You are on page 1of 489

J E N N IF E R

L.A R ME N T R OU T
LUX 03

OPAL
Przeoya Sylwia Chojnacka

Ta ksika jest dedykowana zwyciskiej druynie


Inwazja Daemona".
Dziewczyny, jestecie niesamowite!
Janalou Cruz
Nikki Ria
Beth Jessica
Baker Beverley
Jessica Jillings
Shaaista G.
Paulina Zimnoch
Rachel

Rozdzia 1
Nie byam pewna, co mnie obudzio. Gwidcy wiatr
pierwszej ostrej nieycy w tym roku uspokoi si zeszej
nocy i w moim pokoju byo prawie cicho. Spokojnie.
Przewrciam si na bok i zamrugaam.
Oczy w kolorze lici wpatryway si w moje. Oczy tak
bardzo znajome, ale bez ycia w porwnaniu z tymi, ktre
kochaam.
To by Dawson.
Przycisnam koc do piersi i powoli usiadam. Odgarnam
spltane wosy z twarzy. Moe cigle spaam. Naprawd nie
miaam pojcia, dlaczego Dawson, brat bliniak chopaka, w
ktrym byam nieprzytomnie, gboko i prawdopodobnie
szaleczo zakochana, siedzia na skraju mojego ka.
- Eee, czy... wszystko dobrze? - Odchrzknam, bo sowa
zabrzmiay ochryple, jakbym silia si na seksowny ton.
Czuam, e aonie polegam. Wszystkie te krzyki w klatce,
w ktrej zamkn mnie pan Michaels, psychopatyczny facet
mojej mamy, cigle miay wpyw na mj gos. A min ju
tydzie.

Dawson spuci wzrok. Gste, dugie rzsy rzucay cienie na


wysokie, regularne koci policzkowe, ktre byy janiejsze ni
powinny. Dawson nadal by w kiepskim stanie.
Spojrzaam na zegarek. Dochodzia szsta rano.
-Jak si tu dostae?
- Wpuciem si. Twojej mamy nie ma w domu. Gdyby to
by kto inny, oszalaabym ze strachu, ale
Dawsona si nie baam.
- Utkna w Winchester z powodu nieycy. Skin gow.
- Nie mogem spa. -Wcale?
- Wcale. Dee i Daemon martwi si. - Wyjani krtko i
utkwi we mnie wzrok, jakby chcia, ebym zrozumiaa to,
czego nie mwi na gos.
Rodzestwo... do diaba, wszyscy byli bardzo zaniepokojeni,
czekajc, a pokae si Departament Obrony. Mijay kolejne
dni od ucieczki Dawsona z wizienia. Dee cigle prbowaa
poradzi sobie ze mierci Adama i nagym pojawieniem si
jej ukochanego brata. Daemon stara si wspiera brata i mie
wszystkich na oku. I chocia nikt nie wpad jeszcze do
naszych domw, nie potrafilimy pozby si napicia.
Wszystko wydawao si zbyt proste. A to nigdy dobrze nie
wry.
Czasami... czasami czuam si, jakbymy zmierzali prosto w
puapk.
- A co robie? - zapytaam.

- Spacerowaem - powiedzia, patrzc w dal. - Nigdy bym nie


przypuszcza, e znowu tu bd.
A strach pomyle, przez co przeszed Dawson i do czego
by zmuszany. Czuam w piersi ostry bl. Prbowaam o tym
nie myle, ale kiedy to wracao, mylaam o Daemonie, ktry
mgby by w tej samej sytuacji. I wiedziaam, e bym tego
nie zniosa.
Dawson teraz potrzebowa towarzystwa. Wycignam rk i
objam ni znajomy ksztat obsydianu.
- Chcesz o tym pogada?
Znowu pokrci gow, a jego za dugie, zmierzwione wosy
czciowo przysoniy oczy. Kosmyki byty dusze ni u
Daemona i bardziej si krciy. Potrzebowa strzyenia.
Dawson i Daemon byli identyczni, ale teraz w ogle nie
wygldali jak bliniaki, i nie chodzio tu tylko o wosy.
- Przypominasz mi j... Przypominasz mi Beth. Nie miaam
pojcia, co powiedzie. Jeli kocha j tak,
jak ja kocham Daemona...
- Wiesz, e ona yje? Widziaam j.
Dawson napotka mj wzrok. W jego oczach skrywao si
wiele smutku i sekretw.
- Wiem, ale ona nie jest ju taka sama. - Zamilk i spuci
gow. Kosmyki opady na jego czoo dokadnie jak u
Daemona. - Czy... kochasz mojego brata?
Syszc rezygnacj w jego gosie, cisno mnie w piersi.
Jakby myla, e ju nigdy wicej si nie zakocha. -Tak.

- Przykro mi.
Drgnam nagle i puciam koc, ktry opad niej.
- Dlaczego ci przykro?
Dawson unis gow i odetchn ostronie, a potem
-ruszajc si szybciej, nibym si spodziewaa - musn
palcami blade, rowe lady po kajdankach na moich nadgarstkach.
Nie znosiam tych znamion i modliam si, by jak najszybciej znikny. Kiedy na nie patrzyam, przypominaam
sobie bl, ktry powodowa onyks przycinity do mojego
ciaa. Trudno byo wyjani mamie, dlaczego mam tak
zniszczony gos, nie wspominajc nagego pojawienia si
Dawsona. Jej mina, gdy zobaczya braci razem tu przed
nieyc, bya prawie komiczna, chocia najwyraniej mama
cieszya si, e brat, ktry uciek z domu", powrci.
Musiaam wic zakrywa blizny dugim rkawem. Nie byo z
tym problemu w zimniejsze miesice, ale nie mam pojcia,
jak je ukryj latem.
- Beth miaa takie lady, gdy j zobaczyem - powiedzia
cicho Dawson i odsun rk. - Wydostaa si bez trudu.
Problem w tym, e oni za kadym razem j apali i potem
zawsze miaa te lady, ale zazwyczaj na szyi.
Poczuam narastajce mdoci, wic przeknam. Wok
szyi? To straszne...
- Czy... czy czsto widywae Beth? - Wiedziaam, e
pozwolono im na co najmniej jedno spotkanie podczas pobytu
w orodku DOD.
- Nie wiem. Nie odrniaem nocy od dnia. Na pocztku
odliczaem czas, uywajc w tym celu ludzi, ktrych mi

przyprowadzali. Leczyem ich i zazwyczaj... przeywali,


wic potem liczyem, po ilu dniach si wszystko popsuje.
Mijay cztery dni. - Znowu popatrzy za okno. Przez zasony
widziaam tylko nocne niebo i gazie pokryte niegiem. - Nie
byli zadowoleni, gdy wszystko si psuo.
Mogam to sobie wyobrazi. DOD - lub Daedalus, grupa
bdca czci DOD - zmusza Luksjan do mutowania ludzi.
Czasami to dziaao.
Czasami nie.
Obserwowaam Dawsona, prbujc sobie przypomnie, co
mwili o nim Dee i Daemon. Dawson by miy, zabawny i
czarujcy - mski odpowiednik Dee i zupenie niepodobny do
brata.
Ten Dawson by inny - ponury i zdystansowany. Nie rozmawia ze swoim bratem i z tego, co mi wiadomo, nikomu nie
powiedzia o tym, co z nim robiono. Matthew, ich nieoficjalny
opiekun, uwaa, e najlepiej na niego nie naciska.
Dawson nie powiedzia te, jak uciek. Podejrzewam, e dr
Michaels - ten zakamany gnj - wykiwa nas. Poleci nam
uwolni Dawsona, ktrego i tak ju nie byo, a on w tym
czasie uciek. Tylko takie wytumaczenie miao sens.
Miaam inne, znacznie mroczniejsze i bardziej pode
wytumaczenie.
Dawson spojrza na swoje donie.
- Czy Daemon... te ci kocha? Zamrugaam, gdy wrciam
do rzeczywistoci.
- Tak. Tak myl.
- Powiedzia ci to?

Moe nie sowami...


- Nie powiedzia tego dosownie, ale myl, e mnie kocha.
- Powinien ci to powiedzie. Powinien to powtarza kadego
dnia. - Dawson odchyli gow i zamkn oczy. -Tak dugo nie
widziaem niegu - powiedzia rozmarzonym gosem.
Ziewnam i wyjrzaam za okno. Pnocno-wschodni front
wstrzsn naszym maym wiatem. Szkoa bya zamknita w
poniedziaek i dzisiaj, a wczoraj w wiadomociach mwili, e
to jeszcze potrwa do koca tygodnia. nieyca nie moga
wybra sobie lepszej pory. Przynajmniej mielimy cay
tydzie, by wymyli, co, u diaba, zrobimy z Dawsonem, bo
przecie nie mg sobie tak po prostu wpa do szkoy.
- Nigdy nie widziaam takich nieyc - powiedziaam.
Pochodziam z pnocnej Florydy i nieraz pada tam grad, ale
nigdy to puchate co.
Na jego ustach pojawi si smutny umiech.
- Gdy wzejdzie soce, bdzie piknie. Sama zobaczysz. Nie
wtpi. Wszystko bdzie przykryte biel. Dawson podskoczy
i w sekundzie znalaz si po drugiej
stronie pokoju. Chwil pniej poczuam na szyi ciepe askotki, a serce mi przyspieszyo.
- Brat nadchodzi.
Niespena dziesi sekund pniej Daemon stan w
drzwiach mojego pokoju. Z wosami rozczochranymi od
spania, w spodniach od piamy. Bez koszulki. Metr niegu na
dworze, a on pnagi.

Chciaam wywrci oczami, ale musiaabym wtedy odklei


wzrok od jego klaty... i brzucha. Naprawd czciej musi
nosi koszulki. Dla mojego dobra.
Wzrok Daemona przelizgn si z brata na mnie i potem
znowu do brata.
- Urzdzilicie piama party? I nie zostaem zaproszony?
Jego brat min go w ciszy i znikn w korytarzu. Kilka
sekund pniej usyszaam trzanicie drzwiami.
- Okay. - Daemon westchn. - Tak wygldao moje ycie
przez kilka ostatnich dni.
Serce mi si krajao.
- Przykro mi.
Podszed do ka i przekrzywi gow.
- Czy ja w ogle chc wiedzie, co mj brat robi w twojej
sypialni?
- Nie mg spa. - Patrzyam, jak si pochyla, eby
pocign za kodr. Odruchowo j zapaam. Daemon znowu
za ni pocign, ale tym razem puciam. - Powiedzia, e
wam to przeszkadza.
Daemon wlizgn si pod kodr i pooy na boku.
- On nam nie przeszkadza.
ko z nim w rodku zrobio si za mae. Siedem miesicy
temu - cholera, cztery miesice temu! -popakaabym si ze
miechu, gdyby kto mi powiedzia, e najgortszy,
najbardziej humorzasty chopak ze szkoy wylduje w moim
ku. Ale sporo si zmienio. Siedem miesicy temu nie
wierzyam w kosmitw.
- Wiem - powiedziaam i te pooyam si na boku.
Przesunam wzrokiem po jego wydatnych kociach

policzkowych, penej dolnej wardze i tych niesamowicie


jasnych zielonych oczach. Daemon by pikny, ale mia
charakterek - troch jak ra z kolcami. Sporo czasu mino,
nim bylimy w stanie przebywa w tym samym pokoju, nie
mylc o popenieniu morderstwa pierwszego stopnia.
Daemon naprawd udowodni swoje uczucia... wreszcie. Gdy
si poznalimy, nie by najmilsz osob, ale w kocu mi to
wynagrodzi. Nie byo atwo. - Powiedzia mi, e
przypominam mu Beth.
Daemon zmarszczy brwi, na co ja wywrciam oczami.
- Nie w ten sposb.
- Chocia kocham brata, to nie odpowiada mi, e przebywa
w twojej sypialni.- Wycign uminione rami, palcami
odgarn mi z policzka kosmyk wosw i zaoy go za ucho.
Zadraam, a on si umiechn. - Czuj potrzeb zaznaczenia
terytorium.
- Zamknij si.
- Och, uwielbiam, gdy si tak rzdzisz. To seksowne. -Jeste
nie do zniesienia.
Daemon si przysun, przyciskajc udo do mojego.
- Ciesz si, e twoja mama utkna gdzie w nieycy.
Uniosam brew.
- Dlaczego?
Wzruszy szerokim ramieniem.
- Wtpi, eby jej to pasowao.
- Nie pasowao.
Zbliy si jeszcze bardziej, a prawie ju nic nie dzielio
naszych cia. Spowio mnie ciepo, ktre zawsze promieniowao od jego ciaa.

- Twoja mama mwia co o Willu?


Poczuam chd w odku. Wracamy do rzeczywistoci strasznej, nieprzewidywalnej rzeczywistoci, gdzie nic nie jest
takie, na jakie wyglda. Jak na przykad pan Michaels.
- To samo, co mwia w zeszym tygodniu, e wyjecha na
jak konferencj i odwiedzi rodzin. Oboje wiemy, e to
kamstwo.
- Najwyraniej ju to wczeniej zaplanowa, eby nikt nie
wypytywa o przyczyny jego nieobecnoci.
Musia znikn, bo jeli wymuszona mutacja zadziaa w
jakikolwiek sposb, bdzie potrzebowa troch wolnegoMylisz, e wrci?
Przesun knykciami po moim policzku i powiedzia:
- Byby wariatem.
Nie do koca, pomylaam i zamknam oczy. Daemon nie
chcia uleczy Willa, ale zosta do tego zmuszony. Wtedy
przemiana na poziomie komrkowym nie przechodzi we
waciwy sposb. Will nie by miertelnie ranny, wic ta
mutacja albo si utrzyma, albo zniknie. Jeli zniknie, Will
wrci. Mog si o to zaoy. Konspirowa przeciwko DOD
na wasne ryzyko. I wiedzia, e to Daemon mnie zmutowa, a
na tej informacji zaleao DOD. Wic pewnie go zmusz do
powrotu. Stanowi problem, i to ogromny.
Wic czekalimy... A wszystko zwali si nam na gow.
Otworzyam oczy i zauwayam, e Daemon cigle mi si
przypatruje.
- A co do Dawsona...

- Nie wiem, co robi - przyzna, ledzc knykciami moje


gardo, a potem krzywizn piersi. Zaparo mi dech. -Nie chce
ze mn rozmawia, a z Dee zamieni par sw. Przez
wikszo czasu siedzi zamknity w swoim pokoju albo
spaceruje po lesie. ledziem go i on o tym wie. -Rka
Daemona zatrzymaa si na moim biodrze. - Ale on...
- Potrzebuje czasu, tak? - Pocaowaam go w czubek nosa, a
potem si odchyliam. - Sporo przeszed, Daemonie.
Zacisn palce.
- Wiem. A poza tym... - Tak szybko zmieni pozycj, e nie
zauwayam, kiedy si to stao. Teraz ja leaam na plecach, a
on na mnie z rkami po bokach mojej twarzy. - Zaniedbywaem moje obowizki.
I wszystko, co si dziao - kade zmartwienie, lk i pytanie
bez odpowiedzi - po prostu znikno. Daemon mia na mnie
taki wpyw. Popatrzyam na niego uwanie. Ciko mi si
oddychao. Nie byam w stu procentach pewna, co te
obowizki" oznaczay, ale ju miaam barwne wyobraenie.
- Nie spdzaem z tob zbyt wiele czasu. - Przycisn usta do
mojej skroni, a potem do drugiej. - Ale to nie znaczy, e o
tobie nie mylaem.
Serce podeszo mi do garda.
- Wiem, e bye zajty.
- Wiesz? - Przeledzi ustami mj uk brwiowy. Gdy
skinam gow, zmieni pozycj i podpar si jednym
okciem. Woln rk zapa mnie za podbrdek i odchyli
gow. Popatrzy mi badawczo w oczy. - Jak sobie radzisz?

Staraam si skupi na tym, co mwi, cho nie byo mi


atwo.
-Jako. Nie musisz si martwi. Wyglda, jakby mia
wtpliwoci.
- Twj gos...
Skrzywiam si i odchrzknam znowu. -Jest lepiej.
Jego oczy pociemniay. Przesun kciukiem po mojej
szczce.
- Nie do koca, ale przyzwyczaiem si. Umiechnam si.
-Tak?
Daemon przytakn i przycign moje usta do swoich.
Pocaunek by sodki i mikki, a ja poczuam go na caym
ciele.
- Jest nawet seksowny. - Jego usta znowu znalazy si na
moich, ale tym razem trwao to duej. - Taki zachrypnity.
Ale chciabym...
- Przesta. - Pooyam donie na jego gadkich policzkach. Nic mi nie jest. Mamy waniejsze rzeczy na gowie ni moje
struny gosowe. Nie ma ich nawet w pierwszej dziesitce
naszych problemw.
Unis brew. Wow, mwiam jak nad wyraz dojrzaa osoba.
Zamiaam si, widzc wyraz jego twarzy, co zepsuo moj
nowo odkryt dojrzao.
- Tskniam za tob - wyznaam.
- Wiem. Nie moesz beze mnie y.
- Nie byabym tego taka pewna.
- Po prostu si przyznaj.

- I prosz. To twoje ego znowu przeszkadza. - Droczyam


si.
Pocaowa mnie w szyj.
- W czym przeszkadza?
- Burzy idealny zestaw. Parskn.
- A eby wiedziaa, e mam idealny zestaw...
- Nie bd obleny. - Zadraam, bo pocaowa mnie w szyj.
W yciu bym mu tego nie powiedziaa, ale pomijajc... t
kolczast stron osobowoci, pojawiajc si od czasu do
czasu, by najblisz doskonaoci osob, jak spotkaam w
yciu.
Z wymownym miechem, ktry poczuam a w rodku,
przesun rk wzdu mojego ramienia, talii, a potem zapa
mnie za udo i zaoy sobie moj nog wok biodra.
- Jakie ty masz sprone myli. Miaem powiedzie, e jestem
idealny pod kadym wzgldem.
Zamiaam si i objam go za szyj.
- Oczywicie. Jeste skoczonym niewinitkiem.
- Nigdy nie twierdziem, e jestem a tak miy. - Dolna cz
jego ciaa przycisna si do mnie, a ja energicznie
wcignam powietrze. - Jestem bardziej...
- Niegrzeczny? - Przycisnam twarz do jego szyi i gboko
wcignam powietrze. Zawsze pachnia jak wiee
powietrze, licie i przyprawy. - Wiem, ale jeste miy pod t
niegrzeczn warstw. I dlatego ci kocham.
Przeszy go dreszcz i zamar. Szybkie uderzenie serca
pniej przewrci si na bok i mocno otoczy mnie ra-

mionami. Tak mocno, e chwil mi zajo, zanim mogam


unie gow.
- Daemon?
- Wszystko dobrze. - Gos mia napity. Pocaowa mnie w
czoo. - Nic mi nie jest. To... cigle wczenie. adnej szkoy
czy mamy, ktra wraca do domu i krzyczy twoje pene imi.
Tylko przez chwil moglibymy udawa, e to szalestwo na
nas nie czeka. Moemy spa jak normalne nastolatki.
Jak normalne nastolatki...
- Podoba mi si, jak to brzmi.
- Mi te.
- Mi bardziej - wymamrotaam i wtopiam si w niego, a
praktycznie bylimy jednym. Czuam jego serce bijce
dokadnie jak moje. Tego wanie potrzebowalimy -chwili
normalnoci. Tylko Daemon i ja...
Okno wychodzce na ty podwrka rozbio si, gdy co
duego i biaego wpado do rodka. nieg i szko posypay si
po pododze.
Krzyknam zaskoczona i spadam z ka. Daemon skoczy
na rwne nogi i zmieni si w Luksjanina, stajc si ludzk
form wiata, tak jasn, e byam w stanie patrze na niego
tylko przez kilka cennych sekund.
Jasna cholera, powiedzia gos Daemona w moich mylach.
Skoro Daemon nie mia w planach ataku, podniosam si na
kolana i wyjrzaam zza ka.
-Jasna cholera - powiedziaam na gos.
Jeden cenny moment normalnoci skoczy si wraz z ciaem
lecym na pododze mojej sypialni.

Rozdzia 2
Patrzyam na martwego mczyzn, ubranego jakby by
gotw na rebeli na Socu. Na pocztku byam lekko
skoowana, wic dopiero teraz zauwayam, e mia na sobie
biay kombinezon, by wtopi si w krajobraz. Tylko ta
czerwona plama na jego gowie psua efekt...
Moje serce zabio dziko.
- Daemon... ?
Zachwia si i wrci do ludzkiej formy. Zapa mnie w talii i
odcign.
- T-to oficer - wykrztusiam i uderzyam go w rami, eby
si oswobodzi. - Jest z...
Nagle w drzwiach pojawi si Dawson. Jego oczy wieciy
tak samo jak u Daemona - dwa jasne wiata, jak wypolerowane diamenty.
- Podkrada si tu przy linii drzew. Daemon poluni ucisk.
- Ty... ty to zrobie?
Wzrok jego brata podryfowa do ciaa. To" - bo nie mogam
myle o nim jak o czowieku - leao nienaturalnie
poskrcane.

- Obserwowa dom... robi zdjcia. - Dawson unis stopiony


aparat. - Powstrzymaem go.
O tak, rzucajc tym" w moje okno.
Daemon mnie puci i podszed do tego". Przykucn i
odchyli bia kurtk. Na piersi widniaa zwglona plama,
ktra si dymia. Powietrze wypenia swd spalonego ciaa.
Wspiam si na ko i przycisnam rk do ust, eby nie
zwymiotowa. Widziaam ju, jak Daemon uderza rdem w
czowieka. Wtedy z ciaa nie zostao nic poza popioem, ale ta
klatka piersiowa miaa wypalon dziur.
- Cel ci nawala, bracie. - Daemon puci kurtk. Jego minie
plecw si napiy. - Naprawd? Musiae trafi w okno?
Dawson spojrza w kierunku okna.
- Wyszedem z wprawy.
Szczka mi opada. Wyszed z wprawy? Zamiast to" spali,
rzuci tym" w moje okno. Nie wspominajc o tym, e zabi.
Nie, nie mam zamiaru o tym myle.
- Mama mnie zabije - powiedziaam z uczuciem otpienia. Naprawd mnie zabije.
Ze wszystkich rzeczy lepiej si skupi na roztrzaskanym
oknie, ni na tym" na mojej pododze.
Daemon wsta powoli, jego wzrok by nieodgadniony, zby
zacinite. Nie spuci z brata oka. Jego twarz bya pust
mask. Odwrciam si do Dawsona. Nasze spojrzenia si
spotkay i po raz pierwszy zaczam si go ba.
***

Szybko si przebraam i odwiedziam azienk. Potem


udaam si do salonu, w ktrym ju znajdowali si kosmici.
Mogli znale si wszdzie w mgnieniu oka, a to korzy z
ich mocy wiata.
Od mierci Adama praktycznie kady omija mnie szerokim
ukiem, wic nie byam pewna, na co si zapowiadao. Pewnie
na linczowanie. Doprowadziam do mierci Adama, wic
zasuyam sobie na to.
Z rkami w kieszeniach Dawson przycisn czoo do okna,
przy ktrym wczeniej staa choinka. By odwrcony plecami
do pokoju. Nic nie powiedzia od przyjcia kosmitw.
Dee usiada na kanapie i wpatrywaa si w plecy brata.
Wygldaa na wzburzon - jej policzki byy czerwone z
gniewu. Myl, e przeszkadzao jej przebywanie w tym
domu. Albo w ogle blisko mnie. Po tym wszystkim... nie
miaymy jeszcze czasu pogada.
Popatrzyam na innych. Ze bliniaki, Ash i Andrew,
siedziay przy Dee, a ich wzrok by skupiony na miejscu,
gdzie wczeniej lea Adam... martwy.
Po czci nie znosiam tego salonu, bo przypomina mi o
tym, co si stao po wyznaniu przez Blake'a jego prawdziwych zamiarw. Gdy tu przychodziam - co nie zdarzao si
czsto, bo wyniosam z salonu wszystkie ksiki - patrzyam
na przykryty dywanem punkt pod stolikiem. Sosnowa podoga
bya teraz czysta i byszczca, ale cigle widziaam kau
poyskujcej substancji, ktr wycieraam z Matthew w Nowy
Rok.

Miaam ochot otoczy si ramionami, eby powstrzyma


drenie ciaa.
Na schodach usyszaam kroki dwch osb, wic si odwrciam. Zobaczyam Daemona i jego opiekuna, Matthew.
Wczeniej pozbyli si... tego", wyrzuciwszy to" do lasu, a
potem szybko sprawdzili teren.
Daemon podszed do mnie i pocign za brzeg mojej bluzy.
-Ju si tym zajlimy.
Matthew i Daemon zniknli na schodach dziesi minut
temu z motkiem, plandek i gwodziami.
- Dzikuj.
Skin gow i spojrza na brata.
- Czy kto znalaz samochd?
- Przy drodze sta ford expedition - powiedzia Andrew. Usmayem go.
Matthew usiad na skraju rozkadanego fotela. Wyglda,
jakby potrzebowa alkoholu.
- To dobrze, ale jednoczenie niedobrze.
- No nie chrza - warkna Ash. Z bliska ju nie wygldaa
jak idealna lodowa ksiniczka. Oklapnite wosy wisiay
wok jej twarzy i miaa na sobie dresy. W yciu bym nie pomylaa, e zobacz j w takim stroju. - To kolejny martwy
oficer DOD. Ktry to ju? Drugi?
C, waciwie to czwarty, ale nie musieli o tym wiedzie.
Odrzucia wosy za plecy i opara policzek na doni.
- Zaczn si zastanawia, gdzie s, wiecie? Ludzie tak po
prostu nie znikaj.

- Ludzie znikaj cay czas - powiedzia cicho Daw-son, nie


odwrciwszy si.
Szafirowe oczy Ash skupiy si na nim. C, waciwie
wszyscy spojrzeli na Dawsona, skoro to by pierwszy raz, gdy
si odezwa od przybycia wszystkich. Ash pokrcia gow,
ale mdrze zamilka.
- A co z aparatem? - zapyta Matthew. Podniosam stopion
rzecz i obrciam j. Cigle
bya ciepa.
-Jeli byy tu jakie zdjcia, to ju po nich. Dawson si
obrci.
- Obserwowa dom.
- Wiemy - powiedzia Daemon, przysuwajc si bliej mnie.
Jego brat przekrzywi gow na bok, a gdy przemwi, gos
mia pusty.
- Czy to ma znaczenie, co byo w aparacie? Obserwowali
ciebie. I j te. Nas wszystkich.
Przetoczy si przeze mnie kolejny dreszcz. To przez jego
ton gosu.
- Nastpnym razem musimy... Nie wiem, pogada z nimi
najpierw, a nie rzuca ludmi w okno. - Daemon skrzyowa
ramiona na piersi. - Moemy tego sprbowa?
- I puci zabjcw wolno? - zapytaa Dee drcym gosem.
Jej oczy pociemniay z furii. - Bo to si najwyraniej powinno
sta. Ten oficer mg zabi jednego z nas, a ty by go tak po
prostu puci.
O nie. Mj odek si skurczy.

- Dee - powiedzia Daemon i zrobi krok do przodu. -Wiem...


- Tylko nie Wiem, Dee". - Jej dolna warga zadraa.
-Pucie wolno Blake'a. - Przesuna wzrok na mnie, a ja
poczuam si, jakbym dosta kopa w brzuch. - Oboje go
pucilicie.
Daemon pokrci gow i wyprostowa ramiona.
- Dee, tej nocy wystarczyo ju zabijania. Wystarczyo
mierci.
Dee zareagowaa, jakby Daemon j uderzy, i otoczya si
dla bezpieczestwa ramionami w talii.
- Adam by tego nie chcia - powiedziaa cicho Ash i opara
si o kanap. - Nie chciaby wicej mierci. By takim
pacyfist...
- To niedobrze, e nie moemy go o to teraz zapyta, co nie?
- Dee wyprostowaa si nagle, jakby chciaa si zmusi do
nastpnych sw. - On nie yje.
Przeprosiny zagotoway mi si w gardle, ale zanim si
odezwaam, przemwi Andrew.
- Nie tylko pucie Blake'a, ale te nas okamae. Dla niej ?
- Wskaza na mnie. - Nigdy nie oczekiwaem lojalnoci, ale
ty? Daemon, o niczym nam nie powiedziae. I Adam umar.
Odwrciam si gwatownie.
- Daemon nie odpowiada za mier Adama. Nie obwiniaj go
o to.
-Kat...
- A czyja to wina w takim razie? - Dee napotkaa mj wzrok.
- Twoja?

Odetchnam ostro.
- Tak, moja.
Daemon zesztywnia przy mnie, a potem, jak zwykle, wtrci
si Matthew.
- Dobra, dosy tego. Ktnie i obwinianie si nikomu nie
pomog.
- Ale czujemy si przez to lepiej - wymamrotaa Ash, zamykajc oczy.
Zamrugaam, by pozby si ez, i usiadam na skraju stou.
Czuam si sfrustrowana, bo chciao mi si paka, a nawet
nie miaam prawa do tych ez. Nie tak jak oni. Palcami mocno
cisnam kolana, a potem odetchnam.
- Teraz musimy si dogadywa - kontynuowa Matthew. Wszyscy, bo za duo ju stracilimy.
Nastao milczenie, a potem:
- Zamierzam znale Beth.
Wszyscy w pokoju znowu spojrzeli na Dawsona. Nic si nie
zmienio w jego wyrazie twarzy. adnych emocji. Nic. Nagle
wszyscy zaczli mwi jednoczenie.
Daemon przekrzycza chaos.
- Nie mam mowy Dawson.
- To niebezpieczne. - Dee wstaa i zczya donie. - Dopadn
ci, a ja tego nie przeyj. Nie kolejny raz.
Mina Dawsona pozostaa pusta, jakby nic, co powiedzieli,
nie miao znaczenia.
- Musz j odzyska. Przepraszam.
Ash wygldaa, jakby kto j uderzy w twarz. Ja pewnie
wygldaam tak samo.
- On oszala - wyszeptaa. - Oszala, na serio.

Dawson wzruszy ramionami. Marchew si pochyli.


- Dawson, wiem... my wszyscy wiemy, ile Beth dla ciebie
znaczy, ale za nic nie uda ci si do niej dotrze. Najpierw musimy sobie poradzi z tym, co si dzieje.
Oczy Dawsona zapony od emocji. Najpierw dostrzegam
gniew.
- Wiem, z czym si zmierz. I wiem, co oni z ni robi.
Daemon podszed do brata i znowu zaoy ramiona na
piersi, jakby by gotowy do walki. Dziwnie si na nich
patrzyo. Wygldali identyczne, poza tym e Dawson by
troch szczuplejszy i mia dusze wosy.
- Nie mog ci na to pozwoli - powiedzia Daemon gosem
tak niskim, e ledwo go syszaam. - Wiem, e nie chcesz tego
sysze, ale mowy nie ma.
Dawson si nie ugi.
- Nie masz w tej kwestii nic do powiedzenia. Nigdy nie
miae.
Nie zgadzali si, ale przynajmniej rozmawiali. To dobrze,
nie? Chocia wydawao mi si to niepokojce. Dee i Daemon
nie myleli, e jeszcze tego dowiadcz.
Ktem oka zauwayam, e Dee chciaa do nich podej, ale
Andrew zapa j za rk i zatrzyma.
- Nigdy nie prbowaem ci kontrolowa, Dawsonie. Nigdy
o to nie chodzio, ale wanie wrcie z pieka. Wanie ci
odzyskalimy.
- Cigle jestem w piekle - odpowiedzia Dawson. -1 jeli
staniesz mi na drodze, pocign ci za sob.
Przez twarz Daemona przetoczy si bl.

- Dawson...
Skoczyam na rwne nogi, od razu reagujc na odpowied
Dawsona. Zmusia mnie do tego nieznana sia. Myl, e to
moga by mio, ale te nie podoba mi si ten bl na twarzy
Daemona. Teraz rozumiem, dlaczego mama czasami tak si
martwia, gdy byam za lub smutna.
Podmuch wiatru przetoczy si przez salon, od czego zafaloway zasony i kartki gazet mamy. Poczuam na sobie wzrok
dziewczyn i ich zaskoczenie, ale byam skupiona.
- Dobra, ten kosmiczny testosteron jest ju troch przytaczajcy i ja naprawd nie chc mie jeszcze bardziej zniszczonego domu. - Odetchnam. - Jeli si nie uspokoicie, wykopi was na zewntrz.
Teraz wszyscy popatrzyli na mnie.
- No co? - domagaam si odpowiedzi, z rozpalonymi policzkami.
Na ustach Daemona pojawi si powolny, ostrony umiech.
- Uspokj si, Kotek, bo bd ci musia znale kbek
weny do zabawy.
Zapono we mnie rozdranienie.
- Nie zaczynaj ze mn, ty dupku. Parskn i skupi si na
bracie.
Dawson wyglda na lekko... rozbawionego. A moe zbolaego, jedno z dwch, bo tak naprawd si nie umiecha. A
potem bez sowa wypad z salonu, trzaskajc za sob
drzwiami.
Daemon spojrza na mnie i skinam gow. Westchn
ciko i pody za bratem, bo nie mona teraz byo przewidzie, dokd Dawson pjdzie lub co zrobi.

Potem zjazd kosmitw si skoczy. Odprowadziam ich do


drzwi, ale uwag miaam skupion na Dee. Musiaymy
pogada. Chciaam za wszystko przeprosi, a potem sprbowa si wytumaczy. Nie oczekiwaam przebaczenia, ale
musiaam sprbowa z ni pogada.
Przytrzymaam si klamki od drzwi, a knykcie mi zbielay.
-Dee...?
Zatrzymaa si na ganku, patrzc przed siebie. Nie odwrcia
si do mnie.
- Nie jestem gotowa.
I po tych sowach drzwi same zamkny mi si przed nosem.

Rozdzia 3
Ju i tak podpadam mamie, wic postanowiam nie
wspomina o oknie, gdy zadzwonia wieczorem. Miaam
nadziej i modliam si, by drogi byy wystarczajco przejezdne, by kto przyjecha naprawi okno, zanim mama wrci.
Nie znosiam jej okamywa. Ostatnio za czsto to robiam i
wiedziaam, e w kocu bd musiaa jej o wszystkim
powiedzie, tym bardziej o jej tak zwanym chopaku, Willu.
Tylko jak niby ta nasza rozmowa przebiegnie? Hej, mamo,
nasi ssiedzi s kosmitami. Jeden z nich przypadkowo mnie
zmutowa, a Will to psychopata. Jakie pytania?
Taa, mowy nie ma.
Zanim si rozczyam, znowu naciskaa, ebym odwiedzia
lekarza w sprawie mojego zachrypnitego gosu Na razie
wmwiam jej, e to tylko przezibienie, ale jak si
wytumacz za tydzie czy dwa? Boe, naprawd miaam
nadziej, e do tego czasu gos mi si polepszy, chocia
istniaa moliwo, e zostanie taki na stae. Jako
przypomnienie o... wszystkim.

Musiaam jej powiedzie prawd.


Zapaam opakowanie gotowego makaronu z serem i
woyam je do mikrofalwki, ale potem popatrzyam na rce
ze zmarszczonymi brwiami. Czy zadziaaj tak jak
podgrzewajce moce Dee i Daemona? Odwrciam pojemnik
i wzruszyam ramionami. Byam zbyt godna, by ryzykowa.
Uywanie ciepa nie wychodzio mi dobrze. Gdy Blake
trenowa ze mn kontrolowanie rda i prbowa nauczy
wytwarza ciepo - w tym przypadku ogie - podpaliam
swoje palce zamiast wieczki.
Czekaam na makaron i wygldaam za okno nad zlewem.
Dawson mia racj. Gdy soce wzeszo, zrobio si piknie.
nieg pokry ziemi i gazie. Lodowe sople zwisay z drzew.
Nawet teraz, po zachodzie, biay wiat by pikny. Miaam
ochot wyj i si pobawi.
Mikrofalwka zapiszczaa. Zjadam na stojco moj
niezdrow kolacj. Wymyliam, e na dworze spal te kalorie. Od czasu, gdy Daemon mnie zmutowa, mj apetyt by
nie z tego wiata. W domu nie byo ju prawie niczego do
jedzenia.
Gdy skoczyam, szybko chwyciam laptopa i pooyam go
na kuchennym stole. Mj mzg mia kopoty z prac po
ostatnich wydarzeniach i musiaam co sprawdzi, zanim
zapomn. Znowu.
Uruchomiam wyszukiwark, wpisaam Daedalus" i
nacisnam Enter. Pierwszy link by do Wikipedii. To do
przewidzenia. Przecie nie pojawiaby si strona Witamy w
Daedalusie: Sekretnej Rzdowej Organizacji".

Wszystko odnosio si do greckich mitw.


Dedal by uwaany za wynalazc, twrc midzy innymi
labiryntu Minotaura. By te ojcem Ikara, dzieciaka, ktry
podlecia za blisko soca na wynalezionych przez Dedala
skrzydach, a potem uton. Ikar zachwyci si lataniem i,
znajc bogw, za kar jego skrzyda si rozleciay. I ukarali
Dedala za danie Ikarowi boskiej umiejtnoci latania.
Nieza lekcja historii, ale jaki w tym cel? Co miaa
wsplnego organizacja bdca czci DOD, ktra nadzorowaa ludzkich mutantw, z jakim facetem...?
A potem to do mnie dotaro.
Dedal stworzy rone rzeczy, ktre day czowiekowi
moliwo stania si kim lepszym, potniejszym. Te cae
skrzyda dajce bosk umiejtno przypominay troch moc
ludzi zmutowanych przez Luksjan. Nie widziaam tu logiki,
ale rzd najwyraniej by tak zadufany w sobie, e nazwa
organizacj, wzorujc si na greckim micie.
Zamknam laptopa. Wstaam, wziam kurtk i wyszam na
zewntrz. Nawet nie wiedziaam po co. Moe krc si tam
oficerowie? Moja bujna wyobrania wytworzya obraz
snajpera kryjcego si midzy drzewami i czerwony punkcik
na moim czole. Milutko.
Westchnam i naoyam rkawiczki, ktre wyjam z
kieszeni kurtki, a potem wkroczyam na hady niegu.
Potrzebowaam wysiku fizycznego, eby mi si mzg nie
przegrza. Zaczam toczy kul niegu po podwrku.
Wszystko zmienio si w cigu ostatnich miesicy, a potem w
kilka sekund. Z niemiaego mola ksikowego sta-

am si kim wyjtkowym. Nastpia we mnie zmiana na


poziomie komrkowym. Ju nie widziaam wiata w czerni i
bieli. Wiedziaam, e nie obowizuj mnie normy spoeczne.
Na przykad kwestia przykazania nie zabijaj".
Nie zabiam Briana Vaughna, oficera, ktremu zapaci Will.
Brian mia mnie wyda Willowi, a nie Daedalusowi. Byam
jego zabezpieczeniem. Inaczej Daemon zabiby go od razu.
Chciaam go zabi i pewnie bym to zrobia, gdyby mnie
Daemon nie uprzedzi.
Nie przeszkadza mi pomys zabicia kogo.
Z jakiego powodu zabicie dwch zych kosmitw, Arumian,
nie wpyno na mnie tak bardzo, jak sama myl, e zabicie
drugiego czowieka mi nie przeszkadza. Nie byam pewna, co
to o mnie mwi, bo jak kiedy powiedzia Daemon, ycie to
ycie. Sama nie wiedziaam, jak zrozumie sowa nie
przeszkadza mi zabicie drugiego czowieka".
Miaam przemoknite rkawiczki, gdy skoczyam pierwsz
kul. Zabraam si do kolejnej. Wysiek fizyczny zaczerwieni
moje policzki, i to wszystko. Poraka.
Gdy skoczyam, mj bawan mia trzy kule, ale adnych
ramion czy twarzy. Troch odzwierciedla to, jak si czuam
w rodku. Miaam najwaniejsze czci ciaa, ale brakowao
mi elementw, ktre tworzyyby ze mnie prawdziw osob.
Ju naprawd nie wiedziaam, kim jestem.
Odeszam od bawana i otaram rkawem czoo. Odetchnam ciko. Moje minie pony, a skra szczypaa,

ale staam w miejscu, a ksiyc wyjrza zza grubej chmury,


zsyajc srebrzyste wiato na mojego niekompletnego stwora.
W mojej sypialni leao dzisiaj martwe ciao.
Usiadam na rodku podwrka, na kopcu niegu. Martwe
ciao - kolejne martwe ciao, tak jak ciao Vaughna, ktre
zostao rzucone na mj podjazd, jak Adama w moim salonie.
A do teraz ze wszystkich si staraam si nie myle o tych
tragicznych wydarzeniach, ale wanie przysza mi do gowy
kolejna myl. Adam umar, eby mnie chroni.
Wilgotne, zimne powietrze zaszczypao mnie w oczy.
Gdybym od pocztku bya szczera z Dee i powiedziaa jej o
tej nocy, gdy walczylimy z Baruckiem, ona i Adam byliby
ostroniejsi u mnie w domu. Wiedzieliby o Blake'u i o tym, e
by, podobnie jak ja, waleczny jak kosmita.
Blake.
Powinnam bya posucha Daemona. Zamiast tego chciaam
si sprawdzi. Chciaam wierzy, e Blake mia dobre
intencje, gdy Daemon mwi, e co jest z nim nie tak.
Powinnam si tego domyli, po tym jak rzuci we mnie
noem i narazi mnie na atak Arumianina.
Czy rzeczywicie by obkany? Nie sdz. By zdesperowany. Chcia utrzyma swojego przyjaciela, Chrisa, przy
yciu i by w puapce przez to, kim jest. Blake zrobiby
wszystko dla Chrisa. Nie tylko dlatego, e jego ycie byo
poczone z tym Luksjaninem, ale dlatego, e zaleao mu na
przyjacielu. Moe dlatego go nie zabiam, bo nawet w
najgorszych momentach widziaam w Blake'u cz siebie.

Ja nie miaabym problemu z zabiciem jego wujka, by chroni


przyjaci.
A Blake zabi mojego przyjaciela, by chroni swojego. Czy
to byo w porzdku?
Byam tak pogrona we wasnych mylach, e nie
zwrciam uwagi na ciepo rozchodzce si po mojej szyi.
Podskoczyam, gdy usyszaam gos Daemona.
- Kotek, co ty robisz?
Obrciam si i uniosam gow. Sta za mn ubrany w
dinsy i sweter. Jego oczy, otoczone ciemnymi rzsami,
byszczay.
- Lepi bawana. Przyjrza mi si.
- Widz. Kilku rzeczy brakuje.
- Aha - mruknam pospnie. Daemon zmarszczy brwi.
- Ale to nie tumaczy, dlaczego siedzisz na niegu. Na pewno
przemoczya sobie dinsy. - Nastao milczenie i chyba
kompletnie zmieni wyraz twarzy. - Czekaj. To znaczy, e
bd mia lepszy widok na twj tyek.
Zamiaam si. Daemon zawsze polepsza wszystko o stopie
czy dwa.
Podszed do mnie, a nieg rozwia si, eby zrobi dla niego
miejsce. Daemon usiad przy mnie, krzyujc nogi. Przez
moment adne z nas nic nie mwio, a potem pochyli si i
trci mnie ramieniem.
- Co naprawd tutaj robisz? - zapyta.
Nigdy nie byam w stanie niczego przed nim ukry, a
naprawd nie chciaam z nim o tym rozmawia.

- Co si dzieje z Dawsonem? Ju uciek?


Daemon wyglda przez moment, jakby dalej chcia dry
temat, ale zamiast tego tylko skin gow.
- Jeszcze nie, bo pilnowaem go dzisiaj jak niaka. Chyba
zao mu dzwoneczek.
Zamiaam si mikko.
- Chyba mu si to nie spodoba.
- Mam to gdzie. - Lekka zo zabarwia jego gos.
-Poszukiwanie Beth nie skoczy si dobrze. Wszyscy to
wiemy.
Nie wtpi.
- Daemon, czy ty... -Co?
Ciko byo ubra myli w sowa, bo gdy je powiem, stan
si prawdziwsze.
- Dlaczego nie przyszli po Dawsona? Musz wiedzie, e tu
jest. To pierwsze miejsce, w ktrym powinni go zacz
szuka. I najwyraniej nas obserwuj. - Wskazaam na ty
domu. - Dlaczego po niego nie przyszli? Przyszli po nas?
Daemon spojrza na bawana i milcza przez kilka uderze
serca.
- Nie wiem, ale mam podejrzenia. Z trudem przeknam
lin. -Jakie?
- Naprawd chcesz je usysze? - Gdy skinam gow,
wrci do gapienia si na bawana. - Myl, e DOD byli
wiadomi planw Willa i wiedzieli, e Will bdzie zamieszany w ucieczk Dawsona. Wic na to pozwolili.

Odetchnam pytko i chwyciam gar niegu.


- Te tak myl. Spojrza na mnie spod rzs.
- Pytanie, dlaczego?
- To nie moe by nic dobrego. - Pozwoliam, by nieg
przesypa si przez moje palce. - To zasadzka. Musi by.
- Bdziemy gotowi - powiedzia po paru sekundach. -Nie
martw si, Kat.
- Nie martwi si. - To kamstwo, ale teraz wydawao si
waciwe. - Musimy by o krok przed nimi.
- Prawda. - Daemon wycign dugie nogi. Spd dinsw
ju przemk. - Wiesz, jak zostalimy poza radarem ludzi?
- Dziki wkurzaniu ich i izolowaniu si? - Umiechnam si
do niego bezczelnie.
- Ha, ha. Nie. Udawalimy. Cigle udawalimy, e nie
jestemy inni, e nic si nie dzieje.
- Nie nadam.
Pooy si na plecach. Jego ciemne wosy kontrastoway z
biel.
-Jeli bdziemy udawa, e usza nam na sucho ucieczka
Dawsona, e nie uwaamy tego za co podejrzanego lub e
nie jestemy wiadomi, e oni wiedz o naszych zdolnociach,
to moe zyskamy troch czasu na wymylenie, co oni robi.
Uoy rce wzdu ciaa.
- I mylisz, e wtedy co im si wymsknie?
- Nie wiem. Nie dabym sobie rki odci, ale to ju co. Nic
lepszego i tak teraz nie mamy.

Ale i tak to byo do dupy.


Umiechn si, zadowolony z siebie, i zacz macha
nogami i rkami. adnie to wygldao.
Zamiaam si, ale trwao to krtko, bo moje serce napucho.
Nigdy w yciu nie pomylaabym, e Daemon bdzie robi
anioa na niegu. I z jakiego powodu zrobio mi si ciepo na
sercu.
- Powinna tego sprbowa - namawia mnie z zamknitymi
oczami. - Lepiej si wtedy myli.
Wtpiam, e mi to pomoe w myleniu, ale pooyam si
obok i zrobiam to samo.
- Wygooglowaam Daedalusa.
- Tak? I co znalaza?
Powiedziaam mu o micie i moim podejrzeniu, ale Daemon
tylko parskn miechem.
- Nie zdziwioby mnie ich wielkie ego.
- Sam takie masz, wic co wiesz na ten temat - powiedziaam.
- Ha, ha. Bardzo mieszne. Umiechnam si szeroko.
-Jak ma mi to pomc w myleniu, tak przy okazji? Zamia
si.
- Poczekaj jeszcze kilka sekund.
Czekaam, ale on usiad, chwyci mnie za rk i pocign do
gry za sob. Otrzepalimy si ze niegu nawzajem - Daemon
nie spieszy si przy pewnych moich obszarach.
Odwrcilimy si do naszych aniow.
Mj by mniejszy i nie tak rwny jak jego. Jego by idealny musia si popisa. Objam Daemona.

- Czekam na jakie owiecenie.


- Nie ma adnego. - Otoczy mnie cikim ramieniem,
pochyli si i pocaowa mnie w policzek. Usta mia mikkie,
ciepe. - Ale byo fajnie, nie? A teraz... - Znowu popatrzy na
bawana. - Skoczmy twojego bawana. To nie jest takie
skomplikowane. Przynajmniej nie ze mn.
Moje serce przyspieszyo. Tyle razy zastanawiaam si, czy
Daemon potrafi czyta w mylach. Potrafi by niesamowicie
spostrzegawczy, jeli chcia. Oparam gow na jego ramieniu,
zastanawiajc si, kiedy zmieni si z koszmarnego palanta
w... tego faceta, ktry cigle doprowadza mnie do furii, ale
te nieustannie zaskakiwa i zdumiewa.
Faceta, w ktrym byam szaleczo zakochana.

Rozdzia 4
niene pugi ju oczyciy drogi w miasteczku, wic
Matthew w mgnieniu oka cign firm, by naprawia okno.
Odjechali dziesi minut przed przyjazdem mamy, ktra wygldaa, jakby jada, spaa i pomagaa ratowa ludzi w swoim
pielgniarskim fartuchu w groszki.
Obja mnie i niemale przewrcia.
- Kochanie, tak za tob tskniam! Ucisnam j prawie tak
samo mocno.
-Ja te. Czy... - Puciam j i zamrugaam, by pozby si ez.
Odwrciam wzrok i odchrzknam. - Czy ty si w ogle
mya przez ostatni tydzie?
- Nie. - Znowu prbowaa mnie przytuli, ale odskoczyam.
Zamiaam si. Zobaczyam bysk smutku w jej oczach, zanim
skierowaa si do kuchni. - Tylko artuj. W szpitalu s
prysznice, skarbie. Jestem czysta. Przysigam!
Poszam za ni. Od razu skierowaa si do lodwki. Otworzya drzwi i cofna si, a potem spojrzaa ponad ramieniem.
Kosmyki jej blond wosw ucieky z koka.
cigna delikatnie brwi i zmarszczya nos.
- Katy...?

- Przepraszam. - Wzruszyam ramionami. - Zasypao mnie. I


byam godna. Bardzo.
- Wanie widz. - Zamkna drzwi. - To nic. Pjd pniej
do sklepu. Drogi ju nie s takie ze. - Zamilka, pocierajc
brew. - C, rzeczywicie nie miaa jak jecha, ale mi si
teraz uda.
To oznacza, e w poniedziaek bdzie szkoa. Uch!
- Mog pojecha z tob.
- Byoby mio, skarbie. Pod warunkiem, e nie nawkadasz
peno rzeczy do koszyka, a potem si nie ulotnisz, gdy bd
chciaa wraca.
Posaam jej puste spojrzenie.
- Nie mam dwch lat.
Zacza si umiecha, ale zamiast tego skoczyo si na
ziewaniu.
- Nawet nie miaam tam chwili oddechu. Wikszo
pielgniarek nie moga dotrze na miejsce. Byam na ostrym
dyurze, porodwce i, to moje ulubione - powiedziaa,
chwyciwszy butelk wody - leczeniu uzalenie.
- Do bani. - Trzymaam si blisko niej, bo nagle zachciao mi
si by blisko mamusi.
- Nawet nie masz pojcia. - Upia yk i zatrzymaa si u
podstawy schodw. - Krwawili na mnie, sikali i rzygali. W tej
kolejnoci, a czasami nie.
- Fuj - powiedziaam. - Musz zapamita - pielgniarstwo
razem z prac w szkolnictwie znalazy si na licie Prac,
Ktrych Za Nic Nie Bd Wykonywa.
- Aha! - Zacza wchodzi na schody, ale zatrzymaa si
nagle i obrcia lekko. O rany. - Zanim zapomn, w na-

stpnym tygodniu bd mie inne zmiany. Zamiast pracowa


w Grand w weekendy, bd w Winchester. W miecie jest
toczniej, a w weekendy bdzie wicej pracy ni tutaj. No i
Will te wtedy pracuje, wic tak bdzie lepiej.
A to by oznaczao... e co? Moje serce drgno gwatownie.
- Co powiedziaa? Mama zmarszczya brwi.
- Kochanie, twj gos... Naprawd musz spojrze na twoje
gardo. Okay? Albo Will na nie spojrzy. Jestem pewna, e nie
bdzie mia nic przeciwko.
Byam jak sparaliowana.
- Miaa... wieci od Willa?
- Tak, rozmawialimy, gdy by na konferencji na zachodzie
kraju. - Powoli si umiechna. - Wszystko dobrze?
Nie, nie jest dobrze.
- No dalej - powiedziaa. - Chod na gr, spojrz na twoje
gardo...
-Kiedy... rozmawiaa z Willem?
Przez twarz mamy przemkn wyraz zdezorientowania.
- Kilka dni temu. Kochanie, twj gos...
- Z moim gosem wszystko dobrze! - Oczywicie w poowie
si zaama, a mama popatrzya na mnie, jakbym jej
powiedziaa, e zostanie babci. To bya moja szansa, by
powiedzie jej prawd.
Weszam na jeden stopie, ale si zatrzymaam. Wszystkie te
sowa - ta prawda - zaciy si gdzie midzy moimi strunami
gosowymi i ustami. Z nikim nie gadaam o tym, e chciaam
powiedzie mamie prawd. Czy mi uwierzy?

A najgorsze w tym byo to, e mama... kochaa Willa. Wiem,


e tak.
Mj odek skrci si w ciasny supe. Siliam si, by w
moim gosie nie byo sycha paniki.
- Kiedy Will wraca?
Przyjrzaa mi si z uwag, zaciskajc usta w cienk lini.
- Jeszcze nie w nastpnym tygodniu, ale, Katy... jeste
pewna, e to mi chciaa powiedzie?
Czy on naprawd wrci? I jeli rozmawia z mam, to
znaczy, e z powodzeniem przeszed mutacj i teraz ja i
Daemon jestemy z nim poczeni. A moe to znikno?
Musz pogada z Daemonem. Teraz. W ustach zrobio mi si
sucho, wic nie mogam przekn.
- Tak. Przepraszam. Musz i...
- Dokd? - zapytaa.
- Zobaczy si z Daemonem. - Wycofaam si, eby wzi
buty.
- Katy. - Poczekaa, a si zatrzymam. - Will mi powiedzia.
Zrobio mi si zimno. Powoli si obrciam.
- Co ci powiedzia?
- Powiedzia mi o tobie i Daemonie - e wy dwoje
zaczlicie ze sob chodzi. - Zamilka i poczstowaa mnie
typowym dla mam spojrzeniem. Tym, ktre mwio
zawiodam si na tobie". - Powiedzia, e o tym
wspomniaa. Wolaabym, eby powiedziaa najpierw

mi. Nie tak wychowaam crk, eby dowiadywa si o jej


chopaku od innej osoby.
Szczka opada mi prawie do podogi.
Powiedziaa co jeszcze, a ja chyba pokiwaam gow. Tak
szczerze, mogaby mi powiedzie, e po ulicy przeszli Loki i
Thor. Ju jej nie suchaam. Co planuje Will?
Mama w kocu daa sobie spokj z rozmow, wic szybko
woyam buty i zacignam tyek do domu Daemona. Gdy
drzwi si otworzyy, od razu wiedziaam, e to nie Daemon,
bo nie poczuam askotek na karku.
Nie spodziewaam si jednak niebieskiego jak ocean wzroku
Andrew.
- Ty - powiedzia z pogard w gosie. Zamrugaam.
-Ja?
- Tak, ty, Kty, maa hybryda kosmity i czowieka.
- Eee, jasne. Musz si zobaczy z Daemonem. -Chciaam
wej, ale szybko zablokowa mi przejcie. -Andrew.
- Daemona tu nie ma. - Umiechn si, ale nie byo w tym
krztyny ciepa.
Zaoyam ramiona na piersi i nie chciaam si cofn.
Andrew nigdy mnie nie lubi. On chyba oglnie nie lubi
ludzi. Ani szczeniaczkw. Ani bekonu.
- Wic gdzie jest?
Andrew wyszed na zewntrz i zamkn za sob drzwi. Sta
tak blisko, e czubki jego butw stykay si z moimi.
- Zwia gdzie rano. Chyba poda za tym szalecem.
Przeszya mnie furia.

- Z Dawsonem jest wszystko w porzdku.


- Naprawd? - Unis brew. - Wydaje mi si, e wypowiada
trzy spjne zdania na dzie i to wszystko.
Zacisnam donie w pici po bokach. Delikatny wiatr
rozwia moje wosy wok ramion. Tak bardzo chciaam go
uderzy.
- Bg jeden wie, przez co przeszed. Wyka troch wspczucia, dupku. Nawet nie wiem, dlaczego z tob gadam.
Gdzie jest Dee?
Z jego twarzy znikn zoliwy umieszek, zastpiony takim
zimnym, penym ostrej nienawici. -W domu.
Czekaam na wicej szczegw.
- Tyle to si sama domyliam. - Znowu nie byo odpowiedzi. Jeszcze chwila, a poka mu, co moe zrobi maa
hybryda kosmity i czowieka". - Dlaczego ty tu jeste?
- Bo zostaem zaproszony. - Pochyli si tak nisko, e
mgby mnie pocaowa. Nie miaam innego wyboru, wic
musiaam si cofn. Pody za mn. - A ty nie.
Auu. To zabolao. Zanim si spostrzegam, uderzyam
plecami w balustrad. Zostaam uwiziona. Nie miaam dokd
i, a on nie chcia odpuci. Poczuam przypyw rda,
ktre narastao we mnie i rozprzestrzeniao si po mojej
skrze jak energia elektrostatyczna.
Sama mogam go przesun.
Andrew musia zobaczy co w moich oczach, bo parskn.
- Nawet nie myl, eby to gwno wyprbowa na mnie. Jak
ty zaczniesz, to ja ci oddam. I nie bd aowa.

Trudno mi byo si powstrzyma od zrobienia tego. Moja


ludzka strona i ta druga, czymkolwiek bya, chciay si podczy do rda i go uy. To byo jak rozciganie dugo
nieuywanego minia. Pamitaam to uczucie buzujcej we
mnie mocy i ulgi, jak dawao uwolnienie jej.
Czci mnie, takiej malutkiej, ten pomys si podoba. I
jednoczenie cholernie mnie to przeraao.
Z korzyci dla Andrew, mj strach okaza si silniejszy.
- Dlaczego ty mnie a tak nienawidzisz? - zapytaam.
Przechyli gow na bok.
- Tak samo byo z Beth. Wszystko byo dobrze, a si
pojawia. Stracilimy Dawsona i cholernie dobrze wiesz, e
go nie odzyskalimy, nie naprawd. Teraz to samo dzieje si z
Daemonem, ale tym razem stracilimy Adama. On nie yje.
W jego oczach po raz pierwszy zabyso co wicej ni odraza. Bl - cierpienie, z ktrym sama byam zaznajomiona.
Gdy tata umar na raka, wygldaam na rwnie rozbit i bezradn.
- I nie jego jednego stracimy - kontynuowa ochrypym
gosem. - Wiesz o tym, ale czy ci to obchodzi? Nie. Ludzie
s najbardziej samolubnymi istotami. I nie prbuj udawa, e
jeste lepsza. Gdyby bya, to od pocztku trzymaaby si od
Dee z daleka. Nigdy by ci nie zaatakowano, a Daemon nie
musiaby ci uleczy. Nic z tego by si nie stao. To wszystko
twoja wina. Twoja.
***
Reszta mojego dnia bya do dupy. Martwiam si, co takiego
mg zrobi Dawson, e Daemon musia za nim gania

cay dzie. I martwiam si, e DOD tylko czeka, by nas zapa. Jeszcze bardziej martwiam si tym, jakiego asa Will
mia w rkawie. A po rozmowie z Andrew miaam ochot
zakopa si w pocieli.
I zrobiam to na jak godzin. Moje ualanie si nad sob
miao swj limit, bo zazwyczaj sama siebie tym wkurzaam.
Wyjrzaam z ukrycia, a potem otworzyam laptopa i zaczam prac nad recenzjami. Ostatnio przeczytaam cztery
ksiki, bo nas zasypao, a Daemon by zajty Dawsonem. To
nie mj rekord, ale i tak dobrze. Od jakiego czasu zaniedbywaam boga.
Pisanie recenzji i znajdowanie pasujcych do nich obrazkw
zawsze poprawiao mi humor. Najbardziej lubiam te z
kotkami i lamami. I Deanem Winchesterem. Nacisnam
opublikuj post" i si umiechnam.
Jeden skoczony, jeszcze trzy.
Przez reszt dnia pisaam recenzje i przegldaam ulubione
bogi. Jeden z nich mia niesamowity nagwek. Zrobiabym
wszystko, by te taki mie. Nigdy nie byam dobra w
projektowaniu stron internetowych, co wyjania mao
zachwycajce to mojej.
Po szybkim wypadzie do spoywczego z mam i kolacji, ju
miaam zacz polowa na Daemona, kiedy poczuam na
karku ciepe askotki.
Wypadam z kuchni i prawie potrciam zaskoczon mam.
Otworzyam gwatownie drzwi na ocie i rzuciam si dosownie - w jego nieotwarte ramiona.
Nie by przygotowany na mj atak, wic cofn si o krok, a
potem zamia gboko przy czubku mojej gowy i otoczy

mnie ramionami. Trzymaam go piekielnie mocno. Dziki


temu czuam przyspieszone bicie jego serca przy mojej piersi.
- Kotek - wymamrota. - Wiesz, jak bardzo lubi, gdy si tak
witasz.
Schowaam twarz w zagbieniu jego szyi i wcignam ten
mski, pikantny zapach, mamroczc co niezrozumiaego.
- Martwia si, nie?
- Mmm-hmm. - A potem przypomniaam sobie, jak bardzo
si martwiam cay przeklty dzie. Uwolniam si z ucisku i
walnam go w pier. Bardzo, bardzo mocno.
- Auu! - Ale umiechn si, pocierajc pier. - Za co to
byo?
Zaoyam ramiona na piersi i powiedziaam cicho:
- Syszae o czym takim jak telefon komrkowy? Unis
brew.
- C, tak, to taka maa rzecz z tymi zarbistymi
aplikacjami...
- To dlaczego nie miae jej dzisiaj ze sob? - wtrciam.
Pochyli si.
- Zmienianie formy niszczy wszystkie elektryczne gadety. Mwi, ustami muskajc mj policzek, od czego zadraam.
To nie fair.
Och. No c. O tym nie pomylaam.
- Ale i tak powiniene by da chocia jaki znak. Mylaam...
-Co mylaa?
Rzuciam mu spojrzenie pod tytuem Serio musz ci to
wyjania?".

Iskierki w oczach Daemona znikny. Zapa mnie za policzki i przycign moje usta do swoich, a potem pocaowa
sodko.
- Kotek, nic mi si nie stanie. Jestem ostatni osob, o ktr
powinna si martwi - powiedzia cicho.
Zamknam oczy, otoczona jego ciepem.
- To chyba najgupsza rzecz, jak kiedykolwiek powiedziae.
- Naprawd? Powiedziaem duo gupich rzeczy.
- Wiem. Wic to co mwi. - Odetchnam. - Nie prbuj si
zachowywa jak jaka dziewczyna z obsesj, ale nasza
sytuacja jest... inna.
Nastaa cisza, a potem jego usta rozcigny si w umiechu.
- Masz racj.
Pieko zamarzo, a winie zaczy lata.
- Co powiedziae?
- e masz racj. Powinienem w ktrym momencie si z tob
skontaktowa. Przepraszam.
A Ziemia jest paska. Nie wiedziaam, co powiedzie.
Daemon uwaa, e w dziewidziesiciu dziewiciu procentach by nieomylny. Wow.
- Odjo ci mow. - Zamia si. - Podoba mi si to. I podoba
mi si te, gdy si tak wciekasz. Chcesz mnie znowu
uderzy?
Zamiaam si. -Jeste...
Drzwi za mn otworzyy si. Mama odchrzkna.

- Nie wiem, dlaczego wy cigle przebywacie na ganku, ale


wejdcie. Na dworze jest lodowato.
Moje policzki zapony yw czerwieni. Nic nie mogam
zrobi, by powstrzyma Daemona. Puci mnie, wszed do
rodka i od razu oczarowa moj mam, a si rozpywaa na
rodku korytarza.
Powiedzia, e podoba mu si jej nowa fryzura. To ona miaa
now fryzur? Chyba jej wosy rzeczywicie inaczej wyglday. Jakby je umya czy co. Daemon powiedzia jej, e
ma pikne diamentowe kolczyki. I e ten dywan przy
schodach jest adny. A ten zapach po tajemniczej kolacji - bo
cigle nie mogam doj do tego, czym mnie nakarmia - by
obdny. I e podziwia zawd pielgniarki. W tym momencie
ju nie mogam si powstrzyma, eby nie wywraca oczami.
Daemon by po prostu aosny.
Zapaam go za rk i pocignam do schodw.
- Okay, byo mio...
Mama skrzyowaa ramiona na piersi.
- Katy, co ja ci powiedziaam o sypialni?
Nie mylaam, e moja twarz moe si zrobi jeszcze bardziej czerwona.
- Mamo... - Pocignam Daemona. Nie ruszy si. Jej wyraz
twarzy pozosta taki sam. Westchnam.
- Mamo, to nie tak, e bdziemy uprawia seks, gdy ty jeste
w domu.
- Dobrze wiedzie, kochanie, e uprawiasz seks, gdy mnie
nie ma w domu.
Daemon zakaszla, prbujc ukry miech.

- Moemy zosta...
Posiaam mu mordercze spojrzenie i udao mi si zacign
go na stopie.
- Maamoo! - Pozwijcie mnie za takie jczenie. W kocu si
poddaa.
- Ale drzwi maj by otwarte. To mnie ucieszyo.
- Dziki! - Potem si obrciam na picie i zacignam
Daemona do sypialni, zanim zmieni mam w swoj fank.
Wepchnam go do rodka i pokrciam gow.
-Jeste okropny.
- A ty jeste niedobra. - Cofn si i umiechn szeroko. Mylaem, e drzwi maj by otwarte.
- S. - Wskazaam na drzwi za nim. - S uchylone. Czyli
otwarte.
- Te szczegy - powiedzia i usiad na ku. Potem
wycign do mnie rk. W jego zielonych oczach zabysny
iskierki. - No chod... chod bliej.
Nie ruszyam si.
- Nie przyprowadziam ci tu, eby si podda dzikiemu,
mapiemu podaniu.
- Niech to szlag. - Opuci rk na kolano.
Z trudem powstrzymaam si od miechu, bo to tylko by go
zachcio. Zdecydowaam, e trzeba przej do sedna.
- Musimy pogada. - Podeszam bliej ka i ciszyam
gos. - Will rozmawia z mam.
Zmruy oczy.
- Powiedz mi wszystko.

Usiadam przy nim z nogami podcignitymi do piersi.


Powiedziaam mu o tym, co usyszaam od mamy. Widziaam
drgajcy misie na jego szczce. Te wieci nie wpyny na
niego dobrze. I w aden sposb nie moglimy si dowiedzie,
czy mutacja si utrzymaa, czy nie. Trzeba by byo zapyta o
to samego Willa. No jasne...
- Nie moe wrci - powiedziaam i rozmasowaam palcami
skronie. - Jeli mutacja si nie utrzymaa, to wie, e go
zabijesz. A jeli si utrzymaa...
- Ma przewag - przyzna Daemon. Pooyam si na
plecach.
- Boe, co za chaos, cholerny, gigantyczny chaos. - Jakbymy byli przeklci. - Jeli wrci, nie moe si zbliy do
mamy. Bd musiaa jej powiedzie prawd.
Daemon przez chwil by cicho, po czym opar si o
wezgowie ka.
- Nie chc, eby jej mwia.
Zmarszczyam brwi i przekrzywiam gow, napotykajc
jego wzrok.
- Musz jej powiedzie. Jest w niebezpieczestwie.
- Narazisz j na niebezpieczestwo, jeli jej powiesz.
-Zaoy ramiona na piersi. - Rozumiem, e musisz, ale jeli
pozna prawd, nie bdzie bezpieczna.
Nawet to rozumiaam. Kady czowiek, ktry si o nich
dowie, bdzie w niebezpieczestwie.
- Ale trzymanie jej w niewiedzy jest gorsze, Daemon. Usiadam twarz do niego. Pooyam gow na kolanach. Will to psychopata. A jeli wrci i bdzie

chcia dokoczy, co zacz? - cisno mnie w gardle. -Nie


mog do tego dopuci.
Daemon przeczesa doni wosy a materia koszulki
rozcign si na bicepsie. Chopak odetchn dugo i ciko.
- Najpierw musimy si dowiedzie, dlaczego chce wrci.
Zirytowaam si.
-1 niby jak chcesz to zrobi?
- Tego jeszcze nie wymyliem. - Bysn sabym
umiechem. - Ale zamierzam.
Wyprostowaam si, sfrustrowana. Teoretycznie mielimy
czas. Nie by to czas nieskoczony - moe kilka dni lub
tydzie, jeli bdziemy mie szczcie. Nie podoba mi si
pomys trzymania jej w niewiedzy.
- Co robie cay dzie? ledzie Dawsona? - zapytaam,
dajc sobie spokj z tamtym tematem. Gdy pokiwa gow,
zrobio mi si go al. - Co robi?
- Bka si tylko, ale wiem, e prbowa mnie tym wkurzy.
Wiem, e gdybym go nie pilnowa, dostaby si do tego
budynku. Na razie go zostawiem, bo Dee si nim zajmuje. Odwrci wzrok. Jego ramiona zesztywniay, jakby spocz na
nich straszny ciar. - Dawson... on znowu da si zapa.

Rozdzia 5
Zamurowao mnie, gdy w sobot wieczorem wpad do mnie
Daemon i chcia gdzie wyj. Czyli zrobi co normalnego.
Randka. Jakbymy mieli ten luksus. Nie mogam przesta
myle o tym, co powiedzia, gdy bylimy w ku.
Chcia wszystko zrobi waciwie. Z randk. Z kinem.
Dee niaczya Dawsona, wic Daemon zdecydowa si
zostawi ich razem.
Ubraam ciemne dinsy i czerwony golf. Powiciam kilka
minut na makija, a potem w podskokach pokonaam schody.
Jakie p godziny zajo mi oderwanie Daemona od mamy.
Moe nie bd musiaa si martwi o ni i Willa. Moe bd
si musiaa martwi o ni i Daemona.
Ju wewntrz Dolly, jego samochodu, podkrci ogrzewanie
i posa mi umiech.
- Okay. Bdzie kilka zasad na naszej randce. Uniosam brwi.
- Zasady?

- Tak. - Wyprowadzi Doiy z podjazdu, a potem wjecha na


ulic, omijajc ostronie grube plamy ciemnego lodu. Zasada pierwsza, nie mwimy o DOD.
- Okay. - Zagryzam warg.
Spojrza na mnie ukradkiem, jakby wiedzia, e prbowaam
zmy z gby gupi, zadowolony umiech.
- Zasada numer dwa, nie rozmawiamy o Willu czy
Dawsonie. I zasada numer trzy, skupiamy si na tym, jaki
zajebisty jestem.
Dobra, koniec walki z umiechem. Teraz szczerzyam si od
ucha do ucha.
- Myl, e sobie poradz z tymi zasadami.
- Lepiej, eby tak byo, bo za zamanie ich bdzie kara.
- A jaka to by miaa by kara? Zamia si.
- Pewnie taka, ktra ci si spodoba.
Na moje policzki wkrad si rumieniec. Nie prbowaam
nawet na to odpowiada. Zamiast tego signam do radia w
tym samym momencie co Daemon. Nasze palce si o siebie
otary, a poczuam iskry na skrze. Szarpnam rk, a on si
zamia. By to zachrypnity dwik, od ktrego nagle
poczuam, e wntrze SUV-a byo za mae.
Daemon ustawi stacj z rockiem, ale nie za gono. Nic si
nie wydarzyo podczas drogi, ale byo fajnie... bo nic
szalonego si nie stao. Wybra wosk restauracj.
Usiedlimy przy maym stoliku ze wiecami. Rozejrzaam si
dookoa. aden inny st nie mia wiec.

I byy przykryte kiczowatymi obrusami w czerwono-bia


krat.
Na naszym stole oprcz tych wiec stay kieliszki od wina
wypenione wod. Nawet serwetki wyglday na jedwabne.
Biorc pod uwag te wszystkie szczegy, moje serce nagle
fikno kozioka.
- Czy ty... ?
Opar si okciami o st i pochyli. Mikkie cienie
zataczyy na jego twarzy, owietlajc koci policzkowe i
zarys jego ust.
-Co?
- Zaaranowae to? - Machnam rk w stron wieczek.
Daemon wzruszy ramionami.
- Moe...
Odrzuciam wosy na plecy i umiechnam si.
- Dzikuj. To bardzo...
- Zarbiste? Zamiaam si.
- Romantyczne... to bardzo romantyczne. Ale zarbiste te.
- Dopki mylisz, e jest zarbicie, to jest tego warte. Spojrza na kelnerk, ktra podesza do naszego stolika. Jej
plakietka informowaa, e ma na imi Rhonda.
Gdy obrcia si, by wzi zamwienie od Daemona,
zmierzya go wzrokiem - powszechny skutek uboczny
przebywania w obecnoci Pana Zarbistego, najwyraniej.

- A co z tob, skarbie?
- Spaghetti z sosem misnym - odpowiedziaam, a potem
zamknam menu i podaam jej.
Rhonda znowu spojrzaa na Daemona i myl, e nawet
westchna.
- Zaraz przynios wam paluszki chlebowe. Umiechnam
si do niego, gdy ju zostalimy sami.
- Chyba dostaniemy dodatkowe pulpeciki. Zamia si.
- Hej, do czego si jednak przydaj.
- Przydajesz si do wielu rzeczy. - Gdy tylko te sowa
opuciy moje usta, zarumieniam si. Wow. To moe zosta
odebrane na wiele sposobw.
Co zaskakujce, Daemon nie skomentowa. Zamiast tego
zacz si ze mn droczy na temat ksiki, ktr widzia u
mnie w sypialni. To byo romansido. Na okadce widnia
typowy samiec alfa z szeciopakiem. Zanim pojawiy si
nasze paluszki chlebowe, prawie go przekonaam, e byby
idealnym modelem do takich ksiek.
- Ja nie nosz skrzanych spodni - powiedzia i wzi ks
tych czosnkowo-malanych cudeniek.
Co za szkoda...
- Ale i tak si nadajesz. Wywrci oczami.
- Lubisz mnie tylko dla mojego ciaa. Przyznaj si.
- C, no tak...
Spojrza na mnie spod rzs oczami byszczcymi jak
diamenty.
- Czuj si uprzedmiotowiony.

Wybuchnam miechem, a potem zada pytanie, ktrego si


nie spodziewaam...
- Co zamierzasz w sprawie college'u? Zamrugaam. College?
Oparam si o siedzenie i utkwiam spojrzenie w pomieniu
wiecy.
- Nie wiem. To chyba nawet niemoliwe, chyba e pjd do
miejsca naadowanego beta-kwarcem...
- Wanie zamaa zasad - przypomnia mi, a na jego
ustach uformowa si pumiech.
Wywrciam oczami.
- A ty? Co planujesz? Wzruszy ramionami. -Jeszcze si nie
zdecydowaem.
- Koczy ci si czas - powiedziaam. Zabrzmiaam jak
Carissa, ktra uwielbiaa mi o tym przypomina za kadym
razem, gdy rozmawiaymy.
- Waciwie to nam obojgu koczy si czas, chyba e potem
trafimy na list rezerwowych.
- Dobra. Pomijajc amanie zasad, jak to jest moliwe?
Mamy studiowa online? - Znowu wzruszy ramionami, a ja
nagle poczuam ochot, by dgn go widelcem w oko.
-Chyba e znasz college, ktry... sprzyjaby naszej sytuacji?
Nadjecha nasz posiek, co przerwao rozmow. Kelnerka
dodaa sera do talerza Daemona. Mi w kocu te. Gdy tylko
odesza, dryam temat dalej.
- To co, znasz?
Zacz kroi noem i widelcem kawaek lasagne wielkoci
ciarwki.
- Flatirons.

- e niby jak?
- Flatirons to gra pod Boulder w Kolorado. - Pokroi swj
posiek na mniejsze kawaki. Daemon zawsze jada w taki
delikatny sposb, podczas gdy ja rozwalaam spaghetti po
caym talerzu. - Jest tam peno kwarcytu. Nie jest w
widocznych miejscach i mao kto o tym wie, ale troch go tam
jest.
- Okay. - Prbowaam je spaghetti mniejszymi ksami. - A
co to ma wsplnego z tym wszystkim?
Spojrza na mnie spod rzs.
- Uniwersytet w Kolorado jest trzy kilometry od Flatirons.
- Och. - Przeuam powoli jedzenie. Nagle straciam apetyt.
-1 to tam... chcesz studiowa?
I znowu wzruszy ramionami.
- Kolorado nie jest takie ze. Myl, e by ci si tam podobao.
Zagapiam si na niego, kompletnie zapominajc o jedzeniu.
Czy on zmierza do tego, o czym ja mylaam? Nie chciaam
niczego pochopnie zakada i za bardzo si baam zapyta.
Nie wiedziaam, czy sugerowa, e podobaoby mi si
odwiedzenie tego miejsca, czy mieszkanie tam... z nim.
Wstydziam si zapyta.
Rce nagle zrobiy mi si zimne. Odoyam widelec. A jeli
Daemon odejdzie? Z jakiego powodu zaoyam, e nie
wyjedzie. Nigdy. Podwiadomie zaakceptowaam, e nie
opucimy tego miasteczka, gwnie dlatego, e nie braam
pod uwag znalezienia innego miejsca chronicego nas przed
Arumianami.

Spuciam wzrok na talerz. Czy to przez Daemona pogodziam si z tym, e tu zostan? Czy to waciwe? Nigdy
nie powiedzia, e ci kocha, wyszepta w mojej gowie
wredny i wkurzajcy gos. Nie powiedzia tego nawet wtedy,
gdy ty to powiedziaa.
I ten gupi gos mia racj.
Ni std, ni zowd mojego nosa dotkn paluszek chlebowy.
Uniosam szybko gow.
Daemon trzyma w palcach paluszek. Jego brwi podjechay
do gry.
- O czym wanie mylaa?
Poczuam ucisk w odku. Zmusiam si do umiechu.
- Myl... e Kolorado brzmi niele. Kamczucha, mwia
jego mina, ale wrci do jedzenia.
Po raz pierwszy midzy nami pojawia si niezrczna cisza.
Z trudem skupiam si na jedzeniu, ale wtedy staa si najdziwniejsza rzecz. Gdy Daemon zacz si ze mn lekko droczy i zeszlimy na lejsze tematy - jak jego obsesja ze
wszystkim, co zwizane z duchami - odkryam, e dobrze si
bawi.
- Wierzysz w duchy? - zapytaam, prbujc uchwyci
ostatni klusk.
Oprni talerz, odchyli si na siedzeniu i napi z kieliszka.
- Sdz, e istniej. Ogarno mnie zdumienie.
- Serio? Hmm. Mylaam, e po prostu ogldasz te wszystkie
programy o duchach dla rozrywki.
- Bo ogldam. Podoba mi si ten, w ktrym facet cigle
wrzeszczy Kole! Stary!". - Umiechn si, gdy ja si

zamiaam. - Ale tak na powanie, to nie jest niemoliwe.


Zbyt wielu ludzi byo wiadkami rzeczy niewyjanionych.
- Jak zbyt wielu ludzi widziao kosmitw i UFO.
-Umiechnam si szeroko.
- Wanie. - Odstawi szklank. - Tylko e UFO to totalna
cierna. Rzd jest odpowiedzialny za ten cay Niezidentyfikowany Obiekt Latajcy.
Szczka mi opada. Dlaczego mnie to nie dziwi?
Pojawia si Rhonda z rachunkiem. Nie chciaam jeszcze
wychodzi. Randka bya zbyt krtk chwil normalnoci, a
nam tak bardzo tego brakowao.
Gdy szlimy w kierunku frontu restauracji, kusio mnie, eby
go zapa za rk, ale si powstrzymaam. Daemon potrafi
robi przy ludziach niestworzone rzeczy, ale trzymanie si za
rce?
To zupenie nie w jego stylu.
Przy drzwiach siedziao kilku ludzi ze szkoy. Wybauszyli
oczy, gdy nas zobaczyli. Biorc pod uwag, e przez
wikszo roku czya nas z Daemonem nienawi, byam w
stanie zrozumie ich zaskoczenie.
Na zewntrz ju zaczyna prszy nieg. Cienka warstwa
pokrya parking i samochody, ale biay puch sypa dalej.
Zatrzymaam si przy stronie pasaera, odchyliam gow i
otworzyam usta, pozwalajc im spa na mj jzyk.
Daemon zmruy na mnie oczy, a od intensywnoci jego
wzroku poczuam motylki nisko w brzuchu. Nasza mnie silna
ochota, by skrci dystans midzy nami, ale si nie ruszyam.
Nogi miaam jak przyklejone do podoa, a z moich puc
ucieko powietrze.

- No co? - wyszeptaam. Rozchyli wargi.


- Mylaem o jakim filmie.
- Okay. - Zrobio mi si gorco, mimo takiej pogody. -No i?
- Ale zamaa zasady Kotek. Kilka razy. Naley ci si kara.
Moje serce podskoczyo.
- Uwielbiam ama zasady. Kciki jego ust powdroway w
gr.
- Wiem.
Ruszy si z prdkoci wiata i znalaz przede mn, zanim
zdoaam powiedzie sowo. Zapa mnie za policzki i odchyli
mi gow. Jego usta otary si o moje, a ja poczuam dreszcz
przebiegajcy po krgosupie. Ten dotyk by mikki jak
pirko, nieskoczenie delikatny. A potem za drugim
dotkniciem rozchyliam usta w powitaniu.
Naprawd podoba mi si taki rodzaj kary.
Daemon przesun donie na moje biodra i przycisn mnie
do siebie, a potem ruszylimy do tyu, a oparam si plecami
o zimny, wilgotny metal jego samochodu - mam nadziej, e
jego. Wtpi, by kto chcia, eby jaka para robia przy jego
samochodzie to, co my robilimy.
Caowalimy si namitnie, a pomidzy naszymi ciaami nie
byo centymetra odstpu. Otoczyam ramionami jego szyj i
wsunam palce w jedwabiste fale pokryte teraz niegiem.
Pasowalimy do siebie w kadym miejscu.

- Kino? - wymamrota! i znowu mnie pocaowa. - A potem


co, Kotek?
Nie mogam ju nawet przez niego myle. Moje serce bio
mocno, gdy wsun palce pod golf i przesun nimi po nagiej
skrze. I chciaam by naga - i tylko z nim, zawsze z nim. On
wiedzia, co si stanie po kinie. Chcia zrobi wszystko jak
naley... Dobry Boe, a ja chciaam to zrobi jak naley ju
teraz.
Skoro nie mogam mwi przez jego pocaunki, uznaam, e
lepiej poka. Przesunam rkami po jego dinsach. Zahaczyam palce o szlufki jego spodni i przycisnam go do
siebie.
Daemon jkn, a mj puls przyspieszy. Jego rce przelizgny si wyej, musny koronk i...
Wjego kieszeni odezwa si telefon, wrzeszczc jak gony
alarm. Przez sekund mylaam, e go zignoruje, ale cofn
si, zdyszany.
- Chwil.
Pocaowa mnie szybko. Jedn rk cigle trzyma tam, gdzie
bya wczeniej, drug wycign telefon. Ukryam twarz w
jego piersi, oddychajc ciko. Moje zmysy byy teraz
nieadem, nad ktrym nie potrafiam zapanowa.
Gdy Daemon si odezwa, gos mia zachrypnity.
- Lepiej, eby to byo wane...
Poczuam, jak sztywnieje, a jego serce zaczyna bi szybciej,
i od razu domyliam si, e stao si co zego. Odsunam
si i spojrzaam na niego.
-Co?

- Okay - powiedzia do telefonu, a jego tczwki si


rozwietliy. - Nie martw si, Dee. Zajm si tym. Obiecuj.
Strach ochodzi mj wewntrzny ar. Daemon wsun
telefon do kieszeni.
- No co? - znowu zapytaam. Kady jego misie by
napity.
- Dawson uciek.

Rozdzia 6
Popatrzyam na Daemona z niedowierzaniem, majc nadziej, e le go zrozumiaam. Ale lad desperacji i lekkiej
furii w jego oczach powiedzia mi, e si nie myliam.
- Przepraszam - powiedzia.
- Rozumiem. - Odrzuciam wosy na plecy. - Co mog
zrobi?
- Musz i - powiedzia i wycign kluczyki z kieszeni.
Potem umieci je w mojej doni. -1 naprawd musz i
szybko. Powinna wrci do domu i tam zosta. - A potem
poda mi swj telefon. - Niech zostanie w samochodzie.
Wrc tak szybko, jak to moliwe.
Mam wrci do domu?
- Daemon, mog ci pomc. Mog i...
- Prosz. - Znowu uj moj twarz w donie - rce mia
ciepe, w przeciwiestwie do mojej zimnej skry. Pocaowa
mnie, co smakowao po czci tsknot, a po czci gniewem.
A potem si odsun. - Wracaj do domu.
A potem znikn, poruszajc si za szybko, by ludzkie oko
mogo za nim zdy. Staam w miejscu przez kilka chwil.
Jestemy razem godzin, moe dwie, a potem wszystko

zaczyna si chrzani? Zacisnam palce wok kluczykw.


Ostry metal wbi si w moje ciao.
Zrujnowana randka to najmniejszy z moich problemw.
- Niech to szlag. - Obrciam si, obeszam SUV-a i weszam
do samochodu. Poprawiam fotel, by moje stopy mogy
dosign pedaw.
Wracaj do domu.
Dawson mg uda si w dwa miejsca. Wczoraj Daemon
powiedzia, e Dawson prbowa dosta si do biurowca. Tam
by przetrzymywany. To miejsce pewnie wybra.
Jed do domu i zosta tam.
Wyjechaam z parkingu. Mocno chwyciam kierownic. Jeli
wrc do domu i poczekam jak dobra dziewczynka, mog
zwin si na kanapie i poczyta ksik. Napisa recenzj i
zrobi popcorn. A potem wrci Daemon i jak gdyby nigdy nic
rzuc mu si w ramiona.
Skrciam w prawo zamiast w lewo i zamiaam si na gos.
Dwik by niski i gardowy przez moje schrzanione struny
gosowe i niepokj.
adnego domu. To nie lata pidziesite. Nie byam
kruchym czowieczkiem. I na pewno nie byam t sam Katy,
ktra kilka miesicy temu po raz pierwszy zapukaa do drzwi
Daemona. Bdzie musia to jako przey.
Przyspieszyam, majc nadziej, e tej nocy policja gdzie
indziej pilnowaa ruchu drogowego. Za nic nie uda mi si
wyprzedzi Daemona, ale jeli bracia wpadn w jakie
kopoty, bd w stanie na chwil rozproszy przeciwnika. Co
bym moga zrobi.

W polowie drogi ktem oka dostrzegam bysk biaego


wiata pomidzy drzewami. A potem znowu - biel zmieszana
z czerwieni.
Daam po hamulcach. SUV zjecha na prawo i zatrzyma si
niepewnie. Z walcym sercem wczyam wiata i
otworzyam drzwi. Przeszam dwupasmow autostrad,
podczyam si do rda i przyspieszyam, biegnc tak
szybko, e moje stopy ledwo dotykay ziemi.
Nisko wiszce gazie targay mi wosy. Z drzew opady
lawiny niegu, rujnujc spokojny krajobraz. Po mojej lewej
zobaczyam rozmazan brzow plam lecc prosto na mnie.
Najprawdopodobniej jele albo, znajc moje szczcie,
chupacabra.
Dostrzegam przed sob biao-niebieskie wiato, ktre byo
jak byskawica z nieba. To zdecydowanie Luksjanin, ale nie
Daemon - jego wiato byo czerwonawe. To musia by
Dawson lub...
Ominam wielkie skay, rozrzucajc wok siebie nieg. Z
wizw spady niebezpiecznie wygldajce lodowe sople i
roztrzaskay si na ziemi obok mnie. Biegnc przez labirynt
drzew, skrciam ostro na prawo...
I tam ich znalazam, dwie formy Luksjan wygldajce jak
robaczki witojaskie... Co, u diaba? Zatrzymaam si
gwatownie, apczywie wdychajc powietrze.
Jeden by wyszy, czysta biel o czerwonych kracach. Drugi
by szczuplejszy, powolniejszy, o wietle z niebieskim
poyskiem. Ten wikszy - byam pewna, e to Daemon trzyma drugiego w duszcym ucisku, ktry wczeniej
widziaam tylko w walkach zapaniczych.

