz ważnego członka rodziny królewskiej.
Najstarsza córka Rossa z pierwszego małżeństwa mieszkała w internacie
Benenden School, a dwie młodsze dziewczynki chodziły jeszcze
do podstawówki w Oxfordshire. Charlotte mieszkała z bliźniętami i dwiema
pracującymi na zmianę nianiami w domu rodzinnym w Belgravii, Ross
natomiast nocował w dni powszednie w imponującym apartamencie
na Kensington, który, jak wykazało dochodzenie, należał do jego rodziców od
trzydziestu lat. Weekendy zaś spędzał w olbrzymim wiejskim domu w Kent,
do którego nianie przywoziły dzieci jego i Charlotte.
Ross pracował w wieżowcu przy Fenchurch Street, gdzie od niedawna
mieściła się siedziba jego banku. Choć ogólnie rzecz biorąc, Strike nie miał
żadnych wyraźnych preferencji architektonicznych, wydało mu się całkowicie
stosowne, że miejsce pracy Jagona to odznaczający się ostentacyjną szpetotą
budynek z wklęsłą fasadą, która tworzyła tak potężny reflektor słoneczny, że
pewnego razu spowodowała roztopienie się elementów zaparkowanego
w pobliżu samochodu. Teoretycznie na trzy górne piętra Walkie Talkie i na
ogród na dachu wstęp był wolny – i właśnie ze względu na to ustępstwo
urbaniści zdecydowali o wydaniu zezwolenia na wzniesienie tak masywnego
budynku na obrzeżach zespołu zabytkowego objętego ochroną konserwatora.
W praktyce jednak wpuszczano na górę tylko na półtorej godziny, o czym
przekonał się Dev Shah, gdy polecono mu wyjść, zanim Jago zjawił się
w restauracji, w której zazwyczaj jadał lancz. Jedynymi godnymi uwagi
wyjątkami w rutynowych czynnościach Jagona były dwie wizyty u horrendalnie
drogiej i słynącej z zawziętości adwokatki specjalizującej się w rozwodach.
Strike zastanawiał się, czy komórka Charlotte, w której Jago znalazł
kompromitujące zdjęcie, została już pokazana tej przebiegłej, drapieżnej
kobiecie, weterance odpowiedzialnej za wiele głośnych rozstań.
Strike nie podzielił się z nikim rosnącą obawą, że zostanie wymieniony
w sprawie rozwodowej Rossów, zwłaszcza z Madeline, która była jeszcze
bardziej zestresowana niż zwykle, ponieważ zbliżała się premiera jej nowej
kolekcji. Ich randki zmieniły się w regularne spotkania na seks w jej domu,
z czego Strike był w głębi ducha zadowolony, jednakże nawet tam dosięgły
go pewne kłopoty.
– Więc... kiedy właściwie rozstaliście się z Robin? – spytała go Madeline
pewnej nocy, gdy nadzy leżeli w ciemności.
Do Strike'a, walczącego z przemożną chęcią zapalenia po stosunku i właśnie
rozmyślającego o jutrzejszym spotkaniu z Robin w celu wymiany najnowszych
informacji w sprawie Anomii, pytanie dotarło dopiero po kilku sekundach.
– Kiedy... co?
– Ty i Robin – powiedziała Madeline. Zanim poszli do sypialni, wypiła prawie
całą butelkę wina. – Kiedy właściwie się rozstaliście?
– O czym ty mówisz?
– Ty i Robin – powtórzyła głośniej.
Leżała z głową na jego ramieniu. Wciąż miał przyczepioną protezę, którą
powinien był niebawem zdjąć. Czuł szczypanie coraz bardziej zaognionego
kikuta.
– Pytasz, kiedy ją zwolniłem? – Strike był pewny, że nigdy nie wspominał
Madeline o tym epizodzie.
– Zwolniłeś ją? – zdziwiła się i zsunęła z jego ramienia, by oprzeć się
na łokciu i spojrzeć na Strike'a w ciemności.
– No, parę lat temu – powiedział Strike.
– Dlaczego?
– Zrobiła coś, czego jej zabroniłem.
– Byliście wtedy parą?
– Nie – powiedział Strike. – Nigdy nie byliśmy parą. Kto ci...? Zaraz, zaraz...
Pomacał ręką i włączył lampę, chcąc zobaczyć twarz Madeline. Była
pociągająca i zarazem bardzo spięta.
– Czy przypadkiem nie usłyszałaś tego od Charlotte? – spytał, mrużąc oczy.
– No... tak.
– Do kurwy nędzy.
Przesunął dłonią po twarzy, jakby się mył. Gdyby obok leżała Charlotte, a nie
Madeline, pewnie by go kusiło, żeby czymś rzucić – nie w nią, ale najchętniej
w ścianę czymś łatwo się tłukącym.
– Między mną i Robin nigdy nic nie było. Nie byliśmy parą.
– Aha.
– Charlotte próbuje bruździć – dodał, znowu patrząc na Madeline. – Taka już
jest. Będzie najlepiej, jeśli założysz, że wszystko, co mówi na mój temat,
to kompletna bzdura.
– Więc ty i Robin nigdy nie...?
– Nie – uciął kategorycznie. – Nigdy.
– Okej – powiedziała Madeline, ale po chwili dorzuciła: – Charlotte mówiła,
że jestem bardzo podobna do Robin.
– Nie jesteś – skłamał Strike.
Madeline dalej się w niego wpatrywała.
– Zdenerwowałeś się.
– Nieprawda. No, w każdym razie nie na ciebie.
– Bo to i tak nie miałoby dla mnie znaczenia – zapewniła. – Skoro to się
skończyło, to się skończyło.
– Nigdy się nie zaczęło – odparł, patrząc na nią ze złością.
– Okej – powtórzyła. – Wybacz.
– Nic się nie stało – skłamał po raz drugi, wyciągając rękę, by znowu położyła
głowę na jego ramieniu, a potem wyłączył światło.
Leżał w ciemności i czuł, jak się w nim wszystko gotuje, dopóki Madeline nie
zasnęła z głową w zagłębieniu jego ramienia. Nie chcąc jej przeszkadzać oraz
ryzykować dalszą rozmowę o Robin i Charlotte, przespał całą noc w protezie,
co doprowadziło do wysypki potowej na końcu kikuta.
Ostatecznie zaplanowane spotkanie z Robin w celu wymiany informacji
trzeba było przełożyć, ponieważ Strike spędził nadspodziewanie dużo czasu,
obserwując Groomera, który wybrał się na bardzo długi lancz w hotelu
Charlotte Street. Dopiero po piątej wstał wreszcie od stolika i detektyw, robiąc
mu ukradkiem zdjęcia na ulicy, odprowadził go wzrokiem, po czym
zadzwonił do Robin.
– Cześć. – Wydawała się równie zmęczona jak on. – Aż tyle czasu jadł lancz?
– No, wybacz. Jesteś teraz zajęta?
– Nie – powiedziała. – Dalej chcesz się spotkać w sprawie Anomii?
– Zdecydowanie tak. Słuchaj – dodał Strike, który snując się między barem,
hotelowym holem i ulicą, gdy obserwował Groomera i grono jego znajomych,
okropnie zgłodniał – czy nie miałabyś nic przeciwko temu, gdybyśmy coś
zjedli? Na przykład w Chinatown?
– Świetnie – powiedziała Robin. – Umieram z głodu. Znajdę jakiś lokal
i przyślę ci nazwę.
Dwadzieścia minut później Strike wszedł na pierwsze piętro restauracji
Gerrard's Corner i zastał Robin przy stoliku obok okna z iPadem już
podpartym obok komórki i otwartym notesem. Spośród nielicznych klientów
restauracji tylko on i Robin byli przedstawicielami rasy kaukaskiej.
– Cześć – przywitała się, podnosząc na chwilę głowę, gdy Strike zajmował
miejsce, a potem znowu skupiła się na grze. – Jest Anomia, więc muszę grać.
Czepia się ludzi, jeśli za długo stoją bez ruchu. Modlę się, żeby Montgomery
wyszedł z biura bez telefonu, gdy Anomia będzie aktywny. Moglibyśmy
wreszcie kogoś wykluczyć.
– Przydałoby się – powiedział Strike, ostrożnie prostując obolałą nogę.
Komórka zawibrowała mu w kieszeni. Miał wielką nadzieję, że to nie
Madeline. Z ulgą zobaczył, że przyszła wiadomość od Prudence, jego
przyrodniej siostry, z którą zamierzał się spotkać następnego dnia wieczorem.
Cormoran, bardzo mi przykro: nie będę mogła się spotkać
jutro wieczorem. Mały kryzys rodzinny. Nie obrazisz się,
jeśli przełożę to na inny termin? Pru
Strike poczuł tak wielką ulgę, że to ona, a nie on, odwołuje kolację, że aż
doznał przypływu czułości dla tej kobiety, której prawie nie znał.
Nie ma sprawy, doskonale rozumiem. Mam nadzieję,
że wszystko OK
Robin, która akurat znowu spojrzała na Strike'a, gdy pisał odpowiedź,
zobaczywszy jego lekki uśmiech połączony z czułością malującą się na twarzy,
założyła, że wspólnik pisze do Madeline. Opuszczając wzrok z powrotem
na iPada, próbowała stłumić narastającą wrogość.
– Już zamówiłaś? – spytał Strike.
– Nie, ale chciałabym coś z makaronem, żebym mogła jeść jedną ręką. I będę
potrzebowała widelca.
Strike skinął na kelnera, zamówił dwie porcje makaronu po singapursku,
po czym powiedział:
– Chcesz usłyszeć coś ciekawego, zanim przejdziemy do Anomii?
– Mów. – Nie odrywała oczu od gry.
– Poprosiłem Erica Wardle'a o przysługę. Dowiedziałem się, dlaczego Phillip
Ormond odszedł ze stołecznej. Miałem przeczucie, że nie zrobił tego z własnej
woli.
– I? – spytała, podnosząc głowę.
– Jeśli sam nie skoczył, to prawie na pewno go popchnęli. „Kojarzył mi się
z Brudnym Harrym”. Dokładnie tak wyraził się Wardle. Lubił poniewierać
podejrzanymi. Poza tym żona zostawiła go, zanim odszedł ze służby, a to nie
zgadza się z jego wersją wydarzeń. Ale to tak na marginesie... – Strike wyjął
notes. – Mam mówić o Anomii, kiedy będziesz grała?
– Tak, proszę. – Robin właśnie prowadziła Rudąkicię między grobami.
– Przyjrzałem się wszystkim znanym nam osobom, które były blisko z Edie
i Joshem, gdy pojawiła się gra. Na szczęście większość z nich możemy
wykluczyć z grona podejrzanych.
– Dzięki Bogu – powiedziała z wielką ulgą Robin.
– Zacząłem od rodzeństwa Josha. Brat pracuje w warsztacie samochodowym
Kwik Fit, a siostra jest recepcjonistką u optyka. Wykluczyłem też większość
obsady. Wszyscy mają stałą pracę i żadna z tych osób nie mogłaby tweetować
ani moderować gry o dowolnej porze, nie ryzykując utraty posady.
Rozmawiałem z siostrą z rodziny zastępczej, z którą Edie utrzymywała
kontakt. Nadzoruje organizowanie imprez w hotelu i na pewno by ją zwolnili,
gdyby w godzinach pracy spędzała w Internecie tyle czasu co Anomia. To samo
dotyczy brata z rodziny zastępczej. Myślę jednak, że powinniśmy zamienić
słowo z Timem Ashcroftem. Przyjaźnił się z Edie jeszcze przed Sercem jak smoła
i mógłby przynajmniej wiedzieć o innych osobach, z którymi była blisko, a o
których jeszcze nie słyszeliśmy.
– Wątpisz, żeby to on był Anomią? – spytała Robin.
– Zwolnienie z pracy to dobry powód, żeby chować urazę – przyznał Strike –
ale nie znalazłem żadnych dowodów na to, że Ashcroft umie rysować albo
kodować.
– Nauczył Flavię rysować zwierzęta, zaczynając od kształtów – przypomniała
mu Robin.
– Kurde... faktycznie. Masz dobrą pamięć. Ale siostra z rodziny zastępczej
nie ma jego numeru, a nie jestem pewny, czy zwracanie się bezpośrednio
do Ashcrofta byłoby rozsądne. Wciąż kontaktuje się z Wallym, Montgomerym
i Nilsem de Jongiem, a wolałbym nie dawać cynku wszystkim naszym
potencjalnym Anomiom, że zajmujemy się tą sprawą. Jedyne, co mi przychodzi
do głowy, to zwabienie Ashcrofta pod pretekstem jakiegoś wywiadu, żeby nie
wiedział, że rozmawia z detektywem.
– Masz na myśli udawanie dziennikarza albo coś takiego?
– To nie mógłby być dziennikarz z żadnej dużej redakcji, zbyt łatwo byłoby
to sprawdzić. Zresztą facet jest za mało znany, żeby ktoś taki się nim
zainteresował – powiedział Strike. – Ale zastanawiałem się, czy skoro jego
trupa teatralna jeździ po szkołach, nie zorganizować czegoś na froncie
edukacyjnym. Co byś powiedziała, gdybyśmy poprosili Spannera
o zmajstrowanie strony internetowej poświęconej teatrowi w systemie
edukacji albo czemuś w tym rodzaju?
Spanner był specjalistą informatykiem, któremu agencja powierzała
zazwyczaj wszystkie zadania komputerowe.
– Dzięki temu – ciągnął Strike – jeśli gość postanowi cię sprawdzić...
– Chcesz, żebym to ja rozmawiała z Ashcroftem?
– Chyba tak. Wątpię, żeby zwrócił na mnie uwagę przed Red Lion and Sun,
ale lepiej dmuchać na zimne.
– Okej – powiedziała Robin. – Niech Spanner się tym zajmie.
– To oznacza, że kiedy będziesz rozmawiała z Ashcroftem, będę musiał cię
zastąpić w Grze Dreka jako tę całą... Rudąkicię... Dałabyś radę przygotować dla
mnie ściągawkę?
– Jasne. – Robin przerwała na chwilę aktywność w grze, by dopisać
to zadanie do swojej długiej listy spraw do załatwienia.
– Przejdźmy dalej – zaproponował Strike, przewracając stronę w swoim
notesie. – Na liście Katyi jest jeden gość, który mnie zainteresował: Preston
Pierce.
– Ten, który podkładał głos Sro...? Anomia opuścił grę – powiedziała nagle
Robin. Szybko sięgnęła po komórkę i zadzwoniła do Barclaya.
– Masz teraz na oku Montgomery'ego?
Po niezadowoleniu, jakie odmalowało się na jej twarzy, Strike domyślił się,
że odpowiedź była przecząca.
– Niech to szlag – westchnęła, gdy już podziękowała Barclayowi i się
rozłączyła. – Przepraszam. Mów dalej o Prestonie Piersie.
– Dwadzieścia siedem lat, pochodzi z Liverpoolu, artysta specjalizujący się
w sztuce cyfrowej – powiedział Strike. – Chyba traktuje North Grove jako swoją
stałą bazę, ale sądząc po jego profilu na Instagramie, często bywa w rodzinnym
mieście. Z całą pewnością ma umiejętności, które nas interesują, ponadto nie
pracuje od dziewiątej do piątej, lecz jako wolny strzelec, a do tego chowa urazę.
Znalazłem na Twitterze wymianę zdań między Prestonem a Piórem
Sprawiedliwości. Rozmawiali o tym, że Dżdżownica i Srotka to karykatury
klasy robotniczej.
– Chyba coś o tym czytałam. – Robin zmarszczyła brwi, próbując sobie
przypomnieć. Pióro Sprawiedliwości było tak płodnym autorem, że nie miała
czasu przeczytać wszystkich wpisów na blogu. – Czy przypadkiem Pióro nie
protestowało przeciwko temu, że Srotka pochodzi z Liverpoolu? Bo Srotka
kradnie i zdaniem Pióra Sprawiedliwości to stereotyp?
– Właśnie tak – odparł Strike. – Preston Pierce zgodził się z Piórem,
że Srotka to afront dla jego rodzinnego miasta, i napisał, że gdyby wiedział, jak
ta postać wyewoluuje, nigdy nie zgodziłby się podkładać jej głosu.
– Wybacz – powiedziała Robin, powstrzymując ziewnięcie. – Mam za sobą
długi dzień. Chętnie wypiłabym piwo.
– Zamów sobie.
– Jesteśmy w pracy – przypomniała mu – a poza tym muszę dalej grać w tę
cholerną grę. Midge obserwuje Wally'ego Cardew.
– Gdzie on teraz jest?
– W domu, z babcią. Właśnie na tym polega problem, prawda? Nie wiemy,
co oni knują, kiedy siedzą za zamkniętymi drzwiami.
– Głowa do góry – pocieszył ją Strike. – Na pewno niedługo nastąpi przełom.
– Jutro wieczorem wybieram się na pierwsze zajęcia plastyczne do North
Grove. Nigdy nic nie wiadomo... Czy Preston Pierce tam teraz mieszka?
– No – powiedział Strike, otwierając Instagrama. – Oto on.
Robin wzięła od Strike'a telefon i przyjrzała się zdjęciu młodego mężczyzny
bez koszulki, szczupłego i zarazem umięśnionego, z dosyć długimi czarnymi
kręconymi włosami i ogromnymi smutnymi oczami. U podstawy jego szyi biegł
napis wytatuowany drobnymi literami.
– To chyba o nim mówiła Flavia: o facecie, który nigdy nie nosi koszulki –
powiedziała Robin, oddając Strike'owi telefon.
Strike schował komórkę do kieszeni i ponownie skupił się na swoim notesie,
a po chwili kontynuował:
– Nie udało mi się ustalić tożsamości tej wytatuowanej dziewczyny, która
mieszka przy Junction Road, ale mam nadzieję, że o niej też zdołasz się czegoś
dowiedzieć w North Grove. Jeśli zna Nilsa, możliwe, że chodzi tam na zajęcia
pla... Coś się dzieje w twojej grze?
Robin spojrzała na iPada, na którym otworzyła się grupa prywatna, i jęknęła.
– To Dżdżownica28, chce pogadać – poinformowała go. – Wczoraj przez
dwie bite godziny starałam się ją rozweselić... To z całą pewnością dziewczyna
– dodała. – Napisała mi, że właśnie zaczął jej się okres i czuje się koszmarnie.
– Aha – odrzekł Strike. – To chyba przesądza sprawę.
– Poza tym myślę, że udało mi się ją znaleźć na Twitterze – ciągnęła Robin. –
Występuje tam jako Zozo alias @czarneserce28. Zozo popełnia takie same
błędy gramatyczne jak Dżdżownica28. Profil ma lokalizację w Londynie, ale nie
zdążyłam jeszcze przejrzeć wszystkich tweetów. Napiszę, jej, że chwilowo nie
mogę rozmawiać. „Sorki... gadam... z mamą... przez... telefon” – czytała na głos,
pisząc wiadomość.
– Jedyne informacje, które udało mi się poza tym zdobyć, dotyczą Yasmin
Weatherhead – oznajmił Strike.
– Też się czegoś o niej dowiedziałam – odrzekła Robin. – Mów pierwszy.
– Dalej pracuje dla firmy kosmetycznej na Croydon – zaczął Strike –
i prowadzi jej profile w mediach społecznościowych. Mieszka z rodzicami, też
na Croydon. Od napaści na Edie i Josha znacznie rzadziej tweetuje pod
własnym nazwiskiem... i to wszystko, co dotąd znalazłem.
– Niosą nasz makaron – zauważyła Robin.
Kelner postawił przed nimi talerze. Strike zamówił dwa piwa.
– Nie mogę – zaprotestowała Robin. – Serio. Zasnę i przegapię chwilę,
w której Anomia przyzna się do morderstwa.
– Już to zrobił – przypomniał jej Strike. – Wypiję za ciebie, jeśli nie będziesz
chciała. – Nabrał pałeczkami tyle makaronu, ile mogły udźwignąć, a potem
dodał: – No dobra, mów, czego się dowiedziałaś.
Robin sięgnęłą po widelec, przeżuła trochę makaronu, połknęła, a następnie
otworzyła swój notes.
– Okej – powiedziała, przerzucając kilka gęsto zapisanych stron, żeby
znaleźć Yasmin. – Skoro już wspomniałeś o Weatherhead, to ustaliłam, że dalej
moderuje grę, gdzie występuje jako Sercella.
– Jesteś pewna, że to ona?
– Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent – odrzekła Robin. – Wszystko się
zgadza. Dżdżownica28 powiedziała mi więcej, niż myśli. Wspomniała,
że Sercella znała kiedyś Edie i Josha, a później dodała w największej tajemnicy,
że po napaści rozmawiała z nią policja. Spytałam dlaczego. Twierdziła, że nie
wie, ale czuję, że boi się za dużo wyjawić.
– Rozmawiałaś z samą Yasmin?
– Tylko w grze, o zadaniach. Zdaje się, że ona i Beth nigdy za sobą nie
przepadały. – Robin włożyła do ust następną olbrzymią porcję makaronu
i machała widelcem, dopóki znowu nie była w stanie mówić. – W grze
obowiązuje zasada, że nie wolno używać prawdziwych nazwisk ani nazw
miejsc. Gracze ją obchodzą, pisząc pierwszą literę, a resztę zastępując
gwiazdkami.
– Dziwne – powiedział Strike, marszcząc brwi.
– Żebyś wiedział – przyznała Robin. – Wszyscy mają obowiązek zachowywać
tożsamość swoją i innych w absolutnej tajemnicy. Nazywają to Zasadą 14.
– Czternaście – zauważył Strike – to następny symbol nienawiści.
– Istnieją jakieś liczby, które nie są symbolami nienawiści?
– No, to większość liczb – odrzekł z uśmiechem Strike. – Ale czternastka
odnosi się do czternastu słów.
– Jakich słów?
– Nie znam ich na pamięć, ale to skrajnie prawicowy slogan
o zabezpieczeniu przyszłości białych dzieci. Mów dalej o tych tajemnicach.
– Okej, więc wszyscy się boją, że narażą się na natychmiastowe wyrzucenie
z gry, bo rzekomo właśnie tak się dzieje, jeśli użyjesz prawdziwego nazwiska
albo wyjawisz za dużo informacji osobistych. Ponoć Anomia stworzył jakiś
mechanizm, który automatycznie uruchomi Konsekwencję 14, jeśli ktoś
popełni to przewinienie.
– Ponoć?
– W zasadzie wątpię w istnienie tego mechanizmu – powiedziała Robin. –
Myślę, że to tylko mistyfikacja, ale większość ludzi się podporządkowuje,
chociaż chyba tylko naiwni gracze naprawdę w to wierzą.
– Tacy jak Dżdżownica28?
– Tak, chociaż akurat ona powinna się domyślić, że gdyby Konsekwencja
14 naprawdę istniała, nie mogłaby mi powiedzieć tego wszystkiego,
co powiedziała. Bez końca narzeka, że jest zdołowana, bo odkąd zamieszkała
w Londynie, facet, dla którego przeprowadziła się na południe, prawie w ogóle
do niej nie dzwoni ani nie przychodzi.
– Zamiast Londyn pisze pewnie L z pięcioma gwiazdkami?
– Właśnie. Poza tym napisała, że nie przepada za swoją pracą. Ma ona jakiś
związek z dziećmi, ale nie podała więcej szczegółów. W każdym razie twierdzi,
że nawet moderatorzy nie znają prawdziwej tożsamości innych moderatorów
albo przynajmniej nie powinni. Dżdżownica-28 myśli, że Sercella zna
prawdziwą tożsamość moderatora, który nazywa siebie LordDrek. Moja jedyna
bezpośrednia interakcja z tym typem była dosyć nieprzyjemna.
– W jakim sensie?
– Otworzył grupę prywatną i od razu mnie zaatakował za moje perwersyjne
praktyki.
– Czy nie ma tam drugiego gościa, który też...?
– Tak: Vilepechora zachował się podobnie, gdy tylko weszłam do gry.
Zauważyłam, że Dżdżownica28 często ujmuje ich w jeden nawias, jakby byli...
bo ja wiem... jakimś duetem albo czymś w tym rodzaju. W każdym razie
Dżdżownica28 napisała wczoraj wieczorem coś dziwnego o Sercelli
i LordzieDreku. Jestem prawie pewna, że coś zażyła. Wspomniała, że kupiła
jakiś towar, a po chwili jej pisownia i gramatyka rozjechały się jeszcze bardziej
niż zwykle. W grze nie można robić screenshotów, ale pstryknęłam zdjęcie
iPadem.
Robin znalazła fotkę w telefonie i podała go Strike'owi.

Dżdżownica28: Selrcella naprawdę lubi lordadreka ja to


czuje

Rudakicia: myślisz, że spotkali się w realu?

Dżdżownica28: Niewiem

Dżdżownica28: ale go kkryje

Rudakicia: jak to „kryje”?

Dżdżownica28: przed glinami

Rudakicia: ?

>

>

>

Dżdżownica28: niepowinam tego pisać

– Bardzo, bardzo interesujące – stwierdził Strike.


– To jeszcze nie wszystko – odrzekła niewyraźnie Robin, przeżuwając
makaron. – Przewiń w prawo.
Strike przewinął i zobaczył następne zdjęcie prywatnego czatu Robin
z Dżdżownicą28.

Rudakicia: Nikomu nie powiem!

Dżdżownica28: nie , zapomnij że to napisałam pliz

Dżdżownica28: to była poomyłka


Dżdżownica28: to co zrobili

Rudakicia: Sercella i LordDrek?

Dżdżownica28: nie

Dżdżownica28: LordFrek i Pech

>

>

Dżdżownica28: zapomij pliz

– Nie udało mi się niczego więcej z niej wyciągnąć – powiedziała Robin. – Nie
chciałam naciskać. Miejmy nadzieję, że jeszcze się ujara i znowu będę mogła
spróbować.
Podano im piwo. Mimo wcześniejszego wzbraniania się Robin przelała
swoje do szklanki i trochę wypiła. Było pyszne, a lekko uspokajający wpływ, jaki
wywarło na jej przepracowany mózg, okazał się bardzo przyjemny.
– Więc ci dwaj faceci... bo to faceci, prawda?
– Chyba tak. Dżdżownica28 zawsze pisze o nich jak o mężczyznach.
– Więc ci dwaj, którzy uważają homoseksualizm za zboczenie
i prawdopodobnie są ze sobą w zmowie, zrobili coś, co mogło zainteresować
policję – podsumował Strike, oddając Robin telefon. – A Sercella ich chroni.
W każdym razie jednego z nich.
– Właśnie – powiedziała Robin. – Pamiętasz stronę główną Bractwa Ultima
Thule? „Wierzymy, że feminizm i legalizacja homoseksualizmu zaszkodziły
zachodniej cywilizacji” czy jakoś tak.
– Nie wiesz przypadkiem, czy można przekazywać dokumenty na grupach
prywatnych?
– Nie mam pojęcia, nie próbowałam.
– Bo jeśli tak – powiedział Strike – plik pełen sfabrykowanych mejli mógłby
dotrzeć do Yasmin Weatherhead właśnie tą drogą, prawda? I byłoby
to doskonałe rozwiązanie. Wszyscy w grze mają obowiązek zachować
anonimowość, a Bractwo łamane przez Halving przygotowało wcześniej grono
hejterów bardzo skorych uwierzyć w każdą popieprzoną bzdurę, którą
im podsuną... Wiesz, myślę, że warto byłoby poobserwować Yasmin.
Dowiedzieć się, z kim się zadaje w prawdziwym świecie. – Przez chwilę jadł
w milczeniu, zastanawiając się. – Jak myślisz – spytał – czy to możliwe, żeby
jedna osoba korzystała z więcej niż jednego profilu moderatora? Czy Anomia
mógłby być jednocześnie LordemDrekiem albo Vilepechorą? Albo nimi
obydwoma?
– Komunikacja w grupach prywatnych odbywa się w czasie rzeczywistym,
więc zdarzało się, że dwoje moderatorów rozmawiało ze mną jednocześnie.
Oczywiście jedna osoba nie mogłaby pisać dwóch wiadomości w tym samym
czasie. Ale tak, przypuszczam, że ten sam człowiek mógłby mieć dwa osobne
profile moderatora, pod warunkiem że dwoje różnych moderatorów
nie musiałoby pisać jednocześnie. Bardzo chciałabym się dostać do grupy
moderatorów. Jeśli Anomii zdarza się puścić parę z ust, to na pewno tam.
– Ilu jest tych moderatorów?
– Ośmioro – odrzekła Robin, przewracając kartki w notesie w poszukiwaniu
zapisków na temat każdego z nich. – Oczywiście Anomia... Dżdżownica28...
LordDrek... Vilepechora... Sercella... Diablo1...
– Kim jest Diablo1?
– Wiem od Dżdżownicy28, że to młody facet. Według niej jest gejem.
W czasie jednej z naszych pierwszych rozmów napisała: „Pamiętasz, jak
Morehouse i Diablo1 się kiedyś przyjaźnili. A jakiś czas temu bardzo się
pokłócili”. Ale nie wiedziała o co. Nie udało mi się nawiązać rozmowy z Diablo1,
nawet w grze.
– Jakieś tropy związane z Morehouse'em?
– Nic konkretnego, ale wygląda na to, że poza grą interesuje go nauka. Jego
avi na Twitterze...
– Jego co?
– No wiesz, zdjęcie profilowe. Ukazuje kometę, a raz widziałam, jak
rozmawiał z dziewczyną, którą chyba zna, o odkryciach w kosmosie.
Dziewczyna chodzi jeszcze do szkoły, bo wspominała o pracy domowej i o
kłótniach z matką.
– Wiadomo skąd jest ta dziewczyna? Jeśli chodzą razem do szkoły...
– Nie, sprawdziłam, ale w polu lokalizacja wpisała „na haju”. Nie miałam
bezpośredniej styczności z Morehouse'em. To frustrujące, bo chyba wszyscy
są zgodni, że tylko on wie, kim naprawdę jest Anomia. Ale Dżdżownica28
zrobiła aluzję, że Morehouse'a coś łączy z Narcyzką.
– W prawdziwym świecie?
– Nie mam pojęcia.
– A co wiemy o Narcyzce?
– Jest najnowszym moderatorem, a Dżdżownica28 wspomniała
mimochodem, że podoba się wszystkim moderatorom płci męskiej.
– Jak może się im podobać? Przecież nie znają jej prawdziwej tożsamości,
no nie?
– Też tego nie rozumiem, ale tak napisała Dżdżownica28. Poza tym nie udało
mi się niczego o niej dowiedzieć. Ale zestawiłam absolutnie wszystko, co mam
o Anomii – dodała Robin. – Cofnęłam się do samego początku jego aktywności
na Twitterze i dodałam najdrobniejsze szczegóły, które wymknęły się
Dżdżownicy28. Znajdziesz je w wydrukowanym dokumencie, który włożyłam
do teczki w agencji, ale tutaj też je mam, gdybyś chciał usłyszeć
najważniejsze rzeczy.
– Dawaj – powiedział Strike, nie przestając ładować makaronu do ust.
– Okej. – Robin przewróciła kartki notesu i otworzyła go na gęściej
zapisanych stronach. – Najpierw Twitter. Profil Anomii pojawił się dziesiątego
lipca dwa tysiące jedenastego roku. W pierwszym tweecie zachęcał ludzi, żeby
zobaczyli nową wieloosobową grę, którą stworzył razem z Morehouse'em.
Profil Morehouse'a powstał tego samego dnia, ale on zamieszcza mniej więcej
jednego tweeta na sto tweetów Anomii. Nigdy nie atakował Edie ani Josha
i prawie w ogóle nie wchodzi w interakcje z fanami. Przeważnie pisze
po prostu coś w rodzaju: „Sprawdźcie nowe rozszerzenie do naszej gry”.
Przekaz czysto informacyjny. Początkowo wszystkie tweety Anomii dotyczyły
gry, ale bardzo mu się podobało, gdy fani ją chwalili. Wszyscy byli ciekawi, kim
są Anomia i Morehouse, i wygląda na to, że podziw niezmiernie tego typa
rajcuje: rzucał uwagi w rodzaju „chcielibyście wiedzieć”. Początkowo fani
myśleli, że Anomia to sam Josh Blay, ale te pogłoski ucichły na dobre
czternastego września dwa tysiące jedenastego roku, czyli wtedy, kiedy
w Internecie ukazał się wywiad z Edie i Joshem, w którym powiedzieli,
że widzieli grę i że nie do końca jest spójna z tym, o co im chodziło, gdy
tworzyli swoją grę Dreka. Tego samego dnia Anomia zatweetował: „Więc nasza
gra nie spodobała się Ledwell, bo »Tak naprawdę gra jest raczej metaforą«.
Przecież oparliśmy ją na twoich własnych zasadach, ty pretensjonalna krowo”.
Od tej pory – ciągnęła Robin – Anomia nieustannie ją atakował, aż do jej
śmierci. W październiku tamtego roku zatweetował: „Jak mam to grzecznie
ująć? Czy bulimiczka nie powinna być... chuda?”. I stworzył hasztag
EdietaBiedwell, który w zasadzie krąży do dziś.
– Była bulimiczką?
– Według notki w jej teczce – tak. Wtedy Anomia pierwszy raz użył
przeciwko niej informacji z życia prywatnego.
– Co z przekonaniami politycznymi Anomii? Jakieś tropy?
– Hm – zastanowiła się Robin – nigdy nie pisze niczego jawnie politycznego.
Krytyka kreskówki pochodząca ze środowisk postępowych interesuje go tylko
wtedy, gdy może ją wykorzystać do przypuszczenia bezpośredniego ataku
na Ledwell, wytykając jej hipokryzję albo okrucieństwo wobec ludzi z jej
otoczenia. Mimo to wokół Anomii nieustannie pojawiają się
profile hardcorowych prawicowców. Wszyscy narzekają, że kreskówka stała się
zbyt poprawna politycznie. Ktoś, kto nazywa siebie Wiernym Uczniem
Lepine'a, jest wielkim fanem Anomii i staje w jego obronie, jeśli postępowcy
krytykują go za takie posunięcia jak ujawnienie, że Edie była bulimiczką.
– Wierny Uczeń Lepine'a – powtórzył Strike. – No, chyba go widziałem.
Chcesz jeszcze piwo?
Swoje już wypił.
– Nie mogę – powiedziała Robin. – Zaraz zasnę... Wokół Anomii kręcą się też
lewicowcy, ale ich interesuje głównie krytykowanie Ledwell za rasizm, ableizm
i... właściwie za każdy izm i każdą fobię, jakie jesteś w stanie sobie wyobrazić.
Ale Anomia w zasadzie nigdy nie daje się wciągnąć w politykę, chyba że może
ją wykorzystać do atakowania Ledwell. Gdybym miała obstawiać,
powiedziałabym, że sprawiedliwość społeczna to nie jego bajka. Sądząc
wyłącznie po jego aktywności na Twitterze, ma na celu przede wszystkim
utrzymanie swojego statusu w fandomie i zdobycie jak największego wpływu
na losy kreskówki. Sprawia to wrażenie... Gdybym miała to jakoś nazwać,
powiedziałabym, że łaknie władzy. Wiem, że twoim zdaniem ludziom prędzej
czy później wymyka się jakaś informacja i zdradzają swoją tożsamość
w Internecie – ciągnęła Robin – ale Anomia jest naprawdę ostrożny. Mam
wrażenie, że bardzo się pilnuje, żeby nie ujawnić żadnych informacji
osobistych, które umożliwiłyby jego identyfikację. Od czasu do czasu podrzuca
jakąś błahostkę: lubi lody Magnum... i film Mroczny rycerz powstaje.
Wynotowałam to wszystko, ale w sumie nie ma w tym żadnych konkretów.
Założę się, że znalazłbyś dziś wieczorem w Londynie ze dwa miliony ludzi,
którzy lubią to samo i nie lubią tego samego co on. Ale znalazłam trzy tweety,
które chyba mówią o nim coś więcej. Tweet numer jeden: Anomia napisał,
że ma ochotę strzelić z procy, żeby pogonić kota kotu siedzącemu na płocie
w jego ogrodzie. Możliwe, że to próbka jego poczucia humoru, ale współgra
z ogólnym tonem zwyczajnego okrucieństwa. Widziałeś, jak w wieczór, kiedy
udało mi się wejść do gry, chełpił się, że zabił Edie. Pobrzmiewa w tym
wszystkim ton chojractwa i bezduszności, który, muszę przyznać, bardzo
kojarzy się z Wallym Cardew. Pamiętasz ten moment w filmiku, kiedy Cardew
wyjął spod biurka zakrwawiony nóż? Też to obejrzałam. To żarcik bardzo
w stylu Anomii, zwłaszcza takiego, jaki pojawia się w grze. Drugi tweet, który
wydał mi się trochę dziwny, pochodzi sprzed roku. Na rynek trafiało sporo
gadżetów Serca jak smoła i Anomia zaczął atakować Edie, że produkując
koszulki i breloczki, robi coś, co wcześniej wyśmiewała. Napisał: „A gdy
w całym kraju rozbrzmiewa dzwonienie kas, trudno nie zacząć się
zastanawiać, jak @SebMonty91 czuje się w roli Pete'a Besta Serca jak smoła”.
– Co w tym złego?
– Musiałam sprawdzić, kto to jest Pete Best.
– Żartujesz.
– Nie – odrzekła Robin, rozbawiona miną Strike'a wyrażającą lekkie
oburzenie. – Wiesz, Beatlesi rozpadli się czternaście lat przed moim
urodzeniem.
– No tak, ale... to Beatlesi – powiedział Strike.
– Mówię tylko, że istnieją o wiele nowsze przykłady ludzi, którzy opuścili
zespoły, zanim te zdobyły sławę. Nazwiska, po które mogłyby sięgnąć osoby
przed trzydziestką, zanim pomyślałyby o Pecie Bescie. LaTavia Roberson...
– Kto?
– Należała do pierwszego składu Destiny's Child. Zastanawiam się po prostu,
dlaczego Pete Best nasunął się Anomii w pierwszej kolejności. To chyba dziwne
u kogoś mającego około dwudziestu lat... Widzę, że nie jesteś przekonany –
dodała, patrząc na minę Strike'a.
– Nie – odrzekł powoli – masz rację... ale zupełnie bym to przeoczył. Wcale
nie zwróciłbym na to uwagi.
– Okej, więc trzeci tweet, który mnie zastanowił, to wpis na blogu Pióro
Sprawiedliwości, retweetowany przez Anomię. Dotyczył niepełnosprawności.
Zadałam sobie pytanie: „Dlaczego retweetował akurat ten wpis?”. Bo Pióro
Sprawiedliwości jest bardzo płodnym autorem, a Anomia nie udostępnił
żadnego z innych wpisów. Może sam jest niepełnosprawny albo chory? Albo ma
kogoś chorego wśród bliskich osób? A to z kolei ma związek z czymś, co mi
napisała Dżdżownica28. Rzuciłam, że Anomia bywa despotyczny, a ona
odpisała: „Nie jest taki zły. Myślę, że się kimś opiekuje. Czasami wspomina,
że musi kogoś zawieźć do szpitala”.
– Anomia miałby się kimś opiekować? – spytał Strike.
– Właśnie – powiedziała Robin. – Raczej nie chciałabym być jego
podopieczną. Próbowałam drążyć temat, ale Dżdżownica28 chyba nic więcej
nie wie. W każdym razie – ciągnęła Robin – zauważyłam coś jeszcze. Albo
raczej brak czegoś. Coś jest nie tak z Anomią i seksem.
Strike dalej beznamiętnie przeżuwał makaron.
– Przeczytałam tweety z czterech lat – podjęła Robin. – Tylko raz się zdarzyło,
żeby Anomia otarł się o flirt. Podczas wymiany zdań z Keą Niven. Pochwalił jej
włosy. A później dodał, że napisał do niej na priv. Cztery lata – powtórzyła
Robin. – Cztery lata wypełnione wyrazami uwielbienia i dziewczynami
błagającymi, żeby wyjawił, kim jest. A on nigdy tego nie wykorzystuje, nigdy
nie flirtuje, nigdy nie stara się wciągnąć ich w rozmowę ani zaproponować
im informacji w zamian za nagie fotki... Gdybyś kiedykolwiek był kobietą
online – dodała Robin z lekkim zniecierpliwieniem, ponieważ Strike wpatrywał
się w nią bez słowa – dobrze byś wiedział, o czym mówię.
– Nie, rozumiem – powiedział Strike. – Ale...
– Rzecz w tym, że w grze Anomia jest inny, jakby arogancki. Widziałeś
to jego pytanie o moją ulubioną pozycję seksualną... to znaczy o ulubioną
pozycję Rudejkici. W grze chyba wciela się w rolę, której się od niego oczekuje.
Wszyscy myślą, że to facet, ale z jakiegoś powodu w to wątpię. Więc... mam
pewną teorię.
– Dzięki Bogu – stwierdził Strike. – Bo sam gówno wymyśliłem. Mów.
– Myślę, że powinniśmy się przyjrzeć Kei Niven. Wiem, że Edie ją wykluczyła
– zaznaczyła, zanim Strike zdążył coś powiedzieć. – Ale jeśli się jej nie
przyjrzymy, będziemy przyjmowali wiele spraw na wiarę, na przykład
zapewnienia Allana Yeomana i Phillipa Ormonda, że Edie widziała Keę bez
urządzenia cyfrowego, gdy Anomia był w grze. Nie wiemy, jak dobrze Edie
widziała ulicę ani czy obaj mężczyźni się nie przesłyszeli albo czegoś nie
przekręcili. Allan mówił o tym bardzo ogólnikowo. No co? – spytała trochę
defensywnie, ponieważ Strike nie zdołał powstrzymać uśmiechu.
– Nic – powiedział, lecz widząc, że tak łatwo się nie wywinie, wyjaśnił: –
Po prostu... – Wykonał okrężny ruch pałeczkami, podobnie jak wcześniej
Robin widelcem, po czym przełknął. – Po prostu myślę, że jesteś dobra w te
detektywistyczne klocki.
Roześmiała się, rozbrojona.
– W każdym razie... Kea jest artystką, miała ogromny żal do Edie, jest chora,
co współbrzmi z retweetowaniem tego wpisu na temat niepełnosprawności,
a jeśli jest Anomią, mamy wyjaśnienie tej sprzeczności, o której
rozmawialiśmy: stworzyła grę jako rodzaj hołdu, ale nienawidzi jednego
z twórców. Być może początkowo Gra Dreka miała pokazać Joshowi Blayowi,
że wszystko, co zrobiła Edie, Kea potrafi zrobić lepiej. Ale potem Edie
skrytykowała grę, co dało Kei pretekst do ataku, do przeciągnięcia fandomu
na swoją stronę. Poza tym jeśli to Kea, wyjaśnia się też zagadka anonimowości.
Nie chciałaby, żeby Josh wiedział, że to ona za tym stoi, prawda? Wygląda
na to, że ma na jego punkcie totalną obsesję.
– Więc myślisz, że ta mała wymiana zdań między Anomią i Keą...?
– To mógł być taki miły teatrzyk, prawda? – kontynuowała Robin. – Kea
zdobywa szerszą publiczność, twierdząc, że Edie ukradła jej pomysły.
Uzupełnia siebie samą jako Anomia, zachęcając ludzi, żeby obejrzeli jej filmik.
Kea kreuje dwie różne osobowości i ugruntowuje ich status... a co więcej –
ciągnęła Robin – tak się składa, że ma dwie papużki nierozłączki, które
nazwała John i Yoko.
– Cholernie dobrze główkujesz, Ellacott – powiedział Strike, który wreszcie
skończył jeść i opadł na oparcie krzesła, patrząc na nią ze szczerym podziwem.
– Pozostaje jedno ważne pytanie – dorzuciła Robin, próbując nie dać po sobie
poznać, jaką przyjemność sprawiła jej jego reakcja – czyli skąd Kea wzięła
te wszystkie informacje o prywatnych sprawach Edie... ale o tym też myślałam.
– Mów.
– Chyba jest możliwe, że po ich rozstaniu Josh utrzymywał z nią kontakt i że
ukrywał to przed Edie i Katyą. Allan Yeoman mówił, że Josh jest czarujący, ale
nie lubi konfrontacji ani nieprzyjemnych rozmów. Poza tym napomknął,
że Josh nie zna się na ludziach. Może Blay myślał, że zdoła nakłonić Keę
do zaniechania ataków na Ledwell, opowiadając jej, jak ciężko los doświadczył
Edie.
– I w ten sposób dostarczył jej więcej amunicji?
– Właśnie... Ale nie mamy nikogo, kto mógłby obserwować Keę w King's
Lynn, prawda? Zresztą zakładając, że Kea pisze prawdę na temat swojego stanu
zdrowia, aktualnie jest przykuta do łóżka. Obserwowalibyśmy najwyżej jej
dom.
Strike milczał, zastanawiając się. W końcu powiedział:
– Jeśli masz rację i Josh rzeczywiście był źródłem tych wszystkich poufnych
informacji, nie widzę powodu, dla którego nie mielibyśmy zastosować
bezpośredniego podejścia. Nie przyjaźniła się z nikim z obsady. Nie znalazłaś
żadnych dowodów świadczących o tym, że kontaktowała się z którąś z tych
osób, prawda?
– Nie – potwierdziła Robin – ale jeszcze nie przejrzałam jej wszystkich
wpisów w mediach społecznościowych. Nie miałam czasu.
– Zaryzykujemy – powiedział Strike. – Jutro do niej zadzwonię. Jeśli zgodzi
się na rozmowę, będziesz mogła obserwować Grę Dreka, kiedy ja będę z nią
rozmawiał. Niedługo nastąpi przełom – powtórzył, podnosząc rękę, żeby
zamówić kolejne piwo. – A twoja teoria bardzo mi się podoba.
W takich chwilach trudno było dalej wkurzać się na Cormorana Strike'a, bez
względu na to, jak bardzo bywał denerwujący.
39
Będę musiała frymarczyć myślą osobistą
W czystej świątyni sztuki.

Elizabeth Barrett Browning


Aurora Leigh

Następnego dnia późnym popołudniem zostały powołane do służby trzy peruki


i rozliczne pary kolorowych soczewek kontaktowych zgromadzone w agencji.
Posiłkując się lusterkiem powiększającym, przechowywanym w dolnej
szufladzie biurka wspólników, Robin przystąpiła do zmiany swojego wyglądu
z myślą o pierwszych wieczornych zajęciach w North Grove.
Zapisała się na kurs jako Jessica Robins i w międzyczasie dopracowała
szczegóły nowej fałszywej tożsamości. Jessica była dyrektorką do spraw
marketingu o niespełnionych ambicjach artystycznych i niedawno zerwała
z chłopakiem, dzięki czemu miała więcej wolnego czasu wieczorami. Robin
wybrała brązową perukę sięgającą do ramion (z powodu pracy w marketingu
Jessica nie mogła sobie pozwolić na nic bardziej ekstrawaganckiego), zmieniła
kolor oczu na orzechowy, po czym umalowała usta szkarłatną szminką
i wzorując się na Kei Niven, zrobiła grube, przedłużone kreski za pomocą
czarnego eyelinera, ponieważ Jessica lubiła podkreślać, że pod
jej konwencjonalną powierzchownością żyje ekspresyjna istota pragnąca
zerwać z ograniczeniami wynikającymi z jej nudnej kariery. Włożyła dżinsy,
a do nich czarną koszulkę w stylu retro ozdobioną napisem BLONDIE
TO ZESPÓŁ oraz czarną zamszową kurtkę, którą wybrała w sklepie z używaną
odzieżą z myślą o właśnie takich działaniach detektywistycznych. Patrząc
krytycznie na swoje odbicie w plamistym lustrze w łazience w korytarzu,
poczuła zadowolenie: Jessica Robins była dokładnie takim połączeniem
alternatywnej laski i konwencjonalnej pracownicy biurowej, o jakie jej
chodziło. Choć od pięciu lat, które upłynęły od jej przyjazdu do stolicy, Robin
doskonaliła swój londyński akcent, tym razem postanowiła oznajmić,
że wychowała się na osiedlu robotniczym w Lismore Circus, tak jak Josh Blay,
co mogło posłużyć za punkt wyjścia w rozmowie o Sercu jak smoła. Zamierzała
jednak pozować na kogoś mającego jedynie pobieżną wiedzę na temat tej
kreskówki. Do dużej torby na ramię włożyła iPada, ponieważ chciała
pozostawać w grze, obserwując Prestona Pierce'a.
Pat poszła już do domu. Robin była prawie przy drzwiach, gdy
za grawerowaną szybą zamajaczyła postać Strike'a. Wszedł do agencji,
utykając. Miał spiętą twarz, którą Robin zdążyła już poznać – oznaczała, że jej
wspólnik odczuwa dotkliwy ból.
– A pani to kto? – spytał, uśmiechając się lekko na jej widok.
– Jessica Robins, kierowniczka do spraw marketingu mająca artystyczne
aspiracje – przedstawiła się doskonałą angielszczyzną z elementami
londyńskiego akcentu. – Gdzie byłeś? Obserwowałeś Lepkie Rączki?
– Tak. – Nie zdejmując płaszcza, Strike usiadł na obitej sztuczną skórą
kanapie ustawionej naprzeciwko biurka Pat i na chwilę zamknął oczy, czując
ulgę z powodu odciążenia kikuta. – Drań sporo dzisiaj spacerował. Wybrał się
między innymi do Sotheby's.
– Naprawdę?
– No... ale chyba nie jest aż taki głupi, żeby spróbować opchnąć kradzione
rzeczy na aukcji?
– Nie, to mało prawdopodobne.
– Może poszedł tam na zakupy. Poza tym zadzwoniłem do Kei Niven, ale
odebrała jej matka – ciągnął Strike. – Jej ukochana córka jest stanowczo zbyt
chora, żeby ze mną rozmawiać, z pewnością nie ma bladego pojęcia, kim jest
ten cały Anomia, jest bardzo bezbronna i cierpiąca, a na dodatek ludzie
ją demonizują, bo upomniała się o swoje prawa. W gruncie rzeczy
kobieta kazała mi się odpieprzyć.
– O kurde – powiedziała Robin.
– Poprosiłem panią Niven, żeby nikomu nie wspominała, że przyglądamy się
Anomii, ponieważ mogłoby to narazić na szwank nasze dochodzenie, ale to też
ją cholernie rozdrażniło: że niby komu miałaby o tym mówić? Kea zbyt słabo się
czuje, żeby z kimkolwiek rozmawiać i tak dalej, i tak dalej...
Strike marzył o herbacie i środku przeciwbólowym, ale wymagałoby
to podniesienia się z kanapy. Przyszło mu do głowy, żeby poprosić o nie Robin,
ale ostatecznie zrezygnował. Teraz, gdy miała orzechowe oczy, jej
podobieństwo do Madeline było jeszcze większe. Robin przeszło przez myśl,
żeby zaproponować Strike'owi herbatę, ale naprawdę musiała już iść, żeby nie
spóźnić się do North Grove, a poza tym, pomyślała trochę bezdusznie, jeśli
Strike potrzebował opieki, zawsze mógł zadzwonić po swoją dziewczynę.
– Napiszę, jeśli dowiem się czegoś interesującego – obiecała, po czym wyszła.
Wczesny wieczór był ciepły, a brązowa peruka ciasna i trochę drapiąca.
Dotarcie metrem na stację Highgate zajęło Robin pół godziny, a potem
potrzebowała jeszcze piętnastu minut, żeby znaleźć ogromny budynek
w kolorze brudnego różu, stojący na rogu ulicy, która także nazywała się North
Grove. Dom wyglądał na trochę zapuszczony: część licznych okien
zamurowano, podczas gdy inne otwarto, by wpuścić ciepłe wieczorne
powietrze. Na jednym z tych zamurowanych przyklejono plakat zachęcający
do głosowania na laburzystów.
Robin przystanęła na kilka minut, żeby zajrzeć do Gry Dreka, po czym weszła
do budynku. Gra zawsze trochę się zacinała, gdy chodziła na sieci 4G, a nie
na wi-fi. Tym razem z moderatorów były obecne tylko Narcyzka i Sercella.
Robin, nie wylogowawszy się, włożyła iPada z powrotem do torby, po czym
ruszyła krótką ścieżką ogrodową i weszła do kolektywu artystycznego.
Przestronny przedpokój wyglądał, delikatnie mówiąc, zaskakująco.
Na środku umieszczono olbrzymie drewniane spiralne schody, które
najwyraźniej nie były oryginalnym elementem wyposażenia, a funkcję poręczy
pełniły wypolerowane gałęzie drzew, falujące i poskręcane. W rogu po prawej
stronie drzwi wejściowych stała gigantyczna monstera deliciosa, która
dorastała do sufitu, a jej błyszczące zielone liście tworzyły częściowy baldachim
nad głową Robin.
Wszystkie ściany wokół były pokryte rysunkami i obrazami; niektóre zostały
oprawione w ramy. Wyzierające spomiędzy nich skrawki tynku miały różowy
kolor płynu na zgagę Pep-to-Bismol. Po lewej znajdowały się przeszklone drzwi
do pomieszczenia wyglądającego na sklepik, a widoczne tam regały były
zastawione ceramicznymi kielichami i figurkami. Ponieważ w przedpokoju
nikogo nie było i żadne znaki nie podpowiadały, dokąd powinna się
skierować, Robin weszła do sklepiku, gdzie niska, przysadzista kobieta
ze spiętrzoną na czubku głowy grzywą długich siwych włosów podliczała
dzienny utarg. Miała na sobie fioletową kamizelkę, a na jej ramieniu widniał
wytatuowany fioletowy kwiat o pięciu płatkach.
– Rysunek z natury? – spytała, patrząc na Robin.
– Tak – potwierdziła.
– Prowadzę ten kurs. Proszę tędy – powiedziała kobieta z uśmiechem,
po czym zabierając ze sobą zamkniętą na klucz kasetkę, poprowadziła Robin
krętymi schodami do pracowni w głębi budynku, gdzie pięcioro innych
uczniów już zajęło miejsca przy sztalugach. Na środku pomieszczenia stała
plinta przykryta brudnym prześcieradłem, a na niej tkwiło puste drewniane
krzesło. Wysokie okna w tle ukazywały zapuszczony ogród. Choć słońce już
zachodziło, Robin zauważyła w cieniu cętkowanego kota, który skradał się
wśród anemicznie wyglądających żonkili.
Usiadła przed wolną sztalugą. Przypięto już do niej arkusz białego papieru.
– Cześć – przywitał się z nią starszy mężczyzna siedzący obok. Miał sztywną
siwą brodę i sweter w bretońskie paski. – Jestem Brendan.
– Jessica – przedstawiła się Robin i uśmiechając się, zdjęła zamszową kurtkę.
– Zaczynamy za pięć minut – oznajmiła kobieta z kasetką. – Czekamy
na jeszcze jednego ucznia.
Wyszła z sali przy akompaniamencie brzęku monet. Do milczących uczniów
dotarł rozlegający się gdzieś w budynku dziecinny dyszkant śpiewający
piosenkę po holendersku.
Het witte ras verliest,
Kom op voor onze mensen...
– Przestań! – dobiegł ich głos kobiety z kasetką. – To nie jest zabawne!
Rozległ się piskliwy śmiech i tupot ciężkich nóg na spiralnych schodach.
– Właściwie... – szepnęła Robin do Brendana – zanim zaczniemy, muszę
skoczyć do łazienki. Nie wiesz przypadkiem, gdzie...?
– Drugie drzwi po prawej – powiedział, wskazując drogę. – Jestem
tu weteranem.
– Świetnie, dzięki. – Tak naprawdę Robin zamierzała się rozejrzeć
w poszukiwaniu Prestona Pierce'a. Poszła do toalety, zabierając ze sobą torbę.
Minęła po drodze otwarte drzwi do pokoju, w którym ustawiono kilka
komputerów. W jeden z monitorów wpatrywał się olbrzym z długimi jasnymi
włosami.
Łazienka była równie eklektycznie urządzona jak przedpokój. Każdy
centymetr ściany, sufitu i wewnętrzną stronę drzwi pokrywały portrety,
prawdopodobnie dzieła uczniów. Jedne były namalowane, inne wykonane
rysunkiem kreskowym. Rozglądając się, rozpoznała dwie twarze. Z górnej
części drzwi spoglądała na nią znakomicie naszkicowana Edie Ledwell
z lekkim uśmiechem. Rysunek, stworzony węglem i ołówkiem, podpisano
inicjałami „J.B.”. Żeby skojarzyć osobę na portrecie przypiętym do sufitu, Robin
potrzebowała trochę więcej czasu, lecz w końcu sobie uświadomiła,
że przedstawia on Gusa Upcotta, i domyśliła się, że został narysowany przez
jego matkę, o wiele bardziej utalentowaną, niż Robin przypuszczała. Obok
sedesu stał niski drewniany regał pełen sfatygowanych książek, między innymi
Ride the Tiger Juliusa Evoli, Samobójstwo Émile'a Durkheima i Breek het
partijkartel! De noodzaak van referenda Thierry'ego Baudeta.
Usiadła na klapie sedesu i wyjęła iPada, ale jak się spodziewała, odbiór sieci
4G był tak słaby, że gra zastygła. Robin zdołała jednak zauważyć, że Anomia
wciąż jest nieobecny.
Spuściwszy wodę, otworzyła drzwi i ku swojemu zaskoczeniu o mało nie
wpadła na drobniutką dziewczynę z długimi, ufarbowanymi na czarno
włosami, której wychudła twarz przypominająca trupią czaszkę należała bez
wątpienia do dziewczyny sfotografowanej przez Strike'a przed cmentarzem
Highgate. Tym razem jej tatuaże były niewidoczne, ponieważ miała na sobie
czarną bluzkę z długim rękawem w rozmiarze pasującym na ośmiolatkę.
– Przepraszam – powiedziała Robin.
– Nie ma sprawy. – Dziewczyna mówiła z silnym akcentem z Yorkshire. –
Widziałaś może małą...? O kurczę! – zawołała, oddalając się biegiem od Robin,
która w tej samej chwili zauważyła, jak jasnowłosy berbeć w pieluszce gramoli
się po spiralnych schodach. Odstępy między wypolerowanymi gałęziami były
z pewnością wystarczająco duże, by dziecko mogło przez nie wypaść.
Dziewczyna w czerni podbiegła do małej i złapała ją, a potem podrzuciła
i przytuliła.
– Przecież ci mówiłam, że nie możesz tak chodzić sama w górę i w dół?
Dziewczyna w czerni zniosła wyrywającą się, jęczącą podopieczną
z powrotem na dół, minęła Robin i zniknęła tam, skąd przyszła.
Robin wróciła do pracowni i zobaczyła, że ostatni uczeń już się zjawił: była
to podekscytowana dziewczyna z krótkimi niebieskimi włosami i mnóstwem
kolczyków. Pod nieobecność Robin młody mężczyzna z kręconymi włosami,
ubrany w złachany szary szlafrok, zajął miejsce na drewnianym krześle
na plincie i siedział tam, założywszy nogę na nogę. Właśnie patrzył przez okno,
za którym opadające słońce powoli przemieniało ogród w masę niebieskawych
cieni. Choć był zwrócony do Robin plecami, nagle poczuła, że chyba wie, kto
to jest.
Tęga siwa kobieta w fioletowej kamizelce stała przed uczniami już bez
kasetki. Chyba czekała, aż Robin wróci z łazienki.
– Przepraszam – powiedziała pospiesznie Robin, znowu siadając obok
Brendana, który puścił do niej oko.
– No dobrze – zaczęła siwa kobieta, uśmiechając się do siedmiorga uczniów.
– Nazywam się Mariam Torosyan i poprowadzę te zajęcia. Aktualnie jestem
ilustratorką i witrażystką, ale studiowałam sztuki piękne i uczę już niemal
od trzydziestu lat. A zatem – ciągnęła, klasnąwszy w ręce, które wyglądały
na silne – większość ludzi na myśl o zajęciach z rysunku z natury wyobraża
sobie, że będzie miała do czynienia z golizną, a ponieważ lubię spełniać
oczekiwania, więc dziś wieczorem faktycznie popracujemy z golizną.
Rozległ się nerwowy śmiech uczniów i młody mężczyzna na plincie odwrócił
głowę, uśmiechając się. Tak jak Robin przypuszczała, był to Preston Pierce.
Miał bladą cerę i ogromne brązowe podkrążone oczy.
– To Preston Pierce, mówimy na niego Pez – przedstawiła go Mariam. –
W zasadzie też jest artystą, i to bardzo utalentowanym. Mieszka w naszym
kolektywie, ale w razie potrzeby pełni funkcję modela...
– W razie jak potrzebuję kasy – uściślił Preston z liverpoolskim akcentem
i uczniowie znowu się roześmiali.
– Może zanim zaczniemy, wszyscy się przedstawią? Powiedzielibyście mi,
co was skłoniło do przyjścia na te zajęcia i czy macie jakieś doświadczenie
plastyczne. Brendanie, zechcesz zacząć? – spytała Mariam. – Brendan to nasz
stary przyjaciel – dodała z sympatią. – Był już na... na ilu to już kursach,
Brendanie?
– Ten jest piąty – odrzekł wesoło Brendan. – Próbuję znaleźć taki, na którym
będzie mi dobrze szło!
Ludzie znowu się roześmiali, już swobodniej, a Mariam im zawtórowała.
– Bardzo umniejsza swoje umiejętności – oznajmiła klasie. – To świetny
rytownik i bardzo przyzwoity garncarz. A ty, kochana? – zwróciła się do Robin.
– Jestem Jessica – powiedziała Robin, a jej puls lekko przyspieszył. – Kiedyś...
hm... byłam na podstawowym kursie plastycznym, ale potem nic w tym
kierunku nie robiłam. Pracuję w marketingu i... chyba przyszłam tu dlatego,
że w życiu liczy się coś więcej niż tylko marketing.
Te słowa znowu wywołały śmiech reszty grupy, która najwyraźniej
utożsamiała się z takim podejściem. Wzrok Prestona Pierce'a zatrzymał się
na Robin; na jego ustach błąkał się uśmieszek.
Reszta uczniów odpowiadała po kolei na pytanie Mariam. Tęga kobieta
w bluzie koloru fuksji „zawsze uwielbiała rysować”, młody mężczyzna
ze zmierzwioną brodą miał pomysł na komiks, który chciał zilustrować,
a czarna dziewczyna w krótkiej żółtej sukience chciała eksplorować swoje
zdolności twórcze. Starsza kobieta z rzadkimi jasnymi włosami także była stałą
bywalczynią North Grove i przyszła na kurs rysunku z natury, ponieważ
Mariam stwierdziła, że dobrze by to wpłynęło na jej rozwój artystyczny.
– A ty, kochana? – zwróciła się Mariam do młodej dziewczyny z niebieskimi
włosami.
– Och, jestem wielką fanką Serca jak smoła – powiedziała dziewczyna. –
W zasadzie to chciałam po prostu, no wiecie, nasiąknąć trochę tą magią.
Sprawdzić, czy uda mi się ją tutaj znaleźć.
Rozpromieniona spoglądała na resztę grupy. Jeśli liczyła na natychmiastowe
porozumienie z innymi uczniami – albo z Mariam – to go nie osiągnęła. Robin
wydawało się, że uśmiech Mariam stał się odrobinę mniej serdeczny, gdy
odwracała się od dziewczyny, by znowu przemówić do całej grupy.
– No cóż, najwyraźniej jesteśmy ludźmi o rozmaitych doświadczeniach,
i bardzo dobrze. Chcę, żeby wszyscy świetnie się tu bawili. Będziecie ode mnie
dostawali konstruktywną informację zwrotną, ale dziś chodzi w sumie raczej
o skok na głęboką wodę i naukę przez praktykę. No dobrze, Prestonie...
Pierce wstał i zdjął zniszczony szary szlafrok, pod którym był zupełnie nagi.
Szczupły i umięśniony, usadowił się nonszalancko na drewnianym krześle.
– Muszę znaleźć wygodną pozycję – oznajmił, układając kończyny. Założył
ręce za oparcie krzesła i usiadł bokiem do grupy, odwracając twarz
od dziewczyny z niebieskimi włosami, by zwrócić się ku Brendanowi i Robin,
ta zaś skupiła się na niepatrzeniu na penisa Prestona, który był znacznie
większy niż penis jej byłego męża i nagle wydał jej się jedynym obiektem
w pomieszczeniu.
– Zaopatrzyłam was we wszystko, czego możecie potrzebować – oznajmiła
Mariam. – Macie po dwa fajne ołówki 2B i nową gumkę...
– Mariam – wtrąciła starsza kobieta – czy mogłabym rysować własnymi
ołówkami?
– Rysuj, czym ci wygodnie, kochana – powiedziała Mariam, a starsza pani
zaczęła grzebać w ogromnej gobelinowej torbie.
Wkrótce wszyscy uczniowie wzięli się do pracy, niezwykle nieśmiało i z
odrobiną zażenowania. Jedynym wyjątkiem był wesoły brodaty Brendan, który
już kreślił zamaszyste linie na papierze.
Przez następne pół godziny słychać było tylko szuranie grafitu na papierze
oraz sporadyczne szepty Mariam, która motywowała i pomagała. W końcu pod
pretekstem podniesienia gumki z podłogi Robin zajrzała do iPada w torbie.
W pracowni był lepszy zasięg niż w łazience: gra znowu była w ruchu, choć nie
do końca płynnym. Anomia jeszcze się nie pokazał, podobnie jak (Robin
zauważyła to z ulgą) Dżdżownica28, lecz przed mniej więcej dwudziestoma
minutami Narcyzka zaprosiła Rudąkicię do grupy prywatnej. Robin szybko
przeczytała jej wiadomość.

<Otwiera się nowa grupa>

<23 kwietnia 2015, 20.14>


<Narcyzka MOD zaprasza Rudąkicię>

Narcyzka: Cześć

>

>

Narcyzka: halo?

Rozejrzawszy się nerwowo, Robin szybko napisała odpowiedź.

Rudakicia: wybacz, nie zauważyłam

>

>

>

>

Narcyzka: o, jesteś! utknęłaś w grze? Mogę ci jakoś pomóc?

Rudakicia: nie, dzięki

Mariam ruszyła w stronę Robin.

Rudakicia: wybacz, zaraz wracam

Wrzuciła iPada głębiej do torby i znowu się wyprostowała.


– No, całkiem nieźle – powiedziała zachęcająco Mariam, gdy podeszła
do Robin. – Bez wątpienia umiesz rysować. Tym, nad czym musisz
popracować, jest widzenie. Chcę, żebyś patrzyła... naprawdę patrzyła...
na Prestona, ponieważ to – Mariam wskazała narysowane przez Robin ramię,
które autorce od początku wydawało się umieszczone pod niewłaściwym
kątem, lecz nie zawracała sobie głowy jego poprawianiem – ...to nie jest to,
co widzisz. A teraz przyjrzyj się uważnie i spróbuj umieścić je tam, gdzie
powinno być.
Robin wykonała polecenie. Wpatrując się w ramię Prestona, czuła, że jego
smutne oczy skupiają się albo na niej, albo na Brendanie, lecz uparcie nie
odrywała wzroku od jego obojczyka.
Po kolejnych piętnastu minutach Mariam ogłosiła przerwę i zaprosiła
uczniów do kuchni na kubek herbaty albo kieliszek wina. Robin zaczekała,
aż pozostali uczniowie wyjdą, żeby móc odpisać Narcyzce.

Rudakicia: już jestem, naprawdę przepraszam

>

>

>

Narcyzka: Właśnie zauważyłam, że od dawna się nie


poruszasz, a Anomia jest na wojennej ścieżce

Rudakicia: dlaczego?

Narcyzka: nie przepada za graczami, którzy się tu zjawiają,


ale nie grają

Rudakicia: zaraz po zalogowaniu odebrałam telefon


od siostry

Narcyzka: aha okej

Narcyzka: Anomia po prostu chce, żebyśmy sprawdzali, czy


wszyscy zjawiają się tu po to, żeby grać

Narcyzka: a nie żeby szpiegować innych graczy

Cholera.
Rudakicia: po co miałabym szpiegować innych graczy?!

Narcyzka: myślimy, że policja może się teraz przyglądać


fanom z powodu tego, co spotkało E*** L******

– Odpisujesz na marketingowe mejle? – spytał Preston Pierce.


Robin aż podskoczyła. Artysta-model, który na szczęście włożył z powrotem
szlafrok, podszedł do niej, gdy pisała, i właśnie kontemplował ją z tym samym
lekkim uśmieszkiem, z którym przyglądał jej się wcześniej.
– Jak zgadłeś? – spytała lekkim tonem.
– Chyba przydałby ci się fajrant.
Uśmiechnęła się. Był tylko trochę wyższy od niej. Klapy szlafroka
przysłaniały z obu stron zdanie wytatuowane u podstawy jego szyi. Robin
zdołała przeczytać tylko „hard to be someone, but”.
– Nie chcesz nic do picia? – spytał Preston.
– Chcę. – Włożyła iPada z powrotem do torby. – Którędy do kuchni?
– Proszę za mną – powiedział Preston i wyprowadził ją z pracowni.
Robin machinalnie odpowiadała na jego pytania o pracę w marketingu,
zastanawiając się, czy rozsądniej byłoby się wylogować, czy może dalej
pozostać w bezruchu przez resztę zajęć.
W głębi domu mieściła się ogromna kuchnia pomalowana na ten sam
cukierkowy róż co przedpokój. Dokładnie naprzeciw Robin znajdowało się
olbrzymie okno witrażowe, które, jak się domyślała, było dziełem Mariam.
Zostało sprytnie oświetlone sztucznym światłem umieszczonym na zewnątrz
budynku, tak że nawet wieczorem rzucało plamy i cętki modrego,
szmaragdowego i karmazynowego światła na wyszorowany drewniany stół
oraz na rozliczne wielkie garnki i patelnie zawieszone na ścianach.
Na pierwszy rzut oka wydawało się, że witraż przedstawia wizję raju, lecz
liczne ukazane na nim postaci nie miały skrzydeł ani aureoli. Pracowały
wspólnie, wykonując różne zadania: sadziły drzewa i zrywały owoce, doglądały
ognia i gotowały na nim, budowały dom i ozdabiały jego fasadę girlandami.
Mariam stała obok starej, czarnej żeliwnej kuchni, gawędząc z innymi
uczestnikami kursu. Niektórzy pili herbatę, inni wino z małych kieliszków.
Robin domyśliła się, że ta przyjemna przerwa w połowie lekcji może być
powodem uznania, jakim niektórzy uczniowie darzyli zajęcia w North Grove.
Jasnowłosy olbrzym, którego wcześniej widziała, siedział teraz przy stole,
pijąc wino ze znacznie większego kieliszka niż te rozdane uczniom, i od czasu
do czasu dorzucał do ich rozmowy jakąś uwagę. Na drugim końcu kuchni, nie
rozmawiając z nikim i najwyraźniej skupiając się na elektrycznej niani
podłączonej tuż obok, stała oparta o szafkę drobniutka dziewczyna z długimi
czarnymi włosami. Właśnie wyjęła swój telefon. Nigdzie nie było śladu
dziewczynki w pieluszce.
Zamierzając kontynuować grę, Robin uśmiechnęła się do Prestona, który
wydawał się skłonny zabawić dłużej u jej boku, i powiedziała:
– Przepraszam, muszę wysłać mejla.
– Sumienna pracownica – skwitował, po czym ruszył w stronę grupki wokół
Mariam.
Robin wyjęła iPada i zauważyła zawiedziona, że Dżdżownica28 właśnie się
zalogowała i oczywiście zaprosiła Rudąkicię do grupy prywatnej.

Dżdżownica28: cześć , jak ci minął dzień ?

>

Rudakicia: nieźle

Rudakicia: Narcyzka właśnie mi napisała, że muszę być


aktywna, bo inaczej Anomia uzna mnie za szpiega.

Dżdżownica28: no , anomia kazał nam sprawdzać czy ludzie


są tym kim mówią , że są a nie policją

Rudakicia: w takim razie chyba lepiej się wyloguję. Gadam


z siostrą przez telefon. Nie chcę, żeby mnie zbanował

Dżdżownica28: czekaj myślałam , że jesteś jedynaczkom

Kurde, kurde, kurde.


Rudakicia: to moja przyrodnia siostra, nigdy razem nie
mieszkałyśmy

Dżdżownica28: a ok

Rudakicia: muszę lecieć. pogadamy jutro?

Dżdżow nica28: no ok xxxx

Robin zamknęła grupę prywatną, wylogowała się z gry i wsunęła iPada


z powrotem do torby. Podnosząc głowę, zauważyła, że dziewczyna w czerni
głęboko wzdycha, a potem wkłada telefon do kieszeni. Chyba poczuła na sobie
wzrok Robin, ponieważ odwróciła się i spojrzała na nią mocno umalowanymi
oczami. Nagle w głowie Robin pojawiła się szalona myśl, lecz zachowała
obojętny wyraz twarzy i dołączyła do grupki wokół Mariam, która właśnie
opowiadała uczniom o fioletowym tatuażu na swoim pulchnym ramieniu.
Zrobiła go całkiem niedawno.
– ...na jutrzejszą setną rocznicę – mówiła.
– Ludobójstwa Ormian – wyjaśnił Robin na ucho z liverpoolskim akcentem
Preston Pierce . – Zginęli w nim jej pradziadkowie. Chcesz wina? – dodał,
podając jej jeden z kieliszków, które trzymał.
– Pewnie, dzięki – odrzekła Robin, nie mając zamiaru wypić więcej niż
łyczek.
– Jessica, prawda?
– Tak... To okno wygląda niesamowicie – powiedziała.
– No, Mariam zrobiła je sześć lat temu – wyjaśnił Preston. – Każdy, kogo
na nim widać, to jakby jej kumpel. Ja pomagam zadaszać dom.
– O rany. – Robin spojrzała na uwiecznioną na witrażu postać z kręconymi
włosami. – Więc jesteś tu aż tak długo?
– Są tu Ledwell albo Blay? – spytał z przejęciem głos za nimi. Obydwoje się
odwrócili: dziewczyna z niebieskimi włosami i kolczykami, która na zajęciach
przedstawiła się jako Lia, wpatrywała się w witraż. Robin oceniła, że może mieć
najwyżej osiemnaście lat.
– Nie – powiedział Preston.
Robin odniosła wrażenie, że skłamał.
Lia stała tam dalej, nie zrażając się tonem Pierce'a albo go nie zauważając.
– Kto to jest Ledwell i...? – zaczęła Robin.
– Edie Ledwell i Josh Blay – wyjaśniła Lia z zadowoloną miną kogoś, kto ma o
sobie wysokie mniemanie z racji dostępu do szczególnych, poufnych
informacji. – Stworzyli Serce jak smoła. Tę kreskówkę.
– A – powiedziała Robin. – Tak, chyba słyszałam...
– Kiedyś tu mieszkali – ciągnęła Lia. – To tutaj wszystko się zaczęło. Nie
czytałaś w gazecie o tym, że Edie Ledwell została...?
– Edie była przyjaciółką moją i Mariam – warknął cicho Preston Pierce. – Dla
nas to, że ktoś ją zamordował, nie jest, kurwa, żadną podniecającą ploteczką.
Może przestań udawać, że chcesz się uczyć rysunku i idź powęszyć
na cmentarzu. Możliwe, że na trawie zostało jeszcze trochę krwi. Mogłabyś
ją oprawić w ramkę. Sprzedać na eBayu.
Dziewczyna zrobiła się czerwona i jej oczy wypełniły się łzami. Powoli
odsunęła się od Prestona. Robin zrobiło się jej żal.
– Pierdoleni psychofani – powiedział Preston do Robin ściszonym głosem. –
Tam jest następna – dodał, skinąwszy głową w stronę czarnowłosej
dziewczyny. – Po śmierci Edie tak ryczała, jakby, kurwa, były bliźniaczkami.
A nawet jej nie znała.
– Bardzo mi przykro, że zabito twoją przyjaciółkę. – Robin udała, że jest
wstrząśnięta. – Nie wiem... Dosłownie nie wiem, co powiedzieć.
– Spoko – odrzekł szorstko Preston. – Zresztą co tu mówić.
Zanim Robin zdążyła zareagować, do kuchni wparował wyrośnięty
jasnowłosy chłopak w dżinsach i koszulce. Miał rysy olbrzyma z sali
komputerowej: twarze ich obu przypominały stylizowane maski z komedii
greckiej. Robin domyśliła się, że to Bram de Jong. Znowu zaśpiewał na całe
gardło:
Het witte ras verliest,
Kom op voor onze mensen...
– Ej! – zawołał do niego Preston. – Już ci mówiliśmy: przestań to śpiewać!
Kilka osób z grupki otaczającej Mariam odwróciło z zainteresowaniem
głowy.
Bram głośno zarechotał. Jego ojciec wydawał się lekko rozbawiony.
– Co to znaczy? – spytała Robin.
– No – zachęcił chłopaka Preston. – Powiedz jej.
Bram uśmiechnął się do niej szeroko i bezczelnie.
– To po holendersku – oznajmił swoim dziecięcym dyszkantem.
– No ale co to znaczy po angielsku? – Preston nie dawał za wygraną.
– To znaczy: „Biała rasa przegrywa. Powstań w obronie naszego lu...”.
– Nie – odezwała się głośno Mariam. – Dosyć tego. Bram, to nie są żarty.
To nie jest zabawne. No, kochani – zwróciła się do pozostałych – wracamy
do pracy.
Wszyscy ruszyli, żeby odstawić puste kubki i kieliszki na stół, przy którym
siedział Nils. Robin usłyszała, jak przechodząca obok niego Mariam
powiedziała ze złością:
– Przestanie, jeśli ty mu każesz.
Nils jednak, który właśnie siłował się na niby z Bramem, albo jej nie usłyszał,
albo postanowił ją zignorować.
Czekając, żeby odstawić kieliszek wina, którego prawie nie tknęła, Robin
znowu spojrzała na witraż, próbując dojrzeć na nim Edie i Josha.
Przypuszczała, że to dwoje ludzi zrywających owoce: mieli długie brązowe
włosy, a postać kobieca rzucała jabłka stojącej niżej postaci męskiej. Nagle
Robin z lekkim zaskoczeniem zauważyła nad obrazem rubinowe szklane
litery, które tworzyły napis przypominający werset biblijny.
Stan anomii jest niemożliwy,
jeśli organy są ze sobą solidarne
i pozostają w wystarczającym kontakcie
oraz w wystarczająco długim kontakcie.
40
Ja jednak, w przyszłym roku lat ledwie siedemnaście,
Czasami w nocy w łóżku, zanim zasnę,
Marznę, słysząc samotną deszczu pasję,
A ona sprawia, że czuję, jakbym już nie żyła
I na czymś żywym pragnę głowę złożyć,
Jakbym na powrót dzieckiem była,
Płacząc za tym jednym, co bliskie i własne,
Za swym pustym sercem, zdolnym strach ukorzyć,
Który wespół z deszczem bębni na szybach.

Charlotte Mew
The Fête
Na zakończenie zajęć plastycznych Mariam wygłosiła krótkie opinie na temat
każdego z rysunków. Preston Pierce, który włożył z powrotem szary szlafrok,
siedział, paląc skręta, i uśmiechał się, gdy unoszono kolejne przedstawienia
jego nagiej postaci, by wszyscy mogli je zobaczyć. Szczególnie zainteresował
go rysunek Robin, który zyskał względne uznanie Mariam. Gdy ocenianie prac
dobiegło końca, Mariam życzyła uczniom udanego tygodnia, powiedziała,
że będzie niecierpliwie wyczekiwała drugiej lekcji oraz poinformowała ich,
że zajęcia w następnym tygodniu są odwołane, ponieważ wypadają wtedy
wybory powszechne i ona będzie zasiadać w lokalnej komisji wyborczej.
Była dziesiąta i okna w pracowni zmieniły się w atramentowe prostokąty,
przez które nie było widać ogrodu. Wszyscy wstali i włożyli płaszcze oraz
kurtki. Pierwsza wyszła zakolczykowana dziewczyna z niebieskimi włosami.
Wyglądało na to, że spieszy jej się równie bardzo, jak wcześniej spieszyło się,
żeby przyjść. Robin była pewna, że więcej się nie pojawi.
Gdy Robin wyszła z pracowni, drobniutka dziewczyna z długimi włosami
rozmawiała z jakąś parą w przedpokoju. Robin udała, że szuka czegoś
w torebce, by mieć pretekst, żeby zostać trochę dłużej i podsłuchać, co mówią.
– ...od razu zasnęła – informowała dziewczyna – i dałam jej kocyk z wieszaka
na pranie.
– O, dzięki, Zo – powiedziała starsza kobieta, która była obcięta na jeża i szła
w stronę schodów, trzymając za rękę swojego partnera w turbanie. –
Do zobaczenia w poniedziałek.
Para zaczęła się wspinać po spiralnych schodach z krętą poręczą.
Drobniutka, ubrana na czarno dziewczyna owinęła się ciaśniej cienką kurtką,
po czym przeszła pod baldachimem z liści monstery deliciosy i opuściła
budynek.
Robin ruszyła za nią z zamiarem wciągnięcia dziewczyny w rozmowę, lecz
z tyłu zabrzmiał głos z liverpoolskim akcentem.
– Hej, Jessica!
Odwróciła się. Preston Pierce wyszedł za nią z pracowni. Wciąż miał
na sobie złachany szlafrok.
– Idziesz prosto do domu?
Przez ułamek sekundy się wahała. Preston Pierce był ważnym podejrzanym
w sprawie Anomii, ale coś w tej drobniutkiej, ubranej na czarno dziewczynie
ją zainteresowało, a poza tym przypuszczała, że ciągłe zerkanie na iPada
podczas rozmowy z Pierce'em mogłoby wyglądać bardzo dziwnie.
– No. – Zrobiła zawiedzioną minę. – Muszę jutro wstać o piątej. Jadę
do Manchesteru.
– Wyrazy współczucia – odrzekł z uśmiechem. – Podobało mi się, jak mnie
narysowałaś.
– Dzięki. – Robin uśmiechnęła się, starając się nie myśleć o jego penisie.
– Okej, no to... do zobaczenia na następnej lekcji – powiedział.
– Tak – odpowiedziała wesoło. – Nie mogę się doczekać.
Chyba go to ucieszyło, ponieważ najwyraźniej odebrał jej entuzjazm jako
zachętę – tak jak chciała – po czym zasalutowawszy lekko, odwrócił się i ruszył
boso w stronę kuchni.
Robin zarzuciła torbę na ramię i wyszła z budynku, rozglądając się
w ciemności za swoim obiektem. Zauważyła dziewczynę w pewnej odległości,
przechodzącą pod latarnią uliczną – splotła ręce na piersi i szła szybkim
krokiem.
Robin ruszyła za nią, rozważając możliwości. W końcu podjęła decyzję,
wyjęła z torby swój portfel, pobiegła i wzmacniając lekko swój naturalny akcent
z Yorkshire, zawołała:
– Przepraszam!
Dziewczyna odwróciła się zaskoczona i zaczekała, aż Robin do niej
podbiegnie.
– To twój portfel? – Robin miała wrażenie, że dziewczynie przemknęło przez
myśl, żeby go przywłaszczyć. – Jak się nazywasz? – dodała więc szybko
i otworzyła portfel, żeby spojrzeć na kartę kredytową.
– Zoe Haigh – odrzekła dziewczyna. – Nie, nie jest mój.
– Kurde – powiedziała Robin, rozglądając się. – Wypadł komuś... Lepiej
zaniosę go na policję. Wiesz, gdzie jest najbliższy posterunek?
– Może w Kentish Town? – zasugerowała dziewczyna, po czym dodała
z zaciekawieniem: – Jesteś z Yorkshire?
– No. Z Masham.
– Tak? Ja jestem z Knaresborough.
– Jaskinia Matki Shipton – powiedziała natychmiast Robin, zrównując krok
z Zoe. – Byliśmy tam na wycieczce w podstawówce. Wydała mi się zajebiście
upiorna.
Zoe roześmiała się lekko. Jej twarz naprawdę była dziwnie stara
i jednocześnie młoda: zapadnięta i blada, gładka i wychudła. Mocny makijaż
oczu wykonany czarnym eyelinerem jeszcze bardziej uwydatniał podobieństwo
do czaszki.
– No, masz rację – potwierdziła Zoe. – Mnie zaprowadzili tam
w dzieciństwie. Myślałam, że wiedźma nadal tam mieszka. Skamieniałam
ze strachu... ha, ha – dodała.
Główną atrakcją Jaskini Matki Shipton była studnia, która rzekomo
przemieniała obiekty w kamień w procesie zwapnienia. Robin zrozumiała ten
niezamierzony dowcip i roześmiała się jak na zawołanie. Zoe chyba się
ucieszyła, że udało jej się ją rozbawić.
– Co robisz w Londynie, skoro jesteś z Knaresborough? – spytała Robin.
– Przeprowadziłam się, żeby być z chłopakiem – powiedziała Zoe.
Myśl, która przyszła Robin do głowy w kuchni North Grove, nagle wydała się
mniej szalona. Zoe. Zozo. @czarneserce28. Dżdżownica28.
– Ja też – odrzekła. Tak się złożyło, że była to prawda: gdy przeprowadziła się
do Londynu, żeby być z Matthew, nie był jeszcze jej mężem ani nawet
narzeczonym. – Ale się rozstaliśmy.
– Kurde – powiedziała Zoe. Ta informacja chyba ją przygnębiła.
– Pracujesz w North Grove, prawda? – spytała Robin, dyskretnie wsuwając
portfel z powrotem do torby.
– No, na pół etatu – powiedziała Zoe.
Przez dłuższą chwilę szły w milczeniu, po czym znów odezwała się Zoe.
– Mariam chce, żebym się tam wprowadziła. Mają tani pokój. Tańszy niż ten,
który teraz wynajmuję.
Robin założyła, że niezwykła skłonność Zoe do zwierzania się obcej osobie
to skutek samotności. Dziewczynę otaczała wyraźna aura głębokiego smutku.
– Mariam to ta, która prowadziła moje zajęcia, prawda?
– No – potwierdziła Zoe.
– Wydaje się bardzo miła – powiedziała Robin.
– Bo taka jest.
– Więc dlaczego się nie wprowadzasz? To chyba fajne miejsce.
– Mój chłopak nie chce.
– Dlaczego? Nie lubi tych ludzi?
Gdy Zoe nie odpowiedziała, Robin spytała:
– Kto jeszcze tam mieszka? To taka jakby komuna, no nie?
– No. Należy do Nilsa. To ten wielkolud, który siedział w kuchni. – Zoe
przeszła kilka kroków w milczeniu, po czym dodała: – Jest bardzo bogaty.
– Serio?
– No. Jego tata był jakimś wielkim biznesmenem czy kimś. Nils
odziedziczył... bo ja wiem... miliony. Dlatego stać ich na ten duży dom i w
ogóle.
– Patrząc na niego, nikt by się nie domyślił, że to milioner – powiedziała
Robin.
– No – zgodziła się Zoe. – Byłam bardzo zaskoczona, kiedy się o tym
dowiedziałam. – Wygląda jak jakiś stary hippis, no nie? Powiedział mi,
że zawsze chciał tak żyć. Być artystą i mieć, no wiesz, miejsce, gdzie mnóstwo
artystów mieszka razem.
Ale w tonie Zoe nie było wielkiego entuzjazmu.
– On i Mariam są parą?
– No. Ale Bram, ten duży chłopak z jasnymi włosami, nie jest jej, tylko Nilsa.
– Naprawdę?
– No. Urodziła go Nilsowi jakaś dziewczyna w Holandii, ale ona umarła, więc
Bram przyjechał zamieszkać w North Grove.
– To smutne – powiedziała Robin.
– No – powtórzyła Zoe.
Szły w ciszy, aż w końcu dotarły do przystanku autobusowego, do którego,
jak zakładała Robin, zmierzała Zoe, lecz dziewczyna minęła go i szła dalej.
– Jak wracasz do domu? – spytała Robin.
– Piechotą – powiedziała Zoe.
W ciągu dnia było słonecznie, ale brak zachmurzenia sprawił, że wieczorem
temperatura gwałtownie spadła. Zoe szła, oplatając się rękami, i Robin miała
wrażenie, że dziewczyna się trzęsie.
– Gdzie mieszkasz? – spytała.
– Przy Junction Road – odpowiedziała Zoe.
– To w tę samą stronę co posterunek, prawda? – Robin miała nadzieję,
że rzeczywiście tak jest.
– No – potwierdziła Zoe.
– Więc... na pewno jesteś artystką, nie? Skoro dostałaś pracę w North Grove
i w ogóle.
– Tak jakby – powiedziała Zoe. – Chcę zostać tatuażystką.
– Serio? Super!
– No – powiedziała Zoe. Spojrzała na Robin, po czym podwinęła rękaw kurtki
i rękaw cienkiej koszulki pod nią, by odsłonić gęsto wytatuowane przedramię
pokryte postaciami z Serca jak smoła. – Sama je zrobiłam.
– Sama... co? – zawołała Robin z niewymuszonym zdumieniem. – Ty je
zrobiłaś?
– No – potwierdziła Zoe z nieśmiałą dumą.
– Są niesamowite, ale... jak?
Gdy Zoe się roześmiała, Robin dostrzegła w twarzy przypominającej czaszkę
przebłysk młodej osoby.
– Trzeba tylko zrobić szablony, mieć tusz i maszynkę do tatuażu. Mam taką
z drugiej ręki, kupiłam w Internecie.
– Ale wytatuować samą siebie...
– Użyłam luster i takich tam. Długo to trwało. Całość zajęła mi ponad rok.
– To wszystko motywy z Serca jak smoła, prawda?
– No – powiedziała Zoe.
– Uwielbiam tę kreskówkę – oznajmiła Robin, doskonale zdając sobie
sprawę, że właśnie rozszczepia się na dwie różne Jessiki: jedną z Londynu,
ledwie kojarzącą Serce jak smoła, i wielką fankę tej kreskówki pochodzącą
z Yorkshire. Nie było jednak czasu, żeby się tym przejmować.
– Poważnie? – Zoe znowu spojrzała na Robin, opuszczając rękawy. Chyba
zaczynała ją lubić.
– No pewnie. Jest strasznie śmieszna, prawda? – powiedziała Robin. –
Uwielbiam te postaci i to, co mówią o... sama nie wiem o czym... – Robin
rozpaczliwie szukała uogólnień – o życiu, śmierci i o grach, w które wszyscy
gramy – bo gra Dreka miała mniej więcej takie znaczenie, prawda? – A poza
tym uwielbiam Sercka – podsumowała. Uwielbianie Sercka było
bezpieczne. Prawie wszyscy fani, przez których tweety brnęła od tygodni,
uwielbiali tę postać.
Zoe znowu oplotła się rękami, a potem nagle z jej oczu popłynęły łzy.
– Ta kreskówka uratowała mi życie – wyznała, patrząc prosto przed siebie. –
Kiedy miałam trzynaście lat, było mi bardzo źle. Mieszkałam w ośrodku
opiekuńczym, tak jak Edie Ledwell. Mamy ze sobą wiele wspólnego. Ona
próbowała się zabić i ja też, jak miałam czternaście lat. Podcięłam sobie żyły...
Zakryłam blizny tatuażami.
– Boże, tak mi...
– Znalazłam Serce jak smoła na YouTubie. Było zajebiście dziwne, ale nie
mogłam przestać tego oglądać. Zachwyciłam się stylem rysunku i wszystkimi
postaciami. Każda jest na swój sposób popieprzona, ale w zasadzie mimo to są
w porządku, no nie? Mając czternaście lat, czułam się naprawdę fatalnie, ale
wiesz, to wszystko, co mówi Sercek: że nigdy nie jest za późno, że nawet jeśli
stworzono cię do złych rzeczy, nie musisz ich robić wiecznie. Po prostu
uwielbiałam to oglądać, a poza tym to jest naprawdę zabawne. Już miałam
znowu to zrobić, podciąć sobie nadgarstki. Przygotowałam sprzęt
i zamierzałam skłamać, że nocuję u koleżanki, a potem pójść do lasu i ze sobą
skończyć, żeby nikt nie mógł mnie znaleźć. Ale ta kreskówka to była
pierwsza rzecz od roku, która mnie rozśmieszyła. I pomyślałam, że skoro
potrafię się jeszcze śmiać... A potem zobaczyłam Edie Ledwell w Internecie, jak
mówiła, że zamierza zrobić następny odcinek, i zapragnęłam go obejrzeć, więc
się nie zabiłam. To mnie zatrzymało. Obłęd, no nie? – powiedziała Zoe,
wpatrując się w ciemność. – Ale to wszystko prawda.
– Wcale nie brzmi to jak obłęd – odrzekła cicho Robin.
– No więc obejrzałam drugi odcinek. Był bardzo śmieszny i w ogóle. To w
nim pierwszy raz pojawiła się Srotka. Kojarzysz tego gościa, który cię
zagadywał? Prestona? Tego, który pozował na waszych zajęciach?
– Tak – powiedziała Robin.
– Był głosem Srotki w drugim i trzecim odcinku.
– Nie gadaj! – zawołała Robin.
– No... ale potem pojechał na kilka miesięcy do domu do Liverpoolu, więc
wzięli kogoś innego z podobnym akcentem. Preston nie znosi, jak ludzie
podniecają się Sercem jak smoła. Kiedy zobaczył moje tatuaże, zachował się jak
ostatni drań... bo...
Zoe nie dokończyła zdania. Przez jakiś czas dalej szły w milczeniu, a Robin
zastanawiała się, czy próba porozmawiania o grze to dobry pomysł.
– Kiedyś Edie Ledwell się do mnie odezwała – wyznała Zoe, przełamując
ciszę. – Na Twitterze. – Mówiła ściszonym, zatrwożonym głosem, jakby to było
mistyczne doznanie.
– Rany, serio? – powiedziała Robin.
– No. W dniu, w którym umarła mi mama.
– Och, tak mi przykro – odrzekła Robin.
– Nie mieszkałam z nią – ciągnęła cicho Zoe. – Była... Miała mnóstwo
problemów. Dwa razy musieli ją zamykać w psychiatryku. Ćpała. To głównie
dlatego byłam w ośrodku. Mama z rodziny zastępczej powiedziała mi, że ona
umarła, i tego dnia nie musiałam iść do szkoły. Weszłam na Twittera
i napisałam, że dzisiaj umarła mi mama. I Edie Ledwell się do mnie
odezwała. Była...
Robin spojrzała na dziewczynę: jej twarz się wykrzywiła. Z takim wyrazem
cierpienia mogłaby należeć do dziewięćdziesięciolatki albo do niemowlęcia, jej
łzy w ogóle nie szkodziły grubo nałożonemu eyelinerowi, i nagle Robin
przypomniała sobie rozmazany makijaż Edie Ledwell płaczącej w agencji.
– ...była naprawdę miła – dokończyła Zoe, szlochając. – Napisałam jej,
że właśnie się o tym dowiedziałam, a ona napisała, że też była w rodzinie
zastępczej i w ogóle. I przesłała mi u-uścisk, a ja jej napisałam... napisałam,
że jest moją bohaterką i... i... że ją kocham. Napisałam... Naprawdę jej tak
napisałam...
– Weź chusteczkę – zaproponowała cicho Robin, wyciągając paczkę
z torebki.
– Prze... przepraszam – chlipała Zoe. – Ja tylko... żałuję, że... bo wiesz, ludzie
byli dla niej okropni w Internecie, a ja... ja nie... no wiesz, wytykali tej
kreskówce masę wad i... ale... sama nie wiem, nigdy nie wydawało mi się to w
porządku, ale kiedy czytałam, co oni pisali, to tak jakby miało to sens... ale teraz
żałuję, że... mój chło... chłopak mówi, że nie zrobiliśmy nic złego, ale...
Zadzwoniła komórka Robin. Przeklinając w duchu dzwoniącego, wygrzebała
ją z torby. Dzwonił Strike.
– Cześć – przywitał się. – Jak ci poszło w North Grove?
– W ubiegły weekend powiedziałam ci wszystko, co miałam do powiedzenia
– odrzekła chłodno Robin. – Jestem zajęta, okej?
– Pewnie, że jesteś. – Strike wydawał się rozbawiony. – Zadzwoń, kiedy już
nie będziesz.
– Chyba raczej ty! – oznajmiła Robin i się rozłączyła.
– Twój były? – spytała Zoe ściszonym głosem. Wycierała twarz chusteczką,
którą dostała od Robin.
– No. – Robin wepchnęła komórkę z powrotem do torby. – Co chciałaś
powiedzieć?
– Och, nic – odrzekła markotnie Zoe.
Szły dalej i przez jakiś czas słychać było jedynie pociąganie nosem przez Zoe.
Na High-gate Hill, długiej i dobrze oświetlonej ulicy, wciąż panował spory ruch.
Grupka młodych chłopaków przechodząca po drugiej stronie zauważyła dwie
kobiety i zaczęła na nie gwizdać.
– Odwalcie się – mruknęła pod nosem Robin i Zoe słabo się uśmiechnęła.
– Poznałam Josha Blaya – pochwaliła się Zoe. Jej głos był teraz lekko
zachrypnięty.
– Serio? – Robin okazała stosowny podziw.
– No. Sprowadził się na miesiąc do North Grove, zanim on i Edie zostali...
zostali zaatakowani.
– Zagadałaś do niego? – spytała Robin, przekonana, że zna odpowiedź.
– Nie, za bardzo się bałam! Weszłam do kuchni, a on tam po prostu stał.
A ty cała się trzęsłaś.
– A ja dosłownie cała się trzęsłam – ciągnęła Zoe, śmiejąc się ze łzami
w oczach. – Mariam mnie przedstawiła, ale nie byłam w stanie wydobyć z siebie
słowa. Zabrakło mi odwagi.
Mimo wszystko Robin nie miała wątpliwości, że Zoe jest rzadkością
w fandomie Serca jak smoła: kimś, kto darzy Edie Ledwell większym
szacunkiem niż Josha Blaya.
– Jaki on był? – spytała.
– Upalony – odrzekła Zoe z uśmiechem. – Przeważnie. Nie lubił spotykać się
z ludźmi. Dużo czasu spędzał w pokoju i w kółko puszczał ten kawałek
Strokesów, Is This It... a potem podpalił pokój.
– Co zrobił? – Robin znowu udała zaskoczenie.
– W każdym razie Mariam myślała, że to Josh – uściśliła Zoe – ale według
mnie to wcale nie był on.
– Więc kto?
– Nie powinnam mówić... Nie chcę stracić pracy.
Robin zastanawiała się, czy naciskać, ale zdobywszy zaufanie dziewczyny,
bała się je stracić.
– Co właściwie robisz w North Grove?
– Najróżniejsze rzeczy – powiedziała Zoe. – Po przyjeździe do Londynu
poszłam tam, żeby po prostu... żeby zobaczyć, gdzie to wszystko się działo.
Weszłam do sklepiku i zaczęłam rozmawiać z Mariam. Mówiła naprawdę miłe
rzeczy o moich tatuażach, wspomniałam jej, że jestem wielką fanką i tak dalej,
że właśnie wyszłam z domu opieki. Spytała, czy mam pracę, a ja powiedziałam,
że nie, i wtedy mi ją zaproponowała. Pomagam w zajęciach, które Mariam
prowadzi we wtorki dla dzieci specjalnej troski. Kiedyś zajmowała się tym Edie,
jak jeszcze mieszkała w North Grove – ciągnęła Zoe i do jej głosu wróciła
nabożna nuta. – Poza tym myję pędzle, trochę gotuję i trochę niańczę dzieci.
Star, mała Freyi, jest w porządku, ale Bram... Sama widziałaś, jest większy ode
mnie. Jeśli każę mu cokolwiek zrobić, ma mnie w dupie.
W końcu skręciły w Junction Road.
– Ej – powiedziała Robin, jakby ta myśl dopiero przyszła jej do głowy –
a grałaś kiedyś w tę grę? W tę stworzoną przez fanów zainspirowanych Sercem
jak smoła? Bo ja trochę grałam. Kilka lat temu. Bardzo się wtedy wkręciłam
w kreskówkę. Gra była całkiem niezła, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę,
że ponoć stworzyli ją amatorzy.
– No – odrzekła ostrożnie Zoe. – Grałam w nią parę razy... Jaki miałaś nick?
Może tam ze sobą gadałyśmy.
– Nazywałam się... Kurczę, nie mogę sobie przypomnieć. – Robin lekko się
roześmiała. – CzarnySercek czy jakoś tak.
– Jest tam masa CzarnychSercków – powiedziała Zoe.
Właśnie dlatego Robin wybrała taką nazwę.
Minęły sklep z zabawkami. Odbicie wychudzonej Zoe przesunęło się
po rzędach plastikowych figurek.
– Mieszkam tam na górze – oznajmiła Zoe, wskazując wąski narożny
budynek, który Robin już widziała na zdjęciu Strike'a.
– Tak? Masz współlokatorów?
– Niezupełnie. Są tam inni ludzie, ale ja mieszkam w komórce – powiedziała
Zoe. – Mam umywalkę – dodała niemal defensywnie.
– Londyński rynek nieruchomości. – Robin przewróciła oczami.
– Właśnie – powiedziała Zoe. – No to... miło się z tobą rozmawiało. Fajnie
poznać kogoś z Yorkshire – dodała.
– Tak. Mam nadzieję, że zobaczymy się w przyszłym tygodniu – odrzekła
serdecznie Robin. – Zaniosę ten portfel na komisariat.
– Mieszkasz daleko stąd?
– Nie. Kawałek piechotą. Do zobaczenia.
Zoe uśmiechnęła się i zniknęła za rogiem. Robin szła dalej. Przecięła ulicę
i obejrzawszy się, zobaczyła, jak Zoe wchodzi do budynku bocznymi drzwiami.
Robin wyjęła komórkę i nie zwalniając kroku, oddzwoniła do Strike'a.
– Dobry wieczór – przywitał się. – Jak poszło?
– Całkiem dobrze. – Robin rozejrzała się za taksówką. – Poznałam Prestona
Pierce'a i tę twoją dziewczynę z tatuażami.
– Serio?
– No. Pracuje w North Grove i... Zaczekaj chwilę, widzę taksówkę –
powiedziała Robin, zatrzymując samochód.
Podała kierowcy adres, wsiadła i przystawiła komórkę z powrotem do ucha,
macając w torbie w poszukiwaniu notesu i pióra. Chciała zapisać wszystko,
co przed chwilą usłyszała od Zoe, zanim coś zapomni.
– Naprawdę nazywa się Zoe Haigh – powiedziała Robin. – Ale w grze
to moderatorka Dżdżownica28.
– Poważnie?
– Tak. – Robin zdjęła zębami zatyczkę długopisu. – Przyjechała do Londynu,
żeby być ze swoim chłopakiem, ale ewidentnie się między nimi nie układa.
Dżdżownica28 powiedziała mi w grze: „Szkoda, że nie mogę ci powiedzieć,
gdzie pracuję”. Zoe pracuje w North Grove. Dżdżownica28 napisała mi,
że poznała Josha Blaya, ale nie była w stanie z nim porozmawiać, bo cała się
trzęsła. Przed chwilą usłyszałam to samo od Zoe.
– Jasna cholera. A nie mówiłem, że jesteśmy blisko przełomu?
– To jeszcze nie wszystko – powiedziała Robin, bazgrząc w notesie ułożonym
na kolanach. – Wspomniała coś o tym, że chłopak ją przekonuje, że „nie zrobili
nic złego”. Chyba ma poczucie winy, ale możliwe, że jest ono spowodowane
krytykowaniem Serca jak smoła w Internecie. Była zakochana w tej kreskówce,
ale chyba dała się przekonać, że zawiera ableistyczne treści i tak dalej.
– Jej chłopak to na pewno jeden z tych trzech, którzy spotkali się z Nilsem
w Red Lion and Sun – powiedział Strike. – Stawiam na Wally'ego Cardew.
– Tak myślisz? – spytała Robin.
– Widzisz dla niej miejsce w życiu Motgomery'ego? Gość mieszka
z dziewczyną, ma porządną pracę: czego by szukał u takiej Zoe?
– To mogło się zacząć jako internetowy flirt, który traktowała poważniej niż
on. Może nie zdawał sobie sprawy, że Zoe zamierza się przeprowadzić
i zamieszkać w pobliżu.
– Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, że to się przydarzyło Montgomery'emu.
Po co miałby pozwalać, żeby internetowy flirt przerodził się w sytuację mogącą
zagrozić jego przyjemnemu życiu? Cardew, o ile nam wiadomo, nie
ma dziewczyny, a poza tym to lekkomyślny kretyn. Potrafię sobie wyobrazić,
że sypia z młodymi fankami i przeżywa szok, kiedy jedna z nich postanawia
przyjechać do Londynu, żeby być bliżej niego.
– A Tim Ashcroft?
– Typowy absolwent prywatnej szkoły... Czy ja wiem? Może mógłby to być on,
ale przypuszczam, że wolałby kogoś bardziej...
– W kaszmirowym swetrze? – podsunęła Robin.
– No, w sumie tak.
– Jest aktorem. Może ciągnie go do artystek. I nie zapominaj, jak brzmi jej
nick w grze. Ashcroft grał Dżdżownicę.
– Słuszna uwaga – powiedział Strike, choć nie wydawał się przekonany.
– Zoe powiedziała coś jeszcze – ciągnęła Robin, wciąż notując na stronie,
która robiła się na przemian pomarańczowa i szara, gdy taksówka przejeżdżała
pod latarniami ulicznymi. – Jej zdaniem Blay wcale nie zaprószył ognia
w swoim pokoju, ale nie chciała mi powiedzieć, kto to zrobił. Wyjaśniła, że nie
chce stracić pracy.
– Ciekawe – mruknął Strike.
– Tak... ale mam też złe wieści. Musiałam wylogować się z gry. Anomia wydał
moderatorom polecenie, żeby mieli oko na ludzi, którzy się logują, ale nie grają.
Myśli, że policja może szpiegować fanów, co prawdopodobnie wyjaśnia,
dlaczego sam rzadko tam teraz bywa.
– To trochę komplikuje sprawę – przyznał Strike – ale damy radę. Po prostu
będziemy musieli dopilnować, żebyś w najbliższych dniach sporo grała,
i rozwiejesz podejrzenia. A Pierce?
Obraz ogromnego penisa Prestona Pierce'a wtargnął natychmiast do głowy
Robin i został z niej zdecydowanie wypchnięty.
– Prawie zaprosił mnie na drinka.
– Szybko ci poszło – stwierdził Strike, który jednak nie wydawał się z tego
szczególnie zadowolony.
– Odmówiłam mu, żeby odprowadzić Zoe do domu. Chyba podjęłam słuszną
decyzję. Nie mogłabym z nim rozmawiać i śledzić gry. Zresztą będę jeszcze
miała szansę na następnej lekcji... Poza tym – ciągnęła Robin – jest jedna
sprawa, która wydaje się... hm... To może być jeden wielki zbieg okoliczności,
ale... w kuchni w tym domu jest witrażowe okno. Zrobiła je Mariam, kobieta,
która prowadziła moje zajęcia. Według Pierce'a powstało z pięć albo sześć lat
temu. Jest tam... to chyba jakiś cytat, ale nie mam pewności... w każdym razie
u góry jest coś napisane... o anomii. Witraż ukazuje jakby wyidealizowaną
komunę i ponoć wszystkie występujące na nim osoby należały do kolektywu
albo przyjaźniły się z Mariam. A nad tym obrazkiem jest cytat o warunkach,
w jakich nie odczuwa się anomii. Coś o organach, które są ze sobą solidarne.
W ciszy, która zapadła, Robin prawie słyszała, jak Strike myśli. W końcu
powiedział:
– No cóż, zbiegi okoliczności się zdarzają, ale ten byłby chyba cholernie
wielki.
– Myślisz, że stąd Anomia wziął pomysł na swój nick?
– Powiedziałbym, że to bardzo możliwe.
– Oni wszyscy byli w którymś momencie w North Grove. Cała obsada.
– Cholernie dobrze się spisałaś, Robin.
Robin odniosła wrażenie, że słyszy w tle damski głos. Telewizja czy Madeline
Courson-Miles?
– Muszę już kończyć – powiedziała szybko. – Pogadamy jutro.
Rozłączyła się, zanim Strike zdążył się odezwać.
41
Oto jednak nadchodzi gość bez ideałów,
Z krokiem, spojrzeniem i uśmieszkiem dumnym [...].

Constance Naden
Natural Selection

Stan kikuta Strike'a się pogarszał. Mimo smarowania kremem dwa razy
dziennie skóra pod poduszką żelową wciąż była podrażniona i zaogniona.
Cormoran obawiał się, że ma do czynienia z wczesnymi objawami obrzęku,
wskutek którego skóra ulegała owrzodzeniu i pękała, ale nie umówił się
na wizytę u lekarza. Jaki miałoby to sens? Przecież nie mógł sobie pozwolić
na przerwę w pracy. Konieczność obserwowania Jagona Rossa sprawiła,
że grafik agencji był na dłuższą metę nie do utrzymania. Jedynym
rozwiązaniem było zatrudnienie do pomocy nowych ludzi.
Wyczerpawszy wszystkie kontakty w policji i w wojsku, Strike jeszcze raz
przejrzał listę dawnych pracowników tymczasowych, których nie zdecydował
się zaangażować na stałe. W końcu zdesperowany zatrudnił ponownie
Stewarta Nutleya na podstawie umowy tygodniowej, którą można było zerwać
bez uprzedzenia na wniosek każdej ze stron. Ten były żandarm wjechał
przed trzema laty skuterem w tył śledzonej przez siebie taksówki. Strike go za
to ochrzanił i natychmiast wylał, więc teraz bez większego entuzjazmu
zadzwonił do niego i się pokajał. Na twarzy Nutleya, szczerbatego żonatego
trzydziestoparolatka z włosami mysiego koloru, malowało się zazwyczaj
odstręczające samozadowolenie. Odkąd drogi jego i Strike'a się rozeszły, nie
zdołał utrzymać żadnej pracy związanej z cywilną działalnością
detektywistyczną. Teraz bardzo chciał dowieść swojej wartości w agencji, która
od jego odejścia zdobyła wielki prestiż. Choć nikt w zespole nie był szczególnie
zachwycony nowym współpracownikiem, wszyscy ucieszyli się z dodatkowej
pary nóg i oczu.
Tymczasem za tydzień miała się odbyć premiera nowej kolekcji Madeline,
a to oznaczało, że dziewczyna Strike'a w ogóle nie miała dla niego czasu, co –
jak przyznał przed samym sobą, wyraziwszy żal w rozmowie z Madeline – było
mu na rękę. Jej stan wzmożonego napięcia przekładał się jednak na długie
monologi wygłaszane przez telefon.
– Niepotrzebnie tak rozbudowałam tę kolekcję. Nigdy, przenigdy więcej.
Słuchaj... wpadłbyś po mnie po premierze? Potrzebuję jakiejś odskoczni:
jeszcze nigdy tak się nie umęczyłam. Chcę być z kimś, kto ma w dupie
biżuterię... chcę być z tobą... a poza tym mam ochotę się napić i pieprzyć.
Strike nie miał nic przeciwko takiemu programowi, a jednak podejrzliwość,
zrodzona w chwili zaproszenia na premierę, skłoniła go do zadania pytań:
– Ale po imprezie, tak? Nie prosisz mnie, żebym na nią przyszedł?
Bo przecież będą tam dziennikarze, prawda?
– No – powiedziała – ale... okej, nie, nie przychodź, jeśli nie chcesz.
– Super, w takim razie spotkamy się później. O której skończysz?
– O dziewiątej – odrzekła, a po chwili dodała: – Proszę, przyjdź, jeśli możesz.
Tęsknię za tobą, a wiedząc, że po mnie przyjdziesz, będę przynajmniej
wyglądała na szczęśliwą na zdjęciach.
– I bez tego powinnaś być szczęśliwa – odparł. – Biżuteria, którą
mi pokazałaś, wyglądała niesamowicie.
– Och, Corm, jesteś taki słodki – powiedziała płaczliwym głosem. – Aktualnie
mam wrażenie, że to wszystko wygląda jak totalne gówno, ale zawsze tak się
czuję tuż przed premierą... albo tylko tak mi się wydaje... ale to wszystko dzieje
się zawsze w takim chaosie, że nie można mieć pewności.
Strike (wciąż działając w duchu dawania szansy poważnemu związkowi)
obiecał, że spotka się z Madeline po imprezie, choć nie omieszkał zauważyć,
że jej zależy na tym, by ją stamtąd odebrał, podczas gdy on wolał się z nią
spotkać z dala od miejsca, gdzie z pewnością mógłby się natknąć na Charlotte.
Wyartykułowanie tej obawy oznaczałoby jednak otwarcie drzwi do kolejnej
rozmowy, której nie miał ochoty prowadzić, więc plan pozostał
niesprecyzowany i prawdopodobnie każde z nich uznało, że ostatecznie to jego
wariant zwycięży.
Tymczasem zdarzyła się nieobecność dwóch obiektów, którą przyjęto
z zadowoleniem, gdyż dzięki temu zmniejszyła się chwilowo presja na agencję:
Groomer wybrał się na dziesięć dni do Maroka, a Lepkie Rączki poleciał
do Nowego Jorku, by odwiedzić zakochaną w nim matkę oraz ojczyma
podejrzewającego go o kradzież.
– Mamy zatem okazję – oznajmił zespołowi Strike w czasie motywującego
połączenia konferencyjnego (na odprawę z udziałem ich wszystkich nie było
czasu) – żeby wykluczyć kilkoro podejrzanych w sprawie Anomii.
W pierwszy majowy poniedziałek, dzień ustawowo wolny od pracy, Strike
kuśtykał tuż przed świtem w stronę osiedla Lismore Circus, by obserwować
trzypokojowe mieszkanie w piętrowym budynku, w którym Wally Cardew
mieszkał z babcią i siostrą. O ósmej zauważył tam jedynie dwie oznaki życia:
ktoś rozsunął zasłony i zupełnie biały kot wskoczył na parapet, by gapić się
na osiedle z wyniosłością właściwą swojemu gatunkowi.
Według danych z rejestru nieruchomości youtuber, jego siostra i babcia
zajmowali ten lokal od dwudziestu lat. Zatrudniona w miejscowej aptece
siostra Wally'ego przypominała brata – też miała płowe włosy i skandynawską
urodę – ale podczas gdy jej brat był niski i krępy, ona była ponętna, miała
okrągłe niebieskie oczy i pełne usta. Shah i Barclay niezależnie od siebie
poinformowali Strike'a – z dala od uszu Robin, Midge i Pat – że z chęcią
poobserwowaliby Chloe Cardew tak długo, jak sprawa będzie tego wymagała,
a nawet dłużej.
Gdy Strike obserwował mieszkanie w Gospel Oak, Robin była na Croydon
i siedziała przy stoliku obok okna w kawiarni o nazwie Saucy Sausage,
usytuowanej dokładnie naprzeciwko domu Yasmin Weatherhead i jej
rodziców. Czuła ulgę, mogąc przebywać poza agencją, gdzie ostatnio
godzinami grała w grę, by rozwiać podejrzenia Anomii, że zagląda tam w celu
szpiegowania innych graczy. W tym czasie kilkakrotnie rozmawiała na grupie
prywatnej z Dżdżownicą28, która oznajmiła jej szczerze, że poznała kobietę
pochodzącą „stamtąt co ona”, lecz nie puściła pary z ust ani na temat swojego
chłopaka, ani na temat tożsamości Anomii. Strike, który rozumiał pragnienie
Robin, by zająć się czymś innym niż wpatrywanie się przez cały dzień w iPada,
zgodził się, by obserwowała Yasmin, która była osobą o drugorzędnym
znaczeniu dla sprawy w porównaniu z bardziej prawdopodobnymi
podejrzanymi o bycie Anomią.
Ulica, przy której mieszkała Yasmin, odznaczała się pewną ospałą
dostojnością. Po jednej stronie ciągnął się rząd lokalnych sklepów, a po drugiej
szereg średniej wielkości domów z małymi ogródkami od frontu. Robin
na zmianę obserwowała fasadę domu rodziców Yasmin i miała oko na grę oraz
na Twittera, na którym Anomia był już tego ranka aktywny.

Anomia
@AnomiaGamemaster
Hetera Sadwell nie może się ponoć doczekać, kiedy zacznie
się #DojenieSercaJakSmoła i będzie mogła zatrudnić zastęp
nianiek dla bachorów, które produkuje jednego po drugim.

9.06, 4 maja 2015

Gdy Anomia opublikował te słowa, wszyscy podejrzani będący pod


obserwacją znajdowali się w swoich domach i poza widokiem. Z powodu
niedoborów kadrowych nikt nie obserwował Kei Niven, lecz Strike postanowił
zostawić na jej sekretarce nową, starannie sformułowaną wiadomość mającą
zagrać na obawach Kei o to, co pomyślałby o niej Blay, gdyby odmówiła pomocy
w dochodzeniu.
Dziesięć po dziesiątej Robin, która piła już trzeci kubek kawy, by uzasadnić
swoją nieprzerwaną obecność w Saucy Sausage, i której mimo to nie udało się
jeszcze zobaczyć Yasmin Weatherhead, odebrała połączenie od Strike'a.
– Wally i jego kumpel MJ właśnie wyszli z jego mieszkania. Idę za nimi. Jaki
status w grze ma teraz Anomia?
– Nieobecny. – Robin westchnęła, przeprowadzając Rudąkicię obok
wampira, który snuł się wzdłuż jednej ze ścieżek w grze.
– Chyba kierują się w stronę metra – powiedział Strike, po czym skrzywił się,
przyspieszając kroku, by nie stracić obu mężczyzn z oczu. – MJ niesie kamerę
wideo. Byłoby wspaniale, gdyby Anomia zajrzał teraz do gry. Cardew nie
korzysta z telefonu.
– Zaczynam podejrzewać, że Anomia doskonale wie, kiedy jego pojawienie
się w grze mogłoby nam pomóc, i specjalnie się wtedy nie pokazuje – odrzekła
z goryczą Robin.
– Widziałaś Yasmin?
– Nie. Od dziewiątej rano nikt nie wychodził z domu. Jest przecież dzień
ustawowo wolny od pracy.
– Idzie za nimi ktoś jeszcze – odezwał się Strike ściszonym głosem.
– Policja? – Głos Robin zabrzmiał tak ostro, że kelnerka odwróciła się,
by spojrzeć w jej stronę.
– Nie – odparł Strike. – Nie wydaje mi się. Niedługo zadzwonię. – Rozłączył
się.
Trudno byłoby przeoczyć mężczyznę, którego zauważył Strike. Miał
co najmniej metr osiemdziesiąt wzrostu i tak krótko ostrzyżone włosy, że jego
głowa wyglądała prawie jak ogolona, nadrabiał jednak wąsami i bujną brodą.
Gdy Wally i MJ się do niego zbliżali, stał oparty o ścianę i wyglądał, jakby pisał
na telefonie, lecz kiedy go minęli, natychmiast włożył komórkę do kieszeni
i ruszył ich śladem, trzymając ręce w kieszeniach dżinsów. Na plecach jego
starej skórzanej kurtki widniała czaszka ze skrzyżowanymi piszczelami i w
stalowym hełmie. Mężczyzna miał wiele widocznych tatuaży i choć brytyjska
flaga z boku szyi oraz gotycki krzyż na grzbiecie lewej dłoni mogły być
sztuczne, olbrzymia czaszka wytatuowana z tyłu głowy i widoczna przez
milimetry szczeciny była bez wątpienia prawdziwa, co wykluczało go jako
potencjalnego policjanta w przebraniu.
Mężczyzna wszedł do tego samego wagonu co Wally i MJ, a Strike ruszył
za nimi. Youtuberzy byli pochłonięci rozmową i chyba nie zauważyli żadnego
ze śledzących ich mężczyzn. Strike zrobił ukradkiem telefonem parę zdjęć
nieznanemu mężczyźnie, zauważając kolejny tatuaż, tym razem na grdyce,
o którym pomyślał, choć nie był ekspertem w dziedzinie fu-þarku, że wygląda
jak nordycka runa.
Po dwudziestu minutach dotarli do stacji Embankment, na której Wally i MJ
wysiedli, a za nimi poszedł najpierw wytatuowany mężczyzna, a potem Strike.
Wszyscy czterej – dwaj wciąż nieświadomi tego, że ktoś ich śledzi – weszli
do Whitehall Gardens, gdzie Wally wyjął z plecaka ręczny mikrofon, a MJ
włączył kamerę.
Cel przyjścia do parku w dzień wolny od pracy stał się jasny, gdy Wally i MJ
zaczęli zaczepiać turystów i prosić ich o udzielenie wywiadu przed kamerą.
Najpierw były to dwie młode Japonki, a potem rodzina, która sądząc po stroju
piłkarskim małego chłopca, pochodziła z Brazylii. Strike był za daleko,
by usłyszeć, jakie pytania zadaje Wally, lecz zauważył, że po jakimś czasie
twarze zaczepionych ludzi przestają wyrażać uprzejmość i rozbawienie,
a zaczyna się na nich malować zakłopotanie, a w przypadku ojca brazylijskiej
rodziny widać było złość. Strike przypuszczał, że celem tych nagrań jest
naigrywanie się z obcokrajowców. Wytatuowany mężczyzna w skórzanej
kurtce usiadł na ławce jakieś sto metrów dalej, otwarcie to wszystko
obserwując i filmując. Strike postanowił, że nie będzie siadał, żeby facet
z brodą nie zauważył, jak go papuguje, i zajął pozycję za pomnikiem Henry'ego
Bartle'a Frere'a, dziewiętnastowiecznego zarządcy kolonialnego, po czym
sprawdził runy wikingów w telefonie i znalazł symbol identyczny jak ten, który
brodacz nosił z taką dumą na gardle. Znak przypominał kanciastą literę P i
nazywał się Thurisaz, co według Internetu oznaczało niebezpieczeństwo, chaos
i brutalną siłę.
Detektyw już miał włożyć komórkę z powrotem do kieszeni, gdy ktoś
do niego zadzwonił.
– Cormoran Strike.
– Halo? – zabrzmiał słaby kobiecy głos, niewiele więcej niż szept.
– Cześć – powiedział Strike. – Kto mówi?
– Ymm... Kea Niven.
– O, świetnie – ucieszył się Strike. Wyglądało na to, że jego odwołująca się
do poczucia winy wiadomość na sekretarce podziałała. – Dzięki,
że oddzwaniasz, Kea. Pewnie się domyślasz, o co chodzi.
– Tak... O Anomię – szepnęła. – Ale... ja nic nie wiem.
Brzmiała jak ktoś, kto ma znacznie mniej niż dwadzieścia pięć lat. Gdyby nie
znał prawdy, pomyślałby, że ma trzynaście.
– Moglibyśmy się spotkać i porozmawiać?
– Nie... nie czuję się najlepiej. To chyba... nie będzie możliwe.
– Jeśli wolisz, chętnie do ciebie przyjadę – zaoferował Strike.
– Nie, ja... chyba nie będę w stanie... ale naprawdę chcę pomóc – szepnęła. –
Bardzo. Więc... pomyślałam, że zadzwonię i... ci powiem, że... że nic nie wiem.
– Jasne – odparł Strike. – No cóż, w takim razie chyba powinienem cię
poinformować, że według jednej z teorii to właśnie ty jesteś Anomią.
Oczywiście nie wspomniał, że jest to teoria jego wspólniczki.
– Że... co?
– Że to właśnie ty jesteś Anomią – powtórzył Strike.
– Kto...? O mój Boże... czy Josh... Czy to Josh tak myśli?
– Josh chce, żebym ustalił, kim jest Anomia – odrzekł Strike, unikając
odpowiedzi. – Ale jeśli nie czujesz się na siłach ze mną rozmawiać...
– Ale... och... Boże...
Rozpętała się burza szlochów. Być może były prawdziwe, być może nie, lecz
pocieszanie nie należało do obowiązków Strike'a. Obserwował zatem gołębie
zataczające kółka na tle zachmurzonego nieba, aż wreszcie Kea powiedziała:
– Dlaczego... dlaczego nie mogę po prostu powiedzieć tego przez telefon?...
Nic nie wiem... Nie jestem Anomią! Ja nigdy... nigdy...
– Słuchaj, chciałem tylko dać ci szansę, żebyś wypowiedziała się w swoim
imieniu – zaznaczył Strike. – Chciałem ci też pokazać parę rzeczy...
– Jakich rzeczy?
– Zdjęć – odrzekł Strike, co w zasadzie nie było niezgodne z prawdą.
Screenshoty jej profilu na Twitterze były przecież pewnego rodzaju zdjęciami.
– I dokumentów – dorzucił dla lepszego efektu. Słowo „dokumenty” zawsze
wywoływało przerażenie.
– Nie mo-ożesz mi ich po prostu przesłać mejlem?
– Są poufne – powiedział Strike.
Znowu zapadło dłuższe milczenie.
– No... No dobrze...
– Mogę przyjechać i z tobą porozmawiać?
– Tak, chyba... tak.
– Kiedy ci pasuje? – spytał Strike.
– Na pewno nie w tym tygodniu – odrzekła prędko. – Jestem za bardzo
osłabiona. Hm... może w przyszły czwartek?
W tym dniu miała się odbyć premiera kolekcji Madeline. Strike wiedział,
że po pięcio- albo i sześciogodzinnej podróży do King's Lynn będzie zmęczony,
ale ponieważ jego priorytetem było wyeliminowanie jak największej liczby
podejrzanych w sprawie Anomii, odpowiedział:
– Wspaniale. Będę jechał z Londynu, więc jeśli ci pasuje, mógłbym się
u ciebie zjawić koło jedenastej.
– W porządku – szepnęła Kea.
– I proszę, niech to zostanie między nami – dodał Strike.
– Komu... komu miałabym powiedzieć?
– Po prostu mam na myśli to, że rozmawianie o naszym dochodzeniu może
mu zaszkodzić, a jak się pewnie domyślasz, Joshowi bardzo zależy, żeby nam
się udało.
Rozłączywszy się, Strike napisał do Robin, informując ją, że umówił
spotkanie. W odpowiedzi otrzymał jedno słowo: „Super”.
Gdy tylko włożył telefon z powrotem do kieszeni, zadzwonił Nutley, który
miał obserwować Gusa Upcotta.
– Co tam? – spytał Strike.
– Mam łazić za tym młodym, no nie?
– O co ci chodzi? – Strike starał się nie okazywać zbytniego rozdrażnienia.
– Z domu właśnie wyszedł jego stary.
– Jest na wózku?
– Nie. Idzie o lasce. I rozmawia przez komórkę.
– Nie ruszaj się stamtąd, dopóki nie wyjdzie syn – polecił mu Strike. – Co z
resztą rodziny?
– Żona i córka wyszły pół godziny temu, pojechały gdzieś samochodem.
– Okej, w każdym razie masz pilnować Gusa.
– Przyjąłem.
Nutley się rozłączył.
Wally'emu i MJ-owi udało się namówić na rozmowę grupę chińskich
studentów. Wytatuowany mężczyzna, którego Strike zaczął nazywać
w myślach Thurisazem, zniknął ze swojej ławki. Strike'owi pozostało zatem
rozmyślanie o Inigu Upcotcie, który po wyjściu żony dźwignął się z wózka
inwalidzkiego i podpierając się laską, rozmawiał przez telefon w miejscu, gdzie
jedyny członek rodziny przebywający akurat w domu nie mógł
mu przeszkodzić.
Zadzwonił do Nutleya.
– Idź za starym.
– Co?
– Idź za nim. Widzisz go jeszcze?
– No, nieprędko się przemieszcza.
– To pójdź za nim. A najlepiej podsłuchaj, o czym rozmawia.
Rozłączywszy się po raz drugi, Strike zadał sobie pytanie, o co mu właściwie
chodzi, lecz nie znalazł dobrej odpowiedzi. Nie lubił przeczuć ani intuicji, które
jego zdaniem były w gruncie rzeczy uprzedzeniami albo zgadywaniem
w ciemno. Mimo to wiedział, że gdyby to on obserwował dom Upcottów,
poszedłby za Inigiem.
Tymczasem w Saucy Sausage Robin, która piła już czwarty kubek kawy,
zdołała pierwszy raz nawiązać bezpośredni kontakt z moderatorem
posługującym się nickiem Diablo1, z którym nigdy dotąd nie rozmawiała
na grupie prywatnej i którego nakłoniła do tego podstępem, wyrażając
frustrację w związku z jednym z trudniejszych zadań w grze.

Rudakicia: próbowałam wszystkiego. WSZY-STKIE-GO-KUŹ-


WA.

Diablo1: lol

Diablo1: nie jesteś odosobniona. Zawsze mamy korki przy


grobie Wombwella.

Rudakicia: Pomóż mi
Diablo1: musisz spróbować dreksizmów.

Rudakicia: Próbowałam już wszystkich

Diablo1: ten jest mało znany. Zastanów się, co powiedziałby


Drek, gdyby lew z kamienia nie chciał go przepuścić

Rudakicia: ?

Rudakicia: Powinnam teraz pracować, a myślę tylko o tym,


jak przejść obok kamiennego lwa

Diablo1: Podpowiedź: sezon 2, odcinek 3

Rudakicia: OK, to pomoże, ale jeśli mnie wyleją za oglądanie


Serca jak smoła w godzinach pracy, to będzie twoja wina

Diablo1: lol gdzie pracujesz? Przecież dzisiaj wszyscy mają


wolne

Rudakicia: to mała firma, nie musi przestrzegać przepisów


o dniach wolnych od pracy

Rudakicia: a ty masz wolne?

Diablo1: i tak, i nie

Rudakicia: ?

Diablo1: mam wolne w pracy, ale nasz Drogi Przywódca


kazał mi moderować do 6 wieczorem

Diablo1: to kara za pójście na mecz w sobotę

Robin zapisała w notesie: „Diablo1 kibic piłki nożnej”. Zasugerowała


na chybił trafił:

Rudakicia: M********* U**?


Diablo1: ha, nie. ale wspaniale było zobaczyć, jak dostają
łupnia od WBA.

Diablo1: ty kibicujesz M** U?

Robin w ogóle nie interesowała się piłką nożną, ale uznała, że jeśli będzie
musiała udawać, Google przyjdzie jej z pomocą. Napisała:

Rudakicia: no

Diablo1: lol w takim razie współczuję

Rudakicia: a twoja ulubiona drużyna to...?

Diablo1: B****

Robin wyjęła telefon i pstryknęła zdjęcie tej wymiany zdań.

Rudakicia: dlaczego Anomii się nie podoba, że chodzisz


na mecze?

Diablo1: była moja kolej, żeby moderować. Sercella musiała


moderować sama przez cały dzień

Przypomniawszy sobie, że powinna obserwować dom Weatherheadów,


Robin ponownie wyjrzała przez okno kawiarni.
Po ścieżce ogrodowej szła ociężale młoda kobieta. Miała długie, gęste włosy
w kolorze ciemny blond i była ubrana w sięgający do kolan czarny rozpinany
sweter, który nieskutecznie maskował zbędne kilogramy. Robin nie widziała jej
twarzy, ponieważ kobieta miała spuszczoną głowę i gmerała przy telefonie.
Nieznajoma, prawdopodobnie Yasmin, otworzyła furtkę, wyszła na chodnik
i zatrzymała się, wciąż skupiona na komórce.
Robin spojrzała z powrotem na ekran swojego iPada. Pojawiły się kolejne
wiadomości od Diablo1.
Diablo1: zagrożono mi utratą statusu moderatora
i wszystkiego, co tylko można utracić

Diablo1: znasz jego motto

– Czy mogłabym zapłacić? – spytała Robin kelnerkę, grzebiąc w portfelu


w poszukiwaniu gotówki.
Po drugiej stronie ulicy Yasmin podniosła głowę. Miała bladą, płaską okrągłą
twarz i przyglądała się nadjeżdżającym samochodom. Gdy kelnerka poszła
wydrukować rachunek, Robin szybko odpisała Diablo1.

Rudakicia: jakie motto?

Diablo1: oderint dum metuant

Diablo1: na pewno już się z nim spotkałaś

Diablo1: napierdala nim na okrągło

Robin prędko zrobiła zdjęcie także tej wymiany zdań.

Rudakicia: o kurde, idzie mój szef

Diablo1: OK, to do zoba

<Grupa prywatna została zamknięta>

Robin wepchnęła iPada z powrotem do torebki, zapłaciła rachunek i wyszła


z Saucy Sausage, trzymając w dłoni komórkę.
Ciemnoczerwony ford fiesta zaczął zwalniać. Prowadził go biały mężczyzna,
którego Robin nie kojarzyła. Uniosła telefon i sfilmowała rozpromienioną
Yasmin machającą do kierowcy. Samochód zatrzymał się przed nią, kobieta
wsiadła i odjechali. Robin zauważyła, że numer na tablicy rejestracyjnej kończy
się literami CBS, które, tak się akurat składało, były inicjałami Strike'a.
42
Cóż, miał pewnie jakąś rację,
Mężczyźni zawsze mają,
Ci, którzy mylą się okrutnie.

Elizabeth Barrett Browning


Aurora Leigh

Po półgodzinnej nieobecności wytatuowany mężczyzna znów pojawił się


w Whitehall Gardens. Tym razem rozmawiał przez komórkę, przechadzając się
między rabatami i ławkami. Strike, który przysiadł na ławce, ponownie wycofał
się za pomnik Henry'ego Bartle'a Frere'a. Czując, jak noga pulsuje mu bólem,
miał nadzieję, że youtuberzy wkrótce zgromadzą wystarczająco dużo
materiału z wytrąconymi z równowagi cudzoziemcami w roli głównej
i zrobią sobie przerwę na lancz.
Rzeczywiście, tuż przed pierwszą Wally i MJ zakończyli nagrywanie. Strike,
teraz już w okularach przeciwsłonecznych, udawał, że rozmawia przez telefon
i obserwował Wally'ego, który schował mikrofon do plecaka, wyjął komórkę
i zaczął na niej pisać. Wysoki wytatuowany brodacz ruszył zdecydowanym
krokiem w stronę Wally'ego i przywitał się z nim.
Detektyw był za daleko, żeby usłyszeć, co mówią, lecz mógłby przysiąc,
że usta Thurisaza układają się w słowa „wielki fan”. Thurisaz i Wally uścisnęli
sobie ręce, a potem rozmawiali przez dziesięć minut i coraz częściej się przy
tym śmiali, podczas gdy MJ coraz bardziej markotniał.
W końcu Strike zorientował się, że padła jakaś propozycja. Wally wydawał
się chętny, żeby ją przyjąć. Odwrócił się do MJ-a, lecz ten pokręcił głową.
Po paru minutach rozmowy MJ ruszył w przeciwną stronę niż dwaj pozostali,
zabierając ze sobą kamerę, a Wally i Thurisaz wyszli z parku i skierowali się
w stronę Villiers Street.
Gdy Strike szedł za nimi niespełna minutę, starając się nie zwracać uwagi
na coraz większy ból, znowu zadzwoniła jego komórka. To była Robin.
– Anomia dołączył do gry jakieś dziesięć minut temu, ale jest nieaktywny.
Obecny, ale się nie odzywa, tylko sterczy. Możliwe, że rozmawia z kimś
na grupie prywatnej... ale nie to jest najważniejsze: właśnie napisał do mnie
Barclay. Tim Ashcroft siedzi w kawiarni i pisze na laptopie. Zaczął mniej więcej
dziesięć minut temu.
– No to dorównam Barclayowi i też podsunę ci jednego podejrzanego białego
rasistę – odrzekł zasapany Strike, który starał się nie zwracać na siebie uwagi
utykaniem. – Jakieś dziesięć minut temu Cardew zaczął pisać na telefonie, ale
przerwał mu wielki wytatuowany facet, który śledził go przez cały ranek.
Założę się o tysiaka, że gość jest na usługach Bractwa Ultima Thule.
– Poważnie?
– No. – Strike dyszał, usiłując utrzymać to samo tempo co dwaj idący przed
nim mężczyźni. – Na grdyce ma wytatuowaną runę. Chyba jestem świadkiem
próby rekrutacji w terenie. MJ poszedł w odstawkę, a Cardew i Runowaty
kierują się w jakieś inne miejsce. Są wieści od pozostałych?
– Nie. Preston Pierce wyszedł po chleb i wrócił do domu. Montgomery
od rana nie wychodził. Nutley się do mnie nie odzywał, więc zakładam, że Gus
też siedzi w domu.
– Nutley już nie obserwuje Gusa.
– Nie mów, że znowu go wywaliłeś – zaniepokoiła się Robin.
– Nie, wypełnia moje polecenia. Później ci wyjaśnię.
– Okej – powiedziała Robin. – Zaraz ci prześlę nagranie. To nic pilnego.
– Obejrzę, kiedy się zatrzymam. Informuj mnie o Anomii. – I się rozłączył.
Para, którą śledził, skręciła w wąską uliczkę o nazwie Craven Passage
i zmierzała w stronę pubu Ship & Shovell, składającego się tak naprawdę
ze zwróconych ku sobie dwóch połówek znajdujących się po przeciwnych
stronach uliczki. Oba lokale miały czerwone drzwi i framugi okien oraz
identyczne szyldy ukazujące tęgiego siedemnastowiecznego żeglarza w peruce.
Wally i Thurisaz weszli do baru po prawej.
Czując ulgę, że nie trzeba iść dalej, Strike odczekał pięć minut i zanim także
wszedł do pubu, zapalił na ulicy papierosa.
Po jednej stronie małego, bardzo zatłoczonego baru ciągnęły się drewniane
boksy. W jednym z tych najbliżej drzwi siedzieli Wally, Thurisaz i trzeci typ.
Strike widział jedynie rękaw sztruksowej marynarki tego ostatniego, ponieważ
oddzielało ich trzech niemieckich turystów.
Kupiwszy kufel badgera, Strike stanął tak blisko boksu, jak mógł stanąć ktoś,
kto nie chciał, by obserwowani także mieli go na widoku. Głośny gwar w pubie
zagłuszał większość ich rozmowy, lecz dzięki długiej praktyce Cormoranowi
udało się odciąć od części otaczającego go hałasu i wyłowić co nieco z tego,
co mówili trzej interesujący go mężczyźni.
Głos Thurisaza brzmiał zaskakująco miękko. Mężczyzna w sztruksowej
marynarce mówił z akcentem typowym dla wyższej klasy średniej i właśnie
komplementował materiały zamieszczane przez Wally'ego na YouTubie,
wykazując się dogłębną znajomością jego filmików, co z pewnością bardzo
temu drugiemu schlebiało. W pewnym momencie Wally przemówił
falsetem Dreka:
– Nie jesteś łajniozjobem, buaa! – Jego dwaj towarzysze uprzejmie ryknęli
śmiechem.
Po jakimś czasie do stolika Wally'ego przyniesiono talerze z jedzeniem.
W pubie zrobiło się jeszcze tłoczniej: Strike, który słyszał coraz mniej
z rozmowy trzech mężczyzn, wyjął telefon i odtworzył nagranie przesłane
przez Robin.
Patrzył, jak blada dziewczyna z nadwagą, ubrana w długi, czarny rozpinany
sweter, rozpromienia się i macha do kierowcy ciemnoczerwonego forda fiesty,
który się zatrzymał, a następnie odjechał z Yasmin. Marszcząc lekko brwi,
Strike cofnął nagranie i obejrzał je jeszcze raz, a potem po raz trzeci. Zatrzymał
filmik w momencie, w którym profil kierowcy był najlepiej widoczny, po czym
powiększył obraz i przyglądał mu się prawie przez minutę, aż wreszcie
napisał do Robin.
Kierowca samochodu na twoim nagraniu to Phillip Ormond
Po chwili przyszła odpowiedź.
omg

kiedy o niej wspomniałem, dziwnie zareagował. Będziemy


musieli się temu przyjrzeć. Co porabia Anomia?
jest w grze, ale nadal się nie porusza ani nie odzywa.
Barclay mówi, że Ashcroft cały czas pisze. Gdzie jest
Cardew?

w pubie flirtuje z ultraprawicowcem

Dżdżownica28 właśnie mi napisała, że ulubione motto


Anomii to oderint dum metuant

„Niech nienawidzą, byleby się bali”

Ma to sens. Poza tym rozmawiałam wcześniej z Diablo1


na grupie prywatnej. Jaka drużyna piłkarska może się
ukrywać pod B****?

Biali = Leeds Utd. Znana też jako P****

Że co?

To będziesz musiała rozpracować sama


Uśmiechając się lekko, Strike wsunął komórkę z powrotem do kieszeni,
opierając prawie cały ciężar ciała na prawdziwej nodze oraz próbując nie
zwracać uwagi na pieczenie kikuta i rwący ból w ścięgnie udowym.
Grupa nowo przybyłych klientów pubu stłoczyła się obok Strike'a,
rozmawiając w języku, który według niego mógł być fińskim. Korzystając
z tego, że powstała konieczność usunięcia się na bok, przybliżył się trochę
do boksu i mógł łowić fragmenty wypowiedzi mężczyzny w sztruksowej
marynarce. Brzmiały one jak przygotowana zawczasu przemowa.
– ...a ja się pytam, gdzie tu jest miejsce na dowcip? Kto jak kto, ale ty wiesz
o tym lepiej niż inni... się za zwolennika realizmu rasowego. Czytałeś Jareda
Taylora? Powinieneś poczytać, to... Pozbawienie praw obywatelskich,
marginalizacja, zastąpienie... Słuchaj, jesteś mistrzem... Globalna
atrakcyjność... Przesunięcie w kulturze... akceptowalny dyskurs...
Strike ostrożnie przesunął ciężar ciała z powrotem na sztuczną nogę. Musiał
się wysikać. Postanowił, że po powrocie z łazienki spróbuje pstryknąć zdjęcie
towarzyszy Wally'ego, korzystając z dogodnie umiejscowionego lustra. Zrobił
krok w kierunku schodów prowadzących do piwnicy, lecz dalej nie dotarł.
Sztuczną nogą zahaczył o pasek torebki zostawionej na podłodze przez jedną
z Finek. Gdy na próżno starał się odzyskać równowagę, jego ręka ześlizgnęła
się z drewnianej ramy boksu, w którym siedział Wally, i Strike runął
na jednego z Finów, a ten z okrzykiem zaskoczenia odleciał w bok, po czym
upadł ciężko na podłogę. Jakimś cudem pusty kufel Strike'a nie roztrzaskał się,
lecz jedynie poturlał.
Wszyscy ludzie w pubie odwrócili się w stronę Strike'a. Starając się, żeby
grupa w boksie nie widziała jego twarzy, upokorzony Strike zbył machnięciem
ręki liczne dłonie, które wyciągały się w jego stronę, żeby pomóc mu wstać.
Po pytaniach zatroskanych Finów, doskonale mówiących po angielsku, poznał,
że w czasie upadku odsłonił się metalowy pręt jego protezy. Wściekły, zdołał się
z trudem podźwignąć i pokuśtykał w stronę stromych schodów, na których
jego trzęsący się kikut z ledwością go podtrzymywał.
W łazience wszedł chwiejnym krokiem do kabiny, zamknął drzwi, opuścił
klapę sedesu i opadł na nią ciężko, dysząc i gmerając palcami przy nogawce.
Kolano kikuta, które podczas upadku uderzyło w podłogę, już zaczynało
puchnąć. Dotknął tylnej części uda: ścięgno sprawiało wrażenie, jakby znowu
się zerwało. Ból przychodził falami, podszyty uczuciem mdłości. Strike nie
mógł sobie wybaczyć, że nie zauważył tej torebki. Gdyby zahaczył o nią
prawdziwą nogą, nic by się nie stało: winny był zupełny brak czucia.
Usłyszał, jak drzwi do łazienki się otwierają, i modlił się, żeby to nie był ktoś,
kto przyszedł na dwójkę. Poczuł ulgę, gdy dobiegł go odgłos moczu
uderzającego w pisuar. Podźwignąwszy się do pozycji stojącej, podniósł klapę
i też się wysikał, opierając się ręką o ścianę kabiny.
Nie miał z pubu daleko do agencji, ale wątpił, czy zdoła tam dotrzeć, nie
wyrządzając sobie jeszcze większej krzywdy, toteż był skazany na taksówkę.
Otworzył drzwi.
Stanął twarzą w twarz z – najwyraźniej czekającym na niego – brodaczem
oznakowanym runą, którego śledził spod domu Wally'ego. Wysoki, barczysty
i tryskający agresją Thurisaz patrzył mu prosto w oczy, w ogóle nie mrugając,
a po chwili zrobił krok do przodu i prawie dotknęli się stopami.
Minęły trzy sekundy – więcej niż wtedy, gdy pojazd, którym jechał sierżant
Strike z Królewskiej Żandarmerii Wojskowej, eksplodował, pozbawiając
go nogi; wystarczająco dużo czasu, by Strike wydedukował, że kiedy obaj
śledzili te same obiekty, najwidoczniej w którymś momencie jego brodaty
przyjaciel go skojarzył; dostatecznie dużo czasu, by niegdysiejszy
utalentowany bokser przewidział, co go za chwilę czeka. Ktoś inny mógłby
powiedzieć: „Przepraszam” albo spytać: „Jakiś problem?”; może nawet
podniósłby ręce w potulnym geście i zaproponował, by spokojnie pogadali, lecz
ciało migdałowate Strike'a błyskawicznie przejęło kontrolę, zalewając go
adrenaliną, która na chwilę stłumiła potworny ból.
Zamarkował lewą ręką cios w głowę Thurisaza. Ten zrobił unik, także biorąc
zamach, lecz było już za późno: Strike rąbnął go z prawej w splot słoneczny.
Poczuł, jak jego pięść zatapia się głęboko w miękkim brzuchu mężczyzny,
usłyszał, jak powietrze z piskliwym parsknięciem opuszcza jego płuca,
zobaczył, jak gość zgina się wpół i, co lepsze, wpada w poślizg na czymś,
co mogło być jego własną szczyną na podłodze. Pozbawiony tchu Thurisaz
osunął się na kolano, a Strike szybko pokuśtykał w stronę drzwi.
Z twarzą wykrzywioną bólem, ponieważ obrót w trakcie wyprowadzania
ciosu wcisnął zaogniony koniec kikuta w protezę, Strike wciągał się po poręczy
na górę, aby dotrzeć na ulicę, zanim Thurisaz odzyska parę. Wally i Sztruksowy
zniknęli. Najwyraźniej wysłali psa bojowego, by zajął się facetem, który ich
obserwował, a sami dali nogę.
Tym razem bóstwo wyświadczające drobne łaski po tym, jak coś się spierdoli,
uśmiechnęło się do Cormorana Strike'a. Czarna taksówka pojawiła się
na Craven Street dokładnie w chwili, gdy spocony detektyw wynurzył się się
z Craven Passage i podniósł rękę.
– Na Denmark Street – wysapał, wymacawszy klamkę, po czym władował się
do środka.
Gdy taksówka odjeżdżała od krawężnika, Strike odwrócił się i spojrzał przez
tylną szybę w samą porę, by zobaczyć, jak z uliczki wybiega Thurisaz i wściekły
rozgląda się wokół. Jego usta wyraźnie ułożyły się w słowo „kurwa”. Strike
odwrócił się z powrotem przodem do kierunku jazdy. Wiedział, że tym razem
uszkodził sobie nogę w stopniu zdecydowanie uniemożliwiającym chodzenie.
Przerażała go perspektywa wspinaczki po metalowych schodach
do mieszkania na poddaszu: prawdopodobnie będzie musiał po nich pełznąć,
siedząc na tyłku jak małe dziecko.
Znowu zadzwonił jego telefon. Myśląc, że to Robin, wyjął go z kieszeni, lecz
zobaczył numer Nutleya.
– Cześć – powiedział, starając się, żeby nie zabrzmiało to tak, jakby cierpiał
tak bardzo, jak cierpiał. – Co nowego?
– Mam coś na tego starego z laską – oznajmił Nutley, który wydawał się
niezwykle zadowolony z siebie. – Na pana Upcotta.
– Mów. – Strike czuł, jak oblewają go fale potu.
– Kombinuje na boku – poinformował go Nutley. – Gadał z nią przez telefon
prawie piętnaście minut. Wylądowaliśmy w kawiarni. Siedziałem z nim plecy
w plecy. Prawie wszystko słyszałem.
– Skąd wiesz, że rozmawiał z kobietą?
– Przecież to się po prostu wie, no nie? – odrzekł Nutley. – Ton głosu. „Moje
drogie dziecko”. „Słuchaj, skarbie”. Chyba się martwiła, że ktoś się o nich
dowiedział. Głównie to ona mówiła. On ją uspokajał. Zrobiłem parę notatek –
dodał Nutley, jakby to było coś, co może przyjść do głowy jedynie człowiekowi
zdolnemu wykazać nadzwyczajną inicjatywę. – „Niepotrzebnie się
przejmujesz”. „Ja się tym wszystkim zajmę”. „Panuję nad sytuacją”. Wyglądało
na to, że porządnie się czegoś wystraszyła. Prawdopodobnie swojego męża.
„Nie masz sobie nic do zarzucenia”.
– Myślisz, że cię zauważył?
– Hm... Spojrzał na mnie, wychodząc z kawiarni, ale poza tym...
– Zabieraj się stamtąd.
– Chyba mnie nie...
– Zabieraj się – powtórzył Strike agresywniejszym tonem. Nie chciał, żeby
dwaj pracownicy agencji zostali zidentyfikowani przez obiekty. Wystarczył
jeden kolosalny błąd tego dnia. – Nie będziesz mógł więcej obserwować
Upcottów.
– Gdybym nie wszedł za nim do kawiarni, nie usłyszałbym...
– Wiem – uciął Strike. Bardzo go kusiło, żeby złość, którą czuł na samego
siebie, wyładować na Nutleyu, lecz ten kretyn był mu potrzebny. – Będziesz
mógł się zająć którymś z innych podejrzanych. Dobrze się spisałeś,
podsłuchując tę rozmowę – dodał przez zaciśnięte zęby.
Udobruchany Nutley się rozłączył. Strike rozparł się na siedzeniu taksówki
i gdy ból biorący początek w prawej nodze krążył w całym jego ciele, omal nie
zaproponował kierowcy pięciu dych za jeżdżenie w kółko, by kikut mógł
odrobinę dłużej odpocząć od dźwigania ciężaru.
43
Zatrzymaj zatem upomnieniem srogim
Uciemiężonych kolejne strapienia;
Nie zasypuj cierniami wyboistej drogi
Strudzonym, którzy dysząc, tak łakną wytchnienia.

Mary Tighe
To ______

Zważywszy na nawał pracy w agencji oraz nieuchronny powrót Groomera


i Lepkich Rączek do Wielkiej Brytanii, Strike nie mógł wybrać gorszego
momentu, by wyeliminować siebie z gry, lecz inne możliwe konsekwencje
spapranej obserwacji Wally'ego Cardew niepokoiły go jeszcze bardziej niż
dodatkowe obowiązki, którymi obarczył współpracowników.
Thurisaz, domniemany członek Bractwa Ultima Thule i być może również
Halvingu, z całą pewnością mógł rozpoznać Strike'a jako prywatnego
detektywa. Powodowany tą obawą Cormoran zadzwonił nazajutrz rano
do nadkomisarza Ryana Murphy'ego i poinformował go, co się stało.
– Mam zdjęcia tego gościa z runą na gardle i mogę je przesłać –
zaproponował na zakończenie, starając się załagodzić wrażenie
niekompetencji pozostawione przez historię, która brzmiała nie mniej
żenująco, gdy ją relacjonował. – Jak wspomniałem, miałem zamiar
zrobić zdjęcie mądrali w marynarce, ale zanim mi się to udało, rąbnąłem
na pysk.
– Tak, chciałbym zobaczyć te zdjęcia, dzięki – odrzekł Murphy. – To bardzo
wymowne, że nie zgłosił pobicia.
– Yy... hm... Zdaję sobie sprawę, że właśnie sam się zgłosiłem jako sprawca
napaści – powiedział Strike, który rozważył konsekwencje takiego posunięcia,
zanim wykonał telefon.
– Akurat tego nie usłyszałem – odparł Murphy.
– Dzięki.
– Co pamiętasz na temat tego trzeciego gościa? – spytał nadkomisarz.
– Widziałem tylko jego sztruksową marynarkę. Nie udało mi się zobaczyć
twarzy. Akcent typowy dla wyższej klasy średniej. Wygadany typ.
Strike znowu usłyszał stukanie klawiatury. W końcu Murphy powiedział:
– Okej, daj mi chwilę.
Strike usłyszał odgłos kroków i założył, że Murphy oddala się z komórką,
by nie usłyszeli go koledzy z pracy, a potem usłyszał dźwięk zamykanych drzwi.
– No dobra – zaczął wreszcie Murphy. – Wasza agencja bardzo nam
pomogła, więc podzielę się z tobą kilkoma informacjami. Ufam, że to zostanie
między nami.
– To się rozumie – zapewnił Strike.
– Halving zmieniło sposób komunikowania się: dalej korzysta z darkwebu,
ale wczoraj wieczorem MI5 zarejestrowało rozmowę o tym, że jakiś tajniak
śledził jednego z nich w pubie, gdzie próbowali zrekrutować kogoś, kogo
nazywali „twarzą”. Myśleliśmy, że już stracili zainteresowanie Wallym Cardew,
ale najwyraźniej nie. Gość, który zasadził się na ciebie w męskiej toalecie, miał
cię tylko zatrzymać, żeby Cardew i ten drugi zdążyli się ulotnić. Dostał opieprz,
że zabrał się do tego zbyt mało taktownie. Na razie nie wiedzą, kim jesteś.
Chyba ci się upiekło, ale mimo to radzę, żebyś przedsięwziął środki
ostrożności. W razie jakichś nieoczekiwanych przesyłek, zawiadamiaj nas.
Strike był zatem zmuszony poinformować Pat i podwykonawców, że z jego
winy agencja mogła się znaleźć na celowniku skrajnie prawicowego
ugrupowania terrorystycznego. Przypuszczał, że nie wpłynie to dobrze
na morale zespołu i bez trudu potrafił sobie wyobrazić, co mówili o nim jego
pracownicy, gdy już wycofał się na swoje poddasze, gdzie nałożył na koniec
kikuta krem znieczulający, wsmarował żel przeciwzapalny w uszkodzone
ścięgno, regularnie zmieniał worki z lodem i modlił się, by wszystko szybko się
zagoiło.
Mimo że Robin była wspólniczką agencji, podwykonawcy wciąż uważali
Strike'a za szefa – w końcu to jego nazwisko było wygrawerowane na drzwiach
– i czy to z tego powodu, czy może dlatego, że nie wypadało okazywać
niezadowolenia jednonogiemu facetowi uwięzionemu na poddaszu, większość
ich rozżalenia skrupiła się na Robin.
– Słuchaj, mam nadzieję, że nic mu nie jest – powiedział jej Dev oschłym
tonem, gdy zadzwonił z Hampstead, gdzie Upcottowie wciąż pozostawali
niewidoczni w ścianach swojego domu. – Ale pomóc to nam, cholera, nie
pomoże, prawda?
– Mam tylko nadzieję, że znajdzie nam kogoś do roboty – burknęła
niezadowolona Midge, dzwoniąc z Lancashire. Tim Ashcroft wyruszył razem
z Wędrownymi Szkolnymi Aktorami w tygodniową trasę po szkołach
na północy, a Midge wysłano za nim, zaopatrzywszy ją w kilka peruk. –
Bo długo tak nie pociągniemy.
– Co za pojeb, powinien był nam powiedzieć, że boli go noga – mruknął
Barclay, gdy spotkał się z Robin przy czajniku w agencji.
– Przecież nie przewrócił się specjalnie – odezwała się Pat zza stojącego
za nimi biurka, zanim Robin zdążyła odpowiedzieć.
Robin i Barclay odwrócili się, żeby spojrzeć na sekretarkę. Pierwszy raz
słyszeli, by stawała w obronie Strike'a.
– No co? – spytała z e-papierosem wetkniętym między zęby. – A jak wy byście
się czuli, gdybyście utknęli tam na górze i musieli skakać na jednej nodze?
– Oddałbym, kurwa, prawą nogę, żeby móc się teraz przekimać – odparł
cierpko Barclay i porzucając kubek, w którym już zaczął szykować sobie
herbatę, wyszedł z agencji.
– Niewdzięczny drań – warknęła Pat, gdy odgłos kroków Barclaya cichł
na klatce schodowej. – Przecież to dzięki Strike'owi ma robotę, prawda?
– Po prostu wszyscy są zestresowani – powiedziała Robin, która też była
wyczerpana. Próba kontynuowania Gry Dreka i jednoczesnego obserwowania
podejrzanych doprowadzała ją do granic wytrzymałości. – Żona Sama jest
niezadowolona z powodu liczby godzin, które jej mąż spędza w pracy.
– A tak przy okazji, znowu dzwonił do ciebie ten Ross Łydrwal – rzuciła Pat. –
Chyba mu się wydawało, że nie przekazałam ci poprzedniej wiadomości.
– Och, na litość boską – zdenerwowała się Robin. – Wybacz. Będę musiała
do niego zadzwonić.
Zaniosła herbatę do gabinetu i zamknęła drzwi, okropnie poirytowana tym,
że Ross Łydrwal stał się kolejnym punktem na jej liście spraw do załatwienia,
która i bez tego wydawała się niemożliwie długa. Zajrzała do Gry Dreka,
zauważyła, że z moderatorów jest tylko Narcyzka, wykonała kilka zadań, żeby
Rudakicia nie dostała upomnienia za zbyt małą aktywność, po czym wróciła
do profilu na Instagramie, który przeglądała z własnej inicjatywy: należał
do Christabel Ross, czternastoletniej córki Jagona Rossa i jego pierwszej żony.
Podobnie jak Strike, Robin przypuszczała, że Ross przedsięwziął wszelkie
środki mające zapobiec sfotografowaniu go w kompromitującej sytuacji.
Pomysł, by przyjrzeć się jego starszym dzieciom, przyszedł jej do głowy
podczas niekończącego się obserwowania mediów społecznościowych, którego
wymagała sprawa Anomii. Robiąc to, czuła do siebie pewną odrazę,
ponieważ jednak Ross prawdopodobnie zagrażał funkcjonowaniu agencji
bardziej niż Halving, stłumiła protesty sumienia.
Dosyć łatwo znalazła Christabel na Instagramie, korzystając ze zdjęć rodziny
Rossów, które pojawiały się w prasie. Szczególnie przydatne okazało się stare
zdjęcie z czterdziestych urodzin Jagona: znalazła je na Tatler.com i ukazywało
jego, Charlotte w zaawansowanej ciąży, jak zwykle piękną, oraz trzy córki
z pierwszego małżeństwa Jagona, które odziedziczyły po nim białe włosy,
wąską twarz i wysokie kości policzkowe. Najstarsza ani trochę się nie wysilała,
żeby uśmiechnąć się do obiektywu, i Robin, bardzo uważnie przyglądając się
zdjęciu, zauważyła, że o ile nie było to złudzenie optyczne, knykcie Jagona
pobielały pod wpływem siły, z jaką ściskał chude ramiona córki.
Profil @christy_ross na Instagramie był pełen selfie, zdjęć perkusisty
Ashtona Irwina, w którym najwyraźniej się podkochiwała, oraz zdjęć szkolnych
koleżanek robiących śmieszne miny. Było tam też jednak trochę materiałów
przeklejonych z innych profili na Instagramie, a wszystkie łączyła zaskakująco
podobna tematyka.

Kozłem ofiarnym jest dziecko, które odważy się nie zgodzić


z narcystycznym rodzicem.
NIEOBECNY RODZIC JEST LEPSZY
NIŻ RODZIC TOKSYCZNY
Niektórzy ludzie znaleźli się w twoim życiu po to, żeby ci pokazać, czym nie
jest miłość

Zanim Robin zdążyła się zagłębić w internetową aktywność Christabel,


zadzwoniła jej komórka.
– Wybacz – odezwał się Strike. Miał teraz tak wielkie poczucie winy,
że nabrał zwyczaju zaczynania każdej rozmowy od tego słowa. –
Zastanawiałem się, czy miałabyś czas na krótką pogawędkę wspólników?
Robin zabrała zatem swój kubek z herbatą, do drugiej ręki wzięła iPada i po
chwili delikatnie zapukała łokciem do drzwi Strike'a na poddaszu.
Otworzył je, podpierając się kulami. Prawą nogawkę miał podpiętą. Jego
skóra nabrała szarawego odcienia, dodatkowo podkreślonego przez to, że się
nie ogolił.
– Wybacz – powtórzył.
– Nie ma sprawy – powiedziała Robin.
Mieszkanie Strike'a na poddaszu, składające się z kuchni, sypialni i bardzo
małej łazienki mieszczącej sedes i prysznic, było jak zawsze wysprzątane.
Znajdowały się tam tylko dwa przedmioty o wartości ozdobnej albo
sentymentalnej. Pierwszym było szkolne zdjęcie jego trzech siostrzeńców
przysłane przez Lucy. Strike z całego serca nie znosił Luke'a, jej najstarszego
syna, a Adam, najmłodszy, był mu w zasadzie obojętny. Ponieważ jednak miał
wielką słabość do dwunastoletniego Jacka, ustawił zdjęcie na komodzie
w sypialni, nie wyjmując go z kartonowej ramki. Poza tym jedynym
przedmiotem niemającym praktycznego zastosowania była w jego mieszkaniu
kserokopia szczegółowego, napisanego odręcznie i ręcznie ilustrowanego
trzystronicowego raportu Jacka z bitwy pod Neuve-Chapelle, przyklejona
taśmą do szafek w kuchni. Ulubiony siostrzeniec Strike'a zdobył za niego
szóstkę z historii, a gratulacje i entuzjazm wujka skłoniły Lucy do przesłania
bratu kolorowej kserokopii.
– To dzieło Jacka? – spytała Robin, przystając, żeby mu się przyjrzeć.
Siedziała razem ze Strikiem obok szpitalnego łóżka Jacka, gdy chłopiec walczył
z infekcją, przez którą wylądował na oddziale intensywnej opieki medycznej,
i w rezultacie szczerze interesowała się jego losem.
– No – potwierdził Strike, trochę się uśmiechając, a trochę krzywiąc,
ponieważ właśnie siadał powoli na jedno z krzeseł przy małym stole w kuchni.
– Dobre, prawda?
– Świetne – powiedziała Robin, siadając naprzeciw niego. Na stole czekał już
otwarty laptop Strike'a i Robin położyła obok niego swojego iPada, na którym
wciąż trwała Gra Dreka.
– Próbuję znaleźć kogoś do pomocy. Bez rezultatów. Będziemy musieli
zrezygnować z jednej sprawy.
Robin, która myślała o tym samym, powiedziała szybko:
– Ale nie z Anomii.
Strike się zawahał.
– Słuchaj, też wolałbym nie odrzucać tej sprawy... ale to właśnie ona wymaga
najwięcej siły roboczej.
Bo przez męża Charlotte jesteśmy teraz w dupie, pomyślała Robin, lecz
powstrzymała się od powiedzenia tego na głos.
– Okej, ale jeśli nie chcesz zrezygnować ze sprawy Anomii, będziemy musieli
to zrobić z Groomerem – powiedział Strike. – Zresztą i tak klientka robi się
cholernie nerwowa. Rozmawiałem z nią wczoraj przez telefon. Prawie
zaproponowała, żebyśmy go w coś wrobili. Jasne, to menda... już tego
dowiedliśmy... ale nie zamierzam mu podrzucać dragów. W każdym razie
nie chcę, żebyśmy stracili Lepkie Rączki, gość za dobrze płaci.
– W porządku – zgodziła się Robin. – Ma to sens. Zadzwonisz do matki Nóg
czy...?
– Tak, zadzwonię. Jakieś wieści od Midge?
– Nic szczególnego. Ashcroft często pisze w kawiarniach – powiedziała
Robin – i dwa razy zbiegło się to w czasie z obecnością Anomii w grze, więc
niestety nie możemy go jeszcze wykluczyć... A przy okazji, jak idzie
Spannerowi z tworzeniem strony?
Strike odwrócił laptopa ekranem w jej stronę.

Sztuka i Teatr w Szkołach


Największe w Wielkiej Brytanii źródło informacji dotyczących wykorzystania
sztuki i teatru w wielu dyscyplinach. STS dostarcza materiałów do nauki
i warsztatów na wszystkich poziomach kształcenia – od podstawowego
po wyższy.

Spanner wykonał bardzo przekonującą robotę. Robin skrolowała stronę


startową, pełną zdjęć ze spektakli i cytatów z wypowiedzi aktorów, którzy
rzekomo współpracowali z STS-em.
– To wszystko zdjęcia stockowe – wyjaśnił Strike. – A wywiady z aktorami
pochodzą z innych publikacji. Jeśli klikniesz „O nas”...
Robin kliknęła i znalazła krótką listę osób, które rzekomo prowadziły STS.
Brakowało jednego zdjęcia, a pod pustym miejscem widniało tylko „Venetia
Hall”.
– Spanner potrzebuje twojego zdjęcia w peruce – powiedział Strike.
– Okej, zajmę się tym – odrzekła Robin.
– Poza tym stworzył profil Venetii na Twitterze i kupił jej pięć tysięcy
obserwujących.
– Co zrobił?
– Kupił ci pięć tysięcy obserwujących – powtórzył Strike. – Też nie
wiedziałem, że to możliwe, ale dzięki temu zyskasz wiarygodność, jeśli
Ashcroft okaże się na tyle podejrzliwy, żeby sprawdzić Venetię poza stroną
internetową.
– Okej. A co z Keą Niven? Wolałbyś, żebym pojechała do King's Lynn sama?
– Nie, do tego czasu już dojdę do siebie... mam jeszcze ponad tydzień –
powiedział Strike. – Zaglądałaś ostatnio na jej profil na tumblr?
– Nie – odrzekła Robin. – A co?
Strike odwrócił laptopa z powrotem do siebie, napisał kilka słów, a potem
znowu przesunął ekran w stronę Robin, która przeczytała:

Więc w ubiegłym tygodniu poproszono mnie o zrobienie czegoś, co na pewno


wywoła ogromne cierpienie psychiczne oraz wpłynie negatywnie na mój stan
zarówno fizyczny, jak i emocjonalny. Wiąże się to z poważną traumą, której
ostatnio doświadczyłam i z którą, jak się obawiam, jeszcze sobie w pełni nie
poradziłam. Myślę nawet, że mam objawy PTSD.
Wiem z doświadczenia, że męczarnie, do których mnie się przymusza, będą
miały katastrofalny wpływ na moje zdrowie. A jednak zgodziłam się zrobić coś,
o czym wiem, że mi zaszkodzi.
Pisałam już o tym, że staram się żyć z mniejszym samopoświęceniem,
znajdować zdrowe mechanizmy wytyczania dla siebie bezpiecznych granic.
Społeczeństwo nam wmawia, że aby być „dobrym” człowiekiem, musimy
skupiać się raczej na cudzych potrzebach niż na własnych. Jak wszyscy
przewlekle chorzy ludzie, ciągle zadręczam się tym, że nie jestem w stanie
podołać sprawom, które dla zdrowych osób są oczywistością.
Jednym z moich (licznych!) problemów jest ADHD, któremu towarzyszy
mały dodatek w postaci tak zwanej nadwrażliwości na odrzucenie (RSD). Moje
RSD uaktywnia się na skutek krytyki, którą neurotypowe osoby przyjmowałyby
bez mrugnięcia okiem. Gdy zatem ktoś mi mówi (nie wprost), że jestem
samolubna/bezduszna, ponieważ nie chcę zrobić czegoś, co jak wiem, mnie
zniszczy, z łatwością daję się do tego nakłonić, choć wiem, że ten ktoś mną
manipuluje.
Tak, wygląda zatem na to, że życie z ciągłym bólem/z myślami
samobójczymi to za mało. Dzięki ci, życie! Czy któraś z łyżeczek ma dla mnie
jakąś radę?
#chorobaprzewlekła #łyżeczka #POTS #ADHD #RSD #allodynia #CFS
#niewidzialnachoroba #niepełnosprawność #wyzwalacze #granice #ableizm

Poniżej były dwa komentarze:

łyżeczka-sara-j
Kea, wiem, że to trudne, ale musisz się skupić na SOBIE!
jules-evola
Zabij się.

– Co to jest ta łyżeczka? – spytał Strike, gdy Robin skończyła czytać.


– Też musiałam sprawdzić – odpowiedziała. – To określenie osoby
przewlekle chorej. Pochodzi z jakiegoś bloga, gdzie porównywano posiadanie
skończonej ilości energii do posiadania określonej liczby łyżek.
– Łyżek? – powtórzył Strike.
Mimo zmęczenia Robin uśmiechnęła się na widok jego zdezorientowanej
miny.
– Myślę, że osoba próbująca wyjaśnić, jak bardzo jest zmęczona, złapała
po prostu garść łyżek mających oznaczać jednostki energii. Ale mniejsza o to.
Kea się nie wycofała, prawda? Więc wszystko jest na dobrej drodze.
– Jeszcze się nie wycofała. – Strike sięgnął po papierosy. Zapalił jednego,
wyrzucił zapałkę do popielniczki i dodał: – Miałaś chwilę, żeby przeczytać,
co napisał Nutley o Inigu Upcotcie?
– Tak – powiedziała Robin. – Oczywiście facet może mieć romans, ale równie
dobrze mógł komuś doradzać albo pełnić funkcję mentora.
Zapiski Nutleya okazały się nieszczególnie pomocne w rekonstruowaniu
przebiegu rozmowy, ponieważ były bardzo zdawkowe. Przeczytał Strike'owi
przez telefon prawie wszystko, co zanotował.
– „Moje drogie dziecko” to dosyć poufały język jak na rozmowę mentora
z podopieczną – zauważył Strike. – Zresztą wątpię, żeby życie seksualne Iniga
okazało się kluczem do rozwiązania tej sprawy...
Gdyby nie to, że Strike wyglądał na wykończonego i przygnębionego, Robin
spytałaby, dlaczego w ogóle posłał Nutleya za Inigiem. Być może wyczytał
to pytanie z jej twarzy, ponieważ wyjaśnił:
– Nie wiem, dlaczego kazałem Nutleyowi iść za nim. Po prostu jego
zachowanie wydało mi się interesujące: rozmawiał z kimś w miejscu, gdzie
mógł mieć pewność, że nikt go nie usłyszy.
Zadzwoniła komórka Strike'a. Robin, odczytawszy do góry nogami imię
Madeline, natychmiast się podniosła i oznajmiła:
– Odbierz. I tak muszę już iść.
Gdyby nie to, że Robin wstała, Strike zaczekałby, aż połączenie trafi
do poczty głosowej. Nieszczególnie cieszyła go perspektywa kolejnego
czterdziestopięciominutowego monologu o tym, że premiera nowej kolekcji
na pewno zakończy się katastrofą. Ponieważ jednak nie mógł wymyślić
powodu, dla którego Robin miałaby zostać, zaczekał, aż zamkną się za nią
drzwi, po czym odebrał połączenie.
Rozmowa zaczęła się tak, jak zaczynały się wszystkie jego rozmowy
z Madeline w ostatnich dniach: szczerym zatroskaniem o stan jego nogi oraz
niekłamanym żalem połączonym z frustracją, że z powodu aktualnych
obowiązków nie może mu pomóc albo, patrząc na sytuację bardziej
realistycznie, zaprosić go do siebie. Strike, bynajmniej niewkurzony, czuł
w głębi ducha ulgę. Mówił jej już wielokrotnie, że najlepiej mu będzie
w mieszkaniu na poddaszu, doskonale przystosowanym do potrzeb
jednonogiego mężczyzny, gdzie mógł pracować i być samowystarczalny.
– Nie brakuje ci jedzenia? – spytała z obawą.
– Zaopatruje mnie Pat – powiedział Strike, i była to prawda. Sekretarka bez
słowa skargi wnosiła dla niego po schodach torby z jedzeniem.
– Więc myślisz, że kiedy znowu będziesz na chodzie?
– Mam nadzieję, że za parę dni.
– Czyli dasz radę po mnie przyjść po premierze w przyszłym tygodniu?
– Jeśli do tego czasu stanę na nogi...
– Przed chwilą powiedziałeś, że za parę dni będzie już w porządku.
– Tak, jestem pewny, że będzie – odrzekł Strike, robiąc, co w jego mocy, żeby
ukryć rozdrażnienie.
Potem Madeline, tak jak się spodziewał, znowu zaczęła monolog o udrękach,
jakie przeżywa w związku ze swoją nową kolekcją biżuterii. Strike siedział
w milczeniu, paląc i próbując nie myśleć o Robin.
44
[...] znużeni mimowie, maskę zdejmując,
Twarz dostrzegają, którą wnet zapomną,
I siedząc pod nocy osłoną,
Własnych tajemnic się od niej dowiadują.

Augusta Webster
Medea in Athens

W czwartek odbywały się wybory powszechne. Blogując pierwszy raz


od zabójstwa Edie Ledwell, Pióro Sprawiedliwości poinformowało czytelników,
że już samo rozważanie oddania głosu na partię inną niż Partia Pracy oznacza
brak jakiegokolwiek podstawowego człowieczeństwa. Wally Cardew udostępnił
filmik, na którym przywódca Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa
[PNZK] oświadczał, że imigranci przyjeżdżają do Wielkiej Brytanii
na leczenie HIV kosztujące dwadzieścia pięć tysięcy funtów od osoby. Wobec
tych, którzy zalali jego oś czasu wyzwiskami oraz oskarżeniami o rasizm
i nietolerancję, Wally był wyzywający i kąśliwy, tweetując: „Przez takich
jebanych spadochroniarzy Brytyjczycy muszą czekać na leczenie”. Wśród osób
przesyłających Wally'emu wyrazy poparcia był użytkownik Twittera
o nazwie @jkett_BUT, który zaapelował do niego: „Dalej mów PRAWDĘ. Niech
Anglia dalej będzie BIAŁA”.
Z powodu wyborów odwołano w North Grove wieczorne zajęcia z rysunku
z natury. Drugie zajęcia okazały się dla Robin o wiele mniej owocne niż
pierwsze: Preston Pierce się nie pokazał i kursantów poproszono
o narysowanie zamiast nagiego mężczyzny zbieraniny wysuszonych tykw
i szklanych butelek. Zoe powiedziała Jessice, że tego wieczoru nocuje
w kolektywie, żeby opiekować się dzieckiem, więc nie mogło być mowy
o powtórce wspólnego pieszego powrotu do domu ani o okazji do dalszych
zwierzeń. Pomijając pogawędkę z Zoe, Robin starała się odzywać jak najmniej,
mając nadzieję, że ludzie zapomną o londyńskim akcencie, który udawała
na pierwszych zajęciach.
Poranek tego dnia zamierzała spędzić w domu, grając w Grę Dreka, a potem
chciała oddać głos oraz przejąć obserwację Wally'ego Cardew w południe
i wieczorem. Zupełnie nieprzewidziana nagła sytuacja pokrzyżowała jej plany.
Max, jej współlokator, miał umówioną wizytę u dentysty i zostawił pod jej
opieką Wolfganga, swojego wiekowego jamnika. Pies nic nie jadł przez
dwadzieścia cztery godziny, a poprzedniej nocy zasikał legowisko, co nie
zdarzyło mu się od czasów szczenięcych. Ponadto rano nie chciał iść na spacer,
a gdy Max postawił go na chodniku, jamnik jedynie drżał.
Dwadzieścia minut po wyjściu Maxa oddech Wolfganga stał się chropawy
i nierówny. Nie zdoławszy skontaktować się z Maxem, który
najprawdopodobniej siedział już na fotelu u dentysty, zaniepokojona Robin
postanowiła zawieźć zwierzę do weterynarza.
Urodziła się na wsi, więc domyślała się werdyktu weterynarza, lecz wcale nie
było jej dzięki temu lżej. Mieszkając u Maxa, ogromnie polubiła tę psinkę.
– Nie jestem jego właścicielką – oznajmiła przez ściśnięte gardło. – Jego pan
jest u dentysty. Muszę do niego zadzwonić.
Dwie godziny później Max i Robin patrzyli ze łzami spływającymi
po policzkach, jak weterynarz usypia Wolfganga. Gdy zrozpaczony Max
rozmawiał z mężczyzną o kremacji psa, Robin wyszła do recepcji i wycierając
oczy rękawem, udawała, że przegląda zabawki dla kotów.
Zadzwoniła jej komórka. Wciąż pociągając nosem i niewiele widząc,
odebrała połączenie, wpatrując się tępo w kocie zabawki.
– Cześć – odezwała się Ilsa.
– Cześć – przywitała się Robin, próbując nad sobą zapanować. – Jak się
czujesz?
– Dobrze – powiedziała Ilsa. – A u ciebie wszystko okej? Jakoś dziwnie
brzmisz.
– Bo... właśnie uśpiono Wolfganga. Psa Maxa.
– Och, tak mi przykro – odrzekła Ilsa.
– Nie, nie ma o czym mówić. – Robin pogrzebała w kieszeni, szukając
chusteczki. – Co u ciebie?
– Obydwoje z Nickiem mamy dziś wolne, więc powiedziałam mu o dziecku.
– Och, dzięki Bogu – mruknęła Robin. Ostatnio namawiała do tego Ilsę
podczas każdej rozmowy telefonicznej. Przyjaciółka była już w szesnastym
tygodniu. Robin się bała, że Nick będzie trzymany w nieświadomości, dopóki
Ilsa nie zacznie rodzić. – Jak to przyjął?
– Był trochę wściekły i jednocześnie przeszczęśliwy. Oskarżył mnie, że nic
mu nie mówiłam, bo wciąż próbuję go karać za to, że po stracie poprzedniego
dziecka wytknął mi, że zamiast zwolnić tempo, za ciężko pracowałam.
Powiedziałam, że milczałam z zupełnie innego powodu. Po prostu chciałam
mu oszczędzić ponownego przechodzenia przez tę całą rozpacz, gdyby znowu
nam się nie udało. Wtedy natychmiast zaczął mi wypominać, że pracowałam
nad sprawą tej rzekomej terrorystki i narażałam się na mnóstwo stresu,
chociaż wiedziałam, że znowu jestem w ciąży.
– Jasna cholera. – Robin była rozdarta między rozbawieniem
a poirytowaniem. – Czy on nie słyszy, co mówi?
– No więc strasznie się pokłóciliśmy – ciągnęła wesoło Ilsa – ale potem się
pogodziliśmy i trochę się popłakał, a teraz pijemy szampana do lanczu. Aha,
to chłopiec.
– Proszę, Ilsa, powiedz mi, że Nick już o tym wie. Nie chcę, żeby
przypadkiem mi się wymknęło.
– Tak, już mu powiedziałam. Zresztą na zdjęciu z USG od razu to widać.
Właśnie dlatego się popłakał, kiedy mu je pokazałam.
– Popłakał się na widok penisa swojego syna?
– Wiesz, jaki stosunek do penisów mają mężczyźni – odrzekła Ilsa. –
Są z nich nieskończenie dumni.
Mimo smutku z powodu Wolfganga Robin się roześmiała.
Śmierć Wolfganga, wieści od Ilsy oraz konieczność obserwowania
mieszkania Wally'ego Cardew spowodowały, że Robin zupełnie zapomniała
o wyborach. Nim wszystkie światła w domu zgasły, lokal wyborczy był już
oczywiście zamknięty.
Gdy wróciła do domu, Max i jego chłopak Richard siedzieli objęci na kanapie
i Richard mówił, że po jego wprowadzeniu się będą mogli kupić sobie
szczeniaka. Nie chcąc im przeszkadzać, Robin złapała kanapkę z serem, jabłko
i zaniosła je na dół do swojej sypialni.
Otworzywszy laptopa, zobaczyła, że pojawiły się już wyniki sondażu exit
poll: jeśli były miarodajne, wybory – w których szanse wydawały się wyjątkowo
wyrównane – zdecydowanie wygrali konserwatyści. Robin usłyszała, jak Max
i Richard krzyczą wstrząśnięci i domyśliła się, że właśnie ujrzeli te same wyniki
co ona.
Przygnębiona sięgnęła po iPada, by jeszcze raz zajrzeć do gry. Niedługo
po północy zjawił się Anomia, jak zwykle wywołując chóralne zachwyty graczy.
Był chyba w wylewnym i towarzyskim nastroju, odpowiadał na pozdrowienia
w żartobliwie obraźliwy sposób. Ci, którzy dostąpili zaszczytu i zostali przez
niego obrażeni, chyba traktowali te przytyki jako oznakę uznania i sympatii.
Robin zanotowała czas wejścia Anomii do gry, po czym napisała do Midge,
Nutleya i Shaha obserwujących Seba Montgomery'ego, Tima Ashcrofta
i Prestona Pierce'a. Wszystkie obiekty były aktualnie w domu i poza zasięgiem
wzroku.
Robin westchnęła i ponownie skupiła się na laptopie. Anomia zabrał głos
w grze.

Anomia: niektórzy z was już o tym wiedzą

Anomia: ale przypominam, że koszulki są dostępne


na www.zostawciegredreka.org

Anomia: więc ruszajcie na zakupy

Wtedy na ekranie przed nią otworzyła się nowa grupa.

<Otwiera się nowa grupa prywatna>

<8 maja 2015, 00.23>

<Anomia zaprasza Rudąkicię>


Zaniepokojona Robin wpatrywała się w ekran. Anomia nigdy dotąd nie
chciał rozmawiać z nią prywatnie.

Rudakicia: cześć

Pomyślała, że może warto przemienić zdenerwowanie w atut:

Rudakicia: zrobiłam coś złego?

Czekając na odpowiedź Anomii, zajrzała do gry, do której właśnie dołączył


Morehouse. Peleryna Anomii wisiała w powietrzu, lecz się nie przemieszczała.
Robin przypuszczała, że Anomia rozmawia też z kimś innym – albo może
z wieloma osobami – w grupach prywatnych.
W końcu pojawił się w jej grupie.

Anomia: lol

Anomia: czyżby gnębiło cię sumienie ?

Rudakicia: rzeczywiście mam wyrzuty sumienia

Rudakicia: nie poszłam głosować!

Anomia: po co mieć wyrzuty sumienia z tak durnego


powodu?

Anomia: parę tygodni temu kogoś zabiłem i nie czuję


wyrzutów sumienia

Anomia: a myślałem, że będę

Anomia: ale nic

Anomia: siedzę sobie i planuję powtórkę haha


Robin wzięła komórkę i zrobiła zdjęcie tego dialogu, po czym ją odłożyła
i zastanawiała się przez chwilę.

Rudakicia: lol kto będzie następny?

Anomia: powiedzą otym w wiadomościach zobaczysz

Rudakicia: ale nie ja, prawda?

>

>

>

>

Tym razem przerwa trwała dwie minuty. Robin, przekonana, że Anomia


rozmawia z kimś innym, trwała w stanie zawieszenia, dopóki nie wrócił.

Anomia: nie, chyba że mnie bardzo wkurzysz

Anomia: jesteś w Manchesterze?

Rudakicia: tak

Robin zauważyła, że Anomia nie zawraca sobie głowy wstawianiem


gwiazdek w nazwach własnych i utwierdziła się w przekonaniu,
że Konsekwencja 14 istnieje wyłącznie w umysłach naiwniaków. Zaciekawiło ją,
że Anomia wie, z jakiego miasta pochodzi Beth. Czyżby miał w zwyczaju
szukać informacji o prawdziwej tożsamości graczy?

Anomia: potrzebujemy dużej frekwencji na Comic con, tj. 23.


To niedaleko z Manc
Anomia: niech Chujek Grant i Maverick posrają się
ze strachu

Anomia: więc chcetam zobaczyć jak najęcej g;raczy

Robin zaczęła się zastanawiać, czy Anomia nie jest przypadkiem pijany albo
upalony. Nigdy dotąd nie widziała, żeby robił aż tyle błędów w pisowni. Może –
pomyślała – jest zwolennikiem konserwatystów i świętuje niespodziewanie
wielkie zwycięstwo. Zanotowała termin Comic Con i pisała dalej.

Rudakicia: a co z Zasadą 14?

Anomia: jeśli dalej chcesz grać w gę, lepiej jej przestrzegaj.


Maski i żadnej wyymany prywatnyc ingo

Anomia: info

Rudakicia: okej, na pewno postaram się przyjść

Anomia: i włóż tshit

Rudakicia: jasne, pewnie

Myślała, że Anomia opuści grupę, ale tego nie zrobił. Migający kursor
odmierzał upływ sekund, przesuwając się coraz bardziej w dół, i pozostawiał
długą linię strzałek bez ogonka.
Nagle zaczęły gwałtownie pojawiać się kolejne słowa.

Anomia: tak nawalłen się gówno to kogo obchodzi

Anomia: wbij soe do łba że nie chce tego co ty

Anomia: tak zwanyh osiągięc i całego ego syfu

Anomia: znasz moją sytacje

Anomia: utknoem w jebanek klatc


Anomia: zajme si LorD i V

Anomia: do końc miesąca już ich niebedzię

Anomia: nie będzi ich OK?>

>

>

>

Anomia: hahaha

Anomia: właśnie siępołapałm że popełnim plagia

Anomia: nie chce tego co ty

Anomia: nie czuje tego co ty

Anomia: sgerce w klatce

Anomia: zaraz to sobie puszcze

Robin pospiesznie zrobiła telefonem drugie zdjęcie ekranu. Zdążyła w samą


porę. Dziesięć sekund po tym, jak Anomia napisał „zaraz to sobie puszcze”,
grupa prywatna się zamknęła, a jej pozostało jedynie patrzeć na pustą pelerynę
Anomii powiewającą w grze, lecz poza tym nieruchomą.
Przez kilka minut wpatrywała się w ostatni fragment dialogu zarejestrowany
na telefonie. Jej umysł pracował na pełnych obrotach. Sprawdziła, która jest
godzina. Była już za dwadzieścia pierwsza, zdecydowanie za późno, żeby
dzwonić do Strike'a. Mimo to sięgnęła po komórkę i do niego napisała.
pewnie już śpisz, ale jeśli dalej oglądasz relację z wyborów,
chyba mam coś w sprawie Anomii
W chwili, gdy wysłała wiadomość, uświadomiła sobie, że Strike może
właśnie leżeć w łóżku z Madeline. Wyobraziła sobie, jak jego komórka wibruje,
on chrapie (wiedziała, że chrapie, bo kiedyś podczas długiej podróży zasnął
w land roverze i chrapał przez kilka godzin), a Madeline się budzi i sięga po nią
nad Strikiem, po czym wkurza się, że jego wspólniczka ma czelność pisać
do niego w środku nocy. Sytuacja Robin i Strike'a się odwróciła: kiedyś to ona
leżała w łóżku z partnerem, który miał do niej pretensje o częste telefony
z pracy, a teraz Strike mógł ją przeklinać, jeśli na przykład obudził go głośny
okrzyk niezadowolenia Madeline...
Zadzwoniła jej komórka.
– Co masz? – spytał Strike. W ogóle nie wydawał się zaspany.
– Nie spałeś, prawda?
– Nie, leżę i patrzę na klęskę laburzystów. Tym razem sondaże się pomyliły,
prawda?
– I to bardzo – powiedziała Robin. – Jak twoja noga?
– Nie jest źle – odrzekł, co Robin zinterpretowała jako „nie jest dobrze”.
– Okej, za chwilę prześlę ci zdjęcia rozmowy, którą właśnie przeprowadziłam
z Anomią w grupie prywatnej.
Czekając na odpowiedź Strike'a, leżała na łóżku, wpatrując się w ciemne
niebo za oknem.
– „Parę tygodni temu kogoś zabiłem i nie czuję wyrzutów sumienia” –
przeczytał Strike na głos. – „A myślałem, że będę. Ale nic. Siedzę sobie i planuję
powtórkę...”
– Może to tylko przechwałki... Jego wyobrażenie o poczuciu humoru?
– Hm – mruknął Strike. – Miejmy nadzieję, że tak.
– Czytałeś następny kawałek?
– No.
– Nie zamierzał wysyłać tego do mnie. Upił się i przestał się pilnować.
Na pewno otworzył więcej niż jedną grupę prywatną i przez przypadek przesłał
to do mnie zamiast do... Hm, gdybym miała zgadywać, powiedziałabym,
że pisał do Morehouse'a. Ton tych słów...
– No – zgodził się z nią Strike. – Ma się wrażenie, że rozmawia z kimś
równym sobie, prawda? Obiecuje, że pozbędzie się LordaD i V, czyli jak się
domyślam...
– LordaDreka i Vilepechory. Na pewno to o nich chodzi.
– „Nie chcę tego co ty”... „Tkwię w jebanej klatce...”
– Strike, jestem coraz bardziej przekonana, że to Kea. Te słowa, które cytuje
Anomia, pochodzą z Heart in a Cage Strokesów. Na filmiku Kea miała na sobie
T-shirt z okładką jednej z ich płyt.
– Jesteś cholernie spostrzegawcza – powiedział Strike. – No, przypuszczam,
że konieczność powrotu do domu matki z powodu choroby może być
utkwieniem w klatce. Kea też nie ma dobrego zdania o potrzebie osiągnięć:
pisze o tym na swoim profilu na tumblr. Ponoć poczucie winy z powodu braku
osiągnięć to skutek zinternalizowanego kapitalizmu.
– Serio?
– O tak. Nigdy nie byłaś w żadnym komunistycznym kraju? Wszyscy całymi
dniami wylegują się na kanapach, a tresowane pudle przynoszą im ciasto.
– Ha, ha. Do tego dochodzi „to już nie moja bajka”. Kea studiowała
w akademii sztuk pięknych...
– Wiesz, coś takiego może też pasować do Gusa Upcotta – powiedział Strike.
– Bardzo podobna historia. Kłopoty ze zdrowiem, konieczność przerwania
nauki...
– Tylko że on zamierza wrócić na uczelnię. Sądząc po poziomie jego gry, nie
wygląda na to, żeby dał sobie spokój z osiągnięciami.
– Jak ambitny wydał ci się Preston Pierce, kiedy z nim rozmawiałaś?
– Trudno powiedzieć. – Robin znowu starała się nie wyobrażać sobie Pierce'a
nago. – Ale nie wiem, dlaczego miałby określać swoją sytuację jako tkwienie
w klatce... Chociaż oczywiście nigdy nic nie wiadomo.
– Tim Ashcroft też mógłby pasować – powiedział Strike. – Jest aktorem,
któremu się wydawało, że może dojechać na Sercu jak smoła na szczyt sławy.
Zamiast tego gra w szkolnych salach gimnastycznych w Salford.
– Nie ma nic złego w graniu dla uczniów – powiedziała Robin.
– Nigdy nie mówiłem, że jest, ale jemu może się tak wydawać. „Nie zależy
mi już na osiągnięciach”. Coś takiego mówią ludzie, którym nie udało się
czegoś osiągnąć i czują z tego powodu rozgoryczenie... Słyszałaś wieści o Ilsie
i Nicku?
– Tak – powiedziała Robin. – Fantastyczne, prawda?
– No, naprawdę cieszę się ich szczęściem – powiedział Strike. – Wiesz,
że zamierzają nas poprosić na rodziców chrzestnych?
– Nie... nie wiedziałam. – Robin się wzruszyła.
– Cholera. W takim razie udawaj zaskoczoną, kiedy Ilsa cię o tym
poinformuje... Co to właściwie jest ten Comic Con, na który każe ci iść Anomia?
– spytał Strike.
– Nazwa mówi wszystko – powiedziała Robin. – To duża konferencja fanów
filmów i komiksów. Domyślasz się, o co chodzi.
– Anomia się wybiera?
– Nie mam pojęcia.
– My powinniśmy się pojawić, na wszelki wypadek.
– W maskach? – spytała Robin.
– No. Nie wyróżnialibyśmy się. Połowa ludzi będzie przebrana za postaci
z Gwiezdnych wojen.
– Wyobrażam sobie ciebie jako Yodę.
– A z ciebie byłby uroczy Darth Vader – powiedziała Robin.
Takim akcentem się pożegnali.
Robin zobaczyła swoje odbicie w lustrze toaletki i zauważyła, że się
uśmiecha. Świadomie stłumiła swoją wesołość w ten sam sposób co zwykle:
przypominając sobie o istnieniu Madeline Courson-Miles i o rozwodzie
Charlotte Campbell.
45
Czynienie dobra tak go zajmowało,
Że uczyniwszy je, pomyśleć była skłonna,
Wyczerpywał swą zdolność do radości czucia.

