You are on page 1of 429

Adam Winiewski - Snerg

Robot

Mechanizm

Bya noc. Bya jedna z szeregu tych zwyczajnych nocy,


gdy budziem si midzy pancernymi cianami, uwiziony od wielu miesicy w komorze bez wyjcia, w ciemnoci rozwietlonej blaskami ekranw i w ciszy przerywanej piskami gonikw, gdy drtwiaem na myl o nieznanym losie pod niskim marmurowym stropem, z ktrego nawet we nie ledziy mnie nieczue mechaniczne oczy, i kiedy - wci jednakowo zdumiony prawami zamknitego wiata - pytaem maszyny, co to wszystko znaczy, i zaraz traciem wiadomo w kolejnym cikim nie. Tej nocy nikogo ju o nic nie zdyem spyta. Zbudzony ostrym zgrzytem unoszonej grodzi, jak strzaem armatnim, ukryem si pod kodr, by tam zamkn usta, szeroko otwarte groz bliskiej mierci, za brutalna sia, ktra przy tym chciaa mi wyway szczk, w czasie trwania krzyku wyrwanego z piersi obdzieraa mnie z ostatnich zudze, toczc do mzgu mron myl o widmie wszechobecnego Mechanizmu. - Egzemplarz szedziesit sze... ! - cisza. - Biegiem do czwartej komory! - pad rozkaz z gbi rozwartego luku.

Skoczyem tam, skd dobieg gos, posusznie jak pies do nogi swego pana. Nagi i poraony gwatownoci wezwania zanurzyem si w nieznanej czeluci. W rodku nikogo nie znalazem. Masywny blok stali z hukiem zatrzasn si za mn. Staem w szeciennej ciasnej komorze o gadkich cianach - z wyjtkiem lodowatego mroku nie czuem i nie widziaem nic. Komora jednostajnym ruchem windy opuszczaa si w gb nieokrelonej konstrukcji. Gdy dotara do celu, jedna z jej cian zjechaa w bok, odsaniajc widok na obszern sal. Zobaczyem w niej kilkunastu nagich ludzi. Mczyni i kobiety, napitnowani widocznymi z daleka czarnymi numerami, ktre obiy im blade czoa, stali w szeregu pod cylindrycznymi kloszami z grubego szka. ciana wrcia na poprzednie miejsce. Przysonia zagadkowy obraz tak popiesznie, jakby sia - operujca ni zdalnie - zmienia w tej chwili swj pierwotny plan. Podoga komory zwina si w liski lej. Z jego garda wykipiaa smolista czer i zalaa wszystko. Gdzie w grze bysno wiato. Nim zgaso, ujrzaem w jego pomaraczowym blasku przewietlon na wskro spienion fal, ktra wypchna bon stropu i z rykiem wtargna do komory, wcigajc mnie w gb. Prd wyrwa mnie z leja i zawi drog, w masie zbitej kremowej piany, nis coraz wyej - ku czarnej renicy. lizgaem si na wstgach ruchomych czujnikw we wntrzu dugiej przeroczystej rury, opasanej konwulsyjnie pulsujcym wem - niczym pierwszy przeknity ks w trzewiach godzonego olbrzyma. Raz jeszcze podrzucony elastycznym cignem wtoczyem si wreszcie na wzniesiony ponad wszystkim srebrny szczyt. Skamieniaem u celu:

gboka renica jak wylot gronej broni w wietlnej smudze zatoczya wkoo mnie szeroki krg. Kiedy si zwara, pochwycony przez misiste cgi zakreliem uk nad przepaci i wrciem nad krawd leja. Znowu staem midzy cianami komory. Zalewa j bkitny pyn. W piersi bio mi miarowe ttno. Uniosem si w chodnej przestrzeni i spoczem na dnie. Przywarem do powierzchni szerokiego lustra. Z daleka pyn cichy monotonny gos: - Po wykonaniu gwnego zadania... Zaguszyo go krtkie wezwanie i ostry rozkaz: - Selekcja! - Na stanowisku! - Odchylenie od normy przekroczyo warto krytyczn. Zlikwidowa! Jak z ciemnoci wyania si przysonity dotd innymi, bardziej natarczywymi obrazami ukryty wrd nich delikatny ksztat, tak z ciszy, ktra zapanowaa po tamtym zgieku, wypyn i przybliy si zaguszony na pocztku, pierwszy monotonny i cichy gos: - Nieustanna - cho przytumiona licznymi kopotami o drugorzdnym znaczeniu - myl o niej mobilizowa ci bdzie do trwonego wysiku; nie wyobraaj sobie jednak, e nieprzytomny popiech jest tym, co winiene najwyej ceni. W nielicznych sytuacjach, ktre by wymagay posugiwania si naszym imieniem, nie analizujc precyzji tego terminu nazywaj nas Mechanizmem. To ju wszystko, czego si

moge od nas dowiedzie - tyle ci wystarczy. Instrukcja nie przewiduje gbszego poznania. Poddaj si naszej woli! Na swobodnej powierzchni cieczy, w ktrej byem cakowicie zatopiony, koysa si miarowo duy biay pcherz. Wielko jego ulegaa okresowym zmianom: pcznia i kurczy si na przemian zgodnie z rytmem mych oddechw. Dalej w grze - w orodku objtym kolejn metamorfoz ujrzaem dwie pary roziskrzonych oczu. Jedn z nich rozpoznaem od razu: to byy moje wasne oczy. Okala je obraz odbitej jak w zwierciadle znanej mi doskonale twarzy. Druga twarz - janiejsza i bardziej ostra - przesuna si poza krawd srebrnego kwadratu i znika. Lecz zanim wypada z pola mego widzenia, zdyem odczyta widniejcy na jej czole wyrany czarny napis: BER-64. Wpatrywaem si w swj wizerunek z ciekawoci, ktra wkrtce nabraa mocy zdumienia: na wasnym czole rwnie odczytaem due czarne litery i cyfry. To pitno rnio si od poprzedniego pewnym drobnym, cho bardzo istotnym szczegem. Nosiem na czole nie wiadomo kiedy wyryty tam napis: BER-66. Wtem ciany komory pky wzdu wszystkich swych krawdzi i czterema grubymi blokami stali osuny si bezgonie do otwartych poza nimi wnk. Caa masa bkitnej cieczy spyna korytami w d. Odcity szczelin od reszty dna okrgy fragment podstawy, na ktrej staem, jak potny tok wprowadzi mnie do wntrza czekajcego w grze cylindra. Przejrzysty klosz po przyjciu ywego adunku powdrowa niezwocznie na nastpne stanowisko operacyjne. Wieloczonowe szczki zaopatrzyy go tam w niskie podwozie i pchny dalej.

Poruszaem si w swym wizieniu na szynach midzy dwiema plastykowymi cianami, w poowie wysokoci wskiego i dugiego korytarza. Przede mn, w odlegoci kilkunastu metrw, toczy si w tym samym kierunku drugi identyczny pojazd. Jego wntrze zajmowaa posta nagiego mczyzny. Na zwrconej profilem twarzy odczytaem jedynie drug cz jego liczby porzdkowej, ale to mi wystarczyo, eby domyli si pierwszej oznaczony by numerem BER-65. Pojazdy toczyy si bardzo wolno. W czasie kilku minut nieustannego ich ruchu z dziwn dla samego siebie beztrosk i ciekawoci, ktra znajdowaa czas, aby. zajmowa si takimi nieistotnymi szczegami, porwnywaem zwisajce z sufitw obu pojazdw dwa proste uchwyty. Nareszcie, doszedszy do jakiego nie sprecyzowanego bliej wniosku, ktry w badajcej co podwiadomoci przedstawi mi si jako ulga po ustpujcym silnym nacisku, opuciem oczy na opasan szkem posta i dokonaem dziwnego odkrycia. Czowiek ten braem go dotd za organizm z krwi i koci - przez cay czas ani razu si nie poruszy. Jednake bezruch jego nie mia nic wsplnego z nieruchomoci kogo, kto dla takich czy innych powodw usiuje zrobi wraenie, e jest posgiem. Patrzyem ze zdumieniem na pochylony tuw, ktrego pozycja przeczya warunkom trwaej rwnowagi, na nabrzmiae muskuy rozrzuconych rk, zakrzywione palce i na silnie skrcone nogi. W tej nienaturalnej pozie, ktra moga by nieruchomym obrazem jakiego drapienego skoku, czowiek przede mn by skamieniay tak dosownie, jak doskonale imitujca ludzk posta woskowa kuka. Zastygem przy szybie w oczekiwaniu czego, co teraz wanie powinno nastpi. Z tuby ukrytej pod pokryw klosza przemwi czysty kobiecy gos

- Egzemplarz unieruchomiony w ostatniej fazie bada kontrolnych przy udanej prbie ingerencji w bieg procesu. Zakcenie usunite. Mski gos wypowiedzia tylko jedno sowo: - Selekcja! I wtedy usyszaem siebie. Gosem o obcej barwie, ktry zabrzmia z nie znan mi dotd moc, powiedziaem - Na stanowisku! Ju trzymaem do na uchwycie. Czekaem tylko na suchy rozkaz. Pad z tego samego rda: - Odchylenie od normy przekroczyo warto krytyczn. Zlikwidowa! Zanim miaem czas zastanowi si nad tym, co si ze mn dzieje, moja rka silnie szarpna za uchwyt. Celowo tego ruchu wydaa mi si tak oczywista, e analizowanie jej uznabym za co absurdalnego. W tym momencie z podogi suncego przede mn pojazdu oderwaa si i skoczya ku grze cienka jak iga smuga bladoszkaratnego ognia. Natychmiast otoczyy j liliowymi zadziorami wymierzone w nabrzmiae ju od aru dno pasemka gstego dymu, ktry po chwili, jakby zdmuchnity uderzajcym z gry podmuchem, przywar do cianek cylindra. Na uamek sekundy niklowane czci podwozia obj krwawy, roziskrzony na nitach blask; wyciekajce z zawieszonej pod sufitem pojazdu nieksztatnej bryy olepiajco biae jego jdro skapno kilkoma sonecznymi byskami na niszy poziom, gdzie w oka mgnieniu spczniao, wypeniajc wntrze caego cylindra jzorami spienionej czerwieni. Pojazd zachwia si na zanurzonej w prowadnicach gwnej osi podwozia i wywrci

si do gry dnem. Kiedy jego zaklinowane w pdzie pozy zostay zwolnione z ucisku stali i po obrocie przeszy na nowy, niszy tor, ruszy gwatownie w przeciwn stron. Przemknwszy tu pode mn ruchem tak szybkim, e przypominao to lot masywnego pocisku, zgas wkrtce za zakrtem. Jeszcze zajty obserwacj jego biegu, wci dziwnie spokojny i na wp otpiay lawin niezrozumiaych zdarze, a wic prawie obojtny na to, co si stao, spostrzegem, e pojazd mj wtoczy si do garda ciasnego tunelu, po czym, znalazszy si u jego wylotu po drugiej stronie, zamar w bezruchu pod rozleg kopu - naprzeciw drugiego identycznego pojazdu. Z jego wntrza, spoza rozrzuconych na gadzi szka pulsujcych ciemnym fioletem krech, ktre rysowa na tle pmroku zamany krzywizn cylindra snop wiata, wyoniy si czarne litery i cyfry: BER-64 oraz podkrelajce ten znajomy ju numer rwnie znajome proste brwi ponad niebieskimi oczami wymierzonymi we mnie. - Dokonao si: przybye wreszcie - wargi nagiego mczyzny poruszyy si; mwi, patrzc mi prosto w oczy, ale gos dobiega z gonika tkwicego ponad moj gow. Czowiek w ssiednim cylindrze jeszcze bardziej wysun z pmroku swoj twarz, a czoo jego zetkno si z pancern szyb i oparo na niej tak silnie, e napis BER-64 zszarza i znik, jakby wtoczony pod skr czaszki. Ktem oka zauwayem, e drugi pojazd jest objty przy podstawie ramieniem wielkiego transportera, ktrego prowadnice mierzyy prostopadle w gr, w gb zaczajonego pod kopu mroku. - Powoalimy ci do ycia - podj znw mocnym i rwnym gosem uwiziony w ssiednim cylindrze mczyzna

- aby mg posi czstk wielkiej tajemnicy. Narodzie si w pewnym cile okrelonym przedziale naszego wntrza, gdzie zostaa ci nadana posta ludzka, posta bytu biologicznego wraz z licznymi jej zaletami i wadami. Masz ju poza sob omiomiesiczny okres mudnej nauki, w ktrym za pomoc znanych ci urzdze zdoae opanowa niezbdn do dalszego poznawania wiedz ogln. Poznae ju moliwoci swojego ciaa, tote nie bdziesz si po nim spodziewa wicej, ni to jest moliwe. Zdobye si ponadto na odwag przekroczenia granicy, okazae si zatem zdolny do odczuwania ciekawoci i - co najwaniejsze - ju wczeniej stae si zdolny do odczuwania lku. Moesz by z siebie dumny: jeste czowiekiem. Jeste nim w takim stopniu, w jakim jest to nam potrzebne i w jakim my - mniej od ciebie ograniczeni - moglimy ci nim uczyni. Przeszede przez wszystkie etapy przypieszonego rozwoju, by na koniec podda si sprawdzajcym ich rezultat badaniom. Stae si bytem kompletnym, indywiduum cile podlegajcym prawom wiata, w ktrym odtd bdzie ci upywa czas twego pobytu. Okazae lk i ciekawo silniejsz od lku. Spenie zatem niezbdny warunek wstpny, co ci upowania do dania odpowiedzi na pytanie, w jakim celu osigne rwny czowiekowi stopie organizacji materialnej i duchowej. Dowiesz si wic wkrtce, e odpowiedzi ostatecznej, takiej, ktra by nie pocigaa za sob nieskoczonego szeregu nastpnych pyta, w ogle nigdy nie uzyskasz. Wymaga tego ogarniajca cae nasze wysoko zorganizowane dziaanie wielka tajemnica, ktrej i my - rwnie powolne narzdzia w rkach wikszej od nas siy - nie zdoalimy przenikn. Lecz aby zgodnie z yczeniem wyraonym przez rdo naszej wiedzy nie czu si upokorzony faktem, e spychamy

ci do roli ywej maszyny, zapoznamy ci z drobn czstk przekazanych nam informacji. Jeste jednym ze stworzonych i zaprogramowanych przez nas - trzeba to przyzna: do skomplikowanych - narzdzi do zdobywania potrzebnych nam wiadomoci. Obszar twego przyszego dziaania zosta ju prowizorycznie opisany, ale musimy pozna go dokadniej, bo da tego stojca ponad nami sia. Zadanie twoje brzmi: spenia wszystkie napywajce od nas i pojawiajce si wprost w twojej wasnej wiadomoci polecenia. Jeli dostaniesz rozkaz "zabi" - zabijaj, gdy jeste zwolniony od wszelkiej odpowiedzialnoci. Sterowany na odlego, bdziesz bada wszystko, co si dzieje w przylegajcej do naszego organizmu zamknitej przed dziewicioma miesicami przestrzeni. Caa wiedza, jak zdoasz posi, w takim tempie, w jakim j bdziesz zdobywa, przenika bdzie ku nam w sposb dla ciebie w najwyszym stopniu zagadkowy; nie trud si i nie prbuj nawet odgadn, jak to si bdzie odbywao, do na tym, e adna informacja, ktr uzyskasz, nie zostanie zlekcewaona ani zmarnowana. Aby uczyni ci jak najbardziej podobnym do ludzi, wrd ktrych przyjdzie ci dziaa, obdarzamy ci rwnie imitacj wolnej woli. Znaczy to, e zamiast dawa ci kade nastpne polecenie dopiero wwczas, kiedy poprzednie zostanie ju przez ciebie wykonane, bdziemy przesyali pod twoim adresem kilka lub nawet kilkanacie rozkazw naraz. Czasem bd to polecenia wzajemnie si uzupeniajce; na og jednak w polu twojej wiadomoci pojawia si bd rozkazy wyranie sprzeczne. Odnajdowa je bdziesz w sobie w postaci mniej lub bardziej zagmatwanych szyfrw, w formie

przelotnych kaprysw albo trwaych pragnie o niejednakowej mocy i zabarwieniu, przy czym spenienie jednych najczciej wyklucza bdzie automatycznie moliwo spenienia innych. Wielokrotnie wic bdziesz si musia powanie zastanawia, zanim si zdecydujesz, co w danej chwili powiniene uczyni. Taki ukad zmagajcych si ze sob si psychicznych, ktry - przy spotkaniu si przeciwnych sobie, ale rwnie natarczywych i pocigajcych chci - wywoa w tobie wraenie niepewnoci, nazywa si wahaniem, fakt za, e prawie zawsze dokonywa bdziesz wyboru jednej spord co najmniej dwu moliwoci - nosi nazw wolnej woli. Z subiektywnego punktu widzenia bdziesz mg porusza si swobodnie; nasza wadza nad tob nie bdzie ci ciy, pozornie bowiem ograniczony bdziesz jedynie warunkami okrelajcymi sytuacj zewntrzn, a nie wewntrznymi koniecznociami. Jeeli kiedykolwiek twoja wiara w moc wasnych decyzji zostanie zachwiana, co spowoduje zmcenie sodkiego zudzenia wolnoci, wwczas uzdrowi ci oczywista myl: "Postpiem tak, ale przecie mogem postpi inaczej". Tymczasem przy rwnoczesnym wystpowaniu wielu nasuwajcych si moliwoci dziaania zawsze zwycia bdzie w tobie pragnienie najsilniejsze - czyli to wanie, w ktrym bdziemy wyraali swoj wol, a wic przysonite innymi, mniej narzucajcymi si koniecznociami, nasze rzeczywiste polecenie. Odtd zawsze, kiedy bdziesz nas nienawidzi lub wielbi, miej przede wszystkim na uwadze spraw zasadnicz: nieodwoaln a do twojej mierci potrzeb zdobywania informacji o wiecie, do ktrego zostaniesz niebawem przeniesiony na bliej jeszcze nie okrelony, ale skoczony czas pobytu.

Nie ud si jednak, e stamtd kiedykolwiek powrcisz. Los twj jest bowiem cile zwizany z tamtym zamknitym hermetycznie wiatem, zostae tak skonstruowany, e istnienie twoje tutaj nie miaoby najmniejszego sensu. Po wykonaniu zadania gwnego nawet nie odgadniesz, na czym ono bdzie polegao zostaniesz unicestwiony. Osigniesz wic stan, ktry nazywa si mierci. Nieustanna - cho przytumiona kopotami o drugorzdnym znaczeniu - myl o niej mobilizowa ci bdzie do trwonego wysiku: nie wyobraaj sobie jednak, e nieprzytomny popiech jest tym, co winiene najwyej ceni. W nielicznych sytuacjach, ktre by wymagay posugiwania si naszym imieniem, nie analizujc precyzji tego terminu, nazywaj nas Mechanizmem. To wszystko, czego moge si od nas dowiedzie - tyle ci wystarczy. Instrukcja nie przewiduje gbszego poznania. Poddaj si naszej woli! Zaledwie mczyzna oderwa uwolnione ju od pitna napisu czoo od szyby, gdy jego pojazd drgn i pynnym ruchem pomkn do gry. Mj cylinder przetoczy si na opuszczone przez tamten pojazd miejsce. Usiadem na pododze i wspierajc si plecami o nisk dziaow ciank, prbowaem zebra myli. Znalazem je w stanie daleko posunitego chaosu. Chciaem ustosunkowa si do monologu poprzedzajcego mnie "na tamie" mczyzny i stwierdziem z pewn doz obojtnoci, e zarwno prba zlekcewaenia go, jako incydentu z jakich zasadniczych powodw nieistotnego, jak te prba przypisywania mu znaczenia decydujcego o moim losie - oba te skrajne nastawienia zakrzepy we mnie w zgodnym ssiedztwie bez wyranej skonnoci do wzajemnej dominacji. W zestawieniu z treci wysuchanego owiadczenia nic ju bardziej nie

powinno mnie poruszy. A przecie uderzya mnie przede wszystkim jego dziwaczna forma. I nawet nie to w niej, e ostateczny ksztat naday jej usta osobnika obezwadnionego w identycznej jak moja sytuacji, lecz jej brutalno. Nie mogem przy tym oprze si wraeniu, e owiadczenie to miao charakter typowy dla wszelkich poda i mitw: byo wyranie uproszczone, jak gdyby przeznaczone dla suchacza stojcego na niszym poziomie umysowym. Od duszego czasu nic si wok mnie nie dziao. Chodny wobec wielu narzucajcych si przypuszcze czekaem nieruchomo na dalszy rozwj wypadkw. Wreszcie gowa opada mi na podcignite pod brod kolana. Poddaem si ogarniajcej mnie z wolna sennoci. Obudzio mnie drenie podogi. Jeszcze nie otwieraem oczu, z uporem wmawiajc sobie, e nie jest to sygna wzywajcy mnie do przytomnoci, lecz zwyke, wywoane ruchem pojazdu koysanie. W kocu poderwaem si z podogi. Wszystko dookoa mnie wygldao tak samo jak przedtem. Naraz z gbi tunelu wyoni si i zbliy do mnie taki sam jak mj, cylindryczny pojazd. - Dokonao si: przybya wreszcie! - powiedziaem, rozpoznawszy znak BER-67 na czole skulonej pod cian cylindra nagiej kobiety. Nie wiem, dlaczego to powiedziaem, ale nie miaem ju adnych wtpliwoci, co naley mwi dalej, gdy po wykonaniu nie przemylanego ruchu oparem czoo na chodnym i silnie wibrujcym szkle opasujcego mnie cylindra. Pierwsze zdanie wypowiedziaem wasnym, troch niepewnym tonem; brzmienie nastpnych modulowao we mnie silne drenie jakby przyronitej do mojego czoa szyby.

- Powoalimy ci do ycia - syszaem bezbarwny, obcy gos dobywajcy si z mojego wasnego garda - aby moga posi czstk wielkiej tajemnicy. Narodzia si w pewnym cile okrelonym przedziale naszego wntrza, gdzie zostaa ci nadana posta ludzka... Sprbowaem oderwa gow od szyby, ale okazao si to zupenie niemoliwe. Dopiero po kilkunastu minutach powolnej recytacji, kiedy wypowiedziaem zdanie: "Poddaj si naszej woli", gowa sama odskoczya mi od przeroczystej ciany. Dokadnie w tym samym momencie pojazd mj unis si do gry. Poruszajc si coraz wyej kanaem ciasnego szybu, mija na przemian strefy jasnego wiata i gbokiego cienia. Ostre, przebiegajce w rwnych odstpach czasu granice midzy nimi nasuny mi myl, e s to kolejne kondygnacje wysokiej konstrukcji. Zatrzymaem si pod stropem ostatniej z nich. Uwolniona od pokrywy grna krawd cylindra zetkna si z okrgym, wycitym w suficie otworem. Podoga pojazdu miaa dokadnie tak sam rednic jak tamten otwr. Przekonaem si o tym w chwili, kiedy zostaem wypchnity z cylindra przez sunce do gry jego dno, ktre jeszcze raz spenio rol toka. Tok ten przywar szczelnie do wewntrznej krawdzi otworu i zamkn go pode mn tak precyzyjnie, e ju po minucie, klczc na posadzce nowego pomieszczenia i drapic po niej paznokciami, nie mogem odnale miejsca, w ktrym na zawsze przekroczyem zewntrzn powok Mechanizmu.

Zachowa ycie

Uruchomione w kocowej fazie operacji okrge dno


cylindra, zamykajc przepa gbokiej studni, pchno mnie w mrok. Dookoa siebie nie znalazem kolejnego transportera. Zdezorientowany w cakowitej ciemnoci i ciszy, prbowaem odgadn, gdzie zostaem przeniesiony i w jakim celu. Na goej skrze czuem chd agodnego przecigu. W oddali odezwa si trzask zamykanych drzwi. Towarzyszy mu odgos zbliajcych si krokw. Czowiek szed w moj stron. Zatrzyma si. Dzielia nas cienka ciana. Brzk kluczy i chrobot zamka kazay mi podj byskawiczn decyzj: zanim drzwi zdyy si otworzy, ukryem si pod murem - w stosie spitrzonych na pododze rupieci. Czowiek wszed do rodka. Nie zapalajc wiata, skierowa si w gb pomieszczenia. Spacerowa przez jaki czas w nieprzeniknionej ciemnoci. Zdawao si, e mrok nie ogranicza swobody jego ruchw. Wreszcie usyszaem chrzst materaca: przybysz pooy si na nim i znieruchomia. Pod napiciem oczekiwania na nieznane niebezpieczestwo wstrzymaem oddech, by nie zdradzi przed nim swojej obecnoci. Drgnem dopiero na szczk gonika, ktry nagle odezwa si z kta. - Wiadomo dla pilota Reza Asurmara! Czy jest ju pan na miejscu? - Tak! Przeszedem do luzy remontowej - odpowiedzia mj ssiad, obracajc si na materacu. - Jestem technikiem z grupy operacyjnej, ktra przygotowaa "kreta" do startu. Otrzymalimy meldunek, e

skafander termiczny przeby pomylnie wszystkie prby. Zaraz go nam przynios. Za godzin zaczniemy pana ubiera. - Czekam cierpliwie. - Radz ju teraz rozebra si do naga. Odpoczynek dobrze panu zrobi, a pod skafander trzeba zaoy specjaln bielizn i ubranie. Na lewo pod cian stoi leanka. Prosz si na niej wycign i o niczym nie myle. - Ju si rozbieram. - Jeszcze jedno. Poprzedni piloci, Raniel i Veis, nie byli chyba w najlepszej kondycji. - Na mnie moecie polega. - Liczymy te na sprzyjajce okolicznoci. - Chciabym jeszcze porozumie si z pukownikiem Gonedem. - Dobrze, poszukam go. Wanie zakoczylimy ostatni przegld. Podobno pukownik Goned prbowa pana przestraszy. Zwyka taktyka w tego rodzaju wypadkach. Musia sprawdzi, jakimi motywami kierowa si pan, decydujc si na start: chcia mie pilota zdecydowanego na wszystko. Pocz pana z nim, kiedy tylko znajd chwil czasu. Zapada cisza. Czowiek rozebra si i znw znieruchomia na leance. Uspokojony jego rwnym oddechem, zastanawiaem si nad swoj sytuacj. Wizaa si ona cile z losem napotkanych ludzi - i tego byem pewien: inaczej nie zostabym tu skierowany transporterami Mechanizmu, ktry przewidywa co i analizowa, by potem, zgodnie z

nakrelonym planem, rozdziela role midzy swe sterowane zdalnie narzdzia. Wayem w myli szczegy podsuchanej rozmowy. Znajdowaem si w bliej nie opisanej luzie remontowej obok czowieka (wierzyem, e autentycznego) pilota przygotowanego do niebezpiecznej podry. Start "kreta" czy si z pewnym, podkrelonym w rozmowie, ryzykiem. Dostaem si tutaj od razu w sam rodek zagadkowych wypadkw. Po okresie wielomiesicznej samotnoci, na ktrej trawieniu upyna mi caa przeszo wrd ekranw i gonikw celi, przywoane gosem technika, ktry zabrzmia w ciemnoci, powstaway w mej wyobrani pierwsze ywe i wolne postacie: pilot Rez Asurmar, Raniel i Veis oraz pukownik Goned mogem si przy tym dziwi, e w ogle zdoaem zapamita wszystkie te nazwiska. Ludzie yli nie opodal "konstrukcji" (tyle tylko umiaem powiedzie na temat obszaru zajmowanego przez rdo kierowanych pod moim adresem dyspozycji) lub inaczej : yli "w przylegajcej do jakiego zoonego organizmu zamknitej przed dziewicioma miesicami przestrzeni" - jak si wyrazi Robot wyprzedzajcy mnie na tamie. Czybym mia zwrci si do nich wprost i zapyta o cel wyprawy? - wykluczone: nawet nie prbowaem uzasadni zdecydowanej niechci do zawierania jakiejkolwiek znajomoci; ju na samym wstpie nie obleczona w adne sowa chodna konieczno kazaa mi utrzymywa dystans i kry si. Prbowaem rwnie wyobrazi sobie, jak dugo trwa bdzie mj pobyt wrd ludzi, a razem z nim to, czym obdarzya mnie tajemnicza sia ycie. Leaem pasko na wznak, w miejscu gdzie znalazem pierwsz lepsz kryjwk, z gow wspart na zwojach twardego kabla, z oczami wbitymi w jeden punkt, odrtwiay,

na wp przytomny - ju bez adnej myli. Przesycona senn cisz czarna przestrze wok mnie nie oywiaa si od wielu minut. Skd z gry dobieg saby jak szept kobiecy gos i zaama si krtkim krzykiem. Zamknem oczy - pod powiekami poszarpana czerwonymi byskami noc, w gbi wiadomoci wywleczona nie w por jaka nie przetrawiona myl: czekaem na co, gubiem si w domysach - ile dabym za to, by wiedzie. Sta czer wypiera z wolna nadchodzcy skd niemiay blask. Podog pokrywa srebrny nalot. Na cianie ukazay si dwie rwnolege olepiajco biae bruzdy. W okienku midzy nimi wisiao szkaratne soce. Leaem dalej nieruchomo w janiejcym nieustannie blasku, wcinity midzy cian i kilka skrzy, pod stosem szmat, ktre paliy mnie piekcym arem, tak obojtny na ich nieznony ucisk, e nawet nie pomylaem o tym, eby je z siebie zsun. Jak dugo mogo to trwa - czy spaem, czy niem? Niczego nie postanawiaem, a przecie - zmobilizowany wewntrznie i czujny, cho spokojny bardziej ni kiedykolwiek - uniosem nieruchom twarz i szykowaem si do skoku, gdy ju wiedziaem, e co si zaraz stanie, czego nie wolno mi przeoczy. W cianie - gdzie widniay dotd wolno rozszerzajce si szpary - otworzyy si nagle potne drzwi. Otworzyy si w jednej chwili szeroko i bezgonie, ukazujc ogrd. Drzewa stay w niskim porannym socu, na zboczu pagrka otoczonego zakolem rzeki, pod rzadkimi kbiastymi obokami, ktre pdzi lekki wiatr. Gazie chwiay si i szumiay, mokre licie paroway w cieple, wysypana tym wirem cieka wia si wrd kwiatw od horyzontu a po sam prg.

Widziaem ju raz ten pejza na stereoskopowym ekranie swej celi. Spojrzaem na czowieka. Siedzia nagi, nienaturalnie sztywny i blady, z kilkudniowym zarostem na brodzie, walczc rozpaczliwie z opadajcymi powiekami, ktre mu nie pozwalay patrze tam w stron wiata. W tej chwili odezwa si gonik. Poznaem gos technika - Asurmar, niech pan sucha. Mielimy trudnoci... - Widz niebo - powiedzia mczyzna i wsta z leanki. Postpi kilka krokw naprzd i cofn si, jakby zmaga si z ogarniajc go pokus. Przez cay czas nie odrywa oczu od prostokta drzwi. - Tam jest soce i... - urwa. - Co? - Znalazem przejcie! - skoczy za siebie i pod-bieg do stolika. Pochylony nisko nad gwk mikrofonu wycharcza - Popieszcie si! - Przejcie? - cieka do parku! - Czy pan oszala? Zaraz tam bdziemy. Mczyzna nie odezwa si ju wicej. Podszed niepewnie w stron niezwykle sugestywnego obrazu, zawaha si chwil, a potem - ju zdecydowany przestpi prg. Widziaem go jeszcze przez kilka sekund, kiedy, nie dotykajc stopami powierzchni ziemi, ktra w miar oddalania si od progu opadaa w d agodnym stokiem, szed przed siebie po paszczynie stanowicej przeduenie podogi i wygldajcej z mojego miejsca jak doskonale przeroczyste szko. Wziutkie szparki jego silnie zmruonych oczu, tak dugo

bezradnych, jakby dopiero po raz pierwszy w yciu zmagay si z naporem wiata, skieroway si na przebyt ju drog, a na twarzy odmalowao mu si zdumienie, co zdyem jeszcze zauway, zanim zatrzasny si grube, odlane w jednym bloku elaza, masywne drzwi. Zapada ciemno. U drzwi odezwa si chrobot zamka. Kto krci kluczem i odsuwa rygle. Zrzuciem z siebie szmaty i jednym susem dopadem leanki. Zajem na niej miejsce nagiego mczyzny. - Asurmar! - usyszaem ostry, peen nabrzmiaego wyrzutu gos. A potem czowiek, ktry wszed, zbliy si powoli do mnie. - Ju czas - powiedzia agodnie. - Tamto byo snem, miraem w ciemnoci. To jedno z tych zudze, ktre pozwalaj nam y. Wszed drugi mczyzna i wsun mi do rk skafander.

Ubraem si w ciki strj i bez sowa ruszyem za ludmi


wyprzedzajcymi mnie w ciemnoci, Doszedem z nimi do otwartej klapy, a dalej - ju o wasnych siach - przecisnem si przez wski waz. Zachowywaem si chyba do zrcznie i zgodnie z programem przygotowa, bo mczyni nie okazywali mi swego zniecierpliwienia. W kabinie rwnie panowa nieprzenikniony mrok. Przekrciem znaleziony na cianie kontakt, ale bez adnego skutku. Nie pytajc o przyczyn braku wiata, aby si nie wplta w ryzykown rozmow, z ktrej zaraz - w najlepszym razie - mogoby wynikn, e nie umiem radzi sobie z drobiazgami, zbadaem rkoma wntrze maego czworocianu i w gbokim fotelu, wtoczonym midzy dwa szeregi

dwigni, zajem miejsce przeznaczone dla pilota. Nie miaem ju teraz adnej wtpliwoci: byem otoczony dokadnie takimi samymi urzdzeniami, z jakimi miaem do czynienia wielokrotnie w czasie statycznego treningu odbytego niedawno w gbi Mechanizmu. Od razu przypomniaem sobie rwnie, e identyczny kopot z brakiem wiata miaem te w makiecie pojazdu (przeznaczonego do drenia kanaw w ziemi), i pomylaem, e moe tamten (zaprogramowany przez Mechanizm) przypadek mg by wskazwk, gdzie naley szuka uszkodzenia. Uniosem klap w pododze za fotelem. Z pulpitu sterowniczego wrd piskw i trzaskw odezwa si skrzekliwy gos technika: - cz pana z pukownikiem Gonedem... - szum zaguszy dalsze sowa. - Tak jak obiecaem - doda. Po chwili usyszaem zapowiedzianego pukownika - Startujesz za dziesi minut, Rez. Baem si tego czowieka. Musia zna Asurmara, skoro udzieli mu instrukcji przed startem, co wynikao z poprzedniej rozmowy, a na dodatek zwraca si do niego po imieniu. Moe nawet by dla niego kim bliskim. Obawiaem si, e zdradzi mnie brzmienie mojego gosu. - Jestem gotw - odpowiedziaem krtko. - Ty znajdziesz drog, Rez. Znajdziesz j! Wierz, e istnieje wyjcie z tego pieka. Wspierajc si o krawd prostoktnego luku, zanurzyem si w nim do pasa i wsunem rk ze rubokrtem w ciasn szczelin utworzon midzy spodem podogi a wygit oson

z blachy. Jak si spodziewaem, ruba bya nie dokrcona. Znw usyszaem Goneda - Moe jestem troch roztrzsiony, gderam i nudz ci, ale zrozum: to jest nasz ostatni "kret". Tu nie tylko o twoje ycie chodzi. Bd ostrony. Zbadaj dokadnie kierunek poudniowy, a jeeli nie znajdziesz bezpiecznego przejcia wracaj. Lepiej powtrzy prb za kilka dni ni od razu wpakowa si w sytuacj bez wyjcia. Wydaje mi si... umilk. Zastanawia si przez duszy czas. - Raniel i Veis przeholowali chyba z temperatur. Nic innego nie mogo im si zdarzy. Po prostu zaryzykowali w nadziei, e przecisn si do strefy chodniejszej, i posunli si za daleko jakim faszywym tropem. Pamitaj przede wszystkim o tym, e moesz wytrzyma tylko trzy godziny przy dwustu stopniach we wntrzu kabiny. Na tyle mniej wicej obliczony jest skafander. Suchaem uwanie, nie przerywajc manipulacji przy rubie. Kiedy opuszczaem klap, przyszo mi do gowy, e brak wiata w ssiednich pomieszczeniach spowodowany by moe rwnie atwymi do usunicia uszkodzeniami. Nie mogem przy tym zrozumie ludzi, ktrzy woleli obija si o ciany po omacku zamiast troch poszuka. Wspiem si na fotel, gdy pamitaem, e w wiernej kopii pojazdu skrzynia rozdzielcza znajdowaa si pod sufitem kabiny. Teraz wystarczyo ju tylko nacisn bezpiecznik. Podwayem zatrzanite drzwiczki. - Rez! - Sucham. - Milczysz? Masz jakie wtpliwoci?

- Nie. - A jednak plote technikowi rne gupstwa. Opowiada mi, e zapraszae ich do parku. - Krzyczaem przez sen. Cisza. Potem usyszaem chrzknicie. Jeeli mikrofon nie znieksztaca barwy mojego gosu... - pomylaem. - Czy nie uwaasz, e to dziwne? - zapyta po duszej przerwie, kiedy ju zaczynaem si ba. - Co? - Ta seria halucynacji, czy jak to nazwa. - Wanie zastanawiam si. - Raniel te je mia, chocia o co innego mu chodzio. A potem Veis. Kiedy przed startem zostawili go na kilka minut samego, woa, e widzi oaz i wielopitrowy dom. - Marzenie senne. - Wprawdzie wszyscy kadli si przed startem, ale jak wytumaczy sen, ktry powtarza si w identycznych okolicznociach rnym ludziom, akurat pilotom w czasie przygotowa do drenia szybu na powierzchni ziemi? Jest w tym jeszcze jedna zagadka. Ale ju czas na ciebie. Komora wolna. Ruszaj i... wracaj! Dziwna rzecz: wcale nie mylaem o nieznanej drodze. Co innego pochaniao mnie cakowicie. Najpierw nacisnem bezpiecznik. Kabin zala jasny snop wiata. W gowie miaem potworny zamt. Jednak nie pomyliem si! Nie byo tu adnej powaniejszej awarii. Czemu zatem...? W pierwszej

chwili mao brakowao, a bybym zachowa si jak szczeniak, ktry znalazszy bd w rachunku kolegi, biegnie z wypiekami na twarzy do nauczyciela, aby si pochwali swoj wyjtkow spostrzegawczoci. Nawet ju wyskoczyem przez waz i zatrzasnem za sob klap. Dopiero na pochylni opanowaem si: c obchodziy mnie kopoty tych ludzi, ich dziwactwa lub moe zwyczajna niezaradno. Miaem swoje zadanie, do ktrego wykonania przywoywa mnie Mechanizm. Przywoywa? Pooyem rk na klamce otwartych w poowie drzwi. Jeszcze nie mogem si zdecydowa. Naraz usyszaem szmer. Dobieg z zamknitej kabiny "kreta". Rwnoczenie z przeciwnej strony - spoza otwartych drzwi luzy remontowej - usyszaem donony haas : odgos gwatownego szamotania, ktremu towarzyszy kobiecy szloch. Drgnem. Co kazao mi natychmiast wraca. Ale ocigaem si. Wszystko dookoa: gboka noc, zaczajona w niej groba, napicie wywoane niezrozumia sytuacj i ci ludzie, ktrych nie mogem poj - to by jaki przykry sen. Nie powinienem w nim ju duej trwa - mogem si z niego wyrwa jednym ruchem dwigni przypieszenia. Tymczasem z wntrza luzy znw day si sysze guche uderzenia o podog, a potem krtki, jakby zdawiony rk jk. Wszedem tam ju bez chwili zwoki i potknem si o lece na pododze nagie ciao kobiety. Znalazem j dokadnie w tym samym miejscu, gdzie przed godzin sam zostaem wyrzucony tokiem swego cylindra. Bya kolejnym podem Mechanizmu. Myl o tak bliskim pokrewiestwie midzy nami uderzya mnie w chwili, kiedy przesuwajc do po jej twarzy, a nastpnie po silnie napronych i przytwierdzonych do podogi dugich wosach odkryem, e zostay one uwizione w zacinitej szparze midzy dnem transportera a posadzk luzy.

- Woaj na mnie Rez, jeeli jeszcze kiedy si spotkamy zwrciem si do niej bezceremonialnie i klknem obok. Podniosem kawaek ostrej blachy, ktrego nie sigaa rk - atwo mogem przywrci jej wolno. Ciem wosy splot po splocie, przy samej pododze, mylc przy tym o ludziach podtrzymywanych na duchu faktem, e zamiast numerw cyfrowych nosz w nazwiskach numery utworzone z kombinacji liter i o tym, e ona te jako zwyczajnie mogaby si nazywa. - Ino - raz jeszcze odezwaem si do niej. - Ja ciebie chrzcz. Jest to pierwsze lepsze imi, jakie przyszo mi do gowy. Czy ci ono odpowiada? W milczeniu przeczogaa si na nowe miejsce, odsuwajc si ode mnie na odlego pozostaych uwizionych wosw. - Chcesz jecha ze mn? - spytaem po raz ostatni. Cisza. Kiedy ostrze blachy oddzielao od podogi ostatnie pasemko jej wosw, zadraem od piekcego blu. Na przegubie doni, ktr wspieraem si przy jej twarzy, poczuem ostre i mocne zby. Wbia mi je w rk i szybko ukrya si w ciemnoci. By to z jej strony odruch tak niedorzeczny, e pewnie sama musiaa si zdziwi i przestraszy, kiedy spostrzega, e odzyskaa wolno. Przez chwil wzbiera we mnie gniew i ch poskromienia tego niewdzicznego zwierzcia, jakim si niespodziewanie okazaa, lecz nim zdyem poderwa si z miejsca, ssiednie ciany zadray od ryku syreny alarmowej. Haas trwa przez kilka sekund. W nagej ciszy, ktra nastpia po nim, usyszaem trzask odsuwanych rygli. Ju byo za pno na powrt do komory startowej. Przeklinajc siebie za ryzykowne opuszczenie pojazdu, przypadem do ciany, aby usun si z drogi nadbiegajcym ludziom.

Zdawao si, e mrok nie krpuje im ruchw: poruszali si z wielk pewnoci siebie, tak szybko, e jedynie doskonaa znajomo lokalizacji wszystkich przej i sprztw moga wytumaczy ich brak obawy przed roztrzaskaniem si o niewidoczne przeszkody. Z uchem przycinitym do ciany wsuchiwaem si w dudnice po pochylni kroki. Jeszcze chwila - uwiadomiem sobie - i dotr do wazu. Dotarli. Najpierw dobieg mnie stamtd krtki okrzyk zdumienia. W drugim gosie uchwyciem tylko ton: by w nim nieopisany gniew. Wreszcie pado wyrane, pene wyrzutu pytanie: - Czy on zwariowa? Inny gos wmiesza si do wypowiedzi tamtych, nakadajc si na nie ordynarnymi przeklestwami. Naraz wszyscy uciszyli si. Upyna duga chwila milczenia. Od strony pochylni nadchodzi kto nowy. - Co tam? - Zamelduj Lendonowi, e Asurmar zapali wiato w kabinie i uciek. Jakie pi minut temu, rozumiesz? Tyle wystarczyo. Przez ten czas... magma wylaza ze wszystkich szpar i wgryza si w tryby. Zablokowaa wa napdowy, stery i wirniki. Niewykluczone, e wdara si rwnie do zbiornikw i rozsadzia je. Zakrzepa ju cakowicie. Rce mi opadaj, gdy pomyl, kto to wistwo bdzie zdziera i czym. - Jak to? Asurmar zapali wiato? - Aresztuj go! Na co czekasz? Daleko nie uciek.

Teraz nie warto dochodzi, dlaczego to zrobi. Zastrzel go, jeeli bdzie stawia opr. To nie jest zwyke szalestwo, tylko sabota. Teraz moemy przekreli wszystkie nadzieje zwizane z ostatnim "kretem". Rozmowa toczya si dalej, jednak przestaem sucha. Zdawao mi si, e sprbowaem odepchn si od ciany, ktra z wielk si na powrt przycigna mnie do siebie jak magnes, ale to byo zudzenie, bo w rzeczywistoci nie uczyniem najmniejszego ruchu, cho chciaem gdzie biec. Staem rozpaszczony na cianie, z uchem guchym na dwiki, lecz dalej niedorzecznie przycinitym do muru, bo mimo pewnoci, e jestem biologicznym organizmem, czuem si jak pajac odcity od napdowej siy i czekajcy na zwizanie sznurka, a umys drya mi nieustannie jaka beznadziejnie gupia myl. Nie, na pewno to nie by strach. Raczej skrajny bezwad paraliujcy wszystkie komrki ciaa, ostatnie gbokie wytchnienie przed atakiem gniewu wymierzonego w pustk, ktry rs we mnie, spitrzajc si tym bardziej, im duej nie mg ustali dla siebie adnego celu ani kierunku. - Jak tu ciemno. To by gos kobiety. - Ina? - szepnem wyrwany nagle z poprzedniego nastroju. Nie uzyskaem odpowiedzi. Jeeli miaem ratowa si ucieczk, to by ju najwyszy czas. W korytarzu dudni tupot bosych stp. Widocznie Ina trafia na wyjcie. Ruszajc za ni, trciem otwarte drzwi i zatrzasnem je za sob. W zamku tkwi klucz. Przekrciem go i razem z pkiem innych schowaem do kieszeni. Pobiegem przed siebie w ciemnoci, a do miejsca gdzie usyszaem oskot. Na pododze pod cian w kocu lepego

korytarza znalazem In z rozbitym nosem. Stracia przytomno po zderzeniu ze cian. Wziem j na rce. Z bezwadnym ciaem przerzuconym przez plecy - zdecydowany wycofa si szybko z puapki do innego przejcia - obrciem si w miejscu. Tyle tylko mogem uczyni w tej niezwykej sytuacji, gdy nie mogem dalej i. W jednej chwili straciem t resztk pewnoci siebie, jaka mi jeszcze zostaa: bylimy otoczeni zewszd czterema gadkimi cianami; na domiar zego - pytania, ktrdy tutaj weszlimy, nie miaem nawet komu postawi. Posadziem In w kcie. Nie mogem si pogodzi z takim finaem szczliwie rozpocztej ucieczki, lecz nic prcz zamtu nie przychodzio mi do gowy. Z bezsensownym automatyzmem zawsze skonnego do wygody ciaa, ktre nawet w chwili zagroenia szukao sposobnoci do wytchnienia, rozparem si swobodnie midzy cianami, trafiajc rk na szereg guzikw. Jeden z nich ustpi pod naciskiem palca. Efekt tego drobnego zdarzenia przekroczy najmielsze oczekiwania: odkryem, e znajdujemy si we wntrzu uruchomionej ju windy, ktrej szerokie drzwi zasuny si za nami w momencie, gdy podbiegem do Iny. Wznosilimy si ku grze. Klatka windy zatrzymaa si po kilkunastu sekundach. Jeeli jest to wielopitrowa budowla pomylaem - ludzie nieprdko zdoaj ustali, gdzie wysiedlimy. Dziwi rozsuny si bezszelestnie. Ina wysza o wasnych siach. Cay czas poruszajc si w mroku, zbadaem popiesznie okolic wejcia do windy. Na prawo by mur z dwiema okrgymi klapami porodku, na lewo - otwarty jednym z porwanych kluczy magazyn. Ukrylimy si w nim, zamykajc za sob drzwi na dwa spusty. Otaczay nas stosy rnego rodzaju zapasw: wrd nich ywno, koce i ubrania.

Jeszcze przez kilka minut, zanurzeni w mroku, w ktrym pogrone byo tutaj wszystko, lecz ktry - czego mogem si obawia - nie zapewnia nam cakowitego bezpieczestwa, stalimy obok siebie, wsuchujc si w odlege i bliskie szmery. Wreszcie w jakim momencie tego penego niepokoju oczekiwania osunem si na podog i prawie natychmiast zasnem.

U rda mocy

Przez kilkadziesit godzin, jakie upyny mi w


ciemnociach od chwili pierwszego przebudzenia, leaem bezmylnie na pododze i biernie poddawaem si ogarniajcej mnie co pewien czas sennoci. Nie wiedziaem, co mam ze sob pocz. Ale nawet gdybym to doskonale wiedzia, to i tak nie dybym do wykonania jakiegokolwiek planu, bo aden plan nie mg mnie zmobilizowa do dziaania w prni, bo nie czuem w sobie adnych potrzeb, ktre by mnie do czego pchny, i chyba tylko bezwadne pragnienie zachowania ycia, przeduenia go o jeszcze jeden oddech, o jeszcze jedno uderzenie serca - potrzeba samego trwania, konieczno istnienia w takiej statycznej i prymitywnej formie, w jakiej j zaspokajaem -leniwie drzemaa wwczas w moim na wp upionym ciele, a jeszcze byo mi najzupeniej obojtne, czy t martw niemal posta ycia potrafi sobie na duszy czas zabezpieczy. Byem wic samym tylko trwaniem w ciemnoci i ciszy - i niczym wicej. Niekiedy, po wielu godzinach letargu, zrywaem si na rwne nogi, w kolejnym gbokim westchnieniu czy ,, w chwilowym napiciu pojawiajcej si myli bdnie ;

rozpoznajc zapowied ostatecznego przebudzenia. Staem wtedy przez duszy czas jak zahipnotyzowany. Lecz nie znajdujc adnej przyczyny, dla ktrej miabym znie cierpienie jakiegokolwiek wysiku, kadem si znw na pododze. Czasami, powodowany jakim nie okrelonym bliej uczuciem (nie bya to jednak ciekawo), wstawaem, aby poszpera po ktach dookoa siebie. Raz natknem si na siedzc na stole In. Bya ubrana w lekki, przewizany tasiemk paszcz; mwia co do mnie, czego nawet nie prbowaem zrozumie, bo ca uwag skupiem na jej wycignitej ku mnie doni, z ktrej rozchodzi si jaki pocigajcy zapach. Nim znalazem dla niego odpowiedni nazw, teraz dopiero uwiadomiwszy sobie uczucie dotkliwego godu, ktre graniczyo z blem, wyrwaem jej z rki otwart puszk z konserwami. Zdaje si, e zaraz po jej oprnieniu runem na podog city z ng kolejn fal nieuzasadnionego znuenia.

Obudziem si pord gbokiego mroku, w ciemnoci,


ktrej doskonaa czer ciarem oowianej pyty kada mi si na piersi. Nie wiedziaem, kim jestem i gdzie si znajduj. W porwanych na strzpy mylach nie znajdowaem adnego oparcia - nawet nie potrafiem zoy ich w jedno proste pytanie: wszystkie wiroway na uwizi splecionej z majacze pewnoci, e przestaem si w ogle liczy w rachubach Mechanizmu. Naraz poczuem na czole ciep do i usyszaem szept Iny: - Rez, dugo jeszcze bdziesz tak lea?

Ina ya tutaj przez cay czas mojej duchowej nieobecnoci - ya zwyczajnie i przytomnie. Wychodzia i wracaa, czym si zajmowaa, chciaa przy tym porozumie si ze mn. Pierwszy raz pomylaem o niej, ale tylko przez uamek sekundy. W tej samej chwili, moe na dwik jej gosu czy to pod wpywem wewntrznego zezwolenia, wstaem bez sowa i ruszyem przed siebie - w ciemno. Nie miaem trudnoci z odnalezieniem drzwi, poniewa drog wskazywa mi lekki, wiejcy od nich przecig. A wic byy otwarte. Dopiero na korytarzu uprzytomniem sobie, e fakt ten powinien mnie zdziwi. Zanurzyem rk w kieszeni skafandra. Zetknicie doni z chodnym pkiem kluczy uspokoio mnie i sprawio, e zaczem myle o czym innym. Zatrzymaem si na kocu korytarza, nie opodal wejcia do windy, w miejscu gdzie ju wczeniej natknem si na dwie due metalowe klapy. Obydwie tkwiy w gbokich wnkach, kad z nich zabezpiecza taki sam zesp sucych zapewne do zamykania dwigni, a ponadto posiaday zamki z dziurkami na klucze. Przeszo godzina upyna mi na prbach otwarcia jednej z nich. Wreszcie - po znalezieniu waciwego klucza - udao mi si zwolni ukryte zaczepy i uruchomi spryn. Klapa odskoczya na zewntrz z ostrym zgrzytem. Przeszedem na drug stron. Przez jaki czas staem nieruchomo i wytrzeszczaem oczy w nadziei, e rozwarte renice chwyc cho jeden zbkany promie wiata. Ale daremnie, bo aden najdelikatniejszy zarys, przewit czy plamka nie oywiay jednolitej czerni mroku. Ostronie poszedem przed siebie. Przez kilkanacie minut poruszaem si w labiryncie bardzo wskich i niskich korytarzy. Spoza cienkich cian dobiegay liczne dwiki. Przestrze wok mnie wypeniaa si nimi w miar, jak si oddalaem od klapy. Syszaem bulgotanie przelewajcych si

rurami pynw, szum wentylatorw, dwiki muzyki, uderzenia spadajcych przedmiotw, delikatne szmery i ostre chroboty, odgosy krokw, szuranie butami, szepty, okrzyki, wymawiane wyranie lub niedbale poszczeglne sowa i cae zdania, ktrych tre dotyczya spraw o rnym znaczeniu i przewanie bya dla mnie mao zrozumiaa. Pierwszy napotkany przy wahadowych drzwiach czowiek w milczeniu usun mi si z drogi. Pniej w pltaninie licznych przecinajcych si pod rnymi ktami korytarzy stykaem si w wskich przejciach z wieloma innymi. Wszyscy - niezalenie od tego, czy szli powoli, czy si spieszyli - mijali mnie z tak obojtnoci, jak gdybym w ogle nie istnia. Idc wzdu dugiego szeregu wskich drzwi, ktre stoczone byy na obu cianach nieledwie jedne przy drugich, nacisnem w pewnej chwili pierwsz lepsz klamk. Drzwi byy zamknite. Z drugiej strony odpowiedzia mi zniecierpliwionym tonem jaki mski podniesiony gos: - Pomyka! Kabina zajta. Niedugo potem gdzie do daleko przede mn rozdar cisz przenikliwy wrzask. Zaraz doczyy si do niego nadbiegajce z rnych stron inne rwnie wstrzsajce krzyki. Wzmagajcy si zgiek trwa przez kilka minut. Umilk raptownie, gdy pad strza. Huk przeszy garda korytarzy spotgowanym przez pogos grzmotem. Zamrozi w nich na jaki czas wszystkie inne rda dwikw. Nastaa cakowita cisza, ktr z wolna zaczy wypiera szepty spoza cian. Narasta szmer przyciszonych rozmw. Wkrtce sytuacja powrcia do poprzedniego stanu. Staraem si dotrze do miejsca, skd odezwa si pierwszy krzyk, jakby sygna do caego incydentu, ale drog zagrodzia mi ciana.

Mimo dugiego krenia nie straciem orientacji w przestrzeni. Wydawao mi si, e jeszcze umiabym do dokadnie wskaza kierunek na klap. Znajdowaem si w duym zatoczonym hallu. Obszedem go dookoa. Ocierajc si o przechodzcych tdy ludzi, badaem ciany, a natrafiem na szerokie przejcie. Zaprowadzio mnie ono do wahadowych drzwi. Poza nimi znajdowa si may trjktny przedsionek, w ktrym zbiegay si trzy wskie korytarze. Skierowaem si do jednego z nich. Gdzie z boku, z gbi ciemnoci, kto nawoywa kogo. Syszaem szybkie nerwowe kroki i miech: daleki zaamujcy si chwilami chichot, ktry przytumiony przez co, co mnie otaczao, dobiega tak osabiony, e ledwie mogem si go domyli: ledzc jego ewolucje, skoncentrowaem si wycznie na odgosach napywajcych z duej odlegoci i nie od razu zdaem sobie spraw, e tem tamtego histerycznego miechu sta si od pewnego czasu jaki bliski miarowy oddech. Kiedy sapanie zbliyo si do mojego ucha na tak ma odlego, e nie mogem go ju duej znie, wycignem rk trafiajc na twarz idcego bezszelestnie tu obok mczyzny. Nawet nie drgn. - ledz pana od duszego czasu - szepn, agodnym ruchem zdejmujc sobie moj do z twarzy. - Ach, tak... - ...i nie bez powodu. Bo... Ale niech pan nie odchodzi! Prosz mi zaufa. Nie zdradz pana, jeeli... Chciabym wiedzie tylko tyle: co dalej? Jaka jest nasza sytuacja! - A skd pan wie, e znam j lepiej od kogo innego? sprbowaem mu przerwa. Konwulsyjnym skurczem palcw wbija mi paznokcie w nadgarstek. - Nie! Nie ta sprzed kilku dni - cign dalej jednym tchem, mwic rwnoczenie ze mn, jakby sdzi, e nie zdy

dokoczy, przez co oba nasze zdania - moje i jego - zlay si w jeden prawie niezrozumiay bekot - lecz obecna, po uszkodzeniu ostatniego "kreta". Czy da si go naprawi? Jakie s szanse przebicia otworw w zablokowanych wyjciach? Czy istnieje moliwo wiercenia szybu? A wreszcie - tylko niech mi pan nie opowiada bajek! - czy starczy nam powietrza, no i arcia? Na jak dugo? Przez kilka chwil oddycha ciko. Zbliywszy wargi do mojego ucha, chucha mi w nie rozgorczkowanym szeptem - Wszystko! Wszystko si zgadza. Oszukujecie nas! Ogupiacie nadziej, ktrej nie ma i nie moe by. Pan przyszed z zerowej kondygnacji. O, tak, wiem. Pokluczy, powszy... eby... tutaj na miejscu poszpera po wszystkich korytarzach. Lendon pana przysa!! No i co? Mwi dalej, ale suchaem go z najwikszym roztargnieniem. Niewane, w jaki sposb odkry, e w tej czci konstrukcji jestem obcym przybyszem, chocia najprawdopodobniej zdradzi mnie skafander. Czy mimo wszystko - biorc mnie za kogo bardziej od siebie wtajemniczonego - oczekiwa sw pocieszenia? Czuem, e to spotkanie moe si dla mnie le skoczy. Przez cay czas jego bezadnego ataku zastanawiaem si, jak si od niego odczepi. Coraz natarczywiej napiera na mnie. Jego podniesiony gos zwrci na nas uwag kilku przechodzcych ludzi. Zatrzymali si. Zaraz zalej mnie potokiem pyta przestraszyem si. - A moe zamkniecie nam dopyw tlenu?... Ton tego pytania zawiera prowokacj. Musiaem w kocu jako zareagowa. Nie byem tym, za kogo mnie bra. Ale kim byem! Ucieka? - nonsens. Wokoo robio si zbiegowisko.

Cokolwiek bym powiedzia, zabrzmiaoby faszywie. Wszyscy - czuem to - skonni byli do oskare. Odnalazem jego gow. Otoczyem j rk, aby nie mg si oddali. Z ustami gdzie przy jego szyi czekaem na sekund ciszy. Wreszcie zabrako mu oddechu. - Pan - zniyem gos do szeptu - pan nie zna caej, niestety nie najweselszej prawdy. Przykro mi to wyzna, ale ocalej jedynie ci, ktrzy... - zawiesiem gos nie dla wzmocnienia efektu, ale po prostu dlatego, e jeszcze nie uoyem sobie wiadomoci mogcej wywoa dostatecznie silne wraenie. Pochyli gow i nastawi ucha z tak gwatown skwapliwoci, jakby spodziewa si usysze uniewinniajcy go wyrok - ...ktrzy bd wiedzieli, jak si zachowa w przypadku... Ale gdybym zdradzi panu rezultat najnowszego odkrycia... chocia, czy ja wiem... moe wolno mi zrobi wyjtek. Pan, zdaje si... - plotem dalej, z daremnym wysikiem mobilizujc umys do wytoczenia byle jakiego pomysu, podczas gdy on ta mi pod rk unieruchomiony nie tyle moim uciskiem, ile penym napicia oczekiwaniem. Jednak nie teraz. Nie tutaj! To chyba jasne. Robi si tok, a ja si spiesz. Do tego... Odszedem ju kilka krokw. - Gdzie? - rzuci za mn. Zawrciem i szepnem mu do ucha: - W windzie. Palnem to bez zastanowienia. Akurat to sowo leao mi na jzyku i wypluem je w jego stron, aby czym - byle czym - przeama cisz, ktra - po jego pytaniu - napia si jak zaopatrzona w pocisk spryna, jak iga wymierzona w

bbenki moich uszu. Lecz wrcia mi przytomno. Teraz bdzie mnie piowa dalej : w jakiej windzie? - spyta - kiedy? Nie zapyta o nic. Dochodziem wamie do gwnego korytarza, kiedy dogonio mnie jego jedno ciche sowo: - Przyjd. Poszedem wzdu wskiej, pncej si stromo pod gr pochylni. Trzymajc si w pobliu lewej ciany, gadziem po niej rk, aby nie straci z ni kontaktu i aby - przynajmniej w ten jedyny dostpny mi sposb - ograniczy nuce wraenie napierajcej zewszd magmy oraz zatrzyma w sobie wymykajc mi si pewno, e ciemno - rozlana do nieskoczonoci otcha nierealnych dwikw - posiada jak tward materialn granic. Na prawo, tu obok krawdzi grubego gbczastego chodnika, po ktrym szedem, wiroway z metalicznym piskiem rolki i tryby jakiego urzdzenia. Z dou dobiega mnie widrujcy mi w uszach i ani na chwil nie milkncy wcieky jazgot. Gdzie na wysokoci mojego prawego ramienia zawieszona na pionowych wspornikach lizgaa si ruchoma porcz. Jej jednostajnego biegu nie zakcay uciski stoczonych cile obok siebie setek rk, spoconych, ale rwnoczenie zimnych, doni wczepionych w ni tak kurczowo i sztywno, jakby ich palce - niczym korzenie - po dugim i niefortunnym poszukiwaniu, utraciwszy ju nadziej na ratunek bezpiecznego oparcia, znalazy wreszcie solidn podstaw - yzn gleb - i spady na ni z trwonym popiechem, wtapiajc si w jej misz i zastygajc w najdogodniejszej do dugiego trwania pozycji. Przez jaki czas bez wyranej potrzeby (a moe w poszukiwaniu wolnego miejsca na porczy) prowadziem po tych skamieniaych przegubach swoj rozwart do. A naraz cofnem j stamtd czym prdzej, gdy moliwo, e jedna z tych doni

rozewrze si, zacinie na mojej i szarpnie, by mnie pocign w gb trybw, nie wydaa mi si cakiem wykluczona. W zasigu lewego okcia przesuwaa si przy mnie ciana z dugim szeregiem szczelnie pozamykanych drzwi. Mijaem je, machinalnie liczc, kademu potrceniu klamki przypisujc odpowiedni liczebnik porzdkowy, a wreszcie - ju zdyszany od biegu, w ktry si przemieni mj marsz wci przypieszajcy - dotarem do szczytu pochylni. Znalazem si na czym w rodzaju ogrodzonego balustrad tarasu. By moe zreszt, e faszywie oceniaem posadzk pod swoimi nogami, ktra moga by betonow pyt balkonu, podog kolejnej kondygnacji albo jakim innym fragmentem ogarniajcej mnie konstrukcji - do na tym, e jeeli nie liczy przebytej ju drogi, mogem si std wydosta w jeden tylko sposb: przechodzc poprzez przerzucony midzy dwiema przeciwlegymi cianami metalowy mostek. Towarzyszcy mi na pochylni haas uciszy si ju wczeniej, opuszczajc mnie razem ze skrcajc agodnym ukiem i oddalajc si ode mnie porcz. Tutaj na tarasie panowaa wzgldna cisza; prcz sennego, pyncego z dou buczenia zakcaa j jedynie przyciszona rozmowa dwch mczyzn. Nie od razu zwrciem na nich uwag. Jak si o tym przekonaem po niejakim czasie, stali przed wejciem prowadzcym z tarasu na mostek. Bybym moe przeszed obok nich tak obojtnie, jak przechodziem dotd koo innych stojcych na uboczu lub ocierajcych si o mnie ludzi, gdybym nie dostrzeg twarzy jednego z nich. Nie pomyliem si, bynajmniej. Wreszcie wydarzyo si co, co mi pozwolio sdzi, e nie jestem lepy. Z czarnej jak smoa przestrzeni kilkanacie metrw przede mn wyoni si na przecig sekundy jasnoczerwony profil. Tu przy nim tkwia owietlona tym samym blaskiem uniesiona do ust rka. Palce

jej obejmoway malekie rdo wiata. Obraz zgas, zanim zdyem si mu dokadnie przyjrze. Od tego miejsca, gdzie znik obraz twarzy spada ku doowi i zatrzymaa si na wysokoci metra rozarzona iskra. - Oso! - usyszaem ostrzegawczy szept. - Tam kto stoi. Tak dawno nie paliem papierosw, e nawet z tej odlegoci udao mi si pochwyci w nozdrza delikatn smug tytoniowego dymu. Pali wbrew surowemu zakazowi pomylaem dziwic si rwnoczenie swojej pewnoci, e istnieje tutaj jaki zakaz, bo nie miaem przecie adnych podstaw do takiego przekonania. Podszed do mnie tak cicho, e ani si spostrzegem, kiedy opar mi rk na ramieniu. - Ty z czterdziestej drugiej ? - spyta. Chyba nie zamierza czeka na moj odpowied, tak by jej pewny, gdy zanim zdoaem cokolwiek wykrztusi, doda tonem, w ktrym brzmiaa przyjazna ch pojednania: I dla ciebie te starczy. Opuci rk. Naraz unis mi do twarzy co szeleszczcego. - Zapalisz? - Chtnie. - No myl! - Cofn paczk papierosw, ledwie zdyem jej dotkn, i rozemia si z politowaniem. Dobrze, swj jeste. Ale nie bd taki ostry w ruchach. Widziae go - jaki byskawica. Najpierw trzeba zapracowa. - A jak?

- Jedziemy na czterdziest pit. Dogadza ci? Zbliy twarz do mojej. Poczuem to po ostrym wyziewie alkoholu, ktry buchn mu z ust. - A jak nie, to ju ci nie ma. Jazda std! Zastanawiaem si, o co mu waciwie chodzi. - Pjdziesz z nami - zadecydowa za mnie. Uwaaj : warto tam troch poduba, zanim innym ten pomys zawita. Przy odrobinie szczcia moemy zahaczy o jak butelk. A moe wpadniemy na lepszy zapas. Podzielimy si jak naley. - Jeeli bdzie czym - udaem powtpiewanie. - Jaki ty jeste markotny! - gwizdn przecigle. - A mnie skrca. Przecie ludzie trzymali po ktach rne rzeczy, a przewanie nie chowali wody koloskiej. Alin nie moe si wypaka, tak mu al, e na czas nie zdy rozprawi si z ostatni butelk, co j mia schowan w szafce na czarn godzin. Siedzia wtedy tam na czterdziestej pitej, kiedy zaczo si to wszystko. Widzia, uwaasz, sam na wasne oczy, jak byo, i niech nas ci z zerowej nie czaruj. Teraz mogem zaczepi si o co. - S rne wersje... - sprbowaem tonem osoby dobrze poinformowanej. - Wic pan sdzi... - Tutaj nie ma dwch zda! - uci krtko. - Czyby ci z zerowej nie mieli racji? - Co? - rozzoci si. - I ty si zgrywasz. Moe bdziesz mi opowiada, e ten puder przesypa im wiaterek przez kanay wentylatorw? - A dlaczego tak by nie mogo?

- Daj spokj, bo mnie krew zaleje. - No, w pewnym sensie ma pan racj - wycofaem si pospiesznie. - Kanay w ogle nie wchodz w rachub. - To po co czowieka rozstrajasz?! Alin mi opowiada, e ledwie mia czas skoczy do drzwi na korytarz. Byby zosta dla dzieciakw na pokaz, jak ten chrabszcz zatopiony w bryle pad szkem gabloty muzealnej. Szczliwym trafem jaki maniak powykrca przedtem wszystkie arwki na korytarzu, bo chcia sobie zrobi zapali na wypadek, gdyby si przepalia ta w jego norze. Roztropny zbieracz, nie uwaasz? Przez to nie zablokowao im drzwi od zewntrz. Ale porozazili si i rozwlekli to wistwo po wszystkich segmentach. A teraz to ju czarna mogia. I to twoje, co pocigniesz, jak masz z czego. Byo tam ju kilku badaczy, zanim postawili tafl. Przy niej najwiksza rozprawa. Caa bieda w tym, e kad dziur trzeba tam rozpruwa jak puszk z konserwami, tak drzwi trzymaj. Wedug mnie warto si poszarpa, choby mia potem pozbiera par petw z popielniczek. Rozruszasz si przynajmniej. Czekaj, to Alin si wlecze. Kto si do nas zbliy. Poczuem na sobie jego rce, ktrymi gadzi mnie po skafandrze. - Co to za pajac? - usyszaem gos drugiego mczyzny. - Amator dymka - odpowiedzia mj nowy znajomy. Wemiemy go ze sob, przyda si. Niemrawy taki, ale wyglda mi na do wyronitego. Przyoy si, gdzie trzeba. Rzek to takim tonem, jakby odpowiada swemu towarzyszowi na pytanie: "Czy warto zabra tego kundla ?" - Daleko to? - spytaem nieopatrznie. Zaczynaem si martwi, czy zdoam odnale drog do swojej kryjwki. Tak

jakby nie byo mi wszystko jedno, gdzie bd si poniewiera. Potknem si o jakie rupiecie. - Alin, suchaj no ! On pyta, czy to daleko - parskn mi ponad gow przytumionym i wyranie wymuszonym rechotem, a zakrztusi si i zakaszla. Oni tam ju cakowicie fiuuu... ci z czterdziestej drugiej. Ty si, czowieku, ratuj, bo ju masz niezy pocztek. Pchn mnie na mostek. - No jazda, bierz instrumenty i wal do windy. Wsun mi do rk kilka grubych i cikich metalowych drgw. Jego towarzysz poszed pierwszy. Odtd nie miaem ju czasu na utrzymywanie staego kontaktu ze cianami, ktre uatwiay mi orientacj w ciemnoci i pozwalay zapamita przebyt drog. Podoga pod naszymi nogami pokryta bya tumicym dwik elastycznym tworzywem, tote nie syszc odgosu krokw wyprzedzajcych mnie mczyzn mgbym si zgubi, gdybym w por nie zdoa ich dogoni. W jakim miejscu zawiej drogi wsiedlimy do windy. Sdzc po czasie wznoszenia zatrzymalimy si dwa pitra wyej. Wkrtce po opuszczeniu windy Alin da mi znak, abym si wsun do jakiego wskiego otworu. Poza nim strop by tak niski, e trzeba byo czoga si po pododze. Pokrywaa j gruba warstwa pyu. W dotyku py ten przypomina talk. Jednak nasze lizgajce si po nim rce i kolana nie wzbijay go w powietrze, ktre pozostawao czyste. Lawirujc midzy zwisajcymi ze stropu grubymi splotami kabli natrafilimy na prostoktny otwr w pododze. Przy jednej jego krawdzi spoczywaa na szynach cignita z otworu masywna pyta. Moi towarzysze nie spodziewali si, e zastaniemy wolne przejcie: byli przygotowani do mozolnego trudu przy otwieraniu zamka. Nasuchujc odgosw z gbi,

znieruchomieli ponad opadajc w d metalow drabink, jakby otwarty waz wzbudza ich nieufno. Wreszcie zdecydowali si zanurzy w otworze. Poszedem w lad za nimi. Niewielka dugo drabinki wiadczya o tym, e opucilimy si zaledwie o jedn kondygnacj niej. Zszedszy z ostatniego szczebla, stanem na silnie pofadowanej powierzchni. Instynktownie skupiem uwag, aby nie da si zaskoczy adnej niespodziance. Mimo to po zrobieniu kilku krokw upadem na wznak. Powierzchnia garbu, na ktry wszedem po jego szorstkiej stronie, z drugiej strony bya jakby namydlona: tak bardzo liska, e wystarczy minimalny kt nachylenia do poziomu, abym nie mg zatrzyma si na miejscu. Zjechaem na plecach kilkanacie metrw dalej - a do niewielkiego zagbienia, gdzie z impetem uderzyem w lecych tam moich towarzyszy. Z gry zwisay dookoa nas potne niczym kolumny olize sople. Koce ich rozszczepiay si nieregularnie na wiele wysmukych odng. Chwytajc za nie moglimy wdrapa si na wierzchoek zagradzajcego nam drog wzniesienia - a pod sam sufit, gdzie otoczy nas nieopisany chaos jakby zastygych w momencie najwikszego wzburzenia fal. Ich poorane gbokimi pkniciami pene obych wybrzusze stoki, pnc si stromo do gry, sigay miejscami a do pokrytego zakrzepymi bblami stropu. Posuwalimy si naprzd metr po metrze, z wielkim trudem utrzymujc rwnowag na liskiej powierzchni zagadkowego tworzywa. Gdzieniegdzie czuem pod palcami rk uwolnion od naroli gadk paszczyzn ciany. Po zjechaniu z kolejnego garbu, moe jakie trzydzieci metrw dalej, zetknem si z rwn i szorstk paszczyzn podogi. ciany i kty midzy cianami a podog zasane byy w dalszym cigu nierwn, raz grubsz, to znw ciesz warstw, natomiast

rodek korytarza by ju od niej wolny. Biegnca nim bruzda w pomarszczonym i twardym jak szko tworzywie nieregularnoci swoich krawdzi przypominaa wyobione w twardym podou koryto potoku. Po kilkunastu metrach szeroko jej zrwnaa si z szerokoci korytarza; tam te, dotknwszy ciany, stwierdziem, e nie pokrywaj jej ju adne nacieki ani nierwnoci. Jedne z napotkanych drzwi byy nieznacznie uchylone, a raczej - co stanowi istotn rnic - czciowo wywaone napierajcym od rodka cinieniem, ktrego wielkoci mogem si tylko domyli. Poprzez utworzon przy futrynie szpar stercza ku nam wywinity na boki i najwyraniej wytoczony ze rodka dugi grzyb liskiej naroli. Wsunlimy sztaby w wsk szczelin przebiegajcego wzdu niej pknicia i prbowalimy wyway drzwi. Po wielu bezskutecznych usiowaniach narol wykruszya si, w kilku miejscach futryna zostaa zmiadona i poszarpana na ostre drzazgi, ale drzwi pozostay na swoim miejscu. Przeszlimy do nastpnych. Tutaj nie byo o co zahaczy naszych dwigni, poniewa wszystkie szczeliny byy zatkane wydostajcym si przez nie twardszym od drewna tworzywem. Powierzchnia drzwi przypominaa wielk spkan tub z klejem, ktry pod dziaaniem potnej siy toczcej zosta wycinity na wierzch przez liczne dziury w opakowaniu. Po prbie przebicia otworu w rodku drzwi, ktre - doszcztnie strzaskane - spady wreszcie, odsaniajc nam lit pyt skamieniaej magmy, zdyszani od wysiku ruszylimy dalej i dotarlimy do skrzyowania dwch korytarzy. Wysunit przeze mnie propozycj rozstania si i prowadzenia poszukiwa w pojedynk, co zwikszao Szans znalezienia atwego przejcia, moi towarzysze przyjli bez sprzeciwu. Sent - bo tak si nazywa kolega Alina - uprzedzi

mnie przy tym, abym nie zadawa sobie trudu grzebania we wntrzu otwartych ju dawniej kabin, bo te - jego zdaniem zostay sumiennie spldrowane przez pierwsze wycieczki. Umwilimy si te, e w przypadku napotkania drzwi niezbyt mocno zaklinowanych, ten, kto je znajdzie, da zna pozostaym, a wtedy wywaymy je wsplnymi siami. Skrciem w prawy korytarz. Gadzc po szorstkiej powierzchni ciany, stykaem si raz po raz z kolejnymi futrynami, rzadko tylko wystajcymi cakowicie spod liskiej, miejscami silnie nabrzmiaej skorupy. W przewaajcej liczbie drzwi byy szczelnie pozamykane. Dugi ich szereg bieg zarwno po jednej, jak i po drugiej stronie korytarza. Z wntrza tych kabin, ktrych drzwi byy wyrwane z zawiasw i rzucone na rodek korytarza, sterczay pozwijane, wypuke jak cysterny, a przy tym spkane na napitej gadzi tampony zakrzepego szkliwa. Nagle uderzyem gow w ostry kant i usyszaem przecige, wibrujce piskliwie skrzypnicie. Zatoczyem si lekko i dla odzyskania rwnowagi podbiegem kilka krokw, wpadajc przez otwarte drzwi do jakiego nie zajtego przez magm wntrza. Zaraz powrciem na prg, aby te drzwi obracajce si lekko w zawiasach - zamkn za sob. W chwili wykonywania owej niedorzecznej w takim miejscu czynnoci, ktra bya sterowanym przez nawyk odruchem, oparem drug rk na cianie i natychmiast ujrzaem przed sob du bia paszczyzn i wyostrzajcy si na niej powoli obraz elektrycznego kontaktu, na ktrym spoczywaa moja naciskajca go do. Gwatownie obejrzaem si poza siebie i zgasiem wiato. Przez kilka dugich minut, w ciszy, przywarszy cile plecami do ciany, analizowaem szczegy zarejestrowanego

na siatkwce oczu i utrwalonego w mzgu jasnego obrazu. Im duej przekonywaem siebie w myli, e powinienem std natychmiast wyj, tym wiksza rosa we mnie pewno, e nie opuszcz tego miejsca, dopki nie poznam jego tajemnicy. Wreszcie zapaliem wiato po raz wtry. Nie zostaem ju tak bardzo olepiony jak za pierwszym razem, chocia min jaki czas, nim poraone ostrym wiatem zbyt rozszerzone renice zdoay si przystosowa do nagle zmienionych warunkw. Znajdowaem si w niskim umeblowanym rnego rodzaju sprztami pokoiku o ksztacie dugiego prostokta. Gdyby nie luksusowo urzdzone wntrze, wwczas - z uwagi na panujc tutaj ciasnot, a przede wszystkim dwie pary stoczonych pod cian pitrowych ek, ktre sposobem zawieszenia przypominay prycze - pomylabym, e wszedem do wiziennej celi. W gbi, za szeroko otwartymi w przeciwlegej cianie drzwiami, lniy bkitne kafelki glazury przysonite czciowo przez nienobia wann. Sponad jej krawdzi spogldaa na mnie leca w wannie kobieta. Widziaem fragment jej obnaonych ramion i gow ze zmoczonymi wosami, tak cile do niej przylegajcymi, jakby ich wacicielka spukaa je przed chwil, zanurzywszy wprost w wypenionej wod wannie. Za pierwszym razem, kiedy spojrzaem tam, osaniajc oczy przed brutalnym ciosem rozdzierajcego mi renice wiata, wszystkie szczegy sceny, jak ujrzaem w azience: uniesiona i wskazujca na mnie rka kobiety, nieznaczny grymas jej ust ukadajcych si jak do krzyku, a moe tylko do wypowiedzenia jakiej spokojniejszej uwagi wyday mi si zupenie naturaln reakcj, odruchem zaskoczenia, zniecierpliwienia czy nawet gniewu kpicej si, ktra moga wczeniej usysze skrzypnicie drzwi i moje kroki. Teraz przygldajc si jej przez czas nieokrelony, doznaem dziwnego uczucia, e w czas zosta zawieszony w biegu. Gdyby nie realizm

perspektywy, barwy i ksztatu, mgbym sdzi, e stoj przed stereoskopowym, rozpostartym na ekranie obrazem, rzuconym na przez pojedyncz, zakleszczon w aparacie klatk filmu, ktrego perforacja ugrzza midzy trybami projektora rwnoczenie z naciniciem kontaktu, ukazujc mi ostatni fragment akcji urwanej raptownie w momencie zapalenia wiata. Ogarnwszy wzrokiem wntrze caego pokoju, spostrzegem skurczon na skraju ka posta mczyzny, ktry zajty by zdejmowaniem buta, a dalej nad cian, jeszcze jedn - tak samo jak dwie poprzednie skamienia posta dziecka pochylonego nad zabawk. Bya w tym zdumiewajcym obrazie jaka nieuchwytna cecha, ktra bez adnej wyranie sprecyzowanej racji skaniaa mnie do przypuszczenia, e gdybym tylko zgasi wiato i wyszed na korytarz - wwczas potoczyaby si dalej urwana moim wtargniciem akcja, oyliby zmroeni wiatem jej bohaterowie, kontynuujc przerwane na krtko czynnoci. Tymczasem trwaem w tym samym, co oni, magicznym bezruchu, jakby ta sama niemoc uja mnie w swe kleszcze, i tylko dziki najwikszemu wysikowi woli zdoaem postpi kilka krokw naprzd, dziki czemu - z innego ju miejsca ujrzaem rwnoczenie dwie nowe rzeczy. Od sufitu a do samej podogi biega ostrym skosem niczym lekko sfadowana rwnia pochya przerzucona przez trzy czwarte pokoju, miejscami silnie napita i w caoci prawie doskonale przeroczysta pachta folii. Odszedem na bok: delikatne smugi odblaskw zatrzepotay pen skal rozszczepionego wiata, naoyy si na siebie, rozeszy przy przejciu przez pytk warstewk zielonkawego cienia i znw rozlay si w szerokie, spywajce ku mnie po caej gadzi kaue srebra. Std, przy nieznacznym ruchu gowy, pezajce, jeszcze bardziej mgliste ni przedtem refleksy wspiy si

momentalnie pod sufit, gdzie zniky, aby natychmiast wrci i raz jeszcze potwierdzi istnienie nieobecnej zdawaoby si powierzchni, gdy przesunem si nieco na bok. Prawa ciana pokoju mniej wicej do poowy swojej wysokoci pokryta bya rnej wielkoci prostoktami, ktre byy cile dopasowanymi do otworw drzwiczkami ukrytych w gbi muru szafek i skrytek. Krawd domniemanej powierzchni przecinaa je ukonie z gry na d, rozdzielajc na dwie nierwne czci. Wszystkie drzwiczki nalece do wikszej i bardziej ode mnie odlegej czci byy zamknite i nie naruszone, te za, ktre znajdoway si na cianie przed poyskujc tu i wdzie powierzchni, miay opakany wygld. Tylko niektre z nich odstaway od ciany, otwarte bez uycia siy - reszta, powyrywana z ramek, wisiaa na okaleczonych zawiasach. Niej pitrzy si stos wygarnitych ze skrytek drobiazgw; zawarto oprnionych szuflad szelecia mi pod nogami. Sam nie wiem, kiedy oparem rk na zagradzajcej mi drog przejrzystej powierzchni. Bya tak samo twarda i liska jak zakrzepe stoki wydwignitych na korytarzu wzniesie. Kierujc si do wyjcia, kopnem nog w przetykany lunymi papierami stosik ksiek. Ze rodka wysun si gruby brulion i upad na podog. Wziem go do rki. Wyrane pismo zachcio mnie do odczytania kilku linijek rkopisu. Zamknem brulion i spojrzaem przelotnie na uwizion w azience kobiet. Nie zobaczyem tam nic nowego: ten sam ukad wilgotnych, lekko rozchylonych ust, bardziej mi teraz przypominajcy znieruchomienie przed pocaunkiem ni reakcj na jaki wstrzs, to samo nieco poblade czoo, na ktrym zamara zbkana plama cienia, te same pozornie tylko utkwione we mnie oczy, ktre oywia identyczny jak przedtem blask.

Przerzuciem kilka kartek w brulionie i zaczem czyta.

Kaina-Sud, 19 V 92. Wieczorami ogarnia mnie niepokj. Unosz gow znad stou i dugo rozgldam si po pokoju, powoli przenosz oczy z miejsca na miejsce, poszukujc przedmiotu, bodaj jakiego drobiazgu, najbliszej mi rzeczy, na ktrej mogabym duej zatrzyma wzrok. I wydaje mi si przy tym, e wszystko, co mnie w mym domu otacza, nie naley jeszcze do mnie, cho nie jest mi cakiem obce, a gbsze poznanie, poczenie si tych, obojtnych mi na razie przedmiotw ze mn moe nastpi dopiero wtedy, gdy odnajd tamt poszukiwan i najdrosz mi rzecz. Ale nie znajduj jej: aden sprzt nie daje mi trwaego oparcia, wic pozostaj chodna i tylko - ju zrezygnowana - wyobraam sobie, ile daabym za to, aby na przecig tego wieczoru utraci wzrok. Wwczas opieram brod na otwartej przede mn ksice i zamykam oczy. Przez kilka dugich godzin zmagam si z napywajcymi na mnie faami nieuzasadnionego oywienia albo biernie poddaj si melancholii. W ciszy, o ktrej wiem, e nie narusza jej aden najlejszy szmer, woaj na mnie liczne gosy. Sysz dobiegajce spoza ciany popieszne kroki, stukot butw na chodniku odzywa si we mnie niedorzecznymi skojarzeniami, urojony gwar rozmw w ssiednim pokoju budzi mnie z dugiego zamylenia. Bywa, e kto pochyla si nade mn - czuj to - i mwi przez duszy czas, a ja, nie unoszc powiek, widz jego poruszajce si wargi, cho nie rozumiem sw. W takich chwilach postanawiam zaj si czymkolwiek. Wstaj wic i wychodz do kuchni. Tam medytuj przez duszy czas nad otwartymi drzwiczkami lodwki.

Zastanawiam si, czy ju przygotowa kolacj, ale zaraz, wcale nie decydujc si na to, wracam do pokoju i staj przed bibliotek, bo ju pochania mnie co innego, chocia nie mam pewnoci, czy wiem dokadnie, co. Z rozmysem lub mimo woli zaczynam ni o odlegych sprawach, przywouj zdarzenia sprzed kilku lat, a raczej - eby nie przeczy prawdzie - to one same przywouj mnie nakazujc, abym uczestniczya w nich ponownie. I wtedy myli moje wdruje do Canlen... Popiesznie przekartkowaem zeszyt do samego koca. Po chwili, ju znacznie uwaniej, zaczem odwraca kartki w odwrotnej kolejnoci. Tu i wdzie wpaday mi w oko fragmenty zda, ktre wzbudziy moje zainteresowanie. Pod dat czwartego czerwca odczytaem w caoci nastpujcy zapis:

Schron, 4 VI 92.
Wszystko, co przeyam w czasie ostatnich kilkunastu godzin, wydaje mi si koszmarnym snem. Jestem kompletnie wyczerpana nerwowo i doprawdy nie wiem, skd bior siy, aby o tym pisa. W nocy obudzio mnie woanie Marka. Jeszcze przez sen syszaam, jak zbiegi po schodach i wpad do mojego pokoju. By bardzo zdenerwowany. Zachowywa si tak, jakby si upi. Nie mogam zrozumie, o co mu chodzi, tym bardziej e nie zdyam si jeszcze cakowicie obudzi. Kiedy otwieraam oczy, pierwsza nasuna mi si myl o poarze. Ale to nie by poar. Rozejrzaam si dookoa siebie. Przedmioty rzucay dugie granatowe cienie, cay pokj zalany by wpadajcym

przez otwarte okno upiornie sinym wiatem. Naraz uspokoio mnie niemiae przypuszczenie: to ksiyc. Marek stal przy oknie i w milczeniu patrzy w niebo. Przywoa mnie do siebie zniecierpliwionym gestem. Wzrok mj przykuy dachy domw z przeciwlegej strony ulicy. Spywajcy z gry blask by wielokrotnie silniejszy od powiaty ksiycowej. Dachy odbijay go niczym pokryte srebrnym szronem lustra. Wytumaczyam sobie, e zaokienna iluminacja jest kulminacyjnym momentem jakiej nie zapowiedzianej poprzedniego dnia nocnej uroczystoci albo zabawy. Siedzc na parapecie okna prbowaam ustali, gdzie znajduje si rdo wiata. Wisiao gdzie wysoko, zdaje si, e prostopade ponad nami. Przysania je szczyt naszego domu, spoza ktrego wystawaa tylko jasnofioletowa, obrzeona rem korona blasku. Po cianach naprzeciwko nas spyway na przemian raz szare, to znw brudnoniebieskie smugi. W prostoktach okien stal nieporuszony ciemny fiolet. Kady wystp muru, kada nierwno na. jego powierzchni podkrelona bya czarn krech smolistego cienia. Co pewien czas spadaa z gry krtkotrwaa ulewa blasku. Przypominao to smagnicie byskiem z olbrzymiego flesza. W takich chwilach musiaam przymyka oczy, bo w powodzi wiata domy zamieniay si w nieruchome bryy z wypolerowanego aluminium. Teraz wydobywam z pamici wiele niesamowitych szczegw tego zjawiska, ale wwczas daleka byam od zachwytu nad nimi. Byam zdziwiona i oszoomiona, ale jeszcze spokojna. Dopiero w jakie dwie minuty pniej wiedzeni najwiksz ciekawoci wyszlimy na balkon, skd dokonalimy strasznego odkrycia. Wysoko ponad miastem staa w zenicie wielka wietlana kula. Chyba przez minut nie mogam od niej oderwa wzroku. Podczas kiedy nasuway mi si rne przypuszczenia, z ktrych adne nie tumaczyo tego,

co widziaam i w co mimo wiadectwa wzroku nie mogam uwierzy, kula powoli rosa. Spadaa na miasto. Blask jej, ktry zgasi gwiazdy caego nieba, by dla mnie tym, czym dla my staje si zapalone w mrokach nocy ognisko: orodkiem skupiajcym na sobie ca energi rozproszonych dotd zmysw, wzem przestrzeni, zapowiedzi spenienia sodkiej tajemnicy raju i pieka mk zarazem, czyhajcego na dnie zachwytu, a nade wszystko celem szalonego pdu, poza ktrym nic nie ma ju sensu i nic si nie liczy, gdy to nie kua spadaa na mnie, lecz na odwrt: ja na ni - szybowaam w krysztaowej otchani, podczas gdy Ziemia zostaa daleko w dole. Zrozumiaam po chwili, e ulegam zudzeniu, ale c z tego. Wznoszc si na spotkanie globu czy stojc na balkonie jednakowo nieprzytomna ze zgrozy oczekiwaam miadcego ciosu. Nic ju nie mogo nas uratowa. Dotd moliwo totalnej zagady wydawaa mi si w takim stopniu absurdalna, e ju niemoliwa sama przez si. Jake trudno byo mi uwierzy w katastrof kosmiczn! Bo te czemu miaa ona taki niezwyke powolny przebieg? Zaraz przysza refleksja: co ja wiem na ten temat? Po jakim czasie zaczam myle o wszystkim tak chodno, jakbym rozwaaa co, co mnie ju przestao dotyczy. Bo mj lk przeobrazi si z wolna najpierw w paraliujce ogupienie, a potem - w okrutn fascynacj. Moe byy w tym i szczypta masochizmu, bo pragnam przeledzi wszystko a do samego koca. Z wysoko zadart gow przygldaam si rnym szczegom na tarczy spadajcego globu. Jego powierzchnia nie bya jednolita: skadaa si z kilku odizolowanych od siebie ognisk aru, z ktrych strzelay ku doowi fontanny rozwichrzonych dymw. Do mojej twarzy nie docieray podmuchy gorcego powietrza; z niezrozumiaych powodw ar ogniskowa si

gdzie w centrum miasta, skd na tle pomaraczowej uny tryskay w niebo gejzery srebrnych i bkitnych iskier. Nie mam pojcia, co si wtedy dziao z Markiem. Poruszy mnie ryk syren. Okazao si potem, e syreny odezway si pi minut po trzeciej. Jednak jakie to mogo mie dla mnie znaczenie - ten trwony krzyk przeraonego miasta. Z trudem zdoaam opanowa drenie kolan. Chwiejc si na nogach pobiegam do Henryka. Siedzia w eczku i paka. Od chwili kiedy ocknam si z zamroczenia, wszystkie moje myli skupiy si wok niego. Za wszelk cen musiaam znale dla niego jakie bezpieczne miejsce. Zdawaam sobie przy tym spraw z cakowitej bezsilnoci. Nie wyobraam sobie, bym moga przey kiedy wiksz od tamtej rozpacz. W pewnej chwili zawitaa mi niejasna nadzieja: skoro ogoszono alarm - powiedziaam sobie - to znaczy, e istnieje jaka moliwo ratunku. 1 wtedy pomylaam o schronie. Marek te o nim pomyla. Przebiegajc koo mnie zawoa, ebym natychmiast wsiada do samochodu. W jednej rce trzyma dwie walizki spakowane poprzedniego dnia, bo nazajutrz mielimy wyjecha do Canlen, na drug wzi Henryka. Tak jak stalimy, w puszczach narzuconych na piamy, zbieglimy na d. Cae miasto pozbawione byo dopywu prdu. Na ulice spada z gry upiorny blask. Z czarnych okien wyglday raz po raz zabarwione na sino twarze wystraszonych ludzi. Krzyoway si pozostawione bez odpowiedzi pytania. Pod naszym domem jaki mczyzna owiadczy nam podniesionym gosem, e wszyscy bez wyjtku zostalimy ju poraeni mierteln dawk promieniowania, wobec czego nie ma si dokd pieszy. Jedni kryli si w lokalnych schronach pod piwnicami domw, inni, bardziej zdezorientowani, wybiegali w negliu na ulice, gdzie prbowali zasign informacji. W

cigu kilkudziesiciu sekund (bo tyle czasu potrzebowalimy, aby dotrze do skrzyowania alei Wyzwolenia z Szst Poprzeczn, gdzie si znajdowao wejcie do przydzielonego nam szybu) ulice wypeniy si rozgorczkowanym tumem. Wida ju byo wyranie oznaki byskawicznie rozwijajcej si paniki. Naokoo ronda utworzy si i rs nadal w oczach gigantyczny zator powstay z bye gdzie zaparkowanych wozw. Widziaam odosobnione gromadki ludzi, ktrzy stali na chodnikach z podniesionymi gowami z dala od szalejcego tumu. Mogoby si wydawa, e nieruchomo ich wiadczya o cakowitej obojtnoci, ktra wypywaa ze zrezygnowania albo z dziwnie pojmowanej odwagi, lecz najpewniej ludzie ci zahipnotyzowani byli tym, co widzieli w grze. Nie omieliam si ju podnie oczu; w kadym uamku sekundy przeywaam wielokrotnie straszliwe uderzenie z gry, cios rozgniatajcy mnie na asfalcie i wtaczajcy w gb ziemi. Przy tym wszystkim prba ucieczki do schronu wydawaa mi si aosnym i najzupeniej daremnym trudem. Ale Markowi nasza sytuacja nie wydawaa si w takim stopniu beznadziejna. W ostatniej chwili zdoa wprowadzi samochd w wskie gardo zaciskajcego si ju przed nami korka, dziki czemu dotarlimy prawie do samego ronda. Unieruchomieni w potoku stoczonych aut zostawilimy nasz samochd na rodku jezdni, naprzeciwko restauracji "Cypriada". Tam to wanie omale nie zemdlaam z wraenia, kiedy zdarzyo si co, dla czego na prno szukaam waciwej nazwy. Ot niedaleko od nas, koo krawnika, znajdowa si w chodniku okrgy otwr z odsunit na bok pokryw. Byo to wejcie dla monterw instalacji czy co w tym rodzaju. Cae wydarzenie miao przebieg szybszy od myli, Wanie zatrzasnam za sob drzwiczki samochodu, gdy ujrzaam ktem oka, e od wspomnianego otworu oderwa si jaki rozmazany cie, nastpnie przypad do mnie, zawirowa wok

mojego ciaa i z szybkoci byskawicy pomkn w stron ronda. Nawet nie zdyam mrugn, gdy ju z powrotem byt przy mnie. Na przecig bardzo krtkiego Mamka sekundy obraz wyostrzy si i wtedy wydao mi si, e rozpoznaam w nim co znajomego, co jakby zahamowan w szalonym pdzie posta ludzk, silnie kontrastujc z otoczeniem posta, ktra plama nieprzeniknionej czerni zarysowaa si na tle srebrne j ciany domu, zadraa niczym silnie szarpnita struna, a potem zmtniaa i natychmiast przepada w gbi ulicy. Zjawisko - bo inaczej nie mog tego nazwa - trwao chyba nie duej ni jedn pit cz sekundy. Przebieg jego nie od razu dotar do mojej wiadomoci, bo myl o tym, co zobaczyam i co mogam po chwili przeledzi w wyobrani tylko dziki pewnej bezwadnoci obrazu na siatkwce oka, skrystalizowaa si w moim mzgu dopiero wwczas, gdy byo ju po wszystkim. Do znajdujcej si nie opodal stacji wind dotarlimy po krtkim, ale wyczerpujcym biegu. W hallu panowa nieopisany tok, zamt i nerwowa szarpanina. Nie brakowao odraajcych scen, ktre staram si jak najszybciej wymaza ze swojej pamici. Wreszcie zdoalimy si wlizn do jednej z wind, ktr, sprasowani w potwornym cisku, zjechalimy na d. Szcztki stratowanych pod nogami walizek pozostay w hallu. Udao mi si uratowa jedynie ten pamitnik, z czego jestem bardziej zadowolona, ni gdyby ocalaa moja biuteria. Powiedziano mi potem, e na dole znalelimy si o trzeciej osiemnacie. By na to ju najwyszy czas, bo - jak si dowiedziaam pniej - dosownie w kilkanacie sekund po naszym przybyciu wszystkie prowadzce do schronu szyby zostay zamknite. W minut po unieruchomieniu wind odczulimy saby wstrzs ziemi. Krtkotrwae drenie objo wszystkie przedmioty, ale - o ile mi wiadomo - w obrbie naszego segmentu nie wyrzdzio adnej szkody. W owej

przeraajcej chwili wszystkie nasze myli powrciy na gr do gincego miasta. Umarli na zawsze zastygli w moich oczach, ktre ocalay zdaje si tylko po to, by zachowa i utrwali ich peen przejmujcej grozy obraz. Bdzie mnie on drczy do koca ycia.

Podczas gdy czytaem dalej, wok mojej gowy formowaa


si w przestrzeni delikatna srebrna pajczyna. Falowaa w agodnym ruchu powietrza jak nierozpuszczalna zawiesina jednej cieczy w drugiej, odrobin ciemniejszej, podobna do zwijajcej si ptli z przeroczystych mgie albo utworzonej z wielu warstw smugi dymu. Ledwie wyczuwaln obecno tego pulsujcego rytmicznie tworu rejestrowa jaki najbardziej czujny i wraliwy orodek w moim mzgu, z ktrego wypywaa prosto do orodka pamici, sczc si leniwie, nie przetworzona jeszcze i - co waniejsze nieuwiadomiona informacja o nim. Nie odrywajc wzroku od tekstu, machnem kilka razy rk wok gowy, jakbym si opdza przed askoczc po twarzy natrtn much, i wrciem do lektury.

Przedzia 861, 9 VI 92.