Widziaam ju wszystko.
Jak zakadaam, ten drugi to Dawson, ktry zdoa si
oswobodzi i odepchn Daemona, ale Daemon otoczy ramionami rodek jego wietlistej formy, unis w powietrze i
przycisn go z rozpdu do drzewa tak mocno, e z gazi
opado jeszcze wicej sopli.
wiato Dawsona zapulsowao, gdy uderzyo w drzewo.
Prbowa pozby si Daemona - a przynajmniej tak to wygldao - ale Daemon by silniejszy.
Zaoyam ramiona na piersi i zadraam.
- To s chyba jakie jaja.
Kosmici nagle zamarli. Bardzo chciaam do nich podej i
ich obu kopn. Sekund pniej ich wiato zamigotao.
Cigle jarzce si spojrzenie Daemona napotkao mj wzrok.
- Chyba ci powiedziaem, eby wrcia do domu i tam
zostaa - powiedzia gosem z nut ostrzeenia.
- Z tego, co mi wiadomo, nie masz prawa mwi mi, co mam
robi. - Zrobiam krok przed siebie, ignorujc jego jeszcze
janiejsze spojrzenie. - Martwiam si. Pomylaam, e
przyjd i pomog.
Skrzywi usta.
-1 jak niby miaaby pomc?
- Myl, e ju to zrobiam. Zatrzymaam dwch walczcych
kretynw.
Patrzy na mnie jeszcze przez chwil, a jego wzrok obiecywa pniejsze kopoty. Moe nawet kar. Nie, skrelam to.
Jego mina nie wygldaa obiecujco.
- Pu mnie, bracie. Daemon spojrza w d.

- No nie wiem. Pewnie znowu zwiejesz i bd ci musia


goni.
- Nie moesz mnie powstrzyma - powiedzia Dawson
obojtnym gosem.
Minie Daemona napiy si pod swetrem.
- Mog, i to zrobi. Nie pozwol ci si w to wpakowa.
Ona...
- Ona co? Nie jest tego warta?
- Nie chciaaby, eby to robi - wysycza Daemon. - I
gdybycie si zamienili miejscami, te nie chciaby, eby to
robia.
Dawson zacz wierzga. Udao mu si zyska troch
przestrzeni, wic si uwolni. Zmierzyli si wzrokiem.
- Gdyby mieli Katy...
- Nawet nie wa si zaczyna. - Daemon mocno zacisn
pici.
Jego brat nie posucha.
- Gdyby j mieli, zrobiby to samo. Nie prbuj kama.
Daemon otworzy usta, ale nic nie powiedzia. Wszyscy
wiedzielimy, co by zrobi, i nikt nie byby w stanie go
powstrzyma. Wic jak moglimy powstrzymywa Dawsona?
Nie moglimy.
Pojam to dokadnie w tym samym momencie co Daemon,
bo cofn si i przeczesa palcami rozwiane wiatrem wosy.
By rozdarty pomidzy tym, co chcia zrobi, a tym, co byo
waciwe.
Ruszyam do przodu. Od razu poczuam ciar wasnej
decyzji.

- Nie moemy ci zatrzyma. Masz racj. Oczy Dawsona


skupiy si na mnie.
- To dajcie mi odej.
- Tego te nie moemy zrobi. - Zerknam na Daemona. Nic
nie wyczytaam z jego spojrzenia. - Dee i twj brat przez cay
rok wierzyli, e nie yjesz. e zostae zabity. Nawet nie
potrafisz sobie tego wyobrazi.
- Nie potrafisz sobie wyobrazi, przez co przeszedem.
-Opuci wzrok. - Okay, moe jednak w pewnym stopniu
potrafisz. To, co ci robili, robili te Beth tysice razy. Nie
mog po prostu tak o niej zapomnie, chocia kocham brata i
siostr.
Usyszaam, jak Daemon gono wciga powietrze. Po raz
pierwszy Dawson przyzna si do uczu, jakie ywi do swojej
rodziny. Skupiam si na tym.
- I oni o tym wiedz. Ja to wiem. Nikt nie oczekuje, e
zapomnisz o Beth, ale jeli dasz si zapa, nikomu nie
pomoesz.
Wow. Kiedy ja si staam gosem rozsdku?
- A jakie s alternatywy? - zapyta Dawson. Przechyli gow
na bok - jak mia w zwyczaju robi Daemon.
Oto problem. Nie mona zatrzyma Dawsona. Mimo
wszystko Daemon rozumia dlaczego, bo postpiby tak samo.
Hipokryzj byoby zaprzecza. Musi istnie jaki
kompromis...
I rzeczywicie istnia!
- Daj nam sobie pomc.
- e co? - zapyta Daemon. Zignorowaam go.

- Wiesz, e gdy udasz si do DOD, to nic z tego nie wyjdzie.


Musimy si dowiedzie, gdzie jest Beth, czy j tu trzymaj.
Potrzebny nam plan, by j odzyska. Dobrze przemylany
plan o jak najmniejszym prawdopodobiestwie poraki.
Bracia popatrzyli na mnie. Wstrzymaam oddech. Daemon
nie mg pilnowa brata przez wieczno. I nie mona te
zakada, e mu si uda.
Dawson odwrci si, prostujc plecy. Mino kilka sekund.
Wiatr zsypywa z drzew nieg.
- Nie mog znie, e j maj. Czuj bl na sam myl.
- Wiem - wyszeptaam.
Przez gazie przedaro si ksiycowe wiato, ktre
uwydatnio rysy twarzy Daemona. Zrobi si cichy, ale i tak
gotowa si ze zoci. Czy on naprawd myla, e cigle
bdzie powstrzymywa Dawsona? Jeli tak, to mu odbio.
Dawson w kocu skin gow.
- Okay.
Zalaa mnie sodka ulga, a kolana si pode mn prawie
ugiy.
- Ale musisz obieca, e dasz nam czas. - Wszystko
sprowadzao si do czasu, nad ktrym nie mielimy kontroli. Nie moesz si zniecierpliwi i uciec. Musisz obieca.
Zwrci si w moj stron. Jego ciaem wstrzsn dreszcz,
jakby toczy wewntrzn walk. Potem jego ramiona opady
bez ycia.
- Obiecuj. Pomcie mi, a nie uciekn.

- A wic mamy umow.


Nastaa cisza, jakby czas na wchonicie tego wszystkiego. A
potem nasza trjka ruszya do SUV-a, cigle w napitej ciszy.
Palce miaam jak sople lodu, gdy podawaam kluczyki
Daemonowi.
Dawson usiad z tyu, opar gow o siedzenie i zamkn
oczy. Patrzyam na Daemona, oczekujc, e co powie. On
by jednak skupiony na drodze. Jego milczenie byo jak
tykajca bomba.
Zerknam na tylne siedzenie. Dawson obserwowa Daemona spod przymknitych powiek.
- Hej, Dawson... ? Skupi na mnie spojrzenie.
- Chcesz wrci do szkoy? - Jeli zajmie si szko, bdziemy mie czas, by dowiedzie si, jak, u diaba, moemy
odzyska Beth. I pasowao to do teorii Daemona o udawaniu.
A oprcz tego moglibymy mie na niego oko. - Bo na pewno
moesz. Moesz wmwi wszystkim, e ucieke. Zdarza si.
- Ludzie maj go za martwego - powiedzia Daemon.
- Jestem pewna, e wielu ludzi myli o uciekinierach jak o
zmarych, a niekoniecznie tak jest - powiedziaam z przekonaniem.
Dawson chyba si nad tym wanie zastanawia.
- A co powiemy o Beth?
- To dobre pytanie. - Gos Daemona a ocieka sarkazmem.
Przestaam obgryza paznokie.
- e oboje nawialicie, ale ty postanowie wrci do domu.
A ona nie.

Dawson pochyli si, opierajc podbrdek na doniach.


- To lepsze ni siedzenie i mylenie o wszystkim. Cholera.
Racja. Inaczej by zwariowa.
- Bdzie si musia zapisa na zajcia - powiedzia Daemon,
stukajc palcami o kierownic. - Pogadam z Matthew. Moe
bdzie mg si tym zaj.
Daemonowi w kocu zaczo przechodzi, wic oparam si
wygodnie o siedzenie i umiechnam. Kryzys zaegnany.
Gdybym moga naprawi jeszcze inne rzeczy.
Dee siedziaa na ganku, gdy wjechalimy na podjazd, a
Andrew sta przy niej. Po wyjciu z samochodu Dawson
ruszy do siostry. Wymienili kilka sw, ale zbyt cicho, bym
moga usysze, a potem si uciskali.
To niesamowity rodzaj mioci. Inny ni mio moich
rodzicw, ale rwnie silny i nierozerwalny. Trzymali si
razem, niewane, przez jakie pieko przechodzili.
- Chyba ci powiedziaem, e masz i do domu.
Zauwayam, e cigle si umiechaam, ale ten
umiech znikn na dwik gosu Daemona. Spojrzaam na
niego, a moje serce si skurczyo. O tak, te wczeniej
obiecane kopoty.
- Musiaam pomc. Wyjrza przez szyb.
- Co by zrobia, gdybym walczy nie z Dawsonem, ale z
DOD, czy jak si tam oni zw?
- Daedalus - powiedziaam. - I gdyby to byli oni, to te bym
pomoga.

-Jasne, i z t czci mam problem. - Wysiad z SUV-a, a ja


zostaam w rodku, gapic si na niego.
Odetchnam niespokojnie, a potem te wysiadam. Opiera
si o zderzak z ramionami skrzyowanymi na piersi. Nie
spojrza na mnie, gdy zatrzymaam si obok.
- Wiem, e jeste zy bo si o mnie martwisz, ale nie jestem
dziewczyn, ktra siedzi w domu i czeka, a jej bohater
pozbdzie si zoczycw.
- To nie jest ksika - warkn.
- Wow. Naprawd?
- Nie rozumiesz. - Odwrci si do mnie, wcieky. -To nie
jest paranormal fantasy, czy co tam, do cholery, czytasz. Nie
ma tu zarysu fabuy czy jasnej myli wskazujcej na
zakoczenie. Nie ma oczywistych wrogw. Happy ending nie
jest zagwarantowany, a ty... - Spuci wzrok, eby spojrze mi
w oczy. - Nie jeste super bohaterk, niewane, co potrafisz
robi.
Wow. Naprawd ledzi mj blog. Ale nie w tym rzecz.
- Wiem, e to nie jest ksika, Daemonic Nie jestem gupia.
- Nie jeste? - Zamia si bez humoru. - Bo gdyby bya
mdra, to by za mn nie polaza.
- To samo mona powiedzie o tobie! - Mj gniew pasowa
teraz do jego. - Poleciae za Dawsonem, nie wiedzc, w co
si pakujesz.
- No nie chrza... Ale ja bez problemu potrafi kontrolowa
rdo. Wiem, do czego jestem zdolny. A ty nie.
- Wiem, do czego jestem zdolna.

- Naprawd? - zapyta. Jego policzki zaczerwieniy si z


furii. - Gdyby ci otoczyli oficerowie DOD, byaby w stanie
si ich pozby? I potem z tym y?
Poczuam niepokj w odku. Gdy byam sama i czuam
spokj, mylaam tylko o tym, e byabym z stanie odebra
ludzkie ycie.
- Jestem na to przygotowana. - Mj glos by tylko szeptem.
Cofn si, krcc gow.
- Cholera, Kat, nie chc, eby tego dowiadczya. -Emocje
wypeniy jego spojrzenie. - Zabijanie nie jest trudne. Trudne
jest to, co nadchodzi potem - poczucie winy. Nie chc, eby
si z tym zmierzya. Rozumiesz? Nie chc, eby miaa takie
ycie.
- Ale ja ju mam takie ycie. Mog mie nadziej, yczy
sobie tego, mie dobre intencje, ale tego nie zmieni.
Prawda rozwcieczya go chyba jeszcze bardziej.
- Pomijajc ten problem, to, co obiecaa Dawsonowi, jest
mao prawdopodobne.
- e co? - Gwatownie opuciam rce.
- Chcesz pomc mu znale Beth? Jak, u diaba, mamy co
takiego rozgry?
Przestpiam z nogi na nog.
- Nie wiem, ale co wymylimy.
- O, to dobre, Kat. Nie wiemy, jak j znale, ale pomoemy.
Cholernie dobry plan.
Poczuam, e gotuj si z gniewu.

-Jaki z ciebie hipokryta! Powiedziae mi wczoraj, e


dowiemy si, co planuje Will, ale nie masz pojcia, jak to
zrobi. I to jest taka sama sytuacja! - Otworzy usta, ale
wiedziaam, e tu go miaam. - I nie moge skama, gdy
Dawson ci zapyta, co by zrobi na jego miejscu. Nie tylko
ty masz prawo podejmowa gupie i irracjonalne decyzje.
- Nie w tym rzecz. Uniosam brew.
- To saby argument.
Daemon ruszy do przodu i powiedzia ostrym tonem:
- Nie masz prawa obiecywa takich rzeczy mojemu bratu.
Nie jest twoj rodzin.
Skrzywiam si i cofnam. Chyba byoby lepiej, gdyby mnie
po prostu uderzy. Czuam, e przynajmniej powstrzymaam
Dawsona przed najgorszym. Jasne, obietnica, e znajdziemy
Beth, nie bya idealna, ale to lepsze, ni gdyby sam si tym
zaj.
Prbowaam ukry moj zo i rozczarowanie, bo rozumiaam przyczyn jego furii. Daemon nie chcia, eby co
mi si stao, i do tego jeszcze martwi si o brata, ale jego
nieustajca, prawie obsesyjna potrzeba chronienia innych nie
usprawiedliwiaa podego zachowania.
- Dawson to mj problem, bo jest twoim problemem
-powiedziaam. - Siedzimy w tym razem.
Daemon spojrza mi w oczy.
- Nie we wszystkim, Kat. Przepraszam. Tak po prostu jest.
Gardo zaczo mnie pali. Zamrugaam kilka razy, eby
pozby si ez.

-Jeli nie jestemy razem we wszystkim, to jak w ogle


moemy by razem? - Mj glos si zaama. - Bo ja nie widz,
jak to moliwe.
Jego oczy si rozszerzyy.
-Kat...
Pokrciam gow, wiedzc, dokd zmierza ta rozmowa.
Mielimy przesrane, chyba e powie co wicej ni te
kiepskie wymwki.
Odejcie od Daemona byo najtrudniejsz rzecz, jak
zrobiam. A byo jeszcze gorzej, bo mnie nie zatrzyma, bo to
nie w jego stylu. Gboko w rodku nie oczekiwaam, e to
zrobi. Chciaam, by byo inaczej. Pragnam, by mnie
zatrzyma.
Ale tego nie zrobi.

Rozdzia 7
Tak jak przypuszczaam, szkoa zacza si w poniedziaek.
Nie ma nic gorszego ni powrt po niespodziewanej przerwie
i nauczyciele, ktrzy wszystko prbuj nadrobi. No i jeszcze
Daemon i ja nie pogodzilimy si po naszej wielkiej ktni,
wic by to jeden z najgorszych poniedziakw.
Opadam na siedzenie i wycignam gruby podrcznik do
trygonometrii.
Carissa spojrzaa na mnie znad wciekle pomaraczowych
oprawek okularw. Nowych. Znowu.
- Widz, jak bardzo ci cieszy powrt.
- Huraaa - powiedziaam mao entuzjastycznie. Wspczucie
zabarwio jej min.
- Jak... ma si Dee? Kilka razy prbowaam do niej dzwoni,
ale nie odpowiada na moje telefony.
- Ani na moje - dodaa Lesa, siadajc przed Cariss. Lesa i
Carissa nie miay pojcia, e Adam tak naprawd
nie zgin w wypadku samochodowym. I nie mona im byo
o tym powiedzie.
- Teraz z nikim nie gada. - C, poza Andrew, co byo tak
dziwne, e nawet nie chciaam o tym myle.

Carissa westchna.
- Skoda, e nie byo pogrzebu. Chciaabym na nim by,
wiecie?
Najwyraniej Luksjanie nie mieli pogrzebw. Wymwka
bya taka, e pogrzeb odby si poza miastem i by tylko dla
rodziny.
- Do dupy - powiedziaa, patrzc na Les. - Pomylaam, e
mogybymy i w tym tygodniu po szkole na jaki film.
Moe przestaaby o tym myle.
Skinam gow. Podoba mi si pomys, ale wtpi, eby to
wypalio. A poza tym by jeszcze plan A - wprowadzenie
Dawsona do spoeczestwa. Mimo e pokciam si z
Daemonem, Dawson wpad do mnie wczoraj i powiedzia, e
Matthew si wszystkim zaj. Dopiero za jaki tydzie bdzie
mg si ujawni, ale wszystko szlo w dobrym kierunku.
- Chyba nie bdzie w stanie robi w tym tygodniu nic
takiego - powiedziaam.
- Dlaczego? - Ciekawo rozwietlia ciemne oczy Lesy.
Kochaam t dziewczyn, ale bya z niej skoczona plotkara. I
wanie to mi odpowiadao.
Jeli ludzie bd oczekiwa Dawsona, nie bdzie to dla nich
takim szokiem pniej. A Lesa ju o to zadba.
- Nie uwierzycie w to, ale... Dawson wrci. Carissa zblada
o kilka odcieni, a Lesa wykrzykna
co gupiego, jak: Co, do kurki?". Mwiam cicho, ale ich
reakcje przycigny uwag.
- No, najwyraniej yje. Uciek i w kocu zdecydowa si
wrci do domu.

- Niemoliwe - wyszeptaa bez tchu Carissa, a jej oczy


rozszerzyy si za okularami. - Nie mog w to uwierzy. To
wietnie, ale wszyscy myleli, e... no, wiecie.
Lesa bya rwnie zszokowana.
- Wszyscy myleli, e nie yje. Wzruszyam beztrosko
ramieniem.
- Ale tak nie jest.
- Wow. - Lesa odgarna z twarzy gste loki. - Nawet nie
mog tego ogarn. Mj mzg si chyba zawiesi.
Carissa zadaa pytanie, o ktrym pewnie wszyscy bd
myle.
- Beth te wrcia?
Moja twarz nie zdradzaa adnych emocji, tylko pokrciam
gow.
- Najwyraniej zwiali razem, a Dawson chcia wrci. Ona
nie. I nie wie, gdzie jest.
Carissa patrzya na mnie, a Lesa w tym czasie bawia si
wosami.
- To takie... dziwne. - Zamilka i skupia uwag na zeszycie.
Przez jej twarz przetoczya si mina, ktrej nie potrafiam
rozgry. Nie dziwiam si jej, bo przecie wanie usyszaa
szokujce wiadomoci. - Moe udaa si do Nevady. To nie
stamtd pochodzia? Chyba tam si przeprowadzili jej
rodzice.
- Moe - wymamrotaam, zastanawiajc si, co, u diaba,
zrobimy, jeli uda nam si uwolni Beth. To nie tak, e
bdziemy mogli j tu trzyma. Jasne, ma teraz osiemnacie lat
i jest dorosa, ale jej rodzina jest w innej strefie czasowej.

Po moim karku przebiego ciepo, wic spojrzaam na przd


klasy. Kilka sekund pniej pojawi si Daemon. cisno
mnie w odku. Z trudem powstrzymaam si od utkwienia
wzroku w zeszycie. Nie mogam si chowa przed moim
chopakiem po naszej ktni, bo wczeniej twierdziam, e
radz sobie z problemami.
Daemon unis brew, gdy mnie min, a potem zaj miejsce
za moimi plecami. Zanim moje przyjaciki miay szans
zaatakowa go pytaniami o Dawsona, okrciam si na
krzele.
- Hej - powiedziaam, a potem si zarumieniaam, bo nie ma
nic gorszego ni takie aosne hej".
Chyba myla o tym samym, bo unis jeden kcik ust w
drwicym umiechu, z ktrego by tak znany. Czy to seksowny umiech? Tak. Wkurzajcy? Zdecydowanie. Zastanawiaam si, co powie. Czy bdzie na mnie wrzeszcza za
rozmawianie wczoraj z Dawsonem? Przeprosi? Bo jeli
przeprosi, to mu chyba wskocz na kolana przy caej klasie. A
moe bdzie chcia porozmawia na osobnoci? Chocia
Daemon uwielbia by w centrum uwagi, wiedziaam, e nie
lubi pokazywa wiatu swojego prawdziwego oblicza. I jeli
zamierza si przede mn otworzy, to nie przy wiadkach.
- Podobaj mi si dzisiaj twoje wosy - powiedzia.
Uniosam brwi. Okay. Nie tego si spodziewaam. Uniosam
rk i wygadziam wosy. Dzisiaj miaam tylko przedziaek
porodku. Nic specjalnego.
-Eee... dziki?
Dalej umiecha si drwico, nie odrywalimy od siebie
wzroku. Mijay sekundy, a ja czuam, e ronie we mnie irytacja. On tak na serio?

- Chcesz mi co jeszcze powiedzie? - zapytaam. Pochyli


si, kadc okcie na stole. Nasze twarze dzieliy tylko
centymetry.
- A ty chcesz mi co powiedzie? Wziam gboki oddech.
- Duo rzeczy...
Spuci wzrok, a jego gos by jak jedwab.
- Zao si, e tak.
Myla, e z nim flirtuj? A potem znowu powiedzia:
- Chciaabym, eby co powiedziaa. Moe... Przepraszam
za sobot"?
Miaam ochot mu przyoy. Jego arogancja nie zna granic,
przysigam. Posaam mu tylko rozdranione spojrzenie i
obrciam si. Ignorowaam go ca lekcj i nawet wyszam z
klasy bez sowa.
Oczywicie depta mi po pitach. Cae plecy askotay mnie
od jego spojrzenia. Gdybym go nie znaa, pomylaabym, e
jest rozbawiony ca t sytuacj.
Poranne lekcje jako zleciay. Biologia bya dziwna, tym
bardziej e miejsce obok mnie byo puste. Lesa te to
zauwaya.
- Nie widziaam Blake a, odkd skoczya si przerwa
witeczna.
Wzruszyam ramionami i skupiam spojrzenie na projektorze, ktry wanie ustawia Matthew.
- Nie wiem.
- Bylicie chyba najlepszymi przyjacimi i nie masz pojcia,
gdzie znikn? - W jej gosie byo sycha zwtpienie.

Jej podejrzenia byy cakowicie zrozumiae. Petersburg by


jak Trjkt Bermudzki dla nastolatkw. Niektrzy znikali,
jakby wpadli w krlicz nor. W tym momencie poczuam
potrzeb wygadania si. Dobijay mnie te wszystkie sekrety.
- Nie wiem. Wspomina co o odwiedzeniu Kalifornii. Moe
postanowi tam zosta. - Boe, robi si przeraajco dobr
kamczuch. - Petersburg jest do nudny.
- Bez wtpienia. - zamilka. - Ale nie powiedzia ci, czy
wraca?
Zagryzam warg.
- C, skoro Daemon i ja si tak jakby teraz spotykamy,
Bake i ja raczej ze sob nie rozmawiamy.
- Ha! - Na jej twarzy pojawi si znaczcy umiech.
-Daemon jest takim gronym typem. Nie pasowao mu, e
inny facet jest wobec ciebie zbyt przyjacielski.
Na moje policzki wkrad si rumieniec.
- Nie ma nic przeciwko dobrym przyjacioom... - Tylko nie
trawi tych, ktrzy zabijaj jego przyjaci. Potaram brew i
westchnam. - A tak poza tym, jak si ma Chad?
- Moja zabaweczka? - Zachichotaa. - Jest idealny. Udao mi
si utrzyma rozmow na temat Chada i jak
blisko byli zrobienia tego". Oczywicie Lesa chciaa wiedzie o mnie i Daemonie, ale nic nie zdradziam, ku jej
niezadowoleniu. Przyznaa, e chciaaby by na moim
miejscu.
Po biologii zatrzymaam si przy mojej szafce, eby zmieni
ksiki. Wtpiam, by Dee chciaa mnie teraz widzie.
Siedzenie w kafeterii zrobio si bardzo niezrczne,

a ja cigle byam za na Daemona. Gdy ju skoczyam z


ksikami, korytarz by pusty, a rozmowy byo sycha tylko
w oddali.
Zamknam drzwiczki i obrciam si, zamykajc torb,
ktr dostaam od mamy na wita. Co poruszyo si na
kocu korytarza, jakby pojawio si znikd. Bya to
najwyraniej mska sylwetka. Mia na sobie czapk
bejsbolow, co byo dziwne, bo to pogwacenie zasad szkoy.
Bya to zniszczona czapka, ktr tylko starzy kierowcy
ciarwek mogli uzna za fajn.
Na daszku byo co napisane i by tam te ksztat, ktry
wyglda jak... deska surfingowa.
Mj puls przyspieszy. Zamrugaam i cofnam si. Facet
znikn, ale drzwi po lewej stronie powoli si zamykay.
Nie... to niemoliwe. Byby gupi, gdyby tu wrci, ale...
Przytrzymaam torb przy boku i ruszyam w tamt stron.
Dotaram do drzwi i otworzyam je na ocie. Wyjrzaam za
balustrad. Pan Tajemniczy by ju pitro niej.
Z gry lepiej widziaam czapk. To zdecydowanie bya
deska surfingowa.
Blake czsto surfowa w Kalifornii.
A potem opalona na zoty kolor rka zacisna si na klamce.
Na ten widok delikatne woski na moich rkach stany dba.
Niech to szlag.
Cz mojego mzgu si wyczya. Zeszam trzy stopnie w
d, a oddech ugrzz mi w gardle. Korytarz by bardziej
zaludniony na pierwszym pitrze, bo ludzie zmierzali do
kafeterii. Usyszaam, jak Carissa woa mnie

po imieniu, ale moja uwaga bya skupiona na czapce, ktra


kierowaa si w stron sali gimnastycznej i do tylnego wyjcia
na parking.
Krciam si po korytarzu, omijaam rozmawiajcych ludzi,
a na sekund straciam czapk z oczu. Ja piernicz. Ludzi
byo za duo. Wpadam na kogo, wymamrotaam przeprosiny
i szam dalej. Gdy doszam do koca korytarza, dostrzegam
tylko cikie, podwjne drzwi. Nie zastanawiaam si dwa
razy. Popchnam je i wyszam na zewntrz. Z powodu
zachmurzonego nieba wszystko byo ponure i zimne.
Przeskanowaam wzrokiem parking, ale on znikn.
Tylko dwie istoty na wiecie mogy porusza si tak szybko:
kosmici i ludzie zmutowani przez kosmitw.
Nie miaam wtpliwoci, e widziaam Blake'a. I on chcia,
ebym go zobaczya.

Rozdzia 8
Znalezienie Daemona nie byo wcale takie trudne. Opiera
si o cian z wizerunkiem szkolnej maskotki i rozmawia z
Billym Crumpem, chopakiem, z ktrym chodzilimy na
trygonometri. W jednej rce mia karton mleka, a w drugiej
kawaek pizzy. Co za obrzydliwe poczenie.
- Musimy pogada - powiedziaam, przerywajc im msk
pogawdk.
Daemon ugryz kawaek pizzy, a Billy spojrza na mnie z
gry. Co musiao by w moim wzroku, bo jego umiech
zblad i unis rce przed siebie, cofajc si powoli.
- Okay, dobra, pogadamy pniej, Daemon. Daemon skin
gow, patrzc na mnie.
- Co jest, Kotek? Przysza przeprosi? Zmruyam oczy.
Przez chwil rozwaaam moliwo
uderzenia w niego z rozpdu na rodku kafeterii.
- Hmm, nie. Nie przyszam przeprosi. To ty mi jeste winny
przeprosiny.
- A to jakim cudem? - Napi si, patrzc na mnie z nadzwyczajnym zaciekawieniem.

- C, na pocztek, ja nie jestem dupkiem. Ty jeste. Zamia


si, patrzc w bok.
- To dobry pocztek.
- I znalazam wyjcie dla Dawsona. - Umiechnam si
zoliwie, a on zmruy oczy. - I... Chwila. To nawet nie jest
wane. Boe, zawsze to robisz.
- Co robi? - Przyjrza mi si bez ladu gniewu. W jego
wzroku byo rozbawienie i co bardzo nieodpowiedniego,
wziwszy pod uwag, e znajdowalimy si w penej
kafeterii. Dobry Boe...
- Rozpraszasz mnie jakimi niedorzecznociami. I w razie
gdyby nie wiedzia, co to znaczy, chodzi mi
0 gupoty... ty mnie zawsze rozpraszasz jakimi gupotami.
Skoczy swoj pizz.
- Wiem, co to niedorzecznoci.
- Szokujce - odgryzam si.
Na jego ustach rozcign si powolny, leniwy umiech.
- Naprawd musz ci rozprasza, skoro jeszcze mi nie
powiedziaa, o czym chciaa pogada.
Niech to szlag. Mia racj. Uch. Wziam gboki oddech,
eby si skupi.
- Widziaam...
Daemon chwyci mnie za okie, obrci i poprowadzi do
wyjcia.
- Chodmy w jakie bardziej ustronne miejsce. Prbowaam
wyswobodzi okie z jego ucisku. Naprawd nie znosiam,
gdy zachowywa si jak samiec alfa i mi rozkazywa.

- Przesta mnie cign, Daemon. Sama potrafi chodzi,


matole.
- Aha. - Poprowadzi mnie korytarzem a do drzwi od sali
gimnastycznej. Uj moj gow w donie i pochyli si,
opierajc czoo o moje.
- Mog ci co powiedzie? Skinam gow.
- To niesamowicie pocigajce, gdy tak si na mnie
wciekasz. - Musn ustami moj skro. - Pewnie to le o
mnie wiadczy, ale i tak mi si podoba.
No, to troch niewaciwe, ale mi si podobao, e tak
szybko mnie broni, gdy tylko co si mi dziao.
Ta blisko bya kuszca, tym bardziej e jego oddech by
tak dranico ciepy przy moich ustach. Przywoaam swoj
si woli i lekko go odepchnam.
- Skup si - powiedziaam, niepewna, do kogo to byo
skierowane. - Mam do powiedzenia waniejsz rzecz, ni ty o
tym, co ci podnieca.
Jego usta wykrzywiy si w umiechu.
- Dobra, wracamy do tego, co zobaczya. Ju si skupiam.
Zamiaam si, ale do szybko mi przeszo. Nie ma mowy,
eby Daemon dobrze na to zareagowa.
-Jestem prawie pewna, e widziaam dzisiaj Blake'a.
Daemon przechyli gow na bok.
- e jak?
- Myl, e widziaam dzisiaj Blake'a, zaledwie par minut
temu.

-Jeste pewna? Widziaa go... jego twarz? - arty si


skoczyy wzrok mia ostry jak u jastrzbia, a rysy twarzy
ponure.
- No, widziaam.... - Nie widziaam jego twarzy. Zagryzam
warg i spojrzaam na korytarz. Uczniowie wychodzili z
kafeterii, przepychali si, miali. Przeknam. - Nie
widziaam jego twarzy.
Odetchn gboko.
- Okay. To co widziaa?
- Czapk - bejsbolwk. - Boe, jak to aonie brzmiao. By na niej wizerunek deski surfingowej. I zobaczyam rk...
- A to zabrzmiao jeszcze gorzej.
Unis brwi.
- To zobaczmy, czy dobrze zaapaem. Widziaa czapk i
rk.
- Tak. - Westchnam, a moje ramiona opady. Twarz
Daemona si rozlunia. Pooy na moim ramieniu cik
rk.
-Jeste pewna, e to by on? Bo jeli nie, to nie szkodzi.
Jeste ostatnio do zestresowana. Zmarszczyam nos.
- Ju mi to wczeniej mwie. No wiesz, gdy prbowae
ukry przede mn, kim jeste. O tak, ja to pamitam.
- Kotek, teraz jest inaczej. - Ucisn moje rami. -Jeste
pewna, Kat? Nie chc wszystkich straszy, jeli nie jeste
pewna.
Ja bardziej miaam przeczucie, ni naprawd widziaam
Blake a. Kto wie, ilu chopakw amao tu zasady, noszc

takie czapki. Rzecz w tym, e nie widziaam jego twarzy


wic nie mogam mie stuprocentowej pewnoci.
Spojrzaam w jasne oczy Daemona. Moje policzki zapony.
W jego oczach nie byo oskarenia. Ju bardziej wspczucie.
Myla, e przez ca t presj si zaamywaam. e miaam
urojenia.
- Nie jestem pewna - powiedziaam wreszcie ze spuszczonym wzrokiem.
Po tych sowach poczuam ucisk w odku.
***
Pniej tego samego dnia Daemon i ja zajmowalimy si
niaczeniem. Dawson przyrzek, e nie zrobi niczego sam, ale
wiedziaam, e Daemon nie czu si dobrze, zostawiajc go
samego. A Dee wysza wczeniej do kina czy co.
Ja nie zostaam zaproszona.
Zamiast tego siedziaam od czterech godzin midzy
Dawsonem a Daemonem podczas maratonu filmw o zombi
George' a Romero, z misk popcornu na kolanach i zeszytem
opartym na piersiach. Robilimy plany dotyczce Beth. Przygotowalimy list, na ktrej znalazy si tylko dwa miejsca do
sprawdzenia w ten weekend. Po rozpoczciu Ziemi ywych
trupw zombi stay si jeszcze brzydsze i mdrzejsze.
A ja si wietnie bawiam.
- Nie miaem pojcia, e jeste fank zombi. - Daemon wzi
gar popcornu. - Co ci zwabio? Krew i flaki czy to, e
rzucaj si z apami na czowieka?
Zamiaam si.
- Gwnie flaki i krew.

- To takie mao kobiece - skomentowa Daemon, marszczc


brwi, gdy zombi zacz uywa tasaka do przebicia si przez
cian. - Nie wiem, co o tym myle. Ile nam jeszcze zostao?
Dawson unis rk i do jego doni podleciay dwa DVD.
- Hmm, mamy Kroniki ywych trupw i Survival of the
Dead.
- wietnie - wymamrota Daemon. Wywrciam oczami.
- Miczak.
- Jasne. - Szturchn mnie okciem, od czego ziarno
popcornu spado pomidzy moje piersi i zeszyt. Westchnam.
- Chcesz, ebym wycign za ciebie? - zapyta.
Posaam mu spojrzenie i sama wycignam ziarno, a potem
rzuciam mu je w twarz.
- Bdziesz wdziczny, gdy nadejdzie zombi apokalipsa, a ja
bd wiedziaa, co robi dziki mojemu zombi fetyszowi.
Nie wyglda na przekonanego.
- S lepsze fetysze ni ten, Kotek. Mgbym ci kilka pokaza.
- Eee, nie, dzikuj. - Ale i tak si zarumieniam. I nagle mj
umys zanieczyciy sugestywne obrazy.
- A nie powinno si wtedy i do najbliszego supermarketu
Costco czy co? - zapyta Dawson i pozwoli odlecie pytom
DVD na stolik.
Daemon powoli odwrci twarz do brata. Wyglda na
zdziwionego.
- A ty skd to wiesz? Dawson wzruszy ramionami.

- Tak byo napisane w Zombie Apocalypse Survival Guide


Maxa Brooksa.
- To prawda. - Pokiwaam energicznie gow. - Costco ma
wszystko - grube ciany, jedzenie, zaopatrzenie. Nawet
sprzedaj tam bro i amunicj. Mona by si tam zaszy na
lata, podczas gdy zombi ucztowayby na zewntrz.
Daemonowi opada szczka.
- No co ? - Wyszczerzyam si w umiechu. - Wiesz, zombi
te musz je.
- Z tym Costco to prawda. - Dawson wzi ziarno popcornu i
wrzuci do ust. - Ale mona by po prostu pozby si zombi
jednym uderzeniem wiata. I nic by nam nie byo.
- A, no racja. - Signam do miski, szukajc na wp pknitych ziaren - moich ulubionych.
- Otaczaj mnie szalecy - powiedzia Daemon, krcc
gow. Wyglda na oszoomionego, ale wiedziaam, e by
zachwycony.
Jego ciao przy moim byo zupenie zrelaksowane, bo to
pierwszy raz, gdy Dawson zachowywa si tak... normalnie.
Jasne, rozmawianie o zombi to pewnie nie jaki wielki postp,
ale to ju co.
Na paskim ekranie zombi wzi gryz z rki jakiego faceta.
- Co, u diaba? - narzeka Daemon. - Ten facet tak po prostu
sobie stoi. Helo. Tam wszdzie s zombi. Obejrzyj si, ty
tpy debilu.
Zachichotaam.
- I to dlatego dla mnie te filmy o zombi s takie mao
wiarygodne - kontynuowa. - Okay. Powiedzmy, e wiat

si skoczy przy nawanicy zombi. Ostatni rzecz, jak


powinna robi osoba z przynajmniej dwoma pracujcymi
komrkami mzgowymi, jest stanie przed budynkiem i
czekanie, a pojawi si zombi. Dawson si umiechn.
- Zamknij si i ogldaj - powiedziaam. Zignorowa mnie.
- Ty serio mylisz, e dobrze by sobie poradzia podczas
apokalipsy zombi?
- Jasne, e tak - powiedziaam. - Nawet bym twoj dup
uratowaa.
- O, naprawd? - Spojrza na ekran. A potem znikn i co...
co innego pojawio si na jego miejscu.
Wrzasnam i przycisnam si do Dawsona.
- O mj Boe...
Skra Daemona bya trupio blada i wisiaa luno na jego
twarzy. Na kociach policzkowych widniay brzowe plamy
rozkadajcej si skry. Jego jedno oko byo... tylko dziur. A
drugie byo mlecznobiae. I brakowao mu caych kpek
wosw.
Daemon umiechn si zgniym umiechem.
- Uratowaaby mi dup? Jasne, wtpi. Nie byam w stanie
wydusi sowa.
A Dawson naprawd si zamia. Nie byam pewna, co mnie
bardziej zszokowao: jego miech czy zombi obok mnie.
Posta Daemona znikna i znowu powrci - pikny, z
wyrzebionymi komi policzkowymi i idealnymi wosami.
Dziki Bogu.

- Sdz, e podczas zombi apokalipsy byaby do dupy


-powiedzia.
-Jasne... jeste chory - wymamrotaam, zbliywszy si do
niego ostronie.
Z zadowolonym z siebie umiechem sign do miski, ale nic
z niej nie wycign. Cz popcornu musiaa si znale na
pododze. Poczuam na sobie wzrok, wic odwrciam si do
Dawsona.
Patrzy na nas, ale chyba nas nie dostrzega. Wzrok mia
odlegy, smutny i jaki jeszcze... Zdeterminowany? Nie
wiedziaam, ale ziele na sekund zapona mocniej. By
teraz tak podobny do Daemona, e zaparo mi dech w piersi.
Spojrzaam na Daemona, ktry te do dostrzeg, ale tylko
wzruszy ramionami.
- Chce kto jeszcze popcornu? - zapyta Dawson. -Mamy
barwniki spoywcze. Dla ciebie mog zrobi nawet czerwony.
- Wicej popcornu, ale wol bez barwnikw. - Zapa misk i
wsta. Zobaczyam ulg w jego wzroku, gdy skupi si na
bracie.
- Mam zatrzyma film?
Wzrok Daemona mwi mi nie". Znowu si zamiaam.
Wsta, eby wyj, ale zatrzyma si w przejciu, gdy zombi
zbliyy si do zbiornika wodnego. Pokrci gow i opuci
pokj. Mnie nie oszuka.
- Sdz, e tak naprawd podobaj mu si filmy o zombi powiedzia Dawson, patrzc na mnie.
Umiechnam si do niego.

- Wanie o tym samym pomylaam. Musz mu si


podoba, skoro krc go te wszystkie rzeczy o duchach.
Dawson skin gow.
- Kiedy nagrywalimy te programy, a potem ca sobot je
ogldalimy. Troch aonie to brzmi, ale byo fajnie. Wrci wzrokiem do telewizora. - Brakuje mi tego.
cisno mnie w sercu. Spojrzaam na ekran, przygryzajc
doln warg.
- Wiesz, cigle moecie to robi. Nie odpowiedzia.
Zastanawiaam si, czy chodzio tu o to, e Dawson nie
chcia przebywa z Daemonem sam na sam. Zdecydowanie
mieli za duo problemw.
- Ja bym chtnie obejrzaa je w sobot, zanim sprawdzimy
budynki.
Dawson milcza. Byam cakiem pewna, e nie zamierza
odpowiedzie, tylko zignorowa moj ofert. I nie przeszkadzao mi to. Metoda maych kroczkw jest najlepsza.
Ale potem si odezwa:
- Tak, byoby fajne. Moemy... tak zrobi. Spojrzaam na
niego zaskoczona.
- Powanie?
- Tak. - Umiechn si. To by saby umiech, ale dobre i to.
Skinam gow, ucieszona, a potem wrciam wzrokiem do
krwawej masakry. Ktem oka zobaczyam Daemona poza
salonem. Spojrzaam na niego i nagle oddech ugrzz mi w
gardle.
Wszystko sysza.

Promienia wdzicznoci i ulg. Nic nie musia mwi. W


jego wzroku widziaam podzikowanie. Wrci do pokoju,
usiad i pooy na moich kolanach misk. Sign po moj
rk i trzyma przez reszt nocy.
***
Przez nastpne kilka dni prawie przyzwyczaiam si do
myli, e w poniedziaek miaam mae zaamanie. Nie byo
adnej czapki na korytarzu, a w czwartek caa sprawa z
Blakiem wydawaa si nonsensem.
Bo Dawson pojawi si w szkole.
- Widziaam go dzisiaj rano - powiedziaa Lesa na
trygonometrii. Jej cae ciao praktycznie trzso si z podekscytowania. - A przynajmniej tak mi si wydaje. To w
sumie mgby by Daemon, tylko e tamten facet by
szczuplejszy.
Ja nie miaam problemu z rozrnieniem braci.
- To by Dawson.
- Ale to dziwne. - Cz jej entuzjazmu wyparowaa.
-Dawson i ja nigdy nie bylimy najlepszymi kumplami, ale
zawsze by przyjacielski. Podeszam do niego, a on odszed,
jakby mnie nie widzia. A mnie przecie trudno omin. Moja
gona osobowo jest praktycznie jak drugi czowiek.
Zamiaam si.
- wita prawda. Lesa si umiechna.
- Ale serio, co... co jest z nim nie tak.

- Tak? - Mj puls przyspieszy. Czy ludzie mog wyczu co


od Dawsona? - Co masz na myli?
- Sama nie wiem. - Spojrzaa na przd klasy a jej wzrok
wdrowa po rwnaniach napisanych na tablicy. -Trudno to
wyjani.
Nie byo czasu, eby zagbi si w temat. Do klasy wesza
Carissa, a potem Daemon. Pooy na moim biurku kubek
latte. Powietrze wypenio si zapachem cynamonu.
- Dziki. - Chwyciam ciepy kubek. - A gdzie twoja?
- Nie mam dzisiaj ochoty - powiedzia, obracajc w palcach
dugopis. Spojrza ponad moim ramieniem. - Cze, Lesa.
Lesa westchna.
- Potrzebny mi taki Daemon.
Odwrciam si do niej, niezdolna do ukrycia umiechu.
- Masz Chada. Wywrcia oczami.
- Ale on nie przynosi mi latte. Daemon si zamia.
- Nie kady jest tak zarbisty jak ja. Wywrciam oczami.
- Uwaaj na to ego, Daemon, uwaaj.
W rzdzie obok Carissa poprawia okulary. Wzrok miaa
powany, gdy spojrzaa na Daemona.
- Chciaam tylko powiedzie, e ciesz si z powrotu
Dawsona. - Na jej policzkach wykwity dwie czerwone
plamy. - To musi by spora ulga.
Daemon skin gow.

- To prawda.
Temat jego brata skoczy si w tym miejscu. Carissa si
odwrcia. Lesa te daa spokj, chocia to nie w jej stylu. Po
lekcji, gdy szam z Daemonem korytarzem, ludzie prawie
osupieli.
Wszyscy patrzyli na Daemona, ludzie szeptali. Niektrzy
prbowali by cicho. Inni mieli to gdzie.
- Widzielicie?
- Znowu jest ich dwch...
- To takie dziwne, e wrci bez Beth...
- Gdzie jest Beth?
- Moe wrci z powodu Adama? Plotki w penym
rozkwicie, jak widz.
Upiam yk cigle ciepej latte i spojrzaam na Daemona.
Mocno zaciska zby.
- Hmm, moe to nie by dobry pomys.
Pooy rk w dole moich plecw i przytrzyma dla mnie
drzwi.
- I skd ta genialna myl? Zignorowaam jego sarkazm.
- Ale gdyby nie wrci, to co by mia ze sob zrobi?
Daemon zosta przy moim boku, gdy szlimy na drugie
pitro zatoczonym korytarzem. Ludzie musieli si obok
niego przeciska. I naprawd nie miaam pojcia, dokd szed.
Mia teraz lekcje na pierwszym pitrze. Pochyli si, mwic
cicho.
- To by jednoczenie zy i dobry pomys. Musi wrci do
wiata. Nie bdzie atwo, ale na pewno warto.

Skinam gow. To, co powiedzia, byo prawd. Wzi yk


mojej kawy przy drzwiach od klasy do angielskiego, a potem
odda mi kubek.
- Do zobaczenia na lunchu - powiedzia i pocaowa mnie
szybko, zanim znikn.
Usta mi mrowiy, gdy patrzyam, jak znika. Potem weszam
do klasy. Tyle si teraz dziao, e koncentracja nawet nie
wchodzia w rachub. W ktrym momencie nauczyciel
wywoa mnie do odpowiedzi, a ja nawet tego nie zauwayam. Ale caa klasa tak. Niezrczne.
Okazao si, e Dawson trafi na moj biologi. I wszyscy si
na niego gapili. Siedzia przy Kimmy. Skin mi gow, gdy
przeszam obok, a potem wrci do kartkowania swojego
podrcznika. Oczy jego ssiadki by okrge jak spodki.
Czy uczy si czego, gdy go nie byo? To i tak nie miaoby
znaczenia, Luksjanie przyswajaj wiedz szybciej ni ludzie.
Opuszczenie roku pewnie nic dla niego nie znaczyo.
- Widzisz? - Lesa obrcia si do mnie, gdy usiadam za ni.
- Co mam widzie?
- Dawson - wyszeptaa. - Nie jest taki, jakim go zapamitaam. Zawsze duo mwi i duo si mia. Nigdy nie czyta
podrcznika do biologii.
Wzruszyam ramionami.
- Pewnie sporo przeszed. - Co nie byo kamstwem. -I
pewnie czuje si niezrcznie, gdy tak wszyscy si na niego
gapi. - To te nie kamstwo.

- Sama nie wiem. - Podniosa swj plecak i spojrzaa na


Dawsona. - Jest jeszcze bardziej humorzasty, ni by Daemon.
- By? - zapytaam sucho.
- I niezbyt przyjazny. Wtedy nie by taki zamknity w sobie.
- Wzruszya ramieniem. - O! A tak przy okazji, czemu Dee
znowu jest w Skadzie Chamw?
Lesa nazywaa Skadem Chamw Ash i Andrew, odkd si
tu przeprowadziam. Zao si, e swego czasu Daemon te
by czci tej grupy.
- Hmm - powiedziaam i zapragnam przeczyta swoj
ksik do biologii. Gdy tylko pomylaam o Dee, chciao mi
si paka. Nasza przyja ju si skoczya. - Sama nie
wiem. Wydaje si... dziwna od czasu Adama.
- No nie chrza. - Lesa pokrcia gow. - Jej aoba jest
straszna. Prbowaam z ni wczoraj porozmawia, a ona tylko
na mnie spojrzaa, nic nie powiedziaa i odesza.
- Auu.
- No, to waciwie zranio moje uczucia.
- Przechodziam przez to...
Gdy zadzwoni dzwonek, otworzyy si drzwi do klasy.
Najpierw zobaczyam koszulk vintage z logo Nintendo
naoon na szar z dugim rkawem. Zawsze podobay mi si
te koszulki ze starymi nadrukami. A potem ujrzaam
zmierzwione brzowe wosy i piwne oczy.
Moje serce zamaro. W uszach zaczo mi szumie, co
szybko przerodzio si w huczenie. Powietrze ule-

ciao z pomieszczenia. Oczekiwaam, e Will wrci, ale nie...


on.
- O! Patrz, kto wrci - powiedziaa Lesa, poprawiajc zeszyt
domi. - Blake.

Rozdzia 9
To musia by sen. Niemoliwe. To absolutnie niemoliwe.
To nie Blake wszed do klasy jak gdyby nigdy nic. A Matthew
wcale nie upuci caej sterty papierw. Spojrzaam na
Dawsona i zrozumiaam, e i tak o niczym by nie wiedzia.
On nigdy nie widzia Blake'a.
- Nic ci nie jest, Katy? Wygldasz, jakby zobaczya ducha powiedziaa Lesa.
Spojrzaam na ni szeroko otwartymi oczami, -ja...
Sekund pniej Blake zaj swoje miejsce - to obok mnie.
Caa reszta klasy si rozmya. Byam poraona jego nagym
powrotem.
Pooy na stole ksik i odchyli si na krzele z zaoonymi na piersi ramionami. Posa mi dugie spojrzenie, a
potem mrugn.
Co to, do cholery, miao znaczy?
Lesa nie poczekaa na moj odpowied i obrcia si na
krzele, krcc gow.
- Mam dziwnych przyjaci - wymamrotaa.

Blake nic nie powiedzia. Matthew zacz zbiera rozrzucone


papiery. Moje serce bio tak szybko, e w kadej chwili
mogabym dosta zawau.
Ludzie si gapili, ale ja nie mogam oderwa wzroku od
Blake'a. Wreszcie odzyskaam gos.
- Co... ty tu robisz?
Zielone plamki w jego oczach kryy tysice sekretw.
- Ucz si.
- Ty... - Brako mi sw. A potem min mi szok, zastpiony
kujcym gniewem, tak silnym, e poczuam przebiegajcy po
skrze prd.
- Twoje oczy - wyszepta Blake, a na jego ustach zagra
umiech - zaczynaj wieci.
Zamknam oczy i sprbowaam zapanowa nad emocjami.
Gdy w jakich czterdziestu procentach byam pewna, e si na
niego nie rzuc jak mapa, chcc skrci mu kark, otworzyam
oczy.
- Nie powinno ci tu by. -Ale jestem.
To nie czas na wymijajce odpowiedzi. Spojrzaam na przd
klasy i zobaczyam, e Matthew pisze na tablicy. Twarz mia
blad. Co mwi, ale ja nic nie syszaam.
Zaoyam wosy za jedno ucho i tam zostawiam rk.
Wszystko, byle tylko powstrzyma si od uderzenia Blake a.
Prawdopodobiestwo byo ogromne.
- Dalimy ci szans. - Gos miaam cichy. - Nie zrobimy tego
ponownie.

- Jednak dacie. - Pochyli si w tej maej przestrzeni.


Napiam minie, bo by za blisko. - Gdy tylko usyszycie, co
mam do zaoferowania.
miech zagotowa mi si w gardle. Cigle patrzyam na
Matthew.
-Jeste ju martwy.
Lesa obejrzaa si przez rami z pytaniem w oczach.
Zmusiam si do umiechu.
- A mwic o martwych - wymamrota, gdy Lesa obrcia
si do tablicy. - Widz, e wrci zaginiony brat. -Potem
podnis dugopis i zacz pisa. - Zao si, e Daemon jest
zachwycony. A skoro ju mowa od Daemonie, jestem cakiem
pewny, e to on ci zmutowa.
Zacisnam do w pi. Na moich knykciach zataczyo
blade wiato, mrugajc jak pomie. Wiedza, kto mnie
zmutowa, bya niebezpieczna. Poza nieprzyjemnociami ze
strony Luksjan, DOD wykorzystaby to przeciwko nam. Tak
jak to zrobili z Dawsonem i Bethany.
- Ostronie - powiedzia. - Widz, e cigle masz problemy z
opanowaniem zoci.
Posaam mu mordercze spojrzenie.
- Dlaczego tak naprawd tu jeste? Przyoy palec do ust.
- Ciii. Musz si nauczy.... - Spojrza na tablic, mruc
oczy w koncentracji. - Rnych rodzajw organizmw. Nuda.
Wysiedzenie w tej klasie wymagao ode mnie kadego
grama kontroli. Nawet Matthew wyglda, jakby mia
problem, bo co kilka minut si zamyla. Pochwyciam

spojrzenie Dawsona. Zastanowiam si, czy mogabym si z


nim skomunikowa...
Chwila. A czy nie mogabym si skontaktowa z
Daemonem? Ju to wczeniej robilimy, ale gdy to si dziao,
on zawsze mia posta Luksjanina. Odetchnam pytko,
spuciam wzrok na zeszyt i skupiam si tak mocno, jak tylko
potrafiam.
Daemon?
Przestrze midzy moimi uszami szumiaa jak wyciszony
telewizor. adnych dwikw, tylko ten szum. Daemon? Czekaam, ale nie byo odpowiedzi.
Sfrustrowana, wypuciam oddech. Musiaam znale
sposb, by mu powiedzie o Blake'u - e wrci i jest w szkole. Pewnie Dawson mgby mu przekaza wiadomo, ale nie
wiem, jak zachowaby si Dawson, gdybym wysza do
azienki i po drodze mu powiedziaa, e ten dupek przy mnie
to Blake.
Spojrzaam na wspomnianego dupka. Bez wtpienia Blake
by przystojny. Pasoway mu te zmierzwione wosy i zota
skra surfera. Ale pod tym beztroskim umiechem czai si
morderca.
Gdy tylko zadzwoni dzwonek, zebraam swoje rzeczy i
ruszyam do drzwi, rzucajc Matthew znaczce spojrzenie.
Jakim cudem si domyli, bo przywoa do siebie Dawsona.
Miaam nadziej, e powstrzyma go, jeli Dawson zechce wyrzuci Blake a za okno, gdy Matthew ju mu powie, kim jest
Blake. Trwaa przerwa na lunch, ale i tak poszukaam w torbie
komrki.
Udao mi si zrobi trzy kroki, gdy Blake zapa mnie za
okie.
- Musimy pogada - powiedzia.

Prbowaam uwolni rk.


- A ty mnie musisz puci.
- Bo co? Co z tym zrobisz? - Zbliy do mnie twarz, a ja
poczuam znajomy zapach wody po goleniu. - Nic. Bo boisz
si zdemaskowania.
Zacisnam zby.
- Czego chcesz?
- Tylko pogada. - Popatrzy na pust klas. Bdc ju w
rodku, uwolniam rk, a on zamkn za nami drzwi.
-Posuchaj...
Zrzuciam torb na podog. Popdzana instynktem,
uwolniam rdo. Po moich ramionach rozpyno si
biao-czerwone wiato, trzaskajce od napicia elektrycznego
w powietrzu. Nad moj doni uformowaa si biaa kula
wiata wielkoci piki do softballu.
Blake wywrci oczami.
- Katy, ja chc tylko pogada. Nie musisz...
Wypuciam energi. wiato przeszyo pomieszczenie jak
byskawica. Blake odsun si na bok i kula uderzya w
tablic. Jej intensywna energia stopia zielon powierzchni, a
zapach ozonu wypeni powietrze.
Znowu naroso we mnie rdo, ale tym razem nie zamierzaam spudowa. Popyno w d mojej rki a do
palcw. W tym momencie nie byam pewna, czy to by wystarczyo, by zabi Blake a lub chocia go unieszkodliwi. A
moe tylko nie chciaam si do tego przyzna.
Blake okry due, dbowe biurko i unis rk. Wszystkie
krzesa po mojej lewej przesuny si na prawo i uderzyy
mnie w nogi. Zachwiaam si i straciam cel

no. Kula energii przeleciaa nad gow Blake'a i uderzya


w zegar nad tablic. Zegar eksplodowa na setki maych,
spalonych kawakw plastiku i szka.
Fragmenty zamroziy si w powietrzu, jakby wisiay na
sznurkach. Blake si wyprostowa. Jego oczy wieciy.
- Cholera - wymamrotaam, patrzc ku drzwiom. Za nic nie
uda mi si tam dotrze. I skoro zamrozi te fragmenty,
prawdopodobnie zamrozi te wszystko inne, cznie z
drzwiami. I ludmi na zewntrz.
-Ju skoczya? - Jego gos by ostry. - Bo za kilka sekund
bdziesz wyczerpana.
Mia racj. Zmutowani ludzie mczyli si szybciej ni
Luksjanie. A tamtej nocy, gdy Blake wszystko zepsu, by
przy mnie Daemon, wic tak jakby si sob ywilimy.
Jednak nie oznaczao to, e bd tak po prostu sta i
pozwala Blake'owi robi to, co zaplanowa.
Zrobiam krok przed siebie, a krzesa odpowiedziay w
obronie. Uniosy si w powietrze, zmuszajc mnie do
cofnicia si, a potem ustawiy si na sobie i mnie okryy.
Uniosam rce i wyobraziam sobie, e krzesa si rozsuwaj.
Przesuwanie rzeczy byo dla mnie atwe, wic teoretycznie
krzesa powinny wystrzeli na Blake'a jak pociski. Zaczy si
trz i odsuny si ode mnie.
Blake popchn cian z krzese, ale si nie day. Podtrzymywaam w gowie obraz rozsuwajcych si krzese.
Poczuam bl przeszywajcy mi skronie, ktry cigle si
nasila, wic opuciam donie. Moje serce walio dziko.
Obrciam si. Byam uwiziona - jak w grobowcu z tych
przekltych krzese.

-1 wcale nie wiczya? - Przez szpary w krzesach zobaczyam, jak obchodzi biurko. - Nie chc ci skrzywdzi.
Kryam po maej przestrzeni, oddychajc gboko. Nogi
miaam jak z waty, skr such i swdzc.
- Zabie Adama.
- Nie chciaem. Musisz mi uwierzy, e nie chciaem nikogo
skrzywdzi.
Rozdziawiam usta.
- Chciae mnie im wyda! I komu staa si krzywda, Blake.
- Wiem. I nawet nie masz pojcia, jak koszmarnie si przez
to czuj. - Pody za mn do drugiej ciany. - Adam by
miym facetem...
- Nie wa si o nim mwi! - Zatrzymaam si. Rce mi si
trzsy, chocia zaciskaam je w pici. - Nie powiniene by
wraca.
Blake przechyli gow na bok.
- Dlaczego? Bo Daemon mnie zabije? Podeszam do niego.
- Bo ja ci zabij.
Unis brwi w zaciekawieniu.
- Ju miaa jedn szans, Katy. Zabijanie nie ley w twojej
naturze.
- Ale ley w twojej, nie? - Cofnam si, przygldajc si
krzesom. Trzsy si lekko. Moe i Blake mia w tym wicej
dowiadczenia, ale te si mczy. - Wszystko, by chroni
przyjaciela.
Odetchn gboko. -Tak.

- C, ja zrobi wszystko, by chroni moich. Nastao


milczenie. W czasie tych sekund kawaki zegara
opady. Odtaczyam w mylach may taniec zwycistwa.
- Zmienia si - powiedzia w kocu. Chciaam si zamia,
ale gardo miaam cinite.
- Nawet nie masz pojcia, jak bardzo.
Odsun si od krzese i przeczesa doni zmierzwione
wosy.
- To dobrze, bo moe zrozumiesz powag tego, co ci
zaoferuj.
Zmruyam oczy.
- Niczego mi nie moesz zaoferowa.
Na jego ustach pojawi si przebiegy umiech -ustach, ktre
kiedy raz pocaowaam. W gardle urosa mi gula.
- Obserwowaem was przez kilka dni. Na pocztku nie tylko
ja, ale to ju wiesz. Twoje okno w sypialni to potwierdza.
Zaoy ramiona na piersi, gdy dotaro do niego, e skupiam
na nim uwag.
- Wiem, e Dawson prbowa odnale Bethany, ale on nie
wie, gdzie szuka. Ja wiem. Jest trzymana razem z Chrisem.
Przestaam chodzi w miejscu.
- Czyli gdzie? Blake si zamia.
- Jakbym mia ci powiedzie. Tylko to mnie trzyma przy
yciu. Zgd si pomc uwolni Chrisa, a zapewniam ci, e
Dawson dostanie Beth. Nic wicej nie chc.

Zamrugaam, oniemiaa. Po tym wszystkim prosi mnie o


pomoc? W moim gardle znowu narasta szaleczy miech, ale
tym razem go uwolniam. By niski i gardowy.
- Odbio ci.
Spojrza na mnie bykiem.
- DOD myli, e jestem ich doskona hybryd. Poprosiem,
by mnie tu zostawiono ze wzgldu na spoeczno Luksjan i
prawdopodobiestwo stworzenia nowej hybrydy. Jestem ich
wtyk. Mog ci przemyci do orodka, gdzie si ich
przetrzymuje. Wiem, gdzie s, wiem, na ktrym pitrze i w
jakiej celi. A co waniejsze, znam wszystkie saboci DOD.
Nie mg mwi powanie. Krzesa na samej grze zaczynay si chwia. Wiedziaam, e za kilka sekund caa ta
konstrukcja runie na mnie.
- Beze mnie nigdy nie dowiesz si, gdzie jest przetrzymywana, i tylko wpadniecie w apy Daedalusa. - Zrobi
kolejny krok w ty. - Potrzebujecie mnie. A ja potrzebuj was.
Nie mog sam wydosta Chrisa.
Okay, on jednak tak na serio.
- I czemu niby miaabym ci ufa?
- Nie masz wyboru. - Odchrzkn, a krzesa zadray.
Spuciam wzrok. Krzesa na dole zaczy si wykrzywia w
jego stron. - Nigdy jej nie znajdzie, a Dawson w kocu
zwariuje.
- Zaryzykujemy.
- Baem si, e to powiesz. - Blake wzi z podogi moj
torb i pooy j na biurku nauczyciela. - Albo mi pomoecie,
albo pjd prosto do Nancy Husher i powiem

jej, jak potna jeste. - Wcignam ostro powietrze na


dwik jej imienia. Nancy pracowaa dla DOD i prawdopodobnie te dla Daedalusa. - Nigdy nie zoyem jej raportu,
Vaughn te nie, bo pracowa dla Willa Michaelsa
-kontynuowa. - Ona myli, e twoja mutacja przemina. A
jeli bym przekaza nowin, uratowabym wasn dup. A
moe i nie. Ale i tak po ciebie przyjd. I jeli mylisz, e
pozbycie si mnie wszystko rozwie, jeste w bdzie.
Wiadomo zostanie do niej dostarczona, jeli cokolwiek mi
si stanie. Opisuj w niej, do czego jeste zdolna i wskazuj
na Daemona jako na tego, ktry ci zmutowa. Widzisz, o
wszystkim pomylaem.
Gotowaam si ze zoci. Teraz krzesa naprawd si trzsy.
Za sekundy wszystko si skoczy i bd bezbronna.
- Ty szczurzy wypierdku...
- Przykro mi. - Teraz stal przy drzwiach. Dobry Boe,
idiotka ze mnie, bo zaczynaam mu wierzy. Wygldao na to,
e jest szczery. - Nie chciaem, eby tak wyszo, ale
rozumiesz, tak? Sama to powiedziaa. By chroni przyjaci,
zrobisz wszystko. Nie rnimy si tak bardzo, Katy.
A potem otworzy drzwi i wyszed. ciana z krzese runa
na podog. Troch w tym ironii, bo wanie tak samo runo
moje ycie.

Rozdzia 10
Wyszam oszoomiona ze zdemolowanej klasy i udaam si
korytarzem do drzwi, ktre nagle si otworzyy i wszed przez
nie Daemon.
Jego oczy miay niesamowity kolor jasnej zieleni. Podszed
do mnie szybko gigantycznymi krokami i zapa za ramiona.
Za nim stali Matthew i cigle lekko zdezorientowany Dawson.
A Daemon... nigdy nie widziaam u niego takiej furii, a to ju
co mwi.
- Wszdzie ci szukalimy - powiedzia przez zacinite
zby.
Obok pojawi si Matthew.
- Widziaa, dokd poszed Blake?
Czy potrzebowaam wyjanienia? Uwiadomiam sobie, e
przecie nie wiedzieli, e z nim byam. Ile czasu siedziaam w
tej klasie? Miaam wraenie, e godziny, ale mogy to by
tylko minuty. I jeli Blake zamrozi wszystkich poza klas,
inni Luksjanie nie wiedzieliby o tym, bo to by na nich nie
wpyno. Blake nie mia mocy nad kadym.
Przeknam z trudem, wiedzc, e reakcja Daemona bdzie
przesadzona.

- Taa, on... chcia pogada. Daemon si wciek.


- e co?
Spojrzaam nerwowo na Matthew. Jego wzrok pasowa do
gotujcego si ze zoci spojrzenia Daemona.
- Obserwowa nas. On chyba nigdy nie odszed. Daemon
opuci rce i si cofn. Przeczesa pakami wosy.
- Nie wierz, e tu jest. Prosi si o mier.
Dawson zbliy si do brata. Wyglda teraz na zaciekawionego.
- Dlaczego nas obserwowa?
I nadchodzi bomba, pomylaam.
- Chce, ebymy mu pomogli odzyska Chrisa. Daemon
obrci gow tak szybko, e naderwaby sobie jaki misie,
gdyby by czowiekiem.
- e jak?
Tak szybko, jak mogam, streciam im rozmow z Blakiem,
ale pominam t cz, o wydaniu Daemona i mnie Nancy.
Zaoyam, e lepiej o tym porozmawia na osobnoci. I dobrze zrobiam, bo Daemon prawie zmieni si w pen form
Luksjanina.
Matthew potrzsn gow.
- Chyba nie sdzi, e mu zaufamy.
- Chyba go nie obchodzi, czy mu zaufamy - powiedziaam i
odrzuciam wosy na plecy. Chciaam tylko usi i zje
pudeko ciasteczek, bo rce zaczynay mi si trz z
wyczerpania.
- Ale czy on naprawd wie, gdzie trzymaj Beth? - Oczy
Dawsona zapony.

- Nie wiem. - Oparam si o szafk. - Z nim nigdy nic nie


wiadomo.
Dawson nagle znalaz si tu przy mojej twarzy.
- Czy powiedzia co... cokolwiek, co nam pomoe j
znale?
Zamrugaam, zaskoczona jego nagym ruchem.
- Nie. Nie bardzo...
- Pomyl - nakaza, pochylajc gow. - Musia co powiedzie, Katy.
Daemon pooy bratu rk na ramieniu i odwrci go do
siebie.
- Odwal si, Dawson. Mwi powanie. Strci rk
Daemona, a jego ciao si napio. -Jeli wie...
- Nawet nie prbuj zaczyna - przerwa mu Daemon. -Zosta
przysany przez DOD, eby sprawdzi Kat. eby zrobi z ni
to, co robi z Beth. Zabi Adama, Dawson. Nie bdziemy
wsppracowa...
Nogi zaczy mi si trz. Lekko zatoczyam si na lewo, co
Daemon zauway natychmiast. Zanim si wyprostowaam,
otoczy mnie w talii silnymi ramionami i przytuli do swojego
boku.
Zmarszczy ciemne brwi.
- Co ci jest?
Policzki miaam rozpalone.
- Nic. Naprawd, nic.
- Kamiesz. - Gos mia niski, niebezpieczny. - Walczya z
nim? - Jego gos zrobi si jeszcze niszy, a po moim
krgosupie przebieg dreszcz. - Prbowa ci zra-

ni? Bo jeli tak, przysigam, e przewrc do gry nogami


cay stan...
- Nic mi nie jest. - Prbowaam si oswobodzi, ale trzyma
mnie mocno. - Za duo energii zuyam na pierwszy atak, a
potem byy pytania. Zmczyam si, ale on nic mi nie zrobi.
Daemon nie wyglda na przekonanego. Znw spojrza na
brata.
- Rozumiem, chcesz wierzy, e Blake jako nam moe
pomc, ale nie mona mu ufa.
Dawson odwrci wzrok, a na jego szczce zagra misie.
Wida byo jego frustracj.
- Daemon ma racj. - Matthew pooy rce na biodrach. Na
kocu korytarza otworzyy si drzwi i weszo dwch
nauczycieli, niosc parujce kubki i papiery. - Ale to nie
miejsce na rozmow. Po szkole, w waszym domu.
Odwrci si i odszed.
- Wiem, co chcesz powiedzie - powiedzia ostro Dawson. Nie zrobi niczego lekkomylnego. Obiecaem wam, e tego
nie zrobi, i dotrzymam sowa. Ale wy lepiej dotrzymajcie
swojego.
Daemon nie wyglda, jakby mu ulyo, gdy patrzy za
odchodzcym Dawsonem.
- To nie brzmi dobrze - powiedzia.
- Trudno si nie zgodzi. - Spojrzaam na niego i poczekaam, a nauczyciele znikn w klasie. - Moe zaufanie
Blake'owi si opaci.
Odwrci si do mnie, mruc oczy.
- Co sugerujesz?

Modliam si, eby si nie wciek.


- Blake potwierdzi to, co powiedzia Will. DOD i Daedalus
sdz, e moja mutacja przemina. To dobre wieci, nie? I
jest zdesperowany - bardziej ni mylelimy. Jeli nie
zgodzimy si mu pomc, to nas wyda.
Spodziewaam si reakcji Daemona. Szafka obok nas
wanie zarobia zagbienie od jego pici. Zapaam go za
rami i zacignam do najbliszych schodw, zanim
nauczyciele zaczliby szuka rda haasu.
By wcieky i wyglda na bezradnego. Musia si domyli,
czego jeszcze nie powiedziaam. Znowu bylimy w potrzasku,
szantaowani - co mielimy zrobi? Odmwi wsppracy z
Blakiem i pozwoli si wyda? Czy zaufa komu
niegodnemu zaufania?
Boe, jestemy udupieni do potgi entej.
Wiedziaam, e Daemon chcia urwa si ze szkoy i
przeszuka cay stan, ale te nie chcia zostawi mnie samej...
niewane, jak bardzo staraabym si go przekona,
najbezpieczniejsza byam wanie w szkole. Chocia odkd
Blake wrci, to ju nieaktualne. Blake wiedzia, e dopki
przebywa wrd ludzi, nic mu nie moglimy zrobi.
Przez reszt dnia przeczuwaam, e znowu zobacz Blake'a,
ale nie miaam okazji. Gdy zadzwoni ostatni dzwonek, nie
byam zaskoczona widokiem Daemona przy mojej szafce.
- Jad z tob do domu - powiedzia.
- Jasne. - Nie ma sensu si o to kci. - A jak Doiy dostanie
si do domu?

Umiechn si, bo uwielbia, gdy nazywaam jego gupi


samochd po imieniu.
- Rano zabraem si z Dee, ktra teraz jedzie do domu z
Andrew i Ash.
Zastanawiaam si, kiedy Dee tak nagle si do nich zbliya.
Nigdy nie bya ich fank i nie popieraa ich nienawici do
ludzi. Tyle si zmienio, a to cigle kropla w morzu.
- Mylisz, e on naprawd nas wyda? - zapytaam, gdy ju
siedzielimy w moim maym sedanie. Nagie drzewa
otaczajce parking zaklekotay jak tysic suchych koci.
- Jest wyranie zdesperowany. - Daemon prbowa
wyprostowa nogi z jkiem. - Blake ju zabi, by chroni
przyjaciela. Zapewni mu bezpieczestwo, jeli ci wyda, taki
byl oryginalny zamys, albo jeli mu pomoemy. Myl wic,
e cigle jest do tego zdolny.
Chwyciam mocno kierownic. Gniew gorcy jak lawa
parzy mi skr. Dalimy Blake'owi szans na ucieczk, a on
wrci, by nami manipulowa. Jakie to niewdziczne.
Spojrzaam na Daemona.
- Co zrobimy? Zacisn zby.
- Mamy dwie opcje: wsppracowa z nim lub go zabi.
Wybauszyam oczy.
- I ty to zrobisz? Nie. To nie moesz by zawsze ty. Nie
jeste jedynym Luksjaninem, ktry potrafi walczy.
- Wiem, ale nie oczekuj, e kto wemie na siebie ten
ciar. - Spojrza na mnie. - I nie zamierzam znowu si kci
o to, czy byaby dobr Wonder Woman czy nie.

I nie oczekuj, e zrobicie to za mnie, ty lub moje rodzestwo. Wiem, e by to zrobia... eby chroni siebie lub nas,
Kat, ale nie chc ci obarcza win. Okay? Skinam gow.
Miaam cinity odek.
- Poradziabym sobie... gdybym musiaa. Uderzenie serca
pniej poczuam na policzku jego
rk. Na sekund odwrciam wzrok od drogi, a on si lekko
umiechn.
- Poniesz jasno, dla mnie, przynajmniej, i nie chciabym,
eby to wiato zostao przymione przez co mrocznego.
Gupie zy zamazay mi drog. Nie mogam pozwoli im
opa, bo pakanie przy nim, gdy prbowaam zachowywa
si jak twardzielka, mi nie pomagao. Umiechnam si do
niego z wahaniem, ale myl, e zrozumia.
Zaparkowaam na moim podjedzie przed reszt zaogi.
Podyam za Daemonem do jego domu. Byam zdenerwowana. Wziam butelk wody, a potem wrciam do
salonu. Zanim wkroczyam na dywan, Daemon chwyci mnie
za rk i posadzi na swoich kolanach.
Otoczy mnie ramionami i zakopa twarz w mojej szyi.
- Wiesz, co musimy zrobi - powiedzia mikko. Odoyam
butelk i objam go ramionami za szyj.
- Zabi Blake'a.
Wyda z siebie zduszony miech.
- Nie, Kotek. Nie zabijemy go. Byam zaskoczona.
-Nie?
Odchyli si i spojrza mi w oczy.

- Zrobimy to, czego chce.


Dobra, byam bardziej ni zaskoczona. Osupiaa. -Ale...
ale... ale... Umiechn si lekko.
- No wypowiedz si, Kotek. Otrzsnam si.
- Ale nie moemy mu ufa. To najprawdopodobniej puapka!
- I tak mamy przesrane, niewane, co zrobimy. - Przesun
rce w d moich plecw. - Ale przemylaem to.
- Co? W cigu tych caych dziesiciu minut drogi do domu?
- To urocze, e nazywasz moj chat domem. - Jego umiech
si powikszy, a wzrok wyostrzy. - A tak przy okazji, to
moja chata. Na skrzynce pocztowej jest moje nazwisko.
- Daemon - powiedziaam z westchnieniem. - Dobrze
wiedzie, ale to nie jest teraz istotne.
- Prawda, ale dobrze jest posiada tak wiedz. No dobra,
skoro najwyraniej nie jeste w temacie...
- Co? Przecie...
- Znam mojego brata. Jak si nie zgodzimy, Dawson pjdzie
do Blake'a. - Jego dobry humor znikn w sekundzie. - Na
jego miejscu zrobibym to samo. Ale my znamy Blake'a lepiej
ni on.
- Czy ja wiem, Daemon. Wzruszy ramionami.
- Nie pozwol mu ci wyda. Spochmurniaam.

- Ciebie te wyda, i co si stanie z twoj rodzin?


Wsppraca z Blakiem bdzie niebezpieczna... i gupia.
- Ryzyko przewysza moliwe konsekwencje.
-Jestem zszokowana - przyznaam i opuciam ramiona. Nie chciae, ebym trenowaa z Blakiem, bo mu nie ufae, a
to byo zanim okaza si morderc.
- Ale tym razem o tym wiemy i znamy jego moliwoci.
Mamy oczy szeroko otwarte.
- To nie ma sensu. - Spojrzaam w okno, gdy usyszaam
odgos zamykanych drzwi samochodowych. - Bdziesz z nim
wsppracowa przeze mnie i Dawsona. To pewnie nie jest
najmdrzejsza decyzja, jak podje.
- Moe i nie. - Szybko zmieni pozycj, uj moje policzki w
donie, pocaowa gboko, a potem bezceremonialnie zrzuci
mnie na kanap obok siebie. - Ale podjem decyzj. Bd
gotowa. To spotkanie nie pjdzie dobrze.
Zagapiam si na niego. Mia racj, e to nie pjdzie dobrze.
Chwyciam butelk wody, a w tym samym czasie do domu
wkroczya kosmiczna zaoga.
Dee niezwocznie zaja miejsce przed telewizorem. Jej
dugie, czarne wosy zafaloway, a zielone oczy rozpali
nieznajomy bysk.
- Wic Blake wrci?
- Tak. - Daemon pochyli si i opar okcie o kolana.
Spojrzaa na mnie, a potem szybko odwrcia wzrok.
- I oczywicie rozmawia z ni, jakby nic si nie stao. S
przecie najlepszymi przyjacimi.
O co im chodzi z tymi najlepszymi przyjacimi? Poczuam
gniew, ale zdusiam go w zarodku.

- To nie bya szczeglnie przyjacielska konwersacja.


- To co robimy? - zapytaa Ash. Blond wosy miaa
cignite w kitk. Na kadej innej osobie wygldaoby to
trywialnie, ale ona cigle prezentowaa si jak modelka.
- Zabijemy go - powiedziaa Dee. Wstaa i zatrzymaa si
przed stolikiem.
Przez chwil mylaam, e artowaa, bo to w kocu Dee.
Latem widziaam, jak ratuje mrowisko z grzdki, eby si
przypadkiem mrwki nie zadusiy pod ziemi. Gdy jednak
teraz na ni patrzyam - i cay pokj te -zaczynaam
pojmowa, e mwia serio.
Szczka mi opada.
-Dee...?
Jej ramiona zadray.
- Nie musisz nic mwi. Nie chcesz go zabi? Ja ju to
wiem. I przekonaa mojego brata, by zostawi go przy yciu.
- Nie przekonaa mnie - powiedzia Daemon i opar
podbrdek o rk.
Wtrciam si. Nie tylko on mnie broni, ja te potrafiam.
- Do niczego go nie przekonaam, Dee. Oboje zgodzilimy
si, e tamtej nocy zgino wystarczajco wiele osb. I nie
sdzilimy, e wrci.
- To co wicej - powiedzia Matthew. - Jest te poczony z
innym Luksjaninem. Jeli on umrze, jego przyjaciel te. Nie
zabijemy tylko jego. Zabijemy te niewinn osob.

- Poczeni tak jak Katy i Daemon? - zapytaa Ash. W jej


gosie brakowao tego zwyczajowego jadu. Jakim cudem jej
wredne usposobienie przenioso si na Dee.
Gryzo mnie poczucie winy. To nie fair. Dee i Adam tyle
czasu si ignorowali, a potem si w sobie zakochali. Ledwo
si poznali i ju zosta jej odebrany.
Ash spojrzaa na Dawsona.
-1 jak ty i Beth? - Gdy chopcy przytaknli, Ash opara si o
kanap i spojrzaa na cichego Matthew. - Nie moemy zabi
Blake'a, gdy wiemy, e zabije to niewinnego Luksjanina. To
jak zabicie Katy i jednoczenie Daemona.
Uniosam brew, czym zarobiam sobie na szturchnicie
kolanem od Daemona.
- Nie sugeruj, e mamy zabi Katy i Beth - przypomniaa
wszystkim Dee. - Nie znamy tamtego Luksjanina. Z tego, co
wiemy, moe pracowa dla DOD czy jakiej tam grupy.
Blake... zabi Adama, Ash.
- Wiem o tym - warkna, a jej niebieskie oczy rozbysny. Byam jego siostr.
Dee si wyprostowaa.
- A ja byam jego dziewczyn.
Ja pierdziel... Wszystko byo wywrcone do gry nogami.
Pokrciam gow, oszoomiona.
- Ta grupa nazywa si Daedalus.
No tak, Dee wcale nie obchodzia nazwa grupy. Zwrcia si
do Matthew.
- Musimy co zrobi, zanim jeszcze komu co si stanie.
Matthew wyglda na rwnie zszokowanego.

- Dee, nie jestemy...


- Mordercami? - Jej twarz si zaczerwienia, a potem zblada.
- Ju wczeniej zabijalimy, eby si chroni! Cay czas
zabijamy Arumian. Daemon zabi kilku oficerw DOD!
Daemon si skrzywi, a ja od razu si za nim wstawiam.
Moe i nie pokazywa, jak bardzo mczy go zabijanie, ale ja
wiedziaam, e jest inaczej.
- Dee - powiedziaam. Zdziwiam si, gdy rzeczywicie na
mnie spojrzaa. - Wiem, e cierpisz, ale to... nie jeste ty.
Zassaa ostro oddech, a za ni telewizor zamigota.
- Nie znasz mnie. Gwno wiesz. Ten... ten ludzki dziwolg kimkolwiek by by - znalaz si tu przez to, co zrobi ci mj
brat. Teoretycznie, gdyby tu si nigdy nie pojawia, nic z
tego by si nie stao. Adam... - Jej gos zadra. - Adam cigle
by y.
Daemon zesztywnia przy mnie.
- Wystarczy, Dee. To nie jej wina.
- To nic. - Oparam si o kanap. Miaam wraenie, e ciany
si zbliaj. Kilka dni temu Andrew powiedzia to samo, ale
te sowa brzmiay znacznie gorzej z ust Dee. Cz mnie nie
chciaa uwierzy, e rzeczywicie to powiedziaa. Nie Dee,
ktra wygldaa jak Dzwoneczek. Nie dziewczyna, ktra
wkroczya w moje ycie tego lata, bo bya tak samo samotna
jak ja. To nie bya moja najlepsza przyjacika.
I wtedy to do mnie dotaro.
Ju nie bya moj najlepsz przyjacik.

Boe, ta wiadomo bya znacznie gorsza ni to, co si


dziao. Dee bya dla mnie wana, a ja j zawiodam. Obok
mnie Dawson podszed do przodu.
- Gdyby Katy tu nie byo, ja nigdy nie bybym wolny. wiat
dziaa w pokrcony sposb.
Dee miaa min, jakby wczeniej na to nie wpada. Zacza
si krci i bawi kosmykiem wosw, co byo oznak jej
zdenerwowania. Jej rka rozmya si na kilka sekund. Potem
usiada na stoliku plecami do nas.
Andrew, siedzcy na ramieniu fotela, westchn. Za kadym
razem, gdy na niego patrzyam, on mia spojrzenie utkwione
w Dee.
- Ludzie, czy nam si podoba zabijanie czy nie, co zrobi
musimy.
-1 zrobimy - zgodzi si Daemon. Spojrza na mnie przelotnie, zanim wsta. - Kcenie si o to, co zrobi z Blakiem,
jest strat czasu. Jeli nie pomoemy mu uwolni przyjaciela i
przy okazji odzyska Beth, wyda mnie i Katy.
- Wow - wymamrota Matthew i przeczesa wosy palcami, a
potem zrobi co dla siebie nietypowego. Przekl.
Dee wstaa. Ruchy miaa niespokojne i chwiejne. -Tak
powiedzia?
- Ja w to nie wtpi - powiedziaam. Nie mogam znie, e
to przeze mnie znaleli si w takiej sytuacji. Gdybym od
pocztku suchaa Daemona... Samo gdybanie. - On
desperacko chce uwolni Chrisa.
- Wic zaatwione - powiedzia Dawson i wyglda, jakby
mu ulyo. - Pomoemy mu, a on pomoe nam.
Dee obrcia si gwatownie.

- Wy wszyscy powariowalicie! Nie moemy pomc mordercy Adama!


- A masz lepszy pomys? - zapyta Matthew. - Mamy pozwoli mu wyda twojego brata i Katy?
Wywrcia oczami.
- Nie. Jak powiedziaam, zabijemy go. To go powstrzyma.
Nic nie zrobi.
Pokrciam gow, oszoomiona jej pewnym gosem. Ja te
uwaaam, e Blake powinien umrze. No bo dlaczego miaby
y, skoro Adam by martwy? Jednak gdy wypowiadaa to
Dee, miaam wraenie, jakby mnie cito tpym noem.
Daemon wsta i odetchn gboko.
- Nie zabijemy Blake a.
Jego siostra zacisna donie w pici.
- Ty tak twierdzisz. Ja nie.
- Pomoemy mu i w ten sposb bdziemy mie na niego oko
- kontynuowa Daemon surowo. - I adne z nas go nie zabije.
- Gwno prawda - wysyczaa. Andrew wsta i zrobi krok
przed siebie.
- Dee, powinna usi i to przemyle. Nigdy wczeniej nie
zabia. Nawet Arumianina.
Zaoya ramiona na piersi i uniosa wysoko podbrdek.
- Zawsze jest ten pierwszy raz.
Ash wybauszya oczy i spojrzaa na mnie. Jej wzrok mwi
jasna cholera". Chciaam co zrobi lub powiedzie, ale nie
wiedziaam co.
Daemon szybko zaczyna traci cierpliwo. Stan w tej
samej pozycji co siostra.

- To nie podlega dyskusji, Dee. Jej ciao lekko zadrao.


- Masz racj. Nie moesz nic powiedzie, co by mnie przekonao, e powinno si go oszczdzi.
- Nie mamy wyboru. Blake si przygotowa. Jeli co mu si
stanie, Nancy otrzyma wiadomo o mnie i Katy. Nie moemy go zabi.
Cigle bya przekonana o swoim.
- To znajdziemy tego, z kim gada czy wsppracowa, i zajmiemy si nim!
Daemonowi szczka opada.
- Ty tak na powanie? -Tak!
Odwrci si. Widziaam, e za chwil nie wytrzyma. Mj
odek si skrci. To wszystko byo takie popaprane.
Obok mnie Dawson przyj t sam pozycj, co Daemon
wczeniej.
- Czy twoje pragnienie zemsty jest silniejsze ni znalezienie
Beth i ukrcenie jej cierpienia?
Nie odwrcia wzroku, ale zacisna usta w cienk lini.
Wszyscy patrzyli teraz na Dawsona.
- Bo, moja maa siostrzyczko, to, przez co przeszed Adam,
nie moe si rwna z tym, czego dowiadcza Beth. To, co
widziaem... - Spuci spojrzenie. - Jeli wtpisz w moje
sowa, to zapytaj Katy. Ona dowiadczya ich metod i jej gos
jeszcze nie wrci do normalnoci.
Dee zblada. Od sylwestra nie miaymy okazji
porozmawia. Nie byam pewna, czy wiedziaa o moim
krtkim uwizieniu i metodach, ktrymi poczstowa mnie
Will. Rzucia

na mnie szybkie spojrzenie, a potem rwnie szybko odwrcia wzrok.


- Prosisz o zbyt wiele - powiedziaa ochryple, a jej dolna
warga zadraa. Wyprostowaa ramiona, odwrcia si i bez
sowa wysza z domu.
Andrew ju ruszy za ni, a wczeniej posa Daemonowi
znaczce spojrzenie.
- Bd jej pilnowa.
- Dziki - powiedzia i potar rk szczk. - Poszo nam
wietnie.
- Naprawd oczekiwae, e nie bdziemy mie z tym
problemu? - zapytaa Ash.
Daemon parskn.
- Nie, ale ja mam problem z tym, e moja siostra chce tak
chtnie zabija.
- Nawet nie potrafi... - Nie byam w stanie skoczy. Tak
naprawd oczekiwaam, e to Ash i Andrew bd tacy chtni
do zabijania - ale nigdy Dee.
-Jak si skontaktujemy z Blakiem? Ja tego raczej nie omwi
z nim na zajciach - odezwa si Marchew.
Wszyscy spojrzeli na mnie... wszyscy poza Daemonem.
- No co?
- Cigle masz do niego numer, nie? - zapytaa Ash, ogldajc
swoje paznokcie. - Napisz do niego. Zadzwo. Wszystko
jedno. Powiedz, e jestemy aonie gupi i mu pomoemy.
Zrobiam min, ale signam do torby i wycignam
komrk. Wysaam Blake'owi krtk wiadomo.