Elizabeth Barrett Browning


Aurora Leigh

Godzinę po tchnięciu życia w spreparowaną stronę internetową Sztuki i Teatru


w Szkołach Venetia Hall skontaktowała się z Timem Ashcroftem
za pośrednictwem swojego profilu na Twitterze, prosząc o wywiad i podając
numer komórki na kartę, którą kupiła specjalnie w tym celu. Ku jej wielkiemu
zaskoczeniu Ashcroft zgodził się entuzjastycznie już dwadzieścia
minut później, a po krótkiej wymianie mejli umówili się na spotkanie za trzy
dni. Robin liczyła, że będzie miała trochę więcej czasu na zapoznanie się
z przebiegiem kariery aktorskiej Ashcrofta, stworzenie postaci, w którą
zamierzała się wcielić i skompletowanie ściągawki dla Strike'a mającego
przejąć Rudąkicię, gdy jego wspólniczka będzie rozmawiała z Ashcroftem.
– Chryste – powiedział Strike, patrząc na długi dokument, który zaniosła
mu do mieszkania na poddaszu wieczorem w przeddzień wywiadu. Wciąż
trzymał kikut oparty na ustawionym obok krześle, na jego kolanie leżał worek
z lodem, a końcówka nogi była wysmarowana grubą warstwą kremu. – Myślisz,
że potrzebuję tego wszystkiego?
– Będziesz musiał wykonywać zadania – powiedziała. – Jeśli nie zdołasz
przez nie przejść, od razu wyczują kreta, bo ja jestem tam na okrągło
i wykonuję je z palcem w nosie. Reszta to w głównej mierze sprawy osobiste,
o których pisałyśmy z Zoe – żebyś niczego nie pomylił, kiedy do ciebie zagada.
Ale przy odrobinie szczęścia nie będziesz tego wszystkiego potrzebował.
Rozmowa z Ashcroftem nie powinna mi zająć więcej niż dwie godziny.
– Gdzie się spotykacie?
– W barze Qube w Colchester – powiedziała Robin. – Zaproponowałam,
że do niego przyjadę, a on się zgodził. Jak twoja noga?
– Lepiej – powiedział. – Napijesz się herbaty?
– Nie mogę – odrzekła. – Muszę się przygotować na jutro. Napiszę do ciebie,
kiedy już będę w Colchester.
To rzeczowe spotkanie i szybkie wyjście Robin go przygnębiły. Chętnie by z
nią pogadał, nawet jeśli tylko o aktywności Kei Niven w mediach
społecznościowych, którą aktualnie analizował, szykując się do rozmowy z tą
kobietą.
Strike nie wiedział, że Robin ma do niego duży żal. Zdawała sobie sprawę,
że Strike przejmuje się nawałem pracy w agencji i martwi go ciągły ból nogi,
lecz mimo to byłoby jej miło, gdyby sobie przypomniał o jej przeprowadzce.
Może mu się wydawało, że jakimś cudem zdoła się przeprowadzić, nie biorąc
wolnego w pracy, ale i tak doceniłaby, gdyby raczył o to spytać.
Sprzedawca nowego mieszkania Robin poprosił za pośrednictwem swojego
prawnika o przesunięcie daty przeprowadzki, ponieważ zakup jego nowego
domu nie doszedł do skutku. Choć prawnik Robin powiedział, że wcale nie
musi się na to zgadzać, poszła sprzedawcy na rękę. Wiedziała, że dopóki Strike
dosłownie nie stanie na nogi, przeciążona pracą agencja
rozpaczliwie potrzebuje jednego wspólnika pracującego na pełnych obrotach,
toteż naprawdę nie mogła sobie pozwolić na wzięcie wolnego. Mimo
to rozmowa telefoniczna z rodzicami, którzy chcieli przyjechać do Londynu,
by pomóc jej w przeprowadzce, oraz nieumiejętnie skrywane
rozczarowanie Maxa i Richarda na wieść o tym, że jednak nie usunie im się
z drogi w zapowiedzianym terminie, raczej nie poprawiły jej humoru ani nie
złagodziły stresu.
Nazajutrz rano Robin odbyła dwugodzinną podróż do Colchester swoim
starym land roverem. Tym razem wcielenie Venetii Hall – już kiedyś używała
tego pseudonimu – miało falujące włosy w kolorze popielaty blond, w których,
jak Robin wiedziała, nie było jej do twarzy, lecz które w połączeniu z parą
okularów w prostokątnej oprawce i z jasnoszarymi szkłami kontaktowymi
radykalnie zmieniały jej wygląd. Na lewej dłoni miała coś, co wyglądało jak
obrączka i pierścionek zaręczynowy: nie jej własne, ponieważ te zostawiła,
odchodząc od byłego męża, lecz podróbki z cyny i sześciennej cyrkonii.
Wyimaginowany mąż Venetii, w którego stworzenie włożyła równie dużo
wysiłku co w swoją fikcyjną tożsamość, został zaprojektowany
z wyraźnym zamiarem ułatwienia Timowi spoufalenia się.
Zaparkowawszy, napisała do Strike'a.
Za 5 min będę w barze
Właśnie zamknęła drzwi, gdy nadeszła jego odpowiedź.
Zajebiście nudna ta gra
Bar, w którym Tim chciał się spotkać, miał minimalistyczną czarną fasadę.
Miejsca wybierane przez osoby udzielające wywiadu często były pierwszym
zwiastunem ich charakteru. Robin zastanawiała się przez chwilę, dlaczego Tim
zdecydował się na lokal, który w środku okazał się słabo oświetlony i miał
według niej imponować wyrafinowaniem, po czym usłyszała swój pseudonim
wymawiany przyjemnym tenorem z Home Counties.
– Venetia?
Odwróciła się z uśmiechem i zobaczyła rozpromienionego łysiejącego Tima,
który wyciągał do niej rękę.
– Witaj, Tim! – powiedziała ze swoim najlepszym londyńskim akcentem
klasy średniej, ściskając mu rękę.
– Mam nadzieję, że ten lokal ci odpowiada – powiedział Tim, który miał
na sobie niebieską koszulę rozpiętą pod szyją i dżinsy. – Wybrałem go, bo tutaj
raczej nie będą nam przeszkadzali znajomi moich rodziców. Wiesz, rodzinne
miasto.
– Rozumiem – odrzekła ze śmiechem.
Wybrał już stolik dla dwóch osób, przy którym ustawiono naprzeciw siebie
dwa fotele z wysokim oparciem. Uprzejmie stał, dopóki Robin nie usiadła.
– Doskonale. – Uśmiechnęła się i wyjęła z torebki mały dyktafon, po czym
położyła go na stoliku obok Tima. – Naprawdę miło z twojej strony, że się
zgodziłeś.
– O, nie ma sprawy, nie ma sprawy – powiedział Tim.
Jego przedwczesna łysina nie pasowała do twarzy bez zmarszczek,
chłopięcej i z ładnymi zielonymi cętkowanymi oczami.
– Zamawia się przy stoliku czy...? – spytała Robin.
– Tak, ktoś do nas podejdzie – powiedział Tim.
– Urocze miasteczko – zauważyła Robin, spoglądając przez okno na dom
szachulcowy naprzeciwko. – Jeszcze nigdy tu nie byłam. Mój mąż zawsze
powtarzał, że w Colchester jest bardzo ładnie. Wychował się w Chelmsford.
– Och, naprawdę? – powiedział Tim, po czym rozmawiali o Colchester
i Chelmsford oddalonych od siebie o zaledwie pół godziny jazdy samochodem,
nim podeszła kelnerka, by przyjąć od nich zamówienie na kawę. W czasie tego
przerywnika Robin zdołała napomknąć, że jej mąż Ben jest producentem
telewizyjnym. Na tę wieść brwi Tima lekko się uniosły, a jego uśmiech stał się
jeszcze serdeczniejszy.
Gdy podano im kawę, Robin włączyła dyktafon, sprawdziła, czy urządzenie
działa, i narobiła trochę zamieszania wokół ustawiania go tak, by znalazło się
wystarczająco blisko Tima.
– Mógłbyś coś powiedzieć, żebym mogła sprawdzić, że się nagra? Wystarczy
mi jakiś monolog albo coś.
Tim natychmiast zaczął recytować monolog Iagona:
Słowo „kiep” łatwo przerobić na „kieska”:
Dobrze, że bawią mnie takie przeróbki
I że z zabawy mam zysk – bo inaczej
Byłoby szkoda mej wiedzy i czasu
Na obcowanie z takimi dudkami.
Maur... nienawidzę go [...];[9]
– Wspaniale! – zachwyciła się Robin, po czym puściła nagranie. – Okej, działa
bez zarzutu... Tak, w zasadzie to nawet nie będę przewijała, to było
fenomenalne, zachowam...
Zaczął się więc lipny wywiad: Robin zadawała kolejne przygotowane
zawczasu pytania o funkcję i wykorzystanie technik dramaturgicznych
w edukacji. Tim opowiadał z entuzjazmem o przyjemności, jaką daje
zapoznawanie z teatrem młodych ludzi, często pochodzących z ubogich
środowisk, a Robin zadawała mnóstwo dodatkowych pytań i robiła notatki.
– ...uświadomiłem sobie, jak bardzo to lubię, kiedy moja przyjaciółka...
W zasadzie chodzi o Edie... hm... Edie Ledwell, która stworzyła Serce jak smoła...
Kojarzysz?
– Och, to naprawdę okropne, co się stało – powiedziała ze współczuciem
Robin. – Strasznie mi przykro.
– Dzięki... no... w każdym razie to jakby zasługa Edie, że tak lubię pracować
z dzieciakami. Kiedyś pomagała prowadzić w kolektywie artystycznym zajęcia
plastyczne dla dzieci specjalnej troski. Wtedy nie byłem nigdzie zatrudniony,
więc mnie w to wciągnęła i się zachwyciłem. W sposobie, w jaki dzieci patrzą
na świat, jest tyle świeżości.
– Rysujesz, prawda? – spytała z uśmiechem Robin.
– Trochę – przyznał Tim. – Ale niezbyt dobrze.
– To na pewno duże wyzwanie zainteresować młodych ludzi teatrem.
W dzisiejszych czasach całe życie upływa im online, prawda?
– W czasie warsztatów teatralnych zajmujemy się też korzystaniem
z Internetu: nękaniem w sieci, trollami i tak dalej, no wiesz.
– Masz dzieci?
– Jeszcze nie – odpowiedział z uśmiechem Tim. – Najpierw muszę znaleźć
kogoś, kto chciałby je ze mną mieć.
Robin się uśmiechnęła, zgodziła się, że to mogłoby ułatwić sprawę, po czym
dalej zadawała pytania. Nie chciała wykorzystać jego wzmianki o Edie Ledwell
ani rozmawiać o Sercu jak smoła, zanim Tim nie nabierze głębokiego
przekonania, że prawdziwymi powodami, dla których się tam znaleźli, są on i
jego kariera. Wspomniała zatem o jego niedawnej głównej roli w spektaklu
wystawianym w lokalnym teatrze, a to sprawiło mu przyjemność.
– W zasadzie to musiałem występować w peruce, bo moja postać była
widziana zarówno w młodości, jak i w wieku średnim, a... no cóż... – Z trochę
smutnym uśmiechem wskazał swoją głowę. – Co zabawne, miejscowy krytyk
uznał, że to łysina była sztuczna.
Robin roześmiała się i powiedziała:
– Ale napisał bardzo pochlebną recenzję.
– Tak, ucieszyła mnie... W zasadzie to tworząc tę postać, wzorowałem
ją częściowo na jednym dzieciaku, który kręcił się kiedyś w North Grove.
– Przepraszam, gdzie? – Robin wciąż starała się wykazywać nieznajomość
wszystkiego, co miało jakiś związek z Sercem jak smoła.
– A, to właśnie ten kolektyw artystyczny, w którym pomagałem na zajęciach
dla dzieci. Kojarzysz tę typową dla nastolatków przygarbioną postawę spod
znaku „nie patrz na mnie”? – Tim nieświadomie przyjął pozę, którą opisywał,
i bez względu na to, co Allan Yeoman powiedział o jego ograniczeniach w roli
aktora podkładającego komiczny głos Dżdżownicy, Robin była pod wrażeniem
łatwości, z jaką przez drobną zmianę w ułożeniu ciała wyraził nieśmiałość
i niepewność. – Tamten chłopak miał naprawdę silny trądzik i zawsze
wyglądał, jakby próbował się jak najbardziej skurczyć, a moja postać, Lionel,
jest... no, w zasadzie to zło wcielone, ale w sztuce wracamy do przeszłości
i widzimy, jak jest nękany i poniżany i... W zasadzie to coś, do czego doskonale
nadaje się teatr w szkołach: zgłębianie takich życiowych problemów jak
nękanie czy przemoc...
– To absolutnie fantastyczne – powiedziała Robin kilka minut później. –
Boże, szkoda, że Ben tego nie słyszy... Mam na myśli swojego męża. Właściwie
to akurat szykuje propozycję dla Channel 4. Chce zaprosić aktorów
do londyńskiej szkoły z dziećmi z ubogich środowisk, żeby intensywnie z nimi
popracowali. Finansowanie sztuki to nieustanna walka, zwłaszcza za rządów
torysów, więc miałby naprawdę silny argument przeciwko cięciom.
– Wow, brzmi wspaniale. – Tim przysunął do ust wystygłą już kawę i upił łyk,
próbując ukryć (w każdym razie tak przypuszczała Robin) nagłą skwapliwość,
która odmalowała się na jego twarzy.
– Tak. Projekt wciąż jest w bardzo wczesnym stadium, ale nie będę kłamać –
powiedziała z uśmiechem Robin – jestem tu także z jego powodu. Ben
pomyślał, że twoje doświadczenie w pracy w szkołach... i to, że występowałeś
w Sercu jak smoła, byłyby dla producenta wielką zaletą. To gwarancja
błyskawicznego stworzenia więzi z dziećmi, które żyją YouTubem i nigdy w
życiu nie były w teatrze, prawda?
– No, chyba tak – przyznał Tim – chociaż oczywiście... – skrępowany, lekko
się roześmiał – część z nich pewnie gardzi mną za to, że kiedykolwiek tam
występowałem.
– Co masz na myśli? – spytała, nie zapominając o okazaniu zdziwienia.
Tim spojrzał na dyktafon, więc Robin natychmiast go wyłączyła. Nie
wiedział, że w jej otwartej torebce wciąż działa drugie urządzenie nagrywające.
– No cóż – zaczął – gdybym mógł cofnąć czas ... Właściwie to czuję się
nielojalny, mówiąc coś takiego.
Robin dalej okazywała uprzejme zainteresowanie.
– Bo... kochałem Edie, naprawdę ją kochałem. Była fantastyczna. Ale
szczerze mówiąc, raczej nie przyjąłbym tej roli, gdybyśmy się nie przyjaźnili.
Wiesz, to dosyć problematyczna kreskówka.
– Muszę przyznać – odrzekła Robin z udawanym zakłopotaniem –
że w zasadzie niewiele o niej wiem. Tylko tyle, że odniosła olbrzymi sukces.
Tak się składa, że Damian, jeden z pracowników wytwórni filmowej Bena,
próbuje nakręcić o niej program. W sumie to właśnie dzięki Damianowi
w ogóle o niej usłyszałam. Chyba jestem trochę starsza niż docelowi odbiorcy.
– Też byłem – powiedział Tim i Robin znowu się roześmiała. – I chyba
z upływem czasu coraz bardziej uwierały mnie niektóre aspekty postaci
i fabuły. Słyszałaś może o Wallym Cardew? Grał postać, która nazywa się Drek
i jest... Boże, czuję się jak kupa gówna, kiedy to mówię, ale najwyraźniej była
karykaturą Żyda.
– Naprawdę? – zdziwiła się Robin.
– No wiesz: Drek miał duży nos, mieszkał w największym mauzoleum i tak
jakby manipulował wszystkimi pozostałymi postaciami. Próbowałem pogadać
o tym z Edie. Fani o tym rozmawiali. W zasadzie to nawet się o to pokłóciliśmy.
Ona twierdziła, że Drek nie ma nic wspólnego z Żydami, że jest czymś
w rodzaju chaotycznego demona i że zainspirowała ją maska doktora plagi, ale
przecież wszyscy powinniśmy zgłębiać swoje podświadome uprzedzenia,
prawda?
– Oczywiście – przytaknęła Robin, kiwając głową.
– A potem Wally, który podkładał głos Dreka, wrzucił na YouTube'a filmik,
w którym wyśmiewał się z Holokaustu, więc sama rozumiesz: potwierdziło się,
że miałem rację.
– O rany. – Robin pokręciła głową.
– No. Josh i Edie go wylali, ale zniszczenia się dokonały. – Tim westchnął. –
Zresztą chodziło nie tylko o Dreka. Poczucie humoru Josha i Edie było...
bywało problematyczne. Trochę mroczne i czasami nieco... Powiedziałem jej,
że nie chcę więcej czytać kwestii Dżdżownicy zastanawiającej się, czy jest
chłopcem, czy dziewczynką, bo mieliśmy skargi od niebinarnych dzieci.
To wywołało następną kłótnię. „Przecież dżdżownica jest obojnakiem”. – Tim
smutno pokręcił głową. – Edie miała ciężkie dzieciństwo. Trudno było mieć
do niej pretensje, że jest... nie, nie ignorantką, ale...
Tim nie zdołał chyba znaleźć innego słowa, więc tylko wzruszył ramionami.
– To dokładnie taka dyskusja, jaką powinniśmy prowadzić w tym reality
show, jeśli ono powstanie – stwierdziła z przekonaniem Robin. – Słuchanie, jak
rozkładasz na czynniki pierwsze uprzedzenia i tak dalej mogłoby mieć wielką
moc. W zasadzie... To trochę nie na temat, ale Damian próbuje dotrzeć
do osób, które znały Edie Ledwell. Chce nakręcić przychylny, zrównoważony
materiał. Ty pewnie nie byłbyś zainteresowany rozmową z nim?
– Yy... nie wiem – odrzekł z wahaniem Tim. – Wiesz, biorąc pod uwagę,
że Edie dopiero co... i wszystkie kontrowersje wokół kreskówki... nie wiem, czy
chciałbym...
– Całkowicie rozumiem – zapewniła go Robin, unosząc rękę. – Powiem
Damianowi, że nie ma takiej opcji. Nie znasz przypadkiem kogoś, kto chciałby
o niej porozmawiać? Kogoś, kto był z nią blisko?
– Prawdę mówiąc, Edie była typem samotniczki. Miała niewielu przyjaciół.
Ale utrzymywała kontakt z siostrą z rodziny zastępczej. Może ona byłaby
w stanie pomóc. Poza tym w chwili śmierci Edie była w nowym związku. Gość
nazywa się Phil Ormond.
– Tak, Damian chyba o nim wie.
– Nie przepadałem za Ormondem – mruknął Tim. – Facet... ale może lepiej
nie będę za dużo mówił.
– Jasne – powiedziała Robin, wciąż jednak patrząc na niego zachęcająco.
– Edie... Nie wydaje mi się, żeby to był zdrowy związek, że tak to ujmę.
Mówiłem jej, żeby z nim zerwała. Szkoda, że tego nie zrobiła.
– Chyba nie sugerujesz, że...?
– Chryste, nie! – Tim jakby wpadł w panikę. – Nie, on chyba nie... Boże, nie!
Jestem pewny, że odpowiedzialność ponosi to skrajnie prawicowe
ugrupowanie. Właśnie stąd brały się wszystkie kłopoty w fandomie: z powodu
Dreka. Wszyscy ultraprawicowcy go uwielbiali. Zaczęli używać jego
powiedzonek i w ogóle, a potem, kiedy wylano Wally'ego, wściekli się i zaczęli
atakować Edie. Gdybym był na jej miejscu, pozbyłbym się tej postaci
z kreskówki. Zająłbym wyraźne stanowisko. Bo przecież czy powinieneś
w ogóle żartować, skoro twoje żarty bawią ultraprawicowców? Nie żebym...
oczywiście nie mówię, że to była jej wina ani że... Bo oczywiście to, co się stało,
było cholernie okropne. Ale sztuka powinna być moralna, prawda? – powiedział
Tim.
– Och, oczywiście – potaknęła Robin.
– Tak. – Tim wydawał się uspokojony. – Naprawdę analizuję pod tym kątem
każde nowe przedsięwzięcie. Zadaję sobie pytanie: „Co ono mówi?”, a potem
„Jak można je zinterpretować?”, „Czy jakieś grupy mogą poczuć się urażone
tym przedstawieniem”... albo tą produkcją czy czymkolwiek. „Czy ma to jakiś
związek ze stereotypami albo ze szkodliwymi metaforami?”. Wątpię, żeby Edie
kiedykolwiek tak się nad czymś zastanawiała i... no cóż...
– Jak się poznaliście? – spytała Robin.
– Pracowaliśmy w barze. – Na twarzy Tima pojawił się smutny uśmiech. –
Obydwoje dostaliśmy pracę na West Endzie, niedaleko od Shaftesbury Avenue.
Ja byłem akurat między jedną a drugą rolą, a ona chodziła na lekcje sztuki
i mieszkała w jakiejś norze. To było, zanim przeprowadziła się do North Grove
i poznała Josha Blaya.
– To ten współtwórca kreskówki? Damian prosił go o rozmowę, ale ponoć
wciąż nie czuje się na siłach.
– Tak... Słyszałem, że jest w dość kiepskim stanie.
Nastąpiła chwila ciszy, po której z ust Ashcrofta wylał się potok słów.
– To był dla nas wszystkich cholerny koszmar... to chyba oczywiste...
zamordowano naszą przyjaciółkę... i wszystkich nas przesłuchiwała policja,
wszystkich, którzy mieli jakiś związek z kreskówką. Musiałem podać przeklęte
alibi, dasz wiarę? – powiedział Tim, śmiejąc się lekko z niedowierzaniem. –
Prawdę mówiąc, ostatnio trochę się martwiłem, że już na zawsze będę skażony
przez Serce jak smoła, więc kiedy poprosiłaś o rozmowę w sprawie
Wędrownych Szkolnych Aktorów, byłem... Wiem, że to zabrzmi głupio, ale
naprawdę się ucieszyłem, poczułem, że pojawia się szansa, żeby ktoś jakby
mnie docenił... nie, nie docenił, ale wiesz, co mam na myśli... resztę mojej
pracy. Po prostu chcę iść dalej i w miarę możliwości zmieniać świat na lepsze.
– To oczywiste – powiedziała życzliwie Robin. – Mogę sobie tylko wyobrażać,
jak bardzo cię to wszystko stresuje i przygnębia. Musiałeś podać alibi...!
– Oczywiście miałem żelazne alibi – zapewnił Tim, patrząc na nią z obawą. –
Nie żebym... Byłem z kimś przez całe popołudnie i wieczór, ten ktoś
to potwierdził i policja jest zadowolona, więc tak to wygląda. Ale media
społecznościowe potrafią być trochę przerażające. To znaczy ludzie mogą tam
o tobie powiedzieć dosłownie wszystko. Poprzekręcać różne rzeczy,
pozmyślać...
– Jeszcze jak. – Robin westchnęła.
– Cała ta sytuacja miała już konsekwencje w moim prawdziwym życiu.
Musiałem wyjechać... To znaczy nie musiałem, ale mieszkałem w Londynie
razem z przyjacielem, który, prawdę mówiąc, poprosił, żebym się wyprowadził,
bo zjawiła się u nas policja, i chyba zaczął się obawiać, że teraz to on znajdzie
się na celowniku ultraprawicowców albo coś. Znam tego gościa od lat. Pół roku
temu złamał nogę i wszędzie go woziłem i... wybacz, nie wiem, dlaczego się tak
zachowuję... Nie chcę obarczać tym wszystkim rodziców. Jezu, przyjeżdżasz,
żeby rozmawiać ze mną o edukacji, a ja ględzę o... Wybacz.
– Naprawdę nie musisz przepraszać – zapewniła Robin. – To oczywiste,
że jesteś wstrząśnięty. Każdy by był.
– Właśnie. – Tim wydawał się trochę uspokojony. – I jeśli jest szansa...
To znaczy jeśli naprawdę uważasz, że pasowałbym do waszego programu
o teatrze w szkołach, wolałbym, żebyś usłyszała prawdę ode mnie, niż,
no wiesz, sprawdzała mnie na Twitterze czy gdzie tam jeszcze i dowiadywała
się, że przesłuchiwała mnie policja. Ale jak mówię, nie tylko mnie
przesłuchiwano. Wiem, że byli też u Wally'ego Cardew i u tego całego Peza,
który podkładał głos tylko w dwóch odcinkach... Ale przecież nie przyjechałaś,
żeby o tym wszystkim rozmawiać, więc... wybacz. To dla mnie trudny czas.
– Nic się nie stało – zapewniła Robin. – Całkowicie cię rozumiem.
– Dzięki... Nie chciałem cię tym wszystkim zasypywać, naprawdę.
Robin upiła łyk kawy, po czym powiedziała:
– Damian wspominał, że ten fandom jest trochę szalony.
– Tak, część tych ludzi ma lekką obsesję – potwierdził Tim, znowu lekko się
śmiejąc.
– Wspomniał mi o jakimś bardzo agresywnym trollu internetowym –
ciągnęła Robin.
– O Anomii?
– Tak, chyba o nim. – Robin udała zaskoczoną, że Tim od razu się domyślił,
o kogo chodzi.
– O, każdy, kto miał jakiś związek z Sercem jak smoła, wie, kim jest Anomia –
powiedział Tim. – To znaczy nie wie, kim on jest, ale wie o jego istnieniu...
Chociaż w zasadzie chyba się domyślam, kto to taki – dodał Tim.
– Naprawdę? – Robin starała się, żeby jej ton wyrażał jedynie umiarkowane
zainteresowanie.
– No. Jeśli mam rację, to bardzo młoda i trochę zaburzona osoba. Bo wiesz,
myślę, że większość tych trolli chce poczuć, że są kimś ważnym. Większość
dzieciaków sprawiających najpoważniejsze problemy na naszych warsztatach...
Pięć minut i kilka anegdot o dobroczynnym wpływie teatru na młodzież
z problemami, po czym Tim zrobił przerwę, by zaczerpnąć powietrza.
– To wszystko brzmi fantastycznie – powiedziała Robin, która wykazała
przytomność umysłu i włączyła z powrotem dyktafon. – Szkoda, że nie mogłeś
przyprowadzić tego Ano-kogo-śtam na któryś ze swoich warsztatów.
– Tak, naprawdę myślę, że to by jej pomogło – odrzekł z powagą Tom.
– Nie mógłbyś mi zdradzić w zaufaniu, kto to według ciebie jest? – spytała
Robin z zachęcającym uśmiechem. – To zostanie między nami. Damian byłby
wniebowzięty, mogąc przeprowadzić z nią wywiad... No wiesz, obraz fandomu
bez upiększeń.
– Nie... nie mogę tego zrobić. Przecież mogę się mylić, prawda? Zresztą jeśli
to naprawdę ona, po czymś takim mogłaby się zupełnie posypać.
– Aha. – Tym razem Robin zrobiła zatroskaną minę. – Skoro to przypadek
choroby psychicznej...
– Nie jestem pewny, czy rzeczywiście jest chora psychicznie, ale wiem,
że miała już kłopoty z policją i... Nie, nie chciałbym rzucać oskarżeń.
Ogromnie sfrustrowana Robin spojrzała na swoje notatki i powiedziała:
– No dobrze, chyba mam już wszystko, czego potrzebuję. To była ogromna
przyjemność. Ben na pewno będzie zafascynowany wszystkim, co mi... Aha. –
Udała, że zauważyła coś, o czym jeszcze nie rozmawiali. – Kim właściwie jest
ten Pez? Z nim też Damian powinien porozmawiać? To jego prawdziwe
nazwisko?
– Nie – odparł Tim.
Milczenie trwało trochę dłużej, niż Robin się spodziewała. Spytała o Peza
tylko po to, żeby ostatni raz skierować rozmowę z powrotem na Serce jak smoła
i Anomię. Gdy podniosła głowę, zobaczyła, że Ashcroft rozdziawił usta, jakby
był na ekranie i ktoś wcisnął pauzę. Po ułamku sekundy otrząsnął się
i uśmiechnął.
– Jego prawdziwe nazwisko akurat wyleciało mi z głowy – powiedział. –
Boże. Ledwie się znaliśmy, ale przecież powinienem być w stanie... Pez... Pez.
Jak on się nazywał, do cholery? Nie, przykro mi, zapomniałem. Ale Pez
w zasadzie nie znał Edie, więc... a w każdym razie znał ją niezbyt dobrze.
– Bez obaw. – Robin wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się. – W razie
potrzeby Damian zawsze będzie mógł wziąć nazwisko z napisów końcowych.
– No tak... ale jak mówiłem, Pez nie... Pez to w zasadzie taki... jak to się
mówi? Nie żeby aż fantasta, ale... Nie, mówię tylko, że nie przywiązywałbym
zbyt wielkiej wagi do tego, co mówi Pez. On należy do gości, którzy mówią coś
tylko po to, żeby szokować. Znasz ten typ.
– O tak. – Robin wciąż się uśmiechała, ale to stwierdzenie bardzo
ją zainteresowało.
– Nie chciałbym tylko, żeby ktokolwiek zyskał fałszywe wyobrażenie o Edie.
Pez nie jest... Jak on się nazywał, do cholery? – powiedział Tim
z nieprzekonującym śmiechem.
Pożegnali się przed barem, z uśmiechem ściskając sobie dłonie. Gdy pół
minuty później Robin się obejrzała, Tim wciąż tam stał, pisząc szybko
na telefonie.
46
Śniąc, Piekło ujrzałam uwspółcześnione
Straszliwsze niż Dantego pochody, lecz nie grą światła i cienia,
Lecz nowymi formami szaleństwa i cierpienia,
A w nim męki wymyślne, także te na Ziemi zrodzone [...].
Twa własna Ziemia i jej lud najszczęśliwszy
Największą żądzę bólu zaspokoić mogą.

Constance Naden
The Pessimist's Vision

– Jak poszło? – spytał Strike, odbierając telefon po drugim sygnale.


– On myśli, że wie, kim jest Anomia.
– Serio?
– Tak, ale nie chciał mi powiedzieć. Naciskałam najmocniej, jak się dało, ale
nie mogłam się przecież zdemaskować. Napomknął tylko, że to młoda kobieta
albo może nastolatka, która ma problemy i jest już znana policji. Kei Niven
nigdy nie przyłapano na żadnym przestępstwie, prawda?
– Nic mi o tym nie wiadomo. – Strike właśnie miał na laptopie profil Kei
na Twitterze, jej stronę na tumblr i konto na Instagramie. Nie zaglądał na nie
jednak od półtorej godziny, ponieważ grał na telefonie w Grę Dreka.
– Domyślam się, że Anomia się nie zjawił – powiedziała Robin.
– Nie – potwierdził Strike – ale teraz rozumiem, jaką żmudną robotą musiało
być spędzanie godzin w tej grze.
– Taka praca – powiedziała Robin, siedząc w zaparkowanym land roverze.
Zdjęła już okulary, lecz wciąż miała na głowie jasną perukę, w razie gdyby
znowu zjawił się Tim Ashcroft. – Wydobyłam z Ashcrofta parę ciekawostek.
Po pierwsze, po tym, jak go widziałeś w pubie na Highgate, przesłuchiwała
go policja. Musiał przedstawić alibi na popołudnie, w którym doszło
do napaści. Ktoś za niego poręczył, zeznając, że byli razem przez całe
popołudnie i wieczór.
– Powiedział ci, kto mu dał to alibi?
– Nie – odrzekła Robin – ale gdybym zaczęła drążyć, wyglądałoby to bardzo
podejrzanie.
– No, właśnie na tym polega problem z pracą pod przykrywką.
– Dziwne było też to, że Ashcroft bardzo nie chce, by ktoś rozmawiał
z Prestonem Pierce'em. Twierdził, że Preston prawie nie znał Edie, a przecież
wiemy, że to kłamstwo. Odniosłam wrażenie, że Pierce wie coś, co obciążyłoby
samego Tima.
– Ciekawe. Jak prawdopodobne wydaje ci się po tym spotkaniu, że Ashcroft
jest Anomią?
– Mało – przyznała Robin. – Ale mogłabym go sobie wyobrazić jako Pióro
Sprawiedliwości.
– Naprawdę?
– Tak. Właśnie zajrzałam jeszcze raz na ten blog. Pierwszy wpis Pióra był
o tym, że Drek to karykatura Żyda, i to prawie słowo w słowo to samo,
co usłyszałam od Tima, łącznie z opinią na temat podświadomych uprzedzeń.
– Jak szybko po zwolnieniu Ashcrofta powstało Pióro Sprawiedliwości?
Robin sprawdziła.
– W zasadzie – powiedziała – Pióro Sprawiedliwości powstało, zanim wylali
Tima. Pojawiło się w styczniu dwa tysiące dwunastego. Tim przestał podkładać
głos Dżdżownicy w marcu dwa tysiące trzynastego.
– Więc jeśli to on jest Piórem, anonimowo nazywał Ledwell i Blaya rasistami
i tak dalej przez ponad rok, wciąż z nimi współpracując?
– Dlaczego miałby to robić? – zastanawiała się na głos Robin. – Gdyby się
wydało, że to on jest Piórem, na pewno nawet ludzie zgadzający się z jego
krytycznymi uwagami na temat kreskówki uznaliby go za skończonego
hipokrytę. Nie, musiałam się pomylić... Chyba po prostu był czytelnikiem, a nie
autorem... Lepiej już ruszę w drogę. Będziesz grał w grę, dopóki cię nie
zmienię?
– No, nie ma sprawy – odrzekł Strike, ciężko wzdychając. – Ale zaczynam
myśleć, że za wszystkie godziny, które poświęciłaś na to gówno, powinniśmy
ci wypłacać dodatek za pracę w szkodliwych warunkach.
Wkrótce po tym, jak Robin się rozłączyła, Strike dostał wiadomość
od swojego siostrzeńca Jacka, który dowiedział się od matki, że wujek jest
tymczasowo uziemiony, i wzruszająco słał do niego regularne pytania
o zdrowie.
Jak twoja noga już lepiej?
Jeszcze nie odrosła, ale trzymam kciuki
, odpowiedział Strike, czym zasłużył na trzy roześmiane emoji.
W rzeczywistości kikut Strike'a nie spieszył się z powrotem do stanu,
w którym mógłby bez trudu dźwigać jego ciężar. Cormoran doskonale
wiedział, że powinien zgubić ze dwadzieścia pięć kilogramów, wykonywać
ćwiczenia zalecane przez fizjoterapeutę i rzucić palenie, ponieważ gdyby
w końcu przyplątała się miażdżyca, mogłoby dojść do tego, że skóra na końcu
kikuta w ogóle nie chciałaby się goić. Ponieważ jednak nie odczuwał pilnego
pragnienia, by przedsięwziąć te rozsądne środki, wolał przemienić
samooskarżenia we wściekłość na Thurisaza, ponieważ to on zmusił go –
w każdym razie z perspektywy detektywa tak to wyglądało –
do wymierzenia ciosów, które doprowadziły jego nogę do takiego stanu.
Systematyczne przeglądanie przez Strike'a całej internetowej aktywności
Kei Niven zakończyło się następnego dnia. Przesłał Robin streszczenie
wszystkiego, czego się dowiedział, po czym poprosił Pat o wydrukowanie
screenshotów odpowiednich materiałów, by mógł je pokazać Kei podczas
czwartkowego spotkania. Znalazł parę intrygujących informacji na jej
profilach w rozmaitych mediach społecznościowych i nie mógł się doczekać,
kiedy poprosi ją o wyjaśnienia.
Nie będąc w stanie zrobić nic innego, Strike postanowił następnie przesiać
masę skrajnie prawicowych profili na Twitterze związanych w jakiś sposób
z Sercem jak smoła, ponieważ miał niezbyt nierealistyczną nadzieję,
że odnajdzie gdzieś tam swojego niedoszłego napastnika z Ship& Shovell.
Jak Robin zauważyła, członkowie Bractwa Ultima Thule wplatali w swoje
nazwy użytkowników skrót BUT albo jakieś wariacje na temat Ultima Thule.
Nigdy nie dołączali swoich zdjęć do profili ani nie podawali pełnych imion
i nazwisk, co jak zakładał Strike, było zasadą narzuconą przez Bractwo.
Większość z nich używała zdjęć islandzkiego vegvísiru, złożonego symbolu,
który przypominał kompas i, jak odkrył Strike po wejściu na stronę Bractwa,
dawniej był uważany za symbol magiczny pomagający nawigować w czasie
brzydkiej pogody. Jakaś młoda kobieta z Islandii zatweetowała do członka
Bractwa, prosząc, by nie przywłaszczał sobie symbolu, który nie ma nic
wspólnego z supremacją białych. W odpowiedzi nazwał ją cipą
kochającą cz********.
Choć Bractwo zakazywało swoim członkom ujawniania w Internecie
prawdziwej tożsamości, najwyraźniej nie miało nic przeciwko temu, by do woli
okazywali agresję i obrażali innych. Dwaj członkowie Bractwa odpowiedzieli
w charakterystycznym stylu na tweet, w którym Edie wyraziła radość z powodu
legalizacji małżeństw homoseksualnych.

Edie Ledwell
@EdLedRysuje
W Wielkiej Brytanii zalegalizowano małżeństwa osób tej
samej płci!

16.30, 17 lipca 2013

Wielmożny Algernon Gizzard


@Gizzard_Al
W odpowiedzi do @EdLedRysuje
spierdalaj lesbo

Wierny Uczeń Lepine'a


@WiernyUczenLep1nea
W odpowiedzi do @EdLedRysuje
Czuję twoją stęchłą cipę na kilometr
Will A
@will_z_BUT
W odpowiedzi do @Gizzard_Al @EdLedRysuje
ciągnij torbę drutów

Prawdziwy Bryt
@jkett_BUT
klaszczecie z tego powodu swoimi lepkimi rączkami ale
żadna z was WSSowych suk nie otworzyła obciągających fiuty
ust w sprawie Lee Rigby

Strike zanotował nazwy użytkowników @will_z_BUT i @jkett_BUT, a potem


skrolował dalej.
Godzinę i jedną kanapkę z szynką później był już o kolejny rok wcześniej
na osi czasu Edie.

Edie Ledwell
@EdLedRysuje
Co do diabła dzieje się w tym kraju, że PNZK ma tak wysokie
notowania?

Harv
@HN_Ultima_Thule
W odpowiedzi do @EdLedRysuje
to się dzieje, że ludzie widzą, że trwa tu inwazja, głupia suko

Strike zapisał następny nick z bractwa, spojrzał na profil tego gościa, nie
znalazł żadnych danych umożliwiających identyfikację, i wrócił
do analizowania osi czasu Edie.
Oczywiście już wiedział, że katalizatorem, który wywołał gniew skrajnej
prawicy na Ledwell, było zwolnienie Wally'ego Cardew, teraz jednak
dowiedział się jeszcze, że z punktu widzenia Bractwa do tej pierwszej zbrodni
doszły inne okoliczności obciążające: aktor, który zastąpił Wally'ego, był
czarny.

Anomia
@AnomiaGamemaster
Więc Biedwell wybrała nowego Dreka, a jeśli zamkniecie oczy
i się przysłuchacie, okaże się, że jest... do dupy.
Ciekawe, dlaczego wybrała akurat jego?
#tokenizm #przypochlebianiesię

19.27, 21 kwietnia 2012

Zaraz pod tym tweetem pojawiło się znajome nazwisko

Yasmin Weatherhead
@YazzyWeathers
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Niesprawiedliwe, @MichaelDavidGra powinien dostać
szansę.

Strike zauważył, że Yasmin nie zamieściła na swoim profilu zdjęcia, lecz


bardzo jej pochlebiający rysunek linearny.
Przeskrolował kolejne odpowiedzi.

Wierny Uczeń Lepine'a


@WiernyUczenLep1nea
W odpowiedzi do @YazzyWeathers @MichaelDavidGra
@AnomiaGamemaster
Lubisz czarne k**** tak bardzo jak Fedwell?

Jules
@jestem_evola
W odpowiedzi do @WiernyUczenLep1nea @YazzyWeathers
@MichaelDavidGra @AnomiaGamemaster
Ledwell lubi każdy rodzaj. Słyszałem, że zamiast płacić
czynsz, obciągała Holendrowi, który wynajmował jej pokój.

Wielmożny Algernon Gizzard


@Gizzard_Al
W odpowiedzi do @jestem_evola @WiernyUczenLep1nea
@YazzyWeathers @Michael-DavidGra @AnomiaGamemaster
– na czym polega sekret pani sukcesu, pani Ledwell
– silne mięśnie żuchwy i brak odruchu wymiotnego

Pióro Sprawiedliwości
@piorosprawpisze
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster @MichaelDavidGra
Nie zgadzam się, że M.D. jest zły, ale zgadzam się,
że obsadzenie go to nieporadny sposób zadośćuczynienia
za wcześniejszy rasizm w SjS. Moja opinia o robieniu dobrych
rzeczy ze złych powodów:
www.PioroSprawiedliwosci/
DlaczegoObsadzenieMichaelaDavidaWRoliDreka...

SQ
@#B_U_T_Quince
W odpowiedzi do @piorosprawpisze @MichaelDavidGra
ty kutasie drek nie jest cz********
Strike zapisał nick @#B_U_T_Quince, a potem dalej czytał wymianę zdań
na temat obsadzenia Michaela Davida, do której – chyba nierozważnie –
dołączyła Edie.

Edie Ledwell
@EdLedRysuje
W odpowiedzi do @piorosprawpisze
Byłeś przy tym, jak go obsadzaliśmy? Nadawał się do tej
roboty najlepiej, to nie ma nic wspólnego z jego kolorem
skóry

Pióro Sprawiedliwości
@piorosprawpisze
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Nie zgadzam się, że M.D. jest zły, ale
zgadzam się, że obsadzenie go to
nieporadny sposób zadośćuczynienia
za wcześniejszy rasizm w SjS. Moja opinia
o robieniu dobrych rzeczy ze złych
powodów:
www.PioroSprawiedliwosci/DlaczegoObsa
dzenieMichaelaDavida WRoliDreka...

Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do @EdLedRysuje @piorosprawpisze
Jeśli jesteś taka wrażliwa i zła, że atakujesz fanów
na Twitterze, może lepiej spierdalaj i zostaw wszystko
w rękach @prawdziwyJoshBlay?
Edie Ledwell
@EdLedRysuje
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster @piorosprawpisze
Wierz mi, są dni, kiedy wydaje mi się to wspaniałym
pomysłem.

Ruby Nooby
@rubynooby*_*
W odpowiedzi do @EdLedRysuje @AnomiaGamemaster
nie mów tak. kochamy cię!

Zozo
@czarneserce28
W odpowiedzi do @EdLedRysuje @AnomiaGamemaster
Nieeeee nie odchoć !!!

Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @EdLedRysuje @AnomiaGamemaster
wszyscy tu gadają głupoty, masz masę fanów, nie chcemy,
żebyś odeszła

Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do @rachledbadly @rubynooby*_* @czarneserce28
@EdLedRysuje
#trollowaniedlawspółczucia się udało

Ktoś zapukał do drzwi mieszkania na poddaszu.


– Przyniosłam wydruki – dobiegł z korytarza szorstki głos Pat. – I kawałek
ciasta.
– Drzwi są otwarte – zawołał Strike, naciągając szlafrok, żeby zasłonić
bokserki. – Wspomniałaś coś o cieście?
– No. – Pat weszła tyłem, jak zwykle ściskając w zębach e-papierosa,
z tekturową teczką w jednej ręce i z talerzem, na który położyła wielki kawałek
ciasta z owocami. – Upiekłam wczoraj wieczorem. Pomyślałam, że będziesz
miał ochotę.
– Wielkie dzięki – powiedział Strike. – Upiekłaś je?
– Nie dla ciebie – odparła bez sentymentów, zaciągając się głęboko e-
papierosem, po czym wyjęła go z ust, żeby dodać: – No, nie tylko dla ciebie.
Przydałoby się poprawić morale zespołu. A ciasto z owocami ma tę zaletę,
że długo zachowuje świeżość. Masz wszystko, czego potrzebujesz?
– No, niczego mi nie brakuje – powiedział Strike.
Ruszyła w stronę drzwi.
– Narzekają, prawda? – zawołał za nią.
– Bez obaw – odrzekła, przystając w drzwiach. – Robin panuje nad sytuacją.
Wyszła. Strike jadł ciasto z owocami, bardzo dobre, czując mieszaninę
świeżo wzbudzonego poczucia winy, poirytowania na dupka, który na niego
psioczył, i zupełnie niespodziewanego nowego uznania dla Pat za to,
że w czasie jego niedyspozycji okazywała mu rzeczowe wsparcie, które było
dziwnie kojące. Pomysł, żeby upiec ciasto dla zespołu, nigdy nie wpadłby
mu do głowy, lecz musiał przyznać, że aktualnie i tak raczej nie byłby w stanie
utrzymać równowagi wystarczająco długo, żeby je przygotować.
Po zjedzeniu ciasta zapalił papierosa i wrócił do Twittera.
Zaczynał się czuć jak świnia szukająca trufli, która próbuje wykonać swoją
robotę w pomieszczeniu pełnym kadzidełek, śmierdzących ryb i starego sera.
Mijała jedna żmudna godzina za drugą, a jego myśli coraz częściej skręcały
w stronę rozproszonych argumentów i wątków niemających niczego
wspólnego z Bractwem Ultima Thule. Zainteresowali go na przykład dwaj
najbardziej płodni autorzy tweetów skierowanych do Edie i Anomii: Wierny
Uczeń Lepine'a i Algernon Gizzard. Obaj zdawali się czerpać niezmierną
przyjemność z atakowania Edie Ledwell w ciągu ostatnich kilku lat.
W końcu, chcąc się pozbyć denerwującego przeczucia, postanowił przyjrzeć
się dokładnie profilowi Wiernego Ucznia Lepine'a.
Awatar ukazywał niewyraźne czarno-białe zdjęcie młodego mężczyzny
z bujnymi włosami i brodą. Patrząc na tę starą fotkę, Strike pomyślał, że skądś
ją zna, i otworzył Google'a, żeby to sprawdzić. Rzeczywiście, zdjęcie profilowe
przedstawiało Marca Lépine'a, seryjnego zabójcę z Kanady, który w 1989 roku
zastrzelił czternaście kobiet, a potem siebie, zostawiając liścik, w którym winił
feministki za zrujnowanie mu życia.
Strike zauważył, że profil @WiernyUczenLep1nea istniał chyba przede
wszystkim po to, by nękać młode kobiety i im grozić. Edie była atakowana
regularnie, lecz oberwało się także Kei Niven, ponieważ „wykorzystywała”
Anomię, by rozpowszechnić swoje oskarżenia o plagiat, dopóki Anomia jej nie
„przejrzał”. Poza tym Wierny Uczeń Lepine'a wziął na celownik marki, które
według anonimowego autora zostały zrujnowane przez pisarki i aktorki,
między innymi te związane z Gwiezdnymi wojnami, Doktorem Who oraz różnymi
grami wideo. Atakowano rozmaite profile kobiet dlatego, że ich właścicielki
były za brzydkie, zbyt mocno obstawały przy swoich poglądach oraz
(wyjątkowo silna obsesja) były zbyt otyłe. Wierny Uczeń Lepine'a często
popierał różnych ultraprawicowych użytkowników, między innymi Bractwo
Ultima Thule, i nierzadko sekundował Anomii, którego ataki na Ledwell
najwyraźniej wprawiały go w zachwyt.
Profil był usiany memami i powiedzonkami, na które Strike już się natknął
wśród różnych Dreków i braci Ultima Thule: obrazkami z kreskówki Stacy
i Chad o płytkich i narcystycznych mainstreamowych „normalsach”, którzy
uprawiają dużo seksu, regularnym wspominaniem o „przejrzeniu na oczy” albo
uświadomieniu sobie, że mężczyźni są zniewalani, a kobiety to tak naprawdę
ciemiężycielki. Wierny Uczeń Lepine'a miał także skłonność do podsuwania
innym młodym mężczyznom nieprzyjemnych i czasami bezwzględnych
rozwiązań ich problemów. Amerykańskiemu nastolatkowi skarżącemu się
na wczesną porę powrotu do domu narzuconą przez macochę poradził,
by założył podsłuch w jej sypialni, a potem ustawił w oknie głośnik i puścił
nagranie odgłosów, które wydawała w czasie seksu. Mężczyźnie porzuconemu
przez dziewczynę nauczycielkę zasugerował, by włożył jej do torebki
pornografię dziecięcą i zawiadomił policję. Wśród całej tej wściekłości, urazy
i pisania o rewolucji „samca beta” znajdowały się szczere i pełne furii
wyznania, że właściciel profilu wciąż jest prawiczkiem.
W sumie efekty aktywności Wiernego Ucznia Lepine'a wydały się Strike'owi
nie tylko nieprzyjemne, lecz także niepokojące. Kariera detektywistyczna już
go nauczyła, że niebezpieczni ludzie bardzo rzadko eksplodują przemocą już
na etapie, jak to nazywał na własny użytek, startu zatrzymanego. Ponieważ
jednak Wierny Uczeń Lepine'a działał anonimowo, a miejsce jego pobytu było
ukryte, Strike niewiele mógł w jego sprawie zrobić. Małym pocieszeniem
było to, że gość miał jedynie siedemdziesięciu dwóch obserwujących, z których
większość – z tego, co Strike zdołał wywnioskować – to były boty.
Następnie skupił się na profilu Algernona Gizzarda, który miał nieco ponad
trzy tysiące obserwujących. Zdjęcie profilowe ukazywało drużynę Chelsea
świętującą niedawne zwycięstwo w Premier League: Drogba, Ramires i Rémy
leżeli na trawie obok pucharu z koroną, a reszta zawodników wiwatowała
na ich tle, triumfalnie unosząc pięści. Zważywszy na to, że Strike był kibicem
Arsenalu, ten obrazek bynajmniej nie zwiększył jego sympatii do użytkownika
@Gizzard_Al.
Awatar ukazywał tył krótko ostrzyżonej ciemnowłosej głowy z założonymi
od tyłu okularami typu pilotki. Strike powiększył zdjęcie, by przyjrzeć się tym
okularom: miały skórzany mostek i choć maleńkie srebrne literki na szkle były
zamazane, pomyślał, że układają się w napis „Cartier”.
Życie przedstawiane przez właściciela profilu, oczywiście zakładając,
że faktycznie tak wyglądało, nie mogłoby bardziej kontrastować z życiem
Wiernego Ucznia Lepine'a. Nie było w nim żadnej nienawiści do samego siebie.
Przeciwnie, niemal w każdym tweecie dominował ton przechwałek i radosnego
konsumpcjonizmu. Gizzard często zamieszczał zdjęcia czerwonego mercedesa
klasy E coupé, twierdząc, że jest jego właścicielem, lecz zawsze starannie
zamazywał numer na tablicy rejestracyjnej. Zdjęcie Chelsea grającego
z Manchesterem City zrobiono z prywatnej loży, a na pierwszym planie widać
było szampan w lodzie. Pod pstrykniętym od tyłu zdjęciem idącej po Bond
Street długowłosej blondynki w minispódniczce znajdował się podpis: „Byłem
napalony, więc zadzwoniłem po tadzię, którą rzuciłem miesiąc temu”. Pisząc
o kobietach, Gizzard regularnie używał słów „tadzia” i „foid”, które
czterdziestoletni Strike musiał sprawdzić – dowiedział się, że pierwsze
to akronim „ta dziwka”, a drugie to skrót od „femoid”.
Były tam dwa selfie, lecz żadne z nich nie ukazywało zbyt wiele z twarzy
Gizzarda. Na jednym widać było gęstą brew w rogu zdjęcia długiej, białej plaży
kojarzącej się z Seszelami. Pół brązowego oka znalazło się też na fotce
zrobionej znad ramienia Gizzarda, ukazującej kilka modelek ze znaną aktorką,
wszystkie mocno wstawione. W tle Strike rozpoznał VIP-owską sekcję klubu
nocnego, w którym śledził kiedyś wiarołomnego męża klientki. Gizzard
podpisał to zdjęcie: „tadziobranie”. Tym tweetem zapewnił sobie ponad pięć
tysięcy lajków.
Im bardziej Strike przyglądał się profilowi Gizzarda, tym częściej jego
podświadomość podejmowała daremne próby, by mu coś powiedzieć. Co?
Przeskrolował z powrotem na górę strony i spojrzał na biogram.

Wielmożny Algernon Gizzard


@Gizzard_Al
„Nie ma już we mnie współczucia dla mętów społecznych.
Nie obchodzi mnie, czy żyją, czy umierają” – weev

Nagle, choć w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby go usłyszeć, Strike
powiedział na głos:
– Algiz. Pieprzony Algiz.
Wpisał to słowo w wyszukiwarkę. I rzeczywiście, Algiz, podobnie jak
Thurisaz, był runą z fuþarku starszego. Podawano różne znaczenia
przypisywane Algizowi: ochrona, wsparcie i wzmocniona siła.
– Kurwa, to nie może być przypadek – mruknął Strike, przyglądając się
z jeszcze większą uwagą treściom zamieszczonym przez Gizzarda. Skrolował
powoli wstecz przez kolejne lata, zwracając szczególną uwagę na osoby,
z którymi Algiz wchodził w interakcje. W końcu, w 2013 roku, znalazł wymianę
zdań z profilem należącym do Bractwa Ultima Thule.

Ryder T
@Ultima_T_14
Ale się dzisiaj nawalę.

Wielmożny Algernon Gizzard


@Gizzard_Al
do @Ultima_T_14
Auf die alten Götter!

Strike przypuszczał, że ten germański toast może cieszyć się szczególnym


uznaniem podczas odynistycznych obrzędów. Skrolował dalej i w końcu
w lipcu 2011 roku znalazł coś, co uzasadniło dwie godziny poświęcone
@Gizzard_Alowi, ponieważ ten wyraził w tweecie uznanie, gdy skrajnie
prawicowy terrorysta zamordował siedemdziesięcioro siedmioro młodych
ludzi na obozie Partii Pracy w Norwegii.

Wielmożny Algernon Gizzard


@Gizzard_Al
Właśnie czytałem manifest strzelca

Jamie Kettle
@BlackPill28
do @Gizzard_Al
qurwa bohater

– Mam cię, sukinsynu! – powiedział głośno Strike.


Thurisaz uśmiechał się do niego ze zdjęcia dołączonego do profilu Jamiego
Kettle'a, który jako miejsce swojego pobytu wskazał Londyn. Jedyną różnicą
między jego wyglądem w 2011 roku a obecnie było to, że przed czterema laty
nie miał runy wytatuowanej na grdyce. Na jego zdjęciu profilowym widniała
jednak czaszka, którą Strike widział wytatuowaną z tyłu głowy Thurisaza.
Profil miał wszystkie cechy charakterystyczne dla zwolennika skrajnej
prawicy, które Strike zdążył już dobrze poznać: zaabsorbowanie nadmiernym
rozmnażaniem się imigrantów, marginalizowaniem białych mężczyzn oraz
kontrolowaniem myśli i wypowiedzi. Ponadto często rozpisywał się
o narcyzmie, chciwości i płytkości kobiet. W 2012 roku w profilu zaszła
jednak wyraźna zmiana, po której prawie wszystkie polityczne treści zniknęły
i zostały tam tylko rzadkie posty o dwóch najważniejszych pasjach Kettle'a:
stolarstwie – zamieszczał przykłady swoich ukończonych dzieł – oraz jego
motocyklu Norton Commando z 1968 roku.
Strike zaczął przekładać kartki na stole w kuchni, by odnaleźć listę profili
członków Ultima Thule, którą od jakiegoś czasu kompletował, i szybko
wyszukał na niej użytkownika @jket-t_BUT znanego także jako Prawdziwy
Bryt, który założył ten profil w kwietniu 2012 roku: dokładnie wtedy, kiedy
z profilu Jamiego Kettle'a zniknęły wszystkie polityczne treści.
– Wpadłeś, bo chciałeś się pochwalić stolikami – powiedział z uśmiechem
Strike, sięgając po komórkę, by zadzwonić do nadkomisarza Murphy'ego.
47
[...] dusze te plamiste do zarażania skore
i złym oddechem tchną w siostrzaną twarz,
jakby dzięki temu ulgi doznawały.

Elizabeth Barrett Browning


Aurora Leigh

Czaty w grze z udziałem pięciorga z ośmiorga moderatorów Gry Dreka

<Grupa moderatorów>
<13 maja 2015,
23.47> <Vilepechora,
Sercella,
Dżdżownica28,
Narcyzka>

Sercella: nie mogę się


doczekać Comic Con

Dżdżownica28: ja też

Vilepechora: wszyscy
przygotowali maski?

Dżdżownica28: lol tak

Sercella: więc się


wybierasz, Pech?

Vilepechora: nie
nazywaj mnie Pech
Sercella: lol

Dżdżownica28: lol

Vilepechora: pojadę,
jeśli Narcyzka też
pojedzie

Narcyzka: dlaczego?

Vilepechora: bo
zajebiście uwielbiam
rude. Prawdziwa krew
wikingów

Sercella: skąd wiesz,


jak ona wygląda?

Vilepechora: <Otwiera się nowa


tajemnica grupa prywatna>

> <13 maja 2015, 23.50>

Sercella: czy LordDrek <Narcyzka zaprasza


wybiera się na Comic Vilepechorę>
Con? Ktoś wie? Narcyzka: Skąd wiesz,
że jestem ruda?
Dżdżownica28: nie
wiem , nie ma go tu od <Vilepechora dołącza
wieków do grupy>

Dżdżownica28: Vilepechora: Jestem


Anomia powinien zaszczycony.
chyba wyznaczyć Myślałem, że tylko
nowego moda Morehouse może
liczyć na akcję z twojej
Sercella: wcale nie strony na grupie
prywatnej
Dżdżownica28: ale
jego już wogłle tu nie
ma Vilepechora: czyżby
kłótnia kochanków?
Dżdżownica28: Pech , Zauważyłem,
czy LordDrek od nas że rzadko się
odszed ? tu ostatnio pokazuje

Vilepechora: a
ty jesteś tu na okrągło

Sercella: na pewno nie Narcyzka: odpowiedz


qurwa na pytanie
Sercella: po prostu jest
bardzo zajęty Vilepechora:
powinienem był
> zaznaczyć, że chodzi
o *naturalną* rudą
>
Vilepechora: z obrożą,
>
kajdankami i całą
> resztą z tego samego
kompletu
>
Narcyzka: skąd
> wiesz?

Vilepechora: lol

>

<LordDrek dołącza Vilepechora: powiem


do grupy> ci, jeśli odpowiesz
na jedno pytanie
Sercella: OMG właśnie
o tobie rozmawiamy! Narcyzka: jakie
pytanie?
LordDrek: mam
nadzieję, że piszecie Vilepechora: jak
tylko dobre rzeczy. bardzo chciałabyś
mi powiedzieć, kim
jest Anomia?
Narcyzka: nie wiem,
kim on jest

Sercella: no jasne!

Sercella: co u ciebie? Vilepechora:


pierdolisz, Morehouse
LordDrek: całkiem na pewno
dobrze ci powiedział

LordDrek: nie Narcyzka: nie


ma Morehouse'a?
Vilepechora: ale
Sercella: nie on wie, prawda?

Narcyzka: tak
Morehouse wie, ale
nigdy ci qurwa nie
powie

LordDrek: to dobrze, Vilepechora: wiem,


bo bycie nazywanym dlatego pytam ciebie
nazistą co 10 minut
może się znudzić Narcyzka: skąd
to nagłe
Sercella: tak zainteresowanie
mi przykro
Vilepechora: nie jest
LordDrek: to nie twoja nagłe
wina x
Vilepechora: wszyscy
Sercella: Morehouse w fandomie chcą
był bardzo nie wiedzieć, kim jest
w porządku Anomia

LordDrek: nie Vilepechora: poza tym


ma Anomii? on zabił Ledwell

Sercella: nie, zniknął Narcyzka: nie pierdol


pół godziny temu, miał Vilepechora: jeśli nie
coś do załatwienia on, to kto?

LordDrek: a on co,
wampir? Już
po północy

Sercella: lol Narcyzka: może ty

LordDrek: może skoro Vilepechora: mam


już się rozsmakował żelazne alibi, piękna
w zabijaniu, wyruszył
na łowy Narcyzka:
odpowiedziałam
Sercella: lol nie mów na twoje pytanie, teraz
tak ty odpowiedz na moje

LordDrek: to nie ja tak Vilepechora: OK


mówię, tylko on
Vilepechora: Anomia
LordDrek: na okrągło, pokazał mi to zdjęcie,
kurwa, w grze które mu przez
przypadek przesłałaś
LordDrek: w końcu ktoś
potraktuje to poważnie Narcyzka: a to kutas

LordDrek: wiem, Narcyzka: totalny


wydaje mu się, pieprzony drań
że policja nie ma tu
dostępu, ale wystarczy Narcyzka: jak
jeden z nich i będzie on śmiał?
udupiony
Narcyzka: ględzi
LordDrek: cześć, o Zasadzie 14, a potem
Vilepechora robi coś takiego?

> Vilepechora: bez


obaw, usunąłem je
>
Narcyzka: jasne
>

>

Vilepechora: jestem >


zajęty. daj mi 5 min
Vilepechora:
> naprawdę usunąłem.
Mam zazdrosną
> dziewczynę

Vilepechora: założę
się, że teraz już chcesz,
żebym się dowiedział,
kim jest Anomia,
prawda?

Sercella: to bardzo nie Narcyzka: wybierasz


fair, jeśli naprawdę się na Comic Con?
szpiegują fanów
Vilepechora: nie wiem,
Sercella: żaden fan a co?
nigdy by tego nie zrobił
Narcyzka: Będzie tam
Sercella: zwłaszcza Anomia przebrany
Joshowi za Dreka

Dżdżownica28: Vilepechora: serio?


dlaczego tak piszesz ?
Narcyzka: Morehouse
Dżdżownica28: powiedział mi wieki
zwłażcza Joshowi temu

Sercella: wiesz, Narcyzka: Anomia


co mam na myśli zawsze przebiera się
za Dreka
Dżdżownica28: nie , nie
wiem , wyjaśnij Vilepechora: jak masa
ludzi
Sercella: no dlatego Narcyzka: właśnie
że ona psuła wszystko dlatego to robi,
dla pieniędzy, prawda? kretynie

Dżdżownica28: niby Narcyzka: a myślisz,


jak ? że co, że przyjdzie
z pieprzoną strzałką
Sercella: daj spokój, skierowaną w stronę
Dżdżownico, wszyscy swojej głowy i z
wiedzą, że robiła napisem „Jestem
to tylko dla pieniędzy Anomia”?

Vilepechora: lol OK

Dżdżownica28: skond Narcyzka: teraz


wiesz ? nie było cię naprawdę mam
na wszystkich nadzieję, że się
zebraniach i wogłle dowiesz, kim jest ten
drań
Dżdżownica28: skond
wiesz , że j*** nie chciał Narcyzka: może sama
więcej pieniędzy ? też się za nim
porządnie rozejrzę
Dżdżownica28: to E***
wpadała na wszystkie Vilepechora: super,
dobre pomysły powinniśmy połączyć
siły
Dżdżownica28:
wszystkie najlepsze Narcyzka: nie
postacie były jej zamierzam łączyć
z tobą sił
Dżdżownica28: mam
kurwa dość , że wszyscy Vilepechora:
na nią srają dlaczego, Morehouse
byłby zazdrosny?

Dżdżownica28: była >


dobrym człowiekiem ,
ja to wiem Narcyzka:
Vilepechora, jeśli
Dżdżownica28: więc moje zdjęcie pojawi
wal się , Sercella się w Internecie albo
coś
<Dżdżownica28
opuszcza grupę> Vilepechora: nie
pojawi się

Vilepechora: mogłem
próbować cię nim
szantażować

Sercella: yyy... co to Vilepechora: ale tego


było, do diabła? nie zrobiłem, bo miły
ze mnie facet
LordDrek: lol
Narcyzka: jasne
LordDrek: dżdżownica
wyszła na wierzch Vilepechora: co
to miało znaczyć?
Sercella: to znaczy
oczywiście nie Narcyzka: Halving?
*znałam* L****** ani nic
Vilepechora: wal się,
Sercella: Josh zbieraliśmy
zostawiłby kreskówkę te materiały całe
na YouTubie i byłaby wieki, naprawdę
tam na zawsze. To ona myśleliśmy, że Anomia
chciała kasy to Ledwell

Narcyzka: OK skoro
tak twierdzisz

LordDrek: no, Narcyzka: ale o moim


sprawiała wrażenie zdjęciu mówiłam serio
pazernej suki
Vilepechora:
Sercella: no bo trochę Przysięgam na Odyna
taka była i Pradawnych Bogów,
że go nie użyję
>
Sercella: wybierasz się Narcyzka: napisałeś,
na Comic Con? że je usunąłeś

Vilepechora: Bo tak.
Właśnie dlatego nie
mogę go użyć.

LordDrek: chciałbym, Narcyzka: OK, lepiej


ale nie mogę żeby to była prawda

LordDrek: a ty? <Narcyzka opuszcza


grupę>
Sercella: tak. A za
3 tygodnie obejrzę <Vilepechora
sztukę opuszcza grupę>

LordDrek: tak? Jaką <Grupa prywatna <Otwier


sztukę? została zamknięta> a się
grupa
Sercella: Czechowa Sercella: lol prywatn
a> <14
LordDrek: wow, mam Sercella: jak myślisz,
maja
nadzieję, że ci się co powinnam zrobić,
2015,
spodoba zaczekać w pobliżu
00.04>
wejścia dla aktorów? >
Sercella: liczę,
<Vilepec
że po spektaklu >
hora
dostanę autograf
LordDrek: chwileczkę, zaprasz
od gwiazdy
skarbie, ktoś puka a
LordDrek: nigdy nic nie do drzwi x LordaDr
wiadomo eka>
Vilepech
Sercella: myślisz, ora:
że ten ktoś mógłby Wieści
mi go dać?
>
LordDrek:
powiedziałbym, że są >
bardzo duże szanse, <LordDr
że to zrobi ek
dołącza
do grupy
>

Sercella: nie LordDrek:


ma sprawy x dowiedziałeś się
czegoś?
>
Vilepechora: Ona
> twierdzi, że nie wie,
kim on jest
Narcyzka: był
Morehouse? Vilepechora: ale mówi,
że wybiera się
Sercella: nie
na Comic Con
Sercella: pokłóciliście przebrany za Dreka
się?
LordDrek: to qurwa
Narcyzka: nie, bez sensu, tam będą
po prostu chcę z nim setki Dreków
porozmawiać
Vilepechora: to samo
> powiedziałem, ale ona
mówi, że właśnie
> dlatego się za niego
przebierze
>

Narcyzka: jeśli się Vilepechora: Narcyzka


pojawi, przekażesz mu, chce się dowiedzieć,
że muszę z nim kim on jest,
porozmawiać? bo usłyszała,
że pokazywał w grze
Sercella: no OK jej nagie fotki.
Narcyzka: dzięki Vilepechora: Mógłbym
połączyć z nią siły
<Narcyzka opuszcza i spróbować
grupę> go znaleźć

LordDrek: spierdalaj,
nie wciągamy WSS-ów
w swoje sprawy.

LordDrek: wiem,
że jesteś napalony
na Narcyzkę, ale
musisz spasować.
Skup się kurwa
na robocie

Sercella: LordDrek, LordDrek: bo też mam


jesteś tu jeszcze? wieści i nie są dobre

> LordDrek: i
bezpieczniej będzie
> pogadać o tym tutaj
niż tam gdzie zawsze,
>
bo tam chyba dalej
> obserwują nas psy

> LordDrek: przed


godziną wzięli
Thurisaza
na przesłuchanie

LordDrek: daj Vilepechora: kurwa


mi chwilę, skarbie
LordDrek: w tym
Sercella: wybacz, nie męskim kiblu musiała
chciałam ponaglać! być kamera

> LordDrek: w każdym


razie ten głupi kutas
> zachował swój stary
profil na Twitterze,
>
> ze zdjęciem
i prawdziwym
> nazwiskiem. Tak
go zidentyfikowali
>
Vilepechora: skąd
>
wiesz?

LordDrek: kiedy
zjawiły się psy,
u Thurisaza był Uruz

LordDrek: Pytali
Thurisaza, czy ten
stary profil jest jego

> LordDrek: raczej


qurwa nie mógł
> zaprzeczyć, motor stał
na jego podjeździe
>
Vilepechora: kurde
>
LordDrek: dlatego
>
masz NATYCHMIAST
LordDrek: wybacz, usunąć ten jebany
sąsiad zatrzasnął profil Algiza
drzwi
Vilepechora: OK, OK,
Sercella: masz jego właśnie to robię
zapasowy klucz?
>

LordDrek: no Vilepechora: OK,


załatwione. Usunąłem
Sercella: lol nie
przyszłoby mi do Vilepechora: ale nigdy
głowy, że tacy ludzie nie podawałem tam
jak ty robią takie prawdziwego
rzeczy dla sąsiadów nazwiska ani nie
LordDrek: „Tacy ludzie wrzucałem zdjęć
jak ja”? swojej twarzy

Sercella: wiesz, LordDrek: nie, tylko


co mam na myśli swojego samochodu,
swojej drużyny
Sercella: s***** ludzie piłkarskiej i swojego
ulubionego klubu
LordDrek: wciąż
nocnego
jesteśmy ludźmi
Vilepechora: słuchaj,
Sercella: lol tak, chyba
ktoś powinien pójść
tak
na comic con
Sercella: po prostu i spróbować
trudno to sobie namierzyć Anomię
wyobrazić
Vilepechora: on ciągle
LordDrek: lepiej już nie powtarza, że ich
rozmawiajmy o takich zaatakował. Jeśli się
sprawach. Zasada 14 dowiemy, kim
on naprawdę jest,
Sercella: lol, tak, będziemy mogli dać
wybacz cynk policji. Jeśli
pójdzie siedzieć
za napaść na tych
dwoje, dadzą
nam spokój

Sercella: czasami robię LordDrek: co


się trochę nieostrożna, zamierzasz, pójść tam
kiedy nie ma tu Anomii i zdzierać ludziom
maski?
Sercella:
przypuszczam, Vilepechora: ffs, warto
że po przedstawieniu spróbować
aktorzy muszą iść
do domu, żeby Vilepechora: będzie
wcześnie się położyć miał maskę Dreka
i koszulkę z napisem
LordDrek: no tak Zostawcie Grę.
Po prostu go zagadnę
>

Sercella: szkoda LordDrek: OK, idź


na Comic Con, ale ffs
LordDrek: Myślę, nie rób nic głupiego
że reżyserzy surowo
przestrzegają tej
zasady

Sercella: tak
przypuszczałam

>

>

Sercella: ale LordDrek: nie tak jak


prawdopodobnie Thurisaz
pozwalają ludziom
odwiedzać aktorów LordDrek: gdyby nie
w garderobach przed poszedł za tym
spektaklem? gliniarzem, nie
siedziałby teraz
> w jebanym areszcie

LordDrek: wybacz, Vilepechora: Thurisaz


słonko, to znowu mój nic nie powie
sąsiad. Ten przeklęty
klucz złamał się >
w zamku

Sercella: o nie LordDrek: nie o to


chodzi
LordDrek: będę musiał
się wylogować, Vilepechora: nie
on zamierza zaczekać odwołałeś zebrania
u mnie na ślusarza w sobotę?
Sercella: aha OK >

Sercella: dobranoc xxx LordDrek: nie, musimy


teraz trzymać
> dyscyplinę
> LordDrek: muszę dalej
zagadywać tę grubą
LordDrek: dobranoc
krowę Sercellę, żeby
xxx
nie nabrała podejrzeń
> >

> LordDrek: wybiera się


na moją sztukę. Chce
autograf przed
wejściem dla aktorów

<LordDrek opuszcza Vilepechora: ty cipo.


grupę> co powiesz, jak
Michael David
> ją zignoruje? Będziesz
udawał, że jej nie
>
zauważyłeś?
>
Vilepechora: bo ona
> na pewno w to nie
uwierzy, przecież jest
zbudowana jak sracz
z cegły.

Sercella: Nie śpisz LordDrek: Wiem.


jeszcze, Pech? powinienem był
udawać Steviego
> Wondera

> Vilepechora: roflmao


> <LordDrek opuszcza
grupę>
>
<Vilepechora opuszcza <Vilepechora
grupę> opuszcza grupę>

<Grupa prywatna
została zamknięta>
48
Czasem, jak wszystko, co młode, drażni mnie ona,
Krnąbrna, niebaczna, nazbyt zaślepiona.
Jak ptaki, które na wietrze bez celu fruwając,
Ze znanym sobie drzewem w końcu się zderzają [...].

Augusta Webster
Mother and Daughter

Nazajutrz Strike obudził się wcześnie, ponieważ miał jechać do King's Lynn
na rozmowę z Keą Niven. Choć nękały go pewne obawy, jak jego kikut zniesie
podwójne wyzwanie związane z doczepieniem protezy i obsługiwaniem pedału
gazu, humor poprawiła mu wiadomość od Ryana Murphy'ego, która przyszła
w nocy. Thurisaz, znany też jako Jamie Kettle, został zatrzymany w domu
w Hemel Hempstead i zabrany na przesłuchanie. Aktualnie policja badała jego
komputer w poszukiwaniu dowodów aktywności w darkwebie i przetrząsała
dom, rozglądając się za sprzętem do produkcji bomb. Choć stwierdzenie,
że Strike uznał potknięcie się o torebkę Finki za łut szczęścia, byłoby przesadą,
zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę napięcie, które ten incydent spowodował
w jego agencji, miał przynajmniej satysfakcję, że długie godziny poświęcone
zgłębianiu Twittera przyniosły owoce, toteż jedząc śniadanie, czuł, że od wielu
dni nie był w tak dobrym humorze.
Gdy jednak wyszedł spod prysznica i zobaczył, że ktoś do niego dzwonił,
natychmiast połączył się z pocztą głosową z silnym przeczuciem dotyczącym
tego, co za chwilę usłyszy.
– Hm... halo? Pan Strike? Mówi Sara Niven. Niestety, Kea bardzo słabo się
dziś czuje, więc hm, będziemy musiały odwołać dzisiejszą rozmowę... Przykro
mi.
Przewiązany w pasie ręcznikiem Strike balansował na jednej nodze,
ściskając wolną ręką oparcie kuchennego krzesła. W końcu zadecydował,
że jedyne, co może zrobić, to zachować się tak, jakby ta wiadomość do niego
nie dotarła. Połączenie zostało przekierowane przez agencję: postanowił
zrzucić winę na błąd techniczny.
Ku jego uldze końcówka kikuta potulnie przyjęła skarpetkę, żelową
podkładkę i nacisk jego ciała na sztuczną nogę. Ścięgno udowe wciąż
protestowało, ponieważ jednak alternatywą dla przyczepienia protezy były
podróż do King's Lynn o kulach pociągiem i taksówką oraz stawienie się
z podpiętą nogawką na wieczorne spotkanie z Madeline, ścięgno udowe
musiało sobie jakoś poradzić. Postanowił jednak zabrać ze sobą rozkładaną
laskę, którą dostał od Robin, a potem ostrożnie ruszył po schodach, już
w garniturze, ponieważ nie chciał wracać na Denmark Street w celu przebrania
się przed późniejszym spotkaniem z Madeline.
Gdy był na A14 i mijał Cambridge, zadzwoniła do niego Robin.
– Dobre wieści. Seb Montgomery z całą pewnością nie jest Anomią.
– Kurwa, wspaniale – ucieszył się Strike. – Najwyższa pora, żebyśmy kogoś
wykluczyli. Skąd wiesz?
– Pięć minut temu Anomia pojawił się w grze, zamęczając wszystkich, żeby
przyszli na Comic Con. Seb wyskoczył wtedy z biura i poszedł na kawę. Miałam
go na oku: żadnej komórki, żadnego iPada, żadnej możliwości pisania
na czymkolwiek.
– Świetna robota, Ellacott – powiedział Strike. – Z innych nowości: matka Kei
Niven zawiadomiła, że jej córka jest dzisiaj zbyt osłabiona, żeby ze mną
rozmawiać.
– Niech to szlag! – Robin się przejęła. – I co zamierzasz...?
– Jadę mimo to – oznajmił Strike. – Pierdolę. Będę udawał, że wiadomość
do mnie nie dotarła.
Nastąpiła chwila ciszy, w której Strike wyprzedził wlekącego się vauxhalla
mokkę.
– Myślisz, że...? – zaczęła Robin.
– To ty ją typujesz na Anomię – przypomniał jej Strike.
Biorąc pod uwagę wydarzenia poprzedniego tygodnia, był nieco
przewrażliwiony na punkcie jakichkolwiek sugestii, że postępuje
nierozważnie.
– Nie, chyba masz rację – powiedziała Robin. – Mogłaby nas tak zbywać
w nieskończoność.
– Przeczytałaś mojego mejla o Jamiem Kettle'u? – spytał Strike. Zaraz po tym,
jak zadzwonił do Murphy'ego, zawiadomił Robin, że zidentyfikował Thurisaza.
– Tak – odrzekła. – Fantastyczna robota. Musiało cię to kosztować dużo
czasu.
– Dwadzieścia trzy godziny przeczesywania Twittera – uściślił Strike. – Ale
Murphy był zadowolony. Gdzie jesteś?
– Zbliżam się do Harley Street. Midge dała mi znać, że Gus Upcott jedzie
tu metrem. Przejmę go, a ona będzie mogła zmienić Barclaya przy Prestonie
Piersie. Chyba powinniśmy...
– Trochę się przemieszać, jasne – wszedł jej w słowo Strike, mając nadzieję,
że Robin nie krytykuje w zawoalowany sposób jego decyzji o obserwowaniu
Wally'ego Cardew przez tak wiele godzin, co mogło go narazić na rozpoznanie
przez Thurisaza. – Napiszę do ciebie, kiedy już namierzę Keę.
Wieść o Montgomerym tak poprawiła mu humor, że właściwie nie miał nic
przeciwko pierwszemu wiatrakowi, który zauważył kątem oka, ani przeciwko
zmianie krajobrazu na rozległe, płaskie bagna i mokradła. Nigdy z własnej woli
nie zapuszczał się do hrabstwa Norfolk, a nawet był do niego lekko
uprzedzony, ponieważ najgorszym ze wszystkich rozlicznych miejsc,
do których jego uganiająca się za nowością matka wędrowniczka zabrała syna
i córkę, była tamtejsza komuna. Strike miał szczerą nadzieję, że ta nora już nie
istnieje.
Wjechał do King's Lynn tuż po jedenastej. Nawigacja prowadziła go nijakimi
bocznymi uliczkami aż na betonowe nabrzeże graniczące z Great Ouse,
błotniście wyglądającą rzeką, która przepływała tuż obok domu Nivenów.
Strike zaparkował, napisał do Robin, że za chwilę zapuka do drzwi Kei,
i wyszedł z samochodu, zabierając ze sobą teczkę ze screenshotami. Już miał
zamknąć drzwi samochodu, lecz jeszcze sięgnął do środka po laskę, choć nie
czuł teraz potrzeby, aby z niej skorzystać, po czym ruszył wzdłuż South Quay
do domu Nivenów. Gdy stanął przed drzwiami, wcisnął dzwonek.
Piskliwy damski głos krzyknął coś ze środka, lecz słowa były niezrozumiałe.
Po prawie minutowej ciszy drzwi się otworzyły.
Stanęła przed nim kobieta w średnim wieku z nieuczesanymi siwymi
włosami, wyglądająca trochę jak artystka, i Strike uznał, że to matka Kei. Gdy
zobaczyła detektywa, na jej twarzy odmalował się niepokój.
– Och... pan jest...?
– Cormoran Strike – przedstawił się detektyw. – Przyjechałem porozmawiać
z Keą.
Gdy wypowiedział swoje imię i nazwisko, piskliwy głos, ten sam co przed
chwilą, krzyknął z jakiegoś miejsca poza zasięgiem jego wzroku.
– Nie! Mówiłaś, że go powstrzymałaś!
– Kea – zaczęła jej matka, odwracając się, lecz odpowiedział jej tupot
biegnących stóp zakończony trzaśnięciem drzwiami. – Och, nie – jęknęła Sara
Niven, a odwracając się z powrotem do Strike'a, dodała ze złością: – Mówiłam,
żeby pan nie przyjeżdżał! Zadzwoniłam dziś rano i zostawiłam wiadomość!
– Naprawdę? – odrzekł Strike, opierając się ciężko na lasce i udając
dezorientację pomieszaną z niedowierzaniem. – Na pewno dzwoniła pani
na właściwy numer? Zazwyczaj nie mamy w agencji problemów
z automatyczną sekretarką.
– Jestem pewna, że...
Trzasnęły drugie, cięższe drzwi. Strike się domyślił, że Kea właśnie wybiegła
tylnym wyjściem. Zaskakująco metaliczny głos gdzieś w głębi domu wołał raz
po raz:
– Kea, proszę! Kea, proszę! Kea...
– Przyjechałem aż z Londynu – powiedział Strike i zmarszczył brwi, znowu
opierając się na lasce. – Mógłbym przynajmniej skorzystać z łazienki?
– Ale... – Zawahała się, lecz w końcu niechętnie się zgodziła. – No dobrze. –
Odsunęła się, żeby wpuścić Strike'a, wskazała mu zamknięte drzwi kawałek
dalej w korytarzu, po czym zniknęła za zakrętem na końcu tegoż korytarza,
gdzie, jak przypuszczał Strike, znajdowały się tylne drzwi, i zawołała: – Kea?
Kea!
Strike przystanął na wycieraczce i się rozejrzał. Za otwartymi drzwiami
po prawej stronie znajdował się salon ozdobiony mnóstwem różnych tkanin
Liberty. Z olbrzymiej klatki patrzyły na niego dwie papużki nierozłączki.
Zauważył też otwarty laptop na wysiedzianej kanapie.
Wszedł szybko do salonu i dotknął touchpada. Był ciepły. Kea oglądała
sukienki na stronie ladnedrobiazgi.com. Strike kliknął historię przeglądarki
internetowej, szybko zrobił telefonem zdjęcie listy odwiedzanych ostatnio
stron, po czym jak najszybciej wycofał się z salonu i wszedł do wskazanej przez
Sarę łazienki.
W małym pomieszczeniu znajdowały się jedynie sedes i umywalka. Były
nieszczególnie czyste. Obok sedesu leżała sterta numerów tygodnika „New
Statesman”. Na ścianach wisiały nierówno odbarwione wskutek upływu czasu
reprodukcje przedstawiające egzotyczne ptaki. Dziwny metaliczny głos w głębi
domu dalej skandował:
– Kea, proszę! Kea, proszę!
Wychodząc z łazienki, Strike usłyszał, jak Sara krzyczy:
– Przestań!
Metaliczny głos zmienił śpiewkę.
– Przestań! Przestań! Przestań!
Strike ruszył w stronę tych dźwięków. Sara Niven stała w kuchni. Wyglądała
na zaniepokojoną i jednocześnie rozzłoszczoną, opierała się tyłem o zlew,
w którym piętrzyły się brudne naczynia. Jej workowata sukienka została uszyta
z takiej samej błotnistozielonej tkaniny Liberty co poszewki poduszek
w salonie. Na lewej stopie grubych czarnych rajstop zrobiła się dziura,
przez którą próbował wyjść duży palec u nogi.
– Przestań!
Na drążku w rogu pomieszczenia stała ogromna biała kakadu, która zaczęła
się przyglądać Strike'owi niepokojąco inteligentnymi oczami.
Wypowiedziawszy ostatnie słowo, ptak zajął się skubaniem swojej nogi.
– Niech się pan do niego nie zbliża – ostrzegła Sara. – Nie lubi mężczyzn.
Strike posłusznie się zatrzymał. Przez okno nad zlewem zobaczył, że połowę
podwórka przerobiono na ptaszarnię. Rozmaite kolorowe ptaki siedziały w niej
albo fruwały. W kuchni czuć było stęchliznę podszytą zapachem warzyw.
– Kea sobie poszła – poinformowała Sara oskarżycielskim tonem. – Uciekła
przez tylną furtkę.
– Aha. – Strike oparł się na lasce. – To szkoda... Zakładam, że pani wie,
w jakiej sprawie przyjechałem.
– Tak, mówił pan przez telefon: chodzi o tego całego Anomalię czy jak
mu tam – powiedziała Sara. – Kea wspomniała, że Josh myśli, że to ona, a to
przecież kompletnie niedorzeczne.
– Kea musiała mnie źle zrozumieć – odrzekł Strike. – Mówiłem, że krąży
teoria, zgodnie z którą to ona jest Anomią, ale nigdy nie mówiłem, że Josh
w nią wierzy. Josh chce tylko, żeby Kea ze mną porozmawiała, bo wie,
że komunikowała się prywatnie z Anomią.
– Niech pan posłucha – odparła z ożywieniem Sara. – Kea już rozmawiała
z policją. Ktoś się z nimi skontaktował... to kompletnie niedorzeczne...
i powiedział im, że Kea całymi latami prześladowała tę dziewczynę, tę Ellie
Ledjakośtam, i dlatego ją wypytywali... o rzeczy, które pisała w mediach
społecznościowych. Na litość boską! Przecież to nie żadne prześladowanie
mówić, że cię okradli, prawda? A tak się składa, że Josh Blay traktował Keę
fatalnie. Miało to katastrofalny wpływ na jej zdrowie psychiczne i w końcu
musiała zrezygnować z uczelni...
– Tak, wiedziałem, że Kea źle się czuje – powiedział Strike. – Przepraszam,
ale czy bardzo by pani przeszkadzało, gdybym usiadł?
Uniósł lekko prawą nogawkę, żeby odsłonić metalowy pręt protezy. Tak jak
miał nadzieję, ten widok najwyraźniej wstrząsnął Sarą i wprawił
ją w zakłopotanie.
– Och, przepraszam... Nie wiedziałam...
Strike, któremu chodziło wyłącznie o to, żeby utrudnić Sarze pozbycie się
go z domu, usadowił się na drewnianym krześle. Stół był usiany okruszkami
grzanki. Sara machinalnie usiadła naprzeciwko niego i rozkojarzona zgarnęła
kilka z nich na podłogę. Nie był to styl, w jakim lubił mieszkać pedantyczny
Strike.
– Czuła się lepiej, dopóki to się nie stało – powiedziała Sara, a Strike domyślił
się, że „to” oznacza napaść na cmentarzu. – Ale wtedy oczywiście cały związany
z tym stres... Złożyłam skargę na policji. Podczas tego przesłuchania ktoś
powinien z nią być. Ja powinnam z nią być. Ona jest przewlekle chora, na litość
boską. To nie jej wina, że on do niej zadzwonił! A potem narazili ją na te
wszystkie nieprzyjemności, odtwarzając każdy jej ruch...
– Przepraszam, kto zadzwonił do Kei? – spytał Strike.
– Josh. – Sara spojrzała na niego z mieszaniną niedowierzania i konsternacji.
– Myślałam, że pan wie... Zadzwonił do niej wieczorem, a następnego dnia ktoś
go dźgnął.
– Aha, rozumiem.
– Ale nie mówił jej, że nazajutrz wybiera się na cmentarz. O tym nie
wiedziała. Dlaczego miałby jej mówić, gdzie... Przecież prawie nie wspominał
Kei o tej Ellie Ledjakiejśtam, prawda? Ale policjanci kazali jej odtwarzać każdy
krok i oczywiście bardzo się jej po tym pogorszyło.
– Tak, Kea wspomniała przez telefon, że jest przykuta do łóżka – powiedział
Strike.
Znowu nastąpiła chwila ciszy, w której to, że Kea właśnie wybiegła z domu,
zdawało się rozbrzmiewać w kuchni jak echo.
– Ma lepsze i gorsze dni, taka już natura jej przypadłości – podjęła po chwili
Sara, stając w obronie córki. – Państwowa służba zdrowia jest zupełnie
nieprzydatna. „Wyniki krwi są w normie”. „Zalecamy psychoterapię”. Och,
doprawdy? – zdenerwowała się. – A dlaczego konkretnie miałby to być problem
psychiczny, skoro Kea dosłownie nie jest w stanie podnieść się z łóżka, bo tak
bardzo cierpi, jest taka zmęczona? W końcu człowiek musi sam szukać
informacji w Internecie i odwalać za lekarzy całą robotę. Zapłaciłam
za najróżniejsze badania prywatne, a oczywiście cały towarzyszący temu
wszystkiemu stres... – Sara wykonała gwałtowny gest – to koszmar.
Kea jest w przerażającym...
Nagle kakadu zerwała się ze swojego drążka, przypominając trzepoczący
kłąb białych piór. Strike aż podskoczył na krześle, a ptak wyfrunął na korytarz.
– Pozwala mu pani latać po całym domu?
– Tylko po parterze – odrzekła Sara. – Góra jest odgrodzona drzwiami.
Kakadu, która znajdowała się już poza zasięgiem ich wzroku, znowu zaczęła
wołać: „Kea, proszę! Kea, proszę!”, a dwie papużki nierozłączki w klatce
odpowiedziały jej serią piskliwych świergotów.
– Josh Blay jest sparaliżowany – zaczął znowu Strike. – Nóż przeszedł
mu przez kark. Dopiero niedawno odzyskał mowę.
Sara jakby skurczyła się w bezkształtnej sukience.
– Zależy mu tylko na tym, żeby ten internetowy troll przestał robić kłopoty
i żeby nie atakował więcej rodziny Edie. Odkąd Edie zginęła, Anomia uwziął się
na jej wujka i...
– Kea nigdy by nie...
– Josh nie myśli, że Kea jest Anomią – zapewnił Strike. – Chce tylko, żeby
ze mną porozmawiała, bo jak wspomniałem, wie, że pani córka jest
w bezpośrednim kontakcie z Anomią. Wszystko, nawet najmniejszy znany jej
szczegół na jego temat, mogłoby nam pomóc w ustaleniu, kto się kryje za tym
profilem, i przywrócić Joshowi spokój.
– Kea, proszę! Kea, proszę! – zawołała kakadu z innego pomieszczenia.
– O Boże – jęknęła Sara Niven. Jej oczy wypełniły się łzami i Strike'owi
przypomniała się inna matka w średnim wieku, która płakała na wzmiankę
o Joshu Blayu, lecz – był o tym przekonany – z zupełnie innych powodów. Sara
wstała i podeszła chwiejnie do stolika, sięgając jednocześnie po kawałek
ręcznika kuchennego i po inhalator leżący obok czajnika.
– Astma – wyjaśniła Strike'owi ochrypłym głosem, zanim użyła inhalatora,
po czym wydmuchała nos i z powrotem usiadła.
– Ta teoria, że za profilem Anomalii ukrywa się Kea... Kto tak twierdzi?
– W Internecie plotki żyją własnym życiem – odpowiedział Strike, co w
zasadzie było zgodne z prawdą. – Nie zawsze jest łatwo ustalić, skąd się biorą.
– Ona nigdy, przenigdy... – Sara chciała ponownie wstawić się za córką, lecz
znajdująca się poza zasięgiem wzroku kakadu, która na chwilę przestała wołać:
„Kea, proszę!”, zaczęła tak przekonująco naśladować dzwonek telefonu,
że Strike odruchowo sięgnął do kieszeni.
– A – zreflektował się, gdy sobie uświadomił, skąd dobiega dźwięk. –
Przepraszam, co pani mówiła?
– Proszę posłuchać, pan tego nie rozumie – powiedziała zasapana Sara. – Kea
naprawdę dużo przeszła. Jej tata umarł, gdy miała osiemnaście lat, a ona była
córeczką tatusia, absolutnie go u-ubóstwiała. Dostał udaru w pracy; po prostu
upadł w zakładowej stołówce. Pół roku później poszła na studia artystyczne
i poznała Josha, który po jakimś czasie ją zdradził i rzucił. Potem pojawiła się
ta cholerna kreskówka i Kea zdała sobie sprawę, że Josh wygadał tej całej
Ledjakośtam wszystkie jej pomysły... Josh Blay zrujnował mojej córce życie,
taka jest prawda, a teraz tu pana przysyła, prosząc ją o przysługę...
– Dobrze, pani Niven – powiedział Strike, celowo robiąc przedstawienie
z próby dźwignięcia się na nogi – jasno określiła pani swoje stanowisko, ale
musi pani zrozumieć, że próbujemy pomóc Kei odzyskać dobre imię.
Internetowe oskarżenia, jakkolwiek nieuzasadnione, potrafią przedostać się
do prawdziwego życia i wpłynąć na losy ludzi, czasami na wiele lat. Ale jeśli
Kea nie czuje się komfortowo, pomagając w dochodzeniu, nie mam nic więcej
do powiedzenia i będę się zbierał. Dziękuję, że pozwoliła mi pani skorzystać
z łazienki.
Strike był już prawie przy drzwiach do kuchni, gdy Sara zawołała:
– Nie... niech pan zaczeka! – Odwrócił się. Sara wydawała się rozdarta
między łzami a złością. – Dobrze... zadzwonię do niej. Zobaczę, czy zechce
wrócić. Proszę nie otwierać drzwi ani okien, kiedy będę na zewnątrz.
Strike założył, że ta nietypowa prośba ma związek z przebywającą poza
klatką kakadu. Sara zgarnęła komórkę ze stołu w kuchni i wyślizgnęła się
na podwórko, zamykając za sobą drzwi.
Strike obserwował kątem oka, jak kobieta wybiera numer córki. Kilka
sekund później zaczęła z nią rozmawiać. Może jej się wydawało, że w domu nie
będzie jej słychać, lecz rama okna była wypaczona i Strike słyszał każde słowo.
– Kochanie? – zaczęła nieśmiało. – Nie, jeszcze tu jest... Nie mogłam, musiał
skorzystać z łazienki...
Nastąpiła chwila ciszy, w której Kea najwyraźniej zalewała matkę potokiem
słów. Sara z wystraszoną miną zaczęła chodzić tam i z powrotem przed swoją
ptaszarnią.
– Wiem o tym... Tak, oczywiście, wiem...
Na podłodze przed lodówką Strike zauważył ptasie odchody.
– Nie, ale... Nie, on mówi, że Josh nie... Bo chcą się dowiedzieć, co... Nie, ale...
Proszę, Kea, po prostu posłuchaj...
Sara wysłuchała chyba następnej długiej tyrady. W końcu powiedziała:
– Wiem o tym, kochanie, oczywiście, ale nie sądzisz, że jeśli odmówisz,
to będzie wyglądało, jakby... Kea, to nie fair... Ale czy nie byłoby lepiej mieć
to już za sobą?... Tak... Przyniósł jakąś teczkę... Nie wiem... Kea, proszę, nie...
Kea, jak możesz tak mówić? Oczywiście, że wierzę!... Ale jeśli się ta plotka
rozniesie...
Strike usłyszał trzepotanie skrzydeł. Ogromna biała kakadu wylądowała
na drzwiach do kuchni, skąd patrzyła na niego ze złośliwym, jak mu się wydało,
błyskiem w lśniących jak guziki oczach.
– Dobrze... Tak, powiem mu. Tak... Nie, dopilnuję, żeby o tym wiedział.
W porządku, kochanie... Kea, proszę, nie... Tak... Okej... Pa, kocha...
Ale Kea najwyraźniej już się rozłączyła.
Sara otworzyła tylne drzwi tylko na tyle, by wślizgnąć się z powrotem,
i szybko je zamknęła, spoglądając przy tym na kakadu. Trochę świszczało jej
w oskrzelach.
– Spotka się z panem w Maids Head. Nie będzie mogła poświęcić panu
więcej niż dwadzieścia minut. Jest zbyt osłabiona.
Sara znów mocno zaciągnęła się inhalatorem.
– Czy do Maids Head dotrę stąd piechotą? – spytał Strike.
– Chyba będzie lepiej, jeśli pan pojedzie. To w Tuesday Market Place.
Samochodem dotrze pan w kilka minut. Na pewno pan trafi.
– Wspaniale. Bardzo pani dziękuję.
Strike już zabrał swoją teczkę ze screenshotami i skierował się w stronę
korytarza, gdy nagle kakadu głośno wrzasnęła i zanurkowała. Zobaczył
kłębowisko białych piór i próbował się zasłonić teczką, ale było za późno: ostry
jak brzytwa dziób przeciął mu skroń.
– Niech go pan nie bije! – zawołała Sara, gdy próbował trzepnąć ptaka, który
szarpał go pazurami za gęste włosy. Zamknąwszy oczy w obawie,
że następnym razem kakadu przypuści atak na gałkę oczną, Strike ruszył
na oślep w stronę, gdzie jak pamiętał, znajdowały się drzwi wejściowe.
– Niech pan ich nie otwiera! – zawołała Sara, ponieważ wszystko wskazywało
na to, że kakadu zamierza ruszyć w pościg za Strikiem, on jednak, nie mając
ochoty wystawiać się na następny atak ptaszyska, już chwycił za gałkę. Czy
to dlatego, że ponawiane próby odpędzenia ptaka za pomocą teczki okazały się
skuteczne, czy może dlatego, że krzyki Sary jakimś cudem przekonały kakadu
do wycofania się, skłębiona masa szponów, dziobu i piór zniknęła. Strike,
czując, jak po twarzy cieknie mu krew, szarpnął za gałkę i wyszedł.
49
A w oczach jej ponurych płonął
Gasnący płomień żądzy życia
Szaleńczo podsycany nadzieją straconą
I rozniecony ogniem, co podsyca
Zazdrość, wściekłą zemstę oraz siłę,
Co nie zna ni zmęczenia, ni zużycia.

Mary Elizabeth Coleridge


The Other Side of A Mirror

– Kurwa! – zaklął głośno Strike, gdy zatrzasnęły się za nim drzwi wejściowe.
Rana pozostawiona przez ptasi dziób była głęboka i miała chyba co najmniej
dwa centymetry długości. Pogmerał w kieszeni w poszukiwaniu czegoś, czym
mógłby się wytrzeć, lecz niczego takiego nie znalazł.
– Kontakt z tym ptakiem to jak wejście do klatki tygrysa. – Usłyszał stary
męski głos.
Strike rozejrzał się i zobaczył sąsiada Sary. Rachityczny siwy mężczyzna stał
na progu swojego domu i patrzył, jak skrzywiony Strike usiłuje zatamować
krew, która wyciekała z piekącej rany zostawionej przez kakadu.
– Mam chusteczkę – powiedział staruszek. – Weź pan.
Podszedł, szurając nogami, i podał Strike'owi czystą, starannie złożoną
chusteczkę wyjętą z kieszeni.
– To bardzo miłe, ale...
– Zatrzymaj ją, chłopcze – rzekł, widząc, że Strike się waha. – Jak znam tego
ptaka, trochę to jeszcze pokrwawi... A znam tego przeklętego ptaka, oj, znam –
dodał z goryczą.
Strike podziękował mu, wziął chusteczkę, a staruszek wycofał się do domu.
Gdy w drodze do samochodu Cormoran mijał frontowe okno Sary Niven,
zauważył, że kobieta obserwuje go z wściekłością, a kakadu stoi na widocznej
za nią klatce papużek nierozłączek.
– Okej? – spytała zza szyby matka Kei, bezgłośne poruszając ustami, lecz nie
wyglądała na zatroskaną.
– Okej – odpowiedział nieszczerze w tym samym stylu.
Po powrocie do samochodu zadzwonił do Robin, jedną ręką wciąż
przyciskając chusteczkę do głowy.
– Cześć – przywitała się. – Anomii nie ma w grze. Jak poszło z Keą?
– Na razie nijak – powiedział Strike. – Wybiegła tylnymi drzwiami, kiedy
zjawiłem się przy frontowych. Wspaniałomyślnie zgodziła się poświęcić
mi dwadzieścia minut w pubie. Ale zdobyłem interesującą informację od jej
matki: Josh Blay zadzwonił do Kei wieczorem w przeddzień spotkania z Edie
Ledwell na cmentarzu.
– Żartujesz.
– Nie. Twoja teoria o tym, że utrzymywał z nią kontakt po ich tak zwanym
rozstaniu, wygląda coraz wiarygodniej. Z innych wieści: właśnie zostałem
zaatakowany przez pieprzoną kakadu.
– Przez co?
– Przez ptaka – powiedział Strike – z dziobem jak pieprzona brzytwa.
– Cholera – przejęła się Robin, a on docenił to, że się nie roześmiała. – Nic
ci się nie stało?
– Przeżyję – odrzekł zdenerwowany, rzucając zakrwawioną chusteczkę
na miejsce pasażera. – Gdzie jest Gus Upcott?
– U dermatologa. Zabrał ze sobą torbę, która wygląda, jakby w środku był
laptop. Czaję się przed... Zaczekaj, właśnie zatweetował Anomia –
poinformowała go. – Przepraszam, będę musiała sprawdzić, czy ktoś
skorzystał przed chwilą z telefonu.
Rozłączyła się, a Strike otworzył Twittera, żeby zobaczyć, co napisał Anomia.

Anomia
@AnomiaGamemaster
Wyraźcie ubiorem wsparcie dla Gry Dreka.
T-shirty są już dostępne online na stronie
https://bit.ly/2I3tYGg
#ZostawcieGręDreka #ComicCon2015

Strike prychnął, zamknął Twittera, po czym otworzył zdjęcie historii


przeglądarki Kei.

Różowe szpilki z lakierowanej https://www.prettylittlething.com/patentpink


skóry …
Legginsy ze sztucznej skóry https://www.prettylittlething.com/fauxleathe

Kolczyki koła https://www.prettylittlething.com/hoopearrin
g…
Josh Blay powrót do zdrowia –
wyszukiwarka Google
Josh Blay – wyszukiwarka
Google
Twitter Josh Blay
(@prawdziwyJoshBlay)
Fayola Johnson mówi https://www.buzzfeed.com/scifiwriterFayolaJo
o zdrowiu psychicznym …
10 wyraźnych oznak, że nie https ://www.thebuzz.com/10tell-
jesteś (do końca) cis talesignsyou…
Aspergilozaiłyżeczki https://www.bumblefootandspoons.tumblr.co
m
Gra Dreka https://www.dreksgame/login
T-shirty Zostawcie Grę Dreka https://www.spreadshirt.co.uk/KeepDreksGam

Cormoran Strike Jonny Rokeby
– wyszukiwarka Google
Cormoran Strike noga –
wyszukiwarka Google
Cormoran Strike –
wyszukiwarka Google
Świat Otherkin https ://www.otherkinworld/ghostkin/fanfic…
Tribulationem et Dolorum https
://www.tribulationemetdolorum/forums…
Comic Con 2015 https://animecons.com/events/info/15951/mc
m.
Twitter Wally Cardew
(@p®awdz1wy_Wally)
Twitter Anomia
(@AnomiaGamemaster)

Przeczytawszy to z uniesionymi brwiami, Strike położył komórkę obok


zakrwawionej chusteczki i ruszył w stronę Tuesday Market Place, wciąż czując
pieczenie obok lewego oka.
Olbrzymi plac, na który wjechał kilka minut później, otaczały ze wszystkich
stron liczne piękne budynki, między innymi banki i hotele. Tego dnia nie
odbywał się tam targ i przestrzeń na środku zapełniona była samochodami.
Maids Head, niski pub z ciemnej cegły, stał tuż obok większego i okazalszego
Duke's Head.
Strike zaparkował, po czym użył chusteczki staruszka i swojej śliny,
by usunąć z twarzy wszystkie ślady krwi, której było tam zaskakująco dużo.
Oczyściwszy skórę, sięgnął po teczkę i wysiadł z samochodu, tym razem nie
zabierając laski.
W barze było niewiele osób, a szybki rzut oka na stoliki uświadomił mu,
że nie ma tam także Kei.
Lepiej, żebyś była w łazience, do diabła.
– Oooch, paskudnie to wygląda – powiedziała barmanka, spoglądając
na skroń Strike'a, gdy podeszła, by przyjąć od niego zamówienie. – Co się stało?
– Wypadek – odburknął Strike.
Kupił piwo bezalkoholowe. Akurat gdy się rozglądał w poszukiwaniu
wolnego stolika, do baru weszła Kea. Poruszała się powoli i podpierała
rozkładaną laską takiego samego rodzaju jak ta, którą Strike zostawił
w samochodzie. Miała na sobie jasnoróżową bluzę, spodnie dresowe
do kompletu i białe tenisówki. Włosy związała w kucyk. Nawet bez makijażu
i filtrów była olśniewającą młodą kobietą. Na widok zbliżającego się Strike'a
zrobiła zalęknioną minę. Jej wzrok pobiegł w stronę teczki, którą trzymał
w ręce.
– Kea?
– Tak – potwierdziła tym samym szepczącym głosem, którym rozmawiała
z nim przez telefon.
– Bardzo się cieszę, że zgodziłaś się ze mną spotkać. Jestem ci wdzięczny
i wiem, że Josh też będzie – zapewnił Strike. – Zamówić ci coś?
– Nie – odrzekła słabym głosem. – Ostatnio i tak wszystko zwracam.
Strike uznał, że lepiej puścić tę uwagę mimo uszu.
– Usiądziemy?
Odsunął się, by pozwolić jej przejść, lecz ona powiedziała tym samym
bezbarwnym głosem:
– Lepiej ty idź pierwszy. Ja jestem bardzo powolna.
Strike zaniósł zatem teczkę i kufel do najbliższego stolika dla dwóch osób,
a Kea niemrawo ruszyła za nim, opierając się ciężko na lasce. Jeśli
wyolbrzymiała swoje objawy, Strike niedawno zrobił to samo w domu jej matki,
więc zdecydował się na neutralny wyraz twarzy, który utrzymywał, dopóki Kea
nie usiadła ostrożnie na krześle naprzeciw niego.
Dzięki przeanalizowaniu profilu Kei z ostatnich siedmiu lat Strike wiedział,
że kobieta ma dwadzieścia pięć lat, że była z Joshem Blayem półtora roku i ich
związek przetrwał wyrzucenie Josha z Saint Martin's, lecz zakończył się, gdy
Josh poznał Edie. Wkrótce po tym, jak się między nimi posypało, Kea wzięła
roczną dziekankę z powodu problemów ze zdrowiem. Większość tego roku
spędziła u matki, ale sądząc po jej profilu na Instagramie, często jeździła
do Londynu i bywało, że tygodniami spała u przyjaciół. Po roku wróciła
do Saint Martin's tylko po to, by dwa Boże Narodzenia później odpaść
na dobre, znowu z powodu słabego zdrowia.
Nieskazitelna cera sprawiała, że Kea wydawała się Strike'owi niesamowicie
młoda. Niewykluczone, że takie wrażenie pogłębiała jasnoróżowa bluza, która
mogła być górą od piżamy. A mimo to coś w tej kobiecie skojarzyło mu się
z Charlotte. W jej zachowaniu był cień prowokacji. Pomyślał, że nawet gdyby
nie przeczytał tego, co pisała na Twitterze, wyczułby, że gdzieś pod tą całą
piankową delikatnością kryje się twarda stal.
– Jeszcze raz dziękuję, że się ze mną spotkałaś, Kea – powiedział Strike. –
Doceniam to.
– O nie – zmartwiła się, patrząc na ranę na jego skroni. – To sprawka
Ozzy'ego?
– Jeśli Ozzy to ten ogromny biały drapieżnik, to tak – potwierdził Strike.
– Bardzo mi przykro. – Kea smutno się uśmiechnęła. – Moja matka
ma zajebiście głupie podejście do tego ptaka. Pozwala mu na wszystko.
Widzisz?
Wyciągnęła delikatną białą rękę, na której u podstawy kciuka widać było
wyraźnie wąską, wypukłą różową bliznę.
– To też Ozzy. Drugą mam tutaj – pokazała Strike'owi dłoń, na której była
podobna blizna – a trzecią tam – wskazała miejsce za lewym uchem.
– Aha. Myślałem, że to moja wina, bo jestem facetem.
– Hm, nie, to po prostu niewychowany gnojek. Kakadu białe, zwłaszcza
samce, potrafią dać się we znaki. Trzeba wiedzieć, jak z nimi postępować... –
Zamilkła. – Co tam masz? – spytała po chwili lękliwie, patrząc na tekturową
teczkę, która leżała między nimi na stoliku. – To te materiały, które chciałeś
mi pokazać?
– Zgadza się. – Strike pociągnął łyk piwa. – Nie będziesz miała nic przeciwko
temu, żebym notował?
– Nie... chyba nie. – Gdy Strike wyciągał notes, spytała nieśmiało: – Widziałeś
Josha?
– Jeszcze nie – powiedział. – Nie czuje się na siłach.
W pięknych oczach Kei, brązowych o odcieniu brandy, natychmiast zalśniły
łzy.
– To nieprawda, że jest sparaliżowany, nie? Tak piszą w Internecie. To bujda?
– Obawiam się, że nie – odrzekł.
– Aha – powiedziała Kea.
Wstrzymała oddech, a potem zaczęła cicho płakać, chowając twarz
w dłoniach. Strike zauważył kątem oka, że ludzie przy barze im się przyglądają.
Chyba myśleli, że jest jej podłym ojczymem. Kea raczej nie przejmowała się
tym, kto ją zobaczy we łzach. Charlotte też nie miała nic przeciwko świadkom.
Łzy, krzyki, grożenie skokami z wysokich budynków: doświadczał tego
wszystkiego w obecności przyjaciół i od czasu do czasu zwykłych
przechodniów.
– Prze-przepraszam – szepnęła Kea, wycierając oczy grzbietem dłoni.
– Nic się nie stało – odrzekł Strike. – Więc... – otworzył teczkę. – ...jak wiesz,
wynajęto mnie, żebym ustalił, kim jest Anomia. Co myślisz o tym człowieku?
– Kogo obchodzi, co ja myślę? – jęknęła zrozpaczona.
– Mnie – powiedział nie bez sympatii. – Dlatego spytałem.
Wytarła oczy grzbietem dłoni i oznajmiła:
– Josh nie chciałby, żebym o tym mówiła.
– Zaręczam ci, że by chciał – zapewnił ją Strike.
– Ludzie mnie oskarżą, że realizuję własny plan.
– Dlaczego tak mówisz?
– Bo wszyscy zawsze mnie oskarżają, że realizuję własny plan.
– Jeśli spekulowanie na temat tożsamości Anomii jest realizowaniem
własnego planu, to każda osoba w fandomie...
– Nie należę do fandomu – oznajmiła Kea, a jej złość nagle podniosła łeb
niczym wąż. – Tak naprawdę jestem współtwórczynią.
Wysuwając podobne roszczenie, Phillip Ormond patrzył na niego wściekle
z przeciwnej strony stołu i nawet przy tym nie mrugnął, lecz Ormond wiedział,
że kłamie. W przypadku Kei Strike nie był taki pewny.
– Ona ukradła moje pomysły – ciągnęła Kea, wracając do drżącego szeptu. –
To, że już nie żyje, niczego nie zmienia. Zabrała moje pomysły i udawała,
że sama na nie wpadła. Josh w zasadzie to przede mną przyznał.
– Naprawdę? – zainteresował się Strike. – Kiedy?
Kea zamrugała, wpatrując się w Strike'a. Na jej długich rzęsach zauważył
paciorki łez.
– Nie wiem, czy by chciał, żebym ci o tym mówiła.
– Chce, żebyś powiedziała mi o wszystkim – zapewnił zdecydowanie Strike.
– Okej, no więc... Wspominał ci, że znowu zaczęliśmy się spotykać?
– W listopadzie dwa tysiące trzynastego? – spytał Strike z obojętnym
wyrazem twarzy, choć jego umysł pracował na pełnych obrotach. Otworzył
teczkę. Już wcześniej zauważył, że w półrocznym okresie między listopadem
2013 a majem 2014 roku internetowa aktywność Kei odznaczała się nagłą
i nietypową dla niej wesołością, a potem pogrążyła się w jeszcze
większej wściekłości i rozpaczy niż wcześniej.
– Więc ci powiedział? – spytała Kea i Strike zauważył na jej twarzy przebłysk
nadziei.
– Nie – odparł, wydobywając dowód z teczki, którą skompletowała Robin –
ale mniej więcej wtedy dezaktywowałaś swój kanał na YouTubie, prawda?
I tweetowałaś o tym, jaka jesteś szczęśliwa... No – potaknął, patrząc na dwie
strony tweetów, które wcześniej zakreślił, a potem odwrócił je do Kei, żeby
mogła przeczytać.

Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
Obudziłam się z bardzo dziwnym uczuciem. Potem sobie
uświadomiłam, że jestem... szczęśliwa?

Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
Kurwa, kocham was wszystkich, którzy zmagacie się teraz
z trudnościami. Ja byłam gotowa się zabić. Omg, tyle by mnie
ominęło.
Druga strona ukazywała tweety zamieszczone pół roku później, gdy stary
ton żalu i biernej agresji wlał się z powrotem do jej wpisów niczym lepka maź.

Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
Jeśli wiesz, że ktoś jest wrażliwy i mimo to go odrzucasz, to,
owszem, zdecydowanie ponosisz winę, gdy ten ktoś się
załamie.

Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
Jeśli pewnego dnia się obudzisz i odkryjesz, że ja się nie
obudziłam, nie ma sprawy. Obydwoje będziemy tam, gdzie
od początku mieliśmy być.

– Czy te tweety oznaczają początek i koniec twojego ponownego związku


z Joshem? – spytał Strike.
Kea pokiwała głową, a gdy przesuwała swoje tweety z powrotem do Strike'a,
jej oczy wypełniły się łzami.
– Jak ma ci to pomóc w ustaleniu, kim jest Anomia?
– Po prostu zainteresowało nas, że w tym czasie znacznie rzadziej
krytykowałaś Edie, a Anomia dalej ją nękał.
– To dlatego, że nie jestem Anomią – szepnęła Kea. – Nie jestem. Nie umiem
kodować, nie wiedziałabym, jak się zabrać do tworzenia tej gry.
– Grałaś w nią, prawda? – spytał Strike.
– Nie, dlaczego miałabym to robić? Jak myślisz, jakie to uczucie patrzeć, jak
ci wszyscy ludzie szaleją na punkcie moich pomysłów? Widziałeś to serce tam,
nad oknem – skinęła w stronę placu – pod szesnastką?
– Nie – powiedział Strike.
– Okej, więc w szesnastym wieku spalili tam czarownicę...
Kea opowiedziała Strike'owi historię serca Margaret Read, które wystrzeliło
z jej płonącej piersi, a on przyznał nieszczerze, że brzmi to jak pierwowzór
Sercka.
– Prawda? – podchwyciła Kea. – Przecież Sercek nawet jest czarny, jakby był
spalony!
– A wracając do tych sześciu miesięcy, w czasie których ty i Josh znowu
byliście razem: czy to na jego prośbę przestałaś mówić publicznie, że Edie
popełniła plagiat?
– Tak – mruknęła Kea. – Nie chciał, żeby się dowiedziała, że do siebie
wróciliśmy, bo wiedział, że jej odbije, a wciąż musiał z nią pracować nad
kreskówką. Ona była naprawdę niezrównoważona i trochę despotyczna.
Znacznie starsza od niego. Josh chyba się jej bał. Więc w sumie się kryliśmy,
żeby nikt się o nas nie dowiedział. Nie powiedziałam nawet mamie,
bo wiedziałam, że byłaby zła. Mama obwinia Josha o moją chorobę, ale to nie
tylko jego wina. Miałam objawy, zanim się poznaliśmy. Przypuszczam, że stres
też zrobił swoje – dodała szeptem. Nagle wyciągnęła rękę i zacisnęła dłoń
na krawędzi stolika. – Przepraszam – wykrztusiła. – Mam okropne zawroty
głowy. Wszystko wiruje. – Zamknęła oczy, a jej długie rzęsy musnęły
policzki. Strike wypił trochę piwa. Kea ponownie uniosła powieki. –
Przepraszam – powtórzyła szeptem.
– Możemy kontynuować? – spytał.
– Hm... tak. Nie będzie to długo trwało, prawda?
– Nie – skłamał. – Więc gdy do siebie wróciliście, Josh przyznał, że przekazał
Edie twoje pomysły, tak?
– Tak – potwierdziła Kea. – Przyznał, że prawdopodobnie opowiedział jej
historię Margaret Read tego dnia na cmentarzu, kiedy jak później twierdziła,
to wszystko przyszło jej do głowy nie wiadomo skąd. I przyznał, że postać
Srotki była inspirowana tym, co mu powiedziałam o mówiących ptakach,
a Drek z wielkim dziobem jest wzięty prosto z jednego z moich rysunków.
– Pokazał jej ten rysunek?
– Hm... nie, chyba jej go opisał – powiedziała Kea – ale przyznał, że mój
rysunek i sposób, w jaki narysowała Dreka, były w zasadzie identyczne. Tylko
że wtedy obydwoje zarabiali już na tym mnóstwo pieniędzy i nie chciał jej
denerwować. Była od niego o pięć lat starsza – podkreśliła Kea – i bardzo
go kontrolowała. W pewnym momencie prawie obiecał, że postara się, żeby
jakoś uznano mój wkład. Potem ona upozorowała tę tak zwaną próbę
samobójczą – ciągnęła z goryczą Kea, wciąż trzymając się stolika, jakby
w przeciwnym razie mogła osunąć się na bok i upaść na podłogę – i Josh
mi powiedział, że musimy zrobić sobie przerwę, bo bardzo bał się jej reakcji,
gdyby się o nas dowiedziała. Była stukniętą manipulantką... nie masz pojęcia.
Cała ta historia o samobójstwie to ściema. Masa ludzi wiedziała, że coś w niej
nie gra.
– Kiedy rozstaliście się po raz drugi, dlaczego nikomu nie wyjawiłaś,
że znowu się spotykacie? – spytał Strike. Zastanawiało go to, ponieważ takie
oświadczenie na pewno pozwoliłoby Kei osiągnąć oba jej cele: ukarać Edie
Ledwell i zwiększyć własną wiarygodność.
– Bo Josh powiedział... powiedział, że tak naprawdę to wcale nie jest koniec,
że chce tylko, żebyśmy zrobili sobie przerwę, żeby ona się na niego nie
wściekała, a poza tym miał na głowie kreskówkę, pracę i w ogóle, więc hm...
no tak, nikomu o tym nie wspominałam.
– Nie prosił cię, żebyś przestała ją krytykować?
– Nie. Obiecałam, że nie powiem, że znowu się spotykamy, ale nie
zamierzałam udawać, że nie ukradła mi pomysłów, bo przecież to zrobiła –
zaperzyła się Kea. Wciąż trzymając się krawędzi stolika, wolną ręką zaczęła
masować sobie klatkę piersiową. – O Boże – dodała słabszym głosem. –
Przepraszam. Tachykardia. Hm... może dokończymy później... o rany.
Znowu zamknęła oczy. Strike upił jeszcze trochę piwa. Kea wzięła kilka
długich, powolnych oddechów, jeszcze trochę pomasowała się po klatce
piersiowej i w końcu otworzyła oczy.
– Wszystko okej? – spytał Strike.
– Hm... Nie jestem pewna... Chyba tak – szepnęła, wciąż przyciskając dłoń
do klatki piersiowej.
– Więc reasumując: nigdy nie grałaś w tę grę?
Pokręciła głową.
– A czy kiedykolwiek próbowałaś się do niej dostać?
– Nie – powiedziała.
– Ale masz jakąś teorię na temat Anomii? Bo jeśli tak, Josh na pewno
by chciał, żebyś się nią ze mną podzieliła.
Zanim odpowiedziała, wzięła jeszcze kilka długich, głębokich oddechów.
– Okej. Więc moim zdaniem Anomią jest gość, który nazywa się Preston
Pierce.
– A dlaczego tak uważasz?
– Hm... no bo... on nienawidzi Josha. Kiedy Josh pierwszy raz wprowadził się
do North Grove, odwiedzałam go tam i hm, Pez... bo tak go wszyscy nazywają...
ciągle go poniżał, komentował uszczypliwie jego twórczość i jego opinie.
Po prostu nieustannie się z niego nasrywał. Chyba nie był zadowolony,
że znalazł się tam drugi przystojniak, bo Pez, jakby to powiedzieć, dymał
najwięcej uczennic, jak się dało, i chyba widział w Joshu konkurenta. Ale Josh...
Josh lubi każdego – powiedziała Kea. – Lubił Peza, zawsze powtarzał, że to tylko
żarty, bo Josh... Josh nie widzi zła.
– Zło to mocne słowo – zauważył Strike, obserwując ją.
– Nie potrafię tego wyjaśnić. – Kea przestała masować sobie serce, lecz wciąż
trzymała się krawędzi stolika. – Gdybyś tam był, tobyś zrozumiał. W tym całym
kolektywie artystycznym, w mieszkających tam ludziach było coś dziwnego.
Z każdym z nich było coś nie tak. To znaczy nic mnie nie obchodzi, jak żyjesz,
za kogo się uważasz i tak dalej... nie jestem zwolenniczką takich historii jak
ślub, dzieci, pieprzenie o osiągnięciach czy wspinanie się po drabinie kariery,
ale to miejsce... Czułam, że dzieje się tam coś złego. Jestem empatyczna, jestem
naprawdę wrażliwa na atmosferę. Zresztą nie tylko ja, nawiasem mówiąc.
Rozmawiałam z kimś jeszcze, kto totalnie się ze mną zgodził, że to dziwne
miejsce. Nie chciałam, żeby Josh tam mieszkał, wyczuwałam tam bardzo
niedobre wibracje. Ale Josh potrzebował taniego pokoju, bo wyrzucili go z
Saint Martin's, a ona chyba po prostu potrafiła to wykorzystać i właśnie tak
to się zaczęło.
– Kim była ta druga osoba, która uważała, że North Grove jest dziwne?
– Nie pamiętam nazwiska – powiedziała Kea po krótkiej chwili wahania.
– To ktoś, kto tam mieszkał albo chodził tam na zajęcia?
– Nie wiem, kim był ten człowiek... Raz stał przed budynkiem, zaczęliśmy
gadać i tyle.
– Jest jeszcze jakiś powód, dla którego uważasz, że Preston Pierce jest
Anomią?
– Hm, no wiesz, przecież Pez uprawia sztukę cyfrową, prawda? I umie
kodować, więc z całą pewnością mógłby stworzyć tę grę. Poza tym był bardzo
zazdrosny o kreskówkę, zwłaszcza kiedy zaczęła budzić zainteresowanie. Ale
hm, tak naprawdę zyskałam pewność, kiedy Anomia przesłał mi prywatną
wiadomość na Twitterze.
Kea zamilkła, czekając na zachętę.
– Mów – powiedział Strike.
– Zaczął od czegoś w rodzaju: „Wiesz, to nie jest żaden fortel podrywowy”,
ale chciał mi powiedzieć, że Josh bardzo źle mnie potraktował i że wierzy
w moją historię. No więc napisałam: „Hm, dzięki” albo coś w tym rodzaju,
a wtedy odpisał: „Wydajesz się trochę agresywna, ale to chyba zrozumiałe”.
– Anomia cię skrytykował, że jesteś zbyt agresywna?
– Właśnie, dasz wiarę? Nienawidził jej tak samo jak... To znaczy wiedział,
jaka jest zakłamana i sztuczna. Odpisałam mu: „Po prostu upominam się
o swoje prawa” czy jakoś tak. Milczał przez kilka godzin. Zapamiętałam to,
bo kiedy znowu się odezwał, przeprosił i wyjaśnił, że musiał podwieźć
przyjaciela do weterynarza, bo temu komuś rozchorował się kot.
Strike zanotował.
– Coś jeszcze?
– No, potem zrobiło się dziwnie.
– Jak to?
– Hm, bo widzisz, napisałam, że mam nadzieję, że kotu nic się nie stało, ale
dodałam, że w zasadzie nie lubię kotów z powodu tego, jak szkodzą
populacjom ptaków. Wtedy napisał: „A kogo obchodzą głupie ptaki?”.
Napisałam: „Mnie. Moja mama je hoduje i dorastałam wśród ptaków”. Później
napisał: „W zasadzie masz rację, też bardzo je lubię, sam mam papugę”.
A ja pomyślałam, że ściemnia – ciągnęła Kea – i wtedy przywalił z grubej rury
i napisał, że jeśli mu prześlę gołe fotki, rozpowszechni moją historię jeszcze
bardziej. A ja napisałam: „Nie prześlę ci żadnych fotek, nawet nie wiem, kim
jesteś” i wtedy on: „W zasadzie to się spotkaliśmy”.
– „Spotkaliśmy się”? – powtórzył Strike.
– No – potwierdziła Kea. – Myślałam, że to totalna bzdura, tak jak to o
papudze. Że po prostu próbuje wzbudzić moje zainteresowanie. Więc mniej
więcej tak mu napisałam, a wtedy zrobił się megaagresywny, nazwał mnie
podpuszczalską i w końcu go zablokowałam.
– Mogę zobaczyć tę rozmowę? – spytał Strike, notując pospiesznie wszystko,
co właśnie usłyszał. – Masz to gdzieś zarejestrowane?
– Nie – powiedziała Kea – bo go zablokowałam. Nie da się już tego zobaczyć.
Kiedy mu napisałam, żeby dał mi spokój, zatweetował: „Pozwij ją albo zamknij
mordę, zaczynasz nas wszystkich nudzić” i wszyscy jego fani odebrali to jako
sygnał, żeby zacząć pisać, że jestem... brzydką kurwą i kłamczuchą.
– Kiedy nasunęło ci się to skojarzenie z Prestonem Pierce'em?
– Zaraz po tym, jak zablokowałam Anomię. Po prostu mnie olśniło. Wszystko
zaczęło do siebie pasować. Para prowadząca ten kolektyw artystyczny miała
kota. Był bardzo stary i miał tylko jedno oko. Na pewno właśnie jego wiózł
do weterynarza. Poza tym, hm – zająknęła się i zarumieniły jej się policzki –
kiedy rozstałam się z Joshem, Pez próbował mnie zaciągnąć do łóżka. Poszłam
do North Grove po kilka rzeczy, które tam zostawiłam, a on mi powiedział,
że Josh i Edie są razem w pokoju Josha. Zdenerwowałam się, a wtedy
zaprowadził mnie do swojego pokoju i zaczął się do mnie dobierać. Więc
chyba, hm, dwa razy go odepchnęłam i to dlatego zrobił się taki podły jako
Anomia.
Strike skończył notować, a potem spytał:
– Okej, to wszystko bardzo mi się przyda. Znałaś jeszcze jakieś osoby
zaangażowane w powstawanie Serca jak smoła?
– Hm... Seba Montgomery'ego, ale nie utrzymujemy kontaktu. Było jeszcze
kilku kumpli Josha z uczelni. Ale nikt więcej, naprawdę.
– Czy jednym z tych kumpli był Wally Cardew?
– Tak... Już kończymy?
– Jeszcze tylko chwila – zapewnił Strike. – Na pewno nie chcesz niczego
do picia? Może pomogłoby ci na zawroty głowy.
– No – zgodziła się Kea. – W zasadzie to chyba dobry pomysł. Mogę prosić
o colę?
Strike'owi zdarzyło się już pójść po jedzenie i picie dla podejrzanego, który
w tym czasie dał nogę, ale w przypadku Kei nie obawiał się niczego takiego.
I rzeczywiście, po powrocie zastał ją przy stoliku, którego wciąż się mocno
trzymała. Podziękowała mu drżącym głosem za colę i upiła łyk.
– Kea, bardzo mi pomogłaś – powiedział Strike. – Jeszcze tylko dwie
sprawy... Co wiesz na temat Pióra Sprawiedliwości?
– Hm... Niewiele.
– Tak się zastanawiałem, bo bardzo często komunikujesz się z autorem –
powiedział Strike, wydobywając z teczki następne wydruki i podając
je kobiecie.
Nie przesadzał: Kea udostępniała na swoim profilu na Twitterze dosłownie
każdy wpis Pióra Sprawiedliwości. Strike obserwował jej minę, gdy przeglądała
swoje odpowiedzi na krytyczne uwagi Pióra Sprawiedliwości pod adresem
kreskówki.

Pióro Sprawiedliwości
@piorosprawpisze
Tak, monochromatyczna estetyka jest spoko, ale gdy czarny =
zły, a biały = upragniony, to co nam to mówi?
Moja opinia o problematycznej palecie kolorów Sercka
i Narcyzki
www.PioroSprawiedliwosci/PolitykaKolo...

9.38, 28 lutego 2012

Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @piorosprawpisze

rzygać mi się qurwa chce, kiedy widzę, jak ta suka przekręciła


moje pomysły, robiąc z nich rasistowski syf
Kea z zaciętą miną przerzucała kartki.

Pióro Sprawiedliwości
@piorosprawpisze
Niewinne żarty na temat dżdżownicy ziemnej albo drwiny
z płynności płciowej?
Moja opinia o transfobicznych podtekstach Dżdżownicy.
www.PioroSprawiedliwosci/DlaczegoDzdzownicaJest...

11.02, 18 listopada 2012

Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @piorosprawpisze
żeby to było jasne: ukradła ode mnie prawie wszystko, ale NIE
dżdżownicę. Dżdżownica jest wyłącznie jej i pokazuje jej
prawdziwy gówniany charakter

Wpis na blogu Pióro Sprawiedliwości, który wywołał najbardziej agresywną


reakcję Kei, dotyczył rzekomego ableistycznego tonu Serca jak smoła. Strike
wydrukował wszystkie odpowiedzi Kei na wpisy osób drwiących z pomysłu,
jakoby kreskówka atakowała niepełnosprawnych.

Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @SpinkyDan @piorosprawpisze
ableistyczny syf w rodzaju #SerceJakSmoła przejaskrawia
wyobrażenia samobójcze niepełnosprawnych

Zozo
@czarneserce28
W odpowiedzi do @prawdziwaNarcyzka @SpinkyDan
@piorosprawpisze
zgadzam się , śmianie się z depresji nie jest fajne , ale Edie już
dawniej mówiła o myślach samobójczych

Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @czarneserce28 @SpinkyDan @piorosprawpisze
gdyby się teraz zabiła, masa niepełnosprawnych poczułaby
się o niebo lepiej

Kea oddała kartki Strike'owi.


– Czego ode mnie chcesz? – spytała szorstko. – Żebym powiedziała, że jest
mi przykro, bo ona nie żyje? Nie cofam ani jednego słowa.
Strike milczał.
– Nie ma nic złego w braku smutku po śmierci złych ludzi – oświadczyła Kea,
a jej klatka piersiowa zafalowała pod wpływem emocji, które tym razem były
szczere (Strike nie miał co do tego wątpliwości). – Nie ma nic złego
w odczuwaniu zadowolenia, gdy okropni ludzie umierają. Nie zamierzam
udawać, że jest mi przykro. Ona dosłownie spierdoliła mi życie. Mam kurwa
dość pieprzenia o poczuciu winy. Na dodatek przez nią dźgnięto też Josha.
– Jak to: „przez nią”?
– Ten, kto to zrobił, na pewno nie zamierzał skrzywdzić Josha. Ktoś
postanowił ją wyeliminować, a on tam po prostu był, więc jego też zaatakował.
– Dlaczego tak uważasz?
– Bo... bo Josha nikt nie nienawidził. Wszyscy wiedzieli, że od początku
to ona tym wszystkim sterowała, że to wszystko to były jej gówniane pomysły.
– Jakie gówniane pomysły?
– No... mam na myśli... to wszystko. – Kea dźgnęła palcem w swoje
odpowiedzi na liczne wpisy na blogu Pióro Sprawiedliwości, patrząc
z niedowierzaniem na tępotę Strike'a. – Ona była po prostu gównianym
człowiekiem.
– Uważasz, że Edie zabił ktoś, komu nie spodobała się kreskówka?
– Nie chodzi o kreskówkę, ale o to, co ona oznacza – powiedziała Kea.
– A kto decyduje o tym, co ona oznacza?
Kea roześmiała się chrapliwie.
– O Boże... no przecież... wszyscy?
– Wiesz, kto pisze blog Pióro Sprawiedliwości ?
– Myślałam, że próbujesz ustalić, kim jest Anomia.
– Tak, ale możliwe, że ta sama osoba stoi za jednym i drugim.
– Nie, nie wiem, kto to pisze.
– Czy Pióro Sprawiedliwości kiedykolwiek się z tobą kontaktowało?
– Nie. Niby po co?
– Okej. – Strike włożył tweety z powrotem do teczki i wyjął dwie ostatnie
kartki. – Żeby nie było niedomówień: przez ostatni rok byłaś przekonana,
że robicie sobie z Joshem przerwę, a nie że definitywnie się rozstaliście?
– No... chyba tak, nie wiem – odrzekła drżącym głosem. – Muszę już iść.
Naprawdę muszę.
– Czy w tym czasie spotykaliście się jako przyjaciele?
– Parę razy na siebie wpadliśmy...
– Jak często ze sobą rozmawialiście?
– Nie wiem... hm... od czasu do czasu? Co to ma wspólnego z Anomią?
– Josh zadzwonił do ciebie dzień przed tym, jak on i Edie mieli się spotkać
na cmentarzu, prawda?
– Kto ci o tym powiedział, policja?
– Nie, twoja mama.
Kea wpatrywała się w Strike'a.
– Wspaniale – powiedziała w końcu piskliwym głosem. – Dzięki, mamo.
O rany. No po prostu zajebiście.
– To chyba nic wielkiego, że do ciebie zadzwonił, prawda? – spytał Strike,
bacznie ją obserwując.
– Nie – odwarknęła – ale jeśli chcesz wiedzieć, czy mi powiedział,
że zamierza się z nią spotkać na cmentarzu, to był pijany i nie rozumiałam,
co mówi, okej? I jak z pewnością ci powiedziała moja jebana matka, byłam
w Londynie, kiedy to się stało, ale w chwili napaści jechałam akurat metrem
i kamera monitoringu to potwierdziła, okej?
– Okej – odparł Strike. – W takim razie ostatnie...
– Mam dość – oznajmiła Kea, rozglądając się w poszukiwaniu swojej laski. –
Muszę już iść.
– Na pewno będziesz chciała wyjaśnić tę sprawę, Kea – zapewnił Strike –
zanim przekażę ją policji.
Wtedy zamarła. Strike przesunął po stole przedostatnią kartkę.

Ten tweet został usunięty

Ten tweet został usunięty

Ten tweet został usunięty

Wally Cardew
@The_Wally_Cardew
W odpowiedzi do @prawdziwaNarcyzka
usuń to ffs

00.39, 12 lutego 2015

Ten tweet został usunięty

Wally Cardew
@The_Wally_Cardew
W odpowiedzi do @prawdziwaNarcyzka
bo istnieją lepsze sposoby

00.42, 12 lutego 2015


Julius
@jestem_evola
do @prawdziwaNarcyzka
ta psycholka szykuje się, żeby ich zabić

00.45, 12 lutego 2015

Kea odepchnęła kartkę z powrotem do Strike'a, jakby papier mógł ją ugryźć.


– Co pisałaś w tych usuniętych tweetach?
– Nie pamiętam. Byłam zalana.
– Wszystkie zostały przesłane w pierwszej godzinie dnia, w którym
napadnięto na Josha i Edie, prawda?
Kea milczała. Pierwszy raz w czasie tej rozmowy wyglądała, jakby naprawdę
mogła zemdleć. Zbladła i spłycił jej się oddech.
– Ten cały Julius najwyraźniej odebrał twoje tweety jako pogróżki.
– Hm, to jeden z tych gości, którzy ciągle pojawiają się na mojej osi czasu,
żeby wyzywać mnie od kurew i powtarzać, żebym się zabiła, więc naprawdę
mało mnie obchodzi, co on myśli.
– Wally Cardew chyba udzielił ci tu rady i wygląda to tak, jakby cię znał.
– Ludzie na Twitterze bez przerwy udzielają innym rad.
Strike bez słowa podał Kei ostatnią kartkę.
W 2010 roku na profilu o nazwie Łyżeczka Kea, którego nick brzmiał
@alewcaleniepapuga, zamieszczono niepodpisane czarno-białe selfie,
na którym widać było siedzącą na łóżku, młodziej wyglądającą Keę
uśmiechającą się do obiektywu i owiniętą prześcieradłem, pod
którym najwyraźniej była naga. Obok niej leżał na brzuchu mężczyzna z twarzą
odwróconą od aparatu. Prawdopodobnie spał, a jego długie jasne włosy
rozsypały się na poduszce.
Tuż pod tym zdjęciem była odpowiedź.
Wally C
@WalCard3w
W odpowiedzi do @alewcaleniepapuga
wyglądasz super

Łyżeczka Kea
@alewcaleniepapuga
ty też ♥

Ostatnią rzeczą na stronie był wpis Kei na tumblr, także pochodzący z 2010
roku.
wszyscy przyjaciele mi powtarzają, że „odwetowy seks z jego
najlepszym kumplem to żadna odpowiedź”, a ja im na to:
„Zależy, jak brzmi pytanie”.
– To stare twitterowe profile Wally'ego Cardew i twój sprzed Serca jak smoła,
prawda? – powiedział Strike. – I nie zaprzeczasz, że to twój profil na tumblr?
Kea, teraz już bardzo blada, nie odpowiedziała.
– Nie wiem, czy z Wallym wciąż łączy cię seks, czy jesteście tylko
przyjaciółmi – powiedział Strike, wkładając dwie ostatnie kartki z powrotem
do teczki i zamykając ją – ale jeśli myślisz o tym, żeby skontaktować się z nim
po naszej rozmowie, są trzy bardzo dobre powody, dla których nie powinnaś
tego robić. Po pierwsze, ta mała twitterowa pogawędka kilkanaście
godzin przed zabójstwem Edie będzie wyglądała jeszcze bardziej obciążająco,
jeśli zaczniecie się teraz zachowywać, jakbyście byli ze sobą w zmowie.
– Nie mogłam tego zrobić... Jestem na nagraniu w metrze. Nigdy bym nie...
– Po drugie, Josh Blay leży sparaliżowany w szpitalu. Jeśli choć trochę ci na
nim zależy...
Kea wybuchnęła głośnym płaczem. Jeszcze więcej ludzi zaczęło się na nich
gapić. Strike ich zignorował.
– Jeśli, jak powiedziałem, choć trochę zależy ci na Joshu, dopilnujesz, żebym
mógł dokończyć to śledztwo, tak jak chce Josh, bez żadnych komplikacji. A po
trzecie – ciągnął Strike – Wallym Cardew interesują się już ludzie o wiele
bardziej przerażający niż ja. Jeśli masz trochę oleju w głowie, natychmiast
zerwiesz z nim kontakt.
Kea, wciąż szlochając, dźwignęła się na nogi i wyszła znacznie szybciej niż
weszła, lecz wciąż podpierała się laską. Doskonale zdając sobie sprawę
z oskarżycielskich spojrzeń kierowanych w jego stronę zarówno przez obsługę
baru, jak i przez jego klientów, Strike dopił piwo, wstał i ruszył do łazienki.
Patrzył złowrogo na szczególnie upartych gapiów, a gdy wyszedł z toalety, nikt
nie miał już ochoty nawiązywać z nim kontaktu wzrokowego.
50
Miłości, Miłości, silniejsza niż Nienawiść,
Trwalsza i bardziej sztuką wypełniona,
O, wróćże do mnie, wróć, błogosławiona,
Rozjaśnij płomień, co wśród potrzeb kona.

Christina Rossetti
What Sappho Would Have Said Had Her Leap Cured Instead of Killing Her

Robin, tym razem w ciemnej peruce i okularach zerówkach, czekała na Harley


Street prawie godzinę, aż Gus Upcott wyjdzie od swojego bez wątpienia
horrendalnie drogiego dermatologa. Wreszcie o pierwszej się pojawił i ruszył
ulicą. Myślała, że skieruje się z powrotem w stronę metra, lecz zamiast tego
wlókł się i rozglądał w poszukiwaniu, jak przypuszczała, miejsca, gdzie mógłby
zjeść lancz.
Gus był wysoki, przygarbiony i kościsty. Torbę, prawdopodobnie zawierającą
laptopa, przewiesił przez prawe ramię, które z powodu tego obciążenia było
nieco bardziej oklapnięte niż lewe. Anomia od rana nie pojawił się w grze.
Dyżur moderatorów pełnili Diablo1 i Vilepechora.
Pięć minut później, minąwszy kilka lokali, które według Robin mogłyby być
odpowiedniejsze dla mężczyzny w tym wieku, skręcił do Fischer's, wiedeńskiej
restauracji o tradycyjnym wystroju obsługującej zamożną klientelę. Robin
przypuszczała, że wciąż nękany wysypką młody człowiek wybrał ją ze względu
na słabo oświetlone wnętrze.
Zaczekała, aż Gus usiądzie, po czym też weszła do środka i znalazła się
w zatłoczonej restauracji ze ścianami brązowymi od nikotyny, panelami
ze szkła oraz obrazami z lat trzydziestych XX wieku. Gus zajął skórzaną ławkę
w odległym kącie, gdzie nie można było chodzić swobodnie za jego plecami
i zerkać na ekran laptopa, który mężczyzna już otworzył. Robin patrzyła, jak
zakłada słuchawki i przystępuje do pisania. Jego twarz wyrażała głębokie
skupienie, a światło wiszącego obok niego kinkietu ze szklanym kloszem
przemieniło jej nierówną powierzchnię w wypukłą płaskorzeźbę. O ile Seb
Montgomery nigdy za bardzo nie pasował do powszechnego wyobrażenia
o trollach internetowych, o tyle Gus, którego Robin było raczej szkoda, chyba
lepiej odpowiadał temu stereotypowi, miał bowiem oszpeconą – nawet jeśli
tylko tymczasowo – twarz i otaczała go aura wyobcowania.
Kelner zaprowadził Robin do stolika na drugim końcu sali, lecz dzięki
ostrożnej zmianie kąta ustawienia krzesła miała Gusa na oku. Zamówiwszy
kawę, zajrzała do iPada i zobaczyła, że gdy oddalała się od Harley Street,
Diablo1 i Vilepechora się wylogowali i zastąpiły ich Sercella oraz Narcyzka.
Grała w grę od niespełna minuty, gdy zadzwonił do niej Strike.
– Możesz rozmawiać?
– Tak. Jestem w restauracji, obserwuję Gusa Upcotta. Co robisz?
– Siedzę w samochodzie. Właśnie pożegnałem się z Keą. Pokazał się
Anomia?
– Nie. Jak poszło z Keą?
– Bardzo interesująco. Według niej Anomią jest Pez Pierce.
– Naprawdę? Dlaczego?
Strike wyliczył argumenty Kei.
– Chyba w sumie ma to sens – oceniła Robin. – Co powiedziała o Wallym
Cardew?
– W zasadzie nic. Zostawiłem ten temat na koniec, bo uznałem, że może
ją skłonić do wyjścia. I skłonił.
– Hm – mruknęła Robin bez cienia współczucia, odrywając wzrok od gry,
żeby spojrzeć na Gusa, który wciąż pisał na klawiaturze, odgrodzony
słuchawkami od otaczającego go gwaru. – Skoro nie chciała, żeby ludzie się
dowiedzieli, że spała z pupilem ultraprawicowców, powinna była usunąć stary
profil, prawda? Albo może ma ich kilka i nie ogarnia wszystkich?
– Częsty błąd – powiedział Strike. – Wystarczy spojrzeć na naszego
przyjaciela Thurisaza. Co porabia Gus?
– Pisze na laptopie. – Robin znowu zerknęła w stronę stolika w rogu. –
Niestety, siedzi w kącie i nie mogę zobaczyć, co jest na ekranie.
Zauważyła, jak Gus prostuje długie palce lewej dłoni, kładzie ją na stoliku
i rozkojarzony gra akord na niewidzialnym instrumencie, po czym wraca
do kontemplowania ekranu.
– Możliwe, że komponuje – powiedziała Robin, obserwując go ukradkiem
przez szkła okularów.
– Jak wygląda jego wysypka?
– Niewiele lepiej. Opowiadaj dalej o Kei. Pokazała ci tę wymianę zdań
z Anomią, którą rzekomo prowadzili na privie?
– Nie – odrzekł Strike. – Twierdzi, że jej treść jest już niedostępna, bo go
zablokowała.
– Hm – mruknęła ponownie Robin. – Myślisz, że mówi prawdę?
– Nie jestem pewny. Wyszło jej to całkiem składnie i nie zauważyłem
żadnych oczywistych oznak kłamstwa, ale powiedziałbym, że ogólnie niezła
z niej aktoreczka... Twierdzi, że kiedy do siebie wrócili, Josh przyznał,
że ukradli jej pomysły, ale nie jestem przekonany, czy faktycznie tak było.
Twierdziła też, że nigdy nie grała w Grę Dreka ani nie próbowała się do niej
dostać, a to akurat bzdura. Kiedy byłem u niej w domu, udało mi się zrobić
zdjęcie historii jej przeglądarki.
– Pieprzysz. Jak?
– Kiedy wybiegła, na kanapie został otwarty laptop. Matka pobiegła za nią,
więc skorzystałem z okazji.
– Dobra robota – pochwaliła go z uznaniem.
– Dziś rano albo weszła do gry, albo próbowała to zrobić.
– Kurde – powiedziała Robin. – Chyba nie może być Narcyzką,
tą moderatorką? Na Twitterze Kea ma nick prawdziwaNarcyzka.
– Ty mi powiedz – odrzekł Strike. – To ty rozmawiałaś z Narcyzką.
– Nie miałyśmy za dużo bezpośredniego kontaktu – zaznaczyła Robin – ale
któregoś wieczoru Dżdżownica28 napisała mi o niej coś interesującego. Ponoć
Anomia może wetować nazwy nowych użytkowników. Nikomu w Grze Dreka
nie wolno być czystą postacią... To znaczy nie możesz się nazywać po prostu
Sercek, Lord Dzifno-Czyrw i tak dalej.
– Przypuszczam, że czyste nazwy użytkowników są oznaką statusu –
powiedział Strike – a status jest chyba dla Anomii bardzo cennym towarem.
– Racja... ale Narcyzce pozwolił używać tej nazwy bez żadnych modyfikacji.
Obydwoje zamilkli i każde podążało własnym tokiem myślenia, aż w końcu
Strike stwierdził:
– Jeśli Kea jest Anomią, to wszystko, co mi przed chwilą powiedziała,
że Anomia z nią flirtował, a potem zrobił się agresywny, można oczywiście
włożyć między bajki. Ale jeśli nie jest Anomią, dowiedzieliśmy się o nim czegoś
nowego: nie jest aż tak bezpłciowy, jak myślałaś.
– Rzeczywiście – przyznała Robin – chyba nie jest... Ale załóżmy, że Kea jest
Narcyzką... Myślisz, że Anomia wie, z kim naprawdę ma do czynienia, i dlatego
pozwolił jej wybrać taki nick? Podczas rejestracji trzeba podać adres mejlowy,
więc na pewno istnieje szansa, że Anomia i być może Morehouse znają
prawdziwą tożsamość graczy.
Robin usłyszała, jak Strike ziewa.
– Wybacz, miałem wczesną pobudkę. Chyba kupię coś do jedzenia i ruszę
w drogę powrotną.
– Zanim się rozłączymy – zatrzymała go szybko – wiesz, naprawdę musimy
pomyśleć o przebraniach.
– O przebraniach?
– Na Comic Con. Jeśli zamierzamy tam iść.
– A, no tak. W porządku, zajmę się tym po powrocie do agencji.
Gdy się rozłączył, Robin przez pięć minut grała w grę, raz po raz spoglądając
na Gusa Upcotta, który nie robił niczego bardziej interesującego niż
konsumowanie jedną ręką frytek i sporadyczne pisanie na klawiaturze, przy
czym wydawał się zaabsorbowany ekranem albo tym, co słyszał przez
słuchawki.
Nagle na ekranie przed Robin otworzyło się okno grupy prywatnej.

<Narcyzka MOD zaprasza Rudąkicię>

Narcyzka: cześć
<Rudakicia dołącza do grupy>

Rudakicia: cześć, co słychać?

Narcyzka: Anomia pyta, czy wybierasz się na Comic Con

Rudakicia: już mnie o to pytał

Rudakicia: a Sercella pytała mnie dziś rano

Rudakicia: jesteście na prowizji?

Narcyzka: lol nie

Narcyzka: moderatorzy po prostu wypełniają polecenia


szefa, jak zwykle

Rudakicia: no więc tak, mam nadzieję, że tam będę

Rudakicia: nie mam jeszcze koszulki

Narcyzka: super

Narcyzka: to znaczy super, że będziesz

Narcyzka: i będziesz miała maskę?

Rudakicia: on to mówił poważnie?

Narcyzka: śmiertelnie poważnie

Narcyzka: chyba nie wpuści z powrotem do gry nikogo, kto


nie zasłoni twarzy

Rudakicia: wow OK

Robin zauważyła w grze znajome poruszenie, które zawsze towarzyszyło


pojawieniu się Anomii. Patrzyła, jak przy wejściu ukazuje się łopocząca
peleryna, a potem spojrzała na Gusa Upcotta. Pisał tak jak wcześniej, z takim
samym wyrazem twarzy. Robin rozesłała wiadomości do Nutleya, Midge
i Shaha, informując ich, że Anomia właśnie dołączył do gry, po czym wróciła do
grupy prywatnej, w której znowu odezwała się Narcyzka.

Narcyzka: mogę cię o coś spytać?

Rudakicia: pewnie

Narcyzka: rozmawiałaś z Anomią wieczorem w dniu


wyborów?

Narcyzka: na grupie prywatnej

Rudakicia: hmm tak, chyba rozmawiałam

Narcyzka: jakie sprawiał wrażenie?

Robin zawahała się i zastanowiła.

Rudakicia: co masz na myśli?

Narcyzka: pisał do ciebie coś dziwnego? Wydawało mi się,


że jest pijany albo coś

Robin przerwała pisanie, nie wiedząc, co robić. Być może wyjawienie prawdy
skłoniłoby Narcyzkę do zwierzeń. Z drugiej strony Narcyzka mogła działać
na polecenie Anomii i sprawdzać, czy Robin zarejestrowała słowa wysłane
do niej przez pomyłkę.

Rudakicia: w sumie to nie pamiętam. Prosił, żebym przyszła


na Comic Con

Rudakicia: może i był pijany, ale jeśli tak, w zasadzie nie


dawał tego po sobie poznać.

Narcyzka: naprawdę tylko to ci napisał? Żebyś poszła


na Comic Con?
Rudakicia: no, chciał, żebym się tam zjawiła

Rudakicia: ale w środku czata musiałam załatwić pewną


sprawę, a kiedy wróciłam, grupa prywatna była już
zamknięta

Rudakicia: więc może coś jeszcze pisał, ale jeśli tak, to mnie
to ominęło

Narcyzka: aha OK

Rudakicia: a co, pisał ci coś dziwnego?

Narcyzka: tak naprawdę to nie, po prostu pomyślałam,


że jest pijany, a nigdy go nie widziałam w takim stanie

Narcyzka: no wiesz, ma takiego świra na punkcie kontroli,


że nie przyszłoby mi do głowy, że lubi sobie golnąć

Rudakicia: lol tak

Rudakicia: chyba geniuszom też wolno się czasem


wyluzować

Narcyzka: lol byłby zachwycony, gdyby się dowiedział,


że nazywasz go geniuszem

Narcyzka: a widziałaś tu ostatnio Morehouse'a?

Rudakicia: nie, w ogóle go nie widziałam

W przerwie, która nastąpiła, Robin spojrzała na Gusa Upcotta. Wciąż pisał


na klawiaturze. Skupiła się z powrotem na iPadzie. Anomia odsunął się
od wejścia do gry, ale nic nie mówił, w każdym razie nie w grze.

Narcyzka: spieprzyłam sprawę

Rudakicia: co masz na myśli?

Narcyzka: zrobiłam coś zajebiście głupiego


Rudakicia: ?

Narcyzka: Morehouse'owi

Rudakicia: co się stało?

Narcyzka: wspomniałam mu o czymś, co kiedyś dał mi do


zrozumienia Diablo1

Narcyzka: naprawdę nie chciałam go urazić

Narcyzka: próbowałam mu powiedzieć, że to nie ma dla


mnie żadnego znaczenia

Narcyzka: ale wylogował się z gry i od tej pory już się nie
pokazał

Narcyzka: cały czas mam nadzieję, że zjawi się na Comic


Con, żebyśmy mogli się pogodzić

Rudakicia: wiesz, kim naprawdę jest Morehouse?

>

>

Narcyzka: no

Narcyzka: ale ffs nie mów mu o tym

Narcyzka: on nie wie, że ja wiem

Rudakicia: oczywiście, że mu nie powiem

Narcyzka: to on pierwszy stalkował mnie przez Internet

Narcyzka: więc nie powinien mieć do mnie pretensji, ale jest


zajebiście przewrażliwiony

Narcyzka: mogę ci zaufać, prawda?

Rudakicia: jasne
Narcyzka: słuchaj, jeśli mnie tu nie będzie, a on się pojawi,
mogłabyś mu przekazać, że jest mi zajebiście przykro?
Że bardzo, bardzo chcę z nim porozmawiać.

Rudakicia: przekażę

Narcyzka: ha, dlaczego ci to wszystko piszę?

Rudakicia: bo tu byłam, a ty musiałaś z kimś pogadać :)

Narcyzka: lol tak

>

>

Narcyzka: myślisz, że można się zakochać w kimś, kogo się


nigdy nie widziało?

Robin wpatrywała się w to pytanie. Potrafiła sobie wyobrazić, że można


odczuwać pociąg, więź albo przemożne pragnienie bliższego poznania kogoś
po spotkaniu z nim online, ale miłość? Miłość tu, w Grze Dreka, gdzie można
było najwyżej przesyłać sobie wiadomości, nie mając nawet zdjęcia, którym
karmiłaby się wyobraźnia?

Rudakicia: może

Narcyzka: nigdy nie poznałaś kogoś online?

Rudakicia: poznałam

Rudakicia: ale nic z tego nie wyszło. Rozstaliśmy się

Narcyzka: przykro mi

Rudakicia: nie, to nic takiego


Robin znowu podniosła głowę. Gus Upcott skinął na kelnera, prosząc
o rachunek. Ponownie skupiła się na Narcyzce.

Rudakicia: będę musiała lecieć, wybacz

Rudakicia: ale na pewno przekażę Morehouse'owi, jeśli


go zobaczę

Narcyzka: dzięki xxx

<Narcyzka opuszcza grupę>

<Rudakicia opuszcza grupę>

<Grupa prywatna została zamknięta>

Anomia dalej wisiał w grze, prawdopodobnie rozmawiając w co najmniej


jednej grupie prywatnej, lecz poza tym był nieaktywny. Gus zdjął słuchawki
i zostawiając je na szyi, zaczął chować laptopa. Robin uniosła rękę, żeby
poprosić o rachunek za kawę. Jednym okiem obserwowała grę, ponieważ gdyby
Anomia coś powiedział, kiedy laptop Gusa był już w torbie, mogłaby wykluczyć
następnego podejrzanego. Anomia wciąż jednak milczał, Gus zaś, unikając
kontaktu wzrokowego z młodą i ładną kelnerką, zapłacił rachunek. Parę minut
później wyszedł z restauracji, a Robin ruszyła za nim.
51
Rzecz to niezwykła
być tak daleko, choć było się tak blisko –
teraz złączeni nienawiścią, a niegdyś miłością silną.

Augusta Webster
Medea in Athens

Perspektywa odebrania Madeline z premiery nowej kolekcji, zaproszenia jej


na kilka mocnych drinków, a następnie pójścia z nią do łóżka nie była
pozbawiona uroku, lecz po długiej podróży do King's Lynn i z powrotem
Strike'a bolała noga, więc jeśli pominąć seks z Madeline, o wiele bardziej
wolałby pojechać do siebie. Zgodził się jednak na taki plan ze zbyt dużym
wyprzedzeniem, by się teraz wykręcić, więc zaparkował bmw w garażu,
poszedł na kebab i frytki, a potem zabijał czas do dziewiątej wieczorem,
starając się nie zwracać uwagi na złe przeczucia, które nie chciały go opuścić.
Nim dotarł na Bond Street, zaczął padać deszcz. Lekko utykając, skierował
się do salonu Madeline. Gdy mijał pogrążone w ciemności i zachlapane
deszczem witryny sklepów, a obok niego wlekło się jego olbrzymie odbicie,
zauważył w oddali tłum zebrany przed jaskrawo oświetloną witryną.
Fotoreporterzy robili zdjęcia dwóm kobietom pozującym pod ogromnym
parasolem. Sądząc po długości ich nóg, były modelkami i bez wątpienia
prezentowały biżuterię Madeline na tle ciemnej ulicy. Wszystko wskazywało
na to, że premiera wciąż trwała – dziennikarze jeszcze nie wyszli.
Strike szybko schronił się przed deszczem, wycofując się do wnęki
z dwuskrzydłowymi drzwiami, i napisał do Madeline.
Małe opóźnienie. Może znajdę jakiś bar i spotkamy się
na miejscu?
Bez względu na odpowiedź Madeline, zamierzał pozostać w ukryciu tak
długo, jak będzie trzeba, by dziennikarze się rozeszli, a rozbrzmiewające
w oddali piski i śmiech osób wciąż zebranych na ulicy ucichły.
Do jego nozdrzy dotarł silny zapach konopi. Odwróciwszy się, zauważył,
że nie jest jedyną osobą w tej ciemnej wnęce: stał tam w milczeniu Henry, syn
Madeline, z jakimś kumplem. Obaj mieli na sobie garnitury i palili skręta.
Na widok twarzy Strike'a Henry wyrzucił blanta, szepcząc „kurwa”. Kumpel,
który nie miał pojęcia, kim jest Strike, spojrzał na detektywa mętnym
wzrokiem, najwyraźniej próbując zdecydować, czy lepiej udawać, że nie wie,
skąd wydobywa się charakterystyczny zapach, czy raczej podnieść skręta, który
tlił się u jego stóp.
– Spokojnie – rzucił Strike do Henry'ego. – Nie powiem.
Henry nerwowo się roześmiał.
Strike zastanawiał się, czy nie poprosić Henry'ego, by w zamian za tę
przysługę nie informował matki, że jej chłopak, bynajmniej nie spóźniony,
ukrywa się niespełna sto metrów od jej imprezy. Ostatecznie stwierdził,
że obciążanie czymś takim nastolatka byłoby nie fair, więc dalej palił papierosa,
ignorując obu chłopaków.
– Chcesz macha? – spytał go kumpel Henry'ego. Podniósł skręta i wyciągnął
go w stronę Strike'a, najwyraźniej doszedłszy do wniosku, że przynajmniej tyle
może w tej sytuacji zrobić.
– Nie, dzięki – odrzekł Strike. – Próbuję rzucić.
Kumpel się roześmiał, a potem głęboko zaciągnął.
– Nie powinieneś tam być? – spytał Henry, wskazując Strike'owi salon
z biżuterią, przed którym wciąż stały roześmiane modelki żartujące
z fotoreporterem.
– Wygląda na to, że twoja matka jest jeszcze bardzo zajęta – odparł Strike. –
Pozwolę jej dokończyć, zanim się tam właduję.
– Aha – odezwał się kumpel i spojrzał na Henry'ego, wytrzeszczając oczy. –
Czekaj... to ten detektyw?
Strike zauważył kątem oka, że Henry potaknął.
– O kurwa – zaniepokoił się kumpel.
– Bez obaw – uspokoił go Strike. – Już dawno odszedłem z Wydziału
Antynarkotykowego. Nie przeszkadzajcie sobie.
Przed salonem Madeline zatrzymała się limuzyna z szoferem. Jedna
z roześmianych dziewczyn, które dotąd pozowały do zdjęć, dała nura
z powrotem do salonu, prawdopodobnie po to, żeby zdjąć biżuterię. Druga
dalej gawędziła z fotoreporterem pod parasolem. Strike i dwaj nastolatkowie
zauważyli, jak mężczyzna dotyka ramienia dziewczyny.
– Kinoeskalacja – powiedział kumpel Henry'ego, który przesunął się
do przodu, żeby obserwować rozwój wypadków.
Henry się roześmiał.
– Na bank – powiedział kumpel. – Właśnie tak to się robi.
– Kto tak twierdzi? – spytał Henry.
– Kosh.
– Gówno prawda.
– To potwierdzone naukowo – upierał się kumpel, po czym jeszcze raz
mocno się zaciągnął i podał skręta Henry'emu. – Serio. Kinoeskalacja
i negging. Za chwilę jej powie, że ma duże stopy albo coś.
– Jasne, kurwa – odparł ze śmiechem Henry.
– Zobaczysz. Gra dzienna.
– Jest wieczór.
– Ale są na ulicy, a nie w klubie czy gdzieś.
– Dureń z ciebie.
– Powinieneś poczytać Kosha. A teraz patrz...
Fotoreporter i modelka rozmawiali dalej. Do ciemnej uliczki dotarł kolejny
wybuch śmiechu, gdy dziewczyna żartobliwie uderzyła fotoreportera w ramię.
Jej głos było słychać we wnęce.
– Ty bezczelny draniu!
– Negging – stwierdził zwycięsko kumpel Henry'ego. – A nie mówiłem,
kurwa?
Zmrużył oczy i spojrzał na Strike'a.
– Prawda, że tak jest? – spytał trochę niewyraźnie – Jeśli obrazisz
dziewczynę... no, może nie obrazisz, ale trochę skrytykujesz... zacznie się
starać, żeby odzyskać twoje uznanie?
– Nie liczyłbym na to – odparł Strike. – Kto ci dał taką radę?
– Kosh – powiedział Henry.
– Twój kumpel?
– Artysta podrywacz – wyjaśnił Henry. – Z Ameryki.
Modelka i fotoreporter wciąż rozmawiali i się śmiali. Mężczyzna znowu
dotknął jej ramienia.
Zadzwoniła komórka Strike'a. Spodziewając się, że to Madeline, wyjął
telefon z kieszeni płaszcza, lecz dzwonił ktoś z zastrzeżonego numeru.
Odebrał.
– Strike.
Przez chwilę w słuchawce panowała cisza. Potem głęboki, ochrypły,
zniekształcony głos powiedział:
– Przyjrzyj się listowi w jej trumnie.
Strike był tak zaskoczony, że zamilkł na kilka sekund.
– Kto mówi? – spytał w końcu.
Słyszał czyjś głęboki oddech.
– Przeczytaj list – powiedział głos.
Połączenie zostało zerwane.
– Widzisz? Kinoeskalacja – mówił kumpel Henry'ego, wciąż obserwując
fotoreportera i modelkę. – Tak jakby dozujesz im to dotykanie. To działa...
patrz.
– Ale z ciebie debil – zachichotał Henry, znowu trzymając skręta.
Strike spojrzał na swoją komórkę. Połączenie nie zostało przekierowane
przez agencję. Anonimowy rozmówca miał jego numer. Strike natychmiast
napisał do Robin.
Właśnie odebrałem drugi telefon od kogoś, kto radzi
odkopać Ledwell. Tym razem powiedział: „przyjrzyj się
listowi w jej trumnie”
Włożył komórkę z powrotem do kieszeni.
– Ćwiczę to teraz w grze cyfrowej i naprawdę działa – mówił kumpel
Henry'ego.
– Jak się robi kino... czy jak to się tam nazywa... w necie?
– W necie robi się inne rzeczy.
Z salonu Madeline wyszła kobieta trzymająca coś, co wyglądało na torebkę
z upominkami dla gości. Przystanęła i się rozejrzała. Gdy spojrzała w stronę
Strike'a, rozpoznał ją w świetle, które wciąż wylewało się przez witrynę salonu:
to była Charlotte. Wycofał się w mrok.
– ...piszesz na przykład: „Jeśli to twoje prawdziwe zdjęcie, pewnie masz
po dziurki w nosie gości, którzy ci się naprzykrzają, więc lepiej już zniknę”...
Stukanie wysokich obcasów na betonie było słychać nawet mimo śmiechu
Henry'ego. Rychłe spotkanie wydawało się wręcz nieuniknione. Strike poczuł,
że od początku o tym wiedział.
– Tak myślałam, że to ty. – Charlotte wydawała się rozbawiona. Stanęła przed
nim w obcisłej czarnej sukience i szpilkach. Ciemne włosy miała rozpuszczone,
a szary jedwabny płaszcz rozpięty. – Widziałam minę Mads, kiedy spojrzała
na telefon, i pomyślałam: odwołał. Ucieszy się, że tylko się ukrywasz. Biłeś się?
Patrzyła na ranę na jego skroni, którą zostawiła kakadu.
– Nie. – Strike zgasił niedopałek obcasem. Henry i jego kumpel wpatrywali
się w Charlotte w milczeniu podszytym trwogą. Strike wcale im się nie dziwił.
– Poczęstowałbyś mnie jednym? – spytała Charlotte, patrząc na niedopałek.
– Przykro mi, to był ostatni – skłamał Strike.
– Już prawie po wszystkim – poinformowała go, spoglądając z powrotem
w stronę salonu. – Wielki sukces. Ta twoja dziewczyna ma wielki talent.
Kupiłam to... Fenomenalne, prawda?
Wyciągnęła szczupłą dłoń. Strike zobaczył na środkowym palcu coś,
co wyglądało jak nieoszlifowany kwarc. Nie powiedział ani słowa.
– Zastanawiałam się, gdzie się podzialiście, chłopcy – zagadnęła Charlotte,
spoglądając na nastolatków i najwyraźniej nie przejmując się milczeniem
Strike'a. – Domyślam się, że trochę się tam nudziliście.
Kumpel Henry'ego wydukał coś niezrozumiałego. Charlotte, wciąż
uśmiechnięta, odwróciła się z powrotem do Strike'a.
– Jak się czuje córka Pru?
– Kto?
– Córka Pru, kochanie – powtórzyła Charlotte. – Twoja siostrzenica.
Strike uświadomił sobie, że mowa o Prudence, jego przyrodniej siostrze.
– Nie mam pojęcia.
– Nie słyszałeś? O, cholera. – Charlotte przestała się uśmiechać. – Pewnie nie
powinnam była ci mówić.
– Skoro już zaczęłaś – odparł Strike, przypominając sobie, że Prudence
wspomniała o jakiejś nagłej sytuacji w rodzinie – równie dobrze możesz
dokończyć.
– Gaby mi powiedziała – wyjaśniła Charlotte. Gaby była kolejną siostrą
przyrodnią Strike'a. Prawie jej nie znał, ale od lat obracała się w tych samych
ekskluzywnych kręgach co Charlotte. – Sylvie spadła ze ścianki wspinaczkowej.
Uprząż nie była zapięta czy coś.
– Aha – mruknął Strike. – Nie wiedziałem.
– Myślałam, że ostatnio jesteście w kontakcie.
– Widzę, że Gaby lubi plotkować.
– Nie wkurzaj się – powiedziała Charlotte. Mimo zaduchu marihuany poczuł
nutę Shalimar. – Nie chciałam cię denerwować.
– Nie zdenerwowałaś.
Limuzyna przed salonem Madeline, już z dwiema modelkami w środku,
w końcu odjechała od krawężnika. Fotoreporter zniknął w ciemności. Ostatni
goście wychodzili na ulicę, lecz przystawali przed drzwiami, wciąż się śmiejąc
i rozmawiając.
– Henry! – zawołał jakiś głos ze środka tego tłumu.
– Kurde – wystraszył się Henry. Pobiegł razem z kumplem na wezwanie
matki, rzuciwszy resztkę skręta na ziemię.
– Chętnie bym skorzystała – powiedziała Charlotte, patrząc na niedopałek. –
Ale lepiej nie... Jago pewnie kazał mnie śledzić, tak jak ja kazałam śledzić jego...
Mówiąc to, znowu się rozejrzała i ciaśniej owinęła płaszczem.
– Poszłam do McCabesa – oznajmiła Strike'owi, patrząc mu w oczy. – Dali
komuś tę sprawę, ale jak na razie nic nie znaleźli. Jago bardzo się pilnuje.
Założę się, że ty załatwiłbyś to szybciej.
– Ludzie McCabesa są dobrzy – odparł Strike.
– Lepiej żeby tak było – powiedziała Charlotte.
Strike miał ochotę odejść, ale nie chciał dołączać do osób wciąż zebranych
przed salonem, którzy właśnie robili sobie selfie z Madeline.
– Chciałam pójść do Pru na terapię – zaczęła Charlotte rozmarzonym
głosem.
– Co? – Ta informacja wywołała reakcję, jakiej Charlotte bez wątpienia
oczekiwała.
– Ponoć jest naprawdę dobra. Bardzo pomogła mojej przyjaciółce. Ale mnie
nie chciała przyjąć. Powiedziała, że to byłby konflikt interesów.
– Mając do wyboru wszystkich terapeutów w Londynie, zapragnęłaś pójść
akurat do mojej siostry?
– Wtedy nie miałam pojęcia, że jesteście w kontakcie.
– Nawet wtedy była moją siostrą, chyba że to wszystko działo się w jakimś
równoległym wszechświecie.
– Po prostu słyszałam, że jest bardzo dobra – odparła niewzruszona
Charlotte. – Miałam wielką ochotę pogadać z kimś, kto wychował się w równie
popieprzonej rodzinie jak ja. Mam dość terapeutów z klasy średniej i ich
banalnych wyobrażeń o tym, co jest normalne.
Madeline zaganiała Henry'ego i jego kumpla do czarnej taksówki. Grupa
gości nareszcie się rozchodziła. Po chwili gospodyni imprezy stała już sama,
wpatrując się w Strike'a i Charlotte. Ta z kolei spojrzała na Madeline, po czym
z uśmiechem odwróciła się z powrotem do Strike'a.
– Lepiej już idź pogratulować Mads.
Odeszła w deszczu z rozwianymi włosami, a jej szpilki stukały na chodniku.
52
Stroję się w jedwabie i drogie kamienie,
Piórka stroszę jako i gołębie czynią;
Oni ten szeleszczący spektakl wielbią szalenie,
Nie widząc, że moje serce łka za miłości krztyną [...].

Christina Rossetti
L.E.L.

Madeline, która miała na sobie obcisłą sukienkę z fioletowego jedwabiu, a do


tego ciężki naszyjnik z ametystem i przyprawiające o zawrót głowy szpilki,
stała na chodniku nieruchoma jak skała, z założonymi rękami. Połowę jej
twarzy spowijał cień, a druga połowa była skąpana w świetle padającym
z witryny salonu. Wychodząc z ciemnej bramy i ruszając w jej stronę, Strike
czuł, że za chwilę dotrą do tego ważnego kamienia milowego w każdym
związku: do pierwszej wściekłej kłótni.
– Cześć – przywitał się. – Wyglądasz wspaniale. Jak poszło?
Odwróciła się bez słowa i weszła z powrotem do salonu, mijając tuż
za drzwiami ochroniarza równie wielkiego jak Strike.
Dwie ładne młode kobiety, które, jak się domyślił, były ekspedientkami
zatrudnionymi przez Madeline – obie miały na sobie czarne sukienki – właśnie
wkładały płaszcze i gdy wszedł do środka, spojrzały na niego z zaciekawieniem.
Trzej pracownicy firmy kateringowej ubrani w białe marynarki zbierali puste
kieliszki po szampanie z niskich stolików i szklanych gablotek. Salon, w którym
Strike był pierwszy raz, kojarzył się z pluszowym wnętrzem szkatułki
z biżuterią: ściany i sufit pokrywał granatowy aksamit, z góry zwisał złoty
sznur zakończony chwostami, a na podłodze leżał perski dywan.
– Jak tu... – zaczął, lecz Madeline już się żegnała z ekspedientkami, po czym
poszła za jednym z kelnerów na zaplecze, gdzie jak usłyszał Strike, poleciła mu,
by pozbierał kieliszki i wyszedł, nie zawracając sobie głowy wycieraniem
gablotek, ponieważ nazajutrz rano miały to zrobić dziewczyny.
Cztery olbrzymie zdjęcia modelek biorących udział w kampanii reklamowej
stały na złotych sztalugach. Długowłosa czarna kobieta miała tak długie
kolczyki z brylantami, że muskały jej nagie ramiona; ruda spoglądała przez
splecione palce, a na każdym tkwił pierścionek z szafirem; blondynka
zasłaniała oko broszką z rubinem, jakby to była przepaska, a Charlotte
wpatrywała się w niego z uśmiechem Mona Lisy na szkarłatnych ustach,
prezentując ciężki złoty naszyjnik wysadzany nieoszlifowanymi szmaragdami.
Znów pojawiła się Madeline, wychodząc z zaplecza za kelnerami, którzy
wynosili stamtąd olbrzymie pudła pełne nieumytych kieliszków.
– Możesz już iść, Al – powiedziała do ochroniarza. – Pozamykam i włączę
alarm.
– Na pewno? – spytał.
– Tak. Idź – odparła szorstko, wciskając zamaszystym gestem przycisk obok
ciężkiego drewnianego biurka w rogu. Stalowe rolety antywłamaniowe
w oknach zaczęły się automatycznie opuszczać.
Strike czuł, że Madeline dużo wypiła. Była zarumieniona i trochę plątał jej
się język. Uparcie unikała wzroku Strike'a, dopóki kelnerzy, pracownicy firmy
kateringowej i ochroniarz nie wyszli. Gdy w końcu zostali sam na sam, a okna
były już zasłonięte, odwróciła się, żeby na niego spojrzeć.
– Wiedziałam, że to zrobisz.
– Że co zrobię?
– Nie mogłeś nawet przyjść na parę minut pod koniec.
– Przed salonem wciąż stał fotoreporter.
– Czy ty siebie słyszysz?! – spytała z piskliwym śmiechem. – Za kogo ty się
uważasz? Za swojego ojca?
– O czym ty mówisz?
– Gdyby zjawił się tu Jonny Rokeby, to tak, dziennikarze zabijaliby się, żeby
pstryknąć mu zdjęcie. Ja pierdolę. Nie jesteś aż taki sławny. Pogódź się z tym,
do chuja.
– Chodzi o to, że nie chcę, żeby moje zdjęcie ukazało się w gazecie – odrzekł
ze spokojem Strike. – Mówiłem ci to wielokrotnie. Nie chcę być rozpoznawalny.
– A gdzie się podziewa twój pieprzony strach przed paparazzi, kiedy
gawędzisz sobie z Charlotte Campbell w ciemnych bramach? Wspomniała
mi dziś wieczorem, że Jago chce cię wymienić w pozwie rozwodowym...
– Miło z jej strony – powiedział Strike, czując, jak wbrew jego woli narasta
w nim wściekłość.
– ...ale fajnie byłoby to usłyszeć od ciebie, a nie dowiedzieć się o tym
w obecności dwudziestu kilku osób na mojej pieprzonej premierze...
– Kurwa, myślisz, że chciałem, żeby to zrobiła?
– ...i musieć udawać, że już o tym wiem... Więc kiedy tak naprawdę z nią
zerwałeś?
– Dokładnie wtedy, kiedy ci mówiłem – odparł Strike. – Prawie pięć lat...
– To dlaczego Jago na ciebie dybie?
– Bo mnie, kurwa, nie znosi.
– Charlotte mówi, że znalazł jakieś wiadomości, które sobie przesyłaliście.
– To ona próbowała wznowić romans. Nie prosiłem o żadne wiadomości –
powiedział Strike.
– Tobie naprawdę się wydaje, że jesteś Jonnym Rokebym. – Madeline znowu
roześmiała się z niedowierzaniem. Kobiety po prostu same się na ciebie
rzucają, prawda?
– Nie, ty byłaś pierwsza.
Madeline sięgnęła po najbliższy przedmiot, jaki miała w zasięgu ręki, czyli
po pustą drewnianą szkatułkę na biżuterię, i rzuciła nim w Strike'a.
Wycelowała tak słabo, że szkatułka ominęłaby detektywa i uderzyła w okno,
gdyby jej nie złapał. Madeline ruszyła na niego.
– Nie chcesz, żeby ktokolwiek się dowiedział, że ze mną jesteś!
– Mam gdzieś, kto wie, że z tobą jestem.
– Charlotte mówi co innego!
– Kiedy w końcu wbijesz sobie do głowy, że nie można wierzyć w ani jedno
słowo Charlotte Campbell?
– Powiedziałeś o nas swojej ukochanej Robin?
– Tak – odparł Strike.
– Przed tym czy po tym, jak usłyszała to od Charlotte? Bo Charlotte mówiła,
że ta wiadomość zajebiście nią wstrząsnęła.
– Ocknij się, do kurwy nędzy. Charlotte mówi to, co jej zdaniem narobi
najwięcej...
– Charlotte powiedziała, że jeśli zjawisz się na mojej premierze, to będzie
znak, że poważnie myślisz o daniu nam szansy, bo...
– Madeline, kurwa, to mącicielka!
– ...kryłeś się ze wszystkimi swoimi dziewczynami, odkąd...
– Ja pierdolę, wcale się z tobą nie kryję!
– Dlaczego czaiłeś się trzy bramy dalej, udając, że się spóźniłeś?
– Właśnie ci powiedziałem, że...
– Miałeś nadzieję, że złapiesz Charlotte, kiedy stąd wyjdzie?
– Spróbuj się, kurwa, zdecydować, z którą z nich przyprawiam ci rogi,
z Charlotte czy z Ro...
– Może z obiema... Twój ojciec nigdy się nie ograniczał do jednej nara...
– Jeszcze raz wspomnisz o moim ojcu i wychodzę.
Patrzyli na siebie z wściekłością, stojąc w półtorametrowej odległości,
a ogromne zdjęcie Charlotte w wysadzanym szmaragdami naszyjniku
spoglądało na nich z lekkim uśmiechem na szkarłatnych ustach.
– Mam wrażenie, że bardziej przejmujesz się tym, co myśli o nas Charlotte,
niż co myślę ja – powiedział Strike. – To dlatego miałem tu po ciebie przyjść?
Żeby udowodnić Charlotte, że owinęłaś mnie sobie wokół palca?
– Nigdy mi nie wspominałeś, że spałeś z Ciarą Porter!
– Co?! – Strike zdębiał.
– Przecież słyszałeś!
– Dlaczego miałbym ci, kurwa, o tym wspominać? To był jednorazowy
numerek!
– Albo że chodziłeś z Elin Toft!
– Jezu Chryste, a czy ja cię pytałem o listę wszystkich twoich
wcześniejszych...?
– Ale ja je znam!
Strike poczuł, że w kieszeni płaszcza wibruje jego komórka, i sięgnął po nią.
– Nie waż się teraz, kurwa, odbierać! – krzyknęła Madeline, gdy spojrzał
na wyświetlacz i zobaczył wiadomość od Robin.
Jak brzmiał ten głos?
Strike zaczął pisać odpowiedź.
– Słyszałeś?
– No, słyszałem – odrzekł chłodno, wciąż pisząc.
Tak jak poprzednim razem. Darth Vader. To chyba apka
zmieniająca głos
Włożył komórkę z powrotem do kieszeni i spojrzał na Madeline, która
wściekle dyszała, a jej twarz zastygła w grymasie furii.
– Co mówiłaś? – spytał.
– Mówiłam, że myślałam, że Charlotte była amom... – pijana, nie mogła
wymówić tego słowa – anomalią. Valentine mówił, że poznałeś
ją na uniwerku... Myślałam, że nie interesują cię pieniądze, sława i tak dalej,
a teraz się dowiaduję, że przeleciałeś połowę celebrytek w Londynie!
– A jak ten wizerunek jebaki gwiazd pasuje do twoich pretensji o to, że nie
chcę się z tobą fotografować?
– Może dzięki temu będzie ci łatwiej okantować kolejną bogatą kobietę, żeby
myślała, że podoba ci się taka, jaka jest!
Strike odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia.
– Cormoran!
On jednak już szarpnął za ciężkie drzwi i wyszedł na deszcz.
– Cormoran! – wrzasnęła Madelaine.
Jego telefon znowu zawibrował w kieszeni. Wyjął go i przyjrzał się następnej
wiadomości od Robin. Krople deszczu upstrzyły ekran. Słyszał, że Madeline
biegnie za nim w szpilkach, podzwaniając czymś, co prawdopodobnie było
ciężkim pękiem kluczy.
Czy to naprawdę może być jakiś przypadkowy troll? Bo ile
osób wiedziało o listach w trumnie?
Strike odpisał, nie zatrzymując się:
Właśnie
Kilka sekund później przyszła kolejna wiadomość od Robin.
Przed chwilą dowiedziałam się w grze czegoś
interesującego. Możesz teraz rozmawiać? Jeśli nie,
pogadamy później
Gdy napisał,
teraz jest okej
usłyszał za sobą pisk, łoskot i brzęk metalu. Odwrócił się: Madeline
poślizgnęła się i upadła. Klucze do salonu wyślizgnęły się jej z ręki i leżała
twarzą na mokrym chodniku.
– Noż kurwa – mruknął i pokuśtykał z powrotem.
Madeline próbowała wstać, lecz sprawę utrudniał złamany obcas. Szlochając,
złapała Strike'a za rękę i pozwoliła, by pomógł jej się podnieść. Jedno z jej kolan
krwawiło.
– Chodź tu – powiedział Strike, pomagając jej się schronić w bramie, a sam
poszedł po klucze. – Zostawiłaś otwarte drzwi?
Pokiwała głową, wciąż szlochając.
– Corm, przepraszam... przepraszam... nie miałam tego na myśli...
– Po prosu chodźmy zamknąć te cholerne drzwi, zanim stracisz cały towar.
– Zaczekaj...
Oparłszy się o jego ramię, gwałtownym ruchem zdjęła buty. Wciąż
zapłakana, bosa, a teraz jeszcze znacznie niższa, pozwoliła zaprowadzić się
z powrotem do salonu, przystając tylko po to, by cisnąć fioletowe szpilki
do kosza na śmieci.
– Corm, przepraszam... po prostu jestem zajebiście zestresowana i... nie
chciałam tego powiedzieć, naprawdę...
Po powrocie do luksusowego granatowego salonu opadła na fotel, schowała
twarz w dłoniach i znów się rozpłakała. Strike westchnął ciężko i położył klucze
na szklanej gablocie pełnej połyskliwych wisiorków.
– Czy kiedykolwiek wziąłem od ciebie choćby pensa? – spytał, patrząc na nią
z góry. – Czy kiedykolwiek za siebie nie zapłaciłem?
– Nigdy... nigdy... Nie wiem, dlaczego to powiedziałam... to przez
to wszystko, co wygadywała Charlotte... O tym, że Jim mnie zdradza,
dowiedziałam się z esemesów... kupował tej drugiej prezenty za moje
pieniądze i... przepraszam, naprawdę...
Spojrzała na niego. Wyglądała dobrze, mimo że napuszyły jej się włosy
i rozmazała maskara.
– Lepiej czymś przemyj to kolano – poradził jej.
Madeline dźwignęła się z fotela i zarzuciła mu ręce na szyję. Po chwili też
ją objął i pocałował w mokrą głowę.
– Przepraszam – powtórzyła do jego klatki piersiowej.
– Nie jestem Jimem.
– Wie-wiem – załkała. – Naprawdę wiem. Nie powinnam była pić tyle
szampana.
– Przede wszystkim nie powinnaś słuchać pieprzonej Charlotte Campbell –
powiedział z naciskiem.
– Nie będę... Wiem, że nie powinnam...
Odsunął się delikatnie i spojrzał na nią.
– Idź przemyć to kolano. Muszę zadzwonić do Robin w sprawie
dochodzenia. To wcale nie znaczy, że ją posuwam.
– Wie-wiem – powtórzyła Madeline, śmiejąc się przez łzy.
– No dobrze. Postoję przy drzwiach i będę udawał twojego ochroniarza.
Wciąż pociągając nosem, Madeline wyszła do łazienki na zapleczu. Strike
podszedł do drzwi wejściowych, stanął przed nimi, żeby widzieli
go przechodnie, a potem zadzwonił do Robin.
– Cześć – przywitała się. – To mogło zaczekać.
– Nie ma sprawy. Mów.
– Dżdżownica28, to znaczy Zoe, właśnie mi napisała, że wczoraj wieczorem
w grupie moderatorów pokłóciła się z Yasmin Weatherhead, no wiesz,
z Sercellą. Yasmin napisała coś w stylu: „Żaden fan nie mógłby być sprawcą tej
napaści, bo na pewno nie zaatakowałby Josha”. Zoe się zdenerwowała i spytała
Yasmin, dlaczego jej zdaniem Edie dostała to, na co zasłużyła. Ale nieważne,
Zoe właśnie narzekała na Yasmin i wypsnęło jej się, że Yasmin i Anomia
chyba prowadzą na boku jakąś działalność. Dochodową działalność.
– Naprawdę?
– Ponoć rano w grupie moderatorów napisał do Yasmin, że czeka
na informację w sprawie swojego udziału procentowego. Yasmin nie
odpowiedziała przy wszystkich, ale Zoe przypuszcza, że prawdopodobnie
dokończyli rozmowę na grupie prywatnej.
Madeline wyszła z zaplecza, twarz miała już czystą. Uśmiechnęła się smętnie
do Strike'a, po czym zaczęła chodzić między gablotkami, sprawdzając, czy
wszystkie są pozamykane.
– Bardzo interesujące – powiedział Strike. – To sugeruje, że nie tylko
Morehouse może wiedzieć, kim jest Anomia.
– Właśnie – potaknęła Robin. – Zastanawiam się, czy istnieje jakiś sposób,
żebyśmy mogli podejść Yasmin, tak jak podeszliśmy Tima Ashcrofta.
– Udając dziennikarza?
– Właśnie. Powiedzielibyśmy, że piszemy artykuł o Sercu jak smoła. „Znałaś
ich od samego początku” i tak dalej.
– To zdecydowanie dobry pomysł – ocenił Strike. – Muszę już kończyć, ale
obgadamy to jutro.
– Super – powiedziała Robin. – W takim razie do jutra.
Rozłączyła się. Strike odwrócił się do Madeline, która już włożyła płaszcz.
– Będziemy potrzebowali taksówki – stwierdził, patrząc na jej bose stopy.
– Przepraszam – szepnęła jeszcze raz.
– Zostało ci wybaczone – odrzekł, zmuszając się do uśmiechu.
Gdy wyjęła komórkę, by zadzwonić po taksówkę, wyślizgnął się na zewnątrz,
żeby zapalić. Ten wieczór przywołał falę wspomnień o życiu z Charlotte:
o krzykach i rzucaniu przedmiotami, o wybuchach irracjonalnej zazdrości
i oskarżeniach o każdy występek, z jakim zetknęła się w domu rodzinnym.
Różnica polegała na tym, że Charlotte mimo wszystko kochał. Bez miłości takie
zachowanie nie miało dla niego żadnego uroku. Deszcz padał dalej, a on palił,
czując ból w nodze i żałując, że nie jest o setki kilometrów od Bond Street.
53
Słodkie są sekrety bagien,
Aż nam węże wejdą w drogę;

Emily Dickinson
1740

Czaty w grze z udziałem czworga moderatorów Gry Dreka

<Otwiera się nowa grupa <Morehouse dołącza


prywatna> do grupy> <Otwiera się nowa
grupa prywatna.
<20 maja 2015, 17.38>
<20 maja 2015, 17.40>
<Anomia zaprasza
Morehouse'a> <Narcyzka zaprasza
Anomia: tęskniliśmy za tobą, Morehouse'a>
buaa
>

Morehouse: czyżby Narcyzka: omg jesteś


Anomia: tak >
Anomia: Narcyzka jest tu 24h >
na dobę i wypytuje ludzi, czy
>
cię widzieli
>

Morehouse: wróciłem, żeby >


zobaczyć, czy LordDrek
Narcyzka: Morsiu, proszę,
i Vilepechora zniknęli, ale
porozmawiaj ze mną
widzę, że nie
>
Anomia: nie Narcyzka: proszę
Anomia: ale pod koniec Comic >
Con już ich nie będzie
>
Morehouse: po prostu ich
>
kurwa zbanuj
>
Anomia: mam plan, OK?