Mamy ju swj kcik, za ciasny, aby nazwa go pokojem, ale dostatecznie obszerny, eby kade z nas trojga mogo usi na oddzielnym miejscu. Przydzielono go nam po wielu enujcych zabiegach. Przy okazji wypyny na wierzch ukrywane dotychczas organizacyjne brudy. Niektrzy twierdz, e do schronu zdya si przedosta tylko czwarta

cz spord posiadajcych karty wstpu. Tymczasem w gwnych salach jest taki ucisk, jakby na kade miejsce przypaday co najmniej trzy osoby. Najwidoczniej sprzedawano te miejsca jak parcele na Ksiycu; jedno kilkunastu oszukanym nabywcom. Czemu nie zbudowano schronu, w ktrym mogliby si pomieci dosownie wszyscy mieszkacy miasta? Przecie kady ma jednakowe prawo do ycia. Bez przerwy drczy mnie niepewno, lk nie opuszcza mnie nawet we nie. Na szczcie nasz niepokj nie udziela si Henrykowi, ktry czuje si doskonae. Jest troch podniecony i raczej zadowolony. Zdoalimy wytworzy wok niego atmosfer pozornego bezpieczestwa. Z naiwnoci waciw dziecku chtnie przyj nasze tumaczenie, e nocna przygoda sprzed kilku dni i wszystko, co zdarzyo si potem, jest czym w rodzaju ciekawej zabawy, e uczestniczymy w wielkiej prbie organizacyjnej sprawnoci, ktra zakoczy si w chwili, gdy ju bdziemy mieli jej do. Gdybym tylko moga w jaki sposb oszuka rwnie i siebie. Ale mimo najszczerszych chci nie mam zaufania do tego, o czym mi opowiadaj. Wysuchuj rnych pocieszajcych opinii, ktre maj t jedn zasadnicza wad, e nie mona w nie uwierzy. S to do dowolne i przy tym fikcyjne konstrukcje, zrodzone w rozgorczkowanych umysach. Powstaje i rozpowszechniaj si w atmosferze wielkiego zapotrzebowania na samouspokojenie. Rodzi je reakcja na powszechny strach. Wiem, e grozi nam miertelne niebezpieczestwo, bo wyglda na to, e zostalimy pogrzebani ywcem. Przemawiaj za tym cztery fakty: Po pierwsze, od momentu wstrzsu nie udao si naszym operatorom ani razu nawiza z powierzchni ziemi adnego kontaktu, tak telefonicznego, jak i radiowego. Jestemy zatem

pozbawieni wszelkich informacji. Wedug opinii fachowcw brak cznoci radiowej mona wytumaczy obecnoci wielkiego metalowego bloku, jakiej gigantycznej bryy, ktra spoczywajc ponad naszym schronem, stwarza barier dla fal radiowych. Nawiasem mwic, ci sami fachowcy nie chc lub nie umiej okreli jednoznacznie, co si waciwie stao, i skazuj nas przez to na mtne przypuszczenia. Dwa nastpne fakty poznaam dopiero dzisiaj rano. Ot niezalenie od tego, czy bryy kosmiczna, jak j tu niektrzy - z braku lepszego terminu - nazywaj, zatyka wszystkie wejcia. do szybw, czy jej tam w ogle nie ma, bo potoczya si gdzie dalej opuszczenie schronu przez szyby jest niemoliwe, poniewa na minut przed wstrzsem ze wzgldu na nasze bezpieczestwo zostay one (wszystkie i na caej swojej dugoci) zalane rodzajem byskawicznie tejcego betonu. Ta droga ratunku jest raz na zawsze odcita - zgodnie zreszt z zamierzeniami budowniczych, ktrzy przewidzieli inne wyjcia, pomylane tak, aby umoliwiy bezpieczne opuszczenie schronu po ataku termojdrowym. Dowiedziaam si, e wychodzi std kilka obszernych i bardzo dugich korytarzy. S to poziome, biegnce na duej gbokoci i rozchodzce si w rne strony tunele o wylotach odlegych od centrum miasta o kilkadziesit kilometrw. Wydawa by si mogo, e ich umocnienia powinny budzi zaufanie. Lecz tutaj wychodzi na jaw fakt skandaliczny. Przy pierwszej kontroli, zaraz po wstrzsie, okazao si, e wszystkie s pozatykane tu poza granicami miasta. Tarasuj je gadkie i niezwyke twarde bloki skalne, ktrych jak dotd - nie udao si ani przebi, ani usun przy pomocy rodkw wybuchowych. Administracja schronu tumaczy nam, e nastpi trudny do przewidzenia uskok gruntu i kae nam liczy na ratunek z zewntrz. I wreszcie ostatni fakt, chyba najbardziej ze wszystkich zagadkowy...

Miaem odwrci kartk, lecz nie zrobiem tego. Rka,


ktr wspieraem si o framug drzwi, odmwia mi posuszestwa. Kredowobiaa, z wysczon krwi ani drgna, gdy szarpnem ni z caej siy a do blu w miniach. Targnem si jeszcze raz. Gdzie pod cian osuna si leca na szczycie stosu jaka ksika to wszystko. Cae ciao objte miaem twardym jak stal, nie ustpujcym ani na milimetr uchwytem. Zastygem w przejrzystej, przeamanej kilkoma krysztaowymi pkniciami bryle szka, ktra nie zdya jeszcze sign stropu. Od rodka wygldao to inaczej - jak z dna akwarium. Wszystkie opary nikncych ju mgie, galaretowate prgi liliowych wodorostw i drzazgi rozmazujcych si ju rys swymi ostrzami mierzyy we mnie. Mogem jeszcze porusza gakami oczu. Widziaem, czym jestem. Byem kokonem, jdrem komrki, krysztakiem kondensacji - sam nie wiem czym. Ale ju konaem. A moe tylko traciem wiadomo? Na jak dugo? Czy na zawsze? Spojrzaem w drugi kt, gdzie tkwili oni. Nie! wrzasnem w mylach. A potem jeszcze raz: Nie pomylaem tak spokojnie, jakbym zbija oczywisty fasz, w ogle nie wymagajcy zaprzeczenia - to przejdzie. Musi przej! A tak si daem nabra, ogupi ja, ktry domylaem si ju, ba: wiedziaem przecie na pewno. Mijay wieki. Czym bya przestrze, czym by skamieniay czas - we mnie, w pczku zastygych nerww, w ktrych igray prdy strachu. Tego obawiaem si najbardziej. Zaczo si ju: pochylay si nade mn bezksztatne postacie. Nawet nie musiaem ich widzie. Wiedziaem, e otaczaj mnie, e istniej. Dugie ich korowody snuy si to tu, to tam, czasem ledziy mnie, baday spoza plecw, skd z boku - nie wiem. Dawno ju bowiem nie mogem poruszy gakami oczu, ktre

byy skrcone w bok i unieruchomione tak, jak skamieniay przy ostatnim obrocie. Sta w nich lekko zamglony obraz elektrycznego kontaktu. Nagle do garda przypad mi dawicy lk - wanie teraz, kiedy zrozumiaem, e mam jeszcze znikom szans. Od dwigni kontaktu do palca, przy ktrym miaem odrobin luzu, byo nie wicej ni p centymetra. Pokonujc t odlego, czuem bl zdzieranego paznokcia. Nacisnem wreszcie. Nastaa ciemno, a z ni razem krtkotrwae rozlunienie uchwytu, ktry zaraz znw sta. Zapaliem ten sam efekt: lekkie drgnicie, a po nim konwulsyjny skurcz otaczajcego mnie zewszd szkliwa. Blask mrok - blask - mrok i znw blask: zapalaem i gasiem na przemian. Coraz szybciej, w rytm pulsujcej mi w skroniach krwi, jakbym nadawa jak wiadomo alfabetem Morse'a. Oszalay palec dygota w ataku febry. Skorupa wpada w rezonans. Dostrajay si okresy drga. Wreszcie paln mi przy uchu oguszajcy, suchy trzask, jak wyadowanie w komorze wysokich napi. Rzuciem si do tyu. Spad na mnie rzsisty deszcz poyskujcych iskier. Spojrzaem po sobie: od stp do gowy obsypany byem srebrnym pyem. Przez wywalone jednym kopniciem drzwi wypadem na korytarz.

Aporia

- Ina!
Dwik tego imienia zabrzmia mi w uszach tak gucho i obco, jakby nie pado z moich ust. Leaem na brzegu dywanu, za stoem, w miejscu na ktre przeczogaem si przed wieloma godzinami, bo nie mogc znie ciaru ciszy narzuconej mi przez oddech Iny i spotgowanej biciem jej

serca, wyrwaem si z jej ramion, aby uciec w najodleglejszy kt. Lecz naraz, poraony pogbiajc si a do nieskoczonoci pustk mroku wok mnie, zapragnem znw usysze jej gos, chociabym mia potem od nowa tego aowa. - Ina! Leaa tam, gdzie j zostawiem: nieruchoma, z rkami wycignitymi wzdu tuowia, jak martwa. - Gdzie my jestemy? Ino, ty wiesz? Poruszya si i przywara do mnie, a po ruchu jej powiek, ktry wyczuem pod swoimi lecymi na jej twarzy domi, poznaem, e mnie nie rozumie. - Sucham ci, Rez - szepna cicho. Nie rozumiaa mnie i oczywicie nie moga mnie zrozumie. Bo to pytanie zadaem bardziej sobie ni jej, a stawiajc je Inie, wiedziaem ju, e sam bd musia na nie odpowiedzie. A moe powinienem zadowoli si tym, czego si ju dowiedziaem: oto bya "ziemia" i "miasto Kaula-Sud", pod nim za "schron", ktry zamyka mnie, jednego spord wielu uwizionych. Jake gadko popyno mi to zdanie - teraz gdy po wizycie na czterdziestej pitej kondygnacji mogem ju operowa terminami. Lecz co zawieray te terminy? Owszem, znaem je: niejeden raz pieciem w sobie t gupkowat pewno, ktra pozwala sdzi, e wystarczy jakiemu zjawisku nada nazw, aby ju na zawsze uwolni si od potrzeby zrozumienia go. A zatem... czy te terminy co

mi tumaczyy? Czy mogy zaprowadzi ad w chaosie myli zdolnych - co najwyej - uporzdkowa si w jeden tylko szereg: w cig sw domagajcych si nastpnej odpowiedzi? Wic kiedy postawiem to pytanie - sobie czy Inie, mniejsza ju o to - zrozumiaem przynajmniej, z czego dotd wypywaa moja niemoc: mogem si ba, e w swej niewiedzy jestem osamotniony. I wtedy czym prdzej zapytaem po raz wtry: - Czy wiesz, Ino, gdzie my jestemy? - Tutaj, Rez, wiesz przecie - odpowiedziaa po prostu. - Tutaj, to znaczy gdzie? Czy ty te spodziewasz si czego? - Ach, o to ci chodzi... - w gosie jej brzmiaa nadal ta sama nuta roztargnienia - ja o tym nie myl, Rez, to nie ma dla mnie znaczenia. - Dla mnie ma! Uniosa si na okciu, jakby chciaa co powiedzie. Przez chwil z gow wspart na jednej swej doni drug szukaa mojej rki. Potem przysuna swoj twarz do mojej tak blisko, e poczuem na czole jej oddech. - Tak gorco. Przynie ci co do picia? - spytaa. - Przynie. Syszaem stpanie jej bosych stp, kiedy sza w stron pek. Uwanie ledziem suchem kady jej ruch. Dobiego mnie skrzypnicie poruszonej dwigni wentylatora, delikatny stuk naczy, zetknicie ich raczej ni niezdarne potrcenie,

potem cieniutki pisk nacinitego kurka i wreszcie szmer przelewajcego si pynu. Rce Iny nieomylnie trafiay na kady poszukiwany przedmiot. Zastanawiaa mnie precyzja jej ruchw, tak bardzo kontrastujca z moj zaznaczajc si wielokrotnie niezrcznoci. Ciemno (jednakowo gboka dla nas obojga) nie tumaczya tej rnicy. - Nasz stan jest przejciowy - usyszaem gos zbliajcej si Iny. Zawahaem si, nie rozumiejc, czego dotyczy ta wypowied. Tak dalece odbiegem mylami od treci naszej rozmowy, e teraz ja z kolei nie zrozumiaem Iny. - Tak mylisz? - A ty czy nie odnosisz wraenia, e nasza sytuacja jest prowizoryczna? Dziwna rzecz, ale chyba nie miaem nic do powiedzenia na ten temat. Wolaem to przemyle i zachowa dla siebie. Byem ju tak wypoczty, e kiedy znw wycignem si na dywanie obok siedzcej Iny, perspektywa dalszego wylegiwania si wydaa mi si nie do zniesienia. Mimo to nie ruszaem si z miejsca. Czy trzymaa mnie w nim przewrotna nadzieja, e swoj bezczynnoci zdoam przekreli plan Mechanizmu? Chyba nie mogem liczy na powodzenie przy tak obranej taktyce. Przecie okresowa bezczynno moga by jednym z do wanych punktw tego planu. Lecz z zapowiedzi Mechanizmu wynikao, e przeznaczeniem moim bya aktywno. Aktywno? powtrzyem to sowo w myli moe kilkanacie razy, za kadym razem nadajc mu cokolwiek inn barw, ktra przez rne odcienie niesmaku w prostej linii zmierzaa do irytacji, a

wygldao to tak, jakbym trzyma jaki dziwaczny, nie znany mi przedmiot o podejrzanym zapachu, woony mi do rk przez kogo, kto wykorzysta moje roztargnienie, i jakbym przerzuca go z rki do rki, wci nie rozumiejc, e wstrt mj wypywa z realnej obrzydliwoci tego przedmiotu. Trwaem "tutaj" - jak trafnie wyrazia si Ina, uywajc najbardziej uniwersalnego okrelenia - i, by si dopenia miara okrele, mogem do tego doda jeszcze, e trwaem "teraz". Istniaem wic "tutaj" i "teraz" - to przynajmniej nie budzio adnych wtpliwoci, sowem: ustalio si jako najzupeniej pewne to tylko, co nic zgoa nie znaczyo. Znajdowaem si wci pod wraeniem instrukcji przekazanej mi na "tamie" i wyobraaem sobie, e czekam na polecenie, moe na pierwszy impuls, na znak wywoawczy, ktry musia si wreszcie pojawi w jakiej postaci, choby i najbardziej zawiej, lecz chyba dopiero wwczas, gdy wszystkie tkanki mego ciaa osign stan najwyszej gotowoci, na impuls, ktry w myl teje instrukcji rozbudzi mia we mnie nieodpart ch czy konieczno dziaania zgodnego z zamaskowanym programem Mechanizmu. Jake naiwne byo to wyobraenie, jake jaowe to dugie oczekiwanie, w wewntrzny nasuch, nastawienie na sygna w wiadomoci; wiedziaem doskonale, co si we mnie dziao : nie byo tam niczego osobliwego, czego bym nie rozpozna wczeniej jako wasne, chyba tylko ta tpa obojtno i senno, jaka mnie nieustannie zalewaa. Spodziewaem si jednak, e prdzej czy pniej zamknie si we mnie jaki obwd, zadziaa zesp odruchw bezwarunkowych, co si ujawni w skomplikowanej operacji napinania i zwalniania mini (z zewntrz wyglda to tak niepozornie), ktre zwie si po prostu wstawaniem z miejsca.

Wstan wic, cho nie bd w tym widzia ani odrobiny sensu, wstan nie po to, by cokolwiek przedsiwzi ani - tym bardziej - by realizowa jaki program, lecz podnios si z podogi dlatego tylko, aby zmieni pooenie ciaa. Z tego niedorzecznego faktu moe wynikn caa reszta, rwnie jak on absurdalna. Przeczogam . si wic na nowe miejsce, potem znw uo si gdzie inaczej, moe te wyjd na korytarz, by tam podeprze cian, bo nawet perspektywa zblienia si do Iny, moliwo oparcia si na intuicji zmysw jak na ostatniej desce ratunku, nie potrafia we mnie obudzi zapau do wykonywania licznych czynnoci, ktre - w innych okolicznociach i w innym czasie - nosz miano przejaww ycia. Mogem mie pewno, e co takiego wydarzy si w przyszoci; na razie jednak nie grozio mi to niebezpieczestwo. Mylaem o Mechanizmie. Prbowaem cofn si do najbardziej odlegych w czasie wydarze, w gb dowiadczenia, a na samo dno pamici, gdzie pod osadzajcymi si kolejno pokadami wielu analiz leaa sprasowana nimi najwczeniejsza warstwa, a w niej pierwsza myl o nim. Nie obiecywaem sobie, e zdoam j wydoby na wierzch przy pomocy jednego ospaego zabiegu introspekcji, tote nie doznaem rozczarowania, gdy w ogle nie udao mi si do niej dotrze. Moe pozostaa ukryta na zawsze poza wleczon przez czas barier dla pamici, ktra pozacieraa kontury obrazw i pokrya gstniejc mg wszystko, co si kiedy dziao - jeeli si dziao - a moe nie bya adn myl, lecz jej pierwsz nie uwiadomion jeszcze zapowiedzi, ktra miaa zapocztkowa nieskoczony proces przeksztace wyobrani. Pami pozwalaa mi sign do okresu sprzed okoo szeciu miesicy; dalej wspomnienia moje dreptay w miejscu:

obracay si wokoo kilku okaleczonych i bezadnie rozrzuconych w pustym obszarze obrazw, jeszcze dalej trafiay na prni. Rejon ten penetrowaem ju nieraz; nieraz te gubiem si w domysach, kiedy, dysponujc wyblakymi fragmentami statycznych na og obrazw albo tylko wycinkami tych fragmentw, pograem si w mozolnych prbach, aby wypeni brakujce luki dla odtworzenia zagadkowej caoci. W takich chwilach widziaem siebie w rnych przypadkowych i niewiele wyraajcych pozach: jak zatrzymywaem si przed wypeniajcymi moj kabin sprztami, jak pochylaem si ponad lnicymi na pulpitach szeregami rnokolorowych guzikw, jak wpatrywaem si w ekrany, to znw spoczywajc na leance wsuchiwaem si w gosy wydobywajce si z gonikw. W tamtych najbardziej odlegych czasach nie nkay mnie chyba adne wtpliwoci (takie przynajmniej odnosiem pniej wraenie); zreszt gdyby nawet powstaa wwczas jaka niejasna sytuacja, sdz, e nie znalazbym czasu ani zdecydowanej chci, aby j roztrzsa. Wszystko bowiem, co mnie otaczao, co si dookoa mnie odbywao, byo nowe, pocigajce wieoci pierwszego kontaktu i w jednakowym stopniu niezwyke dla nie przytpionych jeszcze zmysw. Nie klasyfikowaem rzeczy wedug stopnia ich wanoci; istnia dla mnie jeden tylko podzia: na rzeczy ciekawe i nudne. Tych ostatnich najpierw w ogle nie byo. Ledwie przeliznem si ponad powierzchni jakiego interesujcego zjawiska, gdy ju przenosiem oczy na nowe, ktrego badanie porzucaem w poowie dla nastpnego, w danej chwili jeszcze bardziej zajmujcego. Na pocztku najwiksze wraenie robiy na mnie gwatowne efekty foniczne i wizualne, potem niemal bez wytchnienia szperaem po wszystkich ktach kabiny, wygrzebujc coraz nowsze, coraz dziwniejsze przedmioty, albo mocowaem si z przyrzdami, jeszcze pniej

zasiadaem najczciej przed ekranami. To byo cudowne: smakowa, dotyka, patrze i sucha, prbowa siy mini, wyobraa sobie i znw czu a do zawrotu gowy wszystkimi zmysami, pochania fale napywajcych zewszd wrae i samemu by tak fal omywajc ksztaty, zapachy i barwy, przenikajc przez powierzchnie zjawisk i wypukujc z nich zachwyt i lk w nieustannym pdzie ku kolejnej kulminacji, ku kolejnemu odpreniu, a do samego koca, ktry nie by kresem ostatecznym, lecz nowym pocztkiem, drogowskazem dla nie wyobraonych jeszcze uniesie. Zawsze kadem si spa z ufnoci, e dzie nastpny przyniesie mi tak sam porcj nie znanych dotd dozna. Przez cay ten czas hermetycznie zamknity wiat, w ktrym yem, nie wymaga adnego uzupenienia: by wiatem cakowitym. Rzdzia w nim dorana potrzeba, a koniecznoci i pragnienia zamykay si w krgu przyczyn i skutkw wzajemnie si warunkujcych. Jedno wynikao bezporednio z drugiego, tak precyzyjnie dopasowane do ssiednich elementw, e stwarzao wraenie niewzruszonej doskonaoci. Jednak ju od najdawniejszych czasw drzemaa we mnie potrzeba usystematyzowania dowiadcze. Nie obudzia si w jednej chwili i nie od razu przybraa tak posta, ktrej mgbym nada nazw denia do wiadomej syntezy. Prawie zawsze kiekowaa na gruncie mniej lub bardziej szczerego zdziwienia. Coraz czciej zadawaem pytania. Stawiaem je przy rnych okazjach, caymi seriami, nieczsto zdobywajc si na cierpliwo wysuchania odpowiedzi do koca. Bo te zdarzao si - zwaszcza na samym pocztku tego pdu do zdobywania wiedzy - e goniki, nie uwzgldniajc ograniczonej zdolnoci -mojego pojmowania, staway si okropnie nudne. Na kade pytanie staray si udzieli mi

odpowiedzi moliwie najbardziej wyczerpujcej, czym wywoyway w moich mylach zamt i zniecierpliwienie. Jedynym ratunkiem byo w takich chwilach postawienie nastpnego pytania, z innej ju dziedziny, bez adnego zwizku z poprzednim, a gdy to nie pomagao - caej ich serii, co tamowao na jaki czas pyncy z gonikw potok elokwencji. Pod koniec mego pobytu w kabinie sytuacja zmienia si zasadniczo na moj niekorzy, bo ulega odwrceniu. Teraz ju nie zadowalaem si byle jak rzucon mi na odczepne odpowiedzi - przeciwnie : domagaem si coraz gruntowniejszych wyjanie, uzupeniajcych informacji, prowokowaem goniki do rozwijania szczegowych analiz one za stay si w swych tumaczeniach ospae i niechtne, czsto zmieniay temat, milky, gdy poruszaem najbardziej istotne dla mnie sprawy, albo uciekay si do rnego rodzaju unikw i wybiegw. Stay program ekranw ogranicza si wycznie do emisji wskazwek natury fizjologicznej; do wyczerpujco odpowiaday one na pytanie, co naley robi, aby utrzyma si przy yciu i uczyni je moliwie najwygodniejszym, nie okrelay natomiast, czym miaem to bezpieczne i wygodne ycie wypeni. Wszystko dookoa mnie, co stworzyy maszyny a take i one same - powoane zostao do istnienia w takiej, a nie innej postaci, aby suy okrelonemu celowi. Rne byy sposoby produkowania przedmiotw uytkowych, rne ich waciwoci i dziedziny zastosowania, tak samo jak cele czstkowe, ktrym miay suy, ale w jednym przynajmniej byy identyczne - to byy narzdzia. Narzdzia w najszerszym tego sowa znaczeniu, w takim, w jakim na przykad ksika moe by narzdziem do

ksztatowania wartoci estetycznych, do przekazywania dowiadczenia, do rozpowszechniania okrelonych idei albo te do pobudzania i rozwijania wyobrani. Pomijajc ju fakt, e ksik - tak jak kadym innym narzdziem - trzeba si byo umiejtnie posugiwa, nie byo rzecz obojtn, do obrbki jakiego materiau jej uyto. Moga ona uczyni wiele: przeksztaca, rozbija i formowa na nowo, zaciemnia lub rozjania, porzdkowa wedug rnych punktw widzenia, rozwija i pogbia, kojarzy w inne zwizki, a przede wszystkim przywoywa obrazy, sytuacje, uczucia, stany, wartoci i treci psychiczne, ju tam - czyli w wiadomoci odbiorcy - bodaj w jakiej najbardziej nieokrelonej formie istniejce, bo przedtem zgromadzone, nie moga za dokona cudu, to znaczy: bya bezsilna wobec braku tych elementw w imaginacji czytelnika, ktrymi mogaby operowa, bowiem dostarczy ich mogo jedynie samo autentyczne ycie. Z tego wanie powodu zawarto ksiki - formalna i merytoryczna choby najbardziej bogata czy wyszukana, nie przesdzaa wcale zamierzonego przez autora rezultatu. Bo jeeli zdarzao si czsto, e kto odkada ksik przed jej ukoczeniem, ciskajc gromy pod adresem autora, to wiadczyo to tylko o tym, e zdarzya si tutaj jedna z dwu moliwoci: albo stpiono waciwe narzdzie przy obrbce niewaciwego materiau, alba na odwrt - niewaciwym narzdziem prbowano okaleczy waciwy materia. Przychodziy mi na myl historie przeledzone na ekranach. Biorce w nich udzia postacie otaczay si wytwarzanymi przez siebie produktami, ktre - rozumiane jako narzdzia stanowiy sum zdobyczy, jak przynosi nieustanny rozwj cywilizacji technicznej. W pewnej czci byy one narzdziami sucymi do produkowania innych narzdzi, w pozostaej za zdaway si istnie jako produkty ostateczne. Jednake aby by w zgodzie z raz ju przyjt definicj,

zaliczajc do grupy narzdzi wszystkie uksztatowane wiadomie twory mogce si na co przyda - produktem ostatecznym mg by jedynie taki produkt, ktry ju niczemu nie suy. Analizujc dalej swoj sytuacj w taki mniej wicej sposb, doszedem w swych rozwaaniach do miejsca, w ktrym musiaem udzieli sobie odpowiedzi na pytanie, czym waciwie byem: narzdziem czy ostatecznym produktem. Przez pewien czas wyobraaem sobie (nie bez podstaw zreszt), e nie su nikomu ani niczemu i - co z tego wynika - e jestem produktem ostatecznym. Lecz znamienne owiadczenie Robota BER-64 zwalniao mnie automatycznie z koniecznoci samodzielnego dochodzenia istoty, celu i sensu mego istnienia, poniewa bdc narzdziem do zdobywania informacji, wiedziaem ju, do czego su. Znowu pomylaem o Mechanizmie. Waciwie nie przestawaem o nim myle ani na chwil, lecz teraz zastanawiaem si nad nim inaczej ni dotd. Ju nie przypisywaem mu adnego ksztatu ani nie lokalizowaem jego pooenia w jakim cile okrelonym miejscu. Mylaem o nim tak, jak si myli o abstrakcyjnym pojciu, o ukadzie si na przykad albo o losie, ktry wrd rzeczy konkretnych, namacalnych nie posiada adnego odpowiednika. Mylaem te o tym, e podawana z ust do ust informacja o jego istnieniu, ktr odebraem i bez wnikania w jej tre przekazaem dalej, musiaa z koniecznoci zawiera wiele uproszcze, bo bya zniona do ograniczonej zdolnoci mojego pojmowania. Najbardziej ciyo mi przypuszczenie, zrodzone pod wpywem zawartej w instrukcji sugestii, e jestem pozbawiony woli. Czy oczywisty fakt, e nie mogem zmieni tego, co ju si stao (czy by to nieznaczny ruch rk, czy brzemienny w nastpstwa dugotrway proces), co naleao do

czasu przeszego odlegego od teraniejszoci chociaby o dowolnie may uamek. sekundy, nie nasuwa podejrzenia, e bybym tak samo bezsilny, gdyby chodzio o nadanie ksztatu wydarzeniom przyszym, moe zym, a moe zwaszcza dobrym? Na pewno przyszo rnia si tym od przeszoci, e jeszcze jej nie znaem. Ale czy bya poza tym jaka inna rnica midzy nimi? Mogo by przecie dokadnie tak samo jak w wywietlanym filmie, kiedy w pewnej (dowolnie obranej) chwili widz, utraciwszy wiadomo faktu, e rozgrywa si przed nim niezwykle sugestywna iluzja; zgadza si wprawdzie z ostateczn postaci tej czci akcji, ktra ju mina, lecz wierzy rwnoczenie w cakowit swobod dziaania bohaterw w dalszym jej cigu, gdy tymczasem obiektywnie - jest ju ona ustalona we wszystkich swych szczegach a do ostatniej klatki filmu. Nie przemawia do mnie narzucajcy si tutaj argument, jakoby mona byo wyci fragment akcji, wany ze wzgldu na dalsze losy bohatera, jakoby mona byo co w tym filmie zmieni albo nakrci go na nowo. Determinizm ograniczonego wiata rozpatrywany na przykadzie filmu nie negowa bowiem istnienia si zewntrznych rwnie zdeterminowanych, lecz spoza ekranu, w ktrych mocy leao dokonanie kadej zmiany - wrcz przeciwnie: do wyranie na ich istnienie wskazywa, odsaniajc przy tym t banaln prawd, e na samym ekranie, w obrbie okrelonej akcji, moliwoci wprowadzenia jakiejkolwiek zmiany do swego dziaania nie posiadali jej bohaterowie. A wic tak wanie by mogo : wszystko uoone arbitralnie przez zewntrzn si, przez jej prawa caa przyszo ustalona z gry w najdrobniejszych szczegach. Lecz gdybym sta na stanowisku istnienia wolnej woli, nie rozumiejc, e jest ona tylko postulatem, podem tsknoty, yczeniem samym - mgbym siebie zapyta w takim razie, w

ktrym okresie czasu moliwy by mj wpyw na ksztatowanie wasnego losu, kiedy moga zapa swobodna decyzja i gdzie byo miejsce na dziaanie nie wymuszone kolejnym ogniwem acucha koniecznoci - sowem, w jakim czasie mia si dokona w fenomenalny akt: wolny wybr. Odpowied bya bardzo prosta i jedyna zarazem, poniewa brzmiaa: t e r a z. Zapewne, nawet najbliszy czas przeszy i przyszy nie wchodziy tutaj w rachub, gdy niepodan czynno czstkow z czasu przeszego mona byo - co najwyej - powtrzy raz jeszcze, a choby i dowoln ilo razy, dla spowodowania innego efektu, co nie zmieniao ustalonego raz na zawsze fizycznego faktu, e tamta pierwsza czynno ju si odbya i wszelki wpyw na ni by niemoliwy, za dokonanie czegokolwiek w przyszoci (ju teraz - wic na "czasow odlego") czy to wprowadzenie do niej okrelonego elementu losowego, czy usunicie z niej przewidywanego wypadku - z pozycji czasu teraniejszego rwnie jest niewykonalne bez rwnoczesnej ingerencji w jego zdarzenia. Jeeli zatem mona byo co sensownego uczyni, aby uratowa przekonanie o swobodzie postpowania, to naleao udowodni, e ta swoboda ley w okresie czasu teraniejszego; trzeba wic byo wykaza, e w zaoony na wstpie czas teraniejszy ma miar rn od zera, inaczej - e moe on w sobie pomieci jakiekolwiek rozwinite w czasie dziaanie, w szczeglnoci za chociaby sam wiadom decyzj: akt wyboru nie wymuszony automatyzmem bezporedniego wynikania. A tutaj wyaniaa si trudno nie do pokonania, bowiem pozbawiona trwania chwila midzy "ju byo" a "dopiero bdzie" istniaa jedynie jako g r a n i c a pomidzy przeszoci a przyszoci. To zatem, co potocznie nazywao si czasem teraniejszym, nie trwao nawet przez znikomo may uamek sekundy, byo - jeeli miaem posuy

si inn terminologi - kresem grnym uporzdkowanego zbioru zdarze nalecych do przeszoci oraz rwnoczenie kresem dolnym te uporzdkowanego w czasie zbioru zdarze zawartych w przyszoci. Krtko mwic, cigo czasu przemawiaa za powszechnym determinizmem. Do identycznego wniosku prowadzia te przeciwna koncepcja: myl zakadajca istnienie kwantw czasu zatem zaprzeczenie jego cigoci i wprowadzenie elementarnego przedziau, ktry byby najmniejsz i niepodzieln czci czasu, przy czym kady inny przedzia skadaby si tym, razem z cakowitej wielokrotnoci takich chwil. Powysze zaoenie nie przeczyo moliwoci ruchu "w ogle": wskazywao jedynie, i jest on niemoliwy w obrbie jednej chwili (zamknitej granicami kwantu), a dalej - nasuwao odpowied na pytanie, dlaczego ten ruch (lub raczej jego wraenie) jest tak realny dla zmysw, ktre ledz jego kolejne - statyczne fazy, sigajc zawsze do najbliszej przeszoci (ostatecznie ju dokonanej). Bezwadno wszystkich zmysw razem z nie mniejsz bezwadnoci samych myli w zestawieniu z olbrzymi liczb elementarnych impulsw tumaczya doskonale wraenie pynnej cigoci wszelkiego rodzaju zmian, jakie zachodziy w otoczeniu obserwatora. Mogem si tu znw powoa na analogi z wywietlanym filmem : wszystkie ciaa rozpatrywane w danej chwili (rozumianej jako kwant czasu) razem z obserwatorem i ze znikomo maym fragmentem zakrzepej w jego mzgu myli - byy doskonale nieruchome, podobnie jak postacie na kolejnej klatce filmu przy ekspozycji jednego zdjcia. Chwila ubiega (obejmujca ssiedni, wywietlon ju klatk filmu) znajdowaa si poza zasigiem jakiegokolwiek wpywu, poniewa naleaa do przeszoci. Czas teraniejszy zamyka si w ramach jednego kwantu czasu, ktry by niepodzielny z samego zaoenia: std

wanie niemono dokonania zmiany w jego obrbie (przy czym naleao pozosta, by znw nie wrci do przeanalizowanej ju koncepcji czasu cigego). Czego zatem mona byo si spodziewa po kolejnej ekspozycji? Czy nastpna przestrzenna konfiguracja materii, kolejna faza obiektywnej rzeczywistoci mogaby pojawi si na czterowymiarowym ekranie wszechwiata w postaci niezupenej ? Gdyby tak byo, musiaaby wtedy przej automatycznie do przeszoci rwnie w postaci nie okrelonej do samego koca, te jeszcze cakowicie niegotowej. Skoro wic nie mogem si pogodzi z obcym materializmowi przypuszczeniem, i moliwe byo zjawisko nierozwinite w czasie i jeeli miaem pozosta na stanowisku, e adna przyczyna nie bya zdolna evywoa natychmiastowego skutku (chyba tylko przyczyna spoza ekranu, czyli spoza strefy, w ktrej obowizywaa konieczno przemijania czasu) - musiaem wobec tego uzna, e ustalona we wszystkich swych szczegach przyszo; przy nieobecnoci czasu teraniejszego (przypadek pierwszy) bd te wskutek braku moliwoci dokonania zmiany w jego obrbie (drugi przypadek), przechodzi bezporednio lub porednio w przeszo i - co z tego wynika - e wszelka myl o swobodzie dziaania jest myl czysto subiektywn.

Sen w blasku ksiyca

Kiedy kierujc si do windy przechodziem obok


ostatnich drzwi przy kocu korytarza, zatrzymaa mnie dobiegajca spoza nich rozmowa dwch mczyzn, ktr poprzedzio pytanie kobiety: - Czy oni yj?

- Tak jak my: tutaj, w tej chwili... - gos przycich, podszedem bliej. - ...I zastanawiaj si pewnie - cign dalej, oddzielajc pauzami poszczeglne sowa, ten sam mczyzna - czy ycie... w takiej... jak nasza... sytuacji... jest w ogle moliwe. Nie zrozumiaem kilku nastpujcych potem zda, a naraz kto inny podkreli z naciskiem: - W danym punkcie przestrzeni nie mona odrni... znowu nie dosyszaem koca. Po chwili odezwaa si kobieta: - Nie rozumiem tego. - Nie szkodzi. S tacy, ktrzy to rozumiej... i dzi moemy... musimy na nich polega. Stojc w opadajcej windzie, uwiadomiem sobie pod wraeniem wyniesionym z tej podsuchanej mimo woli rozmowy - e jak ruszajc z miejsca wiedziaem, dokd si wybieram, tak teraz - cho bardziej ni wwczas przytomny nie umiabym ju tego okreli. Nie mia przy tym wikszego znaczenia fakt, e to spostrzeenie - jeeli spostrzeeniem mona nazwa tak bah myl - nie skonio mnie do skupienia uwagi. Na krtko przed znieruchomieniem windy, czowiek, ktry wszed do niej razem ze mn, odezwa si ni std, ni zowd: - Czekaj ju na nas. Przeknem lin dla wyrwnania wzrastajcej rnicy cinie, wywoanej opadaniem windy, i oparem si o cian. Poza szorstkim uciskiem zbyt ciasnego ubrania, ktre znalazem w magazynie i w ktrym byo mi niewygodnie, poza lepk powierzchni ciany, ciemnoci, blem gowy i

niesmakiem w ustach, poza tym wszystkim wic, co w sumie skada si w jedno i stanowi o nastroju chwili, ktry dawa si sprowadzi do uczucia trwaej niewygody - by wic jeszcze kto gdzie, kto na mnie czeka. Nawet ten gupi miech, jaki rozsadza mi puca, gdy o tym pomylaem, te by kontrolowany. Opucilimy wind, Opatrzony dwoma szeregami jednakowych drzwi dugi i wski korytarz skrca agodnym ukiem; biegnc gdzie daleko, a do ukrytego poza krzywizn muru rda wiata, ktre, rzucajc refleksy na lnice od biaego lakieru ciany, tryskao ku nam ledwie przygaszonym, mimo znacznej odlegoci, i niepokojco chwiejnym snopem. Tam gdzie jedna ze cian zachodzia w perspektywie za drug, ujrzaem na mlecznym tle ciemn posta stojcego nieruchomo na szeroko rozstawionych nogach wysokiego mczyzny. Skrcilimy w przeciwn stron. Po jakim czasie czowiek, ktry mnie prowadzi, uczyni rk ruch, jakby zamierza j pooy na najbliszej klamce, lecz naraz, z wyrazem twarzy, ktry mg oznacza, e co sobie przypomnia, zrobi gwatowny zwrot, zagradzajc mi drog. - Jeszcze jedno... - zacz i urwa. Patrzy na mnie takim wzrokiem, jakby zamierza mnie skarci za jakie niestosowne pytanie. I cho na caej drodze poza nami nie byo nic prcz gbokiej ciszy milczenia, mogem sobie wyobrazi (ton jego gosu nasun mi t myl), e przez cay czas bez wytchnienia wiele mi tumaczy, a jeeli teraz musia jeszcze co do tego doda, to tylko dlatego, e byem taki nieuwany. - My - rzek i odwrci oczy, jakby byo mu wstyd, e musi przypomnie o rzeczy tak oczywistej - ...my, postacie z Jego snu, powinnimy dba o to, aby Go nie obudzi.

Odwrciwszy si tyem do mnie, mrukn co jeszcze pod nosem, niewyranie, niedbale, pod pach trzyma krtki, obcignity ptnem leak do opalania. Fakt, e dopiero teraz dostrzegem ten dziwaczny przedmiot w jego rce, najlepiej wiadczy o moim zmieszaniu. Zanim zdyem go o cokolwiek spyta, pchn drzwi i odstpi na bok, wskazujc, abym przeszed przed nim. Stalimy pord nagich, upiornie poskrcanych i czciowo zwglonych drzew, z tym niepokojcym powiewem upalnej nocy na twarzach, jaki przynosi myl o peni lata, z butami zanurzonymi w sypkim, szarym pyle, na ktry pomimo bariery z gazi spada z gry pospny ksiycowy blask, a ponad nami wysoko, pokrelone czarnymi prgami konarw i jak gdyby podparte nimi cho takie dalekie - spoczywao obdarte z gwiazd, rozlege i gbokie, ciemnogranatowe niebo. - Jeszcze nie wszystko stracone - powiedzia. W nastroju przytaczajcej pustki staem tu obok niego; pochyli si nad otoczon popioem kpk trawy i urwa z niej szeroki li, po ktrym, znaczc za sob lekko zwilony lad, pez maleki limaczek. Obejrzaem si poza siebie. W rozoranych na niewielkim zboczu bruzdach spoczywao kilka wieo rozupanych blokw skalnych; ostre krawdzie tych nieforemnych bry tworzyy granic midzy gbokim cieniem a srebrnym szronem powiaty pokrywajcym owietlone stoki gazw; dalej, za osypiskiem drobnych kamieni, wznosia si wielka pionowa ciana : matowoszara zapora z czarnym otworem drzwi, przez ktre dopiec o co wyszedem. Czowiek oddala si. Poszedem za nim, posuszny nieznacznemu skinieniu, ktrym mnie do siebie przywoa,

ufny jak bezpaski pies, porzucony na drodze i trawiony gorycz rozstania. Za wydm okalajc przylege do ciany rumowisko gazw otwieraa si wolna od spalonego lasu przestrze. Na usanej kpkami wrzosu piaszczystej rwninie stao tam kilka samotnych nieksztatnych sosen. Pod ich nachylonymi ku ziemi grubymi gaziami, na nieco janiejszym po tej stronie tle nieba, widniay obwiedzione liliowymi konturami czarne postacie ludzi. Czowiek wskaza mi je znaczcym ruchem brody. - Jacy oni s cierpliwi... ci tam. Nieche pan spojrzy: wcale nie rezygnuj. Patrzyem na jego rce: gnit w palcach urwan gdzie po drodze zwglon gazk; wystajce spod brudnego bandaa rozbite kostki prawej doni pokryway mu strupy wieo zakrzepej krwi. Uniosem oczy. W tej wanie chwili sponad wierzchokw sosen wzbia si do gry i poszybowaa ku nam bezksztatna ciemna plama. Z daleka wygldaa jak poderwana podmuchem wiatru podarta na czci, ale poczona strzpami w jedn cao wielka szmata lub pachta pogniecionego i spalonego papieru; kiedy w zupenej ciszy przelatywaa nad nami, czowiek przypad do mnie i brutalnie zatka mi usta rozwart rk. - Cicho? - sykn. - Czy chce pan...? Chocia z uwagi na jego dotychczasowe zachowanie mogem waciwie spodziewa si po nim czego takiego, ten nagy i najwyraniej bezpodstawny skok w moj stron i wcale nie bezbolesny chwyt, ktrym miady mi wargi,

zaskoczy mnie bardziej ni ewolucje szybujcego nad nami zagadkowego obiektu. - Przecie nie wymwiem ani sowa... To pan... urwaem. Grzmot tych sw jeszcze trwa midzy nami. Spojrzaem w gr: "pachta" obniya swj lot, zakoowaa nade mn, a kiedy odbiegem kilkanacie krokw w bok, opada jeszcze niej i zawisa nad czowiekiem. Teraz przestaem ju cokolwiek rozumie. Czowiek zacz wykonywa wok siebie jakie dziwne, gwatowne ruchy, jakby mocowa si z czym lub chcia to co zatrzyma przy sobie, to znw jakby si przed tym tajemniczym przedmiotem opdza. Gdy z rzucanego przez drzewo cienia przeskoczy na nowe, zalane ksiycowym wiatem miejsce, rozpoznaem w tym przedmiocie niesiony przez mojego towarzysza leak. Naraz czowiek podskoczy na wysoko okoo dwch metrw i tak zawis. Trzymajc oburcz za poprzeczk leaka, ktra w normalnych warunkach stanowia podprk pod nogi, to dynda na niej jak na hutawce lub trapezie, to znw podciga si i przewija, podobny w tych akrobatycznych ewolucjach do dobrze wysportowanego gimnastyka. Wreszcie po kilku bardziej gwatownych podrygach zesztywnia cakowicie. Wycignity jak struna leak pry si i wygina nad jego gow. Jaka sia prbowaa porwa go pionowo w niebo. Przykuty do miejsca, nie mogem oprze si wraeniu, e czowiek by uwizion na kocu wdki ryb, a podskakujcy miarowo leak - drgajcym wrd nieobecnych fal spawikiem. Wszystko to trwao nie duej ni kilkadziesit sekund. Gdy podbiegem wreszcie i uwieszony u ng czowieka szarpnem go w d spad tu przy mnie, zdyszany i zgrzany jak po dugiej i wyczerpujcej walce. - Skurcz ...ni - rzzi. - Nie ...gem rozewrze pal...

Obaj zadarlimy gowy. Rozwinita ju na ca szeroko swych strzpw "pachta", szybsza teraz i bardziej ruchliwa, wloka za sob ogon z poszarpanych frdzli, raz po raz podbijajc nim obracajcy si na wszystkie strony leak. Nagle otoczya go zamknitym piercieniem o duej rednicy i wtedy leak zacz wyprawia najprzerniejsze figle. Nie do na tym, e zwyczajnie skada si i rozkada w taki lub w inny sposb, na ile tylko zezwalay nity zespalajce poszczeglne jego czci, ale jeszcze w byskawicznym tempie zmienia swj ksztat, prezentowa liczne warianty czyjej niewyczerpanej pomysowoci, przekrca si, przegina i przeinacza, dostosowujc si do wielu nowych, cakiem nie przewidzianych przez swego producenta usug, jakby wybiegajc naprzeciw rnym najdziwaczniejszym zachciankom uytkownika w trosce o zaspokojenie jego kaprysw. Odniosem wraenie, e sia, ktra nim operowaa i miaa nad nim wadz, chciaa go wszechstronnie wyprbowa lub moe tylko pozna jego rzeczywiste zastosowanie. Ja za - chyba rwnie pod wpywem eksperymentujcej siy - w lot pojmowaem jej intencje i twrcze zabiegi, ktrymi chciaa sw myl wyrazi, cho nie potrafibym ich nawet nazwa. Raptem cae to wirujce nad naszymi gowami widowisko przenioso si pod cian niby-gmachu, ktry podczas naszego pobytu na otwartej przestrzeni przysania niemal poow widnokrgu i znaczn cz nieba. Tam pod murem "pachta" rozpada si na drobniejsze strzpy. Czci te, jeszcze bardziej ruchliwe ni cao, z o wiele wiksz ni dotd energi zaczy si kotowa wok rozstawionego na ziemi leaka. Tym razem widok by odraajcy: przypomina kbice si nad ciaem padliny stado arocznych ptakw. Wraenie to podsycay dolatujce stamtd liczne piski. Rj skupia si na leaku. Drgania czarnych nieksztatnych plam

skracay sw amplitud, piski staway si wysze i cichsze, a na koniec wszelki ruch zamar: wszystko, co dotd latao w pobliu, osiado na ptnie, zbijajc si w jedn bry. Nie rozumiaem, co si ze mn dzieje. Czy dlatego, e zbyt dugo wpatrywaem si nieruchomym i wytonym wzrokiem w jeden daleki i mroczny punkt i doznaem krtkotrwaego zawrotu gowy, czy moe z innej, gbszej i mniej bezporedniej przyczyny, jak na przykad ta, e nie mogem si pogodzi z obrazem wiata, w ktrym wszystko byo moliwe i ktry kpi sobie raz po raz ze mnie, z mojej niedorzecznej obecnoci w nim, wywracajc do gry nogami wszelki sens i czynic mnie bezradnym wobec swych nieodgadnionych praw - zapragnem nagle, aby ju teraz, tutaj, nastpi mj kres, by na tym upyn czas mego pobytu. Szedem - albo tylko zdawao mi si, e id - prosto przed siebie, tam gdzie koniecznie musiaem i, powolnym, posuwistym krokiem, jak na uroczystej paradzie, podczas gdy z gry, z ukosa, ledzia mnie uwanie, prowadzc strumieniem wiata, rozdta i wtopiona w mrok nocy biaosina kula ksiyca. Cie mj, smolisty i dugi jak pat rozwartego skrzyda, zatacza wok mnie rozlegy krg; musiaem i po obwodzie koa, bo zabiega mi drog i dopad w miejscu, z ktrego wyszedem. Znw zobaczyem czowieka. Zanim si odezwa, podnis na moment gow i szybko opuci j nisko, na pier, gdzie wpada w wskie koryto cienia. Lecz zanim to si stao, dopki jego wychuda, kocista twarz - jak kiedy w prostokt drzwi - trwaa wymierzona w ksiyc, przyjrzaem si jej i zadraem. Czemu wyrzucaem sobie, e go nie powstrzymaem od mierci? To by Asurmar. - miali si z mojego leaka - rzek z nut triumfu w gosie.

- Wic pan ocala - wyrwao mi si. Poprzedni nastrj prys: byem ju sob. - Chyba tak samo jak pan, panie Porejra - odpar, nie wiem, czemu jeszcze rozgniewany na mnie. - Tym razem udao nam si. Miaem na myli jego przygod sprzed wielu godzin, czyli zastawion na niego tu przed planowanym startem puapk, ale oczywicie nie mg mnie zrozumie. I cho mwi o czym innym, o nieaktualnym ju ostatnim niebezpieczestwie, a na dodatek najwyraniej bra mnie za kogo, kim nie byem, nie odezwaem si wicej, bo kade niezrczne pytanie z mojej strony mogoby wywoa jego zdziwienie i danie wyjanie, w ktrych - miaem a nazbyt uzasadnione powody, eby si tego obawia - na pewno bym si zaplta. Zwrciwszy si w stron odlegej o kilkadziesit metrw matowoszarej paszczyzny (nazwanej ju raz z braku lepszego terminu .,zapor"), skierowalimy si do miejsca, gdzie widnia jasny, szeroki otwr wybitego w niej tunelu, ktry jak si zdawao - nie przenika jej jednak na wylot. W pewnej chwili, aby omin zwalony na ciek pie drzewa, wybraem inn drog ni Asurmar, ktry obszed go z prawej strony. Ledwie zboczyem nieco w lewo, gdy napotkaem na nieprzewidzian przeszkod : zwarem si z czym, co stanowio tward i niewidzialn granic przestrzeni. Zagradzajca mi drog paszczyzna mogaby przypomina szyb, gdyby nie brak jakichkolwiek zanieczyszcze i defektw na jej nieskazitelnej powierzchni. Jeszcze raz - teraz bogatszy o nowe odkrycie rozejrzaem si dookoa siebie. Korcio mnie, aby trzymajc si w pobliu doskonale przeroczystej szyby obej dookoa cay teren i przekona si, jakie s jego rzeczywiste rozmiary. i cho pod

wpywem myli o moim towarzyszu i o jego niewiadomej reakcji na tak podejrzany przejaw inicjatywy z mojej strony zrezygnowaem z tego pomysu, moje wyobraenie o otaczajcej nas otwartej przestrzeni ulego zasadniczej zmianie. Wprawdzie ze swego miejsca nie byem w stanie oceni, jak wielka bya sala, ktr przemierzalimy, jednake nie mogem rozsta si z raz ju zrodzonym podejrzeniem, e ze wszystkich stron ograniczaa j wspomniana szyba i tylko jej zawarto bya rzeczywista, a caa usytuowana na zewntrz reszta: cz drzew i kamieni oraz wychodzca poza lini szyby pokryta wrzosem ziemia, a tym bardziej widnokrg i niebo - wszystko to byo tylko niezwykle sugestywnym miraem. Podczas gdy snuem te rozwaania, Asurmar odszed ju na znaczn odlego, tak e straciem go z oczu. Przyspieszyem kroku. U wejcia do tunelu nie byo nikogo. Gdyby zaleao mu na moim towarzystwie - pomylaem - zaczekaby tu na mnie. Powoli obszedem wntrze tunelu, zagldajc kolejno w mroczne wejcia do kilku rozchodzcych si std korytarzy. Po jakim czasie wrciem pod cian, wyposzony panujcym w rodku przecigiem. Zniecierpliwiony, ju zamierzaem zawoa Asurmara, gdy naraz przysza tak dugo odwlekana refleksja: poczuem si po prostu mieszny. Mj okrzyk byby najzwyklejszym nieporozumieniem. No bo co ja tu waciwie robiem? Kim by dla mnie Asurmar, ktry w ciemnoci pomyli mnie z jakim Porejr, jeeli dobrze zapamitaem, i co mnie obchodzili ludzie, do ktrych mnie prowadzi? Bardziej interesowaa mnie konstrukcja nierzeczywistej wprawdzie, lecz wcale nie mniej przez to pocigajcej otwartej przestrzeni. Ruszyem w cie drzew. I wtedy wzrok mj przypadkowo spocz na stojcym pod murem leaku.

- Czekaj ju na nas - usyszaem dobiegajcy stamtd wyrany gos Asurmara, ktry siedzia na nim. - wietnie - odpowiedziaem ze swego miejsca, zy i od dobrej chwili zdecydowany, aby go opuci. Skoro czekaj... to czemu... to co pan waciwie... - jkaem si. Leak zwrcony by tyem do mnie; widziaem tylko gow, rozstawione na boki okcie i wystajce u dou, spod ptna, ydki czowieka. Zbliyem si do niego i zajrzaem mu w twarz. Moe sprawi to ukad cieni lub niezwyka sino ksiycowej powiaty - zrobio mi si niedobrze: czowiek mia twarz trupa. - My... - powiedzia jeszcze raz: - My... postacie z J e g o snu powinnimy dba o to, aby G o nie obudzi. - Jeeli wyobraa pan sobie!... - podniosem gos, lecz zaraz poprawiem si: - W jakim celu ju po raz drugi wyraa si pan w taki zagadkowy sposb? - Bo jeszcze nie wszystko stracone - odpar natychmiast, zanim jeszcze skoczyem mwi. Co mi si tu zaczynao nie podoba. Z wntrza tunelu wyonili si dwaj ludzie, rozejrzeli si po okolicy i spostrzegszy nas, biegiem ruszyli w nasz stron. Czowiek na leaku zwrci sztywn, teraz ju cakiem szar twarz ku nadbiegajcym. - Jacy oni s cierpliwi... ci tam - powiedzia cicho i mikko, tonem, ktry ju raz syszaem. - Nieche pan spojrzy: wcale nie rezygnuj. Zdbiaem. Jeden z przybyych mczyzn - nie mogem si przecie pomyli : Asurmar we wasnej osobie - chwytajc za

oparcie leaka wyda z garda jaki zwierzcy, ohydnie przejmujcy ton. Z leaka odezwa si gos nie mniej ostry, cho bez porwnania sabszy: - Cicho! Czy chce pan... Teraz nastpia scena najbardziej chyba zdumiewajca: ten Asurmar, ktry przyby i sta, najspokojniej w wiecie jednym niepozornym ruchem wyrzuci z leaka na ziemi tego drugiego Asurmara, ktry dotychczas na nim wypoczywa. Uczyni to z tak swobod, wicej : z tak wpraw, jakby robi tak ju nieraz i jakby wywala w piasek nie swego sobowtra, lecz stert mieci. A potem z niepodobn do niego zawadiack min, z rozwartymi palcami obu doni, ktre unis na wysoko bioder, koyszc si lekko na nogach (co chyba miao w racy sposb uzewntrzni tak mu dotd obc junack gotowo do byskawicznej akcji, gdyby tylko zaistniaa jaka potrzeba), zwrci si powoli do mnie. - I to pana bawi? - wycedzi przez zacinite zby. Chciaem zapyta: "waciwie co?", ale zastanowi mnie zaczepny ton jego gosu. - Moe istotnie nie powinienem... - zaczem agodnie, tak na chybi-trafi, i urwaem w por, bo wolaem nie koczy tego ryzykownego zdania, tym bardziej e cakowicie przyku mi wzrok widok u moich stp. Lecy na ziemi czowiek topnia w oczach. Tak wanie: topnia - bo bdzie lepiej, gdy od razu powiem, e (nawet w zestawieniu z tem poprzednich zdarze) to by cud, i to w tej niewyszukanej, niewiele odbiegajcej od schematu wersji, na ktrej wspiera si znaczna cz mitw i ktra podsyca wyobrani dzieci, u dorosych za budzi nieufno i sprzeciw (tak te i na moje nerwy nie miaaby wpywu powiedziabym

"prostacka" forma tego cudu, gdybym si nie trzs na caym ciele) - topi si wic, jakby by bry lodu albo rzucon na rozgrzan blach woskow kuk, te za czci jego ciaa (zwaszcza nogi), ktre ju si rozpyny, tworzyy pokryte bblami kaue szarej, gstej cieczy i ani nie paroway, ani nie wsikay w ziemi, lecz po prostu niky. Gdymy go tam zostawili lecego w rtciowej kauy blasku, pod miraem gbokiego nieba, niewiele ju z niego zostao: gowa, plecy i rce, ktrymi szarpa kpy wrzosu, jak toncy lin - wida niesyty tej godziny ycia, nie swoich min i obcych sw, co je z siebie jak papuga wyrzuca, jeszcze spragniony tego pobytu i eksperymentu, ktry si w tym nijakim pobycie zamyka. Szedem z oczami spuszczonymi w d - jak winowajca - a mylami wracaem wci tam, ku niemu, ku tym teatralnym jego podrygom, tak tanim, tak lichym i grubo tkanym, e nie powinny byy wywoa we mnie adnego innego uczucia prcz gbokiego niesmaku. prcz sprzeciwu wobec zej gry a jednak wywoyway. A kiedy usyszaem gonice mnie przez ca drog ostatnie bodaj jego zdanie: "skurcz ...ni nie ...gem rozewrze pal...", podniosem oczy na Asurmara i przez krtk chwil poczuem si oszukanym gupcem, bo cho z niczego to waciwie nie wynikao i raczej wiele temu przeczyo, to jako nie mogem oprze si wraeniu, e z nich dwch tamten, ktry zosta i gryz ziemi, by prawdziwym Asurmarem. Przy wejciu do tunelu obejrzaem si - ziemia bya pusta. - Nie ma go ju - rzuciem jakby do samego siebie, nieomal z melancholi w gosie.

Asurmar mrukn co pod nosem, moe nawet nie do mnie, lecz do swoich myli. Zwrciem si do jego towarzysza: - Czy nie sdzi pan, e fakt ten stoi w racej niezgodzie z jednym przynajmniej z praw zachowania? Uda, e nie zrobia na nim wraenia wyranie prowokujca forma tego pytania. Chocia si nie odezwa, zerkn na mnie kilka razy, ukradkiem prawie, z ukosa; bysno mu w oczach co jakby iskierka rozbawienia. Skrcilimy na lewo, w mrok pierwszego korytarza zakoczonego utworzonym midzy dwiema parami drzwi maym przedsionkiem. Tutaj - chyba tylko w celu utrudnienia sobie dalszej drogi, bo mona byo i obszernym korytarzem - wcisnlimy si w do wsk szczelin, w co w rodzaju zamaskowanego przejcia, ktre nas zaprowadzio do jasnego przedpokoju. Dopiero w tym miejscu zagadnity przeze mnie mczyzna da po sobie pozna, jak go poruszya wypowiedziana raczej swobodnie i bez adnego nacisku uwaga. - Zdaje si, e pan co powiedzia... - zagadn niedbale. Milczaem. Czowiek sta naprzeciw mnie w przesadnie lekcewacej moj obecno pozie. Rce trzyma w kieszeniach spodni, wspina si na palce, to znw stawa na pitach i z zadartymi do gry czubkami obu butw koysa si do przodu i do tyu. - Prawo... - umiechn si do mnie i zmruy oko porozumiewawczo, figlarnie. - Powiedzia pan "prawo", czy tak? - Znw zrobi dusz przerw i rozejrza si wokoo

siebie, jakby chcia przywoa na wiadkw jakich przygodnych suchaczy. - No no no... - mrukn - wcale niele to panu wypado. Zwaszcza to "w racej niezgodzie". - Zamia si sucho i krtko. - Przysigam - tu pooy rk na sercu - odtd bd pana traktowa ze mierteln powag. Sdzc, e celowo zwleka, by tym dotkliwiej mnie czym urazi, zakopotany rozwojem tej farsy, przeniosem wzrok na Asurmara. Sta nie opodal, wsparty rk o cian, zrazu z twarz kamienn, ale ju skonn do czynnego udziau, bo ukadao si na niej jakie skwapliwe przyzwolenie, moe nawet cie kpiny. Jego towarzysz, trzymajc si dalej tej samej roli (zaskoczonego gupot mojego pytania), nabra w puca powietrza, aby z tym wiksz przesad uda gboki namys. - To, co teraz panu powiem - rzek wreszcie panu, ktry tam przy Lendonie zasn niczym osesek na onie matki, wyda si wam wszystkim rwnie gupie, jak pomys budowy tego parszywego schronu. Otoczy mnie w pasie rk i podprowadzi pod cian, gdzie nie bez kamliwej swobody i czego w rodzaju poufnoci, jak ojciec ktremu si wreszcie zebrao na wysiek uwiadomienia swego dorastajcego syna, cign dalej rwnym, moe cokolwiek mocniejszym gosem - Dopki raz na zawsze i nieodwracalnie nie dowiemy si, czym jest c o : cokolwiek - z jednej strony i czym jest n i c: brak czegokolwiek - z drugiej strony, nie bdziemy mieli adnego prawa... - o, wanie : "prawa" ! - twierdzi, e co nie moe powsta z niczego i na odwrt... Czyli e tego prawa nie bdziemy mieli nigdy !

Powiedzia to z powag, tonem nie rozstrzygajcym wtpliwoci, czy mwi serio, czy kpi, a gdy milczaem, zmierzy mnie szybkim, surowym spojrzeniem, jakby chcia sprawdzi, czy tyle mi wystarczy. Po krtkim przegldzie mojej twarzy musia wida doj do wniosku, e wypowied jego nie zdoaa wzbogaci mojego pogldu. - Czy nie uderzya pana myl - podj znw e cho nikomu jeszcze nie udao si okreli jednoznacznie, to jest w takiej formie, ktra by nas zadowolia i nie wymagaa adnego uzupenienia ani korekty, czym jest materia, jakie s jej atrybuty, to rwnoczenie nic nie mci powszechnej radoci wywoanej bezsporn, jak si wam zdaje, pewnoci, e wszyscy doskonale wiedz, co to jest prnia? A ta prnia to - eby ju najprociej odda myl paskich dowcipnych kolegw - ni mniej ni wicej tylko przestrze, w ktrej nie ma materii. Czy pan uchwyci ju sens tej definicji: prnia to przestrze uwolniona od tego czego, co daremnie przy pomocy swych atrybutw prbuj opisa pascy koledzy. Dmuchn mi w twarz haaliwym, nerwowym chichotem, a musiaem si cofn przed rozproszonymi przy jego ustach drobnymi kropelkami liny. Kiedy wycign chusteczk, spoza najbliszych drzwi dobieg do nas podniesiony gos: - Raniel! - A wie pan, czemu trudziem si, eby to wszystko panu powiedzie? Dlaczego... - zawiesi gos. - Raniel! - No? - mruknem po duszej przerwie, aby ju raz wreszcie z tym skoczy.

- Ja te tego nie wiem! - wypali mi w samo ucho i popiesznie odszed na miejsce, gdzie sta Asurmar. W tej samej chwili drzwi naprzeciw mnie otworzyy si z trzaskiem, a na progu stan niski mczyzna ubrany w wojskowy mundur z dystynkcjami pukownika. Na jego widok obaj moi towarzysze, jakby sposzeni surowym wyrazem jego twarzy, w milczeniu przeszli przez otwarte drzwi, pukownik za, zamknwszy je za nimi, zwrci si do mnie z wycignit na powitanie rk. - Mio mi pana pozna, panie Porejra - zacz z szerokim, cho bardzo krtkotrwaym umiechem na sinych wargach. Na samym wstpie naszej znajomoci musz jednak pana rozczarowa swym brakiem entuzjazmu dla paskiej wizyty, ktra - miem to bez ogrdek wyzna - wydaje mi si cakowicie zbdna. Moim skromnym zdaniem schron to puapka, wstrtna cuchnca nora, z ktrej musimy si szybko i za wszelk cen wygrzeba, zanim si wyczerpie zapas powietrza i ywnoci, puapka - powtarzam - a nie podniecajcy wyobrani gabinet osobliwoci, witynia obfitujca w liczne tajemnice, jak si to wam uczonym w ogle, a panu, fizykowi, w szczeglnoci cigle jeszcze wydaje. Ja - tu wzruszy ramionami i rozoy rce jestem a nazbyt sumienny, gdy idzie o spenianie rozporzdze generaa Lendona, ktry tu pana skierowa dla rozwikania zagadki posgw, ale skoro ju jestem przy gosie, powiem jeszcze co, co si panu cakiem nie spodoba, panie Porejra. Jak si tak dugo, jak my, wali gow w mur, a ten okazuje si mao czuy na takie delikatne pieszczoty, to trzeba by osem eby go jeszcze duej gaska. Ot, by ju duej nie fatygowa paskiej cierpliwoci, przy najbliszej okazji z ca stanowczoci bd gosowa za uyciem adunku termojdrowego!

- Paski punkt widzenia nie wydaje mi si cakowicie bdny - uznaem za stosowne wtrci. - Bdny? - pochwyci moje ostatnie sowo. Patrzy na mnie spod dugich biaych rzs szeroko rozwartymi czarnymi renicami, i wydao mi si, e zaraz wybuchnie, tak jak mieli tu zwyczaj wybucha wszyscy bez wyranego powodu. Niech pan im nie ufa rzek. - Komu? - Gwnie tym; ktrzy stamtd wrcili. Czy Asurmar opowiada co panu? - Tyle co nic. - Tym lepiej. To wanie Raniel i Asurmar mieli pilotowa dwa ostatnie krety i sysza pan, co z tego wyniko. A teraz poradz panu co na poegnanie. Niech pan nie bierze serio tych wszystkich gupstw, w ktre bd by moe chcieli zaplta paski mody umys. - Zastosuj si do tej rady. - Sent! Znaem ju to nazwisko. Za drzwiami szurno odsuwane krzeso i w chwil potem wyskoczy na korytarz niechlujnie ubrany, chudy dryblas, stajc przed pukownikiem w postawie zasadniczej. Gdy subicie ciga obcasy poplamionych smarami i nie zasznurowanych teniswek, pukownik rzuci mi ostatnie spojrzenie i zwrci si do niego: - Wskaesz panu Porejrze przygotowany dla niego pokj, a potem wytumaczysz mu, gdzie ma szuka swoich posgw.

Posgi

Zaraz za progiem, gdy zapalaem wiato, stawiajc


dopiero drugi krok, kopnem z rozmachem w jaki wystajcy z podogi twardy przedmiot i runem przed siebie jak dugi. Lec z rozbitym okciem zagryzem wargi i ze zoci przypomniaem sobie ostatnie, na wp artobliwe ostrzeenie Senta: "Uwaga na sk!" Spojrzaem za siebie. Jeeli istotnie by tam sk, to musiaem go wybi butem i zupenie wyrwa z podogi, bo teraz ukazaa si na jego miejscu maa czarna dziura. Ju miaem wsta, gdy przeniosem wzrok w drugi kt pokoju i dostrzegem co, co skonio mnie do pozostania na pododze. Pierwsze spojrzenie nie przynioso mi adnego wikszego wraenia prcz niepokojcego wzrok niezwykle silnego kontrastu. W biaej cianie naprzeciw mnie tkwiy wyloty trzech bardzo czarnych i gbokich otworw. Przez duszy czas przygldaem si im z rozproszon mimo napicia woli uwag i nie mogem uchwyci, ktra z dwu cech obrazu bardziej mnie zdumiewa czy ta bezdennie gboka, wrcz nierealna czer, czy raczej bardzo urozmaicona linia konturu, nadajca otworom okrelony, jednoznaczny i wanie dziki temu tak bardzo niesamowity ksztat. Miaem przed sob przebite daleko w gb ciany sylwetki dwch postaci dziewczynki i psa. Bardzo ostra linia konturw - jako granica midzy czerni kadego otworu i biel ciany - ukadaa si w zawie rysunki, oddajce subtelne szczegy tych sylwetek, przywoujc na myl niezupenie w tym wypadku trafne podobiestwo do postaci z teatru cieni. Umieszczony najniej trzeci otwr nie przedstawia niczego osobliwego: mia ksztat idealnego koa, rwnie pozbawionego jakichkolwiek szczegw w obrbie czerni.

Uniosem si z podogi i ruszyem ku nim. One te drgny; jak na komend wszystkie trzy przesuny si wyranie w bok i nieco w d, zachodzc czciowo na podog. Zmieniy przy tym nie tylko swoje pooenie, ale rwnie ksztat; brzegi ich przybray zupenie inny zarys, lecz - i to wanie wydao mi si najbardziej niezrozumiae - pomimo przesunicia i zasadniczej zmiany linii konturu nadal pozostay tym, czym byy dotd: postaciami dziewczynki i psa, tyle tylko, e widzianymi z nieco innej strony. Jedynie koo w dalszym cigu pozostawao koem. Przecisnem si midzy wskim tapczanem i przysunitym do niego stoem (tak e na chwil straciem je z oczu) i podszedem do tego miejsca na cianie, na ktrym znajdoway si na samym pocztku. Zbadaem je dokadnie. ciana jak ciana: miejscami gadki, gdzie indziej brudny i chropowaty mur, strzp zakurzonej pajczyny, jaki zaciek - ani ladu po otworach. Szybko obejrzaem si poza siebie. Figury dziewczynki i psa (mogem mie teraz pewno, e wbrew odniesionemu wraeniu nie s one otworami w cianie, lecz rzucanymi na ni czarniejszymi od smoy cieniami nieobecnych przestrzennych bry) przewdroway na nowe miejsca: dryy teraz inn cz podogi i przeciwleg cian. Kontury ich te nie byy te same : odpowiaday sylwetkom bry trjwymiarowych ogldanych z znw z innej, tym razem przeciwnej strony. ledzc je dalej z pewn nieufnoci, postpiem kilka krokw w 'bak, a potem poszedem ,dalej po okrgu koa. Efekt tego by taki, e poruszajc si z identyczn jak moja prdkoci, pynnym ruchem zatoczyy taki sam uk, naoyy si czciowo na siebie i znw rozeszy. Charakterystyczny by jednak fakt, e przesuway si wycznie wwczas, gdy ja zmieniaem stanowisko

obserwacyjne; nawet nieznacznemu ruchowi mojej gowy odpowiadao proporcjonalne do niego ich poruszenie, przy czym, gdy ja szedem wzdu jednej ciany - one wdroway po cianie przeciwlegej. I tylko na pododze, gdzie mniej wicej porodku pokoju, gdzie wypaday apy psa i stopy dziewczynki, cienie... a jednak nie dziury (mimo wszystko nie mogem rozsta si z tym wraeniem) byy prawie nieruchome, trzymay si wci tych samych miejsc, okrelajc zarazem okolice osi, wok ktrej obracaa si caa ta karuzela. Jeszcze nie miaem wyj na rodek pokoju, chocia rozumiaem ju, e tam wanie tkwi klucz do rozwizania caej tajemnicy. Czerniejcy na pododze niedaleko moich stp otwr bezdennej studni mia niewiele wicej ni pidziesit centymetrw rednicy. Klknem nad nim i zbliyem rce do jego krawdzi. Donie nie dotarszy jeszcze do rzekomego otworu, natrafiy na niespodziewany opr: zetkny si z czym, czego wcale nie byo wida - objy gadk i tward kul, ktra spoczywaa na pododze styczna do jej powierzchni. Ale nonikiem tego spostrzeenia by jedynie dotyk, bo zmys wzroku informowa mnie w dalszym cigu, e mam pod sob wylot studni. Patrzyem z szeroko rozwartymi oczami na to, co mi si ukazao w dole. Te czci moich doni, ktre znalazy si pod kul, przestay istnie zniky ostro cite brzegiem czarnej plamy. Kula robia wraenie bryy odlanej z oowiu i przymocowanej do podogi w punkcie swojej z ni stycznoci. Nie mogem jej udwign ani nawet poruszy z miejsca. Wstaem z klczek i poszedem na rodek pokoju. Teraz, gdy patrzyem z bliska i skosem z gry, nastpi znaczny skrt perspektywiczny i przedstawiajca sylwetk dziewczynki dziura w caoci miecia si ju na pododze. Kontur jej stp

dry podog niedaleko moich butw, a ona sama - ju nie ten iluzoryczny otwr w pododze lub w cianie, lecz sama dziewczynka - staa blisko mnie, w odlegoci wycignitej rki. Dotknem jej gowy. Moje palce przesuny si po gstych twardych wosach i opady niej, na drobn twarz. Stuknem palcem w t twarz; cho bya twarda jak stal, nie wydaa adnego dwiku. Potem znalazem oczy: pod powiekami wysoko uniesionymi, liskie i lekko wypuke; w kciku jednego z nich odkryem malek grudk, co przypominajcego zawieszon tam kropelk, chyba z. Usta jej byy szeroko rozchylone, jakby skamieniae w krzyku, wargi napite i gadkie, wypolerowane tak samo jak reszta twarzy i tak samo twarde jak wszystko - jak cay posg. Obchodzc j dookoa zapomniaem o bliskiej, cho niewidocznej obecnoci psa. W pewnej chwili zawadziem nog o wystajcy mu z pyska kie i rozerwaem spodnie od kolana a do wylotu nogawki. Aby powetowa sobie t strat, usiadem mu na grzbiecie z beztroskim zamiarem dokadnego przegldu jego obnaonych zbw. Zachowywaem si coraz bardziej lekkomylnie, jak dziecko, zrazu oniemielone zaczajon w kadej nowoci grob, ale popychane ku niej przez nieodpart ciekawo i wreszcie uszczliwione posiadaniem niezwykej zabawki. Ale te bya to doprawdy bardzo dziwna sytuacja. Siedziaem jakby zawieszony w prni, na czym, co byo doskonale przeroczyste, a pode mn ziaa przepa o konturze widzianego z gry okazaego wilczura. Wreszcie opuciem grzbiet psa, odszedem na bok i usiadem na pododze w tym samym miejscu, z ktrego ujrzaem posgi po raz pierwszy. Poprzez mechaniczne skojarzenie przypomnia mi si mj niedawny upadek i jego bezporednia przyczyna - wybity z podogi sk. Od razu uznaem, e co si tu nie zgadza, bo cho pomalowana na

jasny orzech - caa podoga w pokoju bya grub, stalow pyt i zarazem fragmentem pancernego dna schronu. (Dowiedziaem si o tym od Senta, gdy mnie prowadzi do przeznaczonego dla mnie pokoju.) Wycignem przed siebie nogi i ze skrconym tuowiem wsparem si na okciu tu ponad miejscem, z ktrego wypad rzekomy sk. Twarz zbliyem do niego na tak odlego, e nie mogem si pomyli. Dziurka w pododze miaa zabawny ksztat. Nakryem j doni i zwarem palce - ponad krawdzi czarnego otworu siedziaa maleka mysz. Rzecz prosta - tak jak w poprzednich wypadkach - adnego otworu tu nie byo; by tylko rzucony na podog cie przejrzystej bryki. Nie mogem si nadziwi, z jak wielk dokadnoci oddane zostay wszystkie najdrobniejsze szczegy tej pociesznej miniaturki. Cieniutkie druciki wsw, wytrzeszczone jak pereki oczka, dugi ogonek, sier wraz z kadym jej woskiem, rozchylony pyszczek i wreszcie malekie nki z drobnymi igiekami pazurkw. Wziem j do rki i sprbowaem podnie. Musiaa jednak by przyspawana do podogi, bo ani drgna. Znw przyjrzaem si posgom dziewczynki i psa, a potem przeniosem wzrok na kul i mysz. Dotd zbyt pochonity analiz optyczno-geometrycznej strony caego zjawiska pomijaem w swej obserwacji wcale niebahy fakt, ktry dopiero teraz zwrci moj uwag. Postacie nie byy zestawione przypadkowo : wszystkie cztery posgi, odlane w okrelonych i do dynamicznych fazach zatrzymanego ruchu, wspdziaay ze sob w odtwarzaniu jakiej sceny. Ubrana w krtk sukienk dziewczynka, stojc na lekko zgitych kolanach, bya silnie pochylona do przodu, przy czym poza jej tak znacznie odbiegaa od pionu, e przeczyo to warunkom zachowania trwaej rwnowagi. Praw rk wycigaa w stron... piki (wydawao mi si trafne takie wanie ucilenie

nazwy kuli), lew - sigaa poza siebie, jakby chciaa ni pochwyci dopiero co wypuszczony z doni koniec smyczy. Smycz zwisaa przy szyi psa. Ten za wyrywa si do tyu czy moe wprost przeciwnie : hamowa swj bieg. Poza psa wydawaa mi si bardzo wieloznaczna : napite minie, rozstawione szeroko przednie apy i cofnity w gbokim przysiadzie tuw - wszystko razem mogo wskazywa na to, e szykowa si do skoku za myszk, ktra uciekaa przed nim. Jednak 'kto i w jakim celu zada sobie trud, by tak wiernie skopiowan natur bez adnej gbszej myli zamkn w ksztat tych cikich bry? Ktokolwiek nim by - musia by pozbawiony wyobrani i zdolnoci do oryginalnego, subiektywnego interpretowania napywajcych ze wiata wrae. Bo chocia fizyczna strona tego przedstawienia bya a nazbyt zaskakujca, to strona artystyczna - banalnie wtrna, jak wszelka prba reprodukcji, eby nie powiedzie: adna. Z narastajcym uczuciem sennoci wypywajcej z naturalnego - tym razem - zmczenia (przed spotkaniem Asurmara bkaem si po korytarzach i chyba ju od dwudziestu godzin byem w nieustannym ruchu) jeszcze raz rozejrzaem si po pokoju. W jednym z ktw, przy szafce z aparatem telefonicznym, leao wywrcone krzeso. Tu przy nim w kauy jakiego pynu walay si na pododze szcztki rozbitej szklanki. Na przysunitym do tapczanu stole, obok kilku ksiek, przyborw do pisania i bezadnie rozrzuconych zapisanych kartek, spostrzegem na spodeczku spor kostk rwno odkrojonego tego sera, a na nakrytej zoonym kocem poduszce pod cian - butelk z piwem, wieo rozpiecztowan paczk papierosw i zapaki.

Usiadem na brzegu tapczanu, zjadem cay ser, wypiem piwo i signem po papierosa. Gdy go zapaliem, przyszo mi do gowy, e tak czy owak, czy to w imieniu generaa Lendona, czy we wasnym - a moe w gruncie rzeczy w imieniu Mechanizmu - mogem si jednak zaj przeanalizowaniem sformuowanej ju, ale mimo to wcale nie atwiejszej do rozwizania zagadki. Przede wszystkim jak to byo moliwe, eby doskonale przeroczysta brya rzucaa na znajdujce si poza ni przedmioty w ogle jakikolwiek, a tym bardziej a tak gboki cie? Na dodatek przy tworzeniu si tego cienia wcale nie brao udziau wiato pochodzce z umieszczonej pod sufitem jarzeniwki. Czy rzdziy tym zjawiskiem jakie inne, nie znane mi optyczne prawa? Przez jaki czas nic sensownego nie przychodzio mi do gowy poza koujc jak natrtna mucha upart myl, e cienie niezalenie od tego, gdzie staem - znajdoway si zawsze dokadnie poza przejrzystymi posgami, jak gdyby rdo wiata zlokalizowane byo w moich oczach. Patrzc na swoje odbicie w lustrze, ktre znajdowao si na przeciwlegej cianie pokoju, zniechcony ju, pomylaem, e przede wszystkim powinienem pj do azienki, wykpa si i ogoli. Niedopaek parzy mi palce. Rzuciem go do popielniczki, wyjem nastpnego papierosa i - obiecujc sobie, e zaraz wstan - wycignem si na tapczanie. Senno pokonywaa mnie; moe wanie dziki temu, e nie byem ju zdolny skupi si nad czymkolwiek, pracujca dalej bez udziau mojej woli podwiadomo sama podsuna mi gotowe rozwizanie: posgi zamiast przepuszcza pochaniay cay strumie padajcego na nie ze wszystkich stron wiata, tote nie byy doskonale przejrzyste, lecz doskonale czarne. aden promie wiata nie opuszcza ich powierzchni to byo pewne. A jak miaem wytumaczy fakt, e czer trzymaa si wci ta, wci bya tam - na cianach,

a nie tu - na powierzchni kadej z bry? To te proste: owietlony brzeg konturu nalea do ta i si rzeczy pozostawa w jego odlegoci, za sama czer w ogle nie bya i nie moga by gdziekolwiek zlokalizowana. Wypuciem kilka kbw dymu i spod przymruonych powiek przygldaem si im. Oczy zamkny mi si same. Tylko na chwil... Za cian z nie dokrconego kranu kapaa woda.

Pukownik sta po drugiej stronie stou.


- Najpierw, niech pan zgasi papierosa, panie Porejra - rzek. - Mog zgasi, czemu nie - odparem jakim nie swoim gosem. - A po wtre nie lubi oszustw. Pan nie jest fizykiem ! - Jak to nie? - oburzyem si. - Nieche mi to pan udowodni. Sucham! - Uczyni to w bardzo prosty sposb. Oto tre atwego zadania, ktre rozklei panu mzg. Wzi ze stou czyst kartk papieru, podoy pod ni ksik i poda mi j razem z pirem. - No wie pan! - udaem gniew. - Czy to ma by egzamin? Mgbym pana wyrzuci za drzwi, ale niech tam. - Dwa ciaa zostay wyrzucone z powierzchni globu pionowo w gr... - dyktowa ze wzrokiem wbitym w strop w prni, w polu grawitacyjnym o nateniu ge, z prdkoci pocztkow we, w odstpie czasu te. Oblicz... - zawiesi gos.

- Oblicz... - powtrzyem za nim. Pomylaem przy tym, e mgbym go atwo udobrucha, gdybym tylko wsta i zasalutowa, ale jako nie chciao mi si ruszy z miejsca. - ... oblicz, gdzie i kiedy spotkaj si te ciaa. - W porzdku - powiedziaem. - Rozwi to zadanie, ale niech pan std idzie i nie sterczy mi nad gow. Wyszed. Przewrciem si na drugi bok. Kartka z tekstem zadania wypada mi z rki; miaem przed sob mtny obraz: "Dwa ciaa w prni". Znowu tam byem: w klatkach wind, w toku rozgrzanych rk, w labiryncie korytarzy. Bez przerwy goniem kogo, a moe tamten kto mnie ciga, serce latao mi w prnej piersi, gdy przemykalimy pustym korytarzem, z oskotem cikich butw, i nagle znieruchomiaem na samym dnie nocy - nie wiem, co mnie tu zatrzymao w biegu. Lecz: "gdzie i kiedy?" Staem zdyszany pod cian; osacza mnie wszechobecny szmer. To krople wody, kapic skd spod stropu - to tu, to tam -bbniy po pododze, a zrosi mnie deszcz rzsisty, gwatowna ulewa. Najblisze drzwi otworzyy si na ocie. Kto wychodzcy na zewntrz zawaha si i odszed gdzie w bok, lecz kiedy wszedem do rodka, ten kto te przekroczy prg i zatrzyma si tu za nim. Rce nasze rwnoczenie opady na klamk i spotkay si na niej po tej samej stronie drzwi, a gdy moja druga do badaa tamt twarz, obca rka na klamce ucisna moj. To bya Jeza Tena - kobieta z wanny. Wrczyem jej pamitnik z takim wanie nazwiskiem na okadce. - Co za mia niespodzianka - ucieszya si. - To jest najdrosza rzecz, jak utraciam. Bardzo panu dzikuj.

Stalimy naprzeciw siebie, oddech jej osusza mi twarz, a w uszach dzwonia mi zowroga cisza. - Tak tu ciemno... - szepnem wreszcie. - No c... sam pan wie! Ale wejdmy do rodka. - Moe pani wybieraa si gdzie, moe w czym przeszkodziem, moe... - Ale nie! Przecie pada taki deszcz... a poza tym mam dzisiaj goci. - Skoro tak, to nie mog si im pokaza, bo rozdarem sobie nogawk spodni. Cisza, a w niej stukot oddalajcych si krokw. - O, to nic nie szkodzi! Zaraz sobie z tym poradzimy usyszaem z daleka jej gos. Podesza do mnie, wzia mnie za rk i poprowadzia w gb mroku. Usiedlimy na krzesach blisko siebie. - Czy gocie pani nie bd si niecierpliwili? Zbliya mi wargi do ucha: - Zamknam ich na klucz, niech sobie tam siedz. A co si tyczy paskiego kopotu z nogawk, to prosz si nie martwi: od czego jest iga i nitka? Pochylia si. Poczuem jej palce na nodze. Podniosa j do gry i pooya sobie na kolanach. - Waciwie to... - powiedziaa z tym charakterystycznym stumieniem gosu, ktry kaza mi si domyli, e rwie w

zbach nitk - gdyby wzi pod uwag rnic wieku midzy nami, to mogabym by pask matk. Na goej ydce czuem ciepo promieniujce z jej obleczonych nylonami ud. - Czy to ten sam pies pana napad - odezwaa si znw ktry ju od trzech dni siedzi za progiem? - Tak, to wanie on. A teraz mog mie tylko nadziej, e nie by wcieky. W mylach walczyem z falami napywajcego skd strachu. Wiedziaem, e za drzwiami stoi zwarty tum: miady je napr kilkunastu ludzi, ktrzy z zacinitymi zbami przedzierali si ku mnie. Drzwi nie wytrzymay ciosw: wygiy si w nasz stron jak powierzchnia pczniejcego balonu i pky z gonym oskotem.

Zerwaem si na rwne nogi.


W lustrze bysn obraz mojej wykrzywionej twarzy. Zamarem wpatrujc si w postacie posgw, ktre nie byy ju tymi samymi posgami. Trudno mi byo uwierzy w dokonane w nich zmiany. Spod tapczanu wydobywa si przecigy, rozbity na cay szereg piskw, trzaskw, szmerw i ostrych zgrzytw odgos amanego drzewa. Rzuciem si na kolana i zajrzaem tam. Jeszcze przez moment widziaem wygit w silnie napity uk desk, ktra stanowia jeden bok skrzyni na pociel. Chocia cakowicie nieruchoma, kula wywieraa potny nacisk na opierajc si desk, mniej wicej w poowie jej dugoci. Na moich oczach deska pka z

suchym trzaskiem: Kula nadal spoczywaa w miejscu. Podbiegem do telefonu. - Prosz mnie poczy z pukownikiem! - rzuciem do suchawki. - Z jakim pukownikiem? - zapyta matowy kobiecy gos. - Z jakimkolwiek! - Czy pukownik Goned moe by? Spokojny ton tego pytania rozdrani mnie. - Tu chodzi o co wanego. Niech si pani pospieszy! syknem do mikrofonu z hamowan wciekoci. Cisza. Patrzyem na posgi. Byy tak samo nieruchome jak przedtem. (Nie wiem, dlaczego musiaem sobie w mylach ten fakt wyranie podkreli.) Ale w czasie mojego snu przesuny si cokolwiek na inne miejsca i zastygy w nowych, wyraajcych ju inn faz tego samego ruchu pozach, w cigym - cho nieuchwytnym w czasie - deniu do jego kontynuacji. - Tu pukownik Goned. Sucham. - One si ruszaj! - Co za one? Kto mwi? - Posgi! Mwi Porejra. Znw cisza. - No to co? Niech si ruszaj, skoro im si tak podoba. Co mnie to obchodzi. - Jak? Ale... ale posgi! Czy zrozumia pan?

- Spokojnie, panie Porejra. Krzyczy pan jak smarkacz, ktry dopiero pierwszy raz przejrza na oczy. Co pan waciwie ode mnie chce? To paskie zmartwienie, a nie moje! Do widzenia! Byem na siebie zy, gdy mogem przewidzie tak jego reakcj. - Czy jest pan tego pewny - spytaem, gdy nie odoy jeszcze suchawki - czyje to jest zmartwienie? A co si znajduje w ssiednim pokoju, przy ktrym stoi tapczan ? - Pan tam siedzi? - Z posgami. Przez cay czas. - Chwileczk... zajrz do planu. Umilk. Patrzyem w podog. Dwa punkty: miejsce, gdzie przedtem spoczywaa kula, i drugie, miejsce jej obecnego pooenia - czya prosta, wyobiona w farbie i odsaniajca stal podogi, jasna rysa. Wyraniejsze, ale ju mniej regularne rysy widniay za stopami dziewczynki oraz wokoo pazurw psa i poza nimi. Prawe kolano dziewczynki, wygity bucik i cae prawe przedrami - stykay si z podog przysaniajc zblion do jej powierzchni ukryt wrd zwichrzonych wosw twarz, natomiast wyrzucona skosem w bok ponad skrconym tuowiem druga jej rka z rozczapierzonymi palcami oraz wyprostowana lewa noga - zawieszone byy w powietrzu. Caa posta dziewczynki przedstawiaa teraz jedn z ostatnich faz upadku, jaki mg by spowodowany potkniciem si w biegu. Aktualna poza psa bya jeszcze bardziej dynamiczna: sta na szeroko rozstawionych tylnych apach, ktrych pazury ciy pozwijan w cienkie wiry farb; z tak silnie skrconym tuowiem, jakby chcia zapa si za ogon. Jego przednie apy, oderwane od podogi i wraz z

czci korpusu przekrcone w bok, mierzyy w przeciwnym ni przedtem kierunku - w stron lustra, tak samo jak wycignita szyja, rozwarty pysk i wytrzeszczone jakim wzruszajcym przeraeniem oczy. - Tam jest podstacja wysokiego napicia - usyszaem gos Goneda. - I co z tego? - A wic za jaki czas, moe za trzy godziny lub pniej, kula rozwali cian i wpadnie tam do rodka. - Co takiego? Z czego to pan wnioskuje? - Ju zmiadya tapczan, ktry sta na jej drodze, i wszystko wskazuje na to, e bardzo powoli, ale nieustannie zblia si wanie do tej ciany. Moe pan przyj i sam zobaczy. Ona jest niesychanie cika. Tego jeszcze panu nie mwiem, bo sdziem, e zna pan przynajmniej niektre fakty. Nie wiem, czy zdaje pan sobie spraw z niebezpieczestwa, jakie wynika z olbrzymiej bezwadnoci tej kuli. Bo najbardziej niewiarygodna jest masa posgw. Tej samej wielkoci bryy, odlane z oowiu lub nawet z platyny, byyby pirkami w porwnaniu z ich mas, ktrej na razie nawet nie mam odwagi oszacowa. Wiem tylko jedno: kula bdzie miadya wszystko na swojej drodze i by moe nie znajdzie pan sposobu, eby j zatrzyma. - Trzeba byo od razu tak mwi. Zaraz tam bd... Goned mwi dalej, ale z raptownego przyciszenia jego gosu poznaem, e odsun od ust mikrofon i zwrci si do kogo innego. - Raniel! Wemie pan sobie do pomocy Senta i pjdziecie ze mn do pokoju cieni. Porejra twierdzi, e transformatorom

grozi niebezpieczestwo rozbicia, a na przerw w dopywie prdu nie moemy sobie pozwoli. Po chwili jego suchawka opada na wideki.

Tlen i bro

Na korytarzu wiodcym do mojego pokoju natknem si


na Asurmara. Sta w grupie kilku mczyzn i kobiet pod drzwiami z napisem STOWKA, zajty rozmow z modym, moe dwudziestoletnim mczyzn, ktremu pokaza mnie rk, kiedy zbliaem si do nich. - Nie idzie pan na kolacj? - spyta wychodzc mi na spotkanie. Zaskoczy mnie troch tym prostym pytaniem, bo mylami bdziem jeszcze przy posgach, a po jego sowach uwiadomiem sobie, jak bardzo jestem godny. - Chtnie zjadbym co. Moe jednak przedtem doprowadz si nieco do porzdku. - Wskazaem na swj kilkudniowy zarost. - Ostatnio nie znalazem czasu... - Gupstwo! - przerwa mi. - Pewnie nie ma pan odcinkw. Goned nie da panu jeszcze karty zaprowiantowania ? - Nie. - Zwrci si pan do niego przy pierwszej okazji. A tym razem moe zechce pan skorzysta z mojego zaproszenia. Mam dwa odcinki. Veis podarowa mi swoje w przeddzie startu. Podczas tej rozmowy towarzysz Asurmara sta tu przy nas i przypatrywa mi si wyupiastymi, troch jakby

rozanielonymi oczami, w ktrych jednak raz po raz byskao wyrane zniecierpliwienie. - Pan Unevoris - tu Asurmar wskaza gow na modego czowieka - dopytuje si o pana ju od paru godzin. Chciaby, zdaje si, zamieni z panem kilka sw na tematy... no, powiedzmy... zajmujce was obu. - To prawda, e tylko prawdziwy fizyk, jak pan, zdoa poj, o co mi chodzi - odezwa si nieznajomy, zdaje si tylko po to, aby mnie do siebie przychylnie nastawi. Widzc, e wycign rk, uciskaem j. - Ale porozmawiamy innym razem - zastrzegem si. - Oczywicie - wtrci Asurmar. - Zjemy spokojnie kolacj. Po co si zaraz denerwowa. - Nie chodzi tu o towarzysk konwersacj ani o przyjemne spdzenie czasu - powiedzia z naciskiem Unevoris. Jeszcze sili si na umiech. Asurmar lekcewaco poklepa go po ramieniu, odwrci si do niego plecami, po czym popchn mnie lekko w stron drzwi stowki, rwnoczenie otwierajc je przede mn. - Pan Porejra zaj pokj E-91, ten sam, ktry nalea do Veisa - rzuci za siebie do speszonego jego zachowaniem Unevorisa. Odetchnem z ulg, bo rozmowy z kim, kto biorc mnie za zapoznanego fizyka, sam rwnoczenie nosi w sobie pewno, e zdoa si ze mn porozumie, musiaem si w tej chwili obawia najbardziej ze wszystkiego. Zanim wszedem do rodka, ujrzaem jeszcze jego powaniejc raptem twarz;

troch dalej, w gbi korytarza, migna mi grupka mczyzn, w ktrych rozpoznaem Raniela, Goneda i Senta. Szybkim krokiem zmierzali do pokoju cieni. - Kasza - powiedzia Asurmar. - Zdaje si, e z sosem, a wic co nowego. Stanlimy w kilkuosobowej kolejce do okienka w cianie oddzielajcej kuchni od jadalni. W niewielkiej kwadratowej salce przy ciasno ustawionych przy sobie stolikach siedziao kilkanacie osb. Gdy zabraem swoj porcj i przeszedem z ni do stolika, gdzie Asurmar robi dla nas miejsce wrd nie uprztnitych brudnych talerzy, spostrzegem, e wikszo obecnych ledzi mnie z nie ukrywanym zainteresowaniem. Utkwiem wzrok w szarej papce pokrywajcej mj talerz i zabraem si do jedzenia. - Sam pan widzi - zwrci si do mnie Asurmar do czego doprowadzia izolacja midzysegmentowa. Brak szerszych kontaktw, doniolejszych zdarze, brak podniet duchowych i intelektualnych, przymusowa bezczynno - wszystko to razem sprawia, e ludzie - kiedy mieszkacy metropolii tutaj nabywaj ju cech typowych dla mentalnoci maomiasteczkowej. Ale te nie ma si czemu dziwi. Psuj nam krew niedomagania organizacyjne. Chociaby taka baha zdawaoby si sprawa, jak pozbywanie si odpadkw. Nie mamy ich tu gdzie gromadzi, a genera Lendon, jakby szczeglnie zawzity na nasz segment, odmawia wydania zezwolenia na otwarcie grodzi.

Spogldaem na niego sponad dymicego talerza. Mwi


dalej, wci o sprawach najzupeniej mi obojtnych. By taki zwyczajny: chodny i rzeczowy. I chocia z wygldu niczym

si nie rni od postaci, ktra towarzyszya mi w wietle ksiyca, przecie sposobem bycia daleko od niej odbiega. Przy ssiednim stoliku toczya si oywiona rozmowa, ktrej sensu przez jaki czas nie mogem uchwyci. Wreszcie okazao si ku mojemu zdziwieniu, e dotyczya braku lepszych gatunkw myda. Najbardziej zapalona i zirytowana dyskutantka owiadczya swoim rozmwcom, e tego, ktre dostarcza im magazynier z dziau Goneda, nie tknie w obawie przed zniszczeniem cery. Po chwili jeden z jej towarzyszy opowiedzia anegdotk o wspomnianym magazynierze. Opowiadanie zakoczy wybuch haaliwej wesooci; ubawione te zostay osoby przy ssiednich stolikach: wida podsuchiwano si tu wzajemnie. uem spory ks misa, wygrzebany z rozgotowanej kaszy, nie podajc ju prawie za wywodami Asurmara, bo myli moje ciyy ku szerokiemu niebu ponad konarami zwglonych drzew. Poza moimi plecami rozlego si uderzenie pici w st. Obejrzaem si. Nad zalanym wod stolikiem sta jaki otyy mczyzna i wywija trzyman w rku butelk. - Skandal ! - wykrzykn. - Gdzie jest obsuga ? Zdawao si, e nikt nie zwrci na niego uwagi poza mn i kobiet w biaym paszczu, ktra ukazaa si w drzwiach kuchni. Grubas kopn stojce mu na drodze krzeso, podszed do kobiety i podsun jej szyjk butelki pod sam nos. - Co to jest? - spyta ostrym tonem. Odpowied utona w gwarze rozmw. - yjemy tutaj wrd tych samych twarzy - podj znw znionym gosem Asurmar, jakby specjalnie zaleao mu na tym, by sowa jego trafiay wycznie do moich uszu - tote

kady nowy przybysz wywouje niejakie poruszenie. Moe jest w tym pragnienie wyrnienia si wrd znajomych, przyznaj, do chorobliwe ostatnio i tyle maostkowe, co daremne, albo co w rodzaju chci popisania si przed obcym... czy ja wiem. Prosz popatrze na tamt dziewczyn, ktra siedzi samotnie pod cian. Odizolowaa si od nas; swj bunt przeciwko czemu okazuje w ten sposb, e co dzie zawartoci pierwszej yki zupy ciska w sufit. Potem stroi rne miny, nie zwaajc przy tym na nikogo. Upodobaa sobie zwaszcza dugie, nieruchome spojrzenia, ktrymi jednak nie zaszczyca nikogo z nas, tylko jakie punkty na cianach. Ale dzisiaj przyjte generalnie zasady nie przeszkodziy jej zerkn bodaj ju z tuzin razy ku panu. Owszem, nie chciaaby zdradzi siebie w odprawianym rytuale, ale te nie darowaaby sobie, gdyby pan jej - w jej wysiku - nie doceni lub, co gorsze, nie zauway. Zapyta pan o lk? Zgoda, drzemie on w nas na jawie i we nie, ale kad tu akcent wanie na sowie "drzemie". Bo jak by dzi osign warto, gdyby si cigle rozwija? W gruncie rzeczy trwamy bez przerwy w czym, co przypomina zaawansowan ju posta otpienia. Skania si ono w stron stabilizacji. Poza tym obejmuje nas i przytacza dokuczliwa nuda. - Nuda... - powtrzyem za nim. - Ona gwnie was trawi? Wic nie ciekawo, nie zdumienie i strach zmuszajcy do zespolenia si, do szukania wyjcia z potrzasku - lecz mydlane anegdotki, nadsane minki i nuda? - Sza! - jkn. - Pst... Czuem na wierzchu doni jego paznokcie, ktrymi zdrapywa mi skr, lecz ju nie dbaem o nic. - Jak to? - podniosem gos. - Czemu mam zamkn oczy na to, co si tutaj dzieje? Czy tam, na powierzchni ziemi,

gdziekolwiek dane jest istnienie, pobyt przemijajcy - ycie, zawsze w czym zagroone, napotykalimy na wiksze ni tu fenomeny? Mamy wic zasn wobec niej - nieprzeniknionej dotd s i y, ktra by moe szuka z nami kontaktu i w swych prbach popenia kolejne bdy? Nie ma wic zalanych magm kabin, trwajcych w powolnym ruchu posgw ani pyta, czym one s i skd si wziy? Bodajbym si z tym nie wyrywa. Nie mwiem do samego Asurmara. Sowa moje paday w ciszy, bo ju przy pierwszym zamar szmer rozmw, a teraz wszystkie pary oczu skierowane byy na mnie. Asurmar chrzkn kilka razy, wsta, chcia co wykrztusi, lecz nieporadnie, w pogbionej ciszy, jka si bdzc wzrokiem dookoa siebie, przestawi talerz, potrci go i niby to niechccy zrzuci na podog, wreszcie zatrzyma wzrok na kucharce. Niespodziewanie rozemia si, ale tak jako nieszczerze i nerwowo. - Czy jest w nich co bardziej osobliwego rzek - ni w fakcie, e butelka z etykietk wody sodowej prcz czystej wody nie zawiera ani odrobiny gazu? Gdzie w drugim kocu salki odezwa si krtki, pojedynczy chichot. Wikszo twarzy miaa gniewny wyraz. - A kto jest za to odpowiedzialny? - rykn grubas. Przez cay czas trzyma kuchark za pasek. - Ukara j! - podchwyci kto. Nie dowierzaem wasnym oczom. Asurmar podbieg do grubego mczyzny, wyrwa mu z rki butelk i po krtkiej szamotaninie wcisn przemoc jej szyjk za konierz kobiety. Wrd gromkich pohukiwa i oklaskw, jednoznacznie wyraajcych aprobat obecnych, trzyma - razem z grubasem

- wyrywajc si kuchark za rce dopty, a oprniona butelka upada z brzkiem na podog i potoczya si pod mj stolik. Zmagay si we mnie sprzeczne uczucia: to ch poderwania si z miejsca i pooenia kresu temu enujcemu widowisku, to zmieszanie wywoane witajcym domysem, e naruszyem przed chwil nietykalne tabu, a Asurmar prbowa zatuszowa popeniony przeze mnie bd, jak niewybaczaln gaf, nie cofajc si przed najbardziej drastycznymi rodkami, to myl o niedorzecznoci takiego przypuszczenia i znw niesmak i wzrastajce oszoomienie. Wstaem, moe miaem zamiar po prostu wyj std, bo nie widziaem tutaj dla siebie adnej roli, lecz gdy mijaem przemoczon kuchark, ta - z jakim napiciem na twarzy wyda wargi w moj stron, najwidoczniej z zamiarem naplucia mi w oczy, jednak chyba zabrako jej liny, wobec czego wymierzya mi piekcy policzek. - Uczony sadysta! - sykna. - Tfu... karawaniarz! Byy to bardzo gupie w tych okolicznociach sowa, ale liczy si sam ton, w ktrym nietrudno byo doszuka si pogardy i kpiny. - Ma pani suszny al, czemu jednak akurat do mnie? spytaem. Widzc, e w milczeniu zmierza do nastpnego ciosu, bezmylnie - wszystko odbywao si w coraz wikszym tempie - odepchnem j od siebie, moe zbyt silnie, bo nastpia nog na lec butelk, zachwiaa si i upada plecami na stolik, wywracajc go razem ze stosem brudnych talerzy, ktre z oskotem rozbiy si i rozsypay po caej

pododze. Miaem wszystkich przeciwko sobie; nie pojmowaem ju, jak mogo do tego doj. - Jak miae pobi kobiet! - warkn jaki gos. Spojrzaem w stron, skd dochodzi. Rosy mczyzna z wosami krtko przystrzyonymi jak rekrut torowa sobie drog wrd krzese. - Nie jestem workiem treningowym -odparem. - Zaraz nim bdziesz! - Pan te otrzyma swoj porcj w razie potrzeby odciem si. - Czy nie moecie bawi si we wasnym gronie? Bezsens tej awantury ogupi mnie ju do reszty. Sam nie wiedziaem, co plot. Poczuem na plecach rce Asurmara, ktry przypad do mnie i objwszy mnie w pasie, pocign ku drzwiom. - Bagam o zachowanie spokoju - szepn mi gorczkowo do ucha. - Czemu rozrywa pan z takim trudem zaleczone rany? Chce pan zaczyna wszystko od pocztku? W jakim celu? Nieche pan wyjdzie std, szybko, ju, ju... - mamrota. By czerwony na twarzy jak burak. Wypchn mnie za drzwi i trzasn nimi, a zadraa ciana. Ruszyem przed siebie w pusty korytarz, bez adnej myli. Za zakrtem dogoni mnie przecigy gwizd i okrzyk spoza ciany stowki: - Grabarz! - a potem znw gwizd i miechy. Wzruszyem ramionami. Nie miaem zamiaru przejmowa si tym incydentem, zwaszcza e nie by jedynym, ktrego nie potrafiem zrozumie. Wski i niski korytarz zaprowadzi mnie pod drzwi oznaczone numerem E-91. Tu by mj pokj. Wszedem do rodka i zamknem si na klucz; chciaem mie wreszcie troch spokoju.