Westchnam. Sekund pniej odpowiedzia. cisno mnie


w odku.
-Jutro wieczorem - sobota. - Mj gos zabrzmia sabo. Chce si spotka jutro wieczorem w publicznym miejscu - w
knajpie Smoke Hole.
Daemon skin krtko gow.
Moje palce chciay si zbuntowa, gdy pisaam szybkie okay.
Potem wrzuciam telefon do torby jakby by bomb.
-1 ju.
Ale widocznie nikomu nie ulyo. Nawet Dawsonowi.
Istniao spore niebezpieczestwo, e to si le skoczy.
Jednak mielimy ograniczony wybr. Jak Daemon powiedzia, w innej sytuacji Dawson poszedby do Blake a.
Wsppraca z wrogiem, ktrego znamy, bya lepsza ni z
takim, ktrego nie znamy.
Mimo to poczuam w sercu lodowaty ucisk.
Nie dlatego, e zamierzalimy wsppracowa z Blakiem,
czy dlatego, e Dee chciaa zabi Blake'a. Ale dlatego, e w
gbi, w miejscu, ktrego nie mg dostrzec nikt, nawet
Daemon, chciaam, by Blake by martwy. I mojemu
kodeksowi moralnemu nie przeszkadza nawet niewinny
Luksjanin. A w takich odczuciach byo co bardzo, bardzo
zego.

Rozdzia 11
Krciam si po ich domu z nadziej, e Dee wrci i bd
moga z ni pogada, ale wszyscy zaczli ju wychodzi, a
ona i Andrew jeszcze si nie pojawili.
Stojc na ganku, patrzyam, jak Ash i Matthew odjedaj, a
moje serce pkao z alu na trylion kawakw. Nie musiaam
odwraca gowy, by wiedzie, e Daemon stan za mn. Z
ulg powitaam jego ciepo i silne ramiona, ktre otoczyy
mnie od tyu.
Oparam si o jego klatk piersiow i zamknam oczy.
Dotkn podbrdkiem mojej gowy i przez sekund syszaam
tylko wierkanie ptakw w oddali. Czuam bicie jego serca,
silne i rwnomierne.
- Przepraszam - powiedzia, czym mnie zaskoczy.
- Za co?
Odetchn ciko.
- Nie powinienem by si wcieka o t spraw z Dawsonem
w zeszym tygodniu. Dobrze zrobia, mwic, e mu
pomoemy. W przeciwnym razie kto wie, co by teraz zrobi. Przerwa, eby pocaowa mnie w czubek gowy.
Umiechnam si szeroko. Ju mu wybaczyam. - Dzi-

kuj za to, co robisz dla Dawsona. I chocia nasza sobota


bdzie do dupy, Dawson... zmieni si od ostatniej zombi
nocy. Nie jest jak stary Dawson, ale ju blisko. Zagryzam
warg.
- Nie musisz mi za to dzikowa. Powanie.
- Musz. I mwi szczerze.
- Okay. - Mino kilka sekund. - Mylisz, e popenilimy
bd? Puszczajc Blake a wolno tamtej nocy?
Jego ramiona zacieniy si wok mnie.
- Nie wiem. Naprawd nie wiem.
- Mielimy dobre intencje, nie? Chcielimy da mu szans. A potem si zamiaam.
-Co?
- Droga do pieka jest wybrukowana dobrymi chciami.
Trzeba byo wysadzi mu dup w powietrze.
Daemon pochyli gow i opar podbrdek na moim
ramieniu.
- Moe zrobibym co takiego, zanim ci poznaem.
Spojrzaam na niego.
- Co masz na myli?
- Zanim si pojawia, zabibym Blake'a za to, co zrobi,
czubym si potem koszmarnie, ale bym to zrobi. - Pocaowa
mnie w szyj w miejscu, gdzie mj puls bi dziko. -Jednak
mnie przekonaa. Nie tak, jak myli Dee. Moga si pozby
Blake'a, ale tego nie zrobia.
Wszystko z tamtej nocy wydawao si takie zamazane i
chaotyczne. Ciao Adama bez ycia i Arumianie... Vaughn i
jego bro... Uciekajcy Blake...
- Sama nie wiem.

- Ale ja wiem - powiedzia i umiechn si przy moim


policzku. - Dziki tobie myl, zanim co zrobi. Dziki tobie
chc by lepszym czowiekiem... Luksjaninem... wszystko
jedno.
Spojrzaam na niego otwarcie.
- Przecie jeste dobrym czowiekiem. Umiechn si z
byszczcymi oczami.
- Kotek, oboje wiemy, e to niezwykle rzadkie. -Nie...
Przyoy mi palec do ust.
- Podejmuj koszmarne decyzje. Potrafi by chamem i
celowo jestem taki. Mam tendencj do zastraszania ludzi, by
robili to, co chc. I pozwoliem, by wszystko, co stao si z
Dawsonem, wzmocnio te... cechy osobowoci. Ale... Odsun palec i umiechn si. - Ale ty... ty sprawiasz, e
chc by inny. To dlatego nie zabiem Blake'a. To dlatego nie
chc, by podejmowaa tak decyzj, i nie chc, eby miay na
ciebie wpyw moje decyzje.
Byam zachwycona tym, do czego si przyzna, wic nie
wiedziaam, co powiedzie. Pochyli gow i mnie pocaowa,
a ja nauczyam si, e gdy kto mwi co tak szokujco
doskonaego, odpowied nie jest konieczna. Te sowa mwiy
same za siebie.
***
Sobotni poranek spdziam z mam. Zjadymy na miecie
tuste, zapychajce ttnice niadanie, a potem spdziymy
par godzin w sklepach z rzeczami za dolara.

Zazwyczaj wol wyrwa sobie wszystkie rzsy ni by w


takim sklepie, ale tym razem chciaam spdzi z ni troch
czasu.
Wieczorem Daemon i ja mamy spotka si z Blakiem - tylko
my, taki by wymg. Matthew i Andrew bd si bawi w
szpiegw na parkingu i pomog w razie czego. Dee i Dawson,
z rnych powodw, otrzymali zakaz zbliania si do knajpy
na kilometr.
Nie moglimy przewidzie, co si stanie. To moga by moja
ostatnia sobota, ostatnie chwile z mam, wic cae to
dowiadczenie byo nieprzyjemne i straszne. Podczas niadania i w samochodzie wiele razy chciaam jej powiedzie, co
si dzieje, ale nie mogam si do tego zmusi. A nawet
gdybym moga, sowa pewnie ugrzzyby mi w gardle. Ona
wietnie si bawia, a ja nie chciaam tego zrujnowa.
Mimo to nawiedziy mnie wszystkie co jeli". Co jeli to
zasadzka? Co jeli DOD lub Daedalus nas zgarn? Co jeli
skocz jak Beth i mama nigdy wicej o mnie nie usyszy? Co
jeli przeprowadzi si do Gainesville, eby uciec przed wspomnieniem mojej osoby?
Gdy ju dotaram do domu, byam cakiem pewna, e si
porzygam. odek miaam skrcony w supe. Byo tak le, e
musiaam si pooy. Mama posza spa przed zmian.
Przez jak godzin gapiam si w cian, a potem napisa do
mnie Daemon. Odpisaam, eby sam si wpuci. Jeszcze nie
nacisnam wylij", a ju poczuam ciepo na karku.
Daemon bezszelestnie wszed przez drzwi i spojrza na mnie
z dziwnym byskiem w oczach.
- Twoja mama pi?
Przytaknam.

Przyjrza si mojej twarzy a potem zamkn za sob drzwi.


Uderzenie serca pniej sta przy mnie, marszczc brwi.
- Martwisz si.
Skd to wiedzia, sama nie wiem. Ju miaam mu powiedzie, e si nie martwiam, bo nie lubiam, gdy si przeze
mnie stresowa lub myla, e jestem saba, ale nie chciaam
by teraz silna. Potrzebowaam pocieszenia - potrzebowaam
jego.
- No, troszeczk. Umiechn si.
- Bdzie dobrze. Nie pozwol, by co ci si stao. Daemon
przesun opuszkiem palca po moim policzku.
Wanie zauwayam, e mog zrobi obie te rzeczy. By
troch przestraszon w rodku i potrzebowa go, ale jednoczenie by wystarczajco silna, by wsta na szst i stawi czoo
przeznaczeniu. Mogam zrobi obie te rzeczy.
Boe, musz zrobi obie te rzeczy.
Bez sowa przewrciam si i zrobiam dla niego miejsce.
Daemon wlizgn si pod kodr i otoczy mnie cikim ramieniem w talii. Skuliam si przy nim i pooyam gow pod
jego podbrdkiem. Palcami narysowaam serduszko nad jego
sercem, a on si zamia.
Leelimy tak przez kilka godzin. Czasami rozmawialimy i
mialimy si cicho, eby nie obudzi mamy. W pewnym
momencie oboje zasnlimy, a gdy si obudziam, byam
zapltana w jego ramiona i nogi. Potem si jeszcze
caowalimy i caowalimy... no c, waciwie robilimy to
na okrgo.
Bo by w tym po prostu tak cholernie dobry.

Umiechn si do mnie. Moje usta byy ju opuchnite, a


jego powieki cikie, ale pod nimi oczy cigle miay kolor
ywej zieleni. Na szyi jego wosy lekko si skrcay.
Uwielbiaam bawi si nimi palcami, prostowa i patrze, jak
skrcaj si ponownie. A on lubi, jak si nimi bawiam. Z
zamknitymi oczami przechyli gow na bok jak kot
pragncy pieszczot.
Ach te mae uciechy w yciu.
Daemon zapa moj rk, ktr otaczaam go za szyj.
Przysun j do ust. Moje serce zatrzepotao. Pocaowa mnie
znowu... i znowu. Przesun rk na moje biodro, a palce wsun pod bluzk, od czego mj puls przyspieszy. Przetoczy si
na mnie, a od jego ciaru w brzuchu zaczy mi si dzia szalone rzeczy.
Wygiam plecy w uk, gdy jego rka zawdrowaa wyej.
-Daemon...
Przerwa pocaunkiem to, co zamierzaam powiedzie
-cokolwiek to byo. Mj mzg wygas. By tylko on i ja. To,
co nas pniej czekao, po prostu znikno. Poruszyam si,
otoczyam jego tali nog, a potem...
Usyszaam kroki w korytarzu.
Daemon znikn i pojawi si przy moim biurku. Umiechn
si bezczelnie i chwyci ksik, ktr czytaam wczeniej.
- Trzymasz j do gry nogami - syknam, wygadzajc
wosy doni.
Zamia si pod nosem i obrci ksik. Chwil pniej
mama zapukaa do drzwi i je otworzya. Najpierw spojrzaa na
ko, a potem na krzeso.
- Witam, pani Swartz - powiedzia Daemon. - Wyglda pani
na wypoczt.

Posaam mu wymowne spojrzenie, a potem zasoniam usta


doni, by zdusi chichot. Wzi romans historyczny, na
okadce ktrego widniaa uminiona klata.
Mama uniosa brew. Jej mina wyraaa ogromne niedowierzanie. Prawie nie wytrzymaam.
- Dobry wieczr, Daemonie. - Spojrzaa na mnie zmruonymi oczami.
Mieszek? Wymamrota Daemon, wywracajc oczami, gdy
zobaczy starowieckie sowo okrelajce klapk przytwierdzan dawniej do spodni w kroku.
- Drzwi od sypialni, Katy. - Mama ruszya do drzwi. -Znasz
zasady.
- Przepraszam. Nie chcielimy ci obudzi.
- To wspaniaomylne, ale drzwi maj by otwarte.
Jej kroki w kocu znikny, a Daemon rzuci we mnie
ksik. Zatrzymaam j w powietrzu.
- Nieza lektura. Zmruy oczy.
- Zamknij si. Zachichotaam.
***
Nie byo ju nam do miechu, gdy zaparkowalimy przed
Smoke Hole Diner tu przed szst. Obejrzaam si przez rami i zobaczyam Marchew w swoim SUV-ie zaparkowanym
na tyach. Naprawd miaam nadziej, e on i Andrew bd
gotowi.
- DOD nie wpadnie tu nagle - powiedzia Daemon, wycigajc kluczyki ze stacyjki. - Nie przy publicznoci.

- Ale Blake mgby zamrozi lokal. -Ja te mog.


-Jako nigdy nie widziaam, eby to robi. Wywrci
oczami.
- Widziaa. Zamroziem ciarwk. Pamitasz? Uratowaem ci ycie i tak dalej?
- A, tak. - Zwalczyam umiech. - Prawda. Wycign rk i
uj mj podbrdek.
- No, lepiej o tym nie zapominaj. A poza tym nie lubi si
przechwala.
Ze miechem otworzyam drzwi.
- Ty? Nie lubisz si przechwala? Jasne.
- No co? - Wyglda na oburzonego, ale wiedziaam, e
udawa. Otworzy drzwi i wysiad z SUV-a. - Jestem bardzo
skromny.
- O ile mnie pami nie myli, skromno jest dla witych i
nieudacznikw. - To droczenie si z nim pomogo mi si
rozluni. - Jeli miaabym ci opisa, nie uyabym sowa
skromny".
Zarzuci mi rk na ramiona.
- Nigdy czego takiego nie powiedziaem.
- Kamca.
W drodze do knajpy posa mi obuzerski umiech.
Obserwowaam, czy nie ma gdzie Blake'a, ale na prno.
Posadzono nas na tyach koo kominka. Prbowaam si
czym zaj i pado na serwetk, ktr zaczam rozdziera na
kawaki.
- Bdziesz je, czy jeste za bardzo zajta robieniem
wyciki dla chomika? - zapyta.

Zamiaam si.
- Waciwie to jest organiczny wirek dla kota.
- Cudnie.
Pojawia si rudowosa kelnerka z szerokim umiechem.
-Jak si masz, Daemonie? Nie widziaam ci od wiekw.
- Dobrze. A ty, Jocelyn?
Oczywicie zasuya sobie na wicej ni przelotne
spojrzenie, skoro znali si z imienia. Nie byam zazdrosna czy
co. Taa, jasne. Jocelyn bya starsza od nas, ale niewiele.
Moga mie mniej ni dwadziecia pi lat i bya naprawd,
naprawd adna z tymi rudymi, gstymi lokami i porcelanow
skr.
Dobra, bya pikna... pikna jak Luksjanka.
Wyprostowaam si szybko.
- Naprawd dobrze - powiedziaa. - Jako sobie radz z
dwjk dzieci. Pracuj tylko na p etatu, bo peno z nimi
roboty. Ty i twoja rodzina powinnicie kiedy wpa,
szczeglnie, e... - Spojrzaa na mnie po raz pierwszy i jej
umiech zblad. - Dawson wrci. Roland chtnie by si z
wami zobaczy.
Kosmitka bez dwch zda, pomylaam.
- Z przyjemnoci. - Daemon spojrza na mnie i umiechn
si przebiegle. - A przy okazji, Jocelyn, to jest moja
dziewczyna, Katy.
To gupie, ale poczuam si bardzo zadowolona. Wycignam rk.
- Cze.

Jocelyn zamrugaa i, przysigam, jej twarz zrobia si jeszcze


janiejsza.
- Dziewczyna?
- Dziewczyna - odpowiedzia Daemon.
Szybko si otrzsna i chwycia moj do. Poczuam lekki
przepyw prdu midzy nami, ale udaam, e to nie miao
miejsca.
- Mio... mio ci pozna - powiedziaa i szybko pucia moj
do. - Eee... co mog wam poda?
- Dwie cole - powiedzia.
Jocelyn odesza, a ja spojrzaam na Daemona z uniesionymi
brwiami. -Jocelyn... ?
Poda mi kolejn serwetk do mojego stosiku. -Jeste
zazdrosna, Kotek?
- Pff. Jasne. - Przestaam drze serwetk. - Okay, moe
troch, ale potem pojam, e jest w PMK.
- PMK? - Wsta i podszed do mojego boku, mwic:
-Rozwi.
- Program Migracji Kosmitw.
- Aha. - Pooy rk na oparciu kanapy i wycign przed
siebie nogi. - Tak, ona jest z tych dobrych.
Jocelyn wrcia z naszymi napojami i zapytaa, czy chcemy
poczeka z zamwieniami, a doczy do nas przyjaciel. Za
choler nie. Daemon zamwi kanapk z pieczeni, a ja
postanowiam tylko skubn co od niego. Nie byam pewna,
czy mj odek wytrzyma co wicej.

Nastpnie debatowa nad tuczonymi ziemniakami i frytkami


- frytki wygray. Potem pochyli si do mnie i powiedzia
niskim gosem:
- Nic si nie stanie. Okay!
Naoyam mask odwanej osoby i skinam gow.
Rozejrzaam si po knajpie.
- Chc to ju mie z gowy.
Nawet nie minut pniej usyszaam dzwoneczki nad
drzwiami. Zanim spojrzaam w tamt stron, Daemon zesztywnia i ju wiedziaam. odek podszed mi do garda.
Pojawiy si nastroszone brzowe wosy - wystylizowane za
pomoc tony elu, a potem piwne oczy skupiy wzrok na
naszym stoliku.
Blake.

Rozdzia 12
Blake podszed do naszego stolika pewnym krokiem, ale
sporo mu brakowao do zabjczego spojrzenia Daemona lub
jego aroganckiego umiechu. On dopiero wyglda teraz jak
drapienik!
Nagle przestaam by pewna, czy miejsce publiczne to dobre
rozwizanie.
- Bart - powiedzia przecigle Daemon, pukajc palcami w
kanap za moimi plecami. - Kop lat.
- Widz, e cigle jeszcze nie wpade na moje imi. -Blake
usiad na miejscu naprzeciwko nas. Spojrza na stos podartych
serwetek, a potem na mnie. - Hej, Kary.
Daemon si pochyli. Cigle si umiecha, ale jego sowa
byy lodowate.
- Nie bdziesz z ni rozmawia. Wcale.
Nie powstrzymam go, gdy zachowuje si jak samiec alfa, ale
mogam chocia sprbowa, wic uszczypnam go w nog
pod stoem. Daemon mnie zignorowa.
- Ta rozmowa bdzie trudna ju przez to, e musi si odby.
- A czy mnie to obchodzi? - powiedzia Daemon i pooy na
stole drug rk.

Odetchnam powoli.
- Okay. Do rzeczy. Gdzie s Beth i Chris, Blake? Blake
spojrza na mnie.
-Ja...
Nagy przepyw prdu wystrzeli z rki Daemona w stron
Blake'a. Blake drgn z sykiem, mruc oczy, spojrza na
Daemona.
Daemon si umiechn.
Jocelyn wrcia z wielkim talerzem dla Daemona i przyja
zamwienie od Blake'a. Zamwi tylko napj, jak ja. Gdy
znowu zostalimy sami, skupiam si na Blake'u.
- Gdzie oni s?
- Powiem wam, jeli bd mg zaufa, e nie skocz
wkrtce w cemencie na dnie zbiornika wodnego.
Wywrciam oczami, usyszawszy to aosne odniesienie do
mafii.
- To dziaa w obie strony.
- A my nie ufamy tobie - wyrzuci z siebie Daemon. Blake
odetchn przecigle.
- Nie wini was. Nie daem wam powodu do zaufania poza
tym, e nie powiedziaem Daedalusowi o utrzymujcej si
mutacji.
- I zao si, e twj wuj - Vaughn - powstrzyma ci przed
wydaniem mnie, albo mylae, e tylko wykonuje swoj
robot - cignam, prbujc nie przypomina sobie tego
przeraenia na twarzy Blake'a, gdy dowiedzia si o zdradzie
wuja. Nie zasugiwa na moj sympati. -Ale wystawi ci dla
pienidzy.

Blake zacisn zby.


- Prawda. Narazi Chrisa na niebezpieczestwo. Ale wcale
nie musiaem ich przekonywa po tym wszystkim. Myl, e
jestem szczliwy jako wtyka. e si wietnie bawi.
Daemon parskn.
- Ratujesz wasn dup, to na pewno. Zignorowa ten
komentarz.
- To prawda, Daedalus nie wierzy, e co jest z tob nie tak.
- Skd wiesz? - Daemon zacisn palce na widelcu. Blake
spojrza na nas z min mwic, e to oczywiste.
- Na razie najgroniejsz postaci jest Will. Najwyraniej
wszystko wie i moe wykorzysta t wiedz.
- Will nie jest teraz najwaniejszym problemem. - Daemon
wzi ks i przeu powoli. - Albo masz sporo odwagi, albo
jeste niesamowicie gupi. Zaoybym si, e to ta druga
opcja.
Blake parskn.
- Aha. Dobra.
Na twarzy Daemona pokaza si cie zwiastujcy niebezpieczestwo. Przez moment nikt si nawet nie ruszy. Potem
zjawia si Jocelyn z napojem Blake a. Gdy tylko znikna,
Daemon pochyli si, a jego oczy zaczy byszcze.
- Dalimy ci szans, a ty wrcie po tym, jak zabie jednego z naszych. Mylisz, e tylko ja jestem twoim wrogiem?
A wic si mylisz.
W oczach Blake'a w kocu pojawi si lad strachu, chocia
gos mia spokojny.

- Mgbym powiedzie to samo, facet.


Daemon opar si o siedzenie z nieodgadnionym spojrzeniem.
- To przynajmniej wszystko jasne.
- Wrmy teraz do Daedalusa - powiedziaam. - Skd wiesz,
e obserwuj Dawsona?
- Ja was obserwowaem i widziaem ich w pobliu. -Opar
si o siedzenie i zaoy ramiona na piersi. - Nie wiem, co jest
w stanie zrobi Will, ale pewnie nie bdzie si przy tym
rzuca w oczy. Dawson jest wolny, bo oni chc, by by wolny.
Spojrzaam na Daemona. Blake podejrzewa nas, ale to
raczej problem na inny dzie. Blake spojrza na szklank.
- A wic tak. Wiem, gdzie przetrzymuj Beth i Chrisa. Nigdy
tam nie byem, ale znam kogo, kto da nam kody do orodka.
- Chwil - powiedziaam i pokrciam gow. - Czyli ty nie
moesz nas tam wpuci, ale kto inny moe?
- Byo si domyle. - Daemon si zamia. - Biff jest uroczo
bezuyteczny.
Blake zacisn usta.
- Wiem, na ktrym s poziomie, a beze mnie bdziecie
biega w kko i zaczniecie baga, eby was zapano.
- A moja pi baga o spotkanie z twoj gb - od-warkn
Daemon.
Wywrciam oczami.
- Prosie, ebymy ci zaufali, a teraz, ebymy zaufali
jeszcze komu?

- Ten kto jest taki jak my, Katy. - Blake pooy okcie na
st i zakrci szklank. - Jest hybryd i uciek Daedalusowi.
Nienawidzi ich i z mi chci by si nimi zabawi. Nie
wyprowadzi nas w pole.
Nie podobao mi si, jak to brzmiao. -Jak kto moe uciec"
Daedalusowi? W umiechu Blake'a zabrako ciepa.
- Po prostu... znikaj.
Och, c, to zabrzmiao pocieszajco. Zaoyam wosy za
uszy.
- Okay, powiedzmy, e si zgodzimy. Jak si z nim
skontaktujemy?
- W nic mi nie uwierzycie, dopki nie zobaczycie na wasne
oczy. -1 si nie myli. - Wiem, jak znale Luca.
Daemon si umiechn.
- Ma na imi Luc? Blake skin gow.
- Nie mona si z nim skontaktowa za pomoc telefonu lub
maila. Ma lekk paranoj, e rzd szpieguje komrki i
komputery. Trzeba si z nim w tej kwestii zgodzi.
- Gdzie w takim razie mona go znale ? - zapyta Daemon.
- W rody wieczorami przesiaduje w klubie kilka kilometrw
od Martinsburga - wyjani Blake. - W t rod te tam
bdzie.
Daemon zamia si, a ja zaczam si zastanawia, co go, u
diaba, tak rozbawio.
- W tej czci Wirginii s tylko kluby ze striptizem.

- Tak si powszechnie uwaa. - Blake umiechn si z


zadowoleniem. - Ale to inny klub. - Spojrza na mnie.
-Kobiety nie pokazuj si tam w dinsach i swetrach.
Posaam mu puste spojrzenie i wziam frytk z talerza
Daemona.
- To w czym si pokazuj? W niczym?
- Blisko. - Teraz naprawd si umiechn. W jego oczach
bysny zielone plamki, co przypomniao mi Blake a, ktrego
kiedy znaam. - le dla ciebie. Zarbicie dla mnie.
- Tobie naprawd si spieszy do grobu? - zapyta Daemon.
- Czasami tak wanie myl. - Przerwa, a potem wzruszy
ramionami. - Wic tak, dostaniemy si do niego, da nam
kody, a potem si zacznie. Wejdziemy, wy dostaniecie, co
chcecie, i ja dostan, co chc. I nigdy mnie wicej nie
zobaczycie.
-Jak na razie to jedyna rzecz, jak powiedziae, ktra
przypada mi do gustu. - Daemon spojrza ostro na Blake'a. Rzecz w tym, e co trudno mi jest ci uwierzy. Mwisz, e ta
hybryda jest w Martinsburgu, tak? W tamtym miejscu nie ma
blisko beta-kwarcu. To jakim cudem aden Arumianin jeszcze
tam nie zawita?
Oczy Blake'a bysny tajemniczo.
- Luc potrafi o siebie zadba. Co tu nie grao.
- A gdzie jest Luksjanin, do ktrego jest przywizany?
- Z nim - powiedzia Blake.
C, to odpowied na moje pytanie, ale i tak mi co nie
pasowao. Cholera, ta caa sytuacja wygldaa podej-

rzanie, ale jaki inny wybr mielimy? Ju po uszy siedzielimy w gbokim gwnie. Rwnie dobrze moemy poda im
nasze gowy na tacy - utop si lub popy, jak mawia mj
tata.
- Suchajcie - powiedzia Blake, skupiwszy wzrok na
Daemonic - To, co stao si z Adamem... nie chciaem, by tak
wyszo. Przepraszam, ale wy ze wszystkich ludzi powinnicie
zrozumie. Ty by zrobi dla Katy wszystko.
- Prawda. - Daemona przeszy lekki dreszcz. Na moim ciele
podniosy si niewielkie woski od napicia elektrycznego. Wic jeli przez moment pomyl, e chcesz nas wystawi,
nie zawaham si. Nie dostaniesz trzeciej szansy. Jeszcze nie
widziae, do czego naprawd jestem zdolny, kolego.
- Zrozumiano - wymamrota Blake i spuci wzrok.
-Wchodzicie w to?
Pytanie za milion dolarw - czy si zgadzamy, by to zrobi?
Serce Daemona przestao bi, a ja poczuam to samo u siebie.
Podj decyzj. Nie tylko dlatego, by zapewni mi
bezpieczestwo, ale rwnie z powodu brata, dla ktrego
zrobiby wszystko.
Uto lub popy.
Uniosam powieki i spojrzaam Blake'owi w oczy.
- Wchodzimy w to.
***
Spdziam spor cz niedzieli w domu Daemona,
ogldajc z brami Ghost Investigators. Jednoczenie
czekaam na Dee, chocia czuam si, jakbym j przeladowa-

la, bo ona mnie unikaa. Niedugo wrci do domu. Tak


powiedzia Daemon.
Gdy wrcia, ju prawie zmierzchao. Podskoczyam na
kanapie, czym przestraszyam Dawsona, ktremu si
przysno po czterogodzinnym maratonie filmowym.
- Wszystko dobrze? - Teraz ju by w peni wybudzony.
Daemon zaj moje miejsce. -Tak.
Przez dusz chwil patrzy na twarz brata, a potem
ponownie skupi si na telewizorze. Daemon skin gow,
wiedzc ju, co chciaam zrobi.
Dee ruszya do schodw bez sowa.
- Masz chwil? - zapytaam.
- Wtpi - rzucia ponad ramieniem, bdc ju na schodach.
Skuliam si i podyam za ni.
- C, wystarczy mi minuta, o nic wicej nie prosz.
Zatrzymaa si na szczycie schodw i obrcia. Przez
chwil mylaam, e mnie z nich zepchnie, ale to by totalnie
pochrzanio moje plany.
- Dobra - powiedziaa i westchna, jakby mi robia ask. Moemy to ju mie wreszcie z gowy.
Nie tak chciaam zacz t rozmow, ale przynajmniej ze
mn gadaa. Podyam za ni do jej sypialni. Za kadym
razem, gdy tu przychodziam, przytacza mnie rowy kolor,
ktry tu dominowa. Rowe ciany, rowa kodra, rowy
laptop, rowy dywan, rowe abaury na lampy.

Dee ruszya do okna i usiada, krzyujc nogi w kostkach.


- Czego chcesz, Katy?
Zebraam si na odwag i zajam miejsce na jej ku. Cay
dzie planowaam dug przemow, ale nagle miaam ochot
pa u jej stp. Chciaam odzyska najlepsz przyjacik, ale
widzc zniecierpliwienie na jej twarzy, poczuam jak skrcio
mnie ze strachu w odku.
- Nie wiem, jak zacz - przyznaam cicho. Odetchnam
ciko.
- Moe zacznij od tego, dlaczego mnie okamywaa przez
ostatnie miesice?
Skrzywiam si, ale zasuyam sobie na to pytanie.
- Nie wiem, co si stao tej nocy, gdy walczylimy z
Baruckiem, ale Daemon go nie zabi.
- Ty to zrobia? - Popatrzya przez okno, bawic si kosmykiem wosw.
- Tak... poczyam si z nim - z wami. Mylimy... mylimy... to dlatego, e Daemon mnie wczeniej uleczy. Jako to
uleczanie nas ze sob zwizao. - Znowu poczuam strach w
odku wywoany tamt noc. - Ale byam ranna - ciko
ranna, wic Daemon uleczy mnie po tym, jak uleczy ciebie.
Napia ramiona.
- To pierwsze kamstwo, tak? Powiedzia mi, e nic ci nie
byo, a ja gupia mu uwierzyam. Wygldaa... naprawd le.
I po tym wszystkim Daemon znikn, a ty nie zachowywaa
si jak ty. Powinnam bya si domyli. - Pokrcia lekko gow. - Powinna bya mi powiedzie prawd. Nie odbioby mi
czy co.

- Wiem. - Zgodziam si pospiesznie. - Ale sami nie bylimy


pewni, co si stao. Mylelimy, e to minie, a potem si
wszystkiego dowiedzielimy. Gdy zauwaylimy, e jako
jestemy ze sob poczeni, wszystko... ju si dziao.
- Na przykad Blake? - praktycznie wyplua to imi.
- On... i inne rzeczy. - Chciaam usi obok niej, ale
wolaam nie przegina. - Zaczy dzia si ze mn rne
rzeczy. Gdy chciaam szklank herbaty, to szklanka sama
wyleciaa z szafki. Nie kontrolowaam tego i baam si, e
was zdemaskuj.
Spojrzaa na mnie spod rzs.
- Ale Daemonowi powiedziaa. Skinam gow.
- Tylko dlatego, bo mylaam, e moe wie, co si dzieje,
skoro mnie uleczy. To nie dlatego, e ufaam mu bardziej ni
tobie.
- Ale i tak przestaa ze mn spdza czas.
Moje policzki zaczerwieniy si ze wstydu. Podjam tyle
gupich decyzji.
- Mylaam, e dobrze robi. Nie chciaam, eby zobaczya,
jak niewiadomie poruszam przedmiotami.
Zamiaam si krtko.
- Jeste zupenie jak Daemon. Zawsze mylicie, e jestecie
lepsi od innych. - Ju miaam odpowiedzie, ale ona mwia
dalej. - A najmieszniejsze w tym wszystkim jest to, e ja bym
ci pomoga. Ale ju po ptakach.
- Przykro mi. - Chciaam, by to sowo jako wszystko
odkrcio. - Naprawd mi...

- A co z Blakiem? - Popatrzya na mnie twardo. Skupiam


wzrok na doniach.
- Na pocztku nie wiedziaam, co z nim jest. Szczerze,
mylaam, e jest normalny. Nie byo z nim jak z Daemonem i
ze mn ... chyba mylaam, e lubi mnie dla mnie samej. Zamiaam si szorstko. - Idiotka ze mnie. Daemon od
samego pocztku nie ufa Blake'owi. Mylaam, e jest
zazdrosny lub dlatego, e on po prostu taki jest. Jednak potem
byam na kolacji z Blakiem i zjawia si Arumianka, i ju
wiedziaam, kim jest.
Dee znikna i pojawia si przy komodzie z rkami na
biodrach.
- Zobaczmy, czy dobrze rozumiem. Spotkaa zego kosmit
i nawet nie pomylaa, eby nam o tym wspomnie?
Przyjrzaam si jej uwanie.
- Pomylaam, ale Blake zabi t Arumiank i Daemon si o
tym dowiedzia. A my uwaalimy na...
- Jak dla mnie to kiepska wymwka. - Czy to bya
wymwka? Tak, bo powinnam bya im powiedzie. Przeknam gul w gardle. Jej oczy byszczay teraz jasno. -Nie
masz pojcia, jak ciko mi byo na pocztku trzyma to
wszystko z daleka od ciebie! Martwiam si, e stanie ci si
przy nas krzywda i... - Zamilka i zamkna oczy. - Nie
wierz, e Daemon mi o tym nie powiedzia.
- Nie powinna by za na Daemona. On zrobi wszystko, by
to zatrzyma. Nie wierzy, e Blake pomoe mi kontrolowa
moje umiejtnoci. To bya moja wina. -Cigle gryzo mnie
sumienie. - Mylaam, e Blake mi

pomoe. e jeli bd w stanie kontrolowa moje umiejtnoci, bd moga walczy - i wam pomc. Nie musielibycie mnie ju duej chroni. Nie byabym waszym
problemem.
Otworzya szeroko oczy.
- Ty nigdy nie bya dla mnie problemem, Katy! Bya moj
najlepsz przyjacik - moj pierwsz, prawdziw
przyjacik. Moe czasem nie wiem, jak powinna dziaa
przyja, ale wiem, e przyjaciele powinni sobie ufa. A ty
powinna bya wiedzie, e nigdy nie uwaaam ci za sab.
-Ja... - Brako mi sw.
- Nigdy nie wierzya w nasz przyja. - W jej oczach
zebraa si wilgo, a ja poczuam si jak najwiksza kretynka
na wiecie. - To mnie dobija. Od samego pocztku we mnie
nie wierzya.
- Wierzyam! - Zaczam si podnosi, ale przestaam.
-Popeniam gupi bd, Dee. Podjam z decyzj. I gdy ju
pojam gupot tej decyzji, byo ju...
- Za pno - wyszeptaam. - Byo za pno, tak?
- Tak. - Wziam oddech, ale ugrzz mi w gardle. -Blake si
okaza tym, kim si okaza, i wszystko stao si z mojej winy.
Wiem o tym.
Dee ruszya do przodu, a kroki miaa wymierzone i powolne.
-Jak dugo wiedziaa o Dawsonie i Beth? Napotkaam jej
spojrzenie. Miaam ochot skama, ale nie mogam.
- Przed przerw witeczn zobaczyam Beth. I potem
Matthew potwierdzi, e jeli Beth yje, to Dawson te musi.

Zdusia szloch i zacisna do w pi. -Jak... jak moga?


Wiedziaam, e chciaa mnie uderzy. Policzek mnie zapiek,
chocia tego nie zrobia. W sumie to chciaam, by to zrobia.
- Nie bylimy pewni, czy uda nam si odzyska jego czy j.
Nie chcielimy dawa ci nadziei.
Dee popatrzya na mnie, jakby mnie nie znaa.
- To najgupsza rzecz, jak kiedykolwiek syszaam. Niech
zgadn, to by pomys Daemona? Bo to w jego stylu. Chcia
mnie chroni, a tym samym tylko mnie zrani.
- Daemon...
- Przesta - powiedziaa i odwrcia si. Jej gos zadra. Nie bro go. Znam mojego brata. Wiem, e ma dobre
intencje, ale zazwyczaj le si to koczy. Ale ty... ty
wiedziaa, jak bolaa strata Dawsona. I nie tylko Daemon
straci nad sob kontrol. Moe ja nie potrafi przesun
domu z fundamentw, ale gdy dowiedziaam si, e Dawson
nie yje, cz mnie umara, a to zabolao. Zasugiwaam na
to, by wiedzie, e yje, gdy tylko na to wpadlicie.
- Masz racj. Zadraa.
- Okay. Okay... pomimy te rzeczy. Gdyby powiedziaa
nam, co si dzieje z Blakiem, Adam i ja wiedzielibymy, w co
si pakujemy. I tak bymy to zrobili... wierz mi, we-szlibymy
do tego domu, eby ci pomc - ale nie chodzilibymy po
omacku.

cisno mnie w gardle. Poczuam mrok i ld na duszy. Nie


zamordowaam Adama, ale doprowadziam do jego mierci.
Ludzie cay czas popeniaj bdy, ale wikszo z nich nie
ma mierci na sumieniu.
Ja tak.
Moje ramiona opady pod ciarem tej winy. Mwienie
przepraszam" niczego nie naprawi, nie dla mnie, nie dla niej.
Nie cofn czasu. Mog tylko ruszy do przodu i sprbowa
wszystko wynagrodzi.
Dee mnie obserwowaa, a jej gniew zacz male. Podesza
do parapetu, usiada i podcigna kolana do klatki piersiowej,
a nastpnie opara policzek na kolanie.
- I teraz popeniacie kolejny bd.
- Nie mamy wyboru - powiedziaam. - Naprawd.
- Macie wybr. Moglibymy zaj si Blakiem i jak tam
inn osob.
- A co z Dawsonem? - zapytaam cicho.
Przez dugi czas nie odpowiadaa na moje pytanie.
- Wiem, e dla niego powinnam uciszy moje uczucie do
Blake'a, ale nie potrafi. To ze. Wiem, ale nie mog.
Skinam gow.
- Nie oczekuj, e to zrobisz, ale nie chc, by tak dalej
midzy nami byo. Musi by jakie wyjcie... - Caa moja
duma wyparowaa. - Tskni za tob, Dee. I nie znosz tego,
e ze sob nie rozmawiamy i e jeste na mnie za. Chc, eby
to si ju skoczyo.
- Przykro mi - wyszeptaa. Poczuam gul w gardle.

- Co mog zrobi, eby to naprawi?


- Nie moesz tego naprawi. I ja te nie. - Dee pokrcia
smutno gow. - Nie naprawi mierci Adama. Nie mog
naprawi tego, e ty i Daemon bdziecie wsppracowa z
Blakiem. I nie mog naprawi naszej przyjani. Niektre
rzeczy s po prostu zepsute na dobre.

Rozdzia 13
Lesa wpada do mnie po szkole we wtorek, eby pomc mi
si uczy do egzaminu z biologii. Byam kiepska z tego
przedmiotu, bo ostatnio nie mogam si skoncentrowa na
pracy domowej. Oczekiwaam, e Matthew przeoy ten test,
tym bardziej e wiedzia, co si jutro bdzie dziao. Nawet
zasugerowaam mu to w poniedziaek po zajciach, ale nie,
nie, nie da si nic zrobi".
Zaczam si buja na krzele od biurka. Ledwo zajrzaam
do podrcznika. Lesa czytaa swoje notatki, a ja miaam
sucha, ale bardziej byam skupiona na mojej nowej ksice.
Szybko napisaam krtki post z kilkoma cytatami,
umiechajc si przy tym z zadowoleniem. Byam jego
katalizatorem - jego asem w rkawie. Byam pocztkiem, a on
by kocem. Razem bylimy wszystkim". Nacisnam wylij i
szybko zamknam adn, bursztynow okadk.
- Nie skupiasz si - powiedziaa Lesa.
- Wanie, e si skupiam. - Obrciam si na krzele,
prbujc si nie mia. - Mwia co o komrkach i organizmach.

Uniosa brew.
- Wow. Wszystko ogarniasz.
- Oblej ten egzamin. - Odchyliam gow i zamknam oczy
a potem westchnam jak mczennica. - Po prostu nie potrafi
si skoncentrowa. Wolaabym raczej poczyta co ciekawego
- jak to. - Pomachaam ksik, o ktrej wanie pisaam, a
potem machnam na stos innych ksiek. -I jeszcze musz
co jutro zrobi.
- O! Co zrobi? Co z Daemonem, i jeli tak, to prosz,
powiedz mi, e zaczyna si na s" i koczy na eks"
Otworzyam oczy i zmarszczyam brwi. -Jezu, jeste gorsza
ni faceci. Skina gow.
- Przecie ju to wiesz. Rzuciam w ni dugopisem.
Zamiaa si i zamkna zeszyt.
- To co robisz jutro, e jeste tak rozproszona?
Nie mogam jej powiedzie, ale czuam niepokj i musiaam
o tym z kim pogada.
- Daemon i ja idziemy do takiego... klubu czy czego w
Martinsburgu, eby odwiedzi jakiego jego znajomego.
- Brzmi fajnie.
Wzruszyam ramionami. Ju powiedziaam mamie, e id do
kina, a skoro jutro pracuje, nie bd mie godziny policyjnej.
Problemem jest to, e nie mam co na siebie woy, a
wszystkie rzeczy Dee byy zbyt sodkie i urocze.
Zeszam z krzesa i ruszyam do szafy.
- Mam woy co seksownego. Tylko e ja nie mam nic
seksownego.

Lesa podesza do mnie. -Jestem pewna, e co masz.


Miaam mas dinsw i swetrw, ale nic takiego, o co
chodzio Blake'owi. Poczuam gniew. Gdy Blake wrci do
szkoy, wszystko stao si takie pokrcone. To morderca -mj
partner na biologii jest morderc.
Odoyam na bok stos dinsw.
-Jako w to wtpi.
Lesa odepchna mnie na bok.
- Daj mi spojrze. Jestem krlow seksownych aszkw. A
przynajmniej tak myli Chad i, c, nie mog si z chopakiem spiera. - Posaa mi szybki, obuzerski umiech.
-Mam wietny gust.
Oparam si o cian.
- Droga wolna.
Pi minut pniej Lesa i ja popatrzyymy na rzeczy
rozoone na ku. Ubrania jak dla dziwki. Policzki ju
miaam czerwone.
- Eee...
Lesa zachichotaa.
- Powinna widzie swoj min. Pokrciam gow
bezradnie.
- Czy ty widzisz, co ja normalnie nosz? To... to nie jestem
ja.
- Wanie to jest dobre w chodzeniu do klubw, szczeglnie
takich poza miastem. - Zmarszczya nos. - C, tutaj i tak nie
ma adnych klubw, wic wszystkie s poza miastem, ale i
tak moesz by kim innym. Wypu swoj wewntrzn
zdzir i zabaw si.

Zamiaam si.
- Moj wewntrzn zdzir? Skina gow.
- Bya kiedy w klubie lub barze?
- Tak, ale wszystkie byy na play i ludzie byli ubrani jak
latem. A lato dawno si skoczyo.
-No i?
Wywrciam oczami i spojrzaam na ko. Lesa znalaza
dinsow spdniczk, ktr zamwiam zeszego lata przez
Internet, ale okazao si, e jest za krtka. Ledwo zakrywaa
tyek, a ja byam zbyt leniwa, by j zwrci. Nad spdniczk
lea czarny sweterek, ktry zazwyczaj nosiam na koszulce
na ramiczkach. By z dugim rkawem, wic zakryby blizny,
ale praktycznie nic wicej. Na pododze staa para botkw do
kolan na wysokim obcasie, ktre dorwaam zeszej zimy na
wyprzeday.
I to wszystko.
Tak, wszystko.
- Bdzie mi wida dup i cycki. Lesa parskna.
- Cycki bdziesz miaa zakryte.
- Ale cay mj brzuch nie bdzie!
- Masz adny brzuch, pokazuj go. - Podniosa spdniczk i
przytrzymaa j przy swoich biodrach. - Jak z ni skoczysz,
to ja poyczam.
- Jasne. - A potem spochmurniaam. - A na jak okazj j
woysz?
- Do szkoy. - Zamiaa si, gdy zobaczya moj min.
-Wo do niej jakie rajstopy, obiecuj.

No wanie...
- Rajstopy! - Pognaam do komody i pogrzebaam w moich
skarpetkach. Wycignam par czarnych rajstop. - Aha!
Mog je woy. - I moe jeszcze kurtk... i moe mask te.
Zabraa mi rajstopy i rzucia je na drug stron pokoju.
- Nie naoysz rajstop. Mina mi zrzeda. -Nie?
- Nie. - Spojrzaa ponad moim ramieniem, a potem signa
za mnie i wycigna co innego. - Ale to by moga woy.
Szczka mi opada. Z jej palcw zwisaa para podartych
rajstop.
- To bya cz halloweenowego kostiumu.
- Idealne. - Pooya je na ko.
Och, wita Maryjo, Matko Boska... usiadam na pododze
ze skrzyowanymi nogami.
- C, przynajmniej Daemon to zaaprobuje.
- Jasne, e tak. - Opada na ko, a jej umiech zblad. Mog ci o co zapyta? Tak szczerze? - Dobry humor
znikn. Skinam gow. Odetchna gboko. - Serio, jak
Daemon cauje? Bo wyobraam sobie, jak si musisz czu...
-Lesa!
- No co? Dziewczyna moe sobie pomarzy. Zagryzam
warg i zarumieniaam si.
- No dalej, podziel si.
- Cauje... jakby by spragniony a ja bym bya wod.
-Ukryam twarz w doniach. - Nie wierz, e wanie powiedziaam to na glos.

Lesa zachichotaa.
- Brzmi jak w tych twoich romansach.
- Bo tak jest. - Sama zaczam chichota. - Ale, dobry Boe,
to prawda. Trzs si jak galareta, gdy mnie cauje. To
zawstydzajce. Mam ochot powiedzie: Dzikuj, mog
prosi o jeszcze?". To smutne.
Obie wybuchnymy miechem. To dziwne, ale sporo
napicia uleciao z mojego ciaa. Rechotanie przy temacie
chopakw jest takie normalne.
- Kochasz go, nie? - zapytaa po gbokim oddechu.
- Tak. - Wycignam nogi i odetchnam. - Naprawd go
kocham. A co z Chadem?
Zelizgna si z ka i usiada obok niego.
- Lubi go - bardzo. Ale wybieramy si do innych
college'ow. Jestem realistk w tej kwestii.
- Przykro mi.
- Niepotrzebnie. Chad i ja dobrze si ze sob bawimy, bo
serio, jaki w tym cel, jeli nie ma dobrej zabawy? To motto
mojego ycia. - Zamilka i odrzucia z twarzy krcone wosy.
- Chyba musz nauczy tego Dee. Co si z ni, u diaba,
dzieje? Nie gadaa ostatnio ze mn i Cariss.
Cay mj humor znik, a ja si spiam. Nie naprawi naszej
przyjani. Prbowaam - naprawd prbowaam - ale szkody
byy chyba nieodwracalne.
Westchnam.
- Dzieje si wok niej sporo rzeczy, gwnie chodzi o
Adama i Dawsona.
Lesa a podskoczya.

- Czy to nie dziwne?


- Co masz na myli?
- Gdy ci tu jeszcze nie byo, Beth i Dawson byli jak Romeo
i Julia zachodniej Wirginii. Nie mog uwierzy, e nic od niej
nie sysza.
Poczuam si nieswojo.
- Nie wiem. A co ty o tym sdzisz? Odwrcia wzrok i
zagryza warg.
- Sama nie wiem. To po prostu dziwne. Dawson jest inny.
Humorzasty i naburmuszony.
Z trudem znalazam co do powiedzenia.
- Moe cigle mu na niej zaley i jest smutny, bo im nie
wyszo, no i jeszcze tskni za Adamem. Rozumiesz, sporo si
tu dzieje.
- Chyba. - Spojrzaa na mnie podejrzliwie. - Niektrzy ludzie
gadaj.
Zaniepokoio mnie to.
- Co gadaj?
- To gwnie takie spekulacje - Kimmy i kto tam jeszcze.
Dzieje si tu duo dziwnych rzeczy. - Wstaa na nogi i zebraa
wosy w niedba kitk. - Najpierw Beth i Dawson zniknli z
powierzchni ziemi. Sarah Butler umara latem.
Dostaam gsiej skrki. Sarah Butler znalaza si w zym
miejscu o zym czasie. Gdy zostaam zaatakowana przez
Arumianina, pojawi si Daemon i go przegoni. Jednak
Arumianin wyadowa si pniej na niewinnej dziewczynie.
Lesa zacza kry po pokoju.

- I jeszcze znikn Simon Cutters. Nikt nic o nim nie sysza.


Adam ginie w dziwnym wypadku samochodowym, a potem
znikd pojawia si Dawson bez mioci swojego ycia.
- To dziwne - powiedziaam powoli. - Ale totalnie
przypadkowe.
- Naprawd? - Jej ciemne oczy bysny. Pokrcia gow. Niektrzy myl - gwnie kumple Simona - e co mu si
stao.
O nie.
- Co na przykad?
- e zosta zabity. - Usiada przy mnie i ciszya gos, jakby
ludzie nas podsuchiwali. - I e Adam ma z tym co
wsplnego.
- e co? - Okay, tego si nie spodziewaam. Skina gow.
- Uwaaj, e Adam tak naprawd nie jest martwy. Nie byo
pogrzebu, na ktry kto mgby pj. Myl, e uciek,
zanim policja odkrya, e ma co wsplnego ze znikniciem
Simona.
Patrzyam na ni przez moment.
- Wierz mi, Adam nie yje. Naprawd. Lesa wyda wargi.
- Wierz ci.
Chyba jednak nie wierzya.
- Dlaczego myl, e Adam mia co wsplnego z Simonem?

- Hmm... niektrzy wiedz, e Simon prbowa czego z


tob. I Daemon stuk go na kwane jabko. Moe prbowa
czego z Dee, i Adam straci kontrol.
Zamiaam si, miaam zamt w gowie.
- Adam nie straciby kontroli. Nie by taki.
- Tak te myl, ale inni... - Opara si o ko. - C, koniec
tego gwna - bdziesz jutro wyglda superseksownie.
Rozmowa wrcia do tematu nauki, ale ja dalej czuam
lodowate sople w odku. Gdy si zrobi co zego, czowiek
wie, e zostanie przyapany.
Jeli ludzie ju zaczli zwraca uwag na dziwne rzeczy,
ktre tu si dziay, to moe niedugo trafi na jaki prawdziwy
trop? Na Daemona, jego rodzin, jego ras i mnie?

Rozdzia 14
Martinsburg to nie miasto, ale te nie mona go nazwa
miasteczkiem, a przynajmniej nie wedug standardw
Gainesville. By pooony na obrzeach jak godzin jazdy
od stolicy stanu, midzy dwoma grami, tu po zjedzie z
midzystanwki - na drodze do wikszych miast: Baltimore i
Hagerstown. Poudniowa cz miejscowoci bya dobrze
rozwinita - miaa centra handlowe, restauracje - mogabym
odda pi moich ksiek, by mie takie w Petersburgu - i
biurowce. Nawet mieli Starbucksa i, niech mnie szlag, akurat
obok niego przejedalimy, ale ju bylimy spnieni.
Caa wyprawa zacza si nieprzyjemnie, co byo z wrb.
Po pierwsze, Blake i Daemon zaczli si kci, nim w ogle
wyjechalimy z Petersburga. Chodzio o najszybsz drog na
wschd stanu. Blake twierdzi, e najpierw trzeba jecha na
poudnie. Daemon twierdzi, e na pnoc. I wynikna z tego
bezsensowna ktnia.
Wygra Daemon, bo prowadzi, a Blake wyldowa na
tylnym siedzeniu. Potem spowolnia nas zaspa przy Deep

Creek i Blake musia wytkn, e poudniowe drogi byy


pewnie bardziej przejezdne.
A mi przeszkadzaa dua ilo obsydianu, ktr miaam na
sobie, i niewielka ilo ubra. Ku zadowoleniu Daemona,
dostosowaam si do polece Lesy. Jeli jeszcze raz
skomentuje dugo mojej spdniczki, co mu zrobi.
Jeli Blake to skomentuje, to Daemon go okaleczy.
Oczekiwaam, e w kadej chwili znikd napadnie na nas
zgraja Arumian, ale na razie obsydianowy naszyjnik,
bransoletka i n w moim bucie - na mio bosk, to ju
przesada! - pozostaway chodne.
Gdy dojechalimy do Martinsburga, miaam ochot
wyskoczy z pdzcego pojazdu. Kiedy zbliylimy si do
wjazdu Falling Waters, Daemon zapyta:
- Ktry?
Blake pochyli si i opar okciami na naszym siedzeniu.
- Jeszcze jeden zjazd - Spring Mills. Bdziesz musia zjecha
na lewo, jakby kierowa si do Hedgesville czy Back Creek.
Jaki kilometr od zjazdu Blake powiedzia:
- Widzisz t star stacj paliw przed nami? Daemon zmruy
oczy.
-Tak.
- Skr tam.
Pochyliam si, eby lepiej widzie. Wysoka trawa otaczaa
stare, zniszczone pompy. Za nimi sta budynek - wyglda jak
szopa.
- Klub jest na stacji paliw?

Blake si zamia.
- Nie. Trzeba j objecha. Trzymaj si wirowej drogi.
Daemon wymamrota co o tym, e jego Dolly si ubrudzi,
ale dostosowa si do wskazwek Blake'a. Mikkie podoe
wygldao, jak cieka wyjedona przez tysice opon. Bya
tak sabo widoczna, e musiaam si obrci, eby stwierdzi,
czy w ogle skrcilimy.
Im dalej jechalimy, tym sceneria robia si jeszcze bardziej
upiorna. Gste drzewa otoczyy ciek. Za nimi wida byo
zniszczone budynki o zabitych oknach i bez drzwi.
- Nie podoba mi si to - przyznaam. - Chyba ju to widziaam w Teksaskiej masakrze pi mechaniczn.
Daemon parskn. SUV podskoczy na nierwnym terenie, a
potem zobaczyam samochody. Wszdzie. Zaparkowane w
rzdach przy drzewach, na polu. Za nieskoczonymi rzdami
samochodw dostrzegam kwadratowy, nieowietlony
budynek.
- Okay, chyba jednak widziaam to w Hostelu - jedynce i
dwjce.
- Nic ci nie bdzie - powiedzia Blake. - To miejsce nie jest
owietlone, bo ma by dobrze ukryte, a nie dlatego, e
porywaj tu i zabijaj niczego niewiadomych turystw.
Nie mog si z tym zgodzi.
Daemon zaparkowa tak daleko, jak si tylko dao. Najwyraniej ba si bardziej o to, eby Dolly si nie zarysowaa, ni
o to, e zje nas Wielka Stopa.
Spomidzy samochodw wyszed facet. wiato ksiycowe
owietlio jego obro z wiekami i zielonego irokeza.
Moe prdzej zje nas jaki punk.

Wyszam z samochodu i ciasno owinam si kurtk.


- Co to za miejsce?
- Miejsce inne ni wszystkie - odpowiedzia Blake. Zatrzasn mocno drzwi, a Daemon posa mu wcieke spojrzenie. Blake tylko wywrci oczami i podszed do mnie.
-Bdziesz musiaa zdj kurtk.
- e co? - popatrzyam na niego oniemiaa. - Tu jest jak w
kostnicy. Widzisz mj oddech?
- Nie zamarzniesz na ko w cigu tych sekund, gdy
bdziemy szli do wejcia. Inaczej ci nie wpuszcz.
Przestpiam z nogi na nog i spojrzaam na Daemona.
Podobnie jak Blake mia na sobie ciemne dinsy i koszulk.
Tak. To wszystko. Najwyraniej tych ludzi nie obchodzio,
jak ubieraj si mczyni.
- Nie api - jknam. Ta kurtka ratowaa moj dum. Ju
le byo, bo te rajstopy wcale nie zakryway mi ng. -To nie
fair.
Daemon podszed i chwyci mnie za rce. Jego falowane
wosy opady na czoo.
- Nie musimy tego robi, jeli nie chcesz. Mwi powanie.
-Jeli tego nie zrobi, to tylko stracilimy czas.
- Zamknij si - warkn Daemon ponad ramieniem, a potem
zwrci si do mnie. - Mwi powanie, powiedz tylko sowo,
a wrcimy do domu. Musi by inne wyjcie.
Ale nie ma innego wyjcia. Blake - Boe, wybacz mi -mia
racj. Tylko tracilimy przeze mnie czas. Pokrciam gow,
cofnam si i zaczam odpina kurtk.
- Nic mi nie jest. Zachowam si jak dua dziewczyna.

Daemon patrzy w milczeniu. Czuam si, jakbym cigaa


zbroj. Gdy ju pozbyam si okrycia, wcign powietrze.
Mimo e byo tak zimno, czuam si, jakbym pona.
- Aha - wymamrota i stan przede mn jak tarcza. -To
chyba nie by dobry pomys.
Blake unis brwi wysoko.
- Wow.
Daemon okrci si i zamachn, ale Blake odchyli si na
lewo i udao mu si unikn rki Daemona. Czerwono-biae
iskry poszyboway w ciemno jak fajerwerki.
Skrzyowaam ramiona na moim prawie nagim brzuchu.
Byam speszona, co byo gupie, bo przecie nieraz miaam na
sobie strj kpielowy. Pokrciam gow i obeszam
Daemona.
-Wejdmy ju.
Blake skupi na mnie wzrok tylko na sekund, eby unikn
mierci ze strony zirytowanego kosmity. Palce mnie
wierzbiy, eby wyrwa mu gaki oczne z oczodow.
Szybko doszlimy do rogu budynku. Nie byo tu okien ani
niczego innego, ale po zblieniu dao si sysze gon
muzyk.
- To mamy zapuka... ?
Z ciemnoci wyoni si wielki facet. apy mia jak ciarwki. I nie mia na sobie koszulki, chocia na dworze byo
chyba zero stopni. Purpurowe wosy faceta dzieliy si na
czubku jego czaszki na trzy czci, a dookoa by wygolony.
Podoba mi si ten kolor.
Przeknam z trudem.

Na jego twarzy byszczay kolczyki: w nosie, ustach i


brwiach. Mia te przebite uszy. Nic nie powiedzia, gdy si
do nas zbliy. Spojrza szybko na chopakw, a potem utkwi
wzrok we mnie.
Cofnam si i wpadam na Daemona, ktry pooy mi rk
na ramieniu.
- Podoba ci si widok? - zapyta Daemon.
Facet wielki jak zapanik parskn tylko. Daemon byby dla
niego przeksk. I wiedziaam, e Daemon pewnie uwaa tak
samo. Prawdopodobiestwo, e wyjdziemy z tego bez bjki,
byo znikome.
Wtrci si Blake.
- Przyjechalimy tu na imprez. To wszystko. Zapanik nic
nie powiedzia, a potem sign do drzwi.
Zerkn jeszcze raz na Daemona, a potem otworzy drzwi i
muzyka buchna gono. Facet unis brew.
- Witam w Omenie. Miej zabawy. Omen? Co za... urocza
nazwa dla klubu.
Blake spojrza ponad swoim ramieniem i powiedzia:
- Chyba mu si spodobae, Daemonie.
- Zamknij si - powiedzia Daemon.
Blake zamia si nisko i wszed. Mnie te nogi poniosy do
cakiem innego wiata. wiata byy olepiajce, a zapachy
przytaczajce - mieszanka potu, perfum i innych rzeczy nie
bya przyjemna. W powietrzu unosi si ostry zapach
alkoholu.
Biae, czerwone i niebieskie wiata owietlay poruszajce
si w rytm muzyki ciaa. Gdyby zachciao mi si taczy, w
sekundzie znalazabym si na pododze.

Widziaam nagie ciaa - gwnie kobiet - i poyskujc skr,


jakby posypan brokatem. Parkiet by zatoczony ciaa si
poruszay jedne w rytm muzyki, inne po prostu si koysay.
Na podium kawaek dalej dziewczyna o dugich blond
wosach wia si w centrum chaosu; jej gibka sylwetka nie
bya wysoka, ale poruszaa si jak tancerka, z gracj, pynnie.
Nie mogam oderwa od niej wzroku. Przestaa si okrca,
ale dalej poruszaa biodrami. Odsuna wilgotne wosy z
twarzy. Jej twarz bya niewinna, a umiech pikny i szeroki.
Bya moda - za moda do takiego miejsca.
Gdy przyjrzaam si lepiej tumowi, wielu ludzi zdecydowanie nie miao dwudziestu jeden lat. Wikszo wygldaa, jakby bya w naszym wieku.
Najciekawsza rzecz dziaa si nad scen. Z sufitu zwisay
klatki, a w rodku znajdoway si tancerki. Mama nazwaaby
je tancerkami go-go. Nie wiem, jak nazywa si je w naszych
czasach. Te laski miay zarbiste buty. Grna poowa ich
twarzy bya zakryta byszczcymi maskami. Wszystkie miay
wosy w kolorach tczy.
Spojrzaam na moj spdniczk i siateczkowat bluzk. O
tak, mogam bardziej zaszale.
Co dziwniejsze, nigdzie nie byo adnych stolikw czy
krzese. W ktach kryy si kanapy, ale za choler bym tam
nie usiada.
Daemon pooy rk na moim plecach i pochyli si, eby
wyszepta mi do ucha:
- Troch nie w twoim stylu, nie, Kotek?

Co zabawne, w tym tumie Daemon dalej si wyrnia. By


i tak o dobr gow wyszy ni wikszo i nikt nie wyglda i
nie rusza si jak on.
- Moge uy tej kredki do oczu. Umiechn si szyderczo.
- Za adne skarby.
Blake przecisn si obok nas i ruszy na parkiet. Muzyka
techno ucicha i usyszaam cisze brzmienie.
A potem wszyscy znieruchomieli.
Nagle ludzie unieli pici w powietrze z krzykiem, a ja
wybauszyam oczy. Bd nosi kogo na rkach, jak na
koncertach? Chyba nawet miaam ochot tego sprbowa. To
musiao mie co wsplnego z tym wciekym bitem.
Dziewczyny w klatkach uderzyy domi o kraty. Pikna
dziewczyna ze sceny znikna.
Daemon ucisn moj rk. Prbowaam wychwyci sowa
krzykw. Wolni od blu i prawdy, wyborw i innych trujcych
demonw... Krzyki si wzmagay, a dao si rozrni tylko
perkusj.
Woski na moim karku stany dba.
Co zdecydowanie byo w tym klubie. Co... nie tak.
Okrylimy bar i weszlimy na may korytarz. Ludzie stali
przy cianach, a ja nie mogam rozrni, gdzie zaczyna si
jedno ciao, a koczy drugie. Facet unis twarz znad szyi,
ktr wanie pieci, i jego mocno obrysowane kredk oczy
spotkay si z moimi.
Mrugn do mnie.
Ja szybko odwrciam wzrok. Musz zapamita, eby nie
nawizywa kontaktu wzrokowego.

Zanim si spostrzegam, zatrzymalimy si przed drzwiami


goszcymi tylko dla personelu". Kto jednak wydrapa
personel" i napisa dziwade".
Fajnie.
Blake ju zamierzy si, eby zacz wali w drzwi, ale one
otworzyy si pierwsze. Nie widziaam, kto za nimi sta.
Spojrzaam ponad ramieniem. Facet z wymalowanymi oczami
cigle na mnie patrzy. Straszne.
- Przyszlimy zobaczy si z Lukiem - powiedzia Blake.
Cokolwiek powiedziaa ta osoba za drzwiami, musiao by
nieprzyjemne, bo Blake wyprostowa si nagle.
- Powiedz mu, e przyszed Blake i e ma u mnie dug. Nastaa przerwa. Ty szyi Blake'a poczerwienia. - Nie
obchodzi mnie, co robi. Musz si z nim zobaczy.
- wietnie - wymamrota Daemon zrelaksowany. -Jest tak
nieprzyjazny jak zawsze.
Po kolejnej odpowiedzi drzwi otworzyy si o centymetr, a
potem Blake warkn:
- Ja piernicz, on mi jest co winien. To s spoko ludzie.
Zaufaj mi. adnych kretw.
Kretw? A, to kolejne sowo na wtyk. Blake w kocu si do
nas obrci, lekko marszczc brwi.
- Najpierw chce pogada ze mn. Sam na sam. Daemon si
wyprostowa.
- Mowy nie ma.

Blake nie odpyskowa.


- W takim razie do niczego nie dojdzie. Albo zrobicie, co
mwi, i kto po was przyjdzie, albo ta wycieczka jest na nic.
Wiedziaam, e Daemonowi to nie pasowao. Przeyam
wanie wycieczk z pieka rodem i uwolniam swoj
wewntrzn dziwk, i to wszystko na nic? Stanam na
palcach i przycisnam si do jego plecw.
- Zataczmy. - Daemon obrci si lekko. Jego oczy
byszczay. Pocign mnie za rk. - No chod.
Poddaam si i obrci mnie do siebie. Ponad jego ramieniem
zobaczyam, jak Blake przechodzi przez drzwi. Miaam ze
przeczucie, ale i tak nic nie moglimy zrobi.
Perkusja ucicha i zacza si jaka znana piosenka. Wziam
gboki oddech i pocignam Daemona na parkiet midzy
ciaa. Znalazam nam miejsce i obrciam si do niego.
Przyglda mi si z zaciekawieniem, jakby mwi: Naprawd to zrobimy?". Naprawd. Taczenie wydawao si
szalestwem, gdy tyle si teraz dziao, ale odepchnam na
bok powody, dla ktrych tu si znalelimy. Zamknam oczy
i zebraam si na odwag. Podeszam do niego, otoczyam go
jedn rk za szyj, a drug w pasie.
Zaczam si przy nim rusza, jak inne tancerki, bo w
rzeczywistoci, gdy faceci taczyli, tak naprawd tylko stali i
pozwalali odwali ca robot dziewczynom. I jeli dobrze
pamitam z tych klubw w Gainsville, w ktrych byam par
razy z przyjacimi, faceci wygldali przy tym cakiem okay.

Dopiero po chwili wczuam si w rytm i rozluniam


minie, ktre ju dawno nie zaznay takich akcji. Gdy mi si
udao, muzyka zacza przepywa przez mj umys i ciao.
Zakoysaam si i obrciam do niego, krcc biodrami.
Daemon otoczy mnie rk w talii, a ja poczuam jego
policzek przy szyi.
- Okay. Chyba musz podzikowa Blake'owi za bycie
nieprzyjaznym - powiedzia mi do ucha.
Umiechnam si.
Jego rka zacisna si, gdy muzyka i moje ruchy przyspieszyy.
- Chyba mi si to podoba.
Wok nas ciaa byy byszczce i spocone, jakby ludzie
taczyli przez lata. Tak w tych miejscach bywa - mona tu
by godzinami, a i tak wydaje si, e to tylko minuty.
Daemon obrci mnie do siebie. Stanam na palcach twarz
do niego. Pochyli gow i opar czoo o moje. Nasze usta si
musny. Przeszy go przypyw mocy, ktry przeskoczy na
moj skr. Wszystko przestao dla nas istnie. Nasze ciaa
poruszay si do muzyki pynnie, podczas gdy inni wydawali
si porusza chaotycznie.
Rozchyliam wargi, gdy usta Daemona zwikszyy nacisk.
Nawet nie straciam poczucia rytmu, chocia ju brakowao
mi tchu. Moje - nasze serca biy tak blisko, rce wdroway.
Pod powiekami dostrzegam rozbysk biaego wiata.
Ujam w donie jego twarz i oddaam pocaunek. Poczuam
przypyw prdu. Byam pewna, e inni ludzie te to poczuli,
ale miaam to gdzie. Rce Daemona znalazy

si na moich biodrach i przysuny mnie bliej siebie. Musielimy wyglda jak jedna z tych par z korytarza.
Muzyka mogaby si urwa ub zmieni, ale my cigle
bylimy do siebie przycinici, zczeni. I moe bd tym
zawstydzona pniej, jutro czy za tydzie, ale nie teraz.
Na ramieniu Daemona pojawia si rka, wic si obrci.
Sekund pniej zapaam jego rami, bo ju chcia uderzy
Blake'a w szczk.
Blake si umiechn i przekrzycza muzyk:
- Uprawiacie seks czy taczycie?
Moje policzki si zaczerwieniy. Okay, moe teraz bd tym
zawstydzona.
Daemon warkn co i Blake odsun si z rkami w grze.
- Sorry! - krzykn. - Jezu. Jest gotowy si z wami zobaczy,
jeli ju przestalicie si poera.
W ktrym momencie Blake w kocu oberwie.
Podylimy z Daemonem za Blakiem przez tum cia a do
korytarza. Moje serce walio dziko, klatka piersiowa opadaa i
unosia si szybko. Ten taniec...
Facet z wymalowanymi oczami ju znikn. Tym razem, gdy
Blake zapuka, drzwi od razu si otworzyy. Podyam za
nim. Miaam nadziej, e moja twarz nie bya czerwona.
Nie byam pewna, czego si spodziewa za drzwiami. Moe
zadymionego, ciemnego pokoju z mczyznami w okularach
przeciwsonecznych, strzelajcymi kostkami palcw, a moe
kolejnego goryla. Jednak nie spodziewaam si tego, co
rzeczywicie zobaczyam.

Pokj by wielki, a powietrze czyste, pachnce wanili. Byo


tu kilka kanap. Na jednej siedzia chopak z brzowymi
wosami do ramion. By mody, jak tamta tancerka. Mia
moe z pitnacie lat. Nosi spodnie z dziurami wielkoci
kraterw. Na nadgarstku dostrzegam srebrn bransolet z
dziwnym kamieniem. By czarny, ale to nie obsydian. W
centrum tego kamienia widziaam czerwono-pomaraczowe
plamki z niebieskimi i zielonymi drobinami.
Czymkolwiek by ten kamie, by pikny i wyglda na
drogi.
Dzieciak spojrza znad Nintendo DS, a mnie porazio jego
chopice pikno. Mia oczy koloru ametystu. Potem wrci
wzrokiem do gry. Kiedy z tego chopaka bdzie nieze
ciacho.
Dopiero teraz zauwayam, e Daemon cay zesztywnia.
Patrzy wanie na osob siedzc na skrzanym fotelu. Na
biurku przed facetem o lodowoblond wosach byy rozoone
stosiki studolarowych banknotw. On te patrzy na
Daemona, a jego srebrne oczy rozszerzyy si ze zdumienia.
Ten go mia co okoo trzydziestki, ale, mj Boe, by
cudowny.
Daemon ruszy do przodu. Facet wsta. Moje serce
przyspieszyo. Ogarn mnie strach jak dziki ogie.
- Co si dzieje? - zapytaam. Nawet Blake wyglda na
zdenerwowanego.
Dzieciak na kanapie zakrztusi si miechem, zamykajc
swoje DS.

- Kosmici. Macie jaki wewntrzny system, dziki ktremu


moecie si wyniucha. Ale chyba nie spodziewalicie si
takiego spotkania.
Powoli odwrciam si do dzieciaka.
Usiad prosto i zdj nogi z kanapy. Gdyby nie ta inteligencja
w oczach czy zmarszczki dowiadczenia wok ust,
powiedziaabym, e jego twarz jest nawet dziecica.
- Wic wy, wariaci, chcecie si wama do orodka
Daedalusa i potrzebujecie mojej pomocy?
Popatrzyam na niego osupiaa. Luc to przeklty dzieciak.

Rozdzia 15
Czekaam, a dzieciak krzyknie artowaem!" i pobiegnie
do najbliszej piaskownicy, ale sekundy si przecigay, a ja
zaczynaam akceptowa to, e nasz mesjasz informacji jest
ledwie nastolatkiem.
Luc umiechn si, jakby wiedzia, o czym myl.
- Zaskoczona? Nie powinna by. Ju nic ci nie powinno
dziwi.
Wsta, a mnie zaszokowao, e by prawie tak wysoki jak
Daemon.
- Miaem sze lat, gdy postanowiem pobawi si w wycigi
z samochodem. Samochd wygra. Straciem najlepszy rower
na wiecie i duo krwi, ale - szczciarz ze mnie - mj
najlepszy przyjaciel z dziecistwa by kosmit.
-Jak... ci si udao uciec Daedalusowi? - W tak modym
wieku, chciaam doda.
Luc podszed do stou, jego kroki byy pene gracji i
niewymuszone.
- Byem ich pupilkiem. - Umiechn si zowieszczo,
niepokojco. - Nigdy nie ufaj najlepszym. Czy mam racj,
Blake?

Blake opar si o cian i niechtnie wzruszy ramieniem.


- Brzmi wiarygodnie.
- Dlaczego? - Luc przysiad na brzegu biurka. - Bo
ostatecznie ucze staje si lepszy ni mistrz, a ja miaem
naprawd, naprawd inteligentnych nauczycieli. I to by byo
na tyle. - Klasn w donie. - Ty musisz by Daemon Black.
Jeli Daemon by zaskoczony tym, e Luc zna jego imi, nie
okaza tego.
- To ja.
- Wiele o tobie syszaem. Blake jest twoim wielkim fanem.
Blake unis rodkowy palec w wulgarnym gecie. Daemon
powiedzia sucho:
- Dobrze, e mj fanklub siga tak daleko. Luc przechyli
gow na bok.
- A co to jest fanklub... O, przepraszam, nie przedstawiem
ci twojemu koledze kosmicie. Ten facet nazywa si Paris.
Dlaczego? Nie wiem.
Paris umiechn si wymuszenie, ale wycign rk do
Daemona.
- Mio pozna swojego, ktry nie poda za starymi
wierzeniami i niepotrzebnymi zasadami.
Daemon potrzsn jego rk.
- Te tak uwaam. Jak na niego trafie? Luc si zamia.
- To duga historia na inny dzie - jeli bdzie inny dzie. Te niesamowite oczy znowu zwrciy si ku mnie. - Masz

jakiekolwiek pojcie, co oni by z tob zrobili, gdyby si


dowiedzieli, e jeste w peni rozwinit i dobrze funkcjonujc hybryd? - Pochyli gow, umiechajc si. - Jestemy
tacy wyjtkowi. Caa nasza trjka.
- Potrafi to sobie wyobrazi - powiedziaam.
- Potrafisz? - Luc unis brwi. - Wtpi, by Blake powiedzia
ci poow z tego wszystkiego - albo to, co najgorsze.
Spojrzaam na Blake a. Min mia nieodgadnion. Po moim
krgosupie przepyn dreszcz, ktry nie mia nic wsplnego
z brakiem ubrania.
- Ale i tak jeste tego wiadoma. - Luc wsta i wyprostowa
si jak kot po drzemce. - I cigle chcesz podj ryzyko, i
wkroczy w gniazdo szerszeni.
- Nie mamy wyboru. - Daemon posa Blake'owi mroczne
spojrzenie. - To dasz nam te kody czy nie?
Luc wzruszy ramionami i przesun palcami po Stasikach
pienidzy.
- A co ja z tego bd mie? Odetchnam gboko.
- Wkurzysz Daedalusa, ale poza tym nie mamy wiele do
zaoferowania.
- Hmm, nie by bym tego taki pewien. - Podnis plik
zabezpieczonych pieczci setek. Sekund pniej brzegi
banknotw zaczy topnie, a dym wypeni powietrze. Potem
nie zostao z tego nic.
Byam zazdrosna, bo mi nigdy nie wychodziy sztuczki z
ogniem.
- A co moemy dla ciebie zrobi?

- Najwyraniej nie chodzi o pienidze - doda Daemon. Usta


Luca zadray.
- Pienidzy nie potrzebuj. - Wytar palce o swoje dinsy. Mocy te nie. Tak szczerze, potrzebuj przysugi.
Blake odsun si gwatownie od ciany.
- Luc... Zmruy oczy.
- Tylko przysuga... ktr bd mg wykorzysta, gdy bd
tego chcia. Tego chc w zamian, a dam wam to, po co
przyszlicie.
C, to nie brzmi skomplikowanie. - Dob...
- Czekaj - przerwa mi Daemon. - Chcesz, ebymy zgodzili
si wywiadczy ci przysug, nie wiedzc, o co chodzi?
Luc skin gow.
- A gdzie zabawa, gdy wszystko si wie?
- A gdzie inteligencja, gdy nic si nie wie? - odgryz si
Daemon.
Dzieciak si zamia.
- Lubi ci. I to bardzo. Ale za darmo nie pomagam.
- Boe, jeste jak nastoletnia mafia - wymamrotaam.
- Co w tym stylu. - Umiechn si szeroko. - Nie
rozumiecie, e w tym wszystkim chodzi o co wicej ni
dziewczyn brata czy przyjaciela... czy uwolnienie si od
jakiego faceta. Nadchodz zmiany i bd one potne. Spojrza na Daemona. - Rzd boi si Luksjan, bo
reprezentujecie spadek ludzi ze szczytu acucha
pokarmowego. eby to naprawi, potrzebuj kogo silniej-

szego ni Luksjan. I ja nie mwi tu o naszych maych


hybrydach. Zadraam.
- To o czym mwisz?
Spojrza na mnie tym fioletowym wzrokiem, ale nic nie
powiedzia.
Paris zaoy ramiona na piersi.
- Nie chc by niegrzeczny ale jeli nie chcecie si dogada,
to tam s drzwi.
Daemon i ja wymienilimy spojrzenia. Szczerze, nie
wiedziaam, co powiedzie. To naprawd byo jak umowa z
mafi - a szefem by dzieciak.
- Ludzie - powiedzia Blake. - Jest nasz jedyn szans.
- Chryste - wymamrota Daemon. - Dobra. Jestemy ci winni
przysug.
Oczy Luca rozbysy. - A ty?
Westchnam. -Jasne. Czemu nie...
- Zarbicie! Paris? - Wycign rk. Paris pochyli si i
podnis maego MacBooka Air, a potem poda go
chopakowi. - Dajcie mi chwil.
Parzylimy, jak skoncentrowany, uderza w klawisze. Gdy
my czekalimy, drzwi si otworzyy i do pokoju zajrzaa
moda dziewczyna ze sceny.
Luc podnis gow.
- Nie teraz.
Dziewczyna spochmurniaa, ale zamkna drzwi.
- To dziewczyna ze...

- Nawet nie kocz zdania, jeli mam kontynuowa. Nawet o


niej nie wspominaj. Waciwie to nawet jej nie widzielicie powiedzia Luc ze wzrokiem przyklejonym do monitora. - Bo
umowa przestanie obowizywa.
Zamknam usta, chocia miaam tysic pyta o to, jak udao
si im obojgu uciec i jak przeyli niechronieni.
Luc wreszcie odoy laptopa na biurko. Ekran podzielony
by na cztery sekcje, czarno-biae i zanieone. Nagranie z
kamer ochrony. Na jednym obrazie wida byo las. Na drugim
wysokie ogrodzenie i bram, na nastpnym budk ochrony, a
na ostatnim mczyzn patrolujcych ogrodzenie.
- Przywitajcie si z Mount Weather - ktre naley do Federalnej Agencji Zarzdzania Kryzysowego, a strzeone jest
przez Homeland Security. Pooone daleko przy majestatycznych grach Blue Ridge. Suy jako orodek treningowy i
schron, w razie gdyby kto nas bombardowa - powiedzia
Luc z parskniciem. - Jest te znany jako przedsionek dla
DOD i Daedalusa, bo pod ziemi jest blisko szedziesit tysicy metrw kwadratowych do treningu i tortur.
Blake popatrzy na ekran.
- Wamae si do ich systemu ochrony. Wzruszy
ramionami.
-Jak mwiem, byem najlepszy. Spjrzcie. - Wskaza na
ekran, gdzie wida byo oficerw patrolujcych ogrodzenie. Tu jest sekretne przejcie, ktre z zaoenia nie istnieje. Tyko
kilku ludzi o tym wie - w tym Blakey-boy.
Luc postuka w laptopa i kamera obrcia si na prawo. W
polu widzenia pojawia si brama.

- Taki jest plan. Najlepiej wam to wyjdzie w niedziel


wieczorem o dziewitej. To czas zmiany i ochrona jest
najsabsza - tylko dwch ochroniarzy bdzie patrolowa t
bram. No bo wiecie, niedziela to raczej dzie odpoczynku.
Paris wzi notatnik i dugopis.
- Ta brama jest wasz pierwsz przeszkod. Musicie pozby
si stray, ale to oczywiste. Upewni si, e kamery nie bd
dziaa midzy dziewit i dziewit pitnacie - no wiecie,
jak w Parku Jurajskim. Bdziecie mie pitnacie minut, eby
si tam dosta, odbi waszych kumpli i wynie si stamtd w
diaby. Wic nie pozwlcie si zapa ziejcemu ogniem
smokowi.
Daemon si zamia.
- Pitnacie minut - wymamrota Blake, kiwajc gow. -Da
si zrobi. W rodku wejcie prowadzi prosto do wind.
Moemy zabra si nimi na dziesite pitro, prosto do celi.
- wietnie. - Luc popuka palcem z bram. - Kod do bramy
to Icarus. Widzicie motyw przewodni? - Zamia si. - Gdy
ju wejdziecie do orodka, zobaczycie trzy pary drzwi blisko
siebie.
Blake skin gow.
- rodkowe drzwi - wiem. A kod?
- Czekaj. A pozostae drzwi dokd prowadz? - zapytaam.
- Do krainy Oz - odpar Luc. Postuka w laptopa i kamera
skupia si teraz na drzwiach. - Waciwie to nigdzie, do
adnego ciekawego miejsca. S tam tylko biura i zaoga
FAZK. Kto chce odgadn kod do tych drzwi?

- Daedalus? - palnam. Umiechn si.


- Blisko. Kod do drzwi to Labyrinth. Trudne sowo, wiem,
ale na pewno si wam uda. Macie jedn szans. Wpiszcie kod
le, ale zrobi si nieprzyjemnie. Potem jedcie wind na
szste pitro, a potem wpiszcie kod DAEDALUS - duymi
literami. I voil!
Daemon pokrci gow z powtpiewaniem. -1 nie ma nic
wicej prcz kodw? To ma by ich zabezpieczenie?
- Ha! - Luc nacisn kilka guzikw i ekran pociemnia. - Ja
wam daj wicej ni kody i wyczenie kamer, moi nowi
najlepsi przyjaciele. Rozwal im te system rozpoznawania
siatkwki. Moe nie dziaa przez jakie dziesi do pitnastu
minut.
- A co, jeli zostaniemy tam i ten system si wczy? - zapytaam.
Luc unis rce.
- Uch, to jak bycie na pokadzie samolotu, ktry ma si
roztrzaska. Pocaujcie si na do widzenia i schowajcie gowy
midzy kolanami.
- Och, to brzmi wietnie - powiedziaam. - Wic jeste te
hakerem?
Mrugn do mnie.
- Ale bdcie ostroni. Nie rozwal wicej rodkw ochrony,
bo mog mnie potem namierzy. I tym dopiero bdzie trzeba
si martwi.
- Wow. - Daemon spochmurnia. - A jakie maj jeszcze
rodki ochrony?

- Odkryem, e codziennie zmieniaj hasa. Poza tym s


jeszcze ochroniarze, ale oni si zmieniaj. - Blake umiechn
si szeroko. - Nic nam nie bdzie. Zaatwimy to.
Paris wrczy nam kartk z zapisanymi kodami. Daemon j
przechwyci, zanim Blake zdoaby schowa j w kieszeni.
- Dzikuj - powiedzia.
Luc wrci do swojej kanapy i DS. Jego umiech znikn.
- Jeszcze mi nie dzikujcie. Waciwie to wcale nie musicie
mi dzikowa. Moecie o mnie zapomnie. Upomn si, gdy
bd potrzebowa od was obiecanej przysugi. - Wczy
swoje DS. - Tylko pamitajcie, w t niedziel o dziewitej
wieczorem. Macie na to wszystko 15 minut.
- Okay. - Przecignam sowo, patrzc na Blake'a.
Chciaabym wiedzie, jak ta dwjka si poznaa. - C, to
chyba...
- Bdziemy si zbiera - dokoczy Daemon, biorc mnie za
rk. - Mio byo pozna. Chyba.
- Spoko - powiedzia. Ju zacz gra na urzdzeniu. Gos
Luca zatrzyma nas na schodach. - Nie macie pojcia, co was
czeka. Bdcie ostroni. Nie bd zadowolony, jeli ta umowa
bdzie tylko jednostronna, bo wy si dacie zabi... lub gorzej.
Zadraam. Nie ma to jak przestraszy wszystkich na koniec.
Daemon skin na Luksjanina, a potem wyszlimy. Blake
zamkn za sob drzwi. Dopiero wtedy spostrzegam, e pokj
by dwikoszczelny.

- C - powiedzia Blake z umiechem. - Nie byo tak le, co


nie?
Wywrciam oczami.
- Mam wraenie, e zawarlimy pakt z diabem, a on jeszcze
wrci i bdzie chcia naszego pierworodnego czy co.
Daemon unis brwi.
- Chcesz dzieci? Bo wiesz, praktyka czyni mistrza.
- Zamknij si. - Pokrciam gow i ruszyam.
W popiechu przemierzylimy klub. Parkiet cigle by
zatoczony. Myl, e wszyscy bylimy bardziej ni gotowi
opuci to miejsce. Gdy zbliylimy si do wyjcia, spojrzaam na Daemona i Blake'a, a potem na parkiet.
Zastanawiaam si, ile z nich to hybrydy. Bylimy wyjtkowi, ale, jak mwiam, wyczuwaam w tym miejscu co
niepokojcego. I co dziwnego byo z tym dzieciakiem,
Lukiem.
Zapanik przywita nas przy drzwiach. Zszed nam z drogi,
krzyujc na piersi ramiona.
- Pamitajcie - powiedzia. - Nigdy tu nie bylicie.

Rozdzia 16
Gdy wrcilimy do domu z Martinburga, byo ju pno.
Daemon i ja pooylimy si w ku i od razu zasnlimy.
Bylimy wykoczeni tym wszystkim. Byo mio mie go tutaj,
bo jego obecno koia moje nerwy.
W czwartek byam jak zombi, a Blake na biologii mia tak
radosny humor, e chciao mi si rzyga.
- Powinna by szczliwsza - wyszepta, gdy pospiesznie
robiam notatki. Bez wtpienia oblaam wczorajszy test. - Po
niedzieli to wszystko si skoczy.
To wszystko si skoczy. Mj dugopis zamar. Poczuam,
e minie szyi mi sztywniej.
- Nie bdzie atwo.
- Wanie e bdzie. Potrzeba tylko wiary.
Prawie si zamiaam. Wiary w kogo? W Blake'a? Czy w
dzieciaka rodem z mafii? adnemu z nich nie ufaam.
- Po niedzieli ju ci tu nie bdzie.
- Przez co najmniej dekad.
Po lekcji spakowaam swoje rzeczy, umiechnam si, gdy
Lesa co powiedziaa, a potem poczekaam na Dawsona. Nie
chciaam zostawia go z Blakiem. Nie, gdy

Dawson patrzy na chopaka, jakby chcia dosownie wydusi z niego informacje.


Blake min nas, umiechajc si. Poszed korytarzem do
grupy udzi, ktrzy zawoali go po imieniu.
- Nie lubi go - burkn Dawson.
- To ustaw si w kolejce. - Poszlimy korytarzem. -Ale do
niedzieli jest nam potrzebny.
Dawson popatrzy przed siebie.
- Cigle go nie lubi. - A potem zapyta: - By w tobie
zadurzony, nie?
Moje policzki zapony.
- Skd ten pomys? Umiechn si lekko.
- Bo nienawi mojego brata do niego nie zna granic.
- C, zabi Adama - powiedziaam cicho.
- Tak, wiem, ale tu chodzi o co osobistego. Zmarszczyam
brwi.
- A to nie jest osobiste?
-Jest. - Dawson pchn drzwi i zaatakowaa nas salwa
miechu druyny cheerleaderek. Kimmy bya ich kapitanem.
- Wow. Dlaczego mnie to nawet nie dziwi? Ruszyam przed
Dawsona.
- O czym ty gadasz?
Dawson za mn przenis ciar z jednej nogi na drug,
zaniepokojony.
- C, to raczej oczywiste. - Opara si o barierk. Wok
niej dziewczyny zachichotay. - Jeden brat ju ci nie
wystarcza.

