You are on page 1of 130

POLECAMY

J. Daniels
Moje miejsce na ziemi
Wszystko, czego pragnę
Gdy upadnę
To, czego potrzebuję
Niniejszą książkę dedykuję
Kellie Richardson.
Oczywiście.
PROLOG
Mia

Gdyby dziesięć, piętnaście lat temu ktoś powiedział, że nie tylko


polubię Benjamina Kelly’ego, mojego największego prześladowcę, ale
zakocham się w nim po uszy i za niego wyjdę, to… No cóż. Nie wiem,
co bym odpowiedziała. Wtedy tego, kto gadałby takie bzdury,
prawdopodobnie wysłałabym do Tessy, żeby się z nim rozmówiła.
Nawet jako dziecko miałaby odpowiednio zjadliwą odpowiedź.
Ale ja? Pewnie stałabym w miejscu i gapiłabym się na tego
człowieka z niedowierzaniem, trochę z odrazą, ale może, może jakaś
ukryta malutka część mnie uśmiechnęłaby się na myśl o tym, że Ben
mógłby mnie polubić, zakochać się i poślubić.
Uwielbiam sobie wyobrażać, że zawsze istniała jakaś część mojej
duszy, która należała do Bena. Coś, co w niezaprzeczalny sposób nas
do siebie ciągnęło. Jakaś niedostrzegalna energia, niczym siła kryjąca
się za podmuchem wiatru.
Istniała od zawsze.
To dzięki niej trzy lata temu wróciłam do Ruxton w stanie
Alabama. To ona skłoniła Bena, by owego wieczoru poszedł do knajpy.
I to dzięki niej zakochanie się w nim stało się tak niewiarygodnie
proste.
Przez wszystkie lata w poprzednim życiu go nienawidziłam. Ale
to życie nigdy do mnie nie należało. Nie pamiętam już tych emocji.
Nie pamiętam bólu i cierpienia, jakie wywołał. Wstrętu, jaki do niego
czułam. Patrzę na mojego męża i jedyne, co widzę, to miłość. Jedyne,
co czuję, to miłość.
Miłość.
Miłość.
Miłość.
Mój umysł kocha Bena. Moje serce kocha Bena. Moje ciało kocha
Bena. To on ogrzewa moją krew. Jest rykiem mojego pulsu.
Dajcie mi sto lat z Benjaminem Kellym, a nadal będę błagać
o więcej.
A jak to wygląda ostatnio? Z dwoma chłopcami, którzy
do perfekcji opanowali przerywanie mamusi i tatusiowi, w chwili gdy
wreszcie zaczynają się dotykać, nie będę prosić o nic niewykonalnego.
Proszę o jedną godzinę.
Dajcie mi godzinę sam na sam z Benjaminem Kellym.
Mogę nawet błagać.
Jestem w takim stanie, że będę błagać o pięć minut.
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym

Zamówienie nr 15042498655 swiatksiazki.pl

ROZDZIAŁ PIERWSZY
Mia

Włączam nianię elektroniczną i stawiam na szafce przy łóżku.


Niebieskie światło migocze, aparat zbiera każdy dźwięk, jaki
Chase wydaje, rzucając się po łóżeczku. Wyobrażam sobie, jak wtula
w koc swoją małą buźkę z dołeczkami. Pod pachą trzyma fioletową
ośmiornicę. Zawsze z nią śpi. To jego smok.
Moi chłopcy, ląd i morze.
Wpatruję się w łóżko po stronie Bena i zdejmuję szorty
i bezrękawnik, zakładam jedną z koszulek Akademii Policyjnej
Ruxton. Kołdra jest bez zmarszczek. Nienaruszona. Wzdycham
ciężko, opadam na łóżko i przytulam jego poduszkę do piersi.
Jeszcze jedna noc.
Tęsknię za nim nie tylko wtedy, gdy jestem sama, tak jak teraz,
kiedy położyłam już chłopców spać. Tęsknię za Benem wracającym
do domu, gdy gotuję kolację. Tęsknię za tymi kilkoma godzinami,
które spędza razem z nami, za tym, jak pomaga mi przy chłopcach.
Tęsknię za tym, jak rzucamy się na siebie, gdy zasypiają, dwa walące
serca i plątanina kończyn, dyszenie w korytarzu, ciągnięcie się do
sypialni, zrywanie ubrań. Czasami udaje nam się dotrzeć do łóżka,
czasami nie. Na podłodze. Przy ścianie. Ja, pochylona i łapiąca się
czegokolwiek, co jest w zasięgu. Jesteśmy cicho, miękkie odgłosy
uderzających o siebie ciał są ledwo słyszalne wśród ciężkich
oddechów i zdesperowanych jęków. Mówi mi, żebym doszła, żebym,
kuźwa doszła, a ja dochodzę, szarpiąc się, podczas gdy on oddaje
mi wszystko, co ma, wraz z całą miłością, którą potrafi mi dać.
A potem padamy na łóżko, nadal przytuleni, przyciska usta do mojej
skóry i cały czas trzyma dłoń między moimi nogami, przyciska mnie
do siebie.
Zasypiam w jego ramionach, czuję się taka mała i bezpieczna,
moje serce jest go pełne.
Kocham wieczory z Benem, teraz jednak – tak jak w ciągu
ostatnich dwóch miesięcy – moje wieczory to jego poranki.
Gdy kąpię dzieci i odprawiam wszystkie rytuały przed snem, on
wychodzi z domu do pracy. A ponieważ jestem zajęta, nie może
przycisnąć mnie do ściany i zerwać ze mnie ubrań. Nie podgryza i nie
smakuje mojej skóry. Nie dochodzi. Ja nie dochodzę.
Tak naprawdę to ostatnio w ogóle rzadko się to zdarza.
Chłopcy wręcz rozsadzają ten dom, badają i sprawdzają, co się da,
a ponieważ niestety jeden z nich właściwie nie sypia już w dzień, nie
ma szans sam na sam z Benem. Nie pamiętam, żeby w ciągu ostatnich
dwóch miesięcy, odkąd wyznaczono mu nocną zmianę, nie
przerywano nam, gdy tylko się do siebie przytuliliśmy.
To tak, jakby dzieci miały wbudowany radar. Szósty zmysł, który
daje o sobie znać za każdym razem, gdy tatuś łapie mamusię za pierś.
Ich wyczucie czasu robi wrażenie, nigdy nie przepuszczą okazji.
Wcześniej nie było aż tak źle. Śmiałam się, obejmowałam twarz
Bena, całowałam jego wściekłą minę i obiecywałam, że zajmę się nim
później. Kładliśmy dzieci spać, a potem on łapał mnie albo ja jego,
albo łapaliśmy się oboje i nie zastanawialiśmy się, kto co robi, dopóki
nam się udawało robić cokolwiek. I zawsze nam wychodziło.
A teraz? Nikt niczego nie łapie. Nie mamy naszych wspólnych
wieczorów. Gdy Ben jest w domu i odsypia, ja jestem z chłopcami.
Wszystko jest wywrócone do góry nogami.
Ale już widzę światełko na końcu tego smutnego tunelu.
Po ostatniej zmianie Bena wrócimy do naszych ukradkowych
pocałunków i pełnych namiętności sekund – dopóki nie przyłapią nas
dwaj mali chłopcy. A gdy to zrobią – nie „jeśli” – nie będzie takiego
dramatu. Jestem pewna, że nadal będę całować wściekłego Bena
i tłumić słowa, których nie chcę wypowiadać na głos, ale między
wieczorem a świtem będziemy mieć dla siebie kilka godzin, i wtedy
nikt i nic nam nie przeszkodzi.
Żadnych zakłóceń. Tylko dwa walące serca, gorączkowy dotyk,
cicha wspinaczka ku uniesieniu i cudowny błogi upadek.
Wchodzę pod zimną kołdrę, wymieniam swoją poduszkę
na poduszkę Bena i wtulam w nią nos, wdycham go, pozwalam,
by jego zapach przeniknął do płuc. Ten odległy zapach Bena niesie
ze sobą tyle wspomnień.
Wspomnień, gdy byliśmy razem tamtego wieczoru w barze.
Mojego pierwszego razu.
Boże, od tej pory jestem od niego uzależniona.
Przewracam się na plecy i biorę telefon z nocnego stolika.
Odgarniam włosy z twarzy i szybko piszę wiadomość.

Ja: Tęsknię za tobą. XO

Podnoszę telefon nad głową i robię sobie selfie, posyłając mu


buziaka. Dołączam zdjęcie do wiadomości. Potem wybieram numer
Tessy.
Odbiera po dwóch sygnałach.
– Nie wiem jak ty, ale jestem gotowa wyskoczyć z tego pociągu
wiozącego mnie do krainy bez seksu.
– Co? – Śmieję się, kręcę głową i wyciągam nogi. – Przecież masz
seks. O czym gadasz?
– Ale nie taki, jakiego pragnę! – Wzdycha. – To znaczy, okej, nie
zrozum mnie źle. Nie mam problemu z obudzeniem Luke’a na seks
w południe, ale tęsknię za czasami, gdy pieprzył mnie całą noc z taką
intensywnością, jakbyśmy mieli zaludnić całą ziemię po apokalipsie.
– No cóż, ciesz się, że przynajmniej masz seks w ciągu dnia. Ja nie
mam takiej możliwości, nawet gdy Chase idzie spać. Nolan nie może
zostać bez opieki.
Od samego początku timing jest bardzo kiepski. Obaj chłopcy mają
w tym równy udział.
Gdy zaczęły się te straszne nocne zmiany, Nolan chodził do szkoły
na pół dnia. Tak więc kiedy Chase ucinał sobie drzemkę, mogłam
spędzić trochę czasu sam na sam z Benem.
Brzmi jak plan idealny, prawda?
Pudło.
Chase nie zasypiał, dopóki Nolan nie wrócił ze szkoły. Powinnam
wiedzieć, że moi uroczy chłopcy potrzebują do zaśnięcia ciągłego
hałasu. Najwyraźniej młodszy zasypia najlepiej przy nieustannym
gadaniu starszego. To było mniej więcej w czasie, gdy z Chase’a
zrobiła się przylepa, przez co nie mogłam iść nawet do łazienki. Tak
więc gdy przyszło mi do głowy posadzenie go w krzesełku do
karmienia, zostawienie kilku zabawek i wymknięcie się do sypialni
na szybki numerek, on zaczynał wrzeszczeć i wrzeszczeć, i
wrzeszczeć, jakby ktoś obdzierał go ze skóry.
Czułam się strasznie. Łajałam się w myślach za to, że jestem
najgorszą matką na świecie. Jak mogłam postawić moje potrzeby
wyżej nad jego?
A teraz, gdy Nolan ma wakacje i jest w domu dwadzieścia cztery
na dobę? Chase zasypia od razu i nawet nie jęknie, kiedy go
zostawiam, bo idę do łazienki.
Od pierwszego dnia wszystko idzie zgodnie z ich planem.
Tessa ziewa, zagłuszając cichy pomruk grającego w tle telewizora.
– Włącz mu jakiś film. Albo każ pobawić się w swoim pokoju.
Przecież po to właśnie wymyślono iPady.
– Przecież wiesz, że Nolan jest strasznie ciekawski. Gdy tylko
usłyszy, że ktoś zamyka jakieś drzwi, od razu biegnie, żeby sprawdzić,
co się dzieje. I, przysięgam na Boga, doskonale wie, kiedy jestem
naga, i wparowuje do sypialni dokładnie w tej chwili. Jest taki sam jak
Ben.
– Ach, ci chłopcy od Kellych. – Tessa się śmieje. – Kochają cycki
nade wszystko.
Przewracam oczami.
– Mają to we krwi. À propos cycków, chcę iść na zakupy po nowe
bikini na ślub. Wszystkie mi wyblakły od chloru w basenie moich
rodziców.
Ślub, Reeda i Beth. W przyszłym tygodniu jedziemy na Sparrow’s
Island, gdzie odbędzie się ceremonia. Beth bardzo chciała wziąć ślub
na plaży, a jej kochana ciotka i wujek nie mają zamiaru na niej
oszczędzać. Na zdjęciach, które widziałam w internecie, plaża
wygląda przepięknie. Biały piasek i krystaliczna niebieska woda.
Jesteśmy zaproszeni my, siostra Reeda, Ben, Luke, Tessa, CJ i chłopcy.
Zamieszkamy w domkach na plaży, z których roztacza się wspaniały
widok na ocean.
Nie mogę się doczekać tego wyjazdu. Mam wrażenie,
że po ostatnich dwóch miesiącach bardzo go potrzebujemy.
– Wiesz, gdy mówisz, że potrzebujesz nowego bikini na ślub,
to brzmi, jakbyś rzeczywiście miała włożyć je na ceremonię – mówię
i się uśmiecham. – A przecież planujesz włożenie sukienki, którą
wybrała Beth, prawda? Już za nią zapłacili.
Tessa sapie.
– O mój Boże. Wyobrażasz sobie Bena, gdybyś włożyła bikini
na uroczystość? Wydłubałby oczy wszystkim facetom w promieniu
pięćdziesięciu kilometrów. Musisz to zrobić, koniecznie!
– Co? – Śmieję się i poprawiam na materacu.
Chyba ją pogięło. Z pewnością zrobiłby coś więcej niż to.
– A co z Lukiem? Co by zrobił, gdybyś włożyła kostium i gdyby
zobaczył cię półnagą podczas ślubu?
– Luke? – Zastanawia się przez chwilę. – Mmm. Prawdopodobnie
rzuciłby mnie na piasek i przeleciał na oczach moich rodziców. Jak
jakiś dzikus.
– O, to miłe. Jestem pewna, że Ben nie miałby nic przeciwko
oglądaniu, jak ktoś pieprzy jego siostrę.
Mój telefon pika, gdy otrzymuję wiadomość. Podnoszę go nad
głową.

Ben: Cholera, aniele. To najmniej odpowiednia chwila, żeby


mi stanął.

Oblewam się rumieńcem. Och, doprawdy?


Przykładam telefon z powrotem do ucha i słyszę koniec
wypowiedzi rozbawionej Tessy.
– Posłuchaj, muszę kończyć. Daj znać, kiedy będziesz chciała iść
na zakupy, to pójdę z tobą.
– Super. Zadzwonię też do Beth. Jeszcze tylko jedna noc tego
piekła bez seksu.
Śmieję się.
– Tak. Na razie.
Kończę rozmowę, oblizuję dolną wargę i piszę odpowiedź.
Ja: Czyli nie powinnam pisać, jak mokre są moje palce?
Ja: Ups…

