Professional Documents
Culture Documents
J. Daniels
Moje miejsce na ziemi
Wszystko, czego pragnę
Gdy upadnę
To, czego potrzebuję
Niniejszą książkę dedykuję
Kellie Richardson.
Oczywiście.
PROLOG
Mia
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Mia
***
Stoję w łazience i wycieram ręcznikiem głowę i ręce, zbieram
wodę ze skóry.
Spałem prawie dziesięć godzin. Jestem pełen energii i gotowy,
by pieprzyć moją żonę, aż padnę.
Boże, ona nie wie, co ją czeka, nie wie, co zrobiła, kusząc mnie
w ten sposób. Mówiąc, że będzie ujeżdżać mojego kutasa i moją
twarz, a następnie mi się wymykając. Będzie miała szczęście, jeśli
w ogóle pozwolę jej przejąć kontrolę. Może po tym, jak wezmę
ją przechyloną przez łóżko, pozwolę, by usiadła mi na twarzy
tą cudowną mokrą cipką, podczas gdy ona będzie pić z mojego
kutasa.
Dzisiaj chcę tylko brać, pieprzyć Mię tak długo, aż padnę
ze zmęczenia. Aż między nami nie będzie żadnej przestrzeni, żadnej
rozłąki.
Nic. Tylko my.
Chłopcy jeszcze nie śpią. Słyszę, jak biegają po korytarzu.
Zakładam spodenki i koszulkę. Otwieram drzwi od sypialni
i wychodzę, łapię obu synów i przerzucam przez ramię, ryczę, a oni
piszczą i szarpią się w moim uścisku.
– Tatusiu!
– Tatatata!
Mia idzie w naszą stronę, kręci głową i się uśmiecha, obcisłe
dżinsy wyglądają jak druga skóra. Koszulka z głębokim dekoltem.
Boże.
Chryste.
Idzie do sypialni Chase’a.
– Pora spać. Chodź, tatusiu.
Patrzę na nią badawczo.
– Tatusiu? To tak będziesz dzisiaj do mnie mówić?
Uśmiecha się i rumieni. Oblizuje usta.
– Być może.
Jestem gotów położyć chłopców spać, a potem rzucić się na moją
kobietę, idę więc za Mią do pokoju Chase’a i opuszczam Nolana
na podłogę, żeby mógł pobawić się kolejką.
Biegnie do niej i bierze się do zabawy – natychmiast robi hałas,
jakiego jego brat potrzebuje do zaśnięcia.
Przesuwam Chase’a na ręku i całuję go w głowę. Patrzę na Mię.
– Mam go położyć?
Chase wyciąga do niej rączki.
– Mamamama.
Mia podchodzi bliżej i gładzi go po pleckach.
– Przykro mi – szepcze i patrzy na mnie łagodnie. – Ostatnio chyba
trochę się do mnie przyzwyczaił. Dzisiaj ja go położę. – Bierze go ode
mnie i zanosi do pokoju, siada w stojącym obok łóżeczka fotelu
i kołysze małego w ramionach.
Opieram się o ścianę i krzyżuję ręce na piersi, obserwuję Mię, gdy
Nolan cały czas bawi się kolejką, robiąc przy tym hałas, przy jakim
nikt nie dałby rady zasnąć – nikt poza Chasem. Dla niego im głośniej,
tym lepiej.
Gdy był mały, miał kolki i za nic nie chciał spać. Strasznie było
nam go szkoda. Próbowaliśmy wszystkiego, ale nawet głośno bawiący
się Nolan nie pomagał mu w zaśnięciu. Byłem już na skraju
załamania nerwowego i wreszcie włączyłem odkurzacz i przez
trzydzieści sekund odkurzałem przy łóżeczku.
Dzieciak natychmiast odpłynął.
Po kilku minutach Mia wstaje i podchodzi do łóżeczka. Chase już
śpi, nawet trochę chrapie.
– Nolanie, chodź. Pora spać.
Nolan zostawia pociągi i biegnie w stronę swojego pokoju. Idę
za nim. Natychmiast zdejmuje z parapetu swojego smoka przytulankę
i zanosi do łóżka.
– Co on tam robił? – pytam, otulam syna kołdrą i siadam na łóżku.
Z reguły wszędzie go ze sobą nosi.
Nolan przyciska smoka do piersi.
– Pilnował, żeby nie przyszli tutaj źli ludzie. Przecież wczoraj cię
nie było. – Nieznacznie wzrusza ramionami, odwraca się na bok, żeby
na mnie popatrzeć, ciężko mruga. – Mamusia mówi, że gdy ciebie nie
ma, to ja jestem mężczyzną w tym domu. Mój smok pomagał mi nas
chronić.
Uśmiecham się i czuję ogromną dumę z syna, z tego, jak poważnie
podchodzi do każdego obowiązku i jak zawsze jest szczery. Pochylam
się i całuję go w głowę.
– Kocham cię, kolego – szepczę, patrzę, jak wsadza do ust smocze
ucho, zamyka oczy i natychmiast zaczyna spokojnie i miarowo
oddychać.
Wychodzę na korytarz i zamykam drzwi.
Widzę Mię, stojącą przy drzwiach sypialni, ma rozpiętą koszulkę,
odsłaniającą prawie całe nagie piersi. Zdjęła już spodnie i stoi
w skąpych białych majtkach, wyglądających, jakby ktoś zszył kilka
kawałków nici dentystycznej.
– Kochanie.
Jestem zachrypnięty, pragnienie wypełnia każde włókno mojego
ciała. Ruszam do niej, wpatruję się w nią pożądliwie, przyglądam się
od palców u stóp aż do tych wielkich oczu, patrzę w górę i w dół,
w górę i w dół, aż wreszcie nie widzę już nic, bo się do mnie
przyciska, włazi na mnie, obejmuje mnie nogami w pasie, łapie
za włosy.
– Do sypialni – szepcze i zaczyna ssać i podgryzać skórę na mojej
szyi. – Szybko, Ben.
Wchodzimy w drzwi – i od razu się po mnie ześlizguje, pada
na kolana, ściąga mi bokserki do połowy uda i zaczyna dyszeć, gdy
mój kutas niespodziewanie wyskakuje na wolność.
Nie włożyłem bokserek.
– Mio – jęczę, odrzucam głowę do tyłu, gdy liże jego dolną część,
łapie mnie za jądra i delikatnie mnie ściska. Zamykam oczy, łapię
ją za włosy. – Kuźwa.
– Uwielbiam twój smak. – Ssie główkę, wydaje z siebie ciche
kwilenie, jakby była głodna, liże moje jaja i pompuje penisa. – Ben,
jesteś taki piękny. Nawet tutaj.
Patrzę na moją żonę spod ciężkich powiek. Mój anioł, mój słodki
anioł, jest na kolanach i wielbi mojego kutasa, ssie go, biorąc aż
do samego gardła, porusza szybko głową w górę i w dół, jej małe
dłonie ściskają moje uda, palce wbijają się za każdym razem, gdy się
krztusi.
Ma mokre usta. I łzy w oczach.
Czuję znajome ciągnięcie w kroczu i mrowienie w dole
kręgosłupa. Zaraz wybuchnę.
Nie chcę jeszcze dojść, nie przed Mią. Nie, zanim zrobię wszystko,
co pragnę jej zrobić, odkąd wszedłem do tego domu dziesięć godzin
temu.
Jęczy z moim kutasem w ustach, ssie go mocno i z pożądaniem.
Zamykam oczy.
Kelly, zmniejsz tempo. Przypomnij sobie wszystkie sprośne rzeczy,
jakie chciałeś jej zrobić, i zrób je, zanim…
Zatyka mnie, gdy Mia delikatnie mnie podgryza, daje
mi tę odrobinę bólu, która doprowadza do szaleństwa.
Kurwa MAĆ.
Cofam się, wysuwam penisa z jej ust, łapię ją za ręce, stawiam
na nogach. Zamieniamy się pozycjami, ja padam na kolana, a ona
staje nade mną, tak że teraz ja mogę ją wielbić – już zawsze powinno
tak być.
Łapię ją w talii i odwracam, żeby stanęła twarzą do ściany.
– Pochyl się do przodu. Wypnij tyłek, kochanie.
Delikatnie prowadzę ją tak, jak chcę, naciskam na jej małe plecy,
aż opiera się dłońmi o ścianę i wygina szyję. Rozstawia stopy, jej nogi
drżą.
– O Boże – jęczy i patrzy na mnie przez ramię, gdy rozsuwam jej
pośladki. Zaczyna dyszeć i wtula się w ścianę, całuję jej cipkę od tyłu,
bardzo delikatnie dotykam ustami gorącą i nabrzmiałą skórę.
Już mam ją jeść, na samą myśl o tym smaku napływa mi ślina
do ust, gdy nagle słyszymy głośny, skrzeczący wrzask niczym
z koszmaru. Ja i Mia natychmiast sztywniejemy.
– Chase! O mój Boże. – Mia wkłada stringi i gorączkowo zaczyna
zapinać koszulkę. Wybiega z sypialni.
Stoję z kutasem na wierzchu. Nadal jest twardy jak diabli
i wskazuje na mnie, wypycha koszulkę. Szorty oplatają moje uda,
a mój mózg… kuźwa, mój mózg pewnie leży gdzieś tutaj na podłodze.
Jestem przekonany, że Mia wyssała mi go przez penisa, że straciłem
go kilka minut temu.
Ta kobieta! O ja pierdolę.
Nadal słyszę przerażone krzyki Chase’a, prostuję się więc
i wkładam spodenki. Serce wali mi jak szalone, gdy biegnę
korytarzem i wchodzę do sypialni.
Mia przytula dziecko do siebie, całuje po policzku i próbuje
uspokoić.
– Chyba miał jakiś koszmar. Ben, on się trzęsie, a serduszko tak
szybko mu bije…
Gładzę syna po plecach i odgarniam ciemne włosy z czoła.
Nadal płacze, teraz widzę, jak bardzo się boi. Słyszę to po jego
ciężkim oddechu.
Jakie koszmary mogą mieć małe dzieci? Co może przerazić
je do tego stopnia? Klowni? Szalone postacie z kreskówek?
– Daj mi go – mówię, biorę go na ręce i przytulam do piersi,
pochylam głowę.
Łapie mnie oburącz za koszulkę i wtula we mnie buzię, płacz staje
się trochę cichszy.
– Mamusiu?
Podnoszę głowę i widzę stojącego w drzwiach Nolana.
Trze oko, patrzy na nas i wygląda na tak zmęczonego, że chyba
zaraz się przewróci.
– Cześć, chodź tutaj do mnie. – Mia podchodzi do niego, klęka
obok, obejmuje jego małą twarz. – Wszystko w porządku?
– Czy Chasey będzie z wami spał?
Mia patrzy na mnie oczekująco i się uśmiecha.
Doskonale wie, dlaczego to robi. Ja też dobrze wiem dlaczego.
Moi chłopcy mnie blokują. Poza tym to nie jest pierwszy raz.
Mógłbym przysiąc, że zaplanowali to przy kolacji.