Za pierwszym razem, gdy przechodziem tdy z Sentem, ktremu gdzie si spieszyo, nawet nie zdyem zajrze do rodka, poniewa niezwocznie zostaem zaprowadzony do pomieszczenia z posgami. May prostoktny pokoik robi wraenie zamieszkaego przez czowieka, ktry wyszed std tylko na chwil: nie zosta sprztnity przed moim przybyciem; jego poprzedni lokator (wiedziaem ju, e by nim jeden z kolejnych pilotw, Veis) pozostawi tu swoje rzeczy razem z caym baaganem. Z uczuciem ulgi wywoanej nadziej, e nie bd si ju duej tua, wsparem si o brzeg stou i popatrzyem krytycznie na otaczajce mnie przedmioty. Pod dusz cian, obok ssiadujcych z rogiem pokoju wejciowych drzwi, sta wski, jednoosobowy tapczanik z wyoon na wierzch zmit pociel, zakryt czciowo przez narzucony na ni kolorowy koc; nieco powyej niego przebiegao kilka pek z rozoonymi na nich wrd paru ksiek rnymi drobiazgami, a ponad nimi, przysaniajc nie domknite drzwiczki jakiej przepenionej skrytki, w galimatiasie rozpitych sznurkw wisia midzy rcznikami i koszul garnitur Veisa - wszystko razem z rzdem wysunitych ze ciany szuflad i zoonym polowym kiem, ktre jakim cudem trzymao si pod sufitem na szczycie tej piramidy, stoczone byo na powierzchni jednej ciany. Przy stole stao jedyne krzeso, wcinite w sto walajcych si po pododze zmitych papierw poprzetykanych cinkami masy plastycznej i zwitkami gumy; na szczcie brakowao tam resztek jedzenia, dziki czemu powietrze nie byo zepsute. Jednake panowa tu taki cisk, e dosunity do przeciwlegej ciany wski st nieomal styka si z krawdzi tapczanu. Nad stoem ciemnia w murze, rozmiarami podobny do okna, wielki okrgy otwr. Zajmowa wiksz cz tej ciany, lecz nie byo przy nim adnej futryny ani uchwytw do otwierania; pokrywajca go jednolita szyba stanowia przeduenie

paszczyzny o takiej samej jak ona gadkoci. Poza tym nibyoknem panowa nieprzenikniony mrok. W przylegej do wyjcia na korytarz cianie znajdoway si drugie drzwi. Otworzyem je; ujrzaem malek kabin, z sufitu ktrej sterczao sitko natrysku; nawet tutaj, na metrze kwadratowym wyoonym kafelkami z biaej glazury, sta szereg zakurzonych, pustych butelek i jakie rupiecie o nie znanym mi przeznaczeniu. Mydo znalazem w jednej z szuflad; uznaem przy tym za rzecz oczywist, e przydzielono mi ten pokj razem z jego zawartoci i e mogem wszystkim rozporzdza wedug wasnych potrzeb. Rzeczami Veisa nie mia si kto zaj (o czym napomkn mi Sent podczas krtkiej rozmowy w korytarzu), on sam za przepad bez wieci gdzie w gbi przylegajcej do schronu konstrukcji w chwili uprowadzenia jego pojazdu. Usunwszy mieci spod natrysku, rozebraem si do naga i wszedem pod bystry strumie ciepej wody. Byem ju dobrze namydlony, gdy poprzez szum ciekajcej wody usyszaem pukanie do drzwi. Postanowiem nie reagowa na nie. Umyem si i wytarem jednym z rcznikw. Potem zaoyem koszul i garnitur Veisa. Marynarka pasowaaby na mnie jak ula, gdyby nie ucisk pod pachami. Za to spodnie skrojone byy jakby na moj miar. Stare, rozdarte wzdu prawie caej nogawki, rzuciem pod st. Musiaem w nich budzi sensacj na korytarzach i w stowce. Moe to wanie byo gwnym powodem zbiorowej niechci do mnie sprbowaem si zastanowi. Ludzi, jak spostrzegem, bardziej pochaniaa troska o swj zewntrzny wygld i o przestrzeganie dziwacznych regu, obwarowujcych zakazami najistotniejsze tematy, ni zagadka ycia w niezwykym wiecie i obawa przed realnymi niebezpieczestwami. Ale

jeeli tego wymagay warunki podjtej ju gry, powinienem zadba o to, aby niczym si nie wyrnia, przynajmniej zewntrznie. Kilkudniowy zarost na brodzie i policzkach te niepotrzebnie zwraca na mnie uwag. Naleao go wreszcie usun. Maszynk do golenia z yletk, pdzel i krem znalazem w pudeku na pce. Nigdzie natomiast nie mogem doszuka si lusterka, a bez niego nie umiabym si ogoli. W czasie dalszych poszukiwa wpad mi w rce zegarek Veisa. Strzaka centralnego sekundnika obracaa si. Zegarek mia, zdaje si, tak konstrukcj, ktra nie wymagaa codziennego nakrcania. Wskazywa godzin dziesit dwadziecia pi. Na tarczy pod osi wskazwek widniao prostoktne okienko z datownikiem. Odczytaem cyfr arabsk "4" i rzymsk "III". Czwarty pomylaem. Przypomniaem sobie kobiet z kabiny zalanej przejrzyst magm, ktr nazwaem we nie Jez Ten, i jej pamitnik z dat katastrofy w Kaula-Sud. Miaa ona miejsce czwartego czerwca, dzi za by czwarty marca - zasza tu wic zbieno niepena i oczywicie przypadkowa. Jeeli obecnie by rok nastpny, czyli dziewidziesity trzeci, to mino od tamtych wydarze dokadnie dziewi miesicy: czas nazbyt dugi, aby zagrzebani w ziemi ludzie, w sytuacji bez wyjcia, mogli si psychicznie nie zaama. Czemu jednak reagowali w taki przedziwny sposb? W dalszym cigu nie udawao mi si znale lusterka; chyba go tu w ogle nie byo. Przyszo mi w kocu do gowy, e prdzej czy pniej i tak bd musia pokaza si ludziom, chociaby na drodze do stowki, bo nie zamierzaem morzy si godem, a wobec tego mogem ju teraz pj do pokoju cieni, gdzie - jak pamitaem - wisiao na cianie due lustro. Zastabym tam pewnie Goneda, Raniela i Senta zajtych ratowaniem zagroonej kul podstacji wysokiego napicia i

miabym okazj odegra przed nimi ma komedyjk, golc si z namaszczeniem w ich obecnoci, z tak znudzonym wyrazem twarzy, jakby nie tylko nie byo posgw, ale te w ogle adnego problemu. Dabym przez to dowd cakowitej obojtnoci, na ktrej tak bardzo im zaleao, i moe zyskabym w ich oczach wszystko, co dotd reagujc w sposb naturalny - tak niezrcznie utraciem. Pukanie do drzwi odezwao si po raz wtry. Moe sta tam po drugiej stronie pukownik Goned, przybywajcy tu z jakim zmieniajcym wszystko rozporzdzeniem, lub rozalony na mnie czy te - przeciwnie skonny do usprawiedliwie Asurmar, ktry winien mi by wyjanienie swego nieodpowiedzialnego wybryku w stowce, ale najpewniej dobija si do mnie ten chopak o wytrzeszczonych oczach, Unevoris, razem ze swoim cikim problemem fizycznym, ktry ze mnie, rzekomego uczonego, zrobiby atwo skoczonego idiot. Przysiadem ciko na brzegu tapczanu i udawaem guchego. Ktokolwiek sta za drzwiami i ju drugi raz mnie napastowa, nie chciabym go teraz widzie, tym bardziej e lista obaw nie zostaa jeszcze wyczerpana. Mg tam sta mczyzna z fryzur rekruta, ktrego, rzecz prosta, wobec bezsensownoci jego pretensji wypadaoby mi zaraz pobi, lub uratowany pilot, sam Veis, waciciel mojego garnituru, czy te - co byoby najgorsze - fizyk Porejra, pod ktrego osob na razie bezkarnie si podszywaem. Oto w jakich znalazem si sidach, w jakiej sytuacji przyszo mi dy do nieznanego celu i na olep dziaa: nie byo bodaj jednej osoby, ktra by mi czym nie grozia. A Ina? - bysno mi. Znalazem punkt oparcia i serce zabio mi ywiej. Zerwaem si z miejsca, lecz momentalnie

opanowaem si. Skd ona? Tutaj? Czekaem na odgos oddalajcych si krokw, by wyjrze. Zamiast niego usyszaem szmer przy progu. Spojrzaem tam: na pododze koo drzwi leaa wsunita przez szpar szara koperta. Jej dorczyciel odszed. List zaadresowany by do poprzedniego lokatora tego pokoju: "Ludwik Veis, segment C, kabina E-91 na kondygnacji zero" - przeczytaem na kopercie. W pierwszym odruchu rzuciem list na st, ale zaraz ponownie wziem go do rki. Mg zawiera cenne informacje, ktre otworzyyby mi oczy na to, co si tutaj dziao. Podczas gdy wyrasta mi w mzgu nieproszony obraz, natrtny wizerunek hieny cmentarnej, z jak si z wolna zrwnywaem, palce moje rozryway kopert. Czytaem:

Najdroszy Ludwiku, jake mi Ciebie brak! Nie mam od


Ciebie adnej wiadomoci. Nie piszesz tak dugo, nie chc Ci wezwa do telefonu - mogabym sdzi, e co Ci si stao, gdybym nie maa niedomaga poczty i nie wiedziaa o uszkodzeniach w telefonicznej sieci midzysegmentowej. Z drugiej znw strony boj si o Ciebie z powodu tej szalonej decyzji, jak podje, zgaszajc si do pilotowania podziemnego pojazdu. Kochany, to s pomysy stracecw. Ile kilometrw dzieli nas od powierzchni i jakie przeszkody do pokonania! Wycofaj si! Nie ufaj tym obkanym ludziom. Daj si przekona o bezcelowoci tych okupionych ju krwi poszukiwa, tak samo jak ja ulegam Twoim argumentom, gdy przed miesicem zapoznae mnie z wysunit przez uczonych - fantastyczna wtedy dla nas - hipoteza, ktra jednak okazaa si tak prawdziwa, jak fakt, e jeszcze yjemy.

Jaki Ty jeste niekonsekwentny! Czyby ju nie dawa wiary temu, o czym mnie razem z innymi przekonywae? A przecie jeszcze w przedostatnim licie sam mi tumaczye, e rozumne istoty, ktrych ludzie od wieku poszukiwali mylami wrd odlegych gwiazd, od zarania dziejw ssiaduj z nami, tu, na starej Ziemi, gboko w jej wntrzu, i e trzeba byo niezwykego przypadku, zagady zmiadonego jak kosmiczna katastrof naszego miasta i ucieczki do schronu razem z nami wtoczonego w otcha, aby si o tym ponad wszelk wtpliwo przekona. Zapewniae mnie przecie, tak samo jak inni, e cho nie umiemy jeszcze dociec istoty ech bytu ani zrozumie praw i warunkw, w jakich egzystuj, chocia ich samych jeszcze nikt nie widzia, to jednak dziesitki faktw wiadcz o ich obecnoci, jak rwnie o tym, e znajc dobrze nasz nieszczliw sytuacj, staraj si nam przyj z pomoc i mog nam jej bez wtpienia udzieli. Bo czym s spotykane tu i wdzie, spowolnione w czasie i niezwykle masywne twory, jeeli nie sfabrykowanymi przez nich i podsuwanymi nam pod sam nos prbkami, przykadami moliwoci przetransformowania - jak si tu mwi - praw jednego wiata na prawa drugiego, czym s te zdolne zapewne do zwykego ycia - i yjce! f figury ludzi i zwierzt, jeli nie wysuwanym przez nich namacalnym argumentem, e bez obawy powinnimy zdecydowa si na skadan nam propozycj przyjcia takiej samej jak one postaci, by y w zasadniczo innych ni na powierzchni ziemi warunkach,, skoro nie ma innej ni ta moliwoci ratunku? To ja Ciebie mam teraz uspokaja, aby si nic obawia tego ocalajcego nas przeniesienia w przestrze o odmiennym czasie, w ktrej jednak y bdziemy tak samo jak tutaj, nie dostrzegajc nawet adnej zmiany? Opamitaj si wic! Czekaj cierpliwie, a wyczerpi si skromne ju zapasy

ywnoci i tlenu, a wtedy z koniecznoci przekaemy im wszyscy znak zgody i spotkamy si na "tamtym wiecie" Twoja Lita. Segment B, kabina A-18 na kondygnacji 13, dwudziestego lutego.

List wywar na mnie silne wraenie. Nie wiedziaem, co


sdzi o jego dziwacznej treci. Ostatni akapit listu zdumiaby mnie o wiele bardziej, gdybym wczeniej nie podejrzewa, e jego autorka nie bya ju przy cakowicie zdrowych zmysach. Zabieraem si wanie do ponownej lektury, gdy zwrci moj uwag powtrny szelest przy progu. Tak jak przedtem, kto z zewntrz manipulowa w szparze pod drzwiami, tym razem jednak ukaza si tam nie list, lecz drut. Po kilku sekundach drut znik, by si zaraz znowu pojawi, zakrzywiony na kocu jak haczyk. Kto cierpliwie drapa nim po pododze z wyranym zamiarem wycignicia na korytarz usunitego wczeniej listu. Tego ju byo. dla mnie za wiele. Szybko przekrciem klucz i szarpnem za klamk. Raniel, ktry nie zdy si jeszcze podnie z klczek, spojrza na mnie z zawiedzion min. - Co pan tu najlepszego wyrabia? - spytaem z udanym gniewem. Wsta bez popiechu i otrzepa kolana. Nie wydawa si wcale zmieszany ani zaskoczony. - Widzia pan - rzek bezczelnie. - Prbowaem co wydoby.

- Ach, tak? A co pan sobie waciwie wyobraa? cignem tym samym gniewnym tonem. - Czy nie pomyli pan przypadkiem tego miejsca z wasnym pokojem? - Wcale nie! - odpar z rozbrajajc szczeroci, ktra zacza mnie ju zastanawia. - Widziaem listonosza, jak wsuwa tu jaki list. Nie spodziewaem si pana zasta. - Nie jest zaadresowany do pana. - A do kogo? - Do mnie. - Czyby? Prosz pokaza. - Nie mam zwyczaju nudzi innych swoj korespondencj. - Swoj? To trzeba udowodni. Sta naprzeciw mnie z rkoma zanurzonymi w kieszeniach spodni, koyszc si na pitach, z takim samym lekcewacym pumiechem na szarej twarzy, jak wtedy, gdy rozmawialimy pod drzwiami kancelarii Goneda. - Nie dotaro to jeszcze do pana... - umilk, wszed do rodka i zamkn za sob drzwi, wskazujc ruchem brody na polowe ko pod sufitem - e ja tu mieszkaem przez jaki czas. Razem z Veisem - dokoczy. - W takiej ciasnocie? - zdziwiem si, zadowolony, e mog zmieni kopotliwy temat. - Stou wtedy jeszcze nie byo - wyjani roztargnionym gosem. Rozglda si po pokoju, jakby szukajc czego, moe listu, ktry spoczywa w mojej kieszeni. Raptem wypali gupkowato

- Ja co wiem. - Zazdroszcz panu wobec tego, bo ja akurat czego nie wiem. Czy nie moe pan jednak cieszy si tym faktem w samotnoci? Na przykad u siebie w pokoju. - Wiem co! - powtrzy z naciskiem. - Jest to niezawodny sposb wywoywania popochu, tote doceniam paski wysiek. Na mnie nie robi wra... - urwaem. Przyglda si pkowi kluczy, ktre nosiem przy sobie od czasu, gdy wyrwaem je z drzwi podczas ucieczki z komory startowej. Teraz, zmieniajc spodnie, zostawiem je niepotrzebnie na kocu. Niezrcznie mi byo chowa je na jego oczach do kieszeni. Ju ukadaem sobie wymylne odpowiedzi, przygotowujc si do odparcia jego ewentualnych pyta, gdy podnis klucze, obejrza je z bliska i zakrciwszy nimi mynka w powietrzu, pooy mi na wycignitej doni. W milczeniu mierzy mnie dugo spojrzeniem, ktrego sensu nawet si nie domylaem. - Dobrze si stao, panie Porejra - rzek wreszcie - emy sobie przez chwil szczerze porozmawiali. - No, jeeli ma pan na myli... - Wymienilimy kilka pogldw - przerwa mi i do ju na dzisiaj tej mtnej konwersacji. - Do tego samego zmierzam. - Dziesitk maj tylko dwie osoby. Nie musz ich chyba wymienia. - To zbdne - wszedem w jego ton. - Ale czy mwi pan o liczbie kluczy?

- Przestamy si wreszcie wygupia. Nie o liczb tu idzie, tylko o numer jednego z nich. Tego, ktry otworzy nam drzwi do dziesitego magazynu. - Nam? - A c to znowu za rnica: komu? Otworzy drzwi, wyszed na korytarz i w niedbaej pozie czeka, a pjd w jego lady. Byem zupenie zbity z tropu, bo moe rzeczywicie co wiedzia i mgby mnie zgubi. - Ani myl wsppracowa z panem - sprbowaem si jeszcze targowa. - Wsppracowa? - rozemia si. - Jakich to przedziwnych uywa pan wyrazw. Szkoda, bo ja stawiam spraw do jasno, a wybieraem si wanie do pukownika Ganeda... zawiesi gos. - Idziemy? To ju by wyrany szanta. Ulegem tym skwapliwiej, e nie znajc jego zamiarw, w gruncie rzeczy nie wiedziaem, przed czym si broni. Lokalny magazyn segmentowy znajdowa si przy kocu korytarza. Przed wejciem Raniel obejrza si za siebie, by sprawdzi, czy kto nie nadchodzi, po czym da mi znak, ebym mu otworzy. Z zachowaniem takiej samej ostronoci, ktra wcale mnie nie dziwia, zajrza do rodka, a gdy weszlimy, zamkn drzwi i z przyoonym do nich uchem szepn tak cicho, e ledwie go dosyszaem - Pan, mam nadziej, nie wierzy w transformacj, znak zgody ani temu podobne bzdury. Pierwszy raz zwraca si do mnie tak otwarcie.

- Jest to ostatnie dziwactwo, ktre mogoby kiedykolwiek przyj mi do gowy - upewniem go niezwocznie, rozumiejc, jak bardzo mu na tym zaley. - Przepraszam. Pytaem dla porzdku raczej, bo kto wie, gdzie ju sigaj granice tej epidemii. Bez sowa skin gow w pmrok jednego z ktw magazynu. Wziem ten ruch za sygna do rozpoczcia akcji. A poniewa, rzecz oczywista, ani si domylaem; jak rol przeznacza w niej dla mnie, na wszelki wypadek, aby si nie zdradzi cakowit ignorancj i zyska na czasie, powiedziaem jeszcze: - Trzeba zachowa cis konspiracj. - Ja sam - szepn i wskaza rk w inn stron. - Aparaty tlenowe i miotacze znajdzie pan pod tamt cian. Magazyn by do du sal, zatoczon a po sam sufit spitrzonymi na szerokich pkach bd te uoonymi w stosy rnego rodzaju zapasami. Midzy tymi stertami przebiegay wskie i nieregularne korytarzyki. Idc we wskazanym przez Raniela kierunku, mijaem pkate worki, szeregi beczek, zwaliska skrzy i tekturowych pude, a im dalej si posuwaem, tym natarczywiej dobijay si do mnie niewesoe refleksje i tym wyraniej rysowaa si mi w mzgu pewno, e daem z siebie zrobi gupca, przychodzc tu bez adnego celu ani rozeznania i nie pytajc o nic. Nareszcie udao mi si znale aparaty tlenowe z butlami. Miotacze wydostaem wczeniej z opancerzonej oowianymi pytami skrzyni, ktrej wieko opatrzone byo napisem "Miotacze promieni gamma" nad wymalowan obok trupiej czaszki du t byskawic. Wziem po parze jednych i drugich i wrciem z nimi do drzwi.

Raniela nigdzie nie byo wida. Czas mija: moe dziesi czy pitnacie minut. Poszedem do ksa wskazanego mi przez niego na samym pocztku, a potem obiegem cae pomieszczenie dookoa. Nie byo go. Schowa si gdzie? Nonsens. Wyszed? Jak to? - zmieszaem si; teraz na dobre zaczynaem si ju denerwowa. Wsuchiwaem si w panujc w magazynie cisz. Wyszed - uznaem wreszcie. Pewnie byo oczywiste samo przez si, e zdobyty tu sprzt naleao przenie do mojego pokoju. Ale nie podobao mi si to wszystko: ani fakt, e kto si mn posugiwa, ani mj rzekomy spryt, przy pomocy ktrego usiowaem zorientowa si w nieznanej sytuacji i zostaem z atwoci wystrychnity na dudka. Wcieky na siebie, odrzuciem cay baga pod cian. Zaraz te podniosem go stamtd, sprawdzajc pieczoowicie, czy czego nie uszkodziem, bo z Ranielem, czy bez niego w pozbawionym powietrza schronie aparaty tlenowe byy tak czy owak cenn zdobycz, moe wcale nie gorsz ni miotacze promieni gamma. Zabraem je ze sob, zamknem drzwi magazynu na klucz i szybkim krokiem ruszyem do swego pokoju. W poowie korytarza usyszaem rozmow zbliajcych si ludzi. No, jeszcze tego brakowao, ebym pokaza si im z takim niecodziennym ekwipunkiem zaniepokoiem si. Przechodziem wanie pod drzwiami pokoju cieni. Wpadem tam do rodka dosownie w ostatniej chwili. Na szczcie, prcz posgw nie zastaem nikogo. Dziewczynka, ktr widziaem przedtem w kocowej fazie upadku, leaa ju na pododze, przywierajc do niej caym swoim ciaem, pies zastyg pod cian niedaleko lustra, z wyranym zamiarem drapania apami po murze, kula za znajdowaa si pod przeciwleg cian - w pobliu masywnej stalowej pyty, ktr pomocnicy Goneda (po przeniesieniu

strzaskanego tapczanu i wsparciu go o cian w kcie pokoju) umiecili na drodze niezwykle powolnego ruchu kuli. Dziki temu, e przekrelona prost lini podoga nie bya ju teraz niczym zastawiona, klknwszy nad kul zauwayem brak ostatniego odcinka rysy midzy ni a zapor i mogem stwierdzi, e kula nie odbia si jeszcze od zapory, ale przeciwnie - zbliaa si dopiero do niej. Ciekaw byem, jaki przebieg bdzie miao zderzenie, do ktrego musiao doj po przebyciu przez kul odlegoci kilkunastu centymetrw. Jak miaa ona prdko? Mogem j wprawdzie atwo obliczy, ale .nie zaleao mi na otrzymaniu dokadnej wartoci. Wyjem z kosza na odpadki du przepalon arwk i pooyem j na pododze midzy kul a zapor, tak e stykaa si niemal z jedn i drug. Tutaj, w pokoju cieni - jak go za Gonedem nazywaem czuem si dosy swobodnie; nie spodziewaem si, aby kto tu zajrza; w ogle odniosem wraenie, e ludzie unikali widoku posgw, jeeli tylko nie byli zmuszeni do kontaktu z nimi, jak na przykad pukownik. Wyjem z kieszeni przybory do golenia i poszedem do azienki nabra wody. Ogoliem si przed lustrem w pokoju. Potem (czekajc bez przerwy na trzask pkajcej arwki) podniosem jeden z tlenowych aparatw. Zainteresowaa mnie jego konstrukcja. Aby sprawdzi, jak dziaa, zaoyem go na plecy. Butle nie byy zbyt cikie, a obejmujca nos, brod i usta maska przywieraa szczelnie do skry. Moe za bardzo odkrciem kurek regulujcy dopyw tlenu, bo od jego nadmiaru pociemniao mi w oczach. Kiedy unosiem do nich rce, unieruchomi mnie ostry rozkaz: - Rce przy sobie!

Oniemiaem. Spoza wspartego o cian tapczanu wychylia si posta mczyzny z krtko przystrzyonymi wosami. Rekrut - jak go nazywaem w mylach musia ukrywa si tam od samego pocztku mojej obecnoci w pokoju. Teraz wyszed z kta i przysiad na brzegu stou, przez cay czas celujc do mnie z mojego miotacza. Jeszcze miaem nadziej, e majacz w wywoanym nadmiarem tlenu oszoomieniu. Jednak przy pierwszej prbie zdjcia maski usyszaem znowu: - Nie ruszaj si! Wykonae ju swoje zadanie. Przed mierci chciaby si pewnie dowiedzie, na czym ono polegao... Nie mogem nawet wykrztusi sowa, bo maska zakrywaa mi usta. Przywarem wzrokiem do jego palca, ktry spoczywa na spucie miotacza. - Polegao na tym - kontynuowa sucho - aby zamkn w magazynie pilota Raniela. - Wstrzsno nim kilkanacie obrzydliwych podrygw; gdybym nie czu na sobie cierpncej skry, powiedziabym, e zwija si ze miechu. - Jak teraz widzisz, bywaj ryby i potki. Ty bye imitacj jednej z tych ostatnich. Ale podkrelam to: bye, bo osigne ju swj zaszczytny cel i moesz umiera z dum. Znowu zarechota. Czuem, e zaraz skocz ku niemu, bez wzgldu na to, e nie miaem adnej szansy. W tej gronej chwili za jego plecami odezwa si huk pkajcej arwki. Nie wiedzia pewnie, co tam si stao, bo si obejrza. I to mnie uratowao. Jednym susem dopadem go, wymierzajc mu silny cios w gow. Zwis mi w ramionach i zwali si plecami na st; gdy wyrywaem mu z rki miotacz, niepostrzeenie zgi nogi w kolanach, podcigajc je pod brod i kopn mnie w

piersi z tak si, e przeleciaem tyem kilka krokw i runem na wznak za siebie... w bezdenn przepa.

Tamten wiat

A wic na tym upyn czas mego pobytu. Czas


wypeniony ruchem bezwadnym, na wp wiadomym, urozmaicony otrzsaniem si ze zdarze i reakcjami podejmowanymi po linii najmniejszego oporu, czas sennego trwania, bez jednej decyzji, okres oczekiwania na co i ruchu od ciany do ciany, pobyt krtki i bezcenny, strawiony na obijaniu si o rzeczy i stany tak si zazbiajce i wzgldem siebie usytuowane, e ostatnie pchnicie z bezbdn precyzj skierowao mnie na tor mi przeznaczony, ku drzwiom jakim, ku jednym z tysica drzwi po to tylko, abym przekrci w nich klucz - i na tym koniec. Zostaem wic skrelony z listy i wracaem w gb nocy, do samego rda, ktre mnie z siebie wydao. Tak to sobie wanie zawsze wyobraaem: powrt jako upadek w czarn otcha. Ale c to zaprztao mi myli? Byby to dokonywany w czasie lotu, na krtko przed roztrzaskaniem si, ostatni rachunek sumienia? Niedorzeczno: ani tak dugotrway upadek nie by moliwy, ani nie byo wiadomego powrotu. Co si zatem stao? Mylaem coraz trzewiej. Pierwsza nasuna mi si obawa, e Rekrut porazi mnie z miotacza, zanim mu go wyrwaem z rki, bo miaem wraenie, e olepem. Inaczej te mona byo wytumaczy sobie wraenie nieustannego spadania: pewnie wisiaem w przestrzeni, cigle w tym samym miejscu, ale w stanie niewakoci, ktry wywoywa identyczne sensacje jak

spadanie w przepa. Ze wszystkich stron ogarniaa mnie wypeniona rtci nieprzenikniona ciemno. Rt? Skd si tutaj wzia albo raczej - w jaki sposb ja si w niej znalazem? Gubiem si w domysach: wszystkie opieray si na zaoeniu, e wci znajduj si gdzie nie opodal miejsca walki - o kilka zaledwie krokw od swego przeladowcy, ktry nie powinien opamita si prdzej ode mnie, gdy w przeciwnym razie zdyby sign po drugi, przyniesiony z magazynu miotacz promieni. Byem jednak zabezpieczony przed promieniowaniem lepiej, ni mogem sobie tego yczy. Rt powstrzymaaby wysan przez miotacz mierteln dawk. Doczyem do tego faktu przedziwny zbieg okolicznoci, e na krtko przed atakiem Rekruta woyem na siebie aparat tlenowy, co teraz ratowao mnie przed uduszeniem si, i otrzymaem trudny do przyjcia, cho narzucajcy si rezultat: w chwili miertelnego zagroenia Mechanizm bra mnie pod swoj opiek i robi to najlepiej, jak umia. Ale nie mogem si z tym pogodzi: niezwykego zbiegu okolicznoci nie chciaem nazywa cudem ani te tumaczy nieskoczonymi moliwociami Mechanizmu. Raz jeszcze przeledziem w myli, sekunda po sekundzie, wszystko, co dziao si od chwili mojego wejcia do pokoju cieni, szczeglnie uwanie koncentrujc si na walce z Rekrutem. Co znajdowao si poza mn w momencie, kiedy zostaem przez niego pchnity w piersi? Znaem ju dobrze plan pokoju i pooenie wszystkich przedmiotw w krytycznej chwili, tote z atwoci mogem usun ostatnie wtpliwoci. Odpowied brzmiaa: lustro! Rzekome lustro - dodaem. By tam w cianie zbiornik z rtci, do ktrego wpadem z caym impetem. Nie pojmowaem jednak, dlaczego ta rt, tworzc nie osonit niczym i prostopad do podogi powierzchni,

nie wylewaa si do pokoju, co j tu - dookoa mnie utrzymywao. Wycity w cianie z tamtej strony, wypeniony rtci i idealnie imitujcy zwyke lustro prostokt nigdy by mi nie nasun adnego podejrzenia, chyba e dotknbym rk jego powierzchni, co jednak w czasie golenia nie nastpio. Zanurzony cakowicie w rtci mogem porusza si w niej i pywa. Dopki trwaem w bezruchu, nie czuem w ogle jej obecnoci: ani wywoanego ni cinienia hydrostatycznego, ktre - gdyby istniao - zmiadyoby mnie natychmiast, ani co za tym idzie - opisanego prawem Archimedesa parcia ku grze, ktre wyrzucioby mnie na powierzchni jak cinienie wody wyrzuca na wierzch zanurzony w niej pcherzyk powietrza. Ale najlejszy ruch, bodaj palcem, zdradza natychmiast jej istnienie poprzez opr, jaki mu stawiaa opr zawsze proporcjonalny do gwatownoci ruchu rki lub nogi. Zrozumiaem wreszcie, e przesta tu istnie ciar rtci, czyli sia wzajemnego przycigania midzy ni a ziemi, lecz dalej utrzymywaa si jej bezwadno, to znaczy waciwa wszystkim masom zdolno do opierania si dziaajcym siom. Pynem przed siebie coraz mielej. Moe zreszt koowaem w miejscu; brak staego punktu odniesienia uniemoliwia mi ocen przebywanej odlegoci. Naraz zetknem si z tward cian. Wpynem do jakiego kta. Przed sob wyczuem okrgy otwr w stropie. Wydostaem si przeze na zewntrz. Gdzie? Wstrzymaem oddech. cignita z wazu pokrywa spoczywaa z boku. Przesunem domi po powierzchni utworzonej z szorstkich kwadratowych pyt. Odbiem si nogami od krawdzi otworu i popynem nisko nad czym, czego jeszcze nie miaem nazwa, a dotarem do niewielkiego uskoku. Tutaj liska i oba powierzchnia zagrodzia mi drog. Co to? Liczyem po kolei:

chodnik, krawnik jezdni, koo z charakterystycznymi wyobieniami na oponie, wreszcie maska samochodu... i rka zawieszona nad klamk drzwiczek. Serce walio mi z podniecenia wywoanego niezwykoci kolejnych odkry. Przy samochodzie sta naturalnej wielkoci posg kobiety. Opynem j kilka razy wokoo. Skamieniaa z rozwianymi wosami, w pozie wyraajcej gotowo do skoku na chodnik. Posg tylko jedn stop styka si z asfaltem jezdni. Wodziem po nim domi: w dotyku przypomina posgi z pokoju cieni. Zdawao si, e jest tak samo jak one doskonale nieruchomy i tak samo masywny, jakby odlany z materii wielokrotnie ciszej ni ow. Popynem kilka metrw dalej : z drugiej strony samochodu sta posg mczyzny. Trzyma na rku kilkuletniego chopczyka. Zastyg w pprzysiadzie, z twarz zwrcon ku niebu. Dziecko obejmowao go oburcz za szyj. Mczyzna woln rk siga po lec na jezdni walizk. Nie zatrzymywaem si przy nim duej. Wrciem do pierwszego posgu, przepynwszy do ponad dachem samochodu. Pooyem donie na jego twarzy. Nie mogem si nadziwi, wiedzc, kim jest, kogo przedstawia. Taka wic bya Jeza Tena, zanim dostrzega czarn plam, w chwili opuszania swego Samochodu. Okrg zdarze zamkn si. Ze swym czasem teraniejszym zostaem przeniesiony do jej przeszoci, przy czym jej czas (w teje przeszoci), jeli nie zatrzyma si cakiem w miejscu, to bliski by tego stanu. Dla niej uamek sekundy, dla mnie kilkanacie minut - oto bya zasadnicza rnica i wszystko inne z niej wanie mogo wypywa. Staa przede mn sptana spowolnionym czasem kobieta, ktrej pamitnik zawiera opis naszego spotkania w tym miejscu. Nie musiaem widzie jej twarzy - i bez tego wszystko si zgadzao. Przybyem tu dokadnie w chwili (nie liczya si adna inna sekunda), kiedy przepeniona trwog

pamitnej nocy i czwartego czerwca ubiegego roku ruszaa w stron wejcia do schronu. Zamkno si jedno z ogniw dugiego cigu przyczyn i skutkw. Wiedziaem ju, skd przybyy posgi do pokoju cieni. Draem z wraenia, wiadom mocy czego, co ledwie otaro si o moj wyobrani. Z uczuciem wzrastajcego napicia, wywoanego oczekiwaniem na spodziewane dopenienie si niepenego jeszcze obrazu caoci, odpynem od Teny, nurkujc w gb obszaru zalanej rtci nocy. Wszystko byo tu ni przysonite, zanurzone w niej a po nieosigalne brzegi: ciany mijanych domw, supy latar, sznury stoczonych na jezdni i barykadujcych chodniki aut oraz przemykajce kiedy midzy nimi skulone postacie ludzi - teraz cite znieruchomieniem zimne bryy, manekiny przykute do dna, gadzone moimi domi. Poruszaem si po omacku jak wcignity na dno jeziora lepiec. Czy byem a tak oszoomiony, e myl, ktra jako jedna z pierwszych powinna bya rozjani mroki mojej niewiedzy, nawiedzia mnie dopiero teraz? Przecie pywaem cay czas w powietrzu! Nie w rtci, lecz w powietrzu, zapewne przejrzystym dla nich jak kryszta, ktrego bezwadno tyle razy zostaa tu zwielokrotniona, ile razy masa posgw bya wiksza od mojej. Pync tu ponad chodnikiem ocieraem si raz po raz o rne przeszkody. Najczciej byy to zastyge w najrozmaitszych pozach lub fazach ruchu postacie ludzi, niekiedy zawieszone w locie nad pytami chodnika, wida powstrzymane w skoku, ktry wchodzi akurat w skad kolejnych elementw ich szybkiego biegu. Tym osobliwociom poznawanego wiata dziwiem si najbardziej.

Nie dowierzajc sobie, sprawdzaem wielokrotnie pooenie posgw, aby przekona si za kadym razem, e rzeczywicie podeszwy butw oderwane byy od chodnika, czasami na znaczn odlego, a rwnoczenie cay posg, chocia tak masywny, wcale nie spada, lecz trwa nieruchomo w przestrzeni; kpic sobie z praw wiata, z ktrego wyniosem zupenie inne dowiadczenia. By to zapewne najlepszy przykad ilustrujcy rnic midzy mas a ciarem ciaa, ale bodajbym mia tu tylko takie kopoty jak wyszukiwanie dobrych przykadw. Kady mj ruch wymaga znacznego napicia mini. W zasadzie pywaem stylem naladujcym ruchy pywaka nurkujcego na dnie basenu. Ale o ile wicej wysiku kosztowao mnie przebycie dziesiciokrotnie mniejszej ni w basenie odlegoci! Od pokonywania oporu odrzucanych poza siebie wielkich mas przemienionego w rt powietrza stay mi muskuy; zmczenie mini graniczyo ju z blem. Zatrzymywaem si coraz czciej kompletnie wyczerpany. Postanowiem wrci do otworu. I wwczas nastpio to, co grozio mi od samego pocztku i czego do dugo udawao mi si unikn: zabdziem. Dotd wyobraaem sobie, e atwo zdoam trafi do otworu, chociaby trzymajc si w pobliu krawnika jezdni. Nieszczcie jednak polegao na tym, e nie mogem go odszuka. Wystarczyo jedno zbyt silne odbicie nogami od gowy jakiego posgu i zawisem w przestrzeni, nie docierajc do kolejnej przeszkody. Niezwocznie zawrciem w stron miejsca, z ktrego wypynem, ale byo to ju inne miejsce i nie zetknem si tam z niczym. Pomyliem strony i straciem kontakt z ulic. Aby gdzie znale jaki stay punkt oparcia, krciem si dookoa siebie, pywaem to niej, to wyej, machaem rkoma, zawracajc co chwila to w jedn, to

znw w przeciwn stron. Bez adnego skutku: rwnie dobrze mogem zblia si do jezdni, jak i od niej oddala. Jeszcze raz sprbowaem zachowa spokj i pyn prosto przed siebie w jakimkolwiek obranym przypadkowo kierunku. Przecie musiaem natrafi wreszcie na cian jakiego domu. Wytrwale trzymaem si tego postanowienia przez duszy czas, a do chwili, kiedy si opamitaem, rozumiejc ju, jakie ryzyko zawiera w sobie ta pochopna decyzja. Moe pynem prosto ku niebu! Sparaliowany t myl zatrzymaem si w miejscu. Odtd nie byem w stanie uczyni najmniejszego ruchu, poniewa wyobraaem sobie, e ten ruch oddali mnie od ziemi w stron nieba. Nie wiedziaem ju, gdzie jestem i w ktr uda si stron. Straciem poczucie kierunku ku doowi i ku grze. Doskonaa ciemno i stan niewakoci sprawiay, e nie miaem adnej orientacji w przestrzeni, w ktrej pojcia "gry" i "dou", tak dla mnie dotd oczywiste, byy ju tylko pustymi terminami. Wtem cisz rtciowej nocy rozdaro tu przy moim uchu basowe chrapanie. Zamarem na uamek sekundy. Jednym rzutem rk i ng odbiem si od tego miejsca, ktre - wanie to miejsce, rdo obrzydliwego dwiku - uksio mnie bolenie w szyj. Nie zdajc sobie dokadnie sprawy z tego, co robi, wyrwaem zza pasa miotacz i wypaliem w stron potgujcego si charkotu. wiat zawirowa mi w oczach, w oczach - ktre przejrzay. Staem na wierzchoku jasnofioletowego stoka, o podstawie w ksztacie wyduonej elipsy wspartej na cianie wieowca, ktrego szczyt majaczy gdzie w dali. Z tyu pitrzy si pionowo w gr mtny mira zatoczonej ulicy. Poza czarnymi plamami moich szeroko rozstawionych ng, w odlegoci nie wikszej ni jakie dwa metry od butw pona

ostrym, srebrno-fioletowym blaskiem para boniastych skrzyde. Wykonaem zwrot i przesunem wylot miotacza, celujc gdzie indziej. Trzymaem w rce silny reflektor owietlajcy nawet do odlege przedmioty. Najbliszym obiektem by nietoperz. Znw skierowaem na niego wylot gronej broni. Wcale nie pon, jak wydao mi si za pierwszym razem: tyle tylko, e by dobrze owietlony. Ujrzaem, jak zadra lekko w poruszonym przeze mnie powietrzu, zanim znw znieruchomia z rozpostartymi skrzydami. Rado przepenia mi serce. Wielki, wypeniony strumieniem liliowego wiata stoek, posuszny ruchom mojej rki, omiata cian ssiedniego domu. Z wolna zaczynaem domyla si, co si stao: w ciemnoci rozbiem sobie kark o zawieszonego w przestrzeni nietoperza. To nie on si poruszy, lecz ja na niego wpadem. Wydawane przez niego ultradwiki, w nor oralnych warunkach w ogle nie odbierane przez ludzkie ucho, tutaj syszaem jako niskie basy. Co jednak stao si z moim miotaczem? Czy z tego samego powodu, zamiast wysya niewidzialne i miercionone promienie gamma, sta si rdem wiata widzialnego, jak zwyky reflektor? Orbitowaem na wysokoci kilkudziesiciu metrw nad ziemi, wznoszc nogi prostopadle w stron nieba. Zarysowana w rozproszonym wietle miotacza i iskrzca si tu i wdzie ulica wspinaa si szerokim ukiem ponad czy raczej pod moj gow. wiat odwrcony do gry nogami doprowadza mnie do mdoci. I przekrciem si w przestrzeni, opuszczajc nogi w kierunku jezdni. Wstg szerokiego cienia dziobay gdzieniegdzie odbite od niklu refleksy. Przekroiem j wzdu wylotem miotacza: ukazay mi si w dole pudeeczka samochodw i drobne figurki ludzi.

Niewielka cz obszaru powietrza zanieczyszczona bya zwichrzon mgiek kurzu lub dymu. Z tej strony, gdzie powietrze zachowao doskona przeroczysto, opuszczajcy miotacz snop wiata stawa si niewidoczny; za to tym lepiej wydobywa z ciemnoci i owietla rne sceny uliczne. Wydawao mi si, e umiem wskaza pooenie wazu dla monterw instalacji, jak go nazwaa w swoim pamitniku Tena, czyli wylotu kanau czcego ze sob schron i kopi dawnego miasta. Nieco w tyle za rogiem wysokiego gmachu, po przeciwnej stronie ulicy czerni si na rodku chodnika may krek. Nie musiaem si ju obawia, e nie znajd powrotnej drogi, bo wyjcie znajdowao si w polu mojego widzenia. Od ciany najbliszego wieowca dzielia mnie odlego kilkunastu metrw. Podpynem do niej. Najpierw napotkaem wzrok rozebranego do pasa mczyzny, ktry z silnie poblad twarz sta przy oknie i przez szyb kamiennymi oczami wyglda na ulic. Odniosem wraenie, e mnie dostrzeg, ale nie byo to moliwe. Musiabym tkwi przed oknem co najmniej kwadrans, aby jego oczy mogy zarejestrowa moj obecno, jako trudne do uchwycenia, bo krtkotrwae mignicie czarnej rozmazanej plamy. Gdyby akurat mruga w tym czasie, to nawet tego by nie dostrzeg. Podniosem si do wyszego pitra. Poprzez szyby okien wieciem do wntrza mieszka i zagldaem do nich. W niektrych pokojach nie byo ju nikogo. Zmite kodry lub koce zacielajce puste ka, rozrzucone na pododze, jakby pogubione czci garderoby, tu wywrcone krzeso, tam stolik, gdzie indziej skorupy rozbitego wazonu, czy zawarto popielniczki wysypana na przecierado - cay ten niead wymownie wiadczy o popiechu i zdenerwowaniu, z jakim opuszczali swe mieszkania ich lokatorzy. Alarm zaskoczy ich

przy braku wiata elektrycznego. Niewykluczone te, e budzili si i ubierali w cakowitej ciemnoci, bo padajca z gry tajemnicza powiata - o ktrej pisaa Tena moga nie dociera do wszystkich okien. Natknem si na otwarte okno i wpynem do pokoju. W maym eczku leay obok siebie blinita. Na wygadzonej i podcignitej pod brody kolorowej koderce spoczyway ich wyoone na wierzch rce. Dziewczynki, patrzc przed siebie w sufit, umiechay si nieruchomymi twarzyczkami. Gdzie si podziali ich rodzice? Wszystkie drzwi tego mieszkania stay przede mn otworem. Rwnie nie zamknite byy drzwi na klatk schodow. Cz zaklinowanej midzy pitrami windy wystawaa ponad poziom podogi. Czyje palce obejmoway kamienn krawd pitra, przebijajc si przez drzazgi rozbitej szybki. Zajrzaem przez wsk szczelin do wntrza windy. Jej wizie, mody mczyzna, podciga si na rkach do szpary i w tym wysiku sta. Niestety, szpara bya zbyt wska, aby mg si tdy wydosta. Nie rozumiaem, jak mogo doj do takiej sytuacji. Przecie winda unieruchomiona zostaa ju wczeniej brakiem prdu, a nie spowolnieniem czasu. Czy uwiziony w niej czowiek, zapewne ojciec dziewczynek, zanim znalaz si w puapce, zjeda na d, czy przeciwnie - wraca do swojego mieszkania? Zgodnie ze rdem wiadomoci, jakim by dla mnie pamitnik Teny, przerwa w dopywie energii elektrycznej nastpia jeszcze przed ogoszeniem alarmu. Wobec tego, jakkolwiek by przyj wersj wypadkw, nie mogem wytumaczy sobie zagadki otwartego mieszkania pozostawionych w nim bez opieki dziewczynek. W drugim pokoju rwnie panowa wzorowy porzdek. Zakcio go dopiero moje wtargnicie tutaj w wirze poruszonego przeze mnie powietrza krcia si nad krzesem

kartka papieru. Chwyciem j oburcz i jak kawa platynowej blachy cignem na powierzchni stou. Gdy podniosem rk, znw zawirowaa. Wzburzone powietrze nie chciao si uspokoi. Kartka zawieraa jaki krtki tekst, ale nie mogem przytrzyma jej rk w obawie, e owietl sobie palce promieniami padajcymi bezporednio z miotacza. Moe byem w bdzie, jednak wolaem nie ryzykowa. Domylaem si, e tylko wiato rozproszone na otaczajcych mnie przedmiotach, tylko odbite od nich nie ma wasnoci zabjczych. Promienie z miotacza padajce wprost na moje ciao mogy mnie porazi. Przycisnem kartk znacznym ciarem, a mianowicie przetoczonym na ni ze rodka stou dugopisem. Nie opacao si jednak tego robi, poniewa tre kartki okazaa si do baha: "Jeeli wrcisz po pnocy, to zadzwo do Sary". Wydostaem si ponad ulic. Z wielu okien ssiedniego wieowca wychylay si postacie ludzi. Ruch ich, jeeli w ogle istnia, przypomina powolnoci wie tempo obrotu maej wskazwki zegara. Moe z tej strony byo lepiej wida, czy raczej przeciwnie - prawie wcale nie mona byo zobaczy, co si dzieje w grze, bo niektre osoby wychylay si z okien a do pasa. Twarze zastygy z oczami zwrconymi na krawd dachu. Na jednym z okiennych parapetw sta mczyzna. Kiedy podpynem do niego bliej, ujrzaem go z boku. Zdziwiem si na widok bardzo ryzykownej pozycji jego ciaa. Odway si wyglda spoza przebiegajcego ponad oknem gzymsu. Wprawdzie nogami wspiera si na parapecie, ale caym tuowiem wisia nad przepaci. Udao mu si mimo wszystko utrzyma rwnowag tylko dziki temu, e kurczowo zacinitymi palcami rki obejmowa wystp muru. Rkaw marynarki razem z mankietem biaej koszuli cigny mu si

a do okcia, odsaniajc nabrzmiay wysikiem musku i skrcony przy przegubie rki zegarek. Zawieciem z bliska: wskazwki zatrzymay si na godzinie trzeciej trzynacie. Strzaka sekundnika staa na semce. Czyli e do trzeciej czternacie brakowao jeszcze dwudziestu sekund. Na moim zegarku, ktry rwnie widziaem w wietle odbitym od ciany, bya godzina dwudziesta trzecia pidziesit osiem. Poniewa z pokoju cieni zostaem wypchnity mniej wicej za kwadrans jedenasta (dwudziesta trzecia - jeeli przypada w schronie umowny wieczr), zatem znajdowaem si w miecie ju od godziny i trzynastu minut. Godzina trzecia, minut trzynacie i czterdzieci sekund powtrzyem w myli. To by aktualny czas skamieniaego miasta. Syreny odezway si osiem minut temu - o trzeciej pi. O godzinie trzeciej dziewitnacie - zgodnie z relacj Teny - nastpi katastrofa. Jeeli nie chciaem zgin tutaj razem z mieszkacami miasta, musiaem moliwie najszybciej ustali dokadny stosunek dwch zupenie rnych czasw. Tempo biegu wszystkich procesw w otaczajcej mnie przestrzeni byo prawie niedostrzegalne. Wskazwka sekundnika na zegarku czowieka, w ktr si wpatrywaem z bijcym sercem, nie zmieniaa swojego pooenia. Tak jak zastyga na semce, tak bez przerwy na niej trwaa. Czyby zegarek ten w ogle nie chodzi? To te byo moliwe. Ten akurat mg by zepsuty. Ile czasu brakowao do zapowiadajcego katastrof wstrzsu? Spojrzaem w d, pod siebie, na drug stron ulicy. Znajomy paszcz, ten sam, ktry wisia na porczy krzesa w pokoju zalanym magm, teraz czerwieni si na drobnej sylwetce Teny. Jeszcze nie mina czarnego krka. Odetchnem z ulg.

Snop wiata, ktrego zarwno natenie, jak i rozwarto mogem regulowa specjalnym przyciskiem, omiata twarz przylepiajcego si do mnie mczyzny. Przepynem na drug jego stron. Widziaem szeroko otwarte, jakby zastyge w krzyku usta i niebieskie oczy ledzce nieruchomymi renicami czarn pustk nieba. Tam, gdzie patrzy - w grze, nie mogem si doszuka niczego interesujcego - po prostu jednostajna ciemno; za to silny poysk na gakach oczu mczyzny i lnienie spoconej twarzy, jeeli nie byy oznakami gorczki... Zawieciem przez szeroko otwarte okno do wntrza pokoju. Ujrzaem kilkanacie osb skamieniaych w rnych pozach. Mniej wicej poowa obecnych siedziaa przy dugim zastawionym pmiskami i resztkami jedzenia stole. Przy szyjce wywrconej karafki kwita na obrusie brunatna plama. Przysania j zawieszony w pobliu okie podrywajcej si z krzesa kobiety. Jeszcze jeden mczyzna unosi si z siedzenia. By ju prawie wyprostowany. Wspiera si o st zacinitymi piciami, wok ktrych wzdo si kilka fad silnie zmarszczonego obrusa. Gsta smuka tytoniowego dymu snua mu si ponad brwiami. Pozostali ludzie siedzieli spokojnie przy stole zwrceni do siebie twarzami albo stali z kieliszkami w rkach w rnych ktach pokoju. Kto podnosi filiank z kaw, kto inny przechyla nad ustami oprniajcy si kieliszek. Wikszo butelek bya ju prawie pusta. Alarm zaskoczy ich podczas nocnego przyjcia. Dlaczego nie spieszyli do schronw? Czemu nie ulegli powstajcej panice? Moe w tak licznej grupie czuli si bardziej bezpiecznie. Moe uspokajali si wzajemnie, tumaczc sobie jako przyczyn nocnego zamieszania. Znalaz si pewnie kto, kto sam bagatelizujc sytuacj umia innym przekaza wasny punkt widzenia na to, co si dziao na ulicy. Zapewne

alkohol by gwnym sprawc ryzykownej akrobacji przechylonego nad przepaci miaka. Ale trafiem akurat na chwil, w ktrej co si ju tutaj zaczynao dzia. Jakie wydarzenie poruszyo niektrych bardziej przytomnych goci. wiadczyy o tym dynamiczne postawy dwojga osb, podrywajcych si ze swych miejsc. Oczy ich zwrcone byy w kierunku okna. Nie mogli mnie jeszcze zobaczy, bo moja obecno tutaj bya dla nich zbyt krtkotrwaa. Wic patrzyli na stojcego w oknie. Czy co do nich mwi? Zawieciem mu w twarz: to by krzyk. Dopiero teraz ujrzaem posg jeszcze jednego mczyzny, ktry zderza si ze cian tu przy oknie. Nie widziaem go dotd dlatego, e patrzyem w gb pokoju, a on tkwi z prawej strony, poza szyb otwartego do rodka pokoju okna. Odamki rozbitej szyby wisiay w przestrzeni objtej ram. W nieregularnej dziurze tkwia zanurzona po okie i wycignita w stron stojcego na parapecie rka nadbiegajcego posgu. Podawa j szalonemu akrobacie po najkrtszej linii, a ta wioda przez szyb. Spojrzaem na zacinit na gzymsie do. Strzaka sekundnika wci staa na kresce semki, moe zaledwie jedn dziesit milimetra dalej, jednak rnica bya nieuchwytna. Przeniosem wzrok na wystp muru: kawa tynku razem z zacinitymi na nim palcami nie przylega ju cile do ciany domu. Przepynem wyej i zawieciem z gry; zobaczyem, e urwany fragment gzymsu dzieli od muru odlego kilku centymetrw. Odbiem si od zewntrznej ciany domu, aby obj wzrokiem cay gmach. Odnalazem zwonym strumieniem z miotacza jasn tasiemk chodnika i policzyem pitra. Byo ich trzydzieci sze. Patrzyem na zastyg przede mn scen,

jakbym oglda trjwymiarowe zdjcie. Czy co mogo go jeszcze uratowa? A czy w ogle moliwa bya moja ingerencja w przeznaczony im los? Zdjem z bioder pasek od spodni, zawizaem na nim ptle i zaoyem je na obydwie zblione do siebie donie: na t, ktr wyciga w gb pokoju spadajcy i na drug podawan mu przez nadbiegajcego. Zaraz po wykonaniu tej czynnoci uwiadomiem sobie, e taki zabieg nie ma tu adnego sensu. C znaczya wta ni pajcza czca ze sob dwie bardziej od lokomotyw masywne bryy! Naleao uy wizw nalecych do tego wiata. Daem nurka w gb pokoju. Spowodowany tym wiatr wywrci na stole kielich z bibukowymi serwetkami i porwa kilka z nich a pod sam sufit. Papierki oto, co byem w stanie poruszy z miejsca i, chyba niewiele wicej. Rozejrzaem si bezradnie na wszystkie strony: Moe jaki sznur od elazka pomylaem. Gdzie jest kuchnia? W potwartych drzwiach sta, tarasujc sob drog, posg kobiety. Druga kobieta mijaa j w przejciu z uniesionymi nad gow rkoma, w ktrych trzymaa ciki pmisek. W tej chwili nie zdoabym si tamtdy przecisn, a na zmian pooenia cia trzeba byo czeka co najmniej trzy godziny. Wszystko, co wpadao mi w rce albo sprawiao wraenie przyspawanego do podoa, albo zupenie nie nadawao si do akcji ratunkowej. Przy kadym ruchu powietrze stawiao niezwykle silny opr. Dyszaem ciko przez cay czas. Zdobyem si jeszcze na ostatni wysiek i przytargaem (wanie przytargaem) pod okno - sam nie wiedziaem w kocu po co - dug spink do wosw. Wyrwaem j z warg zajtej czesaniem si kobiety. W normalnych warunkach wayaby pewnie kilka dekagramw; tutaj mocowaem si z

ni, napotykajc na taki opr, jakby uwizana zostaa do ust kobiety jak niewidzialn grub spryn. Przy kadej gwatownej prbie zmiany jej pooenia wrzynaa mi si w palce, przede wszystkim z powodu swojej znikomej - w stosunku do masy - powierzchni. Kiedy z pokaleczonymi domi zacignem j do okna (nie byo to zwyczajne dwiganie), wylizna mi si z rki i wyleciaa nad ulic. Teraz, gdy rce zmieniy nieco swoje pooenie, pasek rozluni si i zsun. Nie poprawiem go, poniewa uwaaem, e taka ni nie zdoa utrzyma masy spadajcego mczyzny, ktr mona byo porwna chyba tylko z bezwadnoci duego okrtu. Skamieniae w krtkotrwaym bysku donie nie umiay si odnale, a ja nie byem w stanie przyj im z pomoc, chocia miaem na to tak wiele czasu. Ogarna mnie wcieko. Nie dlatego wprawdzie, ebym a tak bardzo przej si losem spadajcego czowieka (i tak ycie jego, podobnie jak ycie wszystkich tu obecnych, liczyo si na minuty, bo przerywaa je zguba caego miasta), lecz z tego powodu; e okazywaem si taki bezradny w sytuacji, w ktrej - jak misie wci jeszcze wydawao - tak wiele mogem uczyni. Byem przekonany, e tylko sznur lub podpora wykonane z materiau, ktry nalea do skamieniaego miasta, mogyby utrzyma ciar mczyzny. Lecz nawet gdybym znalaz co odpowiedniego, nie zdoabym niczego przenie na miejsce. Pot zala mi oczy. Nie miaem ju nawet siy rozgarnia powietrza. Zerknem na swj zegarek. Wskazywa szesnacie minut po pnocy. Zawisem nieruchomo w przestrzeni ponad gowami siedzcych. Minie odmawiay mi posuszestwa. Mijay dziesite czci sekundy. Karafka z czci nie rozlanej wdki, ktra jeszcze przed moim przybyciem tutaj przetoczya si nad krawd stou, a potem trwaa na niej,

jakby przylutowana - teraz wisiaa ju jakie pi centymetrw poniej powierzchni stou. Trwaa w swym niezwykle zwolnionym, ale nieubaganie kontynuowanym spadku na podog. Temu samemu prawu podlega czowiek przechylony ponad przepaci ulicy. Na co tu waciwie zuyem tyle energii, skoro niczego nie dokonaem? Gdzie ukrywaa si przyczyna mojego cakowitego wyczerpania? Patrzyem dookoa siebie: ponad popielniczkami stay szare supki wirujcego w powolnym tempie popiou, zdmuchnite moimi ruchami nie dopalone zapaki zamiecay obrus, wyej unosio si kilka zmitych bibukowych serwetek, wosy obecnych faloway w agodnym ruchu powietrza. Wzrok mj spocz na twarzy spadajcego. Nie dostrzegem na niej prawie adnej zmiany. Jaka drzazga sterczaa mu z policzka. Patrzyem na ni na wp przytomnie, mylc o czym zupenie innym, i naraz zrobio mi si niedobrze. Rozpoznaem w niej zawleczon tam przez siebie spink do wosw. Dla nich ruch spinki by ruchem strzay. Utkwia gboko w policzku, przebijajc go na wylot. Sprawiem nieszczliwemu niedwiedzi przysug. Co ja tu waciwie wyprawiaem, a przede wszystkim po co? Uwiadomiem sobie naraz, gdzie jestem, i e tam - w pokoju cieni, z miotaczem wycelowanym w lustro czeka na mnie posaniec Mechanizmu, takie samo, jak i ja, jego narzdzie, mczyzna z ogolon gow. Powodowany ciekawoci, jak wida silniejsz od lku, doprowadziem si do stanu graniczcego z omdleniem i miaem stan przed wykonawc wyroku (ustalonego ju niewtpliwie), cakowicie wyczerpany, niezdolny do podjcia walki o ycie. Los spadajcego czowieka zosta przesdzony - nic go ju nie mogo uratowa. Zgasiem miotacz i zamknem oczy. Na razie nie mogo by mowy o powrocie do kanau. Zdrtwiae

rce i nogi zwisy mi bezwadnie w przestrzeni przy obracajcym si powoli ciele. Na szczcie aparat tlenowy sprawowa si bez zarzutu. Staraem si o niczym nie myle i nawet udao mi si troch zdrzemn. Ale by to psen niezdrowy, nkany koszmarem i duszony wewntrznym napiciem. Syszaem dochodzce skd szmery i guche dudnienia. Przez cay czas rzziy mi i prychay w uszach jakie stumione odgosy, niepokoiy mnie rechoty nierealnych basw. Wydawaem si sobie taki may i saby; nieczue, ogromne oko przestrzeni spoczywao na mnie. Kiedy si ocknem, poczuem si jednak troch lepiej; w kadym razie mogem si ju jako tako porusza. Zapaliem reflektor. Zegarek mj wskazywa dwadziecia osiem minut po pierwszej. Twarze kilku osb zwrcone byy do gry, oczy - jakby troch zdumione, czy przestraszone - wpatryway si w jaki punkt na suficie. Dopiero po niejakim czasie zrozumiaem, dlaczego utkwili tam swoje spojrzenia: byo to miejsce mojego wypoczynku; trwaem w nim ponad godzin. Spadajca karafka stanowia dla mnie najlepszy - jak dotd miernik upywajcego tu czasu. Ju stykaa si z podog, cita w pierwszej fazie rozbijania si o ni. Rozupane dno zapado si w gb baki, ktrej powierzchni rozcinay srebrzyste zygzaki pkni. Obejrzaem si za siebie. Na tkwicej w okiennej ramie rce perlio si kilka kropelek krwi, a powstrzymane w locie odamki rozbitej szyby wisiay ju nisk.o pod parapetem. Zamiast caej postaci spadajcego czowieka, ujrzaem tylko podeszwy jego butw. Wypynem z pokoju. Od strony ulicy wygldao to tak jako dziwnie: jakby sta prosto na zewntrznej cianie domu. Pity wspieray si jeszcze na parapecie, rozoone szeroko

rce szukay nie istniejcego oparcia. Patrzyem w d - w gb ziejcej pod nami przepaci - i ciarki przechodziy mi po plecach. Czy rzeczywicie nie byo ju dla niego adnego ratunku - zastanowiem si raz jeszcze. Trzydzieci sze piter to jakie sto dwadziecia pi metrw wysokoci. Przeksztaciem w myli wzr na drog swobodnie spadajcego ciaa: wypadao mi w rachunku pi sekund lotu. Znurkowaem skosem w d, w stron widniejcego na chodniku czerwonego paszcza Teny. Pokonanie dzielcej nas odlegoci zajo mi bardzo duo wypenionego niepokojem czasu. Raz po raz spogldaem na zegarek, wci wyobraajc sobie, e ju lada moment nadejdzie czas katastrofy. Przecie wedug czasu upywajcego w miecie, miaa ona nastpi za kilka minut. Przy wylocie kanau znalazem si dopiero o drugiej pitnacie. Nie dowierzaem prowizorycznym przeliczeniom czasu. Taki byem nieufny, nawet wtedy, gdy dotarem do Teny i spostrzegem j z obydwiema nogami na chodniku, nieomal w tym samym miejscu, gdzie j zostawiem, tak si rozgorczkowaem w ucieczce, e nawet nie zerknwszy wok siebie, wpadem gow na d prosto w otwr kanau. Wolaem zaraz zmierzy si z Rekrutem, jeli nie straci tam jeszcze cierpliwoci, ni stan tu oko w oko w obliczu groby nie wyobraonej. Ale ciekawo w kocu mnie przemoga i jeszcze raz wrciem na poziom ulicy. Zatrzymaem si przy Tenie. Teraz - ze wiatem w rce - mogem si jej dobrze przyjrze. Zwrciem rwnie uwag na posta, ktra staa w grupie kilku osb, niedaleko nas na drodze biegncej Teny. Silnie przechylony do tyu mczyzna trzyma przy twarzy aparat fotograficzny, celujc jego obiektywem prosto w niebo ponad nami. Czy robi zdjcie spadajcemu? Nonsens, bo nie zdyby si do niego przygotowa; ponadto tamten wisia po

przeciwnej stronie ulicy. Przypomniaem sobie od razu, e w czasie poprzedzajcym bezporednio katastrof (zgodnie z informacj zawart w pamitniku) wisiaa nad miastem jaka ogromna wietlana kula. Jej to wanie - najprawdopodobniej robi zdjcie ten czowiek. Nawet w tak gronej chwili znalaz si kto, kto zaprzta sobie gow trosk o sporzdzenie pamitkowego dokumentu. Moe spodziewa si, e jego zdjcie, na wypadek odwoania alarmu, stanie si niepowtarzalnym unikatem? Musia jednak powtrzy to ujcie, jeeli chcia mie dobry negatyw, bo zawieciem mu z gry do obiektywu, rwnoczenie zasaniajc go gow. Nie zrobiem tego dla zoliwej zabawy, ale w tym celu, by wykorzysta jedyn w swoim rodzaju sposobno do przeprowadzenia precyzyjnego pomiaru. Bo wanie dokadnie w tej samej chwili, gdy zagldaem w obiektyw, palec fotografujcego wyzwoli migawk. Zobaczyem w gbi szybko rozszerzajc si jej szczelin, ktra odsonia klatk filmu. Spojrzaem na zegarek i zmierzyem czas nawietlania. Ekspozycja trwaa sto osiem sekund, a migawka - co z atwoci mogem odczyta przy piercieniach obiektywu - nastawiona zostaa na jedn setn sekundy. Miaem wreszcie dokadny zwizek midzy czasem miasta i moim. Rezultat mg rwnie zainteresowa ludzi ze schronu; w kocu znajdowaem si tu zamiast fizyka Porejry i w jego imieniu mogem pochwali si przed Unevorisem otrzymanym zwizkiem, ktry by moe bardzo wiele znaczy. Wynik przeliczenia brzmia: jednej sekundzie mijajcej w miecie odpowiaday dokadnie trzy nasze godziny. W pewnej chwili - niestety dopiero teraz, kiedy zamierzaem ju opuci to miejsce - opanowaa mnie niepewno, czy wiato z mojego miotacza nie wyrzdza

krzywdy obecnym w miecie ludziom. Nie miaem co do tego pewnoci i pod wpywem tej myli zgasiem reflektor. Przedtem w takim wypadku zapadaem si natychmiast w doskona ciemno. Teraz mrok rwnie panowa dookoa nie mniej kompletny, z jednym wszake jedynym wyjtkiem: gdzie w gbi ulicy widniao samotne okno. wiecio si do sabo wprawdzie, tak jakby we wntrzu mieszkania znajdowaa si jedna wieczka raczej ni arwka - ale jednak wiecio si, co w zestawieniu z nabyt tu wiedz o miecie wydawao mi si bardzo dziwne. Do starych zagadek dosza jeszcze jedna. Ju zanurzony po pas w otworze kanau, nie mogem si powstrzyma, aby nie rzuci ostatniego spojrzenia w stron spadajcego. Nieubagane prawo, ktremu podlega, czynio widoczne nawet z daleka postpy. Czowiek nabiera ju prdkoci; opad prawie o jedno pitro niej. Jaka stalowa zapora - mylaem - przetransportowana ze schronu gruba pyta lub co w tym rodzaju, gdyby si udao j przytwierdzi do ciany tu pod nim, na najwyszej kondygnacji, czyli moliwie najszybciej, moe zdolna by bya do zatrzymania jego pdu. Lecz realizacja tego pomysu wymagaaby uycia wyjtkowych rodkw: dwigu - kto wie, jak potnego! rwnie wtedy, gdyby ten dwig mia podnie lin znalezion gdzie w miecie, aby go ni omota, czy poda mu do rki wymagaaby wic mobilizacji caej ekipy nieobojtnych ludzi, a ponadto zdobycia sprztu, jakim na pewno schron nie dysponowa. Tak to si nieszczliwie zoyo, e wanie tutaj, w niezwykym miejscu, gdzie nadarzaa si niepowtarzalna sposobno do uratowania kogo straconego ju w normalnych warunkach, brakowao niezbdnych rodkw, obecnych z kolei w nadmiarze gdzie indziej.

Odbiem si od krawdzi otworu i wpynem do rodka. Wntrze kanau okazao si do pytk, ocembrowan cegami studzienk. Po wiodcych w d krtkich schodkach mona si byo dosta do jedynej poziomej jego odnogi, gdzie w odlegoci kilku metrw w zamykajcej drog przegrodzie tkwio prostoktne lustro. Nie miaem oczywicie wtpliwoci, e po drugiej stronie lustra znajduje si pokj cieni. Zanurzyem si w nim bez obawy, tym dotkliwiej wic odczuem wstrzs uderzenia o co twardego, na co spadem gow w d po drugiej stronie. Leaem na suficie, ktry z tej strony lustra okaza si podog. Na granicy dwch wiatw zwrot pionu zmieni si widocznie na przeciwny. Tak mnie to wszystko zmylio, e nawet zapomniaem o czekajcej tu na mnie grobie w postaci uzbrojonego w miotacz Rekruta. Na szczcie - dla mnie lub dla niego - albo nie mia cierpliwoci pilnowa lustra przez trzy i p godziny, albo - co bardziej prawdopodobne - uzna mnie od razu za straconego, kiedy zniknem mu z oczu. Ulotni si razem z miotaczem, zabierajc rwnie aparat tlenowy. Poamany i obolay, a przede wszystkim na wp ywy ze zmczenia, powlokem si pustym korytarzem do swego pokoju.

Transformacje

Nie pojmowaem, jak mogo do tego doj, e od razu go


nie zauwayem. Moe opanowany wycznie jedn myl: pragnieniem uoenia si w byle jakim kcie, wszedem do pokoju z zamknitymi oczami, tak pocieszajca, tak sodka wydawaa mi si pewno, e ju nic nie jest w stanie odebra mi prawdziwego wypoczynku, bo odkryem jego obecno

dopiero na chwil przed zwaleniem si na tapczan, stojc ju rozebrany do naga, ze cignit koszul w rkach, dostrzegem najpierw czarn plam na poduszce, plam jego gowy, i wreszcie brudn twarz, pokryt szczecin ciemnego zarostu, z czerwonosin prg wieej rany na czole, twarz najzupeniej obc, do ktrej zbliyem swoj, twarz zawiedzionego bezdomnego psa. Nie mogem jeszcze uwierzy, e w ku moim pi nieznajomy mczyzna. Veis wrci - kto inny, jeeli nie on sam, mg si tutaj ulokowa; doprawdy, skoro ju ocala, skoro zdoa si wyrwa z niedostpnej ludziom ze schronu konstrukcji Mechanizmu, byo naturalne, e wrci tutaj, przyszed, aby na powrt zamieszka. Zaoyem stare ubranie, a jego garnitur powiesiem na wieszaku. Tak ciko byo mi rozsta si z tym miejscem, z posaniem, ktrego prawie nie dotknem. Z rk wspart na klamce przyjrzaem mu si jeszcze raz. Co mi pozostawao teraz? Korytarz? Pchnem drzwi. Skrzypny przeraliwie. Nawet nie drgn, tylko otworzy szeroko oczy. Nie robi wraenia czowieka wyrwanego raptem ze snu. Patrzy na mnie takim wzrokiem, jak gdyby ledzi moje ruchy od samego pocztku, jakby obserwowa przy tym nie obcego, ale domownika, wic prawie obojtnie, z pewnym zniecierpliwieniem tylko, e ten wasa si po pokoju i haasuje, podczas gdy inni pi. Powrciem do rodka. Naleao mu si jakie wyjanienie, bo w kocu mgby mnie wzi za zodzieja. - Musz si usprawiedliwi przed panem. - Net - szepn, nie zwracajc uwagi na moje sowa. - Ty si skradasz?

Znowu ta sama historia - pomylaem. Teraz ten chce mnie przeoy w inn skr, narzuci mi kolejne wcielenie. Ale ju wicej nie dam si na to nabra. Do mi ju byo jednej mistyfikacji, zapocztkowanej podszywaniem si pod Asurmara. Teraz w roli fizyka Porejry mogem si jako zmieci. Nie byo jednak adnego powodu, abym mia znowu ni std ni zowd udawa jeszcze kogo innego. Dzi by nim jaki Net, a jutro... kto wie, do czego to doprowadzi. Patrzy na mnie z najwikszym zdziwieniem. - Co ci zatkao? - spyta. - Pan si pomyli co do osoby. Nie znamy si, rzecz prosta, bo niby skd. - Nie znamy si ju? - Nie: ju, ale: jeszcze. Zajrzaem tutaj dlatego, e Goned przydzieli mi ten pokj. To jego sprawa, jeeli si pomyli, nie przewidujc paskiego powrotu. Bo chyba rozmawiam w tej chwili z panem Ludwikiem Veisem? - Aha! Skin gow z rozmachem, parodiujc gest wyraajcy cakowite zrozumienie. Zaraz te podnis si na okciu, aby sign po papierosa. Wycign paczk w moj stron. Czuem, e co si tutaj nie zgadza. Poniewa nie byo ju o czym mwi, skierowaem si do wyjcia. Przekrzywi gow na bok i wypuci w moj stron kb biaego dymu. Szeptem, ktry zdawaa si narzuca panujca wszdzie cisza, zatrzyma mnie w potwartych drzwiach: - A dlaczego ty si wygupiasz, Net?

- Do tego. Nazywam si Porejra i nie mam nic wsplnego z adnym Netem. Pewnie przynio si panu co i std to nieporozumienie. Przybyem tu do was wczoraj z segmentu generaa Lendona... - Ta pamitka - wskaza palcem na ran - krpuje nieco cigna na moim niegdy wspaniaym obliczu. Wielka szkoda! Bo gdyby nie ten przejciowy, mam nadziej, defekt, ujrzaby, nie dopieczony lisie, cae bogactwo wzruszenia na mojej twarzy. Nie musiabym ci go wtedy sownie streszcza. Byoby co oglda. Zapewniam ciebie, e rzadko kiedy miaem okazj do popisania si przed tob tak zrcznoci przy robieniu rnych min, jak teraz. No i pech chce, e paraliuje mi twarz chwilowa niedyspozycja. A wiesz, dlaczego pkam ze miechu na widok takiego napompowanego drania, jakim si okazujesz? - Jeszcze raz zapewniam pana z ca odpowiedzialnoci za sowa... - Nie! Nie dlatego, abym mia zamiar poprzedzi wesoym wstpem waciw cz programu wypenion paczem nad sob. Nie zdoae mnie wczoraj oczarowa. Na szczcie mam solidne zabezpieczenia. I nie dlatego te trzs si cay, jak askotany po pitach klaun, aby ty, pachoek Aglera, tak, tak! - przestraszy mnie do tego stopnia, e straciem rozum w momencie, kiedy si mnie wypierasz. Powizania wasze tutaj na dole s mi doskonale znane nie od dzisiaj. A kiedy zrobi si szum wokoo sprawy usunicia poprzednich wtyczek, wiedziaem ju, e ty rwnie zjedziesz na dno. Pytam o bardzo prost rzecz: czy trenujesz przede mn now rol? Przecie tu nikogo nie ma. Czy kto podsuchuje pod drzwiami? Moe Raniel tam w kcie przysiad? Co?

Rozmowa przybieraa enujcy obrt. Nie wyglda na wariata, a jeden z nas dwch musia nim bez wtpienia by. Trwaem konsekwentnie przy raz obranej drodze i oto jaki otrzymywaem rezultat. Czy nie byoby zrczniej natychmiast std wyj... czy moe sucha w milczeniu jego monologu, ktry odsania przede mn kulisy komplikujcej si wci sytuacji? - Wic ustalmy co wreszcie - cign - odsomy wszystkie karty. Jak mam ci teraz tytuowa przy obcych? Magister Net Porejra, penym imieniem i nazwiskiem, bo sam Net ju nie wystarczy, czy tak? Zmieszaem si w najwyszym stopniu, na szczcie tylko wewntrznie. Musiao prdzej czy pniej do czego takiego doj. Spicie byo nieuniknione. Wyobraaem je sobie jednak zupenie inaczej. Mylaem ot, po prostu: lada godzina zdemaskuje mnie kto, kto zna prawdziwego Porejr. (A kto wiedzia, e na imi mu Net?) Wskae wic na mnie palcem i powie: to oszust, miejcie si przed nim na bacznoci albo najlepiej niezwocznie aresztujcie go, bo moe to morderca tamtego. Liczyem si wci z tak moliwoci i wiedziaem, e wtedy nastpi mj kres. Ale eby we mnie, w przybdzie znikd, rozpozna kto rzeczywistego Neta Porejr, jako swego dobrego znajomego na dodatek, wanie we mnie, ktry z ca wiadomoci odgrywanej mistyfikacji podstawiem si pod jego osob, korzystajc z pierwszej lepszej okazji, jak podsun mi przebiegy los, bo wreszcie musiaem oprze si na czym, jako przeznaczony do ycia w spoecznoci jednostek o okrelonych nazwiskach i funkcjach - nie, tego nie byem w stanie ani poj, ani tym bardziej przewidzie. Ju wicej nie miaem na niego spojrze. Bez sowa wyszedem na korytarz. Ogupiay niezwyk point naszego

spotkania, mijaem szeregi wskich drzwi, z jedn myl w gowie: czym prdzej go z oczu straci, uciec od niego jak najdalej. Tuko si we mnie po drodze rzucone ju raz podejrzenie. Nie mogem si od niego uwolni. Jake to? mylaem dalej. Ja BER-66 - Netem Porejr rzeczywistym? I wszyscy s moe o tym przekonani, z jednym malekim wyjtkiem? Ja fizykiem jakim z segmentu generaa Lendona, pachokiem niejakiego Aglera, agentem wysanym tu na dno, wtyczk i elementem w skomplikowanych powizaniach, w ktrych w aden sposb nie mogem si poapa? Nonsens. Veis zakpi sobie ze mnie. Kto inny, poza mn samym, najlepiej wiedzia, kim jestem? Takiego osa daem z siebie zrobi. Odebraem serio jego wymylne przedstawienie i dygotaem w najlepszej wierze, a on tymczasem, niby to trzs si przeraony cynizmem mojej postawy, rzekom zapowiedzi zdrady, jak dobry aktor na zawoanie blad w moich oczach, by teraz w samotnoci zaciera rce z uciechy, na myl o panice, w jak mnie z atwoci wpdzi dla sobie tylko wiadomego powodu. Skrciem przy najbliszym rozwidleniu korytarzy i podniosem oczy: stowka. W rodku nikogo nie zastaem. Prawda, przecie to trzecia nad ranem - uprzytomniem sobie. Ustawiem cztery krzesa w szereg i uoyem si na nich. Gdyby przynajmniej byy czym wysane; piszczay, jczay znw zerknem na zegarek. Przeniosem si w kocu na podog; wprawdzie nie bya bardziej mikka, ale przynajmniej zachowywaa si cicho. Zasypiaem ju, gdy ksztat jaki przemkn mi przez piersi. Poderwaem si z miejsca. Trzy szczury wpady do kuchni przez dziur pod okienkiem na wydawanie posikw. Wsparem si barkami o cian, aby na wszelki wypadek mie je na oku. Jaki kanciasty przedmiot uwiera mnie dalej w ciao. Wycignem

z tylnej kieszeni spodni duy, oprawiony w skr notes. Byem ju taki zaspany, e nie chciao mi si zastanawia nad jego pochodzeniem. Patrzc tpo na swoje nogi skonstatowaem wreszcie, e na wieszaku pozostaa tylko marynarka Veisa, bo jego spodnie miaem jeszcze na sobie. Przez jaki czas wsuchiwaem si w martw cisz schronu. Jego mieszkacy trzymali si kurczowo przeniesionego skdind zwyczaju spania o cile okrelonych porach. Omielone moj nieruchomoci szczury wylazy z powrotem z dziury i wszyy po pododze. Chyba w ostatnim czasie miay trudnoci ze zdobyciem odpadkw, bo wyglday do marnie. Za to nie brakowao im zuchwaoci. Obecno ich nie zachcaa mnie do zamknicia oczu. Skadane ko Veisa bardzo by mi si teraz przydao. Rano - pomylaem - zwrc si do Goneda z prob o przydzia jakiego posania. Rwnie bd musia przypomnie o odcinkach z kart zaprowiantowania. Skoro speniaem tu wyranie okrelon rol, narzucony na mnie obowizek prowadzenia bada nad posgami, ktrymi poza mn samym nikt tutaj nie mia ochoty si zajmowa, bo chyba nikogo one nie obchodziy, przynajmniej w tej konkretnej postaci, jak stanowiy posgi z pokoju cieni - skoro wic jednak przydawaem si do czego, markujc legaln - przynajmniej oficjalnie - funkcj uczonego, to ze swojej strony mogem rwnie wymaga, aby mi zapewniono elementarne warunki egzystencji. wiadomo istnienia nie wyjanionej tajemnicy posgw pojawia si we mnie znw rwnie raptownie, jak mnie opucia podczas rozmowy z Veisem. Moe czas przeznaczony na zdobycie wiadomoci o tutejszych posgach okrelony by ustalonym przez generaa jakim krtkim terminem. Kto mg rano przyj tutaj, wymagajc zoenia szczegowego raportu. Co mgbym w takim razie

powiedzie Lendonowi na temat czarnych postaci, gdyby mnie o nie w tej chwili zapyta? Ju by najwyszy czas na dokonanie podsumowania zebranych spostrzee. Jak dowiedziaem si z zaadresowanego do Veisa listu, pokj cieni nie by jedynym miejscem, w ktrym ukazay si nie wiadomo jak dawno temu tajemnicze twory. Ju musiaa wobec tego istnie tu na ich temat jaka bardziej czy mniej rozmijajca si z prawd teoria. Pisany przez kobiet list zawiera wanie skpe jej strzpy; w jakiej czci informacje w nim zawarte pokryway si z oficjaln, ogoszon tu przez kierownictwo schronu prb wytumaczenia zagadki, a w jakiej czci - byy odbiciem podawanej z ust do ust, rozwijajcej si w zamieszaniu i znieksztaconej rnymi czynnikami legendy? Jak naleao rozumie zagadkowy fragment listu, w ktrym ona czy kochanka Vcisa namawia go do biernego oczekiwania na decyzj kierownictwa? Decyzja ta - wedug sw listu - polega miaa na przekazaniu znaku zgody. Mniejsza o to, komu ta zgoda miaa zosta wyraona. Pytanie tylko: zgoda na co? Na przyjcie takiej samej, jak i one (a wic posgi!) postaci. Ile byo nieszczliwej nadziei w takim postawieniu sprawy! No tak mylaem dalej - jaka cz mieszkacw schronu (kto wie, jak znaczna?) wyobraa sobie, e w sytuacji krytycznej, kiedy przy wyczerpanych zapasach grozi wszystkim nieunikniona mier, jedyn nadziej na ratunek staje si podsuwana pod sam nos zaamanych ludzi, nie cakiem wprawdzie jasna, ale jake kuszca propozycja przeniesienia si do bliej nie okrelonej przestrzeni o niezwykle zwolnionym czasie, oczywicie razem ze szczupymi zapasami powietrza i ywnoci, jak rwnie z innymi przedmiotami niezbdnymi do ycia, przeniesionymi w taki sam cudowny sposb - wic szansa przeniesienia si do warunkw, w jakich dotychczasowe problemy automatycznie przestaj w ogle

istnie. Jasne, e porcja poywienia czy powietrza wystarczajca w schronie na jeden dzie - tam, w wiecie spowolnienia wszelkiego rodzaju procesw, starczy na dziesi tysicy osiemset dni, a do tak odlegego czasu, z powierzchni ziemi, gdzie czas pynie w zwyczajnym tempie, nadejdzie wreszcie oczekiwana pomoc i ratunek. Nawet byo to do sensownie pomylane. Niestety wymagao ingerencji i oparcia si na niezwykych moliwociach tych (istot podobno egzystujcych wewntrz Ziemi), ktrzy mieli cae przenosiny zrealizowa. Pomijajc wspomnian trudno, musiaem jednak przyzna autorom takiej koncepcji, e ich nadzieje na ocalenie si t drog nie byy zupenie pozbawione sensu i nie dziwiem si ju ich kalkulacjom, zwaszcza w obecnej chwili, po zwiedzeniu fragmentu miasta, bogatszy o liczne spostrzeenia, jakie stamtd wyniosem, w obecnej chwili - kiedy nie miaem ju adnej wtpliwoci, e wszelkie prawa przyrody tam obowizujce dla mieszkacw miasta byy identyczne z analogicznymi prawami przyrody, zgodnie z ktrymi tutaj w schronie wypadao mi przez cay czas y. Veis jednak nie bra zbyt powanie takiej wprost fantastycznej moliwoci ocalenia, cho z drugiej strony list wspomina o jego do aktywnej dziaalnoci przy rozpowszechnianiu tej hipotezy. Ostatecznie jednak ten fakt te nie by bez znaczenia - zgosi si jako kandydat do pilotowania podziemnego pojazdu. Nie musiaem si dugo gowi nad tym, co si z nim dziao od tamtej pory. Zosta zamieniony przez podstawionego osobnika, podobnie chocia wczeniej, ni Raniel i Asurmar - jak by moe wszyscy piloci; w tej sprawie przynajmniej nie byo dla mnie adnych ciemnych punktw, bo w kocu to bya moja wasna historia.

Podniosem si z podogi i usiadem przy stole. Przede wszystkim - uwiadomiem to sobie ju znacznie wczeniej ludzie z zalanych magm kabin, ktrzy zastygli na czterdziestej pitej kondygnacji, a wrd nich take Jeza Tena - wszyscy oni nie mieli nic wsplnego z posgami z pokoju cieni oraz z miasta. Ich nie dotyczy efekt zwolnionego czasu to bya zupenie oddzielna zagadka. Gdybym przynajmniej wiedzia, czy mieszkacom schronu znany by nie tylko fakt pojawienia si tu i wdzie pojedynczych egzemplarzy posgw, ale rwnie dotd nie poruszony przez nikogo w mojej obecnoci fakt istnienia caego Kaula-Sud, caego skamieniaego, miasta. Ju co do tego miaem wtpliwoci, bo przecie drog do tamtego wiata znalazem zupenie przypadkowo, przy energicznej pomocy Rekruta, ktre mu ju w myli zaczynaem dzikowa za niezamierzon przysug, a nawet gdybym odkry, e do lustra mona bez obawy wsun rk, bo nie byo zwyczajnym lustrem - czy jednak odwaybym si w nim cay zanurzy? By w oceanie niewiadomych znale wreszcie jaki punkt oparcia, wziem pod uwag zasad Einsteina podstaw szczeglnej teorii wzgldnoci - goszc, e we wszystkich ukadach inercjalnych (to znaczy spoczywajcych albo poruszajcych si wzgldem siebie ruchem jednostajnym prostoliniowym) wszelkie prawa przyrody s identyczne, inaczej s niezmiennicze wzgldem transformacji Lorentza. Gdyby tu wprowadzi jedno zaoenie (jake jednak absurdalne i trudne do przyjcia!), e schron wspczesny i stare miasto, ssiadujc wci ze sob w przestrzeni, poruszaj si wzgldem siebie z prdkoci bardzo zblion do prdkoci wiata, i gdyby przy tym orzec, e nie ma w takim zaoeniu adnej sprzecznoci - wwczas mona by ju byo wytumaczy wszystko z wyjtkiem jeszcze jednej zagadki, cakowicie odrbnej : faktu, e miasto z dnia katastrofy (jakby

w jednej chwili) przeniesione zostao w czasie o dziewi miesicy w przyszo - do wspczesnoci schronu, lub na odwrt - e schron wspczesny zosta przeniesiony w czasie do przeszoci miasta, o czym pomylaem w pierwszej chwili i czego ju nie mona byo ustali. Na kartce wyrwanej z notesu napisaem transformacje Lorentza. Wpatrywaem si w te wzory z mieszanymi uczuciami. Miaem je przed oczyma ju w czasie orbitowania w powietrzu skamieniaego miasta, ale czy mona z nich byo czerpa jakie informacje przy analizie tej paradoksalnej sytuacji? Najpierw nie by tu speniony warunek wstpny i ponad wszelk wtpliwo konieczny: ukady, jakimi byy schron i miasto, w sposb dostatecznie oczywisty spoczyway wzgldem siebie. Nie mogo by mowy o adnym ruchu, a zatem i o rnej od zera prdkoci. A wanie w rwnaniach okrelajcych transformacje efekty relatywistyczne byy funkcjami teje prdkoci. Rzeczywisto kpia sobie ze mnie: nie byo ruchu, a istniay przynajmniej dwa efekty, ktre jedynie z obecnoci tego ruchu mogy wynika! Czybym mimo wszystko oglda tamten wiat z innego ukadu odniesienia z rwnoczesn i niezwyk przy tym moliwoci przenoszenia si do niego nie tylko mylami, ale te i ciaem? Byaby to wobec tego faktu wzgldno do osobliwa (waciwie jej zaprzeczenie), bo nieodwracalna: posgi nie mogy powiedzie, e dla nich ja z kolei jestem posgiem. Ostatecznie, gdy usunem t sprzeczno, zakadajc wbrew oczywistoci - najpierw, e ruch jednak istnia, a nastpnie, e wzgldna prdko miasta (oddalajcego si od umownie spoczywajcego schronu) odpowiadaa poznanemu ju stosunkowi czasw, to biorc pod uwag tene stosunek czasw (trzem godzinom upywajcym w schronie odpowiadaa jedna sekunda w

miecie), otrzymaem jako mnonik liczb rwn dziesi tysicy osiemset. Tyle wanie razy kada masa wzita z miasta bya dla mnie wiksza od odpowiedniej masy rozpatrywanej w schronie. Zaraz zaczem sobie przelicza dla przykadu niektre wartoci. Mczyzna, ktrego waga dla mieszkacw miasta wynosia 70 kilogramw - dla mnie, nalecego do-schronu, mia mas 756 ton, czyli mas porwnywaln z bezwadnoci obiektu tak wielkiego jak okrt. I wszystkie inne ciaa materialne - jakie by one byy miay tam w miecie (rwnie w pokoju cieni) dla nas, obserwatorw ze schronu, proporcjonalnie tyle samo razy wiksz mas. Zaobserwowana tu wzgldno polegaa na tym, e nie liczyo si wcale odrnienie: gdzie si znajdowa aktualnie rozpatrywany przedmiot, ale wycznie wyrane okrelenie: do ktrego z dwch wiatw nalea i kto pyta o jego mas. Nawet zwyczajna mysz (kto by j o to posdzi!) zwaona na wadze miasta, ktrej strzaka pokazaa dajmy na to zaledwie jeden dekagram - podczas spaceru po pokoju cieni zademonstrowaa przede mn mas stu omiu kilogramw. Nic dziwnego wic, e pirko - nieledwie pyek w prdzie powietrza - jakim byem dla posgw w czasie swej wyprawy do miasta, nie wywaro na adnym z obecnych tam przedmiotw jakiego wikszego wraenia. Opieraem si wci na dokonanym ju spostrzeeniu, e kady proces, czy byo nim swobodne spadanie wypuszczonego z rki ciaa, bicie serca; trawienie, jakakolwiek reakcja chemiczna, zjawiska elektryczne, cieplny ruch czstek, czy wreszcie ludzkie mylenie trwa w miecie dziesi tysicy osiemset razy duej ni analogiczny proces w schronie. Ale przecie tyle samo razy powinien by krtszy dla mnie - obserwatora ze schronu - ten wymiar dowolnego przedmiotu z miasta, ktry mia w danej chwili akurat kierunek jego

ruchu. Bo tego znw wymagaa transformacja dugoci (jeeli przez dugo rozumie omawiany wymiar). Relatywistycznego skrcenia jednak nie byo. Nareszcie musiaem sobie uzmysowi, gdzie waciwie usytuowane zostao cae miasto. Z przeprawy przez granic dwch wiatw wyniosem domys, e piony miasta i schronu miay przeciwne zwroty, co nasuno mi prawdopodobnie jedyn odpowied na to pytanie. Miasto znajdowao si pod pancernym dnem schronu, gdzie w gbi ziemi; okoliczno, e nie wiedziaem, czy rwnie jego odlego od tego dna podlegaa skrceniu, nie pozwalaa mi na dokadniejsz jej ocen. W kadym razie dom, sup, czy inny obiekt sigajcy w miecie na wysoko dziesiciu metrw - z mojego punktu widzenia nie powinien przekracza sw wysokoci gruboci paznokcia. Po stwierdzeniu powyszego nic innego ju mi nie pozostawao, jak tylko pogodzi si z myl, e w trakcie przechodzenia przez paszczyzn lustra dostosowywaem si automatycznie do dugoci miasta, przy czym jednak mj czas i masa - pozostaway nie zmienione. Niezalenie od analizowanych dotd efektw relatywistycznych, wystpujcych w sytuacji, w jakiej zgodnie z nabyt przed ekranami wiedz - nie powinny si pojawi, wyaniaa si jeszcze jedna kwestia, z tamt nic nie majca wsplnego, a mianowicie problem przesunicia w czasie. Zasadnicze pytanie brzmiao : czy ze swej przeszoci (poprzedzajcej bezporednio katastrof) do chwili biecej schronu przeniesione zostao (w czasie) miasto prawdziwe, czy - co moe bardziej prawdopodobne - tylko jego uderzajco wierna kopia? Wanie w tym samym momencie wrcia mi podniesiona ju wczeniej wtpliwo, czy promieniowanie z mojego miotacza nie wyrzdzao szkody napotykanym w miecie ludziom, a jeeli niestety tak, to kogo tam waciwie

zabijaem w zwolnionym tempie: prawdziwych ludzi, czy ich zrczne imitacje. Zaraz zreflektowaem si, zauwaajc, w jakie niebezpieczestwo popadam: chciaem rozpatrywa zagadnienie identycznoci ludzkiej, rnic midzy okreleniami: "ci sami", a "tacy sami" - wprowadzajc si na drog mozolnych roztrzsa, moe zreszt istotnych gdzie indziej, ale na pewno nie tutaj. Bo przecie dla mnie - postaci cakowicie im obcej - byo najzupeniej obojtne, kogo sob przedstawiali: czy autentycznych mieszkacw Kaula-Sud, z czwartego czerwca ubiegego roku, czy do zrudzenia ich przypominajcych sobowtrw, jednak zasadniczo nieidentycznych z nimi; jeeli tylko myleli i czuli - sowem yli, musiaem i chciaem traktowa ich jako prawdziwych ludzi. Z dugopisem i notesem Veisa w rce zabraem si znowu do oblicze. Wynikao z nich niezbicie, e zarwno mieszkacy miasta, jak i schronu, nie mog widzie wzajemnie ani samego rda wiata pochodzcego z drugiego ukadu, ani przedmiotw ssiada owietlonych przez jego wasne wiato widzialne, poniewa promieniowanie z pasma fal widzialnych dla jednego przesunite jest do pasma fal radarowych dla drugiego. Lecz automatycznie, w zakres promieni przeze mnie w miecie widzianych wchodziy (rwnie znacznie przesunite ku falom duszym) promienie gamma o czstotliwoci akurat tak przypadkowo dobranej, e mogem je - odbite od tamtejszych cia - widzie jak wiato doskonale mi znane, bo fale elektromagnetyczne poza dugoci niczym si od siebie przecie nie rniy. Z tego samego powodu syszaem tam jedynie ultradwiki.