Mój telefon natychmiast zaczyna dzwonić. Podskakuję i przestaję


się złośliwie uśmiechać. Wolną ręką łapię się za serce, odbieram
i mówię najbardziej nonszalanckim głosem.
– Słucham?
– Mia – mruczy Ben.
Czuję, jak stają mi włoski na karku.
Cholera. Czyżby się wściekł?
– Cze… cześć, kochanie. Tak naprawdę nie…
– Iloma palcami to robisz?
Jego pytanie, a raczej żądanie odpowiedzi, sprawia, że z moich
płuc ucieka całe powietrze. Był to rozkaz mężczyzny, dla którego,
z którym, przez którego – nazwijcie to, jak chcecie – kiedykolwiek
robiłam sobie dobrze. Ben jest i zawsze będzie jedynym mężczyzną,
z którym to robię, a teraz nie pyta, w jaki sposób się dotykam. On się
upewnia, że to robię.
Podczas gdy on siedzi w pracy.
Cholera jasna.
Ponownie oblizuję usta, przejeżdżam dłonią w dół, wkładam
ją w majtki i w wilgotną szparkę.
– Jednym – odpowiadam drżącym głosem, moje palce są mokre
i zaczynają drżeć.
Słyszę jego ciężki oddech.
– Aniele, wyobrażasz sobie, że to ja?
– Tak.
– Zapomniałaś już, jaki jestem gruby?
Zamykam oczy i jęczę.
– Jezu, Ben. Jesteś sam?
– Naprawdę sądzisz, że doprowadzałbym cię do orgazmu przez
telefon, gdyby obok siedział hałaśliwy Luke? Kazałem mu iść
na spacer.
Uśmiecham się.
Rzeczywiście, to było głupie pytanie. To oczywiste, że Ben nie
rozmawiałby ze mną w ten sposób, gdyby ktokolwiek go słuchał.
W przeciwieństwie do mnie on nie czerpie takiej przyjemności z tego,
że ktoś nas słyszy. Pomijając sytuacje, w których bierze mnie gdzieś
na zewnątrz – wtedy dosłownie go o to błagam.
– Ty możesz być szybki – mówię mu wtedy. – A ja będę cicho.
On patrzy na mnie z powątpiewaniem i zachowuje się, jakby mój
pomysł mu się nie podobał, gdy jednak ściągam koszulkę, zapomina,
że miał się ze mną kłócić.
– Kochanie – mówi to takim głosem, że czuję mrowienie w dole
kręgosłupa. – Ile palców?
– Trzy. – Oddycham z trudem, kładę się na łóżku. Teraz mam
mokrą całą dłoń. – Jestem taka wilgotna – szepczę.
– Kuźwa, jaka szkoda, że mnie tam nie ma. Nie mogę cię dotknąć.
Nie mogę w ciebie wejść. Bo tego właśnie chcesz, prawda? Mio,
chcesz, żebym cię pieprzył?
– Tak – dyszę.
– Kochanie, z pewnością nie byłoby to powoli. Boże, nie
potrafiłbym powoli. Nie dzisiaj. Potrzebuję cię… na moim kutasie.
Pragnę, żeby ta mokra cipka mnie ściskała. – Słyszę, że zaczyna
dyszeć. – Rozłóż nogi. Chcę, żebyś rozłożyła je jak najszerzej. No,
dalej, aniele.
Zginam nogi w kolanach i rozkładam.
– Zrobione. – Rozszerzyłam je tak, że aż boli.
– To dobrze. A teraz pieprz się tak, jak ja bym to zrobił. Szybko,
kochanie. Chcę to słyszeć. Chcę słyszeć, jaka jesteś mokra.
Jęczę i myślę o Benie, który jest obok mnie, nade mną, patrzy
między moje nogi tymi swoimi dzikimi szarymi oczami, wkładam
i wyjmuję palce z siebie. Wkładam i wyjmuję. Coraz szybciej.
Kciukiem pieszczę łechtaczkę, pocieram tak, jak robi to Ben.
Skręcam nadgarstek. W powietrzu unoszą się ciche chlupoty.
– Słyszysz mnie? – pytam, oddychając z trudem. Serce wali mi jak
szalone. – Ben…
– Aniele – mruczy.
Jego głos wprawia w drżenie całe moje ciało. Przysięgam, że robię
się jeszcze bardziej mokra.
– Nie przestawaj. Robisz to dla mnie, prawda?
– Tak, ja… Leje się ze mnie. Mam mokrą całą rękę. Boże, Ben.
– O kuźwa.
W jego głosie słychać desperację. Jest tak samo podniecony jak ja.
Wyobrażam sobie, jak patrzy na mnie i bawi się swoim penisem.
Pulsuje mu w dłoni, główka jest czerwona i nabrzmiała. Mokra.
O Boże, on też jest mokry. Jedną ręką łapie się za jądra, drugą ociera
kutasa o moje udo.
– Kochanie, chcę poczuć, jak go ściskasz. Jak mnie wyciskasz. No,
dalej. Weź te palce tak jak bierzesz mnie. Dojdź na nich.
OBożeBożeBoże.
– Ben – szepczę, wyginając się w łuk. Trzęsą mi się nogi, czuję
cudowne ciepło rozlewające się po kręgosłupie. – Dochodzę. Do-
dochodzę.
Upuszczam telefon, ściskam pierś przez koszulkę i jęczę w ciszy
sypialni, a potem opadam na łóżko bezwładna i ciepła. Nasycona.
Usatysfakcjonowana, ale tylko na tyle, na ile mogę być taka bez
niego.
– Ej. – Przykładam telefon do ucha, zaciskam nogi. Czuję, jak
piecze mnie twarz. – Tęsknię za tobą.
Słucham jego powolnego ciężkiego oddechu.
– Ja za tobą też, Mio. To mnie zabije. Wiesz o tym, prawda?
Ta rozłąka… Niemożność bycia z tobą tak, jak chcę. Mam wrażenie,
że zaraz oszaleję.
Czuję delikatne wyrzuty sumienia.
– Ja też.
– Zajmujesz się naszymi chłopcami, wysyłasz mi urocze zdjęcia
i robisz sobie dobrze, myśląc o moim kutasie.
Uśmiecham się i przewracam na jego stronę łóżka.
– O twoim cudownym kutasie. Dwadzieścia trzy centymetry
perfekcji.
– Kocham cię. – Śmieje się, jest to głęboki, dudniący odgłos.
– Też cię kocham. Jeszcze jedna noc.
– Tak. – Wzdycha. – Wyobrażam go sobie zrelaksowanego, jak
zwiesza szerokie ramiona i odrzuca głowę do tyłu. Napięcie opuszcza
jego ciało. – Jeszcze jedna noc – powtarza. – Ostrzegam cię, Mio. Gdy
tylko zostaniemy sam na sam, będę pieprzyć cię w całym domu. Przez
całą noc. Nie mam zamiaru spać.
– Dobrze. – Śmieję się. – Ale kiedyś będziemy musieli się przespać.
Chociaż kilka godzin.
– Ty możesz sobie spać, ja będę cię pieprzył.
– Ben. – Śmieję się głośniej, zakrywam usta dłonią.
– Chryste, jak ja kocham ten dźwięk. Zamknij oczy i udawaj,
że jestem z tobą.
– Jasne. – Zamykam oczy, wsłuchuję się w jego oddech w moim
uchu, z każdą sekundą staje się coraz bardziej spięty. – Luke już
wraca, prawda?
– Kretyn. Kazałem mu nie wracać, dopóki do niego nie zadzwonię.
Nadal paraduję z na wpół sztywnym kutasem.
– Aaach, kochanie. Wiesz, co bym zrobiła, gdybym tam była?
– Mio – ostrzega.
– Uklękłabym i zaczęłabym go lizać…
Połączenie zostaje przerwane.
Och, naprawdę mam nadzieję, że da mi za to popalić.
Zamykam oczy, uśmiecham się sennie.
– Będę czekać, oficerze Kelly.
ROZDZIAŁ DRUGI
Ben

Wyłączam trucka, wyjmuję kluczyki z zapłonu, wysiadam,


zamykam drzwi i ruszam podjazdem do domu.
O ósmej piętnaście rano niebo rozbłyska jasnymi kolorami, słońce
zaczyna już ogrzewać powietrze.
Drapię się po karku i mrużę oczy, żeby uniknąć ostrych porannych
promieni słonecznych.
Cholerne nocne zmiany. Cieszę się jak diabli, że znowu wrócę
na dzienną zmianę. Dwa miesiące właściwie bez możliwości
spędzenia czasu z rodziną dały mi się we znaki. To było trudne dla
wszystkich. Chłopcy nie rozumieją, dlaczego tak rzadko mnie widują.
Chase’owi nie da się tego jeszcze wytłumaczyć. Niby ma już dwa lata,
ale nadal jest za mały, by zrozumieć, dlaczego muszę pracować.
Nolan jest przyzwyczajony do tego, że wychodzę w dzień. Robię tak
przez ostatnie sześć lat, ale jego zdaniem, gdy wszyscy śpią, bandyci
również powinni spać. Wydaje mu się, że nocą cały świat udaje się
na spoczynek.
Chciałbym, żeby tak było. Tęsknię za synami. I za Mią, kuźwa,
tęsknię za nią tak bardzo, że aż boli. Nie wstydzę się przyznać
do tego, że jestem od niej uzależniony. To właśnie dzięki tej kobiecie
oddycham, a przez ostatnie dwa miesiące zrobiła dla mnie i dla naszej
rodziny więcej, niż prawdopodobnie zdaje sobie sprawę.
Nie mogę się doczekać, gdy będę wielbić każdy centymetr jej ciała.
Wchodzę na ganek i słyszę rozemocjonowany głos Nolana,
dobiegający gdzieś z domu. Chase piszczy i się śmieje,
prawdopodobnie na widok czegoś, co robi jego starszy brat.
Otwieram drzwi i wchodzę do środka, idę w stronę hałasu w kuchni.
Staję w wejściu, niezauważony opieram się o ścianę i obserwuję
moją rodzinę.
Nolan siedzi przy stole, je naleśniki i coś rysuje na podkładce.
Chase siedzi obok w wysokim krześle i oburącz próbuje dosięgnąć
talerza z naleśnikami, który znajduje się poza jego zasięgiem. Wierzga
nogami i płacze.
– Ciii, Chasey – mówi Nolan, skupiając się na kartce papieru. –
Rozpraszasz mnie.
– Poczekaj, kochanie, już robię ci mleko.
Ten kochany uroczy głos. Natychmiast czuję pulsowanie między
nogami. Wystarczy, że ją usłyszę, i już jestem gotowy.
Patrzę na nią.
Stoi tyłem do mnie i nalewa mleko do kubka Chase’a. Ciemne
włosy opadają jej do połowy pleców, są potargane. Ma na sobie jedną
z moich koszulek. Jest za duża i na niej wisi, rękawy sięgają do łokci,
a dół zakrywa tyłek, odsłaniając długie opalone nogi i gołe stopy.
Chryste, ale mam szczęście. Nadal nie mogę uwierzyć,
że ta idealna kobieta należy do mnie.
– Tatuś! – Nolan zeskakuje z krzesła i rzuca się do mnie, przytula
się do mojej nogi. Chase zaczyna wołać „Tatatata”, tak jak zwykle,
kiedy mnie widzi, a Mia się odwraca, uśmiecha się i przygryza wargę,
wygląda, jakby do głowy przyszło jej milion sprośnych myśli.
– Aniele.
Mruga do mnie, a potem odwraca się, żeby odstawić mleko.
W drodze do lodówki kołysze biodrami.
Pamiętam, że w kuchni znajdują się chłopcy, w tym jeden nadal
trzyma mnie za nogę, pragnę więc, żeby mój kutas zignorował żonę
i jej oszałamiające ciało, co jest prawie niemożliwe. Łapię Nolana,
biorę go na ręce i uśmiecham się, gdy przejeżdża palcem po moim
nosie. Robię mu to samo, chichocze.
– Cześć, kolego. Byłeś grzeczny?
– Tak. Dzisiaj sam pościeliłem łóżko. Chasey jeszcze tak nie umie.
Chichoczę, zanoszę Nolana do stołu i siadam obok Chase’a,
uśmiecham się do mojego drugiego chłopca. Łapię go za lepką rączkę
i całuję.
– Cześć, maluchu. Jesteś głodny?
Chase znowu patrzy na talerz naleśników i próbuje ich dosięgnąć,
wydając z siebie różne pomruki i stęknięcia. Z wysiłku jego twarz
staje się ciemnoczerwona, a brązowe oczy robią się okrągłe.
– Tatusiu, on zjadł już całego naleśnika. Mamusia mówi, że przeje
nasz dom. Nie chcę tego. Podoba mi się tutaj.
Słyszę za sobą śmiech Mii.
Uśmiecham się, biorę widelec i zaczynam karmić Chase’a.
– Rośnie. Gdy byłeś w jego wieku, też tyle jadłeś. Jak myślisz, skąd
masz takie duże mięśnie?
– Będę taki duży jak ty. Zobacz! – Zgina ręce, rękawy koszulki
podciągają się do góry, odsłaniając malutki biceps. – Widzisz? I będę
mieć też takie tatuaże jak ty. Tylko na tej ręce. Wielkiego smoka. –
Przejeżdża dłonią po prawym ramieniu i łokciu.
Mia podchodzi do stołu, stawia przed Chase'em kubek z mlekiem.
– A imię twojej dziewczyny? Też je sobie gdzieś wytatuujesz?
Nolan wzdycha, zwiesza ramiona i spuszcza głowę. Zaczyna bawić
się guzikami mojego munduru.
– Nie mam dziewczyny. Przecież już ci mówiłem. Żadna mi się nie
podoba. – Patrzy na mnie. – Ale na pewno jakąś znajdę, tatusiu. I będę
mieć wytatuowane jej imię tak jak ty. Imię mojej pierwszej
dziewczyny.
Uśmiecham się i puchnę z dumy. Spoglądam na Mię, a potem
z powrotem na syna.
– Nolanie, masz na to jeszcze dużo czasu. I nie tatuuj sobie imienia
żadnej dziewczyny, dopóki nie będziesz mieć pewności, że się z nią
ożenisz, dobrze?
Schodzi z moich kolan.
– Poślubię pierwszą dziewczynę, jaką polubię – mruczy, wspina się
z powrotem na swoje krzesło i wraca do rysowania. Najwyraźniej
powstaje kolejny zamek.
Jezu. Mam nadzieję, że z tymi dziewczynami będzie inaczej. Ile
błędów popełniłem, zanim zmądrzałem i zrozumiałem, co jest
najważniejsze w życiu? Angie była największym potknięciem, ale
nigdy nie będę żałować skutków spędzenia z nią jednej nocy
po pijaku. Gdyby nie ogromny błąd w ocenie tej laski, nie miałbym
teraz Nolana.
To dziwne uczucie – nienawidzę jej, ale żyję dla tego, co mi dała.
Przecież Nolan zmienił moje życie. Nigdy nie chciałbym tego cofnąć.
To nie wpływa jednak na moje uczucia do jego matki. Moim zdaniem
ona nie zasługuje na to, by żyć. I nie obchodzi mnie, jak brutalnie
to brzmi. Umrę, nienawidząc tej suki. Niemal zabrała mi cały świat.
Mia trąca biodrem moją rękę.
– Jest taki jak ty – szepcze i patrzy nad moim ramieniem. – Jak
kocha, to całym sobą.
Łapię ją w talii i sadzam sobie na kolanach, obejmuję ją i
przytulam najmocniej, jak się da. Zanurzam twarz w jej szyi i
oddycham.
Po prostu oddycham.
Zamykam oczy i jęczę, gdy głaska mnie po głowie.
– Kochanie, jesteś zmęczony?
– Mhm. – Kiwam głową, drapię ją po plecach.
Prawda jest taka, że padam na pysk. Mam spięte mięśnie pleców
i ramion. Pulsuje mi w głowie – a to przez ostatnie wezwanie
i kobietę, która przez dwadzieścia minut wrzeszczała mi do ucha
o swoim byłym, który ukradł pieniądze z sejfu i groził, że ją pobije.
Luke się zajął facetem, a ja próbowałem uspokoić kobietę. Nie udało
się. Gdy odjeżdżaliśmy, cały czas wrzeszczała.
Jedyne, czego pragnę, to sen. Po takiej nocy bardzo go potrzebuję,
ale, kuźwa, jej potrzebuję jeszcze bardziej.
Okazuje się, że Mia podjęła już decyzję za mnie.
Wstaje i ciągnie mnie za rękę, ściąga mnie z krzesła.
– Nolanie, popilnuj brata przez kilka chwil. Jeśli upuści kubek,
to mu go podaj, dobrze? Zaraz wracam.
Nolan kiwa głową, opiera się na stole i zaczyna kolorować
rysunek.
Mia prowadzi mnie korytarzem i wciąga do sypialni. Obchodzi
łóżko, idzie do okna, zamyka żaluzje i zaciąga zasłony.
– Miałeś ciężką noc? – pyta i podchodzi do łóżka. Odsuwa kołdrę
po mojej stronie.
Podchodzę bliżej.
– Tak – odpowiadam, drapiąc się po twarzy. – Ale, Mio, nie chcę
spać. Nie potrzebuję snu.
Sen czy ona? Wyjątkowo prosty wybór.
Patrzy na mnie, w tych wielkich brązowych oczach pojawia się
łagodność.
– Chodź tutaj – szepcze.
Zaczynam odpinać koszulę i idę do niej.
– Nie rób tego. Sama to zrobię.
Odsuwa moje dłonie, zaczyna od kołnierzyka, odpina guziki aż
do paska. Patrzy na mnie, rozchyla koszulę, a potem ją ściąga,
przygryzając swoją pełną wargę.
Zaczynam ciężko oddychać, moje pożądanie znowu wybucha,
zaciskam dłonie w pięści i je rozluźniam.
Łapie brzeg mojej białej koszulki i podciąga do góry. Sięgam za
siebie i ją ściągam, rzucam na podłogę. Mia gładzi mnie po brzuchu,
po piersi, obejmuje dłońmi mój biceps, ściska go.
Patrzę, jak się we mnie wpatruje – zawsze wpatrywała się w moje
ciało w ten sposób. Otwiera szeroko oczy i uważnie mi się przygląda,
analizuje każdy centymetr mojego ciała, tatuaż na ramieniu, jej imię
nad biodrem i mięśnie pod skórą. Robi minę, jakby nigdy wcześniej
nie widziała nic tak pięknego. Robię się przez to cholernie
zarozumiały. Nie jestem arogancki, nigdy nie obchodziło mnie,
co kobiety myślą o moim ciele, chociaż zawsze dbałem o sylwetkę.
Ale Mia? O tak, dla niej chcę wyglądać świetnie. Chcę, żeby
zawsze patrzyła na mnie w ten sposób.
Przyciska usta do mojej piersi.
Czuję, jak krew w żyłach przyśpiesza, gdy Mia ciągnie za pasek.
– Tęskniłam za tobą – mówi, staje na palcach i całuje mnie
w szczękę. – Tak bardzo tęskniłam, kochanie.
Obejmuję jej twarz, naprowadzam jej usta na moje, całuję, moje
spodnie spadają na podłogę.
– Kochanie – jęczę, oddycham z trudem, gdy mocno ściska mnie
za biodra, tak mocno, że mój pulsujący kutas wtula się w jej brzuch.
Popycha moją pierś.
– Na łóżko.
O tak, kurwa. Nareszcie.
Siadam na skraju gotowy, by położyć się na plecach i przeżyć
jazdę życia, jednak Mia siada za mną i obejmuje mnie od tyłu.
Wzdycha, całuje mnie po szyi i po ramieniu, po niewielkiej bliźnie,
pozostałej po ranie postrzałowej. Jej dłonie wędrują po piersi.
– Zabiorę chłopców do sklepu, żebyś miał trochę spokoju. Spróbuj
się wyspać.
Patrzę na penisa wypychającego moje bokserki.
– Aniele, właśnie zrobiłem się przez ciebie strasznie sztywny,
a ty chcesz, żebym spał?
– Dlaczego ci stanął? – Chichocze. – Przecież tylko cię
rozebrałam?
Kręcę głową.
– Chodzi o życie, Mio. O to, że tutaj jesteś, kochasz mnie, chodzisz
po tym domu, nosisz moją obrączkę i jesteś moja… Tak, kochanie,
jestem zmęczony, ale wyśpię się po śmierci. Nie teraz. Nie, kiedy
mogę być z tobą.
Przytula się do moich pleców, ściska mnie jeszcze mocniej,
przysuwa usta do ucha.
– Benjaminie Kelly, gdy chcesz, potrafisz być taki uroczy.
Odchrząkam.
– Dla ciebie jestem uroczy przez cały czas.
– Czasami jesteś po prostu sprośny.
Odwracam głowę. Patrzymy sobie w oczy.
– Chcesz, żebym był teraz sprośny?
Wydyma usta, tłumi uśmiech.
– Nie.
– Nie?
– Chcę tylko, żebyś odpoczął.
Całuje mnie, ssie mój język, który wpycham do jej ust, jęczy cicho
i wciska swoje wielkie cycki w moje plecy.
– Będziesz potrzebował sił, Ben – szepcze. – Bo mam zamiar
ujeżdżać cię tak ostro, że jutro nie będziesz mógł chodzić. I nie chodzi
tylko o twojego kutasa. Przejadę się również na tych twoich słodkich
ustach.
Kurwa MAĆ.
Jęczę, kładę dłoń na kutasie i czuję, że jestem w stanie dojść w tej
chwili, od samych sprośnych słów, pochodzących z tych idealnych ust.
– Ale tylko, jeśli się wyśpisz.
Całuje mnie po raz ostatni, wstaje z łóżka i idzie do drzwi.
Co?
– Mia, cholera – mruczę, opadam na łóżko, odwracam głowę
i patrzę, jak opiera się o framugę i posyła mi całusa. Rozluźniam się,
wtulam w materac. Kuźwa, jak to dobrze się położyć.
– Nie potrzebuję snu – mówię i ziewam, znowu trę się po twarzy.
Przewracam się na bok. – Aniele, wcale nie jestem zmęczony.
Jestem zajebiście zmęczony.
Zamykam oczy. Po omacku sięgam po poduszkę Mii i przyciskam
ją do nosa.
Jagody i śmietana. Niebo tu i teraz.
– Kocham cię.
Głos Mii i odgłos zamykanych drzwi to ostatnie, co słyszę, zanim
zapadam w sen.

