Professional Documents
Culture Documents
Anais Nin - Delta Wenus
Anais Nin - Delta Wenus
ANAIS NIN
SŁOWO WSTĘPNE*
WĘGIERSKI POSZUKIWACZ PRZYGÓD
MATYLDA
INTERNAT
PIERŚCIEŃ
MAJORKA
ARTYŚCI I MODELKI
LILITH
MARIANNĘ
KOBIETA W WOALCE
ELENA
BASKIJCZYKI BIJOU
PIERRE
MANUEL
LINDA
MARCEL
Anais Nin
Delta Wenus
Anais Nin
kwiecień 1940
Pewien kolekcjoner książek zaoferował Henry’emu Millerowi
wynagrodzenie w wysokości stu dolarów miesięcznie za pisanie
historyjek erotycznych. Skazanie Henry’ego na tworzenie
erotyki po dolarze za stronę wydawało się iście dantejskim
piekłem. Henry buntował się przeciw temu, gdyż jego aktualny
nastrój nie miał nic wspólnego z Rabelais’m; gdyż pisanie na
zamówienie oznaczało zajęcie wręcz zabójcze; gdyż świadomość,
że przy dziurce od klucza siedzi rozpustny podglądacz,
odbierała jego fantazyjnym powiastkom całą spontaniczność i
urok.
* Adaptacja III tomu Dzienników Anais Nin (przyp. tłum.).
grudzień 1940
Henry opowiedział mi o tym kolekcjonerze. Niekiedy
spotykają się na lunchu. Odkupił już od Henry’ego rękopis i
zasugerował napisanie czegoś dla jednego z jego stałych i
zamożnych klientów. Nie potrafił rzec wiele o swoim kliencie
ponad to, że interesuje się literaturą erotyczną. Tak więc Henry
przystąpił do pracy - rozbawiony, usposobiony do żartów.
Wymyślał niestworzone historie, które potem rozśmieszały nas
do łez. Potraktował to jak eksperyment i początkowo zadanie
wydawało się łatwe. Niebawem jednak obmierzło mu. Nie chciał
sięgać do materiału, który zamierzał wykorzystać w swojej
właściwej twórczości, tak więc sytuacja zmuszała go do
nieprawdopodobnego forsowania wyobraźni i nastrojów.
Ze strony swego osobliwego klienta nie doczekał się ani
jednego słowa aprobaty. Być może tamten nie chciał zdradzić
swej tożsamości. Ale Henry począł droczyć się z kolekcjonerem.
Czy ten klient aby na pewno istnieje? Czy te strony
przeznaczone są w rzeczywistości dla samego kolekcjonera i
mają wnieść trochę życia do pełnego melancholii dnia
codziennego? Czy kolekcjoner i klient to jedna i ta sama osoba?
Henry i ja poruszaliśmy ten temat nie raz, nieco
zdezorientowani i rozbawieni zarazem. W tym czasie
kolekcjoner poinformował, że jego klient ma przybyć do Nowego
Jorku i że Henry spotka się z nim. Jednak, nie wiedzieć czemu,
spotkanie to nigdy nie doszło do skutku. Kolekcjoner nie
szczędził słów, opowiadał barwnie o wysłaniu rękopisów pocztą,
mówił, ile zapłacił - wszystkie te szczegóły miały uwiarygodnić
fakt istnienia owego klienta. Pewnego dnia poprosił o
egzemplarz Czarnej wiosny wraz z dedykacją.
- Przecież mówił pan, że on ma już wszystkie moje książki
podpisane przeze mnie - zdziwił się Henry.
- Ale tę zgubił.
- Komu mam zadedykować? - zapytał Henry niewinnym
tonem.
- Proszę tylko napisać „Dobremu przyjacielowi” i złożyć swój
podpis.
Kilka tygodni później Henry’emu potrzebny był właśnie
egzemplarz Czarnej wiosny i nie mógł znaleźć ani jednego.
Postanowił pożyczyć książkę od kolekcjonera i udał się do jego
biura. Sekretarka prosiła, aby poczekał, on jednak zaczął
przeglądać książki w biblioteczce i ujrzał egzemplarz Czarnej
wiosny. Wyciągnął go; był to ten sam, który zadedykował
„dobremu przyjacielowi”.
Kiedy kolekcjoner zjawił się w biurze, Henry, nie kryjąc
rozbawienia, opowiedział o wszystkim. Kolekcjoner, w równie
dobrym humorze, wyjaśnił: - Ach, tak, staruszek zaczął się tak
bardzo niecierpliwić, że zanim jeszcze otrzymałem od pana
egzemplarz z dedykacją, wysłałem mu ten, który miałem.
Zamierzałem wymienić je znowu nieco później, kiedy mój klient
przyjedzie ponownie do Nowego Jorku. Spotkawszy się ze mną,
Henry skomentował to słowami: - Jestem jeszcze bardziej zbity
z tropu niż przedtem. Kiedy Henry pytał o reakcję klienta na
jego opowiadania, kolekcjoner odpowiedział:
- Och, to wszystko bardzo mu się podoba. Jest wspaniałe.