Zanim miaam szans zareagowa, Dawson stan przede


mn i warkn:
-Jeste aosna i odpychajca.
Umiech spyn z twarzy Kimmy. Stary Dawson chyba nie
powiedziaby czego takiego, bo ona i jej przyjaciki
wyglday, jakby zobaczyy ducha. Chciaam si zamia, ale
te byam za - zniesmaczona pomysem, e mogam si
spotyka z dwoma brami.
Tak szczerze, nie wiem, co si stao potem. Opucia mnie
energia. adny, rowy plecak Kimmy, ktry lea na
barierce, zatrzs si i wylecia za balustrad. Ciar pocign
za sob Kimmy. Jej buty odkleiy si od podogi i w
sekundzie ju wiedziaam, co si stanie.
Spadnie gow w d.
W moim gardle nars krzyk, ale to Kimmy krzykna. Jej
przyjaciki wyglday na przeraone. Moje serce przestao
bi.
Dawson wystrzeli do przodu i zapa j za jedno rami. Staa
na pododze, nim jej krzyk zamilk w moich uszach.
- Mam ci - powiedzia zaskakujco delikatnie. Kimmy
zachysna si powietrzem, kurczowo trzymajc si rki
Dawsona. - Ju dobrze. Nic ci nie jest.
Powoli odgi jej palce i cofn si. Jej przyjaciki
niezwocznie j otoczyy, a on odwrci si do mnie z
nieczyteln min. Wzi mnie za okie i poprowadzi do
schodw.
Gdy znalelimy si poza zasigiem suchu, zatrzyma si i
odwrci w moj stron:

- Co to miao by?
Oddech ugrzz mi w gardle. Odwrciam wzrok, zmieszana
i zawstydzona. Wszystko stao si tak szybko. Byam
wcieka, i to moja wina - zareagowaam instynktownie.
Cz mnie wiedziaa, e ciar jej plecaka pocignie j w
d.
***
Na lunchu nie powiedziaam Daemonowi, co stao si na
schodach z Kimmy. Przekonaam siebie, e nie mog tego
zrobi, skoro Carissa i Lesa byy z nami. To bya tylko
wymwka, ale czuam si zniesmaczona, podobnie jak
sowami Kimmy. Pniej tego dnia, gdy bylimy w domu
Daemona, planujc niedzieln wypraw, powiedziaam sobie,
e jeszcze nie czas.
Tym bardziej e Dee te chciaa i, a Daemon si nie
zgadza.
- Musicie zosta w tyle z Ash i Matthew, gdyby co poszo
nie tak.
Dee zaoya ramiona na piersi.
- Co, mylisz, e sobie nie poradz? e mog si potkn i
zadga Blake'a na mier?
Jej brat posa jej puste spojrzenie.
- C, skoro o tym wspomniaa... Wywrcia oczami.
- A Kary z tob idzie?
Rce mi opady. I si zaczyna. Ciao Daemona stao.
- Nie chc...

- Tak. - Przerwaam mu z morderczym spojrzeniem. - Tylko


dlatego, e ja nas wcignam w to bagno, a Blake niczego nie
zrobi beze mnie i bez Daemona.
Ash parskna ze swojego miejsca. Nie robia i nie mwia
wiele. Ona tylko patrzya na Daemona, jakby chciaa
powtrzy ich romans.
-Jakie to wspaniaomylne z twojej strony, Katy.
Zignorowaam j.
- Musimy mie ludzi na zewntrz, gdyby co poszo nie tak.
- A co? - zapyta Andrew. - Nie ufacie Blake'owi? Byo o
tym pomyle wczeniej.
Daemon opar si o siedzenie i powoli przeczesa rkami
wosy.
- W kadym razie wejdziemy tam i wyjdziemy. A potem
wszystko... wszystko si skoczy.
Jego brat zamruga powoli. Wiedziaam, e myli o Beth.
Moe nawet j sobie wyobraa. Zastanawiaam si, kiedy
ostatni raz j widzia. Wic zapytaam i byam zaskoczona,
gdy odpowiedzia.
- Nie wiem. Czas tam pynie inaczej. Tygodnie? Miesice? Wsta i rozluni ramiona. - Chyba nie byem w Mount. Tam
zawsze byo ciepo i sucho, gdy nas wyprowadzali na
zewntrz.
Wyprowadzali na zewntrz, jak zwierzta czy co. To takie
niewaciwe.
Dawson odetchn niespokojnie.
- Musz si przej.

Rozejrzaam si szybko. Soce zaszo ju jaki czas temu,


ale jemu przecie wszystko jedno. Ju wypad za drzwi, zanim
kto zdy powiedzie sowo.
- Pjd za nim. - Tym razem to bya Dee. Andrew wsta.
-Ja te.
- To ja std spadam. - To bya Ash. Matthew westchn.
- Ktrego dnia przejdziemy przez to wszystko bez caej tej
szopki.
Daemon zamia si ze zmczeniem.
- To ycz powodzenia.
Pi minut pniej z domu wyszli wszyscy poza Daemonem.
Idealny czas, by porozmawia o Kimmy, ktrej prawie
zamaam kark. Jednak dostrzegam bysk w jadeitowych
oczach Daemona i zascho mi w ustach.
- No co?
Daemon przecign si, pokazujc kawaek opalonego
brzucha.
-Jest cicho. - Wycign do mnie rk, wic j chwyciam.
-Ju dawno nie byo tu tak cicho.
Mia racj. Pozwoliam mu przycign si bliej.
- Ale nie bdzie to trwao dugo.
- Nie. - Sekund pniej byam w jego ramionach i na
szczycie schodw. Postawi mnie na nogi dopiero w swojej
sypialni. - Przyznaj si. Podoba ci si taki rodek lokomocji.
Czuam lekkie zawroty gowy, ale si zamiaam.
- Pewnego dnia bd szybsza ni ty.

- nij dalej.
- Dupek z ciebie - odgryzam si.
W kcikach ust Daemona zagoci umiech.
- A z ciebie jeden wielki kopot.
- Och. - Wybauszyam oczy. - Mocne.
- Powinnimy wykorzysta t cisz. - Ruszy do mnie jak
drapienik do ofiary.
- Naprawd? - Nagle zrobio mi si gorco. Cofaam si, a
dotknam jego ka.
- Naprawd. - Zdj buty. - Powiedziabym, e mamy jakie
trzydzieci minut, zanim wrc.
Zdj swoj koszulk, a ja gono wcignam powietrze.
- Chyba jednak mniej. Umiechn si zowieszczo.
- Prawda. To zamy, e mamy dwadziecia minut, plus
minus pi. - Stan przede mn. - Niewystarczajco na to, co
bym chcia zrobi, ale co si wymyli.
Poczuam ogie w yach i znowu zrobio mi si sabo.
-Tak?
- Mmm-hmm - Pooy rk na moim ramieniu i popchn
mnie, a znalazam si na skraju ka. Uj moj twarz w
donie i uklkn pomidzy moimi nogami, wic mielimy
wzrok na tym samym poziomie.
- Tskniem za tob. Otoczyam jego nadgarstki palcami.
- Widujesz mnie codziennie.
- Niewystarczajco - wymamrota i przycisn usta do
miejsca, gdzie bi mj puls. - I zawsze jestemy z kim.

Boe, wita prawda. Ostatnim razem, gdy bylimy sami i


mielimy czas, zasnlimy. Takie momenty byy krtkie i
cenne.
Umiechnam si, gdy caowa lini mojego podbrdka, a
potem zatrzyma si przy ustach.
- To pewnie nie powinnimy marnowa czasu na gadanie.
- Aha. - Pocaowa mnie w kcik ust. - Gadanie to taka strata
czasu. - A potem pocaowa drugi. - Gdy gadamy, zazwyczaj
koczy si na ktni.
Zamiaam si.
- Nie zawsze.
Daemon odsun si i unis brwi. -Kotek...
- Okay. - Cofnam si, a on pody za mn. Znalaz si
nade mn. - Moe i masz racj, ale marnujesz czas.
-Ja zawsze mam racj.
Otworzyam usta, eby zaprzeczy, ale jego usta znalazy si
na moich. Pocaunek sign w gb mnie. Topi minie i
koci. Jego jzyk otar si o mj. Mg sobie mie racj tak
czsto, jak chcia, byle czciej mnie tak caowa.
Wsunam palce w jego wosy. Unis gow, a ja zaczam
protestowa, ale zacz caowa mnie po szyi i niej, a nie
mogam ju wytrzyma.
Daemon usiad na pitach i zaj si moimi butami. cign
jeden i przerzuci go przez rami. Odbi si od cian z
mikkim dwikiem.
- Z czego one s? Z krliczej skry?
- Co? - Zamiaam si. - Nie. To sztuczna owcza wena.

- S takie mikkie. - cign drugi i ten te uderzy o cian.


Dalej by czas na moje skarpetki. Pocaowa wierzch mojej
stopy, a ja drgnam. - Ale nie tak mikkie jak to. Umiechn si i unis gow. - Podobaj mi si te rajstopy,
tak przy okazji.
- Tak? - Patrzyam na sufit, ale waciwie nic nie widziaam,
gdy ju przesun rkami wzdu moich ydek. - To dlatego...
e s czerwone?
- To te. - Poczuam jego policzek przy kolanie. Zacisnam
pici na pocieli. - Ale gwnie dlatego, e s takie cienkie. I
seksowne, ale to ju wiesz.
Jego rce wdroway po moich udach, a potem wsun je pod
dinsow spdniczk, coraz bardziej podcigajc j ku grze.
Zagryzam warg tak mocno, e poczuam w ustach
metaliczny posmak. Materia by cienki, wic delikatna
bariera pomidzy naszymi ciaami praktycznie nie istniaa.
Czuam kady dotyk, nawet najmniejszy, jak poraenie
prdem o mocy tysica woltw.
- Kotek...
- Hmm? - Mocniej cisnam kodr.
- Tylko upewniam si, e jeste ze mn. - Pocaowa bok
mojej nogi, tu nad kolanem. - Nie chc, eby zasna czy
co.
Jakby zaniecie byo moliwe. Spojrza na mnie.
- Wiesz co? Daj mi dwie minuty. Tylko tyle potrzebuj.
- Wszystko jedno - powiedziaam. - A co zrobisz z pozostaymi osiemnastoma minutami?

- Moemy si poprzytula.
Zaczam si mia, ale potem jego palce znalazy gr
rajstop. Pocign je w d, przeklinajc, gdy zapltay si na
moich stopach.
- Potrzebujesz pomocy? - zaoferowaam drcym gosem.
- Radz sobie - wymamrota i zwin je w kulk, a potem
odrzuci.
Sprawy zaszy daleko. Denerwowaam si, ale nie chciaam,
by przesta. Byam zbyt ciekawa i bezgranicznie mu ufaam.
Chwil potem ju nic nie dzielio jego rk lub ust od mojej
skry, a ja przestaam myle. By tylko on i to zwariowane
uczucie, ktre we mnie wywoywa. Potem ju nawet nie
byam sob. Moje ciao byo jak nadmuchany balon, z ktrego
gwatownie uchodzi powietrze. Dryfowaam. Na cianach
widziaam mikk powiat, ktra nie naleaa do Daemona.
Gdy znowu na niego spojrzaam, jego oczy wieciy jak
diamenty. Wyglda na lekko zdumionego, co byo dla mnie
nowe, bo to zazwyczaj on zadziwia mnie.
- wiecisz si troch - powiedzia i podnis si. - Tylko raz
to u ciebie widziaem.
Wiedziaam, o ktr noc mu chodzio, ale nie chciaam teraz
o tym myle. Czuam si teraz szczliwa. Byo mi dobrze wietnie nawet - i naprawd nie byam w stanie mwi. Mj
mzg by papk. Nie miaam pojcia, e TO moe takie by.
Cholera, ja byam nawet zszokowana, e w ogle do tego
doszo. Czuam si, jakbym powinna mu podzikowa czy
co.

Umiechn si do mnie z msk dum i arogancj, jakby


wiedzia, e wanie usmay mi mzg. Pooy si obok i
przytuli do mnie. Pochyli si i pocaowa mnie delikatnie,
gboko.
- To nawet nie byy dwie minuty - powiedzia. - A nie
mwiem?
Serce miaam gdzie w gardle.
- Miae racj. -Jak zawsze.

Rozdzia 17
Jaki czas pniej prbowaam si przecign. Gdy
przemwiam, gos miaam stumiony, bo moje usta znajdoway si blisko jego klatki piersiowej.
- Nie mog si ruszy. Zamia si i poluni ucisk.
- Tak si wanie powinno przytula.
- Naprawd powinnam niedugo wrci do siebie.
-Ziewnam. Nie chciaam wraca. Byo mi tak dobrze, e nie
czuam palcw u stp. - Mama niedugo wrci.
- A musisz wychodzi ju teraz?
Pokrciam gow. Mielimy jeszcze jak godzin, ale
chciaam zrobi jej kolacj, a to mi zajmie jakie czterdzieci
minut gra. Daemon unis mj podbrdek.
- Co? - zapytaam. Dugo patrzy mi w oczy.
- Chciaem z tob porozmawia, zanim wyjdziesz.
Zaniepokoiam si.
- O czym?

- O niedzieli - powiedzia, a ja zaniepokoiam si jeszcze


bardziej. - Wiem, e czujesz, jakby ty nas w to wcigna, ale
wiesz, e to nieprawda, tak?
- Daemon... - Ju wiedziaam, dokd zmierza ta rozmowa. Jestemy w tej sytuacji z powodu decyzji, jakie podjam...
- My - poprawi delikatnie. - Decyzji, jakie my podjlimy.
- Gdybym nie trenowaa z Blakiem i posuchaa ciebie, do
niczego by nie doszo. Adam by y. Dee nie nienawidziaby
mnie. Will nie byby Bg wie gdzie. - Zamknam mocno
oczy. - Mogabym dalej wymienia, ale wiesz, o co mi chodzi.
- I gdyby nie podja tych decyzji, nie odzyskalibymy
Dawsona. To byo po czci mdre posunicie.
Zamiaam si sucho.
- Powiedzmy.
- Nie moesz obarcza si win, Kat. - Daemon unis si na
okciu. - Skoczysz jak ja.
Zerknam na niego.
- Jak bardzo wysoki kosmita, ktry jest zgorzkniaym
dupkiem?
Umiechn si.
- Tak, chodzio mi o t zgorzkniao. Winiem siebie za to,
co stao si z Dawsonem. To mnie zmienio. Cigle jeszcze
nie jestem taki, jaki byem wczeniej. Nie rb tego sobie.
atwiej powiedzie, ni zrobi, ale mimo to pokiwaam
gow. Nie chciaam, by Daemon martwi si

rachunkami za moje przysze terapie. To nie by czas na


takie rozmowy.
- Nie chcesz, ebym sza z wami w niedziel. Daemon wzi
gboki oddech.
- Wysuchaj mnie, okay? - Skinam gow, wic kontynuowa: - Wiem, e chcesz pomc, i wiem, e jeste w stanie.
Widziaem, do czego jeste zdolna. Gdy jeste za, potrafisz
by naprawd straszna.
Nawet nie ma pojcia, jak bardzo, pomylaam.
- Ale... gdy sprawy si pokomplikuj, nie chc, by bya w to
wmieszana. - Przytrzyma moje spojrzenie. - Chc, by bya w
bezpiecznym miejscu.
Rozumiaam, skd si wziy te obawy i chciaam go pocieszy, ale ukrywanie si nie byo w moim stylu.
- Ja te nie chc, eby by w to zamieszany, Daemon. Chc,
eby by bezpieczny, ale nie prosz o to, by trzyma si od
tego z daleka.
Zmarszczy brwi.
- To co innego.
Usiadam i obcignam sweter.
- Jak to co innego? Jeli powiesz, e to dlatego, bo jeste
facetem, to co ci zaboli.
- No przesta, Kotek. Zmruyam oczy. Westchn.
- To co wicej. Ja mam dowiadczenie. Ty nie.
- Okay, tu masz racj, ale to ja byam w rodku klatki. Mam
wicej powodw ni ty, by nie da si znowu zapa.

- To te mj powd. - Jego oczy rozbysy zieleni. - Nie


masz pojcia, co dziao si w mojej gowie, gdy widziaem ci
z tej klatce - gdy sysz, e cigle masz zachrypnity gos,
kiedy si rozemocjonujesz lub zdenerwujesz. Krzyczaa, a
nie...
- Nie potrzebuj przypomnienia - warknam, a potem
zaklam pod nosem. Prbowaam nad sob zapanowa. Pooyam mu rk na ramieniu. - Kocham ci midzy innymi
dlatego, e jeste taki opiekuczy, ale czasem doprowadza
mnie to do szalestwa. Nie moesz mnie wiecznie chroni.
Jego wzrok mwi, e bdzie prbowa. Odetchnam ciko.
- Musz to zrobi... musz pomc Dawsonowi i Beth.
- A Blake'owi? - zapyta.
- Co? - Popatrzyam na niego przez chwil. - Skd to si
wzio?
- Nie wiem. - Odsun ode mnie rk. - To nie ma znaczenia.
Moesz...
- Czekaj. To ma znaczenie. Dlaczego miaabym chcie
pomc Blake'owi, po tym wszystkim? Zabi Adama! Chc, by
sam zdech. To ty chciae zacz wszystko od nowa.
Poaowaam, gdy tylko te sowa opuciy moje usta. Jego
twarz spochmurniaa.
- Przepraszam - powiedziaam szczerze. - Wiem, dlaczego
nie chciae... wsppracowa z Blakiem, ale ja to musz
zrobi. Pomoe mi to poradzi sobie z tym, co zrobiam.
-Nie musisz...
- Musz.
Daemon odwrci gow. Zby mia zacinite.
- Moesz to dla mnie zrobi? Prosz?

Serce mnie bolao. Daemon rzadko mwi prosz" ale gdy


ju to robi, wiedziaam, e to co wanego.
- Nie potrafi.
Mina sekunda, a jego ramiona si napiy.
- To gupie. Nie powinna tego robi. Nieustannie bd si o
ciebie martwi.
- Widzisz? To jest wanie problem! Nie moesz si cigle o
mnie martwi i ba, e co mi si stanie.
Unis jedn brew.
- Ale tobie zawsze co si dzieje. Szczka mi opada.
-Wcale nie! Zamia si.
- Wanie e tak.
Popchnam go, ale ani drgn. Wkurzona, przeszam przez
niego i byam jeszcze bardziej wkurzona, gdy zobaczyam w
jego oczach bysk rozbawienia.
- Boe, jak ty mnie wkurzasz.
- C, przynajmniej zanim ci wkurzyem, udao mi si ci...
- Nawet nie kocz tego zdania! - Porwaam moje skarpetki i
rajstopy i wstaam na rwne nogi. - Uch, czasami ci
nienawidz.
Usiad jednym pynnym ruchem.
- Nie tak dawno temu mwia, jak bardzo, bardzo mnie
kochasz.
- Zamknij si. Jad z wami w niedziel. I koniec dyskusji.
Daemon wsta.

- Nie chc, eby jechaa. Podcignam rajstopy i


spojrzaam na niego.
- Nie moesz mi mwi, co mam, a czego nie mam robi,
Daemon. - Wziam swoje buty, zastanawiajc si, jak si
znalazy tak daleko. - Nie jestem kruch, bezbronn
bohaterk, ktra potrzebuje twojego ratunku.
- To nie jest ksika, Kat.
- Naprawd? Cholera. Miaam nadziej, e zajrzysz na
koniec i powiesz mi, jak to si skoczy. Tak waciwie to
uwielbiam psu sobie zabaw i sprawdza, jak si historia
skoczy.
Odwrciam si i ruszyam ku schodom. Oczywicie by ju
za mn jak gigantyczny cie. Zatrzyma mnie, dopiero gdy
bylimy na zewntrz.
- Po tym wszystkim, co si stao z Blakiem, powiedziaa, e
we mnie ju nie zwtpisz - mwi. - e zaufasz moim
decyzjom, ale znowu to robisz. Nie suchasz mnie ani gosu
rozsdku. I kiedy znowu wszystko si spieprzy, to co ja mam
wtedy zrobi?
Sapnam i cofnam si.
- To... cios poniej pasa. Pooy rce na biodrach.
- To prawda.
zy zapieky mnie pod powiekami. Kilka chwil zajo mi
powiedzenie nastpnych sw.
- Wiem, e masz dobre intencje, ale nie potrzebuj
przypominania, jak bardzo nawaliam. Ja to dobrze wiem. I
staram si to naprawi.
- Kat, nie chc by chamem.

- Wiem, to ci przychodzi z atwoci. - Przez mg przebiy


si ju wiata samochodowe. Mj gos znw by
zachrypnity, gdy si odezwaam. - Musz i. Mama wrcia.
Zeszam szybko ze schodw i wkroczyam na tward,
lodowat ziemi. Zanim dotaram do wasnego ganku,
Daemon pojawi si przede mn. Zatrzymaam si gwatownie.
- Nie znosz, gdy to robisz.
- Pomyl o tym, co powiedziaem, Kat. - Mama bya ju
prawie w domu. - Nie musisz niczego udowadnia.
- Nie musz?
Daemon powiedzia nie", ale jako w to nie wierzyam po
tym, jak powiedzia, e wszystko znowu si spieprzy.
***
Przewracaam si z boku na bok, bo mj mzg nie chcia si
wyczy. Odtwarzaam wszystko, co poszo nie tak od
momentu, gdy otworzyam drzwi Blake'owi do znalezienia
zakrwawionego zegarka Simona w jego ciarwce. Ile byo
znakw, ktre wskazyway, e jest kim innym, ni mwi?
Zbyt wiele. Ile razy Daemon wkracza i prbowa mi
przegada, ebym nie trenowaa z Blakiem? Zbyt wiele.
Przewrciam si na plecy i mocno zamknam oczy.
I o co mu chodzio z tym Blakiem? Niemoliwe, by Daemon
by zazdrosny. Nie. Nie. Nie. Jeli tak, to dostanie po pysku.
A potem si rozpacz, e mi nie ufa.

Nawet nie byam w stanie o tym myle.


Tylko jedna dobra rzecz wynikna z tego bagna -Dawson.
Ale wszystko inne... C, dlatego wanie nie mogam
bezczynnie siedzie w miejscu.
Obrciam si na bok, uderzyam pici poduszk i
zmusiam oczy, by pozostay zamknite.
Gdy nasta wit, czuam si, jakbym dopiero co zamkna
oczy. Wyczogaam si z ka, wziam prysznic i ubraam
si.
Poczuam tpy bl za oczami, ktry nie znikn, nawet gdy
ju byam w szkole i braam ksiki z szafki. Chwyciam
podrcznik od trygonometrii, udaam si do klasy i po raz
pierwszy od wczoraj sprawdziam telefon. adnych
wiadomoci. Wrzuciam komrk do torby i oparam
podbrdek na rkach. Pierwsza wesza do klasy Lesa.
Zmarszczya nos, gdy mnie zobaczya.
- Wygldasz okropnie.
- Dziki - wymamrotaam.
- Prosz bardzo. Carissa jest tak powanie chora, e to
prawie jak ptasia grypa. Mam nadziej, e ty tego nie masz.
Stumiam miech. Odkd Daemon mnie wyleczy, ani razu
nie kichnam. Wedug Willa, po mutacji ju nie mona
chorowa, dlatego zmusi Daemona, by go zmieni.
- Moe - powiedziaam.
- To pewnie przez ten klub, do ktrego posza. -Zadraa.
Ciepo rozprzestrzenio si po moim karku. Unikaam
patrzenia na niego, ale wiedziaam, e on patrzy na

mnie. Nie powiedzia nic przez szedziesit dwie sekundy.


Liczyam.
Dgn mnie w plecy tym swoim niezawodnym dugopisem.
Odwrciam si z twarz pokerzysty. -Hej.
Unis jedn brew.
- Wygldasz na wypoczt.
On, dla odmiany, wyglda jak zwykle - cholernie idealnie.
- Wyspaam si. A ty?
Daemon zaoy dugopis za ucho i pochyli si.
-Ja spaem jak godzin. Tak mi si wydaje.
Spuciam wzrok. Nie cieszyam si z tego, e mia nieprzespan noc, ale to przynajmniej oznaczao, e o tym
wszystkim rozmyla. Wanie chciaam o to pyta, ale pokrci gow.
- Co? - zapytaam.
- Nie zmieniem zdania, Kotek. Miaem nadziej, e ty tak.
- Nie - powiedziaam i wtedy zadzwoni dzwonek. Rzuciam
mu znaczce spojrzenie i obrciam si. Lesa spojrzaa na
mnie dziwnie, ale ja tylko wzruszyam ramionami. Przecie
nie mogam jej wytumaczy, dlaczego zamienilimy dzisiaj
tylko par sw. To by dopiero bya ciekawa konwersacja.
Gdy lekcja si skoczya, zastanowiam si, czy zdyabym
uciec, ale zobaczyam go ktem oka i nie mogam
powstrzyma motylkw w brzuchu, chocia byam na niego
za.

Co za kretynka ze mnie.
Daemon nic nie powiedzia, gdy szlimy rami w rami, ani
gdy nasze drogi si rozeszy. Po kadej lekcji pojawia si
przy mnie chyba znikd. Tak samo byo przed biologi. Szed
ze mn po schodach i skanowa wzrokiem tum.
- Co ty robisz? - zapytaam. Ju mnie zmczya ta cisza.
Wzruszy szerokimi ramionami.
- Pomylaem, e jak dentelmen odprowadz ci do klasy.
-Aha.
Nie odpowiedzia, wic spojrzaam na niego. Mia zmruone
oczy i skrzywione usta, jakby zjad co kwanego. Stanam
na palcach i zdusiam przeklestwo. Blake opiera si o cian
przy drzwiach z zadowolonym z siebie umiechem.
-Jak ja go nie znosz - wymamrota Daemon.
Blake odepchn si od ciany i podszed do nas.
- Dzisiaj pitek, powinnicie si radowa. Daemon poklepa
zeszytem o udo.
- Czemu tak sterczysz?
- Mam tu zajcia. - Skin gow na otwarte drzwi. -Z Katy.
Daemon podszed do Blake'a i popatrzy na niego z gry.
Jego ciao promieniowao ciepem
- Ty zawsze musisz przegina, nie? Blake przekn
nerwowo.
- Nie wiem, o czym mwisz.

Daemon si zamia, a dostaam od tego dreszczy. Czasami


zapominaam, jaki potrafi by niebezpieczny.
- Bagam... Mona powiedzie o mnie wiele rzeczy -i to
gwnie zych - Biff, ale do tej grupy nie naley gupota i
lepota.
- No dobra - powiedziaa cicho. Ludzie zaczli si gapi. Uspokjcie si.
- Musz si zgodzi. - Blake si rozejrza dokoa. - Ale to nie
jest plac zabaw.
Daemon unis brew.
- Nie chcesz gra, Barf? Bo zawsze mona wszystko
zamrozi i si zabawi, tu i teraz.
Och, na mio bosk, to wcale nie byo konieczne. Zapaam
Daemona za napite rami.
- Chod - wyszeptaam.
Poczuam na swojej skrze prd od jego ciaa. Spojrza na
mnie, a potem si pochyli i pocaowa mnie. Pocaunek by
niespodziewany, gboki i natarczywy. Czuam si
oszoomiona, wic tylko staam w miejscu. Lekko zapa moj
doln warg zbami, a potem puci i si odsun.
- Mmm, Kotek. - Obrci si, zapa Blake'a za rami i
popchn go na najblisz szafk. - Na razie - powiedzia z
parskniciem.
- Jezu - wymamrota Blake, gdy si ju wyprostowa. -On nie
umie nad sob panowa. - Odchrzkn i przeszed obok mnie.
- Powinna ju wej.
Skinam gow, ale gdy zadzwoni dzwonek, cigle staam
na korytarzu, palcami dotykajc ust.

Rozdzia 18
Do lunchu humor Daemona mona by okreli jako straszny
albo przeraajco straszny. Poow uczniw przerazi na
mier tylko dlatego, e weszli mu w drog lub oddychali tym
samym powietrzem. I nie potrafiam zrozumie tego jego
zachowania. Powodem nie moga by nasza ktnia.
Gdy wsta, eby wzi ju trzeci porcj mleka, Lesa opara
si o siedzenie i zagwizdaa cicho.
- A temu co?
- Nie wiem - powiedziaam i pchnam kawa misa na
talerzu. - To pewnie jego czas w miesicu.
Chad zdusi miech.
- Na twoim miejscu nie zapdzabym si a tak. Lesa
umiechna si do swojego chopaka.
- Na twoim miejscu bym nie kontynuowaa tej myli, jeli
wiesz, co dla ciebie dobre.
- A co jest dobre? - zapyta Daemon, gdy ju usiad.
- Nic - powiedzielimy we trjk chrem. Daemon
spochmurnia.
Reszta popoudnia mina za szybko, a ja ju czuam w odku niepokj. Jeszcze tylko jeden dzie - sobota - i zmierzy

my si z niemoliwym. Wamiemy si do Mount Weather,


eby uratowa Chrisa i Beth. Co z nimi zrobimy, jeli nam si
uda? Nie jeli - gdy ju nam si uda, poprawiam si szybko.
Kiedy wychodziam, moja komrka zawibrowaa.
Sprawdziam i od razu poczuam gorzki posmak w ustach.
Szkoda, e Blake nie zgubi mojego numeru.
Musimy pogada.
Zacisnam zby i odpisaam: ??
Odpowied bya natychmiastowa: O niedzieli
- Skd ta straszna mina? - zapyta nagle Daemon. Pisnam
zaskoczona.
- Dobry Boe, skd ty si wzie?
Umiechn si szeroko. To chyba dobrze, biorc pod uwag,
e cay dzie by nie w sosie. Mimo to wolaam by ostrona.
- Jestem cichy jak kot. Westchnam i pokazaam mu telefon.
- Blake. Chce pogada o niedzieli. Daemon mrukn
gardowo.
- Dlaczego do ciebie pisze?
- Pewnie dlatego, bo wie, e ty chcesz mu co zrobi. - A ty
nie?
Pokrciam gow.
- Mnie si najwyraniej nie boi.
- Moe trzeba to zmieni? - Obj ramieniem moj szyj i
przycisn do siebie, po czym wyszlimy na ostre, lutowe
powietrze. - Powiedz mu, e pogadamy jutro.
- Gdzie?

- W moim domu - odpowiedzia ze zowieszczym


umiechem. - Jeli ma jaja, to przyjdzie.
Skrzywiam si, ale odpisaam Blake'owi.
- Dlaczego nie dzisiaj wieczorem? Daemon wyd usta.
- Bo potrzebujemy troch czasu sam na sam. Takiego czasu
sam na sam jak wczoraj? Bo ja jestem
cakowicie za. Chocia mielimy par wanych rzeczy do
omwienia. Zanim zaczam temat, Blake odpowiedzia, e
mu jutro wieczorem pasuje.
- Dzisiaj przyjechae sam? - zapytaam.
Pokrci gow ze wzrokiem utkwionym na linii drzew.
- Z Dee. Chc dzisiaj zrobi co normalnego. Moe
popoudniowy seans filmowy.
Po czci si ucieszyam. Inna, bardziej odpowiedzialna
cz chciaa zaoy okulary kujonki i zrobi co odwrotnego. Wkurzajca Katy wygraa.
- To brzmi wietnie, ale nie sdzisz, e powinnimy pogada
o wczorajszym?
- O mojej szczodrej naturze? Zaczerwieniam si.
- Eee... nie... o tym, co byo potem. Umiechn si lekko.
- Taa, wiedziaem, e o to chodzi. Zrbmy tak, obejrzymy
film, a potem pogadamy, okay?
To dobry pomys, wic si zgodziam. I szczerze, uwielbiaam robi z Daemonem normalne rzeczy - jak wychodzenie
gdzie. To bya rzadko. Pozwoli mi wybra film, wic
postawiam na komedi romantyczn. Nie narzeka,

co mnie zaskoczyo. To mogo mie co wsplnego z tym


popcornem w wielkim pudeku, ktry podjadalimy midzy
pocaunkami.
Wszystko byo tak bosko normalne.
***
Boska normalno skoczya si, gdy dotarlimy do jego
domu. Wszystkie wiata byy zapalone. Dee najwyraniej nie
oszczdzaa na energii.
- Kat, myl, e powinna i do siebie.
- Co? - Zamknam za sob drzwi i spochmurnia-am. Mylaam, e mamy pogada? I zje lody - obiecae mi
lody.
Zamia si pod nosem.
- Wiem, ale mamy towarzystwo. Stanam przed schodkami
na ganku. -Jakie towarzystwo?
- Luksjan - powiedzia i pooy mi rce na ramionach. Jego
oczy zawieciy na zielono. - Starsi.
Fajnie jest mie taki wewntrzny system wyczuwania.
- Wic ja nie mog wej?
- Myl, e to nie byby dobry pomys. - Spojrza w kierunku
wanie otwierajcych si drzwi. - I to raczej niemoliwe.
Obejrzaam si przez rami. W drzwiach sta mczyzna.
Wyglda elegancko. Mia na sobie trzyczciowy garnitur, a
jego czarne jak pnoc wosy byy na skroniach przyprszone
siwizn. Nie wiem, czego si spodziewam po starszym
Luksjaninie. Moe faceta w biaej kiecce i z ys

gow - takie osobniki rzeczywicie yy w kolonii u stp gr


Seneca.
Jednak nie spodziewaam si tego.
A jeszcze bardziej zaskoczyo mnie to, e Daemon nie
opuci rk i nie odsun si ode mnie na odpowiedni odlego. Zamiast tego wyszepta co w swoim jzyku, otoczy
mnie w pasie rk i stan przede mn.
- Ethan - odezwa si Daemon. - Nie spodziewaem si
ciebie.
Mczyzna skupi na mnie zaskakujco fioletowe oczy.
- Rozumiem. To jest dziewczyna, o ktrej poinformowali
mnie tak mio twj brat i siostra?
Napicie byo widoczne w ciele Daemona.
- Zaley, co powiedzieli.
Powietrze zamaro w moich pucach. Nie wiedziaam, co ze
sob zrobi, wic tylko staam i udawaam jak najmniej
uwiadomion. Inni Luksjanie nie powinni wiedzie, e znaam ich sekret, lub e byam hybryd.
Ethan si umiechn.
- Ze si z ni spotykasz. Byem zaskoczony. Jestemy
praktycznie rodzin.
Miaam wraenie, e to miao co wsplnego z kosmicznymi
bobasami, ktre mieli zrobi Ash i Daemon.
- Znasz mnie, Ethan, ja nie mwi o swoich zwizkach
wiatu. - Kciukiem zatacza leniwe koa na moich plecach.
-Kat, to jest Ethan Smith. Jest jak...
- Ojciec chrzestny - powiedziaam, a potem si zarumieniaam, bo to bya najgupsza rzecz, jak mogam
powiedzie.

Ale mina Ethana mwia, e podoba mu si to okrelenie.


- Tak, jestem jak ojciec chrzestny. - Patrzy na mnie nieprzerwanie. Nie odwrciam wzroku, a lekko uniosam podbrdek. - Nie jeste std, prawda, Kat?
- Nie, prosz pana, jestem w Florydy.
- O! - Zmarszczy ciemne brwi. - I jak podoba ci si zachodnia Wirginia?
Spojrzaam na Daemona. -Jest w porzdku.
- To wietnie. - Ethan zszed jeden stopnie z ganku. -Milo
mi ci pozna. - Wycign rk.
Z przyzwyczajenia wycignam rk, ale Daemon za ni
zapa i pocaowa moj do. Ethan patrzy na t akcj z
zaciekawieniem i czym, czego nie potrafiam rozrni.
- Kat, wpadn do ciebie niedugo. - Puci moj rk i stan
midzy mn a Ethanem. - Musz co zrobi, okay?
Skinam gow i zmusiam si do umiechu w stron
Ethana.
- Mio byo pana pozna.
- Wzajemnie - powiedzia mczyzna. - Jestem pewny, e si
jeszcze zobaczymy.
Z jakiego powodu te sowa szczypay mnie jak mrz.
Pomachaam lekko do Daemona, a potem pospieszyam do
samochodu po plecak. Oddaabym mj lewy kciuk, by wiedzie, o czym rozmawiaj. Jeszcze nigdy nie spotkaam
Luksjanina z kolonii.
W domu rzuciam plecak na podog, a potem nalaam sobie
soku pomaraczowego. Mama spaa, wic przeszam na
palcach do swojego pokoju. Usiadam na ku i postawiam

szklank na stoliku. Skoncentrowaam si na laptopie i uniosam rk.


Laptop unis si z biurka i ruszy w moj stron. Staraam
si nie uywa czsto kosmicznych umiejtnoci - moe tylko
raz czy dwa dziennie, eby wszystko dziaao... jak
naoliwiona maszyna. Gdy tego uywaam, czuam dziwny
przypyw energii, jakbym bya na rollercoasterze, wznosia si
i zaraz miaa na nim spa. Mj odek si skurczy, a skra
mrowia. To dziwne uczucie - nie byo ze, troch nawet
zabawne i moe lekko uzaleniajce.
W noc mierci Adama czuam w sobie tak moc, jakiej nie
zaznaam nigdy wczeniej. Wiedziaam, e taka moc moe mi
uderzy do gowy. Jeli mutacja Willa si utrzyma, Bg jeden
wie, jakie szalone rzeczy zrobi z tak moc.
Nie mogam pozwoli sobie, by teraz o tym myle, wic
podczyam si do Internetu i spdziam w nim jakie p
godziny, czytajc recenzje. Potem zamknam laptop i odoyam na biurko. Wziam ksik, skuliam si i zaczam
czyta. Chciaam nadrobi kilka rozdziaw do przyjcia
Daemona, ale zasnam na trzeciej stronie.
Gdy si obudziam, w sypialni panowa mrok. Sprawdziam
godzin - byo po dziewitej. Mama wysza do pracy. Byam
zaskoczona, e Daemon si nie pojawi, wic naoyam buty i
poszam do domu naprzeciwko.
Otworzy mi Dawson z puszk napoju w jednej rce i ciastkiem z drugiej.
- Niele si cukrem faszerujesz - powiedziaam z
umiechem.
Spojrza na swoje rzeczy.

-1 tak szybko nie zasn.


Przypomniaam sobie, co mwi o tym, e praktycznie nie
sypia. Miaam nadziej, e to si zmienio. Zanim udao mi si
zapyta, powiedzia:
- Daemona nie ma.
- Och. - Prbowaam ukry moje rozczarowanie. - Cigle jest
z tym Starszym?
- Boe, nie, Ethan by tu tylko przez jak godzin. Nie by
zadowolony. Daemon wyszed z Andrew.
- Andrew? - Tego si nie spodziewaam. Skin gow.
- Tak. Andrew, Dee i Ash chcieli i co zje. Ja nie
chciaem.
- Ash? - wyszeptaam. Okay, tego si nie spodziewaam. I
totalnie nie spodziewaam si irracjonalnej zazdroci, ktra
mnie ogarna.
- Tak - powiedzia. - Chcesz wej?
Nie zauwayam, e za nim podam, dopki nie usiadam
na kanapie. Daemon naprawd poszed na jedzenie z Ash i
reszt?
- Kiedy wyszli? Dawson ugryz ciastko.
- Eee... nie a tak dawno temu.
- Ju prawie dziesita. - Luksjanie maj ogromny apetyt, ale
litoci, nie musz je w nocy. Dobrze o tym wiem.
Usiad na fotelu i spojrza na swoje ciastko.
- Ethan wyszed o jakiej pitej, a potem przyszed Andrew...
- Dawson spojrza na zegarek. - On i Ash przyszli okoo
szstej.

cisno mnie w odku.


- A potem we czwrk poszli co zje?
Dawson skin gow, jakby mwienie tego byo zbyt
bolesne.
Cztery godziny na kolacj. Nagle nie mogam usiedzie w
miejscu. Chciaam wiedzie, do jakiej restauracji si udali.
Chciaam go znale. Ju zaczam si podnosi. W gardle
czuam palce uczucie.
- To nie to, co mylisz - powiedzia Dawson cicho.
Spojrzaam na niego. Przeraona, poczuam zy
w swoich oczach. Ironia daa mi po pysku. Tak si Daemon
czu, gdy wiedzia, e poszam z Blakiem na kolacj, a potem
na lunch? Ale wtedy nawet nie bylimy razem. W tamtym
momencie nie byam mu winna wyjanie.
- Nie jest? - wychrypiaam. Dawson dokoczy swoje
ciastko.
- Nie. Myl, e po prostu potrzebowa wyj na chwil.
- Beze mnie?
Strzepn okruszki ze swoich dinsw.
- Moe bez ciebie, a moe i nie. Nie jest tym samym bratem,
ktrego znaem. Nigdy bym nie pomyla, e bdzie z
czowiekiem. Bez obrazy.
- Spoko - wyszeptaam. Beze mnie. Beze mnie. Te sowa
wiroway po mojej gowie. Nie byam jak te dziewczyny,
ktre musz by cay czas przyklejone do swojego chopaka,
ale szlag by to, zabolao.
I zabolao jeszcze bardziej, gdy wyobraziam sobie Dee i
Andrew siedzcych po jednej stronie stou, a Daemona

i Ash po drugiej. Byoby jak za dawnych czasw - gdy jeszcze Daemon i Ash byli razem.
Moe i Blake pocaowa mnie raz, ale nie bylimy w staym,
dugotrwaym zwizku. Boe, a oni prawdopodobnie...
Nawet nie chciaam o tym myle. Dawson wsta i usiad
obok mnie.
- Ethan go wkurzy. Chcia wiedzie, czy zwizek z tob nie
zaburzy jego obowizkw wobec naszego rodzaju. - Dawson
pochyli si, opierajc okcie na kolanach. - C, wyobra
sobie odpowied Daemona.
Nie byam pewna, czy potrafiam.
- Co powiedzia?
Dawson si zamia, a nastpnie zmruy oczy jak Daemon.
- Powiedzmy, e Daemon wyjani, e to, z kim jest, nie ma
nic do jego obowizkw, tylko w innych sowach.
Umiechnam si lekko.
- Uy brzydkich sw?
- Bardzo brzydkich - powiedzia. - Nie spodziewali si tego
po nim. Nikt si nie spodziewa. Moe bardziej po mnie,
gwnie dlatego, e mnie nie obchodzi, co oni myl... znaczy,
Daemona te to nie obchodzi, ale...
- Wiem. On zawsze mia wszystko i wszystkich na gowie,
tak? Nie spodziewali si, e kto taki bdzie sprawia takie
problemy.
Skin gow.
- Nie wiedz, czym jeste, ale wtpi, eby Ethan odpuci.

- Mog go wygna? - Gdy skin gow, ja swoj pokrciam. Wygnany Luksjanin nie moe przebywa wrd lub
z pobliu spoecznoci Luksjan, a to oznacza, e nie bdzie go
ochrania beta-kwarc. Nikt mu nie pomoe, jeli zaatakuj
Arumianie. - Kim jest Ethan? Wiem, e starszym, ale co z
tego?
Dawson unis brew.
- Starsi w naszej spoecznoci s jak burmistrzowie i
prezydenci. Ethan to taki nasz prezydent.
Uniosam brwi.
- Brzmi jak kto wany.
- Wszyscy, ktrzy yj w kolonii, musz go sucha. A ci,
ktrzy tego nie robi, s wyrzutkami. - Odchyli si i zamkn
oczy. - Nawet ci, ktrzy pracuj z ludmi poza koloni, boj
si wkurzy Starszych. Nikt nie moe tak po prostu opuci
nas bez pozwolenia DOD, ale, cholera, jak Starsi bd chcieli
nas wyrzuci, to znajd sposb.
- Zrobiliby co takiego z tob z powodu Beth? Jego twarz si
napia.
- Mogliby, ale nie byo wystarczajco duo czasu. Zawsze
brak nam czasu.
Poczuam bl w piersi. Pooyam mu rk na ramieniu.
- Odzyskamy Beth. Umiechn si lekko.
- Wiem. Tej niedzieli... Wszystko okae si w niedziele.
cisno mnie w odku, a mj puls przyspieszy. -Jak tam
byo?

Otworzy oczy, ale zmruy je szybko. Mino kilka chwil,


zanim odpowiedzia:
- Na pocztku nie byo tak le. Pozwalali mi si widywa z
Beth. Powiedzieli nam, e trzymaj nas tam dla bezpieczestwa. No wiesz, co w stylu: jak si ludzie dowiedz, co zrobie Beth, bdzie le, wic musimy was chroni". Daedalus
by po naszej stronie. Naprawd przez chwil mylaem, e
wszystko jest dobrze. Prawie wierzyem, e uda nam si wyj
z tego razem.
Pierwszy raz syszaam, jak mwi Daedalus. To sowo
brzmiao dziwnie w jego ustach.
- Ale skoczyo si tylko na alu, zawiedzeniu i ewentualnym szalestwie. - Jego usta uniosy si w kcikach. - Daedalus chcia odtworzy to, co zrobiem Beth. Chcieli stworzy
wicej takich, jak ona. Chcieli stworzy lepszych ludzi. Gdy
nie wyszo... wszystko zaczo si zmienia.
- To znaczy? Zacisn zby.
- Na pocztku nie pozwalali mi widywa Beth - to bya moja
kara za to, e mi si nie udao. Wydawao im si, e to
wszystko takie proste. Nie rozumieli, jak j uzdrowiem i
zmieniem. Przynosili mi umierajcych ludzi, a ja
prbowaem, staraem si, Katy, naprawd. Ale oni i tak
umierali.
Poczuam mdoci.
- Potem przyprowadzali ywych ludzi i robili im rne
rzeczy... krzywdzili ich, a ja ich miaem leczy. Niektrym...
si polepszao. A przynajmniej na troch, bo potem wszystko
si chrzanio. Niektrzy... ulegali destabilizacji.
-Destabilizacji?

Zacisn donie na udach.


- Wyksztacili niektre nasze zdolnoci... ale co byo nie
tak. Bya tam dziewczyna... niewiele starsza od nas, mia,
bardzo mia. Dali jej jak tabletk i po niej bya bliska
mierci. Uleczyem j. Naprawd chciaem j uleczy, bo bya
taka przestraszona. Mylelimy, e zadziaao. Zachorowaa,
tak jak Beth, gdy po raz pierwszy nas tam sprowadzili. Bya w
stanie porusza si tak szybko jak my. Jeden dzie
uzdrowieniu wpada z rozbiegu na cian.
Zmarszczyam brwi. -Jak to si stao? Odwrci wzrok.
- Potrafimy si porusza z prdkoci pdzcego pocisku,
Katy. A ona wbiega z t prdkoci na cian.
- O mj Boe...
- Wygldao to tak, jakby nie moga si powstrzyma. Czasami si zastanawiam, czy nie zrobia tego specjalnie. Byo
tam wielu takich jak ona. Ludzie, ktrzy umierali z mojego
powodu. Ludzie, ktrzy umierali po tym, jak ich uleczyem.
Ludzie przeyli mutacj, ale nigdy nikt ich ju nie zobaczy. Spojrza w d. - Mam krew na rkach.
- Nie. - Pokrciam gow stanowczo. - To nie twoja wina.
- Nie? - zapyta wciekym tonem. - Potrafi leczy, ale nie
potrafi tego zrobi waciwie.
- Ale ty ich chciae uleczy... Tylko zostae do tego zmuszony.
- Ale zmaro ryle ludzi. - Znowu pochyli si do przodu.
-Czasami mylaem, e zasuyem sobie na to wszystko, ale...
Beth nie, ona nigdy na to nie zasuya.

- Ty te nie, Dawsonie.
Popatrzy na mnie, a potem odwrci wzrok.
- Najpierw odebrali mi Beth, potem przestali dawa jedzenie,
potem wod, a gdy to nie zadziaao, zaczli by bardziej
pomysowi. - Odetchn przecigle. - Chyba robili to samo z
Beth, ale nie mam pewnoci. Wiem tylko o tym, co robili jej
na moich oczach.
Poczuam ucisk w odku. Miaam ju ze przeczucia.
- Krzywdzili j, ebym ja mg j uleczy, a oni potem
badali ten proces. Za kadym razem czuem najgorszy strach.
Co, jeli by nie zadziaao? Jeli bym zawid Beth? Chyba
bym... - Wykona gest sugerujcy poderniecie garda.
On ju nigdy nie bdzie taki sam. Poczuam napywajce zy.
Chciao mi si paka z jego powodu, z powodu Beth, ale
gwnie dlatego, e ju nigdy nie bd tacy jak przedtem.

Rozdzia 19
Po tym wyznaniu Dawson zamkn si w sobie. Rozmawia
o wszystkim - pogodzie, futbolu, smerfach - ale nie mwi mi
o Beth, Daedalusie lub tym, co z nim robili. Tak naprawd
byam mu za to wdziczna, bo nie wiedziaam, czy znios
wicej informacji. Moe to samolubne, ale taka prawda.
Ale gorsze od tego byo, e gdy przestalimy rozmawia o
powanych rzeczach, moje myli wracay do Daemona i tego,
co robi. Zbliaa si pnoc, jego cigle nie byo, a ja ju nie
mogam tu wysiedzie.
Waciwie to nigdzie nie mogam wysiedzie.
yczyam Dawsonowi dobrej nocy i szybko wrciam do
siebie. Od razu sprawdziam komrk. Miaam now
wiadomo. Moje serce zabio mocniej.
Sorry za dzi. Pogadamy jutro.
Dostaam to godzin temu. Co oznaczao, e cigle by z
Ash... z Andrew, Dee i Ash.
Spojrzaam na zegarek, jakby czas mgby si jako zmieni.
Serce walio mi w piersi jak po sprincie. Spojrzaam na
telefon i zwalczyam ochot, by rzuci nim o cia-

n. Wiedziaam, e zachowywaam si miesznie. Daemon


by ich przyjacielem, take przyjacielem Ash. Mg si z nimi
spotka beze mnie. A przez ktni Dee i moj nie mia okazji
spdza z ni duo czasu.
mieszne czy nie, to zabolao. I nienawidziam tego -e co
tak gupiego moe mnie zrani.
Zabraam telefon na gr, umyam twarz, wyszorowaam
zby, ubraam si w piam i cigle zastanawiaam si, czy
mu odpisa. Miaam ochot odpisa co wrednego, chocia
gupiego.
Mczyo mnie to i kusio, wic odoyam telefon na szafk
nocn i weszam pod kodr, ktr podcignam a pod
brod. I tak zostaam, zadrczajc si tym, e mu nie
odpisaam, e kiedykolwiek wyszam z Blakiem, e go pocaowaam, e w ogle tak leaam rozbudzona i ueraam si
z sumieniem. Wreszcie mj mzg mia do i ogosi strajk na
t noc.
Jaki czas pniej nie byam pewna, czy ni, czy nie. Byam
na granicy wiadomoci. To by sen, wiedziaam o tym, bo
widziaam Daemona w tamtym budynku. Dostrzegam jego
ciemne wosy, zanim znikn. Wszed do jednego z pokoi, a
potem do nastpnego. Rusza si jak w labiryncie i nigdy nie
odpowiedzia, gdy woaam go po imieniu.
Od nadmiaru frustracji rozbolao mnie serce. Goniam go, ale
nigdy nie udao mi si go dosign, traciam go... I tak bez
koca.
Nagle ko ugio si, a budynek rozmy. Obok mnie
pojawi si ciar. Rka odgarna mi wosy z twarzy i chy-

ba si umiechnam, bo on tu by i uspokaja mnie. Zasnam ponownie i we nie ju nie goniam Daemona.


***
Gdy nadszed ranek, przewrciam si na bok, oczekujc, e
zobacz Daemona. Mama pracowaa do pnego ranka w
soboty i Daemon mg sobie zosta, ile chcia, ale moje ko
i tak byo puste.
Przesunam rk po dodatkowej poduszce i zacignam si
powietrzem, oczekujc wieego zapachu kojarzcego si z
dworem, ale wyczuam tylko blady cytrusowy zapach. Czy
przyniam sobie obecno Daemona?
Jezu, jeli tak, jaka ja jestem aosna...
Usiadam i wziam komrk. Miaam now wiadomo,
ktr dostaam koo drugiej w nocy od Daemona.
Jajka i bekon na niadanie. Wbij do mnie, jak si obudzisz.
- Druga w nocy? - Dalej wpatrywaam si w telefon. Nie
byo go a do drugiej?
Serce walio mi jak oszalae, gdy opadam na plecy z jkiem.
Najwyraniej byam aosna i Daemona nie byo przy mnie w
nocy.
Wyczogaam si z ka, wziam prysznic, a potem
ubraam dinsy i sweter. Cigle czuam si otpiaa, gdy
suszyam wosy i skrcaam je w nieporzdnego koka.
Udaam si do domu naprzeciwko, ale okazao si, e drzwi
byy zamknite.
Chwyciam za klamk i poczekaam, a usysz zgrzyt
zamka. Gdy je ju otworzyam, poczuam narastajcy nie

pokj. Zbyt atwo mona byo wej do domu innych ludzi,


w tym mojego.
Pokrciam gow i zamknam drzwi, biorc gboki oddech. W domu byo cicho jak w grobowcu. Wszyscy jeszcze
spali. Poszam na gr, uwaajc, by schody nie skrzypiay.
Drzwi do pokojw Dee i Dawsona byy zamknite, ale syszaam cich muzyk dochodzc zza drzwi Dawsona.
Uchyliam drzwi do pokoju Daemona i zajrzaam do rodka.
Mj wzrok od razu powdrowa do ka. Nie byam w stanie
powstrzyma motylkw w brzuchu, nawet gdybym chciaa.
Daemon lea na plecach z jedn rk nad gow, a drug
spoczywajc na nagim brzuchu. Pociel owijaa si wok
jego bioder. Wyraz twarzy mia icie anielski, usta rozchylone. Ciemne rzsy muskay szczyt jego policzkw.
Wyglda teraz na znacznie modszego i, co dziwne, jeszcze
bardziej spoza mojej ligi. Jego mskie pikno byo nie z tego
wiata i zawstydzao mnie. Kto taki istnia tylko w ksikach,
ktre czytaam.
Czasami trudno mi byo przekona sam siebie, e istnia
naprawd.
Podeszam na palcach do jego ka i usiadam na skraju.
Nie mogam oderwa od niego oczu. Nie chciaam, eby si
obudzi, wic siedziaam tam jak jaki przeladowca, patrzc
na jego opadajc i unoszc si pier. Zastanawiaam si, czy
wyniam go sobie wczoraj, czy wpad, by sprawdzi, co u
mnie. Motylki znowu powrciy. Prawie zapomniaam o
niepokoju z wczorajszej nocy. Prawie...

Nagle Daemon przewrci si na bok, otoczy mnie rk w


talii i pooy obok siebie. Ukry twarz w zagbieniu mojej
szyi.
- Dzie dobry - wymamrota.
Umiechnam si, kadc rk na jego ramieniu. Skr mia
gorc.
- Dobry.
Otoczy nog moje nogi i przysun si jeszcze bliej.
- Gdzie mj bekon i jajka?
- Mylaam, e to ty miae je zrobi.
-le mnie zrozumiaa. Do kuchni, kobieto.
-Ju pdz - powiedziaam z sarkazmem. Przewrciam si
na bok, eby na niego spojrze. Unis gow, pocaowa mnie
w nos, a potem ukry twarz w poduszce. Zamiaam si.
-Jest za wczenie - jkn.
-Jest prawie dziesita.
- Za wczenie.
Zrobio mi si ciko na odku. Zagryzam warg, niepewna, co powiedzie.
Otoczy mnie rk w biodrach i odwrci gow tak, e teraz
widziaam jego twarz.
- Nie odpisaa wczoraj. Czyli jednak do tego wracamy.
- Zasnam i... zaoyam, e jeste zajty Unis brew.
- Nie byem zajty.
- Wpadam do ciebie wczoraj, ale nie byo ci, chocia
troch czekaam. - Zaczam bawi si rogiem kodry - Nie
byo ci do pna.

Otworzy jedno oko.


- Wic dostaa moj wiadomo i miaa czas, eby
odpowiedzie.
Potknam si na wasnym kamstwie. Daemon westchn.
- Dlaczego mnie zignorowaa, Kotek? Zrania mnie.
-Jestem pewna, e Ash ci pocieszya. - Gdy tylko te
sowa opuciy moje usta, poczuam ochot, by da sobie po
twarzy.
Teraz mia szeroko otwarte oboje oczu. Zrobi co, co mnie
zaskoczyo i wytrcio z rwnowagi: umiechn si szeroko.
-Jeste zazdrosna.
Zabrzmiao tak, jakby to bya dobra rzecz. Ju zaczynaam
si podnosi, eby usi, ale z powrotem popchn mnie na
ko.
- Nie jestem zazdrosna. -Kotek...
Wywrciam oczami, a potem dostaam ostrej odmiany
sowotoku.
- Martwiam si, bo by tu Starszy i mielimy wczoraj
porozmawia. Nie pokazae si. Zamiast tego wyszede z
Andrew, Dee i Ash. Ash, twoj by. I jak si o tym dowiedziaam? Przez twojego brata. I jak wygldaa kwestia
siedzenia? Czy Dee i Andrew siedzieli po jednej stronie, a ty i
Ash po drugiej? Zao si, e byo ci wygodnie.
-Kotek...
- Nie kotkuj" mi tu - jknam i rozkrciam si na caego. Wyszede o jakiej pitej i nie wrcie do ktrej?

Do drugiej? Co robilicie? I przesta si tak gupio umiecha. To nie jest mieszne.


Daemon prbowa si nie umiecha, ale mu nie wyszo.
- Uwielbiam, gdy pokazujesz pazurki.
- Och, zamknij si. - Zdegustowana, odepchnam jego rk.
- Pu mnie. Moesz zadzwoni do Ash i sprawdzi, czy zrobi
ci jajka i bekon. Ja std spadam.
Zamiast mnie puci, znalaz si nade mn, trzymajc mnie
za ramiona. Teraz umiecha si pen gb - tym
rozwcieczajcym, zarozumiaym umiechem.
- Chc tylko usysze, jak to mwisz: Jestem zazdrosna.
- Ju to powiedziaam, kretynie. Jestem zazdrosna. Czemu
miaabym nie by?
Przechyli gow na bok.
- Och, sam nie wiem. Moe dlatego, e nigdy nie pragnem
Ash, a ciebie pragnem od momentu, gdy zobaczyem ci po
raz pierwszy - i zanim znowu zaczniesz, wiem, e le to
okazywaem, ale wiesz, e ci chciaem. Tylko ciebie.
Oszalaa, jeli jeste zazdrosna.
- Tak? - Zwalczyam zy wciekoci. - Bylicie ze sob.
- Bylimy. Czas przeszy.
- Ona pewnie cigle ci pragnie. -Ja jej nie pragn, wic si
nie liczy. Dla mnie si liczy.
-Jest pikna jak modelka.
- A ty jeste pikniejsza.
- Nie prbuj si podlizywa.

- Nie podlizuj si - powiedzia.


Utkwiam spojrzenie w punkcie nad jego ramieniem,
zagryzajc warg.
- Wiesz, na pocztku mylaam, e sobie zasuyam na co
takiego. Wiem, jak si czue, gdy wyszam z Blakiem. To
jakby karma chciaa si na mnie odegra, chocia nie do
koca. Ty i ja nie bylimy razem, a historia Blake a i moja jest
troch inna.
Wzi gboki oddech.
- Masz racj, to nie to samo. Nie chciaem i z Ash. Andrew
wpad do mnie i zaczlimy rozmawia o Ethanie. Andrew
zrobi si godny, wic postanowilimy i co zje. Dee si
doczya, a Ash ju tam bya, bo, no wiesz, to jego siostra.
Wzruszyam ramieniem. Okay, mia troch racji.
- I nie chcielimy i do jakiej knajpy. Zamwilimy pizz i
skoczylimy u Andrew w domu. Rozmawialimy o niedzieli.
Ash jest przeraona na mier, bo boi si, e straci te
Andrew. Dee cigle chce zamordowa Blake'a. Spdziem
godziny, prbujc wybi im to z gowy. To nie bya impreza,
na ktr chciaaby by zaproszona.
I tak nie zostaam zaproszona, chciaam powiedzie, chocia
wiedziaam, jakie to gupie.
- To dlaczego mi nie powiedziae? Bo przecie moge.
Wtedy moja wyobrania nie musiaaby mnie tak mczy.
Patrzy na mnie przez moment, a potem usiad obok mnie na
ku.

- Chciaem wpa do ciebie, gdy wrciem, ae byo ju


pno.
A wic to by sen. Oficjalnie jestem aosna.
- Suchaj, nie przemylaem tego.
- Wanie widz - wymamrotaam. Daemon potar rk
miejsce nad sercem.
- Nie chciaem ci martwi, mwi szczerze. Mylaem, e
bdziesz mie pewno.
Nawet si nie ruszyam z miejsca, dalej leaam na plecach.
- Mie pewno?
- No tak, e nawet gdyby teraz Ash wparowaa do mnie
naga, to i tak odesabym j do stu diabw. e nie masz si o
co martwi.
- Dziki za obraz, ktry zagniedzi si w moim umyle na
zawsze.
Pokrci gow, miejc si sucho.
- Ta twoja niepewno mnie dziwi, Kat. Rozdziawiam buzi
i podniosam si.
- Sucham? e niby tylko ty moesz by niepewny?
- Co? - parskn. - Dlaczego miabym by niepewny?
- Dobre pytanie. Przypominasz sobie ten may epizod z
wczoraj z Blakiem na korytarzu? I to gupie pytanie o pomoc
Blake'owi?
Zatkao go.
- Ha! No wanie. W twoim przypadku ta niepewno jest
nawet bardziej mieszna. Pozwl, e wyjani to drukowanymi literami. - Gdy narastaa moja zo, narastao
rwnie rdo. Zacza mnie swdzie skra. - Gardz

Blakiem. Wykorzysta mnie i chcia wyda mnie


Daedalusowi. Zabi Adama. Tylko maleka cz mnie go
toleruje. Jak moesz by o niego zazdrosny? Daemon zacisn
zby.
- On ci pragnie.
- Och, dobry Boe, wcale nie.
-Jasne. Jestem facetem. Wiem, co myli inny facet. Rce mi
opady.
- Nie ma znaczenia, czy on mnie pragnie. Ja. Go. Nienawidz.
Odwrci spojrzenie.
- Okay.
- A ty nie nienawidzisz Ash. Cz ciebie cigle j kocha.
Moe to co innego ni ze mn, ale s w tym jakie uczucia...
historia. Pozwij mnie za to, ale czuj si tym lekko
zaniepokojona.
Zeszam z ka. Miaam ochot przeskoczy pokj jak
wkurzony dzieciak. Moe nawet rzuci si na podog. W ten
sposb zuyabym troch energii.
Daemon pojawi si przede mn i uj moj twarz w donie.
- Okay. Rozumiem ci. Powinienem by co powiedzie. A ta
sprawa z Blakiem... no, to jest gupie.
- I dobrze. - Zaoyam ramiona na piersi. Jego usta drgny.
- Ale musisz zrozumie, e ja pragn ciebie. Nie Ash. Ani
nikogo innego.
- Nawet jeli Starsi chc, by by z kim innym? Pochyli si
i musn ustami mj policzek.

- Mam gdzie, czego oni chc. Jestem w tej kwestii cholernie


samolubny. - Pocaowa mnie w skro. - Okay?
Zamknam oczy.
- Okay.
- Wic midzy nami wszystko dobrze?
- Jeli obiecujesz, e nie bdziesz mnie mczy tym, ebym
jutro nie jechaa.
Opar swoje czoo o moje.
- Ciko si targujesz.
- Wiem.
- Nie chc, eby jechaa, Kotek. - Westchn i otoczy mnie
ramionami. - Ale ci nie powstrzymam. Obiecaj, e bdziesz
si trzyma blisko mnie.
Umiechnam si.
- Obiecuj.
Daemon pocaowa mnie w gow.
- Zawsze musi by po twojemu, nie?
- Nie zawsze. - Umieciam rce po jego bokach. By taki
ciepy. Gdyby wszystko byo po mojemu, wiele rzeczy by si
nie wydarzyo. Zastanawiaam si, czy tym razem wyjdzie po
naszej myli.
Zacisn wok mnie ramiona i odetchn.
- Chod. Zrbmy jajka i bekon. Potrzebuj na dzisiaj duo
siy.
- Na co... - Urwaam, gdy si domyliam. - A, tak... Blake.
- Aha. - Pocaowa mnie mikko. - Bdzie mi trudno si
powstrzyma, eby go nie uszkodzi. Wiesz o tym, nie? Wic
chc duo bekonu.

Rozdzia 20
Dee siedziaa na schodach i wygldaa jak wcieka wrka,
ktra ma zamiar rozpta pieko. Wosy miaa mocno
cignite do tyu, a oczy wieciy arem. Na jej ustach
uformowa si lekki grymas. Palce miaa zgite w szpony na
swoich kolanach.
- Idzie - powiedziaa, wygldajc za okno przy drzwiach.
Spojrzaam na Daemona. Ja jego twarzy rozpostar si
zowieszczy umiech. Wcale nie martwi si morderczymi
zapdami siostry. Moe ta blisko Blake'a wcale nie bya
taka dobra.
Dee zeskoczya ze stopnia i rzucia si do drzwi, zanim
Blake zapuka. Nikt jej nie powstrzyma ani nawet si nie
ruszy.
Zaskoczony Blake opuci rk.
- Hmm, hej...
Dee odchylia swoje szczupe rami i uderzya Blake a w
szczk. Od uderzenia cofn si o dobry metr. Otworzyam
usta ze zdziwienia. Andrew si zamia.

Dee odetchna, odwrciwszy si.


- Okay. Skoczyam.
Ruszya do fotela i usiada na nim, potrzsajc doni.
- Obiecaem jej jeden porzdny cios - powiedzia Daemon,
rechoczc. - Teraz bdzie si zachowywa jak naley.
Popatrzyam pusto na Daemona.
Blake wszed do rodka, pocierajc szczk.
- Okay - powiedzia, krzywic si. - Zasuyem na to.
- Zasuye na co znacznie gorszego - powiedzia Andrew.
- Miej to na uwadze.
Skin gow i rozejrza si po pokoju. Patrzyli na niego
szstka Luksjan i nowo narodzona hybryda. Wyglda na nieco zdenerwowanego, nawet przestraszonego. Napicie w pokoju byo wrcz namacalne.
Blake opar si o cian. Mdry facet. Powoli sign do
kieszeni i wycign papier.
- Chyba powinnimy si uwin z tym jak najszybciej.
- No raczej - powiedzia Daemon i zabra papier. - Co to?
- Mapa - odpowiedzia. - Nasza trasa, jest zaznaczona na
czerwono. To droga awaryjna i prowadzi na tyy Mount
Weather.
Daemon rozwin map na stoliku. Dawson zajrza bratu
przez rami, przecigajc palcem po czerwonej linii.
- Ile czasu zajmie przejechanie tej drogi?
- Jakie dwadziecia minut samochodem, ale samochodem
nie mona si tam dosta niepostrzeenie. - Zrobi niemiay
krok do przodu, patrzc na Dee z rezerw.

Dee te go obserwowaa. Na twarzy mia czerwony lad.


Bdzie siniak. - Przejdziemy na pieszo, i to szybko.
- O jakiej szybkoci mwimy? - zapyta Matthew ze swojego
miejsca.
- Z najwiksz moliw nieludzk prdkoci - odpowiedzia
Blake. - Musimy porusza si z prdkoci wiada. Luc da
nam pitnacie minut i nie moemy traci czasu. Musimy si
tam dosta w gra pi minut.
Opadam si plecami o siedzenie. Tylko raz osignam tak
prdko - gdy goniam Blake a. Daemon spojrza na mnie.
-Jeste w stanie to zrobi?
- Tak. - Biorc pod uwag cel, byam pewna, e to zrobi.
Mam nadziej.
Dee pokrcia gow i wstaa. -Jak szybko potrafi biega?
- Cholernie szybko, jeli trzeba - odpowiedzia Blake.
-Sprbuj mi co jeszcze raz zrobi, a si przekonasz, jaki
jestem szybki.
Dee parskna.
- Zao si, e i tak bym ci zapaa.
- Moe - wymamrota, a potem powiedzia: - Musisz wiczy
jutro cay dzie. Moe i noc. Nikt nie moe nas spowolni.
Zajo mi chwil, nim pojam, e mwi do mnie.
- Nikogo nie bd spowalnia.
- Tylko si upewniam. - Gdy spojrza na mnie, jego oczy
rozbysny.

Odwrciam szybko wzrok. Dokuczao mi to, e najwyraniej byam najsabszym ogniwem. Dee lub Ash byyby
pewnie lepszym wyborem, ale ja wiedziaam, e i tak temu
podoam.
- O ni nie musisz si martwi - warkn Daemon. Matthew
stan midzy Blakiem a Daemonem.
- Okay. Wiemy, e mamy t drog do pokonania, ale co
dalej?
Daemon zaoy ramiona na piersi, mruc oczy. -Jeli co
pjdzie nie tak, na kocu tej drogi bdziesz mia jeszcze
szans, by zwia.
- Nic nie pjdzie le - powiedziaa Ash, patrzc na Daemona.
- Poczekamy tam na ciebie.
- Oczywicie - odpowiedzia Daemon, umiechajc si
pocieszajco. - Nic nam nie bdzie, Ash.
Uszczypnam si w udo. On je) nie chce. On jej nie chce.
On jej nie chce. To pomogo.
- Ufam ci - Ash powiedziaa i spojrzaa mu w oczy z
uwielbieniem, jakby Daemon by witym.
Uszczypnam si w udo jeszcze mocniej. Uderz j. Uderz
j. Uderz j. To nie pomogo. Blake odchrzkn.
- W kadym razie Luc powiedzia, e jest tam stara farma na
kocu drogi. Tam bdziemy mogli zaparkowa samochody.
- Brzmi niele. - Dawson odsun si i pooy rce na
biodrach. Kosmyk wosw opad mu na czoo. - Gdy ju tam
bdziemy, mamy pitnacie minut, tak?
Daemon skin gow.

- Wedug nastoletniego przywdcy mafii, Luca, dokadnie


tyle.
- Ten dzieciak jest godny zaufania? - zapyta Matthew. -Ja za
niego rcz.
Spojrzaam na Blake'a.
- Zatem trudno w to uwierzy. Jego policzki si
zaczerwieniy. -Jest godny zaufania.
- Mylisz, e tyle czasu starczy? - Zapyta Dawson brata. eby si tam dosta, zabra Beth i Chrisa, a potem wrci?
- Powinno. - Daemon zoy map i wsun j do kieszeni. Ty zajmiesz si Beth, a ten tu oto szczurzy wy-pierdek
Chrisem.
Blake wywrci oczami.
- Andrew, Kat i ja bdziemy was kry. To nie powinno zaj
a pitnastu minut. - Daemon opar si o siedzenie obok mnie
i spojrza znaczco na Blake'a. - Potem zabierzesz std Chrisa
i wyniesiesz si do stu diabw. Nie masz powodu, by wraca.
- A jeli wrci? - zapytaa Dee. - Jeli znajdzie kolejny
powd, by nas szantaowa, ebymy mu pomogli?
- Tak nie bdzie - powiedzia Blake. - Nie mam powodu, by
wraca.
Daemon cay si spi.
- Jeli wrcisz, zmusisz mnie do czego, czego wcale nie
chc zrobi - pewnie mi si to spodoba, ale i tak bym tego nie
chcia.
Blake unis podbrdek.

- Chwytam.
- No dobra - powiedzia Matthew do wszystkich. - Jutro
spotykamy si tutaj o szstej trzydzieci. Wymylia sobie
wymwk, Katy?
Skinam gow.
- Mama myli, e nocuj u Lesy. A i tak pracuje w tym
czasie.
- Ona cigle pracuje - powiedziaa Ash, ogldajc swoje
paznokcie. - Czy ona w ogle bywa w domu?
Nie byam pewna, czy to przytyk czy nie, wic trzymaam
nerwy na wodzy.
- Paci za hipotek, jedzenie, rachunki i moje wydatki. Sama.
Ma duo pracy.
- Moe ty powinna znale prac - zasugerowaa, podnoszc wzrok. - Moe co po szkole, co zajmie ci jakie
dwadziecia godzin z ycia?
Zaoyam ramiona na piersi. -1 dlaczego to sugerujesz,
raczysz powiedzie? Umiechna si przebiegle, patrzc na
miejsce obok mnie. -Ja tylko uwaam, e mogaby pomc
matce wiza koniec z kocem.
- Jestem pewna, e to dlatego. - Rozluniam si, gdy
Daemon otoczy mnie rk w pasie.
Ash zauwaya ten gest i wykrzywia usta w grymasie.
Dobrze jej tak.
- Tylko o jedn rzecz musimy si martwi - powiedzia
Blake. Szczerze wtpi, bymy mieli si martwi wycznie o
jedn rzecz. - Oni maj tam drzwi awaryjne, ktre zamykaj
si, gdy rozlegnie si alarm. Drzwi te maj zabezpieczenie,

bro. Nie podchodcie do niebieskiego wiata. To s lasery.


Rozerw was.
Popatrzylimy na siebie. Wow, o tak, to jest spory problem.
Blake si umiechn.
- Ale z tym nie powinno by problemu. Powinnimy wej i
wyj niepostrzeenie.
- Okay - powiedzia powoli Andrew. - Co jeszcze? Moe
powinnimy uwaa na sie z onyksu czy co?
Blake si zamia.
- Nie, to chyba wszystko.
Dee chciaa si pozby Blake a ju po omwieniu planw.
Nie protestujc, skierowa si w stron drzwi, ale zatrzyma
si, jakby chcia co jeszcze powiedzie. Poczuam na sobie
jego wzrok, ale szybko wyszed. Nasza grupa rozesza si i
zostao tylko rodzestwo.
Klasnam w donie.
- Chc powiczy szybko. Wiem, e potrafi by tak
szybka jak wy, ale musz powiczy.
Dee skupia wzrok na oparciu kanapy, oddychajc ciko.
- Moemy to zrobi. - Dawson umiechn si krzywo.
-Mnie te przydaby si trening.
Daemon przecign si i mocniej cisn mnie w talii.
- Ju jest troch ciemno. Pewnie w trakcie skrcisz sobie
szyj, ale jutro moemy to zrobi.
- Dziki za zaufanie.
- Nie ma za co.
Dgnam go okciem, a potem popatrzyam na Dee. Cigle
patrzya na mebel, jakby mia zawiera jakie odpowiedzi. To
na nic.

- Pomoesz nam?
Otworzya usta, a potem je zamkna, krcc gow. Nastpnie bez sowa obrcia si i posza na gr. Poddaam si.
- Wrci - odezwa si Daemon, ciskajc mnie delikatnie. Wiem, e tak.
Ja w to wtpiam, ale pokiwaam gow. Dee nie wrci. Nie
wiem, dlaczego si w ogle tym przejmowaam.
Dawson usiad po mojej drugiej stronie. Na jego twarzy
wida byo zmieszanie.
- Nie wiem, co si z ni stao, gdy mnie nie byo. Nie
rozumiem.
Zacisnam usta. Ja si staam.
- My wszyscy si zmienilimy, bracie. - Daemon przycign
mnie do siebie, a si o niego oparam. - Ale... niedugo
wszystko wrci do normalnoci.
Dawson obserwowa mnie ze zmarszczonymi brwiami. W
jego oczach czai si smutek, przytumiajcy ich ywy kolor.
Zastanawiaam si, co myla, gdy widzia nas razem. Czy
przypomina sobie Beth i siebie siedzcych na tej samej kanapie? Potem zamruga i umiechn si lekko.
- Co powiecie na maraton Ghost Investigators?
- Nie musisz dwa razy prosi. - Daemon unis rami i do
jego rki przylecia pilot. - Mam nagrane jakie sze godzin
programu. Potrzebujemy popcornu.
-1 lodw. - Dawson wsta. -1 pjd po czekoladki.
Zegar na cianie wskazywa sidm trzydzieci. To bdzie
duga noc. Gdy uoyam si wygodnie przy Daemonic,
stwierdziam, e i tak nie mam nic do roboty.

Daemon przycisn usta do mojego policzka, a potem sign


po koc i okry nas nim.
- On wrci, nie?
Odwrciam si do niego z umiechem.
- Tak, wrci.
- To nie tramy czasu.
***
Jeszcze przed pierwsz po poudniu nastpnego dnia byam
pokryta botem i spocona jak winia. Poszo mi znacznie
lepiej, ni si spodziewaam. Byam w stanie nady za
Dawsonem i upadam tylko... jakie cztery razy. Grunt by
piekielnie grzski.
Przeszam obok Daemona, ktry wycign po mnie rk.
Posaam mu wymowne spojrzenie, na co on tylko umiechn
si obuzersko.
- Masz boto na policzku - powiedzia. - To urocze. On
wyglda nienagannie, jak zwykle. Wcale nie by
spocony.
- Czy zawsze jest tak wkurzajco dobry?
Dawson, ktry wyglda rwnie kiepsko jak ja, skin gow.
- Tak, jest najlepszy we wszystkim - w walce, bieganiu,
oglnie we wszystkim, co wymaga wysiku fizycznego.
Jego brat umiechn si promiennie, gdy ja pozbywaam si
bota z butw. -Jeste do dupy. Daemon zamia si.

Wytknam na niego jzyk, a potem stanam midzy


brami. Znajdowalimy si na skraju lasu na moim podwrku.
Wziam kilka gbokich wdechw i powitaam pynce we
mnie rdo. Wszystkie moje minie si napiy, a uczucie
rollercoastera powrcio.
- Przygotuj si - powiedzia Daemon. - Start! Odepchnam
si od ziemi i pognaam przed siebie.
Powietrze chostao mnie z kadej strony, gdy przyspieszyam. Teraz wiedziaam, by uwaa na sprchniae gazie i
kamienie, wic cigle patrzyam pod nogi i na otoczenie.
Wiatr szczypa mnie w policzki, ale to byo dobre szczypanie.
Oznaczao, e biegam szybko.
Drzewa rozmyway si, gdy je mijaam. Przeskoczyam nad
krzakami i wyprzedziam Dawsona. Prdko sprawia, e
wosy ucieky mi z kitki. Zamiaam si. Gdy biegam, nie
pamitaam ju o gupiej zazdroci, Willu, ani nawet tym, co
mielimy do zrobienia wieczorem.
Bieganie z prdkoci wiatru byo wyzwalajce.
Daemon przebieg obok nas, docierajc do celu dobre
dziesi sekund przed nami. Zwalnianie byo problemem. Nie
moglimy tak po prostu zatrzyma si, nie przy tej prdkoci.
Mona by si znale twarz na ziemi. Gbiej zanurzaam
buty w podou i kopaam kamienie i ziemi, a przy kocu
wpadam w may polizg.
Daemon wycign rk i otoczy mnie w talii, dziki czemu
nie skoczyam w jeziorze. Zamiaam si i okrciam, a
potem pocaowaam go w policzek.
Umiechn si do mnie
- Twoje oczy wiec.

- Naprawd? Jak twoje? Jak diamenty? Dawson zatrzyma


si i odgarn wosy z czoa.
- Gdzie tam, tylko kolor jest bardziej byszczcy. adny.
- Pikny - poprawi Daemon. - Ale lepiej uwaaj z tym przy
ludziach - Skinam gow, a on podszed do brata i poklepa
go po plecach. - Moe ju skoczymy? Oboje radzicie sobie
dobrze, a ja zgodniaem.
Poczuam przypyw dumy, ale potem przypomniaam sobie,
co musimy zrobi wieczorem. Nie mogam by najsabszym
ogniwem.
- Wy idcie, a ja jeszcze troch pobiegam. -Jeste pewna?
- Tak. Chc by szybsza od ciebie.
- To si nie stanie, Kotek. - Podszed do mnie i pocaowa
mnie w policzek. - Rwnie dobrze moesz ju sobie da
spokj.
Pchnam go artem w pier.
- Kiedy jeszcze przyznasz si do bdu.
- Raczej nie bdzie nam dane tego zobaczy. - Dawson
umiechn si do brata.
Moje serce zamaro, gdy zobaczyam, jak sobie tak artuj,
ale zmusiam twarz, by niczego po sobie nie pokazaa, chocia
widziaam, e Daemon by lekko poruszony. Dawson,
niewiadomy niczego, znowu odgarn wosy z twarzy i
ruszy w kierunku domu.
- cigajmy si, bracie - zawoa Dawson. Id, powiedziaam
bezgonie do Daemona.
Posa mi szybki umiech, a potem pogna za bratem.
- Wiesz, e i tak przegrasz.

- Pewnie tak, ale hej, to dobrze dziaa na twoje ego, nie?


Jakby potrzebowa jeszcze pomocy w tym zakresie.
Umiechnam si, a potem poczekaam kilka minut, by
oczyci myli. Nastpnie potruchtaam w stron domu. Z
normaln szybkoci zajmowao mi to okoo piciu minut,
jeli si nie myl. Ju przy linii drzew obrciam si i
przygotowaam. Wyzwoliam rdo i ruszyam przed siebie.
Dwie minuty.
Zrobiam to jeszcze raz.
Minuta trzydzieci. Zrobiam to znowu i znowu, a minie i
puca mnie paliy, i a piciominutowy trucht zaj w kocu
tylko pidziesit sekund. Chyba lepiej ju nie bdzie.
Najmieszniejsze byo to, e mimo drcych mini, nic
mnie nie bolao. Byo tak, jakbym biegaa od lat, chocia
najbliej biegania byam tak naprawd, gdy biegam" od
drzwi wejciowych ksigarni do pki z nowociami. I to by
byo na tyle.
Rozcignam si, patrzc na promienie soneczne przebijajce si przez drzewa i taczce na rozmarzajcym strumieniu. Zbliaa si wiosna. Przerzuciam wosy na jedno
rami. Ujrz wiosn, jeli uda nam si dzisiaj przetrwa.
- Myliem si. Nie potrzebujesz treningu. Obrciam si, gdy
usyszaam gos Blake a. Sta kilka
metrw dalej i opiera si o drzewo z rkami w kieszeniach.
Poczuam nieprzyjemny ucisk w odku.
- Co ty tu robisz? - zapytaam, silc si na spokojny ton.
Blake wzruszy ramionami.
- Obserwuj.

-Jasne, i to wanie mnie niepokoi. Umiechn si z


napiciem.
- Pewnie powinienem by to lepiej uj. Obserwowaem, jak
biegasz. Jestecie dobrzy - ty jeste wietna. Daedalus z mi
chci przyjby ci do zaogi.
Ucisk w brzuchu jeszcze si pogorszy.
- Czy to groba?
- Nie. - Zamruga i zarumieni si. - Boe, nie. Ja tylko
miaem na myli, e jeste a tak dobra. Jeste wszystkim,
czego chc od hybrydy.
-Jak ty?
Spuci wzrok na ziemi.
- Tak, jak ja.
To byo niezrczne, a oddychanie tym samym powietrzem co
on irytowao mnie. Normalnie nie chowaam urazy, ale dla
niego zrobiam wyjtek. Ruszyam w stron domu.
- Martwisz si dzisiejsz noc?
- Nie chc z tob rozmawia. Znalaz si szybko przy moim
boku.
- Dlaczego nie?
Dlaczego nie? Serio? To pytanie mnie rozwcieczyo. Nie
mylc, obrciam si i uderzyam go pici w splot
soneczny. Uszo z niego powietrze, a na mojej twarzy rozpostar si szeroki umiech.
- Boe! - jkn, potykajc si. - Co jest z wami, laskami, e
tak na mnie lecicie?
- Zasugujesz na znacznie wicej. - Obrciam si, zanim
znowu bym go uderzya, i ruszyam w stron domu.

- Dlaczego nie chc z tob gada? Moe zapytamy Adama?


- Okay. - Zacz rozciera sobie brzuch. - Masz racj, ale
przeprosiem.
- Przeprosiny nie naprawi takich rzeczy. - Wziam oddech,
mruc oczy, gdy olepiy mnie promienie soneczne. Nie
wierz, e prowadz tak rozmow.
- Prbuj to wszystko wynagrodzi.
Zamiaam si na t aosn uwag, jakby by w stanie
wynagrodzi, co zrobi. Odkd Adam umar, po czci
zaczam rozumie kar mierci i dlaczego zostaa wymylona.
Zatrzymaam si.
- Dlaczego tu jeste, tak naprawd? Wiesz, e Daemon si
wkurzy, a on potrafi przyoy mocniej ni ja i Dee.
- Chciaem z tob porozmawia. - Przyjrza mi si badawczo.
- Kiedy lubia ze mn rozmawia.
Tak, zanim zmieni si we wcielenie za, by cakiem spoko
facetem.
- Nienawidz ci - powiedziaam i to bya szczera prawda.
Blake skrzywi si, ale nie odwrci wzroku. Wiatr wia
midzy drzewami, chostajc moimi wosami.
- Nigdy nie chciaem, eby mnie nienawidzia. Zamiaam
si szyderczo i znowu ruszyam.
- Cigle dajesz mi powody do nienawici.
- Wiem. - Szed blisko mnie. - I wiem, e nie potrafi tego
zmieni. Nie jestem nawet pewny, czy bym to zrobi, gdybym
mia szans.

Posaam mu spojrzenie pene pogardy.


- Przynajmniej jeste szczery co nie? Dobra, niewane.
Wsun rce do kieszeni.
- Ty by na moim miejscu zrobia to samo - gdyby musiaa
chroni Daemona.
Poczuam dreszcz biegncy po krgosupie i mocno
zacisnam zby.
- Zrobiaby to - mwi cicho i z naciskiem. - Zrobiaby
dokadnie to co ja. I to ci wanie nie daje spokoju. Jeste do
mnie bardziej podobna, ni jeste w stanie to przyzna.
- Nie jestemy tacy sami! - Skrcio mnie w odku,
wiedziaam, e jednak byam jak on. Ju to kiedy powiedziaam Daemonowi, ale nie chciaam da mu tej satysfakcji i
si przyzna.
Zacisnam donie w pici.
- Jeste potworem, Blake. Prawdziwym potworem. Ja nie
chc taka by.
Nic nie mwi przez chwil.
- Nie jeste potworem. Zacisnam mocno eby.
- Jeste jak ja, Katy naprawd, ale jeste jednak lepsza.
-Nastpio milczenie, a potem powiedzia: - Podobaa mi si
od chwili, gdy si spotkalimy. I chocia wiem, e to gupie,
cigle mi si podobasz.
Stanam jak wryta i spojrzaam na niego.
- e co?
Jego policzki zrobiy si wciekle czerwone.

- Lubi ci, Katy. Bardzo. Wiem, e mnie nienawidzisz i e


kochasz Daemona. Rozumiem, ale chciaem to po prostu
powiedzie, w razie gdyby co si dzisiaj w nocy stao. Nie
eby si jednak stao, ale wiesz... ju niewane.
Nie potrafiam przetrawi tego, co powiedzia. Nie ma
mowy. Odwrciam si i popatrzyam na teraz w peni
widoczny dom, krcc gow. Lubi mnie. Bardzo. I to dlatego
mnie zdradzi. I moich przyjaci. Zabi Adama, a potem nas
szantaowa. Zaczam si histerycznie mia i nie mogam
przesta.
- Dziki - wymamrota. - Tak si uzewntrzniam, a ty si
miejesz.
- Powiniene si cieszy, e si miej. Inna opcja: z chci
znowu bym ci uderzya, co jest cigle aktua...
Blake uderzy mnie w plecy, powalajc na ziemi. Powietrze
uszo z moich puc i od razu poczuam ciar jego ciaa na
sobie.
- Spokj - wyszepta mi do ucha, otaczajc mnie ramionami.
- Mamy towarzystwo - i to takie najgorszego rodzaju.

Rozdzia 21
Serce podeszo mi do garda. Gdy udao mi si podnie
gow, spodziewaam si zobaczy napierajcych na nas
oficerw DOD.
Ale nie zobaczyam nikogo.
- O czym ty gadasz? - zapytaam przyciszonym gosem. Nie widz...
- Cicho.
Oburzyam si, ale milczaam. Po kilku chwilach byam
jednak przekonana, e to tylko jego tani chwyt.
- Jeli ze mnie nie zejdziesz, to ci powanie uszkodz...
A potem zobaczyam, o czym mwi. Mczyzna w czarnym
garniturze szed w kierunku mojego domu. Kogo mi
przypomina. Chwil potem przypomniaam sobie, gdzie go
widziaam.
Pojawi si kiedy z Nancy Husher, gdy ja i Daemon
wracalimy z pola, gdzie walczylimy z Baruckiem.
Oficer Lane.
Dostrzegaam jego SUV-a zaparkowanego na mojej ulicy.

Z trudem przeknam lin.