Naraz, ju po raz drugi, przyszed mi na myl fragment pamitnika Teny z opisem niezwykej sceny naszego spotkania u wylotu kanau. Tena zanotowaa w pamici dostatecznie dokadny obraz moich byskawicznych ruchw w miecie. Przedstawiy jej si one jako bardzo krtkotrwae mignicie czarnej, rozmazanej plamy, ktra znikna gdzie i natychmiast wrcia do niej, by si zarysowa na tle ciany czarn plam o ksztacie ludzkiej sylwetki (wtedy wanie staem do dugo przy fotografujcym). Przypadek ten pozwala mi na wycignicie dwch wanych wnioskw: Po pierwsze, miaem ju wreszcie pewno, e miasto byo autentyczne (inaczej Tena nie mogaby mnie w nim zobaczy), a po wtre - na przekr rozumowaniom przeprowadzonym na papierze, ktre prowadziy mnie do przeciwnego wniosku - nie musiaem si ju przejmowa, e poraziem w nim z miotacza kilkunastu ludzi, bo przecie Tena - te tam owietlona - na nic przypominajcego chorob popromienn w pamitniku swoim si nie uskaraa. Aby by lepiej przygotowanym do ewentualnego sprawozdania, ktrego w kadej chwili mg ode mnie zada Lendon, wykonaem jeszcze kilka prostych rachunkw. Rzeczywicie, bezwadno powietrza w miecie rwna bya dokadnie bezwadnoci rtci ze schronu. Podczas nurkowania w nim napotykaem wic na opr prawie czternacie razy wikszy ni przy ruchach w wodzie. Tu leao wyjanienie mojego wyczerpania. Panujca w miecie grawitacja te nie nasuwaa wikszego problemu: z mojego relatywistycznego - punktu widzenia przypieszenie ziemskie byo tam doprawdy znikome (wynosio jedn dziesit mikrona na kwadrat sekundy), co - razem z rwnie znikomym cinieniem atmosferycznym i si wyporu, ktre podobnie jak przypieszenie ziemskie byy funkcjami zwolnionego czasu -

sprawiao w sumie, e - praktycznie biorc znajdowaem si tam w stanie niewakoci. Wrciem do sprawy katastrofy. Zegary miasta wskazyway obecnie godzin trzeci trzynacie i czterdzieci jeden sekund. Mijaa tam wanie w wim tempie czterdziesta druga sekunda. Do chwili wstrzsu, poprzedzajcego katastrof, brakowao jeszcze tylko piciu minut i osiemnastu sekund. "Tylko" - z punktu widzenia zagroonych, natomiast "jeszcze" - gdy myleli o tym uratowani w schronie. Bo liczc wedug czasu upywajcego tutaj, moment krytyczny powinien nastpi dopiero za czterdzieci dni. Zastanawiaa mnie zwaszcza ta zdumiewajca okoliczno: dobr chwili, w jakiej miasto pojawio si pod dnem schronu. Odnosiem mgliste wraenie... " Kto przechodzi korytarzem. Klamka drgna i w drzwiach ukaza si pukownik Goned.

Wczoraj nieprzeniknione

- Szukam tego przekltego Unevorisa! - zawoa od


progu. Pod pach trzyma gruby plik przycitych rwno na gilotynie kartek. Wida byo ju na pierwszy rzut oka, e tej nocy nie odmwi sobie wypicia duej porcji alkoholu. Grymas jego twarzy dziwnie spiera si z wyobraeniem, jakie wyniosem o nim z pierwszej naszej rozmowy. Nieomal wiszc na klamce, obecno ktrej ratowaa go przed upadkiem, wpatrywa si we mnie spode ba, z tym charakterystycznym dla nietrzewych roztargnieniem, jakie zdarza im si w chwilach raptownego przerwania wtku przy snuciu pierwszej lepszej kalkulacji.

- Dobrze si skada, panie pukowniku, e si spotykamy. - A, to pan? - bkn. Mia tak min, jakby chcia zasoni si przede mn drzwiami. - Tak, to ja. Moe ju czas usun moje osobiste kopoty. Zapewne wiadomo panu... - Umchu. - Wic, jak zapewne wiadomo panu - kontynuowaem Veis wrci. Dziki tej szczliwej niespodziance sprawa mojego pokoju pozostaje nadal otwarta, czyli e nie mam si gdzie podzia. Na dodatek by pan uprzejmy zapomnie wczoraj o karcie zaprowiantowania dla mnie... - Ale do rzeczy! Krtko i jasno, prosz. - Powiedziaem ju, e chyba przeoczy pan ten drobiazg. Nie byoby waciwie o czym mwi... - Te te te... ! zaterkota. - Nazwisko? - Net Porejra. - Stopie? - Jestem cywilem. - Specjalno subowa? - Niestety, odnosz wraenie, e pan mnie zupenie nie poznaje. - Wiem! Pan jest tym fizykiem od Lendona, ktry wczoraj do nas si przypta. - To si zgadza. Wic kiedy...

Woy mi do rk plik papierw i energicznym krokiem pomaszerowa w stron najbliszego stou. Tam zachwia si niespodziewanie i - chocia bliej mu byo do krzesa - wrci do klamki, gdzie zwis nisko nad progiem. Chciaem odda mu wrczony do potrzymania stos kartek, ale uparcie odsuwa mnie od siebie razem z nimi, to krelc rk szeroki uk, to znw nieruchomiejc w gecie, ktry mg rwnie dobrze znaczy tyle co: "Niech mi pan wybaczy ten przykry obrazek", jak rwnie: "Jazda std!" albo "Nie zawracaj mi wicej gowy". adna historia - pomylaem. - Rozwiesi - sapn z wysikiem spod przewieszonej nad gow rki. Sdzc, e zrobio mu si niedobrze i e prosi o pomoc przy zdejmowaniu marynarki, podsunem si do niego usunie. Ale gdy zabieraem si do rozpinania guzikw, trzepn mnie z rozmachem po wierzchu doni. - Rozwiesi! Plakaty porozlepia czym prdzej! Chyba znowu si przesyszaem. Na wszelki wypadek wycignem ze stosu jeden arkusz i obejrzaem go uwanie. Nie musiaem si dugo we wpatrywa, bo czysty by z obu stron jak sumienie nowo narodzonego dziecka. Tak samo i inne. - Wydoby pan te kartki z niewaciwego segregatora sprbowaem przemwi mu do rozsdku. Na tych papierach nie ma adnych tekstw. Puste strony bd wiesza? Tupn nog. - Na korytarzach. Wszystkie. Co do jednej! Podstawowy bd przy obcowaniu z pijanym polega na zwrceniu mu uwagi wskazujcej waciwe rdo konfliktu ktrym jest nietrzewo jednego z rozmawiajcych -

uprzytomniem sobie. Ale znw z jakiej racji miaem dawa mu z siebie robi durnia. - Komu ja tu waciwie podlegam? - spytaem, mimo woli ju nieco ostrzej. - Wadzom wojskowym czy cywilnym? Popatrzy na mnie szklistymi oczami i stukn butem w blaszank z klejem, ktra staa na pododze za progiem. Tkwi w niej umorusany pdzel. Gotw mnie zaraz przepdzi do innego segmentu pomylaem - jeeli bd mu si duej opiera. Na prno bym wtedy tumaczy si przed Lendonem, jaka bya prawdziwa przyczyna naszego starcia. A tak, usucham pozornie, wyjd std i wrzuc ten plik do pierwszej lepszej dziury, napotkanej po drodze, byleby tylko teraz najszybciej od niego si uwolni. Pniej, gdy dojdzie do siebie, porozmawiamy inaczej. Kiedy jednak oddaliem si od niego na kilkanacie krokw, mrukn co za mn ciszonym gosem. Wyglda przez szpar przy nie domknitych drzwiach i wskazywa na cian obok mnie. Nie byo rady: pomalowaem obficie kawaek muru i pacnem na pierwszy arkusz z wierzchu pokanej sterty. Pochwali mnie w milczeniu gbokim skonem gowy. Jeszcze raz - ju na szczcie przed samym rogiem powtrzya si ta sama scena: on wskaza i skin, a ja pacnem arkusz na klej, przybiem par razy pici i poszedem dalej. Szczcie, e nikt nie krci si w tym czasie po korytarzu, boby mia niecodzienne przedstawienie. Dopiero wyjrzawszy zza rogu, stwierdziem, e drzwi stowki zostay wreszcie zamknite, co zwalniao mnie z koniecznoci dalszego plakatowania. W tej samej chwili spoza stowki, z nieco szerszego od korytarza hallu, wyoni si

jaki starszy mczyzna w okularach. Czapa przygarbiony moim tropem, a gdy dobrn wreszcie do pierwszego plakatu, zatrzyma si przed nim z wysoko zadart brod. Nic to, e wpatrywa si we znacznie duej, ni bya jakakolwiek potrzeba. Lecz naraz rozejrza si ukradkiem w prawo i w lewo, a potem palcami zakrzywionymi na ksztat szponw rozszarpa papier na drobne strzpy, z atwoci tym wiksz, i klej jeszcze dobrze do niego nie przysech. Taki sam los spotka i nastpny afisz; mao tego, e staruszek - tym razem ju bez duszego ogldu - przeora go paznokciami wzdu i w poprzek, ale jeszcze pracowicie cign ze ciany aosne jego resztki, zdusi w garci do mikroskopijnej objtoci, odrzuci w kt i w lad za tym rzutem splun. W gowie nie chcia mi si pomieci taki obraz. e zamroczony Goned uparcie jak w - lecz nie bez jakiej pijackiej konsekwencji - przywoywa mnie do lepej karnoci, e ja sam z kolei w nos mu si wygupiaem - to bya zupenie odrbna sprawa. Ale c ten nieszczsny na moich oczach wyprawia! Z papierami pod pach umknem mu z oczu bez chwili namysu, bo byby mnie moe tak jak te rzekome plakaty poszarpa. Rozgldaem si za jakim koszem na odpadki, dostatecznie obszernym, bo byo co do niego woy. Kosz wkrtce znalazem, ale nie mogem zaraz pozby si ciaru, gdy drzwi tu i tam otwieray si i zamykay na przemian, a ludzie krcili si tam i z powrotem. Mgby mnie kto zgani za marnowanie tak znacznej iloci czystego papieru, ktry sam w sobie przedstawia przecie jak warto. Wreszcie haasy umilky, ludzie przeszli i nastpia chwila spokoju w tej czci korytarza, co spostrzegszy, cisnem kartki do kosza.

Ju bya szsta godzina, wic moe czas na niadanie pomylaem. Ledwie jednak odszedem kilka krokw, gdy znajomy gos zawoa za mn. Obejrzaem si i zobaczyem Asurmara, ktry pochylony nad koszem wyciga z niego dopiero co ulokowany tam przeze mnie stos kartek. - Pjdzie pan ze mn, prosz - powiedzia. Z jego twarzy nie mogem odczyta, o co mu waciwie chodzi, bo bya bez wyrazu. Usuchaem go, ju z pewnym zniecierpliwieniem, susznie podejrzewajc, e na tym si nie koczy plakatowa historia. Asurmar prowadzi do kancelarii Goneda. W rodku zastalimy Senta i jeszcze jednego mczyzn, w ktrym - kiedy si odezwa - z atwoci rozpoznaem po gosie Alina. Z nimi to wanie bkaem si w ciemnoci po czterdziestej pitej kondygnacji. Ciekaw byem, czy wrcili stamtd z jakim cennym upem. Z Sentem, oprowadzajcym mnie wczoraj po gwnym korytarzu, jeszcze na ten temat nie rozmawiaem. Dopiero gdy Asurmar zwrci si do nich z daniem opuszczenia kancelarii na kwadrans, zapewniajc rwnoczenie, e bdzie w tym czasie odpowiada za winia, domyliem si, jakie tutaj na dole penili funkcje. Lokal urzdowy pukownika by wskim, lecz dugim pomieszczeniem; na jednym jego kocu siedzia na taborecie jaki blady mczyzna, zapewne wymieniony podczas rozmowy wizie (gruba krata dzielia go od nas), na drugim znajdoway si jeszcze dwie pary drzwi. Asurmar usiad sztywno za biurkiem i wskaza mi krzeso naprzeciwko siebie. Z czasu mojej nieudanej podry kretem, na podstawie przeprowadzonej wwczas z Gonedem rozmowy

telefonicznej mogem si domyla, e Asurmara czyy z Gonedem serdeczne wizy przyjani. Pooy do na stosie kartek. - Co to ma znaczy, panie Porejra? - spyta chodno. - To ja umieram z ciekawoci, czekajc na pask opini w tej ciemnej sprawie - odrzekem. - Ot nie wczeniej jak jakie dwadziecia minut temu pukownik Goned we wasnej osobie, nawiasem mwic, lekko niedysponowany, bo najwyraniej nietrzewy - tu mrugnem porozumiewawczo poleci mi rozlepi na korytarzach te czyste papiery. Twierdzi przy tym z niemaym zacietrzewieniem, e to s plakaty. Wyrzuciem to z siebie jednym tchem i skadajc ju usta do umiechu, czekaem na jego reakcj. Jake si jednak pomyliem, spodziewajc si odpowiedzi na mj umiech. - A pan wyrzuci je do mieci, czy tak? - Bo tam im byo najwygodniej. ciany i bez tego s ju brudne. Zreszt zgoda, przyznaj panu racj: naleao zachowa je przy sobie, aby odda Gonedowi. za kilka godzin do trzewych rk. Tylko e ja z sob samym nie mam gdzie si podzia, bo pukownik nie przydzieli mi dotd adnego kta. Miaem wic taszczy po korytarzach cay ten niedorzeczny baga? - Dlaczego nie speni pan wyranego polecenia, pytam raz jeszcze? - By si nie sta obiektem gupich artw, rzecz jasna. Przecie kartki s czyste. - Skd pan wie, e nie ma na nich adnych tekstw?

Chciaem powiedzie, e nie jestem lepy, ale si nie odezwaem. Wpatrywaem si w niego z niedowierzaniem. Nareszcie zaczynao mi co wita. Wsta i przeszed si kilka razy wzdu ciany. Przy kolejnym zwrocie zatrzyma si przed biurkiem. Podniesionym z blaszanki mokrym pdzlem przecign przez rodek jednej z kartek. Pod smug kleju ukazay si po pewnym czasie najpierw pojedyncze litery, a potem wyrane linijki duego druku. Zbity z tropu opadem na krzeso. Jakby mnie kto w gow zdzieli. Nie dlatego byem zaskoczony, aby mnie zdumiaa taka prosta w kocu sztuczka, bo reakcja wywoawcza kleju zmieszanego z farb nie przynosia znw adnej osobliwoci, ale z tego powodu, e nie braem wcale pod uwag tajnoci ogosze. Nic ju nie miaem do powiedzenia; byo mi po prostu wstyd. - Jednak po co caa ta maskarada? - spytaem, jeszcze nie pogodzony z dan mi dotkliw nauczk. - Dlaczego nie podaje si ogosze zwyczajnym drukiem? - To ju nie paska sprawa - odpar oschle. Moe pan sobie wyobrazi, e w tym celu, aby tekst ujawni si dopiero na cianie. - Przyznaj, e popeniem powan gaf; braem innych za gupcw, a tymczasem to ja okazaem si jednym z nich. Czy moe pan zdradzi jednak tre ogoszenia? Z drobnego fragmentu nie mog odczyta caoci. Chyba to nie tajemnica, skoro... Wyj mi z rki przekrelon klejem kartk, zoy j starannie i schowa do kieszeni.

- Gaf, powiedzia pan? Ja bym to nazwa troch inaczej. Delikatnie mwic, ju mona pana podejrzewa o nielojalno. A std niedaleko do... S tutaj ludzie, ktrzy za takie wykroczenie zamknliby ju pana w areszcie. I nie wiadomo, co by z tego wyniko, gdyby kto inny przyapa pana na prbie zniszczenia tych ogosze. Tryb postpowania karnego nie naley tu na dole do opieszaych. - Uyem tego niefrasobliwego terminu wiadomie, poniewa gdzie indziej.., s takie rzeczy... - pltaem si krtko mwic: to, co si tutaj dzieje wydaje mi si zabaw w ciuciubabk. I w tym znaczeniu "gafa" doskonale przystaje do sytuacji. Unikaem wci poruszenia tematu posgw, gdy lekcja wyniesiona ze stowki wiele dawaa mi do mylenia. Moe gdyby nie obecno winia - wrcibym do przerwanej tam rozmowy. - Pan sobie pewnie wyobraa - rzek - e stracilimy ju kontrol nad zasadniczymi wydarzeniami. - Owszem, panujecie nad nimi z podziwu godn przebiegoci; rzecz w tym jednak, e owe zasadnicze wydarzenia, jak je pan nazwa - pojmowane jako zasadnicze w waszym ujciu - wcale nimi faktycznie nie s. - Pobra pan ju jedn nauczk, przypominam: czy pieszy si panu do nastpnych? - To prawda, e bdziem przez jaki czas... - Wic prosz na przyszo stosowa si cile do rozporzdze zwierzchnikw. Przez czas pozostawania w tej strefie podlega pan naszym przepisom nadzwyczajnym. Paskim bezporednim przeoonym jest pukownik Goned.

Musz pana poinformowa ponadto, e indywidualne zadanie, z jakim pan do nas przyby, z punktu widzenia tu rozpowszechnionego ma charakter drugorzdny, aby nie powiedzie wrcz - marginesowy. - Domylaem si tego ju od pierwszej chwili. - Przepraszam za brutalne akcenty w mojej wypowiedzi. Nie mogem ich unikn w takich okolicznociach. Mwi o tym wszystkim dla paskiego wasnego dobra. Ze swojej strony postaram si wytumaczy i usprawiedliwi pana przed pukownikiem. - Bd panu zobowizany. Ale czy mog mwi otwarcie? - Chtnie sucham. Skinem gow na krat, w stron typa na taborecie, ktry jeszcze bledszy ni przedtem spoglda na nas coraz czciej. - Moe pan przy nim mwi swobodnie, jak w pustym pokoju. Ju on si std nie wydostanie. Przyjrzaem si mczynie ze wspczuciem. Zmczya mnie ju atmosfera starannego unikania pewnych tematw. - Czsto wypywacie do miasta? - spytaem wprost. Oczekiwaem jakiej nieprzewidzianej reakcji. - Nie czciej, ni zachodzi tego potrzeba - odpowiedzia zwyczajnie. - Panu te przydaby si jeden spacer, bo w opowiadaniach wyglda to inaczej. Nie miaby pan trudnoci z uzyskaniem zezwolenia, chocia w zasadzie paskie odwiedziny dotycz postaci ~z pokoju cieni. Prosz jednak nie dotyka tego zagadnienia w takiej formie, jak nada pan swej niezrcznej wypowiedzi wczoraj na kolacji. Widzia pan sam, do czego musiaem si poniy, aby nie dopuci do skandalu.

Pewne grupy ludzi s bardzo wraliwe na tym punkcie i niech pan zechce uszanowa panujce nastroje. Najlepiej, gdy powstrzyma si pan od jakichkolwiek nie przemylanych uwag. Po tej wypowiedzi Asurmara staa si rzecz do dla mnie nieoczekiwana: zawisem w umysowej prni. Tak wiele chciaem si naraz dowiedzie, a brakowao mi sw, dostatecznie ostronych, ktre - nie zdradzajc mego pochodzenia - rozwiayby rwnoczenie pozostae wtpliwoci. - Zastosuj si do tej wskazwki - szepnem. Kiedy to powiedziaem, zapada cisza. Baem si jej oznaczaa, e zaraz wyjd std, a wyj - znaczyo pozosta z niczym. Obawiaem si dalszej wczgi wrd mgie, tego nieskoczonego szeregu pyta, pozostawianych na og bez odpowiedzi; lkaem si, e znw obejmie mnie swym spojrzeniem tamto lodowate oko - e moe posid tajemnic posgw, ale nigdy nie zrozumiem ludzi. Temat ju zosta wyczerpany, naleao wyj. Nie nasuwao mi si adne zrczne pytanie; przeciwnie pchay si na ich miejsce pytania wprost, ktre by mnie na poczekaniu skompromitoway. Na domiar zego w drzwiach ukazaa si gowa Alina. Asurmar nic wicej nie mia mi do powiedzenia. Da znak Alinowi, aby wszed. Podkomendni Goneda w milczeniu zajli miejsca przy stole obok kraty. Przedtem Sent postawi na pododze przy winiu kubek wody ze wspartym na jego krawdzi kawakiem suchara. Tamten nawet nie zerkn na swoje niadanie; za to wci mi si przypatrywa; odniosem wraenie, e daje mi ukradkiem jakie znaki. Gdy zrobi porozumiewawcz min, zaczem starannie unika jego wzroku. Przy stole Alin i Sent rozpoczli gr w karty.

- Nie ma chyba cakowitej pewnoci, jaki bdzie wyrok na tego czowieka? - spytaem, byleby wreszcie cokolwiek powiedzie. - Nie - odezwa si niechtnie Asurmar. (Alin w milczeniu zakreli palcem dookoa szyi.) - Cakowitej pewnoci nie ma. Przyszo kadego z nas okrywa gboka tajemnica. - To prawda - przyznaem mu skwapliwie racj. - Ale przynajmniej gdy idzie o przeszo, stoimy mocno na obu nogach. - Ona te rozpociera si za nami czarn noc. - Czy mam to rozumie dosownie? - Oczywicie, e "czarn noc" posuyem si w znaczeniu metaforycznym; przeszo jest mglista; po prostu, nie znamy jej, nawet wtedy, gdy nas bezporednio dotyczy. - Jak to, nie znamy jej? - podchwyciem popiesznie ten temat, czujc ju, e id waciwym tropem. Twierdzeniem takim przeczy pan oczywistoci. - Czyby to jedno nie byo do pewne, e nasz sd o przeszoci jest zbiorem subiektywnych interpretacji? - Zgoda, przyjmijmy takie rozrnienie: podzia na fakty i wyobraenia o nich. Kiedy wic mwi, dajmy na to, e urodziem si... i tu podaj dokadn dat (jest to przykad tyle banalny, co chtnie przytaczany), stwierdzam tym samym niewtpliwy fakt z przeszoci. - Nie stwierdza pan przez to adnego faktu, niestety. - Doprawdy?

- W swoim przykadzie poda pan zamiast samego faktu wasny sd o przeszoci. - Ma pan do osobliwy punkt widzenia, ale czy sposb rozmijania si ze zdrowym rozsdkiem nie jest tutaj zbyt racy? - Mniejsza ju o zdrowy rozsdek, bo rzeczywisto niewiele ma z nim wsplnego. Poda pan tylko swj wasny sd o przeszoci, powtarzam. Ju wycigajc z niej ten drobny szczeg, uzna pan, e jest on w ogle istotny, co automatycznie zdradzio pana stosunek do niego. - Ale ja nie wyraziem opinii o sobie, wymieniem tylko dat swoich urodzin. - To ju wystarczy jako opinia, bo obok daty zaakcentowa pan wasn lub jakkolwiek inn obecno w wiecie, w danej chwili wysuwajc j na pierwszy plan. Zabieg taki nosi wszelkie cechy spojrzenia cakowicie subiektywnego. - Nieche pan nie artuje! Czybym mia wszystkie nazwiska wymieni rwnoczenie? - A co wynika z niemonoci dokonania tego? - W ten sposb nie dojdziemy nigdy do porozumienia. Przecie ja nie upieram si przy dacie swoich urodzin, ktra akurat nie przypada panu do gustu. Mogem poda jakikolwiek inny przykad; ostatecznie, nie moemy narzeka na brak faktw. - Nic by z tego nowego nie wyniko: same fakty s nieosigalne; zamiast nich dysponujemy tylko interpretacjami przeszoci. Niepodobna si uwolni od wasnego zdania o czym, ktre ujawnia si gwnie - jeli nie wycznie -

poprzez dokonany wybr i ktre nie jest ani prawdziwe, ani faszywe - tylko wasne, jeeli naturalnie nie jest cudze, co zdarza si najczciej i co stanowi jeszcze gorszy przypadek. Podczas naszej rozmowy wizie przerzuca wzrok raz po raz to na Asurmara, to znw na mnie, przypominajc swymi ruchami obserwatora gry w ping-ponga. Mia przy tym tak min, jak gdyby od wyniku naszej potyczki sownej zalea jego niepewny los. Alin i Sent natomiast, pochonici gr w karty, nie zwracali na nas adnej uwagi. - Po c wic gosi ide powszechnego determinizmu podj znw Asurmar (wida byo, e dotknem samego sedna nurtujcych go od dawna myli) po co si upiera, e dane obiektywnie przyczyny prowadz zawsze do jednego skutku, ktry znw staje si przyczyn nastpujcych po sobie koniecznych stanw zczonych nieskoczonym acuchem powiza, co pozwala sdzi, e przyszo caa jest ju z gry ustalona przez natur sam, w jakim celu, powtarzam, udzi si rzekomo odkrywcz wartoci takiego przekonania, skoro my tej przyszoci.- ustalonej ju czy nie nie jestemy w stanie pozna w rzeczywistej jej postaci, nawet wtedy, gdy przemieni si ju w czas dokonany? Suchajc tego wywodu, ktry by kontrowersyjny w stosunku do moich wczeniejszych rozwaa, patrzyem na cieniutki strumyczek kleju wypywajcego z nieszczelnej blaszanki. Naczynie stao na krawdzi biurka, ponad krzesem, na ktrym wczeniej Asurmar zoy stos zagadkowych ogosze, tote po upywie kilkunastu minut na pierwszy plakat wycieka spora porcja rzadkiego kleju i rozlaa si na nim kilkoma szerokimi kauami, co spowodowao reakcj wywoawcz obszernych fragmentw tekstu i czego Asurmar ze swego miejsca nie mg zauway. Siedziaem tu obok

tamtego krzesa, wic ze wzrokiem opuszczonym na d, udajc tylko, e sucham uwanie, miaem okazj skoncentrowa si na treci dziwacznego ogoszenia. Udao mi si odczyta w caoci tylko te oddzielone od siebie czystym papierem fragmenty, ktre dobrze nasiky klejem: ...gdy rozpatrywalimy dotd wiadomo ludzk w takich kategoriach, w jakich si analizuje wycznie zjawisko. Std moliwo oderwania umysu od mzgu, jako moliwo oderwania formy od treci - wydawaa nam si cakowicie wykluczona... ...e ich egzystencja wspiera si musi na cywilizacji umysw z naszego - o jeden szczebel niszego - poziomu. Zatem od milionw lat - bez adnego absolutnie pojcia o istocie tak powszedniego zjawiska - sami regularnie co kilkanacie godzin oddajemy si w ich niewidzialne - jak dotd - rce, bowiem tamte wysze zasadniczo istoty opieraj si na fazie materii zorganizowanej w postaci naszych umysw przez cacy czas naszego omiogodzinnego zazwyczaj snu. Std to wanie bierze si w tajemniczy dotd efekt przygasania wiadomoci u picego czowieka, std tylko wywodzi si sam s e n - skutek procesu konsumpcyjnego wyszego rzdu, w ktrym o n i od niepamitnych czasw trawi nasze umysy, nie zabijajc ich - tak jak my sami strzyemy nasze owce albo doimy krowy...

Nie miaem czasu zastanowi si nad treci tego


zdumiewajcego ogoszenia, tote nic prawie z niego nie rozumiejc, skupiem uwag na sowach Asurmara, ktry wci mwi do mnie jednym tchem:

- ... uj caoci we wszystkich jej niezwykle zoonych przejawach, a to znw wydaje si nieodzowne, gdy chcemy t cao zrozumie i opisa. Okoliczno, e z nieprzeliczonej liczby wspistniejcych szczegw rzeczywistoci wybieramy zawsze pewn skoczon i z natury rzeczy znikom ich liczb, wskazujc na nie, bo to nieuniknione, dyskwalifikuje je automatycznie jako fakty obiektywne. Kady element wyrwany z caoci staje si dla nas ju czym zupenie innym, nabiera odrbnych cech, kada odizolowana cz zdradza wasnoci nieobecne w chwili, gdy jeszcze wspbrzmiaa z caoci. - Wynika z tego tylko tyle - przerwaem, by wykaza si przytomnoci umysu - e nazywajc co po imieniu, znieksztaciem ju poprzez dokonany wybr zarwno sam pozbawion swej czci cao, jak i w wyjty z niej element. Jednak przy opisie sytuacji mona wzi poprawk na to znieksztacenie. - Wynika z tego znacznie wicej, ni to si na pierwszy rzut oka wydaje: wskaza na co istniejcego midzy innymi - to znaczy wybra, za wybiera to wanie interpretowa rzeczywisto, czyli przy pomocy tendencyjnie wyrwanych z caoci elementw formuowa jak okrelon wizj wiata. e kada wizja - choby i najbardziej obdna - znajdzie dostateczne racje, to ju nieraz udowodniono. Kto powie: "Musztarda", zapyta pan: "Co za musztarda?", a on wyjani: "Ano musztarda - istnieje!" Lecz nie dlatego jest wariatem, e powtarza to przez cae ycie, w rnych odcieniach i sytuacjach, tylko z tego powodu, e jest w swej wizji cakowicie osamotniony. Wystarczy jednak, aby ta musztarda pojawia si na ekranach telewizorw, by trwaa na nich w rnych postaciach przez dwadziecia cztery godziny, przez lata cae, by mwiy o niej filmy kryminalne, westerny i

traktaty filozoficzne, aby ludzie si przy niej rodzili i umierali, a ju pojawi si gbokie konflikty ambicjonalne: "Wszyscy maj musztard, a ja nie!", problemy prawne: "Czy wolno przewozi musztard po kryjomu?" i naukowe: "Z czego mona wycisn najwicej musztardy?", nowe kryteria estetyczne: "w splot musztardowy - to jest dopiero sia wyrazu!" oraz przejmujce utwory liryczne: "Kocham go za jego musztard", wreszcie dogmaty religijne: "Istnieje jedna tylko Musztarda" i trwae kopoty organizacyjne: "Czym wypeni luk midzy jedn porcj musztardy a drug?" - ju w miejsce starej kultury pojawi si cywilizacja musztardowa, w ktrej wspomniany na pocztku dziwak bdzie piastowa bardzo wysok i odpowiedzialn funkcj. Powie pan, e to nonsens: widzie wszystko pod tak wskim - musztardowym ktem. e uwzgldniajc trwa skonno do powielania absurdalnej sytuacji, trzeba jej si przeciwstawi nie przy pomocy jaowej - jak uczy dowiadczenie - paplaniny o musztardowej przeszoci, rzekomej wiedzy o niej (rozwleczonej na tysicach kilometrw papieru i zilustrowanej w obrazach i w pieni), ktra zamiast w potpienie przeksztaca si zawsze w rozdyman fascynacj, ale usun j przez zwolnienie miejsca dla innych wartoci, obecnych na dalszych planach ju od zarania dziejw. Syszc to, zdziwi si ogromnie: "Jake to? - spytaj. - Przecie musztarda istnieje obiektywnie!". "Tak! - wykrzyknie pan, osabiony ju nieco. - Czasami rzeczywicie: pojawia si. Ale nie tylko ona, nie ona jedna. Nie ona przede wszystkim!" Zdruzgocz pana na miejscu: "A czy nie spenia w naszym yciu roli zasadniczej !" - Wic kady odrbny wiat stwarza si w ten sposb, e si p r z e m i 1 c z a istnienie innych. - Oczywicie.

- Jedynym realnym faktem proponuje pan wobec tego nazwa cay Wszechwiat rozcignity w czasie i w przestrzeni. - Do takiego wniosku zmierzaem. - Byoby to wic ujcie dialektyczne, przekonanie o wszechzwizku rzeczy rozpatrywanych nie w oderwaniu wzajemnym, lecz wycznie w ich wspistnieniu rwnoczesnym i w rozwoju w czasie. Czy jednak my sami, ktrzy prowadzimy takie rozwaania, my sami, powtarzam, te drobne elementy w rzeczywistoci niezmierzonej, nie moemy si oprze na adnej pewnoci? Czy nie wiemy, kim jestemy, gdzie si znajdujemy i co tutaj waciwie robimy? - Pan, na przykad, nazywa si Net Porejra. Znajduje si pan w schronie Kaula-Sud wtoczonym w gb ziemi, a zajcie paskie polega na badaniu obiektw uformowanych przez siy natury. - No wanie. - I taki opis wasnej sytuacji w wiecie cakowicie pana zadowala? - Lepszy taki ni aden. To szkielet zaledwie. Na tak zarysowanej mocnej konstrukcji mona oprze ca reszt. Mona i trzeba wypeni j szczegami. - A czy ocalej szczegy, gdy gwna konstrukcja runie ? - Nie moe zaama si co tak niewtpliwego, jak pewno, e jestem, myl i czuj. - Zgoda - to, co pan wymieni, pozostanie. Lecz automatyczne odpowiedzi: "Tak si nazywam i tym jestem",

"Tutaj si znajduj" oraz "Tym si zajmuj w celu osignicia tego lub owego" - nie s ostatecznymi informacjami. To tylko ciosy rakiety tenisowej, ktrymi odbijamy od siebie, jak piki, rzeczywiste pytania. Wcale ich przez to nie unicestwiamy, e zbywamy je namiastkami prawdziwych odpowiedzi. Opuciem wzrok na swoje rce, ktrymi od pewnego czasu miadyem niewiadomie pudeko zapaek. Tak, jakby mnie przejrza, jak gdyby posiad moj najwiksz tajemnic, chocia niczym mu si przecie nie zdradziem. Tak si we mnie wpatrywa, jakby - ju wszystko o mnie wiedzc dobiera tylko w myli sowa, by mnie nimi ostatecznie zdemaskowa. Panowa nade mn swymi argumentami - to pewne. Musiaem si wreszcie zdecydowa, odgadn sens podstawowy: czy sia, ktra powodowaa mn - potny i nieprzenikniony Mechanizm, chciaa podej, osaczy i zniszczy ludzi w swym ukrytym deniu, czy przeciwnie raczej moe ich oswobodzi? Byem jednak jej czonem, komrk wysan w przestrze, narzdziem posusznym jej woli. Gdzie wic - czy w sobie samym powinienem szuka odpowiedzi? - Zastanawia mnie jedno z paskich zda - odezwaem si. Przytocz je w dosownym brzmieniu. Powiedzia pan wczoraj : "My, postacie z J e g o snu, powinnimy dba o to, aby G o nie obudzi". Pooy pan mocny nacisk na te same zaimki, ktre teraz ja zaakcentowaem, z czego wnosz, e chodzio panu o bardzo wan osob. Kogo mia pan wwczas na myli i jaki sens kryje w sobie tamta niejasna wypowied? - Ja co takiego powiedziaem? - Bez wtpienia. Inaczej nie poruszabym tego tematu. - Kiedy to byo? Na kolacji?

- Nie, nie tam. - W windzie moe, kiedy sprowadzaem pana do tej strefy? - Przykro mi, e zwrciem uwag na co, czego pan, zdaje si, w ogle nie ma zamiaru pamita. - Nie upieram si przecie. Chtnie sobie przypomn. - Powiedzia pan to na korytarzu, u wyjcia na teren pokryty spalonym lasem. - U wyjcia na teren pokryty spalonym lasem, mwi pan? - A c to znw tak pana dziwi? Zapamitaem kade sowo, poniewa ju po incydencie z leakiem, kiedy pan na jaki czas znikn mi z oczu, manekin uformowany ze szcztkw latajcego obiektu powtrzy jeszcze raz sowo po sowie to samo zdanie. Tak dokadnie, jakby pana przedrzenia. - Manekin powtrzy? Co pan wygaduje? - Nie by pan wiadkiem pocztku tej sceny, gdy dobieglicie do nas dopiero w kilka chwil potem. Do na tym, e wyranie powtrzy po panu nie tylko wspomniane ju zdanie, ale te po kolei wszystkie sowa, z jakimi pan si do mnie zwrci w czasie naszego pobytu pord spalonych drzew. Byem tym wszystkim tak samo zdumiony, jak pan w tej chwili, gdy o tym wspominam. - Ale ja jestem zaskoczony zupenie czym innym. - Czym mianowicie? - Bo nie pojmuj, dlaczego wymyli pan t ca histori. Jeeli ma to by pana argument a propos naszej dyskusji, to

musz uzna, e wygraem walkowerem. W dalszym cigu zupenie pana nie rozumiem. Ju nie tylko wizie, ale rwnie Alin i Sent spogldali na mnie z rozbudzonym nagle zainteresowaniem. Poprzednie zapewnienie Asurmara, e mog mwi otwarcie, wprowadzio mnie w bd. W swoim deniu do poznania prawdy posunem si widocznie za daleko. Asurmar niedwuznacznie wypiera si wszystkiego w obecnoci tamtych ludzi. - By pan ju na niadaniu? - zmieniem temat, wstajc z miejsca. - Jeszcze nie byem. Bardzo mnie to jednak zaszczyca, e braem udzia w paskich perypetiach sennych. Nie domylam si jedynie, czego to ma dowodzi. Przypuszczalnie... - Do ju! - przerwaem mu opryskliwie. - Zechce mi pan towarzyszy? Byem ju zy, e dalej bez potrzeby odgrywa komedi przed tamtymi ludmi, chocia wyranie kierowaem si do wyjcia, pocigajc go nieznacznie za sob. Wyszlimy do przedpokoju. - Przejdmy si korytarzem - zaproponowa. - Przepraszam pana za kolejn niezrczno - zwrciem si do niego. - Jestem ju taki skoowany, e nie wiem doprawdy, co mi powiedzie wolno otwarcie, a co mam ukrywa, kiedy i przed kim. - Nie ma tu przecie adnych niejasnoci prcz tej, ktrej badaniem sam si pan zaj.

- Nie ma tajemnic prcz samych posgw? - Ale oczywicie. To pan sam, dla wasnego uytku wycznie, jak mi si zdaje, stwarza sobie jakie dodatkowe zagadki, jakby tamta jedna nam nie wystarczaa. - Dlaczego zatem w obecnoci Alina i Senta, a moe przy winiu, bo sam tego nie wiem, robi pan nie dowierzajce miny i czemu dokadny opis wczorajszych zdarze nazwa pan zmyleniem? - Nie mogem reagowa inaczej, poniewa nie znane mi s przyczyny, dla ktrych uoy pan tamto opowiadanie. - Uoyem? Teraz ja z kolei zaczynam pana podejrzewa o arty. Chodzio mi wycznie o wytumaczenie znaczenia wczorajszej pana wypowiedzi. - Mniejsza ju o t jedn wypowied. Przede wszystkim caa sceneria, w jakiej rzekomo odbyy si opisywane przez pana wypadki, jest cakowicie zmylona, o czym pan sam zreszt doskonale wie. Dlatego dziwi si panu, nie rozumiejc, do czego pan zmierza. - Twierdzi pan nadal, e zmyliem sobie to wszystko. - Nie mam adnego wyboru. - Moemy zaraz przej przez tunel na miejsce, co mi pozwoli przywrci panu pami, jeeli nie ca, to t cz przynajmniej, ktra dotyczy momentu wyrzucenia z leaka paskiego sobowtra. Czy nie uczyni pan tego wasnorcznie? - Zadziwia mnie pan dalej swoj pomysowoci. - Poka miejsce na ziemi...

- Nie moe pan tego zrobi, niestety. - Dlaczego? - Poniewa spalony las istnieje wycznie w paskiej wyobrani. - Chodmy wic! - wietny pomys. Wizja lokalna rzeczywicie dobrze panu zrobi. Ja jednak nie musz bra w niej udziau, wobec czego wstpi tutaj do baru. Gdyby mia pan ochot zobaczy si ze mn w najbliszym czasie, to prosz mnie odwiedzi. Zajmuj pokj E-43. Oddali si w stron uchylonych drzwi, skd dobiega gwar licznych rozmw. - Jest tutaj wycig powietrza z filtrem, dziki czemu mona pali papierosy - rzuci za mn jeszcze. Ju go nie suchaem. Szedem, wci przypieszajc, znan mi dobrze drog, do tunelu wiodcego pod szerokie niebo, z biaosin kul ksiyca w gbi granatowej pustki, ku imitacji otwartej przestrzeni, dobrze to wiedziaem ju wwczas, gdy staem tam z nogami zanurzonymi w popioach, wrd pokracznych czarnych konarw i gdy wiey powiew wiatru nis wo dawno ju wygasego poaru. Przecisnem si wskim przejciem midzy dwiema zblionymi do siebie cianami i znalazem si w przedsionku, skd ciemnym korytarzem dotarem do wyjcia prowadzcego do tunelu. Serce zabio mi niespokojnie, kiedy otwieraem drzwi. Nie byo go! Staem w jakim krtkim, pustym pomieszczeniu o suficie przypominajcym strop tunelu. Tam, gdzie spodziewaem si ujrze znany sobie widok, widniaa

lita ciana, pokryta star spkan farb. Wsparem na niej czoo i zamknem oczy. Nogi ugiy si pode mn.

Wyznanie szpiega

Korytarz prowadzi do nie znanej mi czci segmentu.


Mijajc rzd drzwi, pomylaem w pewnej chwili, e gdybym ktrekolwiek z nich otworzy, moe - przy odrobinie szczcia - znalazbym poza nimi jakie wolne ko. Gotw ju byem pogodzi si z moliwoci wywoania awantury zakoczonej wyrzuceniem mnie za drzwi, gdyby nieobecny chwilowo lokator pokoju, wracajc do siebie, zasta mnie pniej na swoim posaniu. Tak czy owak zyskabym moe cho godzin snu, a tutaj, na korytarzach, trudno byo nawet gdziekolwiek usi. Pod wpywem tych myli nacisnem kilka klamek. Drzwi byy zamknite na klucze; dopiero czwarte z kolei ustpiy, ukazujc mi wntrze maego pokoju zajtego przez dwch rozmawiajcych mczyzn. Powiedziaem "przepraszam" i ju zamierzaem si wycofa, gdy czowiek stojcy tu za drzwiami tyem do mnie rzuci mi szybkie spojrzenie przez rami i gwatownie zwrci z powrotem twarz w stron swego towarzysza. Tamten sta nieco dalej w gbi pokoju przy wywrconym fotelu. Herbata z rozbitej szklanki zalewaa powoli papiery lece na biurku. Obaj mczyni oddychali gboko. W pierwszym, ktremu krawat przy rozerwanej koszuli przesun si na plecy, rozpoznaem Unevorisa. Przysania mi sob co, co trzyma w rce na wysokoci piersi. - Zechce pan usi, panie Porejra, na tamtym krzele powiedzia, nie odrywajc oczu od swego towarzysza. - Pan

Coorez nie bdzie nam przeszkadza, zwaszcza jeeli bdzie tak uprzejmy, e postawi fotel i zajmie na nim miejsce. - Wczoraj mia mi pan co wanego do powiedzenia przypomniaem mu, siadajc na wskazanym krzele. Miaem nadziej, e taki wstp dobrze tumaczy moje niespodziewane pojawienie si tutaj. - Nie mieszkam ju w pokoju Veisa. Pomylaem wic, e trudno bdzie panu mnie znale. Wspomnia pan o jakim zagadnieniu, ktre dotyczy fizyki. Czy jest ano nadal aktualne? W czasie, kiedy to mwiem, Unevoris obszed mnie z tyu i zaj miejsce za biurkiem. Lawirowa przy tym tak zrcznie, e nie udao mi si dostrzec przedmiotu, ktry trzyma przy piersi. Gdy usiad, opuci praw rk na kolana. Chocia w dalszym cigu nie widziaem jej, atwo mogem si domyli, e trzyma w ukryciu wymierzony w tamtego rewolwer. - Aktualne jest bardziej ni kiedykolwiek. - A czego dotyczy? - Naszego pooenia. Przy czym nasze "pooenie" zajmuje mnie w dosownym i przenonym znaczeniu tego sowa. - Sucham wobec tego. Jakie ono jest pana zdaniem? Podsun mi zmoczony herbat notatnik. - Wybaczy pan, e nie bd pisa. - Bez przerwy wpatrywa si w mczyzn na fotelu z tak uwag, jakby mwi wycznie do niego. - Ot nieszczcie, przykry wypadek jakich wiele: zwichnem sobie praw rk. - yczy pan sobie, abym stenografowa wasz rozmow?

- Nie. Poprosz pana tylko o wykonanie kilku prostych rachunkw. Najpierw zadam pytanie pozornie oderwane od rzeczywistoci. Jak drog przebdzie gwiazdolot ruszajcy z Ziemi, jeeli po upywie roku, a trwajc nieustannie w ruchu jednostajnie przypieszonym prostoliniowym, osignie prdko bardzo zblion do prdkoci wiata? - Czy chce mnie pan rozmieszy? To mi wyglda na egzamin z elementarnego kursu fizyki. Sowem, pod pozorem Prowadzenia jakich abstrakcyjnych rozwaa, chce pan wystawi na prb moje umiejtnoci. - Niech pan przestanie artowa, bo chodzi o bardzo powan spraw. Doszedem do pewnego wniosku i chciabym, aby pan rwnie zastanowi si nad nim. - Opisany przez pana obiekt przebdzie drog rwn poowie roku wiata, jeeli j zmierzy miar Ziemi. Czy zaley panu na wyniku podanym w kilometrach? - wietnie, to mi wystarczy. A ile czasu potrzeba na to, by w gwiazdolot, poruszajc si bez przerwy z przypieszeniem dokadnie rwnym ziemskiemu, osign tamt granic prdkoci? - Tutaj bd ju musia skorzysta z notatnika. - Prosz si tym zaj. Jutro moe by za pno na dokonanie pewnego spostrzeenia. Wyjem dugopis. Pochyliem si nisko nad notatnikiem i zerknem pod biurko na kolana Unevorisa, gdzie brzkno co metalowego. Nie udao mi si dojrze jego prawej doni, poniewa szybko przesun j na nowe miejsce. Mczyzna na fotelu nie mia miny czowieka zastraszonego. Ziewa raz po raz i spoglda na zegarek, czym wyraa zniecierpliwienie, a

nie lk przed wymierzon w siebie broni. Czybym si jednak pomyli podejrzewajc, e tu przed moim wejciem do pokoju wywizaa si tutaj jaka sprzeczka zakoczona szarpanin, a moe nawet bjk? Liczyem bez entuzjazmu. Krople z zalewajcej biurko kauy kapay miarowo na podog. W podkrelonej szelestem kartek ciszy usyszaem podniesiony mski gos, ktry dobieg spoza drzwi ssiedniego pokoju. Przebywajcy tam mczyzna krzycza na kogo, kto prawie wcale mu nie odpowiada. Kiedy pisaem ostateczny wynik, drgnem i mimo woli obejrzaem si poza siebie, bo wydao mi si, e w jednym z cichych gosw spoza ciany rozpoznaem jak znajom nut. - Trzysta pidziesit cztery doby - powiedziaem po wykonaniu dzielenia. - Niewiele brakuje do caego roku. - Zgadza si - potwierdzi Unevoris. - A do tej liczby brakuje nam osiemdziesiciu dni. Dwiecie siedemdziesit cztery doby ju miny. - Ma pan na myli okres czasu, jaki upyn od dnia katastrofy do dzisiaj ? - Tak. O tym okresie czasu mwi. Uwaam jednak ponadto, e w jaki zagadkowy sposb zgubilimy pozostae osiemdziesit dni, ktrych brak do trzystu pidziesiciu czterech i ktre rwnie mamy ju na pewno poza sob. Zabrzmi to jak ostrzeenie rzucone guchym, lecz dodam, e moment krytyczny moe nastpi w kadej chwili - choby dzi, za godzin lub za sekund nawet. Wcale bym si tym nie zdziwi. - Co pan rozumie przez "moment krytyczny"?

- Chwil, w ktrej ustanie cig fotonowego silnika. Rzecz oczywista, e przy osigniciu prdkoci podwietlnej silnik zostanie wyczony i, co za tym idzie, ruch z jednostajnie przypieszonego przejdzie automatycznie w jednostajny. Wyoni si wtedy bardzo powane kopoty. Nazwijmy je skromnie trudnociami biecymi. Bo o tych, ktre pojawi si w bliej nie okrelonej przyszoci, lepiej w ogle nie mwi. - Pan sugeruje, e znajdujemy si w odlegoci prawie p roku wiata od Ukadu Sonecznego? - Jestem o tym przekonany. - I e jest to, jak pan sdzi, pogld odosobniony? - Niestety. Wrd ludzi otaczajcych Lendona nie znalaz on, o ile mi wiadomo, adnego zrozumienia. Pilnie dbacie o to, by nie zosta rozpowszechniony. Moe susznie trzyma si w tajemnicy t przeraajc prawd. Ale dlaczego zostaem wymiany przez doradcw Lendona, kiedy podzieliem si z nimi swymi spostrzeeniami? Czy fakty nie bij pana w oczy! - Jakie to fakty? Przecie na razie da mi pan jedynie obraz spekulacji oderwanych od rzeczywistoci. Co to znaczy: "Zgubilimy pozostae osiemdziesit dni"? - Tego nie wiem, ale nie wskazaem jeszcze gwnej podstawy, na ktrej opieram swoj hipotez. - Chciabym j pozna. - Podstawa pierwsza - to zasada rwnowanoci Einsteina. Patrzy pan dookoa siebie z bogim przewiadczeniem, e wszystkie przedmioty ci tutaj ku pododze w wyniku dziaania siy grawitacji...

- A tymczasem jest to reakcja na sta si przyoon do wyrwanego z ziemi i zawleczonego w przestrze kosmiczn schronu, czyli sia bezwadnoci. Tak pan sdzi? - Oczywicie. Bo w danym punkcie przestrzeni efekty grawitacji i ruchu jednostajnie zmiennego s identyczne i nie mog by rozrnione. Ju powiedziaem, e przypieszenie tego ruchu jest dokadnie rwne przypieszeniu ziemskiemu. - Domylam si, e wszystko, co pan dotd poruszy, byo tylko przygotowaniem, wstpem do wyprowadzenia ostatniego argumentu. - Zgad pan. - Jest nim obliczony dzisiaj stosunek czasw. Jednego upywajcego w miecie, nazwijmy je miastem relatywistycznym, i drugiego - ktry przechodzi tutaj. - O to mi wanie chodzio! A wie pan, jakiej wzgldnej prdkoci miasta i schronu odpowiada w stosunek czasw? - Prdkoci podwietlnej. - Zatem koo si zamkno. Na te sowa mczyzna w fotelu drgn i zamruga, wykrzywiajc usta, jakby obudzi si ze snu. Nie wiedziaem, dlaczego denerwowa mnie. Nie mia ju takiej znudzonej miny jak przedtem. Chyba jednak nie ledzi w ogle naszej rozmowy; mierzy wzrokiem odlego do drzwi. - Teraz ja z kolei zadam panu pytanie - odezwaem si. Czym jest, zgodnie z pana opini, badane przez nas miasto? - Fotografi.

- Jak to? - Jest ono dla nas do osobliwym filmem. Co sprawio, e przestaem sucha Unevorisa. Dwiczay mi w uszach jakie sowa, ale nie tre ich zwrcia moj uwag, bo byy zbyt ciche, tylko brzmienie gosu, ktry je wypowiada. Nie wtpiem ju, co mnie mczyo od kilku minut, kiedy rozmawiajc wsuchiwaem si rwnoczenie w dobiegajce spoza ciany dwiki. Wrd innych rozpoznaem cichy gos Iny. Znajdowaa si w ssiednim pokoju. Kto tam na ni narzeka. Cieszyo mnie to spotkanie. - Zastrzegam si, e mam na myli film doskonay pod kadym wzgldem - cign dalej Unevoris. Takie wynalazki, jak stereoskopia, pena panorama... i tak dalej, s tylko namiastkami wiernoci tego obrazu Kaula-Sud, jaki utrwalony w dniu czwartego czerwca i rzucony w przestrze wdruje dzi za nami, jak wyjta z albumu przed wyruszeniem w podr i przechowywana w kieszeni fotografia. Myli zajmowao mi ju co innego, ale podtrzymywaem rozmow. Spodziewaem si, e Ino w drodze na korytarz bdzie musiaa przej przez ten pokj. - Wic nie samo przeniesione w czasie miasto zostao nam przedstawione, upiera si pan, ale jego doskonaa reprodukcja? - spytaem, zniajc gos, bo chciaem te uchwyci jaki strzp rozmowy spoza ciany. - Niewtpliwie. Dlatego jakakolwiek zmiana wprowadzona tam przez nas dzisiaj nie stanowi ingerencji w przeszo miasta, a tym samym nie moe zadecydowa o ksztacie naszej teraniejszoci. Z tego samego powodu nie upiksza pan swego aktualnego przed rokiem wygldu, retuszujc dzi

wykonane w tamtym czasie zdjcie. Zabieg taki wpywa tylko na popraw samopoczucia, bo pozwala pieci w sobie sodk iluzj. - Lecz gdzie ta reprodukcja waciwie si znajduje, pana zdaniem? Czy tu przy nas, bezporednio pod dnem schronu, czy wiele kilometrw std, gdzie pozostaa za nami Ziemia? Uderza mnie paradoks zawarty w powstaej sytuacji. Usyszaem nieco wyraniejszy gos spoza drzwi: "Ostatecznie nie wymaga si od pani rzeczy niewykonalnej !" Podniecony si swych argumentw mj rozmwca w miar przecigania si dyskusji zwraca si coraz bardziej frontem do mnie, jakby zlekceway okazywan na wstpie ostrono i zapomnia o obecnoci drugiego czowieka. Tamten niby to patrzy obojtnie w kt pokoju, ale pochyli si przy tym wyranie do przodu i zmieni pozycj ng, z czego znw mogo wynika, e czeka tylko na najlepsz sposobno do ataku i szykowa si do skoku w stron swego stranika. W obawie przed omieszeniem si, w przypadku, gdyby moje podejrzenia okazay si bdne, powstrzymywaem si od uwagi na ten temat. Zadzwoni telefon. Unevoris podnis suchawk i jeeli nie liczy rzuconego do niej przeklestwa - wypowiedzia tylko jedno zdanie: "W takim razie przylijcie Senta, bo ja std nie mog si przecie ruszy." - Nieatwo jest odsoni t tajemnic - podj po chwili tonem wskazujcym, e nie zapomnia mojego ostatniego pytania. - Reprodukcja znajduje si tutaj przy nas, gdy inaczej nie moglibymy jej oglda, ale rwnoczenie

spoczywa tam - na dalekiej Ziemi, poniewa - gdyby nie zostaa na miejscu - nie obserwowalibymy jej poprzez narzucone ruchem transformacje. Wic moe projektor znajduje si tam, a obraz tutaj? Nios go do nas wysyane z miejsca porwania fale elektromagnetyczne. Takie tumaczenie moe usun ca sprzeczno. Mamy tu rwnoczenie dodatkowy efekt ~~ postaci zjawiska Dopplera: przesunicie fal wiata wysyanego przez projektor ku falom duszym, tak znaczne, e promienie dla mieszkacw miasta widzialne, s dla nas radarowymi, za na ich miejsce przechodzi pasmo promieniowania gamma. Urzdzenie odbiorcze statku galaktycznego, w ktrego adowni przebywa nasz schron (naiwnoci byoby sdzi, e gwiazdolot ma akurat ksztat cygara, jaki sobie wyobraamy, gdy mowa o pojazdach kosmicznych), odtwarza program emitowany z Ziemi. Jest ju koniecznoci czysto fizyczn i nieuniknion, e ledzimy go poprzez pryzmat efektw relatywistycznych. Wzgldno wszelkiego rodzaju ruchu wprowadza nas w bd: to nie miasto oddala si od nas - lecz my od niego. ledzc uwanie tok rewelacyjnej wypowiedzi Unevorisa, nie przestawaem nasuchiwa gosw spoza ciany. Panowaa tam teraz cisza. Zaniepokoiem si, e Ino opucia ju pokj. W takim razie znw nie umiabym jej odnale, poniewa nie znaem nawet jej aktualnego nazwiska. Wstaem. - A wie pan, dlaczego moemy podejrzewa, e nasza paniczna ucieczka do schronu... - Przepraszam - przerwaem mu. - Czy z ssiedniego pokoju jest bezporednie wyjcie na korytarz?

Podczas gdy Unevoris patrzy na mnie jeszcze bardziej wytrzeszczonymi oczami ni dotd, nazwany przez niego Coorezem mczyzna skin popiesznie gow. Ruch ten przeszed mu w co w rodzaju nerwowego tiku. Skwapliwie przytakujc, da mi rk jaki nieokrelony znak, jakby chcia przez to powiedzie: "No, nareszcie poapae si w sytuacji!" Nie miaem ju czasu ani ochoty dochodzi sensu tej wieloznacznej sceny. Z mylami zaprztnitymi obrazem oddalajcej si Iny zwrciem si w stron drzwi. W tej samej chwili za moimi plecami pad strza. Ujrzaem Cooreza unieruchomionego w skoku, w poowie odlegoci od biurka, gdzie przeszya go kula. W doni Unevorisa, ktry poderwa si z miejsca, lnia lufa rewolweru. Martwe ciao mczyzny zwalio si na podog. W drzwiach ukazaa si twarz przestraszonej Iny. Nie zdoaem pochwyci jej wzroku, ktry przelizn si po mnie jak po obcym przedmiocie i spocz na lecym. - Zawiadczy pan, e dziaaem zgodnie z ostatni instrukcj - rzek chodno Unevoris. - Popiech by tutaj nieunikniony. Ina podniosa na niego oczy. Nie byo w nich ju zdumienia, tylko zastygy w przewlekym cierpieniu smutek. Przy tym wszystkim wcale nie dostrzegaa mnie; zanim zdoaem doj do siebie, znikna bez sowa w ssiednim pokoju. - Najlepiej bdzie, gdy si pan std oddali - usyszaem jak przez sen gos Unevorisa. Wyszedem na korytarz. Nie opodal wejcia do pokoju, ktry opuciem, znajdowaa si azienka. Ukryem si w niej.

Poprzez szpar w drzwiach zamierzaem wyglda na korytarz. Spodziewaem si dalszego cigu, moe wyjanienia niezrozumiaych zdarze. Ino wreszcie musiaa stamtd wyj. W uszach dzwonio mi jeszcze echo niedawnego wystrzau. Nie mogem pogodzi si z myl, e jaka instrukcja pozwala tu strzela do ludzi jak do wypchanych trocinami kukie. Wreszcie nie to najbardziej mnie zastanawiao, kim by Coorez i czemu Unevoris zabi go na moich oczach z takim spokojem, jak gdyby chodzio tu o rzecz tyle bah, co i zrozumia w kadym swym szczegle. Czemu zwaszcza tak sucho skwitowa jego mier? Zaniepokoio mnie przede wszystkim dziwne zachowanie Iny. Zapewne miaa powody, aby w obecnoci Unevorisa nie przyznawa si do znajomoci ze mn. Widocznie uwikaa si w jakie ukryte dziaanie, co pocigao za sob konieczno zachowania cisej konspiracji. Mimo to nie mogem uwierzy, aby Ino zdolna bya opanowa si a do tego stopnia. Perfekcja jej gry zdumiewaa mnie i niepokoia zarazem. Nie dostrzegem w jej oczach nawet iskierki porozumienia. W jej spojrzeniu, gdy spoczo na mnie, bya obojtno pena, tak prawdziwa, jak si okazuje czowiekowi rzeczywicie cakowicie obcemu. Wprawdzie czas naszej znajomoci ubieg nam w cakowitym mroku, lecz widzielimy siebie dostatecznie dugo poprzez szyby cylindrycznych pojazdw ju na samym wstpie, w strefie Mechanizmu. Czy mj dobiegajcy spoza ciany gos uprzedzi j o mojej obecnoci w przylegym pokoju, dziki czemu moga potem zachowa zimn krew? Zobaczyem poprzez szpar otwierajce si drzwi pokoju Unevorisa. Drgnem na widok postaci Cooreza, ktry masujc sobie siniak na policzku, ukaza si na ich progu. Przeszed szybko korytarzem. Nic prcz tego siniaka nie brakowao mu do cakowitego zdrowia. Kiedy mija drzwi

azienki, dostrzegem z ukrycia jego promieniejc zadowoleniem twarz. A wic jednak fikcja, oszustwo i gra. Kogo i o czym miaa ona przekona? Na kim chcia zrobi, wraenie Unevoris, gdy strzaem lep kul improwizowa scen, ktra w aden sposb nie moga by uoona z gry? Przecie wszedem do niego najzupeniej przypadkowo, a wchodzc, znalazem si od razu w samym rodku wypadkw. Wic to byo przedstawienie zorganizowane w celu zastraszenia Iny. Z drugiego koca korytarza nadchodzi Sent. Przy kadym kroku tuk mu si o udo zwieszony przy pasie nierozczny rewolwer. Wyszedem mu na spotkanie. Chciaem go zapyta, w jakim celu zosta wezwany do gabinetu Unevorisa. - Jak si panom powioda wizyta w zalanej magm strefie? zagadnem go, nawizujc najpierw do naszej pamitnej wycieczki na czterdziest pit kondygnacj. Chciaem go na wstpie wybada, by na kocu postawi pytanie wprost. - Co? - mrukn. - Gdzie? - Znalazem si wtedy w powanym niebezpieczestwie i musiaem sobie radzi sam. Ale czy zdoalicie wreszcie wyway ktrekolwiek z drzwi? Byo poza nimi co cennego ? Wykrzywi usta i stukn si z rozmachem w rodek czoa. - A izolatka ju trzeszczy w szwach - powiedzia z udan melancholi w gosie. Zanim znik za drzwiami pokoju, ktry niedawno opuci Cuorez, dorzuci jeszcze powanym tonem:

- Niech si pan ratuje we wasnym zakresie! Speszony takim traktowaniem, bez sowa wsparem si o cian. Staem zwrcony plecami do ssiednich drzwi. Kto zamyka je za sob i zostaem potrcony. Usyszaem gos Iny - Przepraszam. Omina mnie i posza obojtnie w gb pustego korytarza. Miaem ju tego wszystkiego do. - Ina ! - zawoaem za ni. Obejrzaa si. Ledwie musnwszy mnie przelotnym spojrzeniem, sza dalej. Z bijcym sercem zabiegem jej drog. - Co si z tob dzieje, Ino? Czy ty...? - gos mi si zaama. Dugo jeszcze bdziemy udawali? - Nazywam si Elta Demion. Czy kogo panu przypominam? - Ale Ino, czy ty postradaa zmysy? Przecie to ja... urwaem. Taki ju byem roztrzsiony i wyprowadzony z rwnowagi, e zapomniaem nawet, jak mnie dotd nazywaa. - Wic wymazaa mnie ze swej pamici? To ja jestem, Rez! - Przykro mi, ale... - umiechna si smutno. Niestety, nie mog panu pomc. Oddalia si z oczami utkwionymi w pododze. Co mnie jeszcze pchao za ni. Moe naiwna nadzieja, e nie do wyranie wytumaczyem jej, kim jestem. Chciaem znowu j dogoni; woa, wyjania, pochwyci za rce i trz nimi dopty, a si wreszcie opamita; pragnem, by mj bunt przeciwko siom, ktre nas dzieliy, przenikn j rwnie, bymy razem mogli nad nimi zapanowa.

Pozostaem na miejscu obezwadniony najgorszymi przeczuciami. Zrozumiaem, jak szalone i daremne byy tamte podsuwane mi przez nadziej usiowania. W mylach kbia mi si mga, w ktrej wiroway postacie nieznajomych ludzi i przebiegi nieprzeniknionych zdarze. Noc ogarniaa mi wiadomo. Trwaem w niej zupenie sam.

Dlaczego nie chciaem nim by? - Netem Porejr


prawdziwym. Dotd, bronic si przed jego zaciskajcym si z wolna uciskiem, poruszaem si pod prd wymownej rzeczywistoci i tumaczyem sobie wszystko na opak. Kade wraenie popychajce mnie w jego stron usuwaem popiesznie ze swojej wiadomoci; usypiaem, gdy myl powstawaa mi przeciwko pewnoci, e jestem powoanym do ycia Robotem. Jak to byo moliwe, eby ludzie, ktrych dobrze znaem, wypierali si mnie, za ci, ktrych pierwszy raz widziaem na oczy, nazywali mnie znw po imieniu? Tu po spotkaniu z Veisem wyobraaem sobie, zreszt nie bez podstaw, e jestem sobowtrem tamtego czowieka. Mechanizm nada mi posta przybywajcego tutaj fizyka pomylaem wwczas. Wiedziaem ju, czego mam si trzyma. Zajem wic od razu najwygodniejsz pozycj obronn; z tego stanowiska najatwiej mi byo tumi i zaciera wyaniajce si kolejno sprzecznoci. Lecz krucha konstrukcja pozornej wiedzy o sobie zaamywaa si pod ciarem ostatnich druzgoccych j odkry. Widmo rzeczywistego Neta Porejry pochylao si obcym cieniem nade mn, a ja nie znajdowaem ju oparcia, na ktrym mgbym ocali ostatnie swe przekonanie - wiedz o sobie samym.

Siedziaem w barze kawowym przy stoliku, naprzeciwko Asurmara, i paliem papierosa za papierosem. Skd wiedzia, e ju wkrtce bd prbowa go odnale? Wstpiem tu bezporednio po powtrnych ogldzinach rzekomego tunelu. Tam spoczywa musiao pierwsze ogniwo przeduajcego si nieustannie acucha zagadek. Na cianie prostopadej do tej, ktra zgodnie z zachowanym w pamici obrazem w ogle tam nie powinna istnie, znajdowao si wejcie do dyurki uzbrojonego wartownika. Strzeg on widniejcej w gbi niskiego przedsionka potnej klapy, jedynego przejcia do ssiedniego segmentu. Na pytanie, jak czsto okazywano mu przepustki zezwalajce na opuszczenie naszej strefy, lub przybycie do niej, odpowiedzia, e ja z Asurmarem bylimy wczoraj jedynymi ludmi, jakich wieczorem tdy przepuci. Wszystko tak jakby odbyo si naprawd: spalony las, wiey wiatr, zalana sinym blaskiem posta Asurmara, gdy mwi: "Jeszcze nie wszystko stracone", wczeniej - gboka noc, a w niej pustka i lk, bezwad i oddech Iny tu przy moim uchu, jej bliski szept, sodycz jej ust, a jeszcze wczeniej stoki zakrzepej lawy na drodze do wymarych kabin, ywe gosy Alina i Senta, twarz moja skuta uciskiem magmy ponad pamitnikiem Jezy Teny, ucieczka z komory startowej, cay dziewiciomiesiczny pobyt pod panoramicznym ekranem, wiat zredukowany do przestrzeni wrd czterech cian i wreszcie przytaczajce widmo Mechanizmu - przeszo caa. Wszystko to przecie istniao naprawd; czy mogo by zud, fikcj i snem - wyobraeniem samym? Kime wobec tego by Raniel, pilot niechccy uwiziony przeze mnie w magazynie, jeli nie zapltanym w jakie przewrotne dziaanie narzdziem, ktrym operowaa tu z ukrycia zaczajona gdzie w gbi konstrukcji S i a? A Rekrut, przy nieudanej prbie zamachu na moje ycie, czyj wol wypenia? Czy - gdyby

zaoy nieobecno takiego, jak miniony, ksztatu mojej przeszoci - potrzeba by tu byo przyzywa imi Mechanizmu nadaremno? Co z tego, e wymiana przez innych hipoteza Unevorisa (nadej mia wkrtce dzie jej potwierdzenia lub zaprzeczenia), myl o schronie wyrwanym z Ziemi, jak z niej wycina fragment mrowiska posana przez c z o w i e k a do lasu automatyczna stacja badawcza - laboratorium pobierajce prbki zorganizowanego ycia, myl o przeraajcej puapce naszej niesionej cigiem fotonowego silnika poprzez chd mrocznej prni galaktycznej, zabrzmiaa w ustach tego czowieka jak druzgocce objawienie? Czy bardziej byem nieszczliwy przez to, e cay mj pobyt nie upywa w miejscu cile zwizanym z jak Ziemi, tylko na niezmiernie dugiej linii czcej j z nie okrelonym bliej punktem kosmosu, skoro i talk wieko zatrzanitej ponad nami trumny przez lata cae mogo si jeszcze nie otworzy? Biecy mj los zdawa si obraca wok rzekomej utraty pamici minionych zdarze, wokoo podsuwanej mi (przez programowane Mechanizmem okolicznoci) natrtnej sugestii, e jestem identyczny z osob przybyego tu wczoraj prawdziwego Neta Porejry. Fizyk w - czego mogem si teraz domyla i co trafiao w moj osobowo - wkrtce po przekroczeniu granicy segmentu uda si wraz z prowadzcym go Asurmarem do kancelarii Goneda. Narzucajca si sugestia moga zmierza ku temu, e najprawdopodobniej jeszcze w przedpokoju, pod drzwiami tej kancelarii, gdzie wypado im przez jaki czas czeka, odbya si sterowana na odlego operacja przeksztacenia jego osobowoci. W wyniku wywoanego celowo psychicznego wstrzsu przybysz momentalnie utraci

ca pami. Pozbawiony jej ujrza obcych sobie ludzi, staych mieszkacw tego segmentu: In i Raniela, ktrzy akurat opuszczali gabinet; usysza te dobiegajce spoza ciany kancelarii gosy Goneda, Alina i Senta (std pniej w jego mylach te ostatnie osoby - wobec braku odpowiadajcych ich gosom konkretnych postaci - otaczaa doskonaa ciemno). Bez chwili zwoki, na oczyszczone ze wszystkich szczegw historii jego dotychczasowego ycia miejsce w wiadomoci, Mechanizm naoy mu nowy adunek: przeszo utkan z mgie, obszar wspomnie w zasadzie wyimaginowanych, ale nie cakowicie sprzecznych z faktyczn rzeczywistoci, bo podsun mu pami gotow, zaludnion postaciami jak najbardziej autentycznymi, tyle e teraz dopiero dostrzeonymi - sowem, stworzy w jego wiadomoci t wanie przeszo sugestywn, ktr ja za swoj najprawdziwsz uznawaem. Wtek splata si tutaj z wtkiem, tre z treci, koniec zazbia si za pocztek. Rzecz w tym oczywicie, e nie byo tu dwch rnych osb: Neta Porejry, fizyka - z jednej strony, i mnie samego, Robota BER-66 - z drugiej, lecz jedna i ta sama posta - i ja ni byem. To na mojej pamici zostaa dokonana ta operacja. Ledwie pojawi si przede mn taki obraz znacznej czci minionego ycia, gdy go natychmiast usunem ze swoich myli. Lecz robak raz wprowadzony do mzgu dry w nim dalej coraz dusze kanay. Wic byem szufladk, to pen, to prn, raz z tak, to znw z inn, pierwsz lepsz zawartoci, workiem, z ktrego mona byo wyj jedno, by zaraz drugie tam wrzuci. Cieszyem si rwnoczenie wszystkim, co mi askawie dano, jak swoim najprawdziwszym, wasnym, nie podejrzewajc nawet dotd adnego podstpu.

Bezsilno wioda mnie do obdu, gniew mnie ju dawi. Zacisnem pici - siedzcy naprzeciwko Asurmar musia to zauway. Nie dbaem o niego. Ju byem zdecydowany uderzy. Szukaem tylko wza, splotu najczulszych nerww, jakiego dostpnego mi sabego punktu na ciele tego potwora, ktry kaza si nazywa Mechanizmem. Zdecydowaem si przekreli jego nieodgadnione rachuby, pacc za to choby i najwysz cen. Znalazem nieosonite miejsce, gdzie mg spa mj cios: postanowiem odda si w rce ludzi. - Co si z panem dzieje? - usyszaem ciszony gos Asurmara. - Zblad pan. Czy nie za duszno tutaj? - Wie pan, kim jestem naprawd? - No? - Jestem narzdziem do zbierania ukrytych informacji, obcym agentem nasanym... - Szpiegiem? - Tak! - Jak chtnie wracamy do przeszoci, ktra upyna nam na powierzchni ziemi! - rzek z pogodnym umiechem. - A ile w tamtych wspomnieniach melancholii! Dzi miao zdradzamy nasze najtajniejsze sekrety, wiedzc, e tutaj nie dosignie nas ju aden wyrok. Bo istniejemy poza wiatem. Ja nie mam chyba takiej barwnej przeszoci. Ot, kiedy byem konsulem... Ale ju dostrzegam, e pan si zniecierpliwi. Wic zamiast mwi o sobie, opowiem o pewnym czowieku, ktry wczoraj otworzy przede mn swoj dusz. Ciekawy przypadek paranoi. Ot zwierzy mi si w zaamany ju

psychicznie czowiek, e od kilku dni drczy go obsesja tamy. - Tamy? - No, moe nie tak tam mia akurat na myli, jak pan sobie wyobraa. - A jak ja sobie wyobraam, pana zdaniem? - Prosz si nie denerwowa, bo doprawdy nie mwimy przecie o czym niesychanie wanym. Chodzi tu wycznie o symbol. Mwic tak, chcia podkreli monotonn powtarzalno cyklu, w obrb ktrego zosta w swej wyobrani porwany. Widzia szereg identycznych, posuwajcych si na szynach cylindrw. A widzia je tym wyraniej, e sam we wntrzu jednego z nich si znajdowa. Sta w nim nagi, jak go Pan Bg stworzy. Czeka, nie rozumiejc, co si dookoa dzieje. Wreszcie pojazd jego si zatrzyma. Z ust osobnika poprzedzajcego go na szynach, ktry zamknity by w takim samym przeroczystym cylindrze, usysza zdumiewajce owiadczenie. Chocia zawierao ono cay szereg rnych treci, dominowaa w nim jedna nuta. Krtko mwic, dowiedzia si, e jest robotem. Teraz drczy si tym we dnie i w nocy. Nie moe dla siebie znale miejsca. Wie, lub raczej sdzi, e cokolwiek by robi dziaa pod wpywem nakazu jakiej stwrczej woli. Optany t obsesj, ledzi wci z niepokojem przebieg wszystkich swoich myli. Lecz to jest dopiero warstwa druga czujnoci, jakiej od siebie wymaga. W trzeciej wic wyszej - analizuje szczegowo swj stosunek do tych myli, przy ktrych pomocy wakowa przedtem prawdziwy sens myli lecych w pierwszej warstwie. Mwi mi te o myleniu swoim podniesionym niejako do czwartej potgi. Chocia straciem

ju dawno wtek w jego wywodach, on sam, zdaje si, doskonale sobie z tym wszystkim radzi. - Pan go chce omieszy. - Humor to jedyny ratunek w takim przypadku.

Szkielety

Asurmar podarowa mi wyrwany ze swego bloku jeden


odcinek na niadanie. Udaem si z nim do stowki. Usiadem w kcie przy wolnym stoliku i pochyliem si nad kubkiem z kaw. Jadem machinalnie. Nie dostrzegaem niczego dookoa siebie. Dalej nurtowao mnie przewiadczenie, e na mojej pamici zostaa przeprowadzona brutalna operacja, w ktrej wyniku utraciem na zawsze ca swoj autentyczn przeszo. Jednak ju nie przypuszczaem, e ten psychiczny przeszczep dokona si wczoraj pod drzwiami kancelarii Goneda; raczej skaniaem si ku przekonaniu, e transplantacja pamici przeprowadzona zostaa przed picioma dniami, owej pamitnej nocy, kiedy po otwarciu grodzi w komorze zostaem wezwany do wyjcia jako "szedziesity szsty egzemplarz". W takim przypadku nigdy ju nie mgbym si dowiedzie, w jaki sposb zostaem zwabiony na miejsce operacji. Podporzdkowane Mechanizmowi siy mogy mnie tam okaleczy w czasie upienia, a gdy otworzyem oczy, byem ju wobec siebie samego kim zupenie innym. Podstpna adaptacja uczynia mnie posusznym narzdziem Mechanizmu. Przy takim zaoeniu przeszo, jaka upyna mi od tamtej chwili, byaby ju jednak rzeczywista. Sent nie przyznawa si

do znajomoci ze mn, poniewa nie yczy sobie, aby si wydao przed innymi, czym si zajmowa na czterdziestej pitej kondygnacji. Rola hieny cmentarnej, ktr niedawno odegra razem z Alinem, na pewno kolidowaa z obecnie piastowan przez niego funkcj wiziennego stranika. Nie wyjaniona pozostawaa tylko zagadka obcej Iny. Ledwie o tym pomylaem, gdy posta jej migna w otwartych drzwiach stowki. Nadarzaa si sposobno do przeprowadzenia z ni jeszcze jednej rozmowy. Moliwo, e pomyliem j z jak inn kobiet, nie wchodzia w ogle w rachub. Nie byo tu nigdzie drugiej osoby, ktra znaaby j lepiej ode mnie. Zostawiem nie dojedzone niadanie i wybiegem na korytarz. Ino skrcaa wanie przy najbliszym rogu. Nie oczekiwaem, e powie mi co nowego, skoro ju raz zdecydowaa si traktowa mnie z tak obojtnoci. W kadym razie nie mogem liczy na to, by zmian jej nastawienia wywoay kolejne natrtne zaczepki. Postanowiem nie zblia si na razie do niej; wystarczyo mi, e mogem si dowiedzie, dokd idzie. Poszedem za ni w pewnej odlegoci. Omijaa najbardziej uczszczane korytarze. Oddalajc si od rodka segmentu; wprowadzia mnie za sob do obszernego okrgego pomieszczenia, ktre zawalay rnego rodzaju meble. Niektre stosy stolikw i krzese sigay pod sam sufit; wida przeniesiono tutaj zbdne wyposaenie zatoczonych kabin, gdy si okazao, e trzeba do nich wstawi znacznie wiksz ilo ek, ni to byo planowane na pocztku. Pozostaem nieco w tyle i straciem In z oczu. Stojc w pobliu jedynego przejcia do skadu, mogem mie jednak

pewno, e go jeszcze nie opucia. Zbliaa si chwila ostatecznego rozstrzygnicia gnbicych mnie wtpliwoci. Czy mogem mie nadziej, e po rozmowie z In bd ju wiedzia na pewno, kim jestem? Baem si wyniku tej rozmowy jak nieodwoalnego wyroku. Odraajca wydawaa mi si posta uksztatowanego przez Mechanizm Robota, ale te z drugiej strony przeraao mnie natrtne widmo obcego czowieka, jakim by dla mnie fizyk Net Porejra. wiadomie odwlekaem moment, w ktrym musiaem zada Inie nieuniknione pytania. Po kilkunastu minutach zaczem wreszcie kluczy midzy zwaliskami mebli. Elastyczne podeszwy butw nie wydaway adnych dwikw. Poruszajc si bezszelestnie, wyjrzaem spoza kolejnego stosu i dostrzegem In. Spoczywaa wycignita na zrolowanym chodniku. Oczy miaa zamknite; przy zaczerwienionych powiekach widniay rozmazane lady tuszu do rzs. Jeszcze nie zdyy wyschn. Obok na krzele przy nadgryzionej kromce suchego chleba lea jaki zagadkowy przedmiot, ni to instrument medyczny, ni pomiarowy przyrzd. Pod krzesem z duego puda wystaway gwki ustawionych w szeregi fiolek. Cofnem gow i odszedem kilka krokw dalej. Pogrona we nie Ino miaa chyba do wasnych zmartwie, by si teraz zajmowa jeszcze moimi. Postanowiem odoy rozmow z ni na pniej. Sam te z trudem trzymaem si na nogach. Wczogaem si pod ssiedni piramid krzese i zamknem oczy. Czarna pustka wchona wkrtce wszystkie moje myli. Spaem przez trzy godziny, znacznie duej, ni chciaem, a do jedenastej przed poudniem. Obudziem si w pogodnym nastroju, ktry wypywa ze wiadomoci bliskiego ssiedztwa

Iny. Mogem skoni j do zwierzenia si ze swych kopotw, nawet gdyby uznaa, e rozmawia z kim cakowicie obcym. W kocu znajomo nasza mogaby od tego wanie si zacz, jeeli rzeczywicie dotd nie istniaem dla niej. Zajrzaem zaraz do jej kryjwki, gdzie czekao na mnie przykre rozczarowanie. Jak mogem si spodziewa, e zostanie tu duej ! Dotknem pustego posania: jeszcze promieniowao jej ciepem. Zabraa ze sob zagadkowy instrument i pudo z fiolkami. Czy tak samo jak ja nie miaa gdzie si podzia, czy moe szukaa tutaj tylko chwili samotnoci, tak trudnej do osignicia w przepenionym schronie? Wrci, gdzie indziej mogaby nocowa? przekonywaem siebie, przywoujc w myli obraz ez, z ktrymi zasypiaa. W oczach zastyg mi lecy na krzele kawaek chleba, jedyny przedmiot pozostawiony tu przez ni. Patrzyem dugo na ten okruch jak na ostateczny dowd, e na pewno zamieszkaa tutaj na stae.

Musiaem zaj si czymkolwiek, co by skierowao moje


myli na zupenie inne tory. Ju podejrzewaem, jak trudno mi bdzie rozstrzygn jednoznacznie, kim jestem naprawd. Znaem dobrze to zjawisko, aczkolwiek zetknem -si z nim w innej zupenie dziedzinie jeden rozwizany problem odsania automatycznie kilka nastpnych, ktre nie byy przedtem w ogle obecne w polu widzenia. Lecz nie koniec na tym: Wystarczyo bowiem usun wszystkie trudnoci, aby wyzwoli lawin pyta kolejnych, dotd nieuwiadomionych nawet w najbardziej odwanych wdrwkach wyobrani. Mira odpowiedzi ostatecznie zadowalajcej zdawa si rozpociera zawsze tu przed palcami wycignitej w jego stron rki; ta sama konieczno, ktra kazaa rce poda wci za nim, odsuwaa go te przed ni w nieskoczono.

Mogem si jednak wreszcie otrzsn; istnia sposb niezawodny, by zasn w dziaaniu na olep, by dryfowa z prdem zdarze, a nie przeciw niemu: trzeba byo tylko zwrci ca uwag na najbardziej proste sprawy. W ich skad wchodzia przede wszystkim troska o zaspokojenie elementarnych potrzeb. Naleao odszuka pukownika Goneda. Jeeli odzyska ju przytomno, mgbym mu raz jeszcze przypomnie o przydziale kabiny i skoni go do wypisania karty ywnociowej dla mnie. Nastpnie - ju po dopenieniu tego formalnego aktu, ktry legalizowa fakt mego pobytu w segmencie - by trwa dalej na drodze najmniejszego oporu, mogem urozmaici sobie w pobyt przez nawizanie przyjaznego kontaktu z jakimikolwiek mieszkacami schronu, na przykad z towarzystwem, ktre rozprawiao wczoraj w stowce nad zagadnieniem braku lepszych gatunkw myda. Spdzanie czasu w takim otoczeniu miao swoje dobre strony: dawao mi gwarancj, e nie usysz czego, co by zabrzmiao wieloznacznie; takie niebezpieczestwo nie mogoby tam z natury rzeczy nigdy si wyoni. Ponadto czas ju by pomyle o uzupenieniu garderoby. Wci jeszcze miaem na sobie spodnie Veisa. W tym przejciowym niedostatku te byo co pocieszajcego: zdobycie wasnego ubrania pochonoby zapewne spory zapas energii trwonionej dotd przeze mnie cakiem bezproduktywnie. Zwrciem si w stron kancelarii Goneda. Przechodzc pod drzwiami pokoju cieni, zajrzaem do rodka, by sprawdzi, czy go tam nie ma. Zamiast pukownika zastaem Unevorisa. Skin do mnie gow. Wszedem. - Czy pan co z tego rozumie? - spyta. Rozejrzaem si wokoo siebie. Ju od pierwszej chwili brakowao mi tu czego, Czarne postacie dziewczynki i psa zniky.

- Co si z nimi stao? - Jeeli dziwi pana brak posgw - odpar - to I zaszo tu mae nieporozumienie. Co innego miaem na myli. Posgi s ju po tamtej stronie. - Ale czy to moliwe, by dziewczynka zdoaa si podnie i opuci to miejsce o wasnych siach w tak krtkim dla niej czasie? - Ot wcale nie podnosia si z podogi. Pani Elta Demion zaja si ni dzisiaj w nocy. Pies obdarzony lepszym refleksem trafi przypadkiem nosem w lustro. Zorientowa si szybko, ktrdy mona si std wydosta. Od jedenastu godzin wciga dziewczynk za sob w gb kanau przy pomocy smyczy, ktrej koniec Demion o pnocy podaa jej do rki. Prosz spojrze tutaj: fragment bucika wystaje jeszcze z powierzchni lustra. Jednak nie o to pytaem na wstpie. Dziwi mnie fakt, e posgi nie zostay zmiadone wasnym ciarem ju w chwili, gdy si tutaj dostay. - Istotnie. Gdyby podlegay wpywowi naszego pola grawitacyjnego, czy jest ono naturalne, czy te sztuczne... - Sprasowayby si w wyniku olbrzymiej siy cienia, ktra powinna by proporcjonalna do ich kolosalnej masy dokoczy za mnie. - Zatem wypada nam przyj, e rwnie i tutaj obowizywao je przypieszenie ziemskie identyczne z tym, jakiemu podlegaj wszystkie ciaa w miecie, przynajmniej gdy chodzi o jego warto bezwzgldn. Tam jest ono znikome. Skin w milczeniu gow i poszed w kierunku wyjcia.

- Dalej spodziewa si pan, e niebawem zawiniemy w stanie niewakoci? - rzuciem za nim. Obejrza si niechtnie. Ju chciaem go zapyta o znaczenie seansu z Coorezem. Mg mnie rwnie poinformowa, na czym polegay aktualne obowizki Elty Demion. Rozmyiem si jednak w ostatniej chwili. Pamitaem o prbie zastraszenia Iny, co skonio mnie do zachowania wobec niego pewnego dystansu. - Spodziewam si - to mao! - powiedzia po chwili namysu. - miej si na myl o zamieszaniu, jakie spowoduje wyczenie silnika przytwierdzonego do tej trumny. Czeka nas nieopisany chaos, jeeli natychmiast nie przystpimy do odpowiednich przygotowa. Jak wida, nie ma jednak rady na kurz lepot. Wyszed. Sprbowaem wyobrazi sobie scen, ktrej nadejcie zapowiada Unevoris. Ujrzaem wic wstrzsajce kbowisko ludzkich cia bezradnie orbitujcych w powietrzu pord rozrzuconych w przestrzeni wszelkiego rodzaju przedmiotw, ktre tuky si wzajemnie o siebie i o ciany z tym wikszym impetem, im bardziej energiczne byy ruchy ludzi prbujcych opanowa gron sytuacj. Powietrze pociemniao od gstego tumanu kurzu, rozproszonych w nim pynw i wirujcych mieci. Unosiy si w nim z rwn atwoci ziarenka piasku, jak i wprawione nieopatrznie w ruch meble. Caa ruchoma zawarto schronu mieszaa si wci i kotowaa we wszystkich kabinach, na korytarzach i w magazynach razem z jego mieszkacami, ktrzy - przeraeni brakiem staego oparcia pod nogami i nie ostrzeeni w por - odpychali si nawzajem od siebie przy prbach zmiany pooenia, co jeszcze bardziej potgowao cay ten galimatias.

Zajrzaem do strzaskanego tapczanu, gdzie po powrocie z miasta ukryem swj aparat tlenowy i miotacz promieni gamma. Leay na starym miejscu. Nakrelony w skadzie meblowym plan stabilizacji wasnego ycia mg jeszcze poczeka na spenienie. Zaoyem aparat tlenowy i uzbrojony w miotacz przekroczyem powierzchni lustra.

Intrygowaa mnie przede wszystkim tajemnica wieccego


okna. Wiedziaem, e mimo przerwy w dopywie prdu miasto nie jest pograne w cakowitej ciemnoci, poniewa owietlaa je zawieszona w grze rozarzona kula. Niezalenie od tego istniao tam zapewne wiele innych rodzajw owietlenia zastpczego, ktrych jednak nie mogem widzie z powodw ju raz sformuowanych. Jeeli za mimo tego - po zgaszeniu miotacza w doskonaej dla mnie gdzie indziej ciemnoci wieci w jednym miejscu bkitny prostokt, mogem podejrzewa, e poza nim znajduje si lokalne rdo promieniowania gamma. Przepynem kana i po wydostaniu si nad chodnik skierowaem si prosto w stron wieccego okna. Bijcy stamtd blask by jeszcze bardziej intensywny ni przed dziewicioma godzinami, gdy go pierwszy raz dostrzegem: chyba natenie promieniowania w midzyczasie znacznie wzroso. Rozgarniajc masy opornego powietrza, utrzymywaem si na pewnej wysokoci ponad postaciami ludzi i innymi obiektami w dole. Mimo energicznej pracy rk i ng blisko godzina zesza mi na dotarcie do niezbyt odlegego wiaduktu, ktry szeroko zakrelon ptl wi si midzy strzelistymi kolumnami kilkunastu wzniesionych tutaj wieowcw. uk jezdni przysoni mi usytuowane nieco wyej rdo wiata.

Zawisem nieruchomo w pobliu jej powierzchni, aby troch odpocz. Powiodem zapalonym miotaczem dokoa siebie. Jedn stron szerokiej autostrady zajmowa dugi szereg samochodw. Niej, pod wiaduktem, przecinajc skosem dwupoziomowy w tym miejscu fragment dzielnicy, przebiegay rwnie cztery pasma jezdni, jednak nie byo na nich tak wielkiego toku jak tutaj. Nie opodal - ju prawie na granicy wietlnego zasigu mojego miotacza - majaczyy rozlege cienie kilku wielkich gmachw. Na ich tle wysmuke sylwetki wieowcw wyglday jak olepiajco biae rysy wyobione w czarnej pustce. Woln przestrze u ich najniszych kondygnacji wypeniay paskie, prostopadocienne klocki - zdaje si, e domy towarowe, za czym przemawiaa pltanina rozrzuconych tam zygzakw, ktre mogy by wygaszonymi neonowymi reklamami. Zlokalizowane po tej stronie centrum handlowe otaczaa wielopiercienna promenada dla pieszych. Wok spiralnych schodkw, na licznych pochylniach i pod pomostami przerzuconymi z tarasu na taras mrowi si tum drobnych sylwetek ludzkich, skamieniaych jak na stereoskopowym zdjciu. Z drugiej strony autostrady znaczn cz nieba przysania cisy rzd wielopitrowych blokw mieszkalnych. W czasie ogldania tej panoramy nieznaczny prd powietrza obraca mnie wolno w przestrzeni ponad jezdni. Poddajc mu si biernie, wpynem pomidzy dwa zblione do siebie samochody. Stay na pamie bardziej odlegym od bariery wiaduktu. Zajrzaem przez szyb jednego z nich do rodka. Wntrze wozu zajmoway cztery posgi. Najpierw rzucia mi si w oczy twarz kobiety wygldajcej przez okienko. Ogldaem j z odlegoci zaledwie kilkunastu centymetrw.

Przywara do powierzchni szyby policzkiem i rozpaszczonymi na niej wargami. Oczy podniesione miaa ku grze. Gapiem si na ni chyba przez kilka minut. Bawia mnie ta sytuacja: samochd pdzi drog, za ja staem na asfalcie tu przy nim, ledwie wyczuwajc zmiany w jego pooeniu. Zastanawiaem si, kiedy mnie wreszcie zobaczy kobieta z okna. Ju chciaem przesun si troch dalej, by spojrze na pozostaych pasaerw, gdy poczuem, e brakuje mi powietrza. Zrozumiaem w jednej chwili, co si stao, ale byo ju za pno na ucieczk. Biodra gnit mi napr dwch zblianych do siebie karoserii. Wakoway mnie midzy sob w bardzo powolnym tempie; nie mogem si jednak wydosta z potrzasku, gdy zaczepiem o co. Klin przycisku przy drzwiczkach trzyma mnie w zwierajcym si wolno imadle. Wyprzedzajcy samochd porusza si z prdkoci kilku milimetrw na sekund. Zmieszane wiry rtciowej przestrzeni, ktre sam wzburzyem dookoa, wyrway mi ustnik aparatu tlenowego z zbw. Brodacz w samochodzie poza moimi plecami napiera na kierownic w prawo. Nie mogem si udzi, e z mojego powoda zdecydowa si na ten gwatowny manewr. Sygna klaksonu wyprzedzajcego auta dotar do niego zapewne jeszcze wtedy, gdy rozmawiaem w schronie z Gonedem. Reakcja na impuls, ktry przed kilkoma godzinami skoni go do wy konania byskawicznego zwrotu w prawo, wypywaa wic jedynie z koniecznoci zwolnienia lewego pasa jezdni. Usuwa si z drogi przemykajcemu tu obok ssiadowi, za czarna plama wtoczona midzy oba wozy, jak byem dla nich, moga si pojawi w jego wiadomoci dopiero po upywie nastpnej godziny.

Oswobodziem si dosownie w ostatniej chwili przed zmiadeniem. Natychmiast przywarem ustami do wylotu aparatu tlenowego. Szczcie, e nie zosta zgnieciony podczas tarcia o karoseri. Dyszaem ciko jeszcze przez kilka minut. W tym czasie samochd z kobiet w okienku zmienia wci swoje pooenie na jezdni. Przeby odlego okoo jednego metra. W miejscu, gdzie zostaem midzy nimi cinity, oba samochody miay wgniecione maski, chocia na pewno nie zetkny si ze sob. Ochonwszy troch, jeszcze raz zajrzaem do wntrza szybszego wozu, lecz ju przezornie z drugiej jego strony. Strzaka szybkociomierza staa na jednej z ostatnich kresek, naprzeciw liczby "140". W taki sam sposb stwierdziem, e wz brodatego mczyzny porusza si z prdkoci zaledwie czterdziestu kilometrw na godzin. Sprbowaem wyobrazi sobie, jak wyglda ten incydent z punktu widzenia obu kierowcw. Na pewno niewiele brakowao do zderzenia, ktre roztaroby mnie na miazg: ryczc nacinitym klaksonem wyprzedzajcy samochd przemkn tu przy drugim tak szybko, e kobieta z twarz przycinit do szyby nawet nie zdya opuci na niego oczu. Zanim wyliznem si spomidzy samochodw, wywoaem wok nich silny wir prawie nieruchomego dotd powietrza. Wkrtce rtciowe masy przeniosy mnie poza barier wiaduktu. Znowu ukazao mi si rdo wiata. Podpynem do betonowej paszczyzny. W ponurej, bezokiennej cianie znajdowa si tylko jeden otwr, ten wanie, poza ktrym co wiecio. Mia ksztat niewielkiego wyduonego prostokta. Przypomina wski otwr strzelniczy. Dostp do rodka zagradzaa przeroczysta pyta. Zajrzaem w gb, midzy krawdzie grubego muru: nic prcz silnego blasku poza nimi nie byo wida. W dole, w gbokiej

wnce, dostrzegem fragment podstacji wysokiego napicia. Sterczay stamtd grube konierze izolatorw. Obok znajdowaa si brama. Wpynem do niej. Charakteru obiektu nie zdradzaa adna tablica informacyjna. Posg wartownika zastygy przy wejciu nie mg mnie przed nim zatrzyma. Ominem go i skierowaem si na dziedziniec. Przy rampie sta samochd ciarowy z kilkoma posgami mczyzn pochylonych nad jak maszyn, ktr w skamieniaym wysiku wtaczali po drgach na platform; dalej gruba krata przegradzaa tunel przeprowadzony pod gmachem. Na jego kocu midzy kolanami rur rozpieraa si szeroka konstrukcja ze rodkiem wypenionym migoczc w wietle miotacza substancj. Oba pokrywa betonowego bunkra z wielk mis na szczycie wspieraa si na szynach tu pod ni. Przez otwarte okienko przy kracie, poza ktr siedzia drugi wartownik, przecisnem si do rodka gmachu. W przestronnym hallu wyczyem na chwil miotacz. Rozproszona na cianach klatki schodowej powiata docieraa a tutaj. Wskazywaa mi drog do rda wiata. Przepynem kilka piter wyej i jeszcze raz zgasiem swj reflektor. Okazao si, e teraz mog go ju nie uywa: i bez niego byo tutaj dosy widno. Wntrze korytarza przecinay dugie smugi liliowego wiata. Kady si w poprzek podogi i ukonie na przeciwlegej cianie, rzucajc na ni dziwaczny wizerunek, co jakby obraz kliszy przewietlonej na wylot. Z najbardziej ostrego miejsca na tym przeroczu spoglday na mnie puste oczodoy trupiej czaszki. Raz jeszcze odbiem si nogami od porczy schodw i wpynem spoza rogu w gb korytarza. Byem przygotowany na inny rodzaj niespodzianki, chocia nie potrafibym waciwie okreli, czego oczekiwaem.