Ale wolałby więcej opisów, po prostu samą historię, bez
analizowania i filozofii.
Pewnego razu, gdy Henry’emu zabrakło pieniędzy na podróż,
zaproponował, abym w tym czasie napisała coś sama. Nie
mając chęci ujawniać własnych, autentycznych przeżyć,
postanowiłam stworzyć coś, co stanowiłoby połączenie
historyjek, które usłyszałam, i zmyśleń; chciałam wywołać
wrażenie, że opisy te pochodzą z pamiętnika kobiety. Nigdy nie
udało mi się spotkać z kolekcjonerem. Miał czytać napisane
przeze mnie strony i informować mnie, co o nich myśli. Dziś
zadzwonił telefon. Czyjś głos oświadczył: - To jest dobre. Ale
proszę zrezygnować z poezji i tych opisów, które nie dotyczą
seksu. Proszę skoncentrować się na seksie.
Zaczęłam więc pisać z dyskretną ironią, tworzyć historyjki
dziwaczne, niezwykłe i tak przesadzone, że w końcu wydało mi
się nieprawdopodobne, aby nie zorientował się, iż po prostu
parodiuję seks. Nie zaprotestował jednak. Odtąd spędzałam dni
w bibliotece, studiując Kamasutrę albo też wysłuchiwałam
moich przyjaciół, którzy zwierzali się z najbardziej egzotycznych
przygód.
- Mniej poezji - usłyszałam niebawem przez telefon. - Proszę
nie zapominać o temacie.
Czyż można jednak czerpać przyjemność z czytania
klinicznych opisów? Czy ten stary człowiek istotnie nie ma
pojęcia, ile barw i dźwięków nabiera ciało dzięki odpowiednim
słowom?
Co ranka po śniadaniu siadałam, aby wypełnić moją normę
erotyków. Pewnego razu napisałam: „Był sobie węgierski
poszukiwacz przygód…” Obdarzyłam go wieloma zaletami:
urodą, elegancją, urokiem osobistym, wdziękiem, talentem
aktorskim, znajomością wielu języków obcych, zadziwiającą
umiejętnością nawiązywania miłostek i unikania kłopotów, jak
również odpowiedzialności.
Kolejny telefon: - Staruszek jest zadowolony. Proszę
koncentrować się na seksie.
Zrezygnować z poezji.
To oznaczało epidemię erotycznych „dzienników”. Wszyscy
opisywali swoje doświadczenia seksualne. Zmyślone,
zasłyszane, przeanalizowane przez KrafftEbinga i w księgach
medycznych. Mieliśmy komiczne rozmowy. Opowiadaliśmy
historyjkę, a reszta z nas miała orzec, czy jest prawdziwa czy
nie. Albo wiarygodna. Czy można w to uwierzyć?
Robert Duncan zapragnął eksperymentu, chciał zbadać
naszą wyobraźnię, potwierdzić ją lub zanegować. Każde z nas
potrzebowało pieniędzy, tak więc łączyliśmy naszą fantazję,
wymyślając coraz to nowe historyjki.
Byłam pewna, że nasz staruszek nie wie nic o błogości,
ekstazach i oszałamiających odbiciach, mających miejsce przy
kontaktach seksualnych. Zrezygnować z poezji - to było jego
posłanie. Seks kliniczny, wyzuty z wszelkiego ciepła miłości -
orkiestracji wszystkich zmysłów, dotyku, słuchu, wzroku,
smaku; wszystkich euforycznych zjawisk towarzyszących,
tworzącej tło muzyki, nastrojów, atmosfery i odmian - zmusił
go, aby zwrócić się do literackich afrodyzjaków.
Mogliśmy przekazać mu inne butelkowane sekrety, o wiele
lepsze, ale wobec takich sekretów okazałby się z pewnością
głuchy. Nadejdzie jednak dzień, kiedy się nasyci, a wtedy
opowiem mu o tym, jak niewiele brakowało, aby jego obsesja na
punkcie gestów wolnych od emocji pozbawiła nas
zainteresowania namiętnością, i jak bardzośmy na niego
pomstowali, gdyż omal nie skłonił nas do złożenia ślubów
czystości, jako że to, czego od nas oczekiwał, to wyrzeczenie się
przez nas naszego afrodyzjaku - poezji.
Otrzymałam za moje erotyki sto dolarów. Gonzalo
potrzebował gotówki na dentystę, Helbie potrzebne było lustro,
przed którym mogłaby tańczyć, a Henry musiał mieć pieniądze
na podróż. Gonzalo opowiedział mi historię o Baskijczyku i
Bijou, którą przelałam na papier dla naszego kolekcjonera.
luty 1941
Rachunek za telefon pozostał nie zapłacony. Oplątywała
mnie coraz bardziej sieć problemów finansowych. Wszyscy z
mego otoczenia nieodpowiedzialni, nieświadomi faktu rychłej
katastrofy. Napisałam trzydzieści stron erotyków.