Patrzę na Chase’a, na jego wielkie przerażone oczy i małe ciało,
nadal drżące ze strachu. Nie ma szans, żeby szybko zasnął. A Nolan,
jeśli się dowie, że mały będzie z nami spał, wywalczy sobie drogę
do naszej sypialni, machając wokół wszystkimi swoimi mieczami.
Odwracam głowę i idę w ich stronę.
– No dalej. Ale, Nolan, będziemy tam spać. Nie będziemy się
bawić.
Nikt nie będzie się tam bawić. Już nie.
– Taaak – szepcze z ekscytacją.
W drodze do sypialni Mia drapie mnie po plecach.
Ona i Nolan wchodzą na łóżko pierwsi – wcześniej Mia wkłada
krótkie spodenki od piżamy i koszulkę do spania.
Układam Chase’a obok Nolana, a potem kładę się obok niego,
przysuwam go do siebie i przewracam się na bok, żeby widzieć
wszystkich.
Wszystkich. Trzy wpatrujące się we mnie pary oczu.
– Nolanie – ostrzegam.
Natychmiast zamyka oczy i odwraca się plecami do mnie.
Obejmuję Chase’a i próbuję go uspokoić. Mia obserwuje mnie znad
głowy Nolana. Jej oczy są pełne miłości i ciepła, wciągają mnie trochę
głębiej.
– Przykro mi – mówi bezgłośnie i lekko się uśmiecha.
Wzruszam ramionami.
– Kocham cię.
Czuję, jak w mojej piersi coś rozkwita.
Patrzę na nią i nagle mam gdzieś to, że nasze plany na noc wzięły
w łeb. Jestem zadowolony i czuję się spełniony dzięki temu, że jestem
tak blisko Mii i chłopców.
– Kocham cię, aniele – odpowiadam.
Słyszę, jak na stoliku nocnym wibruje mój telefon. Nie obchodzi
mnie, kto dzwoni, i tak mam zamiar go zignorować.
To może zaczekać. Nie ma nic ważniejszego niż to, co teraz mamy.
Wszystko inne może zaczekać.
ROZDZIAŁ TRZECI
Mia
O KUUUU…
– Tesso!
Przyciskam do siebie chłopców, każdą głowę obejmuję jedną ręką,
próbując zakryć niewinne uszy. Patrzę wściekle na burgundowe drzwi
od przebieralni, za którymi stoi moja wyszczekana przyjaciółka.
Patrzę jeszcze groźniej, gdy drzwi się otwierają i spogląda na mnie
para zielonych oczu.
Mogłabyś przestać?
Otwiera drzwi trochę szerzej i patrzy na chłopców – na jej twarzy
nie ma śladu poczucia winy.
– No dobrze, mój błąd. Ale przecież słyszeli to już nieraz.
– Nieważne. Poczekaj, aż ty i Luke będziecie mieli dziecko, które
zacznie powtarzać wszystko, co powiesz.
Puszczam chłopców. Znowu zaczynają się bawić, podczas gdy
ja nadal siedzę na wyściełanej ławce.
Tessa otwiera szerzej oczy. Nagle wygląda na spiętą.
– Przymierzę to – mruczy.
Drzwi się zamykają, słyszę szelest ubrań i brzęk metalowego
wieszaka.
Natychmiast żałuję, że poruszyłam temat dzieci. Tessa zawsze
cichnie, gdy wspominam o tym, że ona i Luke założą kiedyś rodzinę.
A gdy naciskam, ona zamyka się w sobie jeszcze bardziej, zmienia
temat albo wychodzi. Wydaje mi się, że to bardzo ją martwi. Trzy lata
temu straciła Luke’a, bo myślała, że on nie chce mieć dzieci. I chociaż
między nimi jest teraz dobrze i są małżeństwem, wydaje mi się,
że jakaś część jej nadal boi się, że coś ich rozdzieli.
Po kilku minutach drzwi od przymierzalni się otwierają i Tessa
wychodzi, trzymając bieliznę, którą przymierzała – śliwkową,
wykończoną koronką koszulkę babydoll.
Siada obok mnie, krzyżuje nogi i ściska materiał.
– Kupuję to. Moje cycki wyglądają w tym na olbrzymie.
Wyczerpana patrzę na Nolana, który chichocze i zakrywa usta
dłonią, a potem na Tessę, która również chichocze i dźga go palcem
w brzuch.
Zbeształabym ją za to, gdyby Ben nie był taki skory do gadania
o moich cyckach nawet w towarzystwie Nolana. Dzieciak słyszał już
każdy istniejący synonim tego słowa. Niektórymi nowymi słówkami
podzielił się nawet z kolegami z klasy.
Już dwa razy wzywano nas do szkoły na pogadankę
z nauczycielem. Podczas tych spotkań Ben był bardzo dumny, wypinał
pierś i patrzył na syna, jakby wychował jakiegoś konesera cycków.
Z reguły to ja przepraszam i obiecuję, że mały nie będzie
posługiwał się określonym słownictwem.
Tessa trąca mnie łokciem i pochyla się, żeby coś szepnąć.
– Czy ty też jesteś tak cudownie obolała jak ja? Luke napadł
na mnie niczym muchy na gówno.
Krzyżuję ręce na piersi, opieram się o ścianę i dąsam.
– Nie. W ogóle tego nie robiliśmy.
Boże, jak ja tęsknię za seksem z Benem. Za cudownym,
ogłupiającym i trzęsącym całym moim światem seksem z Benem.
– Co? Przecież mają wolne od dwóch dni. To co wy robiliście?
Kiwam głową na chłopców, którzy ganiają przed przymierzalnią.
Chase wyciąga ręce i próbuje złapać starszego brata, a Nolan śmieje
się, pozwala mu bardzo blisko podbiec, a potem ucieka.
– Och – mruczy Tessa i również opiera się o ścianę, obie
obserwujemy chłopców. – No ale przecież wieczorem chodzą spać,
prawda? To właśnie wtedy się ze sobą zabawiacie?
– Ostatnio nam to nie wychodzi. Chase budzi się po kilku minutach
od położenia do łóżka, a Nolan zawsze go słyszy. Wstaje i też chce
z nami spać. Ben mówi, żebym to zignorowała, ale nie potrafię.
Próbowałam. Nie jestem w stanie słuchać takiego płaczu Chase’a. No
i szkoda mi Nolana, bo wczoraj wieczorem Ben na niego nakrzyczał –
miał dość tego, że ciągle nam przeszkadzają. Wreszcie Nolan wsadził
palce pod drzwi naszej sypialni i płakał tak długo, aż go wpuściliśmy.
– Jezu.
– Tak, już próbowałam się modlić. To również nie działa. Nie
wiem, co robić. Jeśli Ben wkrótce mnie nie weźmie, to chyba oszaleję.
Wczoraj, gdy chłopcy jedli lunch, przyłapałam go na sprawdzaniu
w internecie, jakie skutki ma brak seksu.
– O mój Boże. – Tessa się śmieje. – Jak ja się cieszę, że mi o tym
powiedziałaś. Będę mogła mu dokuczać.
– Nie rób tego, proszę – jęczę. – Jestem pewna, że Luke
wystarczająco się z nim droczy.
– Właśnie. Teraz oboje będziemy mogli napawać się jego
cierpieniem.
Patrzę na nią wściekle.
Uśmiecha się, ukazując jeden dołeczek. Jej ramiona podskakują,
bo cały czas się śmieje.
– Wiem, co zrobić – mówi i patrzy na mnie poważnie. – Weź go
w pracy.
Szczęka mi opada.
– Co? Jak? Przecież zajmuję się chłopcami.
– Ja się nimi zajmę. Podrzuć ich do mnie, a potem dowiedz się
od Luke’a, gdzie jest Ben. Zaskocz go. Ile razy rozmawiałyśmy
o zrobieniu tego na tylnym siedzeniu radiowozu? Jedna z nas musi
wprowadzić ten plan w życie.
Przygryzam wnętrze policzka i analizuję ten pomysł. Po chwili
ponownie opieram się o ścianę. Rozluźniam się.
– Mhm.
Ile razy o tym rozmawiałyśmy? Więcej, niż jestem w stanie
policzyć. To moja największa fantazja, ale przez chłopców nigdy nie
miałam okazji wprowadzić jej w życie. Nogi zaczynają mi drżeć
na sam widok Bena w mundurze. A seks w radiowozie? Gdy Ben
będzie na mnie leżał albo gdy ja go dosiądę, jego spodnie będą
zsunięte na tyle, by odsłonić kutasa, ostre kajdanki będą wpijać mi się
w udo, wokół pojawi się zapach seksu i potu, które pozostaną tutaj na
długo po tym, jak skończymy… Za każdym razem, gdy Ben wsiądzie
do wozu, przypomni sobie, co tutaj robiliśmy i jak było… Tak,
zdecydowanie myślałam o tym więcej niż raz.
– Mmmmm. – Tessa unosi brwi. – Daj mi znać kiedy.
Czuję, jak twarz oblewa mi rumieniec.
Teraz? Tak szybko?
Tessa wzdycha, pochyla się do przodu, opiera łokcie na kolanach
i wpatruje się w drzwi obok tych, z których wyszła kilka minut
wcześniej.
– Beth, chciałaś, żebyśmy dzisiaj z tobą przyszły, więc mogłabyś się
pokazać, nie? Nie powiemy, jak wyglądasz, dopóki nie zobaczymy cię
w tym, co chcesz kupić.
Zza drzwi dochodzi cichy pomruk.
Uśmiecham się.
Urocza Beth. Trochę denerwuje się nocą poślubną z Reedem.
Rozumiem to. Chce, żeby na jej widok odjęło mu mowę – gdy będzie
mieć na sobie suknię ślubną, i gdy ją zdejmie.
A idealnym miejscem na takie zakupy jest Oh La La Boutique.
Otwiera drzwi, wystawia głowę, waha się, ściąga ciemne brwi
i zaciska usta.
– No dobrze… gotowe?
Patrzę na chłopców i upewniam się, że zajmują się sobą i nie będą
zwracać na nią uwagi. Kiwam głową, żeby się pokazała.
Beth wypuszcza powietrze, cofa się i otwiera drzwi na całą
szerokość. Zostaje w swym boksie, żeby nikt jej nie widział.
Ma na sobie biały haftowany gorset wykończony delikatną koronką,
materiał opina jej ciało, podkreślając pokaźny biust i kobiece kształty.
Do tego ma dopasowane podwiązki i białe pończochy.
– Wow. – Otwieram szerzej oczy z zachwytu. – Reed oszaleje.
Beth przejeżdża dłonią po brzuchu, patrzy na mnie niepewnie.
– Naprawdę myślicie, że mu się spodoba? Jeszcze nigdy nie
miałam na sobie czegoś takiego.
– Pytasz poważnie? Czy jemu się to spodoba? – Tessa się śmieje.
Przyciska dłoń do piersi. – Mnie się podoba. Gdybym wiedziała,
że masz to pod suknią ślubną, to sama bym się z tobą ożeniła. Na twój
widok dostanie zawału serca.
Beth zakrywa usta i oblewa się rumieńcem.