Nie opodal, w potwartych drzwiach, spoza ktrych przelewaa si ku mnie lawina fioletowego blasku, sta ludzki szkielet. To jego obraz przenosiy na cian promienie spoza uchylonych drzwi. Przez kilka minut nie miaem si do niego zbliy; sdzc, e czony kociotrupa rozpadn si, kiedy tylko dotrze do niego wzburzone przeze mnie powietrze. Szkielet obwiedziony by nieostrym zarysem linii, ktra ograniczaa kontury caej postaci; w jej wntrzu niejednolita i na wp przeroczysta miazga niby-ciaa utrzymywaa wszystkie czci na swoich miejscach. Kiedy zdecydowaem si w kocu podpyn do bliej, zbudziem si z zamroczenia wywoanego pierwszym wraeniem. Kociotrup przesta mnie straszy. Dotknem go rk. Palce nie dotary do samego szkieletu: zatrzymay si na materiale ubrania okrywajcego szkliste ciao, ktrego jednake rwnie prawie nie byo wida. Mgieka przewietlonego materiau wspieraa si na ebrach, tylko w niektrych miejscach przyciemniajc nieco obraz przebiegajcego rodkiem krgosupa. W klatce piersiowej, obok innych narzdw wewntrznych majaczy zarys unieruchomionego serca. Na wysokoci miednicy czarny przez kontrast cie o ksztacie grzebienia wiadczy zapewne o obecnoci tego metalowego przedmiotu w kieszeni marynarki rzekomego kociotrupa. Obejrzaem si, by zerkn w stron widma na cianie. To przerocze nie byo dla mnie czym zupenie nowym: w zdumiewajcy sposb przypominao zdjcie rentgenowskie czowieka przewietlonego na wylot w ubraniu, z t jedynie rnic, e tutaj miaem przed sob pozytyw, za zwykle klisze s negatywami. Przestrzenny ukad koczyn szkieletu przedstawia jedn z faz zatrzymanej w ruchu postaci mczyzny, ktry najzwyczajniej - z rk wspart na klamce

przechodzi z korytarza do jakiego wntrza. Tam znajdowa si musiao wyjanienie zagadki. Przecisnem si ponad gow posgu do rodka bezokiennej komory. Najpierw przeku mi renice blask tryskajcy z dwu zblionych do siebie ostrzy. Tkwiy we wntrzu graniastosupa zajmujcego rodek komory, Trzy z liczby omiu pochylonych nad nim szkieletw wspieray si przewietlonymi domi o krawd tego lodowego bloku, w ktrego przejrzystym wntrzu zastygy biae rozwichrzane smugi. Niej pod iskrzc si warstw szronu, gdzie linie marmurowego wzoru rozcinao szerokie pknicie, w aureoli fioletu drgaa konwulsyjnie nawleczona na ostrza olepiajco bkitna meduza. Skamieniae przy lodowym bloku posgi przypominay skonstruowane dla studentw medycyny manekiny, jakich si uywa na lekcjach anatomii. Na wp przejrzyste organa wewntrzne wypeniay zarysy cia utrzymujcych si na szkieletach, te czciowo przewietlonych. Tu i wdzie pajczyn naczy krwiononych przeszyway czarne dziury. Wida je byo zwaszcza w szczkach kociotrupw, midzy sylwetkami wyszczerzonych zbw, gdzie zdradzay obecno srebrnych i zotych plomb. Metale pochaniay strumie padajcego na nie wiata, stajc si pniej same rdami radioaktywnego promieniowania. Ta ostatnia myl wyrwaa mnie z chwilowego osupienia. Uprzytomniem sobie sens napotkanej tu sytuacji. Zgromadzeni w komorze ludzie najwyraniej nie zdawali sobie sprawy z grocego im miertelnego niebezpieczestwa. Tylko dla mnie i tylko w tym wietle, ktre musiao by promieniowaniem silnie jonizujcym, co najmniej poowa znajdujcych si w komorze materiaw przewietlona zostaa

na wylot, dziki czemu niektre tworzywa robiy wraenie wykonanych ze szka, chocia w rzeczywistoci wcale takimi nie byy. W postawach posgw nie mogem dopatrze si adnych skamieniaych w gwatownoci gestw ani nawet pierwszych ladw zaniepokojenia, ktre wskazywaoby na to, e ludzie zorientowali si ju, co si dzieje we wntrzu bloku, midzy czarnymi wami przewodw, gdzie w ucisku krysztaowych kleszczy trzepotao rdo zabjczych promieni. Przed kilkoma sekundami - liczonymi w ich wiecie wywoany tu przypadkiem lawinowy proces wymkn si spod kontroli uczonych, czego jednak nikt z obecnych nie zdy jeszcze zauway. By to zapewne jeden z tych gronych wypadkw zwanych "jdrowymi", ktre prowadziy bd do natychmiastowej mierci, bd do przewlekej choroby popromiennej, jeli pochonita dawka nie bya zbyt wielka, i ktrych mimo najlepszych zabezpiecze nigdy cakowicie nie mona wykluczy jako nieprawdopodobnych, gdy w kadej operacji niezastpionym i najsabszym zarazem ogniwem eksperymentu pozostawa omylny czowiek. Wprawdzie masywne, wyoone oowianymi pytami zapory w postaci cian, podogi i sufitu (z wyjtkiem nie domknitych drzwi) dobrze ekranoway jej wntrze, izolujc je od pozostaych pomieszcze gmachu przed twardymi promieniami gamma, lecz swoj drog wydawao mi si to do niefrasobliwym przedsiwziciem, e tak niebezpieczny obiekt zlokalizowano w pobliu centrum miasta, a nie gdzie daleko na jego peryferiach. Przepynem na nowe miejsce. Trzy przejrzyste posgi trway w bezruchu skupione wok sterowniczego pulpitu. Na gakach spoczyway obdarte z ciaa koci palcw najniszego szkieletu. Od ich waciciela zalea by moe przebieg caego

procesu: powolne zatrzymanie jego biegu lub dalszy niezamierzony rozwj. Dwa inne posgi pochylay si nad jakimi pokrtami. Ich manipulacje te mogy o czym decydowa. Postawy pozostaych piciu szkieletw wyraay biern obserwacj. Tylko jeden z nich zwrci puste oczodoy w stron wchodzcego kociotrupa. Zawisem bezwadnie w przestrzeni poza zasigiem ich wzroku. Przed wykonaniem jakiego manewru musiaem si dobrze zastanowi. Pochopne dziaanie mogo doprowadzi do fatalnego rezultatu. Najpierw uprzytomniem sobie, e brak okna uniemoliwia obecnym dostrzeenie uny nad miastem. Ryk syren nie wyposzy ich z komory prawdopodobnie dlatego, e wiczebne alarmy ponawiay si zbyt czsto, aby warto byo odrywa si od wanego dowiadczenia. Czuem si prawie tak samo jak w czasie pierwszej wyprawy, gdy usiowaem ratowa spadajcego: z wolna uwiadamiaem sobie wasn bezsilno. Na przekazanie jednej tylko informacji dysponowaem olbrzymim przedziaem rozwleczonego ponad miar czasu, ktry w efekcie tym bardziej mnie przytacza. im bardziej ciya mi znikoma moliwo jego wykorzystania. Zdaem sobie spraw z przewrotnego faktu, e nieatwo mi bdzie ostrzec tych ludzi, zwrci ich uwag na popeniony bd, ktry doprowadzi do radioaktywnego przecieku, sam za bezporednio nie byem w stanie spowodowa jego likwidacji. Przede wszystkim ju przez swoj obecno w komorze gdybym si tylko zacz krci midzy posgami - mgbym wywoa dodatkowe komplikacje w sytuacji i bez tego gronej. Intrygujc czowieka przy pulpicie miganiem czarnej plamy, ktrej ksztatem im si przedstawiaem, odwracabym tylko jego uwag od niebezpieczestwa rzeczywistego, wcale przez to nie usunitego. Przestraszony posg doprowadziby

moe do jeszcze wikszego zagroenia; w tych warunkach zgubne okaza si mogo jedno drgnienie jego rki. Podczas gdy zastanawiaem si nad moliwie najbardziej niezawodnym sposobem uratowania tych ludzi, upiorna sceneria komory nie ulegaa adnym zmianom. Po chwili nasun mi si pewien pomys. Wycignem z kieszeni bloczek z kartkami. Niestety notesu nie mogem wykorzysta do skrelenia na nim kilku sw ostrzegajcych, po prostu dlatego, e kady przeniesiony ze schronu przedmiot stanowi dla posgw jednolit czarn plam. Ten ostatni fakt, wykluczajc moliwo porozumienia si z posgami przy pomocy zwykej korespondencji, naprowadzi mnie rwnoczenie na waciw drog postpowania. Wsparem notes o cian i znalezionym w kieszeni spodni noem zaczem wycina z kolejnych kartek drukowane litery. W myli sformuowaem tre ostrzeenia najbardziej lakonicznego, jakie przyszo mi do gowy. Brzmiao: "UCIEKAJCIE - PROMIENIOWANIE!" Wykrojenie kompletu czytelnych liter nie do ostrym noem w warunkach dalekich od wygody razem z pokonaniem ostatniej trudnoci przy pulpicie, gdzie na wprost oczu posgw zdecydowaem si uoy cay napis, zajo mi w sumie okoo godziny. Najpierw papier dar si na strzpy, a wycinki przybieray niepodane ksztaty, pniej wykrojone ju mozolnie litery nie chciay si trzyma powierzchni pulpitu, fruway w zmconym powietrzu, wreszcie przycinite do ekranu nieco wyej przylgny do natychmiast jakim cudem, chyba naelektryzowane. Nim ostatecznie udao mi si tego dokona, spojrzaem kilka razy w stron rda wiata. Nie mogem zrozumie, dlaczego obecnych nie zaalarmoway dotd gwatowne

sygnay licznikw Geigera-Millera. Emisja trwaa ju od co najmniej czterech sekund, wic przez czas dostatecznie dugi, by poruszy nawet najwikszego flegmatyka. Bkitna nisza drgaa wci w objciach przewietlonych instrumentw. Byskawiczne przeksztacenia b i konwulsje meduzy, ktra rozsyaa snopy racego fioletu, dziwnie kontrastoway z absolutnym bezruchem wszystkich cia zajmujcych wntrze komory. Nawet tak znaczne zwolnienie czasu nie agodzio w widoczny sposb nieomal momentalnych przemian jdrowych. wiadczyo to zarazem o pocieszajcym fakcie, e emisja nie moga si tu potgowa lawinowo, bo inaczej byoby ju dawno po wszystkim. Podpynem do drzwi. Czarne dla posgw litery spoczyway na najbardziej widocznym miejscu. Nie sposzyem skupionych wok pulpitu ludzi, poniewa przebywaem tam przez czas dla nich niezwykle krtki. Czuem ulg na myl, e ze spokojnym sumieniem wydostan si za chwil z tego upiornego pomieszczenia. Jeszcze zastanawiaem si, kiedy posgi zd odczyta mj napis. Jego istnienie mogo dotrze do wiadomoci operatora przy pulpicie w cigu uamka sekundy. Ale potrzebny by czas na skrystalizowanie si myli posgu, na przyswojenie treci, na reakcj - najpierw zdziwienia, zaskoczenia, potem na dyspozycje ukadu nerwowego, wreszcie na ewentualne wahanie si. Ile czasu potrzeba na to, by biegncy z mzgu impuls wywoa skurcz odpowiedniego minia? No, a zamieszanie, bieg do drzwi komory, w przypadku, gdyby kryzys nie da si opanowa przez zablokowanie rozwoju reakcji? W sumie wszystko to razem mogo trwa okoo dziesiciu sekund. Ten okres - mierzony czasem schronu trwaby przez trzydzieci godzin. Bez

porwnania krcej ni gdyby pozostawi wszystko wasnemu losowi. Pozbawieni mojej pomocy ludzie nawietla by si mogli jeszcze przez kilkadziesit dni. Byem z siebie zadowolony. Z lekkim sercem skierowaem si do wyjcia. Wtem spojrzaem w bok i wosy zjeyy mi si na gowie. Przeraony brakiem wskiej szpary przy drzwiach, przez ktr si tu przecisnem, przypadem do klamki. Spniem si! Masywny, wykonany z elaza i pokryty oowian pyt blok zwar si szczelnie z opasujc go framug. Kiedy? Jak? Nie dowierzaem wasnym oczom, cho byo to takie proste. Pojem wreszcie. Szkielet, ktry na samym pocztku sta przy krawdzi uchylonych do rodka drzwi, zwrcony do nich tyem, p metra za progiem, ju w gbi komory, wykona w midzyczasie kolejny krok, przesuwajc si jeszcze dalej. Pochonity akcj ratowania posgw nie zwracaem na adnej uwagi. Przed godzin opynem go z przekonaniem, e skrcon poza siebie rk chwyta za klamk z zamiarem spokojnego zamknicia drzwi, co trwaoby co najmniej kilka godzin. Lecz on - jak si teraz okazao - nie chwyta jej, tylko, pchnwszy uprzednio silnie za sob, odrywa od niej palce, gwatownie, jak czowiek naglony popiechem. ile oceniem dynamizm ruchu, w ktrego fazie zamar, co doprowadzio do opakanego rezultatu. W czasie jednej trzeciej sekundy szpara zwaa si wci, a wreszcie drzwi domkny si cakowicie. Oszacowaem ich bezwadno: a moga siga trzech milionw ton! Zatrzasny si bezgonie i nieodwoalnie. Byo mi zimno. Rozejrzaem si wokoo siebie wzrokiem, ktry nie znajdowa dla siebie miejsca wolnego od wszechobecnych wyszczerzonych zbw. W uszach rzziy mi

nieznone jki, ryki basw, chrobot piy - trupie czaszki miay si ze mnie na swj sposb. Szkielety mnoyy si, co gorsza, raptem zaczy si szybko porusza. Ju niczego nie widziaem poza nimi. Rosy mi w oczach widma przewietlonych kiszek, koci - sterty obdartych z ciaa koci, napieray na mnie zewszd, dusiy mnie. Oblaem si zimnym potem. Nieopanowane drenie rk wzmagao si wci, a mzg rozerwaa mi chodna wiadomo ceny, jak musiaem zapaci za okazan lekkomylno. Zostaem pogrzebany ywcem w pancernej trumnie, w puapce bez wyjcia.

Trumna pancerna

Przez nastpny kwadrans gryzem palce do krwi w ataku


lepego gniewu, skierowanego przeciwko sobie za tak zdumiewajco lekkomyln nieostrono. Lecz w kocu strach znowu zwyciy. Znowu powrci i zapanowa niepodzielnie nad bezsiln furi. Zdusi j we mnie, przeksztacajc w apati; zaczynaem si rozkleja. Ironia losu polegaa na tym, e znalazem si od razu w sytuacji najbardziej beznadziejnej spord tych, ktre mogy si wyoni w miecie: nie byo tu chyba drugiego lepiej odizolowanego od wiata miejsca ni ten pancerny grobowiec. Gdy po jakim czasie spojrzaem na zegarek, bya godzina pierwsza dwadziecia. Do drugiej pywaem w pobliu cian, obracaem si pod sufitem i przy pododze. Jeszcze liczyem na cud, bo na nic innego nie mogem ju liczy. Przebadaem wielokrotnie zawarto ciasnego wntrza, przeledziem wzdu wszystkie spojenia grubych blach, obejrzaem po sto

razy kady decymetr kwadratowy pancerza. Komora bya doskonale szczelna. Wykaday j grube elazne pyty, zespolone z sob, a jeszcze poza nimi moga si znajdowa warstwa oowiu i betonu. Nie znalazem adnego otworu ani nawet pknicia, chocia wietlny prostokt na zewntrznej cianie gmachu wiadczy na pewno o jakim przecieku radioaktywnym. Okazao si wic, e tam istniao jeszcze jedno rdo wiata. Znajdowao si w ssiednim pomieszczeniu. Z prdkoci ktow maej wskazwki zegara szkielety obracay swe gowy na rne strony. To by pierwszy akt farsy - zabawy w ciuciubabk, ktra trwa tu moga jeszcze przez cay miesic. Nie pogorszyem swojej sytuacji przez to, e krcc si we wntrzu komory od dwu godzin, wystawiaem si wiele razy ma widok posgw i zwrciem w kocu ich uwag na byskawiczne susy smolisto-czarnej plamy. Ludzie widzieli mnie na -tle cian w blasku dla siebie widzialnym, jaki zapewne owietla wntrze, dziki istnieniu lokalnego rda prdu. Tylko jeden posg, odwrcony tyem do innych (operator przy pulpicie), przed ktrego oczami umieciem swj napis, mg go odczyta, zrozumie jednoznacznie i zareagowa na szybkim skokiem do drzwi w czasie nie duszym od doby, tote - aby go nie straszy - nie pojawiem si w ogle w polu jego widzenia. Gdyby chodzio tylko o trzydziestogodzinn godwk, ukrybym si gdzie w kcie za oson ustawionej tam rozdzielni i czekabym cierpliwie na odlegy fina ucieczki szkieletw, a razem z nim na swe oswobodzenie. W pierwszej kolejnoci przed mierci godow grozio mi jednak uduszenie. Szczupy zapas tlenu w butli (co odczytaem na wskaniku przy niej) musia si wyczerpa ju po upywie nastpnych dwu godzin. Rachunek `: by bardzo prosty i na

prno udawaem przed sob, e nie umiem go podliczy: p godziny potrzebowaem na dotarcie do lustrzanej granicy schronu, gdybym zdoa si std wydosta, za pozostae ptorej godziny - przeliczone na czas miasta - kurczyo si do poowy sekundy. Miadcy fakt, i rwnie posg, ktry wszed przed chwil do komory i oddala si bez przerwy od drzwi, nie mg ich otworzy w tak krtkim dla siebie czasie, zatwierdzi tylko oczekujcy tu na mnie wyrok mierci. Przybysz zdoa je przedtem zamkn jedynie dlatego, e pcha klamk jeszcze na dugo przed moim pojawieniem si tutaj. Teraz bya to po prostu fizyczna niemoliwo, by czowiek, oddalony ju od drzwi o ptora metra, zdoa si nagle zatrzyma, odwrci natychmiast, run przed siebie i momentalnie otworzy drzwi, rwnie dla niego dosy masywne. Nie mg tego dokona obdarzony byskawicznym refleksem fenomen, nawet w przypadku, gdyby ju teraz doskonale wiedzia, na co licz, i e od szybkoci jego dziaania zaley te i jego wasne zagroone tu bezpieczestwo. Niestety przybysz o swojej sytuacji w komorze nie mia na razie adnego pojcia. Na domiar zego mg trwa w niewiadomoci jeszcze przez okrg dob, poniewa wszelkiego rodzaju znaki dawane mu z mojej strony w celu zwrcenia jego uwagi na klamk nie prowadziy oczywicie do adnego sensownego wyniku: mn samym zainteresowaby si w pierwszej kolejnoci, nim przyszoby mu w ogle do gowy opuci wntrze komory. Nic ju nie mogo mnie uratowa; trwaem w tpym zamroczeniu. Upywajcy czas odsoni znaczenie paradoksalnej sytuacji: raone nie zatamowanym potokiem ultratwardego promieniowania posgi - nawet przy swojej

karykaturalnej lamazarnoci - znajdoway si mimo wszystko w stokro lepszym od mojego pooeniu, chocia ten sam wietlny strumie, ktry je zabija, nie wyrzdza mi adnej krzywdy. Otrzsnem si ze wszystkich myli. Przed obdem uratowa mogem si jedynie drog dziaania. Drog czynu jakiegokolwiek, a choby i najbardziej niedorzecznego, byleby tylko by czynem natychmiastowym. Ani si spostrzegem, kiedy to si stao. Obudzio si we mnie przeraone zwierz. Jedn doni objem okie oddalajcego si od drzwi posgu, drug - chwyciem za klamk. Zaczem ciga ku sobie dwie gigantyczne masy. Tym lepiej, e postradaem zmysy: by to wymowny znak zwiastujcy bliski koniec. Pyek unoszony w powietrzu mocowa si z takimi kolosami. Nawet niele zabraem si do tego. A jake! Przymknem oczy z wysiku i troch si zasapaem. Naginaem dalej muskuy. Komar usiujcy powali konia taki aosny przedstawiaem widok. Rzecz prosta, posg spenia posusznie moje pobone yczenie. Przycigaem go do drzwi ruchem jednostajnie przypieszonym. W malignie wszystko byo moliwe: mogem nawet ruszy Ziemi z posad. Ju znajdowa si tu przy mnie. Otworzyem oczy. Bodaj bym ich nigdy wicej w yciu nie otworzy! Lepiej byo zerwa z ust mask aparatu tlenowego i udusi si natychmiast, ni przey taki koszmar. Posg sta na swoim starym miejscu, gdzie nawet nie drgn. Co innego zbliao si do mnie : sama, odczona od tuowia rka, za ktr cignem. Przedtem, gdy szkielety mnoyy si wokoo, wiedziaem, e to gra poruszonej groz wyobrani. Teraz miaem do czynienia z realn rzeczywistoci, tote skra cierpa mi na

caym ciele. Rka szukaa mnie w rtciowej przestrzeni ruchem - w zestawieniu z wiedz o niej - nieprawdopodobnie szybkim. Znalaza najczulsze miejsce. Ju sigaa mi do garda. Uchylajc si przed ni, skoczyem do tyu. Zwarem si gucho plecami z powierzchni drzwi w tej samej chwili, gdy kociste palce objy mi szyj jak stalowe szpony i docisny j do pyty naporem tak olbrzymim, e od razu zemdlaem. Ocknem si przy kolejnym dziaaniu na olep. Teraz ju rzeczywicie niczego nie widziaem. Mga przysaniaa mi oczy. Z twarz pokryt plastycznym oowiem miotaem si w czerwonej przestrzeni. Staem prostopadle na cianie przy krawdzi drzwi, zgity ponad klamk, ktr cignem oburcz z jedn wycznie myl: wydosta si std za wszelk cen! Drzwi stawiay wielki opr. Lecz otwieray si! Mimo wszystko otwieray si z podejrzan atwoci. Podcignem je a pod sam brod. Wtedy puciem klamk i przetarem zaklejone czerwonym oowiem oczy. Znowu taki sam wstrzs: drzwi pozostay na swoim miejscu. Przywieray nadal szczelnie do elaznej futryny. Tylko sama klamka, skrcona i urwana w miejscu zgicia, opieraa si poprzednio moim miniom. Obdarzona ju znacznym pdem, ktry by proporcjonalny do jej piciotonowej masy, nie pozostaa w tym miejscu, gdzie j wypuciem z rk. Poruszaa si dalej po linii prostej w gb komory. Trwajc w ruchu postpowym, obracaa si rwnoczenie, a jej ostry koniec wymierzy w plecy okaleczonego posgu. Skoczyem przed siebie i cisnem j w doni ze wszystkich si. Nie miao to adnego znaczenia. Z tak atwoci, jak gdybym by tylko wasnym cieniem, cigna

mnie za sob w rtciowej przestrzeni. Brakowao mi jakiegokolwiek oparcia w zasigu ng i rk. Poczuem ze zgroz, e rozpdzony pocisk wciga mi palce w gb przewietlonego wntrza, ktre wypenia plastyczny wosk. Wtedy puciem go i struchlaem po raz wtry. Na moich oczach klamka pynnym ruchem przenikna przewietlon klatk piersiow posgu. Rozcia mgiek materiau marynarki, jak siatk pajcz, zmiadya ebro, wcisna si w puco, i dalej - poruszajc si jak na zwolnionym filmie - przeszya serce, by ukaza si zaraz z drugiej strony ciaa, wci na tym samym torze, ktrego nie zmieniay napotykane po drodze opory. Po kilku sekundach pocisk dotar do krysztaowego bloku. Przebi jego obudow, omijajc udo drugiego posgu, przelecia w pobliu nadtej blaskiem meduzy i wpad w obrb stoczonej tam aparatury. Widziaem go jeszcze przez uamek sekundy, gdy wrd lnie rozpaszcza si na krawdzi jakiego czarnego ostrza. Wtedy meduza zgasa. W jednej chwili ogarn mnie doskonay mrok.

W czasie, gdy po raz pierwszy zapoznawaem si z


posgami w pokoju cieni, uznaem nie bez podstaw, e s one bardzo twarde. Pod naciskiem robiy wraenie odlanych z elaza. Kiedy do tego spostrzeenia dodaem pniej swoj wiedz o olbrzymiej masie posgw, znaczna twardo wszystkich materiaw w miecie nie ulegaa ju dla mnie adnej wtpliwoci. Tym atwiej mi byo zachowa dalej to bdne przekonanie, e z maymi wyjtkami nie dotykaem tutaj niczego. Mogem si teraz domyla, dlaczego zostaem wprowadzony w bd: granica dwch wiatw, jak stanowio lustro, miaa wasno pokrywania cia przenikajcych przez

ni cienk warstw izolacyjn; tward - w przypadku posgw przechodzcych do pokoju cieni, elastyczn za - gdy kto ze schronu przechodzi do miasta. Warstwa ta znikaa pniej przy powrocie usuwana przez t sam powierzchni graniczn, ktra przedtem j wytwarzaa. Wbiem n w cian. Podejrzenie okazao si suszne. W mniemaniu posgw cian pokrywaa gruba elazna pyta, w moim - zapora bardziej mikka od oowiu. N pochodzcy ze schronu zanurzy si w niej pod silnym naporem a po sam rkoje! Serce przepeniy mi dwa sprzeczne uczucia: z jednej strony wyrzut, e opanowany groz pooenia wpadem w panik, przez co spowodowaem okaleczenie, a nastpnie natychmiastow mier czowieka, z drugiej - rado na myl o wyaniajcych si tu przede mn niezwykych moliwociach. Mogem je przewidzie znacznie wczeniej z naukow precyzj, gdybym tylko zastanowi si gbiej nad wszystkimi konsekwencjami, jakie wynikay automatycznie z tak znacznego zwolnienia czasu. Przytoczony olbrzymi mas wszystkich cia w miecie nie zdawaem sobie dotd sprawy, i dla mnie s one rwnoczenie wielokrotnie bardziej mikkie ni dla jego mieszkacw. Byem uratowany. Oczekiwanie na cud stao si zupenie zbdne. Podlegy tym samym prawom fizycznym, ktre mnie obowizyway, Mechanizm nie mg darzy mnie szczegln ask, poniewa nie leao to w jego ograniczanych moliwociach. Miotacz zawieruszy si gdzie w ciemnoci. Mg zawisn gdziekolwiek, tote szukaem go w przestrzeni caej komory. Mylaem przy tym gorczkowo o zdumiewajcym odkryciu dokonanym przed chwil. Jeszcze sobie nie dowierzaem. Wic jak to! Zwyczajny n zdolny do krojenia

elaza pod naciskiem Tki - jake trudno byo w to uwierzy! Czy nie ulegem halucynacji? A jednak fakt ten potwierdzao nie tylko dowiadczenie, ale i cise prawa, ktre ten pozorny cud przewidyway. Uwiadomiem sobie jasno fizyczny sens mocy kadej zdolnej do wykonania pracy maszyny - w tym rwnie minia - sens mocy wyraajcej si stosunkiem pracy do czasu, w ktrym ta praca zostaa wykonana. Wobec zwolnienia czasu mogem wykona prac dziesi tysicy razy wiksz w czasie tyle razy krtszym, co dawao moim miniom moc sto milionw razy wiksz od tej, jak bym mia w przypadku, gdybym sam by w tej chwili posgiem. Przeksztaciem w myli kilka rwna, by taki sam wynik osign nieco inn drog. Okazao si, e moc jest wprost proporcjonalna do kwadratu drogi (identycznej tu dla mnie z drog posgw), do masy - na ktrej traciem tyle razy, ile zyskiwaem na czasie - oraz odwrotnie proporcjonalna do szecianu czasu. Wobec tego, e wielkoci masy i czasu, jakimi byem tu w stanie operowa - zmierzone odpowiednimi miarami miasta - przedstawiay dla posgw wartoci dziesi tysicy razy mniejsze ni dla mnie oraz e czas w rwnaniu podniesiony by do trzeciej potgi, masa za tylko do pierwszej, zdolny tu byem do okazania mocy potnej elektrowni miasta. Nie znaczyo to bynajmniej, abym by cho odrobin silniejszy w zestawieniu z ludmi, ktrzy przeszli tutaj ze schronu. Moc kadego czowieka przybywajcego stamtd ujawniaa si tu poprzez rozmikczenie wszystkich materiaw, ktre jednake dla posgw pozostaway nadal w takim samym stopniu twarde, jak dla nas odpowiadajce im materiay w schronie. Gdy chodzio o nasz bezwadno wzgldem masy posgw, bylimy pcherzami prni w powietrzu miasta. Lecz przyczyna odpowiedzialna za taki paradoksalny stan rzeczy obdarzaa nas te olbrzymi zdolnoci do niszczenia wszystkiego dookoa siebie.

Niestety, nie mogem tego ukry przed samym sob, e zachowywaem si dotd bardziej bezmylnie i brutalnie ni przysowiowy so w skadzie z delikatn porcelan. Ujawnio si to ju podczas pierwszej wyprawy, kiedy w ciemnoci odbiem si nogami od gowy omijanego przechodnia. Jaki to miao skutek, mogem sobie wyobrazi teraz, gdy urwana rka posgu przypominaa w chwili pocigania za ni niezwykle masywn galaret zmieszan z plastycznym woskiem na koci uginajcej si z tak atwoci jak mikki korek. Trudno mi byo myle o tym wszystkim bez mdoci i wstrtu do samego siebie. Posgi drogo zapaciy za wiedz o relatywistycznym wiecie, ktr ich kosztem tutaj zdobywaem. Powinna mnie ju wczeniej zastanowi podejrzana atwo, z jak szarpnita przeze mnie spinka utkwia w policzku spadajcego posgu. A czy nie dostrzegem pniej wgniecionych karoserii obu samochodw, midzy ktrymi si szamotaem? Teraz dopiero stao si jasne, ~e dziaanie moje z punktu widzenia kierowcw sprowadzao si do dziaania eksplozji. Znalazem miotacz i owietliem nim cian. Szukaem odpowiedniego miejscy dno drenia otworu. Jake atwo mi byo teraz mnoy dalej i pogbia popenione przedtem bdy. Wprawdzie pocisk utworzony z odamka klamki przeci jaki elektryczny obwd, co doprowadzio do natychmiastowego przerwania emisji i uratowao pozostaych omiu ludzi od niechybnej mierci, ale teraz czekao ich z mojej strony kolejne niebezpieczestwo. Bya nim groba masakry, ktr spowodowa moga operacja cicia i rozrywania ciany. Tak niewinna z mojego punktu widzenia czynno stanowia dla posgw potne dziaanie, wyzwolenie si energii rwnowanej detonacji kilku kilogramw dynamitu nalecego do miasta.

Uprzedzajc wypadki, widziaem ju rj odamkw przeszywajcych wntrze komory i siebie w scenie uganiania si za nimi w trudnej do opanowania sytuacji. Czy nie mogem si std wydosta bez kaleczenia i zabijania tych ludzi? Zgodnie z trzeci, a nastpnie drug zasad dynamiki Newtona, rwna - co do wartoci - przyoonej sile i przeciwnie skierowana reakcja na ni bya wprost proporcjonalna tak samo do masy ruszanego z miejsca ciaa, lak i do przypieszenia nadawanego mu przez dziaajc si. Nic dziwnego zatem, e przy gwatownoci ruchw, do jakich przywykem w schronie, nawet spinka do wosw o zwielokrotnionej masie - gdy j szarpnem z miejsca naglony popiechem - wcia mi si w skr doni. Na nic tu nie przydawao si dowiadczenie przyniesione ze schronu. Tam w wiecie niewielkich mas, lecz potnego pola grawitacyjnego - przedmioty zachowyway si zupenie inaczej: jeeli nie zdoaem podnie z podogi zbyt wielkiego ciaru jednym zdecydowanym i energicznym ruchem, to tym bardziej nie mogem go udwign, cignc bardzo wolno i wytrwale do gry. Tutaj - przy przypieszeniu ziemskim sto milionw razy mniejszym - praktycznie biorc, byo najzupeniej obojtne, w ktr stron pchaem lub cignem zawieszony w przestrzeni przedmiot: czy w kierunku poziomym, do dou czy do gry. Opr stawiany mi ze strony ciaa zalea bowiem prawie wycznie od jego zwielokrotnionej masy i od siy przyoonej, bdc do tych dwu wielkoci proporcjonalny. Z prawa tego wynikao te automatycznie, e mogem podnie tutaj z podogi dowolnie wielki ciar, bylebym tylko dziaa na niezbyt gwatownie, ale za to dostatecznie dugo. Wpynem za rozdzielni, ktrej ciana dziaowa moga utworzy dostateczn oson przed ewentualnymi odamkami

mniejszego kalibru. Naciem noem dziur w cianie i wydubaem z niej kawa elaza wielkoci pici. cignem go zaraz powoli do podogi, uwaajc bacznie, by jaki ostry zadzior nie wymkn mi si z rki. Gdybym go pozostawi za sob w przestrzeni, spadby bez niczyjej szkody na podog w cigu godziny. Wczeniej jednak, potrcony gwatownym ruchem okcia lub pchnity palcami, mg nabra prdkoci karabinowej kuli, ktra w tym wiecie - z mojego punktu widzenia - miaa mas dwustu kilogramw i prdko u wylotu lufy od szeciu do dziewiciu centymetrw na sekund. Taka kula nie wbiaby si w elazn cian, ktr ja kroiem noem twardszym dla posgw od ich hartowanej stali, nawet na gboko jednego centymetra. W celu porwnania zdaem sobie spraw z faktu, e piciotonowy odamek klamki rozpdziem na drodze od stp do piersi do prdkoci okoo p metra na sekund. Galaretowate ciaa posgw nie byy w stanie powstrzyma tak wielkiego pdu. W zestawieniu z ich miarami bezwadnoci i czasu pocisk ten mia mas p kilograma i prdko tylko o trzy kilometry na sekund mniejsz od pierwszej prdkoci kosmicznej miasta. Zawieciem miotaczem do wntrza powstaej w cianie niewielkiej dziury. Poza elazn pyt znajdowa si ow. Lecz wydawa si nim by tylko na podstawie charakterystycznej szarej barwy, bowiem pod naciskiem palcw czuem plastelin. Gbiej, poza warstw oowiu, zetknem si rk z powierzchni cianki utworzonej z piasku zwizanego niezbyt mocnym klejem. Nie wtpiem, e jest to beton w pojciu tutejszych mieszkacw. Wycignem z dziury spor jego grudk, zwarem mocno palce i roztarem j w garci na miaki piasek. Nic ju - poza olbrzymi bezwadnoci tych materiaw - nie stao mi tu na przeszkodzie.

Naciem na cianie okrg o takiej rednicy, abym mg si przeze przedosta do ssiedniego pomieszczenia, ktrego drzwi - co zauwayem wczeniej - otwarte byy na korytarz. Pogbienie szpary nie sprawio mi wikszego trudu. Gdy wyodrbniony w zaporze duy walec nie styka si ju w adnym punkcie z reszt ciany, owietliem go po raz ostatni. Tkwi nieruchomo w przestrzeni. Zerknem pod nogi, gdzie dziao si co nieprzewidzianego. Nie mgbym dostrzec pomienia, zreszt pewnie jeszcze go tam nie byo. Silnie rozgrzane przez tarcie elazne wiry i cinki w zetkniciu z papierami lecymi w kcie pokryway si biaymi oboczkami dymu. W moim odczuciu nie wydaway si teraz bardziej gorce ni przedtem. Nawet przy braku cienkiej bonki izolujcej mi palce nie mgbym stwierdzi, jak bardzo si rozgrzay: ich podniesiona temperatura wic rednia energia kinetyczna czstek - nadal niewiele rnia si od absolutnego zera. Chyba jednak byem urodzonym fizykiem, przynajmniej gdy chodzio o przejawiane wci skonnoci do analizy niezwykych zjawisk, bo kiedy naparem na wykrojon bry, spojrzaem rwnoczenie na zegarek. Pchaem z tak znaczn si, jak gdybym trzyma na barkach w schronie ciar stukilogramowy. Przy maksymalnym napiciu mini po upywie siedemdziesiciu sekund okrgy blok przesun si o jeden i wier metra w gb ciany. Pi kilogramw dynamitu musiayby zuy posgi na wywoanie podobnego efektu. Wolna droga staa przede mn otworem. Rzuciem si do z popiechem tym wikszym, e ju czuem niedostatek tlenu.

Pynem wprost do wylotu kanau nieco inn drog ni w


przeciwn stron. Teraz przeciem wiadukt akurat w tym miejscu, gdzie po przebyciu czterdziestu metrw znajdowa si aktualnie szybszy samochd z uszkodzon przeze mnie karoseri. Przyjrzaem si jego pasaerom. Kierowca naciska ju na hamulce; na szczcie, nikt z obecnych w rodku nie odnis adnych obrae. Pogniecione drzwiczki zostay wtoczone czciowo do rodka; skrciy si silnie, rozcinajc ostrymi blachami oparcie fotela, na ktrym nikt nie siedzia. Wzniosem si kilkadziesit metrw wyej, by ogarn wzrokiem ssiednie ulice. Po regulacji zaworu przy aparacie tlenowym okazao si, e mog oddycha swobodnie; zapas tlenu powinien mi wystarczy jeszcze na ptorej godziny. Z tak znacznej wysokoci, na jakiej unosiem si w powietrzu, wida byo duy fragment dzielnicy. Strumie wiata z miotacza siga na odlego do dwustu metrw. Tak mniej wicej przebyem drog, oddalajc si od kanau w czasie obecnej wyprawy. Pynem rwnolegle do tej samej autostrady, ktr poprzednio ogldaem w dole z wysokoci wiaduktu. W oddali, przy rondzie, gdzie znajdowao si wejcie do zespou wind (tam wanie kierowaa si Jeza Tena), autostrada zbiegaa si z dwiema innymi ulicami nachylonymi do siebie pod ostrym ktem. Obydwie leay na trasie mojej powolnej wdrwki; aby si dosta do kanau, musiaem przeci je ukonie i zbliy si do piercienia utworzonego z setek aut stoczonych ciasno wokoo ronda. Przy pierwszej ulicy zatrzymaem si. Wiszc w przestrzeni ponad dachami domw, skierowaem miotacz prostopadle w d, gdzie majaczyy cienie woskowych postaci. Zwony

snop wiata przelizn si wzdu chodnika i przeskakujc z sylwetki na sylwetk, wyuska z mroku biay samochd na rodku pustej jezdni. Przeniosem wzrok na grup ludzi, ktrych chwila trwania sptaa w niezrozumiaej scenie przy wejciu do nocnego lokalu. Opadaem w gb wskiego przesmyku, utworzonego pomidzy szeregami okien, przepeniony wzrastajcym napiciem o nieuchwytnym pochodzeniu. Spynem do samego chodnika, W oczach nawet wtedy, gdy zwrciem je w stron jednolicie czarnego nieba - tkwi mi obraz biaej plamy z drobn postaci czowieka we wntrzu odkrytego samochodu. Znowu znalazem jego twarz na kocu dugiej smugi wiata. Przycigaa mnie ku sobie nieodpart si. Bez tchu wpynem na rodek jezdni i zatoczyem ptl wokoo nieruchomej postaci. Nie pamitaem najdrobniejszego szczegu, ktry by si wiza z t scen, lecz wszystko jako dawao si wytumaczy. Szala wagi, potrcana przez rne okolicznoci, wahajc si midzy przypuszczalnym a wtpliwym, przechylia si wreszcie w stron penego przekonania, e jestem autentycznym czowiekiem. Nie mylaem ju o niczym; byo to tak, jak gdybym zahipnotyzowa siebie, patrzc w lustro, ktre noc czwartego czerwca pochwycio mj wizerunek i przechowao go przez okres dziewiciu miesicy. W mczynie za kierownic odkrytego biaego oga rozpoznaem samego siebie. Wszystko tu byo mi najzupeniej obce prcz samego ciaa. Zarwno ksztat wozu, nalecego kiedy do mnie, jak i ubranie posgu - niczego mi nie mwiy. Nie byem identyczny z nim wycznie dlatego, e dzieli nas dziewiciomiesiczny okres czasu. Lecz poza tym jednym, co wnioso nabyte w schronie dowiadczenie, nie rnilimy si

wcale midzy sob. Wpatrywaem si w rysy wasnej twarzy, a samochd milimetr za milimetrem toczy si wzdu pustej jezdni. Bardzo wolno, ale nieustannie, oddala si od ronda. Po czterech minutach zaj miejsce odlege o dugo jednego kroku od poprzedniego pooenia. Pochyliem si nad wskazwk szybkociomierza. Og pdzi z prdkoci stu czterdziestu czterech kilometrw na godzin. Przemieszcza si w kierunku zbiegowiska posgw, ktre tarasowao chodnik z prawej strony ulicy. Oceniem, e samochd ominie je po upywie trzech sekund, poniewa tyle czasu potrzebowa na przebycie odlegoci stu dwudziestu metrw, jka dzielia go od zwartego tumu. Popynem w tamt stron. Ludzie otaczali obszerny pawilon wzniesiony w miejscu, gdzie uskok w jednolitej cianie domw tworzy co w rodzaju niewielkiego placu. Z daleka budynek robi wraenie konstrukcji osaniajcej wejcie do podziemnego metra. Niski i gruby strop, ponad ktrym zawisem, wspiera si na czterech kolumnach rozmieszczonych symetrycznie na obwodzie okrgej pyty. Od frontu widnia napis: "SZYB NR 6"; nasun mi on przypuszczenie, e tutaj znajdowa si jeszcze jeden zesp wind, ktre przewoziy mieszkacw miasta do schronu. Zamiast ciany przestrze pod dachem lewego skrzyda przegradzay rozbite ju w wielu miejscach szyby. Grupy posgw trway w znieruchomieniu przy powstaych wyrwach, przepychajc si w nich na drodze do centralnej czci budynku. Przecisnem si przez jedno z takich przej i przepynem pomad licznymi gowami do rodka pawilonu. Wewntrzny taras urywa si na wysokoci ppitra. Przy okalajcej go balustradzie sta zwarty szereg uzbrojonych policjantw. Powstrzymywali oni napr ludzi, ktrzy chcieli si tdy przedosta na nisz kondygnacj. Luka w

marmurowej awie odsaniaa widok na pochyy tunel. Przekrelay go dugie wstgi ruchomych schodw, u koca ktrych ciemniaa jama hallu. Z sytuacji na grze mogo wynika, e schody zajmowali tylko ci spord przybywajcych, ktrzy przeszli do szybu legalnym wejciem. Lawirujc ostronie midzy zastygymi w bezruchu ciaami, wzniosem si pod sufit, skd - po zatoczeniu szerokiego uku - dostaem si do frontowego wejcia. Zamierzaem popyn skosem w d, ponad rzdem unieruchomionych w biegu postaci, aby dotrze do usytuowanej pod jezdni stacji dwigw. Przypadkowe spojrzenie w kierunku ulicy sprawio jednak, e pozostaem na miejscu. Zobaczyem przez szyb sylwetk mczyzny z rewolwerem w rce. Trwa w gbokim skonie pod ros postaci pochylonego nad nim policjanta. Inny umundurowany ksztat zamierza si do ciosu pak. Pi wyskakujcego z boku napastnika spoczywaa na jego szczce. Tum posgw napiera na krat przy gwnej bramie. Bliej grupa policjantw bronia dostpu do zamaskowanego przejcia. Jeden z nich lea na skraju wietlnego krgu. Podrywa si wanie z chodnika; rk przerzucan za siebie siga do kabury po rewolwer. Sta na lewym okciu z gow przy kolanach swego stojcego towarzysza, ktry trafiony poprzedni kul traci ju rwnowag, przechylajc si na wznak w pierwszej fazie upadku na pyty. Wrciem wzrokiem do wycelowanej w lecego broni. Wskazujcy palec wspiera si na cignitym do oporu spucie. Snop wiata z mojego miotacza przywar do bladej twarzy, oderwa si od niej nagym skokiem i mijajc koniec lufy, u ktrej wylotu spodziewaem si dostrzec spowolniony pocisk, pad dalej na pyty chodnika. Ujrzaem tam na tle czarnej nocy czyje obnaone plecy.

Kilkunastu ludzi przewalao si ponad zaman barier; kobieta w rozerwanej sukience wyczogiwaa si spod ng. Wisiaem wzrokiem przy wylocie lufy. Zagubiona w chaosie ksztatw kula ukazaa mi si w zupenie innym miejscu. Trwaa ju na torze stycznym do krzywizny szyby. Rozcia powietrze pod pach upadajcego policjanta; mgbym j teraz pochwyci w rce, gdyby nie przeszkoda w postaci szyby. Obawiaem si, e rozbijajc j przy twarzach zgromadzonych po tej stronie ludzi, zrani wicej osb, ni szkody moga wyrzdzi sama kula. Musiaem wydosta si z pawilonu. Kula poruszaa si torem, ktry bieg w przewicie midzy ciaami posgw. Dalej linia strzau zbiegaa si z krawnikiem jezdni. Pync szybko wzdu szyby, zbliaem si do wyjcia i ani na chwil nie traciem jej z oczu. Przewidywaem, e nie zrani nikogo po drodze, jeli tylko zd dogoni j w locie, zanim osignie drug stron ulicy. Ominem wreszcie wszystkie przeszkody i wypadem przed budynek. Odnalazem j zwonym strumieniem wiata na biaym tle poderwanego podmuchem szala. Przeczesaa wosy pochylonej nad chodnikiem kobiety, przeszya odwinit po czyjej marynarki i wyleciaa nad jezdni. Gdyby nie olbrzymi opr powietrza, dopadbym j tam jednym skokiem. Ale i tak poruszaem si znacznie szybciej od niej. Znika mi z oczu w momencie, gdy zabiegajc jej drog, przewijaem si nad dachem samochodu. Rozejrzaem si szybko dookoa siebie. Ca przestrze w polu mojego widzenia zajmoway wycznie doskonale nieruchome przedmioty. Dostrzegem jednak ma dziurk na ramie midzy szybami fiata. Zajrzaem natychmiast do rodka, samochodu.

- Pocisk trwa w jednostajnym ruchu, mierzc prosto w gow czowieka. Nie zastanawiaem si ju ani chwili duej. Wyrwanym zza pasa noem wykroiem otwr w dachu. Nastpnie, wsunwszy do rk, schwyciem kul i zatrzymaem j na drodze, kilku centymetrw, tu przed sam gow. Stamtd pchnem j silnie w kierunku nieba. Fiat toczy si po jezdni z prdkoci ledwie pitnastu kilometrw na godzin. Zapewne hamowa przed szybem. Wyobraziem sobie, jak min miaby jego kierowca, gdyby si kiedy dowiedzia, e od mierci dzielia go akurat jedna dziesiciotysiczna cz sekundy. Czuem bl w miniach wywoany nieustannym zmaganiem si z masami powietrza. Korcio mnie jednak przy tym, aby wtrci si jeszcze do walki posgw. Najpierw ciem noem wzniesion do ciosu pak policjanta. atwiej mi byo zmiady komu rk ni ostronie wyj z niej gotowy do strzau rewolwer. Unikaem przezornie bezporedniego kontaktu z posgami. Ciaa ich przejawiay plastyczno ogrzanego wosku, ktry tylko dlatego nie ulega natychmiast pod naciskiem palcw, e wykazywa rwnoczenie olbrzymi bezwadno. Zastanawiaem si wanie, jak rozbroi walczcych bez naraania ich na cikie rany, kiedy wzrok mj spocz na ciemnej plamie u szczytu kolumny. Si rzeczy jakikolwiek ruch na tle skamieniaych ksztatw wydawa mi si tutaj czym niezwykym. Skoczyem pod strop o kilka sekund za pno. Wielka oowiano-elazna masa cia kolumn na moich oczach. Rozpoznaem w niej ten sam metalowy walec, ktry p godziny temu wypchnem ze ciany komory szkieletw. Pocisk trafi na woln przestrze pod poziomem wiaduktu. Przelecia przez okno ssiedniego pokoju i po przebyciu

odlegoci okoo szedziesiciu metrw dosta si a tutaj. Przejciowy brak tlenu i ucieczka z ponurego gmachu przeszkodziy mi w jasnym uwiadomieniu sobie faktu, e zostawiam za sob potny pocisk armatni, rozpdzony do prdkoci prawie czterystu metrw na sekund. W innym wietle przedstawi mi si teraz mj pocig za rewolwerow kul, figiel z pak policjanta, a nastpnie kopoty moralne, zgromadzone wokoo pytania, komu tu waciwie naleao pomc i co z tego mogo wynikn za kilkanacie godzin. Bawiem si dotd w uczynnego anioa stra, w naprawiacza przeszoci, niewiadom swej przeraajcej mocy, ktra siaa w krg przede wszystkim postrach i nieprzewidziane zniszczenia. Rozwalona u szczytu kolumna odchylaa si ju lekko od pionu. Wykazywaa tendencj do obalania si na trawnik. Ten szczliwy zbieg okolicznoci, e na trawniku nikt akurat nie sta, nie zamkn mi oczu na zasadniczy problem. W wiecie zatrzymanego czasu nie byo bowiem mowy o delikatnym dziaaniu. Ju sam huraganowy wist, a moe ryk czy grzmot powietrza, ktre wzburzaem pywajc ponad gowami posgw, musia w kocu wywoa jakie nieobliczalne konsekwencje. Skierowaem si niezwocznie w stron wylotu kanau, zostawiajc w tyle kamienny krg, pen napicia sytuacj i siebie za kierownic mkncego aga. Urwana w kolejnej odsonie przemijania czasu chwila powszechnego trwania obejmowaa ten wiat stalowym uciskiem, ktry lepiej byo pozostawi wasnemu losowi.

Ocean Rtci

Zobaczyem wiato w ciemnoci.


Najpierw przejrzysty snop. Potem jasnofioletowy krg, ktry przemkn po cianie ssiedniego wieowca. wspi si wahadowym ruchem do najwyszych jego piter, a do samego szczytu kredowobiaej galerii, gdzie si przeksztaci w wyduon elips. Szyby kilkudziesiciu okien zamigotay roziskrzonym bkitem i zgasy. Nim znw zapanowaa ciemno, zdyem zauway, skd trysn strumie: sabo zarysowany w przestrzeni wietlny stoek kry swj wierzchoek we wntrzu jednego z okien na szstym pitrze. Orbitowaem przy krawdzi muru, na znacznej wysokoci ponad wylotem kanau, do ktrego zamierzaem ju si opuci, aby przez lustro przedosta si wreszcie do pokoju cieni. Dotd nie braem pod uwag takiego niebezpieczestwa: spotkanie z kim ze schronu, kto uzbrojony w miotacz urzdzi sobie stanowisko obserwacyjne we wntrzu jednego z mieszka, mogo doprowadzi do miertelnego poraenia. Ukryem si za wystpem muru i zgasiem swj miotacz. W tej samej chwili mrocznym wwozem ulicy przelaa si nastpna kaskada refleksw: snop omit skamieniae ksztaty na jezdni, mign nad szeregiem samochodw i rozrzucajc w krg smoliste cienie, przelecia dalej w poprzek ronda; tym razem - dziki maksymalnemu nateniu emisji - promienie wdary si a pod kopu bliszego szybu. Dostrzegem rwnoczenie drugie rdo wiata, ktre nerwowym dreniem zawtrowao pierwszemu. Zapono nie opodal, po przeciwnej stronie ulicy, i krtkim ukiem bio w asfalt raz po raz - najwidoczniej kto tam w dole sygnalizowa swoj obecno, by zapobiec nieszczliwemu wypadkowi.

ciana bloku poza moimi plecami rzucaa gboki cie na t cz chodnika, przy ktrej sta samochd Jezy Teny. Korzystajc z jej osony, opuszczaem si coraz niej i dotarem do wylotu kanau w momencie, gdy dolny miotacz powtrzy seri ostrzegawczych sygnaw. Mogem si obawia, e lada chwila wyczerpie si zapas tlenu w moich butlach, tote zanurzybym si niezwocznie w otworze, gdybym na krtko przedtem nie rozpozna w rozproszonym na cianach wietle znajomej sylwetki i twarzy: nisko nad chodnikiem przepywaa Ina. Dzielia nas tylko szeroko ulicy: odlego niewielka, ktr naraz zapragnem przeby, by spotka si z In w tym niezwykym miejscu, lecz znieruchomiaem na krawdzi wazu, przybity do nagym susem skierowanego z gry snopu wiata. Szeroki potok liliowych promieni wypeni przestrze midzy mn a In i nim zdyem pomyle, co to wszystko znaczy, gardo cisn mi skurcz niepokoju, a czas zmierzony uamkiem sekundy rozla si w mojej wiadomoci w fioletowy obraz, w upiorny zarys sylwetki Iny skpanej w bezporednim blasku. Widmo zgaso raptem jak krtkotrway bysk flesza. Czy byo tylko zudzeniem? Ino zmartwiaa na moment; zachowaa jednak przytomno umysu i skoczya przed siebie w kierunku jedynej osony, jaka znajdowaa si w pobliu, w stron posgu przy krawniku pustej jezdni. Zdya dotrze na miejsce przed kolejnym smagniciem smugi; ujrzaem, jak si chowa poza skamieniaym ksztatem i odetchnem z ulg, bo jeeli dotd mogem si jeszcze udzi, e ukryty na grze czowiek operuje miotaczem jak zwykym reflektorem, nie zdajc sobie sprawy z gronej sytuacji, to teraz wiedziaem ju na pewno, e jest to z jego strony dziaanie wiadome i najwyraniej umylne. Staem si bezsilnym wiadkiem okrutnego polowania. W aden sposb

nie mogem mu zapobiec, gdy strza z mojego stanowiska przeliznby si po cianie domu, nie docierajc do wntrza pokoju, za szalony skok na drug stron ulicy pod lawin promieni gamma w niczym oczywicie nie mgby Inie dopomc. Przestrojony na wskie pasmo miotacz napastnika przeszy przestrze wiatem olepiajco intensywnym i wizka opara si o rk posgu i przekrelia asfalt przy jego nogach. Std biaa iga podskoczya wyej, na plecy, i zwinit w liczne ptle spiral zatoczya wiele krgw wokoo wzdtej w powietrzu marynarki. Smuga niosa na sobie skupion w cienkiej wizce olbrzymi energi, ktr jedynie ciao posgu mogo zatrzyma i rozproszy. Wierzyem, e skulona za przechodniem Ino nie odway si wyjrze z bezpiecznego cienia, a dopki tam trwaa, moga niczego si nie obawia. Powiedziaem w myli: przechodzie. Jake byem niewiadomy tego, co si tutaj dziao! Taki byem oszoomiony groz pooenia Iny i wasn bezsilnoci, e nie przyjrzaem si postaci, ktra j osaniaa. Teraz odkryem ze zdumieniem, e nienaturalna postawa mczyzny, dziwny ukad jego ciaa nasuwa mi jakie odlege skojarzenie: myl o biegaczu podrywajcym si z blokw startowych nim zdy min pierwsza sekunda po strzale, ktremu niewidzialna rka zarzucia ptl na szyj i szarpna ostro do tyu; czowiek trwa skrcony w sierp, z piersi wypchnit do przodu (bo nie byy to plecy, jak mi si przedtem wydao) i chyba ju przeamywa si gdzie w krzyu pod niewidzialnym naporem, tak silnie przewija si poza siebie, gdzie na wyrzuconych skosem w gr rkach - uzupeniajcych krzywizn uku caego ciaa - wzdymaa si marynarka zerwana z tuowia, zatrzymana na okciach i podszewk na wierzch rozpostarta ponad nim, w gwny ekran dla Iny,

ksztatem swym przywoujcy na myl migawkowe zdjcie wykonane podczas gwatownego huraganu. Co mnie tkno, by spojrze szybko na zegarek (bya godzina pitnasta dziesi); nie wiedziaem, czemu nie co innego, ale ten bezmylny odruch sprawi, e powizaem zaraz dwa odlege fakty i zrozumiaem wszystko w jednej chwili, chocia jeszcze przez kilkanacie sekund nie byem w stanie wyrwa si z osupienia. Posg pogra si z wolna w bagnie - takie odniosem wraenie i cho nie miao to nic wsplnego z prawd, nie znajdowaem lepszego porwnania, aby odda zasadnicz cech jego ruchu, gdy na moich oczach spywa wolno, ale nieustannie ku doowi - w wiecie, w ktrym doskonay bezruch zdawa si by pierwsz zasad zachowania. Miaem przed sob obraz znajomego mczyzny z trzydziestego szstego pitra w ostatniej fazie upadku na jezdni. Mino wanie pi sekund lotu - tyle sekund jego trwogi, rozwleczonej do pitnastu godzin na moim zegarku, po upywie ktrych zderza si z jezdni z prdkoci stu osiemdziesiciu kilometrw na godzin. Wypad z okna znajdujcego si wysoko w grze po przeciwnej stronie ulicy. Pasek dobrze zacinity na doniach uratowaby go wtedy, co jednak dopiero teraz jasno rozumiaem. Dlaczego Ino nie uya jeszcze swego miotacza do samoobrony? Wspieraem si na pokrywie wazu z plecami zwrconymi do ciany budynku, nieco bardziej ni inne odsunitego od jezdni i w celu uzupenienia opisu sytuacji musiaem jeszcze uwiadomi sobie, e rondo z pitym szybem znajdowao si z prawej strony, gmach kryjcy napastnika - tu po lewej, za linia czca otwr kanau z odlegym wietlnym prostoktem, wic zarazem z komor

szkieletw, biega skosem w lewo, przecinajc uk wiaduktu, bliej natomiast - drug ulic, prawie rwnoleg do naszej i krzyowaa si z ni akurat w tym miejscu, ktre min otwarty og pdzcy w stron szstego szybu. Wszystko to przemkno mi przez umys w cigu kilku sekund. Jednym rzutem ng poderwaem si z miejsca i przypadem do rogu domu, gdzie ukrywa si napastnik. Std szybkimi ruchami rk i ng - w cieniu utworzonym przez krawd muru - wzniosem si na wysoko szstego pitra. Nie miaem ju ani chwili do stracenia; zamierzaem podej napastnika od tyu i zaskoczy go na jego wasnym stanowisku ogniowym. Musiaem wic przepyn przez jedno z przylegych mieszka i okrajc napotykane przeszkody, znale waciw drog. Rozbicie okna nie sprawio mi wikszego trudu wpadem do jakiego pokoju i silnie zacinitym w doni noem rozkroiem zatrzanite drzwi kilkoma gbokim ciciami; tylko wyrwana deska opieraa mi si zajadle kiedy j cignem z caej siy, poza tym gadko prze. dostaem si na korytarz, gdzie ominwszy ciemn posta posgu, przepynem kilkanacie metrw, skrciem ostro w prawo i daem nurka midzy uchylone drzwi, prosto do mieszkania, w ktrym mogem ju pozosta na zawsze. Ju w korytarzu dostrzegem saby poblask muskajcy posadzk, co mnie upewnio, e dobrze trafiem; znalazem si w niewielkim przedpokoju - spoza nastpnych, na wp rozdartych drzwi przenikao rozproszone wiato. Zbliyem ostronie gow do nieregularnej wyrwy i zajrzaem w gb pokoju. Rekrut we wasnej osobie orbitowa przy oknie z rur miotacza opuszczon wzdu uda. Na jego widok poderwaem

szybko wylot swojej broni. zdecydowaem si przekreli go na miejscu, jeliby tylko raz jeszcze sprbowa skierowa miotacz na ulic. Wisia w przestrzeni nieruchomo, zwrcony plecami do mnie i wyglda przez okno - chyba czeka, a Ino zostanie pozbawiona ostatniej osony. Przyszo mi do gowy w trakcie tej nerwowej przerwy, e dobrze by byo podej go znienacka, obezwadni i zacign do schronu, gdzie mgbym go nastpnie wybada i zmusi do wyjanienia, w czyim imieniu waciwie dziaa: czy chcia nas zamordowa z polecenia ludzi, czy te by narzdziem Mechanizmu. Miaem zaufanie do swoich mini, tote pod wpywem tej myli przecisnem si ostronie przez wski wyom i wpynem do rodka pokoju, gotw w kadej chwili poci Rekruta na strzpy, gdyby si tylko przedwczenie obejrza. Opuszczajc dogodne stanowisko przy wyrwie, popeniem bd trudny do naprawienia, ale nigdy nie przewidziabym takiej sytuacji: St sta porodku pokoju, na nim krzeso, a jeszcze wyej posg kobiety, wyprostowanej na krzele i zastygej z rkoma podniesionymi do sufitu, gdzie poza opuszczon bia pytk, imitujc wiernie fragment stropu, znajdoway si w pytkiej wnce jeszcze jedne drzwiczki, stalowe, zaopatrzone w numerator i pokrta. Byy opuszczone ku doowi i odsaniay wntrze zamaskowanego sejfu, w ktrym trwaa zanurzona rka kobiety-posgu. Druga kobieta staa przy stole; wstrzymany czas unieruchomi j z podniesiona do gry gow. Podawaa tamtej pkaty neseser - jej skamieniae oczy wpatryway si w przestrze, w lad za tym szybkim ruchem; otwarte usta zamary w poowie jakiego sowa. Niewtpliwie, niewiadome katastrofalnej sytuacji kobiety - po ogoszeniu alarmu zamiast ratowa goe ycie, traciy czas na wydobycie kosztownoci, z ktrymi chyba miay zamiar dosta si do

schronu. Nie ten widok jednak sprawi, e chciaem natychmiast wycofa si z powrotem do przedpokoju: Ujrzaem ktem oka podugowaty cie przemieszczajcy si na tle biaego stropu. Zobaczyem teraz nagle - czego wczeniej nie mgbym ustali - e w pokoju znajdowa si jeszcze jeden przybysz ze schronu, towarzysz Rekruta. Orbitowa pod samym sufitem, z ciaem wycignitym rwnolegle do niego i zwrcony plecami do podogi grzeba gorczkowo w skrytce. Z atwoci rozpoznaem w nim Cooreza. Nie byo ju mowy o walce wrcz ani o prbie obezwadnienia Rekruta: grona sytuacja skomplikowaa si zmuszaa mnie do podwjnego zabjstwa, tym bardziej e ju na sam myl o zwrceniu si tyem do nich w trakcie mozolnego przepychania si przez dziur czuem ciarki na plecach wywoane wyobraonym smagniciem byskawicy z miotacza Rekruta. W jaki sposb zdoabym wytumaczy Coorezowi, dostatecznie szybko i jednoznacznie, e jemu z mojej strony wos z gowy nie spadnie, gdy musz tylko ubiec Rekruta w jego niewtpliwym ataku na mnie? Rozwizanie nadeszo skdind i byo lepsze, nibym sobie tego yczy. Spywaem wanie w kt, za telewizor, wodzc wylotem zgaszonego miotacza od jednej postaci do drugiej, gdy Rekrut - ktrego musiaa zdumiewa scena na dnie rtciowego oceanu - zwrci twarz w stron Cooreza i skin na niego gwatownie, jakby go chcia przywoa do siebie. Tamten nie zainteresowa si sygnaami Rekruta; bardziej pochaniao go co innego: gorczkowy rabunek. Drcymi z podniecenia palcami przebiera w sejfie i raz po raz wyciga na wierzch, co si tylko dao. Lecz przecie dokadnie to samo zjawisko, ktre pozwolio mu nie liczy si wcale z

obecnoci kobiet, sprawiao mu te niemay kopot. Miota si wic w prawo i na lewo, mocujc si oddzielnie z kadym piercionkiem i z kadym szlachetnym kamieniem, nim cz z nich zdoa wreszcie rozlokowa po swoich kieszeniach. Bezmylna chciwo zalepia go i opanowaa niepodzielnie; wyobraa sobie pewnie, e w schronie zdoa je w jaki cudowny Sposb sprowadzi do naszego ukadu odniesienia. Widziaem gar zotych monet rozwieszonych w powietrzu pod skrytk; w deszczu pere rozrzuconych w przestrzeni wok porwanego sznura szczeglnie kuszco zamigotaa dua brylantowa kalia. Coorez nie mg si z ni upora i w kocu wyleciaa mu z garci. W teje chwili do akcji wczy si jego towarzysz: kilkoma energicznymi susami dopad do cennego upu i chwyci go oburcz; jednak w bystry rzut - zdaniem Cooreza - nie rozwiza problemu wasnoci. Z wyrazu jego twarzy mogem wywnioskowa, e Rekrut nie da si atwo spawi pod okno, gdzie rozkazujcym gestem odsya go Coorez. W trakcie niemej szamotaniny Rekrut pozostawa wci z domi zacinitymi na kolii. Aby ostatecznie rozstrzygn spr, kopn Cooreza w brzuch, bezceremonialnie odbijajc si od niego z wielk sia obydwiema nogami; nabra przy tym znacznego pdu, proporcjonalnego do olbrzymiej masy kolii, ktra w prostej linii pocigna go do okna. Ledwie zdy wypa na ulic, gdy spod sufitu trysn za nim wski liliowy strumie: wida Coorez nie waha si ani sekundy. Pasmo przeszo przez brzuch nieszcznika, rozcinajc go na dwoje. Widziaem go jeszcze przez chwil, kiedy zwinity w kbek opada poza parapet okna. Obadowany znikom czci skarbu Coorez ruszy z wielkim trudem w lad za swoj ofiar. Nogawki spodni przy

udach i rogi pustych kieszeni marynarki wloky si za nim w karykaturalnych drgawkach, jak gdyby co chwila zawadza nimi o niewidzialne ostre haki. Zimny pot zala mi plecy, nie dlatego jednak, abym si rozczuli nad losem Rekruta - w kocu jeden bandyta wart by drugiego i nie byo tu kogo opakiwa. Kiedy Coorez znikn mi z pola widzenia, ocknem si pord posgw w gstniejcym mroku, z tymi patami w oczach. Nie musiaem si dugo zastanawia, co to znaczy: przebiegem w myli znaczn odlego, jaka dzielia mnie od pokoju cieni, i zrozumiaem, e nigdy nie zdoam ju przeby nawet poowy tej drogi. Wisiaem pod oprnionymi butlami z ostatni porcj tlenu w pucach, wiadom minuty trwania i nieuchronnej mierci, ktra tutaj - na dnie mrocznej otchani mimo wielu przychylnoci losu upara si jednak ostatecznie mnie dosign. Mogem podpyn najdalej do okna - i to mi starczao, zapragnem bowiem rzuci ostatnie spojrzenie w stron uratowanej Iny. Wyjrzaem. Zby wgryzy mi si w jzyk, podczas gdy gowa lataa mi na wszystkie strony potrzsana daremnymi skurczami piersi - daleko jak okiem sign ocean lodowatej rtci spoczywa w dole, zastygy, pusty i martwy, cho przecie roi si setkami ludzi. Pord guchego grzmotu, ktry narasta mi w uszach, odezwao si ostre trzanicie. Zderzyem si. Co to? Jaka bezksztatna brya dryfowaa przy mnie. Zawieciem w bok na cian i w odbitym od niej blasku ujrzaem zmasakrowane piorunujcym ciciem zwoki Rekruta. Rzut oka na jego aparat tlenowy, przywrci mi gasnc wiadomo. Zerwaem z ciaa butl i mask, bezzwocznie przywierajc do niej ustami. Jeszcze przez kilka minut ciszy

zakcanej wistem tlenu ulatniajcego si przy zaworach butli widziaem posta Rekruta, gdy majestatycznie wpywa przez okno - z powrotem do stp pokaleczonej kobiety. Czy kiedykolwiek mgby przewidzie, w jaki sposb uratuje mi ycie?

Raport

Na strzaskanym tapczanie - ustawionym ponownie pod


cian w pokoju cieni - spaem przez pene pi godzin, to jest, do dwudziestej trzydzieci. Runem na ostatkiem si, szczliwy, e nie musz nigdzie dalej chodzi, taki byem wyczerpany przejciami w zastygym miecie, a teraz, czujc wiksz ni przedtem ociao, sztywno i bl we wszystkich miniach, uzmysowiem sobie jeszcze, od ilu godzin nie miaem nic w ustach. Gd potgowao rozgoryczenie wypywajce ze wiadomoci, e o posiki bd tu musia walczy, jakbym wcale na nic nie zasugiwa. Mogem zwrci si do obsugi w stowce z upokarzajc prob o nielegalne wydanie jednej porcji (kelnerka miaaby tu niema satysfakcj) albo wprost zaj si resztk kolacji pozostawion przez kogo na talerzu, mogem te poprosi o bon Asurmara, trzeci z kolei - jeeli nie wyczerpa jeszcze swojej cierpliwoci mogem wreszcie dalej nalega na pukownika Goneda, aby wyj odpowiedni formularz i przyoy niezbdny stempelek. Zdecydowaem si na to ostatnie rozwizanie. Udaem si najpierw do skadu na poszukiwanie Elty Demion, jak Ina sama chciaa si nazywa, miaem bowiem jeszcze w oczach krtkotrwae widmo jej postaci skpanej w szerokiej liliowej smudze, i chocia byo to zapewne

przywidzenie, chciaem si jednak upewni, czy mimo wszystko nie zostaa w jakim stopniu poraona. Niestety nie zastaem jej tam. W hallu panowaa gorczkowa krztanina. Kilkunastu mczyzn uwijao si w wskich przejciach midzy rosncymi wci grami tobow, ktre znosili tutaj z innych pomieszcze i rzucali bezadnie na wierzch, pod sam sufit, lub upychali cile w nie zapenionych jeszcze lukach pomidzy krzesami. Cae wntrze ulego gruntownym przeobraeniom. Na prno szukaem wzrokiem zwinitego dywanu, ostatniego legowiska Iny. Obok przesunitych pod ciany stosw bezuytecznych mebli pojawiy si nowe zwaliska utworzone ze sprztu obrony ludnoci przed rodkami masowego raenia. W wielkiej liczbie przeciwgazowych masek i butw-poczoch z dugimi cholewkami, midzy warstwami nagumowanych ochronnych paszczy poniewieray si rnokolorowe pakiety, puda, butle i kanistry z napisami "Dezaktywizacja", "Odkaanie", "Dezynfekcja" - wszystko razem stanowio zapewne sprzt specjalny, zgromadzony w komorach na wypadek skaenia rejonu broni jdrow, chemiczn lub biologiczn. Mieszkacy schronu dobrze byli przygotowani do popiesznej ewakuacji w przypadku, gdyby zaistniaa konieczno wyjcia dugimi tunelami na powierzchni ziemi i wdrwki w opadajcym pyle radioaktywnym oraz na przezwycienie innych przewidywanych nieszcz, ktre jednake nie miay nic wsplnego z rodzajem rozgrywajcej si wanie tragedii. Byo co przytaczajcego w tym nerwowym i bezmylnym przenoszeniu rzeczy z miejsca na miejsce, w tych daremnych usiowaniach pozbycia si bezuytecznego adunku, zawalajcego bezcenn przestrze - chyba prba imitowania jakiejkolwiek dziaalnoci, ktra by zwizaa na jaki czas myli i rce bezczynnych ludzi.

Ze skadu skierowaem si prosto do gabinetu Goneda. Alin sta w otwartych drzwiach kancelarii i wyglda sennie na korytarz. Zajrzaem przez jego rami do rodka - Goneda nie byo. - Co tam? - warkn. - Wie pan moe, gdzie jest teraz pukownik Goned? spytaem. Wzruszy ramionami i w milczeniu, ostentacyjnie podnoszc do drzwi wskazujcy palec, podkreli paznokciem ujty w ramki skrawek byszczcego papieru. Przeczytaem: "Interesantw przyjmuje si w godzinach 8-16". Mylaem, e parskn miechem, ale opanowaem si: wic tego jeszcze brakowao, tutaj - na drodze do gwiazd! - Czy nie spodziewa si pan, e jednak wstpi tu jeszcze wieczorem? - Moe. - Pozwoli pan zaczeka? Odsun si niechtnie na bok. W odizolowanej krat czci pomieszczenia siedziao czterech mczyzn. Spogldajc na nich z ukosa, staem przez kilkanacie minut pod cian; wreszcie przysiadem na brzegu krzesa koo biurka. Alin, ktry dotd zdawa si mnie nie dostrzega, zbudzi si na ten widok z krtkotrwaej drzemki w progu i przyskoczy do mnie z tak gwatownoci, jakby chodzio tu co najmniej o obron tronu zagroonego witokradczym kontaktem: wyrwa mi krzeso spod siedzenia i zamaszycie przetar je rkawem swetra.

- Tam - sykn, wyrzucajc rk poza siebie. Niech pan si rozwali na taborecie. Nie znajdujemy si w prywatnej celi. Porzdek musi by! Jeden z winiw zachichota. - Cisza! - wrzasn Alin. - Jeeli jeszcze raz ktry z was trzanie dziobem... - zawiesi gos: Nie daem si speszy takim traktowaniem; w kocu urzdowanie miao nadal swoj karykaturaln moc. Lecz kiedy pomaszerowaem w stron taboretu przy kracie; Alin jkn za mn tak rozpaczliwie, e mogem si obawia, czy nie traci ostatniej cierpliwoci: - Czowieku, gdzie pan si wlecze ! Nie na tamtym, tutaj! Przepisy zabraniaj zblia si do kraty na odlego dwch metrw. Do szkoy pan nie chodzi? Poczapa ociale na prg. Usiadem w kcie na kolawym stoku i eby mie peniejszy obraz jego mentalnoci, odezwaem si jeszcze raz: - Czy mog poyczy na chwil dugopisu? - wskazaem na biurko, gdzie leay przybory Goneda. Zaprzeczy ruchem gowy. Dopiero po kilku minutach, gdy zapomniaem ju o caym incydencie, w trakcie kolejnego przerzutu wzroku z lewej na praw stron korytarza zamamrota na wp do siebie: - Nie wolno, i ju! Wpatrywaem si w sin biel twarzy owietlonych przez brzczc w grze jarzeniwk i mylaem o olbrzymiej zdolnoci przystosowawczej, jaka cechowaa osobowoci typu Alina. W jaki sposb z pospolitego opryszka zdoa si na

poczekaniu przemieni we wzorowego stra porzdku, w pedantycznego wykonawc rozkazw - to ju pozostawao jego sodk tajemnic, zagadk tych wszystkich nieskomplikowanych struktur duchowych, w ktrych tak atwo jest zmieni cay porzdek od samych podstaw, dlatego przede wszystkim, e nie ma tam czego przeksztaci ani naruszy. Mino p godziny. Czas oczekiwania na Goneda duy mi si tym bardziej, e nie byem wcale pewny rezultatu naszego spotkania. Jeszcze raz przyjrzaem si winiom. Mczyzny, ktry rano dawa mi znaki w czasie dyskusji z Asurmarem, nie byo ju za krat; nowi aresztanci zachowywali cakowite milczenie, trzech leao na zbitej z desek pryczy, czwarty przechadza si spokojnie z kta w kt. Ten ostatni zwrci moj uwag w momencie, gdy - korzystajc z chwilowej nieuwagi Alina - sign rk midzy prty kraty i szybkim ruchem pochwyci sznurowado, ktre leao po tej stronie na stoliku wrd innych odebranych aresztantom drobiazgw. Przygldaem mu si sennie przez jaki czas: przywiza pusty kubek do koca sznurowada i koysa nim miarowo w obydwie strony. Kady ruch kubka akcentowa bezdwicznym ruchem warg. Wreszcie podcign rkaw marynarki i znaczco pokaza palcem na lewy nadgarstek, gdzie zwykle nosi si zegarek. Skwitowabym t zabaw stereotypowym: "Czego to si z nudw nie wymyla!", gdyby czowiek nie prbowa mnie do niej wcign. Rzuci mi kilka wymownych spojrze i raz po raz wskazujc na swoj zabawk, odwija rkaw marynarki, jakby chcia si dowiedzie, ktra jest godzina. - Dwudziesta pierwsza dziesi - powiedziaem na gos. Alin obejrza si.

- Do pno - wyjaniem. - Jak si panu pieszy, to do widzenia! Aresztant pokrci przeczco gow. Mia zniecierpliwion min. Oczywicie nie pyta mnie o godzin. Co innego mia na myli. Kiedy wreszcie zorientowaem si, o co mu chodzi, musiaem przyzna rwnoczenie ze wstydem, e kto inny wpad przede mn na ten prosty pomys: mczyzna chcia pozna aktualn warto przypieszenia ziemskiego. Z racji penionej tu funkcji ja pierwszy powinienem zainteresowa si tym zagadnieniem. Znalazem w kieszeni malek zapalniczk Veisa, a potem zajem si poszukiwaniem nitki. Wycignem j z nogawki spodni i odoyem dokadnie jeden metr dugoci, rozwijajc j dwukrotnie wzdu krawdzi taboretu, ktrego wymiary jak gosi uwidoczniony na cianie spis inwentarza - byy pedantycznie znormalizowane i na szczcie nie objte cis tajemnic wojskow. Po przywizaniu zapalniczki wykonaem sto penych podwjnych wahni. Zajo to trzy minuty bez dwch sekund. Podczas gdy aresztant skin mi gow z aprobat, Alin, przeledziwszy krytycznym wzrokiem wszystkie moje poczynania, stukn si z rozmachem palcem w rodek czoa. Gupota tych niepowanych czynnoci, jakimi drczyem niechccy jego wyobrani, bya dla tak oczywista i rozczulia go do tego stopnia, e zapominajc o stosownym dystansie - z braku innego powiernika uczu zwrci si z szerokim umiechem do winia. Tamten te najwidoczniej, eby mu nie robi przykroci - pstrykn si palcem w czoo. Drcymi z podniecenia palcami signem po notes Veisa. Przeksztaciem rwnanie na okres wahada matematycznego, wyznaczajc ze przypieszenie. Po

podstawieniu odpowiednich wartoci i wykonaniu prostego rachunku otrzymaem zdumiewajcy wynik. - Dwanacie caych i czterdzieci dziewi setnych metra na kwadrat sekundy - powiedziaem na gos, niby to do samego siebie. - Z niewielkim bdem - dodaem po chwili. Byem tak przejty otrzymanym rezultatem, a jeszcze bardziej okolicznociami, ktre mnie do niego przywiody, e przestaem reagowa na kolejne grymasy Alina. Musiaem wreszcie rozci wze podstawowych wtpliwoci: co tu dominowao nad czym - ludzie czy zjawisko? Czy ludzie kierowani niejasnymi motywami dziaania - czy sterowane wol Mechanizmu tajemnicze zjawisko fizyczne? Kim byli ci mczyni, postacie spoza kraty - zdawaoby si na pierwszy rzut oka szeregowi mieszkacy schronu izolowani tu za jakie tuzinkowe wykroczenia - kim by zwaszcza czowiek z wahadem w rku, ktry o warto przypieszenia ziemskiego pyta w sposb tak naturalny, jak kto inny pyta o czas, jak gdyby ju od szeregu godzin - ba, moe nawet od szeregu miesicy! - znajc doskonale fakt, e znacznie odbiega ono od normy (o czym ja nie miaem zielonego pojcia), chcia si tylko dowiedzie, przy mojej pomocy, czy nadal utrzymuje si na tym samym poziomie? Zostaem wic brutalnie cignity na waciwe miejsce: dotd wyobraaem sobie - nie bez odcienia pewnej zarozumiaoci - e podam samotnie w lad za mylami Unevorisa, e ja jeden dotrzymuj mu kroku na zawiej drodze do odkrycia prawdy. A oto przypadek skonfrontowa mnie z czowiekiem jeszcze bardziej od nas zapoznanym. Czy byo to przejawem ogarniajcej wszystko niepojtej konspiracji, e kady, ktokolwiek usiowa przenikn tajemnic, wedug

swych si zdawa si boryka z ni oddzielnie - i kady na innym szczeblu samotnie bdzi? Wykonaem jeszcze kilka oblicze. Stosunek prdkoci wiata do otrzymanej przed chwil wartoci przypieszenia rwny by liczbie dwustu siedemdziesiciu omiu dni. Cay ten czas mielimy ju poza sob z wyjtkiem trzech ostatnich dni. Kolejna niepewno zostaa usunita. Ostatnia, wypywajca z sugestii Unevorisa, teza okazaa si wic cakowicie prawdziwa, chocia sformuowa on swj pogld, opierajc si wycznie na analizie efektw relatywistycznych, za niezgodno czasw prbowa usun fantastycznym zaoeniem, e "zgubilimy" gdzie owe brakujce osiemdziesit dni. Teraz jednak nie obracaem si ju w sferze mtnych przypuszcze - najblisze godziny musiay potwierdzi druzgocc prawd. Wyrwaem kartk z notesu i zatytuowaem j:

Do komendanta schronu generaa Lendona


Raport Neta Porejry. Bd pisa o faktach - na ogl - doskonale znanych i z tego powodu nie zamierzam si tu wdawa w bardziej szczegowe analizy. W dniu czwartego czerwca ubiegego roku, zatem przed dziewicioma miesicami, schron nasz zosta wyrwany z powierzchni Ziemi i uniesiony w przestrze kosmiczn tak agodnie, e nikt tego wwczas nie zdoa zauway. Dzisiaj rwnie nie mona by byo stwierdzi tego z ca pewnoci, gdyby przypieszenie ruchu, w jakim wci trwamy, byo dokadnie rwne przypieszeniu grawitacyjnemu Ziemi, poniewa w myl zasady rwnowanoci Einsteina nie mona

odrni efektw grawitacji od analogicznych efektw wywoanych ruchem jednostajnie zmiennym. Jednake przypieszenie, o ktrym tu mowa, wiksze jest od redniego ziemskiego o okoo dwa i p metra na sekund do kwadratu, o czym atwo mona si przekona. Sia bezwadnoci rwna reakcji na sta si przyoon do schronu i przeciwnie do niej skierowana pcha nas ku podogom, sprawiajc, e czowiek, ktry na Ziemi way 60 kilogramw, tutaj way 76 kilogramw. Brak jakichkolwiek wstrzsw od dnia katastrofy pozwala sdzi o staoci przypieszenia i prowadzi nastpnie do niewtpliwego wniosku, e od dwustu siedemdziesiciu piciu dni schron oddaa si nieustannie od Ukadu Sonecznego i e dzi osign ju prdko bardzo zblion do prdkoci wiata w prni. Z porwnania czasu miasta relatywistycznego z czasem schronu wynikaoby, e prdko schronu rwna jest czci prdkoci wiata okrelonej przez uamek dziesitny, w ktrym po zerze caoci nastpuje kolejno a osiem dziewitek - tak bardzo bliski jest on jednoci; z drugiej za strony wydaje si, i sytuacja taka powinna nastpi dopiero za trzy dni. W kadym razie nim one min, ustanie cig fotonowego silnika odpowiedzialnego za si bezwadnoci, dziki ktrej mamy tu sztuczn grawitacj. Naley si tego spodziewa w kadej chwili. Tyle - gdy chodzi o fakty niewtpliwe. Co si za tyczy wiata posgw zastygego pod dnem schronu, to mog na jego temat wysuwa jedynie bardziej lub mniej wiarygodne hipotezy. Oczywicie, najatwiej by byo powoa si tu na istnienie sit nadprzyrodzonych i obarczy je odpowiedzialnoci za wszystko, co si tutaj dzieje. Wwczas sprawa byaby od razu zamknita. Rzecz w tym jednak, e

takie siy rwnie - przynajmniej w moim przekonaniu podlega musz powszechnym prawom natury i e take s cile skrpowane. Mechanika obowizujca dzi w Kaula-Sud z naszego punktu widzenia - gdy j rozpatrywa w oderwaniu od zasadniczej trudnoci - nie nastrcza w swym opisie adnych wikszych kopotw. Wszystkie prawa fizyczne s tam - zdaje si - doskonale zachowane. Wszelkie zmiany ilociowe otrzyma mona z prostych transformacji czasu i masy. Jedynie kwestia dugoci obserwatora przechodzcego przez granic wiatw, ktra zmienia si na styku, dostosowujc si niejako automatycznie do skrconej dugoci miasta pozostaje nadal nie rozwizana. Narzuca si wic najpierw prba zrozumienia zjawiska na gruncie teorii wzgldnoci, obarczona jak wiadomo - co najmniej jedn gwn sprzecznoci, ktrej nie sposb usun. Osobliwe zestawienie poruszajcych si wzgldem siebie ukadw, z jakim mamy tu do czynienia, jest teoretycznie cakowicie niemoliwe. Stajemy zatem przed alternatyw: ekspozycja lokalna czy transmisja z Ziemi. Mamy tu zarazem swoisty dualizm: jeeli pomin problem wizji, to w pierwszym przypadku znan sytuacj lepiej opisuj transformacje Lorentza, w drugim - trzeba si powoa na zjawisko Dopplera. Zatrzymam si przy tej ostatniej moliwoci. Promie wiata wysany z miotacza wprowadzonego ze schronu do miasta, ktry miot na samym pocztku czstotliwo wtrnego promieniowania kosmicznego, trafia tam jako dwadziecia tysicy razy duszy, czyli jako promie z pogranicza fal Roentgena i gamma. Nastpnie, po czciowym odbiciu od przedmiotw miasta, wraca z powrotem, jeszcze raz ulegajc efektowi Dopplera (wic znw przesunity w widmie elektromagnetycznym daleko ku "czerwieni") i ostatecznie w

ukadzie obserwatora zajmie miejsce w pamie promieni dla niego widzialnych. Czas ekspozycji jest dla posgw tak krtkotrway, e - praktycznie biorc - nawietlanie nie wyrzdza im adnej krzywdy. Natomiast osoba z naszego ukadu odniesienia owietlona w miecie wiatem miotacza padajcym na ni bezporednio ulega. natychmiastowemu poraeniu. Dzieje si tak najpierw dlatego, e absorbuje ona wizk o czstotliwoci dwadziecia tysicy razy wikszej, a po wtre z tego powodu, e czas nawietlania jest dla niej tyle razy duszy ni odpowiedni czas w odniesieniu do posgw. Pozostaje jeszcze rozwizanie problemu dla mieszkacw schronu bodaj najwaniejszego: czy zagadkowy utwr, ktry mknie za nami w przestrzeni kosmicznej, jest doskona reprodukcja miasta z okresu ostatnich szeciu minut bezporednio poprzedzajcych wstrzs i katastrof, inaczej mwic - czy jest on symetrycznym odwzorowaniem okrelonego obszaru przestrzeni zwizanego z Ziemia na obszar przestrzeni zwizany ze schronem, czy raczej naley sdzi (mgbym tu wskaza na przekonywajce dowody), i utwr ten jest identyczny z samym miastem? Rnica midzy dwiema moliwociami jest oczywista, gdy w pierwszym przypadku dane s dwa miasta: tam - nieosigalny orygina, a tutaj - jego kopia, na ktrej dokonywa moemy rnych operacji bez obawy, e wprowadzamy zmiany do wasnej przeszoci, w drugim natomiast przypadku istnieje tylko jedno miasto - wdrujcy ze schronem orygina. Jeeli - o czym jestem przekonany - zachodzi tu druga z rozpatrywanych moliwoci, to wszelkie, nawet najbardziej drobne zmiany wywoane przez nas w chwili obecnej w miecie naley traktowa jako automatyczne uzupenienia brakujcych poprzednikw w tych wszystkich cigach zdarze, w ktrych ju dzi istnieje w schronie odpowiednie ich nastpniki. Uzupenienia te s konieczne z punktu widzenia determinizmu.

Dokonuj si na marginesie naszej dziaalnoci, gdy nie jestemy w stanie ich skontrolowa.

Opuciem kancelari Goneda, ktr trafniej byoby


nazwa komisariatem, i poszedem przed siebie opustoszaymi korytarzami. Nie miaem ju cierpliwoci czeka tu na niego duej; z drugiej znw strony nie spodziewaem si te, eby Alin zechcia mi wskaza miejsce pobytu pukownika. Po drodze wsunem do kieszeni kartki z raportem do Lendona. Powinienem przekaza mu je moliwie najszybciej. cisa izolacja midzysegmentowa nie uatwiaa mi tego zadania. Musiabym uzyska zezwolenie na opuszczenie tej strefy, ktre wystawi mg tylko pukownik Goned. Czy zdoabym pniej wrci, aby skontaktowa si wreszcie z Elt Demion ? O ile zdyem ju pozna panujce w schronie zwyczaje, Goned nie uznaby raportu za dokument pierwszej wagi i skierowaby go do segmentu komendanta zwyk drog subow. Uwaga o adunku termojdrowym, ktrego chcia uy do przebicia drogi na powierzchni ziemi, zdradzaa wymownie, na co jeszcze ten czowiek liczy. Przypomina much miotajc si we wntrzu zakorkowanej butelki; ciany puapki dzieliy go od kwitncego ogrodu i trudno byoby mu chyba wytumaczy, e wybijajc okno, wyda wszystkich na pastw prni a galaktycznej. Tak czy inaczej, wszystkie drogi, jakie krelia przede mn sytuacja, ogniskoway si teraz na osobie Goneda, tote ucieszyem si, kiedy zobaczyem go w grupie kilku zgromadzonych na korytarzu osb. Idc ku niemu, przeszedem obok Senta i Raniela. Na widok tego ostatniego zmieszaem si: wic kto go ju wypuci z magazynu.

Zachowaem wobec niego milczenie. Kade usprawiedliwienie zabrzmiaoby tu niezrcznie i faszywie, zwaszcza e - prawd mwic - zupenie o nim zapomniaem. Jaki mczyzna z teczk w rku wyprzedzi mnie w chwili, gdy zwolniem, mijajc Raniela. Zachowywa si tak, jakby zamierza mnie ubiec w kolejnoci zaatwiania spraw przed pukownikiem. Podszed do rozmawiajcego z dwiema kobietami Goneda i zatrzyma si przy nich w postawie wyraajcej przygotowanie do duszego oczekiwania. Teczk postawi na pododze. Gdyby nie byszczce, rozgorczkowane oczy, powiedziabym, e twarz uoya mu si w wyraz cierpliwoci cechujcej wzorowego petenta. Zerknem w stron Raniela: patrzy na mnie. Wszystko, co zdarzyo si w czasie nastpnych piciu sekund, mona by nazwa popisem piorunujcego dziaania, do jakiego chyba tylko jeden Sent by zdolny. Usyszaem najpierw jego krtki ryk: "Padnij!" Nim ktokolwiek zdy odwrci gow, Sent przyskoczy do Goneda i pchn go razem z kobietami na mnie, tak gwatownie, e wszyscy upadlimy. Odsonilimy przy tym drzwi azienki, w ktre Sent kopn z caej siy, nieomal rwnoczenie rzucajc w gb porwan z podogi teczk. Drzwi odbiy si od ciany i z trzaskiem wrciy na swoje poprzednie miejsce - to by jeden uamek sekundy; w drugim ujrzaem Senta zoonego do strzau z biodra i oddalon ju posta waciciela teczki, ktry z rozkrzyowanymi rkoma przewija si do tyu, trafiony kul, nim zdecydowa si na jawn ucieczk wszystko razem w guchej ciszy, bo nawet rewolwerowy strza by cisz w zestawieniu z oguszajcym hukiem detonacji, ktra po chwili wstrzsna caym segmentem.

Rozerwane drzwi wyleciay na korytarz, odsaniajc wntrze jamy zasanej rumowiskiem gruzu. oskot w azience umilk nagle; leelimy w gstej chmurze biaego pyu pord sypicych si jeszcze odamkw, poprzez nerwowy wrzask kobiety syszaem czyj kaszel. - S ranni? - spyta Sent. Ca twarz pokryway mu czerwone plamki. Nikt nie odpowiedzia. Pochyli si nad Gonedem i pomg mu wsta. Podniosem si z podogi. Jeeli nie liczy rozbitego okcia, citej rany na udzie i skrconej w kostce nogi - nie odniosem adnych obrae. Innym rwnie eksplozja bomby nie wyrzdzia wikszej szkody. Trzeba byo przyzna, e Sent doskonale strzeg swego zwierzchnika. Kobiety otrzepyway si wzajemnie z grubej warstwy pyu. W czynnoci tej wicej byo potrzeby uspokojenia wzburzonych nerww ni jakiego sensu. Ukryy si zaraz w ssiedniej kabinie. Drzwi na caej dugoci korytarza koysay si wahadowym ruchem, ukazujc ostronie wychylajce si gowy i cae postacie ludzi, najczciej wyrwanych ze snu. Nikt o nic nie pyta. Najbardziej zdumiewaa mnie ta nienaturalna cisza. Sent rozdeptywa kau krwi przy zwokach zamachowca. Otoczony rosnc gromad gapiw szpera po jego kieszeniach. - Kto to by? - zwrciem si do Goneda. - Domyla si pan? Podpiera cian. Wpatrywa si szklistym wzrokiem w rozmazan na doni krew. Pochodzia z innego miejsca, co mu wskazaem palcem. Kapaa z rany w maowinie ucha, w ktrej sterczaa gruba drewniana drzazga.

- Sabo panu? - spytaem jeszcze raz. Nawet na mnie nie spojrza. Dysza chrapliwie. Nie byo na nim zna ladu jakiej powaniejszej kontuzji, jednak robi wraenie czowieka umierajcego. Gdy braem go pod rk, patrzc na jego kredowobia twarz, ktra upodobnia si ju prawie do siwych wosw i brwi, zrozumiaem, e wiele czasu minie, zanim bd si mg z nim porozumie. Sent podszed do nas i zdecydowanym ruchem odsun mnie na bok. - Idziemy - rzek. - Przepraszam - powiedziaem niepewnie. Wiem, e mwi o tym w nieodpowiedniej chwili, ale sprawa jest niezwykle wana i pilna. Chciaem wrczy panu pukownikowi raport. Dotyczy... - Jutro - uci Sent. - Przedstawiam w nim powag naszej sytuacji. Kada godzina jest cenna, gdy trzeba uczyni odpowiednie przygotowania... Oddalali si. - Moe kto inny by si tym zaj, skoro pan Goned nie czuje si na siach - sprbowaem jeszcze. Sent zostawi Goneda i szybko wrci do mnie. - Niech pan si teraz nie wygupia - usyszaem przy uchu jego ciszony gos. Odeszli. Kawa betonu koysa si na zwoju kabla pod stropem ruin azienki. Zostaem sam.

Zagrzeba si w tumie

Bkaem si dugo po korytarzach w nadziei, e


szczliwym przypadkiem znajd gdzie Elt Demon. Nie spotkaem jej nigdzie. Wstpiem do stowki i do baru, zagldaem do rnych ktw i wnk; tylko wntrza kabin, w ktrych ludzie zamykali si na klucze, byy dla mnie nieosigalne, tak samo jak dla niej. Myl o Inie przysonia mi wszystkie inne sprawy, lecz nie usuna ich cakowicie w cie. Ni std, ni zowd wpltaem si we wspomnienie wypowiedzi Ludwika Veisa, przeraonego grob mojej zdrady, zaraz migna mi w mylach faszywa twarz Cooreza, potem - zmuszajc si ju nieomal - zaczem analizowa uniki Asurmara i podwjn gr Unevorsa, w pewnej mierze pokrewnego mi duchem, by wreszcie doj do aresztantw z lokalu Goneda i zamachu na jego ycie. Czy ludzie spoza kraty mogli by podami i narzdziami Mechanizmu? Zatrzymywaem si kolejno nad rnymi wydarzeniami, to mw widziaem je wszystkie razem - splecione w jeden gszcz. Postawieni przed niebezpieczestwem, ktre powinno ich zjednoczy, mieszkacy schronu nie byli solidarni. By moe, jakie zasadnicze rnice zda w ocenie sytuacji wywoay ju dawno rozam, a nastpnie ukryt i nieprzejednan walk. Czy trwaa ona midzy ludmi i siami Mechanizmu? Jeeli tak byo istotnie, to o co toczya si ta walka? Przecie nie o ycie ani o adne wartoci materialne. Wolnoci te nikt tutaj nikomu nie mg ju bardziej ograniczy od czasu, kiedy zamkny si centralne szyby; a czy schron spoczywa na miejscu, czy trwa w nieustannym ruchu - jaki nierozwizalny konflikt trawi wci jego mieszkacw i kierowa na drog podstpnych zmaga, skania do intryg i szantau, skoro nikt - poza abstrakcyjnym dla nich pojciem

Mechanizmu - nie mg mie i nie mia adnego wpywu na jego pd? Poszedem do magazynu, gdzie wczoraj niechccy uwiziem Raniela, przyszo mi bowiem do gowy, e mog tam znale co do jedzenia. Nie pomyliem si. Mady pobytu Raniela pomogy mi w poszukiwaniach: dostrzegem w jednym z ktw rozoony na pododze plan Kaula-Sud i oprnion puszk. Obok na pkach stao kilka skrzynek z konserwami. Zabraem ze sob du paczk biszkoptw, puszk zgszczonego mleka i cztery konserwy misne. W chodni znalazem cytryny. Zaopatrzyem si te w nowe butle z tlenem i wsunwszy do kieszeni plan miasta, wrciem do pokoju cieni. Leaa na tapczanie z rkoma wycignitymi wzdu ciaa i z przekrzywion na bok gow, tak samo, jak miaa zwyczaj wypoczywa wwczas, na grze, kiedy jeszcze nie byem dla niej cakowicie obcy i kiedy przez dugie godziny, niepewni przydzielonego nam losu, wsuchujc si we wasne oddechy, wpatrywalimy si razem w noc. Spaa. Podszedem bliej cicho na palcach i zajrzaem jej w twarz. Usta miaa lekko otwarte, spieczone wargi i sice pod oczami; wpatrywaem si we wosy, proste i dugie, przesypane na jedn stron; zdradzay na kocu nierwne cicia noem, ktrym oddzieliem je od podstawy cylindra, najwczeniej - na samym pocztku naszej drogi w nowy wiat. Wszystko si zgadzao w najdrobniejszych szczegach - pragnem w to uwierzy. Usiadem cicho na krzele i otworzyem puszk z konserwami. Jadem. ze wzrokiem utkwionym w jej postaci. Czekaem, a si sama obudzi. Spaa niespokojnie. Po godzinie przeczogaa si na nowe miejsce. Co jaki czas ciaem jej wstrzsa krtki nerwowy dreszcz; przeywaa co

przykrego we nie, prbowaa krzycze i koszmar, ktry j tam gnbi, nie pozwoli mi ju duej zwleka. Pooyem do na jej czole. Drgna, otwierajc oczy. Wpatrywaa si we mnie czarnymi otworami renic. Kiedy wracaem na krzeso, podniosa si szybko na okciu. - Ino - szepnem z nadziej w gosie. Milczaa dalej. - Widzisz mnie pierwszy raz? Oczy miaa szeroko otwarte. Drobne kropelki potu zalniy na jej czole. Moe czynia rozpaczliwe wysiki, by przywoa jaki zamglony obraz; zdawao mi si przez krtk chwil, e nieznaczny umiech przemkn po jej ustach, lecz zaraz spyn na nie ten sam obcy cie. - Tak... pamitam. - Pamitasz? - Serce walio mi jak motem. Zerwaem si z miejsca. - Mw...! Co? - Na korytarzu... chyba wczoraj albo dzi. - Nic wicej ? - Teraz przypominam sobie. - Wic mnie poznajesz! Wiesz ju, kim jestem? Zaprzeczya powolnym ruchem gowy. Z oczami utkwionymi gdzie daleko poza mn, jakby wci jeszcze patrzya w swj sen, wstaa z tapczanu.

- Czy chcesz przez to powiedzie, e masz w umyle obraz czowieka, ktrego znaa, ale on nie ma nic wsplnego ze mn? - Nie, to nie to. - Wypowiedz si janiej. - Widz pana dopiero drugi raz. Spotkalimy si na korytarzu. Opadem na krzeso i ukryem twarz w doniach. Siedziaem tak przez kilka minut jak martwy. Chyba mylaem o Mechanizmie. O celu naszym wrd pancernych cian, o drodze poprzez gszcz i o nieuchwytnej zagadce transplantacji pamici. Mylaem o okrutnej woli zniszczenia tej wielogodzinnej nocy, ktra ju raz na zawsze - poczya mnie z In. I nie spostrzegem si nawet, gdy rka zacisna mi si w pi; patrzyem na ni tpym wzrokiem i jak na ironi zobaczyem na palcach zablinione ju lady po zbach Iny pamitk zawarcia znajomoci. - Patrz... - uniosem pi, w nagym porywie przenoszc j nad tapczanem - ugryza mnie wtedy w rk, gdy ci odcinaem wosy. Czy tego nie wida? Pokiwaa gow ze smutkiem. Nie chciaa mnie brutalnie wyprowadzi z bdu. Zreszt, wiedziaem ju, e skina nie tyle nad rk, co nade mn; taki byem mieszny w tej naiwnej potrzebie przedstawienia dowodu rzeczowego, e mogaby teraz wzi mnie za wariata.

- Bardzo si wygodzia? - zmieniem temat. Odwrciem si do stou, gdzie zoyem przyniesion z magazynu ywno. - S biszkopty, ale moe wolisz konserwy? Przeniosem wszystko na tapczan, aby moga je lec. Domylaem si, e musiaa by zmczona po wyprawie do miasta. Zobaczyem j poprzez otwarte drzwi azienki, gdy pochylona nad wann pia wod wprost z kranu. Wrcia chwiejnym krokiem. Ogarna akomym spojrzeniem przygotowan na tapczanie kolacj i zerkajc niespokojnie w stron wyjciowych drzwi, zapytaa ni std, ni zowd: - Co teraz bdzie? - Jak to co? Jedz. - Ale ja... - urwaa. Miaa niewyran min. - Boisz si mnie? - Zajam panu tapczan... czy tak? - Ach, o to ci chodzi. No, szczerze mwic, wtargna tutaj bezprawnie - sprbowaem zaartowa wic, gdy zjesz, wrcisz do siebie. Mieszkasz pewnie w luksusowym apartamencie. Patrzya na mnie niepewnie. - Nie martw si ju. Ten pokj do nikogo nie naley. - Pan tu nie mieszka? - Czasami. Signa po mleko i biszkopty.

- Wynios si std, kiedy tylko zechcesz. - powiedziaem po duszej chwili milczenia. - Lecz skoro ju zawarlimy znajomo, mw mi Net. - A ja nazywam si Elta Demion, wiesz? - O tak! Zapamitaem doskonale. Usiada. Chocia przez wiele ostatnich godzin musiaa pewnie poci z koniecznoci i wygldaa ju bardzo mizernie, jada bez apetytu. Miaa na sobie krtk letni sukienk, moe t sam, w ktrej po dugiej nieobecnoci wrcia raz do pokoju i klkna przy mnie na dywanie, gdzie dogorywaem w pnie bliszym mierci ni jawy, pod miazg nieledwie namacalnej czerni, wpatrzony w otcha, skd wychylaa si ku nam gboka renica nieokrelonej postaci Mechanizmu. Uklka wic, a moe pooya si blisko przy mnie - ile dabym za to, by teraz wiedzie - i opowiadaa mi co z oywieniem, czego jednak nie pojmowaem, bo nie docieray do mnie adne inne dwiki z wyjtkiem ttna krwi we wasnych yach, ktre odmierzao czas najjaniejszego zrozumienia. Wyrwaem jej raz z rki puszk z konserwami, jak dzikie zagodzone zwierz, cho sama mi j podawaa; siedziaa teraz na krawdzi stou, jak wtedy, gdy odcity od rda nie pomylaem o tak wanej rzeczy, czy bezwad mj wynika z okresowego braku dyspozycji, i nie uwiadomiem sobie, e ona pod moj duchow nieobecno, za siebie i za mnie - tam, wrd kondygnacji - yje, czuje, myli i dziaa. Musiaa wiele wycierpie, zanim j opuciem. - Net. - Sucham. - Czy znasz pukownika Goneda?