Zdałam sobie ponownie sprawę z tego, że jestem bez centa i
zadzwoniłam do kolekcjonera. Czy jego bogaty klient
wypowiedział się już na temat ostatniego rękopisu, jaki
wysłałam? Nie, jeszcze nie, ale i tak weźmie len, który właśnie
ukończyłam - i wypłaci mi honorarium. Henry musiał iść do
lekarza. Gonzalo sprawił sobie okulary. Robert przyszedł w
towarzystwie B. i poprosił o trochę pieniędzy, gdyż chcieli pójść
do kina.
Czy nasz staruszek nie zmęczył się jeszcze pornografią? Czy
nie zdarzy się jakiś cud?
Zaczęłam wyobrażać sobie, że mówi: „Przynoś mi wszystko,
co ona pisze, chcę tego, to mi się podoba. Prześlę jej wspaniały
prezent: wysoki czek za wszystkie historie, które napisała”.
Zepsuła mi się maszyna do pisania. Mając sto dolarów w
kieszeni, zdołałam odzyskać optymizm. Powiedziałam do
Henry’ego: „Ten kolekcjoner twierdzi, że lubi nieskomplikowane
kobiety, nie intelektualistki… a jednak zaprasza mnie na
obiad”.
Miałam wrażenie, że puszka Pandory zawierała tajemnice
kobiecej zmysłowości, tak odmiennej od męskiej - zmysłowości,
wobec której język mężczyzn nie jest adekwatny. Język seksu
musiał być dopiero odkryty. Język zmysłów - dopiero zbadany.
D.H. Lawrence zaczął od tego, że wypowiadał się instynktownie,
usiłował uniknąć stylu klinicznego, naukowego, który nie jest w
stanie oddać tego, co odczuwa ciało.
październik 1941
Przyszedł Henry i wypowiedział kilka sprzecznych ze sobą
stwierdzeń. Że mógłby żyć z niczego, że czuje się tak dobrze, iż
byłby w stanie nawet podjąć jakąś pracę, że jego integralność
powstrzymuje go od pisania scenariuszy w Hollywood. Wreszcie
zapytałam go: - A co z moją integralnością, skoro pisuję erotyki
dla pieniędzy?
Roześmiał się, przyznał, że to paradoks i sprzeczność,
roześmiał się jeszcze raz i zmienił temat.
We Francji istnieje tradycja tworzenia literatury erotycznej w
dobrym eleganckim stylu. Kiedy zaczęłam pisać dla naszego
kolekcjonera, myślałam, że podobną tradycję odnajdę też tu,
myliłam się jednak. Wszystko, co ujrzałam, było szmirą pisaną
przez drugorzędnych autorów. Wydawało się, że żaden z
dobrych pisarzy nie przyłożył jeszcze swej ręki do erotyków.
Powiedziałam George’owi Barkerowi, jak piszą Caresse
Crosby, Robert Duncan, Virginia Admiral i inni. Pomysł,
jakobym była „madam” w tym snobistycznym, literackim
burdelu, gdzie wulgarność nie ma wstępu, utrafił w jego
poczucie humoru.
Śmiejąc się, powiedziałam: - Dbam o zaopatrzenie w papier i
kalkę, dostarczam anonimowo rękopisy i gwarantuję wszystkim
anonimowość.
George Barker uznał, że jest to o wiele bardziej
humorystyczne i inspirujące niż żebranina, pożyczanie lub
wyłudzanie pieniędzy od przyjaciół najedzenie.
Skupiłam wokół siebie poetów i wspólnie poczęliśmy tworzyć
przepiękne erotyki.
Ponieważ byliśmy skazani na pisanie o przejawach
zmysłowości, przeżywaliśmy gwałtowne eksplozje poezji.
Tworzenie literatury erotycznej stało się drogą raczej ku
świętości niż do rozpusty.
Harvey Breit, Robert Duncan, George Barker, Caresse
Crosby, my wszyscy koncentrujemy swe umiejętności na tour
de force, zaopatrując naszego staruszka w taką ilość trafnie
dobranej perwersji, że wreszcie zaczął błagać o więcej.
Homoseksualiści pisali tak, jakby byli kobietami. Nieśmiali
pisali oorgiach. Oziębli - o szaleńczym spełnieniu. Poeci dawali
upust czystemu zezwierzęceniu, a ci najbardziej czyści -
perwersjom. Nękały nas wspaniałe opowieści, których nie wolno
nam było przekazać dalej.
Siadaliśmy w koło, wyobrażając sobie naszego staruszka, i
zwierzaliśmy się jedni drugim, jak bardzo go nienawidzimy za
to, że nie zezwala na połączenie seksu i uczucia, zmysłowości z
emocjami.
grudzień 1941
George Barker był straszliwie biedny. Postanowił pisać
więcej erotyków. Napisał osiemdziesiąt pięć stron, ale
kolekcjoner uznał, że są zbyt surrealistyczne. Mnie natomiast
spodobały się. Sceny miłosne były niesamowite, pełne fantazji.