– Tak? Ja tylko… – Opuszcza dłoń. – Chcę, żeby pragnął mnie tak
bardzo, jak ja jego. Wiecie, o co mi chodzi?
Uśmiecham się i bardzo się cieszę ich szczęściem.
Zwłaszcza Reeda. Zasługuje na taką miłość.
– No cóż, nie wydaje mi się, żeby to był jakiś problem. Kupuj –
mówię, a potem wstaję i idę do chłopców, bo Chase zaczyna płakać.
Biorę go na ręce i kołyszę w ramionach.
– Ja też tak sądzę – dodaje Tessa.
– Dobrze. Z pończochami czy…
– Z pończochami – odpowiadamy jednocześnie.
– W porządku. – Śmieje się. – To świetnie. A teraz muszę się
pośpieszyć i szybko przebrać, żeby zdążyć do baru.
Zamyka drzwi od przymierzalni.
Tessa wstaje z ławki i idzie do wyjścia.
– A co z tobą? – pyta.
– Co ze mną?
– Ej… – Wskazuje kciukiem na drzwi prowadzące do sklepu. –
Wybierz coś dla siebie.
Chase wierci się na rękach, przekładam go na drugie biodro.
Kręcę głową.
– Są już zmęczeni. Musimy iść. Poza tym, kiedy będę miała szansę
pokazać się w tym Benowi? W przyszłym roku?
Jestem pewna, że Tessa zamierza włożyć swoją fikuśną koszulkę
na wesele, a prawdopodobnie jeszcze przed nim. Ma mnóstwo okazji,
by włożyć coś seksownego i pozwolić, by Luke powoli ją z tego
rozbierał.
Sytuacja moja i Bena jest inna.
Włożenie pięknej bielizny w domu tylko zwiększy jego frustrację,
bo nie będzie mógł dotykać mnie dłużej niż przez minutę, poza tym
podczas ślubu chłopcy będą mieszkać z nami. W trakcie tej
niewielkiej romantycznej uroczystości nie będziemy mieli dla siebie
czasu.
Może uda się, gdy chłopcy skończą szkołę i wyjadą na studia?
Znając moje szczęście, do tej pory zamkną Oh La La.
Tessa uśmiecha się znacząco.
– Och, no nie wiem. Może uda ci się włożyć coś wyjątkowo
seksownego, gdy zaskoczysz go w radiowozie. – Przechyla się i patrzy
za mnie. – Ej, Nolan. Masz ochotę na lody?
Czuję, jak ogarnia mnie pożądanie.
Tak, radiowóz. Z pewnością będziemy tam sami.
Nolan wychodzi zza moich nóg i wyciąga w górę małą piąstkę.
– O tak! Chcę lody o smaku ciasteczkowym!
– Co ty robisz? – pytam.
Tessa zabiera ode mnie Chase’a, a potem wyjmuje kluczyki z tylnej
kieszeni spodni.
– Proszę. – Wciska mi je w rękę. – Daj mi swoje. Zabiorę chłopców
do Baskin Robbins. Gdy skończysz robić zakupy dla mojego
napalonego brata, możesz do nas dołączyć.
Gdybym nie była przyzwyczajona do nieprzyzwoitego sposobu
wypowiadania się Tessy, pewnie skrzywiłabym się na te słowa.
Podaję jej kluczyki.
– Naprawdę? – Bierze je ode mnie.
– Naprawdę. Doradziłabym ci, żebyś dowiedziała się, gdzie Ben
jest, i dołączyła do nas, gdy skończycie, ale mam na biurku stos
transkrypcji, które muszę dzisiaj zrobić. Możemy się za to umówić
na jutro.
Rzucam się na nią – uważając na Chase’a – i obejmuję jej szyję.
– Dziękuję – szepczę, odczuwając niewiarygodną wdzięczność.
Widzę światełko na końcu tunelu bez seksu, które oświetla
wielkiego penisa Bena.
Beth wychodzi z przymierzalni, niosąc swój ślubny prezent dla
Reeda. Uśmiecha się do nas.
– Idziemy?
Całuję chłopców i uśmiecham się tak szeroko, że bolą mnie
policzki.
– Wy idziecie, a mamusia zrobi jeszcze małe zakupy.
***
Komplet składający się z białych koronkowych majtek i stanika,
który mam na sobie, idealnie podkreśla moje kształty i opaleniznę.
Skóra wygląda na bardziej opaloną, niż wtedy gdy spędziłam
z chłopcami cały dzień przy basenie. Piersi zostały podniesione, przez
co sprawiają wrażenie dwa razy większych.
Jestem pewna, że Ben nie będzie mieć problemu z tym…
rozwojem. Nagle zaczynam wyglądać, jakbym nadal karmiła piersią.
Cholercia. Tego pierwszego roku oszalał na moim punkcie. Nie
wiem, kto bardziej kochał moje piersi, Chase czy Ben.
Przejeżdżam palcem po koronce wzdłuż biodra, bardzo podoba
mi się ten komplet i to, jak się w nim czuję. Niesamowicie seksownie,
ale w taki łagodny sposób.
Skromnie. Lubię tak.
Obracam się przed lustrem, zerkam przez ramię i rumienię się
na widok nagiego tyłka. Staję na palcach i wysuwam biodro.
Mhm. Może nie powinnam kazać Benowi czekać do jutra…
Szybko wypuszczam powietrze z płuc, sięgam po leżące
na ławeczce szorty i wyjmuję telefon.
Lubię wysyłać Benowi niegrzeczne zdjęcia. Zawsze odpowiada
czymś równie sprośnym, czytam jego wiadomości wciąż i wciąż, aż
wreszcie zaczynam drżeć, moja dłoń robi się mokra, upuszczam
telefon i dyszę imię męża. Gdy mnie zobaczy, wyciągnie zdjęcie, które
mu wysłałam, i oboje będziemy na nie patrzeć, podczas gdy Ben
będzie uderzać we mnie od tyłu.
Może to okrutne, bo wiem, że dzisiaj wieczorem nie zostaniemy
sami. Stanie mu i będzie jeszcze bardziej sfrustrowany – ale przecież
jest jutro. On jeszcze nie wie, ale jutro wykorzystam każdą okazję.
Każdą.
Odgarniam włosy z ramion, pochylam się i robię zbliżenie
na piersi, ściskając dłonią jedną z nich. Dodaję zdjęcie
do wiadomości.
Ja: Twoje.
Jaja sobie robisz? Nie będzie wieczoru kawalerskiego? Jak można nie
mieć wieczoru kawalerskiego? Stary, to przecież tradycja.
Piję piwo, gdy CJ wraca do stolika z butelką dla siebie i dla Luke’a.
Bierze łyk, a potem odwraca wolne krzesło i siada na nim okrakiem,
kładąc łokcie na oparciu i wpatrując się wyczekująco w blat stołu.
– To twój ostatni dzień wolności – dodaje, upierając się przy
swoim. – Masz zamiar to przegapić?
Reed wzrusza ramionami i bawi się stojącą przed nim butelką.
– A co mnie obchodzi jakiś wieczór kawalerski? Jedyna kobieta,
jaką chcę mieć na kolanach, to tamta seksowna jak diabli kelnerka. –
Opiera się, wyciąga szyję i patrzy na drugą stronę sali, gdzie Beth
wynosi z kuchni dwa talerze i idzie do jednego z boksów przy ścianie.
– Cholera – mruczy. – I ja się z nią żenię.
Jakby wyczuwając to, że jest tematem rozmowy, Beth spogląda
w górę i uśmiecha się do Reeda.
– Jezu – mamrocze Reed.
Zbiera mi się na śmiech.
Chryste, on jest omotany tak samo jak my wszyscy. Nigdy nie
myślałem, że dożyję tego dnia.
CJ stawia swoje piwo na stole. Patrzy na Luke’a i na mnie.
– No ej. Sin City? Nikt inny nie uważa, że powinniśmy pojechać
do Vegas czy gdzieś?
– Żeby uprawiać hazard? – pytam i szczerzę zęby, bo doskonale
znam odpowiedź. On wcale nie chce zwiedzać kasyn. – Nie nadajesz
się do tego. Stary, nie obraź się, ale jesteś naprawdę kiepskim
pokerzystą. Ile razy cię sczyściłem?
– A co to ma wspólnego? Mają tam sex show na żywo. Dziewczyna
na dziewczynie. Kto u diabła mówił coś na temat hazardu?
– Ale wiesz, że nie można brać w nich udziału, prawda?
Przekrzywia głowę.
– Masz przewodnik po Vegas? Skąd wiesz? A może będą szukać
ochotnika?
– Jasne.
Kręcę głową, wyjmuję telefon z kieszeni spodni i nagle czuję,
że zaczyna wibrować. Znowu nieznany numer, więc ignoruję
połączenie i rzucam telefon na stół. Kurwa. Niedługo będę musiał się
tym zająć. Ona cały czas do mnie wydzwania.
CJ zwraca się do Luke’a.
– A ty? Nie chciałbyś pójść na coś takiego?
– Widziałeś kiedyś moją żonę? Takiego pyskatego rudzielca? – Luke
podnosi swoją butelkę i otwiera szerzej oczy. – Wolałbym zachować
jaja.
– Ale z was cipy – mruczy wściekle CJ. – Cała trójka.
– Stary, kurwa, o co ci chodzi? Szukasz okazji do szybkiego
umoczenia kutasa, tak? – pyta Luke. – To zaszalej na weselu.
Na takich imprezach kobiety zawsze są napalone.
Reed pochyla się na krześle.
– Lepiej, żebyś jednak nie szalał na moim weselu.
CJ marszczy czoło.
– Dlaczego nie?
– Dlaczego? Bo dobraliśmy ci do pary moją siostrę. Pilnuj swojego
małego i trzymaj się od niej z daleka.
– Jak mam to zrobić, skoro jestem z nią w parze, idioto?
– Wiesz, o co mi chodzi – warczy Reed. – Chyba nie chcesz, żebym
pożałował, że w ogóle cię zaprosiłem? Masz siedzieć obok niej w
kościele, raz z nią zatańczyć i już. Potem zapomnij, że ją znasz.
– A jeśli będzie chciała zatańczyć ze mną więcej niż raz? Mam
odmówić? To jest jakieś chore.
– Nie będzie chciała.
– Naprawdę? – CJ unosi arogancko brew. – Muszę ci powiedzieć,
że jestem rewelacyjnym tancerzem. W dzieciństwie chodziłem
na różne kursy. Umiem tańczyć wolno, szybko, jak tylko chcesz. Wierz
mi. Będzie chciała ze mną tańczyć. Laski zawsze tego chcą.
A przecież nie zachowam się jak gbur. Jeśli będzie chciała, to będę
z nią tańczyć.
Reed mruży oczy.
– Zwłaszcza jeśli jest seksowna – dodaje CJ i powoli kiwa głową. –
Jest?
Reed zgrzyta zębami i rzuca mu mordercze spojrzenie – prawie
tak mordercze jak wtedy wieczorem w mojej kuchni, gdy na jego
oczach CJ uderzał do Beth.