- Pewnie niewiele lepiej ni ty. - To on wydaje bony ywnociowe? - Tak, on sam, we wasnej urzdowej osobie. Ale trudno cokolwiek u niego zaatwi. Na og jest nieosigalny. Poza tym ma tu osobistych wrogw. Niedawno urzdzono na niego zamach bombowy. Byem przy tym. Syszaa huk? - Tak. Czy yje? - Ocala tylko dziki byskawicznej akcji jednego ze swych rewolwerowcw. Potem nie by w stanie myle o niczym innym, zreszt wcale mu si nie dziwi. Nie rozumiem tylko jednego: o co tym ludziom w ogle chodzi. Zachowuj si tak, jakby posiedli wyszy stopie wtajemniczenia. Odsuwaj mnie od siebie niecierpliwie jak nieznone dziecko, ktre po raz setny pyta na przykad o to, dlaczego kij ma dwa koce. Zwizane z porwaniem schronu, z jego lotem do gwiazd i z naszym przyszym losem realne niebezpieczestwo dla wadz administracyjnych nie ma wikszego znaczenia. Takie odnosz wraenie. Zdumiewa mnie fakt, e oni boj si tutaj czego zupenie innego. Kilkunastu agentw Mechanizmu poniewierajcych si gdzie w gbi schronu nie mogoby oczywicie wywoa takiej atmosfery. W kadym razie problem posgw i zagadka lotu - to dla przytaczajcej wikszoci ludzi dopiero drugi, jeeli nie jeszcze dalszy, marginesowy plan wydarze. W pierwszym - wiedz, czego chc: dziaaj celowo i aktywnie, precyzyjnie i z zimn krwi. Dziaaj, ale czy kiedykolwiek zrozumiem - na rzecz czego? Spojrzaem na milczc In i zrobio mi si wstyd. - No tak... - mruknem niepewnie - rozgadaem si, a tymczasem w dalszym cigu prawie nic o tobie nie wiem. Usyszaem twj gos przez drzwi pokoju Unevorisa, a potem widziaem

ciebie nad rzekomym trupem Cooreza. Bo czy ju wiesz, e oni ci oszukuj? Coorezowi nic wtedy si nie stao. Opuci pokj w najlepszym zdrowiu, by w kocu, w czasie twojej wycieczki do miasta, zabi osobnika z krtko ostrzyonymi wosami, ktry tam ciebie atakowa miotaczem. Widziaem to wszystko na wasne oczy, gdy znajdowaem si w pobliu... Mwiem danej, ale tak, jakbym nawoywa w prni. Ino bya nieobecna. Ciaem trwaa wci niedaleko, przy mnie. Lecz gdzie teraz bdzia mylami? Mgbym j o to zapyta wprost. Jednak umilkem. Moe pragnem, by znalaza we mnie powiernika duchowego bez adnego nacisku z mojej strony. - Net - odezwaa si wreszcie sama, jakby sza za tokiem moich myli - musz ci co powiedzie... - Mw miao. Wygldaa na bardzo niezdecydowan. Dziwna rzecz, trzymaem j przecie w ramionach - tam, we wsplnym naszym ukryciu, a teraz czuem si wobec niej taki skrpowany. Sprbowaem jeszcze raz: - Powiedz szczerze. Co ty tu waciwie robisz? - Gdyby to byo takie proste. - Jeeli si obawiasz... - Zaraz. Podniosa na mnie oczy i po chwili spucia je z powrotem w d - na swoje rce, ktrymi kurczowo obejmowaa krawd stou, pochylajc si nad nimi chwiejnie, jakby ostatkiem si czy moe z lkiem, e grozi jej jaki ostateczny upadek.

- Dostaam polecenie... grozi ci niebezpieczestwo. Chc ode mnie... - pltaa si sabym, drcym gosem. - No...! - wykrztusiem z najwikszym zmieszaniem. Strzykawka? Fiolki? - przemkno mi; to baem si, e mi tego nie powie do samego koca, to znw wolabym jeszcze si udzi. - Uwaaj, e to ja wanie powinnam, e to mj najwitszy obowizek... - Kto? Czemu mwisz tak bezoosobowo? - Jak ty si nie orientujesz, Net! Ale to nie jest teraz najwaniejsze. Chciaam tylko ci zapewni... - Wic dlatego udawaa, e mnie nie poznajesz? - Nie! Miaa zy w oczach. - Czy daj, aby mnie podstpnie zwabia w puapk? Czy zaley im na mojej mierci? - Zabi? Ale to nie o to chodzi! Jest tu co gorszego ni mier, cho z pewnego punktu widzenia wydawa si moe najwikszym dobrodziejstwem. - Wic co? - Zrozum... Musisz mi zaufa. Nie daj po sobie pozna, e cokolwiek wiesz. - Przecie ja jeszcze niczego nie wiem! - Lepiej bdzie, kiedy tego nie usyszysz ze szczegami. Co ja mwi - to konieczno. Wtedy zdoasz postpowa

dalej bez najwikszego ciaru, jak dotd. Bo niewiedza to twoja gwna bro i ocalenie. - Teraz ju niczego nie rozumiem. Zaleao ci tylko na tym, by zasia niepewno? W jakim celu sprowadzia mnie na sam krawd, podsuna mi wiadomo najwikszego niebezpieczestwa, aby milcze teraz, gdy trzeba je wreszcie skonkretyzowa. Po co wywoywaa we mnie nieokrelone podejrzenia? - Bo chciaam ci otworzy oczy w jakim stopniu, koniecznym na wypadek, gdyby zauway co niezwykego i straci do mnie zaufanie. Lecz teraz, cokolwiek zdarzy si w najbliszym czasie, prosz ci najgorcej, zachowaj pewno, e w dalszym cigu bd staa zawsze po naszej stronie i e do ostatniej chwili bdziesz mg na mnie polega. Powiedziaa to nienaturalnym gosem, tonem tak dziwnie uroczystym, e mgbym j podejrzewa o recytowanie wyuczonej formuy. Po co w ogle wspominaa o wzajemnym zaufaniu? Czy nie byem zdany na jej ask w takich okolicznociach, skoro si okazywao, e jest znacznie lepiej ode mnie wtajemniczona? Jaki ohydny robak drgn mi nagle w samym mzgu, wpez w gb myli i zaraz - na szczcie skona. Sprbowaa si umiechn. Usiada przy mnie na tapczanie i wzia mnie za rk. Kiedy drug kada mi na ramieniu. drgnem jak obudzony ze snu. mieszna rzecz - to ona mnie pocieszaa. Ona sama chciaa nie ten wielki ciar, od ktrego pragnem uwolni j w mylach przez cay czas naszego pobytu. Jake inaczej wyobraaem sobie dalsze losy zwizku midzy nami.

- Czy nie zauwaye jeszcze - podja znw takim samym tonem po kilku minutach milczenia - e niektrzy mieszkacy schronu, zwaszcza wtedy, gdy si tego wcale po nich nie spodziewasz, ale te w kadym innym wypadku, czyni rozpaczliwe wysiki, aby swoje postpowanie wyrazi jednoznacznie jako sta gotowo do speniania pokadanych w nich nadziei? Czy ci si nie narzucio, e wanie przez starannie dobierane pozy, przy dyskretnie zamaskowanej lub przynajmniej tumionej odrazie, przez pozorowanie cakowitej ulegoci, imitowanie aktywnoci, a take - kiedy tylko trzeba przez markowanie chciwoci i gupoty robi oni wszystko, co jest moliwe, aby swoje postpowanie uczyni przecitnym, zwykym, zgodnym z narzucon norm sowem, czy nie spostrzege, e oni po prostu ukrywaj si w tumie? Milczaem. O kime to ona mwia! Dlaczego wybraa tak zawi drog, aby si ze mn porozumie? Oddalaa si wci ode mnie, w miar gdy usiowaem si do niej zbliy. Jak miaem rozumie ostatni jej wypowied? Wic Coorez nie zabi Rekruta dla zwyczajnej chci zysku, a Alin nie by bezmylnym debilem, na jakiego wyglda? Czyby starali si by takimi jedynie w tym celu, aby zawiera si w ramach zwyczajnoci by ich o co nie podejrzewano? Nonsens - Ino mylaa pewnie o narzdziach Mechanizmu, wic o nas samych midzy innymi. Ale w takim razie co jej stao na przeszkodzie, co j nieufnie nastawio do mnie, e nie powiedziaa mi tego otwarcie? W kocu to bya nasza wsplna tajemnica i wobec siebie nie musielimy si z niczym kry. Ju chciaem odezwa si na ten temat, gdy uwiadomiem sobie, jaki jestem nieprzytomny. Sytuacj sprzed kilku dni : chciaem bezkrytycznie utosami z obecn. Kim byem dla niej : robotem czy czowiekiem z krwi i koci? Skd teraz zmogem mie

pewno, za kogo mnie braa, skoro nadal wyranie nie przyznawaa si do znajomoci ze mn? Pragna dobrowolnie powierzy mi jak tajemnic, ostrzec mnie przed czym i w por si spostrzega, e jej szczere wyznanie wywoa moe jeszcze wiksze komplikacje; z naszej rozmowy za musiaa wynie odpychajce wraenie, e j podstpnie przesuchiwaem. Dwiczao mi w uszach pozostawione bez odpowiedzi pytanie i musiaem wreszcie zaguszy je czymkolwiek. Wpatrywaa si we mnie dalej uparcie, jakby z nadziej; pewnie czekaa na jakie wyjanienia. - Tak - powiedziaem mechanicznie. - Rzeczywicie. Oni po prostu ukrywaj si w tumie. Moe jednak porozmawiamy o tym innym razem. Jutro chociaby, kiedy wypoczniesz. Po si spa, bo ja zaraz wybieram si do miasta. Gnbi mnie tam jedna sytuacja. Nie potrafi ci wytumaczy, jak bardzo zaley mi na tym, aby do mojego powrotu, nigdzie std nie wychodzia. Spodziewam si, e wkrtce zdoam co wyjani... Ale zaczekaj. Czy mog ci o to prosi? - Obiecuj. Mnie te na tym bardzo zaley. Podczas gdy zajmowaem si przygotowaniami do nowej wyprawy, w mylach pltay mi si kolejne wtpliwoci: mao tego, e nie moga wiedzie, kim jestem naprawd, gdy ja sam nie znaem jeszcze swego rzeczywistego pochodzenia - kim ona bya, przede wszystkim, jeli duchowo nie czua si identyczna z In? I jeszcze: kogo chciaa we mnie widzie... a ja w niej? ile tu byo pyta i niejasnoci! Czy moglibymy polega wycznie na instynkcie zmysw i y obok siebie w cigym napiciu, bez troski o jutro i bez penej wiedzy, czy jej wiat ssiaduje z moim wiatem, wrd ustawicznych wzajemnych podejrze, w oczekiwaniu na cios,

na mij, ktra moga pojawi si nagle w jej lub w moich oczach z wybiciem kolejnej godziny; czy nie oszukabym jej w czym najistotniejszym, moe niewiadomie, a moe w sposb najbardziej podstpny i pody, bo inspirowany planem Mechanizmu... Staem ju przed lustrzan granic z aparatem tlenowym na plecach i z miotaczem w rku. Ina spaa. Przypomniaem sobie o czym. Wyrwaem kartk z notesu i skreliem na niej kilka uwag dla Iny, tak na wszelki wypadek: "Jeli w pewnej chwili stracisz grunt pod nogami i zawiniesz w stanie niewakoci, nie wpadaj w panik. Zachowaj si spokojnie i czekaj na mnie. Zjawisko bdzie miao naturalny charakter i naley go oczekiwa. Wytumacz ci wszystko po powrocie - Net Porejra." Byem czowiekiem jedynie w takim stopniu, w jakim zdoaem osign pewno, e jestem czasow kontynuacj posgu za kierownic pdzcego ulic oga. Jednak samochd mkn z prdkoci stu czterdziestu kilometrw na godzin, a od szybu dzielia go odlego zaledwie stu dwudziestu metrw. Od dziewiciu godzin, w czasie ktrych wz nieustannie zblia si do tumu posgw, nkay mnie te dwie liczby. Podczas ostatniej wyprawy nie zauwayem, aby mj skamieniay sobowtr zwalnia peda gazu - wprost przeciwnie: odniosem wraenie, e go jeszcze bardziej wciska. A jeli nie zamierza zatrzyma si przy szybie, jeeli nie zjecha w gb przed katastrof, to by znaczyo... Wolaem sobie tego nie wyobraa. Z bijcym sercem zanurzyem si w chodnej rtci. Posta skulonej na tapczanie Iny zastyga mi w oczach. Uniosem z sob jej obraz na dno skamieniaej otchani.

Rwnanie toru

Do szstego szybu dotarem o godzinie dwudziestej


trzeciej trzydzieci - dokadnie po trzech sekundach, jakie upyny w miecie od czasu pierwszego spotkania ze swym skamieniaym sobowtrem. Samochd powinien teraz mija szyb, w przypadku gdyby wci porusza si z nie zmienion prdkoci - i tego wanie si baem, poniewa nadzieja, e jestem czowiekiem, nie miaaby w takim razie adnych podstaw. Przy stacji mogem dowiedzie si ostatecznie, kim jestem w rzeczywistoci : czy wiern kopi wykonan na wzr tamtego mczyzny, ktry jednak pozosta w miecie, by zgin w nim za pi minut w czasie totalnej zagady, czy te w co wierzyem od dziewiciu godzin - czowiekiem, ktry wysiad z samochodu przy szybie i zjecha wind w gb ziemi do schronu, aby dzisiaj by mn samym. Po drodze znw opanoway mnie wtpliwoci: doszedem do wniosku, e gdyby kierowca oga zamierza zatrzyma si przy gwnym wejciu, musiaby rozpocz hamowanie znacznie wczeniej. Niepokoia mnie wielko prdkoci samochodu w zestawieniu z bliskoci celu; gdyby posg nacisn na hamulce natychmiast po naszym spotkaniu, to znaczy ju o godzinie czternastej trzydzieci, wwczas po bardzo ostrym i niebezpiecznym hamowaniu wytraciby ca poprzedni prdko na drodze stu dwudziestu metrw po upywie szeciu sekund i zatrzymaby si przy szybie rano nastpnego dnia, o wp do dziewitej. Lecz stopy posgu nie zmieniay wtedy swego pooenia. Przepynem ponad grup wysokich domw i zawisem przy krawdzi ostatniego dachu, skd jednym spojrzeniem mogem obj ca zastyg w dole ulic. Przeciem j szerok wstg z miotacza. Nigdzie na jezdni nie mogem

doszuka si biaego samochodu. Zobaczyem go dopiero po opuszczeniu si na niewielk wysoko: sta przy samym szybie, niewidoczny z gry, gdy przysania go szeroki okap przy stropie, ktry okala znaczn cz chodnika. Wz zaparkowany zosta na pytach przy jednej z kolumn; jego kierowca unosi si ju z fotela. Odetchnem z ulg. Byem tak uszczliwiony pomylnym przebiegiem wypadkw, e w owej chwili nie dopucibym do siebie adnych innych myli prcz czego w rodzaju triumfu: oto rzeczywisto okazywaa si silniejsza od wszelkich rachub i wylicze, jakie nkay mnie po drodze; posg szykowa si do opuszczenia samochodu, a ja miaem niezwyk okazj, aby przyjrze si sobie samemu na spowolnionej drodze do ruchomych schodw; na nowo obudzia si we mnie nadzieja, e moe jaki zaobserwowany teraz szczeg przywrci mi pami zdarze sprzed dziewiciu -miesicy. Podpynem bliej. Wstrzs by tym silniejszy, e poprzedzaa go gboka ulga. Chocia w uamku sekundy widok przeszy mi umys chodem cakowitego zrozumienia, nadal jeszcze nie dowierzaem wasnym oczom. Z daleka wygldao to inaczej: jak gdyby posg wstawa z miejsca o wasnych siach. I rzeczywicie unosi si z fotela... nadal przysigbym, e jego powolny, pynny ruch przeczy zasadom zachowania si wszystkich innych posgw. Patrzyem w t zastyg twarz - swoj wasn, cho modsz o dziewi miesicy - w twarz wykrzywion jakim nieokrelonym spazmem, ni to blem, ni miechem, a moe po prostu znieksztacon nagym przeraeniem, ju uwiadomionym, ktre jednak nie zdyo si jeszcze rozwin, patrzyem na ni ze wzrastajcym osupieniem i sam ju nie wiedziaem kiedy ocknem si nad wskanikiem prdkoci samochodu. Strzaka tkwia przy

samym kocu skali; na liczbie "sto czterdzieci pi kilometrw na godzin". Samochd rozbija si o kolumn. Przed uamkiem sekundy - odmierzonym w jego wiecie - wz zboczy z jezdni, wpad na chodnik i nim kierowca zdy mrugn, zwar si z masywn przeszkod. Wpada na ni caym pdem, tak jak mkn opustosza ulic w upiornej powiacie globu zawieszonego nad miastem. Bya to szalona jazda, ale w jakich odbywaa si okolicznociach! Znalazem lad kuli rewolwerowej, ktra przeszya praw przedni opon. Powietrze uszo z niej ju cakowicie. Domyliem si, e moga to by gwna przyczyna katastrofy. Koa obracay si niezwykle wolno; ale ruch postpowy samochodu z atwoci da si zaobserwowa; mogem wkrtce stwierdzi, e jego prdko - po przeliczeniu na mj czas - wynosia cztery milimetry na sekund. Obraz zniszczenia uzupeni si po upywie kolejnej minuty. Sia bezwadnoci wyrzucaa kierowc do przodu - ponad miadc mask odkrytego wozu, a j a w aden sposb nie mogem temu zapobiec. Tylne koa straciy ju kontakt z chodnikiem: jak na zwolnionym filmie wznosiy si do gry. Sprasowany przd silnika wgryz si gboko w beton i w guchej ciszy, rzadko przerywanej basami przeksztacanych ultradwikw, centymetr po centymetrze owija si wokoo trzonu kolumny; blachy karoserii pczniay i rozaziy si na wszystkie strony, zwijajc si na bokach z tak atwoci, jak paty masa. Fragment podwozia pka. Obserwujc dalej t gron scen, chyba ju jednak ostatecznie beznadziejn, mimo przykrej wiadomoci poprzednich dowiadcze usiowaem znale jak szans ratunku. Rwnoczenie miaem w pamici gigantyczn mas

wszystkich cia w miecie i niezwyk ich mikko, tak samo jak zdawaem sobie spraw z okrutnej przewrotnoci fizycznych warunkw, ktre moj olbrzymi moc i szybko, jak dysponowaem w zestawieniu z posgami, czyniy prawie cakowicie bezuyteczn. Dziao si to w chwili, gdy chodzio o uratowanie akurat tego czowieka, kiedy uwiadomiem sobie w peni, co oznaczao dla mnie jego ycie. Udao mi si zachowa spokj. Z uwagi na to, e najwidoczniej rodek cikoci auta- i rodek kolumny leay dokadnie na prostej okrelajcej kierunek prdkoci, sam samochd musia zatrzyma si na drodze okoo jednego metra, gdy taka mniej wicej odlego dzielia przedni zderzak od kierownicy. Natomiast wyrzucony z fotela posg, ktry pyn ju w przestrzeni ponad szyb, dostatecznie wolno, bym mia czas wymierzy na kolumnie przysze miejsce rozbicia jego gzowy, porusza si nadal z prdkoci czterdziestu metrw na sekund w swoim wiecie, nie wolniej - rzecz oczywista - ni pdzi dotd razem ze swym samochodem. Nie mogo by inaczej, skoro nie natrafi jeszcze na adn przeszkod, ktra by zmniejszya jego pd. Co makabrycznego czaio si w tej ostatniej konkluzji i szydzio sobie ze mnie: owszem, byem w stanie zapobiec zderzeniu, nie dopuci do kontaktu posgu z kolumn, ale musiabym w tym celu pcha ~z caej siy jego osiemset tonow mas w przeciwn stron dopty, a ciao zmiadyoby si na mnie - sowem mogem go uratowa od niechybnej mierci oczekujcej na nieco dalej, zabijajc go swymi twardymi rkoma o uamek sekundy wczeniej. Dowiodem ju raz w komorze szkieletw, e mgbym tego dokona: rozpdzi lub zatrzyma nawet tak wielk mas - ale tam pchaem elazn bry, bez troski o jej deformacje, tutaj za leciaa na spotkanie z zapor utwardzona olbrzymi bezwadnoci swej powierzchni galareta. Nawet niewinne

pozornie przekrzywienie gowy posgu spowodowaoby natychmiastowy wstrzs jego mzgu, wic grony nokaut, jeeli nie liczy innych cikich obrae. Mylc o tym wszystkim przez cay czas zderzenia, ktry nie przekroczy piciu minut, od pierwszej chwili uwijaem si jak w ukropie. Zdawaem sobie spraw, e wszystkie moje niezwykle pracochonne zabiegi s tylko dorane i nie usuwaj gwnego niebezpieczestwa, jednak robiem wszystko, co mona byo w tych warunkach uczyni, by utorowa drog posgowi poprzez szczotki miadonego nieustannie wraku. Miotaem si wokoo niego ju prawie bez tchu. Najpierw ukrciem i wywlokem na bok kierownic, usuwajc tym samym sprzed brzucha posgu pierwsz przeszkod, potem wyciem szyb i zacignem j na bezpieczn odlego, wreszcie rozdarem noem drzwiczki, ktre wyamyway si ju do rodka. Okazao si jeszcze, e musiaem zwin kilka spczniaych na przodzie blach i wepchn daleko w gb wozu znaczny fragment pulpitu z zegarami, gdy tor obu kolan przechodzi przez jego okolice. Posg przypomina teraz swoj pozycj skoczka odbijajcego si niezgrabnie od trampoliny. Trwa w przestrzeni wycignity w niej -prawie poziomo; tylko rce na szczcie, ju przed godzin oderwane od kierownicy - stay wyrzucone razem na lew stron, jakby w poszukiwaniu czego, moe nieobecnych tam drzwiczek. Nie miaem spojrze mu w oczy. Jego gowa zbliaa si nieustannie do marmurowej pyty. Gdy odlego zmalaa do okoo dwudziestu centymetrw, musiaem powzi jakkolwiek decyzj - szczliw lub zgubn. A poniewa nie miaem adnego wyboru, zdecydowaem si na rozwalenie kolumny.

atwo to byo powiedzie! Zagbiajc w przeszkodzie swj n, zorientowaem si na cae szczcie, e nie musz jej usuwa z drogi w caoci, co oczywicie byoby niewykonalne w tak krtkim czasie. Wystarczyo tylko wyrwa z grubego walca spor bry uzbrojonego elaznymi sztabami betonu, to znaczy wyci w nim co w rodzaju koryta, ktrym mogaby przesun si swobodnie sama gowa, poniewa tuw pyn nieco z boku i nic mu na razie nie zagraao. Przydao mi si dowiadczenie wyniesione z komory szkieletw: wykroiem noem, co byo trzeba, i ze wszystkich si naparem na oddzielony wyom, kierujc go ukonie w stron nieba. Jak zwykle w czasie pierwszych kilkunastu sekund, zdawao si, e mimo wielkiego nacisku brya pozostaje nadal na miejscu. Gdybym nie zna praw tego wiata, uznabym si za pokonanego. Efekt przyniosa cierpliwo. Najpierw przesunicie byo niedostrzegalne: dawao si okreli znikom miar rzdu mikrona, wkrtce nieco wzroso : do setnej i do dziesitej czci milimetra. Lecz roso wci proporcjonalnie do kwadratu czasu, to znaczy coraz szybciej i osigno wreszcie wielko centymetra. Teraz ju byo znacznie atwiej. Prdko wyomu rosa w oczach. Dygotaem z wysiku, zlany potem zalewajcym mi oczy. Gowa posgu wypeniaa luk w korpusie kolumny dosownie w lad za powolnym ruchem moich rk. Udao mi si ! Ale byem ju bliski utraty przytomnoci. Po tym morderczym wysiku wisiaem nieruchomo z zamknitymi oczami, ciko dyszc przez kilkanacie minut. Ocknem si z zamroczenia dopiero na przykr myl, e odwlokem mier swego sobowtra zaledwie o jedn dziesit cz sekundy i e walka o jego ycie jeszcze si nie skoczya. Szybowa dalej w przestrzeni, ju blisko cztery

metry poza kolumn, tu przy powierzchni wielkiego marmurowego bloku o trjktnym przekroju, przy ktrego bocznej krawdzi ciemnia oby korpus samochodu-cysterny. Zbliyem si do. Stok bloku nachylony by do poziomu pod ostrym ktem, dziki czemu pyta tworzya na caej swej dugoci agodnie wznoszc si do gry pochylni. Bya to okoliczno niezwykle szczliwa i kto wie czy nie decydujca o jego yciu, e obrcone w locie ciao posgu zwierao si plecami z do dug powierzchni rwni pod bardzo ostrym ktem. Sia - zdawao si - do agodnie docisna go do marmuru. Rozpaszczony na wznak sun wolno ku grnej krawdzi stoku. Lecz lizga si w szerokiej kauy jakiej lnicej cieczy. Krew! - przemkno mi przez umys, ledwie ogarnem wzrokiem ca sytuacj. Zdarzenie uszo mojej uwadze: miao miejsce jeszcze przed kwadransem, w pierwszej fazie zderzenia samochodu, kiedy nie miaem czasu rozglda si wokoo siebie. Okazao si, e ukrcona i z wielkim nakadem pracy wypchnita do przodu kierownica oga trafia w bok samochodu-cysterny. Lecc z prdkoci kilku centymetrw na sekund, ktra w wiecie posgw odpowiadaa prdkoci armatniej kuli, rozerwaa blach zbiornika na znacznej dugoci. Przed minut, nim posg zwar si z powierzchni stoku, trysna na z cysterny spora porcja spronego pod cinieniem oleju napdowego. Taka kpiel nie moga by grona; gdyby nie knebel w postaci ustnika aparatu tlenowego, rozemiabym si teraz na gos z ulg, gdy w pierwszej chwili odniosem wraenie, e posg pynie w kauy krwi pochodzcej z wasnego roztrzaskanego ciaa. Sun dalej w gadkim polizgu jeszcze przez cay kwadrans. Jego uniesiona nieco gowa nie stykaa si z

powierzchni pyty; przesza pod barier w miejscu, gdzie pochylnia skrcaa w stron szybu; tam te ciao trafio na pionowy uskok: dotaro do koca marmurowego pomostu. Tutaj nastpio to, czego oczywicie naleao si spodziewa: posg nie spad raptownie w d, lecz trwa nadal w przestrzeni, mimo braku podpory, wznoszc si coraz bardziej, w miar gdy oddala si od progu. Lecia dalej wzdu toru, ktry z linii prostej przechodzi agodnie w bardzo dugi uk paraboli. atwo mona byo si domyli, e ze wzgldu na wielk prdko pocztkow, przy rwnoczesnym braku znaczniejszych oporw na dotychczasowej drodze, czowiek upadnie w duej odlegoci od miejsca, gdzie rozbi si jego samochd. Pierwszy raz rozejrzaem si przytomnie dookoa siebie. Ju nie naglony popiechem, wzniosem si wysoko ponad budynek szybu. W jego otoczeniu zaszy pewne zmiany w czasie mojej trzysekundowej nieobecnoci. Przede wszystkim rzucao si w oczy narastajce wrd ludzi nowe zamieszanie, ktre naoyo si na stary obraz paniki. Znaczna liczba skamieniaych w biegu postaci trwaa na chodnikach z twarzami zadartymi do gry. Tok przy wejciu od strony placu nieco si rozluni. Wprawdzie ludzie nadal napierali na siebie, lecz teraz ju na og w przeciwnym kierunku. Z dynamicznych postaw posgw wynikao, e poprzednio wszyscy zbiegali si w stron centrum z obdnym zamiarem byskawicznego przedarcia si do stacji dwigw. Niestety, w tych warunkach dla wikszoci stao si to niewykonalne. Miaem przed sob tragiczny obraz tak bardzo typowy dla kadej paniki : przeraeni mieszkacy chcieli przedosta si do ruchomych schodw i pochylni niemal rwnoczenie i z tego powodu prawie nikt tam nie dociera. Wstrzsajce sceny w zatoczonych przejciach w bardzo krtkim czasie

doprowadziy do unieruchomienia zgromadzonych w nich ludzi. Teraz mogem ju zauway zaznaczajc si w wielu miejscach przeciwn tendencj: rozrodkowujc zbiegowisko. Ze swego punktu obserwacyjnego jeszcze raz ogarnem ca sytuacj. Doszedem do wniosku, e gdyby nie obecno stratowanych w cisku ludzi, ktrzy prawie cakowicie zablokowali zbyt wskie przejcia, wszyscy zgromadzeni - przy zachowaniu jakiej takiej kolejnoci zdoaliby w czasie piciu minut dosta si do schronu. Nikt jednak tutaj - poza mn samym nie mg oczywicie wiedzie, e katastrofa nastpi dopiero za pi minut. Zwrciem uwag na nowy duy ksztat, ktry wznis si porodku jezdni obok szybu. Zawieciem tam. Zobaczyem jeszcze jeden samochd. Ale w jakiej pozycji! Sta dba, prawie pionowo na przednim zderzaku. Wic w czasie mojej nieobecnoci zaszed tu jaki grony karambol. Popynem szybko w stron miejsca wypadku. Kierowca wisia w rodku auta na zapitych pasach bezpieczestwa. Prawdopodobnie nie groziy mu wiksze obraenia, poniewa wz koziokowa z prawej strony jezdni, wzdu ktrej droga bya pusta. W tym uamku sekundy trwa w fazie przewalania si na dach. Nadjecha z przeciwnej strony w stosunku do oga i z wielk prdkoci zawadzi o rg fiata. Jezdnia w tym miejscu raptownie opadaa w d, co zapewne wytworzyo moment obrotowy w chwili zwarcia. Fiat - zawalidroga wytoczy si niespodziewanie na rodek jezdni. Nastpio to wkrtce po pocigu za rewolwerow kul, gdy jego kierowca (ten sam mczyzna, przed ktrego gow po rozkrojeniu dachu dziewi godzin temu zatrzymaem pocisk) wyskoczy w biegu ze swego samochodu. Prdko

fiata bya ju niewielka. Ale skrci gwatownie na rodek jezdni, skd po miadcym ciosie w opakanym stanie zosta odrzucony z powrotem na poprzednie miejsce. Czowiek upad na asfalt w bezpiecznej odlegoci od obu wozw. Bardzo musiaa go przestraszy moja poprzednia interwencja, skoro zareagowa tak gwatownie. Jezdnia prawie na caej swej szerokoci zostaa zatarasowana przez oba rozbijajce si samochody. Zrozumiaem teraz, dlaczego kierowca oga skrci nagle na prawo i wpad ukonie na pusty chodnik. Krawnika z tej strony nie byo. Z lewej - czekaa go pewna mier, gdy stamtd mkn na jego spotkanie inny samochd. Wolny dotd rodek wypeni si niespodziewanie zjaw zwariowanego fiata. W ostatnim uamku sekundy kierowca oga mg dostrzec, e jezdnia po prawej swej stronie jest rwnie zajta. Migna mu tam posta mczyzny, ktry wyskoczy z wntrza toczcego si jeszcze wozu. W takiej sytuacji trzeba byo wybiera: midzy potworn kraks - z lewej, masakr - na wprost i wtpliw szans ocalenia - po prawej stronie ulicy. Mj sobowtr liczy, e zdoa przemkn wskim pasem przy pochylni, moe spodziewa si... Zreszt, nie byo tu o czym mwi: czy zdyby tak wiele sobie uwiadomi w czasie tej jednej sekundy, kiedy przy huku pkajcej opony rozstrzygay si losy wszystkich trzech kierowcw? Zrozumiaem wszystko. I ju nie mogem oprze si wraeniu, e wiele godzin temu jednym niepozornym dla siebie rucham, dziaajc w najlepszej wierze i intencji, wywoaem dugi i - co najgorsze - nie skoczony jeszcze cig kolejnych nastpstw, sigajcy gronie rwnie w moj wasn przeszo, szereg powizanych cile koniecznoci,

ktre w czasie zaledwie trzech sekund urosy do lawiny niebezpiecznych zdarze, tak trudnych w obecnej fazie do opanowania. Na upadek kierowcy oga trzeba byo czeka jeszcze kilka godzin. Wrciem do niego. Wisia nadal w powietrzu, na wysokoci okoo trzech metrw nad ziemi. Trwa w ledwie dostrzegalnym ruchu na dugim uku paraboli, ktrej rami przecinao dalej oszklon cian domu towarowego. Lecia z ciaem wycignitym poziomo, tak jak zosta wyrzucony z pochylni. Obejrzaem go uwanie ze wszystkich stron. Oczy mia zamknite. Kryem dookoa niego. Cakowita bezradno denerwowaa mnie. Wci nie dawa znaku ycia. A czego waciwie mogem si spodziewa? Dwie rne rzeki czasu obmyway nas. W myli odwracay mi si nasze sytuacje, myliy mi si ukady odniesienia: to byem sob, to nim, to znw sob. Jego czas nieomal sta w miejscu - mj mkn z niewiarygodn prdkoci. Spogldaem na oba zegarki - na jego, przy nadgarstku skamieniaej rki i na swj. Mina ju sekunda rozwleczona do penych trzech godzin. Upywajc, przypomniaa mi o wyczerpujcym si zapasie tlenu. Miaem go jeszcze na jedn godzin, podczas gdy jemu wystarcza wci jeden zaczerpnity dawniej haust powietrza. Trwalimy razem w przestrzeni, ju chyba gdzie w pobliu wierzchoka toru - przy owym maksimum funkcji, skd zaczyna si powolny spadek krzywej. Nie otwiera oczu. Dziwna rzecz - jak mnie poruszy ten fakt. Czy akurat mruga? Dreszcz niepewnoci przebieg mi po plecach, gdy si wpatrywaem dalej w jego szar twarz. Odsuwaem j od siebie do ostatniej chwili - t dawn rozjtrzon myl: e jednak jestem biologiczn maszyn, zaprogramowanym

pajacem, dokadn kopi cielesnej postaci tego czowieka. Naraz poderwaem si i zajrzaem mu w twarz - po raz ostatni. Co mi dotd przysaniao oczy, e byem taki lepy? Odwrciem gow z ostrym wstrzsem rozpoznania. Przecie to by trup! Bodajbym nigdy nie dowiadczy tej ulotnej nadziei, na ktrej zbudowaem wszystko, cay swj sens, ju wwczas, kiedy spostrzegem go pierwszy raz w miecie. Wic trzsem si, wywijaem kozioki i przez trzy okrge godziny dryem wzrokiem wielki obszar ciany domu towarowego, by jak ostatni idiota uratowa gdzie tam wasne zwoki! A gdyby jeszcze nawet y... Nie musia zgin zaraz na miejscu - mylaem dalej ze wzrastajcym popochem. Przy tak znacznym zwolnieniu tempa wszelkich ruchw trudno byo oceni, jak to wypado w rzeczywistoci: czy trzasn w stok pochylni, czy tylko silnie otar si o jej powierzchni. Wystarczy jaki wylew wewntrzny poczony z utrat przytomnoci. Nikt mu tu nie mg udzieli adnej pomocy, nawet ja sam. Gdyby po ostatecznym upadku nie zdoa si podnie o wasnych siach i pobiec szybko do stacji dwigw - los jego zostaby przesdzony. Rozgarnem gwatownie rtciowe masy i wrciem kilkadziesit metrw, a do samego stoku pochylni. Tylko tutaj, ju teraz - a nie dopiero za kilkanacie godzin w czasie nastpnej wyprawy do miasta - mogem si wreszcie dowiedzie, kim jestem w rzeczywistoci. Wydobyem z kieszeni swoje wahado - nitk o dugoci jednego metra z uwizan na kocu zapalniczk. Jeszcze raz wanie ta niepozorna nitka moga mi odda nieocenione usugi. Boczna, pionowa ciana pochylni tworzya duy trjkt

prostoktny. Sprawdziem pion i zmierzyem nitk przyprostoktn przeciwleg ktowi ostremu. Mia. dugo dwch metrw. Na przeciwprostoktnej odoyem swoj miar osiem razy. Znaem ju rozwarto kta. Zatem by to klasyczny rzut ukony z prdkoci pocztkow czterdziestu metrw na sekund pod ktem pitnastu stopni do poziomu. Signem po notes i dugopis. Kilka razy wypady mi z rk. i Jak na zo, wyleciay mi z gowy wszystkie gotowe rwnania. Prawd mwic, nigdy ich nie prbowaem zapamita. Przez kilkanacie minut wyprowadzaem je z elementarnych wzorw od samych podstaw. Okazao si wreszcie, e czas lotu wynosi dwie sekundy, wysoko maksymalna - pi metrw, za zasig rzutu a osiemdziesit metrw. Liczby te byy dokadnie w odniesieniu do prni. Uwzgldniem opr powietrza i zajrzaem do zabranego ze sob planu miasta. Na jednej z jego kart znalazem bardzo szczegowy plan okolic szybu. ciana domu wznosia si w odlegoci pidziesiciu metrw od pochylni, co wynikao z podziaki na planie. Ju miaem pewno, e zapas tlenu wyczerpie si przed ostatecznym upadkiem posgu. Ale czy jeszcze y, czy by przytomny? I na to pytanie mogem sobie udzieli odpowiedzi. Podpynem do kolumny, gdzie w powolnych podrygach osiaday szcztki strzaskanego oga. Jak to ju raz zauwayem, cay teren, wraz z wielk tafl chodnika i przylegajc do niego jezdni, opada agodnie w d, poczwszy od linii czcej kolumn z okolic miejsca na jezdni, gdzie teraz przewala si samochd. Og, wpadajc na kolumn z przeciwnej strony, porusza si pod gr po niewielkim zboczu. Zauwayem drogowy znak ostrzegawczy, z ktrego wynikao, e spadek terenu wynosi dziesi stopni. Dysponowaem ju niezbdnymi danymi do :obliczenia

skadowych prdkoci, z jak ciao uderzyo w pochylni. Rnica obydwu zgodnie skierowanych ktw nie przekraczaa piciu stopni. Wobec tego skadowa prdkoci ciaa rwnolega do stoku pochylni bya tylko nieznacznie mniejsza od prdkoci samochodu, natomiast skadowa do niej prostopada (od niej zaleao ycie posgu) miaa warto trzech i p metra na sekund. Uspokoiem si cakowicie, gdy si okazao, e przy zwarciu z marmurow pyt posg dozna takiego wstrzsu, jak gdyby upad na plecy z wysokoci zaledwie szedziesiciu centymetrw. Popynem prosto do domu towarowego. Przy jego cianie zatrzymaem si; tutaj raz jeszcze musiaem posuy si dugopisem. Mogem przewidzie, na jakiej wysokoci posg przebijajc szyb - wpadnie do wntrza budynku. W tym celu musiaem wyprowadzi rwnanie toru ciaa wyrzuconego na znanej wysokoci, ze znan prdkoci pocztkow i pod znanym ktem. Odcit miejsca przyszego zderzenia wziem z planu. Otrzymaem rzdn, ktr odoyem na cianie. Wiedziaem ju, ktr szyb naley usun z drogi nadlatujcego ciaa. Rozbiem j i obejrzaem miejsce upadku. Znajdowaem si w dziale pocielowym. Po raz drugi tej nocy omale nie parsknem miechem, kiedy ostatecznie ustaliem miejsce upadku kierowcy oga. Lecia w stron wielkiego stosu zmagazynowanych tutaj koder.

Leaem w pokoju cieni obok picej Iny i klejcymi si


do snu oczami wpatrywaem si we wskazwki zegarka. Bya czwarta nad ranem. Po wymianie tlenowych butli zostao mi jeszcze troch czasu na wypoczynek przed now wypraw do miasta. Chciaem by wiadkiem ostatniej fazy lotu posgu, by na wypadek znacznego odchylenia od przewidzianego toru zmieni pooenie koder.

Czas duy mi si, lecz jeszcze dotkliwiej odczuwaem skutki cakowitego wyczerpania. Kilka razy zapadaem w przykry psen. Majaczy mi w oczach czarny napis: Proces w Kaula-Sud. Czynny schron - inwestycj aferzystw. Tak by zatytuowany jeden z artykuw gazety. Leaa na pododze przy tapczanie. Wziem j do rki z nadziej, e jaka lektura uchroni mnie przed przespaniem decydujcego momentu. Gazeta nosia dat trzeciego czerwca ubiegego roku. Ukazaa si w Europie, skd nabywca egzemplarza przewiz j przypuszczalnie do Kaula-Sud w przededniu katastrofy. Po pnocy, razem z drobiazgami dawnego lokatora pokoju cieni, dostaa si przypadkowo do schronu. Kilka pocztkowych akapitw tekstu wyrwa z pachty but jakiego przechodnia. Przeczytaem nastpne:

... w ramach wolnej waki konkurencyjnej reklamujcych swoje usugi przedsibiorstw, tak jak miao to miejsce w czasie wznoszenia Kaula-Sud, troska o uytkownikw pozornie zbiega si z inn, mniej ju szlachetn trosk o atwe pomnaanie dochodw inwestorw. Dziwi moe jedynie fakt, e okrutna w swym ostatecznym rezultacie pogo za zyskiem bez wzgldu na cen nie napotkaa na adne przeszkody ze strony wadz. Konkurs zosta zamknity. Wspomniana firma zrealizowaa swj projekt w cigu czterech lat. Schron mia nci iluzja penego bezpieczestwa na wypadek konfliktu nuklearnego - i zrobiono wszystko, aby taka iluzja zostaa stworzona. Nie naley to dzisiaj do tajemnic, e pocztkowo (to znaczy przed rozptaniem wielkiej wrzawy reklamujcej nie tyle zalety schronu, ile brutalnie zmierzajcej do wywoania paniki) nawet wrd ludzi bogatych nie zaobserwowano

gorczkowego popiechu przy wykupywaniu kart wstpu, ktre zamoniejszym nasuway trudny do rozwizania problem finansowy, a dla wikszoci mieszkacw miasta w ogle byy nieosigalne. Ci ostatni, zachowujc nadziej, e w krytycznym momencie pojawi si siy izolujce szalecw i ufajce, e schron okae si niepotrzebny, nie mogli rwnoczenie pogodzi si z cynizmem sytuacji, w ktrej zachwiane zostao ostatnie ju zudzenie goszonej dotd rwnoci midzy ludmi - rwnoci w obliczu mierci. Aby wywoa powszechne zainteresowanie schronem, gwni inspiratorzy tego smutnego przedsiwzicia, erujc na podsycanym skwapliwie uczuciu strachu, nie cofali si przed najbardziej odraajcymi chwytami reklamowymi. Wytworzya si paradoksalna, chocia typowa dla stosunkw kapitalistycznych sytuacja: wanie ci, ktrym rzekomo najbardziej zaleao na bezpieczestwie obywateli (schron mia by argumentem przemawiajcym za taka sugesti) byli rwnoczenie najbardziej zainteresowani w kontynuowaniu machinacji spychajcych wiat na krawd nowej wojny, poniewa tylko realna jej groba, a nie nike prawdopodobiestwo, wywoa moga powszechne zainteresowanie schronem. Pojawiao si ono falami. Wyszo wreszcie na jaw, e do koca ubiegego roku - kiedy to sztucznie rozptana psychoza osigna monstrualne rozmiary - sprzedano dziewiciokrotnie wicej najtaszych kart wstpu, ni przewidziano miejsc podczas budowy schronu. Tekst instrukcji informuje posiadaczy kart midzy innymi o tym, jak maj si zachowa na wypadek alarmu. Wyklucza si w niej wszelkie przykre niespodzianki, stwarza si atmosfer dobrej organizacji i uspokaja nieufnych, ktrzy by obawiali si chaosu przed wejciami do wind. Slogan "bezbdna organizacja" pojawia si w instrukcji raz po raz. O tym, jak

daleko jest posunita jej nieludzka precyzja, wiadczy moe fakt, e dla ogarnitych panik mieszkacw, ktrzy korzystajc z zamieszania usiowaliby przecisn si do szybu bez wanych kart wstpu, przygotowane zostay w wskich przejciach automatycznie uruchamiane zapadnie. Stanowi one - zdaniem swych konstruktorw - znacznie bardziej niezawodny sposb usuwania ewentualnych zawalidrogw ni jakiekolwiek inne argumenty. Specjalnie duo miejsca powicono w instrukcji temu ostatniemu zagadnieniu. Zadaniem tekstu jest wywoanie nieodpartego wraenia, e bez karty mieszkaniec miasta nie ma adnych szans. Oto blisze szczegy: Nabywca prawa wstpu do schronu otrzymuje cienk metalowa pytk. Niezalenie od precyzyjnego rysunku, jaki pokrywa jej powierzchni podobnie jak papiery wartociowe, ma ona w swym metalowym wntrzu utrwalone specjalna metod dokadne dane, ktre umoliwiaj szybkie i bezbdne sprawdzanie tosamoci. Po ogoszeniu alarmu pouczony wczeniej posiadacz karty udaje si niezwocznie do przydzielonego mu korytarza, gdzie bez zatrzymywania si w przejciu wsuwa j do szczeliny przebiegajcej wzdu ciany. Program realizowanej przez elektronowe urzdzenie selekcji przewiduje przewietlenie pytki z rwnoczesnym bardzo szczegowym, cho niemniej byskawicznym zbadaniem wszystkich linii na doni jej waciciela oraz zestawienie wyniku analizy z danymi zaczerpnitymi z pamici komputera, a nastpnie - po uamku sekundy - automatyczne uruchomienie zapadni, ktra bezporednio nie wyrzdzajc delikwentowi krzywdy, usunie go z przejcia i pchnie w stron wyjcia pod podog korytarza, w przypadku, gdyby karta okazaa si faszywa albo gdyby wystawiona bya na inna osob...

Bunt

Zbudzi mnie haas w azience.


Otwierajc oczy, spojrzaem na zegarek. Bya trzynasta pi; wskazwki pokryway si na pierwszej musiaem uwierzy, e nie obrciy si wstecz i e usnwszy nad ranem z gazet w rku, przespaem a dziewi godzin. arwka rzucaa przymione wiato. Gdzie daleko poza cianami odezwa si guchy terkot karabinu maszynowego. Przez chwil, wyprony jak struna, wpatrywaem si w puste miejsce, we wgbienie na tapczanie pozostawione przez ciao Iny, a usyszaem rzenie i kaszel, a potem jej przypieszony oddech, ktry dobieg spoza drzwi azienki i zamar zdawiony jkiem przy kolejnej prbie zwymiotowania. Zeskoczyem z tapczanu i pchnem drzwi: Ina siedziaa na brzegu wanny. Pochylajc si nad kranem, draa na caym ciele. Miaa wypieki na policzkach. Wycinite dugotrwaym wysikiem zy spyway po jej umczonej twarzy; bya ju tak czym wyczerpana, chyba prb opanowania kolejnych torsji, e wpadaby do wanny pod strumie wody, gdybym jej w por nie podtrzyma. - Co ci jest? - wymamrotaem, jeszcze nie cakiem przytomnym gosem. - Zaszkodzio ci co? Musiaem czeka kilka minut, nim zdoaa wykrztusi: - Sabo mi... - Dugo tu siedzisz? - Od samego rana. Strasznie mnie boli gowa.

Wziem j na rce i zaniosem na tapczan. - Moga mnie przynajmniej obudzi - powiedziaem z wyrzutem. Klepaem w myli jak pacierz to jedno krtkie zdanie: "Konserwy byy niewiee", lecz wcale a si tym nie uspokoiem. - Lepiej teraz? Skr miaa lekko zaczerwienion. Z trudem udawao mi si ukry zdenerwowanie. Usiadem przy niej i zaczem wypytywa j o objawy. Domagaa si wody. Pia i zwracaa na przemian. Wreszcie uspokoia si. Mylaem o chorobie popromiennej, o skutkach gronego nawietlenia w miecie, ktre dopiero teraz day o sobie zna. Jednak bl gowy i nudnoci towarzyszyy rwnie innym chorobom, midzy innymi wystpoway przy zapaleniu opon mzgowych. - Pierwszy raz... - odezwaa si. - Tam, na ulicy... o mao si nie udusiam... Najpierw by fioletowy bysk, wtedy... - W czasie, gdy wpada pod strumie z miotacza Rekruta? - wyrzuciem jednym tchem. Zwrcia ku mnie rozgorczkowan twarz. - Kto to jest Rekrut? - Ja go tak nazwaem. Ale mniejsza o niego. Najwaniejsze, e smuga musna ci tylko przelotnie. Poza tym wizka bya bardzo rozproszona. Sam to widziaem. Wywoaa przejciowy szok zaraz po nawietleniu. Niebawem odzyskasz siy. Za kilka godzin poczujesz si lepiej, a jutro, najdalej za kilka dni - zapomnisz o wszystkim. Uniosa si na okciu.

- Musz wsta. Net, pom. - Zosta tutaj. Poszukam lekarza. Przyniosem z azienki miednic. Kolejny atak torsji tak j osabi, e wkrtce zasna. Wygldaa ju znacznie lepiej. Baem si zostawi j bez opieki, ale lekarz by niezbdny. Wyszedem cicho na korytarz. Zamknem j na klucz i zwrciem si w stron komisariatu. Promieniowanie jonizujce. Co ja wiedziaem na ten temat? Wszystko zaleao od wielkoci absorbowanej dawki. Nie mogem opdzi si od najgorszych myli. Za kilka dni gorczka podniesie si. "Pacjent" - w bezosobowy twr, jakim operowaa znana mi krtka historia choroby - "wskutek zniszczenia tkanki nabonkowej jelit przestaje je. Wystpuje oglna infekcja i biegunki, a take wypadanie wosw. Do najwczeniejszych zmian naley zmniejszenie si liczby krwinek biaych oraz anemia czerwono-krwinkowa. Przez uszkodzone tkanki jelit bakterie z przewodu pokarmowego przedostaj si do krwiobiegu i przestrzeni midzykomrkowych. Tej inwazji bakterii organizm nie moe si przeciwstawi z powodu zniszczenia systemu obronnego. Rozwoju infekcji nie moe zatrzyma nawet intensywne leczenie antybiotykami, ktre w innych okolicznociach daoby doskonae wyniki. Docza si rwnie zatrucie oglne wywoane produktami rozpadu zniszczonych tkanek oraz odwodnienie organizmu spowodowane wymiotami. Po dawce przekraczajcej szeset rentgenw mier nastpuje w cigu dwch do czterech tygodni. W komisariacie zastaem Alina zajtego racjonowaniem zupy dla aresztantw, ktrych liczba wzrosa tymczasem do kilkunastu. Skierowa mnie do ssiedniego pokoju.

Zamknem za sob cikie, wyoone dwikochonnym obiciem drzwi i stanem w prdzie powietrza, pod duym wentylatorem, naprzeciwko zagbionego w fotelu pukownika. Goned siedzia bez bluzy, w przepoconej koszuli; w chwili, gdy wszedem, owija sobie krawat wokoo rki, w ktrej trzyma suchawk telefoniczn. Mwi zirytowanym tonem: - ... jak to niewykonalne?... Kto?... Znw Kinsuil? A co znaczy ta jedna pluskwa... Do! Nie mam zamiaru... Suchajcie no: potrzeba wam zmysu organizacyjnego. Musicie dotrze wszdzie. Wyzyska nastrj niezadowolenia. Ludzie s ju przygotowani... Tak, syszaem, ale trzeba ich umiejtnie przekonywa, obudzi zaufanie, wywoa entuzjazm; musz uwierzy, e nasze podstawowe, nadrzdne zadanie... To ja was bd uczy!... Co...? A niech go wszyscy... I na tego te co znajd. Skierujcie tam zaraz kilku ludzi i trzymaj pan w pogotowiu grup Aglera. Skoczy rozmow i poczy si z Asurmarem. - Czy moesz skontaktowa si ze mn, z aski swojej? zapyta tonem, ktrego sodycz dziwnie kontrastowaa z poprzednim rozdranieniem. - ... Tak... Byli przed godzin... Wic czekam u siebie w gabinecie. Nacisn guzik i zacz wybiera nastpny numer. Chciaem tylko zapyta pana pukownika... - odezwaem si. Nikt tu mi nie chce udzieli informacji... Uciszy mnie niecierpliwym ruchem rki. - Dawaj pan tu zaraz Jacka Johnsona - warkn do mikrofonu. Przerzuci kilka papierw na kolanach. Suchajcie no, Johnson. Ju wam si sprzykrzyo zajmowane dotd

odpowiedzialne stanowisko? Kto akceptowa tekst?... To jest szczyt nieudolnoci... Milcze! Zamelduje si o drugiej do karnego raportu. Przekaza!... A wy, jeeli dalej bdziecie si z Kinsuilem askotali w podeszwy, to ja was w kocu te urzdz... - Nie odzywa si przez jaki czas. - Bo przede wszystkim - podj - naley zlikwidowa ich rda propagandowe... To wanie miaem na myli... doskonale. Dua czcionka i radiowze... Dla dobra powszechnego... No... lub co w tym rodzaju... Jasne!.. A bro palna swoj drog. Odoy suchawk. - Szukam lekarza - powiedziaem. - Czy moe mi pan wskaza, gdzie w tym segmencie udziela si pomocy ciko chorym? Rozsiad si wygodnie i opar nogi na blacie stolika. - A co... - cmokn - czkawka pana mczy? - Nie mam ochoty na arty. Elta Demion ulega wypadkowi w miecie. Zostaa poraona promieniowaniem z miotacza. Stan jej jest bardzo ciki. Wymaga specjalnej opieki... Zmarszczy brwi, spojrza na zegarek i sign po suchawk. ledziem ruchy jego palca na tarczy aparatu. - Tu Goned - sapn sennie. - Czy bdzie pani uprzejma zameldowa mnie u generaa Rotardiera? Popatrzy na mnie roztargnionym wzrokiem. - No, nieche pan usidzie. Wskaza brod na drugi, pusty fotel i naraz - tak gwatownie, e drgnem - poderwa si z miejsca. Stan w postawie zasadniczej. Wyprony jak struna, z palcami doni na szwie zielonych spodni, patrzy szklistymi oczami w przestrze.

- Zgodnie z rozkazem, panie generale, pukownik Goned melduje si przy aparacie. Cisza. Syszaem tylko chrapliwy oddech, przez ktry z trudem przedzierao si energiczne szczekanie w suchawce. - Tak jest! - cign obcasy. - Prawie adnych niespodzianek. Panujemy nad sytuacj... Ja te panu generaowi gratuluj... Nie tylko... bo niech mi wolno bdzie powtrzy trafne okrelenie pana generaa: "Po lejce nie stoi si w kolejce"... Oczywicie, e jednoznacznie... Tak, tak... Przeszkoleni na specjalnych wykadach. S zdecydowani gotowi do najwikszych powice. Czekaj na skinienie... lwita prawda! Nadrzdny obowizek. Nigdy bym tego lepiej ad pana generaa nie uj. To jest olbrzymi potencja energetyczny... Rozkaz! Wykonam, niezwocznie i zamelduj. Pooy suchawk na wideki. - Wic gdzie? - spytaem. - Co gdzie?- unis brwi. - Gdzie znajd lekarza? - powtrzyem. - Bo chyba miejsce jego pobytu nie naley do tajemnic wojskowych. Przeoy kilka papierkw na stoliku. Sennym, zmczonym wzrokiem rozglda si wokoo siebie. - Ulega wypadkowi, powiada pan? - Zostaa napromieniowana... - A co w tym dziwnego? - odwrci si do mnie. - Broni trzeba si umiejtnie posugiwa. Od tego s kursy. Kobieta czy mczyzna - wszyscy sprawni, zwarci w najwyszej gotowoci. Wrg...

- Ale to nie o to chodzi! - podniosem gos. Ona zostaa poraona przez bandyt. - Ach! Wic to tak... - gwizdn. - Teraz rozumiem paski gniew. Bandyta to wstrtne indywiduum. To plugawy wrzd na zdrowym ciele... padlina moralna i tak dalej. Bo mierzy trzeba we wskazanym kierunku. a nie tak sobie, tu lub tam. Program, zdaje si, zosta okrelony jednoznacznie. Niech no pan sam powie: Co by to byo, gdyby kady strzela w inn stron? - Rozemia si i rozoy rce. - Ba-a-gan! Jakby mnie kto w gow zdzieli. Wstaem z fotela. - O czym pan waciwie mwi? Ja pytam o ambulatorium. Chodzi mi o specjalist z zakresu radiologii lub kogokolwiek innego, kto si na tym zna. Czy nie wyraam si do jasno? - Moe pan zachowa cakowity spokj. Zaatwione ! - Co? - Zajmiemy si tym. Pogotowie udzieli jej niezbdnej pomocy. - Kiedy? - Niezwocznie. Poda mi rk. - egnam i dzikuj w imieniu najwyszej sprawy. Zgaszajc ten wypadek, speni pan swj zwyky obowizek. A teraz prosz wrci na swoje stanowisko. Zaatwione! Obiecuj. Ja obiecuj! - podkreli z naciskiem. Pchn mnie lekko w stron drzwi. Zatoczyem si kilka krokw i zawrciem na picie. - Zaraz... Przecie pan nawet nie zapyta, gdzie ona jest.

- Nie zapytaem? - Ley w pokoju cieni. To znaczy, pod numerem... - No, a wy - wtrci, nim skoczyem - do jakiej grupy operacyjnej zosta pan przydzielony? Rwnie do miotaczy? - Mwiem ju raz... - Chwileczk! Niech no pan zaczeka, sam zgadn. Zmierzy mnie od stp do gw. - Lekka konwencjonalna? - Do tego! Nic nie wiem o adnych przydziaach ani grupach. Pracuj gorliwie nad rozwizaniem tajemnicy posgw, gdy wanie w tym celu przeniesiono mnie do waszego segmentu. Pooy mi rce na ramionach. - Posgi... - szepn. - Tak! Teraz rozumiem wszystko. Zamkn oczy i zwrci twarz do sufitu. Och i ach! - mrukn. - Jakie to doniose! - Spojrza na mnie bystro i zmruy oko. Galaktyka... no nie? Bezmiar prni, a w niej pyki... tyci, tyci - pokazywa na koniec paznokcia. - Lecimy... lecimy... Pasjonujce! Sama poezja. - Raptem spowania. Przeszed sprystym krokiem na drugi koniec pokoju i wrci. - No i co? - wypali ostro. Staem przed nim jak ciel z wybauszonymi lepiami. Trzymaem w rku raport do generaa Lendona, ktry wycignem z kieszeni, kiedy mnie spyta o grup. Teraz bez sowa wyj mi z rki wszystkie papiery. Wpatrywa si w nie przez krtk chwil. - Do kogo?! - wrzasn.

Jeszcze raz przebieg wzrokiem kilka linijek tekstu. Znw wrci do nagwka i podkreli go grubym paznokciem. Twarz nabiega mu krwi. Odszed na drugi koniec pokoju. - Wic pan utrzymuje... - zawiesi gos, podar raport i cisn mi jego szcztki w twarz - ...utrzymuje pan uparcie i prowokacyjnie, e to genera Lendon jest komendantem schronu? Nie dowierzaem wasnym uszom. Pytanie, kto jest aktualnie komendantem schronu, byo ostatnim, jakie przyszoby mi kiedykolwiek do gowy. - Pan wybaczy, ale nie zajmowaem si dotd sprawami administracyjnymi - sprbowaem wyplta si. - Jeli to jednak robi panu rnic... - Rnic...? Tupn nog i porwa za suchawk. Z palcem zastygym przy tarczy aparatu sta nieruchomo przez duszy czas. Rozmyli si wreszcie. Suchawka wrcia na wideki. Znowu rozglda si sennie. - egnam - powiedzia, jak gdyby nigdy nic. Lubi to. Nikomu nie pisn ani swka. Ha! Co ja na to poradz, e bezczelno rozbraja mnie? Nie ruszyem si z miejsca. Zadzwoni telefon. Byem ju bliski obdu. Dobieg do mnie spokojny, nierealny gos Goneda, ktry rzeczowym tonem przyjmowa meldunek: "Tak, odfajkowaem: omiu zabitych, trzynastu rannych." - Omiu zabitych- powtrzyem za nim, kiedy odkada suchawk. - Czyje to s straty?

Duba zapak w zbach. - Nasze. Po stronie Bucleya pado trzydziestu siedmiu. Musimy ich trzyma w twardym ucisku. To gdyby nie nasz stalowy kaganiec, prdzej czy pniej, narzucajc swoje pojcie adu najpierw w naszym segmencie, signliby w kocu po wadz nad caym schronem. Rcz panu, e genera Rotardier zdusi ich w cigu jednej doby. - Ich - to znaczy kogo? - Pan sobie uywa na mojej cierpliwoci. Pachokw Bucleya, rzecz prosta. Oni tylko jeszcze si licz. Czy ci degeneraci, pascy lendonowcy, nie wierzgaj ju w ostatnich podrygach? - Zostawmy wreszcie w spokoju nazwiska. Czy liczba zaprogramowanych automatw, czekoksztatnych robotw, ktrymi tutaj - wrd nas - operuje Mechanizm, wzrosa ju tak znacznie, e zagraaj oni naszej egzystencji? Grzeba w szafie z papierzyskami. Obrci gow i spojrza na mnie przelotnie sponad grubego rejestru. - Mechanizm? - Wyplu zapak. - A co to takiego? - Precyzyjne narzdzie Nadistot, gdyby pan tego jeszcze nie wiedzia. Serce, a raczej mzg automatycznie sterowanej stacji galaktycznej, ktr O n i signli ku nam poprzez otcha przestrzeni. Milcza. Przez chwil patrzy na mnie takim wzrokiem, jak gdybym zmienia si na jego oczach w potwora. Pacn si w czoo rozwart doni.

- Jasne...! - zaka. - A ja przez cay czas prbowaem traktowa pana ze mierteln powag. Zapali papierosa i dmuchn mi w twarz kbem szarego dymu. - Sent! - rzuci w stron drzwi. Klamka szczkna. Chudy, dryblas przeskoczy prg. - Melduj si posusznie... - Zwolnij przy kracie Alina. Niech zaprowadzi pana Porejr do dziau Ludwika Veisa. - Izolatka? - Nie twoja rzecz. Wykona! Drzwi gabinetu zatrzasny si za nami. - Syszae? - szepn Sent, pochylajc si nad uchem Alina. - Holuj tego wariata do Veisa. Ale ju!

Przeszlimy dugim, pustym korytarzem, ktrego kolejna


przecznica prowadzia do pokoju cieni. Alin chcia i prosto. Ino czekaa na moj pomoc. Zatrzymaem si na miejscu. - Za mn! - warkn. - Pjd wasn drog, a pan ju tutaj odczepi si ode mnie. cign brwi. Wrci i sign po rewolwer. Stalimy pod cian przy stromej metalowej drabinie, ktra wioda do klapy w stropie. Wyj kajdanki. Jedn obrcz zacisn sobie na przegubie lewej rki. Patrzc na drug, zwieszon przy obu

zajtych doniach, przyoy mi luf do samego serca. Chcia nas poczy szczkami zaciskw, ale nie mg sobie poradzi z nadmiarem elastwa. - Pomog - mruknem podstpnie i chwyciem za kajdanki. Trwao to jedn sekund. Zbliyem obrcz do swego przegubu i zdecydowanym ruchem - zasaniajc mu barkiem pole widzenia - zapiem j przy doni... na szczeblu drabinki. Zamek szczkn. - Gotowe - powiedziaem i ruszyem z miejsca. Szarpn w poowie pierwszego kroku. Gdy traci rwnowag, wyrwaem mu rewolwer z garci. By uwiziony. Oczy wylazy mu z orbit. - Kluczyk! - podniosem gos. Zrewidowaem go. - Ja rwnie jestem zdumiony rozmiarem pana niezrcznoci. Wrc i strzel, gdybym usysza tu jaki krzyk. Z rewolwerem wymierzonym w niego wycofaem si za prg. By przeraony wyrazem mojej twarzy. Na drodze do pokoju cieni natknem si na dwie kobiety w biaych paszczach. Cigny korytarzem nakryty przecieradem wzek szpitalny. Pomylaem, e wioz chorego na sal operacyjn. Poszedem za nimi, aby si dowiedzie, gdzie jest ambulatorium. Ukrywajc si we wnkach, obserwowaem je z pewnej odlegoci. Zatrzymay si przy drzwiach bez klamki. Otworzyy je i wprowadziy wzek do mrocznego wntrza. Drzwi pozostay nie domknite. Podbiegem na palcach. Zauwayem tarcz numeratora przy zamku. Fakt, e zamiast zwykego zatrzasku strzego tu

wejcia zoone urzdzenie, podwoi moj nieufno. Utkwia mi w pamici nastawiona liczba: 987-123. Wszedem cicho do rodka. Kobiety podprowadzay wzek pod cian. Stay zwrcone plecami do mnie. Obszedem je na palcach wokoo. Ukryem si za filarem wspierajcym strop niszego pomieszczenia, ktrego wyposaenie w niczym nie przypominao sprztw z izby chorych ani sali operacyjnej. ciany pochylay si ku rodkowi komory. Pokryway je tablice rozdzielcze i pulpity sterownicze z ekranami oscylografw. Rnokolorowe wskaniki otaczay szeregi zegarw. Przywodzio to wszystko na myl obraz wntrza dyspozytorni mocy jakiej wielkiej elektrowni. Kobiety poruszay si w milczeniu. Jedna wrcia do drzwi, zatrzasna je i przesza do oddzielnej kabiny operacyjnej. Wkrtce ukazaa si na jej progu z zadrukowanym kartonem w rkach. Wsuna go do szczeliny w pulpicie. Pod zwinnymi ruchami jej palcw, ktre przebiegy wzdu rzdu guzikw, drgny liczne wskazwki, zapony lampy, oyy wietlne krzywe na kilku ekranach. Druga kobieta pocigna za rg przecierada. Spado. Ujrzaem kredowobia twarz trupa i dalej - cae jego sztywne ciao, odziane w ten sam garnitur, w ktrym widziaem je ostatnim razem: to by Asurmar. Fragment sufitu rozama si na dwie poowy, ukazujc szklan kopu wypenion przejrzystym pynem. Warkocze srebrnych kabli zwiny si w nim, zatrzepotay konwulsyjnie i wyprajc si na wszystkie strony, i przyczaiy si w postaci wieloramiennego pku. W tym samym momencie cgi podnonika objy blat wzka i przeniosy go na wyszy poziom. Ciao zsuno si w mikkie, rowe koryto. Przy akompaniamencie gonego furkotu, jaki wydaway

plastykowe cigna, wpezo do dugiej, spiralnej nory, skd limakiem transportera pod szeregiem rozdygotanych czujnikw przecisno si znw na zewntrz i przywaro do lnicej bony. Misz rozwartego poniej garda nad si wokoo trupa w olizgy balon. Ciao skrcio si w nim po raz ostatni i z mlaniciem jak wystrza wpado w bkitn czelu. Kobieta przesuwaa gaki. Strop zwar si. W krtkotrwaej ciszy syszaem swj wasny oddech. Rytmiczna czkawka, szmery, ssania, chlipnicia i rechoty - wszystkie odgosy napywajce z zewntrz pochodziy ze rda, ktre przemieszczao si wzdu stropu, a potem w poprzek czarnej grodzi. Przelecia podmuch. ciana z lewej strony, dua lazurowa tama, uniosa si bezszelestnie, odsaniajc rozlegy widok. Byli tam ju prawie wszyscy: pukownik Goned, Veis, Alin i Sent, a take Unevoris. Poza szerok szyb trwa doskonale nieruchomy, zwarty tum mczyzn i kobiet. Zajmowali ca przestrze wielkiej lustrzanej komory. Leeli w pedantycznie rozplanowanych warstwach, zatopieni w prostopadociennych, przejrzystych blokach, niczym stopnie krysztaowych schodw. Z prawej strony zbiornika drgn podugowaty cie. Zakoczony przyssawk ryj przenonika wprowadzi na swoje miejsce kolejny blok, ktry zawiera zastyge w przezroczystej bryle ciao Asurmara. Przegroda zjechaa w d. wiata przygasy. Pracownice w biaych paszczach opuciy wntrze sterowni. Wysunem si spoza filaru i przeoyem dwigni, t sam, ktr ostatnio operowaa kobieta. Zobaczyem ich znowu: mieszkacw caego segmentu. Rozpoznawaem coraz to nowe twarze: kelnerka ze stowki leaa w gbi; Rekrut - na spodzie,

staruszek, ktry zrywa plakaty - na brzegu z lewej strony, aresztant z komisariatu - pod ciaem Asurmara. Od wszystkich gw biegy ku grze cienkie zote wodorosty. Przyjrzaem si twarzy Goneda: tak jak wszyscy inni, szeroko rozwartymi oczami patrzy w dal. Leay tam rwnie postacie dwu kobiet, ktre niedawno przywiozy na wzku Asurmara. Czy moje ciao spoczywao w innym zbiorniku, e nie umiaem go odnale? Nigdzie te nie widziaem Iny. Ponad miejscem, gdzie tkwi blok zabitego przez Senta zamachowca, dostrzegem cztery wolne przegrody ostatnie nie zapenione jeszcze miejsca. Nie mogem od nich oderwa wzroku. Bezwiednie wsparem si na przegubie dwigni. Osuna si a do oporu: wszystkie oczy - ile ich byo pod uniesionymi powiekami - obrciy si jak na komend i spoczy na mnie. Jeszcze raz gaki oczne oyy w skamieniaych twarzach, kiedy chowaem si przed nimi pod przeciwleg cian. Tam te mnie dopady. Mimo woli wyszedem im na spotkanie. Zarysy wszystkich cia zmtniay, zlewajc si w jedn szarobkitn bry. Zostay tylko same oczy rozwieszone we wntrzu caej komory. Rosy wci - byy ogromne. Ogniskoway si na mojej twarzy. Zbliay si wolno do przejrzystej ciany zbiornika, jak gdyby ruchome, soczewkowate narola na jego powierzchni rzucay ku mnie obraz pozorny. Byy to dla mnie spojrzenia oczu w zespolonym ciele kilkusetgowej ameby. Lecz nie znalazem w nich adnej cechy, ktra chciaaby mnie przepeni groz. Widziaem w nich lk, cierpienie i rozpacz. W gbi rozwartych renic czaia si niewysowiona nadzieja. Wyzieraa ku mnie. Tak to odczuem: one mnie o co bagay.

Nie byem ju w stanie zebra myli ani zmusi si do wycofania dwigni. Przypadem do drzwi wyjciowych i rozdygotanymi palcami ustawiem tarcz numeratora. Rygiel odskoczy. Przebiegem labiryntem pustych przedsionkw i wydostaem si na gwny korytarz, ktrym - midzy stoczonymi ludmi - zdyszany i ogupiay przedarem si do naszego mieszkania. Drzwi pisny w zawiasach, zanim dotknem klamki. Na progu stan Asurmar. Wychodzi. - Och, przepraszam najmocniej... - rzek i usun si na bok. - Niechccy bybym pana uderzy. - W rku trzyma mokr strzykawk, ktr na moich oczach wsun do kieszeni. - Ju? - zdziwi si. - Jest pan nad podziw operatywny. Ja rwnie uporaem si. Preparat gotw. - Rozejrza si. - Jake to... nie dali panu wzka? Draem. Popatrzy na mnie uwanie. - Co tak pana ubodo? - spyta, czerwienic si pod moim wzrokiem. - Nie! O to prosz mnie nie podejrzewa. - Pokiwa figlarnie palcem. - Swoj drog, te przepisy... te pedantyczne przepisy!... Zreszt, niech bdzie. Wpadn najpierw do sortowni, a pan, z aski swojej, zechce tu na mnie zaczeka. Odszed. Nogi ugiy si pode mn. - Ale, ale!... - zawoa jeszcze raz z daleka. - Panie Porejra! Zbywa mi jeden bon na kolacj. Chtnie su. Zrobi mi pan prawdziw przyjemno. Wszyscy speniamy swj obowizek... - bekota dalej. Blady jak trup wpadem do rodka pokoju cieni. Zamana fiolka stoczya si z krzesa, gdy zawadzaem o nie. Ciao Iny spoczywao na pododze. Klknem przy niej na twarzy nie

doszukaem si ladu adnego cierpienia. Uniosem j bezwadnie zwisa mi w ramionach. Osabem. Zsuna si: tapczan gucho jkn wszystkimi sprynami. Usiadem i wstaem. "Nigdy nie kochaem tej kobiety!" - ryknem na cae gardo. - "To jakie nieporozumienie". Cisza, a w niej odlegy gwar segmentu. Widziaem w dali swoje odbicie w rtciowej gadzi lustra, gdzie poza granic wiatw. "Posgi - mylaem - tam s". Ale ja byem obojtny. Ucieka? Dostrzegem stary ty zaciek na dugim biaym murze. Taki realny. Znw wziem j na rce. Nanizany na elektrod szczur w labiryncie, strzp ciaa z amputowan gow - szedem ku tamtej cianie. lad gbokiego nakucia igy midzy krgami w karku Iny jeszcze raz mnie porazi. "Preparat gotw." Drzwi mi nie odpowiaday. Zoyem j wreszcie na tapczanie. Nie, wcale jej nie ukadaem. Leaa teraz w takiej samej pozie, w jakiej j znalazem tutaj wiele godzin temu. Sama si tu pooya. "Wyjd" - zadzwonio mi w uchu. - "Powiedzmy, e nigdy tu nie wchodziem". "Zaraz" - zapaem si za gardo: "Jestem nad podziw operatywny". Czy ona w ogle odezwaa si kiedykolwiek? Odwrciem si cicho do ciany i udawaem, e pi. Nie znajdowaem lepszego rozwizania. Liczyem skrycie swoje wasne palce. W najgbszej tajemnicy. Przeliczyem je raz, drugi i trzeci: dziesi. To ja sam: Net Porejra - wszystko si zgadzao! Wanie, cigle co liczyem, a ona umieraa. To byo jakie nieporozumienie. Ocknem si. Najpierw powiedziaem sobie wyranie, spokojnym penym gosem: "To jest Elta Demion, a Ina - to co innego". Zabrzmiao to niestety tak, jak gdybym przesylabizowa napis spod kolorowego obrazka na pierwszej

stronicy elementarza. "Za pno" - obrciem si na drugi bok: leaa wci przy mnie. Usiowaem sobie przypomnie ostatnie jej sowa. Nie pamitaem ich. Mwili wszyscy kolejno: Asurmar, Goned, Alin i Sent, potem Raniel i Rekrut... kelnerka, Veis, wreszcie Unevoris i Coorez. Wszyscy byli tacy gadatliwi. Nawet Jeza Tena mwia do mnie we nie. Tylko ona milczaa. Naraz uniosem oczy: do pokoju wszed Asurmar-Robot. - Preparat jest ju nasycony - zwrci si do mnie. - Cenna sztuka, nieprawda? Nawiasem mwic, wyrniono mnie za wytropienie tego egzemplarza. Poklepa In po policzku. - W zwizku z powyszym tu wskaza na odznaczenie - pjdzie pan- ze mn, bo zanosi si na ma uroczysto. Zlecono nam funkcje asystentw przy zabiegu. Lubi spenia swj obowizek. Wyszed i wprowadzi wzek do rodka pokoju. - Ach, bybym znw zapomnia. - Podrapa si za uchem. Zaraz po mikserium zasidziemy w awie przysigych. Wszdzie trzeba si udziela: niech no pan sobie tylko wyobrazi, podobno jaki zwyrodnialec udusi swego zwierzchnika. - Dlaczego bierze pan udzia w tym ohydnym mordzie? Rozkada przecierado. Mia tak min, jak gdyby moje pytanie w ogle do niego nie dotaro. - Nie dosysza pan - mrukn roztargnionym tonem. Mwiem, e jaki zwyrodnialec... Chwyciem go za gardo. Wytrzeszczy oczy. By bardzo inteligentny i zdaje si, e ju zrozumia, co miaem na myli.

- Co...? - wycharcza przez atak suchego kaszlu. Pan chyba oszala! Czy nie otrzymalimy wyranego rozkazu? Ja wykonuj go starannie i na tym koczy si moja rola. Rozkaz jest rozkazem! Czy pan nie pojmuje takiej prostej rzeczy? Pojem ju - niestety, tutaj bunt by niemoliwy, odebrano mi nawet zwyczajny sens zemsty. Czy mona ukara gilotyn za to, e ucia rce? Nie mia na sobie adnej dwigni: gdy siga po ciao Iny, wyczyem go rewolwerem. Potem zgasiem wiato przy pomocy elektrycznego kontaktu. Obydwie czynnoci - tak jak zdejmowanie butw - ledwie odezway si we mnie.

Mijay godziny. Wiedziaem, e przyjd. Siedziaem z


oczami utkwionymi w jej twarzy, odrtwiay, guchy, lepy bez adnej myli. Co jaki czas odzyskiwaem wiadomo. Syszaem wtedy odlegy oskot wybuchw, ktre wstrzsay podstawami schronu. Wtrowa im ciszony terkot karabinw maszynowych. Bro konwencjonalna nie wysza jeszcze z uycia - mylaem - miotacze ciyby ciaa bezgonie. Drzemaem - wci jeszcze walczyli midzy sob. Czy bili si tylko o nazwisko komendanta? Przynajmniej w sprawie jego wyboru Mechanizm zostawi im swobod dziaania; poza tym nie odpowiadali za swoje czyny. Wic koniec. A ycie widziaem zawsze przed sob. Strawiem je na rozwlekym oszustwie, e Ina staa w nim na pierwszym planie. Krtkotrway stan prowizoryczny, pojednanie i duga wsplna droga - taki pejza; utkaem go

sobie z mgie, jakbym y wrd samych ludzi. Cho prawda: stawiaem opr prdowi, ktry nis wszystko wokoo. No i zostaem: prd spyn. Rozumie czy czu? - nagle przypomniaem sobie tamte straszne oczy. Cztery wolne przegrody czekay dalej, na poboczu mrowia uwizionych renic. Kto mia je niebawem zaj? Ludzie wrd maszyn - rozbici, dokadnie przemieszani z nimi i - co najbardziej zdumiewajce - zewntrznie tacy do siebie podobni, nie umielimy si odnale, nawet wobec siebie samych, a c dopiero porozumie si i pogry w tym, co byo tu pustym terminem - zaufaniem. Nie umielimy si odrni: tak dalece bylimy zakonspirowani. Bo gdyby nie to najgbsze ukrycie, ile czasu trwaliby tu ci z nas szalecy - ktrzy si raz zdradzili wrd nich bodaj jednym nieostronym gestem, sylab, sam zapowiedzi myli? Jak dugo mogli jeszcze y ci dwaj nie znani mi autentyczni ludzie, ktrzy si dotd nie zdemaskowali, jako osobliwoci w jednorodnym polu, obce ciaa w zwartej konstrukcji, ci dwaj ostatni - jeeli tak jak mnie nie uznano ich wczeniej za wasnych wariatw? Zwyciyy. Nie ludzie i nie zwierzta - maszyny. One tylko byy niezniszczalne; mona je byo powiela w nieskoczono. Kiedy poprzez tysiclecia zapatrzeni w swe zewntrzne ksztaty ludzie udzili si, e tym, co ich uczowiecza, s palce u rk, uszy, oczy, wyprostowana postawa, a nade wszystko mzg - niejeden zadawa sobie pytanie, co nastpi w nieuniknionej przyszoci, gdy manekin wyprostowany, oboony i wypchany syntetycznym ciaem poruszy sprawnie wszystkimi czonkami i zwracajc wypenion elektronowym mzgiem gow ku swemu konstruktorowi, powie niezwykle

sugestywnym tonem: "Czowiek - to wanie ja!" I niejeden z futurologw czu si zagroony tak moliwoci, rwnowan wizji upadku czowieka jako wyodrbnionej wartoci, bowiem mona byo, sobie wyobrazi rwnie, i w doskonale podrobiony twr czuje bl lub rozkosz, e kiedy niekiedy boi si, pragnie czego, i bywa, e wyznaje mio tkliwym gosem; wszystko przecie mona byo w nim wywoa przez wprowadzenie do jego wntrza analogicznych ukadw, ktre by imitoway rnorodne stany - w kocu by to problem wycznie technologiczny. Mona te byo sobie wyobrazi, i dopiero wtedy - a nie znacznie wczeniej - w epoce stwarzajcej moliwoci produkcji wielkiej liczby takich robotw, wyoni si problem moralny, nierozwizalny przy braku jakichkolwiek kryteriw rozpoznawczych. Problem? Tak: bo wyczy automat, a zabi czowieka - to zupenie co innego. Ile zudze przynosio bogie przekonanie, e do maszyny rozkaz mg dotrze jedynie przewodami w postaci impulsu prdu lub drog radiow - fal elektromagnetyczn, emitowan przez oscylator i absorbowan przez rezonator, a nigdy fal dobrze znan dzieciom: mechaniczn, pokonujc odlego krta - ucho, zatem w postaci sownie wydanej komendy! Odpa musiay kryteria rozumu i serca: pierwsze gdy mzg elektronowy dziaa sprawniej ni naturalny, drugie - poniewa dobro i zo zamieniay si wzajemnie miejscami w zalenoci od punktu widzenia. Istniay rne sposoby przekazywania rozkazw i do rnych urzdze byy one kierowane, za w chaosie nieistotnych poj tylko wolna wola moga kreowa czowieka, wola rwnowana odpowiedzialnoci za swe wasne czyny, ktrej istnienie ujawniao si przez stosunek do r o z k a z u.

Maszyna - niezalenie od stopnia swej komplikacji wykonywaa go automatycznie, znajdowaa w nim pierwsze rdo i ostatni cel istnienia; realizowaa program choby i najbardziej zoony zgodnie ze swym przeznaczeniem, jeeli tylko uruchomiono j odpowiednim kluczem i jeli oczywicie nie bya zepsuta. Wieloczynnociowe maszyny te nie wnosiy nowej wartoci; one rwnie byy narzdziami, tyle tylko e uniwersalnymi. Natomiast kady rozkaz, rwnie w znaczeniu najszerszym, rozumiany jako impuls wewntrzny lub zewntrzny - by w odniesieniu do czowieka wycznie informacj o stanie wiata wyraan w postaci implikacji: "Nastpi to - jeeli nie zrobisz tamtego"; by wic sygnaem zawieszonym w wiadomoci: dwikiem, barw lub ksztatem, zapachem, wraeniem ksztatu - razem bodcem odebranym przez zmysy, dopty nie przeoonym na dziaanie, dopki go czowiek nie skonfrontowa ze swym indywidualnym sensem, niedostpnym w zasadzie orodkowi dyspozycji. Z tego powodu czowiek traktowany przez pomyk jako narzdzie - by najzupeniej bezuyteczny, wicej : mg uzna za maszyn rdo dyspozycji, ktre go zrwnao z rzecz. Maszyny istniay od niepamitnych czasw. ledziem je nieraz na swoich ekranach w kabinie-laboratorium. One najlepiej wiedziay, czym s w rzeczywistoci, i wcale tego nie ukryway w tajemnicy. Czy one same nie okrelay si najlepiej swymi wasnymi sowami, kiedy w koo, jak pknite pyty, powtarzay z awy oskaronych w Norymberdze: "Wykonywaymy tylko rozkazy. Nie ponosimy adnej odpowiedzialnoci"? I rzeczywicie byy zwolnione z samodzielnego mylenia i czucia; kto inny po swojemu myla i czu za nie: w ich pojciu WdzNadczowiek, w innym - paranoik, ktry w izolacji byby bezsilny, moe nawet mieszny. Lecz stado maszyn akno

jednokierunkowej dyspozycji. Historii - jakby to pewnie powiedzia Asunmar-Czowiek - nie da si opisa ani wytumaczy przy pomocy jednego okrzyku: "Garstka zwyrodnialcw!" Tumy zaborcw z ochot przekraczajce granice, tak jak i gorliwe zaogi obozw koncentracyjnych, w przewaajcej liczbie skaday si z gboko moralnych maszyn. Tyle musiaem sobie uwiadomi na usprawiedliwienie zabjstwa, gdy trup Asurmara-Robota lea przy tapczanie; ciao z krwi i koci - to pewne i nie dao si ukry. Wiedziaem ju, e w tej chwili otaczaj mnie w naszym segmencie prawie same odwzorcowane na ludziach pody Mechanizmu; nadal jednak nie uzyskaem pewnoci, czy sam jestem czowiekiem.

Taran

Wybraem si jeszcze raz do miasta posgw. Nie


kierowaa mn ciekawo dalszych losw kierowcy oga ani te nadzieja, e zdoam si tam ukry przed narzdziami Mechanizmu; ulegem niemej probie Iny, jej ostatniej woli wyraonej w sowach: "Jest co gorszego ni mier", ktrymi daa mi do zrozumienia, jak wielk trwog czua na myl o zajciu miejsca wrd okaleczonych, ni to ywych, ni martwych cia - pord uwizionych w blokach komory preparatw. Wieloczynnociowy komputer stacji - Mechanizm, ktremu osiade w jakim rejonie galaktyki Nadistoty musiay pozostawi pewn swobod dziaania w zakresie sformuowanego oglnie programu badawczego z powodu olbrzymiej odlegoci od rda dyspozycji, funkcjonowa

chyba podobnie jak wysyane przez ludzi na Ksiyc, Marsa i Wenus stacje automatyczne. Rnica polegaa na wielkiej uniwersalnoci Mechanizmu oraz na jego wzgldnej swobodzie dziaania, zakrelonej tylko ramami nie znanego nam ludziom ani robotom programu. Czy jednak Naczelny Robot eksperymentowa na ludziach wycznie w imieniu Nauki, jak ludzie w jej chwalebnym imieniu eksperymentuj na kochanych przez siebie zwierztach, czy raczej z pobudek sadystycznych zaprawionych nud dugiej drogi znca si nad ich uwizionymi mzgami niezupenie zgadnie z pierwotn wol Nadistot - rozrnienie tego byo dla nas, jednakowo drczonych, najzupeniej obojtne. Przeniosem ciao Iny do wiata posgw i ukryem je wysoko, we wntrzu jednego z opuszczonych mieszka. Tam bya bezpieczna: zawisa w rtciowej nocy, by trwa w niej a do penego unicestwienia. Zostawiem j w pewnoci, e cokolwiek stanie si ze inn po mierci - ona jedna przynajmniej, ostatnia midzy ludmi kobieta, nie dowiadczy zgrozy tego nieopisanego pieka, ktre bez sw przemwio do mnie z ruchomych oczu ludzkich szcztkw cakowicie zdanych na ask i nieask Mechanizmu. Nie widziaem ju adnej moliwoci ratunku ani dla nich, ani dla siebie samego. Pamitaem jak przez mg, e w kilka sekund po zabjstwie Asurmara-Robota do pokoju zajrza uwolniony z kajdankw Alin-Robot. Spostrzegszy mnie z rewolwerem w rku nad trupem, bez sowa przeoy klucz na drug stron drzwi i zamkn mnie z nim w pokoju cieni. Pewnie teraz czekaa tam ju caa zgraja. Uzbrojony w miotacz i rewolwer mogem si jeszcze broni przez kilkanacie godzin, moe nawet przez kilkanacie dni - a do

mierci godowej. Lecz wwczas, a take w przypadku, gdyby mnie wczeniej zabili, powdrowabym do krysztaowego bloku. Pod wpywem tych myli dojrzewaa we mnie decyzja samobjstwa w ukryciu znalezionym dla Iny. Z zapasem tlenu na kilka godzin - odkadaem j jeszcze, bkajc si pord zastygych ksztatw bez adnego celu ani okrelonego kierunku. O godzinie dwudziestej pierwszej (w siedem sekund po zderzeniu oga z kolumn) znalazem si przy szstym szybie. Dostrzegem z dala swj posg. Nie roztrzaska si: trwa ju w biegu na schodach domu towarowego. Patrzyem na obojtnie. Los ludzi z komory elastycznych blokw, ktry przy przesuniciu dwigni zlewali si w olbrzymi, kilkusetgow ameb, pozbawi mnie reszty zudze: zrozumiaem, e ocalenie mojego posgu nie rozstrzyga starej wtpliwoci, czy jestem dzi czowiekiem, czy tylko zbuntowanym robotem. Wzorowani na oryginalnych ludziach i bez reszty oddani Mechanizmowi osobnicy pojawiali si pewnie w segmencie od dawna, nim po kolei zastpili wszystkich jego autentycznych mieszkacw. Wychodzc z komory reprodukcyjnej, podejmowali oni natychmiast funkcje swych usunitych imiennikw i wszystkie wtki ich ycia w najgbszym przekonaniu, e kontynuuj swoj wasn przeszo. Mechanizm nie wtajemnicza ich w istot rzeczy; panowa tylko niepodzielnie nad ich umysami, ktrymi kierowao poczucie oczywistoci. Dziki temu wymiana miaa bardzo dyskretny charakter i chyba tylko nieliczni zorientowali si, e jest realizowana. Tych tropiono ze szczegln Zajadoci; poniewa siali zamt, wymieniano ich w pierwszej kolejnoci.

Przypomniaem sobie ostron aluzj Asurmara na temat zwierzenia mczyzny opanowanego obsesj tamy. Wida nie tylko we mnie, lecz rwnie w innym jeszcze przybyszu z zewntrz Mechanizm upatrzy sobie odpowiedni obiekt do przeprowadzenia. adaptacji nowego rodzaju: na drodze zdalnie sterowanego przeksztacenia pamici. Historia mego pobytu skoczyaby si pewnie na tej krtkiej refleksji, poniewa zamierzaem wrci do ukrycia Iny, gdzie zniszczybym swoje ciao, kierujc na nie strumie z miotacza. Lecz kiedy odpywaem spod dachu szybu, rzucio mi si w oczy dziwne zachowanie posgw, a potem - gdy spynem niej i spojrzaem z boku - zobaczyem cay grony obraz, ktry mimo gbokiej apatii, niesionej przez pewno, e zbliyem si ju do kresu ycia, przepeni mnie bolesnym smutkiem. Staem si nieumylnym sprawc tragedii posgw, mimowoln przyczyn wielkiej katastrofy w ich wiecie. Caa konstrukcja szybu pochylia si nieco na jedn stron: gruby, wzmocniony pancerzem ze stalowej pyty i wykonany z wielkiego betonowego bloku strop szybu zwala si na zgromadzonych pod nim ludzi. W tej chwili pod rozlegym dachem znajdowao si okoo tysica osb. Dla mnie strop osuwa si ze limacz powolnoci w ich czasie brakowao niespena sekundy do potwornej masakry. Opywaem budynek wokoo z pen wiadomoci winy, bezsilnoci i klski. Osuwaa si masa porwnywalna z bezwadnoci kilkudziesiciu czogw z miasta. Dla mnie byo ich dziesi tysicy razy wicej. Gwny ciar stropu wspiera si dotd na czterech potnych kolumnach. Ocalay tylko dwie - od strony wiaduktu. Jedn z pozostaych kolumn ci ju dawno wielki pocisk armatni, ktry wypchnem wasnymi rkami z komory szkieletw, druga - jeszcze przez

kilka sekund prbowaa utrzyma podwojony ciar, lecz powanie osabiona wydron w niej du wyrw, a nastpnie nadwerona silnym ciosem samochodu amaa si wanie na moich oczach. Mimo pozorw, wypadki kilkudziesiciu godzin potoczyy si tak szybko, e nie umiaem ju uchwyci sensu przedziwnych zbiegw okolicznoci, ktre cay mj wysiek w ostatecznym rezultacie - obrciy na zgub posgw. Tylko mier moga mnie wyzwoli spod okrutnego brzemienia odpowiedzialnoci. Skierowaem si czym prdzej na jej spotkanie - w stron kryjwki, by oszczdzi sobie przynajmniej strasznego widoku. Po drodze wyy mi w mylach, jak torturowane straszyda, dwa sczepione ze sob sowa: "Ciar stropu". Paralioway mi cay ukad nerwowy w takim stopniu, e zamiast pyn prosto, zataczaem w przestrzeni due krgi. Natrctwo to, szczeglnie dokuczliwe w normalnych warunkach - tutaj doprowadzao mnie do szau. Bezsilna wobec niego podwiadomo w odruchu samoobronnym prbowaa je zrzuci przy pomocy rnych wybiegw. Wreszcie zagodzia je nieczuym sformuowaniem: "Ciar stropu? Ale ciar stropu - to iloczyn jego masy przez przypieszenie ziemskie". Bya to myl piorunujca. Zawrciem na miejscu. Pync szybko z powrotem, mylaem coraz bardziej gorczkowo : Mogo si zdarzy w najgorszym razie, e masa caego dachu sigaa tysica ton. Wwczas ta sama wielko zmierzona moj miar bezwadnoci - wynosiaby tu dziesi milionw ton. Liczba zawrotna - to prawda. Lecz przecie dziki niezwykemu zwolnieniu czasu, przypieszenie

ziemskie - co ju nieraz sobie uwiadamiaem - byo tutaj a sto milionw razy mniejsze w odniesieniu do przypieszenia w schronie. Iloczyn obydwu wielkoci dawa znikomy stosunkowo - ciar: si stu kilogramw. I paradoksalny wniosek: mogem utrzyma cay dach (nie podnie, ale utrzyma go na miejscu) parciem zaledwie stu kilogramwsiy, chociaby na wasnych plecach! Szukaem najdogodniejszego punktu podparcia. Spostrzegem granitowy postument, ktry wznosi si przy krawdzi dachu po przeciwlegej stronie obu ocalaych kolumn. Wierzchoek jego by pasko city i utwardzony metalow pokryw. Dzielia go od spadajcego dachu odlego okoo ptora metra. Obydwie krawdzie - dachu i postumentu, gdyby je pozostawi wasnemu losowi, minyby si o kilka centymetrw. Wzniosem si tam. Podniecony moliwoci ratowania posgw zapomniaem jednak o jeszcze jednej trudnoci: nie mogem przecie tkwi pod stropem szybu przez kilkadziesit godzin. Trzymaem w rku jedyny przedmiot, ktry mg mnie doskonale wyrczy: dug rur miotacza. Podparem ni strop. W wiecie posgw stal przeniesiona ze schronu bya twardsza od najtwardszego diamentu. Ludzie zostali uratowani. Ale wciskajc koce rury midzy brzegi zbliajcych si do siebie mas, pozbawiem si rwnoczenie jedynego narzdzia, ktrym mogem zniszczy doszcztnie swoje wasne ciao. Do swych celw Mechanizm potrafi oywi nawet martwe i uszkodzone mzgi, tote bro palna nie dawaa mi gwarancji penego unicestwienia. Wycignem miotacz. Patrzyem nieprzytomnie w d - na wstgi ruchomych schodw, ktrymi zjeda do stacji dwigw skamieniay

tum. Stanem przed nierozwizalnym dylematem, gdy po mojej mierci nie zdoabym oczywicie ulokowa miotacza na poprzednim miejscu. Wic oni czy my? Nagle ujrzaem twarz Iny. Staa na trzeciej wstdze; zwrcona profilem do mnie, spogldaa w d. Przez chwil wydawao mi si, e ni. Byem ju tak wewntrznie rozbity, e widmo odlegej przeszoci wziem za niewtpliwy znak zmartwychwstania. Oszukiwaem si jeszcze przez kilka sekund. Chocia mogem do niej podpyn, dotkn hej i czeka, a zwrci na mnie oczy, dzielia nas nieprzebyta przepa, ktrej aden cud nie by w stanie usun: Przybyem tu z innego wiata ona naleaa do miasta. Obecno jej posgu w zagroonym szybie wzruszya mnie bardziej ni wszystko, co mi si dotd zdarzyo, i wiele daa mi do mylenia. Uwiadomiem sobie, e trudna decyzja, z ktrej podjciem wahaem si do ostatniej chwili, zapada ju dawniej - niejako przed dziewicioma miesicami. Ino wwczas ocalaa na pewno; w przeciwnym razie nie mogaby przecie y obok mnie w schronie. Wiedziaem te, dlaczego ocalaa. Wcisnem miotacz na swoje miejsce - pod dach, i w doskonaej ciemnoci, oywionej jedynym znakiem orientacyjnym: wietlnym prostoktem sponad komory szkieletw, skierowaem si do pokoju cieni po deski ze strzaskanej skrzyni tapczanu. Rura dawaa zabezpieczenie prowizoryczne: koce jej wrzynay si ju w mikk stal stropu i postumentu; naleao zbudowa tu bardziej trwa podpor. Zostaem pokonany bez walki. Leaem na pododze, skrpowany grub lin, ktr okrcili mnie byskawicznie czterej nieznani mczyni. Obezwadnili

mnie w momencie, gdy zapominajc o zwrocie pionu, ktry zmienia si na granicy wiatw, wypadem z lustra gow na d - prosto w ich rce. Chwycili mnie w milczeniu z czterech stron, za nogi i rce, zanim zdyem odda choby jeden strza. Napastnicy pojawili si w pokoju cieni z gotowym planem. Po dociniciu ostatniego wza na moich plecach przenieli z kta przygotowan ju wczeniej potn krat i ustawili j przed lustrem. Odezwaa si kanonada wystrzaw. Przegroda zostaa przymocowana do ciany kilkunastoma grubymi klamrami. Odpalane ze specjalnych pistoletw stalowe ostrza, zagbiajc si gboko w murze, docisny krat do brzegw srebrnego prostokta. W ten sposb przejcie do skamieniaego miasta zostao ostatecznie zamknite. Moja uwaga o zagroonym szybie pozostaa bez echa. W tym samym czasie, kiedy dwaj mczyni zajmowali si przytwierdzaniem kraty, dwaj pozostali przynieli do pokoju elazne drzwi. Zawiesili je na wzmocnionych zawiasach w miejsce starych - drewnianych. W trakcie tej czynnoci w korytarzu zatrzymaa si grupa znajomych robotw. Ze swego miejsca na pododze, rozpoznaem Goneda, Alina i Senta oraz waciciela noszonych przeze mnie spodni - Ludwika Veisa. Veis zwrci si do Ganeda: - Parszywe owce naley izolowa od zdrowych osobnikw. - A co innego robimy? - zdziwi si pukownik. Obydwa areszty s ju przepenione. Zaoenie nowego jest koniecznoci chwili. - Nie to chciaem powiedzie - obruszy si Veis. Przy stanie wyjtkowym jedyna trzewa izolacja to likwidacja.