Morehouse: taki jak ten, żeby <Morehouse dołącza


im się „przyjrzeć”? do grupy>
Anomia: przysięgam, Morehouse: cześć
że wkrótce znikną. Właśnie
nad tym pracuję.
>

Morehouse: myślę, >


że po prostu grasz
Narcyzka: Morsiu, chcę cię
na pieprzoną zwłokę
przeprosić. Nie śpię, o niczym
Morehouse: bo to „dobrzy innym nie myślę. Tak bardzo,
moderatorzy” i „zrobili bardzo mi przykro, nie
to tylko dla lolów” powinnam była tego mówić

Anomia: nieprawda Morehouse: nic się nie stało


> Narcyzka: przeciwnie
Anomia: miałeś rację, OK? Morehouse: po prostu
Anomia: to pieprzeni naziści wkurwiłem się na Diablo1,
że kłapała swoją wielką
jadaczką

Morehouse: a jak dokładnie > <Otwiera się nowa grupa


doznałeś tego olśnienia? Narcyzka: zaraz, co ? prywatna>
> <14 maja 2015, 17.42>
Narcyzka: Diablo1
Anomia: po prostu zmieniłem to dziewczyna? <Diablo1 zaprasza
zdanie Morehouse'a>
Morehouse: no. W necie lubi
Morehouse: a ten nagły zwrot udawać faceta Diablo1: chcę z tobą
zaskakująco zbiegł się porozmawiać
>
w czasie z moją prośbą, żebyś > >
wybrał między mną a nimi > >
> >

Anomia: i co qurwa z tego? > <Morehouse dołącza


dostaniesz to, czego chcesz, do grupy>
Morehouse: jak się czuje twoja
no nie? mama? Diablo1: nie powiedziałam
> Narcyzce, że jesteś
Narcyzka: niezbyt
niepełnosprawny, OK?
Morehouse: dalej qurwa nic Narcyzka: zaczęły jej wypadać
nie rozumiesz, prawda? Diablo1: jeśli to od kogoś
włosy
usłyszała, to od Anomii, a nie
> Morehouse: kurde ode mnie
Morehouse: zachowujesz się,
Narcyzka: no Diablo1: więc ustal fakty,
jakby ci było zupełnie kurwa
obojętne, że to faszyści > > zanim znowu prześlesz
takiego mejla >
Narcyzka: ale dopóki to działa

Anomia: i ty nazywasz siebie Morehouse: no Morehouse: OK mniejsza o to


naukowcem? Gdzie qurwa > Diablo1: „mniejsza o to”?
dowód?
Narcyzka: jak dobrze znowu Morehouse: na pewno zawsze
> z tobą rozmawiać pamiętasz, co komu mówisz?
>
Narcyzka: naprawdę za tobą Diablo1: wal się
> tęskniłam >
> Morehouse: ja za tobą też Diablo1: wiem, co sugerujesz
> Narcyzka: więc między nami
Morehouse: po prostu wiem,
OK?
> jak się zachowujesz, mając
> w sobie pół butelki wódki
>
> > Diablo1: spierdalaj
>
>
Morehouse: no, OK x
Anomia: niech zgadnę, gadasz
z Narcyzką na innej grupie

Morehouse: i co z tego? masz > Diablo1: nigdy jej nie


z tym jakiś problem? mówiłam, że jesteś
Anomia: żadnego, buaa Narcyzka: słuchaj, a wybierasz niepełnosprawny >
się na Comic Con?
Morehouse: chyba tobie też się Morehouse: może nie wprost
podoba > Narcyzka: halo?
Diablo1: OK, więc
Anomia: niby jak, buaa? > co powiedziałam?
Morehouse: Nie mogę iść
na Comic Con

Morehouse: wiesz, kim ona > Morehouse: ale ty możesz iść >
jest. Z danych, które podała ze swoim chłopakiem.
>
przy rejestracji.
> >
Anomia: myślisz, że się
Narcyzka: co?
podniecam na widok adresów >
mejlowych? >
>
Morehouse: Może w adresie > >
jest jej prawdziwe nazwisko Morehouse: ze swoim
>
i poszukałeś > chłopakiem
>
>
>
>
>

Anomia: mylisz się, mam Morehouse: T-shirt z obciętymi Morehouse: pewnie rzuciłaś
w dupie, kim ona jest rękawami, mięśnie, jasne któryś ze swoich zabawnych
włosy żarcików o wózkach
Anomia: jeśli chcesz z nią
inwalidzkich
kombinować, proszę bardzo >
Diablo1: to było qurwa ponad
>
rok temu i przepraszałam cię
Morehouse: a Zasada 14? z milion razy
Anomia: jebać ją, jesteś
współtwórcą, robisz, co chcesz
>
>
>
>
>
Morehouse: tak, jasne, tylko > >
że ja nie mogę robić tego,
Narcyzka: więc przestałeś >
co chcę Morehouse: w każdym
udawać, że nie wiesz, kim
razie nie z nią >
jestem
Anomia: dlaczego? Morehouse: zrobiłaś jedyną
>
rzecz, o którą prosiłem, żebyś
Anomia: jest na ciebie > jej nie robiła
wyraźnie napalona
>
>

> > Morehouse: kurwa, a ja


> > próbowałem ci pomóc
Diablo1: nie traktuj mnie tak
Morehouse: wiesz dlaczego Narcyzka: to nigdy by się nie
zaczęło, gdybyś zgodził się zajebiście protekcjonalnie
>
ze mną spotkać albo chociaż Morehouse: nie traktuję cię
> przesłał zdjęcie protekcjonalnie, dla odmiany
> traktuję cię jak dorosłą osobę
Narcyzka: pewnego wieczoru
się zalałam, a on akurat był Diablo1: co ma znaczyć to „dla
w pobliżu odmiany”?
Narcyzka: nie jest fajnie >
mówić coś takiego, ale
to prawda

Anomia: buaa? Morehouse: wydajesz się Diablo1: słuchaj, byłeś dla


z tego zajebiście zadowolona mnie naprawdę miły, kiedy
>
na swoim Instagramie miałam tamten gówniany
> okres, i nigdy nie chciałam cię
Narcyzka: może miałam
> zranić ani obrazić
nadzieję, że to zobaczysz
> i będziesz zazdrosny

> Narcyzka: to wszystko jest Diablo1: wiem, że cię


takie jednostronne. zdenerwowałam i próbuję
>
Ja przesyłam fotki, ty nie. wszystkiego, żeby cię
> Ja chcę się spotkać, ty nie. przeprosić, ale gdy ktoś
> Narcyzka: to, co jest między ignoruje wszystkie twoje
mejle i nie chce z tobą
Morehouse: co? nami, jest lepsze
> Narcyzka: ale skąd mam rozmawiać, trudno się z nim
Anomia: jeśli wykopię wiedzieć, że nie kręcisz pogodzić
na boku z setką innych
LordaDreka & Pecha, Diablo1: ale nigdy nikomu nie
dziewczyn?
zostaniesz, tak? mówiłam, że jesteś
> niepełnosprawny. Nikomu
> Diablo1: po co miałabym
to robić?
>

> > >


Morehouse: no kurwa, nie > >
słuchasz. Przeszkadza mi to,
> >
że najwyraźniej masz w dupie,
kim oni są albo co mogli > >
zrobić Morehouse: nie kręcę >
Anomia: już ci mówiłem, że nie Morehouse: słuchaj, dużo >
mogli zabić Ledwell myślałem, kiedy byłem poza
>
> grą
>

Morehouse: skąd ta pewność? > Morehouse: może po to, żeby


namącić między mną
Anomia: bo przecież to ja >
ją zabiłem a Narcyzką?
>
Diablo1: to qurwa totalne
Morehouse: jasna cholera, >
co się z tobą dzieje? kłamstwo
>
>

Morehouse: zdajesz sobie Narcyzka: Morsiu, proszę, nie Diablo1: nigdy nie chciałam,
sprawę, że już prawie mów, że odchodzisz żebyś był moim chłopakiem,
ci wierzę? jeśli to sugerujesz.
Narcyzka: proszę >
Morehouse: ciągle powtarzasz Narcyzka: OK, skoro Diablo1: po prostu myślałam,
to w grze że jesteś moim przyjacielem
odchodzisz, nie mam nic
Morehouse: a jeśli ktoś do stracenia, prawda? >
to weźmie poważnie
> >
i zawiadomi policję? >
Morehouse: ? >
Anomia: ffs żartuję
Anomia: kiedyś lubiliśmy się >
pośmiać >
>

Morehouse: no lubiliśmy Narcyzka: doskonale wiem, >


Morehouse: ale niedawno kim jesteś, V****. >
napisałem Narcyzce, że cię nie Narcyzka: i nie waż się
>
poznaję, serio narzekać, skoro sam też mnie
Morehouse: Ledwell nie żyje, wytropiłeś >
Blay dalej leży w szpitalu, a ty
chyba masz to w dupie >
>
>

Morehouse: żartujesz z tego Narcyzka: nawet obserwujesz >


mnie na Twitterze jako ty
> >
> Narcyzka: i żeby to było jasne: >
odkąd wiem, kim jesteś,
wydajesz mi się jeszcze Morehouse: byłem twoim
bardziej niesamowity przyjacielem
Morehouse: ale zawiodłaś
moje zaufanie

Anomia: no więc lubię czarny Narcyzka: dzisiaj napisałam Morehouse: nie chciałem, żeby
humor, pozwij mnie, kurwa Rudejkici, że się w tobie ktokolwiek się dowiedział,
> zakochałam że współtworzyłem tę grę,
Narcyzka: jeśli nie wierzysz, i miałem ku temu cholernie
> dobre powody
możesz ją spytać
> Morehouse: dlatego nie
>
> zależało mi na tym, żeby
> pijana szesnastolatka rzucała
Anomia: chcesz, żebym
na lewo i prawo aluzjami,
napisał, że to tragedia. jasne,
myśląc, że jest
że kurwa tak
zabawna/bystra
>
>

Anomia: ale skoro wszyscy Morehouse: mówisz Diablo1: przecież


wiedzą, że zajebiście jej poważnie? przeprosiłam, co jeszcze mogę
nienawidziłem, nie zrobić?
>
zamierzam robić z siebie >
hipokryty Narcyzka: o czym?
Narcyzka: kurczę, przez >
>
żadnego faceta nie płakałam Morehouse: nic
Morehouse: po prostu okaż
tak jak przez ciebie. Aż się <Diablo1 opuszcza grupę>
zwyczajną przyzwoitość ffs zasmarkałam.
> <Morehouse opuszcza grupę>

>

> Morehouse: myślisz, że wiesz, <Grupa prywatna została


> kim jestem? zamknięta>

> Narcyzka: środek zdjęcia,


zielona koszula, okulary,
> wózek, oszałamiający
> uśmiech, wspaniałe zęby

>

Anomia: dobra, ja okażę > Morehouse: i napisałaś


zwyczajną przyzwoitość, Rudejkici, że mnie kochasz?
wykopię LordaDreka i Pecha, Narcyzka: spytałam ją, czy
ty będziesz do woli dymał według niej można się
Narcyzkę, a gra będzie trwała zakochać w kimś, kogo się
dalej, tak?
nigdy nie widziało
> >
>
>
>
>
>
>
>

Anomia: Morehouse? Narcyzka: no, chyba się


> w tobie zakochałam
Morehouse: co? >
Anomia: jeśli to wszystko Narcyzka: nie czuj się
zrobię, zostaniesz? zobowiązany, żeby mówić
mi to samo ani nic
>
> Morehouse: lol

> Morehouse: no wiesz


Morehouse: ja też się
zakochałem

> Narcyzka: naprawdę?


> Morehouse: tak
> Narcyzka: <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3
<3
>
Morehouse: zastanowię się Narcyzka: więc jeśli
przeniesiemy tę rozmowę
> na Twittera, będę ci mogła
> wysłać swój numer, no nie?

Anomia: kurwa, nie rób Morehouse: nie, nie chcę


mi takiej łaski rozmawiać przez telefon
> Morehouse: nie za pierwszym
> razem

> >

Anomia: jesteś tu jeszcze? >

> >
Narcyzka: masz jakieś
>
problemy z mową albo coś?
>
Morehouse: tak
>

Morehouse: powiedz mi coś Narcyzka: na pewno nie jest


aż tak źle
Morehouse: kiedy zamierzasz
zakończyć grę?
> Narcyzka: niedawno
rozmawiałeś przez telefon
Anomia: co masz na myśli?
z Anomią
>
Morehouse: to była wyjątkowa
> sytuacja
Morehouse: przecież ona nie Morehouse: ale on mnie
może trwać wiecznie, prawda? rozumie, bo często gadaliśmy
> na Facetimie, kiedy
tworzyliśmy grę
>
Narcyzka: więc pogadajmy
>
na Facetimie
Morehouse: słuchaj, to dla
mnie trudne
Narcyzka: rozumiem

Anomia: dlaczego? >


> >
> >
> Morehouse: nie rozumiesz,
> ktoś, kto wygląda tak jak ty,
nie może zrozumieć
>
Morehouse: zdjęcie, które
Morehouse: bo ffs ludzie widziałaś, nie mówi
dorastają. Nudzą się wszystkiego
Anomia: dlatego musimy cały Narcyzka: a co, to jest twój
czas ulepszać grę dubler?
>
Morehouse: lol
Morehouse: nie
Morehouse: ale zdjęcie nie
pokazuje, jak mówię ani jak
się poruszam

Morehouse: to nie może trwać Narcyzka: ffs nie obchodzi


wiecznie mnie to
Anomia: będzie trwało tak Morehouse: łatwo powiedzieć
długo, jak zechcę >
Narcyzka: więc nigdy nie
> będziemy mogli się spotkać
ani porozmawiać w realu? >
Anomia: teraz my decydujemy,
my ustanawiamy zasady >
Morehouse: jakie zasady? >
Anomia: mamy władzę. >
Możemy dopilnować, żeby SjS >
było takie, jak chcemy
Morehouse: wybierasz się
Morehouse: zdajesz sobie 24 na Comic Con?
sprawę, że brzmisz jak
megaloman >

> Narcyzka: pójdę, jeśli też


pójdziesz
Anomia: żądza władzy
sprawia, że świat się kręci Morehouse: postaram się

Morehouse: myślałem, >


że miłość Narcyzka: <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3
> <3

Anomia: miłość jest dla cip Narcyzka: kocham cię


Morehouse: ja ciebie też
54
[...] masek całe tabuny;
Wszędzie wokół maski bezkrwiste, bezcielesne,
Nieustannie krążące globy i bieguny [...].

Christina Rossetti
A Castle Builder's World

Strike i Robin spotkali się w agencji nazajutrz po premierze nowej kolekcji


Madeline i zgodnie uznali, że skoro zadali sobie tyle trudu, by stworzyć dla
dziennikarki Venetii Hall stronę internetową i profil na Twitterze,
zmarnowaliby okazję, gdyby nie skorzystali z jej usług ponownie, kontaktując
się z Yasmin Weatherhead. Robin podrasowała zatem biogram
na profilu Venetii na Twitterze, by podkreślić jej zawodowe kompetencje, i w
ciągu trzech godzin napisała dwa artykuły na temat Serca jak smoła dla
Medium.com, podpisując je nazwiskiem Venetii.
– Są okropne – powiedziała później Strike'owi przez telefon. Musiał się
wybrać na Sloane Square, gdzie znowu obserwował Lepkie Rączki jedzącego
lancz w The Botanist. – Posklejałam je z masy innych artykułów.
– Czy to nie jest tak, że na Medium może pisać każdy?
– Owszem, ale Venetia ma być prawdziwą dziennikarką.
– Liczmy, że literackie standardy Yasmin nie są zbyt wygórowane.
Bez względu na to, jakie były naprawdę, Yasmin Weatherhead zareagowała
na propozycję Venetii Hall równie ochoczo jak Tim Ashcroft. Już
po dwudziestu czterech godzinach Robin dostała obiecującą odpowiedź
na swojego mejla.

Cześć, Venetia,
Twój mejl trochę mnie zaskoczył! Tak, to ja jestem „tą”
Yasmin Weatherhead, która pracowała kiedyś dla Josha
i Edie. Jak możesz sobie wyobrazić, wciąż jestem w szoku
po tym, co się stało. Myślę, że cały fandom jest wstrząśnięty.
To było okropne. Wszyscy się modlimy, żeby Josh wrócił
do pełni sił.
Tak, wciąż jestem wielką fanką Serca jak smoła i tak się składa,
że właśnie piszę książkę o tej kreskówce i o fandomie! Być
może słyszałaś o Grze Dreka, w której zbiera się wielu
fanów, żeby rozmawiać o kreskówce i o całej marce. Moja
książka dotyczy także tej gry oraz jej ważnej roli
w podtrzymywaniu entuzjazmu wokół Serca jak smoła.
Więc tak, chętnie się z tobą spotkam! Kiedy by ci pasowało?
Jak najwyraźniej wiesz, pracuję obecnie w Lola June
Cosmetics, ale jestem wolna wieczorami albo w każdy
weekend oprócz najbliższego, bo będę geekować na Comic
Con!
Z pozdrowieniami
Yasmin

– Może poproszę, żeby się ze mną spotkała na Comic Con? – spytała Robin
Strike'a przez telefon, gdy już przekazała mu mejla od Yasmin.
– Dwie pieczenie na jednym ogniu – powiedział Strike, który tym razem
śledził Prestona Pierce'a na Swain's Lane na Highgate. – Dobry pomysł.
– A przy okazji, dostarczono twój kostium – poinformowała go. – Kiedy
mówiłam, że byłby z ciebie uroczy Darth Vader, nie przypuszczałam,
że naprawdę...
– Nic innego nie przyszło mi do głowy – odparł. – Mam tylko nadzieję,
że będzie wystarczająco długi.
– Dobrze, że kupiłeś też miecz świetlny – pochwaliła go Robin. –
We właściwym kolorze i w ogóle.
– Nie ma takiego miejsca, w którym mógłbym się wydać bardziej podejrzany
z powodu zielonego miecza świetlnego niż na Comic Con – odrzekł Strike,
a Robin się roześmiała.
Odpisując na mejla Yasmin, poinformowała ją, że bardzo się cieszy na wieść
o książce i jest zafascynowana Grą Dreka oraz spytała, czy mogłyby się spotkać
na Comic Con, które posłużyłoby za wspaniałe tło artykułu Venetii o Sercu jak
smoła. Poza tym podała jej numer tymczasowej komórki, z której korzystała,
kontaktując się z Timem.
Minęło kilka godzin bez słowa od Yasmin, lecz w międzyczasie nastąpił
interesujący rozwój wydarzeń w grupie moderatorów, o którym Rudejkici
doniosła jak zwykle pomocna Dżdżownica28.

Dżdżownica28: Sercella właśnie poinformowała Anomię ,


że jednak nie może iść na comiccon

Rudakicia: omg po tym jak wierciła wszystkim dziurę


w brzuchu, żeby przyszli!

Dżdżownica28: właśnie . Anomia bardzo się na nią wkużył .

Robin miała przeczucie, że Yasmin wycofała się z udziału w zamaskowanej


grupie „Zostawcie Grę Dreka”, żeby móc się spotkać z Venetią Hall i promować
swoją książkę bez maski. I rzeczywiście, pół godziny później przyszedł drugi
mejl od Yasmin.

Cześć, Venetia,
tak, byłoby wspaniale! Zamierzam zjawić się tam w sobotę.
Pasowałoby ci?

Robin odpisała, że byłoby w sam raz i umówiły się tuż za głównym wejściem
ExCeLu o jedenastej.
– A to oznacza, że albo Anomia nie może rozpoznać Yasmin, bo nigdy się nie
spotkali – powiedziała Robin Strike'owi przez telefon później tego wieczoru –
albo ona liczy, że na tak ogromnej przestrzeni uda jej się go uniknąć.
– Albo – dopowiedział Strike – wie, że Anomii tam nie będzie.
– Na pewno się wybiera: od tygodni namawia wszystkich pozostałych.
– Wygląda na to, że wspólne przedsięwzięcie mające przynieść im dochód,
to właśnie ta książka, prawda?
– Zdecydowanie tak – przyznała Robin. – Może Anomia zdradza poufne
szczegóły w zamian za udział w zyskach.
– W każdym razie zapowiada się bardzo interesujący wywiad.
– Zanim się rozłączymy... – dodała szybko Robin, ponieważ jego ton
sugerował, że zamierza zakończyć rozmowę. – Chyba powinniśmy pojechać
na Comic Con metrem, zamiast samochodem.
Cisza, która zapadła w słuchawce, w zasadzie nie była dla Robin
zaskoczeniem.
– Chcesz, żebym wsiadł do metra przebrany za Dartha Vadera?
– Wiem, co o tym myślisz, ale z tego, co pisała Dżdżownica28, grupa Gry
Dreka przyjedzie transportem publicznym. To młodzi ludzie, wątpię, żeby mieli
samochody. Wiem, że Diablo1 przyjedzie autokarem. Jeśli wprowadzimy
w swoich przebraniach pewne zmiany... to znaczy ty nawet nie będziesz
musiał, wystarczy, że zdejmiesz kostium... będziemy naprawdę elastyczni, jeśli
zajdzie potrzeba śledzenia któregoś z podejrzanych o bycie Anomią.
Usłyszała, jak Strike wzdycha.
– No, w porządku. Ale będziesz musiała mi pomagać na ruchomych
schodach, bo właśnie przymierzyłem tę cholerną maskę i nie widzę w niej
swoich stóp.
Rano w dniu Comic Con Strike i Robin spotkali się zatem w agencji. Ona
przeobraziła się w Venetię Hall, znowu zakładając perukę w kolorze popielaty
blond, jasnoszare szkła kontaktowe i okulary w prostokątnej oprawce, Strike
zaś ubrał się w kostium Dartha Vadera, który faktycznie okazał się za krótki.
– Powinieneś przyszyć kawałek materiału – powiedziała Robin, patrząc
na jego stopy, nad którymi widać było kilkanaście centymetrów spodni.
– Taki będzie musiał mi wystarczyć – odparł, wkładając baterie do rękojeści
miecza świetlnego. – Przecież nie idę na żaden cholerny casting.
Przebranie Strike'a wywoływało na ulicy zarówno zainteresowanie, jak
i wesołość, więc choć maska była ciepła i skóra się pod nią pociła, cieszył się,
że zasłania twarz. Gdy dotarli na stację Docklands Light Railway, zastali
w swoim wagonie grupki przebierańców, między innymi dwie nastoletnie
Harley Quinn, kobietę w kostiumie Poison Ivy, której towarzyszył Batman,
oraz zgraję młodych mężczyzn. Jeden z nich miał pod peleryną nagi tors, a na
głowie spartański hełm. Strike, który przestał być najekscentryczniej
wyglądającą osobą w pociągu, poczuł się trochę swobodniej.
Na następnym przystanku zobaczyli pierwszą ciemnoszarą maskę Dreka
z olbrzymim dziobem doktora plagi i łysą głową. Fantastyczna i jednocześnie
złowroga maska była zrobiona z lateksu o niepokojąco realistycznej fakturze
skóry, dopełnionej nawet brodawkami i porami. Zakrywała całą głowę i szyję
noszącego ją człowieka, którego oczy mrugały w otworach. Reszta kostiumu
składała się z czarnej peleryny zasłaniającej wszystko, co miał poniżej.
Robin siedziała w milczeniu naprzeciw Strike'a i patrzyła na coś w telefonie.
Strike założył, że skoro znowu mieli zasięg, zalogowała się do gry. Wkrótce
jednak, gdy do przedziału weszła osoba przebrana za Dreka, Robin wstała
i usiadła obok Cormorana.
– Słyszysz mnie? – spytała ściszonym głosem.
– O tyle, o ile.
– Okej, słuchaj, nie wiem, czy dokądś to nas zaprowadzi – powiedziała – ale
Midge informuje, że Jago Ross wciąż nie robi niczego, co mogłoby go obciążyć.
– Zgadza się – potwierdził Strike. Unikał rozmów z Robin o sprawie Rossa,
trochę z poczucia winy, że obciążył zapracowaną agencję dodatkowym
zadaniem, a trochę dlatego, że nie chciał prowadzić żadnych rozmów
mogących zakończyć się dyskusją na temat jego niesatysfakcjonującego życia
uczuciowego.
– Okej, więc zwlekałam z tym, bo być może nic z tego nie wyniknie, ale
spójrz.
Podała Strike'owi telefon, który musiał unieść na wysokość otworów na oczy.
Robin otworzyła stronę Reddit, a konkretniej subreddit zatytułowany
r/narcystyczni rodzice, do którego przypięto screenshoty rozmowy tekstowej.

Zamieszczone przez u/ChrisKtossiKtoss 11 dni temu


Taka tam milutka rozmowa z moim narcystycznym ojcem
Cześć, tato, mogłabym pojechać w ten weekend do Milly?
Są jej urodziny. Mama się zgadza.
Przyjedziesz do Kent zgodnie z planem. Twoja babcia przyjeżdża specjalnie,
żeby cię zobaczyć.
Tylko mała rozpuszczona samolubna suka mogłaby o tym zapomnieć
Nie zapomniałam, ale pomyślałam, że skoro będą Ari i Tatty,
a oprócz nich bliźniaki, to nie będzie miała nic przeciwko
mojej nieobecności
Przyjedziesz do Kent, a jeśli zobaczę, że jesteś choć odrobinę mniej niż
zajebiście uradowana tym faktem, wiesz, co cię czeka. Odpowiedź brzmi nie.
Wygląda na to, że znowu muszę porozmawiać z twoją matką
Nie, proszę, nie miej do niej pretensji
Powinnaś była o tym pomyśleć, zanim przeszkodziłaś mi w pracy, zawracając
mi głowę swoim życiem towarzyskim.
Proszę, nie miej pretensji do mamy, tylko do mnie. Ona
jedynie powiedziała, że mogę pojechać, jeśli ty się zgodzisz.
Później z nią porozmawiam.

Strike uniósł brwi, a gdy sobie uświadomił, że Robin nie może tego zobaczyć,
powiedział:
– Domyślam się, że Chris to...?
– Tak, to Christabel, najstarsza córka Rossa. Ma czternaście lat i uczy się
w Benenden. Od dwóch tygodni obserwuję ją w mediach społecznościowych,
bo ciągle zamieszcza wpisy na temat narcystycznego rodzica, ale bez
szczegółów oczywiście na niewiele mogą się przydać. W każdym razie
zestawiłam ze sobą wszystkie jej profile i wczoraj wieczorem znalazłam
ten wpis na Reddit.
– Cholernie dobra robota – powiedział Strike, poirytowany tym, że sam na to
nie wpadł. – Rodzicielstwo w epoce Internetu, no nie? Każdy dzieciak może
wejść do sieci i podzielić się z innymi wszystkim, o czym myślisz, że ukrywasz
za zamkniętymi drzwiami.
– Właśnie. – Robin wzięła z powrotem telefon, otworzyła inną stronę
i ponownie podała go Strike'owi. – A teraz spójrz na to. Zamieściła ten tekst,
kiedy jechaliśmy metrem.

Zamieszczone przez u/ChrisKtossiKtoss 20 minut temu


Potrzebuję rady w sprawie brutalnego ojca
Dłużej tak nie mogę, ale nie widzę wyjścia z tej sytuacji i czuję się zajebiście
bezradna. Mam 14 lat, więc proszę, nie piszcie, żebym zerwała z nim kontakt,
wyprowadziła się z domu albo wyjechała do innej części kraju ani nic z tych
rzeczy, bo na razie to niemożliwe.
Ojciec zawsze był brutalny wobec mnie, moich sióstr i mamy: popychał nas,
policzkował, a raz tak mocno uderzył głową mojej siostry w podłogę, że potem
miała objawy wstrząśnienia mózgu. Raz, kiedy byłam mała, widziałam, jak
ciągnął moją mamę po schodach, trzymając ją za szyję. Dzięki Bogu się
rozwiedli, ale dalej musimy się z nim widywać. Mama nigdy nikomu
nie powiedziała, że on jest agresywny, chyba się bała, że to się rozniesie,
a milczenie prawdopodobnie zapewniło jej lepsze warunki finansowe. Ojciec
płaci za moją szkołę i chociaż ją lubię, szczerze mówiąc, wolałabym chodzić
gdziekolwiek indziej, gdybym dzięki temu nie musiała go więcej widywać.
W ten weekend jestem u niego i u babci. Są tu wszystkie jego dzieci (ma jeszcze
dwoje z drugą żoną, ale jedyne dziecko, na którym naprawdę mu zależy, to mój
brat, reszta z nas to dziewczyny). Już dał mi popalić, bo zamiast tu przyjeżdżać,
chciałam pojechać na imprezę urodzinową jednej z przyjaciółek.
No więc właśnie rozpętała się ogromna kłótnia, bo rano moja młodsza siostra
niechcący zostawiła otwarte jedne z drzwi do stajni i wybiegł przez nie hunter
ojca. Kiedy ojciec zauważył, że koń jest na drodze, wpadł w szał. Tak mocno zbił
moją siostrę, że cała spuchła i nie może otworzyć oka, a jak powiedziałam, żeby
przestał, bo naprawdę myślałam, że zrobi jej poważną krzywdę, mnie też
uderzył, i teraz mam spuchniętą wargę, ale nawet się tym nie przejmuję.
przed chwilą do pokoju, w którym jestem z siostrami, przyszła babcia
i powiedziała, że jeśli wszystkie pójdziemy go przeprosić (nie mam, kurwa,
pojęcia, za co miałabym go przepraszać, podobnie jak moja najmłodsza
siostra, której nawet przy tym, kurwa, nie było), to na pewno wszystko będzie
dobrze.
gdybyście zobaczyli dom mojego ojca, pomyślelibyście, że w tak pięknej, dużej
wiejskiej rezydencji ze zwierzętami i w ogóle nie sposób być nieszczęśliwym,
ale to tylko pokazuje, że ludzie nie mają o niczym pieprzonego pojęcia.
Nienawidzę tego miejsca najbardziej na świecie.
jak tacy ludzie jak ja i moje siostry mogą się wydostać z tej sytuacji. tak bardzo
go nienawidzę. Czy dalej mam się z niM spotykać? Po frostu wiem, że jeśli
komuś o tym powiem, na przykład nauczycielowi, będzie dziesięć razy gorzej,
nawet jeśli mi uwierzy, a dla takich ludzi jak my nie ma pomocy społecznej.
Właśnie próbowałam zadzwonić do mamy, ake nie odbiera. proszę, poradźcie
mi coś, cokolwiek, naprawdę się boję, co będzie, jak zejdziemy na dół.

Pod wpisem były cztery odpowiedzi.

u/evelynmae31, 15 minut temu


zachowanie twojego ojca to znęcanie się nad dzieckiem. To niepojęte,
że babcia was nie chroni. A co z macochą? Mogłaby stanąć w waszej obronie?
u/ChrisKtossiKtoss, 11 minut temu
macochy tu nie ma, z nią też ojciec się rozstał. Jest tak samo okropna jak on.
Chcę się tylko dowiedzieć, co możemy zrobić, żeby przestać się z nim widywać.
Czuję, że nie ma żadnego sposobu, żeby nie było jeszcze gorzej. Wiem, że jakoś
ukarze moją mamę.
u/evelynmae31 9 minut temu
Nie powinnaś się przejmować chronieniem matki. To ona powinna chronić
ciebie.
u/ChrisKtossiKtoss, 7 minut temu
w tej rodzinie to tak nie działa, ale dzięki, że jesteś dla mnie taka miła.

Strike tak długo wpatrywał się w ekran, że Robin się pochyliła, by sprawdzić,
czy nie zasnął, ale oczy miał wciąż otwarte. Uświadamiając sobie,
że wspólniczka mu się przygląda, oddał jej komórkę.
– Wybacz – powiedział. – Jezu. Powinienem był... to oczywiste, że pomiata
córkami. Wiem, że bił co najmniej jedną dawną dziewczynę. Charlotte
wspomniała mi o tym wieki temu. Śmiała się z tego.
– Śmiała się?
– A jakże – potwierdził. – Z jej perspektywy wyglądało to tak, że tamta
dziewczyna była z Rossem tylko dla pieniędzy i tytułu, więc po prostu dostała
trochę więcej, niż chciała. Był w tym wyraźny podtekst w rodzaju: „Sama się
o to prosiła”.
Robin milczała.
– Więc kiedy Charlotte zaręczała się z Rossem, właśnie o to jej chodziło,
do diabła – podjął Strike, ponownie skupiając wzrok na osobie w masce Dreka.
– Czyli o co?
– Myślała, że przygalopuję do kościoła na białym rumaku, żeby ją uratować...
Pytanie brzmi – ciągnął Strike, odwracając wzrok od Dreka, by wskazać palcem
w rękawicy rycerskiej komórkę Robin – jak wykorzystamy przeciwko Rossowi
informację, że bije swoje dzieci, żeby jeszcze bardziej nie pogorszyć ich
sytuacji. Wyobrażam sobie, co by zrobił, gdyby się dowiedział, że ona wyjawia
jego sekrety w Internecie, nawet jeśli robi to pod pseudonimem.
– Musi być jakiś sposób – powiedziała Robin. – Moglibyśmy dać cynk opiece
społecznej.
– Pewnie tak – odrzekł Strike. – Ale skoro we wpisach nie ma imion
i nazwisk, nie jestem pewny, jak poważnie to potraktują... To nasz przystanek,
prawda?
Wyszli z pociągu razem z tłumem podekscytowanych uczestników Comic
Con. Na wprost wznosił się ExCeL, ogromny budynek ze stali, betonu i szkła,
zmieniający w karzełki hordy ciągnące w stronę wejścia, w których widać było
ludzi przebranych za postaci z kreskówek, filmów, komiksów i gier.
– Och – zapiszczała jakaś uradowana matka, podbiegając do Strike'a, gdy
szedł razem z Robin ku wejściu do ExCeLa. – Czy mój syn mógłby zrobić sobie
z tobą zdjęcie? Proszę!
Malutki chłopczyk przebrany za Bobę Fetta został wypchnięty do przodu i z
szerokim uśmiechem stanął obok Strike'a, Robin zaś usunęła się z kadru,
próbując powstrzymać uśmiech na myśl o tym, jak wyglądałaby mina jej
wspólnika, gdyby nie miał na twarzy maski. Gdy wdzięczna rodzinka pobiegła
za kimś przebranym za Chewbaccę, Strike powiedział:
– No dobra, chyba powinniśmy się tu rozdzielić. Niech Yasmin myśli,
że przyjechałaś tu specjalnie dla niej, a nie dlatego, że opiekujesz się na cały
etat jakimś świrem przebranym za Dartha Vadera.
– Mówienie „świr” to ableizm – przypomniała mu Robin z poważną miną.
– Nie wiedziałem, że zjawisz się w przebraniu Pióra Sprawiedliwości.
Prześlij mi wiadomość, kiedy już skończysz z Yasmin. Idę zapolować
na Anomię.
Zostawiwszy Robin przy głównym wejściu, Strike ruszył w głąb holu.
Nigdy nie widział czegoś podobnego. Ponieważ mógłby się nazwać fanem
jedynie Toma Waitsa i Arsenalu, zjawisko, które właśnie obserwował, było
mu zupełnie obce. Poczucie, że wkroczył w całkowicie nowy wymiar pogłębiało
to, że nie rozpoznawał wielu marek, które najwyraźniej wywoływały tak
masowy entuzjazm. Owszem, kojarzył Batmana i Spidermana
oraz rozpoznawał Kopciuszka, ponieważ dorastał z siostrą rozkochaną
w księżniczce Disneya, lecz miał jedynie mgliste pojęcie o tym, kim może być
mała żółta jednooka istota w kształcie kapsuły, która właśnie musnęła jego
kolano, a kostiumów całych tabunów młodych fanek anime nie potrafiłby
wytłumaczyć lepiej niż przebrania idącego przed nim mężczyzny
zapakowanego w coś, co wyglądało jak biało-niebieski egzoszkielet z metalu.
Nie rzucał się już w oczy w przebraniu Dartha Vadera, lecz i tak wyglądał
nietypowo, ponieważ był sam. Większość ludzi przyszła w grupach. Gdy powoli
ruszył po pomarańczowej wykładzinie między stoiskami, ukazały mu się
wyraźnie rozmiary tego miejsca. Właśnie postanowił, że spróbuje poszukać
jakiejś mapy, gdy minęły go dwie osoby przebrane za postaci z Serca jak smoła:
Narcyzka mająca białe włosy i twarz oraz jej partner, którego pomalowana
na czarno twarz wystawała z ogromnego, realistycznie oplecionego żyłami
czarnego ludzkiego serca. Strike zakładał, że z przodu widnieje uśmiech
Sercka. Para szła zdecydowanym krokiem, więc Strike ruszył za nią, ściskając
w dłoni miecz świetlny.
Minęli samochód Mad Maxa, mężczyznę w fioletowym garniturze jadącego
elektrycznym samochodzikiem dla dzieci, kilku szturmowców w hełmach,
którym Strike czuł się w obowiązku odsalutować, gdy się mijali, aż wreszcie
skręcili za róg i ujrzał stoisko kreskówki Serce jak smoła.
Zwolnił kroku, obserwując niewielki tłum zebrany wokół stoiska.
Natychmiast rozpoznał Zoe. Była drobniutka i delikatna, rozpuściła długie
czarne włosy, miała na sobie białą tekturową maskę, którą jak się domyślił,
z wprawą pomalowała własnoręcznie, by przypominała Narcyzkę. Niedaleko
Zoe stała wyższa i o wiele zdrowiej wyglądająca dziewczyna w dżinsach,
z brązowymi włosami ściągniętymi w kucyk. Podobnie jak Zoe, miała na sobie
T-shirt z napisem „Zostawcie Grę Dreka” oraz maskę – w jej przypadku była
to kupna maska Lady Dzifno-Czyrw. Obie młode kobiety rozdawały ulotki,
które, jak przypuszczał, miały związek z przesłaniem widocznym na ich
koszulkach.
Strike zmienił pozycję, wciąż obserwując fanów Serca jak smoła. Stoisko,
wokół którego się zebrali, najwidoczniej ustawił Netflix. Były tam kartonowe
postaci, obok których ludzie pozowali do zdjęć i selfie, a także asortyment
gadżetów. W sumie Strike uznał, że firma całkiem dobrze się spisała, godząc
potrzeby fanów z szacunkiem, jaki należało okazać po niedawnej tragicznej
śmierci współtwórczyni kreskówki. Gdy zmienił pozycję, by przyjrzeć się
grupie pod innym kątem, zobaczył coś, co mogło być księgą kondolencyjną.
Tuż za nią stała kobieta w oficjalnej koszulce Serca jak smoła, a nad księgą
pochylały się właśnie trzy zapłakane nastolatki.
Obok Strike'a przeszedł jakiś młody mężczyzna. Podobnie jak on, był bez
towarzystwa. Miał na sobie czarną kurtkę, dżinsy i wysokie bardzo czyste
markowe trampki. Wyglądały, jakby częściowo uszyto je z zamszu, i miały
charakterystyczne czerwone podeszwy. Strike patrzył, jak mężczyzna
z czerwonymi podeszwami idzie powoli w stronę fanów Serca jak smoła i bierze
od Zoe ulotkę. Następnie wszedł w tłum wokół stoiska i na jakiś czas zniknął
Strike'owi z oczu za Kapitanem Ameryką i Thorem z nagim torsem i w długiej
jasnej peruce.
Strike przesunął się jeszcze o kilka kroków, by lepiej widzieć nieustannie
przemieszczające się grupki fanów. Widział co najmniej sześciu Dreków,
wszyscy mieli identyczne zakrywające całą głowę i szyję lateksowe maski, lecz
bardzo różnili się posturą. Jedni postanowili włożyć długie czarne peleryny
z kapturem, które nosił Drek, inni mieli na sobie oficjalne koszulki, a dwie
osoby przyszły w koszulkach z napisem „Zostawcie Grę Dreka”.
Gdy Strike patrzył, jak jeden z Dreków rozdaje ulotki, nagle spłynęło
na niego olśnienie. Już wiedział, kim jest ta postać. Ten złowrogi nos
przypominający kosę, ta długa czarna peleryna z kapturem, to wesołe
naleganie, by wszyscy grali w gry mające tragiczny finał: Drek był oczywiście
Śmiercią.
55
[...] nie, głupie serce, za małe byłeś,
Myśląc, że brzydką wątpliwość wnet zasłonisz
zdumionym spojrzeniem:
Tym, co ujrzałeś, był zaledwie cień, prawda? Był on jednak
czegoś nikczemnego cieniem [...].

Charlotte Mew
Ne me Tangito

– Venetia?
Yasmin Weatherhead zjawiła się punktualnie co do minuty. Od razu było
widać, że włożyła dużo wysiłku w uczesanie włosów, które były jej największym
atutem i teraz opadały w stylu Veroniki Lake na jedno oko, zasłaniając
częściowo bladą, płaską twarz. Szeroki uśmiech ukazywał małe białe kocie
zęby. Dorównywała wzrostem Robin, ale była od niej znacznie tęższa, i ubrała
się cała na czarno: czarny T-shirt, legginsy, buty na płaskiej podeszwie oraz ten
sam długi wełniany rozpinany sweter, który widziała Robin, obserwując dom
Weatherheadów na Croydon.
– Yasmin! Wspaniale cię poznać – powitała ją Robin, ściskając jej dłoń.
Yasmin rozejrzała się, jakby spodziewała się jeszcze kogoś. Robin
zastanawiała się przez chwilę, czy nie spaliła swojej przykrywki, lecz szybko
zrozumiała swój błąd.
– Ach, nie udało mi się przyprowadzić fotografa – powiedziała do Yasmin
przepraszającym tonem, zwracając się do jednego widocznego oka młodej
kobiety. – Niestety, mamy bardzo mały budżet, ale gdybyś mogła nam
dostarczyć swoje zdjęcie portretowe...
– Och, oczywiście – odrzekła Yasmin, znowu pokazując kocie zęby.
– Poszukamy jakiegoś miejsca, w którym można usiąść? – zaproponowała
Robin. – Kawiarnie są chyba tam...
Potrzebowały więcej niż dziesięciu minut, by przedrzeć się przez tłum, który
wezbrał już do tego stopnia, że co chwila potrącano je torbami, plastikowymi
karabinami i kostiumami wypełnionymi pianką. Od czasu do czasu wymieniały
podniesionym głosem jakieś uwagi, ledwie słysząc, co mówi ta druga. Wreszcie
dotarły do stoiska Costa Coffee ustawionego na środku hali i udało im się
wślizgnąć na dwa miejsca, które właśnie się zwolniły.
– Mam nadzieję, że mój dyktafon da radę wychwycić twój głos w tym hałasie
– powiedziała głośno Robin. – Czego się napijesz?
– Poproszę latte.
Czekając w długiej kolejce przy ladzie, Robin obserwowała Yasmin, raz
po raz przeczesującą palcami włosy w kolorze ciemny blond, patrzącą na rzesze
ludzi i uśmiechającą się – jak się Robin wydawało – z samozadowoleniem.
Przypomniała sobie, jak Katya Upcott powiedziała, że początkowo
Weatherhead sprawiała wrażenie uroczej, szczerej osoby, i zastanawiała się,
które z tych pierwszych wrażeń było błędne albo czy otaczająca Yasmin aura
kobiety mającej o sobie wysokie mniemanie nie towarzyszy jej przypadkiem,
odkąd została moderatorką gry.
– Już jestem – oznajmiła Robin z uśmiechem, stawiając przed Yasmin latte
i siadając na miejscu naprzeciwko. – No dobrze, zaczynajmy.
Robin wyjęła dyktafon, którego używała podczas rozmowy z Timem
Ashcroftem, włączyła go i przesunęła po stole w stronę Yasmin.
– Mogłabyś coś powiedzieć, żebym sprawdziła, czy będzie cię słychać?
– Och... Ale nie wiem co? – roześmiała się lekko. Odrzuciła włosy na plecy,
pochyliła się nieco i powiedziała: – Hm... Jestem Yasmin Weatherhead, autorka
książki Smolisteserca: Podróż przez fandom Serca jak smoła?
Oba zdania wypowiedziała w intonacji pytającej. Robin zastanawiała się, czy
to nawykowe, czy raczej wynika ze zdenerwowania.
– Doskonale – oceniła, puściwszy nagranie. Rzeczywiście, wesoły dziewczęcy
głos Weatherhead rejestrował się bardzo dobrze. – Okej... włączam nagrywanie
i... zaczynamy! Aha, nie masz nic przeciwko temu, że będę notowała?
– Oczywiście, że nie – powiedziała Yasmin.
Torebka, którą kołysała na kolanach, była zrobiona z lakierowanej skóry
i wyglądała na nowiuteńką. Kobieta perfekcyjnie pomalowała paznokcie. Robin
na chwilę przypomniała sobie o wiele droższą torebkę zniszczoną plamami
atramentu, ściskaną brudnymi palcami, na których widniał rozmazany tatuaż.
– Jesteśmy przeszczęśliwi, że zgodziłaś się z nami porozmawiać – zaczęła
Robin. – Będę pisała długi tekst na naszą stronę internetową, a także jego
skróconą wersję, którą mam nadzieję opublikować w jakiejś mainstreamowej
gazecie. Mogę spytać, czy znalazłaś już wydawcę?
– Spotkaliśmy się z ogromnym zainteresowaniem – odrzekła
rozpromieniona Yasmin. Robin zastanawiała się, czy mówi w liczbie mnogiej,
naśladując Venetię, czy raczej ma na myśli inne osoby zaangażowane
w powstawanie książki.
– Mogłabyś streścić, o czym jest ta książka?
– No cóż, o fandomie? – powiedziała i tym razem wznosząca intonacja
zabrzmiała jak niedowierzanie, że Robin w ogóle o to spytała. W tym
momencie przeszła obok nich dziewczyna z jaskrawoczerwonymi włosami,
ubrana w koszulkę z napisem „Zostawcie Grę Dreka”.
– O, proszę bardzo! – Yasmin roześmiała się lekko, wskazując ją. – No więc
Serce jak smoła przyciągnęło ten niesamowity, żarliwy fandom? A jako ktoś, kto
jest fanem i jednocześnie osobą wewnątrz, mam chyba jakby unikatową
perspektywę?
– Jasne – potaknęła Robin, po czym dodała: – Oczywiście po tym, co spotkało
niedawno Josha i Edie...
– Okropność – powiedziała Weatherhead, a jej uśmiech natychmiast zniknął,
jakby ktoś wyjął wtyczkę z kontaktu. – Okropność i... szok i... Musiałam wziąć
w pracy dwa dni wolne, taka byłam zdruzgotana. Ale... no cóż, wiem,
że po wydaniu książki będę musiała o tym rozmawiać, że to coś, z czym muszę
się pogodzić i jakoś sobie z tym, hm, poradzić?
– Jasne – powtórzyła Robin, starając się ze wszystkich sił, żeby pytająca
intonacja jej nie rozpraszała, ponieważ brzmiała wyjątkowo osobliwie podczas
rozmowy o morderstwie.
– Bo byłam u Josha, żeby go ostrzec? Zaledwie dwa tygodnie przed tym, jak
to się stało?
– Żeby go ostrzec?
– Nie że stanie się coś takiego! – zapewniła prędko Yasmin. – Nie, chciałam
ostrzec jego i Edie przed pewnymi naprawdę paskudnymi plotkami krążącymi
w fandomie? Na temat Edie?
Robin zwróciła uwagę na lekkie nagięcie faktów. W teczce była przecież
tylko jedna plotka o Edie. Mimo to przyjęła bez mrugnięcia okiem
autoprezentację Yasmin jako zasmuconej, lecz sumiennej przekazicielki
rozlicznych nieprzyjemnych kłamstw. Przypuszczała, że kobieta, podobnie jak
Tim Ashcroft, chce, by od niej samej Venetia Hall usłyszała jej wersję
o konieczności złożenia zeznań na policji, zamiast dowiadywać się o tym
z rozmów z innymi osobami.
– No więc skompletowałam taką jakby teczkę? Żeby Edie i Josh mogli, hm,
żeby mogli oddać to w ręce ludzi od PR-u albo coś? I zaniosłam ją Joshowi, a on
był mi bardzo wdzięczny, bo nie zdawał sobie prawy, co ludzie wygadują?
No więc kiedy... kiedy usłyszałam, co się stało, sama się zgłosiłam? Na policję?
Bo pomyślałam, że powinnam? I powiedziałam jednemu z funkcjonariuszy, jak
okropnie się czuję, mimo że starałam się tylko pomóc Joshowi i Edie,
bo mieli się spotkać na cmentarzu, żeby porozmawiać o plotkach, które
przekazałam Joshowi? I ten funkcjonariusz, bardzo miły człowiek, powiedział
do mnie: „To nie twoja wina” i dodał, żebym nie robiła sobie wyrzutów?
Powiedział, że tacy ludzie jak ja często czują się jakby niepotrzebnie winni?
Zastanawiając się, czy ten wrażliwy funkcjonariusz istnieje poza wyobraźnią
Yasmin, Robin wtrąciła z największą szczerością, jaką udało jej się z siebie
wykrzesać:
– To musiało być dla ciebie straszne.
– O, tak. – Yasmin ostrożnie pokręciła głową, żeby nie popsuć fryzury. –
Policja pytała, czy jakby mówiłam komuś innemu, że zamierzają się spotkać
na cmentarzu? A ja nikomu o tym nie mówiłam, bo Josh mi zaufał? W zasadzie
to myślałam, że nikt oprócz mnie nie wie, gdzie mają się spotkać? Ale Edie
musiała komuś powiedzieć albo może powiedziała komuś, kto powiedział
komuś innemu? Chyba że to był tylko przypadkowy atak? Bo oczywiście mogło
tak być?
Robin, która już postanowiła, że wszystkie pytania o Halving muszą
zaczekać do końca wywiadu, powiedziała:
– Nie prosili cię o przedstawienie alibi albo o coś równie okropnego?
No wiesz, skoro wiedziałaś, gdzie zamierzają się spotkać.
– Yy... tak, prosili – potwierdziła Yasmin, pierwszy raz okazując
skrępowanie. – Byłam u siostry. Na urodzinach siostrzenicy? Więc oczywiście...
– Och, proszę – weszła jej w słowo Robin – tylko nie myśl, że ja...!
– Nie, nie, jasne, że nie – odrzekła Yasmin, śmiejąc się lekko. Potem ściszyła
nieco głos i dodała: – Policja poradziła mi nawet, żebym bardzo teraz uważała.
To znaczy żebym uważała na siebie? Jestem... no wiesz – z przesadną
skromnością wzruszyła ramionami. – Jestem w fandomie dosyć znaną
postacią? Ludzie wiedzieli, że przyjaźnię się z Joshem, więc policja
doradziła mi „wzmożoną ostrożność”. Na wypadek gdyby, no wiesz, to była
jakaś wendeta wymierzona przeciwko osobom, które były w to zaangażowane?
– O rany! – wykrzyknęła Robin. – Przerażające.
– No. – Yasmin odgarnęła na plecy włosy, które dotąd leżały na jej ramieniu.
– Naprawdę się zastanawiałam, czy powinnam dalej ciągnąć temat książki?
No wiesz, czy mądrze postępuję, zwracając na siebie jeszcze większą uwagę.
Ale w zasadzie dobrze jest mieć jakiś projekt, w którym można jakby
przemienić wszystkie negatywne emocje w coś pozytywnego? Wiem,
że Phil czuje podobnie... To narzeczony Edie? – dodała. – Dał temu
przedsięwzięciu swoje błogosławieństwo i nawet trochę ze mną nad nim
pracował? Dostanie trzydzieści procent tantiem. I myślimy o tym, żeby część
zysków przeznaczyć na cele dobroczynne? Może na coś, co ma związek z
przestępczością z użyciem noża?
– To wspaniale – zachwyciła się Robin. – Biedny człowiek ten jej narzeczony.
Przez co musiał przejść.
– Och, Phil jest zdruzgotany... ale chce pomóc przy książce w imię jakby
spuścizny po Edie?
– Tak, to cudownie – powiedziała Robin, kiwając głową.
– Nawet podzielił się ze mną wizją dalszego ciągu tej historii? Myślę, że fani
naprawdę się ucieszą, dowiadując się o planach Edie? Rozmowa z Philem była
absolutnie niezwykła.
– Na pewno. – Robin wciąż entuzjastycznie kiwała głową. – O rany. Mieć
takie źródło!
– No. Phil był wtajemniczony w tyle spraw, że jest najlepszym źródłem
informacji zaraz po samej Edie? Hm, nie chcę spojlerować ani nic takiego, ale
Edie pracowała nad stworzeniem dwóch zupełnie nowych postaci do filmu,
i obie są niesamowite. Phil pamięta mnóstwo szczegółów. Oczywiście nie
wiem, czy Maverick je wykorzysta, ale fani na pewno byliby zachwyceni, mogąc
przeczytać, co mówiła o tych postaciach sama Edie i jaki miała pomysł
na fabułę filmu? Bo ją też zarysowała?
– Zapisała to wszystko własnoręcznie czy...?
– Nie, notatek jako takich nie było, ale Phil ma niesamowitą pamięć.
– Cudownie – powtórzyła Robin, której zaczynało brakować wyrazów
największego uznania. – Zapoznaj mnie w takim razie ze strukturą książki.
Jak...?
– Oczywiście opowiadam historię kreskówki od samego początku, odkąd
tylko pojawiła się na YouTubie? Ale tak naprawdę książka skupia się na nas,
fanach? Na tym, co do niej wnieśliśmy i jak to wszystko kształtowaliśmy,
i przypuszczam, że to naprawdę jakby zjawisko jedyne w swoim rodzaju?
Najwidoczniej nie dostrzegała żadnej ironii w tym, że za barierką
oddzielającą ich mały stolik od głównego przejścia kursowali wierni fani stu
innych marek.
– Co według ciebie jest szczególnie atrakcyjne w Sercu jak smoła? – spytała
Robin. – Co sprawiło, że sama zakochałaś się w tej kreskówce?
– No, oczywiście humor? – odrzekła z uśmiechem Yasmin – ale poza tym ten
szalony, doskonały mały romantyczny i upiorny świat? Przepięknie to wygląda
i wszystkie postaci, no wiesz, jakby dają radę na przekór problemom?
Kojarzysz tę kultową frazę z końca pierwszego odcinka?
Robin pokręciła głową. Nie obejrzała pierwszego odcinka do końca.
Yasmin rozchyliła swój gruby sweter, odsłaniając białe słowa na obcisłej
czarnej koszulce: JESTEŚMY MARTWI. TERAZ MOŻE BYĆ TYLKO LEPIEJ.
Robin roześmiała się uprzejmie.
– Przypuszczam, że jeśli ktoś kiedykolwiek czuł się trochę outsiderem,
no wiesz, jakby był nie taki jak trzeba albo jeśli sięgnął dna, znajdzie w tej
kreskówce coś dla siebie?
– Z tobą też tak było? – spytała Robin, czując się trochę jak terapeutka.
– No, w zasadzie tak. – Yasmin potaknęła. – Byłam jakby prześladowana
w szkole?
– Och, bardzo mi przykro – powiedziała Robin.
– Nie, w porządku, teraz jestem już dorosła, to wszystko zostało za mną? Ale
chyba zawsze porównywałam się do swojej starszej siostry? To ona była
tą ładniejszą z nas, a wiesz, że Narcyzka z kreskówki dużo mówi o swojej
siostrze? O siostrze, która wciąż żyje, chodzi na imprezy i w ogóle?
– Tak, oczywiście. – Robin pokiwała głową.
– Poza tym jest oczywiście Sercek? – ciągnęła Yasmin z najszerszym jak
dotąd uśmiechem. – Wszyscy kochamy Sercka. Josh tak świetnie się spisał,
podkładając jego głos? Mamy nadzieję, że kiedy wydobrzeje, wróci i znowu
będzie głosem Sercka?
Zwyczajny ton, jakim mówiła, uświadomił Robin, jak niewiele ta kobieta
wiedziała o obrażeniach, których doznał Josh Blay wskutek ciosu maczetą
w kark. Mimo że mówienie o przerażeniu i strachu przychodziło jej z łatwością,
wydawała się Robin dziwnie oderwana od tego, co się wydarzyło na cmentarzu.
– Więc tak, w książce opisuję wszystko od samego początku? Reakcje fanów
na różnych aktorów głosowych, których też znałam...
– Tak – wtrąciła Robin – oczywiście, przecież znałaś ich wszystkich!
Mogłybyśmy się cofnąć do chwili, w której poznałaś Josha i Edie?
– No więc byłam ogromną fanką od, no wiesz, naprawdę od samego
początku? Ale nigdy nie byłam na cmentarzu Highgate? No i któregoś dnia
poszłam go zobaczyć. I chyba się tam zgubiłam albo coś? Bo wylądowałam obok
North Grove. Nawet nie wiedziałam, że ten budynek to North Grove, w którym
obydwoje wtedy mieszkali... po prostu pomyślałam, że sklepik wygląda jakby
interesująco? I szczerze mówiąc, nie mogłam w to uwierzyć, kiedy, no wiesz,
wpadłam tam prosto na Josha! Pomagał przy kasie i rozmawiał z Katyą, swoją
agentką?
Robin, która doskonale wiedziała, że sklepik we frontowej części North
Grove jest niewidoczny z ulicy, pokiwała głową, uśmiechnęła się i zapisała coś
w notesie.
– Więc po prostu jakby zamarłam? – Yasmin się roześmiała i znowu
przeczesała włosy palcami. – A potem powiedziałam coś w rodzaju: „O Boże,
kocham cię”... Miałam na myśli to, że kocham tę kreskówkę... Myślałam,
że spalę się ze wstydu! Ale Josh okazał się naprawdę uroczy i rozmowny?
A potem musiał już iść, bo miał coś do zrobienia, a ja zostałam z Katyą?
Fantastyczna kobieta, uwielbiam Katyę. Spytałam ją, jak Josh i Edie odbierają
całe to zainteresowanie i tak dalej? A ona zapisała mój numer,
bo powiedziałam, że jeśli mogłabym im w jakikolwiek sposób pomóc,
na przykład przepisać coś na komputerze, zrobiłabym to nawet za darmo?
I właśnie tak to się zaczęło?
– Niesamowite... A teraz jeszcze gra. – Robin udała, że zagląda do notatek. –
Gra Dreka... Była już wtedy w Internecie?
– Tak – powiedziała Yasmin bez najmniejszego śladu zażenowania. –
Stwarzała fanom fantastyczną okazję, żeby się jakby połączyć? To było coś
w rodzaju wielkiego czatu, rozmawialiśmy o postaciach i fabule, a całość
naprawdę podtrzymywała entuzjazm? No wiesz, od samego początku
przynosiła korzyści kreskówce?
– Czy w swojej książce napiszesz też o Grze Dreka?
– Tak, mam pozwolenie głównego twórcy na poświęcenie jej całego
rozdziału, a poza tym dostarczył mi on trochę dodatkowych informacji? Myślę,
że fani będą zachwyceni, mogąc dowiedzieć się czegoś więcej o grze.
– Czy tym głównym twórcą jest słynny Anomia? – spytała Robin, a wtedy
Yasmin zachichotała.
– Tylko mnie nie pytaj, kim on jest.
– Więc wiesz?
– Nie powinnam mówić.
– Zinterpretuję to jako „tak” – powiedziała Robin z uśmiechem. – Skoro masz
od niego pozwolenie na opisanie w książce kontekstu gry, na pewno jesteś
z nim w bezpośrednim kontakcie?
– Hm... – Yasmin znowu zachichotała. – To wszystko jest jakby bardzo
w stylu Watergate?
– Ale to „on”?
– O tak, to akurat wszyscy wiedzą – potwierdziła Yasmin.
– Anomia bywał w Internecie trochę... hm... chyba należałoby powiedzieć
„brutalny”... w stosunku do Edie, prawda?
Uśmiech Yasmin nieco zbladł.
– Yy... no cóż... To znaczy potrafi być brutalnie szczery, ale w sumie...
To znaczy... Czuję się okropnie, mówiąc o tym właśnie teraz? Ale fani mieli
wrażenie, że się ich nie szanuje? Że Edie ich nie szanuje?
– W jakim sensie? – spytała Robin.
– No, na przykład kiedy krytykowała grę? Bo jakby wszyscy ją uwielbiamy,
wiesz? A więc mówiła, że jakby nie rozumiemy kreskówki czy co? No więc tak,
ludzi naprawdę to denerwowało?
– Jasne – powiedziała Robin, kiwając głową.
– I kiedy Edie to zrobiła, Anomia został... jakby kimś w rodzaju
symbolicznego przywódcy? W fandomie? Jest, no wiesz, naprawdę mądry i...
kulturalny? I chyba fani uznali, że zasługiwał na uznanie ze strony Edie za całą
tę ciężką pracę, którą dla nas wykonał? I może jeszcze na jakieś
zadośćuczynienie finansowe za to, co stworzył? Bo... no wiesz, przezwyciężył
jakby masę problemów osobistych?
Robin pomyślała, że jak na kogoś, kto jeszcze niedawno wierzył, że Anomią
była sama Ledwell, Yasmin wydawała się teraz zaskakująco oddana swojej
nowej teorii.
– Najwyraźniej wiesz, kim jest Anomia – powiedziała, a jej wyczekujący,
żartobliwie inkwizytorski wyraz twarzy w końcu sprawił, że Yasmin znowu
zachichotała.
– Okej, no dobrze, po prostu powiązałam ze sobą kilka szczegółów i... No tak,
jeśli doda się je do siebie, wszystko zaczyna się wydawać jakby oczywiste?
I naprawdę inspiruje mnie to, czego on dokonał, właśnie ze względu na tę jego
sytuację osobistą? I być może w życiu Anomii i w życiu jego najbliższych
zaszłaby wielka zmiana, gdyby Edie okazała grze trochę większe wsparcie?
I wiesz, gdyby podzieliła się z Anomią swoją dobrą passą? Bo nie zapłaciła
jego...?
Yasmin zamilkła z niemal komiczną gwałtownością. Robin zastanawiała się,
jak miało się skończyć to zdanie: „honorarium”? „faktury”? „czynszu”?
– W jakiś sposób go zawiodła, tak? – podsunęła Robin.
Yasmin się zawahała.
– Wolałabym niczego więcej nie mówić o Anomii.
– Och, oczywiście – powiedziała Robin, myśląc, że w odpowiedniej chwili
będą mogły wrócić do niewypełnienia przez Edie jakichś zobowiązań
finansowych. – Zdaje się, że odkąd kreskówka opuściła YouTube'a, jej historia
nabrała korporacyjnego wydźwięku.
– Tak – potwierdziła skwapliwie Yasmin. – Doskonale to ujęłaś.
Korporacyjnego. I wszyscy ludzie, którzy byli w tym od początku jakby...
To znaczy dla mnie osobiście to była w sumie ulga, kiedy Edie powiedziała,
że już mnie nie potrzebują? Bo wiesz, miałam mnóstwo pracy w Lola June?
I kursowanie aż na Highgate, żeby zajmować się ich pocztą... Nie mogłam
dłużej tego robić, a oni mi nie... To znaczy to, co mi płacili, ledwie starczało
na metro? Josh nie brał w tym udziału, on jest jakby oderwany od spraw
finansowych – zaznaczyła Yasmin z czułym uśmiechem. – To było raczej...
W każdym razie opisuję to wszystko w książce? Bo uważam, że należy być
absolutnie szczerym, jeśli zamierza się zrobić coś takiego...
– O, zdecydowanie – potaknęła Robin.
– Edie się zmieniła? Zrobiła się... no wiesz, bardzo ważna i sztywna? Jakby
zaczęło jej się wydawać, że wszyscy chcą ją wykorzystać? A ja oglądałam to z
bliska, tę jej przemianę? I nie chciała dłużej pracować z Katyą? Zaczęła być dla
niej bardzo jakby opryskliwa, jeszcze zanim odeszłam? A Katya to urocza
kobieta. Naprawdę uwielbiam Katyę, zresztą ona też borykała się z pewnymi
problemami osobistymi, więc można by pomyśleć... Ale wiesz, Edie się
zmieniła?
– Cofnijmy się trochę, żeby uporządkować fakty – zaproponowała Robin. –
Ile czasu pracowałaś dla Josha i Edie?
– Nieco ponad rok? – odrzekła Yasmin. – Od sierpnia dwa tysiące
jedenastego do listopada dwa tysiące dwunastego.
– Więc poznałaś całą pierwszą obsadę?
– No. – Yasmin znowu się rozpromieniła. – Josha, Tima, Bonga, Lucy,
Catrionę, Wally'ego i Peza... Chociaż Pez... Preston Pierce... nie był już
w kreskówce, kiedy zaczęłam pracować dla Josha i Edie? Nigdy nie sądził,
że Serce jak smoła odniesie sukces. Potrafił być bardzo uszczypliwy w kwestii... –
Zamilkła. Wydawała się zdenerwowana. – Proszę, wytnij to. Nie chcę, żeby Pez
się na mnie pogniewał.
– Oczywiście, pominę to – zapewniła ją Robin. – Może w ogóle... – wyłączyła
dyktafon – ...porozmawiamy nieoficjalnie.
Yasmin zrobiła minę, jakby nie była pewna, czy się ucieszyć, czy raczej
zaniepokoić.
– Wiesz, że krąży plotka, jakoby Anomią był Preston Pierce? – spytała Robin,
obserwując reakcję kobiety.
– Pez? – powiedziała Yasmin, śmiejąc się z niedowierzaniem. – Och, nie,
to na pewno nie on.
– Podczas rozmów telefonicznych z Anomią nie słychać liverpoolskiego
akcentu? – spytała z uśmiechem Robin.
– Ani trochę – odparła Yasmin. Robin zastanawiała się, czy jej rozmówczyni
kiedykolwiek słyszała głos Anomii. Mówiła niepewnym tonem.
– Dlaczego nie chcesz, żeby Preston się na ciebie pogniewał? – spytała.
– A, po prostu... – zaczęła Weatherhead. – To jeden... jeden z takich
chłopaków, jacy gnębili mnie kiedyś w szkole?
Przypomniawszy sobie, jak agresywnie Pez potraktował dziewczynę
z niebieskimi włosami na wieczornych zajęciach, Robin poczuła, że rozumie,
co Yasmin ma na myśli.
– Możemy kontynuować? – spytała, kładąc palec na przycisku nagrywania.
– Jasne – zgodziła się Yasmin, upiwszy trochę latte.
– Zakładam, że zamierzasz poruszyć w książce niektóre kontrowersje
dotyczące Serca jak smoła – powiedziała Robin, włączywszy z powrotem
dyktafon.
– Tak, oczywiście. Należy zachować krytyczną postawę nawet w stosunku
do rzeczy, które kochasz?
– Oczywiście – potwierdziła Robin.
– Więc... no tak, rzeczywiście, piszę o fanach, o ich jakby rozczarowaniu
Edie? O niektórych treściach, niektórych żartach?
– Przygotowując się do wywiadu, czytałam blog Pióro Sprawiedliwości –
oznajmiła Robin, przyglądając się Yasmin, ta jednak nie okazała
najmniejszego skrępowania.
– Tak, też go czytałam – powiedziała. – Jest całkiem dobry, ale no wiesz, nie
zgadzam się ze wszystkim, co jest tam napisane. Był tam taki artykuł, w którym
narzekano na sposób, w jaki czarne serce ściga białą zjawę? I wiesz,
pomyślałam, że to trochę naciągane? Twierdzenie, że to rasizm i w ogóle...
Zaraz, czy to też mogłabyś wyciąć? – spytała z nagłym niepokojem. – To znaczy
zdecydowanie jestem antyrasistką. Byłam zniesmaczona, kiedy się
dowiedziałam, że Edie wzorowała postać Narcyzki na czarnej kobiecie.
– Wiedziałaś o tym? – wypaliła Robin.
Pożałowała tych słów, gdy tylko wyszły z jej ust. To nie był ton Venetii Hall,
brzmiał oskarżycielsko. Yasmin wyglądała na zaskoczoną.
– Myślałam, że to, hm, znana sprawa? – odrzekła niepewnie.
– Wybacz. – Robin uśmiechnęła się przepraszająco. – Zdaje się,
że upublicznił ją Anomia, więc byłam ciekawa, czy wspomniał ci o tym
wcześniej.
– Aha – mruknęła Yasmin. – Nie, pewnego dnia byłam w North Grove? I,
no wiesz, aktualizowałam ich stronę internetową? I Josh spytał, czy później
mam ochotę na drinka? W ich pokoju na górze, bo właśnie skończyli nagrywać
odcinek?
Mówiąc o tym, zarumieniła się. Najwyraźniej było to dla niej ważne
wspomnienie.
– Super – powiedziała Robin, starając się wrócić do wcześniejszego lżejszego
tonu.
– No – przyznała Yasmin. – Byliśmy ja, Josh, Edie, Seb... kiedyś pomagał
z animacją?... a do tego Pez i Wally. I wszyscy palili, hm, no wiesz, konopie? –
ciągnęła z nieco nerwowym śmiechem. – To znaczy mówili o tym całkiem
otwarcie, nie żeby to była jakaś wielka tajemnica. Ja nigdy nie paliłam, jakoś
mnie to nie...
Nagle Robin ukazał się wyrazisty obraz: Yasmin siedziała na krześle
w ciasnym, zadymionym pokoju, gdzie wylegiwali się upaleni twórcy
kreskówki i członkowie obsady, a ona, ich półetatowa asystentka, czuła się
przeszczęśliwa, że może tam siedzieć razem z nimi, lecz jednocześnie była
skrępowana; śmiała się razem z nimi, ale słuchała jak urzeczona.
– I, no wiesz, usłyszałam, jak Edie mówi Sebowi, że jakby wzorowała
tę postać na jednej dziewczynie, z którą kiedyś mieszkała czy jakoś tak? Że niby
za tą dziewczyną uganiało się mnóstwo facetów, a ona miała taką jakby
technikę, że podle ich wszystkich traktowała? A jeśli widziałaś kreskówkę,
to wiesz, że Narcyzka zawsze jakby pomiata Serckiem, który jest w niej bardzo
zakochany? Ale zdarzają się te jakby maleńkie iskierki nadziei czy czegoś, które
sprawiają, że dalej za nią łazi?
– Racja – powiedziała Robin, kiwając głową. – To fascynujące. Fani będą
zachwyceni tego rodzaju spostrzeżeniami.
– No tak, ale dopóki Anomia nie wspomniał o tym na Twitterze, nie
zdawałam sobie sprawy, że ta współlokatorka była czarna? Więc to wszystko
wyglądało jak... Anomia napisał, że to było obrażanie fanów? No bo po co ktoś
miałby przedstawiać przyjaciółkę w taki sposób? No wiesz, jak jakąś... jakby
podpuszczalską albo coś?
– Ale należy pamiętać – zaznaczyła Robin – że to nie Edie upubliczniła źródło
inspiracji. Zrobił to Anomia.
– Anomia chyba miał już dość tej jej jakby hipokryzji? Kreowała się na taką
naprawdę świadomą osobę, a w gruncie rzeczy wcale taka nie była?
– Tak – odrzekła Robin – rozumiem, co masz na myśli. A skoro wspomniałaś
o polityce... Domyślam się, że w książce piszesz też o tej całej aferze z Wallym
Cardew/Drekiem?
– Tak, poświęciłam jej cały rozdział – powiedziała Yasmin, a jej twarz
przybrała ponury wyraz. – To był po prostu obłęd? Kto by pomyślał,
że ultraprawicowcom spodoba się coś w Sercu jak smoła? Wszyscy byliśmy jakby
wściekli, kiedy zaczęli do nas płynąć szerokim strumieniem i, no wiesz,
przywłaszczać sobie tę postać, bo wszyscy uwielbialiśmy Dreka, był taki
zabawny, a potem stał się czymś, no wiesz, zupełnie innym?
– Oczywiście znałaś Wally'ego?
– Tak – potwierdziła Yasmin z miną świadczącą o jakimś wewnętrznym
konflikcie. – Ten jego filmik o ciasteczkach był oczywiście... Chodzi mi o to,
że w zasadzie nie mieli innego wyjścia, jak tylko go wylać? Ale jego odejście
bardzo zasmuciło mnóstwo fanów. Bardzo? No wiesz, gdyby chociaż zamieścił
jakieś przeprosiny? Wywołało to mnóstwo kłótni w fandomie. Ale Michael
David, który przejął jego rolę, był niesamowity.
Gdy Yasmin wspomniała o Michaelu Davidzie, na jej twarzy rozlał się
rumieniec, bardzo widoczny na bladej cerze.
– Tak – powiedziała Robin. – Ale on też odszedł, prawda?
– Hm... no odszedł, dostał rolę w Na sygnale – odrzekła Yasmin. – A teraz gra
w nowej sztuce na West Endzie. W przyszłym miesiącu jest premiera. –
Rumieniec rozlewał się plamiście po szyi. – Ale wciąż jakby utrzymuje kontakt
z fandomem? Dalej jest częścią smoliściesercowej społeczności, co uważam
za jakby bardzo miłe? Chyba naprawdę cieszyło go wsparcie ze strony fanów?
Bo kiedy obsadzono go w roli Dreka, początkowo spotykał się z mnóstwem
agresji, ludzie wciąż chcieli Wally'ego? A on był taki uroczy i tak doceniał osoby,
które mówiły, że należy mu dać szansę i w ogóle?
– Jak cudownie – wtrąciła życzliwie Robin, lecz stwierdzenie Yasmin
ją zaciekawiło. W ciągu wielu godzin, które poświęciła ślęczeniu nad
twitterowymi profilami Anomii i innych fanów Serca jak smoła, nie zauważyła
żadnych przejawów tej ożywionej komunikacji Michaela Davida z fanami ani
niczego, co świadczyłoby o tym, że po odejściu z obsady wciąż podkreślał swoją
więź z kreskówką.
– Tak – powiedziała Yasmin, wciąż zarumieniona. – W zasadzie to udało
mi się go trochę lepiej poznać? Bo kiedy już odszedł z kreskówki, skontaktował
się ze mną, żeby podziękować za wsparcie? Mam bilety na jego spektakl,
a potem obiecał mi autograf?
– O rany – powiedziała Robin.
– W zasadzie to – Yasmin znowu wyglądała na zaniepokojoną – mogłabyś
o tym też nie pisać? Bo wiesz, moja przyjaźń w Michaelem jest jakby sprawą
prywatną?
– Oczywiście – zapewniła ją Robin – nie wspomnę o tym... A teraz przejdźmy
do tej historii z Halvingiem.
Myślała, że ten temat zaniepokoi Yasmin, i nie pomyliła się.
– Masz na myśli... jakby to neonazistowskie ugrupowanie czy coś?
– Właśnie – potwierdziła Robin. – Pewnie rozważasz w książce
ewentualność, że jego członkowie manipulowali fanami?
– No... nie, niezupełnie. Nie... nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek z fanów dał
się nabrać, gdyby Halving próbowało im jakby podsuwać sfabrykowane historie
albo coś?
Plamy na szyi Yasmin przypominały już wysypkę Gusa Upcotta. Gdy Robin
zamilkła i z powagą przyglądała się jej zza okularów, ta chyba jeszcze bardziej
się zestresowała.
– No i powiedziałam o tym policji? Bo tak, niektórzy fani po tym artykule
w gazecie zaczęli mówić coś w stylu: „Aha, więc jeśli kiedykolwiek zdarzyło
ci się powiedzieć coś złego o Edie Ledwell, to na pewno jesteś nazistą
próbującym ją nakłonić do samobójstwa”, a to było przecież jakby
niedorzeczne?
– Ale zauważyłaś, że zaczęło krążyć więcej podłych plotek na temat Edie? Tak
się tym przejęłaś, że zaniosłaś Joshowi całą ich teczkę, prawda?
– Ja... To, co zaniosłam Joshowi, z całą pewnością i zdecydowanie nie zostało
sfabrykowane przez Halving – oświadczyła Yasmin. – Wiem o tym na pewno,
bo... No, w każdym razie ludzie, którzy piszą takie rzeczy z całą pewnością nie
są z Halvingu.
Znowu na chwilę zapadło milczenie. Kobieta nerwowo przeczesała dłonią
włosy.
– Ale przecież to, co mówili, mogło być prawdą? Tylko że nie było. Po prostu
się pomylili. A zresztą jedna z tych osób jest czarna, więc to oczywiste, że nie
może należeć do Halvingu.
W tym momencie Robin przyszła do głowy absurdalna myśl, którą
natychmiast by odrzuciła, gdyby nie to, że siedząca naprzeciw niej kobieta
zrobiła się jeszcze bardziej czerwona.
Yasmin nie mogła przecież wierzyć, że Michael David anonimowo gra w Grę
Dreka. Czy ulegała złudzeniom do tego stopnia, by myśleć, że odnoszący
sukcesy aktor poświęcałby całe godziny życia na udowadnianie, że Edie
Ledwell jest Anomią, zamiast kontynuować coś, co wyglądało na kwitnącą
karierę w telewizji i na scenie? A jeśli jednak uwierzyła w tak
nieprawdopodobne kłamstwo, kto tak umiejętnie zdołał ją przekonać,
że rozmawia z Michaelem Davidem?
– Ten ktoś jest czarny? Na pewno?
Robin była pewna, że w chwili, która nastąpiła po tym pytaniu, Yasmin
przyszpilił do krzesła narastający strach. Być może wątpliwość, którą tak długo
udawało jej się tłumić, wreszcie wypełzła z jej podświadomości niczym
skorpion. Może zaczynała też podejrzewać, że Venetia Hall, zadająca pewne
pytania tak ostrym tonem, również nie jest tym, za kogo ją wzięła.
Twarz kobiety zbladła, przybierając niezdrowy żółty kolor, ale jej szyję wciąż
szpeciły plamy. Im dłużej trwało milczenie, tym bardziej przerażona się
wydawała.
– Tak – odezwała się w końcu. – Jestem tego pewna.
– Aha, skoro spotkałaś się z tym kimś twarzą w twarz – powiedziała
z uśmiechem Robin. – Więc nie wydaje ci się, żeby Halving miało cokolwiek
wspólnego ze śmiercią Edie?
– N-nie – wyjąkała Yasmin. – Nie wydaje mi się.
– Ani że zabił ją Anomia?
Robin rzuciła to pytanie, ponieważ nie miała niczego do stracenia. Być może
jej rozmówczyni już się obawiała, że Venetia Hall tak naprawdę nie jest
dziennikarką, ale dzięki peruce, szkłom kontaktowym i okularom wciąż nie
mogła w niej rozpoznać Robin Ellacott.
– Co masz na myśli?
– Bardzo przekonująco mówisz o tym, ile uzasadnionych pretensji miał
Anomia do Edie Ledwell – powiedziała z uśmiechem Robin.
– Anomia nie mógł tego zrobić – zapewniła Weatherhead. – Nie mógł.
– W takim razie to już wszystko. – Robin wyłączyła dyktafon. – Bardzo
ci dziękuję za spotkanie, było fascynujące. I powodzenia z książką!
Yasmin wyglądała jak porażona. Zapomniała nawet o pytającej intonacji, gdy
wymieniały ostatnie zdawkowe uprzejmości. Robin patrzyła, jak kobieta oddala
się ze spuszczoną głową, i wcale się nie zdziwiła, gdy sięgnęła po komórkę
i zaczęła coś pisać. Sama tymczasem wyjęła telefon i wysłała wiadomość
do Strike'a.

Mam coś ciekawego. Gdzie jesteś?


56
Rozum poległ, konfliktem śmiertelnym rażony:
Całkiem jak strażnica miasta
Którą trzęsienie ziemi pochlasta,
Niczym piorunem maszt ugodzony [...].

Christina Rossetti
Goblin Market

– Cholera, spisałaś się dużo lepiej niż ja – powiedział Strike dwadzieścia


minut później zza maski Dartha Vadera.
Przez ostatnią godzinę wielokrotnie krążył wokół stoiska Serca jak smoła,
obserwując gęsty tłum, lecz w gruncie rzeczy nie przyniosło to żadnych
efektów. Teraz, chcąc ulżyć kikutowi, stał oparty o stoisko oferujące poduszki
z nadrukiem w zwierzęta w stylu anime.
– Wiem, były małe szanse, że Anomia się tu ujawni – ciągnął Strike, nie
odrywając wzroku od ludzi zebranych wokół stoiska kreskówki – ale liczyłem,
że uda mi się rozpoznać wiadomego podejrzanego od tyłu. Niestety.
Widziałem tylko Zoe.
– Gdzie ona jest? – spytała Robin.
Zanim dołączyła do Strike'a, wślizgnęła się do damskiej toalety, zdjęła
perukę oraz okulary i zmieniła koszulkę. Choć uznała za bardzo mało
prawdopodobne, by Yasmin miała ochotę zostać w ExCeLu po niedawnym
wywiadzie, nie chciała ryzykować, że znowu na nią wpadnie. Poza tym
zalogowała się do gry, w której pierwszy raz nie było chyba żadnego
z moderatorów.
– Poszła na kawę z inną dziewczyną w koszulce „Zostawcie Grę Dreka”. Obie
cały czas były w maskach. Nie śledziłem ich, bo kręcił się tu ktoś, kto bardziej
mnie wtedy zainteresował.
– Kto?
– Już go nie ma – powiedział Strike. – Wałęsał się sam i chyba miał na oku
tych ludzi co ja. Podszedł do kilku Dreków, żeby ich zagadnąć... Streść
mi jeszcze raz, co Yasmin powiedziała o Anomii.
– Zdecydowanie twierdzi, że to mężczyzna i napomknęła, że Edie była
mu winna pieniądze. Powiedziała, że sytuacja jego rodziny by się zmieniła,
gdyby Edie pozwoliła mu zarabiać na grze. Poza tym wspomniała, że jest
mądry i kulturalny.
– Kulturalny – powtórzył Strike. – Czy na podstawie jego wypowiedzi
na czacie nazwałabyś go kulturalnym człowiekiem?
– Nie – odrzekła Robin. – Jak już mówiłam, w grze jest dosyć arogancki.
Może w grupie moderatorów zachowuje się inaczej.
– Ale mówiłaś, że twoim zdaniem w grze trochę kogoś udaje.
– Czasami mam wrażenie, że odrobinę za bardzo zgrywa twardziela, wiesz?
Jest taki bezsensownie okrutny.
– Nie mogę powiedzieć, żebym zauważył wielkie przejawy kultury na jego
profilu na Twitterze – powiedział Strike.
– Chyba zna jedną łacińską sentencję – przypomniała sobie Robin. –
Tę o „oderint”.
– Czy Yasmin sprawia wrażenie osoby, której łatwo zaimponować?
– Hm – mruknęła Robin. – Muszę powiedzieć, że tak. Wydała mi się trochę...
– Tępa?
– No... na pewno łatwowierna. Przecież ta historia z Michaelem Davidem...
– Tak – zgodził się Strike – ale ten, komu udało się wmówić jej, że jest
Michaelem Davidem, musiał być bardzo przekonujący. Przecież ona nie jest
dzieckiem. Ma stałą pracę. Nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek był skłonny
tak od razu uwierzyć, że rozmawia w anonimowej grze z gwiazdą telewizji.
– Masz rację – przyznała Robin. – Musiał to sprytnie rozegrać.
– I ona twierdzi, że Anomia nie byłby w stanie nikogo zabić. Jak myślisz,
dlaczego? Bo wyznaje surowe zasady moralne, jest słaby fizycznie czy może
przesadnie wrażliwy?
– Nie mam pojęcia.
– Nie wydaje ci się, że mówiła „on”, żeby cię zmylić?
– Szczerze mówiąc, nie. Odniosłam wrażenie, że ma jakąś nową teorię,
z której jest bardzo zadowolona, i wyjawiła mi tyle, ile się odważyła... Chyba
ma jakiś powód, żeby obstawać przy tej nowej osobie.
– Ten ktoś czymś się przed nią zdradził?
– Możliwe – powiedziała Robin – ale odniosłam wrażenie, że Yasmin
naprawdę chciałaby, żeby to była ta osoba: ktoś, kto ma uzasadniony żal
i brakuje mu szczęścia w życiu, kto jest kulturalny i niezdolny do zabicia
drugiego człowieka. Ona szczerze wierzy, że Anomia to dobry facet? O nie...
teraz ja też to robię – rozzłościła się.
– Co robisz?
– Intonuję pytająco. Mówiła tak przez cały wywiad.
– To on – powiedział nagle Strike. – Wrócił.
Robin odwróciła się, by spojrzeć w tę samą stronę co Strike.
Znowu pojawił się młody mężczyzna w skórzanej kurtce, dżinsach i drogich
trampkach z czerwonymi podeszwami. Jego gęste ciemne włosy zachodziły
nisko na czoło. Strike i Robin patrzyli, jak Czerwone Podeszwy kręci się przy
młodym mężczyźnie na wózku inwalidzkim, rozmawiającym z wesołą
dziewczyną w minispódniczce, a potem podchodzi do kolejnej osoby w masce
Dreka i zagaja rozmowę.
– Interesują go tylko Dreki – wyjaśnił Strike.
– Dziwne – stwierdziła Robin, także się przyglądając.
Czerwone Podeszwy śmiał się właśnie z czegoś, co powiedział Drek.
– Przepraszam – zwrócił się do Strike'a zdenerwowany właściciel stoiska. –
Mógłby się pan gdzieś przenieść? Zasłania pan widok ludziom, którzy chcą
popatrzeć.
Strike i Robin przeszli do następnego straganu, który oferował komiksy.
– Miałaś się przenosić – powiedział nagle Strike do Robin.
– Co?
– Przeprowadzać się. Zmieniać miejsce zamieszkania. Zrobiłaś to?
– Aha – zrozumiała. – Przełożyłam przeprowadzkę. Na jutro. To dlatego
biorę wolny dzień.
– Cholera – powiedział Strike. – Powinienem był pamiętać. Powinienem był
spytać. Przepraszam.
– Nic się nie stało – odrzekła Robin.
Lepiej późno niż wcale.
– Masz kogoś do pomocy?
– Dziś wieczorem przyjeżdżają rodzice.
Czerwone Podeszwy i Drek już się rozdzielili. Ten pierwszy wyjął telefon,
wysłał chyba jakąś wiadomość, a potem zaczął się oddalać od stoiska Serca jak
smoła.
– Możesz potrzymać mój miecz świetlny?
Strike zdjął maskę Dartha Vadera i usiłował wyswobodzić się z peleryny.
– Co ty...?
– Idziemy za tym gościem. Coś z nim jest nie tak.
Strike zwinął kostium, wyjął miecz świetlny z ręki Robin, po czym rzucił
jedno i drugie na komiksy.
– Rozdajcie to jako gratisy – rzucił do zdumionego właściciela stoiska
i najszybciej, jak pozwalała mu obolała noga, ruszył za Czerwonymi
Podeszwami, a Robin pospieszyła za nim. Na szczęście tłum był tak gęsty,
że mężczyzna nie uszedł daleko.
– Nie wygląda na typowego fana Serca jak smoła – powiedział Strike do Robin,
gdy z trudem brnęli w przemieszczającym się powoli tłumie. – Próbował się
czegoś dowiedzieć... być może tego samego co my.
Dotarcie do drzwi zajęło Czerwonym Podeszwom dwadzieścia minut.
Z miną kogoś, komu ulżyło po wydostaniu się z ciżby, wyjął telefon i nie
zatrzymując się, zadzwonił do kogoś. Nie było szans, by podejść wystarczająco
blisko i usłyszeć, co mówi, ponieważ ludzie wokół wciąż tłumnie wchodzili
do ExCeLa albo z niego wychodzili.
Strike poczuł, że jego komórka wibruje, i wyjął ją, mając nadzieję,
że to wiadomość od któregoś z pracowników.
– Midge? – spytała Robin, zerkając pospiesznie na grę, lecz Anomia wciąż był
niedostępny.
– Nie – odrzekł Strike, wkładając telefon z powrotem do kieszeni. – Pru.
– Kto?
– Prudence. Moja siostra.
– Aha – powiedziała Robin. – Spotkaliście się już?
– Nie. – Strike starał się nie zwracać uwagi na ból ścięgna udowego. –
Mieliśmy taki zamiar, ale jej córka spadła ze ścianki wspinaczkowej.
– Boże, nic jej się nie stało?
– Złamała kość udową... Więc jednak nie przyjechał samochodem –
powiedział Strike, ponieważ wszystko wskazywało na to, że Czerwone
Podeszwy kieruje się w stronę stacji, z której wciąż nadciągały tłumy.
Krzepki Batman przecisnął się obok Robin, rozpychając się łokciami.
Rozgadana grupka steampunków poszła w przeciwną stronę. Czerwone
Podeszwy wciąż rozmawiał przez komórkę.
Na peronie zobaczyli, że Czerwone Podeszwy czeka na pociąg, stojąc
z przodu tłumu. Dały się słyszeć pomruki niezadowolenia, gdy Strike dzięki
swojej zwalistej sylwetce przeciskał się między ludźmi. Chciał podejść
wystarczająco blisko podejrzanego gościa, aby wsiąść do tego samego wagonu
co on.
Strike i Robin zatrzymali się parę kroków od obiektu akurat, gdy ten
skończył rozmowę i włożył ręce do kieszeni, kołysząc się niecierpliwie
na piętach swoich kosztownych trampek.
Usłyszeli dudnienie nadjeżdżającego pociągu.
Strike poczuł, jak ktoś wpada na niego z tyłu. Obejrzał się w samą porę,
by zobaczyć czarną postać przeciskającą się na przód peronu. W następnej
chwili ten ktoś pchnął Czerwone Podeszwy.
I wszystko jakby zwolniło, tak jak się dzieje, gdy patrzysz na prawie
nieunikniony koniec życia.
Czerwone Podeszwy spadł z peronu, obracając się lekko w powietrzu i za
późno wyjmując ręce z kieszeni. Bokiem głowy uderzył w szynę kolejową
i mimo huku nadjeżdżającego pociągu tłum usłyszał odgłos rozłupywania się
czaszki w zetknięciu z twardą powierzchnią.
Robin zrobiła trzy kroki i skoczyła.
Z tyłu usłyszała krzyki. Olbrzymi ciemnoskóry mężczyzna przebrany
za Supermana skoczył na tory w tej samej chwili co ona. Gdy dźwignęli
nieprzytomnego gościa w butach z czerwonymi podeszwami, inne osoby
z tłumu wyciągnęły ręce, żeby im pomóc.
Dwie z tych rąk odnalazły Robin – jedna chwyciła ją pod pachę, druga
pociągnęła za koszulkę – a ona dalej trzymała bezwładne ciało razem
z dziesięcioma innymi rękami. Po chwili nadjechał pociąg. Strike wciągnął
Robin na górę i o włos uniknęła śmierci. Jednocześnie znowu rozległ się
donośny trzask i wiele osób krzyknęło, ponieważ głowa nieprzytomnego
mężczyzny osunęła się i uderzyła w bok pociągu.
– Kurwa mać! – ryknął Strike, lecz nie usłyszał go nikt oprócz Robin,
ponieważ wszyscy krzyczeli, powtarzając słowo „umyślnie”, i rozgorzał spór
na temat tego, kto właściwie wpadł na kogo, a mężczyzna, który wydawał się
pijany, obraził się na sugestię, że to on wepchnął człowieka pod pociąg.
Czerwone Podeszwy leżał na peronie, krwawiąc z ucha. Pracownik kolei
próbował przecisnąć się do niego przez tłum. Pociąg stał.
– Kurwa mać! – krzyknął jeszcze raz Strike. – Co ci odpierdoliło? Myślałaś,
że go podniesiesz?
– Nie wiedziałam, że ktoś go zepchnął – powiedziała, trzęsąc się pod
wpływem adrenaliny, która wciąż krążyła w jej ciele. – Myślałam, że uda
mi się...
– Zepchnięto go! Ktoś to zrobił umyślnie! – wrzeszczała jakaś kobieta.
Ludzie wchodzili do pociągu, jakby nic się nie stało. Pracownik kolei mówił
coś przez krótkofalówkę, a jego koledzy przybiegli po peronie i odsunęli osoby
otaczające nieruchomą postać na ziemi. Strike chwycił upuszczony przez
Robin plecak i odciągnął ją do tyłu. Czuł, jak Robin się trzęsie. Uświadomiła
sobie, że odczuwa zimno nie tylko na skutek szoku: rozerwał jej koszulkę.
W dziurze ziejącej pod ramieniem było widać stanik. Robin wzięła
od wspólnika plecak, wyjęła bluzkę, którą miała na sobie jako Venetia, i włożyła
ją na rozerwany T-shirt.
– Kto widział, co się stało?
Zjawiło się dwoje policjantów.
– Ja – powiedział głośno Strike, przekrzykując harmider.
Policjantka poprosiła Strike'a i Robin na bok, a jej kolega i pracownicy kolei
próbowali zaprowadzić porządek w poruszonym tłumie. Pociąg nie odjeżdżał.
Ludzie gapili się przez okna na rannego mężczyznę.
– Proszę mówić – zwróciła się policjantka do Strike'a, trzymając notes
w gotowości.
– Gość w masce Batmana – zaczął Strike. – Przecisnął się na przód tłumu,
odwrócił uwagę, udając, że ktoś go potrącił, a potem zepchnął tego faceta
na tory. Zrobił to specjalnie.
– Gdzie jest ten człowiek? Widzi go pan?
– Nie – odparł Strike, rzuciwszy okiem na masę ludzi na peronie.
– Widział pan, dokąd uciekł, kiedy ten mężczyzna spadł?
– Nie – powtórzył Strike. – Byłem zajęty ściąganiem przyjaciółki z torów.
– Okej. Proszę się stąd nie oddalać, będziemy musieli spisać zeznania.
Usłyszeli syrenę. Przyjechała karetka. Policjantka się odwróciła.
– Przepraszam – powiedziała Robin, ponieważ Strike otworzył usta, żeby
znów się odezwać. – Działałam instynktownie. Wiem, że to nie było rozsądne.
Czuła ból pod pachą, gdzie już tworzył się siniak w miejscu, za które chwycił
Strike, by odsunąć ją od torów. Tymczasem Cormoran wyjął z kieszeni
papierosy i zapalniczkę, wpatrując się w bezwładną postać na ziemi.
Czerwonym Podeszwom podwinęła się koszulka, odsłaniając mały tatuaż pod
sercem. Przypominał literę Y przeciętą pionową kreską.
Pociąg wciąż stał. Teraz ludzie próbowali z niego wyjść, lecz policjanci
nalegali, by wszyscy zostali w środku. Prawdopodobnie chcieli spisać zeznania.
– Tu nie można palić – zauważyła Robin.
– Nie rozumiem raczej tego, dlaczego ty, kurwa, nie palisz – odparł Strike,
wydmuchując dym.
Robin, która starała się nie trząść zbyt wyraźnie, zmusiła się do uśmiechu.
57
Wracaj do swych gniazd występku.
Nie znasz mnie ani nie widzisz.

Adah Isaacs Menken


Judith

Czat w grze z udziałem Anomii i moderatora LordaDreka

<Otwiera się nowa grupa prywatna>

<25 maja 2015, 22.57>

<LordDrek zaprasza Anomię>

LordDrek: pokaż się, zanim cię dx zmuszę pizdo

>

<Anomia dołącza do grupy>

Anomia: czym mogę służyć?

LordDrek: próbbowałeś zabić mojego brata wiem


że to byułeś ty

Anomia: jestem pewny, że coś takiego bym zapamiętał

LordDrek: nhie pogrywaj ze mnbą zjebie próbowałeś


wepchnąć mnojego brata pod pier-doklony pociąg

Anomia: pisz wolniej, nie będziesz robił tylu błędów

LordDrek: nie wiuesz z kim zadarłeś, pizdo, dopadniemy cię


Anomia: doskonale wiem, z kim zadarłem, Charlie

Anomia: twój braciszek nie jest taki ostrożny jak ty

Anomia: „Vilepechora” to był błąd

LordDrek: jebana pizdo dorwę ciuę

Anomia: nie dorwiesz

Anomia: w przeciwieństwie do was nie zostawiam śladów

Anomia: siedzę sobie teraz i puszczam raz po raz nagranie


z wiadomości

Anomia: zwijam się, kurwa, ze śmiechu, kiedy jego łeb odbija


się od pociągu

LordDrek: dorwę ciuę kuyrwa i zajebie

Anomia: przekaż ucałowania reszcie chłopaków z Halvingu

Anomia: i wielkiego mokrego buziaka swojemu


warzywnemu bratu

Anomia: przy odrobinie szczęścia w najbliższe Boże


Narodzenie będzie mógł sam trzymać niekapka

LordDrek: czekaj ty jebmnięty psychoolu, niedługo cioę

<LordDrek został zablokowany>


CZĘŚĆ CZWARTA

Włókna mięśniowe komór serca


są ułożone w niezwykle skomplikowany sposób,
a ich opisy podawane przez różnych anatomów znacznie się różnią.

Henry Gray,
członek Towarzystwa Królewskiego
Gray's Anatomy
58
O wstydzie istnienia!
Wypowiedzieć tę myśl do płomienia,
Który twe serce rozgrzewa.

Elizabeth Barrett Browning


A Curse for a Nation

Czat w grze z udziałem dwojga moderatorów Gry Dreka

<Otwiera się nowa grupa prywatna>

<23 maja 2015, 11.18>

<Morehouse zaprasza Narcyzkę>

Morehouse: Narcyzko, musimy porozmawiać

>

>

>

<Narcyzka dołącza do grupy>

Narcyzka: więc jaką masz wymówkę? Wypadek


samochodowy? Uprowadzenie przez kosmitów? Twoja
mama potrzebowała nagłej operacji?

Narcyzka: nie, na to ostatnie byś się nie zdecydował,


to byłoby trochę niesmaczne, skoro moja mama jest chora
Morehouse: przepraszam

Morehouse: stchórzyłem

Narcyzka: stchórzyłeś

Narcyzka: wiesz, ile godzin spędziłam w pieprzonym


autokarze?

Narcyzka: czego jeszcze ode mnie chcesz?

Narcyzka: masz zdjęcia, sympatię, niekończące się czaty,


a do tego zaniedbuję związek w prawdziwym życiu tylko
po to, żeby godzinami być z tobą w grze

Morehouse: wszystkie twoje pretensje są uzasadnione

Morehouse: ale proszę, wysłuchaj mnie, bo zajebiście się


martwię o ciebie i resztę z nas

Narcyzka: co masz na myśli?

Morehouse: widziałaś tego gościa, którego wepchnięto pod


pociąg po Comic Con?

Narcyzka: nie, przecież ci napisałam, że jechałam


autokarem

Narcyzka: a co?

Morehouse: to był Vilepechora

Narcyzka: co?

Morehouse: To Vilepechorę wepchnięto pod ten pociąg

>

Narcyzka: zaraz, jak to

Narcyzka: zginął?
Morehouse: możliwe, że już nie żyje. W wiadomościach
mówią, że doznał poważnego urazu głowy

Morehouse: to miał na myśli Anomia, kiedy mówił,


że ma plan i że w weekend Comic Con zmusi ich do odejścia

Narcyzka: normalnie nie ogarniam, o czym ty mówisz

Morehouse: wiedział, że zamierza zabić Vilepechorę

Narcyzka: naprawdę mnie przerażasz. wtf?

Morehouse: kilka tygodni temu Vilepechora napisał


na grupie moderatorów coś w stylu: „Anomia wie wszystko
o bitcoinie, myślimy, że właśnie tak kupił paralizator”

Morehouse: Chyba właśnie tak to było. Vilepechora zna się


na bitcoinie i powiedział Anomii, jak z niego korzystać.
Dzięki temu Anomia zdobył nielegalny paralizator
i ogromny pieprzony nóż w taki sposób, że nikt nie może
go namierzyć. To Vilepechora podsunął mu pomysł

Morehouse: nie chciał wkurzać Vilepechory banowaniem


go, bo Pech mógłby zeznać, że powiedział Anomii, jak kupić
w darknecie broń za kryptowalutę

Morehouse: napisał mi, że po Comic Con Pecha i LordaDreka


już tu nie będzie

Morehouse: miał na myśli to, że Vilepechora będzie martwy,


a LD zbanowany

>

Narcyzka: zwariowałeś

Narcyzka: skąd Anomia miałby wiedzieć, kogo wepchnąć


pod pociąg?

Morehouse: wiedzieliśmy, jak naprawdę nazywa się


Vilepechora i jak wygląda
Narcyzka: skąd?

Morehouse: zainteresował nas nick Vilepechora

Morehouse: rozpracowaliśmy go, a potem wygooglaliśmy


nazwisko, które otrzymaliśmy

Morehouse: i znaleźliśmy jego miejsce pracy, wszystko.


Wyglądał trochę na dupka pozującego z samochodem. Ale
Anomii to się podobało. Podobała mu się myśl, że ktoś taki
jest w naszej grze

Morehouse: mnie zawsze wydawało się zajebiście dziwne,


że jest tu taki gość.

>

Narcyzka: skąd mogliście wiedzieć, że facet, którego


wygooglowaliście to rzeczywiście Vilepechora? A jeśli było
więcej osób o takim imieniu i nazwisku?

Morehouse: Nie byłem pewny, dopóki nie zobaczyłem


nagrania, na którym facet wpada pod pociąg

Narcyzka: właśnie go szukam w Google

>

>

>

Narcyzka: obraz jest bardzo niewyraźny. To na pewno on?

Morehouse: dowiemy się, kiedy podadzą jego nazwisko

Narcyzka: jak on się naprawdę nazywa?

Morehouse: im mniej wiesz, tym lepiej. A zanim spytasz,


to samo dotyczy tożsamości Anomii

Morehouse: dziś wieczorem zamierzam opuścić grę. Chcę się


stąd wydostać i ty też powinnaś. Potem muszę pomyśleć,
co najlepiej zrobić. Być może policja uzna, że jestem
pierdolnięty, ale chyba muszę z nią porozmawiać

Narcyzka: nie możesz odejść

Narcyzka: jeśli to wszystko jest prawdą

Narcyzka: i Anomia pomyśli, że odszedłeś, bo nabrałeś


podejrzeń, ty będziesz następny. Wie o tobie wszystko. wie
gdzie mieszkasz

Morehouse: nie obchodzi mnie to

Narcyzka: a czy JA w ogóle cię obchodzę?

Morehouse: oczywiście, dlaczego o to pytasz?

Narcyzka: bo Anomia wie, kim jestem

Morehouse: co? skąd?

Narcyzka: zrobiłam coś głupiego

Morehouse: masz na myśli to, że przesłałaś mu tamto


zdjęcie?

Narcyzka: to była druga głupia rzecz

Narcyzka: pierwszą głupią rzeczą było to, że w adresie


mejlowym, który podałam przy rejestracji, było moje
prawdziwe imię i nazwisko

Morehouse: qurwa wiedziałem

Morehouse: wiedziałem qurwa, że on wie, kim jesteś

Morehouse: ja pierdolę

>

Narcyzka: OK, spójrzmy na to rozsądnie

Narcyzka: zastanów się przez chwilę, co mówisz


Narcyzka: człowiek, którego znasz od wieków, który kocha
Serce jak smoła

Narcyzka: naprawdę myślisz, że mógłby napaść na Ledwell


i Blaya?

Narcyzka: naprawdę myślisz, że mógłby wepchnąć kogoś


pod pociąg?

>

Morehouse: ciągle prowadzę tę rozmowę w swojej głowie

Morehouse: i przeważnie wciąż odpowiadam „nie”, ale


to coraz trudniejsze, a kiedy zobaczyłem wiadomości i kiedy
potem zauważyłem, że on zbanował Vilepechorę
i LordaDreka, pomyślałem: „Kurwa, to on. On to wszystko
zrobił”.

>

Narcyzka: Nie możesz opuścić gry w sposób, który skłoni


go do podejrzenia, że wybierasz się na policję.

Morehouse: Tak, masz rację. Jeśli odejdę, na pewno zacznie


coś podejrzewać.

Narcyzka: Musisz udawać, że bardzo, bardzo się cieszysz,


że pozbył się Vilepechory i LordaDreka. Niech będzie
zadowolony, dopóki czegoś nie wymyślimy.

Morehouse: A co się stanie, kiedy podadzą prawdziwe


nazwisko Vilepechory i on będzie wiedział, że ja wiem, kto
to jest?

>

Narcyzka: udawaj, że jesteś przekonany, że to był wypadek.


że ktoś go potrącił na peronie

Narcyzka: albo powiedz, że gość musiał wkurzyć kogoś


innego
>

Narcyzka: Słuchaj, wiem, że uważasz mnie za tchórza

Narcyzka: chciałeś powiedzieć policji o tej teczce, którą


podsunęli nam LordDrek i Vilepechora, a ja się nie
zgodziłam

Narcyzka: byłam śmiertelnie przerażona

Narcyzka: ale to jest o wiele gorsze

Narcyzka: pozwoliliśmy, żeby to wszystko się wydarzyło i nie


poszliśmy na policję

Morehouse: wiesz, co jest zabawne?

Morehouse: zadzwoniłbym na policję anonimowo i dał cynk,


ale gdyby usłyszeli, jak mówię, pomyśleliby, że się zalałem
albo że robię sobie jaja

Narcyzka: nie żartuj w ten sposób

Morehouse: pewnie mógłbym napisać list

Morehouse: ale czy potraktowaliby go poważnie?

>

Narcyzka: ja mogłabym zadzwonić anonimowo, gdybyś


mi powiedział, jak on się naprawdę nazywa

Morehouse: boję się tak zrobić. Jeśli Anomia się dowie,


że doniosła na niego kobieta, domyśli się, że to ty. A skoro
wie, kim jesteś, może się też dowiedzieć, gdzie mieszkasz

>

Morehouse: to wszystko moja wina

Narcyzka: jak to?


Morehouse: przecież to ja pomogłem mu zbudować jego
pieprzone imperium, prawda?

Narcyzka: Vikas, proszę, proszę, nie zostawiaj mnie tu samej

Narcyzka: zaczekajmy i przekonajmy się, czy to naprawdę


Vilepechora

Morehouse: a jeśli tak?

Narcyzka: wtedy opracujemy jakiś plan.

Narcyzka: ale lepiej, żebyś qurwa nie stchórzył przed


spotkaniem ze mną twarzą w twarz, jeśli będzie trzeba

Morehouse: OK

Narcyzka: obiecujesz?

Morehouse: obiecuję
59
Przeczucie – to długi Cień – na Łące
Wskazujący, że zachodzi Słońce –
To Wiadomość dla struchlałej Trawy
Że Ciemność – niedługo się pojawi –

Emily Dickinson
764

Strike, który był jedną z tuzina osób poproszonych o złożenie zeznań


w sprawie wydarzeń na stacji Custom House, spóźnił się trochę na kolację
z Madeline w sobotni wieczór. Zarezerwowała stolik w tureckiej restauracji
Kazan i Strike pochwalał ten wybór, ponieważ nie jadł lanczu i był gotów
na treściwy posiłek, a ponadto lubił turecką kuchnię. Wydarzenia dnia
od początku jednak kładły się cieniem na ich spotkaniu.
Wiedząc, że incydent na stacji niechybnie znajdzie się w wiadomościach,
i przypuszczając, że w pewnym momencie wypłynie nazwisko Robin, Strike
czuł się w obowiązku powiedzieć Madeline, co się stało, lecz nie podał jej
żadnych informacji o sprawie. Zafascynowało i jednocześnie zaniepokoiło ją to,
że znajdował się zaledwie o krok od czegoś, co, jak sądził, było próbą zabójstwa,
i podczas konsumowania obu dań nieustannie wracała do tego tematu. Nie
złagodziło to nękającego Strike'a niepokoju związanego nie tylko z tym,
co niedawno widział, lecz także z ewentualnymi konsekwencjami podania
w telewizji do publicznej wiadomości informacji o tym, że Robin była
w miejscu przestępstwa.
Gdy Madeline wreszcie poszła do toalety, Strike wyjął telefon, wyszukał
symbol trójramiennej litery Y, który widział wytatuowany na klatce piersiowej
młodego mężczyzny w drogich trampkach, i czując, jak coraz bardziej
narastają w nim złe przeczucia, odkrył, że przedstawia on runę Algiz.
Następnie otworzył Twittera, by zajrzeć na profil @Gizzard_Al i przekonał się
jedynie, że profil o takiej nazwie przestał istnieć. Wszedł na stronę BBC News,
która już informowała o próbie zamachu na życie Czerwonych Podeszew, lecz
na razie nie podawała żadnych nazwisk. Strike założył więc, że Czerwone
Podeszwy wciąż żyje, choć krwawienie z ucha wydawało mu się złowróżbnym
znakiem, prawdopodobnie oznaczającym uszkodzenie mózgu.
– Sprawdzasz, jak się czuje Robin? – spytała wesoło Madeline, ponownie
siadając naprzeciw niego.
– Nie – odrzekł Strike. – Próbuję się dowiedzieć, jak się czuje facet, który
spadł na tory.
– Zachowała się bardzo odważnie – powiedziała Madeline. Tego wieczoru
piła tylko wodę gazowaną i chyba postanowiła, że będzie okazywała partnerowi
życzliwość.
– Tak też można to nazwać – odparł ponuro Strike, wsuwając telefon
z powrotem do kieszeni.
Nim dotarli do domu Madeline, w wiadomościach pojawiły się trzy zdjęcia
osobnika, który popchnął Algiza, a umundurowany nadinspektor policji
zaapelował w telewizji o informacje. Zważywszy na to, że zdjęcia napastnika
pochodziły z czarno-białego nagrania kamery monitoringu, Strike nie
spodziewał się, że będą szczególnie wyraźne, lecz mimo to pauzował
telewizor Madeline na każdym z nich i bacznie im się przyglądał.
Pierwsze ukazywało moment natarcia: Czerwone Podeszwy z rękami
w kieszeniach leciał do przodu, zakrywająca całą głowę maska Batmana była
dobrze widoczna, ale jego ciało zasłaniał tłum. Na drugim zdjęciu był
częściowy widok człowieka w masce Batmana, który wchodził do pociągu.
Znowu trudno było ocenić budowę jego ciała z powodu mrowia ludzi, którzy
za nim wchodzili. Strike wiedział, że w tym tłoku większość z nich nie
zauważyła próby zabójstwa.
Trzecie zdjęcie ukazywało od tyłu kogoś, kto wyglądał na łysego
muskularnego mężczyznę wbiegającego po schodach z dala od miejsca
przestępstwa. Jak wyjaśnił nadinspektor, przypuszczano, że napastnik dostał
się do pociągu, gdzie schował się wśród innych stojących pasażerów i zdjął
maskę Batmana, pod którą miał lateksową maskę zakrywającą całą głowę
i szyję. Następnie wysiadł z pociągu i wbiegłszy po schodach prowadzących
ze stacji, wmieszał się w tłum osób, które stamtąd wychodziły, by poszukać
innego środka lokomocji. Było to jedyne zdjęcie napastnika przedstawiające
jego sylwetkę w całości, a mocno rozwinięta muskulatura wyglądała na
kostium wypełniony pianką. Los napastnika w przebraniu po jego wyjściu
ze stacji był albo nieznany, albo postanowiono nie informować o nim opinii
publicznej.
– Jezu – powiedziała Madeline – ten biedny facet. Z całej siły walnął się
w głowę, prawda? Zdumiewające, że nie złamał karku.
Wielokrotne przewijanie fragmentu nagrania z kamery, na którym
Czerwone Podeszwy padał na tory, a Robin i Mo (bo tak miał na imię
mężczyzna w kostiumie Supermana, któremu tak naprawdę należało
przypisywać ocalenie Czerwonych Podeszew i z którym Cormoran i Robin
wdali się w rozmowę, gdy czekali, by złożyć pełne zeznania) skakali za nim,
bynajmniej nie złagodziło złych przeczuć Strike'a. Jeśli tatuaż Czerwonych
Podeszew miał konotacje, jakie przypisywał mu Strike, prawdopodobieństwo,
że Halving nie skojarzy Robin Ellacott z mężczyzną, który dał w gębę jednemu
z członków tego ugrupowania w Ship & Shovell, było zdaniem Strike'a mizerne
albo wręcz żadne.
– W każdym razie Robin zdecydowanie należy się jakaś nagroda. To znaczy
im obojgu – powiedziała Madeline.
Poszli do łóżka i uprawiali seks z wyjątkowym entuzjazmem – przynajmniej
Madeline. Strike'owi znowu przypomniała się Charlotte, której libido
zazwyczaj pobudzały dramaty i konflikty, choć przypuszczał, że dodatkowa
wylewność Madeline bierze się raczej z pragnienia wymazania z jego pamięci
kłótni po premierze. Ponieważ była trzeźwa, nie zasnęła zaraz potem, lecz
kontynuowała rozmowę o incydencie na stacji, najwyraźniej przekonana,
że okazując zainteresowanie pracą Strike'a, sprawi mu przyjemność. W końcu
oznajmił, że jest wyczerpany i zasnęli.
Nazajutrz obudziła go z kubkiem świeżo zaparzonej kawy, po czym
wślizgnęła się z powrotem do łóżka i znowu zainicjowała seks. Choć skłamałby,
mówiąc, że nie było mu przyjemnie, gdy naga kobieta zsuwała się powoli w dół,
by wziąć jego penisa w usta, dopiero w chwili orgazmu uwolnił się na chwilę
od złych przeczuć, które po szczytowaniu powróciły z jeszcze większą siłą.
Nawet gdy mamrotał standardowe słowa uznania i czułości, zastanawiał się,
jak szybko mógłby stamtąd wyjść.
Była niedziela i Madeline najwyraźniej spodziewała się, że spędzą razem cały
dzień, czego on raczej nie byłby w stanie znieść. Choć doskonale wiedział,
że w żaden sposób nie może się uchronić przed potencjalnym zagrożeniem
ze strony Halvingu, konieczność spełnienia niewypowiedzianego przez
Madeline oczekiwania dotyczącego całkowitego wybaczenia podnosiła
mu poziom stresu wyżej, niż uznawał za stosowny w dniu, w którym miał mieć
wolne. Wmawiał sobie, że pragnie ciszy i spokoju swojego mieszkania
na poddaszu, lecz tak naprawdę czuł silną potrzebę skontaktowania się
z Robin, choć nie było ku temu żadnego konkretnego powodu. Miała tego dnia
przeprowadzkę, była zajęta i z rodzicami, a ponieważ Strike nie zwrócił jej
uwagi na tatuaż na torsie popchniętego mężczyzny, prawdopodobnie nie
zdawała sobie jeszcze sprawy, w jak niebezpiecznej mogą się znaleźć sytuacji.
Godzinę później, wyszedłszy spod prysznica, Strike zobaczył,
że ma nieodebrane połączenie od Deva Shaha. Ponieważ prawie wszystko było
lepsze niż pozostanie u Madeline i dyskusja o tym, jak spędzą wspólnie ten
piękny wiosenny poranek, okazał nieszczery żal, oznajmił jej, że musi
oddzwonić do Deva, i w tym celu ponownie zaszył się w sypialni.
– Cześć – przywitał się Dev. – Postępy w sprawie Jagona Rossa.
– Mów – powiedział Strike.
– Kręciłem się na drodze przed ich domem na wsi, udając, że naprawiam
przebitą oponę roweru. Ross z trzema starszymi córkami wyjechał przez bramę
i nagle się zatrzymał. Środkowa córka wysiadła. Zapomniała czegoś. Darł się
na nią. „Ty głupia gówniaro” i tego typu rzeczy. Chyba miał gdzieś, że go słyszę.
– Nagrałeś to?
– Zacząłem nagrywać od razu, ale dźwięk jest dość słaby. Kazał jej wracać
pieszo po to, czego zapomniała. Ten podjazd ma z pół kilometra. Dziewczyna
miała podbite oko.
– Chyba coś o tym wiem – powiedział Strike. – Jej starsza siostra opisuje
w mediach społecznościowych szczegóły tego weekendowego pobytu.
– Okej, w każdym razie kiedy czekali, aż średnia córka wróci, zaczął krzyczeć
na najstarszą. Z tego, co udało mi się usłyszeć, wstawiła się za średnią. Chyba
ją spoliczkował, ale na nagraniu tego nie widać, bo w szybach samochodu
odbijało się słońce. W końcu zjawiła się średnia, taszcząc jakąś torbę. Udałem,
że uruchomiłem rower, żeby zająć lepszą pozycję. Kiedy dziewczyna wróciła,
wysiadł z samochodu i zaczął na nią wrzeszczeć, że za długo to trwało.
Otworzył bagażnik, wrzucił torbę. Potem, kiedy już miała usiąść na tylnym
siedzeniu, kopnął ją w plecy, żeby się pospieszyła. Mam to na nagraniu, widać
wszystko jak na dłoni.
– Doskonale – powiedział Strike. – To znaczy...
– Jasne, rozumiem – zapewnił go Dev, który wydawał się zamyślony. –
Totalny jebany drań. Gdyby to się działo na zwykłej ulicy...
– Najstarsza córka napisała w Internecie: „Dla takich ludzi jak my nie
ma pomocy społecznej”. Gdzie teraz jesteś?
– Jadę za nimi w stronę Londynu. Zazwyczaj oddaje dwie młodsze matce,
a starszą wiezie z powrotem do Benenden.
– Gdzie są bliźniaki?
– Dalej w domu z nianią.
– Okej, cholernie dobrze się spisałeś, Dev... Oczywiście jego adwokat
prawdopodobnie będzie twierdził, że ten jeden raz stracił panowanie nad sobą
i zapisze go na kurs radzenia sobie ze złością, żeby ubiec sędziego. Ale jeśli uda
nam się zarejestrować jeszcze parę takich incydentów, wskazać wzorzec
zachowania...
– No – powiedział Shah. – Dam ci znać, jeśli wydarzy się tu coś jeszcze.
– Dzięki. Pogadamy później.
Strike, który prowadził tę rozmowę w koszulce i bokserkach, włożył spodnie,
cały czas myśląc o Robin i Halvingu. W końcu, podejmując decyzję, zrobił minę
wyrażającą stosowną mieszaninę żalu i poirytowania, po czym wyszedł
z sypialni do salonu, gdzie czekała na niego Madeline.
– Jakiś problem? – spytała na widok jego twarzy.
– No – mruknął. – Żona jednego z pracowników właśnie spadła z pieprzonej
drabiny. Złamała nadgarstek.
Kłamstwo bez trudu przyszło mu do głowy, ponieważ coś takiego naprawdę
przydarzyło się kiedyś żonie Andy'ego.
– Aha. Czy to znaczy, że...?
Znowu zadzwoniła komórka Strike'a. Spojrzał na wyświetlacz i zobaczył
numer Katyi Upcott.
– Wybacz, to połączenie też będę musiał odebrać. Próbuję opanować
sytuację.
Wycofał się z powrotem do sypialni i odebrał.
– Strike.
– Och, tak, dzień dobry – zabrzmiał głos lekko zdyszanej Katyi. – Mam
nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że dzwonię w niedzielę.
– Ależ skąd – odrzekł Strike.
– No więc poszłam wczoraj odwiedzić Josha i jego lekarze myślą, że za jakiś
tydzień będzie w stanie się z tobą spotkać, o ile wciąż chcesz z nim
porozmawiać. Ograniczają liczbę gości, a w tygodniu często przychodzą
do niego ojciec i siostra, ale gdybyś mógł się pojawić w przyszłą sobotę...
– Sobota pasuje mi idealnie – powiedział Strike. – Pozwól, że wezmę coś
do pisania.
Znalazł długopis na szafce nocnej Madeline.
– Jeśli chcesz, moglibyśmy się spotkać w szpitalu o drugiej. Josh leży
w Londyńskim Centrum Urazów Rdzenia Kręgowego. Powinnam przy tym
być, bo... w każdym razie powinnam przy tym być. On dalej jest w okropnym
stanie.
Zapisawszy w notesie nazwę oddziału i szczegóły dotyczące pory odwiedzin,
Strike przez roztargnienie włożył długopis do kieszeni, pożegnał się z Katyą
i wrócił do Madeline.
– Naprawdę mi przykro. Trzeba się tym zająć. Wygląda na to, że sam muszę
zastąpić tego drania.
– Cholera. – Madeline wyglądała na zawiedzioną, ale Strike wiedział, że nie
będzie robiła awantury. Nie teraz, gdy ich kłótnia na Bond Street wciąż była
świeżym wspomnieniem. – Biedactwo. I ty, i ona.
– Jaka ona? – spytał Strike, wciąż będąc myślami przy Robin.
– Ta kobieta, która spadła z drabiny.
– A – zreflektował się. – No, może i tak. W każdym razie spieprzyła
mi niedzielę.
Kontynuował okazywanie stosownego żalu, sięgając po płaszcz i plecak.
Madeline zarzuciła mu ręce na szyję i dała długiego całusa na pożegnanie,
a potem wreszcie mógł wyjść.
Przeszedł do końca jej ulicy i dopiero za rogiem zapalił papierosa. Telefon
od Katyi Upcott dał mu pretekst, by zadzwonić do Robin, więc wybrał jej
numer, a ona odebrała prawie natychmiast.
– Cześć... zaczekaj chwilę – powiedziała. Słysząc piskliwy, płaczliwy ton jej
głosu, natychmiast się domyślił, że coś jest nie tak, i to nie tylko z powodu
przeprowadzki, choć i ona z pewnością była stresująca. Różne możliwości –
że zdała sobie sprawę, że Czerwone Podeszwy prawie na pewno jest członkiem
skrajnie prawicowego ugrupowania terrorystycznego albo, co byłoby najgorsze
ze wszystkiego, że bez wiedzy Strike'a doszło już do jakiejś akcji odwetowej –
sprawiły, że czekał z pewnym niepokojem, aż ponownie ją usłyszy, zwłaszcza
że w tle słychać było gniewny głos jakiegoś mężczyzny.
– Już jestem – powiedziała tonem świadczącym o tym, że wciąż jest na skraju
łez. – Co słychać?
– Nic. A co u ciebie?
– Co masz na myśli?
– Brzmisz, jakbyś płakała.
– Bo... no...
– Co się stało? – spytał Strike z większym naciskiem, niż zamierzał.
– Mój tata... Pamiętasz, że wczoraj wieczorem mieli przyjechać moi rodzice?
No więc kiedy już wsiadali do samochodu, ponoć zemdlał na podjeździe. Mama
zawiozła go do szpitala i powiedzieli, że miał incydent wieńcowy, cokolwiek
to znaczy, i niby nie było to nic strasznego, ale pięć minut temu zadzwoniła
i powiedziała, że... – słyszał, że Robin walczy ze łzami – ...że zabierają go na
operację... Przepraszam... Na pewno wszystko będzie dobrze... Cholera,
Strike, będę kończyła, muszę przestawić land rovera... – I się rozłączyła.
60
Och, dajcie mi przyjaciela, w którego ciepłej, wiernej piersi
Oddech będzie tchnął mojemu wtórujący [...].

Mary Tighe
A Faithful Friend Is the Medicine of Life

Ojciec Robin uważał, że nie ma sensu, by córka korzystała z usług firmy


przeprowadzkowej. Większość tego, co było w domu, który dzieliła kiedyś
z byłym już mężem, zostało sprzedane albo, jak w przypadku ciężkiego
mahoniowego łóżka, w którym zdradzał ją ze swoją obecną żoną Sarah,
zabrane przez Matthew. W wynajętym później pokoju Robin nie miała miejsca
na rzeczy, które zachowała, więc wszystkie leżały w magazynie.
Od poprzedniego właściciela mieszkania kupiła kanapę, fotele i szerokie łóżko,
do którego zamówiła nowy materac. Poza tym musiała przetransportować
jedynie kilka mebli do samodzielnego montażu. Michael Ellacott zapewnił
córkę, że bez najmniejszego trudu pomoże jej załadować do land rovera rzeczy
z magazynu i wnieść je po schodach. Jako wychowany na farmie człowiek
nauki wciąż łaknął satysfakcji, jaką daje praca fizyczna, a Robin, pamiętając,
że nie było jej w domu w święta Bożego Narodzenia, postanowiła zrobić
mu przyjemność i się na to zgodziła.
W rezultacie musiała teraz sama zataszczyć zawartość magazynu do land
rovera. Przez pierwszych kilka godzin była zbyt zajęta, by czuć przygnębienie
albo płakać, lecz to się zmieniło, gdy nieprzyjemny i agresywny osobnik
wynajmujący sąsiedni magazyn zaczął się wydzierać i kląć, żądając,
by przestawiła samochód i umożliwiła mu podjechanie vanem. To wszystko w
połączeniu z głosem Strike'a w telefonie sprawiło w końcu, że Robin się
załamała. Zakończywszy rozmowę ze Strikiem, przestawiła land rovera,
by zrobić miejsce dla ogromnego niebieskiego vana rozzłoszczonego
mężczyzny, i zaszyła się w swoim magazynie, gdzie cicho płakała, siedząc
na kartonowym pudle pełnym książek. Miała ochotę przerwać przeprowadzkę,
wsiąść do auta i pojechać na północ, do Yorkshire, by zobaczyć się z ojcem.
Linda zapewniła ją, że zabieg, któremu wkrótce zamierzano go poddać, jest
rutynowy, lecz Robin słyszała strach w głosie matki.
W końcu wzięła się w garść i pocąc się, dalej opróżniała magazyn, dopóki nie
wypełniła swoimi rzeczami każdego centymetra kwadratowego land rovera,
a potem z trzygodzinnym poślizgiem ruszyła na Walthamstow.
Linda zadzwoniła do Robin o wpół do piątej, akurat gdy ta stała
na czerwonym świetle. Ponieważ stary land rover nie był wyposażony
w bluetooth, Robin złapała komórkę i przycisnęła ją do ucha.
– Z tatą wszystko w porządku – zabrzmiał głos Lindy. – Stent wstawiony.
Mówią, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, jutro wyjdzie do domu.
– O, dzięki Bogu – powiedziała Robin. Światła się zmieniły. Pierwszy raz,
odkąd stała się właścicielką land rovera, zagapiła się na zielonym, co skłoniło
kierowcę z tyłu do wielokrotnego wściekłego naciśnięcia klaksonu. – Mamo,
przepraszam... muszę kończyć, jestem w samochodzie. Niedługo zadzwonię.
Choć racjonalna część jej ja już wiedziała, że ojcu nie grozi
niebezpieczeństwo, emocje Robin jeszcze nie nadążały za tą wiedzą i nawet
gdy wreszcie skręcała w Blackhorse Road, wciąż musiała się starać, żeby się nie
rozpłakać. Dopiero wjeżdżając na parking obok bloku, w którym znajdowało
się jej nowe mieszkanie, zauważyła Strike'a: stał obok drzwi wejściowych,
w jednej ręce trzymał jakąś roślinę w doniczce, a w drugiej torbę z Tesco
wypełnioną zakupami. Ten widok był tak osobliwy, choć zarazem tak miły,
że Robin wydała z siebie zduszony okrzyk i wy-buchnęła śmiechem, który
natychmiast przeszedł w płacz.
– Co się stało? – spytał Strike, podchodząc do niej. – Jak się czuje twój tata?
– Wyjdzie z tego – powiedziała, starając się powstrzymać łzy. – Właśnie
dzwoniła mama. Założyli mu stent.
Miała ochotę zarzucić mu ręce na szyję, ale myśl o Madeline, postanowienie
tłumienia wszelkich uczuć do wspólnika silniejszych niż przyjaźń oraz
świadomość, że bardzo się spociła, odwiodły ją od tego pomysłu. Oparła się
zatem o land rovera, wycierając oczy rękawem.
– To chyba dobre wieści? – zauważył Strike.
– Jasne, że tak... Po prostu miałam gówniany poranek...
– Chcesz coś zjeść, zanim rozładujemy samochód? Bo ja tak, nie jadłem
lanczu. Pewnie nie masz pod ręką czajnika?
– Mam. – Robin prawie się roześmiała. – Leży w nogach przed fotelem
pasażera razem z kilkoma kubkami. Strike, naprawdę nie musiałeś tego robić.
– Potrzymaj. – Dał jej roślinę w doniczce i torbę z Tesco, po czym otworzył
drzwi land rovera i wyjął ze środka pudło z czajnikiem.
– Skąd w ogóle znałeś ten adres?
– Kilka tygodni temu pokazałaś mi ogłoszenie.
Ten dowód świadczący o tym, że Strike nie jest tak nieuważny ani obojętny
na innych, jaki czasami mógł się wydawać, niebezpiecznie przybliżył Robin
do potoków łez, lecz zdołała nad sobą zapanować i starając się jak najciszej
pociągać nosem, poprowadziła Cormorana przez główne drzwi do korytarza
z cegły, a następnie na drugie piętro.
– Bardzo ładne – pochwalił Strike, gdy Robin otworzyła drzwi
do przyjemnego, jasnego i przestronnego mieszkania, nieco większego niż
poddasze Strike'a i w znacznie lepszym stanie. – Kupiłaś kanapę
od poprzedniego właściciela?
– Tak – potwierdziła. – Rozkłada się... pomyślałam, że może się przydać.
Zaniosła do kuchni roślinę, która miała olbrzymie zielone liście w kształcie
serca.
– Jest piękna – powiedziała do Strike'a, który poszedł za nią, niosąc pudło
z najpotrzebniejszymi rzeczami, zawierające między innymi czajnik, kubki,
torebki z herbatą, mleko i papier toaletowy. – Dziękuję.
– Bałem się, że może zostać uznana za kwiaty – odrzekł, patrząc na Robin
z ukosa. Kiedyś wybuchła między nimi kłótnia, w której wypłynął wątek jego
skłonności do obdarowywania jej kwiatami zamiast czymś bardziej
oryginalnym.
Robin się roześmiała i do jej oczu znowu napłynęły łzy.
– Nie. Roślina to nie kwiaty.
Strike napełnił czajnik, a gdy się odwrócił, zobaczył, że Robin wyjmuje
z torebki iPada.
– Chyba nie zamierzasz się logować do tej cholernej gry? – powiedział,
włączając czajnik do kontaktu. – Weź sobie wolny dzień, na miłość boską.
– Nie, chcę tylko sprawdzić, czy złapali Bat... Czekaj – powiedziała, patrząc
na stronę internetową BBC News. – Podali nazwisko gościa, którego
wepchnięto pod pociąg.
– No i? – Strike zastygł z torebkami herbaty w dłoni.
– Nazywa się Oliver Peach. Jest... o rany. Jest synem Iana Peacha... no wiesz,
tego dziwaka, który startował w wyborach na burmistrza Londynu. Tego
miliardera.
– Gościa z branży technicznej – skojarzył Strike. – Piszą, w jakim stanie jest
jego syn?
– Nie, tylko że trafił do szpitala... Jego ojciec zaoferował sto tysięcy funtów
nagrody za wszelkie informacje na temat napastnika...
– Wypłynęło już twoje nazwisko? – spytał Strike, starając się, żeby
to zabrzmiało zwyczajnie.
– Nie. – Spojrzała na niego. – Słuchaj, naprawdę jest mi przykro. Wiem,
że to było...
– Odważne. To było cholernie odważne – wszedł jej w słowo Strike. Nie chciał
w tej chwili wspominać o obawach, które nękały go przez ostatnie dwadzieścia
cztery godziny. – Zjedzmy kanapkę, wypijmy herbatę, a potem możemy
wyładować rzeczy z samochodu.
– Na pewno czujesz się na siłach, żeby...?
– Bez obaw, ciężkie przedmioty zostawię tobie.
Stojąc w kuchni, zjedli kanapki z supermarketu, a potem, gdy Strike wyszedł
z kubkiem herbaty przed budynek na papierosa, Robin zadzwoniła do matki,
by poznać więcej szczegółów zabiegu, który przeszedł jej ojciec.
– Ale co z twoją przeprowadzką? – spytała Linda zatroskanym głosem, gdy
już dokładnie omówiły stan Michaela Ellacotta i Robin się upewniła, że matka
nie umniejsza powagi sytuacji. – Udało ci się ją przełożyć?
– Właśnie trwa – powiedziała Robin. – Strike mi pomaga.
– A. – Linda zdołała włożyć w tę monosylabę imponującą ilość zdziwienia,
zaciekawienia i dezaprobaty. Jej nieufność do Strike'a miała poplątane
korzenie, a prawdopodobnie najgłębiej sięgały te związane z obrażeniami,
jakich doznawała córka, pracując dla agencji, oraz fakt, że wybiegła
za obecnym wspólnikiem w czasie pierwszego tańca na swoim weselu. Robin
postanowiła przemilczeć to, że poprzedniego dnia omal nie przejechał jej
pociąg, ponieważ bez wątpienia to także obciążyłoby konto Strike'a.
Pozostawało mieć nadzieję, że zaabsorbowanie matki zdrowiem męża będzie
jeszcze przez jakiś czas trzymało ją z dala od wiadomości telewizyjnych.
Po zakończeniu rozmowy Robin zeszła na dół i wzięła się do wnoszenia
swoich rzeczy po schodach, w czym pomagał jej Strike, którego chęć pomocy
przysłoniła obawy związane z wpływem, jaki może to wywrzeć na jego ścięgno
udowe.
– Przysięgam, kiedy wyjmowałam to z magazynu, nie wydawało się, że jest
tego aż tyle – wydyszała Robin z pudłem książek w ramionach, mijając Strike'a
na schodach.
Strike, też zasapany i spocony, tylko mruknął. W końcu, gdy już zbliżała się
ósma, land rover został opróżniony, a większość mebli do samodzielnego
montażu była złożona.
– Co byś powiedziała na trochę frytek? – spytał Strike, siadając ciężko
na kanapie. Robin domyśliła się, że boli go noga. – Nie możesz nazywać miejsca
domem, dopóki się nie dowiesz, gdzie jest najbliższy bar z frytkami.
– Ja pójdę – zaproponowała natychmiast, wstając i zostawiając
niedokończony mały regał. – Przynajmniej tyle mogę zrobić. Strike, nie wiem,
jak ci dziękować...
– Jesteśmy kwita. Ty pracowałaś bez przerwy, kiedy ja byłem uziemiony.
Wyjął z kieszeni dychę.
– Mogłabyś kupić też jakieś piwo?
– Pewnie, ale ja stawiam – odpowiedziała, machając ręką na jego pieniądze.
Wybrała się zatem do Bonner's Fish Bar, gdzie zamówiwszy dwie porcje
dorsza z frytkami, machinalnie zalogowała się do Gry Dreka w telefonie.
Anomii nie było. Wymieniła pozdrowienia z paroma stałymi bywalcami,
po czym wróciła do swojego nowego mieszkania, przystając po drodze,
by kupić butelkę wina i sześciopak piwa. Zanim weszła, Strike skończył składać
regał.
– Nie musiałeś tego robić – powiedziała do niego, opierając komórkę o lampę
stołową, by móc obserwować grę. – Mówię poważnie, zrób sobie przerwę.
Zasłużyłeś... Co się stało? – spytała, ponieważ Strike wydawał się z czegoś
niezadowolony.
Zawahał się, lecz po chwili oznajmił:
– Podali twoje nazwisko. Przed chwilą.
– Aha. – Westchnęła. – Niech to szlag.
Podała mu piwo i poszła do kuchni po korkociąg. Gdy wróciła z kieliszkiem
wina, powiedziała:
– Słuchaj, naprawdę jest mi przykro, wiem, że spieprzyłam sprawę.
– Próbowałaś ratować komuś życie – odrzekł, już biorąc się do frytek
za pomocą dołączonego do nich drewnianego widelca. Obok stała otwarta
puszka tennenta. – Trudno to uznać za zbrodnię. Znowu grasz? – spytał,
wykonując gest w stronę ekranu jej komórki.
– Tak. – Usiadła w fotelu i próbowała zachować normalny ton głosu, mimo
że czuła wielki niepokój. – Równie dobrze mogę mieć Anomię na oku. Midge
obserwuje Wally'ego Cardew, a Nutley Pierce'a. Byłoby wspaniale, gdyby udało
się jeszcze kogoś wykluczyć... A przy okazji, w jakiej sprawie wcześniej
dzwoniłeś?
– A, tak... Katya Upcott mówi, że Blay wydobrzał na tyle, żebyśmy mogli
z nim porozmawiać w szpitalu. Umówiłem nas na sobotę.
– Super, będę... Zaczekaj. – Spojrzenie Robin pobiegło w stronę gry. – Jest
Anomia.
Odłożyła frytki i sięgnęła po komórkę.

Anomia: dobry wieczór, dzieci

Rudakicia: cześć, Anomia!

– Trochę się podlizuję – wyjaśniła Strike'owi. – Jeśli jestem miła, Anomia


mniej się czepia i nie posyła za mną swoich pachołków, kiedy się nie
przemieszczam...
Potem napisała do Midge i Nutleya: Anomia w grze, macie na oku obiekty?,
a następnie spojrzała z powrotem na swój telefon, gdzie Anomia znowu coś
mówił.

Anomia: Nie było Morehouse'a?

ZnudzonekDrek: nie

ZnudzonekDrek: wywal tego leniwego drania

Anomia: lol

ZnudzonekDrek: umiem kodować, mogę go zastąpić

Anomia: najpierw musisz przejść test na moderatora

Anomia: w sumie to akurat trwa rekrutacja

Anomia: potrzebuję kogoś na miejsce LordaDreka


i Vilepechory

– O co chodzi, do diabła? – powiedziała głośno Robin. Zanim zdążyła zadać


to pytanie, wyręczyło ją wielu innych graczy.

Srotka7: a co, odeszli?

DzifnoGemma: cooooooo?

SercekSercSerc: omg co się stało?

Anomia: zostali wyrzuceni

– Strike, spójrz na to. – Robin wstała i usiadła obok niego na kanapie. –


Anomia pozbył się LordaDreka i Vilepechory.

Czarna4Ever: omfg dlaczego ich wyrzuciłeś?


Narcyzka: kurde, co zrobili/?

ZnudzonekDrek: dlaczego ffs ich wylałeś buaa?

Anomia: bo byli parą łajniozjobów

Anomia: niech to zatem będzie przestroga dla was


wszystkich

Nad oknem gry pojawiły się dwie wiadomości jednocześnie.

Cardew jest w pubie i pisze na telefonie

Nie widzę Pierce'a jest w domu

Robin usunęła wiadomości, żeby móc dalej obserwować rozmowę Anomii


z innymi graczami.

Dr3kBoy: ale jednak byli zabawni

Anomia: myśleli, że mogą wykiwać Gamemastera

Anomia: ale Gamemaster wie wszystko

Samotnionka: lol jak możesz wiedzieć wszystko?

Anomia: wszystkich was podsłuchuję

– „Wszystkich was podsłuchuję” – powtórzył Strike. – Kto ostatnio


wspominał o podsłuchach?
– Ty – powiedziała Robin. – Powiedziałeś, że jeśli Gus Upcott jest Anomią,
to na pewno umieścił podsłuch na piętrze domu.
– Nie – odparł Strike, który właśnie sobie przypomniał. – To był gość
na Twitterze. Wierny Uczeń Lepine'a.
– A, ten – powiedziała ponuro Robin. – Paskudny typ. Wszędzie go pełno.
Jest jeszcze jeden, ma nick Jestem Evola i jest równie okropny, jeśli nie gorszy...
Nie będę się wylogowywać. Jeśli zjawi się Dżdżownica28, będę mogła ją spytać,
co się stało z LordemDrekiem i Vilepechorą.
Wróciła na krzesło, znowu oparła komórkę o lampę, po czym sięgnęła
po zjedzone do połowy frytki i rybę. Gdy to zrobiła, w mieszkaniu u góry
zadudnił bas. Podniosła głowę.
– U ciebie też jest głośno, prawda?
– No – przyznał Strike, otwierając następną puszkę tennenta – ale
przywykłem. Chyba możesz spróbować zatyczek do uszu.
Nie odpowiedziała. W nocy nigdy nie zatykała uszu – ani słuchawkami, ani
zatyczkami – ponieważ się bała, że nie usłyszy kogoś poruszającego się
w ciemności.
– Zauważyłaś, że ostatnio Anomia nie miał zbyt wielu poufnych informacji
o Sercu jak smoła? – odezwał się Strike.
– Może nie było ich wiele – odrzekła. – Wątpię, żeby Maverick dużo teraz
robił w sprawie filmu albo czy byliby gotowi to rozgłaszać. Nie kiedy Josh wciąż
jest w szpitalu.
– Racja – zgodził się z nią Strike. – Inna możliwość jest taka, że po śmierci
Edie zniknęło jego źródło informacji.
– Anomia dalej dosyć ohydnie wypowiada się o Grancie i Heather Ledwellach
– zauważyła Robin.
– No, Chujek Grant i Hetera – przyznał Strike. – Ale wszystko, co o nich wie,
może pochodzić z profilu Heather na Facebooku. Sprawdziłem. Jedyny
szczegół, jakiego nie mógłby tam znaleźć, to informacja o toczniu byłej żony
Granta...
– Jest Dżdżownica28 – zauważyła nagle Robin, ponownie skupiając się
na grze. – Zaczekaj, spytam ją, co się stało...
Gdy Robin pisała, Strike wyprostował kikut, starając się przy tym nie
skrzywić.
– Jej zdaniem Anomia pozbył się tych dwóch, żeby zadowolić Morehouse'a –
poinformowała go Robin, czytając odpowiedź Dżdżownicy 28.
– Myślisz, że Morehouse podejrzewał, że są ultraprawicowcami? – spytał
Strike, który marzył o tym, żeby zapalić, ale nie uśmiechało mu się znowu
wychodzić.
– Może... Nie mam nic przeciwko temu, żebyś zapalił tutaj – dodała Robin,
widząc, jak ręka Strike'a odruchowo przesunęła się w stronę kieszeni – ale czy
mógłbyś otworzyć okno?
– Dzięki – powiedział. Dźwignął się na nogi i spełnił jej prośbę, zabierając
pustą puszkę w charakterze popielniczki. Blackhorse Road, jak zauważył
patrząc na ulicę, była ruchliwa i dobrze oświetlona, ale wejścia do budynków
wielorodzinnych zawsze stwarzały zagrożenie dla bezpieczeństwa. Z drugiej
strony Robin dopiero się wprowadziła: dzięki temu każdemu, kto
podejrzewałby, że agencja go obserwuje i pragnął zemsty, byłoby trochę
trudniej ją znaleźć.
– Masz tu alarm przeciwwłamaniowy? – spytał, zapaliwszy papierosa.
– Tak – powiedziała, nie odrywając oczu od ekranu.
– Drzwi do budynku są zamykane na dwa zamki, prawda?
– Tak – powtórzyła roztargniona, wciąż czytając w telefonie. – Dżdżownica
mówi, że według Morehouse'a LordDrek i Vilepechora sprawiali „kłopoty”.
Próbuję zdobyć więcej szczegółów...
– Vilepechora – powtórzył Strike. – Dziwaczny nick. Czy Pechora to nie jest
nazwa miasta?
– Nie mam pojęcia – powiedziała Robin.
– W Rosji – poinformował Strike, który właśnie wygooglował to w telefonie –
są miasto i rzeka o bardzo podobnej nazwie... a Pechora 2M to system
kierowanych pocisków rakietowych ziemia–powietrze.
Doświadczał znajomego uczucia: jego podświadomość znowu próbowała
mu coś powiedzieć.
– Vilepechora – powtórzył jeszcze raz.
Włożył papierosa do ust, pogrzebał w kieszeni w poszukiwaniu długopisu,
który zabrał Madeline, i napisał „Vilepechora” na grzbiecie lewej dłoni. Przez
blisko minutę wpatrywał się w słowo na skórze, aż nagle zaklął.
Robin spojrzała na niego.
– Co?
– Vilepechora to anagram Oliver Peach.
Robin wydała z siebie zduszony okrzyk. Strike już googlował rodzinę
Peachów. Ojciec, który zbił majątek dzięki firmie oferującej nowinki
techniczne, zyskał spory rozgłos, gdy bez powodzenia ubiegał się o stanowisko
burmistrza Londynu. Wyróżniał się wyglądem: miał niskie czoło i słabość
do garniturów w szeroki prążek.
– Cholera! – zawołał znowu Strike. – To bracia!
– Kto taki?
Robin dołączyła do Strike'a przy oknie. Na zdjęciu wyświetlonym w telefonie
Strike'a Ian Peach stał między dwoma dorosłymi synami, Oliverem i Charliem.
Obaj odziedziczyli po ojcu ciemne włosy i niskie czoło. Młodszy był bez
wątpienia posiadaczem trampek z czerwonymi podeszwami. Starszy miał
na sobie sztruksową marynarkę, którą Strike widział przez chwilę w Ship &
Shovell na mężczyźnie próbującym zwerbować Wally'ego Cardew.
61
Odpędź zatem zjawy; duszę moją oczyść!
Słodka czarodziejko, zaklęciami swymi!

Mathilde Blind
To Hope

Czaty w grze z udziałem czworga z ośmiorga moderatorów Gry Dreka

<Otwiera się nowa grupa prywatna> <Otwiera się nowa grupa prywatna>
<26 maja 2015, 22.02> <26 maja 2015, 22.07>
<Sercella zaprasza Anomię> <Narcyzka zaprasza Morehouse'a>
Sercella: Anomio >
> Narcyzka: Morsiu?
<Anomia dołącza do grupy> >
Anomia: co tam? <Morehouse dołącza do grupy>
Sercella: widziałeś wiadomości? Morehouse: cześć
Anomia: Maverick powiedział coś o filmie?
Sercella: nie
Sercella: mam na myśli tę kobietę, która
wskoczyła na tory, żeby ratować faceta, który
na nie spadł
Sercella: zaraz obok Comic Con

Sercella: mówią o tym w wiadomościach, Narcyzka: widziałeś dzisiejsze wiadomości?


na pewno widziałeś
Morehouse: nie, byłem w laboratorium
Morehouse: a co się stało?
Anomia: nie oglądałem wiadomości, jestem >
zajęty
Narcyzka: słyszałeś o tej kobiecie, która
Sercella: w każdym razie podali jej nazwisko. skoczyła na tory, żeby ratować Vilepechorę?
To Robin Elcott
Morehouse: no
Sercella: i jest prywatnym detektywem
>
>

Sercella: proszę, nie złość się. Nie Narcyzka: nazywa się Robin Ellacott i jest
powiedziałam niczego, co mogłoby ujawnić prywatnym detektywem
twoją tożsamość.
Morehouse: serio?
Sercella: jestem tego pewna, OK?
Narcyzka: tak
Anomia: to nie brzmi jak coś, co powiedziałaby Morehouse: rany
niewinna osoba, Sercello
>
Sercella: przysięgam, nic jej nie powiedziałam.
>
Morehouse: to dziwne

Anomia: to dlatego przed chwilą mnie Narcyzka: myślisz, że kogoś śledziła?


poprosiłaś, żebym się na ciebie nie złościł? Morehouse: na pewno nie Vilepechorę
Sercella: byłam na Comic Con,
Morehouse: obstawiałbym, że Halving
bo skontaktowała się ze mną kobieta, która obserwowała policja, a nie prywatny detektyw
przedstawiła się jako dziennikarka i chciała
coś napisać o Sercu jak smoła, o mojej książce Narcyzka: Morsiu, może to zabrzmi jak obłęd,
i w ogóle ale myślisz, że Maverick próbuje się
dowiedzieć, kim jest Anomia, żeby
Sercella: kiedy z nią rozmawiałam, była powstrzymać go od brużdżenia wokół filmu?
w peruce, ale to ona, rozpoznałam
ją w wiadomościach. to była Robin Elcott Narcyzka: czy to możliwe, że śledziła Anomię?

Sercella: naprawdę mi przykro, Anomio,


to wszystko wyglądało bez zarzutu, miała
stronę internetową, pisała artykuły i tak dalej
>
>

Sercella: ale nic jej o tobie nie powiedziałam Morehouse: jasna cholera, to jest myśl
Sercella: nie mogłabym, przecież nic nie wiem, Narcyzka: więc to mogłaby być nasza szansa!
prawda? Morehouse: co masz na myśli?
Anomia: to kłamstwo Narcyzka: moglibyśmy pójść do agencji i z nią
Sercella: wcale nie! porozmawiać
Sercella: gdybyś mógł usłyszeć, co o tobie Morehouse: gdzie to jest?
mówiłam, w gruncie rzeczy tylko tyle, że jesteś
Narcyzka: przy Denmark Street w Londynie.
geniuszem
Sprawdziłam
Sercella: Powiedziałam, że jesteś naprawdę
utalentowany i kulturalny

Sercella: Nie powiedziałam nicanic Narcyzka: nie musielibyśmy mówić, że naszym


prywatnego ani takiego, przez co można zdaniem kogoś zabił
byłoby cię zidentyfikować, przysięgam! Nawet Narcyzka: moglibyśmy powiedzieć, że martwi
niczego takiego nie wiem!
nas negatywna atmosfera, którą szerzy
Sercella: Po prostu pomyślałam, że byłoby w fandomie
naprawdę fajnie, gdyby ktoś napisał o naszej Narcyzka: jeśli ta kobieta próbuje się
książce!
dowiedzieć, kim jest Anomia, prawdopodobnie
Sercella: A jeśli książka będzie się dobrze bardzo się ucieszy, kiedy nas pozna. Właśnie
sprzedawała, masa innych ludzi zapragnie czytałam o jej agencji. Współpracują z policją,
dołączyć do gry, prawda? rozwiązywali sprawy zabójstw.
Sercella: Zrobiłam to nie tylko dla siebie! Narcyzka: To byłoby równie dobre jak pójście
na policję, tyle że bez związanych z tym
niedogodności.

> Narcyzka: nie sądzisz?


Sercella: Anomio, jesteś tu jeszcze? Morehouse: w końcu i tak przesłuchałaby nas
policja, założę się
Anomia: więc byłaś moją pieprzoną
dobrodziejką, tak? Morehouse: przypuszczam, że interesują się
teraz każdym fanem, który dziwnie się
Anomia: i co to ma znaczyć, że jestem
„kulturalny”? zachowuje

Sercella: Chodziło mi o to, że jesteś mądry,


znasz łacinę i w ogóle

> Narcyzka: ale nie oskarżalibyśmy go o to,


że kogokolwiek zabił
>
> Narcyzka: bylibyśmy tylko dwiema
zaniepokojonymi osobami, którym nie podoba
>
się to, co on robi online
Anomia: myślisz, że wiesz, kim jestem
>
Sercella: nie, skąd miałabym wiedzieć?
Morehouse: wiesz co
Anomia: tak, myślisz, że wiesz. „Kulturalny”.
Morehouse: to w sumie zajebiście genialny
Myślisz, że qurwa wiesz
pomysł

Anomia: powiedzieć ci coś? Morehouse: jedyny minus, jaki zauważam, jest


taki, że jeśli ta detektyw nigdy nie słyszała
Anomia: jesteś w głębokiej dupie
o Anomii, będziemy dwiema przypadkowymi
Anomia: może udało ci się wmówić psom, osobami, które przychodzą nie wiadomo skąd
że nie miałaś żadnych kontaktów – albo wtaczają się, jak w moim przypadku –
z pieprzonymi terrorystami, ale ja wiem, i ględzą o jakiejś grze internetowej
że to nieprawda. Wiem, kto ci dał tę teczkę,
i wiem, że od miesięcy wilgotnieją ci majteczki
na myśl o jednym z nich. Gdybym chciał,
wszyscy 3 trafilibyście do paki.
Anomia: Trzymałem gębę na kłódkę tylko
dlatego, że nie chciałem, żeby zamknęli grę.
Ale jeśli mnie qurwa wydałaś, wylądujesz
w pudle za terroryzm
>
>
>
>

> Morehouse: chociaż w sumie nawet jeśli nie


> będzie wiedziała, o czym wtf mówimy, i tak
zostawilibyśmy ślad, pokazalibyśmy, że się
> martwimy.
Sercella: Anomio, na litość boską, na pewno Morehouse: a biorąc pod uwagę, że były już
nie wyjawiłam, kim jesteś, przysięgam. trzy napaści powiązane z Sercem jak smoła,
Anomia: będziesz musiała to naprostować mogłaby i tak przekazać jego nazwisko policji,
więc sprawa byłaby załatwiona.
Sercella: chcę, ale jak?
Morehouse: Nicole, jesteś genialna
Anomia: dam ci znać
Anomia: a kiedy ci powiem, co masz robić,
zrobisz to, qurwa, chyba że chcesz skończyć
za kratkami
<Anomia opuszcza grupę>
>

<Sercella opuszcza grupę> >


<Grupa prywatna została zamknięta> >
Narcyzka: ale wybierzesz się tam ze mną, tak?
Tym razem nie stchórzysz?
Morehouse: nie stchórzę
Morehouse: i tak potrzebowałbym twojej
pomocy, żeby się tam dostać.
Morehouse: kurwa, ale
Morehouse: kiedy?
Morehouse: muszę teraz prowadzić te badania
Morehouse: będę w głębokiej dupie, jeśli
zawalę termin
Narcyzka: a ja mam egzaminy, ale możemy
to zrobić zaraz potem.
Narcyzka: w sumie jeśli mamy rację, to pozbył
się już wszystkich, których musiał
Narcyzka: To znaczy wszystkich, którzy jego
zdaniem zagrażali jemu albo grze
Narcyzka: kogo jeszcze mógłby chcieć usunąć
z drogi?
Morehouse: prawdopodobnie mnie

<Otwiera się nowa grupa prywatna> Morehouse: dałem mu się ostro we znaki
w związku z LordemDrekiem i Pechem
<26 maja 2015, 22.20>
>
<Anomia zaprasza Morehouse'a>
Anomia: masz chwilę, buaa? Morehouse: kurwa, właśnie zaprosił mnie
> do grupy prywatnej

<Morehouse dołącza do grupy>


Morehouse: cześć, co słychać?
Anomia: musimy pogadać o nowych
moderatorach, skoro Lord Drek i Vilepechora
wypadli
Narcyzka: cholera
Narcyzka: daj mi znać, co mówi
>
>
Morehouse: mówi, że potrzebujemy nowych
moderatorów

Morehouse: no Narcyzka: udawaj, że jesteś zadowolony!


Anomia: jakieś pomysły? Morehouse: lol
Morehouse: DrekZnudzonek jest OK >
Anomia: no, myślałem o nim Narcyzka: wspomniał o Vilepechorze i o
pociągu?
Morehouse: SercekSercSerc też ostatnio często
tu bywa Morehouse: nie, udaje, że nic o tym nie wie
>
Anomia: zajebiście działa mi na nerwy
>

Anomia: byłaby jak druga Dżdżownica28 >


Morehouse: lol no rozumiem, co masz na myśli >
Anomia: co sądzisz o Rudejkici? >
Morehouse: w zasadzie nigdy z nią nie >
rozmawiałem
>
Morehouse: chcesz, żebym do niej zagadał czy >
sam to zrobisz?
>
Morehouse: gdybyś to był ty, na pewno >
poczułaby się bardziej zaszczycona
>

Anomia: dlaczego nagle tak mi wchodzisz >


w dupę? >
Morehouse: lol po prostu się cieszę, że nie
>
ma już Vilepechory i LordaDreka buaa
>
Morehouse: podałeś im powód czy po prostu
podciąłeś im nogi, kiedy najmniej się tego >
spodziewali? >
Anomia: lol w sumie jedno i drugie >
Morehouse: doskonale >
>

Anomia: cieszę się, że jesteś zadowolony. Morehouse: kiedy tak się zachowuje,
Naprawdę. Chcę tylko, żeby znowu było tak jak zaczynam się zastanawiać, czy to wszystko nie
dawniej. jest tylko wytworem mojej wyobraźni.
Morehouse: z tobą 100% >
Anomia: OK, wybadam tych dwoje >
Anomia: złapiemy się później Narcyzka: cały czas sobie wmawiałam, że się
Morehouse: do zoba, buaa mylisz
>
<Anomia opuszcza grupę>
>
<Morehouse opuszcza grupę>
<Grupa prywatna została zamknięta> Narcyzka: ale myślę, że nie
61
Opuścił ją, lecz za nim podążyła,
Myśląc, że nie zniósłby raczej,
Skoro dom swój dla niego porzuciła,
Widoku jej rozpaczy.

Letitia Elizabeth Landon


She Sat Alone Beside Her Hearth

Gdy Strike zadzwonił do Ryana Murphy'ego, żeby zidentyfikować Olivera


Peacha jako uczestnika Gry Dreka i Charliego Peacha jako prawdopodobnego
rekrutera, który próbował zwerbować Wally'ego Cardew, w podziękowaniu
za fatygę usłyszał głośne: „Kurwa!”.
– Twoi kumple?
– Przesłuchiwaliśmy ich obu trzy miesiące temu – powiedział Murphy. Strike
usłyszał trzaśnięcie drzwiami i domyślił się, że Murphy poszedł kontynuować
rozmowę w zacisznym miejscu. – Obaj są w Bractwie Ultima Thule... Zakładam,
że wiesz o bractwie.
– Obrzędy odynistyczne i repatriacja Żydów?
– Właśnie, ale nie znaleźliśmy żadnych dowodów, że są powiązani
z podkładaniem bomb albo z nękaniem w Internecie. Więc byli w tej
pieprzonej grze?
– Oliver tak – odrzekł Strike. – Co do Charliego nie mam pewności, ale
powiedziałbym, że prawdopodobieństwo jest duże, jeśli wziąć pod uwagę,
że dwóch moderatorów odeszło zaraz po tym, jak Oliver spadł na tory. Robin
ustaliła, że właśnie ci dwaj byli ze sobą bardzo zakumplowani.
– Od tygodni mamy wtykę w tej grze, ale niczego nie znalazł. Ta zasada
anonimowości jest cholernie wygodna.
– Może została wprowadzona specjalnie dla terrorystów – zgodził się Strike.
Dwa dni później Murphy zadzwonił do Strike'a, by grzecznościowo
przekazać mu najświeższe wieści. Starszy z braci Peachów, Charlie, znowu
został przesłuchany, tym razem z uprzedzeniem o odpowiedzialności karnej
za składanie fałszywych zeznań.
– Wszystkiemu zaprzecza – oznajmił Murphy. – Przekazał nam laptopa
i komórkę, ale nic na nich nie ma. Na pewno ma inne, lepiej ukryte. Cokolwiek
by o gościu powiedzieć, jest sprytny.
– Ktoś przesłuchał Olivera? Wydaje mi się, że to słabsze ogniwo.
Posługiwanie się anagramem imienia i nazwiska było cholernie głupie.
– Dalej leży w szpitalu i lekarze nie chcą nas do niego dopuścić. Musiał
przejść pilną operację, żeby powstrzymać krwawienie z mózgu. Ich stary
szaleje. Padło wiele słów o przyjaciołach na wysokich stanowiskach i o krokach
prawnych.
– Nie wątpię – powiedział Strike.
– Ten ich ojciec to dziwny drań. Jego żona wygląda jak zmumifikowana.
Nieważne, będę w kontakcie... Muszę powiedzieć, że wasza pomoc w tej
sprawie jest nieoceniona. A przy okazji, jak ona się czuje? – spytał. – Ledwie
uszła z życiem.
– Robin. No, w porządku. Na moje polecenie ukrywa się w domu.
– Teraz to chyba wskazane – przyznał Murphy. – W każdym razie pozdrów
ją.
– Pozdrowię – obiecał Strike, ale zapomniał o tej prośbie, gdy tylko odłożył
słuchawkę.
Po ujawieniu przez media nazwiska Robin telefon w agencji się rozdzwonił
i co chwila proszono ją o wywiad w sprawie tego, co zrobiła na stacji Custom
House. Na polecenie Strike'a Pat odpowiadała wszystkim jednakowo: „Pani
Ellacott cieszy się, że mogła pomóc w ratowaniu pana Peacha, ale nie będzie
tego komentowała”. Niskie brzmienie głosu Pat skłoniło kilku dziennikarzy
do wniosku, że rozmawiają ze Strikiem, i usilnie prosili o opinię na temat
propozycji, by odznaczyć Robin, podobnie jak Mohammeda „Mo” Nazara,
którymś z cywilnych orderów za odwagę. Strike nie był zaskoczony – choć
zadowolony też nie był – że zdjęcie ładnej młodej białej kobiety pojawiało się
w większości tabloidowych relacji z tego incydentu. Mógł jedynie mieć
nadzieję, że przesłuchanie Charliego Peacha spowoduje wstrzymanie na jakiś
czas działalności ugrupowania terrorystycznego, i starał się zapomnieć
o swoich obawach związanych z możliwym odwetem albo przynajmniej
odsunąć je na bok. Stało się to trochę łatwiejsze, ponieważ w środę agencja,
która, jak mu się zdawało, bardzo długo czekała na jakiś przełom
w prowadzonych obecnie dochodzeniach, nagle doczekała się aż dwóch.
Po pierwsze, gosposia z South Audley Street znowu przeprowadziła staranne
poszukiwania sprzętu monitorującego i tym razem usunęła czarną kamerkę
z wyłupiastym obiektywem. Ponieważ nie zdołała znaleźć mechanizmu, który
ją wyłączał, włożyła kamerkę do torebki i zaniosła do restauracji, gdzie czekał
już na nią Lepkie Rączki, obserwowany z ukrycia przez Nutleya. Jakby
zaproszenie gosposi na posiłek nie było wystarczająco podejrzane – Lepkie
Rączki zadawał się zazwyczaj wyłącznie z innymi dziećmi superbogaczy – facet
sięgnął po jej torebkę i macając na oślep w ciemnym wnętrzu, zdołał wyłączyć
kamerkę, nie pokazując przy tym swojej twarzy.
– Więc oczywiście ona też w tym siedzi – podsumował Nutley, gdy
zadzwonił, by poinformować Strike'a, co się właśnie wydarzyło. Jak zwykle
wydawał się niezmiernie zadowolony z siebie. Strike starał się nie
zdenerwować z powodu tego stwierdzenia cholernie oczywistego faktu, lecz
wyzwanie było tym trudniejsze, że następne słowa, jakie padły z ust Nutleya,
brzmiały: – Ją też ktoś powinien obserwować.
– Dobry pomysł. – Strike starał się, żeby nie zabrzmiało to sarkastycznie. –
No, świetna robota, Nutley, najwyższa pora, żebyśmy mieli klientowi coś
do powiedzenia.
Godzinę później zadzwonił Barclay z Hampstead.
– Chłopak Upcottów jest czysty.
– Skąd wiesz?
– Właśnie poszedłem za nim do apteki i z powrotem. Nie miał telefonu, nie
miał iPada, cały czas trzymał ręce w kieszeniach, a Robin mówi, że Anomia
od godziny jest aktywny w grze.
– Nie mogłeś wybrać lepszego momentu – powiedział Strike, po czym
przekazał Barclayowi wyniki porannej obserwacji Lepkich Rączek.
– ...więc wezmę od klienta adres domowy gosposi i odtąd będziesz mógł się
skupić na niej.
Postępy wprawiły Strike'a w trochę bardziej optymistyczny nastrój, który
pomógł mu dotrwać do końca randki z Madeline w czwartkowy wieczór. Nie
umknęło mu, że zaczął już myśleć w kategoriach dotrwania do końca
spędzanego z nią czasu, choć jeszcze przed kilkoma tygodniami ich randki były
dla niego miłym urozmaiceniem życia zdominowanego przez pracę.
Wciąż czerpał przyjemność z seksu, ale poza tym z trudem poświęcał Madeline
więcej niż tylko ułamek swojej uwagi, ponieważ skupiał się na problemach,
którymi nie mógł albo nie chciał się z nią dzielić. Jeśli wyczuła jego lekkie
wycofanie się, nie dała tego po sobie poznać. W obecności Cormorana wciąż
powstrzymywała się od picia alkoholu.
W sobotę po całym tygodniu niewidzenia się Strike i Robin mieli się spotkać
w garażu, w którym trzymał swoje bmw, by następnie pojechać
do Londyńskiego Centrum Urazów Rdzenia Kręgowego i porozmawiać
z Joshem Blayem. Gdy Strike szedł w wiosennym słońcu na miejsce spotkania,
telefon w agencji przekierował do niego jakieś połączenie.
– Strike.
– Dzień dobry – zabrzmiał głęboki, dźwięczny głos i przez chwilę Strike
myślał, że to kolejny anonimowy telefon i ktoś poradzi mu, żeby odkopał Edie
Ledwell.
– Mówi Grant Ledwell.
– A. – Strike był lekko zaskoczony. – Czym mogę służyć?
– Zastanawiałem się, czy mógłbym prosić o aktualne ustalenia.
Mówił niemal ze złością, jakby Strike mu je obiecał, lecz się z tego nie
wywiązał. Ponieważ Grant nie płacił agencji za usługi, Strike uznał, że jego
urażony ton w połączeniu z tym, że zadzwonił w weekend, świadczy
o roszczeniowości nieznajdującej uzasadnienia w charakterze ich wzajemnych
relacji.
– Myślałem, że Allan Yeoman i Richard Elgar informują pana na bieżąco –
powiedział Strike.
– Rzadko – odparł Grant. – Z tego, co wiem, robicie bardzo mizerne postępy.
– Nie ująłbym tego w ten sposób – odpowiedział Strike uprzejmiej, niż jego
zdaniem Grant zasługiwał.
– W każdym razie zastanawiałem się, czy nie moglibyśmy porozmawiać
twarzą w twarz. Wydarzyło się u mnie to i owo, chciałbym to omówić. Poza tym
jako bliski krewny Edie chcę wiedzieć, co się dzieje.
Przypomnienie Grantowi, że nie jest klientem agencji, zaspokoiłoby nagłą
potrzebę Strike'a, by pokazać facetowi, gdzie jest jego miejsce, lecz
zaintrygowało go „to i owo”. Dlatego zgodził się spotkać z Grantem w środę
wieczorem w restauracji The Gun w Docklands, znajdującej się blisko siedziby
koncernu naftowego, w którym Ledwell był kierownikiem.
– To trochę bezczelne – stwierdziła Robin, gdy Strike, który z wdzięcznością
przystał na propozycję, by pojechali jej samochodem, ponieważ wciąż bolało
go ścięgno udowe, poinformował ją, że Grant zażądał spotkania. – Założę się,
że jest wkurzony z powodu wczorajszego tweeta Anomii. To dlatego zadzwonił
do ciebie akurat dzisiaj.
– Bardzo możliwe – przyznał Strike.
Po okresie stosunkowo małej aktywności Anomia objawił fanom
na Twitterze, że Maverick zamierza na potrzeby filmu znacząco zmienić postać
Sercka, bohatera kreskówki.

Anomia
@AnomiaGamemaster
Złe wieści, fani SjS. Maverick chce zmienić Sercka
w człowieka, a Chujek Grant i Hetera zamierzają mu na
to pozwolić.
#bierzforsęiwnogi @gledwell101

20.40, 29 maja 2015

Tweet wywołał łatwą do przewidzenia eksplozję obelg ze strony


Smolistychserc, które oskarżały Ledwellów o pazerność i zdradę, a potem
groziły bojkotem i przemocą fizyczną. Ujawniono miejsce pracy Granta,
skopiowano i oszpecono zdjęcia z profilu Heather na Facebooku, a Wierny
Uczeń Lepine'a wyraził nadzieję, że ich dziecko urodzi się martwe. Robin,
która obserwowała ten wybuch wściekłości na bieżąco, zajrzała rano na profile
Granta na Twitterze i Heather na Facebooku. Oba były już profilami
prywatnymi.
– Myślisz, że Maverick rzeczywiście zamierza zmienić Sercka w człowieka? –
spytała Robin Strike'a.
– Anomia przeważnie miał sprawdzone informacje na temat tego, co się
działo w związku z Sercem jak smo ła – powiedział Strike. – To oznacza, że jego
źródło poufnych informacji jednak się nie wyczerpało.
Przez chwilę jechali w milczeniu, aż wreszcie Strike spytał:
– Czytałaś raport Deva na temat Rossa i jego córek?
– Tak – powiedziała Robin. – Biedne dzieci.
– No. Oczywiście z ludzkiego punktu widzenia nie chcę, żeby Ross zrobił
to ponownie, ale jeśli tak się stanie, chcę to mieć na nagraniu. Parę takich
incydentów wzmocni moją pozycję.
Robin zastanawiała się – ale nie spytała o to głośno – jak Strike zamierza
wykorzystać wspomniane materiały, jeśli w ogóle zdoła je zebrać. Zaniósłby
je prosto do Rossa czy przekazał Charlotte, żeby pomóc jej wygrać sprawę
o opiekę nad dziećmi?
Godzinna podróż zakończyła się długim odcinkiem drogi, wzdłuż której
rosły drzewa. Wreszcie Robin skręciła na szpitalny parking i tuż przed
wejściem zobaczyli czteroosobową grupkę, która najwyraźniej o coś się
sprzeczała. I rzeczywiście, gdy zaparkowała i wyłączyła silnik, dotarły do nich
piskliwe głosy, mimo że szyby w samochodzie nie były opuszczone.
– To Katya i Flavia? – Robin spojrzała przez przednią szybę na kobietę
z włosami mysiego koloru, ubraną w workowaty szary płaszcz.
– No – potwierdził Strike i odpiął pas, nie odrywając wzroku od grupy. –
A dwie pozostałe to Sara i Kea Niven.
– Żartujesz.
– Nie. Wygląda na to, że kłócą się o prawo do odwiedzenia Blaya.
– Ale dlaczego Katya przyprowadziła Flavię? – spytała Robin. Dwunastolatka
sprawiała wrażenie potwornie przygnębionej.
– Może Inigo uznał, że jego córka znowu roznosi zarazki.
Gdy wysiedli z samochodu, głosy trzech kobiet zabrzmiały donośniej,
ponieważ jednak przekrzykiwały się nawzajem, wciąż trudno było usłyszeć,
o co dokładnie im chodzi.
– Idziemy? – spytał Strike i nie czekając na odpowiedź, ruszył w stronę
kłócącej się grupki, chcąc się dowiedzieć, co jest grane.
Gdy podeszli bliżej, Katya, której chuda twarz była tym razem zarumieniona,
zawołała:
– On nie chce jej widzieć!
– Kto tak twierdzi? – krzyknęła Kea, która opierała się na lasce. – Nie jesteś,
kurwa, jego matką ani żoną. Idź i spytaj Josha, czego chce!
– Przyjechałyśmy aż z Norfolk! – dodała Sara, która tego dnia miała na sobie
sukienkę w kolorze fuksji równie bezkształtną jak płaszcz Katyi. – Powiedzieli
nam, że już może przyjmować gości...
– Najpierw trzeba było zadzwonić do mnie! – odparowała wściekła Katya. –
Na dzisiaj ma już umówionych gości, ludzi, których chce zobaczyć... a oto i oni!
– zawołała zwycięsko, odwróciwszy się, gdy odgłos kroków Strike'a i Robin
uprzedził ją o ich nadejściu.
– O Boże, nie! – wypaliła Kea, patrząc na Strike'a. – Tylko nie on!
Robin, która nigdy nie widziała Kei na żywo, przyjrzała się jej
z zainteresowaniem. Dziewczyna miała na sobie błękitny sweter i dżinsy. Jej
ciemne włosy lśniły w wiosennym słońcu, a porcelanowa cera i czerwone usta
niewiele zawdzięczały makijażowi. W ręce, w której nie ściskała laski, trzymała
kopertę.
– Dzień dobry – przywitał się Strike, przenosząc spojrzenie z Kei na Sarę.
– O Boże... O Boże – powtarzała Kea, wybuchając płaczem. – Nie wierzę...
Gdy Katya i Sara znowu zaczęły na siebie krzyczeć, z budynku wyszedł niski
nachmurzony siwy mężczyzna w niebieskim fartuchu lekarskim.
– Mogę prosić, żeby były panie ciszej?
Katya i Sara zamilkły wystraszone. Mężczyzna, rzuciwszy gniewne
spojrzenie każdej z kobiet, popatrzył z wyrzutem na Strike'a, jakby oczekiwał,
że jedyny mężczyzna w tym gronie lepiej zadba o porządek, po czym zniknął
z powrotem za drzwiami.
– Josh oczekuje pana Strike'a – szepnęła z wściekłością Katya. – Więc lepiej
stąd idźcie. Kea, wciąż pochlipując, wyciągnęła do niej kopertę.
– Czy w takim razie mogłabyś przynajmniej...
– Nie dam mu tego. – Katya cofnęła się, jakby to nie był list, lecz pistolet.
– Na litość boską, nie możesz odmówić przekazania mu listu! – oburzyła się
Sara.
– Proszę – szlochała Kea, podchodząc do Katyi i podpierając się laską. –
Proszę, po prostu daj mu ten list.
– Niech wam będzie – zgodziła się szorstko Katya, wyrywając jej go z ręki. –
Możemy już iść? – spytała, zwracając się do Strike'a i Robin.
Gdy weszli za Katyą i Flavią przez szklane drzwi, Robin się obejrzała. Sara
i Kea powoli wracały do samochodu. Sara objęła córkę ramieniem, lecz Kea
je strąciła.
– Co za tupet – wściekała się Katya, idąc korytarzem i prowadząc ich
do pokoju Josha. – Co za tupet! Dzięki Bogu, że tu byłam...
– Znowu się przeziębiłaś? – spytała Robin Flavię ściszonym głosem,
ponieważ dziewczynka wydmuchała nos.
– Nie – odpowiedziała Flavia. – Ja tylko...
– Zrobiła coś bardzo niemądrego – wyjaśniła Katya, zanim Flavia zdążyła
dokończyć – mimo że jej zabroniliśmy.
– To nie było...
– Flavio, wiedziałaś, że nie wolno przynosić tego pieska do domu – warknęła
Katya. – Nie chcę słyszeć ani słowa więcej o tatusiu, o Gusie, o psach ani o tym,
że coś jest niesprawiedliwe, zrozumiano?
– Zawsze bierzesz stronę...
– Flavio! – warknęła Katya, odwracając się na chwilę, żeby spiorunować córkę
wzrokiem, po czym wyjaśniła Strike'owi: – Musiałam ją zabrać. Inigo jest
wściekły.
Gdy Katya, najwyraźniej zaznajomiona z każdym zakrętem na drodze
do pokoju Blaya, prowadziła ich dalej, Flavia powiedziała z urazą, ale cicho:
– Ciągle chodzę po szpitalach.
– Naprawdę? – powiedziała Robin, do której były skierowane te słowa.
Zostały z Flavią nieco w tyle.
– Tak. Raz kiedy ze skórą Gusa było naprawdę źle, musiał pójść do szpitala,
a następnego dnia zachorował tatuś i też trafił na oddział. Ale w innym
szpitalu. Ten, do którego biorą tatusia, jest ładniejszy. Prywatny. Gus
zazwyczaj trafia do państwowego. – Po chwili Flavia dodała ściszonym głosem:
– Naprawdę mi się podobało, kiedy nie było ich w domu.
Robin nie zdołała wymyślić niczego, co wypadałoby powiedzieć po takim
wyznaniu, więc milczała.
– Mogłam oglądać w telewizji, co chciałam. W wiadomościach mówili
o jakimś panu w Ameryce, który pozabijał dużo osób, bo żadna dziewczyna nie
chciała z nim uprawiać seksu.
– ...jakby nie wystarczyło, że bombarduje go listami, które potwornie
go stresują – mówiła Katya do Strike'a – musi jeszcze zjawiać się tu osobiście...
– Chciałam zrobić w szkole prezentację na temat tego pana, który zastrzelił
dziewczyny, ale mamusia mi zabroniła. Tatuś uważa za odrażające,
że mamusia pozwoliła mi coś takiego oglądać, ale – Flavia zmrużyła oczy,
patrząc na plecy matki – ona przez cały wieczór rozmawiała z Joshem przez
telefon, więc nie obchodziło jej, co oglądam.
Robin, która odniosła wrażenie, że Flavia doskonale zdaje sobie sprawę
z obrazu swojego życia rodzinnego, jaki właśnie odmalowuje, dyplomatycznie
milczała. Idąca przodem Katya mówiła:
– ...martwię się tylko, że któregoś popołudnia mnie tu nie będzie i ona
wparuje do środka...
– Mamusia i tatuś pokłócili się dziś rano – podjęła Flavia bardzo cicho,
obserwując czujnie plecy matki – bo tatuś uważa, że to jasne, kim jest Anomia,
a mamusia mówi, że tatuś na pewno nie ma racji i mówi to tylko po to, żeby
ją przerazić.
– Naprawdę? – Robin starała się zachować zwyczajny ton. – A kim...?
Zamilkła jednak. Katya zatrzymała się nagle obok olbrzymiego kubła
ustawionego we wnęce w korytarzu. Z wściekłą miną przedarła list Katyi na pół
i wrzuciła go do środka.
– I po sprawie – skwitowała, znowu ruszając przed siebie.
Strike szedł obok niej, a Robin i Flavia zamykały tyły.
– Myślałam, że majstrowanie przy cudzej korespondencji jest nielegalne –
powiedziała Flavia.
– Hm... Chyba tylko przy tej przechodzącej przez urząd pocztowy – odrzekła
Robin, której umysł pracował na najwyższych obrotach. Po kilku krokach też
się zatrzymała.
– A niech to – zawołała za Strikiem i Katyą. – Przepraszam, zostawiłam
notatki w samochodzie.
– Więc lepiej po nie pójdź – powiedział Strike, odwracając się, żeby na nią
spojrzeć.
– Tak. Jaki numer ma pokój Josha? – spytała Robin Katyę.
– Pięćdziesiąt jeden. – Katya wyglądała na zaniepokojoną. – Ale w zasadzie
wpuszczają do niego tylko dwie osoby naraz. Nie przypuszczałam, że będziecie
chcieli wejść obydwoje. Myślałam, że Flavia nie będzie im przeszkadzała, jest
jeszcze taka mała.
– Jeśli wolisz wejść razem z Cormoranem, mogę posiedzieć z Flavią
na korytarzu – zaproponowała Robin, mając szczerą nadzieję, że Katya się
na to zgodzi: bardzo zainteresowały ją przemyślenia Iniga na temat Anomii.
Katya wyglądała, jakby ten pomysł jej się spodobał, lecz gdy przeniosła wzrok
z córki na Robin i z powrotem, być może rozważywszy
prawdopodobne konsekwencje dopuszczenia do tego, by Flavia mogła
swobodnie mówić poza jej kontrolą, odrzekła:
– Nie, nie mogę cię o to prosić... to by było lekkie nadużycie uprzejmości.
Nie, zostanę z Flavią, ale na początek wejdę razem z Cormoranem, żeby Josh
wiedział, że jestem w pobliżu, jeśli będzie czegokolwiek potrzebował.
– Okej, w takim razie przyniosę notes z samochodu i was dogonię –
powiedziała Robin.
– Mogę iść z tobą? – spytała ochoczo Flavia, lecz Katya ucięła szorstko:
– Nie, ty zostajesz ze mną.
Robin wróciła zatem do kubła, do którego Katya wyrzuciła list Kei.
W pojemniku była szpara jak w skrzynkach na listy, wystarczająco duża,
by mogła wsunąć rękę, lecz, niestety, korytarzem przechodzili członkowie
personelu medycznego i odwiedzający. Robin przyczaiła się, czekając, aż nikt
nie będzie na nią patrzył, po czym wyjęła telefon z kieszeni i wsunęła go do
kubła.
– Och, niech to szlag – powiedziała głośno, udając poirytowanie.
– Coś się stało? – spytała przechodząca obok pielęgniarka, która pchała
mężczyznę na wózku.
– Niechcący wyrzuciłam komórkę razem ze śmieciami – powiedziała Robin
i zademonstrowała to ze śmiechem, wsuwając dłoń do szpary.
– Mój szwagier zrobił tak kiedyś ze skrzynką na listy – odrzekła pielęgniarka.
– Nie... nie mogę jej namierzyć – skłamała Robin, szukając po omacku. – O,
jest...
Zaczekała, aż pielęgniarka zniknie jej z oczu, po czym wyjęła komórkę i obie
połówki listu Kei, wciąż w przedartej kopercie. Włożyła je do kieszeni. Cofnęła
się jeszcze kawałek, dopóki nie zauważyła damskiej toalety. Weszła do środka.
Zamknąwszy się w kabinie, złożyła dwie części podartego listu i go przeczytała.

Joshuniu,
mam wielką nadzieję, że uda mi się z tobą dziś zobaczyć i dać ci ten list
osobiście, ponieważ nie wiem, czy starczy mi sił, żeby powiedzieć ci to wszystko
prosto w twarz. Jeśli cię zobaczę, prawdopodobnie zwyczajnie się załamię.
Wiem, że to żałosne.
Nie mam pojęcia, czy dostałeś moje poprzednie listy. Myślę, że gdybyś
je przeczytał, przesłałbyś mi jakąś wiadomość. Może Katya je podarła i nawet
nie wiesz, że próbuję się z tobą skontaktować. Wiem, że Katya uważa mnie
za wcielenie zła. A może po prostu przemawia przeze mnie nienawiść do siebie
samej?
Odkąd to się stało, prawie nie jem ani nie śpię. Zabiłabym się bez wahania,
gdybyś dzięki temu mógł wyzdrowieć. Czasami myślę, że i tak powinnam
to zrobić. Nie piszę tego, żebyś poczuł się jeszcze gorzej. Po prostu nie wiem, jak
długo będę jeszcze mogła żyć z takim bólem.
Przesłuchiwał mnie prywatny detektyw. Twierdził, że chciałeś, bym się z nim
spotkała, więc to zrobiłam. Był tak agresywny, że po powrocie do domu
aż zwymiotowałam, ale rozmawiałam z nim tylko dlatego, że ty tego chciałeś.
Naprawdę czuję, że gdybyśmy mogli cofnąć się w czasie i trochę lepiej byś
zrozumiał, co przeszłam, cała ta historia potoczyłaby się inaczej. Po twojej
przeprowadzce do North Grove wszystko zaczęło się psuć. Anomia na pewno
jest kimś stamtąd: ten cytat na oknie, ten skradziony rysunek i tak dalej. Ale nie
chciałeś mi wierzyć, kiedy mówiłam, że to złe miejsce. Przez nią.
Krąży masa plotek na temat tego, jak się teraz czujesz. Ten detektyw
od samego początku rozmowy próbował mnie zastraszyć, więc być może
skłamał, mówiąc, że jesteś sparaliżowany, gdyż chciał mnie skłonić
do mówienia. Mam nadzieję, że o to mu chodziło, ale już samo usłyszenie
czegoś takiego o tobie było koszmarem i naprawdę poczułam przez to taki lęk
i niemoc, że znowu zaczęłam się okaleczać.
Nie wiem, co jeszcze napisać. Chyba tylko że od dawna nie widziałeś
prawdziwej mnie, ponieważ byłam bardzo urażona i zła. Jeśli wystarczająco
długo trąca się patykiem ptaka w klatce, ptak zaczyna atakować, ale to nie jest
jego wina, po prostu nie jest.
Tamtego wieczoru przez telefon nie mówiłam szczerze. Tak się ucieszyłam
na widok twojego numeru, że kiedy potem powiedziałeś, że następnego dnia
zamierzasz się z nią spotkać, naprawdę poczułam, jakby rozdarto mi serce.
Wydawało mi się to takie okrutne: zadzwonić do mnie i powiedzieć,
że zamierzasz się z nią spotkać tam. Każdy poczułby się tak jak ja, ale nigdy nie
chciałam jej śmierci ani twojej, po prostu eksplodowała we mnie uraza.
Naprawdę, naprawdę mam nadzieję, że czujesz się dobrze. Cokolwiek się
stanie i bez względu na to, czy po twoim wyjściu ze szpitala będę jeszcze żywa,
wiedz, że bardzo cię kochałam, i staraj się pamiętać mnie prawdziwą.
Kiki

Robin przeczytała list dwa razy, włożyła go z powrotem do kieszeni i ruszyła


w stronę pokoju Josha.
Gdy tam dotarła, Flavia stała oparta o ścianę naprzeciwko drzwi i bawiła się
komórką. Miała posępną minę, lecz rozchmurzyła się na widok Robin.
– Zawróciłaś, żeby wyjąć list Kei z kubła? – spytała.
– Nie – skłamała Robin, uśmiechając się. – Tylko po notes.
– Masz zaczekać, aż mamusia wyjdzie, bo wolno mu przyjmować tylko dwie
osoby naraz – poinformowała Flavia.
– Jasne – zgodziła się Robin. – Więc powiedz, kto według twojego taty...?
Drzwi się otworzyły i z pokoju wyszła Katya.
– Możesz już wejść – zwróciła się do Robin ściszonym głosem. – Zabiorę
Flavię na pół godziny do kawiarni, ale jeśli Josh będzie mnie potrzebował,
zadzwonicie, dobrze?
– Oczywiście – zapewniła ją Robin. Gdy popchnęła drzwi pokoju Josha Blaya,
usłyszała, jak Flavia mówi do matki:
– Dlaczego nie mogę zostać z Robin?
– Zamknij się, Flavio...
63
Ujrzyj udrękę
W tej najgłębiej ukrytej serca komnacie,
Gdzie mrocznie tkwi wyrzut sumienia [...].

Felicia Hemans
Arabella Stuart

W małym, wychodzącym na południe pokoju było za gorąco, jak to często bywa


w szpitalach. Na szafce obok łóżka stało kilka kartek z życzeniami szybkiego
powrotu do zdrowia, a nad nimi unosił się złoty balon wypełniony helem, już
lekko sflaczały.
W ciągu kilku minut spędzonych w pokoju Josha Strike poczuł się, jakby
wrócił do Selly Oak, szpitala wojskowego, w którym leczono go po tym, jak
w Afganistanie urwało mu nogę. Josh Blay, ubrany w piżamę, siedział na wózku
inwalidzkim, na nogach miał granatowe kapcie, które wyglądały na zupełnie
nowe, jego przedramiona tkwiły nieruchomo na podłokietnikach. Ktoś położył
przed nim telefon na tacy przymocowanej do wózka. Strike znał ten pusty,
nieobecny wyraz, jaki malował się na twarzy Blaya; widział go już na obliczach
mężczyzn, których uwaga skupiała się na nich samych, gdy próbowali się
odnaleźć w nowych dziwnych realiach swojego życia. Może Strike też miał taką
minę, kiedy leżał w nocy nękany bólem fantomowym straconej na zawsze
goleni i kontemplował koniec swojej kariery wojskowej.
Wysokie kości policzkowe Josha, jego kanciasta żuchwa, ogromne niebieskie
oczy, proste ciemne brwi oraz kształtne usta i nos robiły jeszcze większe
wrażenie, odkąd włosy mężczyzny, niegdyś sięgające poniżej ramion, obcięto
bardzo krótko. Bezlitosny blask słońca wlewającego się do pomieszczenia,
prawie w ogóle nierozpraszany przez opuszczone kremowe rolety, ukazywał
świeżą bliznę po tracheotomii u podstawy gardła Blaya. Pod jego oczami,
których mętne spojrzenie kojarzyło się Strike'owi z gorączką, widniały
fioletowosine cienie.
– To jest Robin, moja wspólniczka – powiedział Strike, gdy Robin usiadła
na drugim plastikowym krześle naprzeciw Josha.
– Cześć – przywitała się.
– Yhm – mruknął Josh.
– Przyniosłaś notes? – spytał Strike, doskonale wiedząc, z jakiego powodu
zawróciła.
– Tak – powiedziała – ale chyba nie będzie mi potrzebny.
– Jak uważasz – odrzekł Strike, a odwracając się z powrotem do Josha, dodał:
– Wybacz, co mówiłeś?
– No... Mam trochę czucia po sparaliżowanej stronie – zaczął powoli Josh,
mówiąc, jakby słowa były ciężkie i trzeba je było wydobywać z dużej głębokości.
– Ale po stronie, którą mogę poruszać, nie czuję nic. Jest odrętwiała. Lekarze
mówią, że może mi się trochę poprawić, ale nigdy... nigdy nie wrócę
do normalnego stanu...
– Uszkodzenia nerwów są dziwne – odrzekł Strike. – Potrzeba dużo czasu,
żeby zeszła opuchlizna. Minęły dwa lata, zanim stan mojej nogi się
ustabilizował. Pewnie będziesz musiał trochę zaczekać, aż będzie wiadomo,
które funkcje odzyskasz.
Josh nie odpowiedział.
– Porozmawiajmy zatem o Anomii – zaproponował Strike, wyjmując swój
notes.
– To on nas dźgnął.
Josh mówił bez emocji, nie dopuszczając sprzeciwu.
– Co cię skłania do takiego wniosku?
– To, co szepnął, kiedy już to zrobił – powiedział Josh.
– „Nie martw się, teraz ja się wszystkim zajmę” – zacytował Strike.
– No, a poza tym – Josh wziął głęboki oddech – ostrzegł mnie wcześniej,
że coś zrobi, a ja to zignorowałem.
– Co masz na myśli?
– Wszystko jest tutaj – powiedział Josh, spoglądając na komórkę leżącą
na tacy. Jego ramiona i dłonie pozostawały nieruchome. – Kod to dwie szóstki,
dwie siódemki, pięć i dwa. Jeśli wejdziesz w zdjęcia, znajdziesz tam folder
zatytułowany „Anomia”.
Robin sięgnęła po komórkę, wpisała kod i zaczęła szukać folderu.
– Od lat pisał do mnie na priv za pośrednictwem Twittera – ciągnął Josh. –
Ed mówiła, żebym go zablokował, to samo radził Yeoman, ale ja nie lubiłem,
kiedy ktoś mi mówił, co mam robić, więc go nie zablokowałem.
Jego szkliste od gorączki niebieskie oczy świdrowały Strike'a.
– Taki ze mnie dupek.
– Nie wydaje mi się, żeby to była wielka zbrodnia – powiedział Strike.
– Poza tym uwierzyłem w te wszystkie pierdoły, które były w teczce
od Yasmin. – Josh wciąż wpatrywał się w detektywa, jakby chciał, żeby Strike
go potępił. – W całe to gówno o tym, że Ed jest Anomią.
– Mnóstwo inteligentnych ludzi codziennie daje wiarę o wiele dziwniejszym
rzeczom – odrzekł Strike. – Ten, kto skompletował te materiały, miał duże
doświadczenie. Był w tym naprawdę dobry.
– Znalazłam – odezwała się Robin, która właśnie zlokalizowała folder pełen
screenshotów.
Szurając podgumowanymi nogami krzesła po płytkach na podłodze, Strike
przysunął się do niej, by obydwoje mogli przeczytać, co Anomia przesyłał
Joshowi przez Twittera.