- Co on tu robi?
- Nie wiem. - Oddech Blake a by ciepy przy moim
policzku. Nie podobao mi si to. - Najwyraniej czego
szuka.
Sekund pniej moj uwag przycign ruch w domu
Daemona. Otworzyy si frontowe drzwi i wyszed Daemon.
Dla ludzkiego oka wygldao to, jakby wanie znikn z
ganku i pojawi si na moim podjedzie, jaki metr od oficera
Lane'a, ale on po prostu porusza si tak szybko, e nie byo
tego wida.
- Mog ci w czym pomc, Lane? - Jego spokojny, pozbawiony emocji gos byo sycha nawet z tej odlegoci.
Lane, zaskoczony jego nagym pojawieniem, zrobi krok w
ty i zapa si za serce.
- Daemon, Boe, nie znosz, gdy to robisz.
Daemon nie umiechn si. Cokolwiek oficer zobaczy w
oczach Daemona, zmusio go to do niezwocznego przejcia
do sedna sprawy.
- Prowadz ledztwo.
- Okay.
Lane sign do kieszeni na piersi swojego garnituru i
wycign z niej may notes, potem go otworzy. Jego marynarka zahaczya si o kabur. Nie byam pewna, czy zrobi
to celowo, czy nie.
- Oficer Brian Vaughn znikn, nie widziano go od Nowego
Roku. Sprawdzam wszystkie moliwe poszlaki.
- Cholera - wymamrotaam. Daemon zaoy ramiona na
piersi.

- A skd ja miabym wiedzie, co si z nim stao? I dlaczego


miaoby mnie to obchodzi?
- Kiedy widziae go po raz ostatni?
- Nie widziaem go od czasu, gdy przyszlicie nas sprawdzi
i wszyscy chcielicie je w tej obrzydliwej chiskiej knajpie odpowiedzia Daemon, a jego gos by tak przekonujcy, e
niemal sama mu uwierzyam. - Jeszcze po tym nie
wydobrzaem.
Lane umiechn si niechtnie.
- Tak, jedzenie byo koszmarne. - Zapisa co w notesie, a
potem schowa go do kieszeni. - Wic od tamtego czasu w
ogle nie widziae Vaughna?
- Nie - odpowiedzia. Mczyzna pokiwa gow.
- Wiem, e nie lubilicie si za bardzo. Nie sdz, by zoy
wam jakie niezapowiedziane wizyty, ale musimy wszystko
sprawdzi.
- Niedomwienie. - Wzrok Daemona spocz na drzewach,
za ktrymi si skrywalimy. - A dlaczego sprawdzae
ssiedni dom?
- Sprawdzaem wszystkie domy - odpowiedzia. - Cigle si
przyjanisz z t dziewczyn, z ktr ci widzielimy?
O nie.
Daemon nic nie powiedzia, ale nawet ze swojej pozycji
widziaam, jak zmruy oczy. Lane si zamia.
- Daemonie, czy ty si kiedykolwiek wyluzujesz? -Klapn
go w rami, gdy go mija. - Nie obchodzi mnie, z kim...
spdzasz czas. Ja tylko wykonuj swoj prac.

Daemon skopiowa gest oficera, obracajc go w swoj


stron.
- Wic jeli nagle zdecyduj, e chc mie sta, ludzk
dziewczyn i si ustatkowa, to mnie nie zgosicie?
- Dopki nie zobacz niezaprzeczalnego dowodu, to mnie to
nie obchodzi. To tylko praca z dobr emerytur i mam
nadziej do niej dotrwa. - Ruszy do swojego pojazdu, ale
zatrzyma si jeszcze i odwrci w kierunku Daemona. - Jest
rnica pomidzy dowodem a moimi przeczuciami. Na
przykad przeczucie mi mwi, e twj brat by w powanym
zwizku z dziewczyn, z ktr znikn, ale nie byo adnego
dowodu.
I oczywicie my wszyscy wiemy, jak DOD dowiedzia si o
Beth i Dawsonie: Will. Ale moe ten facet o tym nie
wiedzia?
Daemon pochyli si przy SUV-ie Lane'a.
- Widziae ciao mojego brata, gdy go znaleli? Min
napity moment, a potem Lane opuci gow.
- Nie byo mnie tam, gdy powiedzieli, e znaleli ciao jego i
dziewczyny. Tylko mi powiedziano, co si stao. Jestem tylko
oficerem. - Unis gow. - I nic wicej nie wiem. Jestem jak
w wielkiej sieci, ale nie jestem lepy.
Wstrzymaam oddech. Poczuam, e Blake robi to samo.
- O czym mwisz? - zapyta Daemon. Lane umiechn si z
napiciem.
- Wiem, kto jest w twoim domu, Daemonie. Wiem, e mnie
okamano - wielu z nas okamano i nie mamy pojcia, co si
dzieje. My tylko wykonujemy polecenia i nie wychodzimy z
szeregu.

Daemon skin gow.


- Teraz te nie wychodzisz z szeregu?
- Powiedziano mi, ebym sprawdzi, czy kto nie wie czego
o Vaughnie, i to wszystko. - Wskaza na swj samochd i
Daemon si od niego odsun. - Robi tylko to, co mi ka. Ja
naprawd chc doy tej emerytury. - Wsiad do samochodu i
zamkn za sob drzwi. - Trzymaj si.
Daemon si cofn.
- Na razie, Lane.
Opony zapiszczay na wirze i expedition wyjecha na drog,
kopcc jak smok.
Co si wanie, u diaba, stao? A co waniejsze, dlaczego
Blake cigle na mnie ley?
Uderzyam go okciem w brzuch i usyszaam jego jk.
- Za ze mnie.
Wsta z byszczcymi oczami.
- Lubisz bi innych.
Te wstaam i spojrzaam na niego ze zoci.
- Powiniene si std wynie. Nie musimy si wicej tob
zajmowa.
- Trafna uwaga. - Wycofa si, a jego umiech zblad. -Do
zobaczenia wieczorem.
-Jasne - wymamrotaam. Skierowaam si na podjazd, gdzie
sta Daemon. - Wszystko dobrze? Skin gow.
- Syszaa co z tego?
- Tak, wanie wracaam, gdy go zobaczyam. - Stwierdziam, e lepiej, by Daemon nie wiedzia o Blake'u podgldaczu, bo to si nie skoczy dobrze. - Wierzysz mu?

- Nie wiem. - Otoczy mnie ramieniem i pokierowa do


swojego domu. - Lane zawsze by wietnym gociem, ale co
mi tu nie pasuje.
Otoczyam go w talii.
- Ktra cz?
- Wszystko... cay ten scenariusz - powiedzia. Usiad na
przedostatnim od gry stopniu. Pocign mnie na swoje
kolana i znowu otoczy ramieniem. - Fakt, e DOD -nawet
Lane - wie cholernie dobrze, e Dawson wrci i teraz s
przekonani, e odkrylimy ich kamstwo. Nic z tym nie robi.
- Zamkn oczy, gdy przycisnam swj policzek do jego. - A
to, co robimy dzisiaj wieczorem... moe wypali, ale to
szalestwo. Cz mnie si zastanawia, czy nie wiedz ju o
naszym nadejciu.
Potaram kciukiem jego szczk i pocaowaam go w
policzek. Chciaam by w stanie co z tym wszystkim zrobi.
- Mylisz, e to puapka?
- Myl, e cay czas jestemy w puapce i tylko czekamy, a
si w kocu na nas zatrzanie. - Nakry moj brudn do
swoj i przytrzyma j.
Zadraam.
- Zrobimy to, co zaplanowalimy?
Jego napite ramiona byy wystarczajc odpowiedzi.
- Ty nie musisz.
- Ty te nie - stwierdziam mikko. - Ale i tak to oboje
zrobimy.
Daemon przechyli gow i spojrza mi w oczy.
- Racja.

Nie zdecydowalimy si na t misj, bo spieszyo si nam do


grobu czy dlatego, e bylimy gupi, ale dlatego, e chodzio
tu o dwa niewinne istnienia, a moe i wicej, i byy one warte
tyle co nasze. Moe ta caa wyprawa bya zbyt wielkim
powiceniem, ale jeli tego nie zrobimy, stracimy Beth i
Chrisa, i Dawsona. Strat Blake'a jako przeyjemy.
Mimo to w piersiach czuam ucisk strachu. Byam
przeraona. Kto by nie by? Ale to ja doprowadziam nas do
tego punktu i poczucie winy przewyszao mj strach.
Odetchnam roztrzsiona i pochyliam gow, by pocaowa
go w usta.
- Spdz troch czasu z mam, zanim wyruszymy.
-Poczuam ucisk w gardle. - Niedugo powinna si obudzi.
Odda pocaunek. Ten dotyk mia w sobie tsknot, ale te
cie desperacji i akceptacji. Jeli sprawy si dzisiaj schrzani,
to nie mamy za duo czasu. Moe nigdy go ju nie bdziemy
mie.
Wreszcie powiedzia szorstkim, penym emocji gosem:
- Dobry pomys, Kotek.
***
Gdy nadszed czas, by wsi do SUV-a Daemona i jecha
do Blue Ridge Mountains, moje nerwy byy w strzpach. I
chocia raz nie miao to nic wsplnego z obecnoci Blake'a.

W samochodzie byo peno miechu i przeklestw, ale kady


siedzia jak na szpilkach.
Ash wpakowaa si na siedzenie pasaera w samochodzie
Matthew. Bya ubrana od stp do gw na czarno - czarne
legginsy czarne trampki i czarny obcisy golf. Wygldaa jak
ninja. Obok niej siedziaa Dee w rowym. Najwyraniej Dee
wiedziaa, e zostanie w samochodzie. Ash moe najwyej
chcie si wtopi w otoczenie wntrza samochodu, bo poza
tym nie wiem, dlaczego tak si ubraa.
Poza tym, e wygldaa szaleczo seksownie, i to musia by
jej plan.
Miaam na sobie ciemne dresy i czarn koszulk z dugim
rkawem, ktra ju bya za maa na Daemona. Musia j
nosi, gdy mia z dziesi lat, bo teraz nawet nie woyby jej
przez gow. Wygldaam, jakbym sza na siowni.
Blado wypadaam przy Ash, ale Daemon powiedzia co o
mnie i noszeniu jego ubra, od czego zrobio mi si gorco w
kadej czci ciaa, i nie obchodzio mnie ju, czy wygldam
przy niej jak menel.
Dawson i Blake jechali z nami, a reszta z Matthew. Wyjechalimy z podjazdu. Oczy cigle miaam przyklejone do
mojego domu, dopki nie znikn z pola widzenia. Te kilka
godzin, ktre spdziam z mam, byy cudowne... naprawd
cudowne.
Pierwsze trzydzieci minut drogi nie byy takie ze. Blake
siedzia cicho, ale potem zacz gada i wszystko si popsuo.
Przez kilka chwil mylaam, e Daemon si zatrzyma i
wyrzuci go z samochodu.
Chyba ani Dawson, ani ja bymy go nie powstrzymali.

Dawson pooy gow na kolanach z bezradnoci.


- Czy ty kiedykolwiek przestajesz gada? -Jak pi odpowiedzia Blake.
- I jako trup - warkn Daemon. - Przestaniesz gada, jak
bdziesz martwy.
Blake zacisn usta.
- Wezm to pod uwag.
- I dobrze. - Daemon skupi si na drodze.
- Co zrobisz, jak zobaczysz Beth?
Zdumienie pojawio si na twarzy Dawsona, a potem powoli
potrzsn gow.
- Nie wiem, stary. Chyba... w kocu bd w stanie oddycha.
zy napyny mi do oczu. Umiechnam si do niego.
- Jestem pewna, e ona bdzie si czua tak samo. -A
przynajmniej tak miaam nadziej. Ostatnim razem, gdy
widziaam Beth, nie miaa rwno pod sufitem. Jeli mog co
powiedzie o Dawsonie, to to e jest silny i wszystko zniesie,
bo j kocha - ich mio bya jak ta midzy moimi rodzicami.
Ktem oka dostrzegam, e Daemon lekko si umiechn.
Poczuam motylki w brzuchu.
Skupiam si na Blake'u, wcigajc gboki oddech. Teraz
opiera si gow o szyb i patrzy w ciemn noc.
- Co z tob?
Przesun spojrzenie na mnie. Mino kilka sekund, nim
odpowiedzia.
- Wyjedziemy std na zachd. Pierwsz rzecz, jak
zrobimy, bdzie surfowanie. Zawsze to lubi.

Odwrciam si i spojrzaam na swoje donie. Czasami


ciko byo nienawidzi, gdy si komu wspczuo. A ja
naprawd wspczuam Chrisowi. Nawet troch Blake'owi.
- To... brzmi wietnie.
Potem nikt z nas nic nie mwi i po raz pierwszy atmosfera
zrobia si cika, wypeniona pewnie mas wspomnie i co
jeli?", i wszystkimi scenariuszami na dzisiejsz noc.
Napicie uroso, gdy przejechalimy rzek i moglimy w
kocu dostrzec nad nami ciemne cienie Blue Ridge.
Chopcy byli niespokojni i nabuzowani testosteronem.
Spojrzaam na zegar, bo sama czuam zniecierpliwienie. Za
dwadziecia dziewita.
- Ile jeszcze? - zapyta Dawson.
- Mamy czas.
SUV zwolni, gdy zacza si droga pod grk. Matthew
trzyma si blisko nas z tyu. Zna tras. Droga wjazdowa bya
pewnie jakie p kilometra przed gwnym wejciem.
Daemon wpisa to do GPS-a, ale to jednak za due odludzie.
Zadzwoni telefon i Blake sprawdzi swj.
- To od Luca. Chce wiedzie, czy trzymamy si czasu.
- Tak - odpowiedzia Daemon.
Jego brat pojawi si pomidzy poprzednimi siedzeniami.
-Jeste pewien? Daemon wywrci oczami.
- Tak. Jestem.

- Tylko sprawdzam - mrukn Dawson, opierajc si o


siedzenie.
Teraz Blake pojawi si midzy siedzeniami.
- Dobra, Luc ju jest gotowy. Przypomina nam, e mamy
tylko pitnacie minut. Jak co pjdzie le, spadamy i
wrcimy innym razem.
- Nie chc innego razu - zaprotestowa Dawson. - Jak ju
bdziemy w rodku, musimy kontynuowa.
Blake spochmurnia.
- Chc ich wycign tak bardzo jak ty facet, ale mamy limit
czasowy.
- Trzymamy si planu. - Daemon napotka spojrzenie brata. I koniec, Dawson. Nie chc ci znowu straci.
- Nic zego si nie stanie - wtrciam si, uprzedzajc wielk
ktni. - Wszystko pjdzie zgodnie z planem.
Skupiam si na drodze. Autostrada bya czteropasmowa, a
wielkie drzewa wyrastay po kadej stronie. Wski zjazd by
wirowy, a nie asfaltowy. Jakie szedziesit metrw dalej
po prawej stronie zobaczylimy star stodo z poow dachu.
Po bokach i z przodu rosy chwasty.
- Straszne - wymamrotaam. - Zao si, e twoi ulubiecy
od duchw stwierdziliby, e to miejsce jest nawiedzone.
Daemon zamia si krtko.
- Mwi, e kade miejsce jest nawiedzone. Dlatego ich
kocham.
- wita prawda - powiedzia Dawson, gdy Matthew
zaparkowa przy nas.

Oba samochody wyczyy wiata i silniki. Bez adnego


rda wiata wszystko byo smolisto czarne. Mj odek si
skrci. Za pi dziewita. Nie mona si ju wycofa.
Telefon Blake'a znowu si odezwa.
- Tylko sprawdza, czy jestemy gotowi.
- Boe, co za irytujcy dzieciak - wymamrota Daemon,
obracajc si do Matthew. - Szykujmy si. Andrew?
Andrew wymamrota co do Dee i swojej siostry, a potem
wysiad z samochodu. Odwrci si i wykona gest, ktry,
mogabym przysic, by ywcem przejty od gangu.
- Gotowy.
- Jezu - wymamrota Blake.
- Trzymamy si planu. I nikt o adnej porze - skupi si na
bracie - od niego nie odstpi. Wszyscy wracamy dzisiaj do
domu.
Rozlegy si pomruki na zgod. Otworzyam drzwi z
szaleczo bijcym pulsem.
Daemon pooy mi rk na ramieniu.
- Trzymaj si blisko mnie.
Skinam gow, bo moje struny gosowe odmwiy
posuszestwa. Potem nasza czwrka bya ju w komplecie na
zewntrz, na chodnym grskim powietrzu. Wszystko byo
ciemne - tylko nike wiato ksiyca owietlao drog
wjazdow. Mogabym pewnie sta obok niedwiedzia i nie
miaabym o tym pojcia.
Obeszam samochd i stanam obok Daemona, a po chwili
zobaczyam obok siebie ruch. Blake.
- Czas - powiedzia Daemon.

Rozbysa komrka i Blake powiedzia:


- Minuta.
Zaczam oddycha pytko. Czuam bicie serca w kadej
czstce mojego ciaa. W ciemnoci znalazam rk Daemona i
ucisnam j.
Moemy to zrobi, powiedziaam do siebie. Moemy. I
zrobimy.
- Trzydzieci sekund - powiedzia Blake.
Powtarzaam w mylach moj mantr, bo kiedy przeczytaam, e jak si w co mocno wierzy, to wszystko si uda.
Boe, miaam nadziej, e to prawda.
- Dziesi sekund.
Daemon ucisn mnie jeszcze raz, a potem zauwayam, e
nie ma zamiaru mnie puci. Wiedziaam, e go spowolni,
ale nie byo czasu na protest. Po moich rkach przepyn
dreszcz. Poczuam budzce si rdo.
Obok mnie Blake pochyli si do biegu.
- Trzy, dwa, ju!
Ruszyam, pozwalajc mocy pyn przeze mnie. Wypenia
wiatem kad komrk ciaa. Nikt z nas nie wieci, ale i tak
bieglimy piekielnie szybko. Moje trampki pyny wrcz po
drodze. Bieglimy pod grk, bokiem drogi, omijajc
promienie wiata. Wtedy zauwayam, e nadenie za nimi
nigdy nie byo problemem.
Problemem byo odnalezienie waciwego kierunku drogi w
ciemnociach.
Daemon zosta ze mn i nie cign mnie za sob, raczej
prowadzi przez noc, omijajc dziury wielkoci kraterw.

Dwadziecia pi sekund pniej - liczyam - pojawio si


przed nami czterometrowe ogrodzenie. Zwolnilimy i
zatrzymalimy si przy ostatniej linii drzew.
Otworzyam szeroko oczy, oddychajc ciko. Ogrodzenie
byo oznaczone znakami, mwicymi, e jest pod napiciem.
Za nim wida byo otwart przestrze wielkoci boiska do
piki nonej, a dalej masywn struktur.
- Czas? - zapyta Daemon.
- Minuta po dziewitej. - Blake przeczesa doni
nastroszone wosy. - Okay, jeden stranik przy bramie.
Widzicie jeszcze jakich?
Czekalimy przez jak minut, by to sprawdzi, ale jak
powiedzia Luc, by czas na zmian warty. Tylko brama bya
pilnowana. Nie moglimy czeka ani chwili duej.
- Dajcie mi sekund - powiedzia Andrew, wychodzc
spomidzy drzew. Podkrad si do stranika ubranego na
czarno.
Miaam wanie zapyta, co, u diaba, chce zrobi, ale potem
zobaczyam, jak klka i kadzie do na ziemi. Poleciay
niebieskie iskry. Stranik zacz si odwraca, ale dosign!
go adunek elektryczny.
Jego ciaem wstrzsno. Upuci bro. Sekund pniej
lea na ziemi. Chopcy ruszyli do przodu, a ja podyam za
nimi, zerkajc na stranika. Jego pier unosia si i opadaa,
ale by nieprzytomny.
- Nawet nie wie, co go uderzyo. - Andrew umiechn si i
dmuchn na swoje palce. - Nie obudzi si przez nastpne
dwadziecia minut czy co.

- Super - powiedzia Dawson. - Jakbym ja sprbowa,


usmaybym mu mzg.
Daemon ju zblia si do bramy. Biae urzdzenie z
klawiatur wygldao niegronie, ale mielimy jedn prb.
Moglimy mie tylko nadziej, e Luc wyczy kamery i da
nam dobre haso.
- Icarus - powiedzia cicho Blake.
Daemon skin gow i szybko wpisa kod. Rozleg si
metalowy zgrzyt i niski szum, a nastpnie brama zadraa.
Otworzya si, przyzywajc nas jak czerwony dywan.
Daemon nas popdzi. Ruszylimy przez pole i w kilka
sekund znalelimy si przy drzwiach, o ktrych wspominali
Blake i Luc. Stanam za Daemonem, gdy reszta szukaa
klawiatury.
- Gdzie ta przeklta klawiatura? - naciska Dawson, chodzc
niespokojnie przy drzwiach.
Cofnam si i popatrzyam od lewej do prawej.
- Tutaj. - Wskazaam na praw stron. Klawiatura bya maa
i ukryto j za nakadk.
Andrew podszed do niej, ogldajc si przez rami.
- Gotowy?
Dawson spojrza na mnie, a potem na drzwi przed nami.
-Tak.
- Labyrinth - wymamrota za nami Daemon. - I prosz, na
Boga, wpisz to poprawnie.
Andrew parskn i wpisa kod. Zamknam mocno oczy, w
razie gdyby przed nami pojawio si tuzin celujcych w nas
strzelb. Drzwi przed nami powoli si otworzyy.

adnej broni. adnych ludzi.


Wypuciam oddech, ktry wstrzymywaam.
Za drzwiami zobaczylimy szeroki pomaraczowy tunel
prowadzcy do wind. Jeszcze mniej ni trzydzieci metrw i
potem wind w d na szsty poziom. I Blake wiedzia, ktre
to cele.
Naprawd nam si uda.
Drzwi byy wystarczajco szerokie, by naraz przeszy przez
nie dwie osoby, ale Dawson przeszed pierwszy. To
zrozumiae, biorc pod uwag to, co moe zyska na kocu.
Poszam za nim. Gdy min klamk, rozleg si syk powietrza.
Dawson pad, jakby zosta postrzelony, ale nie byo sycha
wystrzau. W jednej sekundzie sta przy drzwiach, a w drugiej
lea na pododze z ustami otwartymi w niemym krzyku.
- Nikt si nie rusza - nakaza Andrew.
Czas si zatrzyma. Woski na karku stany mi dba.
Spojrzaam w gr. Rzd niewielkich dysz, ledwo dostrzegalnych, by skierowany na nas. Za pno, zrozumiaam z
przeraeniem. Znowu rozleg si ten odgos wypuszczanego
powietrza.
Palcy bl przeci moj skr, jakby rozcinay mnie od
rodka tysice noy, atakujcych kad komrk. Kada cz
mojego ciaa bolaa i oddychaam z trudem. Nogi si pode
mn ugiy i padam. Nawet nie byam w stanie
zamortyzowa upadku. Uderzyam policzkiem o beton. Ten
bl by niczym w porwnaniu z ogniem poerajcym moje
ciao.

Komrki mzgu wydaway si poskrcane i uszkodzone.


Minie napiy si w panice i blu. Powieki miaam otwarte.
Puca prboway pracowa, ale co byo nie tak z powietrzem
- parzyo mi usta i gardo. Jaki cudem wiedziaam ju, co to
byo.
Onyks - rozpylony onyks jako zabezpieczenie.

Rozdzia 22
Moim ciaem wstrzsay niekontrolowane spazmy blu. W
oddali syszaam spanikowane gosy. Prbowaam zrozumie,
co mwi. Nic nie miao sensu poza rozdzierajc agoni
onyksu.
Chwyciy mnie silne ramiona i cierpienie signo szczytu.
Otworzyam usta i ucieko z nich zachrypnite sapnicie. Kto
mnie podnis. Twarz miaam przycinit do czego
solidnego i ciepego. Rozpoznaam wiey zapach.
A potem polecielimy.
Musielimy lecie, bo poruszalimy si tak szybko, e wiatr
wy i hucza w moich uszach. Oczy miaam otwarte, ale
ogarniaa mnie ciemno. Dalej miaam wraenie, e moj
skr rozrywaj na strzpy mae ostrza.
Poczuam, e zwalniamy. Chyba usyszaam nieopanowany
pacz Dee i kto powiedzia co o rzece. Znowu pofrunlimy.
Nie wiedziaam, gdzie by Dawson i czy te go wydostali.
Wiedziaam tylko, e bl pulsowa w moim ciele, a serce
bilo szaleczo.

Mylaam, e miny godziny, zanim si zatrzymalimy, ale


to musiay by tylko minuty. Wilgotne, zimne powietrze
pachniao pimem.
- Trzyma) si mnie. - Usyszaam szorstki gos Daemona. Bdzie zimno, ale masz onyks na ubraniach i wosach. Tylko
si trzymaj, okay?
Nie mogam odpowiedzie, ale pomylaam, e skoro
miaam to na caym ciele, to Daemon te. Musia mie to na
sobie przez ca drog od Mount Weather do rzeki, a to byy
kilometry. Na pewno go bolao.
Daemon ruszy do przodu i nieco w d, a potem zakl pod
nosem. Chwil potem szokujco zimna woda dotkna moich
ng i nawet mimo blu prbowaam wspi si na Daemona,
by uciec, ale on szed dalej i lodowata woda dotkna mojej
talii.
- Trzymaj si - powiedzia. - Zrb to dla mnie.
Potem si zanurzylimy, a mi znowu brako tchu. Potrzsnam gow mocno, ale woda spowalniaa moje ruchy.
Moje wosy dryfoway wok twarzy, olepiajc. Ogie
onyksu... zacz mija.
Wok mnie zacisny si ramiona, a potem si podnielimy. Gow ju miaam na powierzchni. Zaczam oddycha
zachannie. Gwiazdy si mnoyy i rozmazyway. Daemon
wycign nas na brzeg.
Usyszaam pluskanie w wodzie kilka metrw dalej. Mj
wzrok si wyostrzy i dostrzegam Blake a i Andrew wycigajcych z wody Dawsona. Pooyli go na brzegu. Blake usiad
przy nim, przecigajc palcami przez swoje mokre wosy.
Serce mi zamaro. Czy on...?

Dawson potar twarz rk i zgi w kolanie nog.


- Cholera.
Od nagej ulgi ugiy si pode mn kolana. Poczuam na
policzkach donie Daemona. Spojrzaam w jego jasnozielone
oczy.
- Wszystko z tob dobrze? - zapyta. - Powiedz co, Kotek.
Zmusiam moje zmarznite usta do ruchu.
- Wow.
Zmarszczy brwi i pokrci gow, skoowany, a potem
mocno otoczy mnie ramionami.
- Boe, nawet nie wiem... - Pooy mi rk na karku i
odwrci si od wszystkich. - Byem miertelnie przeraony powiedzia cichym gosem.
- Nic mi nie jest. - Gos miaam przytumiony. - A co z tob?
Musiae...
-Ju wszystko ze mnie zeszo. Nawet o tym nie myl.
-Dreszcz wstrzsn jego ciaem. - Cholera, Kotek...
Milczaam, gdy on znowu mnie cisn. Zacz mnie
poklepywa, jakby si upewnia, e cigle mam rce i palce.
Gdy potem pocaowa moje zamknite powieki, mylaam, e
si rozpacze, bo rce mu si trzsy.
Zalao nas wiato czterech lamp samochodowych. Potem
usyszaam gosy i pytania. Dee pojawia si pierwsza. Opada
obok Dawsona i zapaa go za rk.
- Co si stao? - zadaa. - Niech kto nam powie, co si
stao.
Pojawili si Matthew i Ash, zaciekawieni i skoowani, a
potem odezwa si Andrew.

- Nie wiem. Mieli tam co, jaki spray bez zapachu, ktrym
zostali spryskani, gdy weszli.
- Bolao jak cholera. - Dawson usiad, pocierajc ramiona. Tylko jedna rzecz daje taki efekt. Onyks.
Oczywicie on te musia wiedzie, co to byo. Zadraam.
Kto wie, ile razy tego na nim uyto.
- Nigdy nie widziaem czego takiego - kontynuowa,
wstajc powoli z pomoc Dee i Ash. - Zosta rozpylony. To
szalestwo. Myl, e troch si tego nawdychaem.
- Wszystko z tob dobrze, Katy? - zapyta Matthew.
Skinam gow. Bolaa mnie troch skra, ale najgorsze
ju mino.
- Skd wiedziae, eby zabra nas nad rzek? Daemon
odgarn z czoa mokre wosy.
- Zgadem, e to onyks, gdy nie zobaczyem adnych ran, i
domyliem si, e pokry wasz skr i ubrania. Przypomniaem sobie, e mijalimy rzek. Wydawaa si najlepszym
miejscem.
- Dobrze pomylane - powiedzia Matthew. - Cholera...
- Nawet nie przeszlimy przez pierwsze drzwi. - Zamia si
gorzko Andrew. - Co, u diaba, sobie mylelimy? Uzbroili to
miejsce przeciwko kosmitom i najwyraniej te przeciw
hybrydom.
Daemon odsun ode mnie rce i podszed do miejsca, gdzie
staa reszta. Zatrzyma si za Blakiem.
- Bye ju wczeniej w Mount Weather, zgadza si? Blake
wsta powoli. Policzki mia blade w wietle
ksiyca.
- Tak, ale nic...

Daemon by jak atakujca kobra. Uderzy Blake'a w szczk.


Blake zachwia si i upad na tyek. Pochyli si i splun
krwi.
- Nie wiedziaem... Nie wiedziaem, e maj co takiego!
- Jako trudno mi w to uwierzy. - Daemon nie odchodzi od
chopaka na krok.
Blake unis gow.
- Musicie mi uwierzy! Nic takiego wczeniej si nie
zdarzyo. Nie rozumiem.
- Gwno prawda - powiedzia Andrew. - Wystawie nas.
- Nie. Mowy nie ma. - Blake sta plecami do spokojnej rzeki.
Potar rk szczk. - Czemu miabym was wystawi? Mj
przyjaciel jest...
- Mam gdzie twojego przyjaciela! - warkn Andrew. Bye tam! Jakim cudem nie wiedziae, e maj takie
zabezpieczenie przy drzwiach?
Blake odwrci si do mnie.
- Musisz mi uwierzy. Nie miaem pojcia, e to si stanie.
Nie wprowadzibym was w puapk.
Popatrzyam na rzek, niepewna, w co wierzy. To by byo
gupie z jego strony, gdyby nas wystawi. I czy teraz nie
bylibymy otoczeni DOD? Co tu nie pasowao.
- I Luc nie wiedzia?
- Gdyby wiedzia, to by powiedzia. Katy...
- Nie - ostrzeg Daemon niskim gosem. Linie jego ciaa si
rozmyy. - Nie odzywaj si nawet do niej. Do nikogo z nas si
teraz nie odzywaj.

Blake otworzy usta, ale nic nie powiedzia. Pokrci gow i


ruszy do samochodu.
Nastao milczenie, a potem odezwaa si Ash:
- To co teraz robimy?
- Nie wiem. - Poowa twarzy Daemona bya skryta w cieniu,
gdy obserwowa brata. - Naprawd nie wiem.
Dee wstaa.
- To do dupy. Wszystko jest do dupy.
-1 wracamy do punktu wyjcia - powiedzia Andrew.
-Cholera, mamy przesrane. Dawson obrci si do brata.
- Nie moemy si podda. Obiecae mi, e si nie poddamy.
- I nie poddamy si. - Pocieszy go szybko Daemon. -Nie
poddamy si.
Dopiero gdy Matthew otoczy mnie kocem, zauwayam, e
si trzsam. Spojrza mi w oczy, a potem skupi si na
wiatach samochodu.
- Zawsze mam ze sob koc, na wszelki wypadek. Opatuliam
si nim mocniej, dzwonic zbami.
- Dzikuj.
Skin gow i pooy mi rk na ramieniu.
- Chod. W samochodzie jest cieplej. Skoczylimy na
dzisiaj.
Pozwoliam poprowadzi si do SUV-a Daemona. Z ulg
przywitaam ciepy podmuch ogrzewania, ale nic nie potrafio
naprawi uczucia zawiedzenia. To si nie skoczy, dopki nie
znajdziemy sposobu na obejcie onyksu.

I porywamy si chyba jak z motyk na soce. Jestemy


udupieni.
***
Powtarzajc sowa Dee, caa droga do domu bya do dupy.
Dochodzia pnoc, gdy zaparkowalimy na podjedzie. Blake
bez sowa wysiad z samochodu i ruszy do swojej ciarwki.
Zawarcza silnik, a opony zapiszczay i ju go nie byo.
Ruszyam do swojego domu, ale Daemon zatrzyma mnie i
poprowadzi do swojego.
- Ty jeszcze nigdzie nie idziesz - powiedzia. Uniosam brwi
na widok bysku w jego oczach, ale nie
byam w nastroju do ktni. Byo pno, jutro bdzie szkoa,
a dzisiejsza noc to jedna wielka poraka.
Poszam do ich domu i cianiej otoczyam si kocem Matthew. Skr miaam tak zmarznit pod mokrymi ubraniami,
e czuam si otpiaa z zimna. Byam wykoczona i ledwo
staam na nogach. Caa reszta rozmawiaa - Dee, Andrew, Ash
i Dawson. Matthew prbowa ich uciszy, co nie pomagao.
Kady musia wyadowa swj gniew i pozby si adrenaliny.
Myl, e Dawson musia cigle gada, bo gdyby przesta, to
musiaby si zmierzy z mylami i tym, co si dzisiaj stao.
I e Beth bya cigle z Daedalusem.
- Dam ci suche ubrania - powiedzia Daemon, cignc mnie
za rk.
Przy schodach chcia mnie wzi w ramiona, ale go
odepchnam. -Nic mi nie jest.

Wydal z siebie odgos, ktry przypomnia pomruk


wkurzonego lwa, ale pody za mn posusznie. Gdy bylimy
ju w jego sypialni, zamkn za sob drzwi.
Westchnam. Dzisiejsza noc bya tragiczna.
- Poniekd na to zasuylimy.
Podszed do mnie, chwyci za brzegi koca i cign go, a
potem zapa moj poyczon koszulk. -Jak to?
Dla mnie to byo oczywiste.
-Jestemy band nastolatkw i mylelimy, e wamiemy si
do pilnie strzeonego orodka, do Departamentu Obrony? No
prosz ci. Od pocztku byo wiadomo, e to nie moe si
uda... Czekaj! - Koszulka ju bya w poowie mojego
brzucha. Zapaam go za nadgarstki. - Co ty robisz?
- Rozbieram ci.
Szczka mi opada, a serce w tym samym czasie fikno
kozioka. Ciepo popyno moimi yami.
- Hmm, wow. To jest sposb na przerwanie tematu.
Umiechn si obuzersko.
- Twoja koszulka i spodnie s przemoczone. I pewnie cigle
jest na nich onyks. Naprawd musimy si tego pozby.
Trzepnam go w rk.
- Sama mog to zrobi.
Daemon pochyli si i wyszepta mi do ucha:
- A co to wtedy bdzie za zabawa? - Mimo to puci mnie i
poszed do swojej szafy. - Naprawd uwaasz, e od pocztku
wszystko byo przesdzone?

By odwrcony do mnie plecami, wic szybko pozbyam si


ubra. Wszystko poza zimnym obsydianem na mojej szyi
nadawao si do mieci, musiaam si tego pozby. Ubrania
pachniay stch wod z rzeki. Zadraam i otoczyam si
ramionami.
- Nie... nie odwracaj si.
Jego ramiona zatrzsy si od cichego miechu, ale dalej
szuka czego dla mnie do ubrania. A przynajmniej tak
miaam nadziej.
- Nie wiem - odpowiedziaam na jego pytanie. - To by byo
ogromne wyzwanie dla wyszkolonych szpiegw. Mamy o
sobie za due mniemanie.
- Wszystko byo dobrze, dopki nie przeszlimy przez te
drzwi. - Wycign koszulk. - Niechtnie musz przyzna, e
Blake chyba rzeczywicie o tym nie wiedzia. Ta jego mina,
gdy zobaczy ciebie i Dawsona... wyglda na szczerze
zmartwionego.
- To dlaczego mu przyoye?
- Bo chciaem. - Odwrci si, jedn rk zakrywajc oczy, i
poda mi koszulk. - Prosz.
Chwyciam j i szybko woyam przez gow. Mikki
materia opada a do moich ud. Gdy spojrzaam na niego,
zobaczyam, e mia szpary midzy palcami.
- Podgldae.
- Moe. - Opuci rk i zacign mnie do ka. -Wskakuj.
Sprawdz Dawsona i zaraz wrc.
Naprawd powinnam bya wrci do wasnego ka, ale
stwierdziam, e tym razem byo inaczej. Poza tym mama nie
wrci do rana, a ja nie chciaam by sama. Zro-

biam, co mi kaza, i weszam do ka. Kodr


podcignam a pod brod. Pachniaa wieoci i
Daemonem. Nie byo go tylko chwil, ale w tym krtkim
czasie oczy same mi si zamkny. Onyks pochon
wikszo mojej energii. Mielimy cholerne szczcie, e
udao nam si uciec, zanim zjawili si stranicy.
Daemon wrci i zacz krci si po pokoju. Byam zbyt
leniwa, by otworzy oczy i sprawdzi, co zamierza. Usyszaam, e rzuca na podog ubrania, i temperatura mojego ciaa
podskoczya. Otworzy szaf, a pniej wsun si pod kodr.
Pooy si przy mnie na boku i otoczy ramieniem w talii,
przyciskajc do swojej nagiej piersi. Jego baweniane spodnie
od piamy askotay mnie po udach. Odetchnam w trudem.
-Jak si ma Dawson? - zapytaam i zbliyam si do niego.
Teraz byam praktycznie do niego przyklejona.
- Dobrze. - Daemon odsun mi z twarzy kosmyk wosw.
Jego rka pozostaa na moim policzku. - Ale szczliwy nie
jest.
atwo byo si domyli. Bylimy tak blisko Beth. Zakadajc, e rzeczywicie tam bya. Moe i Blake nie wiedzia
o systemie z onyksem, ale ja mu nie ufaam. Nikt z nas mu nie
ufa.
- Dzikuj, e nas stamtd wyprowadzilicie. - Odchyliam
gow i przyjrzaam si jego twarzy w ciemnoci. Jego oczy
byszczay delikatnie.
- Musiaem pomc. - Przycisn usta do mojego czoa i
zacieni wok mnie ucisk. - Dobrze si czujesz?
- Tak. Przesta si o mnie martwi.

Wytrzyma moje spojrzenie.


- Nigdy wicej nie przechod przez drzwi pierwsza, jasne? I
nie k si o to ze mn, i nie oskaraj o bycie szowinist.
Nigdy wicej nie chc widzie, jak cierpisz.
Zamiast si kci, pocaowaam go mikko w usta.
Przymkn oczy. Odda pocaunek, ktry by sodki, delikatny
i tak idealny, e istniaa spora szansa, e zaczn ci cieszy,
jak mae dziecko.
Potem pocaunki, c, pogbiy si. Przewrciam si na
plecy, a on pody za mn. Jego ciar by cudownym
uczuciem. Teraz pocaunki rozgrzeway i zmyway ze mnie
wydarzenia ostatnich kilku godzin, jak rzeka zmya ze mnie
onyks. Gdy mnie tak caowa, nie byam w stanie mu si
oprze.
Przesun rk wzdu koszulki, potem odkry moje rami i
je pocaowa. Elektryczno wypenia powietrze, a przez jego
ciao przepyn dreszcz. W tym momencie, po wszystkim, co
si stao, chciaam czu go przy sobie bez adnych
ogranicze. Uniosam rce, a Daemon si nie zawaha. Bral,
co mu oferowano. Jego rce teraz byy wszdzie, ledziy
smuky obsydian, mj brzuch, zarys bioder. Byam cakiem
pewna, e nie bdzie pikniejszego momentu ni ten.
Moe to dlatego, e dzisiaj bylimy tak blisko utraty
wszystkiego? Nie byam pewna i nie wiedziaam, jak doszo
do tego momentu, ale miao znaczenie tylko to, e oboje tu
bylimy i bylimy gotowi. Naprawd gotowi. Gdy jego ubrania doczyy do moich na pododze, nie byo ju powrotu.
- Nie przestawaj - powiedziaam, w razie gdyby mia
wtpliwoci dotyczce moich pragnie.

Zobaczyam bysk jego umiechu, a potem znowu mnie


pocaowa. Utonam we wszystkich uczuciach. Elektryczno
przepyna po naszej skrze i rzucia taczce cienie na
ciany. Daemon podnis si i sign do malej szafki nocnej
przy ku.
Zaczerwieniam si, gdy domyliam si, co zamierza. Gdy
usiad i popatrzy na mnie, zaczam chichota. Na jego
twarzy rozcign si szeroki, pikny umiech.
Daemon przemwi w swoim jzyku. Liryczny wydwik
jego sw nie mia dla mnie sensu, ale i tak byo to pikne, jak
muzyka, przy ktrej moja kosmiczna cz miaa ochot
taczy.
- Co powiedziae? - zapytaam.
Spojrza na mnie spod gstych rzs. W rce trzyma foliow
paczuszk.
- Nie ma na to tumaczenia - powiedzia - ale w ludzkich
sowach znaczy mniej wicej to, e jeste dla mnie pikna.
Wstrzymaam oddech i podtrzymaam nasze spojrzenia. Do
oczu napyny mi zy. Wycignam do niego rk i
zatopiam palce w jego jedwabistych wosach. Moje serce
walio mocno i wiedziaam, e jego te.
To byo to. To byo waciwe. Idealne, i to bez kolacji, kina i
kwiatw, no bo jak mona co takiego zaplanowa tak
naprawd? Nie mona.
Daemon usiad na pitach...
Kto zacz wali do drzwi, a potem usyszelimy gos
Andrew.
- Daemon, pisz?

Popatrzylimy na siebie w niedowierzaniu. -Jeli go


zignorujemy - wyszepta Daemon - mylisz, e sobie pjdzie?
Rce opady mi po bokach.
- Moe.
Znowu rozlego si walenie do drzwi.
- Daemon, serio potrzebuj ci na dole. Dawson jest gotowy
wraca do Mount Weather. Nic, co mwimy Dee i ja, nie
potrafi zmieni jego zdania. Jest naadowany jak krliczek
Energizera o samobjczych zapdach.
Daemon zacisn powieki. -Ja piernicz...
- To nic. - Zaczam si podnosi. - On ci potrzebuje.
Odetchn ciko.
- Zosta tu i odpocznij. Pogadam z nim... lub si nabij mu
rozumu do ba. - Pocaowa mnie przelotnie i popchn
delikatnie na ko. - Wrc.
Umiechnam si.
- Postaraj si go nie zabi.
- Nic nie obiecuj. - Wsta, woy spodnie i ruszy do drzwi.
Zatrzyma si nagle i spojrza na mnie ponad ramieniem
intensywnym wzrokiem, ktry roztopi mi koci. - Niech to
szlag.
Wyszed na korytarz i zamkn za sob drzwi, a chwil
potem usyszaam trzask i krzyk Andrew.
- Au! Za co to, do cholery, byo?
- Twoje wyczucie czasu ju bardziej do dupy by nie moe warkn Daemon.

Umiechnam si sennie, przewrciam na bok i nakazaam


sobie nie zasypia, ale gdy tylko mj oddech powrci do
normalnego rytmu, zachciao mi si spa. Jaki czas pniej
usyszaam otwieranie drzwi. Daemon pojawi si przy mnie i
przytuli do siebie. Nie mino duo czasu, nim jego pier
zacza si unosi i opada rwnomiernie. Za kadym razem,
gdy si budziam, jego ramiona zaciskay si mocno wok
mnie, prawie odcinajc mi krenie. Trzyma mnie, jakby
nawet we nie nawiedza go strach, e mgby mnie straci.

Rozdzia 23
W poniedziaek Daemon i ja pojechalimy razem do szkoy.
W samochodzie cigle pachniao bagnistym, wilgotnym
powietrzem - bolesne przypomnienie, gdzie nasza misja si
skoczya. W rzece. Po drodze Daemon powiedzia, e
odwid brata od napadnicia na Mount Weather, ale ja
wiedziaam, e szybko musimy opracowa nastpny plan wydostania Beth i Chrisa. Dawson nie bdzie czeka wiecznie i ja
to rozumiaam. Gdyby to Daemon by zamknity, myl, e
nikt nie byby w stanie mnie powstrzyma.
Gdy tylko wyszlimy z samochodu, zobaczylimy Blake'a
opierajcego si o swoj ciarwk kilka miejsc dalej.
Odepchn si od niej i podszed, gdy nas zobaczy.
Daemon jkn.
- Nie jego chc widzie od razu po przyjedzie do szkoy.
- Zgadzam si - powiedziaam i zapaam Daemona za rk. Tylko pamitaj, e tu s ludzie.
- Zero zabawy.
Blake szed do nas powoli. Na chwil utkwi spojrzenie w
naszych zczonych doniach, a potem szybko skupi wzrok na
nas.

- Musimy pogada.
Nie przestawalimy i - a raczej to Daemon nie przestawa.
- Gadanie z tob to ostatnia rzecz, na jak mam ochot.
- Rozumiem. - Blake dogoni nas. - Ale serio nie wiedziaem
o tym onyksie przy drzwiach. Nie miaem pojcia.
- Wierz ci - powiedzia Daemon. Blake si potkn.
- Ale mnie uderzye.
- To dlatego, e mia na to ochot - odpowiedziaam za
Daemona, czym zarobiam sobie od niego umiech. - Suchaj,
nie ufam ci, ale moe rzeczywicie o nim nie wiedziae. To
nie zmienia jednak faktu, e nie bdziemy w stanie si tam
dosta.
- Rozmawiaam wczoraj z Lukiem. On te nie wiedzia o
ochronie. - Blake schowa donie do kieszeni i zatrzyma si
przed nami. Mia szczcie, e Daemon od razu nie powali go
na opatki. - Jest chtny zrobi to znowu - wyczy kamery i
tak dalej.
Daemon odetchn przecigle.
- I jaki poytek z tego bdziemy mieli? Nie przejdziemy
nawet przez pierwsze drzwi.
- Ani przez nastpne, jeli te s takie - dodaam i zadraam.
Nie byam w stanie wyobrazi sobie przechodzenia przez co
takiego trzy lub cztery razy. Jasne, byam do dugo w tamtej
klatce, ale rozpylony onyks pokrywa wszystko. To co
znacznie gorszego.

Stalimy przy ogrodzeniu, a nasze gosy byy tak ciche, e


aden inny ucze nie mg nas sysze.
- C, mylaem o tym - powiedzia Blake i przenis ciar
ciaa z jednej nogi na drug. - Gdy byem z Daeda-lusem,
kadego dnia przyzwyczajali nas do tego kamienia. Nasze
widelce i zastawa byy nim pokryte. Oglnie wikszo
rzeczy, ktrych uywalimy. Palio piekielnie w dotyku, ale
nie mielimy wyboru. Przechodziem wczeniej przez te drzwi
i ostatnio. Nic si nie stao.
Daemon si zamia.
- I dopiero teraz raczysz nam o tym mwi?
- Nie wiedziaem, co to byo. Nikt z nas nie wiedzia. -Blake
spojrza na mnie bagalnym wzrokiem. - Nie wpadem na to.
Byam oszoomiona. Dotaro do mnie, e uodporniali
Blake'a. Wystawiali jego i innych na dziaanie onyksu, ale
czuam, e co tu nie gra. Dlaczego mieliby ich wystawia na
jego dziaanie? eby ich ukara czy przyzwyczai do niego? I
dlaczego mieliby przyzwyczaja Luksjan czy hybrydy do
jedynej broni, ktra moga by uyta przeciwko nim?
- Chyba nie powiesz mi, e nigdy wczeniej nie wiedziae o
onyksie i o tym, co potrafi zrobi - odezwaam si.
Skupi na mnie powane spojrzenie.
- Nie wiedziaem, e moe nas obezwadni. Zacisnam
usta.
- Wiesz, jest tyle spraw, w ktrych musimy ci zaufa. To, e
dziaasz przeciwko Daedalusowi, a nie z nim. e

Beth i Chris s tam, gdzie mwisz, a teraz jeszcze, e nie


wiedziae o onyksie.
- Wiem, jak to wyglda.
- Chyba raczej nie wiesz - powiedzia Daemon. Puci moj
rk i opar si biodrem o ogrodzenie. - Nie mamy powodu,
by ci ufa.
Blake odetchn ciko.
- Okay. Nie mam wietlanej historii, ale niczego nie pragn
bardziej od uwolnienia przyjaciela. To dlatego tu jestem.
- A dlaczego tu jeste w tej chwili? - zapyta Daemon. Jego
cierpliwo widocznie si koczya.
- Myl, e moemy obej zabezpieczenie z onyksu
-powiedzia, wycign rce przed siebie. - A teraz wysuchajcie mnie. To zabrzmi jak szalestwo.
- O, wietnie - wymamrota Daemon.
- Myl, e powinnimy si uodporni. Jeli to wanie
Daedalus robi, jest w tym sens. Hybrydy musz wchodzi i
wychodzi przez te drzwi. Jeli wystawimy si na dziaanie...
- Czy tobie ju odbio? - Daemon odwrci si i przeczesa
doni wosy, a potem pooy j sobie na karku. -Chcesz,
ebymy wystawili si na dziaanie onyksu?
- A widzisz inne wyjcie?
Pewnie byo jedno - nie wrcimy tam wcale. Ale czy to
rzeczywicie byo wyjcie? Daemon zacz kry w kko.
Niedobry znak.
- A moemy zrobi to pniej? Spnimy si. -Jasne. Stan obok Daemona. - Po szkole?

- Moe - powiedziaam, skupiajc si na Daemonie.


-Pogadamy pniej.
Blake zaapa aluzj i odszed. Nie miaam pojcia, co o tym
wszystkim myle.
- Wystawi si na onyks? Daemon parskn.
- Odbio mu. To prawda.
- Mylisz, e to by zadziaao?
- Chyba nie chcesz... ?
- Nie wiem. - Przeniosam plecak na drugie rami i ruszylimy do szkoy. - Naprawd nie wiem. Nie moemy si
podda, ale czy mamy inne opcje?
- Nawet nie wiem, czy to zadziaa.
- Jeli Blake jest na to chocia po czci odporny, to moemy
go przetestowa.
Jego twarz rozcign szeroki umiech.
- Podoba mi si ten pomys. Zamiaam si.
- Dlaczego mnie to nie dziwi? Ale tak na serio, jeli jest
odporny, to moe my te moemy by? To ju co. Musimy
tylko skd wzi onyks. - Daemon by cicho przez chwil. Co jest? - zapytaam.
Zmruy oczy.
- Myl, e mam co pokrytego onyksem.
- Co masz na myli? - zatrzymaam si znowu, ignorujc
dwik dzwonka.
- Kilka dni po powrocie Dawsona wrciem do tego
magazynu i usunem onyks.

Szczka mi opada.
- e co?
- Nawet nie wiem, dlaczego to zrobiem. Moe tak na
wszelki wypadek? - Zamia si. - Wyobra sobie ich twarze,
gdy wrcili i zobaczyli, e to wszystko znikno.
Odebrao mi mow.
Dotkn palcem mojego nosa. Trzasnam Daemona w rk.
- Odbio ci? Mogli ci zapa!
- Ale nie zapali.
Uderzyam go ponownie, tym razem mocniej. -Jeste
szalony.
- Ale kochasz moje szalestwo. - Pochyli si i pocaowa
mnie w kcik ust. - No chod, bo si spnimy. Koza jest
ostatni rzecz, jakiej potrzebujemy.
Parsknam.
-Jasne, jakby to miaby by nasz najwikszy problem.
***
Carissy cige nie byo w szkole. Grypa musiaa j porzdnie
rozoy. Lesa wydawaa si troch zazdrosna.
- Musz schudn jakie pi kilo do mojej docelowej wagi powiedziaa, zanim zacza si trygonometria. -Czemu ja na
co nie mog zachorowa? Jezu!
Zachichotaam, a potem zaczymy plotkowa. Na jaki
czas o wszystkim zapomniaam. To byo mie i podane
uczucie, nawet mimo szkolnego otoczenia. Poranek szybko
min i gdy Blake pojawi si na biologii, nie pozwoliam mu
popsu mojego humoru.

Jednak gdy otworzy usta, wszystko szlag trafi.


- Nie powiedziaa Daemonowi, co ci powiedziaem w lesie?
e ci lubi?
Och, co z tob, facet?
- Eee, nie. Zabiby ci. Blake si zamia. Zmarszczyam
brwi.
- Mwi powanie.
- O! - Jego umiech znikn, a skra poblada. Pewnie w jego
gowie odegra si cay scenariusz: ja mwi Daemonowi o
jego maym sekrecie, a Daemon si wcieka niczym
jaskiniowiec. Doszed do tego samego wniosku co ja. - Okay,
dobry pomys. W kadym razie - kontynuowa - co do tego, co
powiedziaem rano...
- Nie teraz. - Otworzyam zeszyt. - Naprawd nie chc teraz
o tym rozmawia.
Umiechnam si, gdy Lesa zaja swoje miejsce. Na
szczcie Blake uszanowa moj prob. Zacz rozmawia z
Les jak zwyka osoba. By dobry w udawaniu.
Mj odek skrci si w supe, gdy spojrzaam na Blake'a.
Wanie mwi Lesie o rnych technikach surfowania.
Byam cakiem pewna, e nawet nie suchaa, biorc pod
uwag, e jej wzrok skupia si na tym, jak jego koszulka
rozciga si na bicepsach.
Zamia si nagle z atwoci. Potrafi si idealnie wmiesza
w tum. Jak dobry kret. I wiedziaam z dowiadczenia, e by
mistrzem w udawaniu. Nie ma sposobu, by stwierdzi, po
ktrej stronie naprawd jest Blake, i gupot byo nawet
zgadywa.

Marchew wycign podrcznik. Spojrza na mnie przelotnie,


a potem na chopaka obok. Zastanawiaam si, jak Matthew
zawsze zachowywa taki spokj. By swego rodzaju klejem,
ktry utrzymywa wszystkich razem.
***
Na koniec dnia zatrzymaam si przy swojej szafce, eby
wzi ksik do historii Ameryki. Istniao due
prawdopodobiestwo, e jutro bdzie kartkwka. Pani Kerns
miaa ustalony grafik, ktry nie pozwala na wielkie
zaskoczenia, jeli chodzio o kartkwki. Zamknam szafk i
obrciam si, chowajc ksik do plecaka. Tum si
przerzedza, gdy wszyscy wychodzili ze szkoy. Nie byam
pewna, czy si chc spieszy, czy nie. Blake napisa mi w
trakcie WF-u, eby zebra wszystkich na narad w sprawie
onyksu, a ja naprawd nie miaam na to ochoty.
Chciaam chocia w ten jeden dzie i do domu i nic nie
robi - nie naradza si i nie skupia na kosmicznych
problemach. Ksiki wymagay przeczytania i recenzji, a
mojemu biednemu blogowi przydaoby si odwieenie
wygldu. Nie miaam lepszego pomysu na spdzenie poniedziaku.
Problem w tym, e co takiego si nie stanie.
Wyszam na zewntrz za ostatni grup idc na parking. Ze
swojej pozycji syszaam wysoki i piskliwy gos Kimmy na
pocztku.
- Mj tatu mwi, e ojciec Simona rozmawia z FBI.
Domaga si penego ledztwa i powrotu Simona do domu.

Ciekawe, czy FBI wie o kosmitach. W mylach zobaczyam


obrazy Z Archiwum X.
- Syszaam w telewizji, e im duej osoba uznana jest za
zaginion, tym mniejsze prawdopodobiestwo, e yje
-powiedziaa jedna z jej przyjaciek.
- Ale popatrz na Dawsona. Nie byo go ponad rok i wrci powiedziaa nastpna.
Tommy Cruz potar misist ap ty swojego karku.
- Czy to nie dziwne? Jeden z Thompsonw ginie, a potem
Dawson si pojawia? Co tu mierdzi.
Wystarczajco si nasuchaam. Oddaliam si od grupy, idc
midzy samochodami. Wtpiam, by te podejrzenia dokd
ich zaprowadziy, a ja nie potrzebowaam kolejnych
zmartwie.
Daemon czeka przy swoim samochodzie. Dugie nogi
skrzyowa w kostkach. Umiechn si, gdy mnie zobaczy, i
odepchn od pojazdu.
-Ju si zaczem zastanawia, czy zamierzasz tam zosta.
- Wybacz. - Otworzy dla mnie drzwi i si ukoni.
Umiechnam si, a potem weszam do rodka. Poczekaam,
a usidzie za kkiem. - Blake chce dzisiaj pogada.
- Taa, wiem. Ju dopad Dawsona i powiedzia mu o
onyksie. - Wycofa samochd. W jego oczach dostrzegam
gniew. - I oczywicie Dawson jest jak najbardziej za. Jakby
wygra na loterii.
- Cudnie. - Oparam gow o siedzenie. Dawson to
rzeczywicie krliczek Energizera o samobjczych zapdach.

I nagle co do mnie dotaro. To byo moje ycie - cae to


szalestwo. Wszystkie wzloty i upadki, momenty bliskie
mierci i te znacznie gorsze, kamstwa i to, e nie bd w
stanie z nikim si zaprzyjani, nie zastanawiajc si, czy
przypadkiem nie jest wtyk. I niech to szlag, czy mog tak
naprawd zaprzyjani si z kim zwyczajnym? To jak z
Daemonem na pocztku - trzyma si z daleka i chcia, by Dee
zrobia to samo, ebym nie wkrcia si w ich wiat.
I tak moe by z kadym, kogo poznam.
Moje ycie ju nie byo tylko moje. Kady moment to
czekanie na co znacznie gorszego. Zapadam si w siedzeniu
i westchnam.
- I tyle, jeli chodzi o moje recenzje i czytanie.
- A nie powinno by najpierw czytanie, a potem recenzje?
- Wszystko jedno - wymamrotaam. Daemon wyjecha na
ulic.
- Dlaczego nie bdziesz moga tego zrobi?
- Bo jeli Blake chce dzisiaj pogada, to popsuje mi to
humor.
Daemon otoczy mnie jedn rk i si umiechn.
- Nie musisz tam by, Kotek. Moemy z nim pogada bez
ciebie.
- Taa, jasne. - Zamiaam si. - Istnieje spora szansa, e kto
go zabije, jeli mnie tam nie bdzie.
-1 byoby ci naprawd przykro z tego powodu? Skrzywiam
si.
- No c... Daemon si zamia.

- Szkopu w tym, e jego mier jest jednoczenie listem do


Nancy Husher. Wic tak jakby potrzebujemy go ywego.
- Prawda - powiedzia i chwyci pasemko moich wosw
midzy pace. - Ale moe to by krtkie spotkanie. Bdziesz
mie normalny poniedziaek peny normalnych rzeczy.
Wstyd rozpali moje policzki i zagryzam warg. Chocia
wszystko si teraz pomieszao, musiaam przyzna, e mogo
by gorzej.
- To naprawd samolubne z mojej strony.
- Co? - Pocign lekko za moje wosy. - To nie jest samolubne, Kotek. Cae twoje ycie nie moe krci si tylko
wok tego gwna. I nie bdzie.
Umiechnam si.
- Wydajesz si zdeterminowany.
- I wiesz, co si dzieje, gdy jestem zdeterminowany.
- Wszystko musi by po twojemu. - Unis brwi, a ja si
zamiaam. - Ale co z tob - twoje ycie te nie moe krci
si tylko wok tego gwna.
Cofn rk i opuci j na swoje udo.
-Ja si taki urodziem. Przywykem do tego, a poza tym tu
chodzi o wyczucie czasu. Wemy na przykad wczoraj.
Odbylimy misj...
-1 ponielimy porak.
- To te, ale reszta tej nocy? - Unis jeden kcik ust w
umiechu, a moje policzki zapony. - Byo w tym troch
czego niedobrego i nienormalnego. I byo troch czego
dobrego i normalnego. Oczywicie to dobre zostao przerwane
przez to niedobre.

- Jako za prosto to brzmi. - Wycignam nogi i rozluniam


si.
- Bo to jest proste, Kat. Musisz tylko wiedzie, gdzie
narysowa lini, gdy ju masz do. Efektywnie gospodarowa czasem. - Nastao milczenie, gdy zwolni i skrci w
pust drog prowadzc do naszych domw. - Jeli masz ju
do na dzisiaj, co w tym zego? Nie czuj si przez to winna i
nie martw si.
Daemon wjecha na swj podjazd i wyczy silnik.
- I nikt nie zabije Billa. Zamiaam si mikko i odpiam
pas.
- Blake'a. On ma na imi Blake.
Daemon wycign kluczyki, a jego oczy bysny z
rozbawienia.
- Ma na imi tak, jak ja zdecyduj.
- Jeste pody. - Zmniejszyam dystans midzy nami i
pocaowaam go. Gdy si odsunam, chcia mnie zatrzyma,
ale ja zachichotaam i otworzyam drzwi. - I przy okazji,
wcale nie mam do na dzisiaj. Potrzebuj tylko kopa w dup.
Musz by w domu o sidmej.
Zamknam drzwi i obrciam si. Daemon sta przede mn.
Zrobi krok w moj stron. Nie mogam si ruszy, nawet
gdybym chciaam. A nie chciaam.
- Nie masz jeszcze do? - zapyta. Rozpoznaam ten ton w
jego gosie, a moje koci zmiky w odpowiedzi.
- Nie, wcale.
- To dobrze. - Zapa mnie za biodra i przycign do siebie. Podoba mi si to, co sysz.

Pooyam rce na jego piersi i odchyliam gow. To


zdecydowanie byo wiczenie z gospodarowania czasem.
Nasze usta otary si o siebie, co wywoao we mnie kaskad
ciepa. Naprawd przyjemne wiczenie. Stanam na palcach i
przesunam rkami po twardych krzywiznach jego brzucha.
Daemon co wyszepta, a potem ten mikki pocaunek si
wzmocni. Otoczy mnie ramionami i mogam poczu jego
serce bijce mocno przy moim.
- Hej! - krzykn Dawson przy frontowych drzwiach. -Dee
chyba podpalia mikrofalwk. Znowu. A ja prbowaem
zrobi popcorn rkami i tak jakby co poszo nie tak. Znaczy,
bardzo, bardzo nie tak.
Daemon opar czoo o moje i jkn.
- Szlag by to...
Nic nie mogam na to poradzi - zamiaam si.
- Wyczucie czasu, nie?
- Wyczucie czasu - zgodzi si.
***
Co zaskakujce, prawie kady popar pomys z onyksem.
Byam przekonana, e doszo tu do inwazji i przejcia ich cia,
bo nawet Matthew kiwa gow na pomys z piekielnie
bolesnym onyksem, jakby to byo co dobrego.
Miaam przeczucie, e jego zdanie zmieni si ju po
pierwszym kontakcie.
- To jest szalone - powiedziaa Dee i musiaam si zgodzi. To jest rwnoznaczne z samookaleczeniem.
Z tym zdecydowanie miaa racj.

Dawson odchyli gow i westchn.


- To troch ryzykowny pomys.
- Pamitam, jak wygldae, gdy tu wrcie. - Okrcia sobie
wosy wok nadgarstka. - A Kary stracia gos od krzyku.
Kto si pisze na co takiego?
- Powaleni ludzie. - Daemon westchn. - Dee, nie chc, by
to robia.
Jej mina wyranie mwia, e nie ma zamiaru.
- Bez obrazy, Dawson, kocham ci. Chc zobaczy Beth i
uciska j, bo mam nadziej... - Jej gos si zaama, ale
wyprostowaa plecy. - Ale nie chc tego robi.
Dawson ruszy przed siebie i pooy jej rk na ramieniu.
- To nic. Nie zmuszam ci.
- Chc pomc. - jej gos dra. - Ale nie mog...
-Ju dobrze. - Dawson umiechn si. Miaam wraenie,
jakby mwili do siebie co jeszcze, czego my nie syszelimy.
Najwyraniej zadziaao, bo Dee si rozlunia. - Nie wszyscy
musimy to zrobi.
- Wic kto w to wchodzi? - Blake spojrza na nas wszystkich.
- Jeli mamy zamiar to zrobi, to powinnimy zacz ju
wczoraj, bo nie wiem, ile czasu wymaga przyzwyczajenie si
do tego.
Niespokojny Dawson wsta.
- Nie moe zaj a tak duo czasu. Blake zamia si
zaskoczony.
- Byem z Daedalusem przez lata, wic nie ma sensu
zakada, ile czasu zajo budowanie odpornoci... jeli w
ogle co takiego miao miejsce.

- Wic musimy to sprawdzi. - Umiechnam si.


Spochmurnia.
- Wow. A tak ci emocjonuje ten eksperyment? Skinam
gow.
Dee obrcia si i spojrzaa na Blake a.
- Te mog to przetestowa?
- Jestem cakiem pewien, e kady dostanie swoj szans. Zowieszczy umiech Daemona by nieco przeraajcy. Wracajc do wanych rzeczy... Kto w to wchodzi?
Matthew unis rk.
- Chc w tym uczestniczy. Bez obrazy, Andrew, ale wol
tym razem zaj twoje miejsce.
Andrew skin gow.
- Nie ma problemu. Mog poczeka z Dee i Ash. Ash, ktra
do tej pory powiedziaa tylko ze dwa sowa,
skina gow. Potem zauwayam, e wszyscy na mnie patrz.
- Och - powiedziaam. - Tak, wchodz w to. - Siedzcy obok
mnie Daemon rzuci mi spojrzenie, ktre mwio:
postradaa wszystkie zmysy". Zaoyam ramiona na piersi.
- Nie zaczynaj ze mn. Powiedziaam, e ja te. Nic, co
powiesz, tego nie zmieni.
Nastpne spojrzenie mwio: to si zmieni w rozmow argumentacj - na osobnoci". Blake obserwowa wszystko z
aprobat - czego wcale nie chciaam i nie potrzebowaam. Co
dziwne, a mi od tego przeszy ciarki na skrze, bo
przypomniao mi o tym, e zabiam Arumianina, ktry si na
mnie rzuci.

Boe, jak ja go chciaam znowu uderzy.


Mielimy plany na jutro po szkole. Jeli pozwoli pogoda, to
udamy si nad jezioro, eby zada sobie wrcz obsceniczn
ilo blu. Hurrra!
Byo jeszcze wczenie, ale poegnaam si ju i wyszam,
eby si pouczy. I napisa recenzj, mam nadziej.
Daemon mnie odprowadzi, a ja wiedziaam, e nie zrobi
tego, bo tak wypadao. Wpuciam go i zaoferowaam to, co
lubi najbardziej: mleko.
Wypi wszystko do dna w piciu sekundach.
- Moemy o tym pogada? Wskoczyam na blat i otworzyam plecak, eby wycign ksik do historii.
-Nie. -Kat?
- Hmm? - Poszukaam rozdziau, ktry omawialimy na
zajciach.
Podszed do mnie i pooy rce wzdu moich ng.
- Nie mog patrze, jak cierpisz. Wycignam arwiasty
podkrelacz.
- Po tym, co stao si wczoraj, i po tym, co zrobi ci wtedy
Will? Mam sta i... Czy ty mnie w ogle suchasz?
Zatrzymaam si w poowie podkrelania zdania.
- Sucham.
- To spjrz na mnie. Spojrzaam na niego spod rzs.
- Patrz na ciebie.
Daemon rzuci mi grone spojrzenie. Westchnam i
zatkaam podkrelacz.
- Okay. Nie chc patrze, jak cierpisz.

-Kat...
- Nie. Nie przerywaj mi. Nie chc patrze, jak cierpisz, i
samo mylenie o tym, przez co bdziesz przechodzi,
przyprawia mnie o mdoci.
- Poradz sobie. Spojrzaam mu w oczy.
- Wiem, e tak, ale to nie zmienia faktu, e bd czu si
okropnie podczas ogldania tego, ale nie prosz ci, by tego
nie robi.
Odepchn si od blatu i odwrci, a nastpnie przeczesa
doni wosy. Napicie w kuchni byo wyczuwalne.
Odoyam wszystko na bok i zeskoczyam na podog.
- Nie chc si z tob kci, Daemon, ale nie moesz
twierdzi, e to okay, bym patrzya, jak przez to przechodzisz,
a odwrotnie to ju nie.
Podeszam do niego i objam go w pasie. Zesztywnia.
- Wiem, e masz dobre intencje, ale nie mog si wycofa
tylko dlatego, e to nieprzyjemne. I dobrze wiesz, e ty te si
nie wycofasz. Tylko tak jest sprawiedliwie.
- Nienawidz twojej logiki. - Ucisn moje donie, a ja
przytuliam si do jego plecw z umiechem. -1 naprawd mi
si nie bdzie to podoba.
cisnam go jak ulubionego pluszowego misia. Wiedziaam,
e to bdzie dla niego trudne. Obrci si w moich ramionach
i pochyli gow, a ja pomylaam: Wow, tak to robi doroli.
Moe nie zawsze si ze sob zgadzaj, moe si czasem
kc, ale w kocu dochodz do porozumienia, bo si kochaj.
Jak mama i tata.

Poczuam gul w gardle. Nie powinnam paka, ale ciko


byo powstrzyma zy.
- Jedyn dobr rzecz w tym wszystkim jest to, e bd mg
przytrzyma Buffa i zmusi go do caowania onyksu raz za
razem - powiedzia.
Zakrztusiam si miechem. -Jeste sadyst.
- A ty si musisz uczy, co nie? Biorc pod uwag gospodarowanie czasem, teraz jest czas na nauk - nie czas na
Daemona. To jest do dupy, bo jestemy sami, a tutaj nie tak
atwo bdzie im nam przerwa.
Uwolniam si, zawiedziona.
- Tak, musz si uczy.
Naburmuszy si, co u niego wygldao niesamowicie
seksownie. Szlag.
- Dobra, wychodz. Odprowadziam go do drzwi.
- Napisz, jak skocz, to bdziesz mg przyj i si mn
zaj.
- Okay - powiedzia i pocaowa mnie w czubek gowy.
-Bd czeka.
Poczuam w rodku przyjemne ciepeko. Pomachaam mu
palcami, zamknam drzwi i wrciam do kuchni. Wziam
swoje rzeczy i szklank soku pomaraczowego. Poszam na
gr, zadowolona, e uniknam ktni z Daemonem.
Otworzyam drzwi do swojego pokoju.
I zamaram.
Na moim ku siedziaa dziewczyna. Rce miaa mocno
zacinite na kolanach. Dopiero po chwili udao mi si

j rozpozna, bo strki wosw wisiay wok jej bladej


twarzy, a migdaowe oczy nie byy ukryte za fioletowymi czy
rowymi okularami.
- Carissa - powiedziaam osupiaa. - Jak... jak si tu
dostaa?
Wstaa bez sowa i wycigna rce. Grne wiato odbijao
si od bransoletki, ktr rozpoznaam od razu -czarny kamie
z ogniem w rodku.
Co, u diaba? Luc mia taki kamie. Dlaczego ona miaaby...?
Prd zacz trzaska w powietrzu. Poczuam zapach ozonu
jak po burzy, a potem biao-niebieskie wiato wystrzelio w
rk Carissy. Ju nie interesowaa mnie bransoletka.
Zszokowana popatrzyam na swoj przyjacik.
- Cholera! Carissa zaatakowaa.

Rozdzia 24
Promie energii uderzy w moj ksik do historii i wypali
w niej dziur na wylot. Wszystko zgaso, zanim mnie
dosigno, ale ksika ju mi powiedziaa, co musiaam
wiedzie.
Carissa nie bya przyjacielsko nastawiona.
Niewielki pokaz rda nie by tylko ostrzeeniem.
Upuciam ksik i przechyliam si na lewo, zanim mnie
dosiga. Sok pomaraczowy wyla si z mojej szklanki i
zmoczy palce. Dlaczego ja j cigle trzymaam? Mj mzg
nie potrafi poapa si w tych wydarzeniach.
Wystrzelia ku mnie, wic zrobiam jedyn rzecz, ktra
przysza mi w tym momencie na myl. Rzuciam jej szklank
w twarz. Szko pko, a ona zachwiaa si i uniosa rce do
oczu. Klejca ciecz i szko spyway z jej policzkw wraz z
maymi strukami krwi.
Zao si, e zapieko jak diabli.
- Carissa - powiedziaam, cofajc si. - Nie mam pojcia, jak
do tego doszo, ale jestem twoj przyjacik... mog pomc!
Tylko si uspokj. Okay?

Osuszya powieki i wytara do o cian. Gdy spojrzaa mi


w oczy, nie widziaam w nich nawet krztyny zrozumienia.
Byy puste i bezduszne. Jakby minione miesice zostay
wymyte, jakbym staa si dla niej nikim. Co zego kryo si
w jej spojrzeniu.
Moje oczy musiay mnie zwodzi, albo po prostu niam, bo
ona bya hybryd, a to nie miao sensu. Carissa nie wiedziaa
o istnieniu kosmitw. Bya zwyk dziewczyn. Cich i troch
niemia.
Ale przecie ona miaa gryp...
Och, na sodkie kocitka... Przechodzia mutacj.
Przechylia gow na bok i zmruya oczy.
- Carissa, prosz, to ja. Katy. Znasz mnie - bagaam.
Uderzyam plecami o biurko i spojrzaam na drzwi za ni.
-Jestemy przyjacikami. Nie chcesz tego zrobi.
Podesza do mnie chwiejnym krokiem, jak nieudana eska
imitacja terminatora, podajca za Johnem Connorem. A ja
lubiam wersj z Johnem Connorem. Wcignam powietrze i
wstrzymaam oddech.
- Mamy razem szko... chodzimy na zajcia z trygonometrii
i jemy razem lunch. Nosisz okulary... takie naprawd
oryginalne. - Nie wiedziaam, co mwi, ale dalej bekotaam
z nadziej, e jako do niej dotr, bo zranienie jej byo
ostatni rzecz, na jak miaam ochot. - Carissa, prosz.
Ale ona najwyraniej nie miaa adnych oporw przed
zrobieniem mi krzywdy.
W powietrzu dao si wyczu elektryczno. Uchyliam si
na bok, gdy znowu wypucia rdo. Troch ucierpia na tym
mj sweter. Zapach palonych wosw i topionej we-

ny wypeni powietrze. Odwrciam si do mojego biurka.


Zobaczyam, e spod klapy laptopa uwalnia si dym.
Nie byam w stanie odwrci wzroku.
Mj bezcenny, cudownie nowy laptop, o ktrego dbaam jak
o dziecko.
Co za popieprzona...
Przyjacika czy nie, dostanie za swoje.
Rzuciam si na Cariss i popchnam j na podog.
Zacisnam donie na jej wosach i pocignam. Wyrwaam
troch ciemnych pukli, a nastpnie uderzyam jej gow o
podog. Usyszaam satysfakcjonujcy dwik, ale towarzyszy mu niskim pisk blu.
- Ty gupia... - Carissa uniosa biodra, otoczya mnie nogami
w pasie i przetoczya si nade mn. Bya jak przeklty ninja...
kto by pomyla. Trzasna moj gow o podog znacznie
mocniej. Cholera, potrafia si odwdziczy. Zobaczyam
przed oczami gwiazdy. Ostry bl w szczce na chwil mnie
oguszy.
A potem co we mnie pko.
Narosa palca wcieko, pokrya skr i umiejscowia si
w kadej komrce mojego ciaa. W piersi poczuam
uderzajcy do gowy przypyw mocy. Bya jak lawa w moich
yach i dosigaa kadego koniuszka palca. Przed oczami
miaam biao-czerwone plamy.
Czas zacz zwalnia. Ciepe powietrze rozwiao zasony, ale
materia szybko znieruchomia w powietrzu. Zastygy te
delikatne macki szarobiao dymu. Jakim cudem pojam, e
poruszaam si tak szybko, e wszystko wok zwolnio.

Nie chciaam jej zrani, ale na pewno j powstrzymam.


Zamachnam si i uderzyam obiema rkami w jej pier.
Carissa poleciaa na szaf. Butelki z balsamami zatrzsy si,
spady i uderzyy j w gow.
Wstaam, ciko oddychajc. rdo gotowao si we mnie,
dao uwolnienia, uycia. Powstrzymywanie si byo jak
rezygnacja z oddechu.
- Okay - sapnam. - Dajmy sobie chwil na uspokojenie.
Moemy to rozwiza.
Carissa powoli wstaa. Nasze spojrzenia si skrzyoway, a
jej puste oczy wstrzsny mn dogbnie.
- Nie - ostrzegam. - Nie chc ci zra...
Z prdkoci byskawicy wycigna przed siebie rk,
chwycia mnie za policzek i obrcia mn. Uderzyam biodrem o ko i osunam si na podog. W ustach poczuam
metaliczny posmak. Zapieka mnie warga i zabrzczao mi w
uszach.
Carissa zapaa mnie za wosy i pocigna na d. Ogie tak
pali skr mojej gowy, e krzyknam z blu. Popchna
mnie na plecy i zapaa za szyj. Odcia mi dopyw
powietrza. Gdy ju nie mogam oddycha, przypomniao mi
si moje pierwsze spotkanie z Arumianinem - to uczucie
desperacji i bezradnoci, gdy moje puca bagay o tlen.
Nie byam ju t sam dziewczyn. Dziewczyn, ktra baa
si walki.
Pieprzy to.
Naroso we mnie rdo, wic je wypuciam. W moim
pokoju rozprysy iskry, a moc uderzenia posaa Cariss

na cian. Utrzymaa si na nogach, chocia tynk na cianie


pk. Z jej poszarpanego swetra zaczy unosi si smugi
dymu.
Dobry Boe, ta laska nie potrafi odpuci.
Wstaam i znowu prbowaam j chwyci.
- Carissa, jestemy przyjacikami. Nie chcesz tego zrobi.
Prosz. Posuchaj mnie. Prosz.
Na jej knykciach zataczy prd, ktry uformowa si w
kul. W innej sytuacji byabym zazdrosna o to, e tak szybko
udao si jej opanowa t umiejtno, bo w zeszym
tygodniu... bya normalna.
A teraz nie wiedziaam, kto lub co przede mn stoi.
Poczuam w odku lodowat gul, ktra rania moje
wntrznoci. Nie byo sensu z ni gada. Nawet cienia szansy.
Zrozumienie tego sono mnie kosztowao. Byam
rozkojarzona, wic gdy wypucia kul energii, nie ruszyam
si wystarczajco szybko.
Uniosam rk i krzyknam:
- Stop! - Woyam w to sowo ca energi, jak miaam,
wyobraajc sobie czsteczki powietrza reagujce na moje
zawoanie, tworzce barier.
Powietrze wok mnie zafalowao. Byszczao jak ciana
brokatu o mocy tysica soc. Byam pewna, e ta ciana
powinna zatrzyma kul.
Przedara si jednak, roztrzaskujc cian na poyskujcy
wodospad. Zwolnia, ale si nie zatrzymaa.
Energia uderzya mnie w rami i poczuam eksplozj blu.
Momentalnie pozbawia mnie zdolnoci widzenia i powalia
na kolana. Wyldowaam na brzuchu na ku.

Powietrze ucieko mi z puc, ale wiedziaam, e nie mam


czasu, by pozwoli blowi przej kontrol.
Uniosam gow, patrzc przez zason spltanych wosw.
Carissa ruszya przed siebie. Jej ruchy byy pynne tylko na
pocztku... Jej lewa noga zacza dre, a potem trz si
niekontrolowanie. Wstrzsno caym jej ciaem, ale tylko po
lewej stronie.
Podparam si na sabych ramionach i sturlaam na podog
przy ku.
- Carissa?
Trzsa si, jakby ziemia draa tylko pod jej stopami.
Mylaam, e ma jaki atak, wic wstaam.
Z jej skry poleciay iskry. Do moich nozdrzy dotar zapach
palonych ubra i skry. Ona dalej si trzsa, a gowa koysaa
si na szyi jakby pozbawionej koci.
Zakryam doni usta i zrobiam krok w jej stron. Chciaam
jej pomc, ale nie wiedziaam jak.
- Carissa...
Powietrze wok niej eksplodowao.
Przez pokj przetoczya si fala energii. Krzeso si wywrcio, jedna strona ka si uniosa i zawisa, a fala nie
ustawaa. Z szafy wyleciay ubrania. Papiery zawiroway w
powietrzu jak biae ogromne patki niegu.
Gdy fala si zbliya, uniosa mnie w powietrze i odrzucia,
jakbym nic nie waya. Uderzyam w cian przy maej szafce
obok mojego ka i tam zostaam, dopki fala nie mina.
Nie byam w stanie si ruszy czy oddycha.

A Carissa... O mj Boe, Carissa...


Jej skra i koci zapady si, jakby kto wczy w niej
odkurzacz. Znikaa centymetr po centymetrze, a w pokoju
rozbyso wiato o niewyobraalnej mocy... rozwietlio cay
dom i pewnie ulic te, a mnie olepio.
Fala wycofaa si, a wiato zgaso. Osunam si na podog
przy stercie ubra i papierw. Oddychaam ciko. Brakowao
mi tlenu. A pokj by pusty.
Patrzyam na miejsce, gdzie wczeniej staa Carissa. Nie
byo tam nic prcz ciemnej plamy na pododze, tak samo byo
w przypadku Barucka.
Nic, absolutnie nic nie zostao z tej dziewczyny... z mojej
przyjaciki.
Nic.

Rozdzia 25
Poczuam na szyi ciepe mrowienie, a potem ujrzaam w
drzwiach Daemona. Szczka mu opada i unis brwi ze
zdziwienia.
- Nawet na dwie sekundy ci nie mog zostawi, Kotek.
Odwrciam si od baaganu i rzuciam mu si w ramiona.
Zaczam bekota o wszystkim zbyt szybko. Kilka razy
musia mnie spowolni i prosi o powtrzenie, ale w kocu
opowiedziaam mu, co si wydarzyo.
Zabra mnie na dl i posadzi na kanapie. Przesun palcami
po mojej dolnej wardze i zmruy oczy w skupieniu.
Poczuam uzdrawiajce ciepo na ustach i policzkach.
- Nie rozumiem, co si stao - powiedziaam, obserwujc
jego ruchy. - W zeszym tygodniu zachowywaa si
normalnie. Daemon, sam j widziae. Jak mogo nam to
umkn?
Zacisn szczk.
- Myl, e lepiej zapyta, dlaczego przysza do ciebie?
Poczuam w odku jeszcze wikszy ucisk, ktry przesun
si wyej i uniemoliwi mi oddychanie.

- Nie mam pojcia.


Ja ju niczego nie wiedziaam. Odtwarzaam w mylach w
kko kad rozmow z Cariss, od pierwszej chwili, gdy j
spotkaam, a do ostatniego razu, gdy widziaam j przed
gryp". Byy jakie wskazwki, co mi umkno? Nie
znalazam niczego, co mogoby wzbudzi podejrzenia.
Daemon spochmurnia.
- Moga zna jakiego Luksjanina... moga zna prawd i
nikomu o niej nie mwi. Przecie nikt w kolonii nie wie, e
ty znasz prawd.
- Ale nie ma ju innych Luksjan mniej wicej w naszym
wieku - powiedziaam.
Co bysno w jego oczach.
- Nikogo takiego nie ma w kolonii, ale istniej tacy poza ni.
Moliwe, e Carissa kogo znaa, a my nie. Ja nigdy o
niczym nie powiedziaam Lesie ani jej, wic dlaczego ona
miaaby mwi mi? Ale dlaczego prbowaa mnie zabi?
To byo absolutnie moliwe, e nie ja jedna wiedziaam o
kosmitach yjcych wrd nas, ale, dobry Boe, co poszo nie
tak? Czy zostaa ranna i Luksjanin prbowa j ratowa?
- Nie mylisz chyba, e... - Nie mogam skoczy pytania.
To mnie wrcz przyprawiao o mdoci, jednak Daemon
wiedzia, do czego zmierzaam.
- e Daedalus porwa j i zmusi Luksjanina, by j uzdrowi,
jak musia zrobi Dawson? - Zo przyciem-

nia jego zielone oczy. - Modl si, eby to nie byo to. Jeli
tak, to po prostu...
- Odraajce - powiedziaam szorstko. Rce mi si trzsy,
wic musiaam je woy midzy kolana. - Nie byo jej tu. Nie
zobaczyam nawet przebysku jej osobowoci. Bya jak
zombi, wiesz? To po prostu chore. Tak si koczy
niestabilno?
Daemon odsun rce i ciepo zaczo zanika, a razem z nim
bariera, ktra utrzymywaa najgorsze myli w ryzach.
- Boe, ona... umara. Czy to znaczy...? - Przeknam z
trudem, ale gula w gardle nie chciaa znikn.
Daemon zacieni wok mnie ramiona.
- Jeli to by Luksjanin std, to bym o tym sysza, ale nie
wiemy, czy mutacja si utrzymaa. Blake powiedzia, e
czasami mutacje s niestabilne, a to, co mwia, wanie na
to wskazywao. Wi wystpuje, tylko gdy mutacja jest
stabilna, tak mi si wydaje.
- Musimy pogada z Blakiem - powiedziaam i od razu
wstrzsn mn dreszcz. Zamrugaam, ale widok rozmaza mi
si jeszcze bardziej. Odetchnam gboko, a potem wydusiam: - O... o Boe, Daemon... to bya Carissa. To bya
Carissa i to nie powinno si zdarzy.
Wstrzsno moim ciaem i zrozumiaam, e zaczam
paka... Spazmy odbieray mi oddech. Ledwo zauwayam,
e Daemon przytuli mnie najmocniej jak si dao.
Nie jestem pewna, jak dugo pakaam. Kada cz mnie
bolaa w sposb, ktrego Daemon nie potrafiby naprawi.
Carissa bya ze wszystkich nas najbardziej niewinna, a
przynajmniej ja w to wierzyam. Moe dlatego

to tak pogarszao spraw. Nie wiem, jak bardzo Carissa bya


w to zamieszana i co bdzie, jeli si dowiem?
Koszulka Daemona przesika zami, ktre nie przestaway
pyn, ale on si nie odsun. Nawet trzyma mnie mocniej i
szepta mi do ucha w swoim piknym jzyku co, czego nie
rozumiaam, ale sowa przynosiy ulg. Zaczam si
zastanawia, czy kto kiedy do niego te tak szepta. Moe
rodzic? I ile razy on szepta tak do rodzestwa? Moe i by
zoliwy i arogancki, ale takie uspokajanie wydawao si dla
niego rzecz naturaln.
Pomagao mi to.
Carissa... Carissa znikna, a ja nie wiedziaam, jak sobie z
tym poradzi. Albo z faktem, e w ostatnich chwilach mylaa
o zabiciu mnie, co byo zupenie do niej niepodobne.
Gdy Izy w kocu przestay pyn, pocignam nosem i
wytaram twarz rkawem. Prawy rkaw by poszarpany od
wybuchu energii, wic podrani mi policzek. To uczucie
wyzwolio wspomnienie.
Uniosam gow.
- Miaa na sobie bransoletk. Nigdy nie widziaam, eby j
nosia. Podobn mia Luc.
-Jeste pewna? - Gdy skinam gow, opar si plecami o
kanap, dalej trzymajc mnie w objciach. - To nawet bardziej
podejrzane.
- No wanie.
- Musimy pogada z Lukiem, ale bez Blake'a - tego wrzodu
na dupie. - Popuka si w podbrdek w zamyleniu i odetchn
gono. Na jego twarzy zagocio zmar-

twienie, a gos brzmia szorstko. - Dam zna innym. - Ju


zaczam otwiera usta, ale pokrci gow. - Nie chc, eby
przez to przechodzia i mwia im o tym sama. Oparam
policzek o jego rami.
- Dzikuj.
- Zajm si twoj sypialni. Wszystko si posprzta. Zalaa
mnie ulga. Czyszczenie pokoju, patrzenie na t
plam na pododze byo ostatni rzecz, na jak miaam
ochot.
-Jeste ideaem, wiesz?
- Czasami jestem - wymrucza i przesun podbrdkiem przy
moim policzku. - Przykro mi, Kat. Przykro mi z powodu
Carissy. Bya dobr dziewczyn i nie zasuya na to.
Zadray mi usta.
- Nie, nie zasuya.
- A ty nie zasuya, eby przez to przechodzi.
Nie wiedziaam, co na to odpowiedzie, bo nie byam pewna,
na co tak naprawd zasugiwaam. Czasami si zastanawiaam, czy w ogle zasugiwaam na Daemona.
Postanowilimy, e w rod udamy si do Martinsburga.
Oznaczao to, e ominie nas drugi dzie treningu z onyksem,
ale teraz nie chciaam o tym myle. Priorytetem byo
dowiedzenie si, jak Carissa staa si hybryd i jak znalaza
si w posiadaniu takiej samej bransoletki, jak mia Luc. Jeli
chocia si dowiem, co si stao, da mi to ju jakie poczucie
sprawiedliwoci.
Nie miaam pojcia, co powiem w szkole, gdy Carissa si
wicej nie pokae. Jak odpowiem na nieuniknione

pytanie. Nie wiedziaam, czy bd w stanie udawa


ignorantk i brn w kamstwa. Bo przecie zgina kolejna
osoba...
O Boe, Lesa... Co zrobi Lesa? Byy przyjacikami od
podstawwki.
Zamknam mocno oczy i przytuliam si do Daemona. Bl
po walce ju dawno min, ale cigle bolao mnie wszystko w
rodku, byam psychicznie i fizycznie wykoczona. Co za
ironia - przez ostatni miesic unikaam jak ognia salonu, a
teraz bd omija mj pokj. Kocz mi si miejsca do
chowania.
Daemon mwi nieustannie w swoim piknym jzyku, a
odpynam w jego ramionach. Jak przez mg pamitam, e
pooy mnie pniej na kanapie i przykry kocem.
Kilka godzin pniej otworzyam oczy i zobaczyam, e Dee
siedzi na fotelu. Nogi miaa podkulone i czytaa jedn z moich
ksiek. Moje ulubione young adult paranormal - o owczyni
demonw yjcej w Atlancie.
Ale co robia tu Dee?
Usiadam i odgarnam wosy z twarzy. Zegarek w starym
stylu stojcy na telewizorze, ktry moja mama uwielbiaa,
wskazywa kwadrans po pnocy.
Dee zamkna ksik.
- Daemon pojecha do supermarketu w Moorefield. Zajmie
mu to absurdaln ilo czasu, ale tylko tam maj o tej porze
otwarte. Chce kupi dywan.
- Dywan?
Jej rysy si wyostrzyy.