Pierwsze pieniądze, jakie otrzymał, przepił, ja zaś nie
mogłam pożyczyć mu nic więcej, jak tylko papier i kalki. George
Barker, znakomity poeta angielski, pisał erotyki, aby móc pić,
tak jak Utrillo, który malował za butelkę wina. Zaczęłam
rozmyślać o starcu, którego my wszyscy nienawidziliśmy z
całego serca. Postanowiłam wysłać list, wprost do niego,
wyznać, co czujemy.
„Szanowny panie kolekcjonerze, nienawidzimy pana. Seks
traci całą swą moc i magię, jeśli staje się dosadny,
mechaniczny, przesadzony, kiedy przeradza się w obsesję.
Wtedy staje się czymś nieznośnym i nudnym. Nikt poza panem
nie zdołał uświadomić nam, jak wielkim błędem jest nie łączyć
seksu z emocjami, żądzą, pożądaniem, namiętnością, fantazją,
kaprysami, więzami międzyludzkimi i głębszymi stosunkami,
zmieniającymi raz po raz swoją barwę, woń, rytm i natężenie.
Nie wie pan nawet, ile traci podczas tej dokładnej,
drobiazgowej obserwacji aktywności seksualnej przy
równoczesnym wykluczeniu innych aspektów, będących
paliwem do jej rozpalenia. Intelekt, wyobraźnia, romantyzm i
emocje - to właśnie obdarza seks zdumiewającą strukturą,
dokonuje w nim subtelnej transformacji, stanowi jego
afrodyzjak. Pan ogranicza swój świat odczuć, pozbawia go
wody, pożywienia i krwi.
Gdyby wzbogacił pan swoje życie seksualne o wszystkie owe
podniety i przygody, które miłość dostarcza zmysłowości, stałby
się pan człowiekiem o największej potencji na świecie. Źródło
seksualnej mocy tkwi w ciekawości i namiętności. Pan
natomiast przygląda się. jak jej niewielki płomyk dławi się i
gaśnie. Seks nie potrafi rozwijać się w monotonii, bez uczucia,
inwencji, nastrojów, niespodzianek w łóżku. Seks należy
mieszać ze łzami, śmiechem, słowami, obietnicami, scenami
zazdrości i gniewu, z wszelkimi odcieniami strachu,
zagranicznymi podróżami, nowymi twarzami, powieściami,
opowiadaniami, marzeniami, fantazjami, muzyką, tańcem,
opium i winem.
Jak wiele traci pan przez ów peryskop na czubku pańskiego
organu seksu! A przecież mógłby pan rozkoszować się całym
haremem egzotycznych i niepowtarzalnych cudów… Nie ma
dwóch takich samych włosów, a jednak pan nie pozwala nani
uronić nawet jednego słowa, aby opisać włos; nie ma dwóch
identycznych zapachów, ale gdy chcemy napisać coś na ten
temat, pan woła od razu: skończyć z tą poezją! Nigdy skóra
jednego człowieka nie jest równa skórze drugiego; różnią się
strukturą i odcieniem, nigdy też nie ma takiego samego światła,
temperatury, cieni, nigdy tych samych gestów; gdyż kochanek,
owładnięty miłością, potrafi wykorzystać całą gamę miłosnej
wiedzy, nagromadzonej przez stulecia. Cóż to za rozmach, jakie
zmiany wieku, ileż zmian dojrzałości i niewinności, perwersji i
sztuki…
Godzinami siedzieliśmy tak, zastanawiając się. jak też pan
wygląda. Jeśli naprawdę uodpornił pan swoje zmysły na
jedwab, światło, barwę, zapach, charakter i temperament, musi
pan być człowiekiem zupełnie zasuszonym. Jest tak wiele
zmysłów pobocznych, które niczym dopływy wpadają wreszcie
do głównego nurtu seksu, żywiąc go. Jedynie wspólny puls
seksu i serca potrafi zrodzić ekstazę.
Postscriptum
Wówczas, gdy wszyscy pisaliśmy erotyki po dolarze za
stronę, uświadomiłam sobie, że od wieków mieliśmy tylko jeden
model tego gatunku literackiego - utwory pisane przez
mężczyzn. Zdałam już sobie sprawę z różnicy, jaka istnieje
pomiędzy męskim a kobiecym sposobem traktowania seksu.
Wiedziałam, jak odmienne są dosadność Henry’ego Millera i
moja zagadkowość - jego humorystyczne. typowe dla
Rabelais’go spojrzenie na seks i moje poetyckie opisy scen
seksualnych w nie opublikowanych fragmentach dzienników.
Jak już wspomniałam w III tomie Dzienników, miałam
wrażenie, że puszka Pandory zawierała tajniki kobiecej
zmysłowości, tak odmiennej od męskiej, zmysłowości, wobec
której język mężczyzny nie jest adekwatny.