Pomysł: Sercek powinien znowu zacząć zabijać

15 sierpnia 2012

Powinien zacząć dźgać turystów na cmentarzu. Zabawny


i nieprzewidywalny zwrot akcji.

15 sierpnia 2012

Pomysł: niech Narcyzka utknie z powrotem w trumnie,


dopóki nie zgodzi się na randkę z Serckiem.
12 września 2012

Drek mógłby ją tam zwabić podstępem. Aspekt charakteru


jak u boga żartownisia. Hybris Narcyzki spotka zasłużona
kara.

12 września 2012

Dzifno-Czyrwiowie zaczynają być naprawdę


jednowymiarowi. Pomysł: lord D-Cz powinien na dobre
zakopać lady. Niech ją zamuruje w mauzoleum i zacznie się
rozglądać za świeżymi kośćmi, które można by schrupać (<-
dobre, zabawny tekst)

4 stycznia 2013

Pomysł: nowa postać. Mózg właściciela Sercka ucieka z grobu.


Makiaweliczna postać, ładnie kontrastująca z Serckiem.
Nieustanna walka między racjonalną a uczuciową stroną
zabójcy.

26 sierpnia 2013

Wymyka ci się wszystko, co było w tym dobre. Przestańcie


rozmieniać się na drobne. Potrzeba świeżych fabuł i nowych
postaci staje się coraz wyraźniejsza. Przeczytaj wcześniejsze
wiadomości.

20 stycznia 2014

Potrzebujesz mnie. Wiem, czego chcą fani.

18 marca 2014
Josh, potrzebujesz mnie, jeśli znowu chcesz mieć fanów
po swojej stronie.

22 maja 2014

Pomysł: stary menel umiera na cmentarzu na zawał i zostaje


obrzydliwym duchem, który rywalizuje z Serckiem
o Narcyzkę. Teraz Sercek wydaje jej się o wiele fajniejszy, ale
on ją odrzuca.

29 lipca 2014

Myślałem, że nie jesteś tak tępy jak Ledwell, ale zaczynam się
obawiać, że jednak tak.

19 września 2014

Josh, coraz wyraźniej widać, że tak naprawdę nie rozumiesz


Serca jak smoła. Proponuję ci pomoc, żeby to naprawić
i udoskonalić. Postąpiłbyś niemądrze, gdybyś nie skorzystał
z takiej oferty.

1 października 2014

Pomysł: ogłaszasz odejście Ledwell w jednym z odcinków


kreksówki. Niech w ostatnich sekundach tego odcinka pojawi
się Anomia. Fani oszaleją.

29 października 2014

Anomia: istota, której boi się nawet Drek. Wygląd: spójrz


na moją postać w grze. W skrócie: stworzenie
przypominające pustkę, w której znikają wszystkie
niezadowalające postaci.
29 października 2014

Twoje ambicje, żeby być twórcą-bohaterem zostały


doszczętnie zniszczone. Byłem gotów uznać twój wkład
w powstanie zalążka czegoś, co w odpowiednich rękach
mogło ewoluować w interesujące pomysły. Teraz zdradziłeś
fandom i uświadomiłem sobie, że niesłusznie
zaproponowałem ci swoją współpracę. Ἀρχηγέτης może być
tylko jeden.

12 listopada 2014

Zrozum: zgoda na film to będzie koniec. Zostałeś ostrzeżony.

10 lutego 2015

– Co znaczy to greckie słowo? – spytała Robin Strike'a.


– Chyba odnosi się do archegetes, przywódców w starożytnej Grecji, którzy
zakładali osady albo kolonie – powiedział Strike, który dalej lustrował
wiadomości.
– To wszystko ma interesujący wydźwięk – zauważyła Robin.
– Masz na myśli narcyzm? – spytał Strike, gdy rozgorączkowane oczy Josha
skakały między dwojgiem detektywów. – Sugestia, że stanie się postacią
w kreskówce...
– To też, ale język jest bardziej intelektualny i dojrzały, prawda? Nie
ma przeklinania, nie ma samczych zagrywek... i jeszcze to greckie słowo...
– Tak, te wiadomości trochę lepiej pasują do stwierdzenia Yasmin,
że to „kulturalny” człowiek, prawda? – Strike spojrzał na Josha. – To wszystko,
co przesłał ci Anomia?
– Nie – powiedział Blay. – Było tego więcej, ale nie zawracałem sobie głowy
robieniem zdjęć. Ciągle przysyłał to samo: gówniane pomysły do kreskówki.
– Pokazałeś te wiadomości policji?
– No – powiedział Josh.
– I? – zainteresował się Strike.
– Chyba nie wzięli tego poważnie. Skupiają się na tym prawicowym
ugrupowaniu.
– Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli to sobie skopiujemy? – spytał Strike.
Josh pokręcił głową, a Robin przesłała folder z wiadomościami Anomii
na swój numer.
– Katya mówi, że próbujecie ustalić, kto mógł mieć dostęp do tych
wszystkich poufnych informacji – powiedział Josh bezbarwnym głosem. –
Raczej wam się nie przydam. Nie pamiętam, kto co wiedział ani kiedy. Przez
większość ostatnich pięciu lat byłem zalany albo ujarany... Obydwoje paliliśmy
dużo trawy. Ed czasami też zapominała, komu co mówiła... Ubzdurała sobie,
że Anomią jest Seb, bo mu wspomniała, że wzorowała Narcyzkę na swojej
dawnej współlokatorce... ale mi też o tym napomknęła, kiedy tworzyliśmy
tę postać, i prawdopodobnie mówiła to innym ludziom... Ona też zapominała
różne rzeczy – powtórzył żałośnie Josh, a Robin poczuła w żołądku niemal
bolesny skurcz współczucia.
– Katya mówi, że długo podejrzewałeś Brama de Jonga – powiedział Strike.
– Pewnie po przeczytaniu tych wiadomości uważasz mnie za kretyna –
odrzekł Josh – ale Bram ma iloraz inteligencji sto czterdzieści. Testowali go w
szkole. Czasami zachowuje się jak trzylatek, ale kiedy indziej, gdyby już
przeszedł mutację, pomyślałbyś, że ma czterdziechę... Słyszeliście o jego
mamie?
– Wiemy, że umarła – odrzekła Robin.
– Została zamordowana – uściślił Josh. – W Amsterdamie.
– Cholera – powiedzieli jednocześnie Strike i Robin.
– No... była uzależniona, sprzedawała się za dragi. Kiedy zginęła, Bram miał
jakieś sześć lat... Gdy przyjmowała facetów, zamykała go w jego pokoju. Jakiś
klient ją udusił i wyszedł z mieszkania. Bram tkwił w swoim pokoju ze dwa
dni... W końcu przyszła jego ciocia, bo mama nie odbierała telefonu. Znalazła
zwłoki i zamkniętego Brama.
– Boże – powiedziała cicho Robin. – Jakie to okropne.
– No – przyznał ponuro Josh. – Nic dziwnego, że jest zaburzony. Zaraz
po przeprowadzce do North Grove wydawał mi się zabawny, ale po jakimś
czasie... Chyba podłożył ogień w moim pokoju, kiedy spałem w przeddzień...
w przeddzień tego wszystkiego. Mariam miała do mnie pretensje. Myślała,
że upuściłem blanta. Kiedy się obudziłem, ludzie wokół wrzeszczeli i chlustali
wodą. Paliły się zasłony... Mariam krzyczała... Wypiłem wcześniej mnóstwo
piwa i sporo wyjarałem – wyznał Josh – więc, no wiecie, nie kumałem, co się
dzieje. Pozwoliłem, żeby Mariam mnie wyrzuciła i dopiero kiedy znalazłem się
na ulicy, po ciemku, tak jakby dodałem dwa do dwóch i pomyślałem: Bram.
To w jego stylu.
– Próbuje zabijać ludzi? – spytał Strike, przyglądając się uważnie Joshowi.
– Nie wiem, czy naprawdę chce kogokolwiek zabić – odrzekł Josh
nieobecnym głosem. – Chyba po prostu sprawdza, jak daleko może się posunąć.
Nils pewnie mógłby go powstrzymać, gdyby spróbował, ale on nie zawraca
sobie tym głowy... Chyba tak naprawdę nie chciał brać odpowiedzialności
za Brama... Katya wam wspominała, że Bram tygodniami podglądał mnie
i Ed przez dziurę w ścianie?
– Tak, mówiła o tym – potwierdził Strike.
– To dlatego wbiłem sobie do głowy, że on jest Anomią. – Bo... wiecie,
mieszkając z matką, widział różne rzeczy. Rzeczy, których małe dziecko nie
powinno oglądać... Jest jakby popieprzony i ma iloraz inteligencji geniusza,
więc... no, bardzo długo myślałem, że to Bram... chyba dlatego, że taka
odpowiedź wydawała mi się najlepsza.
Robin słyszała, jak bardzo Joshowi zaschło w gardle. Chciała
mu zaproponować coś do picia, ale nie była pewna, czy powinna: nie mógł
przecież trzymać szklanki, a poza tym nie wiedziała, czy nie uznałby takiej
propozycji za nachalną.
– Dlaczego mówisz, że wydawała się najlepsza? – spytał Strike.
– No, bo chyba... gdyby to był jakiś popieprzony dzieciak, który w zasadzie
nie rozumie, że wyrządza komuś krzywdę, nie byłby to żaden z naszych
kumpli. Ale to nie Bram nas zaatakował. To, co powiedział o „zajęciu się
wszystkim” było zbyt... To nie było coś, co powiedziałby Bram.
– Dlaczego? – drążył Strike.
Josh znowu zaczął się wpatrywać w detektywa, ale jego spojrzenie było
rozproszone, najwyraźniej się zastanawiał.
– Gdyby Bram wpakował w kogoś nóż – powiedział w końcu – zrobiłby to po
to, żeby zobaczyć, co się potem stanie. Jak ten ktoś będzie wyglądał albo jakie
to uczucie kogoś zabić... Zrobiłby to tak po prostu, dla samego zabicia, a nie
żeby coś dzięki temu osiągnąć. Bram nie jest twórczy. Nils często nad tym
ubolewa. Ciągle mówi Bramowi, żeby usiadł i coś zrobił albo żeby coś
namalował... Dla Nilsa sztuka jest wszystkim.
– Ale myślałeś, że Bram nękał Edie w Internecie?
– No tak, ale to... to mogło być... coś w rodzaju eksperymentu. Jak wyrywanie
musze skrzydełek. Tylko po to, żeby sprawdzić, jak bardzo może
ją skrzywdzić... A człowiek, który nas zaatakował... Ktoś, kto chce przejąć
kontrolę, chce... chce tworzyć, prawda? Bram chce tylko wszystko rozwalać.
– Więc kiedy to się działo, myślałeś, że obelgi w Internecie służą jedynie
temu, żeby patrzeć, jak Edie cierpi?
Znowu zapadła cisza, a potem Josh nagle ocknął się z depresyjnego
odrętwienia i powiedział:
– Nie musisz mi mówić, że jestem zerem. Wiem, że powinienem był stanąć
w jej obronie...
– Wcale nie...
– Wiem, że powinienem był kazać Anomii się odpierdolić, a potem
go zablokować. Myślisz, że nie siedzę tu teraz i nie myślę o tym całymi
pieprzonymi dniami i nocami?
Zanim Strike zdążył odpowiedzieć, drzwi do pokoju Josha się otworzyły
i Katya wsunęła głowę do środka, uśmiechając się nieśmiało.
– Wszystko w porządku? – szepnęła.
– Tak – odrzekł z wysiłkiem Josh.
– Potrzebujesz czegoś, Joshy?
– Nie, dzięki.
– Chyba jest ci gorąco – powiedziała. – Mam otworzyć...?
– Nie – powtórzył Josh. – Nie trzeba.
– W takim razie przyniosę ci trochę wody z lodem – zadecydowała Katya,
po czym się wycofała.
Josh, który rzeczywiście był bardziej zarumieniony, niż gdy Strike i Robin
weszli do pokoju, znowu spojrzał na Strike'a, a ten powiedział:
– Zapewniam cię, że nie obwiniam cię o...
– Wiem, co powinienem był zrobić – wszedł mu w słowo Josh, ciężko
oddychając. – Teraz to wiem.
Katya zjawiła się ponownie z olbrzymią szklanką wody z lodem, z której
wystawały dwie słomki.
– Mam ci...? – zaproponowała i pochyliła się, gotowa trzymać szklankę dla
Josha, gdy będzie pił, lecz on pokręcił głową.
– Napiję się za chwilę. Dzięki – dodał.
Katya znowu wyszła.
– Katya jest wspaniała – powiedział Josh po krótkiej chwili milczenia i trochę
defensywnie, jakby chciał zapobiec ewentualnej rozmowie na temat charakteru
ich znajomości.
Strike skinął w stronę wody.
– Chcesz, żebym...?
– Nie.
Zapadła krępująca cisza, przerwana przez Robin.
– W przeddzień ataku nocowałeś u Katyi, prawda?
– Tak – potwierdził Josh. – Poszedłem do niej, bo kiedy Mariam mnie
wyrzuciła, nie miałem przy sobie pieniędzy... Wchodząc na górę, obudziłem
Iniga... Poznaliście Iniga?
– Tak – powiedział Strike.
– Pewnie mówił, że marnuję powietrze? – spytał Josh. – Inigo twierdzi,
że mógł zostać, kim tylko chciał: artystą, muzykiem, pisarzem... i kim tam
jeszcze, a do tego osiągnąłby w tym mistrzostwo, gdyby nie zachorował... Więc
teraz jego syn musi robić to, czego on nie mógł. To dlatego ten biedak cierpi
na chroniczną wysypkę. I...
Zamilkł.
– „I”? – nacisnął Strike.
– To bez związku... Za dużo gadam. Ed zawsze mówiła, że powiedziałbym
wszystko każdemu. Uważała, że Anomia właśnie w ten sposób zdobywa
informacje: bo nigdy nie wiem, kiedy się zamknąć. Zresztą prawdopodobnie
miała rację. Ale czułem się okropnie, kiedy to wszystko zrobiło się takie...
profesjonalne. Na początku mieliśmy kupę zabawy, a potem trzeba było działać
inaczej.
– W jakim sensie inaczej? – spytał Strike.
– Na przykład... nie mogliśmy już prosić fanów o sugestie, tak jak robiliśmy
na początku. Ojciec jednej dwunastolatki domagał się pieniędzy. Powiedział,
że wykorzystaliśmy pomysł jego córki, ale to była nieprawda, nawet nie
widzieliśmy jej komentarza... Wszystko się pokomplikowało, i to szybko.
– Przyglądamy się osobom, które były blisko z wami obojgiem – zaczął
ostrożnie Strike – które mogły znać wasze pomysły oraz szczegóły waszego
życia.
– Analizowałem je wszystkie – wyznał Josh, wpatrując się w zamocowaną
przed nim tacę. – Nie wierzę, że ktoś z tych ludzi zrobiłby to Ed.
– Nie przychodzi ci do głowy nikt, kto miał do niej jakiś żal?
– No...
Cokolwiek Josh zamierzał powiedzieć, ugryzł się w język. Strike pomyślał,
że Josh Blay nie mógł wybrać gorszego momentu na naukę dyskrecji.
– Czy Inigo ją lubił? – spytał Strike, a Josh spojrzał na niego zaskoczony.
– Wcale nie miałem zamiaru powiedzieć, że Inigo jest Anomią – zaznaczył
i prawie, choć nie do końca, się uśmiechnął. – Zamierzałem powiedzieć: „i jest
okropny dla Flavii”.
– Tak, zauważyliśmy – odrzekł Strike, zadowolony przynajmniej z tego,
że Josh wciąż jest zainteresowany rozmową. – Jak myślisz, dlaczego?
– Flavia chyba w przeciwieństwie do Gusa nie robi nic, co mogłoby karmić
jego ego.
– Czy twoim zdaniem Inigo jest wierny żonie? – spytał Strike.
– Co?
– Słyszałeś – powiedział Strike. – Jeśli Inigo ma kochankę, ta osoba jest
obiektem zainteresowania w naszym śledztwie. Mogła się od niego
dowiadywać szczegółów dotyczących kreskówki i Edie.
– Ja... Kurwa... Wiecie o jego dziewczynie, prawda? – spytał Josh.
– Powiedz, co ty wiesz, a zobaczymy, czy już o tym wiedzieliśmy.
– Staram się... staram się zmienić – zaznaczył Josh. – Trzymać język
na wodzy. Nie chcę wywoływać kolejnych kłopotów.
– Nie wywołujesz żadnych kłopotów. Pomagasz nam wykluczyć
podejrzanych – wyjaśnił Strike. – Jak się dowiedziałeś o romansie?
Josh się zawahał, ale po chwili powiedział:
– Od Katyi. Od kilku miesięcy przychodziła do North Grove na zajęcia i nagle
Inigo zaczął zmuszać obydwoje dzieci, żeby chodziły tam razem z nią. Chciał
się ich pozbyć z domu. Kręcił na boku z kimś, kogo poznał w Internecie...
Przychodziła do niego w każdy czwartek wieczorem.
– Biedna Katya – powiedziała cicho Robin.
– No... Flavia skumała, co się dzieje. Raz po powrocie do domu zauważyła
szminkę na kieliszku do wina suszącym się na ociekaczu, a Katya nigdy się nie
maluje. Kieliszek był jeszcze mokry. Chyba dlatego Inigo jest takim draniem
dla Flavii, bo go wsypała. Nie wybaczył jej. Ale ten romans już się skończył,
prawda? To było... ze trzy, cztery lata temu. Powiedział Katyi, że to zakończył.
– Co wiesz o tamtej kobiecie?
– Była mężatką i miała na imię... chyba Mary. Katya tak jakby... mi się
zwierzyła – powiedział Josh z lekkim skrępowaniem – a Inigo chyba wie,
że ja wiem, i między innymi dlatego mnie nie lubi... Szczerze mówiąc, nie
bardzo rozumiem, dlaczego Katya wciąż z nim jest. To dziany gość.
Prawdopodobnie wywalczyłaby dobrą ugodę na sprawie rozwodowej, ale chyba
jest przez niego stłamszona... Nie powiecie Katyi, że wam powiedziałem?
– Nie – zapewnił Strike – ale niewykluczone, że będziemy musieli odbyć
dyskretną rozmowę z Inigiem. Bez obaw. Nie musi wiedzieć, skąd mamy
te informacje.
– Fałszywy drań – mruknął Josh. – A przecież jest synem biskupa...
Nastrój zainteresowania i lekkiego rozbawienia ustąpił jednak równie
szybko, jak się pojawił.
– Chyba jestem jebanym hipokrytą, skoro zarzucam mu fałszywość. Sam też
trochę kombinowałem na boku.
– Kea Niven? – spytał rzeczowo Strike. – Przypuszczalnie wiesz, że według
jednej z teorii to właśnie ona jest Anomią? – dodał, znowu unikając
wspominania o tym, że autorka tej teorii siedzi obok niego.
– Tak, trochę osób w Internecie kiedyś tak uważało – odrzekł Josh bez emocji.
– Też się nad tym zastanawiałem, ale to nie może być ona. Był dłuższy okres,
kiedy byłem z Edie i Kea nie mogła wiedzieć niczego o Ed ani o kreskówce,
a Anomia wiedział chyba wszystko.
– Kea bywała w North Grove, prawda? – wtrąciła Robin.
– No, zaraz po tym, jak się tam wprowadziłem, bo wtedy byliśmy jeszcze
parą. Nie chciała, żebym tam mieszkał. Chyba całe to otoczenie wywoływało
w niej poczucie zagrożenia, a poza tym nie podobało jej się, że Ed tam
mieszka... tak jakby... No wiecie, to była dziewczyna, o której każdy marzył.
– Kto konkretnie marzył o Edie? – spytał Strike, trzymając długopis
w gotowości.
– No... Pez – powiedział Josh. – Kiedyś myślałem, że Nils trochę też. I ja... Kea
to czuła i tym bardziej ich wszystkich obgadywała... Tak strasznie to wszystko
spieprzyłem – ciągnął Josh, wpatrując się w podłogę. – Ed zawsze mówiła,
że staram się nikogo nie wkurzać, ale jeśli zamierzasz kogoś wkurzyć, to ten
ktoś woli, żebyś to zrobił wprost, niż żebyś go okłamywał... Powinienem był
rzucić Keę, ale jeszcze przez jakiś czas to ciągnąłem, bo... bo chyba jestem
pieprzonym tchórzem... Poznaliście ją?
– Tak – odrzekł Strike.
– Wspomniała, że na jakiś czas do siebie wróciliśmy? Po tym jak rozstałem
się z Ed?
– No, wspomniała – potwierdził Strike.
– To było tak zajebiście głupie – powiedział cicho Josh. – Tak zajebiście
głupie... Nie wiem, co mi strzeliło do głowy. Ona w zasadzie... stalkowała mnie
po naszym pierwszym rozstaniu, więc wiedziałem, jaka jest. Co mi, kurwa,
odwaliło, żeby do niej wrócić? Pewnego wieczoru wszedłem do takiego jednego
baru na Camdenie i wiedziałem, że nieprzypadkowo też się tam znalazła, ale
byłem zalany, zdołowany tym, że nie wyszło mi z Ed i... no wiesz, Kea to gorąca
laska.
– Wszyscy to przerabialiśmy – powiedział Strike, a przez głowę przemknęło
mu wspomnienie Annabel. Żaden z mężczyzn nie zauważył, jak Robin lekko
unosi brwi.
– Za drugim razem była jeszcze gorsza. Kurewsko zazdrosna, a do tego
w kółko powtarzała, że jeśli znowu ją rzucę, to ze sobą skończy. Dlatego przez
pięć albo sześć miesięcy staraliśmy się trzymać swój związek w tajemnicy,
bo nie chciałem, żeby Ed się dowiedziała. Wiedziałem, że uznałaby to za...
no wiecie... największą zdradę albo coś, że znowu sypiam z Keą po tych
wszystkich pierdołach, które wygadywała o tym, że Ed zerżnęła jej pomysły.
– Kea twierdzi, że kiedy do niej wróciłeś, potwierdziłeś część tych oskarżeń.
– Nigdy – zaprzeczył Josh, patrząc Strike'owi w oczy. – Powiedziałem jej
najwyżej, że nie wiedziałem, że sroki potrafią mówić, dopóki nie usłyszałem
tego od niej. Cała reszta to było raczej coś w stylu: „Przysięgnij na grób matki,
że nigdy nie wspomniałeś Edie Ledwell o sercu Margaret Read”. A ja
odpowiedziałem: „Nie przysięgnę na grób matki, ale nie wspomniałem”. Miała
pieprzoną obsesję na punkcie zmuszania mnie do przysięgania na grób mojej
mamy. Kiedy się poznaliśmy, łączyło nas ze sobą to, że obydwoje straciliśmy
jedno z rodziców... Odkąd tu leżę, napisała do mnie mnóstwo listów – ciągnął
Josh. – Informuje mnie, że się okalecza i co tam jeszcze... Co niby miałbym
teraz w związku z tym zrobić, do chuja? Kiedy Ed się dowiedziała, że znowu
spotykam się z Keą, wszystko się między nami posrało. Nie potrafiliśmy
przeprowadzić żadnej rozmowy, nie wypominając sobie nawzajem, jakie z nas
pieprzone mendy... Potem, kiedy próbowałem wykombinować, jak odejść
od Kei, żeby się nie zabiła, Ed przedawkowała. – Josh tępo wpatrywał się
w podłogę. – Zadzwoniła do mnie, kiedy jeszcze łykała paracetamol
i popijała go whisky. Powiedziała, że zamierza na jakiś czas wyjechać i...
i chciała, żebym zapamiętał PIN do jej komórki, bo zostawiła w niej trochę
pomysłów... Naprawdę plątał jej się język... Wiedziałem, że coś wzięła.
– Chciała ci powiedzieć, że zapisała w telefonie pomysły, mimo że właśnie
przedawkowywała? – upewnił się Strike.
– No – potwierdził Josh. Najwyraźniej nie widziała w takim zachowaniu
niczego dziwnego. – Nie znaliście Ed. Serce jak smoła... było dla niej wszystkim...
w każdym razie wtedy. Pod koniec miała go już chyba dość... ale wtedy nie
zniosłaby myśli, że po jej odejściu byśmy to spieprzyli. Chyba myślała, że jeśli
mi nie powie, gdzie mam szukać jej pomysłów, połączę siły z Keą, żeby pisać
dalej... – Zamilkł, znowu wpatrując się w podłogę, a po chwili kontynuował. –
Próbowałem ją odwiedzić w szpitalu, ale był tam Ormond, warował przy jej
pokoju. Poznaliście go?
– Tak.
– Oznajmił mi, że Ed nie chce mnie widzieć i trochę się... no wiecie...
poszarpaliśmy. Rozdzielił nas jakiś pielęgniarz i poprosił, żebym wyszedł. Tego
dnia wieczorem wbiłem sobie do głowy, że to Ormond jest Anomią. Byłem
upalony – przyznał ciężkim głosem. – Wtedy miało to sens. Pomyślałem,
że może Ormond prześladuje Edie, żeby potrzebowała kogoś takiego jak on,
no wiecie, jakiegoś byłego policjanta z fordem fiestą, a kiedy już ją zmiękczył,
zjawił się w North Grove, żeby zarzucić na nią wędkę... ale następnego dnia,
kiedy już wytrzeźwiałem, wiedziałem, że to bzdura... Skąd Ormond miałby
czerpać informacje przez te wszystkie miesiące, zanim nas w ogóle poznał?
Mówiliśmy na niego geograf – ciągnął Josh – bo to taki kutas, któremu się
wydaje, że umiejętność czytania mapy jest jakimś... jakimś olbrzymim ludzkim
osiągnięciem. Odkryliśmy, że uczy informatyki, dopiero kiedy poprosił,
żebyśmy wystąpili na jego lekcji. Nigdy nie rozumiałem, co on robił w North
Grove... Wiecie, to raczej typ majsterkowicza. Ciągle chciał, kurwa, coś
spawać...
– Opowiedz mi o swoim mieszkaniu w Millfield Lane – poprosił Strike. – Czy
Kea kiedykolwiek miała do niego klucz?
– Nie – powiedział Josh. – Dlaczego?
– Czy policja ci wspomniała, że po napaści komórka Edie zniknęła
z cmentarza i pojawiła się na Hampstead Heath, bardzo blisko twojego
mieszkania?
– Nie. – Josh wydawał się nieco zaskoczony.
– Czy ktoś oprócz ciebie ma klucz do tego mieszkania?
– Jedyny zapasowy mieli budowlańcy.
– Miałeś przy sobie klucz w chwili ataku?
– Nie. Jak już mówiłem, zostałem wyrzucony z North Grove i zabrałem
stamtąd tylko komórkę. Klucz pewnie dalej leży w moim pokoju w North
Grove.
– Okej, to cenna informacja. – Strike zanotował. – A teraz nam powiedz,
kiedy dokładnie zerwałeś z Keą po raz drugi.
– Po tym jak Ed przedawkowała. Powiedziałem Kei, że potrzebuję przerwy,
żeby poukładać wszystko w głowie. Błagałem ją, kurwa, żeby nie rozgłaszała
w Internecie, że znowu ze sobą byliśmy... Wiedziałem, że wszyscy fani
by uznali, że to dowodzi prawdziwości jej wersji... Ale ze mnie dupek –
powiedział z goryczą Blay. – Prawda? Po co to, kurwa, zrobiłem?
Dlaczego znowu się z nią spotykałem? Dlaczego uwierzyłem w te brednie, które
pokazała mi Yasmin?
– Wszyscy mamy za sobą przejścia, które skłaniają nas do zadawania sobie
takich pytań – zapewnił go Strike. – Wszyscy.
– Twoje przejścia nikogo nie zabiły – zauważył Josh.
– Twoje też nie – odparł Strike.
– Moje tak. – Wyniszczona twarz Josha jeszcze bardziej się zarumieniła. –
Nigdy nie zablokowałem Anomii, nigdy nie stanąłem w obronie Ed...
Dopuściłem do tego, bo jestem pieprzonym słabeuszem. Słabeuszem –
powtórzył, zaciskając zęby. – Nie chciałem, żeby fani mieszali mnie z błotem.
Nie chciałem słuchać rad nikogo oprócz Katyi, bo ona mówi mi to, co chcę
usłyszeć. Jestem jak pieprzony Bram, tylko że ja nie podkładam u nikogo ognia
ani nie rzucam w ludzi kamieniami. Wyrządzam gorszą, kurwa, krzywdę, żeby
łatwo mi się, kurwa, żyło... Nie powinienem żyć. To ja zasługiwałem
na pieprzoną śmierć, a to ja miałem na sobie kurtkę, dzięki której nóż nie
wszedł w mój kark tak głęboko, jak miał wejść. Poza tym mam coś, co się
nazywa situs inversus. Wszystkie moje organy wewnętrzne są odwrócone jak
w lustrzanym odbiciu. Mam serce po prawej stronie. Anomia myślał, że dźga
mnie w serce, ale zamiast tego przebił płuco. Nie wiedziałem, że tam w środku
mam wszystko na odwrót, nigdy wcześniej nie robiłem prześwietlenia. Situs
inversus... Ed na pewno spodobałby się taki dziwaczny...
Robin poczuła, że powinna była się tego spodziewać. Josh się rozpłakał.
Zaczęło mu lecieć z nosa, opadła mu głowa, ale nie mógł zasłonić twarzy
rękami ani się pochylić: jego ciało wciąż było nieruchome jak woskowa figura.
Strike wstał, podszedł do szafki obok łóżka i wyjął z niej opakowanie
chusteczek. Wracając na swoje miejsce, sięgnął po jedną.
– Nie – wykrztusił Josh.
– Możesz się utopić w glutach – powiedział Strike – ale jeśli chcesz nam
pomóc złapać tego drania...
– Może ja? – zaproponowała Robin, nie zdoławszy się powstrzymać.
– Nie – załkał Josh. – No dobra – wyszlochał po chwili, a wtedy Strike wytarł
mu twarz i nos tak bezceremonialnie, jakby przecierał przednią szybę
w samochodzie, po czym wyrzucił mokre chusteczki do kosza i usiadł
z powrotem, kładąc resztę opakowania na tacy przed Joshem.
– To moja wina, że Ed nie żyje – załkał Josh. – To wszystko moja, kurwa,
wina.
– To wina zjeba, który na was napadł – oświadczył stanowczo Strike. – Nie
zadręczaj się. To się nie stało przez ciebie.
– Teraz... teraz chcę tylko dożyć chwili, w której zobaczę, jak ktoś łapie
pieprzonego Anomię i wsadza go, kurwa, do więzienia. Potem... się wymelduję.
– Nie, nie wymeldujesz się – powiedział ze spokojem Strike.
– Nie mów mi, kurwa, co zrobię, a czego nie – warknął Josh. – Ty możesz,
kurwa, chodzić!
– A ty możesz myśleć i mówić. Za pół roku możesz odzyskać kolejne funkcje.
Za rok mogą znaleźć sposób, żeby ci naprawić kręgosłup. Ciągle robią postępy
w tym zakresie. Komórki macierzyste. Implanty z mikroczipami.
– A tymczasem...
– No tak, to jest w tym najtrudniejsze, prawda? Pogodzenie się
z teraźniejszością. Musisz na jakiś czas przestać myśleć długofalowo.
– Jeśli zamierzasz mi walnąć wykład o pieprzonej uważności – zdenerwował
się Josh – to nasłuchałem się już tego od psychiatry. Jebać życie chwilą obecną.
Nie chcę takiego życia. W ogóle nie chcę żyć. Kurwa, nie zasługuję na życie.
– Ty nikogo nie dźgnąłeś – odparł z naciskiem Strike. – Ktoś inny kupił
paralizator, maczetę i, jak podejrzewam, przebranie, z zamiarem uśmiercenia
dwóch osób. Jeśli potrzebujesz powodu, żeby dalej żyć, powinieneś trzymać się
tego, że będziesz głównym świadkiem na procesie tego zjeba, a jeśli
potrzebujesz lepszego powodu, pamiętaj, że to do ciebie zadzwoniła Edie,
kiedy stała twarzą w twarz ze śmiercią, bo wciąż była przekonana, że może
ci powierzyć coś, co znaczyło dla niej więcej niż wszystko inne.
– Pierdolę tę pierdoloną kreskówkę – powiedział Josh i znowu się rozpłakał.
– Niesłusznie – odezwała się cicho Robin. – Poznałam niedawno fankę,
której Serce jak smoła ocaliło życie. Dosłownie. Powiedziała mi, że postanowiła
żyć dalej tylko po to, żeby móc oglądać kolejne odcinki. Stworzyliście z Edie coś
nadzwyczajnego. Cormoran ma rację: jesteś teraz jedyną osobą, która może
zrobić to, czego chciałaby Edie. Nie chciałaby, żebyś się wymeldował.
Chciałaby, żebyś robił to, czego nikt inny nie potrafi.
– Ten skurwiel zabrał jej komórkę – powiedział Josh i łzy popłynęły
mu jeszcze obficiej. – To tam były wszystkie jej pomysły.
– Pozwól, że to my zajmiemy się szukaniem tej komórki – odparł Strike,
wyjmując jednocześnie więcej chusteczek z opakowania i ponownie wycierając
Blayowi twarz. – Wydmuchaj nos i wypij trochę wody.
Josh pozwolił, by Strike wytarł mu twarz i by Robin podsunęła mu szklankę
ze słomką. Gdy już się napił i Strike wyrzucił drugą garść mokrych chusteczek,
detektyw powiedział:
– Chcę cię spytać, kto wiedział, że tego dnia umówiłeś się z Edie
na cmentarzu.
– Tylko Mariam – powiedział Josh ochrypłym głosem. – Rozmawiałem z nią,
kiedy gotowała, i wtedy zadzwoniła do mnie Edie. Mariam uznała, że spotkanie
i rozmowa to dobry pomysł. Ale Mariam na pewno nie...
– Czy ktoś mógł was podsłuchiwać?
– Nie wiem... może. Z kuchnią sąsiaduje duża spiżarnia. Ale nikogo tam nie
słyszałem.
– Kto jeszcze mieszkał wtedy w North Grove?
– Nils i Bram.
– Czy Mariam mogła powiedzieć Nilsowi, że umówiłeś się z Edie?
– Tak.
– Opowiedz mi o Nilsie.
– Nils jest... trochę stuknięty – zaczął Josh. – Ekscentryczny. Nigdy nie
wiadomo, co pomyśli. Jest dziany. Jego ojciec był przemysłowcem
multimilionerem i Nils wszystko po nim odziedziczył. Zawsze chciał żyć tak,
jak żyje... robić sztukę, mieszkać w komunie, mieć wiele kobiet... On i Mariam
żyją w otwartym związku. Nils sypia czasami z Freyją, inną kobietą z North
Grove. Jej facetowi chyba to nie przeszkadza...
– Wspomniałeś, że Edie podobała się kiedyś Nilsowi.
– No, chyba tak, ale niewiele u niej wskórał.
– Lubiła go?
– Pod koniec nie bardzo – powiedział Josh. – Jest libertarianinem...
W wyborach burmistrza Londynu głosował na tego popieprzonego dziwoląga,
Iana Peacha.
Strike i Robin pilnowali się, żeby nie wymienić spojrzeń.
– Jak oceniasz umiejętności komputerowe Nilsa? – spytał Strike.
– Dobrze – odrzekł Josh. – Zabawne, prawdopodobnie byłby z niego
naprawdę niezły informatyk, ale jemu zależy tylko na byciu artystą... Ale Nils
nie może być Anomią. Dlaczego, kurwa, miałby nam to zrobić? Dlaczego
miałby to zrobić Edie?
– Po prostu rozmawiamy o ludziach, którzy mogli wiedzieć, że macie się
spotkać na cmentarzu – zaznaczył Strike. – A więc: Mariam, Nils i Bram. Kto
jeszcze był w pobliżu?
– Freyji, Ala i Star wtedy nie było, poszli odwiedzić jakichś przyjaciół...
Przypuszczam, że gdzieś tam był Pez – dodał Josh i jego twarz spochmurniała.
– Przyszedł tu do mnie w ubiegłym tygodniu. Ucieszyłem się, zawsze lubiłem
Peza. Ale miałem dziwne wrażenie, że nie zjawił się tu po to, żeby... W każdym
razie oznajmił prosto z mostu, czego chce: żebym załatwił mu robotę w filmie.
No więc... tak. – Josh przełknął ślinę. – To było dziwne. – Mówił, że byłby
w stanie naśladować mój styl i tak dalej...
– Czy Pez mógł być w spiżarni, kiedy rozmawiałeś z Mariam? – spytał Strike.
– Albo za drzwiami kuchni? Albo pod oknem?
– Chyba tak – przyznał Josh. – Ale Pez nie może być Anomią, wykluczone...
– Dalej rozmawiamy tylko o osobach, które mogły wiedzieć, że planujecie się
spotkać na cmentarzu – podkreślił Strike. – Kto jeszcze?
– Hm... – zamyślił się Josh. – Rzecz w tym, że w North Grove... ludzie bez
przerwy wchodzą i wychodzą. Uczniowie, klienci sklepiku... Aha. – Nagle
o kimś sobie przypomniał. – Ostatnio jest tam taka dziewczyna, która trochę
pomaga. Zoe. Kruszynka z ręką pokrytą tatuażami. Pewnie mogła kręcić się
gdzieś w pobliżu...
Gdy Strike zapisywał to imię, jakby usłyszał je pierwszy raz, Robin przejęła
pałeczkę:
– Josh, jeśli chodzi o North Grove i ludzi, którzy ciągle wchodzą i wychodzą...
Nie wiesz przypadkiem czegoś o jakimś skradzionym rysunku?
– Masz na myśli mój rysunek? – Josh wydawał się zaskoczony. – Rysunek
wampira? Wiecie o tym od Kei?
– Tak – odrzekła Robin. W zasadzie nie skłamała: właśnie przeczytała o tej
kradzieży w liście Kei.
– No... To było wtedy, jak Maverick poprosił, żebyśmy wymyślili więcej
postaci do filmu. Chciałem wprowadzić wampira. W latach siedemdziesiątych
krążyły pogłoski, że na cmentarzu Highgate jest wampir. Edie uznała,
że to oklepany pomysł, ale narysowałem go, żeby jej pokazać, co mam na myśli.
Chciałem, żeby to był taki fajtłapa: próbuje zabijać turystów, ale nigdy nie udaje
mu się zdobyć wystarczająco dużo krwi, więc miał być, no wiecie, słaby
i wątły...
– Umieściłeś na tym rysunku jakieś zapiski na temat tego, jak widzisz
tę postać?
– Tak – powiedział Josh. – Na odwrocie. Ale zostawiłem ten szkic na dole,
w jednej z pracowni artystycznych, i zniknął.
– Kiedy to było? – zainteresowała się Robin.
– Nie pamiętam dokładnie. Jakoś w ubiegłym roku. Wtedy po raz drugi
spotykałem się z Keą. Powiedziałem jej o tym, bo naprawdę się wkurzyłem,
że ktoś go zabrał. Zniknął pewnego wieczoru, kiedy odbywały się zajęcia, więc
mógł go wziąć ktokolwiek... uczeń, ktoś, kto po niego przyjechał... W dniu zajęć
dom jest w zasadzie ogólnodostępny, ludzie wchodzą i wychodzą. Powinienem
był zanieść ten rysunek na górę.
– Okej, dzięki. – Robin to zapisała. – A skoro poruszyliśmy temat nowych
postaci, czy Edie wspomniała ci o dwóch postaciach, które szykowała do filmu?
Phillip Ormond mówi, że jemu opisywała je ze szczegółami.
– Napomknęła mi, że ma parę pomysłów, ale nigdy nie podawała konkretów.
Nie lubiła o czymś rozmawiać, zanim tego dokładnie nie przemyślała. Ale może
Ormonda traktowała inaczej... Chyba powinien mi o tym powiedzieć, jeśli chce,
żeby jej pomysły trafiły na ekrany... Tylko że on mnie, kurwa, nie znosi, więc
na pewno tego nie zrobi.
A poza tym jeśli przekaże je tobie, nie będzie mógł na nich zarobić, pomyślała
Robin.
– Więc wieczorem w przeddzień napaści wyszedłeś po ciemku z North Grove
– podsumował Strike – bez pieniędzy, ale z komórką i z teczką, którą dostałeś
od Yasmin?
– Tak.
– A kiedy już wyszedłeś, zadzwoniłeś do...?
– Kei – odrzekł Josh żałosnym tonem. – No. Niechcący. Byłem zalany, a mam
ją w kontaktach zaraz pod Katyą. Powiedziałem jej, że następnego dnia
spotkam się z Edie na cmentarzu i że muszę gdzieś przenocować, a wtedy Kea
zaczęła mi wrzeszczeć do ucha i zorientowałem się, że rozmawiam z nią, a nie
z Katyą...
– Na pewno powiedziałeś Kei, gdzie się spotkacie? – upewniła się Robin.
– Tak, właśnie dlatego się wściekła – potwierdził Josh. – Że do niej dzwonię
i opowiadam jej o szczegółach swojej „randki” z Edie. Widzicie, kiedy
spotykaliśmy się z Keą za pierwszym razem, wybraliśmy się na jedną z tych
wycieczek z przewodnikiem po starej części cmentarza. Zabolało ją, że potem
poszedłem tam z Edie i mówiłem o tym w wywiadach...
– Czy ktoś mógł przypadkiem usłyszeć twoją niezamierzoną rozmowę z Keą?
– spytał Strike. – Może ktoś stał na ulicy? Ktoś za tobą szedł, ktoś cię minął?
– Nikogo takiego nie pamiętam – powiedział Blay. – Nic nie zauważyłem...
ale byłem zalany.
– Rozmawiałeś z kimś jeszcze, idąc do Katyi? Przez telefon albo osobiście?
– Nie – odrzekł Josh.
– Mówiłeś, że wchodząc po schodach w domu Upcottów, obudziłeś Iniga.
Wspomniałeś mu o swoich planach na następny dzień?
– Nie, strasznie się wkurwił na mój widok. Od razu poszedłem do pokoju
gościnnego.
– A rano?
– Obgadałem to wszystko z Katyą. Pokazałem jej teczkę.
– Czy Inigo mógł słyszeć, o czym rozmawiacie?
– Nie. – Josh nie miał wątpliwości – Był na górze. Ja i Katya byliśmy na dole
w kuchni.
– Kto jeszcze był w domu?
– Flavia poszła do szkoły, a Gus siedział w swoim pokoju.
– Czy Gus mógł słyszeć, co mówicie?
– Nie. Miał zamknięte drzwi. Słyszeliśmy, jak ćwiczy.
– Rozmawiałeś z kimś jeszcze, zanim wyszedłeś od Upcottów?
– Nie – odrzekł Josh. – Z nikim więcej nie gadałem... – Nagle tak zbladł,
że nawet jego usta straciły kolor, a sińce pod oczami wydały się ciemniejsze.
– ...dopóki nie obudziłem się w szpitalu z ogoloną głową.
– Jesteś w stanie nam powiedzieć, co zapamiętałeś z ataku? – spytał Strike.
Josh przełknął ślinę.
– Przyszedłem spóźniony. Szedłem szybko, bo się bałem, że Edie sobie
pójdzie. Zawsze się wkurzała, że się spóźniam. – Próbował coś dodać, ale nie
zdołał wydobyć z siebie dźwięku. Odchrząknął i kontynuował. – Kierowałem się
w stronę miejsca, gdzie mieliśmy się spotkać. To tam się ujaraliśmy w dniu,
kiedy wpadła na pomysł kreskówki.
– Gdzie dokładnie to jest?
– W części, do której nie wolno wchodzić. To kawałek od ścieżki i część
nagrobków jest rozchwiana. Obok ulubionego grobu Edie. Jest na nim pelikan.
Umówiliśmy się właśnie za nim. Nie byłoby nas widać ze ścieżek po bokach.
Jest tam lekkie zagłębienie.
– Mijałeś kogoś po drodze?
– Jakiegoś dużego gościa pochylonego nad grobem. Widocznie tam
pracował. Byłem już spóźniony i się spieszyłem. Potem usłyszałem, że ktoś
za mną biegnie.
– Jak biegł?
– Szybko. W zasadzie nie lekko, ale za lekko, żeby to mógł być ten gość,
którego właśnie minąłem, ten pochylony nad grobem. Policja też mnie o to
pytała. Tamten facet był wielki. Ciężki. I wtedy poczułem coś jakby... Jakby koń
kopnął mnie w plecy. Padłem twarzą na ziemię. A potem pchnął mnie nożem
najpierw w plecy, a później w szyję. Poczułem taki ból, że... nawet sobie nie...
a potem wyjął mi z kieszeni telefon i zabrał teczkę z... tę teczkę, którą ze sobą
przyniosłem... i powiedział to „nie martw się, teraz ja się wszystkim zajmę”,
a na koniec uciekł. Nie pamiętam, co się działo potem, ocknąłem się w szpitalu.
Nie pamiętam faceta, który znalazł mnie na cmentarzu, nie pamiętam karetki
ani niczego. Ocknąłem się z ogoloną głową i... w takim stanie.
Drzwi znowu się otworzyły, ukazując Katyę, Flavię i niską jasnowłosą
pielęgniarkę.
– Przepraszam – odezwała się pielęgniarka – ale czas odwiedzin dobiegł
końca.
– Okej – powiedział Strike. – Czy mogę zadać jeszcze jedno pytanie? Potem
sobie pójdziemy.
– Tylko jedno – podkreśliła kobieta, po czym wycofała się, zabierając ze sobą
Katyę i Flavię.
Strike zaczekał, aż drzwi się zamkną, po czym odwrócił się z powrotem
do Blaya.
– Ten duży facet, którego minąłeś, idąc w stronę śpiącego anioła, ten
pochylony nad grobem. Czy on był łysy?
Josh otworzył usta, błądząc wzrokiem i wracając myślami do ostatnich chwil,
w których mógł się swobodnie poruszać w swoim zdrowym młodym ciele.
– Chyba... chyba tak. Tak... był łysy.
– Bardzo nam pomogłeś, Josh. – Strike zamknął notes i wstał. – Będziemy cię
informowali o postępach.
– Skąd wiedziałeś, że był łysy? – spytał Josh.
– Nie wiedziałem – odrzekł Strike. – Ale jest bardzo prawdopodobne,
że ta łysina to była lateksowa maska, a ciało, które wydawało ci się rosłe
i umięśnione, było tylko kostiumem. To wyjaśnia, dlaczego kroki brzmiały
za lekko jak na kogoś z taką sylwetką.
– To był Anomia? – spytał Josh, wpatrując się w detektywa.
– No – powiedział Strike. – Myślę, że tak.
64
[...] rad był, znalazłszy kogoś,
Komu mógł się pożalić, więc pół żartem
Narzekał na majorat, nad losem dziedziców bolał,
A także nad wielkich majątków niefartem [...].

Jean Ingelow
Brothers, and a Sermon

Robin nie mogła zapomnieć sparaliżowanego Josha Blaya płaczącego


w przegrzanej sali szpitalnej przed szklanką wody z lodem, której nie mógł
podnieść. W następnych dniach wielokrotnie wracała myślami do tego
młodego mężczyzny na wózku, zastanawiając się, jak on się miewa, jakie
są szanse, że odzyska choćby niewielką część czucia i zdolności poruszania
się, oraz kiedy, o ile w ogóle, zdoła się pogodzić z życiem, w które tak
traumatycznie pchnął go los.
Myślała także o Strike'u, ponieważ w szpitalu zobaczyła swojego wspólnika
od strony, której dotąd nie znała. Często pozwalał jej przejmować stery, gdy
w kontaktach z podejrzanymi albo z pracownikami potrzebne było
współczucie. Jego skłonność do wciskania jej zadań wymagających – jak
to określał – cackania się wywołała ich największą dotychczas kłótnię,
w której wypłynął między innymi wątek kupowanych w ostatniej chwili
kwiatów. Przed rozmową z Blayem zakładałaby, że jeśli pojawi się potrzeba
wydmuchania nosa albo wytarcia twarzy, Strike będzie oczekiwał, że ona się
tym zajmie: rzeczywiście, gdy z oczu Josha w końcu trysnęły łzy, Robin
z jakiegoś powodu poczuła, że to zadanie dla niej, jedynej kobiety
w pomieszczeniu. Być może tę myśl zaszczepił jej widok zdominowanego
przez kobiety personelu pielęgniarskiego, który mijali na szpitalnych
korytarzach. A jednak zrobił to Strike, a co więcej zrobił to z
taką bezceremonialną męską skutecznością, jaką Blay był w stanie
zaakceptować.
Wkrótce Robin rozzłościła się na siebie, że roztrząsa ten niespodziewany
pokaz empatii: nie w taki sposób należało się odkochiwać, więc ponownie
sięgnęła po niezawodne środki powodujące stan zapalny, przypominając sobie
o nowej dziewczynie Strike'a i o jego nie do końca jasnym zaangażowaniu
w sprawę rozwodową byłej narzeczonej.
Wspomnienia Strike'a z ich wizyty w szpitalu także przeplatały się
z myślami o Robin, lecz skręciły w mniej sentymentalną stronę. Nie po raz
pierwszy miał powód, by dziwić się temu, że kobieta, która przyszła do niego
jako tymczasowa sekretarka, okazała się największym atutem agencji.
Wydobycie listu Kei z kosza na śmieci, błyskawiczne przyswojenie jego treści,
zauważenie jednego elementu, który należało wyjaśnić z Joshem, oraz
zrobienie tego bez zbędnego zamieszania czy popisów może i nie było
najbardziej efektowną próbką detektywistycznej roboty, jaką dotychczas
wykonała Robin, lecz ten incydent zapisał się w pamięci Strike'a jako
doskonały przykład tego rodzaju inicjatywy, na jaką już od jakiegoś czasu mógł
liczyć ze strony swojej wspólniczki. Jeśli potrzebowałby czegoś, by jeszcze
wyżej cenić tę rzadką i wartościową cechę, była to denerwująca obecność
Nutleya, którego samozadowolenie z nijakich osiągnięć ostro kontrastowało
z bezpretensjonalną pracowitością Robin.
Josh Blay w niczym nie przypominał pierwszego młodego mężczyzny,
którego poznał były oficer Wydziału do spraw Specjalnych, okaleczonego
wskutek brutalnego aktu innej istoty ludzkiej. Prawdę mówiąc, przypuszczał,
że gdyby poznał Blaya całego i zdrowego, wydałby mu się niesympatyczny.
Strike wiedział o swoim uprzedzeniu do pewnych stylów życia
i sposobów myślenia – w dzieciństwie doświadczył na własnej skórze
nieuznającego granic, sprzeciwiającego się konwencjom stylu życia, tak
entuzjastycznie kultywowanego w North Grove. Jego nawyk samodyscypliny
oraz skłanianie się ku czystości i porządkowi zamiast ku brudowi
i chaosowi zrodziły się w dużej mierze z reakcji na życie, jakie wiodła jego
matka. Strike zbyt wiele godzin dzieciństwa spędził otoczony trudnym
do zniesienia marazmem ludzi wiecznie odurzonych, by znajdować
przyjemność albo podnietę w oparach alkoholu, narkotyków i muzyki
rockowej, które tworzyły naturalne środowisko Ledy. Naćpany, pijany,
długowłosy i przystojny Josh Blay należałby właśnie do tego rodzaju młodych
mężczyzn, którzy najbardziej pociągali Ledę, a to było kolejną przyczyną
odrazy, jaką zazwyczaj budzili w Strike'u tacy faceci.
A jednak ku swojemu zaskoczeniu Strike znalazł w młodym mężczyźnie
poznanym na oddziale urazów kręgosłupa coś, co wydało mu się godne
podziwu. Samooskarżenia mające źródło w beznamiętnej ocenie swoich
wcześniejszych działań zrobiły na detektywie duże wrażenie. Do nikogo
w takiej sytuacji jak Blay nie można byłoby mieć pretensji o to, że się nad sobą
użala, lecz Strike'owi zaimponowało, że Josh najbardziej rozpaczał z powodu
śmierci swojej byłej dziewczyny i współpracownicy. Detektyw – wciąż niekiedy
nawiedzany w snach przez tors sierżanta Gary'ego Topleya, rozdartego na pół
w wybuchu, który pozbawił Strike'a nogi – rozumiał poczucie winy ocalałego
oraz wstyd przenikający najmroczniejsze myśli tych, którzy wciąż żyli, bez
względu na to, jakich obrażeń doznały ich własne ciała. Chyba najbardziej
zaskakujące – ponieważ dotąd ich dochodzenie zazwyczaj wskazywało, że Blay
był jedynie ozdobnikiem w duecie, który stworzył Serce jak smoła – było to,
że niektóre uwagi Blaya wydały się Strike'owi bystre i wnikliwe. Czuł, że żadna
z wcześniejszych rozmów nie pogłębiła tak bardzo jego rozumienia psychiki
Anomii, a przemyślenia animatora były równie cenne jak treść prywatnych
wiadomości, które dostawał.
Właśnie w takim nastroju, wciąż czując w wyobraźni zapach szpitalnego
środka do dezynfekcji, Strike wybrał się na wczesną kolację z Grantem
Ledwellem w środę wieczorem, postanowiwszy dotrzeć do Docklands
transportem publicznym zamiast samochodem z uwagi na wciąż osłabione
ścięgno udowe.
The Gun, restauracja wybrana przez Ledwella, znajdowała się nad Tamizą.
W szyldzie zrobiono sztuczną dziurę po kuli wielkości grejpfruta, a lokal miał
tradycyjny wystrój. Strike, będący chyba pierwszym kolacyjnym gościem tego
wieczoru, został poprowadzony wzdłuż ściany obwieszonej sportową bronią
palną do pustej sali wyłożonej boazerią i usiadł przy stoliku dla dwóch osób,
z którego miał niczym nieprzysłonięty widok na Millennium Dome, łukowatą,
białą i przypominającą namiot konstrukcję widoczną na przeciwległym brzegu
rzeki.
Tak jak wcześniej Robin w Colchester, tak teraz Strike miał trochę czasu,
by się zastanowić, o czym świadczy to, że mężczyzna, z którym był umówiony,
wybrał akurat ten lokal. Pomijając fakt, że Grant chciał, by detektyw przyjechał
do Docklands, ponieważ właśnie tam miał swoje miejsce pracy – główną
siedzibę Shella – zamiast spotkać się ze Strikiem w centrum Londynu,
co byłoby dla detektywa znacznie wygodniejsze, elegancki gastropub
emanował rodzajem wyidealizowanej męskiej angielskości – od oprawionego
w skórę menu po broń palną.
Uznawszy, że, ściśle rzecz biorąc, nie jest w pracy, Strike zamówił sobie kufel
piwa, który podano mu akurat, gdy zadzwoniła jego komórka. Przypuszczał,
że to Grant chce uprzedzić o spóźnieniu, by zaznaczyć swoją przewagę w grze
o władzę, lecz zobaczył, że połączenie zostało przekierowane z agencji, z której
Pat już wyszła.
– Strike.
– O – zabrzmiał nieznajomy męski głos, którego właściciel wydawał się
zaskoczony. – Ja... hm, nie spodziewałem się, że ktoś odbierze. Chciałem tylko
zostawić wiadomość dla Robin.
– Mogę jej przekazać. – Strike sięgnął do kieszeni na piersi, żeby wyjąć
długopis.
– Yy... Okej. No więc gdyby mógł pan ją poprosić, żeby oddzwoniła do Rossa
Łydrwala, byłoby wspaniale. Nie jestem pewny, czy przekazano jej moje
poprzednie wiadomości.
– Robin ma pana numer? – spytał Strike.
– Hm, tak – potwierdził Łydrwal. – No to... gdyby mógł pan ją poprosić, żeby
do mnie oddzwoniła. Yy... dzięki. Cześć.
Rozłączył się.
Strike opuścił komórkę i lekko zmarszczył brwi. Zakładał, że Ross „Drwal”
Łydrwal pojawił się w życiu Robin i zniknął z niego, nie zostawiając tam
żadnego śladu. Więc miała numer telefonu tego faceta, ale nie odpowiadała
na jego wiadomości? Co to znaczyło? Czy Ross nękał ją prośbami o randkę?
A może Robin nie odpowiadała, kiedy dzwonił na komórkę, ponieważ
się pokłócili, i nie pozostało mu nic innego, jak tylko nagrać się na sekretarkę
w jej miejscu pracy?
– Chyba się nie spóźniłem?
Strike podniósł głowę. Grant Ledwell zjawił się w szarym garniturze
i fioletoworóżowym krawacie. Podobnie jak poprzednim razem przypominał
buldoga w zbyt ciasnej obroży: miał krótko ostrzyżone włosy, opadające brwi
i wyraźnie wysuniętą żuchwę.
– Nie, przyszedł pan w samą porę – odrzekł Strike, wkładając komórkę
z powrotem do kieszeni.
Czy to dlatego, że Grant zapomniał, iż Strike jest od niego potężniejszy, czy
może z jakiegoś innego powodu, agresja, którą okazywał w czasie niedawnej
rozmowy telefonicznej, nie była aż tak widoczna podczas spotkania twarzą
w twarz. Gdy uścisnęli sobie ręce, Grant usadowił się na krześle naprzeciwko
Strike'a i zaczął szorstko:
– Dobrze, że się pan ze mną spotkał. Doceniam to.
– Nie ma sprawy – odrzekł Strike.
– I... ech... przepraszam, jeśli przez telefon byłem... hm... nieprzyjemny.
Odkąd widzieliśmy się ostatni raz... hm... sporo przeszliśmy.
– Przykro mi to słyszeć. – Strike wciąż starał się wypchnąć z umysłu Rossa
Łydrwala.
– No tak... to wszystko daje się Heather we znaki. Cała ta internetowa...
Powtarzam jej, żeby nie czytała, co wypisują te dranie, ale ona i tak czyta,
a potem wpada w histerię. Ma pan żonę?
– Nie – powiedział Strike.
– Dzieci?
– Nie – powtórzył detektyw.
– No cóż, kobiety w ciąży... – Grant odchrząknął. – Przychodzą jej do głowy
różne myśli o ludziach, którzy przyjdą zrobić nam krzywdę. Mówię jej,
że to tylko zgraja tchórzów ukrywających się za klawiaturami, ale... – Grant
niecierpliwie zabębnił grubymi palcami w stolik. – Chętnie bym się czegoś
napił.
Przywołał kelnera i zamówił kieliszek czerwonego wina. Gdy kelner się
oddalił, Grant znowu zabrał głos.
– Widział pan, co Anomia zatweetował w sobotę wieczorem? O tym,
że Maverick chce zmienić Sercka w człowieka? Zaczynam dochodzić
do wniosku, że Elgar i Yeoman powinni jeszcze raz przyjrzeć się ludziom
w swoich biurach.
– Więc to prawda? – spytał Strike.
– Tak, to prawda – potwierdził Grant. – Daj pan spokój. Kto będzie oglądał
film z jakimś cholernym sercem, które podskakuje, uganiając się za zjawą?
– W kreskówce to się ludziom podobało – zauważył Strike.
– Ale to co innego, prawda? – zniecierpliwił się kierownik koncernu
naftowego. – Teraz mówimy o dużym ekranie, o bardziej mainstreamowym
odbiorcy. Ten... ee... jak oni to nazywają? ...szkic scenariusza... mnie tam się
podoba. Szczerze mówiąc, nie rozumiem, co ci wszyscy ludzie widzieli w...
Jasne, to zabawne – zreflektował się. – Bardzo hm... kreatywne. Ale czy w
dotychczasowej postaci da się przełożyć na film?
– Naprawdę nie mam...
– W każdym razie Maverick uważa, że nie, a to są przecież profesjonaliści.
Przyniesiono wino dla Granta. Pociągnął spory łyk, co chyba go trochę
uspokoiło.
– Po tym tweecie Anomii rozpętało się piekło. Nie spaliśmy z Heather przez
pół nocy. Ona chce się spakować i wyjechać gdzieś, gdzie nas nie znajdą. Jakiś
psychol wyraził nadzieję, że nasze dziecko urodzi się martwe. Da pan wiarę?
Zamiast spotykać się tutaj, zaprosiłbym pana do domu, ale jest u nas teściowa,
przyjechała dotrzymywać Heather towarzystwa – wyjaśnił Grant i zanim
znowu się odezwał, pociągnął następny łyk wina. – Tłumaczę jej, że jest masa
ludzi, którzy chcieliby mieć takie problemy jak my. Że jeśli wszystko pójdzie
dobrze, za takie pieniądze będziemy mogli zamieszkać na osiedlu strzeżonym,
do cholery. Gdy tylko przejęliśmy udziały Edie, poprosiłem o wgląd w dane
dotyczące sprzedaży gadżetów i, no cóż – roześmiał się lekko – pracuję
w branży naftowej, imponujące zestawienia bilansowe raczej nie są mi obce,
ale zdziwiłem się, widząc, jak pokaźne zyski przyniosło to do tej pory.
Oczywiście trzeba będzie tym wszystkim zarządzać – dodał szybko Grant,
w razie gdyby Strike uznał go za zbyt wielkiego farciarza. – To o wiele bardziej
skomplikowane, niż się ludziom wydaje. Właśnie zaczynam się o tym
przekonywać. Myślę o przeprowadzeniu w Netflixie audytu, żeby się upewnić,
że przekazują wszystko, co należy. Na razie nikt na to nie wpadł. Szczerze
mówiąc, nie wiem, co Allan Yeoman robi za te swoje piętnaście procent... Ale
musimy się dowiedzieć, kim jest Anomia. Nie możemy sobie pozwolić na taki
bajzel za każdym razem, ilekroć trzeba będzie podjąć decyzję w sprawie
majątku. No więc tak. Właśnie dlatego do pana zadzwoniłem. Żeby się
dowiedzieć, co się dzieje.
– Wykluczyliśmy parę osób – poinformował go Strike – a w sobotę udało nam
się porozmawiać z Joshem Bla...
– Jemu zależy tylko na tym, żeby utrudnić nam sprawę – stwierdził chłodno
Grant. – Zamówimy coś do jedzenia?
Otworzył menu i zanim Strike zdążył spytać, w jaki sposób Josh utrudnia
sprawę Ledwellom, Grant dodał:
– Nie chciałem o tym mówić przez telefon, ale jest coś jeszcze. Mieliśmy parę
dziwnych... i prawdę mówiąc, to przede wszystkim one martwią Heather...
parę dziwnych telefonów. Anonimowych.
Strike wyjął notes.
– Proszę mówić.
– Ktoś dzwonił na moją komórkę. Za pierwszym razem odebrała Heather,
bo byłem akurat w łazience. Głos w słuchawce kazał jej odkopać Edie.
– To wszystko?
– A co, to mało? – zaperzył się Grant. – Jakim trzeba być...?
– Miałem na myśli to, czy mówił coś jeszcze.
– A, rozumiem... No, nie wiem.
Wrócił kelner. Obaj mężczyźni zamówili stek z frytkami. Gdy kelner znalazł
się poza zasięgiem ich głosu, Grant wrócił do tematu.
– Możliwe, że ten ktoś powiedziałby coś więcej, ale Heather krzyknęła i...
no cóż, upuściła mój cholerny telefon. Pękł ekran – dodał z rozdrażnieniem
Grant. – Kiedy przyszedłem, żeby zobaczyć, co ją wystraszyło, ten, kto dzwonił,
już się rozłączył.
– Kiedy to było?
– Niedługo po tamtym lanczu, na którym pana wynajęli.
– O jakiej porze dnia?
– Wieczorem.
Strike to zapisał.
– A drugie połączenie?
– To było jakieś dziesięć dni temu. Też wieczorem. Ktoś dzwonił
z zastrzeżonego numeru, ale odebrałem. – Grant wypił jeszcze trochę wina. –
Jestem prawie pewny, że ten typ korzystał z jednej z tych... tych apek...
do efektów akustycznych, bo głos był bardzo niski i zrobotyzowany... i – Grant
się rozejrzał i ściszył głos – ten ktoś powiedział: „Odkop Edie i przyjrzyj się
listowi”, a potem się rozłączył. Heather uważa, że to był Anomia. Może i tak, ale
w takim razie Bóg jeden wie, skąd wziął mój numer.
– Trudno byłoby go zdobyć za pośrednictwem pana biura?
– No cóż... chyba byłoby to możliwe – przyznał Grant. Tak jak jego żona
w przypadku swojej strony na Facebooku, Ledwell najwyraźniej nie wziął pod
uwagę najbardziej prozaicznego wyjaśnienia. – Ale moja asystentka nie dałaby
mojego numeru nikomu, kto miałby głos jak jakiś zasapany cyborg. Musiałby
wymyślić jakąś dobrą bajeczkę.
– Pytał pan asystentki, czy podawała komuś pana numer?
– Nie – zniecierpliwił się Grant. – Przecież nie będę... Nie chcę rozmawiać
z ludźmi z biura o tych sprawach. I tak było już dosyć wścibstwa po... po tym,
co się stało. Edie posługiwała się nazwiskiem matki, więc ludzie oczywiście
skojarzyli...
Lekko nachmurzony, dokończył wino, dając Strike'owi czas, by pomyślał
o tym, że Ledwell było nazwiskiem Edie w równym stopniu co Granta.
– ...to raczej nie są sprawy, o których chciałbym, żeby plotkowano. Nie,
dopóki się nie dowiem, ile... To znaczy nie wiem, co szykuje dla mnie
przyszłość w kontekście zawodowym. Więc nie chcę przynosić tych spraw
do pracy.
Grant podniósł rękę, przywołując kelnera, i zamówił drugi kieliszek wina,
a Strike się zastanawiał, jak wielka część skrępowania mężczyzny wywołanego
rozpowszechnieniem historii Edie wśród jego współpracowników ma związek
z tym, że życie jego siostrzenicy upływało w biedzie i w rodzinach zastępczych,
podczas gdy on korzystał z pokaźnych dochodów w Omanie.
– Wie pan, kto konkretnie wiedział o listach w trumnie? – spytał Strike.
– Nie mam pojęcia. Nie rozgłaszaliśmy tego z Heather. To był wrzód na...
To znaczy i tak mieliśmy wystarczająco dużo spraw na głowie w związku
z pogrzebem i telefonami dziennikarzy do domu, a do tego wszystkiego doszło
jeszcze informowanie grabarza, żeby wstrzymał się z zamknięciem przeklętej
trumny, bo tym dwóm zachciało się włożyć do niej listy. Oczywiście wiedział
o tym grabarz, którego poprosiłem, żeby włożył tam list, ale wiążą go wymogi
poufności, w każdym razie powinny. Wiedziała ta cała Upcott, bo to jej Blay
podyktował swój list. Rzecz jasna, wiedział też Ormond. Ten to pewnie
roztrąbił o tym wszystkim ludziom na pogrzebie. Jak on się zachowywał...
Powiedziałem Heather, że powinniśmy sprawdzić, czy nie ma w
kieszeniach pieprzonej cebuli. No więc tak, mnóstwo osób może już wiedzieć
o liście w trumnie, ale mnie interesuje, kto byłby wystarczająco wielkim
psycholem, żeby wydzwaniać do krewnych Edie i radzić, żeby ją odkopali, i kto
próbuje dać do zrozumienia, że zabił ją Ormond. Bo zakładając, że ten ktoś nie
robi tego wyłącznie dla jaj, żeby nas zdenerwować, to właśnie taką myśl
próbuje nam zaszczepić, prawda? Bo chyba nie taką, że zabił ją Blay, bo... no,
wie pan, przecież sam nie dźgnąłby się w kark, prawda?
Strike odniósł wrażenie, że dosłyszał w głosie Granta nutę rozczarowania
związanego z koniecznością powiedzenia o Blayu czegoś aż tak pochlebnego.
Przyniesiono drugi kieliszek wina dla Granta, a on wypił jedną trzecią,
jeszcze zanim zdjął marynarkę i powiesił ją na oparciu krzesła.
– Przed chwilą powiedział pan, że Blay utrudnia sprawę – przypomniał
mu Strike.
– Jeszcze jak, do diabła! W poniedziałek skontaktował się z Maverickiem,
żeby powiedzieć, że nie chce zmian w postaci Sercka. Powiedział, że Edie by ich
nie chciała. Oczywiście wiadomo, co knuje.
– Tak?
– Jasne, że tak. To jego taktyka negocjacyjna, prawda? Chce pieniędzy, zanim
zgodzi się na jakiekolwiek modyfikacje.
Strike zastanawiał się, czy tym, co wyrwało Blaya ze stanu zobojętnienia
na dalszy los Serca jak smoła, nie było przypadkiem coś, co on albo Robin
powiedzieli mu w czasie swojej wizyty.
– Na pewno podjudza go ta przeklęta Katya Upcott. Odrażająca kobieta.
– „Odrażająca”? – powtórzył Strike.
– Pan nie musi robić z nimi interesów. Jedno i drugie ma zasady etyczne
dachowców. Wiedzą, że studio nie będzie chciało, by ktokolwiek zarzucił
mu działanie wbrew woli Blaya, który wciąż leży w szpitalu, więc uznali,
że mają Mavericka – oraz nas – w garści. Jeden tweet pana Josha Blaya o tym,
jak Maverick obraca w ruinę jego przeklętą ukochaną historyjkę, i rozpęta się
istne piekło, a ja i Heather znowu znajdziemy się na linii ognia. Ale jedno panu
gwarantuję: nie pozwolę, żeby dostał większą część zysków niż my. Po moim
trupie. Gdyby pan wiedział to, co ja wiem, zgodziłby się pan, że próba Blaya
wykorzystania Edie jako karty przetargowej jest cholernie obrzydliwa.
Grant wypił kolejny haust wina.
– A co dokładnie pan wie? – spytał Strike.
– Co?
– Co takiego pan wie – powtórzył Strike – że „obrzydliwe” wydaje się panu
oświadczenie Josha, że Edie nie chciałaby tych zmian?
– No cóż... Nie wydaje mi się, żeby jakoś szczególnie przejął się jej śmiercią.
Pan Blay cholernie dobrze wyszedł na tej historii.
– Tak, mówił pan o tym na naszym poprzednim spotkaniu – powiedział
Strike. Grant nie był jego klientem, Strike nie miał obowiązku respektować
jego opinii. – Ale nie rozumiem, jak człowiek sparaliżowany od szyi w dół
miałby „cholernie dobrze wyjść na tej historii”.
– No, akurat to... to oczywiście wielkie nieszczęście, ale niech pan
zrozumie... Blay mógł w każdej chwili kazać Anomii przestać. Mam wrażenie,
że jątrzenie tej sytuacji było wszystkim na rękę, a teraz cenę płaci moja
rodzina. Pewnie pan zauważył, że nikt nie atakuje Josha Blaya. Nikt mu nie
grozi, że przyjdzie po niego i jego dzieci. Ja mam takie powiedzenie: „Jeśli coś
chodzi jak kaczka i kwacze jak kaczka, to jest kaczką”. Kiedy ludzie się wreszcie
obudzą i zaczną pytać, dlaczego Blay zawsze wychodzi ze wszystkiego bez
szwanku?
– Chyba pan nie sugeruje – powiedział Strike – że to Blay jest Anomią?
– No... nie – odrzekł niechętnie Grant. – Po napaści Anomia wciąż jest
w grze, a z tego, co zrozumiałem, w obecnym stanie Blay nie dałby rady tego
ciągnąć, prawda?
– Zgadza się – potwierdził Strike. – Nie dałby.
– Ale musi pan przyznać, że to splatanie się interesów Anomii i Blaya jest
cholernie podejrzane. Żaden z nich nie chce zmiany Sercka w człowieka, obaj
chcieli odejścia Edie z kreskówki...
Przyniesiono dwa talerze ze stekami i frytkami. Grant, choć nie dokończył
jeszcze drugiego kieliszka wina, zamówił trzeci, po czym odpiął górny guzik
koszuli i poluzował krawat.
– Co pana skłania do wniosku, że Blay chciał odejścia Edie? – spytał Strike.
Grant odkroił kawałek steku, zjadł go i dopiero wtedy odpowiedział.
– Jeśli musi pan wiedzieć – odrzekł – wspomniała mi o tym Edie.
– Naprawdę?
– Tak. Edie... zadzwoniła do mnie w ubiegłym roku. Powiedziała, że Blay
chce się jej pozbyć. Prosiła o radę. Byłem przecież jej rodziną, prawda? Chyba
uznała, że może mi zaufać. – Dopił wino, nie przerywając kontaktu
wzrokowego, po czym dodał: – Może Blay nie chciał przejąć kontroli akurat
w taki sposób, ale... no cóż, trzeba uważać, czego sobie życzymy,
prawda? Dziękuję – dodał, gdy kelner podał mu trzeci kieliszek.
Komórka Strike'a zawibrowała w kieszeni, więc detektyw ją wyjął. Napisała
do niego Robin.
Wally Cardew nie jest Anomią. Aktualnie w karetce.
Zadzwoń, kiedy będziesz mógł
Strike wypuścił nóż i widelec.
– Przepraszam, muszę odebrać – rzucił do Granta, wstając od stolika,
po czym najszybciej jak mógł wyszedł z pubu i jeszcze zanim się zatrzymał,
wybrał numer Robin.
– Cześć – przywitała się, odbierając po drugim sygnale. – To mogło zaczekać.
– Dlaczego jesteś w karetce, do diabła? – spytał Strike, omal nie przewracając
jakiejś kobiety na ulicy.
– Co? Och, wybacz... nie ja jestem w karetce, tylko Cardew.
– Jezu, Robin – powiedział Strike, w którym ulga ścierała się ze złością. –
Myślałem... Co się stało?
– Właściwie to sporo – odrzekła Robin.
Strike słyszał jej kroki. Zapalił papierosa i pozwolił jej mówić.
– Przyszłam o czwartej, żeby zmienić Deva. Powiedział, że jakiś czas
wcześniej z mieszkania Wally'ego dobiegały krzyki. Wyszedł stamtąd MJ,
ponoć wyglądał na wściekłego i jakby trochę poturbowanego. Leciała mu krew
z nosa. Potem z mieszkania wyszła siostra Wally'ego, pobiegła za MJ-em
i zniknęli razem w głębi osiedla. Dev mówi, że widział za oknem babcię i
Wally'ego, krzyczeli na siebie. Przez dwie godziny po moim przyjściu panował
spokój, ale niedaleko na rogu zauważyłam grupkę pięciu albo sześciu
mężczyzn. Dwaj wyglądali jeszcze na nastolatków. Nie zdziwiłabym się, gdyby
to byli jacyś krewni MJ-a. Obserwowali drzwi Wally'ego. Wtedy do gry wszedł
Anomia, a jakieś pięć minut później Wally wyszedł z mieszkania, rozmawiając
przez komórkę. Nie rozejrzał się i...
– Napadli na niego.
– Tak. Nie miał szans. Przewrócili go na ziemię, kopali po twarzy i po jajach...
w zasadzie wszędzie, gdzie tylko dosięgli. Ludzie wyglądali przez okna i ktoś
musiał zadzwonić po policję, bo szybko przyjechała. Napastnicy uciekli
na dźwięk syreny i chyba policjanci wezwali karetkę. Wally wyglądał na mocno
poturbowanego. Zmyłam się stamtąd – zaznaczyła Robin,
uprzedzając następne pytanie Strike'a. – Nie byłam im potrzebna, a i tak mieli
masę świadków. Ale Anomia był aktywny w grze, kiedy Wally leżał na ziemi,
a nad nim stała policja, więc jeśli o nas chodzi...
– Tak, to koniec Wally'ego Cardew – stwierdził Strike, odsuwając się,
by przepuścić kolejnych klientów The Gun. – I tak nigdy go nie podejrzewałem.
Jeśli ma za mało rozumu w głowie, żeby wyjrzeć przez okno i sprawdzić, czy
nie czekają na niego krewni MJ-a żądni zemsty, to nie jest wystarczająco
przebiegły, żeby być Anomią.
– Jak rozmowa z Grantem?
– Całkiem interesująca. Odbierał takie same anonimowe telefony jak ja.
„Odkop ją i przeczytaj listy”.
– Serio?
– No. Aha – przypomniał sobie Strike, gdy już miał zgasić niedopałek. –
Do agencji dzwonił Ross Łydrwal. Prosił, żebyś do niego oddzwoniła.
– Och, na litość boską. – Robin wydawała się rozdrażniona. Strike czekał,
aż powie coś więcej, lecz na próżno. – Wracaj do Granta. Pogadamy jutro.
Rozłączyła się, a Strike, zaciągnąwszy się ostatni raz bensonem & hedgesem,
poszedł z powrotem do Granta Ledwella.
– Jakieś wieści? – spytał Grant, gdy detektyw znowu usiadł.
– Wykluczyliśmy kolejnego podejrzanego – poinformował go Strike, biorąc
nóż i widelec. – Czy oprócz tych dwóch anonimowych telefonów i nękania
w Internecie dostawał pan jakieś inne niepokojące komunikaty? Czy wydarzyło
się jeszcze coś niezwykłego?
– Tylko na tym cholernym pogrzebie – powiedział niewyraźnie Grant
z ustami pełnymi steku. Już na lanczu w Arts Club Strike zauważył, jak
hałaśliwie przeżuwa ten człowiek: słyszał strzelanie jego żuchwy. Ledwell
przełknął, po czym dodał zwięźle: – Istny cyrk.
– Naprawdę?
– O tak. Przed kościołem stał tłum dziwolągów, wszyscy płakali
i lamentowali. Poubierali się w koszulki z tymi cholernymi czarnymi sercami
i trzymali świece. Masa tatuaży. Jeden kretyn przyszedł przebrany za ducha.
Kiedy przywieziono trumnę, wszyscy próbowali rzucać na nią jakieś przeklęte
czarne kwiaty. Oczywiście z materiału, ale co za kompletny brak szacunku,
do cholery... Jeden z nich podbił oko karawaniarzowi. Potem, w kościele, był
jeszcze ten dzieciak, to wyrośnięte chłopaczysko... Później ktoś mi powiedział,
że on mieszka w tym kolektywie artystycznym... Gęba mu się nie zamykała.
Głośne uwagi, dopytywanie, co robi pastor... W pewnym momencie ten mały
skurczybyk wstał i wyszedł na środek, co za tupet. Podszedł prosto do trumny.
Jego matka... bo przypuszczam, że to była jego matka... pobiegła za nim
i zaciągnęła go z powrotem do ławki. A kiedy wstałem, żeby wygłosić mowę
pogrzebową, jakiś drań zaczął buczeć. Nie widziałem kto.
Strike, choć w głębi ducha był rozbawiony, zachował obojętny wyraz twarzy.
– No więc tak, potem ruszyliśmy na cmentarz i ten cyrkowy tłum wyrzutków
poszedł za nami. Zamierzałem ją skremować, ale Blay i Ormond uparcie
twierdzili, że chciała zostać pochowana na cmentarzu Highgate, a za coś
takiego płaci się jak za... W każdym razie pomyślałem, że to cholernie
niesmaczne, jeśli wziąć pod uwagę, że właśnie tam ją... Ale ostatecznie się
zgodziliśmy, bo... No, po prostu się zgodziliśmy. Więc stoimy wokół trumny,
a ponad setka ludzi wyglądających jak halloweenowi przebierańcy gapi się
na nas z daleka i płacze, jakby znała ją osobiście. Ale oni byli przynajmniej
ubrani na czarno. Część tak zwanych żałobników wystroiła się, niech ich szlag,
na żółto. „To był jej ulubiony kolor”. Chryste Panie. Cieszyłem się tylko,
że nie zabraliśmy dzieci... chociaż Rachel upierała się, żeby iść. To moja
najstarsza córka. Nawet nie znała Edie, ale każdy powód jest dobry, żeby nie iść
do szkoły. – Grant przypuścił kolejny atak na stek. – No więc potem, na stypie...
trzeba przyznać, że artyści potrafią wciągnąć mnóstwo jedzenia i alkoholu...
dwóch z nich o mało się nie pobiło. Wiem o tym od Rachel, bo wtedy
siedzieliśmy z Heather w pokoju obok... wie pan, że moja żona jest w ciąży, a na
takich imprezach trzeba dużo stać. Zresztą doszedłem już wtedy do wniosku,
że jeśli ktoś będzie chciał nam złożyć kondolencje, może przecież się do nas
pofatygować, do cholery.
Strike przypuszczał, że buczenie w kościele także mogło zwiększyć niechęć
Granta do obcowania z tym gronem.
– Rachel była w głównym pomieszczeniu, rozmawiała z dziećmi Upcottów.
To chłopak i dziewczyna. On ma jakieś okropne schorzenie skóry – powiedział
Grant, jakby to było coś, co Gus nabył z własnej woli – ale Katya przynajmniej
kazała im się ubrać na czarno... i Rachel powiedziała, że jakiś wysoki łysy facet,
który nazywa się... nie pamiętam... może Jim...
– Tim? Tim Ashcroft?
– On podkładał głos jednej z postaci?
– Tak. Dżdżownicy.
– W takim razie to on – podjął Grant, upijając jeszcze trochę wina. – No więc
ten Jim... Tim... nieważne... podszedł do Rachel i młodych Upcottów i zaczął
z nimi gawędzić, a wtedy zjawił się ten liverpoolczyk.
– Pez Pierce?
– Co?
– Chyba tak mógł się nazywać ten gość z Liverpoolu.
– No, nie wiem, jak on się nazywa – zniecierpliwił się Grant – ale usłyszałem
jego akcent, kiedy stał obok mnie na cmentarzu. Nigdy nie lubiłem tego
dialektu. Brzmi, jakby się z kogoś nasrywali, prawda? On też ubrał się na żółto.
W żółtą koszulę i żółty, cholera, krawat. W każdym razie Rachel twierdzi,
że musiał wcześniej coś wypić. W zasadzie oni wszyscy byli podpici,
słyszeliśmy, jak rozmawiają i się śmieją. Można by pomyśleć, że to jakaś
cholerna impreza. I Rachel nam powiedziała, że ten Fez czy jak mu tam,
podszedł chwiejnym krokiem do Jima i wypalił: „Wiem, co knujesz i równie
dobrze możesz już, kurwa, przestać”. Jim odpowiedział, że nie ma pojęcia, o co
mu chodzi, i ponoć wtedy Fez go popchnął, mówiąc coś w rodzaju: „Kto
to widział, żeby robić coś takiego na jej pieprzonym pogrzebie”, a potem
Ormond zauważył, co się dzieje, i interweniował. Gdybym tam był, wywaliłbym
ich na zbity pysk. Potem Fez kazał Ormondowi spierdalać... zaznaczam,
że to wszystko działo się na pogrzebie... a później wyszedł. Jim ulotnił się
niedługo po nim. Muszę powiedzieć, że przynajmniej on miał na tyle
przyzwoitości, żeby do nas zajść i powiedzieć, jak bardzo jest mu przykro.
W zasadzie to tylko on. Nie, skłamałem... – Oczy Granta nabiegły już krwią,
a pod jego pachami rosły na koszuli plamy potu. – Pod koniec ten olbrzymi
Holender prowadzący komunę czy co to tam jest... długie włosy... miał na sobie
jakiś żółty fartuch i dżinsy – ciągnął z odrazą Grant – przyczłapał do nas, kiedy
wszyscy już wychodzili, i przyniósł mi jakąś paczkę. Cuchnął trawą. Od razu
poznałem, że wyszedł, żeby zapalić skręta. I powiedział: „To była zwycięska
śmierć”.
– „Zwycięska”?
– No. Wcisnął mi tę paczkę do ręki i dodał: „Otwórz to później. Pomyślałem,
że powinieneś mieć kopię”. A potem sobie poszedł. Żadnego „współczuję wam
straty” ani nic. Otworzyłem tę paczkę w samochodzie. Nigdy pan nie widział
czegoś podobnego. Gość zrobił to... to... Nie wiem, jak to nazwać. Jeśli to jest
jego wyobrażenie o sztuce, do cholery... Część była namalowana, ale resztę
tworzyły zdjęcia. I naklejone na nie słowa. Greckie. Wersy poezji, nagrobki
w tle, a pośrodku Edie klęcząca i wyglądająca, jakby...
Strike pierwszy raz odniósł wrażenie, że zauważył u siedzącego naprzeciw
niego mężczyzny jakiś przebłysk cierpienia. Grant ponownie pociągnął tęgi łyk
wina, lecz część nie trafiła do jego ust i ciemne krople spadły na stolik.
– ...dziwne postacie w tle i olbrzymi... no, nieważne. W każdym razie to było
coś obrzydliwego.
– Ma pan to jeszcze...?
– Nie, do cholery, nie mam – warknął Grant Ledwell. – Następnego dnia
zabrali to śmieciarze.
65
Chwasty rządzą w trawie,
Obce oczy odczytały
Opuszczoną Ortografię
Statecznych Umarłych

Emily Dickinson
1147

Mail, który Strike przesłał Robin po kolacji z Grantem Ledwellem, przeczytany


przez nią na ławce na Sloane Square nazajutrz rano, kończył się tak:

Początkowe grono podejrzanych się zawęża: zostali nam tylko Tim Ashcroft,
Kea Niven i Pez Pierce. Ciągle zadaję sobie pytanie, kogo mogliśmy przeoczyć.
Poniżej kilka pomysłów na nowe linie dochodzenia:
Kto wiedział o zmianie Sercka w człowieka?
Rano zadzwoniłem do Allana Yeomana. Kategorycznie twierdzi, że tylko
dziesięć osób wiedziało, że Maverick rozważa zmianę Sercka w człowieka: sześć
osób w koncernie filmowym – wszystkie podpisały umowę o poufności, więc
gdyby rozmawiały o scenariuszu z kimś spoza studia, ryzykowałyby utratę
lukratywnej posady – sam Yeoman, ale on nie powiedział o tym nawet własnej
żonie i mówi, że z obawy przed przeciekami utrzymywał to w tajemnicy
przed wszystkimi ludźmi w agencji; Josh Blay, Grant Ledwell i Katya Upcott.

1) Josh
Napisałem do Katyi, prosząc o listę osób, które odwiedziły Josha w szpitalu.
Odpowiedź: oprócz jej samej oraz ojca, brata i siostry Blay miał tylko dwoje
gości: Mariam Torosyan (odwiedziła go trzy razy) i Peza Pierce'a. Zamierzam
później zadzwonić do Josha i się dowiedzieć, czy rozmawiał z którąś z tych osób
o proponowanej zmianie. Jeśli tak, wiadomość mogła dotrzeć do North Grove
i przypuszczalnie trafić do dosyć szerokiego grona.
Najbardziej prawdopodobnym Anomią spośród znanych nam podejrzanych
wciąż wydaje mi się Pez Pierce. Ma umiejętności artystyczne/komputerowe,
miał dostęp do osobistych informacji o Edie, ponieważ mieszkał w tym samym
kolektywie co ona, i jest spore prawdopodobieństwo, że Josh powiedział mu o
propozycji dotyczącej zrobienia z Sercka człowieka. Jeśli Pierce znowu zaprosi
cię dzisiaj na drinka, chyba powinnaś się zgodzić. Kiedy z nim będziesz,
przejmę obowiązki Rudejkici.
Chciałbym się też przyjrzeć Nilsowi de Jongowi. „Zwycięska śmierć”
to cholernie dziwne odniesienie do morderstwa, nawet jeśli człowiek się ujara.
Nie mamy wystarczająco dużo ludzi, żeby obserwować Nilsa, dopóki nie
wykluczymy kogoś innego, ale przyda się wszystko, czego zdołasz się o nim
dowiedzieć w North Grove. Notabene: obraz, który dał Grantowi, był
ponoć kopią. Chciałbym zobaczyć oryginał.

2) Grant
Bardzo trudno mi sobie wyobrazić, że ta informacja wymknęła się Grantowi.
Heather sprawia wrażenie plotkary, ale aktualnie ma paranoję i żyje w strachu,
więc prawdopodobnie jest bardziej dyskretna niż zwykle.
Wydało mi się jednak dziwne, że Rachel, starsza córka Granta, uparła się,
żeby pójść na pogrzeb Edie. Ma szesnaście lat i nigdy jej nie poznała. Grant
uważa, że chciała po prostu opuścić dzień w szkole, ale ponieważ mieszka poza
Londynem z jego byłą żoną (nie podał konkretnego miejsca, będę musiał
poszperać w Internecie), myślę, że udawany ból brzucha zapewniłby jej ten
sam efekt i kosztował o wiele mniej wysiłku. Na tym etapie trzeba sprawdzać
wszystkich dziwnie zachowujących się nastolatków powiązanych
z Ledwellami/Upcottami/North Grove.

3) Katya
Nie wyobrażam sobie, żeby Katya rozmawiała o tak delikatnej sprawie poza
własnym domem, ale jeśli wspomniała o tym w domu, każdy członek jej
rodziny mógł przekazać tę informację dalej, czy to umyślnie, czy niechcący.
Znajomi Flavii są za młodzi, żeby pasować do profilu Anomii, ale powinniśmy
sprawdzić kumpli Gusa. Myślę też, że należy się dowiedzieć, kim jest „moje
drogie dziecko” Iniga.

4) Tim Ashcroft i Kea Niven


Tych dwoje wydaje mi się mniej prawdopodobnymi kandydatami
na Anomię. Z tego, co nam wiadomo, żadne z nich nie ma (obecnie) związku
z North Grove/Ledwellami/Upcottami, więc trudno stwierdzić, skąd mogliby
wiedzieć o zmianie dotyczącej Sercka.
Chciałbym ustalić, co zaszło między Pezem i Ashcroftem, żeby wykluczyć
ewentualny związek z Anomią. Poza tym proponuję poddać Keę porządnej
obserwacji w celu jej wykluczenia z grona podejrzanych oraz obserwować
Ashcrofta z tego samego powodu.

Po przeczytaniu tego mejla Robin włożyła komórkę z powrotem do torebki


i sprawdziła swojego iPada, na którym właśnie trwała gra. Anomii nie było,
więc podniosła głowę i spojrzała na okna Lepkich Rączek na trzecim piętrze.
Wpatrując się w prostokąty ze szkła, które w wiosennym słońcu zmieniało się
w żywe srebro, zastanawiała się, czy Anomią może być ktoś, kogo w ogóle nie
wzięli pod uwagę. Jeśli nie skupiać się na szczegółach, pomyślała, Anomią
mógłby być ktokolwiek, jedna z milionów anonimowych osób w Internecie.
Jednakże właśnie te detale – umiejętności, jakich potrzebował, by stworzyć grę,
jego wiedza na temat intymnych szczegółów z przeszłości Edie oraz
najnowszych wydarzeń związanych z kreskówką, nie wspominając o głęboko
zakorzenionej animozji, która z pewnością napędzała go przez długie lata
nękania ofiary – sprawiały, że fakt tak długiego pozostawania winowajcy
w ukryciu wydawał się zdumiewający.
Robin nie bardzo ucieszyły sugestie wspólnika związane z ewentualnymi
nowymi podejrzanymi i przypuszczała, że Strike także traktuje je raczej jak
ćwiczenie się w odhaczaniu kolejnych pomysłów niż podążanie wartościowymi
tropami.
Po półgodzinnym i bezowocnym obserwowaniu mieszkania Lepkich Rączek
zauważyła zbliżającego się Nutleya, który przyszedł ją zmienić. Szedł lekko
rozkołysanym krokiem, jak to miał w zwyczaju. Czuł chyba nieodpartą
potrzebę, by sprawiać wrażenie człowieka, który wie więcej, niż daje po sobie
poznać, i to do tego stopnia, że podczas przekazywania mu pałeczki Robin
zawsze się obawiała, że za chwilę Nutley da jej kuksańca w żebra i puści oko,
toteż miała do niego żal, że cały ciężar związany z dopilnowaniem, by zmiana
wypadła naturalnie, spoczywa na jej barkach.
– Właśnie minęła pierwsza – powiedziała do Nutleya, spoglądając
na zegarek, gdy przekazywała mu informacje.
– Co? – spytał Nutley.
– Przed chwilą spytałeś, która jest godzina. Nie siadaj tu gdzie ja – poprosiła
go błagalnym tonem, ponieważ wyglądał, jakby właśnie to zamierzał zrobić.
Idąc w stronę stacji metra, Robin pocieszała się myślą, że jeśli Lepkie Rączki
wyjrzy przez okno, prawdopodobnie założy, że ulotniła się przez
denerwującego faceta, który po jej odejściu zmienił zdanie w kwestii siedzenia
na ławce. Mimo to żałowała, że nie udało im się znaleźć kogoś lepszego niż
Nutley albo że obciążenie agencji pracą nie zmniejszyło się w stopniu
umożliwiającym zrezygnowanie z jego usług.
Choć teoretycznie miała wolne popołudnie, postanowiła przemienić się
w Jessicę Robins trochę wcześniej, ponieważ przed wieczornymi zajęciami
w North Grove chciała zajrzeć na cmentarz Highgate, a wałęsanie się tak blisko
kolektywu bez przebrania wydawało się ryzykowne. Powody, dla których
zapragnęła odwiedzić ten cmentarz, były niejednoznaczne. Ciekawiło
ją miejsce, w którego cyfrowym odpowiedniku żyła właściwie od tygodni,
a także chciała zobaczyć miejsce napaści na Edie i Josha. Poza tym czuła nie
do końca uświadomione pragnienie odwiedzenia grobu Edie Ledwell. Obawa
przed tym, że ktoś zarzuci jej napawanie się makabrą albo nadmierną
uczuciowość, sprawiła, że nie wspomniała o swoich zamiarach nikomu, a już
zwłaszcza Strike'owi. Z drugiej strony, pomyślała, wkładając perukę Jessiki
w łazience w korytarzu, nie oznaczało to przecież marnowania czasu agencji:
mogłaby spędzić wolne godziny, robiąc coś przyjemnego, na przykład... Tak
naprawdę nie potrafiła jednak wymyślić niczego, co wolałaby robić bardziej,
niż odwiedzić cmentarz Highgate. Spoglądając w pęknięte lustro, żeby
sprawdzić, jak wyglądają orzechowe szkła kontaktowe, przypomniała sobie,
co Ilsa powiedziała przy kolacji: „Serio, jesteś taka sama jak on. Praca
na pierwszym miejscu”. Ponieważ jednak rozpamiętywanie swojej
kompatybilności z Cormoranem Strikiem było czymś, czego świadomie starała
się unikać, zdecydowanie wypchnęła tę myśl z głowy i wróciła do agencji.
– Ładnie ci – stwierdziła Pat, spoglądając krytycznym okiem na brązową
perukę Robin, oczy umalowane eyelinerem, szkarłatne usta i czarną zamszową
kurtkę.
– Dzięki – powiedziała Robin, przechodząc do gabinetu, w którym zostawiła
iPada i torebkę. – Mam nadzieję, że zaprosi mnie na drinka.
– Naprawdę? Kto taki? – zawołała za nią Pat, lecz Robin nie odpowiedziała
od razu. Jej spojrzenie zatrzymało się na iPadzie. Gdy była w łazience, Anomia
nie tylko zalogował się do gry, lecz także zaprosił Rudąkicię do grupy
prywatnej.
– Zaczekaj chwilę, Pat, muszę się tu czymś zająć.

<Otwiera się nowa grupa prywatna>

<4 czerwca 2015, 14.13>

<Anomia zaprasza Rudąkicię>

Anomia: dobry wieczór

>

>

>

>

>

>

Anomia: halo?

>

>
>

>

Anomia: wiesz, nie mogę tu sterczeć przez cały pieprzony


dzień

>

>

<Rudakicia dołącza do grupy>

Rudakicia: cześć, bardzo przepraszam, rozmawiałam


z szefem

Anomia: czyżby?

Anomia: no, to może być problem

Rudakicia: przykro mi

Anomia: i słusznie

Anomia: zastanawiałem się, czy nie złożyć ci propozycji

Anomia: ale jeśli twoja praca wymaga robienia sobie


półgodzinnych przerw, to się nie udauda

Rudakicia: co to za propozycja?

Anomia: żebyś została moderatorką

Anomia: zamiast LordaDreka

Robin wydała z siebie tak głośny zduszony okrzyk, że Pat krzyknęła


z sekretariatu: – Wszystko w porządku?
– Jasne! – zawołała Robin.

Rudakicia: omg byłabym przeszczęśliwa


Anomia: lol no tak myślałem

Anomia: ale musisz na to zapracować

Rudakicia: jak?

Anomia: rozwiążesz test

Anomia: przeprowadzę go na grupie prywatnej

Anomia: 15 sekund na każdą odpowiedź, żebym miał


pewność, że nie zdążysz niczego sprawdzić

Rudakicia: chyba będzie trudno

Anomia: tak

Anomia: coś takiego odsiewa przeciętniaków

Anomia: dostaniesz tydzień na przygotowanie

Anomia: Serce jak smoła, odcinki 1–42

Anomia: a do tego gra

Anomia: a do tego pytanie bonusowe: zgadniesz, kim jestem

Rudakicia: lol

Rudakicia: ktoś kiedyś zgadł?

Anomia: nie

Rudakicia: a powiesz mi, jeśli zgadnę?

Anomia: nie zgadniesz

Anomia: ale bawi mnie, jak bardzo ludzie się mylą.

Anomia: no to czwartek w przyszłym tygodniu, tak?

Anomia: o 14.

Rudakicia: OK
Rudakicia: wielkie dzięki!

<Anomia opuszcza grupę>

<Rudakicia opuszcza grupę>

<Grupa prywatna została zamknięta>

Rozradowana Robin napisała do Strike'a, który aktualnie obserwował


gosposię z South Audley Street, a potem włożyła iPada do torebki i wróciła
do sekretariatu.
– Zaprosił cię na tego drinka? – spytała Pat, widząc wesołą minę Robin.
– O wiele lepiej.
– Na kolację?
– Nie, zostałam zaproszona gdzieś, gdzie od tygodni chciałam się dostać.
– Przez Rossa Łydrwala? – drążyła Pat, która przejawiała wielkie
zainteresowanie życiem uczuciowym Robin albo raczej jego brakiem.
– O kurde. – Robin nagle się zatrzymała i pacnęła dłonią w czoło. – Ross
Łydrwal.
Po ostatniej wiadomości od niego postanowiła, że zadzwoni i wyraźnie
poinformuje gościa o swoim braku zainteresowania, lecz potem wyleciało jej
to z głowy. Robin miała naturalną skłonność do unikania ranienia cudzych
uczuć i gdy z iPadem w torebce szła na dół po metalowych schodach, czuła
mieszaninę strachu i urazy, że musi powiedzieć Łydrwalowi coś, co przecież
powinno być oczywiste po tak długim braku reakcji na jego rozliczne umizgi.
Pół godziny później, gdy wysiadła na stacji Highgate, zadzwoniła jej
komórka.
– Grupa moderatorów, co? – spytał bez wstępów Strike. – Cholernie dobra
robota.
– Jeszcze mnie tam nie ma – zaznaczyła Robin, kierując się w stronę
cmentarza. – Za tydzień muszę zdać przygotowany przez Anomię test wiedzy
o kreskówce i grze. Na koniec będę musiała zgadnąć, kim jest Anomia, więc
lepiej postaram się wymyślić jakąś pochlebną odpowiedź.
– Ktoś kiedyś zgadł?
– Też o to spytałam. Ponoć nie, ale Anomię bawią błędne odpowiedzi.
– Samolubny kutas – mruknął Strike.
– Co u naszej gosposi?
– Właśnie robi zakupy w Aldi. Z tego, co widzę, nie ma przy sobie ukrytych
żadnych szkatułek od Fabergégo. Nutley zmienił cię bez zgrzytów?
– Zjawił się o czasie – odrzekła Robin – ale chciałabym, żeby nie był
aż takim...
– ...dupkiem? Ja też. Wierz mi, chcę się go pozbyć najszybciej, jak się da.
Wszystko gotowe na wieczór w North Grove?
– Tak – powiedziała Robin.
– Miejmy nadzieję, że Pierce nadal jest napalony na Jessicę. A z innych
wieści: Midge zgubiła Tima Ashcrofta.
– Cholera, naprawdę?
– To mogło się zdarzyć każdemu. Śledziła go samochodem poza Colchester
i utknęła za unieruchomioną ciężarówką na rondzie, więc aktualnie Ashcroft
nie ma ogona. Według Midge jechał w stronę Londynu, ale... czytałaś mojego
mejla?
– Tak. I zgadzam się: to nie jest nasz najlepszy kandydat na Anomię. Ale
mimo to dobrze byłoby go jednoznacznie wykluczyć.
– Właśnie. Pozwolę ci teraz wrócić do wolnego popołudnia. Powodzenia
wieczorem w North Grove. Daj mi znać, jak poszło.
Rozłączył się, a Robin włożyła komórkę do torebki i dalej szła w stronę
cmentarza.
Gdy skręciła w Swain's Lane, długą, odgrodzoną z obu stron murem drogę,
która wznosząc się stromo, biegła między dwiema częściami cmentarza,
ujrzała na górze grupkę młodych ludzi: cztery kobiety i mężczyznę. Dwoje
z nich miało na sobie koszulki Serca jak smoła. Na plecach koszulki mężczyzny
widniało jedno z powiedzonek Dreka: „Jestem samotnionek i znudzonek”, a na
plecach dziewczyny zauważyła jeden z firmowych tekstów Narcyzki: „Jak
tu smutno, jak smutno”. Grupka przystanęła między wejściami
do wschodniego i zachodniego sektora cmentarza, rozmawiając z ożywieniem
i popatrując to na jedną, to na drugą bramę. Robin była pewna, że przed
zakupem biletu na wycieczkę z przewodnikiem próbują ustalić, w której z tych
części zamordowano i pochowano Edie. Trzymając się w pewnej odległości,
patrzyła, jak młodzi ludzie kierują się w prawo.
Gdy dotarła do wejścia, zobaczyła, że grupka kupuje bilety i ustawia się
po drugiej stronie budki, na otoczonym łukami dziedzińcu, gdzie
na przewodnika czekało już niewielkie grono. Najwyraźniej do następnej
wycieczki zostało niewiele czasu, więc czując ściskanie w dołku,
ale powtarzając sobie, że najlepiej będzie mieć to już za sobą, oddaliła się,
by nikt z uczestników wycieczki nie mógł jej zobaczyć ani usłyszeć, po czym
ukryła swój numer i zadzwoniła do Rossa Łydrwala.
Odebrał po kilku sygnałach, wydawał się zniecierpliwiony.
– Halo?
– O... cześć, Ross – przywitała się. – Hm... mówi Robin Ellacott.
– Robin! – powiedział, jakby go to zaskoczyło i jednocześnie ucieszyło. –
Zaczekaj chwilę, przejdę gdzieś, gdzie będę mógł rozmawiać...
Usłyszała, jak idzie, prawdopodobnie oddalając się od kolegów z pracy.
– Co u ciebie? – spytał.
– Wszystko w porządku. A u ciebie?
– Nieźle. Lepiej, odkąd zadzwoniłaś. Już zaczynałem myśleć, że postanowiłaś
zerwać kontakt.
Robin, która wątpiła, by można było to tak nazwać, skoro nie utrzymywali
dotąd żadnego kontaktu, postanowiła to przemilczeć. Czuła, że Ross odebrał
to jako jakieś potwierdzenie, ponieważ gdy znów się odezwał, w jego głosie
pobrzmiewała trochę większa pewność.
– No tak, więc... zastanawiałem się, czy miałabyś ochotę wybrać się kiedyś
na kolację.
– Hm – odrzekła Robin. – Chyba raczej... nie, Ross. Ale dzięki. – Nie
zareagował, więc, krzywiąc się w myślach, powiedziała: – Po prostu...
no wiesz... nie jestem jeszcze... gotowa, żeby chodzić na randki.
Cisza.
– Więc... mam nadzieję, że wszystko u ciebie dobrze – dodała pospiesznie –
i... hm...
– W zasadzie to nie – odparł Ross, szokując ją nagłym zwrotem ku czemuś,
co brzmiało jak tłumiona furia. – W zasadzie to nie jest wszystko dobrze.
W tym tygodniu właśnie wróciłem do pracy po pobycie w szpitalu, gdzie
leczyłem się z depresji.
– Och – odrzekła Robin. – Przykro mi to sły...
– Tak się składa, że rozmawiałem o tobie z terapeutką. No. Zmarnowałem
mnóstwo czasu na mówienie o tobie i o tym, jakie to uczucie, gdy wielokrotnie
do kogoś dzwonisz, a ten ktoś nie raczy nawet oddzwonić.
– Ja... nie wiem, co powiedzieć.
– Wiedziałaś, że jestem w dość trudnej sytuacji...
– Ross – odezwała się ponownie, rozdarta między poczuciem winy
a rosnącym poirytowaniem – jeśli odniosłeś wrażenie, że jestem
zainteresowana...
– Moja terapeutka powtarzała, że powinienem odpuścić, ale ja wciąż jej
tłumaczyłem, jaką jesteś miłą osobą. A teraz się okazuje, że jesteś po prostu
kolejną...
– Żegnaj, Ross...
Nie była jednak wystarczająco szybka, by uciąć jego ostatnie słowo.
– ...suką.
Serce Robin waliło, jakby właśnie przebiegła sprintem sto metrów.
Instynktownie spojrzała przez ramię, lecz Ross nie nadbiegał od strony
cmentarnej alejki, i rozzłościła się na siebie za tak irracjonalną reakcję.
Co za dupek, powiedziała do siebie w myślach, ale i tak potrzebowała kilku
sekund, by odzyskać panowanie nad sobą, zanim ruszyła z powrotem
w kierunku gotyckiej bramy, chcąc kupić bilet na wycieczkę z przewodnikiem.
Grono na dziedzińcu urosło już do dwunastu osób. Oprócz fanów Serca jak
smoła było tam kilkoro amerykańskich turystów i starsza para w identycznych
okularach w rogowej oprawie. Robin dołączyła do grupki i trzymając się na jej
obrzeżach, starała się nie myśleć o Rossie Łydrwalu ani o ostatnim słowie,
które warknął jej do ucha. Suka. Nagle przypomniał jej się grzeczny i prawie tak
samo wprawiający w zakłopotanie sposób, w jaki nadkomisarz Murphy
z Wydziału Kryminalnego przyjął jej spartaczoną odmowę pójścia na drinka,
i poczuła, jak rośnie jej sympatia do tego mężczyzny, mimo że prawie go nie
znała.
Przewodnikiem wycieczki, który zjawił się kilka minut po tym, jak Robin
dołączyła do grupy, był mężczyzna w średnim wieku w okularach i płaszczu
przeciwdeszczowym. Jego oczy natychmiast pomknęły w stronę dwojga
młodych ludzi w koszulkach Serca jak smoła i Robin odniosła wrażenie, że lekko
się spiął, jakby szykował się na nieprzyjemności.
– Dzień dobry! Jestem Toby i będę dziś państwa oprowadzał. Nasza
wycieczka trwa około siedemdziesięciu minut. Zanim zaczniemy, dwie sprawy
organizacyjne: jeśli interesuje państwa grób Karola Marksa, powinniście
wiedzieć, że znajduje się w sekcji wschodniej. Wstęp jest darmowy, wystarczy
okazać bilet, który właśnie państwo kupili.
Robin już o tym wiedziała. Josh i Edie, a następnie Anomia i Morehouse,
pozwolili sobie na wprowadzenie pewnych zmian w planie cmentarza, łącząc
dwie jego połówki w jedno i mieszając ze sobą groby, które w rzeczywistości
oddzielała Swain's Lane.
– Jeśli interesuje państwa jakiś konkretny grób...
Młoda kobieta w koszulce Narcyzki i starsza kobieta w okularach odezwały
się jednocześnie.
– Bardzo chcemy zobaczyć grób Edie Ledwell...
– Czy trasa obejmuje grób Christiny Rossetti?
Przewodnik najpierw odpowiedział starszej pani.
– Tak, oczywiście możemy odwiedzić grób Rossetti. Znajduje się w ślepym
zaułku. Pójdziemy tam pod koniec, żebyśmy nie musieli zawracać. Niestety –
dodał, zwracając się do młodej kobiety w koszulce Narcyzki – nie odwiedzamy
mogiły panny Ledwell. Znajduje się na prywatnej parceli, rozumiecie państwo.
Cmentarz wciąż funkcjonuje jako miejsce pochówku i rodziny...
– Jej rodzina miała ją w dupie – wtrącił donośnym szeptem młody
mężczyzna w koszulce Dreka, lecz przewodnik udał, że tego nie usłyszał.
– ...mają prawo do prywatności, dlatego prosimy zwiedzających o okazanie
szacunku. Zezwalamy na korzystanie z aparatów fotograficznych, lecz zdjęcia
można robić wyłącznie na użytek prywatny... poza tym bardzo prosimy nie
jeść, nie pić i nie palić na terenie cmentarza oraz nie zbaczać ze ścieżek.
Niektóre nagrobki są niebezpieczne.
– Ale grób de Munck zobaczymy? – odezwała się młoda tęga kobieta
z fioletowymi włosami należąca do grupki Serca jak smoła.
Robin nie miała pojęcia, kto to był de Munck ani dlaczego grób tej osoby
miałby szczególnie interesować fanów.
– Tak, będziemy przechodzili obok de Munck – odrzekł przewodnik.
– To już coś – zwróciła się dziewczyna do przyjaciół.
Grupka zwiedzających ruszyła przed siebie, nie po głównych schodach
prowadzących na cmentarz, lecz obok olbrzymiego pomnika zmarłych w czasie
pierwszej wojny światowej, a potem wąską ścieżką. Słysząc mamrotanie
niezadowolonych fanów Serca jak smoła, którzy szli tuż przed nią, Robin
domyśliła się, że przewodnik nie prowadzi ich ulubioną trasą. Specjalnie
trzymając się z tyłu, zajrzała do torebki, w której na iPadzie wciąż trwała gra.
Z moderatorów obecna była jedynie Sercella i na szczęście nikt nie chciał
rozmawiać z Rudąkicią na grupie prywatnej.
Przewodnik poprowadził ich wąską nieutwardzoną ścieżką, wzdłuż której
po obu stronach ciągnęły się nagrobki, a kawałek dalej po prawej wznosił się
wysoki ceglany mur. Wszystko tonęło w cieniu, ponieważ nad głowami
utworzył się gęsty baldachim z drzew, a powietrze było ciężkie od zapachu
wilgotnej zieleni, zatęchłej mączki kostnej i grzybiczej gleby. Przewodnik
mówił, lecz Robin niewiele z tego słyszała, ponieważ tuż przed nią trwała
szeptana rozmowa fanów Serca jak smoła.
– Tędy na pewno się nie przedostali – powiedziała młoda kobieta w koszulce
Narcyzki, spoglądając na czterometrowy mur.
– Chyba wszystko jest po drugiej stronie – odrzekł mężczyzna w koszulce
Dreka, spoglądając w lewo między drzewa i groby porośnięte pnączami. –
Tu niczego nie poznaję.
Gdy jednak grupka dotarła na górę ścieżki, dziewczyna w koszulce Narcyzki
wydała z siebie zduszony okrzyk, a ta z fioletowymi włosami wykonała gest,
jakby chciała się złapać za serce. Robin rozumiała te reakcje: sama
doświadczyła zadziwiającego déjà vu.
Mieli przed sobą biegnącą w górę między oplecionymi bluszczem drzewami
krętą ścieżkę, po której skakał mały Sercek w wiecznej tragikomicznej pogoni
za piękną Narcyzką. Mieli przed sobą las połamanych klasycystycznych
kolumn, krzyży, kamiennych urn, marmurowych nagrobków i obelisków,
wśród których czaił się złowrogi cień Dreka gotów wyskoczyć na innych graczy
i namawiać, by zagrali w jego grę.
Przewodnik przystanął obok wysokiego pomnika zwieńczonego rzeźbą
konia, wyjaśniając starszej parze i amerykańskim turystom, że w tym miejscu
spoczywa rzeźnik koni królowej Wiktorii. Uwagę Robin zwrócił jednak
prostokątny obelisk z kamienia porośnięty okazałą plątaniną gęstych,
włóknistych pnączy, których grube wąsy spełzły po pomniku i przywodziły
na myśl pająkowatego pasożyta-kosmitę usiłującego połknąć grób w całości.
Właśnie na tym grobie przesiadywała zazwyczaj Srotka, postać, której głos
początkowo podkładał Pez. Podekscytowani fani Serca jak smoła pstrykali
zdjęcia.
Grupka zwiedzających ruszyła w dalszą drogę, a Robin zaczęła się
zastanawiać, czy ten cmentarz wydaje jej się raczej piękny czy raczej upiorny.
Wszędzie rozszalały się paprocie, bluszcz, trawa, jeżyny i korzenie drzew,
drwiąc z formalnej okazałości pomników. Pnącza uniosły ciężkie kamienne
pokrywy nagrobków, paprocie wykiełkowały na mogiłach, na których od stu lat
nikt nie kładł kwiatów, korzenie drzew podźwignęły tablice, które sterczały
teraz krzywo, pochylone nad ziemią.
Fanów Serca jak smoła przebiegł kolejny dreszcz podniecenia, gdy dotarli
do grobu Mary Nichols ozdobionego śpiącym aniołem naturalnych rozmiarów.
Robin wiedziała, że w kreskówce jest to grób Narcyzki. Zjawa zazwyczaj
uwieszała się na nim, lamentując nad swoim pozgonnym stanem. Fani Serca
jak smoła ubłagali jednego z turystów, by zrobił im wszystkim zdjęcie na jego
tle.
Następnie minęli olbrzymie kamienne kolumny egipskie i weszli do Kręgu
Libanu, zapadniętego kamiennego amfiteatru, gdzie wzdłuż ścian ciągnął się
podwójny rząd mauzoleów. Dziewczyna w koszulce Narcyzki pisnęła na widok
wspaniałego gotyckiego grobowca, który najbardziej przypominał ten należący
w kreskówce do lorda i lady Dzifno-Czyrwów. Gdy przewodnik mówił
o wiktoriańskim umiłowaniu egipskiej ikonografii, fani Serca jak smoła
pstrykali sobie selfie i robili przyjaciołom zdjęcia na tle mauzoleów.
Opuścili Krąg Libanu i minęli grób Williama Wombwella. Jak wyjaśnił
przewodnik wycieczki, był on w czasach wiktoriańskich właścicielem
menażerii, co wyjaśniało obecność olbrzymiego kamiennego lwa wieńczącego
jego nagrobek. Później poprowadził ich z powrotem na długą betonową
ścieżkę, wzdłuż której jak okiem sięgnąć ciągnęły się kolejne groby i drzewa.
Nagle młody mężczyzna w koszulce Dreka zatrzymał się, wskazując
otoczony gęstymi zaroślami nagrobek usytuowany na stromym wzniesieniu
nad ścieżką. Ku lekkiemu zaskoczeniu Robin stanął jej przed oczami obraz,
który niedawno Groomer objaśniał Nogom w galerii Williama Morrisa: matka
pelikan wydziobywała kawałek własnej piersi nad gniazdem pełnym głodnych
piskląt, które zwracały dzioby ku górze, gotowe karmić się jej krwią.
Dziewczyny otaczające młodego mężczyznę w koszulce Dreka kurczowo
ściskały się nawzajem.
– To tu, to na pewno tu!
– O mój Boże – szepnęła dziewczyna w koszulce Narcyzki, mówiąc przez
palce, które przycisnęła do ust. – Zaraz się popłaczę.
Przewodnik też się zatrzymał. Odwrócił się do grupy i ignorując poruszenie
fanów Serca jak smoła, powiedział:
– W tym niezwykłym grobie spoczywa Elizabeth, baronowa de Munck. Gest
pelikana symbolizuje ofiarę. Nagrobek powstał na zlecenie Rosalbiny, córki
Elizabeth...
Robin jednak nie słuchała. Przypomniało jej się, co Josh Blay powiedział
o miejscu, w którym wpadli z Edie na pierwsze pomysły na kreskówkę –
o miejscu, w którym zamordowano Edie. „Obok ulubionego grobu Edie. Jest
na nim pelikan”.
– Zrób mi zdjęcie – powiedziała jedna z fanek Serca jak smoła do koleżanki,
podając jej komórkę drżącymi rękami.
Młody mężczyzna w koszulce Dreka spojrzał na przewodnika. Robin była
pewna, że zastanawia się, czy zdoła się wspiąć na wzniesienie i zajrzeć
do zagłębienia, w którym znaleziono ciało Edie. Gdy grupa ruszyła dalej, fani
Serca jak smoła zostali w tyle, lecz spojrzenie, które rzucił przez ramię
przewodnik, skłoniło ich, by z ociąganiem dołączyć do reszty, dalej
jednak oglądali się za siebie.
Robin, zamykająca tyły, beształa się lekko w myślach, że fani Serca jak smoła
wywołują w niej odrazę swoim pragnieniem fotografowania się w miejscu,
gdzie zadźgano Edie. Bo czy sama była od nich lepsza? Teraz, gdy już ujrzała
miejsce, w którym to się stało, zrozumiała, jakim spryciarzem – albo
farciarzem – był zabójca. Najwyraźniej znał drogę prowadzącą do oddalonego
od ścieżek skupiska nagrobków, ponoć niedostępnego dla zwiedzających.
Co więcej, uniknął spotkania z wycieczkami i zdołał niepostrzeżenie wydostać
się z cmentarza. Rozejrzała się: nigdzie nie było kamer monitoringu. Pomyślała
o dwóch maskach, które założył prawdopodobny zabójca Olivera Peacha. Tu,
wśród gęstych drzew i pomników, zdjęcie jednego przebrania, by odsłonić
drugie, byłoby dziecinnie proste. Może zabójca zaczekał na wycieczkę
i dyskretnie do niej dołączył albo wycofał się tą samą drogą, którą przyszedł?
Pogrążona w myślach Robin została nieco w tyle za grupą, która zmierzała
już w stronę grobu Christiny Rossetti. Właśnie się zastanawiała, gdzie
znaleziono Josha, gdy usłyszała głośne „psst”.
Drgnęła zaskoczona i się rozejrzała. W przerośniętych zaroślach zauważyła
parę smutnych oczu i gęstwinę kręconych włosów. Pez Pierce
ze szkicownikiem w dłoni stał przysłonięty zielenią i szeroko się do niej
uśmiechał.
– Co ty...?
Pez przyłożył palec do ust, a potem skinął, żeby podeszła. Robin popatrzyła
w stronę wycieczki, która właśnie pokonywała zakręt. Nikt się nie obejrzał,
więc bardzo ostrożnie ruszyła przez chaszcze, zahaczając ubraniem o kolce.
Zastanawiała się szybko, czy nie powinna dalej mówić z tym londyńskim
akcentem, który udawała podczas poprzedniej rozmowy z Pezem. Zoe mogła
mu przecież wspomnieć, że Jessica jest z Yorkshire. Gdy wyszła na małą
polankę, na której stał Pez, postanowiła znaleźć złoty środek.
– Myślałam, że można się tu dostać tylko z przewodnikiem – szepnęła
ze swoim naturalnym akcentem.
– Nie, jeśli zna się sekretne wejście – odrzekł Pez, także się uśmiechając. –
Co taka pracoholiczka jak ty robi na wycieczkach po cmentarzach?
– Miałam wizytę u dentysty, więc wzięłam wolne popołudnie – wyjaśniła. –
Jeszcze nigdy tu nie byłam. Niesamowite miejsce, prawda?
– O tak, teraz to słyszę – powiedział Pez.
– Co słyszysz?
– Że jesteś z Yorkshire. Zoe mi powiedziała. Poza tym mówiła, że niedawno
rozstałaś się z chłopakiem.
– No... tak – potwierdziła Robin, siląc się na dzielny uśmiech. – To też
prawda.
Mokra, sięgająca do pasa roślinność wokół zmuszała ich do stania bardzo
blisko siebie na omszonym skrawku nierównej ziemi między grobami
i drzewami. Robin czuła zapach Peza dolatujący przez cienką pogniecioną
koszulkę, którą miał na sobie: silną, niemal zwierzęcą – choć nie do końca –
woń jego ciała, i nagle nawiedziło ją natrętne wspomnienie jego penisa.
– Dostanę nagrodę, jeśli ci powiem trzecią prawdę o tobie?
– Mów – odrzekła Robin.
– Dziś po południu nie sprawdzałaś skrzynki mejlowej.
– Jesteś jakimś jasnowidzem?
– Nie, ale twoje dzisiejsze zajęcia zostały odwołane.
– Och, kurde. – Robin udała rozczarowanie. – Coś się stało Mariam?
– Nie, wszystko w porządku, po prostu się nie wyrobi. Zapomniała,
że ma dzisiaj jakieś obowiązki związane z polityką. W North Grove
to normalka. Na pewno nie tylko ty nie przeczytałaś tej wiadomości. Ludzie
zjawią się jak zwykle, a potem po prostu wypiją coś w kuchni albo porysują
sami. Mniej więcej tak to się u nas odbywa. A może jesteś jedną z tych osób,
które złożą pisemne zażalenie?
– Nie, jasne, że nie! – powiedziała Robin z udawaną urazą, jaką na pewno
okazałaby Jessica, gdyby ją wzięto za tak zacofaną sztywniarę.
– Miło to słyszeć. Dokąd poszli? – spytał Pez, patrząc za grupą zwiedzających.
– Do Christiny Rossetti – odrzekła Robin.
– Nie chcesz zobaczyć jej grobu?
– Czy ja wiem – powiedziała. – Jest w nim coś ciekawego?
– Jedyną ciekawą historię o tym grobie możesz usłyszeć ode mnie – oznajmił
Pez. – Potem moglibyśmy pójść na drinka.
– Aha – powiedziała Robin, okazując, jak miała nadzieję, przyzwoite
onieśmielenie. – Hm... no dobrze. Czemu nie.
– Super. No to chodź – zaproponował Pierce. – Będziemy musieli pójść
okrężną drogą, trzymać się z dala od wycieczek. Poza tym najpierw muszę
podrzucić to do domu – dodał, unosząc szkicownik.
Ruszyli między drzewami i nagrobkami, wystrzegając się ścieżek, po których
wałęsały się grupki zwiedzających. Pez kilka razy wyciągnął dłoń, by pomóc
Robin przejść nad korzeniami drzewa albo po kamienistej nawierzchni usianej
fragmentami skał, a ona pozwalała brać się za rękę. Za trzecim razem wypuścił
ją dopiero po kilku krokach.
– Więc jak brzmi ta historia o grobie Rossetti? – spytała Robin.
Czuła wręcz paranoiczne pragnienie, by Pez mówił dalej, gdy poruszali się
wśród ciemnych drzew, ukryci przed wzrokiem ludzi.
– Aha – przypomniał sobie Pez. – Więc Rossetti nie leży tam sama.
– Nie?
– Nie, jest tam z nią niejaka Lizzie Siddal. Była bratową Christiny.
Przedawkowała, a gdy ją chowano, Dante wsunął do jej trumny jedyny rękopis
swoich wierszy. W sumie to był wielki gest.
– Romantyczny – stwierdziła Robin, wyszarpując nogę z plątaniny bluszczu.
– Siedem lat później – ciągnął Pez – Dante zmienił zdanie, kazał ją odkopać
i je stamtąd zabrał. Kartki podziurawione przez robaki i w ogóle... Ale sztuka
ważniejsza niż suka, nie?
Robin Ellacott nie uznała tej gry słów za szczególnie zabawną, lecz Jessica
uprzejmie zachichotała.
66
Jedno z dzieci, które się tam pętały,
Wstrętny stos wskazawszy, zaśmiało się z niego [...]
Jest w dzieciach coś strasznego.

Charlotte Mew
In Nunhead Cemetery

– Co tam rysowałeś? – spytała Robin Peza, gdy już wyszli z cmentarza


i skierowali się w stronę North Grove.
– Mam pomysł na taką jedną cyberpunkową rzecz – powiedział. – Występuje
w niej podróżujący w czasie wiktoriański grabarz.
– O rany, brzmi wspaniale – odrzekła Robin. Pez przez większość drogi
do kolektywu artystycznego zapoznawał ją z historią, która ku jej lekkiemu
zaskoczeniu rzeczywiście sprawiała wrażenie zarówno rozbudowanej, jak
i wciągającej.
– Więc nie tylko rysujesz, ale też piszesz?
– No, trochę – przyznał Pez.
Kolorowy przedpokój w kolektywie artystycznym wydawał się oszałamiający
w zestawieniu z melancholijnymi cieniami cmentarza.
– To zajmie tylko chwilę, po prostu podrzucę to na górę – obiecał Pez,
wskazując szkicownik, ale zanim zdążył postawić nogę na spiralnych schodach,
od strony kuchni nadszedł Nils de Jong. Olbrzymi, jasnowłosy i obszarpany,
miał na sobie stare bojówki i przypominającą fartuch kremową górę
pochlapaną gdzieniegdzie farbą.
– Masz gościa – poinformował Peza ściszonym głosem. Trudno było
zgadnąć, czy Nils się uśmiecha czy nie, ponieważ rozpoznanie komplikowały
naturalnie uniesione kąciki jego szerokich ust o wąskich wargach. – Właśnie
poszedł do łazienki.
– Kto to? – spytał Pez, trzymając rękę na poręczy.
– Phillip Ormond – powiedział Nils.
– A ten czego ode mnie chce? – zdziwił się Pez.
– Myśli, że masz coś, co należy do niego – wyjaśnił Nils.
– Niby co?
– Oto i on – powiedział głośniej Nils, gdy zza rogu wyszedł Ormond.
Robin, która nigdy wcześniej go nie widziała, zwróciła uwagę na jego
zadbany, schludny wygląd, zupełnie niepasujący do North Grove. Miał na sobie
garnitur i krawat, a do tego trzymał aktówkę, jakby przyszedł prosto ze szkoły.
– Cześć – przywitał się z Pezem, nie uśmiechając się. – Czy moglibyśmy
zamienić słowo?
– Na jaki temat?
Ormond spojrzał na Robin i Nilsa, po czym powiedział:
– To dosyć delikatna sprawa. Chodzi o Edie.
– W porządku – zgodził się Pez, lecz nie wydawał się uszczęśliwiony. –
Pójdziemy do kuchni?
– Tam jest Mariam ze swoimi ziomkami – wtrącił Nils.
– No dobra – powiedział lekko rozdrażniony Pez. – Chodź na górę. –
Następnie zwrócił się do Robin. – Mogłabyś chwilę...?
– Jasne, zaczekam – odrzekła.
Dwaj mężczyźni weszli razem w milczeniu po schodach i zniknęli jej z oczu,
zostawiając ją samą z Nilsem.
– Nie widziałaś przypadkiem kota? – spytał Holender, spoglądając na nią zza
rozczochranej jasnej grzywki.
– Nie, przykro mi – powiedziała Robin.
– Zniknął. – Nils rozejrzał się rozkojarzony, po czym znowu spojrzał
na Robin. – Zoe mówiła, że jesteś z Yorkshire.
– Tak, to prawda – potwierdziła Robin.
– Jest dzisiaj chora.
– O, przykro mi. Mam nadzieję, że to nic poważnego.
– Nie, nie, raczej nie.
Nastąpiła chwila ciszy, w której Nils rozglądał się po pustym przedpokoju,
jakby ni stąd, ni zowąd mógł się tam nagle pojawić kot.
– Wspaniałe schody – odezwała się Robin, żeby przerwać milczenie.
– No. – Nils odwrócił olbrzymią głowę, żeby na nie spojrzeć. – Zrobił je dla
nas stary przyjaciel... Wiesz, że dzisiejsza lekcja rysunku jest odwołana?
– Wiem – odparła Robin. – Pez mi powiedział.
– Mimo to możesz coś narysować, jeśli chcesz. Mariam ustawiła jakieś
paprocie i takie tam. Chyba jest tam Brendan.
– Byłoby super, ale już obiecałam Pezowi, że pójdę z nim na drinka.
– Aha – powiedział Nils. – Masz ochotę usiąść, zanim wróci?
– O, bardzo chętnie – ucieszyła się Robin.
– Chodź – zachęcił, pokazując jej, żeby poszła za nim w stronę przeciwną niż
kuchnia. Człapał, a jego ogromne stopy w sandałach kłapały na drewnianej
podłodze. Mijając pracownię, w której zazwyczaj odbywały się zajęcia, Robin
zauważyła Brendana pracującego sumiennie nad rysunkiem przedstawiającym
paprocie.
– W kuchni jest pełno ormiańskich rewolucjonistów – wyjaśnił Nils,
zatrzymując się przy zamkniętych drzwiach i wyciągając z kieszeni pęk kluczy.
– Tam nigdy nie panuje pokój. Polityka... Interesujesz się polityką?
– Raczej tak – odpowiedziała ostrożnie.
– Ja też – powiedział Nils – ale zawsze się ze wszystkimi nie zgadzam
i Mariam się na mnie wkurza. To moja prywatna pracownia – dodał, wchodząc
do olbrzymiego pomieszczenia, w którym mocno pachniało terpentyną
i marihuaną.
Słowo „bałagan” trudno byłoby uznać za adekwatne. Podłogę pokrywały
szmaty, tubki po farbie, zmięty papier oraz śmieci w rodzaju papierków
po czekoladzie i pustych puszek. Wzdłuż ścian ciągnęły się liche drewniane
regały, na których walały się nie tylko doniczki pełne pędzli i tubek farby oraz
rozmaite palety malarskie, lecz także zniszczone książki, butelki,
zardzewiałe elementy urządzeń, gruzłowate rzeźby z gliny, maski z różnych
materiałów – od drewna po tkaninę – zakurzony trójgraniasty kapelusz,
modele anatomiczne, dłoń z wosku, cały asortyment piór i bardzo stara
maszyna do pisania. Wszędzie stały oparte o ścianę płótna odwrócone tyłem do
środka pokoju.
Z sięgających do kostek śmieci wynurzały się niczym dziwne grzybicze
narośla przykłady twórczości Nilsa de Jonga. Wszystkie odznaczały się tak
agresywną brzydotą, że Robin, brnąc przez odpady na podłodze w stronę
jednego z dwóch niskich foteli, doszła do wniosku, że to albo dzieła geniusza,
albo po prostu coś szkaradnego. Gdy tak szła, wpatrywało się w nią ślepo
gliniane popiersie mężczyzny z zardzewiałymi kółkami zębatymi zamiast oczu
i czymś, co wyglądało jak opona samochodowa zamiast włosów.
Kiedy usiadła w nieco śmierdzącym, nakrytym jakąś ścierką fotelu
wskazanym przez Nilsa, zauważyła kolaż na sztaludze przed oknem. Zdjęcie,
zdominowane przez błotnistą zieleń i żółć, przedstawiało twarz Edie Ledwell
nałożoną na namalowaną klęczącą postać.
– Przykro mi z powodu twojego kota – zaczęła Robin, z trudem odrywając
wzrok od kolażu. – Długo go nie ma?
– Już piąty dzień. – Nils westchnął, opadając na drugi fotel, który pod jego
ciężarem przeciągle zaskrzypiał. – Biedny Jort. Jeszcze nigdy nie zniknął
na tyle czasu.
Po tym, co usłyszała od Josha o otwartym związku Nilsa i Mariam, Robin
zaczęła się zastanawiać, czy zaproszenie jej przez Nilsa do pracowni
ma podtekst seksualny, on jednak wydawał się przede wszystkim zaspany
i zdecydowanie nie był w nastroju do uwodzenia. Na niskim stoliku obok niego
stała popielniczka, w której tkwił wypalony do połowy skręt wielkości
marchewki, zgaszony, lecz wciąż nasycający powietrze swoim ostrym
zapachem.
– Wspaniały – skłamała Robin, wskazując kolaż z twarzą Edie. Twarz
otaczała dziwna gama istot: dwie ludzkie postaci w długich szatach, olbrzymi
pająk i czerwona papuga, trzymająca w dziobie liść marihuany i wyglądająca,
jakby chciała przysiąść „Edie” na kolanach. Na grubym kremowym papierze
wydrukowano dwa zdania, jedno po grecku, drugie po łacinie, i przyklejono
je w poprzek płótna: Thule ultima a sole nomen habens i ὅ μιν έκάεργος
ανήρπασε Φοῖβος Ἀπόλλων.
– Tak. – Nils z ospałym zadowoleniem przyjrzał się swojemu dziełu. – Byłem
z tego zadowolony, dobrze wyszło... W ubiegłym roku zainteresowałem się
możliwościami, jakie stwarza kolaż. W galerii Whitechapel była retrospektywa
Hannah Höch. Lubisz ją?
– Niestety, nie znam jej prac – odrzekła Robin zgodnie z prawdą.
– Należała do berlińskiego ruchu dadaistów – wyjaśnił Nils. – Kojarzysz Serce
jak smoła, tę kreskówkę? Poznajesz moją modelkę?
– Och. – Robin udała zaskoczenie. – To chyba nie jest ta animatorka, prawda?
Edie jakaśtam?
– Ledwell, tak, to właśnie ona. Zauważyłaś, co zainspirowało tę kompozycję?
– Yy... – bąknęła Robin.
– Rossetti. Beata Beatrix. Obraz jego zmarłej żony.
– Aha – powiedziała Robin. – Muszę obejrzeć.
– W oryginale – ciągnął Nils, spoglądając na swoje płótno – zamiast pająka
jest zegar słoneczny. Ten tutaj – dodał, wskazując to stworzenie – to Meta
bourneti. Nie znosi światła. Nawet noc jest dla niego za jasna. Znaleziono
takiego w krypcie na cmentarzu Highgate. To jedyne miejsce w Londynie,
w którym go spotkano.
– Aha – powtórzyła Robin.
– Dostrzegasz symbolikę? Pająk reprezentujący pracowitość i artyzm, ale
nienawidzący światła. Nie potrafi w nim przetrwać.
Nils zauważył w swojej zmierzwionej brodzie coś, co wyglądało na drobinkę
tytoniu, i wyciągnął ją stamtąd. Robin, mając nadzieję, że coś odwróci jego
uwagę na wystarczająco długą chwilę, by mogła zrobić zdjęcie kolażu
przedstawiającego Edie i pokazać je potem Strike'owi, wskazała popiersie
mężczyzny z kółkami zębatymi zamiast oczu i skłamała:
– To fenomenalne.
– Tak – przyznał Nils i znowu, biorąc pod uwagę dziwne maskowate
wywinięcie jego ust, trudno było stwierdzić, czy rzeczywiście się uśmiecha. –
To mój tata. Zmieszałem jego prochy z gliną.
– Zmieszałeś...?
– Tak. Zabił się. Już ponad dekadę temu – powiedział Nils.
– Och, bardzo mi... bardzo mi przykro – wykrztusiła Robin.
– Nie, nie, to nie miało dla mnie większego znaczenia – odrzekł Nils,
wzruszając lekko ramionami. – Nie dogadywaliśmy się. Był dla mnie stanowczo
zbyt nowoczesny.
– Nowoczesny? – powtórzyła Robin.
– Tak. Był przemysłowcem... w branży petrochemicznej. Ważna figura
w Holandii. Fanatyczny zwolennik tego pustego liberalizmu
socjaldemokratycznego, no wiesz... przedstawiciele pracowników w zarządzie,
żłobek zakładowy... wszystko, byleby jego małe trybiki były zadowolone.
Robin niezobowiązująco pokiwała głową.
– Ale przy tym brak jakiegokolwiek zakotwiczenia w czymś prawdziwym
albo ważnym – ciągnął Nils, wpatrując się w groteskowe popiersie. – Należał
do tych ludzi, którzy kupują obraz, żeby pasował do dywanu, wiesz?
Roześmiał się lekko, a Robin się uśmiechnęła.
– Tydzień po śmierci mamy tata odkrył, że ma raka. Mógł się leczyć, ale i tak
postanowił się zabić. Czytałaś Durkheima?
– Nie – powiedziała Robin.
– Pożycz sobie – zaproponował Nils i machnął olbrzymią ręką. – Émile
Durkheim. Samobójstwo. Mamy w łazience małą bibliotekę ... Durkheim
doskonale opisuje przypadłość taty. Anomia. Wiesz, co to takiego?
– Brak normalnych standardów etycznych lub społecznych – odrzekła Robin,
mając nadzieję, że Nils nie dosłyszy wywołanego zaskoczeniem drżenia jej
głosu.
– O, bardzo dobrze. – Nils leniwie się do niej uśmiechnął. – Wiedziałaś
wcześniej czy sprawdziłaś po obejrzeniu okna w naszej kuchni?
– Sprawdziłam po obejrzeniu okna w waszej kuchni – skłamała Robin, też się
do niego uśmiechając. Z jej doświadczenia wynikało, że mężczyźni lubią
udzielać kobietom informacji.
Nils zachichotał, po czym powiedział:
– Tata nie miał życia wewnętrznego. Był pusty, pusty... Zysk, nabywanie
i odhaczanie małych socjaldemokratycznych kwadracików... Jego śmierć
w naturalny sposób wyrosła z jego życia. Anomiczne samobójstwo: Durkheim
dobrze to opisuje. Każda śmierć jest tak naprawdę spełnieniem. Nie sądzisz?
Szczera odpowiedź Robin byłaby przecząca, lecz Jessica Robins
odpowiedziała:
– Prawdę mówiąc, nigdy nie myślałam o tym w ten sposób.
– To prawda – zapewnił ją Nils, kiwając z namysłem głową. – Nie znam
nikogo, czyja śmierć nie była nieunikniona i całkowicie adekwatna. Wiesz,
co to są czakry?
– Yy... To obszary ciała, prawda?
– To coś więcej. Tantryzm hinduski. – Nils sięgnął po zgaszonego skręta i go
jej pokazał, pytając: – Nie masz nic przeciwko temu, żebym...?
– Nie, śmiało – odrzekła Robin.
Nils zapalił skręta starą i poobijaną zapalniczką Zippo. Z dżointa wydobyły
się ogromne smugi dymu.
– Rak mojego ojca umiejscowił się w prostacie – odezwał się Nils w kłębach
niebieskiego dymu. – Druga czakra: swadhiszthana. Choroby drugiej czakry
biorą się z braku kreatywności i z izolacji uczuciowej. Mam tutaj coś...
Niespodziewanie dźwignął się na nogi. W czasie, którego potrzebował,
by przejść przez pracownię, Robin szybko wyjęła komórkę, zrobiła zdjęcie
kolażu, a potem schowała telefon z powrotem do torebki.
– ...gdzie to się podziało? – mamrotał Nils, grzebiąc wśród zagraconych półek
i przesuwając różne przedmioty. Część z nich spadła na podłogę, lecz nie
przejawiał zainteresowania ich losem.
– Ostrożnie! – zawołała nagle zaniepokojona Robin.
Przypominający szablę przedmiot spadł z półki i wylądował zaledwie kilka
centymetrów od stopy Nilsa w sandale. De Jong tylko się roześmiał, po czym
pochylił się, żeby go podnieść.
– Klewang mojego dziadka. Ozdobiłem go małym grawerunkiem... Widzisz?
Wiesz, co tu jest napisane?
– Nie – odrzekła Robin, patrząc na lekko rozchwiane greckie litery na ostrzu.
– Κληρονομιά. Dziedzictwo... Gdzie się podziała ta książka?
Wepchnął klewang z powrotem na półkę, ale po chwili apatycznych
poszukiwań stwierdził: „Nie ma jej tu” i wrócił do Robin z pustymi rękami.
Niski fotel znów jęknął pod ciężarem jego ciała.
– Więc – zaryzykowała Robin – w przypadku kogoś takiego jak... – wskazała
zdjęcie Edie – w jakim sensie jej śmierć była spełnieniem?
– A. – Nils zamrugał, patrząc ospale na obraz. – No cóż, to było spowodowane
brakiem czegoś, co nazwałbym perspektywą arystokratyczną. – Znowu
zaciągnął się głęboko skrętem i wypuścił dym, więc Robin nie widziała
wyraźnie jego twarzy. – Mówiąc „arystokratyczna”, nie mam na myśli wąskich
kategorii klasowych... Mam na myśli specyficzną postawę umysłu...
Arystokratyczną naturę cechuje dystans... szerokie, wspaniałomyślne
spojrzenie na życie... umiejętność znoszenia zmian losu, na dobre i na złe... Ale
widoczna tu Edie miała umysł burżuazyjny... zaborczy stosunek do swoich
osiągnięć... przejmowała się prawem autorskim, przygnębiała ją krytyka...
a sukces w końcu ją zniszczył...
– Uważasz, że sztuka powinna być za darmo? – spytała Robin.
– A dlaczego nie? – odparł Nils. Wyciągnął do niej skręta. – Chcesz?
– Nie, dzięki – powiedziała Robin. Już i tak kręciło jej się w głowie
od biernego wdychania dymu. – Ale – złagodziła pytanie odrobiną śmiechu –
chyba nie myślisz, że zabiło ją przejmowanie się prawem autorskim?
– Nie prawem autorskim samym w sobie... Nie, Edie zginęła z powodu tego,
czym się stała.
– Czym się stała?
– Obiektem nienawiści. Sprawiła, że zaczęto jej nienawidzić... ale była
artystką. – Wpatrując się w niewyraźną zieloną klęczącą postać z nałożoną
na nią głową Edie, Nils dodał: – A czy istnieje większy hołd dla mocy dzieła
artystki niż jej zniszczenie? Dlatego w tym sensie, wiesz, swoją śmiercią
odniosła zwycięstwo... uznano jej moc... została poświęcona dla swej sztuki...
ale gdyby wiedziała, jak... jak posiąść tę moc... wszystko potoczyłoby się dla niej
lepiej... – Nils znowu zaciągnął się głęboko skrętem. Jego głos stawał się coraz
bardziej senny. – Ludzie nie mogą nic poradzić na to, jacy są... z natury... Twój
przyjaciel Pez... klasyczny typ zachodni...
Robin usłyszała w oddali głos Brama, który zaśpiewał coś po holendersku,
a potem zawołał:
– Nils?
Nils przysunął gruby palec do ust, uśmiechając się do Robin.
– Nils?
Usłyszeli, jak Bram biegnie korytarzem, a po chwili załomotał pięścią
w drzwi. Robin domyśliła się, że będąc w środku, Nils zazwyczaj zamyka je na
klucz, ponieważ Bram nie próbował złapać za klamkę.
– Wiem, że tam jesteś, tato, czuję trawę!
Robin przypuszczała, że gdyby jej tam nie było, Nils udałby, że nie słyszy
syna. Zamiast tego roześmiał się i powiedział:
– No dobrze, chłopcze...
Dźwigając się z fotela, odłożył skręta i ruszył w stronę drzwi. Bram
wytrzeszczył oczy na widok siedzącej w środku Robin i zarechotał.
– Tato, próbowałeś...?
– To przyjaciółka Peza – wyjaśnił Nils, wchodząc mu w słowo. – Czego
chcesz?
– Mogę zabrać szablę overgrootvadera do szkoły?
– Nie, chłopcze, gdybyś to zrobił, na pewno by cię wydalili – odparł Nils. –
A teraz wynocha. Idź się pobawić.
– Drek jest samotnionek i znudzonek – powiedział Bram. – Drek jest samotnionek
i znudzonek. Drek...
– Nils!? – zabrzmiał kobiecy głos. Ostrzyżona na jeża kobieta, którą Robin
widziała poprzednim razem, zjawiła się z dzieckiem na ręku. – Przyszedł gość
do bojlera.
– Zaczekam w przedpokoju – zaproponowała uprzejmie Robin, wstając. –
Pewnie wolisz zamykać pracownię na klucz, kiedy cię tu nie ma.
Miała nadzieję, że jeśli napomknie o zamknięciu drzwi, upalony Nils o tym
nie zapomni. Nieszczególnie podobała jej się myśl, że Bram dorwie się
do klewanga pradziadka, i ulżyło jej, gdy wychodząc na korytarz, usłyszała
za sobą pobrzękiwanie kluczy.
Wciąż nie było widać Peza, ale jakiś mężczyzna w niebieskim kombinezonie
gapił się oszołomiony na gigantyczną monsterę deliciosę, spiralne schody oraz
setki rysunków i zdjęć powieszonych na ścianach. Nils, ciągnąc za sobą zapach
marihuany, minął Robin ciężkim krokiem, by powitać fachowca i zaprowadzić
go do kuchni. Ostrzyżona na jeża kobieta uśmiechnęła się do Robin, a potem
zaczęła wchodzić po schodach, szepcząc coś do rozchichotanego dziecka,
które trzymała w ramionach.
Gdy Robin została sama, wyjęła komórkę, żeby przesłać Strike'owi zdjęcie
kolażu. Zanim jednak zdążyła to zrobić, tuż przy jej uchu zabrzmiał piskliwy
głos przenikliwy jak gwizd.
– DREK CHCE ZAGRAĆ W GRĘ, BUAA!
Robin wydała z siebie zduszony okrzyk, podskoczyła i się odwróciła. Bram
podkradł się do niej, trzymając przy ustach mały plastikowy gadżet. Widząc,
jak zszokował Robin, ryknął śmiechem. Robin wcisnęła komórkę z powrotem
do torebki i czując, jak wali jej serce, zmusiła się do uśmiechu.
– Lubisz Serce jak smoła, prawda?
– Lubię Dreka – uściślił Bram, wciąż używając gadżetu, który zniekształcał
jego głos, zmieniając go w przenikliwe skomlenie.
– Można tym robić inne głosy? – spytała Robin, ponieważ nagle zaczęła coś
podejrzewać.
– Można. – Bram wcisnął przycisk i jego głos stał się ochrypły, chropawy. –
Mogę zrobić też taki.
– Skąd to masz? Fajnie wygląda.
– Z Muzeum Nauki – odrzekł ochrypłym głosem. Następnie odsunął gadżet
od ust i spytał: – Kim jesteś?
– Mam na imię Jessica – przedstawiła się Robin. – Przychodzę tu na zajęcia
plastyczne.
– Myślałem, że jesteś przyjaciółką Peza – powiedział Bram, a podejrzliwość
w jego głosie i przenikliwość jego spojrzenia sprawiły, że Robin zrozumiała,
dlaczego, według Josha, czasami kojarzył się z czterdziestolatkiem.
– To też – przyznała. Wskazała zmieniacz głosu. – Można by tym robić
naprawdę dobre kawały przez telefon. Próbowałeś kiedyś robić kawały przez
telefon? Ja tak – skłamała Robin. – Z bratem.
Bram tylko kpiąco się uśmiechnął.
– Chcesz zobaczyć parę prac Peza? – spytał.
– Jasne, z chęcią – odrzekła Robin, zakładając, że chłopiec zaprowadzi
ją do któregoś z obrazów otaczających ich ze wszystkich stron.
– Są na górze. – Uśmiechnął się i skinął, żeby poszła za nim.
– Nie jestem pewna, czy powinnam tam wchodzić – zawahała się Robin.
– Nikomu to nie przeszkadza – zapewnił Bram. – Tutaj wszyscy mogą
wchodzić wszędzie.
– A gdzie dokładnie są te prace? – spytała Robin, nie ruszając się z miejsca.
Nie zamierzała dać się zaprowadzić do pokoju Peza. Wprawdzie chciała się
dowiedzieć, o czym rozmawia z Ormondem, lecz pomyślała, że większe
są szanse na wydobycie tej informacji od samego Peza przy drinku, niż jeśli
wparuje do jego pokoju z Bramem.
– Są w dawnym pokoju Edie i Josha – powiedział Bram.
Pokusa okazała się nie do odparcia, więc Robin poszła za nim po spiralnych
schodach na następne piętro.
Bram wydawał się dziwnie podekscytowany, gdy prowadził ją wąskim
korytarzem, wyłożonym wykładziną i urozmaiconym dwoma lub trzema
ciągami węższych schodów. Dom skojarzyłby się Robin z małym hotelem,
gdyby nie to, że większość drzwi była niedbale otwarta i ukazywała
nieposprzątane pokoje.
– Ten jest mój – poinformował ją niepotrzebnie: pomieszczenie było
zagracone czymś, co wyglądało jak zabawki, w większości popsute. – A ten ich.
Inaczej niż w przypadku prawie wszystkich pozostałych pomieszczeń, drzwi
pokoju sąsiadującego z pokojem Brama były zamknięte. Ku zaskoczeniu Robin
chłopak rozejrzał się po pustym korytarzu, a następnie wyjął z kieszeni klucz
i je otworzył.
Pokój wychodził na północ. Pachniało w nim zwęglonym drewnem
i nadpalonym materiałem, a ta woń była podszyta nutą zawilgotniałej
stęchlizny. W lampie sufitowej brakowało żarówki. Gdy oczy Robin
przyzwyczaiły się do półmroku, uświadomiła sobie, że zostawiono to miejsce
w takim stanie, w jakim przed kilkoma miesiącami opuścił je Josh. Poczerniałe
zasłony wciąż wisiały w oknie, ich zeszmacone brzegi kołysały się lekko
na wietrzyku wywołanym otwarciem drzwi. Z szerokiego łóżka zdjęto pościel,
odsłaniając częściowo spalony materac. Z niektórych rysunków na ścianie
ocalały jedynie fragmenty, wciąż przytrzymywane przez zaśniedziałe pinezki,
lecz największe dzieło sztuki – jeśli można je tak nazwać – pozostało, ponieważ
namalowano je na ścianie. Właśnie to graffiti wskazywał palcem Bram,
wyczekując niecierpliwie reakcji Robin.
Ktoś – jeśli wierzyć Bramowi, był to Pez – namalował ze szczegółami
dwumetrowego penisa wchodzącego do pochwy. U góry widniały te same
słowa co na oknie Mariam w kuchni na dole.
Stan anomii jest niemożliwy
jeśli organy są ze sobą solidarne
i pozostają w wystarczającym kontakcie
oraz w wystarczająco długim kontakcie.
– Jak ci się podoba? – spytał Bram, z trudem powstrzymując chichotanie.
– Bardzo dobre wykonanie – oceniła rzeczowo Robin. – Ktoś bez wątpienia
umie rysować genitalia.
Bram wydał się nieco sfrustrowany taką odpowiedzią.
– To Pez. Namalował to, kiedy ich nie było. Edie się nie spodobało.
– Nie? – spytała Robin obojętnym tonem.
– Wiem, kto ją zabił – oświadczył Bram.
Robin spojrzała na niego. Był tak wysoki, że stali prawie twarzą w twarz.
Pamiętała, co się stało z jego matką, i było jej żal tego chłopaka, lecz ani
entuzjazm malujący się na jego twarzy, ani jego jawne pragnienie
wywoływania szoku albo strachu nie budziły jej sympatii.
– W takim razie powinieneś powiedzieć komuś dorosłemu – odrzekła.
– Ty jesteś dorosła – odparł Bram. – Jeśli ci powiem, będziesz musiała coś
z tym zrobić, prawda?
– Miałam na myśli kogoś takiego jak twój tata albo Mariam.
– Skąd wiesz, że Mariam nie jest moją mamą? – spytał.
– Słyszałam od kogoś – odrzekła Robin.
– Wiesz, co się stało z moją prawdziwą mamą?
– Nie – skłamała Robin.
– Jeden facet ją udusił.
– To okropne – powiedziała z powagą Robin. – Bardzo mi przykro.
Przypuszczała, że Bram spodziewał się oskarżenia o to, że zmyśla.
Na ułamek sekundy uśmiech zniknął z jego twarzy. Potem chłopak głośno
oświadczył:
– Nic mnie to nie obchodzi. Lepiej mieszka się z Nilsem. On daje
mi wszystko.
– Szczęściarz z ciebie. – Robin uśmiechnęła się i odwróciła, żeby spojrzeć
na resztę pokoju.
Pomyślała, że to nie może być miejsce, w którym Josh i Edie nagrali tamten
pierwszy wywiad, gdy jeszcze byli w sobie tak wyraźnie zakochani, ponieważ
w tamtym pomieszczeniu stało wąskie łóżko. Nie zauważyła portfela Josha ani
żadnych kluczy. Tarcza do rzutek przetrwała pożar, ponieważ wisiała
w drugim końcu pokoju. Ktoś przypiął do niej rysunek, z którego sterczały trzy
rzutki. Zaciekawiona Robin podeszła do tarczy i z lekkim dreszczykiem
zaskoczenia zobaczyła, że to dosyć kiepski rysunek ołówkiem przedstawiający
Iniga Upcotta, którego zidentyfikowała głównie dzięki temu, że Katya dodała
jego imię nad swoim podpisem.
– Kto przyczepił portret tego biednego człowieka do tarczy do rzutek? –
spytała Brama lekkim tonem.
Nie uzyskawszy odpowiedzi, odwróciła się i tuż przed swoim nosem ujrzała
mordkę zdechłego szczura. Pisnęła, zatoczyła się na ścianę i poczuła, jak rzutki
wystające z tarczy kłują ją w tył głowy. Szczur, częściowo zgniły, nie miał oczu.
Jego zęby pożółkły, a gruby, przypominający robaka ogon zesztywniał. Szczur
śmierdział alkoholem, a Bram, śmiejąc się, nacierał na nią tym truchłem.
Na podłodze obok łóżka stał olbrzymi słój pełen jakiejś mętnej cieczy.
Zakrętka była odkręcona.
– Nie! – krzyknęła Robin, odpychając chłopca, i prawie biegiem uciekła
z pokoju do pustego korytarza, po czym szybko wróciła tą samą drogą, którą
przyszła, starając się odeprzeć instynktowną chęć przyspieszenia do sprintu,
choć nie słyszała, by ją gonił.
Dotarłszy na szczyt schodów, zobaczyła Peza, który stał sam w korytarzu
na dole i wyglądał na zdenerwowanego, lecz rozchmurzył się, gdy zaczęła
schodzić po schodach.
– Myślałem, że się zmyłaś.
– Nie. – Robin starała się nad sobą zapanować. – Bram chciał mi coś pokazać
na górze.
– O Jezu. – Pez wydawał się lekko rozbawiony. – Co?
– Coś, co namalowałeś na ścianie – powiedziała Robin, próbując zrobić
równie rozbawioną minę jak on.
– Kurde, naprawdę ci to pokazał? – spytał Pez, nagle poważniejąc. – To był
tylko kawał... a poza tym drzwi do tego pokoju powinny być zamknięte.
Gdy Robin zeszła na dół, po schodach za nią zbiegł Bram, robiąc mnóstwo
hałasu.
– Skąd wziąłeś klucz do pokoju Josha? – spytał go Pez ostrym tonem.
Bram bezczelnie wzruszył ramionami, a potem spojrzał Robin prosto w oczy.
– Zoe to zrobiła – oznajmił z szerokim uśmiechem, a po chwili uciekł
w stronę kuchni, skręcając za rogiem.
67
Teraz odrzuca mnie jak kłopot.
Chyba się kobiecą dumą otuliłam
W doskonałym celu.

Elizabeth Barrett Browning


Aurora Leigh

– Co zrobiła Zoe? – zainteresował się Pez.


– Nie mam pojęcia – skłamała Robin. – Ten Bram to... zabawny chłopak,
prawda?
– Tak też można go nazwać – prychnął Pez. – Chodź. Pójdziemy
do Gatehouse.
Rozmowa z Ormondem chyba trochę popsuła humor Pezowi, ale
rozchmurzył się, gdy wyszli na łagodne powietrze wczesnego wieczoru. Kiedy
zmierzali w stronę pubu, Pez pytał Robin o jej pracę w marketingu, którą
na szczęście wymyśliła wystarczająco szczegółowo, by sprawnie udzielać
odpowiedzi.
– I nie wydaje ci się to nudne?
– Jasne, że tak – odrzekła Robin, a Pez się roześmiał.
– Przepraszam, że zniknąłem na tyle czasu – powiedział.
– Nic się nie stało. Rozmawiałam z Nilsem.
– Tak? – Uśmiechnął się. – Co o nim myślisz?
– Ciekawy typ – stwierdziła Robin, a on znowu się roześmiał.
– W porządku, możesz powiedzieć, że jest dziwny. Przecież to nie mój stary.
O czym ci nawijał?
– Hm... tantryzmie hinduskim, kapitalizmie, samobójstwie, anomii – Robin
obserwowała Peza kątem oka, wypatrując jakiejś reakcji, ale żadnej nie
zauważyła – o arystokratycznym spojrzeniu, śmierci będącej spełnieniem...
– Poznałaś wszystkie jego największe hity. – Pez się uśmiechnął. – Jest
nieszkodliwy, tylko ekscentryczny, na przykład... uważa się za urodzonego
arystokratę, bo przetrwał, mimo że ojciec zostawił mu miliony.
– To musiało być prawdziwe wyzwanie – zażartowała Robin, a Pez się
roześmiał, wyciągnął rękę i dotknął lekko jej ramienia.
– Zabawna jesteś – powiedział lekko zaskoczony.
– Poza tym pokazał mi parę swoich dzieł.
– Tak? Jak ci się spodobały? – Zanim Robin zdążyła odpowiedzieć, spytał: –
Zajebiście szkaradne, no nie? Bez obaw, wszyscy wiemy, że to szajs. Przerabiał
po kolei malarstwo, rzeźbę, kwasoryt, rytownictwo, sztukę cyfrową... a w
ubiegłym tygodniu wspomniał o chęci poznania tajników drzeworytu.
– Sprzedał coś kiedyś? A, nie, zaraz... On uważa, że sztuka powinna być
za darmo, prawda?
– Tak – potwierdził Pez. – Łatwo powiedzieć, jeśli masz miliony na koncie.
Czasami organizuje małe wystawy indywidualne w North Grove i cała stara
gwardia – uczniowie, którzy kręcą się tam od lat, przychodzą, żeby pić wino
i mówić mu, że jest geniuszem. Część z nich chyba nawet w to wierzy. W sumie
to dosyć miłe... Powiedział ci, do jakiej należysz rasy?
– Do jakiej rasy? – powtórzyła Robin. – Co masz na myśli?
– Chyba będę musiał wypić trochę piwa, zanim zapuścimy się w te rejony –
oznajmił Pez. Ich oczom ukazał się już Gatehouse: ogromny czarno-biały
budynek z drewna, przed którym ustawiono krzesła i stoliki.
– Chcesz usiąść w środku czy na zewnątrz? – spytał Pez.
– W środku – zdecydowała Robin. Teraz, gdy już nie stali pod cienistym
baldachimem drzew na cmentarzu, obawiała się spojrzeń z bliska na swoją
perukę i kolorowe soczewki kontaktowe.
– Czego się napijesz? – spytał Pez, gdy weszli do bardzo dużej sali
ze ścianami z cegieł i drewnianą podłogą, na której ustawiono wiele stolików.
Jedna trzecia była już zajęta.
– Poproszę kieliszek czerwonego wina – powiedziała Robin. – Skoczę tylko
do łazienki.
Tapetę w damskiej toalecie zdobiły różaneczniki i papugi. Robin zamknęła
się w kabinie, przesłała Strike'owi zdjęcie kolażu Nilsa przedstawiającego Edie,
a potem do niego zadzwoniła. Odebrał prawie natychmiast.
– Nie jesteś na lekcji rysunku?
– Odwołali ją, więc poszłam z Pierce'em na drinka. Słuchaj, właśnie
przesłałam ci zdjęcie obrazu, który Nils de Jong dał Grantowi Ledwellowi...
to znaczy który skopiował, żeby mu dać... i teraz musisz zanotować wszystko,
co się przed chwilą wydarzyło, póki dokładnie to pamiętam, bo ja nie mam
czasu. Pez czeka na mnie w barze.
– Mów – powiedział Strike.
Robin poinformowała go szybko o wizycie Ormonda u Peza, wyrecytowała
wszystko, co zdołała sobie przypomnieć z chaotycznych wywodów Nilsa
o śmierci Edie, opisała szczegółowo pokój Josha i zakończyła zwięzłym
streszczeniem zachowania Brama, którego punktem kulminacyjnym było
oskarżenie rzucone pod adresem Zoe. Cały czas słyszała szybkie szuranie
długopisu Strike'a.
– Jezu Chryste, starczy nam tego na jakiś czas – stwierdził Strike, gdy
skończyła. – Dobra robota.
– Teraz musisz się zalogować do gry – ciągnęła Robin. – Kiedy sprawdzałam
ostatnim razem, Anomii nie było, ale od tej pory minęły ponad trzy godziny.
– Już się zamieniam w Rudąkicię – powiedział Strike, a ona usłyszała, jak
jego palce stukają w klawiaturę.
– Okej, zadzwonię po wyjściu z pubu.
– Jasne. Powodzenia.
Robin się rozłączyła, wyszła z boksu, przejrzała się w lustrze, żeby się
upewnić, że ani peruka, ani soczewki kontaktowe się nie przesunęły, nastawiła
komórkę na nagrywanie, włożyła ją z powrotem do torebki, mając nadzieję,
że mikrofon wyłowi rozmowę z Pezem mimo hałasu panującego w pubie,
po czym wyszła z łazienki.
Pez zajął miejsce przy okrągłym stoliku dla dwóch osób w rogu na drugim
końcu sali, obok okna, a przed nim stały kieliszek czerwonego wina i kufel
piwa. Przysunął swoje krzesło do krzesła Robin, tak że zamiast siedzieć
po przeciwnych stronach stolika, znaleźli się obok siebie.
– Wspominałeś coś o tym, że Nils mówi ludziom, do jakich należą ras –
zaczęła z uśmiechem Robin, gdy już usiadła, ściągając jednocześnie czarną
zamszową kurtkę. Spojrzenie Peza natychmiast powędrowało w stronę jej
piersi, a potem wróciło do oczu.
Z bliska Robin znowu poczuła zapach jego ciała. Nagie ramiona Peza były
umięśnione, paznokcie brudne. Gdyby zdjąć dżinsy i koszulkę, wyglądałby jak
święty Caravaggia z ogromnymi, ciemnymi, smutnymi oczami i splątaną
gęstwiną czarnych kręconych włosów.
– Nils dzieli nowo poznanych ludzi na rasy – wyjaśnił Pez, a potem, widząc
minę Robin, zaznaczył: – Ale wiesz, tylko białych Europejczyków. Wziął to z
jakiejś starej książki. Tak, sześć ras białych Europejczyków. Nils czyta
dziwaczne teksty, o których nikt inny nigdy nie słyszał, i uwielbia spory, nawet
kiedy jest upalony. Wiesz, zawsze ma inne zdanie niż reszta.
– Więc kiedy mi powiedział, że jesteś typowym człowiekiem Zachodu, miało
to jakiś związek z tymi jego rasami?
– Ha, tak ci powiedział? – Pez lekko przewrócił oczami. – No. Jestem
człowiekiem Zachodu. Małym i ciemnowłosym.
Robin omal nie odparła: „Nie jesteś mały”, ale powstrzymała te słowa, zanim
zdążyły wyjść z jej ust. Miała na myśli wzrost, lecz mogło to zostać odebrane
w zupełnie inny sposób.
– W porównaniu z Nilsem wszyscy są niscy – zauważyła.
– Tak, ale ludzie Zachodu mają latynoską urodę i są uczuciowi, a do tego
lubią widowiska.
– A do jakiej rasy przyporządkował samego siebie?
– Do nordyckiej – odrzekł Pez. – Rosły jasnowłosy wojownik-twórca.
Najlepsza rasa, do jakiej można należeć, rzecz jasna.
– Więc to wszystko żarty, ale Nils pochodzi z rasy panów? – powiedziała
Robin.
Pez się roześmiał.
– No. Mariam strasznie się wkurza, kiedy on zaczyna o tym mówić, ale Nils
twierdzi, że jest wkurzona tylko dlatego, że to typ dynarski, gorszy
od nordyckiego.
Robin roześmiała się razem z nim, lecz nie wydawało jej się to zbyt zabawne.
– Pewnego razu Nils powiedział starszemu facetowi na wózku
inwalidzkim... to było pod koniec imprezy integracyjnej, które organizujemy
na okrągło pod byle pretekstem... że jest klasycznym przedstawicielem rasy
alpejskiej. Tak naprawdę to taki prywatny żarcik mieszkańców North Grove,
bo wiesz, jeśli Nils kogoś nie lubi, mówi, że ten ktoś należy do rasy alpejskiej.
To w gruncie rzeczy taki szyfr oznaczający nudnego dupka.
Drobnomieszczanina o wąskich horyzontach.
Robin, która zastanawiała się, czy tym domniemanym przedstawicielem
rasy alpejskiej nie był przypadkiem Inigo Upcott, roześmiała się jak
na zawołanie.
– Ale najzabawniejsze było to, że ten starszy gość znał książkę, z której Nils
to wszystko wziął, ha, ha, ha, więc wiedział, że Nils nazwał go kimś
konwencjonalnym, niemrawym i jacy tam jeszcze są alpejczycy. Dlaczego nie
pijesz wina?
– Piję – zapewniła Robin, upijając łyk. – Więc ten facet na wózku spytał: „Jak
śmiesz mi mówić, że jestem niemrawy i mam wąskie horyzonty?”.
– Nie. Powiedział – Pez przybrał ton pompatycznego oburzenia – „Teorie
rasowe pana Jak Się Tam Zwał Ten Stary Faszysta zostały całkowicie
zdyskredytowane” i odjechał na swoim wózku. Później wdałem się z tym
gościem w spór dotyczący Beatlesów, a potem powiedział żonie, że pora już iść,
zabrał się stamtąd i nigdy więcej go nie widzieliśmy, ha, ha.
– Który z was lubił Beatlesów, a który nie? – spytała Robin.
– O, obaj ich lubiliśmy – zapewnił Pez. – Przecież to Beatlesi, nie? Nie
pamiętam, jak doszło do tej kłótni, ale w końcu spieraliśmy się o to, na której
płycie są wyłącznie piosenki McCartneya i Lennona. To ja miałem rację –
zaznaczył Pez. – Na Hard Day's Night. To trochę banał, być z Liverpoolu i lubić
Beatlesów, ale...
Odchylił brzeg koszulki, żeby odsłonić drobny kolisty napis biegnący
u podstawy jego mocnej szyi. Robin przysunęła się trochę, żeby go przeczytać,
a wtedy Pez szybko pochylił głowę i ją pocałował.
W całym swoim dotychczasowym życiu Robin Ellacott miała w ustach języki
w sumie dwóch mężczyzn: swojego męża, z którym zaczęła się spotykać
w wieku siedemnastu lat, oraz chłopaka, z którym chodziła, mając lat
piętnaście, i który całował bardziej nieporadnie niż należący do jej rodziny
labrador. Na ułamek sekundy zamarła, ale Jessica Robins nie była Robin
Ellacott – miała wszystkich chłopaków, których Robin nie miała; korzystała
z Tindera; chodziła z koleżankami po londyńskich klubach – więc Robin
z udawanym entuzjazmem odwzajemniła pocałunek, a Pez wsunął palce w jej
włosy, by przytrzymać jej głowę, mocno przywarł ustami do jej ust i tak
intensywnie działał językiem, że poczuła smak piwa, którego nie piła, oraz
gorący oddech Peza na górnej wardze.
Gdy uznała, że Jessica – mająca całe doświadczenie, którego Robin
brakowało, lecz niebędąca przecież łatwą dziewczyną – ma już dość, odsunęła
się, a Pez ją wypuścił, przeczesując palcami perukę, na szczęście zrobioną
z ludzkich włosów. Kupując ją, Robin musiała uzasadnić ten wydatek, ale
powiedziała Strike'owi, że z bliska syntetyczne peruki to po prostu nie to samo.
– Jesteś zajebista – stwierdził Pez ochrypłym głosem.
– Chciałam tylko przeczytać, co masz tam wytatuowane – odrzekła skromnie
Robin.
– It's getting hard to be someone, but it all works out, / It doesn't matter much
to me[10] – zacytował. – Strawberry Fields Forever. Biegnie wokół całego karku.
– Naprawdę mało cię to obchodzi? – spytała Robin, zastanawiając się, jak
najlepiej wpleść Strokesów do rozmowy.
– Naprawdę – powiedział Pez. A co? Lubisz facetów, którzy jeżdżą wielkimi
samochodami i zarabiają wielką kasę?
– Nie, są nudni jak flaki z olejem – odparła Robin i Pez głośno się zaśmiał.
Gdyby to była prawdziwa randka, pomyślała Robin, czując, jak serce łomocze
jej pod wpływem mieszaniny zdenerwowania i radości, szłoby jej wyjątkowo
dobrze. – Więc jak to się stało, że zamieszkałeś w North Grove?
– Byłem tu któregoś wieczoru i poznałem gościa, który tam mieszkał,
a miałem akurat kłopot z uzbieraniem na czynsz. On już się wyprowadził, ale
powiedział mi, że jest tam wolny pokój. Poszedłem z nim i poznałem Nilsa,
a on mnie polubił i zaproponował: „No, dołącz do nas” czy jakoś tak. I od tej
pory tam mieszkam. A ty gdzie masz bazę?
– W Kentish Town – skłamała Robin, podając przygotowaną wcześniej
odpowiedź.
– No tak, Zoe wspomniała, że gdzieś niedaleko niej – powiedział Pez. –
Mieszkasz sama?
– Nie, z dwiema współlokatorkami – odrzekła, chcąc uprzedzić ewentualną
sugestię, by poszli do niej, żeby mieć trochę więcej prywatności. – Nils mówił,
że Zoe jest dzisiaj chora.
– Tak? – spytał Pez bez większego zainteresowania. – No wiesz,
ma anoreksję. Nic nie je. Typowa fanka Serca jak smoła.
– Co masz na myśli?
– Oni wszyscy są popieprzeni. Ci, którzy naprawdę się w to wkręcają. Czegoś
im brakuje... no wiesz. Samookaleczają się i tak dalej. Dlaczego nie pijesz wina?
– Piję – zapewniła Robin, choć tak naprawdę upiła zaledwie trzy łyki,
podczas gdy Pez już prawie skończył piwo. – Rzadko sięgam po alkohol.
– Będziemy musieli jakoś temu zaradzić – stwierdził Pez.
– Czy ktoś dzwonił do Zoe, żeby sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku?
– Pewnie Mariam – odrzekł Pez. Wypił resztę piwa jednym haustem. –
Potrzebowałem tego – powiedział, a Robin zaczęła się zastanawiać, czy
to przypadkiem nie rozmowa z Ormondem wywołała u niego takie pragnienie
alkoholu.
– Przyniosę ci następne – zaproponowała.
– Przecież nawet nie...
– Chyba nie startujemy w zawodach, prawda? – spytała z uśmiechem i Pez
też się uśmiechnął.
– Okej, dzięki.
Wstała i ruszyła w stronę baru, czując na sobie wzrok Peza. Specjalnie
zignorowała jego pierwszą wzmiankę o Sercu jak smoła i zamierzała wrócić
do tematu, gdy Pierce trochę więcej wypije.
Kiedy przyszła z jego kuflem piwa, wziął ją za wolną rękę, jeszcze zanim
usiadła.
– Nie jesteś taka, jak myślałem – zaczął, przyglądając się jej z lekkim
uśmiechem.
– A co, myślałeś, że pochodzę z rasy alpejskiej? – spytała, pozwalając, by splótł
palce z jej palcami.
– Nie. – Uśmiechnął się szerzej. – Ale myślałem, że będziesz bardziej spięta.
– Jestem bardzo spięta – powiedziała Robin. – Widocznie mnie
odblokowałeś.
Roześmiał się. Jego dłoń była gorąca i sucha.
– Często jeździsz do Liverpoolu? – spytała, myśląc o profilu Peza
na Instagramie, z którego dowiedziała się o jego miesięcznych pobytach
w rodzinnym mieście.
– No – potaknął. – Mój stary choruje na stwardnienie zanikowe boczne. I jest,
no wiesz, wdowcem. Całkiem sam.
– Och, to smutne. – Poczuła zakłopotanie.
– Przeważnie opiekuje się nim moja siostra, ale ma dwoje autystycznych
dzieci, więc czasami jeżdżę do domu, żeby zrobić, co do mnie należy. No wiesz,
żeby mogła odpocząć.
– To bardzo miłe z twojej strony – powiedziała Robin. – O rany... też jesteś
inny, niż myślałam.
– Tak? – Pez wpatrywał się w nią z lekkim uśmiechem, a jego ciepłe palce
mocno zaciskały się na jej palcach. – A co to właściwie znaczy?
– Jesteś dobry – odrzekła Robin. – Przyzwoity. Myślałam, że będziesz... Bo ja
wiem... artystą-playboyem.
– Dlaczego? Bo wywaliłem swój sprzęt na lekcji rysunku?
– Nie, akurat to mi nie przeszkadzało – zapewniła Robin i Pez znowu się
roześmiał. – Jakiej jeszcze muzyki lubisz słuchać?
– Każdej dobrej, bez różnicy. – Wzruszył ramionami. – Więc kiedy zerwałaś
z chłopakiem?
– Jakieś półtora miesiąca temu – odrzekła Robin. – A ty kogoś miałeś?
– Nie spotykam się z nikim na poważnie od ponad roku. Ale radzę sobie.
– Nie wątpię – powiedziała Robin, a Pez przyciągnął ją, żeby znowu
ją pocałować. Gdy jego zęby zderzyły się z jej zębami i przycisnął jej twarz
do swojej, znów zanurzając palce w jej włosach, udała entuzjazm i zaczęła
marzyć o tym, żeby przestał dotykać jej peruki. Nie mogła oprzeć się wrażeniu,
że, podobnie jak piwo, jest dla Peza odskocznią od zmartwień. W jego technice,
w której wszystkie chwyty były dozwolone, wyczuwała pewną impulsywność.
Znowu to ona przerwała kontakt, a wtedy Pez wydał z siebie cichy jęk.
– Zazwyczaj nie robię takich rzeczy w biały dzień – szepnęła, rozglądając się,
by rzucić okiem na innych klientów baru. Dwaj siedzący przy kontuarze
mężczyźni w średnim wieku ewidentnie obserwowali ich obściskiwanie się
i każdy z nich miał na twarzy uśmiech wywołany zapośredniczoną
przyjemnością. Pez, który przysunął krzesło jeszcze bliżej, objął Robin
ramieniem i pogłaskał kciukiem po łopatce.
– Żaden problem – zapewnił ją. – Niedługo się ściemni.
– Pij piwo – zachęciła go Robin – i opowiedz mi o swojej pracy. Mariam
mówiła, że naprawdę masz talent.
– Bo mam – powiedział Pez. – Po prostu, wiesz, nie mogę złapać niczego
na stałe. Trochę dlatego, że co jakiś czas muszę jeździć do domu i zajmować się
tatą. Wytrzymał o wiele dłużej, niż mu dawali w chwili postawienia diagnozy.
Ale mam coś na oku... chyba. To zależy.
– Pokaż mi jakieś swoje prace – poprosiła Robin. – Założę się, że jesteś
na Instagramie.
– No, jestem – przyznał Pez.
Musiał cofnąć ramię, żeby sięgnąć po komórkę i włączyć Instagrama.
– No to patrz.
Podsunął jej telefon.
– O rany! – wykrzyknęła.
Tym razem nie udawała entuzjazmu: wszystkie prace były znakomite. Gdy
powoli skrolowała rysunki liniowe, sztukę fantasy, anime, krótkie kreskówki
w różnych stylach, Pez znowu się do niej przysunął, położył rękę na oparciu jej
krzesła i opowiadał o swoich dziełach.
– To było zlecenie związane z komiksem... To do reklamy, ale klientowi się
nie spodobało. Mimo to zapłacił... To dla dewelopera niszowej gry, który
zbankrutował. Do dziś nie jestem pewny, czy uda mi się odzyskać moje
rzeczy...
– Stworzyłeś to wszystko w North Grove?
– Większość tak. Nils ma wszystkie nowinki techniczne.
– Ładne – powiedziała Robin, zatrzymując się na widok znajomych rysów.
Sercowata twarz Kei Niven spoglądała z kreskówkowego portretu czarnowłosej
kobiety w długiej, obcisłej zielonej szacie eksponującej jej piersi. Na nocnym
niebie w tle wisiał ogromny sierp księżyca.
– Wariatka – skwitował Pez, prychając. – Chodziła z jednym gościem
z kolektywu. Potrzebowałem modelki do postaci seksownej czarownicy, więc
poprosiłem, żeby mi pozowała. Zgodziła się tylko po to, żeby wzbudzić
zazdrość swojego chłopaka. Spięła się, kiedy nie chciał przyjść i się przyglądać.
Kiedy ona była ze mną na dole w pracowni, on ukradkiem obściskiwał się
z inną.
– Aua – powiedziała Robin.
– No. – Pez pogardliwie się uśmiechnął. – Kiedy ją rzucił, zjawiła się w North
Grove po „swoje rzeczy”. Stanęła pod jego drzwiami. Okazało się, że są
zamknięte na klucz i usłyszała, jak tamtych dwoje się pieprzy, więc wpadła
w histerię i przybiegła do mnie. Rzuciła się na mnie po dwudziestu minutach...
ale ja nie lubię wariatek.
Zauważywszy, że jest to dokładne przeciwieństwo historii opowiedzianej
Strike'owi przez Keę, według której Pez próbował ją poderwać, a ona
go spławiła, Robin skrolowała dalej profil Peza na Instagramie, szukając
czegoś, co można by wykorzystać jako pretekst, by rozmowa wróciła do Serca
jak smoła.
– To kot Nilsa? Ten, który zaginął?
– No – potwierdził Pez, patrząc na zdjęcie śpiącego cętkowanego zwierzęcia.
– Starałem się o zlecenie na ilustracje do książki dla dzieci o domowych
pupilach. Nie lubię kotów, mam na nie alergię. Chyba to wyczuli, bo nie
dostałem tej roboty. Ten kot ma tylko jedno oko, ale nie widać tego, kiedy śpi.
– Jak stracił drugie?
– Nie wiem, nigdy nie pytałem... Nie ma go już prawie tydzień. Albo
przejechał go samochód, albo Bram go udusił.
– Co? – Robin udała szok.
– To mały psychol. Wyprowadzę się, gdy tylko osiągnie metr osiemdziesiąt.
Czyli prawdopodobnie w przyszły wtorek, sądząc po tempie, w jakim rośnie...
No, ale dosyć tego – uciął nagle, kładąc dłoń na dłoni Robin, akurat gdy
na ekranie pojawiła się kanciasta czarno-biała postać w długim wiktoriańskim
fraku.
– Podobało mi się!
– A mnie podobało się co innego i też to przerwałaś – odparł Pez, po czym
z uśmiechem wsunął komórkę z powrotem do kieszeni dżinsów.
– No więc – powiedziała Robin, gdy Pez znowu zaczął głaskać ją kciukiem
po plecach – dałeś tamtemu facetowi to, po co przyszedł?
– Nie. – Z twarzy Peza natychmiast zniknął uśmiech.
– O co mu właściwie chodziło?
– O nic. Zgubiłem to. Ale i tak nie należało do niego. – Po chwili wahania
dodał: – Dała mi to jego dziewczyna.
– Aha – powiedziała Robin. – Ale dlaczego w takim razie...?
– Jego dziewczyną była Edie Ledwell. Ta od Serca jak smoła. Ta zamordowana.
– Aha – powtórzyła Robin. – Biedny facet!
– Co? – zdziwił się Pez, a po chwili dodał: – A. No, chyba tak.
Pez wypił sporą część swojego piwa, a umysł Robin pracował
na zwiększonych obrotach.
– Słuchaj – zaryzykowała, podjąwszy szybką decyzję – hm... skoro już o niej
wspomniałeś... Wiesz... Nie jestem pewna, czy powinnam ci o tym mówić, ale
trochę mnie to wystraszyło.
– Co?
– Tak naprawdę wiem, o czym mówił ten chłopak w Nord Grove.
– Kto, Bram?
– No. Powiedział, że Zoe zabiła tę dziewczynę. Edie.
Przez chwilę Pez tylko wpatrywał się w Robin bez słowa.
– Bram ci powiedział, że Zoe zabiła Edie?
– Tak – potwierdziła Robin. – To znaczy oczywiście mu nie uwierzyłam.
Po prostu dziwnie jest usłyszeć coś takiego od dziecka.
– Jezu Chryste – mruknął Pez, odsuwając rękę z oparcia krzesła Robin, żeby
przeczesać palcami swoje kręcone czarne włosy, a następnie wychylił resztę
drugiego piwa.
– Niepotrzebnie ci o tym wspomniałam – powiedziała cicho Robin.
– Po prostu miałem nadzieję, że, wiesz, spędzę chociaż jeden wieczór, nie
myśląc o tej sprawie.
– Aha, w takim razie... przepraszam. – Robin pozwoliła, by do jej głosu
zakradła się leciutka nuta rozżalenia. To nie była wina Jessiki Robins, że jakiś
zaburzony wyrostek zaprowadził ją do nadpalonego pokoju i obciążył historią
morderstwa. Jessicę Robins zaskoczyła ta nagła zmiana tonu i zaczynała się
obawiać, że Pez nie jest takim zabawnym i czarującym mężczyzną, za jakiego
go wzięła.
– Nie – zreflektował się Pez – to nie... nie twoja wina. Po prostu czuję się
okropnie. Odkąd to się wydarzyło. Wszyscy, kurwa, w kółko chcą o tym gadać,
a niby, kurwa, po co? Przecież ona już, kurwa, nie żyje, prawda? Ciągłe
napierdalanie o tym nie przywróci jej życia... Bram nie lubi Zoe i tyle. Ona
czasami go pilnuje. A on nie lubi nikogo, kto próbuje mu mówić, co ma robić.
Widziałaś ją: przecież, kurwa, nie udźwignęłaby maczety, a tym bardziej nie
dałaby rady jej, kurwa, użyć... Wypijesz w końcu to wino?
– Tak – odparła Robin, pamiętając, by w jej głosie była odpowiednia doza
rezerwy.
– Wybacz. – Pez wyglądał trochę na skruszonego, a trochę
na rozdrażnionego. To był... Odkąd to się stało, wszyscy przechodzimy trudne
chwile. Przesłuchiwała mnie policja.
– Serio?
– No. Bo wiesz, gadali z każdym, kto znał Josha i Edie. Nawet z Mariam.
– Żartujesz!
– Nie. Bo widzisz, wiedziała, że tego popołudnia Josh i Edie mają się spotkać
na cmentarzu. Ale kiedy to się stało, była na popołudniowych zajęciach. Dzieci
specjalnej troski. Ja siedziałem w pracowni i rozwijałem pomysł na komiks.
– O tym grabarzu podróżującym w czasie?
– No – potwierdził Pez, ale chyba nieszczególnie mu schlebiło, że Robin
zapamiętała. – W każdym razie ludzie widzieli, jak, no wiesz, przechodzę
korytarzem, więc oczyszczono mnie z podejrzeń. Ale potem psy chciały się
dowiedzieć, czy jestem tym trollem, który prześladował Edie na Twitterze. –
Prychnął szyderczo. – Kurwa, przez trzy lata mieszkałem z nią pod
jednym dachem... Gdybym chciał ją nękać, nie musiałbym przecież wchodzić
do pieprzonego Internetu. Zresztą wiem, kto był tym trollem, nietrudno się,
kurwa domyślić.
– Kto? – spytała Robin, starając się, żeby zabrzmiało to zwyczajnie.
– Gość nazywa się Wally Cardew – powiedział Pez bez chwili zastanowienia.
– Mówiłeś o tym policji?
– No. Powiedziałem im, że od początku wiedziałem, że to on. Anomia... tak
się nazywa ten troll...
– Anomia? – weszła mu w słowo Robin. – Dziwne. Nils właśnie...
– Tak, między innymi po tej nazwie poznałem, że to Wally. Słyszałem, jak
Nils objaśniał mu znaczenie tego słowa... Wziął je z okna w kuchni...
– Aha. Znasz tego gościa osobiście?
– Tak, obaj byliśmy w Sercu jak smoła. No wiesz, podkładaliśmy głosy. Ja tylko
w paru odcinkach, bo musiałem na trochę wyjechać i zająć się tatą, a kiedy
wróciłem, robił to już ktoś inny, gość ze sztucznym, kurwa, liverpoolskim
akcentem.
Sądząc po minie Peza, Robin domyśliła się, że nie był tym uszczęśliwiony.
– Wally ma kumpla, który umie kodować... Pamiętam, jak mi wspominał
o jakimś gościu, który szuka producenta dla swojej gry... A ten troll, Anomia,
prowadzi z kumplem w Internecie grę wzorowaną na kreskówce. No więc
widzisz... nie trzeba być geniuszem, żeby się domyślić, no nie? Pójdę jeszcze
po piwo – dodał Pez. – Na pewno nie chcesz drugiego kieliszka wina.
– Nie, najpierw dokończę pierwszy – powiedziała Robin.
Pez poszedł do baru, a umysł Robin galopował. Kilka szczegółów, które Pez
podał na swój temat, pasowało do wstępnego profilu Anomii stworzonego
przez nią i Strike'a, a mimo to przypuszczała, że gdyby siedziała twarzą
w twarz z Anomią, instynktownie by to wyczuła, ponieważ wrogość i sadyzm,
jakie ten człowiek przejawiał w czasie długotrwałego prześladowania Edie
Ledwell, na pewno by się ujawniły, bez względu na to, jak przebiegle starałby
się je ukryć. Pez Pierce może i nie był jej wymarzonym kompanem od kieliszka,
ale nie wyobrażała sobie, by poświęcał całe godziny swojego życia grze albo
niestrudzonej kampanii nękania prowadzonej na Twitterze. Był
utalentowanym artystą, miał powodzenie u kobiet, lubił muzykę: wydawało
jej się, że Pez wiedzie w gruncie rzeczy przyjemne życie w realnym świecie i nie
potrzebuje wątpliwych uciech związanych z posiadaniem anonimowej
internetowej tożsamości.
Gdy wrócił do stolika i usiadł, Robin spytała:
– Dlaczego zastąpili cię w kreskówce kimś innym? Przecież byłoby lepiej
trzymać się osoby, która naprawdę pochodzi z Liverpoolu, zamiast brać kogoś,
kto tylko udaje ten akcent? Nie znoszę, kiedy ludzie naśladują mój akcent –
dodała. – Mam w pracy takiego typa, któremu się wydaje, że zabawnie jest
rzucić coś w stylu ee bah gum, zawsze, kiedy zabieram głos na jakimś zebraniu.
– Pieprzeni londyńczycy, no nie? – powiedział Pez. Wypił trochę świeżego
piwa. – Edie mówiła, że nie wiedzieli, kiedy wrócę od taty, więc działali dalej
beze mnie. Nie rozmawiajmy o tej pieprzonej kreskówce – dodał. – Mówiłem ci,
że chcę mieć wieczór spokoju.
– Okej. – Pamiętała, żeby znowu okazać lekkie zdziwienie i urazę.
– Ej, nie... Słuchaj, przepraszam. – Pez natychmiast zmiękł w obliczu jej
oschłości. – Po prostu... Wiesz, wciąż nie mogę tego ogarnąć. Tego, co się stało.
– Wcale ci się nie dziwię – odrzekła Robin. – To straszne.
Pez znowu wsunął ramię na oparcie jej krzesła.
– Wspominałem już, że jesteś zajebista?
Robin pozwoliła, by znowu przywarł ustami do jej ust. Tym razem pocałunek
okazał się delikatniejszy, nie był rozwlekłą akcją, w której zderzały się zęby,
dominowały języki i ślina. Taka zmiana wydawała się zresztą całkiem stosowna
zaledwie kilka sekund po rozmowie o morderstwie. Gdy Pez ją wypuścił, Robin
powiedziała cicho:
– Może byłoby ci lżej, gdybyś o tym porozmawiał.
– Proponujesz, że zostaniesz moją terapeutką? – spytał, patrząc jej w oczy
i głaszcząc ją po łopatce.
– Wiesz, może i nie mam uprawnień – odrzekła Robin – ale na moją korzyść
przemawia to, że oferuję usługi, których nie świadczy publiczna służba
zdrowia.
Znowu głośno się roześmiał i zanim zdążył spytać, co dokładnie miała
na myśli, Robin dodała z powagą:
– Może naprawdę powinieneś z kimś porozmawiać. To musiało być
traumatyczne przeżycie, a i bez tego masz wystarczająco dużo stresu, no nie?
Twój tata jest chory i w ogóle.
Wydał się tym lekko zaskoczony.
– Dlaczego rozstałaś się z chłopakiem?
– Zdradził mnie – powiedziała. – Z moją koleżanką. Czemu pytasz?
– Bo jesteś piękna, a do tego słodka. To musiał być kawał kutasa.
O nie, tylko nie to, pomyślała Robin, gdy Pez się przysunął, by znowu
ją pocałować. Był to najdłuższy jak dotąd pocałunek: tym razem Pez
przynajmniej nie dotykał jej włosów, ale gdy jego wargi wwiercały się w jej
wargi z większą siłą niż dotychczas, a język poruszał się w jej ustach, objął
ją obiema rękami, tak że o mało nie ściągnął jej z krzesła.
– Opanuj się – szepnęła, śmiejąc się lekko, gdy w końcu z pewnym trudem się
od niego odsunęła. – Boże. Ludzie się gapią.
– Chciałem tylko trochę tej terapii poza publiczną służbą zdrowia.
– Zapomniałeś o części, w której się mówi – wytknęła mu żartobliwie Robin
i wypiła resztę wina, przede wszystkim po to, by zapobiec kolejnemu
pocałunkowi, podczas gdy Pez dalej głaskał ją po plecach.
– I o to chodzi – stwierdził, patrząc, jak pije.
– Wcale nie żartowałam – zapewniła go jak gdyby nigdy nic. – Przeżyłeś coś
okropnego. Widzę, że jesteś przygnębiony.
– E, nie myśl sobie, że straciłem najlepszą przyjaciółkę – odparł szorstko. –
Pokłóciliśmy się dużo wcześniej, niż to się stało.
– O co? – spytała Robin.
– Nie chciałabyś wiedzieć – odrzekł Pez. – Zaufaj mi. Nie chciałabyś.
– Okej. – Robin znowu wpuściła do swojego głosu trochę chłodu i nutkę
urazy. Jessica Robins nie lubiła być traktowana jak ktoś, kto odwraca uwagę
tylko nieco lepiej niż kufel piwa. Lubiła trochę porozmawiać, zanim da się
namówić na pójście do łóżka. Po kilku sekundach pełnej napięcia ciszy Pez
ustąpił:
– No dobra, ale nie mów, że cię nie ostrzegałem. Okej, więc... Jeden z gości,
którzy też podkładali głos w kreskówce, kręcił się w pokoju komputerowym
w North Grove, czekając na swoją scenę albo coś. Wszedłem i zauważyłem,
że bardzo szybko zamyka to, co przed chwilą oglądał, i, no wiesz, zaciekawiło
mnie to. Nigdy nie lubiłem tego typa. Prywatna szkoła, bogaci rodzice,
każdemu próbował dawać do zrozumienia, jak bardzo jest uprzywilejowany.
Raz Wally wygrzebał skądś zdjęcie tego gościa z prywatnej podstawówki.
No wiesz, ściągnął je z Internetu. Powiększył je i powiesił na ścianie, a potem
przykleił twarz Tima do któregoś z tych fiutków w różowych czapeczkach
i napisał nad nią: „Tim uczy się pogardzać przywilejami białych cisheteryków”.
Robin się roześmiała.
– Timowi to się nie spodobało – ciągnął Pez z pewnym zadowoleniem. – Ani
trochę. Spotykałem takich typów jak on w pracy. Dupki z klasy średniej, które
mają ci za złe, że dorastałeś w klasie robotniczej. Jakby myśleli, że się tym
popisujesz. Że próbujesz zyskać nieuczciwą przewagę w rankingu ucisku albo
coś.
Robin znowu się roześmiała.
– Nieważne... Wiesz, co to jest lolicon?
– Nie, co?
– To kreskówki z małymi dziewczynkami, które robią różne rzeczy.
No wiesz... rzeczy związane z seksem. To taka japońska rozrywka, w każdym
razie tam to się zaczęło. Teraz pełno tego w Internecie.
– Aha – powiedziała Robin. Jej umysł intensywnie pracował. – To znaczy...
ohyda.
– No... Więc właśnie to oglądał superwrażliwy na niesprawiedliwość
społeczną Timmy, kiedy wszedłem do pokoju komputerowego. Nie zdążył
wyczyścić historii, bo zaraz po mnie przyszła Edie i, no wiesz, oznajmiła, że jest
już potrzebny, bo wchodzi jego scena. Od razu otworzyłem historię
i sprawdziłem, co przeglądał. W każdym razie powiedziałem o tym Edie,
kiedy wszyscy poszli już do domu i, no wiesz, pokłóciliśmy się. Nie uwierzyła
mi. Miała go za jakiegoś pieprzonego bohatera. Zawsze jej zależało, żeby lubili
ją ludzie inteligentni. Nigdy nie miała szóstek ani nic z tych rzeczy. Nie zdobyła
wyższego wykształcenia. Nie potrafiła zrozumieć, że ten cały Tim to kutas.
Myślała, że jest inteligentny tylko dlatego, że, no wiesz, mówił z takim,
a nie innym akcentem. Ale spytała go o to. Stwierdził, że skłamałem, a ona
mu uwierzyła. Wtedy naprawdę się pokłóciliśmy, bo ja uważałem, że skoro
gość ma pociąg do dzieci, nie powinna go zapraszać do North Grove, żeby,
no wiesz, pomagał podczas zajęć dla dzieciaków. Wiem, że to tylko rysunki –
zaznaczył Pez – ale niektóre z nich są naprawdę hardcorowe. Powiedziała mi,
że przemawia przeze mnie rozgoryczenie i dorzuciła kupę innych bzdetów.
– Dlaczego miałoby przez ciebie przemawiać rozgoryczenie? – spytała Robin,
okazując stosowne oburzenie w imieniu Peza.
– Chyba dlatego, że odnieśli wielki sukces – odrzekł ponuro. – No i potem
rzadko ze sobą gadaliśmy. – Z markotną miną wypił jeszcze trochę piwa,
po czym kontynuował. – Widzisz, zanim poznała Josha... to ten gość, z którym
stworzyła kreskówkę... coś między nami było. Nic poważnego. I pracowaliśmy
nad wspólnym... – zamilkł, nie kończąc zdania. – A teraz przyłazi do mnie jej
pieprzony chłopak, próbując położyć łapę na czymś, co należy do mnie. Niech
spierdala – zaperzył się Pez, lecz Robin odniosła wrażenie, że pod jego złością
i brawurą wyczuwa pewien niepokój. – To jest moje i zamierzam to, kurwa,
zatrzymać.
Więc jednak tego nie zgubiłeś, pomyślała Robin, lecz słodka, miła Jessica Robins
wyraziła jedynie współczucie dla uzasadnionego żalu chłopaka, który zaprosił
ją na randkę, po czym zaproponowała, że kupi mu czwarte piwo.
68
Zazdrosna wątpliwość, ból piekący,
Co serce i umysł kochanka przenikną;
Strach siebie samego nieznający,
Nadzieja, która nie potrafi zniknąć [...].