Od tej pory się do siebie zbliżyli, to między innymi dlatego Reed
zaprosił go na ślub. Kolejnym powodem jest Beth. Ona też
zaprzyjaźniła się z CJ-em. Ale to nieważne. Siostra to siostra. Mój
najlepszy przyjaciel się z moją ożenił, a ja nadal mam ochotę mu
wtłuc, gdy wspomina o seksie z nią.
Albo jeśli chociaż o nim myśli.
Pochylam się i walę CJ-a w tył głowy.
– Zamknij się, zanim on obije ci gębę.
Odwraca głowę w moją stronę, rozmasowuje sobie głowę.
– Kelly, ale wiesz, że jesteśmy mniej więcej tej samej postury?
– Mniej więcej. – Szczerzę zęby. – Myślisz, że możesz mnie
pokonać?
– Jacobsa pokonałem.
– Idioto, wszyscy pokonaliśmy Jacobsa. On jest taką płaczliwą
pierdołą. – Luke się śmieje, odstawia butelkę i z pewnością myśli
o treningu i o tym, jak na ringu skopał Jacobsowi tyłek.
Z nas wszystkich to Luke najbardziej nim gardził. Na szczęście,
gdy wrócił do Ruxton, żeby naprawić relacje z moją siostrą, Jacobs
zajął jego miejsce i wyjechał, zostawiając CJ-a bez partnera.
CJ nie wygląda, jakby z tego powodu było mu przykro. Nikomu nie
jest przykro. Jacobs był kiepskim gliną i palantem.
– Trochę tęsknię za tym dupkiem – dodaje sucho podpity Luke,
drapiąc się po potylicy. – Pamiętacie, jak bardzo się wściekał, gdy
z pokoju socjalnego znikał mu lunch? Jego żona robiła najlepszą
sałatkę z kurczakiem.
– To była twoja sprawka? – CJ unosi brew. Prycha i wali dłonią
w stół. – Stary, nie masz pojęcia, ile musiałem się o tym nasłuchać
w radiowozie? I bez tego był irytujący jak cholera.
– Dlaczego tak go nienawidziliście? – pyta Reed i patrzy na nas.
– Bo był kutasem. To proste jak drut.
Kiwam głową na potwierdzenie jego słów i piję piwo.
Luke drapie się po brodzie i patrzy niewidzącym wzrokiem, jakby
coś sobie przypomniał.
– Kilka lat temu przyłapałem go na gapieniu się na tyłek Tessy.
Powoli pochylam się do przodu? Co, kuźwa?
– Co?
Nie miałem o tym pojęcia.
Patrzy na mnie.
– Tak. To było tuż po naszym pierwszym spotkaniu. Wpadła
na komisariat, żeby cię odwiedzić. Tak naprawdę to sądzę, że włożyła
te wycięte spodenki, żeby mnie skusić. – Patrzę na niego groźnie. –
Rozmową – dodaje szybko i odwraca wzrok.
– Rozmową? – Reed tłumi śmiech i patrzy sceptycznie. – Ta, jasne.
Wiem, o jakich spodenkach mówisz. Patrzyłem, jak obcina nogawki
starych spodni. Stary, ona wcale nie przyszła rozmawiać.
Teraz patrzę groźnie na Reeda. Nie wiem, co wkurza mnie
bardziej, to, że prawdopodobnie patrzył, jak moja siostra przymierza
te wycięte spodenki, bo przecież są ze sobą tak blisko, czy to,
że ma rację.
Z całą pewnością moja siostra nie przyszła na komisariat,
by rozmawiać – ani ze mną, ani z Lukiem.
Pamiętam, jak tamtego dnia nas odwiedziła. Jak się
zastanawiałem, po jaką cholerę w ogóle przyszła, przecież jeszcze
nigdy nie wpadała na komisariat. Do mnie powiedziała tylko:
„Co tam, braciszku?”, a potem natychmiast skierowała uwagę
na Luke’a i gdzieś razem zniknęli.
Dwadzieścia minut później ten kretyn wrócił do pokoju z szerokim
uśmiechem na gębie i zaczął błagać mnie o numer telefonu Tessy –
ponoć było jej bardzo przykro, ale nie mogła zostać, by ze mną
porozmawiać.
Jasne. Z pewnością była tym załamana.
Na widok mojej reakcji Reed przestaje się śmiać. Odchrząkuje,
podnosi butelkę i wypija połowę piwa.
Rozglądam się po moich towarzyszach.
Powinienem ustawić ich w jednej linii i spuścić każdemu łomot.
A potem odnaleźć Jacobsa i go pochować, oczywiście po tym, jak bym
mu powiedział, że przez wszystkie te lata to Luke zjadał mu kanapki.
Zobaczenie jego reakcji na tę wiadomość byłoby cudowne.
– Cześć, chłopcy. – Beth podchodzi do stolika, kładzie dłoń
na ramieniu Reeda i uśmiecha się do każdego po kolei, a następnie
patrzy na niego. – Cześć.
– Kochanie – odpowiada Reed i chce ją objąć. – Chodź tutaj.
– Nie mogę. Jeszcze nie skończyłam zmiany. – Beth kręci głową.
– Załatwię to. Gdzie jest Danny? Jeszcze raz mu zagrożę, że zacznę
mówić do niego „tato”. – Reed wstaje.
– Reed. – Beth się śmieje i przyciska jego ramię, żeby usiadł.
Pochyla się i dotyka głową jego głowy.
Przez chwilę coś szepczą, Reed obejmuje jej twarz i całuje.
Wygląda na to, że jest gotowy ożenić się tu i teraz.
Jak to dobrze widzieć go w takim stanie. Strasznie się cieszę, że im
wyszło. Naprawdę bardzo się cieszę.
Ale i tak będę się z niego nabijać. W końcu od czego ma się
przyjaciół?
– Naprawdę chcesz wyjść za tego idiotę? – pytam i wstaję, żeby
schować telefon.
Reed mruży oczy. Ignoruję go i uśmiecham się do Beth.
– Zawsze jeszcze możesz się wycofać.
Beth siada Reedowi na kolanach i go obejmuje, zachowuje się
dość zaborczo.
– Urodziłam się po to, by za niego wyjść – deklaruje i wysuwa
szczękę. Wypowiada te słowa na tyle głośno, że z pewnością słyszą
ją goście kilka stolików dalej.
Na twarzy Reeda pojawiają się ogromne emocje – takie, jakie
ja odczuwam tysiąc razy dziennie, gdy myślę o Mii. Wygląda, jakby
poczuł ulgę, jakby wreszcie odetchnął po bardzo długim czasie bez
uczuć.
Patrzy na nią łagodnie, a potem zamyka oczy. Spuszcza głowę,
zanurza twarz w szyi Beth i mocno ją przytula.
Ja i reszta chłopaków traktujemy to jako sygnał – wstajemy,
zostawiamy piwo na stole i sięgamy po portfele.
I tak chciałem już wracać do domu do Mii. Minęły trzy godziny,
odkąd zostawiłem ją w tej przymierzalni, wyglądającą jak wcielenie
grzechu, błagającą i pragnącą tego, co chciałem jej dać. Nie mogę się
doczekać, gdy ją zobaczę.
Przytulę.
Posmakuję.
Dotknę.
Przelecę.
Czuję pulsowanie w kroczu.
Kuźwa. Lepiej wracaj do domu, zanim ci tutaj stanie.
Rzucam gotówkę na stolik i razem z CJ-em i Lukiem wychodzimy
z pubu McGill’s. Tamci nabijają się z Jacobsa, a ja zerkam na telefon,
który znowu wibruje.
Po raz drugi tego wieczoru ignoruję rozmowę.
***
– Ben, zapłaciłam już za wszystkie błędy. Wiem, że to, co zrobiłam,
jest niewybaczalne… ale on jest moim synem. Chcę go zobaczyć. Mam
prawo go zobaczyć. Nie możesz zabraniać mi kontaktu z Nolanem.
I masz zamiar ignorować moje telefony? Serio? Odbierz ten cholerny
telefon. To nie…
Słyszę za sobą jakiś głos i przerywam drugie odsłuchiwanie
wiadomości, jaką pozostawiła mi Angie. Staję tyłem do Mii i próbuję
jakoś to sobie poukładać.
Ale prawda jest taka, że wcale nie chcę sobie tego układać.
Wiedziałem, że to kiedyś nastąpi, ale nie jestem na to gotowy. Nigdy
nie będę.
Czuję, jak Mia przyciska swoje piersi do moich pleców. Obejmuje
mnie w pasie.
– Kochanie?
– Angie wyszła z więzienia. Chce spotkać się z Nolanem.
Mia sztywnieje, mięśnie w jej rękach natychmiast się napinają.
– Co? – szepcze. Powoli mnie puszcza. – Dlaczego ona już wyszła?
Myślałam, że dostała cztery lata?
– Za dobre sprawowanie – mruczę i się do niej odwracam.
Rzucam telefon na łóżko za Mię i gładzę się po twarzy, czuję
na dłoniach swój gorący oddech.
– Za dobre sprawowanie, kuźwa. Nieważne, że mogła zabić
Nolana. Że mogła odebrać mi syna na zawsze. Nie, jest miła dla
klawiszy i nieźle czyści kible. Wypuśćmy ją wcześniej. Przecież sobie,
kurwa, zasłużyła…
Zaczynam chodzić po pokoju.
Przypominam sobie ten wieczór sprzed trzech lat, gdy zadzwonił
do mnie Rollins. Czuję, jakbym rozrywał zasklepioną ranę, która
znajduje się głęboko w piersi. Nigdy tego nie zapomnę. Nigdy nie
zapomnę tego strasznego strachu o Nolana i potwornej wściekłości
na jego matkę, gdy zobaczyłem ją w radiowozie, płaczącą i błagającą
o współczucie, próbującą się usprawiedliwić. Nie chciałem słuchać
powodów, dla których jeździła po pijaku i na haju z moim synem
w samochodzie – i próbowała zwalić winę na mnie.
Bo zrezygnowałem z naszego związku.
Mogła zabić Nolana, a teraz chciała ode mnie wyrozumiałości?
Empatii?
Walić ją. Nigdy nie wybaczę tej suce. Myśli, że zapłaciła już
za błędy? Sądzi, że powinna nadrobić teraz ten czas ze swoim synem?
Że jestem jej to winien? Gówno jestem jej winien.
– Co to oznacza? Przecież masz pełne prawo do opieki. Musisz
pozwolić na to spotkanie?
Łapię się za szyję.
– Nie wiem. Teoretycznie, jeśli jedno z rodziców ma pełne prawo
do opieki, drugie ma prawo do wizyt. Trzeba to ustalić. Jeśli rodzice
nie mogą się dogadać, idą do sądu. Tak było, gdy Nolan się urodził.
To Angie dostała prawo do opieki.
Ale ironia losu. Nigdy nie powinna go dostać. Nigdy. Nigdy nie
robiła z Nolanem nic sensownego. Kiedy się nim opiekowała, nigdy
nie poświęcała mu uwagi. Zachowywała się, jakby nie chciała być
matką, a jednocześnie próbowała ograniczyć mi widzenie z synem.