Kobiety, myślałam, są bardziej skłonne łączyć seks z
emocjami, z miłością, i wybrać sobie raczej jednego mężczyznę,
niż decydować się na częstą zmianę partnerów.
Uświadomiłam to sobie, pisząc powieści i Dzienniki, ajeszcze
wyraźniej, gdy zaczęłam nauczać. Ale jednak - mimo iż postawa
kobiet wobec seksu różni się tak bardzo od postawy mężczyzn -
nie nauczyłyśmy się jeszcze, jak o tym pisać.
Tu. w przypadku owej erotyki, pisałam dla rozrywki i pod
presją klienta, który żądał, abym „zrezygnowała z poezji”.
Wydawało mi się, że mój styl znajduje się pod wpływem książek
napisanych przez mężczyzn. Z tego względu miałam od dawna
wrażenie, że poszłam na kompromis, gubiąc gdzieś cząstkę
mojej kobiecej jaźni. Porzuciłam więc literaturę erotyczną.
Czytając ją jednak ponownie wiele lat później, widzę, że mój
własny głos nie został tak do końca ¡tłumiony. W wielu
fragmentach użyłam intuicyjnie języka kobiety, patrząc na
przeżycia erotyczne z punktu widzenia kobiety. I w końcu
postanowiłam dopuścić te erotyki do publikacji - gdyż można w
nich dostrzec pierwsze kroki kobiety w świecie, będącym
dotychczas domeną mężczyzn.
Ten kobiecy punkt widzenia będzie jeszcze wyraźniejszy, jeśli
kiedykolwiek zostanie opublikowana nie okrojona wersja
Dzienników, a wtedy okaże się, że kobiety (i ja, w Dziennikach)
nigdy nie oddzielały seksu od uczucia, od miłości do całego
mężczyzny.
Anais Nin Los Angeles
wrzesień 1976
WĘGIERSKI POSZUKIWACZ PRZYGÓD
Lilith była kobietą oziębłą, a jej mąż domyślał się tego, mimo
iż usiłowała to przed nim ukryć. Sytuacja doprowadziła do
następującego wydarzenia.
Lilith nie jadła nigdy cukru, nie chciała bowiem, aby jej
figura stała się jeszcze bardziej pulchna, a do słodzenia
używała substytutu - małych, białych pastylek, które stale
nosiła przy sobie w torebce. Pewnego razu zapas skończył się,
poprosiła więc męża, aby kupił jej trochę pastylek, wracając do
domu. Przyniósł jej małą buteleczkę, taką o jaką jej chodziło,
ona zaś po obiedzie wrzuciła do kawy dwie pastylki.
Siedzieli obok siebie, a on wpatrywał się w nią z wyrazem
owej pobłażliwej tolerancji, którą okazywał zawsze w
momentach jej ataków nerwowych, napadów egotyzmu lub
samopotępienia, paniki. Na wszystkie oznaki histerii reagował
niezmiennie spokojnie, nie tracąc cierpliwości. Tym, kto szalał,
była zawsze ona, to ona wpadała w gniew i poddawała się
najbardziej burzliwym emocjom; on w tym wszystkim nie brał
żadnego udziału.
Ten stan rzeczy był najwidoczniej symbolem napięcia między
nimi, którego nie mogli rozładować seksualnie. Mąż Lilith
ignorował wszystkie jej prymitywne, gwałtowne prowokacje, nie
zamierzał stawać z nią na tej emocjonalnej arenie, zaspokajając
w ten sposób jej żądzę zazdrości, bojaźni i walki.
Może - gdyby podjął wyzwanie i przystał na grę, która jej
odpowiadała - uświadomiłaby sobie jego obecność bardziej
fizycznie. Ale mąż Lilith nie miał pojęcia o preludiach
wzmagających pożądanie zmysłowe, nie wiedział nic o
podnietach niezbędnych dla pewnych istot o dzikiej naturze,
tak więc zamiast reagować natychmiast na widok jej włosów,
gdy napełniały się energią, jej twarzy, kiedy zaczynała się
ożywiać, jej oczu, gdy rozżarzały się jak węgle, jej ciała, kiedy
poczynało drgać nerwowo jak u konia wyścigowego - krył się za
murem pobłażliwej wyrozumiałości, drażnił się z nią łagodnie i
akceptował tak, jak zwiedzający w zoo, którzy obserwują
zwierzęta w klatkach i śmieją się ubawieni ich pozami, nigdy
jednak nie ulegają nastrojowi i nie przejmują zwyczajów
zwierząt. To właśnie stworzyło dla Liiith stan izolacji; była
niczym dzikie zwierzę na głuchej pustyni.