- Do twojej sypialni... W domu nie masz wicej dywanw, a


on nie chcia, eby twoja mama zauwaya plam i pomylaa,
e chciaa spali dom.
Plam...? Gdy sen cakowicie odpyn, przypomniay mi si
ostatnie wydarzenia. Plama w moim pokoju wskazuje miejsce,
gdzie Carissa praktycznie dokonaa autodestrukcji.
- O Boe... - Zsunam nogi z kanapy, ale trzsy si za
bardzo, bym moga wsta. Poczuam zy zbierajce si pod
powiekami. - Nie chciaam., nie chciaam jej zabi.
Nie wiem, dlaczego to powiedziaam. Moe dlatego, e w
gbi serca zastanawiaam si, czy Dee instynktownie obarczy
mnie winn za to, co stao si Carissie.
- Wiem. Daemon powiedzia mi o wszystkim. - Wyprostowaa nogi i spucia spojrzenie. - Nie wierz...
- Nie wierzysz, e to si stao? - Pokiwaa gow. Podcignam nogi i objam je rkami. - Ja te nie. Mj mzg nie
chce tego ogarn.
Dee milczaa przez chwil.
- Nie rozmawiaam z ni od... c, odkd to wszystko si
stao. - Pochylia gow, a wosy opady jej na ramiona i
zakryy twarz. - Lubiam j, ale uwaaa mnie za skoczon
suk.
Ju miaam powiedzie, e to nie prawda, ale Dee spojrzaa
na mnie ze sabym umiechem na ustach.
- Nie kam, eby mi poprawi samopoczucie. Doceniam to,
ale to niczego nie zmieni. Chyba nawet nie odezwaam si do
niej, odkd... umar Adam, a teraz...
A teraz ona nie yje.

Chciaam j pocieszy, ale pomidzy mn a Dee istniaa


gruba ciana pod napiciem, wysoka na cztery metry. Moe i
to napicie elektryczne zanikao, ale i tak pomidzy nami nie
byo lepiej. W tym momencie bolao to bardziej ni cokolwiek
innego.
Potaram szyj i zamknam oczy. Mzg miaam zmiadony
na papk i nie byam pewna, co teraz robi. Chciaam tylko
opakiwa przyjacik, ale jak to zrobi, gdy jej nie byo w
rodku, kiedy to si stao?
Dee odchrzkna.
- Daemon i ja posprztalimy w twojej sypialni. Byo kilka
rzeczy, ktrych nie dao si uratowa. Niektre ubrania byy
spalone lub podarte, wic je wyrzuciam. Powiesiam zdjcie,
eby zakry dziur w cianie. - Spojrzaa na mnie ostronie. Twj laptop... Nie jest... w dobrym stanie.
Moje ramiona si zapady. Laptop by najmniejszym
zmartwieniem tej nocy, ale nie miaam pojcia, jak wytumacz to mamie.
- Dzikuj - powiedziaam w kocu z zacinitym gardem.
-Ja bym chyba nie bya w stanie tego zrobi.
Dee okrcia na palcu kosmyk wosw. Mino kilka chwil
ciszy, a potem:
- Wszystko z tob dobrze, Katy? Tak szczerze? Byam w
szoku, wic odpowiedziaam dopiero po kilku sekundach.
- Nie, nie jest ze mn dobrze - powiedziaam zgodnie z
prawd.
- Tak te mylaam. - Ucicha i otara oczy doni.
-Naprawd lubiam Cariss.

- Ja te - wyszeptaam i nic wicej nie miaam do powiedzenia.


Wszystko, co stao si przed t noc i na czym bylimy tak
skupieni, przestao mie znaczenie. To byy nadal wane
problemy, ale mier przyjaciki przebijaa wszystko. Jej
mier i jej ycie byy zagadk. Znaam j od szeciu
miesicy, ale nie znaam jej wcale.

Rozdzia 26
We wtorek udaam, e jestem chora i zostaam na kanapie,
na ktrej wegetowaam. Nie byam w stanie myle o szkole.
Nie chciaam si widzie z Les. Wiedziaam, e jej najlepsza
przyjacika umara. Nie chciaam udawa, e nic nie wiem.
Po prostu jeszcze nie mogam tego zrobi.
Co jaki czas do mojego mzgu wkrada si obraz twarzy
Carissy. Byy dwie wersje: przed t straszn noc i po. Gdy
widziaam jej mieszne okulary, czuam ucisk w piersiach, a
gdy widziaam jej puste oczy, znowu chciao mi si paka.
I pakaam.
Mama nie naciskaa. Po pierwsze, rzadko opuszczaam
szko. Po drugie, wygldaam okropnie. Nawet nie musiaam
udawa choroby. Mama spdzia wiksz cz poranka na
tuleniu mnie, a ja byam wdziczna, bo potrzebowaam mamy
bardziej, ni bya w stanie sobie wyobrazi.
Pniej posza na gr, eby si wyspa. Potem pojawi si
Daemon. Wszed i zamkn za sob drzwi. Mia na gowie
czarn bejsbolwk, ktra zakrywaa jego oczy.
- Co ty tu robisz? - Bya dopiero pierwsza po poudniu.
Wzi mnie za rk i pocign do salonu.

- adna piamka. Zignorowaam to.


- Nie powiniene by w szkole?
- Nie powinna by teraz sama. - Odwrci czapk daszkiem
do tylu.
- Nic mi nie jest.
Daemon posa mi znaczce spojrzenie. Musiaam przyzna cieszyam si z jego obecnoci, bo potrzebowaam kogo, kto
wiedzia, co naprawd si wydarzyo. Przez cay dzie czuam
si rozdarta pomidzy poczuciem winy a zdezorientowaniem.
Miota mn smutek, ktry by ciki do zrozumienia.
Daemon poprowadzi mnie bez sowa na kanap i wycign
si na niej, a mnie przycign do swojego boku. Otoczy
mnie cikim ramieniem w talii, co mnie uspokoio.
Rozmawialimy szeptem o normalnych rzeczach... bezpiecznych, ktre nie wywoyway w nas mocnych emocji.
Po jakim czasie obrciam si w jego ramionach, a nasze
nosy otary si o siebie. Nie pocaowalimy si. Obejmowalimy si tylko i byo to co bardziej intymnego ni
wszystko inne, co moglibymy w tym czasie zrobi. W ktrym momencie odpynlimy.
Pniej mama zesza na d i zobaczya nas na kanapie.
Obudziam si okoo pitej, poczuwszy zapach kawy. Gowa
Daemona opieraa si o moj, a moja rka dotykaa jego serca.
Niezwocznie uwolniam si z jego ucisku i wygadziam
rk wosy. Mama staa w przejciu, opierajc si o framug.
W rce trzymaa parujcy kubek kawy.

Miaa na sobie piam z motywem patkw Lucky Charms.


No ja nie wierz...
- Skd tyj wytrzasna? - zapytaam.
- Co? - Upia yk kawy.
- T... odraajc piam - powiedziaam. Wzruszya
ramionami.
- Mi si podoba.
- Jest urocza - powiedzia Daemon. Zdj czapk i przeczesa
doni zmierzwione wosy. Szturchnam go okciem, ale on
tylko wyszczerzy si w umiechu. - Przepraszam, pani
Swartz, nie miaem zamiaru zasn...
- Nic nie szkodzi. - Mama machna rk. - Katy nie czua
si dobrze i ciesz si, e przy niej bye. Mam nadziej, e
si niczym nie zarazie.
Spojrza na mnie ktem oka.
- Mam nadziej, e nie dostaem od ciebie wszy.
Prychnam. Jeli kto tu zaraa kosmicznymi wszami,
to by to Daemon.
Odezwaa si komrka mamy, wic wycigna j z kieszeni
piamy, rozlewajc kaw na pododze. Jej twarz rozwietlia
si, jak za kadym razem, gdy dzwoni Will. Serce mi
zamaro, a ona wysza do kuchni.
- Will - wyszeptaam i wstaam, zanim si zorientowaam.
Daemon by tu za mn.
- Nie wiesz na pewno.
- Wiem. Widziaam to w jej oczach - on sprawia, e jej oczy
byszcz. - Miaam ochot puci pawia, i to na serio. Nagle
ujrzaam mam lec na pododze sypialni, bez

ycia, jak Carissa. Poczuam panik. - Musz jej powiedzie,


dlaczego Will si do niej zbliy.
- I co jej powiesz? - Zablokowa mi przejcie. - e by tu, by
si zbliy do ciebie? e j wykorzysta? To chyba nie
umniejszy ciosu.
Otworzyam usta, ale on mia racj. Pooy mi donie na
ramionach.
- Nie wiemy, czy to on dzwoni ani co si z nim stao. Pomyl
o Carissie - powiedzia cicho. - Jej mutacja bya niestabilna.
Nie zajo duo czasu... nim to si skoczyo.
- To oznacza, e przey mutacj. - Nie czuam si przez to
ani troch lepiej.
- Albo po prostu przemina. - Sprbowa znowu. -Nie
moemy ni zrobi, dopki nie dowiemy si, z czym mamy
do czynienia.
Poruszyam si niespokojnie i wyjrzaam ponad jego
ramieniem. Poczuam na plecach ciar stresu, ktry by jak
siedmiotonowa kula. Byo tyle spraw, z ktrymi trzeba sobie
poradzi.
-Jedna rzecz - powiedzia Daemon, jakby potrafi mi czyta
w mylach. - Zajmiemy si po jednej rzeczy naraz. Tylko tyle
jestemy w stanie zrobi.
Skinam gow i wziam oddech, a potem wypuciam
powoli powietrze. Moje serce cigle walio jak oszalae.
- Id sprawdzi, czy to on.
Puci mnie i odsun si, a ja pospieszyam do kuchni.
- Twoja piama podoba mi si bardziej - powiedzia.
Odwrciam si, a Daemon si do mnie umiechn.

Moja piama nie bya lepsza od piamy mamy. Na mojej


byo chyba z tysic rowych i fioletowych kropek.
- Zamknij si - powiedziaam. Daemon wrci na kanap.
- Poczekam tu.
W momencie gdy weszam do kuchni, mama si rozczya.
Rysy jej twarzy si wyostrzyy. Widziaam te napicie w jej
ramionach.
- Co si stao?
Zamrugaa i zmusia si do umiechu.
- Och, nic, skarbie.
Wziam rcznik i wytaram rozsypany cukier.
- Nie wyglda na nic. - Waciwie to wygldao na co
powanego.
Mama si skrzywia.
- To by Will. Cigle jest na zachodzie. Myli, e zapa co
podczas podry. Bdzie tam, dopki nie poczuje si lepiej.
Zamaram. Kamca, chciaam krzykn. Mama wylaa kaw i
opukaa kubek.
- Nie mwiam ci tego, skarbie, bo nie chciaam wywoywa
zych wspomnie, ale Will... by kiedy chory, jak twj tata.
Szczka mi opada.
Mama le zrozumiaa moje zaskoczenie, bo powiedziaa:
- Wiem. To jaki paskudny art, prawda? Ale Will by
wyleczony i nie powinno by remisji raka.
Nie miaam nic do powiedzenia. Nic. Will powiedzia jej, e
by wczeniej chory.

- Ale ja si oczywicie martwi. - Woya kubek do


zmywarki. Nie zamkna normalnie drzwi, tylko zatrzasna je
z przyzwyczajenia. - Wiem, niepotrzebnie martwi si czym
takim. - Zatrzymaa si przede mn i pooya mi rk na
czole. - Nie masz gorczki. Lepiej si czujesz?
Zmiana tematu zbia mnie z pantayku.
- Tak, ju lepiej.
- To dobrze. - Mama umiechna si i tym razem to nie by
sztuczny umiech. - Nie martw si o Willa, skarbie. Nic mu
nie bdzie i wrci, zanim si spostrzeemy. Wszystko bdzie
dobrze.
Moje serce zabio mocniej.
- Mamo? -Tak?
Byam tak bliska, by jej wszystko powiedzie, ale zamaram.
Daemon mia racj. Co miaabym powiedzie? Pokrciam
tylko gow.
- Jestem pewna... e Willowi nic nie bdzie. Pochylia si i
pocaowaa mnie w policzek.
- Ucieszyby si, gdyby wiedzia, jak si o niego martwimy.
W moim gardle nars histeryczny miech. O tak, na pewno
by si ucieszy.
***
Mama pojechaa do pracy, a ja wyszam nad jezioro.
Gapiam si teraz na stos poyskujcego onyksu.
Matthew i Daemon nie powiedzieli wiele, odkd przyjechalimy, i nawet Blake by nienaturalnie milczcy. Ju

wszyscy wiedzieli, co stao si zeszej nocy z Cariss.


Wczeniej tego dnia Daemon rozmawia z Blakiem. Ich
konwersacja odbya si bez uycia pici. aowaam, e nie
byam tego wiadkiem. Najwyraniej Blake nigdy nie widzia
na wasne oczy niestabilnej hybrydy. Tylko o nich sysza.
Ale Dawson widzia.
Widzia ludzi, ktrych mu przyprowadzano. Byli zwykymi
ludmi przed mutacj, a kilka dni pniej im odbijao. Byli
gwatowni, uywali przemocy, a chwil pniej pozbawiali
samych siebie ycia. Im wszystkim podano serum, ktre mi
te wstrzyknito. Bez niego, wedug Blake a, mutacja
mogaby si utrzyma, w wikszoci wypadkw taka mutacja
szybko zanikaa.
Od mojego przyjazdu nad jezioro Dawson nie odstpowa
mnie na krok. Daemon i Matthew w tym czasie ostronie
zajmowali si onyksem.
- Ju raz musiaem to robi - powiedzia cicho Dawson. Jego
wzrok skupiony by na zachmurzonym niebie.
- Co zrobi?
- Patrze, jak umiera hybryda. - Odetchn i zmruy oczy. Facet oszala i nikt nie mg go powstrzyma. Zabi jednego
oficera, a potem nastpi rozbysk wiata. To by taki
spontaniczny wybuch. wiata zgasy, a on znikn. Nic nie
zostao. Zdarzyo si to tak szybko, e chyba nawet nic nie
poczu.
Pamitaam, jak trzsa si Carissa i wiedziaam, e ona
musiaa to czu. Zrobio mi si niedobrze. Skupiam si na
Daemonie. Onyks znajdowa si w dziurze, przed

ktr klcza. Rozmawia wanie cicho z Matthew. Cieszyam si, e nie byo tu reszty grupy.
- Czy ludzie, ktrych do ciebie przyprowadzali, wiedzieli,
dlaczego tam byli?
- Niektrzy tak, jakby si ju wczeniej na to pisali. Inni byli
nieprzytomni. Nie mieli pojcia. Myl, e to byli bezdomni.
To chore. Nie byam ju w stanie sta prosto, wic ruszyam
do brzegu jeziora. Woda ju nie bya zamarznita, nie bya te
wzburzona. Zupene przeciwiestwo tego, jak si teraz czuam
w rodku.
Dawson pody za mn.
- Carissa bya dobr osob. Nie zasuya na to. Czy w ogle
wiadomo, dlaczego j wybrali?
Pokrciam gow. Mylaam o tym przez spor cz dnia.
Nawet jeli Carissa wiedziaa o Luksjanach i przez jednego
zostaa uleczona, to Daedalus musia by w to zamieszany.
Byam tego pewna. Ale dlaczego i jak, byo tajemnic. Tak
samo jak kamie, ktry miaa na nadgarstku.
- Widziae, eby kiedykolwiek hybrydy miay nosiy cos
podobnego? Chodzi mi o czarny kamie, ktry wyglda,
jakby mia w sobie ogie?
Zmarszczy brwi.
- Poza Beth adna z moich hybryd nie przeya. Nie mieli
czego takiego. Innych nigdy nie widziaem.
Straszne. To po prostu straszne. Przeknam z trudem.
Delikatny wiatr zmci jezioro, a fala uderzya o brzeg obok
mnie.

- Ludzie! - Daemon zawoa i odwrcilimy si. - Jestecie


gotowi?
Czy bylimy gotowi, by wej do komnaty blu? Hmm, nie.
Ale i tak do nich podeszlimy. Daemon sta i trzyma w doni
kawaek onyksu. Mia na sobie rkawiczk.
Odwrci si do Blake'a.
- To twoje przedstawienie.
Blake wzi gboki oddech i skin gow.
- Myl, e najpierw trzeba sprawdzi, czy sam jestem
odporny na onyks. Jeli tak, to wtedy mamy jakie oparcie,
tak? Przynajmniej wiemy, e moemy si uodporni.
Daemon spojrza na onyks i wzruszy ramionami. Bez
ostrzeenia wycign rk i przyoy onyks do policzka
Blake'a.
Otworzyam usta ze zdziwienia. Matthew si cofn.
- Boe.
Dawson zamia si pod nosem. Przez kilka chwil nic si nie
dziao. W kocu Blake odsun od siebie onyks. Jego nozdrza
zafaloway.
- Co, u diaba?
Zawiedziony Daemon odoy kamie na stos.
- C, najwyraniej jeste odporny na onyks, a ja miaem
nadziej, e jednak tak nie bdzie.
Blake gapi si na niego przez chwil.
- A jeli bym nie by odporny? Dobry Boe, chciaem si na
to przygotowa.
- Wiem. - Daemon parskn. Matthew pokrci gow.

- Okay, wracamy do najwaniejszego, chopcy. Jak mamy to


zrobi?
Blake podszed do stosu i podnis jeden kamie. Widziaam
w jego twarzy niepewno, ale nie puci onyksu.
- Sugeruj, by Daemon byl pierwszy. Bd go trzyma przy
skrze, a padniesz. I ani chwili duej.
- Boe - wyszeptaam.
Daemon zdj rkawiczki i wycign przed siebie rk.
- Dawaj.
Blake nie zawaha si i przycisn onyks do doni Daemona.
Jego twarz nagle cigna si z blu. Chcia odej, ale onyks
trzyma go w miejscu. Jego rka zadraa, a nastpnie cae
ciao.
Dawson i ja ruszylimy do niego, ale adne z nas nie mogo
pomc. Dla mnie to zbyt wiele - sta w miejscu bezczynnie i
patrze, jak bl wyostrza rysy jego piknej twarzy. A sama
poczuam bl.
Potem Blake odsun si i Daemon opad na kolana. Obiema
domi uderzy mocno w ziemi.
- Cholera...
Ruszyam przed siebie i dotknam jego ramienia.
- Wszystko dobrze?
- Nic mu nie jest - powiedzia Blake i odoy onyks na
ziemi. Jego rka zacza si trz. - Zaczo pali. Moja
odporno musi mie jaki limit...
Daemon wsta niepewnie, a ja razem z nim.

- Wszystko dobrze. - Spojrza na Dawsona, ktry wanie


gapi si na Blake'a, jakby chcia go wyrzuci przez okno. Nic mi nie jest, Dawson.
- Skd wiemy, e to zadziaa? - zada Marchew. - Dotykanie onyksu to nie to samo, co bycie nim spryskanym od
stp do gw.
- Ju wczeniej przechodziem przez te drzwi i nic si nie
stao. To nie tak, e wczeniej pryskali mi onyksem w twarz.
Nasz sposb musi zadziaa.
Mwi wczeniej, e wszystko, czego dotyka, byo pokryte
czarnym kamieniem.
- Okay. Zrbmy to.
Daemon otworzy usta, ale rzuciam mu ostre spojrzenie. Nie
odcignie mnie od tego pomysu.
Blake zaoy rkawiczk i skierowa si do Matthew. Ze
starszym Luksjaninem stao si to samo. Upad na kolana i
zacz apczywie wciga powietrze. Potem nadesza kolej
Dawsona.
U niego zajo to troch wicej czasu, ale miao to sens. Ju
by wystawiony na dziaanie sprayu, jak ja, i wczeniej by
torturowany tym kamieniem. Mimo to po dziesiciu
sekundach upad, a jego brat masakrowa przeklestwami
jzyk angielski.
Nadesza moja kolej.
Wyprostowaam ramiona i skinam gow. Byam gotowa,
no nie? Kogo ja chciaam oszuka? Za choler nie byam. To
bdzie bolao.

Blake skrzywi si i podszed do mnie, ale Daemon go


zatrzyma. Przez rkawiczk wzi od niego onyks i stan
przede mn.
- Nie - powiedziaam. - Nie chc, by to robi.
Rozwcieczyo mnie widoczne na jego twarzy zdeterminowanie.
- Nie pozwol mu tego zrobi.
- To niech zrobi to kto inny. - Nie ma mowy, eby to on
przyoy mi onyks. - Prosz. - Daemon pokrci gow.
Miaam ochot go uderzy. - To nie jest waciwie.
- Albo ja, albo nikt.
I wtedy zrozumiaam. Chcia, by byo, jak on chce. Wziam
oddech i spojrzaam na niego z uniesion gow.
- Zrb to.
Jego ciemnozielonych oczach zabysno zaskoczenie, a
zo jeszcze si pogbia.
- Nie podoba mi si to - powiedzia na tyle gono, bym tylko
ja syszaa.
- Mi te nie. - Poczuam w gardle niepokj. - Po prostu ju to
zrb.
Nie odwrci wzroku, ale wiedziaam, e chcia. Bl, ktry
miaam poczu, bdzie obustronny. On te go poczuje... nie
fizycznie, ale bardziej wewntrznie. Tak samo czuam si, gdy
Daemon cierpia.
Zamknam oczy. Mylaam, e to pomoe. Wydawao si,
e tak, bo jakie dziesi sekund pniej poczuam na rce
chodny onyks. Przez chwil nic si nie dziao, jednak w
mojej rce szybko wybuchn bl. Tysic maych drzazg
ranio moje ciao. Zagryzam warg, eby

zdusi krzyk. Po chwili opadam na ziemi i zaczam


apczywie yka powietrze. Cae moje ciao si trzso.
- Dobrze... Okay... Nie tak le.
- Gwno prawda - powiedzia Daemon i postawi mnie do
pionu. - Kat...
Uwolniam si od niego i wziam gboki oddech.
- Naprawd nic mi nie jest. Musimy kontynuowa. Daemon
wyglda, jakby chcia przerzuci mnie sobie
przez rami i uciec std jak jaki jaskiniowiec. Ruszylimy
jednak dalej. Raz za razem kady z nas dotyka onyksu i
trzyma go, a nasze ciaa odmwiy wsppracy. Nikt z nas
nie polepszy swojego czasu, ale przecie dopiero
zaczynalimy.
- To troch jak poraenie paralizatorem - powiedzia
Matthew, zakry dziur z onyksem desk i pooy na nim dwa
cikie kamienie. Byo ju pno, a my wszyscy bylimy
wykoczeni. Nawet Blake. - Nigdy nie byem poraony
paralizatorem, ale wyobraam sobie, jakie to moe by
uczucie.
Zaczam si zastanawia, jakie mog by tego dugoterminowe skutki. Moe na przykad przyspieszony rytm
serca lub stres pourazowy. Jedyn dobr rzecz tego eksperymentu byo to, e nie miaam czasu myle o czym
innym.
Skoczylimy i ruszylimy do domu. Blake zwolni i szed
teraz obok mnie.
- Przykro mi - powiedzia. Nic nie powiedziaam.

Schowa donie do kieszeni.


- Lubiem Cariss. Chciabym...
- Gdyby yczenia byy rybami, wszyscy stawialibymy
sieci". Tak lecia ten cytat? - Gorycz wyostrzya mj ton.
- Tak, wanie tak. - Zamilk. - W szkole zapanuje chaos.
- A co ci to obchodzi? Wyjedziesz std, jak tylko odzyskasz
Chrisa. Bdziesz nastpn osob, ktra rozpynie si w
powietrzu.
Zatrzyma si i przekrzywi gow.
- Zostabym, gdybym mg. Ale nie mog. Zmarszczyam
brwi i spojrzaam przed siebie. Daemon
zwolni. Bez wtpienia robi wszystko, eby nie zwikszy
dystansu midzy mn a Blakiem. Przez sekund rozwaaam,
czy zapyta Blake a o kamie. Mgby wiedzie, skoro
pracowa kiedy dla Daedalusa... lub cigle pracuje. To byo
jednak zbyt ryzykowne. Blake twierdzi, e bawi si w podwjnego agenta. Sowo klucz: twierdzi.
Pooyam donie na talii. Nad moj gow gazie uderzay
o siebie z trzaskiem w cichym, powolnym rytmie.
- Zostabym - znowu powiedzia i pooy mi rk na
ramieniu. - Ja...
Daemon w sekundzie oderwa palce Blake'a od mojego
ramienia.
- Nie dotykaj jej.
Blake zblad i wyrwa rk z ucisku.
- Nic nie robiem, stary. Jeste nadopiekuczy czy co?
Daemon wszed pomidzy mnie i Blake'a i powiedzia:

- Mylaem, e si dogadalimy. Jeste tu, bo nie mamy


wyboru. Cigle yjesz, bo ona jest lepsz osob ni ja. Nie
jeste tu po to, by j pociesza. Chwytasz?
Blake zacisn szczk. -Jasne. Do zobaczenia pniej.
Patrzyam, jak Blake przechodzi obok Matthew i Dawsona.
- To byo troch nadopiekucze.
- Nie podoba mi si, e ci dotyka - warkn. Jego oczy
zaczy wieci na biao. - Nie podoba mi si, e jest w tej
samej strefie co ty. Nie ufam mu.
Stanam na palcach i pocaowaam Daemona w policzek.
- Nikt mu nie ufa, ale to nie znaczy, e moesz mu grozi co
pi sekund.
- A wanie e mog.
Zamiaam si i otoczyam go ramionami w pasie. Czuam
pod policzkiem stabilne bicie jego serca. Przesun rk w d
moich plecw i pochyli si.
- Naprawd chcesz mie wicej takich dni? - zapyta. -Dni
cigncych si w nieskoczono, wypenionych blem?
Nie byo to na szczycie mojej listy do zrobienia.
- To mnie skutecznie rozprasza, a wanie tego teraz
potrzebuj.
Oczekiwaam, e bdzie si kci, ale tego nie zrobi.
Pocaowa mnie tylko w gow, a potem stalimy w bezruchu
przez chwil. Gdy si od siebie odsunlimy, Matthew i
Dawson zniknli. Przez gazie zacz wyglda ksiyc.
Wracalimy, trzymajc si za rce. Potem on poszed do
swojego domu, eby si umy.

W moim domu byo ciemno i cicho. Staam przy schodach


na dole, walczc o oddech. Nie powinnam si ba wasnej
sypialni. To gupie. Pooyam rk na balustradzie i zrobiam
jeden krok.
Moje minie si napiy.
To tylko sypialnia. Nie mogam przez wieczno spa na
kanapie i nie mogam ucieka z sypialni, jakby goni mnie
Arumianin.
Kady krok robiam wbrew sobie, najchtniej bym si
odwrcia i pobiega w przeciwn stron. Mimo to kontynuowaam, a doszam do korytarza i stanam w przejciu.
Daemon i Dee posprztali wszystko. Moje ko byo
pocielone. Ubrania zoone, a wszystkie papiery na biurku
uoone w stosik. Zniszczony laptop znikn. Na pododze, w
miejscu, gdzie staa Carissa, lea may, okrgy dywan. By
puszysty, w ciepym brzowym odcieniu. Daemon wiedzia,
e nie lubi krzykliwych kolorw. W przeciwiestwie do Dee.
Poza tym mj pokj wyglda zwyczajnie.
Wstrzymaam oddech i zmusiam si do wejcia. Chodziam
po pokoju i zbieraam ksiki, ktre poukadaam tak, jak
leay wczeniej. Miaam przy tym pustk w gowie. Jaki
czas pniej na ciemnym niebie pojawiy si gwiazdy. Jedna z
nich spada, a za ni cigna si smuga wiata. Zacisnam
palce na kocu i zaczam si zastanawia, czy to bya
gwiazda, czy co innego. Wszyscy Luksjanie byli na Ziemi,
zgadza si?
Zamknam oczy z wysikiem i pomylaam o jutrze. Po
szkole Daemon i ja pojedziemy do Martinsburga, eby

poszuka Luca. Wszyscy myleli, e chcemy si tylko urwa


na jeden wieczr. Mam nadziej, e po naszej wizycie
bdziemy wiedzie troch wicej o Carissie.
Tej nocy spaam niespokojnie. Byo ju pno, gdy
poczuam obok siebie Daemona. Otoczy mnie rk w talii.
Bdc jeszcze na skraju wiadomoci, pomylaam, e
powinien by bardziej ostrony. Jeli mama znowu zapie go
w moim ku, zrobi si nieprzyjemnie. W jego ramionach
byo mi wygodnie. Czujc jego oddech na szyi, szybko
odpywaam w sen.
- Kocham ci - myl, e to powiedziaam. Mgby to by
sen, ale jego rka cisna mnie mocniej, a jego noga
wlizgna si pomidzy moje. Moe to by tylko sen, ale
czuam si nadzwyczaj dobrze. Jeli by, to mi wystarczyo.

Rozdzia 27
Lesa waciwie napada na mnie, gdy tylko nastpnego dnia
przekroczyam prg szkoy. Nawet nie zdyam doj do
swojej szafki. Zapaa moj rk i odcigna mnie na bok.
Gdy j zobaczyam, wiedziaam, e czua, e stao si co
zego. Twarz miaa blad, oczy podkrone, a jej dolna warga
draa. Nigdy nie wiedziaam jej w takim stanie.
- Co si stao? - zapytaam, silc si na spokojny ton. Wbia
mi palce w rami.
- Carissa zagina.
Poczuam, e krew odpywa z mojej twarzy.
- e co? - wydusiam.
W jej oczach zabysny zy. Skina gow.
- Miaa gryp, nie? I najwyraniej si jej pogorszyo. Miaa
wysok temperatur. Rodzice zabrali j do szpitala. Myleli,
e ma moe zapalenie opon mzgowych czy co.
Wypucia drcy oddech.
- Nie wiedziaam, dopki jej rodzice dzisiaj do mnie nie
zadzwonili. Pytali, czy j widziaam. Powiedziaam Nie,
czemu? I tak bya zbyt chora, by odebra telefon i tak

dalej". Powiedzieli mi, e znikna ze szpitala. Rodzice jej


szukaj, a policja nie chciaa spisa raportu o zaginionej
osobie, bo nie mino jeszcze czterdzieci osiem godzin.
Przeraenie, ktre poczuam, nie byo udawane. Powiedziaam co jeszcze, ale naprawd nie byam wiadoma
wasnych sw. Lesa i tak nie bya w stanie mnie sucha.
- Myl, e wysza ze szpitala... e bya powanie chora i
teraz gdzie si bka. - Jej gos si zatrzs. - Jak to si stao,
e nikt jej nie widzia i nie powstrzyma?
- Nie wiem - wyszeptaam. Lesa otoczya si ramionami.
Serce mi si krajao. Chciaam powiedzie jej prawd, ale to
by tylko moment saboci. Nic na tym wiecie nie zmusioby
mnie do przekazania takich wieci.
Nie byo nic, co mogabym powiedzie, ale za to objam j
ramionami i trzymaam w ucisku a do pierwszego dzwonka.
Poszymy do klasy bez naszych podrcznikw. To nie miao
znaczenia. Wieci o znikniciu Carissy ju zaczy si
rozchodzi i nikt w klasie nie by skupiony na lekcji.
Po zajciach Kimmy ogosia, e policja organizuje w szkole
grup poszukiwawcz. Ona i Carissa nie przyjaniy si, ale
pojam, e to przecie niewane. Zbyt duo ludzi ju
znikno i miao to wpyw na wszystkich. Spojrzaam ponad
ramieniem i zobaczyam Daemona, ktry posa mi
pocieszajcy umiech. Troch mnie to uspokoio, ale i tak
byam kbkiem nerww. Po lekcji Lesa zaczekaa na mnie.

- Chyba pjd do domu - powiedziaa, mrugajc szybko. Nie... po prostu nie mog tu teraz by.
- Jeli chcesz, pjd z tob - zasugerowaam. Nie chciaam
jej zostawia, jeli kogo potrzebowaa.
Lesa pokrcia gow.
Uciskaam j szybko, a potem patrzyam, jak ucieka z klasy.
Daemon nic nie powiedzia. Pocaowa mnie tylko w skro.
Wiedzia, e nie byo ju nic do powiedzenia.
- Mylisz, e mamy czas, eby przed naszym wyjazdem
doczy do grupy poszukiwawczej? - zapytaam.
Oboje wiedzielimy, e to bezcelowe, ale Carissa zasugiwaa chocia na ten rodzaj szacunku. A moe byo to niewaciwe, gdy wiedziao si, co si z ni stao? Ju nie
wiedziaam.
Daemon te nie wiedzia, ale si zgodzi.
- Oczywicie.
Chciaam ju wyj ze szkoy, tym bardziej e wszyscy
mwili o Carissie i jej odnalezieniu. Ludzie mieli wielkie nadzieje. Wydawao si niemoliwe, by zagina jak Simon.
Przez cay dzie miaam poczucie winy i czuam zo. Siedziaam w klasie bez celu, podczas gdy byo tyle
waniejszych rzeczy. Ci ludzie nie mieli pojcia, co si wok
nich dziao. yli w bogiej bace niewiadomoci i nawet te
zniknicia nie mogy jej przebi. One tylko tworzyy
niewielkie dziurki w powierzchni baki. Tylko czekaam, a
to wszystko pknie.
Podczas lunchu po raz pierwszy wszyscy siedzielimy razem. Nawet Blake do nas doczy. Mj brak apetytu nie mia
nic wsplnego z podejrzanym jedzeniem na talerzu.
- Idziecie na poszukiwania? - zapyta Andrew.

Skinam gow.
- Ale po tym i tak robimy swoje. Blake spochmurnia.
- Myl, e powinnicie z tym poczeka.
- Dlaczego? - zapytaam, zanim Daemon trzasnby go tak,
e odpadaby mu gowa.
- Musimy pracowa nad wzmocnieniem odpornoci, a wy
sobie robicie randk. - Ash, siedzca naprzeciwko niego,
pokiwaa gow. - To nie jest teraz wane.
Daemon rzuci Blake'owi spojrzenie.
- Zamknij si.
Blake pochyli si nad stoem. Policzki mia zaczerwienione.
-Jeli ma nam si uda, kady dzie jest wany. Minie w
szczce Daemona napiy si. -Jeden dzie niczego nie
zmieni. Wy moecie wiczy lub nie. Mam to gdzie.
Blake ju chcia zaprotestowa, ale wtrci si Dawson.
- Pozwl im i. Potrzebuj tego. Nic nam nie bdzie.
Podniosam widelec, byam czerwona na twarzy. Kady
myla, e chcielimy std uciec i mie troch czasu dla
siebie, a ja nie chciaam wyprowadza ich z bdu. Nie
chciaam te litoci. Tylko e dzisiejsza noc nie bdzie
randk. To, co Daemon i ja zamierzamy zrobi, bdzie tak
niebezpieczne, jak igranie z onyksem.
Daemon obrci si i zapa mnie za rk pod stoem, jakby
wyczu moje ciemne myli. cisn j, a mi z jakiego
powodu zachciao si paka. Zamieniaam si w miczaka, a
to wszystko jego wina.

Moliwe, e wczoraj w nocy go sobie wyniam, bo rano go


ju nie byo, a na poduszce nie czuam jego zapachu, ktry
rozpoznaabym wszdzie. Chciaam myle, e to byo
naprawd. e nie wyniam sobie, jak trzyma mnie blisko, jak
jego ciepe rce trzymaj mnie za biodra, a usta ledz
krzywizn szyi.
Jeli to sobie jednak wyobraziam... O ludzie, to miaam
naprawd realistyczne sny. Nie zapytaam go o to, bo to by
byo zawstydzajce. Nie wspominajc o tym, e ego Daemona
nie potrzebowao wiedzy, e niam o nim w nocy.
Umiechnam si lekko, mylc o jego bardzo prawdopodobnej reakcji. Daemon dostrzeg ten umiech. Moje
serce przyspieszyo, bo poczuam, e jego zrobio to pierwsze.
Czasami ta kosmiczna wi miaa swoje plusy. Mwio mi to
na przykad, jaki miaam na niego wpyw.

Rozdzia 28
Poszukiwania wyglday tak samo jak w telewizji. Ludzie
szli kilometrami przez pola za policjantami i ich psami. Dla
niewtajemniczonych wszystko byo wskazwk - rozrzucony
stos lici, podarty kawaek ubrania, ledwo widoczne odciski
stp.
To smutne.
Gwnie dlatego, e ludzie mieli tyle nadziei, e Carissa si
znajdzie - nic jej nie bdzie i wszystko wrci do normy. Nie
bdzie ostatni zaginion osob, bo jej sytuacja jest inna.
Przecie sama wysza ze szpitala.
Jednak mi jako ciko byo w to uwierzy.
Will by kretem w szpitalu i nie musz by detektywem, by
wiedzie, e nie on jeden. Gdybym miaa zgadywa,
powiedziaabym, e Carissa miaa pomoc przy wyjciu z tego
szpitala.
Daemon i ja wyjechalimy po pitej i udalimy si do
naszych domw. Weszam do rodka, eby przebra si na
nasz randk". Nie zamierzaam stroi si jak ostatnim
razem. Wybraam obcise dinsy, szpilki i obcisy sweter,
ktry poparaby Lesa.

Mama bya w kuchni i smaya omlet. Wybauszyam oczy i


szybko obcignam sweter. Spojrzaa ponad ramieniem i w
tym czasie podrzucia jajka, ktrych wikszo nawet nie
spada z powrotem na patelni.
Przy niej Heli 's Kitchen wymika.
-Wychodzisz dzisiaj z Daemonem?
- Tak - powiedziaam i chwyciam papierowy rcznik.
Wytaram palnik, na ktry skapna jajecznica. - Idziemy na
kolacj, a potem do kina.
- Pamitaj, e masz godzin policyjn. Jutro jest szkoa.
- Wiem. - Wyrzuciam rcznik i zakryam sweter jedn rk.
- Syszaa o Carissie?
Mama skina gow.
- Nie pracowaam wtedy w jej szpitalu, ale wczeniej bya w
nim przez dwa dni. A poszukiwania nie id dobrze.
Mama teraz pracowaa w Winchester.
- To oni naprawd myl, e tak po prostu sobie wysza?
- Z tego, co syszaam, bya leczona na zapalenie opon
mzgowych, a przy tym ma si wysok gorczk. Gdy ludzie
s tak chorzy, robi dziwne rzeczy. Dlatego tak si o ciebie
martwiam, gdy bya chora w listopadzie. - Wyczya kuchenk. - Ale nie ma wyjanienia dla tego, co si stao. Kto
powinien powstrzyma t biedn dziewczyn. Pielgniarki z
nocnej zmiany bd musiay si gsto tumaczy. Bez lekw
Carissa moe... - Urwaa i wrzucia omlet na talerz. Troch
spado na podog. Westchnam. - Znajd Cariss, skarbie.
Nie, nie znajd, chciaam wrzasn.
- Nie moga odej a tak daleko - kontynuowaa, podczas
gdy ja pochyliam si, eby zgarn resztki omle-

tu z podogi. - A te pielgniarki ju wicej nie pozwol na


taki akt zaniedbania.
Wtpiam, by to byo zaniedbanie. Pewnie odwrciy gow
albo pomogy. Ch, by i do szpitala, eby wyrwna
rachunki i da niektrym ludziom po pysku, bya trudna do
zignorowania.
Potem poegnaam si z mam i obiecaam, e nie przekrocz godziny policyjnej. Pocaowaam j w policzek,
wziam marynark i torebk. Daemon by u siebie sam.
Wszyscy poszli nad jezioro. Albo eby przey nieopisany
bl, albo eby popatrze.
Podszed do mnie. Jego wzrok utkwiony by w niewielkim
skrawku nagiej skry... Co przemkno przez jego twarz.
- Ten strj podoba mi si bardziej ni poprzedni.
- Naprawd? - Poczuam si prawie naga, gdy tak rozbiera
mnie bezwstydnie wzrokiem. - Mylaam, e podobaa ci si
tamta spdniczka.
- Podobaa, ale to...? - Zapa mnie za pasek i pocign do
siebie, mruczc. - Naprawd mi si to podoba.
Przepyna przez mnie oszaamiajca fala ciepa. Kolana
miaam jak z waty.
Daemon pokrci gow i opuci donie, a potem wycign
ze swojej kieszeni kluczyki.
- Musimy ju i. Godna? Nie jada nic od lunchu. Dopiero
po chwili byam w stanie odpowiedzie.
- Mogabym si skusi na Happy Meal. Zamia si w drodze
na zewntrz.
- Happy Meal?

- Co w tym dziwnego? - Ubraam marynark. - Jest idealny.


- To przez t zabawk, racja?
Umiechnam si. Zatrzymaam si przy drzwiach pasaera.
- Chopcy dostaj lepsze zabawki.
Daemon odwrci si nagle i zapa mnie za biodra, eby
unie nieco. Zaskoczona, upuciam torebk i chwyciam go
za ramiona.
-Co...?
Uciszy mnie pocaunkiem, ktry sign gboko. Jednoczenie mnie to przestraszyo i podniecio. Gdy mnie
caowa, to jakby siga po moj dusz.
A najmieszniejsze jest to, on ju mia w swoich rkach i
moj dusz, i serce.
Potem pozwoli mi powoli zelizgn si na ziemi. Popatrzyam na niego oszoomiona.
- Za co to byo?
- Umiechna si. - Przesun palcami po moim policzku, a
potem po gardle. Szybko zapi moj marynark. -Ostatnio
nie umiechaa si czsto. Brakowao mi tego, wic
postanowiem ci za to nagrodzi.
- Nagrodzi mnie? - Zamiaam si. - Boe, tylko ty by
uzna pocaunek za nagrod.
- Dobrze wiesz, e tak jest. Moje usta potrafi zmieni ycie,
skarbie. - Pochyli si i chwyci z ziemi moj torebk. Gotowa?
Wziam torebk i na mikkich kolanach zajam miejsce
pasaera. Daemon usiad za kierownic, odpa-

lil samochd i ruszylimy w kierunku miasta. Po drodze


zatrzymalimy si w miejscowym fastfoodzie. Poszed po
mojego Happy Meala.
I wzi dla mnie zabawk dla chopcw.
Jego posiek zawiera trzy hamburgery i dwie porcje frytek.
Gdzie te kalorie mu si odkadaj, nie wiem. Moe karmi nimi
swoje ego? To cakiem prawdopodobne po tym ostatnim
komentarzu o jego ustach. Po mutacji byam cigle godna, ale
nie tak jak Daemon.
W drodze do Martinsburga gralimy w gr Co widz", ale
Daemon zacz oszukiwa i nie chciaam ju duej gra.
Zamia si szczerze z zadowolenia.
-Jak mona oszuka w Co widz"?
- Wybierasz rzeczy, ktrych aden normalny czowiek na
tym wiecie nie widzi! - Zwalczyam umiech, widzc jego
obraon min. - I cigle wybierasz p", cigle. I ja musz
szuka czego na p", a to trudne!
- Pojazd - powiedzia z umiechem. - Pies. Paszcz. Pobocze.
- Zamilk i rzuci mi dugie spojrzenie. - Piersi.
- Zamknij si. - Uderzyam go w rami. Przez kilka chwil
panowaa cisza. Byam zdeterminowana, by znale inn gr.
Dziki tym bzdurom mogam wyczy mylenie. Zaczlimy
gr z tablicami rejestracyjnymi. Specjalnie podjeda tak
blisko samochodw, ebym nie moga nic zobaczy. Wredny.
Zanim si spostrzeglimy, skrcilimy we waciw drog i
odechciao nam si zabaw.
- Mylisz, e nas wpuszcz?

-Tak.
Posaam mu spojrzenie.
- Ten wykidajo by cakiem spory. Jego usta zadray.
- O, Kotek, widzisz, prbuj nie mwi zych rzeczy. Jego
umiech si poszerzy.
- Powiedziabym, e rozmiar nie ma znaczenia, ale ma. Ja
wiem najlepiej. - Mrugn do mnie, a ja jknam,
zdegustowana. Zamia si. - Przepraszam. Ten goryl nie
bdzie problemem. Myl, e mu si podobam.
- --e co?
Nie mia problemu z ostrymi zakrtami.
- Myl, e mu si podobam, na serio.
- Masz rozbuchane ego, wiesz o tym?
- Sama zobaczysz. Ja wyczuwam takie rzeczy.
Z tego, co sobie przypominaam, ten goryl wyglda, jakby
chcia Daemona zabi. Pokrciam gow i oparam si o
siedzenie. Zaczam skuba paznokie. Koszmarny nawyk,
ale byam kbkiem nerww.
Przed nami pojawia si opuszczona stacja paliw. SUV
zacz podskakiwa na nierwnej drodze. Musiaam si
chwyci klamki. Potem ujrzaam klub. Tym razem Daemon
te zaparkowa Dolly, najdalej jak si dao.
Ju wiedziaam, e teraz mam si pozby marynarki.
Przewiesiam j przez torebk, ktr pooyam na pododze.
Opucilimy samochd i doszlimy do koca parkingu. Wtedy
pochyliam si i zmierzwiam wosy.
- To mi przypomina teledysk zespou Whitesnake.

- Hmm? - Przeczesaam doni wosy. Miaam nadziej, e


wygldaj seksownie, a nie jakby piorun we mnie strzeli.
- Jeli teraz zaczniesz si wspina na dachy samochodw, to
si chyba z tob oeni.
Wywrciam oczami i wyprostowaam si. Potrzsnam
jeszcze raz gow. -Ju.
Spojrza na mnie.
- Wygldasz uroczo.
-Jeste dziwny. - Stanam na palcach i pocaowaam go
szybko w policzek, a potem skierowaam si ku wysokiej po
kolana trawie. Szpilki to nie by dobry pomys. Goryl pojawi
si znikd. Ramiona gruboci beczek mia zaoone na
piersiach.
- Chyba wam ostatnio powiedziaem, ebycie zapomnieli o
tym miejscu?
Daemon stan przede mn.
- Musimy zobaczy si z Lukiem.
- Te mam w yciu do zrobienia duo rzeczy. Jak na
przykad znalezienie uczciwego handlarza, ktry nie oskubie
mnie z kasy.
No dooobra. Odchrzknam.
- Nie bdziemy tu dugo, ale prosz, naprawd musimy si z
nim zobaczy.
- Sorry - powiedzia wykidajo. Daemon przekrzywi gow
na bok.
- Musi by co, co ci przekona. Wykidajo unis brew w
oczekiwaniu.

Daemon umiechn si tym swoim seksownym, obuzerskim umiechem, na widok ktrego kada dziewczyna w
szkole potykaa si o wasne nogi, a ja... ja si chciaam teraz
wczoga pod samochd.
Zanim zdyam umrze ze wstydu, odezwaa si komrka
goryla. Wycign j i przyoy do ucha.
- Co jest?
Wykorzystaam ten moment i szturchnam okciem
Daemona.
- No co? - powiedzia. - Zaczynao dziaa. Wykidajo si
zamia.
- W sumie nic. Tylko gadam z tym kretynem i adn lask.
- e co prosz? - powiedzia Daemon, zaskoczony. Zdusiam
miech.
Goryl umiechn si szeroko, a potem westchn.
- No, s do ciebie. - Milczenie. - Jasne. Rozczy si.
- Luc si z wami zobaczy. Wejdcie i idcie prosto do niego.
adnego taczenia, albo to bdzie wasz ostatni raz.
A to niezrczne. Opuciam gow i przeszam obok goryla.
Przy drzwiach zatrzyma Daemona. Spojrzaam ponad
ramieniem.
Wykidajo mrugn do Daemona i wrczy mu co, co
wygldao na wizytwk.
- Normalnie nie jeste w moim typie, ale mog zrobi
wyjtek.
Szczka mi opada.

Daemon wzi wizytwk z umiechem, a potem otworzy


drzwi.
- A nie mwiem - powiedzia do mnie.
Nie chciaam mu da satysfakcji, wic zamiast tego skupiam
si na klubie. Nic si od ostatniego razu nie zmienio. Parkiet
by wypchany po brzegi. Pod sufitem wisiay klatki, ktre
koysay si na boki. Ludzie taczyli do mocnego bitu. To by
zupenie inny wiat. Dziwny.
I w dziwny sposb to miejsce wci byo pocigajce.
Ruszylimy do ciemnego korytarza, a tam przy drzwiach ju
czeka na nas mczyzna. Paris - blond Luk-sjanin, ktrego
spotkalimy ostatnim razem. Skin gow w stron Daemona
i otworzy nam drzwi. Weszlimy.
Oczekiwaam, e Luc bdzie rozoony na kanapie, grajc na
konsoli, ale zrobi mi niespodziank, bo siedzia przy biurku.
Wpatrywa si w skupieniem w monitor laptopa i co pisa.
Nigdzie nie widziaam stosw pienidzy.
Luc nie podnis wzroku.
- Prosz, usidcie. - Machn rk w kierunku najbliszej
kanapy.
Spojrzaam na Daemona i pocignam go do kanapy. W
rogu palia si wysoka, ta wieca, ktra wypeniaa pokj
brzoskwiniowym zapachem. I to by byo na tyle, jeli chodzi
o dekoracj. Czy drzwi za biurkiem prowadziy do innego
pokoju? Czy Luc tu mieszka?
- Syszaem, e nie zaszlicie daleko w Mount Weather.
-Zamkn laptopa i podpar podbrdek domi.

- A skoro o tym mowa - powiedzia Daemon, pochylajc si


do przodu. - Wiedziae o zabezpieczeniu z onyksu?
Chopak, may magnat, krl mafii, czy kim on tam by,
zamar. Pokj wypenio napicie. Czekaam, a co wybuchnie. Miaam nadziej, e to nie bdzie jedno z nas.
- Ostrzegaem was, e mog tam by rzeczy, ktrych nie
jestem wiadom - powiedzia. - Nawet ja nie wiem
wszystkiego o Daedalusie, ale myl, e Blake jest na waciwym tropie. Ma racj, co do tego byszczcego
czarno-czerwonego kamienia. Moliwe, e my si na niego
uodpornilimy, wic ta bariera nie miaa na nas wpywu.
- A jeli nie o to chodzi? - zapytaam. Nie podobao mi si to
uczucie lodu w moich trzewiach.
Ametystowy wzrok Luca skupi si na mnie.
- A jeli nie? Mam przeczucie, e to was jednak nie powstrzyma przed ponown prb. To jest ryzyko. Wszystko
jest ryzykowne. Macie szczcie, e ostatnim razem udao
wam si uciec, zanim kto was spostrzeg. Dostaniecie kolejn
szans. Wikszo jej nie dostaje.
Rozmowa z tym dzieciakiem bya dziwna, bo mwi tak, jak
dobrze wyksztacony dorosy.
- Masz racj - powiedziaam. - I tak sprbujemy.
- Nie wiecie o wszystkich puapkach i to wydaje wam si
niesprawiedliwe? - Odgarn jasnobrzowy kosmyk z anielsko
spokojnej twarzy. - ycie nie jest sprawiedliwe, skarbie.
Obok mnie Daemon zesztywnia.
- Dlaczego mam wraenie, e nam o czym nie mwisz?

Na ustach Luca uformowa si pumiech.


- Niestabilna hybryda zaatakowaa Kat.
- To wanie robi niestabilni ludzie, hybrydy czy nie.
Powstrzymaam si od citej riposty.
- Tak, tyle to si sami domylelimy, ale ona bya moj
przyjacik. Nic nie wskazywao na to, e wie o Luksja-nach.
Wszystko byo z ni w porzdku, potem zachorowaa i
przysza do mojego domu. Nie bya sob.
- Ty te nie dawaa adnych sygnaw, e mieszkasz obok
ET.
Co za bachor. Odetchnam gboko.
- Rozumiem, ale to byo zbyt nage.
Luc opar si o krzeso i wyprostowa nogi pod biurkiem, a
potem skrzyowa je w kostkach.
- Nie wiem, co ci na ten temat powiedzie. Moga wiedzie o
Luksjanach, mogo co si jej sta, a jaki biedak chcia j
uleczy, lecz zawid. A moe tamci zgarnli j z ulicy, jak
robi cay czas. Teraz ju si tego nie dowiesz, chyba e znasz
jakie piekielnie dobre metody torturowania, ktre mogaby
zastosowa na oficerze Daedalusa.
- Tak by nie moe - wyszeptaam. Gdybym co wiedziaa,
to przynajmniej czuabym, e to zakoczenie, i miaabym
wiadomo jakiej sprawiedliwoci.
Luc wzruszy ramionami.
- Co si z ni stao? - Ciekawo zabarwia ton jego gosu.
Zacisnam donie w pici. Oddech ugrzz mi w gardle.
- Ona ju nie...

- Aha - wymamrota Luc. - Tak spontanicznie wybucha. Wyraz mojej twarzy musia mu wystarczy za odpowied, bo
tylko westchn ze smutkiem. - Szlag. Przepraszam za to. To
bdzie dla was pokrcona lekcja historii - syszelicie o tych
wszystkich niewyjanionych przypadkach wybuchw w
dziejach?
Daemon si skrzywi.
- A si boj zapyta.
- To zabawne, e nie wie si o wielu przypadkach, ale cigle
maj miejsce na wiecie. - Rozpostar ramiona dla podkrelenia. - Hybrydy - to moja teoria, ale logiczna, jak si zastanowi - dokonuj autodestrukcji w orodkach, ale niektre
te poza nimi. Dlatego dla ludzi to takie rzadkie zjawisko.
To wszystko byo niepokojce, chocia wane, ale nie po to
tu bylimy.
- Moja przyjacika miaa na sobie bransoletk...
- Od Tiffany ego? - zapyta i umiechn si drwico.
- Nie. - Umiechnam si sztucznie. - Tak jak ty.
Na twarzy Luca pojawio si zaskoczenie. Dzieciak wsta na
rwne nogi.
- Niedobrze.
Moj skr pokry chd, a Daemon zapyta Luca:
- Dlaczego niedobrze?
Przez chwil zastanawia si chyba, czy nam o tym powiedzie.
- A co mi tam. Jestecie mi co winni, mam nadziej, e to
pamitacie. A to? - Wskaza na kamie. - To czarny opal, tak
rzadki, e tylko kilka kopal na Ziemi wydobywa te
malestwa. I to tylko jeden rodzaj.

- Takie, ktre wygldaj, jakby miay w sobie ogie?


-zapytaam i pochyliam si, by lepiej si mu przyjrze.
Kamie naprawd wyglda, jakby mia w sobie ogie. -Gdzie
si je wydobywa?
- Gwnie w Australii. Jest co w skadzie chemicznym
opalu, co podkrca moc. Wiecie, jak Mario robi si silniejszy,
gdy zderzy si z grzybkami. Wyobracie sobie ten dwik.
Wanie to robi czarny opal.
- Co on konkretnie robi? - zapyta Daemon z zainteresowaniem w oczach.
Luc odpi bransoletk i przytrzyma j w sabym wietle.
- Opale maj t niesamowit zdolno do zaamywania i
odbijania pewnych dugoci fal wiata.
- Niemoliwe - powiedzia bez tchu Daemon. Najwyraniej
to byo super fajne. Ja cigle jeszcze mylaam o kwestii
kamienia i tego wiata.
- Tak. - Luc umiechn si do kamienia, jak ojciec umiecha
si do swojego syna, gdy jest z niego dumny. - Nie wiem, kto
go odkry, ale jestem pewien, e kto z Daedalusa. Gdy ju
dowiedzieli si, co on moe robi, ukryli go przed Luksjanami
i takimi jak my.
- Dlaczego? - Poczuam si gupio, pytajc o to, pewnie
dlatego, e oboje patrzyli na mnie, jakbym rzeczywicie bya
gupia. - No co? Nie mam doktoratu z kosmicznej mineralogii.
Jezu!
Daemon poklepa mnie po udzie.
- To nic. Zaamywanie i odbijanie wiata wpywa na nas, jak
obsydian na Arumian i jak onyks na nas.

- Okay - powiedziaam powoli. Fioletowe oczy Luca


rozbysy.
- Zaamywanie si zmienia kierunek i szybko. Nasi
przyjacielscy kosmici s ze wiata... a przynajmniej w wikszoci. Wytumacz ci to tak: powiedzmy e ich DNA jest ze
wiata. I powiedzmy e gdy czowiek mu tuje, jego DNA
zaczyna si tym wiatem spowija.
Kiedy Daemon prbowa mi to wytumaczy.
- I onyks zakca te fale wiata, tak? Jakby zaczynay szale
i podrygiwa?
Luc skin gow.
- Zdolno opalu do zaamywania wiata daje Luksjanom
lub hybrydom wiksz moc i zwiksza nasz zdolno do
zaamywania wiata.
- A ta cz o odbijaniu... wow. - Daemon umiechn si
szeroko, zachwycony.
Pojmowaam t ca rzecz o zaamaniu. wietnie,
super-szybko, moliwo atwiejszego sigania do rda,
pewnie jeszcze jakie plusy, ale odbicie? Musiaam poczeka.
Daemon szturchn mnie okciem.
- Czasami znikamy, bo poruszamy si tak szybko. I czasami
widzisz, jak znikamy i pojawiamy si, to po prostu odbicie.
My wszyscy musielimy nauczy si to kontrolowa, gdy
bylimy modsi.
- I jest ciej, gdy jestecie podekscytowani ub zdenerwowani?
Skin gow.
- Midzy innymi. Ale kontrola odbicia? - Skupi si na Lucu.
- Chcesz powiedzie to, o czym myl?

Luc zamia si i zapi swoj bransoletk na nadgarstku.


Opar si o siedzenie i pooy nogi o biurko.
- Hybrydy s cakiem nieze. Moemy porusza si szybciej
ni ludzie, ale przy obecnym wskaniku otyoci nawet wie
mog rusza si szybciej ni ludzie. Czasami jestemy nawet
silniejsi ni przecitny Luksjanin, jeli chodzi o rdo chodzi tu o poczenie DNA czowieka i Luksjanina, ktre
daje co potnego. Ale to nie jest standard. - Umiechn si
arogancko. -Daj taki kamie Luksjaninowi i bdzie w stanie
cakowicie odbija wiato.
Serce zaczo mi mocniej wali.
- To znaczy... mog by niewidoczni?
- Zarbicie - powiedzia Daemon, patrzc na kamie. Moemy zmienia swj wygld, ale niewidzialno? To
nowo.
Miaam mtlik w gowie.
- A my moemy by niewidzialni?
- Nie. Nasze ludzkie DNA nam w tym przeszkadza, ale
dziki kamieniowi jestemy rwnie potni jak najsilniejsi
Luksjanie, albo i bardziej. - Poruszy si nieznacznie na
krzele. - Wic nie chc, bymy mieli taki kamie, chyba e...
Poczuam chd na szyi.
- Chyba e co?
Cz entuzjazmu ulotnia si z jego twarzy.
- Chyba e nie dbaliby o to, jakie szkody wyrzdzi hybryda.
Moe twoja przyjacika bya testem w wikszej sprawie.

- e co? - Daemon zesztywnia. - Mylisz, e zrobili to


celowo? Zapali niestabiln hybryd i wysali j, eby
zobaczy, co si stanie?
- Paris myli, e mam obsesj na punkcie teorii spiskowych
albo po prostu ekstremaln paranoj. - Wzruszy ramionami. Nie wmwicie mi, e Daedalus nie ma jakiego wielkiego
planu, asa w rkawie. W yciu w to nie uwierz.
- Ale dlaczego mieliby przyj po mnie? Blake twierdzi, e
oni nie wiedz, czy mutacja si utrzymaa. Wic jak mogli j
nasa na mnie? - Zamilkam. - C, o ile Blake mwi
prawd.
- Jestem pewien, e si nie myli co do mutacji - odpowiedzia Luc. - Gdyby tak byo, to by tu nie siedziaa.
Myl, e nawet Daedalus nie wie wszystkiego, nie wie, do
czego ten kamie jest zdolny i jaki ma na nas wpyw. Ja si
cigle tego ucz.
- I czego si dowiedziae? - zapyta Daemon.
- Na pocztku, zanim w ogle dostaem kamie, nie byem w
stanie wyczu ani jednej hybrydy, nawet jeli staaby przede
mn. Ale gdy tylko ty i Blake pojawilicie si w
Martinsburgu, ju to wiedziaem. To byo dziwne, jakby przez
moje ciao przetoczy si podmuch. Twoja przyjacika
prawdopodobnie ci wyczua. To wytumaczenie nie jest a
takie okropne.
Daemon odetchn gboko i odwrci na chwil wzrok.
- Wiesz moe, czy podkrca te moce Arumian?
- Bardzo moliwe, jeli wchonliby moce Luksjan.

- Mylisz, e opal... przeciwdziaa onyksowi?


- Prawdopodobnie, chocia tego nie sprawdziem. Ostatnio
nie tuliem si do adnego onyksu.
Zignorowaam jego sarkazm.
- Skd moemy wzi opal?
Luc si zamia. Miaam ochot go kopn.
- Szczcie wam nie sprzyja, chyba e macie na zbyciu
trzydzieci tysicy dolarw i znacie kogo z kopalni. Moecie
te zapyta kogo z Daedalusa. Ja swojego wam nie dam.
Ramiona mi opady. Hura, kolejny martwy punkt.
- Dobra, na was ju czas. - Odchyli gow i zamkn oczy. Zakadam, e si ze mn nie skontaktujecie, chyba e
bdziecie gotowi na kolejn akcj w Mount Weather?
Aha, odprawia nas. Wstaam. Rozwaaam, czy nie napa
na Luca i odebra mu bransoletk. Spojrza na mnie ze
zmruonymi oczami, jakby ostrzega, e to nie jest dobry
pomys.
- Masz nam co jeszcze do powiedzenia? - wtrci Daemon.
- Pewnie. - Luc spojrza na nas. - W tej grze nie powinnicie
nikomu ufa. Bo kady ma co do stracenia lub zyskania.

Rozdzia 29
Przez kilka nastpnych tygodni w wieczornych wiadomociach pojawiay si wywiady z lokalnymi wadzami i
paczliwe proby rodzicw Carissy. Pokazywano czuwania ze
wiecami i reporterw, ktrych przycigna ciekawo. Jak
to si dzieje, e w tym miecie ginie tyle nastolatkw?
Niektrzy nawet spekulowali, e w sennym miasteczku w
zachodniej Wirginii grasuje seryjny morderca.
Ciko byo przebywa w szkole, gdy wszyscy rozmawiali o
Carissie, Simonie i nawet Adamie i Beth. I to nie byo trudne
tylko dla mnie, ale dla wszystkich znajcych prawd.
Ci ludzie nie zniknli.
Adam i Carissa nie yli, Simon prawdopodobnie te. Beth
bya przetrzymywana w orodku rzdowym.
Wszyscy byli pogreni z smutku i mieli kiepski humor. I
ciko byo si nam z tego otrzsn. Oczywicie pojawiy si
te podejrzenia, gdy tylko trawa si zazielenia, bo tylko jeden
si pojawi po znikniciu, i by to Dawson. To pojawienie
byo nadziej dla innych.

Na korytarzach dao si sysze szepty, ktrym towarzyszyy


dziwne spojrzenia, gdy tylko Dawson lub Daemon si
pojawiali. Moe dlatego, e niewielu potrafio ich od siebie
odrni. Bracia zachowywali si, jakby niczego nie syszeli,
a moe po prostu mieli to gdzie.
Nawet Lesa si zmienia. Mona si byo tego spodziewa,
bo przecie stracia przyjacik. Nie moga si pogodzi z
takim zakoczeniem. Carissa nie miaa powodu, eby
znikn, a przynajmniej tak uwaaa Lesa. Ona i wielu innych
zastanawiao si nieustannie, dlaczego i jak to si stao. I ta
niewiedza powodowaa bezsilno. Mimo e pora roku si
zmienia, Lesa ya dniem, gdy znikna jej przyjacika. Pod
wieloma wzgldami cigle bya t sam osob: zdarzao jej si
powiedzie co wysoce nieadekwatnego do sytuacji i sama si
z tego miaa. Byy jednak chwile, gdy widziaam w jej
oczach wtpliwoci.
Ale historia Carissy nie bya jedynym wydarzeniem roku.
Doktor William Michaels, znany te jako chopak mojej
mamy i dupek, te zosta uznany za zaginionego. Zgosia to
jego siostra jakie trzy tygodnie po znikniciu Carissy. Jedna
tragedia gonia drug. Mama bya przesuchiwana i... staa si
wrakiem czowieka. Pogorszyo si jej bardziej, gdy
dowiedziaa si, e Will nie bra udziau w adnej konferencji
na zachodzie i nikt go nie widzia, odkd opuci Petersburg.
Wadze podejrzeway morderstwo. Inni szeptali, e mia co
wsplnego ze znikniciem Carissy i Simona. Tak znakomity
lekarz nie rozpywa si po prostu w powietrzu.

Ja i Daemon cigle ylimy, zakadalimy wic, e jego


mutacja musiaa si utrzyma i e dosta to, co chcia, a teraz
si ukrywa. W najgorszym razie zosta zapany przez
Daedalusa. Dla nas nie wryo to dobrze, ale dobrze mu
zrobi odsiadka w klace.
Nie byam rozdarta jego znikniciem, ale nie znosiam
widoku mamy, ktra znowu musiaa przechodzi przez to
samo. I jeszcze bardziej nienawidziam Willa za to, e
doprowadzi mam do takiego stanu. Przesza przez kady
etap opakiwania: niedowierzanie, smutek, to koszmarne
uczucie, e traci si wszystko, a na kocu zo.
Nie wiedziaam, jak jej pomc. Jedyne, co mogam zrobi, to
siedzie z ni w jej wolne dni, po moich wiczeniach z
onyksem. Dotrzymywanie jej towarzystwa i odwracanie jej
uwagi od Willa wydawao si pomaga.
Mijay tygodnie i nie byo ladu Carissy i reszty. A potem
stao si co nieuchronnego. Ludzie nie zapomnieli, ale
reporterzy w kocu si rozeszli, a wieczorne wiadomoci
ucichy. W poowie kwietnia wikszo ludzi wrcia do
swojego ycia.
Ktrego wieczoru, gdy wracalimy z Daemonem znad
jeziora, cieszc si ciepym powietrzem, zapytaam go, dlaczego ludzie tak atwo zapominaj. Na t myl poczuam
ucisk w odku. Czy to si kiedy stanie ze mn, gdy nie
wrc z Mount Weather? Ludziom po prostu przejdzie?
Daemon cisn moj rk i powiedzia:
- Taka ludzka natura, Kotek. Ludzie nie przepadaj za
nieznanym. Wol to odepchn... nie cakowicie, ale

wystarczajco, by nie przesaniao im to codziennego ycia i


myli.
- To jest w porzdku?
- Nie twierdz, e jest. - Zatrzyma si i pooy rk na
moim ramieniu. - Ale brak odpowiedzi potrafi by straszny.
Ludzie nie mog skupia si na tym w nieskoczono. Tak
jak ty nie moga skupia si cay czas na tym, dlaczego twj
tata musia zachorowa i umrze. To wielka niewiadoma. I w
kocu musiaa odpuci.
Popatrzyam na niego w gasncym socu, na jego niezwyke
rysy twarzy.
- Nie wierz, e mwisz tak mdrze.
Daemon zamia si i potar doni moj rk. Poczuam
dreszcze.
- Ja nie jestem tylko atrakcyjny, Kotek. Powinna o tym
wiedzie.
I wiedziaam. Przez wikszo czasu Daemon potrafi mnie
bardzo wspiera. Cigle nie podobao mu si, e wicz z
onyksem, ale nie naciska na mnie i doceniaam to.
Ostatnio cakowicie skupiaam si na treningach, przez co
miaam czas tylko na nie i na szko. Onyks pozbawia mnie
energii i po kadej sesji wszyscy bylimy wykoczeni. Tak
nas to pochono, e nawet ominy nas walentynki. Daemon
kupi mi tylko kwiaty, a ja jemu kartk.
Planowalimy to nadrobi, i na kolacj, ale zawsze brakowao czasu lub kto nam przeszkadza. Albo by to zniecierpliwiony Dawson, ktry chcia ratowa Beth, albo Dee,
ktra miaa ochot kogo zamordowa, albo Blake, ktry

wymaga od nas codziennych wicze. Ju zapomniaam, jak


to jest by z Daemonem sam na sam.
I naprawd zaczynaam myle, e jego sporadyczne nocne
wizyty byy tylko wytworem mojej wyobrani, bo kadego
wieczoru by tak samo wykoczony jak ja. Kadego poranka
spotkanie z nim wydawao mi si snem. A skoro Daemon o
tym nie wspomina, ja rwnie przestaam si tym zadrcza.
Wyniony Daemon by lepszy ni aden Daemon.
Na pocztku maja nasza pitka bya w stanie trzyma onyks
w rce przez pidziesit sekund, nie tracc przy tym kontroli
nad miniami. Dla innych moe to nieduy postp, ale dla
nas ogromny.
W poowie dzisiejszych wicze mielimy widowni.
Zjawiy si Ash i Dee. Zaprzyjaniy si, a ja waciwie nie
miaam przyjaciki. Wyjtkiem bya Lesa, i to w te dobre
dni.
Ze dni to te, gdy tsknia za Cariss i nikt nie by w stanie
zastpi jej utraconej przyjani.
Gdy tak patrzyam na Ash, ktra chodzia w kko w
miesznie wysokich szpilkach i przygldaa si nam, zaczam
si zastanawia, jakim cudem ona i Dee zaczy si tak dobrze
dogadywa. Poza ich obsesj na punkcie mody nie miay ze
sob wiele wsplnego.
W kocu pojam, co je mogo do siebie zbliy: aoba i
smutek. A ja tak le o nich myl. Czasami zachowuj si jak
kretynka.
Matthew wanie zbiera si z ziemi, gdy Ash z pochmurn
min zbliya si do onyksu.

- To nie moe by takie ze. Musz sprawdzi. Zwalczyam


szaleczy umiech. Za nic jej nie powstrzymam.
- Eee, Ash, odradzam ci to - zacz Daemon.
Ash nie chciaa bra udziau w tej caej zabawie, ale bya
zdeterminowan ma kosmitk. Usiadam, wycignam nogi
i poczekaam, a zacznie si przedstawienie.
Nie musiaam dugo czeka.
Uklka z gracj i podniosa jeden czerwono-czarny kamie.
Wstrzymaam oddech. Nawet nie sekund pniej wrzasna,
odrzucia onyks, jakby byl wem, i zachwiaa si do tyu, a
potem upada na tyek.
- Jasne, wcale nie takie ze - skomentowa sucho Dawson.
Ash miaa szeroko otwarte oczy i oddychaa ciko.
- Co... co to byo?
- Onyks - odpowiedziaam i pooyam si na plecach. Niebo
byo niebieskie, a odrobina soca ogrzewaa powietrze. Ja ju
miaam dzisiaj trzy rundy. I nie czuam wasnych palcw. Jest koszmarny.
- To byo... czuam si, jakby rozrywano mi skr na kawaki
- powiedziaa. Szok wyostrzy jej gos. - Dlaczego
przechodzicie przez to przez te wszystkie miesice?
Dawson odchrzkn.
- Wiesz dlaczego, Ash. -Ale ona jest...
O nie.
- Kim jest? - Dawson wsta na rwne nogi. - Jest moj
dziewczyn.

- Nie miaam na myli niczego zego. - Ash poszukaa


pomocy wzrokiem, ale bya w tym sama. Wstaa ostronie i
zrobia chwiejny krok w stron Dawsona - Przepraszam. To
po prostu... to bolao.
Dawson przeszed bez sowa obok Daemona i znikn w
lesie. Daemon spojrza mi w oczy a potem westchn i
pody za bratem.
- Ash, musisz nauczy si nieco wraliwoci - powiedzia
Matthew i otrzepa brud ze spodni.
Ash zrzda mina.
- Przepraszam. Nie miaam niczego zego na myli.
Jako nie chciao mi si w to wierzy. Ash rzadko objawiaa
jakie uczucia poza skrajn zoliwoci. Dee podesza do niej
i obie odeszy, a za nimi pody Matthew, ktry wyglda,
jakby potrzebowa wakacji lub butelki whiskey.
Zostaam sam na sam z Blakiem.
Jknam, zamknam oczy i pooyam si. Moje ciao byo
ociae. Czuam si, jakby miao zaton w ziemi. A za kilka
tygodni wypuszcz kwiatki...
- Dobrze si czujesz? - zapyta Blake.
Na kocu jzyka miaam kilka citych odpowiedzi, ale
powiedziaam tylko:
-Jestem tylko zmczona.
Nastaa duga cisza, a potem usyszaam jego zbliajce si
kroki. Blake usiad przy mnie.
- Onyks zabjczo mczy, racja? Nigdy o tym nie mylaem,
ale gdy si pojawiem w orodku, zawsze byem tam
zmczony.

Nie wiedziaam, co powiedzie, wic przez chwil byam


cicho. I on te. To chyba wok Blake a przebywao si
najtrudniej. W gbi duszy nie by z osob, moe nie by
potworem. By tylko zdesperowany, a zdesperowane osoby
robi szalone rzeczy.
Budzi we mnie sprzeczne emocje. Przez ostatnie miesice
nauczyam si go tolerowa, tak jak inni, ale nie ufaam mu.
Cigle pamitaam sowa Luca: Nie ufaj nikomu, kto ma co
do zyskania lub stracenia". Zastanawiaam si, czy mia przez
to na myli Blake'a. Nie chciaam mu niczego uatwia przez
to, co si stao z Adamem, i nie chciaam mu wspczu, ale
czasami tak si zdarzao. By produktem swojego rodowiska.
Nie miaam zamiaru go usprawiedliwia, ale on sam sobie
tego nie zrobi. Byo kilka czynnikw. Najdziwniejsze w tym
wszystkim byo patrzenie, jak siedzi na lunchu przy tym
samym stole, przy ktrym siedzia chopak przez niego zabity.
Byam przekonana, e nikt nie wiedzia, jak radzi sobie z
Blakiem.
W kocu powiedzia:
- Wiem, o czym mylisz.
- Mylaam, e nie potrafisz czyta hybrydom w mylach.
Zamia si.
- Nie potrafi, ale to oczywiste. Czujesz si niezrcznie z
powodu mojej obecnoci, ale jeste zbyt zmczona i zbyt
mia, by wsta.
Blake mia racj.
- A ty cigle tu jeste.

- Taa, co do tego... Myl, e zanicie w tym miejscu nie


jest zbyt bezpieczne. Poza kojotami i niedwiedziami zawsze
mog pojawi si tu DOD lub Daedalus.
Otworzyam oczy z westchnieniem.
- A co by byo podejrzanego w tym, e sobie tu siedz?
- C, poza tym, e w maju jest troch za wczenie na
opalanie... Oni wiedz, e cigle z tob rozmawiam. Utrzymuj pozory i tak dalej.
Przekrzywiam gow w jego stron. Kady Luksjanin mia
swoj zmian i pilnowa okolicy, gdy reszta wiczya. To
dziwne, e teraz Blake si tym przejmuje.
- No co ty... - powiedziaam.
Przykucn i opar okcie na kolanach, patrzc na spokojne
jezioro. Nastaa chwila ciszy, a potem:
- Wiem, e wtedy, w lutym, ty i Daemon pojechalicie
zobaczy si z Lukiem.
Otworzyam usta, a potem pokrciam gow. Jestem
cholernie pewna, e nie musiaam si przed nim tumaczy.
Blake westchn.
- Wiem, e mi nie ufasz i to si nie zmieni, ale mogem
zaoszczdzi wam tej wycieczki. Ja wiem, co robi czarny
opal. Widziaem, co dziki niemu potrafi Luc.
Poczuam irytacj.
- I nie pomylae, by nam o tym powiedzie?
- Nie sdziem, e to si na co przyda - powiedzia. -Taki
opal jest praktycznie nie do zdobycia i nie spodziewaem si,
e Daedalus obdarzy nim hybryd. Nie pomylaem o tym.

I znowu zaczam si zastanawia: wierzy mu czynie.


Skrzyowaam nogi w kostkach i zaczam si przyglda
gstym chmurom na niebie.
- Okay - powiedziaam. Tak szczerze, nie byo sposobu, by
udowodni, e kama. Zao si, e nawet wykrywacz
kamstw miaby z tym problemy.
Wyglda na zaskoczonego.
- Chciabym, by wszystko potoczyo si inaczej, Katy.
Parsknam.
-Ja te. I pewnie sto innych ludzi myli tak samo.
- Wiem. - Zacz grzeba w ziemi, a znalaz kamyk.
Odwrci go powoli w doni. - Rozmylaem ostatnio o tym,
co zrobi, gdy ju to wszystko si skoczy. Istnieje spora
szansa, e Chris... Nie bdzie z nim dobrze, wiesz? Musimy
gdzie znikn, ale co bdzie, jeli nie bdzie potrafi si
wmiesza w tum? Co, jeli jest... inny?
Patrzc na Beth, raczej si nie myli.
- Mwie, e lubi pla. I ty te. Tam powinnicie si uda.
- Brzmi dobrze... - Spojrza na mnie. - A co zrobicie z Beth?
Co zrobicie, gdy j odzyskacie? Daedalus bdzie jej szuka.
- Wiem. - Westchnam. - Bdziemy musieli j ukry.
Przekona si, jaka jest. Bdzie ciko, ale co wymylimy.
- Taa... - Zamilk, zagryzajc warg. Zamachn si i puci
kaczk na wodzie. Odbia si trzy razy, a potem zatona.
Nastpnie wsta. - Zostawi ci sam, ale bd w pobliu.
To dopiero bya dziwna rozmowa.

Usiadam i zamknam oczy. Zmusiam umys, by pozosta


pusty. Gdy tylko zostaam sama, zrobio si cicho. Z kadej
strony docierao do mnie tysic myli. Ciko byo zasn, ale
miaam w zwyczaju wyobraa sobie pla na Florydzie, na
ktr kiedy chodziam z tat. Utrzymywaam w mylach
obraz fa i piasku. Tylko to wypeniao moje myli. Naprawd
nie planowaam tu zasn, ale zrobiam to do szybko.
Nie jestem pewna, co mnie obudzio, ale gdy zamrugaam,
zobaczyam, e wpatruje si we mnie para zielonych tczwek. Umiechnam si.
- Hej - wymruczaam. Unis w umiechu kcik ust.
- Hej, pica krlewno... Ujrzaam, e niebo zrobio si ju
szare.
- Pocaowae mnie, ebym si obudzia?
- Tak. - Daemon lea na boku i podpiera ramieniem gow.
Pooy drug rk na moim brzuchu, od czego poczuam
motylki. - Mwiem ci, moje usta maj magiczn moc.
Zamiaam si. -Jak dugo tu jeste?
- Par chwil. - Spojrza mi w oczy. - Znalazem Blake'a
czajcego si w lesie. Nie chcia odej, gdy tu cigle bya.
Wywrci oczami.
- Chocia mnie to niepokoi, ciesz si, e tego nie zrobi.
- Wow. winie zaczy lata. - Zmruy oczy. Uniosam rk
i odgarnam z jego czoa mikkie fale. Zamkn oczy, a mj
oddech przyspieszy. - Jak si ma Dawson?

- Uspokoi si. Jak si ma Kotek?


- picy. -I?
Przesunam powoli palcami po jego twarzy, po policzku, a
potem po szczce. Pocaowa mnie w do.
- Szczliwy, e tu jeste.
Jego palce szybko zajy si cienkim swetrem, ktry miaam
na sobie. Musn palcami koszulk, ktr miaam pod
spodem.
-I?
- I ciesz si, e nie zostaam zjedzona przez niedwiedzia
lub kojota.
Unis brew. Umiechnam si. -Co?
- Najwyraniej jest tu ich peno.
- Wrmy do gadania o mnie.
Zamiast mu to mwi, pokazaam. Pokazywanie jest
znacznie lepsze ni mwienie. Przesunam palcami po jego
dolnej wardze, a potem przesunam rk na jego pier.
Uniosam gow, eby mg mnie pocaowa.
Na pocztku pocaunek by delikatny i mikki, ale potem
poczuam znajomy pomie. Nasze serca zaczy bi mocniej i
szybciej. Pozwoliam sobie zatraci si w tym pocaunku.
Ciko byo mi przetrawi te wszystkie uczucia. Byy
jednoczenie podniecajce i przeraajce. Byam gotowa,
zawsze byam, a jednoczenie si baam, bo jak kiedy
powiedzia Daemon, ludzie boj si nieznanego. Daemon i ja
od jakiego czasu graniczylimy z nieznanym.

Znalaz si nade mn, a uczucie jego ciaru byo boskie.


Jego dotyk by zbyt intensywny i jednoczenie niewystarczajcy. Moje piersi unosiy si i opaday gwatownie.
Wsun nog midzy moje. Gdy odchyli gow, zaczam
oddycha ciko. Traciam kontrol.
- Musz przesta - powiedzia szorstko i mocno zamkn
oczy. - Teraz.
Przesunam palcami po wosach na jego karku. Miaam
nadziej, e nie zauway, jak moje palce si trzsy.
- Tak, powinnimy.
Skin gow, a potem znowu mnie pocaowa. Dobrze
wiedzie, e mia tyle samo silnej woli co ja, czyli nic.
Przesunam rce niej i wsunam je pod jego koszulk,
dotykajc ciepej skry. Otoczyam nogami jego nogi. Bylimy tak blisko.
Nasze oddechy przyspieszyy. To byo szalone. Idealne.
Wsun rce pod moje ubranie, a ja czuam go wszdzie.
I nagle zesztywnia.
- Dobry Boe i Dziecitko Jezus, moje oczy! - wrzasna
Dee. - Moje oczy!
Otworzyam swoje, a Daemon unis gow. Jego tczwki
poyskiway. Spostrzegam, e trzymam rce pod jego
koszulk, wic szybko je wycignam.
- O mj Boe - wyszeptaam zaenowana. Daemon zakl
siarczycie.
- Dee, ty niczego nie widziaa. - A potem doda znacznie
ciszej: - Bo wyczucie czasu masz do bani.

- Bylicie... jej i twoje usta robiy to. - Musiaam sobie


wyobrazi jej gest. Kontynuowaa: - I to znacznie wicej,
nibym chciaa widzie. Nigdy wicej.
Pchnam Daemona, wic si ze mnie stoczy. Usiadam,
okrciam si i opuciam gow, eby wosy zasoniy moje
rozpalone policzki. Spojrzaam na Dee. Chocia przyapaa
nas na akcie rozbierania, a nie tylko obciskiwania si, to
jednak umiechaa si szeroko.
- Chcesz czego, Dee? - zapyta Daemon. Prychna i
pooyam rce na biodrach.
- C, od ciebie nie chc nic. Chciaam porozmawia z Katy.
Spojrzaam na ni.
- Naprawd?
- Ash i ja idziemy do nowego sklepu w Moorefield w sobot
po poudniu. Sprzedaj tam sukienki w stylu vintage. Na bal dodaa, gdy ja nic nie powiedziaam.
- Bal? - Nie apaam.
- Tak, pod koniec miesica jest bal. - Spojrzaa na brata, a jej
policzki si zarowiy. - Wikszo sukienek bdzie ju
wyprzedana. I nie wiem, czy tam s jeszcze jakie ciuchy, ale
Ash o tym czytaa, a wiesz, jaka ona jest, gdy chodzi o
ubrania. Jak na przykad kilka dni temu znalaza taki liczny
sweterek...
- Dee - powiedzia Daemon z lekkim umiechem.
- Co? Nie mwiam do ciebie. - Spojrzaa na mnie.
-Chciaaby jecha z nami? Chyba e masz ju sukienk? Bo
jeli tak, to chyba taka wycieczka byaby dla ciebie bezcelowa, ale i tak by moga...

- Nie. Nie mam sukienki. - Nie mogam uwierzy, e chciaa


co ze mn zrobi. Byam zaskoczona i pena nadziei, i
jeszcze troch zaskoczona.
- To dobrze! - Umiechna si szeroko. - Moemy i w
sobot. Mylaam, eby zaprosi Les...
To mi si musiao ni. Chciaa te zaprosi Les? Co mnie
omino? Spojrzaam na Daemona, ktry si tylko do mnie
umiechn.
- Czekaj - powiedziaam. - Nie planowaam balu.
- Co? - Dee opada szczka. - Przecie to bal maturalny!
- Wiem, ale to wszystko, co si dzieje... Naprawd nie
miaam kiedy o tym myle. - Kamstwo. W szkole wszdzie
byo peno ulotek i transparentw.
- To bal maturalny!
- Ale... - Odrzuciam wosy i spojrzaam na Daemona. - Nie
zaprosie mnie.
Umiechn si.
- Nie sdziem, e musz. Zaoyem, e idziemy.
- C, wiesz, co si mwi o zaoeniach - powiedziaa Dee,
koyszc si na pitach.
Zignorowa j, a jego umiech zblad.
- No co, Kotek? Zamrugaam.
- Jak moemy i na bal, gdy to wszystko si dzieje?
Jestemy tak blisko uodpornienia si i wrcenia do Mount
Weather, i...
- Bal jest w sobot - powiedzia. - Powiedzmy, e bdziemy
gotowi za dwa tygodnie, i bdzie to niedziela...

Dee zaczam podskakiwa w miejscu.


- I to tylko na kilka godzin. Moecie odpocz przez chwil.
Problemem nie by czas czy onyks. Pjcie na bal nie wydawao si waciwe po Carissie.
Daemon otoczy mnie ramieniem i powiedzia cicho:
- To nic zego, Kotek. Zasugujesz na to. Zamknam oczy.
- Dlaczego mamy si bawi, kiedy ona nie moe? Opar si
policzkiem o mj.
- Cigle tu jestemy i zasugujemy na to, by czasami robi
normalne rzeczy.
Naprawd?
- To nie twoja wina - wyszepta i pocaowa mnie wskro.
Odsun si i spojrza mi w oczy. - Pjdziesz ze mn na bal,
Kat?
Dee przestpia niespokojnie z nogi na nog.
- Powinna powiedzie tak, a wtedy pjdziemy na zakupy, bo
nie chc oglda niezrcznej sytuacji, gdy odrzucisz
zaproszenie mojego brata. Chocia na to zasuguje.
Zamiaam si. Dee te si umiechna lekko.
- Okay. - Wziam gboki oddech. - Pjd na ba... tylko
dlatego, e nie chc, by ta rozmowa zrobia si niezrczna.
Daemon cmokn mnie w nos.
- To mi wystarczy.
Chmury przysoniy soce. Temperatura ju znacznie
spada.
Mj umiech zadra, a po krgosupie przebieg chodny
dreszcz. To bya szczliwa chwila... dobra chwila.