– Tak – szepcze Mia. – Ale, Ben, to coś innego. Naraziła go
na niebezpieczeństwo. Jak można pozwolić, by spędziła z nim
jakikolwiek czas?
– Bo jest jego matką. To wystarczy, żeby dostała prawo do wizyt.
Może nadzorowanych, a może nie. Nie wiem, Mio. Jedyne przypadki,
jakie znam, gdy rodzice nie otrzymywali prawa do widzenia się
z dziećmi, to takie, w których dochodziło do przemocy psychicznej
bądź wykorzystywania seksualnego. Do czegoś ekstremalnego.
Nie wiem, czy błąd Angie uniemożliwi jej spotykanie się
z Nolanem. Powinien, ale jeśli pójdziemy do sądu, sędzia może orzec
na jej korzyść. Nie chcę ryzykować. Nie ma szans, żebym
kiedykolwiek zostawił ją z nim sam na sam. Wyrok sądu czy nie,
ta zdzira nie dostanie żadnych forów. Nie odbierze mi syna. Nie
odbierze go Mii. Nie obchodzi mnie, co będę musiał zrobić. Nie
dopuszczę do tego.
To jest jego dom. Jego rodzina. Ona nie zasługuje, by go znać.
Chłopcy wpadają do sypialni, ganiają się i śmieją.
Zatrzymuję się.
Patrzę na Mię i widzę zmartwienie w jej oczach. Patrzy w dół,
próbuje ukryć zbierające się w nich łzy.
Nawet nie reaguje na zamieszanie w sypialni.
Kurwa. Martwię się tylko o siebie, zapominam, jak bardzo dotyczy
to również jej.
Chase piszczy i wybiega z pokoju za śmiejącym się Nolanem,
pędzą korytarzem. Ich krzyki cichną. Patrzę, jak Mia podchodzi
do łóżka, podnosi mój telefon i podchodzi do mnie. Wkłada mi go
w dłoń.
– Mio.
– Musisz do niej zadzwonić – mówi cicho, mruga, po jej policzku
spływa łza. – Ben, musisz to zrobić. Trzeba to jakoś załatwić. Boję się,
że jeśli tego nie zrobisz, ona tak po prostu tutaj przyjedzie. Nie chcę,
żeby zaskoczyła Nolana. To byłoby nie w porządku wobec niego.
Zgrzytam zębami. Wiem, że ma rację. Jeśli nie załatwię tego
z Angie, ona jest w stanie to zrobić. Przestanie wreszcie do mnie
wydzwaniać i poszuka innego sposobu kontaktu. Muszę to załatwić.
Ale teraz przejmuję się stojącą przede mną osobą. Podnoszę brodę
Mii, zmuszam ją, by na mnie spojrzała.
– O czym myślisz, aniele? Porozmawiaj ze mną.
Delikatnie kręci głową. Czuję na nadgarstku jej gorący oddech.
– Są bardzo samolubne.
– Co?
– Moje myśli. A co, jeśli Nolan wybierze ją, a nie mnie? A jeśli
będzie chciał, żeby była jego mamusią? Ma do tego prawo. Angie też
ma prawo do Nolana, ale, Ben, on jest moim synem. – Jej broda
zaczyna drżeć. Po policzku spływa kolejna łza. – On jest moim synem.
Łamie jej się głos, a ja nie wiem, co zrobić. Na widok tej kobiety,
będącej moim odkupieniem i najlepszym, co mogło spotkać Nolana,
martwiącej się, że straci go na rzecz kogoś, kto nie zasługuje na niego.
To mnie zabija.
Gładzę ją po policzku.
– Jesteś dla niego o wiele lepszą matką, niż ona kiedykolwiek była.
Wszyscy to widzą. Nolan też. Nigdy by jej nie wybrał.
– Tego nie wiesz – odpowiada cicho i odsuwa się ode mnie.
– Kochanie.
Patrzy na telefon w mojej dłoni, wyciera twarz, próbuje wziąć się
w garść, ale w jej oczach stają kolejne łzy.
– Zadzwoń. Ustal coś i zabierz tam Nolana.
Idę do niej.
– Zrobimy to razem.
– Nie. – Kręci głową, a ja zamieram.
Patrzę na nią szeroko otwartymi oczami.
Nie?
– Chyba nie dam rady – mówi.
Wytrzymuje moje spojrzenie, ale wygląda, jakby bardzo ze sobą
walczyła i bała się do tego przyznać.
Mia nie jest osobą, która przedkładałaby swoje potrzeby ponad
potrzeby innych. Zawsze najpierw myśli o mnie i chłopcach, dopiero
na końcu o sobie. Wiem, że strasznie ją to męczy. Nie chce okazać
strachu, ale się boi – i sprawia wrażenie, jakby nienawidziła się za to,
że tak się czuje.
– Ben, po prostu to zrób, dobrze? Proszę. I nie proś, żebym tam
jechała.
Gdy wychodzi z sypialni, z trudem przełykam ślinę.
Opadam na łóżko i wpatruję się w telefon, przywołuję nieodebrane
połączenia i wybieram ten numer, wiedziony tylko jedną przyczyną.
Jedynym powodem, jaki kiedykolwiek będzie istniał.
Moja żona.
– Ben?
Na dźwięk jej głosu ręka mimowolnie zaciska się w pięść.
– Słuchaj dobrze, bo powiem to tylko raz. Przywiozę Nolana
na spotkanie z tobą, ale na moich warunkach. Kiedy, na jak długo
i o czym będziesz z nim rozmawiać – określę wszystko. Będzie się
z tobą widywać na moich zasadach – i tylko jeśli będzie tego chciał.
Nie zmuszę syna do spędzania czasu z kimś, kto trzy lata temu
pozbawił się wszelkich praw do niego. Angie, to, co zrobiłaś, to nie
tylko błąd. I z całą pewnością nie masz już do niego żadnych praw.
Nie pieprz mi tu bzdur. Słyszysz?
– T-tak – duka. – Słyszę. Ale, Ben…
– Ale nic! Myślisz, że już za to zapłaciłaś? Myślisz, że spędzenie
trzech lat w więzieniu wymaże to, co zrobiłaś? Nie wymaże. Mogłaś
go zabić! Gówno mnie obchodzi, jak długo siedziałaś w kiciu. Nie
obchodzi mnie, czy kiedykolwiek zobaczysz syna. I jeśli mam być
szczery i gdyby to zależało tylko ode mnie i gdybym nie martwił się
tym, czy kobieta, którą kocham, będzie szczęśliwa, nie spędziłabyś
z Nolanem ani minuty. Sędzia czy nie, zawsze będę robić to,
co najlepsze dla niego. Zawsze będę go chronić. A trzymanie ciebie
z dala od niego jest najlepszym, co może go spotkać.
Następuje chwila ciszy, aż wreszcie w słuchawce słyszę beczący
głos Angie.
– Przepraszam. Bardzo. Wiem, że spieprzyłam sprawę. Ja…
– Przywiozę go jutro po służbie. Gdzie mieszkasz?
Szlocha.
– U siostry. Lakely Circle 85. Przy centrum handlowym.
– W porządku. Tylko nie spodziewaj się pojednania. Zostaniemy
kilka minut, a potem zabieram go do domu, do rodziny. Jeśli będzie
się u ciebie źle czuł albo jeśli będzie chciał wyjść wcześniej,
to wyjdziemy. Zrozumiałaś?
– Tak.
Rozłączam się.
Siedzę zgarbiony, opieram łokcie na kolanach, zamykam oczy
i nabieram powietrza do płuc, a potem powoli je wypuszczam.
Powtarzam to, dopóki moje ramiona się nie rozluźniają.
Mia myśli, że nie da jutro rady. Nie zmuszę jej do tego, znam
jednak syna. Wiem, jak ją uwielbia. Od pierwszego spotkania.
Natychmiast złapali ze sobą kontakt. Niezaprzeczalny, tak jak więź
między mną a Mią. Zawsze miała być jego matką. A teraz martwi się,
że straci go na rzecz kobiety, z którą tak naprawdę nigdy nic go nie
łączyło. Kobiety, która nie zasługiwała na to, by go znać.
Prostuję szyję, otwieram oczy i wpatruję się w telefon. Musimy
spędzić razem trochę czasu. Pieprzyć ostatnie dwa miesiące. Mia nie
powinna się o nic martwić.
Wybieram numer Tessy. Jeden sygnał.
– Twoja żona już do mnie dzwoniła – mówi, potwierdzając to,
co myślę. – Nie wierzę, że już wypuścili tę sukę. Oddzwoniłeś do niej?
Szczypię się w nos.
– Tak. Jutro zawiozę tam Nolana. Chcę mieć to za sobą.
– Wcale ci się nie dziwię. Ale moim zdaniem ona nie zasługuje,
żeby go zobaczyć. Nie zasługuje na nic poza byciem lalką
do pieprzenia dla najstraszliwszej zdziry w bloku D.
Niemal zaczynam się śmiać. Gdybym nie martwił się możliwą
reakcją Nolana na Angie i strachem Mii, być może bym się roześmiał.
– Posłuchaj, nie dzwonię, żeby rozmawiać o Angie. Potrzebuję
przysługi.
– Czego chcesz? Aha, mam coś dla ciebie. Ale to nic ważnego.
Wstaję z łóżka, podchodzę do drzwi i wyglądam na korytarz, żeby
się upewnić, że jestem sam.
– O co chodzi?
– Po prostu mam coś, co moim zdaniem będziesz chciał mieć –
mówi, drocząc się ze mną. – Małą pamiątkę. Dam ci ją, gdy się
zobaczymy.
Nie mam czasu, żeby grać w gierki Tessy. W każdej chwili Mia
może znaleźć się na korytarzu.
– W porządku. Posłuchaj, muszę wyjechać z Mią. Tylko my dwoje.
Chcę coś dla niej zrobić. Czy jeśli uda mi się zarezerwować domek
kilka dni wcześniej i dostanę dodatkowy urlop, to czy ty i Luke
zajmiecie się chłopcami i przywieziecie ich na ślub?
Nie mam pojęcia, jak tego dokonam. Proszenie o urlop w ostatniej
chwili to jedno. Zawsze mogę wybłagać kapitana i obiecać, że wezmę
kilka podwójnych dyżurów. Ale wynajęcie domu dzień lub dwa
wcześniej może być niemożliwe. Przecież jest początek lata, wiele
osób bierze teraz urlop. Dom może być już zarezerwowany – ale
to nie oznacza, że nie zrobię wszystkiego, co w mojej mocy, żeby się
udało. Zapłacę, ile trzeba, każdą cenę, nieważne. Ona tego potrzebuje.
My tego potrzebujemy.
– Chcesz zabrać moją najlepszą przyjaciółkę na romantyczny
wyjazd? Na który ona zasłużyła sobie w stu procentach?
Uśmiecham się, odsuwam od drzwi i z nocnego stolika Mii biorę
ulotkę ośrodka wczasowego. Na dole znajduje się numer telefonu.
– O tak, kuźwa.