Każdorazowo, gdy wpadała w furię, gdy ogarniała ją złość, jej
mąż znikał. Był jak niewzruszone niebo, które spogląda z góry,
czekając, aż siła burzy osłabnie. Gdyby - niczym zwierzę równie
prymitywne - pojawił się na drugim krańcu tej pustyni i
skonfrontował żonę z takim samym elektrycznym napięciem we
włosach, skórze i oczach, gdyby zaprezentował takie samo ciało
drapieżnika, stąpając ciężkim krokiem i szukając
jakiegokolwiek pretekstu, aby zamknąć ją w dzikim uścisku i
poczuć jej ciepło i siłę, wówczas padliby może razem na ziemię,
a ich zmagania przybrałyby inny charakter; walka
przerodziłaby się w miłosne uściski, szarpanina przybliżyłaby
jedynie ich usta, zęby, języki, wzajemna pasja sprawiłaby, że
ich najintymniejsze strefy ocierałyby się o siebie, krzesząc
iskry, a oba ciała musiałyby zespolić się w jedno, aby
rozładować to cudowne napięcie.
Tego wieczoru rozsiadł się w fotelu, z tym swoim
nieprzeniknionym wyrazem twarzy, ona zaś w świetle lampy
malowała coś z taką furią, jak gdyby potem, kiedy obraz będzie
już gotowy, zamierzała połknąć go żywcem. Nagle oświadczył: -
Wiesz, to, co ci przyniosłem i co wsypałaś po obiedzie do kawy,
to nie był wcale cukier, lecz „hiszpańska muszka”, specjalny
środek wzmagający namiętność.
Lilith spojrzała nań ze zdumieniem. - I ty dałeś mi coś
takiego?
- Tak, chciałem się przekonać, jak to podziała na ciebie,
pomyślałem sobie, że oboje możemy mieć z tego mnóstwo
przyjemności.
- Och, Billy - zawołała. Cóż to za podstęp! A ja obiecałam już
Mabel, że pójdziemy obie do kina. Nie mogę jej zawieść,
siedziała w domu przez cały tydzień! A jeśli to zacznie działać
podczas seansu?
- Cóż, rzeczywiście musisz z nią iść, skoro dałaś słowo. Aleja
będę na ciebie czekał.
W takim też stanie ducha, zaintrygowana i podekscytowana,
Lilith pojechała po Mabel. Nie ośmieliła się zwierzyć przyjaciółce
z tego, co zrobił jej mąż, przywołała jednak na pamięć wszystkie
opowieści, które słyszała na temat „hiszpańskiej muszki”. W
wieku XVIII mężczyźni we Francji stosowali ów środek na dużą
skalę. Przypomniała sobie historię o pewnym arystokracie,
który w wieku czterdziestu lat - nieco już zmęczony
intensywnymi przygodami miłosnymi z co atrakcyjniejszymi
kobietami - zakochał się w tancerce zaledwie dwudziestoletniej,
i to tak gorąco, że spędził z nią na igraszkach seksualnych trzy
pełne dni i noce, a to dzięki „hiszpańskiej muszce”. Lilith
usiłowała wyobrazić sobie, jakie to uczucie i co by się stało,
gdyby namiętność dała o sobie znać w najmniej oczekiwanym
momencie, ona zaś musiała gnać czym prędzej do domu i
zwierzyć się mężowi ze swej płomiennej żądzy.
Siedząc w ciemnym kinie, nie potrafiła skoncentrować się na
tym, co działo się na ekranie. W jej głowie panował niesłychany
chaos. Pełna napięcia siedziała na brzeżku krzesła, usiłując
wyczuć działanie afrodyzjaku. Drgnęła raptownie,
uświadamiając sobie przede wszystkim ze strachem, że ma
rozsunięte uda, a spódnica podwinęła się, odsłaniając kolana.
Przez chwilę była przekonana, że jest to wyraz jej rosnącej
już gorączki seksualnej.
Próbowała przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek przedtem
siedziała już w takiej pozie w kinie. Miała wrażenie, że
rozsunięte uda to najbardziej nieprzyzwoita pozycja, w jakiej
może siedzieć kobieta, przyszło jej też raptem na myśl, że osoba
siedząca przed nią, w rzędzie, który znajdował się nieco niżej,
mogłaby w każdej chwili obrócić się i zajrzeć jej pod spódnicę,
delektując się widokiem jej nowych majtek i nowych podwiązek,
które dopiero co kupiła. Wszystko zdawało się przygotowywać
ją na ową orgiastyczną noc. Musiała przewidzieć to intuicyjnie i
zapewne dlatego kupiła sobie te majtki obszyte delikatną
koronką, jak również podwiązki barwy koralu, tak bardzo
pasujące do jej smukłych, gładkich nóg.
Zirytowana zacisnęła nogi. Uświadomiła sobie raptem, że
jeśli ta dzika żądza owładnie nią właśnie teraz, nie będzie
wiedziała, co zrobić. Może wstać nagle, powiedzieć, że rozbolała
ją głowa, i wyjść? Albo też skorzystać z obecności Mabel…
Mabel, która adoruje ją od dawna. Tylko czy starczy jej odwagi,
aby uczynić ten krok i zacząć pieścić Mabel?