***
Stoję w łazience i wycieram ręcznikiem głowę i ręce, zbieram
wodę ze skóry.
Spałem prawie dziesięć godzin. Jestem pełen energii i gotowy,
by pieprzyć moją żonę, aż padnę.
Boże, ona nie wie, co ją czeka, nie wie, co zrobiła, kusząc mnie
w ten sposób. Mówiąc, że będzie ujeżdżać mojego kutasa i moją
twarz, a następnie mi się wymykając. Będzie miała szczęście, jeśli
w ogóle pozwolę jej przejąć kontrolę. Może po tym, jak wezmę
ją przechyloną przez łóżko, pozwolę, by usiadła mi na twarzy
tą cudowną mokrą cipką, podczas gdy ona będzie pić z mojego
kutasa.
Dzisiaj chcę tylko brać, pieprzyć Mię tak długo, aż padnę
ze zmęczenia. Aż między nami nie będzie żadnej przestrzeni, żadnej
rozłąki.
Nic. Tylko my.
Chłopcy jeszcze nie śpią. Słyszę, jak biegają po korytarzu.
Zakładam spodenki i koszulkę. Otwieram drzwi od sypialni
i wychodzę, łapię obu synów i przerzucam przez ramię, ryczę, a oni
piszczą i szarpią się w moim uścisku.
– Tatusiu!
– Tatatata!
Mia idzie w naszą stronę, kręci głową i się uśmiecha, obcisłe
dżinsy wyglądają jak druga skóra. Koszulka z głębokim dekoltem.
Boże.
Chryste.
Idzie do sypialni Chase’a.
– Pora spać. Chodź, tatusiu.
Patrzę na nią badawczo.
– Tatusiu? To tak będziesz dzisiaj do mnie mówić?
Uśmiecha się i rumieni. Oblizuje usta.
– Być może.
Jestem gotów położyć chłopców spać, a potem rzucić się na moją
kobietę, idę więc za Mią do pokoju Chase’a i opuszczam Nolana
na podłogę, żeby mógł pobawić się kolejką.
Biegnie do niej i bierze się do zabawy – natychmiast robi hałas,
jakiego jego brat potrzebuje do zaśnięcia.
Przesuwam Chase’a na ręku i całuję go w głowę. Patrzę na Mię.
– Mam go położyć?
Chase wyciąga do niej rączki.
– Mamamama.
Mia podchodzi bliżej i gładzi go po pleckach.
– Przykro mi – szepcze i patrzy na mnie łagodnie. – Ostatnio chyba
trochę się do mnie przyzwyczaił. Dzisiaj ja go położę. – Bierze go ode
mnie i zanosi do pokoju, siada w stojącym obok łóżeczka fotelu
i kołysze małego w ramionach.
Opieram się o ścianę i krzyżuję ręce na piersi, obserwuję Mię, gdy
Nolan cały czas bawi się kolejką, robiąc przy tym hałas, przy jakim
nikt nie dałby rady zasnąć – nikt poza Chasem. Dla niego im głośniej,
tym lepiej.
Gdy był mały, miał kolki i za nic nie chciał spać. Strasznie było
nam go szkoda. Próbowaliśmy wszystkiego, ale nawet głośno bawiący
się Nolan nie pomagał mu w zaśnięciu. Byłem już na skraju
załamania nerwowego i wreszcie włączyłem odkurzacz i przez
trzydzieści sekund odkurzałem przy łóżeczku.
Dzieciak natychmiast odpłynął.
Po kilku minutach Mia wstaje i podchodzi do łóżeczka. Chase już
śpi, nawet trochę chrapie.
– Nolanie, chodź. Pora spać.
Nolan zostawia pociągi i biegnie w stronę swojego pokoju. Idę
za nim. Natychmiast zdejmuje z parapetu swojego smoka przytulankę
i zanosi do łóżka.
– Co on tam robił? – pytam, otulam syna kołdrą i siadam na łóżku.
Z reguły wszędzie go ze sobą nosi.
Nolan przyciska smoka do piersi.
– Pilnował, żeby nie przyszli tutaj źli ludzie. Przecież wczoraj cię
nie było. – Nieznacznie wzrusza ramionami, odwraca się na bok, żeby
na mnie popatrzeć, ciężko mruga. – Mamusia mówi, że gdy ciebie nie
ma, to ja jestem mężczyzną w tym domu. Mój smok pomagał mi nas
chronić.
Uśmiecham się i czuję ogromną dumę z syna, z tego, jak poważnie
podchodzi do każdego obowiązku i jak zawsze jest szczery. Pochylam
się i całuję go w głowę.
– Kocham cię, kolego – szepczę, patrzę, jak wsadza do ust smocze
ucho, zamyka oczy i natychmiast zaczyna spokojnie i miarowo
oddychać.
Wychodzę na korytarz i zamykam drzwi.
Widzę Mię, stojącą przy drzwiach sypialni, ma rozpiętą koszulkę,
odsłaniającą prawie całe nagie piersi. Zdjęła już spodnie i stoi
w skąpych białych majtkach, wyglądających, jakby ktoś zszył kilka
kawałków nici dentystycznej.
– Kochanie.
Jestem zachrypnięty, pragnienie wypełnia każde włókno mojego
ciała. Ruszam do niej, wpatruję się w nią pożądliwie, przyglądam się
od palców u stóp aż do tych wielkich oczu, patrzę w górę i w dół,
w górę i w dół, aż wreszcie nie widzę już nic, bo się do mnie
przyciska, włazi na mnie, obejmuje mnie nogami w pasie, łapie
za włosy.
– Do sypialni – szepcze i zaczyna ssać i podgryzać skórę na mojej
szyi. – Szybko, Ben.
Wchodzimy w drzwi – i od razu się po mnie ześlizguje, pada
na kolana, ściąga mi bokserki do połowy uda i zaczyna dyszeć, gdy
mój kutas niespodziewanie wyskakuje na wolność.
Nie włożyłem bokserek.
– Mio – jęczę, odrzucam głowę do tyłu, gdy liże jego dolną część,
łapie mnie za jądra i delikatnie mnie ściska. Zamykam oczy, łapię
ją za włosy. – Kuźwa.
– Uwielbiam twój smak. – Ssie główkę, wydaje z siebie ciche
kwilenie, jakby była głodna, liże moje jaja i pompuje penisa. – Ben,
jesteś taki piękny. Nawet tutaj.
Patrzę na moją żonę spod ciężkich powiek. Mój anioł, mój słodki
anioł, jest na kolanach i wielbi mojego kutasa, ssie go, biorąc aż
do samego gardła, porusza szybko głową w górę i w dół, jej małe
dłonie ściskają moje uda, palce wbijają się za każdym razem, gdy się
krztusi.
Ma mokre usta. I łzy w oczach.
Czuję znajome ciągnięcie w kroczu i mrowienie w dole
kręgosłupa. Zaraz wybuchnę.
Nie chcę jeszcze dojść, nie przed Mią. Nie, zanim zrobię wszystko,
co pragnę jej zrobić, odkąd wszedłem do tego domu dziesięć godzin
temu.
Jęczy z moim kutasem w ustach, ssie go mocno i z pożądaniem.
Zamykam oczy.
Kelly, zmniejsz tempo. Przypomnij sobie wszystkie sprośne rzeczy,
jakie chciałeś jej zrobić, i zrób je, zanim…
Zatyka mnie, gdy Mia delikatnie mnie podgryza, daje
mi tę odrobinę bólu, która doprowadza do szaleństwa.
Kurwa MAĆ.
Cofam się, wysuwam penisa z jej ust, łapię ją za ręce, stawiam
na nogach. Zamieniamy się pozycjami, ja padam na kolana, a ona
staje nade mną, tak że teraz ja mogę ją wielbić – już zawsze powinno
tak być.
Łapię ją w talii i odwracam, żeby stanęła twarzą do ściany.
– Pochyl się do przodu. Wypnij tyłek, kochanie.
Delikatnie prowadzę ją tak, jak chcę, naciskam na jej małe plecy,
aż opiera się dłońmi o ścianę i wygina szyję. Rozstawia stopy, jej nogi
drżą.
– O Boże – jęczy i patrzy na mnie przez ramię, gdy rozsuwam jej
pośladki. Zaczyna dyszeć i wtula się w ścianę, całuję jej cipkę od tyłu,
bardzo delikatnie dotykam ustami gorącą i nabrzmiałą skórę.
Już mam ją jeść, na samą myśl o tym smaku napływa mi ślina
do ust, gdy nagle słyszymy głośny, skrzeczący wrzask niczym
z koszmaru. Ja i Mia natychmiast sztywniejemy.
– Chase! O mój Boże. – Mia wkłada stringi i gorączkowo zaczyna
zapinać koszulkę. Wybiega z sypialni.
Stoję z kutasem na wierzchu. Nadal jest twardy jak diabli
i wskazuje na mnie, wypycha koszulkę. Szorty oplatają moje uda,
a mój mózg… kuźwa, mój mózg pewnie leży gdzieś tutaj na podłodze.
Jestem przekonany, że Mia wyssała mi go przez penisa, że straciłem
go kilka minut temu.
Ta kobieta! O ja pierdolę.
Nadal słyszę przerażone krzyki Chase’a, prostuję się więc
i wkładam spodenki. Serce wali mi jak szalone, gdy biegnę
korytarzem i wchodzę do sypialni.
Mia przytula dziecko do siebie, całuje po policzku i próbuje
uspokoić.
– Chyba miał jakiś koszmar. Ben, on się trzęsie, a serduszko tak
szybko mu bije…
Gładzę syna po plecach i odgarniam ciemne włosy z czoła.
Nadal płacze, teraz widzę, jak bardzo się boi. Słyszę to po jego
ciężkim oddechu.
Jakie koszmary mogą mieć małe dzieci? Co może przerazić
je do tego stopnia? Klowni? Szalone postacie z kreskówek?
– Daj mi go – mówię, biorę go na ręce i przytulam do piersi,
pochylam głowę.
Łapie mnie oburącz za koszulkę i wtula we mnie buzię, płacz staje
się trochę cichszy.
– Mamusiu?
Podnoszę głowę i widzę stojącego w drzwiach Nolana.
Trze oko, patrzy na nas i wygląda na tak zmęczonego, że chyba
zaraz się przewróci.
– Cześć, chodź tutaj do mnie. – Mia podchodzi do niego, klęka
obok, obejmuje jego małą twarz. – Wszystko w porządku?
– Czy Chasey będzie z wami spał?
Mia patrzy na mnie oczekująco i się uśmiecha.
Doskonale wie, dlaczego to robi. Ja też dobrze wiem dlaczego.
Moi chłopcy mnie blokują. Poza tym to nie jest pierwszy raz.
Mógłbym przysiąc, że zaplanowali to przy kolacji.
Patrzę na Chase’a, na jego wielkie przerażone oczy i małe ciało,
nadal drżące ze strachu. Nie ma szans, żeby szybko zasnął. A Nolan,
jeśli się dowie, że mały będzie z nami spał, wywalczy sobie drogę
do naszej sypialni, machając wokół wszystkimi swoimi mieczami.
Odwracam głowę i idę w ich stronę.
– No dalej. Ale, Nolan, będziemy tam spać. Nie będziemy się
bawić.
Nikt nie będzie się tam bawić. Już nie.
– Taaak – szepcze z ekscytacją.
W drodze do sypialni Mia drapie mnie po plecach.
Ona i Nolan wchodzą na łóżko pierwsi – wcześniej Mia wkłada
krótkie spodenki od piżamy i koszulkę do spania.
Układam Chase’a obok Nolana, a potem kładę się obok niego,
przysuwam go do siebie i przewracam się na bok, żeby widzieć
wszystkich.
Wszystkich. Trzy wpatrujące się we mnie pary oczu.
– Nolanie – ostrzegam.
Natychmiast zamyka oczy i odwraca się plecami do mnie.
Obejmuję Chase’a i próbuję go uspokoić. Mia obserwuje mnie znad
głowy Nolana. Jej oczy są pełne miłości i ciepła, wciągają mnie trochę
głębiej.
– Przykro mi – mówi bezgłośnie i lekko się uśmiecha.
Wzruszam ramionami.
– Kocham cię.
Czuję, jak w mojej piersi coś rozkwita.
Patrzę na nią i nagle mam gdzieś to, że nasze plany na noc wzięły
w łeb. Jestem zadowolony i czuję się spełniony dzięki temu, że jestem
tak blisko Mii i chłopców.
– Kocham cię, aniele – odpowiadam.
Słyszę, jak na stoliku nocnym wibruje mój telefon. Nie obchodzi
mnie, kto dzwoni, i tak mam zamiar go zignorować.
To może zaczekać. Nie ma nic ważniejszego niż to, co teraz mamy.
Wszystko inne może zaczekać.
ROZDZIAŁ TRZECI
Mia