– To dobrze. Zrób to.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Mia
***
Wchodzę za Mią do domku, niosę nasze bagaże i kosz powitalny,
który otrzymaliśmy w recepcji. Dostaliśmy czekoladki, wybór herbat,
butelkę wina i ulotki na temat ośrodka wypoczynkowego, mapę
i menu z lokalnych restauracji.
Zamykam drzwi nogą i podnoszę wzrok.
Mia stoi przy łóżku i się pochyla, odpina pasek sandałka. Skraj
sukienki podciąga się do góry.
Menu z restauracji? Mogą iść prosto do śmieci. Właśnie patrzę
na kilka moich następnych posiłków.
– Wow. Ben, to miejsce jest przepiękne. – Mia rzuca buty pod
ścianę i rozgląda się po pokoju z widokiem na ocean. Gładzi dłonią
narzutę na łóżku i bursztynowe świecidełka zwisające z abażuru
stojącej na stole lampy, a potem zagląda do łazienki. – Mamy taką
wielką wannę! – krzyczy.
Uśmiecham się i stawiam na ziemi wszystkie bagaże, zostawiam
tylko małą płócienną torebkę, którą zanoszę do łóżka. Zdejmuję
koszulkę.
– Boże, ale ona jest wielka!
Uśmiecham się szeroko.
– Dziękuję. – Mia zagląda do pokoju i szczerzy zęby. Nagle
dostrzega moją nagą pierś, a potem torbę. – Co tam masz? – pyta
i idzie w moją stronę.
Wyjmuję olejek.
Staje obok mnie i patrzy na buteleczkę. Rozchyla usta i powoli
nabiera powietrza.
– Chcę zrobić ci masaż.
Podnosi wzrok. Oblizuje usta.
– Dobrze.
– Chcę, żebyś była naga.
Uśmiecha się nieznacznie.
– Dobrze – odpowiada łagodniejszym głosem, niemal szeptem,
przez co mój penis ponownie podskakuje.
Kiwam brodą w stronę łóżka.
– I naprawdę chcę, żebyś leżała nieruchomo i pozwoliła
mi to zrobić. Pozwól mi się sobą zająć. – Całuję ją w usta. –
Co oznacza, że nie wolno ci zabawiać się moimi klejnotami.
– Co? – Śmieje mi się w twarz. – Nawet troszeczkę?
– Nie, dopóki nie skończę sprawiania ci prawdziwej przyjemności.
– Ale… właśnie to sprawia mi prawdziwą przyjemność.
– Mio – mruczę, ciągnąc ją za sukienkę.
– Już dobrze, dobrze. Nie będę dotykać twoich klejnotów. – Całuje
mnie w szczękę i macha dłonią. – O matko. Zachowujesz się, jakbym
nie potrafiła się kontrolować w pobliżu twoich klejnotów. A ja nawet
nie wiem, czy mam ochotę ich dotykać.
Unoszę brew. Śmieje się i dźga mnie łokciem w bok. Po chwili
spełnia polecenie, zdejmuje sukienkę i majtki, kładzie się na brzuchu
i opiera na łokciach.
Odwraca głowę i patrzy na moje ręce, które odpinają spodenki
i zdejmują je razem z bokserkami.
Bezwstydnie i pożądliwie gapi się na mojego kutasa. Oblewa się
rumieńcem.
– Tak, jasne, wcale nie chcesz go dotknąć – droczę się i kopię
ubrania na bok.
Opuszcza głowę, jej ciałem wstrząsa cichy śmiech.
– Nigdy nie zapomnę pierwszego razu, gdy go zobaczyłam.
Przeraziłam się, jeszcze nigdy nie widziałam tak wielkiego penisa.
Patrzę na niego, na całe prężne dwadzieścia trzy centymetry. Moja
pierś unosi się z dumą. I dobrze.
– Ja też się bałem – mówię, wchodzę na łóżko i zaczynam gładzić
ją po udach.
Patrzy na mnie przez ramię, w jej oczach pojawia się ciekawość.
– Nie chciałem zrobić ci krzywdy. Poza tym naprawdę miałem
nadzieję, że zapewnię ci takie niesamowite doświadczenie, że od tej
pory nie będziesz już chciała innego faceta. Tamtej nocy poczułem,
że jesteś moja. Od razu. Poczułem to w chwili, w której ujrzałem cię
w barze.
Mruga, jej ciemnie tęczówki robią się jeszcze większe.
– Bo byłam twoja – mówi głosem, jakby od zawsze w to wierzyła.
Może nawet bardziej niż ja.
Odgarniam jej włosy z twarzy i się pochylam, żeby pocałować
ramię.
– Połóż się, aniele.
Opuszcza klatkę piersiową i kładzie ręce wzdłuż boków. Przyciska
jeden policzek do materaca.
Otwieram olejek i wylewam na dłoń dużą porcję. Kilka kropli
spada na jej skórę, spływa po talii i wsiąka w materac.
Patrzę na jej biodra i zaczynam gładzić śliskimi dłońmi jej plecy
do ramion i w dół, wmasowuję olejek w ciało, rozgrzewam je.
Skóra Mii lśni. W powietrzu unosi się bogaty zapach wanilii.
Masuję uda i pośladki, te niesamowicie seksowne dołeczki
w najniższej partii pleców. Jęczy cicho, gdy poświęcam im dodatkową
uwagę, zniżam dłonie, przejeżdżam między pośladkami i zanurzam
je między udami. Składam kciuki i przyciskam do jej kręgosłupa.
Mój penis ciężko podskakuje, jego główka jest mokra od olejku.
Mia się uśmiecha, trochę porusza tyłkiem, zamyka oczy z rozkoszy.
Wiem, że czuje, że staję się coraz twardszy. Umyślnie się o nią
ocieram.
– Dobrze ci? – pytam, ściskając jej talię.
Bo ja czuję się świetnie.
– Mhm. – Kiwa nieznacznie głową. – Jest cudownie. Odprężyłam
się.
– To dobrze. To teraz odwróć się przodem, bo chcę go wymasować.
Odwraca się na plecy i uśmiecha szeroko, gdy patrzymy sobie
w oczy. Ciemne włosy tworzą aureolę wokół jej głowy.
– Założę się, że chcesz – mówi i się śmieje.
– Byłaś grzeczna? – pytam, patrząc, jak jej uśmiech się powiększa.
– Tak.
Jest szalenie pewna siebie. I prawidłowo. Bo bardzo chcę
wymasować ją z przodu.
Od razu przystępuję do działania. Ponownie sięgam po buteleczkę
i tym razem wylewam olejek bezpośrednio na skórę Mii, na jej
sterczące piersi i niżej, tam, gdzie robi się mokra.
Wypuszcza drżąco powietrze i patrzy na siebie. Gdy zaczynam
ją ugniatać, zamyka oczy.
– Ben – dyszy i wygina się w łuk. Jej nogi drżą.
Zwiększam nacisk, mój kutas ponownie się wydłuża. Teraz już
boleśnie pulsuje. Próbuję zwalczyć potrzebę pogłaskania go.
Jeszcze nie.
Im dłużej będę dotykać piersi Mii, tym stanę się twardszy. Próbuję
skierować swoje myśli na inny tor i zaczynam pieścić inną część jej
ciała.
Rozcieram jej ramiona i bicepsy. Nadgarstki i palce. Potem gładzę
zewnętrzną część nóg.
Gdy masuję stopy, wydaje z siebie ciche jęki zadowolenia. Robię
to tak długo, aż szaleję z pożądania, a z mojego kutasa nie kapie już
olejek, lecz nasienie.
Zaraz ją wezmę.
Po kilku minutach masażu wracam do tego, co jest moją obsesją.
Znowu polewam ją olejkiem i rozcieram trochę w dłoni.
Jest teraz taka śliska. Olej wypełnia zagłębienie w jej dekolcie
i w szyi. Pępek. Jej skóra bardzo się błyszczy.
Ściskam prawą pierś, bawię się sutkiem, potem przenoszę się na
drugą pierś. Ściskam razem dwa wielkie półksiężyce i delikatnie
podciągam je do góry. Olejek kapie jej po szyi.
Mia zaczyna szybciej oddychać, drży i dyszy. Jej biodra się spinają.
I nagle kończy mi się samodyscyplina.
Zaczynam gładzić się po kutasie, rozprowadzam po nim olejek,
uderzam w pięść. Czuję ścisk w podbrzuszu. Jęczę.
– Ben, proszę – błaga Mia, wyciąga chciwie palce, łapie mnie za
biodra i patrzy na moje powolne ruchy dłonią. Oblizuje usta. – Proszę.
Przesuwam nas i rozkładam jej nogi, unoszę biodra nad
materacem i wchodzę w nią jednym mocnym pchnięciem.
– O mój Boże! – krzyczy. Wyciąga ręce za głowę, szuka jakiegoś
oparcia.
Zaczynam drżeć na całym ciele. W mojej piersi zbiera się głęboki
pomruk.
– Mia…
Przyciągam ją do siebie, tak że nie leży już na plecach, ale jest
do mnie przytulona, obejmuje mnie nogami w pasie, łapie za włosy,
pociąga za nie, gdy ją obniżam.
Kilka centymetrów. Dyszy i jęczy, gdy ją podnoszę i robię to raz
jeszcze.
Teraz jestem w niej do połowy. A potem jestem cały.
Mruczy i uderza głową w moje ramię.
Oboje jesteśmy śliscy od olejku, ale mój kutas jest pokryty jej
pożądaniem. Czuję różnicę, ciepło na mojej skórze, gdy jej cipka mnie
obejmuje. Jej ścianki pulsują i robią się coraz bardziej mokre.
– Tak mi z tobą dobrze – szepczę, wbijam palce w jej uda
i zaczynam poruszać nią na kolanach w górę i w dół.
Jęczy. Wkłada mi język do ust i nakłania, żebym całował
ją mocniej, żebym wziął jej usta w sposób, w jaki biorę ciało.
Brutalnie.
Przekręcam jej głowę, żeby pogłębić pocałunek. Narzucam
desperackie wręcz tempo, teraz nasze ciała zderzają się ostro, kładę
ją i mocno popycham biodrami.
Jęczę z każdym pchnięciem.
– Zacznij się dotykać – mruczę.
Mia drży, wsuwa dłoń między nas i pieści swoją łechtaczkę, bez
wahania słucha rozkazu. Jej palce gładzą mojego kutasa.
– Kuźwa – mruczę i odrywam się od niej, żeby spojrzeć między
nas. Cały czas jest nadziana na główkę kutasa.
– Jak mi z tobą dobrze, nie przestawaj. – Całuję ją w policzek
i w szczękę, cały czas przyciskam usta do jej skóry. Zaczynam
nierówno oddychać. – Aniele, cholera.
Łapie mnie dłonią u podstawy i pieści tak, żebym spuścił się w jej
cipkę.
Czuję mrowienie w kręgosłupie.
– Mia, szlag.
– Jestem już blisko – mówi drżącym głosem, przechyla głowę
na bok.
Jedną ręką ją obejmuję, a drugą wkładam między nas, żeby
potrzeć jej nabrzmiałą łechtaczkę. W chwili, w której jej dotykam,
dostaje orgazmu, ściska czubek mojego penisa i wywołuje mój
orgazm.