Bya jaka nadzieja na naprawienie relacji z Dee. Bal to


wane wydarzenie. Daemon w smokingu to niezy widok.
Przez jedn noc bdziemy zwyczajnymi nastolatkami. Mimo
to czuam niepokj.
- Co jest? - zapyta zaniepokojony Daemon.
- Nic - powiedziaam, ale co czuam. Tylko nie wiedziaam
co.

Rozdzia 30
Pierwsz rzecz, jak zrobiam nastpnego dnia, byo
zaproszenie Lesy. Byam szczliwa, gdy si zgodzia. Byo
mi przez to lepiej z moj decyzj. Skoro najlepsza przyjacika Carissy to popieraa, to ja te mogam.
I tak jak ja, nie bya przekonana do zakupw z Ash, ale w jej
oczach widziaam podniecenie spowodowane zakupami przebysk jej dawnej osobowoci.
- Zao si, e kupi co miesznie ciasnego i krtkiego, a
my w swoich sukienkach bdziemy si czu jak w workach na
ziemniaki. - Westchna aonie. - Nie. Cofam to. Pewnie
idzie do tego sklepu tylko po to, by paradowa nago przed
lustrem.
Zamiaam si.
- Bez wtpienia, ale ciesz si, e Dee nas zaprosia.
- Ja te - powiedziaa powanie. - Tskni za ni, szczeglnie
po... no tak, tskni za ni.
Umiechnam si niepewnie. Gdy tylko do rozmowy
wkrada si wtek Carissy, nigdy nie wiedziaam, jak sobie z
tym poradzi. Dzisiaj na szczcie przeszkodzi nam

Daemon, ktry postanowi pocign mnie za kitk jak jaki


przedszkolak.
Usiad za mn i dgn w plecy swoim niezawodnym
dugopisem.
Wywrciam oczami w kierunku Lesy, a potem si obrciam.
- Ty i ten twj cholerny dugopis...
- Kochasz go. - Pochyli si nad awk. - A tak poza tym to
si zastanawiam, czy mgbym si zaapa z tob na powrt
do domu po szkole. Ta rzecz, ktr mamy zrobi, zostaa
przeoona o godzin. Twoja mama w tym czasie bdzie w
Winchester, tak?
Poczuam pynce w yach podniecenie. Wiedziaam, do
czego zmierza. Nie bdzie mamy. Jaka godzina wolnoci,
tylko my... mam nadziej.
Nie byam w stanie powstrzyma rozmarzonego westchnicia.
- Byoby wietnie.
- Tak mylaem. - Odchyli si na krzele. - Nie mog si
doczeka.
Moje serce zabio szybciej. Czuam lekk niepewno, ale
skinam gow i odwrciam si. Gdy spojrzaam na Les,
wiedziaam, e syszaa ca rozmow.
Uniosa sugestywnie brwi, a ja poczuam, jak moja twarz
ponie. Och, dobry Boe...
Po trygonometrii reszta poranka mina leniwie. Kosmos by
przeciwko mnie. Jakby wszyscy wiedzieli, e pony we
mnie energia i podekscytowanie. Cz mnie czua
nerwowo. Kto by nie czul? Jeli rzeczywicie b-

dziemy mie czas dla siebie i nikt nam nie przeszkodzi, a


wszystko przejdzie bez oporw...
Przejdzie bez oporw?
Zamiaam si pod nosem.
Blake spojrza na mnie znad swojego podrcznika od
biologii, marszczc brwi.
- Co jest?
- Nic. - Umiechnam si szeroko. - Nic. Unis brew.
- Czy Daemon powiedzia ci, e Matthew po szkole ma
jakie spotkanie z rodzicami?
Znowu zachichotaam, a on spojrza na mnie dziwnie.
- Tak, powiedzia.
Blake patrzy na mnie jeszcze przez chwil, a potem odoy
dugopis. Bez ostrzeenia wycign rk i chwyci kosmyk
moich wosw. Szarpnam si do tyu, a on w tym czasie
odsun rk. Podczas tego zdarzenia miaam okazj
powcha jego nadgarstek.
Poczuam czysty cytrusowy zapach i od razu naroso we
mnie niepokojce uczucie. Jak gdy zrobi si co gupiego i
trzeba potem zmierzy si z publicznym upokorzeniem. Skra
zacza mnie szczypa.
Ten zapach... ju go czuam.
- Wszystko dobrze? - zapyta.
Przechyliam gow na bok, jakby to miao mi pomc z
moimi wchowymi umiejtnociami. Gdzie ja ju czuam ten
zapach? Najwyraniej musiaam go czu na Blake'u. Bez
wtpienia bya to jedna z tych drogich wd koloskich, ale
byam pewna, e to co jeszcze.

Jak gdy syszy si gos aktora, ale nie widzi si twarzy.


Miaam odpowied na kocu jzyka i nie mogam pozby si
dziwnego uczucia.
Dlaczego ten zapach by taki znajomy? W wyobrani
widziaam twarz Daemona, ale to si nie zgadzao. Bi od
niego ziemisty zapach, przypominajcy wiatr i otwart
przestrze. Utrzymywa si jeszcze dugo po jego znikniciu
na moich ubraniach, poduszce...
Poduszka...
Moje serce zadrao, przyspieszyo... i zamaro nagle.
Poczuam narastajce osupienie, do ktrego szybko doczy
gniew tak silny, e a podskoczyam na siedzeniu.
Nie byam w stanie tu usiedzie. Nie mogam nawet
oddycha.
Pod ubraniem poczuam wyadowanie elektryczne. Malekie
woski na moim ciele stany dba. Zapach ozonu wypeni
powietrze. Zobaczyam, e Matthew unis gow. Jego wzrok
najpierw powdrowa do Dawsona, no bo jak kto ma
wybuchn pierwszy, to tylko on. Ale Dawson te si
rozglda po pomieszczeniu i szuka rda zwikszonego
napicia elektrycznego.
Ktre pochodzio ode mnie.
Czuam, e zaraz wybuchn.
Zatrzasnam ksik i schowaam j do torby. Wstaam
gwatownie. Nogi mi si trzsy. Miaam wraenie, e moja
skra szumi. Przetoczya si przez mnie gwatowna energia.
Wczeniej tylko raz si tak czuam, a byo to wtedy, gdy
Blake...

Ominam Matthew, nie bdc w stanie odpowiedzie na


jego zmartwione spojrzenie. Zignorowaam wszystkie
ciekawskie spojrzenia. Wyszam z klasy i odetchnam kilka
razy, eby si uspokoi. Szare szafki rozmyy si wok mnie.
Rozmowy byy przytumione, jakby byy prowadzone w
oddali.
Dokd pjd? Co zrobi? Na pewno nie do Daemona, bo w
tej chwili spotkanie z nim byo ostatni rzecz, jakiej
potrzebowaam.
Ruszyam przed siebie, mocno chwytajc pasek torby.
Miaam ochot zwymiotowa. Czuam gniew. Ruszyam do
azienki dla dziewczyn na kocu korytarza.
- Katy! Wszystko dobrze? Czekaj!
Podoga si pode mn zachwiaa, ale szam dalej. Blake
dogoni mnie i zapa za rami.
- Katy...
- Nie dotykaj mnie! - Uwolniam rk przeraona... bardzo
przeraona. - Nigdy wicej mnie nie dotykaj.
Popatrzy na mnie ze zoci.
- O co ci chodzi?
Nieprzyjemne uczucie skrcio moje wntrznoci.
- Ja wiem, Blake. Ja wiem.
- Wiesz co? - Wyglda na zagubionego. - Katy, twoje oczy
zaczynaj wieci. Musisz si uspokoi.
Zmusiam si, by przystan. Byam ju bardzo bliska
wybuchu.
-Jeste... jeste szurnity. Unis brwi.

- No dobra, bdziesz musiaa da mi lepsze wytumaczenie,


bo ja nie mam pojcia, co zrobiem, e si tak wkurzya.
Korytarz by pusty, ale to nie czas na rozmow. Odwrciam
si i ruszyam ku klatce schodowej. Blake pody za mn i
zamkn za sob drzwi. Odwrciam si w jego stron.
I to nie moja pi w niego uderzya.
Bya to kula energii, ktra wystrzelia w jego klatk piersiow. Blake zachwia si i uderzy plecami w drzwi. Rozdziawi usta. Jego koczyny zadray od energii.
- Co... - wysapa. - Za co to byo?
Energia trzeszczaa na moich palcach. Chciaam zrobi to
ponownie.
- Spae w moim ku.
Blake wyprostowa si, pocierajc rk pier.
- Katy, ja...
- Nie kam. Wiem, e to ty. Wyczuam twoj wod kolosk.
Moja poduszka ni pachnie. - W gardle urosa mi gula i
znowu poczuam ochot, by w co uderzy. - Jak moge? Jak
moge zrobi co tak odraajcego?
W jego oczach co bysno. Zranienie? Gniew? Nie obchodzio mnie to. To, co zrobi, byo niewaciwe z wielu
powodw. I w takich przypadkach czsto w gr wchodziy
sdowe zakazy zbliania si.
Blake przeczesa palcami wosy.
- To nie tak, jak mylisz.
- Nie? - Zamiaam si gorzko. - A co innego to moe by?
Wszede do mojego domu nieproszony, a potem do mojej
sypialni... i do ka, ty sukins...

- To nie to, co mylisz! - waciwie na mnie krzykn. rdo


we mnie zagotowao si jeszcze bardziej. Oczekiwaam, e
wpadn tu zaraz nauczyciele, ale tak si nie stao. Pilnowaem wszystkiego w nocy z powodu Daedalusa.
Patrolowaem obszar, tak jak Daemon i reszta Luksjan.
Prychnam.
- Oni nie wchodz mi do ka, Blake.
Popatrzy na mnie bezmylnie, a ja poczuam ochot, by mu
przyoy.
- Wiem. Jak powiedziaem, to... nigdy nie miaem takiego
zamiaru. To by przypadek.
Szczka mi opada.
- Polizgne si i wpade do mojego ka? Nie rozumiem,
jak inaczej przez przypadek moge si w nim znale.
Jego policzki si zaczerwieniy.
- Sprawdzaem obszar na zewntrz i na wszelki wypadek
sprawdziem te wewntrz. Hybrydy mog te wej do twojego domu, Katy, pewnie ju wiesz. Daedalus te by mg.
A co by zrobi, gdyby Daemon by wtedy w domu? Wtedy
co do mnie dotaro i znowu poczuam mdoci. -Jak dugo w
nocy mnie obserwujesz? Wzruszy ramionami.
- Kilka godzin.
Wic musia wiedzie, czy Daemon do mnie przyjdzie, a
reszta - musiaam liczy na szczcie. Cz mnie pragna,
by za ktrym razem trafi na Daemona. Nie chodziby
normalnie przez kilka nastpnych miesicy.

Istniaa do spora szansa, e mgby zej ze schodw bez


jednej koczyny.
Blake chyba si domyli, na czym skupi si mj umys.
- Po tym, jak sprawdziem twj dom, nie... nie wiem, co si
stao. Miaa zy sen.
Zastanawiaam si dlaczego. Moe dlatego, e zboczeniec
krci si po moim pokoju.
- Chciaem ci pocieszy. To wszystko. - Opar si
0 cian przy oknie i zamkn oczy. - I chyba zasnem.
- To nie bya jednorazowa sprawa. Nie byoby o to tyle
krzyku, gdyby to by raz. Rozumiesz?
- Tak. - Otworzy oczy i zmruy je. - Powiesz Daemonowi?
Pokrciam gow. Poradz sobie z tym sama.
- Zabiby ci na miejscu, a potem sam skoczyby w apach
Daedalusa.
Odetchn z ulg.
- Katy, tak mi przykro. To nie jest takie niepokojce, jak
si...
- Nie jest niepokojce? Ty tak na powanie? Nie, daruj sobie
odpowied. Mam to gdzie. - Ruszyam przed siebie, krcc
gow. - Nie obchodzi mnie, e si martwisz
1 tylko chcesz mnie mie na oku. Nawet jeli w moim domu
by si palio, masz do mnie wicej nie przychodzi. A ju na
pewno masz wicej nie spa w moim domu. Pocaowae... Odetchnam ostro. Poczuam nieprzyjemne uczucie w gardle.
- Mam to gdzie. Nie chc przebywa w twoim towarzystwie
duej ni to konieczne. Okay? Chc,

by si trzyma ode mnie z daleka. Koniec z pilnowaniem


lub czymkolwiek.
W jego oczach bysno zranienie i przez chwil wyglda,
jakby mia protestowa. -Okay.
Odwrciam si do drzwi. Caa si trzsam. Zatrzymaam
si jeszcze raz i odwrciam twarz do niego. Sta pod oknem
ze spuszczon gow. Przeczesa rk nastroszone wosy a
potem zaoy j na szyj.
-Jeli zrobisz to jeszcze raz, zrani ci. - Emocje dusiy mnie
w gardle. - Nie obchodzi mnie, co si stanie. Poaujesz.
***
Przeknicie tego odkrycia byo dla mnie trudne. Zastanawiaam si nad wziciem gorcego prysznica. Przez reszt
dnia czuam gniew. Na szczcie udao mi si przekona
Matthew, e Blake mnie wkurzy sam swoj obecnoci, co
byo wiarygodne, i to by wyjaniao, dlaczego za mn azi.
Przekonaam Les, e nie czuam si dobrze, i to dlatego
wybiegam z klasy, na co ona stwierdzia, e to przez moje
popoudniowe plany.
To te wiarygodna wymwka.
Nie miaam zamiaru wspomina o tym Daemonowi. le by
si to skoczyo. I chocia nie znosz tego przyznawa,
potrzebowalimy Blake a. Zaszlimy ju zbyt daleko, by da
si zapa za tak gupot. Nie uratowalibymy wtedy Beth.
Gdy tylko o tym mylaam, czuam ciarki na skrze. Cay ten
czas byam przekonana, e to by Daemon lub

tylko mi si to nio, ale powinnam bya wiedzie lepiej. Ani


razu nie poczuam naszego poczenia.
Powinnam bya wiedzie, e Blake jest bardziej porbany,
ni zakadaam.
Po drodze do domu wstpiam na poczt. Daemon pody
za mn. Trzy kroki od drzwi poczty zapa mnie w pasie i
unis.
Z poczty wanie wysza kobieta z dzieckiem. Ledwo
ominli moje fruwajce nogi. Zamiaa si i byam pewna, e
miao to wiele wsplnego z umiechem, ktry Daemon na
pewno jej posa.
Postawi mnie na ziemi. Podeszam chwiejnie do drzwi, a on
si zamia.
- Wygldasz jak pijana.
- To przez ciebie.
Obj mnie ramieniem. Najwyraniej by w dobrym
humorze. Zatrzymalimy si przy skrzynce mamy, eby
zabra poczt. Byo kilka moich przesyek i jakie ulotki.
Daemon wzi ode mnie te paczki.
- Och! Ksiki! Masz ksiki!
Zamiaam si, widzc, e kilka osb w kolejce rzucio nam
spojrzenia.
- Oddaj je.
Przytrzyma je przy piersi mocno i zrobi rozmarzone oczy.
- Moje ycie jest teraz kompletne.
- Moje ycie byoby naprawd kompletne, gdybym wstawia
recenzj na czym innym ni szkolne komputery.

Robiam to jakie dwa razy w tygodniu, skoro mj laptop


powdrowa do komputerowego nieba. Daemon zawsze szed
ze mn. Mwic jego sowami, by tam po to, by
dopilnowa" moich postw. Mwic po mojemu, rozprasza
mnie.
Zabraam reszt mojej poczty i pocaowaam go w policzek.
- Byoby mio, racja? Ale myl, e ju wykorzystaa mam
wystarczajco, jeli chodzi o laptopy.
- To nie bya moja wina. - Ostatnio ukrywaam przed ni
mojego zniszczonego laptopa. Wcieknie si, jeli go
znajdzie.
- Prawda. - Otworzy drzwi, przepuszczajc nisk staruszk,
a potem mnie. - Zao si, e kadej nocy kadziesz si spa,
marzc o nowym, byszczcym laptopie.
Zatrzymaam si przy samochodzie. Ciepy wiatr owia moj
twarz.
- Poza marzeniem o tobie?
- W przerwach na marzenie o mnie - poprawi mnie i odoy
poczt na tylne siedzenie. - Jaka byaby pierwsza rzecz, jak
zrobisz, gdyby dostaa nowego laptopa?
Pozwoliam mu wzi od siebie klucze, a sama skierowaam
si na siedzenie pasaera. Zastanowiam si nad tym.
- Nie wiem. Pewnie przytuliabym go i obiecaa, e nic zego
mu si nigdy nie stanie.
Zamia si z byskiem w oczach.
- Okay, a poza tym?

- Nakrciabym filmik do bogw laptopa za czuwanie nade


mn. - Westchnam. Tylko w jeden sposb mogabym dosta
laptopa. - Musz znale prac.
- Musisz raczej zacz skada papiery do college'u.
- Ty nie zoye - wytknam mu. Posa mi spojrzenie.
- Czekam na ciebie.
- Kolorado - powiedziaam, a gdy skin gow, zobaczyam
w mylach przeraon min mamy. - Mama by tego nie
pochwalia.
- Myl, e ucieszyaby si, e w ogle wybraa college.
Tu mia racj. Od tej pory temat uczelni zawisn w powietrzu. Nie miaam pojcia, co czeka nas w nastpnym
tygodniu, a co dopiero za kilka miesicy. Mimo to z dobrymi
stopniami miaabym szans na jakie stypendium.
Kolorado... Wiedziaam, e Daemon przyglda si broszurze
z tego college'u. Przemawia do mnie pomys studiowania z
Daemonem jak normalni ludzie w naszym wieku. Problem w
tym, e jak nie wyjdzie, to bd zawiedziona, a to by bya
poraka.
W moim domu byo cicho i za ciepo. Otworzyam okno w
salonie, a Daemon w tym czasie nala sobie szklank mleka.
Gdy weszam do kuchni, wanie ociera usta rk. Jego wosy
byy zmierzwione, a kolor oczu przypomina wiosenn traw.
Przy tym ruchu jego koszulka napia si na bicepsach.
Stumiam westchnienie. Mleko jest najwyraniej dobre dla
ciaa.

Umiechn si do mnie obuzersko. Odoy szklank na


blat, a potem znalaz si przede mn, chocia nawet nie
widziaam jego ruchu. Uj moj twarz w donie. Podobao mi
si to, e by przy mnie prawdziwy. Kiedy mylaam, e
specjalnie uywa kosmicznej szybkoci, by mnie wkurzy,
ale dla niego to byo po prostu naturalne. Spowolnienie kosztowao go znacznie wicej energii.
Pocaowa mnie, a ja poczuam na jzyku smak mleka i
czego jeszcze. Nie zauwayam, e popycha mnie do tyu.
Jakim cudem znalelimy si przy schodach. Podnis mnie,
nie przerywajc pocaunku.
Mylaam, e ta sprawa z Blakiem zniszczy mi dzisiaj humor, ale chyba nie doceniam magnetyzmu Daemona i jego
pocaunkw. Otoczyam nogami jego tali.
Nie zatrzyma si na schodach, ale caowa mnie dalej i
zacz wchodzi na gr. Moje serce bio mocno. Odwrci
si i delikatnie kopn drzwi do mojego pokoju. Serce zabio
mi jeszcze mocniej, bo przecie bylimy w sypialni i nikogo
nie byo w pobliu. Pochono mnie nerwowe podniecenie.
Daemon unis gow. Na jego ustach pojawi si krzywy
umiech. Zsunam si z niego, oddychajc ciko. Krcio mi
si w gowie. Patrzyam, jak si odsuwa i siada na brzegu
ka.
A potem spojrza na moje biurko.
Podyam za jego wzrokiem i zamrugaam. Mylaam, e to
fatamorgana, bo na pewno nie to, co miaam przed oczami.
Na moim biurku lea nowy czerwony MacBook Air.

- To... - Nie wiedziaam, co powiedzie. W gowie miaam


pustk. Bylimy we waciwym domu? Spojrzaam na
znajome otoczenie i stwierdziam, e tak. Zrobiam krok w
stron biurka, a potem si zatrzymaam. - To dla mnie?
Na jego twarzy pojawi si pikny umiech, ktry po chwili
sign oczu.
- C, jest na twoim biurku, wic... Serce zatrzepotao mi w
piersi.
- Nie rozumiem.
- Widzisz, jest takie miejsce, ktre nazywa si Apple Stor,
wic poszedem tam, eby wybra laptopa. Nie mieli
odpowiedniego w magazynie. - Zatrzyma si dla pewnoci,
e za nim nadam, ale ja byam w stanie tylko si gapi. Wic zamwiem jednego. Zamwiem te obudow.
Wybraem czerwon, bo to mj ulubiony kolor. Musiaem.
- Ale dlaczego? Zamia si lekko.
- Kurde, szkoda, e nie widzisz swojej twarzy. Przyoyam
donie do policzkw.
- Dlaczego?
- Nie miaa laptopa, a wiem, ile dla ciebie znaczy
blo-gowanie. Uywanie szkolnego komputera to za mao.
-Wzruszy ramionami. -1 nie mielimy prawdziwych walentynek, wic...
Wtedy dotaro do mnie, e musia to planowa cay dzie.
- Kiedy go tu pooye?

-Jak wysza do szkoy.


Wziam gboki oddech. Za jakie pi sekund chyba
eksploduj.
- I zamwie go dla mnie? MacBooka Air? One kosztuj
sporo kasy.
- Podzikuj osobom, ktre pac podatki. Ich pienidze pyn
do rzdu, a rzd paci nam. - Zamia si, widzc moje
zdezorientowane spojrzenie. - I mam troch oszczdnoci.
Tak ma fortun.
- Daemon, to zbyt wiele. -Jest twj.
Mj wzrok powdrowa do Maca, jakby to bya moja wasna
mekka. Ile razy marzyam o MacBooku, odkd tylko
nauczyam si wymawia sowo laptop?
Miaam ochot mia si i paka jednoczenie.
- Nie wierz, e to zrobie. Wzruszy ramionami.
- Zasugujesz na to.
W tym momencie co we mnie pko. Rzuciam si na
Daemona, a on si zamia i otoczy mnie ramionami.
- Dzikuj. Dzikuj - mwiam w kko pomidzy
pocaunkami.
Odchyli gow ze miechem.
- Wow. Jeste cakiem silna, kiedy jeste podekscytowana.
Usiadam prosto, szczerzc si do niego radonie.
- Nie wierz, e to zrobie.
Na jego twarzy malowao si zadowolenie.
- Nie miaa pojcia?

- Nie, ale teraz wiem, e to dlatego wypytywae mnie o


blogowanie i reszt. - Uderzyam go artem w pier. -Jeste...
Zaoy rce za gow. -Jaki jestem?
- Niesamowity. - Pochyliam si i pocaowaam go. -Jeste
niesamowity.
- To samo powtarzam ci od wiekw. Zamiaam si przy
jego ustach.
- Powanie, nie musiae.
- Ale chciaem.
Nie wiedziaam, co powiedzie. Tak naprawd miaam
ochot krzycze z radoci ile si w pucach. Dostanie
MacBooka byo jak Gwiazdka i Halloween w jednym.
-Ju dobrze. Wiem, e chcesz. Id si pobawi.
-Jeste pewny? - A mnie palce wierzbiy.
-Tak.
Pisnam i pocaowaam go jeszcze raz, a potem dopadam
do nowego laptopa. Przyniosam superlekkie urzdzenie do
ka, usiadam obok Daemona, a laptopa pooyam na kolanach. Przez nastpn godzin zaznajamiaam si z programami i przeszam kilka faz szczcia, bo czuam si niesamowicie fajna i mdra z powodu posiadania MacBooka Air.
Daemon pochyli si nad moim ramieniem i wskaza na kilka
rzeczy.
- Tu jest kamera.
Pisnam i umiechnam si szeroko, gdy nasze twarze
pojawiy si na ekranie.

- Teraz powinna nakrci pierwszy filmik - powiedziaam.


Nacisnam przycisk nagrywania i wrzasnam:
- Mam MacBooka Air!
Daemon zamia si i ukry twarz w moich wosach.
- Ty guptasku.
Zatrzymaam nagrywanie i sprawdziam czas. Wyczyam
laptopa, pooyam go przy nas, a potem znowu zarzuciam
mu rce na szyj.
- Dzikuj.
Wycign rk i zaoy mi wosy za ucho, ale nie odsun
rki.
- Podoba mi si, gdy jeste szczliwa, a jeli mog zrobi
co tak maego, by osign taki efekt, to dlaczego nie...
- Co maego ? - W moim gosie dao si wyczu zdumienie.
- To nie jest co maego. To musiao kosztowa...
- To nie ma znaczenia. Jeste szczliwa. Wic i ja jestem.
Poczuam ucisk w piersi.
- Kocham ci. Wiesz o tym? Umiechn si do mnie
obuzersko.
- Wiem.
Czekaam. I nic. Wywrciam oczami, usiadam prosto po
jego drugiej stronie i zdjam buty. Wyjrzaam przez okno.
Zobaczyam tylko piknie niebieskie niebo. Byo ju
wystarczajco ciepo, by nosi klapki.
- Nigdy tego nie powiesz, co?
- Czego nie powiem? - ko ugio si pod jego ciarem, a
potem poczuam jego rce na biodrach.

Obejrzaam si przez rami. Przez jego gste rzsy nie


widziaam oczu.
- Wiesz czego.
- Hmm? - Przesun rce wyej, jak zawsze mnie rozpraszajc.
Niektre dziewczyny mogyby by zaniepokojone tym, e
ich chopak nie powiedzia jeszcze sowa na k". Mnie te by
to niepokoio, gdyby to by kady inny chopak, ale
wiedziaam, e Daemon mia problem z powiedzeniem tych
sw, chocia nie mia adnego problemu z okazywaniem
tego.
I mi to nie przeszkadzao. Nie znaczyo to jednak, e nie
bd go tym zamcza.
Pocaowa mnie w policzek i zszed z ka.
- Ciesz si, e ci si podoba. -Ja go kocham.
Daemon unis brew.
- Powanie, kocham go. Nawet nie wiem, jak ci podzikowa.
- Jestem pewny, e znajdzie si sposb. - Rzuci mi znaczce
spojrzenie.
Wstaam i szturchnam go lekko, a potem poszukaam
moich klapek. Waciwie od tej nocy, gdy bya tu Carissa, nie
szukaam niczego. Cigle znajdywaam rzeczy przypadkiem i
w dziwnych miejscach. Pooyam si na pododze i zajrzaam
pod ko.
Byo tam kilka zeszytw. Peno skarpetek. Jeden trampek i
kilka magazynw. Drugi trampek zagin w akcji, jak i
pewnie wikszo skarpetek do pary.

Klapki byy na samym rodku pod kiem. Wycignam


si, eby je chwyci.
- Co robisz? - zapyta Daemon.
- Prbuj dosign klapek.
- To jest a tak trudne?
Zignorowaam go i skupiam si na klapkach, eby same do
mnie podleciay. Sekund pniej jeden wpad mi w rk, a
gdy drugi do niego doczy, co ciepego i o gadkiej
powierzchni wypado mi z rki.
- Co, u... ?
Odrzuciam na bok klapki i pomacaam rk okolic, by
znale ten przedmiot. Wycignam go spod ka i
otworzyam do.
- O mj Boe - powiedziaam.
- Co? - Daemon uklkn przy mnie, a potem wcign
gboko powietrze. - Czy to jest to, o czym myl?
Na mojej doni lea byszczcy czarny kamie z czerwonym
rodkiem przypominajcym ywy pomie. Musia nalee do
Carissy. Bransoletka pewnie zdematerializowaa si wraz z jej
ciaem, ale kamie ocala.
Trzymaam w doni opal.

Rozdzia 31
Popatrzylimy na siebie z niedowierzaniem i oboje
jednoczenie postanowilimy to sprawdzi. Zabralimy
nieduy kamie i poszlimy na d. Nasze serca zaczy bi
szybciej.
Podaam mu kamie.
- Sprbuj czego... jak na przykad to co zwizane z
odbiciem wiata.
Daemon, ktry by napalony na ten kamie, odkd tylko
sysza, do czego suy, nie odmwi. Chwyci go i koncentrujc si, zacisn usta.
Na pocztku nic si nie stao, ale potem blada powiata
otoczya jego ciao. Podobnie robia Dee, gdy bya
podekscytowana, i wtedy jej ciao zaczynao zanika. Tylko
e teraz powiata obja cae ciao Daemona i znikn
cakowicie.
- Daemon? - W pobliu kanapy usyszaam lekki miech.
Zmruyam oczy. - W ogle ci nie widz.
-W ogle?
Pokrciam gow. To dziwne. By tu, ale go nie widziaam.
Zrobiam krok w ty i skupiam wzrok na kanapie.

Dopiero wtedy dostrzegam rnic. Kanapa porodku bya


wgnieciona, a powietrze wok wygldao, jakby falowao.
Miaam wraenie, jakbym patrzya na kameleona.
- O mj Boe, zupenie jak w tym filmie, w Predatorze.
- To zarbiste - powiedzia po chwili. Nastpnie pojawi si
obok mnie z szerokim umiechem, jak u dziecka, ktre
wanie dostao swoj pierwsz gr wideo. - Boe, teraz bd
si mg zakra do twojej azienki.
Przewrciam oczami.
- Daj mi opal.
Zamia si i poda mi go. Kamie by ciepy, co mnie
zdziwio.
- Chcesz usysze co jeszcze bardziej niewiarygodnego, ni
moje cakowite zniknicie? Prawie nie straciem przy tym
energii. Czuj si wietnie.
- Wow. - Obrciam w doni kamie. - Musimy to
przetestowa.
Daemon i ja udalimy si z kamieniem nad jezioro. Mielimy
jakie pitnacie minut, zanim ktokolwiek si pojawi.
- Teraz ty sprbuj - powiedzia.
Nie byam pewna, czy powinnam. Najtrudniejsz rzecz dla
mnie byo uywanie rda jako broni, wic zdecydowaam
si wanie na to. Skoncentrowaam si i od razu poczuam
rnic. Moc popyna szybciej, atwiej i sekundy pniej
nad moj rk pojawia si kula biao-czerwonego wiata.
- Wow - powiedziaam z umiechem. - Jest... inaczej.
Daemon skin gow.

- Czujesz zmczenie?
- Nie. - A zazwyczaj taki wyczyn szybko mnie mczy, wic
opal rzeczywicie zadziaa. Wpadam na pewien pomys.
Pozwoliam mocy si rozpyn i poszukaam na ziemi
niewielkiej gazi.
Gdy j znalazam, podeszam do brzegu jeziora, ciskajc
opal w doni.
- Nigdy nie potrafiam podgrzewa i podpala przedmiotw.
Ostatnim razem, jak sprbowaam, poparzyam sobie palce.
- I mylisz, e teraz jest na to dobry czas? Celna uwaga.
- Ale ty mnie moesz uleczy. Daemon zmarszczy brwi.
- Nigdy nie syszaem o bardziej pokrconej logice ni twoja.
Umiechnam si szeroko i skupiam na gazi. Ponownie
uwolniam rdo i przelaam je na smuk ga. Sekund
pniej spopielia si i rozpada.
- Ups - powiedziaam.
- To nie by ogie, ale cakiem blisko.
Nigdy nie zrobiam czego podobnego. Opal musia
podkrci moje umiejtnoci, bo wanie z moj gazi stao
si to, co z Pompejami.
- Daj mi go - powiedzia Daemon. - Chc zobaczy, czy ma
jaki wpyw na onyks.
Oddaam kamie Daemonowi, wytaram palce z popiou, a
potem podeszlimy do dziury w ziemi z onyksem. Odkry j i
wzi kawaek onyksu.

Nic si nie stao. Wszyscy ju uodpornilimy si na onyks,


ale zawsze czuo si ten lekki przebysk blu.
- Co si dzieje? - zapytaam. Daemon unis podbrdek.
- Nic, zupenie nic nie czuj.
- Daj mi sprbowa. - Odda mi oba kamienie. Mia racj.
Nic nie czuam. Popatrzylimy na siebie. - Jasna cholera!
Usyszelimy kroki i gosy. Daemon ukry opal w kieszeni.
- Myl, e nie powinnimy tego pokazywa Blake'owi.
- W peni si zgadzam.
Odwrcilimy si w chwili, gdy zza drzew wyonili si
Matthew, Dawson i Blake. Zastanawiaam si, czy opal bdzie
mia jaki wpyw na Daemona, gdy nie bdzie go trzyma w
doni, tylko w kieszeni.
- Rozmawiaem z Lukiem - ogosi Blake, gdy ju wszyscy
stanli przed onyksem. - Odpowiada mu ta niedziela. Myl,
e do tego czasu powinnimy by ju gotowi.
- Ale nie jeste pewny? - zapyta Dawson. Blake pokiwa
gow.
- Albo wyjdzie, albo nie. Poraka nie wchodzia w gr.
- To niedziela po balu?
- Idziecie na ten bal? - zapyta Blake, marszczc brwi.
- A dlaczego nie? - zapytaam buntowniczo. Oczy Blake'a
pociemniay.
- Po prostu to wydaje mi si gupie - i na bal noc przed
misj. Powinnimy spdzi sobot na treningu.

- Nikt ci nie pyta o zdanie - powiedzia Daemon, zaciskajc


pici.
Dawson podszed bliej brata. -Jedna noc nikomu nie
zaszkodzi.
- A ja musz by na balu, taki obowizek nauczyciela
-powiedzia Matthew. Wyczuwao si, e jest zniesmaczony
tym pomysem.
Przegosowany Blake wyda z siebie niezadowolony
pomruk.
- Dobra, jak chcecie.
Zaczlimy. Gdy nadesza kolej Daemona, przyjrzaam mu
si uwaniej. Kiedy dotkn onyksu, natychmiast si skrzywi,
ale nie puci kamienia. Albo udawa, albo opal musia
dotyka ciaa, by zadziaa.
Przez kilka nastpnych godzin kady z nas kilkakrotnie
prbowa z onyksem. Zaczynaam ju sdzi, e moje palce i
minie nigdy nie bd miay sprawnoci jak dawniej. Blake
trzyma si kilka metrw ode mnie i nie prbowa ze mn
rozmawia. Uwaaam, e przegadaam mu do rozumu.
A jeli nie... c, wtpi, e bd w stanie si kontrolowa.
Gdy pod wieczr grupa zacza si rozchodzi, zostaam z
Daemonem.
- Nie zadziaa, jak trzymae go w kieszeni?
- Nie. - Wycign kamie. - Ukryj go gdzie. Lepiej, eby
nie wpad w niepowoane rce i nie byo o niego ktni.
Zgodziam si.

- Mylisz, e jestemy gotowi na niedziel? - Mj odek


skurczy si na sam myl o tym, chocia od dawna
wiedziaam, e ten dzie w kocu nadejdzie.
Daemon schowa opal w kieszeni, a potem mnie przytuli. Za
kadym razem, gdy mnie tak trzyma, wydawao mi si, e to
najwaciwsze uczucie pod socem. Dlaczego ja tak dugo
temu zaprzeczaam?
- Bdziemy tak gotowi, jak zawsze. - Jego policzek otar si
o mj, a ja zadraam i zamknam oczy. - I myl, e Dawson
nie da rady ju duej czeka.
Skinam gow i objam go.
Teraz albo nigdy. Co dziwne, w tej chwili czuam, jakbymy
nie mieli wystarczajco duo czasu, chocia wiczylimy
przez miesice. Moe to nie o to chodzio.
Moe po prostu nie mielimy wystarczajco duo czasu dla
siebie.
***
W sobot Lesa i ja wcisnymy si do samochodu Dee.
Cieszyymy si ciep pogod przy upuszczonych szybach.
Dee wydawaa si dzisiaj jaka inna. To nie miao nic
wsplnego z jej adn letni, row sukienk, czarnym
sweterkiem i sandaami. Ani z jej dugimi gstymi
rozpuszczonymi wosami, okalajcymi idealnie symetryczn
twarz, na ktrej widnia lekki umiech - nie taki, do jakiego
kiedy przywykam, ani ten peen blu, ale prawie normalny.
Dee jakim cudem wydawaa si mniej spita.

Nucia do rockowej piosenki, ktra leciaa w radio, i


prowadzia swj samochd jak rajdowiec. Dzisiaj by wany
dzie.
Lesa chwycia si przedniego siedzenia, na ktrym siedziaa
Ash.
- Eee, Dee, nie zauwaya, e tu nie mona wjeda? Dee
umiechna si we wstecznym lusterku.
- Myl, e to tylko sugestia, a nie regua.
- A ja myl, e to jednak regua - powiedziaa Lesa. Ash
parskna.
- Dee uwaa, e znaki zakazu to te tylko sugestia.
Zamiaam si, bo zapomniaam, jakim okropnym kierowc
bya Dee. Normalnie te bym trzymaa si siedzenia, ale
dzisiaj ju mnie to nie obchodzio, o ile dowiezie nas do
sklepu w jednym kawaku.
I tak zrobia.
Tylko raz ledwo udao nam si omin rodzinnego busa.
Sklep by w rdmieciu, ulokowany w starym budynku.
Drobny nosek Ash zmarszczy si, gdy tylko postawia stopy
na wirowej ciece.
- Wiem, e z tej perspektywy nie wyglda to dobrze, ale tak
naprawd nie jest taki zy. Maj tu fajne sukienki.
Lesa z powtpiewaniem przyjrzaa si staremu, ceglanemu
budynkowi. -Jeste pewna?
Ash przesza obok niej i posaa jej nad ramieniem pewny
siebie umiech.

- Jeli chodzi o ubrania, to nigdy si nie myl. - Potem si


zatrzymaa i przesuna zielonymi paznokciem po bluzce
Lesy. - Musimy si kiedy umwi na zakupy.
Lesa rozdziawia usta, a Ash ruszya ju w kierunku wejcia.
- Jeszcze troch, a j uderz - powiedziaa Lesa pod nosem. Tylko patrz. Zami jej ten liczny nosek.
- Na twoim miejscu bym si opara tej pokusie. Lesa
parskna.
- Daabym jej rad. O nie, nie daaby.
Znalezienie sukienek zajo chwil. Ash wybraa tak, ktra
ledwo zakrywaa jej tyek, a ja znalazam naprawd wietn
czerwon. Wiedziaam, e na jej widok Daemon zacznie si
lini. Po zakupach udaymy si do Smoke Hole Diner.
Wyjcie z Les na jedzenie byo mie, a obecno Dee
wydawaa si wrcz naturalna. Nie miaam pewnoci tylko co
do Ash...
Zamwiam tylko hamburgera, a Dee i Ash wziy chyba
wszystko z menu. Lesa wybraa kanapk z grillowanym serem
i co, co mi si wydawao totalnie obrzydliwe.
- Nie wiem, dlaczego zamawiasz zimn kaw. Moesz po
prostu zamwi normaln i pozwoli jej ostygn.
- To nie to samo - odpowiedziaa Dee, gdy kelnerka postawia przed nami napoje. - Powiedz im, Ash.
Blond kosmitka spojrzaa spod niewiarygodnie dugich rzs.

- Mroona kawa jest bardziej wyrafinowana. Skrzywiam si.


- Wic wyjd na niecywilizowan ze swoj ciep kaw.
- I dlaczego mnie to nie dziwi? - Ash uniosa brew, a potem
ponownie skupia wzrok na swojej komrce.
Wytknam na ni jzyk, a gdy Lesa dgna mnie okciem,
zdusiam chichot.
- Cigle uwaam, e powinnam bya dokupi do tej sukienki
transparentne skrzyda.
Dee si umiechna.
- Byy urocze.
Skinam gow. Daemonowi by si spodobay. Lesa
odgarna z twarzy kosmyk wosw.
- Macie szczcie, e udao wam si znale sukienki tu
przed balem.
Ona kupia sukienk z miesic temu, bo Chad j za prosi,
jak postpowy facet, na dugo przed. Lesa przyjechaa tu tylko
dla towarzystwa.
Oparam si o siedzenie, a konwersacja krcia si dalej
wok sukienek. Poczuam mdoci i gorzkie wspomnienia.
Mylaam, e znam Cariss, ale si myliam. Czy wiedziaa o
Luksjanach? A moe zostaa zgarnita przez Daedalusa i
wykorzystana? Miny miesice i cigle nie miaam
odpowiedzi. Jedynym przypomnieniem by opal znaleziony
pod moim kiem.
W niektre dni czuam tylko gniew, ale dzisiaj pozwoliam
sobie odetchn. To, co stao si z Cariss, nie mogo mnie
wiecznie mczy.
Ash si umiechna.

- Myl, e moja sukienka bdzie hitem. Lesa westchna.


- Nie wiem, dlaczego po prostu nie pjdziesz nago. Ta mala
czarna, ktr znalaza, jest tylko maa i nic wicej.
- Nie ku jej - powiedziaa Dee i umiechna si, gdy dania
zostay dostarczone do stolika.
- Nago? - Ash si naburmuszya. - Tych dobroci nie mona
pokazywa za darmo.
- A to zaskakujce - wymamrotaa Lesa pod nosem. Tym
razem to ja j dgnam okciem.
- Idziesz na bal z kim? - zapytaa Lesa, wskazujc na Dee, a
mnie zignorowaa. - Czy sama?
Dee wzruszya ramieniem.
- Nie miaam zamiaru i z powodu... Adama, ale to mj
ostatni rok i... chc i. - Zamilka i zacza bawi si
kurczakiem na talerzu. - Id z Andrew.
Prawie zakrztusiam si buk. Lesa popatrzya na ni z
otwartymi ustami. Jak my wszystkie. Dee uniosa brwi.
- No co?
- Ty chyba nie... chodzisz z Andrew czy co, nie? - Policzki
Lesy si zaczerwieniy... Ona si nigdy nie czerwieni! Znaczy, jeli tak, to spoko.
Dee si zamiaa.
- Nie, Boe, nie. To by byo zbyt dziwne. Jestemy tylko
przyjacimi.
- Ale Andrew to dupek - Lesa powiedziaa to, o czym ja
mylaam.
Ash parskna.

- Andrew ma dobry gust. Ty, oczywicie, uwaasz go za


dupka.
- Andrew bardzo si zmieni. By przy mnie, jak go potrzebowaam, i na odwrt. - Dee miaa racj. Andrew da na
wstrzymanie. Wszyscy si zmienilimy - Idziemy po prostu
jako przyjaciele.
Dziki Bogu. Chocia nie chciaam jej osdza, to chodzenie
z bratem swojego zmarego chopaka jest po prostu zbyt
dziwne. Chwil potem Ash poczstowaa nas szokujc
informacj:
- Te mam partnera - powiedziaa.
Myl, e zaczynam mie problem ze suchem.
- Kto to?
Uniosa jedn delikatn brew.
- adna z was i tak go nie zna.
- Czy on jest... - Przerwaam. - Jest std? Dee zagryza
warg.
-Jest studentem pierwszego roku we Frostburgu. Ash poznaa
go kilka tygodni temu w centrum handlowym w Cumberland.
To nie odpowiadao na moje niecierpliwe pytanie. Czy to
czowiek? Dee musiaa dostrzec ciekawo w moim spojrzeniu, bo skina gow i umiechna si szeroko.
Napj prawie wypad mi z rki.
Ja piernicz, nie wierz, e Ash idzie na bal z czowiekiem!
Ash przewrcia oczami.
- Nie wiem, dlaczego gapicie si na mnie jak na dziwaka. Wrzucia do ust frytk. - W yciu nie poszabym na bal sama.
Na przykad...

- Ash - ostrzega Dee, mruc oczy.


- W zeszym roku poszam z Daemonem - kontynuowaa, a
mj odek skrci si w supe. Kiedy zobaczyam jej
zoliwy umieszek, tylko mi si pogorszyo. - To bya noc,
ktrej nigdy nie zapomn.
Miaam ochot jej przyoy.
Odetchnam gboko i zmusiam si do umiechu.
- Zabawne, bo Daemon nie wspomina tamtej nocy. Ash
zmruya oczy.
- Bo on nie jest typem, ktry mwi o swoich intymnych
dowiadczeniach, skarbie.
Umiechnam si gorzko.
- Co o tym wiem.
Najwyraniej przekaz do niej dotar. Potem na szczcie Dee
wspomniaa o jakim serialu, ktry niedawno widziaa, czym
rozptaa kolejn ktni midzy Ash i Les o to, ktry
bohater jest przystojniejszy. Jestem cakiem pewna, e te dwie
pokciyby si nawet o kolor nieba.
Ja trzymaam stron Lesy.
W drodze powrotnej Lesa zwrcia si do mnie.
- To jak, ty i Daemon planujecie po balu i do jakiego
hotelu?
- Eee, nie. To ludzie naprawd tak robi? Lesa opada si o
siedzenie i zamiaa.
- Tak. Chad i ja wynajlimy sobie pokj w Fort Hill. Ash
parskna ze swojego siedzenia pasaera.
- A ty co zamierzasz, Ash? - powiedziaa Lesa, patrzc
przenikliwie na dziewczyn. - Planujesz zosta na balu i pobi
krlow?

Ash zamiaa si, ale nic nie powiedziaa.


- W kadym razie - Lesa powiedziaa przecigle - ty i
Daemon jeszcze tego nie robilicie, mam racj? A bal...
- Hej! - wrzasna Dee, patrzc na nas. - Ja tu siedz, pamitacie? I nie chc o tym sysze.
- Ani ja - wymamrotaa Ash.
Lesa nie zwrcia na nie uwagi i czekaa na moj odpowied.
Nie ma mowy, ebym jej udzielia. Gdybym skamaa i
powiedziaa, e to robilimy, Dee by miaa uraz do koca
ycia. Gdybym powiedziaa prawd, jestem pewna, e dostaabym od Ash opowie o ich wczeniejszych wyczynach.
Lesa w kocu odpucia. Mimo to miaam ochot jej podzikowa. Westchnam, patrzc za szyb. To nie tak, e nie
byam gotowa. No bo jak mona wiedzie, czy si jest gotowym, czy nie? Chyba nikt tego nie wie na pewno. Seks nie
jest czym, co mona zaplanowa. Albo to si dzieje, albo nie.
A pjcie do hotelu z zamiarem uprawiania seksu? I do tego
te hotele s... takie obskurne.
Zastanawiaam si, czy od jakiego czasu yj w jaskini. Na
przerwach nieraz syszaam, jak dziewczyny rozmawiaj o
swoich planach i nadziejach na noc po balu. I syszaam te,
jak rozmawiaj chopcy.
I kim ja jestem, by osdza? Kilka dni temu wierzyam, e
Daemon chce do mnie wpa po szkole, eby... to zrobi.
Niech mnie szlag, jak tak dalej pjdzie, to nie zrobimy tego do
pidziesitki.
Zanim dotarymy do domu, ju zapomniaam o temacie.
Poegnaam si z Les i nawet z Ash. Nie mogam si doczeka, a zobacz tego jej ludzkiego studenta.

Dee i ja zostaymy same.


Ruszya do swojego domu, a ja staam tam jak idiotka,
niepewna, co powiedzie. Po paru krokach jednak si
odwrcia.
- Dobrze si dzisiaj bawiam. Ciesz si, e z nami posza.
-Ja te.
Przestpia z nogi na nog.
- Daemonowi spodoba si ta sukienka.
- Tak mylisz? - Uniosam torb.
- Jest przecie czerwona. - Umiechna si i zrobia krok w
ty. - Moe przed balem mogybymy si razem
przygotowa... jak rok temu?
- wietny pomys. - Umiechnam si szeroko.
Skina gow, a ja poczuam ochot, by do niej podbiec i
mocno przytuli, ale jeszcze nie byam pewna, czy mog.
Pomachaa mi krtko, obrcia si i posza na swj ganek.
Staam w miejscu przez chwil z moj sukienk. Potem
westchnam z zadowoleniem.
To ju jaki postp. Moe nigdy nie bdzie, jak byo kiedy,
ale i tak nie jest le.
Weszam do rodka i zamknam za sob drzwi kopniciem.
Mama wysza ju do pracy, wic zabraam sukienk i udaam
si na gr, eby powiesi j na drzwiach szafy.
Zastanawiaam si, co zje na kolacj.
Wycignam telefon i wysaam Daemonowi szybk
wiadomo. Co robisz?
Odpowiedzia po chwili. Jestem z Andrew i Dawsonem, po
jedzenie. Chcesz co?

Spojrzaam na swoj sukienk i przypomniaam sobie, jak


kuszca bya. Napisaam mu: Ciebie.
Odpowied nadesza z prdkoci wiata: Naprawd? A
potem: Oczywicie o tym ju wiedziaem. Zanim odpowiedziaam, zadzwoni telefon. To by Daemon.
Odebraam, szczerzc si jak idiotka.
-Hej.
- Chciabym by teraz w domu - powiedzia. Usyszaam
klakson samochodu. - Bd za dziesi minut.
Zeszam na d i zatrzymaam si przy cianie.
- Nie. Rzadko masz mski wieczr". Zosta z nimi.
- Nie potrzebuj mskiego wieczoru". Potrzebuj wieczoru
z moim Kotkiem.
Moja twarz si zaczerwienia.
- C, bdziesz mia czas ze swoim Kotkiem, jak wrcisz.
Mrukn niewyranie, a potem powiedzia:
- Kupia sukienk? -Tak.
- Spodoba mi si?
Umiechnam si, a potem przewrciam oczami, gdy
zauwayam, e bawi si wosami. -Jest czerwona, wic
raczej tak.
- To zajebicie. - Kto zawoa go po imieniu - brzmiao jak
Andrew - a nastpnie westchn.
- Okay. Musz koczy. Mam ci co przywie? Idziemy do
Smoke Hole.
Zjadam ju hamburgera, ale niedugo znowu bd godna.
- Maj tam smaone piersi kurczaka?

-Tak.
- Z domowym sosem? - zapytaam i zeszam kilka stopni.
Daemon zamia si ochryple.
- Najlepszy sos w okolicy.
- Idealnie. Chc to.
Obieca, e przywiezie mi porcj jak dla wygodniaego
czowieka, a potem si rozczy. Poszam do salonu i
odoyam telefon na stolik. Wziam ksik, jedn z tych,
ktre dostaam niedawno do recenzji, a nastpnie
pomaszerowaam si do kuchni po co do picia.
Przeczytaam opis ksiki, przez co o mao nie wpadam na
cian. Zamiaam si, przeszam przez wejcie i uniosam
wzrok.
Przy kuchennym stole siedzia Will.

Rozdzia 32
Ksika wylizgna mi si z rk i spada na podog.
Dwik uderzenia poczuam w rodku i wok mnie. Zassaam powietrze, ktre utkno mi w pucach. Serce bio mi
jak oszalae.
Chyba miaam zwidy. Jego tu nie mogo by. I nie mg
wyglda tak, jak wyglda. To by Will... ale jednoczenie
nie on. Co byo z nim nie tak.
Will siedzia zgarbiony przy stole, plecami do lodwki.
Ostatni raz, gdy go widziaam, jego ciemne brzowe wosy
byy gste i falowane, na skroniach przyprszone siwizn, a
teraz pod rzadkimi wosami widziaam placki ysiny.
Will by przystojnym mczyzn, ale ten, ktry siedzia przy
stole, postarza si niewyobraalnie. Jego skra bya
byszczca, a twarz wychudzona - nie byo nigdzie grama
tuszczu. Przypomina mi szkielet na Halloween. Jaka
wysypka pokrywaa jego czoo. Wygldaa jak rozgniecione
maliny. Jego usta byy niesamowicie cienkie, a ramiona i rce
kociste.
Tylko oczy byy takie, jak zapamitaam. Jasnoniebieskie,
pene siy i determinacji, skupione na mnie. Co je

wyostrzyo. Nienawi? Odraza? Nie byam pewna, ale


przeraao mnie to bardziej ni horda Arumian.
Will zamia si sucho. Ten dwik rani moje uszy.
- Patrzenie na mnie boli, prawda?
Nie wiedziaam, co powiedzie czy zrobi. I chocia to, e tu
by, napawao mnie strachem, wiedziaam, e nie jest w stanie
mi nic zrobi. Nie mia na to siy. To dawao mi troch
pewnoci siebie.
Opar si o krzeso. Wydawao mi si, e ten ruch spowodowa u niego bl.
- Co ci si stao? - zapytaam.
Will patrzy na mnie przez duszy moment.
- Jeste mdra, Katy. To oczywiste. Powinna si domyli,
e mutacja si nie utrzymaa.
To wiedziaam, ale nie rozumiaam, dlaczego wyglda jak
kostucha.
- Planowaem tu wrci po kilku tygodniach. Wiedziaem, e
choroba bdzie cika. Wiedziaem, e bd potrzebowa
czasu, by zyska nad ni kontrol. Wrcibym i bylibymy
jedn wielk, szczliw rodzink.
Zakrztusiam si.
- Za nic w wiecie bym na to nie pozwolia.
- Twoja matka tego pragnie. Zacisnam donie w pici.
- Na pocztku wszystko byo w najlepszym porzdku,
mutacja si utrzymywaa. - Kaszel wstrzsn jego ciaem. Mijay tygodnie, a ja zyskaem nowe zdolnoci. - Na jego
suchych ustach pojawi si saby, gorzki umiech. Poruszaem przedmiotami machniciem

rki, potrafiem przebiec kilometry, nie zalewajc si potem.


Czuem si lepiej ni kiedykolwiek. Wszystko byo tak, jak to
sobie zaplanowaem. Dokadnie za co takiego zapaciem.
Przeraonym wzrokiem spojrzaam na jego zapadnit klatk
piersiow.
- I co si wtedy z tob stao? Jego lewa rka drgna.
- Mutacja si nie utrzymaa, ale to nie znaczy, e nie doszo
do zmiany na poziomie komrkowym. Mutacja miaa
powstrzyma chorob, a tylko... j przyspieszya. Mj rak powiedzia, wykrzywiajc wargi. - Miaem remisj. Wyniki
pada pokazyway, e wyzdrowiaem, ale gdy mutacja
przemina, to - wskaza na siebie - si stao.
Zamrugaam, oszoomiona.
- Masz nawrt raka?
- I to ze zdwojon moc - powiedzia z okropnym, sabym
miechem. - Nic si ju nie da zrobi. Moja krew jest jak
toksyna. Moje organy w szybkim tempie przestaj dziaa.
Chyba jest to potwierdzenie teorii, e rak jest jako powizany
z DNA.
Kade wypowiedziane sowo wydawao si go mczy. Bez
wtpienia by o krok, moe dwa od mierci. Zalao mnie
wspczucie, niechtnie to przyznaj. To straszne, e
wszystko, co robi, eby zapewni sobie zdrowie, w kocu
doprowadzi do jego mierci.
Pokrciam gow. Ironia to taka menda.
- Nic by ci nie byo, gdyby od pocztku da nam spokj.

Spojrza mi w oczy.
- Masz mi zamiar to teraz wypomina?
- Nie. - Naprawd nie miaam takiego zamiaru. le mi z tym.
- To po prostu smutne, bardzo smutne.
Zesztywnia.
- Nie chc twojej litoci.
Dobra. Skrzyowaam ramiona na piersi.
- Wic czego chcesz?
- Chc zemsty. Uniosam brwi wysoko.
- Za co? Sam si w to wpakowae.
- Wszystko zrobiem dobrze! - Uderzy pici w st. To
mnie zaskoczyo - najwyraniej by silniejszy, ni wskazywa
na to jego wygld. - On... wcale mnie nie zmutowa. Jedynie...
upewni si, e zdobdzie to, czego chce. I mia sporo czasu,
by myle, e mu si upieko.
- Leczenie i mutacja to nie nauka cisa.
- Masz racj. DOD wykorzysta wiele organizacji, by
odkryy, jak z powodzeniem stworzy hybryd. - Wcale nie
byam zdziwiona. - Daemon jest najsilniejszy. Nie istnia
powd, dla ktrego mutacja miaaby si nie utrzyma.
- Nie mona przewidzie przyszoci.
- Nie udawaj, e nie wiesz, o co chodzi - wyrzuci z siebie w
gniewie. - Ten maolat doskonale wiedzia, co robi.
Widziaem to w jego oczach. Tylko wtedy jeszcze nie wiedziaem, co to oznacza.
Odwrciam wzrok na chwil, a potem znowu na niego
spojrzaam.

- eby mutacja si udaa, a potem utrzymaa, trzeba naprawd bardzo jej pragn. Inaczej nic z tego... a przynajmniej
do takich wnioskw doszlimy.
- To tylko bezpodstawne brednie.
- Naprawd? - Obrzuciam go spojrzeniem. Pewnie, byam
dla niego wredna, ale on zamkn mnie w klatce, torturowa, a
oprcz tego spa z moj mam, eby dosta to, czego chce.
Wspczuam mu, ale dosta to, na co zasuy. - Nie wydaje
mi si.
- Pyskata jeste, Katy. Ostatnim razem, gdy ci widziaem,
wydzieraa si w niebogosy. - Umiechn si, krcc sabo
gow.
I tyle, jeli chodzi o moje wspczucie.
- Czego chcesz, Will?
-Ju mwiem. - Wsta niezdarnie. - Chc zemsty. Uniosam
brew.
- Ciekawe, jak to osigniesz.
Opar si o st jedn rk, eby utrzyma rwnowag.
- To jest twoja wina. I wina Daemona. Zawarlimy umow, a
ja dotrzymaem sowa.
- Dawsona nie byo we wskazanym przez ciebie miejscu.
- Nie. Kazaem go wypuci z biurowca. - Chcia
umiechn si z wyszoci, ale ta prba skoczya si wycznie grymasem. - Musiaem da sobie wicej czasu na
ucieczk. Wiedziaem, e Daemon za mn pody.
- Nie. Nie zrobiby tego, bo naprawd nie wiedzia, czy to
zadziaa, czy nie. Jeli tak... - urwaam.
- Zostalibymy poczeni i wtedy nic nie mgby zrobi? podpowiedzia. - Wanie na to liczyem.

Patrzyam, jak kadzie rk na kocistym biodrze, i czuam


ulg, e mama nigdy nie zobaczy go w takim stanie. Will
przypomniaby jej o tacie. Cz mnie miaa ochot pomc
mu usi.
Wyszczerzy te zby.
- Ale wy dwoje jestecie ze sob poczeni, prawda? Jedno
ycie rozdzielone na pl. Gdy jedno umrze, drugie te.
Zapalia mi si lampka. cisno mnie w odku.
Wychwyci moj reakcj.
- Gdybym mia moliwo wyboru, to chciabym, eby
cierpia, eby y bez jedynej na wiecie rzeczy, ktra znaczy
dla niego wszystko, ale... on nie umrze od razu, prawda?
Bdzie wiedzia, a te sekundy, gdy to poczuje...
Powoli dotary do mnie jego intencje. Szumiao mi w uszach
i poczuam i sucho w ustach. Chcia nas zabi. Ale jak?
Zabjczym spojrzeniem?
Will wycign bro zza lunej koszuli.
Ach tak, bro si do tego nada.
- Chyba sobie jaja robisz - powiedziaam, krcc gow.
- Nie mog by ju bardziej powany. - Wzi oddech, ale
szybko wstrzsn nim suchy kaszel. - Potem bd tu siedzia i
czeka na twoj liczn mam, a wrci do domu. Zobaczy
twoje martwe ciao, a nastpnie luf mojej broni.
Moje serce zabio szybciej, a krew zamarza mi w yach.
Nagle co przejo nade mn kontrol. Nie bya to niemiaa,
posuszna Katy, ktra posza za nim do samochodu. To nie
bya Katy, ktra jeszcze chwil temu mu wspczua.

To bya dziewczyna, ktra staa przed Vaughnem i patrzya,


jak uchodzi z niego ycie.
Moe pniej bdzie mnie mczy, e tak szybko dokonaa
si ta zmiana. e tak atwo zmieniam si z dziewczyny, ktra
kupia dzisiaj sukni na bal i przed chwil flirtowaa z
chopakiem, w kogo obcego, kto teraz posiad moje ciao i
by gotw zrobi wszystko, by chroni ukochane osoby.
Teraz mnie to nie obchodzio.
- Nie zranisz Daemona ani mnie - powiedziaam. -I jestem
cholernie pewna, e mojej mamy te nie zranisz.
Will unis bro. Metal w jego drcej doni wyglda na
ciki.
- Co masz zamiar zrobi, Katy?
- A jak mylisz? - Zrobiam odwany krok naprzd. -No
dalej, Will, jeste wystarczajco inteligentny, by si domyli.
- Nie jeste do tego zdolna.
Poczuam spokj i umiechnam si szeroko.
- Nie wiesz, do czego jestem zdolna.
Jeszcze do dzisiaj tak naprawd tego nie wiedziaam, ale gdy
tylko zobaczyam Willa i jego bro, zrozumiaam, co jestem
w stanie zrobi. I moe to zabrzmi niewaciwie, ale nie
przeszkadzao mi, e musiaam to zrobi.
Cakowicie to zaakceptowaam.
Byam czciowo przeraona t szybk akceptacj. Chciaam
zmieni si w star Katy, ktra miaaby z t sytuacj problem,
ktra dostaaby mdoci, syszc sowa, ktre ja mwiam.

- Rzeczywicie wygldasz na lekko chorego, Will. Moe


powiniene odwiedzi lekarza. Och, czekaj. - Zrobiam
niewinn min. - Nie moesz i do zwykego lekarza, bo
chocia mutacja nie przetrwaa, to na pewno ci zmienia. I
nie moesz i do DOD, bo to by byo samobjstwo.
Rka, w ktrej trzyma bro, zadraa.
- Mylisz, e jeste taka mdra i dzielna, dziewczynko?
Wzruszyam ramionami.
- Moe, ale ja przynajmniej jestem cakowicie zdrowa. A ty,
Will?
- Zamknij si - sykn.
Podeszam do kuchennego stou, cigle patrzc na bro. Jeli
go rozprosz, to uda mi si go rozbroi. Naprawd nie
chciaam sprawdza, czy bd w stanie zatrzyma kul w
powietrzu.
- Pomyl tylko o tych wszystkich pienidzach, ktre wydae, a nic z tego nie wyszo - powiedziaam. - Poza tym, tak
wiele stracie - karier, pienidze, moj mam i wasne
zdrowie. Karma si odegraa, no nie?
- Ty gupia suko. Zabij ci i umrzesz, wiedzc, e twj
cenny kosmita rwnie umrze. Nastpnie bd tu siedzia i
poczekam sobie na twoj matk.
Moje czowieczestwo si wyczyo. Dosy tego. Will si
umiechn.
- Nie masz ju citej riposty?
Spojrzaam na bro i poczuam na skrze moc rda.
Opuszki palcw zaczy mnie askota. Skupiam

si na broni w jego trzscej si doni. Lufa broni odchylia


si na lewo, a palec na spucie drgn.
Will zakrztusi si, prbujc przekn lin.
- Co... co ty robisz?
Uniosam wzrok i posaam mu umiech.
Jego przekrwione oczy si rozszerzyy.
-Ty...
Machnam rk w lew stron i kilka rzeczy stao si naraz.
Rozleg si dwik podobny do korka wystrzelajcego z
szampana, ale odgos szybko rozmy si w huku
charakterystycznym dla wybuchajcych urzdze elektrycznych. Nastpnie bro wyleciaa z jego doni.
Nastpi rozbysk czerwono-biaego wiata, ktry uderzy
prosto w pier Willa. Moe gdyby nie jego choroba, to efekt
byby agodniejszy, ale facet by saby, a ja wrcz przeciwnie.
Odrzucio go w ty i uderzy plecami o cian obok lodwki.
Jego gowa zakoysaa si na szyi jak u szmacianej lalki.
Upad cicho na podog. To by byo na tyle. To koniec.
Koniec zastanawiania si, gdzie Will jest lub co robi. Ten
rozdzia naszego ycia zosta zamknity.
Mj dom to istne pole mierci, pomylaam.
Odetchnam, jednak co byo nie tak. Powietrze ugrzzo mi
w pucach, a gdy ponownie wziam oddech, poczuam bl,
ktrego nie znaam wczeniej. Gdy moc zacza mnie
opuszcza, ponce uczucie zaczo si rozprzestrzenia w
piersiach i brzuchu.
Spojrzaam w d.

Na jasnoniebieskiej bluzce zobaczyam czerwon plam,


ktra si powikszaa... i powikszaa.
Przycisnam rce do nieregularnej plamy. Bya mokra,
ciepa i klejca. Krew. Moja krew. Zakrcia mi si w gowie.
- Daemon - wyszeptaam.

Rozdzia 33
Nie przypominam sobie, kiedy upadam, ale teraz wzrok
miaam utkwiony w suficie. Musiaam lee. Prbowaam
przyciska donie do rany postrzaowej, bo tak robili ludzie w
telewizji, ale nie czuam rk, wic nie miaam pewnoci, czy
miaam je na brzuchu czy po bokach.
Na twarzy czuam wilgo.
Ju za kilka minut umr, moe nawet szybciej, i zawiod
Daemona i mam. Daemon umrze, a mama... och, Boe,
mama wrci do domu i zastanie taki obrazek. Nie przeyje
tego. Ju tyle wycierpiaa po tacie.
Moim ciaem wstrzsn dreszcz, a puca zaczy walczy o
oddech. Nie chciaam umrze na zimnej, twardej pododze.
Wcale nie chciaam umrze. Zamrugaam, a gdy otworzyam
oczy, sufit zacz wirowa.
Waciwie to nic mnie nie bolao. W ksikach pisali
prawd. Jest taki moment, gdy bl jest zbyt potny i wtedy
si go nie zauwaa.
Drzwi wejciowe si otworzyy. Usyszaam znajomy gos.
- Katy? Gdzie jeste? Co si stao z Daemonem...

Poruszyam ustami, ale gos mnie zawid. Sprbowaam


jeszcze raz. -Dee?
Niedaleko mnie rozlegy si kroki, a potem usyszaam:
- O mj Boe... o mj Boe!
Dee znalaza si szybko w polu mojego widzenia. Jej twarz
bya rozmazana na kracach.
- Kary... jasna cholera. Katy... trzymaj si. - Odsuna moje
zakrwawione rce z rany i pooya tam swoje. Podniosa
gow i zobaczya Willa skrconego w nienaturalny sposb
przy lodwce.
- Boe...
Udao mi si wydusi tylko jedno sowo:
- Daemon.
Zamrugaa szybko i znikna na chwil, a potem pojawia si
znowu z oczami byszczcymi jak diamenty. Nie byam w
stanie odwrci wzroku.
- Andrew si nim zajmuje. Nic mu nie jest. Wszystko bdzie
z nim dobrze, bo z tob te bdzie dobrze. apiesz?
Zakaszlaam i poczuam na ustach co ciepego. To musiaa
by krew, bo twarz Dee zblada jeszcze bardziej. Przycisna
rce mocniej do rany i zamkna oczy.
Moje powieki wydaway si cikie. Przeszyo mnie nage
ciepo emanujce z jej ciaa. Jej posta znikna, a potem
pojawia si w prawdziwej formie - jasnej i poyskujcej jak
anio. Pomylaam, e jeli mam umrze, to przynajmniej
przed mierci zobaczyam takie pikno.
Musiaam jednak przey, bo nie tylko moje ycie byo na
szali. Daemona te. Zmusiam wic oczy do otwarcia

i utkwiam wzrok w Dee, ktrej wiato odbijao si od cian.


Jeli mnie uleczy, czy zostaniemy poczeni? Caa nasza
trjka? Nie byam w stanie tego poj. To nie byoby fair w
stosunku do Dee.
Usyszaam inne gosy. Rozpoznaam te nalece do Andrew
i Dawsona. Poczuam jakby grzmotniecie z tyu gowy i
wtedy ON si pojawi. Pikna, blada twarz pokryta zami.
Nigdy wczeniej nie widziaam, by by tak blady. O ile si nie
myliam, jego serce pracowao rwnie ciko jak moje. Rce
mu si trzsy, gdy dotyka moich policzkw.
- Daemon...
- Ciii - powiedzia, umiechajc si. - Nie mw. Ju dobrze.
Wszystko bdzie dobrze.
Odwrci si do siostry i delikatnie odcign jej poplamione
rce.
- Moesz ju przesta.
Musiaa odpowiedzie mu w mylach, bo Daemon pokrci
gow.
- Nie moemy znowu do tego dopuci. Musisz przesta.
Nastpnie chyba Andrew si odezwa:
- Stary, jeste za slaby, by to zrobi. - Potem nabraam
pewnoci, e to by on, gdy znalaz si po mojej drugiej
stronie. Chyba miaam halucynacje, bo chwyci mnie za rk.
Bardzo moliwe, bo widziaam dwch Daemonw.
Chwila. Ten drugi to Dawson. Przytrzymywa Daemona,
eby ten nie upad. Daemon nigdy nie potrzebuje pomocy.
Jest najsilniejszy. Poczuam panik.

- Pozwlmy Dee to zrobi - nalega Andrew. Daemon


pokrci gow. Po duszej chwili Dee w kocu
si odsuna i przybraa ludzk posta. Odsuna si, drc.
- On oszala - powiedziaa. - Cakowicie oszala. Gdy
Daemon przybra prawdziw posta i pooy na
mnie rce, caa reszta przestaa istnie. Nie chciaam, by
mnie uleczy, skoro by taki saby, ale rozumiaam, dlaczego
nie chcia, by Dee si tym zaja. To zbyt ryzykowne. Nie
wiadomo, czy by to nas poczyo.
Poczuam pochaniajce mnie ciepo i przestaam myle
logicznie. Gos Daemona wypenia moje myli. Poczuam si
lekka, a bl znikn.
Daemon... Powtarzaam cigle jego imi. Nie wiem
dlaczego, ale dziaao to na mnie uspokajajco.
Gdy zamknam oczy, ju nie mogam ich otworzy.
Uzdrawiajce ciepo wypeniao kad komrk mojego ciaa,
pyno w yach, osadzao si na miniach i kociach. W
kocu ciepo i bezpieczestwo pochony mnie w caoci, a
ostatni rzecz, jak usyszaam, by gos Daemona.
Moesz ju odpuci.
Posuchaam go.
***
Gdy ponownie otworzyam oczy, dostrzegam migajce
wiato wiecy gdzie w pokoju. Nie mogam ruszy rkami i
przez chwil nie wiedziaam, gdzie jestem, ale zaraz
wcignam powietrze i poczuam zapach kojarzcy si z
otwart przestrzeni - ziemisty i wiey.

- Daemon? - Gos miaam zachrypnity, spanikowany.


Leaam w ku, ktre ugio si pode mn, gdy Daemon
si zbliy. Poowa jego twarzy skpana bya w cieniach. Jego
oczy wieciy jak diamenty.
-Jestem tu - powiedzia. - Jestem przy tobie. Przeknam
lin, patrzc na niego uwanie.
- Nie mog ruszy rkami.
Usyszaam gboki, gardowy miech. To okropne, e si
mia, gdy ja nie mogam ruszy rk.
- Pozwl, e pomog. - Daemon pomg mi uwolni si z
przecierada. -1 prosz.
- Och. - Poruszyam palcami, a potem wycignam rce.
Sekund pniej zauwayam, e pod kodr byam
kompletnie naga. Poczuam, e twarz mi ponie. Czy my... ?
Dlaczego nic nie pamitam?
Chwyciam krace kodry i nacignam j pod brod.
- Dlaczego jestem naga?
Daemon patrzy na mnie uwanie przez kilka sekund.
- Nie pamitasz?
Dopiero po chwili sobie przypomniaam. Usiadam prosto i
zaczam strzsa z siebie kodr, ale Daemon mnie
powstrzyma.
- Nic ci nie jest. To tylko niewielka blizna - powiedzia i
otoczy mnie ramieniem. - Wtpi, eby ktokolwiek j
zauway, nawet z bliska, chocia wolabym, eby nikt nie
znalaz si wystarczajco blisko, by si przyjrze.
Otworzyam usta, ale nic nie powiedziaam. Zauwayam
nasze cienie na cianie. To bya sypialnia Daemona,

bo moje ko nie byo nawet w poowie tak wygodne ani


due jak jego.
Will wrci. Postrzeli mnie... Prosto w pier i... Nie byam w
stanie dokoczy myli.
- Dee i Ash pomogy doprowadzi ci do porzdku. Pooyy
ci do ka. Ja im nie pomagaem.
Ash widziaa mnie nago? To gupie, ale z tego powodu
chciaam si ukry po kodr ze wstydu. Ludzie, musz
popracowa nad swoim nastawieniem.
-Jeste pewna, e wszystko dobrze? - Wycign do mnie
rk, ale si powstrzyma, zanim dotkn mojego policzka.
Skinam gow. Zostaam postrzelona w klatk piersiow.
Ta myl nieustannie wirowaa w moim umyle. Ju raz
otaram si o mier, gdy walczylimy z Baruckiem, ale
dosta postrza to zupenie inna bajka. Chwil mi zajmie,
zanim to przetrawi. To mi si wydawao takie nieprawdopodobne.
- Nie powinnam teraz siedzie i z tob rozmawia
-powiedziaam gupio. - To jest...
- Wiem, to skomplikowane. - Dotkn kciukiem moich warg
i odetchn. - To zbyt wiele.
Zamknam na chwil oczy, skupiona na cieple jego ciaa.
- Skd wiedziae?
- Nagle nie mogem zapa oddechu - powiedzia. -Poczuem
w piersi palcy bl. Moje minie nie chciay normalnie
pracowa. Wiedziaem, e co si musiao sta. Na szczcie
Andrew i Dawson wyprowadzili mnie za ze-

wntrz, zanim zrobiem scen. Sorry, nie przywiozem ci


kurczaka.
Mylaam, e ju nigdy niczego wicej nie zjem. Na jego
ustach pojawi si umiech.
- Nigdy wczeniej nie byem tak przeraony. Kazaem
zadzwoni Dawsonowi do Dee, eby sprawdzia, co z tob.
Byem zbyt... saby, by si tu dosta o wasnych siach.
Przypomniaam sobie jego blad twarz i to, e Dawson
musia go podtrzymywa. -Jak si teraz czujesz?
- Doskonale. - Przechyli gow na bok. - A ty?
- Dobrze. - Pozosta tylko lekki, tpy bl, ale to nic.
-Uratowae mi ycie. Nam.
- To nic.
Utkwiam w nim zdziwione spojrzenie. Tylko Daemon mg
twierdzi, e takie co to nic. Nagle sobie o czym
przypomniaam. Spojrzaam na zegar przy ku. Byo nieco
po pierwszej w nocy. Spaam przez jakie sze godzin.
- Musz i do domu - powiedziaam i zaczam okrywa si
szczelniej kodr. - Jest tam pewnie mnstwo krwi, a gdy
mama wrci rano, nie chc, eby...
- To ju nie problem. - Zatrzyma mnie. - Zajli si Willem,
a dom wyglda dobrze. Gdy twoja mama wrci, nie domyli
si, e co si stao.
Poczuam ulg, ale nie trwao to dugo. Zobaczyam w
mylach siebie, stojc w kuchni, umiechajc si do Willa,
dranic go. Poczuam dreszcze. Nastaa cisza, a ja
odtwarzaam na nowo wszystkie wydarzenia wieczo-

ru. Dotaro do mnie, jak spokojna byam, gdy z zimn


krwi... zabiam Willa.
Poczuam w ustach gorycz. Ju wczeniej zabiam,
czowieka i Arumian. Ale ycie to ycie, jak Daemon kiedy
powiedzia. Wic ile to ju osb? Cztery. Pozbawiam ycia
cztery istoty.
Mj oddech przyspieszy, a w gardle poczuam ucisk. Co
gorsza, zaakceptowaam, e to si stao. Nie miaam nic
przeciwko zabijaniu, kiedy to si dziao. To nie byam ja.
Niemoliwe.
- Kat - powiedzia mikko. - Kotek, o czym mylisz?
- Zabiam go. - Poczuam zy spywajce po moich
policzkach. Nie mogam ich powstrzyma. - Zabiam go i w
ogle mnie to nie obeszo.
Pooy rce na moich nagich ramionach.
- Zrobia to, co musiaa, Kat.
- Nie. Nie rozumiesz. - Moje gardo si zacisno, a ja
zaczam walczy o oddech. - Nie obchodzio mnie to. A
powinny mnie takie rzeczy obchodzi. - Zamiaam si
ochryple. - O Boe...
W jego jasnym spojrzeniu bysn bl. -Kat...
- Co jest ze mn nie tak? Co musi by. Mogam go przecie
unieszkodliwi, powstrzyma. Nie musiaam...
- Kat, on ci prbowa zabi. Postrzeli ci. Ty si tylko
bronia.
Dla niego to wszystko takie racjonalne. Ale dla mnie? Ten
facet by saby i kruchy. Z atwoci mogabym go powstrzyma. Ale go zabiam...

Moja samokontrola to przeszo. Poczuam ucisk w


brzuchu. Przez cay ten czas byam wicie przekonana, e
bd w stanie zrobi to, co konieczne, e z atwoci zabij,
jeli bd musiaa. I zabiam, a Daemon mia racj. Zabicie
nie byo trudne. To pniejsze poczucie winy jest trudne. Nie
do zniesienia. Otoczyy mnie widma wszystkich, ktrych
zabiam, mczyy mnie, dusiy. Zaczam paka.
Daemon przytuli mnie mocno. zy nie przestaway pyn,
a on koysa mn nieprzerwanie. Wydawao mi si, e to nie
fair, e musia mnie pociesza. Nie wiedzia, z jak atwoci
staam si kim innym, kim pozbawionym czowieczestwa.
Nie byam wtedy Katy, ktra go zmienia i zainspirowaa do
bycia kim lepszym.
Prbowaam si uwolni, ale on nie puszcza. Nie podobao
mi si, e nie widzia tego wszystkiego tak jak ja.
-Jestem potworem. Jestem jak Blake.
- Co? - W jego gosie byo sycha niedowierzanie. -Wcale
nie jeste do niego podobna, Kat. Jak moesz tak mwi?
zy spyny po moich policzkach.
- Wanie e jestem. Blake zabi, bo by zdesperowany.
Czym to si rni od mojej sytuacji? Niczym!
Pokrci gow.
- To nie to samo. Odetchnam gboko.
- Zrobiabym to jeszcze raz. Przysigam. Gdyby kto grozi
mamie lub tobie... Doszam do takich wnioskw tu

po tym, co stao si z Adamem i Blakiem. Nie tak normalni


ludzie reaguj po czyjej mierci. To niewaciwe.
- Nie ma nic zego w chronieniu tych, ktrych kochasz mwi. - Mylisz, e mi si podobao zabijanie? To si mylisz.
Mimo to nie cofnbym czasu, eby to zmieni.
Wytaram zy.
- Daemon, to co innego.
- Jakim cudem? - Uj moj twarz w donie i zmusi, bym na
niego spojrzaa. - Pamitasz, jak zabiem tych dwch
oficerw, gdy bylimy w magazynie? Nie cierpi, gdy to
musz robi, ale nie byo innego wyboru. Gdyby na nas
donieli, wszystko by si skoczyo, a nie pozwolibym im ci
zabra.
Otar palcem kolejn z i pochyli gow, by pochwyci
moje spojrzenie, bo wanie prbowaam odwrci wzrok.
- Nie znosz, gdy to musz robi, niewane, czy to
Arumianin, czy czowiek, ale czasem nie ma innego wyjcia.
Nie da si tego zaakceptowa, stwierdzi, e to okay. To
trzeba po prostu zrozumie.
Chwyciam go za nadgarstki.
- Ale co... jeli dla mnie to byo okay?
- Nie da si w ten sposb, Kat. - Wierzy w to, co mwi, we
mnie, syszaam prawd w jego gosie, ale ja nie miaam takiej
lepej wiary. - Wiem, e dla ciebie to nie jest okay.
- Skd ta pewno? - wyszeptaam.
Daemon umiechn si lekko. Nie by to peny umiech, ale
i tak poruszy moje serce.

- Wiem, e jeste dobr osob. Jeste wszystkim, na co nie


zasuguj. Wiesz, co robiem w przeszoci innym ludziom i
tobie, ale i tak cigle wierzysz, e jednak na ciebie zasuguj.
-Ja...
- A to dlatego, e jeste dobr osob. Zawsze bya i zawsze
bdziesz. Nie ma takiej rzeczy, ktr powiesz lub zrobisz, a
ktra by to zmienia. Moesz wic rozpacza po tym, co
musiaa zrobi, ale nigdy, przenigdy nie wi si za to, czego
nie jeste w stanie kontrolowa.
Nie wiedziaam, co powiedzie. Umiechn si w ten
zarozumiay sposb, ktry mnie rozwciecza i podnieca
zarazem.
- A teraz przesta o tym myle, bo jeste ponad to. Jego
sowa moe nie pomogy mi si pozby zych, ale
przynajmniej pocieszyy. Wtedy wystarczyy, bym zrozumiaa ... po prostu zrozumiaa, co zrobiam. Nie ma takich
sw, ktre wyraziyby moj wdziczno. Zwyke dzikuj"
nie wystarczy.
Cigle draam i zaciskaam pici, ale pochyliam si, by go
pocaowa. Jego rce zacisny si wok moich ramion.
Poczuam smak moich ez na jego ustach, a gdy pocaunek si
pogbi, poczuam swj strach. I nie tylko...
Bya te nasza mio, nadzieja, e wyjdziemy cao z
wszystkiego. Nasza wzajemna akceptacja - na dobre i na ze.
Niepowstrzymana tsknota. Tyle emocji, ktre przylgny do
mojej duszy. I jego - wiedziaam o tym, bo czuam jego
przyspieszone bicie serca. Moje bio dokadnie

tak samo. To wszystko zostao zawarte w zwykym pocaunku, ktry dziki temu by wyjtkowy.
Odsunam si i odetchnam gboko. Nasze oczy si
spotkay. W jego byszczao bogactwo emocji. Dotkn
mojego policzka jedn rk i przemwi w swoim piknym
jzyku. Brzmiao to jak sowa poezji - trzy krtkie, pikne
sowa.
- Co powiedziae? - zapytaam.
Umiechn si tajemniczo i znowu mnie pocaowa.
Puciam koc, ktry tak mocno ciskaam, i zamknam oczy.
Poczuam, e Daemon przestaje na moment oddycha.
Popchn mnie do tyu, a ja otoczyam go ramionami.
Caowalimy si chyba przez wieczno i cigle mi byo
mao. Mogabym tak jeszcze duej, bo dziki mielimy wiat,
w ktrym nic oprcz nas nie istniao. Zatracilimy si w sobie.
Caowalimy si do utraty tchu, a przerywalimy tylko po to,
by si poznawa. Bylimy rozgrzani, przylgnlimy szczelnie
do siebie. Moje ciao wygio si ku niemu, a gdy jknam,
on zamar.
Unis gow, ale nic nie powiedzia. Patrzy na mnie dugo.
Poczuam ucisk w sercu. Wycignam rk i przyoyam
drc do do jego policzka.
Pochyli gow przy moim policzku i przemwi zachrypnitym, gardowym gosem:
- Powiedz mi, kiedy przesta.
Nie zamierzaam. Nie teraz. Nie po tym wszystkim. Ju nie
miaam wymwek, wic tylko go pocaowaam, a on
zrozumia.

Znalaz si nade mn, ale mnie nie dotyka. Pomidzy


naszymi ciaami dao si tylko wyczu elektryzujc energi.
Przenikno mnie dzikie, pulsujce uczucie. Uniosam donie i
zatopiam palce w jego wosach, eby przycign go bliej
siebie. Znowu go pocaowaam, a jego ciao zadrao.
Zamkn oczy. Moje rce nie przestaway wdrowa przesunam nimi po jego szyi i twardych plecach, a potem po
klatce piersiowej. Nastpnie zsunam je jeszcze niej, w d
brzucha. Daemon wcign gono powietrze do puc.
Krace jego ciaa zaczy wieci i rozwietliy delikatnie
pokj. Zamkn oczy i usiad prosto, po czym posadzi mnie
sobie na kolanach. Jego oczy nie byy ju zielone -stay si
orbitami biaego wiata. Moje serce zabio gwatownie, a w
brzuchu poczuam ogie, ktry rozlewa si po mnie jak lawa.
Jego rce chwyciy mnie za biodra, a potem poczuam na
skrze fal energii. Czuam si, jakbym dotykaa ognia lub
zostaa poraona prdem o mocy tysica woltw. To byo
porywajce.
Nigdy wczeniej nie byam bardziej rozemocjonowana,
bardziej gotowa.
Gdy jego usta napotkay moje, wybuchn we mnie wulkan
emocji. Smakowa cudownie i uzaleniajce Przycisnam si
do niego, a nasze pocaunki si pogbiy. Moja skra oywaa
w kadym miejscu, gdzie mnie dotyka. ledzi pocaunkami
drog od moich warg a do szyi. Wok nas migotao jego
wiato, ktre wygldao na cianie jak miliony byskajcych
gwiazd.

Nasze rce bdziy po naszych ciaach. Jego palce dotykay


mojego brzucha i wyej. Wydawao mi si, e czas zwolni.
Kady dotyk by precyzyjny, wymierzony. W trakcie naszej
wzajemnej eksploracji oddychanie stao si dla mnie
problemem. To zdecydowanie nie byo nic nowego, ale tym
razem si nie spieszy i dra tak samo jak ja.
Jego dinsy skoczyy gdzie na pododze. Donie wdroway niej po rozpalonych ciaach. Daemon nie spieszy
si, nawet gdy go poganiaam. Zwolni wrcz, a mi si
wydawao, e to wszystko trwa wieczno... a adne z nas
ju duej nie mogo czeka. Pamitam, co Dee mwia o jej
pierwszym razie. U nas nie byo adnej niezrcznoci.
Spodziewaam si wszystkiego. Daemon si zabezpieczy. Na
pocztku czuam dyskomfort. Dobra, bolao, ale Daemon...
sprawi, e czuam si lepiej. Potem nasze ruchy byy
zestrojone.
Bycie z nim w ten sposb byo jak podpicie si do rda,
nawet odczucia byy silniejsze. On by ze mn i dziki temu
wszystko byo bardziej idealne i pikniejsze.
Jaki czas pniej - wydawao mi si, e miny godziny, i
nie zdziwiabym si, gdyby tak byo - Daemon pocaowa
mnie mikko i gboko.
- Wszystko dobrze?
Nawet w kociach czuam to wspaniae uczucie.
- wietnie. - I ziewnam mu prosto w twarz. Jakie to
romantyczne.
Daemon wybuchn miechem. Chciaam odwrci gow,
by ukry zawstydzenie, ale mi nie pozwoli. Prze-

wrci si na bok i przycign mnie do siebie, zmuszajc,


bym na niego spojrzaa.
Spojrza mi gboko w oczy.
- Dzikuj.
- Za co? - Podobao mi si to uczucie, gdy leaam w jego
ramionach, jak do niego idealnie pasowaam.
Przesun palcem po moim ramieniu. Zaskoczyo mnie, e
taki zwyky dotyk wywoa u mnie przyjemne dreszcze.
- Za wszystko - powiedzia.
Poczuam rosnc we mnie eufori, gdy tak leelimy w
swoich ramionach, nasze oddechy si mieszay, nasze ciaa
byy splecione, a my cigle nie mielimy siebie do.
Caowalimy si. Rozmawialimy. ylimy.