O KUUUU…
– Tesso!
Przyciskam do siebie chłopców, każdą głowę obejmuję jedną ręką,
próbując zakryć niewinne uszy. Patrzę wściekle na burgundowe drzwi
od przebieralni, za którymi stoi moja wyszczekana przyjaciółka.
Patrzę jeszcze groźniej, gdy drzwi się otwierają i spogląda na mnie
para zielonych oczu.
Mogłabyś przestać?
Otwiera drzwi trochę szerzej i patrzy na chłopców – na jej twarzy
nie ma śladu poczucia winy.
– No dobrze, mój błąd. Ale przecież słyszeli to już nieraz.
– Nieważne. Poczekaj, aż ty i Luke będziecie mieli dziecko, które
zacznie powtarzać wszystko, co powiesz.
Puszczam chłopców. Znowu zaczynają się bawić, podczas gdy
ja nadal siedzę na wyściełanej ławce.
Tessa otwiera szerzej oczy. Nagle wygląda na spiętą.
– Przymierzę to – mruczy.
Drzwi się zamykają, słyszę szelest ubrań i brzęk metalowego
wieszaka.
Natychmiast żałuję, że poruszyłam temat dzieci. Tessa zawsze
cichnie, gdy wspominam o tym, że ona i Luke założą kiedyś rodzinę.
A gdy naciskam, ona zamyka się w sobie jeszcze bardziej, zmienia
temat albo wychodzi. Wydaje mi się, że to bardzo ją martwi. Trzy lata
temu straciła Luke’a, bo myślała, że on nie chce mieć dzieci. I chociaż
między nimi jest teraz dobrze i są małżeństwem, wydaje mi się,
że jakaś część jej nadal boi się, że coś ich rozdzieli.
Po kilku minutach drzwi od przymierzalni się otwierają i Tessa
wychodzi, trzymając bieliznę, którą przymierzała – śliwkową,
wykończoną koronką koszulkę babydoll.
Siada obok mnie, krzyżuje nogi i ściska materiał.
– Kupuję to. Moje cycki wyglądają w tym na olbrzymie.
Wyczerpana patrzę na Nolana, który chichocze i zakrywa usta
dłonią, a potem na Tessę, która również chichocze i dźga go palcem
w brzuch.
Zbeształabym ją za to, gdyby Ben nie był taki skory do gadania
o moich cyckach nawet w towarzystwie Nolana. Dzieciak słyszał już
każdy istniejący synonim tego słowa. Niektórymi nowymi słówkami
podzielił się nawet z kolegami z klasy.
Już dwa razy wzywano nas do szkoły na pogadankę
z nauczycielem. Podczas tych spotkań Ben był bardzo dumny, wypinał
pierś i patrzył na syna, jakby wychował jakiegoś konesera cycków.
Z reguły to ja przepraszam i obiecuję, że mały nie będzie
posługiwał się określonym słownictwem.
Tessa trąca mnie łokciem i pochyla się, żeby coś szepnąć.
– Czy ty też jesteś tak cudownie obolała jak ja? Luke napadł
na mnie niczym muchy na gówno.
Krzyżuję ręce na piersi, opieram się o ścianę i dąsam.
– Nie. W ogóle tego nie robiliśmy.
Boże, jak ja tęsknię za seksem z Benem. Za cudownym,
ogłupiającym i trzęsącym całym moim światem seksem z Benem.
– Co? Przecież mają wolne od dwóch dni. To co wy robiliście?
Kiwam głową na chłopców, którzy ganiają przed przymierzalnią.
Chase wyciąga ręce i próbuje złapać starszego brata, a Nolan śmieje
się, pozwala mu bardzo blisko podbiec, a potem ucieka.
– Och – mruczy Tessa i również opiera się o ścianę, obie
obserwujemy chłopców. – No ale przecież wieczorem chodzą spać,
prawda? To właśnie wtedy się ze sobą zabawiacie?
– Ostatnio nam to nie wychodzi. Chase budzi się po kilku minutach
od położenia do łóżka, a Nolan zawsze go słyszy. Wstaje i też chce
z nami spać. Ben mówi, żebym to zignorowała, ale nie potrafię.
Próbowałam. Nie jestem w stanie słuchać takiego płaczu Chase’a. No
i szkoda mi Nolana, bo wczoraj wieczorem Ben na niego nakrzyczał –
miał dość tego, że ciągle nam przeszkadzają. Wreszcie Nolan wsadził
palce pod drzwi naszej sypialni i płakał tak długo, aż go wpuściliśmy.
– Jezu.
– Tak, już próbowałam się modlić. To również nie działa. Nie
wiem, co robić. Jeśli Ben wkrótce mnie nie weźmie, to chyba oszaleję.
Wczoraj, gdy chłopcy jedli lunch, przyłapałam go na sprawdzaniu
w internecie, jakie skutki ma brak seksu.
– O mój Boże. – Tessa się śmieje. – Jak ja się cieszę, że mi o tym
powiedziałaś. Będę mogła mu dokuczać.
– Nie rób tego, proszę – jęczę. – Jestem pewna, że Luke
wystarczająco się z nim droczy.
– Właśnie. Teraz oboje będziemy mogli napawać się jego
cierpieniem.
Patrzę na nią wściekle.
Uśmiecha się, ukazując jeden dołeczek. Jej ramiona podskakują,
bo cały czas się śmieje.
– Wiem, co zrobić – mówi i patrzy na mnie poważnie. – Weź go
w pracy.
Szczęka mi opada.
– Co? Jak? Przecież zajmuję się chłopcami.
– Ja się nimi zajmę. Podrzuć ich do mnie, a potem dowiedz się
od Luke’a, gdzie jest Ben. Zaskocz go. Ile razy rozmawiałyśmy
o zrobieniu tego na tylnym siedzeniu radiowozu? Jedna z nas musi
wprowadzić ten plan w życie.
Przygryzam wnętrze policzka i analizuję ten pomysł. Po chwili
ponownie opieram się o ścianę. Rozluźniam się.
– Mhm.
Ile razy o tym rozmawiałyśmy? Więcej, niż jestem w stanie
policzyć. To moja największa fantazja, ale przez chłopców nigdy nie
miałam okazji wprowadzić jej w życie. Nogi zaczynają mi drżeć
na sam widok Bena w mundurze. A seks w radiowozie? Gdy Ben
będzie na mnie leżał albo gdy ja go dosiądę, jego spodnie będą
zsunięte na tyle, by odsłonić kutasa, ostre kajdanki będą wpijać mi się
w udo, wokół pojawi się zapach seksu i potu, które pozostaną tutaj na
długo po tym, jak skończymy… Za każdym razem, gdy Ben wsiądzie
do wozu, przypomni sobie, co tutaj robiliśmy i jak było… Tak,
zdecydowanie myślałam o tym więcej niż raz.
– Mmmmm. – Tessa unosi brwi. – Daj mi znać kiedy.
Czuję, jak twarz oblewa mi rumieniec.
Teraz? Tak szybko?
Tessa wzdycha, pochyla się do przodu, opiera łokcie na kolanach
i wpatruje się w drzwi obok tych, z których wyszła kilka minut
wcześniej.
– Beth, chciałaś, żebyśmy dzisiaj z tobą przyszły, więc mogłabyś się
pokazać, nie? Nie powiemy, jak wyglądasz, dopóki nie zobaczymy cię
w tym, co chcesz kupić.
Zza drzwi dochodzi cichy pomruk.
Uśmiecham się.
Urocza Beth. Trochę denerwuje się nocą poślubną z Reedem.
Rozumiem to. Chce, żeby na jej widok odjęło mu mowę – gdy będzie
mieć na sobie suknię ślubną, i gdy ją zdejmie.
A idealnym miejscem na takie zakupy jest Oh La La Boutique.
Otwiera drzwi, wystawia głowę, waha się, ściąga ciemne brwi
i zaciska usta.
– No dobrze… gotowe?
Patrzę na chłopców i upewniam się, że zajmują się sobą i nie będą
zwracać na nią uwagi. Kiwam głową, żeby się pokazała.
Beth wypuszcza powietrze, cofa się i otwiera drzwi na całą
szerokość. Zostaje w swym boksie, żeby nikt jej nie widział.
Ma na sobie biały haftowany gorset wykończony delikatną koronką,
materiał opina jej ciało, podkreślając pokaźny biust i kobiece kształty.
Do tego ma dopasowane podwiązki i białe pończochy.
– Wow. – Otwieram szerzej oczy z zachwytu. – Reed oszaleje.
Beth przejeżdża dłonią po brzuchu, patrzy na mnie niepewnie.
– Naprawdę myślicie, że mu się spodoba? Jeszcze nigdy nie
miałam na sobie czegoś takiego.
– Pytasz poważnie? Czy jemu się to spodoba? – Tessa się śmieje.
Przyciska dłoń do piersi. – Mnie się podoba. Gdybym wiedziała,
że masz to pod suknią ślubną, to sama bym się z tobą ożeniła. Na twój
widok dostanie zawału serca.
Beth zakrywa usta i oblewa się rumieńcem.
– Tak? Ja tylko… – Opuszcza dłoń. – Chcę, żeby pragnął mnie tak
bardzo, jak ja jego. Wiecie, o co mi chodzi?
Uśmiecham się i bardzo się cieszę ich szczęściem.
Zwłaszcza Reeda. Zasługuje na taką miłość.
– No cóż, nie wydaje mi się, żeby to był jakiś problem. Kupuj –
mówię, a potem wstaję i idę do chłopców, bo Chase zaczyna płakać.
Biorę go na ręce i kołyszę w ramionach.
– Ja też tak sądzę – dodaje Tessa.
– Dobrze. Z pończochami czy…
– Z pończochami – odpowiadamy jednocześnie.
– W porządku. – Śmieje się. – To świetnie. A teraz muszę się
pośpieszyć i szybko przebrać, żeby zdążyć do baru.
Zamyka drzwi od przymierzalni.
Tessa wstaje z ławki i idzie do wyjścia.
– A co z tobą? – pyta.
– Co ze mną?
– Ej… – Wskazuje kciukiem na drzwi prowadzące do sklepu. –
Wybierz coś dla siebie.
Chase wierci się na rękach, przekładam go na drugie biodro.
Kręcę głową.
– Są już zmęczeni. Musimy iść. Poza tym, kiedy będę miała szansę
pokazać się w tym Benowi? W przyszłym roku?
Jestem pewna, że Tessa zamierza włożyć swoją fikuśną koszulkę
na wesele, a prawdopodobnie jeszcze przed nim. Ma mnóstwo okazji,
by włożyć coś seksownego i pozwolić, by Luke powoli ją z tego
rozbierał.
Sytuacja moja i Bena jest inna.
Włożenie pięknej bielizny w domu tylko zwiększy jego frustrację,
bo nie będzie mógł dotykać mnie dłużej niż przez minutę, poza tym
podczas ślubu chłopcy będą mieszkać z nami. W trakcie tej
niewielkiej romantycznej uroczystości nie będziemy mieli dla siebie
czasu.
Może uda się, gdy chłopcy skończą szkołę i wyjadą na studia?
Znając moje szczęście, do tej pory zamkną Oh La La.
Tessa uśmiecha się znacząco.
– Och, no nie wiem. Może uda ci się włożyć coś wyjątkowo
seksownego, gdy zaskoczysz go w radiowozie. – Przechyla się i patrzy
za mnie. – Ej, Nolan. Masz ochotę na lody?
Czuję, jak ogarnia mnie pożądanie.
Tak, radiowóz. Z pewnością będziemy tam sami.
Nolan wychodzi zza moich nóg i wyciąga w górę małą piąstkę.
– O tak! Chcę lody o smaku ciasteczkowym!
– Co ty robisz? – pytam.
Tessa zabiera ode mnie Chase’a, a potem wyjmuje kluczyki z tylnej
kieszeni spodni.
– Proszę. – Wciska mi je w rękę. – Daj mi swoje. Zabiorę chłopców
do Baskin Robbins. Gdy skończysz robić zakupy dla mojego
napalonego brata, możesz do nas dołączyć.
Gdybym nie była przyzwyczajona do nieprzyzwoitego sposobu
wypowiadania się Tessy, pewnie skrzywiłabym się na te słowa.
Podaję jej kluczyki.
– Naprawdę? – Bierze je ode mnie.
– Naprawdę. Doradziłabym ci, żebyś dowiedziała się, gdzie Ben
jest, i dołączyła do nas, gdy skończycie, ale mam na biurku stos
transkrypcji, które muszę dzisiaj zrobić. Możemy się za to umówić
na jutro.
Rzucam się na nią – uważając na Chase’a – i obejmuję jej szyję.
– Dziękuję – szepczę, odczuwając niewiarygodną wdzięczność.
Widzę światełko na końcu tunelu bez seksu, które oświetla
wielkiego penisa Bena.
Beth wychodzi z przymierzalni, niosąc swój ślubny prezent dla
Reeda. Uśmiecha się do nas.
– Idziemy?
Całuję chłopców i uśmiecham się tak szeroko, że bolą mnie
policzki.
– Wy idziecie, a mamusia zrobi jeszcze małe zakupy.

***
Komplet składający się z białych koronkowych majtek i stanika,
który mam na sobie, idealnie podkreśla moje kształty i opaleniznę.
Skóra wygląda na bardziej opaloną, niż wtedy gdy spędziłam
z chłopcami cały dzień przy basenie. Piersi zostały podniesione, przez
co sprawiają wrażenie dwa razy większych.
Jestem pewna, że Ben nie będzie mieć problemu z tym…
rozwojem. Nagle zaczynam wyglądać, jakbym nadal karmiła piersią.
Cholercia. Tego pierwszego roku oszalał na moim punkcie. Nie
wiem, kto bardziej kochał moje piersi, Chase czy Ben.
Przejeżdżam palcem po koronce wzdłuż biodra, bardzo podoba
mi się ten komplet i to, jak się w nim czuję. Niesamowicie seksownie,
ale w taki łagodny sposób.
Skromnie. Lubię tak.
Obracam się przed lustrem, zerkam przez ramię i rumienię się
na widok nagiego tyłka. Staję na palcach i wysuwam biodro.
Mhm. Może nie powinnam kazać Benowi czekać do jutra…
Szybko wypuszczam powietrze z płuc, sięgam po leżące
na ławeczce szorty i wyjmuję telefon.
Lubię wysyłać Benowi niegrzeczne zdjęcia. Zawsze odpowiada
czymś równie sprośnym, czytam jego wiadomości wciąż i wciąż, aż
wreszcie zaczynam drżeć, moja dłoń robi się mokra, upuszczam
telefon i dyszę imię męża. Gdy mnie zobaczy, wyciągnie zdjęcie, które
mu wysłałam, i oboje będziemy na nie patrzeć, podczas gdy Ben
będzie uderzać we mnie od tyłu.
Może to okrutne, bo wiem, że dzisiaj wieczorem nie zostaniemy
sami. Stanie mu i będzie jeszcze bardziej sfrustrowany – ale przecież
jest jutro. On jeszcze nie wie, ale jutro wykorzystam każdą okazję.
Każdą.
Odgarniam włosy z ramion, pochylam się i robię zbliżenie
na piersi, ściskając dłonią jedną z nich. Dodaję zdjęcie
do wiadomości.

Ja: Twoje.

Odkładam telefon, odpinam stanik i zsuwam go z ramion.