– Ben, Boże – dyszy i rzuca się w moich ramionach. – Dojdź.
Dojdź we mnie.
Jęczę, gdy pompuje mnie swą małą zwinną dłonią, pilnując,
by każda kropla wpadła do środka.
Doi mnie do końca.
Po wszystkim oboje opadamy na łóżko, ciała nadal są złączone,
cały czas błądzimy dłońmi po nich, odczuwając głód, którego nie
udało nam się zaspokoić.
Nie wiem, czy kiedykolwiek chcę go zaspokoić.
Gryzie mnie w szyję i ściska mnie za pośladki. Całuję i liżę jej
cycki.
Mia sapie i kopie nogą, gdy biorę ją na ręce i podnoszę z łóżka.
– Pora na kąpiel? – pyta podekscytowana i całuje mnie w policzek,
gdy niosę ją przez pokój. – No i dotknęłam twoich klejnotów –
szepcze.
Odrzucam głowę do tyłu i zaczynam się śmiać. Całuję jej kochany
uśmiech i mruczę.
– Tak, aniele, dotknęłaś.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Mia
***
– To moja ulubiona piosenka!
Śmieję się, kładę głowę na ramieniu Bena i trzymam
Chase’a na rękach. Patrzę, jak Nolan kręci się na środku parkietu przy
barze w ośrodku, kręci małymi biodrami w rytm piosenki Fireball
Pitbulla, która leci z głośników.
– Fireball! – krzyczy, a stojący wokół goście uśmiechają się, gdy
zaczyna podskakiwać.
Tessa i Luke idą ręka w rękę przez tłum do stolika, przy którym
siedzimy.
Po próbie oboje nagle zniknęli – Ben ogłosił to wszem wobec.
Powiedział, że gdy kilka godzin temu odstawiali chłopców do naszego
pokoju, wyglądali, jakby zaraz mieli się na siebie rzucić.
Gdy Reed i Beth wypowiadali słowa przysięgi, widziałam, jak
patrzą na siebie porozumiewawczo, ale, szczerze mówiąc, byłam zbyt
pochłonięta własną obsesją, żeby zwracać na to uwagę.
Boże, mój mąż bosy na piasku – ale on wygląda seksownie! Kto
by pomyślał?
– Cześć. Wszystko w porządku? – pytam i patrzę na Tessę, która
kiwa głową do idącego w stronę baru Luke’a.
– Weź mi też! – krzyczy Ben.
Tessa siada obok mnie i zaczyna z podekscytowaniem bębnić
palcami.
– Mhmmm – odpowiada.
– Mhmmm? To wszystko? Tylko tyle masz do powiedzenia?
Od kiedy to Tessa zachowuje się wymijająco? Jeszcze nigdy taka
nie była. Nie znam takiej Tessy.
– Nie wydaje mi się, panienko – mruczę i się do niej przechylam. –
Wyduś to z siebie. Wyglądasz, jakbyś miała wybuchnąć.
Odwraca głowę. Gdy patrzy na Chase’a, jej oczy błyszczą
z zadowolenia.
Prostuję się.
O mój Boże.
I nagle wszystko staje się jasne i znika moja potrzeba wyciągnięcia
tej informacji z mojej najlepszej przyjaciółki, bo czerpię ogromną
radość z jej szczęścia.
Dźgam ją łokciem w ramię.
– Nieważne.
Wymieniamy porozumiewawcze spojrzenia, bo Luke przychodzi
już do stołu, niosąc piwa dla mężczyzn.
Rozdziela je, a następnie siada obok Tessy i opiera łokcie
na kolanach, odwraca się i uśmiecha do Chase’a. Potem wyciąga rękę,
łaskocze jego stopę i uśmiecha się jeszcze szerzej, gdy Chase wierzga
nóżką i chichocze.
Patrzę na Luke’a, Tessę i Bena.
Ten ostatni unosi brew.
– Dlaczego płaczesz?
Kręcę głową i szybko ocieram łzy, mamroczę coś o tym, jak bardzo
jestem w tej chwili szczęśliwa, i krzywię się, bo mój wygląd
z pewnością przeczy moim słowom.
Boże, można by pomyśleć, że już jestem w ciąży.
Ben przyciąga mnie bliżej, śmieje się i całuje w skroń.
Kilka minut później z tłumu wyłania się CJ, macha ręką za siebie,
a potem bierze piwo.
– Cześć, stary. Twój dzieciak ma niezłe ruchy. Możesz go poprosić,
żeby trochę wyluzował? Bo odwraca uwagę ode mnie.
– Jesteś zazdrosny o mojego syna? – pyta Ben i trochę się odsuwa,
ponieważ jak na jego gust CJ za bardzo się do niego zbliżył. –
Co ty wyczyniasz?
– Pachniesz lawendą.
Ben robi wielkie oczy. Odwraca się i kręci głową, a siedząca obok
mnie Tessa piszczy ze śmiechu.
– Ben, jak często się kąpałeś? – pyta i opada z rechotem na Luke’a.
Reed się ożywia i wreszcie odrywa głowę od szyi Beth – na tyle,
żeby z nami porozmawiać.
– Właśnie, na próbie przyszło mi do głowy, że jakoś inaczej
pachniesz – powiedział z powagą w głosie. – Nie, żebym się pochylał
i celowo wdychał twój zapach. – Unosi brwi i patrzy na CJ-a.
– Nieważne, stary. Jestem na tyle pewien mojej heteroseksualności,
żeby wyczuć zapach innego mężczyzny. – I zwraca się do Bena. –
Ładny. Ale trochę kobiecy. Jednak skoro ci to nie przeszkadza…
Ben głośno nabiera powietrza, krzyżuje ręce na piersi.
– Mówiłaś, że tego nie czuć – mruczy i uśmiecha się do mnie
złośliwie. – Kłamczucha.
Wzruszam ramionami.
– Pachniesz tak jak Chasey. Czyli ładnie. CJ ma rację.
– Ale on powiedział też, że to kobiecy zapach – dodaje Luke
i wybucha śmiechem. – Nie zapominaj o tym. To fajne u dziecka,
u dorosłego faceta – niekoniecznie.
Ben pokazuje Luke’owi środkowy palec i tą samą ręką podnosi
piwo. Bierze kilka łyków, a potem macha butelką w stronę tłumu.
– Ej, Reed? To nie jest twoja siostra?
Patrzę w górę i widzę idącą przez parkiet Riley, torującą sobie
drogę między gośćmi i wyglądającą na niezbyt zadowoloną z faktu,
że w ogóle musiała tutaj przyjść.
Jest drobna, może trochę niższa niż Tessa, ma bardzo jasne blond
włosy tak jak Reed i szafirowe oczy, porażające błękitem nawet
z oddali. I ta piękna dziewczyna wygląda teraz na wściekłą.
Wściekłą na tyle, by wrzucić do oceanu kogoś dwa razy od siebie
większego.
Oho.
– No wreszcie – wykrzykuje Reed zmęczonym głosem. Zdejmuje
Beth z kolan i oboje wstają.
Nikt nie wie, dlaczego siostra Reeda nie przyszła na próbę. Nawet
Beth, która jest z nią naprawdę blisko, zdaje się nie przejmować
przyczyną.
Jedyne, co powtarza od początku, to to, że Riley musi załatwić
kilka spraw i przyjdzie, gdy tylko będzie mogła.
I tak lepiej dzisiaj niż jutro, gdy ma odbyć się prawdziwy ślub.
– Gdzie byłaś? – pyta ostro Reed i podchodzi do siostry. –
Wydzwaniam do ciebie od kilku godzin. Wiesz, że nie przyszłaś
na próbę?
Riley patrzy na niego wściekle, a potem już łagodniej
na pozostałych.
– Przepraszam za spóźnienie, ale naprawdę nie wiem, w czym
problem. Przecież noszenie kwiatków i przejście kilku metrów nie
wymaga Bóg wie jakiego geniuszu.
Podnosi głowę i patrzy na CJ-a, który gapi się na nią jak
zahipnotyzowany.
Jest spięty i nieruchomy. Nawet nie oddycha.
O co mu chodzi? I kto potrafi wytrzymać tak długo bez mrugania?
Ben kopie go w łydkę.
CJ podskakuje.
– Ej – mruczy, wyrwany wreszcie z odrętwienia. Odchrząkuje
i wyciąga rękę do Riley. – Przepraszam. My się chyba jeszcze nie
znamy. Jestem CJ. Podczas jutrzejszej balangi będę twoim
wspólnikiem w zbrodni. – Robi dziwną minę, spuszcza wzrok
i mruczy: – Czy naprawdę użyłem policyjnego odniesienia?
– Tak. – Luke się śmieje, opiera na krześle i obejmuje Tessę. –
I całkiem nieźle ci to wyszło.
Riley przenosi wzrok z Luke’a na CJ-a, a potem szybko ściska jego
dłoń.
– Cześć – mówi cicho. – Przepraszam, ale jutro prawdopodobnie
będę zachowywać się jak ostatnia zołza. Nie bierz tego do siebie.
CJ się uśmiecha, a potem cofa i chowa ręce do kieszeni.
– Pewnie, kochanie.
– Co? – Reed patrzy na niego ostro, potem jednak postanawia
zgłębić słowa siostry. – Dlaczego będziesz ostatnią zołzą? O co ci
chodzi?
– Doskonale wiesz, o co mi chodzi. Reed, nie udawaj głupka.
– On wcale nie udaje. – Ben uśmiecha się złośliwie i próbuje
poprawić atmosferę.
Bezskutecznie.
Po chwili wstaje i patrzy na wszystkich.
– Zaprowadzę Nolana do toalety, bo teraz tańczy już w bardzo
charakterystyczny sposób.
Luke zrywa się z krzesła.
– Pójdę z wami.
Spodziewam się, że CJ zrozumie, że to będzie bardzo prywatna
rozmowa, i też sobie pójdzie, nawet jeśli nie musi skorzystać z toalety,
ale on sterczy w miejscu i cały czas wpatruje się w Riley.
Patrzę, jak Ben idzie na parkiet, bierze Nolana i niesie przez tłum.
Obok idzie Luke. Gdy tylko znikają mi z pola widzenia, odwracam się
w stronę przedstawienia.
Zostałam, żeby zapewnić wsparcie moralne.
Nagle na twarzy Reeda pojawia się zrozumienie. Prostuje się.
– Czy chodzi ci o Dicka? Naprawdę masz zamiar wściekać się
na mnie tylko dlatego, że go wylałem? Riley, daj spokój.
Wyświadczyłem ci przysługę.
Beth ciągnie go za rękę. Nagle wygląda na trochę zdenerwowaną.
– On ma na imię Richard – syczy Riley. Wbija palce w swoje
biodra. Jej dolna warga zaczyna drżeć. – I tak, będę się na ciebie
wściekać, bo go zwolniłeś. I nie pozwoliłeś mu przyjść jako moja
para. To było naprawdę świństwo.
Reed wzdycha i wyrzuca ręce w powietrze.