Letitia Elizabeth Landon


The Troubadour, Canto 2

Zmęczony uziemieniem w agencji i w mieszkaniu na poddaszu, Strike


postanowił spędzić wieczór w Tottenhamie, gdzie mógłby wypić parę piw,
kontynuując dochodzenie online. Ponieważ jak na czwartkowy wieczór pub
okazał się wyjątkowo zatłoczony, Cormoran skierował się do Angela, gdzie
ujrzał nad barem tabliczkę informującą, że korzystanie z telefonów
komórkowych i laptopów jest zabronione.
Jego pragnienie piwa rosło z każdą udaremnioną próbą wypicia go,
aż wreszcie dotarł do Cambridge, wielkiego i gwarnego pubu na skraju
Theatrelandu, a gdy tylko usiadł z pierwszym kuflem doom bara, zadzwoniła
Robin, prosząc, żeby przejął Rudąkicię w Grze Dreka. W rezultacie musiał
porzucić linie dochodzenia, którymi zamierzał się zająć, i spędził dwie godziny
w towarzystwie kolejnych kufli, burgera oraz frytek, udając Rudąkicię. Jeśli
pominąć jedną rozmowę z Diablo1 w grupie prywatnej, jego udział w grze był
bezowocny. Anomia się nie pojawił.
Za kwadrans dziesiąta, gdy wciąż siedział w Cambridge i gra coraz bardziej
go nudziła, zadzwoniła jego komórka.
– Strike.
– Dobry wieczór – odezwał się Nutley. – Mam coś na Keę Niven.
Strike wysłał swojego najnowszego podwykonawcę do King's Lynn, mając
nadzieję, że w końcu wykluczą Keę z grona podejrzanych. Wybrał Nutleya
przede wszystkim dlatego, że chciał się pozbyć tego faceta ze swojego
otoczenia.
– Mów – powiedział, sięgając po długopis i przysuwając notes.
– Wyszła na drinka z jakimiś znajomymi – zaczął Nutley. – Do lokalnej
winiarni.
– Chodzi bez problemu, prawda? – spytał Strike.
– Ma ze sobą laskę – odrzekł Nutley – a zamówienia przy barze składają dla
niej znajomi. - Zamilkł, czekając na zachętę. Był to jeden z wielu zwyczajów
Nutleya, który niezmiernie działał Strike'owi na nerwy.
– To wszystko?
– Nie. – Nutley wydawał się rozbawiony tym, że Strike mógł tak pomyśleć. –
Jakieś dwadzieścia minut temu zadzwoniła jej komórka i Niven wyszła przed
winiarnię, żeby odebrać. Poszedłem za nią. Udawałem, że chcę zapalić. – Zrobił
przerwę i czekał, aż Strike pochwali go za inicjatywę. Strike milczał, więc
po chwili Nutley zaczął mówić dalej: – No więc rozmawiała z kimś przez telefon
i jakby wpadła w histerię. Pytała, dlaczego ten ktoś nie zadzwonił
do niej wcześniej i takie tam. Mówiła, że musi przekazać wiadomość Joshowi
i chciała, żeby ten ktoś to zorganizował. Powiedziała, że ludzie na Edit
wypisują o niej okropne rzeczy, a to same kłamstwa, i że to wszystko zostało
sfingowane czy jakoś tak. A potem – dodał tonem człowieka, który zaraz
wyciągnie królika z kapelusza – powiedziała, że jej zdaniem stoi za tym
Anomia. Za tą akcją na Edit.
– Jesteś pewny, że nie mówiła „Reddit”? – spytał Strike, nie zadając sobie
trudu, by stłumić poirytowanie w głosie.
– Jak?
– Reddit – powtórzył.
– No, możliwe – odrzekł Nutley po kilku sekundach zastanowienia – ale jak
wspomniałem, dostała histerii, trudno było zrozumieć, o czym dokładnie
mówi. Ta cała zgraja to artyści, więc myślałem, że Edit to jakiś...
– Usłyszałeś imię albo nazwisko osoby, z którą rozmawiała?
– Chyba go nie wymieniła.
Jasne, kurwa.
– Okej, dobra robota, Nutley. – Ton Strike'a przeczył jego słowom. – Zapisz
to i zadzwoń do mnie, jeśli wydarzy się coś jeszcze.
Gdy Nutley się rozłączył, Strike wrócił do Gry Dreka, bardzo żałując, że sam
nie ma kogoś, kto mógłby za niego składać zamówienia przy barze. Stoliki
wokół były zajęte przez śmiejących się i rozmawiających ludzi. Był tam jedyną
osobą pijącą samotnie: czterdziestoletni dziwak z laptopem grający w jakąś grę
i marzący o papierosie. Właśnie uniknął ataku ze strony cyfrowego wampira
i skutecznie ominął kamiennego lwa, posiłkując się ściągawką Robin („wpisz
»Niegrzeczny z ciebie łajniozjob, buaa«”), gdy przyszła wiadomość od jego
przyrodniej siostry Prudence.
Oczywiście jeszcze się z nią nie spotkał. Gdy on był uziemiony przez problem
z nogą i przytłoczony pracą, ona miała na głowie połamaną córkę.
Cześć. Sylvie czuje się znacznie lepiej, więc chciałam spytać,
czy pasowałoby ci wyskoczyć na szybkiego drinka
w przyszły czwartek.
Dochodząc do wniosku, że nie musi odpowiadać natychmiast, Strike skupił
się ponownie na ekranie laptopa. Pięć minut później jego telefon zawibrował,
informując o drugiej wiadomości, po czym zadzwonił, zanim Strike zdążył
ją przeczytać. Dzwoniła Robin, więc odebrał natychmiast.
– Cześć – przywitała się. – Właśnie pożegnałam się z Pezem. Pokazał się
Anomia?
– Nie – powiedział Strike, a Robin jęknęła. – Ale rozmawiałem prywatnie
z Diablo1. Muszę przyznać, że zna się na futbolu. Najsensowniejsza osoba,
którą tu dotąd spotkałem. Ale powinnaś była mnie uprzedzić, że Rudakicia
kibicuje Man U.
– Kurde, nie było o tym w ściągawce? Wybacz. To pierwsza drużyna, jaka
mi przyszła do głowy.
– W porządku, poradziłem sobie – odrzekł Strike. – Ale pomyślałem,
że byłoby uprzejmie z twojej strony, gdybyś wybrała Arsenal. Jak ci poszło
z Pezem?
– Właśnie ci przesłałam nagranie rozmowy. Nie miałam czasu go odsłuchać,
więc nie wiem, ile wyłapała moja komórka. W pubie było dosyć głośno.
– Mam ten sam problem – powiedział Strike, podnosząc głos, ponieważ przy
sąsiednim stoliku właśnie rozsiadała się zgraja wyjątkowo hałaśliwych ludzi.
– Zanotuję wszystko najszybciej, jak będę mogła, w razie gdyby coś się nie
nagrało. Zebrałam trochę interesujących informacji.
– Gdzie teraz jesteś? – spytał Strike, odnosząc wrażenie, że słyszy odgłosy
ruchu ulicznego.
– Kieruję się w stronę Junction Road – odpowiedziała Robin. – Próbuję
zatrzymać taksówkę.
– Po cholerę idziesz na Junction Road?
– Może nic z tego nie będzie, ale mam przeczucie... Strike, jest taksówka.
Zobaczymy się jutro w agencji i pogadamy.
Robin pomachała na zbliżającą się taksówkę, a gdy samochód się zatrzymał,
podała kierowcy adres i wsiadła.
Choć bardzo się starała, żeby przez telefon brzmieć naturalnie, była
zdecydowanie oszołomiona. Ostatnia godzina tego, co miało być rozmową
z Pezem, a co usunęła z nagrania przesłanego Strike'owi, składała się przede
wszystkim z długich pocałunków i coraz bardziej usilnych prób ściągnięcia jej
z powrotem do North Grove na „no wiesz, jeszcze jednego drinka”. Robin była
gotowa na wiele poświęceń dla Agencji Detektywistycznej Strike'a, czego
dowodziła dwudziestocentymetrowa blizna na jej przedramieniu, lecz
przespanie się z Pezem Pierce'em raczej nie należało do zakresu obowiązków,
których Strike miałby prawo od niej oczekiwać, nawet jeśli spędzenie z tym
gościem nocy mogłoby umożliwić wykluczenie go z grona podejrzanych.
Gdy taksówka jechała Highgate High Street, Robin pomyślała, że zbiera
ostatnio niezłą kolekcję męskich reakcji na odmowę. Reakcja Peza uplasowała
się mniej więcej w połowie drogi między powściąganą furią Rossa Łydrwala
a bezzwłocznym wycofaniem się speszonego Ryana Murphy'ego. Spróbował
manipulacji („Co, myślisz, że nie można mi ufać czy jak?”), biernej agresji
(„Nie, spoko, po prostu myślałem, że ci się trochę podobam”), a na koniec
poprosił ją o numer telefonu. Robin podała numer telefonu na kartę, którym
posługiwała się w kontaktach z Timem Ashcroftem i Yasmin Weatherhead,
a po ponownym obściskiwaniu się przed Gatehouse, w czasie którego Pez tak
mocno ją do siebie przycisnął, że poczuła każdy mięsień przez jego koszulkę,
wreszcie się go pozbyła.
Gdy taksówka wiozła ją w stronę mieszkania Zoe, w głowie Robin kłębiły się
myśli zaprawione trochę poczuciem winy, a trochę zadowoleniem,
pogmatwane i wprawiające w zakłopotanie. Pez Pierce nie należał
do mężczyzn, którzy zazwyczaj wydawali jej się atrakcyjni: nie była fanką
brudnych paznokci ani silnej woni niemytego ciała; nieszczególnie jej się
podobał i ani na chwilę nie zapomniała, że rozmawia z nim po to, by zdobyć
informacje. Gdy jednak jego język badał najgłębsze zakamarki jej ust, a jego
dłonie głaskały ją po plecach, ciało Robin, które od dawna odmawiało sobie
wszelkich form kontaktu seksualnego, nie bardzo przejmowało się planami jej
umysłu. Niezbyt przyjemna prawda wyglądała bowiem tak, że jej fizyczna
reakcja na Peza nie do końca była udawana. Robin nie wiedziała, czy czuje się
zawstydzona czy raczej dumna z tego, że Pez Pierce, mężczyzna z bogatą (jak
przypuszczała) historią podbojów seksualnych, chyba nie wyczuł w jej
reakcjach niczego, co zdradzałoby brak doświadczenia. Ta ostatnia refleksja
natychmiast cofnęła ją do pamiętnej chwili przed Ritzem. Na szczęście dla
spokoju jej umysłu taksówka zakończyła w tym momencie krótką podróż
na Junction Road, zatrzymując się obok obskurnego narożnego budynku,
w którym mieszkała Zoe Haigh.
W jednym z okien na drugim piętrze, w którym wisiała cienka różowa
zasłona, paliło się światło. Robin skręciła za róg, wchodząc w Brookside Lane,
i przyjrzała się domofonowi przy drzwiach, za którymi zniknęła kiedyś Zoe.
Obok żadnego z przycisków nie było jej nazwiska, więc zgadując, Robin
wcisnęła pierwszy od góry.
Nikt nie odebrał. Spróbowała jeszcze raz. Minęła następna minuta.
Oczywiście budynek był w tak złym stanie, że domofon mógł po prostu nie
działać. Wcisnęła przycisk po raz trzeci.
– Halo? – zabrzmiał metaliczny głos Zoe.
– Cześć, Zoe – zaczęła Robin, znowu eksponując swój akcent z Yorkshire. –
Mówi Jessica. Z North Grove. Właśnie szłam do domu i zastanawiałam się, czy
wszystko u ciebie w porządku. Podobno jesteś chora.
– A – odrzekła Zoe. – No, nic mi nie jest. Po prostu... kłopoty żołądkowe.
– Potrzebujesz czegoś?
– Hm... nie. Ale wielkie dzięki – powiedziała Zoe.
– Okej, no to mam nadzieję, że szybko wydobrzejesz.
– Dzięki – powtórzyła Zoe.
Robin przeszła na drugą stronę ulicy, popatrując na okno Zoe. Za cienką
różową zasłoną przesunęła się jakaś postać. Wydawała się za duża, by mogła
to być Zoe. Rozejrzawszy się, żeby sprawdzić, czy nikt jej nie obserwuje, Robin
ostrożnie zdjęła brązową perukę, włożyła ją do torebki, a potem wyjęła
orzechowe szkła kontaktowe. Gdyby teraz ktoś spojrzał na ciemną
ulicę, zobaczyłby jedynie rudawą blondynkę prawdopodobnie czekającą
na podwózkę.
Minęła godzina. Nikt nie wszedł do budynku ani z niego nie wyszedł. Robin
czekała dalej.
Za dziesięć dwunasta do drzwi podszedł młody czarny mężczyzna. Otworzył
je, a wtedy Robin przebiegła przez ulicę.
– Przepraszam, mógłby mnie pan wpuścić? Zostawiłam klucz u koleżanki,
a ona nie odbiera domofonu.
Młody mężczyzna nie miał nic przeciwko temu.
W korytarzu było brudno, a na betonowych schodach walały się pety i stare
opakowania po jedzeniu. Na schodach śmierdziało, jakby co najmniej jedna
osoba potraktowała je jak pisuar.
Robin szła po wąskich schodach za lokatorem, który po chwili zniknął
za drzwiami na pierwszym piętrze, więc dalej wspinała się już sama, ściszając
przy okazji dźwięk w komórce.
Zbliżając się do ostatniego piętra, zobaczyła w świetle samotnej gołej
żarówki wiszącej pod sufitem dwoje drzwi: jedne były zamknięte, drugie
uchylone. Za tymi ostatnimi było widać łazienkę wielkości szafki: ściany
pokryte brudnymi, popękanymi płytkami i główkę prysznica dyndającą nad
umieszczonym pod nią sedesem. Robin wątpiła w legalność takiej przebudowy.
Zamknięte drzwi wyglądały, jakby można je było wyważyć jednym
porządnym kopniakiem. Doskonale zdając sobie sprawę z ryzyka, Robin
podkradła się do nich i przyłożyła ucho do szczeliny w miejscu, gdzie tanie
drewniane skrzydło stykało się z framugą.
Usłyszała męski głos. Intonacja wskazywała na złość, ale mężczyzna
najwyraźniej wiedział, jak rozchodzą się dźwięki w tak nędznym budynku,
więc mówił cicho i Robin zdołała wyłowić najwyżej kilka słów.
– ...udawać... wolny wybór... na mnie naciskać...
Znowu spojrzała na telefon. Minęła już północ. Może i gość Zoe zamierzał
zostać na noc, ale jego ton bynajmniej nie kojarzył się z kochankiem. Robin
dalej stała z uchem przyciśniętym do szczeliny w drzwiach.
– ...zrobić mi krzywdę...
Tym razem przemówiła Zoe, piskliwie i płaczliwie, o wiele łatwiej było
ją zrozumieć niż mężczyznę.
– Nigdy nie chciałam cię skrzywdzić, nigdy!
– Ciszej, do cholery!
Zoe posłuchała, lecz sądząc po naprzemiennym wznoszeniu się i opadaniu
jej głosu, Robin domyśliła się, że dziewczyna o coś prosi, ale jej słów nie mogła
zrozumieć.
Po chwili Robin usłyszała kroki: wyglądało na to, że zbliżają się do wyjścia.
Najciszej, jak umiała, wycofała się po betonowych schodach i dotarła
na pierwsze piętro, zanim usłyszała skrzypnięcie otwieranych drzwi.
– Nie, proszę – usłyszała głos Zoe. – Proszę, nie wychodź...
– Puść mnie. Puszczaj. Skoro zaczynasz mi grozić...
– Nie zaczynam, to nie była groźba, ja tylko...
– Kto to wszystko zaczął?
– Ja, ja zaczęłam, wiem...
– Już wtedy ci mówiłem, że to ja, kurwa, ryzykuję...
Robin dalej szła po schodach, starając się robić jak najmniej hałasu,
aż w końcu dotarła na parter, gdzie przywarła do ściany, by ani Zoe, ani jej
towarzysz nie mogli jej zauważyć, gdyby spojrzeli w dół.
– Proszę, zostań, proszę. Nie to miałam na myśli, po prostu...
– Późno już. Muszę iść. Muszę przemyśleć sporo spraw.
– Nie – zapłakała Zoe, a jej głos odbił się echem od zapyziałych ścian.
– Kurwa, mówiłem, żebyś była ciszej!
Rozległ się odgłos szamotaniny. Robin skorzystała z tego hałasu i cicho
otworzyła drzwi prowadzące na ulicę, a potem stała, wciąż nasłuchując, gotowa
do ucieczki.
– Puść mnie. Wpieprzyłaś mnie w niezłą kabałę, a teraz jeszcze
szantażujesz...
– Wcale nie – płakała Zoe.
Na schodach rozległy się ciężkie kroki. Robin wyślizgnęła się za drzwi, zdjęła
kurtkę, w której Jessica Robins chodziła do North Grove, pokonała biegiem
z dziesięć metrów i pochyliła głowę, jakby wpatrywała się w telefon.
Zerkając przez włosy zasłaniające jej twarz, zobaczyła, że Tim Ashcroft
szybko wychodzi z budynku i kieruje się do zaparkowanego fiata. Kilka sekund
później pojawiła się zapłakana, bosa Zoe. Próbowała odciągnąć Ashcrofta
od samochodu, lecz on z łatwością ją odepchnął i zatrzasnąwszy jej drzwi przed
nosem, odjechał. Zanim jednak to zrobił, Robin zdążyła pstryknąć zdjęcie jego
auta.
Zoe stała na ulicy, trzęsąc się i płacząc, dopóki auto nie zniknęło jej z oczu.
Jej wychudzona sylwetka kojarzyła się z dwunastoletnią dziewczynką. Robin
znowu szybko pochyliła głowę, ale wchodząc z powrotem do budynku, Zoe
nawet nie spojrzała w jej stronę.
Gdy drzwi się zamknęły, Robin wyjęła notes i długopis, kucnęła, oparła notes
na kolanie i zapisała wszystko, co zdołała sobie przypomnieć z urywków
podsłuchanej kłótni. Szantaż... kto to wszystko zaczął?... wpieprzyłaś mnie w niezłą
kabałę... to ja ryzykowałem...
Wstała i sprawdziła w telefonie, która jest godzina. Najchętniej od razu
zadzwoniłaby do Strike'a, ale było za późno: pewnie już spał.
Nie wiedziała, że jej przypuszczenie jest błędne. W tym momencie bowiem
jej wspólnik, opuściwszy przed godziną pub Cambridge, siedział przy stoliku
w swojej małej kuchni i palił papierosa. Miał przed sobą komórkę i notes
otwarty na stronach, które właśnie zapełnił pytaniami i uwagami dotyczącymi
nagranej przez Robin rozmowy z Pezem, całkiem dobrze uchwyconej przez jej
telefon, jeśli wziąć pod uwagę hałas, jaki panował w pubie.
Podczas gdy Robin zatrzymywała taksówkę mającą ją zabrać z powrotem
na Walthamstow, Strike marszczył lekko brwi, puszczając raz po raz nagranie
i szukając fragmentów, które go szczególnie zainteresowały.
Dłuższa chwila ciszy, po której zabrzmiał ochrypły głos Peza:
– Jesteś zajebista.
– Chciałam tylko przeczytać, co masz tam wytatuowane. – Słowa Robin miały lekko
figlarny ton.
Strike przewinął do przodu.
– Jesteś dobry. Przyzwoity. Myślałam, że będziesz... Bo ja wiem... artystą-playboyem.
– Dlaczego? Bo wywaliłem swój sprzęt na lekcji rysunku?
– Nie, akurat to mi nie przeszkadzało – powiedziała Robin. Pez się roześmiał. Strike
znowu przewinął.
– Nie spotykam się z nikim na poważnie od ponad roku. Ale radzę sobie.
– Nie wątpię – odrzekła wesoło Robin.
Znowu nastąpiło długie milczenie, a potem coś, co zabrzmiało jak jęknięcie
Peza. Robin szepnęła, ale Strike nie zrozumiał co. Puszczał to trzy razy,
aż wreszcie uznał, że powiedziała:
– Zazwyczaj nie robię takich rzeczy w biały dzień.
I wtedy odpowiedź Peza nabrała sensu:
– Żaden problem. Niedługo się ściemni.
Jeszcze raz przewinął do przodu.
– Wspominałem już, że jesteś zajebista?
Znowu dłuższa cisza, a potem głos Robin.
– Może byłoby ci lżej, gdybyś o tym porozmawiał.
Strike przewinął.
– Wiesz, może i nie mam uprawnień, ale na moją korzyść przemawia to, że oferuję
usługi, których nie świadczy publiczna służba zdrowia.
Nigdy nie słyszał, żeby Robin mówiła w ten sposób, nigdy by nie
przypuszczał, że potrafi tak dobrze flirtować. Myślał, że... właściwie co? Że jest
jakimś niewiniątkiem?
Dotąd Strike tłumaczył sobie, że mogła mieć dobre powody, by wpaść
w panikę w odpowiedzi na jego nieprzemyślany gest przed Ritzem, ale właśnie
odkrył, że jest doskonale przygotowana, by przyjmować zaloty z erotycznym
podtekstem, jeśli mogą pchnąć do przodu sprawę... albo może jeśli zaleca się
do niej młody muskularny artysta, którego najwyraźniej już widziała nago.
– Bo jesteś piękna, a do tego słodka. To musiał być kawał kutasa.
Znowu długie milczenie. A potem głos Robin.
– Opanuj się... Boże. Ludzie się gapią.
– Chciałem tylko trochę tej terapii poza publiczną służbą zdrowia.
Strike siedział, palił i przez następnych dwadzieścia minut wpatrywał się
nachmurzony w ścianę w kuchni, zanim w końcu wstał, żeby pójść spać.
Świadomość, że nie ma żadnych uzasadnionych podstaw do narzekania –
że zamiast czuć żal i niepokój, powinien pogratulować wspólniczce dobrze
wykonanej roboty – nie zdołała przywrócić mu spokoju.
69
Służyła mu potulnie, lękliwie,
Z miłością – trochę wiarą – trochę strachem.

Letitia Elizabeth Landon


She Sat Alone Beside Her Hearth

Czaty w grze z udziałem pięciu dotychczasowych moderatorów Gry


Dreka i jednego nowego

<Grupa moderatorów> <Otwiera się nowa grupa prywatna>


<4 czerwca 2015, 23.57> <5 czerwca 2015, 00.02>
<Dżdżownica28, Diablo1, Sercella> <Anomia zaprasza Sercellę>
<Anomia dołącza do grupy> <Sercella dołącza do grupy>
<ZnudzonekDrek dołącza do grupy> Anomia: Jutro będziesz musiała to zrobić
jeszcze raz. O tej samej porze
Anomia: Oto i on, nasz nowy moderator
Sercella: Anomio, nie mogę. Mam prezentację
Dżdżownica28: o rany , cześć !!!
w pracy
Diablo1: *bije brawo*
Anomia: więc będziesz musiała pójść
Sercella: gratulacje, ZnudzonekDrek na zwolnienie
ZnudzonekDrek: cześć wszystkim
Diablo1: jaki wynik uzyskał w teście?
>

Anomia: 64% Sercella: Anomio, proszę


Anomia: przyzwoity Sercella: przygotowuję ją od tygodni
Dżdżownica28: o wiele lepszy nisz ja Anomia: domyślam się, że nie aż tak qurwa
długo jak ja przygotowywałem tę grę
Dżdżownica28: Diablo1 miał 83 %
Anomia: a ją całkiem chętnie naraziłaś
ZnudzonekDrek: wow
na szwank, prawda? Gadając o mnie qurwa
Dżdżownica28: Anomio , kiedy będziesz z pismakami
testował Rudąkicię ?
Sercella: Anomio, nie powiedziałam niczego,
> co mogłoby cię zidentyfikować
Anomia: za tydzień

Dżdżownica28: hej ZnudzonekDrek kogo Anomia: „kulturalny”


typowałeś na Anomię ?
Sercella: a tak w ogóle dlaczego mam to robić?
ZnudzonekDrek: brata Josha Blaya
Anomia: domyśl się, to nie takie trudne
Diablo1: lol
Anomia: i jeśli nie chcesz pójść do paki,
Diablo1: to częsta odpowiedź, prawda? pomocniczko terrorystów, zrobisz, co ci każę
Diablo1: Sercella tak obstawiała, nie? <Anomia opuszcza grupę>
> <Sercella opuszcza grupę>
> <Grupa prywatna została zamknięta>
>

Diablo1: Sercello, jesteś w kiblu? <Otwiera się nowa grupa prywatna>


ZnudzonekDrek: lol <5 czerwca 2015, 00.06>
<Anomia opuszcza grupę> <Diablo1 zaprasza Dżdżownicę28>
ZnudzonekDrek: ale fajnie jest tu być <Dżdżownica28 dołącza do grupy>
Diablo1: spodobał ci się dywan? Dżdżownica28: co tam ?
ZnudzonekDrek: lol tak, jest super Diablo1: myślisz, że z Sercellą wszystko OK?
ZnudzonekDrek: a kogo wy obstawialiście? Dżdżownica28: co masz na myśli ?
Diablo1: Luciana Becchia Diablo1: jest bardzo milcząca
ZnudzonekDrek: tego piłkarza? Dżdżownica28: chyba dalej jest jej smutno
po odejściu LordaDreka
Diablo1: no, nie miałem, kurwa, pojęcia
ZnudzonekDrek: lol
ZnudzonekDrek: no to kiedy mogę zacząć
banować ludzi?
Diablo1: kiedy tylko zechcesz
Diablo1: ale zazwyczaj czekamy, aż czymś
podpadną
ZnudzonekDrek: lol
>
>
>
>
>
>
>
>
>
>

<Narcyzka dołącza do grupy> Diablo1: no może


Narcyzka: dobry wieczór Diablo1: o, kogo ja qurwa widzę
ZnudzonekDrek: cześć Diablo1: jaśnie pani przybyła, żeby flirtować
Narcyzka: ojej, nowy moderator! z nowym facetem
Dżdżownica28: ona jest naprawdę OK
ZnudzonekDrek: lol tak
Narcyzka: był tu Morehouse? Diablo1: to mącicielka

ZnudzonekDrek: odkąd ja jestem, nie Dżdżownica28: wczoraj wieczorem była dla


mnie miła
Narcyzka: słyszałam, że dobrze kodujesz
Dżdżownica28: guwnianie się czułam ,
zajrzałam tu , a ona mi powiedziała że będzie
OK

ZnudzonekDrek: wolno mi odpowiedzieć? Diablo1: Kuźwa, Dżdżownico, niewiele


ci trzeba
Narcyzka: co, z powodu Zasady 14?
pochwaliłeś się kodowaniem przed Anomią Dżdżownica28: co to miało znaczyć ?
i cię nie zbanował, więc z naszej strony też jest
Diablo1: każdy może powiedzieć „będzie OK”
OK
ZnudzonekDrek: lol OK Dżdżownica28: więc jestem rzałosna czy coś ,
tak ?
ZnudzonekDrek: tak, całkiem dobrze koduję
Diablo1: jasne, że nie, po prostu

ZnudzonekDrek: ale nie tak dobrze jak oni <Dżdżownica28 opuszcza grupę>
ZnudzonekDrek: Anomia i Morehouse Diablo1: och ffs
ZnudzonekDrek: ta gra jest zajebista <Diablo1 opuszcza grupę>
<Grupa prywatna została zamknięta>

Narcyzka: nie zapomnij im tego powiedzieć, <Otwiera się nowa grupa prywatna>
będą zachwyceni
<5 czerwca 2015, 00.15> <Diablo1 zaprasza
<Dżdżownica28 opuszcza grupę> Sercellę>
ZnudzonekDrek: Anomii już powiedziałem >
Narcyzka: nic dziwnego, że cię lubi ;) <Sercella dołącza do grupy>
ZnudzonekDrek: lol Diablo1: Wszystko OK?
>
Narcyzka: jakiś kutas znowu próbuje wyciągać
od dziewczyn info na temat
wieku/płci/lokalizacji
Narcyzka: obok Stoneya
Narcyzka: Drekkk5, widzisz go?
Narcyzka: Masz ochotę go zdjąć? Twój
pierwszy ban?

ZnudzonekDrek: haha qurwa super Diablo1: jesteś bardzo milcząca


> Sercella: nie, wszystko gra
> Sercella: po prostu mam dużo pracy
> Diablo1: aha OK

ZnudzonekDrek: TAK! Sercella: ale dzięki, że pytasz xx


Narcyzka: hahaha <Sercella opuszcza grupę>
ZnudzonekDrek: qurwa zajebiście! <Diablo1 opuszcza grupę>
Diablo1: co się stało? <Grupa prywatna została zamknięta>
Diablo1: Narcyzka przesłała ci gołą fotkę?
ZnudzonekDrek: co?
ZnudzonekDrek: nie
Diablo1: Daj jej trochę czasu
<Diablo1 opuszcza grupę>
Narcyzka: żeby to było jasne: nie rozdaję
gołych fotek
Narcyzka: ona coś do mnie ma, bo jestem
z facetem, który jej się podoba
ZnudzonekDrek: omg grupa moderatorów jest
pełna intryg!
Narcyzka: żebyś wiedział
70
Przyszła gdy nas przerażała [...].

Emily Dickinson
1277

Strike'a, który nie spał do wpół do drugiej, robiąc notatki z rozmowy Robin
z Pezem, obudziło o piątej rano zjawisko znane pod nazwą skaczący kikut.
Cierpiał z powodu zrywu mioklonicznego w ocalałej części prawej nogi przez
kilka miesięcy po amputacji i ten nieoczekiwany nawrót bardzo niemile
go zaskoczył. Nie mogąc ponownie zasnąć z powodu niekontrolowanego
drgania i podskakiwania kończyny, w końcu zwlekł się z łóżka
i przemieszczając się na jednej nodze, skierował się do łazienki. Aby zachować
równowagę, przytrzymywał się framugi i ścian.
Pod prysznicem dalej nękały go skurcze. Namydlając się, przyłapał się
na tym, że poważniej niż kiedykolwiek zastanawia się nad swoim zdrowiem.
Miał czterdzieści lat i kilkanaście kilogramów nadwagi; kiepsko się odżywiał,
a ścięgno udowe, dwukrotnie zerwane, wciąż było osłabione. Wiedział,
że papierosy szkodzą układowi krążenia i ogólnej kondycji, a jego
mało konkretne postanowienia, by wrócić do codziennych ćwiczeń zalecanych
przez fizjoterapeutę, natychmiast szły w zapomnienie. Co najmniej raz
w tygodniu przyznawał przed sobą, że powinien rzucić palenie, ale dalej
potrzebował paczki dziennie. Kupował opakowania sałaty, które następnie
wyrzucał, nawet ich nie otworzywszy. Jego kikut bez przerwy podrygiwał, a on
widział w tym niemy apel: coś musi się zmienić.
Wytarł się, przypiął protezę, mając nadzieję, że obciążony w ten sposób kikut
nie będzie mógł wykonywać mimowolnych ruchów, a potem zaparzył kubek
herbaty i mimo surowej reprymendy, której udzielił sobie pod prysznicem,
zapalił papierosa. Gdy usiadł z powrotem przy stoliku w kuchni, gdzie czekały
pozostawione w nocy laptop i notes, przypomniał sobie, że wieczorem jest
umówiony na kolację z Madeline.
Ta perspektywa nie sprawiła mu przyjemności. Przeciwnie, poczuł
w żołądku ciężar zobowiązania połączonego z rozdrażnieniem. Pił herbatę,
patrząc przez okno na gołębie na dachu naprzeciwko, których sylwetki
rysowały się na tle krystalicznego porannego nieba, i zapytywał siebie, jak mógł
się wpakować w taki bajzel. Już wcześniej zarzucano mu podświadome
sabotowanie związków z powodu niechęci do podejmowania zobowiązań:
pamiętał wykład Ilsy na temat potrzeby kompromisu i przebaczenia
wygłoszony po tym, jak zerwał z dziewczyną, z którą się trochę spotykał
w czasie jednej z licznych przerw w związku z Charlotte. Oczywiście Ilsa,
jak wszyscy jego przyjaciele, kierowała się nadrzędnym celem: chciała
go zobaczyć ustatkowanego u boku kogokolwiek innego niż Charlotte. Starał
się, prawda? Naprawdę się starał, by dać szansę związkowi z Madeline. Seks był
udany, pewne jej cechy wydawały mu się ujmujące, a nawet godne podziwu, ale
nie można było dłużej zaprzeczać, że brakowało w tym czegoś podstawowego.
Mimo przymocowania protezy noga Strike'a dalej próbowała podskakiwać
i sztuczna stopa denerwująco szurała po podłodze. Ziewając, otworzył laptopa,
by spojrzeć na grafik. Tego ranka Robin miała obserwować gosposię z South
Audley Street. Strike sięgnął po komórkę i napisał do niej.
Dobrze byłoby się dzisiaj skonsultować w sprawie Anomii.
Wczoraj wieczorem Nutley znalazł coś na Keę. Możesz sobie
podarować gosposię. Dev obserwuje Lepkie Rączki.
Jeśli się spotkają, będzie wiedział
Po wysłaniu tej wiadomości Strike przygotował trochę owsianki i ją zjadł,
zamiast usmażyć sobie bekon, na który tak naprawdę miał ochotę, a następnie
się ubrał i ostrożnie zszedł do agencji, między innymi dlatego, żeby
powstrzymać się od sięgnięcia po papierosa: starał się przestrzegać zakazu
palenia w miejscu pracy.
Wyjął z szafy na dokumenty coraz grubszą teczkę Anomii, po czym siadł
do komputera z zamiarem kontynuowania internetowego dochodzenia, które
był zmuszony przerwać poprzedniego wieczoru, by wcielić się w Rudąkicię
w Grze Dreka.
Upłynęła godzina, lecz próba znalezienia przyjaciół Gusa Upcotta spełzła
na niczym. Strike'owi nie udało się znaleźć w Internecie żadnego śladu
studenta muzyki oprócz jakiegoś koncertu sprzed siedmiu lat, na którym
nastoletni Gus grał na wiolonczeli wyjątkowo trudną, jak się Strike'owi wydało,
solówkę. Jeśli Gus korzystał z Twittera, Instagrama albo Facebooka, robił
to pod pseudonimem, a jego życie towarzyskie pozostawało tak samo
tajemnicze jak wtedy, gdy Strike rozpoczął poszukiwania.
Podobny wynik przyniosły próby znalezienia Rachel, córki Granta Ledwella,
zakończone jedynie pochodzącym sprzed roku zdjęciem na Instagramie.
Ukazywało ono grupę roześmianych nastolatków na końcu autobusu.
Ciemnowłosa dziewczyna naciągnęła wełnianą czapkę na twarz tak, że widać
było tylko brodę. Obiema rękami wykonywała rockandrollowy salut,
prostując małe palce i palce wskazujące, a fotkę otagowano @RachLedwell. Gdy
jednak Strike zaczął szukać profilu @RachLedwell na Instagramie, okazało się,
że został usunięty. Wróciwszy na stronę ze zdjęciem z autobusu, oglądał
powoli pozostałe zdjęcia, aż w końcu, zestawiwszy ze sobą szkolne mundurki
i charakterystyczne miejsca, wydedukował, że właścicielka profilu (@Shelly-
Pinker) mieszka w Bradford, co oznaczało, że jedyne, co Strike zyskał
po kolejnej godzinie pracy, to zapisane w notesie słowa „Rachel Ledwell –
Bradford?”.
Znowu ziewnął i poszedł do sekretariatu, żeby zaparzyć sobie następny
kubek herbaty, ciesząc się, że przynajmniej przestała mu podrygiwać noga.
Po powrocie do biurka zobaczył w telefonie odpowiedź Robin.
Super, bo mam ci dużo do powiedzenia. Mogłabym wpaść
o 10? Pracowałam przez całą noc i w ogóle nie spałam
Strike przyglądał się tej wiadomości przez całą minutę, a w jego głowie
pojawiały się rozliczne przypuszczenia. Robin wspomniała, że wybiera się
na Junction Road. Założył, że z nieznanych mu powodów chciała odwiedzić
Zoe albo poobserwować jej mieszkanie. „Wspominałem już, że jesteś
zajebista?” Co konkretnie sprawiło, że nie spała przez całą noc? „Opanuj
się... Boże. Ludzie się gapią”. Chyba nie poszła na Junction Road razem
z Pezem Pierce'em? Może obiecała, że tam zajrzy, a potem wpadnie do North
Grove? „Zazwyczaj nie robię takich rzeczy w biały dzień”.
Nachmurzony Strike odpisał OK, skupił się z powrotem na komputerze
i wpisał w Google'u „Kea Niven Reddit”.
Wyszukiwarka natychmiast podała wynik. Jeszcze bardziej zdenerwowany
na Nutleya, który sam mógł wykonać ten prosty zabieg, Strike otworzył stronę
na Reddit zatytułowaną
r/NamierzamyWystepneZdziry
Powoli skrolował w dół. Zdziwiło go, że strony nie zamknięto, ponieważ
sprawiała wrażenie jednego długiego nawoływania do samoobrony
obywatelskiej, a jej celem było ujawnianie danych osobowych, adresów
i pracodawców kobiet skazanych za przestępstwa przeciwko mężczyznom albo
(w opinii osób zamieszczających tam ich profile) kłamliwie podających się
za ofiary przestępstw popełnionych przez mężczyzn. Dla ułatwienia
identyfikacji zamieszczono zdjęcia tych wszystkich kobiet. Nad fotką
zmęczonej blondynki po trzydziestce napisano:

baba_jaga Melanie Jane Strong wysunęła fałszywe oskarżenie o przemoc


domową przeciwko byłemu mężowi, by pozbawić go kontaktu z dziećmi.
Sędzia łyknęła to bez zastrzeżeń. Aktualnie Strong mieszka przy Parteger
Avenue 3 w Cheam, SM1 2PL. Pracuje w lokalnej kancelarii prawniczej Miller,
May & Bricknell, nr tel. 020 8443 8686

A nad zdjęciem bardzo ładnej czarnowłosej dziewczyny wyglądającej


na jakieś dwadzieścia pięć lat:

john_baldwin kłamliwa suka Darcy Olivia Barrett rzuciła fałszywe


oskarżenie o napaść seksualną przeciwko swojemu chłopakowi. Mieszka przy
Lancaster Drive 4b w Hoxteth. Instagram: @ViolaD97, Twitter:
@CzarnaViola90, dzieci przy Raglan Road 98 w Barnet, EN4 788, nr tel. 020
8906 4359. Dzwońcie, niech rodzina wie, jaka z niej pizda.

Znalezienia Kei zajęło Strike'owi tylko parę minut. Wpis zamieszczono


przed dziesięcioma dniami.

DrekBu88a Ta stuknięta suka groziła, że zabije byłego chłopaka i jego


dziewczynę dzień przed tym, jak naprawdę ich, kurwa, napadnięto
http://dailymail.co.uk/news/murder-of-animator-in-highgate-cemetery.html
Już usunęła te tweety. Przekazujcie screenshoty komu się da.
Twitter: @prawdziwaNarcyzka
tumblr: http://bumblefootandspoons.tumblr.com
https://www.instagram.com/keaniven
http://patreon.com/KeaNivenArt

Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
gdy przypadkiem odkrywasz, jak głęboko sięga zdrada i że
okłamywano cię od miesięcy @prawdziwyJoshBlay
@EdLedRysuje

00.10, 12 lutego 2015

Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
Niedługo się dowiecie, że dźgnięcie człowieka w serce
i odejście ma kurwa konsekwencje
@prawdziwyJoshBlay @EdLedRysuje

00.25, 12 lutego 2015

Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
jeśli dostatecznie długo okazuje się ludziom pogardę, biorą
odwet. Przemoc rodzi przemoc @prawdziwyJoshBlay
@EdLedRysuje

00.26, 12 lutego 2015

Wally Cardew
@The_Wally_Cardew
W odpowiedzi do @prawdziwaNarcyzka
usuń to ffs

00.39, 12 lutego 2015

Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @The_Wally_Cardew
a niby kurwa dlaczego/

00.40, 12 lutego 2015

Wally Cardew
@The_Wally_Cardew
W odpowiedzi do @prawdziwaNarcyzka
bo istnieją lepsze sposoby

00.42, 12 lutego 2015

Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
W odpowiedzi do @The_Wally_Cardew
Nie obchodzi mnie to

00.42, 12 lutego 2015

Wally Cardew
@The_Wally_Cardew
W odpowiedzi do @prawdziwaNarcyzka
a powinno

00.44, 12 lutego 2015


Strike otworzył teczkę Anomii i wyjął z niej wydrukowaną listę stron
internetowych, które odwiedziła Kea przed ich rozmową. Wcześniej przejrzał
ją pobieżnie, teraz jednak, przekonawszy się, że Kea w niezbyt zawoalowany
sposób zagroziła Joshowi i Edie przemocą niespełna dwadzieścia cztery
godziny przed tym, jak ich napadnięto, uznał, że zasługuje na trochę
więcej uwagi.
Przeglądając listę, odrzucał quiz na Buzzfeed dotyczący bycia cis, strony
sklepów, wyszukiwanie w Google'u informacji o nim i o Joshu, aż w końcu
dotarł do strony internetowej o nazwie Tribulationem et Dolorum. Otworzył
ją na swoim komputerze.
Okazało się, że to grupa wsparcia dla ludzi cierpiących na choroby
przewlekłe, przede wszystkim na zespół przewlekłego zmęczenia. Ogólnie
wyglądała amatorsko, a formatowanie miejscami wymykało się spod kontroli.
Po godzinnym przeglądaniu forów Strike znalazł jednak coś interesującego,
co zamieszczono tam w 2013 roku.

Arke: Cześć, też cierpię na zespół przewlekłego zmęczenia (oraz ZED) i w


zasadzie chciałabym po prostu nawiązać kontakt z kimś, kto też przez
to przechodzi. Właśnie skończyłam 24 lata, niedługo powinnam zostać
absolwentką studiów artystycznych, ale musiałam z nich zrezygnować
z powodu licznych problemów ze zdrowiem.
John: Witaj, Arke! Bardzo się cieszę, że do nas dołączyłaś. Mam nadzieję,
że nasze materiały ci się przydadzą. Jesteśmy przyjazną społecznością i na
pewno znajdziesz tu wsparcie, którego szukasz!
Arke: Wielkie dzięki! Strona wygląda wspaniale, to jedna z najlepszych
stron, jakie znalazłam x
John: Staramy się, jak możemy! Jeśli wolno mi spytać, czy twoja nazwa
profilu to odniesienie do greckiej bogini o takim samym imieniu?
Arke: Tak, nie do wiary, że skojarzyłeś! Arke przemawia do mnie z kilku
powodów: blada poświata tęczy. Nie błyszczę tak jasno, jak powinnam! Czy
to ty zaprojektowałeś tę stronę?
John: Tak, to ja.
Arke: Och, wow, jest naprawdę wspaniała! Jak już napisałam, jestem
artystką. To wygląda naprawdę fenomenalnie. Jestem zachwycona paletą
kolorów i ogólnym klimatem. Od razu poznałam, że to nie jest dzieło amatora!
John: To wielki komplement ze strony artystki! Zanim dopadł mnie zespół
przewlekłego zmęczenia, parałem się projektowaniem stron internetowych,
ale niestety byłem zmuszony zrezygnować z pracy.
Arke: Och, tak mi przykro. Od dawna cierpisz na ZPZ?
John: Od 12 lat
Arke: Brr, to okropne. Masz wspierającego lekarza?
John: Ostatnio dopisało mi szczęście: korzystam z prywatnej opieki
i znalazłem lekarza, który mi odpowiada. Wcześniej to była walka. Właśnie
dlatego stworzyłem tę stronę.
Arke: Doradzano mi spróbowanie stopniowanej terapii ruchowej, ale
czytałam o niej złe opinie w necie.
John: Nie polecam jej. W moim wypadku drastycznie zwiększyła zmęczenie.
Arke: Zgadza się, właśnie tak słyszałam. A gdy mi mówią, że powinnam
spróbować terapii poznawczo-behawioralnej, to jakby mi mówili, że wszystko
dzieje się wyłącznie w mojej głowie.
John: Tak, obawiam się, że zbyt wielu lekarzy nie ma zielonego pojęcia, czym
naprawdę jest nasza przypadłość. Jeśli zechcesz napisać do mnie na priv,
z chęcią podzielę się z tobą lekami i terapiami, które przyniosły mi jakąś
korzyść.
Arke: och, pewnie, to bardzo miłe!
John: Wystarczy kliknąć dymek u góry po prawej.

Strike wrócił na stronę główną.

O założycielu Tribulationem et Dolorum

John to twórca, którego prężnie rozwijająca się kariera w branży wydawniczej


(oraz pełna sukcesów dodatkowa działalność na niwie sztuki i muzyki!) zostały
gwałtownie przerwane, gdy ponad dziesięć lat temu zachorował na zespół
przewlekłego zmęczenia (ZPZ). Wciąż uprawia sztukę i muzykę, podlegając
z konieczności ograniczeniom wynikającym ze stanu jego zdrowia. Wybór
utworów skomponowanych przez Johna można usłyszeć
na www.IJU.MakesSounds. Można go także znaleźć na Twitterze, gdzie broni
praw osób przewlekle chorych (oraz dzieli się swoimi opiniami w sprawach
politycznych!) jako @BillyShearsZPZ

– O, czyżby? – mruknął Strike, przechodząc do profilu @BillyShearsZPZ


na Twitterze.
Okazało się, że profil składa się przede wszystkim z ataków
na przedstawicieli profesji medycznej, z pogardliwej, ostrej krytyki zarówno
konserwatystów, jak i laburzystów oraz z zamieszczanych sporadycznie linków
do strony www.IJU.MakesSounds.
Otworzyły się drzwi agencji. Strike spojrzał w ich stronę i zobaczył,
że przyszła Pat. Przyniosła całą górę korespondencji, a w zębach już ściskała e-
papierosa.
– Jesteś przed czasem – mruknęła.
– Podążam tropem – powiedział Strike.
Pięć minut później znalazł to, czego szukał.

Kea Niven
@prawdziwaNarcyzka
gdy jesteś zbyt przygnębiona, by zrobić cokolwiek oprócz
gapienia się w sufit i bardzo chciałabyś umrzeć, tylko
że to wymaga wysiłku

13.50, 4 września 2014

Wierny Uczeń Lepine'a


@WiernyUczenLep1nea
W odpowiedzi do @prawdziwaNarcyzka
co tam jęczysz ty narcystyczna suko?

13.51, 4 września 2014

Prawa ZPZ
@BillyShearsZPZ
W odpowiedzi do @WiernyUczenLep1nea @prawdziwaNarcyzka
Nie masz pojęcia, co przechodzi ta młoda kobieta, a poza tym
ona nie zasługuje na takie słowa.

13.57, 4 września 2014

Wierny Uczeń Lepine'a


@WiernyUczenLep1nea
W odpowiedzi do @BillyShearsZPZ @prawdziwaNarcyzka
Dziadkowi stanął

13.59, 4 września 2014

Prawa ZPZ
@BillyShearsZPZ
W odpowiedzi do @WiernyUczenLep1nea @prawdziwaNarcyzka
widzę, że obowiązuje tu niezwykle wysoki standard dyskursu

14.03, 4 września 2014

Zanim Strike zdążył w pełni przyswoić to, co przeczytał, usłyszał, że ktoś


nadbiega. Podniósł głowę: Pat pędziła do niego sprintem. Ledwie zatrzasnęła
drzwi do sekretariatu, gdy rozległ się ogłuszający huk i drzwi z impetem
wpadły do środka, rozpadając się na pół. Dolny zawias wytrzymał, ale odpadła
górna część, która uderzyła Pat w plecy i pewnie powaliłaby ją na podłogę,
gdyby Strike jej nie złapał. Wszędzie fruwały odłamki. Ciągnąc Pat za biurko,
Strike poczuł, jak coś ostrego tnie go w szyję. Z sekretariatu dobiegł odgłos
roztrzaskujących się na podłodze kawałków szkła i tynku, a powietrze
wypełniło się gryzącym zapachem dymu i chemikaliów.
– Paczka – krzyknęła Pat do ucha Strike'a. – Zaczęłam otwierać i...
usłyszałam syk...
Rozległo się metaliczne echo, coś ciężkiego uderzyło o podłogę
w sekretariacie i detektyw poczuł, jak wszystko się trzęsie. Dym gęstniał
i Strike'owi zaczęły łzawić oczy. Z ulicy dobiegły krzyki.
– Kuźwa, upuściłam e-fajkę – dodała Pat z wściekłością, patrząc po sobie.
– Nie ruszaj się stąd – polecił jej Strike.
Powoli wstał i rozejrzał się, mrużąc oczy w dymie. Z sufitu za drzwiami
wciąż opadał tynkowy pył. Monitor komputera Pat leżał na podłodze
z roztrzaskanym ekranem. Jej biurko rozłupało się na pół i wciąż tliło.
Na podłodze walały się kawałki drewna i tynku.
– Proszę z policją – zabrzmiał głos Pat, która mimo polecenia Strike'a także
wstała, by skorzystać z telefonu na jego biurku. – Tu Agencja Detektywistyczna
Strike'a przy Denmark Street. Przysłano nam ładunek wybuchowy, który
właśnie eksplodował. Nie, nie ma rannych... Och, naprawdę?... Jasne... Już jadą
– poinformowała, odkładając słuchawkę. – Widocznie ktoś do nich zadzwonił.
– Nic dziwnego, do cholery – odparł Strike. Nawet mimo dzwonienia
w uszach słyszał coraz liczniejsze zaaferowane głosy na ulicy.
– Chcę swoją fajkę – oznajmiła Pat, rozglądając się po podłodze.
– Zapal moją. – Strike podał jej paczkę bensonów & hedgesów i zapalniczkę.
– Nigdzie stąd nie wyjdziesz, dopóki nie będzie pewności, że to bezpieczne.
Po pięciu minutach czekania, w czasie których nie zarwało się już więcej
sufitu, Strike uznał, że można wyjść.
Podniósł teczkę ze sprawą Anomii, po czym uparł się, żeby wziąć Pat pod
ramię i poprowadzić ją przez zgliszcza, gdy ostrożnie skierowali się
ku prowadzącym na klatkę schodową drzwiom, z których wypadła szyba.
Na ścianach było widać ślady przypalenia, w szafkach na dokumenty pojawiły
się głębokie wgniecenia, a z rozdarć w kanapie obitej sztuczną skórą wystawało
wypełnienie. W dwóch olbrzymich dziurach w suficie dyndały kable, a jedna
z nich wyglądała, jakby sięgała prawie do jego mieszkania na poddaszu.
W Strike'u narastała wściekłość.
Wy tchórzliwe pojeby.
– Cholera, dopiero go odebrałam z pralni – narzekała Pat, oglądając pokryty
pyłem płaszcz, który wciąż wisiał na kołku, nie pasując do otoczenia. Torebka
Pat leżała na podłodze pośród rozrzuconej zawartości. Gdy sekretarka się
schyliła, żeby pozbierać swoje rzeczy, Strike usłyszał syrenę.
– Nadciąga kawaleria. Chodź.
– Chwila, muszę znaleźć...
– Pat, na litość boską, kupię ci nowego e-papierosa. Chodźmy stąd,
do cholery.
Strike wolał nie myśleć, w jakim stanie jest jego kawalerka. Ciesząc się
przynajmniej z tego, że ma w zwyczaju zabierać do agencji komórkę, kluczyki
do samochodu i portfel, by ograniczyć liczbę zbędnych wycieczek z powrotem
na górę, wypchnął Pat na klatkę schodową i razem zeszli na Denmark Street.
71
Potwory te, na słońce wystawione,
Potworne rzucać będą cienie:
Ci, których myślenie wypaczone,
W czynach też mają to skrzywienie.

Elizabeth Barrett Browning


Aurora Leigh

Za dziesięć dziesiąta trochę zaspana Robin wyszła ze stacji metra Tottenham


Court Road i ruszyła po wciąż rozkopanej ulicy w stronę agencji. Spała tylko
dwie godziny, więc z ulgą przyjęła wiadomość od Strike'a, żeby tego dnia nie
śledziła gosposi z South Audley Street.
Zbliżając się do Denmark Street, zobaczyła radiowóz i niewielki tłum,
w którym rozpoznała kilka osób pracujących w różnych sklepach muzycznych
wokół agencji. Tknięta złym przeczuciem, przyspieszyła kroku, a gdy dotarła
do grupki patrzącej w stronę agencji i spojrzała tam gdzie wszyscy, zobaczyła
niebiesko-białą taśmę policyjną zagradzającą wejście do budynku
oraz stojącego przed nim funkcjonariusza w mundurze.
Drżącymi rękami zaczęła szukać komórki. Strike przesłał wiadomość, gdy
jechała metrem.
Do agencji przysłano paczkę z bombą. Pat i ja jesteśmy cali.
W Starbucksie
– Och, dzięki Bogu – wykrztusiła Robin, przebiegając przez ulicę.
Strike i Pat siedzieli w głębi kawiarni. Strike miał krew na kołnierzyku, a Pat
wyglądała bladziej niż zwykle.
– Jezu. – Robin podeszła do nich szybkim krokiem, a ponieważ nie wymyśliła
nic innego, co mogłaby jeszcze powiedzieć, powtórzyła: – Jezu!
– Przed godziną z całą pewnością był po naszej stronie – odrzekł Strike. –
Kazali nam tu czekać. Będą chcieli zadać więcej pytań. Chyba spodziewają się
kogoś z Wydziału Kryminalnego.
– Co... jak...?
– Paczka – poinformowała Pat swoim głębokim, chropawym głosem. –
Zaczęłam ją otwierać, usłyszałam syk. A potem... pierdut.
– Agencja w ruinie – dodał Strike. – Spadły kawałki sufitu. Mamy szczęście,
że moje łóżko nie runęło nam na głowę.
– A wy...?
– Obejrzeli nas ratownicy medyczni – odrzekł Strike, spoglądając na Pat. –
Nic nam nie jest. Zawiadomiłem Barclaya i resztę, co się stało.
– Chyba skoczę do Bootsa. – Pat sięgnęła po torebkę, która, jak Robin właśnie
zauważyła, była nadpalona.
– Nigdzie nie pójdziesz – uciął kategorycznie Strike.
Według jego dosyć fachowej opinii Pat była w szoku. Jej rzeczowa
opryskliwość mogła zasłużyć na komplement od ratownika medycznego, który
ich pobieżnie obejrzał, lecz Strike zauważył, jak bardzo trzęsła jej się ręka, gdy
upijała łyk kawy.
– Czego potrzebujesz, Pat? – spytała Robin.
– Nie pozwolił mi wrócić po elektroniczną fajkę – poskarżyła się sekretarka,
patrząc z goryczą na Strike'a.
– Pójdę i kupię ci nową – zaproponowała natychmiast Robin.
– Nie będziesz wiedziała, którą wybrać – nadąsała się Pat – a ja nie
pamiętam, jak ona się nazywa.
– Kup taką, jaką będą mieli – doradził Strike, wciskając Robin dwa
dwudziestofuntowe banknoty. – A jeśli nie będzie e-papierosów, weź gumę
i plastry. – Gdy Robin wyszła, zwrócił się do Pat: – Jadłaś śniadanie?
– Oczywiście, że jadłam. Co za głupie pytanie.
– Chyba potrzebujesz trochę cukru – stwierdził Strike, dźwigając się
z krzesła. Nie miał do sekretarki żalu o tę zrzędliwość. W zasadzie to doskonale
ją rozumiał. Jego reakcja na szok też zazwyczaj przybierała formę
rozdrażnienia. Wrócił do stolika z dwoma daniszami i świeżą kawą, a Pat,
rzuciwszy na postawiony przed nią talerz wściekłe spojrzenie, ostatecznie
zniżyła się do zjedzenia kawałka bułki.
– Zdajesz sobie sprawę, że uratowałaś nam obojgu życie? – zagaił Strike,
siadając z powrotem. – Gdybyś nie załapała, co się dzieje, i nie zatrzasnęła tych
drzwi... – Delikatnie trącił swoim plastikowym kubkiem jej kubek. – Cholera,
Pat, jesteś wspaniała. A do tego pieczesz świetny placek z owocami.
Pat zacisnęła usta i zmarszczyła brwi. Jej oczy niespodziewanie zwilgotniały.
Strike'owi przeszło przez myśl, żeby ją objąć, ale prawie poczuł, jak jej kościste
ramiona strącają jego rękę.
– To pewnie ci terroryści, których wkurzyłeś – powiedziała.
– Pewnie tak. Nie wyglądało to na amatorszczyznę.
– Dranie.
– Dobrze to ujęłaś.
– Mój wujek zginął na skutek wybuchu bomby podłożonej w pubie przez IRA.
Woolwich. Siedemdziesiąty czwarty.
– Kurczę, przykro mi – powiedział zaskoczony Strike.
– Złe miejsce. Zły czas. Trudno coś takiego pojąć. Komu jak komu – dodała
Pat, spoglądając w stronę blatu zasłaniającego sztuczną nogę Strike'a – ale
tobie nie muszę tego tłumaczyć.
Zjadła jeszcze kawałek danisza. Strike zobaczył przez okno przejeżdżającą
obok toyotę avensis i wydało mu się, że rozpoznał profil Ryana Murphy'ego
z Wydziału Kryminalnego, który jakiś czas temu był u nich w agencji.
– Możliwe, że będą chcieli nas zabrać do Scotland Yardu – powiedział Strike.
– Żebyśmy złożyli zeznania.
– Za cholerę, nigdzie nie jadę. Dlaczego nie możemy zeznawać tutaj?
– Może i możemy – odrzekł uspokajająco Strike.
– Gdzie jest Robin? – spytała sfrustrowana Pat.
Strike wręcz czuł jej pragnienie nikotyny. Pierwsi policjanci, którzy zjawili
się po wybuchu, poprosili ich, żeby nie ruszali się z kawiarni i nie kręcili
po ulicy. Strike'owi było to na rękę, ponieważ pojawienie się dziennikarzy
wydawało się tylko kwestią czasu.
Zanim Robin wróciła z reklamówką pełną różnych e-papierosów, do Strike'a
i Pat dołączyli dwaj policjanci z kryminalnego: Murphy i starszy czarny facet
z siwiejącymi włosami. Robin była tak przejęta tym, co się wydarzyło, że widząc
z daleka plecy Ryana Murphy'ego, tylko lekko zadrżała. Dotarła do stolika
w samą porę, by usłyszeć, jak Pat upiera się kłótliwie, że nie chce jechać
do Scotland Yardu, nie zrobiła nic złego i nie rozumie, dlaczego nie może
złożyć zeznań w kawiarni.
Widząc spokojną reakcję Murphy'ego, Strike domyślił się, że nadkomisarz
trafnie ocenił stan szoku Pat.
– Pani Chauncey, po prostu chcielibyśmy z państwem porozmawiać w trochę
bardziej zacisznym miejscu. O, cześć – dodał, gdy dołączyła do nich Robin.
– Cześć – przywitała się. – Trzymaj, Pat. Mam nadzieję, że któryś z nich
ci podpasuje.
Gdy Pat przyjęła reklamówkę i niepocieszona grzebała w jej zawartości,
Strike zwrócił się do policjantów z Wydziału Kryminalnego.
– Kawałek stąd jest pub z pomieszczeniem w piwnicy. Prawdopodobnie
zgodzą się nam je udostępnić na jakieś pół godziny. Jesteśmy stałymi
klientami.
Pokonali zatem pieszo krótką drogę do Tottenhamu, w czasie której Strike
i Pat skorzystali z okazji, żeby zapalić prawdziwego papierosa. Robin znalazła
się za nimi, wciśnięta między Murphy'ego i jego kolegę, którego przedstawił
jako Neala Jamesona.
– Dobrze się czujesz? – spytał ją Murphy.
– Mnie tam nie było – powiedziała. Miała irracjonalne poczucie winy,
że zabrakło jej w agencji w chwili wybuchu bomby.
– Tak czy inaczej to szok – stwierdził.
– Tak – przyznała.
Barman w Tottenhamie był uczynny. Już kilka minut po przyjściu do pubu
dwaj policjanci, Strike, Robin i Pat siedzieli przy stoliku w wyłożonym
czerwonym dywanem pomieszczeniu w piwnicy, gdzie nikogo oprócz nich nie
było.
– No dobrze, pani Chauncey – zaczął starszy funkcjonariusz, otwierając
notes, podczas gdy Pat próbowała się dobrać do jednego z e-papierosów. Wciąż
trzęsły jej się ręce, więc Strike wziął od niej opakowanie, otworzył je i zaczął
składać znajdujący się w środku gadżet. – Czy mogłaby pani opowiedzieć
własnymi słowami, co się wydarzyło?
– Więc listonosz wszedł po schodach zaraz za mną – odrzekła Pat.
– Ten sam listonosz co zwykle?
– Tak – potwierdziła Pat. – Zna mnie. Odebrałam naszą pocztę na klatce.
– Jak duża była ta paczka? – spytał facet z kryminalnego.
Pat pokazała kształt wielkości pudełka na buty.
– Ciężka?
– No. – Pat świdrowała wzrokiem Strike'a, który napełniał e-papierosa
płynem.
– Pamięta pani, co było na niej napisane?
– Ich nazwiska – odrzekła Pat, skinąwszy na Strike'a i Robin.
– Jakieś szczegóły charakteru pisma?
– Napisał to ktoś wykształcony – stwierdziła Pat. – Czasami piszą do nas
świry. Zawsze można to poznać. Po charakterze pisma.
– Zielony atrament? – spytał z uśmiechem Murphy.
– Najgorszy pisał fioletowym. – Pat trochę się rozchmurzyła. Zawsze miała
słabość do przystojnych mężczyzn, a Murphy bez wątpienia dobrze wyglądał,
co Robin, mimo że wciąż była wstrząśnięta, tym razem także zauważyła:
wysokie kości policzkowe, pełna górna warga i falujące włosy trochę podobne
do włosów Strike'a, ale jaśniejsze. – Jakiś durny gnojek był przekonany, że całą
rodzinę królewską zastąpiono uzurpatorami.
Dwaj policjanci uprzejmie się roześmiali.
– Ale tym razem to nie był charakter pisma świra? – spytał kolega
Murphy'ego.
– Nie – powiedziała Pat. – Czarny atrament, poprawna pisownia. Nie każdy
pisze „Ellacott” jak należy, a na niego większość ludzi mówi Cameron.
– Pewnie nie zwróciła pani uwagi na stempel pocztowy?
Pat przyjęła od Strike'a napełnionego i uruchomionego e-papierosa,
zaciągnęła się głęboko, jakby to był tlen, po czym odpowiedziała:
– Był z Kilburn. Mieszkam tam – wyjaśniła. – Swoje zawsze się zauważa,
no nie?
– To prawda – powiedział facet z Wydziału Kryminalnego. – Więc odebrała
pani paczkę...
– Zaniosłam ją do agencji i położyłam na biurku. Zdjęłam płaszcz,
otworzyłam jeden z listów, a potem zaczęłam otwierać paczkę. Widząc ten
ładny charakter pisma i w ogóle, pomyślałam, że to jakieś podziękowanie
w formie prezentu – usprawiedliwiła się z defensywną nutą w głosie. –
Czasami dostają od klientów czekoladki i alkohol. Odchyliłam jedno
skrzydełko, usłyszałam syczenie i... po prostu wiedziałam – oznajmiła Pat.
Trochę bardziej zbladła. Robin bez słowa wstała i wyszła.
– Pobiegłam do jego gabinetu – ciągnęła Pat, wskazując Strike'a –
zatrzasnęłam drzwi, i wtedy to wybuchło.
– Gdyby każdy miał taki zmysł obserwacji i taką szybkość reakcji jak pani –
odrzekł starszy policjant – nasza praca byłaby o wiele łatwiejsza.
– Technicy będą potrzebowali co najmniej dwudziestu czterech godzin –
uprzedził Mur-phy, zwracając się do Strike'a. – Mieszkasz nad agencją,
prawda?
– Tak – potwierdził Cormoran. – Pewnie mi doradzicie, żebym na razie
trzymał się z daleka.
– Właśnie tak bym ci doradził – przyznał Murphy. – Przed chwilą słyszałem,
że mogło dojść do naruszenia konstrukcji. Poza tym...
– Tak – powtórzył Strike. Wolał, żeby nikt nie wspominał w obecności Pat
o tym, że gdy Halving się dowie o niepowodzeniu swojej próby pozbawienia
życia jego i Robin, terroryści mogą zacząć szukać innych sposobów, żeby ich
dopaść.
Robin wróciła z kieliszkiem czegoś, co wyglądało na porto, i postawiła
go przed sekretarką.
– Nie potrzebuję – oznajmiła Pat.
– Pij – poleciła jej stanowczo Robin, siadając z powrotem.
– Skoro już tam poszłaś, mogłaś mi przynieść kufel piwa – wtrącił Strike. –
Bo wiesz, ja też byłem przy wybuchu tej bomby.
Dwaj policjanci znowu się roześmiali.
– Okej – powiedział Neal Jameson – spiszę to wszystko i poproszę panią
o autograf, pani Chauncey.
Gdy spisywał zeznanie Pat, Murphy zwrócił się do Robin.
– Właśnie mówiłem twojemu szefowi...
– Jesteśmy wspólnikami – sprostowali jednocześnie Strike i Robin.
– A, przepraszam. Właśnie mówiłem twojemu wspólnikowi, że lepiej przez
jakiś czas trzymać się z dala od agencji. Jak... nie chciałbym, żeby to zabrzmiało
zbyt osobiście... ale jak wygląda twoja sytuacja mieszkaniowa? Mieszkasz...?
– Sama – dokończyła Robin. – Właśnie się przeprowadziłam.
Na Walthamstow.
– To zaraz obok mnie: ja mieszkam na Wanstead. Fakt, że mieszkasz tam
od niedawna, to akurat dobrze. Ale mimo wszystko...
– Zastosowałam standardowe środki bezpieczeństwa – ucięła Robin.
Kolega Murphy'ego skończył pisać. Pat, która po kilku łykach porto zaczęła
odzyskiwać kolory, przeczytała swoje zeznania i je podpisała.
– No dobrze – zwrócił się do niej Strike, wstając – zabiorę cię do domu.
– Nie ma takiej potrzeby – zdenerwowała się Pat.
– Bez obaw, robię to nie dlatego, że cię lubię – zapewnił Strike, patrząc na nią
z góry. – Po prostu wątpię, żeby udało mi się znaleźć drugą sekretarkę z takim
zestawem umiejętności.
Robin zobaczyła, jak oczy Pat wypełniają się łzami. Gdy Strike z Pat u boku
ruszył w stronę schodów, zawołała za nim:
– Cormoran, mam rozkładaną kanapę, gdybyś potrzebował!
Nie była pewna, czy usłyszał, ponieważ nie zareagował, i po chwili
pożałowała, że w ogóle wyskoczyła z tą propozycją: miał przecież Madeline
Courson-Miles i mógł się zatrzymać u niej.
Dwaj policjanci rozmawiali ze sobą ściszonym głosem. Robin sięgnęła
po torebkę, szykując się do wyjścia.
– Podwieźć cię? – spytał Murphy, odwracając się.
– Dokąd... na Walthamstow? – spytała z niedowierzaniem.
– No – powiedział Murphy. – Miałem mieć dzisiaj wolne, Neal wezwał mnie
tylko z powodu tego incydentu. On wraca do pracy. Właściwie mam po drodze.
Zresztą i tak jadę w tym kierunku.
– Aha – odrzekła Robin. – No... dobrze.
72
Stoi dziś przed tobą [...] zważ me słowa, nie
Kobieta pragnąca ochrony. Mężczyźnie bowiem
Okaż męstwo, mów otwarcie, precyzyjnie,
Fakty i daty.

Elizabeth Barrett Browning


Aurora Leigh

Robin zastanawiała się, dlaczego, do diabła, się zgodziła. Szok? Dwie godziny
snu? Resztki lekkomyślności pozostałe po wcieleniu się w doświadczoną Jessicę
Robins poprzedniego wieczoru? Wychodząc z pubu za Murphym i jego kolegą,
zastanawiała się, czy podawanie w wątpliwość słów Murphy'ego o dniu
wolnym nie zakrawa na paranoję. Rozważała, czy nie powiedzieć: „W zasadzie
to pojadę metrem” albo „Zapomniałam, że mam coś do załatwienia
na mieście”, lecz raz po raz to odkładała i wkrótce dotarli do niebieskiej toyoty
avensis. Dwaj funkcjonariusze Wydziału Kryminalnego uzgadniali dalsze
działania. Robin usłyszała, jak mówią o Angeli Darwish. Starszy policjant
przeszedł przez ulicę i zanurkował pod taśmą broniącą wstępu na Denmark
Street, a Murphy i Robin wsiedli do samochodu.
– Straszna historia – powiedział Murphy, odjeżdżając od krawężnika.
– Tak – przyznała Robin.
– Mogłabyś trochę pomieszkać u jakichś przyjaciół?
– W domu będzie mi dobrze – zapewniła. Murphy prawdopodobnie myślał,
że jej mizerny wygląd świadczy o szoku, lecz chodziło wyłącznie o to,
że właściwie w ogóle nie spała. Chcąc zapobiec kolejnym dobrym radom,
oznajmiła: – Nie pierwszy raz przysłano nam coś potwornego. Kiedyś dostałam
paczkę z uciętą nogą.
– Tak, pamiętam, czytałem o tym w gazecie – powiedział Murphy.
Nastąpiła chwila ciszy, w której Robin szukała neutralnych tematów
do rozmowy, lecz była tak zmęczona, że nic nie przychodziło jej na myśl.
Milczenie przerwał Murphy.
– Jak wam idzie ze sprawą Anomii?
– Nie tak dobrze, jak byśmy chcieli.
Znowu zapadła cisza. I znowu przerwał ją Murphy.
– Wieczorem wyjeżdżam na urlop.
– O, naprawdę? – spytała uprzejmie Robin. – Dokąd się wybierasz?
– Do San Sebastián – powiedział Murphy. – Mieszka tam moja siostra
z rodziną. Zawsze kiedy ją odwiedzam, zastanawiam się, dlaczego tkwię
w Londynie. Nie mogłem się doczekać tego wyjazdu... nie miałem urlopu
od dwóch lat... ale poprzedniego wieczoru nastąpił wielki przełom w sprawie
morderstwa, którą prowadzimy. Zastanawiałem się, czy nie przełożyć wyjazdu
do Hiszpanii, tylko że pojutrze są czterdzieste urodziny mojej siostry. Gdybym
się na nich nie pojawił, zostałbym pewnie kolejną ofiarą morderstwa.
– W jakiej sprawie nastąpił ten przełom? – spytała Robin, przekonana, że już
wie.
– W waszej. W sprawie tej animatorki.
– Macie zabójcę Edie Ledwell? – Spojrzała prosto na Murphy'ego.
– Tak nam się wydaje. Wszystkie dowody wskazują na tę samą osobę. Ale
przed jej aresztowaniem nie mogę powiedzieć na kogo.
Murphy spojrzał na zegarek na desce rozdzielczej.
W zmęczonym umyśle Robin nagle zaroiło się od pytań.
– Rozmawiał z kimś? Przyznał się?
– Nie – powiedział Murphy.
Znowu na chwilę zapadła cisza, w której Robin starała się znaleźć inny
sposób, żeby wydobyć z Murphy'ego informacje, choć jego mina mówiła,
że doskonale wie, co jej chodzi po głowie. W końcu ustąpił.
– Wszystko dzięki telefonowi. Telefonowi Ledwell.
– Ma go?
– Już nie – odrzekł Murphy. – Wyrzucił do stawu w Writtle.
– Gdzie to jest?
– Niedaleko Chelmsford Way.
Czuła, że Murphy powie coś więcej; wiedziała, że chce wyjaśnić, jak dorwali
sprawcę, nawet jeśli nie mógł wyjawić jego tożsamości. Na jego miejscu
czułaby identyczną pokusę. Ona także znała przyjemność towarzyszącą
układaniu elementów puzzli przed kimś, kto wie, jakiego to wymaga wysiłku.
– Mniej więcej dwa tygodnie po zabójstwie – zaczął Murphy – ktoś włączył
telefon Ledwell na piętnaście minut, a potem znowu go wyłączył.
Namierzyliśmy sygnał na parkingu przy centrum handlowym Westfield
w Stratfordzie. Byłaś tam kiedyś?
– Nie – odrzekła Robin.
– To największe centrum handlowe w Europie. Możesz sobie wyobrazić,
jakie rozmiary ma parking. Zgromadziliśmy zapisy z kamer monitoringu.
Ponad tysiąc samochodów, mnóstwo osób korzystających z telefonów.
Zapisaliśmy wszystkie numery rejestracyjne, zrobiliśmy zdjęcia każdemu, kogo
zobaczyliśmy z komórką, a potem zaczęliśmy to wszystko przesiewać. Pięć
dni później ktoś znowu włączył telefon, tym razem na dziesięć minut, a potem
go wyłączył. Sygnał zaprowadził nas na pole w Kent. W pobliżu nie było
żadnych kamer, ale udało nam się zabezpieczyć nagranie z najbliższego
monitoringu... który wcale nie był tak blisko. Zaczęliśmy się przyglądać
numerom rejestracyjnym samochodów wjeżdżających na ten teren
i opuszczających go, a także pieszym i rowerzystom, szukając zgodności
z numerami tablic albo z ludźmi, których mieliśmy z Westfield. Możesz sobie
wyobrazić, jaka to żmudna robota.
– Bardzo starannie wybierał miejsca, w których włączał tę komórkę –
zauważyła Robin.
– Bardzo – przyznał Murphy. – Chciał utrudnić nam życie. Nie mogliśmy
znaleźć żadnego wspólnego mianownika w tych dwóch lokalizacjach. Dalej nie
jesteśmy pewni, po co w ogóle włączał ten telefon. Przecież sprytniej byłoby
go w ogóle nie dotykać. Nigdzie nie dzwonił. Przypuszczamy, że zależało
mu raczej na informacjach, które mógł tam znaleźć.
– Wiecie, że Edie Ledwell gromadziła w telefonie pomysły do kreskówki? –
spytała Robin.
– Tak, Blay nam powiedział – odrzekł Murphy. – W każdym razie trzy
tygodnie temu z samochodu obok stawu w Writtle wysiadł w środku nocy facet
z twarzą zasłoniętą chustką i wrzucił coś do wody. Zauważył go nastolatek,
który popalał ukradkiem przy oknie, gdy jego rodzice spali. Bardzo to chłopaka
zainteresowało, więc rano wszedł do wody, wyjął iPhone'a i zabrał go do domu.
Mniej więcej po godzinie uświadomił sobie, że w tym, co się stało, jest coś
podejrzanego, więc powiedział o wszystkim rodzicom. Matka zaniosła telefon
na najbliższy komisariat. Skontaktowali się z nami, wysłaliśmy tam
techników... komórka leżała pod wodą przez pół nocy, więc to było zadanie dla
specjalistów... a kiedy już zrobili swoje, okazało się, że to na pewno iPhone
Ledwell. Nagranie z kamer monitoringu zarejestrowało forda fiestę, który
pojawił się na tym terenie i zniknął z niego akurat o tej porze. Fałszywe tablice
rejestracyjne. Jeszcze raz przejrzeliśmy zdjęcia z Westfield i...
– Był tam ford fiesta z numerem rejestracyjnym kończącym się literami CBS
– dokończyła Robin.
Murphy odwrócił się tak gwałtownie, że zawołała:
– Światła!
Bała się, że wjadą w samochód z przodu.
– Jak...? – zaczął Murphy, gdy już zwolnił.
– Widziałam go w tym fordzie – wyjaśniła Robin, której myśli znalazły się
w stanie totalnego chaosu. Czuła zdumienie, dezorientację oraz dziwne,
przyprawiające o mdłości... co? Niedowierzanie? Rozczarowanie? –
Zauważyłam te litery na tablicy rejestracyjnej.
– Skojarzyły ci się z nazwą tego amerykańskiego kanału informacyjnego? –
spytał Mur-phy.
– Tak – skłamała. – Bez obaw, nie zawiadomię prasy. A co z komórką Blaya?
Użył jej w ogóle?
– Nie, ta nie była włączana, odkąd zaginęła. Przypuszczamy, że Ormond
ma ją w domu, chyba że pozbył jej się w innym miejscu. Przeszukaliśmy staw
w Writtle, ale jej tam nie znaleźliśmy.
– A zaledwie wczoraj wieczorem go widziałam – powiedziała Robin, czując,
jak zalewa ją fala niedowierzania.
– Gdzie?
– W Kolektywie Artystycznym North Grove. Próbował coś odzyskać
od jednego z tamtejszych mieszkańców.
– Naprawdę? Co to było?
– Nie wiem. Myślę, że rysunek albo jakiś tekst Edie... Nie... nie mogę w to
uwierzyć. Nie wiem dlaczego... chociaż przypuszczam, że...
Nie dokończyła zdania, ale Murphy podążał za jej tokiem myślenia.
– W pierwszej kolejności należy się przyjrzeć partnerowi. Zresztą to ty
zauważyłaś siniaka na jej szyi.
– Myślałam, że w chwili zabójstwa pilnował uczennicy, która została za karę
po lekcjach.
– Wyszedł wcześniej i powiedział tej dziewczynie, żeby nikomu o tym nie
mówiła, bo inaczej będzie zostawała po lekcjach przez cały tydzień.
– Boże... więc wiedział, gdzie się umówili?
– No. Tak między nami, mamy powody przypuszczać, że zainstalował w jej
telefonie aplikację naprowadzającą, o której ona nie wiedziała. Wciąż
próbujemy odblokować tę komórkę. Apple nam nie pomoże. Swobody
obywatelskie. Ale on najwyraźniej znał kod, skoro dwa razy ją uruchomił.
– Zamierzają go dzisiaj aresztować?
– Tak. Poszedł do pracy jak zwykle. Chcemy go zgarnąć po wyjściu ze szkoły.
Aresztowanie gościa na oczach zgrai dzieci nie jest rozsądne. Wolelibyśmy w to
nie angażować prasy, dopóki nie będziemy go mieli w pokoju przesłuchań.
Więc od początku to był Phillip Ormond, były policjant i nauczyciel,
w którym Edie ujrzała kogoś, kto zdoła ją obronić przed pogróżkami
i prześladowaniem. Zazdrosny partner, który stalkował ją podczas spotkania
z byłym chłopakiem, dźgnął ich oboje, a potem uciekł z ich telefonami...
Oczywiście, pewne elementy nabierały teraz sensu. Precyzyjne dane mordercy
na temat miejsca pobytu Edie, korzystanie z telefonu tylko w miejscach, gdzie
najtrudniej byłoby namierzyć użytkownika – wskazujące na znajomość
policyjnych metod – oraz nadzwyczaj szczegółowa wiedza o dwóch nowych
postaciach do filmu, którą według Yasmin posiadał Ormond.
Murphy spytał Robin o jej plany na urlop. Otrząsnęła się na tyle,
by wspomnieć o nauce jazdy na nartach rozpoczętej podczas przerwy
noworocznej. Rozmowa była tylko trochę osobista, lecz jednocześnie
przyjemna i łatwa. Murphy rozbawił Robin opisem wypadku, jaki miał
jego przyjaciel na suchym stoku narciarskim, dokąd zaprosił kobietę, której
chciał zaimponować. Ani razu nie wspomniał o swoim zaproszeniu na drinka
ani nie sprawił, że poczuła się niezręcznie w małej przestrzeni jego
samochodu. Była mu wdzięczna za jedno i za drugie.
Gdy zbliżali się do Blackhorse Road, Robin powiedziała nagle, zaskoczona
własną odwagą:
– Słuchaj... kiedy zadzwoniłeś, żeby zaprosić mnie na drinka... zachowałam
się tak dlatego, że... rzadko ktoś zaprasza mnie na randkę.
– Jak to możliwe? – spytał Murphy, nie odrywając oczu od drogi.
– Niedawno się rozwiodłam... no, właściwie to minął już rok... a byłam z tym
człowiekiem, odkąd mieliśmy po siedemnaście lat – wyjaśniła Robin. – Więc...
w każdym razie kiedy zadzwoniłeś, byłam w trybie pracy i to dlatego trochę...
no wiesz... nie skojarzyłam, o co chodzi.
– Aha – odrzekł Murphy. – Ja rozwiodłem się trzy lata temu.
Robin zastanawiała się, ile on ma lat. Przypuszczała, że jest od niej ze dwa
lata starszy.
– Masz dzieci? – spytała.
– Nie. Moja była ich nie chciała.
– Aha – powiedziała Robin.
– A ty?
– Nie.
Zanim którekolwiek z nich zdążyło coś dodać, zatrzymali się przed jej
budynkiem. Gdy sięgnęła po torebkę i położyła dłoń na klamce, Murphy
powiedział:
– Więc... gdybym po powrocie z urlopu zadzwonił do ciebie jeszcze raz...?
To tylko drink – zabrzmiał głos Ilsy w głowie Robin. – Nikt ci nie każe wskakiwać
z nim do łóżka. Przed oczami mignęła jej Madeline Courson-Miles.
– Hm... – Robin czuła, jak łomocze jej serce. – Dobrze. Byłoby wspaniale.
Myślała, że go to ucieszy, lecz wydał się spięty.
– Okej. – Potarł nos, po czym oznajmił: – Ale najpierw powinienem ci o
czymś powiedzieć. Tak się mówi: „pójść razem na drinka”. Tylko że... jestem
alkoholikiem.
– Aha – powtórzyła Robin.
– Jestem trzeźwy od dwóch lat i dziewięciu miesięcy – podjął Murphy. – Nie
przeszkadza mi, że ktoś przy mnie pije. Po prostu muszę cię uprzedzić. Tak
trzeba. Zasady AA.
– To w sumie niczego nie... To znaczy dzięki, że mi powiedziałeś – odrzekła
Robin. – Mimo to chętnie się z tobą kiedyś umówię. I dzięki za podwózkę,
jestem ci naprawdę wdzięczna.
Tym razem wydał się zadowolony.
– Cała przyjemność po mojej stronie. Lepiej już wrócę do pakowania się.
– Tak... Baw się dobrze w Hiszpanii!
Robin wysiadła z samochodu. Gdy niebieska toyota avensis odjeżdżała,
Murphy podniósł rękę na pożegnanie, a Robin odwzajemniła ten gest, wciąż
zdumiona sobą samą. Nieczęsto jej się zdarzały takie poranki.
Właśnie otworzyła drzwi, gdy zadzwoniła jej komórka.
– Cześć – powiedział Strike. – Czy propozycja udostępnienia kanapy jest
jeszcze aktualna?
– Oczywiście – odrzekła Robin, zaskoczona i jednocześnie zadowolona,
po czym weszła do mieszkania i zamknęła drzwi stopą. – Jak się czuje Pat?
– Zrzędzi jak cholera. Zawiozłem ją do domu. Kazałem się umówić na pilną
wizytę u lekarza. Odpadła połowa drzwi i walnęła ją w plecy. Na pewno coś
ją boli. Może coś sobie złamała. Kazała mi spieprzać, chociaż niedokładnie tak
to ujęła. Prawdopodobnie odebrała to jako oskarżenie, że jest w zbyt podeszłym
wieku, by przetrwać walnięcie drzwiami.
– Strike – powiedziała Robin. – Właśnie się czegoś dowiedziałam.
Zamierzają aresztować Phillipa Ormonda pod zarzutem morderstwa.
Po tych słowach zapadła cisza. Robin była już w kuchni, położyła torebkę
na blacie.
– Ormonda? – powtórzył Strike.
– Tak. – Podeszła do czajnika. Wyjaśniła, że ktoś włączał i wyłączał telefon
Edie, a potem widziano, jak Ormond wrzuca go do stawu w Writtle.
Znowu zapadło dłuższe milczenie.
– No tak – odezwał się w końcu Strike. – Rozumiem, dlaczego im się wydaje,
że wytypowali właściwego człowieka, ale mam pewne wątpliwości.
Robin poczuła dziwną ulgę. Strike uprzedził, że zjawi się koło szóstej,
ponieważ najpierw musi kupić kilka najpotrzebniejszych rzeczy, a potem się
rozłączył.
73
Rywal mój przebiegły w swych metodach –
Cóż z tego? Podstęp jego próżny.
Gardzę nim: wiem, czyja jest nagroda.

May Kendall
The Last Performance

Czaty w grze z udziałem czworga moderatorów Gry Dreka

<Grupa moderatorów> <Otwiera się nowa grupa


prywatna>
<5 czerwca 2015, 15.58>
<ZnudzonekDrek, <5 czerwca 2015, 16.00>
Anomia> <Morehouse dołącza <Anomia zaprasza
do grupy>
Morehouse'a>
ZnudzonekDrek: Cześć,
>
Morehouse!
>
Morehouse: cześć
>
ZnudzonekDrek: rzadko
tu bywasz popołudniami Anomia: skończyłeś już
egzaminy, buaa?
Anomia: to zajęty człowiek
Morehouse: to nie egzaminy,
Morehouse: właśnie
tylko badania
>
>

ZnudzonekDrek: słabsza Anomia: no tak, wiem <Otwiera się nowa grupa


frekwencja
Morehouse: była tu Narcyzka? prywatna>
Anomia: nie na długo
ZnudzonekDrek: ? Anomia: pewnie zaraz się
pojawi, skoro ty jesteś
>
>
>
>
Anomia: po następnym
komunikacie Mavericka >
to miejsce eksploduje

ZnudzonekDrek: wiesz, > <5 czerwca 2015, 16.03>


co zamierzają ogłosić???
Anomia: a oto i ona. Telepatia <Narcyzka zaprasza
Anomia: gamemaster wie czy zbieg okoliczności? Morehouse'a>
wszystko
Morehouse: telepatia, Narcyzka: Morsiu?
ZnudzonekDrek: gościu, skąd oczywiście
>
ty bierzesz te wszystkie
Anomia: jesteś, qurwa,
informacje?? >
fizykiem, nie wierzysz w takie
ZnudzonekDrek: jesteś kimś pierdoły >
od nich, tak? Od Mavericka?
Morehouse: więc jednak zbieg >
> okoliczności >
> Anomia: nie ma sprawy, idź >
z nią gadać na grupie
> >
prywatnej
> ZnudzonekDrek: wybacz, >
uraziłem cię? Morehouse: wiesz, że to ty
jesteś moim numerem 1 >
Anomia: lol >
>

> Anomia: ty pedale Narcyzka: halo?


> Morehouse: idź pogadać >
ze ZnudzonkiemDrekiem,
> >
uważa cię za boga
> >
Anomia: to prawda. Ale
> w sumie jestem bogiem Narcyzka: zagadujesz jakąś
gorącą laskę ze swojego
> <Anomia opuszcza grupę>
świata nauki? >
> <Morehouse opuszcza grupę> >
>
Anomia: lol nie, nie uraziłeś <Grupa prywatna została >
mnie zamknięta> > >
Anomia: informacje trafiają
prosto do moich żył,
przyjacielu

ZnudzonekDrek: więc <Morehouse dołącza


mi powiedz do grupy>
ZnudzonekDrek: co Morehouse: wybacz, słodziłem
zamierzają zrobić? Anomii
ZnudzonekDrek: no, powiedz Morehouse: słyszałaś? O tej
mi, nikomu nie wygadam bombie.
Anomia: powiem ci, kiedy Narcyzka: Tak!!! wtf?
wskoczysz na miejsce
Morehouse: mówią,
Morehouse'a
że to Halving

ZnudzonekDrek: ? Narcyzka: wiem, widziałam


Anomia: to znaczy kiedy Morehouse: to by się zgadzało,
Morehouse będzie miał wszystko się zgadza, prawda?
wypadek Morehouse: ta cała Ellacott
ZnudzonekDrek: lol skoczyła na pomoc
ZnudzonekDrek: chcesz Vilepechorze
poznać moją teorię? Morehouse: więc pewnie
ZnudzonekDrek: myślę, uznali, że to ona go śledziła,
że jesteś kumplem Josha a nie Anomia
Blaya >
>
>
>
>

Anomia: może masz rację Narcyzka: ma to sens.


ZnudzonekDrek: Ledwell też Narcyzka: ale jeśli Ellacott nie
znałeś? ma w agencji, jak
ją znajdziemy?
Morehouse: zadzwonimy,
znajdziemy jakiś sposób
Morehouse: ile masz jeszcze
egzaminów?
Narcyzka: 2
Morehouse: więc niedługo się
spotkamy

Anomia: no Morehouse: chyba że strach


cię obleci i nie będziesz
Anomia: ale mnie wydymała
chciała
ZnudzonekDrek: serio?
Narcyzka: wal się, Morehouse
>
Narcyzka: od jak dawna
> błagam cię o spotkanie?
> Morehouse: lol
Anomia: no, była jebaną suką
74
Mówisz jednak: szpiedzy na nas dybią [...],
Czy krew nasza wspólna może
W jakimś odludnym lesie czerwienią pokryć
Nóż zdrady?

Charlotte Brontë
The Wood

Jeśli jest jakaś korzyść z wybuchu bomby w domu i w miejscu pracy, pomyślał
Strike, chodząc po Kilburn High Road, gdzie kupował sobie bieliznę, skarpetki,
przybory toaletowe – między innymi krem do kikuta – dwie koszule i piżamę
(pierwszą, odkąd był nastolatkiem, ale uznał, że u Robin powinien ją mieć),
to w jego wypadku tą korzyścią było zyskanie wymówki nie do podważenia,
by wieczorem nie zjawić się na kolacji z Madeline, zwłaszcza że o bombie
donoszono już na stronie internetowej BBC News.
– Co? – powiedziała, gdy zadzwonił do niej sprzed wejścia do drogerii
Superdrug, żeby poinformować, co się stało. – O Boże... kto... dlaczego...? –
Usłyszał jej zduszony okrzyk. – Przed chwilą czytałam o tym w Internecie!
To Corm! – zawołała do kogoś, prawdopodobnie do jednej ze swoich
ekspedientek. – Przysłali mu paczkę z bombą i ta pieprzona bomba
eksplodowała!
Z powodów, których nie umiał sprecyzować, Strike'owi nie spodobało się,
że Madeline informuje o tym incydencie kogoś ze swojego personelu, choć
przecież trudno byłoby uznać wybuch bomby za informację poufną, skoro
mówiono o nim w BBC.
– Przenieś się do nas! – zaproponowała Madeline, skupiwszy się z powrotem
na Strike'u.
– Nie mogę – odparł, sięgając po papierosa. – Według stołecznej będzie
najlepiej, jeśli na jakiś czas się przyczaję. Nie chcę narażać ciebie i Henry'ego
na takie niebezpieczeństwo.
– Aha – powiedziała Madeline. – Myślisz, że...? Przecież w zasadzie nikt o nas
nie wie, prawda?
To akurat nie twoja zasługa – brzmiała pierwsza, niemiła myśl Strike'a.
– To terroryści – wyjaśnił. – Tacy jak oni obserwują ludzi.
– Terroryści? – powtórzyła Madeline i tym razem wydawała się naprawdę
wystraszona. – Myślałam, że to jakiś przypadkowy świr.
– Nie, to samo ugrupowanie przesłało bomby rurowe tamtym posłankom.
I uwzięło się na twoją przyjaciółkę Gigi.
– O mój Boże – powtórzyła Madeline. – Nie zdawałam sobie sprawy,
że prowadzisz śledztwo związane z...
– Nie prowadzę. Po prostu naraziliśmy się im przy okazji innego
dochodzenia. Nie mogę podać szczegółów. Lepiej, żebyś ich nie znała.
Bo zaraz przekazałabyś je swojej ekspedientce.
– Jasne, chyba masz rację... Ale dokąd w takim razie pójdziesz?
– Pewnie do hotelu albo gdzieś – skłamał Strike. – Zadzwonię, kiedy już będę
wiedział, co jest grane.
– Zadzwoń tak czy inaczej – poprosiła Madeline. – Nawet jeśli nie będziesz
wiedział, co jest grane. Chcę mieć pewność, że nic ci nie jest.
Gdy się rozłączył poczuł w sercu wielką lekkość, że wieczorem nie będzie
musiał jechać na Pimlico. Odruchowo sięgnął do kieszeni, żeby uczcić
to wypaleniem papierosa, lecz wyjąwszy znajomą złotą paczkę, przez kilka
sekund stał i tylko się w nią wpatrywał, po czym schował z powrotem i wszedł
do drogerii.
Kupiwszy wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy oraz plecak, żeby mieć w czym
je nosić, Strike ruszył do McDonalda, gdzie, przypominając sobie, w jakim
stanie był tego ranka jego kikut, niechętnie zrezygnował z burgera
i zdecydował się na sałatkę, po której wciąż był głodny. Pozwolił sobie zatem
na kawałek szarlotki i kawę, a podczas konsumpcji starał się nie czuć niechęci
do trzech nastoletnich chudzielców, którzy pożerali Big Maki przy sąsiednim
stoliku.
Mimo zmęczenia wciąż był poruszony. Adrenalina łaskotała go w żyły,
zagrzewając do jakiejś akcji odwetowej, lecz zamiast tego dalej jadł szarlotkę,
patrząc przed siebie nieobecnym wzrokiem, podczas gdy ludzie wokół śmiali
się i gawędzili. Nie było już z nim Pat, którą musiałby się zaopiekować, nie miał
też żadnych konkretnych zadań do wykonania, co odwróciłoby jego uwagę,
więc powoli docierały do niego konsekwencje wybuchu bomby. Stracił dostęp
do laptopa, komputera i drukarki. Wszystkie materiały związane z pracą
znajdowały się w jego notesie, w teczce Anomii i w komórce.
Sięgnął po tę ostatnią z zamiarem otwarcia Twittera i sprawdzenia,
co porabia Anomia, a wtedy zauważył dwie nowe wiadomości: jedną od swojej
przyrodniej siostry Prudence i drugą od Shankera, z którym się przyjaźnił,
odkąd byli nastolatkami, i z którym utrzymywał kontakt mimo notorycznej
skłonności kumpla do wchodzenia w konflikt z prawem. Najpierw otworzył
tę od Prudence.
Właśnie widziałam, że w twojej agencji wybuchła bomba.
Mam wielką nadzieję, że nic ci się nie stało
Odpisał:
Wszystko OK. Ale chyba będę musiał odwołać nasze
spotkanie. Policja radzi, żebym się nie wychylał. Mam
nadzieję, że z Sylvie wszystko OK
Potem sprawdził, co miał mu do przekazania Shanker.
Kogo wkurwiłeś tym razem głupi kutasie?
Zanim zdążył odpowiedzieć, komórka zadzwoniła. Widząc, że to jego siostra
Lucy, zawahał się, lecz potem doszedł do wniosku, że lepiej mieć to z głowy.
– Dlaczego do mnie nie zadzwoniłeś? – brzmiały jej pierwsze wypowiedziane
z pretensją słowa.
– Właśnie zamierzałem to zrobić – odparł, zastanawiając się, ile kobiet
będzie jeszcze musiał okłamać, zanim ten dzień dobiegnie końca. –
Przesłuchiwała mnie policja.
– Przecież mogłeś wysłać wiadomość! O mało nie dostałam zawału, kiedy
Greg zadzwonił i powiedział mi, co się stało!
– Luce, nic mi nie jest. Skończyło się dosłownie na jednym draśnięciu.
– Gdzie jesteś? W BBC mówią, że budynek został poważnie uszkodzony!
Przyjedź do nas!
Strike powtórzył bajeczkę, którą wcisnął Madeline, podkreślając
niebezpieczeństwo grożące każdemu, z kim by się teraz spotkał, i dobitnie
uświadamiając siostrze ryzyko, na jakie naraziłby jej synów, zdołał
ją przekonać, że będzie najlepiej, jeśli zaszyje się w jakimś nieznanym tanim
hotelu. Mimo to Lucy mówiła przez dwadzieścia minut, błagając go, by obiecał,
że będzie ostrożny, aż w końcu oznajmił jej niezgodnie z prawdą, że policja
zamierza aresztować sprawców w najbliższych dniach. Tylko trochę
uspokojona, wreszcie się rozłączyła, zostawiając Strike'a rozdrażnionego
i jeszcze bardziej zmęczonego.
Otworzył Twittera. Nie było nowych tweetów Anomii, lecz jego wzrok
przykuł jeden z hasztagów trendujących na stronie: #JebaćWally'egoCardew.
Zapewne przed porannym odkryciem, że Wally kontaktował się z Keą w nocy
poprzedzającej napaść, Strike nie byłby zbytnio zainteresowany, czym ten typ
zasłużył na dezaprobatę Twittera. Teraz jednak kliknął hasztag i dowiedział się,
co się dzieje.

Aoife
@aoifeconz
lol najwyższa qurwa pora #JebaćWally'egoCardew
www.tubenewz.com/youtube-wyrzuca-Wally'ego-Cardew-z-
powodu-oskarzen-o-rasizm/html

Sammi
@Sammitch97
W odpowiedzi do @aoifeoconz
omg pobił MJ-a? #JebaćWally'egoCardew #JestemZMJ-em

Drew C
@_drewc^rtis
W odpowiedzi do @Sammitch97 @aoifeoconz
dlaczego pobił MJ-a?

SQ
@#B_U_TQuince
W odpowiedzi do @ydderidna @_drewc^rtis
@Sammitch97 @aoifeoconz
bo brud** posuwał jego siostrę

SQ
@#B_U_TQuince
W odpowiedzi do @ydderidna @_drewc^rtis
@Sammitch97 @aoifeoconz
a potem zgraja b******w wyprawiła Wala do szpitala

SQ
@#B_U_TQuince
W odpowiedzi do @ydderidna @_drewc^rtis @Sammitch97
@aoifeoconz
i pewni bracia będą mieli coś do powiedzenia w tej sprawie
@Heimd&ll88

Strike wsunął telefon z powrotem do kieszeni, zastanawiając się, kiedy


będzie mógł wrócić na swoje poddasze. Wątpił, by Robin przyjęła go na więcej
niż kilka nocy, ale perspektywa zostawienia jej samej w tym jej przytulnym
mieszkanku, zanim zniknie zagrożenie ze strony Halvingu, bardzo mu się nie
podobała. Najwyraźniej zwolennicy supremacji białych nie czuli
żadnej wdzięczności za to, że próbowała uratować życie jednemu z ich braci:
dla nich liczyło się tylko to, że ona i Strike najwyraźniej ich śledzili. Ta bomba
nie była czczą pogróżką: gdyby nie szybka reakcja Pat, być może leżałby teraz
w szpitalu pozbawiony kolejnej części ciała i nękany poczuciem winy z powodu
śmierci sekretarki.
Analizując najpilniejsze kwestie natury praktycznej, Strike pomyślał
o swoim bmw stojącym w drogim garażu. O ile dobrze pamiętał, na ulicy Robin
było mnóstwo miejsc parkingowych. Mimo bólu ścięgna udowego uznał,
że da radę pojechać na Walthamstow, by w razie potrzeby mieć do dyspozycji
samochód. Dopił kawę, dźwignął się z plastikowego krzesła, zarzucił na ramię
plecak zawierający to, co na razie było właściwie całym jego dobytkiem,
i utykając, opuścił lokal.
75
Dało to twoim klątwom moc,
Kości twe ogrzewało,
Gdyś czuł w tę najzimniejszą noc,
Że przeciw światu nie musisz sam stanąć.

Emily Pfeiffer
The Witch's Last Ride

Gdy Strike zmierzał z powrotem do centrum Londynu, zmęczona


i zaniepokojona Robin chodziła po swoim lokalnym supermarkecie. Znała
apetyt Strike'a i wiedziała, że aktualna zawartość jej lodówki nie zdołałaby
go zaspokoić. Wrzucając do wózka całego kurczaka, zastanawiała się, dlaczego
Strike woli zatrzymać się u niej niż u Madeline. Nie zdziwiłaby się, gdyby
kierował się troską o bezpieczeństwo swojej dziewczyny: czasami przejawiał
instynkt opiekuńczy, który, choć niekiedy działał Robin na nerwy, był na swój
sposób ujmujący. Gdyby miała być ze sobą całkowicie szczera, poranne
wydarzenia bardzo nią wstrząsnęły i cieszyła się, że Strike przy niej będzie.
Na bombie były przecież napisane nazwiska ich obojga, więc czuła potrzebę
przebywania z jedyną osobą, która rozumiała związane z tym emocje.
Gdy stała w kolejce do kasy, zadzwoniła do niej matka. Podobnie jak
wcześniej Strike, gdy telefonowała Lucy, Robin odebrała wyłącznie dlatego,
że zignorowanie połączenia tylko pogorszyłoby sprawę.
– Robin? Właśnie widzieliśmy wiadomości! Na litość boską, dlaczego...?
– Mamo, nie było mnie tam, kiedy wybuchła ta bomba – zapewniła ją Robin,
przesuwając się do przodu w kolejce.
– A niby skąd mieliśmy o tym wiedzieć?
– Przepraszam, powinnam była do was zadzwonić – odrzekła znużona
Robin. – Musieliśmy złożyć zeznania i tak dalej. Dopiero przed chwilą...
– Dlaczego musiałaś składać zeznania, skoro cię tam nie było?
– Dlatego, że to był atak na agencję – powiedziała – więc...
– W wiadomościach mówią, że to jakieś skrajnie prawicowe ugrupowanie
terrorystyczne!
– Tak – potwierdziła Robin. – Wszystko na to wskazuje.
– Robin, dlaczego skrajnie prawicowe ugrupowanie terrorystyczne wzięło
na celownik waszą agencję?
– Bo jego członkowie myślą, że się nimi interesujemy – odparła Robin – a to
nieprawda... Zamierzasz spytać, kto był w agencji, kiedy wybuchła bomba,
czy...?
– Chyba trudno mieć do mnie pretensje, że w pierwszej kolejności martwię
się o swoją córkę!
– Nie mam do ciebie pretensji. – Robin znowu przesunęła się do przodu
i jedną ręką zaczęła wykładać zakupy na taśmę. – Po prostu pomyślałam,
że mogłoby cię to interesować.
– Więc kto...?
– Pat i Strike. Ale dzięki szybkiej reakcji Pat nic im się nie stało.
– No, cieszę się – odrzekła chłodno Linda. – Oczywiście, że się cieszę.
Co teraz? Przyjedziesz do domu?
– Mamo – powiedziała cierpliwie Robin. – Ja jestem w domu.
– Robin. – Linda najwyraźniej była na skraju łez. – Nikt nie chce, żebyś
przestała robić to, co kochasz...
– Ty chcesz. – Robin nie zdołała się powstrzymać. – Chcesz, żebym przestała
to robić. Wiem, że taka wiadomość to szok, ja też byłam w szoku, ale...
– Dlaczego nie zgłosisz się do pracy w policji? Z takim doświadczeniem
na pewno chętnie by cię...
– Mamo, dobrze mi tu, gdzie jestem.
– Robin – było już słychać, że Linda płacze – ile upłynie czasu, zanim jeden
z tych incydentów, z których cudem wychodzisz cało...?
Robin poczuła, że do jej oczu też napływają łzy. Była wyczerpana,
zestresowana i wystraszona. Rozumiała panikę i ból matki, lecz była dorosłą
trzydziestoletnią kobietą i zamierzała samodzielnie podejmować decyzje, bez
względu na to, komu sprawiały przykrość, ponieważ miała za sobą wiele lat
robienia tego, czego chcieli od niej inni – rodzice oraz Matthew – czyli
życia bezpiecznego, nudnego i zgodnego z oczekiwaniami.
– Mamo – spróbowała jeszcze raz, gdy kasjerka zaczęła skanować jej
produkty, a ona sama próbowała jedną ręką otworzyć reklamówkę – proszę, nie
martw się, ja przecież...
– Jak mam się nie martwić? Twój tata właśnie wyszedł ze szpitala, włączamy
wiadomości, a tam...
Minęło jeszcze piętnaście minut, zanim Robin zdołała zakończyć
tę rozmowę, a po niej czuła się jeszcze bardziej wyczerpana i przybita. Gdy szła
chodnikiem obładowana ciężkimi torbami z jedzeniem i napojami, humor
poprawiała jej tylko perspektywa przyjazdu Strike'a.
Po powrocie do mieszkania zajęła się wykładaniem zakupów oraz
wybieraniem czystej pościeli i działając w duchu buntu przeciwko matce,
zalogowała się do Gry Dreka, a potem wykonywała różne domowe obowiązki,
sprawdzając co jakiś czas, czy pojawił się Anomia. Poza tym położyła
przygotowane z samego rana wydruki na małym stoliku za kanapą, przy
którym było miejsce najwyżej na trzy krzesła.
Strike zjawił się punktualnie, co było do niego zupełnie niepodobne. Robin
ledwie zdążyła włożyć kurczaka do piekarnika, gdy zadzwonił dzwonek.
Wpuściła go do budynku, a potem czekała na niego w otwartych drzwiach.
– Dobry wieczór – przywitał się, lekko dysząc, kiedy już dotarł na górę.
Wchodząc do środka, podał Robin butelkę czerwonego wina.
– Dzięki, że zgodziłaś się mnie przenocować. Doceniam to.
– Żaden problem – powiedziała Robin, zamykając za nim drzwi. Strike zdjął
płaszcz i powiesił go na jednym z haczyków, których w dniu przeprowadzki
jeszcze nie było. Miał charakterystyczną spiętą minę świadczącą o tym,
że cierpi z bólu. Już gdy szedł po schodach, Robin zauważyła, że dla ułatwienia
wciąga się po poręczy.
Strike, który nie widział mieszkania, odkąd Robin skończyła się w nim
urządzać, rozejrzał się po salonie. Na gzymsie kominka stały oprawione
w ramki zdjęcia, których także nie było tam w dniu przeprowadzki, a nad nimi
wisiała reprodukcja obrazu Raoula Dufy'ego z morskim pejzażem widzianym
przez dwa otwarte okna.
– A więc Ormond – powiedział Strike, odwracając się do Robin.
– Tak... Kupiłam piwo. Chcesz?
– Zaraz – zatrzymał ją, gdy ruszyła w stronę kuchni, biorąc jego „tak”
za oczywistość. – Co ma więcej kalorii: piwo czy wino?
Zaskoczona zastygła w drzwiach.
– Kalorie? Ty?
– Muszę trochę schudnąć – wyjaśnił Strike. – Moja noga nie daje rady.
Tak rzadko wspominał o swoim kikucie, że Robin postanowiła nie skorzystać
z okazji do żartu.
– Wino – powiedziała. – Mniej kalorii ma wino.
– Tego się obawiałem – mruknął ponuro Strike. – Czy w takim razie
mogłabyś mi nalać trochę wina? – spytał, skinąwszy w stronę butelki, po czym
dodał: – Pomóc ci w czymś?
– Nie, siadaj – odrzekła Robin. – Wszystko już zrobione. Właśnie wstawiłam
do piekarnika kurczaka i trochę ziemniaków.
– Nie musiałaś gotować – powiedział Strike. – Mogliśmy zamówić coś
z dowozem.
– A kalorie?
– Racja – przyznał, siadając na kanapie.
Po przyjściu z kuchni Robin podała mu kieliszek wina, a potem usiadła
w fotelu naprzeciwko, ustawiła iPada tak, by mogła dalej obserwować grę,
w której wciąż nie było Anomii, i wróciła do tematu.
– No więc tak. Ormond.
– Rozumiem, dlaczego go aresztowali – powiedział Strike, gdy już upił łyk
wina. – Miał komórkę.
– Ale twoim zdaniem to nie on – domyśliła się Robin.
– To mógłby być on – odrzekł Strike – ale mam kilka wątpliwości. Jestem
pewny, że stołeczni też je mają.
– Murphy wspomniał, że w komórce mogła być aplikacja naprowadzająca
zainstalowana przez Ormonda.
– Jeśli tak mówił, to na pewno wie, że ona tam jest. A jeśli Ormond
zainstalował w jej telefonie taką aplikację bez jej wiedzy, stawia go to
w cholernie złym położeniu, prawda? Mógł zlokalizować Ledwell i miał
wyraźny motyw, żeby po zabójstwie ukraść jej komórkę: chciał usunąć
tę aplikację śledzącą.
Strike postawił kieliszek na stoliku obok kanapy, otworzył plecak i ku
zaskoczeniu Robin wyjął przedmiot, który po porannej wizycie w Bootsie
natychmiast skojarzyła: e-papierosa.
– Chyba nie próbujesz rzucić palenia? – spytała z niedowierzaniem. Dotąd
zakładała, że Strike umrze z bensonem & hedgesem w zębach.
– Zastanawiam się nad tym – odrzekł, zrywając celofan. – Jeszcze nigdy nie
próbowałem e-fajek... No więc załóżmy – wrócił do głównego tematu,
przystępując do składania e-papierosa – że Ormond, pilnując w szkole
dziewczyny, która za karę została po lekcjach, zagląda do aplikacji śledzącej
i widzi, że Edie kieruje się w stronę cmentarza. Nabiera podejrzeń. Jest pewny,
że umówiła się tam z Blayem. Mówi dziewczynie siedzącej w kozie, że on musi
już iść i grozi jej całym tygodniem zostawania po lekcjach, jeśli wspomni
komuś o jego wcześniejszym wyjściu... Przede wszystkim to cholernie słabe
alibi. Nie chciałbym uzależniać swoich szans na uniknięcie kary za morderstwo
od uczennicy siedzącej w kozie.
– Może kiedy wychodził ze szkoły, nie planował zabicia Edie.
– Ale na wszelki wypadek wsunął do aktówki maczetę?
– Okej, słuszna uwaga. – Robin powstrzymała ziewnięcie. – Jak daleko
od cmentarza jest szkoła Ormonda?
– Obok The Flask, tego pubu, w którym z nim rozmawiałem. Kawałek
piechotą. Jeśli pojechał fiestą, mógł dotrzeć na cmentarz w kilka minut.
Obydwoje siedzieli w milczeniu i myśleli. Strike napełniał e-papierosa
płynem nikotynowym, a Robin zajrzała do gry: Anomia wciąż był nieobecny.
W końcu powiedziała:
– Czy tym facetem, którego Blay minął na cmentarzu – tym dużym łysym
gościem, prawdopodobnie w przebraniu – mógł być Ormond?
– Teoretycznie tak. – Strike przykręcił górną część e-papierosa. –
Oznaczałoby to jednak pewne komplikacje natury logistycznej. Wziął
przebranie do pracy, w razie gdyby miał popełnić morderstwo? I gdzie je na
siebie włożył? Zrobienie tego w szkole byłoby cholernie ryzykowne. Jeśli
pilnował uczennicy, która za karę została po lekcjach, w szkole
prawdopodobnie byli też inni pracownicy.
– Ormond mieszka na Highgate?
– Nie. Na Finchley.
– Więc przydałoby się też wyjaśnić, dlaczego telefon znalazł się
na Hampstead Heath – powiedziała Robin. – Gdyby przed chwilą dźgnął Edie
i Josha, chyba chciałby jak najszybciej wrócić do samochodu i stamtąd prysnąć,
a nie jechałby okrężną drogą nad staw? Chociaż to w sumie zabawne, prawda?
– ciągnęła. – Bo początkowo policja myślała, że ten, kto miał komórkę, znalazł
się nad stawem, żeby ją wyrzucić, a Ormond rzeczywiście w końcu wyrzucił
komórkę do stawu... tyle że do innego.
– Zgadzam się, to interesujące – przyznał Strike. – Co go skłoniło, żeby
pozbyć się telefonu akurat w ten sposób? Może znalazł go przy stawie. Może
podświadomie podsunęło mu to taki pomysł.
– Myślisz, że namierzył komórkę na Heath i znalazł ją w trawie?
– To jedna z możliwości. Druga to taka, że stanął twarzą w twarz z kimś, kto
zabrał telefon.
– I nie powiedziałby o tym policji?
– Może spanikował? – zgadywał Strike. – Nie chce się przyznać, że kiedy
to się stało, był w pobliżu cmentarza? Nie chce się przyznać, że ją śledził?
Włączył e-papierosa, którego trzymał już w ustach, i wciągnął powietrze,
marszcząc brwi.
– Ale jak odebrał zabójcy telefon, jeśli stanął z nim twarzą w twarz? – podjął
Strike, wydmuchując parę. – Wywiązała się walka?
– Może zabójca udał, że znalazł telefon... no wiesz, że po prostu leżał
na ziemi... a Ormond oznajmił, że to jego własność, i wtedy komórka przeszła
z rąk do rąk?
– To chyba bardziej prawdopodobne niż odzyskanie jej siłą – zgodził się
Strike, kiwając głową. – Jeśli założyć, że nasz duży łysol pochylający się nad
grobem był zabójcą, to wtedy już mógł nie być w przebraniu i Ormond wziął
go za zwykłego przechodnia... Ale – ciągnął Strike – spotkanie Ormonda
z zabójcą, gdy ten był jeszcze w masce, wyjaśniałoby całkiem sporo
rzeczy, które od niego usłyszałem. Nie pamiętam, czy ci wspominałem, ale
kiedy mówił o Anomii ukrywającym się za klawiaturą, wykonał gest, jakby
pokazywał maskę. A jeśli myśli, że zamaskowana osoba, którą spotkał,
to Anomia? Jeśli tak, Anomia widział go w pobliżu miejsca zabójstwa i widział,
jak Ormond trzyma komórkę Edie, a to kieruje nas ładnie w stronę
stwierdzenia, że Anomia rzuciłby na kogoś oskarżenie, gdyby sam mógł dzięki
temu uniknąć odpowiedzialności. Może też wyjaśniać słowa „Nie mam
żadnego powodu, żeby go o to podejrzewać”. Freud miałby tu pole do popisu.
Jeśli moja hipoteza jest słuszna, Ormond ma cholernie dobry powód, żeby
myśleć, że zabójcą jest Anomia: stanął z nim twarzą w twarz. I dlatego bronił
się przed zarzutem, którego wcale nie wysunąłem: że był naocznym świadkiem
czegoś, co zataił.
– To wszystko trzyma się kupy – przyznała Robin. – No więc Ormond
ma telefon Edie...
– Ale jej samej nie znalazł. Wsiada do samochodu i jedzie do domu. Czeka.
Ona nie wraca. Ormond dzwoni na policję i dosyć szybko sobie uświadamia,
że ktoś ją zamordował. Podejmuje błyskawiczną decyzję, żeby skłamać
na temat swoich poczynań, bojąc się, że aplikacja śledząca w połączeniu z tym,
że wszedł w posiadanie jej komórki, ściągnie na niego podejrzenia.
Robin znowu sprawdziła grę – Anomia wciąż był nieobecny – a potem
wskazała e-papierosa.
– I jak?
– Nie jest tak dobry jak prawdziwy – odrzekł Strike, taksując go spojrzeniem.
– Ale chyba mógłbym przywyknąć. Przynajmniej nie będę ci zasmradzał
mieszkania.
– Chcesz jeszcze wina?
– Chętnie. – Wyciągnął kieliszek. – A zmieniając temat, niezły numer z tego
Nilsa de Jonga.
– Bardzo dziwny człowiek – przyznała Robin. – Jak już ci mówiłam, to taki
jakby... no wiesz, hippis z faszystowskimi podtekstami. Te wszystkie poglądy
na temat ras i „arystokratyczna perspektywa”: zupełnie się tego nie
spodziewałam. Wspominałam ci, że śmierć Edie nazwał spełnieniem, prawda?
– Na pewno była spełnieniem, tyle że dla zabójcy – stwierdził Strike. –
Co jeszcze porabiałaś wczoraj w nocy? Mówiłaś, że pracowałaś.
– Bo tak – potwierdziła. – Byłam na Junction Road, a po północy przez kilka
godzin buszowałam w mediach społecznościowych. Mówiąc w największym
skrócie, tajemniczym chłopakiem Zoe jest Tim Ashcroft. Widziałam, jak
wychodził z jej mieszkania.
– Ashcroft? – zdziwił się Strike. – W życiu bym ich ze sobą nie skojarzył.
– Zoe ma... albo raczej miała... coś, co Ashcroft bardzo lubi – wyjaśniła Robin,
nie uśmiechając się. Wstała, żeby przynieść wydruki, które przed przyjściem
Strike'a położyła na stoliku, i podała mu je. – Właśnie tym zajmowałam się
przez większość nocy. Przejrzyj to, a ja zacznę szykować sos.
Poszła do kuchni. Kartki, które dała Strike'owi, były pokryte rozmowami
z Twittera – niektóre pochodziły sprzed kilku lat. Zaczął czytać.

Timothy J Ashcroft Timothy J Ashcroft


@DzdzownicaWyjdzieNaWier @DzdzownicaWyjdzieNaWierzc
zch h
Szczęśliwego Nowego Dziś urodziny Dżdżownicy
Roku, Smolisteserca! (no, właściwie to moje)
Uściski od Dżdżownicy #SerceJakSmoła

11.10, 1 stycznia 2011 9.14, 1 listopada 2011

Zozo PaniSercek
@czarneserce28 @carlywhistler_*
W odpowiedzi W odpowiedzi
do @DzdzownicaWyjdzieNa do @DzdzownicaWyjdzieNaWie
Wierzch rzch
Dzięki, Timothy ! Sto lat! Uwielbiam
I nawzajem , uwielbiam Dżdżownicę, jest taka słodka!
Dżdżownicę !!!!
Timothy J Ashcroft
Timothy J Ashcroft @DzdzownicaWyjdzieNaWierzc
h
@DzdzownicaWyjdzieNaWier
zch W odpowiedzi
do @carlywhistler_*
W odpowiedzi
do @czarneserce28 Też jesteś całkiem słodka, ale
jak to możliwe, że tweetujesz
Dzięki, ale czy nie jesteś
trochę za młoda na tę o tej porze? Nie powinnaś być
kreskówkę?! w szkole?!

Zozo PaniSercek
@carlywhistler_*
@czarneserce28
W odpowiedzi
W odpowiedzi
do @DzdzownicaWyjdzieNaWie
do @DzdzownicaWyjdzieNa
rzch
Wierzch
Mam prawie 14 lat !!!!!! Dziś nie poszłam, jestem
chora

Timothy J Ashcroft
Timothy J Ashcroft
@DzdzownicaWyjdzieNaWier
zch W odpowiedzi
do @carlywhistler_*
W odpowiedzi
do @czarneserce28 Dodaję cię
aha, OK, bałem się, że cię do obserwowanych, bo byłaś
psujemy! tak miła i złożyłaś
mi życzenia x

Zozo
@czarneserce28
Laura H
W odpowiedzi @CzarneSerce<3
do @DzdzownicaWyjdzieNa za Dżdżownicę poległabym
Wierzch w bitwie
nie,nie jestem taka #SerceJakSmoła
niewinna
19.13, 30 listopada 2011

Timothy J Ashcroft
@DzdzownicaWyjdzieNaWier
zch
W odpowiedzi
do @czarneserce28
chętnie poznam szczegóły.
. ..

Zozo
@czarneserce28
W odpowiedzi
do @DzdzownicaWyjdzieNa
Wierzch

Timothy J Ashcroft Timothy J Ashcroft


@DzdzownicaWyjdzieNaWier W odpowiedzi
zch do @CzarneSerce<3
W odpowiedzi Dżdżownica też poległaby
do @czarneserce28 za ciebie w bitwie! Ile masz
Dodałem cię lat?
do obserwowanych, więc
jeśli tutaj się wstydzisz,
Laura H
możesz mi o tym napisać
@CzarneSerce<3
na priv!
W odpowiedzi
do @DzdzownicaWyjdzieNaWie
Timothy J Ashcroft rzch
@DzdzownicaWyjdzieNaWier omg nie do wiary,
zch że to zauważyłeś!!!!!! 13
Właśnie skończyłem
nagrywać następny Timothy J Ashcroft
odcinek, to wielka chwila
@DzdzownicaWyjdzieNaWierzc
dla postaci Dżdżownicy! h

21.32, 23 grudnia 2011


Orla Moran W odpowiedzi
do @CzarneSerce<3
@OrlaCzarneSerce
W takim razie Dżdżownica
W odpowiedzi
do @DzdzownicaWyjdzieNa cię obserwuje!
Wierzch
opowiadaj Pióro Sprawiedliwości
natychmiast!!!!!!!!! @piorosprawpisze
Tak, monochromatyczna
Timothy J Ashcroft estetyka jest spoko, ale gdy
@DzdzownicaWyjdzieNaWier czarny = zły, a biały =
zch upragniony, to co nam
W odpowiedzi to mówi?
do @OrlaCzarneSerce Moja opinia
Despotka! Ile masz lat? o problematycznej palecie
kolorów Sercka i Narcyzki
Orla Moran www.PioroSprawiedliwosci/P
@OrlaCzarneSerce
olitykaKolo...
W odpowiedzi
do @DzdzownicaWyjdzieNa Zozo
Wierzch @czarneserce28
14 a co? W odpowiedzi
do @piorosprawpisze
Timothy J Ashcroft to na prawdę dobre , nie
@DzdzownicaWyjdzieNaWier myślałam o tym w ten sposub
zch
W odpowiedzi Pióro Sprawiedliwości
do @OrlaCzarneSerce
@piorosprawpisze
Zacznij mnie obserwować, W odpowiedzi
a może ci prześlę parę do @czarneserce28
szczegółów na priv! dzięki laska

Orla Moran
@OrlaCzarne Serce
W odpowiedzi
do @DzdzownicaWyjdzieNa
Wierzch
omg

Strike z kamienną twarzą przewrócił stronę.

Pióro Sprawiedliwości Netflix UK & Ireland


@piorosprawpisze @N£tflix
Nieszkodliwy ulubieniec Z radością informujemy,
fanów czy antysemicki że hit YouTube'a
stereotyp? Moje spojrzenie #SerceJakSmoła będzie miał
na problematyczną postać premierę na Netflixie
Dreka www.PioroSprawiedli w czerwcu 2013 roku. Prace
wosci/ nad nową fabułą i drugą
AntysemickaKreskowka... 11. serią już trwają. Więcej na:
02, 28 lutego 2012 www.NetflixUK/
SerceJakSmola...
Penny Paw 21.12, 5 lutego 2013
@rachledbadly
W odpowiedzi
do @piorosprawpisze Esther Cohen
Ale Edie Ledwell ;@happ£_bunn££
powiedziała, że Drek jest W odpowiedzi do @N£tflix
wzorowany na masce Wspaniałe wieści, trzymam
doktora plagi kciuki za tych dwoje bardzo
utalentowanych twórców!
Pióro Sprawiedliwości
@piorosprawpisze Pióro Sprawiedliwości
W odpowiedzi @piorosprawpisze
do @rachledbadly W odpowiedzi do @N£tflix
Chodzi nie tylko o nos! Ile Mam wielką nadzieję,
masz lat? że @N£tflix wysłucha obaw
fanów dotyczących
kontrowersyjnych treści
Penny Paw
zanim SjS dotrze do szerszej
@rachledbadly
publiczności
W odpowiedzi
do @piorosprawpisze
14, a co? Caitlin Adams
@CaitAdumsss
W odpowiedzi
Pióro Sprawiedliwości
do @piorosprawpisze @N£tflix
@piorosprawpisze
jest tylko jeden sposób
W odpowiedzi
do @rachledbadly
#ZwolnićBiedwell
wow, wyglądasz na starszą.
jeśli przeczytasz cały tekst, Penny Paw
zobaczysz, że Drek @rachledbadly
wszystkimi manipuluje W odpowiedzi
i mieszka w największym do @CaitAdumsss
mauzoleum, czyli jest @piorosprawpisze @N£tflix
najbogatszy nie chcę, żeby ją zwolnili,
wszystkie dobre pomysły
są jej
Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi Pióro Sprawiedliwości
do @piorosprawpisze @piorosprawpisze
Wcale nie mieszka W odpowiedzi
w największym do @rachledbadly
@CaitAdumsss @N£tflix
mauzoleum.
W największym mieszkają zgoda, jest b. utalentowana,
lord i lady DC. po prostu myślę, że pewne
zmiany wyszłyby kreskówce
na dobre
Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi Penny Paw
do @piorosprawpisze
@rachledbadly
I nie manipuluje ludźmi, oni
W odpowiedzi
po prostu robią do @piorosprawpisze
mu przyjemność, bo się @CaitAdumsss @N£tflix
nudzi ale w przeciwieństwie
do ciebie nie chcę usuwać
Pióro Sprawiedliwości Dreka, przemalować Sercka
@piorosprawpisze na różowo ani żeby
W odpowiedzi Narcyzka przestała być
do @rachledbadly zjawą
hej, cenię inteligentną
dyskusję! Dodaję cię Pióro Sprawiedliwości
do obserwowanych! @piorosprawpisze
W odpowiedzi
PaniSercek do @rachledbadly
@CaitAdumsss @N£tflix
@carlywhistler_*
lol, widzę, że jesteś moją
wybieram się do Londynu,
stałą czytelniczką! ile masz
jakie atrakcje polecacie?
lat?
19.45 , 14 marca 2012 .
Penny Paw
Pióro Sprawiedliwości @rachledbadly
@piorosprawpisze W odpowiedzi
W odpowiedzi do @piorosprawpisze
do @carlywhistler_* @CaitAdumsss @N£tflix

Siebie już ci napisałam. dlaczego


zawsze pytasz dziewczyny,
ile mają lat?
PaniSercek
@carlywhistler_*
W odpowiedzi
DrekBuaa14
do @piorosprawpisze @DrekBuaa14
Pani Sercek W odpowiedzi
do @rachledbadly
@carlywhistler_*
@piorosprawpisze
tata mi nie pozwala @CaitAdumsss @N£tflix
jechać do londynu bo to pedofil
20.02, 20 marca 2012
Pióro Sprawiedliwości
@piorosprawpisze
Zozo
W odpowiedzi
@czarneserce28
do @DrekBuaa14
DZIŚ MOJE URODZINY @rachledbadly
I JESTEM W LONDYNIE!!!!!! @piorosprawpisze
@CaitAdumsss @N£tflix
Dlaczego „pedofil”
10.02, 28 marca 2012 to dyżurna obelga
faszystów? Zablokowany.
Timothy J Ashcroft
@DzdzownicaWyjdzieNaWierz DrekBuaa14
ch @DrekBuaa14
Nie będę kłamał, W odpowiedzi
po usunięciu do @piorosprawpisze
z #SerceJakSmoła byłem @rachledbadly
załamany, ale nadchodzą i tak jesteś qurwa pedofilem
nowe wyzwania!
„Jesteśmy martwi. Teraz Zozo
może być tylko lepiej”. @czarneserce28

11.14, 25 marca 2013 gdy myślisz że komuś


zalerzy i umiera ci mama
a ten ktoś nie odpisuje
Ruby Nooby i zastanawiasz się dlaczego
@rubynooby*_* ciągle jesteś lojalna
W odpowiedzi
do @DzdzownicaWyjdzieNaWi 9.05, 14 maja 2012
erzch
Tak mi smutno uwielbiałam Pióro Sprawiedliwości
cię jako dżdżownicę @piorosprawpisze
W odpowiedzi
Timothy J Ashcroft do @czarneserce28
@DzdzownicaWyjdzieNaWierz sprawdź tel masz ode mnie
ch wiadomość
W odpowiedzi
do @rubynooby*_*
Pióro Sprawiedliwości
twoja piękna buzia właśnie
@piorosprawpisze
rozjaśniła mój dzień
Boże nie znoszę pakowania
prezentów.
Ruby Nooby
@rubynooby*_* 21.32, 23 grudnia 2014
W odpowiedzi
do @DzdzownicaWyjdzieNaWi Darcy Barrett
erzch
@CzarnaViola90
wow nie
W odpowiedzi
przypuszczałam, do @piorosprawpisze
że odpiszesz!!!!!!!
ja też gówniana sprawa

Timothy J Ashcroft
Wierny Uczeń Lepine'a
@DzdzownicaWyjdzieNaWierz
@WiernyUczenLep1nea
ch
W odpowiedzi
W odpowiedzi
do @CzarnaViola90
do @rubynooby*_* lol
@piorosprawpisze
ile masz lat?
gówno pozna gówno

Ruby Nooby
Pióro Sprawiedliwości
@rubynooby*_*
@piorosprawpisze
W odpowiedzi
W odpowiedzi
do @DzdzownicaWyjdzieNaWi
do @WiernyUczenLep1nea
erzch
@CzarnaViola90
12
Timothy J Ashcroft idź znowu walić konia,
@DzdzownicaWyjdzieNaWierz incelu
ch
W odpowiedzi Wierny Uczeń Lepine'a
do @rubynooby*_*
@WiernyUczenLep1nea
niegrzeczna dziewczynka, W odpowiedzi
nie powinno cię być do @piorosprawpisze
na Twitterze! @czarnulka_b
ona jest dla ciebie za stara,
Ruby Nooby pedofilu
@rubynooby*_*
W odpowiedzi Pióro Sprawiedliwości
do @DzdzownicaWyjdzieNaWi @piorosprawpisze
erzch
W odpowiedzi
Chciałam napisać 13! do @WiernyUczenLep1nea
@CzarnaViola90
Timothy J Ashcroft jesteś zablokowany, dupku
@DzdzownicaWyjdzieNaWierz
ch Ellen Richardson
W odpowiedzi @e_r_czarneserce
do @rubynooby*_*
W odpowiedzi
lol dodaję cię do @piorosprawpisze
do obserwowanych bardzo mi się podoba, jak
wszystko dla nas
Andrew Whistler interpretujesz
@andywhistler8
W odpowiedzi Pióro Sprawiedliwości
do @DzdzownicaWyjdzieNaWi
@piorosprawpisze
erzch @rubynooby*_*
W odpowiedzi
dalej to robisz? do @e_r_czarneserce
Dziękuję! Ile masz lat?
Andrew Whistler
@nadywhistler8
W odpowiedzi Ellen Richardson
do @DzdzownicaWyjdzieNaWi
@e_r_czarneserce
erzch @rubynooby*_*
W odpowiedzi
aha, zablokowałeś mnie. nic
do @piorosprawpisze
kurwa dziwnego.
13

Timothy J Ashcroft
Pióro Sprawiedliwości
@DzdzownicaWyjdzieNaWierz
@piorosprawpisze
ch
W odpowiedzi
W odpowiedzi do @juiceeluce
do @e_r_czarneserce
Ale masz słodkiego pieska!
Jesteś taka miła, że dodaję
Ile masz lat?
cię do obserwowanych!

Pióro Sprawiedliwości
Ellen Richardson
@piorosprawpisze
@e_r_czarneserce
W odpowiedzi
W odpowiedzi
do @carla_mappin5
do @piorosprawpisze
Naprawdę czujesz
O wow
te sprawy! Ile masz lat?

Timothy J Ashcroft
@DzdzownicaWyjdzieNaWierz
ch
W odpowiedzi
do @mollydeverill1
Słuszna uwaga! Ile masz lat?

Timothy J Ashcroft
@DzdzownicaWyjdzieNaWierz
ch
W odpowiedzi
do @annaff0rbes
Śliczne zdjęcie! Ile masz lat?
Timothy J Ashcroft
@DzdzownicaWyjdzieNaWierz
ch
W odpowiedzi
do @tash&&&rgh
Zabawna jesteś! Ile masz
lat?

Robin wróciła, akurat gdy Strike skończył czytać. Miał posępną minę.
– Przeczytałeś wszystko?
– No.
– Myślę, że profil Pióro Sprawiedliwości to jego poboczna działalność. Chciał
zachować łączność z fandomem Serca jak smoła, nawet kiedy już stracił rolę
Dżdżownicy. Dzięki temu mógł zastawiać sidła na zagorzałe fanki jako Tim,
a na krytyków jako Pióro.
– I zaczął urabiać Zoe, kiedy miała ile... czternaście lat?
– Trzynaście – sprostowała Robin. – Okłamała go, twierdząc, że jest o rok
starsza, niż rzeczywiście była. Pierwszy raz przyjechała do Londynu w swoje
czternaste urodziny. Sprawdziłam w bazach internetowych. Ma dopiero
siedemnaście lat. Zauważyłeś tego ojca, który go przejrzał? „Dalej to robisz?”.
– Masz na myśli tego gościa, który zabronił córce jechać do Londynu? No.
Bystry facet... A teraz Ashcroft jeździ po szkołach ze swoją trupą teatralną. Jezu
Chryste.
Robin sięgnęła po notes i otworzyła go na zapiskach dotyczących tego,
co podsłuchała na Junction Road.
– Wczoraj w nocy Zoe i Ashcroft się kłócili. Dostałam się do budynku
i podsłuchiwałam pod drzwiami. Ashcroft chyba oskarżał Zoe o szantaż, a ona
zaprzeczała. Spytał ją: „Kto to wszystko zaczął?” i powiedział „wpieprzyłaś
mnie w niezłą kabałę”, a potem zaznaczył, że to on ryzykuje... Nie
skonkretyzował, czego dotyczy to ryzyko, ale najprawdopodobniej miał
na myśli ich związek. Poza tym Zoe cały czas go błagała, żeby nie wychodził,
a on powiedział, że musi „przemyśleć wiele spraw”. Oczywiście teraz jest już
starsza niż dziewczynki, które go interesują, prawda? – dodała Robin,
zamykając notes. – Chyba najbardziej pociągają go trzynasto- i czternastolatki.
Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie dlatego Zoe się głodzi: żeby wyglądać
na młodszą.
– Kurwa, nienawidzę pedofilów – mruknął Strike. Sąsiad mieszkający nad
Robin puścił głośno rap.
– A ktoś ich lubi? – spytała Robin.
– No, inni pedofile. Z mojego doświadczenia wynika, że wszyscy są z tej
samej gliny. W każdym razie to wyjaśnia, dlaczego twój przyjaciel Pez zaczepił
Ashcrofta na pogrzebie, prawda? Czy Ashcroft nie rozmawiał wtedy z dwiema
niepełnoletnimi dziewczynami?
– Nie wiem, czy Rachel Ledwell jest niepełnoletnia – powiedziała Robin – ale
Flavia Upcott na pewno. I co masz na myśli, mówiąc „twój przyjaciel Pez”? –
spytała, ponieważ w głosie Strike'a zabrzmiała nuta, która nie bardzo jej się
spodobała. Strike z lekkim uśmieszkiem uniósł brwi, a Robin ku swojemu
rozdrażnieniu poczuła, że się rumieni.
– Zrobiłam, co było trzeba, żeby wydobyć z niego informacje – oświadczyła
oschle i znowu wyszła z pokoju: oficjalnie po to, żeby zamieszać sos, lecz tak
naprawdę potrzebowała czasu, żeby przestać się rumienić.
Żałując figlarnego tonu, który tak naprawdę był nieporadną próbą
dowiedzenia się, jak bardzo Robin podobały się te fragmenty rozmowy, które
obejmowały pocałunki i być może obmacywanie przez Peza Pierce'a, Strike
zastanawiał się, czy nie krzyknąć za nią: przepraszam. Zanim jednak zdążył
to zrobić, zadzwoniła jego komórka. To była Madeline.
Zawahał się, wpatrzony w ekran. Madeline prosiła, żeby do niej zadzwonił,
czego oczywiście nie zrobił. Powinien był teraz siedzieć sam w jakimś
nieznanym hotelu. Przypuszczał, że jeśli zignoruje to połączenie, Madeline
będzie dzwoniła co dziesięć minut, dopóki w końcu nie odbierze.
– Cześć – przywitał się.
– Jak się czujesz? Znalazłeś jakiś hotel?
– No, właśnie się zameldowałem – skłamał ściszonym głosem. – Nie mogę
długo rozmawiać, czekam na wieści od podwykonawcy.
– Martwię się o ciebie – wyznała Madeline. – Cholera, Corm. Bomba.
To przerażające.
Robin wróciła, wciąż zarumieniona. Nie zauważywszy, że Strike rozmawia
przez telefon, zaczęła:
– Słuchaj, byłabym wdzięczna, gdybyś sobie...
Zamilkła, widząc komórkę przy jego uchu.
– Kto to był? – spytała Madeline.
– Obsługa hotelowa – odrzekł Strike.
– Nieprawda – powiedziała Madeline, podczas gdy Robin mierzyła
go oskarżycielskim spojrzeniem. Wyraźnie czuł, że obie kobiety doskonale
wiedzą, co jest grane: nierozważnie ulegając impulsowi samca przypartego
do ściany, próbował się zachowywać, jakby nic się nie stało.
– Prawda.
– Corm – zniecierpliwiła się Madeline. – Nie jestem głupia.
Robin znowu wyszła.
– Wcale nie myślę, że jesteś głupia. – Strike zamknął oczy, jakby był
dzieckiem siedzącym na rozpędzonym rowerze jadącym prosto na ścianę.
– Więc co to za kobieta i za co byłaby ci wdzięczna?
Kurwa, kurwa, kurwa. Powinien wyjść z mieszkania, zanim odebrał
to połączenie, ale był bardzo zmęczony i tak strasznie bolała go noga, że nie
chciało mu się wstawać. Otworzył oczy i skupił wzrok na wiszącej na ścianie
reprodukcji Raoula Dufy'ego. Co by dał, żeby siedzieć teraz samotnie przy
oknie i patrzeć na Morze Śródziemne?
– Wybrałem się z Robin na małego drinka – skłamał. – Żeby obgadać sprawy
agencji. Uzgodnić, jak będziemy działali bez dostępu do biura.
Zapadła dłuższa cisza, po której Madeline powiedziała:
– Nocujesz u niej.
– Nie – odparł.
– I nie ma żadnych przeciwwskazań, żebyś dziś wieczorem spotkał się
z Robin, ryzykując, że terroryści ją namierzą...
– Już na nią dybią – powiedział Strike. – Bomba była zaadresowana do nas
obojga.
– Cudnie – odrzekła oschle Madeline. – Zupełnie jakbyście byli
małżeństwem, prawda? Cóż, w takim razie nie będę wam przeszkadzała
w piciu drinków.
W słuchawce zapadła cisza.
Nagle w głowie Strike'a rozbzyczał się rój myśli przepełnionych złością
i niepokojem: To się musi skończyć. Ale z ciebie kutas. Tylko tego mi jeszcze brakuje.
Od początku było wiadomo, że nic z tego nie będzie. Nie ma sensu oddzwaniać. Trzeba
to zakończyć. Przeprosić.
Strike dźwignął się z kanapy i pokuśtykał do kuchni, gdzie Robin stała
odwrócona do niego plecami i mieszała sos.
– Wybacz – zaczął Strike. – Zachowałem się jak fiut.
– Tak – przyznała oschle. – To prawda. Nie mówiłbyś takim tonem
do Barclaya, gdyby musiał poderwać jakąś kobietę, żeby zdobyć informacje.
– Wierz mi, powiedziałbym coś znacznie gorszego, gdyby Barclay migdalił
się z jakąś kobietą, żeby zdobyć informacje – zapewnił ją Strike, a gdy Robin się
odwróciła, żeby na niego spojrzeć, trochę rozdrażniona, a trochę, chcąc nie
chcąc, rozbawiona, wzruszył ramionami i dodał: – To tylko takie
przekomarzanki, no nie? Tak to już z nami jest.
– Hm. – Odwróciła się z powrotem, by jeszcze raz zamieszać sos. – Myślałam,
że będziesz zadowolony, skoro udało mi się aż tyle wyciągnąć z Pierce'a.
– Jestem zadowolony – powiedział Strike. – Cholernie dobrze się spisałaś.
Ten kurczak pachnie wspaniale.
– Potrzebuje jeszcze z pół godziny – odrzekła Robin. Zawahała się, po czym
dodała: – Komu próbowałeś wmówić, że jestem obsługą hotelową?
– Madeline – wyznał. Nie miał siły kłamać. – Chciała, żebym nocował u niej.
Powiedziałem, że wybieram się do hotelu. Tak było po prostu łatwiej.
Robin, którą te informacje bardzo interesowały, dalej mieszała sos, mając
nadzieję, że usłyszy coś więcej, ale nie chciała wypytywać. Strike nie rozwinął
tematu, więc wyłączyła gaz pod rondlem i wrócili do salonu.
Gdy Robin zajrzała do gry i przywitała się z różnymi graczami, by Rudakicia
nie tkwiła tam zupełnie bezczynnie, Strike wyjął notes i otworzył go na
stronach, na których zapisał swoje spostrzeżenia dotyczące rozmowy Robin
z Pezem.
– Naprawdę dobrze się spisałaś, gadając z Pierce'em – powiedział.
– W porządku – odrzekła, lekko przewracając oczami, gdy dolewała
im obojgu wina. – Nie przesadzaj z tymi pochwałami.
– Pewnie zauważyłaś, jak dobrze ten gość pasuje do profilu Anomii. Dużo
wie o Beatlesach, nie lubi kotów...
– To tylko domysły...
– ...od czasu do czasu opiekuje się ojcem... poza tym wie, jak można
niepostrzeżenie dostać się na cmentarz...
– Tak, ale...
– ... i wygląda na to, że pracował nad czymś z Edie, a ona zostawiła go na
lodzie, związała się z Joshem i stworzyła z nim hiciora. Po czymś takim można
mieć do kogoś wielki żal.
– Niekoniecznie zostawiła go na lodzie – odparła Robin. – Może uznała,
że to, nad czym pracowali, było słabe. Może się rozmyśliła. Poza tym pokłócili
się o Tima. Może potem współpraca nie była już taka przyjemna.
– Może z perspektywy Pierce'a wygląda to inaczej. Nie wydaje ci się, żeby
to on był Anomią, prawda? – spytał Strike, obserwując jej reakcję.
– Hm... – Zawahała się. – Ma umiejętności potrzebne do stworzenia takiej
gry, ale o tym wiemy od początku. Nie jestem pewna... Kiedy z nim byłam,
po prostu tego nie czułam.
Wykazując heroiczną powściągliwość, Strike powstrzymał się
od wygłoszenia najbardziej oczywistej ze sprośnych uwag, które mu przyszły
do głowy.
– Mam na myśli to – uściśliła Robin, na szczęście nie zauważając na twarzy
Strike'a żadnego drgnienia – że Anomia jest podły, sadystyczny. Pez taki nie
jest. Z całą pewnością potrafi zachować się po chamsku. Wspominałam ci,
co namalował na ścianie u Josha i Edie, a poza tym był dosyć agresywny
w stosunku do fanki Serca jak smoła, która zjawiła się na pierwszej
lekcji rysunku i wyznała, że przyszła tam, żeby „nasiąknąć tą magią” czy jakoś
tak. Fakt, była trochę denerwująca – dodała Robin, upiwszy łyk wina – ale nie
musiał być aż tak brutalny. Yasmin Weatherhead chyba się go boi.
Przypuszczam, że Pez rzuca żartami o grubasach. To taki typ. Ale pomijając
chorobę ojca, która musi być dla niego dużym obciążeniem, wydaje mi się,
że całkiem nieźle radzi sobie w życiu. Ma powodzenie u kobiet. Znalazł
mieszkanie, które mu odpowiada. I dostaje zlecenia, chociaż pewnie wolałby
stały zarobek. Chyba mam takie same zastrzeżenia jak w wypadku Gusa
Upcotta. Osiągnięcie takiego poziomu w dziedzinach, w których obaj
działają, wymaga poświęcania wielu godzin dziennie, a o Anomii na pewno
wiemy jedno: że ma mnóstwo czasu.
– Racja – przyznał Strike. – A skoro mowa o ludziach mających mnóstwo
czasu, dziś rano też trafiłem na coś ciekawego. Nie zdążyłem tego
wydrukować, bo wybuchła bomba, ale w skrócie wygląda to tak, że w nocy
poprzedzającej napaść Kea Niven zamieściła na Twitterze bardzo poważne
pogróżki, potem je usunęła, ale pojawiły się ponownie, tym razem na Reddit.
Pisała o dźganiu ludzi w serce.
– Aha... Więc to miał na myśli Cardew, kiedy próbował ją nakłonić, żeby coś
usunęła.
– Właśnie. Ich mały odwetowy romansik chyba nie był końcem ich
znajomości, a to interesujące, podobnie jak jego słowa: „Bo istnieją lepsze
sposoby”. W pewnym sensie szkoda, że wyeliminowaliśmy Wally'ego Cardew,
bo pod względem osobowościowym pasuje do profilu Anomii lepiej niż chyba
wszyscy pozostali, i zauważyłem, że Pierce też tak uważa. Zresztą Kea nie
ograniczyła się do pogróżek na Twitterze – ciągnął Strike, sięgając po komórkę,
by otworzyć stronę Tribulationem et Dolorum. – Spójrz na to. Pochodzi sprzed
paru lat.
Robin wzięła od niego telefon i przeczytała rozmowę Arke z Johnem.
– A teraz wejdź w zakładkę „O mnie” – podpowiedział Strike.
Robin tak zrobiła, a potem z miną wskazującą, że spływa na nią olśnienie,
przeczytała na głos:
– „Wybór utworów skomponowanych przez Johna można usłyszeć
na www.IJU.Makes-Sounds”... IJU? Chyba nie...?
– Inigo John Upcott – dokończył Strike. – Właśnie on.
Wpatrywała się w niego.
– Ale przecież...
– Pamiętasz, z jakim ożywieniem Inigo bronił Kei, kiedy byliśmy u niego
w domu? Mówił coś o Blayu, który „fatalnie traktował tę młodą damę”.
Przypuszczam, że jego kontakt z Keą nie ograniczył się do tamtej internetowej
rozmowy o przewlekłym zmęczeniu.
– Chyba nie myślisz, że...?
– Że to ona jest jego „drogim dzieckiem”? Tak, właśnie tak myślę.
– O rany – powiedziała powoli Robin, znowu patrząc na stronę
Tribulationem et Dolorum. – To na pewno nie może być zbieg okoliczności. Nie
zajrzała na tę stronę, bo nie wiedziała, kto ją prowadzi.
– Zgadzam się. Szukała jakiegoś sprytnego sposobu, żeby mieć na oku Josha
i Edie. Nie wątpię, że w pewnym momencie, gdy już przekonała Iniga,
że znalazła się tam z powodu zafascynowania jego osobowością, „odkryli”
swoje wspólne powiązanie z Joshem i Edie, i jestem pewny, że Kea okazała
stosowne zaskoczenie tak osobliwym zrządzeniem losu. Ledwie go znam, ale
powiedziałbym, że Inigo to człowiek z przerostem ego. Kea raczej nie musiała
się nadmiernie starać, aby go przekonać, że utrzymuje z nim kontakt,
ponieważ jest takim mądrym, utalentowanym mężczyzną, a nie dlatego
że chce wyciągać od niego informacje. A to wszystko ponownie przesuwa Keę
na górę listy osób podejrzanych o bycie Anomią, prawda? Myśleliśmy, że nie
mogła wiedzieć o proponowanej zmianie Sercka w człowieka, ale jeśli mamy
rację, od dwa tysiące trzynastego roku miała bezpośredni dostęp do domu
Upcotta.
– Myślisz, że spotkała się z Inigiem w prawdziwym życiu? – spytała Robin.
– O to będziemy musieli spytać Upcotta. Najwyraźniej wymienili się
numerami telefonu, jeśli to ona była tym „drogim dzieckiem”, które tak
uspokajał, obiecując pomoc.
– Chyba nie zdecydowałaby się na...? – zaczęła Robin, ale zamilkła.
– Kto wie – odrzekł Strike, domyślając się, jak miało brzmieć pytanie. –
Niektórzy ludzie są gotowi na wszystko, żeby osiągnąć swoje cele.
Obydwoje natychmiast pomyśleli o Robin pozwalającej, by Pez Pierce
wpychał jej język do ust.
– Jutro mam obserwować Ashcrofta – powiedziała Robin.
– Zmienimy grafik – zarządził Strike, znowu sięgając po telefon. –
I obydwoje z samego rana pojedziemy do Upcotta.
Robin przypuszczała, że propozycja, by trzymali się razem, była
podyktowana obawami Strike'a związanymi z Halvingiem, ponieważ jednak
w zasadzie nie miała nic przeciwko temu, by spędzić z nim poranek, wstała
i powiedziała tylko:
– Kurczak jest już pewnie prawie gotowy. Miej oko na grę. Ugotuję na parze
trochę warzyw.
– Na parze? – powtórzył Strike, jakby pierwszy raz o czymś takim słyszał.
– Masz coś przeciwko gotowaniu na parze?
– Nie. Po prostu nigdy tego nie robiłem. Zazwyczaj wszystko smażę.
– Aha – odrzekła Robin. – Może warto to zmienić, skoro zacząłeś liczyć
kalorie.
Znowu poszła do kuchni, a Strike napisał do Pat w sprawie zmiany grafiku
oraz przesłał wiadomości do Midge, Deva, Barclaya i Nutleya, po czym włożył
komórkę z powrotem do kieszeni. Zajrzał jeszcze do Gry Dreka, żeby się
upewnić, czy Anomia wciąż jest nieobecny, a potem rozejrzał się po salonie.
Co pomyślałby o właścicielce tego mieszkania, gdyby nie wiedział, kim ona
jest? Lubiła czytać: książki już zaczynały się wylewać z małego regału, który
pomógł złożyć. Zauważył, jak wiele prac z dziedziny kryminalistyki upchnięto
obok powieści. Najwyraźniej lubiła fowizm, ponieważ nad stołem w jadalni
wisiał drugi obraz: Martwa natura z pelargoniami Matisse'a. Domyśliłby się,
że właścicielka tego mieszkania nie zarabia takich pieniędzy ani nie ma takiej
rodziny jak Charlotte, której mieszkanie, przez krótki okres będące także
mieszkaniem Strike'a, było pełne zabytkowych mebli pozostawionych jej przez
rozmaitych krewnych. Niebiesko-kremowe zasłony zawieszone przez Robin
po jego poprzedniej wizycie w mieszkaniu były niedrogie i nie miały grubych
sznurowych opasek ani frędzli ozdobionych paciorkami, a funkcję klosza
lampy sufitowej pełnił tani biały chiński lampion. Domyśliłby się,
że właścicielka mieszkania ma w zwyczaju utrzymywać czystość i porządek,
ponieważ pokój nie nosił śladów pospiesznego sprzątania przed przybyciem
gościa: na dywanie nie było widać smug po odkurzaczu, w powietrzu nie wisiał
zapach pronto. Z pewnym zadowoleniem zauważył, że Robin umieściła
filodendrona, którego jej kupił, w niebieskiej porcelanowej doniczce. Roślina
stała teraz na stoliku w kącie i wyglądała zdrowo: najwyraźniej właścicielka
mieszkania nie zapominała o podlewaniu. Jeszcze raz zaciągnął się e-
papierosem, po czym dźwignął się z miejsca, by obejrzeć oprawione w ramki
zdjęcia na gzymsie kominka.
Rozpoznał rodziców Robin, uśmiechających się na imprezie, która sądząc
po srebrnych balonach w tle, została zorganizowana dla uczczenia dwudziestej
piątej rocznicy ich ślubu. Linda, jej matka, rzadko się tak uśmiechała na widok
Strike'a, gdyż z każdym kolejnym niebezpiecznym incydentem, w którym
uczestniczyła jej córka w związku z pracą w agencji, darzyła go coraz mniejszą
sympatią. Drugie zdjęcie ukazywało roześmianego berbecia w różowym
kostiumie kąpielowym w kropki, stojącego pod zraszaczem ogrodowym: Strike
przypuszczał, że to bratanica Robin. Na trzecim zdjęciu dorosła Robin stała
ramię w ramię ze swoimi trzema braćmi – Strike miał okazję poznać ich
wszystkich – na czwartym był czekoladowy labrador, a na piątym zobaczył
grupę osób przy kolacji na tle ogromnego okna ze wspaniałym widokiem
na Matterhorn o zachodzie słońca.
Zerkając przez ramię, żeby się upewnić, czy Robin jeszcze nie wraca, sięgnął
po to zdjęcie i przyjrzał mu się. Jakieś dziecko tkwiło w wysokim krzesełku
na końcu stołu, ściskając w pulchnej rączce plastikową łyżkę. Robin, mniej
więcej w połowie stołu, uśmiechała się do obiektywu, a obok niej siedział
równie rozpromieniony dobrze zbudowany mężczyzna z zadbaną jasną brodą.
Trzymał rękę na oparciu krzesła Robin, a jego spojrzenie wydało się Strike'owi
podejrzane. Detektyw wciąż wpatrywał się w to zdjęcie, gdy zjawiła się Robin
ze sztućcami.
– Matterhorn – powiedział, odkładając zdjęcie na miejsce.
– Tak – potwierdziła Robin. – Tam jest przepięknie. Pojawił się Anomia? –
spytała, wskazując iPada.
– Nie – odparł Strike. – Pozwól, że ci pomogę.
Obydwoje byli tak zmęczeni, że podczas kolacji, którą Robin regularnie
przerywała, by kontynuować grę jako Rudakicia, prowadzili dosyć chaotyczną
rozmowę. Anomia się nie pokazał, a z moderatorów byli obecni tylko Narcyzka
i Morehouse. Żadne z nich nie beształo Rudejkici za zbyt długie okresy
bezczynności.
– Jeśli mam zdać test na moderatorkę, będę musiała w przyszłym tygodniu
znaleźć trochę czasu, żeby przypomnieć sobie kreskówkę – oznajmiła Robin,
gdy po kolacji zbierali talerze.
– Wiem – powiedział Strike. – To jest nasz priorytet.
Po umyciu naczyń Strike sprawdził, czy doniesiono już o aresztowaniu
Ormonda, lecz żadna z odwiedzonych stron serwisów informacyjnych nie
zamieściła jeszcze takiej informacji. Wkrótce obydwoje poszli spać i jeśli
zdawali sobie sprawę z intymności związanej z tym, że Robin udostępniła
Strike'owi czysty ręcznik kąpielowy i wypraną pościel oraz z tym,
że korzystali z tej samej łazienki, każde z nich ukryło to pod rzeczowością,
która ocierała się o szorstkość.
Strike oparł protezę o ścianę i położywszy się w nowiuteńkiej piżamie,
z kikutem posmarowanym kremem, zasnął, zanim zdążył pomyśleć,
że rozkładana kanapa Robin jest zaskakująco wygodna.
Szykując się do spania zaledwie cztery metry dalej, Robin słyszała chrapanie
Strike'a nawet mimo rozbrzmiewającego u góry rapu, co rozbawiło
ją i jednocześnie trochę uspokoiło. Od przeprowadzki na Blackhorse Road
korzystała z uroków mieszkania w pojedynkę, rozkoszując się niezależnością
i spokojem, lecz tej nocy, po wybuchu bomby w agencji, obecność Strike'a była
pokrzepiająca, nawet jeśli już głęboko spał i terkotał jak traktor. Ostatnia myśl,
która przyszła Robin do głowy, zanim i ona zapadła w sen, dotyczyła Ryana
Murphy'ego. Choć jeszcze nie doszło do randki – i mogło do niej nigdy nie dojść
– taka możliwość w jakiś sposób przywróciła równowagę w jej relacjach
ze Strikiem. Robin nie była już usychającą z miłości idiotką, która postanowiła
trwać w celibacie w nadziei, że pewnego dnia Strike mógłby zechcieć
czegoś, czego najwyraźniej nie chciał. Wkrótce zanurzyła się w krainie snów,
gdzie znowu była o krok od poślubienia Matthew, który tłumaczył jej
w westybulu kościoła, jakby miał do czynienia z dzieckiem, że gdyby tylko
go spytała, powiedziałby jej, kim jest Anomia, oraz że jej niezdolność ujrzenia
czegoś, co jest tak jawnie oczywiste dla wszystkich pozostałych, dowodzi,
że nie nadaje się do pracy, która omal nie rozdzieliła ich na zawsze.
76
Cóż to za Gospoda
Gdzie na nocny popas
Staje Niezwykły Wędrowiec?

Emily Dickinson
115

Gdy nazajutrz o siódmej Robin weszła do salonu, zastała Strike'a już ubranego,
rozkładaną kanapę przywróconą do stanu wyjściowego i starannie złożoną
pościel. Przygotowała dla nich obojga herbatę i grzanki, a gdy jedli je przy stole,
przy którym poprzedniego dnia spożyli kolację, Strike powiedział:
– Jedźmy prosto do Upcottów i dowiedzmy się, o czym Inigo mówił Kei.
Potem pojedziemy do King's Lynn.
– Okej – zgodziła się Robin, ale nie wydawała się uszczęśliwiona.
– Co się stało?
– Po prostu się zastanawiam, co powie Katya, kiedy sobie uświadomi,
że Inigo cały czas utrzymywał kontakt z Keą.
– Przypuszczam, że ostro się wkurzy – odrzekł Strike, lekko wzruszając
ramionami. – To nie nasz problem.
– Wiem, ale jest mi jej szkoda. Myślę, że ich dzieci mogłyby być szczęśliwsze,
gdyby rozstała się z mężem, tylko że...
Zawibrował telefon Strike'a. Sięgnął po niego, przeczytał wiadomość i na
jego twarzy natychmiast odmalowała się wściekłość.
– Co się stało? – spytała Robin.
– Pieprzony Nutley!
– Co zrobił?
– Kurwa, zrezygnował!
– Co? – przeraziła się Robin. – Dlaczego?
– Ponieważ – wyjaśnił Strike, skrolując cały akapit usprawiedliwień
przesłany przez Nutleya – odkąd przysłano nam bombę, jego żona nie chce,
żeby dla nas pracował. „Wiem, że będzie ci brakowało rąk do pracy, więc kiedy
ta sytuacja z terrorystami się wyjaśni, chętnie...” O, naprawdę byłbyś, kurwa,
chętny, ty bezużyteczny gnoju?
– Słuchaj – zaczęła Robin, gdy przez jej umysł szybko przepływały
konsekwencje odejścia jednego z podwykonawców. – Powinieneś sam
porozmawiać z Inigiem. Ja przejmę Ashcrofta zgodnie z planem i...
– Trzymamy się razem – uciął Strike. – Na tej pieprzonej bombie były
nazwiska nas obojga, a w pieprzonych wiadomościach pokazali nasze zdjęcia,
więc traktuję tych pojebów z Halving poważnie, nawet jeśli ty nie.
– Jasne, że traktuję ich poważnie, o co ci...?
– W takim razie nie proponuj, że będziesz sobie spacerowała sama – odparł
ze złością Strike, wstając od stołu, i zapomniawszy o wszystkich
postanowieniach z poprzedniego dnia, zszedł na dół, żeby zapalić na ulicy
porządnego papierosa.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że właśnie był wobec Robin bez powodu
agresywny, i ta myśl tylko pogłębiła jego wściekłość, gdy wypalał dwa papierosy
jednego po drugim, przesyłając Barclayowi, Midge i Devowi wiadomość
o rezygnacji Nutleya. W pełni podzielał opinię Barclaya, który odpisał:
Jebana tchórzliwa cipa .
Po powrocie do salonu Strike zastał czysty stół i Robin gotową do wyjścia.
Tak jak się spodziewał, znowu traktowała go oschle.
– Wybacz, że na ciebie naskoczyłem – powiedział, zanim zdążyła się
odezwać. – Po prostu się martwię.
– Tak się zabawnie składa, że ja też – odrzekła chłodno – ale kiedy mówisz,
że sobie spaceruję, jakbym była jakąś idiotką, która...
– Nie miałem tego na myśli. Nie uważam cię za idiotkę, ale... Robin,
do kurwy nędzy, ta bomba to poważna sprawa, nie miała nam tylko napędzić
strachu. Poza tym wiemy, że te typy są szczególnie wrażliwe na punkcie kobiet
wychodzących przed szereg.
– Więc co... zamierzasz mnie pilnować, dopóki nie zwiną całego Halvingu?
– Nie... nie wiem. Chodźmy pogadać z Inigiem. Udowodnienie, że Kea jest
Anomią, rozwiązałoby przynajmniej nasze problemy z brakiem rąk do pracy.
Wsiedli do bmw Strike'a. Prowadziła Robin. Większość
dwudziestominutowej podróży upłynęła im w milczeniu. Robin przypomniała
sobie, że podczas poprzedniej wizyty u Upcottów też była zła na Strike'a: tuż
przed nią dowiedziała się o jego randkach z Madeline. Zastanawiała się, jakie
były następstwa jego kłamstwa o obsłudze hotelowej. Wyglądało na to,
że potem już nie rozmawiał z Madeline, chyba że chrapanie, które słyszała
poprzedniej nocy, było udawane, a on pisał pod kołdrą wiadomości. Nie
zapomniała też o Charlotte. Dochodzenie w sprawie Jagona Rossa
doprowadziło agencję na skraj wytrzymałości, a Strike przejawiał osobliwą
awersję do przyjęcia tego do wiadomości.
Robin nie wiedziała, że myśli Strike'a płyną równolegle z jej myślami. Zdawał
sobie sprawę, że jeśli natychmiast nie znajdą kogoś na miejsce Nutleya, nie
dadzą rady kontynuować wszystkich aktualnych spraw, a bez wątpienia
najłatwiej byłoby odrzucić Rossa. Nawet gdyby przyszłość Strike'a jako
detektywa została zrujnowana przez powiązanie z tak głośnym rozwodem,
reszta z nich wciąż miałaby pracę. Być może, pomyślał, wycofanie się ze sprawy
Rossa jest jego obowiązkiem bez względu na konsekwencje.
Gdy dotarł w swoich obsesyjnych rozmyślaniach do tego przygnębiającego
wniosku, znowu zawibrował jego telefon. Spojrzał w dół i zobaczył wiadomość
od Madeline.
Zadzwoń, proszę, gdy będziesz mógł. Chyba powinniśmy
poważnie porozmawiać
Strike włożył komórkę z powrotem do kieszeni. Doskonale wiedział, dokąd
to zmierza: w tym samym kierunku, w jakim zmierzały wszystkie jego związki
– do punktu, w którym oczekiwania napotykały opór i eksplodowały
do wewnątrz.
Racja, pomyślał, marszcząc brwi i patrząc przez szybę, nie powinienem był
kłamać na temat tego, gdzie nocuję, ale gdybym powiedział ci prawdę, i tak
urządziłabyś scenę. Czy to zbrodnia, że próbował uniknąć konfliktu, że pragnął
oszczędzić im obojgu przykrości?
Starał się, prawda? Zjawiał się, gdy miał się zjawiać, dawał jej kwiaty
w stosownych momentach, wysłuchiwał jej obaw związanych z pracą i uprawiał
z nią seks, który jak mu się wydawało, był obopólnie satysfakcjonujący: czego
jeszcze chciała? Uczciwości, usłyszał w głowie głos Madeline, ponieważ kobiety
zawsze chciały uczciwości, tylko że uczciwość oznaczałaby przyznanie,
że rozpoczął ten związek, ponieważ potrzebował czegoś, co odwróciłoby jego
uwagę od skomplikowanych uczuć do innej kobiety, a wtedy Madeline
na pewno by uznała, że ją wykorzystał. Co z tego? Ludzie bez przerwy się nawzajem
wykorzystują – oznajmił Strike wyimaginowanej Madeline, zaciągając się
głęboko e-papierosem, który napełnił ponownie, by zapalić w samochodzie.
Chcą uniknąć samotności. Próbują znaleźć to, czego im brakuje. Pokazać światu,
że zgarnęli nagrodę. Przypomniał sobie, jak Madeline próbowała zrobić
im obojgu zdjęcie i wrzucić je na Instagrama, oraz ich kłótnię w wieczór jej
premiery i już słyszał własne słowa: Chyba każde z nas chce czegoś innego.
Powinien był to sobie wydrukować na wizytówkach i wręczać je na początku
związków, żeby potem żadna kobieta nie mogła powiedzieć, że nie została
ostrzeżona...
– Cholera – powiedziała Robin.
Strike rozejrzał się i zobaczył range rovera wyjeżdżającego z rzędu
samochodów zaparkowanych przed domem Upcottów.
– W środku chyba siedzi Inigo – wyjaśniła Robin, spoglądając przez przednią
szybę. – Tak... to on. Prowadzi Gus. Co robimy?
– Jedź za nimi – zadecydował Strike. – Prawdopodobnie wizyta u lekarza.
Zresztą i tak łatwiej będzie z nim rozmawiać z dala od Katyi.
– Wścieknie się, że go śledzimy – ostrzegła Robin.
– Pewnie tak – przyznał Strike – ale podczas spotkania twarzą w twarz
będzie mu cholernie trudno się nas pozbyć. Zresztą sam się o to prosił,
podstępny drań.
Inigo i Gus nie zatrzymali się jednak ani obok przychodni, ani obok szpitala
i dalej jechali na wschód. Robin widziała profil Iniga zwrócony w stronę syna.
Wyglądało na to, że za coś go beszta. Od czasu do czasu groził mu palcem.
– Dokąd oni jadą, do cholery? – zastanawiał się na głos Strike, gdy godzinę
po tym, jak zaczęli jechać za range roverem, dotarli do Dartford Crossing –
długiego podwieszanego mostu nad Tamizą.
– Inigo nie jechałby chyba do szpitala położonego tak daleko? – spytała
Robin. – Naprawdę daje popalić Gusowi.
– No. – Strike też obserwował agresywne wygrażanie palcem. – Jest raczej
w dobrej kondycji, nie sądzisz?
– Myślałam, że Gus jest jego ulubionym dzieckiem.
– Te jego wysypki mogą wskazywać, że utrzymanie tej pozycji jest dosyć
stresujące – odparł Strike. – Może właśnie powiedział Inigowi, że chce
skończyć z grą na wiolonczeli.
Range rover sunął po M2 przez następną godzinę.
– Chyba jadą do Whitstable – odezwała się w końcu Robin, gdy range rover
skręcił w drogę nazywaną Borstal Hill. – Może zamierzają kogoś odwiedzić?
– Albo – odrzekł Strike, któremu nagle przyszła do głowy pewna myśl – mają
drugi dom. W takich miejscach zamożni londyńczycy kupują małe nadmorskie
rezydencje... w których wygodnie spędzają weekendy...
Znowu wyjął komórkę, otworzył stronę 192.com, a następnie wyszukał „I
J Upcott” i „Whitstable”.
– No, zgadłem – powiedział. – Mają tu nieruchomość. Akwarelowy Domek
przy Island Wall.
Robin wjechała za range roverem do serca urokliwego miasteczka, mijając
po drodze drewniane domy i domki szeregowe w kolorach lodów, a potem
jechali po Harbour Street pełnej galerii sztuki i sklepików z osobliwościami.
W końcu range rover dwa razy skręcił w prawo i znaleźli się na parkingu
Keam's Yard. Robin zaparkowała bmw w pewnej odległości, a potem razem
ze Strikiem obserwowali w lusterkach, jak Gus wysiada z samochodu, wyjmuje
z bagażnika wózek inwalidzki ojca, pomaga Inigowi wysiąść, po czym pcha
go na wózku i obaj znikają za rogiem.
– Chyba powinniśmy im dać dziesięć minut – powiedział Strike, spoglądając
na zegarek na desce rozdzielczej. – Założę się, że Gus wróci do samochodu
po bagaż. Nie chcę ich uprzedzać o naszej obecności, dopóki nie nastawią
czajnika i nie zdejmą butów. Tyle dobrego – dodał bezlitośnie – że na wózku
inwalidzkim bardzo trudno jest zwiać niepostrzeżenie.
77
Płaczesz: „Miałem tak wzniosłe marzenia.
Pragnienia mej duszy były wręcz wspaniałe.
Nie na przewrócone ołtarze w gasnących płomieniach,
Na lepszy los zasługiwałem [...]”.