Zdejmuję majtki i wkładam kolejny komplet, który chcę przymierzyć,
czarną koszulkę babydoll z przezroczystymi wstawkami.
Jedwab ślizga się po skórze, pieści moje uda.
Przejeżdżam dłońmi po brzuchu i wpatruję się w odbicie
w lustrze.
Ten zestaw też mi się podoba. Znowu bardzo podkreśla piersi.
I wydłuża nogi. Poza tym materiał jest cudownie delikatny.
Ponownie biorę do ręki telefon, przyglądam się ekranowi i czekam
na odpowiedź Bena.
Nie otrzymuję żadnej.
Może jest zajęty?
Rzucam telefon na stos ciuchów, patrzę na metkę i szybko
obliczam, ile będą kosztować oba zestawy. Pukam palcem w usta.
Kiedy spłaciłam kartę kredytową? Dwa, trzy tygodnie temu?
Powinnam być w stanie zapłacić za oba, prawda?
– Mio?
Gwałtownie odwracam głowę w prawą stronę. Wpatruję się
w zamknięte drzwi, za którymi jestem ukryta. Zupełnie mnie nie
widać.
On tutaj jest.
Mój żołądek zaczyna się kurczyć.
– Ben? – szepczę. Przekręcam gałkę i otwieram drzwi na kilka
centymetrów.
Najpierw widzę granatowy mundur, cudownie opinający jego
szarą pierś i ramiona, potem szyję, jabłko Adama dziko podskakuje.
Nie mam pojęcia, dlaczego od razu robię się mokra.
Patrzę na ostry kąt jego szczęki i jasny zarost, aż wreszcie patrzę
mu w oczy. Ostatnie, co widzę, to głód, jego źrenice drżą z pożądania.
Otwiera drzwi i przyciska mnie do lustra.
– Chłopcy – mruczy i zamyka drzwi, pochyla się i podgryza moją
szczękę, wielkimi dłońmi łapie mnie za biodra i ściska. Oddycha
ciężko, przyciska się do mnie, podnosi mnie wyżej i wyżej na lustrze,
aż wreszcie odrywam stopy od podłogi.
– Tessa ich wzięła. Poszli na lody.
– Jezu. Mio, to zdjęcie. Jeszcze nigdy nie jechałem tak szybko.
Gwałtownie mnie całuje, drapie zarostem, ale w ogóle na to nie
zważam.
Wsuwam język w jego usta i łapię go za biceps, wbijam paznokcie
w twarde mięśnie.
Całujemy się i całujemy, aż zaczyna mi się kręcić w głowie, aż nie
widzę i nie czuję nic poza Benem.
Tylko Benem.
– Potrzebuję cię. Potrzebuję tego. Nie mogę oddychać – mówi.
Jęczę i robię się bezwładna w jego ramionach.
Jest tutaj. To nie zwidy, że Ben mnie dotyka, że jego palce błądzą
po moich plecach i ciągną za materiał koszulki, łapią za tyłek,
że twardy penis wbija mi się w brzuch, podczas gdy Ben liże i ssie
moją szyję, oplata się moimi nogami w pasie, wkłada między nas rękę
i próbuje odpiąć pasek.
Jest tutaj. A powinien być w pracy. Powinien mieć patrol z Lukiem.
A zamiast tego właśnie zaczyna uprawiać seks w miejscu
publicznym…
Jeszcze nigdy tak nie było.
– Ej, zaczekaj. – Popycham jego pierś, na tyle, żeby odchylił się
do tyłu i na mnie popatrzył. – Chcesz to robić teraz? Tutaj? Ktoś może
nas usłyszeć.
– Kochanie – mówi zachrypniętym głosem i patrzy mi w oczy. –
Tak. Tutaj. Natychmiast, kurwa, natychmiast. Potrafisz być cicho.
I nikt nas tutaj nie widzi. Ja ciebie nie widziałem, zanim otworzyłem
drzwi.
– A co z Lukiem?
– A co z nim? Jest w samochodzie i ma tam siedzieć, dopóki nie
skończę.
– Ale...
Ale? Dlaczego ja w ogóle protestuję? MIO, ZAMKNIJ SIĘ!
– Mio, cholera – mruczy Ben. – Jeśli zaraz w ciebie nie wejdę,
odpadną mi jaja. Umrę.
Uśmiecham się szeroko, wplatam palce w jego krótkie włosy,
przechylam głowę i całuję jego szczękę. Zaciskam mięśnie ud
i przyciągam go bliżej.
– No to na co czekasz? Wyciągaj tego potwora.
Trzęsie się.
– Boże, jak ja cię kocham.
Uśmiecham się jeszcze szerzej, przyciskam usta do jego ust i ssę
wargę.
Ben mnie podtrzymuje i jednocześnie wyjmuje penisa, zostaje
w spodniach i w koszuli, nie rusza nic poza paskiem, guzikiem spodni
i zamkiem błyskawicznym.
Tak jak w mojej fantazji, myślę i przyciskam się do niego jeszcze
mocniej, błagam o to, mój głos jest cichy i naglący.
Kładzie dłoń na mojej cipce i wsuwa do środka dwa palce.
– Ben – jęczę, gdy mnie rozciąga. – Proszę… proszę, potrzebuję
tego.
– Czego?
– Twojego penisa.
Na jego twarzy pojawia się ten piękny uśmiech, od którego staje
serce, który tamtej nocy trzy lata temu zmienił moje życie. Ten, który
pojawia się tylko na jego twarzy.
– Tak, potrzebujesz – mruczy, wyjmuje ze mnie palce, łapie penisa
u podstawy, przechyla się i wkłada we mnie główkę. – Potrzebujesz
tego. Pragniesz, żeby mój kutas przeleciał tę słodką cipkę, prawda,
aniele?
Zamykam oczy, czuję go, nie czuję nic poza nim.
– Tak – szepczę.
Wsuwa się we mnie bardzo powoli, ledwo co się porusza.
Jeszcze trochę… trzęsą mi się nogi. I jeszcze trochę…
– Ej! Ten facet to złodziej! Ej, zatrzymajcie go!
Gwałtownie otwieram oczy.
Ben zamiera, ledwo co we mnie wszedł, każdy mięsień jego ciała
się napina, czuję na twarzy jego gorący oddech.
– Ej! – krzyczy ktoś inny. – Tutaj chyba przed chwilą był jakiś
glina? Widziałem go? Dokąd poszedł? Pomocy! Ten facet właśnie
kradnie towar! Pomocy!
– Kurwa! – wyrywa się Benowi, jego głos odbija się od ścian.
Stawia mnie na nogach i zapina spodnie.
Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby biła od niego taka wściekłość,
żyły na jego czole wyglądają, jakby miały zaraz pęknąć, zaciska zęby
tak mocno, że z każdym oddechem wydobywa z siebie syk. Obejmuje
moją twarz i całuje mnie mocno, a następnie otwiera drzwi i wybiega
z przymierzalni.
– Kurwa mać!
Zakrywam się koszulką i idę za nim, staję przy ścianie i zaglądam
do sklepu.
– Richardson! Ty skończony debilu! Chodź tutaj! – Ben rzuca się
na wielkiego łysego faceta, pochylonego nad stołem i chowającego
damskie majtki w koszulę.
Obrzydlistwo.
– Zabiję cię!
Otwieram szeroko oczy, gdy Ben podnosi gościa do góry, niemal
podrywa go z podłogi, rzuca nim o ścianę i zakuwa w kajdanki.
Jeszcze nigdy nie widziałam, jak Ben kogoś aresztuje albo jak
wykonuje prawdziwą pracę policjanta.
Matko kochana.
To jest dopiero gra wstępna. To najlepsza możliwa gra wstępna.
Ta władza w jego głosie, sposób, w jaki pokazuje swoją przewagę
nad tym szaleńcem, jak jedną ręką zakuwa go w kajdanki, a drugą
przyciska do ściany.
Mogłabym jeździć z nimi na patrole.
– Kelly, co jest, kurwa? – wrzeszczy facet, wierci się i próbuje
odwrócić głowę, żeby na niego spojrzeć. – Co ty do cholery robisz
w sklepie z damską bielizną?
Ben się nad nim pochyla.
– A co ty do cholery wyczyniasz, kradnąc majtki, ty chory zboku?
Facet szczerzy zęby i wzrusza ramionami.
– Odkryłeś mój fetysz. Nie wstydzę się tego.
– Proszę go stąd zabrać.
– Tak, to jest chore. Ale ten glina jest całkiem seksowny.
To znaczy… cholera.
– Serio. Podczas jego obecności mogłabym nawet coś ukraść.
Uśmiecham się do niewielkiej grupki kobiet stojących przy kasach.
Jestem przyzwyczajona do tego, że inne laski gapią się na Bena.
Ja też cały czas się gapię. Caaaały czas.
Ben odciąga złodzieja od ściany i idzie w stronę wyjścia.
– Nie widziałeś stojącego na zewnątrz radiowozu? Naprawdę
jesteś tak głupi, żeby próbować obrabować sklep, przed którym stoi
policyjny wóz?
– Uznałem, że poszliście po pączki do piekarni na rogu.
Szczęka mi opada. Ale to stereotypowe.
– Tak? Wal się. Chadzam tam tylko w piątki.
Kręcę głową i zasłaniam usta palcami, by ukryć uśmiech.
Ben podchodzi do drzwi i zerka na mnie przez ramię.
– Kup oba! – krzyczy i uśmiecha się, ukazując te swoje dołeczki.
Wiem, że chodzi mu o komplet, który mam na sobie, i o ten, w którym
zdjęcie mu wysłałam.
Wszystkie kobiety odwracają głowy w moją stronę i zaczynają się
na mnie gapić.
Spoglądam z dumą na Bena, macham do niego i się uśmiecham,
patrzę, jak wyprowadza ze sklepu zboczonego złodzieja majtek.
Potem spuszczam wzrok i patrzę na jego jędrny tyłek.
Wręcz pożeram go wzrokiem.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Ben

Jaja sobie robisz? Nie będzie wieczoru kawalerskiego? Jak można nie
mieć wieczoru kawalerskiego? Stary, to przecież tradycja.
Piję piwo, gdy CJ wraca do stolika z butelką dla siebie i dla Luke’a.
Bierze łyk, a potem odwraca wolne krzesło i siada na nim okrakiem,
kładąc łokcie na oparciu i wpatrując się wyczekująco w blat stołu.
– To twój ostatni dzień wolności – dodaje, upierając się przy
swoim. – Masz zamiar to przegapić?
Reed wzrusza ramionami i bawi się stojącą przed nim butelką.
– A co mnie obchodzi jakiś wieczór kawalerski? Jedyna kobieta,
jaką chcę mieć na kolanach, to tamta seksowna jak diabli kelnerka. –
Opiera się, wyciąga szyję i patrzy na drugą stronę sali, gdzie Beth
wynosi z kuchni dwa talerze i idzie do jednego z boksów przy ścianie.
– Cholera – mruczy. – I ja się z nią żenię.
Jakby wyczuwając to, że jest tematem rozmowy, Beth spogląda
w górę i uśmiecha się do Reeda.
– Jezu – mamrocze Reed.
Zbiera mi się na śmiech.
Chryste, on jest omotany tak samo jak my wszyscy. Nigdy nie
myślałem, że dożyję tego dnia.
CJ stawia swoje piwo na stole. Patrzy na Luke’a i na mnie.
– No ej. Sin City? Nikt inny nie uważa, że powinniśmy pojechać
do Vegas czy gdzieś?
– Żeby uprawiać hazard? – pytam i szczerzę zęby, bo doskonale
znam odpowiedź. On wcale nie chce zwiedzać kasyn. – Nie nadajesz
się do tego. Stary, nie obraź się, ale jesteś naprawdę kiepskim
pokerzystą. Ile razy cię sczyściłem?
– A co to ma wspólnego? Mają tam sex show na żywo. Dziewczyna
na dziewczynie. Kto u diabła mówił coś na temat hazardu?
– Ale wiesz, że nie można brać w nich udziału, prawda?
Przekrzywia głowę.
– Masz przewodnik po Vegas? Skąd wiesz? A może będą szukać
ochotnika?
– Jasne.
Kręcę głową, wyjmuję telefon z kieszeni spodni i nagle czuję,
że zaczyna wibrować. Znowu nieznany numer, więc ignoruję
połączenie i rzucam telefon na stół. Kurwa. Niedługo będę musiał się
tym zająć. Ona cały czas do mnie wydzwania.
CJ zwraca się do Luke’a.
– A ty? Nie chciałbyś pójść na coś takiego?
– Widziałeś kiedyś moją żonę? Takiego pyskatego rudzielca? – Luke
podnosi swoją butelkę i otwiera szerzej oczy. – Wolałbym zachować
jaja.
– Ale z was cipy – mruczy wściekle CJ. – Cała trójka.
– Stary, kurwa, o co ci chodzi? Szukasz okazji do szybkiego
umoczenia kutasa, tak? – pyta Luke. – To zaszalej na weselu.
Na takich imprezach kobiety zawsze są napalone.
Reed pochyla się na krześle.
– Lepiej, żebyś jednak nie szalał na moim weselu.
CJ marszczy czoło.
– Dlaczego nie?
– Dlaczego? Bo dobraliśmy ci do pary moją siostrę. Pilnuj swojego
małego i trzymaj się od niej z daleka.
– Jak mam to zrobić, skoro jestem z nią w parze, idioto?
– Wiesz, o co mi chodzi – warczy Reed. – Chyba nie chcesz, żebym
pożałował, że w ogóle cię zaprosiłem? Masz siedzieć obok niej w
kościele, raz z nią zatańczyć i już. Potem zapomnij, że ją znasz.
– A jeśli będzie chciała zatańczyć ze mną więcej niż raz? Mam
odmówić? To jest jakieś chore.
– Nie będzie chciała.
– Naprawdę? – CJ unosi arogancko brew. – Muszę ci powiedzieć,
że jestem rewelacyjnym tancerzem. W dzieciństwie chodziłem
na różne kursy. Umiem tańczyć wolno, szybko, jak tylko chcesz. Wierz
mi. Będzie chciała ze mną tańczyć. Laski zawsze tego chcą.
A przecież nie zachowam się jak gbur. Jeśli będzie chciała, to będę
z nią tańczyć.
Reed mruży oczy.
– Zwłaszcza jeśli jest seksowna – dodaje CJ i powoli kiwa głową. –
Jest?
Reed zgrzyta zębami i rzuca mu mordercze spojrzenie – prawie
tak mordercze jak wtedy wieczorem w mojej kuchni, gdy na jego
oczach CJ uderzał do Beth.
Od tej pory się do siebie zbliżyli, to między innymi dlatego Reed
zaprosił go na ślub. Kolejnym powodem jest Beth. Ona też
zaprzyjaźniła się z CJ-em. Ale to nieważne. Siostra to siostra. Mój
najlepszy przyjaciel się z moją ożenił, a ja nadal mam ochotę mu
wtłuc, gdy wspomina o seksie z nią.
Albo jeśli chociaż o nim myśli.
Pochylam się i walę CJ-a w tył głowy.
– Zamknij się, zanim on obije ci gębę.
Odwraca głowę w moją stronę, rozmasowuje sobie głowę.
– Kelly, ale wiesz, że jesteśmy mniej więcej tej samej postury?
– Mniej więcej. – Szczerzę zęby. – Myślisz, że możesz mnie
pokonać?
– Jacobsa pokonałem.
– Idioto, wszyscy pokonaliśmy Jacobsa. On jest taką płaczliwą
pierdołą. – Luke się śmieje, odstawia butelkę i z pewnością myśli
o treningu i o tym, jak na ringu skopał Jacobsowi tyłek.
Z nas wszystkich to Luke najbardziej nim gardził. Na szczęście,
gdy wrócił do Ruxton, żeby naprawić relacje z moją siostrą, Jacobs
zajął jego miejsce i wyjechał, zostawiając CJ-a bez partnera.
CJ nie wygląda, jakby z tego powodu było mu przykro. Nikomu nie
jest przykro. Jacobs był kiepskim gliną i palantem.
– Trochę tęsknię za tym dupkiem – dodaje sucho podpity Luke,
drapiąc się po potylicy. – Pamiętacie, jak bardzo się wściekał, gdy
z pokoju socjalnego znikał mu lunch? Jego żona robiła najlepszą
sałatkę z kurczakiem.
– To była twoja sprawka? – CJ unosi brew. Prycha i wali dłonią
w stół. – Stary, nie masz pojęcia, ile musiałem się o tym nasłuchać
w radiowozie? I bez tego był irytujący jak cholera.
– Dlaczego tak go nienawidziliście? – pyta Reed i patrzy na nas.
– Bo był kutasem. To proste jak drut.
Kiwam głową na potwierdzenie jego słów i piję piwo.
Luke drapie się po brodzie i patrzy niewidzącym wzrokiem, jakby
coś sobie przypomniał.
– Kilka lat temu przyłapałem go na gapieniu się na tyłek Tessy.
Powoli pochylam się do przodu? Co, kuźwa?
– Co?
Nie miałem o tym pojęcia.
Patrzy na mnie.
– Tak. To było tuż po naszym pierwszym spotkaniu. Wpadła
na komisariat, żeby cię odwiedzić. Tak naprawdę to sądzę, że włożyła
te wycięte spodenki, żeby mnie skusić. – Patrzę na niego groźnie. –
Rozmową – dodaje szybko i odwraca wzrok.
– Rozmową? – Reed tłumi śmiech i patrzy sceptycznie. – Ta, jasne.
Wiem, o jakich spodenkach mówisz. Patrzyłem, jak obcina nogawki
starych spodni. Stary, ona wcale nie przyszła rozmawiać.
Teraz patrzę groźnie na Reeda. Nie wiem, co wkurza mnie
bardziej, to, że prawdopodobnie patrzył, jak moja siostra przymierza
te wycięte spodenki, bo przecież są ze sobą tak blisko, czy to,
że ma rację.
Z całą pewnością moja siostra nie przyszła na komisariat,
by rozmawiać – ani ze mną, ani z Lukiem.
Pamiętam, jak tamtego dnia nas odwiedziła. Jak się
zastanawiałem, po jaką cholerę w ogóle przyszła, przecież jeszcze
nigdy nie wpadała na komisariat. Do mnie powiedziała tylko:
„Co tam, braciszku?”, a potem natychmiast skierowała uwagę
na Luke’a i gdzieś razem zniknęli.
Dwadzieścia minut później ten kretyn wrócił do pokoju z szerokim
uśmiechem na gębie i zaczął błagać mnie o numer telefonu Tessy –
ponoć było jej bardzo przykro, ale nie mogła zostać, by ze mną
porozmawiać.
Jasne. Z pewnością była tym załamana.
Na widok mojej reakcji Reed przestaje się śmiać. Odchrząkuje,
podnosi butelkę i wypija połowę piwa.
Rozglądam się po moich towarzyszach.
Powinienem ustawić ich w jednej linii i spuścić każdemu łomot.
A potem odnaleźć Jacobsa i go pochować, oczywiście po tym, jak bym
mu powiedział, że przez wszystkie te lata to Luke zjadał mu kanapki.
Zobaczenie jego reakcji na tę wiadomość byłoby cudowne.
– Cześć, chłopcy. – Beth podchodzi do stolika, kładzie dłoń
na ramieniu Reeda i uśmiecha się do każdego po kolei, a następnie
patrzy na niego. – Cześć.
– Kochanie – odpowiada Reed i chce ją objąć. – Chodź tutaj.
– Nie mogę. Jeszcze nie skończyłam zmiany. – Beth kręci głową.
– Załatwię to. Gdzie jest Danny? Jeszcze raz mu zagrożę, że zacznę
mówić do niego „tato”. – Reed wstaje.
– Reed. – Beth się śmieje i przyciska jego ramię, żeby usiadł.
Pochyla się i dotyka głową jego głowy.
Przez chwilę coś szepczą, Reed obejmuje jej twarz i całuje.
Wygląda na to, że jest gotowy ożenić się tu i teraz.
Jak to dobrze widzieć go w takim stanie. Strasznie się cieszę, że im
wyszło. Naprawdę bardzo się cieszę.
Ale i tak będę się z niego nabijać. W końcu od czego ma się
przyjaciół?
– Naprawdę chcesz wyjść za tego idiotę? – pytam i wstaję, żeby
schować telefon.
Reed mruży oczy. Ignoruję go i uśmiecham się do Beth.
– Zawsze jeszcze możesz się wycofać.
Beth siada Reedowi na kolanach i go obejmuje, zachowuje się
dość zaborczo.
– Urodziłam się po to, by za niego wyjść – deklaruje i wysuwa
szczękę. Wypowiada te słowa na tyle głośno, że z pewnością słyszą
ją goście kilka stolików dalej.
Na twarzy Reeda pojawiają się ogromne emocje – takie, jakie
ja odczuwam tysiąc razy dziennie, gdy myślę o Mii. Wygląda, jakby
poczuł ulgę, jakby wreszcie odetchnął po bardzo długim czasie bez
uczuć.
Patrzy na nią łagodnie, a potem zamyka oczy. Spuszcza głowę,
zanurza twarz w szyi Beth i mocno ją przytula.
Ja i reszta chłopaków traktujemy to jako sygnał – wstajemy,
zostawiamy piwo na stole i sięgamy po portfele.
I tak chciałem już wracać do domu do Mii. Minęły trzy godziny,
odkąd zostawiłem ją w tej przymierzalni, wyglądającą jak wcielenie
grzechu, błagającą i pragnącą tego, co chciałem jej dać. Nie mogę się
doczekać, gdy ją zobaczę.
Przytulę.
Posmakuję.
Dotknę.
Przelecę.
Czuję pulsowanie w kroczu.
Kuźwa. Lepiej wracaj do domu, zanim ci tutaj stanie.
Rzucam gotówkę na stolik i razem z CJ-em i Lukiem wychodzimy
z pubu McGill’s. Tamci nabijają się z Jacobsa, a ja zerkam na telefon,
który znowu wibruje.
Po raz drugi tego wieczoru ignoruję rozmowę.