– Naprawdę bardzo mi przykro, że nie chciałem, żeby mój były
pracownik obżerał się łososiem i opijał tequilą na moim weselu.
– On wcale nie pije tequili! Ale wiesz, kto pije? Ja! I zgadnij,
na czyj rachunek, braciszku?
Odwraca się na pięcie, potrąca CJ-a, a następnie rusza do baru.
– Łał – mruczy Tessa.
Kiwam głową i patrzę to na nią, to na CJ-a, który bierze piwo
ze stolika i odchodzi, mrucząc coś o tym, że potrzebuje dolewki.
Reed kręci głową.
– Widzieliście to? Nie wierzę. Ona zachowuje się jak dziecko.
Beth obejmuje go w pasie od tyłu.
– Wścieka się, bo między nimi nie jest za dobrze. Daj jej trochę
czasu. Przyszła. Mimo wszystko postanowiła spędzić ten dzień
z nami, a nie siedzieć w domu z nim. To już coś.
Reed spuszcza głowę i wygląda na gotowego, by wziąć Beth
w ramiona i przycisnąć ją do najbliższej ściany. Przytula swoją
przyszłą żonę, całuje i coś szepcze.
Po chwili patrzy na nas dwie.
– Idziemy na spacer po plaży.
– Super.
– My pewnie niedługo pójdziemy spać – odpowiada Tessa
i machamy, gdy Beth unosi dłoń.
– To jakieś szaleństwo – mruczę, kiedy odchodzą, i poprawiam
Chase’a na rękach. – I widziałaś, jak CJ gapił się na Riley? Miał minę,
jakby chciał złapać ją za włosy i zaciągnąć do swojego domku
na szybkie bzykanko. Chyba oszalał, przecież Reed by go zabił.
– No cóż, wesela – prycha Tessa, odwraca głowę i się uśmiecha. –
Jutro będzie bardzo interesujący dzień.
Kiwam głową, przysuwam się do niej i obie zaczynamy się cicho
śmiać – każda z nas wyobraża sobie ten sam scenariusz, czyli Reeda
powalającego na ziemię drużbę, podczas gdy jego siostra wali go
w głowę bukietem.
Dzięki Bogu, że przywieźliśmy słuchawki do iPada Nolana. Być
może każemy mu założyć je podczas ceremonii.
Gdy Ben i Luke wracają do stolika, zamawiamy jakieś jedzenie
i jeszcze trochę siedzimy, śmiejąc się, gdy Luke opowiada, co Nolan
próbował na siebie zrzucić podczas pobytu w ich domu.
I wciąż wmawiał Luke’owi, że może kupować każdą aplikację
w nagrodę za to, że był bardzo grzecznym dzieckiem. I zachowywał
się, jakby regularnie oglądał Grę o tron.
Pod koniec posiłku Chase śpi już w ramionach Bena, a Nolan
okazuje pierwsze oznaki zmęczenia, próbuje ukryć ziewanie, bo chce
jeszcze zostać i potańczyć.
Tessa i Luke idą do baru, bo nie mają jeszcze zamiaru kończyć
tego wieczoru. Ben bierze Chase’a do pokoju, a ja zostaję z Nolanem
na kolejną piosenkę.
Po ostatnim dźwięku mój malutki tancerz wygląda, jakby miał
paść na podłogę.
Biorę go na ręce i niosę przez rzednący tłum. Ciało malca
natychmiast robi się wiotkie i wtula się we mnie.
Boże, jak ja kocham tego dzieciaka.
Całuję go delikatnie w policzek, czuję zapach słonej wody i piasku.
Jestem już przy naszym domku, sięgam do tylnej kieszeni po kartę,
żeby otworzyć drzwi, ostrożnie balansuję ciałem Nolana, żeby go nie
obudzić.
Podchodzę do wejścia i nagle słyszę odgłos zamykanych drzwi.
Zerkam przez ramię.
Z domku obok wychodzi Riley w sukience bez ramiączek koloru
kości słoniowej, trochę bardziej pogniecionej niż powinna.
Dziewczyna ma potargane włosy, wystające ze zdobionej spinki, i gołe
stopy. Sandały trzyma pod pachą.
Wygląda jak ktoś, kto właśnie uprawiał dziki seks bez zahamowań.
Dziwne. Dlaczego miałaby tak wyglądać, skoro jej chłopak został
w domu?
Patrzę na dom, potem na nią i nagle doznaję olśnienia: wiem, kto
śpi w tym domku.
Nie są to Reed i Beth. Nie Luke i Tessa. A już z pewnością nie
Riley.
Otwieram szerzej oczy ze zdumienia.
O w mordę.
Riley sapie i podnosi głowę, wreszcie mnie zauważa, jej oczy robią
się dwa razy większe i jakimś cudem wyglądają na bardziej
zaskoczone niż moje.
Wpatruję się w nią. Ona wpatruje się we mnie.
Wymieniamy się spojrzeniami, ona patrzy błagalnie, doskonale
wiem, co chce powiedzieć.
Nie mów Reedowi. Mio, błagam.
Gwałtownie kręci głową, odwraca się i biegnie ścieżką, znika
za zakrętem.
– Cześć.
– Podskakuję ze strachu, słysząc za sobą jakiś głęboki głos, ściskam
Nolana trochę mocniej, bo zaczyna wiercić się na rękach.
Odwracam się i uśmiecham niepewnie do Reeda.
– Boże, ale mnie przestraszyłeś.
– Właśnie widzę.
Zerka ponad moim ramieniem, a potem patrzy mi w twarz.
Uspokajam się, gdy nie widzę w jego oczach cienia podejrzliwości.
Wow. Niesamowite wyczucie czasu. Pięć sekund wcześniej i Riley
zostałaby przyłapana na gorącym uczynku.
– Widziałaś Riley?
KUŹWA.
Mrugam gwałtownie.
– Eee, kogo?
Reed śmieje się i dziwnie na mnie patrzy.
– Riley. Moją siostrę. Wściekłą blondynkę, która ma zamiar mnie
zabić. – Przeczesuje włosy palcami i patrzy na plażę. – Chciałem
ją przeprosić, ale jej domek jest pusty. Myślisz, że może jest jeszcze
w barze?
Gdy na mnie zerka, kiwam głową z przekonaniem.
– Oczywiście. Tak. Jestem pewna, że tam właśnie siedzi.
Bo i dlaczego miałaby być tutaj? To niemożliwe.
Reed jeszcze raz przekrzywia głowę i unosi brew ze zdziwienia.
Mio, Boże. Byłby z ciebie szpieg od siedmiu boleści. Zamknij się.
– Tak, dobrze. – Reed kiwa głową. Wygląda na przekonanego. – Idę
jej poszukać. Do jutra.
– W porządku.
Idzie ścieżką do baru.
Gdy tylko znika mi z pola widzenia, opieram się o drzwi.
Moje tętno szaleje, serce wali jak skrzydła kolibra. Skóra jest
trochę lepka.
Nienawidzę tajemnic. I nie mam zamiaru nosić tego ciężaru sama.
Nie, dziękuję. Jeśli mam oszaleć, ktoś musi oszaleć ze mną.
Otwieram drzwi, wchodzę do pokoju i widzę leżącego na łóżku
Bena.
– CJ i Riley właśnie uprawiali seks. Taki dziki, po całym pokoju.
Jestem o tym przekonana.
Ben odrywa wzrok od telewizora, a potem wraca do oglądania.
Wzrusza ramionami.
– Można było się tego spodziewać – mówi nonszalancko. Zupełnie
nie robi to na nim wrażenia.
Zbija mnie z pantałyku. Czy on nie zdaje sobie sprawy z tego, jak
to się skończy?
Zanoszę Nolana do łóżka i kładę go obok Chase’a, przykrywam.
Idę na drugą stronę i siadam Benowi na kolanach, blokując mu widok
na to, co ogląda.
– Wiesz, co się stanie, gdy Reed się o tym dowie?
– A kto powiedział, że się dowie?
Gapię się na niego z rozdziawionymi ustami.
– Jeśli zaczną się ze sobą umawiać, to chyba będzie to oczywiste?
Ben prycha, łapie mnie w pasie i przyciąga bliżej.
– Może po prostu mieli ochotę na seks. Mio, ludzie tak robią. Nie
zawsze chodzi o związek z kimś.
Unoszę brew.
Przysuwa usta do moich.
– Chyba że chodzi o ciebie i mnie.
– Dobrze, że to dodałeś – szepczę i powoli go całuję, zapominam
o wszystkim poza tym pokojem i znowu pozwalam pochłonąć się
temu mężczyźnie. – Mam ochotę zrobić więcej niż to, ale chyba
powinniśmy pozwolić chłopcom się wyspać.
Przejeżdża dłońmi po moich plecach do tyłka, ściska pośladki.
– Tak – mruczy.
– Wystarczy ci teraz tylko pocałunek?
Przestaje oddychać, odchyla się, obejmuje moją twarz, gładzi
kciukiem moje usta, rozsmarowuje po nich ślinę i wpatruje się w nie.
– Tak. Jeden, ale za to jaki, Georgio.
Mrugam i oddech więźnie mi gdzieś w gardle, bo przypominam
sobie tamtą noc w barze i słowa Bena, jego piękną twarz, zmrużone
oczy, gdy czytał tablice rejestracyjne mojego samochodu, a potem
zabrał mnie do domu i już nigdy nie wypuścił z objęć.
Nie wiedział, kim jestem. Ja też go nie kojarzyłam. Oboje się
myliliśmy i było cudownie.
Ciągnę go, żeby wstał z łóżka, moje serce wali teraz z zupełnie
innego powodu. Powoli wycofuję się do łazienki, cały czas trzymając
go za rękę.
– Chyba czas na kolejną kąpiel – mówię i uśmiecham się znacząco.
Śmieje się. Piszczę cicho i rzucam się w jego ramiona w chwili, w
której zdejmuje koszulę.
– Ale bez bąbelków.
Uśmiecham się w jego usta.
– Kocham cię.
– I tylko tego potrzebuję, kochanie – mówi i przyjmuje
odpowiednią pozycję, by mnie wziąć. – Zawsze będę potrzebować
tylko tego.
Zamykam oczy i czuję, jak mnie rozciąga. Wypełnia.
Jestem w domu.
PLAYLISTA
Ride, Chase Rice
Zapętlijcie to sobie.
PODZIĘKOWANIA
Te podziękowania będą krótkie.
Dziękuję każdej czytelniczce, która zakochała się w Benie i reszcie
chłopców z Alabamy. Wasz entuzjazm stanowi dla mnie inspirację
każdego dnia.
Xo
Spis treści
Prolog Mia
Rozdział pierwszy Mia
Rozdział drugi Ben
Rozdział trzeci Mia
Rozdział czwarty Ben
Rozdział piąty Mia
Rozdział szósty Ben
Rozdział siódmy Mia
Rozdział ósmy Ben
Rozdział dziewiąty Mia
Tytuł oryginału: Where We Belong
Edipresse Polska SA
ul. Wiejska 19
00–480 Warszawa
ISBN: 978-83-8117-773-3