Słyszała już wielokrotnie o tym, że kobiety przychodzą do
kina, aby darzyć się pieszczotami. Jedna z jej przyjaciółek
siedziała kiedyś w kinie, aż tu nagle dłoń towarzyszki zaczęła
powoli rozpinać w ciemności jej spódnicę, wśliznęła się na płeć i
głaskała tak długo, aż doprowadziła ją do orgazmu. Ciekawe
jak często przeżywała potem tę rozkosz, siedząc sztywno,
nieruchomo, podczas gdy dłoń znajomej pieściła ją w
ciemności, powoli, tajemniczo, dyskretnie, tak aby nikt tego nie
dostrzegł? Czy to właśnie przydarzy się teraz jej samej?
Nigdy jeszcze nie pieściła innej kobiety. Czasem tylko
wyobrażała sobie, jakie to musi być cudowne pieścić kobietę,
krągłe pośladki, miękki brzuch, aksamitnie delikatną skórę
między udami, nieraz też, leżąc nocami w łóżku, próbowała
głaskać się po to tylko, aby przekonać się, jakie to uczucie
dotykać kobietę. Często pieściła własne piersi, wyobrażając
sobie, że należą do innej kobiety.
Zamknęła oczy, przypominając sobie widok ciała Mabel w
kostiumie kąpielowym, Mabel z tymi jej pełnymi, bardzo
krągłymi piersiami niemal rozsadzającymi kostium kąpielowy,
Mabel z tymi zmysłowymi, uśmiechającymi się łagodnie ustami.
Jak cudownie by było! Ale czas mijał, a między udami, póki co,
nie czuła takiego żaru, który uderzyłby jej do głowy, pozbawił
kontroli nad sobą i kazał wyciągnąć rękę do Mabel. Pastylki nie
zaczęły jeszcze działać. Nadal była zimna, zaciskała kurczowo
uda, czując, jak bardzo jest napięta.
Nie była w stanie się odprężyć. Gdyby dotknęła teraz Mabel,
z pewnością nie starczyłoby jej odwagi, aby być konsekwentną i
wykonać kolejny, bardziej zuchwały gest. Czy Mabel nosi
spódnicę zapinaną z boku, czy chciałaby, aby Lilith pieściła ją
w kinie? Ogarniał ją coraz większy niepokój. Każdorazowo,
kiedy się zapominała, otwierała znowu uda, przybierając pozę w
jej mniemaniu tak nieprzyzwoitą, tak prowokującą, jak gesty
owych tancerek, Balijek, które poruszały rękami, to osłaniając
płeć, to znów wystawiając ją na widok publiczny.
Film dobiegł końca. Lilith jechała w milczeniu, prowadząc
samochód ciemnymi ulicami. Reflektory wydobyły raptem z
mroku samochód zaparkowany na poboczu drogi, ukazując
parę zajętą sobą, ale nie w zwykły sposób. Kobieta siedziała na
kolanach mężczyzny, tyłem do niego, on zaś prężył się pod nią,
w sposób typowy dla kogoś, kto właśnie osiąga orgazm. Był w
stanie tak wielkiego podniecenia, że nie przerwał nawet wtedy,
gdy oświetliły go światła przejeżdżającego samochodu. Wyprężył
się nawet jeszcze bardziej, aby poczuć dosiadającą go kobietę, a
ona poruszała się jak ktoś omdlewający z rozkoszy.
Lilith jęknęła na ten widok, a Mabel powiedziała: -
Nakryłyśmy ich w najbardziej odpowiednim momencie. - I
roześmiała się. A więc Mabel wiedziała, co to punkt
kulminacyjny, którego Lilith nie poznała jeszcze, choć tak
bardzo ją intrygował. Chciała już zapytać: „Jak to jest, jakie to
uczucie?”, uświadomiła sobie jednak. że niebawem i ona pozna
je należycie. Będzie zmuszona pofolgować wszystkim tym
żądzom, które dotychczas przeżywała wyłącznie w marzeniach,
w długich marzeniach wypełniających godziny spędzane w
samotności w domu. Siedziała, na przykład malując, i
wyobrażała sobie przy tym: wchodzi mężczyzna, którego bardzo
kocham. Wchodzi do pokoju i mówi: „Teraz cię rozbiorę”. Mój
mąż nigdy mnie nie rozbiera; ściąga tylko to, co ma na sobie, i
kładzie się do łóżka, a jeśli ma na mnie ochotę, gasi światło. Ale
ten mężczyzna podejdzie i powoli zacznie mnie rozbierać,
zdejmować jedną rzecz po drugiej. W ten sposób zyskam wiele
czasu, aby go poczuć, kiedy będzie tak stał z rękoma na moim
ciele. Najpierw rozepnie mi pasek, obejmie mnie oburącz w talii
i powie: „Jaką masz śliczną talię, jesteś tak ładnie wcięta,
smukła”. A potem rozepnie mi bluzkę, bardzo powoli, a ja będę
czuła jego dłonie, odpinające guzik po guziku i muskające co
chwila moje piersi, aż wyłonią się całe spod bluzki, będzie nimi
zachwycony i zacznie ssać sutki jak niemowlę, podrażniając je
zębami, a ja będę czuła to na całym ciele, jego pieszczoty
zwolnią każdy mój napięty nerw i unicestwią mnie.