***
– Ben, zapłaciłam już za wszystkie błędy. Wiem, że to, co zrobiłam,
jest niewybaczalne… ale on jest moim synem. Chcę go zobaczyć. Mam
prawo go zobaczyć. Nie możesz zabraniać mi kontaktu z Nolanem.
I masz zamiar ignorować moje telefony? Serio? Odbierz ten cholerny
telefon. To nie…
Słyszę za sobą jakiś głos i przerywam drugie odsłuchiwanie
wiadomości, jaką pozostawiła mi Angie. Staję tyłem do Mii i próbuję
jakoś to sobie poukładać.
Ale prawda jest taka, że wcale nie chcę sobie tego układać.
Wiedziałem, że to kiedyś nastąpi, ale nie jestem na to gotowy. Nigdy
nie będę.
Czuję, jak Mia przyciska swoje piersi do moich pleców. Obejmuje
mnie w pasie.
– Kochanie?
– Angie wyszła z więzienia. Chce spotkać się z Nolanem.
Mia sztywnieje, mięśnie w jej rękach natychmiast się napinają.
– Co? – szepcze. Powoli mnie puszcza. – Dlaczego ona już wyszła?
Myślałam, że dostała cztery lata?
– Za dobre sprawowanie – mruczę i się do niej odwracam.
Rzucam telefon na łóżko za Mię i gładzę się po twarzy, czuję
na dłoniach swój gorący oddech.
– Za dobre sprawowanie, kuźwa. Nieważne, że mogła zabić
Nolana. Że mogła odebrać mi syna na zawsze. Nie, jest miła dla
klawiszy i nieźle czyści kible. Wypuśćmy ją wcześniej. Przecież sobie,
kurwa, zasłużyła…
Zaczynam chodzić po pokoju.
Przypominam sobie ten wieczór sprzed trzech lat, gdy zadzwonił
do mnie Rollins. Czuję, jakbym rozrywał zasklepioną ranę, która
znajduje się głęboko w piersi. Nigdy tego nie zapomnę. Nigdy nie
zapomnę tego strasznego strachu o Nolana i potwornej wściekłości
na jego matkę, gdy zobaczyłem ją w radiowozie, płaczącą i błagającą
o współczucie, próbującą się usprawiedliwić. Nie chciałem słuchać
powodów, dla których jeździła po pijaku i na haju z moim synem
w samochodzie – i próbowała zwalić winę na mnie.
Bo zrezygnowałem z naszego związku.
Mogła zabić Nolana, a teraz chciała ode mnie wyrozumiałości?
Empatii?
Walić ją. Nigdy nie wybaczę tej suce. Myśli, że zapłaciła już
za błędy? Sądzi, że powinna nadrobić teraz ten czas ze swoim synem?
Że jestem jej to winien? Gówno jestem jej winien.
– Co to oznacza? Przecież masz pełne prawo do opieki. Musisz
pozwolić na to spotkanie?
Łapię się za szyję.
– Nie wiem. Teoretycznie, jeśli jedno z rodziców ma pełne prawo
do opieki, drugie ma prawo do wizyt. Trzeba to ustalić. Jeśli rodzice
nie mogą się dogadać, idą do sądu. Tak było, gdy Nolan się urodził.
To Angie dostała prawo do opieki.
Ale ironia losu. Nigdy nie powinna go dostać. Nigdy. Nigdy nie
robiła z Nolanem nic sensownego. Kiedy się nim opiekowała, nigdy
nie poświęcała mu uwagi. Zachowywała się, jakby nie chciała być
matką, a jednocześnie próbowała ograniczyć mi widzenie z synem.
– Tak – szepcze Mia. – Ale, Ben, to coś innego. Naraziła go
na niebezpieczeństwo. Jak można pozwolić, by spędziła z nim
jakikolwiek czas?
– Bo jest jego matką. To wystarczy, żeby dostała prawo do wizyt.
Może nadzorowanych, a może nie. Nie wiem, Mio. Jedyne przypadki,
jakie znam, gdy rodzice nie otrzymywali prawa do widzenia się
z dziećmi, to takie, w których dochodziło do przemocy psychicznej
bądź wykorzystywania seksualnego. Do czegoś ekstremalnego.
Nie wiem, czy błąd Angie uniemożliwi jej spotykanie się
z Nolanem. Powinien, ale jeśli pójdziemy do sądu, sędzia może orzec
na jej korzyść. Nie chcę ryzykować. Nie ma szans, żebym
kiedykolwiek zostawił ją z nim sam na sam. Wyrok sądu czy nie,
ta zdzira nie dostanie żadnych forów. Nie odbierze mi syna. Nie
odbierze go Mii. Nie obchodzi mnie, co będę musiał zrobić. Nie
dopuszczę do tego.
To jest jego dom. Jego rodzina. Ona nie zasługuje, by go znać.
Chłopcy wpadają do sypialni, ganiają się i śmieją.
Zatrzymuję się.
Patrzę na Mię i widzę zmartwienie w jej oczach. Patrzy w dół,
próbuje ukryć zbierające się w nich łzy.
Nawet nie reaguje na zamieszanie w sypialni.
Kurwa. Martwię się tylko o siebie, zapominam, jak bardzo dotyczy
to również jej.
Chase piszczy i wybiega z pokoju za śmiejącym się Nolanem,
pędzą korytarzem. Ich krzyki cichną. Patrzę, jak Mia podchodzi
do łóżka, podnosi mój telefon i podchodzi do mnie. Wkłada mi go
w dłoń.
– Mio.
– Musisz do niej zadzwonić – mówi cicho, mruga, po jej policzku
spływa łza. – Ben, musisz to zrobić. Trzeba to jakoś załatwić. Boję się,
że jeśli tego nie zrobisz, ona tak po prostu tutaj przyjedzie. Nie chcę,
żeby zaskoczyła Nolana. To byłoby nie w porządku wobec niego.
Zgrzytam zębami. Wiem, że ma rację. Jeśli nie załatwię tego
z Angie, ona jest w stanie to zrobić. Przestanie wreszcie do mnie
wydzwaniać i poszuka innego sposobu kontaktu. Muszę to załatwić.
Ale teraz przejmuję się stojącą przede mną osobą. Podnoszę brodę
Mii, zmuszam ją, by na mnie spojrzała.
– O czym myślisz, aniele? Porozmawiaj ze mną.
Delikatnie kręci głową. Czuję na nadgarstku jej gorący oddech.
– Są bardzo samolubne.
– Co?
– Moje myśli. A co, jeśli Nolan wybierze ją, a nie mnie? A jeśli
będzie chciał, żeby była jego mamusią? Ma do tego prawo. Angie też
ma prawo do Nolana, ale, Ben, on jest moim synem. – Jej broda
zaczyna drżeć. Po policzku spływa kolejna łza. – On jest moim synem.
Łamie jej się głos, a ja nie wiem, co zrobić. Na widok tej kobiety,
będącej moim odkupieniem i najlepszym, co mogło spotkać Nolana,
martwiącej się, że straci go na rzecz kogoś, kto nie zasługuje na niego.
To mnie zabija.
Gładzę ją po policzku.
– Jesteś dla niego o wiele lepszą matką, niż ona kiedykolwiek była.
Wszyscy to widzą. Nolan też. Nigdy by jej nie wybrał.
– Tego nie wiesz – odpowiada cicho i odsuwa się ode mnie.
– Kochanie.
Patrzy na telefon w mojej dłoni, wyciera twarz, próbuje wziąć się
w garść, ale w jej oczach stają kolejne łzy.
– Zadzwoń. Ustal coś i zabierz tam Nolana.
Idę do niej.
– Zrobimy to razem.
– Nie. – Kręci głową, a ja zamieram.
Patrzę na nią szeroko otwartymi oczami.
Nie?
– Chyba nie dam rady – mówi.
Wytrzymuje moje spojrzenie, ale wygląda, jakby bardzo ze sobą
walczyła i bała się do tego przyznać.
Mia nie jest osobą, która przedkładałaby swoje potrzeby ponad
potrzeby innych. Zawsze najpierw myśli o mnie i chłopcach, dopiero
na końcu o sobie. Wiem, że strasznie ją to męczy. Nie chce okazać
strachu, ale się boi – i sprawia wrażenie, jakby nienawidziła się za to,
że tak się czuje.
– Ben, po prostu to zrób, dobrze? Proszę. I nie proś, żebym tam
jechała.
Gdy wychodzi z sypialni, z trudem przełykam ślinę.
Opadam na łóżko i wpatruję się w telefon, przywołuję nieodebrane
połączenia i wybieram ten numer, wiedziony tylko jedną przyczyną.
Jedynym powodem, jaki kiedykolwiek będzie istniał.
Moja żona.
– Ben?
Na dźwięk jej głosu ręka mimowolnie zaciska się w pięść.
– Słuchaj dobrze, bo powiem to tylko raz. Przywiozę Nolana
na spotkanie z tobą, ale na moich warunkach. Kiedy, na jak długo
i o czym będziesz z nim rozmawiać – określę wszystko. Będzie się
z tobą widywać na moich zasadach – i tylko jeśli będzie tego chciał.
Nie zmuszę syna do spędzania czasu z kimś, kto trzy lata temu
pozbawił się wszelkich praw do niego. Angie, to, co zrobiłaś, to nie
tylko błąd. I z całą pewnością nie masz już do niego żadnych praw.
Nie pieprz mi tu bzdur. Słyszysz?
– T-tak – duka. – Słyszę. Ale, Ben…
– Ale nic! Myślisz, że już za to zapłaciłaś? Myślisz, że spędzenie
trzech lat w więzieniu wymaże to, co zrobiłaś? Nie wymaże. Mogłaś
go zabić! Gówno mnie obchodzi, jak długo siedziałaś w kiciu. Nie
obchodzi mnie, czy kiedykolwiek zobaczysz syna. I jeśli mam być
szczery i gdyby to zależało tylko ode mnie i gdybym nie martwił się
tym, czy kobieta, którą kocham, będzie szczęśliwa, nie spędziłabyś
z Nolanem ani minuty. Sędzia czy nie, zawsze będę robić to,
co najlepsze dla niego. Zawsze będę go chronić. A trzymanie ciebie
z dala od niego jest najlepszym, co może go spotkać.
Następuje chwila ciszy, aż wreszcie w słuchawce słyszę beczący
głos Angie.
– Przepraszam. Bardzo. Wiem, że spieprzyłam sprawę. Ja…
– Przywiozę go jutro po służbie. Gdzie mieszkasz?
Szlocha.
– U siostry. Lakely Circle 85. Przy centrum handlowym.
– W porządku. Tylko nie spodziewaj się pojednania. Zostaniemy
kilka minut, a potem zabieram go do domu, do rodziny. Jeśli będzie
się u ciebie źle czuł albo jeśli będzie chciał wyjść wcześniej,
to wyjdziemy. Zrozumiałaś?
– Tak.
Rozłączam się.
Siedzę zgarbiony, opieram łokcie na kolanach, zamykam oczy
i nabieram powietrza do płuc, a potem powoli je wypuszczam.
Powtarzam to, dopóki moje ramiona się nie rozluźniają.
Mia myśli, że nie da jutro rady. Nie zmuszę jej do tego, znam
jednak syna. Wiem, jak ją uwielbia. Od pierwszego spotkania.
Natychmiast złapali ze sobą kontakt. Niezaprzeczalny, tak jak więź
między mną a Mią. Zawsze miała być jego matką. A teraz martwi się,
że straci go na rzecz kobiety, z którą tak naprawdę nigdy nic go nie
łączyło. Kobiety, która nie zasługiwała na to, by go znać.
Prostuję szyję, otwieram oczy i wpatruję się w telefon. Musimy
spędzić razem trochę czasu. Pieprzyć ostatnie dwa miesiące. Mia nie
powinna się o nic martwić.
Wybieram numer Tessy. Jeden sygnał.
– Twoja żona już do mnie dzwoniła – mówi, potwierdzając to,
co myślę. – Nie wierzę, że już wypuścili tę sukę. Oddzwoniłeś do niej?
Szczypię się w nos.
– Tak. Jutro zawiozę tam Nolana. Chcę mieć to za sobą.
– Wcale ci się nie dziwię. Ale moim zdaniem ona nie zasługuje,
żeby go zobaczyć. Nie zasługuje na nic poza byciem lalką
do pieprzenia dla najstraszliwszej zdziry w bloku D.
Niemal zaczynam się śmiać. Gdybym nie martwił się możliwą
reakcją Nolana na Angie i strachem Mii, być może bym się roześmiał.
– Posłuchaj, nie dzwonię, żeby rozmawiać o Angie. Potrzebuję
przysługi.
– Czego chcesz? Aha, mam coś dla ciebie. Ale to nic ważnego.
Wstaję z łóżka, podchodzę do drzwi i wyglądam na korytarz, żeby
się upewnić, że jestem sam.
– O co chodzi?
– Po prostu mam coś, co moim zdaniem będziesz chciał mieć –
mówi, drocząc się ze mną. – Małą pamiątkę. Dam ci ją, gdy się
zobaczymy.
Nie mam czasu, żeby grać w gierki Tessy. W każdej chwili Mia
może znaleźć się na korytarzu.
– W porządku. Posłuchaj, muszę wyjechać z Mią. Tylko my dwoje.
Chcę coś dla niej zrobić. Czy jeśli uda mi się zarezerwować domek
kilka dni wcześniej i dostanę dodatkowy urlop, to czy ty i Luke
zajmiecie się chłopcami i przywieziecie ich na ślub?
Nie mam pojęcia, jak tego dokonam. Proszenie o urlop w ostatniej
chwili to jedno. Zawsze mogę wybłagać kapitana i obiecać, że wezmę
kilka podwójnych dyżurów. Ale wynajęcie domu dzień lub dwa
wcześniej może być niemożliwe. Przecież jest początek lata, wiele
osób bierze teraz urlop. Dom może być już zarezerwowany – ale
to nie oznacza, że nie zrobię wszystkiego, co w mojej mocy, żeby się
udało. Zapłacę, ile trzeba, każdą cenę, nieważne. Ona tego potrzebuje.
My tego potrzebujemy.
– Chcesz zabrać moją najlepszą przyjaciółkę na romantyczny
wyjazd? Na który ona zasłużyła sobie w stu procentach?
Uśmiecham się, odsuwam od drzwi i z nocnego stolika Mii biorę
ulotkę ośrodka wczasowego. Na dole znajduje się numer telefonu.
– O tak, kuźwa.
– To dobrze. Zrób to.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Mia

Cy ty jesteś plawdziwą klólewną?