May Kendall
Failures

Zobaczywszy, że Gus wyjmuje dwie walizki z tyłu range rovera, Strike i Robin
dali mu trochę czasu na zaniesienie ich do domu, po czym wysiedli z bmw.
Za kamiennym murem parkingu ciągnęła się kamienista plaża i urodzony
w Kornwalii Strike doświadczył lekkiej poprawy nastroju, jaką zawsze
zapewniał mu zapach morza w połączeniu z szumem fal.
Island Wall, znajdująca się zaraz za zakrętem, była wąską ulicą biegnącą
w dół. Malowane szeregówki po prawej stronie bez wątpienia oferowały
niczym nieprzysłonięty widok na morze. Akwarelowy Domek, umiejscowiony
mniej więcej pośrodku, miał bladozielony kolor, a półokrągłe okienko
witrażowe nad drzwiami przedstawiało galeon z postawionymi żaglami.
Wyglądało na to, że dzwonka nie ma, więc Strike uniósł kołatkę w kształcie
kotwicy i zapukał dwa razy. Nie minęło dziesięć sekund, a Gus otworzył drzwi.
Gdy rozpoznał Strike'a i Robin, na jego twarzy pojawił się wyraz przerażenia.
Robin zdążyła zauważyć, że wysypka, choć nie wdzierała się już na jego
przekrwione oczy, wciąż była wyjątkowo zaogniona.
– Kto to? – zawołał Inigo z głębi domu.
Gus odwrócił się i zobaczył ojca zbliżającego się na wózku. Inigo także wydał
się chwilowo oszołomiony widokiem dwojga detektywów, lecz prawie
natychmiast odzyskał rezon.
– Co tu się...?
– Dzień dobry, panie Upcott – przywitał się Strike, okazując coś, co jeśli
wziąć pod uwagę wściekłość na twarzy Iniga, wydało się Robin wyjątkowym
opanowaniem. – Zastanawialiśmy się, czy moglibyśmy zamienić z panem
słowo.
Inigo podjechał bliżej. Gus przywarł do ściany w sposób wskazujący,
że ma ochotę w niej zniknąć.
– Czy państwo mnie...? Skąd państwo w ogóle wiedzieli, że...? Śledziliście
mnie?
Trochę żałując, że odpowiedź: „To chyba oczywiste, ty nadęty kutasie” byłaby
niedyplomatyczna, Strike odparł:
– Mieliśmy nadzieję, że złapiemy pana na Hampstead, ale gdy się tam
zjawiliśmy, właśnie pan odjeżdżał, więc pojechaliśmy za panem.
– Dlaczego? – pieklił się Inigo. – Co...? Dlaczego...? To oburzające!
– Myślimy, że może pan mieć informacje istotne dla naszego śledztwa. –
Strike lekko podniósł głos, ponieważ obok przechodziły dwie młode kobiety
i przypuszczał, że dla Iniga obawa, iż sąsiedzi dowiedzą się o jego sprawach,
będzie straszniejsza niż ewentualne konsekwencje wpuszczenia Strike'a
i Robin do środka. I rzeczywiście, choć Inigo wyglądał na jeszcze
bardziej rozzłoszczonego, odrzekł:
– Niech pan tak nie krzyczy pod moimi drzwiami! Mój Boże, to kompletne...
absolutne...
Lata spędzone w agencji nauczyły Robin, że jakkolwiek niemile widziana
może być wizyta prywatnego detektywa, niemal każdy chce się dowiedzieć,
co tego detektywa sprowadza, toteż wcale nie była zaskoczona, gdy Inigo
warknął:
– Daję państwu pięć minut. Pięć.
Gdy weszli do środka, próbował wycofać wózek, lecz był tak zdenerwowany,
że zderzył się ze ścianą.
– Pomóż mi, do cholery! – wrzasnął na syna, który rzucił się, żeby to zrobić.
Dom, jak się przekonali po wejściu do środka i zamknięciu drzwi, został
zaadaptowany według takiego samego wysokiego standardu jak dom
Upcottów na Hampstead. Parter przekształcono w otwartą przestrzeń
obejmującą kuchnię, jadalnię i salon; wszędzie była gładka drewniana podłoga.
Okna tarasowe w tylnej części domu wychodziły na ogród, także
przystosowany do wózka inwalidzkiego Iniga: pochyła część tarasu z widokiem
na morze prowadziła na platformę, na której umieszczono olbrzymi parasol,
stół i krzesła. Na środku małego trawnika stała palma łagodnie szeleszcząca
na ciepłej bryzie.
– Idź się rozpakować – polecił Inigo synowi, który wydawał się aż zanadto
uszczęśliwiony możliwością oddalenia się od ojca.
Gdy odgłos kroków Gusa ucichł na górze, Inigo ustawił wózek obok niskiego
stolika do kawy i obcesowo skinął na Strike'a i Robin, by usiedli w dwóch
fotelach przykrytych płótnem w niebiesko-białe paski.
Pomalowane na biało ściany pokoju były upstrzone akwarelami.
Przypominając sobie stronę internetową Tribulationem et Dolorum („Wciąż
uprawia sztukę i muzykę, podlegając z konieczności ograniczeniom
wynikającym ze stanu jego zdrowia”), Robin zastanawiała się, czyje to dzieła:
Iniga czy Katyi, oraz czy by się spodobały Mariam i Pezowi – jej wydały się bez
wyrazu i amatorskie. Największa, oprawiona w dziwaczną ramę z drewna
wyrzuconego przez morze, ukazywała Island Wall z Akwarelowym Domkiem
po prawej stronie. Perspektywa była trochę zaburzona, przez co choć ulica
wydawała się niezmiernie długa i znikała gdzieś na horyzoncie, domy
wyglądały na stanowczo za duże w stosunku do otoczenia. W jednym kącie
salonu stał keyboard, a na pulpicie na nuty leżała partytura 30 kleine
Choralvorspiele Maxa Regera, ozdobiona z przodu rysunkiem linearnym
przedstawiającym niemieckiego kompozytora z wydatnym brzuchem i w
okularach, który, jako że wyglądał na rozzłoszczonego, przejawiał niezwykłe
podobieństwo do niechętnego gospodarza domu.
– Więc czemu zawdzięczam to najście? – spytał Inigo, patrząc z wściekłością
na Strike'a.
– Kei Niven – powiedział Strike.
Inigo próbował utrzymać srogi wyraz twarzy, lecz zdradziło go lekkie
konwulsyjne zaciśnięcie rąk na podłokietnikach wózka inwalidzkiego oraz
drgnienie milczących ust.
– A niby co, na litość boską, mógłby mi pan powiedzieć, czego moja żona
jeszcze mi nie powiedziała? – spytał po zbyt długiej przerwie.
– Całkiem sporo. Naszym zdaniem co najmniej dwa lata temu nawiązał pan
bez wiedzy żony bliskie relacje z Keą Niven.
Strike zaczekał, by atmosferę skuł lód milczenia: przełamanie tego lodu było
niebezpieczne, a prześlizgnięcie się po nim niemożliwe. W końcu starszy
mężczyzna odrzekł:
– Nie wydaje mi się, żeby moje prywatne relacje... a jestem daleki
od przyznania, że w tym konkretnym wypadku istnieją jakieś relacje... mogły
mieć choćby najmniejszy związek z państwa dochodzeniem. Oczywiście
zakładając – dodał Inigo, który nagle poczerwieniał tam, gdzie poprzednio
zbladł – że wciąż próbują się państwo dowiedzieć, kto jest tym całym Anomią. A
może Katya zleciła państwu śledztwo w mojej sprawie?
– Aktualnie prowadzimy dochodzenie tylko w sprawie Anomii.
– A dowodem na istnienie tych rzekomych relacji jest według państwa...?
– Panie Upcott – odrzekł cierpliwie Strike – człowiek o pańskiej inteligencji
wie, że nie wyłożę tu wszystkiego, co wiemy, żeby mógł pan dopasować do tego
swoją wersję.
– Do cholery, jak pan śmie sugerować, że mam powody cokolwiek
„dopasowywać”! – eksplodował Inigo, a Robin poczuła, że możliwość otwartego
okazania złości przyniosła mu ulgę. – Utrzymuję kontakty z wieloma
przewlekle chorymi osobami za pośrednictwem swojej strony internetowej.
Owszem, Kea odwiedziła tę stronę w poszukiwaniu porady. Poradziłem jej to
samo, co poradziłbym każdemu człowiekowi cierpiącemu na tę paskudną
przypadłość, w której istnienie lekarze powątpiewają.
– Ale nie wspomniał pan żonie, że skontaktowała się z panem Kea Niven?
– Wtedy nie wiedziałem, kim jest Kea. Odwiedziła stronę pod pseudonimem,
jak wielu użytkowników. Zmaganie się z dolegliwościami, które przeklęci
przedstawiciele profesji medycznej uważają za psychosomatyczne, wiąże się
ze wstydem i stygmatyzacją!
– Ale w pewnym momencie odkrył pan, kim jest Arke?
W czasie krótkiej przerwy po tym pytaniu usłyszeli skrzypnięcie schodów.
Inigo tak szybko odwrócił głowę, że Robin wcale by się nie zdziwiła, gdyby
spowodowało to uraz kręgosłupa szyjnego.
– Co tam robisz? – ryknął, gdy Gus pospiesznie zszedł z powrotem na dół.
– Rozpakowałem rzeczy – oznajmił jego syn, stając w drzwiach z zalęknioną
miną. – Naprawdę muszę już iść, jeśli mam zdążyć...
– A zakupy mam zrobić sam, tak? – krzyknął Inigo.
– Przepraszam, zapomniałem – powiedział Gus. – Już idę do sklepu. Co mam
ci...?
– Wykaż trochę inicjatywy, do cholery! – uciął Inigo, odwracając się
z powrotem do Strike'a i Robin. Sapiąc, zaczekał, aż zamkną się drzwi
wejściowe, a potem tonem bardziej opanowanym dodał: – O ile dobrze
pamiętam... a rozmawiam online z wieloma różnymi osobami... po paru
tygodniach Kea napomknęła o czymś, co mi uświadomiło, że jest w jakiś
sposób zamieszana w historię tej przeklętej kreskówki... Tak, i wtedy razem...
hm... odkryliśmy, że także poza Internetem coś nas ze sobą łączy.
– Nie wydało się panu dziwnym zbiegiem okoliczności, że pojawiła się
na pana stronie internetowej?
– A niby dlaczego? – Inigo zrobił się jeszcze bardziej czerwony. – Moją stronę
odwiedza masa ludzi. Uważa się ją za jedno z najlepszych internetowych źródeł
dla osób cierpiących na przewlekłe zmęczenie i fibromialgię.
– Ale nie wspomniał pan o tym żonie? – spytał ponownie Strike.
– Wie pan, istnieje coś takiego jak poufność w relacjach z pacjentem!
– Nie zdawałem sobie sprawy, że jest pan lekarzem.
– Oczywiście, że nie jestem lekarzem, do cholery, nie trzeba być lekarzem,
żeby wyznawać pewną etykę w związku z dzieleniem się osobistymi
informacjami na temat ludzi, którzy zwracają się do nas po poradę medyczną
i wsparcie psychologiczne!
– Rozumiem – powiedział Strike. – Więc nie wspomniał pan o tym Katyi,
bo chciał pan uszanować prywatność Kei?
– A czy mógł być inny powód? – spytał Inigo, lecz jego próbę przypuszczenia
kontrataku osłabiła coraz intensywniejsza czerwień twarzy. – Jeśli pan
sugeruje... To zupełnie niedorzeczne.
Ona mogłaby być moją córką!
Przypominając sobie zapewnienia Katyi, że w relacjach z Joshem kierują nią
tylko matczyne uczucia, Robin nie mogła się zdecydować, czy nieszczęśni
Upcottowie, z których każde, jak się zdawało, szukało pociechy i być może
nadziei na wskrzeszenie młodości za pośrednictwem relacji
z dwudziestoparolatkami, wywołują w niej niesmak czy raczej współczucie.
– A tymczasem oczywiście spotkał się pan z Keą twarzą w twarz – powiedział
Strike, strzelając w ciemno.
Wtedy Inigo spurpurowiał. Robin, czując lekką panikę, zastanawiała się,
co zrobią, jeśli facet dostanie zawału. Ten jednak uniósł drżącą rękę i celując
nią w Strike'a, odparł ochryple:
– Śledziliście mnie. To nikczemne naruszenie... oburzające pogwałcenie
mojej... mojej...
Zaczął kasłać, a w zasadzie brzmiało to tak, jakby się krztusił. Robin zerwała
się z miejsca, pobiegła do kuchni, chwyciła szklankę z półki i napełniła ją wodą
z kranu. Gdy wróciła, Inigo wciąż kasłał, ale przyjął od niej wodę i choć wylał
na siebie sporą jej część, zdołał upić kilka łyków. W końcu odzyskał jakieś
pozory panowania nad oddechem.
– Nie byłem świadkiem pana spotkania z Keą – zaznaczył Strike, dodając nie
do końca zgodnie z prawdą: – Ja tylko zadałem pytanie.
Inigo obrzucił go wściekłym spojrzeniem. Miał załzawione oczy i drżały
mu wargi.
– Ile razy się pan z nią spotkał?
Inigo już wyraźnie trząsł się z rozżalenia i złości. Woda ze szklanki chlusnęła
mu na udo.
– Raz – powiedział. – Raz. Była akurat w Londynie i umówiliśmy się na kawę.
Czuła się wyjątkowo słabo, potrzebowała mojej rady i wsparcia, które, mówię
to z radością, zdołałem jej zapewnić.
Spróbował odstawić szklankę na stolik. Wyślizgnęła mu się z drżącej dłoni
i roztrzaskała na drewnianej podłodze.
– Kurwa MAĆ! – ryknął Inigo.
– Ja się tym zajmę – zapewniła szybko Robin, zrywając się z miejsca po raz
drugi, by pójść po rolkę ręcznika kuchennego.
– Oburzające... oburzające – powtarzał Inigo, dysząc. – Cała ta... żeby mnie
tutaj śledzić... naruszać moją przestrzeń... a wszystko dlatego, że próbowałem
pomóc dziewczynie...
– ...która miała wielki żal do Edie Ledwell – podjął Strike, gdy Robin wróciła
i kucnęła obok Iniga, by zetrzeć wodę – i twierdziła, że Ledwell ukradła
wszystkie jej pomysły, która nękała Ledwell w Internecie oraz stalkowała Blaya,
gdy się ze sobą rozstali, a w nocy poprzedzającej napaść formułowała poważne
groźby pod adresem ich obojga.
– Kto mówi, że im groziła? – spytał z furią Inigo, gdy Robin ostrożnie
zbierała odłamki szkła.
– Ja mówię – odparł Strike. – Widziałem tweety, które usunęła, gdy już
wytrzeźwiała. Doradził jej to Wally Cardew. To prawdopodobnie jedyna
rozsądna rzecz, jaką zrobił, odkąd zaczęliśmy dochodzenie w tej sprawie.
Wiedział pan, że wciąż utrzymują ze sobą kontakt? Zdaje pan sobie sprawę,
że spała z Wallym po rozstaniu z Blayem?
Trudno było stwierdzić, jakie wrażenie robią te pytania na Inigu, ponieważ
jego twarz i tak już spurpurowiała i pokryła się plamami, lecz Strike odniósł
wrażenie, że chyba zauważył przebłysk szoku. Intuicja mu podpowiadała,
że Iniga ujęła dziewczyna, którą postrzegał jako bezbronną i niewinną. Potrafił
sobie wyobrazić, że Kea doskonale gra taką rolę.
– Nie wiem, o czym pan mówi – powiedział Inigo. – Nie mam pojęcia, kim
jest ten cały Cardew.
– Naprawdę? Podkładał głos Dreka, dopóki go nie wyrzucili za antysemicki
filmik, który zamieścił na YouTubie.
– Nie śledziłem całej błazenady związanej z tą przeklętą kreskówką. Wiem
tylko, że Kea to wrażliwa młoda osoba uwikłana w złą sytuację. I od razu coś
panu powiem: ona z całą pewnością nie jest Anomią. To wykluczone.
– Więc nigdy nie rozmawiał pan z nią o Sercu jak smoła?
Po krótkiej przerwie Inigo odpowiedział:
– Tylko w najogólniejszych słowach. Oczywiście kiedy już zdałem sobie
sprawę, kim ona jest, wspomnieliśmy o kreskówce. Uważała, że padła ofiarą
plagiatu. Zaproponowałem swoje doradztwo. Byłem kiedyś wydawcą, mam
pewne doświadczenie w tym zakresie.
– Więc popierał pan jej oskarżenia o plagiat?
– Nie popierałem jej oskarżeń, ja tylko pełniłem funkcję inteligentnego
bezstronnego słuchacza – powiedział Inigo, gdy Robin zaniosła potłuczone
szkło do kuchni i wyrzuciła je do kosza. – Jej zdrowie psychiczne cierpiało
z powodu poczucia, że została wykorzystana... wykorzystana, a potem
porzucona. Potrzebowała życzliwego słuchacza, a ja taki byłem. Mamy ze sobą
mnóstwo wspólnego – dodał, jeszcze bardziej czerwieniejąc.
Patrząc na obrzmiałą twarz mężczyzny w średnim wieku, z rozszerzonymi
porami i sinawymi workami pod jasnoszarymi oczami w okularach, Strike
przypomniał sobie piękno niepotrzebującej makijażu Kei, która siedziała
naprzeciw niego w Maids Head.
– Tak się składa, że doskonale wiem, jakie to uczucie, kiedy los podcina
ci skrzydła w najlepszym okresie życia – ciągnął Inigo – gdy człowiek wie,
że mógł sięgnąć szczytu, lecz pozostaje mu jedynie obserwować cudze sukcesy,
a jego świat się kurczy i przepadają wszystkie nadzieje na przyszłość.
Ta przeklęta choroba pozbawiła mnie pracy, do cholery. Miałem swoją muzykę,
ale zespół, moi tak zwani przyjaciele, wyraźnie dali do zrozumienia, że nie
są gotowi znosić moich ograniczeń fizycznych, mimo że byłem, do diabła,
najlepszym muzykiem z nich wszystkich. O tak, mogłem zrobić to co Gus,
mogłem podążyć drogą stypendium. Do tego miałem wielki talent artystyczny,
ale przez tę cholerną chorobę nie byłem w stanie poświęcić czasu niezbędnego,
by go rozwijać w jakikolwiek znaczący...
Zadzwoniła komórka. Robin, która już miała ponownie usiąść, przeprosiła
i wyjąwszy telefon z kieszeni, spojrzała na numer na ekranie, po czym
powiedziała:
– Chyba powinnam odebrać.
Ponieważ w otwartej przestrzeni salonu z kuchnią nie było miejsca, gdzie
mogłaby porozmawiać na osobności, wyszła na ulicę. Kiedy zniknęła, Inigo
zdjął okulary i wytarł oczy, które, jak zauważył Strike, wypełniły się łzami, gdy
Upcott recytował długą listę tego, co stracił. Umieściwszy okulary drżącą ręką
z powrotem na miejscu, głośno pociągnął nosem.
Jeśli jednak Inigo Upcott zamierzał wzbudzić litość, spotkało
go rozczarowanie. Strike, który leżał kiedyś z oderwaną nogą na szutrowej
drodze w Afganistanie, a obok spoczywał tors mężczyzny, z którym kilka minut
wcześniej żartował na temat zakrapianego wieczoru kawalerskiego
w Newcastle, nie znalazł w sobie współczucia dla niespełnionych marzeń Iniga
Upcotta. Jeśli współpracownicy Upcotta i jego koledzy z zespołu nie byli
skłonni okazać mu życzliwości, Strike był gotów iść o zakład, że wiązało się
to raczej z despotyczną, chełpliwą naturą siedzącego naprzeciw niego
mężczyzny niż z ich brakiem empatii. Im Strike robił się starszy, tym
częściej dochodził do wniosku, że w dostatnim kraju, w czasie pokoju – mimo
ciężkich ciosów zadawanych przez los, na które nikt nie był uodporniony,
i takich niezasłużonych prezentów od fortuny jak te, z których najwyraźniej
korzystał Inigo, spadkobierca pokaźnego majątku – o biegu życia decyduje
przede wszystkim charakter.
– Przekazywał pan Kei coś, co mówiła panu żona na temat negocjacji
z Maverickiem i tak dalej?
– Być może... o tym wspomniałem – przyznał Inigo, ewidentnie mając
do Strike'a żal o jego rzeczowy ton, a potem powtórzył: – Ale tylko
w najogólniejszych słowach.
– Czy Kea prosiła pana o przekazywanie wiadomości Joshowi?
– Sporadycznie – powiedział Inigo po krótkim wahaniu.
– Ale nie przekazywał pan tych wiadomości?
– Nie mam kontaktu z Blayem.
– I oczywiście nie prosił pan żony, żeby przekazywała mu wiadomości
od Kei.
Jedyną reakcją Iniga było zaciśnięcie ust.
– Czy obiecywał pan Kei jakąś pomoc oprócz doradzania jej w sprawie
rzekomego plagiatu?
– Rozwiewałem jej obawy.
– W jakiej kwestii?
– Doskonale zdawała sobie sprawę, że moja żona jej nie lubi – powiedział
Inigo. – Oczywiście Kei przeszło przez myśl, że może zostać oskarżona o bycie
Anomią albo o jakiś związek ze śmiercią Ledwell. Obiecałem jej tylko,
że przemówię Katyi do rozsądku. Powtarzam – zaznaczył z mocą Inigo – Kea
nie może być Anomią.
– Skąd ta pewność?
– Cóż, po pierwsze, jest zbyt chora – oznajmił głośno. – Jakakolwiek
długotrwała praca... tworzenie i utrzymanie tego rodzaju gry internetowej...
byłoby dla niej niemożliwe z powodu problemów ze zdrowiem. Ona potrzebuje
mnóstwa odpoczynku i snu... ale w tej przeklętej chorobie sen nie przychodzi
łatwo. Ponadto Anomia zaatakowała Keę online. Była dla niej naprawdę bardzo
nieprzyjemna. Kea strasznie się zdenerwowała.
– „Była”? – powtórzył Strike.
– Co?
– Właśnie wyraził się pan o Anomii, jakby to była „ona”.
Inigo obrzucił Strike'a wściekłym spojrzeniem, a potem odrzekł:
– Moja żona nie chciała, żebym panu o tym wspominał podczas poprzedniej
wizyty. Zgodziłem się tego nie robić, ponieważ nie chciałem, żeby potem Katya
ględziła i lamentowała. Są pewne granice tego, co człowiek może znieść. Nie
powinienem się denerwować. Ale skoro jestem śledzony i nękany w miejscu,
które powinno być moim azylem... – ciągnął, znów coraz bardziej wzburzony. –
Anomią jest Yasmin Weatherhead – oznajmił Inigo. – Pracuje w branży IT, jest
wścibską manipulantką i w każdej sytuacji chce dla siebie ugrać jak najwięcej.
Wiedziałem, co knuje ta przeklęta dziewucha, gdy tylko przekroczyła próg
naszego domu. Katya nie chce tego przyznać, bo oczywiście to ona zapoznała
ją z Ledwell i Blayem. Kolejna głupota, którą zrobiła moja żona, ale ona zawsze
jest zaskoczona, kiedy coś pójdzie niezgodnie z jej planem.
– Yasmin Weatherhead pracuje w branży PR, nie IT – sprostował Strike.
– Myli się pan – powiedział Inigo z arogancją człowieka nieprzywykłego
do tego, że ktoś mu się sprzeciwia. – Doskonale radzi sobie z komputerami,
zna się na rzeczy. Kiedyś zepsuł mi się komputer, a ona go naprawiła.
– Czy poza jej pracą w IT ma pan jakiś inny powód, by podejrzewać ją o bycie
Anomią?
– Oczywiście. Słyszałem, jak sama przyznała, że nią jest – odparł Inigo
z miną wyrażającą złośliwy triumf. – Wybrałem się z Katyą na przyjęcie
bożonarodzeniowe w tym przeklętym kolektywie artystycznym. Musiałem
skorzystać z łazienki. Skręciłem nie tam, gdzie należało, i zobaczyłem Yasmin
obściskującą się z tym odrażającym facetem, który prowadzi to miejsce.
– Z Nilsem de Jongiem? – upewnił się Strike, pierwszy raz podczas tej
rozmowy sięgając po notes.
– Nie wiem, jak on się nazywa, do cholery. Olbrzym przypominający stóg
siana. Śmierdział trawą. Chwilę wcześniej wygłaszał mądrości Evoli.
– Evoli? – powtórzył Strike, pisząc. Miał wrażenie, że niedawno słyszał
to nazwisko, ale nie mógł sobie przypomnieć gdzie.
– Juliusa Evoli. Filozofa o skrajnie prawicowych poglądach. Niedorzeczne
teorie rasowe. Pewien zdecydowanie ekscentryczny kolega studiujący ze mną
w Radley College miał do niego słabość. Wszędzie nosił Myth of the Blood
i ostentacyjnie czytał fragmenty w porze posiłków. Tamci dwoje mnie nie
zauważyli. Stali w ciemnym miejscu, a ja rzecz jasna nie tupałem. –
Inigo znowu wskazał swój wózek. – W każdym razie słyszałem, jak
powiedziała: „Jestem Anomią”.
– Na pewno? – spytał Strike.
– Wiem, co słyszałem. – Inigo zacisnął zęby. – Niech pan idzie maglować
tych dwoje. Z tego, co zauważyłem, siedzą w tym razem. On mógłby być
Morehouse'em, prawda?
– O, wie pan, jak się nazywa partner Anomii?
– Trudno, żebym nie wiedział – odparł Inigo. – Mając obok siebie Katyę
i Blaya, którzy bez przerwy gadają o Anomii i tej przeklętej grze, oraz Keę
zamartwiającą się, że zostanie oskarżona, jestem poinformowany najlepiej, jak
może być poinformowany ktoś, kogo ta sprawa zupełnie nie interesuje.
– Przedstawił pan Kei swoją teorię o Anomii? – spytał Strike.
– Tak. – Ton głosu Iniga złagodniał. – Ona jej nie popiera. Pod pewnymi
względami jest naiwna. Nieobyta. Jest przekonana, że Anomia to jakiś
nieprzyjemny artysta z Liverpoolu, który też mieszka w tym przeklętym North
Grove. Chyba nazywa się Presley czy jakoś tak. On też był na tamtej imprezie.
To zarozumiały drań. Raz ponoć napastował Keę seksualnie, kiedy zwabił ją do
swojego pokoju. Odrażające – warknął Inigo. – Oczywiście nie obyło się bez
konsekwencji. Kea mówi, że Anomia robił jej w Internecie propozycje natury
seksualnej i to one skłoniły ją do wniosku, że jest nim Presley. Kea to niewinna
dziewczyna – ciągnął Inigo, znowu się rumieniąc. – Nie zdaje sobie sprawy
z gierek, jakie prowadzą ludzie. Nie przyszłoby jej do głowy, że kobieta
mogłaby ją wciągnąć podstępem w kompromitującą rozmowę z seksualnym
podtekstem.
– Co pana zdaniem osiągnęłaby Yasmin, robiąc coś takiego?
– Zdobyłaby nad nią kontrolę. Coś, czego mogłaby użyć przeciwko niej, czym
mogłaby jej grozić. Yasmin bardzo lubi manipulować innymi, że nie wspomnę
o wtrącaniu się w cudze sprawy.
– Co pana skłania do takiego wniosku?
– Jej zachowanie w naszym domu – powiedział Inigo. – Szukała pretekstu,
żeby się u nas zjawić, jeśli Blaya i Ledwell akurat nie było albo jeśli zapomniała
przekazać jakieś mejle czy co tam jeszcze. Rozglądała się. Zadawała pytania.
Szukała informacji. Och, potrafię zrozumieć, dlaczego początkowo ujęła Katyę.
Yasmin udawała, że jest zatroskana i współczująca, że nikomu nie chce
sprawiać kłopotu. Po jakimś czasie człowiek powoli sobie uświadamia,
że to pasożyt, istny pasożyt. Ona jest Anomią.
Usłyszeli, jak otwierają się drzwi, i pojawił się Gus obładowany torbami
z jedzeniem z Sainsbury's, a za nim weszła Robin, która wydawała się spięta.
– Tato – zaczął Gus – będę musiał już jechać, jeśli mam zdążyć na...
– A ja mam to sobie powykładać, tak? – spytał ostro ojciec.
– Schowam mleko i resztę – zapewnił go Gus, który wydawał się rozdarty
między strachem a rozpaczliwym pragnieniem wyjścia z domu, i to ostatnie
sprawiło, że stał się nadspodziewanie asertywny – ale jeśli zaraz nie pojadę...
Prędko poszedł do kuchni, gdzie zaczął wyjmować z toreb butelki mleka
i łatwo psujące się produkty, by pospiesznie włożyć je do lodówki.
– A czyja to wina? – zawołał za nim z wciekłością ojciec, spoglądając przez
ramię. – Czyja to wina, że potrzebujesz dodatkowych lekcji, bo narobiłeś sobie
zaległości? Czyja to wina, ty cholerny symulancie?
Gus, którego twarz zasłaniały drzwi lodówki, nie odpowiedział. Inigo
odwrócił się z powrotem do Strike'a i oświadczył stanowczo:
– Nic więcej nie mogę panu powiedzieć. To wszystko, co wiem. Cała
ta rozmowa przysporzy mi mnóstwo stresu i nieprzyjemności – dodał
w nowym przypływie złości.
– A czyja to wina – odparł Strike, wstając... Był już zmęczony chimerycznym,
aroganckim, zgorzkniałym człowiekiem i nie podobał mu się kontrast między
tym, jak Upcott traktował swoje dzieci, a troską, jaką okazywał ładnej młodej
kobiecie, która tak zręcznie go urabiała – że w tajemnicy przed żoną flirtuje
pan z Keą Niven?
Robin zobaczyła, jak Gus rozgląda się z wytrzeszczonymi oczami, zamykając
lodówkę. Przez chwilę wyglądało na to, że Iniga zatkało. Potem warknął
ściszonym głosem:
– Wynocha z mojego domu.
78
Dlaczego miałabym cię sławić, rozkoszna Afrodyto?
Wszak nie wskazujesz mi drogi,
Już raczej mój umysł dzielisz konfliktem srogim [...].

Katherine Bradley i Edith Cooper


Ψάπφοι, τί τὰν πολύολβον Ἀφροδιταν

– Kto dzwonił? – spytał Strike, gdy byli już z Robin na ulicy. Odniósł
wrażenie, że napięcie malujące się na jej twarzy ma związek z telefonem, który
przed chwilą odebrała. Robin odeszła kilka kroków od drzwi Upcottów
i dopiero wtedy się do niego odwróciła.
– Policja. Śledzili gościa, o którym wiedzą, że należy do Halvingu. Przed
godziną był na Blackhorse Road i robił zdjęcia budynku, w którym jest moje
mieszkanie.
– Kurwa – powiedział Strike. – Okej, to może...
Zamilkł. Z Akwarelowego Domku właśnie wyszedł Gus Upcott i widok
dwojga detektywów wciąż kręcących się w pobliżu wyraźnie go zaniepokoił.
– Czekali państwo na mnie?
– Nie – odpowiedzieli jednocześnie Strike i Robin.
– Aha – powiedział Gus. – W takim razie... idę w tę stronę.
Wskazał parking.
– My też – odrzekł Strike i wszyscy troje ruszyli w ciszy z powrotem pod
górę.
Gdy skręcili za róg, Gus nagle wypalił:
– Rozmawia nie tylko z nią.
– Słucham? – powiedział Strike, który myślami wciąż był przy Halvingu
i mieszkaniu Robin.
– Mój ojciec rozmawia jeszcze z inną kobietą.
Gus miał minę człowieka zdecydowanego na jakieś ryzykanckie posunięcie.
Światło dnia było okrutne dla jego oszpeconej cery, lecz pod wysypką był
przystojnym chłopcem. Pachniał tak, jak często pachną młodzi mężczyźni
niespecjalnie przejmujący się higieną – trochę wilgotno i oleiście – a jego
wygnieciona czarna koszulka wyglądała, jakby ją nosił kilka dni.
– Ona też jest z tej strony. Widziałem, jak do niego pisze. Ma na imię Rachel.
Gdy żadne z detektywów się nie odezwało, Gus dodał:
– Już wcześniej był niewierny mojej matce. Ona myśli, że to przeszłość.
– Rachel – powtórzyła Robin.
– Tak – potwierdził Gus. – Ja nie mogę powiedzieć mamie. Zabiłby mnie.
Zresztą muszę już iść.
Poszedł do range rovera, a Strike'owi i Robin pozostało iść dalej do bmw,
do którego wsiedli w milczeniu.
– Co jeszcze mówiła policja? – spytał Strike, gdy już zamknęli drzwi.
Aktualnie był o wiele bardziej zaniepokojony terrorystami niż życiem
uczuciowym Iniga Upcotta.
– Moje mieszkanie obserwuje teraz tajniak. – Robin nie patrzyła na Strike'a,
lecz prosto przed siebie na mur odgradzający parking. – I wciąż śledzą tego
gościa, który robił zdjęcia. Nie aresztowali go, bo według nich jest dosyć nisko
w hierarchii i mają nadzieję, że zaprowadzi ich do wyżej postawionych
członków... albo do tych, którzy konstruują bomby. – Spuściła wzrok
na komórkę. – Policjant obiecał, że mi prześle... O, właśnie przesłał – dodała.
Otworzyła zdjęcie, po czym podsunęła komórkę Strike'owi, żeby też mógł
spojrzeć.
– No, wygląda jak ktoś od nich – przyznał. – Osiemdziesiąt osiem
na bicepsie, fryzura na Hitlerjugend... W sumie to trochę przesadził. Co radzi
policja?
– Zmyć się – odrzekła Robin. – W razie gdyby coś miało przyjść pocztą.
– Dobrze – stwierdził Strike. – Gdyby oni tego nie powiedzieli, sam bym
to zrobił.
– Kurde. – Robin pochyliła głowę, tak że jej czoło oparło się na kierownicy,
i zamknęła oczy. – Wybacz. Po prostu...
Strike wyciągnął rękę i poklepał ją po ramieniu.
– Co byś powiedziała na nocleg w Whitstable? Całkiem fajne miejsce. Nikt
nie wie, że tu jesteśmy. Zastanowimy się, ułożymy plan działania. Poza tym
ominęły cię najtłuściejsze kąski z rozmowy z Inigiem. Mamy wiele
do omówienia.
– Naprawdę? – Robin podniosła głowę, spragniona czegoś, co odwróci jej
uwagę od nowego domu, który tak krótko był bezpieczną przystanią, nim trafił
na celownik skrajnych prawicowców.
– No. Według niego Anomią jest Yasmin Weatherhead.
– Gówno prawda – odrzekła Robin i Strike'a z niejasnych powodów
rozbawiło, że wyraziła się o teorii Iniga z taką pogardą, mimo że przed chwilą
stanęła w obliczu nowych olbrzymich zmartwień. – Yasmin nie jest aż tak
dobrą aktorką, a poza tym nikt tak naiwny jak ona, która uwierzyła w swój
internetowy romans ze sławnym aktorem telewizyjnym, nie zdołałby
ukrywać swojej tożsamości aż tyle czasu.
– Zgadzam się. Ale Inigo twierdzi, że przypadkiem usłyszał, jak przyznawała
się do bycia Anomią, obściskując się z Nilsem de Jongiem na imprezie
bożonarodzeniowej w North Grove.
– Co?
– Właśnie. Nie jest to aż tak nieprzyjemny obraz jak Ashcroft z Zoe, ale...
– Nie wierzę, że Inigo coś takiego słyszał – oświadczyła Robin. – Przykro mi,
ale nie. Jeśli w ogóle się obmacywali, to założę się, że byli pijani...
– Nils na pewno.
– To raczej jego trudno uznać za dobrą partię – odparła Robin. – Wiecznie
upalony faszysta występujący w komplecie z dzieciakiem, który mógłby
ci poderżnąć gardło we śnie?
Strike się roześmiał.
– Chociaż z drugiej strony – dodała Robin, nie uśmiechając się – jest
multimilionerem. Oraz potencjalnym źródłem informacji o Joshu i Edie.
Mariam najwyraźniej coś w nim widzi... a ta druga kobieta mieszkająca
w North Grove z nim sypia... Może jestem pruderyjna? Nie mogłabym tak żyć.
Nie rozumiem tego... O czym to ja mówiłam? – spytała rozkojarzona. Jej
tok myślenia został zakłócony: osiemdziesiąt osiem na bicepsie, zdjęcia jej
mieszkania, „trzymaj się z dala, nie wiadomo, co może przyjść pocztą”. – Tak,
był pijany – przyznała Robin, zmuszając się do skupienia. – Założę się, że Nils
po prostu ględził o anomii, alpejczykach i czakrach, czyli o tym co zwykle... Pez
mówił, że to jego największe hity... a Inigo źle usłyszał coś,
co Yasmin odpowiedziała.
– Chyba masz rację – odrzekł Strike. – Inigo nie wspomniał, ile sam wypił.
Może też był zalany. Mam wrażenie, że jest bardzo zły na Katyę i chce, żeby
okazała się w jakiś sposób odpowiedzialna za Anomię.
– Myślisz, że jest zazdrosny, bo zakochała się w Blayu? – spytała Robin.
– Nie jestem pewny, czy akurat o to chodzi – powiedział Strike. – Pewnie rani
to ego Iniga, ale przecież on też nie próżnuje, prawda? Nie, moim zdaniem jest
po prostu wściekły na świat, że nie okazuje mu należytego uznania, i wyżywa
się na żonie. Byłaś tam jeszcze, jak nawijał, że jest geniuszem o wielu talentach,
któremu los podciął skrzydła w najlepszym okresie życia, prawda?
– Tak – potwierdziła Robin, ale dodała: – Chociaż trzeba przyznać, że jest
chory.
– Ma dwa bardzo ładne domy i czuje się wystarczająco dobrze, żeby
romansować, malować, grać na keyboardzie i prowadzić stronę internetową –
odparł Strike. – Wygląda na to, że tatuś biskup zostawił mu mnóstwo forsy.
Przychodzi mi na myśl masa ludzi, którzy zasługują na współczucie bardziej
niż Inigo Upcott. Ale ominęła cię inna ciekawostka. Właśnie
mi powiedział, skąd Nils wziął te wszystkie alpejskie dyrdymały rasowe.
Od gościa, który nazywa się Julius Evola i był skrajnie prawicowym filozofem.
– Evola? – powtórzyła Robin. – Mam wrażenie, że gdzieś widziałam
to nazwisko...
– No, też mi się tak zdawało, ale nie mogę sobie przypomnieć gdzie.
Robin siedziała przez chwilę, przetrząsając swoją pamięć, po czym
powiedziała:
– Och, oczywiście. Sama ci to powiedziałam. „Jestem Evola”.
– Co? – Strike był zdezorientowany.
– To nick jednego z trolli, którzy kręcą się wokół fanów Serca jak smoła
na Twitterze. Jestem Evola. To w gruncie rzeczy drugi Wierny Uczeń Lepine'a,
który mówi dziewczynom, żeby się zabiły albo że są brzydkimi dziwkami.
– Aha – przypomniał sobie Strike. – Rzeczywiście... Domyślam się,
że będziesz musiała kupić parę rzeczy, jeśli mamy przenocować w jakimś
pensjonacie. Bo ja tak. Albo nie, pieprzyć to – powiedział, sięgając do kieszeni
po telefon. – Nie jestem w nastroju na oszczędzanie. To wydatki służbowe,
wybierzmy jakieś przyzwoite miejsce.
Gdy spojrzał na ekran komórki, zobaczył, że czeka na niego wiadomość
od Madeline. Sądząc po dwóch widocznych zdaniach, mogła być dosyć długa.
Zmiótł ją palcem, nie czytając, i zaczął szukać w Google'u miejsc, w których
można się zatrzymać w Whitstable.
– Hotel Marine wygląda dobrze. Trzy gwiazdki, nad samym morzem, tylko
kawałek stąd... Zaraz tam zadzwonię...
Zanim jednak zdążył to zrobić, telefon w jego ręce zawibrował. To była
Madeline.
– Odbiorę na zewnątrz – powiedział Strike.
Tak naprawdę nie chciał, by Robin widziała, jak czeka, aż połączenie trafi
do poczty głosowej. Wysiadł z samochodu. Gus i range rover już zniknęli:
na tym miejscu stał stary peugeot, z którego wysypywała się rodzina z dwoma
małymi chłopcami. Strike z wciąż dzwoniącym telefonem odszedł kawałek
od bmw i wspiął się po krótkich betonowych schodach prowadzących poza
parking. Przystanął na górze, patrząc na szeroki pas morza za kamienistą
plażą. Z chęcią zszedłby po schodach na drugą stronę, lecz jego proteza
z pewnością nie sprostałaby niestabilnej nawierzchni, więc zamiast tego
głęboko wciągnął znajomy pokrzepiający słonawy zapach, patrząc, jak morze
tworzy koronkowe falbany wokół podłużnego drewnianego falochronu,
podczas gdy komórka dzwoniła w jego dłoni. Kiedy wreszcie przestała,
otworzył wiadomość, ponieważ Madeline bez wątpienia oczekiwałaby,
że przed rozmową ją przeczyta.
Jeśli jesteś na mnie zły, wolałabym, żebyś mi o tym
powiedział, zamiast karać mnie milczeniem. Nie znoszę,
kiedy ktoś mnie okłamuje i traktuje jak idiotkę. Gdy
mężczyzna udaje, że jego współpracownica jest obsługą
hotelową, nie powinien się dziwić, że jego dziewczyna się
wkurza i nabiera podejrzeń. Jestem za stara, żeby grać
w głupie gierki, przechodziłam przez ten syf zbyt wiele razy
i nie chcę słuchać jawnych kłamstw na temat tego, gdzie
jesteś albo z kim. Na pewno uznasz, że jestem zaborcza
i irracjonalna, ale dla mnie to kwestia podstawowego
szacunku do samej siebie. Ostrzegano mnie, że właśnie
taki jesteś, nie słuchałam, a teraz czuję się jak cholerna
kretynka, że w ogóle się do ciebie zbliżyłam. Myślę,
że po ostatnim wieczorze należy mi się rozmowa, a nie
konieczność ścigania cię za pomocą wiadomości, więc
proszę, zadzwoń do mnie.
Strike z kamienną twarzą wybrał numer poczty głosowej i odsłuchał
wiadomość, którą właśnie zostawiła Madeline, składającą się z czterech słów
wypowiedzianych chłodnym tonem: „Proszę, zadzwoń do mnie”.
Zamiast to zrobić, zadzwonił do hotelu Marine. Zarezerwowawszy dwa
pokoje na nocleg, wrócił do bmw i markotnej Robin.
– Mamy pokoje w hotelu Marine. Wszystko w porządku?
– Tak – odpowiedziała z miną osoby biorącej się w garść.
– To dobrze. Chodźmy coś zjeść, kupić pastę do zębów i skarpetki, a w hotelu
znowu będziemy mogli się zalogować do tej przeklętej gry.
79
Miłość przychodzi tylko na miłości wezwanie,
I litość na próżno o nią prosi;
Wszystkiego ode mnie nie dostaniesz,
Więc w zamian też niewiele wnosisz.

Mary Elizabeth Coleridge


An Insincere Wish Addressed to a Beggar

Po kupieniu różnych rzeczy niezbędnych do przenocowania w hotelu


i zjedzeniu kanapek w miejscowej kawiarni Strike i Robin dotarli o drugiej
do hotelu Marine. Podłużny budynek z czerwonej cegły, mający wiele ścian
szczytowych i drzwi wychodzących na ulicę, miał też białe drewniane balkony
biegnące wzdłuż całej jego długości. Oddzielony od chodnika niskim,
zadbanym żywopłotem stał naprzeciw plaży po drugiej stronie ulicy i wyglądał
elegancko oraz schludnie.
Strike usłyszał przez telefon, że ma szczęście, ponieważ udało mu się
zarezerwować dwa ostatnie wolne pokoje na tę sobotnią noc. Gdy jechał
na usytuowany za budynkiem parking, poczuł optymistyczną nadzieję,
że przynajmniej będzie mógł przeprowadzić nieuchronną rozmowę z
Madeline, siedząc na jednym z tych balkonów z widokiem na morze,
najchętniej z whisky z minibaru w ręce.
Ta słodko-gorzka wizja legła w gruzach w recepcji, gdy rosły mężczyzna
w garniturze powtórzył wesoło, że mają wielkie szczęście, ponieważ
zarezerwowali dwa ostatnie wolne pokoje znajdujące się na najwyższym
piętrze hotelu – bez balkonu.
– Pokoje numer trzydzieści i trzydzieści dwa. Po schodach, kawałek
korytarzem, potem po drugich schodach, jeszcze raz po schodach, i będą
państwo na miejscu.
– Jest winda? – spytał Strike, biorąc klucze i podając Robin jeden z nich.
– Jest – odrzekł mężczyzna – ale nie do tych konkretnych pokoi.
Uśmiechnął się, po czym zwrócił się do pary, stojącej tuż za Strikiem.
– Wspaniale – warknął Strike, gdy wspinali się po pierwszych wąskich
schodach, pokrytych chodnikiem w stylu lat siedemdziesiątych
w pomarańczowe i brązowe liście. – I nikt nie zaproponował, że pomoże
z bagażem.
– Nie mamy bagażu – odrzekła rozsądnie Robin: każde z nich niosło tylko
mały, nieszczególnie ciężki plecak.
– Nie o to chodzi – wydyszał Strike, gdy zbliżali się do drugich schodów. Jego
ścięgno udowe miało już dość wspinaczek, a końcówka kikuta znowu
zaczynała szczypać.
– Trzy gwiazdki nie oznaczają standardu obsługi jak w Ritzu – powiedziała
Robin, zapominając, że zgodnie z milczącą umową Ritz stał się tabu, odkąd
spędzili tam razem wieczór. – Zresztą nic lepszego nie przeszłoby
w księgowości.
Strike nie odpowiedział: jego kikut zaczynał drżeć z wysiłku i Cormoran
obawiał się, że za chwilę powrócą skurcze z poprzedniego ranka. Trzecie
schody prowadziły obok małej wnęki za poręczą, gdzie umieszczono
ekspozycję z modeli jachtów i glinianych naczyń. Spoconemu Strike'owi
wydało się to raczej denerwujące niż urokliwe: skoro mieli nadmiar
przestrzeni, dlaczego do cholery nie umieścili w niej dodatkowej windy?
Wreszcie dotarli do niewielkiego korytarza, w którym sąsiadowało ze sobą
dwoje drzwi, najwyraźniej prowadzących do dwóch połówek mansardy.
– Zamieniamy się – zarządziła Robin, wyjmując z ręki Strike'a klucz
do pokoju 32 i podając mu ten do pokoju 30.
– Dlaczego?
– Możesz wziąć ten z widokiem na morze. Wiem, że masz tę kornwalijską
słabość.
Był wzruszony, ale za bardzo się zasapał i martwił o nogę, by wylewnie
to okazać.
– Dzięki. Słuchaj, muszę załatwić parę spraw. Gdy się z nimi uporam,
zapukam do ciebie i będziemy mogli omówić plany.
– W porządku – zgodziła się. – Zaloguję się do gry.
Otworzyła drzwi i weszła do przyjemnego pokoju na poddaszu ze skośnym
sufitem z białego drewna i widokiem na parking za budynkiem. Stały tam dwa
łóżka: podwójne i pojedyncze, oba z nieskazitelnie czystymi białymi narzutami.
Robin wyobraziła sobie, jak ich księgowy, mężczyzna wyjątkowo pozbawiony
poczucia humoru, pyta, dlaczego nie mogli obniżyć kosztu o połowę, dzieląc
ze sobą pokój. Po swoim jedynym spotkaniu z tym człowiekiem Barclay
podsumował go, mówiąc:
– Wygląda, jakby srał zszywkami.
Rozpakowanie przez Robin nowego plecaka – czułaby się niezręcznie,
zjawiając się w hotelu z reklamówkami – zajęło tylko kilka minut. Powiesiwszy
w szafie nową bluzkę, ustawiła przybory toaletowe w łazience, po czym usiadła
na szerokim łóżku, gdzie leżały teraz trzy urządzenia elektroniczne – jej
telefon, telefon na kartę, którego numer dostał Pez Pierce, oraz iPad.
Gdy meldowała się ze Strikiem w hotelu, przyszła wiadomość od jej matki.
Jak się czujesz? Masz jakieś wieści od policji?
Doskonale zdając sobie sprawę z ironii sytuacji – wiadomość od matki
znalazła się tuż nad zdjęciem młodego terrorysty obserwującego jej nowe
mieszkanie – Robin odpisała:
Wszystko w porządku! Policjanci regularnie nas informują.
Mówią, że robią postępy. Proszę, nie martw się. Przysięgam,
że stosuję wszystkie środki bezpieczeństwa i absolutnie nic
mi nie jest. Uściskaj tatę xxx
Następnie sięgnęła po telefon na kartę i z pewną obawą zobaczyła, że Pez
Pierce przesłał jej zdjęcie.
Proszę, niech to nie będzie zdjęcie fiuta, pomyślała, otwierając je. Pez jednak
przesłał jej coś, co chyba można było uznać za przeciwieństwo tamtego:
rysunek nagiej brunetki, która jedną rękę położyła kokieteryjnie na piersiach,
a drugą zasłaniała łono. Robin dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że rysunek
miał przedstawiać ją samą albo raczej Jessicę. Poniżej widniały dwa słowa:
Zgadza się?
Zarówno zdjęcie, jak i wiadomość przesłano ponad dwie godziny temu.
Jessica Robins z pewnością prowadziła bujne życie towarzyskie, więc Robin
uznała, że dwugodzinna zwłoka jest całkowicie zrozumiała, po czym odpisała:
Co do joty. Rysujesz ramiona O WIELE lepiej niż ja
Rzuciła na bok telefon na kartę i sięgnęła po iPada, by zalogować się do gry.
Anomia był nieobecny: z moderatorów pojawili się tylko Sercella i Diablo1.
Ku zaskoczeniu Robin Diablo1 natychmiast zaprosił ją do grupy prywatnej.

Diablo1: Obejrzałem tę główkę Ferdinanda na YouTubie

Diablo1: qurwa niesamowite

Robin wpatrywała się w tę wiadomość zupełnie zagubiona. Kim był


Ferdinand? I czy ta wiadomość w ogóle była przeznaczona dla niej?

Diablo1: 18mln£ za transfer to teraz tyle co nic lol

Piłka nożna, domyśliła się, przypominając sobie, jak Strike jej mówił,
że przedwczoraj wieczorem, gdy wcielał się w Rudąkicię, pogawędził sobie
z Diablo1 w grupie prywatnej. Już miała zapukać w ścianę i spytać, co do siebie
pisali, ale ponieważ zapowiedział, że ma coś do załatwienia, złapała komórkę
i wygooglowała „Ferdinand 18mln£ transfer”.
Gdy odkrywała, że Diablo1 pisze o Rio Ferdinandzie, który w 2001 roku
zdobył słynnego gola główką w meczu Leeds United z Deportivo, Strike siedział
kilka kroków dalej na podwójnym łóżku w pokoju będącym lustrzanym
odbiciem pokoju Robin. Nie rozpakował się, ponieważ przede wszystkim chciał
odczepić protezę. Zamiast delektować się widokiem na morze, patrzył, jak jego
kikut mimowolnie podryguje w nogawce.
Pobieżne spojrzenie na pokój ujawniło brak minibaru, czego, jak już
wiedział, należało się spodziewać – Robin słusznie zauważyła, że nie był to Ritz
– lecz bynajmniej nie usposobiło go to łaskawiej do hotelu. Może picie whisky
wczesnym popołudniem nie było zwyczajem wartym podtrzymywania, ale
po wybuchu bomby, pojawieniu się młodego członka Halvingu na ulicy Robin,
nawrocie skurczów kikuta i przed nieuchronną „poważną rozmową”
z Madeline uspokajający szot na pewno dobrze by mu zrobił.
Choć nie bardzo miał ochotę rozmawiać z Madeline, musiał ją usunąć
z drogi – jak to ujmował w myślach – ponieważ miał zbyt dużo na głowie,
by znosić jeszcze nękanie przez rozjuszoną dziewczynę. Dobrze wiedząc,
że zachował się w mniej niż przykładny sposób, był gotów przeprosić, ale
co potem? Leżąc na poduszkach, miał wrażenie, że gdyby postanowił
kontynuować ten związek, widziałby przed sobą jedynie coraz bardziej
zwężający się tunel narastającego wzajemnego żalu. Gdy jego kikut
podskakiwał, jakby przeszywały go impulsy elektryczne, Strike pomyślał,
że od razu powinien był zauważyć fundamentalną niekompatybilność swojego
życia z życiem Madeline. Ona potrzebowała mężczyzny, który z radością stałby
u jej boku i uśmiechał się wśród błysku fleszy, oraz zasługiwała na kogoś, komu
zależałoby na niej wystarczająco mocno, by przymknął oko na awanturę będącą
skutkiem stresu i nadmiaru alkoholu. Strike zaś nie spełniał żadnego z tych
wymogów. Westchnął głęboko, sięgnął po komórkę i wybrał jej numer.
Madeline odebrała po kilku sygnałach, a jej głos brzmiał równie chłodno jak
w wiadomości głosowej.
– Cześć.
Gdy stało się jasne, że Madeline czeka, aż on coś powie, spytał:
– Jak leci?
– Raczej do dupy. A u ciebie?
– Bywało lepiej. Słuchaj, chcę przeprosić za poprzedni wieczór. Nie
powinienem był kłamać, zachowałem się gównianie. Obawiałem się kłótni,
więc...
– ...dopilnowałeś, żeby wybuchła.
– Nie miałem takiego zamiaru – odrzekł, marząc o tym, żeby
niekontrolowane podrygiwanie nogi ustało.
– Corm, nocowałeś u Robin? Powiedz mi prawdę.
Odwrócił głowę, żeby spojrzeć na horyzont, gdzie lazur nieba spotykał się
z turkusem morza.
– Nocowałem.
Zapadło dłuższe milczenie. Strike się nie odzywał, mając nadzieję,
że Madeline to zakończy bez dalszych starań z jego strony. Następnym
dźwiękiem, jaki usłyszał, było jednak ciche, lecz z całą pewnością szlochanie.
– Słuchaj – zaczął, właściwie nie mając pojęcia, co miałaby usłyszeć, ona
jednak powiedziała:
– Jak mogłam być taka głupia, żeby się w tobie zakochać? Ludzie mnie
ostrzegali, mówili mi...
Nie zamierzał wpaść w pułapkę, pytając jacy ludzie, ponieważ był
przekonany, że chodzi wyłącznie o jedną osobę: tę, której rozpadające się
małżeństwo zagrażało obecnie jego pracy zarobkowej.
– ...ale w ogóle się taki nie wydawałeś...
– Jeśli mówiąc „taki”, masz na myśli, że sypiam z Robin, to z nią nie sypiam –
powiedział, sięgając po e-papierosa tylko po to, by odkryć, że ten szajs się
rozładował. – Odkąd byliśmy razem, sypiałem tylko z tobą.
– Czas przeszły – zapłakała. – Byliśmy razem.
– Rozmawiamy o przeszłości, prawda?
– Chcesz tego, Corm? – spytała ostro głosem wyższym niż zwykle, połykając
łzy. – Czy naprawdę chcesz ze mną być?
– Jesteś wspaniała – powiedział, krzywiąc się w duchu na potrzebę używania
tych pustych, oklepanych słów, które nikomu nie oszczędzają bólu, a jedynie
oferują mówiącemu pokrzepiające przekonanie o własnej życzliwości – i było
nam wspaniale, ale chyba pragniemy różnych rzeczy.
Spodziewał się, że zaprzeczy, być może zacznie na niego krzyczeć, ponieważ
scena po premierze ujawniła jej absolutną gotowość do zadawania ran
w chwilach, gdy czuła się zraniona. Ona jednak jeszcze tylko dwa razy
zaszlochała i się rozłączyła.
80
Nie wiem, co może mój ból ukoić,
I nie wiem, czego sobie życzyć;
Namiętność się szarpie w sercu moim
Jak tygrys na smyczy.

Amy Levy
Oh, Is It Love?
Wyrwany z głębokiego snu pukaniem do drzwi, oszołomiony Strike mrugał,
patrząc przez kilka sekund na skośny drewniany sufit i zastanawiając się, gdzie
jest, a przypomniawszy sobie, że to hotel w Whitstable, spojrzał przez okno
na niebo i domyślił się, że nastał wczesny wieczór.
– Strike? – dobiegł głos Robin zza drzwi. – Wszystko okej?
– Tak – zawołał ochrypłym głosem. – Zaczekaj chwilę.
Skurcze w nodze ustały. Skacząc, dotarł do drzwi, co nie było aż takie
trudne, ponieważ w pokoju stała dogodnie umiejscowiona komoda, a rama
łóżka miała mosiężne wykończenie.
– Wybacz. – Tak brzmiało jego pierwsze słowo na widok Robin. –
Przysnąłem. Wejdź.
Robin wiedziała, że nie odczepiłby protezy, gdyby nie męczył go silny ból,
ponieważ nie znosił komentarzy i pytań, jakie to wywoływało. Skierował się
niezdarnie z powrotem w stronę łóżka i opadł na nie.
– Co się dzieje z twoją nogą?
– Ciągle się rusza wbrew mojej woli.
– Co? – Robin spojrzała na protezę opartą o ścianę, a Strike parsknął
śmiechem.
– Nie mówiłem o tej. Miałem na myśli kikut. Skurcze. Męczyły mnie zaraz
po amputacji, a parę dni temu wróciły.
– Cholera – powiedziała Robin. – Chcesz iść do lekarza?
– Nie ma sensu – odparł. – Siadaj – dodał, wskazując na wiklinowe krzesło. –
Wyglądasz, jakbyś miała jakieś wieści.
– Bo mam – potwierdziła i zajęła miejsce. – Właśnie mówili w telewizji
o aresztowaniu Ormonda. Ponoć policja wnioskowała o przedłużenie aresztu
o dwadzieścia cztery godziny.
– Więc nie przyznał się jeszcze do morderstwa.
– Widocznie nie. Ale to nie wszystko...
– Nie będziesz miała nic przeciwko – Strike wszedł jej w słowo wciąż jeszcze
zaspany – jeśli najpierw zapalę? – Przesunął dłonią po gęstych, kręconych
włosach, co jednak w żaden sposób nie zmieniło ich wyglądu. – Będę musiał
z powrotem przypiąć nogę. A poza tym cholernie zgłodniałem... Te kanapki
na lancz były niezbyt treściwe.
– Pomóc ci zejść po scho...?
– Nie, nie – uciął, zbywając ją machnięciem dłoni – poradzę sobie.
– Więc może zejdę i znajdę jakiś stolik w restauracji?
– Tak, świetnie. Spotkamy się na dole.
Robin szła po schodach, niepokojąc się o Strike'a, lecz także przepełniona
ledwie tłumionym podnieceniem. Tak ją pochłonęła linia dochodzenia, która
nagle ukazała jej się po rozmowie z Diablo1, że prawie nie zauważyła, jak
upłynęło popołudnie, i dopiero dziesięć po szóstej uświadomiła sobie, że Strike
się nie zjawił.
Młoda pracownica hotelu wskazała Robin restaurację, w której ściany
pomalowano na ciemnoszary kolor, okna wykuszowe wychodziły na morze,
a na gzymsach kominków wyeksponowano kawałki białego pomarszczonego
koralowca. Kelner zaprowadził ją do stolika dla dwóch osób i Robin,
zamówiwszy sobie kieliszek riojy, wybrała miejsce zwrócone w stronę morza,
co uznała za sprawiedliwe, jeśli wziąć pod uwagę, że oddała Strike'owi pokój
z widokiem. Następnie ustawiła na stoliku iPada, na którym wciąż trwała gra.
Dalej nie było Anomii, co zaczynało ją intrygować. Jeśli nie przeoczyła jego
pojawienia się w czasie ich podróży do Whitstable, była to jego najdłuższa
nieobecność w grze, odkąd do niej dołączyła, i, chcąc nie chcąc, pomyślała,
że Phillip Ormond jest obecnie w areszcie, gdzie bez wątpienia nie może
korzystać z żadnych urządzeń elektronicznych.
Tymczasem Pez Pierce napisał do Jessiki Robins jeszcze kilkakrotnie, odkąd
odpowiedziała na jego rysunek. Robin zmyśliła wieczór z rodzicami,
by ostudzić oczekiwania Peza związane z regularną wymianą wiadomości, lecz
nie powstrzymało go to od ich przesyłania. Ostatnia brzmiała:
To kiedy cię znowu zobaczę?,
na co Jessica odpowiedziała kokieteryjnie:
Sprawdzę swoją dostępność. Muszę kończyć, tata narzeka, że za dużo siedzę
w telefonie.
Kelner przyniósł jej wino i sącząc je, Robin przyłapała się na tym, że jej myśli
popłynęły w stronę Matthew, byłego męża. Gdyby wciąż była mężatką,
na pewno by tu nie siedziała. Już sama myśl o napisaniu do Matthew: „W
agencji wybuchła bomba, Strike przenocuje na kanapie” brzmiała jak kiepski
żart. Matthew był od początku źle nastawiony do Strike'a i potrafiła
sobie wyobrazić, co by powiedział, gdyby jego żona zadzwoniła do domu
i oznajmiła: „Przenocujemy z Cormoranem w hotelu w Whitstable”. Przez kilka
sekund rozkoszowała się poczuciem wolności, lecz potem jej myśli natychmiast
skoczyły do Madeline oraz kłamstwa Strike'a o obsłudze hotelowej:
przypuszczała, że jedną ze spraw, które miał do załatwienia na górze, było
ugłaskanie ukochanej. Zastanawiała się, jak brzmi Strike, gdy się komuś
przypochlebia. Nigdy nie słyszała, żeby to robił.
Nieważne – oznajmiła sobie surowo. Teraz masz to – chodziło jej o śledztwo,
nie o hotel Marine i rioję – a to jest przecież lepsze. Przyjaźń i wspólna praca
są lepsze. I zanim jej uczucia zdążyły wysunąć kontrargumenty, sięgnęła
po telefon, otworzyła Twittera i sprawdziła, czy przyszła odpowiedź na długą
wiadomość, którą wysłała przed godziną na priv młodej fanki Serca jak smoła.
Jeśli teoria Robin była słuszna – a Robin nie miała wątpliwości, że jest –
odpowiedź tej dziewczyny mogła być niezwykle ważna dla sprawy Anomii.
Na razie jednak żadna wiadomość nie nadeszła.
Dotarcie do restauracji zajęło Strike'owi pół godziny, ponieważ wziął szybki
prysznic, licząc, że woda ukoi obolałe mięśnie, zanim ostrożnie zejdzie
po schodach i wypali na ulicy papierosa. Idąc przez salę, zauważył, że Robin
przebrała się w nową niebieską bluzkę. Jej charakterystyczna wyrazista
karnacja wyróżniała się na tle ciemnych ścian i przeszło mu przez myśl,
że mógłby powiedzieć jej komplement, stwierdzając, że ładnie jej w tym
kolorze, lecz zanim zdążył to zrobić, spytała:
– Jak twoja noga?
– Nieźle – odrzekł, siadając. – Mów, jakie masz wieści.
– Po pierwsze – zaczęła Robin – po południu rozmawiałam z Diablo1
na grupie prywatnej. Ostatnio dosyć mocno zagłębiliście się w piłkę nożną:
musiałam się dużo nagooglować, żeby nadrobić zaległości. Rio Ferdinand,
główka w meczu z Deportivo, legendarne zwycięstwo Leeds i tak dalej...
– Wybacz – odrzekł z uśmiechem Strike – powinienem był wspomnieć o tym
w notatkach. Co pijesz?
– Wino. Dobre.
– Wspaniale... Poproszę to samo – zwrócił się do kelnera, który natychmiast
zjawił się przy stoliku. Gdy odszedł, Strike powiedział: – Zakładam,
że uradowało cię coś innego niż obejrzenie główki Ferdinanda.
– Zgadłeś – potwierdziła Robin. – Uradowało mnie to, że Leeds United są też
znani jako Pawie.
– A cieszy cię to dlatego, że...?
– Dlatego, że chyba coś odkryłam. To naprawdę ważne. Czuję się jak
kretynka, że wcześniej tego nie zauważyłam, ale na Twitterze są miliony ludzi
i po prostu... Spójrz. – Robin zamknęła Twittera w telefonie, otworzyła zdjęcia
i pokazała pierwszy ze screenshotów zrobionych tego popołudnia. Był
to ostatni fragment długiej rozmowy z Diablo1 w grupie prywatnej.

Diablo1: jestem tu dziś ostatni raz

Diablo1: zajrzałem tylko po to, żeby się pożegnać


z Dżdżownicą, ale jej nie ma

Diablo1: rozmawianie z tobą przez ostatnich parę dni


sprawiło mi frajdę, jakiej nie miałem tu od wieków

Rudakicia: chyba nie odchodzisz na zawsze?!

Diablo1: muszę
Diablo1: to miejsce mnie dobija, serio

Diablo1: wiem, że chcesz zostać moderatorką, ale nie rób


tego. Poważnie. To miejsce jest qurwa toksyczne.

Strike przewinął w prawo i czytał dalej.

Rudakicia: powiedziałeś Anomii, że odchodzisz?

Diablo1: nie

Diablo1: po prostu zniknę

Diablo1: wielu rzeczy nie wiesz o tym miejscu

Diablo1: jestem kłębkiem nerwów. mama chciała mnie


zaprowadzić do lekarza

Diablo1: ale to nie lekarza potrzebuję

Rudakicia: a czego?

Diablo1: muszę znaleźć kogoś, kto zdoła powstrzymać


Anomię

Strike'owi przyniesiono wino, lecz był tak pochłonięty czytaniem, że tego nie
zauważył, i to Robin podziękowała kelnerowi.

Rudakicia: jak to „powstrzymać Anomię”?

Diablo1: Nieważne. Po prostu nie zostawaj moderatorką,


serio. Tak się wstydzę, że brałem w tym udział. Nie potrafię
myśleć o niczym innym. Muszę spadać

<Diablo1 opuszcza grupę>

Strike spojrzał na Robin i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, lecz


go ubiegła.
– Przeglądaj dalej. Jest tego znacznie więcej.
Były to kolejne screenshoty tweetów, z których pierwsze pochodziły sprzed
trzech lat. Zdjęcie profilowe ukazywało nastolatkę z ciemnobrązowymi
włosami, gęstymi brwiami i lekko drwiącym uśmiechem. Nie zastosowała
żadnych filtrów i wyglądało na to, że jest bez makijażu, co było bardzo
niezwykłe w świetle tego, co Strike zaobserwował ostatnio wśród młodych
użytkowniczek Twittera.

Penny Paw
@rachledbadly
pokłóciłam się z ojcem przez telefon i nazwał mnie diabłem z piekła
#SzczęśliwegoNowegoRoku

13.58, 1 stycznia 2012

Penny Paw
@rachledbadly
Kuźwa, to jest WSPANIAŁE. Grajcie w grę, buaasy!
www.SjS/Gra.com

19.55, 9 lutego 2012

Penny Paw
@rachledbadly

no więc zawiesili mnie za palenie w szkolnej łazience

0.49, 27 lutego 2012


Penny Paw
@rachledbadly
ale sie qrwa nwaliłam

0.49, 14 kwietnia 2012

Prawa ZPZ
@BillyShearsZPZ
Obiecujące badanie dysfunkcji mitochondrialnej
w patofizjologii ZPZ: bitly.sd987m

15.49, 14 maja 2012

Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @BillyShearsZPZ
Wiesz coś na temat tocznia?

18.02, 14 maja 2012

Prawa ZPZ
@BillyShearsZPZ
zajrzyj do sekcji „autoimmunologia” na mojej stronie
internetowej www.TribulationemEtDolorum.com

18.26, 14 maja 2012

– Penny kontaktowała się z Inigiem? – spytał Strike.


– Czytaj dalej – zachęciła go Robin.

Penny Paw
@rachledbadly
Do @theMorehou©e
ALFA CENTAURI Bb BABY!

20.51, 16 października 2012

Morehouse
@theMorehou©e
Tak! Ale na twoim miejscu jeszcze bym się nie pakował.

Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @theMorehou©e
nie psuj innym zabawy

Morehouse
@theMorehou©e
W odpowiedzi do @rachledbadly
tak tylko mówię... może wcale jej nie ma.

Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @theMorehou©e
wtf ????

Morehouse
@theMorehou©e
W odpowiedzi do @rachledbadly
to tylko hipoteza robocza. Niektórzy są sceptyczni.

– Dotarłeś już do wypowiedzi Morehouse'a o astronomii? – spytała Robin.


– Przed chwilą.
– Jestem na siebie wściekła, bo już wcześniej zauważyłam ich interakcje...
Pamiętasz? Mówiłam ci. Ta uczennica, z którą rozmawiał Morehouse. Ale nigdy
tego nie skojarzyłam.
Widząc, że najwyraźniej Strike też jeszcze nie skojarzył, powiedziała:
– Czytaj dalej.

Penny Paw
@rachledbadly
Naprawdę nie mogę się doczekać jutrzejszego meczu. Mój
ojciec kibicuje Niebieskim, a ja Białym i bardzo chcę
zobaczyć, jak ich ROZWALAMY.

17.45, 18 grudnia 2012

Ron Briars
@ronbriars_1962
W odpowiedzi do @rachledbadly
Jak to możliwe, że ty i twój tata znaleźliście się
po przeciwnych stronach w tej stuletniej wojnie?!

Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @ronbriars_1962
Odszedł, gdy miałam 12 lat, a ja z mamą przeprowadziłyśmy
się do Leeds, żeby być z jej rodziną.

17.57, 18 grudnia 2012

Ron Briars
@ronbriars_1962
W odpowiedzi do @rachledbadly
Aha, OK. Więc to raczej sprawa osobista?

Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @ronbriars_1962
Tylko trochę.

– Zaraz – powiedział Strike, patrząc na Robin, która już się do niego


uśmiechała. – Leeds United? Jej tata nazwał ją diabłem z piekła?
– Jej mama choruje na toczeń – uzupełniła Robin – a Gus właśnie nam
powiedział, że jego ojciec rozmawia z kobietą o imieniu Rachel.
– Jaki to ma związek?
– Strike, zignoruj „Penny Paw” i spójrz na jej nazwę użytkownika.
Strike spojrzał na dwa kolejne tweety.

Penny Paw
@rachledbadly
Szlag. SZLAG.
SZLAAAAAAAG #LeedsPrzeciwkoChelsea

21.32, 18 grudnia 2012

Penny Paw
@rachledbadly
Super, a do tego pisze do mnie ojciec. O moich urodzinach nie
pamięta, ale nie omieszka napisać, żeby się napawać
pieprzonym zwycięstwem Chelsea.

– Rachled... – zaczął. – Czekaj. „Rach led badly”... w przeciwieństwie do...?


– Rach led well – rozpromieniła się Robin. – Czytaj dalej.
Penny Paw
@rachledbadly
Gdybyście mieli sławnego krewnego, którego jeszcze nie
poznaliście, skontaktowalibyście się z nim?

21.13, 28 stycznia 2013

Julius
@jestem_evola
W odpowiedzi do @rachledbadly
jeśli wyglądałbym tak jak ty to nie. Zastanawiałby się,
dlaczego Ringo Starr zjawił się pod jego drzwiami ubrany
w spódnicę

– Są państwo gotowi złożyć zamówienie? – spytał wesoło kelner, zjawiając się


ponownie przy ich stoliku.
– Nie, przepraszamy. – Robin pospiesznie przysunęła drukowaną kartę i nie
zagłębiając się w nią, wybrała spaghetti z pesto.
– Zamów mi coś sycącego, ale nietuczącego – poprosił Strike, nie podnosząc
głowy, ponieważ właśnie zaabsorbowała go długawa rozmowa na Twitterze,
uwieczniona przez Robin na kilku screenshotach. Spełnienie jego życzenia nie
było łatwe: menu, zawierające potrawy, które niewątpliwie przypadłyby
Strike'owi do gustu, takie jak boczek i dorsz w cieście, okazało się niezbyt
przyjazne osobom na diecie. Robin poprosiła o stek z sałatą zamiast frytek
i kelner się oddalił.
– Na czym jesteś? – spytała Strike'a.
– Na tym długim fragmencie o Ledwell, która skłamała, że była spłukana –
powiedział.

Anomia
@AnomiaGamemaster
Ci, którzy dają wiarę łzawym opowieściom Ediety o ubóstwie,
powinni wiedzieć, że dziany wujek dał jej dwa razy sporo
gotówki w pierwszych latach XXI wieku. #EdieBredniell

Zwariowanełyżeczki
@zwari<>wanelyzeczki
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Te pierdoły o bezdomności zawsze wydawały mi się
podejrzane. #jestemzJoshem #Edie-Bredniell

22.32, 26 kwietnia 2013

Yasmin Weatherhead
@YazzyWeathers
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Myślę, że była spłukana, ale na pewno nie tak, jak udaje. Np.
nie kupuję tej bajeczki o bezdomności

Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @YazzyWeathers @AnomiaGamemaster
ona nie kłamie. Naprawdę żyła na ulicy

Wierny Uczeń Lepine'a


@WiernyUczenLep1nea
W odpowiedzi do @rachledbadly @YazzyWeathers
@AnomiaGamemaster
podobno dawała za £££

Max R
@mreger#5
Wcale się tym nie szczycę, ale w 2002
zapłaciłem @EdLedRysuje za zrobienie
laski

Julius
@jestem_evola
W odpowiedzi do @WiernyUczenLep1nea @rachledbadly
@YazzyWeathers @Anomia-Gamemaster
#TeGierki

Johnny B
@jbaldw1n1>>
W odpowiedzi do @WiernyUczenLep1nea @rachledbadly
@YazzyWeathers @Anomia-Gamemaster
#EdietaLodwell

Max R
@mreger#5
W odpowiedzi do @WiernyUczenLep1nea @rachledbadly
@YazzyWeathers @Anomia-Gamemaster
Nie jestem sam, ponoć robi loda Holendrowi, u którego
mieszka, zamiast płacić mu czynsz #TeGierki

Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @mreger#5 @WiernyUczenLep1nea
@YazzyWeathers @AnomiaGamemaster
serio, odpierdolcie się wszyscy

Zwariowanełyżeczki
@zwari<>wanelyzeczki
W odpowiedzi do @rachledbadly @mreger#5 @YazzyWeathers
@AnomiaGamemaster
Mam po dziurki w nosie Ledwell i jej obrońców. To uosobienie
nietolerancji i odrażająca kłamczucha

Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzido @zwari<>wanelyzeczki @mreger#5
@WiernyUczenLep1nea @YazzyWeathers @AnomiaGamemaster
Znam jej rodzinę i wiem, że mówi prawdę, więc się odwalcie

Akurat gdy Strike podniósł głowę, żeby coś powiedzieć, Robin, która
zamknęła na iPadzie okno gry i otworzyła Twittera, wydała z siebie zduszony
okrzyk.
– Zaraz – powiedziała – czytaj dalej. Muszę komuś odpisać.
Strike zrobił, co mu kazała, a Robin przeczytała dwuwyrazową odpowiedź
Rachel Ledwell na wiadomość prywatną, którą Robin przesłała z profilu
założonego po południu na Twitterze specjalnie w tym celu. Nazywał się
@PowstrzymajmyAnomie.

Kim jesteś?
Penny Paw

Kobietą, która uważa, że Anomia już


wystarczająco zaszkodził temu
fandomowi i ktoś powinien
go powstrzymać.
Powstrzymajmy Anomię

Robin czekała z zapartym tchem, lecz nie pojawiła się żadna wiadomość
od Rachel. Spojrzała na Strike'a.
– Na czym teraz jesteś?
– Czytam dalej jej rozmowy z Morehouse'em na temat astronomii –
powiedział Strike.
Penny Paw
@rachledbadly
Do @theMorehou©e
26 czarnych dziur w Andromedzie.
A może mi powiesz, że one też nie istnieją?

22.02, 12 czerwca 2013

Morehouse
@theMorehou©e
W odpowiedzi do @rachledbadly
Lol, nie, istnieją. To naprawdę ekscytujące.

Penny Paw
@rachledbadly
Do @theMorehou©e
Kepler-78b?

20.25, 5 listopada 2013

Morehouse
@theMorehou©e
W odpowiedzi do @rachledbadly
odwrotnie niż Alfa Centauri Bb: istnieje, ale nie powinna

– Zdecydowanie wygląda na to, że się znają – stwierdził Strike. – Kim on jest?


Astrofizykiem?
– Narcyzka mi napisała, że rozgryzła, kim jest Morehouse, bo Diablo1 dał jej
wskazówkę na grupie moderatorów. Morehouse wkurzył się na Narcyzkę,
że dowiedziała się tego, czego się dowiedziała, ale wątpię, żeby chodziło o to,
że on jest astrofizykiem. Przecież to raczej powód do dumy.
– Wiesz, zainteresował mnie ton Morehouse'a – powiedział Strike.
– W jakim sensie?
– Chyba nie jest taki młody jak ona. Sądząc po sposobie, w jaki pisze, mógłby
być w każdym wieku. Mógłby nawet być profesorem.
– Zgadzam się. – Robin wciąż miała na oku rozmowę zaczętą przez
@Powstrzymajmy-Anomie. – I prawie w żadnym jego publicznym tweecie nie
widziałam, żeby przeklinał.
– A w tym wpisie o zmiennej const...
Podsunął Robin komórkę, żeby mogła zobaczyć, o co mu chodzi.

Penny Paw
@rachledbadly
„Podaj przykład użycia zmiennej const”.
Do @theMorehou©e

22.33, 11 listopada 2013

Morehouse
@theMorehou©e
W odpowiedzi do @rachledbadly
daj spokój, przecież wiesz

Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @theMorehou©e
jestem k*a wykończona, nie możesz po prostu tego dla mnie
zrobić?

Morehouse
@theMorehou©e
W odpowiedzi do @rachledbadly
lol nie też mam robotę

– ...mówi do niej jak starszy brat albo... czy ja wiem... jakiś wujek.
– Całkiem fajny wujek, skoro pozwala sobie przy nim na przeklinanie.
– Z drugiej strony nie ma tu niczego odpychającego. To nie to co Ashcroft.
– Zabawne, że wspominasz akurat o Ashcrofcie. Zaraz o nim będzie.
Strike przewinął w lewo, ale Robin przestała zwracać na niego uwagę,
ponieważ Rachel właśnie odpowiedziała na jej ostatnią wiadomość.

Dlaczego zgłaszasz się do mnie


po pomoc?
Penny Paw

Robin z łomoczącym sercem napisała odpowiedź.

Bo myślę, że jesteś porządną osobą


mającą takie same odczucia jak ja i chyba
mogłabyś mi dostarczyć informacji, które
pomogłyby mi powstrzymać Anomię.
Powstrzymajmy Anomię

Podczas gdy Robin czekała z pewną obawą na odpowiedź Rachel, Strike


przeszedł do kolejnej rozmowy na Twitterze.

Anomia
@AnomiaGamemaster
Najnowszy odcinek Ediety Biedwell z cyklu
#trollowaniedlawspółczucia. „Wolę małe pomieszczenia,
w takich dorastałam”.
Czy według was te pomieszczenia wyglądają na małe?
13.53, 15 sierpnia 2013

Do tweeta dołączono zdjęcie domu szeregowego z wyraźnie widocznym


numerem.

Pióro Sprawiedliwości
@piorosprawpisze
Do @AnomiaGamemaster @rachledbadly
Bez względu na wady Ledwell, ujawnianie jej adresu nie jest
OK. Zgłaszam.

13.56, 15 sierpnia 2013

Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do
@piorosprawpisze @rachledbadly
A niby gdzie ujawniłem jej adres?

13.57, 15 sierpnia 2013

Penny Paw @rachledbadly


W odpowiedzi do
@AnomiaGamemaster @piorosprawpisze
Ma rację, usuń to

13.58, 15 sierpnia 2013

Pióro Sprawiedliwości
@piorosprawpisze
W odpowiedzi do @rachledbadly @AnomiaGamemaster
Daruj sobie te gierki, Penny

13.58, 15 sierpnia 2013

Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @piorosprawpisze @AnomiaGamemaster
NIE JESTEM ANOMIĄ

13.58, 15 sierpnia 2013

Wierny Uczeń Lepine'a


@WiernyUczenLep1nea
W odpowiedzi do @EdLedRysuje
Jeśli ktoś chce pełny adres tego mieszkania, niech pisze
do mnie na priv, mam go

– Zaraz... więc Ashcroft myślał, że Rachel jest Anomią?


– Wciąż tak myśli. Jeśli przeczytasz następny fragment, dowiesz się,
dlaczego mi powiedział, że Anomia jest zaburzoną dziewczyną, która miała
kłopoty z policją.

Penny Paw
@rachledbadly
Przyłapali mnie na robieniu graffiti w Hyde Parku. Właśnie
wyszłam z komisariatu z zarzutami. Matka mówi,
że to najgorszy dzień w jej życiu.

19.19, 7 lutego 2014

Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @rachledbadly
to trochę jak policzek dla mojego ojca. Okazuje się, że mniej
ją zabolało, gdy ją zostawił, kiedy poważnie zachorowała

Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @rachledbadly
niż kiedy napisałam na ścianie LUCY WRIGHT TO SUKA.

Penny Paw
@rachledbadly
Ktoś jeszcze był karany za graffiti? Staram się uspokoić
mamę, że mnie nie powieszą.

Lilian Asquith
@LilAsquith345
W odpowiedzi do @rachledbadly
może już przestań kozaczyć.
Graffiti to poważna szkoda na czyjejś własności. Naprawdę
nie rozumiem, dlaczego ludzie to robią.

Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @LilAsquith345
bo jesteśmy samotnionki i znudzonki

19.42, 7 lutego 2014

Strike wbrew sobie parsknął śmiechem, ale Robin nie zwracała na niego
uwagi. Rachel właśnie odpowiedziała na jej ostatnią wiadomość prywatną.
Dlaczego myślisz, że mam jakieś
informacje?
Penny Paw

Robin wychyliła resztę wina i napisała:

Chyba wiesz, kim naprawdę jest


Morehouse, a on wie, kim jest Anomia.
Powstrzymajmy Anomię

Po kilku sekundach Rachel odpisała.

Morehouse nigdy by ci nie powiedział


Penny Paw

Ponieważ nie było to ani zaprzeczenie, że Rachel wie, kim jest Morehouse,
ani zakończenie rozmowy, podekscytowanie Robin jeszcze bardziej wzrosło.

Być może uda mi się go przekonać. Mam


pewne doświadczenie w takich sprawach.
Powstrzymajmy Anomię
Gdy Robin siedziała jak na szpilkach, Strike przeczytał ostatni screenshot
w jej telefonie.

Penny Paw
@rachledbadly
No więc dostałam kuratora za graffiti i pewnie będę musiała
gdzieś sprzątać albo coś takiego.

16.27, 8 lipca 2014

Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @rachledbadly
Moja mama mówi, że dobrze mi tak. Napisałam do taty, ale
on zapomniał, że miałam dziś rozprawę.
#TopoweRodzicielstwo

Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do @rachledbadly
więc teraz wypiję trochę wódki, żeby to uczcić haha.
#nieidędopaki

Wierny Uczeń Lepine'a


@WiernyUczenLep1nea
W odpowiedzi do @rachledbadly
Powinni zamykać takie femoidy jak ty tylko za to że są takie
brzydkie

Penny Paw
@rachledbadly
W odpowiedzi do
@WiernyUczenLep1nea
Weź SPIERDALAJ

– Czekałem, aż ktoś każe Wiernemu Uczniowi Lepine'a spierdalać –


powiedział Strike, przesuwając telefon Robin z powrotem do niej. – To jeden
z tych gości, któremu powinno się to mówić głośno i często... Wszystko
w porządku? – spytał, ponieważ Robin z bardzo napiętą miną wpatrywała się
w iPada.
– Tak – odpowiedziała. – Ale przydałby mi się drugi kieliszek wina.
Gdy Strike skinął na kelnera, na ekranie przed Robin pojawiła się odpowiedź
Rachel.
Jesteś dziennikarką?
Penny Paw

Albo z policji?
Penny Paw

Robin zaczęła bardzo szybko pisać, a Strike zastanawiał się, co się, na Boga,
dzieje. Jej milczenie sugerowało, że sprawa jest prywatna, i nagle przypomniało
mu się tamto połączenie od Rossa Łydrwala, przekierowane z agencji na jego
numer w wieczór, gdy jadł kolację z Grantem Ledwellem. Ostatecznie się nie
dowiedział, co ich łączyło. Teraz przypomniał sobie zdjęcie na gzymsie
kominka Robin, na którym typ o podejrzanym spojrzeniu obejmował
ją ramieniem w Szwajcarii. Gdy podano dwa nowe kieliszki wina, Strike zaczął
pić i ukradkiem obserwował Robin, próbując zdecydować, czy wygląda raczej
jak kobieta umawiająca się z chłopakiem na następny urlopowy wypad, czy jak
kobieta, która z kimś zrywa.
Tak naprawdę Robin pisała:

Ani jedno, ani drugie. Wszystko


ci powiem, jeśli się spotkamy. Mogę
ci zagwarantować całkowitą
anonimowość i możemy się spotkać
w zatłoczonym miejscu w biały dzień,
gdziekolwiek chcesz. Jeśli coś ci się
we mnie nie spodoba, będziesz mogła
natychmiast odejść. Jeśli ostatecznie
uznasz, że nie chcesz ze mną
rozmawiać, będziesz mogła po prostu
sobie pójść. Nikt się nie dowie, że się
ze mną spotkałaś ani że mi pomogłaś,
o ile postanowisz to zrobić.
Powstrzymajmy Anomię

Dlaczego od razu mi nie napiszesz, kim


jesteś?
Penny Paw

Bo gdybyś komuś powiedziała, mogłabyś


mi utrudnić powstrzymanie Anomii
Powstrzymajmy Anomię

Tym razem kelner zjawił się z jedzeniem. Robin przesunęła się trochę,
by mógł postawić przed nią talerz makaronu, lecz nie oderwała oczu od iPada.
Strike spojrzał na swój talerz: tam, gdzie powinny być frytki, leżała jedynie
sałata. Zapewne mógł mieć o to pretensje wyłącznie do siebie samego, więc
sięgnął po nóż i widelec i zaczął w milczeniu jeść, podczas gdy Robin
pisała dalej.

Chcę pomóc, ale się boję


Penny Paw

Rozumiem, ale z mojej strony nie masz


się czego obawiać, przysięgam
Powstrzymajmy Anomię

Moja mama jest chora. Nie wytrzyma,


jeśli znowu wpakuję się w kłopoty
Penny Paw

Nie wpakujesz się w kłopoty. Nikt się nie


dowie, że się ze mną spotkasz
Powstrzymajmy Anomię

Mogłabyś przyjechać do Leeds?


Penny Paw

Oczywiście
Powstrzymajmy Anomię

Jutro po południu?
Penny Paw

– Strike. – Robin podniosła głowę z uradowaną miną, na której widok zaczął


się obawiać najgorszego: na przykład złożonej w esemesie propozycji
małżeństwa. – Moglibyśmy pojechać jutro do Leeds?
– Do Leeds?
– Rachel Ledwell zgodziła się ze mną porozmawiać.
– Co?
– Za chwilę ci wyjaśnię... Możemy tam pojechać?
– Kurwa, jasne, że możemy!
Więc Robin napisała:

Tak
Powstrzymajmy Anomię

Nie możesz przyjść do mnie do domu


ze względu na mamę
Penny Paw

Nie szkodzi
Powstrzymajmy Anomię

Jest taki park, nazywa się Meanwood


Penny Paw

Wejdź bramą obok kawiarni i pójdź


ścieżką w prawo
Penny Paw

Z lewej jest kamienny most nad


strumieniem, przypomina rozłupane skały
Penny Paw

Po drugiej stronie strumienia jest drzewo


z dwoma głazami po obu stronach
Penny Paw

Niedaleko tego drzewa jest ławka


z tabliczką Janet Martin
Penny Paw

Spotkamy się na tej ławce o trzeciej


Penny Paw

Wspaniale. Do zobaczenia x
Powstrzymajmy Anomię

Robin odłożyła iPada, wypiła jednym haustem prawie całą zawartość


drugiego kieliszka wina, a potem opowiedziała o wszystkim Strike'owi. Słuchał
z rosnącym zdumieniem, a gdy skończyła, odrzekł:
– Kurwa, Ellacott, zasypiam na trzy godziny, a ty rozwiązujesz całą
pieprzoną sprawę!
– Jeszcze nie – powiedziała, zarumieniona pod wpływem podniecenia, wina
i przyjemności, jaką sprawiły jej jego słowa. – Ale jeśli dotrzemy
do Morehouse'a, dotrzemy też do Anomii!
Strike sięgnął po kieliszek z winem i stuknął nim w jej kieliszek.
– Chcesz jeszcze jeden?
– Lepiej nie. Do Leeds jest z pięćset kilometrów. Nie chcę oblać testu
alkomatem. Wreszcie wzięła widelec i zaczęła jeść makaron.
– Jak smakuje twój stek?
– A wiesz, jest cholernie dobry. – Strike zastanawiał się, czy powiedzieć to,
co chciał powiedzieć, i w końcu zdecydował, że to zrobi. – Myślałem, że piszesz
do Rossa Łydrwala.
– Do Rossa Łydrwala? – spytała z niedowierzaniem, a następna porcja
spaghetti zawisła w pół drogi do jej ust. – Po jaką cholerę miałabym do niego
pisać?
– Czy ja wiem. Dzwoni do ciebie do pracy, więc pomyślałem, że może coś się
dzieje...
– Boże, nie – wzdrygnęła się Robin. – Nic się nie dzieje między mną
a Rossem Łydrwalem.
Połączenie wina i radości wywołanej umówieniem spotkania z Rachel
Ledwell sprawiło, że Robin opuściła gardę, którą trzymała w ostatnich
miesiącach. Od tygodni nie była tak życzliwie usposobiona do swojego
wspólnika.
– Powiedz mi – poprosiła – czy gdyby kobieta zignorowała twoje pukanie
do drzwi sypialni, kartkę na walentynki i liczne telefony, pomyślałbyś, że jest
tobą zainteresowana?
Strike się roześmiał.
– Musiałbym przyznać, że raczej nie.
– Dzięki Bogu – powiedziała Robin – bo byłby z ciebie kiepski detektyw,
gdybyś przeoczył takie poszlaki.
Strike znowu się roześmiał. Ulga, którą właśnie odczuł, coś
mu podpowiadała, wiedział o tym, lecz trudno byłoby uznać, że to najlepszy
moment, by pogrążyć się w introspekcyjnej zadumie, więc zamiast tego upił
jeszcze trochę wina i powiedział:
– Przyjemny hotel.
– Myślałam, że wkurza cię brak windy i to, że nikt nie pomógł ci nieść
twojego wyimaginowanego bagażu.
– Ale podają dobry stek.
Tym razem roześmiała się Robin. Gdy wspomniał o Rossie Łydrwalu,
zastanawiała się przez chwilę, czy go nie spytać, jak mu idzie z Madeline, lecz
ostatecznie uznała, że lepiej nie zadawać pytania, które mogłoby jej popsuć
dobry humor. Reszta kolacji upłynęła w przyjemnej atmosferze, przy rozmowie
o mało ważnych sprawach, przy żartach i śmiechu, które mogłyby się wydać
zadziwiające innym klientom restauracji, gdyby wiedzieli, że niedawno
Strike'owi i Robin przesłano bombę.
81
[...] brama złota między nami się rozciąga,
Prawda swe posępne otwiera oczy;

Mary Elizabeth Coleridge


An Insincere Wish Addressed to a Beggar

Czat w grze z udziałem dwojga moderatorów Gry Dreka

<Otwiera się nowa grupa prywatna>

<6 czerwca 2015, 23.29>

<Morehouse zaprasza Narcyzkę>

<Narcyzka dołącza do grupy>

Narcyzka: widziałeś? To o chłopaku Ledwell?

Morehouse: dosłownie 2 min temu

Morehouse: całe popołudnie byłem w laboratorium

Morehouse: Jezu. nie mogę tego ogarnąć

Narcyzka: co teraz?

Morehouse: nie wiem

Narcyzka: przecież policja nie aresztowała go za nic

Morehouse: no tak

Morehouse: ale na razie nie postawili mu zarzutów


Narcyzka: Morsiu, czy ty CHCESZ, żeby to Anomia okazał się
winny tego zabójstwa?

Morehouse: jasna cholera, pewnie że nie

Morehouse: ale spróbuj wyjaśnić incydent z Vilepechorą

Narcyzka: może chodziło o coś zupełnie innego

Narcyzka: może NIC z tego nie zrobił Anomia!

Morehouse: jeśli postawią Ormondowi zarzuty, będziemy


wiedzieli tylko tyle, że A nie dźgnął Ledwell i Blaya

Narcyzka: ale kotku, jeśli ich nie dźgnął, to jaki miałby


motyw, żeby zaatakować Vilepechorę?

>

Morehouse: nie wiem

Morehouse: może po prostu tyle godzin upłynęło mi na


zamartwianiu się, że to wszystko zrobił, że trudno mi się
teraz przestawić

>

Morehouse: zauważyłaś ostatnio coś dziwnego w związku


z nim na grupie moderatorów?

Narcyzka: masz na myśli coś dziwniejszego niż zwykle?

Morehouse: dwa razy zamiast „oderint dum metuant”


napisał „oderum dum mentum”

Narcyzka: no i?

Morehouse: no i to do niego niepodobne

Narcyzka: może był pijany?

Morehouse: a parę dni temu, kiedy cię nie było, zgodził się
ze ZnudzonkiemDrekiem, że All Star Batman & Robin jest
w sumie bardzo dobry.

Narcyzka: no i?

Morehouse: to tak, jakby Nigel Farage powiedział, że tym,


czego naprawdę potrzebuje Anglia, jest sto tysięcy tureckich
imigrantów

Narcyzka: lol

Morehouse: to dziwne

Narcyzka: może próbował się przypodobać


ZnudzonkowiDrekowi?

Morehouse: Anomia nikomu nie próbuje się przypodobać

Narcyzka: lol to prawda

Morehouse: jeśli Ormondowi postawią zarzuty, zajebiście


mi ulży

Morehouse: ale już samo to, że podejrzewałem Anomię o coś


takiego, otworzyło mi oczy

Morehouse: ostatnio dużo myślałem o tym, co Anomia robił


Ledwell

Morehouse: nękał ją, upublicznił jej adres i tak dalej

Morehouse: kiedy o tym wszystkim myślę, nie bardzo lubię


siebie

Morehouse: powinienem był go powstrzymać. Wymyślałem


dla niego usprawiedliwienia

Morehouse: Nicole, nawet jeśli to Ormond ją zabił,


zamierzam stąd odejść i ty chyba też powinnaś. Anomia i ta
gra oznaczają kłopoty

Narcyzka: no

Narcyzka: też doszłam do takiego wniosku


Narcyzka: ale Boże, dziwnie będzie mi się żyło bez tej gry

Narcyzka: pewnie po prostu będę do ciebie pisała całymi


dniami i nocami

Morehouse: mi to pasuje

Narcyzka: <3

Morehouse: a zatem...

Narcyzka: ???

Morehouse: chyba powinniśmy się spotkać na Facetimie

Narcyzka: OMFG!!!!!

Morehouse: teraz?

Narcyzka: nie mogę w to uwierzyć

Narcyzka: powiesz mi też, kim jest Anomia?

Morehouse: a czemu kurwa nie

Morehouse: nie, zaczekaj

Morehouse: nie, ktoś do mnie puka

Morehouse: zaczekaj chwilę

>

>

>

>

>

>

>
>

>

>
82
Czasem dziewczyny się rumienią, dlatego że żyją,
Żałując trochę, że nie padły trupem, by uniknąć wstydu.
[...]
Za bardzo się zbliżyły do ognia życia, jak ćmy,
I płoną ich ciała, ze skrzydłami i resztą [...].

Elizabeth Barrett Browning


Aurora Leigh

Robin tak bardzo zależało, żeby nie przepadła szansa na rozmowę z Rachel
Ledwell, że nazajutrz rano wyruszyli ze Strikiem w drogę już o ósmej. Niebo
było bezchmurne i wkrótce obydwoje mrużyli oczy od oślepiającego słońca,
a Robin żałowała, że nie kupiła w Whitstable okularów przeciwsłonecznych.
Strike, który w nocy podładował e-papierosa, zaciągał się nim sporadycznie
i bez entuzjazmu, gdy jechali M11. Paląc, obserwował Grę Dreka, do której się
zalogował, zanim wsiedli do samochodu. Miał pewne trudności
z nawigowaniem Rudąkicią, gdyż musiał używać lewej ręki. Prawej
potrzebował do uciskania uda, ponieważ kikut znowu obudził go skurczami
i wciąż próbował podrygiwać wbrew jego woli. W rezultacie Strike niechętnie
zrezygnował z pełnego angielskiego śniadania oferowanego przez hotel
Marine, decydując się na owsiankę i sałatkę owocową.
– Jest Anomia? – spytała Robin.
– Nie – odpowiedział.
– Ktoś z moderatorów?
– Narcyzka i ZnudzonekDrek. Pamiętaj, że nie mamy teraz nikogo, kto
obserwowałby Keę Niven i Tima Ashcrofta, więc nawet jeśli Anomia się pojawi,
nie będziemy mogli wykluczyć żadnego z nich. Pieprzony Nutley –
zdenerwował się Strike. – Mam nadzieję, że poprosi o referencje, bo dam
mu takie, jakie nieprędko, kurwa, zapomni.
Na dwadzieścia minut zapadło milczenie, aż wreszcie Strike, śmiertelnie
znudzony grą, wylogował się i znowu sięgnął po papierosa.
– Jak ci się udaje nie tyć w tej robocie? – spytał Robin.
– Co? – Jej uwaga skupiała się przede wszystkim na pytaniach, które
zamierzała zadać Rachel Ledwell, jeżeli oczywiście dziewczyna w ogóle się
pojawi. – A... no wiesz, wymaga to trochę planowania. Staram się zabierać
ze sobą coś zdrowego na obserwację, żebym potem nie musiała się ratować
czekoladą.
– Coś zdrowego, czyli...?
– Czy ja wiem... orzechy? Czasami szykuję sobie kanapki... Noga bardzo
ci dokucza? – spytała. Zauważyła, jak Strike przyciska kikut do fotela, lecz
o tym nie wspomniała.
– Nie aż tak bardzo, żebym miał jeść jak wiewiórka.
– Nie jem jak wiewiórka – odparła Robin – ale nie wszystko smażę i nie biorę
frytek do każdego posiłku... skoro już pytasz.
Strike głęboko westchnął.
– Miałem nadzieję, że mi powiesz o jakiejś magicznej pigułce.
– Przykro mi. – Robin wyprzedziła wlekące się volvo. – Magiczna pigułka nie
istnieje... Domyślam się, że zgłodniałeś.
– To chyba zrozumiałe.
– Moglibyśmy się zatrzymać na stacji benzynowej, ale nie na długo.
Naprawdę nie chcę się spóźnić na spotkanie z Rachel, o ile w ogóle się pojawi.
Jechali kilka minut, aż Strike powiedział:
– To całe spotykanie się na ławce kojarzy się trochę ze Szpiegiem, który
przyszedł z zimnej strefy.
– Założę się, że nastolatki tak mają – odrzekła Robin. – Pewnie spotyka się
tam z przyjaciółmi... Słuchaj, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu...
– kończąc zdanie, czuła się niezręcznie, ponieważ nigdy wcześniej czegoś
takiego nie mówiła – ...ale chyba powinnam porozmawiać z nią sama. Ona nic
o tobie nie wie, a nastolatce możesz się wydać trochę przerażający. Poza tym
spodziewa się tylko jednej osoby.
– Ma to sens – zgodził się Strike, zaciągając się marną imitacją prawdziwego
papierosa. – Zaczekam w tej kawiarni, o której wspomniała... może będą tam
mieli frytki.
Zatrzymali się na stacji benzynowej Cambridge, gdzie Strike wypił kawę
i skonsumował pozbawiony smaku batonik zbożowy, sprawdzając przy okazji
mejle z pracy. Robin, która zauważyła, jak zmienia się wyraz jego twarzy,
spytała z obawą:
– Co się stało?
– Dev – powiedział Strike.
– Nie mów, że on też zrezygnował.
– Nie... przeciwnie... Jasna cholera, udało mu się zagadnąć jedną z niań
Charlotte i Jagona. Wczoraj wieczorem w jakimś pubie na Kensington... Była
zalana... powiedziała mu, że żadna z osób, u których pracuje, nie nadaje się
na rodzica... „Wielokrotnie była świadkiem przemocy ojca wobec córek”.
Cholera, to może być dobre.
– Cieszę się, że jesteś zadowolony – odparła cierpko Robin.
– Wiesz, co mam na myśli. Jasne, wolałbym, żeby nie napieprzał swoich
dzieci, ale skoro to robi, z cholernie wielką przyjemnością to ujawnię.
Tylko że wcale tego nie ujawnisz, prawda? – pomyślała Robin, także pijąc kawę.
Gdybyś to ujawnił, przestałbyś mieć na niego haka. Zastanowiła ją też łatwość,
z jaką Strike prześlizgnął się po informacji o tym, że żadne z rodziców nie
nadaje się do opieki nad dziećmi. Może w głębi serca nie mógł uwierzyć,
że Charlotte jest złą matką. Głośno powiedziała tylko:
– Myślałam, że tego rodzaju para zawiera z pracownikami umowy
o poufności.
– No, pewnie tak. – Strike dalej czytał raport Deva. – Dzisiaj znowu wszystkie
dzieci są w wiejskiej posiadłości Rossów... Jest tam Midge... Chryste, gdyby
Ross się od nas odczepił, byłoby nam o wiele łatwiej.
Po półgodzinie spędzonej na stacji pojechali dalej i ostatecznie dotarli
do Leeds godzinę przed umówionym spotkaniem z Rachel i prowadzeni przez
nawigację w bmw skierowali się w stronę parku Meanwood.
– To chyba nie ta brama, o którą jej chodziło – powiedziała Robin, gdy
przejechali obok maleńkiej bramy przypominającej świątynię z dachem
pokrytym dachówką i z kamiennymi kolumnami. – To pewnie następna... Tak,
widzę kawiarnię.
– Masz jeszcze pięćdziesiąt pięć minut – zauważył Strike, spoglądając
na zegarek.
– Wiem. – Robin skręciła na niewielki parking i znalazła miejsce dla bmw –
ale chcę wcześnie zająć pozycję i jej wypatrywać. Ty zaczekasz w kawiarni, a po
spotkaniu do ciebie przyjdę... albo kiedy stanie się jasne, że ona się nie zjawi.
Strike wszedł więc do kawiarni Three Cottages sam. Nie uraziła go sugestia
Robin, że będzie najlepiej, jeśli on – zwalisty facet mierzący metr osiemdziesiąt
siedem, którego twarz, jak wiedział, zazwyczaj przybierała w stanie spoczynku
wyraz surowy graniczący z groźnym – nie weźmie udziału w rozmowie
z wystraszoną nastolatką, lecz gdy zamówił kawę i oparł się pokusie, by dodać
do niej babeczkę, jego myśli zatrzymały się na chwilę przy sposobie, w jaki
Robin przejęła kontrolę nad tą linią dochodzenia. Jeśli miałby być ze sobą
całkowicie szczery, pierwszy raz ujrzał w niej prawdziwą wspólniczkę, kogoś
równego sobie. Umówiła spotkanie wyłącznie dzięki własnej inwencji, a potem
zadecydowała, jak ono będzie wyglądało, oznajmiając mu w gruncie rzeczy,
że jego udział jest zbędny. Nie zdenerwowało go to – przeciwnie: prawie
go rozbawiło takie zdegradowanie do roli kogoś, kto czeka przy okrągłym
stoliku w przestronnej kawiarni z widokiem na rozległe trawniki parku
Meanwood.
Tymczasem Robin skierowała się w głąb parku, w którym w słoneczne
niedzielne popołudnie już panował tłok. Zgodnie z instrukcjami Rachel skręciła
na rozwidleniu w prawo i szła dalej, mając po prawej stronie szeroki pas zieleni
upstrzony drzewami, a po lewej strumień, wzdłuż którego po obu stronach
rosło jeszcze więcej drzew.
Po paru minutach dotarła na most, o którym wspomniała Rachel: składał się
z nierównych, rozłupanych kamiennych płyt ułożonych nad wodą i szybko
zauważyła drzewo z głazami po obu stronach oraz ławkę z małą metalową
tabliczką:

Janet Martin
(28.02.67–04.12.09)
Kochała Yorkshire
Kochała Życie. Była kochana.

Robin, urodzona i wychowana w Yorkshire, usiadła na ławce, czując


przypływ sympatii do Janet Martin, po czym się rozejrzała. Widok utwierdził
ją w przekonaniu, że Rachel regularnie przychodzi tu na spotkania
z przyjaciółmi. Ławka stała przy ścieżce częściowo osłoniętej od strony parku
drzewami rosnącymi po obu stronach przepływającego przed nią strumienia.
Potrafiła sobie wyobrazić nastolatki popijające w takim miejscu alkohol, z dala
od wścibskich oczu ludzi grających we frisbee albo opalających się na kocach.
Minęło czterdzieści minut, w czasie których przeszły obok Robin trzy osoby
z psami. Tuż po ostatniej z nich Robin zauważyła po drugiej stronie strumienia
kogoś idącego powoli w kierunku mostu.
Mimo gorącego dnia dziewczyna miała na sobie workowate dżinsy, grubą
obszerną koszulę w kratę i masywne trampki. Ciemne włosy sięgały jej tuż
za ramiona. Robin zastygła, jakby dziewczyna była dzikim zwierzęciem, które
mogłoby się przestraszyć nagłego ruchu. Dziewczyna dwukrotnie przystawała,
popatrując w stronę Robin, być może po to, by ją ocenić albo sprawdzić, czy
faktycznie jest sama. W końcu przeszła przez most.
Gdy się zbliżyła, Robin natychmiast uderzyły dwie rzeczy. Po pierwsze,
Rachel przejawiała niezwykłe podobieństwo do swojej siostry ciotecznej Edie
Ledwell: miała taką samą prostokątną twarz i wydatne usta, lecz ciemne oczy
i orli nos. Po drugie, była na tym etapie rozwoju samoświadomości, który
Robin doskonale pamiętała – gdy ciało dziewczyny przestaje być jedynie
nośnikiem fizycznego bólu i przyjemności, a zaczyna się stawać czymś,
co przyciąga pożądliwe spojrzenia i jest oceniane przez innych. Idąc w stronę
ławki, Rachel w obronnym geście splotła ręce na piersi, wpatrując się w Robin
i najwyraźniej nie mając pewności, czy faktycznie patrzy na osobę, z którą się
umówiła.
– Rachel? – spytała Robin, wstając z uśmiechem, który jak miała nadzieję,
wyglądał uspokajająco. – Jestem Robin, znana też jako Powstrzymajmy
Anomię.
Wyciągnęła rękę. Rachel rozplotła ramiona, żeby uścisnąć jej dłoń, i Robin
poczuła wilgotną skórę dziewczyny.
– Świetnie mnie pokierowałaś – pochwaliła ją, siadając z powrotem na ławce
Janet Martin. – Wspaniały park. Znasz wszystkie nazwiska, które są na tych
ławkach?
– Nie – odrzekła Rachel – tylko to.
Stała, skubiąc rąbek swojej zbyt grubej koszuli, a potem usiadła na ławce.
Robin dawała jej najwyżej szesnaście lat.
– Kiedyś spotykałam się tutaj z kuzynką, ale się wyprowadziła. Mieszkałyśmy
po przeciwnych stronach parku.
– Dokąd wyjechała?
– Do Bradford – powiedziała Rachel.
– To niedaleko – stwierdziła Robin.
– Tak, niedaleko – przyznała Rachel.
Strumień szemrał, przepływając obok nich, a jakiś labrador zaszczekał
wesoło, pędząc za piłką rzuconą przez właściciela na drugim brzegu. Rachel
wzięła głęboki oddech, po czym powiedziała:
– Jesteś Rudąkicią, prawda?
– Tak – potwierdziła Robin.
– Wiedziałam – odrzekła Rachel. – To byłby za duży zbieg okoliczności:
napisałam, że szukam kogoś, kto powstrzyma Anomię, a zaraz potem dostałam
od ciebie wiadomość prywatną. No więc kim jesteś, jeśli nie policjantką ani nie
dziennikarką?
Sięgając do kieszeni, Robin wyjęła portfel i podała Rachel swoją wizytówkę.
– To ja. Jestem prywatnym detektywem. Zatrudniono mnie i mojego
wspólnika, żebyśmy ustalili, kim jest Anomia.
Zauważyła, że nazwa agencji na wizytówce nic Rachel nie mówi i domyśliła
się, że Grant nie wspomniał córce o wynajęciu detektywów. I rzeczywiście,
następne pytanie Rachel brzmiało:
– Kto wam płaci?
– Obawiam się, że nie mogę ci tego powiedzieć – odrzekła Robin. – Ale
to dobrzy ludzie. Chcą powstrzymać Anomię i zależy im na Sercu jak smoła.
Rachel wciąż wydawała się wystraszona, więc Robin dodała:
– Jak ci wczoraj wspomniałam, Rachel, nikt się nie dowie o naszym
spotkaniu. Rozmawiamy nieoficjalnie. Nawet nie będę notowała.
– Wiesz też, jak mam na nazwisko? – spytała Rachel głosem tylko trochę
donośniejszym niż szept.
– Tak – potwierdziła Robin.
Oczy Rachel wypełniły się łzami.
– Uważasz, że jestem odrażająca?
– Oczywiście, że nie. – Robin przestała się uśmiechać. – Dlaczego miałabym
tak uważać?
– Bo ona była moją siostrą cioteczną i...
Rachel się przygarbiła i po jej twarzy popłynęły łzy. Robin pogmerała
w torebce w poszukiwaniu chusteczki, którą następnie wsunęła dziewczynie
do ręki.
– Dziękuję – chlipnęła Rachel.
– Dlaczego płaczesz? – spytała cicho Robin.
– Bo byłam jedną z nich – zaszlochała Rachel. – Byłam w Grze Dreka i Edie
pewnie myślała, że wszyscy jej nienawidzimy, ale to nieprawda, nie wszyscy...
Żałuję, że w ogóle miałam coś wspólnego z Anomią... Żałuję, że nie napisałam
do Edie albo coś i nie powiedziałam jej, jak uwielbiam tę kreskówkę, żeby
wiedziała, że chociaż jedna o-osoba w rodzinie była... – Słowa Rachel stały się
niezrozumiałe, ponieważ przycisnęła do twarzy obie dłonie i chusteczkę. – ...i
pojechałam na jej pogrzeb – łkała opuściwszy ręce – i wracając pociągiem
do domu, zalogowałam się do Twittera, a ludzie sobie żartowali, że trzeba
ją odkopać, a kiedy przyszłam do domu, wypiłam z pół butelki wódki i żałuję,
że... żałuję, że kiedykolwiek... i nie mam z kim o tym wszystkim porozmawiać,
bo gdyby mama się dowiedziała, że byłam w tej grze... Jej zdaniem winę
ponoszą fani. Mówi, że mój tata skorzysta na tym zabójstwie i...
Jej głos przeszedł w czkanie i szloch.
– Rachel – zaczęła łagodnie Robin – nigdy nie widziałam, żebyś w grze
zachowywała się podle albo kogokolwiek nękała, a już zwłaszcza Edie. Bycie
fanem to nie zbrodnia.
– Powinnam była częściej się za nią wstawiać – płakała Rachel. – Tamtego
wieczoru, kiedy ją za-zamordowano, Anomię interesowało tylko to, i-ile ludzi
zarejestruje się w tej cholernej grze. Dlaczego zostałam?
– Bo byli tam twoi przyjaciele – wyjaśniła Robin. – Bo dobrze się z nimi
bawiłaś.
– Po prostu próbujesz być miła. – Rachel wytarła oczy – ale nie wiesz
o wszystkim, co się działo. Anomia cały czas żartował z tej napaści, a my jakby
puszczaliśmy to mimo uszu, a potem w grze pojawili się nowi ludzie
i wiedziałam, że będzie źle, tak samo jak wiedział Morehouse, ale on przestał
się do mnie odzywać, więc nie mogłam z nim o tym pogadać. Nie wiesz
o wszystkim, co się działo – powtórzyła Rachel. – Gdybyś wiedziała, na pewno
wydałabym ci się odrażająca.
– Pozwól, że ci powiem, co według mnie się działo – zaproponowała Robin. –
Myślę, że LordDrek i Vilepechora twierdzili, że Anomią jest sama Edie i dali
komuś z moderatorów teczkę z materiałami, które rzekomo tego dowodziły.
Zaskoczenie Rachel było wręcz komiczne, ale Robin udała, że go nie
zauważyła.
– Myślę, że Sercella się zaoferowała, że zaniesie tę teczkę Joshowi i właśnie
tak zrobiła, a potem pewnie wam powiedziała, że Josh zamierza się spotkać
z Edie i oznajmić, że ją przejrzał. Ale nazajutrz po dniu, w którym mieli się
spotkać, okazało się, że na nich napadnięto.
– Skąd to wszystko wiesz? – spytała przerażona Rachel.
– Powiązałam ze sobą fakty – odrzekła Robin, zaniepokojona strachem
malującym się na twarzy Rachel. Nie chciała, żeby dziewczyna uciekła. –
Rachel, byłaś co najwyżej świadkiem tych wydarzeń. Żadnego z nich nie
spowodowałaś. To nie była twoja wina.
– Mogłam powiedzieć Edie, co się dzieje, mogłam ją ostrzec, uprzedzić, skąd
się wzięła ta teczka...
– Jak? – spytała rozsądnie Robin. – Przecież nigdy się nie widziałyście.
Wątpię, czy agent by jej przekazał, że dzwoniłaś. Może nawet by nie uwierzył,
że jesteście spokrewnione. Sławni ludzie dostają przeróżne dziwne
wiadomości od ludzi, których nigdy nie widzieli.
– Powinnam była spróbować – odrzekła z naciskiem Rachel, a z jej oczu
znowu popłynęły łzy.
– Nie wiedziałaś, do czego doprowadzi ta teczka, a gdyby LordDrek
i Vilepechora odkryli, że próbujesz pokrzyżować im plany, naraziłabyś się
na wielkie niebezpieczeństwo. Musisz sobie trochę odpuścić, Rachel. To nie
twoja wina.
Rachel pociągnęła nosem, strumień dalej szemrał, a park rozbrzmiewał
piskiem dzieci biegających i grających w piłkę. Robin przypuszczała,
że nierozsądnie byłoby nalegać, by Rachel wyjawiła nazwisko Morehouse'a,
zanim dziewczyna bardziej jej zaufa. Dlatego spytała:
– Jak trafiłaś na Serce jak smoła? Znalazłaś kreskówkę na YouTubie i zaczęłaś
oglądać czy...?
– Nie. – Rachel spuściła wzrok na chusteczkę, którą wykręcała palcami. –
Usłyszałam o niej od jednego gościa, z którym rozmawiałam kiedyś na Club
Penguin. Wiesz, to taka gra dla dzieci. Całkiem fajna. Wszyscy
występowaliśmy tam jako kreskówkowe pingwiny, które ze sobą rozmawiały. –
Roześmiała się lekko drżącym głosem. – No więc był tam taki jeden Zoltan
i zostaliśmy pingwinimi przyjaciółmi. Opowiadał mi o swoim ojcu, bardzo
agresywnym typie, a mój tata właśnie rzucił mamę, kiedy bardzo poważnie
zachorowała, i odszedł z jakąś kobietą z pracy, a ja z mamą przeprowadziłyśmy
się z Londynu do Leeds i nikogo tu jeszcze nie znałam, więc bez przerwy
wchodziłam na Club Penguin, żeby rozmawiać z Zoltanem, i tak jakby
próbowaliśmy się nawzajem wspierać. Zoltan znalazł na YouTubie pierwszy
odcinek Serca jak smoła i mi napisał, że muszę go obejrzeć,
że to najzabawniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widział, więc obejrzałam i
od razu się w tym zakochałam. Obydwoje mieliśmy obsesję na punkcie tej
kreskówki. A potem odkryłam, że stworzyła ją moja siostra cioteczna – ciągnęła
cicho Rachel – i dosłownie oszalałam, nie mogłam w to uwierzyć. Powiedziałam
Zoltanowi, że jestem spokrewniona z Edie Ledwell i... wtedy zrobił się jakiś
dziwny. Zaczął twierdzić, że ją zna, a potem napisał, że z nim flirtowała.
Wątpię, żeby był dużo starszy ode mnie. To były jakieś bzdury, totalne bzdury.
Powiedziałam mu, że kłamie, i wtedy się pokłóciliśmy, ale ostatecznie
ustąpiłam, bo był moim przyjacielem i pomyślałam, że może w domu jest
mu tak źle, że musi zmyślać różne rzeczy, żeby, no, wiesz, poczuć się lepiej
we własnej skórze, zaimponować mi albo coś. Ale potem – dodała, wzdychając –
Zoltan się zmienił. Zaczął, no, wiesz, robić do mnie podjazdy. Nigdy wcześniej
mu się to nie zdarzało, niczego takiego między nami nie było, byliśmy
po prostu naprawdę dobrymi kumplami, którzy rozmawiali o kreskówce i o
swoich problemach... Wiem, że chciał, żebym została jego dziewczyną tylko
dlatego, że byłam spokrewniona z Edie – ciągnęła markotnie Rachel. –
Obydwoje byliśmy już wtedy na Twitterze, zamieściłam tam swoje prawdziwe
zdjęcie, a on zaczął mi słać te wszystkie głupie teksty, które były zupełnie nie
w jego stylu: „Jeśli to twoje prawdziwe zdjęcie, pewnie masz po dziurki w nosie
facetów, którzy do ciebie zagadują” i tego typu rzeczy. „Wybacz, że ostatnio się
nie kontaktowałem, musiałem zawieźć chorego psa do weterynarza”. Był
za młody, żeby prowadzić. To wszystko wydawało się takie smutne i głupie.
Robin aż swędziały palce, żeby sięgnąć po notes, ponieważ to, co mówiła
Rachel, wydało jej się bardzo interesujące, lecz zamiast tego postanowiła się
skupić, by później jak najwierniej przekazać wszystko Strike'owi.
– Kiedy mu napisałam, żeby przestał chrzanić i darował sobie te przymilne
teksty, bardzo, bardzo się wkurzył i zrobił się okropny. Groził... groził, że mnie
zgwałci i zabije moją mamę.
– Co? – spytała Robin.
– Tak... a potem usunął swoje profile na Club Penguin oraz na Twitterze
i nigdy więcej się do mnie nie odezwał. Właśnie z tego powodu postanowiłam
udawać chłopaka w Grze Dreka. Przez tą dziwną i paskudną historię
z Zoltanem. Po prostu łatwiej być facetem. Nie trzeba znosić tego całego
gówna.
– Jesteś pewna, że Zoltan zniknął? – spytała Robin. – Przypomina paru
typów, którzy dalej kręcą się wokół fandomu Serca jak smoła.
– No, wiem – przyznała Rachel. – Był tam taki jeden, Scaramouche, pojawiał
się przez jakiś czas na Twitterze, śledził wszystkie rozmowy fanów, i myślałam,
że to może być Zoltan posługujący się inną nazwą użytkownika, bo próbował
takich samych tekstów z Dżdżownicą28. Wspomniała mi o tym. Napisał jej:
„Zgłosiłem Wiernego Ucznia Lepine'a, bo cię nękał”, a później, kiedy
niewystarczająco mu podziękowała i nie zaproponowała, że mu obciągnie...
Przepraszam – zreflektowała się Rachel, rumieniąc się.
– Nic nie szkodzi – uspokoiła ją Robin, rozbawiona myślą, że osiągnęła wiek,
w którym może zostać uznana przez nastolatkę za kogoś, kogo szokują
wzmianki o obciąganiu.
– No więc tak, kiedy Dżdżownica nie obsypała go wyrazami wdzięczności,
nie zaproponowała, że się z nim prześpi ani nic z tych rzeczy, postąpił z nią
w sumie tak jak Zoltan ze mną: nazwał ją suką, szmatą i tak dalej. W fandomie
Serca jak smoła jest masa takich historii. Jakby żadna dziewczyna nie mogła
zostać pełnoprawną fanką Serca jak smoła, dopóki Pióro Sprawiedliwości nie
spróbuje dobrać jej się do majtek.
– Często to robi?
– Ciągle, kurwa... Przepraszam – powtórzyła Rachel.
– Nie ma sprawy – powiedziała Robin. – Przeklinaj, ile chcesz. Powinnaś
usłyszeć, co mówi mój wspólnik, kiedy coś go zdenerwuje.
– No, w każdym razie Pióro bez przerwy zaczepia dziewczyny – podjęła
Rachel. – To taki zbok. „Och, naprawdę bardzo mi się podoba twoja teoria
na temat Srotki... Ile masz lat?”. „Wow, jaka inteligentna uwaga... Ile masz
lat?”. Robi to tak często, że czasami zapomina, kogo już pytał. Mnie pytał
ze trzy razy. Ostatnim razem napisałam mu w wiadomości prywatnej,
że jestem Anomią, tak dla jaj. Chciałam go wystraszyć, żeby dał mi spokój,
bo jeśli Anomia uzna cię za wroga, masz poważne kłopoty. I Pióro mi uwierzył,
ha, ha... ale po jakimś czasie musiałam mu napisać, że to był żart, bo zaczął
to rozgłaszać na Twitterze i niektórzy mu chyba uwierzyli... Przez jakieś trzy
dni byłam jakby sławna... no, w fandomie... ale potem pojawiła się inna teoria
na temat tożsamości Anomii i zostawili mnie w spokoju. Byłam prawdziwym
Smolistymsercem – ciągnęła Rachel, wpatrując się w wodę w strumieniu. –
Hardcorowym. Robiłam wszystko, dosłownie wszystko... Na przykład nie
jesteś prawdziwym Smolistymsercem, dopóki nie wdasz się z kimś w zaciekły
spór na temat tego, czy Narcyzka jest zdzirą, czy nie, albo dopóki nie
zaczniesz z kimś dyskutować o tym, czy kamienny lew nie ukrywa jakiejś
wskazówki dotyczącej właściciela Sercka spoczywającego w grobowcu.
I robiłam wszystko, co robią prawdziwe hardcorowe Smolisteserca:
próbowałam zdobywać poufne informacje i tak dalej.
– Na przykład jakie? – spytała Robin, starając się, żeby to zabrzmiało
zwyczajnie.
– Na przykład wszyscy wiedzieliśmy, że mąż agentki Josha prowadzi taką
stronę o ZPZ, więc wchodziliśmy na nią pod fałszywymi nazwiskami
i próbowaliśmy od niego wyciągać różne rzeczy. W zasadzie jest całkiem fajny.
Dalej czasami rozmawiam z nim o mamie. Śledzi najróżniejsze badania
medyczne i wydrukowałam jeden z artykułów, o których mi wspomniał,
żeby mama zaniosła go swojemu lekarzowi... Był bardzo miły, kiedy pisałam
mu o toczniu mamy. Na początku to wszystko było wspaniałe: jakbyśmy byli
detektywami albo coś, szukaliśmy wskazówek dotyczących tego, co się wydarzy
w kreskówce i gdy tylko pojawiał się nowy odcinek, wszyscy go analizowaliśmy
i mieliśmy kupę zabawy... Anomia też była na początku spoko, naprawdę.
Lubiłam ją.
– „Ją”? – powtórzyła Robin. – To „ona”?
– No – potwierdziła cicho Rachel. – Wiem, że to dziewczyna. Kiedyś z nią
rozmawiałam. Na samym początku, kiedy gra dopiero ruszyła i byłyśmy tylko
we dwie. Zanim Edie ją zdenerwowała. No więc kiedy tak rozmawiałyśmy,
Anomia napisała do mnie: „Edie i ja to w gruncie rzeczy ta sama osoba”.
Przecież chłopak by czegoś takiego nie napisał, prawda? Bez końca pisała o
tym, jak bardzo są do siebie podobne. Na początku Anomia naprawdę wielbiła
Edie... No, poznałam, że to dziewczyna. Ale jednocześnie wydawała mi się
trochę... czy ja wiem... Sama miałam obsesję na punkcie tej kreskówki,
naprawdę. Ale ona wspięła się na wyższy poziom. Potem Edie powiedziała,
że gra Anomii w zasadzie jej się nie podoba, a wtedy Anomia... jej
reakcja... Wiem, jak się zachowują dziewczyny, kiedy im podpadniesz –
wyznała z goryczą Rachel. – Jeśli powiesz jedno niewłaściwe słowo, jeśli nie
podporządkujesz się ich głupim zasadom, to koniec, stajesz się diabłem albo
czym tam jeszcze. Dziewczyny w mojej szkole to straszne suki. – Rachel znowu
się zarumieniła. – Jeśli nie wstajesz o piątej rano, żeby sobie przykleić sztuczne
rzęsy i nie nałożysz tak grubej warstwy makijażu, że wieczorem musisz
ją zdzierać dłutem, a na domiar złego wolisz piłkę nożną, gry komputerowe
i astronomię od poruszania ustami do muzyki Ariany Grande na Instagramie
i pozowania z cyckami na wierzchu, to jesteś kimś w rodzaju, no,
wiesz, podczłowieka, dziwoląga i lesbijki. Jest taka jedna, nazywa się Lucy
Wright... Moja mama chciała pójść do szkoły i się poskarżyć, że Lucy się
na mnie uwzięła, ale to nie ma sensu. Tylko pogorszyłaby sprawę...
Rachel zaczęła drzeć mokrą chusteczkę na kawałki. Ścieżką zbliżała się
młoda para ze spoodlem. Mężczyzna niósł na plecach nosidełko
z niemowlęciem w czapeczce, któremu kiwała się główka. Robin zaczekała,
aż znajdą się poza zasięgiem jej głosu, a potem poprosiła:
– Opowiedz mi o Morehousie.
Rachel przełknęła ślinę i do jej oczu znowu napłynęły łzy.
– Był... był moim najlepszym przyjacielem w tej grze. Bardzo długo brał mnie
za chłopaka. Mieliśmy ze sobą mnóstwo wspólnego, lubimy te same rzeczy...
To znaczy on w zasadzie nie jest kibicem piłki nożnej, ale miał bzika
na punkcie nauki i kosmosu, a do tego obydwoje uwielbialiśmy grać. Był dla
mnie kimś w rodzaju mojego nowego Zoltana, tylko że Morehouse naprawdę
był miłym gościem. Nawet kiedy już odkrył, że jestem dziewczyną, rozmawiał
ze mną tak jak wcześniej i trochę mi... – Wzięła głęboki oddech i zadrżała –
...trochę mi pomógł, bo przez to nękanie w szkole zaczęłam chodzić na wagary
– wyznała Rachel, znowu wycierając oczy – a do tego wpakowałam się
w kłopoty przez graffiti. Cały czas mi powtarzał, że muszę wziąć się w garść,
bo jestem zbyt mądra, żebym nie spróbowała dostać się na studia,
że muszę przestać pić i zacząć się uczyć, że na uczelni nie będę musiała znosić
tych wszystkich suk ze szkoły.
– Powiedziałaś Morehouse'owi, że według ciebie Anomia jest dziewczyną?
– Tak – odparła Rachel. – Zaprzeczył, ale czułam, że po prostu ją chroni.
Początkowo myślałam, że są razem... no wiesz, że są parą, jak Josh i Edie. „To
nie moja dziewczyna, tylko moja siostra” rzucił niby żartem albo nawet napisał,
że to żart. Ale nawet zachowanie Anomii, odkąd się dowiedziała, że gadamy
z Morehouse'em na grupie prywatnej... Czułam, że jest zazdrosna. Tak samo
zareagowała na pojawienie się Narcyzki. Ma zaborczy stosunek
do Morehouse'a. Zawsze mi powtarzał: „To facet, nie mów przy nim, że jest
dziewczyną, bo cię zbanuje”, ale ja wiedziałam, że ona tylko udaje chłopaka,
prawdopodobnie z takich samych powodów jak ja. Po tym jak Morehouse
napisał o siostrze, próbowałam się dowiedzieć, czy rzeczywiście ma siostrę,
bo pomyślałam: czemu nie, może faktycznie są rodzeństwem.
– I ma siostrę? – spytała Robin, wciąż neutralnym tonem.
– Tak, ale wiedziałam, że nie mogłaby być Anomią. Jest prawniczką. To po
prostu niemożliwe.
– Więc wtedy już wiedziałaś, kim jest Morehouse? – podchwyciła Robin.
Zapadło długie milczenie. W końcu Rachel kiwnęła głową.
– I to był koniec naszej przyjaźni – powiedziała smutno. – Ostrzegał, żebym
nigdy, przenigdy nie próbowała się dowiedzieć, kim naprawdę jest. Nie
przypuszczałam, że mówi poważnie, ale jednak mówił, bo kiedy mu napisałam,
że poznałam jego tożsamość, strasznie się wkurzył. Naprawdę się zdenerwował
i... próbowałam go przeprosić, ale nie chciał ze mną gadać
na grupie prywatnej... Potem naprawdę się wnerwiłam, bo przecież nie
zamierzałam go demaskować na Twitterze ani nic, był moim przyjacielem.
A pewnego wieczoru upiłam się w swoim pokoju, byłam akurat na grupie
moderatorów i... i rzuciłam taki jakby żart nawiązujący do czegoś, czego się o
nim dowiedziałam... To wystarczyło. Wściekł się. Od tej pory tylko raz
rozmawiał ze mną na grupie prywatnej. To było wtedy, jak mi zarzucił,
że powiedziałam Narcyzce o jego niepełnosprawności, ale ja niczego takiego
nie zrobiłam. Prawdopodobnie przypomniał jej się ten głupi żart o jeździe
na tylnym kole... bo wiesz, on jeździ na wózku...
– Na wózku? – powtórzyła Robin, a jej myśli od razu popłynęły ku Inigowi
Upcottowi.
Rachel kiwnęła głową, a potem znowu się rozpłakała.
– Przepraszam – powiedziała przez łzy. – Gdyby nie pojawiła się Narcyzka,
może byśmy się pogodzili, ale bardzo szybko się ze sobą zaprzyjaźnili i nie miał
już dla mnie czasu...
Robin podała jej następną chusteczkę i zaczekała, aż najgorszy etap płaczu
minie, zanim cicho spytała:
– Jak odkryłaś, kim naprawdę jest Morehouse?
– Pomylił się na Twitterze – wyjaśniła Rachel łamiącym się głosem,
gorączkowo wycierając oczy. – Przez przypadek zamieścił link na profilu
Morehouse'a, zamiast na prywatnym. Po jakichś dziesięciu sekundach się
połapał i go usunął, ale ja to zauważyłam i namierzyłam ten link. Prowadził
do jakiegoś szalonego projektu badawczego z astrofizyki na Uniwersytecie
Cambridge. Morehouse powiedział mi trochę na swój temat, kiedy gadaliśmy
na grupie prywatnej w grze, więc miałam pewne tropy. Mówił, że jest ode mnie
starszy, ale nie zdradzi mi, ile ma lat, i dodał, że stworzył tę grę z Anomią dla
zabawy, bo to było coś w rodzaju miłej przerwy w bardzo stresującej pracy.
Domyśliłam się, że ma brązową skórę, bo kiedy raz powiedziałam, że spaliłam
się na słońcu, odpisał, że ma trwałą opaleniznę. Jedno z nazwisk uczestników
tych badań miało indyjskie brzmienie. No więc weszłam na stronę internetową
Cambridge, zaglądałam na wydziały astrofizyki w różnych kolegiach i tak dalej,
aż wreszcie znalazłam jego zdjęcie. Był na wózku, pozował razem z resztą
badaczy. – Rachel znowu się zarumieniła. – Jest naprawdę
przystojny. Rozumiem, dlaczego tak się spodobał Narcyzce... W każdym razie
poznałam jego prawdziwe imię i nazwisko, więc weszłam na Twittera
i znalazłam jego prywatny profil, na którym tweetuje o kosmosie, zamieszcza
zdjęcia z Cambridge i tak dalej. Cierpi na porażenie mózgowe. To chyba dość
poważny przypadek, bo pisał o konieczności dostosowania komputera i w
ogóle. Chyba jest jakimś geniuszem – ciągnęła prostodusznie Rachel – bo jak
na naukowca wygląda bardzo młodo... No, nieważne...
Odwróciła się, żeby znowu spojrzeć prosto na Robin. Gdy cętkowane światło
padło na jej mokrą od łez twarz, Robin znowu uderzyło duże podobieństwo tej
dziewczyny do Edie.
– Nie powiesz mu, że to ja pomogłam ci go znaleźć?
– Oczywiście, że nie – zapewniła Robin.
Rachel wzięła głęboki oddech, a potem powiedziała:
– Okej. Nazywa się Vikas Bhardwaj, jest doktorem astrofizyki w Kolegium
Gonville'a i Caiusa.
83
Skoro wszystkie zdradzają tak śmiało,
ich udrękę za korzyść swą uznawaj;
A jeśli nie chcesz, by serce twe cierpiało,
To ty im pierwszy ból zadawaj.

Letitia Elizabeth Landon


Cottage Courtship

– Jedyny doktor Vikas Bhardwaj przed trzydziestką, którego udało mi się


znaleźć, mieszka w Birmingham – powiedział Strike trzy kwadranse później
w kawiarni Three Cottages, gdy już z zadowoleniem pogratulował Robin
owocnej rozmowy i otworzył w telefonie stronę 192.com. – Może to dom jego
rodziców?
– Albo adres, pod którym jest zarejestrowany jako wyborca – odrzekła Robin.
– Zadzwońmy tam, żeby się nie okazało, że w Cambridge jednak go nie ma i
musimy znowu jechać na północ.
– Ja to zrobię. – Strike wstał. – Przy okazji będę mógł zapalić.
Wrócił po pięciu minutach.
– Tak, jest w Cambridge. Chyba właśnie rozmawiałem z jego mamą.
Powiedziała, że jest „na swojej uczelni”. – Niech to diabli! – zdenerwował się
Strike, gdy już siedzieli w bmw i jechali M11 na południe. – Gdybyśmy o tym
wiedzieli, kiedy piłem na stacji kawę i jadłem ten batonik z wiórów,
moglibyśmy od razu do niego pojechać.
Znowu oślepiało ich słońce.
– Może będzie lepiej, jeśli odwiedzimy go wieczorem – powiedział Strike. –
Pewnie cały dzień siedzi w laboratorium.
– Jest niedziela. Może wybierze się do pubu.
– Więc na niego zaczekamy. W razie potrzeby będę spał pod jego drzwiami.
Dzięki tobie jesteśmy cholernie blisko rozwiązania tej sprawy.
– Rachel wspomniała też o czymś, o czym ci jeszcze nie mówiłam –
kontynuowała Robin. – Nie ma to związku z Vikasem ani z Anomią, ale jest
dziwne. Powiedziała, że natrafiła na Serce jak smoła dzięki chłopakowi, z którym
rozmawiała kiedyś online w grze dla dzieci Club Penguin. Nazywał siebie
Zoltan...
Robin opowiedziała historię Zoltana: mówiła o tym, jak zabiegał, by Rachel
została jego dziewczyną, gdy dowiedział się od niej, że jest spokrewniona
z Edie, o wściekłych i brutalnych pogróżkach, którymi zareagował na jej
prośbę, żeby przestał jej się narzucać, oraz o tym, jak w końcu usunął swoje
profile.
– ...ale najdziwniejsze jest to – ciągnęła Robin – że znam teksty, których
Zoltan próbował w rozmowach z Rachel: dostawałam takie same wiadomości
od przypadkowych facetów kręcących się wokół fandomu. Były identyczne.
Jakby działali na podstawie jakiegoś scenariusza.
– Na przykład jakie? – spytał Strike, przekonany, że go to rozbawi.
– Jeden z nich brzmiał: „Jeśli to jest twoje prawdziwe zdjęcie, to pewnie
jesteś już śmiertelnie znudzona piszącymi do ciebie facetami, więc lepiej dam
ci spokój”. Ustawiłam profil na Twitterze tak, żeby każdy mógł do mnie
napisać, bo chciałam porozmawiać z jak największą liczbą fanów Serca jak
smoła. Oczywiście nie dodałam swojego prawdziwego zdjęcia, wykorzystałam
stockową fotkę jakiejś nastolatki. Te wszystkie teksty miały taki wydźwięk,
jakby, no wiesz, gość był skromny i zupełnie nieszkodliwy, ale kiedy nie
odpisałam, zrobił się agresywny, i to szybko. Nazwał mnie nadętą zdzirą, której
się wydaje, że jest dla niego za dobra.
– Powiedz jeszcze raz: jak brzmiała ta jego zagajka? – poprosił Strike,
marszcząc brwi.
– „Jeśli to jest twoje prawdziwe zdjęcie, to pewnie jesteś już śmiertelnie
znudzona piszącymi do ciebie facetami, więc lepiej dam ci spokój”. Rachel
wspomniała o jeszcze innym gościu, którym, jak podejrzewała, był Zoltan
posługujący się inną nazwą użytkownika: uderzył na Twitterze do Zoe Haigh,
pisząc, że obronił ją przed innym facetem, który ją nękał. Potem oczekiwał,
że z wdzięczności Zoe się z nim prześpi czy coś takiego. No więc niejaki Max
potraktował mnie identycznie na Twitterze. Napisał: „To nie jest żaden fortel
podrywowy, chciałem tylko powiedzieć, że ten gość jest mocno
niezrównoważony i już go zgłosiłem”. Tylko że wczoraj, gdy przed rozmową
z Rachel przeglądałam tweety, znowu natrafiłam na tego Maxa, i z całą
pewnością żaden z niego Sir Galahad. Był jedną z osób dręczących Edie...
w zasadzie to od niego wyszła plotka, że była prostytutką. Co więcej – ciągnęła
Robin – Zoltan napisał kiedyś Rachel, że musiał zawieźć chorego psa
do weterynarza. Nie wspominałeś przypadkiem, że Anomia napisał Kei Niven,
że musiał zawieźć...
– ...do weterynarza chorego kota. Tak – potwierdził Strike, teraz już bardzo
zaintrygowany. – Wiesz, jestem pewny, że słyszałem ten tekst o zdjęciu gdzieś
jeszcze... Zaczekaj – powiedział i wyjął telefon.
Robin jechała w milczeniu, a Strike sprawdzał coś w komórce. Minęło pięć
minut.
– Miałem rację – odezwał się wreszcie. – Jestem na stronie internetowej
gościa, który nazywa się Kosh przez K i określa się mianem „artysty
podrywacza o międzynarodowej sławie, który nauczył miliony mężczyzn, jak
w kilka godzin od poznania kobiety nakłonić ją do seksu! Autor bestsellerów
Numerek! i Gra”. Właśnie ściągnąłem jego e-booka Gra cyfrowa. Gotowa?
– Dawaj – powiedziała.
Zaczął zatem czytać.

Gra cyfrowa
Powtórz za mną: nie znajdziesz żony w Internecie.
Kobiety w sieci mogą zdobyć tyle kutasów, ile tylko zechcą. Faceci uderzają
regularnie nawet do czwórek i piątek, a to oznacza, że...

– Jest Amerykaninem – wtrącił Strike.


– I już zaczynam go lubić – odrzekła Robin.

...przywykły traktować mężczyzn jak jednorazowe gryzaczki. Grając w tę


loterię, kobiety w Internecie mogą nawet sporadycznie próbować szczęścia
u alfy.
Jeśli kobieta ma potwierdzoną historię internetowych podrywów, które
skończyły się dymaniem, to dopóki jej leniwe paluszki będą mogły operować
myszką, nie unikniesz ryzyka, że wymieni cię na innego. A przecież żaden facet
nie chciałby zostawiać żony w domu, wiedząc, że za pomocą kilku kliknięć
może upolować nowego kutasa.
To była zła wiadomość.
Dobra wiadomość jest taka, że uwalnia cię to od ograniczeń typowych dla gry
w realu. Gra cyfrowa to najostrzejszy i pod pewnymi względami
najprzyjemniejszy jej wariant: minimum wysiłku, maksimum zysku – pod
warunkiem, że jesteś gotów zaakceptować cipkę gorszego sortu.

– Uroczo – powiedziała Robin.

Jeśli jednak zależy ci raczej na ilości cipek, a nie na ich jakości, przenieś się
do Internetu. Dzięki przyswojeniu podstawowych zasad i odrobinie wysiłku
na pewno będziesz zaliczał regularnie i z łatwością.

– Potem mamy niezawodne sposoby na zapewnienie sobie tego zaliczania –


powiedział Strike.

1. Nalot dywanowy
Możliwe, że będziesz musiał uderzyć do 50–100 dziewczyn, żeby zaliczyć parę
numerków plus akcje typu gołe fotki/filmiki.
Jeśli będziesz konsekwentnie wykonywał poniższe kroki, gra cyfrowa będzie
ci przychodziła bez wysiłku. Jedną z jej wielkich zalet jest to, że możesz wziąć
na celownik olbrzymią liczbę kobiet jednocześnie. Szczerze doradzam
prowadzenie rejestru, żebyś wiedział, na jakim etapie jesteś z danym
obiektem.

– Na tym polegał błąd Tima Ashcrofta – powiedziała Robin. – Nie prowadził


rejestru. Rachel mówiła, że uderzał do niej trzy razy, przez pomyłkę.

2. Poznaj swoją ofiarę


Większość cipek dostępnych na popularnych portalach takich jak Twitter,
tumblr itp. głosi treści liberalne/WSS-owe – to jeden z powodów, dla których
nie znajdziesz tam przyszłej partnerki życiowej. WSS-ówki są rozpuszczone,
samolubne, roszczeniowe i często agresywne. Poza tym zaskakująco łatwo
wkręcić je w grę, jeśli znasz zasady.
W porównaniu z większością kobiet WSS-ówki mają dodatkową warstwę
fałszu. Pożądają alf, ale się tego wstydzą. Kochają białych rycerzy, ale udają,
że nie. Chcą równości, ale żeby traktowano je jak małe księżniczki, za które się
w głębi duszy uważają.
Klucze do wyrwania WSS-ówki to: wrażliwość, pozorne poszanowanie granic
oraz udawanie zainteresowania jej opiniami.

– Skąd w ogóle wiesz o tym całym Koshu? – spytała Robin.


– Od pewnego szesnastolatka... Ale posłuchaj tego...

3. Teksty na początek
Poniżej wymieniam sprawdzone zagajki, które stosuję na okrągło, żeby
wyrywać laski. Jedną z zalet gry cyfrowej jest to, że nie musisz polegać
na wyglądzie/uroku osobistym/tonie głosu/mowie ciała. Po prostu wytnij,
wklej i czekaj.
* Jeśli to jest twoje prawdziwe zdjęcie, to pewnie jesteś już śmiertelnie
znudzona piszącymi do ciebie facetami, więc lepiej dam ci spokój...
* Biorąc pod uwagę, co muszą znosić kobiety na tej odrażającej platformie,
czuję, że na początku powinienem zaznaczyć, że to nie jest żaden tani podryw,
ale to, co przed chwilą napisałaś o [polityce/sprawiedliwości
społecznej/paskudnym postępowaniu mężczyzn] jest bezbłędne.
* To nie jest żaden fortel podrywowy, chciałem tylko powiedzieć, że ten [gość,
który się z nią nie zgodził/nękał ją/obraził] jest mocno
niezrównoważony/zgłosiłem go.

– Nie do wiary – powiedziała Robin, spoglądając w bok. – Więc ci wszyscy


kretyni używają tekstów Kosha?
– Jest tego więcej – uprzedził Strike. – O, ten fragment wygląda ciekawie.

4. Negging
Negging w Internecie działa równie skutecznie jak w realu. Gdy już zwrócisz
na siebie jej uwagę, udając zainteresowanie jej opiniami/troskę o jej
dobro/uznanie dla jej wyglądu, znajdź coś, co możesz skrytykować albo z czym
możesz się nie zgodzić. Niech to będzie jakaś bezpieczna drobnostka.
Wytrącona z równowagi, zacznie się starać o odzyskanie twojego uznania.
* [o jej zdjęciu] ale domyślam się, że zastosowałaś mnóstwo filtrów. Każdy
je stosuje.
* Chyba nie czytałaś [wstaw któregoś z ulubieńców WSS-ów, na przykład
Noama Chomsky'ego/Ta-Nehisiego Coatesa/Ananda Giridharadasa i przygotuj
sobie jeden cytat tego autora]
* Sprawiasz wrażenie trochę agresywnej, ale to chyba zrozumiałe.

– Kea powiedziała, że to ostatnie napisał jej Anomia – powiedział Strike –


i taka opinia od Anomii wydała mi się wtedy zajebiście zabawna...

5. Podsycaj strach przed porzuceniem


Ona jest przekonana, że dobry z ciebie facet, więc zaczyna się starać
o odzyskanie twojego uznania: teraz zamilknij na jakiś czas, od godziny
do pełnych 24 godzin, w zależności od obiektu. Ósemki i dziewiątki nie
powinny czekać za długo, ponieważ mają inne opcje. Dla czwórek i piątek
24 godziny załatwią sprawę. Cipka musi wiedzieć, że masz swoje życie/inne
zajęcia oprócz internetowych interakcji z obcą osobą.
6. Alfa w przebraniu pizdusia
Wróć, ale nie przepraszaj – na razie nie jesteś jej nic winien, bo niczego ci nie
dała. Niech powód nieobecności ukaże cię jako alfę bez potrzeby mówienia
o tym wprost: jesteś fizycznie/emocjonalnie silny, popularny, wypłacalny
i kompetentny. Kreujesz się na niezawodnego dobrego faceta, nie deklarując
tego otwarcie.
* Sąsiad potrzebował pomocy w podniesieniu lodówki, żeby mógł spod niej
wyjąć jakąś cholerną zabawkę.
* Mojej siostrze naprzykrza się były facet. Zaproponowałem, że u niej
przenocuję.
* Podrzuciłem kumpla do weterynarza, musiał odebrać psa.
– Więc to stąd się biorą te wszystkie chore psy i koty? – spytała Robin.
– Na to wygląda.

7. Rozszerz zakres pogawędek


Ona się cieszy, że znowu skupiłeś na niej uwagę, a powód twojej tymczasowej
nieobecności podniósł twoją wartość w jej oczach. Teraz zacznij jej zadawać
pytania o nią samą, żeby lepiej dopasować swoją bajeczkę do jej konkretnych
planów. Jeśli jest samotną matką – wychowała cię samotna matka, która
wspaniale się spisała. Jeśli martwi ją ubóstwo – udzielasz się jako wolontariusz
w lokalnej jadłodzielni. Jeśli jest zaniepokojona niesprawiedliwością rasową –
właśnie rozmawiałeś na ten temat ze swoim czarnoskórym najlepszym
przyjacielem...

– Kea mi wspomniała – wtrącił Strike – że kiedy Anomia napomknął o kocie,


napisała, że ich nie lubi z powodu tego, co robią populacjom ptaków. Kiedy
wyjaśniła, że jej matka hoduje papugi, natychmiast oznajmił, że też ma papugę.
Robin milczała kilka sekund, a potem spytała:
– Więc myślisz, że Kea mówiła prawdę o ich rozmowie, ale jej zapisu ci nie
pokazała, prawda?
– Zgadza się – odrzekł – Mówiła, że zablokowała Anomię, kiedy zrobił się
podły, więc tej rozmowy już nie widać. Co cię gryzie?
– No wiesz... wokół fandomu Serca jak smoła kręci się zgraja mężczyzn lub
nastoletnich chłopaków próbujących podrywać liberalne, lewicujące kobiety
i dziewczyny, prawda? I wszyscy posługują się tekstami Kosha?
– Na to wygląda.
– Któryś z nich na pewno uderzył do Kei, no nie? Jest bardzo ładna i od paru
lat pełno jej na Twitterze.
– Myślisz, że zmyśliła bajeczkę o tym, że podrywał ją Anomia? Że po prostu
zacytowała wymianę zdań z jakimś innym gościem?
– Tak... nie zdając sobie sprawy, że to wszystko jest tylko schematem
mającym źródło w poradniku Kosha. Poza tym nie rozumiem, dlaczego nie
zapisała tamtej rozmowy z Anomią, o ile w ogóle do niej doszło. Przecież
Anomia wychodzi w niej na kretyna, prawda? Mam na myśli zwłaszcza ten
fragment o papudze. No i pasuje to do jej twierdzenia, że sama nie jest
Anomią. „Patrzcie, mnie też nękał”.
– Słuszne uwagi – ocenił Strike. – Więc skłaniasz się ku teorii Rachel,
że Anomia jest kobietą?
Robin zastanawiała się chwilę, po czym odparła:
– Po prostu nie wiem. Przed rozmową z Rachel myślałam,
że do prawdziwego Anomii najbardziej zbliżają nas te wiadomości prywatne,
które słał Joshowi: był w nich bardzo arogancki, elokwentny i przekonany,
że powinien przejąć twórczą rolę Edie. Ale opisana przez Rachel rozmowa
z czasów, kiedy to wszystko się dopiero zaczynało, brzmi dziwnie, prawda?
„Edie i ja to w gruncie rzeczy ta sama osoba”. Rachel powiedziała, że nie tak
wyraża się przeciętny chłopak albo mężczyzna, i ja się z nią zgadzam. Jestem
pewna, że ona mówi prawdę o tamtej rozmowie: najwyraźniej ma wyrzuty
sumienia i wypomina sobie, że w ogóle dołączyła do gry. Nie widzę powodu,
dla którego miałaby kłamać. Już na samym początku tego dochodzenia
powiedziałam ci, że moim zdaniem coś nie gra w podejściu Anomii do seksu.
Zero flirtowania, żadnych prób spotykania się albo randkowania
z dziewczynami zabiegającymi o jego zainteresowanie. W grze, owszem, jest
inny, potrafi być niemiły i agresywny, ale jak już wspomniałam, czasami
wydaje się to naciągane. Jakby uważał, że właśnie takiego zachowania oczekuje
się od mężczyzny online.
– Zawsze podobała mi się twoja teoria „Kea jako Anomia” – powiedział Strike
– ale przyjmijmy, że Anomia rzeczywiście próbował poderwać Keę na teksty
Kosha. Nie ma powodu, dla którego Anomia nie miałby się ukrywać także pod
imionami tych Maxów i Zoltanów próbujących podrywać dziewczyny, prawda?
– Chyba nie ma – przyznała Robin. – Ale po co Anomia miałby zawracać sobie
głowę innymi profilami i próbować podrywać dziewczyny, skoro wszystkie
fanki Serca jak smoła są nim zafascynowane?
– Żeby on sam pozostał czysty i anonimowy?
– Możliwe – powiedziała z powątpiewaniem – ale mój Boże, jeśli Anomia
nadzoruje grę, bez przerwy tweetuje oraz próbuje podrywać masę dziewczyn,
korzystając z systemu Kosha, to czy w ogóle ma czas na sen?
– Na pewno miałby go niewiele – stwierdził Strike. – A my napotykamy
kolejną zagadkę, prawda? Dlaczego, do diabła, Vikas Bhardwaj, astrofizyk
z jednego z najbardziej prestiżowych uniwersytetów, kumpluje się z Anomią?
– „To nie moja dziewczyna, tylko moja siostra” – zacytowała Robin. – Wiesz,
zastanawiałam się...
Zadzwoniła komórka Strike'a i połączenie od razu trafiło do bluetootha.
Strike odebrał i w głośnikach zabrzmiał głos Midge.
– Strike?
– Tak, jestem. Jest też Robin.
– Mam wieści... w sprawie Rossa...
Midge wydawała się zasapana. Strike i Robin spojrzeli na siebie.
– Wszystko w porządku? – spytał Strike.
– No... tak... po prostu musiałam biec... jakiś kilometr... i trochę się
zadyszałam.
– Jesteś obok wiejskiej posiadłości Rossa?
– Tak... Weszłam na jego teren... Nie wściekaj się, musiałam... Tylko tak
mogłam zdobyć to, czego potrzebujemy... Okej – podjęła Midge, zaczerpnąwszy
głęboko powietrza. – No więc siedziałam na wzgórzu z widokiem na ten dom
i obserwowałam okolicę przez lornetkę.
– Domyślam się, że to wzgórze też należy do Rossa.
– Tak, ale jedynie stamtąd mogłam coś zobaczyć. Byłam za drzewami.
W każdym razie godzinę temu pojawiły się dwie starsze córki. Wyprowadzały
kucyki na... Jak się nazywa to miejsce, gdzie się jeździ, ale które nie jest polem?
– Ujeżdżalnia? – podsunęła Robin.
– Chyba właśnie tam – powiedziała Midge. – Strike, pewnie się trochę
wkurzysz, ale, kuźwa, zrobiłabym to jeszcze raz.
– Dopóki brakuje nam rąk do pracy, nie stać mnie na to, żeby cię wylać,
chyba że odstrzeliłaś te dzieciaki z karabinu snajperskiego – odrzekł Strike. –
Mów.
– No dobra, więc przez jakiś czas ćwiczyły skoki i tak dalej, a potem
przyszedł Ross, żeby na nie popatrzeć, więc zaczęłam nagrywać.
– Nagrywanie na terenie prywatnym jest niezgodne z prawem, ale pomijając
to...
– I młodsza dziewczynka, widząc, że tata patrzy, zupełnie się pogubiła.
Kucyk nie współpracował. Wtedy ten pojeb wszedł do ujeżdżalni, ustawił
drążek o poziom wyżej i kazał małej spróbować jeszcze raz. Kucyk przeskoczył,
ale strącił drążek. Więc Ross ustawił drążek jeszcze wyżej. Wiedziałam, co się
kroi – ciągnęła Midge. – Czułam to. Czułam, że zrobi się brutalny. Dlatego nie
przestając nagrywać, zeszłam ze wzgórza...
– Zobaczył cię? – Strike spojrzał ze złością na głośnik, z którego wydobywały
się słowa Midge.
– Nie, wtedy jeszcze nie – uspokoiła go. – Schowałam się za jednym z tych
krzaków, które zawsze są obsypane kwiatami, nie wiem, jak one się...
– Mniejsza o pieprzone ogrodnictwo, co się stało?
– Tłumaczyła mu, że nie da rady. Płakała, trzęsła się... Po chwili najstarsza
córka zaczęła prosić ojca, żeby zostawił jej siostrę w spokoju. Ross podszedł
do niej, ściągnął z kucyka, spoliczkował i odesłał do domu. Chciała zostać, ale
znowu ją uderzył, więc poszła. Wtedy powinnam była zareagować – ciągnęła
Midge – i dalsza część by się nie wydarzyła, ale pozostałam w ukryciu, żeby
dalej nagrywać, a on odwrócił się do tej młodszej i kazał jej, kurwa, skakać i
smagać kucyka batem, dopóki mu się nie uda. Górny drążek był wyżej niż łeb
kucyka. To było, kuźwa, niedorzeczne. Dziewczynka wyglądała na przerażoną,
ale Ross się na nią wydzierał, więc ruszyła prosto na przeszkodę, okładając
kucyka, tak jak jej kazał, a kucyk po prostu wyrżnął w drążki i runął w dół.
Przewrócił się i usłyszałam jej krzyk. Kucyk nie mógł się podnieść, bo uwięzła
mu noga, a ona leżała pod nim. Wtedy wybiegłam z krzaków – dokończyła
Midge. – Umiem udzielać pierwszej pomocy. Nie mogłam tak zostawić tego
dziecka...
– A Ross na pewno z miłą chęcią pozwolił ci je obejrzeć i w ogóle nie spytał,
dlaczego siedziałaś schowana w pieprzonych krzakach...
– A co miała zrobić? – zdenerwowała się Robin, opowiadając się po stronie
Midge. – Nagrywać dalej, jak kucyk miażdży tę dziewczynkę na śmierć?
– Kiedy przechodziłam przez płot, Rossowi udało się ściągnąć z niej kucyka,
ale dla dziewczynki skończyło się to co najmniej złamaniem nogi. Była biała jak
pieprzone prześcieradło. No ale wtedy Ross mnie zauważył – ciągnęła Midge. –
Zawołał: „A ty, kurwa, coś za jedna?” czy jakoś tak i... to też ci się nie spodoba,
Strike...
– Powiedziałaś mu, że masz to wszystko nagrane?
– No – przyznała Midge. – Wtedy ruszył na mnie ze szpicrutą. Myślałam,
że takie akcje odeszły razem z epoką wiktoriańską.
– Zostawił na ziemi córkę ze złamaną nogą, żeby za tobą pobiec? – spytała
z niedowierzaniem Robin.
– Jasne, że tak, kurwa. – Strike'a wcale to nie dziwiło. – Przecież to przez
niego złamała nogę, więc dlaczego nagle miałby zacząć się nią przejmować?
Domyślam się, że mu uciekłaś? – spytał, zwracając się do Midge.
– Jasne – odrzekła. – Jest mało wysportowany. Przecież wszędzie go wożą,
prawda? Leniwy dupek. No więc tak. Mam dla ciebie film ze sporą dawką
okrucieństwa wobec dzieci i zwierzęcia. Pomyślałam, że przynajmniej z tego
będziesz zadowolony.
– Jestem – powiedział Strike. – Miejmy nadzieję, że Ross uzna cię za jakąś
stukniętą obrończynię koni... Sam nie zaleciłbym ci takiej taktyki, ale wyniki
są doskonałe. Dobra robota.
Gdy Midge się rozłączyła, Strike westchnął z ulgą.
– No, myślę, że to w połączeniu z nagraniem Deva i słowami podpitej niani
oznacza, że Ross jest udupiony na cacy. Kiedy Bhardwaj nam powie, kim jest
Anomia, odpadną nam dwie sprawy i będziemy mogli się skupić na Lepkich
Rączkach i sowitej wypłacie.
Robin nie odpowiedziała. Strike spojrzał na nią z ukosa i gdy zauważył jej
kamienną twarz, natychmiast się domyślił, o co chodzi.
– Nie cieszę się z tego, że dziecku stała się krzywda.
– Wcale tak nie myślałam – odrzekła chłodno Robin.
– Więc skąd to spojrzenie Meduzy?
– Po prostu moim zdaniem tym dziewczynkom nie pomoże świadomość,
że ich ojca nagrano, kiedy je krzywdził. Prawdopodobnie przyniesie to tylko
taki skutek, że ten typ będzie bardziej ostrożny.
Strike wyjął e-papierosa z kieszeni, skupił wzrok z powrotem na M11
i powiedział:
– Pamiętam o tym, żeby przy okazji spróbować im pomóc. Jeśli będę mógł
to zrobić, zrobię.
84
Jakim grzechem sobie na to za służyłam?

Christina Rossetti
Zara

Gdy Strike i Robin wjechali wreszcie na przedmieścia Cambridge, dochodziła


siódma. Bezchmurne wiosenne niebo miało już opalizujący poblask,
a zmierzając do kolegium Vikasa Bhardwaja, Robin, choć zmęczona, zauważała
coraz liczniejsze piękne zabytkowe budynki.
– Co za ironia – odezwał się Strike, czytający właśnie stronę internetową
kolegium. – „Caius – jeden z gości, na których cześć nazwano to kolegium –
słynął z nietypowych warunków przyjmowania studentów, odmawiając
wstępu zarówno chorym i niedołężnym, jak i Walijczykom”... No cóż, co do
Walijczyków zgodzą się z nim oczywiście wszyscy rozsądni ludzie, ale wątpię,
żeby Caius był zadowolony, gdyby przegapił Vikasa Bhardwaja... Chryste, był
tu też Stephen Hawking... Czwarte najstarsze kolegium... jedno
z najzamożniejszych...
– Niełatwo się do niego dostać, wiem o tym – powiedziała Robin, która
wyraźnie widziała kolegium na nawigacji, ale aplikacja prowadziła ją ulicami,
które zdawały się ich od niego oddalać. – Dasz radę iść? Wątpię, żeby udało
mi się zaparkować gdzieś w pobliżu uczelni. Mnóstwo tam buspasów i stref
tylko dla pieszych.
– Tak, żaden problem – odrzekł Strike, przechodząc do innego okna
w telefonie: ukazywało ono zdjęcie Vikasa siedzącego na wózku inwalidzkim
i ubranego w jasnozieloną koszulę oraz dżinsy, w otoczeniu grupy kolegów
naukowców. Vikas rzeczywiście był bardzo przystojny, miał gęste czarne włosy,
kanciastą żuchwę i wyjątkowo czarujący uśmiech. Według Strike'a wyglądał
na mniej więcej dwadzieścia pięć lat. Było widać, że cierpi na jakąś dysfunkcję
dłoni, ponieważ były podkurczone; najwyraźniej obejmowała ona także nogi,
które podobnie jak nogi Iniga Upcotta przejawiały oznaki zaniku mięśni.
Podpis pod zdjęciem informował, że Vikas i jego koledzy prowadzą badania
nad gwiazdami neutronowymi, o których Strike nie miał zielonego pojęcia.
Pozowali na dziedzińcu Tree Court na tle zielonego trawnika i budynków
ze złocistego kamienia.
– Nie wygląda to na idealne otoczenie dla użytkownika wózka inwalidzkiego
– skomentował Strike, mierząc wzrokiem wąskie drzwi za Vikasem, bez
wątpienia prowadzące do schodów jeszcze węższych i bardziej stromych niż
te w hotelu Marine.
Kilka minut później zaparkowali i wysiedli. Robin zajrzała do telefonu, żeby
się dowiedzieć, którędy mają iść.
Mijali po drodze mnóstwo młodych ludzi, którzy wyszli, by rozkoszować się
przyjemnym wieczornym powietrzem. Słońce kładło na stare kamienne
budynki złotą poświatę. Robin, której życie studenckie zakończyło się w tak
makabryczny sposób, przyłapała się na tym, że wspomina te krótkie miesiące
szczęścia i wolności. Zazwyczaj wolała o nich nie myśleć z powodu tego, co ją
spotkało pod schodami akademika. W ciągu lat, które upłynęły od tamtego
wydarzenia, nabrała przekonania, że gdyby gwałciciel w masce goryla nie
wychynął wtedy z ciemności i jej nie złapał, rozstałaby się z Matthew jeszcze
przed dwudziestką, ponieważ rozdzieliłyby ich odmienne zainteresowania
i wizje życia. Zrezygnowała wtedy ze studiów, wróciła do rodziców
do małego miasta w Yorkshire, gdzie się wychowała, i uczepiła się kurczowo
jedynego mężczyzny, który nie wydawał się wtedy zagrożeniem. Ponieważ
te wspomnienia wciąż były bolesne, wysiłkiem woli skupiła uwagę
na otoczeniu.
– Na pewno wspaniale się studiuje w takim miejscu, prawda? – powiedziała
do Strike'a, gdy przechodzili przez most nad rzeką Cam i spoglądali
na otoczoną wierzbami wodę, po której dwoje studentów pływało łódką.
– No, jeśli ktoś lubi pomniki i wyższe sfery.
– Rany – odparła, uśmiechając się do niego. – Nigdy nie przypuszczałam,
że jesteś taki drażliwy na tym punkcie. Skąd takie podejście? Przecież sam
jesteś po Oxbridge.
– Wyleciałem z Oxbridge – poprawił ją, gdy weszli na Garret Hostel Lane,
wąską uliczkę między starymi budynkami z cegły.
– Nie wyleciałeś, tylko zrezygnowałeś – uściśliła Robin, która wiedziała,
że Strike rzucił studia na Oxfordzie po podejrzanej śmierci matki.
– No, Joan na pewno właśnie tak przedstawiała to sąsiadom – powiedział
Strike, doskonale pamiętający wielkie rozczarowanie cioci jego rezygnacją
ze studiów.
– Co studiowałeś? – zainteresowała się Robin, która nigdy wcześniej o to nie
pytała. – Filologię klasyczną?
– Nie. Historię.
– Serio? Myślałam, że skoro znasz łacinę...
– Nie znam łaciny – odparł Strike. – Nie aż tak dobrze. Po prostu mam niezłą
pamięć i zdawałem łacinę na egzaminie gimnazjalnym.
Skręcili w Trinity Lane.
– W jednym ze skłotów, w których mieszkaliśmy z matką – zaczął Strike
ku zaskoczeniu Robin, ponieważ rzadko mówił o swoim dzieciństwie – był
gość, który uczył filologii klasycznej w jakiejś ważnej szkole prywatnej. Nie
pamiętam już w której, ale wiem, że była znana. Gość był alkoholikiem
i twierdził, że przeszedł załamanie nerwowe. No, był dosyć
nieprzewidywalny, więc może i przeszedł, ale poza tym to był kawał gnoja.
Miałem mniej więcej trzynaście lat, a on mi powiedział, że nigdy niczego nie
osiągnę, bo, pomijając inne sprawy, brakuje mi wszystkich podstaw edukacji
dżentelmena.
– Na przykład jakich?
– No, na przykład znajomości łaciny – odrzekł Strike. – I z kpiącym
uśmieszkiem na twarzy rzucił jakąś długą łacińską sentencję. Nie wiedziałem,
co powiedział, więc oczywiście nie mogłem ripostować... ale naprawdę nie
lubiłem, jak mnie traktowano z góry.
Szli dalej wzdłuż Trinity Lane, mijając kolejne bardzo stare budynki z cegły.
– W każdym razie – ciągnął Strike – kiedy wynosiliśmy się z tego skłota,
a mam wrażenie, że to było jakiś dzień później, zwędziłem temu gościowi
wszystkie książki po łacinie.
Robin parsknęła śmiechem: tego się nie spodziewała.
– Był wśród nich tomik Katullusa – powiedział Strike. – Czytałaś kiedyś jego
wiersze?
– Nie – odrzekła Robin.
– Są zbereźne. Wiedziałem o tym, bo po jednej stronie były wiersze
po łacinie, a po drugiej w przekładzie. W gruncie rzeczy mówią o seksie,
sodomii, obciąganiu, o tym, że ludzie, których Katullus nie lubił, są dupkami,
i o jego zauroczeniu kobietą o imieniu Lesbia. Nazywała się tak, bo pochodziła
z wyspy Lesbos.
– Ale nie była...?
– Nie. Jeśli wierzyć Katullusowi, lubiła mężczyzn, i to bardzo. Ale mniejsza
o to. Nie chciałem, żeby pojeby sypiące łacińskimi sentencjami traktowały mnie
z góry, więc skorzystałem z książek tego drania i nauczyłem się wystarczająco
dużo, żeby dwa lata później zdać łacinę na egzaminie gimnazjalnym, a przy
okazji zapamiętałem masę cytatów.
Robin zaczęła się tak bardzo śmiać, że Strike też się roześmiał.
– Co w tym takiego zabawnego?
– Nauczyłeś się łaciny, żeby udowodnić coś facetowi, którego miałeś nigdy
więcej nie zobaczyć.
– Potraktował mnie z góry – podkreślił Strike. Wciąż się uśmiechał, lecz
w zasadzie nie rozumiał, dlaczego wydaje jej się to takie niezwykłe. – I coś
ci powiem: nic tak jak łacina nie pozwala dopieprzyć ludziom, którym się
wydaje, że są od ciebie lepsi. Używałem jej z powodzeniem wiele razy.
– Od tej strony cię nie znałam – stwierdziła Robin, z trudem powstrzymując
śmiech. – Powinnam była ci powiedzieć, że żaden dżentelmen nie może
chodzić z podniesioną głową, dopóki nie zgłębi zagadnień dotyczących
reprodukcji owiec. Pewnie pobiegłbyś zdobyć dyplom w tej dziedzinie.
– Bez obrazy twojego ojca – odparł z uśmiechem Strike – ale jeśli ktoś
potrzebuje dyplomu, żeby zrozumieć, jak się rozmnażają owce, to ma większe
zmartwienia niż to, czy jest dżentelmenem... Zagadnąłem po łacinie Charlotte
w wieczór, kiedy ją poznałem – dodał niespodziewanie i Robin, chcąc
posłuchać, przestała się śmiać. – Oczywiście myślała, że jestem jakimś
ćwokiem, ale okazywała mi wyrozumiałość, bo chciała wkurzyć Rossa, który
miał po nią przyjść na tę imprezę. Wtedy ze sobą chodzili i akurat się pokłócili.
Próbowała wzbudzić w nim zazdrość. W każdym razie ona studiowała filologię
klasyczną – ciągnął Strike, gdy weszli na Senate House Passage. – Powiedziała
mi, że uwielbia Katullusa. Myślała, że o nim nie słyszałem, więc pojechałem
piątką, jego pierwszym wierszem miłosnym dla Lesbii. W całości. Reszta to już
historia: szesnaście lat pieprzonego bólu. To akurat zresztą bardzo stosowne,
bo Lesbia też dała Katullusowi zajebiście popalić... To tu?
Wznosiło się przed nimi Kolegium Gonville'a i Caiusa. Łukowatego wejścia
broniła czarna żelazna brama, a zdobiona bura kamienna fasada
przeciwstawiała się nowoczesnemu światu okolicznych sklepów. Trzy pomniki
poważnych czternasto- i szesnastowiecznych mężczyzn spoglądały na Strike'a
ze swoich wnęk. Za kratą w bramie widać było pas wspaniałego
zielonego trawnika otoczonego kolejnymi złotymi budynkami.
W pomieszczeniu wyglądającym na portiernię nie było żywego ducha.
– Zamknięta – stwierdził Strike, próbując otworzyć bramę. – No jasne. Niech
to szlag.
Po chwili jednak, gdy wciąż patrzyli przez kratę, pojawiła się
trzydziestokilkuletnia Azjatka w białych lnianych spodniach i T-shircie. Niosła
torbę z laptopem. Zanim zdążyła zniknąć im z oczu, Strike zawołał:
– Przepraszam? Halo? Zna pani Vikasa Bhardwaja, prawda?
Był pewien, że to jedna z osób, które niedawno widział na zdjęciu
współpracowników Vikasa. I rzeczywiście, kobieta przystanęła, marszcząc
lekko brwi.
– Tak – potwierdziła, podchodząc do bramy.
– Przyjaźnimy się z nim, właśnie przejeżdżaliśmy i pomyśleliśmy,
że zrobimy mu niespodziankę – powiedział Strike – ale nie odbiera telefonu.
Nie wie pani przypadkiem...?
Zobaczył, jak spojrzenie Azjatki przesuwa się na Robin i z powrotem. Tak jak
się spodziewał, obecność kobiety chyba przekonała ją, że jest nieszkodliwy,
bo spytała:
– Byli państwo w jego pokoju?
– Myśleliśmy, że mieszka tutaj – powiedziała Robin.
– Nie, nie, mieszka w budynku imienia Stephena Hawkinga.
– A, no tak. – Strike udał poirytowanie swoim niedopatrzeniem. – Przecież
mi mówił. Wielkie dzięki.
Kobieta uśmiechnęła się lekko i ruszyła z powrotem do kolegium. Robin już
szukała w telefonie budynku imienia Stephena Hawkinga.
– To kawał drogi. Sensowniej byłoby wrócić do samochodu i tam pojechać.
Wrócili zatem tą samą drogą, a po krótkiej przejażdżce bmw dotarli
do nowoczesnego budynku w kształcie litery S, wzniesionego z jasnoszarego
kamienia i otoczonego ogrodem, w którym róże o ciężkich kwiatach kwitły
w gąszczu zieleni. Napis na tabliczce kierował odwiedzających do portierni, ale
jakiś rozkojarzony długowłosy mężczyzna właśnie otwierał główne wejście,
więc Robin zawołała:
– Przepraszam, przyjaźnimy się z Vikasem Bhardwajem... Moglibyśmy wejść
razem z panem?
Długowłosy mężczyzna bez słowa przytrzymał drzwi. Robin odniosła
wrażenie, że jest tak pochłonięty własnymi myślami, że prawie nie zauważa,
co robi.
– Nie wie pan przypadkiem, gdzie jest pokój Vikasa? – spytała Robin. –
Przyjaźnimy się...
Długowłosy jedynie wyciągnął rękę w lewo, po czym zniknął im z oczu.
– Nie powinien tego robić – stwierdził Strike, gdy przeszli obok portretu
Stephena Hawkinga. – Nie wolno bez sprawdzania wpuszczać ludzi na teren
zamknięty.
– Masz rację – odrzekła Robin. Po tym, jak została napadnięta, zaostrzono
zasady bezpieczeństwa w jej dawnym akademiku, lecz ludzie wciąż zostawiali
drzwi wejściowe otwarte, gdy chcieli wpuścić znajomych.
– To miejsce jest przyjazne niepełnosprawnym – stwierdził Strike.
Podłoga była gładka, a lekko skręcający korytarz, do którego weszli, był
szeroki. Co jakiś czas mijali białe drzwi.
Wysoki, chudy biały mężczyzna i niska czarna kobieta przyglądali się
czemuś na ścianie na końcu korytarza.
– Na drzwiach nie ma nazwisk – zauważył Strike. – Spytajmy tych dwoje.
Jeśli nie będą wiedzieli, zaczniemy pukać.
Gdy usłyszeli kroki Strike'a i Robin, mężczyzna i kobieta szybko się
odwrócili. Obydwoje wydawali się zaniepokojeni, a nawet wystraszeni.
– Nie wiedzą państwo przypadkiem, w którym pokoju mieszka Vikas
Bhardwaj? – zwrócił się do nich Strike.
– W tym. – Kobieta wskazała drzwi, przy których stała. Przypięta do nich
krótka wiadomość była napisana dużą czcionką na komputerze, więc Strike
i Robin szybko ją przeczytali.
Pojechałem do Birmingham. Wracam w poniedziałek.
– Kim pan jest? – zainteresował się mężczyzna.
– Prywatnym detektywem – odrzekł Strike.
Robin doskonale wiedziała, dlaczego to powiedział. Coś było nie tak, czuła
to: strach na twarzach tych dwojga ludzi, wiadomość, że Vikas jest tam, gdzie
jak wiedzieli, wcale go nie było, oraz leciutki nieprzyjemny zapach
w powietrzu, kojarzący się jej z dawnym pokojem Josha i Edie w North Grove,
gdzie zdechły szczur powoli rozkładał się w słoiku. Zaczęło jej walić serce:
wiedziało to, czego nie chciał przyjąć jej umysł.
– Byli z nim państwo umówieni? – spytał Strike wystraszoną parę.
– Tak – powiedziała kobieta.
– Ktoś był u portiera?
– Tak – potwierdził mężczyzna.
Najwyraźniej żadne z nich nie wątpiło, że Strike ma prawo zadawać
te pytania, co samo w sobie dowodziło, że obydwoje także czuli, iż wydarzyło
się coś bardzo złego.
– Czy on zazwyczaj pisze takie wiadomości na komputerze? – spytał Strike.
– Tak – powtórzyła kobieta – ale inną czcionką. Zawsze używa Comic Sans.
Dla żartu.
– Nie odbiera telefonu – dodał mężczyzna.
– Od rana – uściśliła kobieta.
Z tyłu dały się słyszeć czyjeś szybkie kroki i gdy wszyscy czworo się
odwrócili, ujrzeli biegnącą do nich blondynkę w okularach.
– Portiera nie ma – wydyszała. – Nie mogę go znaleźć.
– Samochód – rzucił Strike do Robin. – Schowek na rękawiczki. Klucz
uniwersalny. Mogłaby pani pójść razem z nią? – zwrócił się do blondynki. –
Żeby trafiła z powrotem.
Kobieta wydawała się zadowolona, że ktoś jej mówi, co ma robić. Szybko
poszła za Robin.
– Nikt nie wezwał policji? – spytał Strike.
– Przyszliśmy tu dopiero dziesięć minut temu – odpowiedział mężczyzna.
Wydawał się bardzo przestraszony. – Myśleliśmy, że portier...
– Niech pan ich teraz wezwie – polecił mu Strike. – Kiedy otworzę drzwi, nikt
nie powinien wchodzić do środka, chyba że on jeszcze żyje.
– O Boże. – Kobieta zasłoniła usta dłonią.
Mężczyzna wyjął komórkę i zadzwonił pod 112.
– Proszę z policją – powiedział drżącym głosem.
Strike przyglądał się kartce na drzwiach, nie dotykając jej. W jej górnym
rogu zauważył ślad tak delikatny, że prawie niewidoczny: leciuteńki różowy
owal, jakby zostawiony przez pokryty lateksem kciuk.
Tupot stóp połączony z brzękiem kluczy zapowiadał powrót Robin
i blondynki.
– Martwimy się o niepełnosprawnego przyjaciela – mówił przez komórkę
wysoki chudy mężczyzna. – Nie odbiera telefonu i nie otwiera drzwi... Tak...
Budynek imienia Stephena Hawkinga...
Strike wziął od Robin klucze i po wypróbowaniu kilku z nich udało mu się
otworzyć zamek. Pchnął drzwi.
Krzyk czarnej kobiety rozdarł im uszy. Vikas Bhardwaj siedział na swoim
wózku zwrócony twarzą do drzwi, a plecami do biurka i komputera. Jego biała
koszula była sztywna od zaschniętej brązowej krwi, głowa zwisała
przekrzywiona, oczy i usta miał otwarte, a gardło poderżnięte.
CZĘŚĆ PIĄTA

U góry włókna zwracają się nagle do wewnątrz, ku środkowi komory,


tworząc coś, co nazywamy wirem.

Henry Gray,
członek Towarzystwa Królewskiego
Gray's Anatomy
85
Myślałam, że mój duch i serce moje oswojone do granic martwoty;
Że martwe są dręczące je ukłucia.

Amy Levy
The Old House

Technicy wciąż pracowali na miejscu zbrodni, a karetka czekała, by zabrać ciało


Vikasa Bhardwaja. Policja zaprowadziła Strike'a i Robin do małego
pomieszczenia z jednym wysoko umieszczonym oknem. Przywodziło ono
na myśl połączenie biura i schowka: wzdłuż jednej ściany ciągnęły się półki
z teczkami, na środku stały dwa krzesła, a w kącie porzucono mopa.
Złożyli tam zeznania przed umundurowanym miejscowym funkcjonariuszem
o ognistorudych włosach, który nie zadawał sobie najmniejszego trudu,
by ukryć swoje podejrzenia wobec nich i napastliwym tonem pytał o klucz
uniwersalny.
Strike poinformował o udziale Vikasa w grze internetowej i celowo
wspomniał o jej zinfiltrowaniu przez Halving, mając nadzieję, że przyspieszy
to przyjazd kompetentnych osób, lecz te szczegóły chyba jeszcze bardziej
zirytowały rudego funkcjonariusza. Gdy zjawił się jego kolega i podał
mu komórkę, rudy policjant wyszedł, żeby odebrać połączenie, a po dziesięciu
minutach wrócił i oznajmił Strike'owi i Robin, że mają się stąd nie ruszać.
Spędzili w tej klitce następną godzinę, nieniepokojeni przez nikogo oprócz
zrozpaczonego portiera, który przyniósł im letnią kawę w plastikowych
kubkach.
– Doktor Bhardwaj był takim uroczym człowiekiem – powiedział. – Jednym
z najmilszych, jacy tu... – Głos mu się załamał. Postawiwszy kawę na stole,
portier wyszedł, zasłaniając oczy ręką.
– Biedaczysko – powiedział cicho Strike, gdy drzwi się zamknęły. – To nie
jego wina.
Robin, która wątpiła, by kiedykolwiek udało jej się zapomnieć obraz
poderżniętego gardła Vikasa Bhardwaja z wyraźnie ukazanymi ścięgnami
i przeciętymi tętnicami, spytała:
– Jak myślisz, dlaczego nas tu trzymają?
– Pewnie czekają na kogoś z góry – odrzekł Strike. – Mam nadzieję,
że zobaczymy jakieś znajome twarze. To dlatego wspomniałem temu rudemu
fiutowi o Halvingu.
Za wysokim oknem było już widać skrawek gwiaździstego czarnego nieba,
gdy drzwi się otworzyły i Strike z ulgą zobaczył drobną postać Angeli Darwish.
– Znowu się spotykamy – powiedziała. Strike chciał wstać, by zaproponować
jej jedno z dwóch krzeseł, lecz ona pokręciła głową.
– Dziękuję, ale nie. Właśnie przeczytałam państwa zeznania. Więc Bhardwaj
był w tej grze internetowej? W tej zinfiltrowanej przez Halving?
– Nie tylko w niej był, on ją współtworzył – uściślił Strike.
– Wiadomo już, od jak dawna nie żyje? – spytała Robin.
– Wstępnie szacują, że od dwudziestu czterech godzin – powiedziała
Darwish.
Więc gdy zatrzymali się ze Strikiem na kawę na stacji benzynowej, i tak było
już za późno, pomyślała Robin.
– Jest tu mnóstwo kamer monitoringu – stwierdził Strike, który zauważył je,
gdy wchodzili. – Powiedziałbym, że to niezwykle bezpieczne miejsce, chyba
że kretyn, który nas tu wpuścił, ma w zwyczaju otwierać drzwi obcym.
– Kretyn, który tu państwa wpuścił, jest doktorem fizyki teoretycznej –
poinformowała Angela Darwish. – Właśnie go przesłuchują. Tak to już jest
w budynkach zamieszkiwanych przez wiele osób. Są tylko tak bezpieczne, jak
ich najmniej dbający o bezpieczeństwo lokator. Niemniej wątpię, żebyśmy
mieli wielki kłopot z ustaleniem tożsamości zabójcy. Jak pan
zauważył, wszędzie są tu kamery. Ktoś musiał naprawdę desperacko pragnąć
śmierci tego nieszczęśnika, żeby ryzykować uwiecznienie swojej twarzy
na takiej masie nagrań.
– Coś mi mówi, że na tych nagraniach pojawi się lateksowa maska –
powiedział Strike.
Brak reakcji Darwish na te słowa wydał mu się interesujący.
– Postaramy się, żeby państwa nazwiska nie przedostały się do gazet –
zapewniła. – Po wybuchu tamtej bomby nie potrzebują państwo jeszcze
większego rozgłosu.
– Doceniamy to – odrzekł Strike.
– Gdzie zamierzają się państwo zatrzymać?
– Nie mam pojęcia – powiedział.
– Zawiadomcie nas, gdy już znajdziecie lokum – poprosiła Darwish. –
Prawdopodobnie jutro znowu będziemy musieli porozmawiać. Odprowadzę
państwa – dodała. – Bez obaw, poręczyłam za was.
– Dzięki. – Strike skrzywił się, wstając. Znowu poczuł rwący ból w prawym
kolanie. – Wątpię, żeby ten rudy bardzo nas polubił.
– Na niektórych ludzi właśnie tak działa klucz uniwersalny – odparła
Darwish z cierpkim uśmiechem.
Gdy szli w stronę ulicy przez ciemny ogród, Robin zauważyła zaparkowane
radiowozy. Grupki studentów stały przed budynkiem, bez wątpienia
przerażone tym, co się stało w ich najbliższym otoczeniu.
– Szerokiej drogi. I czekam na informację, gdzie będzie można państwa
znaleźć – przypomniała im Darwish, gdy dotarli do bmw. Uniosła rękę
na pożegnanie i odeszła.
– Dobrze się czujesz? – spytał Strike, gdy byli już w samochodzie.
– Tak – odrzekła, nie do końca zgodnie z prawdą. – Co teraz?
– Moglibyśmy się zatrzymać u Nicka i Ilsy? – zaproponował Strike bez
większego przekonania.
– Nie. Ilsa jest w ciąży. Nie potrzebuje gości, na których dybie Halving.
– Jeśli czujesz się na siłach wracać do Londynu, poszukalibyśmy tam jakiegoś
hotelu. Na przykład gdzieś niedaleko agencji, żebyśmy mogli pójść po swoje
rzeczy, kiedy już nam pozwolą tam wchodzić. Ale jeśli wolisz tu przenoco...
– Nie. – Robin czuła, że ma dosyć Cambridge i jeszcze bardzo długo nie
będzie miała ochoty tu przyjeżdżać. – Wolałabym wracać.
86
Och, ta moja męcząca cierpliwość niecierpliwa! –
Tak to jest ze mną: a jak z wami, Przyjaciele?

Christina Rossetti
Later Life. A Double Sonnet of Sonnets

Brutalne zabójstwo Vikasa Bhardwaja, który dostał się na uniwersytet


Cambridge jako szesnastolatek i dzięki swojemu niezwykłemu geniuszowi
uzyskał tytuł doktora astrofizyki w wieku dwudziestu trzech lat oraz zdobył już
międzynarodową nagrodę naukową, wywołało zrozumiałe poruszenie
w mediach. Robin, czytająca każdy artykuł na ten temat, poczuła, że przepełnia
ją coś, co wydawało jej się nie do końca uzasadnionym smutkiem z powodu
śmierci młodego mężczyzny, którego przecież nie znała. Czy to źle,
zastanawiała się, uważać jego makabryczną śmierć za wyjątkową tragedię
dlatego, że był geniuszem?
– Nie – powiedział Strike dwa dni później w porze lanczu, gdy zadała mu to
pytanie w kawiarni hotelu przy Poland Street, gdzie obydwoje teraz mieszkali.
Czekali, aż reszta zespołu przybędzie na zaległą odprawę. Strike uznał,
że po niedawnym zbombardowaniu agencji morale współpracowników jest
ważniejsze niż kilka godzin obserwacji. – Zdecydowanie wolałbym, żeby pociąg
przejechał Olivera Peacha, gdyby dzięki temu Bhardwaj mógł żyć dalej. Jaki jest
pożytek z tego pieprzonego Peacha?
– Nie wydaje ci się to trochę... eugeniczne? – spytała Robin.
– Tylko gdybym sam zaczął wpychać palantów pod pociągi – odparł Strike. –
Ale ponieważ nie zabijam ludzi, których nie lubię, nie widzę niczego złego
w przyznaniu, że jedni dają z siebie więcej światu niż inni.
– Więc nie podpisujesz się pod słowami „Śmierć każdego człowieka
umniejsza mnie”[11]? – drążyła Robin.
– Nie czułbym się ani trochę umniejszony przez śmierć pewnych drani,
których miałem okazję poznać – odrzekł Strike. – Czytałaś dziś w „Timesie”,
co powiedziała rodzina Bhardwaja?
– Tak – potwierdziła Robin, nie przyznając się jednak, że oświadczenie
wydane przez rodzinę doprowadziło ją do łez. Poprosiwszy o pomoc
w znalezieniu jego zabójcy, najbliżsi Vikasa mówili o swojej ogromnej
i niesłabnącej dumie z geniusza, który nigdy nie dopuszczał,
by niepełnosprawność stanęła mu na drodze, i dla którego astrofizyka była
całym życiem.
– Wiele mi się dzięki temu wyjaśniło – powiedział Strike.
– W jakim sensie?
– Doktor astrofizyki wydawał się bardzo mało prawdopodobnym
kandydatem na kogoś, kto spędza tyle czasu w grze internetowej. Ale okazuje
się, że dostał się na Cambridge w wieku szesnastu lat i zmagał się z poważną
niepełnosprawnością. Założę się, że był cholernie samotny. Ta gra była jego
życiem towarzyskim. Nie musiał się w niej przejmować problemami z mową i
poruszaniem się. To musiała być dla niego ulga: przestał być cudownym
dzieckiem i stał się po prostu kolejnym fanem spotykającym się z innymi
fanami.
– I znalazł najlepszego przyjaciela w osobie Anomii.
– Tak – przyznał Strike. – Interesujący szczegół, prawda? Kto z pozostałych
podejrzanych najlepiej nadawałby się na kumpla Vikasa Bhardwaja?
– Też się nad tym zastanawiałam.
– Kea jest ładna – powiedział Strike. – Przypuszczam, że młody samotny
facet bardzo by się ucieszył, mogąc zostać jej najlepszym kumplem.
– To prawda – zgodziła się Robin. – Ale z drugiej strony, gdybyś nie wiedział
o pedofilskich skłonnościach Ashcrofta, mógłbyś go uznać za miłego gościa.
– Z tego, co słyszałem na twoim nagraniu, Pierce także potrafi być czarujący,
jeśli zechce. Poza tym znał Ledwell i Blaya. Mieszkał z nimi. Dla fana to byłoby
coś.
Kilka sekund siedzieli w milczeniu, zastanawiając się, a potem Strike
powiedział:
– Dzięki Bogu dziennikarze jeszcze nie wiedzą, że tam byliśmy... Wszystko
w porządku u ciebie w mieszkaniu?
– Tak – potwierdziła.
Poprzedniego dnia, upewniwszy się na policji, że to bezpieczne, Robin
na chwilę weszła do swojego mieszkania, by zabrać do hotelu torbę z czystymi
ubraniami. Przy okazji podlała lekko przywiędłego filodendrona i przez jedną
szaloną chwilę zastanawiała się, czy nie zabrać go ze sobą do hotelu.
Przypuszczała, że stan, w jakim pojawiła się w hotelu Z, zmęczona setkami
przejechanych kilometrów i niedługo po znalezieniu zwłok Vikasa Bhardwaja,
mógł ją nieprzychylnie nastawić do tego miejsca: pokój, urządzony
w odcieniach szarości, wydał jej się ciasny i nieprzyjemnie bezduszny.
W przeciwieństwie do Strike'a była w nim prawie bez przerwy uziemiona,
ponieważ musiała się uczyć do testu na moderatora, któremu Anomia miał
ją poddać za niespełna tydzień.
Jej wspólnik był natomiast bardzo zadowolony. Lata służby wojskowej
uodporniły go na regularne zmiany miejsca zamieszkania. Preferował czyste,
niezagracone i praktyczne przestrzenie, a ciasnota przydawała się w chwilach,
gdy nie miał przypiętej protezy. Co więcej, hotel był doskonale położony, tak
że Strike mógł mieć na oku prace remontowe w agencji, i zapewniał łatwy
dostęp do wszystkich doskonale mu znanych udogodnień w okolicy.
Midge i Barclay zjawili się na odprawie pierwsi. Midge miała na sobie czarne
dżinsy i top na ramiączkach, który sprawił, że Robin dotkliwie odczuła brak
muskulatury w swoich ramionach.
– Rano wszystko poszło zgodnie z planem – poinformowała na wstępie
Midge.
– A co się działo rano? – spytała Robin, która od siódmej oglądała bez
przerwy odcinki Serca jak smoła, próbując zapamiętać fabułę i ważne kwestie
wypowiadane przez postaci.
– Złożyłam wizytę pierwszej żonie Jagona Rossa – wyjaśniła Midge. –
Pokazałam jej nagrania, na których jej były pomiata dziećmi i zmusza tę małą
do skakania na kucyku.
– No i? – spytał Strike.
– Zamierza wnioskować o wyłączną opiekę nad dziećmi – odrzekła Midge. –
Ale obiecała, że do wieczora nie zadzwoni ani do Rossa, ani do swojego
prawnika.
– Dobrze – ucieszył się Strike.
– Zamierzasz...? – zaczęła Robin, lecz w tym samym momencie Barclay
spytał:
– Znaleźliście kogoś na miejsce Nutlenia?
– Pracuję nad tym – zapewnił go Strike, choć tak naprawdę od powrotu
z Cambridge nie miał czasu, żeby zająć się problemem braku rąk do pracy.
Większość ranka poświęcił na spotkanie z właścicielem budynku, w którym
znajdowała się agencja, ponieważ po wybuchu bomby gość ze zrozumiałych
powodów nabrał wątpliwości w kwestii przedłużenia im dzierżawy i trzeba go
było długo przekonywać.
– Mamy też z Midge wieści o Lepkich Rączkach – oznajmił Barclay.
– Świetnie – pochwalił Strike. – Przekażecie je, kiedy zjawią się Dev i Pat.
Za chwilę tu będą.
Robin ucieszyła się na widok Pat, która weszła razem z Devem. Wyglądała
zupełnie normalnie: jej dziarski krok wskazywał, że drzwi, którymi oberwała
w czasie eksplozji, nie spowodowały trwałych obrażeń. Sposób bycia Pat też się
nie zmienił: spojrzała z dezaprobatą na trójkątny taboret, na którym miała
usiąść, lecz kiedy Strike wstał, by zaproponować jej miejsce na kanapie,
warknęła:
– Mogę siedzieć na taborecie, jeszcze nie jestem niedołężna. – Po czym
usiadła, zaciągając się łapczywie e-papierosem.
Gdy wszyscy zamówili jedzenie i napoje, Strike zaczął:
– Pomyślałem, że powinniśmy się spotkać. Wiem, to trudne dla was
wszystkich, że zniknęliśmy z Robin na kilka dni. Ale wiedzcie, że doceniamy
ogrom pracy, którą wykonujecie pod naszą nieobecność, a także to,
że po ostatnich wydarzeniach zostaliście w agencji.
– Policja coś wskórała w sprawie zamachowca? – spytał Dev.
– Na razie nie informowano nas o żadnych postępach, ale skoro włączyło się
MI5, to na pewno tylko kwestia czasu – odrzekł Strike, mając nadzieję, że nie
jest to nadmierny optymizm. – Więc co się ostatnio wydarzyło u Lepkich
Rączek?
– Gosposia złożyła wypowiedzenie – oznajmił Barclay.
– Interesujące – powiedział Strike.
– No. Wczoraj wieczorem stałem obok niej na przystanku, gdy stanowczym
tonem mówiła Lepkim Rączkom, że nie zamierza wracać do pracy, bo się boi.
– Boi się? Czego? – spytał Strike.
– KGB – wyjaśnił Barclay.
– KGB już nie ma – wtrąciła Robin – więc o co jej chodziło, do diabła?
– Z tego, co usłyszałem – podjął Barclay – Lepkie Rączki jej wmówił, że jego
ojczym jest obserwowany przez rosyjski rząd. To dlatego ją nakłonił, żeby
myszkowała w poszukiwaniu ukrytych kamer i mu je przekazywała. Twierdzi,
że jego mama nie może się denerwować, bo jest chora. Ale – zaznaczył Barclay
– Midge dowiedziała się czegoś więcej.
– No. Chora, jak cholera – odrzekła treściwie Midge. – Matka jest tu,
w Londynie. Przyleciała dwa dni temu. Wczoraj śledziłam ją i Lepkie Rączki
i miałam cholernego farta, bo znalazłam miejsce tuż obok nich w barze
z szampanem i kawiorem u Harrodsa.
– Będę to musiał uwzględnić przy podliczaniu twoich miesięcznych
wydatków – wtrącił Strike.
– Jeśli to jakaś pociecha, kawior był paskudny – odparła Midge. – Nigdy
wcześniej go nie jadłam.
– Nie było tańszej opcji?
– Kuźwa, Strike, siedziałam w barze z kawiorem. Co miałam zrobić?
Poprosić o pasztecik z wieprzowiną?
Robin się roześmiała.
– Słyszałam całą ich rozmowę – podjęła Midge. – Ona planuje rozwód. Jeśli
chcecie znać moje zdanie, to Lepkie Rączki podprowadza te rzeczy, bo chce
stamtąd wynieść jak najwięcej przed wymianą zamków.
– Albo – powiedział Strike – to ona kazała mu podprowadzić rzeczy, które
chciałaby zatrzymać, zamiast walczyć o nie w sądzie. Prawdopodobnie liczy,
że wina spadnie na gosposię.
– Wcale by mnie to nie zdziwiło – zgodziła się Midge. – Lepkie Rączki
i mamusia wydają się bardzo zżyci.
– Okej, obydwoje świetnie się spisaliście. Zostajemy przy Lepkich Rączkach
i chyba też przy jego matce, dopóki jest w Londynie. Ile ona ma lat?
– Czy ja wiem... Koło czterdziestu pięciu, góra pięćdziesiąt? – Midge nie była
pewna. – Gdyby było ciemno, sprawiałaby wrażenie młodszej. Ma twarz
napchaną wypełniaczami. W jasnym świetle wygląda, jakby doznała wstrząsu
anafilaktycznego.
– Tak się zastanawiam... – zaczął Strike. – Skoro planuje rozwód... Bardzo się
udziela towarzysko, odkąd przyleciała do Londynu?
– Wszystkie posiłki jada na mieście – powiedziała Midge. – Przedwczoraj
wieczorem wybrała się do baru na Knightsbridge z dwiema kobietami
wyglądającymi całkiem jak ona.
Strike zamyślił się i spojrzał na Deva.
– Co? – spytał Dev.
– Może powinien ją zagadnąć przystojny diler sztuki. Zobaczyłby, czy
poprosi go o wycenę albo sprzedaż przedmiotów zwędzonych przez Lepkie
Rączki.
– Gówno wiem o sztuce – zastrzegł Dev.
– Musisz się wyspecjalizować tylko w tym, co zniknęło z domu –
przekonywał Strike.
– A dlaczego nie pomyślałeś o mnie? – spytał Barclay z kamienną twarzą.
– Bo przecież doskonale znasz się na sztuce, nie? – odparł Strike.
– Zrobiłem kurs z Fabergégo i spawania.
Nawet Pat się roześmiała.
Gdy podano im kanapki, Strike przeszedł do kolejnego tematu:
– A zatem: Anomia.
Smętne miny współpracowników uświadomiły mu, że ten temat nie budzi
w nich szczególnego entuzjazmu.
– Zostało nam trzech mocnych kandydatów – ciągnął Strike. – Trzeba się
będzie naprawdę nachodzić, zanim uda nam się jeszcze kogoś wykluczyć.
– W takim tempie to może trwać latami – zauważyła Midge.
– Robin jest już prawie w grupie moderatorów – poinformował ich Strike. –
Myślę, że gdy się tam dostanie, uzyskamy klucz do rozwiązania tej sprawy.
Strike nie dziwił się współpracownikom, że reagują sceptycznie. W agencji
pracowało pięcioro detektywów; jedna z tych osób była aktualnie nieaktywna,
ponieważ przygotowywała się do testu Anomii, a oni mieli obserwować sześciu
ludzi.
– Posłuchajcie – zaczął Strike – wiem, że jesteśmy przepracowani, ale dziś
wieczorem powinien nam odpaść Ross.
– Zamierzasz się z nim spotkać? – spytała Robin.
– Tak. – Strike nie wdawał się w szczegóły. Ponieważ nie chciał, by cały
zespół zaczął dyskutować o Rossie, jego wieloletnim związku z Charlotte ani
o jego poczuciu winy związanym z dorzuceniem kolejnej sprawy do ich
przeładowanego grafiku, skierował rozmowę z powrotem na Anomię,
przydzielając każdemu z pracowników podejrzanego, którego należało
obserwować po południu.
87
Wielkie miłości co do jednej czerwienią pulsowały;
A te, które się kończyły, nagłą śmiercią umierały.