Rozdzia 34
Kiedy opuciam dom Daemona wczenie rano w niedziel,
zosta ze mn w moim domu a do powrotu mamy, a
nastpnie zrobi kosmiczn sztuczk i wypad z prdkoci
wiata. Mama nie miaa szansy go zobaczy. Gdy lea przy
mnie, bo najwyraniej nie chcia mnie zostawi samej po tym,
co stao si z Willem, nigdy w yciu nie czuam si
bezpieczniejsza. Seks nie mia z tym nic wsplnego. Chocia
gdy wyszlimy po poudniu po lunch dla nas i mamy, kade
spojrzenie i dotyk znaczyy co wicej, byo w nich uczucie.
Nie wygldaam inaczej. Po czci oczekiwaam, e bd
mie wypisane na czole, co zrobilimy. Baam si, e mama
jakim cudem si domyli i bdziemy musiay znowu odby t
upokarzajc rozmow o pszczkach i ptaszkach. Jednak nic
nie wspomniaa.
ycie toczyo si dalej. Wszystko bez zmian... chocia nie do
koca. W tygodniu mielimy z Daemonem bardzo mao czasu
dla siebie. Nikt nie mwi o Willu. Wszyscy pytali tylko, czy
dobrze si czuj. Nawet Andrew si o to zapyta i wygldao
na to, e szczerze. Wydawao si, e

wszyscy zapomnieli o historii z Willem. Istniaa spora


szansa, e Daemon mia co z tym wsplnego.
Czstotliwo naszych wicze wzrosa. Kady by jako
zaangaowany. Kady zna swoje miejsce w planie. Kady te
wiedzia, e jeli zawiedziemy w niedziel, drugiej szansy nie
bdzie.
I tak ju za bardzo wykorzystalimy nasze szczcie.
Blake sta z dala od grupy. Zachowywa si tak, odkd si z
nim pokciam.
- Czasu bdziemy mie tyle samo, jak ustalilimy na
pocztku. Pitnacie minut, by tam wej i ich wydosta.
- A jeli co pjdzie nie tak? - zapytaa Dee, nerwowo
bawic si kosmykiem wosw.
Daemon podnis kawaek onyksu. Kady z nas potrafi go
trzyma przez jak minut i dwadziecia sekund. Daemon i
ja nie musielimy si tym martwi, majc opal.
- Bez problemu przejdziemy przez zabezpieczenia z onyksu.
- Odrzuci kamie na stos. - Wszyscy moemy znie kontakt
z onyksem wystarczajco dugo.
- Ale dawka onyksu prosto w twarz to inna historia
-zaprotestowaa Dee z szeroko otwartymi oczami. - A my
wiczylimy, tylko trzymajc go w doni.
Blake podszed odrobin bliej.
- Ja nigdy nie byem tym pryskany w twarz. Z onyksem
miaem kontakt tylko poprzez dotyk. To jedyne logiczne
wyjanienie.
- Nie. Nie zgodz si. - Pucia wosy i spojrzaa na swoich
braci. - Trzymanie onyksu a pryskanie nim w twarz to dwie
rne rzeczy.

Dee miaa troch racji, ale tylko tyle bylimy w stanie zrobi.
Dawson si do niej umiechn. Widok jego umiechu nadal
mnie zaskakiwa.
- Nic nam nie bdzie, Dee. Przysigam.
- A co do laserw... Ty si nimi zajmiesz - powiedzia
Andrew, krzywic si.
- Bez wtpienia - powiedzia Blake. - Powinno pj atwo.
Drzwi awaryjne s uaktywniane, tylko gdy alarm si wczy, a
jeli pjdzie gadko, to nic si nie stanie.
- No wanie, jeli pjdzie gadko - wymamrotaa Dee. Do
diaba, rzeczywicie to jeli" miao znaczenie, ale
nie ma ju odwrotu. Wystarczyo, e spojrzaam na
Dawsona, i ju wiedziaam, dlaczego wszyscy znowu ryzykujemy wasne ycie. Gdyby Daemona zamknito w Mount
Weather, bez wtpienia zaryzykowaabym wszystko, by go
uwolni.
Dawson zosta bez swojej drugiej powki. adne z nas nie
oczekiwao, e on po prostu o niej zapomni.
Po kolejnej mczcej sesji z onyksem dalimy sobie spokj i
wrcilimy wyczerpani do domw. Matthew i Thompsonowie
odjechali, Blake rwnie. Dee wesza do rodka i wkrtce
Dawson te gdzie znikn.
Daemon wzi mnie za rk i usiad na trzecim stopniu, a ja
zajam miejsce midzy jego nogami, opierajc si o jego
klatk piersiow.
- Dobrze si czujesz?
- Tak - powiedziaam. To pytanie zadawa mi po kadym
treningu. Kochaam go za to. - A ty?

- O mnie nie musisz si martwi.


Wywrciam oczami, ale wtuliam si w niego, a on otoczy
mnie mocniej ramieniem. Pochyli gow i pocaowa mnie w
szyj. Wiedziaam, o czym myli, bo ja mylaam o tym
samym.
W wietle zachodzcego soca pojawi si Dawson. I na
tym skoczyy si moje myli. Schowa donie do kieszeni
dinsw i zakoysa si na pitach, nie mwic sowa.
Daemon westchn i wyprostowa si.
- Co jest?
- Nic - powiedzia, patrzc na ciemniejce niebo. -Tak tylko
rozmylaem.
Czekalimy w ciszy, bo oboje wiedzielimy, e Dawsona si
nie spieszy. Cokolwiek chce powiedzie, powie to, gdy bdzie
gotowy. Znowu zaczam si zastanawia, jaki by, zanim te
wszystkie straszne rzeczy si mu przytrafiy.
W kocu Dawson powiedzia:
- Nie musicie robi tego w niedziel. Rce Daemona opady.
- Co?
- Nie powinnicie tego robi. Dee ma racj. To za due
ryzyko. Tak naprawd nie wiemy, czy bdziemy w stanie
przej przez zabezpieczenia z onyksu. Kto wie, o co
naprawd Blake'owi chodzi? To was po prostu nie dotyczy. Spojrza na nas. Wyraz jego twarzy zdradza, e naprawd nie
chce, bymy brali w tym udzia. - Nie powinnicie i. Ja
pjd z Blakiem. To nasza misja.
Daemon przez chwil milcza.

-Jeste moim bratem, Dawson, wic jeli podejmujesz takie


ryzyko, to jestem z tob. Umiechnam si.
- A jakiekolwiek ryzyko podejmuje Daemon, jestem z nim.
- Z tym si nie mog zgodzi. Ale chyba wiesz, o co nam
chodzi? - Daemon pooy rce na moich ramionach. Siedzimy w tym razem, na dobre i na ze.
Dawson opuci wzrok.
- Nie chc, eby co wam si stao. Nie mgbym z tym y.
- Nic si nam nie stanie - powiedzia Daemon z tak
determinacj, e sama w to uwierzyam. Zacz delikatnie
masowa moje ramiona. - Wszyscy si stamtd wydostaniemy, razem z Chrisem i Beth.
Dawson wycign donie z kieszeni i przeczesa wosy.
- Dzikuj. - Jego usta drgny, gdy opuszcza donie. Wiecie, e potem... bd musia wyjecha? Moe dokocz
semestr, ale bdziemy musieli wyjecha z Beth.
Donie Daemona zamary. Poczuam, e jego serce rwnie
przestao bi na chwil.
- Wiem, bracie. Upewnimy si, e Beth pozostanie w
ukryciu, a bdziesz gotowy wyjecha. Nie podoba mi si to,
ale... ale wiem, e musisz to zrobi.
Dawson skin gow.
- Bdziemy w kontakcie.
- Oczywicie - powiedzia Daemon.

Opuciam wzrok i zagryzam warg. Ludzie, chciao mi si


paka. Ich rodzina nie powinna by rozdzielona. A to
wszystko przez to, kim byli. Nie zasuyli sobie na to.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, e nie mona z tym nic
zrobi.
***
W czwartek wieczorem po kolejnej koszmarnej sesji z
onyksem Daemon i ja odwiedzilimy lokaln knajp z fast
foodem, by zaspokoi szalon ochot na cukier. Jak ja
miaam ochot na mroon herbat! Nie weszlimy jednak do
rodka, tylko rozoylimy si na masce jego SUV-a.
Niebo byo czyste i pene poyskujcych gwiazd. Za kadym
razem, gdy patrzyam w nocne niebo, mylaam o Daemonie i
jego rodzaju.
Dgn mnie okciem wesoo.
- O czym mylisz? Umiechnam si.
- Czasem zapominam, kim jeste, a potem patrz w niebo i
ju pamitam.
- A zapominasz, kim sama jeste? Zamiaam si i oparam
kubek na kolanach.
- Tak, czasem mi si zdarza.
- Super.
Zamachaam nogami.
- Czasami zapominam. Myl, e gdyby ludzie si o was
dowiedzieli, te by z czasem do tego przywykli.
- Naprawd? - wyczulam niedowierzanie. Wzruszyam
ramionami.

- Nie rnicie si a tak bardzo.


- Poza tym, e jestemy jak robaczki witojaskie -droczy
si.
- Tak, poza tym.
Zamia si i pochyli, eby potrze moje rami podbrdkiem
jak wielki kot. Umiechnam si, mylc, e spodobaby mu
si pomys bycia wielkim lwem.
- Chc, eby w niedziel miaa ze sob opal - powiedzia.
- Co? - Odsunam si, eby spojrze na niego. - Dlaczego?
Jeste z nas najsilniejszy.
Umiechn si z wyszoci. -1 dlatego go nie potrzebuj.
- Daemon. - Westchnam i oddaam mu reszt herbaty. - W
twojej logice s dziury. Poniewa jeste najsilniejszy, ty
najlepiej go uyjesz.
Siorbn herbat i zmruy oczy.
- Chc, by miaa go ze sob, gdyby co poszo nie tak. Nie
mam zamiaru si z tob kci.
-Jasne. - Skrzyowaam ramiona na piersiach.
- A jeli si nie zgodzisz, zwi ci - ale nie dla zabawy - i
zamkn w twojej sypialni.
Szczka mi opada.
- No dobra, moe troch zabawy w tym bdzie, ale potem
wrc i...
- Nie udaoby ci si mnie zwiza. Unis brwi.
- Zao si, e by mi si udao.
- Zamknij si - warknam. - Mwi powanie.

-Ja te. I ty bdziesz mie ze sob opal. Zmarszczyam brwi.


- To nie ma sensu.
- To jest doskonay pomys. - Pocaowa mnie w policzek. Bo ja jestem perfekcyjny.
- Och, na Boga. - Szturchnam go okciem, a on si zamia.
Patrzyam na rozgwiedone niebo, a potem co do mnie
dotaro. Dlaczego wczeniej na to nie wpadlimy?
- Mam pomys!
- Czy bdzie w nim chodzio o rozebranie si do naga?
Uderzyam go lekko.
- Boe. Nie. Jaki z ciebie zboczeniec. Chodzi o opal. A
gdyby go rozbi na p?
Zmarszczy brwi w zamyleniu.
- Mogoby si uda, ale to spore ryzyko. Co jeli go
rozkruszymy? Trudno cokolwiek zrobi z prochem. Jeli ju
uda si go nam rozbi na p, to czy nadal bdzie mia t sam
moc?
Dobre pytania.
- Nie wiem. Nie moemy po prostu sprbowa? Wtedy
kady byby chroniony, nawet jeli z mniejsz moc.
Przez dusz chwil nic nie mwi.
- Jest zbyt wiele do stracenia. Wolabym wiedzie, e jeste
chroniona, ni tylko mie nadziej. Moe to z mojej strony
egoistyczne, no ale c... Jestem koszmarnie egoistyczny, jeli
chodzi o ciebie.
- A co z Dawsonem...? Spojrza na mnie uwanie.

- Jak powiedziaem, jestem koszmarnie egoistyczny, jeli


chodzi o ciebie.
Szczerze... nie wiedziaam, co powiedzie.
Westchn, pocierajc doni szczk.
-Jeli zniszczymy opal, to wejdziesz tam bez ochrony. Ja,
Matthew i Dawson jestemy Luksjanami. Jestemy silniejsi
ni ty. Nie zmczymy si tak atwo. Nie potrzebujemy
kawaka opalu. Ty tak.
-Ale...
- Nie bd ryzykowa. Jeli rozbicie opalu go osabi, to jak ci
wtedy pomoe? - Pokrci gow. - My nie potrzebujemy
podkrcenia mocy, a ty tak.
Ramiona mi opady, gdy usyszaam w jego gosie ton
nieznoszcy sprzeciwu. Zalaa mnie frustracja. To nie tak, e
nie wiedziaam, o czym mwi - po prostu mielimy inne
zdanie.
Pniej, gdy ju stalimy na moim ganku, Daemon wycign opal i wcisn mi go w do. Nocne ptaki wierkay
wok nas, a wiosenne re, ktre posadziam w tamtym
tygodniu na grzdce, wypeniy powietrze czystym, wieym
zapachem.
Byoby romantycznie, gdybym nie miaa ochoty przyoy
mu w twarz.
- Wiem, e jeste za. - Spojrza mi prosto w oczy. - Ale bd
dziki temu spokojniejszy. Okay!
- Kilka dni temu powiedziae Dawsonowi, e wszystko
pjdzie dobrze.
- Wiem, ale to tak na wszelki wypadek... Chc, by bya w
stanie si wydosta za wszelk cen.

Moje serce zabio niespokojnie.


- O czym... ty mwisz?
Umiechn si, ale by to wymuszony umiech. Nie
spodoba mi si.
-Jeli co pjdzie nie tak, chc, by si stamtd wyniosa.
Jeli bdziesz musiaa opuci to przeklte miasteczko lub
stan, zrb to. I jeli z jakiego powodu mnie nie bdzie, nie
zatrzymuj si. Rozumiesz?
Powietrze ucieko mi z puc.
- Chcesz, ebym ci zostawia?
Oczy Daemon byszczay, gdy skin gow. -Tak.
- Nie - wykaam, cofajc si. - Nigdy bym ci nie porzucia,
Daemonie.
Uj moj twarz w donie, eby mnie zatrzyma.
- Wiem...
- Nie, nie wiesz! - Mocno chwyciam go za nadgarstki,
wpijajc paznokcie w skr. - Gdyby mi si co stao, zostawiby mnie?
- Nie. - Na jego twarzy pojawi si grymas. - Nigdy bym tego
nie zrobi.
- Wic jak moesz prosi mnie o to samo? - Byam bliska
ez. Pomylaam, e miaby przechodzi przez to samo co jego
brat. - Nie moesz.
- Przepraszam. - Rysy jego twarzy zagodniay. Pochyli
gow i pocaowa mnie szybko. - Masz racj. Nie powinienem by ci o to prosi.
Zamrugaam szybko.

-Jak moesz mnie w ogle o co takiego prosi? - Teraz


naprawd chciaam go uderzy, bo moje serce bio wciekle, a
w gowie pojawiy si koszmarne obrazy. Ale nagle... co
zrozumiaam. - Za szybko si poddae - wyszeptaam
podejrzliwie.
Zamia si i mnie przytuli.
- Po prostu zrozumiaem, co masz na myli.
Eee, jasne, ale to dziwne. Odchyliam gow, szukajc
jakiego znaku na jego twarzy, ale zobaczyam tylko agodno i troch samozadowolenia, co byo u niego norm.
Nie pytaam ju, czy co ukrywa, bo wtpi, by si przyzna, i
chciaam wierzy, e po prostu dostrzeg bd w swojej logice.
Ale nie jestem gupia.

Rozdzia 34
Po poudniu, przed balem Dee staa u mnie w sypialni i
skrcaa mi wosy lokwk. Nasza rozmowa na pocztku bya
lekko niezrczna, ale w trakcie ukadania wosw to si
zmienio. Rozmawiaymy zupenie na luzie, gdy ju upinaa
moje wosy w artystyczny kok.
Zaczam sama nakada makija, podczas gdy ona usiada
na brzegu ka z rkami na kolanach. Dee wybraa klasyczne
upicie - kucyk, ktry zosta owinity kosmykiem jej wosw.
To upicie eksponowao regularne rysy jej twarzy.
Maym palcem potaram powiek, eby rozetrze brzow
kredk.
- Cieszysz si na dzisiejszy wieczr?
Wzruszya ramionami.
- Ja tylko chc to ju mie za sob. To nasz ostatni rok.
Wypada i. To pewnie te bdzie nasz ostatni rok razem i
chc tego dowiadczy. Adam by chcia, ebym si dobrze
bawia.
Odoyam kredk do kosmetyczki i poszukaam w niej tuszu
do rzs.

-Jestem pewna, e tego by chcia - powiedziaam, patrzc na


ko. - Wydawa si facetem, ktry chciaby dla ciebie
wszystkiego, co najlepsze, niewane, co by to dla niego
oznaczao.
Umiech na jej twarzy pojawi si i rwnie szybko znikn.
- To prawda.
Czujc lekki smutek, odwrciam si z powrotem do lustra i
zauwayam zot buteleczk. Dee powinna by dzisiaj w
Adamem.
- Dee, prze...
- Wiem. - W jednej sekundzie siedziaa na ku, w
nastpnej staa ju w drzwiach. Jej dolna cz ciaa zanikaa,
co dziwnie wygldao. - Wiem, e aujesz. Wiem, e nigdy
nie yczya Adamowi mierci.
Odwrciam si do niej, bawic si acuszkiem z obsydianu.
- Gdybym moga, cofnabym czas.
Odwrcia ode mnie spojrzenie i utkwia je za moimi
plecami.
- Boisz si jutrzejszej nocy?
Spojrzaam raz jeszcze w lustro, mrugajc szybko, by pozby
si ez. Przez moment czuam, e dobrze nam szo, ale potem
rozmowa gwatownie si skoczya. Dobra, moe nasze
stosunki si poprawiy, ale nie tak, jakbym tego chciaa.
Przesta si maza, nakazaam sobie. To zrujnuje twj
makija! - Kary?

- Boj si - przyznaam si z lekkim miechem. - Kto by si


nie ba? Ale prbuj o tym nie myle. To wanie robiam
ostatnim razem i odchodziam od zmysw.
-Ja bym odchodzia od zmysw mimo wszystko...
Waciwie to i tak odchodz, a mam tylko sta przy samochodzie i czeka. - Znikna z korytarza i w mgnieniu oka
pojawia si przy szafie. Delikatnie odpakowaa moj
sukienk. - Po prostu bd ostrona i uwaaj na moich braci.
Dobrze?
Serce na chwil mi zamaro, ale nie zawahaam si przy
odpowiedzi.
- Dobrze.
Zamieniymy si miejscami, eby ona moga naoy
makija, a ja sukienk. W pokoju pojawia si mama z
aparatem w doni. I si zaczo... Zrobia mi i Dee sporo
zdj, rozkleia si, zacza mwi, jak to kiedy ubieraam jej
buty i biegaam po domu nago. I to by byo na tyle, bo potem
Dee wysza i przyszed Daemon.
Teraz bdzie trudniej.
Gdy Daemon wkroczy do salonu, gdzie siedziaam i
bawiam si chustk, ktr daa mi mama, zaniemwiam.
Daemon wyglda dobrze we wszystkim - dinsach, dresach,
stroju drwala - ale w czarnym smokingu podkrelajcym jego
szerokie ramiona i wski pas wyglda zachwycajco.
Ciemne fale opaday na jego czoo i byy lekko odgarnite na
praw stron. W doni mia adny bukiecik. Prostujc krawat,
obejrza mnie od stp do gw, powoli,

zatrzymujc spojrzenie w pewnych miejscach. Mam nadziej, e mama tego przedstawienia nie zauwaya. Jego
palce zesztywniay wok krawatu, a ja si zarumieniam,
czujc intensywno jego wzroku i aprobat.
Daemon uwielbia kolor czerwony.
Najwyraniej moje policzki postanowiy dopasowa si
odcieniem do sukienki.
Podszed do mnie pewnym krokiem, zatrzyma si tu przede
mn, pochyli gow i wyszepta:
- Wygldasz piknie. Poczuam motylki w brzuchu.
- Dzikuj. Sam nie wygldasz le.
Mama biegaa przy nas jak szalony koliber i robia zdjcia,
zachwycona. Gdy tylko patrzya na Daemona, robia malane
oczy. Totalnie go uwielbiaa.
Zrobia duo zdj, gdy zakada mi bukiecik na nadgarstek,
ktry skada si z ry w penym rozkwicie, otoczonej
zielonymi listkami i drobnymi, fioletowymi kwiatkami. By
pikny. Ustawilimy si do zdj, a caa akcja wygldaa
naturalnie, nie tak, jak to byo z Simonem. Podczas robienia
kolejnych zdj mylaam przez chwil o Simonie. Potem
Daemon przechwyci aparat, eby zrobi zdjcia mi i mamie.
Czy on yje? Blake przysiga, e gdy widzia Simona po raz
ostatni, chopak y, kiedy zabiera go DOD. Cokolwiek stao
si z Simonem, stao si dlatego, e widzia, jak trac kontrol
nad rdem. Znowu mogam doprowadzi do jego mierci. A
musia by martwy, bo na co by im potrzebny ywy? To
tylko czowiek...

Pomylaam o Carissie.
Daemon pooy rk w dole moich plecw.
- Gdzie ucieka mylami? Zamrugaam i wrciam do
teraniejszoci.
- Nigdzie.
- Mam nadziej.
Mama podesza i mnie przytulia.
- Kochanie, wygldasz tak piknie... Wygldacie piknie
razem.
Daemon umiechn si do mnie ponad ramieniem.
- Nie wierz, e to ju. Bal maturalny - powiedziaa,
pocigajc nosem. Odsuna si i spojrzaa na Daemona.
-Mam wraenie, jakby wczoraj biegaa po mieszkaniu, cigajc z siebie pampersy...
- Mamo - warknam, w kocu wtrciwszy si do rozmowy.
Jej historyjki o maej Katy byy ju wystarczajco nieciekawe.
To byo upokarzajce, niewane, komu to mwia, chocia
przy Daemonie moje upokorzenie byo tysic razy gorsze.
Oczy Daemona rozbysny zainteresowaniem.
- A ma pani zdjcia? Prosz, niech pani powie, e ma
zdjcia.
Na jej twarzy pojawi si szeroki umiech.
- Waciwie to mam! - Obrcia si i wycigna z pki
album peen upokarzajcych zdj. - Uoyam je chronologicznie...
- Och, ktra godzina? - Chwyciam Daemona za rk i
pocignam. Nie opiera si. - Naprawd powinnimy ju i.

- Zawsze mog je przejrze jutro - powiedzia, mrugajc do


mamy. - Prawda?
- Do pitej jestem w domu. - Umiechna si szeroko. To
si nie stanie. Po drodze do wyjcia zatrzymaa
mnie jeszcze i ponownie uciskaa.
- Naprawd wygldasz piknie.
- Dzikuj. - Odwzajemniam ucisk.
Trzymaa mnie dusz chwil, ale nie miaam nic przeciwko, bo istniaa szansa, e po jutrzejszej nocy mog nie
wrci. Potrzebowaam wic ucisku mamusi i nie baam si
do tego przyzna.
- Ciesz si z twojego powodu - wyszeptaa. - To dobry
chopak.
Umiechnam si do niej przez zy.
- Wiem.
- To dobrze. - Odsuna si i poklepaa mnie po ramionach. A co do godziny policyjnej...
- Mamo...
- Dzisiaj jej nie masz. - Ku mojemu zdziwieniu umiechna
si. - Tylko si zachowuj i nie rb niczego, czego bdziesz
aowa rano. - Spojrzaa ponad moim ramieniem i
wymamrotaa: - W sumie byoby warto.
- Mamo!
Zamiaa si i szturchna mnie lekko. -Jestem stara, ale nie
martwa. A teraz id i baw si dobrze.
Wyszam tak szybko, jak si dao.
- Nie syszae ostatniej czci, prawda? Umiechn si
szeroko.

- O Boe...
Odchyli gow i zamia si, ujmujc moj do.
- Chod, moja pani, karoca czeka.
Zamiaam si i weszam do Dolly. W samochodzie
zaczlimy si kci o stacj radiow. W poowie drogi
Daemon zacz mi si uwaniej przyglda.
- Naprawd wygldasz piknie, Kotek. Umiechnam si i
przesunam palcami po bukieciku.
- Dzikuj. Zamilk na chwil.
- Na poprzednim balu te wygldaa piknie. Spojrzaam na
niego, zaskoczona, zapominajc o bukieciku.
- Naprawd?
-Jasne, e tak. I mogem znie, e bya z kim innym.
-Widzc moj min, zamia si, a potem ponownie skupi na
drodze. - Gdy widziaem ci z Simonem, miaem ochot zbi
go do nieprzytomnoci, a potem ci porwa.
Zamiaam si. Czasami zapominaam, e w czasie tych
burzliwych pierwszych miesicy naszej znajomoci istniao
prawdopodobiestwo, e Daemon mg mnie lubi.
- Wtedy zdecydowanie mi si podobao, jak wygldasz.
Zagryzam warg, majc nadziej, e nie rozmazaam
byszczyku.
- Zawsze uwaaam, e jeste... - Pikny nie by dobrym
okreleniem mczyzny. - Bardzo przystojny.
- Chyba masz na myli, e ze mnie tak niesamowicie gorce
ciacho, e nie moesz oderwa ode mnie wzroku.

- Musimy popracowa nad twoj skromnoci. - Wyjrzaam


przez okno. Zobaczyam tylko rozmyte drzewa na zewntrz i
mj odbijajcy si w szybie umiech. - Boe, jak ty mnie
wtedy irytowae.
- To cz mojego uroku. Parsknam.
Ten bal odbywa si w tym samym miejscu, co poprzedni - w
sali gimnastycznej. wietnie. Wszystkie miejsca na parkingu
byy zajte, bo troch si spnilimy, wic musielimy
zaparkowa Doiy w najdalszym miejscu.
Daemon wzi mnie za rk, gdy ruszylimy do szkoy.
Powietrze byo rzekie. W miasteczku majowe noce potrafi
by do chodne, ale z Daemonem u boku nie potrzebowaam
nawet szala. Jego ciao cigle roztacza ciepo.
Na poprzednim balu w dekoracjach dominowa motyw
jesienny, ale teraz na balu maturalnym biae wiata zwisay z
sufitu, co dawao efekt migajcego wodospadu. Wstawiono
okazae roliny, ktrym towarzyszyy stoliki nakryte biaymi
obrusami.
Muzyka bya gona, wic ledwo syszaam Daemona. Nagle
znikd pojawia si Lesa, wzia mnie za rk i pocigna na
parkiet. Wygldaa piknie w ciemnoniebieskiej sukience,
ktra podkrelaa jej figur. Na parkiecie otoczyy nas inne
dziewczyny. miech zmieszany z muzyk przywid mi na
myl Martinsburg i klatki.
Kompletnie inne wiaty.

Pojawi si Daemon i ukrad mnie dziewczynom. Lecia


wolny kawaek, wic zaczlimy taczy. Oparam policzek
na jego ramieniu. Byam wdziczna, e on i Dee przekonali
mnie do balu. Rozluniam si, poczuam ulg.
Daemon nuci pod nosem piosenk, wic jego podbrdek
ociera si co chwila o mj policzek. Uwielbiaam czu jego
tward pier przy mojej.
Gdy wybrzmieway ostatnie takty piosenki, otworzyam oczy
i napotkaam wzrok Blake'a.
Odetchnam gwatownie. Nie spodziewaam si go tutaj,
wic byam w niemaym szoku. Czy przyszed z kim? adnej
dziewczyny przy nim nie byo, ale to jeszcze niczego nie
oznaczao. Nie czuam si dobrze, gdy tak sta i nas
obserwowa jak przeladowca z thrillera.
Obok nas przesza rozemiana para, a gdy zniknli, Blake'a
ju nie byo. Mimo to nieprzyjemne uczucie w moim odku
pozostao. Zawsze tak si czuam, gdy widziaam Blake'a.
Musiaam przesta o nim myle.
Jego widok przypomnia mi o kim innym, wic uniosam
gow.
- Dawson nie przyszed? Daemon pokrci gow.
- Nie. Myl, e gdyby przyszed, czuby si, jakby zdradza
Beth.
- Wow - wyszeptaam. Nie byam pewna, co o tym myle.
Jego oddanie Beth byo godne podziwu. Moe to cecha
kosmitw.
Daemon zacisn ucisk, a materia smokingu napi si na
jego ramionach.

Tak, to zdecydowanie DNA kosmitw. Miao wpyw na


wiele spraw.
Gdy skoczy si wolny taniec, doczyli do nas Dee i
Andrew. Dee wygldaa tak bosko, jak si spodziewaam.
Zauwayam, e oboje pozostaj w dyskretnej od siebie
odlegoci. Jak dla mnie to jasne, e byli tylko przyjacimi gwnie dlatego, e oboje stracili t sam osob.
Kiedy Daemon znikn, by znale co do picia, pojawia si
Ash. Byam niewyobraalnie zaskoczona jej ludzkim
partnerem i... ma czarn kieck.
Ash umiechna si jak kot, ktry zjad ca rodzink
kanarkw.
- David, to jest Katy. Nawet nie staraj si zapamitywa jej
imienia. I tak zapomnisz.
Zignorowaam j i podaam mu rk.
- Mio mi ci pozna.
David by bardzo przystojny i spokojnie mg konkurowa z
Luksjanami. Mia krcone, brzowe wosy i oczy w kolorze
whiskey, ktre spoglday na mnie przyjanie.
Ucisn moj rk energicznie.
- Caa przyjemno po mojej stronie.
I by miy. Co on robi z tak dziewczyn jak Ash?
- Mam pewne talenty - wyszeptaa mi do ucha, jakby
potrafia czyta w moich mylach. Zmarszczyam brwi.
-Zapytaj Daemona. Moe ci o nich powie. - Wyprostowaa si
ze miechem.
Zamiast j uderzy - a naprawd tego pragnam - poczuam
narastajce we mnie rdo, wic postanowiam

je wykorzysta. Umiechnam si sodko i, mijajc j,


przyoyam rk do jej odkrytych plecw. Prd o wysokim
napiciu przeskoczy z mojej rki na jej skr.
Ash podskoczya z wrzaskiem i okrcia si.
-Ty...
David stojcy obok niej wyglda na zdezorientowanego, a
znajdujca si za nim Dee wybucha miechem. Umiechaam
si dalej, a zanim si odwrciam, mrugnam do Ash
obuzersko. Daemon sta niedaleko z dwoma kubkami i
uniesion brwi.
- Niedobry may Kotek - wymamrota. Umiechnam si
szeroko, stanam na palcach
i pocaowaam go. To mia by niewinny pocaunek, ale
Daemon przej inicjatyw. Gdy si rozdzielilimy, byam
zdyszana.
Zostawilimy grup i znowu poszlimy taczy. Bylimy tak
blisko, e zaczam si zastanawia, kiedy przyjdzie jaki
nauczyciel, eby nas rozdzieli. Kilka razy taczyam z Les i
nawet Dee doczya raz. Wszyscy wygldalimy miesznie,
gdy taczylimy i wygupialimy si.
Kiedy ponownie znalazam si w ramionach Daemona,
miny ju dwie godziny od naszego przyjcia. Niektrzy
wanie wychodzili na imprez, ktra zacza si na polu, tak
jak byo po poprzednim balu.
-Ju chcesz wyj? - zapyta.
- A zaplanowae co? - O rany, w moim umyle pojawiy si
brudne myli.
- Tak. - Umiechn si szelmowsko. - Mam niespodziank.

Nakrciam si jeszcze bardziej, bo Daemon i sowo


niespodzianka" w jednym zdaniu zazwyczaj oznaczaj
wietn przygod.
- No dobrze - powiedziaam, majc nadziej, e mwi jak
dorosa i wyluzowana osoba, chocia moje serce bio dziko z
podniecenia.
Znalazam Les i powiedziaam jej, e wychodzimy, po
czym j uciskaam.
- Macie zamwiony pokj? - zapytaa z roziskrzonymi
oczami.
Klepnam j w rami.
- Nie! Boe. C... Nie wydaje mi si. Mwi, e ma dla mnie
niespodziank.
- To zdecydowanie pokj hotelowy - krzykna. - O mj
Boe, w kocu TO zrobicie.
Umiechnam si.
Lesa zmruya oczy, a potem otworzya je szeroko.
- Chwila. Czy wy ju...
- Musz i. - Ruszyam, ale podya za mn.
- Musisz mi powiedzie! Musz to wiedzie. - Chad stojcy
za ni przyglda nam si z zaciekawieniem.
Udao mi si jej wyrwa.
- Naprawd musz i. Pogadamy pniej. Baw si dobrze.
- Och, lepiej eby pniej mi wszystko powiedziaa. To
wane.
Obiecaam, e zadzwoni, a potem rozejrzaam si za Dee,
ale znalazam tylko Ash, ktra wygldaa, jakby chciaa si
odegra. Poszam w innym kierunku, szukajc szczupej
dziewczyny o kruczoczarnych wosach.

Poddaam si, gdy znowu zobaczyam Daemona. -Widziae


Dee? Skin gow.
- Wysza z Andrew. Stwierdzili, e pjd co zje.
Patrzyam na niego, oniemiaa.
Daemon wzruszy ramionami.
Teraz ju nie byam taka pewna co do natury ich zwizku.
Adam i Dee czsto tak robili. Chocia Luksjanie s znani z
tego, e... cigle jedz.
- Nie mylisz chyba, e...
- Nawet nie chc wiedzie.
Ja te nie chciaam. Chwyciam rk, ktr zaoferowa, i wyszlimy z dusznej sali gimnastycznej. W korytarzu od razu
zrobio mi si chodniej.
- Powiesz mi, co to za niespodzianka?
- Gdybym powiedzia, nie byoby niespodzianki - odpowiedzia.
Naburmuszyam si.
- Ale sama informacja o niespodziance jest niespodziank!
- Nieza prba. - Zamia si i otworzy mi drzwi samochodu.
- Wsiadaj i zachowuj si.
- Dobra. - Zajam miejsce, siadajc po krlewsku, sztywno i
prosto. Daemon znowu si zamia, a nastpnie okry
samochd i wsiad do rodka.
Rzuci mi spojrzenie i pokrci gow.
- A ci skrca, eby si dowiedzie, nie?
- Tak. Powiniene mi powiedzie.
Nic nie powiedzia i przez ca drog do domu milcza, co
mnie zaskoczyo. Naroso we mnie nerwowe podekscytowa-

nie. Nie mielimy duo czasu sam na sam od tamtej


pamitnej soboty.
To dziwne, jak jednej nocy moe si sta co tak zego i
pniej co tak piknego. To by chyba najgorszy i najlepszy
dzie mojego ycia.
Nie chciaam myle teraz o Willu.
Daemon zaparkowa samochd na swoim podjedzie. W
jego salonie wiecio si wiato.
- Zosta w samochodzie, okay?
Skinam gow, a on znikn z prdkoci wiata. Byam
ciekawa, wic okrciam si na siedzeniu, ale nie zobaczyam
ani jego, ani nikogo innego. Co on knuje?
Po jakim czasie drzwi samochodu od mojej strony
otworzyy si i Daemon wycign rk.
- Gotowa?
Byam lekko zaskoczona jego nagym pojawieniem, ale po
chwili podaam mu rk i pozwoliam wycign si z auta.
- To co z moj niespodziank?
- Zobaczysz.
Ruszylimy rami w rami. Mylaam, e zaprowadzi mnie
do swojego domu, ale tego nie zrobi, a gdy minlimy mj,
byam jeszcze bardziej skoowana. Byo tak do chwili, gdy
zobaczyam, e zmierzamy ku gwnej drodze. Gdy si tam
zatrzymalimy, przypomniao mi si, e tutaj kilka miesicy
temu poznaam prawd o Daemonie.
Wyszam wtedy przed pdzc ciarwk.
Tak, idiotyczne zachowanie, ale byam wcieka i nie
mylaam. Wini Daemona-dupka.

Gdy przeszlimy drog, mniej wicej wiedziaam, dokd


zmierzamy. Do jeziora. cisnam do Daemona i
zwalczyam szeroki umiech.
- Moesz i w tych szpilkach? - zapyta, marszczc brwi.
Wtpliwe, ale nie chciaam rujnowa tej chwili.
- Tak, nic mi nie bdzie.
Mimo to szlimy powoli, ebym nie upada prosto na twarz
lub nie skrcia karku. To niesamowicie sodkie, e usuwa z
mojej drogi wszystkie nisko wiszce gazie i przyj
czciowo form Luksjanina, by owietla nam drog. Kto
potrzebuje latarki, gdy ma si Daemona?
Droga do jeziora zaja nam troch wicej czasu ni zazwyczaj, ale cieszyam si spacerem i jego towarzystwem.
Gdy w kocu pojawia si przede mn sceneria w peni, nie
wierzyam wasnym oczom.
wiato odbijao si od spokojnej tafli wody, a kilka metrw
od brzegu, przy biaych, dzikich kwiatach, ktre zaczy
rozkwita, byo kilka rozoonych na ziemi kocw, jeden na
drugim. Tworzyy wygodnie wygldajce siedlisko.
Znajdoway si tam jeszcze kilka poduszek i wielka
chodziarka. Blisko jeziora pono ognisko otoczone sporymi
kamieniami.
Zabrako mi sow.
Cay ten pomys by niewiarygodnie romantyczny, sodki,
zarbisty i tak bardzo idealny, e zastanawiaam si, czy ja
ni. Wiedziaam, e Daemon potrafi zaskakiwa, ale to... ?
Moje serce bio szybko i byam pewna, e niedugo zemdlej
z wraenia.

- Niespodzianka - powiedzia, stajc przede mn.


-Stwierdziem, e to bdzie lepsze ni impreza po balu czy
co. No i lubisz to jezioro, wic prosz bardzo.
Zamrugaam, by pozby si ez. Boe, musz przesta cigle
paka, szczeglnie dzisiaj, bo wytuszowaam wczeniej
rzsy.
- Jest idealnie, Daemonie. Mj Boe, to jest wspaniae!
- Naprawd? - W jego gosie pojawia si nutka niedowierzania. - Naprawd ci si podoba?
Nie wierz, e jeszcze musia o to pyta.
- Bardzo mi si to podoba! - Wybuchnam miechem.
Lepsze to ni pacz.
Daemon si umiechn. Rzuciam mu si w ramiona i
uwiesiam si na nim. Zamia si. Gdy mnie zapa, nawet si
przy tym nie zachwia.
- Naprawd ci si to podoba - powiedzia, cofajc si.
-Ciesz si.
Wypenio mnie mnstwo emocji i nie byam w stanie
powiedzie, ktre przewaay, ale wszystkie byy dobre.
Daemon postawi mnie na ziemi, a ja cignam buty i
usiadam na mikkim kocu.
- Co jest w chodziarce?
- Same dobre rzeczy. - Kucn przy chodziarce. Otworzy j
i wycign dwie butelki truskawkowego napoju na bazie
wina i dwa kieliszki. - Truskawkowe. Twoje ulubione.
Zamiaam si.
- O mj Boe!

Otworzy korek kosmiczn moc i napeni kieliszki, po


czym poda mi jeden. Lubi napj na bazie wina, bo nie
smakuje jak alkohol, a w dodatku nie jest mocny -mam sab
gow.
- Co jeszcze? - zapytaam, pochylajc si.
Wyj pojemnik i odchyli wieczko. W rodku znajdoway
si kuszco wygldajce truskawki oblane czekolad. A
linka cieknie.
- Sam je zrobie?
- Ha, ha. Nie. -Eee... Dee je zrobia? Zamia si gono.
- Zamwiem w cukierni. Chcesz jedn? Chwyciam i
ugryzam to cudeko. Niebo w gbie.
- S takie pyszne.
- Mam co jeszcze. - Wycign plastikowy pojemnik z
pokrojonym serem i krakersami. - Tego te nie robiem.
Kupiem. aden ze mnie kucharz.
A kogo obchodzi, skd wzi te rzeczy? Wane, e w ogle
co takiego zrobi.
Mia jeszcze kanapki z ogrkiem i wegetariaskie
mini-pizze. Jedzenie byo doskonae, a my mialimy si i
jedlimy, dopki ogie nie zgas.
- Kiedy miae czas, eby to wszystko przygotowa?
-zapytaam, biorc ju chyba pity kawaek pizzy.
Wzi truskawk i przyjrza si jej, mruc oczy.
- Jedzenie czekao w chodziarce, a koce schowaem
zabezpieczone midzy skaami. Gdy wrcilimy, dostaem si
tu superszybko, eby wycign koce i rozpali ogie.

Skoczyam je mj kawaek. -Jeste niesamowity.


-Jestem pewny e nie wpada na to dopiero teraz.
- Nie. Ja zawsze o tym wiedziaam. - Patrzyam, jak bierze
kolejn truskawk. - Moe nie od pocztku...
- Moj niesamowito trzeba odkrywa stopniowo.
- Naprawd? - Zrobio si chodniej, wic skuliam si bliej
Daemona i wygasajcego ognia. Cho draam, nie chciaam
wraca.
- Mmm-hmm. - Umiechn si, a nastpnie zacz pakowa
pojemniki i resztki jedzenia do chodziarki. Poda mi puszk
napoju gazowanego. Ju dawno skoczylimy truskawkowy
napj. - Nie mog tak od razu si ujawnia.
- Oczywicie, e nie. Nie byo by wtedy tajemniczo. Chwyci
koc lecy niedaleko.
- No wanie, zero tajemniczoci. - Otoczy mnie kocem, a
potem pooy si obok. - Dzikuj. - Owinam si mocniej
ciepym materiaem. - Myl, e ludzie byliby dogbnie
zdumieni, gdyby si dowiedzieli, jak sodki potrafisz by.
- Nie mog si o tym nigdy dowiedzie. Umiechajc si
szeroko, pochyliam si, eby go pocaowa.
- Zabior ten sekret ze sob do grobu.
- I dobrze. - Poklepa miejsce obok siebie. - Moemy wrci,
gdy tylko bdziesz chciaa.
- Nie chc wraca.
- To chod tu do mnie.

Pooyam si obok niego. Daemon przesun poduszk,


eby znalaza si pod moj gow. Przysunam si do niego
najbliej jak si dao.
Rozmawialimy o balu, o szkole, a nawet o uniwersytecie w
Kolorado. Rozmawialimy a do pnocy i jeszcze troch.
- Boisz si tego, co bdzie jutro? - zapytaam, przesuwajc
palcem po jego szczce.
- Oczywicie, e tak, musiabym by stuknity, ebym si
nie bal. - Pocaowa mj palec, gdy zawdrowa zbyt blisko
jego ust. - Ale nie martwi si o to, o czym mylisz.
- Wic o co? - Moja rka wdrowaa po jego szyi i klatce
piersiowej. Ju dawno zdj marynark, wic teraz mia na
sobie tylko koszul. Jego skra bya ciepa i twarda pod
ciepym materiaem.
Daemon zbliy si do mnie.
- Martwi si, e Beth bdzie inna, ni Dawson pamita. -Ja
te si o to martwi.
- Ale wiem, e sobie z tym poradzi. - Daemon wsun rce
pod koc i zacz dotyka moich nagich ramion. -Chc dla
niego wszystkiego, co najlepsze. Zasuguje na to.
- To prawda. - wstrzymaam oddech, gdy jego rka
powdrowaa w d, ku mojemu biodru. - Mam nadziej, e
nic jej nie jest. I e nic nie jest Chrisowi.
Skin gow i pooy mnie delikatnie na plecach. Jego rka
przesuna si po materiale na mojej nodze. Zadraam, a on
si umiechn.

- Co ci gryzie.
Gdy mylaam o jutrze i tym, co moe przynie przyszo,
niepokoio mnie wiele rzeczy.
- Nie chc, by co ci si stao. - Mj gos si zaama. -Nie
chc, by komukolwiek co si stao.
- Cii. - Pocaowa mnie mikko. - Nic si nikomu nie stanie.
Zacisnam donie na jego koszuli, jakby od tego zaleao
moje ycie. Trzymanie go w ten sposb powstrzymywao
moje najgorsze myli przed wypyniciem na powierzchni.
Baam si, e ja wyjd z Mount Weather, a Daemon nie.
- Co si stanie, jeli jutro si nam uda?
- Chyba gdy" ju si nam uda? - Jego noga musna moj i
znalaza si pomidzy udami. - W poniedziaek pjdziemy do
szkoy. Nuda, wiem. Potem mam nadziej, e zdamy
egzaminy. Ukoczymy szko. A potem bdziemy mie cae
lato...
Gdy poczuam jego ciar, mj umys od razu wypeni si
brudnymi mylami, ale i tak cigle czuam obezwadniajc
panik.
- Daedalus bdzie szuka Beth i Chrisa.
- Ale ich nie znajd. - Musn ustami moj skro, a nastpnie
uk brwiowy. - Nie znajd si nawet w pobliu nich.
Poczuam ucisk w odku.
- Daemon...
- Bdzie dobrze. Nie martw si. Chciaam mu wierzy.

- Nie mylmy o jutrze - wyszepta, muskajc ustami mj


policzek i szczk. - Nie mylmy o nastpnym tygodniu czy
nocy. Jestemy tylko my, tu i teraz.
Z mocno bijcym sercem odchyliam gow i zamknam
oczy. Wydawao mi si, e to niemoliwe, by zapomnie o
tym, co nadchodzi, jednak gdy jego rka zawdrowaa pod
moj sukienk, naprawd poczuam, e jestemy tylko my i
nic wicej.

Rozdzia 36
Podobnie jak poprzednim razem, gdy udalimy si do Mount
Weather, ca niedziel spdziam z mam. Poszymy na
pne niadanie i opowiedziaam jej o balu w najdrobniejszych szczegach. Gdy mwiam o niespodziance
Daemona nad jeziorem, dostrzegam zy w jej oczach. Szlag,
mi te zachciao si paka, gdy jej o tym mwiam.
Daemon i ja zostalimy tam, dopki nie znikny wszystkie
gwiazdy a ciemne niebo zaczo przybiera janiejszy odcie
granatu. Byo idealnie, a gdy mylaam o tych wszystkich
rzeczach, ktre robilimy potem, cigle robio mi si gorco.
- Zakochaa si - powiedziaa mama, przesuwajc widelcem
jedzenie po talerzu. - I to nie jest pytanie. Widz to w twoich
oczach.
Moje policzki zrobiy si wciekle czerwone.
- Tak, to prawda. Umiechna si.
- Tak szybko dorosa, skarbie.
Nie zawsze czuj si dorosa, szczeglnie dzisiejszego ranka,
gdy nie mogam znale mojego drugiego buta i ochot
wysadzi dom w powietrze.

Mama ciszya gos, eby nikt nie usysza. -Jestecie


ostroni, prawda?
Co dziwne, wcale nie byam zawstydzona tym pytaniem.
Moe miao to co wsplnego z tym wczorajszym komentarzem o maej goej Katy biegajcej bez pampersa", bo
chyba nic bardziej zawstydzajcego nie moga powiedzie.
Mimo wszystko cieszyam si, e zapytaa - daa mi do zrozumienia, e si interesuje. Moe i mama bya pracujcym
samotnym rodzicem, ale potrafi znale dla mnie czas.
- Mamo, zawsze bd ostrona z takimi rzeczami. -Upiam
yk napoju gazowanego. - Nie chc biegajcych po domu
maych Katy.
Jej oczy rozszerzyy si z szoku, a potem znowu wypeniy
si zami. O rany...
- Dorosa - powiedziaa, kadc swoj rk na mojej.
-Jestem z ciebie dumna.
Dobrze byo to sysze, bo nieczsto dawaam jej powd do
dumy. Jasne, nie opuszczaam zaj, trzymaam si z dala od
problemw - przez wikszo czasu - i miaam dobre stopnie.
Jak na razie polegam tylko w kwestii college'u i wiedziaam,
e to j martwi. O reszcie moich problemw nie miaa
pojcia.
Najwaniejsze, e bya ze mnie dumna. Nie chciaam jej
zawie.
Po powrocie do domu wpad do nas Daemon, a ja robiam
wszystko, by powstrzyma j od wycignicia tych albumw,
dopki nie posza si zdrzemn. Zostawia nas z Daemonem
samych, co byoby cudowne, gdybym nie bya taka spita
przed dzisiejszym wieczorem.

Gdy przebraam si w czarne dresy, Daemon poprosi o opal.


Podaam mu go.
- Nie patrz tak na mnie - powiedzia, siadajc naprzeciwko
mnie na moim ku. Sign do kieszeni i wycign biay
sznurek. - Pomylaem, e zamiast trzyma opal w kieszeni,
lepiej zrobi z niego naszyjnik.
- Och, to dobry pomys.
Patrzyam, jak owija kamie sznurkiem i zostawia
wystarczajc ilo, bym moga zawiesi go na szyi. Siedziaam spokojnie, gdy go zawizywa. Ukry kamie pod
moj koszulk. Opal zawis tu nad kawakiem obsydianu,
ktry na sobie miaam.
- Dzikuj - powiedziaam, chocia cigle mylaam, e
powinnimy go rozbi.
Umiechn si.
- Myl, e jutro powinnimy urwa si z przed lunchem i i
do kina.
-Co?
-Jutro... powinnimy powici p dnia na filmy.
Robienie planw na jutrzejsze popoudnie nie byo moim
priorytetem i wanie miaam mu to wytkn, ale
zrozumiaam, co robi. Prbowa odwie moje myli od
pomysu, e co dzisiaj mogoby pj nie tak. Chcia zrobi
normalne planu na jutro, dajc nadziej, e si nam uda.
Spojrzaam mu w oczy. Jego byszczce, zielone tczwki
zaczy przybiera bia barw, gdy podniosam si, eby uj
jego twarz w donie i pocaowa go.
- Za co to byo? - zapyta, gdy si cofnam. - Chocia nie
narzekam.

Wzruszyam ramionami.
- Bez powodu. A odpowiadajc na twoje pytanie, zdecydowanie powinnimy jutro si urwa i co obejrze.
Daemon poruszy si tak szybko, e nie zauwayam, gdy
znalazam si na plecach, a on nade mn.
- Mwiem ci, e krc mnie niegrzeczne dziewczynki?
-wymamrota. Jego ciao rozmyo si delikatnie na brzegach, a
kosmyk wosw opad na te pikne, diamentowe oczy.
Nie mogam zapa oddechu. -1 to wszystko przez wagary?
Pochyli si, a gdy nasze ciaa si spotkay, poleciay iskry.
- To wszystko przez ciebie.
- Zawsze? - wyszeptaam. Musn wargami moje usta.
- Zawsze.
***
Daemon wyszed wkrtce potem, eby spotka si z
Matthew i Dawsonem. Chcieli przejrze jeszcze raz wszystkie
plany, a Matthew, przyrodnik z zamiowania, chcia si
ponownie przyjrze onyksowi z bliska.
Zostaam w domu i trzymaam si blisko mamy, gdy
szykowaa si do pracy. Nawet wyszam na dwr i patrzyam,
jak wsiada do swojego samochodu.
Gdy ju zostaam sama, mj wzrok pad na grzdk przed
domem. Przydaoby si nad ni troch popracowa i wyrwa
chwasty.
Podeszam do krzaka z rami i zaczam zrywa martwe
patki. Raz syszaam, e dziki temu re zakwitaj

szybciej. Nie byam pewna, czy to prawda, ale monotonne


zrywanie patkw dziaao kojco na moje nerwy.
Jutro z Daemonem urwiemy si przed lunchem ze szkoy.
Za tydzie przekonam mam, e trzeba powikszy grzdk.
Na pocztku czerwca skocz szko.
Jako w tym miesicu wypeni papiery na uniwersytet w
Kolorado i powiem o tym mamie.
W lipcu spdz kady dzie z Daemonem. Bdziemy pywa
w jeziorze. I w kocu si opal.
Pod koniec wakacji sytuacja midzy mn a Dee si poprawi.
Nadejdzie jesie i to wszystko si skoczy. Nic ju nie
bdzie zwyke, przyziemne. Ja ju nie jestem w peni czowiekiem. Mj chopak - facet, ktrego kocham - to kosmita.
Moe wkrtce nadejdzie chwila, e bdziemy musieli z
Daemonem znikn. Jak niebawem Dawson i Blake.
Mimo wszystko nadejdzie jutro, nastpny tydzie, nastpny
miesic, lato, a potem jesie.
- Tylko ty jeste w stanie teraz pracowa w ogrodzie.
Odwrciam si gwatownie, syszc gos Blake'a.
Opiera si o mj samochd, cay ubrany na czarno, gotowy
na dzisiejsz noc.
Od dawna z nim nie rozmawiaam. Moja moc zareagowaa
natychmiast i poczuam iskry na skrze, ale nie ruszyam si z
miejsca.
- Czego chcesz, Blake?
Zamia si mikko i opuci wzrok.

- Niedugo ruszamy. Po prostu przyszedem wczeniej.


Jasne... To tak jakby powiedzie, e nie jestem molem
ksikowym... Nie uwierzyam mu.
Obserwowaam go uwanie, strzepujc ziemi z palcw.
-Jak si tu dostae?
- Zaparkowaem na kocu drogi przy opuszczonym budynku.
- Wskaza kierunek podbrdkiem. - Gdy ostatnim razem tu
zaparkowaem, kto zniszczy mi lakier na ciarwce.
To pewnie Dee i jej rce dziaajce jak mikrofalwka.
- Dee i Andrew s w domu naprzeciwko. - Poczuam
przymus, by o tym powiedzie.
- Wiem. - Przeczesa doni nastroszone wosy. - adnie
wygldaa na balu.
Poczuam w odku nieprzyjemne uczucie.
- Widziaam ci. Sam przyszede? Skin gow.
- Byem tam tylko przez chwil. Nie krc mnie szkolne
potacwki. Zawsze potrafiy mnie rozczarowa.
Nic nie odpowiedziaam. Blake opuci rk.
- Martwisz si dzisiejszym wieczorem?
- A kto by si nie martwi?
- Mdra dziewczyna z ciebie - powiedzia i umiechn si
lekko. Waciwie to bardziej przypominao grymas. - Z tego,
co wiem, nikt nigdy nie zaszed tak daleko do orodka, jak my
ostatnim razem. aden Luksjanin, adna hybryda. I nie
wierz, e tylko my prbujemy.

Na pewno jest peno takich par, ktre zostay rozdzielone,


jak Beth i Dawson, jak ja i Chris.
Minie mojej szyi i ramion napiy si.
- Jeli to ma by jaka przemowa na pocieszenie czy
zagrzanie do walki, to polege.
Blake si zamia.
- Nie tak to miao zabrzmie. Chc tylko powiedzie, e jeli
nam si uda, to bdziemy najsilniejsi. Najlepsi ze wszystkich
hybryd i Luksjan.
Moe to mieszne lub po prostu ironiczne, ale miaam
wraenie, e wanie tego Daedalus chcia. Kogo, kto jest w
stanie si im postawi.
Signam pod bluzk i pogadziam ciepy opal.
- W takim razie chyba jestemy a tak niesamowici. Blake
umiechn si smutno i powiedzia.
- Na to licz.
***
Wszyscy ubralimy si na czarno, wic wygldalimy jak
grupa ninja. Ja si pociam w swojej czarnej koszulce na dugi
rkaw. Chodzio o to, by zakry jak najwicej ciaa - wtedy
mniejszy kontakt bdziemy mieli z onyksem.
Poprzednim razem na to nie wpadlimy, ale teraz chcielimy
by jak najlepiej przygotowani.
Czuam na szyi ciar opalu.
Jazda mina nam w absolutnej ciszy. Nawet Blake tym
razem siedzia cicho. Dawson by jak jedna wielka kula
energii. Gdy ju zmieni si w swoj prawdziw form, olepi
wszystkich.

W gowie cigle wiroway mi sowa Blake a: Wanie na to


licz". Moe mam paranoj, ale poczuam niepokj.
Oczywicie, e liczy, i podoamy prawie niemoliwemu.
Podobnie jak my, mg wiele zyska.
Od razu pomylaam o ostrzeeniu Luca: Nie ufaj nikomu,
kto ma co do zyskania lub do stracenia". To by jednak
oznaczao, e nie powinnimy ufa ani jemu, ani naszym
przyjacioom. Kady z nas mia co do stracenia lub zyskania.
Daemon wycign rk nad konsol i ucisn moj do.
Moe to nie by dobry czas na mylenie o tym wszystkim, bo
przed misj stan si tylko jeszcze bardziej nerwowa.
Umiechnam si do Daemona i postanowiam, e skupi
si na naszym wsplnym popoudniu. Nic takiego w sumie nie
zrobilimy. Tylko leelimy wtuleni w siebie i jakim cudem
to i tak byo bardzo intymne dowiadczenie. Wczorajsza noc
lub dzisiejszy poranek to zupenie inna bajka...
Daemon potrafi by kreatywny.
Przez reszt drogi moje policzki pozostay zaczerwienione.
Pi minut przed czasem, nasze dwa SUV-y pojawiy si na
niewielkiej farmie przy kompletnie nieowietlonej drodze
wjazdowej. Gdy wyszlimy z samochodu, Blake dosta
potwierdzenie od Luca.
Zaczo si.
Zamiast dre z niepokoju, wszyscy stalimy spokojnie i
oszczdzalimy energi. Ash, Andrew i Dee zostali

w SUV-ie. Reszta zbliya si do pola, z ktrego plony nie


zostay zebrane. Miaam nadziej, e nie zapi kleszczy.
Spojrzaam ostatni raz na Luksjan w samochodzie. Nadszed
czas, by ruszy. Uwolniam rdo, ktre wypenio moje
ciao, i pobieglimy w ciemno. Ksiyc skry si za
chmurami, wic nie mielimy nawet promyka wiata.
Daemon towarzyszy mi w biegu jak ostatnio. Gdybym si
przewrcia, nikomu by to nie pomogo.
Gdy dotarlimy do linii drzew, poczekalimy w ciszy i
napiciu na jedynego stranika.
Tym razem to Daemon si nim zaj. Ruszylimy do bramy,
by wpisa kod.
Icarus.
Przeszlimy jak duchy przez obszar orodka. Mona nas byo
dostrzec tylko ktem oka, bo poruszalimy si za szybko dla
ludzkiego oka.
Gdy znalelimy si przy kolejnych drzwiach, Dawson
wpisa drugie haso.
Labyrinth.
Nadesza chwila prawdy. Te wszystkie miesice prowadziy
wanie do tego momentu. Czy trening z onyksem si opaci?
Daemon spojrza na mnie.
Wsunam rk pod bluzk i objam palcami opal.
Przejcie przez rozpryskiwacze onyksu bdzie dla reszty
bolesne, ale, jeli Blake ma racj, da si to przey.
Drzwi si otworzyy i to Daemon przeszed przez nie
pierwszy.

Usyszelimy spryskiwacze. Daemon od razu si skrzywi,


ale szybko znalaz si po drugiej stronie. Zatrzyma si,
spojrza ponad ramieniem i umiechn si delikatnie.
Odetchnlimy z ulg.
Przeszlimy przez zabezpieczenie z onyksu. Kady z nich
krzywi si z blu. Ja nic nawet nie poczuam.
Gdy bylimy ju w orodku, podalimy za Blakiem, ktry
znal drog. Tunel by sabo owietlony - tylko niewielkie
lampy wisiay w do duych odlegociach na
pomaraczowych cianach. Szukaam tych przekltych drzwi
awaryjnych, ale byo zbyt ciemno.
Odchyliam gow i dostrzegam, e sufit poyskiwa. Nie by
jednak mokry.
- Onyks - wyszepta Blake. - Cae to miejsce jest pokryte
onyksem.
To nie moga by nowo dla Blake'a, chyba e niedawno
przeprowadzono tu kapitalny remont. Czujc opal przy
skrze, signam do rda i poczekaam na wielki przypyw
energii, gdy bieglimy tunelem.
Poczuam niewielki przypyw mocy, ale to nic w porwnaniu
z tym, co byo, gdy testowalimy opal z Daemonem. Moje
serce zamaro, gdy dotarlimy do koca dugiego tunelu.
Najwyraniej onyks osabia opal.
Tunel koczy si skrzyowaniem. Porodku dostrzegam
windy. Matthew podszed do drzwi, najpierw sprawdziwszy
otoczenie.
- Czysto - powiedzia, a potem znikn, eby nacisn
przycisk przy windzie, chocia mj wzrok w ogle nie dostrzeg tego ruchu.

Gdy drzwi si otworzyy, ruszylimy przed siebie i wypenilimy stalow wind. Najwyraniej klatka schodowa bya
dostpna po wpisaniu hasa. Ciekawe, jak tu ludzie sobie
radz w razie katastrof.
Rozejrzaam si po windzie. W mrugajcej nad nami lampce
dostrzegam czarno-czerwone fragmenty. Oczekiwaam, e
znowu nas spryskaj onyksem, ale nic takiego si nie stao.
Rka Daemona musna moj, wic na niego spojrzaam.
Mrugn do mnie.
Pokrciam gow i przestpiam z nogi na nog, zniecierpliwiona. Wydawao mi si, e to najwolniejsza winda na
wicie. Byam szybsza w rozwizywaniu zada w trygonometrii.
Daemon cisn mnie za rk, jakby potrafi wyczu moj
nerwowo.
Stanam na palcach i pocaowaam Daemona bez
skrpowania.
- To na szczcie - powiedziaam, gdy odsunam si, nie
mogc zapa oddechu.
Jego szmaragdowe oczy rozbysny bogactwem obietnic, od
czego dostaam dreszczy. Gdy dotrzemy ju do domu,
zdecydowanie bdziemy musieli jak najszybciej znale si
sam na sam.
Na pewno wszyscy wrcimy do domu. Nikt nie zostanie.
Drzwi windy w kocu si otworzy i ukazaa si nam maa
poczekalnia. Biae ciany Biay sufit. Biaa podoga.

Wkroczylimy do pomieszczenia przypominajcego szpital


dla obkanych.
- Podoba mi si bogactwo tego wystroju - powiedzia
Matthew.
Daemon parskn.
Jego brat ruszy szybko przed siebie, ale zatrzyma si w
drzwiach. Nie moglimy wiedzie, co nas czeka po drugiej
stronie.
Mimo to czuam podniecenie, bo tyle ju przeszlimy.
- Bd ostrony, bracie - powiedzia Daemon. - Nie spiesz
si.
Skin gow.
- Nigdy tu nie byem. A ty, Blake? Blake przysun si do
Dawsona.
- Powinien tu by kolejny tunel, ale z niszym sklepieniem i
szerszy, a po prawej stronie bd liczne drzwi. To cele
wyposaone w ko, telewizor i azienk. Jakie dwadziecia
pokoi. Nie wiem, czy reszta jest zajta, czy nie.
Zajta? Nie pomylaam, e moe tu by wicej winiw.
Spojrzaam na Daemona.
- Nie moemy ich zostawi.
Zanim odpowiedzia, wtrci si Blake.
- Nie mamy na to czasu, Katy. Jeli zabierzemy ze sob zbyt
wielu, o nas spowolni. I nawet nie wiemy, w jakim s stanie.
-Ale...
- Chocia raz zgodz si z Blakiem. - Daemon napotka moje
przeraone spojrzenie. - Nie moemy, Kotek. Nie teraz.

Nie pasowao mi to, ale przecie nie mogam puci si


korytarzem i zacz uwalnia ludzi. Nie planowalimy tego i
ogranicza nas czas. To byo okropne. Gorsze ni ludzie,
ktrzy nielegalnie pobierali ksiki z Internetu, gorsze ni
czekanie rok na kolejn cz ukochanej serii, gorsze ni
zakoczenie ksiki w najgorszy z moliwych sposobw, gdy
nie wiadomo, co bdzie dalej. Jeli std si wydostaniemy,
zostawiajc za sob tych niewinnych ludzi, bdzie mnie to
mczy w nieskoczono.
Blake zrobi krok i wpisa ostatni kod. Daedalus.
Cisz zakoczy dwik otwierajcych si zamkw, a wiato
nad drzwiami po prawo zawiecio si na zielono.
Gdy Blake pchn nieznacznie drzwi, Daemon stan przede
mn. Matthew stan za mn i spostrzegam, e chcieli mnie
chroni. Co, u... ?
- Czysto - powiedzia Blake z ulg.
Przeszlimy przez drzwi. Odkrylimy, e byo tu kolejne
zabezpieczenie. Teraz bdziemy musieli przeprowadzi reszt
a przez dwa mechanizmy spryskujce.
Ten tunel przypomina poprzedni, ale by biay, i, jak
powiedzia Blake, szerszy i z niszym sufitem. Ruszyli
wszyscy, poza mn. Udao nam si. Dotarlimy do tego
miejsca. Poczuam ucisk w odku
Prawie w to nie wierzyam.
Byam jednoczenie szczliwa i zaniepokojona. Poczuam
narastajce rdo, ale szybko zostao przytumione przez
niewyobraaln ilo onyksu.

- Trzecia cela naley do niej - powiedzia Blake i pobieg


korytarzem do ostatnich drzwi.
Obrciam si i wstrzymaam oddech, patrzc, jak Dawson
siga do klamki pokrytej onyksem i j przekrca. Nie napotka
oporu.
Dawson wszed do pokoju chwiejnym krokiem. Jego cae
ciao si trzso, a gos si zaama, gdy powiedzia:
- Beth?
To jedno sowo spowodowao, e wszyscy wstrzymalimy
oddech.
Ponad jego ramieniem zobaczyam szczup posta na
wskim ku. Gdy si jej przyjrzaam, miaam ochot skaka
z radoci, bo to bya ona... Chocia wygldaa inaczej, ni
zapamitaam.
Jej brzowe wosy nie wisiay wok twarzy w tustych
strkach, ale byy cignite w gadki kucyk. Kilka kosmykw
si uwolnio, okalajc jej elfi twarz. Baam si, e nie
rozpozna Dawsona, e bdzie tylko wrakiem dziewczyny,
ktr spotkaam. Zakadaam najgorsze - e nawet zaatakuje
Dawsona.
Gdy jednak spojrzaam w jej ciemne oczy, dostrzegam w
nich pustk - tak sam pustk, jak miaa w oczach, gdy
potkaam j wczeniej w domu Vaughna. Przypominao mi to
puste, troch przeraone spojrzenie Carissy.
Nagle oczy Beth zapony. Rozpoznaa nas.
Dla niej i Dawsona czas si zatrzyma, a potem przyspieszy.
Dawson potkn si, a ja mylaam, e upadnie na kolana.
Zacisn pici po bokach, jakby nie mia nad nimi kontroli.

- Beth. - By w stanie powiedzie tylko to. Dziewczyna


zesza niepewnie z ka, patrzc na nas
wszystkich, a w kocu skupia spojrzenie na Dawsonie.
- Dawson? Co... ? Nie rozumiem.
Oboje ruszyli w tym samym momencie i pokonali dzielcy
ich dystans. Wpadli sobie w ramiona, a potem Dawson unis
j i ukry twarz w jej szyi. Mwili co, ale nie dao si
rozrni pojedynczych sw. Wiedziaam, e trzymali si
tak, jakby nigdy wicej nie chcieli si od siebie odklei.
Dawson unis gow i powiedzia co w jzyku Luksjan.
Brzmiao to rwnie piknie, jak gdy Daemon tak mwi.
Potem pocaowa j, a ja poczuam si niezrcznie, bo nie
powinnam oglda czego tak intymnego. Jednoczenie nie
mogam odwrci wzroku, bo w ich spotkaniu byo tyle
pikna.
Poczuam ucisk w gardle i palce zy pod powiekami.
Pakaam ze szczcia. Matthew pooy mi rk na ramieniu i
ucisn je. Pocignam nosem i skinam gow.
- Dawson - ponagli go Daemon, przypominajc nam, e
czas si koczy.
Odkleili si od siebie, po czym Dawson chwyci j za rk i
obrcili si. Beth zasypaa nas pytaniami.
- Co wy tu robicie? Jak si dostalicie? Oni wiedz? -Mwia
i mwia, cho Dawson, umiechajc si gupio, prbowa j
ucieszy.
- Pniej - powiedzia. - Musimy przej przez dwie pary
drzwi i to bdzie bolao...

- Zabezpieczenia z onyksu, wiem o nich - powiedziaa. C,


przynajmniej jeden problem z gowy. Odwrciam si w
momencie, gdy pojawi si Blake,
niosc nieprzytomne ciao ciemnowosego Luksjanina. Na
jego szczce widnia purpurowy siniak.
- Wszystko z nim dobrze?
Blake skin gow. Jego usta byy blade, a skra twarzy
mocno cignita.
- On... mnie nie rozpozna. Musiaem go uciszy. Poczuam
w sercu ukucie blu. Spojrzenie Blake a byo
tak bezradne i smutne, szczeglnie gdy si patrzyo na Beth i
Dawsona. Wszystko, co zrobi - kama, oszukiwa, mordowa
- byo dla tej osoby w jego ramionach. Kogo, kto by dla
niego jak brat. Wspczuam mu, chocia nie znosiam tego
uczucia.
Beth podniosa wzrok i od razu przestaa zadawa pytania.
- Nie moesz...
- Musimy i. - Blake jej przerwa i nas omin. - Prawie
skoczy si nam czas.
To prawda. Umiechnam si do dziewczyny pocieszajco.
- Musimy i, teraz. Wszystko inne moe poczeka. Beth
zacza krci gow energicznie.
-Ale...
- Musimy i, Beth. Wiemy - powiedzia Dawson. Skina
gow, ale w oczach miaa panik.
Poczuam przypyw adrenaliny, gdy dotaro do mnie, jak
mao czasu nam zostao. Szybko przeszlimy do korytarza.
Daemon wpisa kod i drzwi si otworzyy.

Biaa poczekalnia nie bya pusta.


Sta w niej Simon Cutters - ten, ktry zagin i prawdopodobnie by martwy. By rwnie wielki i napakowany jak
wczeniej. Wszyscy zatrzymalimy si, zszokowani. Daemon
cofn si o krok. Matthew prawie si przewrci. Nie mogam
uwierzy, e sta przed nami i czeka na nas.
Woski na rkach stany mi dba.
- Cholera - powiedzia Daemon. Simon si umiechn.
- Tsknilicie za mn? Bo ja za wami bardzo.
I unis ramiona. wiato odbio si od metalowej bransolety,
ktr mia na nadgarstku. By w niej opal, identyczny jak ten,
ktry ja miaam przy sobie. Wszystko stao si tak szybko.
Simon otworzy do i uderzy w nas wiatr o potnej mocy.
Uniosam si w powietrze i uderzyam w najblisze drzwi.
Metalowa klamka wbia mi si w biodro. Poczuam eksplozj
blu, gdy powietrze uleciao mi z puc po uderzeniu w
podog.
O mj Boe... Simon to...
Mj mzg nie mg nady za tym, co si dzieje. Skoro
Simon mia opal, to znaczy, e musia przej mutacj.
Pewnie miaby przy nas wszystkich zerowe szanse, gdybymy
byli na niego przygotowali. By ostatni osob, jakiej si
spodziewaam. Troch jak z Cariss.
Matthew i Daemon prbowali si podnie z podogi.
Dawson dalej przyciska Beth plecami do ciany. Blake by
bliej, uywa swojego ciaa jak tarczy, by ochroni Chrisa.
Odepchnam si od podogi i skrzywiam, gdy poczuam bl
przeszywajcy moj nog. Prbowaam wsta, ale

noga mnie nie posuchaa. Blake zapa mnie, zanim po raz


drugi upadam na podog.
Simon wkroczy do pokoju i umiechn si.
Daemon zachwia si na nogach.
-Jeste ju trupem.
- Hmm... myl, e to moja kwestia - odpowiedzia Simon. Z
jego rki popyn strumie energii, a ja krzyknam imi
Daemona. Ledwo unikn tego uderzenia.
Tczwki Daemona zaczynay byszcze na biao. Energia
wypenia pokj biao-czerwonym wiatem. Simon unikn
uderzenia ze miechem.
- Zmczysz si, kosmito - zaszydzi Simon.
- Ty si zmczysz pierwszy.
Simon mrugn do niego, a potem odwrci si w nasz
stron z wycignit rk. Blake i ja polecielimy do tyu.
Zaczam upada, ale Blake mnie zapa. Jakim cudem jego
rka znalaza si blisko mojej szyi. Poczuam dziwne
pocignicie, a sekund pniej Daemon znalaz si obok i
schowa mnie za siebie.
- Nie jest dobrze - powiedzia Blake, przysuwajc si do
Simona. - Koczy nam si czas.
- No co ty nie powiesz - warkn Daemon.
Dawson ruszy na Simona, ale ten go odrzuci, miejc si.
By jak super hybryda na sterydach. Kolejny pocisk energii
by wymierzony w Blake a, nastpny w Matthew. Oboje
rzucili si na podog, by unikn uderzenia. Simon zblia si
do nas dalej, nie przestajc si umiecha. Spojrzaam mu
prosto w oczy. Jego byy kompletnie pozbawione ludzkich
emocji.

Byy takie zimne. Nieludzkie. Nierzeczywiste.


Jak doszo do mutacji? Czy zakoczya si powodzeniem? I
dlaczego zmienio go to w nieczuego potwora? Miaam tyle
pyta, chocia adne z nich nie miao teraz znaczenia. Bl,
przez ktry nie mogam nawet oddycha, odbiera mi
zdolno do koncentracji.
Umiech Simona si powikszy. Wstrzsn mn dreszcz,
gdy poczuam rdo w sobie. Zanim je uwolniam, otworzy
usta.
- Chcesz zagra, Kitty Kat?
- O, chrzani to - warkn Daemon.
Daemon by o wiele szybszy ode mnie. Wystrzeli przed
siebie, mijajc po drodze Blake a i Matthew, Beth i Dawsona.
Poruszanie si z tak prdkoci musiao mie na niego zy
wpyw, przy tak duej iloci onyksu w budynku. Mimo to by
jak byskawica. Sekund pniej znalaz si przed Simonem i
chwyci jego gow w obie rce.
Rozlego si przyprawiajce o mdoci chrupnicie.
Simon upad na podog.
Daemon cofn si, oddychajc ciko.
- Od pocztku nie lubiem tego kretyna.
Zachwiaam si. rdo nadal si we mnie gotowao.
Otworzyam szeroko oczy i z trudem przeknam lin.
-On... On...
- Nie mamy teraz czasu. - Dawson odcign Beth od ciany
w korytarzu i zacign do poczekalni. - Musz wiedzie, e
tu jestemy.

Blake podnis Chrisa i omin ciao Simona lece twarz


do podogi. Nic nie powiedzia, ale w sumie nic nie byo do
powiedzenia.
Poczuam narastajc panik. Zmusiam si, by ruszy do
przodu, mimo piekielnie bolcej nogi.
- Wszystko dobrze? - zapyta Daemon, apic mnie za rk. Kiepsko wygldasz.
- Nic mi nie jest. - yam i mogam chodzi, czyli nic mi nie
byo. - A ty?
Skin gow, gdy weszlimy do poczekalni. Czuam
przeraenie na myl, e bdziemy musieli jecha teraz wind,
ale nigdzie nie widziaam schodw, wic nie mielimy innego
wyboru.
- Chodcie. - Biay na twarzy Matthew wszed do windy. Musimy by przygotowani na wszystko, gdy te drzwi si
ponownie otworz.
Daemon skin gow.
- Co z wami?
- Nie czuj si dobrze - odpowiedzia Dawson. - To ten
przeklty onyks. Nie wiem, jak dugo jeszcze wytrzymam.
- Co, u diabla, byo z Simonem? - Daemon zwrci si do
Blake a, gdy winda ruszya. - Wydawao si, e onyks
praktycznie nie mia na niego wpywu.
Blake pokrci gow.
- Nie wiem, stary. Nie wiem.
Beth zacza o czym mamrota, ale nie zwracaam uwagi.
Czuam pochaniajce mnie przeraenie. Jakim cudem Blake
mg nie wiedzie? Poczuam Daemona obok mnie.
Pocaowa mnie w czoo.

- Bdzie dobrze. Prawie std wyszlimy. Uda nam si


-wyszepta mi do ucha, a potem si umiechn tak piknie,
szeroko. Odwzajemniam umiech. - Obiecuj, Kotek.
Zamknam na chwil oczy i wchonam jego sowa.
Musiaam w nie wierzy, bo inaczej za chwil popadabym w
panik. Musiaam wytrzyma jeszcze troch. Od wolnoci
dzieli nas tylko tunel.
- Ile mamy czasu? - zapyta Blake. Matthew sprawdzi
zegarek.
Drzwi otworzyy si z charakterystycznym dwikiem i
przed nami pojawi si tunel. Na cae szczcie by pusty.
Pierwsi wyszli Blake i jego kumpel. Daemon, ja i Matthew
wyszlimy dopiero po Dawsonie i Beth, na wszelki wypadek.
- Trzymaj si za mn - powiedzia Daemon.
Skinam gow. Gdy bieglimy szybko, tunel si rozmazywa. Z kadym krokiem bl w nodze si nasila. Kiedy
Blake dotar do rodkowych drzwi, przerzuci sobie Chrisa
przez rami i wpisa kod. Drzwi otworzyy si ze szczkiem.
Blake sta tam, otoczony ciemnoci. Luksjanin w jego
ramionach by blady i ledwie y, ale niedugo bdzie wolny.
Blake w kocu dosta to, czego chcia. Nasze oczy spotkay
si mimo dystansu. Dostrzegam w nich co dziwnego.
Miaam ze przeczucie. Szybko wycignam rk, eby
dotkn opalu, ale wyczuam tam tylko naszyjnik z obsydianem.
Usta Blake'a uniosy si w kcikach.

Moje serce zabio gwatownie i szybko mnie zemdlio. Ten


umiech... Miaam wraenie, e mwi Mam was!". Poczuam
strach, od ktrego zrobio mi si zimno. To niemoliwe. Nie,
nie, nie, nie...
Blake przechyli gow na bok i cofn si o krok. Otworzy
rk, z ktrej zwisa teraz biay sznurek z opalem.
- Przepraszam - powiedzia i naprawd brzmia, jakby byo
mu przykro. Niewiarygodne. - Ale tak musiao by.
- Sukinsyn! - wrzasn Daemon i uwolni si ode mnie.
Ruszy na Blake'a tak szybko, e byam pewna krwawego
koca tej rozgrywki.
Poczuam gorco midzy piersiami, ktre byo rwnie
niespodziewane i przeraajce, jak armia onierzy DOD.
Wycignam obsydian, ktry jarzy si na czerwono.
Daemon zatrzyma si nagle.
Ciemno za Blakiem zgstniaa i zacza pochania wejcie
do tunelu, wkradajc si na ciany. Lampy bysny, po czym
zgasy. Cienie opady na podog i zaczy si podnosi wok
Blake'a. Nie dotkny go. Nie zatrzymay. Na pocztku z
czarnego dymu powstay supy, ktre szybko przeksztaciy
si w ludzkie ksztaty. Ich skra bya ciemna, oleista,
poyskujca.
Siedmiu Arumian stano wok Blake'a. Wszyscy ubrani
byli w takie same stroje. Ciemne spodnie. Ciemne koszule.
Oczy ukryte za ciemnymi okularami. Kady z nich si
umiecha.
Zignorowali Blake'a.
Pozwolili mu odej.

Blake znikn w ciemnej nocy, a Arumianie ruszyli naprzd.


Daemon natar na pierwszego i uderzy nim o cian.
Dawson odepchn Beth na bok i sam pokona najbliszego
Arumianina.
Matthew pochyli si i wycign ostro zakoczony kawaek
obsydianu. Obrci si i zanurzy spiczasty kamie w brzuchu
zbliajcego si Arumianina.
Arumianin zacz traci ludzki ksztat. Czarny dym unis
si do sufitu, a potem rozprysn si na milion fragmentw.
Otrzsnam si z zaskoczenia.
Wiedziaam, e adne z nas nie bdzie mogo dugo uywa
rda, wic przygotowaam si na walk wrcz. cignam
obsydian z szyi, w chwili gdy zbliy si do mnie Arumianin.
Gdy zobaczyam moj blad twarz odbijajc si w jego
okularach, szybko poszukaam w sobie rda.
Chcia mnie chwyci, ale wystrzelio ze mnie biao-czerwone
wiato, ktre posao Arumianina na ziemi. Energia szybko
wyparowaa. Onyks zmniejszy moc mojego uderzenia, wic
Arumianin ju po chwili sta na nogach. W tym samym czasie
Daemon zabi kolejnego. Eksplozja czarnego dymu
wstrzsna korytarzem.
Arumianin, ktrego ja posaam na podog, znalaz si
przede mn, ale tym razem bez okularw. Jego oczy byy w
jasnoniebieskim kolorze, jak zimowe niebo. I byy rwnie
zimne co oczy Simona, a moe nawet zimniejsze.
Zrobiam krok w tyl, mocniej ciskajc obsydian.

Arumianin umiechn si, a potem kopn mnie w bolc


nog. Krzyknam i zaczam spada, ale zdy chwyci
mnie za szyj i unie w powietrze. Tu zanim dostrzegam
Daemona, ktry obrci si z rosncym gniewem. Za jego
plecami pojawi si kolejny Arumianin.
- Daemon! - krzyknam, uderzajc odamkiem obsydianu w
pier trzymajcego mnie Arumianina.
Puci mnie, podczas gdy Daemon zdy si odwrci i
zaatakowa tamtego. Po raz setny dzisiaj upadam na podog,
w chwili gdy Arumianin rozpad si z tak si, e poczuam,
jak powiew targa moimi wosami.
Daemon chwyci za ramiona stojcego najbliej mnie
Arumianina i odrzuci go kilka metrw dalej. Wstaam na
trzscych si nogach, trzymajc w rce rozgrzany obsydian.
- Rusza si! Musimy i! - Dawson chwyci Beth i ruszy do
drzwi, po drodze unikajc Arumianina. - Teraz!
Nie trzeba mi byo dwa razy powtarza. To bya bitwa, ktrej
nie bylimy w stanie wygra. A ju na pewno nie wtedy, gdy
nie mielimy wicej czasu i zostao czterech Arumian, na
ktrych onyks nie mia najwyraniej adnego wpywu.
Mimo blu ruszyam przed siebie, ale po kilku krokach kto
zapa mnie za nog od tyu. Upadam szybko i bolenie, a
przy okazji puciam obsydian, bo musiaam jako ochroni
twarz przed upadkiem. Zimny dotyk Arumianina poczuam
nawet przez spodnie dresowe.
Przekrciam si na bok i kopnam Arumianina w twarz
zdrow nog. Poczuam satysfakcjonujce chrup-

nicie i Arumianin mnie puci. Wstaam niezdarnie, zaciskajc z blu zby, i ruszyam do Daemona. Odwrci si i
ju po mnie szed, ale wtedy wanie wstrzsno budynkiem
z hukiem, ktry cigle narasta. Nic poza tym nie moglimy
usysze. Wszyscy si zatrzymalimy. wiato zalao tunel i
korytarz, a automatyczne zamki wskoczyy na swoje miejsce.
- Nie - powiedzia Matthew, patrzc szybko w kierunku
miejsca, z ktrego przyszlimy. - Nie!
Daemon spojrza za mnie. Odwrciam si i zobaczyam
blask w tunelu, ktry po chwili sta si cian poyskujcego
niebieskiego wiata. Par metrw po pierwszej cianie
utworzya si nastpna i nastpna, i nastpna...
Niebieskie wiato przecio Arumianina za mn. Nastpi
trzask podobny do wybuchu iskier.
- O mj Boe - wyszeptaam. Arumianin znikn. Tak po
prostu.
Nie podchodcie do niebieskiego wiata. To lasery.
Rozerw was" - powiedzia kiedy Blake.
Daemon ruszy do mnie z wycignitymi rkami, ale byo
ju za pno. Zanim mnie sign, a by ju mniej ni par
metrw ode mnie, pojawia si midzy nami ciana
niebieskiego wiata, ktra buchna gorcem w moj twarz.
Daemon krzykn zaskoczony, a ja odskoczyam w ty.
Nie mogam w to uwierzy. To niemoliwe. Daemon by po
drugiej stronie wiata, bliej wyjcia, a ja... ja byam po zej
stronie.

Daemon napotka mj wzrok. W jego oczach dostrzegam


tak wielkie przeraenie, e moje serce rozbio si na milion
kawakw. Zrozumia, co si stao. Zostaam uwiziona z
reszt Arumian.
Rozlegy si strzay, ktrym towarzyszyy cikie kroki.
Brzmiao, jakby armia nadchodzia z kadej strony, ale nie
mogam si rozejrze, bo nie chciaam oderwa wzroku od
Daemona.
- Kat - wyszepta bagajcym gosem. Usyszaam wysokie
wycie syren.
Daemon zareagowa bardzo szybko, ale po raz pierwszy w
yciu nie by wystarczajco szybki. Drzwi awaryjne zaczy
si zamyka od gry i od dou. Daemon uderzy rk w may
panel kontrolny, ale nic si nie stao, drzwi dalej si zasuway.
Niebieskie wiato cigle nas rozdzielao. Daemon ruszy w
stron niebieskiej wietlanej ciany, a ja zachysnam si
powietrzem. Jeli jej dotknie, zginie!
Skorzystaam z mocy rda, ktra mi jeszcze pozostaa.
Wycignam rk i z uyciem resztki siy i woli,
odepchnam Daemona od niebieskiego lasera. Matthew
zareagowa natychmiast i chwyci Daemona w pasie. Osunam si na podog. Daemon oszala, zacz si rzuca i
wyrywa Matthew, ale ten zdoa go przytrzyma i zmusi do
klknicia na ziemi.
Byo ju za pno.
- Nie! Prosz! Nie! - krzycza. Nigdy nie syszaam, by jego
gos brzmia tak ja teraz. - Kat!

Gosy i kroki zbliay si coraz bardziej, tak samo jak


przeszywajce do koci zimno Arumian. Czuam ich za
plecami, ale nie potrafiam oderwa wzroku od Daemona.
Nasze spojrzenia si spotkay. Nigdy nie zapomn
przeraenia, ktre zobaczyam w jego oczach. Wszystko
wydawao mi si takie nierzeczywiste, jakby mnie tu wcale
nie byo. Prbowaam si do niego umiechn, ale nie jestem
pewna, czy mi si udao.
- Bdzie dobrze - wyszeptaam ze zami w oczach. W suficie
i pododze pojawiy si wazy. - Wszystko bdzie dobrze.
Oczy Daemona rwnie wypeniy si zami. Wycign do
mnie rk, ale nie by w stanie mnie dosign.
- Kocham ci, Katy. Zawsze kochaem i zawsze bd
-powiedzia zdawionym, zachrypnitym gosem podszytym
panik. - Wrc po ciebie. Wrc...
Drzwi awaryjne zamkny si z mikkim dwikiem.
- Kocham ci - powiedziaam, ale Daemon... znikn. By po
drugiej stronie drzwi, a ja zostaam uwiziona z Arumianami i
Daedalusem. Przez chwil nie byam w stanie oddycha ani
myle. Otworzyam usta, by krzykn, ale strach cisn mi
gardo.
Odwrciam si powoli i uniosam gow. Po moim policzku
spyna za. Zobaczyam Arumianina z przechylon na bok
gow. Nie widziaam jego oczu za okularami, ale w sumie
cieszyam si, e nie miaam tej moliwoci.
Przyklkn. Za nim i za reszt Arumian zobaczyam
mczyzn w czarnych uniformach. Arumianin wycign

rk i przesun lodowatym palcem po moim policzku.


Wycofaam si szybko i przycisnam do drzwi awaryjnych.
- To bdzie bolao - powiedzia Arumianin. Pochyli si tak,
e jego twarz znalaza si centymetry od mojej. Czuam na
ustach jego zimny oddech.
- O Boe - wyszeptaam.
Poczuam palcy bl w kadej komrce ciaa. Powietrze
ucieko z moich puc. Nie mogam si ruszy, moje ramiona
nie chciay wsppracowa. Kto zapa mnie z boku, ale
ledwo to poczuam. Chyba krzyczaam, ale niczego nie
syszaam.
Daemona ju nie byo.
KONIEC

Podzikowania
Dzikuj wspanialej zaodze z wydawnictwa Entangled Teen
- Lez Pelletier, Stacy Abrams, Stacey O ' Neale i Rebecce
Mancini. Dzikuj mojemu agentowi, Kevano-wi Lyonowi jeste najlepszy, jak zawsze. Gdyby nie moja rodzina i
przyjaciele, byabym teraz pewnie jak pustelnik zajty
wycznie ksikami, wic dzikuj, e mnie znosilicie, gdy
miaam pisarsk wen. Specjalne podzikowania dla Pepe
Totha i Sztelli Tziotziosz za bycie cudownymi modelami na
okadkach ksiek. Dzikuj rwnie, e przyczylicie si
do trasy promujcej seri.
Nic by mi si nie udao, gdyby nie Wy, czytelnicy. Kocham
Was, ludzie. Chciaabym mc przytuli kadego z Was z
osobna, ale jestem do bani, jeli chodzi o przytulanie, wic
mogoby by niezrcznie. Uwierzcie mi, to podzikowanie
jest lepsze ni ucisk.

You might also like