Szaleniec czy bandyta - jednakowy ciar dla wartociowych ludzi, ktrego nie wolno nam za sob wlec. - Przemawia przez pana mentalno goryla. Od tego jest sd przysigych, by decydowa o czyjej winie i odpowiedzialnoci. Kara oczywicie zostanie wymierzona. Ale najpierw trzeba wykry motywy dziaania. Musi nami kierowa poczucie sprawiedliwoci. Czowiek ten jest chory psychicznie. - To s frazesy. - Tylko bez dyskusji! Porejra zaczeka na wyrok po prostu dlatego, e nie znosz baaganu. - Sam pan jednak dobrze wie, e nigdy nie przejlibymy wadzy w swoje rce, gdybymy karmili naszych ludzi saboci i gupot. Ale pan tu rozkazuje i nie moja rzecz, co si z nim stanie jutro. Pytanie tylko, gdzie go ulokowa, skoro zarezerwowa ju pan ten lokal dla dwch ujtych egzemplarzy fauny. Instrukcja nie pozostawia adnej wtpliwoci: kae je zachowa do celw specjalnych, nawet gdyby mikser, pozbawiony czterech elementw, ktrych brak do planowanego kompletu, przejawia pewne zakcenia w swej wewntrznej rwnowadze przy pracy. - Do! Zostanie tu razem -z nimi do rana ze wzgldu na wymagania testu. - Sucham posusznie. - Ale... a propos paskiej uwagi na temat nieudolnoci: cztery elementy, powiedzia pan. Czy dugo jeszcze bdziecie si guzdrali z odnalezieniem dwch ostatnich? - Jestem w kopotliwym pooeniu...

- Czyby? Zdaje si, e Asurmar wykona za pana cz pracy. Zgosi gotowo do mikserium zaraz po przygotowaniu jednego preparatu. Doniesiono mi o tym tu przed jego mierci. No i co? Pan jest odpowiedzialny za to, e trzeci okaz zgin gdzie po drodze. A gdzie znajduje si czwarty? - Niestety, nadal ukrywa si w tumie. - Co za piramidalna bzdura! Pan, zdaje si, chce mi wmwi jak dziecku, e nie mona odrni zwierzcia od czowieka? - Tego nie powiedziaem. Zwierzta atwo demaskuje brak karnoci. One nie znaj pojcia absolutnego obowizku ani ponad-nadrzdnego celu, tak jak my je znamy. Ju dziki temu wyprzedzamy je w rozwoju o wiele tysicleci. Poza tym one nie s w stanie uchwyci istoty o c z y w i s t o c i. Jednak gdyby pan by na moim miejscu... - Ot to! Gdybym siedzia na paskim dugo nie wietrzonym miejscu, zajrzabym natychmiast do centralnej kartoteki i do hali miksyjnej, aby sprawdzi, czyja zwierzca powoka nie spocza dotd w swoim elastycznym gniedzie. Czeka pan, a nas uprzedz laboranci Bucleya? Nie znajduj w panu za grosz ambicji. - Ale my nie dysponujemy spisem pierwotnych mieszkacw segmentu ani zbiorem ich fotografii. Rejestr aktualny powstawa stopniowo w miar zapeniania kolejnych gniazd. Ley on w kartotece sterowni i jest ju prawie kompletny. W adnym jednak momencie operacji nie mona by byo na jego podstawie ustali danych o osobnikach pierwotnych, ktre wegetoway jeszcze swobodnie midzy powoanymi ju ludmi - z wyjtkiem goej ich liczby.

Analizator hali miksyjnej wyklucza z atwoci wszelkie pomyki. Dziki niemu zwoki ludzkie, ktre przez jakie nieporozumienie dostaway si czasem do hali razem z egzemplarzami fauny, zostay zwrcone i skierowane do zasobnika cmentarnego. Co si za tyczy ostatniego egzemplarza prymitywnych istot, ktre dotychczas zamieszkiway nasz system, to mog si tylko domyla, dlaczego jest nie uchwytny. Podejrzewam, e jest on bardzo niejednolity wewntrznie: bij si w nim o lepsze cechy pierwotne zwierzce, z zalkami cech wam waciwych ludzkich, co znacznie utrudnia rozpoznanie. Ponadto jestem przekonany, e osobnik ten wegetuje samotnie. W czasie swego pobytu nie nawiza pewnie adnego kontaktu towarzyskiego. Mam na myli zblienie serdeczne, gdy dopiero w takim ujawniaby si jego prawdziwa natura; zostaby wic rozpoznany, a dzi - po sublimacji jego wysze wcielenie znajdowaoby si midzy nami ludmi. Zwierz to jest - krtko mwic - odpowiednikiem naszego sobka. Nieufne wobec wszystkich napotkanych mieszkacw segmentu, niezdolne do uczucia mioci ani nawet przyjani ograniczao si w swych stosunkach z innymi do wymiany nieistotnych uwag. W takim - egoistycznym - osamotnieniu nawet denuncjacja - ten wity obowizek kadego uczciwego czowieka - bya w odniesieniu do niego bezsilna, poniewa ono - zwierz drczon obsesj przeladowcz - ze swych prawdziwych myli nie zdradzao si przed nikim. Mona jeszcze si spodziewa, e tropione systematycznie i bezlitonie samo w kocu si zaamie i odda w nasze rce. W przeciwnym razie trzeba by podj prac odwzorowania ze sob dwch czterotysicznych tumw. W pierwszej fazie operacji sublimujcej byoby to zadanie niewykonalne ze wzgldw oczywistych, w kolejnych - bardzo ryzykowne, lecz

dzi, w fazie ostatniej - do proste i celowe. Czy mamy je podj? Goned manipulowa przy zamku nowych drzwi. Odwrci si niechtnie i ziewn. - Prawie pana nie suchaem - wyzna. - Nie znosz jaowej gadaniny i nic mnie nie obchodz wasze kopoty teoretyczne. Chc mie wreszcie porzdek w segmencie. Jutro rano zamelduje si pan z konkretnym planem dziaania. - Veis oddali si. Na polecenie Goneda dwaj jego podkomendni przyprowadzili zapowiedziane na wstpie "dwa egzemplarze pierwotnych istot". Z trudem opanowaem okrzyk zdumienia, bo do pokoju weszli skuci kajdankami Raniel i Coorez. Zwaszcza tego ostatniego nigdy nie podejrzewabym o to, e jest czowiekiem. Wietrzyem w tym jaki podstp. Oni rwnie patrzyli na mnie nieufnie. Sent, ktrego razem z Alinem pukownik wyznaczy do suby wartowniczej u drzwi pokoju cieni, ostrzeg ich przed przekrceniem klucza, aby mnie nie rozwizywali, gdy jestem zdolny do wszystkiego i mog ich udusi w ataku szau. Do pnocy w nowym areszcie panowaa bezwzgldna cisza. Wizy wrzynay mi si w zdrtwiae ciao. Leaem na pododze, w kcie pokoju, przykrpowany do metalowej listwy. Czuem si beznadziejnie. Kajdanki pozostay w kieszeni Senta, tote moi towarzysze przynajmniej w granicach zakrelonych cianami obszernego pokoju - mogli porusza si swobodnie. Doszo ju do tego, e patrzyem na nich zazdronie, jak na ludzi cakowicie wolnych. Coorez wierci si na tapczanie; zbielaymi wargami klepa czasami co do siebie, czego nie mogem zrozumie. Raniel te nie wyglda lepiej : to tuk gow w cian, to osuwa si pod ni

na kolana i z uchem przyoonym do muru, patrzc bdnym wzrokiem w podog, pali papierosa za papierosem. Razem miaem obraz nocy przed egzekucj. Byem dla nich maszynszpiegiem. - Panowie - odezwaem si wreszcie ciszonym gosem. Przysigam, e naleymy do tej samej grupy zwierzt, gdy ja rwnie jestem czowiekiem. Bior mnie tutaj za swego pomyleca, co mi jednak nie uratuje ycia. Jutro zostan stracony za zabjstwo robota. Rozwicie mnie przynajmniej na jedn godzin, bo ju zdycham. Chciaem rozadowa napicie nieznonej sytuacji tragikomicznym tonem, ale by to gos woajcego w prni. Spodziewali si go od samego pocztku; mogli si tylko dziwi, e tak pno si odezwa. Milczeli. Kady wgryza si oddzielnie w widmo przydzielonego mu pieka; moe prbowali sobie wyobrazi, co to znaczy cel specjalny, do ktrego zarezerwowa ich Mechanizm. Raniel spojrza na mnie przelotnie. Pewnie myla o ndznej przewrotnoci mojego charakteru, ktry ujawniem, zamykajc go podstpnie w magazynie. Coorez dwign si z legowiska i stan nade mn. - Cztery - powiedzia. - Przeliczy palce. - Nie! Nawet pi pude. Rozemia si na cae gardo. - Cisza tam! - krzykn Alin i grzmotn pici w elazne drzwi. - Sent, teraz ty tasujesz. - Graj w karty - rzewnie ni w pi, ni w dziewi zauway Raniel. - Sent teraz rozdaje.

A Coorez majaczy ju cakiem od rzeczy: - Jedna paka w drugiej pace... zapakowane w trzeci, w rodku jeszcze wikszej paki, a ta te wpakowana w pudo razem pi pude. - Co si panu stao? - zapytaem ze wspczuciem. - Ano, wizienie do pitej potgi - odpar cakiem przytomnie. - Sam moe pan sobie dla rozrywki przeliczy: lina jak na baleronie i areszt bez wyjcia - to dwie pierwsze paki, jedna w drugiej. Dalej ciany trzeciej paki - segmentu, naadowanego automatami i odcitego grodziami od pozostaych przedziaw. Pancerz caego schronu, z ktrego nie moemy si wydosta od dziewiciu miesicy - to granica paki numer cztery. A wszystko razem wpakowane do pitego puda - do rakiety. Zachichota histerycznie. - Boki mi si obrywaj, gdy na pana spojrz podj. - Czy pan sobie wyobraa beznadziejn sytuacj? A kto si tak wpakowa? Baleron! Zacz taczy na jednej nodze i dopty podpiewywa "baleron", a Alin uchyli okienko w drzwiach i strzeli w cian obok niego. Wtedy si uspokoi. Najpierw sdziem, e z wisielczym humorem ironizuje nad moim pooeniem, by rozmieszy nas dowcipem, e ich sytuacja jest o jeden stopie mniej beznadziejna od mojej. Ale wida byo teraz, e si zaama nerwowo. Raniel wybieg z azienki i wyla mu na gow kube zimnej wody. Postpi do niedorzecznie, jak czowiek wyprowadzony z rwnowagi. Jeeli grali przede mn z gry uoon komedi - to w swym aktorstwie okazywali mistrzostwo. Ciaa adnego z nich nie zauwayem

we wntrzu hali, jednak nie wiadczyo to waciwie o niczym, gdy mogy one spoczywa w gbszej warstwie, tak samo jak moje. Goned wspomina o jakim tecie przypomniaem sobie. Czy zamknito mnie tu z dwoma robotami, aby stworzy warunki ostatniego egzaminu? - Nigdy nie naley traci nadziei - rzuciem naiwn uwag. - No pewnie! - pochwyci Raniel. - Wesoek z pana. Jako automat-zabjca trafi pan jutro do bezpiecznego zacisza zasobnika cmentarnego, nas za przed ostateczn mierci czeka jeszcze wiele niewysowionych, cielesnych i psychicznych rozkoszy pod skalpelem kosmicznego badacza. Coorez obwcha drzwi i podszed z powrotem do kraty, pod-rtciowe lustro, gdzie ju raz zaduma si nad opakan gruboci prtw i hakw. Zwrci si do Raniela - Syszaem, e Goned zabra ze sob klucze od drzwi. Wic ci dwaj - ciszy gos - nawet gdyby dali si przekupi, nie mog nam pomc. - Ja mam cay pk - szepnem z nadziej. Rwnoczenie przypomniao mi si, e Sent strzela szybko i niezwykle celnie. - Wiem o tym, e pan go ma - Raniel pochyli si nade mn. - Obejrzaem go sobie przed dwoma dniami w kabinie Veisa, gdy lea przy panu na ku. Wycign mi klucze z kieszeni. Przejrza je uwanie po kolei, zerkn na zamek i zakl. Oczywicie, zupenie inny system. Odpada. - Zdj z kka jeden klucz. - Sidemka - rzek, - Gdybym j wczoraj mia! Tym cackiem mona by otworzy waz do luzy remontowej kreta. Opucili go wczoraj na nasz poziom. Dysponuj rozpuszczalnikiem do usuwania warstwy ywego szkliwa,

ktre z zarodnikw srebrnego pyu ronie szybko pod wpywem wiata. Przyrzdy i tryby maszynerii kreta zostay nim zalane przed startem. Teraz pojazd jest gotw do drogi. Dowiedziaem si przypadkowo, e jutro zamierzaj go uy. Pewnie chc nim przebi cienk warstw ziemi, ktra otacza schron, by dosta si do sterowni rakiety. Nie wiem, w jakim celu pchaj si tam, skoro gwiazdolotem kieruje gwny automat, a oni speniaj tu tylko rol jego prymitywnych pachokw. Nam kret uratowaby ycie. Moglibymy wczy jaowy bieg i na rolkach podnie si tunelem do grnej komory startowej, czyli do ssiedniego segmentu, gdzie yj swobodnie pozostali ludzie. Innej drogi nie ma, gdy wartownicy przy naszych grodziach nawet pod najsroszymi torturami nie zdradziliby tajemnicy cyfrowych kombinacji numeratorw. Oni s bohaterami: rozumiej, czym jest ponadnadrzdny cel i obowizek. Coorez spojrza nienawistnie na drzwi. - Nie ma co dalej bredzi - rozzoci si. - Buja pan coraz wyej w obokach, a tamto elazo przyjdzie gry wasnymi zbami. - Moglibycie chocia mnie rozwiza - przypomniaem. - Racja. Raniel klkn przy mnie. - Zostaw go pan! - sprzeciwi si Coorez. - Co kogo obchodzi ten zepsuty koowrt. On nas nie zbawi. Niech sobie troch popiszczy. - W tej chwili... kimkolwiek... by nie by - mamrota Raniel z zbami na pierwszym suple - jest istot yw, ktra cierpi.

- Nie ruszaj go pan, bo zaraz narobi haasu i zawoam Senta ! Raniel podnis si. Popatrzy na tamtego z pogard. Wreszcie ze zrezygnowan min wrci na tapczan. Coorez posa mu grone spojrzenie spod drzwi. Odwrciem gow do ciany, by przynajmniej usun sobie z pola widzenia jego wykrzywion gb. Chciaem go ju zapyta, jaki zysk przyniosa mu brylantowa kolia, ktr zrabowa w miecie, i co osign przez zmow przeciwko Inie uknut z Unevorisem-Robotem, ale w por zrozumiaem, e rozmowa z nim nie miaaby adnego sensu.. Rozwiay si ostatecznie wszystkie wtpliwoci: to to: byo autentyczne bydl w oryginalnym ludzkim ciele; e te Mechanizm nie wymieni go na maszyn przed innymi ludmi w pierwszej kolejnoci. Mina nastpna godzina. Mylaem o zagroonym szybie i o zimnej kryjwce Iny, pogronej w mrokach rtciowej nocy, ktre tam zewszd otaczay jej martwe ciao. Czy na pewno wybraaby mier, tak jak ja j wybraem, zamiast imitacji ycia w szponach Mechanizmu? Widmo tego gorzkiego pytania drczyo mnie wci jak natrtny zgrzyt koowrotu. Sprbowaem zwrci si w inn stron. Rura wspierajca dach szybu ju od penej sekundy wrzynaa si swymi kocami w mikk stal stropu i postumentu. Materia miotacza by na pewno dostatecznie twardy, by utrzyma ciar nawet kilkakrotnie wikszy, lecz na jego kocach przydayby si jeszcze dwa szerokie stemple. - Co by si stao - zapytaem Raniela - gdyby kto std pozosta przypadkowo w miecie. Nie miaby teraz ktrdy wrci do schronu. - Wskazaem na kraty. - Prty tkwi gboko w murze. Tdy tylko czog o wasnych siach mgby si przedosta.

- To nie ma adnego znaczenia - odpar. - Nas tylko zamknli. Z segmentu wiod do miasta jeszcze dwa inne przejcia. S lepiej znane ni to. Widziaem je. Wylot jednego kanau trafia pod wieowiec do jakiej otwartej piwnicy, drugiego - siga a na trawnik ronda.

Do trzeciej nad ranem majaczyem w pnie. Przez cay


czas dzwonio mi w uszach ostatnie zdanie Raniela. Pod jego wpywem przynio mi si kilka cudownych zdarze. To wyobraziem sobie, e jaka przyjazna posta podpyna do nas ze wiata posgw i z tamtej strony kraty rozcia wielkim palnikiem wszystkie prty, to znw z cakiem innej beczki: ubzduraem sobie, e nastpi ju oczekiwany stan niewakoci, a pord orbitujcych gratw zawisy te ciaa Alina i Senta, ktrzy nieprzytomni ze zgrozy, aby udobrucha rozsierdzone bstwo, otworzyli czym prdzej drzwi celi i zapraszajc do wyjcia, bili nam gbokie pokony. Porodku triumfalnego pochodu przez korytarz obudziem si ostatecznie i wpadem prosto w brutalne objcia rzeczywistoci: - Za trzy godziny przyjd po pana. Uniosem gow: to Coorez, ktry jeszcze nie spa, odmierzy mi czas do rannej sesji sdu przysigych robotw. Przyoyem rozpalony policzek do kauy wody rozlanej na pododze przy gowie. Jeszcze o pnocy, kiedy Raniel wyla j na eb Cooreza, silne bryzgi wody podmyy i przykleiy mi do twarzy jak zdeptan butami kartk papieru. Zaraz zdmuchnem j z nosa. Odwrcia si i upada o dugo doni dalej. Leaa w polu mego widzenia od trzech godzin, tote - unieruchomiony lin - patrzyem na ni z

koniecznoci, ale widziaem tylko bia plam. Teraz spojrzaem tam ju chyba po raz setny i nagle wzrok mi si wyostrzy na niej. Jeszcze przez kilka minut nie dawaem znaku ycia. - Suchajcie - szepnem drcym gosem. Jestemy uratowani! Coorez szturchn okciem w bok Raniela: - Trzeba go chyba zakneblowa, bo do samego rana bdzie nas torturowa. - Jestemy ocaleni - powtrzyem. - Mam pomys. Tylko rozwicie mnie. Coorez podszed z brudn szmat w rku. Chcia mi ni zatka usta, ale Raniel pochwyci ze stou jaki przedmiot i zabieg mu drog. - Precz! - sykn, czerwieniejc z gniewu. Zamachn si do ciosu pici, w ktrej trzyma rozupan na kocu du fiolk. Nie by to dla Cooreza argument dostatecznie mocny, gdy przy swoim blisko dwumetrowym wzrocie mia wag ponad sto kilogramw. Jednak bysk ostrego koca fiolki i barwa pynu z niej wyciekajcego musiay go zastanowi, bo si zawaha. - Jeszcze chwila i przybdzie nam nowy preparat! kontynuowa Raniel w tej samej tonacji, ale ju o oktaw wyej. - Pan nim zostanie. Czy nie wida, e krew przestaje mu dopywa do mzgu. Zwariowa z blu. Rozwi go, to si uspokoi.

Klkn i rozwiza mnie. - Wyjdziemy std dziki niezamierzonej pomocy Unevorisa - powiedziaem po rozprostowaniu koci. Przeczytaem im na gos tre kartki:

Do komendanta schronu generaa Bucleya


4 -111 godzina 21. David Unevoris. Raport czwarty. Dotyczy nie zidentyfikowanej kuli z sali H-5 zwanej Pokojem Cieni. Kula jest na swej powierzchni rwnie twarda, jak posgi dziewczynki, psa i myszy. Poza tym jest tak samo jak one doskonale czarna. Srednica jej wynosi pl metra. Toczy si bardzo wolno, ale za to ma olbrzymia mas. Hamowaem j na krtkim odcinku ruchomym dynamometrem. Znajc warto przyoonej siy, czas trwania ruchu jednostajnie opnionego oraz prdko pocztkow i wreszcie kocow na drodze hamowania, obliczyem, e bezwadno jej siga dwunastu tysicy ton! W miecie posgw wayaby tysic dwiecie kilogramw. Wniosek: kula jest wykonana z materiau miasta o ciarze waciwym platyny. W tej chwili - po nieznacznej zmianie pdu - toczy si w stron tapczanu z prdkoci trzech milimetrw na sekund.

- Toczy si? - burkn Coorez, gdy skoczyem czyta.


Usiad na czarnym krgu, ktry wspiera si o cian naprzeciwko lustra. - Wcale tego nie wida. - Nie zrozumia pan - sprbowaem mu wyjani. - Ona tam ley spokojnie ju prawie od trzech dni. Raport dotyczy sytuacji z dnia czwartego marca. Unevoris medytowa nad ni o dziewitej wieczorem, jeszcze przed pierwsz moj wizyt w pokoju cieni. Przyszedem tu zaraz po nim. - A co mnie to wszystko obchodzi? - Owszem, to pana bardzo interesuje, poniewa przy pomocy tej kuli rozbijemy zaraz krat i przepywajc przez miasto w stron drugiego kanau, przedostaniemy si do komory kreta, ktry wywinduje nas midzy ludzi. Czycie ju zrozumieli? Posuymy si ni jak potnym taranem. Raniel poderwa si z tapczanu. Coorez nadal patrzy z niedowierzaniem: - Przecie ona way dwanacie tysicy ton! Tak pan przeczyta? To jest waga duego okrtu. - Nie. Przeczytaem, e ma m a s dwunastu tysicy tan. A to znaczy zupenie co innego, zwaszcza w naszych warunkach fizycznych. Wiem o tym od dawna, e tak samo jak posgi, ktre zbdziy tutaj przez lustro, podlega ona tylko dziaaniu pola grawitacyjnego miasta. Ma ono natenie zaledwie jednej dziesitej mikrona na sekund do kwadratu, tak samo jak tam. Praktycznie wic bdziemy si zmagali wycznie z jej kolosaln bezwadnoci. Jeeli zdoamy j rozpdzi do prdkoci dziesiciu centymetrw na sekund,

nawet twarde prty kraty musz si rozsun na boki pod jej uderzeniem. Przecie caa praca, jak wykonamy nad kul, pchajc j we trzech ze wszystkich si od ciany do lustra, czyli na drodze dziesiciu metrw, co nam zajmie kilka minut - zostanie oddana przy celu w czasie zaledwie jednej sekundy. A stosunek pracy do czasu - to moc. Pod lustrem kula osignie energi kinetyczn porwnywaln z energi pocisku armatniego. Z atwoci te unikniemy tarcia o podog. Popatrzcie. Pochyliem si nad kul i ujem j w rce. Po kilku minutach dwigania bez niczyjej pomocy podniosem j na wysoko piersi. Tam wypuciem j z rk. Zawisa w powietrzu. - Z tej wysokoci spadaby na podog dopiero za ptorej godziny - powiedziaem. aden inny argument nie przemwiby do nich lepiej : oywili si momentalnie. Raniel wpycha ju poduszk midzy siatk na okienku w drzwiach a zamknit przez Alina klap judasza. Robi to zapewne w tym celu, by zabezpieczy si na wypadek haasu i aby uniemoliwi Sentowi strza z korytarza. Coorez poczy zaworami zbiorniki z tlenem i rozdziela go na trzy porcje, gdy mj ostatnio uywany aparat zawiera jeszcze tlen, a znalezione w skrzyni tapczanu dwa inne byy puste. Szczcie, e napastnicy zabrali mi tylko rewolwer, zostawiajc wszystkie inne graty na miejscu. Postawiem zaman w poowie desk od skrzyni przy lustrze; wierzc gboko, e krata ustpi, nie zapomniaem o sytuacji w szstym szybie. Wszystko potoczyo si tak, jak przewidywaem: bez adnych przykrych niespodzianek. Zaoylimy aparaty

tlenowe i maski. Nastpnie, rozkrciwszy kurki przy butlach, by wzmocni si lepszym dopywem tlenu, naparlimy energicznie na spoczywajc w przestrzeni kul i przepchalimy j w czasie piciu minut do samej kraty. Rozpara prty z guchym zgrzytem i zanurzya si powoli w gbi lustra. Coorez i Raniel rzucili si w lad za ni. Przecisnem si tam ostatni. Nasi stranicy chyba zasnli pod drzwiami, gdy aden si nie odezwa.

Rozlege oko przestrzeni

Kret - pojazd gruntowy, ktrego czwarty i zarazem


ostatni egzemplarz sprowadzono do luzy remontowej na kondygnacj zero, obok moliwoci szybkiego ruchu w glebie zgodnie ze swym podstawowym przeznaczeniem przystosowany by do powolnego drenia i utwardzania cian kanaw w warstwie ziemi oddzielajcej schron od jej powierzchni. Chocia sam byem pilotem przeszkolonym na jego makiecie, dowiedziaem si o tym dopiero od Raniela, ktry - tak samo jak Veis i Asurmar - potrafi nim kierowa, poniewa rwnie by jego pilotem. W kabinie zastalimy zapalone wiato. Raniel by dobrze poinformowany: gotowy do drogi pojazd spoczywa ju na ou pochylni. Moglimy nim dotrze do pozostaych mieszkacw schronu (z pewnoci nie odizolowanych od siebie midzysegmentowymi grodziami), aby z ich pomoc popieszy z powrotem - na ratunek ludziom, ktrych tu trawiy trzewia Mechanizmu. Wierzyem najgorcej, e zdoam zdoby znane robotom rodki do oywienia martwego ciaa Iny. W swych nadziejach mogem liczy teras tylko na pomoc Raniela, gdy Coorez martwi si wycznie o wasn skr. Po drodze wtajemniczyem ich w sytuacj Elty Demion.

Ulokowalimy si popiesznie we wntrzu maego czworocianu. Raniel zasiad na fotelu pilota i chwyci za dwignie. Uruchomi pojazd bez adnych trudnoci. Silnik bucza ju ciszonym basem; przez boczny wizjer widziaem ociekajce smarami tryby podnonika. Rolki objy ze wszystkich stron walcowy korpus kreta i wprowadziy go gadko do tunelu. Bya to dla nas chwila wielkiego odprenia. Gbok ulg i poczucie zbudzonej pewnoci siebie przysaniaa mi jednak wiadomo osamotnienia i cie Iny pozostajcej gdzie daleko za mn. Wrciem mylami do czasu pierwszego naszego spotkania i ujrzaem si znowu w doskonaej ciemnoci pod wazem do kabiny kreta, kiedy to, syszc spoza ciany gos uwizionej kobiety, wahaem si na pochylni, czy zbliy si do niej, czy zgodnie z nakazem Mechanizmu uda si niezwocznie w nieznan podr. Jake inaczej potoczyyby si losy i wygldaby teraz cay mj pobyt, gdybym si wtedy nie zdecydowa na opuszczenie kabiny. Mylaem wanie o tej nieuchwytnej granicy, ktra rozdzielaa w mojej pamici fikcj przeszoci zaszczepion mi przez Mechanizm od historii realnych zdarze, gdy pojazd wznis si pionowym tunelem do komory startowej, -gdzie zgodnie z zapowiedzi Raniela powinien oprze si na czopach amortyzatora. - Hamuj ! - rzuciem przez zowieszczy zgrzyt trybw i odrywajc oczy od wizjera, odblokowaem rygle wazu. Ledwie jednak zdyem zanurzy gow w otworze, gdy zamiast spodziewanego wntrza luzy zobaczyem wielk skib przemielonej wirnikiem ziemi, ktra pod cinieniem jak wyrzucona z katapulty lawina - trysna mi pod nogi. Nim nastpna porcja ziemi osuna si przez waz do rodka kabiny, zatrzasnem klap i skoczyem na pomoc Ranielowi. Domyliem si, e nie panuje nad sterami.

- Zmienili ukad! - krzykn. ciga do siebie wolant i kopa wciekle po sprzgach, ale bez adnego skutku, gdy nieposuszny sterom silnik trzs ju caym kadubem pojazdu i zatyka nam uszy wysokim skowytem pracy na najszybszych obrotach. Wszystko razem wiadczyo wymownie o tym, w co wolabym nie uwierzy: kret zanurzy si ju w gruncie i hartowanymi ostrzami wirnika wrzyna si coraz dalej - w gb ziemi. Po chwili zamieszania wszyscy trzej pooylimy si zgodnie na zaklinowanej dwigni. Nie mona jej byo ruszy z miejsca. Zamaa si w kocu przy samej nasadzie, lecz nie zdoalimy zatrzyma pojazdu. Opadem bez tchu na podog przy czerwonym z wysiku Coorezie; nic nie mielimy sobie do powiedzenia w owej gronej chwili, bo cho nie znalimy przyczyny nieszczsnej awarii, kady dobrze sam rozumia, do czego ona nas wkrtce doprowadzi. Bylimy zupenie bezbronni, poniewa miotacz - opatrzony stemplami z desek pozosta w miecie posgw pad stropem szstego szybu. Wali si w gruzy gmach nadziei budowany przeze mnie dotd. Gwny wa napdowy dygota jak w febrze, przenoszc drgania na ca obudow. Zdawao si, e haas i wstrzsy nigdy nie ustan; w takich warunkach nie moglimy si nawet porozumie, gdy sowa zagusza jednostajny ryk wirnika. Podr do nieznanego celu nie miaa koca. Po godzinie jazdy blady jak ptno Coorez rzuci si z niezrozumiaym okrzykiem do klapy wazu. Pewnie chcia j otworzy bez wzgldu na okolicznoci. Musielimy go odcign stamtd wsplnymi siami i wtoczy przemoc za oparcie fotela. Gotowa si do drapania skay wasnymi zakrzywionymi palcami, byleby tylko uciec std i unikn

spotkania z widmem nieokrelonej postaci Mechanizmu, ktry na pewno zajmowa gwne miejsce w sterowni gwiazdolotu. Po upywie kolejnej godziny wstrzsy ustay: widocznie kret, sterowany pokadowym automatem, przedar si ju przez lit ska i wpez w mikk warstw gruntu. Patrzyem na Raniela z niemym pytaniem na ustach. Z twarz zalan potem ledzi w milczeniu ruchy wskazwek przyrzdw pomiarowych. Zegary wprawiy go w zdumienie: Oderwa wzrok od licznika przebytej drogi i rzuci mi krtkie spojrzenie, tak wymowne, e nim wypowiedzia na gos: "Czterysta metrw", odczytaem to w jego rozszerzonych oczach. - Buksuje w miejscu - jkn Coorez sabym gosem. Strzaki powciekay si ju na samym pocztku. - Niestety - Raniel odwrci si do nas. - Niestety! A raczej naleaoby wreszcie powiedzie: na cae szczcie. One nas nie oszukuj! Podskoczyem jak oparzony. - Co pan chcia...? Wic my... Jak to? - jkaem si z jzykiem midzy zacinitymi zbami, podczas gdy wszystko, cay skonstruowany mozolnie wiat przewala si we mnie na opak. Obaj pomylelimy rwnoczenie o tym samym, ale aden nie mia jeszcze wypowiedzie na gos takiej niedorzecznoci. Coorez patrzy na nasz najwyszym napiciem. Pogryo go ono nieomal w nabonym osupieniu. - A ile...? - wystka wreszcie. - Jaka...?

- Szeset! - paln Raniel. - Niech si pan nie denerwuje. W piasku prdko jest trzy razy wiksza. Jeszcze tylko dwadziecia minut cierpliwoci. Wszyscy zrozumielimy, na co si zanosi. Istotnie. Min kwadrans, gdy wskanik obrotw widra osadzonego na szczycie wirnika da zna o zmianie oporu rodowiska. Krzywa cinienia spadaa gwatownie do zera. opatki przy dyszy wylotowej kreta mey grunt dalej, jednak ju pod malejcym obcieniem, za grne noe zaczy raptem miga ze zdwojon prdkoci. Dzib pojazdu ugrzz w jakim elastycznym ciecie. W tej samej chwili kret, mimo dalszej pracy wau napdowego, znieruchomia ostatecznie. - Co to? Przez p godziny wsuchiwalimy si w dobiegajce z gry dziwne odgosy. Odniosem wraenie, e wirnik wsysa si nieustannie w jaki plastyczny misz. Przerabia go na zbetan papk, ktra kotowaa si wokoo kaduba. Za szyb wizjera nadal panowaa ciemno. Raniel zbliy do niej oczy: - Bagno? Sam ju nie wiem, gdzie jestemy. Po kilku minutach maszyneria kreta uspokoia si cakowicie. Widocznie wyczerpa si zapas paliwa. Zapada gboka cisza. Usyszaem w niej szept Cooreza: - Czarne miso. Raniel wzruszy ramionami: - Nie histeryzujmy, panowie. Musimy opuci kabin tak czy owak. Czy decydujecie si na ryzyko? Skinem gow. Byo mi ju wszystko jedno.

- Szkoda, e aparaty tlenowe zostay w luzie powiedzia Coorez. Nie odrywa oczu od sufitu. - Trudno - rzek Raniel. Twarz pona mu czerwieni. Musimy oby si bez nich. Ponad widrem jest wolna przestrze. Inaczej cignby nas dalej. Za minut otworz klap. Wykonajcie kilkadziesit gbokich wdechw i wydechw, w coraz szybszym tempie, aby natleni puca. A kiedy odblokuj waz i ropa buchnie do rodka, zapcie duy haust powietrza. Nie zdoamy wydosta si na zewntrz wczeniej, a to wistwo wypeni wiksz cz kabiny, bo dopiero wtedy nastpi wyrwnanie cinie. Po minucie przygotowa, gdy od nadmiaru tlenu pociemniao mi ju w oczach, usyszaem ostrzegawczy krzyk: - Uwaga ! Klapa trzasna w oson z blachy. Na jej poprzednim miejscu ukaza si momentalnie gejzer skbionej czarnej mazi. Zatrzymaem w pucach ostatni porcj powietrza i zapadem si w grzskiej ciemnoci. Fontanna zwalia mnie z ng. Trzymaem oburcz za uchwyt przy otworze wyjcia. Kiedy krtkotrway prd usta, przecisnem si na zewntrz. Otacza mnie lodowaty, rozmiky mu. Znieruchomiaem w nim na kilkanacie sekund, by zorientowa si w przestrzeni. Gra bya tam, gdzie mrok oywiaa niemiaa szaro. Rozciem gow pat gliny i rozgarnwszy grub warstw osiadego muu, spoczem na dnie, ktre zalewaa woda. Gdy wycignem nogi z wntrza czarnej mazi, woda zacza wynosi mnie na powierzchni. Byo coraz cieplej i widniej. Leciaem na spotkanie z lustrem.

Nagle runa na mnie z gry olepiajca lawina blasku: zobaczyem soce. Trwao nieomal w zenicie: porodku lazurowego nieba. Pynem wolno po gadkim zwierciadle jeziora, w ktrym odbijay si zielone drzewka. Park otacza wod wokoo. Dalej - jak okiem sign, poza gstymi zarolami i kpami drzew wznosiy si biae tarasy, czarne uki asfaltowych bieni i rozrzucone pord innych budowli wysmuke wieowce milionowego miasta. Tum ludzi mrowi si na ulicach. Byo upalne popoudnie. Na powierzchni wody obok siebie dostrzegem gowy Raniela i Cooreza. Razem z nimi popynem do brzegu. Wbiem zby w muraw trawnika. Dopiero wtedy przestaem myle.

Leaem w bujnej trawie, niedaleko brzegu, na maej


polance, ktr otaczay zarola parku. Przez godzin ukrywalimy si przed wzrokiem ludzi, w gszczu jak dzicy. Kiedy pod palcymi promieniami soca wyschy nasze zmitoszone ubrania, moi towarzysze wychylili si ostronie spoza gazi i stanli na skraju spacerowej cieki. Nikt nie zwrci na nich uwagi; omieleni, wybrali si dalej - w gb miasta. Przedtem rozmawiali midzy sob dugo, z oywieniem; zrozumiaem tylko jedno, co przeszyo mi serce: "Jestemy w Kaula-Sud". Podobno miasto kwito od dziewiciu miesicy w nie zmienionej postaci; reszta nie docieraa do mnie. Przez cay czas nie odezwaem si ani sowem. Coorez nie zwraca na mnie adnej uwagi, zna miasto, oddali si w swoj stron; Raniel obieca, e wrci. Mijay godziny. Soce przesuno si w stron zachodu, ale jeszcze stao wysoko. Wiatr przygna ciemne chmury.

Spad krtkotrway, ulewny deszcz. Potem znowu zawiecio soce. Nie ruszaem si z miejsca. Chyba jednak nie mylaem o niczym, cho wiat w jego rzeczywistej, stereowideofonicznej postaci widziaem, syszaem i czuem dopiero po raz pierwszy w yciu. Niebo byo czyste, bkitne i gbokie a do blu w oczach. Powietrze falowao ponad rozgrzanymi powierzchniami, drzewa szumiay limi, jedne byy dalej, inne bliej, syszaem gosy, ubranie parowao na mnie, mrwka dwigaa patyczek, chciaem poczu gorzki smak licia, gdzie daleko na wzniesionych ponad ulicami autostradach piszczay opony samochodw, wiatr chodzi mi policzki, woda marsz szya si, patrzyem na dba trawy, ale byem lepy, bo spod tego wszystkiego, co nis z dala i z bliska blask rozlegego nieba, wychylay si wci te same oczy, jej posta w letniej sukience uwarz obramowana czerni guchej, rtciowej nocy. Potem ponownie pojawiy si chmury: zawisy nisko i wysoko, w kilku skbionych warstwach. Przedzierao si przez nie mtne, szare wiato, ciany domw przygasy, zlay si kontury - caa okolica zarowia si po raz ostatni i posiwiaa pospnie. Byo mi zimno. Zwinem si w kbek: Pada drobny deszczyk, wic dzwonic zbami, ukrywaem twarz w trawie. Trzymaem przy sobie jej lodowate ciao; nie mogem, ie chciaem wypuci jej z rk. Raniel wrci pno, o zmierzchu, kiedy wypogodzio si jeszcze raz: Przynis ze sob ma walizk. Rozpakowa garnitur. To ubranie - dziwna rzecz - przywoao w mej pamici jaki zamglony obraz: tak jakbym je ju gdzie kiedy widzia: - Byem w swojej kawalerce przy Dziewitnastej Ulicy zacz. - Niech pan sobie wyobrazi: dozorca domu przerazi

si na mj widok. Takim wzrokiem patrzy si na zjaw. Musiaem mu przysic, e czwartego czerwca nie zjechaem do schronu. Opowiedziaem mu bajeczk o przyjacielu, u ktrego mieszkaem przez cay czas, wtedy otrzymaem klucz. Krtko mwic, oni s przekonani, e schron pozosta na Ziemi! Milczaem. - Tak! - wykrzykn, ledzc mnie spod oka z wyrozumia min. - Ja te w pierwszej chwili zbaraniaem. Ale zaraz zastrzel pana zdumiewajcymi nowinami. Prosz tylko, niech pan najpierw zrzuci z siebie te parujce achmany, bo deszczu ju dzi nie bdzie. Widziaem tabele: wszystko toczy si tutaj wedug ustalonego planu. Czuem dreszcze. Podniosem ubranie i stanem za krzakiem. Mwi dalej, nieskadnie, to z fascynacj, to znw z odcieniem niepokoju w gosie, jednym tchem: - Ot, eby duej nie nadwera paskiej witej cierpliwoci, zdradz od razu ca tajemnic, chocia waciwie naleaoby opowiada w takiej kolejnoci, w jakiej sam poznawaem fakty, wic najpierw po mojej wizycie w czytelni, gdzie poprosiem o gazet z czwartego czerwca i o kilka innych, bo nie chciaem zadawa gupich pyta napotykanym ludziom, potem o wycieczce za miasto, gdzie wznosi si niebotyczna szyba, wreszcie o karmniku centralnym, ktry minem w powrotnej drodze. Cae wielkie miasto zostao porwane z powierzchni Ziemi! - Cae miasto - powtrzyem z roztargnieniem. Przebieraem si szybciej. O co jeszcze chciaem go zapyta. By taki dobry.

Trci mnie pici, gniewnie, z najwikszym podnieceniem. - Czy pan aby dosysza? To mwi wyranie, e KaulaSud w jednej bryle ze schronem, ktry zosta zbudowany na gbokoci szeciuset metrw, wdruje rwnie w tym samym pudle przez mroki galaktycznej prni. A jaki gigantyczny lej pozosta tam - na dalekiej dzi Ziemi, gdy noc, w chwili agodnego wstrzsu, dokadnie o trzeciej dziewitnacie, jak pisz, unielimy si wszyscy - oni razem z nami! Dygota. Wiedziaem, e kiedy wyrzuci ju wszystko z siebie, oklapnie jak te mokre szmaty, co je wanie upuciem w piach. Bo od kilku godzin jedna tylko myl trzymaa go na nogach: e ja jeszcze nie wiem, ostatni spord wszystkich, ktrzy tu istnieli. Byo mi go w kocu al. Ja nie z tego powodu cierpiaem: obce miasto nie przemawiao do mnie adnymi wspomnieniami, on za po cudownym ocaleniu, z mylami przepenionymi radoci i yciem poszed lekko na spotkanie ludzi i swojej wieloletniej przeszoci, ktra mu ubiega wrd tych jasnych murw, a wraca rozbity, z takim samym ciarem, jaki dwigalimy w gbinach ziemi przez dziewi mrocznych miesicy. Wycign strzp starej gazety. - Tu jest wszystko czarne na biaym - podj. Wyrwaem to w czytelni, ukradkiem, eby panu pokaza. W takiej skali czyta na gos - miasto nasze, nawet z grub warstwy ziemi pod wszystkimi instalacjami, to zaledwie plasterek o rednicy dwch centymetrw i gruboci co najwyej jednego milimetra naklejony na modelu globu ziemskiego o rednicy prawie trzynastu metrw. Z pewnego punktu widzenia zatem... tfu! splun. - Chwileczk, co innego chciaem panu przeczyta.

Rce mu dray. Obraca w palcach -zadrukowany papier. Wskazaem na niebo: - A co to? Zadar brod. - Niech pana oczy nie myl. Niestety: to mira. Przeczytaem obszerny artyku na ten temat. Ruchomy obraz stereoskopowy - to wszystko. Miasto nakrywa wielka, hermetycznie zatrzanita kopua w ksztacie zbliona do pkuli o promieniu dziesiciu kilometrw. Cay obraz nieba, czystego albo pochmurnego, ze socem w cigu jasnego dnia i z gwiazdami noc rzuca na kopu z tamtej strony jaki ukryty projektor. Tylko opady s rzeczywiste. Do godziny czternastej pogoda jest wymienita. Deszcze, mgy i przecigi wdmuchuje pod ten balon automat nastawiony na jednodobowy program. Nikt tu nie wie dokadnie, jaki jest mechanizm tych zjawisk, ale zmiany pogody powtarzaj si cyklicznie. Mona wedug nich regulowa zegarek. Powietrze jest czyste, a wegetacja rolin, jak w naturalnych warunkach ziemskich, przebiega bez adnych zakce. Ludzie te ubieraj si i odywiaj bardzo dobrze: codziennie o oznaczonej porze wszystkie samochody z taboru obsugi dawnych sklepw spoywczych i domw towarowych podjedaj do nieprzekraczalnej granicy, ktra wielkim piercieniem otacza cae miasto, aby zaadowa i rozprowadzi po lokalnych magazynach ca mas towarow przygotowan tam ju przez k o g o i niezbdn do utrzymania przy dostatnim yciu ludnoci wielkiego miasta. Pokrywy ukrytych w cianie jam otwieraj si automatycznie. Wysuwaj si z nich sterowane na odlego wielkie kontenery. Ofiarowany miastu adunek jest zawsze najlepszej jakoci. Mieszkacy otrzymuj codziennie doskonae produkty ywnociowe, ktre prawie niczym nie rni si od rodzaju zaopatrzenia wedug starej listy asortymentw.

Mczyzna, ktrego zagadnem na miejscu, wyraa si o jamach nie bez szczypty gorzkiej ironii: nazywa je karmnikami. Rwnie znajdowane tam w nadmiarze przerne wyroby przemysowe pod kadym wzgldem odpowiadaj samodzielnej produkcji miasta przed dziewicioma miesicami; nie przekraczaj dorobku cywilizacyjnego naszych czasw. Autorzy obszernej analizy tego tematu, ktr zabraem ze sob z biblioteki i przekartkowaem w metrze, odnosz wraenie, e ich ukryci wytwrcy nie chc popisywa si przed swymi winiami adnymi zdobyczami wyszej technologii. Rury gazowe, wodocigowe i kable sieci elektrycznej oraz wszystkie inne instalacje pod i nadziemne podczone zostay do ukrytych poza granic rde energetycznych ju w nocy czwartego czerwca ubiegego roku, wic tu przed startem. Mieszkacy miasta maj teraz w nadmiarze to wszystko, co mieli kiedy na Ziemi prcz samej wolnoci. No i prcz wiedzy, co si z nimi stanie w niedalekiej przyszoci, moe po upywie kolejnych dziewiciu miesicy, jeeli z ruchu jednostajnie przypieszonego przejdziemy bezporednio w ruch jednostajnie opniony o takiej samej bezwzgldnej wartoci przypieszenia. Czytaem wzmiank na ten temat. Celu nikt si nawet nie domyla, bo nikt nie zna kierunku lotu; mona tylko obliczy jego zasig w przypadku, gdyby znano prdko kocow na pierwszym odcinku drogi i czas lotu jednostajnego. - Wspomnia pan o granicy miasta - przerwaem. - Czym ona waciwie jest, co j tworzy? - Byem przy niej. Granica jest niewidzialna. W dotyku przypomina doskonale przejrzyst szyb. aden wider nie zdoa jej jeszcze zarysowa. Rozcina rwno, jak brzytw uci, pola i lasy podmiejskie. Wida poza ni doskonale

wierny, trjwymiarowy, barwny i ruchomy obraz krajobrazu okolic miasta, jaki otacza je kiedy na Ziemi. Ekipy pracujce tam od samego pocztku nie dokopay si jeszcze do dolnej krawdzi szyby. Grnej nie ma, gdy przejrzysta powierzchnia przechodzi agodnie w uk niebotycznej kopuy. Kilka helikopterw roztrzaskao si ju o to wieko. Inne badaj nadal... - Czy miasto odbudowano z gruzw? Podskoczy. - Wanie! - wykrzykn. - Bybym zapomnia o tym. Ot nie! Bo nie byo adnej katastrofy. - Wic nic si wtedy nie stao? - Nic, najzupeniej. - A wielka wietlana kula, ktra spadaa wolno z gry? Czy nie zmiadya domw? - Zaraz to panu jasno wyo. Ale oto co na pokrzepienie: pody naszych niewidzialnych opiekunw. Pienidze tutaj rzecz prosta - nie istniej. Bo i po co? Zabraem te zapasy z pki sklepowej, swobodnie, jakbym czerpa z wasnej spiarni. Nie ma sensu ju duej si godzi. Otworzy walizk. - Nie byo adnej katastrofy - powtrzy. - Ja rwnie zadaem sobie to pytanie, gdy sigaem po pierwsz gazet. Znalazem w niej proste wytumaczenie zjawiska. W tej jednej przynajmniej sprawie nie byo tu od pierwszego dnia adnych tajemnic. Jak panu zapewne wiadomo, wielki gmach wytwrni Plastichal Experiment pooony jest dokadnie w centrum miasta.

Przerwa i sign do walizki po kolorowe kanapki. Jad z wielkim apetytem. - Wprawdzie nic nie wiem o samym gmachu ani o jego pooeniu - odezwaem si - ale o tym porozmawiamy innym razem. - Ot owej pamitnej nocy - przekn - ... o godzinie drugiej czterdzieci pi, czyli na dwadziecia minut przed alarmem, sterowana z gry piercienna gilotyna odcia rwno wszystkie przewody, rury i kable wysokiego napicia dookoa caego miasta. Z tego powodu w jednej chwili pogryo si ono w gbokiej ciemnoci. Lecz pracujca ca dob wspomniana ju wytwrnia posiadaa zabezpieczenie na wypadek przerwy w dopywie prdu. Wczyy si wic automatycznie jej wasne rda energetyczne. Pech chcia, e system by zaniedbany, gdy nie uywano go ju od kilku lat, a konserwacji kto tam nie dopilnowa. W podziemiach nastpia niewielka eksplozja. Ogie przerzuci si na rozrzucone niedbale atwopalne materiay i zacz si byskawicznie rozprzestrzenia. Poaru nie udao si zlokalizowa. Ju o godzinie trzeciej zatoczone rnymi wyrobami wntrze hali, ktr otacza okrgy mur nakryty szklanym dachem, rozarzyo si jak palenisko hutniczego pieca. Oczywicie, nic by z tego nie wyniko, prcz znacznych strat materialnych, gdy wszyscy pracownicy nocnej zmiany zdyli stamtd uciec - gdyby nie zaszed kolejny zbieg okolicznoci. - Kopua? - Zgad pan. Wanie o niej teraz bd mwi. Ale moe wystarczy na dzisiaj wieego powietrza. Widz, e ma pan niezdrowe wypieki. Czy to nie grypa? Wstamy ju. Odwiedziem te siedzib wadz miejskich. Zapoznaem ich

dokadnie z sytuacj mieszkacw schronu. Trudno im byo uwierzy, e rwnie schron znajduje si w adowni statku galaktycznego i wdruje razem z nimi zagrzebany w ziemi a na takiej gbokoci. aden z kretw nie ukaza si tu na powierzchni, za kanay na caej swej dugoci zostay zamurowane ju przed wstrzsem ze wzgldw wojskowych, co razem z brakiem kontaktu radiowego dawao im pewno, e schron zosta na Ziemi. Burmistrz naznaczy narad na godzin dziesit jutro rano. Bdziemy na niej, aby uzupeni nasze informacje. Wie pan, oni rozwaali tu jeszcze jedn moliwo: ruch obrotowy caego miasta wokoo osi rwnolegej do powierzchni ziemi. Wtedy rwnie - jak przy ruchu jednostajnie zmiennym postpowym - przy promieniu o dugoci dajmy na to, stu kilometrw i prdkoci po okrgu rwnej jednemu kilometrowi na sekund, mielibymy tu reakcj odrodkow zblion do ciaru na Ziemi i - co za tym idzie takie same przypieszenie ziemskie. Ale cel takiego wirowania w jakim obszarze przestrzeni wydaje si niedorzeczny, nie mwic ju o tym, e wszystkie piony w miecie - co stwierdzono z ca pewnoci - s do siebie dokadnie rwnolege, co znw automatycznie tak moliwo wyklucza. Teraz zapraszam pana do swojego pokoju. - Prawd mwic, mam do wszelkiego rodzaju pokojw. Przynajmniej w tej chwili. Myl wci o korytarzach schronu. Umiechn si smutno. - Rozumiem i podzielam t niech. Ale ju znalazem odpowiedni akapit. Pochyli gow nad gazet. Miadyo mi myli beznadziejne pytanie: czy o n i pozwol mieszkacom miasta na drenie szesetmetrowego szybu.

- Olbrzymia czasza kulista, ktrej promie krzywizny wynosi dziesi kilometrw, a wysoko liczona od rodka miasta do wierzchoka czaszy jest rwna poowie tej odlegoci - czyta wolno - nakrya szczelnie cae nasze miasto, odcinajc je od wiata krgiem,. ktry przy samej ziemi ma rednic siedemnastu i trzech dziesitych kilometra. Okoo godziny trzeciej w nocy wewntrzna powierzchnia czaszy zdradzaa cechy typowe dla zwierciada kulistego wklsego o piciokilometrowej odlegoci ogniskowej. Nikt go wczeniej nie zauway. Nim spoczo ostatecznie na swoim obecnym miejscu, wisiao przez kilkanacie minut w mrocznej przestrzeni, osuwao si wolno w d podtrzymywane nieznanymi siami. Jego ognisko optyczne wpado przez szklany dach w obrb murw rozarzonego budynku wytwrni, ktra znajduje si dokadnie porodku miasta na nieco wzniesionym terenie, i przesuno si dalej w gb ziemi. Przez cay ten czas w miecie panowaa nieopisana groza. Widzielimy odbity w zwierciadle i wielokrotnie powikszony pozorny obraz okrgego wntrza poncego budynku. Tym, ktrzy wyrwani ze snu wygldali przez okna lub wybiegli na ulice i patrzyli do gry, nasuwao si nieodparte wraenie, e na miasto leci z czarnego nieba olbrzymia rozarzona kula. Przywoywaa ona myl o kosmicznym globie. Wida j byo pod ktem dwanacie razy wikszym ni z Ziemi ogldana jest tarcza Ksiyca. Cisn gazet pod nogi, rozjtrzony, z dugo hamowan zoci, ktra zakipiaa w nim nagle, pojawiajc si zamiast spodziewanego zaamania. Mia pewnie w oczach groz tamtej nocy. - Wic wszyscy siedzimy pod kloszem - zauwayem melancholijnie.

Chciaem przyguszy w nim bolesn wiadomo faktu, e ucieczka do schronu i cay pobyt w jego pospnych murach byy tyle aosne, co i najzupeniej daremne. - Ot to! - pochwyci gniewnie. - Utrafi pan w samo sedno: nie pod czasz kulist, jak j tu uczenie nazywa dziennikarz, ale pod najzwyklejszym, ordynarnym kloszem! Siedzimy tutaj tak samo jak mrwki na stole testowym w jakim laboratorium odruchw - pod szklank odwrcon do gry dnem, ktra sterowana zdalnie i zabezpieczona przez wysoce sprawne, samouczce si i samonaprawcze systemy cybernetyczne niesie nas na odlegy operacyjny st. Zachodzi tu pena analogia. Wsta. - Do godziny dziesitej rano, na ktr zwoano nadzwyczajne zebranie Rady Miejskiej, mamy jeszcze duo czasu. Moemy teraz wstpi na kolacj do jakiej restauracji. Proponuj najblisz - wskaza rk kolorowy neon przy biaej cianie wieowca stojcego nie opodal na skraju parku. Kiedy czsto tam bywaem. Restauracja znajduje si na czterdziestym pitrze. Mona stamtd oglda panoram miasta.

Nadistoty

Siedzielimy przy stoliku pod oknem, w obszernym i


prawie pustym o tej porze lokalu efektownie urzdzonej restauracji, do ktrej zaprowadzi mnie Raniel. Po kolacji, kiedy pogreni w mylach palilimy papierosy nad filiankami kawy, patrzc w dal przez panoramiczn szyb na labirynt reklam, Raniel wskaza mi ssiedni stolik, gdzie lea plik gazet i kolorowych czasopism.

- A wie pan, czym dzi - w tych okolicznociach zajmuj si tu niektre z bardziej aktywnych periodykw? - spyta. - No? - Dokadnie tym samym, czym zajmoway si niegdy: starym jak wiat i niezwykle doniosym wybrzydzaniem. Grymasz wic, e maso tak jakby odrobin niewiee, za alkohole, cho przednie, jednak w niedostatecznej iloci, a to znw e typy i linie samochodw zmieniaj si zbyt wolno w stosunku do potrzeb, ale niechby tam... Najbardziej mierzi niektrych nudny program telewizyjny: jest pono za mao rozrywkowy. Nie musz chyba panu dodawa, przez kogo ten program jest emitowany. - Czy nikt tu nie prbuje rozwiza tajemnicy? - Tego nie powiedziaem. Pewna liczba osamotnionych ludzi miota si nad ni we dnie i w nocy, chcieliby przynajmniej zrozumie, jeli nie ma ju adnego ratunku. Lecz zdaje si, e uspokoj ich tu niebawem ostatecznie. Jak donosi dzisiejsza prasa, wczoraj wieczorem - podczas swych bada pod kopu - wywoali oni niechccy dugotrwa przerw w odbiorze telewizyjnym, co zepsuo krew namitnym zwolennikom programu. Nadeszo wic do wadz miasta kilkaset tysicy stanowczych protestw i zanosi si na wielk awantur. - Tradycja - wida - silniejsza jest od czasu i przestrzeni. Lecz czy zobojtnienie nie jest jedn z form samoobrony? - Niech pan ich tylko nie bierze pod swe opiekucze skrzyda! - obruszy si. - Tradycja to najbardziej nudna ze wszystkich form wyraania impotencji. Czy nie mawialimy zawsze z dum: "czowiek wspczesny"? A zapominamy o

najbardziej elementarnej wiedzy wyniesionej z podrcznika biologii: e wspczenie egzystuj obok siebie na jednej Ziemi potomkowie prawie wszystkich gatunkw, przez jakie w czasie trzech miliardw lat przesza kolejno niezmordowana ewolucja, poczwszy od koacerwatw i pierwotniakw, nim doprowadzia wreszcie do tej postaci czowieka, ktr szczycimy si dzi. Egzystuj rwnolegle, powtarzam. Wic wspczesnymi s bezkrytycznie wszyscy ci, ktrzy yj akurat dzisiaj - dosownie w tej chwili? To ich wszystkich bez wyjtku mamy na myli, gdy wyraamy si z dum: "ludzie dwudziestego wieku"? - No, raczej nie. - Powiem panu otwarcie: moe to nie ma adnego sensu, ale teraz - w przededniu mierci - jest mi ju tylko bezgranicznie... - Wstyd? - Tak! Gdy czuj si gboko upokorzony. Wstydz si za nich przed... tamtymi. Bo kiedy - na Ziemi - wyobraalimy sobie: porozumienie i wspistnienie. W najgorszym razie wojna wiatw. A co tu znamy? Korytko karmnik. I rozkwiczany konsumpcyjny tucz. Taka to wojna wiatw! - Jednak oni s bezsilni tak samo jak my. - Ale to nie o to chodzi, by tuc gow w mur, lecz aby zachowa przynajmniej sam godno! Czytaem, e ju pierwszego dnia, o wicie, rozwaano popiesznie rozpaczliwy projekt przebicia wyomu w kopule przy pomocy zmasowanego uderzenia adunkw termojdrowych. Decyzja jednak nie zapada. I nie mona mie o to alu do wadz. Nikt nie chcia wzi na siebie odpowiedzialnoci za wynike z niej

nieobliczalne konsekwencje po pierwsze dlatego, e wszyscy zdawali sobie spraw z olbrzymiej przewagi technologicznej, jak oni maj bez wtpienia nad nami, a po wtre z tego powodu, e doniesiono ju w tym samym czasie o nieznacznym wzrocie przypieszenia ziemskiego, ktrego zmiany nie mona byo wytumaczy inaczej - tylko postpowym i jednostajnie przypieszonym ruchem caego miasta. Co by to dao w najlepszym razie, gdyby ludzie zobaczyli przez wybit dziur gwiazdy prawdziwego nieba? Najpierw groziaby wszystkim pewna mier na skutek rozhermetyzowania pancerza rakiety w warunkach kosmicznej prni. Ponadto nikt nawet nie wyobraa sobie realizacji tak skomplikowanego zadania, jakim byaby - przy stanowczym oporze automatw - prba sprowadzenia miasta z powrotem na Ziemi, wic prba ldowania niezwykle agodnego, bez adnej absolutnie znajomoci systemw cybernetycznych, przy pomocy ktrych oni podnieli nas w niebo. Obecnie mona si tylko domyla, e nasz ruchomy ukad jest fotonolotem. Na pewno jednak jego rzeczywisty ksztat nie ma nic wsplnego z naszymi najmielszymi wyobraeniami na ten temat. Uczeni w swych artykuach wyraaj si lakonicznie i sucho. Dam przykad. Rozprostowa jedn ze swoich gazet. - Jak to wynika z uoglnionego rwnania Ciokowskiego czyta - aby rozpdzi fotonolot do znanej prdkoci podwietlnej i nastpnie zahamowa go cakowicie u celu, trzeba by przygotowa przed lotem tak mas adunku i paliwa, eby stosunek masy uyteczne, to znaczy kocowej; do masy startowej rwny by kwadratowi stosunku jednoci do dwudziestu jeden tysicy szeciuset. Nie ma adnych

teoretycznych przeszkd fizycznych, ktre by uniemoliwiay dokonanie lotu kosmicznego na tak gigantyczn skal; nam tylko - ludziom dwudziestego wieku - wydaje si on fantastyczny. Patrzyem w d - w ciemno oywion blaskami tysicy wiate. - Przez pi bitych godzin wczyem si po caym miecie - podj - pieszo lub szybkobienym metrem; przerzuciem stos aktualnych czasopism, zagldaem do ksiek, wstpowaem do domw towarowych i do magazynw mody, sterczaem przed ekranami telewizorw i rozmawiaem z ludmi - wszystko po to, aby si zorientowa, czym oni tu waciwie yj w swej gwnej liczbie i gdzie kieruj wszystkie swoje myli. Widzi pan, jakie tutaj jed eleganckie samochody? Karoserie to prawdziwe cacka, a w rodku komfort, ktrego kontemplacja wywouje uczucia graniczce z zaenowaniem. Dowiedziaem si wic, e co dzie dugi sznur pkatych ciarwek transportowych wywozi za miasto do zsypu anihilacyjnego razem z odpadkami tysice sprasowanych w mae kostki wozw, ktre poprzedniego dnia porzucili na ulicach w najlepszym stanie ich rozkapryszeni waciciele, setki tysicy nie uszkodzonych lodwek, tyle najzupeniej nowych i estetycznie wykonanych odbiornikw telewizyjnych, wideofonw, magnetowidw, nieskazitelnych mebli, wysokie sterty eleganckich garniturw i najprzerniejszych szaowych kreacji damskich, ktrych jednodniowi waciciele nie zdyli nawet wygnie, ba czsto choby woy na siebie, ale odrzucili je z niesmakiem jak zdarte achy, bo ju mieli inny fason w gowach. Wybraem si tam, gdy usyszaem przypadkiem, e akurat nadchodzi pora wywoenia mieci, a jak wiadomo, po odchodach najlepiej mona pozna chorob pacjenta. Byo to

niesamowite widowisko. Staem tam jak urzeczony, sam jeden jak palec, pord oprnianych automatycznie adowni i patrzyem na te znikajce gry, ktre bardziej mi przypominay stosy luksusowych produktw, dopiero co zjedajce z tam produkcyjnych ni wzgardzone odchody rozleniwionego miasta. Dao mi to do mylenia wicej ni najbardziej uczone analizy systemw gospodarczych. Wiem, co to jest gd prawdziwy, ale te dostrzegam gd urojony. Dowiedziaem si wic wtedy, w czasie zaledwie jednego kwadransa, e owe sawetne minimum, o ktrym bajdurzylimy z nadziej kiedy - to fikcja, wierutna bzdura, poniewa w dziedzinie konsumpcji rzeczy nic nie jest w stanie zadowoli ostatecznie czowieka ani zatka jego przepastnych trzewi: wrota tak zwanych elementarnych potrzeb rozcigaj si std - do nieskoczonoci. - A w jaki sposb zosta rozwizany i czy w ogle istnieje problem sprawiedliwego podziau caej masy towarowej ? - Wiem co na ten temat. Ot mimo opisanego ju dobrodziejstwa cudownej samoprodukcji i znacznego nadmiaru luksusowych wyrobw problemy "elementarnych potrzeb" razem ze wszystkimi (wcale nie urojonymi) napiciami spoecznymi, jakie one przy swym cudzysowie wywouj - utrzymuj si wci na starym poziomie. Jak zdyem si ju zorientowa, kolej rzeczy jest tu nastpujca: poowa, a bywa czsto, e a dziewi dziesitych caego adunku wytaczanego przez komory zaopatrzeniowe wdruje zaraz najkrtsz drog - prosto do zsypu, oprnianego co dzie cierpliwie przez naszych niezmordowanych dostawcw, za o najbardziej cenn reszt tocz si tu przewleke spory, rzadko kiedy rozstrzygane bez ukrytej lub cakiem otwartej walki, ktrej odraajce przejawy dostrzegaem na kadym kroku. Dzieje si tak po prostu dlatego, e przy znanej dobrze

powszechnej chci wyrnienia si, choby i najbardziej paskimi metodami, przy trwaym nastawieniu na walk konkurencyjn, ktra ze starych zabiegw o wysoko kont po zlikwidowaniu pienidza przesuna si bezporednio na walk o rzeczy, na dz posiadania egzemplarzy towarw z moliwie najkrtszych serii - nikt nawet nie raczy sign rk po tamte zbyt masowe wyroby, gdy s to - jak si tu mwi o wikszoci doskonaych skdind artykuw - kawaki ograne a do obrzydliwoci. Czy my nie znamy historii wasnej cywilizacji i czy jak grom z jasnego nieba spada na nas to banalne odkrycie, e pierwociny obserwowanego tutaj zjawiska lub fenomenu, jak kto woli, sigaj a mrocznej staroytnoci i e rozwijay si one przez wieki postpu technicznego. potgujc si zwaszcza w ostatnich dziesicioleciach? Wic dlatego waciciel wysokiego konta czyli wzr do naladowania w wiadomoci ogu - trzyma w szafie czterdzieci wyszukanych garniturw, by okry si nimi na wypadek chodnej jesieni? Wic tylko z tego powodu milioner za czek a wieloma zerami kae sobie poda na talerzu nadziewane wymylnymi frykasami specjalnego chowu mrwki i zotymi widelczykami dubie je przez godzin, ku uciesze zblazowanego towarzystwa, by zaspokoi prawdziwe uczucie godu? Nie ukrywajmy tego przynajmniej teraz: przecie ci ludzie byli zawsze naszymi ideaami. Wielbilimy ich za to w kadym razie, e przytaczali nas moc nabywcz pienidza i rozpalali nasze ambicje. A czy nie wie pan tego od dziecka, e granica midzy godem rzeczywistym a wyszukanym (dla ujcia nadmiaru energii) podnosi si razem ze wzrostem materialnego dobrobytu dokadnie w takim samym tempie, w jakim ronie w dobrobyt? - To przynajmniej nie naley do tajemnic.

- Jest wic stary jak wiat konflikt, bo cho rosn ustawicznie same potencjay, to ich rnica - napicie, do ktrego pomiaru sprowadza si zawsze kady akt postrzegania, wcale si nie zmienia i zamiast pa twarz w proch przed otarzem systemu gnijcych wartoci daremnie by pan to komu tumaczy, e on nie istnieje, gdy w warunkach cakowitego nasycenia "elementarnych potrzeb" nie powinien si w ogle wyoni. Kady konflikt, niezalenie od rodzaju wywoujcych go przyczyn - sam w sobie - jest zawsze prawdziwy, tak jak prawdziwe s bl i rozpacz wariata, chocia przyczyna wydaje si nam absurdalna. Kiedy jeden biegun zostawimy na dalekiej Ziemi, w sytuacji tylko ilociowo odmiennej, a drugi wetkniemy w to dziwaczne gniazdo, strzaka wskazujca rnic potencjaw wychyli si bardzo daleko. I nie bdziemy w stanie poj motyww rozgrywajcego si tutaj szalestwa. Ale gdy staniemy tylko midzy nimi, nog obok nogi, by zgodnie z ich ideaami czowieczestwa y przez kilka miesicy wrd tych samych problemw - spadnie powoli olbrzymie napicie wywoujce dzi zawrt gowy, za pozostaa rnica potencjaw pchnie nas zapewne w kierunku codziennej gorczkowej szarpaniny wokoo potrzeby podniesienia indywidualnego "dobrobytu", wic na t sam wycigow bieni - w objcia tego samego kultu. - Zdaje si, e dziki pana wdrwce po miecie mam ju dokadny obraz ksztatujcej si tu sytuacji. - Oj, dugo nam jeszcze przyjdzie ledzi jej pocieszne i tragiczne szczegy! Wspomniaem ju raz o "najbardziej cennej reszcie", ktra w tym niemoliwym do wyobraenia kotle codziennych wpyww i odpyww, po odrzuceniu rzekomo bezwartociowych bubli, pozostaje do "sprawiedliwego podziau" midzy "najbardziej potrzebujcych". Si rzeczy niech pan przyzna, e to nieuniknione - kto w kocu musi si

zaj wyadunkiem towarw z komr aprowizacyjnych i ich dostaw do lokalnych domw towarowych, tak samo jak segregacj - bo inaczej powstaby tumult przy rdle i wiksza cz delikatnych artykuw zostaaby tam stratowana. (Uwaga: ja wci mwi o ludziach z nasz mentalnoci). Wyania si wic automatycznie potrzeba stworzenia grupy porzdkowej, zatem aparatu administracyjnego, ktry - cho ma tu zupenie inn nazw jest w swej istocie star odmian wadzy. Ale o wzgldy wadzy mona zabiega, podobnie jak mona uczyni wszystko, by jej sodkie przywileje spyny akurat w nasze podstawione chciwie rce. Zainteresowa pana problem sprawiedliwego podziau. Najpierw trzeba wiedzie, e elementarna potrzeba dla tutejszego mczyzny (ju bez cudzysoww, gdy nasi konsumenci nie znaj i si na tego rodzaju artach) - to palca konieczno zdobycia wozu o nieco odmiennej linii, ni maj jego ssiedzi, szczeglnie udanej kamery filmowej lub telewizora o najbardziej modnej w danym tygodniu skrzynce, a dla kobiety... Umilk i rozoy szeroko rce. - ...tu zmieniam si w cisz grobow - cign dalej po duszej przerwie - bo ju dostrzegam, jaka nawanica najskrytszych tsknot przewala si przez rozpalone umysy i nie chciabym przysania panu szerokiego pola wyobrani: przez ile dziaw, stoisk, salonw i magazynw potrafi przebiec najsabsza kobieta i ile tysicy par butw zmierzy ona celnym i krytycznym okiem, nim wreszcie wybierze t jedn, najwaciwsz i podan, by jej mniej wytrwaej koleance wyszy na wierzch oczy? Stare jak wiat wymagania mody wyznaczaj kierunek niezmordowanego biegu, a ona zmienia si tu z tygodnia na tydzie - inaczej nie byaby mod. Nowinki ukazuj si od czasu do czasu "w niedostatecznej iloci" i nie ma oczywicie mowy o tym, aby

wszyscy mogli nimi zawadn rwnoczenie. Id wic w ruch specjalne zabiegi, subtelne umizgi, stosunki, protekcje i znajomoci w lokalach wadz porzdkowych, ale najczciej zwyczajne, cho wspomagane inteligencj i wiedz - okcie i kopniaki, najprzerniejsze sztuczki zrcznociowe, kiwania i przetasy, chody i zwarcia na szybko i na wytrzymao. Ale co to jest warto rzeczy? Zdefiniuj j krtko: jest to co, o czym w ogle nie mona mwi, gdy si t rzecz wyrwie z caego jej ta i odrzuci daleko - w prni. Nasi stranicy i opiekunowie znaj doskonale psychologi ludzk. W przekanikach podawczych ukazuj si wic obok dugich serii towarw lekcewaonych tu systematycznie - serie bardzo krtkie, niekiedy egzemplarze niepowtarzalne. S to najbardziej podane i apetyczne kski. A czemu to tak si dziej, no, niech pan aby zgadnie? Po co oni ciskaj nam tutaj do rodka te koci niezgody? Przecie wycznie dla rozruchu i sprawnej przemiany materii! Przecie po to tylko, by podtrzyma zawleczony z Ziemi kwik konsumpcyjny, aby stworzy najbardziej racjonalne warunki tuczu trzeciej generacji i ustawicznego wiru spoywczego, bez ktrego nigdzie w peni nie moglibymy y. No bo gdyby wszyscy z koniecznoci jedli i ubierali si dokadnie na jedn mod, gdyby wszyscy w jednakowo urzdzonych mieszkaniach zgromadzili identyczne wyroby przemysowe, wypynaby szybko na wierzch konsumpcyjna apatia, pojawiaby si gnuna ospao, nuda trawienna i chorobliwa stagnacja, ba! moe myli samobjcze, razem piekielna wizja penej bezczynnoci i dalej - spoza bogiej fasady wspaniaego obrazu dumnych wadcw Ziemi wyjrzaaby gorzka rzeczywisto: brak celu i sensu. A niech mi pan wskae takiego roztropnego gospodarza na Ziemi, ktry by na dugiej drodze do rzeni godzi i zadrcza zaadowane na wz i dobrze ju podkarmione stadko, miast je pielgnowa czule do

samego uboju! Czy nasze istoty hodowlane - nieszczsne zwierzta, nie przepychaj si i nie kotuj wokoo koryt z najgbszym swym przekonaniem, e o to wanie w ogle chodzi, e jest to przejaw najwyszej inteligencji, podczas gdy tylko farmerzy wiedz, jaki jest fina owego sprytu? - Czy nie widzi pan przyszoci w zbyt czarnych kolorach? - A pan nie podejrzewa na co si zanosi? Oczywicie, e im nie chodzi o nasze ciaa. A gdzieby tam! Nasze, czy jakiekolwiek inne organizmy biologiczne w ogle nie wchodz w rachub przy ich poziomie cywilizacyjnym. Tam istnieje ju zapewne co najmniej czwarta generacja konsumpcyjna, jeli wedug uproszczonego schematu za pierwsz przyj roliny, zwierzta - za drug, za trzeci za to wszystko w ludziach, co nie jest w nich zwierzce, wic najpierw przejawy kultu wyrobw technologicznych. Wszak pies obserwujcy czowieka, ktry gromadzi stosy banknotw, cyzeluje dalej komfortowe ju dawno wntrze swego mieszkania, zabiega o bardziej luksusowy samochd lub odejmuje sobie od ust, by kupi telewizor - nigdy nie uzna jego wyszoci, patrzc na tamte przejawy niedorzecznego jak mu si zdaje - dziaania; natomiast roztkliwi si w najwyszym stopniu i dostrzee Boga w osobie czowieka, kiedy tylko tamten, jakim cudem - w miecie, zdawaoby si, e na pustyni bezmisnej - wytrzanie i przyniesie mu kawa kiebasy. - Wic z jakiegokolwiek poziomu bymy nie spogldali, nigdy nie zobaczymy dookoa siebie wicej, ni znajduje si w nas samych. - Zgadzam si z takim pogldem. Przykad z psem i czowiekiem pozwala nam wnikn w istot granicy, ktra oddziela ad siebie dwie ssiednie generacje. Ale jakie

kiedykolwiek mielimy podstawy, by z ca pewnoci utrzymywa, e jest to ostatnia ju przepa e nie ma ju dalszych stopni bytu w nieskoczonym kosmosie? Rozcignity w czasie i przestrzeni Wszechwiat przez wiele miliardoleci istnienia podnosi i nadal podnosi na szczyt swych materialnych moliwoci, rwnie chyba nieskoczonych, wiele przernych cywilizacji, z ktrych zapewne niejedna daleko przekroczya nasz wspczesny poziom. Mog one sobie kpi co najwyej z naszego stanowczego NIE!, za ktrym ukrywamy wycznie niewiedz oraz ograniczenie wyobrani. Przy tym truizmie warto jednak spyta, co to znaczy wyprzedzi kogo bardzo daleko. Ja tego nie wiem i podejrzewam, e pan rwnie si nie domyla. Widzielimy wic najpierw zielonych ludzikw na trzech nogach, z jednym oczkiem porodku czoa lub z dwunastoma wokoo gowy, ktrzy akurat biegle mwili po angielsku. Potem przyszy mielsze fantazje: straszylimy si wzajemnie wszelkiego rodzaju potworami lub dla odmiany anioami, ktrych Wielko i Dobro z bezkrytycznym znakiem rwnoci porodku miay w nas rozpali wiar w kosmiczny triumf sprawiedliwoci i ktre przewyszay nas pono pod kadym wzgldem, tylko nie bylimy w stanie ich przewag opisa. I chocia w tych wszystkich pozornie niesamowitych obrazach, jakie z niemaym trudem przywoalimy, zmieniay si ustawicznie wielko cielsk, ich kolory i ksztaty, cho rosa liczba ryjkw, macek i odny albo przeciwnie: malaa do zera - cigle przedstawiajc najprzerniejsze tamtejsze ustroje, systemy obronne i gospodarcze, zdobycze naukowe, religie, obyczaje i kultury, i majc wci na myli cywilizacj wysz - opisywalimy nasz wasn; tyle tylko, e w jej perwersyjnych odmianach. - Lecz chyba teraz to samo nam grozi, gdy - postawieni przed faktami - nadal cierpimy na niemoc wyobrani.

- Sprbujmy jednak zebra owe fakty: bralimy pod uwag ich obojtno lub szczere porozumienie i pokojow wspprac z nimi oraz moliwo inwazji i naszego totalnego zniszczenia. Pomijajc ju ten kolejny truizm, e porozumie si i wsppracowa mona jedynie z istot stojc dokadnie na tym samym szczeblu, przy czym tysic lat rozwoju samej technologii nie wnosi rzeczywistej rnicy jakociowej trzeba teraz uwzgldni okoliczno tak samo chyba nienow: e walczy mona rwnie wycznie z istot, ktra kieruje si identycznymi motywami, gdy konflikt wyania si tam tylko, gdzie strony popycha na siebie dokadnie taki sam motor. - Wic na tym, niestety, polega nasza obecna tragedia, e my dla nich nie jestemy adnymi partnerami. - Podejrzewam, e tak jest rzeczywicie. Bo niech pan sam wyzna z ca powag: ktr z wymienionych moliwoci tutaj mamy? Niech pan popatrzy na nas, mieszkacw miasta, tego miasta, ktre bez adnej rnicy dla istoty sprawy mogoby z powadzeniem nadal spoczywa na Ziemi, przez co odpadby argument braku swobody, niech pan zatem popatrzy na nas wszystkich rozpieszczanych tutaj zgodnie z naszymi najskrytszymi marzeniami i na nich - ukrytych gdzie w gbi galaktyki, ktrzy zdalnie, przy pomocy swych posusznych i precyzyjnych automatw, dogadzaj nam w obrbie zdobyczy naszej wasnej technologii, speniajc w lot wszystkie nasze kaprysy. Zobaczymy! Przymierzajmy kolejno: najpierw, czy to tak wyglda pokojowa i twrcza wsppraca midzy dwiema cywilizacjami? Odpowiadam pytaniem: wic nasze kochane kotki i pieski, ktre umilaj nam ycie w mieszkaniach, podobnie jak zwierzta z ogrodw zoologicznych wsppracuj z nami w dziele opanowania materii? Dalej - czy to jest moe w kontakt kosmiczny, o ktrym marzylimy, wystawiajc swoje radioteleskopy i wsuchujc si w szum wszechwiata? Znw odpowiadam

pytaniem: czy my sami ju od tysicleci rnymi metodami, za ostatnio rwnie drog radiow nawizywalimy w sawny kontakt z rozsianymi po naszych lasach mrowiskami, w szczeglnoci za czy kierujemy ku nim wszelkiego rodzaju informacje o co bardziej doniosych naszych osigniciach z dziedziny nauki i kultury, by nieco opnione wzgldem nas w rozwoju mrwki rwnie mogy czerpa korzy z naszej technologii? Nie bd ju duej pana rozmiesza, gdy pytanie: "Czy to, co tutaj mamy, jest wstrzsajcym obrazem morderczych zmaga w prowadzonej na mier i ycie wojnie wiatw?" pozostawiam bez odpowiedzi. - Sprowadzi pan zatem do niedorzecznoci wszystkie inne moliwoci prcz jednej. Ona nam si teraz sama narzuca. - Prcz jednej, ktrej chyba kiedy nie bralimy pod uwag w jej najistotniejszym aspekcie. Ale co mnie najbardziej boli w niej - to zdumiewajco pena analogia. Rcz panu, e tutaj - w przewaajcej liczbie uszczliwionych - yj jeszcze tacy ludzie, ktrych caa sytuacja mierzi. Lecz dzikie zwierz zamknite w klatce te nie od razu zaczyna je. Te przez jaki czas jest nieufne, zaniepokojone lub zamknite w sobie i osowiae. Niech jednak przejd lata: wreszcie dolecimy do celu. W nowym wiecie wychowaj si nasze dzieci. Urosn te z kolei dzieci tamtych dzieci. One ju bez adnych wewntrznych zastrzee bd jady swoim p a n o m z rki, cho nigdy chyba nie zobacz ich na wasne oczy. I kpi sobie bd z niemonoci swych dziadw, tak jak my wymiewamy na Ziemi tych, ktrzy nie zachwycaj si samymi osigniciami technologii. W tym dopiero widz tragedi naszej cywilizacji. - Powiedzia pan ju raz, e im nie chodzi o nasze ciaa. Ciekaw jestem, czy to samo mamy na myli.

- Z wielu powodw nonsensem byoby podejrzewa ich. o zwyczajne ludoerstwo. W schronie mielimy przykr okazj zapozna si z ich olbrzymimi umiejtnociami reprodukcyjnymi. Skoro u siebie na miejscu mogliby z atwoci syntetyzowa nasze ciaa ze zwizkw nieorganicznych, po co trudziliby si, sprowadzajc je a z takiej odlegoci. Podejrzewam, e nasz segment zosta opanowany przez podstawionych na nasze miejsca sobowtrw, ktrzy niewiadomie oddani s bez reszty ich ponad-nadrzdnej sprawie - jak to si piknie mwi - przede wszystkim w tym celu, aby w pierwszej fazie osiedlania przy karmnikach nowego wiata, dziki aktywnej pomocy tych zaprogramowanych ju raz na zawsze robotw, bez trudu agodzi i znosi nasz ewentualny opr. To wanie oni, dokadnie wymieszani z tumem prawdziwych ludzi, zdoaj zapewne udobrucha rozgoryczonych i przekona nieufnych, e wszystko dzieje si wedug najwyszej oczywistoci. Lecz nasze biologiczne organizmy w ogle nie wchodz w rachub, powtarzam. To nie s potwory tego rodzaju, jakimi dla zabawy straszymy nasze dzieci. Oni zapewne przewo na swj st konsumpcyjny opakowane ciaami i wykarmione odpowiednim kultem - nasze umysy. - Umysy! Wic dusze? Czy to aby nie ssiaduje ju z wizj pieka i kary? - wtrciem z powtpiewaniem. - art wcale panu nie wyszed. Czy kur po to wkada si do garnka, aby j za co ukara? - Mylaem raczej o czym innym. - A o czym? - Wyobraaem sobie, e nimi kieruje ta sama dza wiedzy, ktra nam kae zgbia tajemnice przyrody, wic

midzy innymi analizowa budow wszystkich schwytanych stworze. Sdziem, e - przy dokadnej ju znajomoci naszych cia - chc si na miejscu podczy do naszych mzgw, by je wszechstronnie wyprbowa i opisa - sowem zbada, bo widocznie nie wszystko jeszcze jest dla nich jasne w naszej konstrukcji psychicznej. Drczyo mnie tylko jedno pytanie: co sami ludzie robi ze szcztkami swych "krlikw dowiadczalnych", kiedy ju cakowicie nasyc swoj potrzeb zrozumienia. Czy je z powrotem odwo do lasu? - Nie w celu zaspokojenia godu organicznego, ale by nasyci gd wiedzy - uspokaja mnie pan? Czemu to jednak odbywa si zawsze kosztem innej ywej istoty? Wszak kady uczony wie doskonale, nie tylko fizjolog, lecz fizyk i psycholog, e im bardziej delikatny jest rozpatrywany ustrj i im gbiej chcemy wnikn w jego istot, tym wiksze spustoszenia wywouje w nim sam akt badawczy. Ju czowiek obserwowany zachowuje si inaczej ni w przypadku, gdyby wiedzia, e nie spoczywaj na nim adne oczy, a co dopiero, gdy id w ruch przyrzdy pomiarowe i skalpele. Takie ju s prawa natury, e przedmiot moemy w peni pozna jedynie na drodze cakowitego zniszczenia jego pierwotnej postaci, co zreszt - mwic nawiasem - stawia pod znakiem zapytania wysiek eksperymentatorw najbardziej ambitnych. Czy znacznie przyjemniej jest by powiartowanym i poszarpanym stopniowo na miazg trybami wymylnego analizatora (kiedy treci mielon jest fizyczne ciao lub zawarto mzgu : pami, myli, pragnienia i lki razem wiadomo istnienia) ni by "zbadanym" przez zwyczajn maszynk do misa? To tylko zmiana terminologii! Czowiek nie takie sztuczki wymyla, by uspokoi swoje sumienie. Podrygi trawienne kiszek te z powadzeniem mona nazwa bardziej uroczycie, na przykad drganiami obwodw analizatora.

- Teraz przyznaj, e nie robi to nam wikszej rnicy, czy oni przewo nas na st laboratoryjny, czy na kuchenny. - Lecz moe pan sobie wyobraa, e oni podnieli nas z Ziemi na tak odlego jedynie w tym celu, by chepi si przed nami ogromem swych technicznych moliwoci lub e chc da nam u celu prbk niewysowionych rozkoszy, co w rodzaju sidmego nieba, ktre sobie dla otuchy wymylilimy? - Taki naiwny to nie jestem. - Ja pozostaj przy wizji konsumpcyjnej w jej czystej postaci, to znaczy nie baamuc si zmikczeniami typu: "Powicaj nas w imieniu Nauki". Gdy jeeli uzmysowimy sobie, e najpierw my powicamy nasze zwierzta, potem oni nas razem z uzyskan wiedz, za ich z kolei jeszcze kto wyszy powica, to trudno oprze si wraeniu, e obok dobrze znanego acucha pokarmowego istnieje jeszcze inny acuch, rwnie dugi i moe bardziej chwalebny od tamtego. Lecz czy na pewno mniej okrutny? - Poruszya mnie pana ostatnia koncepcja - odezwaem si po duszej przerwie. - Prbuj teraz wyobrazi sobie jak przy wyranym zastrzeeniu, e nie chodzi tu o zdobywanie informacji w utartym tego sowa znaczeniu - moe wyglda u nich przyswajanie naszych okrelonych idei, czyli z ich punktu widzenia produktw pierwotnych, niszych, jeeli na bazie tego prostego dla nich materiau energetycznego potrafi otrzymywa drog bliej nieokrelonego procesu trawiennego wysze o ca klas abstrakcyjn produkty kocowe, zatem "myli" w wydaniu czwartej generacji konsumpcyjnej, ktre ju naleaoby nazwa nadmylami. Warto jednak zauway, e gdyby tak byo rzeczywicie, jak pan utrzymuje, to nie naley sdzi, i oni pochaniaj w schronie umysy naszych

towarzyszy niedoli dla przyswojenia sobie ich miernej wiedzy lub z przyczyn czysto energetycznych. Najpierw trzeba odrzuci stanowczo wszystkie obrazy, jakie nam si nasuwaj, gdy pytamy o ich wygld zewntrzny i budow wewntrzn. To nie s zapewne organizmy biakowe ani te adne maszyny elektronowe, ktrych obrazami - zafascynowani prowincjonalnymi nowinkami naszej biologii i cybernetyki nabijalimy sobie gowy od kilku wiekw. Mona sobie wyobrazi, i do prawidowoci rozwojowych wszelkiego rodzaju postaci bytu w caym Wszechwiecie naley narzucona prawami dugotrwaej ewolucji - redukcja, stopniowy zanik funkcji fizjologicznych organizmw na rzecz olbrzymiego wzrostu ich funkcji wyszych - psychicznych. Jednak te ostatnie rwnie - dla podtrzymania wewntrznych procesw - musz czerpa skd skadniki pokarmowe, tote problemy aprowizacyjne wcale przez to nie przestaj istnie, e dana cywilizacja po upywie wielu milionw lat podnosi si wreszcie o jeden szczebel wyej. - To jest rwnie mj punkt widzenia - zauway Raniel. Twierdzi z ca stanowczoci, e problemy konsumpcyjne na jakim etapie zostan cakowicie rozwizane, bo jakie fantastyczne rodki pozwol wreszcie nasyci cigy gd c z e g o , tak typowy dla kadego bytu, to chyba dokadnie to samo, co upiera si przy istnieniu namacalnej granicy czasu i przestrzeni. Nigdy nie zdoam sobie wyobrazi tamtych, gdy bdziemy si upiera przy sklerotycznych ideaach. - Tak, bowiem sodkie przekonanie, e pieko istnieje tylko na Ziemi, za wszdzie poza ni rozpociera si wspaniae, wolne od powszechnej walki o byt niebo, zostao wmylone przez teologw - a nie przez ludzi nauki. Budujc na Ziemi swoje stosunkowo proste komputery, kierowalimy ca uwag na stopie ich komplikacji, gdy rda energii dla tych

urzdze zostay stworzone ju znacznie wczeniej. I tu wyania si sedno gwnego nieporozumienia: przekonanie, e Nadistoty - bo tak ja ich nazywam z braku lepszego terminu s w gruncie rzeczy systemami cybernetycznymi, ktre dla podtrzymania swej osobniczej egzystencji mog czerpa energi ze rde wasnej techniki jak zwyczajne maszyny, byoby nie tylko najzupeniej bezpodstawne, ale przede wszystkim sprzeczne ze znanymi u nas i chyba obowizujcymi w caym Wszechwiecie prawami rozwojowymi. Czy ywe ciao ludzkie nie jest ukadem energetycznym? A przecie ludzie nie podczaj si bezporednio do swych potnych elektrowni w celu codziennego uzupeniania brakw energetycznych, chocia dysponujemy nimi ju od dawna, a zapotrzebowanie na moc niezbdn do podtrzymania procesw przemiany materii caej ludzkoci jest mikroskopijne w porwnaniu z moc ofiarowan przez istniejce ju elektrownie. Z tego wida, e kopoty pokarmowe - jako oglne prawidowoci rozwojowe mog by uniwersalne. - Obaj idziemy rwnolegle po dwu koleinach tego samego tropu. Kto wie, czy nie ma w tym gbokiej analogii: oni bd pasoytowa na rozkadzie naszych dobrze podkarmionych wiadomoci, przy caej swej niewyobraalnej potdze technologicznej, z tych samych dokadnie (nieuniknionych widocznie) powodw, ktre nam - przy imponujcym, zdawaoby si, rozwoju techniki - ka ywi si dalej organizmami naszych rolin i zwierzt. - Roliny i zwierzta, powiedzia pan. Przecie naleaoby od nich zacz. U nas tylko roliny - to najnisze ogniwo w acuchu pokarmowym (wanie najnisze!) mog budowa swe ciaa ze zwizkw nieorganicznych. Drugie ogniwo zwierzta, ju nie s w stanie naladowa tamtych, wic ywi

si ich ciaami. Lecz kto (czy moe Darwin?) powiedzia, e to jest uomno lub czysty przypadek, miast zauway w tej okolicznoci prawidowo naturaln i synonim niewtpliwej wyszoci? Teraz ju w peni zdaj sobie spraw, jakie piramidalne bdy popenialimy kiedy, zastanawiajc si nad postaciami Nadistot! Niech pan posucha: gdyby jaka rolina, przypumy, e pszenica, moga prowadzi podobne do naszych rozwaania, to przywoujc obraz swej Nadistoty, nie powiedziaaby oczywicie, e jest ni oset, gdy akurat ta druga rolina zaguszaa j od niepamitnych czasw i bya dla niej zwyczajna w swym codziennym okruciestwie; ponadto oset nie wydaby si pszenicy znacznie wyej zorganizowany. odyka pszenicy z kosem na szczycie swego ciaa byaby niezdolna do przekroczenia granicy jakociowej zakrelonej wokoo pierwszej generacji. Wzmacniaaby tylko wasn ilo: swoj wt figurk rozdaby do pokanych rozmiarw. Opisaaby zatem rolin grub i wysok, z potnymi korzeniami... Krtko mwic, wymyliaby sobie Drzewo. KURY spacerujcej midzy kosami, ktra poeraaby ciaa jej przyszych dzieci, w ogle nie zauwayaby, poniewa wszystkie zwierzta - rzecz charakterystyczna - s dla rolin niewidzialne. - I mamy ju pierwszy szczebel kosmicznego nieporozumienia - podsumowa Raniel. - Z kolei ta sama kura - kontynuowaem - postawiona przed analogicznym problemem teoretycznym, nie wskazaaby oczywicie na psa ze swego podwrka, jako na istot zasadniczo wysz, gdy on j codziennie tarmosi i by w jej yciu zjawiskiem banalnym, cho dokuczliwym. Ponadto pies nie mia adnych cech, ktre kura zaliczyaby do doskonaych. Zapytana o kandydata najbardziej jej zdaniem niezwykego, wymyliaby sobie zapewne latajce zwierz, wielkoci sonia,

z potnymi szponami i oczywicie z setk ostrych dziobw. Zwaszcza ta moc szponw i mnogo dziobw zaimponowaaby kurze w najwyszym stopniu, no bo jak to bry ziemi mona rozgarn za jednym zamachem przy pomocy takiego fantastycznego organu grzebnego i ile robaczkw lub ziarenek da si pochwyci na raz setk dziobw! CZOWIEKA, ktry by jad akurat obok niej jej wasne jajka, nie zauwayaby w ogle w tej jego najistotniejszej czci, w jakiej rzeczywicie by czowiekiem, a nie zwierzciem, to znaczy w jakiej nalea ju do trzeciej generacji, gdy wszyscy ludzie w przejawach swej dziaalnoci psychicznej, e wymieni tylko obyczaje, nauk i kultur - znw rzecz znamienna - s dla zwierzt niewidzialni. Sowem, kura widzc zwierzce ciao - nie zauwayaby UMYSU. - Znalaz pan do dobry przykad. Przedstawia on genez bdu i zarys okolicznoci, ktre prowadz w prostej linii na drugi stopie kosmicznego nieporozumienia. To zwaszcza zasuguje na podkrelenie w pana rozwaaniach, e istoty z danego szczebla rozwojowego nie s w ogle w stanie ujrze istoty ze szczebla o jeden stopie wyszego, cho przecie obiektywnie - nie ulega adnej wtpliwoci, i te wysze istoty s te jak najbardziej materialne. Ale dlaczego tak si dzieje? Doprawdy, czy nie z tego prostego powodu, e w pierwszym opisanym wypadku brak jest oczu, a w drugim dostatecznie rozwinitego mzgu, ktry unisby ciar abstrakcyjnego mylenia! Czy nie dlatego tylko dana istota nie widzi swej Nadistoty, e nie ma odpowiedniego organu postrzegania? Czowiek nazywa kiedy duchem to wszystko, czego akurat sam nie mg dotkn wasnym palcem. Czasy si jednak zmieniy. Mwimy dzi o realnym istnieniu setek tysicy rzeczy, ktrych nie jestemy w stanie zbada adnym swoim zmysem w bezporednim akcie postrzegania. I to jest

suszne, materialistyczne stanowisko. Gdy upiera si, e "istnie - to znaczy by postrzeganym", inaczej - sdzi, e realne jest wycznie to wszystko, co si samemu widzi na tak zwane wasne oczy, to przecie gosi idealizm subiektywny w wydaniu Berkeleya. Kura z paskiego przykadu w bezporednim akcie postrzegania nie jest w stanie dostrzec istoty ludzkiej. Widzi najczciej ruchom bry. W najlepszym wypadku dostrzega w niej drugie zwierz. Dodajmy - nie bez wyrozumiaoci - i zwierz to jest dla niej raczej "cielcin" ni pogromc. Ju choby wspomniany raz pies stoi w mniemaniu kury znacznie wyej w hierarchii istot ywych, a to ze wzgldu na swe ky i pazury, jeeli ju pomin piekielny gos, od ktrego staj dba wszystkie pira. Nie czarujmy si podszeptami naszej pychy: czowiek dla kury - to wycznie zjawisko przyrody. Jedno spord wielu innych; niekiedy grone, lecz na og bardzo sympatyczne. Zjawisko to - jako cz wiata kury integralnie zwizana z innymi czciami - pojawia si dwa razy dziennie na placu midzy obor a stodo i wtedy na ziemi spada smaczne ziarno. O innej porze dnia zamiast ziarna pojawia si zjawisko mnie przyjemne: rka z kijem. I wtedy od razu wiadomo, e trzeba biec szybko do kurnika, bo to si powtarzao wiele razy. Kura-naukowiec te mogaby mie wasn teori na temat obiektywnej rzeczywistoci. Uznaaby zapewne, e s kury gupie, ktre nie znaj praw przyrody, i te dostaj kijem po gowie i chodz z pustymi odkami, oraz istniej kury rozumne - wyksztacone, ktre dziki nabytej wiedzy o wiecie orientuj si doskonale, e dane przyczyny prowadz do okrelonych skutkw, co im pozwala sprosta nieuniknionym wymaganiom natury. Wniosek: trzeba zna dobrze zjawiska przyrody, aby nad nimi panowa. Kura taka uznaaby zapewne siebie za pana w caym wiecie, w ktrym czowiek znaczyby dla niej mniej wicej tyle, co raz

przeciwne chciom, innym razem im pomylne... wielkie prawo powszechnego cienia. I nic nie zmcioby jej gbokiego przekonania, e stoi na szczycie drabiny organizmw ywych rwnolegle z innymi zwierztami. Paka mi si chce ze miechu, gdy tylko pomyl, e to my wanie jestemy takimi kurami. Wprawdzie to nie sama kura hoduje pszenic, cho chtnie zjada jej ziarno - lecz czowiek; z tego wszake wynika tyle, e wiadomy i racjonalny tucz zaczyna si dopiero na szczeblu czowieka. Czy jednak kto przeprowadzi absolutny dowd, e ju na jego szczeblu si koczy? - Zajmijmy si wic teraz samym czowiekiem, ktry je kurze jaja - podjem przerwany wtek. Jego nie zapytamy, jak on sam sobie wyobraa Istoty, ktre przez jaki "uamek" wiecznoci, powiedzmy, e w czasie dziesiciu miliardw lat (cho a tyle nie potrzeba) znane i nieznane prawa Wszechwiata podniosy na drodze ewolucji (wzdu krzywej wykadniczej) na niewyobraalny (tylko dla nas!) poziom, co w dziejach kosmosu zdarzao si zapewne wiele, wiele razy. Nie musimy mu zadawa adnych nieznonych. pyta, gdy na interesujcy nas temat istnieje ju na Ziemi przebogata literatura. Lecz ona te z kolei nie moe nam pomc, poniewa - na podstawie przykadw z rolin i zwierzciem naley si spodziewa, e znajdziemy w niej, zamiast spojrze wzwy, wic ponad siebie - uparte spojrzenia na boki: opisy organizmw rzekomo wyszych, a na podstawie przyjtego ju na wstpie kryterium rozpoznawczego - do siebie i do nas rwnolegych, tylko innych, tak jak ryba nie przypomina konia, sowem wizje istot z tej samej generacji. Czowiek zalepiony niczym nieuzasadnionym mniemaniem, jakoby sam we wasnej osobie by centrum caego Wszechwiata, zapytany o cywilizacj zasadniczo wysz nadyma si zaraz jak balon: potguje grubo swej wasnej odygi (technik), jej

wysoko i rozpito konarw (nauk) oraz rozciga dugo i rozplata gszcz swych korzeni, ktrymi czerpie yciodajne soki (kultur) podobnie, jak to byo w przypadku aosnej pszenicy albo wzmacnia si swych szponw (militaria) i mnoy liczb swych dziobw (dobra konsumpcyjne) - co robia nieszczsna kura. Umilkem. Raniel patrzy na mnie takim wzrokiem, jakbym przez cay czas czyta na gos wszystkie jego myli. Nie byo w tym niczego osobliwego, e w identycznej sytuacji, z ciarem faktw doskonale znanych, dochodzilimy wsplnie do tego samego wniosku. Raczej niezgodno pogldw byaby tu dziwna. Cignem wic dalej - Czy jednak wszystkie prawa natury, a w ich liczbie rwnie najbardziej oglne - rozwojowe, s uniwersalne tylko w odniesieniu do jednego poziomu i wycznie do jednego malekiego globu - akurat naszego, wok ktrego w naszym penym pychy przekonaniu obraca si musz wszystkie metagalaktyki? - No wanie ! - A przecie, skoro czowiek nie jest we Wszechwiecie czym absolutnie wyjtkowym (jak istniejcy poza wszelkimi prawami natury, doskonay sam w sobie - Bg Wszechmogcy u teologw, pierwsza przyczyna i cel ostateczny, razem z wyssanym z palca systemem naiwnych wartoci, wic razem z nagrod nieba i kar pieka w zamian za hod oddawany dogmatom), skoro czowiek nie jest we Wszechwiecie czym absolutnie wyjtkowym, powtarzam - na co uroczyste przysigi znajdujemy w kadej uczonej ksidze Materializmu - to wedug najbardziej elementarnych regu logicznych musimy - rzecz prosta - doj do wniosku, e kto (?) go (czowieka) w dugim cigu nierwnych bytw pod jakim (?)

rzeczywistym (a nie pszenicznym lub kurzym) wzgldem przewysza. Dodajmy rwnie, e - przy braku grnej granicy tego cigu, ktry nie moe by skoczony w wielowymiarowym Wszechwiecie - kto go w nim z n a c z n i e przewysza. - Za do takiego oczywistego wniosku - pochwyci Raniel musimy doj niezalenie od tego, czy starcza nam wyobrani do opisania owej wyszej cywilizacji, czy jej nam akurat zabraknie. Nie wtpimy przecie nigdy o tym, e istnieje nasza wasna cywilizacja, chocia jej zawiy obraz nie mieci si ani w kosie pszenicy, ani w maym kurzym ebku. - Z tego wszake wcale nie wynika - przyjem znw prowadzenie - i tamta, wysza cywilizacja stoi ju na samym szczycie kosmicznych moliwoci, e osigna ju jak ostateczn rozwojow granic. Przeciwnie: zgodnie z gwn myl naszych rozwaa - jak mniemam - adnej generacji (ktrej nazw przyjlimy tu dla wygody klasyfikacyjnej jako kategori szersz od cywilizacji) nie mona uzna za wyjtkow w sensie obiektywnym. Kad z nich okrela ta wasno przede wszystkim, e wystpuje ona zaraz po poprzedniej w okrelonym zwrocie bytw - tu przed nastpn. Tamta, o ktrej mwilimy dotd, tak samo jak kada inna jest tylko zwykym, bo kolejnym ogniwem w nieskoczonym i cigym acuchu. Szereg w wychodzi z dowolnej postaci materii i rozcigajc si wzdu, wszerz oraz w gb licznych jej form, obejmuje po kolei wszystko, co tylko istnieje we Wszechwiecie, by zamkn si wreszcie dokadnie w tej samej postaci materii, od ktrej chcielibymy rozpocz nasz dugi przegld. Jest to wic krg bez pocztku i koca. Lecz wcale nie taki zapewne, jaki sobie wyobraamy, gdy bierzemy do rki zwyczajny cyrkiel. Poza tym krgiem niczego ju nie ma, bowiem to wanie jest cay Wszechwiat.