Uśmiecham się na pierwsze wspomnienie Nolana. Siedzę
na schodach i patrzę, jak chłopcy kopią w piaskownicy, którą
zbudował Reed.
Jestem samolubna. Wiem, że tak. Zamiast dostrzegać dobre strony
tej sytuacji, bo Nolan będzie miał dwie matki, które będą go
bezgranicznie kochać, traktuję to jak stratę. Będę musiała dzielić się
synem z kimś innym, z kimś, kto ma do niego o wiele większe prawo,
niż ja będę kiedykolwiek mieć. A w najgorszym scenariuszu stracę
Nolana na zawsze – bo może zechce, żeby Angie była jego jedyną
mamą.
Czuję ścisk w gardle.
Boże, czy może tak zrobić? Czy moje zmartwienia
są usprawiedliwione? Mam wrażenie, że przesadzam, nie chcę jednak
być nieprzygotowana na taką ewentualność, że Nolan dokona
wyboru.
Poznałam mojego syna trzy lata temu. Jest przepięknym,
szarookim chłopcem, z dołeczkami w policzkach i potarganymi
brązowymi włosami. Pokochałam go od chwili, w której mnie obudził,
jego urocza buźka znajdowała się tak blisko. Przyglądał mi się,
przejechał palcem po moim nosie, mówił tym zachrypniętym
głosikiem o tym, że aby mnie obudzić, trzeba mnie pocałować. Był
najbardziej uroczym stworzeniem, jakie kiedykolwiek widziałam,
z tym swoim mieczem i w ubranku z wyhaftowanym smokiem.
Wyglądał tak samo jak Ben. Nadal tak wygląda. A gdy zobaczyłam
Nolana z tatą? No cóż, to praktycznie przesądziło sprawę.
Po ujrzeniu ich razem nie byłam już w stanie ukrywać mojej
słabości do Bena.
Zaraz po naszych zaręczynach Nolan zaczął mówić do mnie
mamo. Dla niego była to naturalna kolej rzeczy. Jednego dnia byłam
księżniczką Mią, drugiego – mamusią.
Jakby ktoś przesunął dźwignię.
Nie robił z tego wielkiego halo, nie ogłosił, że od tej pory będzie
mnie tak nazywać, nie pytał nikogo o zdanie. Nie omówił tego
z Benem. Sam podjął decyzję, a następnego dnia obudził mnie
okrzykiem: „Mamusiu, jestem głodny!”. Potem zaczął skakać po łóżku
i prosić o naleśniki.
Gdy to usłyszałam, płakałam przez dobrą godzinę.
W głębi serca wiem, że bycie mamą Nolana było mi przeznaczone.
Był moim synem, jeszcze zanim go poznałam. To się nie zmieni,
niezależnie od tego, co zrobi Angie.
Ale tak strasznie się boję. Nie potrafię nic na to poradzić.
Martwię się, że dla Nolana będę znów partnerką Bena, a nie
mamą.
Martwię się, że zacznie zwracać się do Angie ze sprawami,
z którymi normalnie zwracałby się do mnie.
Martwię się, że będzie nazywał mnie Mią.
Boże, jak to zniosę? Na samą myśl o tym czuję bolesny skurcz
żołądka.
Wycieram oczy, chcę przestać myśleć o sobie. Będę wspierać
Nolana niezależnie od tego, jaką podejmie decyzję. A jeśli będę
musiała się wypłakać, to on tego nie zobaczy. Nigdy nie pozwolę, żeby
dręczyły go wyrzuty sumienia.
Ma czuć tylko miłość. Tylko to będzie ode mnie otrzymywać.
Chase piszczy, wierzga i śmieje się, gdy Nolan wysypuje mu pod
nogi wiadro piasku. Potem robi to raz jeszcze. Uwielbia rozśmieszać
brata.
Moi dwaj chłopcy. Są tak blisko. Łączy ich silna więź, odkąd Chase
był malutki. Nie mogę nic poradzić na to, że zastanawiam się, jak
pojawienie się Angie wpłynie na ich relacje. Jeszcze nigdy nie spędzili
osobno więcej niż kilka godzin.
Jeśli Nolan będzie spędzać całe dnie u Angie, jak bardzo będą
za sobą tęsknić? Chase tego nie zrozumie. A Nolan… Nie wyobrażam
sobie, że pogodzi się z faktem, że tak po prostu musi porzucić swojego
najlepszego przyjaciela. Uwielbia brata.
– Chasey, patrz! – Nolan rzuca się na kolana w piach i przewraca
się na brzuch, na mały zamek, który właśnie zbudował. – Jestem
nowym królem! Zbuduję na tej ziemi jeszcze większy zamek! Z fosą!
Chasey idzie do niego na czworakach i przewraca się obok, śmieje
się i krzyczy swoje „Na Na!”, z całej siły próbując wypowiedzieć imię
brata.
– Chasey, powiedz „Nolan”. Nolllan. W ten sposób. Patrz na mnie.
Noll-lan.
– Na Na.
– Nolllannn.
– Na.
– Chasey! Ty mnie wykończysz.
Śmieję się, opieram brodę na pięści i patrzę, jak się bawią i śmieją.
Boże, dlaczego to musi dziać się akurat teraz? Myślałam, że mamy
jeszcze co najmniej rok spokoju, że nie musimy jeszcze martwić się
Angie, która rozbije naszą rodzinę.
Ja sobie z tym poradzę, ale Nolan i Chase nie powinni być stawiani
w takiej sytuacji. Ona nie może tak po prostu…
Słyszę za sobą jakieś ciężkie kroki i zerkam przez ramię.
Ben schodzi na dół z uniesioną głową, rozgląda się po ogrodzie.
Na jego ustach błąka się uśmiech.
Uwielbia patrzeć, jak Nolan i Chase się bawią. Wiem, że w ciągu
ostatnich dwóch miesięcy bardzo mu tego brakowało.
Siada obok mnie na stopniu, przechyla się do przodu i opiera silne
przedramiona na kolanach, przyciska się bokiem do mnie.
– Długo rozmawiałeś – mówię cicho. Ledwo słyszę swój głos wśród
zmartwionych myśli, zapełniających moją głowę. – Czyżby miała aż
tak dużo do powiedzenia?
– Nie.
Ta krótka i wyjątkowo niejednoznaczna odpowiedź wzbudza moje
podejrzenia.
Mrużę oczy na widok chytrego uśmieszku w kącikach jego ust, gdy
obserwuje chłopców.
– Co… Dlaczego tak patrzysz?
Odwraca głowę.
– Jak?
– Jakbyś coś przede mną ukrywał. – Marszczę czoło i zwieszam
ramiona. – Ben, co się dzieje?
Chryste, co jeszcze się wydarzyło? I jakim cudem ktoś w tej
sytuacji w ogóle może być rozbawiony?
Bierze mnie za rękę i całuje.
– Zabiorę tam Nolana jutro po pracy. To będzie krótka wizyta.
Angie dobrze o tym wie. Nie wiem, czy miała coś do powiedzenia, czy
nie, bo powiedziałem, co chciałem, i się rozłączyłem.
Patrzę na niego zdumiona.
– W porządku.
Uśmiecha się lekko.
– Aniele, to nie z tego powodu jestem zadowolony. Wierz mi. Nie
chcę się tym zadręczać. Wolałbym trzymać Nolana z dala od Angie,
ale tak będzie polubownie i na końcu na tym skorzystamy.
Przepraszam, nie chcę, żebyś myślała, że moja radość ma cokolwiek
wspólnego z nią. Myślę o czymś zupełnie innym. O czymś, co dotyczy
ciebie i mnie. Jestem podekscytowany i nic na to nie poradzę.
Mrugam.
Jest podekscytowany? Czymś, co dotyczy jego i mnie? Co? Też
chcę być czymś podekscytowana.
Opieram się o jego ramię i patrzę groźnie, wydymam usta, kryjąc
uśmiech.
– Podziel się. Panie oficerze?
– To by popsuło niespodziankę, prawda?
– To jest niespodzianka?
Szczerzy zęby. Pojawiają się te dwa wielkie dołeczki.
Gwałtownie wciągam powietrze. Kurczę. Jak to jest, że dołeczki
są tak nieziemsko seksowne? Powinny być tylko urocze. Takie dziwne
odstępstwo od normy. Ale na Benie są wręcz śmiercionośne.
Niebezpiecznie urzekające. Gdy się tak do mnie uśmiecha, ledwo
jestem w stanie myśleć.
A ten uśmiech jest jedyną odpowiedzią, jaką ma. Nie powie nic
na temat swojej niespodzianki.
No cóż… w takim razie chętnie zagram w tę grę.
Trochę się prostuję, zabieram rękę i odwracam głowę, patrząc
na ogród.
– Też mam niespodziankę. Perwersyjną. I rewelacyjną do entego
stopnia. Prawdopodobnie nielegalną. – Uśmiecham się złośliwie,
czując na sobie jego wzrok. – I też nic nie powiem.
– A kiedy ta niespodzianka ma mieć miejsce?
– Jutro.
Zaciskam powieki i szczękę, mruczę wściekła, że się wygadałam.
Jestem zła na Bena, że tak łatwo wydobył ze mnie informacje.
Żałosne. Nie potrafię nic przed nim ukryć. Wystarczy,
że przebywam w jego obecności, a już zachowuję się, jakbym wypiła
serum prawdy. A to przecież świetna niespodzianka! Powinnam
dochować tajemnicy.
Mia, no weź. Musisz dobrze to rozegrać albo w ogóle się w to nie
baw.
– Nic więcej nie powiem – mówię. I brzmię przekonująco.
Ben jeszcze bardziej się pochyla. Dotyka nosem moich włosów.
– Czy ta niespodzianka ma coś wspólnego z tym cholernie
seksownym kompletem, który miałaś dzisiaj na sobie, gdy w ciebie
wchodziłem? – pyta cicho, chociaż nie ma szans, żeby chłopcy nas
słyszeli. Znajdują się zbyt daleko i robią duży hałas.
Ale wyszeptane słowa są trochę bardziej niemoralne niż te
wypowiedziane na głos. A Ben uwielbia być niemoralny.
Wysuwam szczękę. Oblewam się rumieńcem.
Szlag by to trafił.
– Nic takiego nie pamiętam – kłamię.
Śmieje się mrocznie w moje ucho.
– Której części nie pamiętasz, kochanie? Tego, jak trzymałem cię
za tyłek, gdy mnie całowałaś, tego, jak rozciągałem cię palcami, aż
błagałaś o więcej, czy mojego kutasa, wypełniającego tę ciasną
szparkę? Czy ty próbujesz mi wmówić, że zapomniałaś którąś z tych
części? – Łapie mnie za biodro. Zaczynam drżeć na całym ciele. – Bo
ja mogę się założyć, że pamiętasz każdą sekundę, ślicznotko. Założę
się, że na samą myśl o tym, co robiliśmy, jesteś już mokra.
Rumienię się jeszcze bardziej, odwracam głowę i przysuwam swój
nos do jego. Spodziewam się zobaczyć pożądanie w oczach Bena.
Albo głód – ale widzę tylko miłość. Silną i stałą miłość. Jego ciepło
przelewa się na mnie.
Natychmiast pojmuję jego pobudki.
– Benjaminie Kelly, czy ty próbujesz odwrócić moją uwagę?
– Być może.
– Dlaczego?
Przejeżdża palcami po moim policzku.
– Bo nie lubię patrzeć, jak moja dziewczyna jest smutna. Jeśli
mogę to zmienić, sprawić, by się uśmiechnęła, to to zrobię. Mio, nie
chcę, żebyś się martwiła. Nigdy. Załatwimy tę sprawę z Angie. Wiem,
że jak powiem, że zupełnie nie masz się czym przejmować, ty i tak
będziesz myśleć o najgorszym. Przecież widzę. Uznałem więc,
że może na chwilę uda mi się odwrócić twoje myśli. Sprawić, żebyś
pomyślała o czymś innym. Udało się?
Gdy chodzi o odwracanie uwagi, Ben zawsze gra nieczysto. Nie
spodziewałabym się niczego innego.
I bardzo to doceniam.
Kiwam głową i wtulam się w jego nadgarstek.
– Tak. Udało się. Dziękuję.
– Mio, nie chcę, żebyś kiedykolwiek pomyślała, że jesteś sama.
Czuję to, co ty. Jeśli ty jesteś smutna, to ja też. Zawsze tak było.
– Zawsze? Nawet wcześniej? – pytam, znowu powstrzymując łzy
i uśmiechając się na widok czułości na jego twarzy, gdy usłyszał
to absurdalne pytanie.
Nawet wcześniej… Doskonale wie, o co mi chodzi – o okres, gdy
siebie nienawidziliśmy. Gdy Ben mówił mi same okrutne rzeczy,
a ja bardzo źle o nim myślałam. Gdy imię Benjamin Kelly kojarzyłam
z każdym znanym przekleństwem i gdy on używał samych
przekleństw w rozmowie ze mną.
Czy wtedy mój smutek był również jego smutkiem?
Doskonale znam odpowiedź. I wiem, co odpowie.
Bo to jest Ben. Mój Ben. Mężczyzna, który codziennie
nieświadomie przekonuje mnie, że moje życie zawsze było jego
życiem.
Nawet wcześniej.
– Tak, aniele – odpowiada szczerze, ufając, że zaakceptuję jego
pewność i zapomnę o tym, czego kiedyś byłam tak pewna.
Wierzymy w to, w co chcemy wierzyć. Ja wybieram wiarę w Bena.
On jest moją prawdą.
Wzdycham i powoli go całuję, gładząc po policzku.
– Kocham cię – szepczę mu w usta.
Opiera czoło o moje.
– Tego właśnie potrzebuję, Mio. Zawsze będę potrzebować tylko
tego.
Zamykam oczy.
Boże, czym zasłużyłam na tego mężczyznę?
Odchylam się i przyglądam jego twarzy. Ciemnym brwiom
i piegowi pod lewym okiem. Jednodniowemu zarostowi na brodzie.
– Naprawdę masz dla mnie niespodziankę? – pytam i dźgam
palcem miejsce w policzku, w którym pojawia się prawy dołeczek.
Kiwa głową.
– A ty?
Potakuję głową i całuję go raz jeszcze, uśmiecham się w jego usta,
tak bardzo chcę powiedzieć mu, co zaplanowałam na następny dzień.
Ale tego nie robię. I nie zrobię, dopóki nie zacznie pytać.
Opuszczam ręce, odwracam się i patrzę na chłopców.
Chase rozrzuca piasek, a Nolan nasypuje go do wiaderka.
– Powinniśmy powiedzieć o tym teraz Nolanowi, tak żebyś go jutro
nie zaskoczył. Musi mieć trochę czasu, żeby to przemyśleć. Wiesz
o tym, prawda?
Nie mam pojęcia, jak Nolan przyjmie fakt, że Angie chce się z nim
spotkać. Wiem, że wcześniej pytał o nią Bena, zastanawiał się, co się
z nią stało i dlaczego już jej nie ma, ostatnio jednak nie poruszał tego
tematu.
Albo Ben mi o tym nie mówi.
– Tak. Dobry pomysł.
Wyciąga nogi i wstaje. Łapie mnie za rękę i pomaga wstać,
idziemy przez trawnik.
Gdy podchodzimy bliżej, chłopcy na nas patrzą.
Chase powoli wychodzi z piaskownicy, najpierw przekłada jedną
nogę nad drewnianą listwą, potem drugą, chwieje się trochę, a potem
łapie równowagę i biegnie do nas.
Biorę go na ręce i całuję jego pulchny policzek.
– Synku – mruczę w jego skórę, czując zapach pomarańczy, którą
jadł godzinę wcześniej na przekąskę.
– Nolanie, chodź tutaj na chwilę.
Na dźwięk głosu Bena Nolan wyskakuje z piaskownicy i biegnie
do taty.
– Tak? – pyta i podnosi głowę, przód koszulki i spodenek jest
w piachu.
Ben kuca i kładzie dłoń na ramieniu syna.
– Kolego, pamiętasz Angie, prawda? Twoją drugą mamusię? Tę,
z którą mieszkałeś, zanim wprowadziłeś się do tatusia i królewny Mii?
Patrzy na mnie wielkimi oczami, a potem znowu na Bena
i potakuje.
– Angie chce się z tobą spotkać. Chcesz tego? Chciałbyś się jutro
z nią zobaczyć?
Przez chwilę Nolan wpatruje się w niego bez słowa.
– A po co ona chce się ze mną spotkać?
– Bo za tobą tęskni – mówię i uśmiecham się, gdy na mnie patrzy.
Ukrywam wszystkie emocje poza tą, którą powinien teraz zobaczyć –
radością. – Kochanie, nie widziała cię od bardzo dawna. Założę się,
że nie uwierzy, jaki już jesteś duży i silny.
Moje słowa do niego nie docierają. Moja radość też nie. Ściąga
brwi, krzywi się, zaczyna ciężko oddychać i patrzy na Bena.
– Ale ja chcę zostać tutaj. Nie chcę mieszkać gdzie indziej.
– Nie będziesz mieszkać nigdzie indziej. Kolego, masz tylko
odwiedzić Angie. Nie zostawię cię tam.
– Czy ona chce się zobaczyć również z Chaseyem?
Przekładam młodszego syna na drugie biodro.
– Ja zostanę z nim w domu, podczas gdy ty i tatuś pojedziecie
na spotkanie, dobrze? Dzięki temu będziecie mogli porozmawiać,
a twój brat nie będzie przeszkadzał.
Nolan kręci głową.
– Nie chcę jechać bez Chaseya.
– Nolanie.
Chłopiec podchodzi do mnie, ręka Bena opada w dół.
– Czy teraz przestaniesz być moją mamusią? – pyta
z nieudawanym przerażeniem w głosie.
Opada mi szczęka. Wszystkie emocje, które do tej pory
próbowałam ukryć, pojawiają się na powierzchni i żądają, żebym
je uznała.
Kucam przed nim, w moich oczach pojawiają się łzy. Klatka
piersiowa ściska mi się tak bardzo, że oddech staje się płytki. Stawiam
Chase’a na ziemi i wyciągam ręce do Nolana.
– Nigdy nie przestanę być twoją mamusią. Nigdy. Rozumiesz? –
Obejmuję jego buzię, wycieram piasek z policzka. – Jesteś moim
małym rycerzem. A ty i Chase zawsze będziecie moimi ukochanymi
chłopcami. Nolanie, spotkanie z Angie nic nie zmieni. Druga
mamusia też może cię kochać. Obie możemy cię kochać i obie
możemy być twoimi mamusiami.
– Nie chcę nazywać jej mamusią.
Ben gładzi go po plecach, zerka na mnie i bierze Chase’a na ręce.
– Kolego, możesz nazywać ją po imieniu. Nie musisz mówić
do niej „mamusiu”.
Kiwam głową, gdy Nolan zerka w moją stronę, łapię go za ręce.
– Będziesz nazywał ją tak, jak zechcesz.
– Pójdziesz tam z nami? – pyta cicho, patrząc na mnie błagalnie. –
Mamusiu, proszę. A Chasey? Wydaje mi się, że ona chce zobaczyć
wszystkich.
Angie chce zobaczyć mnie i syna, którego mam z jej byłym? Tak,
z pewnością.
Tłumię śmiech. Mam policzki mokre od łez.
– Kochanie, na pewno chcesz, żebym pojechała tam z wami?
Potakuje.
– Kolego…
– Dobrze. Pojadę – przerywam Benowi, uśmiecham się do Nolana
i przejeżdżam palcem po jego nosie. Wyciąga rączkę i robi to samo. –
Jeśli chcesz, żebym tam pojechała, to pojadę.
– Super. – Patrzy na Bena, potem na mnie, a następnie znika
przerażenie na jego twarzy. – Mogę już iść się bawić? Mój zamek
zaraz się zawali.
Zakrywam usta dłonią i się uśmiecham. Patrzę, jak Ben targa
ciemne włosy Nolana. Na ramiona chłopca sypie się piasek.
– Tak, kolego. – Ben się śmieje. – Idź się bawić.
Nolan odwraca się na pięcie i rzuca pędem do piaskownicy. Chase
natychmiast zaczyna wiercić się w ramionach Bena i pomrukiwać
ze złością, aż wreszcie zostaje postawiony na ziemi. Biegnie
za bratem. Ben patrzy na mnie.
– Na pewno chcesz jechać? Kochanie, przecież mogę porozmawiać
z Nolanem. Zrozumie, że nie możesz jechać. Nie musisz tego robić.
Staję przed nim, obejmuję siebie jego rękami i oboje patrzymy
na chłopców. Opieram głowę o jego pierś.
– On chce, żebym tam była. Wydaje mi się, że jeśli wszyscy tam
z nim pojedziemy, poczuje się pewniej. Jest zdenerwowany.
Nolan myślał, że będzie musiał się od nas wyprowadzić. Że znowu
zamieszka z Angie. Wyglądał na takiego przerażonego. Zrobię
wszystko, żeby się tym nie martwił.
– Nic mi nie będzie – odpowiadam z determinacją. – Zrobię
wszystko, co będzie trzeba, żeby czuł się dobrze. Mam tylko nadzieję,
że nie będę musiała przytulać tej suki.
Potrafię udawać miłą, ale istnieje pewna granica, której nie
chciałabym przekraczać. Angie będzie miała szczęście, jeśli w ogóle
się do niej uśmiechnę.
Ben śmieje się w moje włosy. Mocniej mnie obejmuje.
Stoimy na środku ogrodu i patrzymy na bawiących się chłopców
tak długo, aż wreszcie zauważamy na ich buziach pierwsze oznaki
zmęczenia. Po kąpieli i bajce prowadzę chłopców do naszej sypialni,
nie do ich.
Nie chcę, żeby spali dzisiaj w swoich pokojach, chcę mieć ich
obok.
Ben patrzy na mnie pytająco, gdy wchodzą na łóżko i pod kołdrę.
Wzruszam ramionami.
Uśmiecha się i kiwa głową, rozumie moją potrzebę bliskości.
Z reguły modlę się o chwilę sam na sam z Benem, o te minuty, gdy
chciwie się na siebie rzucamy, zanim chłopcy się obudzą i zaczną
wołać.
Ale dzisiaj jest inaczej.
Dzisiaj wybieram małe łokcie, wbijające mi się między żebra,
i wierzgające stopy. Wybieram niespokojny sen, wiercące się obok
mnie ciała i gorący oddech na szyi. W tej chwili tylko tego potrzebuję.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Ben