Helen Hunt Jackson


Dropped Dead

Tego dnia o wpół do dziewiątej wieczorem, czyli w porze, w której Jago Ross
zazwyczaj wracał z pracy, Strike zjawił się na Kensington i poszedł
do olbrzymiego, solidnego, wykończonego białym kamieniem budynku
z czerwonej cegły, w którym Jago miał apartament. Tak jak się spodziewał,
wszystkie światła na drugim piętrze były zapalone, więc wcisnął dzwonek
przy drzwiach wejściowych, częściowo przeszklonych i ukazujących luksusowy
hol. Portier w czarnej liberii uchylił drzwi, lecz nie wpuścił go do środka.
– Przyszedłem do Jagona Rossa – oznajmił detektyw. – Cormoran Strike.
– Zadzwonię na górę, proszę pana – odrzekł portier ściszonym głosem
grabarza, po czym delikatnie zamknął mu drzwi przed nosem.
Strike, przekonany, że Ross go przyjmie, choćby tylko po to, by skorzystać
z okazji i osobiście go obrazić albo mu czymś zagrozić, czekał spokojnie.
Rzeczywiście, po paru minutach portier wrócił, otworzył drzwi i wpuścił
detektywa do środka.
– Drugie piętro, apartament 2B – oznajmił, wciąż ściszonym,
przypochlebnym tonem kogoś, kto składa kondolencje ważnej osobistości. –
Winda jest na wprost.
Ponieważ Strike sam ją zauważył, uznał, że informacja portiera nie
zasługuje na napiwek, więc ruszył przez hol wyłożony dywanem
w ciemnoniebieskim kolorze, po czym wcisnął mosiężny przycisk obok drzwi
windy, które rozsuwając się, ukazały wyłożone mahoniową boazerią wnętrze
dopełnione fasetowym lustrem w pozłacanej ramie.
Gdy drzwi ponownie się otworzyły, znalazł się na drugim piętrze, gdzie
znowu ujrzał ciemnoniebieski dywan, świeże lilie na stoliku oraz troje
mahoniowych drzwi prowadzących do trzech odrębnych apartamentów.
Nazwisko ROSS wygrawerowano na małej metalowej tabliczce na środkowych
drzwiach, więc Strike wcisnął następny mosiężny dzwonek i czekał.
Otwarcie drzwi zajęło Rossowi prawie minutę. Dorównywał Strike'owi
wzrostem, lecz był od niego znacznie szczuplejszy i jak zawsze przypominał
lisa polarnego: miał białe włosy, wąską twarz i błękitne oczy. Wciąż miał
na sobie garnitur, w którym załatwiał interesy, lecz poluzował granatowy
krawat i trzymał w ręce kryształową szklaneczkę z czymś, co wyglądało
na whisky. Odsunął się na bok z obojętnym wyrazem twarzy, by wpuścić
Strike'a do przedpokoju, po czym zamknął drzwi apartamentu i mijając gościa
bez słowa, wszedł do pomieszczenia, które prawdopodobnie było salonem.
Strike ruszył za nim.
Wiedział, że apartament jest własnością rodziców Rossa. Wystrój wręcz
parodystycznie tchnął „starymi pieniędzmi”, poczynając od lekko
wypłowiałych, lecz wciąż połyskujących zasłon z brokatu, a kończąc
na zabytkowym żyrandolu i dywanie z Aubusson. Ściany były
pokryte ciemnymi obrazami olejnymi przedstawiającymi psy, konie i ludzi,
którzy, jak zakładał Strike, byli przodkami właścicieli. Wśród oprawionych
w srebrne ramki zdjęć na stole, wyróżniała się fotografia przedstawiająca
młodego Rossa z białą muchą i w czarnym fraku etończyka.
Ross najwyraźniej zdecydował, że to Strike powinien przemówić pierwszy,
a ten nie miał nic przeciwko temu – wręcz zależało mu, by jak najszybciej mieć
to z głowy – lecz zanim się odezwał, usłyszał czyjeś kroki.
Z pokoju obok wyszła Charlotte w czarnych szpilkach i czarnej obcisłej
sukience. Wyglądała, jakby płakała, lecz na widok Strike'a okazała jedynie
zdziwienie.
– Corm – powiedziała. – Co ty tu...?
– A Oscara dla najlepszej aktorki otrzymuje... – zadrwił Jago, siedząc
na jednej z kanap. Rękę ułożył na jej oparciu, ostentacyjnie okazując pełne
odprężenie.
– Nie wiedziałam, że przyjdzie! – wypaliła Charlotte do męża.
– Oczywiście, nie wiedziałaś – odparł, przeciągając samogłoski.
Charlotte jednak patrzyła na Strike'a, który ogarnięty złym przeczuciem,
zauważył, że zarumieniła się pod wpływem czegoś, co wyglądało
na zadowolenie i nadzieję.
– Czyżbym przerwał pojednanie małżonków? – spytał, chcąc ostudzić
oczekiwania Charlotte i jednocześnie jak najszybciej przejść do sedna.
– Nie – zaprzeczyła i mimo zaczerwienionych oczu lekko się roześmiała. –
Jago wezwał mnie tutaj, by zaproponować, że kupi ode mnie dzieci. Jeśli nie
chcę, by odmalował mnie w sądzie jako psychicznie chorą zdzirę, mogę odejść
ze stu pięćdziesięcioma tysiącami wolnymi od podatku. Pewnie mu się wydaje,
że tak będzie taniej, niż pójść do sądu. Przypuszczam, że sto czterdzieści pięć
tysięcy to za Jamesa, a pięć za Mary. A może nawet tyle nie jest warta? –
warknęła do Rossa.
– Jeśli wdała się w matkę, to nie jest – odgryzł się Jago, patrząc na nią.
– Widzisz, jak on mnie traktuje? – spytała Charlotte, szukając w twarzy
Strike'a jakiejś oznaki współczucia.
– To moja ostateczna propozycja – oznajmił Jago żonie – i składam ją tylko
dlatego, żeby twoje dzieci nie musiały czytać prawdy o matce, kiedy podrosną
na tyle, żeby sięgać po gazety. W przeciwnym razie bardzo chętnie pójdę
do sądu. „Dzieci przyznano ojcu, ponieważ matka to była istna Charlotte Ross”.
Tak będzie się mówiło o złych matkach, kiedy już z tobą skończę. Wybacz –
dodał Jago, odwracając się leniwie do Strike'a. – Wiem, jakie to musi być dla
ciebie bolesne.
– Nic mnie nie obchodzi, które z was dostanie dzieci – powiedział Strike. –
Przyszedłem tu, bo chcę dopilnować, żebyście nie wmieszali w swój gówniany
cyrk ani mnie, ani mojej agencji.
– Przykro mi, to nie będzie możliwe – odrzekł Ross, choć bynajmniej nie
wyglądał na kogoś, komu jest przykro. – Nagie fotki. „Zawsze będę cię kochała,
Corm”. Ocalenie jej życia, podczas gdy oszczędziłbym mnóstwo czasu, zachodu
i pieniędzy, gdyby po prostu umarła w tym wariatkowie...
Charlotte chwyciła wypolerowaną malachitową kulę wielkości grejpfruta
leżącą na najbliższym stoliku i rzuciła ją, mierząc w lustro nad kominkiem. Jak
przewidział Strike, kula nie dosięgła celu i z głuchym łomotem wylądowała
na stercie książek na stoliku do kawy, a potem potoczyła się, nie robiąc szkód,
na dywan. Jago się roześmiał. Strike przewidział także to, że Charlotte złapie
drugi najbliżej leżący przedmiot – inkrustowaną szylkretową szkatułkę i rzuci
nią w Jagona, który osłonił się ręką, odbijając szkatułkę w stronę kraty
kominka, gdzie połamała się z głośnym trzaskiem.
– Ta szkatułka – powiedział już bez uśmiechu – pochodziła z osiemnastego
wieku i dopilnuję, żebyś mi za nią, kurwa, zapłaciła.
– O, czyżby? Czyżby? – krzyknęła Charlotte.
– Tak, ty stuknięta zdziro – zapewnił ją Jago. – To obniża moją ofertę
o dziesięć kawałków. Sto czterdzieści i będziesz mogła widywać bliźniaki pod
nadzorem sześć razy w roku. – Odwrócił się z powrotem do Strike'a. – Chyba
nie myślisz, że kombinowała na boku tylko z tobą, bo...
– Ty pieprzony kłamliwy draniu! – krzyknęła Charlotte. – Między mną
a Landonem nic nie było i dobrze o tym wiesz, po prostu próbujesz namącić
między Cormem a mną!
– Nie ma żadnego „Corma i ciebie”, Charlotte – włączył się Strike. – Nie
ma od pięciu lat. Jeśli zdołacie się opanować na parę minut, chyba obydwoje
będziecie zainteresowani tym, co mam do powiedzenia, bo ma to związek
z tematem waszej rozmowy.
Obydwoje wydali się trochę zaskoczeni i zanim któreś z nich zdążyło
mu przeszkodzić, Strike zwrócił się do Jagona:
– Jedna z moich pracownic złożyła dziś wizytę twojej byłej żonie. Pokazała jej
nagrania, na których kopiesz i policzkujesz córki przed domem w Kent i na
wsi. Twoja eks widziała też filmik, na którym zmuszasz jedną z córek, żeby
skakała na kucyku, przez co dziecko odniosło poważne obrażenia. Moja
pracownica mówi, że twoja była żona właśnie rozważa złożenie wniosku o
wyłączną opiekę nad dziećmi, posiłkując się dowodami zebranymi przez moją
agencję.
Nie można było stwierdzić, czy Ross zbladł, ponieważ zawsze wyglądał,
jakby w jego żyłach płynął odmrażacz zamiast krwi, lecz z całą pewnością
nienaturalnie znieruchomiał.
– Kopie tych nagrań przesłałem dziś po południu na twój adres – zwrócił się
Strike do Charlotte, która w przeciwieństwie do Rossa zarumieniła się jak
nigdy dotąd i wyglądała na przeszczęśliwą. – Nie muszę dodawać, że dla siebie
też zrobiłem kopie. Jeśli moje nazwisko wypłynie w sądzie w czasie waszej
sprawy rozwodowej – kontynuował Strike, patrząc Rossowi prosto w oczy –
prześlę te materiały prosto do tabloidów i przekonamy się, czyja historia
zainteresuje je bardziej: bezpodstawne twierdzenie, że miałem romans
z mężatką, czy powiązany z rodziną królewską arystokrata milioner, który
znęca się nad córkami i powoduje wypadki kończące się łamaniem przez nie
nóg, ponieważ wydaje mu się, że jest nietykalny. – Strike, idąc do wyjścia,
dodał: – Aha, nawiasem mówiąc, jedna z waszych licznych niań nosi się
z zamiarem odejścia z pracy. Oczywiście moja agencja nie nagrywałaby
potajemnie prywatnej rozmowy, ale jeden z moich detektywów sporządził
obszerne notatki po tym, jak zagadnął ją w pubie. Jej zdaniem żadne z was nie
powinno przebywać w pobliżu dzieci. Bez wątpienia podpisaliście z nią umowy
o poufności, ale jestem pewny, że gazety pokryją jej koszty sądowe w zamian
za wszystkie odrażające szczegóły. Więc pamiętajcie: mam nazwisko i adres tej
niani oraz notatki sporządzone po rozmowie z nią. Mam też te nagrania. Jeden
telefon do redakcji wiadomości i przekonamy się, czyje nazwisko zmieszają
z błotem. Dlatego obydwoje zastanówcie się długo i poważnie, zanim
kiedykolwiek przyjdzie wam do głowy wciągnąć mnie w wasz bajzel.
Gdy wychodził na korytarz, nie pożegnał go żaden dźwięk. Najwyraźniej
Rossowie oniemieli. Zdecydowanym ruchem zamknął za sobą drzwi
apartamentu.
Widząc, że gość już wychodzi, portier w holu wydał się zaskoczony i wstał,
by otworzyć przed nim drzwi. Ponieważ Strike mógł z łatwością otworzyć
je sobie sam, uznał, że to także nie zasługuje na napiwek, po czym wyszedł,
mówiąc dobranoc, i skierował się w ciemności ku Kensington High Street,
gdzie zamierzał złapać taksówkę.
Kiedy jednak kilka minut później zbliżał się do tej ulicy, usłyszał za sobą
stukanie wysokich obcasów na kamieniach i od razu się domyślił, czyj głos
za chwilę usłyszy.
– Corm... Corm!
Odwrócił się. Charlotte pokonała na cienkich obcasach kilka ostatnich
kroków: zdyszana, piękna i zarumieniona.
– Dziękuję – powiedziała, wyciągając rękę, żeby dotknąć jego ramienia.
– Nie zrobiłem tego dla ciebie – odparł Strike.
– Nie zgrywaj się, Bluey.
Teraz już się uśmiechała, lustrując jego twarz w oczekiwaniu
na potwierdzenie.
– Mówię szczerze. Zrobiłem to dla siebie i dla jego starszych dzieci.
Odwrócił się i idąc, wyjął papierosy, lecz pobiegła za nim i złapała go za
ramię.
– Corm...
– Nie – rzucił bez ogródek, strącając jej dłoń. – Tu nie chodziło o nas.
– Ty cholerny kłamczuchu – powiedziała, prawie się śmiejąc.
– Ja nie kłamię – skłamał.
– Corm, zwolnij trochę, jestem na obcasach.
– Charlotte – odwrócił się, żeby na nią spojrzeć – wbij to sobie do głowy. Moja
agencja była zagrożona. Gdybym został wciągnięty w waszą sprawę
rozwodową, poszłoby w diabły wszystko, na co pracowałem przez ostatnich
pięć lat. Nie chcę być w rubrykach towarzyskich.
– No, słyszałam, że rozstałeś się z Madeline – odparła z lekkim uśmiechem
i już wiedział, że nic do niej nie dotarło. – Corm, chodźmy na drinka, uczcijmy
to. Twoja agencja jest bezpieczna, ja uwolniłam się od Jagona...
– Nie – powtórzył Strike, znowu się odwracając, żeby odejść, lecz tym razem
chwyciła go za ramię tak mocno, że odtrącając ją, kołyszącą się na szpilkach,
ryzykowałby, że ją przewróci.
– Proszę – jęknęła cicho i nie miał już wątpliwości, że Charlotte wierzy,
iż moc, dzięki której tak długo miała nad nim władzę, wciąż działa, że pod jego
złością i zniecierpliwieniem kryje się miłość, która przetrwała tak wiele
paskudnych scen. – Proszę. Jeden drink. Corm, powiedziałam ci to, kiedy
umierałam, kiedy umierałam. To mogły być moje ostatnie słowa. Kocham cię.
Wtedy jednak jego cierpliwość się wyczerpała. Odginając jej palce,
powiedział:
– Dla ciebie miłość to jedno długie pieprzone doświadczenie chemiczne.
Bierzesz w nim udział dla niebezpieczeństwa i eksplozji. Nawet gdybym nie
miał cię już dość – dodał brutalnie – nic nie byłoby w stanie mnie skłonić
do pomagania ci w wychowywaniu dzieci Jagona Rossa.
– Wiesz... w tej sytuacji raczej będziemy musieli się podzielić prawami
rodzicielskimi. Dzieci nie będą ze mną bez przerwy.
Po tych słowach odniósł wrażenie, że obfitujący w wydarzenia wieczór
znowu spowalnia, koncentrując się na Cormoranie Strike'u, a jednostajny
warkot ruchu ulicznego nagle jakby ucichł. Tym razem jednak Strike nie
patrzył na twarz Robin, przepełniony alkoholem i pożądaniem: zmiana
sejsmiczna zaszła w nim dlatego, że poczuł, jak coś pęka, i wiedział – nareszcie
– że nie da się tego poskładać z powrotem. Nie chodziło o to, że ujrzał w tej
chwili prawdę o Charlotte, ponieważ już wcześniej doszedł do wniosku, że nie
ma czegoś takiego jak jedna, stała prawda o jakiejkolwiek istocie ludzkiej.
Zrozumiał, raz i ostatecznie, że coś, co uważał za prawdę, wcale nią nie jest.
Zawsze wierzył – musiał w to wierzyć, ponieważ gdyby nie wierzył, czyż
mógłby, na Boga, raz po raz wracać do tej kobiety? – że bez względu na to, jak
bardzo była skrzywiona oraz jak wielką miała skłonność do siania zniszczenia
i zadawania bólu, w głębi ducha – tam, gdzie mieszkają pewne niezbywalne
zasady – są do siebie podobni. Mimo wszystkich dowodów świadczących,
że jest inaczej – mimo jej złośliwości i destrukcyjności, mimo jej żądzy chaosu
i konfliktu – romantycznie trwał przy przekonaniu, że to dzieciństwo
Charlotte, w każdym calu równie zaburzone, chaotyczne i niekiedy
przerażające jak jego własne, zaszczepiło w niej pragnienie przemienienia
swojego skrawka świata w zdrowsze, bezpieczniejsze i lepsze miejsce.
Teraz jednak zobaczył, jak bardzo się mylił. Wyobrażał sobie, że jej własna
bezbronność skłania ją do instynktownego współodczuwania z innymi
bezbronnymi istotami. Nawet jeśli nie chciało się mieć dzieci – tak jak on nie
chciał, ponieważ nie był gotów ponosić ofiar niezbędnych, aby je wychować –
na pewno zrobiłoby się wszystko, co tylko możliwe, by uchronić je przed
spędzaniem połowy życia z Jagonem Rossem. Bez względu na to, co jeszcze
myślał o Charlotte, nie wątpił, że teraz zrobi ona to samo, co była gotowa
uczynić pierwsza żona Rossa: walczyć, by ocalić dzieci przed ich ojcem.
– Dlaczego tak na mnie patrzysz? – zniecierpliwiła się Charlotte.
Strike dopiero teraz sobie uświadomił – spojrzawszy na obcisłą czarną
sukienkę, na którą nie zwrócił zbytniej uwagi w apartamencie Rossa –
że Charlotte przyszła do męża ubrana jak ktoś, kto zamierza uwodzić.
Prawdopodobnie planowała jeszcze raz oczarować Jagona, mimo że nawet
teraz, gdy próbowała na nowo rozniecić romans z mężczyzną, z którego nigdy
do końca nie zrezygnowała, w jakimś barze w Mayfair czekał na nią być może
niczego nieświadomy Lan-don.
– Dobranoc, Charlotte – rzucił Strike, odwracając się od niej. Ruszył przed
siebie, lecz pobiegła za nim i znowu złapała go za ramię.
– Corm, daj spokój, nie możesz tak po prostu odejść – powiedziała, znowu
prawie się śmiejąc. – To przecież tylko jeden drink!
W ich stronę jechała rozpędzona taksówka. Strike podniósł rękę, taryfa
zwolniła i już po chwili odjeżdżał od krawężnika, odprowadzany osłupiałym
spojrzeniem jednej z najpiękniejszych kobiet w Londynie.
88
Spójrz, jak szybko zgubiło twoje oko
Obiecywane rzeczy, któreś cenił tak wysoko [...].

Mary Tighe
Sonnet

Choć Strike nie chciał iść na drinka z Charlotte, teraz bardzo zapragnął coś
wypić, więc w drodze powrotnej do hotelu wstąpił do monopolowego, gdzie
zapominając o diecie, kupił whisky i piwo.
Reklamówka z alkoholem obijała się z brzękiem o jego sztuczną nogę, gdy
szedł hotelowym korytarzem. Minął pokój Robin, oddalony o pięcioro drzwi
od jego pokoju, i właśnie wyjął z kieszeni kartę magnetyczną, kiedy usłyszał,
jak za jego plecami otwierają się drzwi, i obejrzawszy się, zobaczył Robin, która
wyjrzała na korytarz.
– Dlaczego nie odpisujesz na wiadomości? – spytała.
Widząc jej minę, domyślił się, że coś jest nie tak.
– Wybacz, nie słyszałem wibracji... Co się dzieje? – spytał, zawracając.
– Mógłbyś do mnie wstąpić?
Dopiero gdy podszedł, zauważył, że Robin ma na sobie piżamę złożoną
z szarych szortów i koszulki od kompletu. Świadomość, że w takim stroju brak
stanika rzuca się w oczy, dotarła do Robin prawdopodobnie w tym samym
momencie co do Strike'a, ponieważ gdy już był przy drzwiach, poszła
po zostawiony na łóżku szlafrok frotté i pospiesznie go włożyła. W ciepłym
pokoju pachniało szamponem, a Robin najwyraźniej właśnie suszyła włosy.
– Mam wieści – powiedziała, odwracając się do niego, gdy zamknął drzwi. –
Dobrą i złą.
– Najpierw zła – odparł Strike.
– Spieprzyłam sprawę – oznajmiła, sięgając po iPada, żeby mu go podać. –
Zrobiłam zdjęcie w ostatniej chwili. Bardzo, bardzo mi przykro, Strike.
Strike odłożył reklamówkę z alkoholem, usiadł na łóżku, ponieważ nie było
krzesła, i przyjrzał się zdjęciom tego, co wydarzyło się w grze w ciągu ostatniej
godziny.

<9 czerwca 2015, 21.45>


<Anomia zaprasza Rudąkicię>
Anomia: Co ty tu robisz?
Powinnaś się uczyć do testu
na moderatora

<Rudakicia dołącza do grupy> <Otwiera się nowa grupa


prywatna>
Rudakicia: uczę się od wielu
godzin <9 czerwca 2015, 21.47>
Rudakicia: potrzebowałam <Sercella zaprasza Rudąkicię
przerwy! i Dżdżownicę28> Sercella:
Anomia: widziałaś Diablo1? cześć
<Dżdżownica28 dołącza
Rudakicia: nie, przykro mi
do grupy>
>
<Rudakicia dołącza do grupy>
>
Rudakicia: cześć, co słychać?
Anomia: no cóż, skoro masz
zostać moderatorką, Dżdżownica28: Sercello , czy
powinnaś wiedzieć, że zajdą Morehuse naprawdę odszed
???
tu pewne zmiany
Anomia: Morehouse odszedł Rudakicia: co? Morehouse
odszedł?!
Rudakicia: omg, naprawdę?
Sercella: Anomia mówi, że się
Anomia: żadna strata nie przykładał
Anomia: jeśli trzeba będzie Dżdżownica28: nie do wiary
zaktualizować grę, pomoże
Dżdżownica28: myślałam ,
mi ZnudzonekDrek
że byli najlepszymi
Anomia: poza tym koniec pszyjaciółmi
z grupami prywatnymi,
Dżdżownica28: nie mogliśmy
zamykam je
po prostu pszyjąć więcej
Anomia: grupa moderatorów moderatorów , żeby mógł
i czaty w grze, nic poza tym robić mniej ?
Anomia: koniec z gadaniem Sercella: Anomii jest lepiej bez
za moimi plecami niego
> Sercella: widziała któraś z was
> Diablo1?
Rudakicia: nie
>
Anomia: rozmawiasz teraz Dżdżownica28: nie, a co ?
na jakiejś grupie prywatnej? Sercella: zniknął
> Sercella: nie pokazał się już
> na dwóch sesjach
moderowania
>
Sercella: Anomia się wścieka
Rudakicia: tak
Sercella: słał do niego mejle
> i w ogóle
Rudakicia: z Sercellą Rudakicia: o rany, to dziwne
i Dżdżownicą28
Dżdżownica28: może jest
Anomia: nie kłamiesz chory ?
Anomia: to dobrze Sercella: nie, wszyscy musimy
Anomia: muszę wiedzieć, uprzedzać Anomię, jeśli nie
że mogę ufać swoim możemy moderować
moderatorom Dżdżownica28: a jeśli miał
Anomia: pytają, czy wiesz, wypadek albo coś
gdzie się podział Diablo1? Sercella: na pewno nie
Rudakicia: tak Sercella: Anomia by wiedział.
Rudakicia: ale nie wiem Jestem prawie przekonana,
że wie, kim wszyscy
moderatorzy są w realu.

> Dżdżownica28: ale Diablo1 <9 czerwca 2015, 21.56>


nie odszedby z gry
> <Narcyzka zaprasza
Dżdżownica28: powiedziałby Rudąkicię>
>
mi
>
> Dżdżownica28: niemożliwe , Narcyzka: rozmawia z tobą
żeby tak po prostu odszed Anomia?
>
Sercella: masz do niego jakiś >
>
namiar?
> >
Dżdżownica28: jasne , że nie .
>
> Zasada 14
<Rudakicia dołącza do grupy>
> Dżdżownica28: słyszałyście
> może , czy policja postawiła Rudakicia: cześć
już zażuty P********* O********? Narcyzka: napisz mi tylko, czy
Anomia: rozmawiasz w tym
momencie z kimś jeszcze Sercella: nie postawiła i nie rozmawia z tobą Anomia
na grupie prywatnej? postawi >
> Sercella: to nie był on >
> Sercella: ludzie powinni >
przestać kłapać jadaczkami
> Rudakicia: w tej chwili nie, ale
o czymś, o czym nie mają
otworzyliśmy grupę prywatną
> pojęcia.
Narcyzka: co pisze?
> Dżdżownica28: kiedy
kłapałam jadaczkom ? Rudakicia: pyta, czy wiem,
>
gdzie się podział Diablo1
> Sercella: nie ty, mam na myśli
te wszystkie Smolisteserca Rudakicia: i napisał,
> na Twitterze, które piszą, że Morehouse odszedł
> że to zrobił Narcyzka: nie pisz Anomii,
> > że z tobą rozmawiam

> Sercella: na pewno nie zrobił Narcyzka: błagam cię

> Dżdżownica28: skąd wiesz ? Narcyzka: proszę, nie pisz mu

> Sercella: po prostu wiem Rudakicia: OK nie napiszę

Rudakicia: przepraszam, Sercella: uu, patrzcie. Narcyzka: dzięki xx


musiałam do łazienki Narcyzka wróciła >
Anomia: odpowiedz > >
na pytanie Sercella: myślałam, Rudakicia: nie mogę uwierzyć,
> że odejdzie, skoro Morehouse że Morehouse odszedł z gry
odszedł
> Narcyzka: nie miał wyjścia
Sercella: podstępna suka
Rudakicia: nie Dżdżownica28: dlaczego ? Narcyzka: ja też odchodzę
Rudakicia: rozmawiam tylko Sercella: wysyła gołe fotki >
z Dżdżownicą28 i Sercellą wszystkim facetom
Rudakicia: dlaczego???
Anomia: jesteś pewna? Sercella: pewnie niedługo też
>
dostaniesz, Ruda
Anomia: twoja mała
>
wycieczka do łazienki zbiegła Sercella: musi jakoś
się w czasie z pojawieniem się podtrzymać liczebność > Narcyzka: bo byłam tu tylko
Narcyzki swojego fanklubu dla Morehouse'a

Rudakicia: prawie jej nie Sercella: Diablo1 miał co do >


znam niej rację Narcyzka: jesteś miła, więc
Anomia: i na pewno z nią teraz Rudakicia: ona rozsyła gołe potraktuj to poważnie
nie rozmawiasz? fotki? Rudakicia: co mam
Rudakicia: przecież Sercella: no, wszystkim potraktować poważnie?
ci napisałam, że nie facetom >
Anomia: ZnudzonekDrek Dżdżownica28: nie wiesz >
ma tę zaletę, że jest dość napewno
>
mądry, żeby się nie
Sercella: wiem, że przesłała
wymądrzać Narcyzka: nigdy nie zadzieraj
je Anomii i Morehouse'owi
z Anomią
Rudakicia: nie wiem, o co
Sercella: Jedną widziałam.
ci chodzi Rudakicia: brzmi złowieszczo
Pech mi pokazał
Rudakicia: wcale się nie Narcyzka: NIGDY
Dżdżownica28: serio ?
wymądrzam >
Sercella: tak, jak go raz
> >
po prosiłam, żeby się ze mną
Anomia: po prostu próbujesz zamienił na sesje >
się zaprzyjaźnić, no nie? moderowania
>
Rudakicia: rozmawiałam Sercella: napisał „jeśli
z nią, ale nie dzisiaj udowodnisz, że wyglądasz Rudakicia: Narcyzko?
lepiej od tej golaski, to się <Narcyzka opuszcza grupę
Rudakicia: właśnie za to
z tobą zamienię” prywatną>
uwielbiam tę grę: bo można
rozmawiać z innymi fanami. Sercella: a ja spytałam „co >
to za dziewczyna?”
Anomia: hinc cum hostibus >
clandestina colloquia nasci >
<Rudakicia została
Rudakicia: co to znaczy? zablokowana>
Anomia: to Sercella: przesłała to zdjęcie
<Rudakicia została „przez pomyłkę” Anomii,
a potem Anomia pokazał
zablokowana>
je Pechowi i ten chyba rozesłał
wszystkim chłopakom, jakby
<Rudakicia została
zablokowana>

– Anomia wiedział – stwierdziła Robin, gdy Strike skończył czytać i na nią


spojrzał. Siedziała obok niego na łóżku. – Wiedział, że rozmawiam z Narcyzką.
Nie powinnam była kłamać, ale się o nią martwiłam i...
– Możliwe, że nie był pewny – powiedział Strike – chociaż przypuszczalnie
mógł znaleźć jakiś sposób, żeby obserwować grupy prywatne.
– Kurde. – Robin schowała twarz w dłoniach. – Tyle pracy na marne.
– Nie na marne – odrzekł odruchowo Strike, ponieważ wyglądała
na załamaną. Wyjął z reklamówki butelkę whisky, starając się wymyślić coś
innego, co mógłby powiedzieć zamiast: „Ale faktycznie nie było nam
to potrzebne”.
– Narcyzka to ta, która była w związku z Morehouse'em, prawda? –
powiedział, rozglądając się za jakąś szklanką albo chociaż kubkiem.
– Tak. I twierdziła, że zna jego prawdziwą tożsamość.
– Więc wie, że został zamordowany. Trudno się dziwić, że się nie wychyla –
stwierdził Strike. – Pytanie brzmi, czy po odejściu z gry nie znajdzie się
w jeszcze większym niebezpieczeństwie. Bo jeśli Morehouse jej powiedział,
kim jest Anomia, i Anomia wie, kim jest Narcyzka... a jak nam wiadomo,
widział przynajmniej jej zdjęcie... będzie miała szczęście, jeśli nie skończy z
nożem w plecach.
– Co robimy?
– Jutro powiem Murphy'emu, co się stało – odrzekł Strike – ale ponieważ
podobnie jak Darwish wydaje się przekonany, że za tym wszystkim stoi
Halving, nie wiem, czy bardzo go to zainteresuje. Przynajmniej będę miał
pretekst, żeby spytać, czego się dowiedzieli z zapisu kamer monitoringu
w Cambridge.
– Co znaczy ten łaciński tekst? – spytała Robin. – Ten, który napisał Anomia,
zanim mnie zbanował.
Strike spojrzał z powrotem na iPada.
– Napisałaś: „właśnie za to uwielbiam tę grę: bo można rozmawiać z innymi
fanami”, a odpowiedź, w wolnym tłumaczeniu, brzmi: „z czego rodzą się
potajemne spotkania z wrogami”. Więc tak, teraz uważa Narcyzkę za wroga...
Szkoda, że Vilepechora nie pokazał tego jej zdjęcia tobie.
– Yasmin je widziała. Nie lubi Narcyzki. Możliwe, że zachowała zdjęcie jako
dowód złamania Zasady 14.
– To jest myśl – powiedział Strike, wyjmując z kieszeni długopis i notes, by to
zapisać. – Może złożymy Yasmin wizytę. Trudne sytuacje wymagają poświęceń
i tak dalej. Chcesz trochę whisky, zanim mi przekażesz tę dobrą wiadomość?
– Aha. – Robin prawie zapomniała, że ma jeszcze dobrą wiadomość. – Kea
Niven z całą pewnością nie jest Anomią.
– Co? – zdziwił się Strike. Ostatnio Kea przesunęła się na szczyt jego
prywatnej listy podejrzanych.
– Przed godziną dzwoniła Midge. Sara Niven obchodzi urodziny i wybrały
się z Keą na kolację do baru ostrygowego, żeby świętować z przyjaciółmi. Kea
w ogóle nie pisała na telefonie, a jak przed chwilą widziałeś, Anomia był dziś
bardzo aktywny w grupach prywatnych.
– Cholera. – Strike zmarszczył brwi, patrząc na nieodkorkowaną whisky. –
Nie, nie to miałem na myśli... To dobrze, że ją wykluczyliśmy, ale w takim razie
zostają nam tylko...
– Tim Ashcroft i Pez Pierce – dokończyła Robin. – Wiem. Pez wydzwaniał
do mnie przez cały wieczór. Chce się umówić na randkę. Może powinnam się
zgodzić.
Strike mruknął wymijająco.
– Masz jakąś szklankę?
– Tylko jedną. Jest w łazience i stoi w niej moja szczoteczka do zębów.
– Okej, pójdę po swoją i zaraz będę.
Dopiero gdy Strike wyszedł z pokoju, Robin przypomniała sobie, że właśnie
wrócił z konfrontacji z Jagonem Rossem: zdenerwowanie wywołane banem
w grze wyparło z jej umysłu wszystko inne. Poszła do łazienki po szklankę,
a gdy Strike zjawił się ze swoją szklanką na szczoteczki do zębów, spytała:
– Jak ci poszło...?
On jednak wszedł jej w słowo.
– Znowu to samo, do cholery! Akurat kiedy sięgałem po szklankę! Jeden
z tych telefonów ze zmienionym głosem! Z głosem Dartha Vadera!
– Żartujesz – powiedziała Robin.
– „Jeśli odkopiesz Edie, dowiesz się, kim jest Anomia. Wszystko jest w liście”.
Spytałem: „Kim jesteś?”. Rozległo się dziwne warknięcie i ten ktoś się rozłączył.
Wpatrywali się w siebie.
– Wzmianka o Anomii to coś nowego, prawda? – zauważyła Robin.
– No, masz rację – przyznał Strike. – Poprzednio mówił „Jeśli chcesz poznać
prawdę” i „Przyjrzyj się listowi w jej trumnie”.
Sięgnął po whisky i nalał podwójną porcję do szklanki, którą trzymała Robin.
Gdy usiadła z powrotem na łóżku, owijając się ciaśniej szlafrokiem,
powiedziała:
– Mówiłam ci, że Bram ma ten gadżet do zmieniania głosu, prawda? Użył go,
kiedy byłam w North Grove.
– Brzmiał jak Darth Vader?
– Trochę tak.
Strike, który sobie także nalał dużą whisky, upił spory łyk, usiadł obok Robin
na łóżku, wyjął e-papierosa i powiedział:
– Myślisz, że to Bram do mnie dzwoni?
– Zabieganie o to, żeby odkopać Edie, wydaje się bardzo w jego stylu.
– Może wiedzieć, że w trumnie były listy?
– Pewnie tak – odrzekła Robin po chwili wahania. – Mariam i Pez
utrzymywali kontakt z Joshem, prawda?
– Czy Brama interesowałyby te listy?
– Nie wiem... to bardzo dziwny dzieciak. O wiele bystrzejszy, niż można
by pomyśleć, kiedy wykrzykuje te powiedzonka Dreka. Słyszałeś, co mówił Pez:
ma iloraz inteligencji godny geniusza.
Strike zaciągnął się głęboko e-papierosem, po czym powiedział:
– Grant Ledwell uważa, że ten, kto wykonuje te telefony, próbuje rzucić
podejrzenie na Ormonda, i trudno znaleźć wadę takiego rozumowania. Nikt
przy zdrowych zmysłach nie uzna, że Josh zabił Edie, prawie odciął sobie
głowę, a potem podyktował Katyi przyznanie się do winy, żeby je włożyć
do trumny. Ale Ormonda aresztowano, więc po co dalej przynudzać o tych
listach?
– Może Bram nie wybiega myślami tak daleko. Może jest tak, jak mówił Josh:
po prostu chce się przekonać, co będzie dalej.
– Według mnie dzieciak z ilorazem inteligencji geniusza doskonale
by wiedział, że nic takiego się nie wydarzy. Nikt nie bierze się do odkopywania
zwłok dlatego, że tak powiedział jakiś anonimowy gość z głosem Dartha
Vadera. Na podstawie tego, co o nim wiemy, powiedziałbym raczej, że Bram
to ktoś taki, kto włamałby się nocą na cmentarz i sam próbował ją odkopać.
– Przestań. – Robin mimowolnie zadrżała.
– Ponadto zakładam, że nikt w North Grove nie wie o naszym śledztwie
w sprawie Anomii. Ten, kto do mnie wydzwania, najwyraźniej o tym wie,
a zatem bez wątpienia należy do bardzo wąskiego grona ludzi... oczywiście pod
warunkiem, że nas nie przejrzeli. Ostatnio nasze zdjęcia często pojawiają się
w gazetach, więc Tim Ashcroft, Pez Pierce i Yasmin Weatherhead mogli cię
skojarzyć z Jessicą Robins albo Venetią Hall.
– Ale anonimowe telefony zaczęły się wcześniej – zauważyła Robin.
– To prawda – przyznał Strike.
Obydwoje wypili trochę whisky, a potem przez chwilę tępo patrzyli przed
siebie, zastanawiając się nad tym nowym problemem, a między nimi unosiła
para z e-papierosa.
– Skoro komuś naprawdę zależy, żeby odkopano Edie – odezwała się
w końcu Robin – dlaczego nie powie wprost, co wie albo co mu się wydaje,
że wie, o tych listach?
– Hm – zaczął powoli Strike – oczywista odpowiedź jest pewnie taka, że boi
się wyjawić swoją tożsamość. Może spytam Murphy'ego, czy policja też odbiera
takie telefony. – Strike znowu sięgnął po długopis i to także zapisał w notesie.
– Na pewno coś przeoczyliśmy – stwierdziła Robin, wciąż patrząc przed
siebie. – Albo kogoś nie zauważyliśmy... Udało ci się znaleźć jakichś przyjaciół
Gusa Upcotta?
– Nie znalazłem w Internecie żadnego śladu samego Gusa, jeśli pominąć
stary filmik na YouTubie, na którym gra na wiolonczeli. Moglibyśmy znowu
zacząć go obserwować, zobaczyć, z kim się spotyka – powiedział Strike, lecz
bez entuzjazmu. – Ale jak sama zauważyłaś na początku: Anomia na pewno nie
może być przyjacielem przyjaciela przyjaciela Josha albo Edie. Prędkość, z jaką
udostępniał poufne informacje, nie wskazuje na długi łańcuch komunikacji.
– Myślisz, że warto namierzyć byłą kochankę Iniga Upcotta?
– Możemy spróbować, ale kobieta w średnim wieku też jakoś mi nie pasuje
na Anomię.
– W takim razie wracamy do Peza i Ashcrofta, prawda? – powiedziała Robin.
– Tylko ich dwóch nie wykluczyliśmy. Założę się, że Ashcroft zna łacinę. Zdobył
tego rodzaju wykształcenie.
– To prawda, ale po co miałby tworzyć grę, skoro to, o co mu chodzi,
uzyskałby o wiele łatwiej jako Pióro Sprawiedliwości? Gra to kiepski sposób
na urabianie małych dziewczynek: Zasada 14. Skoro nie wolno podawać danych
osobowych, jak miałby się dowiedzieć, czy są w odpowiedniej grupie wiekowej?
– Ta zasada jest bardzo dziwna... Co chcieli dzięki niej osiągnąć Anomia
i Morehouse?
– Bóg jeden wie, ale zauważyłem, że według Sercelli Anomia zna prawdziwą
tożsamość moderatorów. Inne zasady obowiązują Anomię, a inne całą resztę.
Anomia ma pełnię władzy.
Znowu zapadło milczenie, w którym Strike, już wypiwszy whisky, nalał sobie
następną.
– Ciągle wracam do North Grove – wyznała Robin. – Wciąż mam wrażenie,
że to tam jest... źródło tego wszystkiego. Anomia albo jest w North Grove, albo
tam był... Ten cytat na oknie. Ten skradziony rysunek Josha...
– Mógł go zwędzić każdy.
– Ale wampir jest w grze – powiedziała Robin, odwracając się, żeby spojrzeć
na Strike'a. – Nie ma go w kreskówce, ale jest w grze. Anomia i Morehouse
myśleli, że wyprzedzają Josha i Edie, umieszczając w grze tego wampira, ale
on nigdy nie trafił do kreskówki.
– Świetne spostrzeżenie – pochwalił Strike, któremu nie przyszło to do
głowy. – I kieruje nas z powrotem do Peza Pierce'a, prawda?
– Wiem, że na papierze wygląda to na obiecujący trop – odparła Robin. – Pez
z całą pewnością ma odpowiednie umiejętności, chował urazę do Edie... ale
Anomia po prostu nie brzmi jak on. Ta łacina. Ta obsesyjność, ten jad... Nie
twierdzę, że uczucia Peza do Edie nie były skomplikowane. Na pewno były,
ale... Przyszedł na jej pogrzeb ubrany na żółto, bo to był jej ulubiony kolor...
Jeśli gra, to jest najlepszym aktorem, jakiego kiedykolwiek widziałam... Mogę?
– dodała, spoglądając w stronę whisky.
– Śmiało – odrzekł Strike, podając jej butelkę.
Gdy zakołysały się jej włosy, znowu poczuł szampon i choć starał się skupiać
wzrok na twarzy Robin, zauważył, że jej piersi poruszyły się pod cienkim
koszulkowym materiałem góry od piżamy.
Znowu zapadła cisza, w czasie której Robin nalała sobie dużą whisky
i odstawiła butelkę na podłogę.
– Evola... – powiedziała. – Jestem Evola... Nie wydaje ci się, że to też jest
dziwny zbieg okoliczności?
– Co? – Strike starał się przede wszystkim nie myśleć o piersiach Robin.
– Że wokół fandomu Serca jak smoła kręci się troll używający nazwiska Evola,
a Evola jest jednym z uwielbianych przez Nilsa... – Nagle Robin wydała z siebie
zduszony okrzyk. – Przecież on leży w łazience w North Grove!
– Kto? – spytał skołowany Strike.
– Evola! Jestem pewna, że widziałam jedną z jego książek na regale! Nils
mi powiedział, że to taka biblioteczka, z której można pożyczać, co się chce...
Książka miała żółty grzbiet... Zaczekaj...
Znowu złapała iPada i na chwilę zamilkła. Potem oznajmiła:
– Ride the Tiger Juliusa Evoli. To ta książka z łazienki w North Grove.
– Sugerujesz, że Jestem Evola i Anomia to ta sama osoba?
– No... nie... – odrzekła niepewnie Robin. – To po prostu dziwne...
– Bo moim zdaniem akurat to naprawdę może być zbieg okoliczności.
Wiemy, że Serce jak smoła przyciągnęło masę neonazistów i ultraprawicowców.
Evola to pisarz w ich guście.
– Masz rację. – Robin westchnęła. – Boże, chciałabym, żeby wszyscy mizogini
i faszyści zeszli nam z drogi.
– Ja też, ale wątpię, żeby to się miało wkrótce wydarzyć. Za dobrze się bawią.
– Więc jak ci poszło z Jagonem Rossem?
– A. – Strike zapomniał, że jeszcze jej o tym nie opowiedział. – Wszystko
odbyło się całkiem szybko i przyjemnie...
Zrelacjonował jej wydarzenia z Kensington, popijając trzecią dużą whisky.
– ...więc jego pierwsza żona już składa wniosek o wyłączną opiekę nad
dziećmi.
– Cieszę się – powiedziała poruszona Robin. – Och, naprawdę się cieszę.
Myślałam, że tylko mu zagrozisz tymi nagraniami... biedne dzieci... ale
przecież ich matka musiała wiedzieć. Dziewczynki na pewno jej mówiły, co się
dzieje.
– Prawdopodobnie podobają jej się alimenty – odrzekł cynicznie Strike. –
Lepiej nie piłować gałęzi, na której się siedzi, no nie? Może sobie wmawiała,
że dziewczynki przesadzają. Weź pod uwagę, że powrót dziecka ze złamaną
nogą musiał być dla niej szokiem, a gdy później zobaczyła na nagraniu, jak
do tego doszło... Ale wracając do sedna, przypuszczam, że osiągną cichą, miłą
ugodę, bo Ross nie będzie chciał, żeby ten materiał wypłynął w sądzie. Córki
ma w dupie i wydaje się skupiony na synu i spadkobiercy.
– Ale skoro przesłałeś te nagrania także Charlotte...
Strike opróżnił trzecią szklankę whisky.
– Ona nie wydaje się zainteresowana wyłączną opieką rodzicielską.
Przeszkadzałoby jej to w życiu towarzyskim.
Nigdy wcześniej Robin nie słyszała, by mówił o Charlotte takim tonem.
– Lepiej już pójdę i pozwolę ci spać – oznajmił niespodziewanie. Dźwignął
się z łóżka, po czym podniósł swoją whisky i reklamówkę z piwem. – Dobranoc.
Robin została, gapiąc się na drzwi i zastanawiając, dlaczego Strike wyszedł
tak nagle. Przytłoczyły go wspomnienia o Charlotte? „Szesnaście lat
pieprzonego bólu”, powiedział w Cambridge, ale na pewno musiało w tym być
także trochę przyjemności, która raz po raz przyciągała go z powrotem.
To akurat problem Madeline, nie twój, upomniała się w myślach. Dopiła whisky
i poszła z powrotem do łazienki, żeby umyć zęby.
W rzeczywistości powodem, dla którego Strike wyszedł w takim pośpiechu,
było to, że po wypiciu prawie połowy butelki macallana na pusty żołądek uznał,
iż najlepiej będzie zniknąć z najbliższego otoczenia Robin. Bez makijażu,
pachnąca słodko oraz nieskazitelnie czysta w piżamie i szlafroku, mówiąca
inteligentnie o sprawie i wyrażająca współczucie dla dzieci, których nigdy nie
spotkała, nie mogłaby bardziej kontrastować z Charlotte. Bał się, że straci
kontrolę – nie że nieporadnie wykona jakiś pierwszy ruch, choć jeszcze trochę
macallana i nawet takie niebezpieczeństwo mogłoby się pojawić, lecz
że ulegnie pokusie zbyt osobistej rozmowy, powiedzenia zbyt wiele, gdy
obydwoje siedzieli na tym samym łóżku w zachęcająco anonimowym
pokoju hotelowym.
W zupełności wystarczało mu to, że aktualnie ich agencja była w ruinie,
a sprawa Anomii utknęła w martwym punkcie. Nie potrzebował jeszcze
spieprzenia jedynego związku, który utrzymywał go przy zdrowych zmysłach.
89
Upadek wielkich często powodują
Rzeczy zbyt małe, by je nazwać [...].

Helen Murphy Hunt


Danger

Strike wziął na siebie obdzwonienie nazajutrz wszystkich pracowników


i poinformowanie ich, że agencja straciła dostęp do Gry Dreka. Tak jak się
spodziewał, każdy zareagował jakimś przekleństwem, więc cieszył się, że Robin
tego nie słyszy. Następnie oznajmił Barclayowi i Devowi, że powinni dalej
obserwować Pierce'a i Ashcrofta.
– A niby, kurwa, po co? – spytał Barclay.
– Anomia może zatweetować – powiedział Strike. – To wszystko, co teraz
mamy.
Później detektyw zadzwonił do Ryana Murphy'ego, lecz dowiedział się tylko,
że nadkomisarz jest na zebraniu i do niego oddzwoni, więc poszedł
na Denmark Street pierwszy raz od wybuchu bomby, żeby sprawdzić, jak
postępują prace remontowe i co można by ocalić z ruin.
Gdy godzinę później zadzwonił do Robin, znowu była na Sloane Square
i obserwowała okna Lepkich Rączek. W świetle ich aktualnych problemów
z brakiem ludzi do pracy zgodził się, by zajęła się obserwacją w ciągu dnia, lecz
nie był z tego zadowolony.
– Jak wygląda agencja? – spytała.
– Lepiej, niż się spodziewałem. Ściany i sufit są już otynkowane i wstawili
nowe drzwi do gabinetu. Będziemy potrzebowali paru nowych mebli oraz
nowego komputera i biurka dla Pat. W drzwiach wejściowych wciąż nie
ma szyby, wpasowali kawałek dykty. Moje mieszkanie wygląda w porządku,
bo naprawili sufit w agencji. Ale dzwonię w innej sprawie. Właśnie
rozmawiałem z Murphym. Wypuścili Ormonda, nie stawiając mu zarzutów.
– Aha – powiedziała Robin. – Wspomniałeś mu o Narcyzce?
– No – potwierdził Strike. – Nie wydawał się zbyt przejęty, ale i tak chce,
żebyśmy jak najszybciej przyszli do Scotland Yardu.
– Co? – zdziwiła się Robin. – Dlaczego?
– Był dosyć tajemniczy. Mówi, że jest coś, w czym moglibyśmy im pomóc,
i coś, w czym oni mogliby pomóc nam. Zadzwoniłem do Midge, zmieni cię.
– Strike, ona od tygodni nie miała wolnego dnia.
– Obiecałem jej długi weekend. Spotkamy się przed budynkiem – oznajmił
Strike i się rozłączył.
Przekazawszy obserwację Midge, Robin pojechała taksówką do Scotland
Yardu, olbrzymiego jasnoszarego budynku nad Tamizą. Zastała Strike'a
palącego papierosa niedaleko głównego wejścia.
– To wszystko jest trochę dziwne, prawda? – zaczęła Robin, gdy do niego
podeszła.
– Tak – zgodził się Strike, rozgniatając niedopałek sztuczną stopą. – Murphy
nie brzmiał jak ktoś, kto stracił głównego podejrzanego. Właściwie to wydawał
się z czegoś bardzo zadowolony. Obiecałem, że do niego zadzwonię, kiedy już
się zjawimy.
Murphy wyszedł po nich osobiście i po krótkiej jeździe windą znaleźli się
w małym pomieszczeniu z okrągłym stołem i kilkoma krzesłami
na metalowych nogach. Czekała już tam na nich Angela Darwish, która
przywitała się ze Strikiem i z Robin uściskiem ręki. Na stole stało lśniące
czarne pudełko, w którym Strike rozpoznał urządzenie rejestrujące materiał
z podsłuchu.
Jedyne okno w pokoju wychodziło na rzekę, która tego dnia była oślepiającą
masą białych iskierek, i wpuszczało tyle nieprzefiltrowanego światła
słonecznego, że plastikowe siedziska krzeseł ustawionych wokół stołu były
wręcz nieprzyjemnie gorące. Murphy zamknął drzwi i dołączył do nich przy
stole.
– Jesteście tu z powodu kota – oznajmił z uśmiechem.
– Kota? – powtórzyła Robin.
– Tak. Za chwilę puszczę wam coś, co nagraliśmy tydzień temu dzięki paru
urządzeniom podsłuchowym w mieszkaniu starszej pani.
– Kogo udajecie? Ludzi ze spółdzielni? – spytał Strike Angelę Darwish. – Czy
ekipę deratyzacyjną?
Angela się uśmiechnęła, ale nie odpowiedziała. Murphy wcisnął przycisk
w czarnym pudełku.
Usłyszeli ciche dudnienie, które skojarzyło się Strike'owi z odgłosem
chodzenia po dywanie. Potem zabrzmiał czyjś głos i już po kilku słowach Strike
rozpoznał Wally'ego Cardew.
– Uruz?
Chwila przerwy, a potem:
– No, wszedłem, ale nic z tego nie wyszło... Dopiero za piątym razem
przypomniałem sobie pieprzone hasło... No... ale wszystko się pozmieniało, nie
zauważyłem nikogo, z kim kiedyś gadałem... No, nie byłem aż tak długo,
bo wiesz, dołączyłem po tym, jak mnie wywalili, żeby, no wiesz, trochę się
polansować... Ha, ha, no... Nie, to i tak szajs... No, mają nowego
moderatora, więc zadałem mu kilka pytań, ale nic z tego. Potem wpierdolił się
Anomia i spytał podejrzliwie, czego tam znowu szukam i, no wiesz, zaczął
zadawać mnóstwo jebanych pytań, a ja nie mogłem sobie przypomnieć, co mu
wtedy o sobie mówiłem, bo oczywiście udawałem przypadkowego frajera, nie
chciałem, żeby ktokolwiek się dowiedział, że jestem w grze i próbuję się
reklamować... Ha, ha, no, właśnie... Ale na jedno pytanie odpowiedziałem źle
i skurwiel mnie zbanował... No... Nie, stary, wiem o tym... Chcę pomóc, zrobię
wszystko, co... No, okej... No... Ale przekaż mu, że i tak chcę pomóc... Powiedz
mu, że w każdej chwili mogę się spotkać z jego starym... No, wiem... Pewnie...
Okej, do następnego.
Murphy wcisnął pauzę.
– Cardew próbował się dowiedzieć w Grze Dreka, kim jest Anomia – domyślił
się Strike.
– Zgadza się – potwierdził Murphy. – Na pewno zauważyliście,
że w rozmowach telefonicznych używają przydomków, ale już jakiś czas temu
zidentyfikowaliśmy Uruza. Był w domu Thurisaza, kiedy go zgarnialiśmy.
– Thurisaz to Jamie Kettle – powiedziała Darwish. – To ten, którego...
– Walnąłem – dokończył Strike. – Tak, pamiętam. Nieczęsto mi się to zdarza.
To znaczy potrafię ich wszystkich spamiętać.
Darwish się roześmiała.
– Wtedy nic na Uruza nie mieliśmy – podjął Murphy – ale jego tatuaże dały
nam wyobrażenie o tym, jakie wyznaje poglądy polityczne.
– Pomyślałbym raczej, że faceci starający się działać w ukryciu zastanowią
się dwa razy, zanim wytatuują sobie swastyki – powiedział Strike.
– Naszym zdaniem – odparła Darwish – Uruza i Thurisaza wybrano
ze względu na mięśnie, a nie na umysł.
– Tożsamość Uruza ustaliliśmy dość szybko – poinformował ich Murphy. –
To on obserwował twoje mieszkanie – dodał, zwracając się do Robin – a po
piwie albo po siedmiu piwach robi się nieostrożny. Wysłaliśmy za nim tajniaka,
kiedy opowiadał kumplom o dobrze finansowanym skrajnie prawicowym
kanale internetowym, który ma niebawem ruszyć. Nasz mały Uruz był z siebie
bardzo zadowolony, że ma tak poufne informacje. Powiedział, że za projektem
stoi pewien multimilioner i dołączy ktoś sławny, kto nie może wypowiadać się
swobodnie na YouTubie...
– Czy tym multimilionerem nie jest przypadkiem Ian Peach?
– Nie mogę potwierdzić – odrzekł Murphy, prawie niezauważalnie
puszczając oko. – A teraz będzie drugie nagranie, zarejestrowane wczoraj
po południu.
Znowu wcisnął przycisk. Tym razem podekscytowany głos Wally'ego
wywoływał lekkie echo, jakby gość zamknął się w łazience.
– Uruz? Mam coś grubego... No. Dowiedziałem się, kim jest Anomia... No!
Myślałem, żeby wybrać się do Hajmdala i powiedzieć mu to oso... A, no tak...
Nie, rozumiem... Kurde, serio?
Murphy wcisnął pauzę.
– Hajmdal, mózg operacji, jest na tyle bystry, że wie o ludziach
obserwujących jego i jego ojca – wyjaśnił Murphy. – To oczywiście dlatego
wykorzystuje swoich pachołków jako posłańców.
Znowu wcisnął play i odezwał się Wally:
– No, moje mieszkanie jest bezpieczne...
Murphy prychnął rozbawiony.
– ...No, jasne... Nie, dziś wieczorem...
W tle dał się słyszeć głos starszej kobiety, która zadała jakieś niezrozumiałe
pytanie.
– Za chwilę, babciu! – zawołał Wally. Następnie kontynuował cichszym
głosem. – Nie, później ma gdzieś wyjść... No, okej... No... To do zobaczenia.
Strike przypuszczał, że Wally się rozłączył, bo po chwili zaczął cicho śpiewać:
There is a road an' it leads to Valhalla
where on'y the chosen are allowed [...][12].
Murphy znowu wcisnął pauzę.
– Muzyka i słowa: Skrewdriver – wyjaśnił policjant. – Ten kawałek cieszy się
ponoć popularnością podczas odynistycznych obrzędów... Następne nagranie
pochodzi z wczorajszego wieczoru. Uwaga na kota.
Murphy trzeci raz wcisnął play.
Najwyraźniej żadne z urządzeń podsłuchowych zainstalowanych
w mieszkaniu pani Cardew nie znajdowało się w przedpokoju, ponieważ
odgłosy otwierania drzwi dobiegały z daleka, podobnie jak pierwsza wymiana
zdań między mężczyznami.
– Dagaz, cześć, stary.
– To Wally ma już runiczne imię? – spytała cicho Robin, a Murphy kiwnął
głową.
Po śmiechu rozległ się trzask zamykanych drzwi. Znów dały się słyszeć
stłumione kroki, jakby ktoś szedł po dywanie, a potem głośno i wyraźnie
zabrzmiał głos starszej pani.
– Może macie ochotę napić się herbaty?
– Nie, dzięki.
– Nie, babciu, dzięki. Mam piwo. Daj nam pół godzinki, okej?... Nie, jest
u mnie, nic mu nie będzie... Po prostu patrzy przez okno...
– Domyślam się, że chodzi o kota – wtrącił Strike.
– Właśnie.
Zamknięto następne drzwi.
– Myślałem, że jej nie będzie – powiedział Wally przepraszającym tonem. –
Dobrze cię widzieć, brachu. Co u Algiza?
– Dalej kiepsko. Biedaczyna. Jest podminowany. Boli go głowa...
Coś lekko skrzypnęło i zaszeleścił jakiś materiał, jakby usiedli.
– ...to może być, no wiesz, trwałe uszkodzenie mózgu, więc jeśli wiesz, kim
jest ten pojeb...
– Okej, no więc jestem pewny na dziewięćdziesiąt dziewięć procent. Częstuj
się.
Dały się słyszeć charakterystyczne dźwięki towarzyszące otwieraniu puszek
z piwem.
– Więc na Twitterze jest taki gość – zaczął Wally. – Nazywa się Wierny Uczeń
Lepine'a...
Robin spojrzała na Strike'a.
– ... zawsze lajkuje moje tweety i czasami wrzuca... wrzucał jakieś
komentarze pod filmikami, które robiłem z MJ-em. No więc wczoraj
wieczorem otagował mnie w sporze z jakiś dupkiem, który nazywa się Pióro
Sprawiedliwości, i twierdzi, że zna Anomię.
– Kto twierdzi? To Pióro...?
– Nie, Wierny Uczeń Lepine'a. No więc też go dodałem do obserwowanych
i napisałem do niego wiadomość prywatną: „Znasz Anomię?”. A on napisał:
„No, to mój kumpel”. Długo pieprzył o tym, jakim Anomia jest zajebistym
geniuszem i tak dalej, a potem napisałem: „Więc co miał do Ledwell?”, a on
mi na to, że go wydymała, i to grubo... zabrzmiało to tak, jakby się pieprzyli...
a potem ta szmata zawinęła się z całą kasą, żeby się prowadzać z Joshem
Blayem.
– Podał ci nazwisko?
– Nie musiał. Dobrze wiem, o kogo chodzi. Gość nazywa się Pe...
Rozległ się głośny brzęk i nagle głosy zabrzmiały słabiej.
– ...ierce... pieprzony kot... i mieszka w tym hippisowskim...
Znowu głośny brzęk.
– ...gdzie nagrywali. Jak powiedziałem, jestem pewny na dziewięćdziesiąt
dziewięć...
Jeszcze raz coś zabrzęczało: Robin wyobraziła sobie, jak Wally odkłada
na miejsce przedmiot, w którym ukryto pluskwę, najwyraźniej strącony
wcześniej przez kota. Głosy znowu zabrzmiały wyraźniej.
– ...na nią napalony, bo pamiętam, jak mówiłem Joshowi: ten pojeb cię nie
lubi, uważaj na siebie, dybie na twoją dupę. Miał się za lepszego artystę niż
Josh, a poza tym robi animacje... Jestem pewny na dziewięćdziesiąt dziewięć
procent, że to on. Niektórzy w komunie przezywali go Koń, bo ma zajebiście
wielkiego ku...
Uruz się roześmiał. Murphy zatrzymał odtwarzanie.
– Mamy nadzieję – powiedział – że możecie nam powiedzieć...
– Pez Pierce – ubiegła go Robin. – Pełne imię i nazwisko: Preston Pierce. Jest
z Liverpoolu i mieszka w North Grove, tej komunie artystycznej na Highgate.
– Doskonale – stwierdziła rzeczowo Darwish, a potem obydwoje z Murphym
wstali. Ten drugi zwrócił się do Strike'a i Robin:
– Zaczekacie tu chwilę?
– Jasne – powiedział Strike.
– To była przyjemność. – Darwish wyciągnęła chłodną dłoń, którą Strike
i Robin kolejno uścisnęli. – Mam nadzieję, że zniszczenia w agencji nie są zbyt
poważne.
– Mogło być o wiele gorzej – powiedział Strike.
Darwish wyszła. Strike i Robin spojrzeli po sobie.
– Wierny Uczeń Lepine'a przyjaźni się z Anomią w realu? – odezwała się
Robin.
– Nie stawiałbym na to.
– Faktycznie często popiera Anomię.
– Jak cała masa skrajnie prawicowych trolli.
– Ale ta wersja pasuje do Peza.
– No... chyba tak. – Strike nie wydawał się przekonany.
– Przecież to ty zawsze uważałeś, że Pierce jest czołowym kandydatem
na Anomię.
– Nie masz wrażenia, że robienie z Ledwell zdziry, która zdradziła Anomię,
to dokładnie taki rodzaj bajeczki, jaką wymyśliłby nienawidzący kobiet
prawiczek?
– Chyba tak – przyznała Robin – ale...
Murphy wrócił, trzymając szarą kopertę, którą bez słowa położył na stole.
– Biorąc pod uwagę, że w waszej agencji wybuchła bomba, a wy
dostarczyliście nam ważnych tropów w tej sprawie, chyba zasługujecie na to,
żeby usłyszeć, jaki popełnili błąd. Jest w dalszej części nagrania, które przed
chwilą puszczałem.
Przewinął do przodu, a potem wcisnął play.
– ...nie głaszcz tego jebańca, zaraz cię podrapie...
Przewinął jeszcze raz.
– ...tak mi, kurwa, stał, że musiałem zwalić konia przy Instagramie jebanej
Kei Ni...
– I tak przez jakiś czas – powiedział Murphy, ucinając śmiech Uruza,
by znowu przewinąć nagranie. – Chodzi o jakąś lewicującą byłą dziewczynę,
której Cardew nie zdołał zaciągnąć ponownie do łóżka.
Jeszcze raz wcisnął play.
Głos Uruza brzmiał teraz ciszej, jakby dwaj mężczyźni znowu rozmawiali
w przedpokoju.
– O, teraz. – Murphy zrobił głośniej i z urządzenia znowu popłynęły słowa
Uruza.
– Nie, Eiwaz... znowu go przymknęli... pieprzone psy... e, nie, nie Ben...
Po chwili niezrozumiałej rozmowy i krótkim śmiechu, Uruz powiedział:
– ...mu coraz lepiej w... ha, ha... nie mów mu tego... W każdym razie Charlie
na pewno zajebiście się podjara.
– Cieszę się, że mogłem pomóc. Przekaż mu pozdrowienia. Olliemu też.
– Jasne.
– Bingo – podsumował Murphy, wciskając stop. – Prawdziwe imiona. Głąby
wypiły za dużo piwa. Hajmdal, mózg całej operacji, to Charlie Peach.
Przyglądaliśmy mu się parę miesięcy temu, ale nic na niego nie znaleźliśmy.
Jest bardzo sprytny, bardzo bystry, nigdy nie popełnia błędów.
– Szkoda, że nie może tego powiedzieć o swoim bracie – zauważył Strike.
– No, jego brat jest zarozumiałym zasrańcem. Albo raczej był. Na pewno
nieprędko dojdzie do siebie po tym urazie mózgu. A trzeci gość, o którym
wspomnieli, Ben... Już wcześniej wiedzieliśmy, że bomby konstruuje Eiwaz,
a kiedy nazwali go „Ben”, potwierdziło się przypuszczenie, że głównym
podejrzanym jest właśnie on. Absolwent inżynierii: elegancki wygląd,
porządna praca. Na pierwszy rzut oka nikt by się nie domyślił,
że to neofaszysta.
– Korzyść z wyższego wykształcenia, prawda? – zażartował Strike. – Dzięki
niemu wiesz, że lepiej wytatuować nazistowską runę na dupie niż na czole.
Murphy się roześmiał.
– Gość jest sprytny, ale to dalej zły gość. Dostał pouczenie, bo stalkował byłą
dziewczynę, a jako nastolatek miał wyrok w zawieszeniu za próbę ciężkiego
uszkodzenia ciała. Byłbym zaskoczony, gdyby obrona nie wnioskowała
o ekspertyzę psychiatryczną. Im dłużej się z nim rozmawia, tym dziwniejszy
się wydaje. Dzisiaj o szóstej rano przeprowadziliśmy jednocześnie kilka
aresztowań. Uważamy, że zgarnęliśmy wszystkie szychy Halvingu...
– Gratulacje – powiedzieli jednocześnie Strike i Robin.
– ...a to oznacza, że możecie bezpiecznie wrócić do domu.
– Fantastycznie – odparła Robin z ulgą, ale Strike spytał:
– A co z Anomią?
– Jak przed chwilą słyszeliście – odrzekł Murphy – Charlie jest przekonany,
że Anomia próbował wepchnąć jego brata pod pociąg. Właśnie wysłałem kilku
ludzi do North Grove, żeby ostrzegli Pierce'a, że może stać się celem ataku.
Niewykluczone, że Charlie Peach wydał rozkaz zlikwidowania go, a my nie
mamy gwarancji, że zgarnęliśmy wszystkie płotki. Zdecydowanie radzę,
żebyście trzymali się od Pierce'a z daleka, dopóki was nie zawiadomimy,
że zagrożenie minęło. Lepiej, żebyście nie weszli znowu w drogę Halvingowi,
dopóki nie będziemy pewni, że mamy ich wszystkich. Ale pamiętajcie, że nawet
jeśli pominęliśmy kilku gości z niższego szczebla, zaczną srać ze strachu, kiedy
obejrzą dzisiejsze wiadomości.
– Waszym zdaniem to wcale nie Anomia wepchnął Olivera Peacha pod
pociąg, prawda? – spytał Strike, obserwując uważnie Murphy'ego.
– Prawda – przyznał Murphy. – Według nas to nie on.
– Więc kto?
Murphy odchylił się na krześle.
– Ben, ten bombiarz, dostał wyrok w zawieszeniu za wepchnięcie drugiego
chłopaka pod samochód. Tamten przeżył, ale mało brakowało. Trzy miesiące
temu Ben i Oliver Peach ostro pokłócili się w Internecie, zanim zdali sobie
sprawę, że ich obserwujemy. Wtedy tylko podejrzewaliśmy, kim naprawdę są.
Charlie wolał wierzyć, że jego brata zepchnął z peronu ten wasz Anomia, a nie
jeden z ludzi zwerbowanych do Halvingu... ludzka natura, prawda?... ale
naszym zdaniem w końcu się okaże, że to bombiarz Ben.
– Czy używanie lateksowych masek to w Halvingu standard?
Murphy sięgnął po szarą kopertę i powiedział:
– Skoro już pytasz, to tak.
– Tak? – zdziwiła się Robin, która nie spodziewała się takiej odpowiedzi.
Murphy wytrząsnął z szarej koperty kilka zdjęć i dwa z nich przesunął
po stole. Oba zrobiono na ulicy nocą i ukazywały męską postać w bluzie
z kapturem. Twarz była obwisła i pozbawiona wyrazu. Ten ktoś przyglądał się
skrzynce na listy należącej do małego biura.
– Zrobiono je półtora roku temu. Facet ma lateksową maskę zasłaniającą całą
głowę i szyję. W Niemczech działa bardzo szemrany gość, który robi takie
maski na specjalne zamówienie, a Halving kupiło kilka. Jak na nasz gust, robią
się zbyt realistyczne. Nie tylko Halving ich używa. Niedawno w Monachium był
duży napad na bank i mieli je wszyscy bandyci.
Murphy wskazał zdjęcia, którym przyglądali się Strike i Robin.
– To biuro poselskie Amy Wittstock. Dwa dni po tym, jak zamaskowany
kręcił się tam w nocy i oglądał tę skrzynkę, z poranną pocztą dostarczono
bombę rurową. Te zdjęcia – ciągnął Murphy, przesuwając po stole dwie kolejne
fotki – zrobiono w Cambridge w wieczór śmierci Vikasa Bhardwaja.
Pierwsze zdjęcie ukazywało ciemnoskórego mężczyznę na wózku
wjeżdżającego do budynku imienia Stephena Hawkinga.
– To Vikas? – spytała Robin.
– Przyjrzyj się – poradził Murphy. – Ten wózek inwalidzki nie ma napędu.
To zwyczajny, lekki, składany model.
– Zaraz – powiedziała Robin. – Czy to jest...?
– ...zabójca – potwierdził Murphy. – Miał brązową lateksową maskę, był
wieczór i ten sam kretyn, który wpuścił was, wpuścił też tego gościa, biorąc
go za Vikasa.
I rzeczywiście, drugie zdjęcie przedstawiało tego samego długowłosego
mężczyznę uprzejmie przytrzymującego drzwi mężczyźnie na wózku
i wpatrującego się z rozkojarzeniem w swój telefon. Na trzecim zdjęciu
ciemnoskóry mężczyzna na wózku inwalidzkim opuszczał teren zakapturzony
i z pochyloną głową. Strike oddał zdjęcia Murphy'emu.
– Co się stało po tym, jak zabójca się stamtąd ulotnił?
– W krzakach obok uliczki znaleziono złożony wózek... ale nie było twardego
dysku.
– Jakiego twardego dysku?
– A... nie powiedziałem wam. Zniknął twardy dysk z komputera Bhardwaja,
co w sumie jest zrozumiałe. Jeśli rozmawiał z kimś przez Internet o swoich
podejrzeniach, zabójca nie chciał zostawić takiego śladu. Wszystko wskazuje
na to, że uciekł przez ogrody, więc nie uchwyciła go żadna z kamer. Wciąż
analizujemy zapis kamer umieszczonych najbliżej ogrodów. Wkrótce ustalimy
tożsamość tego człowieka, ale jestem na dziewięćdziesiąt procent pewny,
że ktokolwiek to był, już go przymknęliśmy. Naszym zdaniem Vikas nabrał
podejrzeń i domyślił się, kim są bracia Peach, więc postanowili
go wyeliminować.
– Bardzo podobny sposób działania jak podczas napaści na cmentarzu
Highgate – zauważył Strike. – Zabić, a potem zaszyć się w zaroślach, wciąż
w przebraniu.
– Tak. Ten, kto dopuścił się tych ataków, ma mocne nerwy i długo
to planował. Charlie Peach dobrze wyszkolił swoich ludzi... nawet jeśli jeden
z nich się znarowił i próbował zabić jego brata.
– Ormond został oczyszczony z podejrzeń? – spytał Strike.
– Tak – potwierdził Murphy. – Nie ułatwiał sobie życia, nie mówiąc od razu
prawdy, ale w końcu do niej dotarliśmy... Tak między nami, ostatecznie
przyznał się, że zainstalował aplikację śledzącą w komórce Edie. Pilnując
uczennicy w kozie, zauważył, że telefon zmierza w stronę cmentarza Highgate,
kiedy ona miała siedzieć w domu na Finchley. Natychmiast się domyślił,
że wybrała się na spotkanie z Blayem, więc olał obowiązki szkolne i wściekły
ruszył jej śladem.
– Więc mu nie powiedziała, że zamierza się spotkać z Joshem? – upewniła się
Robin.
– Zgadza się – potwierdził Murphy. – Jego wersja brzmi tak: kiedy wsiadał
do samochodu, zauważył, że komórka opuszcza cmentarz Highgate i kieruje
się w stronę Hampstead Heath. Pojechał tam, poszedł za sygnałem i znalazł
telefon w trawie. Podniósł go i twierdzi, że kiedy tam stał, jakaś „dziwna
postać” wynurzyła się spomiędzy drzew i ruszyła do niego biegiem.
– W jakim sensie dziwna? – spytał Strike.
– Mówił, że przypominała trolla. Gruzłowata sylwetka, łysa, brzydka głowa
z dużymi uszami. Lateksowa maska, oczywiście – ciągnął Murphy. – Ten ktoś
spojrzał na Ormonda stojącego z telefonem Ledwell... komórka miała żółtą
obudowę, więc była wyraźnie widoczna... a potem wskoczył z powrotem
w zarośla i zniknął.
– Więc według niego ta zamaskowana osoba upuściła komórkę
przypadkiem, uświadomiła sobie, że ją zgubiła i wróciła po nią biegiem? –
spytała Robin.
– Tak – potwierdził Murphy. – Na wieść o zabójstwie Ormond spanikował,
bo już wiedział, że był wtedy tuż obok. „Wiedziałem, że uznacie mnie
za podejrzanego, wszyscy zawsze myślą, że zamordował partner, prawda?...
Spanikowałem. Włos z głowy by jej przy mnie nie spadł”...
– Włos może by i nie spadł – powiedziała Robin – ale za to pojawiłby się
siniak na szyi...
– Chyba nie ma żadnych wątpliwości, że stosował przemoc, ale
przeszukaliśmy każdy kąt jego mieszkania. Nie ma tam śladu telefonu Blaya,
narzędzia zbrodni ani teczki, którą zabrał zabójca. Nie mieliśmy podstaw, żeby
go dłużej przetrzymywać, ale jestem przekonany, że nie dopuścił się
morderstwa.
– Myślisz, że ta zamaskowana osoba to był ktoś z Halvingu? – spytał Strike.
– Tak. – Murphy skinął na zdjęcia zamaskowanych ludzi. – Właśnie tak
uważam. Teraz, kiedy już siedzą w areszcie, możemy przeszukać ich ulubione
miejsca i chyba są spore szanse, że w którymś z nich znajdziemy komórkę
Blaya i narzędzie zbrodni. W każdym razie – zakończył Murphy, zbierając
zdjęcia – wasz cynk o tej grze bardzo nam pomógł.
– Mogę spytać o coś jeszcze? – zatrzymał go Strike.
– Jasne. Ale nie mogę obiecać, że odpowiem.
– Odbieracie w stołecznej anonimowe telefony, w których ktoś każe wam
odkopać ciało Edie Ledwell?
Murphy wydał się zaskoczony.
– Nie. A co... wy tak?
– No – potwierdził Strike.
– Trolle – stwierdził Murphy.
– Możliwe – powiedział Strike.
Murphy odprowadził ich na dół.
– Po powrocie z Hiszpanii miałem mnóstwo roboty w związku z tą sprawą –
zwrócił się do Robin ściszonym głosem, gdy niczego nieświadomy Strike szedł
przodem i sprawdzał w komórce Twittera. – Ale skoro sytuacja się uspokoiła...
– Chętnie – powiedziała speszona Robin.
– Zadzwonię – obiecał Murphy.
A żegnając się z nimi, powtórzył:
– I trzymajcie się z dala od Peza Pierce'a. Jak mówiłem, nie wiemy, czy mamy
ich wszystkich.
90
Czegoś nam brak, lecz nie wiemy, w czym rzecz:
Nie tego, nie tamtego; acz z pewnością czegoś.
Widzimy wokół siebie to, czego widzieć nie chcemy,
A co widzimy, patrząc wstecz?

Christina Rossetti
Later Life. A Double Sonnet of Sonnets

– Chodźmy coś wypić i zjeść – zaproponował Strike – ale gdzieś daleko stąd.
Nie chcę, żeby jakiś przypadkowy policjant usłyszał, co mam do powiedzenia.
Oddalili się od Tamizy w stronę serca Westminsteru i w końcu weszli do St
Stephen's Tavern: małego, ciemnego wiktoriańskiego pubu znajdującego się
dokładnie naprzeciw Big Bena i pałacu westminsterskiego. Robin znalazła
w głębi pubu stolik w kącie, a pięć minut później Strike postawił na nim kufel
badgera i kieliszek wina. Z pewnym trudem wcisnął się za mały stolik
z żelaznymi nogami i usiadł na obitej zieloną skórą ławce pod panelami
ze szkła.
– Jak twoja noga? – spytała Robin, ponieważ Strike znowu się skrzywił.
– Bywało lepiej – przyznał. Upił upragniony łyk piwa i powiedział: – Więc
według Wiernego Ucznia Lepine'a Edie wydymała Anomię, i to
prawdopodobnie po tym, jak naprawdę się z nim dymała.
– Ale masz co do tego wątpliwości.
– Wierzę, że Wierny Uczeń Lepine'a tak powiedział Wally'emu. – Strike
otworzył menu, na próżno szukając w nim czegoś, co miałby ochotę zjeść i co
mogłoby jednocześnie sprzyjać utracie wagi. – Po prostu nie jestem pewny, czy
wierzę Wiernemu Uczniowi Lepine'a. Rozmawiał z youtuberem, którego
najwyraźniej podziwia. Nie byłby to pierwszy raz, kiedy jakiś kutas w
Internecie wymyśla bajeczkę, żeby się lansować. Twierdzenie, że jest kumplem
Anomii, wtajemniczonym we wszystkie jego sekrety, nic by go nie kosztowało...
Jak myślisz, ile kalorii może mieć cheeseburger z frytkami?
– Dużo – odrzekła Robin, także przeglądając menu. – Ale mają burgera
warzywnego. Mógłbyś wybrać tego. Bez frytek.
– Niech będzie – zgodził się ponuro.
– Pójdę zamówić – zaproponowała, wstając, by oszczędzić Strike'owi
ponownego chodzenia. Po powrocie spytała: – Co takiego chciałeś powiedzieć,
czego nie powinien usłyszeć przypadkowy policjant?
– To – Strike ściszył głos, ponieważ przy stoliku obok właśnie usiadła
czteroosobowa rodzina – że rozumiem, dlaczego według stołecznej
za wszystkie ataki odpowiada Halving. Za każdym razem idą w ruch maski
w ich stylu, Edie figurowała na liście działań bezpośrednich, Vikas rzeczywiście
mógł się dowiedzieć w grze czegoś o braciach Peach i stał się dla nich
zagrożeniem. Gdybyśmy mieli tylko zabójstwa Edie i Vikasa, pewnie
zgodziłbym się z Murphym, że winę prawdopodobnie ponosi Halving, ale
wciąż nie kupuję pomysłu, że Josha zaatakował terrorysta, a co więcej, sugestia,
że bombiarz Ben postanowił zabić Olivera Peacha w tak ryzykowny sposób i
w tak zatłoczonym miejscu, wydaje mi się cholernie naciągana. Według mnie
ten atak byłby o wiele bardziej zrozumiały, gdyby sprawcą był Anomia. To było
desperackie posunięcie, rodzaj napaści, do których dochodzi, kiedy sprawca
wie, że ma tylko jedną okazję i nie może jej przepuścić. Piekielnie ryzykował.
A przecież bez względu na to, jakim dziwakiem jest bombiarz Ben, skoro
ma wystarczająco dużo rozumu, żeby konstruować bomby, to na pewno zdaje
sobie sprawę, że jego życie byłoby warte mniej niż nic, gdyby Charlie uznał,
że to on próbował zabić Olivera. Sądząc na podstawie tego, co już wiemy,
Charlie ma łeb na karku. Już raz wyślizgnął się stołecznym. To nie jest facet,
który wyciąga pochopne wnioski. Skąd zatem wzięła się ta jego pewność,
że jego brata zaatakował Anomia? Wiedział, że Anomia był umówiony
z Oliverem na Comic Con? A może przypuszcza, że Anomia go tam zwabił?
– Niewykluczone – powiedziała Robin.
– Jestem pewny, że Oliver wybrał się na Comic Con, żeby spróbować poznać
tożsamość Anomii. Co chwila podchodził do Dreków i próbował ich zagadywać.
Wiem, że to żaden dowód – zaznaczył, gdy Robin otworzyła usta, żeby coś
powiedzieć – ale obserwowałem tego gościa przez godzinę. Z całą pewnością
kogoś szukał. Więc albo znalazł Anomię, który dzięki temu się dowiedział, kogo
ma zaatakować, albo Anomia już wiedział, jak wygląda Oliver, bo zrobił to co
ja i wygooglował tego kretyna. Kiedy Oliver próbował znaleźć Anomię, Anomia
obserwował Olivera i czekał na swoją okazję.
– Ale po co w ogóle miałby atakować Olivera?
Strike upił trochę piwa, po czym odrzekł:
– Wychodzę z założenia, że w przeciwieństwie do swego starszego brata
Oliver jest pieprzonym idiotą. Anagram prawdziwego imienia i nazwiska
w grze, runiczne imię w profilu na Twitterze pełnym zdjęć umożliwiających
identyfikację, a potem paradowanie w dizajnerskich ciuchach na Comic Con,
gdzie, jak zakładam, powinien był zachować dyskrecję. Zgodzisz się ze mną,
że to facet z długim jęzorem, wielkim ego i z ryzykownym poczuciem
nietykalności?
– Tak – powiedziała Robin.
– Okej. No więc wydaje mi się bardzo prawdopodobne, że Oliver popisywał
się na grupie prywatnej swoją wiedzą o bitcoinie, darkwebie i szemranych
wytwórcach masek lateksowych, żeby zaimponować Anomii. Bracia Peach
na pewno długo mu się podlizywali, skoro zrobił ich moderatorami.
– Więc myślisz, że Anomia dowiedział się o niektórych trikach Halvingu
od samego Olivera?
– Tak. A jeśli mam rację, stał się przez to zagrożeniem dla Anomii. Mógłby
zeznać, że Anomia posiadał tę wiedzę, bo przecież sam mu ją udostępnił.
Robin znowu otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, i Strike znowu odgadł,
co jej chodzi po głowie.
– Słuchaj, zdaję sobie sprawę, że to spekulacje, ale jedno wiemy na pewno:
odkąd Anomia i członkowie Halvingu nawiązali bezpośredni kontakt, nastąpiła
nagła zmiana w sposobie, w jaki atakowano ludzi. Halving miał dobrze
ugruntowane modus operandi, jeszcze zanim członkowie ugrupowania
przeniknęli do gry: maski podczas działań rozpoznawczych, bomby dla osób z
listy działań bezpośrednich i nękanie w Internecie osób z listy działań
pośrednich. Tak miała wyglądać śmierć Edie: chcieli ją zaszczuć do tego
stopnia, żeby sama odebrała sobie życie. Halving nie angażuje się
bezpośrednio. Wszystkich zabójstw dokonuje z oddali: przesyła bomby pocztą,
podburza internetowe tłumy. I nagle, ni stąd, ni zowąd, mamy dwa zabójstwa
i dwie próby zabójstwa, które nie pasują do schematu: trzy dźgnięcia
i zepchnięcie z peronu. Za każdym razem sprawca nosi maskę, którą policja
najwyraźniej zidentyfikowała jako dzieło tego nieuchwytnego Niemca
powiązanego z Halvingiem, bo jak wiemy, jest przekonana, że chodzi o akty
terrorystyczne. Później mamy zbanowanie LordaDreka zaraz po tym, jak
Oliver wyrżnął o tory kolejowe. Dlaczego to stało się tak szybko po próbie
zabójstwa? Chyba dlatego, żeby Charlie nie mógł rozgłaszać w Grze Dreka,
że Anomia próbował kogoś zabić.
– Wszystko się zgadza – przyznała ostrożnie Robin – ale...
– Ciągle wracam do pytania, dlaczego Halving miałby napadać na Blaya –
kontynuował Strike. – Blay nie znajdował się na żadnej z list, ale wiemy, że nie
był jedynie przypadkową ofiarą: został ranny nie dlatego, że bronił Edie przed
napastnikiem – przecież się spóźnił i w ogóle do niej nie dotarł. Co miałyby
znaczyć słowa napastnika: „Teraz ja się wszystkim zajmę”, gdyby nie były
związane z kreskówką?
– Nie wiem – powiedziała Robin.
– Po co Halving miałby zabierać komórki Josha i Edie? Napastnik zrobiłby
lepiej, gdyby zostawił je tam, gdzie były. A tak tylko obciążył się przedmiotami
wiążącymi go z miejscem przestępstwa. Zabranie teczki miałoby sens,
bo teczkę łatwo spalić, ale po co komórki?
– Nie wiem – powtórzyła Robin. – Ale zabranie teczki miałoby większy sens,
gdyby napaści rzeczywiście dokonało Halving.
– Niekoniecznie – odparł Strike. – Może Anomia nie wiedział, co w niej było,
i myślał, że zabiera teczkę ze zdjęciami albo pomysłami na fabułę. Albo – dodał
– Anomia w jakiś sposób dowiedział się o jej zawartości i nie chciał, żeby się
wydało, że gra została zinfiltrowana przez terrorystów. I po co Halvingowi
twardy dysk Bhardwaja? Przecież to też obciążający dowód rzeczowy, którym
niepotrzebnie by się obarczyli. Nawet gdyby myśleli, że Bhardwaj rozsyłał
mejle, w których pisał, że zidentyfikował ich jako terrorystów, i tak byłoby
za późno na naprawianie szkód. Ale jeśli zabójcą był Anomia, zniknięcie
twardego dysku ma sens. Chciał dopilnować, żeby nikt nie powiązał
Morehouse'a z Bhardwajem. Dysk pokazałby co najmniej tyle, że Bhardwaj
zajmował się kodowaniem gry. Nie zapominajmy, że policja nie ma nawet
skrawka twardych dowodów, że Vikas faktycznie odkrył prawdziwą tożsamość
braci Peach, a my wiemy, że znał tożsamość Anomii.
– Ale...
– Załóżmy, że Vikas nabrał przekonania, że za atakami na Edie, Josha
i Olivera Peacha stoi Anomia. A jeśli Anomia zaczął obawiać się, że Vikas
zamierza skontaktować się z policją?
– Też nie mamy żadnych dowodów, że tak było.
– Potrafisz wyjaśnić ten lodowaty ton, jakim Anomia poinformował cię
o odejściu Morehouse'a z gry? Anomia wie, że Vikasa zamordowano, mówią
o tym we wszystkich wiadomościach. Gdzie się podziały szok i smutek? Ponoć
się przyjaźnili. Myślisz, że sposób, w jaki Anomia pisał o Morehousie byłby
naturalny, gdyby Anomia nie miał nic wspólnego z tym zabójstwem?
– Nie – odrzekła Robin.
Obydwoje pili, pogrążeni w myślach. Przy stoliku obok dwoje nastolatków
pisało na telefonach, nie zwracając uwagi na rodziców. Wreszcie odezwała się
Robin:
– Sądzisz, że warto zebrać trochę informacji o Wiernym Uczniu Lepine'a?
– Jakiś czas temu przyjrzałem się jego profilowi. Wątpię, czy coś nam to da.
To po prostu anonimowy chujek, który nie lubi kobiet.
– Ale w imię staranności...
– No dobrze – ustąpił z westchnieniem – skoro chcesz mu się przyjrzeć,
proszę bardzo. Osobiście uważam, że o wiele więcej moglibyśmy się
dowiedzieć od Narcyzki. Na pewno jest szansa, że Morehouse jej powiedział,
kim jest Anomia. Dziś wieczorem zamierzam przycisnąć Yasmin. Odwiedzę
ją w domu, wezmę z zaskoczenia. Jeśli wciąż ma to zdjęcie Narcyzki,
będzie nam łatwiej ją znaleźć.
Barman przyniósł im obojgu burgery warzywne.
– Dlaczego nie zamówiłaś sobie frytek? – spytał Strike, patrząc na talerz
Robin.
– Solidarność – odrzekła z uśmiechem.
– Ale wtedy mógłbym ci kilka podebrać – powiedział Strike, po czym
westchnął, sięgając po nóż i widelec.
91
Włosy sterczały jakby w złości,
Twarz brak urody naznaczył.
Tym razem jednak nie kryła zazdrości,
Której by dawniej nikt nie zobaczył.
Tworzyła ona ciernistą aureolę
Nieuświęconej twardej rozpaczy.

Mary Elizabeth Coleridge


The Other Side of a Mirror

Noga dawała się Strike'owi we znaki o wiele bardziej, niż był skłonny przyznać
przed Robin. Rano znowu obudziły go skurcze, a przy każdym kroku ostry ból
przeszywał jego ścięgno udowe, przypominające mu w ten sposób, że wolałoby
dźwigać mniejszy ciężar, a najlepiej nie dźwigać żadnego.
Gdyby mógł, spędziłby w hotelu jeszcze jedną noc, by odpocząć. Murphy
jednak powiedział, że mogą już wracać do domu, więc mając na uwadze
nieżyczliwe podejście księgowego do uznawania pewnych kosztów za wydatki
służbowe, Strike wrócił z Robin do hotelu tylko po to, by spakować swoje rzeczy
i zanieść je do mieszkania na poddaszu przy Denmark Street.
Wspinaczka po schodach na trzecie piętro znacznie zaostrzyła ból kikuta.
Budowlańcy hałasujący piętro niżej w agencji uniemożliwili Strike'owi
popołudniową drzemkę przed wizytą u Yasmin Weatherhead na Croydon.
Strike usiadł zatem przy małym stole w kuchni, oparł nogę na drugim krześle
i zamówił przez Internet nowe biurko, szafkę na dokumenty, komputer,
krzesło biurowe i kanapę, które miano dostarczyć za kilka dni.
Wieść o aresztowaniach członków Halvingu gruchnęła dwie godziny po jego
powrocie do domu. Przez resztę popołudnia odpoczywał, paląc e-papierosa
i pijąc kawę podczas przeglądania stron różnych serwisów informacyjnych. Nie
dziwiło go, że większość doniesień zaczynała się od informacji, że dwóch
synów Iana Peacha, multimilionera z branży technicznej i niedoszłego
burmistrza Londynu, wyprowadzono w kajdankach z jego domu z greckimi
kolumnami przy Bishop's Avenue, przed którym stało zaparkowane
nowiuteńkie maserati. Zdjęcia Uruza z wytatuowaną liczbą 88 i jasnymi
przylizanymi włosami; łysego Thurisaza z runą wyraźnie widoczną na grdyce;
bombiarza Bena, który pozował do zdjęcia bez uśmiechu, gniewnie spoglądając
mimo zeza rozbieżnego; oraz Wally'ego Cardew, nazwanego w podpisie
„znanym youtuberem”, znalazły się na szarym końcu tej historii.
Dziewiętnastu młodych mężczyzn siedziało już w areszcie, większość z nich
w Londynie, lecz aresztowania przeprowadzono także w Manchesterze,
Newcastle i Dundee. Strike dobrze rozumiał zadowolenie, jakiego z pewnością
doświadczali Ryan Mur-phy i Angela Darwish. Sam też się tak czuł
po zakończeniu jakiejś sprawy i zazdrościł im poczucia dobrze wykonanej
roboty.
O piątej wyruszył na Croydon, a nieco ponad godzinę później kuśtykał Lower
Addiscombe Road, senną ulicą mieszkaniową, gdzie niedawno Robin siedziała
w kawiarni Saucy Sausage, obserwując front domu Weatherheadów.
Strike postanowił poobserwować przez chwilę dom, zanim zapuka do drzwi.
Wprawdzie kikut nie był zachwycony koniecznością dźwigania ciężaru, gdy
Strike przez czterdzieści minut wałęsał się przed rzędem zamkniętych sklepów
naprzeciwko, lecz detektyw poczuł, że podjął słuszną decyzję, kiedy wreszcie
zauważył jasnowłosą Yasmin, która szła ulicą, pisząc na telefonie. Miała
olbrzymią listonoszkę przewieszoną przez ramię i była ubrana w ten sam długi
czarny rozpinany sweter co na zdjęciach przesłanych mu kilka tygodni temu
przez Robin. Prawie nie odrywając oczu od telefonu, skręciła machinalnie
w stronę drzwi swojego domu i zniknęła w środku.
Strike odczekał pięć minut, po czym przeszedł przez ulicę i wcisnął
dzwonek. Po krótkiej chwili oczekiwania drzwi się otworzyły i stanęła w nich
Yasmin, wciąż z komórką. Na widok obcego mężczyzny na progu okazała
lekkie zdziwienie.
– Dobry wieczór – przywitał się. – Yasmin Weatherhead?
– Tak. – Wyglądała na zdezorientowaną.
– Nazywam się Cormoran Strike. Jestem prywatnym detektywem.
Chciałbym pani zadać parę pytań.
Wyraz lekkiego oszołomienia na okrągłej, płaskiej twarzy Yasmin
natychmiast ustąpił miejsca strachowi.
– To nie potrwa długo – zaznaczył. – Tylko parę pytań. Phillip Ormond mnie
zna i może za mnie poręczyć.
W przedpokoju za Yasmin pojawiła się starsza kobieta. Miała gęste
ciemnosiwe włosy i taką samą płaską twarz jak córka.
– Kto to?
– To tylko... ktoś chce mi zadać kilka pytań – wyjaśniła Yasmin.
– O co? – zainteresowała się pani Weatherhead i mrugając, patrzyła
na Strike'a owczymi oczami.
– O moją książkę – skłamała Yasmin. – No... no dobrze, proszę wejść –
dodała, zwracając się do Strike'a. – To będzie krótka rozmowa – zapewniła
matkę.
Strike przypuszczał, że podobnie jak w wypadku Iniga Upcotta, chęć
dowiedzenia się, dlaczego detektyw chce z nią rozmawiać, okazała się
silniejsza niż wyraźnie widoczny strach. Yasmin poprowadziła go do salonu
z widokiem na ulicę i zdecydowanie zamknęła drzwi, odgradzając ich
od matki.
Pomieszczenie było chyba świeżo po remoncie: nieskazitelnie czysta
błękitna wykładzina wydzielała gumowy zapach nowości, a kremowy skórzany
komplet wypoczynkowy wyglądał, jakby jeszcze prawie nikt na nim nie
siedział. W pokoju dominował olbrzymi telewizor z płaskim ekranem. Liczne
zdjęcia stojące na małym stoliku przedstawiały głównie dwie małe
dziewczynki z ciemnymi włosami, które, jak domyślił się Strike na podstawie
ich braku podobieństwa do Yasmin, były jej siostrzenicami.
– Proszę, niech pan siada – zachęciła Yasmin Strike'a, sama zaś usadowiła się
w fotelu, kładąc komórkę na podłokietniku. – Kiedy rozmawiał pan
z Phillipem? – spytała.
– Kilka tygodni temu – powiedział Strike. – Mojej agencji zlecono ustalenie,
kim jest Anomia. Myślałem, że Phillip pani o tym wspomniał.
Yasmin kilkakrotnie gwałtownie zamrugała, po czym odrzekła:
– Ta kobieta, która ze mną rozmawiała na Comic Con, to była pana
wspólniczka, prawda?
– Zgadza się.
– Powiedziałam już policji wszystko, co wiem. Czyli nic? – dodała, a on
zauważył pytającą intonację, o której napomknęła Robin.
– Mojej wspólniczce mówiła pani co innego. Mówiła pani, że powiązała
ze sobą różne wskazówki i odkryła tożsamość Anomii.
Prawa dłoń Yasmin gmerała przy starannie pomalowanych paznokciach
lewej. Od powrotu do domu kobieta zmieniła buty na parę uggów, które
zostawiały na nowej wykładzinie ogromne, płaskie ślady.
– W Grze Dreka jest pani oczywiście Sercellą – podjął Strike.
Po tych słowach z ust Yasmin odpłynął kolor. Nawet jeśli przyszło jej
do głowy, żeby odpowiedzieć pełnym niedowierzania: „Jestem kim?”,
najwyraźniej nie była w stanie przekonująco wyartykułować tego zdania, więc
tylko wpatrywała się w niego bez słowa.
– Nie wiem, czy widziała pani popołudniowe wiadomości – ciągnął Strike. –
Dziewiętnastu członków skrajnie prawicowego ugrupowania
terrorystycznego...
Yasmin wybuchła płaczem. Ciężkie włosy koloru ciemny blond zasłaniały jej
twarz, gdy szlochała, kryjąc ją w dłoniach, a jej grube nogi w uggach trzęsły się
na wykładzinie. Strike, któremu intuicja podpowiadała, że więcej wydobędzie
z Yasmin rzeczowym tonem niż współczuciem, czekał w milczeniu, aż kobieta
odzyska panowanie nad sobą.
Po blisko minucie Yasmin podniosła głowę. Jej twarz i szyja były teraz całe
w plamach, a tusz do rzęs się rozmazał, tworząc pod spuchniętymi oczami
jasnoszare smugi.
– Ja nic nie wiem – zapewniła błagalnym tonem. – Naprawdę!
Nie miała przy sobie chusteczki, więc wytarła oczy i nos rękawem czarnego
swetra.
– Obydwoje wiemy, że tak nie jest – odrzekł bez uśmiechu Strike. – Skąd pani
wzięła tę teczkę z rzekomymi dowodami na to, że Edie Ledwell jest Anomią?
– Skompletowałam ją sama? – Jej głos brzmiał niewiele donośniej niż szept.
– Nie – odparł spokojnie Strike. – Skompletował ją ktoś inny i przekazał pani
w Grze Dreka.
Biorąc pod uwagę opuchliznę wokół oczu Yasmin, domyślił się, że płacze nie
pierwszy raz tego dnia. Być może wiadomość o aresztowaniach członków
Halvingu skłoniła ją do ucieczki do łazienki w miejscu pracy, gdzie płakała
przerażona tym, co się niebawem wydarzy, a potem starannie poprawiła
makijaż.
– Wiemy, że dwóch członków Halvingu zinfiltrowało grupę moderatorów –
oznajmił. – Policja wkrótce znajdzie urządzenia, z których korzystali LordDrek
i Vilepechora...
Na dźwięk tych nicków Yasmin wydała z siebie zduszony okrzyk, jakby
Strike chlusnął w nią lodowatą wodą.
– ...grając w Grę Dreka. MI5 też bada tę sprawę. Niedługo panią namierzą i...
Yasmin znowu się rozpłakała. Zasłaniając usta dłonią, kołysała się w fotelu
w przód i w tył.
– ...spytają, dlaczego im pani nie powiedziała...
– Nie wiedziałam! – zapewniła przez palce. – Nie wiedziałam! Nie
wiedziałam!
– ...skąd się wzięła ta teczka.
Rozległo się ciche pukanie do drzwi salonu, które po chwili zaczęły się
otwierać.
– Może zaparzyć trochę...? – zaczęła pani Weatherhead.
– Nie! – wykrztusiła Yasmin.
Pani Weatherhead wsunęła głowę trochę głębiej. Wydawała się
zaniepokojona. Podobnie jak córka, miała na nogach uggi.
– Co się tutaj...?
– Potem ci powiem, mamo! – szepnęła Yasmin. – Po prostu wyjdź!
Matka Yasmin się wycofała, wciąż zaniepokojona. Gdy drzwi się zamknęły,
Yasmin znowu ukryła twarz w dłoniach i zaczęła szlochać. Wydobywały się
z niej stłumione słowa, z których Strike niczego nie rozumiał, dopóki nie
usłyszał: „takie... upokarzające...”.
– Co jest upokarzające?
Yasmin podniosła głowę. Wciąż ciekło jej z nosa, a z oczu płynęły łzy.
– Myślałam... myślałam, że LordDrek by-był... aktorem? Tak mi powiedział,
był bardzo przekonujący... wię-ięc poszłam na sztukę, w której grał...
i powiedziałam kobiecie przy wejściu dla aktorów, że przy-yszła Sercella...
Obiecał mi a-autograf... za kulisami?... I ten aktor... ten aktor spojrzał na mnie,
ja-akby w ogóle mnie nie kojarzył, a kiedy powiedziałam: „To ja! To ja!”, on...
Znowu uderzyła w płacz.
– Jeśli dalej będzie pani udawała, że nigdy nie było ich w grze, wyjdzie pani
na jedną z nich – oznajmił bez skrupułów Strike. – Ludzie uznają, że pomagała
im pani z własnej woli.
– Nie mogliby. – Yasmin spojrzała na niego z wyrazem rozpaczliwego buntu.
– To znaczy każdy, kto mnie zna, wie, że jestem superlewicowa? I dowodzą
tego wszystkie moje profile w mediach społecznościowych?
– Ludzie bez przerwy kłamią na swój temat w Internecie. Prokurator będzie
twierdził, że udawała pani lewicowe sympatie, żeby ukryć swoje prawdziwe
przekonania.
Gapiła się na niego przez kilka sekund oczami pełnymi łez, a potem, nie
do końca ku zaskoczeniu detektywa, naskoczyła na niego.
– Myślałam, że miał pan ustalać tożsamość Anomii? Halving to zadanie
policji, nie pana! A może chce pan zdobyć jeszcze większą sławę albo coś?
– Skoro woli pani rozmawiać o Anomii, rozmawiajmy – odparł Strike. –
Zastanawiała się pani kiedyś, czy to on zabił Ledwell?
– Oczywiście, że nie! – zawołała Yasmin z lekkim zduszonym okrzykiem.
– Mimo że chwalił się w grze, że to zrobił?
– To tylko... To znaczy on żartował? – Yasmin usiłowała okazać
niedowierzanie.
– I nigdy nie przyszło pani do głowy, że to nie jest żart? Że Anomia naprawdę
to zrobił?
– Oczywiście, że nie! – powtórzyła.
– Jak pani idzie pisanie książki? Anomia dalej ma dostać część zysków?
– To nie... Prace zostały wstrzymane? Z powodu...
– Ponieważ jeden ze współautorów został aresztowany pod zarzutem
zabójstwa, a drugi faktycznie mógł je popełnić?
– Ponieważ... ponieważ uznałam, że to nie jest odpowiednia pora – odrzekła,
z trudem łapiąc oddech.
– Zdaje pani sobie sprawę, że wszystkie szczegółowe informacje, które
Ormond przekazał pani o nowych postaciach Edie oraz o fabule filmu,
pochodziły z telefonu, który podniósł i schował po tym, jak została
zamordowana?
Strike wiedział, że gdzieś pod przerażoną miną i spuchniętymi oczami
obracają się w ruinę marzenia Yasmin o wywiadach dla prasy i sesjach
zdjęciowych, o większym prestiżu w fandomie i o statusie publikowanej
pisarki.
– Jeśli się okaże, że Anomia zamordował Edie Ledwell i doprowadził
do paraliżu Josha Blaya...
– Josh nie jest sparaliżowany – powiedziała Yasmin z rozpaczliwym
przekonaniem. –
Wiem, że ludzie tak mówią, ale to nieprawda. Słyszałam, że jego stan bardzo
się poprawia?
– Gdzie to pani słyszała? Na Twitterze od kogoś, kto zna gościa, którego
siostra pracuje w szpitalu? Josh ma sparaliżowaną jedną stronę ciała, a w
drugiej stracił czucie. Wiem o tym, bo rozmawiałem z nim w szpitalu.
Yasmin zrobiła się jeszcze bledsza, jej drżące palce gmerały przy mankiecie.
– Jeśli Anomia był napastnikiem... – Strike nie odpuszczał.
– Jeśli Anomia jest tym, kim myślę, że jest, nie mógł tego zrobić – szepnęła
Yasmin. – Fizycznie nie byłby do tego zdolny.
– Kim według pani jest Anomia? – spytał Strike.
Zawahała się, a potem powiedziała:
– To Inigo Upcott.
Tego Strike się nie spodziewał.
– Dlaczego pani uważa, że to Upcott?
– Po prostu... Anomia brzmi jak on? Anomia zna łacinę, a Inigo ciągle używa
jakichś łacińskich słów? Poza tym Anomia mówił, że ma ciężkie życie,
a przecież Inigo jeździ na wózku? No i Anomia bardzo się zdenerwował, kiedy
Edie wyrzuciła Katyę, a wiem, że Inigo był zły, że nikt nie płacił Katyi za to,
co robiła dla Josha i Edie, bo będąc u nich w domu, parę razy słyszałam, jak
na to narzekał? I raz, kiedy tam byłam – dodała Yasmin – widziałam, jak Inigo
gra w grę?
– Naprawdę? – spytał Strike.
Yasmin kiwnęła głową, wycierając rękawem swetra czubek cieknącego nosa.
– Szwankował mu komputer? I pojechałam, żeby mu pomóc, a wtedy
zobaczyłam, na czym komputer się zawiesił? Inigo był w grze. Myślałam,
że tylko do niej zajrzał? Bo Josh i Edie bywali u Katyi, rozmawiali o tej grze i o
Anomii? Ale potem dodałam dwa do dwóch...
I wyszło ci dwadzieścia dwa.
– ...i wszystko nabrało sensu, bo Inigo jest uziemiony w domu i ciągle siedzi
przed komputerem? I jest artystą, i słyszał, jak wszyscy bez przerwy
rozmawiamy o Sercu jak smoła? Pewnie zrobił to tylko dla zabawy, wymyślił
sobie taki projekt...
– Czy pani zdaniem Anomia wypowiada się jak człowiek po sześćdziesiątce?
– No... tak? – powiedziała Yasmin, znowu buntowniczym tonem. – Inigo
jest... jest nerwowy? Dużo przeklina i nie lubił Josha? Ale Edie chyba lubił,
przynajmniej na początku, więc kiedy złośliwie skomentowała grę,
prawdopodobnie naprawdę się wkurzył? Bo poświęcił tej grze tyle czasu
i starań?
– Lubi pani Iniga?
– No... tak. Było mi go... było mi go żal, bo jest taki schorowany? Na początku,
kiedy tam przychodziłam, był miły, ale jest... jest dosyć... przypuszczam,
że potrafi być trochę despotyczny... Tak jak Anomia? Ale – dodała defensywnie
– to jest tylko teoria, nic więcej...
Strike się zastanawiał, czy Yasmin tak długo żyje w wirtualnym świecie
anonimowych ludzi, że kryteria prawdopodobieństwa i wiarygodności
wyparowały z jej rozumowania. Jedna teoria wydawała się równie dobra jak
każda inna, dopóki tylko zaspokajała jej potrzebę czucia się osobą
wtajemniczoną. Te cechy sprawiły, że Yasmin stała się bardzo cenna dla
Halvingu, lecz była o wiele mniej przydatna jako świadek.
– Zarówno pani, jak i Inigo byliście kiedyś na imprezie bożonarodzeniowej
w North Grove, prawda?
– Tak? – potwierdziła Yasmin, najwyraźniej nie rozumiejąc związku tego
pytania ze sprawą.
– Wspomniał mi, że widział tam panią w objęciach Nilsa de Jonga.
Yasmin wyglądała na zszokowaną, lecz Strike odniósł wrażenie, że dostrzegł
w jej oczach cień zadowolenia.
– Nils... poprosił mnie tylko o całusa pod jemiołą.
– Zaskoczyłbym panią, gdybym powiedział, że Inigo słyszał, jak wyznaje pani
Nilsowi, że to pani jest Anomią?
Wydała z siebie zduszony okrzyk.
– To bezczelne kłamstwo! Przecież... to niedorzeczne!
– Pamięta pani, o czym rozmawiała z Nilsem, zanim panią pocałował?
– No... obydwoje dużo wypiliśmy? I... chyba powiedział, że wyglądam
na nieszczęśliwą i chciał mi poprawić humor? I... i jakoś tak mnie wciągnął pod
tę jemiołę?
Strike przypuszczał, że żaden mężczyzna nie zrobił wcześniej z Yasmin
niczego podobnego.
– Nils mówił o anomii w sensie abstrakcyjnym?
– Czyli w jakim?
– O anomii jako stanie amoralności.
Yasmin wydawała się zdezorientowana, więc spytał:
– Nigdy pani nie zauważyła, że słowo „anomia” jest na oknie w kuchni
w North Grove?
– Naprawdę? – odrzekła ze zdziwieniem, które wyglądało na szczere.
– Rozmawiała pani kiedyś z Anomią, to znaczy z tym człowiekiem, przez
telefon?
– Nie. Kontaktowaliśmy się tylko mejlowo.
– Jak brzmi jego adres mejlowy? – spytał Strike, wyjmując z kieszeni notes.
– Nie podam go panu. – W jej zaczerwienionych oczach znowu pojawiły się
łzy, lecz była wystraszona. – Anomia by mnie zabił.
– Całkiem możliwe – powiedział Strike. – Zdaje sobie pani sprawę,
że Morehouse został zamordowany?
– Co? Nie, on... Co?
Strike widział, jak jej umysł usiłuje nadążyć za tym, co właśnie usłyszała.
– Nie wierzę panu – szepnęła w końcu.
– Proszę sprawdzić – zachęcił. – Vikas Bhardwaj. Uniwersytet w Cambridge.
Poderżnięto mu gardło.
Yasmin wyglądała, jakby miała zwymiotować.
– Skąd pan wie, że to był Morehouse? – spytała słabym głosem.
– Jeśli pani poczyta, co piszą w wiadomościach – powiedział Strike, ignorując
jej pytanie – zauważy pani, że morderstwo popełniono tego samego wieczoru,
kiedy Morehouse zniknął z gry.
– Nie wierzę panu – powtórzyła, lecz tym razem drżała. – Po prostu próbuje
mnie pan nastraszyć.
Przez firanki w oknie Strike zobaczył, że do drzwi wejściowych zbliża się
korpulentny siwy mężczyzna z aktówką. Wkrótce usłyszał stłumioną rozmowę
za drzwiami salonu i domyślił się, że zaniepokojona matka Yasmin informuje
jej ojca, że córkę magluje jakiś obcy rosły facet.
Drzwi się otworzyły i do salonu wszedł ojciec Yasmin, wciąż trzymając
aktówkę.
– Co się dzieje? Yasmin, co to za człowiek?
– Nic... Powiem ci później...
– Kto to jest? – spytał ojciec Yasmin, którego ze zrozumiałych powodów
zaniepokoił widok spuchniętych oczu i rozmazanego makijażu córki.
– Cormoran Strike – przedstawił się detektyw, wstając chwiejnie na nogi,
ponieważ jego ścięgno udowe błagało o litość. Wyciągnął rękę. – Jestem
prywatnym detektywem i pana córka pomaga mi w sprawie.
– Prywat... O co tu chodzi? – wybuchnął pan Weatherhead, ignorując rękę
Strike'a, podczas gdy matka Yasmin weszła niepostrzeżenie za mężem. –
Chodzi o tę przeklętą kreskówkę?
– Tato, daj spokój – szepnęła Yasmin. – Proszę. Zaraz do was przyjdę i...
i wyjaśnię...
– Chciałbym...
– Proszę, tato, po prostu pozwól mi dokończyć rozmowę! – zawołała nieco
histerycznie Yasmin.
Jej rodzice niechętnie się wycofali. Drzwi znowu się zamknęły. Strike
z powrotem usiadł.
– Na pewno pani rozumie – zaczął, zanim Yasmin zdążyła się odezwać –
że kiedy to wszystko wyjdzie na jaw... – a wyjdzie, ponieważ jak powiedziałem,
policjanci ze stołecznej i służby bezpieczeństwa właśnie zajmują komputery
i telefony członków Halvingu – ...społeczeństwo, media i sędziowie przysięgli
usłyszą, że ochoczo przyjęła pani teczkę dowodów przeciwko Edie Ledwell,
sfabrykowanych przez organizację terrorystyczną pragnącą jej śmierci,
i zaniosła ją Joshowi Blayowi, by nastawić go przeciwko niej. Jak pani myśli,
Yasmin, jak będzie pani wyglądała, gdy cały świat się dowie, że dalej beztrosko
grała pani w grę, wiedząc, że zinfiltrowali ją terroryści... a nawet
że moderowała pani tę grę... planując książkę na podstawie
informacji wykradzionych zamordowanej kobiecie? Ostrzegam panią:
przywódca Halvingu będzie twierdził, że to Anomia zaatakował Ledwell i Blaya
i że to on próbował zabić jednego z członków tego ugrupowania, wpychając
go pod pociąg. I bez względu na to, czy to była sprawka Halvingu, czy Anomii,
tkwi pani w tym po same uszy.
Yasmin pochyliła się z twarzą w dłoniach i znowu zaczęła płakać.
– Pani jedyna nadzieja – oznajmił głośno Strike, starając się, by usłyszała
go mimo wstrząsających nią szlochów – to zrobić teraz z własnej woli to,
co należy. Odejść z gry, powiedzieć policji wszystko, co pani wie, i pomóc
mi namierzyć Anomię.
– Nie po-otrafię panu pomóc. Niby jak? Skoro to nie Inigo...
– Po pierwsze, może mi pani podać adres mejlowy Anomii – zaczął Strike. –
Po drugie, może mi pani pomóc znaleźć moderatorkę, która nazywa się
Narcyzka.
– A do czego ona jest panu potrzebna?
– Myślę, że jest w niebezpieczeństwie.
– Jak to?
– Morehouse mógł jej powiedzieć, kim jest Anomia.
– Aha...
Yasmin wytarła twarz rękawem, jeszcze bardziej rozmazując makijaż,
z potem oznajmiła: – Nic o niej nie wiem.
– Od miesięcy byłyście razem w Grze Dreka, na pewno coś pani wie.
Słyszeliśmy, że Vilepechora pokazał pani jej zdjęcie.
– Kto panu o tym...?
– Nieważne kto. Zachowała je pani?
– Nie... była na nim...
– Naga?
– Nie... nie całkiem.
– Niech ją pani opisze.
– Jest... ładna. Szczupła. Ruda.
– W jakim wieku?
– Nie wiem... Dwadzieścia kilka lat? Może mniej.
– Rzuciła kiedyś jakąś wskazówkę dotyczącą swojego miejsca zamieszkania?
– Kiedyś... kiedyś wspomniała, że mieszka wiele kilometrów od Londynu.
To było, gdy...
– Gdy...? – ponaglił Strike.
Yasmin gmerała nerwowo przy mokrym rękawie swetra, a po chwili
powiedziała:
– Gdy poinformowałam pozostałych moderatorów, że Josh i Edie mają się
spotkać... żeby omówić sprawę teczki.
– Napisała im pani, gdzie się umówili? – spytał ostro Strike.
– Nie. Narcyzka o to spytała, ale napisałam, że jej nie powiem, bo Josh nigdy
by mi nie wybaczył, gdyby zjawił się tam jakiś łowca autografów? A ona strzeliła
focha i odparła, że nie mogłaby się tam zjawić, nawet gdyby chciała, bo mieszka
wiele kilometrów od Londynu? A potem dodała, że to oczywiste, gdzie się
spotkają, i natychmiast się wylogowała.
– Czy pani zdaniem większość fanów Serca jak smoła domyśliłaby się, że Josh
i Edie zamierzają się spotkać na cmentarzu?
– Może? – odrzekła Yasmin. – To znaczy... to było ich miejsce, prawda?
To tam... wszystko się zaczęło.
– Pamięta pani coś jeszcze, co Narcyzka pisała o swoim życiu albo miejscu
zamieszkania?
– Nie. Wiem tylko, że podobała się chyba wszystkim facetom. Ale najbardziej
lubi... lubiła Morehouse'a.
– Ile osób widziało pani zdaniem tę częściowo nagą fotkę?
– Prawdopodobnie wszyscy faceci? Vilepechora mi napisał, że zamierzała
ją wysłać Morehouse'owi, ale przez pomyłkę przesłała ją Anomii? Vilepechora
pokazał ją pewnie wszystkim pozostałym chłopakom...
– Dobrze – powiedział Strike, zapisując to. – A teraz niech mi pani poda
adres mejlowy Anomii.
Po chwili wahania Yasmin sięgnęła po leżącą na podłokietniku komórkę,
otworzyła swoją skrzynkę i powiedziała:
– To sercewklatce14@aol.com Wszystko małymi literami. Liczba cyframi.
– Dziękuję – powiedział Strike. – Czternaście... Jak Zasada 14?
Yasmin, znowu zajęta wycieraniem twarzy rękawem, pokiwała głową.
– A z czystej ciekawości, jak brzmi trzynaście pozostałych zasad? – spytał
Strike.
– Nie ma ich – odrzekła niewyraźnie. – Jest tylko ta jedna.
– Więc dlaczego nazywa się „czternaście”?
– To ulubiona liczba Anomii.
– Dlaczego?
Wzruszyła ramionami.
– Okej – powiedział Strike, zamykając notes i wyjmując portfel. – Bardzo
mi pani pomogła, Yasmin. Radzę, żeby skontaktowała się pani z tym
człowiekiem. – Otworzył portfel, wyjął wizytówkę Ryana Murphy'ego i podał
jej. – Niech mu pani powie to wszystko co mnie. Wszystko. A potem radzę
zniknąć z tej gry na zawsze.
– Nie mogę – powiedziała bladymi ustami.
– Dlaczego?
– Bo Anomia zagroził... że jeśli to zrobię... – Nagle wybuchnęła lekko
histerycznym śmiechem, w którym nie było śladu wesołości. – Powiedział,
że zawiadomi policję, że pomagałam terrorystom? Ale chyba... jeśli sama
zgłoszę się na policję... i przynajmniej nie będę musiała dalej...
Zamilkła w pół zdania.
– Przynajmniej nie będzie pani musiała dalej...
Yasmin znowu wytarła oczy, po czym wyznała płaczliwym tonem:
– Anomia... tak jakby mnie szantażował?
– W jakim celu?
– Żebym... żebym go udawała w grze?
– Co ma pani na myśli? – spytał Strike tknięty okropnym przeczuciem.
– Zmuszał mnie, żebym go udawała? W grze, o określonych porach? Podał
mi swoje dane logowania i mówił, kiedy mam to robić, grożąc,
że w przeciwnym razie doniesie policji o tej teczce?
– Od dawna to pani robiła? – Umysł Strike'a przebiegał szybko po wszystkich
podejrzanych, których wyeliminowali na podstawie niekorzystania przez nich
z urządzeń elektronicznych w chwilach, gdy Anomia był w grze.
– Nie wiem. – Yasmin znowu zaszlochała. – Odkąd... To było po tym, jak
napisałam Anomii, że spotkałam się z pana wspólniczką? Na Comic Con?
– Jezu Chryste. – Strike starał się nie okazywać wściekłości. – I taka prośba
nie wydała się pani dziwna?
– No, trochę... Spytałam, dlaczego mam to robić, a on napisał tylko,
że muszę.
– Pamięta pani, kiedy dokładnie „była” pani Anomią? Zapisywała to pani?
– Nie – odrzekła zrozpaczona. – Robiłam to mnóstwo razy, nie pamiętam
dokładnie... A co?
– To – odparł Strike, który porzucił już wszelkie skrupuły związane z tym,
że wystraszy tak otyłą kobietę – że pomagała pani Anomii załatwić sobie alibi.
Na pani miejscu postarałbym się sobie przypomnieć, czy wcielała się pani
w Anomię w wieczór, kiedy podcięto gardło Vikasowi Bhardwajowi. Myślę,
że stołeczna będzie bardzo zainteresowana tą informacją.
Znowu dźwignął się na nogi. Był na nią tak wściekły, że wyszedł bez słowa.
Gdy otwierał drzwi wejściowe, rodzice Yasmin pędzili korytarzem do salonu,
a nim je za sobą zatrzasnął, usłyszał, jak zaniepokojeni zaczynają zadawać
córce pytania, ona zaś wybucha rozpaczliwym płaczem.
92
Dziś wieczorem znów księżyca mat biały
Na sypialnianej podłodze się rozkłada,
Za drzwiami zaś niczym kot zuchwały
Le pion[13] się w ciemnym korytarzu skrada,
Planując, wiem, za karę na mnie naskoczyć
Za to, że w mieście spałam zeszłej nocy.

Charlotte Mew
The Fête

Początkowo Robin cieszyła się, że znowu jest w domu przy Blackhorse Road.
Czuła się wprawdzie trochę dziwnie, będąc nagle sama – bez Strike'a, z którym
można było omawiać sprawy na bieżąco albo posiedzieć w przyjemnym
milczeniu w samochodzie – lecz to lekkie poczucie osamotnienia można było
zignorować, wkładając brudne ubrania do pralki, wypakowując przybory
toaletowe, podlewając filodendrona i idąc do supermarketu, żeby uzupełnić
zapasy w lodówce.
Z biegiem dnia coraz trudniej było jej jednak udawać, że nie ma skołatanych
nerwów i że czuje się zupełnie bezpieczna. Nawiedzana przez obrazy, których
nie potrafiła zapomnieć – poderżnięte gardło Vikasa Bhardwaja, groteskowa
maska bombiarza, młody mężczyzna z wytatuowaną liczbą 88 robiący zdjęcia
jej mieszkania – wcześnie zaciągnęła zasłony i dwa razy sprawdziła, czy
włączyła alarm antywłamaniowy.
Właśnie usiadła, by zjeść jajecznicę na grzance, gdy obco brzmiący dzwonek
telefonu na kartę w jej torebce sprawił, że aż podskoczyła. Wyjąwszy komórkę,
zobaczyła wiadomość od Peza Pierce'a.
Nie uwierzysz, co mnie dzisiaj spotkało
Robin zastanawiała się chwilę nad odpowiedzią, po czym napisała:
A co się stało?
Odpowiedź Peza przyszła prawie natychmiast.
Zwaliły się tu gliny. Jakiś dupek im powiedział, że jestem
tym gościem, który trollował Edie. Teraz mówią, że muszę
się gdzieś ukryć. Bo jakieś skrajnie prawicowe świry dybią
na tego trolla. Te same, o których ciągle mówią
w wiadomościach
OMG, odpisała Robin. Poważnie?
Czuła, że za chwilę Pez spyta, czy nie udostępniłaby mu swojej kanapy. Nie
pomyliła się.
Nie mógłbym się u ciebie zadekować?
Bardzo mi przykro – skłamała – właśnie gościmy dwie osoby.
No, do mnóstwa moich kumpli „przyjechali goście”, kiedy
się dowiedzieli, że dybią na mnie terroryści
Wybacz – odpisała Robin – ale to prawda. Dasz mi znać, gdzie się
zatrzymasz? Mogłabym wpaść i spróbować cię pocieszyć.
Nie miała najmniejszego zamiaru iść na spotkanie z Pezem, ale nie
wymyśliła żadnego innego sposobu, żeby go nakłonić, by zdradził jej swoje
położenie, dzięki czemu mogliby go dalej obserwować. Prawdopodobnie
jednak był na nią zły, że nie zaproponowała mu gościny, ponieważ nie
odpowiedział. Z jednej strony Robin poczuła ulgę: nie była pewna, czy jej nerwy
są gotowe na wieczór esemesowego flirtowania z Pezem Pierce'em, mogącym
przecież okazać się człowiekiem, który według Strike'a poderżnął gardło
młodemu geniuszowi w Cambridge i zostawił go, by zadławił się na śmierć
własną krwią.
Sąsiad z góry znowu puszczał głośno muzykę i pierwszy raz dudniący bas
zaczął jej przeszkadzać: chciała móc słyszeć nietypowe dźwięki. Po kolacji
pozmywała i próbowała uspokoić się na tyle, by przeanalizować profil
Wiernego Ucznia Lepine'a na Twitterze, lecz trudno było jej się skupić. Gdy
zadzwonił Strike, z ulgą sięgnęła po komórkę.
– Cześć – powiedziała. – Jak ci poszło z...?
– Kurwa, nie uwierzysz – wszedł jej w słowo.
– Co się stało?
– Od Comic Con Yasmin godzinami udawała Anomię, ale nie zapisywała,
kiedy dokładnie to robiła. Zobaczyła twoje zdjęcie w gazecie i połapała się,
że to ty byłaś kobietą, która przeprowadzała z nią wywiad. Powiedziała Anomii,
że rozmawiał z nią detektyw w przebraniu, a wtedy Anomia zmusił
ją szantażem, żeby udawała go w grze.
– Co?
– Więc każdy pieprzony podejrzany, którego wykluczyliśmy po Comic Con,
wraca na naszą listę.
– Przecież to...
– Prawie wszyscy skurwiele, których od początku podejrzewaliśmy,
z wyjątkiem Seba Montgomery'ego. Zamierzam zaraz usiąść i to wszystko
poukładać, ale Jezu Chryste, tylko tego nam brakowało. Myślałem, że zostały
nam dwie osoby. A jeśli chodzi o Narcyzkę...
– To już coś – powiedziała Robin, gdy Strike skończył opowiadać, co mówiła
Yasmin o Narcyzce. Usilnie próbowała znaleźć w tej sytuacji coś pozytywnego.
– Ruda, ładna, młoda, mieszka wiele kilometrów od Londynu...
– No, grono zawęża się do jakichś kilkuset tysięcy kobiet. Jeśli wpadniesz
na jakiś pomysł, który umożliwi nam wyłuskanie z tej masy Narcyzki,
koniecznie do mnie zadzwoń.
Gdy już się pożegnali, Robin siedziała przez chwilę zszokowana
i przygnębiona rozwojem wypadków, aż z odrętwienia wyrwał ją huk
w korytarzu. Odwróciła się na krześle, patrząc w stronę drzwi. Zamknęła je na
zamek, alarm już działał, więc było absurdem – prawda? – niepokoić się, że ktoś
próbuje dostać się do środka. Po kilku sekundach, w czasie których czuła, jak
jej serce bije o wiele szybciej niż serce zdrowej, siedzącej kobiety, powoli wstała
i podeszła do drzwi. Przyłożyła do nich ucho, żałując, że nie mają wizjera.
Niczego nie usłyszała. Bez wątpienia ktoś idący na górę coś upuścił, lecz obraz
Vikasa Bhardwaja zamordowanego na wózku inwalidzkim – jego poderżnięte
gardło, nieruchome oczy – nagle znowu wtargnął do jej wyobraźni.
Pierwszy raz, odkąd znaleźli ciało Vikasa, myśli Robin skoczyły ku Rachel
Ledwell. Dziewczyna na pewno już wiedziała, że Vikas nie żyje.
I wtedy z porażającą nagłością wstrząsu elektrycznego uderzyła ją pewna
myśl. Szybko wróciła do laptopa, zamknęła profil Wiernego Ucznia Lepine'a
na Twitterze, otworzyła wiadomości prywatne, przeszła do rozmowy, którą
prowadziła wcześniej z Rachel, i zaczęła pisać.

Rachel, to ja, Robin. Zakładam, że już


do ciebie dotarły okropne wieści
o Vikasie. Tak mi przykro.

Właśnie próbuję zapobiec kolejnym


ofiarom. Jeśli możesz, proszę, odpisz.
Chyba mogłabyś mi w czymś pomóc.
Powstrzymajmy Anomię

Robin doskonale wiedziała, że dziewczyna może teraz nie być na Twitterze,


że internetowy świat mógł w niej wzbudzić tak głęboką i zrozumiałą odrazę,
że upłyną godziny albo nawet dni, nim zauważy tę wiadomość. Mimo to Robin
wpatrywała się w ekran, jakby mocą swojego umysłu mogła sprawić, by Rachel
zajrzała na Twittera. Po chwili pod jej wiadomością ukazały się trzy kropki:
Rachel coś pisała.

Vikas już nie żył, kiedy tam dotarłaś?


Penny Paw

Tak. To okropne. Tak mi przykro, Rachel.


Wyobrażam sobie, jak się czujesz.
Powstrzymajmy Anomię

Robin siedziała jak na szpilkach.

Wiesz, kto to zrobił? Policja wie?


Penny Paw

Jeszcze nie.
Powstrzymajmy Anomię
Nastąpiła przerwa trwająca mniej więcej minutę. Robin już miała znowu coś
napisać, lecz zobaczyła trzy kropki i po chwili ukazała się znacznie dłuższa
wiadomość od Rachel.

Bardzo się boję. Bez przerwy płaczę.


Mama myśli, że mam depresję, chce
mnie zaprowadzić do lekarza, ale nie
mogę jej powiedzieć, co się naprawdę
dzieje. Myślisz, że to był ktoś z Halvingu?
Vikas chciał wykopać z gry LordaDreka
i Vilepechorę, bo był przekonany, że są z
Halvingu. Może zabili go z zemsty. Może
się dowiedział, kim naprawdę są,
to całkiem prawdopodobne, był bardzo
mądry, i zawiadomił policję? Dziś
w wiadomościach mówili o tych
wszystkich aresztowaniach. Siedzę
i czytam kolejne doniesienia oraz to,
co ludzie piszą na Twitterze. Myślałam,
że policja ogłosi, że Halving zabiło
Vikasa, ale nie ogłosiła.
Penny Paw

Na razie wiem niewiele więcej niż ty, ale


naprawdę się staram, żeby nikt inny nie
ucierpiał.
Powstrzymajmy Anomię

Przecież aresztowali całe Halving.


Penny Paw

Robin zaczęła pisać, lecz w tej samej chwili ukazały się trzy kropki, więc
zaczekała na nową wiadomość od Rachel.

Myślisz, że to Anomia?
Penny Paw
Robin się zawahała, zastanawiając się, jak powinna to rozegrać.

Niekoniecznie, ale kiedy ostatni raz byłam


w grze, Anomia zachowywał się bardzo
dziwnie jak na kogoś, komu właśnie
zamordowano przyjaciela.
Powstrzymajmy Anomię

Jak to dziwnie?
Penny Paw

Bardzo oschle i rzeczowo. Nie wydawało


się to naturalne.
Powstrzymajmy Anomię

Nastąpiła najdłuższa dotychczas przerwa, lecz potem znowu pojawiły się


trzy kropki i wkrótce ukazała się następna długa wiadomość od Rachel.

To jakiś koszmar. Ciągle przypomina


mi się coś dziwnego, co Vilepechora
powiedział wieki temu. To było kiedy
Morehouse pojawił się na grupie
moderatorów, żeby powiedzieć, że Pech
i LordDrek powinni zniknąć z gry.
Zaprzeczyli, że są z Halvingu, a potem
Pech zażartował, że Anomia zabił Edie
i wykorzystał bitcoina, żeby kupić nóż
i paralizator. Pech napisał, że Anomia
dobrze się orientuje w tego rodzaju
darkwebowych sprawach. Nigdy nie
widziałam, żeby Anomia pisała
o kryptowalutach, ale teraz myślę,
że może rozmawiała o nich z Vilepechorą
na grupie prywatnej. Naprawdę się
wkurzyłam, kiedy pisali w ten sposób
o śmierci mojej siostry ciotecznej, jakby
to było zabawne, i opuściłam grupę. Ale
odkąd się dowiedziałam,
co spotkało Vikasa, nie mogę przestać
o tym myśleć, bo Anomia ciągle
żartowała, że to ona dźgnęła Josha i
Edie. Przecież dziewczyna mogła
to zrobić, bo Josha i Edie najpierw
potraktowano paralizatorem, żeby nie
mogli się bronić. Vikas też nie mógł się
bronić, siedząc na wózku
inwalidzkim, prawda?
Penny Paw

– Bingo – szepnęła Robin. Odpisała:

Rozumiem, dlaczego to takie


przygnębiające, Rachel, naprawdę
rozumiem.
Powstrzymajmy Anomię

Nie rozumiesz. Nie możesz.


Penny Paw

Sama świadomość, że Edie i Vikasa


mogło zabić Halving, jest wystarczająco
okropna, ale jeśli to była Anomia,
to przyjaźniłam się z morderczynią.
Pomagałam moderować grę morderczyni.
Penny Paw

Nawet jeśli winna jest Anomia, nie mogłaś


wiedzieć, że jest zdolna do popełnienia
morderstwa. Gdyby każdy, kto mówi
w żartach, że ma ochotę kogoś zabić,
naprawdę to robił, nikt z nas nie mógłby
bezpiecznie chodzić po ulicy.

Teraz moim priorytetem jest znalezienie


Narcyzki. Ona może wiedzieć, kim jest
Anomia. Może też rzucić światło na to,
czy Vikas zamierzał zgłosić policji swoje
podejrzenia związane z Anomią albo
Halvingiem.
Powstrzymajmy Anomię

Nie wiem, kim jest Narcyzka, nigdy nie


wiedziałam.
Penny Paw

Wiemy, że na grupie moderatorów krążyło


jej zdjęcie. Anomia udostępnił
je Vilepechorze, a ten pokazał Sercelli,
więc zastanawiałam się, czy przypadkiem
ktoś nie pokazał go tobie. Wiem,
że uważali cię za faceta.
Powstrzymajmy Anomię

Nastąpiła przerwa. Serce Robin biło prawie tak szybko jak wtedy, gdy
pomyślała, że zagrzechotała jej skrzynka na listy.

Pokazał mi je Vilepechora
Penny Paw

On i LordDrek myśleli, że jestem gejem


Penny Paw

Napisał: „Jeśli na ten widok ci nie stanie,


będziemy mieli pewność, że jesteś homo”
Penny Paw

Robin wiedziała, że musi ostrożnie sformułować następną wiadomość,


ponieważ dobrze pamiętała, że szkolne prześladowczynie Rachel nazywały
ją lesbijką.

Rachel, mogłabyś sprawdzić, czy


usunęłaś to zdjęcie? Gdybyś je miała,
pomogłoby nam ono w znalezieniu
Narcyzki.
Powstrzymajmy Anomię

Robin czekała, prawie nie oddychając. Przerwa się przeciągała, a to dawało


jej nadzieję: gdyby Rachel usunęła zdjęcie, na pewno od razu by o tym napisała.
Potem ukazały się trzy kropki i Rachel odpowiedziała.

Sprawdzę. Nie zamierzałam


go zapisywać, ale się upewnię.
Penny Paw

Ma je, pomyślała Robin. Nie wiedziała ani jej nie obchodziło, czy Rachel
zapisała zdjęcie przez złośliwość, czy może po to, by spróbować ustalić
tożsamość dziewczyny, która ukradła jej najlepszego internetowego
przyjaciela: liczyło się tylko to, czy je zachowała.
Minęły trzy minuty, które dłużyły się Robin jak trzydzieści. Potem Rachel
wróciła.

Mam je.
Penny Paw

Już wysyłam.
Penny Paw

Zdjęcie ukazało się, zanim Robin zdążyła podziękować. Widoczna na nim


dziewczyna nie była jedynie ładna: była piękna. Miała najwyżej dwadzieścia lat,
szczupłe ciało, długie rude włosy, alabastrową, lekko piegowatą cerę, wyraźnie
zarysowane kości policzkowe i ogromne orzechowe oczy. Pozowała w rozpiętej
jasnoróżowej koszuli, ściskając piersi ramionami, a materiał ledwie zasłaniał
jej sutki. Było widać kawałek płaskiego brzucha i zdjęcie kończyło się tuż
pod pępkiem.
Rachel, BARDZO ci dziękuję. To może
nam ogromnie pomóc.
Powstrzymajmy Anomię

Dasz mi znać, co się stanie? Proszę. Nie


mogę znieść tej niepewności. Wszystko
będzie lepsze od niewiedzy.
Penny Paw

Oczywiście. Będziemy w kontakcie.


I proszę, nie zadręczaj się. Bardzo nam
pomogłaś, a nic z tego nie wydarzyło się
z twojej winy. Nic x
Powstrzymajmy Anomię

x
Penny Paw

Robin zapisała zdjęcie Narcyzki na laptopie, otworzyła Google, żeby


przeprowadzić wyszukiwanie obrazem i wkleiła zdjęcie.
Jak chyba powinna była się spodziewać, wyświetliły jej się zdjęcia skąpo
odzianych kobiet ocierające się o soft porno. Zobaczyła bezlik kobiet
w rozpiętych koszulach obnażających piersi, lecz żadna z nich nie
przypominała Narcyzki. Robin zyskała jednak pewną użyteczną informację:
Narcyzka nigdy nie zamieściła swojego zdjęcia w Internecie, a to wskazywało,
że rzeczywiście była to fotka przesłana prywatnie chłopakowi albo komuś, kogo
uważała za swojego chłopaka.
Robin przyjrzała się tłu zdjęcia. Ukazywało słabo oświetlony pokój,
prawdopodobnie osoby uczącej się, ponieważ było widać biurko. Gdy
powiększyła zdjęcie, zauważyła na biurku płaskie pudełko z napisem Faber-
Castell Soft Pastels, który kojarzył jej się z przyborami plastycznymi.
Przycięła zdjęcie, by obejmowało tylko twarz dziewczyny, i wkleiła je w
wyszukiwarkę.
Ukazała jej się gama bardziej obiecujących obrazów: zdjęcia portretowe
młodych rudowłosych kobiet, niektóre najprawdopodobniej zrobione przez
zawodowych fotografów, inne niepozowane. Robin przeglądała je powoli,
lustrując wszystkie twarze po kolei, aż zatrzymała się przy szesnastej fotce.
Zdjęcie przedstawiało tę samą dziewczynę: te same oczy, te same kości
policzkowe, ta sama długa grzywa rudych włosów. Bardzo podekscytowana
Robin kliknęła. Obraz pochodził z Instagrama. Przeszła na stronę i powiedziała
głośno:
– Tak!
Dziewczyna nazywała się Nicole Crystal. Skrolując zdjęcia jej profilu, Robin
dowiedziała się, że jest studentką Wyższej Szkoły Plastycznej w Glasgow.
Strona była usiana próbkami jej prac, w których nawet niewprawne oko Robin
dostrzegło olbrzymi talent. Zdarzały się wśród nich także selfie. Na widok
jednego z nich Robin zastygła, lekko zbita z tropu. Przystojny młody blondyn
w koszulce z obciętymi rękawami obejmował Nicole od tyłu, przyciskając usta
do jej policzka. Przechodząc dalej, Robin zauważyła jeszcze parę zdjęć tego
mężczyzny. Wokół jednego z nich było narysowane serce.
Czy wiedział, że jego dziewczyna godzinami grała w grę, rozmawiając
z Vikasem Bhardwajem? Że przesyłała mu prowokujące zdjęcia?
Robin kliknęła obserwujących Nicole, poszukała wśród nich Vikasa, lecz
go nie znalazła.
Następnie otworzyła Twittera i poszukała Nicole Crystal. Ukazało się kilka
profili, lecz bez trudu zlokalizowała ten właściwy: Nicole użyła własnego
zdjęcia oraz pełnego imienia i nazwiska, wskazując Glasgow jako miejsce
zamieszkania. Wszystko wskazywało jednak na to, że z Twittera korzysta
o wiele rzadziej niż z Instagrama. Jej ostatni wpis, przetweetowany z profilu o
nazwie Women's Art, pochodził sprzed dziesięciu dni, czyli został
zamieszczony przed znalezieniem ciała Vikasa.
Robin znowu kliknęła obserwujących i po kilku minutach znalazła to, czego
szukała: profil Vikasa Bhardwaja.
Była tak pochłonięta swoimi odkryciami, że na dźwięk dzwoniącej komórki
aż podskoczyła. Na ekranie wyświetlił się numer agencji, która kierowała
nieodebrane połączenia do Strike'a albo Robin. Zakładając, że Strike wrócił
na Denmark Street szybciej, niż się spodziewała, sięgnęła po telefon i odebrała
połączenie.
Rozległ się szept. Oba słowa były starannie wyartykułowane.
– Zabi ję... cię.
Na linii zapadła cisza.
93
Ubranie mam przemoknięte, zęby zaciśnięte,
A droga była trudna i długa [...].
Och, przenieś mnie przez próg i do środka wpuść!

Mary Elizabeth Coleridge


The Witch

Ból nogi był już tak silny, że Strike przysiadł na piętnaście minut na ławce
na dworcu Victoria Station, żeby odpocząć. Powtarzając sobie, że z nogą jest
już znacznie lepiej oraz że ustawienie się w kolejce do taksówki byłoby równie
uciążliwe jak kontynuowanie podróży metrem, pokuśtykał z powrotem
na peron, gdzie przepuścił dwa pociągi, by kikut mógł odpocząć przed
ponownym dźwiganiem jego ciężaru. Nim dotarł na stację Tottenham Court
Road, zaczęło się ściemniać, a on z trudem powstrzymywał się od mówienia
„kurwa” co drugi krok. Miał wrażenie, że w jego kikut wrzynają się odłamki
szkła, i już nie wiedział, czy dzieje się tak z powodu skurczu mięśni, czy raczej
rozgrzanego do białości ścięgna udowego. Gorzko żałując, że nie wziął ze sobą
laski, oraz pocąc się z wysiłku towarzyszącemu zmuszaniu się do chodzenia,
przyłapał się na tym, że w myślach składa Bogu propozycje, choć wcale nie był
pewny, czy sam w nie wierzy. Schudnę. Rzucę palenie. Tylko pozwól mi dotrzeć
do domu. Przysięgam, że będę o siebie bardziej dbał. Tylko nie dopuść, żebym wypieprzył
się na ulicy.
Bał się, że kikut za chwilę znowu skapituluje pod jego ciężarem, a on będzie
musiał znosić upokorzenie towarzyszące przewróceniu się w miejscu
publicznym. Już kiedyś mu się to przydarzyło i doskonale wiedział, jak
wyglądałby sequel, ponieważ nie był rachityczną staruszką, której obcy ludzie
instynktownie proponują pomoc: postawni czterdziestoletni faceci
o gburowatym wyglądzie, mierzący metr osiemdziesiąt siedem, nie budzą
instynktownego zaufania członków społeczeństwa – zakłada się, że są pijani
albo niebezpieczni i nawet przejeżdżający taksówkarze rzadko zauważają
gorączkowo gestykulujących dryblasów.
Z ulgą zdołał się wydostać ze stacji, wciąż trzymając pion. Oparł się o ścianę,
oddychając głęboko wieczornym powietrzem i przenosząc cały ciężar ciała
na zdrową lewą stopę, podczas gdy jego tętno spowalniało, a cała procesja
cholernych farciarzy z dwiema w pełni sprawnymi nogami przechodziła obok
bez najmniejszego wysiłku. Kusiło go, żeby pokuśtykać do Tottenhamu, lecz
wizyta w pubie przyniosłaby mu tylko chwilową ulgę. Musiał dostać się
z powrotem na Denmark Street. Gdyby udało mu się wgramolić na trzecie
piętro, miałby woreczki z lodem w zamrażarce i środki przeciwbólowe
w szafce, mógłby odczepić protezę, usiąść wygodnie w samych gaciach
i przeklinać tak głośno, jak mu się podobało.
By jakoś uzasadnić stanie bez ruchu jeszcze kilka minut, i postanowiwszy,
że nie będzie palił, wyjął z kieszeni komórkę, spojrzał na nią i lekko zaskoczony
zobaczył wiadomość od Robin.
Mam dobre wieści. Zadzwoń, gdy będziesz mógł.
Nie potrafiłby wyjaśnić dlaczego, ale pomyślał, że szłoby mu się łatwiej,
gdyby jednocześnie rozmawiał z Robin, więc wybrał jej numer, odsunął się
od przyjaźnie podtrzymującej go ściany i pokuśtykał Charing Cross Road,
przyciskając komórkę do ucha.
– Cześć – odebrała po drugim sygnale.
– Co to za dobre wieści? – spytał, starając się nie zaciskać zębów.
– Ustaliłam tożsamość Narcyzki.
– Co? – zdziwił się i przez kilka kroków ból w nodze rzeczywiście jakby
zelżał. – Jak?
Robin wyjaśniała, Strike próbował się skupić, a gdy skończyła, powiedział
z największym entuzjazmem, jaki zdołał z siebie wykrzesać, cierpiąc z powodu
bólu o takim natężeniu:
– Kurwa, Ellacott, jesteś wprost genialna.
– Dzięki – odrzekła, a on nie zauważył jej beznamiętnego tonu, ponieważ
skupiał się na tym, żeby za bardzo nie sapać.
– Moglibyśmy wysłać do niej Barclaya – zaproponował Strike. – Glasgow
to jego rejony.
– Tak, też o tym pomyślałam – przyznała Robin, która podobnie jak jej
wspólnik, starała się, by jej głos brzmiał naturalnie. – Hm... stało się coś jeszcze.
– Nie dosłyszałem – powiedział Strike, ponieważ właśnie minął go z
łoskotem piętrowy autobus.
– Stało się coś jeszcze – powtórzyła głośno Robin. – Właśnie odebrałam
telefon przekierowany z agencji. Ktoś groził, że mnie zabije.
– Co?
Strike szybko pokuśtykał na bok chodnika, z dala od ruchu ulicznego
i przechodniów, po czym stał nieruchomo i słuchał, zatykając drugie ucho
palcem.
– Ten ktoś szeptał. Wydaje mi się, że to był mężczyzna, ale nie jestem pewna
na sto procent. Powiedział: „Zabiję cię” i się rozłączył.
– Dobra – zaczął Strike. Jego koledzy z wojska rozpoznaliby ten
apodyktyczny ton, który nie dopuszczał sprzeciwu. – Pakuj się. Musisz wracać
do hotelu.
– Nie. – Robin krążyła po swoim małym salonie, co jednak nie zaspokajało jej
potrzeby spożytkowania adrenaliny. – Tutaj będzie mi lepiej. Włączyłam alarm,
w drzwiach jest podwójny...
– Kurwa, Halving wie, gdzie mieszkasz! – wściekł się Strike. Dlaczego,
do chuja, nie chce zrobić tego, co jej każe?
– Jeśli teraz są przed budynkiem – odparła Robin, która oparła się pokusie
spojrzenia za zasłonę – najgłupsze, co mogłabym zrobić, to wyjść stąd sama.
– Nie, jeśli będzie na ciebie czekała taksówka – odrzekł Strike. – Zaznacz,
że chcesz kierowcę płci męskiej. Poproś, żeby wszedł na górę i pomógł ci z
bagażem, obiecaj, że zapłacisz mu gotówką za fatygę i weź ze sobą alarm
antygwałtowy, w razie gdyby ktoś cię gonił.
– Ktokolwiek to był, próbował mnie tylko przestra...
– Kurwa, to terroryści! Wszystko, co robią, jest po to, żeby ludzie srali
ze strachu!
– Wiesz co – powiedziała Robin trochę bardziej piskliwym głosem – mógłbyś
przynajmniej na mnie nie krzyczeć.
Tym razem usłyszał jej paniczny strach i z wysiłkiem podobnym do tego,
który wcześniej umożliwił mu wejście po zepsutych ruchomych schodach,
stłumił głęboko zakorzeniony instynkt nakazujący mu wykrzykiwać rozkazy
w obliczu zagrożenia.
– Wybacz. Okej, no dobrze... skoro nie chcesz wracać do centrum, przyjadę
do ciebie.
Wspinaczka na trzecie piętro, by spakować torbę, a potem schodzenie na dół
i wyprawa na Walthamstow były ostatnimi rzeczami, jakie miał ochotę robić,
lecz wciąż miał w pamięci wspomnienie huku podczas eksplozji
w sekretariacie.
– Próbujesz wzbudzić we mnie poczucie winy, żeby mnie zmusić do...
– Nie próbuję cię do niczego zmuszać – uciął szorstko Strike, znowu ruszając
przed siebie i utykając przy tym bardziej niż dotąd. – Traktuję poważnie
ewentualność, że jeden z tych pojebów wciąż jest na wolności i ma nadzieję,
że uda mu się zlikwidować kolejną arogancką babę, zanim całe jego
ugrupowanie pójdzie z dymem.
– Strike...
– Przestań, kurde... niech to szlag – warknął, ponieważ trzęsąca się noga
ugięła się pod naciskiem. Zatoczył się, zdołał utrzymać równowagę
i pokuśtykał dalej.
– Co się stało?
– Nic.
– Twoja noga – domyśliła się Robin, słysząc jego nierówny oddech.
– Nic jej nie jest. – Twarz, tors i plecy Strike'a zalewał zimny pot. Starał się
nie zwracać uwagi na fale mdłości, które się przez niego przetaczały.
– Strike...
– Zobaczymy się za jakieś...
– Nie – ucięła pokonana. – Okej... pojadę do hotelu. Zaraz zadzwonię
po taksówkę.
– Na pewno?
Zabrzmiało to agresywniej, niż zamierzał, lecz jego kikut tak bardzo się
trząsł, gdy opierał na nim ciężar ciała, że nie był pewny, czy zdoła dotrzeć
do agencji na dwóch nogach.
– Tak. Zadzwonię po taksówkę, poproszę o pomoc z bagażem... wszystko tak
jak mówiłeś.
– W takim razie w porządku. – Strike skręcił w Denmark Street, na której
było pusto, jeśli nie liczyć kobiety, której postać majaczyła na drugim końcu. –
Zadzwoń do mnie, kiedy już będziesz w taksówce.
– Zadzwonię. Do usłyszenia niedługo.
Rozłączyła się. Ulegając impulsowi, by kląć pod nosem przy każdym
stąpnięciu prawej nogi, Strike dalej szedł w ten pokraczny sposób w stronę
drzwi swojego mieszkania.
Dopiero gdy znalazł się dziesięć metrów od niej, rozpoznał Madeline.
94
Wtedy cię pchnęłam, a gdy upadałeś,
Dwa razy cię dźgnęłam i jeszcze dwa,
Dlatego, że koronę ze swej głowy zdjąć śmiałeś
I stać się mężczyzną, jakich pełen świat.

Mary Elizabeth Coleridge


Mortal Combat

– Jesteś pijany? – zawołała, gdy wystawił rękę i skorzystał ze ściany


najbliższego sklepu, żeby utrzymać równowagę.
– Nie – odparł.
Gdy ruszyła do niego chwiejnym krokiem, od razu wiedział, że nie mogłaby
powiedzieć tego samego o sobie. Wyglądała szczuplej niż ostatnim razem, gdy
ją widział, a srebrne buty na wysokich obcasach i krótka sukienka
z metalicznym połyskiem wskazywały, że przyszła prosto z jakiejś imprezy albo
może z premiery książki, płyty lub kosmetyku: w każdym razie skądś, gdzie
ludzie się pokazują, pozują do zdjęć i utwierdzają w przekonaniu, że są kimś
ważnym.
– Chcę z tobą porozmawiać – oznajmiła niewyraźnie. – Chcę z tobą, kurwa,
porozmawiać.
Strike czuł wielki ból, a po telefonie Robin był tak bardzo zaniepokojony
i wściekły, że pragnął tylko, aby ta scena jak najszybciej się skończyła.
– W takim razie słucham – wydyszał.
– Jesteś pieprzonym draniem.
Zatoczyła się lekko. Mała torebka dyndająca na łańcuszku, który ściskała
w dłoni, była otwarta.
– Jasne – odrzekł Strike. – To wszystko?
– Pierdol się. Pierdol się. Zarzemia... zamierzałam napisać do ciebie list, ale
potem pomyślałam: nie, powiem mu to w twarz. Postro w twarz. Ty kłamliwy
pieprzony draniu.
Mimo wszystkich postanowień, jakie podjął w czasie podróży, Strike
wyciągnął z kieszeni papierosy. Skoro Bóg zamierzał nim tak bardzo
poniewierać, wszystkie umowy zostały zerwane.
– Taki porządny facet, prawda? – zadrwiła. – Taki pieprzony bohater.
Zapalił papierosa, głęboko się zaciągnął, po czym wydmuchnął dym.
– Nie przypominam sobie, żebym się podawał za któregoś z nich.
– O, podawałeś się. Tak, kurwa, podawałeś. I wykorzystywałeś mnie... zały...
cały czas. No to teraz masz, kurwa, to, czego chciałeś, prawda? – ryknęła, a jej
akcent z East Endu nagle zabrzmiał bardzo wyraźnie.
– Wszystko, czego chcę – odparł Strike, paląc i spoglądając na nią z góry –
to iść do łóżka i mieć święty...
– Ty... pieprzony... draniu!
Z całej siły uderzyła go pięścią w tors. Zrobił krok do tyłu. Ona o mało nie
straciła równowagi, a gdy zakołysała się na obcasach, z jej otwartej torebki
wysunęła się szminka, która potoczyła się po chodniku.
Strike próbował odejść, lecz złapała go za rękaw i trzymając obiema rękami,
powiedziała: – Wykorzystywałeś mnie, a ja wiem dlaczego...
Mając poczucie déjà vu, Strike próbował ją odczepić od swojego ramienia.
Jego zapalony papieros upadł na ziemię.
– ...ty pieprzony wyzyskiwaczu, pieprzony pasożycie...
– Może idź wytrzeźwieć – powiedział, usiłując się wyswobodzić
i jednocześnie nie połamać jej palców – i przyślij mi ten list.
Wciąż ściskając jego rękaw lewą ręką, okładała go prawą po plecach, dopóki
się nie odwrócił i też jej nie złapał. Na jej twarzy zobaczył ten sam zastygły
grymas, który widział w wieczór premiery na Bond Street.
– „Nie mów o moim tatusiu!”... ale, kurwa, jesteś dokładnie taki jak on...
tylko nie odnosisz aż tak zajebistych sukcesów... Udajesz, że nie chcesz
pieprzonego rozosu... rozgłosu... ale dymasz tylko te sławne... a teraz pewnie
ci się wydaje, że ją masz, prawda?
– Przestań się ośmieszać – powiedział Strike, wciąż próbując się uwolnić, nie
robiąc jej krzywdy.
– Ja? Ośmieszać? Wszyscy wiedzą, że ona kręci z Landonem Dormerem! A ty
pędzisz jej, kurwa, na ratunek, i myślisz, że ona chce ciebie?
– No, bo chce – odparł Strike, a instynktowne okrucieństwo tkwiące
w każdym rozjuszonym kochanku przyszło mu z pomocą. – Kurwa, ona o mnie
marzy. Ale ja nie chcę żadnej z was, więc może spróbuj znaleźć w sobie
odrobinę pieprzonej godności i...
– Ty draniu. Pieprzony draniu. Wchodzisz do mojego życia... do życia
Henry'ego...
– Henry ma mnie gdzieś, a ja mam gdzieś...
– ...a to wszystko było dla niej, prawda? Żeby była zazdrosna...
– Dalej wierzysz w to, co mówi Charlotte... Napij się jeszcze...
– ...a w przyszłym tygodniu udzielam wywiadu „Mail”... i zamierzam
im powiedzieć...
– Co za klasa: grozić mi pieprzonymi...
Obróciła się i mimo że wciąż ją trzymał, kopnęła go z całej siły. Strike poczuł,
jak obcas jej buta dźga go w udo, a gdy się cofnął, jego prawdziwa noga
poślizgnęła się na szmince, która wciąż leżała na chodniku, i z okrzykiem bólu
runął do tyłu, waląc plecami w beton, a sekundę później uderzając w niego
także głową.
Przez chwilę myślał, że zwymiotuje. Przekręcił się na brzuch i dźwignął
na czworaki, niewiele przejmując się tym, czy Madeline zamierza go dalej
kopać. Otoczył go wir bólu, jego kikutem wstrząsały skurcze i podrygiwał,
ścięgno udowe krzyczało o litość.
Gdzieś nad nim mówiła, błagała. Nie mógł zrozumieć słów. Chciał, żeby
zniknęła, odeszła na zawsze. Kątem oka zobaczył, że uklękła obok niego
i płacze.
– Corm...
– Spierdalaj – odparł ochrypłym głosem, podczas gdy jego proteza szurała
o chodnik, przyczepiona do podrygującego kikuta. – Po prostu stąd idź. Idź
stąd, kurwa.
– Nie chciałam...
– Idź.
Podniosła się z trudem.
– Corm, proszę... pozwól mi...
– WON!
Wciąż płakała, lecz po chwili, która mogła trwać kilka sekund albo kilka
minut, usłyszał nierówne kroki oddalające się w kierunku Charing Cross Road.
Gdy ucichły, spróbował się podźwignąć, lecz kikut zdecydowanie odmawiał
taszczenia ciężaru jego ciała.
Czołgając się w stronę drzwi agencji, natrafił na upuszczonego papierosa,
który wciąż się palił. Wziął go z powrotem i wetknął sobie do ust. Wlekąc
za sobą kikut, dotarł do progu, ostrożnie przyjął pozycję siedzącą, zaciągnął się
papierosem i oparł plecami o czarne drzwi.
Wieczorne powietrze na jego twarzy wydawało się zimne, gwiazdy nad
Londynem były jak zwykle przygaszone, a on doświadczał jednego z tych
momentów dezorientacji połączonej z jasnością, które przydarzają się pijanym
i desperatom: płaska twarz Yasmin Weatherhead zlała mu się z wykrzywionym
uśmiechem Madeline i pomyślał o teczce przekonujących kłamstw, które
doprowadziły do zabójstwa i paraliżu, oraz o nienapisanym liście pełnym
oskarżeń, który mógłby spalić, nawet go nie czytając.
I wtedy, na progu, gdy jakaś cząstka niego zastanawiała się, czy będzie
musiał spać tu, gdzie siedzi, coś wypłynęło z jego podświadomości
do świadomego umysłu. Narzekała na to każda kobieta, która miała nadzieję,
że ułoży sobie z nim życie: na to, że coś twardego i nieprzeniknionego w jego
mózgu nieustannie żyje rozwiązywaniem problemów, bez względu na to,
co się dzieje wokół. W zasadzie tylko jedna kobieta nigdy z tego powodu nie
zrzędziła...
W jego kieszeni zadzwoniła komórka.
– Jestem w taksówce – poinformowała go Robin.
– To dobrze – powiedział, wciąż paląc.
– Chyba nikogo nie było na zewnątrz. Pewnie mam lekką paranoję.
– Przysłali nam bombę. Nie masz paranoi.
– Cormoran, jak twoja noga?
– Chujowo – wyznał. Nie było sensu dłużej kłamać. Wątpił, by w najbliższym
czasie mógł chodzić. – Ale jest też dobra wiadomość: właśnie sobie
uświadomiłem, że chyba mamy nowy trop.
95
Tu jednak jest szaro
I stanowczo za cicho. Nie ma nikogo.
Wszystko jest wstrętne, przepełnione trwogą!
Niczyjej twarzy, nic do zobaczenia.
Nie słychać nic prócz bicia serca twego w tych przestrzeniach,
Jakby świat się skończył.

Charlotte Mew
Madeleine in Church

Czat w grze z udziałem twórcy i moderatorki Gry Dreka

<Grupa moderatorów>

<11 czerwca 2015, 00.15>

<Obecna: Dżdżownica28>

>

>

<Anomia dołącza do grupy>

Dżdżownica28: omg , nareszcie !

Dżdżownica28: zastanawiałam się , gdzie się wszyscy


podziali

Dżdżownica28: Sercella powinna dziś ze mnom moderować

Anomia: Odeszła. Nie wróci


Anomia: właśnie mi powiedziała

Dżdżownica28: co ? !

Dżdżownica28: dlaczego miałaby odchodzić ???

Anomia: bo to pieprzona zdrajczyni

Anomia: zaraz ci prześlę 2 zdjęcia i chcę, żebyś dobrze im się


przyjrzała

<Anomia przesyła ci plik>

<Kliknij Alt+y, żeby przyjąć plik>

>

>

>

Dżdżownica28: kim są ci ludzie ?

Anomia: kurwa, aż taka jesteś głupia? Przeczytaj podpisy

Anomia: spotkałaś kogoś z nich?

>

>

>

Dżdżownica28: nie

Anomia: jesteś pewna?

Dżdżownica28: tak

Anomia: mogli działać pod przykrywką. Nosić peruki albo


coś

Dżdżownica28: nie , nigdy ich nie widziałam


Anomia: kłamiesz?

Dżdżownica28: nie

Dżdżownica28: dlaczego pytasz , czy ich spotkałam ?

Anomia: wynajęto ich, żeby ustalili, kim jestem

Anomia: bo Maverick chce zamknąć grę

>

Anomia: dlaczego się nie odzywasz?

Dżdżow nica28: po prostu jestem w szoku

Anomia: ukrywasz coś?

Dżdżow nica28: nie jasne że nie

Anomia: lepiej, żeby to była prawda

Anomia: tych, którzy coś przede mną ukrywają, spotykają złe


rzeczy

Dżdżow nica28: wiem , że rzartujesz , ale nie pisz tak

Anomia: mówisz mi, co mam robić?

Dżdżow nica28: po prostu nie lubię takich rzartów

Anomia: przekonasz się, że nie żartuję, kiedy zobaczysz,


co spotka tych pieprzonych detektywów

Anomia: już ostrzegłem tę zdzirę, co ją czeka

Anomia: mów prawdę: czy Diablo1 się z nimi spotkała?


To dlatego odeszła?

Dżdżow nica28: jak to „ ona ” ?

Anomia: Diablo1 to dziewczyna, ty kretynko


Anomia: ci detektywi wiedzą, kim są niektórzy moderatorzy

Anomia: facet był dziś wieczorem w domu rodziców Sercelli

Anomia: więc mów, czy Diablo1 się z nimi spotkała?

Dżdżow nica28: nie

Dżdżow nica28: to znaczy nie wiem

Dżdżow nica28: Diablo1 po prostu znikneła

Dżdżownica28: nigdy mi nie mówiła dlaczego

Dżdżownica28: wszyscy znikają

Dżdżownica28: zostało nam czterech moderatorów

Anomia: trzech. Nie umiesz liczyć?

Dżdżownica28: ty , ja , ZnudzonekDrek , Narcyska

Anomia: Narcyzka też wkrótce zniknie, ale dopiero gdy


będzie mi to na rękę

>

Dżdżownica28: przerażasz mnie

Anomia: to dobrze

Anomia: jeśli ci detektywi się do ciebie zbliżą, natychmiast


mnie informuj

Dżdżownica28: OK

Anomia: ale możliwe, że zanim zdążą to zrobić, załatwię ich


jak Ledwell i Blaya

Dżdżownica28: Anomio , przestań

Dżdżownica28: przestań w ten sposub rzartować nie znoszę


tego
Anomia: myślisz, że nie potrafię tego zrobić?

Anomia: bo jeśli tak myślisz, to łudź się dalej

Anomia: ale tobie nic nie grozi

Anomia: dopóki jesteś lojalna

<Anomia opuszcza grupę>

>

>

>

>

>

>

>

>

<Dżdżownica28 opuszcza grupę>

<Grupa moderatorów została zamknięta>


96
Pracuj, mężczyzno, pracuj, kobieto, bowiem pracy jest w bród
Dla głowy i serca na tej ziemi znękanej [...].

Elizabeth Barrett Browning


Aurora Leigh

Gdyby każdy dobry pomysł można było zrealizować bez przeszkód


i niezwłocznie, praca detektywa nie byłaby taką długą, żmudną harówką, jaką
znał Cormoran Strike. Dlatego zdołał zachować stoicki spokój, gdy nazajutrz
o dziewiątej rano zadzwonił do Granta Ledwella, usłyszał międzynarodowy
sygnał i natychmiast został połączony z pocztą głosową. Zostawiwszy
wiadomość, w której informował, że byłby wdzięczny, gdyby Grant zechciał
do niego oddzwonić, rozłączył się i wybrał numer Ryana Murphy'ego.
Policjant z Wydziału Kryminalnego z należytą powagą potraktował
wiadomość, że poprzedniego wieczoru ktoś zadzwonił do Robin, grożąc jej
śmiercią, z aprobatą przyjął jej decyzję o powrocie do hotelu, powiedział,
że znowu wyśle człowieka na Blackhorse Road, by obserwował jej mieszkanie,
oraz obiecał przekazywać wieści o dalszych aresztowaniach członków
Halvingu.
– Tak się składa, że za chwilę będę przesłuchiwał jednego z uczestników tej
waszej gry. Mówi, że ma dla nas informacje.
– Więc jednak zadzwoniła? – odrzekł Strike. – To dobrze.
– Skąd wiesz, że to kobieta?
– Bo kiedy wczoraj wieczorem z nią rozmawiałem, poradziłem jej, żeby wam
o wszystkim powiedziała.
– Zaczynam dochodzić do wniosku, że powinniśmy wam wypłacać
honorarium – stwierdził Murphy.
Trzeci telefon był do Midge, której Strike musiał powiedzieć, że od jakichś
dwunastu godzin większość podejrzanych w sprawie Anomii, wcześniej
wykluczonych, wróciła do gry.
– Kuźwa – zdenerwowała się Midge. – Czyli mamy do obserwowania... ile...
jakieś sześć osób? I możemy je wyeliminować, tylko jeśli Anomia będzie
aktywny na Twitterze w chwilach, kiedy ich tam nie będzie?
– Nie sześć – poprawił ją Strike, zdając sobie sprawę, że to marna pociecha. –
Wydział Kryminalny poradził, żebyśmy trzymali się z dala od Peza Pierce'a,
więc wybieraj: Kea Niven w King's Lynn albo Tim Ashcroft w Colchester.
– A Wally Cardew?
– Zdecydowanie odpada – oznajmił Strike. – Próbował pomóc Halvingowi
zidentyfikować Anomię. To na pewno nie on.
– A jeśli wciska im kit?
– Wątpię. – Strike przypuszczał, że nieunikniona rozmowa telefoniczna
z Robin będzie najbardziej stresującą wymianą zdań tego dnia, więc
przepychanki słowne z Midge nie sprawiały mu przyjemności. Kiepsko spał,
po części z powodu bólu kikuta, lecz także z powodu tkliwego guza z tyłu
głowy, którego nabił sobie, upadając na chodnik po kopniaku wymierzonym
przez Madeline.
– A co z młodym Upcottem? – spytała Midge.
– Nie pamiętam, kiedy go wykluczyliśmy – przyznał Strike, który nie
przejrzał jeszcze dokumentów sprawy.
– Po Comic Con, bo kiedy Barclay zadzwonił, żeby mnie poinformować,
że nie muszę zawracać sobie głowy obserwowaniem tego typka, czytałam
o tym, jak Robin skoczyła na tory.
– Niech to szlag – westchnął Strike. – Okej, w takim razie jeśli chcesz, możesz
pojechać na Hampstead. Dla mnie to bez różnicy, po prostu chcę wiedzieć,
że mamy dziś na oku jednego podejrzanego.
– A Phillip Ormond? Nigdy go nie wykluczyliśmy z grona podejrzanych.
Nigdy go nawet nie obserwowaliśmy.
– Nie pasuje do naszego profilu.
– Pasuje lepiej niż młody Upcott. Uczy informatyki.
– Anomia był aktywny, zanim Ormond poznał Edie. Skąd brałby te wszystkie
poufne informacje na jej temat?
– W Manchesterze prowadziłam sprawę, w której mąż założył trzy lipne
profile na Facebooku i zaczął ostro dopieprzać swojej żonie: nękał ją,
sprawdzał, czy nie ma kogoś na boku...
Strike postanowił, że pozwoli Midge dokończyć tę historię, lecz prawie jej
nie słuchał. Gdy w końcu zamilkła, powiedział:
– Słuchaj, brakuje nam rąk do pracy. Zależy mi tylko na tym, żebyśmy dalej
obserwowali jednego podejrzanego, więc wybierz: Tim Ashcroft, Kea Niven czy
Gus Upcott.
Midge wybrała Gusa, ponieważ – Strike był tego pewny – wolała uniknąć
podróży do King's Lynn albo Colchester. Gdy się rozłączyła, opróżnił kubek
mocno posłodzonej herbaty w mahoniowym kolorze, po czym zadzwonił
do Barclaya i poprosił go, by poleciał do Szkocji w celu znalezienia
i przesłuchania Nicole Crystal.
– Zaraz ci prześlę jej zdjęcie. Studiuje w Wyższej Szkole Plastycznej
w Glasgow, ale semestr już się skończył, więc przypuszczam, że jest u rodziców
w Beardsen, czyli...
– No, wiem, gdzie to jest – wszedł mu w słowo Barclay. – Eleganckie
przedmieścia Glasgow. Domyślam się, że mam ją spytać, czy wie, kim jest
Anomia.
– Tak, ale działaj ostrożnie. Właśnie zamordowano jej internetowego
chłopaka, a ona prawie na pewno o tym wie i prawdopodobnie cholernie się
boi. Powiedz jej, że wiemy, że jest Narcyzką w Grze Dreka, pozapewniaj ją,
że nie zrobiła nic złego, a potem dowiedz się najwięcej, jak to możliwe.
Ku jego zadowoleniu Barclay przyjął to zadanie bez narzekania.
Szykując się na trudniejszą przeprawę, Strike zadzwonił do Robin.
– Cześć. – Odebrała natychmiast i jej głos brzmiał chłodno. – Przeczytałam
twojego mejla.
Przesłał jej rzeczonego mejla o pierwszej w nocy, gdy już dowlókł się
do swojego mieszkania na poddaszu. Tam zdjął buty, spodnie i protezę,
by obejrzeć kikut, którym znowu zaczęły wstrząsać gwałtowne skurcze, gdy
tylko go podniósł. W miejscu, gdzie trafiła szpilka Madeline, został czerwony
ślad, ścięgno udowe rozdzierał piekący ból, kolano nabrzmiało, skóra
na końcu kikuta była zaogniona, a wszystko to razem zmusiło Strike'a
do wyciągnięcia dwóch nieprzyjemnych wniosków.
Po pierwsze, nawet jeśli obawiał się wizyty u lekarza i leczenia, które
uniemożliwiłoby mu pracę, przyszła pora, by poszukał pomocy medycznej.
Po drugie, ponieważ nie był w stanie towarzyszyć Robin przez co najmniej parę
najbliższych dni i jako że wszyscy inni pracownicy byli zajęci – Dev wciąż
chodził za matką Lepkich Rączek po restauracjach i barach, mając nadzieję,
że uda mu się nawiązać z nią rozmowę o Fabergém i greckich antykach – Strike
chciał, żeby Robin unikała kłopotów.
– Więc wszystko ustalone? – powiedział, a mięśnie kikuta znowu drgnęły,
mimo że trzymał go w górze. – Dalej przyglądaj się Wiernemu Uczniowi
Lepine'a...
– Mimo że twoim zdaniem nic to nie da – weszła mu w słowo Robin.
– Nie, zgodziłem się z tobą, że powinniśmy mu się przyjrzeć w imię
staranności.
– Strike, wiem, o co ci chodzi – odparła. – Nie jestem głupia. Powinniśmy
obserwować wielu podejrzanych, ale chcesz, żebym siedziała zamknięta
w hotelu i przeglądała Twittera.
– Grożono ci śmiercią. – Strike szybko zbliżał się do granicy swojej
cierpliwości. – Znają twój adres, wiedzą, jak wyglądasz, a twoje nazwisko
widniało na tej pieprzonej paczce z bombą, tak samo jak moje.
– Więc dlaczego ty nie ukrywasz się w jakimś cholernym...?
– Bo muszę iść do szpitala – wycedził.
– Co? – spytała szybko Robin. – Dlaczego? Co się stało?
– Rozpieprzyła mi się noga – powiedział Strike.
– Cholera, jest aż tak źle? W takim razie pozwól, że...
– Nie, kurwa, nie możesz do mnie przyjechać – uciął. Był tak zdenerwowany,
że z trudem powstrzymywał się od krzyku. – Mogłabyś po prostu nie ruszać się
z hotelu, żebyśmy mieli o jeden pieprzony powód do zmartwienia mniej?
– Mogłabym – odparła Robin, lecz po chwili milczenia dodała: – Ale
zadzwonisz do mnie, gdy będziesz mógł, i dasz znać, jak się czujesz?
Strike obiecał, że to zrobi, zakończył połączenie, a potem, skacząc na jednej
nodze oraz posiłkując się oparciami krzeseł, klamką i komodą, dostał się
do sypialni, żeby się ubrać.
Nie miał żadnych złudzeń w kwestii prawdopodobieństwa dostania się
do specjalisty z tak krótkim wyprzedzeniem, więc postanowił zjawić się
na oddziale ratunkowym szpitala uniwersyteckiego i czekać na swoją kolej.
Zamierzał powiedzieć, że poprzedniego wieczoru się przewrócił i bardzo boli
go noga, co było szczerą prawdą, choć oczywiście pomijało to, że cierpiał
katusze jeszcze przed upadkiem oraz że przez wiele miesięcy zaniedbywał
kikut, doprowadzając go do obecnego stanu. Wiedział, że lekarz natychmiast
przejrzy jego bajeczkę, lecz nic go to nie obchodziło: chciał tylko duże
opakowanie silnych środków przeciwbólowych na receptę, które umożliwiłyby
mu dalszą pracę.
Blisko godzinę później, gdy z podpiętą nogawką jechał taksówką, oparłszy
obok kule, zadzwoniła jego komórka.
– Strike.
– Cześć – odezwał się nieco opryskliwy męski głos pośród lekkich trzasków
na linii. – Mówi Grant Ledwell.
– A, Grant – odrzekł Strike. – Dzięki, że oddzwaniasz. Zastanawiałem się, czy
moglibyśmy się spotkać. Przekazałbym ci najnowsze informacje w sprawie –
dodał nieszczerze.
– Byłoby wspaniale. – Grant zareagował entuzjastycznie. – Jestem teraz
w Omanie, ale wracam w poniedziałek. Tym razem też musielibyśmy się
spotkać wieczorem. Dziewiąta to nie za późno? Mógłbyś do nas przyjechać?
Strike, bardzo chcący porozmawiać z Ledwellami w ich domu, odrzekł,
że zarówno pora, jak i miejsce, mu odpowiadają.
– Świetnie. Heather nie chciałaby, żebym wychodził zaraz po powrocie
z Omanu, ale na pewno chętnie usłyszy wieści o Anomii. Nie jest zachwycona,
gdy wychodzę i zostawiam ją samą.
Grant podał adres przy Battledean Road, a Strike mu podziękował i się
rozłączył.
Na szpitalnym oddziale ratunkowym było tak, jak Strike się spodziewał:
niesamowicie tłoczno. Płaczące dzieci siedziały na kolanach matek, starsi
ludzie czekali na swoją kolej w posępnym milczeniu, przedstawiciele
wszystkich grup etnicznych mieszkających w Londynie czytali czasopisma albo
wpatrywali się w telefony, jakaś młoda kobieta siedziała zgięta wpół i trzymała
się za brzuch, a obszarpany młody biały mężczyzna z dredami siedział
na końcu poczekalni, wydając z siebie bezładne okrzyki i przekleństwa. Jak
można było się spodziewać, jedyne wolne miejsca znajdowały się właśnie obok
niego.
Strike dotarł o kulach do recepcji, podał swoje dane kobiecie, która
wyglądała na wyczerpaną, a potem ruszył w stronę miejsca niedaleko
krzyczącego mężczyzny, który, jak zakładał, był albo chory psychicznie, albo
pod wpływem narkotyków, albo jedno i drugie.
– No, kurwa, zrób to! – krzyknął mężczyzna, wpatrując się w przestrzeń, gdy
Strike usiadł dwa miejsca dalej i poczuł ostrą woń starego moczu oraz potu.
Oparłszy kule o miejsce obok, wyjął komórkę wyłącznie po to, by mieć na czym
skupić spojrzenie i uniknąć wzroku sąsiada, po czym otworzył Twittera.
Zaledwie kilka minut temu Anomia zamieścił cytat

Anomia
@AnomiaGamemaster
Bo z wszystkich chorób, które zsyła los na tego świata
nieszczęsne rozdroże, cóż ponad zdrady niespodzianej cios
ohydniejszego być może? – Ajschylos[14]

13.18, 11 czerwca 2015

Odpowiedzi napływały lawinowo, mnożąc się za każdym razem, gdy Strike


odświeżał stronę.

Andi Reddy
@ydderidna
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Chujek Ledwell sprzedał Maverickowi, tak?
#SpieniężanieSercaJakSmoła #SercekToSerceNieCzłowiek

Lucy Ashley
@juiceeluce
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
omg, czy Josh się zgodził na zmianę Sercka?
#SercekToSerceNieCzłowiek

Zwariowanełyżeczki
@zwari<>wanelyzeczki
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
serio, jeśli Josh się na to zgodził...
#SercekToSerceNieCzłowiek

Doskonale zdając sobie sprawę, że może być równie uprzedzony jak


rozzłoszczeni fani wyciągający pochopne wnioski, Strike zastanawiał się, czy
słowa Anomii o zdradzie mają jakiś związek z Yasmin, która, jeśli poszła
za radą Strike'a, pewnie już opuściła grę na dobre. Jeśli jednak tyradę Anomii
o zdradzie wywołało odejście Yasmin, najwyraźniej zalogowała się do gry,
by oznajmić Anomii swoją decyzję: idiotyczne posunięcie, lecz przecież Strike
uważał Yasmin za skrajnie niemądrą kobietę. Dopuszczał nawet to,
że wspomniała przy okazji o jego wizycie w domu swoich rodziców.
– Wypierdalaj! – zawołał sąsiad Strike'a, który najwyraźniej kłócił się
z jakimś wyimaginowanym rozmówcą.
A jeśli Yasmin rzeczywiście zalogowała się do gry, by oznajmić swoje
odejście, pomyślał Strike, oraz wspomniała Anomii o detektywie, który
ją nastraszył i skłonił do odejścia z gry, to połączenie przekierowane z agencji
na komórkę Robin mogło nie mieć nic wspólnego z Halvingiem. Równie
dobrze mogła je wykonać osoba, która według Strike'a dźgnęła Edie Ledwell w
serce i poderżnęła gardło Vikasowi Bhardwajowi; przez którą Josh Blay był
teraz częściowo sparaliżowany, a Oliver Peach doznał poważnego uszkodzenia
mózgu.
Gdy te myśli goniły się nawzajem w głowie Strike'a, Anomia znowu
zatweetował.

Anomia
@AnomiaGamemaster
Tak, trzeba wybaczać swoim wrogom, ale nie wcześniej,
zanim zawisną na gałęzi[15] –
Heinrich Heine

Teraz ukazała się inna część fanbazy Anomii, by niczym rekiny otoczyć
młode fanki, które zareagowały poprzednim razem.

Niszczyciel WSS
@Bankr00t729
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster

Julius
@jestem_evola
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
powieś suki nad łóżkiem jako ruchomą dekorację
i zapadając w sen patrz jak gniją

Arlene
@queenarleene
W odpowiedzi do @jestem_evola @AnomiaGamemaster
przez takich ludzi jak ty i Wally Cardew ten fandom ma złą
reputację, Anomia nie mówi dosłownie
Wierny Uczeń Lepine'a
@WiernyUczenLep1nea
W odpowiedzi do @queenarleene @jestem_evola
@AnomiaGamemaster
co znowu, brzydka cipo? byłaby z ciebie świetna ruchoma
dekoracja

– Pan Thomson – zawołał w oddali jakiś głos.


Strike podniósł głowę: zjawiło się dwóch sanitariuszy, by odeskortować jego
rozmemłanego sąsiada na badanie i bez wątpienia dopilnować, by dotarł
na nie, nie rozrabiając po drodze. Młody mężczyzna wstał bez słowa protestu
i choć ledwo trzymał się na nogach, krzyknął jedynie:
– Wszyscy jesteście jebanymi wariatami!
Przez poczekalnię przeszła fala słabego śmiechu, bo był już pod opieką
panów w niebieskich fartuchach. Strike, który poczuł ulgę, uwalniając się
od zapachu tego człowieka, skupił się z powrotem na Twitterze i zobaczył,
że Anomia zatweetował po raz trzeci i czwarty.

Anomia
@AnomiaGamemaster
Typ bohatera uwielbianego przez tłumy zawsze będzie
przypominał Cezara.

Anomia
@AnomiaGamemaster
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Jego insygnia ich przyciągają, jego władza onieśmiela, a jego
miecz przepełnia ich strachem.

Zaintrygowany tą nagłą obfitością cytatów i deklamacji w wykonaniu


Anomii, Strike wcale się nie zdziwił, gdy ostatnie dwa tweety wywołały pewną
dezorientację wśród obserwujących.

PaniSercek
@carlywhistler_*
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
dalej mówisz o Sercku? Co to znaczy?

Baz Tyler
@BzTyl95
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
Dobrze się czujesz, kolego?

Niszczyciel WSS
@Bankr00t729
W odpowiedzi do @AnomiaGamemaster
zhakowali cię?

Wierny Uczeń Lepine'a


@WiernyUczeńLep1nea
W odpowiedzi do @Bankr00t729 @AnomiaGamemaster
Nie, nie zhakowali go, to oczywiste, co ma na myśli, głąbie

Wierny Uczeń Lepine'a


@WiernyUczeńLep1nea
W odpowiedzi do @Bankr00t729 @AnomiaGamemaster
czemu kurwa jesteście tacy głupi?

Zadzwoniła komórka Strike'a. Widząc numer domowy Pat, odebrał.


– Cześć, co tam?
Chciała omówić sprawę dostawy nowych mebli do agencji i poruszyć parę
kwestii związanych z grafikiem. Strike robił co w jego mocy, by odpowiadać
na wszystkie pytania Pat, nasłuchując jednocześnie, czy lekarz nie wywołuje
jego nazwiska.
– ...i obiecałem Midge długi weekend – zakończył – więc to też lepiej od razu
zaznacz.
– Robi się – odrzekła Pat głębokim, chropawym głosem. – Poza tym miałam
dzisiaj rano dwa przerwane połączenia z tego samego numeru. Przekierowane
z agencji.
– Naprawdę? – Strike pogmerał w kieszeni w poszukiwaniu długopisu. –
Podaj mi ten numer.
Zapisał go na grzbiecie dłoni i zobaczył, że go nie rozpoznaje.
– A kiedy odbierałaś, ten ktoś za każdym razem się rozłączał?
– Za drugim razem przez chwilę oddychał – uściśliła Pat.
– Potrafiłabyś powiedzieć, czy to był mężczyzna?
– Nie. To było tylko oddychanie.
– No dobra. Daj mi znać, jeśli to się powtórzy – odrzekł Strike. – I pamiętaj,
żeby zamykać drzwi na klucz.
Gdy włożył komórkę z powrotem do kieszeni, jakiś głos zawołał:
– Cameron Strike?
– To ja – krzyknął w odpowiedzi do czekającej w oddali kobiety o krótkich
siwych włosach, która miała na sobie fartuch lekarski i trzymała podkładkę
z klipsem.
Dziesięć minut później siedział na szpitalnym łóżku, odgrodzony od reszty
oddziału zasłoną tworzącą okrąg. Spodnie i kule leżały na krześle obok,
a siwowłosa kobieta uważnie oglądała najpierw jego kikut, a potem zdrową
nogę. Strike już zapomniał, jak skrupulatni są medycy. Naprawdę potrzebował
jedynie środków przeciwbólowych.
– I upadł pan do tyłu, prawda? – odezwała się lekarka, patrząc przez okulary
na podrażniony koniec kikuta.
– Tak – potwierdził Strike.
– Może go pan podnieść?
Podniósł, wydając z siebie stłumiony okrzyk bólu, a potem opuścił kikut
z powrotem. Gdy tylko noga opadła na łóżko, znowu zaczęła podrygiwać.
– Zdarzało się to już wcześniej? – spytała kobieta, obserwując te mimowolne
ruchy.
– Czasami – powiedział Strike, który znów zaczął się pocić.
– Jak często?
– Sporadycznie w ciągu dwóch ostatnich tygodni. Po amputacji miałem
skurcze w prawej nodze, ale po kilku miesiącach ustały.
– Kiedy amputowano panu nogę?
– Sześć... nie, siedem lat temu.
– Nawrót mioklonii po takim czasie jest dosyć niezwykły – poinfomowała
go lekarka. Okrążyła łóżko.
– Co to za ślad na pana nodze? – spytała, wskazując czerwone zagłębienie
zostawione przez stalowy koniec szpilki Madeline. – To się stało w czasie
upadku?
– Pewnie tak – skłamał Strike.
Noga wciąż podrygiwała, lecz lekarka patrzyła już na twarz Strike'a.
– Zdaje pan sobie sprawę, że drga panu twarz?
– Co?
– Drga prawa połowa pana twarzy.
– Chyba po prostu się krzywię.
Zaczynał się obawiać mnóstwa niechcianych badań albo, co gorsza, noclegu
w szpitalu.
– Dobrze. Za chwilę podniosę pana nogę. Proszę powiedzieć, kiedy zaboli.
– Boli – stęknął Strike, gdy kikut znalazł się zaledwie pięć centymetrów nad
łóżkiem.
– Ma pan bardzo napięte mięśnie. Teraz zbadam ścięgno udowe. Niech pan
powie, jeśli... Dotknęła lekko tylnej części jego uda.
– Tak – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Boli.
– No dobrze. – Ostrożnie położyła kikut z powrotem na łóżku, gdzie dalej
podskakiwał. – Chciałabym wykonać USG. Kolano jest bardzo spuchnięte
i trzeba sprawdzić, co się dzieje ze ścięgnem udowym.
– Już raz nawaliło. - Strike próbował to zbagatelizować. – Po prostu
je naciągnąłem. Gdyby pani mogła wypisać mi receptę...
– Niepokoją mnie te skurcze – ciągnęła lekarka, znowu przyglądając się jego
twarzy. – Chciałabym przeprowadzić kilka badań krwi i poprosić kolegę, żeby
pana obejrzał. Zaraz wracam.
– Po co badania krwi? – spytał Strike.
– Żeby wykluczyć ewentualne problemy, które mogą leżeć u podłoża tego
stanu. Na przykład niedobór wapnia.
Zniknęła za zasłoną, zaciągnęła ją z powrotem i zostawiła Strike'a samego,
a on przyłożył palce do twarzy, chcąc sprawdzić, czy wyczuje jakieś drgania.
Nie wyczuł. Gdy siedział w bokserkach, pałając nienawiścią do tego otoczenia,
nie mogąc znieść poczucia bezsilności i wymuszonej zależności, jakie zawsze
wywoływały w nim szpitale, usłyszał wibrowanie swojej komórki. Przerzucił
nogi przez krawędź łóżka, zsunął płaszcz z oparcia krzesła i wyjął telefon,
w którym ujrzał długą wiadomość od Madeline zaczynającą się od słów:
Corm, naprawdę mi przykro, byłam pijana, chwilę wcześniej
wpadłam przypadkiem na Charlotte i
Skasował wiadomość, nie czytając jej, a potem zablokował numer. Gdy
to robił, pierwszy raz poczuł drgnienie mięśnia w prawym kąciku ust: leciutkie,
lecz mimo to zauważalne.
Ledwo zdążył rozprostować nogi z powrotem na łóżku, zjawiła się
pielęgniarka w średnim wieku, by pobrać mu krew.
– Lepiej niech pan ją zdejmie – poradziła, skinąwszy głową na jego koszulę. –
Nie uda nam się podwinąć tego rękawa wystarczająco wysoko.
Strike pomyślał z urazą, że pielęgniarka jest w wielkim błędzie, jeśli jej się
wydaje, że on ma ochotę zdejmować koszulę, lecz zrobił, co mu kazała. Gdy
założyła opaskę uciskową, wbiła igłę i pobrała całą strzykawkę krwi, znowu
zawibrowała jego komórka.
– Na razie nie może pan odebrać – poinformowała pielęgniarka, widząc,
że Strike spogląda w stronę telefonu.
Gdy wyszła, zabierając ze sobą dwie probówki krwi Strike'a, włożył
z powrotem koszulę, a potem sięgnął po komórkę i zobaczył wiadomość
od Midge, do której było dołączone nagranie wideo.
Jedyny jak dotąd wynik obserwacji Gusa Upcotta. Wiemy,
kim jest ten dziwny drągal?
Strike otworzył nagranie i zobaczył charakterystyczną postać Nilsa de Jonga
idącego ulicą Upcottów. Holender niósł pod pachą kartonowe pudło, a w
drugiej olbrzymiej ręce trzymał komórkę. Miał na sobie stare krótkie bojówki,
pogniecioną koszulę oraz sandały, jego jasne włosy opadały na osobliwą twarz
przypominającą grecką maskę i wydawał się pochłonięty czymś, co czytał
w telefonie. Zanim dotarł do domu Upcottów, przystanął na chwilę, postawił
pudło na ziemi, napisał coś na telefonie, po czym podniósł pudło z powrotem
i skierował się do drzwi wejściowych. Zapukał do nich, otworzyły się
i Strike'owi mignęła twarz Gusa, a następnie obaj zniknęli w środku. Wideo
dobiegło końca.
Nils de Jong,
odpisał Strike.
Właściciel Kolektywu Artystycznego North Grove. Pewnie
przekazuje Katyi jakieś rzeczy Josha
Właśnie skończył pisać wiadomość, gdy zasłonę odsunął czarnoskóry
pielęgniarz. Tknięty złym przeczuciem, Strike zobaczył, że mężczyzna
przyprowadził wózek inwalidzki.
– USG? – spytał pielęgniarz z silnym brazylijskim akcentem.
Strike zastanawiał się przez moment, co by się stało, gdyby odpowiedział:
„Nie, dzięki, już miałem”.
– Mogę iść.
– Nie, przykro mi, pani doktor chce, żeby pojechał pan na tym – oznajmił
uśmiechnięty pielęgniarz, poklepując podłokietnik wózka. – Może pan zabrać
koc.
Strike, przykrywszy gołe nogi i bokserki cienkim kocem, wciąż trzymając
komórkę, został wywieziony z oddziału, stając się kolejnym okazem
kontuzjowanej ludzkości transportowanym wbrew swojej woli na badanie,
któremu wolałby się nie poddawać.
Głowica USG w zetknięciu z jego nogą wydała się lodowata, a przyciśnięta
do ścięgna udowego wywołała ból. Twarz lekarza, który obserwował monitor
obok łóżka, nie wyrażała żadnych emocji, dopóki komórka Strike'a znowu nie
zawibrowała, ponieważ wtedy radiolog rzucił urządzeniu rozdrażnione
spojrzenie i znowu skupił się na ekranie. Kilka minut później zjawiła się
siwowłosa lekarka, by porozmawiać z kolegą ściszonym głosem. Strike równie
dobrze mógłby być nieobecny.
– Wszystko bardzo zaognione – stwierdził mężczyzna, przyciskając głowicę
z boku rzepki w kolanie Strike'a.
– Zerwane więzadła?
– Możliwe lekkie naderwanie...
Wywołując ból, przesunął głowicę znowu ku tylnej części uda Strike'a.
– Uraz drugiego stopnia. Może trzeciego.
Przycisnął głowicę jeszcze mocniej z tyłu kikuta, a Strike próbował odwrócić
swoją uwagę od bólu, wyobrażając sobie, jak wali lekarza pięścią w głowę.
– Nie widzę tu niczego, co wyjaśniałoby mioklonie. Mięśnie są bardzo
napięte...
Brazylijski pielęgniarz odwiózł Strike'a z powrotem na oddział, pomógł
mu się ułożyć na łóżku, oznajmił, że niebawem przyjdzie do niego lekarka,
i zostawił Strike'a samego w oddzielonej zasłoną części sali.
Strike przeczytał wiadomość, która przed chwilą przyszła. Napisała ją Robin.
Co się dzieje? Jak twoja noga?
Jeszcze nie wiem
odpisał.
Anomia zachowuje się bardzo dziwnie na Twitterze
No, zauważyłem
Zasłona otaczająca Strike'a znowu się rozsunęła, ukazując mu nową
pielęgniarkę: niską, tęgą i o latynoskiej urodzie.
– Pani doktor będzie przez jakiś czas zajęta. Może napije się pan herbaty?
– Naprawdę potrzebuję tylko środków przeciwbólowych – powiedział Strike,
który pragnął spełnić życzenie każdego przepracowanego lekarza i nie być
ciężarem dla służby zdrowia, a poza tym uznał propozycję herbaty za zły znak,
gdyż wskazywała, że nieprędko stamtąd wyjdzie.
Ponieważ jednak pielęgniarka wyglądała, jakby po prostu czekała
na odpowiedź, detektyw powiedział:
– Chętnie się napiję, dzięki.
– Z mlekiem i cukrem?
– Ze wszystkim, co macie.
Mogłabyś jeszcze dorzucić trochę co-codamolu.
Strike oparł się na poduszkach i rozejrzał smętnie po wydzielonym zasłoną
skrawku przestrzeni. Obok jego łóżka słychać było stukanie i szuranie
przechodzących osób. Gdzieś w oddali płakało niemowlę. Jego komórka znowu
zawibrowała, a sięgając po nią, zobaczył następną wiadomość od Robin.
Jeśli chcesz zobaczyć pokaz prawdziwej hipokryzji, zajrzyj
na profil Tima Ashcrofta na Twitterze. Na ten prywatny, nie
na Pióro Sprawiedliwości
Strike otworzył zatem Twittera i przeszedł do profilu Tima.
Przed godziną Tim Ashcroft udostępnił link do artykułu w „Daily Mail”, nad
którym napisał:

Timothy J Ashcroft
@DzdzownicaWyjdzieNaWierzch
Jako bliski przyjaciel Edie Ledwell oraz osoba pracująca
z młodzieżą szkolną i traktująca poważnie zasady
bezpieczeństwa, jestem szczerze przerażony
www.DailyMail/RodziceZniesmaczeni...

15.10, 11 czerwca 2015

Strike kliknął link i zobaczył nagłówek.


Rodzice „zniesmaczeni”: nauczyciel przesłuchiwany w sprawie
zabójstwa pozostaje na stanowisku

Przebiegł wzrokiem po artykule, który, jak się spodziewał, dotyczył Phillipa


Ormonda, aktualnie zawieszonego w obowiązkach nauczyciela w oczekiwaniu
na przeprowadzenie dochodzenia przez radę jego szkoły. Autorowi artykułu
udało się zasugerować, że Ormond był nieprzyjemnym i nielubianym
nauczycielem, lecz powstrzymał się od dodania, że dopuścił się napaści
na swoją dziewczynę i jej byłego kochanka. Najwięcej uwagi poświęcił słowom
matki uczennicy, której Ormond kazał kłamać, gdy przed czasem zostawiał
ją w kozie, by ruszyć śladem telefonu Edie.

„Groził Sophie, mówiąc, że ma milczeć. Przez wiele dni bała się nam zwierzyć.
Potem przyszła do mnie z płaczem, ponieważ usłyszała, że tego popołudnia
zamordowano jego dziewczynę, i opowiedziała mi całą historię. Od razu
zadzwoniłam na policję. Nie obchodzi mnie, że nie postawiono mu zarzutów,
nie w tym rzecz. Pozostaje faktem, że kazał czternastolatce kłamać, a moim
zdaniem za coś takiego powinien wylecieć z pracy”.

Strike wrócił na Twittera. Zobaczył, że jeden tweet nie usatysfakcjonował


Tima, ponieważ po nim pojawiły się kolejne.

Timothy J Ashcroft
@DzdzownicaWyjdzieNaWierzch
(Na marginesie: przepraszam, że linkuję tego
faszystowskiego szmatławca, ale wygląda na to, że rozmawiał
bezpośrednio z rodzicami i właśnie tam można znaleźć
tę historię)

Timothy J Ashcroft
@DzdzownicaWyjdzieNaWierzch
Chodzi o to, że wymaganie od czternastolatki, żeby kłamała,
aby cię kryć, jest odrażające. Ten człowiek nie nadaje się
do pracy z dziećmi ani z młodzieżą.