Takie okrelenia, jak "wysokie i niskie" lub "ywe i martwe" wprowadzone zostay przez samego czowieka dla jego subiektywnej wygody i w przyrodzie nie maj adnego znaczenia w sensie obiektywnym. Krg Wszechwiata jest cakowity i doskonay sam w sobie: nie ma w nim miejsca na pojcie Pana Boga, ktry byby "poza" lub "ponad" ani w adnym znaczeniu logicznym, ani tym bardziej fizycznym. A gdyby kto teraz powiedzia, e wanie w doskonay sam w sobie Wszechwiat jest naszym Bogiem, naleaoby go pochwali za celne, cho przy tym banalne spostrzeenie. Nie ma bowiem dla materialisty bardziej oczywistego faktu, jak ten, e Wszechwiat - niezalenie od tego, jak go w kocu nazwiemy - istnieje rzeczywicie i e jego prawa wci gbiej usiujemy pozna. - Lecz kiedy doszlimy ju do niewtpliwego wniosku, e k t o czowieka znacznie przewysza w rozwoju wszelkiego rodzaju bytw - wrci do pierwotnego tematu Raniel - to teraz rnymi drogami rozumowania (chociaby przy pomocy zasady indukcji zupenej, ktra na podstawie wzajemnych zwizkw implikacyjnych zaobserwowanych w dostpnym nam fragmencie rzeczywistoci pozwala wnioskowa o istocie caoci) musimy z kolei uzna, e w k t o - przynajmniej pod wzgldem motyww swego dziaania - traktuje nas podobnie jak zwierzta traktuj roliny, a nastpnie jak my sami traktujemy nasze zwierzta. - Bo gdyby nie powodoway nim - w praktyce, a nie w teorii! - przede wszystkim racjonalne przesanki (niezalenie od liczby obudnych zmikcze, jakie sobie dla osody wymyla) - odezwaem si znw, by uzupeni tamt myl gdyby wic kierowao nim wycznie jakie przeciwne wskazaniom natury i jej koniecznociom askawe i wspaniaomylne d o b r o w wydaniu kosmicznym, to byby

on postaci samowystarczaln, czym zgoa wyjtkowym we Wszechwiecie, a zatem niczym innym, tylko wanie Panem Bogiem, ktrego obecno ju raz na zawsze wykluczylimy. - Dobrze pan to uj. Warto przy okazji spyta czy w naszych - ludzkich - kategoriach moralnych hodowca drobiu jest postaci z gruntu z jedynie dlatego, e z ca wiadomoci celu swych zabiegw z jednej strony oraz nieubaganych potrzeb naturalnych czowieka - z drugiej, prowadzi racjonalny tucz. Inaczej : czy my konsumentw drobiu nazywamy potworami? Sowa: "konieczno naturalna" potrafi wymwi rwnie Nadistota i ona te zapewne - przy wikszej wraliwoci - mimo tych sw ma jakie wyrzuty sumienia. A ma je tym bardziej, im bliej niej stoi "wyzyskiwana" istota. - Tak. Gdy - przy braku ostrej granicy midzy ywym a martwym - uwaamy zwykle, e ciao jest tym bardziej martwe, im niej stoi pod nami na drabinie bytw. Jednak pojcie wysokoci nie ma bezwzgldnego znaczenia. Na okrgu w ogle trudno o niej mwi. Przy dwch moliwych obiegach okrgu dana posta materii, wysza dla nas przy jednym zwrocie uku, staje si automatycznie nisz postaci materii przy jego zwrocie przeciwnym. Jeeli za natura co wydaje si niewtpliwe - ustalia tylko jeden obieg i przez rozwj (wic postp) rozumie dajmy na to obieg dodatni, w ktrym wirus wyprzedza czsteczk kwasu siarkowego, wwczas i tak zagadnienie hierarchii bytw nie jest i nie moe by jednoznacznie rozstrzygnite. Przy obiegu dodatnim organizm biologiczny czowieka wyprzedza materi "martw", za jego myl - jako posta energii o bardziej zoonej strukturze - wyprzedza z kolei jego wasne ciao. Tak jest z jednego punktu widzenia. Wystarczy jednak wzi pod uwag drugi uk (pewnie znacznie duszy) o takim samym zwrocie,

ten, ktry uzupenia pierwszy do caego okrgu, by si okazao, e tamta "martwa" posta materii stoi daleko przed ywym ciaem czowieka podajcego za sw wasn myl i e jest pod jakim (czy na pewno nieznanym?) wzgldem o wiele, wiele bardziej od nich doskonaa. - Ale nie mwimy przecie, e chemik wyrzdza okrutn krzywd materii, gdy pray w szklanej kolbie bry nieorganicznego zwizku i gdy - zmieniajc jej struktur niszczy jej pierwotn posta. Naley tu jeszcze zauway, e fragmentaryczny podzia na -cztery generacje jest bardzo powierzchowny i sztuczny, jak zreszt kady podzia na czci czego, co z natury rzeczy nie da si sklasyfikowa przy pomocy ostrych stopni, gdy jest cigle. Kur - jako szczebel drabiny bytw moglibymy z powadzeniem w ogle usun ze swych rozwaa, poniewa czowiek moe je chleb bezporednio. Wwczas (znw wedug uproszczonego schematu) rolina buduje swj organizm ze zwizkw nieorganicznych (jeli jest samoywna), za ciao czowieka (zwierz) ywi si ni dla podtrzymania swych funkcji fizjologicznych. Jeeli powiemy nastpnie, e umys tego czowieka "pasoytuje" na jego ciele, to zdanie wyda si nam niedorzeczne, wrcz mieszne. Lecz kiedy wyrazimy si inaczej : e wysze czynnoci mzgu czerpi energi z niszych, fizjologicznych procesw ciaa, wtedy nie rozminiemy si ani ze zdrowym rozsdkiem, ani z sam prawd. Wyania si tu przy okazji okoliczno dla nas najbardziej znamienna. Wszystkie roliny samoywne - gdy tylko te zaliczamy do pierwszej generacji konsumpcyjnej (grzyby s ju pasoytami) do podtrzymania reakcji chemicznych potrzebuj energii wietlnej. Z kolei wszystkie organizmy zwierzce, ktrych budowa opiera si na zwizkach biaka - a inne u nas nie istniej - nie mog y bez tlenu. Bez czego nie moe egzystowa i rozwija si umys

ludzi - to te chyba nie naley do tajemnic. Nazwijmy ten czynnik "cigiem bodcw napywajcych do wiadomoci z zewntrz", ktry podtrzymuje procesy psychiczne. S to prawdy powszechnie znane. Przypomniaem je po to, aby z kolei zapyta, w jaki sposb Nadistoty "uprawiaj" nasze umysy, by czerpa z nich okrelone dla siebie korzyci "konsumpcyjne". - Zdaje si, e odpowied na to pytanie pada ju na samym pocztku naszej rozmowy - zauwayem. - Tak, to ja jej udzieliem. Wtedy jednak zabrzmiaa do absurdalnie. Czy teraz - po wyjanieniu wielu wanych spraw - wydaje si ona mniej nieprawdopodobna? - Tutaj, w miecie porwanym z Ziemi, gdzie czowiek korzysta z dbr materialnych w gotowej ich postaci, hodowlana atmosfera nie budzi we mnie adnych wtpliwoci.. Jednak czy t sam myl daoby si uoglni, a w szczeglnoci, czy mona j bezkrytycznie przenie na dziaalno czowieka na Ziemi - to ju nie jest takie pewne. - Zobaczymy, gdy podsumujemy. Wykazalimy kolejno: najpierw, e obecno Nadistot jest faktem niewtpliwym i dalej - e podlegaj one dokadnie tym samym prawom natury, ktrym i my sami musimy si podporzdkowa, z t jednak zasadnicz rnic, e one znaj je bez porwnania lepiej od nas, dziki czemu wielokrotnie lepiej nad nimi panuj. Nastpnie udowodnilimy, e dla nas Nadistoty musz by niewidzialne, cho wcale z tego nie wynika aden paski wniosek, e s duchami. Do podtrzymania tego ostatniego stanowiska zmuszaj nas nie tylko rozwaania prowadzone nad lepot pszenicy i kury, ktre nie s w stanie dostrzec umysowej dziaalnoci czowieka, chocia sami w ni nie wtpimy, ale te cae morze innych faktw. Wszak czowiek z

ca powag zastanawia si nad istot czasoprzestrzeni, pola grawitacyjnego, czstek elementarnych i nad budow tej czci Wszechwiata, i do ktrej jeszcze nie signy nasze teleskopy, chocia sam jeszcze na wasne oczy obiektw swych bada nie widzia i nigdy ich nie bdzie mg dotkn wskazujcym palcem. Przekonalimy si rwnie, i z ca pewnoci stosunek Nadistot do ludzi - z koniecznoci naturalnej - musi mie taki sam charakter, jak nasz stosunek do rolin i zwierzt, czyli - e midzy nimi a nami zachodzi jaka relacja konsumpcyjna. Wszystko to wykazalimy rzeczow i - jak mniemam - do jasno. Jedynie kwestia wyraona draliwym pytaniem: "W jaki sposb i czym one uprawiaj nasze umysy?" (przy oczywistoci faktu, e z jednej strony nasze ciaa - prymitywne ukady energetyczne, a z drugiej - nasza kultura, technika oraz nauka, jako rda informacji w tradycyjnym pojciu, nie stanowi dla nich rwnorzdnej wartoci jakociowej w zestawieniu z odpowiednikami ich Kultury, Techniki oraz Nauki, lecz tylko nisz, cielesn baz wyjciow, ich podstaw fizjologiczn do tworzenia i nieustannego zasilania wyszych procesw psychiczno - energetycznych w owych tajemniczych utworach materialnych, ktre mona by z kolei nazwa "Nad umysami") - jedynie ta ostatnia kwestia pozostaje nadal otwarta. Z caym naciskiem trzeba tu podkreli, e czowiek nie je chleba w tym celu, by podtrzyma w "cig bodcw napywajcych do wiadomoci z zewntrz", sowem nie je po to, aby ksztaci i rozwija swoje ycie psychiczne, ale z tego wycznie powodu, eby utrzyma przemian materii swego ciaa, ktrego ycie jest dopiero pierwszym i niewystarczajcym warunkiem istnienia umysu. Ten ostatni karmi si ju czym zupenie innym. Czym podtrzymuje swe ycie psychiczne Nadistota, nie domylimy si nigdy, tak jak nigdy kura nie zdoa si domyli, dlaczego czowiek sucha

muzyki, oglda obrazy, emocjonuje si wynikami sportowymi, czyta ksiki lub wyprawia huczne wesele. Moemy co najwyej rozprawia nad tajemniczym pokarmem, ktrym ona ywi swe Nadzwierzce ciao. - Tutaj rzeczywicie trudno bdzie osign cakowit pewno - powiedziaem. - Pokarmem tym co ju raz ustalilimy - mog by tylko nasze umysy, najwysza ze znanych nam ywych postaci materii, wic zarazem jedyna tre, ktr s w stanie przyswoi ich ciaa. Sami dobrze wiemy o tym, e nasze umysy nie mog czerpa energii bez porednictwa naszych cia, zatem wprost z rolinnych skadnikw pokarmowych, podobnie jak z kolei nasze ciaa (zwierzta) nie s w stanie egzystowa na materiale energetycznym zwizkw nieorganicznych bez porednictwa rolin. - Zastanwmy si teraz, jak to wyglda na niszych szczeblach pokarmowych. Czy pszenica i kura mogyby pozna cho cz prawdy, gdyby potrafiy i zechciay si zastanowi nad analogicznym w stosunku do nich pytaniem? - Musiayby tylko zauway, co je najbardziej w yciu pochania. Jeli pszenica zauwayaby, e najwiksz przyjemno sprawia jej czerpanie sokw z nawoonej nieustannie ziemi, za kura gdyby spostrzega, e od witu do zmierzchu biega za rozrzuconym przez czowieka ziarnem, wtedy obydwie - kada w swoim zakresie - wiedziayby przynajmniej jedno: co stanowi podsuwan im karm. Nastpnie stanyby przed trudniejszym zadaniem: przed pytaniem, kto im t karm podsuwa i w jakim celu? - Przynajmniej pierwsza cz zadania nie wydaje si zbyt trudna ani w odniesieniu do pszenicy, ani w stosunku do kury...

- ...ani do ludzkiego umysu - dokoczyem. Czy nieprawda? - Tak. Bo wystarczy tylko rozejrze si wokoo siebie, a rwnie spojrze w gb wasnego serca, aby zauway, za czym ludzie o naszej mentalnoci, ktrych tu w miecie widzimy ju cakowicie obnaonych, najbardziej si uganiaj. Przy absurdzie "elementarnych potrzeb" zaspokajanych rzekomo dla zdrowia i wygody cia nie ulega wtpliwoci, e czonkowie naszego "wolnego spoeczestwa", dumni ze swych zwierzcych praw swobodnej konkurencji, wytajc wszystkie swe wadze fizyczne i umysowe, ca swoj aktywno psychiczn, walcz zaciekle z "przyrod" i midzy sob wedug rycerskich regu, ale czsto i bez adnych regu, byleby tylko osign wiadomy skutek: podtrzyma tamten "cig bodcw napywajcych do wiadomoci z zewntrz" na drodze konsumpcji r z e c z y - produktw technologicznych, e cae swe ycie spdzaj przede wszystkim na wysiku pomnaania indywidualnego mienia w celu zadowolenia samych tylko wci godnych umysw, ktrych nie umiej niczym innym zaj ani zadowoli. Tutaj - pod kloszem - mamy sytuacj wyjtkow: hodowla jest jawna. Ale na Ziemi, gdzie ludzie sami tworz swoj technologi, sprawa ta wyglda inaczej. - Ja tak nie uwaam. Wanie z tego dogmatu wypywa u nas powszechna niewiadomo tuczu. Dogmat samodzielnej rzekomo dziaalnoci czowieka bierze si std, e w ogle nie widzimy akurat tego nieodmiennego zjawiska, na ktre patrzymy nieustannie od pierwszej do ostatniej sekundy swojego ycia. Tutaj w warunkach zamknitego w klatce dzikiego zwierzcia, ktre dopiero po takim wstrzsie czuje si markotnie, za przy hodowli z pokolenia na pokolenie

egzystuje znakomicie przez cae tysiclecia, my rwnie obudzilimy si z wielowiekowego letargu. Pokarm podawany jest nam wprost do ust, co nas mierzi, bo chcielibymy "sami" wznosi swoje budowle, przy pomocy wasnych "skomplikowanych" operacji teoretycznych i praktycznych, podobnie jak kura na naszym miejscu chciaaby te, by jej cakiem nie odbierano zudze przy pomocy strzykawki wprowadzajcej pokarm prosto do odka, gdy chciaaby "sama" zgodnie z kresem swych moliwoci operacyjnych (o ktrych pszenica nie mogaby nawet marzy) wygrzebywa sobie z piasku ciskane jej przez czowieka ziarno. Nie zapominajmy o tajemnicy posgw: nasi opiekunowie panuj ju w jakim stopniu nad czasoprzestrzeni. Czym dla nich-s wobec tego nasze popisy inynieryjne, jeli nie kurz operacj rozgrzebywania ziemi? Skd mamy jakkolwiek pewno, e nasza produkcja konsumpcyjna opiera si wycznie na samych tylko pierwotnych prawach przyrody, to znaczy w ich nie ujarzmionym jeszcze przez nikogo stanie i e wrd zjawisk swobodnie naturalnych nie ma u nas pewnej liczby czynnikw sterowanych zdalnie - zgodnie z lepsz znajomoci tych praw - czyj racjonaln wiedz i wol? - Czy rolina odrniaby wiadom dziaalno czowieka, to znaczy jego systematyczne zabiegi wokoo nawoenia, siania i wszelkiego rodzaj u pielgnacji od warunkw rzeczywicie naturalnych, jakimi s procesy gnilne zachodzce w glebie, deszcz oraz soce? - Nigdy nie zdoaaby uchwyci rnic! - to jest cakowicie pewne. Nie potrafiaby wyodrbni i rozpozna zespou warunkw stworzonych celowo i "podsunitych" jej przez czowieka (ktrym nie kieruje "zo" ani "dobro", tylko potrzeba - racjonalna potrzeba! spotgowania jej wegetacji) w liczniejszej grupie zjawisk dotd "dzikich", czyli cakowicie

niezalenych od woli czowieka. Ona nawet w dobrze urzdzonej cieplarni, gdzie i deszcz jest sztuczny, i wiato, wierzyaby najgorcej, e krluje w wiecie, bowiem kade stworzenie na kadym poziomie nosi w sobie niepodwaaln pewno, e naley ju do najwyszej generacji. Wemy inny przykad. My akurat wiemy, czym s zjawiska elektryczne. Przecie w jakim stopniu nad nimi panujemy. Ale zwierz ich nie zna i nic te nie moe wiedzie o naszej wadzy nad tymi zjawiskami. W takiej sytuacji ko zaprzgnity do wozu, patrzc na tramwaj, ktry go wyprzedza, mgby wykrzykn "heureka!" i doda: "Jest w wiecie taka powszechna regua: fury z sianem trzeba z caej siy cign, a skrzynie z ludmi jako same si ruszaj!" Czowiek za w analogicznych okolicznociach wypowiada si bardziej celnie: "Odkryem prawo powszechnego cienia: ciao do gry trzeba z caej siy dwiga, a z powrotem ju samo jako spada!" Nic tu nie pomoe "naukowe" uzupenienie, e kade dwie masy - dziki "naturalnej" wasnoci materii - przycigaj si wzajemnie n a o d1 e g o . Ko te zapewne ma zawsze w zapasie jakie cudowne "na odlego". Przykady tego rodzaju nieporozumie mona by mnoy dalej. Ale naprawd ju nie warto. Chciabym wiedzie: czy my - na swoim obecnym etapie rozwojowym, ktry wcale nie jest najwyszy z moliwych - jestemy w ogle w stanie rozpozna dwie najzupeniej rne rzeczy: obiektywne zjawiska przyrody rzeczywicie nie ujarzmione jeszcze przez nikogo - od rwnie obiektyw nych zjawisk, lecz w postaci efektw wtrnych wynikajcych wycznie z dziaalnoci t a m t y c h, czyli od kierowanych potrzebami racjonalnej uprawy "czynnikw hodowlanych"? - Niestety: n i e. Rzeczywicie przyapa mnie pan na "kurzej lepocie" - przyznaem. - Uwiadomiem sobie w tej chwili jeszcze jedn wan dla nas okoliczno, ktra pozwoli

nam gbiej wnikn w istot trudnoci zdobywania odpowiedniego materiau energetycznego do budowy organizmw na kolejnych szczeblach rozwojowych. Ot wiemy o tym doskonale, e najbardziej w przestrzeni pospolita jest prnia (pole grawitacyjne), ktra tworzy prawie cay Wszechwiat, w niej za z kolei materia w postaci zwizkw nieorganicznych - ju rzadko w powszechnej pustce. Ta ostatnia byaby wic zerow generacj bytw, gdy wiadomo skdind, e materia bez przestrzeni nie moe w ogle istnie. Fizycy mwi, e jest ona osobliwoci, ale nie "w", lecz samej przestrzeni. Dalej mamy pierwsz generacj niezwyke odstpstwo od poprzedniej normy, ktra bya odstpstwem od wczeniejszej reguy, co pamitamy osobliwo materii zorganizowan w rolinach, ktrych masa (w stosunku do masy cia nieorganicznych caego Wszechwiata) jest znikoma. Wiemy, e na tym szczeblu nie koczy si szereg niesychanych wyjtkw w wyjtkach. Kolejnym odstpstwem od poprzedniej normy, ju zgoa perwersyjnym, s we Wszechwiecie ywe ciaa zwierzt druga generacja wedug naszego podziau. Lecz jeszcze w tej postaci materii natura nie znalaza swego absolutnego rekordu, gdy mamy znacznie wyszy stopie zorganizowania energii niebywae zboczenie w ostatniej perwersji - najbardziej nieprawdopodobny ze znanych nam dotd stanw materii: 1 u d z k i e u m y s y... ktre dotd wyobraay sobie, e to ju na tym koniec. To jest wanie w potgowy cig, w ktrym ilo przechodzi w jako. Dostrzegajc na kadym szczeblu nieunikniony fakt, e dana generacja bytu (faza materii) moe si utrzyma (istnie) wycznie na materiale energetycznym generacji poprzedniej w szeregu, atwo teraz zauway, jak potguj si trudnoci "pokarmowe" ze wzrostem stopni konsumpcyjnych wzdu krzywej wykadniczej i e Nadistoty, mimo swych niewyobraalnych moliwoci w innych

dziedzinach (a raczej z ich powodu wanie) ciko musz pracowa na zwyczajny dla nich "kawaek chleba". Mymy dotd widzieli wokoo siebie tylko chaos rnych stanw materii, a trzeba je byo uporzdkowa wedug stopnia ich komplikacji, by chocia t najprostsz drog doj do wniosku, e obecno Nadistot jest faktem obiektywnym. Raniel rozwija swj wtek: - Skd doprawdy moemy wiedzie, e nasza produkcja rozwija si w warunkach cakowitego odosobnienia kosmicznego. Czy na podstawie braku modulowanych "rozumnym" kodem szumw w rezonatorach naszych radioteleskopw moemy osign pewno, e w ich zasigu nie ma adnych Nadistot? Nic podobnego! W ich zasigu nie ma tylko adnej drugiej i podobnej do nas kury. To wszystko. Czy warto jeszcze wspomina o mrwkach z naszych lasw, ktre od wiekw prno czekaj na gos "rozumnej" mowy z naszej strony? Naiwno tych, ktrzy razem z nami, tak samo zalepionymi, od lat dziwi si, e jeszcze dotd nie usyszelimy adnego gdakania kosmicznego, jest doprawdy rozbrajajca. Moe si oczywicie zdarzy, e jaka druga kura, ktra przechodzi w tym samym czasie niezalenie od nas przez to samo stadium rozwojowe, odezwie si z ssiedniego podwrka. Wtedy usyszymy oczekiwane "kukuryku!" Ale to jest stosunkowo najmniej prawdopodobne, gdy tak naprawd to mymy brali dotd pod uwag tylko moliwo zrnicowania pod wzgldem ilociowym, ktre sprawia, e patrzc na co nieporwnywalnego z nami (gdybymy to w ogle mogli zobaczy) mwimy bezkrytycznie: "tylko inne", zamiast zauway przede wszystkim e "znacznie wysze". Z moliwoci olbrzymiego zrnicowania jakociowego w rozwoju ilustrowanym dug krzyw wykadnicz jak pan

zauway - i z jego niebosinych stopni nie wycignlimy nigdy waciwych wnioskw. - Teraz widz to ju jasno... - Jeszcze nie skoczyem - przerwa mi. - Prosz posucha, dlaczego wykluczam nawet tamto "kukuryku". Ot istoty, ktre znacznie nas w rozwoju przewyszaj (znacznie - w sensie ju raz opisanym) uczyni wszystko, co ley w ich mocy (a zapewne ley bardzo wiele), by nieopisany haas kosmiczny, wic wszelkiego rodzaju prymitywne nawoywania radiowe, e wymieni tylko kilka rodzajw: szczekania i miauczenia marcowe, jak rwnie grone porykiwania - w danym rejonie kosmicznym zupenie uciszy. Dlaczego? spyta pan ze zdumieniem, majc w gowie malowany przez nas dawniej obraz wszechwiatowej naukowej wyrozumiaoci. A ja wiem: bo to im dziaa "na nerwy". Przekona mnie pan, e na prno czekamy na w sawny kontakt z wysz lub nisz cywilizacj. W czowieku od dziecka do pnej staroci ronie gbokie przekonanie, e cay Wszechwiat czeka cierpliwie na odpowiedni moment w jego rozwoju, kiedy osignie ju on niezbdn wiedz i sprawno techniczn, aby mg osign gwiazdy i stopniowo bada rozlege obszary tego, co istnieje. Inaczej : czowiek jest przekonany, e cay Wszechwiat czeka akurat na jego inicjatyw (na czowieka przyszoci) i e widzi w nim swego najpotniejszego odkrywc. Wszak gdyby nie udzi si tego rodzaju sodkimi iluzjami, ju dawno doszedby do pewnych wnioskw. Prawie kada istota czy Nadistota - jest to widocznie podstawowe i naturalne prawo nosi w sobie skryte przekonanie, e jest genialna w jakim zakresie. Kade stworzenie przykada swe sukcesy do wasnych ideaw (przy czym - co jest najbardziej osobliwe w tym zabiegu - zawsze w danej chwili jego ideay tylko nieznacznie wyprzedzaj wasne

sukcesy), dziki czemu na kadym poziomie, choby i najbardziej prymitywnym, moe ono trwa w subiektywnym przekonaniu, e stoi bardzo wysoko, gdy to wynika ze wskaza jego indywidualnego ilorazu doskonaoci. Prawo to - w tak zrnicowanym pod wzgldem poziomw wiecie pozwala nam y bez kompleksw niszoci. - Zapewne Wszechwiat mia duo czasu, jeli nie ca wieczno, to przy sugestiach teorii cyklicznie powtarzajcych si okresw - wiele miliardoleci na to, by zgodnie z jego prawami mogy si w nim rozwin wszelkiego rodzaju Nadistoty i Ponad-Nadistoty (eby ju wicej nie dokada czonw), z ktrych kada na swoim poziomie, zawsze w jakim stopniu ograniczonym, badaa dawniej i bada nadal wszystko, co ley w jej aktualnych moliwociach poznawczych, penetruje wic dokadnie przestrze kosmiczn (choby tylko w poszukiwaniu pokarmowych zasobw energetycznych dla swojej cywilizacji, tak jak ludzie ju od dawna w tym samym celu badaj ca powierzchni swej planety), niekoniecznie bezporednio, bo moe na odlego sondami radiowymi bd przy pomocy licznych i wcale nie takich prymitywnych automatw, o jakich opowiadamy naszym dzieciom, a jeszcze zapewne innymi sposobami, o istnieniu ktrych dzi nam si nawet nie ni. - W czasoprzestrzeni - wtrciem - gdzie wszystko, co byo, jest i bdzie, dane jest naraz, za czas sprowadza si do pojcia odlegoci, wystpuj rwnoczenie wszystkie moliwe stany materii - cay n i e z m i e n n y w swej doskonaoci "krg". Jednak kolejne fazy materii, o ktrych dotd mwilimy jako o generacjach, nie s i nie mog by uporzdkowane w czasie w takim sensie, iby najpierw w caym Wszechwiecie bya faza pierwsza, potem druga itd, gdy taki porzdek przeszyby zarwno codziennemu

dowiadczeniu, jak i naszej teorii. Przeciwnie: gdybymy w danej (ktrejkolwiek) chwili mogli obj spojrzeniem ca trjwymiarow przestrze, okazaoby si, e rwnoczenie z nami egzystuj w niej wszystkie moliwe generacje, w takim sensie - e wszystkie moliwe stopnie bytw s w danej chwili dokadnie zajte i trwaj w czasie w nieustannym pynnym deniu do okrelonych zmian. - W takiej, niewyobraalnej dzisiaj dla nas, sytuacji rozwija Raniel ten sam motyw w nieco innym ujciu - ktra jednak si rzeczy musi mie miejsce, trudno jest doprawdy sdzi, e tylko nasz glob pozosta nie zauwaony lub - co jeszcze bardziej niedorzeczne - e przed t a m t y m i odwiedz nas najpierw gocie zaledwie o kilka tysicy lat rozwoju bardziej od nas zaawansowani, czyli nieco inne istoty z tej samej generacji. Moemy by pewni, e na naszym, przecitnym pod pewnym wzgldem, globie- jednym spord mnstwa raczkujcych pykw - spoczyway ju nieraz rne baczne oczy z wielu poziomw generacyjnych i naley si z tym liczy, e wrd wielkiej liczby obojtnych znalazy si rwnie spojrzenia zainteresowane nami, ale wcale nie wojenne ani nie pokojowe - ktrymi nabijalimy sofie gowy, sdzc, e cay Wszechwiat urzdzony jest na nasz ziemsk mod - Lec spojrzenia racjonalne. Wiedz one na nasz temat moe znacznie wicej, ni my sarni wiemy o sobie, chocia na pewno nie mog wiedzie wszystkiego, bo droga do doskonaoci jest nieskoczona dla kadego stworzenia, a jeeli nie odzywaj si do nas nasz "rozumn" mow, to przecie z tego samego powodu, ktry nam z kolei kae pozostawia w bogim spokoju nasze sympatyczne roliny i zwierzta. - I znw pan wrci na to samo miejsce: do najbardziej zapalnego punktu w naszych wsplnych wywodach. Kiedy

cay problem rozwaamy w kategoriach fizyki, wic jej jzykiem, sytuacja wydaje si nam prawdopodobna i nie boli nas. Zmiemy jednak tylko terminologi przy opisie dokadnie tego samego zjawiska, podstawmy zatem w miejsce "wysza posta materii" sowo "Nadistota", niekoniecznie pisane z duej litery, a ju jaki obroca faszywie pojmowanego humanizmu spali nas na stosie w imieniu najwyszego kultu, o ktrym nie wiadomo waciwie, czym on jest. Rcz panu, e aden czowiek, nawet mieszkacy uniesionego miasta, a w ich liczbie moe rwnie i my sami, ktrzy zbudowalimy t mia teori (Teori Wzgldnoci ycia) - nikt dosownie z naszej trzeciej generacji nie uwierzy w Nadistoty. Cay krg nie denerwuje nas. Ale jego krtki uk, ten akurat kawaltek, gdzie kto nas - zwyk kolej rzeczy - musi wyprzedza, wydaje si nam absurdalny. Szokuje nas myl, e nie jestemy we Wszechwiecie najwaniejsi w danej chwili. Jest to problem nie fizyki - ale wycznie ambicji, do ktrego adna nauka ani jej argumenty nie maj dostpu. Detronizujc siebie samych w hierarchii bytw, wywoujemy we wasnych umysach taki sam szok, jaki wywoa Kopernik swoj krytyk systemu geocentrycznego w wiadomoci ludzi mu wspczesnych. Wiemy dobrze, ile czasu byo potrzeba na obalenie geocentryzmu. Obecnie panuje na Ziemi niewiele mniej mroczna epoka antropocentryzmu, ciasny pogld, odmiana tego samego kultu. Rozkoszujemy si zudn wiadomoci, e wprawdzie prawa natury s nieubagane, lecz na cae szczcie one nas wcale nie dotycz, gdy walka o byt toczy si nisko u naszych stp. My sami odkrywcy tego uniwersalnego prawa - we wasnym mniemaniu stoimy ju poza ni, jako ostateczni zwycizcy: na samym szczycie acucha pokarmowego. Nie chcemy, nie jestemy w stanie sobie wyobrazi, e kto moe nas co dzie poera bez uycia siekaczy. I biada takiemu heretykowi, ktry by nas

kiedy wyprowadza z bdu. Pjdzie na stos, gdy zawsze bd istniay jakie k o c i o y razem ze swym nie spisanym prawem powszechnego cienia wstecz. Nigdy nie uwierzymy w Nadistoty. Nie moemy uwierzy, e wysoko nad nami, wrd niebosinych poziomw wielowymiarowego Wszechwiata trwa wci rwnie zaarta walka na ycie i mier, walka o kolejn posta materii. e midzy innymi zmagaj si tam w bezlitosnych zapasach takie potgi, o jakich nam si nawet nie ni, i e znacznie niej - lub wyej, z innego punktu widzenia - najpierw nasze zwierzce ciaa, a potem umysy bior w niej udzia cakiem niewiadomie, jako kolejne, szeregowe ogniwa tego nieskoczonego cigu, w ktrym nie ma takich sw, jak "ywe i martwe" oraz "wysokie i niskie" lub "dobre i ze" - tylko s same konfiguracje, stany prawdopodobiestwa, potencjay, bieguny i fale, przemieszczenia, byskawiczne skoki i spadki, wolne przemiany, osobowoci w osobowociach, cige odstpstwa od poprzednich norm, zwizane cile nieustannym deniem do zmiany fazy i do doskonaoci niezmiennej, wyczerpana kombinacja ukadw tego, co istnieje, a jeszcze jest tam jaka m y 1, ktrej niestety - lub na cae szczcie - nigdy nie zdoamy do samego koca przenikn. Ponadto uwaam, e niky blask tych niepozornych, drobniutkich "piegw" rozsianych w grze, ktre ledwie kiedy chcemy zauway na niebie noc, jest wcale nie mniej wany od spczniaego codziennymi zabiegami b 1 a s k u potnych cielsk naszych wci nowych i coraz bardziej eleganckich samochodw, ktrym tu oddajemy bawochwalcz cze.

Teoria wzgldnoci ycia

Przenocowaem u Raniela, w jednym z jego pokoi, ktry


odstpi mi gocinnie na nieokrelony czas. Mj gospodarz

wsta o sidmej rano, podczas gdy ja zostaem jeszcze pod kodr z trzydziestodziewiciostopniow gorczk. Nie wiedziaem, czemu akurat tutaj - najpierw wrd posgw i robotw czekoksztatnych, a potem midzy ludmi opanowanymi gorczk konsumpcyjn przy obiektywnej obecnoci Nadistot jaka "grypa" wydaa mi si czym ni w pi, ni w dziewi. Ale wida wirusy istniay niezalenie od tego, co aktualnie pochaniao wszystkie moje myli, i pracowicie robiy swoje, tak spokojnie, jakby otacza je stary znajomy wiat. Po niadaniu, ktre Raniel poda mi do ka, ani si spostrzeglimy, gdy rozmowa wrcia na wczorajsze tory, by rozwija si dalej wokoo tych samych spraw. Raniel w oczekiwaniu na naznaczon przez burmistrza godzin zebrania Rady Miejskiej przechadza si po pokoju, dzielc si ze mn rnymi przypuszczeniami i wcigajc mnie do dyskusji, w ktrej z powodu osabienia wywoanego rozwijajc si chorob nie braem zbyt aktywnego udziau. W pewnej chwili powiedzia: - Wiemy o tym ju od dawna, e umysu czowieka, jego okrelonego nastawienia i podstawowych motyww dziaania nie jest w stanie zmieni zasadniczo sam tylko choby i najbardziej imponujcy techniczny rozwj. Mamy teraz okazj spojrze na siebie oczami Nadistoty. Ciekawe, jak szans rozwojow widziaaby ona przed nami. Jedna z drg naszego chwalebnego postpu prowadzi od zwierzcych kw dryopiteka poprzez maczug i uk w stron strzelby i karabinu maszynowego, mija czog i osigajc bomb wodorow, mierzy dalej w nieskoczono gazi dokadnie rwnoleg do poziomu w drzewie ewolucji. Dokdkolwiek by jednak ona wioda, ju czowiek pierwotny siedzcy tu przy jej nasadzie, walc balem drugi raz po bie (drugi raz bez adnej potrzeby)

swego polegego wczeniej wroga, mgby zauway fakt zdumiewajcy: e trup (jako ywo!) nie daje si ani stopniowa, ani te podnosi do kolejnej potgi. Wemy teraz pod uwag inn ga rozwojow, ktra - co pan wczoraj zauway - jako najwyszy pokojowy idea zaprzta gwnie nasze umysy, wic indywidualny rodek lokomocji. Nie warto ju opisywa jego kolejnych przemian na drodze do niewtpliwej doskonaoci. Samochd osobowy (rzecz prosta w przypadku, gdy nie jest tylko opisanym ju raz nieruchomym nawozem sztucznym, czyli tym cigiem bodcw napywajcych do wiadomoci z zamknitego na dwa spusty garau"), jaki wytworny by nie by, suy do tego celu, by swego waciciela przewie z punktu A do punktu B, przy czym - co znw ~osobliwe - bez wzgldu na dugo drogi AB, w punkcie B (wic u celu) pasaer konstatuje na og bez wstrzsu, e w Nadistot jeszcze si nie przemieni. Ale za to zgodnie z wasn wol (jeli wsiad do auta dla samej przyjemnoci) przemieni si we wnuka owego dryopiteka, gdy tylko zatrzasnwszy drzwiczki, biey co tchu w rozdtych spalinami pucach ku tym gajom zielonym (ktre rosy mu w mylach przez pi dni tygodnia) i wraz z ca rodzin w pustelni bez ycia stacza bj o ostatni kp trawy z drugim, te otoczonym nieszczsnymi dziemi, rwnie pierwotnym i nikczemnym przeciwnikiem. - Rzeczywicie, jest takie zjawisko - przyznaem. - Ale po co ja to panu mwi - cign - skoro stagnacja, a te nierzadko regresja - s jawne, i skoro wiele gazi tego wspaniaego drzewa, jakim jest dla nas technika, zamiast skosem w gr, wysya odnogi poziomo - na boki, dajc nam zudzenie przypieszonego ruchu naprzd, przy coraz to wyszych susach na tym samym miejscu. Wszystkie te tunele (drone przecie z najwikszym wysikiem) przypominaj mi do zudzenia lepe korytarze w gmachu ewolucji: przy znanej

skdind niemonoci zwrotu wstecz - do windy, ktra by podniosa wzwy, wcigaj coraz gbiej w pustk kogo, kto ju raz tam si zapdzi. - Pan sdzi, e gdyby istniaa moliwo porozumienia si z przedstawicielami wszystkich znanych nam gatunkw z pierwszej i drugiej generacji (a wiadomo, e liczba samych tylko gatunkw zwierzt przekracza milion), wwczas kada rolina i zwierz, czy to spord rodzin skarowaciaych, czy to z gromad do dzi jeszcze wegetujcych, co si tylko rusza lub asymiluje, od eugleny przez drode, skrzypy i widaki, wymoczki, robaki tak samo paskie, jak obe, i rne miczaki a do stekowcw, torbaczy i dalej - kade zatem ywe stworzenie owiadczyoby osobno i kategorycznie, e to tylko i wycznie o jego gatunek chodzio caej ewolucji? - Tego si boj! - Innymi sowy podejrzewa pan, e nie baczc na znikom szans, mniejsz od jednej na milion, kada rolina lub zwierz, zapytane o to, widziayby siebie w ostatnim i nie przewyszonym do dzi segmencie tego gwnego pnia rozwojowego, przez ktry prowadzi jedyna droga do szczytu ewolucji, i e przedstawiciel kadego gatunku znalazby wiele niepodwaalnych dla siebie dowodw na potwierdzenie wasnej dominacji? - Niestety. Taka, ni mniej ni wicej, trwona myl przeleciaa mi przez gow i sparaliowaa mi wszystkie czonki, gdy spojrzaem na siebie oczami wyszej cywilizacji. Gdy identyczny nakaz naturalny, ktry tamtym euglenom i torbaczom nie zezwala na dostrzeenie umysw ludzi, nam z kolei nie pozwoli nigdy uwierzy w Nadistoty. Bo niech pan zauway, co ludziom pozwala sdzi, e oni stoj na samym szczycie: swj wasny iloraz doskonaoci, a nie jakakolwiek

sugestia z zewntrz. Wspomnia pan ju rano o nim. Przykadajc swe osignicia, ktre u nas maj natur technologiczn, do wasnych nie mniej technologicznych ideaw, si prostej arytmetyki otrzymujemy wskanik zbliony do jednoci, ktra jest sam doskonaoci w tym ilorazie. Lecz czy kade dziecko nie wie, e w zbiorze liczb dodatnich warto uamka ronie, kiedy tylko przy staym liczniku maleje jego mianownik? Wie pan, ja w kocu pomylaem o tym, czy my pod jakim wzgldem nie jestemy w ich oczach tymi pociesznymi gadami mezozoicznymi, ktre - gdy ju zraz dostrzegy sposobno do szybkiego przybierania na; wadze - popady zaraz w gigantomani, by jeszcze bardziej wyprzedzi swych konkurentw w tej fazie materii, i przez sto milionw lat przytaczajcej dominacji osigny tak warto ilorazu doskonaoci, o jakiej my dzi jeszcze nie moemy marzy. - Zapewne - zgodziem si. - W tym okresie ewolucji, ktry w porwnaniu z dziejami ludzkiej cywilizacji wydaje si ca wiecznoci, w czasie szczytu drugiej generacji, wic w erze nieomal bezmzgich bry ywego misa, znalezienie moliwoci nieograniczonego potgowania masy ywych tkanek dawao swym odkrywcom miadc przewag w wycigach do wczesnego ideau. - Mam na myli dinozaury - uzupeni Raniel - a w ich liczbie zwaszcza brontozaura, gada o mdku wielkoci pistki wzniesionym na szczycie trzydziestotonowej misnej gry, ktry w swym ilorazie doskonaoci, kadc pod kresk uamkow wizj caego globu ziemskiego wykonanego z indywidualnej porcji misa, sam - w celu sprawdzenia susznoci obranej raz na zawsze drogi ewolucyjnej - lokowa nad kresk gr swego ponad miar przetuczonego ciaa. Odczytujc imponujcy wynik pomiaru, gad w patrzy z

pogard na ptajcego mu si pod nogami naszego pradziada, aonie nawczas wygldajcego prassaka. Brontozaur sprawdza te nieustannie suszno prawa Archimedesa, atoli nie dla ochoty samej - jeno z przykrej koniecznoci: musia bowiem a po swj mdek tkwi cay zanurzony w wodzie lub w bocie, by uly nieco ciaru niedorozwinitym nogom. Byy rwnie giganty w wiecie rolinnym: skrzypy i widaki. Po tych i po tamtych generacjach z ich szczytu, miast chway kosmicznej, pozostay dla nas ciche znaki zapytania: zoa wga i pokady ropy. A ile razy ewolucja popeniaa takie bdy? Tyle, ile tylko prbowaa - z wyjtkiem jednego przypadku. Siebie mamy na myli. Lecz ani dzieje Ziemi, ani jej bliszych i dalszych okolic nie s jeszcze zakoczone, bo czas si nie zatrzyma i nigdy nie stanie w miejscu. Ewolucja nie wypowiedziaa jeszcze swego ostatniego zdania i nieprdko je wypowie. Znowu minie wiele milionw lat. Wspania teraniejszo pokryj nowe grube warstwy dziejw, kolejne dugie okresy i ery. Ja uwaam, e ludzie nie podnios si na wyszy poziom, na t grn warstw, ktra wci ronie w coraz wikszym tempie, tylko na drodze rozdymania cielska swojej technologii, tylko dziki mechanicznej i chemicznej obrbce i przerbce materii oraz przez sam konsumpcj rzeczy, obojtnie - czy ze swymi umysami zostan tu na starej Ziemi, czy jak tamten opisany ju pasaer auta ufni w cudowne waciwoci szybkiej jazdy przenios gwiazdolotami swe ciaa i karmione wci jedn treci umysy z punktu A do B, jakkolwiek by si ten drugi nazywa. Ciekawe, jakiego rodzaju dowcipne obrazki bd maloway na nasz temat dla uciechy swoich dzieci nasze lokalne Nadistoty, do ktrych musi przecie doprowadzi w kocu ewolucja ziemska, gdyby si okazao, e my sami razem. ze swym konsumpcyjnym kultem rzeczy wpadlimy w niski i lepy korytarz, w jedn z tych najbardziej

prawdopodobnych i bdnych odng ziemskiej ewolucji, ktra wcale do nich w prostej linii nie prowadzi. Gdybymy przynajmniej zupenie wymarli, jak tamt szczliwe w kocu mezozoiczne gady to mniejsza, kto sobie z nas w dalekiej przyszoci zakpi. Ale jeli nasi potomkowie przetrwaj w nieznacznie tylko zmienionej postaci (jak do dzi przetrwaa wielka liczba gatunkw) i mnoy si bd bez liku w przerwach midzy podskokami w miejscu, jeli wic dotr do tamtej zasadniczo ju wyszej ery z tymi samymi mylami w gowach, jakie my dzi do poysku polerujemy - to co innego moe si zdarzy, jakie inne miejsce dla naszych prawnukw mog znale w swym wiecie ziemskie Nadistoty, jeli nie wyszego rodzaju zamknite tereny zoologiczne? I nie to jest przeraajce w tej teoretycznej moliwoci, iby naszym prawnukom w nowych klatkach bez prtw byo zasadniczo le. eby tam godowali lub nie mogli uprawia swej starej technologii, rozmnaajc si wci - o nie! Na odwrt: to jest raczej straszne dla mnie, e im tam bdzie wspaniale! - Sdzi pan? - Bdzie im bardzo dobrze, gdy wcale nie zorientuj si, o co chodzi, tak jak nasze dzisiejsze zwierzta nie s w stanie si zorientowa, kim one dla nas waciwie s. Nikt z ludzi nowego wiata nie zniy si do ich poziomu, by im cokolwiek wyjani, jednak nie przez jak zoliwo, ale z tego tylko obiektywnego powodu, e to bdzie niemoliwe. Bd wic mogli dalej sobie wierzy, e panuj niepodzielnie nad caym wiatem i odkrywajc coraz to nowe rodki masowej zagady, bd mogli nimi tpi si wzajemnie, bo nikt im nie zabierze pierwotnej wolnoci. Zostan jednak cakowicie odizolowani od spraw ziemskich Nadistot, gdy to - co by brali w swej naiwnoci za naturalne i "dzikie" prawa przyrody - niczym innym nie bdzie, tylko wntrzem owej klatki bez prtw:

obszernym zespoem praw cakowicie zbadanych, zjawisk ujarzmionych i kontrolowanych dziaalnoci tamtych, spoza ktrych muru aden nowy mapolud nie wystawi nosa. Taak sytuacja` nie wypynie oczywicie z potrzeby zadowolenia jakiego okruciestwa przyszych ludzi: zesp zjawisk docinity zostanie tward rub nietolerancji z tych samych powodw, ktre nam dzi ka ogradza rezerwaty dzikich zwierzt. - To jest wizja niezbyt zachcajca - wzdrygnem si. - Ale teoretycznie niewykluczona, musi pan w kocu przyzna. Ewolucja nie takie w swych dziejach pataa figle. Lecz przecie my w gruncie rzeczy nie tylko w Nadistoty nie uwierzymy, ale przede wszystkim nie traktujemy powanie naukowych odkry zawartych w podsumowaniach rozwoju naszej ziemskiej ewolucji. No tak! Bo choby tu po dokadnym zapoznaniu si z jej dziejami jak gdyby nigdy nic wyobraamy sobie, e po dwch miliardach lat jej nieustannego panowania - w tym akurat uamku sekundy kosmicznej, w ktrym mija cae nasze ycie - nagle wszystkie jej prawa przestay obowizywa. Ufnie wyobraamy sobie, e dziki naszej genialnej technologii wszyscy ludzie, jacy obecnie na kuli ziemskiej istniej, maszeruj ku nowym erom zwart kolumn, z ktrej w tyle nie zostaje nikt. - Tego sobie nie wyobraamy - zaprzeczyem. - Moe tylko nieliczni tak naiwnie myl. - Nieliczni? - Zdaje si, e ju wiem, co pan zaraz powie. - Ano powiem, e tak, jak to wczeniej sformuowaem, myl z reguy ludzie w krajach opanowanych starymi

ideaami swobodnej konkurencji ekonomicznej, do ktrych i nasz naley, za ich ziemscy ssiedzi myl na og zupenie inaczej, poniewa z lekcji danej wszystkim gatunkom przez ewolucj wycignli w por odpowiednie wnioski. - Domylam si, e wskazuje pan na europejskie kraje socjalistyczne. - Tak. I nietrudno to byo zauway, e ju od wczoraj kwestionowaem nasze ideay nie po to, by obdarte z nich nasze umysy zawisy w cakowitej prni. Miaem wtedy cay czas na uwadze wysiek ludzi, ktrzy od lat z powodzeniem wznosz podstawy ustroju spoecznego opartego na odmiennych ni u nas zasadach gospodarczych i filozoficznych i - co z tego wynika na innych stosunkach midzyludzkich. Powiem panu wreszcie otwarcie, cho u nas zabrzmi to jak niewybaczalna herezja: rewolucja bya krtkotrwaym i koniecznym wstrzsem, ktry wytrci wreszcie z wielowiekowego letargu tamto zanurzone w bagnie i drce z rozkoszy brontozaurowe cielsko. Nie bd ju mwi o wstpnej, palcej potrzebie zniesienia wyzysku klasowego i skierowania rodkw produkcji w spoeczne rce, gdy ta konieczno nie wymaga adnych komentarzy. Rewolucja bya mia i zakoczon powodzeniem prb obalenia narosego ju nazbyt krtkowzrocznego przekonania, e trwae - cho przelewane z koryta w koryto - i mitoszone od monarchii przez feudalizm oraz kapitalizm a do imperializmu, jak gigantyczny blok gumy do ucia, objawy choroby naszej cywilizacji same w kocu jako ustpi i e trzeba tylko czeka cierpliwie na kolejny - technologiczny! jeszcze wyszy od poprzednich sus w miejscu. Bya gwatownym zwrotem, warunkiem niezbdnym do urzeczywistnienia szansy, jaka wreszcie wyonia si przed ludzkoci. Bez niej niemoliwa byaby jakakolwiek

zasadnicza zmiana powszechnego nieomal nastawienia ludzi na mck konsumpcyjn, nastawienia skupionego w przejawach mniej lub wicej brutalnej walki o indywidualne opanowanie rodkw i wytworw produkcji ze wszystkich dziedzin technologii, przy odpowiednio skarlaym poziomie innych ideaw, w atmosferze przesyconej jednym tylko rodzajem wartoci, w ktrym probierzem czowieczestwa stawaa si liczba podporzdkowanych sobie niewolnikwywicieli, wysoko konta bankowego lub gry zgromadzonych dbr, a dzi najczciej inteligencja, ktrej szczytem s popisy cwaniactwa osobnikw przepychajcych si z kwikiem wokoo wszelkiego rodzaju koryt - bez niej nie byoby wic mowy o realizacji gruntownej zmiany jakociowej. A czy my dotd mwilimy o czym innym, jeli nie o naglcej potrzebie zmiany j a k o c i o w e j w nastawieniu naszych umysw? - Rzecz prosta, potrzeba taka wyania si automatycznie, jeeli nie mamy zamiaru wystpowa kiedy w charakterze pokadw wgla i ropy naftowej - zgodziem si. - Tutaj, gdzie przewoeni jestemy mimo woli w naszym wasnym sosie, perspektywiczny kryzys ideaw, ktrym oddajemy hod, rzuca si w oczy a nadto ostro. Zastanawiam si, na czym taka zmiana mogaby polega, i wydaje mi si, e znowu dochodzimy do zbienych wnioskw. - Ale tu ju sysz gosy przernych naszych teoretykw obwieszczajce, e zmiana jakociowa wyoni si w kocu niejako sama przez si, wic niepostrzeenie, akurat w chwili, gdy ju zostanie wreszcie nasycony konsumpcyjny gd. Podnosz si sugestie, e mentalnoci ludzi naley si zaj dopiero wtedy, gdy "elementarne potrzeby" przybywania na wadze zostan cakowicie zaspokojone. Czy jednak na mocy dowodw zgromadzonych przez ewolucj w czasie dwch

miliardw lat lub choby tylko na podstawie wasnego codziennego dowiadczenia nie moemy doj do uderzajcego wniosku, e przy raz nastawionym w jedn stron maym umyle brontozaurowe cielsko bdzie pucho w bagnie jeszcze przez nastpne miliony lat? Socjalizm pokaza nam, e trzeba szuka innych wartoci poza czysto konsumpcyjnymi, bo one maj zbyt krtkie nogi do dugiej wdrwki w przyszo. Dostrzeg szans czowieczestwa w najszerszym upowszechnieniu zdobyczy nauki i kultury (nawet kosztem pewnej porcji sada na korzy zmiany jakociowej, ktrej to decyzji aden dinozaur nigdy by nie poj, patrzc z ukosa na prassaka) i wcale nie rezygnujc ze wszelkich wygd cielesnych ani z denia do dobrobytu materialnego, skierowa gwn uwag swego spoeczestwa na potrzeb ksztatowania umysu nowego czowieka wedug zasad opartych na innej hierarchii wartoci. Ale czy te wartoci sformuowane s w jakim kamiennym bloku dziesiciorga przykaza? Nic podobnego! Nikt nie jest w stanie raz na zawsze wyczerpa ani ich liczby, ani treci. Stworzone zostay tam tylko niezbdne warunki, w ktrych one mog wyania si i - przy aktywnej postawie jednostek wszechstronnie rozwija. I tu oczywicie jak atwo to byo przewidzie i co musi potwierdzi dowiadczenie - istnieje co w rodzaju zasady bezwadnoci: tym trudniej jest zmieni kierunek nastawienia umysu, z im wiksz prdkoci unosi si on w teraniejszoci (to znaczy im bardziej powierzchownie traktuje rzeczywisto) i im wiksz bezwadno wykazuje balast nagromadzonych w nim bd te przekazanych mu starych nawykw. Prawa ewolucji odnosz si rwnie do umysu. Jednym z nich jest nieunikniona powolno podstawowych przemian psychicznych. Jak te byo w przypadku wielokrotnych kataklizmw, zmian klimatu i ruchw grotwrczych w

dziejach Ziemi, ktre odezway si potnym echem we wszystkich okresach ewolucji biologicznej i stworzyy nawczas podstawy do zasadniczych przemian jakociowych zmiana warunkw zewntrznych moe nastpi i nastpuje najczciej do raptownie. Na poziomie umysw odpowiedni zmian warunkw wywouje rewolucja spoeczna. Po niej nastpuje okres powolnych postpowych przemian w nastawieniu umysw, ale ju w innym kierunku. Zdobycze raz osignite rwnie trudno byoby usun cakowicie ze wiadomoci, jak nieatwo je byo tam wprowadzi. - Trzeba wic zwrci si do przyszoci wcale nie doskonaej w jednej chwili i wcale nie po to tylko, by pieci w sobie myl o czowieczestwie wnukw, ale choby w celu codziennego podnoszenia wasnej wartoci. A trzeba to uczyni w kocu, by tak jak oni posuwa si naprzd, nie za jak my dotd - mimo zudzenia pdu - drepta w miejscu. Czas pracuje na niekorzy stosunkw imperialistycznych. - Czas musi zrobi swoje, tak jak swoje zrobi w odniesieniu do gadw mezozoicznych wspczesnych naszym pradziadom ssakw. Dzi, gdybym y dalej na Ziemi, mgbym tylko wyrazi obaw, e to nasze prawnuki bd kiedy mapoludami w przyszych ogrodach zoologicznych. Bo Nadistoty obce czy lokalne - jakkolwiek by je w kocu nazwa, jeli dua litera drani - s ju lub bd w takim stopniu realne, w jakim rzeczywiste s dla nas wszystkie inne gatunki opnione znacznie w rozwoju w stosunku do wspczesnego czowieka. - Najbardziej nas chyba denerwuje w Nadistotach fakt, e co ju kilkakrotnie wykazalimy - musz by one dla nas niewidzialne w swej zasadniczej postaci. Zgodnie z reguami

paskiego kojarzenia, w ktrym dla wygody lub z czystej koniecznoci zapomina si o argumentach przytaczanych kolejno na caej drodze rozumowania, kto mgby powiedzie, e Nadistoty w naszym ujciu to nic innego tylko stary jak wiat - Duch wity. - Na to nie ma adnej rady - stwierdzi lekcewacym tonem. - Tymi, ktrzy by tak pomyleli, w ogle nie warto si zajmowa. Chyba nie rozmin si z paskim zdaniem na ten temat, jeeli - by ju wicej nie wraca do tej kwestii powiem jasno, e Pan Bg dla nas to nie aden Duch zewntrzny, nie co osobliwego poza nami, ale tylko nasza wasna i wewntrzna Postawa Bierna w stosunku do przyrody i jej zjawisk, to identyczne z nasz umysowoci, gbokie przekonanie, e naley si j e j, to znaczy m u podporzdkowa bez adnych absolutnie zastrzee i e ca reszt tego nagiego i bardzo prostego faktu stanowi ju tylko mniej lub bardziej pocieszne stroje, wszelkiego rodzaju ozdobne ornamenty, bez ktrych goe pojcie Ducha witego wygldaoby tak pasko i aonie, e sami bymy je odrzucili ze wzgard. W obleczonym w zawie rytuay Duchu znajdujemy pene uzasadnienie dla podtrzymywania kultu przenikajcej nas wasnej niemocy, dla potrzeby podporzdkowania si Postawie Biernej i jej to tylko oddajemy bawochwalcz cze. A wic pojcie Boga bdzie istniao w umysach Ludzi tak dugo, jak dugo obok Postawy Czynnej w stosunku do rzeczywistoci istnie bdzie Postawa Bierna - to znaczy zawsze (rwnie na wyszych poziomach generacyjnych), gdy adne doniose odkrycia naukowe ani argumenty nie bd miay nigdy do niej dostpu. - Z tego wynika, e dyskutowa z kim nad odwiecznym problemem, czy Bg jest, cery go nie ma - to dokadnie to

samo, co spiera si z nim na temat jego wasnej Postawy Biernej, ktr on podnosi do najwyszej godnoci. - Podzielam ten pogld - powiedzia. - Co si za tyczy Nadistot, to naley wyranie podkreli, e s one organizmami miertelnymi. Chocia ich materialnych cia, tak jak wasnych umysw, nie moemy dotkn wskazujcym palcem, stoimy w znacznie lepszej sytuacji ni ci, ktrzy ich realnej obecnoci wcale sobie nie uwiadamiaj. Jeszcze raz spytam, jakie mamy podstawy, by sdzi, e istnieje tylko to, co postrzegamy bezporednio przy pomocy wasnych zmysw? Przecie na kadym kroku poznania naukowego dowiadujemy si, jak bardzo te zmysy s ograniczone i e przy ich pomocy dostrzegamy tylko znikomy fragment rzeczywistoci materialnej. - Chociaby zmys wzroku - wtrciem. - Wiemy dobrze, jak wskie jest pasmo fal., ktrych obecno rejestruje oko, w porwnaniu z szerokoci caego widma elektromagnetycznego. To zaledwie jedna oktawa. - A moliwoci poznawcze pozostaych zmysw? spyta. Czy zwierzta, ktre czsto znacznie lepiej kontaktuj si z natur za porednictwem swych bardziej wraliwych zmysw, mogyby na tej podstawie utrzymywa, e lepiej od nas t natur rozumiej? Wreszcie - kto nam powiedzia, e dysponujemy caym kompletem zmysw: wszak natura wyposaya nas tylko w te narzdy, ktre s niezbdne do utrzymania si przy yciu na naszym poziomie, o to za, czy zdoamy to ycie zrozumie, sami ju musimy si troszczy. Na dugiej drodze rozwoju fizyki byo wiele zamieszania wokoo sprawy okrelenia atrybutw materii, jednak zdaje si tylko po to, aby filozofowie (a nie fizycy) mieli jaki twardy grunt pod nogami, by za jednym zamachem mogli oni

osign niewzruszone przekonanie, e co jest na pewno absolutnie niemoliwe, a co innego bezwarunkowo musi zawsze zachodzi - bez ktrej to przynajmniej jednej deski ratunku nie mogliby oni, zdaje si, w ogle y. No i caa droga rozwoju nauki usiana zostaa wieloma miesznymi nieporozumieniami, ktrych atwo mona by byo unikn, gdyby w por przyjte zostao do oczywiste i moliwie najbardziej oglne zaoenie, e materi jest to wszystko, czym si obecnie zajmujemy i czym bdziemy si zajmowali kiedy w swych rozwaaniach nad obiektywn rzeczywistoci, niezalenie od liczby sukcesw i poraek, jeeli tylko naszym wysikiem kieruje potrzeba coraz to gbszego zrozumienia i postp, a nie ch upartego koowania wokoo kilku wbitych w prni nietykalnych kokw granicznych. Potrzeba wprowadzenia owych absolutnych dogmatw (na kadym etapie wiedzy hamujcych rozwj) zdaje si cechowa ludzi z natury rzeczy w ogle nie predestynowanych do zajmowania si nauk. Kada nowa myl budzi w nas z reguy gwatowny sprzeciw: probujemy j natychmiast obali, jednak czsto nie przy pomocy argumentw, lecz przez uruchomienie gwatownej gestykulacji, na czym cierpi tylko niewinne powietrze. - Ja odnosz podobne wraenie. Pamitamy, co si dziao kiedy, gdy wykazano, e Ziemia jest kul (mimo e w caoci nikt tego faktu nie mg wwczas na wasne oczy zobaczy) lub kiedy Darwin, wiadom ostrej reakcji, na jak musia si narazi, udowodni midzy innymi, e ludzie wspczeni i wspczesne mapy czekoksztatne (kto by to pomyla: te bezduszne stworzenia!) maj wsplnych przodkw w osobach pradryopitekw egzystujcych w okresie oligoceskim ery kenozoicznej, chocia znowu nikt z tamtymi przodkami osobicie nie rozmawia, by oni ten fakt potwierdzili penym gosem.

- Znajdujemy si w znacznie lepszej sytuacji od tych, ktrzy sobie obecnoci Nadistot wcale nie uwiadamiaj, powtarzam. Najpierw drog samego rozumowania (niejednokrotnie ju gdzie indziej wydajcego cenne owoce) sformuowalimy sam problem, dostrzegajc go przede wszystkim, a nastpnie wskazalimy na pewne waciwoci Nadistot wynikajce bezporednio z ich miejsca zajmowanego w niepenym systematycznym ukadzie bytw. Jest to bardzo mao, ale w kadym razie wyom w murze milczenia zosta wybity. Nasz Teori Wzgldnoci ycia przedstawimy wszystkim, ktrych tu mogaby ona zainteresowa. Niech zostanie obalona lub rozwinita na drodze dalszych analiz. Czas pewnie pokae, e jeszcze inne gbokie tajemnice z liczby pozostaych zostan kolejno odkryte. Najbardziej cenne jest dla nas spostrzeenie, e moliwoci Nadistot, chocia znacznie bardziej rozlege od naszych, s jednak cile o g r a n i c z o n e. Warto byoby zakreli z nadmiarem granice ich zdolnoci inynieryjnych i technologicznych, aby si okazao, w jakim stopniu mog one ingerowa w nasze ludzkie sprawy, a w jakim jestemy od nich cakowicie niezaleni. Uwiadamiajc sobie zakres ich dziaalnoci, potrafimy im si przeciwstawia, jeeli bdziemy mieli na to ochot, gdy uwaam, e cay problem ma natur wycznie ambicjonaln. Ja w kadym razie wolabym. nalee do umysw nieeksploatowanych. - Poniewa mn kieruje to samo uczucie - przyznaem si ju od wczoraj zastanawiam si nad moliwoci wyzwolenia si spod ich wpywu, zwaszcza e nasza sytuacja nie jest wcale taka trudna, jak to si na samym pocztku wydawao. Ot dla osobnikw z generacji pitej (zatem dla umysw Ponad-Nadistot, ktrych ciaa nale do czwartej generacji razem z umysami Nadistot) nasze umysy s rolinami samoywnymi, ciaa - zwizkami nieorganicznymi, roliny w ogle s dla nich niewidzialne, tak jak dla nas prnia, za

nasze zwizki nieorganiczne w ich systematycznym ukadzie le ju po stronie antymaterii. Z tego wida, e ze strony generacji wyszych od pitej niebezpieczestwo konsumpcyjne wcale nam nie zagraa. Sdz, e Nadistoty i Ponad-Nadistoty mog liczy wycznie na nasz okrelony pd konsumpcyjny, ktry pielgnuj w nas na drodze racjonalnej hodowli, gdy idzie o czwart generacj, lub metodami racjonalnej uprawy, gdybymy mieli na karku generacj pit. - Niech pan teraz zauway, e czym innym jest wiadoma uprawa roliny lub hodowla zwierzcia, to znaczy denie do optymalnego ich rozwoju przez stwarzanie najbardziej korzystnych warunkw wegetacji lub tuczu, jednake bez moliwoci przekroczenia naturalnych koniecznoci biologicznych - a czym innym jest konstruowanie rolin lub nawet zwierzt. Tym ostatnim zagadnieniem zajmuje si ju technologia. Zadanie technologii biologicznej polegaaby na zamaniu zakazu naturalnej cigoci generacyjnej. Skonstruowa ze zwizkw nieorganicznych ywe ciao zwierzcia lub czowieka to nic innego tylko zrealizowa podwjny przeskok w acuchu generacji. - To jest odrbny problem. Obecnie przedmiotem naszej technologii jest obrbka mechaniczna lub przerbka chemiczna materiaw nalecych do zerowej generacji. Jednak wszelkiego rodzaju zabiegi zmieniaj tylko ksztat i struktur materiau, nie podnoszc go przez to na wyszy szczebel generacyjny. Przykadem mog by nasze komputery, wokoo ktrych naroso wiele nieporozumie. W najbardziej zoonym komputerze nie moe narodzi si i rozwija w fenomen wiadomoci, ktrego nawet najbardziej prymitywnym zwierztom nie odmawiamy (gdy wiadomo stopniuje si), po prostu dlatego, e kada maszyna - jako

utwr zoony z czci makroskopowych wzitych z zerowej generacji - caa naley do klasy zwizkw nieorganicznych. Zjawiska wiadomoci nie naley utosamia z ukadem napi czy prdw przepywajcych w jakiej zoonej sieci. Trzeba tu moe najpierw podkreli, e nasz systematyczny ukad postaci materii nie ma nic wsplnego z piramid coraz to mniejszych klockw wykonanych z jednego tworzywa i ustawionych jeden na drugim lub jeden we wntrzu drugiego. Kada nastpna posta jest s t a n e m poprzedniej w szeregu, ktry si wyania automatycznie w poprzedniej strukturze, gdy tylko zostan spenione niezbdne warunki. Kolejna posta jest mniej prawdopodobna od poprzedniej. Poniewa zmiany gromadz si w sposb cigy, mamy pen cigo w acuchu generacji. Wobec powyszego adna zdolna do abstrahowania wiadomo (aden umys) nie moe oprze na maszynie swej egzystencji, poniewa nie moe by stanem postaci materii stojcej o trzy stopnie niej w szeregu. Uwaam, e by zerwa ostatecznie z tradycj teologiczn naley wprowadzi niezbdne pojcie: "intensywno wiadomoci", ktra zgodnie ze stanem faktycznym daje si pynnie stopniowa na wielkiej skali, poczwszy od zera. Ju niepozorny wiciowiec obdarzony nik wiadomoci stoi wyej w hierarchii bytw od najbardziej sprawnej maszyny, czy to tylko liczcej, czy te wykonujcej skomplikowane operacje manipulacyjne obok jeszcze bardziej zoonych przeksztace logicznych, umys ludzki za dzieli od maszyny przepa niejako podniesiona do trzeciej potgi. Lecz przepaci tej nie tworzy doskonaa pami ani wielka liczba kombinacji bitowych, ani te szybko i precyzja operacji logicznych, tylko - cakowicie choby pozbawiona tamtych cech - wysoka intensywno wiadomoci, ktra rwnie w chwilach cakowitej bezmylnoci wcale nie przestaje istnie, cho nie ma nic do wyraenia, prcz tego nie ubranego w

adne pojcia faktu, e "teraz tu pod czaszk - jest". Mamy tu bowiem dwa zasadniczo rne zjawiska: rozumowanie i wiadomo. Pierwsze w adnym wypadku nie wywouje i nigdy nie moe wywoa drugiego. Natomiast jednym z przejaww drugiego moe, ale nie musi by pierwsze. wiadomo zdoln do rozumowania choby najbardziej prostego nazywamy umysem. - To jest wane z punktu widzenia naszej teorii odezwa si Raniel. - Fakt, e gdzie - obojtnie, w jakim ukadzie dokonuj si przeksztacenia logiczne, wcale nie implikuje w nim zjawiska wiadomoci, istnienia ktrej trudno odmwi nawet zwierztom z niszych szczebli. Szybkie i precyzyjne zmiany konfiguracji ziarnek w dowolnie wielkiej bryle piasku, choby ilustroway przebieg najbardziej zoonego rozumowania, nie s w stanie podnie wiadomoci tej bryy z absolutnego zera. - Przypuszczam, e umysem mona nazwa dopiero wiadomo na poziomie mapoluda. - A umysy Nadistot? - spyta. - wiadomo Nadistoty jest zapewne wiele razy bardziej intensywna od ludzkiej. - Pewnie jedna przy drugiej wyglda tak, jak ostry obraz penej jawy zalany jasnym wiatem danej chwili przy mglistej wizji zapomnianego ju prawie szarego snu. - Niewykluczone, e dysproporcja jest a tak wielka zgodziem si. - Nasze umysy postrzegaj materi z trzech faz od siebie niszych (od zerowej do drugiej wcznie) za porednictwem piciu zmysw swych cia. aden ludzki umys nie jest w stanie posi w bezporednim akcie

postrzegania postaci bytu z fazy trzeciej, do ktrej sam naley, to znaczy nie jest w stanie obj umysu ani wcieli si w wiadomo drugiego czowieka inaczej jak przez pojciowe analogie oparte wycznie na wasnej introspekcji, ktre jednake tyle maj wsplnego z prawdziwym aktem postrzegania, co nasze obecne rozwaania prowadzone na temat natury Nadistot - z ich rzeczywistym obrazem. - Ju ten doniosy fakt empiryczny powinien nas zastanowi... - Natomiast - przerwaem mu, by skoczy tamt myl - w fenomenalny akt postrzegania, w ktrym umys postrzega sam, siebie, jest wanie sam wiadomoci. W drugim czowieku dostrzegamy wycznie jego ciao oraz strzpy aktywnoci umysowej znieksztacone koniecznoci uywania symboli, nie widzimy za i nie moemy nigdy ujrze jego wiadomoci. Na podstawie drugorzdnych przejaww rozpoznajemy w niej drug wiadomo - to znaczy domylamy si, e ona jest - z tym wiksz atwoci, e jej wewntrzna budowa zbliona jest do naszej, i analizujemy jej natur przez powoywanie si na ukad analogii. Realna (mimo braku namacalnych dowodw) obecno wiadomoci drugiego czowieka utwierdza nas najpierw w przekonaniu, e moe istnie co, czego w ogle nie postrzegamy bezporednio, a nastpnie wskazuje na moliwo istnienia kolejnych faz materii wyej zorganizowanej, pomimo naszych ambicjonalnych sprzeciww. Idealici A subiektywni kwestionuj w ogle obecno innych wiadomoci prcz wasnej (z powodu braku namacalnych dowodw). Przyjdzie czas, gdy chowanie gowy w piasek na

dwik sw "czwarta generacja" bdzie miao taki sam idealistyczny charakter. - Nadistoty i Ponad-Nadistoty mog wprawdzie hodowa lub uprawia nasze umysy, nastpnie postrzegaj je wprost swymi zmysami, tak jak my widzimy wasne ciaa, lecz struktura ludzkiej wiadomoci (znw tak jak budowa naszych cia dla nas) stanowi dla nich jak zagadk, wic nie mog jej skonstruowa bezporednio z materiaw generacji niszej ani nie s w stanie sterowa naszymi mylami, czy te ogranicza nam woln wol. A wie pan, dlaczego? - No? - Najpierw prosz zauway, e w acuchu umysw, ktrego pierwszym ogniwem jest nasz wasny, ciao danego umysu naley zawsze do generacji poprzedniej. - Spostrzegem to. - I dalej : ju raz wykluczylimy moliwo ingerencji w nasze sprawy ze strony istot nalecych do generacji wyszej ni pita - przypomnia. - Pamitam. - Ot wida to dobrze na niszych szczeblach, e w acuchu kolejnych postaci bytu obowizuje regua okresowych przesuni. Gdy dana generacja z szeregu umysw - ktrakolwiek - osiga ju tak wiedz i sprawno technologiczn, e materiaem jej przerbki staje si generacja o jeden stopie wysza, czyli gdy osiga ona zdolno konstruowania wasnego ciaa, wwczas jej byt materialny zajmuje nastpne miejsce w szeregu bytw i - co rwnie jest koniecznoci jej problemy oraz moliwoci konsumpcyjne

ulegaj przesuniciu te o jeden szczebel wyej (zgodnie z wymaganiami nowego miejsca w ukadzie). - Moemy zastanowi si teraz, jak wygldaaby przyszo czowieka, gdyby - wbrew temu, co wykazalimy dotd umys jego by ju ostatnim ogniwem w omawianym szeregu bytw, wic gdyby w ogle wykluczy z naszych rozwaa Nadistoty i Ponad-Nadistoty oraz gdyby uzna, e sformuowana przez pana regua okresowych przesuni nie ma nic wsplnego z uniwersalnym i naturalnym prawem, ktre potwierdza tylko znan myl o nieskoczonoci postpu. - Nie musimy si nad tym zastanawia - powiedzia. Cybernetyka razem z technologi biologiczn daa nam ju perspektywiczny obraz, ktrego kontemplacja - przyznajmy to wreszcie- bardziej ni realna wizja Nadistot jey wosy na gowie. Ju w czasie trzeciego tysiclecia czowiek powodowany suszn chci spotgowania wszystkich swych wartociowych cech, ktre w nim samym zgodnie z prawami ewolucji rozwijaj si zbyt lamazarnie - przeniesie swe osobiste walory na r z e c z y. Otoczy si wic czekozwierzami (nie wyhodowanymi, lecz skonstruowanymi), ktre wszelako tylko z nazwy bd takie niesympatyczne, gdy w istocie rzeczy bd to pikne kobiety i przystojni mczyni - a powoa je do ycia pocztkowo tylko w tym celu, by wyrcza si nimi we wszystkich dziedzinach pracy. Sdz, e nie odkryj adnej osobliwej prawdy, gdy powiem, e pojcie c u d u jest bardziej wzgldne ni ruch w teorii wzgldnoci. W kocu (to jest tylko kwestia czasu!) w miar wyaniania si kolejnych moliwoci zostanie zrealizowane dosownie to wszystko, o czym ludzie dzisiaj marz i czego bd pragnli kiedykolwiek w przyszoci, gdy prawdziwa futurologia nie opiera swoich dugoterminowych prognoz na analizie aktualnego stanu posiadania ani nie na

moliwoci potgowania tego, co ju dzi osignite - lecz na rzeczywistych lub urojonych potrzebach ludzkich. Te ostatnie s orodkami zainteresowania teoretycznego i praktycznego, s wzami napdowymi ludzkiej dziaalnoci. I cho nigdy dokadnie nie mona wskaza drg wiodcych do danego celu, przecie cel ten jest zawsze doskonale znany, gdy okrelaj go jednoznacznie nasze potrzeby. - Ma pan racj twierdzc, e my ju dzi dobrze wiemy, co w przyszoci zostanie osignite z liczby naszych dzisiejszych marze. Odpowied brzmi: wszystko. - A oto przykady. Wprawdzie nikt w staroytnoci nie zdoaby przewidzie rozwoju wiedzy o elektrycznoci, ale za to kady myla sobie wtedy, jak by to byo dobrze: "Pstryk - i ju jasno". Tak samo o telewizji nie byo wtedy ani widu, ani sychu, ale co mi mwi, e niejeden ju wwczas fantazjowa: "Hokuspokus i ju widz, co si dzieje na drugim kocu miasta". To samo mona powiedzie o kadym wynalazku. - Sowem, wiemy dobrze, co osigniemy, gdy kierunek rozwoju cywilizacji dyktuje natura ludzka sprbowaem podsumowa. - Chocia nie znamy dzi ksztatu formalnych rozwiza, merytorycznie doczekaj si urzeczywistnienia wszystkie projekty, jakie powoa nasza wyobrania na jawie i we nie, bez wzgldu na to, czy przynios nam one szczcie, czy zmartwienie i bez wzgldu na znajomo psychologicznej prawdy, e mimo zaspokajania kolejnych potrzeb wskanik zadowolenia z siebie wyraony tamtym ilorazem doskonaoci na kadym etapie bdzie si utrzymywa wci na jednakowym poziomie. My dzisiaj czsto, jak ta przykadowa kura zaenowana myl, e zbyt wysok grzd wyobrazia

sobie w kurniku, rumienimy si ze wstydu, wskazujc na cel zdawaoby si nieosigalny, gdy sdzimy, e to przyroda uniemoliwi nam zdobycie tamtego szczytu. A tymczasem natura mieje si z nas z niezmiernej wysokoci swych niewyczerpanych cudw, tak jak my pokpiwamy sobie z mikroskopijnych tsknot naszej kury. - Wic pan uwaa, e hamulcem rozwojowym danej cywilizacji wspierajcej si na okrelonych umysach nie s jakie absolutne, nigdy nieprzekraczalne bariery obiektywne, lecz tylko granice zakrelone wiedz danej chwili oraz niedomagania wyobrani? - Jestem o tym przekonany, chocia nie umiabym powoa si tu na nic innego, tylko znw na same analogie. - Jednak to bya mimowolna dygresja, gdy pan, zdaje si, chcia o czym innym mwi. - Chciaem wskaza na znane wnioski wypywajce z bdnego mniemania, jakoby intensywno wiadomoci bya wprost proporcjonalna do stopnia komplikacji przeksztace logicznych dokonujcych si w danym ukadzie i jakoby te przeksztacenia w ogle jej obecno w danej chwili warunkoway. Futurologia wychodzca z takiego zaoenia musi - w konsekwencji - da nam nastpujcy apokaliptyczny wrcz obraz przyszoci. Najpierw wiadomo, e czowiek zrealizuje to gdzie) dokadnie to wszystko, na co pozwoli mu aktualny stan wiedzy, jeeli tylko wyoni si okazja (mamy na to zbyt wiele dowiadcze, by udzi si inn wizj), obojtnie, jaki adunek niebezpieczestwu obok postpowych zdobyczy przyniesie kolejny krok naprzd, czy podda si naciskom racjonalnym, czy gdzie indziej bdzie chcia zadowoli swe wymagania artystyczne lub niekiedy perwersyjne, czy wreszcie bdzie nim kierowao samo tylko

denie do osignicia rekordu w kadej dosownie dziedzinie. - Zatem na budowie komputerw (wci jeszcze na poziomie zerowego szczebla), ktrych ukady logiczne zdolne bd do prowadzenia analiz wielokrotnie bardziej zoonych od komplikacji przeksztace rozwijanych na poziomie ludzkich umysw, droga rozwoju nie moe si skoczy powiedziaem. - Na tym etapie doskonalenie narzdzi nie moe si skoczy - powtrzy. - Ale ju w tym czasie przynajmniej sam umys czowieka zostanie daleko w tyle za maszyn (wci snuj wizj kontrowersyjn w stosunku do naszej), gdy - podobno - ona rwnie bdzie obdarzona wiadomoci i to wiele razy bardziej intensywn od ludzkiej, jeeli - co nam mwi - stopie komplikacji mechanicznych przeksztace logicznych ma decydowa o poziomie wiadomoci. I nic tu nie pomog rzekome pociechy cybernetyczne, e na wyjciu danego ukadu nie mona otrzyma nic wicej, ni si wprowadzio do jego wejcia, gdy kto to moe wiedzie, jak zasadnicz zmian jakociow wywoa w kocu ustawiczne mnoenie iloci informacji i potgowanie zdolnoci manipulacyjnych ukadu. - Dalej przyjdzie kolej na technologi biologiczn podsunem. - Przyjdzie na ni kolej ju w pierwszym wieku trzeciego tysiclecia, jeeli przy pracy w pokojowych warunkach ludzko zdoa opanowa skutki eksplozji demograficznej. W czasie kolejnych wiekw jej wci przypieszonego rozwoju wyoni si wreszcie moliwo skonstruowania ciaa ludzkiego i mzgu naturalnego, na ktrym bdzie moga oprze swoj egzystencj rzeczywista (ju tym razem)

wiadomo o intensywnoci znacznie przekraczajcej poziom wspczesnego umysu. W tym okresie czowiek powodowany najrnorodniejszymi potrzebami, czy to rzeczywistymi, czy urojonymi - skoro tylko wyoni si moliwo, powoa do ycia istoty, ktre pod kadym wzgldem, tak cielesnym, jak i duchowym, przewysz go wielokrotnie i bd go coraz bardziej przerastay, gdy absolutny rekord w tej dziedzinie (tak jak w kadej innej) nie moe nigdy zosta pobity. - A zatem w tym samym czasie - pochwyciem gdy jego narzdzia bd si wci doskonaliy w zakresie pikna, dobra i siy oraz pod wzgldem moliwoci intelektualnych, sam czowiek, ich konstruktor - zdany na ask niezwykle powolnej ewolucji, trzymajcej go nieomal na miejscu - ujrzy si sabym, gupim i brzydkim. - Taka byaby konsekwencja bezpodstawnego zaoenia, e umys (rzeczywiste indywiduum ludzkie ja lub osobowo) nie mae si nigdy oderwa od zwierzcego ciaa (mzgu) i y na zasadniczo wyszej podstawie ponad poprzednim etapem rozwojowym. - Wreszcie trudno byoby w ogle rozpozna, kto tu waciwie jest dla kogo narzdziem: role pana i niewolnika zmieniyby si miejscami - podsumowaem. - Nie da si tego faktu ukry, e futurologia, jak dzi znamy, jest cakowicie bezradna wobec takiej przeraajcej perspektywy: ona j po prostu przemilcza, chowajc gow w piasek na myl o niedalekiej ju przyszoci, lub tupie energicznie nog jak przestraszona dziewczynka, ktra rzuca rozbrajajcy okrzyk: "Ja nie chc, i ju!", gdy brak jej argumentw wykluczajcych do realn moliwo urzeczywistnienia si takiej wizji.

- Domylam si, do czego pan zmierza. - Uwaam, e tylko teoria uwzgldniajca istnienie acucha generacji (ta, ktr sformuowalimy wczeniej) razem z naturalnym zjawiskiem okresowych przesuni prowadzcych do zmiany ukadu odniesienia moe cakowicie usun z naszych prognoz dugoterminowych wszystkie obawy zwizane z wielkim prawdopodobiestwem powstania takiej sytuacji, w ktrej narzdzie pod kadym wzgldem przerosoby swego niefrasobliwego konstruktora. - Prosz opisa, jak pan widzi przyszo mierzon tysicami lat - zaproponowaem. - Oto niektre jej elementy: kada amputowana cz ciaa ludzkiego bdzie w do krtkim czasie odrastaa na miejscu ubytku, gdy zjawisko takie musi wywoa w kocu biologia i medycyna przyszoci na drodze ustawicznego potgowania naturalnej regeneracji. Kadej innej czci ciaa bdzie te mona nada dowolny, podany ksztat w celu usunicia rzeczywistego lub urojonego braku. Wystarczy teraz przeledzi zmiany kryterium pikna ciaa ludzkiego w naszej historii, wic w czasach, kiedy ksztat tego ciaa nie mg ulega zasadniczym zmianom, aby zauway, e zdobycze genetyki zostayby wykorzystane nie tylko do naprawiania bdw natury, lecz rwnie - a w nastpnym okresie rozwoju biologii - ju wycznie do stosowania na wielk skal wszelkiego rodzaju zabiegw przeksztacajcych ca posta czowieka zgodnie z wymaganiami aktualnej mody, tak jak dzi podlegaj jej stroje. Nie tamten obraz mnie jednak zdumiewa, lecz nasza wspczesna futurologia, ktra, biorc pod uwag ogromny rozwj biologii, trzyma wod w ustach, gdy trzeba przypomnie najbardziej elementarne prawa psychologii. Czowiek dalekiej przyszoci (jeli spojrzymy na

niego ze stanowiska, ktre wyklucza moliwo opuszczenia ciaa) z koniecznoci bdzie si rozwija bardzo nierwnomiernie: podczas gdy jego ciao z atwoci bdzie mogo zmienia swe ksztaty w epoce braku jakichkolwiek problemw natury materialnej, sam umys - nie mzg, lecz wsparta na nim wiadomo o okrelonej intensywnoci zatem jedyny twr, ktry stanowi o identycznoci danego osobnika, bdzie podlega dalej rwnie powolnym jak dzi ewolucyjnym przemianom, gdy trzyma go bdzie w miejscu bezporedni zwizek z ciaem hamujcy znacznie psychiczny rozwj. - Warto przy okazji podkreli narzucajcy si wniosek, e opanowane mog zosta w caoci wszystkie zjawiska przyrody dostpne na danym etapie z wyjtkiem tych, ktre kieruj rozwojem samego umysu, a zwaszcza z wyjtkiem gwnych motyww warunkujcych jego istnienie. - Gdyby tak nie byo, doszlibymy do absurdu. - Ale niech pan kontynuuje. - Opisana przed chwil wersja wypadkw jest tylko wariantem poprzedniej, gdy czowiek, podajc za swymi utworami w jednej dziedzinie, to znaczy dotrzymujc im kroku na linii rozwoju swego ciaa, pozostaje za nimi coraz bardziej w tyle, jeli chodzi o rozwj psychiczny. Warto spyta, jakimi prawami bdzie si kierowaa psychologia takiego umysu. Jej konstrukcja musi by prawie identyczna z nasz: musiayby min ju nie tysice, ale miliony lat, by ewolucja miaa czas wywoa jak zasadnicz zmian. Doskonale wiadomo, e warto maj tylko te podane zjawiska, ktre trudno wywoa, i te poszukiwane rzeczy, ktrych jest najmniej; z tego powodu przy niesychanej atwoci osigania kadego ksztatu i kadej iloci w wiecie

cudw technologicznych na poziomie drugiej generacji nastpi dewaluacja rzeczy dawniej cenionych, zatem gboka depresja konsumpcyjna na tym szczeblu, a potem rwnie uzasadniony spadek wartoci pikna ludzkiego ciaa. Czowiek musi przesun si tam, gdzie jego energia natrafi na wyrany opr: inaczej - wobec braku dalszych perspektyw rozwojowych - groziby mu upadek i degeneracja. Przekonanie, e ciao czowieka dalekiej przyszoci bdzie wygldao podobnie jak ciao czowieka wspczesnego, nie ma adnych podstaw i chyba opiera si tylko na niedomaganiu naszej wyobrani. Z wielu powodw jego posta nie moe przypomina naszej aktualnej postaci. Psychiczna zmiana jakociowa wyoni si stopniowo: wreszcie umysy ludzkie, nie znajdujc adnych wartoci w zbiorze urzeczywistnionych ideaw, opuszcz nasz ograniczony ukad odniesienia. Nowy wiat rozszerzy horyzonty we wszystkich dziedzinach i spotguje intensywno wiadomoci. Bdzie znacznie bardziej skomplikowany od starego. - Chce pan powiedzie, e w tym samym czasie, gdy czowiek osignie zdolno konstruowania swego obecnego ciaa, idea dalszego doskonalenia technologii biologicznej na tym etapie stanie si ju nieaktualna, gdy umys czowieka podniesie si z trzeciej fazy bytu do czwartej i osigajc poziom ukadu odniesienia Nadistot, skupi si nad zasadniczo innymi problemami. - Zmierzaem do takiego wniosku. Ale musz uzupeni pask tez wanym stwierdzeniem, e umys ludzki osignie czwart generacj znacznie wczeniej, ni zdoa si zaj konstruowaniem wasnej wiadomoci. Tote sytuacja opisana w poprzednich wersjach futurologicznych nigdy nie moe si wyoni: narzdzia nie tylko e nigdy nie przerosn swego konstruktora, ale nawet nie zdoaj si dobrze rozwin na szczeblu poprzedniej generacji. Nim potrzeby typowe dla danego rozwojowego

etapu zostan cakowicie zaspokojone, zmiana postaci bytu usunie je cakowicie z pola zainteresowa. W okresowym ukadzie kolejnych postaci materii zamiast zagroenia dla ludzkiej cywilizacji widz teraz jedyn szans jej nieskoczonego rozwoju. Swoboda dziaania Ludzi-Nadistot da si porwna z wolnoci zwierzt poruszajcych si bez ogranicze midzy uwizionymi rolinami, ktre wspierajc si na poprzedniej postaci materii, musz wci trzyma si korzeniami ziemi. Wrd wielu innych taka jest rnica pomidzy dwiema ssiednimi generacjami. Nie potrafimy dzi wyobrazi sobie wiata Ludzi-Nadistot. Gdybymy mogli na spojrze z naszego obecnego etapu rozwojowego, wydaby si nam zbiorem samych cudw. Lecz nie bdzie on mia nigdy nic wsplnego z Niebem.

W ptli trwania

Raniel opuci mieszkanie wczeniej, by odwiedzi


swego znajomego, ktrego chcia zaprowadzi na zebranie Rady Miejskiej. Mielimy si spotka o dziesitej, bezporednio w siedzibie wadz. Wyszedem na ulic zaraz po nim. Miaem jeszcze troch czasu, wic najpierw poszedem w stron szstego szybu. Budynek lea w gruzach. Wiedziaem dobrze, czyje to jest dzieo, tote obraz ruin zmiesza mnie w najwyszym stopniu. Nikt tu nie przejawia chci do odbudowy obiektu, gdy aktualnie - zgodnie z przekonaniem mieszkacw miasta szyb nie prowadzi do schronu. Zawali si czwartego czerwca ubiegego raku, zapewne ju po odwoaniu alarmu, dokadnie w tej samej chwili, kiedy znik miotacz podpierajcy strop.

Oczywicie, e miotacz nie przesta istnie w ogle: trwa w przestrzeni, w tym samym miejscu, gdzie go zostawiem w miecie relatywistycznym. I powinien tam zosta rwnie wtedy, gdy zniknie ostatecznie kilkunastominutowy wiat. Mylc o tym wszystkim, co trudno byo sobie wyobrazi, przypatrywaem si ruinom, tak nierealnym dla mnie po kolejnej zmianie ukadu odniesienia, a w pewnej chwili w niedostpnym zakamarku gruzw dostrzegem co znajomego: przysypany pyem niepozorny przedmiot, ktry barw i ksztatem przypomnia mi rur mojego miotacza. Byoby to spenieniem szczytu niemoliwoci, gdyby miotacz znajdowa si tam rzeczywicie, i doskonale zdawaem sobie spraw z tego faktu, ale ju ulegem pierwszemu impulsowi. Serce zabio mi ywiej. Pobiegem czym prdzej do ronda, skd dostaem si na ssiedni ulic, przy ktrej sta doskonale znany mi wieowiec. Z trzydziestego szstego pitra tego domu wypad mczyzna-posg. Kryjwka Iny przylegaa do pokoju zajtego przez zgromadzonych na grze goci. Ciao jej zostawiem w ssiednim mieszkaniu, w opuszczonym i zamknitym pokoju, ktrego lokator powinien znajdowa si teraz w schronie. Wjechaem wind na trzydzieste szste pitro. Bez trudu znalazem waciwe mieszkanie. Stanem przed zamknitymi drzwiami. Patrzyem ze zdumieniem na dawno nie podnoszon krat, jaka zwykle zabezpiecza wystawy sklepowe - bya opuszczona na drzwi. Zwaszcza dziwaczne pieczcie przy kdkach i plomba z jakim symbolem spotgowaa moje podniecenie i pewno, e mimo niedorzecznoci takiego przypuszczenia Ino znajduje si tam. Gorczka i osabienie daway mi si we znaki: musiaem do

niej dotrze ju teraz, nie mogem tego odoy na pniej. Widziaem tylko jedn drog, ktra mogaby mnie zaprowadzi do wntrza, gdzie ukryem ciao Iny: przez okno od strony ulicy. Zapukaem do ssiedniego mieszkania. Otworzya mi jaka kobieta z niemym pytaniem na ustach. Wiedziaem, e w ogle nie mog si odezwa: musiabym opowiada przez kilka godzin, by wyjani, co mnie tu sprowadza i co mi chodzi, a jeszcze wtedy nikt by nie uwierzy ani w moj histori, ani - tym bardziej w realno Iny. Bez sowa przeszedem do pokoju, w ktrym znajdowao si kilkanacie osb. Prawie nikt nie zwrci na mnie uwagi. Okno byo szeroko otwarte. Stanem na parapecie. Wychyliem si nieco ponad przepa, trzymajc si rk za przebiegajcy ponad gow, czciowo skruszony i zwietrzay okap muru. Mogem przej po gzymsie, ktry wystawa z zewntrznej ciany wieowca, tworzc wski stopie. Lecz nim zdyem postawi na nim nog, poczuem nagle silny cios w brzuch, ktry wstrzsn caym moim ciaem. To by krtki uamek sekundy. Palce mojej rki trway wci na fragmencie okapu odizolowanego ju od muru. Wisiaem nad ulic, ponad drobnymi figurkami ludzi i pudeeczkami samochodw, wci z nogami na parapecie okna. Patrzyem skosem w d: ta do nie spieszya mi na ratunek. Widziaem zacinit pi cofajc si po ciosie w gb ramy okiennej. Trwaa pord odamkw szka, maych i duych, ktre wisiay nieruchomo w przestrzeni. Mczyni i kobiety siedzieli wokoo zastawionego pmiskami i butelkami stou. Niektrzy stali. Przy szyjce wywrconej karafki kwita na obrusie brunatna plama. Jedna z kobiet podrywaa si z miejsca. Jej ssiad by ju prawie cakowicie wyprostowany. Sta ze wzrokiem utkwionym we mnie; wspiera si o st zacinitymi piciami, wokoo ktrych

wzdo si na obrusie kilka szerokich fad. Karafka trwaa w przestrzeni poniej krawdzi stou - w powolnym, lecz nieubaganym ruchu postpowym ku pododze. Nie mylaem o niczym. Ca wiadomo, na temat ktrej tak wiele rozmawialimy z Ranielem, zajmoway mi dwa sowa: "Ptla trwania". Szukaem wzrokiem czarnej rozmazanej plamy i czekaem na ukucie spinki do wosw, ktra powinna przeszy mi policzek, aby wszystko mogo si dopeni. Ale oto jeszcze jedna niespodzianka - ostatnia. Podczas gdy mijay kolejne sekundy i ludzie (wcale nie posgi) poruszali si we wntrzu pokoju, rwnie w sto nie niewakoci, ja odpywaem od okna, w zwyczajnym powietrzu, tam gdzie skierowa mnie cios - skosem w gr, wolno sunem w przestrzeni ponad miraem ulicy w dole. Nagle zrozumiaem, e nie jestem tamtym mczyzn-posgiem. Kilka zbiegw okolicznoci wprowadzio mnie w bd. Przed chwil zamar cig fotonowego silnika. Zgodnie z przewidywaniami, gwiazdolot po dziewiciu miesicach jednostajnie przypieszanego biegu wszed w okres ruchu jednostajnego po linii prostej. Miasto obracao si teraz bardzo wolno wokoo poziomej osi. Po zmianie zwrotu pionu na przeciwny pomylaem - gdy gwiazdolot wejdzie na drog wielomiesicznego hamowania, cienie wrci. Orbitowaem (tym razem zwyczajnie jak kosmonauta w stanie niewakoci) na znacznej wysokoci midzy cianami domw zalanych jasnym, przedpoudniowym socem. Z okna, spod niskiego czoa i prostych znajomych brwi spoglday na mnie oczy Robota BER-64, ktry w gbi Mechanizmu poprzedza mnie na tamie. To jego pi zwalia

mnie w przepa. Teraz znajdowaem si w zasigu jego miotacza. Zwleka. Prawie nie mylaem o nim. Jeszcze nie docisn spustu. Nie to - eby si waha choby przez chwil, czy zabi, czy moe darowa mi ycie. Odwleka tylko t radosn chwil, w ktrej bdzie mg speni swj obowizek, przey swj may orgazm razem z ulg - e zabi kolejnego zbuntowanego robota. Wiedziaem dobrze, e to jest ostateczny kres mego pobytu. Ale nie aowaem takiej postaci ycia: nie mogem aowa tego, co byo niepowtarzalne. Nigdy bym z nim nie zamieni si na miejsca, cho yem tylko raz, a on by niezniszczalny - chocia mona go byo powiela w nieskoczono. Unosiem si swobodnie pod gbokim lazurowym niebem. Miaem w oczach mroczne korytarze schronu. Migna mi tam twarz Ludwika Veisa przeraonego grob mojej zdrady. Alin i Sent pldrowali w ciemnoci kabiny na czterdziestej pitej kondygnacji. Ale by te Unevoris, ktrego nie zapytaem w por, po co strzela do Cooreza. Spomidzy stolikw stowki przepychaa si ku mnie wysoka posta Rekruta. I Asurmar pochyla si midzy konarami spalonych drzew, nad dbem, by powiedzie, e jeszcze nie wszystko stracone. Goned osmalony wybuchem blad przy gruzach azienki. Myli zala mi ocean rtci. Posgi - jak mae wskazwki zegarw sptane leniwym czasem - tay wci wokoo mnie. Liliowy szeroki snop omiata ciany. Gdy wpad przez kolejne drzwi, dotarem do celu: ujrzaem posta w letniej sukience uniesion w przestrzeni i zwrcone na mnie agodne oczy Iny.

KONIEC

You might also like