Zniecierpliwi się trochę przy rozpinaniu spódnicy, zacznie
szarpać; wszystko z nadmiaru podniecenia. Nie zgasi światła.
Nie przestanie patrzeć na mnie z pożądaniem i podziwem,
będzie mnie wielbił i ogrzewał me ciało dłońmi, będzie mnie
pragnął… i w końcu podniecenie ogarnie również mnie, każdą
najdrobniejszą cząstkę mego ciała.
Czy ta „hiszpańska muszka” zaczęła już działać? Nie, Lilith
była rozmarzona, dręczyły ją natrętnie powracające fantazje -
ale nic poza tym. A jednak… widok tej pary w samochodzie,
nastrój ekstazy, w jakiej się oboje znajdowali… to właśnie
pragnęła poznać.
Kiedy wróciła do domu, mąż czytał. Podniósł na nią wzrok i
uśmiechnął się jak psotne dziecko. Lilith nie chciała przyznać,
że dotychczas nie poczuła działania afrodyzjaku. Była
niezmiernie rozczarowana sama sobą. Teraz zrozumiała na
dobre, że jest kobietą oziębłą, której nic już nie pomoże - nawet
środek, dzięki któremu ów osiemnastowieczny szlachcic kochał
się z młodą dziewczyną przez trzy noce i trzy dni bez przerwy.
Doprawdy, była potworem.
Ale o tym nie może dowiedzieć się nawet jej mąż. Jeszcze by
ją wyśmiał i w końcu rozejrzałby się za bardziej zmysłową
kobietą.
Zaczęła więc rozbierać się na jego oczach, a potem - na wpół
obnażona - kręciła się po pokoju. Dłuższą chwilę spędziła przed
lustrem, szczotkując sobie włosy. Zazwyczaj nie czyniła tego.
Nie chciała wzbudzać jego pożądania. Nie sprawiało jej to
żadnej przyjemności.
Stosunek seksualny był czymś, z czym należało uporać się
jak najprędzej i na czym zależało wyłącznie jemu. Dla niej było
to niczym składanie ofiary. Jego podniecenie i jego rozkosz - w
czym nie miała przecież żadnego udziału - wywoływały w niej
raczej odruch wstrętu. Czuła się jak kurwa, która bierze za to
pieniądze, była kurwą wyzutą z wszelkich namiętności, która za
jego miłość i poświęcenie mogła ofiarować mu tylko swe zimne,
puste ciało. Wstydziła się za siebie.
Ale kiedy wreszcie weszła do łóżka, jej mąż powiedział:-
Odnoszę wrażenie, że „hiszpańska muszka” nie podziałała
jeszcze wystarczająco silnie. Jestem już trochę śpiący.
Obudź mnie, gdybyś…
Lilith próbowała usnąć, ale cały czas czekała na moment,
kiedy ogarnie ją dzika namiętność. Po godzinie wstała i poszła
do łazienki, wyjęła z szafki buteleczkę i wzięła kilka pastylek
naraz, myśląc: Teraz wreszcie podziała. Postanowiła czekać. W
nocy mąż przyszedł do niej do łóżka, ale ona była tak napięta
między nogami, tak sucha, że musiała zwilżyć mu penis śliną.
Następnego ranka zbudziła się ze szlochem. Kiedy mąż
począł wypytywać ją o przyczynę rozpaczy, powiedziała mu
prawdę. Wtedy roześmiał się z całego serca. - Ależ Lilith, to był
tylko żart. Nie dałem ci żadnej „hiszpańskiej muszki”, po prostu
zażartowałem sobie z ciebie.
Ale od tego momentu Lilith była owładnięta tylko jedną
myślą: muszą istnieć jakieś metody, aby wzbudzić pożądanie.
Próbowała wszystkiego, o czym kiedykolwiek słyszała: wypijała
całe filiżanki gorącej czekolady z dodatkiem wanilii, jadła
cebulę. Alkohol nie działał na nią jak na innych, gdyż od
samego początku miała się przed nim na baczności.
Wszystko na nic; nie traciła kontroli nad sobą.
Kiedyś doszły ją wieści o małych kuleczkach, stosowanych w
Indiach Wschodnich jako afrodyzjak. Ale skąd je zdobyć?
Hinduski wsuwały je sobie do pochwy. Kulki były wykonane z
bardzo miękkiej gumy, miały delikatną powierzchnię, podobną
do skóry człowieka. Umieszczone w sromie, dopasowywały się
doń kształtem, a kiedy kobieta chodziła, poruszały się i one,
podrażniając ciało przy każdym ruchu mięśni, podniecając
bardziej, o wiele bardziej niż mógłby to uczynić penis lub palec.
I Lilith zapragnęła mieć takie kulki, przynajmniej jedną;
wsunęłaby ją sobie do pochwy i trzymała tam dzień i noc.
MARIANNĘ