Andi Reddy
@ydderidna
W odpowiedzi do @DzdzownicaWyjdzieNaWierzch
Ty stoisz po dobrej stronie, Tim

Strike odpisał:
Wspaniała próbka popisowego udawania porządnego
faceta w wykonaniu Ashcrofta. Pedofilia dla
początkujących
Pielęgniarka wróciła z herbatą, w której było stanowczo za dużo mleka. Gdy
jej dziękował, kikut znowu zaczął podskakiwać. Strike usiadł prosto
i przycisnął go mocno prawą ręką, zmuszając, żeby się uspokoił, żeby
zachowywał się, jak należy, zamiast go zdradzać, zamiast skłaniać tych
medyków o dobrych intencjach do zatrzymania go na kolejnych badaniach.
– Dobrze się pan czuje? – spytała pielęgniarka, patrząc, jak przyciska kikut
do łóżka.
– Świetnie – skłamał. Czuł drgający mięsień w prawym policzku.
Pielęgniarka wyszła. Znowu zawibrowała komórka Strike'a: Robin przesłała
kolejną wiadomość.
A wczoraj w nocy przegapiliśmy kłótnię o Keę Niven.
Wyszukaj: #JebaćKeęNiven
Tuż przed północą rozpętała się mała twitterowa burza wokół Kei.
Zapoczątkowało ją aresztowanie Wally'ego Cardew, o którym najwyraźniej
rozmawiano online z wielkim ożywieniem. Lewicowcy zawsze nim gardzili,
więc teraz z radością wyczekiwali jego uwięzienia, zaś ci, którzy od dawna
go bronili, byli przekonani, że zaszła pomyłka, gdyż nie mógł przecież
należeć do komórki terrorystycznej. Bitwa generowała hasztagi
#UwolnićWally'ego i #PudłoBezCiasteczek, a pośród tego zamieszania ktoś
odkopał stare tweety Wally'ego i Kei wskazujące w najlepszym razie na jakąś
formę znajomości, a w najgorszym na romans. Nie minęło dużo czasu, nim na
Twittera trafił wpis Kei z tumblr z 2010 roku („wszyscy przyjaciele
mi powtarzają, że »odwetowy seks z jego najlepszym kumplem to żadna
odpowiedź«, a ja im na to: »Zależy, jak brzmi pytanie«”), a wtedy fandom Serca
jak smoła zwrócił się przeciwko niej z wściekłością wygłodniałego aligatora.

SmolisteSerce Lizzie
@smolistalizy00
OMG spójrzcie na to, Kea Niven i naziol Wally Cardew
naprawdę się... pieprzyli?

Wally C
@WalCard3w
W odpowiedzi do @alewcaleniepapuga
wyglądasz super

Łyżeczka Kea
@alewcaleniepapuga
W odpowiedzi do @WalCard3w
ty też♥

22.37, 10 czerwca 2015

Loren
@l°rygill
W odpowiedzi do @smolistalizy00
O rany. Zawsze ją popierałam, ale jeśli to prawda...

Zwariowanełyżeczki
@zwari<>wanelyzeczki
W odpowiedzi do @zjawanarcyzka @smolistalizy00 @l°rygill
jeśli dymasz się z faszytami, *jesteś* faszystką. Koniec
kropka. #JebaćKeęNiven

Johnny B
@jbaldw1n1>>
W odpowiedzi do @zwari<>wanelyzeczki @zjawanarcyzka
@smolistalizy00 @l°rygill
W takim razie ty musiałaś się dymać z wielorybem
#UwolnićWally'ego

Kutas Dreka
@kkkutasdreka
W odpowiedzi do @dickymacD @marnieb89

W tym momencie zjawiła się lekarka z krótkimi siwymi włosami.


Strike słuchał jednym uchem, jak mówi mu to, o czym już wiedział:
że zarówno jego ścięgno udowe, jak i kolano doznały urazu i że jedyne, co może
je uleczyć, to czas i odpoczynek.
– Powinien się pan umówić na wizytę u swojego specjalisty, ale na początek
zalecam nie obciążać nogi przez miesiąc. Może przez półtora.
– Przez miesiąc? – powiedział Strike, nagle przestając błądzić myślami.
Obstawiał, że każą mu trzymać nogę w górze przez tydzień, który zamierzał
zinterpretować jako trzy dni.
– Długość tego czasu różni się w zależności od pacjenta, ale jest pan
postawnym mężczyzną – wyjaśniła lekarka. – Wymaga pan od kikuta
dźwigania sporego ciężaru. Zdecydowanie zalecam, żeby skontaktował się pan
ze specjalistą i poddał się bardziej szczegółowym badaniom. Tymczasem
proszę nie przypinać protezy, trzymać nogę w górze, odpoczywać, przykładać
lód do spuchniętych miejsc i dbać o koniec kikuta, ponieważ na pewno pan nie
chce, żeby skóra na nim jeszcze bardziej ucierpiała. A jeśli chodzi o skurcze –
ciągnęła – zaognienie i napięcie mięśni mogło wywołać nawrót objawów
ze strony układu nerwowego, ale będziemy wiedzieli więcej, dopiero gdy
otrzymamy wyniki badania krwi.
– Czyli kiedy? – spytał Strike, który niczego nie pragnął teraz bardziej, niż
opuścić szpital, zanim zdążą wetknąć w niego kolejne głowice albo igły.
– To nie powinno długo potrwać – odrzekła. – Przyjdę, gdy tylko
je dostaniemy.
Lekarka znowu wyszła, a Strike zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem
rzeczywiście nie ma niedoboru wapnia. Ale przecież jadł mnóstwo sera.
I ostatnio nie złamał żadnej kości: gdyby miał za mało wapnia, na pewno coś
by sobie złamał podczas któregoś z niedawnych upadków.
Te rozmyślania przywołały jednak wspomnienia o tym, jak przed kilkoma
laty spadł ze schodów, oraz o tym, jak podczas śledzenia podejrzanego nawaliło
mu ścięgno udowe, przez co runął na chodnik. Pomyślał o śmieciowym
jedzeniu będącym podstawą jego diety, o kaszlu palacza atakującym
go codziennie rano i przypomniał sobie, jak poprzedniej nocy czołgał się
po chodniku, zatrzymując się tylko po to, by podnieść upuszczonego wcześniej
papierosa. Miał ochotę zawołać lekarkę z powrotem i oznajmić: „Wiem, skąd
to wszystko się wzięło. Ponieważ o siebie nie dbam. Niech pani to napisze
w karcie i wypuści mnie do domu”.
Szukając czegoś, co odwróci jego uwagę od robienia sobie wyrzutów, jeszcze
raz sięgnął po komórkę i przeskrolował tweety dotyczące Kei Niven.

Max R @mreger#5
W odpowiedzi do @kkkutasdreka @dickymacD @marnieb89
WSS-owe zdziry udają, że chcą pacyfistów, ale wilgotnieją
tylko przy prawdziwych mężczyznach #JebaćKeęNiven

Max R @mreger#5
W odpowiedzi do @kkkutasdreka @dickymacD @marnieb89

dymała się z Wallym, bo wiedziała, że to on zabił. Zdziry


to lubią.
Zasłona się rozchyliła: pani doktor wróciła.
– No więc wyniki badań krwi są w normie, co nas cieszy. Możliwe – dodała –
że te skurcze to objawy psychogenne.
– To znaczy?
– Mogły powstać na podłożu psychicznym. Żyje pan ostatnio w stresie?
– Nie bardziej niż zwykle – odrzekł Strike. – Jest jakaś szansa na środki
przeciwbólowe?
– A co pan teraz bierze?
– Ibuprofen, ale działa mniej więcej tak jak dropsy.
– Dobrze, przepiszę panu coś silniejszego, żeby mógł pan przetrwać
najbliższy tydzień, ale środki przeciwbólowe nie są substytutem odpoczynku
i okładów z lodu, rozumiemy się?
Gdy lekarka wyszła i Strike zaczął wkładać spodnie, dwie sprzeczne myśli
zaczęły walkę o dominację w jego głowie. Jego racjonalna strona mówiła
mu stanowczo, że dochodzenie w sprawie Anomii jest skończone, w każdym
razie jeśli chodzi o udział jego agencji. Skoro starszy wspólnik był
unieruchomiony na co najmniej miesiąc i brakowało pracowników,
zwyczajnie nie mogli podołać koniecznym obowiązkom.
Jednakże nieustępliwa niezależność, nazwana przez więcej niż jedną jego
byłą dziewczynę arogancją, upierała się, że to nie koniec. Barclay nie złożył
jeszcze raportu z rozmowy z Narcyzką, a poza tym wciąż była szansa,
że zbliżająca się wizyta Strike'a u Granta Ledwella, jeśli zostanie dobrze
rozegrana, doprowadzi ich w końcu do Anomii.
97
Była nikczemna? Co z tego?
Lekce to sobie ważyła!
Nie gorsza była od grona męskiego,
Gdzie każdy udawał najświętszego,
Choć grzeszył tak samo, jak ona grzeszyła.

Mathilde Blind
The Message

Gdy Strike obudził się nazajutrz o ósmej, uświadomił sobie, że whisky, którą
wypił poprzedniego wieczoru, zdecydowanie nie łączy się dobrze
z tramadolem. Było mu niedobrze, czuł się roztrzęsiony, a kiedy o jedenastej
odebrał telefon od Barclaya, oba te doznania wciąż mu towarzyszyły.
– Mam wieści – oznajmił Szkot.
– Już? – zdziwił się Strike, który usłyszał dzwonek komórki, gdy skakał
niezgrabnie do łazienki, a teraz stał, trzymając się oparcia krzesła, by nie
stracić równowagi.
– No, ale nie takie, jakich się spodziewasz.
– Nicole nie mieszka u rodziców?
– Mieszka, właśnie u niej jestem. Chciałaby z tobą pogadać. Najchętniej
na FaceTimie.
– Świetnie – powiedział Strike. – Czy miałaby coś przeciwko temu, żeby
dołączyła do nas Robin?
Usłyszał, jak Barclay przekazuje pytanie.
– Mówi, że nie miałaby.
– Daj mi pięć minut, żebym ją zawiadomił – poprosił Strike.
Robin odebrała telefon w przyprawiającym ją o klaustrofobię pokoju
w hotelu Z. Wciąż była w szlafroku, lecz od trzech godzin ciężko pracowała.
Zresztą po co miałaby się ubierać, skoro nigdzie nie wychodziła?
– Chce z nami rozmawiać? Fantastycznie. – Robin zerwała się na nogi
i próbowała jedną ręką zrzucić z siebie szlafrok.
– Prześlę ci szczegóły, daj mi tylko parę minut – poprosił Strike, któremu
bardzo chciało się sikać.
Robin pobiegła włożyć koszulkę i wyszczotkować włosy, żeby Strike nie
odniósł wrażenia, że przespała cały ranek. Potem szybko wróciła na łóżko,
ponieważ tylko na nim mogła usiąść, i otworzyła laptopa. Tymczasem Strike,
którego włosy wyglądały tak samo bez względu na to, czy je czesał, czy nie,
zmienił koszulę na mniej pogniecioną i usiadł z powrotem przy małym stole
w kuchni.
Gdy rozmowa się zaczęła, obydwoje zauważyli ze zdziwieniem, że patrzą nie
tylko na prerafaelicką piękność, jaką była Nicole Crystal, lecz także na dwie
inne osoby, najprawdopodobniej jej rodziców. Wprawdzie żadne z nich nie
było rude, ale matka miała takie same kości policzkowe jak Nicole i twarz
w kształcie serca, a ojciec o kanciastej żuchwie wydawał się tak spięty
i zdenerwowany, jaki według Strike'a powinien być mężczyzna dowiadujący
się, że erotyczne zdjęcie jego córki wplątało ją w dochodzenie prowadzone
przez dwoje prywatnych detektywów.
– Dzień dobry – przywitał się Strike. – Bardzo dziękujemy, że zgodziłaś się
z nami porozmawiać.
– Nie ma sprawy – odrzekła wesoło Nicole, bez tak silnego akcentu jak
u Barclaya. Pokój widoczny za rodziną Crystalów cechowała elegancka
prostota, którą, jak przypuszczał Strike, osiągnięto z pomocą bardzo drogiego
dekoratora wnętrz. – Hm... Nie jestem żadną Żonkilką, Narcyzką czy jak jej
tam. W ogóle mnie nie ma w tej grze.
Mówiła bez cienia skrępowania, zaniepokojenia czy zawstydzenia.Wydawała
się raczej zaintrygowana sytuacją, w której się znalazła.
– Nie wiem, jak moje zdjęcie dostało się do tej gry. Naprawdę nie wiem.
Nawet nie lubię Serca jak smoła!
– Aha – powiedział Strike, nie zauważywszy w jej wesołej twarzy żadnej
charakterystycznej oznaki kłamstwa.
– Ale słyszałaś o tej kreskówce?
– O, tak – odrzekła pogodnie. – Moja przyjaciółka bardzo się w nią wkręciła.
Uwielbia ją.
– Czy ta przyjaciółka kiedykolwiek miała dostęp do twojego zdjęcia?
– Nie, nigdy – zapewniła Nicole.
– Mogła je zdobyć bez twojej wiedzy?
– Musiałaby wejść w moje zdjęcia w telefonie. Ale ona należy do Unii
Chrześcijańskiej. No wiecie, jest bardzo... Chodzi mi o to, że na pewno nie
kręcą jej takie rzeczy, jak przesyłanie gołych fotek.
Sądząc po minie ojca Nicole, mężczyzna bardzo żałował, że nie można
powiedzieć tego samego o jego córce.
– Pamiętasz, kiedy zostało zrobione to zdjęcie? – spytał Strike.
– Jakieś... dwa i pół roku temu – powiedziała Nicole.
– Przesyłałaś je komuś? – włączyła się Robin.
– Tak – przyznała Nicole. – Byłemu chłopakowi. Chodziliśmy ze sobą
w ostatniej klasie, ale potem on pojechał studiować na RADA[16], a ja zostałam
tutaj, żeby studiować sztukę.
– Jest aktorem? – zainteresował się Strike.
– Chce być. Przesyłałam mu takie zdjęcia, kiedy przez semestr byliśmy
ze sobą na odległość.
W żuchwie ojca Nicole drgnął mięsień.
– Jak się nazywa twój eks? – powiedział Strike, sięgając po długopis.
– Marcus – powiedziała Nicole. – Marcus Barrett.
– Wciąż utrzymujesz z nim kontakt? – spytała Robin. – Masz jego numer
telefonu?
– Tak... ale nie będziecie dla niego okropni, prawda? Bo szczerze mówiąc, nie
wyobrażam sobie, żeby Marcus...
– Podaj im ten cholerny numer – polecił jej szorstko ojciec.
– Tato – powiedziała Nicole i spojrzała na niego z ukosa. – Daj spokój. Nie
bądź taki.
Pan Crystal wyglądał, jakby jeszcze bardzo długo zamierzał być „taki”.
– Może ktoś zhakował Marcusa – podjęła Nicole, patrząc z powrotem
na Strike'a i Robin. – Coś takiego spotkało moją przyjaciółkę: ktoś ściągnął
zdjęcia z jej chmury... ale należy zaznaczyć, że jej hasło było bardzo łatwe
do odgadnięcia. Naprawdę nie sądzę, żeby Marcus celowo wrzucił do Internetu
moje zdjęcie... wciąż się przyjaźnimy! To bardzo fajny facet.
– Które z was zakończyło związek? – kontynuował Strike.
– Ja – odrzekła Nicole – ale podszedł do tego naprawdę w porządku.
Mieszkamy w różnych miastach i wciąż jesteśmy młodzi. Teraz spotyka się
z kimś innym.
– Czy Marcus ma współlokatorów? – spytała Robin, zastanawiając się, kto
jeszcze mógłby uzyskać dostęp do tego zdjęcia.
– Mieszka z siostrą. Jest od niego o cztery lata starsza. To przemiła
dziewczyna. Dlaczego miałoby jej zależeć, żeby wszyscy zobaczyli moje cycki? –
Nicole się roześmiała.
– Nicky, to nie jest śmieszne – powiedziała cicho jej matka.
– Och, daj spokój, trochę jest – odrzekła Nicole, która wydawała się zupełnie
niespeszona tym, że wszystkie osoby uczestniczące w tej rozmowie widziały
ją półnagą. Gdy żadne z rodziców się nie uśmiechnęło, dodała, wzruszając
ramionami: – Zrozumcie, jestem artystką. Nie mam takiego sztywnego
podejścia do nagości jak wy.
– To nie jest kwestia sztywnego podejścia – powiedział jej ojciec, nie patrząc
na córkę, tylko wpatrując się uparcie w ekran. – Chodzi o to, że dając
mężczyznom tego rodzaju zdjęcia, w gruncie rzeczy podsuwasz im środki
pozwalające cię szantażować albo zawstydzać...
– Ale ja się nie wstydzę – zaprotestowała Nicole i Robin jej wierzyła. –
Wyglądam na tym zdjęciu całkiem seksownie. Przecież nie siedzę
rozkraczona...
– Nicole – oburzyli się identycznym tonem jej rodzice.
– Więc żebyśmy mieli jasność – wtrącił się Strike. – Jedyną osobą, która
kiedykolwiek widziała to zdjęcie, jest Marcus Barrett. Zgadza się?
– Tak – potwierdziła Nicole. – Chyba że je pokazał jakiemuś koledze,
oczywiście. Ale wątpię, żeby to zrobił.
– Powiedziałaś, że przesyłałaś mu zdjęcia. W liczbie mnogiej – zauważył
Strike.
– Tak, to prawda – przyznała Nicole.
– Czy to zdjęcie albo któreś z pozostałych pojawiły się kiedyś gdzieś, gdzie
nie spodziewałaś się go zobaczyć?
– Nie – odrzekła Nicole.
– Czy pozostałe zdjęcia były podobne do tego?
– Trochę – powiedziała Nicole. – Jedno było chyba zupełnie nagie.
Matka Nicole na chwilę schowała twarz w dłoniach.
– No co? – zniecierpliwiła się Nicole. – Otaczała go zgraja seksownych
studentek aktorstwa. Musiałam mu dać coś, o czym mógłby, no wiecie, myśleć.
– Znowu się roześmiała. – Przepraszam – powiedziała, wciąż chichocząc. –
Po prostu... Cała ta sytuacja trochę mnie zaskoczyła. Nigdy nie
przypuszczałam, że będę rozmawiała z prywatnymi detektywami, dlatego
że ktoś zrobił wabik z moich zdjęć.
– Wabik? – powtórzył jej ojciec.
– Tato, no wiesz – powiedziała Nicole. – Że ktoś będzie się pode mnie
podszywał, licząc na jakąś akcję.
– A zatem dla jasności – podsumował Strike. – Nigdy nie grałaś w Grę Dreka?
– Nigdy – zapewniła Nicole.
– I nigdy nie komunikowałaś się online z mężczyzną o nicku Morehouse?
– Nigdy – powtórzyła.
– I nigdy nie rozmawiałaś, nie wymieniałaś wiadomości ani nie miałaś
innego rodzaju kontaktu z doktorem Vikasem Bhardwajem?
Nicole otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale się zawahała.
– W zasadzie to... – Zmarszczyła brwi. – Chyba... Zaczekajcie chwilę.
Wstała i zniknęła z kadru, a zaniepokojeni rodzice odprowadzili
ją wzrokiem. W tle Strike i Robin zauważyli Barclaya siedzącego w fotelu
z kubkiem herbaty.
Nicole wróciła z komórką w dłoni.
– Jest pewien gość obserwujący mnie na Twitterze – wyjaśniła, siadając
z powrotem między rodzicami. – Ciągle lajkuje moje tweety, ale go nie znam...
I nazywa się właśnie Vikas czy jakoś tak... Chwileczkę. – Przez dłuższą chwilę
przeszukiwała grono swoich obserwujących na Twitterze. – To on? – spytała
w końcu, odwracając komórkę w stronę kamerki.
– Tak – potwierdził Strike, patrząc na zdjęcie Vikasa. – To on. Pisałaś
do niego kiedyś albo masz jego...?
– Nie – powiedziała Nicole. – Po prostu zauważyłam, że lajkuje wszystkie
moje tweety, ale nie bardzo rozumiałam, dlaczego w ogóle mnie obserwuje. Jest
naukowcem, prawda? – Odwróciła komórkę z powrotem, żeby przyjrzeć się
profilowi Vikasa.
– Był – odrzekł Strike. – Już nie żyje.
– Co? – wykrzyknęli jednocześnie Nicole i jej ojciec.
Dziewczyna nie wydawała się już rozbawiona.
– Został zamordowany – wyjaśnił Strike. – W Cambridge w ubiegły...
– Chyba nie mówi pan o tym astrofizyku? – spytał osłupiały ojciec Nicole. –
O tym na wózku?
– Właśnie o nim – odparł Strike.
Nastąpiło dłuższe milczenie, w czasie którego troje przerażonych Crystalów
wpatrywało się w kamerkę.
– O mój Boże – odezwała się w końcu Nicole.
– Bardzo chcielibyśmy porozmawiać z Marcusem – oznajmił Strike. –
Mogłabyś nam dać jego numer?
– Chyba... nie powinnam nikomu dawać jego numeru, nie spytawszy
go najpierw o zgodę – powiedziała. – Wydawała się już równie spięta jak jej
rodzice.
– Nicole... – zaczął jej ojciec.
– Nie zrobię mu czegoś takiego bez uprzedzenia. To mój przyjaciel, tato!
– Naprawdę byłoby lepiej, gdybyś jednak do niego nie dzwoniła – wtrącił
Strike, lecz Robin od razu wiedziała, że cokolwiek by powiedział, nic nie skłoni
Nicole do zmiany zdania.
– Nie, przykro mi – ucięła studentka, patrząc na kamerkę. – Marcus
na pewno nie ma nic wspólnego z... z tą historią. Po prostu nie mógłby tego
zrobić. Nie zamierzam wam podawać jego numeru, nie mówiąc mu najpierw,
co się dzieje. On nigdy by mi czegoś takiego nie zrobił. Nie i koniec – ubiegła
ojca, który otworzył usta, żeby coś powiedzieć. Odwróciła się z powrotem
do Strike'a i Robin. – Poproszę Marcusa, żeby sam do was zadzwonił, okej? Ale
najpierw z nim porozmawiam.
Nie mieli innego wyjścia, jak tylko się z tym pogodzić. Podziękowawszy
Crystalom za poświęcony czas, Strike życzył im miłego dnia. Gdy zniknęli
z ekranu, detektywi przez chwilę wpatrywali się w siebie bez słowa.
– Niech to szlag – powiedziała w końcu Robin.
– No... – odrzekł Strike.
98
Łypie jeden na drugiego,
Brat na występnego brata swego;
Ostrzega jeden drugiego,
Brat chytrego brata swego.

Christina Rossetti
Goblin Market

Tkwiąc uwięziony na poddaszu z woreczkiem lodu stale przyciśniętym


do kikuta, Strike niewiele więcej mógł zrobić, niż przyjrzeć się Marcusowi
Barrettowi online. Choć wciąż był trochę oszołomiony tramadolem, udało
mu się znaleźć profil Barretta na Instagramie, gdyż młody mężczyzna posłużył
się pełnym imieniem i nazwiskiem, wrzucił wiele zdjęć z prób oraz
garstkę selfie zrobionych przed budynkiem RADA. Barrett był młodym,
przystojnym mężczyzną o czarnych włosach i ciemnych oczach, a autorki
romansów, jak przypuszczał Strike, opisałyby jego twarz słowem
„wyrzeźbiona”.
Detektyw obrał za punkt wyjścia cyniczne zakwestionowanie upartego
twierdzenia Nicole, że jej były chłopak nie udostępniłby nikomu jej zdjęcia.
Po latach prowadzenia dochodzeń w sprawie zawiłych skutków związków,
które się rozpadły, nie wspominając o toksycznych następstwach jego licznych
rozstań z Charlotte i o niedawnej paskudnej scenie z udziałem Madeline, miał
niewiele złudzeń w kwestii dna, jakiego mogą sięgnąć wzgardzeni
kochankowie rozpaczliwie pragnący zranić tego, kto ich porzucił.
Skrolując Instagrama Marcusa, znalazł grupowe zdjęcie z grudnia ubiegłego
roku, podpisane „#ImprezaBożonarodzeniowa #PaczkaZDawnejSzkoły #Biby”,
na którym byli oboje, Marcus i Nicole. Strike musiał przyznać, że dawna para
wyglądała, jakby wciąż była w dobrej komitywie: obejmowali się i uśmiechali
do obiektywu razem z resztą dawnych kolegów i koleżanek ze szkoły.
Co więcej, tak jak powiedziała Nicole, Marcus najwyraźniej był już
zaabsorbowany nowym związkiem. Liczne zdjęcia ukazywały go w
towarzystwie szczupłej blondynki dorównującej urodą Nicole, a sądząc
po uwiecznionych na fotkach uściskach i całusach, ich wzajemna fascynacja
była szczera. Na wielu zdjęciach występowała też siostra Barretta: czarnowłosa
jak brat i równie ładna. Jedna fotka przedstawiała brata i siostrę śpiewających
razem karaoke. Podpisano ją: „#Timber #Pitbull&Ke$ha
#ZarżnijSwojąUlubionąPiosenkę”.
Strike doskonale zdawał sobie sprawę, że Instagram niekoniecznie pokazuje
prawdę o czyimś życiu, lecz miał przed sobą wyraźny dowód, że Marcus Barrett
prowadzi bardzo aktywne życie towarzyskie i wyglądało na to, że doskonale
bawi się w Londynie. Zamieszczał zdjęcia ze spotkań w pubach, restauracjach
i w swoim mieszkaniu, które, jak Strike odgadł
na podstawie charakterystycznych punktów miejskiego krajobrazu,
znajdowało się na modnym Shoreditch. Najwidoczniej Barrettowie, podobnie
jak Crystalowie, mieli mnóstwo forsy: choć brat i siostra byli jeszcze przed
trzydziestką zajmowali mieszkanie, które wyglądało na większe i lepiej
wyposażone niż lokum Strike'a.
Tylko jeden zestaw zdjęć sprawił, że Strike zatrzymał się i zastanowił.
W 2013 roku, prawdopodobnie niedługo po rozstaniu z Nicole, Marcus
z jakimiś znajomymi odwiedził cmentarz Highgate i zamieścił zdjęcia,
na których pozował z posępną miną w długim czarnym płaszczu wśród urn,
połamanych kolumn i płaczących aniołów.
– Jasne, to mogła być wycieczka krajoznawcza – powiedział Strike do Robin,
gdy w niedzielę wieczorem rozmawiali przez telefon. – Musimy pamiętać,
cmentarz Highgate jest atrakcją turystyczną, a nie tylko miejscem zbrodni.
– Jeszcze nie zadzwonił? – spytała Robin.
Znowu była w szlafroku i wciąż siedziała w pokoju hotelowym, którego już
szczerze nienawidziła.
– Nie – odrzekł Strike. – Wyczuwam za tym panikarski telefon od Nicole,
a potem równie panikarskie rozmowy z udziałem członków rodziny Barrettów.
– Myślisz, że konsultuje się z adwokatem?
– Wszystko na to wskazuje – powiedział Strike. – Wątpię, żeby wielu
rodziców chciało, by ich syn został wplątany w sprawę morderstwa. Ale wiem
jedno: to nie on udawał Nicole w grze. Studiuje w trybie dziennym i z tego,
co zauważyłem, większość wolnego czasu upływa mu na imprezowaniu.
Myślałem, że Nicole jest naiwniaczką, ale muszę powiedzieć, że teraz jestem
skłonny przyznać jej rację. Wygląda na to, że rzeczywiście wciąż się przyjaźnią.
Nie wydaje mi się, żeby to był typ szukający zemsty za pośrednictwem gołych
fotek.
– Więc kim jest Narcyzka, na litość boską?
– Zastanawiałem się nad tym. – Strike zaciągnął się e-papierosem. Nie palił
prawdziwych papierosów od swojej wizyty na oddziale ratunkowym, mimo
że wciąż trzymał w kieszeni płaszcza pół paczki bensonów & hedgesów. –
Zastanawiam się, co było pierwsze: Nicole czy jej zdjęcia.
– Chcesz powiedzieć, że ktoś mógł zdobyć jej zdjęcia i dopiero potem
poszukać jej w Internecie?
– Właśnie. Wiemy, że jest to możliwe, bo sama tak zrobiłaś. Ten, kto zwędził
jej zdjęcia, miałby gotową postać, w którą mógłby się wcielić, bo Nicole
zamieszcza online masę informacji osobistych. Gdyby Vikas próbował się
dowiedzieć, z kim rozmawia w grze, wszystko by się zgadzało: oto ona,
studentka sztuki z Glasgow, te same zdjęcia...
– Mimo wszystko podszywanie się pod nią było ryzykowne – powiedziała
Robin. – A gdyby Vikas skontaktował się bezpośrednio z prawdziwą Nicole?
Zadzwonił do niej albo poprosił o spotkanie na FaceTimie?
– Też się nad tym zastanawiałem. Nie wiem, czy zauważyłaś, ale jego
komputer wydawał się mocno podrasowany. Może miał problemy z mową?
Może Narcyzka o tym wiedziała i liczyła, że Vikas będzie wolał czatować niż
rozmawiać osobiście?
– Boże, to okropne. – Robin zamknęła oczy.
– Masz rację... ale z drugiej strony to genialne. Narcyzka mogła spokojnie
naciskać na Vikasa, domagając się kontaktu offline, ponieważ wiedziała,
że on się na to nie zgodzi. Naprawdę doskonała manipulacja. To jeszcze nie
wszystko. Sądząc po profilu na Instagramie, przez mieszkanie młodego
Marcusa i jego siostry przewija się mnóstwo ludzi. Obydwoje mocno
imprezują. Zdjęcia Nicole mogły być na wielu powiązanych ze sobą
urządzeniach, a każde z nich można było ukraść albo uruchomić bez jego
wiedzy. Właśnie czytałem, jak łatwo zhakować czyjąś chmurę. Da się to zrobić
nawet bez hasła.
– Masz coś na siostrę Marcusa?
– Nie mogę znaleźć żadnego jej profilu w mediach społecznościowych, więc
nie wiem, z czego się utrzymuje, ale zauważyłem jedno: na zdjęciach z ich
imprez są nie tylko bardzo młodzi ludzie. Część ich znajomych to osoby
po trzydziestce albo nawet po czterdziestce.
– Myślisz, że to jej znajomi z pracy?
– Tak, właśnie tak myślę, a to sugeruje, że ona też prowadzi bujne życie
towarzyskie of-fline.
Strike nie zdołał powstrzymać ziewnięcia. Wskutek działania tramadolu i po
godzinach spędzonych w Internecie poczuł się senny.
– Jak sobie radzisz? – spytał.
– Poszperałam wokół Wiernego Ucznia Lepine'a najgłębiej, jak się dało –
oznajmiła Robin, którą po godzinach wpatrywania się w komputer swędziały
wyschnięte oczy. – Umieściłam wszystkie wnioski w dokumencie zbiorczym,
ale przeszukiwałam też trzy inne profile. Kojarzysz tego Maxa z Twittera, który
puścił plotkę, że Edie była prostytutką? Tego, który próbował mnie zagadnąć,
posługując się tekstem Kosha.
– Chyba wszystkie trolle zlewają mi się w jednego – przyznał Strike.
– W środę zatweetował, że zabójcą jest Wally.
– A, tak – mruknął Strike. – Chyba widziałem.
– Zainteresowałam się nim i kiedy systematycznie przeglądałam jego tweety,
przesuwając się wstecz, uświadomiłam sobie, że to jeden z czterech profili,
które zawsze krążą wokół Anomii na Twitterze. Trudno było to zauważyć,
dopóki się na nich nie skupiłam, ale są zsynchronizowani zarówno ze sobą
nawzajem, jak i z Anomią.
– Co masz na myśli, mówiąc, że są „zsynchronizowani”? – spytał Strike,
pocierając oczy, żeby zachować przytomność umysłu.
– Na przykład w 2011 roku Wierny Uczeń Lepine'a oskarżył Edie, że kłamie
na temat śmierci swojej matki. Zacytował zdanie z wywiadu, którego udzieliła.
Mówiła w nim, że pamięta, jak jej matka była „odurzona”. Wierny Uczeń
Lepine'a zatweetował, że Edie próbuje wciskać ludziom bajeczkę o matce
narkomance. Mniej więcej minutę później Max wrzucił nekrolog matki Edie,
w którym było napisane, że umarła na raka.
– Miał ten nekrolog pod ręką, żeby od razu go zamieścić?
– Właśnie. A potem Anomia przetweetował wyrwany z kontekstu cytat
Wiernego Ucznia Lepine'a oraz zamieszczony przez Maxa nekrolog swoim
pięćdziesięciu tysiącom obserwujących i ktoś o nicku Johnny B – kto, nawiasem
mówiąc, też próbował do mnie startować, posługując się tekstem Kosha –
natychmiast zamieścił zdjęcie matki Edie, szydząc z jej wyglądu, a potem
dołączył do niego Julius „Jestem Evola”, pisząc, że przypadkiem słyszał, jak
Edie twierdziła, że jej matka była ćpunką, co Anomia także przetweetował.
Tych pięciu typów zaplanowało wspólnie, że zrobią z niej kłamczuchę. Nie
da się tego inaczej wytłumaczyć. Wszystko rozegrało się w kilka minut. Musieli
się sporo naszukać, żeby zdobyć nekrolog i zdjęcie. Sprawdziłam: jedno
i drugie jest w Internecie, ale w dość mało uczęszczanych rejonach.
Koordynowali w ten sposób ataki kilka razy, ale to nie wszystko: wystawiają się
nawzajem, żeby używać tekstów Kosha w kontaktach z dziewczynami.
– Co masz na myśli? – spytał Strike, wciąż usiłując się skupić.
– Wierny Uczeń Lepine'a albo Julius piszą do dziewczyny coś bardzo
podłego, a potem wkracza Max R albo Johnny B i informuje ją, że to zgłosił. Ale
cała akcja jest ustawiona, bo najwyraźniej się kumplują. Wierny Uczeń Lepine'a
i Julius byli kilka razy tymczasowo zawieszani za nękanie dziewczyn, ale ciągle
wracają.
– Potencjalnie poświęcają swoje profile na Twitterze, żeby ich kumple mogli
pisać do dziewczyn teksty Kosha?
– Tak. Zachowują się jak... czy ja wiem... jakby przekazywali sobie nawzajem
pałeczkę.
– Jakieś wskazówki dotyczące tego, kim oni naprawdę są?
– Nie. Lokalizacje są ukryte i żaden z nich nie mówi wiele o swoim
prawdziwym życiu. Dlatego zaczęłam się zastanawiać nad Anomią – ciągnęła
Robin, opierając się na poduszkach i patrząc na ekran wyłączonego telewizora
na ścianie. – Wyobrażałam go sobie jako zgorzkniałego samotnika, ale
najwyraźniej umie wzbudzać współczucie i podziw, nawet jeśli tylko
u zgrai okropnych ludzi.
– Vikas Bhardwaj sprawiał wrażenie porządnego gościa – zauważył Strike –
a przecież doskonale wiedział, kim jest Anomia i długo z nim trzymał.
Obydwoje przez chwilę milczeli. Robin wciąż wpatrywała się w telewizor
na ścianie, a Strike palił e-papierosa przy stole w kuchni i myślał przede
wszystkim o tym, jaki jest zmęczony.
– Jutro dostarczają do agencji nowe meble, prawda? – spytała w końcu Robin.
– Tak, po południu – potwierdził Strike. – A wieczorem spotykam się
z Grantem Ledwellem. Zamierzałem cię spytać, czy mogłabyś mnie do niego
zawieźć.
– O, dzięki Bogu – ucieszyła się Robin. – Zamknięta w tym pokoju zaczynam
wariować. Może wpadnę do agencji po południu, pomogę wszystko
poustawiać, a później stamtąd wyruszymy?
Strike się zawahał, więc dodała:
– Słuchaj, jeśli te typy z Halvingu wiedzą, gdzie jestem, mieli mnóstwo
okazji, by zapukać do drzwi, udając elektryków albo kogoś w tym rodzaju.
Wątpię, żeby zamierzali mnie zadźgać w czasie dziesięciominutowego spaceru
do agencji na zatłoczonej ulicy w biały dzień.
– No, dobra. – Strike westchnął. – Przyjdź o drugiej.
Po tych słowach się rozłączyli. Strike jeszcze przez kilka minut nie ruszał się
z miejsca, wyczerpany i senny, lecz obawiający się wysiłku, jakiego wymagało
pójście do łóżka. Jego notes leżał otwarty obok laptopa, pokazując adres
mejlowy Anomii, który podała mu Yasmin, lecz z którym nic dotąd nie zrobił.
W przeciwieństwie do Yasmin Anomia był bystry: na pewno wszelkie próby
kontaktu podejmowane przez nieznane mu osoby wzbudziłyby teraz jego
podejrzliwość.
Siedząc w obłoku nikotynowej pary, gdy na niebie za oknem ukazywała się
krawędź księżyca, Strike przyłapał się na tym, że wpatruje się w raport swojego
siostrzeńca Jacka z bitwy pod Neuve-Chapelle, który wciąż wisiał przypięty
do kuchennych szafek.
Wprawdzie wioskę Neuve-Chapelle odbito z rąk Niemców, lecz zapłacono
za to niewspółmierną cenę ludzkiego życia, nie tylko z powodu braku amunicji
i słabej łączności, lecz dlatego, że tysiąc żołnierzy zginęło niepotrzebnie,
usiłując przedrzeć się przez nieprzecięty drut kolczasty wokół umocnionych
niemieckich okopów.
W lekko onirycznym stanie wywołanym przez tramadol Strike próbował
przedstawić sobie sprawę Anomii w kategoriach wojskowych. Jego wciąż
niepokonany cel otaczał drut kolczasty, którego jeszcze nie przecięli: były to nie
tylko przypominające fortecę zabezpieczenia stworzone w grze przez Vikasa
Bhardwaja, lecz także wsparcie i współudział czterech anonimowych trolli.
Jaką zatem należało wyciągnąć naukę z bitwy pod Neuve-Chapelle? Przetnij
drut, zanim dasz piechocie rozkaz do ataku.
Strike znowu ziewnął, zbyt zmęczony, by rozwinąć tę analogię, po czym
krzywiąc się z wyprzedzeniem, dźwignął się z krzesła.
Tymczasem w hotelu Z Robin już się położyła, lecz jej umysł uparcie
pozostawał czujny i dalej podrzucał pomysły oraz nieśmiałe teorie, jakby
tasował talię i pokazywał jej losowo wybrane karty. Przez dwadzieścia minut
bezskutecznie próbowała zasnąć, po czym włączyła z powrotem lampkę nocną,
usiadła i otworzyła notes na ostatniej zapisanej stronie, na której wynotowała
nazwy użytkowników czterech profili tak przydatnych Anomii i sobie
nawzajem.
Po chwili, nie do końca wiedząc, dlaczego to robi, sięgnęła po leżący
na szafce nocnej długopis i napisała piątą nazwę użytkownika: „Zoltan”.
Pierwszy internetowy przyjaciel Rachel, który jej zdaniem przybrał później
online inną postać o nazwie... Jak ona brzmiała? Z jakiegoś powodu w głowie
Robin zamajaczył obraz arlekina.
Przechyliła się przez krawędź łóżka, by podnieść ładującego się laptopa,
otworzyła go i wpisała w wyszukiwarce „arlekin”.
– Scaramouche – powiedziała, przeczytawszy artykuł o popularnych
postaciach występujących we włoskiej komedii dell'arte.
Scaramouche był podstępnym, chełpliwym i z gruntu tchórzliwym klaunem.
Dziwna nazwa dla kogoś, kto próbuje nakłaniać młode kobiety do seksu.
Znowu nie bardzo wiedząc, dlaczego to robi, napisała „Scaramouche” pod
„Zoltan”, wpatrywała się przez chwilę w sześć zanotowanych nazw, po czym
znowu sięgnęła po laptopa.
99
Nie wiemy, gdzie jest nasz pułap
Do czasu, aż wznieść się trzeba

Emily Dickinson
1176

– Jeśli nie zamierzasz nic mówić – zabrzmiał niski, zdenerwowany głos Pat
w sekretariacie – to przestań dzwonić, do cholery!
Było wpół do drugiej, poniedziałkowe popołudnie i Strike, który siedział przy
biurku w gabinecie, oparłszy kule o ścianę, jadł herbatnik, zajmując się swoją
przeładowaną skrzynką mejlową.
– Ten sam numer? – zawołał. – Znowu tylko oddycha?
– Tym razem nie słyszałam oddychania. – Pat podeszła do otwartych drzwi
z e-papierosem w dłoni. W sekretariacie za jej plecami było prawie pusto:
na podłodze stał telefon i leżały sterty akt, które segregowała, przygotowując
je do umieszczenia w nowych szafach na dokumenty. – Tylko cisza. Cholerny
kretyn.
– Może zadzwonię na ten numer, kiedy już się z tym uporam – powiedział
Strike, odpisując na mejla właściciela budynku, któremu najwyraźniej się
wydawało, że wybuch bomby uzasadnia podwyżkę czynszu. Strike nie
podzielał tego poglądu. – A z tobą wszystko w porządku?
– Dlaczego miałoby nie być w porządku? – spytała podejrzliwie.
– Znowu tu jesteś – wyjaśnił. – Po tym, co się stało.
– Nic mi nie będzie. Przecież ich wszystkich zamknęli, prawda? I mam
nadzieję, że wyrzucą cholerny klucz – dodała Pat, wracając do swoich teczek.
Strike ponownie skupił się na mejlu. Parę minut później, wysławszy
właścicielowi budynku grzeczną, lecz stanowczą odpowiedź odmowną, zaczął
pisać wiadomość do Allana Yeomana, chcąc mu przekazać najnowsze
ustalenia. Wciąż próbował skomponować pierwszy akapit w sposób, który
sugerowałby postępy bez potrzeby wdawania się w konkrety, gdy usłyszał
słowa Pat.
– Przecież miało cię dzisiaj nie być.
Strike podniósł głowę przekonany, że Robin zjawiła się przed czasem, lecz
zobaczył Deva Shaha, który stał w drzwiach między sekretariatem a gabinetem
i szeroko się uśmiechał.
– Przyłapałem ich – oznajmił Strike'owi. – Lepkie Rączki i jego mamuśkę.
– Poważnie? – Strike z radości porzucił pisanie mejla.
– Tak. Wczoraj zagadnąłem ją w barze Connaught. Była razem z siostrą albo
z kobietą, która korzysta z usług tego samego chirurga plastycznego.
Dev wyjął z portfela elegancką wytłaczaną wizytówkę i podał Strike'owi.
Widniało na niej imię i nazwisko Azam Masoumi, a pod nim napis: „Diler
antyków i dzieł sztuki”.
– Pan Masoumi organizuje sprzedaż cennych przedmiotów dla klientów
prywatnych – wyjaśnił Dev – i nie pobiera przy tym takiej prowizji jak duże
domy aukcyjne.
– Bardzo miło z jego strony. Założę się, że na dodatek jest dyskretny.
– Pan Masoumi szczyci się dyskrecją – zapewnił Dev z kamiennym wyrazem
twarzy. – Niektórzy klienci nie życzą sobie, by ktoś się dowiedział, że sprzedają
cenne przedmioty. Pan Masoumi doskonale rozumie ich położenie.
– I to wystarczyło?
– Niezupełnie – odrzekł Dev. – Musiałem też kupić jej i siostrze od cholery
drinków i zgadywać, że jest o piętnaście lat młodsza, niż rzeczywiście jest.
Po zamknięciu baru zaprosiła mnie do mieszkania Lepkich Rączek
na rozchodniaczka.
– Był tam Lepkie Rączki?
– Nie i miał cholernego farta, bo zachowanie mamusi raczej by mu się nie
spodobało.
– Rozbrykała się?
– Cała sytuacja zaczęła mi się kojarzyć z panią Robinson. Kiedy zacząłem
przebąkiwać, że będę się zbierał, próbowała podtrzymać moje zainteresowanie,
pokazując mi szkatułkę Fabergégo i popiersie Aleksandra Wielkiego.
Twierdziła, że dostała je w prezencie od męża, z którym aktualnie jest
w separacji.
– Kurwa, kiedy on to usłyszy, ich separacja stanie się faktem. Zrobiłeś
zdjęcia?
– Tak. – Dev wyjął z kieszeni komórkę i pokazał Strike'owi zdjęcia dwóch
przedmiotów, które w sumie były warte ponad milion funtów.
– I wydostałeś się stamtąd, zanim potraktowała cię jak pani Robinson?
– Udało mi się uciec tylko dzięki temu, że umówiłem się z nią na randkę dziś
wieczorem.
– Właśnie zostałeś pracownikiem tygodnia – oznajmił Strike, dźwigając się
z trudem do pozycji stojącej na jednej nodze, żeby uścisnąć Devowi rękę.
– Dostanę dyplom?
– Poproszę Pat, żeby go wydrukowała, kiedy już dostarczą komputer.
– Noga znowu daje ci się we znaki? – spytał Dev, spoglądając na pustą
nogawkę Strike'a.
– Nic mi nie będzie – odrzekł Strike, opadając ciężko z powrotem na krzesło.
– Gdzie są pozostali?
– Barclay właśnie leci z Glasgow, gdzie przy okazji odwiedził rodziców,
Midge ma dzień wolny, a Robin przyjdzie niedługo; przywiozą też nowe meble.
– Chcesz, żebym został i pomógł?
– Nie, zasłużyłeś na trochę wolnego. Zamierzam dorzucić kurierom stówę,
jeśli trzeba będzie coś poskręcać.
Dziesięć minut po wyjściu Deva zjawiła się Robin. Była równie uradowana
jak Strike, gdy się dowiedziała, że sprawa Lepkich Rączek została rozwiązana,
lecz widok wspólnika nią wstrząsnął. Jego cera miała lekko ziemisty odcień,
oczy były przekrwione, a twarz porastała czterdziestoośmiogodzinna
szczecina. Nie skomentowała tego jednak i tylko podała mu pendrajwa.
– Kiedy dostarczą drukarkę, będę mogła ci pokazać wszystko, co znalazłam
o gangu trolli Anomii. Co porabiasz?
– Próbuję sklecić mejla do Allana Yeomana, ale są jakieś granice tego, jak
często można napisać „obiecujące postępy”, nie donosząc o żadnych postępach.
– Miejmy nadzieję, że Grant Ledwell przyzna się dziś wieczorem.
– Dobrze by było – odrzekł Strike – bo inaczej będę musiał znaleźć jakiś
sposób, żeby nadać pozytywny wydźwięk słowom „dochodzenie dalej jest
w dupie”.
Pierwszy transport mebli dostarczono o trzeciej i następne dwie godziny
poświęcili wypełnianiu nowych szaf na dokumenty, składaniu biurka dla Pat,
podłączaniu nowego komputera i drukarki oraz zdejmowaniu folii z nowej
kanapy obitej czerwonym materiałem.
– Nie chciałeś sztucznej skóry? – spytała Robin, gdy razem z Pat przesuwały
kanapę na miejsce, a Strike się temu przyglądał, balansując na kulach,
sfrustrowany, że nie może pomóc.
– Miałem dość pierdzenia starej kanapy za każdym razem, kiedy się na niej
poruszyłem – odparł.
– Na tej zostanie plama, jeśli ktoś wyleje kawę – ostrzegła Pat, trzymając
w zębach e-papierosa.
Weszła za swoje nowe biurko i opadła kościstym ciałem na nowe krzesło.
– Ale to jest wygodniejsze niż stare – przyznała niechętnie.
– Prawie warto było przeżyć ten wybuch bomby, prawda? – powiedział
Strike, rozglądając się po sekretariacie, który dzięki świeżej farbie i nowym
meblom wyglądał nader elegancko.
– Kiedy wstawią szybę? – spytała Pat, wskazując wciąż zabezpieczone dyktą
drzwi prowadzące na korytarz. – Lubię widzieć zarys tego, kto stoi po drugiej
stronie. To jak system wczesnego ostrzegania.
– Pod koniec tygodnia ma przyjść szklarz – oznajmił Strike. – Lepiej
dokończę tego mejla do Yeomana.
Przeszedł o kulach z powrotem do gabinetu. Robin właśnie zaczęła
drukować wnioski ze swojego dochodzenia w sprawie Wiernego Ucznia
Lepine'a i jego przyjaciół, gdy znów zadzwonił telefon.
– Agencja detektywistyczna Strike'a – odebrała Pat. Słuchała przez kilka
sekund, po czym powiedziała: – Czego chcesz? Jeśli ci się wydaje, że to jest
zabawne...
– Ten sam numer? – spytał Strike, pojawiając się znowu w drzwiach między
dwoma pomieszczeniami. Pat kiwnęła głową. – Daj mi słuchawkę – poprosił,
lecz nagle opryskliwość na twarzy Pat ustąpiła miejsca podejrzliwości
i sekretarka zasłoniła słuchawkę dłonią.
– Ona chce rozmawiać z Robin – oznajmiła.
Robin wcisnęła pauzę w drukarce i wyciągnęła rękę po słuchawkę, lecz Pat,
wciąż patrząc na Strike'a, szepnęła:
– To chyba jakaś wariatka.
– Pat – powiedziała Robin stanowczym tonem. – Daj mi słuchawkę.
Z miną oznaczającą, że nie wyniknie z tego nic dobrego, Pat podała jej
słuchawkę.
– Halo? – zaczęła Robin. – Mówi Robin Ellacott.
Czyjś głos szepnął Robin do ucha:
– Byłaś Jessicą?
Robin utkwiła spojrzenie w oczach Strike'a.
– Kto mówi? – spytała.
– Byłaś?
– Z kim rozmawiam? – spytała Robin.
Tym razem usłyszała oddech dziewczyny. Był płytki, z pewnością świadczył
o przerażeniu.
– Czy my się znamy? – spytała Robin.
– Tak – szepnął głos. – Chyba tak. Jeśli to ty byłaś Jessicą.
Robin zasłoniła słuchawkę dłonią i wyjaśniła cicho:
– To Zoe Haigh. Pyta, czy byłam Jessicą.
Strike się zawahał, nie wiedząc, czy opłaca się ryzykować, lecz ostatecznie
kiwnął głową. Robin odsunęła rękę od słuchawki i powiedziała:
– Zoe?
– Tak – potwierdził głos. – Ja... Ja...
– Wszystko w porządku? Coś się stało?
– Bardzo się boję – szepnęła dziewczyna.
– Dlaczego? – spytała Robin.
– Przyjdziesz do mnie... proszę?
– Oczywiście – odrzekła Robin. – Jesteś teraz w domu?
– Tak – powiedziała Zoe.
– To dobrze. Nie ruszaj się stamtąd, przyjadę najszybciej, jak się da.
– Okej – szepnęła Zoe. – Dziękuję.
W słuchawce zaległa cisza.
– Chce się ze mną spotkać – oznajmiła Robin, spoglądając na zegarek. –
Chyba byłoby lepiej, gdybyś pojechał do Ledwella taksówką, a ja...
– Jeszcze czego! A jeśli to pułapka? Jeśli ona jest przynętą, a obok przyczaił
się Anomia?
– Wtedy dowiemy się, kto to jest – odparła Robin, włączając z powrotem
drukarkę.
– Tuż przed tym, jak poderżnie ci gardło? – spytał Strike pośród szelestu
kartek.
Pat spoglądała to na jedno, to na drugie, jakby oglądała mecz tenisa.
– Zoe mieszka na drugim piętrze – oznajmiła Robin, nie patrząc na Strike'a.
– A myślisz, że jak się tu dostałem? Lewitowałem? – spytał Strike, nie
wspominając o tym, że większość drogi na górę pokonał na tyłku.
– Strike, naprawdę wątpię, żeby Zoe chciała mnie zwabić w pułapkę.
– W to, że znajdziemy Vikasa Bhardwaja z przeciętą żyłą szyjną też wątpiłaś.
– Zabawne – odrzekła chłodno Robin, odwracając się, żeby spojrzeć
na wspólnika. – O ile dobrze pamiętam, ty też tego nie przewidziałeś.
– Różnica polega na tym – zniecierpliwił się Strike – że wyciągnąłem z tego
naukę, do cholery. Jadę z tobą. Jeśli zaraz wyruszymy na Junction Road,
będziemy mieli mnóstwo czasu do spotkania z Ledwellem o dziewiątej.
Gdy Strike zniknął z powrotem w gabinecie, by wziąć stamtąd komórkę
i portfel, Pat wyraziła swoją opinię warknięciem, które uchodziło za jej szept:
– Wiesz, on ma rację.
– Nie, do diabła, nie ma – odparła Robin, wyjmując kartki z drukarki
i sięgając na półkę za Pat po foliową koszulkę, by je do niej włożyć. – Jeśli
znowu spróbuje kogoś walnąć albo spadnie ze schodów, będzie niezdatny
do pracy przez...
Zamilkła, ponieważ do sekretariatu wrócił Strike, wciąż z gniewną miną.
– Gotowa?
Widząc wyraz twarzy wspólnika, Robin od razu się domyśliła, że usłyszał,
co przed chwilą powiedziała.
100
Lecz dzika odwaga zwycięsko tam spoczywa,
Dumnej rozpaczy wspaniałość burzliwa,
Duch śmiały, niedolą umacniany,
Potężniejszy niż śmierć, przez los niepowstrzymany.

Felicia Hermans
The Wife of Asdrubal

Przez pierwszych dziesięć minut jazdy na Junction Road żadne z detektywów


się nie odzywało. W Strike'u tlił się żal wywołany tym, że aktualnie Robin
uważała go raczej za ciężar niż za pomoc. Ona zaś, jak zwykle wrażliwa
na nastroje wspólnika, wyczuwała drażliwość, którą było podszyte jego
milczenie, i próbowała znaleźć zarówno odwagę, jak i właściwe słowa, by się do
niej odnieść.
W końcu, gdy czekali na zielone światło, zaczęła mówić ze wzrokiem
skupionym na jezdni:
– Kiedyś mi powiedziałeś, że musimy być wobec siebie szczerzy, bo inaczej
będziemy udupieni.
Strike dalej milczał, aż wreszcie, gdy światła się zmieniły i znowu ruszyli,
odparł:
– No i?
– Powiedziałeś, że kiedy jestem sama, martwisz się o mnie bardziej niż
o pracownika płci męskiej, bo zawsze będę miała mniejsze szanse, jeśli trafię
na brutalnego...
– Właśnie – wszedł jej w słowo Strike. – I dlatego...
– Mogę dokończyć? – spytała spokojnym tonem, mimo że jej puls galopował.
– Mów – odrzekł chłodno.
– I powiedziałeś, że muszę zapanować nad swoimi atakami paniki, bo nie
chcesz mieć mnie na sumieniu, jeśli nawalę i znowu coś mi się stanie.
Strike, już doskonale wiedząc, dokąd zmierza ta rozmowa, wysunął żuchwę
w sposób, który Robin, gdyby to zobaczyła, opisałaby jako zacięty.
– Nigdy cię nie pouczałam, żebyś na siebie uważał – ciągnęła, wciąż nie
odrywając wzroku od jezdni. – Ani razu. To twoje życie – twoje ciało. Ale
w dniu, w którym kazałeś mi iść na terapię, powiedziałeś, że gdyby ktoś mnie
zabił, nigdy byś sobie nie wybaczył.
– No i? – powtórzył Strike.
Mieszanina masochizmu i sadyzmu sprawiła, że zapragnął zmusić Robin
do mówienia bez ogródek. Robin, którą zaczynało to już drażnić, oznajmiła:
– Wiem, że cię boli. Wyglądasz okropnie.
– Dzięki. Tego mi było trzeba.
– Och, na litość... – zdenerwowała się, z trudem powstrzymując złość. –
Nigdy nie pozwoliłbyś pracować komuś w takim stanie. Jak zamierzasz się
bronić albo bronić mnie, jeśli...?
– Więc jestem kulą u nogi we własnej pieprzonej agencji?
– Nie przekręcaj moich słów! Doskonale wiesz, o co mi chodzi...
– Tak, jestem kaleką w średnim wieku, którego wolałabyś zostawić
w samochodzie...
– Czy ktoś wspominał o twoim wieku?
– ...podczas gdy sama beztrosko wchodzisz w sytuację, która może się
okazać...
– „Beztrosko”? Nie udało ci się wymyślić niczego bardziej protekcjonalnego?
– ...pieprzoną zasadzką...
– Biorę to pod uwagę i...
– Aha, bierzesz to pod uwagę, tak? To na pewno cię uchroni od dźgnięcia
w szyję, kiedy przestąpisz próg...
– STRIKE, NA LITOŚĆ BOSKĄ! – zawołała Robin, uderzając obiema rękami
w kierownicę. Napięcie, które nosiła w sobie od wybuchu bomby, w końcu
znalazło katartyczne ujście. – NIE CHCĘ, ŻEBYŚ SIĘ, KURWA, ZABIŁ! Zdaję
sobie sprawę, że chodząc o kulach, czujesz się... sama nie wiem... pozbawiony
męskości albo coś...
– Nie, do cholery, wcale nie...
– Mówisz o szczerości, ale nie jesteś, kurwa, szczery, ani ze mną, ani
z samym sobą! Wiesz, dlaczego to mówię: bo nie chcę cię stracić. Zadowolony?
– Nie, kurwa, nie zadowolony – odparł machinalnie Strike, co było
i jednocześnie nie było zgodne z prawdą: w pewnych ledwie uznawanych
zakamarkach swojego umysłu zarejestrował jej słowa i zdjęły z niego ciężar,
o którym prawie nie wiedział, że go dźwiga. – Myślę, że mamy tu do czynienia
z pieprzonym seryjnym zabójcą...
– Też tak myślę! – Robin była wściekła, że w żaden sposób nie zareagował
na wyznanie, które wiele ją kosztowało. – Ale w przeciwieństwie do ciebie
znam Zoe!
– Znasz ją? Rozmawiałaś z nią raptem dwadzieścia minut...
– Czasami dwadzieścia minut wystarczy! Teraz, przez telefon, była
przerażona, ale wątpię, żeby Anomia przystawił jej nóż do gardła. Boi się raczej
dlatego, że zamierza go zdradzić! Wiem, że uważasz mnie za naiwną słodką
idiotkę, która „beztrosko” wchodzi w niebezpieczne sytuacje...
– Wcale tak nie myślę – zaprzeczył Strike. – Wcale.
W bmw zapadło milczenie. Strike przyswajał to, co przed chwilą usłyszał.
„Nie chcę cię stracić”. Czy kobieta powiedziałaby coś takiego o kimś, kim, jak
obawiał się w najmroczniejszych chwilach, ostatnio się stał? O zramolałym,
grubym, czterdziestoletnim jednonogim nałogowym palaczu mającym
fałszywe wyobrażenie o swojej atrakcyjności i kompetencjach, wciąż
pamiętającym siebie jako utalentowanego pięściarza amatora o brzuchu jak
tara do prania, któremu udało się poderwać najpiękniejszą kobietę
na Uniwersytecie Oxfordzkim?
Jego zapewnienie jednak nie uspokoiło Robin. Przeciwnie, czuła się
bezbronna i obnażona, ponieważ właśnie powiedziała coś, czego bardzo długo
starała się nie mówić, i przestraszyła się, że Strike usłyszał w jej słowach więcej
niż obawę o to, że wciągając się po stromych betonowych schodach
do mieszkania Zoe, dozna jakiegoś straszliwego w skutkach urazu. Lękała się,
że Strike odgadnie ból, jaki jej sprawiał jego związek z Madeline, oraz jej
pragnienie intymności, o której, jak próbowała sobie wmówić, wcale nie
marzyła.
Po kilku minutach, starając się zachować spokojny i racjonalny ton,
powiedziała:
– Jesteś tą agencją. Bez ciebie byłaby niczym. Nigdy ci nie mówiłam, żebyś
odpoczął, rzucił palenie albo zaczął się lepiej odżywiać. To nie była moja
sprawa... ale teraz sprawiasz, że staje się moją sprawą. Mam w torebce alarm
antygwałtowy i bez względu na to, kto będzie w pokoju Zoe, kiedy tam wejdę,
dopilnuję, żeby wiedział, że nie przyjechałam sama. Wyglądasz wystarczająco
groźnie, nawet kiedy tylko siedzisz w samochodzie. Wiedząc, że czekasz
na zewnątrz, ktoś, kto wyjrzy przez okno, zastanowi się dwa razy, zanim zrobi
mi krzywdę. Ale nie będziesz w stanie wejść po tych schodach, nie narażając się
na niebezpieczeństwo, a gdyby ktoś nas zaatakował, bardziej martwiłabym się
o ciebie niż o siebie.
Strike milczał, ponieważ czuł upokorzenie zawsze towarzyszące sytuacjom,
gdy człowiek staje w obliczu własnych złudzeń i hipokryzji. Gdyby doszło
do walki na noże, byłby bardziej niż bezużyteczny.
– Naprawdę wzięłaś ze sobą alarm antygwałtowy?
– Tak – powiedziała Robin, skręcając w Junction Road – bo nie jestem
lekkomyślną...
– Nigdy nie uważałem, że jesteś... W porządku, zostanę w samochodzie. Ale
zadzwoń, gdy tylko tam wejdziesz. Jeśli nie odezwiesz się w ciągu pięciu
minut, wchodzę na górę.
– Dobrze – zgodziła się Robin.
Minęli sklep z zabawkami i ujrzeli przed sobą budynek w kształcie klina,
w którym mieszkała Zoe. Robin skręciła w Brookside Lane i zaparkowała.
– Kiedy tam będę, mógłbyś przejrzeć informacje o Wiernym Uczniu Lepine'a
– zasugerowała, biorąc z tylnego siedzenia foliową koszulkę z wydrukowanymi
materiałami i podając ją Strike'owi. – Wczoraj wieczorem długo nad tym
siedziałam. Miło byłoby wiedzieć, że ktoś to przeczytał.
Gdy odpięła pasy, Strike powiedział:
– Tylko bądź ostrożna, dobrze?
– Będę – odrzekła stanowczo, wysiadając z samochodu.
101
Poddani moi, w chaosie żyjący [...],
Skruszyli woskowe maski, które nosić im kazałem,
Wściekłymi grymasami twarzy swych prawdziwych –
I przeklęli mnie za tyranię, którą ich zniewalałem [...].

Elizabeth Barrett Browning


Aurora Leigh
Klatka schodowa w budynku Zoe, cuchnąca sadzą i starym moczem, wydała się
Robin równie przygnębiająca jak za pierwszym razem. Idąc na górę
po betonowych schodach, wysunęła z torebki alarm antygwałtowy, który
zawsze miała przy sobie, i trzymała go w gotowości. Na ostatnim piętrze
zapukała lekko w drzwi Zoe.
Natychmiast się otworzyły. Wychudzona dziewczyna, która stanęła przed
Robin, wyglądała, jakby witała samą Śmierć. Robin miała rację, a Strike się
mylił: w pokoju nie było nikogo oprócz zmizerniałej i przerażonej Zoe. Jej
obwiedzione czarnym eyelinerem oczy wpatrywały się w Robin, którą tym
razem zobaczyła bez przebrania.
– Mogę wejść? – spytała Robin.
– Tak – powiedziała Zoe, odsuwając się.
W pokoju stało wąskie łóżko nakryte cienką czarną bawełnianą narzutą
w białe gwiazdy, na której leżał stary laptop. Niepodszyta różowa zasłona
zwisała smętnie z okna, a elektryczna kuchenka z dwoma polami grzewczymi
stała na lodówce wyglądającej, jakby pochodziła z lat osiemdziesiątych, obok
małego zlewu, który chyba zaczynał odrywać się od ściany. Szafek nie było,
jedynie półki. Na półce nad lodówką przechowywano dwie puszki
niskokalorycznej zupy i patelnię, a na tej nad łóżkiem tanie kosmetyki
do makijażu, dezodorant, jakieś ołówki i długopisy oraz blok rysunkowy.
Mizerna garderoba Zoe, złożona wyłącznie z czarnych ubrań, leżała
poskładana na stercie w kącie. Poza tym zostawał metr kwadratowy podłogi
przykrytej poplamionym jasnozielonym dywanem.
Wchodząc do pomieszczenia, Robin jednak prawie tego wszystkiego nie
zauważyła, ponieważ cała jej uwaga skupiła się na ścianach i suficie, których
każdy skrawek pokrywały poprzypinane rysunki wykonane ołówkiem
i czarnym tuszem. Były niezwykle szczegółowe i misternie zdobione:
nadzwyczajna, niedająca się powstrzymać eksplozja kreatywności. Talent
uwidoczniony na tych obskurnych ścianach wręcz szokował.
– Rany – powiedziała cicho Robin, lustrując ściany. – Zoe... te rysunki
są fantastyczne...
Po twarzy wystraszonej dziewczyny przebiegł lekki dreszcz zadowolenia.
– Muszę wykonać krótki telefon – oznajmiła Robin. – Nie obawiaj się –
dodała na widok nagłego zaniepokojenia Zoe. – Potem porozmawiamy.
Wybrała numer Strike'a.
– Zoe tu jest – poinformowała go.
– Sama?
– Tak.
– W porządku, powodzenia – powiedział Strike, po czym Robin się
rozłączyła, a następnie, nie mówiąc o tym Zoe, włączyła dyktafon w komórce
i wsunęła ją z powrotem do torebki.
– Usiądziesz? – szepnęła Zoe.
– Chętnie, dzięki – odrzekła Robin i obie usiadły na łóżku.
– Zoe, dlaczego chciałaś się ze mną spotkać?
– Bo – Zoe wzięła głęboki oddech – Anomia... Ten gość, który stworzył Grę
Dreka, mówi, że zamierza zabić ciebie i twojego wspólnika. Napisał, że „załatwi
was jak Ledwell i Blaya”. Niedawno pokazał mi twoje zdjęcie w gazecie i wtedy
sobie uświadomiłam, że to ty byłaś Jessicą. Wiem, że denerwowałam tego pana,
który odbiera telefony w twojej agencji... Rozłączałam się, bo bardzo się bałam
i... i mój chłopak powiedział, że nie powinnam się z tobą kontaktować, bo będę
miała kłopoty. Ale musiałam, bo to chyba on zabił Edie.
– Myślisz, że twój chłopak...?
– Nie! – pisnęła Zoe. – Nie... Anomia! Przed chwilą rozmawiałam na grupie
z dziewczyną, która występuje w Internecie jako Narcyzka i...
– Jest teraz w Grze Dreka?
Zoe wydawała się zszokowana tym, że Robin doskonale wie, gdzie jest
Narcyzka.
– Zoe, pozwoliłabyś mi z nią porozmawiać? Nie martw się. Nie dowie się,
że to nie ty.
– Ale nie umiesz...
– Dobrze znam tę grę – zapewniła ją Robin. – Jestem Rudąkicią. W każdym
razie byłam nią przez ostatnie dwa miesiące.
– Jesteś Rudąkicią? – spytała zdziwiona Zoe. – To z tobą...?
– Tak.
Osłupiała Zoe odwróciła laptopa, by Robin mogła zobaczyć grupę
moderatorów i grupę prywatną, na której Dżdżownica28 rozmawiała
z Narcyzką. Robin szybko przeskrolowała wstecz, żeby zobaczyć początek obu
czatów.

<Grupa moderatorów> <Grupa prywatna>


<15 czerwca 2015, 17.47> <15 czerwca 2015, 17.47>
<Obecni: ZnudzonekDrek, Dżdżownica28, <Obecni: Narcyzka, Dżdżownica28>
Anomia>
Dżdżownica28: a jeśli naprawdę to zrobił ?
ZnudzonekDrek: ale dlaczego? Dżdżownica28: jeśli nie rzartuje ?
> Narcyzka: nie bądź głupia, jasne, że tego nie
> zrobił
Anomia: bo chcę, żeby odtąd wszystkie Dżdżownica28: skond wiesz ? ciągle mówi ,
rozmowy toczyły się na grupie moderatorów że zrobił
ZnudzonekDrek: Czy Morehouse nie zostawił Narcyzka: Wiem, kim jest Anomia, i na pewno
jakiejś instrukcji albo czegoś? nie mógł tego zrobić
ZnudzonekDrek: Nie wiem, jak zlikwidować Dżdżownica28: wiesz , kim jest Anomia ?
te grupy. >
Anomia: kurwa, mówiłeś, że umiesz kodować >
ZnudzonekDrek: umiem
Narcyzka: tak
ZnudzonekDrek: ale to jest wyższy poziom Narcyzka: nikomu nie mówiłaś, że Anomia
zabił Ledwell, prawda?
ZnudzonekDrek: poza tym ludzie lubią grupy Dżdżownica28: nie
prywatne
Dżdżownica28: oczywiście , że nie
Anomia: ludzie nadużywają grup prywatnych,
>
więc rób, co ci każę

– Pisałaś Narcyzce, że twoim zdaniem Anomia zabił Edie? – spytała Robin,


a Zoe kiwnęła głową.
Gdy Narcyzka znowu napisała, Robin położyła palce na klawiaturze,
pamiętając o tym, żeby naśladować błędy Zoe.

> Narcyzka: to dobrze, bo Anomia naprawdę się


na ciebie wkurwi, jeśli się dowie, że to robiłaś
>
> Dżdżownica28: nikomu tak nie muwiłam
Dżdżownica28: Morehouse ci powiedział , kim
>
jest Anomia ?
Anomia: ludzie lubią masę gówna, którego nie
>
powinni lubić. Rób, co ci każę
Narcyzka: Nie, Anomia sam mi powiedział
>
Dżdżownica28: serio ??
>
Narcyzka: no. Zaprzyjaźniliśmy się.
>
Dżdżownica28: wow . Myślałam , że jesteś
ZnudzonekDrek: muszę spadać
na niego wkurzona za to , że pozbył się
<ZnudzonekDrek opuszcza grupę> > Morehouse ' a
> Narcyzka: Morehouse był oślizłym draniem
> Narcyzka: krzyżyk na drogę
Anomia: Dżdżownico? Dżdżownica28: myślałam , że bardzo się
> przyjaźniliście

Dżdżownica28: cześć Narcyzka: nie, kiedy go bliżej poznałam,


zrozumiałam, że to czubek
Anomia: rozmawiasz teraz z kimś na grupie
prywatnej? >

Robin nie zamierzała popełnić tego samego błędu po raz drugi.


Dżdżownica28: tak , rozmawiam z Narcyską >
Anomia: a nie miałabyś nic przeciwko temu, >
żebym widział, co piszecie? >
Dżdżownica28: nie
Narcyzka: haha, no to teraz masz kłopoty
Anomia: naprawdę?
>
Dżdżownica28: naprawdę Narcyzka: kłamczucho

Robin zastygła, spoglądając na zmianę na obie grupy, a jej serce


przyspieszyło.

Dżdżownica28: to zabawne >


Dżdżownica28: nigdy nie piszecie z Narcyzką >
jednocześnie >
>
Dżdżownica28: prawda?
>
>
> >
<Dżdżownica28 została zablokowana>
<Dżdżownica28 została zablokowana>

Robin powoli zamknęła laptopa.


– Co się stało? – spytała zaniepokojona Zoe.
– Obawiam się, że Dżdżownica28 właśnie dostała bana.
– O nie! – szepnęła Zoe, przyciskając ręce do twarzy i wpatrując się przez
palce w Robin olbrzymimi zapadniętymi oczami w czarnych obwódkach. –
Kurczę... jest zły? Napisałaś mu to, co mówiłam? Że zabił...?
– Nie musiałam. Cały czas rozmawiałaś z Anomią. Anomia i Narcyzka to ta
sama osoba.
– Co? O, Boże... o, nie... on po mnie przyjdzie... cholera, przyjdzie i... –
Spanikowana Zoe wstała. Wyglądała, jakby za chwilę miała chwycić swój
marny dobytek i uciec.
– Zoe, usiądź – poleciła jej Robin zdecydowanym tonem. – Usiądź. Mogę
ci pomóc, przyrzekam, że ci pomogę, ale musisz mi powiedzieć, co wiesz.
Dziewczyna usiadła z powrotem na łóżku, popatrując na Robin. W końcu
szepnęła:
– Dobrze się domyślasz, kto jest Anomią.
– Domyślam się? – zdziwiła się Robin.
– Tak – powiedziała Zoe, a z jej oczu popłynęły łzy. – To dlatego rozmawiałaś
z nim w przebraniu, prawda? Gdybym wiedziała, nigdy, przenigdy bym się
do niego nie zbliżyła...
– Zoe, mówisz o Timie Ash...?
– Nie! – pisnęła Zoe. – Oczywiście, że nie.
Przyłapała się jednak na tym, że zaciska usta, jakby bała się tego, co za chwilę
z nich wyjdzie.
– Słuchaj, wiem, że ty i Tim jesteście... w związku – zaczęła Robin, a jej
wahanie wynikało z niechęci do tego, by określić mianem związku
wykorzystywanie przez Tima tej poturbowanej przez los, osamotnionej
dziewczyny.
Twarz Zoe znowu się wykrzywiła i Robin ponownie uderzył dziwny
staromłody wygląd dziewczyny: delikatność jej kości i dziecięcy sposób, w jaki
wytarła oczy grzbietem wytatuowanej dłoni.
– On to teraz zakończy – zaszlochała. – Wścieknie się, że się dowiedziałaś.
Pomyśli, że sama ci powiedziałam.
Mówiąc to, sięgnęła po komórkę i sprawdziła, która jest godzina.
– Spodziewasz się go?
– Tak. – Po zapadniętych policzkach Zoe dalej płynęły łzy. – Postanowił
przyjść, bo powiedziałam, że zamierzam się z tobą skontaktować. Nie chciał,
żebym to robiła. Zawsze się denerwuje, kiedy chodzi o policję i takie tam.
Nie wątpię, pomyślała Robin, i powiedziała:
– Myślałam, że zależy mu na wyjaśnieniu śmierci Edie. Przyjaźnił się z nią,
prawda?
– Tim chce, żeby złapano zabójcę, ale po prostu... myśli, że ludzie nie
zrozumieją, co nas łączy, więc nie lubi, jak rozmawiam z obcymi... Naprawdę
się zdenerwował, kiedy zaczęłam pracować w North Grove... ale nie on zaczął
to, co jest między nami... ja to zaczęłam – oznajmiła z powagą Zoe. – To nie była
jego wina. Ja pierwsza go pocałowałam.
– Ile miałaś lat?
– Trzynaście. On tego nie chciał, ze względu na mój wiek. Sama to zaczęłam.
To moja wina, nie Tima.
– Zmusiłaś go?
– N-nie – powiedziała Zoe, lekko szlochając. – Wyznał mi, że się we mnie
zakochał, ale mówił, że nie może niczego zrobić, bo jestem za młoda, a ja
odpowiedziałam, że to bez znaczenia. Nie chciał zbliżeń fizycznych. To się
stało z mojej inicjatywy.
– Mówiłaś Timowi, że twoim zdaniem Anomia zabił Edie?
Zoe pokiwała głową. Po jej twarzy wciąż płynęły łzy.
– Mówiłaś mu, kim według ciebie jest Anomia?
– Tak, ale on twierdzi, że jestem niemądra.
– Zoe, proszę, powiedz mi, kto...
– Myślałam, że wiesz. Myślałam, że właśnie dlatego zjawiłaś się w North
Grove!
– Według ciebie to Pez Pierce?
– Nie – szepnęła Zoe. – To Nils.
102
[...] a skoroś się okazał takim nikczemnikiem,
Tak, nikczemnikiem – wnet to wykażemy [...],
Zwiodłeś nieszczęsną Marian Erle,
Zmuszając jej miłość, by grób sobie kopała
W ładnym, zielonym ogródku swej nadziei [...].

Elizabeth Barrett Browning


Aurora Leigh

Siedzący w bmw Strike właśnie skończył czytać notatki Robin dotyczące


czterech profili na Twitterze, które tak przydawały się Anomii podczas
rozsiewania fałszywych informacji o Edie Ledwell. Teraz opuścił szybę, mocno
zaciągnął się e-papierosem i wrócił do stron, które wydały mu się szczególnie
interesujące.
Wszystkie cztery profile nazywały Anomię „błyskotliwym” i „geniuszem”, zaś
Edie Ledwell określały różnymi wariantami słów „szmata”, „dziwka”
i „naciągaczka”; wszystkie cztery sugerowały, że porzuciła Anomię, który był jej
przyjacielem, albo że łączył ich kiedyś seks.
Strike przewrócił kartkę. Pod nagłówkiem „Znowu Beatlesi” Robin wkleiła
kolejnego tweeta.

Julius
>@jestem_evola
W odpowiedzi do @rachledbadly
jeśli wyglądałbym tak jak ty to nie. Zastanawiałby się,
dlaczego Ringo Starr zjawił się pod jego drzwiami ubrany
w spódnicę

21.15, 28 stycznia 2013


Następnie Strike przeczytał ponownie część zatytułowaną „Powielane
sformułowania”. Wszystkie cztery profile lubiły pisać do kobiet „Czuję twoją
stęchłą cipę na kilometr”; zarówno Julius „Jestem Evola”, jak i Max R napisali
do dziewczyn, że gdyby ktoś je gwałcił za każdym razem, kiedy mówią coś
głupiego, „ciągle miałyby w sobie kutasa”, a oni dwaj i Wierny Uczeń Lepine'a
wyrażali w niemal identycznych słowach opinię, że wszystkie kobiety należy
„głodzić do optymalnej wagi rozrodczej”.
Strike cofnął się do strony, na której Robin wkleiła pierwsze tweety
Wiernego Ucznia Lepine'a.

Wierny Uczeń Lepine'a


@WiernyUczenLep1nea
Marc Lepine był Bogiem

Wierny Uczeń Lepine'a


@WiernyUczenLep1nea
14 femoidów nie żyje hahahahahaha

Wierny Uczeń Lepine'a


@WiernyUczenLep1nea
ustawił je w szeregu i zastrzelił

Na koniec Strike jeszcze raz przeczytał ostatnią stronę, na której Robin


umieściła streszczenie.

Wszystkie te profile atakują przypadkowe dziewczyny, ale trzy kobiety są pod


ciągłym ostrzałem od dawna: Edie Ledwell, Kea Niven i Rachel Ledwell.
Ta czwórka rzuciła się na Keę dopiero, gdy zrobił to Anomia, to znaczy gdy
zatweetował: „Pozwij ją albo zamknij mordę, zaczynasz nas wszystkich
nudzić”. Wtedy zaczął się sezon łowiecki i traktowali ją prawie tak fatalnie jak
traktowali Edie.
Dziwne jest to, że Anomia nigdy nie atakował Rachel Ledwell, ale ta czwórka
obrażała ją prawie równie często jak Keę. Dlatego pomyślałam, że ktoś
ma odrębny, niepowiązany z Sercem jak smoła żal do Rachel.
Jednym z możliwych winowajców jest Zoltan, dawny przyjaciel Rachel z Club
Penguin. Rachel zerwała z nim kontakt, gdy zaczął jej przysyłać teksty Kosha,
i jej zdaniem potem mógł się stać Scaramouche'em, ponieważ Scaramouche
identycznie potraktował Zoe Haigh. Zarówno profil Zoltana, jak
i Scaramouche'a zniknęły z Twittera, ale obraźliwy ton, w jakim
ta czwórka pisze do Rachel, może wskazywać na utrzymujący się żal do byłej
przyjaciółki, od której dostali kosza.

Poniżej Robin wkleiła przykłady tweetów, jakie wspomniana czwórka słała


do szesnastoletniej Rachel.

Johnny B
@jbaldw1n1>>
W odpowiedzi do @rachledbadly
Dalej jeździsz na kutasowej karuzeli, licząc na to,
że znajdziesz sobie alfę? Możesz sobie pomarzyć,
maszkaronie z obwisłymi cyckami

Julius
@jestem_evola
W odpowiedzi do @rachledbadly
co znowu pisze ta zdzirowata suka, której się wydaje, że jest
za dobra dla bety?

Max R
@mreger#5
W odpowiedzi do @rachledbadly
Takie brzydkie lesby jak ty powinno się wsadzać do obozów
i gwałcić zbiorowo
Wierny Uczeń Lepine'a
@WiernyUczenLep1nea
W odpowiedzi do @rachledbadly
przynajmniej kiedy umrze ci mamusia, będziesz miała coś
wspólnego z #EdietaBiedwell

Strike podniósł głowę, zmarszczył brwi i zauważył kogoś w lusterku


bocznym: wysoki, łysiejący mężczyzna zmierzał zdecydowanym krokiem
w stronę obskurnych czarnych drzwi budynku, w którym mieszkała Zoe.
Strike natychmiast rzucił kartki na siedzenie kierowcy i opuścił szybę.
– Ej!
Tim Ashcroft odwrócił się zaskoczony i zlokalizowawszy źródło głosu, wbił
wzrok w mężczyznę ze skrzywionym nosem boksera i brodą porośniętą gęstą,
ciemną szczeciną.
– Podejdź na słowo – powiedział Strike.
Ashcroft z nieufną miną podszedł i zatrzymał się kilka kroków
od samochodu.
– Mogę ci w czymś pomóc? – spytał uprzejmym głosem z Home Counties.
– Możesz. Nazywam się Cormoran Strike. Jestem prywatnym detektywem. –
Patrzył z zadowoleniem, jak grzeczny uśmiech Tima znika z jego twarzy. –
Idziesz z wizytą do Zoe Haigh, mam rację?
Tim zwlekał o kilka sekund za długo, po czym udał zdziwienie.
– Do kogo?
– Do niepełnoletniej dziewczyny, którą pieprzysz od czterech lat – uściślił
Strike.
– Którą... co? – wybąkał Tim. – Tak ci powiedziała?
– Myślałem, że nie wiesz, o kim mówię.
– Nie byłem pewny, czy dobrze usłyszałem – wyjaśnił Tim. Strike zauważył
leciutkie lśnienie potu na gładkiej skórze nad górną wargą Ashcrofta. –
Owszem, znam Zoe. To młoda osoba z licznymi proble...
– Ale właśnie takie lubisz najbardziej, prawda? Łatwiej nimi manipulować,
jeśli mają spieprzoną samoocenę i żadnej rodziny, która mogłaby cię ciągać
po sądach.
– Naprawdę nie...
– O, myślę, że wręcz przeciwnie – wszedł mu w słowo Strike.
Otworzył drzwi samochodu. Tim się cofnął. Wydawał się bardzo
wystraszony, ale gdy Strike dźwignął się na jedną nogę, przytrzymując się
dachu samochodu, żeby utrzymać równowagę, a potem wyjął kule, Ashcroft
jakby odzyskał trochę odwagi.
– Chyba się zagalopowałeś...
– Zamierzasz ableistycznie żartować z mojej amputacji? – spytał Strike,
ruszając na Ashcrofta, który zrobił krok do tyłu. – Możliwe, że też założę bloga.
„Moje spojrzenie na to, dlaczego Pióro Sprawiedliwości jest pedofilem
i dlaczego powinno cię to zajebiście zmartwić”.
Tim zrobił kolejny krok do tyłu.
– Nie wiem, co Zoe opowiada ludziom – wyjąkał – ale ona ma nierówno pod...
– Więc jest psychiczna, tak? To świruska?
– Dziewczyny czasami podkochują się w starszych mężczyznach... doszukują
się w różnych sytuacjach więcej, niż...
– A, powinna była zrozumieć, że twój kutas znalazł się w niej platonicznie,
prawda? – powiedział Strike, podchodząc o kulach do Tima, który cały czas się
cofał. – Wiesz, co się teraz stanie?
– Co? – spytał Tim.
– Spróbuję ją przekonać, żeby zgłosiła się na policję. Jeśli nie będzie chciała
współpracować, skontaktuję się ze wszystkimi innymi dziewczynkami, które
obserwujesz na Twitterze. Moja wspólniczka przygotowała całkiem zgrabny
plik dotyczący ciebie i twoich poczynań w Internecie. Co najmniej jeden
rozjuszony ojciec na pewno bardzo się ucieszy, kiedy się do niego zgłoszę.
Tim wyglądał, jakby za chwilę miał paść na kolana albo wybuchnąć płaczem.
– Jeśli jeszcze kiedykolwiek zbliżysz się do Zoe Haigh – ostrzegł go Strike –
osobiście przeprowadzę na tobie amputację i nie będzie chodziło o pieprzoną
nogę. Zrozumiano?
– Tak – szepnął Tim.
– A teraz wypier...
Czarne drzwi za Timem się otworzyły, ukazując Robin i Zoe.
– Tim! – zawołała Zoe.
Ashcroft ją zignorował i zaczął się oddalać szybkim krokiem. Po chwili Zoe
zobaczyła, jak rusza biegiem i znika za rogiem. Oczy Strike'a i Robin się
spotkały, a wtedy ta druga od razu domyśliła się jeśli nie szczegółów, to sedna
tego, co się przed chwilą wydarzyło.
– Podrzucimy Zoe do metra – oznajmiła Robin. – Dziś będzie spała w moim
pokoju w hotelu Z.
– Nie – wzbraniała się Zoe. Strike zauważył, że ma na policzkach rozmazane
ślady łez. – Chcę się zobaczyć z Timem...
– Ale on nie chce się zobaczyć z tobą – uciął Strike.
– Dlaczego? – jęknęła płaczliwie Zoe i po jej twarzy popłynęły nowe łzy.
– O tym możemy porozmawiać w samochodzie – odrzekł Strike, otwierając
tylne drzwi. – Wsiadaj.
103
Kończy się to, co znane i nieznane:
Kończy się życie, czas nie płynie dalej;
Czy pole leżące odłogiem będzie nieobsiane?
Czy pąki tych kwiatów nie rozkwitną wcale?

Christina Rossetti
Amen

– Mogłeś okazać więcej współczucia – powiedziała z wyrzutem Robin pół


godziny później.
Podrzuciwszy Zoe do metra, zaparkowali ze Strikiem w bocznej ulicy
niedaleko stacji Tufnell Park. Dziewczyna miała kartę magnetyczną do pokoju
hotelowego Robin i sto funtów w gotówce, które dał jej Strike.
– Okazuję współczucie – odparł. – Myślisz, że dlaczego zagroziłem
Ashcroftowi, że obetnę mu fiuta?
Po pospiesznym odejściu Ashcrofta przez pół godziny koili smutek Zoe,
a później jej wyjaśniali, jak działają hotele, ponieważ jeszcze nigdy w żadnym
nie mieszkała. Tak bardzo bała się Anomii, że w końcu dała się przekonać,
że nikt nie wyrzuci jej z hotelu Z za brak podobieństwa do Robin, a nawet
pozwoliła, by Robin uściskała ją uspokajająco u szczytu schodów na stacji.
– Zadzwoni do Ashcrofta, gdy tylko odzyska zasięg – powiedziała Robin.
– Jeśli gość rozumie, co dla niego dobre, nie odbierze – stwierdził Strike. –
Nigdy więcej.
– Zdajesz sobie sprawę, że jeśli jest Anomią...
– Nie jest – uciął Strike. – Właśnie go wykluczyłem. No, na dziewięćdziesiąt
procent.
– Jak? – zdziwiła się Robin.
– Wyjaśnię ci, kiedy mi powiesz, co się wydarzyło u niej w pokoju.
– Wszystko jest tutaj.
Wyjęła komórkę z torebki, znalazła nagranie i puściła je.
Strike słuchał z kamienną twarzą, jak Zoe mówi, że Anomia zamierza
„załatwić jak Ledwell i Blaya” dwoje detektywów. Gdy nastąpiła cisza
przełamywana jedynie stukaniem klawiszy komputera, Robin wyjaśniła:
– Włączyłam się do gry. Były otwarte dwie grupy i Narcyzka... zachowywała
się zupełnie inaczej. Napisała, że Morehouse był oślizłym draniem i czubkiem.
I nagle coś zauważyłam: Anomia i Narcyzka nie piszą w tym samym czasie.
Kiedy zwróciłam na to uwagę, zostałam natychmiast zbanowana na obu
grupach. Jestem pewna, że to...
– ...ta sama osoba – dokończył Strike. Pochylił się i wcisnął pauzę. – Cholera.
No jasne, kurwa: Narcyzka powstała po to, żeby mieć oko na Morehouse'a.
Dowiadywać się, co myśli, czy zastanawia się nad odejściem...
– ...oraz żeby zatrzymać go w grze – dodała Robin. – Bo Vikas dorósł,
prawda? Odnosił coraz większe sukcesy w prawdziwym świecie i Anomia
na pewno wiedział, że trudno będzie go zastąpić. Właśnie widziałam, jak
wściekł się na nowego moderatora, ZnudzonkaDreka, który najwyraźniej nie
staje na wysokości zadania. Narcyzka pojawiła się w Grze Dreka mniej więcej w
czasie, kiedy Vikas pokłócił się z Rachel. Wątpię, żeby to był przypadek. Rachel
mówi, że Anomia był zaborczy w stosunku do Vikasa, nie podobało mu się,
że Vikas i Rachel się do siebie zbliżyli. Narcyzka była doskonałym sposobem,
żeby na dobre odciągnąć Vikasa od Rachel.
– Za pomocą ukradzionych gołych fotek, które Anomia pokazywał też innym
facetom – podjął Strike, myśląc intensywnie. – Jakie są szanse, że zwabił
Olivera Peacha na Comic Con, dając mu oględnie do zrozumienia, że będzie
tam ruda piękność, która pomoże mu znaleźć Anomię?
Znowu wcisnął play.
W momencie gdy Zoe stwierdziła, że to ona zapoczątkowała związek
seksualny z Timem Ashcroftem, Strike mruknął: „Cholerny zasraniec”, ale gdy
powiedziała: „To Nils”, wypalił:
– Co, kurwa?
– Cśś. Słuchaj dalej – uciszyła go Robin, wskazując komórkę, z której wydobył
się jej własny głos.
– Dlaczego uważasz, że to Nils?
– Z mnóstwa powodów. Byłam w szoku, kiedy pierwszy raz zobaczyłam okno w North
Grove. Jest na nim słowo „anomia”, więc jeszcze tego samego wieczoru napisałam
na grupie moderatorów: „Nigdy nie zgadniecie, co się stało. Widziałam dziś okno,
na którym napisano coś o anomii, czy to nie zabawne?” albo coś w tym rodzaju, a wtedy
Anomia natychmiast zaprosił mnie do grupy prywatnej i napisał: „Nigdy więcej nie
wspominaj o tym oknie, bo inaczej cię zbanuję. Nikomu o nim nie mów”. Zareagował
naprawdę dziwnie.
– Czy Anomia wspominał o North Grove?
– Nie, ale odniosłam wrażenie, że kojarzy to okno, i doszłam do wniosku, że musiał
tam kiedyś być i może właśnie stamtąd wziął pomysł na swojego nicka. Potem pewnego
dnia Nils rozmawiał ze mną o anomii i wyjaśnił, co to znaczy. Mówił mi, że trzeba mieć
jakiś cel w pracy i trzeba dbać o kontakty z innymi ludźmi, że komuna to najlepszy
sposób życia, bo nie można cierpieć na anomię, jeśli żyje się w komunie. Mówił,
że powinnam się stąd wyprowadzić i zamieszkać w North Grove. Mariam go poparła.
Myślałam, że po prostu chcą być mili. Ale się tam nie przeprowadziłam, bo Tim nie
chciał. Powiedział, że nie mielibyśmy tam prywatności. Potem któregoś dnia
usłyszałam, jak Nils i Pez rozmawiają o Edie, i zaczęłam się przysłuchiwać, bo zawsze
miałam nadzieję, że ona któregoś dnia zajrzy do North Grove i ją poznam. Ale obaj
mówili o niej naprawdę podłe rzeczy... Myślałam, że po tym, co osiągnęła, są dumni
z takiej znajomości, ale nie byli. Pez mówił o tym komiksie, nad którym pracował z Edie,
zanim wprowadził się Josh. Powiedział, że teraz Edie prawdopodobnie by go pozwała,
gdyby skończył ten komiks i sam go wydał, bo część pomysłów wyszła od niej. To był
komiks o grabarzu, który podróżował w czasie, bardzo mroczny, podróże w trumnach
i tak dalej. Pomysł wydał mi się fajny. Założę się, że w całości wyszedł od niej, brzmiał
jak historia w jej stylu. Pez pewnie tylko narysował kilka obrazków. I wtedy Nils zaczął
ją obgadywać. Jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby tak o kimś mówił. Był na nią zły,
naprawdę zły. A Nils rzadko się złości. Powiedział, że nie wspomniała o nim w ani
jednym wywiadzie, mimo że dał jej za darmo miejsce do mieszkania i przestrzeń
do tworzenia Serca jak smoła. Mówił, że wzięła wszystko i nie dała niczego w zamian.
Brzmiało to tak, jakby bez niego nie mogła odnieść sukcesu, a do tego mówił, że tak jakby
z nim flirtowała, żeby zdobyć to, na czym jej zależało. Mówił też, że Edie nigdy nie
wspomniała o jego sztuce ani nie zadała sobie trudu, żeby pojawić się na jego ostatnim
wernisażu. I kiedy tak słuchałam Nilsa, pomyślałam, że tak samo mówi o niej Anomia,
bo pewnego wieczoru, niedługo po tym, jak dołączyłam do gry, Anomia pisał, jaką suką
jest Edie, skoro oczernia grę, mimo że on podtrzymuje zainteresowanie fanów
i wyświadcza jej przysługę. A później mi napisał, że Edie go podrywała, no wiesz,
w prawdziwym życiu, ale tak jakby go rzuciła, kiedy zaczęła zarabiać forsę. Anomia był
pijany, kiedy o tym pisał. Powiedział mi, że pił. Powiedział, że miał zły dzień.
– Dlaczego miał zły dzień?
– Nie wyjaśnił mi. Nigdy nie mówi wiele o swoim prawdziwym życiu. Ale potem,
następnego dnia rano, znowu zaprosił mnie do grupy prywatnej i napisał: „Jeśli chcesz
zostać w grze, zapomnij, co napisałem wczoraj wieczorem”. Więc nikomu o tym nie
mówiłam, bo wtedy uwielbiałam tę grę. Miałam tam przyjaciół, Diablo1 i Rudąkicię...
to znaczy przed tobą... Kiedyś często rozmawiałam z tamtą pierwszą Rudąkicią. Ale
kiedy usłyszałam, jak Nils wyraża się o Edie, przestałam go tak bardzo lubić. I zaczęłam
zauważać, ile czasu spędza przy komputerze. Tworzy dziwną sztukę, ale wielu dzieł nie
kończy.
– Widziałaś kiedykolwiek, żeby grał w grę?
– Nie, ale ktoś stamtąd w nią grał, ktoś z North Grove, bo raz zobaczyłam
ją w historii przeglądarki po tym, jak zaczęłam dochodzić do wniosku, że Anomią może
być Nils. Trochę poszperałam. Myślisz, że postąpiłam źle?
– Nie, Zoe, myślę, że postąpiłaś mądrze.
– A później, kiedy Josh zamieszkał w North Grove, na miesiąc przed tym, jak ich
zaatakowano, Nils podsuwał mu jakieś pomysły do kreskówki. Dwa razy słyszałam, jak
to robi, a to też jest bardzo w stylu Anomii, bo zawsze wieszał psy na tej kreskówce...
w zasadzie nigdy tego nie rozumiałam, bo przecież miał na jej punkcie fioła... ale
Anomia zawsze powtarzał, że zrobiłby o wiele lepszą robotę niż Edie. No więc zaczęłam
nabierać podejrzeń co do Nilsa, a potem, w dniu, kiedy to się stało...
– Kiedy ich zaatakowano?
– No... Nils gdzieś poszedł. On prawie nigdy nie wychodzi.
– Powiedział ci, dokąd się wybrał?
– Nie, wiedziałam tylko, że go nie ma, bo Bram wrócił ze szkoły, a Mariam narzekała,
że próbuje prowadzić zajęcia plastyczne i jednocześnie pilnować Brama. Ale najgorsze
było to... Bardzo się wystraszyłam, kiedy się o tym dowiedziałam... Byłam w pracowni
Nilsa. Zawsze ją zamyka, ale poprosił, żebym przyniosła mu stamtąd jakąś książkę...
i znalazłam...
– Co znalazła? – spytał Strike, ponieważ cisza się przeciągała.
– Nóż – wyjaśniła Robin. – Powiedziała mi o tym, poruszając bezgłośnie
ustami.
– ...i to ogromny – podjęła Zoe, która już szeptała i brzmiała jak osoba bliska
łez. – Leżał tam, na półce. I były na nim jakieś dziwne napisy, coś jakby magiczne
zaklęcie.
Robin wcisnęła pauzę.
– Widziałam ten nóż. Należał do dziadka Nilsa. Nazwał go jakoś
po holendersku, nie pamiętam jak. To „magiczne zaklęcie” to było greckie
słowo oznaczające „dziedzictwo”.
– I ten nóż tak po prostu leżał w pracowni?
– Tak, a ludzie najwyraźniej o tym wiedzieli... W każdym razie wiedział
Bram, bo pytał Nilsa, czy może go zabrać do szkoły. Nils się nie zgodził –
dodała Robin.
– I całe, kurwa, szczęście – stwierdził Strike – bo w przeciwnym razie
prawdopodobnie doszłoby tam do masakry.
– To wszystko, co Zoe miała do powiedzenia o tym, dlaczego podejrzewa
Nilsa – oznajmiła Robin. – Reszta rozmowy dotyczyła jej panicznego strachu
przed tym, że Anomia przyjdzie ją zabić, a ja ją namawiałam, żeby pojechała
do hotelu. Więc... co myślisz o jej teorii?
– Szczerze? – odrzekł Strike. – Niewiele.
Wyjął e-papierosa i głęboko się nim zaciągnął. Gdy wypuścił dym,
powiedział:
– Edie Ledwell naprawdę wkurzyła mnóstwo facetów, prawda?
– Tak – przyznała Robin. – Ale nie wierzę, że flirtowała z Nilsem, żeby coś
od niego wyciągnąć. Wątpię, żeby była taką osobą, a zresztą...
– Mężczyznom zwykle tylko się wydaje, że kobiety z nimi flirtują? –
powiedział Strike, trafnie zgadując, jak miała brzmieć dalsza część zdania.
– Niektórym tak – przyznała Robin, spoglądając na zegarek. – I to właśnie ci,
których nie lubisz, zawsze są najbardziej skłonni do uznawania, że za nimi
szalejesz.
Miała na myśli Rossa Łydrwala, lecz myśli Strike'a popędziły z powrotem
na chodnik przed Ritzem.
– Zjemy coś? – zaproponował. – Mamy jeszcze mnóstwo czasu do wizyty
u Ledwellów.
Poszli zatem do najbliższego baru kanapkowego, do którego Strike zabrał
notatki Robin dotyczące czterech trolli. Gdy już kupili kanapki i usiedli przy
stoliku obok okna, Strike oznajmił:
– Przeczytałem te zapiski.
– No i? – spytała Robin.
– No i zgadzam się z tobą.
– W jakiej sprawie? – dociekała Robin, która nie napisała swojego wniosku,
obawiając się, że Strike uzna go za doszukiwanie się w tym wszystkim czegoś,
czego tak naprawdę nie ma.
– Że to ta sama osoba. Mówię oczywiście o Juliusie, Johnnym, Maxie
i Wiernym Uczniu. W wypadku Zoltana i Scaramouche'a trudno to ocenić,
bo nie mamy ich wypowiedzi, które moglibyśmy porównać z resztą. Możliwe,
że Zoltan i Scaramouche zostali zbanowani – ciągnęła Robin, zauważając
z ulgą, że Strike nie uznał jej teorii za absurd – bo nie znalazłam
na Twitterze śladu żadnego z nich. Ale jeśli Rachel ma rację i Zoltan przeobraził
się w Scaramouche'a, którego także zbanowali, to może Zoltan/Scaramouche
postanowił jakby rozłożyć siły? Stworzyć wiele profili, żeby móc sobie pozwolić
na poświęcenie jednego albo dwóch, jeśli zdarzy mu się przeholować?
– Niewykluczone – odrzekł Strike, kiwając głową – chociaż nie brakuje
facetów, którym nękanie dziewczyn w Internecie sprawia frajdę. Wcale nie
muszą być ze sobą powiązani.
– Wiem – powiedziała Robin – ale to nie wyjaśnia, dlaczego w stronę Rachel
płynie tyle hejtu z tych czterech profili. To odejście od schematu: Edie i Kea
wkurzyły Anomię. Rachel nigdy. Zwróciłeś uwagę na tę wzmiankę o Ringu
Starze?
– No – potwierdził Strike. – To wszystko prowadzi nas ku nieuchronnemu
pytaniu, prawda? Czy mamy do czynienia z czterema kolejnymi internetowymi
wcieleniami Anomii? Zdecydowanie skłaniam się ku wnioskowi, że tak, a gdyby
tak było, Ashcroft nie może być Anomią. Nie wiem, czy zwróciłaś uwagę
na daty, ale kiedy rozmawiałaś z Ashcroftem w Colchester, Julius i Johnny
tweetowali jak najęci.
– Aha – przytaknęła Robin. – Więc to na tej podstawie go wykluczyłeś?
– Mogę się mylić... ale raczej nie.
– W takim razie kto nim jest? – zapytała Robin z nutą desperacji w głosie. –
Czy ten zarozumialec, który słał wiadomości do Josha Blaya, wplatając w nie
grekę, i napisał do Rachel: „Edie i ja to w gruncie rzeczy ta sama osoba”, mógłby
pisać młodym kobietom w Internecie, że powinno się je gwałcić i głodzić
do optymalnej wagi rozrodczej?
– Czemu nie? – odrzekł bez zastanowienia Strike. – Myślisz, że wykształceni,
kulturalni ludzie nie są zdolni do tego, żeby być podli i wulgarni jak każdy
inny? Spójrz na tego pieprzonego Ashcrofta. Zresztą wyszukanie kilku
urywków po łacinie albo w grece, żeby je skopiować i wkleić, to nic trudnego.
Nie musi oznaczać, że powinniśmy szukać kogoś o takim umyśle jak Bhardwaj.
– Jeśli oni wszyscy są tą samą osobą – powiedziała Robin – Kea Niven mogła
mówić prawdę o tym, że Anomia próbował ją poderwać na teksty Kosha. Kea
to łakomy kąsek: ładna, bezpośrednio związana z Sercem jak smoła. Być może
Anomia uznał, że powinien do niej uderzyć osobiście, zamiast delegować
któregoś z trolli.
– Ma to sens – przyznał Strike, kiwając głową. – A jeśli Anomia rzeczywiście
próbował poderwać Keę na teksty Kosha, wskazuje to na faceta, któremu nie
wiedzie się z kobietami w prawdziwym życiu... albo przynajmniej nie wiedzie
mu się tak, jak by chciał. Jest mnóstwo pozornie szczęśliwych żonatych
mężczyzn, którzy lubią polować dla samego polowania. Jak to ujął Kosh: ilość
ponad jakość.
– Wiesz – odezwał się Strike po krótkiej chwili milczenia. – Cały czas wracam
do pierwszego pytania: co Anomia miałby do stracenia, gdyby zrzucił maskę?
Rozumiem, dlaczego Bhardwaj chciał pozostać anonimowy. Był chłopakiem,
któremu zależało, żeby astrofizycy w Cambridge traktowali go poważnie.
Wątpię, by chciał upublicznić to, jak wielką część jego życia pochłania gra, albo
by zaczęto go kojarzyć z otwartym prześladowaniem Edie przez Anomię.
– Wciąż nie rozumiem, dlaczego Vikas wcześniej nie zerwał kontaktu
z Anomią.
– Przecież właśnie odkryłaś powód, prawda? – zauważył Strike. – Przez
Narcyzkę.
– Ale Narcyzki nie było tam od początku. Dlaczego Vikas w tym siedział,
zanim ona się pojawiła?
– Dobre pytanie – powiedział Strike.
– Pamiętasz ten „żart” o Anomii, który Vikas rzucił w rozmowie z Rachel?
„To nie moja dziewczyna, tylko moja siostra”. Co to miało znaczyć, do diabła?
– Bóg jeden wie – odrzekł Strike.
Coś w jego podświadomości nie dawało mu spokoju, lecz nie chciało się
ujawnić.
Gdy już zjedli kanapki i Robin wróciła z toalety, powiedziała:
– Battledean Road jest niedaleko, ale chyba powinniśmy już jechać... Dobrze
się czujesz?
– Co? – spytał Strike, wciąż próbując wydobyć na powierzchnię
tę podświadomą myśl, która ciągle go drażniła. – Wszystko w porządku.
Po prostu myślę.
Siedząc już w bmw, znowu wyjął swoją komórkę, zamierzając wyszukać
cztery nicki, które jak już był przekonany, należały do Anomii. Przekornie, jeśli
wziąć pod uwagę, że właśnie oznajmił Robin, iż Zoltan może nie mieć nic
wspólnego z tą sprawą, najpierw wygooglował właśnie jego.
Wyniki okazały się, delikatnie mówiąc, niejednoznaczne. Dowiedział się,
że Zoltan to węgierskie imię, a także nazwa gestu wykonywanego dłonią, która
wzięła się z filmu z 2000 roku pod tytułem Stary, gdzie moja bryka?
Strike prychnął cicho, po czym sprawdził frazę „John Baldwin”. Wyniki były
liczne i równie zróżnicowane. Teraz jednak, gdy już skupił się na tym imieniu
i nazwisku, odniósł dziwne wrażenie, że widział je gdzieś poza Twitterem. Jego
oporny mózg nie chciał jednak wyjawić gdzie.
Nicki Wierny Uczeń Lepine'a i Julius Evola uznał za zrozumiałe same przez
się, lecz gdy zastanowił się nad Scaramouche'em, usłyszał w głowie strzępek
melodii. Doszedł do wniosku, że prawdopodobnie nie jest jedyną osobą, która
na dźwięk słowa Scaramouche myśli najpierw o Bohemian Rhapsody, a dopiero
potem o szesnastowiecznym klaunie.
W końcu skupił się na ostatnim nicku: Maxie R, znanym także jako
@mreger#5.
– Jesteśmy na miejscu – oznajmiła Robin, skręcając w Battledean Road, lecz
ledwie zdążyła to powiedzieć, Strike głośno zaklął.
– Kurwa!
– Co? – spytała Robin.
– Daj mi chwilę – poprosił i jeszcze raz szybko wpisał w wyszukiwarkę imię
Zoltan.
Robin jechała ulicą, wzdłuż której po obu stronach ciągnęły się solidne domy
jednorodzinne; na podstawie swoich niedawnych poszukiwań mieszkania
domyśliła się, że są warte grubo ponad milion funtów. Miała farta i udało jej się
zaparkować tuż przed domem Granta i Heather Ledwellów. Potem znowu
odwróciła się do Strike'a, który wciąż pisał na telefonie, lustrując wyniki
wyszukiwania z miną oznaczającą, jak podpowiadało jej długie doświadczenie,
głęboką koncentrację.
Do dziewiątej zostało jeszcze kilka minut. Robin siedziała w milczeniu,
czekając, aż Strike jej powie, co robi. Wreszcie podniósł głowę.
– Co? – spytała, sądząc po wyrazie jego twarzy, że wspólnik ma jej
do powiedzenia coś ważnego.
– Chyba właśnie przeciąłem trochę drutu.
– Słucham?
Zanim zdążył odpowiedzieć, ktoś zapukał w szybę po stronie Robin, a ona
o mało nie wyskoczyła ze skóry.
Za szybą stał uśmiechnięty Grant Ledwell, ściskając w dłoni owiniętą
papierem butelkę wina. Najwyraźniej nie mógł się doczekać, kiedy usłyszy
obiecane mu najnowsze wieści.
104
Czarny pył śmierci, unosząc się w powietrzu,
Przeniknął wraz z losu powiewem
Przez wszystkie sekretne zagięcia zamkniętego listu,
Na zawsze osuszając świeży atrament [...].

Elizabeth Barrett Browning


Aurora Leigh

– Wyjaśnię ci po rozmowie – powiedział Strike ściszonym głosem.


– Właśnie byłem w monopolowym – wyjaśnił Grant, wskazując butelkę, gdy
Strike i Robin wysiedli z samochodu. Po pobycie w Omanie miał ciemną
opaleniznę, którą podkreślała biała koszula wpuszczona do dżinsów. Bez
osłony w postaci marynarki było widać jego olbrzymi brzuch. – Heather i jej
matka pozbawiły mnie całego zapasu przyzwoitego czerwonego wina. O! –
zawołał, gdy Strike przeszedł przed maską samochodu i ukazał mu się
z kulami i pustą w połowie nogawką. – Widzę, że... hm...
– Zgubiłem pół nogi, zgadza się – zażartował Strike. – Pewnie kiedyś się
znajdzie.
Grant roześmiał się nerwowo. Robin, która do tej pory była myślami przy
osobliwej uwadze Strike'a o drucie, zauważyła wyraźne skrępowanie, jakie
oczywisty dowód niepełnosprawności Strike'a wywołał u Granta. Nie
zwiększyło to bynajmniej jej sympatii do Ledwella, do którego i tak czuła już
niechęć z powodu zaniedbań, jakich dopuszczał się jej zdaniem wobec
najstarszej córki i siostrzenicy.
– Odkąd widzieliśmy się ostatni raz, powiększyła mi się rodzina! – oznajmił,
unikając patrzenia na Strike'a, gdy wszyscy troje ruszyli do drzwi.
– O, więc Heather już urodziła? – spytała uprzejmie Robin. – Gratulacje!
– Tak, w końcu doczekałem się syna – odrzekł Grant. – Do trzech razy sztuka!
Najwyraźniej nie zaliczał już Rachel do swoich dzieci, pomyślała Robin,
czując, jak jej niechęć się pogłębia.
– Jak daliście mu na imię? – spytała.
– Ethan – powiedział Grant. – To zawsze było ulubione imię Heather. Lubi je,
odkąd obejrzała Mission: Impossible.
Otworzył drzwi prowadzące do przedpokoju urządzonego w beżowych
i kremowych odcieniach, a potem do olbrzymiego salonu z jadalnią, gdzie
siedziały Heather i jej matka. Tym razem przyszła kolej na Strike'a, by odwrócić
wzrok, ponieważ Heather właśnie karmiła nowo narodzonego syna,
odsłoniwszy dziewięć dziesiątych nabrzmiałej piersi. Główka dziecka,
porośnięta rzadkimi brązowymi włoskami, była wtulona w jej dłoń
i przypominała olbrzymiego kartofla. Dwie dziewczynki w identycznych
różowych piżamach w groszki leżały skulone na podłodze, bawiąc się
plastikowymi kucykami z jeźdźcami. Gdy ich ojciec wszedł z parą obcych ludzi,
podniosły głowy i obie rozdziawiły usta na widok podpiętej nogawki Strike'a.
Ich babcia, niska kobieta z intensywnie kasztanowymi włosami, wydawała się
raczej podekscytowana.
– O, dobry wieczór! – powitała ich wesoło Heather. – Przepraszam, ale kiedy
on robi się głodny, nie ma zmiłuj!
– Czytałam o panu – oznajmiła teściowa Granta, pożerając Strike'a
wzrokiem. – Opowiadałam o panu dziewczynkom. Chciały zaczekać
na sławnego gościa tatusia!
– Przejdziemy do ogrodu – powiedział Grant, oszczędzając Strike'owi
konieczności odpowiedzi na te słowa.
Strike i Robin poszli za nim do olbrzymiej i bardzo dobrze wyposażonej
kuchni pełnej elementów ze stali nierdzewnej. Drzwi tarasowe były już otwarte
i Robin zobaczyła, że ogród to tak naprawdę mała wybrukowana przestrzeń,
upstrzona roślinami w donicach ustawionych wokół drewnianego stołu
z krzesłami.
– Macie ochotę wypić trochę wina? – spytał Grant, wyjmując z szafki
zawieszonej na ścianie kieliszek.
Obydwoje odmówili.
Gdy wszyscy troje usiedli przy stole w ogródku, a Grant nalał sobie wina
i upił łyk, Robin powiedziała, nieszczególnie szczerze, ponieważ tak naprawdę
wystrój wydał jej się dosyć nijaki:
– Uroczy dom.
– Dzięki – odrzekł Grant – ale nie zabawimy tu długo. Wyprowadzamy się.
Podjęcie tej decyzji przyniosło mi prawdziwą ulgę. Wracamy do Omanu.
Świetne szkoły dla dzieci, dobra społeczność ekspatriantów. Wciąż mamy tam
przyjaciół. Wszystkimi sprawami związanymi z filmem mogę zajmować się
zdalnie, nie ma potrzeby zostawać z tego powodu w Wielkiej Brytanii. Zresztą
Heather bardzo chce wyjechać. Dalej przejmuje się Anomią i tymi wszystkimi
stukniętymi draniami z Serca jak smoła.
A poza tym Oman to cholernie przyjemny raj podatkowy, pomyślał Strike.
Grant wypił trochę wina, po czym spytał:
– Więc macie dla mnie jakieś wieści?
– Tak – potwierdził Strike. – Jesteśmy na dziewięćdziesiąt procent pewni,
kim jest Anomia.
Jesteśmy?, pomyślała Robin, spoglądając na Strike'a.
– To cholernie dobra wiadomość – ucieszył się Grant. – Więc kim...?
– Nie mogę powiedzieć, dopóki tego nie potwierdzimy – oznajmił Strike. –
Inaczej ten ktoś mógłby nas pozwać o zniesławienie. Tak się składa, że brakuje
nam ważnego dowodu, i zastanawiałem się, czy nie mógłbyś nam pomóc.
– Ja? – Grant wydawał się zaskoczony.
– Tak – powiedział Strike. – Chciałbym ci zadać parę pytań, jeśli nie masz nic
przeciwko temu.
– Wal – odrzekł Grant, lecz Robin pomyślała, że po jego twarzy buldoga,
która w wieczornym słońcu nabrała skórzastego wyglądu, przebiegł cień
nieufności.
– Po pierwsze – zaczął Strike – interesuje mnie ta rozmowa telefoniczna
z Edie, o której kiedyś wspominałeś. Ta, w której ci mówiła, że Blay chce się jej
pozbyć z Serca jak smoła.
Grant podniósł lewą rękę i strzepnął z nosa coś niewidzialnego.
– Tak? – powiedział.
– Kiedy dokładnie to było? – spytał Strike.
– Hm... w ubiegłym roku – odrzekł Grant.
– Pamiętasz, kiedy dokładnie?
– To musiało być... jakoś w czerwcu?
– Miała numer twojej komórki?
Znowu na chwilę zapadła cisza.
– Tak – potwierdził Grant.
– A przedtem kiedy rozmawialiście?
– Jaki to ma związek z Anomią?
– O, bardzo duży – zapewnił go Strike.
– My... wcześniej przez jakiś czas nie utrzymywaliśmy kontaktu – powiedział
Grant.
– Czy wcześniejsza rozmowa odbyła się wtedy, gdy Edie była bezdomna
i prosiła cię o pomoc?
Nadmiernie wysunięta żuchwa Granta wysunęła się jeszcze bardziej. Zanim
spróbował odpowiedzieć, obie jego córeczki wyszły z domu, wykazując
wzmożoną czujność zawstydzonych dzieci, których zaciekawił ktoś obcy.
Każda niosła plastikowego kucyka z jeźdźcem.
– Tatusiu – zaczęła starsza dziewczynka, podchodząc do stołu – zobacz,
co dostałyśmy od babuni.
Postawiła kucyka z jeźdźcem na stole. Jej młodsza siostra patrzyła z ukosa
na podpiętą nogawkę Strike'a.
– Śliczne – powiedział Grant. – A teraz biegnijcie z powrotem do środka.
Tatuś jest zajęty.
Starsza dziewczynka przysunęła się do Granta, wspięła się na palce i głośno
szepnęła mu do ucha:
– Co się stało z nogą tego pana?
– Gdy byłem żołnierzem, samochód, w którym siedziałem, wjechał na bombę
– wyjaśnił Strike, bardziej po to, żeby się jej pozbyć, niż by oszczędzić Grantowi
zakłopotania związanego z koniecznością udzielenia odpowiedzi.
– Aha – odrzekła.
Jej młodsza siostra też się przysunęła i obie zaczęły wpatrywać się w Strike'a
wytrzeszczonymi oczami.
– Biegnijcie z powrotem do środka – powtórzył Grant. – No, już.
Dziewczynki się wycofały, szepcząc do siebie.
– Przepraszam za nie – powiedział sztywno Grant, upiwszy następny łyk
wina.
– Nic się nie stało – zapewnił Strike. – Następne pytanie: zastanawiałem się,
czy dzwonił do was jeszcze ten człowiek radzący ekshumować twoją
siostrzenicę.
– Nie – odrzekł Grant. – To się zdarzyło tylko te dwa razy, o których
ci mówiłem.
Strike dopiero teraz wyjął notes i otworzył go na zapiskach z poprzedniej
rozmowy z Ledwellem.
– Odebrałeś tylko drugi telefon, prawda? Pierwszy odebrała Heather.
– Tak – potwierdził Grant. – Zakładam, że dzwonił do nas Anomia.
– Nie, to nie był Anomia – zaprzeczył Strike. – Ten ktoś powiedział: „Odkop
Edie i przyjrzyj się listowi”, prawda?
– Tak – odrzekł Grant. Wydawał się już zdecydowanie spięty.
– Ale nie określił, który list masz przeczytać?
– Nie – powiedział Grant.
– A w trumnie są dwa listy, prawda? Jeden od Ormonda, drugi od Blaya?
– Tak. – Grant osłonił oczy przed zachodzącym słońcem. – Przepraszam
na chwilę, pójdę po okulary przeciwsłoneczne. Bardzo tu jasno.
Wstał i zniknął w domu.
– Boi się – mruknęła Robin.
– I słusznie, do diabła. Zadzwoniła do niego Edie. Bo uwierzę! Chyba
będziemy musieli się pobawić w dobrego i złego glinę.
– Jak bardzo zła mam być? – spytała Robin.
– Ha, ha – skwitował jej żarcik Strike, gdy odgłos kroków za ich plecami
zapowiedział powrót Granta Ledwella, już w pilotkach Ray-Bana na nosie.
– Przepraszam – powiedział gospodarz, ponownie siadając na swoim
miejscu, po czym natychmiast wypił jeszcze trochę wina.
– Nie ma sprawy – odrzekł Strike. – Więc wracając do listów w trumnie. Były
dwa, zgadza się? Wyjaśniliśmy to sobie?
– Cormoran – mruknęła Robin, zanim Grant zdążył się odezwać.
– Co? – spytał wyraźnie rozdrażniony Strike.
– Chyba powinniśmy pamiętać – Robin uśmiechnęła się przepraszająco
do Ledwella – że rozmawiamy o siostrzenicy Granta.
– Dziękuję – powiedział Grant, trochę głośniej niż to konieczne. – Bardzo
dziękuję...
Najwidoczniej jednak zapomniał, jak Robin ma na imię.
– Okej – podjął Strike tylko odrobinę mniej agresywnym tonem. – Więc dwa
listy, tak?
– Tak – potwierdził Grant.
– Bo kiedy spotkaliśmy się w The Gun – zauważył Strike – mówiłeś o liście,
nie o listach. „Oczywiście wiedział o tym grabarz, którego poprosiłem, żeby
włożył tam list”. Wtedy nie zwróciłem na to uwagi. Zakładałem, że mówiłeś
o liście, który osobiście mu przekazałeś, i że Ormond sam zaniósł swój list
grabarzowi. Tak było?
Twarz Granta straciła wszelki wyraz i Robin była pewna, że właśnie mu się
przypomniało, iż Ormond jest już na wolności i mógłby zaprzeczyć jego
ewentualnemu kłamstwu.
– Nie – odparł Grant. – Oba... miałem oba listy. To ja kontaktowałem się
z grabarzem.
– Więc dlaczego twierdziłeś, że poprosiłeś grabarza, żeby włożył „go”
do trumny?
– Nie powiedziałem tak – skłamał Grant, po czym dodał: – A nawet jeśli,
to się przejęzyczyłem.
– Więc dałeś grabarzowi dwa listy i jeśli przesłucha go policja, ten człowiek
powie, że włożył je oba do trumny. Zgadza się?
– Po co, do diabła, policja miałaby rozmawiać z grabarzem? – spytał Grant.
Drugi raz tego wieczoru Strike sprawił, że inny mężczyzna zaczął się pocić.
Czoło Granta połyskiwało w różowawym świetle.
– Bo tu chodzi o pieprzone morderstwo – Strike podniósł głos – i każdy, kto
kłamie w sprawie ciała Edie albo relacji, jakie go z nią łączyły, kiedy jeszcze
żyła...
– Cormoran! – zainterweniowała Robin. – Mówisz to tak, jakby... Wybacz. –
Znowu zwróciła się do Granta. – To paskudna sprawa. Wiem, że tobie też jest
ciężko.
– Cholernie ciężko – podkreślił Grant.
Wypił jeszcze trochę wina, a gdy odstawił kieliszek, spojrzał na Strike'a
i powiedział:
– Co to za różnica, ile listów trafiło do trumny.
– Więc przyznajesz, że jest tam tylko jeden, zgadza się?
– Nie – zaprzeczył Grant. – Pytam, jaki to ma związek.
– Wróćmy do tej rozmowy telefonicznej, o której mi wspomniałeś. Tej,
w której Edie, zdobywszy jakimś cudem numer twojej komórki, chciała się
ciebie poradzić, mimo że nie widzieliście się, odkąd rzuciłeś jej kilkaset
funciaków i wywaliłeś ją z powrotem na ulicę.
– Chwileczkę, do cholery...
– Cormoran, to nie fair – wtrąciła oburzona Robin.
– To dokładny obraz...
– Ani ja, ani ty nie wiemy, co się działo w tej rodzinie – powiedziała Robin.
– Wiem, że ta cholerna rozmowa telefoniczna nigdy się nie odbyła. Zresztą
można to sprawdzić, skoro policja odnalazła komórkę Edie.
Strike wydedukował z zastygłej miny Granta, że Ledwell nie miał o tym
pojęcia.
– To nie zbrodnia żałować, że nie utrzymywałeś kontaktu z członkiem
rodziny, którego właśnie straciłeś – powiedziała Robin. – Dla mnie
to oczywiste, dlaczego ktoś może twierdzić, że doszło do rozmowy
telefonicznej, której tak naprawdę nie było. Wszyscy tak robimy. To wynika z
ludzkiej natury.
– Twoja wspólniczka chyba rozumie ludzi o wiele lepiej niż ty – rzucił Grant
do Strike'a.
– Więc nie było tej rozmowy? – upewnił się Strike. – Właśnie to próbujesz
nam teraz powiedzieć?
Guziki białej koszuli Granta z trudem wytrzymały jego głęboki wdech.
– Nie – przyznał w końcu. – Nie było. Twoja wspólniczka ma rację. Czułem
się... Czułem się źle z tym, że nie utrzymywałem z nią kontaktu.
– Ale to z powodu tej rzekomej rozmowy telefonicznej byłeś przekonany,
że Blay chciał się pozbyć Edie z Serca jak smoła.
– Naprawdę chciał się jej pozbyć – warknął Ledwell, po czym natychmiast
zrobił taką minę, jakby tego pożałował.
– Skąd wiesz? – drążył Strike. – Skąd wziąłeś tę informację?
Ledwell nie odpowiedział, więc Strike kontynuował:
– Tamtego wieczoru w The Gun wspomniałeś, że Blay i Katya Upcott mają
„zasady etyczne dachowców”. Mocne stwierdzenie. Co cię skłoniło do takiego
wniosku?
Ledwell milczał.
– Mam ci powiedzieć, skąd według mnie przyszło ci do głowy, że Blay chciał
pełnej kontroli? – spytał Strike.
Zanim jednak zdążył to zrobić, ponownie zjawiły się dwie dziewczynki
w piżamach, tym razem w towarzystwie babci, która uśmiechnęła się
promiennie do grupki siedzącej przy stole, najwyraźniej nie zauważając
napięcia.
– Dziewczynki chcą powiedzieć tatusiowi dobranoc.
Grant bardzo niechętnie pozwolił córkom, by pocałowały go w policzek.
Zamiast od razu wyjść, jego teściowa zwróciła się do Strike'a.
– Mia chce panu zadać pytanie. Powiedziałam jej, że na pewno nie będzie
pan miał nic przeciwko temu.
– Jasne – odrzekł Strike, przeklinając w duchu ją i dziewczynki.
– Czy to bolało, kiedy zbombardowano panu nogę? – spytała starsza
dziewczynka.
– Tak – odparł Strike.
– No i masz swoją odpowiedź, Mio – oznajmiła rozpromieniona babcia.
Robin wcale by się nie zdziwiła, gdyby kobieta spytała, czy Strike dałby się
zaprosić do szkoły Mii, żeby wystąpić przed jej klasą. – No dobrze, dziewczynki,
powiedzcie naszym gościom dobranoc.
– Dobranoc – pożegnały się chórem, po czym wróciły do środka.
Słońce schowało się już za dach domu, spowijając cieniem mały brukowany
ogródek Ledwellów, lecz Grant nie zdjął okularów przeciwsłonecznych,
w których odbijała się teraz rubinowa poświata nieba. Dzięki teściowej zyskał
cenną chwilę na zastanowienie się. Zanim któreś z detektywów zdążyło coś
powiedzieć, oświadczył:
– Po prostu odniosłem ogólne wrażenie, że Blay chciał się jej pozbyć.
– Ale nie potrafisz wyjaśnić, skąd się ono wzięło? – spytał Strike.
– No przecież się pokłócili, prawda?
– Powiedziałeś, że Blay i Katya mają zasady etyczne dachowców...
– Skoro myśleli, że Edie jest Anomią...
– Uwierzenie w to, że Edie jest Anomią, to dokładnie taka paranoja, jakiej
można by się spodziewać po wiecznie upalonym gościu, któremu rozpadł się
związek – odparł Strike – ale tylko ty jeden sugerowałeś, że Blay chciał przejąć
całe Serce jak smoła. Wszystko, czego dowiedzieliśmy się podczas tego
dochodzenia, wskazuje, że Blay miałby trudności z podniesieniem skręta, a co
dopiero z samodzielnym tworzeniem kreskówki oraz pertraktowaniem
ze studiami filmowymi i Netflixem. Moim zdaniem masz bardzo konkretny
powód, żeby sądzić, że Blay chciał działać w pojedynkę, i bardzo konkretny
powód, żeby zarzucać nieuczciwość także Katyi. Myślę, że otworzyłeś
i przeczytałeś listy, które miałeś włożyć do trumny Edie, a po lekturze
postanowiłeś włożyć tam tylko list Ormonda.
To, czy Grant przyznałby Strike'owi rację, miało na zawsze pozostać
niewiadomą, ponieważ akurat w tej chwili Heather wyszła na taras z pustym
kieliszkiem do wina, uśmiechając się promiennie do nich wszystkich.
– Nalej mi trochę, Grabku – poprosiła, siadając na czwartym krześle. –
Właśnie położyłam Ethana, a mama czyta dziewczynkom bajkę.
Gdy Grant, wciąż z napiętą miną, napełniał jej kieliszek, Heather spytała
z przejęciem:
– Co mnie ominęło? Wiemy już, kim jest Anomia?
– Dowiemy się – zapewnił Strike, zanim Grant zdążył się odezwać – kiedy
tylko przeczytamy list, który nie trafił do trumny.
– A, więc im powiedziałeś. – Heather uśmiechnęła się do Granta. –
Mówiłam...
– Zamknij się – warknął Grant.
Heather nie mogłaby wyglądać na bardziej zszokowaną, nawet gdyby dał jej
w twarz. Krępującą ciszę przerwał pies szczekający wściekle w sąsiednim
ogródku.
– Mówiłaś mu, żeby się przyznał, prawda? – zwrócił się Strike do Heather. –
Szkoda, że nie posłuchał. Zatajanie dowodów w sprawie morderstwa,
kłamanie na temat kontaktów z ofiarą...
Heather wyglądała na spanikowaną.
– Cormoran – powiedziała Robin po raz trzeci – nikt nie zatajał dowodów. –
Osobiście uważam – ciągnęła, zwracając się do Ledwellów – że mieliście pełne
prawo przeczytać te listy. Chodziło o siostrzenicę Granta, a każdy z mężczyzn,
którzy je napisali, mógł się okazać winny jej śmierci, prawda?
– Właśnie tak mu mówiłam! – oświadczyła ośmielona Heather.
Zauważywszy minę męża, dodała: – No, przecież to prawda, Grabku, mówiłam
ci...
– Nie przyznaję się, że czytaliśmy te listy i nie przyznaję się, że nie
włożyliśmy ich obu do trumny – oświadczył Grant.
Zdjął już okulary. Jego twarz z wydatną żuchwą wyglądała w słabnącym
świetle jak prymitywna rzeźba.
– Ale właśnie przyznała się do tego twoja żona – zauważył Strike.
– Nie, Heather...
– Owszem, przyznała – uciął Strike. – A to jest podstawa do wydania nakazu
przeszukania. Oczywiście jeśli postanowisz spalić ten list przed przyjazdem
policji, twoja sprawa, ale obydwoje będziemy mogli zeznać, co przed chwilą
powiedziała Heather. I przypuszczam, że w razie potrzeby Ministerstwo Spraw
Wewnętrznych zezwoli na ekshumację.
Z przewidywalnością, która działała Strike'owi na nerwy, w drzwiach
tarasowych pojawiła się matka Heather.
– Znajdzie się tam dla mnie miejsce? – spytała wesoło.
– Nie – burknął Grant. – To znaczy daj nam jeszcze chwilę, Wendy.
Wycofała się, wyraźnie zawiedziona. Pies sąsiadów dalej szczekał.
– Radzę wam obojgu dobrze się zastanowić nad konsekwencjami dalszego
zaprzeczania, że macie ten list – powiedział Strike.
– Nic się nie stanie, jeśli teraz się przyznacie – skłamała Robin, zwracając się
do wystraszonej Heather. – Wszyscy zrozumieją. To oczywiste: martwiliście
się, że Ormond albo Blay mają coś wspólnego ze śmiercią Edie. Wątpię, czy
ktokolwiek na waszym miejscu byłby w stanie oprzeć się pokusie otwarcia
listów, jeśli wziąć pod uwagę sposób, w jaki zginęła. To zupełnie zrozumiałe.
Heather wyglądała na trochę uspokojoną.
– Za to dalsze udawanie, że nie macie tego listu, będzie wyglądało cholernie
podejrzanie, kiedy to się wyda – wtrącił Strike, odwzajemniając z nawiązką
wrogie spojrzenie Granta. – Gazety uwielbiają takie sytuacje: „Dlaczego
milczeli?”, „Dlaczego to ukrywali?”.
– Grabku – szepnęła wystraszona Heather i Robin była pewna, że kobieta już
zaczęła sobie wyobrażać, jakie plotki krążyłyby na placu zabaw, gdyby gazety
naprawdę zaczęły publikować takie historie. – Chyba...
– Niczego nie ukrywaliśmy – zdenerwował się Ledwell. – Po prostu nie
włożyliśmy listu do trumny. To, co tam napisał, było odrażające. Nie
zamierzałem jej pochować z czymś takim.
– Moglibyśmy zobaczyć ten list? – spytał Strike.
Pies sąsiadów kontynuował szaleńcze szczekanie, gdy Grant siedział,
wpatrując się w Strike'a. Detektyw oceniał, że Ledwell jest głupcem pod
wieloma względami, lecz nie skończonym głupcem. W końcu Grant powoli
wstał i zniknął w domu, zostawiając przy stole żonę, która wyglądała
na skrajnie zaniepokojoną.
– Często musicie to znosić? – spytała uprzejmie Robin, skinąwszy
w kierunku hałaśliwego psa.
– Czy musimy znosić... psa? O tak – przyznała Heather. – Ciągle szczeka!
To szpic. Dziewczynki błagały nas o szczeniaczka. Mówimy, że być może,
że kiedy już wyjedziemy z powrotem do Omanu... Bo widzisz, gosposie są tam
takie tanie, że pewnie mogłyby się zajmować i psem, i dzieckiem. Ale jedno jest
pewne: to nie będzie szpic.
– Wcale ci się nie dziwię. – Robin uśmiechnęła się, czując, jak na myśl
o dowodzie, który za chwilę zobaczą, przyspiesza jej puls.
Grant wrócił, trzymając kopertę. Zanim zdążył usiąść, Strike spytał:
– Masz jakiś foliowy woreczek?
– Co? – Ledwell wciąż wyglądał na zdenerwowanego.
– Foliowy woreczek. Na pewno są na tym ślady DNA. Nie chcę jeszcze
bardziej zanieczyścić dowodów.
Grant bez słowa poszedł do kuchni, po czym wrócił z kopertą oraz
woreczkiem na mrożonki.
– Jeśli możesz, otwórz list i zanim go przeczytamy, włóż go razem z kopertą
do tego woreczka – polecił mu Strike.
Ledwell zrobił to, po czym przesunął zabezpieczony list po stole.
Serce Robin galopowało. Pochyliła się w stronę Strike'a, by przeczytać krótki
akapit mogący posłużyć za najdoskonalszy przykład pisma, które Pat
nazwałaby „pismem świra”. Było drobne i nierówne, część liter obsesyjnie
poprawiono ciemnym atramentem, a całość wyglądała dziwnie dziecinnie –
albo raczej wyglądałaby, gdyby nie bezbłędna ortografia i treść.
Mówiłaś, że jestem taki jak ty. Myślałem, że mnie kochasz, ale wyrzuciłaś
mnie jak szmatę. Gdybyś żyła dalej, wykorzystywałabyś i dręczyła dla zabawy
kolejnych mężczyzn, wypluwając ich, gdy tylko by ci się znudzili. Byłaś
arogancką, obłudną, odrażającą cipą i chcę, żeby te słowa gniły obok ciebie jako
twoje najbliższe, najprawdziwsze epitafium. Smażąc się w piekle, spójrz w górę
i zobacz, jak na zawsze przejmuję kontrolę nad Sercem jak smoła.
– Dała ci to Katya Upcott? – spytał Strike, patrząc na Granta.
– Tak.
– Odrażające, prawda? – rozemocjonowała się Heather. – Wprost odrażające.
A to, że Katya zapisała te wszystkie okropne słowa i przekazała je Grabkowi,
wiedząc, co tam jest napisane... A Allan Yeoman i Richard Elgar twierdzili,
że to taka miła kobieta... Naprawdę robiło mi się niedobrze, kiedy ich
słuchałam tamtego dnia w Arts Clubie.
– Tylko że Katya Upcott wcale tego nie napisała – oznajmił Strike. – To nie
jest jej charakter pisma. Jej charakter pisma wygląda tak – powiedział,
wskazując kopertę opatrzoną słowami „Dla Edie”, napisanymi tym samym
starannym, kanciastym charakterem pisma co lista nazwisk, którą dostał
od Katyi przed kilkoma tygodniami.
– Więc... kto to napisał? – spytał Grant, wskazując list krótkim, grubym
palcem.
Obydwoje z Heather wyglądali teraz na wystraszonych.
– Anomia – odrzekł Strike, wyjmując swoją komórkę, by pstryknąć zdjęcie
listu. Włożył telefon i notes z powrotem do kieszeni i sięgnął po kule. –
Powinniście natychmiast zadzwonić na policję. Pytajcie o Ryana Murphy'ego
z Wydziału Kryminalnego. Musi zobaczyć ten list. Tymczasem nie wyjmujcie
go z tego woreczka.
Strike zdołał z pewnym wysiłkiem stanąć o kulach: zawsze było mu trudniej
utrzymać równowagę po dłuższej chwili siedzenia.
– Dobranoc – pożegnała się Robin ściszonym głosem, ponieważ nie potrafiła
tak od razu porzucić roli dobrego gliny.
Weszła za Strikiem z powrotem do domu, a szczekanie szpica sąsiadów
przerywało raz po raz wypełnioną szokiem ciszę, którą za sobą zostawili.
105
Gdy tajemnice już się odsłonią
I wszystkie sekrety z ukrycia wyłonią,
Gdy sprawy mroczne, ze wstydem skrywane,
Zostaną w końcu nazwane [...].

Christina Rossetti
Sooner or Later: Yet at Last

– No tak – powiedział Strike, gdy w zapadającym zmroku szli krótką ścieżką


przed domem Ledwellów. – Musimy porozmawiać z Katyą. Chcę dotrzeć
do Anomii, zanim zacznie rozwalać kolejne twarde dyski.
Gdy obydwoje siedzieli już w bmw i Strike wcisnął kule na tylne siedzenie,
zadzwonił do Katyi, ale po kilku sygnałach połączył się z pocztą głosową.
– Nie odbiera.
– Jest za piętnaście dziesiąta – zauważyła Robin, spoglądając na zegar
na desce rozdzielczej. – Możliwe, że o tej porze wyłącza dźwięk w telefonie.
– Więc pojedziemy do niej do domu – zadecydował Strike.
– Inigo raczej nie będzie zadowolony z naszej wizyty o tej godzinie –
powiedziała Robin, uruchamiając silnik. – Stąd będziemy jechali dobrych
dwadzieścia minut.
– Miejmy nadzieję, że ten żałosny typ wciąż jest w Whitstable.
– Katya na pewno nie wiedziała, co jest w tym liście – podjęła Robin, gdy
wyjechała z miejsca parkingowego i ruszyła Battledean Road. – Musiała myśleć,
że w kopercie wciąż jest to, co podyktował jej Josh.
– Zgadzam się, a to oznacza, że w którymś momencie między zaklejeniem
koperty w szpitalu a przekazaniem Grantowi Ledwellowi spuściła ją z oka.
Musimy dokładnie poznać drogę, jaką przebyła ta przesyłka.
– Jest jeszcze DNA, o ile Ledwellowie za bardzo go nie zanieczyścili.
– Anomia nie jest głupi. Założę się, że włożył rękawiczki. A jeśli nie ma tam
jego DNA, to zostają nam tylko charakter pisma i potencjalny dostęp do torebki
Katyi.
Gdy przejeżdżali obok domów, za których oświetlonymi oknami Robin
wyobrażała sobie zdrowych, szczęśliwych ludzi, powiedziała cicho:
– Mamy do czynienia z prawdziwym potworem, prawda? Żeby zapragnąć
włożyć do jej trumny coś takiego?
– Tak – przyznał pogrążony w myślach Strike, nie odrywając oczu od jezdni.
– To głęboko zaburzona jednostka.
– Która była przekonana, że Edie ją kocha.
– Albo się łudziła, że tak jest.
– Czy możesz mi już powiedzieć, o co chodziło z tym drutem?
– Z czym? – zdziwił się Strike, zaabsorbowany swoimi myślami. – A,
mówiłem o przecinaniu drutu kolczastego, żeby przełamać zasieki wroga.
– A co jest drutem kolczastym w tym wypadku?
– Te satelickie profile, które Anomia stworzył na Twitterze. Temu
aroganckiemu pojebowi nie przyszło do głowy, że takie mało ważne profile
kogokolwiek zainteresują, więc trochę za bardzo się wyluzował, wymyślając
im nazwy... Daj mi jeszcze chwilę, a powiem ci, na co według mnie wskazują –
powiedział Strike, ponownie wyjmując komórkę. – Wiem, że widziałem
Johna Baldwina gdzieś poza Twitterem...
Choć Robin czuła zniecierpliwienie i niepokój, posłusznie zamilkła,
skręcając w Holloway Road, która miała ich zaprowadzić na północny zachód
w stronę Hampstead i Highgate. Obok niej siedział zgarbiony nad komórką
Strike, raz po raz coś pisał i pogrążał się w myślach, marszcząc brwi.
– Mam go! – oznajmił tak głośno, że Robin aż podskoczyła. – Jest na Reddit,
na stronie „Namierzamy Występne Zdziry” i... o kurwa.
– Co? – spytała Robin, której dalej waliło serce.
– Zgłosił siostrę Marcusa Barretta.
– Co?
– „Kłamliwa suka Darcy Olivia Barrett rzuciła fałszywe oskarżenie o napaść
seksualną przeciwko swojemu chłopakowi. Mieszka przy Lancaster Drive 4b w
Hoxteth”... Podaje wszystkie jej profile w mediach społecznościowych...
To dlatego nie mogłem żadnego znaleźć. Założę się, że je usunęła, kiedy to się
tu pojawiło.
– Strike, powiedz mi o nazwach tamtych profili – poprosiła Robin. –
Co takiego zdradzają?
– Na początek, Marc Lépine zastrzelił czternaście kobiet. Ulubiona liczba
Anomii to czternaście. Julius, czyli Jestem Evola, mówi nam, że Anomia jest,
albo był, w North Grove.
– Przecież mówiłeś, że Evola to jeden z ulubionych autorów skrajnej
prawicy...?
– Myliłem się. Jeśli Anomia jest Wiernym Uczniem Lepine'a, to jest też
Jestem Evola. Potem mamy Maxa Regera, dziewiętnastowiecznego
niemieckiego kompozytora... Powinienem był to zauważyć: widziałem jego
partyturę na cholernym keyboardzie.
– Zaraz...
– John Baldwin to szesnastowieczny brytyjski kompozytor. Zoltán Kodály
to węgierski kompozytor, który tworzył w pierwszej połowie dwudziestego
wieku. Scaramouche: prosto z Bohemian Rhapsody Queen. A to oznacza kogoś,
kto słucha Queen, prawdopodobnie dlatego, że nie ma...
Komórka Strike'a zadzwoniła przez bluetootha w samochodzie: oddzwaniała
Katya. Odebrał połączenie, lecz zdążył wypowiedzieć tylko pierwszą sylabę
„dobry wieczór”, ponieważ w głośnikach zabrzmiał piskliwy krzyk.
– Pomóż nam, pomóż nam, pomóż...!
Połączenie zostało przerwane.
Strike spróbował oddzwonić, lecz nikt nie odebrał. Robin wcisnęła gaz
do dechy.
– To nie była Katya, tylko Flavia. Strike, dzwoń po...
On już wybrał 112.
– Policja?... Z budynku przy Lisburne Road dobiegają krzyki i jest tam
mężczyzna z nożem... Bo kurwa wiem, że on tam jest... Cormoran Strike...
Czteroosobowa rodzina...
– Kurde – powiedziała Robin, gdy Strike się rozłączył. – Kurde... to moja
wina, to wszystko moja wina, wystraszyłam go...
– Nie pierdol, nie ma w tym twojej winy – odparł Strike, łapiąc się za boki
fotela, gdy Robin z dużą prędkością pokonywała zakręt.
– Jest, jest... Powinnam była wiedzieć... Strike, on potrafi bardzo, bardzo
dobrze rysować.
– Skąd...?
– W łazience w North Grove wisi autoportret. Myślałam, że narysowała
go Katya, ale potem zobaczyłam jeden z jej rysunków w pokoju Josha i Edie i był
do kitu... i... – Robin wydała z siebie zduszony okrzyk. – Strike, wiem, dlaczego
zaszył się wśród drzew po zadźganiu Edie. Ryan Murphy mi wspomniał,
że tamtego popołudnia na Heath szalał owczarek niemiecki...
– A on panicznie boi się psów.
106
Rozkaż mi, bym cię broniła!
Gdy będziesz w niebezpieczeństwie, nadludzka wstąpi we mnie siła,
Da mi żelazną rękę i serce ze stali,
Abym mogła bić, ranić, mordować i nie czuć wcale.

Mary Elizabeth Coleridge


Affection

– Nie ma policji – zauważyła rozgorączkowana Robin, zatrzymując


samochód kilka budynków od domu Upcottów.
Szybko odpięła pasy, przechyliła się w stronę Strike'a i zanim sobie
uświadomił, co jej chodzi po głowie, uderzyła dłonią w przycisk otwierający
schowek na rękawiczki, z którego wyjęła klucz uniwersalny.
– Co ty, kurwa...? – zawołał, łapiąc ją za tył kurtki, ponieważ już otworzyła
drzwi.
– Puść mnie...
– Nie wejdziesz tam, pieprzona kretynko, on ma, kurwa, maczetę...
– Tam jest dwunastolatka... PUŚĆ MNIE!
Wydobywając z kieszeni alarm antygwałtowy, Robin wyswobodziła się
z kurtki i o mało nie wypadła z samochodu. Alarm wyślizgnął jej się z ręki
i potoczył po ziemi. Uwolniwszy się od powstrzymującej ją ręki Strike'a,
pobiegła za tym gadżetem, podniosła go, a potem ruszyła sprintem w stronę
domu Upcottów.
– Robin! ROBIN!
Klnąc siarczyście, Strike odwrócił się, żeby sięgnąć po kule na tylnym
siedzeniu.
– ROBIN!
W oświetlonym oknie najbliższego domu pojawił się zarys czyjejś głowy.
– Dzwoń po policję, dzwoń, kurwa, po policję! – ryknął Strike na sąsiada
i zostawiając drzwi bmw otwarte, ruszył o kulach w powolny pościg za Robin.
Ona była już przy drzwiach Upcottów i drżącymi rękami próbowała znaleźć
klucz, który by je otworzył. Trzy pierwsze okazały się nieprzydatne,
a wypróbowując czwarty, zobaczyła, że gaśnie światło w pokoju Gusa
na parterze.
Przy piątej próbie zdołała obrócić klucz w zamku. Nie zwracając uwagi
na Strike'a krzyczącego w oddali: „ROBIN!”, uchyliła drzwi.
W przedpokoju panował zupełny mrok. Z jedną ręką wciąż na gałce,
pomacała ścianę obok, znalazła włącznik światła i nacisnęła go, ale bez
rezultatu. Była pewna, że ktoś wyłączył korki, bez wątpienia dlatego, że usłyszał
krzyki, wzmiankę o policji, tupot i brzęk kluczy przy drzwiach wejściowych.
Zostawiając drzwi wejściowe otwarte, by wpuścić trochę światła, i trzymając
kciuk na przycisku alarmu antygwałtowego, Robin zaczęła się skradać w stronę
schodów.
W połowie drogi usłyszała stukot kul Strike'a i jego jednej nogi.
Odwróciwszy się, zobaczyła na tle ulicznego światła jego sylwetkę, a potem coś
poruszyło się w ciemności za drzwiami.
– STRIKE!
Ciemna postać zatrzasnęła drzwi za Strikiem. Robin zobaczyła niebieskie
iskry i usłyszała pstrykanie. Strike runął do przodu. Jego kończyny gwałtownie
drgały, kule upadły ze stukotem na podłogę, a w szarym upiornym świetle
wpuszczanym przez szybę nad drzwiami wejściowymi, Robin ujrzała
uniesioną maczetę.
Zeskoczyła z czwartego stopnia i wylądowała na plecach Gusa, oplatając jego
gardło ramionami. Myślała, że się przewróci, lecz choć był chudy, tylko się
zatoczył, próbując oderwać od siebie jej ręce. Jej nozdrza wypełniły się
nieprzyjemną wonią niemytego ciała, a potem Gus potknął się o wyciągniętą,
nieruchomą nogę Strike'a i obydwoje polecieli do przodu. Gdy głowa Gusa
uderzyła w ścianę naprzeciwko, ryknął wściekle:
– Zajebię cię, pizdo!...
Jakimś cudem Robin znowu stała, ponieważ jednak maczeta przecięła
powietrze tuż przed nią, a Gus wciąż klęczał, nie miała innego wyjścia, jak tylko
uciec po schodach. Dopiero wtedy sobie uświadomiła, że wciąż ściska w dłoni
alarm antygwałtowy. Uruchomiła go. Jego pisk przeszył bębenki w jej uszach.
– Flavia? FLAVIA?
Alarm piszczał tak głośno, że nie usłyszała odpowiedzi, lecz dotarł do niej
tupot Gusa, który wbiegał po schodach, biorąc po dwa stopnie naraz.
– FLAVIA?
Na górze było więcej światła: nie zaciągnięto zasłon, a przez drzwi do salonu
Robin zauważyła przycupniętą postać na podłodze obok okna. Myśląc jedynie
o tym, żeby obronić dziewczynkę przed jej bratem – gdzie się podziewała
policja? – podbiegła ku postaci, którą wzięła za Flavię, poślizgnęła się
na ciemnej kałuży na wypolerowanej podłodze i dopiero wtedy
zauważyła przewrócony wózek inwalidzki zasłonięty przez kanapę oraz
przekrzywione okulary na twarzy martwego mężczyzny.
– O Boże...
Odwróciła się. Alarm w jej dłoni wciąż wył ostrzegawczo, więc rzuciła go na
podłogę. Dyszący Gus zbliżał się do niej powoli z maczetą w ręce.
– Najpierw cię zgwałcę, a potem zabiję.
– Policja już tu jedzie – powiedziała Robin.
– Nic nie szkodzi – wysapał, chichocząc lekko. – Pewnie i tak długo nie
wytrzymam. To będzie mój pierwszy raz.
Na stole obok leżało trzydziestocentymetrowe marmurowe popiersie
kobiety. Robin zaczęła się przesuwać w jego stronę.
– Robisz się wilgotna na myśl o tym, że cię zgwałcę?
Prawa stopa Robin znowu poślizgnęła się na krwi. Mimo to przesuwała się
w stronę stołu.
– Wiem, że kobiety fantazjują o tym, że ktoś je gwałci – ciągnął Gus, wciąż
się do niej zbliżając.
Dłoń Robin natrafiła po omacku na marmur.
– Pachniesz rybą?
Jednym szybkim ruchem chwyciła marmur ze stołu: był tak ciężki,
że z trudem go uniosła, lecz z siłą zrodzoną z przerażenia uderzyła nim
w okno. Szyba się rozprysła, a marmur wyślizgnął się z jej ręki i z hukiem
wywołującym echo upadł na ścieżkę. Jeśli to nie zaalarmuje sąsiadów, nic nie
jest w stanie ich zaalarmować.
Wtedy Gus ją dopadł: odwrócił ją, ściskając jedną ręką za gardło, a drugą
wciąż trzymając maczetę. Robin mocno nadepnęła na jego bosą stopę, po czym
obydwoje poślizgnęli się na kolejnej kałuży krwi Iniga. Gdy uścisk Gusa zelżał,
jego przedramię znalazło się w zasięgu zębów Robin, więc ugryzła je z całej siły.
Wypuścił maczetę i uderzył ją w bok głowy: pokój jakby zawirował, lecz
przerażenie sprawiło, że nie przestała zaciskać zębów na jego ciele.
Poczuła smak krwi i woń jego zwierzęcego potu, a po chwili Gus potknął się
o upuszczoną maczetę i skowycząc z bólu, osunął na bok, zwalniając uścisk.
Robin jeszcze raz nadepnęła na jego poturbowaną stopę, a potem jakimś
cudem znowu była wolna i ślizgając się, biegła do drzwi.
– Jebana suka!
– FLAVIA? – ryknęła Robin, wybiegając na korytarz.
– Tutaj, tutaj, jestem tutaj!
Robin wbiegła sprintem na drugie piętro, mijając upuszczoną komórkę,
której jednak nie miała czasu podnieść, ponieważ znowu usłyszała za sobą
Gusa. Na ostatnim piętrze otworzyły się drzwi noszące ślady ataku maczetą.
Robin wbiegła przez nie; zorientowała się, że jest w łazience, po czym
odwróciła się i zamknęła zasuwkę w drzwiach kilka sekund wcześniej, zanim
Gus natarł na nie całym ciałem. Gdy drzwi zadrżały, Robin zobaczyła w słabym
świetle wpadającym przez świetlik Katyę, która siedziała bezwładnie
na podłodze obok wanny i przyciskała zakrwawione ręce do brzucha.
– Flavio, pomóż mamie... Przyciśnij to do rany! – zawołała Robin, zrywając
z wieszaka ręcznik i rzucając przerażonej dziewczynce. Pomacała kieszenie
w poszukiwaniu swojej komórki, po czym zrozumiała, że telefon został
w kurtce, którą zdjął z niej Strike.
Gus walił w drzwi łazienki maczetą. Jeden z paneli się roztrzaskał i Robin
zobaczyła jego wściekłą twarz.
– Wypierdolę cię, a potem zabiję... jebana kurwo... jebana suko...
Robin się rozejrzała: na obudowanej umywalce stał kaktus w ciężkiej
mosiężnej donicy. Złapała ją, gotowa walnąć Gusa w twarz, gdy dostanie się
do środka, lecz on nagle się odwrócił i doznała szokującej ulgi na dźwięk
męskich głosów.
– Spokojnie, Gus... spokojnie, synu...
Spoglądając na pobladłą Flavię, przyłożyła palec do ust, po czym cicho
odryglowała drzwi. Gus stał odwrócony do niej tyłem, patrząc na dwóch
mężczyzn: wyższy z nich miał na sobie piżamę. Gus ciął maczetą powietrze.
Robin uniosła mosiężną donicę i opuściła ją z impetem na głowę Gusa.
Zatoczył się, na podłogę opadł deszcz drobinek ziemi razem z kaktusem, a po
chwili Gus był już w rękach tych dwóch mężczyzn: jeden chwycił dłoń
trzymającą maczetę i uderzył ją kolanem, tak że broń upadła na podłogę,
a drugi złapał Gusa za gardło i zmusił do położenia się twarzą do dołu.
– Wezwijcie karetkę – wydyszała Robin. – Dźgnął matkę...
– Już wezwaliśmy – powiedział mężczyzna w piżamie, który klęczał
na szamoczącym się Gusie. – Dźgnął też jakiegoś gościa tuż przy drzwiach.
– Jestem lekarzem – oświadczył drugi mężczyzna, po czym szybko wszedł
do łazienki.
Robin już biegła po schodach, przeskakując po kilka stopni naraz i odbijając
się od ścian. Alarm antygwałtowy dalej wył w salonie, gdy mijała jego otwarte
drzwi, pędząc do miejsca, gdzie Strike siedział zgarbiony pod ścianą obok
otwartych drzwi wejściowych, przyciskając rękę do klatki piersiowej.
Na ścianie za nim widać było smugi krwi.
– Boże, Strike...
Gdy uklękła obok niego, wykrztusił:
– ...chyba... przebił mi... płuco...
Robin zerwała się z miejsca, otworzyła drzwi do pokoju Gusa i wbiegła
do środka, szukając czegoś, co można by przyłożyć do pleców Strike'a.
W pomieszczeniu śmierdziało: było to miejsce, do którego nikt nie wchodził,
na podłodze walały się brudne ubrania. Chwyciła jakąś bluzę, wróciła biegiem
do Strike'a, pomogła mu się pochylić i przycisnęła materiał między łopatkami.
– Co się... stało?
– Inigo nie żyje, Katya dźgnięta, Flavia cała – wyrecytowała szybko Robin. –
Nic nie mów... To ty wpuściłeś tych dwóch?
– Myślałem... że mam... nie mówić.
– Mogłeś kiwnąć głową! – rozzłościła się Robin. Czuła, jak jego ciepła krew
przesiąka przez bluzę. – O, dzięki Bogu...
Na ulicy pojawiły się w końcu niebieskie migające światła, a gdy coraz więcej
sąsiadów wychodziło, by obserwować dom Upcottów, w którym wciąż wył
alarm, policja i ratownicy medyczni już biegli ścieżką, mijając marmurowe
popiersie kobiety leżące wśród odłamków szkła.
KODA

Serce wciąż przybiera na wadze,


a także na długości, szerokości i grubości,
aż do podeszłego wieku:
wzrost ten jest wyraźniejszy u mężczyzn niż u kobiet.

Henry Gray,
członek Towarzystwa Królewskiego
Gray's Anatomy
107
Och, czułe, niemądre serce, jakieś ty szalone,
Ni tu, ni tam nie spoczniesz, podzielone!
Do nieba wzdychasz, lecz wciąż na ziemi zostajesz,
Ni tu, ni tam radości nie zaznajesz,
Nie mogąc się zdecydować, to, co najlepsze trwonisz;
Och, jakże głupie jesteś w tej twojej pogoni.

Christina Rossetti
Later Life: A Double Sonnet of Sonnets

– Plastry nikotynowe – wyliczała Robin – winogrona... banany... orzechy...


batony zbożowe...
– Serio?
– Mówiłeś, że chcesz coś zdrowego – odparła, pochylając się nad otwartą
torbą z supermarketu.
– No, wiem – westchnął Strike.
Minęło pięć dni, odkąd szamoczącego się Anomię wywleczono w kajdankach
z domu rodziców, lecz Robin dopiero drugi raz odwiedziła wspólnika
w szpitalu. W porze odwiedzin dominowali tam bowiem jego siostra Lucy
i wujek Ted, a poza tym Robin przypuszczała, że Madeline też regularnie
u niego bywa. Bardzo chciała porozmawiać ze Strikiem, lecz jej dotychczas
jedyna wizyta okazała się pod tym względem niezadowalająca, ponieważ był
napompowany morfiną, otumaniony i senny. Jej poczucia winy i niepokoju
związanego z odniesionymi przez Cormorana obrażeniami bynajmniej nie
złagodził wyraźny chłód w głosie Lucy, gdy ta zadzwoniła, by oznajmić Robin,
że Strike chciałby ją znowu zobaczyć. Najwidoczniej nie tylko Robin obwiniała
siebie o to, co spotkało jej wspólnika. Zastanawiała się, dlaczego Madeline albo
Lucy nie przyniosły Strike'owi produktów, o które prosił w esemesie, lecz
zadowolona, że może coś dla niego zrobić, w ogóle o to nie pytała.
– ...a do tego gorzka czekolada, bo nie jestem potworem.
– To rozumiem... Tylko dlaczego gorzka?
– Bo jest zdrowsza. Ma antyoksydanty. Mniej cukru. Ale Pat uparła się,
że upiecze ci ciasto z owocami.
– Zawsze lubiłem tę kobietę – stwierdził Strike, patrząc, jak Robin wkłada
zawinięty w folię pakunek w kształcie cegły do szafki przy jego łóżku.
Każdy z czterech mężczyzn leczonych na małym oddziale miał tego
popołudnia gości. Dwaj starsi pacjenci dochodzący do siebie po jakichś bliżej
nieokreślonych operacjach rozmawiali cicho z członkami rodzin, lecz
trzydziestotrzylatek po zawale zdołał namówić swoją dziewczynę na spacer,
na którym – Strike był tego pewny – zamierzał zapalić po kryjomu
papierosa. Zapach dymu ciągnący się za kolegą z sali za każdym razem, gdy ten
wracał z jednego z tych spacerów, nieustannie przypominał Strike'owi
o nałogu, z którym sam postanowił zerwać już na dobre. Pouczył nawet
młodego mężczyznę krytycznym tonem, że nie powinien palić
po zawale. Cormoran doskonale zdawał sobie sprawę ze swojej rażącej
hipokryzji, lecz świętoszkowatość była jedyną przyjemnością, której mógł się
aktualnie oddawać.
– ...a w tych dwóch butelkach jest mocna herbata. Zanim powiesz,
że ma dziwny smak, muszę cię poinformować, że zamiast cukrem, posłodziłam
ją stewią.
– A co to, kurwa, jest?
– Słodzik pozbawiony kalorii. A to – ciągnęła Robin, wyjmując ostatnią rzecz
z torby – przesyłają ci Flavia i Katya.
– Dlaczego przesyłają kartkę mnie? – spytał Strike, biorąc ją i przyglądając
się obrazkowi, który przedstawiał szczenię trzymające balony. – Przecież to ty
wykonałaś całą robotę.
– Gdybyś nie zdołał otworzyć drzwi wejściowych i wpuścić sąsiadów –
odparła Robin, ściszając głos, ponieważ żona jednego ze starszych mężczyzn
przechodziła akurat obok łóżka, by napełnić dzbanek wodą – wszyscy byśmy
zginęli.
– Jak one się czują?
– Katya jest zdruzgotana, ale trudno się dziwić. Wciąż leży na oddziale
u góry. Wczoraj ją odwiedziłam i wtedy Flavia dała mi tę kartkę dla ciebie.
Wątpię, żeby Katya miała pojęcie, jaki... jaki jest Gus. Wiem od Ryana
Murphy'ego, że w czasie przeszukania znaleźli w jego pokoju mnóstwo
okropnych rysunków dźganych, wieszanych i torturowanych kobiet... Poza tym
roztrzaskał wiolonczelę.
– Znaleźli komórkę Blaya? Teczkę ze sfabrykowanymi dowodami? – spytał
Strike, który tego dnia kontaktował zdecydowanie lepiej niż podczas
poprzedniej wizyty Robin.
– Tak. Wszystko było ukryte pod obluzowaną deską w podłodze. Prawdziwy
list Josha do Edie, maski lateksowe... wszystko.
– Więc te telefony ze zmienionym głosem – powiedział Strike, który leżąc
w łóżku, miał mnóstwo czasu na rozmyślanie – to była Flavia, prawda?
– Boże, dobry jesteś. – Robin była pod wrażeniem. – Tak, to ona dzwoniła.
Zobaczyła, jak Gus podmienia list Josha, kiedy Katya zostawiła torebkę
w kuchni. Był odwrócony do niej plecami. Potem cicho wycofała się
po schodach, więc nie wiedział, że go widziała. Powiedziała mi, że na pomysł
ze zmianą głosu wpadła dzięki Bramowi, który wspomniał jej o tych
apkach imitujących dźwięki. To bardzo bystra, spostrzegawcza dziewczynka.
– Miejmy nadzieję, że matka trzyma ją z dala od Internetu – powiedział
Strike, sięgając po tabliczkę czekolady. – Nie potrzebujemy następnego
pieprzonego genialnego przestępcy w tej rodzinie.
– Flavia chce zostać detektywem – przypomniała Robin. – Wczoraj znowu
mi o tym napomknęła.
– Powinniśmy jej zaproponować staż. Dlaczego postanowiła nie mówić
matce, że widziała, co Gus zrobił z listem? Bała się?
– Wiesz, nie może przyznać tego otwarcie w obecności Katyi, ale tak, myślę,
że Gus ją przerażał. Jeśli chcesz znać moje zdanie, Flavia jako jedyna w tej
rodzinie czuła, kim on naprawdę jest. W zasadzie to próbowała nam o tym
powiedzieć, a raczej to zasugerować. Pamiętasz, jak brzmiały jej słowa, kiedy
wyszliśmy od Upcottów? „Może będziecie musieli jeszcze przyjść”. Mówiła mi,
że kiedy Gus był w szpitalu, usłyszała w wiadomościach o Elliocie Rodgerze,
który zastrzelił sześć osób na kampusie w Santa Barbara. Sprawdziłam: to było
tego dnia, w którym Edie hospitalizowano z powodu próby samobójczej, a w
tym samym czasie Anomia zniknął z Twittera i z gry. To był jeden z tych tak
zwanych dowodów, że Edie jest Anomią, umieszczonych w teczce przez braci
Peach.
– Hm – mruknął Strike, krzywiąc się lekko, gdy poprawiał się na poduszkach
– szkoda, że te jej wskazówki nie były trochę mniej zawoalowane. Ale
następnym razem gdy spytam: „Myślisz, że sprawcą mógłby być X?”, po prostu
kontynuujmy dochodzenie, dopóki nie wykluczymy X.
– Będę o tym pamiętała – powiedziała Robin z uśmiechem.
– Posłuchaj tego: wczoraj wpadła do mnie Angela Darwish – zaczął Strike,
a Robin poczuła lekki żal, że Darwish pozwolono odwiedzić Strike'a wcześniej
niż jej – i wyjawiła mi, że ten pojeb faktycznie zainstalował na górze podsłuch.
Był bardzo aktywny w darkwebie, gdzie kupował te wszystkie gadżety. Słyszał
więc, co mówili Josh i Katya, a nawet Edie, zanim przestała do nich
przychodzić. Ale ostatecznie wpadł we własne sidła, bo pluskwy zarejestrowały
też to, co się wydarzyło, zanim tam dotarliśmy. Okazuje się, że Królewska
Akademia Muzyczna zadzwoniła po południu z informacją, że Gus nie pojawił
się na rozmowie z nauczycielem, nie złożył żadnej z zadanych mu prac i w
gruncie rzeczy okłamywał rodziców przez większą część roku, że chodzi
na prywatne lekcje. Zamierzali go wyrzucić. Po bitej godzinie, w czasie której
Inigo mu powtarzał, że jest bezużytecznym gnojem, Gus poszedł do swojego
pokoju, złapał maczetę, wrócił na górę i wielokrotnie ranił ojca w klatkę
piersiową i szyję.
Robin już to wszystko wiedziała z rozmowy z Murphym, lecz wydawała
z siebie stosowne dźwięki świadczące o zainteresowaniu. Miała poczucie,
że Strike'owi dobrze zrobi świadomość, iż dowiedział się czegoś, o czym ona
jeszcze nie wie.
– Wspomniała mi też, że przesłuchali Barrettów, ale nie powiedziała, co z
tego wynikło.
– Wiem co nieco od Murphy'ego – odrzekła Robin. – Darcy była trzy lata
wyżej od Gusa w Królewskiej Akademii Muzycznej i było jej go szkoda,
bo wydawał się samotny, więc w któryś weekend zaprosiła go na imprezę.
– Zdolność kobiet do współczucia jest cholernie niebezpieczna – stwierdził
Strike z ustami pełnymi gorzkiej czekolady. Wolałby twixa, ale i tak było to o
niebo lepsze od szpitalnego jedzenia.
– No więc Gus powiedział Katyi, że Darcy jest jego dziewczyną. Katya bardzo
się ucieszyła, że kogoś znalazł, bo zawsze był „trochę nieporadny w kontaktach
z dziewczynami”.
– Co ty powiesz.
– Według Barrettów Gus pojawił się na imprezie, a potem przez cały wieczór
siedział na kanapie i bawił się komórką, do nikogo się nie odzywając. Wydawał
się wściekły, bo był tam prawdziwy chłopak Darcy. Wszystko wskazuje na to,
że właśnie tego wieczoru Gus zhakował iCloud Marcusa. Barrettowie nigdy
więcej go nie zaprosili, bo o drugiej w nocy poszedł za Darcy do łazienki i siłą
próbował ją pocałować.
– Zaczynam rozumieć, dlaczego potrzebował Kosha – powiedział Strike.
– Krzyczała i wyrywała się, więc jej chłopak i brat go stamtąd wyrzucili, ale
nie zgłosili tego na uczelni ani nie zrobili nic więcej. Jak już mówiłam, było jej
go szkoda: to była powtórka z Rachel i Zoltana. Zoltan napisał Rachel,
że ma brutalnego ojca, więc wiele mu wybaczała... dopóki nie zaczął jej grozić
gwałtem i śmiercią.
– Wygląda na to, że Gus żył w świecie urojeń, w którym każda kobieta
okazująca mu uprzejmość chciała się z nim pieprzyć.
– Chyba właśnie tak było – stwierdziła trzeźwo Robin. – Katya mówiła,
że Edie była miła dla Gusa, kiedy do nich wpadała. Gdy Inigo kazał dzieciom
chodzić z matką do North Grove, Edie zachęcała Gusa do rysowania
i powiedziała mu, że jako nastolatka też była introwertyczką. Zdaje się,
że to jedyny kontakt, jaki kiedykolwiek ze sobą mieli, ale Gus sobie uroił, że jej
się spodobał. Potem Edie publicznie skrytykowała grę... i Gusowi odbiło.
– Czy ta jego wysypka w ogóle jest prawdziwa?
– Tak – potwierdziła Robin – ale po wejściu do jego pokoju policja znalazła
w różnych zakamarkach mnóstwo poukrywanych produktów, których nie
powinien był jeść, bo powodowały nasilenie objawów. Nie chciał studiować,
chciał tylko siedzieć w swoim pokoju i być Anomią... Wiesz, myślałam też
o Zasadzie 14 i tej całej anonimowości. Moim zdaniem nie chodziło wyłącznie
o to, że obaj z Morehouse'em się bali, że rodzice i uczelnie odkryją, czym się
zajmują. Gus nie mógłby chyba ścierpieć myśli, że stworzył grę, w której inni
ludzie ze sobą flirtują. Chciał totalnej kontroli i wymuszonej abstynencji wśród
graczy. A tymczasem rozpaczliwie próbował podrywać dziewczyny
na Twitterze, używając tekstów Kosha.
– Wiesz – odrzekł Strike, który leżąc w łóżku, miał czas, by przeanalizować
całą sprawę – można by tego wszystkiego uniknąć, gdyby ludzie po prostu
otworzyli pieprzone oczy. Inigo i Katya nie zawracali sobie głowy
sprawdzaniem, co porabia ich syn wiecznie zamknięty w pokoju. A gdyby
przeklęty Grant Ledwell spojrzał na charakter pisma na kopercie i porównał
go z tym w liście, gdyby pokazał go policji, zamiast założyć, że Blayowi zależało
tylko na pieniądzach, co jest najgorszym przykładem projekcji, jaki widziałem
od dłuższego czasu, Vikas Bhardwaj wciąż mógłby żyć.
– „To nie moja dziewczyna, tylko moja siostra” – zacytowała Robin. – Sądząc
po tym, co usłyszałam od Murphy'ego, wątpię, żeby rodzice Vikasa byli podobni
do Iniga. W ogóle nie sprawiali wrażenia tyranów, ale Murphy mówi,
że osłupieli na wieść o tym, że Vikas współtworzył grę. Myśleli, że interesuje
go tylko nauka.
– Wszystkie nastolatki potrzebują czegoś, o czym ich rodzice nie wiedzą –
odparł Strike. – Szkoda tylko, że niektóre z nich wybierają morderstwo.
– Ale to wyjaśnia, jak zrodziła się więź, która połączyła Gusa z Vikasem,
prawda? Obaj byli nad wiek dobrzy w swoich odrębnych dziedzinach i na
pewno czuli ogromną presję, a poza tym żaden z nich nie miał powodzenia
u dziewczyn... Można się domyślić, jak zaczęła się ich przyjaźń... Postawić ci tę
kartkę na szafce?
Strike podał jej kartkę od Flavii, lecz szafka obok łóżka była już tak
zastawiona laurkami od jego siostrzeńców i kupnymi kartkami od Lucy i Teda,
że próbując tam wcisnąć jeszcze jedną, Robin niechcący strąciła coś
na podłogę. Pochyliwszy się, żeby podnieść ogromną kartkę, zobaczyła na niej
długą, napisaną odręcznie wiadomość, pod którą widniało imię Madeline.
– Wyrzuć ją do kosza – poprosił Strike, gdy zobaczył, co Robin trzyma. –
Rozstaliśmy się.
– Aha – odrzekła. – Kiedy leżałeś w szpitalu?
– Nie. Parę tygodni temu. Nie szło nam.
– A – powiedziała, a potem, nie mogąc oprzeć się pokusie, spytała: –
Po przyjacielsku?
– Niezupełnie – odparł. Odłamał i zjadł jeszcze kilka kostek czekolady. –
Kopnęła mnie.
Robin nie zamierzała się śmiać, ale nie zdołała się powstrzymać. Po chwili
Strike też zaczął rechotać, lecz przestał, czując w klatce piersiowej
przeszywający ból.
– O kurde, nic ci nie jest? – zaniepokoiła się Robin, widząc, jak się skrzywił.
– Wszystko w porządku. A u ciebie?
– Jasne. Przecież to nie mnie potraktowano maczetą. Czuję się świetnie.
– Na pewno? – Nie ustępował i bacznie jej się przyglądał.
– Tak. – Robin doskonale wiedziała, co znaczy to przenikliwe spojrzenie. –
Szczerze. Najgorszy jest siniak na głowie. Nie mogę spać na tej stronie.
Nie chciała mówić Strike'owi o bezsennych nocach ani o koszmarach, lecz
gdy dalej świdrował ją spojrzeniem, przyznała:
– Słuchaj, to było okropne, nie będę udawać, że nie. Widok martwego Iniga...
chociaż nie był aż tak przerażający jak znalezienie Vikasa... ale to wszystko
działo się bardzo szybko, wiedziałam, że policja jest już w drodze i że jeśli Gus
będzie zajęty mną, nie zabije Flavii ani Katyi. Poza tym – Robin starała się
powstrzymać śmiech, nieco histeryczny odruch, który próbowała zwalczyć
w ostatnich dniach – zdecydowanie wolał zgwałcić żywą kobietę niż martwą,
a to działało na moją korzyść.
– Mało zabawne – stwierdził Strike.
– Wiem – westchnęła Robin. – Nie chciałam, żebyś ucierpiał, Strike. Przykro
mi. Naprawdę. Bardzo się martwię...
– To nie ty zdzieliłaś mnie maczetą. Miałem wybór. Nie musiałam za tobą
iść...
Wziął najgłębszy oddech, na jaki pozwalało uszkodzone płuco, a potem
zmusił się, by powiedzieć coś, czego wolałby nie mówić.
– Wchodząc do tego domu, ocaliłaś życie Katyi i Flavii. Pluskwy wszystko
zarejestrowały. Ten drań próbował się wedrzeć do łazienki, kiedy usłyszał, jak
majstrujesz przy drzwiach wejściowych. Wyłączył korki, a potem zbiegł na dół
i schował się za drzwiami. Gdybyś nie wyrzuciła tego marmurowego czegoś
przez okno, sąsiedzi nie przybiegliby na pomoc, więc... Nie mogę powiedzieć,
że wolałbym, żebyś tego wszystkiego nie zrobiła.
– Ale gdybyś zginął, nigdy bym sobie nie wybaczyła. Nigdy.
– Kurwa, tylko nie zacznij mi tu płakać – odparł Strike, gdy Robin
pospiesznie wytarła oczy. – Mam dość łez po wizycie Lucy. Myślałem,
że pacjentów w szpitalu odwiedza się po to, żeby ich rozweselić. A za każdym
razem, kiedy Lucy na mnie spojrzy, mam tu fontannę łez.
– Trudno jej się dziwić. – Głos Robin był lekko zachrypnięty. – O mało nie
zginąłeś.
– Ale żyję, prawda? Więc jeśli chce mnie dalej odwiedzać, powinna się
nauczyć jakichś dowcipów.
– Przyjdzie dziś wieczorem?
– Nie – odrzekł Strike. – Dziś wieczorem odwiedzi mnie Prudence.
– Ta siostra, której nigdy nie... Ta psychoterapeutka?
– No. Trochę trudno byłoby teraz udawać, że jestem zajęty.
– Nie ściemniaj. – Robin już się uśmiechała. – Gdybyś chciał, znalazłbyś jakiś
sposób, żeby ją spławić.
– No, pewnie tak – przyznał Strike, ale zaraz dodał: – Wyświadcz
mi przysługę i jeśli Lucy zadzwoni do agencji, nie wspominaj, że była u mnie
Prudence...
– Po co miałabym o tym wspominać?
– Nie będzie zadowolona, że się z nią spotykam.
Pomysł zasugerowania Strike'owi, żeby przestał okłamywać kobiety obecne
w jego życiu, pojawił się tylko na chwilę i zaraz został odrzucony, ponieważ
postanowienia zerwania z nałogiem, utraty wagi i powrotu do ćwiczeń
wydawały się na razie wystarczająco wielką poprawą w jego życiu osobistym.
– Co słychać w agencji? – spytał Strike, wciąż jedząc czekoladę.
– Wszystko w porządku, nie martw się. Wzięliśmy dwie kolejne sprawy
z listy oczekujących, obie dotyczą zdrad małżeńskich, są proste i przyjemne.
A... dzisiaj rano wydarzyło się coś zabawnego. Zadzwonił Nutley i powiedział,
że skoro już aresztowano Halving, z radością do nas wróci.
– I wróci? – spytał Strike groźnym tonem.
– Spokojnie, Barclay się tym zajął – powiedziała Robin. – Wziął od Pam
słuchawkę. Dokładnie brzmiało to chyba tak: „Spierdalaj w podskokach,
ty tchórzliwy dupku”.
Strike się roześmiał, skrzywił i natychmiast przestał się śmiać.
– Wstawili już szybę w drzwiach? – spytał, ponownie masując sobie klatkę
piersiową.
– Tak – powiedziała Robin.
– No i? – dopytywał.
– No i co?
– Widziałaś ją?
– Czy co widziałam? Szybę? Właściwie to nie. Rzadko bywałam w agencji, ale
Pat nic nie mówiła, więc zakładam, że wszystko jest w porządku. Dlaczego
pytasz?
– Podaj mi komórkę – poprosił zniecierpliwiony Strike. – Jezu Chryste. Jest
was tam czworo i nikt nie zauważył?
Zupełnie zdezorientowana Robin podała mu telefon. Strike otworzył zdjęcia
i znalazł fotkę, którą na jego prośbę przesłał mu szklarz.
– Patrz – powiedział, oddając komórkę Robin.
Spojrzała na znajome drzwi z mleczną szybą. Pierwszy raz zobaczyła je pięć
lat temu. Gdy już myślała, że jej szanse na pracę detektywa na zawsze
przepadły, skierowano ją jako pracownicę tymczasową do nieznanej firmy,
gdzie okazało się, że ma pracować dla człowieka, który wykonuje jej
wymarzony zawód. Wtedy napis wygrawerowany na szybie brzmiał: „C.B.
Strike, prywatny detektyw”, ale to się zmieniło. Właśnie patrzyła na słowa:
„Agencja detektywistyczna Strike'a i Ellacott”.
Powstrzymywane przez wiele dni łzy zaczęły bez ostrzeżenia kapać na ekran
komórki i Robin schowała twarz w wolnej dłoni.
– Jasna cholera – mruknął Strike, spoglądając na zebranych w sali
odwiedzających, z których część gapiła się na Robin. – Myślałem, że się
ucieszysz.
– Cieszę się... Cieszę... ale nie mogłeś mnie na to jakoś przygotować? –
spytała Robin, gorączkowo wycierając oczy.
– Przygotować? Do diabła, mijasz te drzwi od pięciu dni!
– Wcale nie, przecież ci mówiłam, byłam zajęta dochodzeniem...
Pogmerała na szafce przy łóżku Strike'a w poszukiwaniu chusteczek,
strącając przy okazji na podłogę połowę jego kartek. Wydmuchała nos
i powiedziała słabym głosem:
– Dziękuję. Dziękuję. Po prostu... dziękuję.
Nie ośmieliła się go uściskać, ponieważ obawiała się, że mogłoby go to
zaboleć, więc zamiast tego wyciągnęła rękę i ścisnęła dłoń leżącą na kołdrze.
– Nie ma sprawy. – Strike odwzajemnił uścisk jej palców. Patrząc na to
z perspektywy czasu, cieszył się, że nie zauważyła napisu wcześniej i że dzięki
temu mógł zobaczyć jej reakcję. – Niektórzy pewnie powiedzieliby, że już
dawno należało to zrobić. Przekaż Pat, żeby zamówiła też nowe wizytówki.
– Przykro mi, ale pora odwiedzin dobiegła końca! – zawołała pielęgniarka,
stając w drzwiach.
– Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? – spytał Strike.
Robin dziwnie się zawahała, gdy Strike wypuścił jej rękę. Zastanawiała się,
czy nie skłamać, lecz nie mogła tego zrobić, ponieważ niedawno sama była
wściekła na Strike'a, który tak postąpił.
– No... tak, właściwie to idę na randkę.
Broda Strike'a ukryła część niepokoju, który go ogarnął, ale nie cały. Robin
wolała na niego nie patrzeć, więc pochyliła się, żeby podnieść torebkę leżącą
obok jej krzesła.
– Z kim? Chyba nie z Pezem Pierce'em?
– Z Pezem Pierce'em? – spytała z niedowierzaniem, podnosząc głowę. –
Myślisz, że poszłabym na randkę z podejrzanym?
– Więc z Rossem Łydrwalem?
– Nie, oczywiście, że nie! – oburzyła się. – Nie... Idę z Ryanem Murphym.
– Z Ryanem... Zaraz, z tym z Wydziału Kryminalnego?
– Tak – potwierdziła.
Strike milczał przez kilka sekund, ponieważ usiłował przyswoić to, co przed
chwilą usłyszał.
– Kiedy to się stało? – spytał trochę ostrzej, niż zamierzał.
– Zaprosił mnie już jakiś czas temu, ale nie mogłam iść, bo pracowałam, a...
teraz już mogę. Mam wolny weekend.
– A. Racja.
Strike usiłował wymyślić coś, co mógłby jeszcze powiedzieć.
– Sprawia wrażenie... porządnego gościa.
– Dobrze wiedzieć, że tak uważasz – odrzekła Robin z lekkim uśmiechem. –
Okej, wpadnę cię jeszcze odwiedzić, jeśli...
– Jasne, wpadnij – podchwycił Strike. – Ale mam nadzieję, że niedługo mnie
wypuszczą.
Znowu się uśmiechnęła, po czym wstała i wyszła, odwracając się w drzwiach,
żeby mu pomachać.
Strike leżał i wpatrywał się w miejsce, z którego przed chwilą zniknęła,
dopóki młody mężczyzna po zawale nie wrócił ze spaceru. Detektyw nie
zbeształ kolegi z sali za silną woń marlboro unoszącą się w rozgrzanym
powietrzu, ponieważ właśnie ukazały mu się jego uczucia w sposób tyleż
wyraźny, co nieprzyjemny. Coś, czego przez lata starał się nie zauważać i nie
nazywać po imieniu, wyszło z ciemnego kąta, w którym usiłował to trzymać,
i już wiedział, że nie da się dłużej zaprzeczać jego istnieniu.
Unieruchomiony kroplówkami i drenami w klatce piersiowej, przykuty
do wąskiego szpitalnego łóżka nie mógł pójść za Robin, zawołać jej z powrotem
i powiedzieć, że najwyższy czas, by porozmawiali o tamtej chwili przed Ritzem.
To tylko jedna randka, tłumaczył sobie, nagle pragnąc papierosa bardziej niż
w którejkolwiek chwili, odkąd przyjęto go do szpitala. Jest wiele powodów, dla
których może się nie udać.
Murphy mógł się upić i powiedzieć jakiś rasistowski dowcip. Mógł
potraktować Robin z góry, ponieważ była detektywem nieposiadającym
formalnego wykształcenia. Mógł nawet zacząć się do niej dobierać – choć
akurat ta myśl wcale się Strike'owi nie spodobała.
Sięgnął po jedną z butelek mocnej herbaty, które przyniosła Robin, i nalał
sobie trochę do kubka. To, że miała odcień kreozotu, dokładnie taki, jak lubił,
jeszcze bardziej – o ile było to w ogóle możliwe – popsuło mu humor. Pił,
w zasadzie nie czując smaku, więc nie mógłby powiedzieć, czy stewia smakuje
inaczej niż cukier. Cormoran Strike właśnie otrzymał cios w serce, wprawdzie
nie maczetą, lecz ta rana, w przeciwieństwie do tej zadanej maczetą,
prawdopodobnie miała mu doskwierać jeszcze długo po usunięciu drenów
i odłączeniu kroplówki.
A najgorsza była w tym wszystkim świadomość, że mógł uniknąć tej sytuacji,
gdyby tylko, jak sam to niedawno ujął, otworzył pieprzone oczy.
PODZIĘKOWANIA

Najszczersze wyrazy wdzięczności kieruję do:


Davida Shelleya, mojego niezrównanego redaktora, za mądrość, empatię
i wspaniałą pracę.
Mojego przyjaciela Neila Blaira, którego zapewniam, że jakiekolwiek
podobieństwo do niego któregoś z fikcyjnych agentów występujących w serii
o Strike'u jest zupełnie przypadkowe.
Marka Hutchinsona, Rebecki Salt i Nicky Stonehill za wsparcie na tak wielu
poziomach, że jego przykładami mogłabym zapełnić resztę tej strony.
Dołączam przeprosiny dla Nicky, ponieważ razem z Rebeccą i Markiem
zepsuliśmy jej kolację, ujawniając zakończenie tej książki.
Di Brooks, Simona Browna, Danny'ego Camerona, Angeli Milne, Rossa
Milne'a, Fi Shapcott i Kaisy Tiensuu, ponieważ bez was nie mogłabym dalej
pisać.
Sofii za to, że życzliwie odpowiadała na moje pytania dotyczące świata
animacji.
Geniusza techniki, którym jest Decca, za uratowanie mojej książki i moich
zdrowych zmysłów. Boże, jak ja żałuję, że nie mogę cię sklonować, i to nie tylko
z powodów związanych ze wsparciem technicznym.
Davida i Kenzie, którzy towarzyszyli mi na cmentarzu Highgate w ulewnym
deszczu w moje urodziny i naprawdę starali się wyglądać, jakby chcieli spędzić
tych kilka godzin właśnie w taki sposób.
Neilowi za niezliczone filiżanki herbaty, cierpliwość, dobroć, rozsądne rady
oraz za to, że zawsze, naprawdę zawsze mnie osłania. #NotAllBeards
ŹRÓDŁA CYTATÓW

Rather Be (s. 34) Hal Leonard: Words and Music by Grace Chatto, Jack
Patterson, Nicole Marshall and James Napier. © 2013 EMI Blackwood Music
Inc., Sony Music Publishing (US) LLC and Concord SISL Limited. All Rights
on behalf of EMI Blackwood Music Inc. and Sony Music Publishing (US) LLC.
Administered by Sony Music Publishing (US) LLC, 424 Church Street, Suite
1200, Nashville, TN 37219. All Rights on behalf of Concord SISL Limited
Administered by Concord Lane c/o Concord Music Publishing. International
Copyright Secured. All Rights Reserved. Reprinted by Permission of Hal
Leonard Europe Ltd.
Sony: Words and Music by Grace Chatto/Nicole Marshall/James Napier/Jack
Patterson © 2014. Reproduced by permission of 50/50 UK/EMI Music
Publishing, London W1T 3LP.
Ebony and Ivory (s. 192) Words and Music by Paul McCartney. © 1982 MPL
Communications, Inc. All Rights Reserved. Reprinted by Permission of Hal
Leonard Europe Ltd.
Stab the body and it heals, but injure the heart and the wound lasts a lifetime (s. 280)
Mineko Iwasaki, Geisha of Gion: The True Story of Japan's Foremost Geisha,
published by arrangement with Simon & Schuster UK Ltd, 1st Floor, 222 Gray's
Inn Road, London, WC1X 8HB. A CBS Company.
When you give someone your whole heart and he doesn't want it, you cannot take
it back. It's gone forever (s. 280) Compton, Elizabeth Sigmund, ‘Sylvia in Devon
1962' memoir/essay in Butscher (ed), Sylvia Plath the Woman and the Work (New
York: Dodd Mead, 1985).
Wherever You Will Go (s. 283) Words and Music by Aaron Kamin and Alex
Band. © 2001 by Universal Music – Careers, BMG Platinum Songs, Amedeo
Music and Alex Band Music. All Rights for BMG Platinum Songs, Amedeo
Music and Alex Band Music Administered by BMG Rights Management (US)
LLC. International Copyright Secured. All Rights Reserved. Reprinted
by Permission of Hal Leonard Europe Ltd.
The Show Must Go On (s. 311) Words and Music by John Deacon/ Brian
May/Freddie Mercury/Roger Taylor. © 1991. Reproduced by permission
of Queen Music Ltd/EMI Music Publishing, London W1T 3LP.
I'm Going Slightly Mad (s. 313) Words and Music by John Deacon/Brian
May/Freddie Mercury/Roger Taylor. © 1991. Reproduced by permission
of Queen Music Ltd/EMI Music Publishing London W1T 3LP.
Strawberry Fields Forever (s. 702) Words and Music by John Lennon and Paul
McCartney. © 1967. Reproduced by permission of ATV international/EMI
Music Publishing), London W1T 3LP.
The Road To Valhalla (s. 905) Words and Music by BRATTA VITO and MIKE
TRAMP. VAVOOM MUSIC INC. (ASCAP). All rights on behalf of VAVOOM
MUSIC INC. administered by WARNER CHAPPELL OVERSEAS HOLDINGS
LTD.
PRZYPISY

[1] Łatwo jest z tobą być, / święta prostota, / dopóki jesteśmy razem, / nie
chcę być nigdzie indziej.
[2] Wszystkie cytaty z poezji Emily Dickinson podano w przekładzie Janusza
Solarza; pochodzą z: E. Dickinson, O Bogu, wieczności i ptakach, Szczecin–
Kraków 2021; O cierpieniu, kobietach i kwiatach, Szczecin–Kraków 2021; O śmierci,
poetach i pszczołach, Szczecin–Kraków 2021.
[3] Heban i kość słoniowa żyją razem w doskonałej harmonii (pierwsze słowa
piosenki śpiewanej przez Paula McCartneya i Steviego Wondera).
[4]Gejsza z Gion, przeł. W. Nowakowski, Warszawa 2003, s. 204.
[5] Ucieknij z moim sercem, / ucieknij z moją nadzieją, / ucieknij z moją
miłością.
[6] Edda poetycka, przeł. A. Załuska-Strömberg, Wrocław 1986, s. 25.
[7] Za oknem wstaje świt, / lecz w środku w mroku pragnę wolności.
[8] Zaczynam trochę wariować, / zaczynam trochę wariować.
[9] W. Shakespeare, Otello [w:] tenże, Tragedie i kroniki, przeł. S. Barańczak,
Kraków 2013, s. 427.
[10] Coraz trudniej jest być kimś, ale wszystko gra, / mało mnie to obchodzi.
[11] J. Donne, Devotion, [w:] E. Hemingway, Komu bije dzwon, przeł. B.
Zieliński, Wrocław 1988, s. 2.
[12] Jest taka droga, która prowadzi do Walhalli / gdzie wstęp mają tylko
wybrańcy.
[13] Le pion (fr.) – wychowawca w internacie.
[14] Prometeusz skowany, przeł. J. Kasprowicz, Kraków 1925, s. 42,
http://wolnelektury.pl
[15] Gedanken und Einfälle, [w:] Z. Freud, Kultura jako źródło cierpień, przeł. J.
Prokopiuk, Warszawa 1992, s.125, przyp. 17.
[16] RADA – Królewska Akademia Sztuki Dramatycznej.

You might also like