Ulewa wali w przednią szybę radiowozu, gdy Luke wyjeżdża


z parkingu przy komisariacie.
Przez cały dzień leje jak z cebra. Jedyne, co widać, to rozmazane
światła jadących z przodu pojazdów. Kijowe warunki do jazdy. Woda
zalała kilka głównych ulic i sprawiła trochę problemów. Niektóre
pojazdy utknęły. Aplikacja pogodowa pokazuje, że ma tak lać
do końca tygodnia.
Co mnie jednak obchodzi pogoda w Ruxton? Wkrótce wyjeżdżam.
Zabieram moją kobietę i spędzę z nią trochę czasu – oboje bardzo
tego potrzebujemy.
A prognozy dla Sparrow’s Island? Ma być słonecznie i ciepło.
Idealna pogoda, żeby Mia włożyła bikini.
O rety. Nie mogę się doczekać. Dwa dni sam na sam z żoną. Bez
dzieci. Nikt nie będzie nam przeszkadzać. Przez czterdzieści osiem
godzin będę mieć ją tylko dla siebie i mam zamiar wykorzystać każdą
minutę.
Smakować każdy fragment jej ciała. Pieścić każdy centymetr.
Brać…
Zerwę z niej ubrania w chwili, w której wejdziemy do pokoju – nie
będzie ich potrzebować. Chcę, by była naga. Będę ją pieprzyć
w każdym miejscu tego domku. Skóra do skóry, jej miękkie kształty
wciśnięte we mnie, podczas gdy będę poruszać się w tej perfekcji,
na którą nigdy nie zasłużę. Każdą sekundę z tych czterdziestu ośmiu
godzin poświęcę jej rozkoszy. Naszej rozkoszy. Nie będzie między
nami nic poza oddechami i przestrzenią, bym mógł patrzeć.
Przesuwam się na fotelu.
Kuźwa, na samą myśl o tym jądra mi szaleją. Pragnę jej. Dzień
wlecze się niemiłosiernie.
A zanim dobiegnie końca, Mia da mi swoją małą niespodziankę.
Drapię się po brodzie i wyglądam przez okno. Mija nas ciężarówka
z naczepą. Woda zalewa nam dach.
Co ona planuje? Nie wydaje się, żeby to mogło być związane
z pieprzeniem. Nie, gdy po domu biegają królowie blokowania seksu.
Ona dobrze wie, że wszelkie próby są bezcelowe.
Staje mi. Ona nabija się na mojego kutasa. Pięć sekund później
ktoś zaczyna płakać albo wrzeszczeć, albo walić małymi piąstkami
w drzwi, błagając o wpuszczenie do środka. Próbuje przekręcić gałkę
i płacze jeszcze głośniej, kiedy się okazuje, że drzwi są zamknięte.
Mia się spina. Ja tracę zapał. Nie mogę pieprzyć żony, gdy kilka
metrów dalej płacze moje dziecko, gdy w szparze pod drzwiami widzę
małe paluszki, słyszę zdesperowany i smutny głos.
Nie mogę więc przebywać w Mii nawet pięciu sekund. To jakieś
tortury. Najgorszego rodzaju.
Najpierw trafiam do nieba. Och, podoba ci się tutaj? No to masz
pecha, kuźwa. Bo twój czas się skończył.
Dla dobra jąder i w celu zachowania zdrowia psychicznego
w ciągu ostatnich nocy nie próbowaliśmy się zbliżyć. Tak ustaliliśmy.
A teraz ona nagle ma dla mnie niespodziankę?
Powiedziała, że ta niespodzianka jest rewelacyjna. Każda
niespodzianka, jaką dała mi Mia, dotycząca jej ciała, jest rewelacyjna.
Na przykład wtedy, gdy nagrała siebie podczas masturbacji
i wysłała mi filmik, kiedy miałem podwójną służbę. Albo gdy mnie
obudziła, biorąc w tyłek połowę mojego kutasa.
Chryste, nigdy nie zapomnę tej rocznicy. Niegrzeczna dziewczyna.
Tamtej nocy miałem wyjątkowo silny orgazm.
Może i jest tak strasznie wyposzczona jak ja, ale przecież nie jest
sadystką. Na pewno niczego by nie spróbował, wiedząc, że za chwilę
ktoś nam przerwie. To oznacza, że jej niespodzianka z pewnością nie
ma nic wspólnego z seksem. A jeśli nie chodzi o jej cycki i tyłek, to nie
wiem, o co. To może być wszystko.
Może jest w ciąży?
Ta myśl wywołuje we mnie szok i eliminuje wszystkie inne
możliwości.
To ma sens. Wcześniej Mia również zaskoczyła mnie w ten sposób.
No i w zeszłym miesiącu był ten dzień, gdy udało jej się uśpić Chase’a,
kiedy Nolan był w szkole.
Padłem wykończony po zmianie, ale w chwili, w której poczułem
jej język na penisie, odpoczynek był ostatnim, o czym miałem ochotę
myśleć.
Rzuciłem ją na podłogę i przeleciałem ostro i dziko, doszła
z krzykiem, tłumionym przez moją dłoń. Po chwili też miałem
orgazm. Potem oboje śmialiśmy się z odciśniętych na tyłkach śladach
po dywanie. Całowałem brunatne ślady na jej skórze.
O kuźwa. Czy to było? Czy dzisiaj wrócę do domu i usłyszę, że mój
anioł nosi kolejne dziecko?
– Kuźwa – szepczę i drapię się po twarzy.
Głowa opada mi na zagłówek.
– Co? – Luke zerka na mnie. – Zapomniałeś portfela?
Włącza największą prędkość wycieraczek, ale to prawie nie
zmienia widoczności. Ledwo widzę linie na drodze.
Kręcę głową i ignoruję dziwny uśmieszek na jego twarzy.
– Po co znowu jedziemy na lunch? – pytam, machając ręką
w stronę okien, by wskazać ulewę. – Mogliśmy coś zamówić i uniknąć
tej jazdy. Nic nie widzę.
– Ja widzę.
– To dlatego pochylasz się do przodu?
Z trudem dostrzega coś przez przednią szybę.
– Odwal się.
Chichoczę i patrzę przed siebie, podczas gdy on wiezie nas
do miasta.
Dzisiaj Luke się uparł, żeby pojechać coś zjeść. Pieprzył coś o tym,
że żarcie smakuje lepiej, gdy jesz w knajpie, a nie bierzesz na wynos.
Czy to ma jakieś znaczenie?
Dupek. Nie chciał się przymknąć, nie słuchał, gdy mówiłem, że nie
chcę jeździć w takich warunkach pogodowych. A musiałem przecież
jeździć przez cały dzień. Teraz wolałem zostać na komisariacie, ale
ten się uparł.
Wymieniał kolejne restauracje z szybką obsługą i pięknymi
widokami. Jakby sceneria go obchodziła. Włączał na telefonie menu
i czytał specjalności danej knajpy. Nie mogłem tego znieść. Miałem
wrażenie, że jestem z Nolanem w sklepie z zabawkami, tyle
że zamiast słuchać o najnowszym zestawie lego, wysłuchiwałem
Luke’a błagającego o randkę.
Łaził przed moim biurkiem tak długo, aż wstałem i wypchnąłem
go na zewnątrz. Jestem pewien, że gdybym nie był od niego silniejszy,
wyprowadziłby mnie na siłę.
W ten sposób oszczędziłby mnóstwo czasu.
– Kurwa mać – mruczy i prostuje się na fotelu. Mruży oczy.
– Gówno widzisz – warczę. – Zatrzymaj się, bo nas zabijesz.
– Czy ktoś ci mówił, że jesteś najgorszym pasażerem? Jak Mia to
znosi?
Mia.
Natychmiast odczuwam pożądanie. Znów się poprawiam w fotelu,
ciągnę za spodnie.
– Nie znosi, bo to ja prowadzę. Dzięki temu mam na czym się
skupić i nie rzucam się na nią.
Nie do końca, bo zawsze mam jedną rękę wolną.
Luke śmieje się pod nosem. Patrzy na mnie z ukosa.
– Stary, ale jesteś spięty. Spójrz na siebie. Zaraz wyrwiesz
kierownicę.
Ściągam brwi.
Czy jestem spięty?
Jestem cholernie napalony i nie mogę się doczekać, czy dowiem
się, że znowu zostanę tatą. No dobrze, może ostatnio jestem trochę
ostrzejszy. Dzisiaj prawie doprowadziłem do płaczu tę kobietę, gdy
spytałem, po kiego grzyba próbowała przejechać przez most, skoro
stało na nim pół metra wody. No i Richardson, ten debil. Po tym, jak
przerwał moją schadzkę z Mią, byłem gotów wepchnąć go pod
pierwszy lepszy samochód.
Może powinienem trochę wyluzować. A może nie. Ci wszyscy
ludzie prawdopodobnie mają regularny seks, bo nikt im nie
przeszkadza, więc walić ich.
Zginam i prostuję palce na klamce w drzwiach, chcę się uspokoić.
– A tak à propos, jestem winien tobie i Tessie przysługę za to,
że zgodziliście się zająć chłopcami. Zrobię wszystko… gdy będziesz
czegoś potrzebował, daj znać.
Luke wzrusza ramionami.
– Z radością pomożemy. Wiesz, że ich uwielbiamy. Poza tym
dobrze nam to zrobi.
W jego głosie pojawia się nerwowość, mam wrażenie, że mówi
to ze ściśniętym gardłem.
Patrzę na jego profil.
– Między wami wszystko w porządku?
Cholera. Czyżbym tak bardzo skupił się na sobie, że nie
zauważyłem problemów we własnej rodzinie?
Luke patrzy na mnie z ukosa, otwiera szerzej oczy.
– Co? Och… nie. Nie to miałem na myśli. Kuźwa. Przepraszam. –
Kręci głową i znowu patrzy do przodu. – Między nami jest świetnie.
Ona jest świetna. Tylko chodzi o temat dzieci. Unika go za wszelką
cenę. Nie potrafię jej nakłonić do rozmowy o tym.
– A chcesz je mieć? Dzieci?
– No pewnie, że tak. I myślałem, że ona też chce. – Wypuszcza
głośno powietrze i poprawia ręce na kierownicy. – Szlag. Wydaje
mi się, że nadal chce. Nie wiem. Chyba boi się ze mną o tym
rozmawiać. Gdy poruszam temat dzieci, dziwacznie się zachowuje.
Raz powiedziała, że idzie do sklepu po pigułki, a gdy
zaproponowałem, żeby ich nie kupowała, zaczęła udawać, że ktoś
do niej dzwoni, i wybiegła z domu.
– Subtelnie. – Śmieję się. – Wyobrażam to sobie. Pomyśl,
co przeszła.
Odwraca głowę w moją stronę.
– Myślę! Rozumiem. Naprawdę. Ale wiesz, mogłaby ze mną
porozmawiać!
I nagle nie jestem jedyną spiętą osobą w samochodzie. Teraz Luke
też okazuje swoje emocje. Widzę, jak pochmurnieje. I widzę, że jego
uczucia są szczere. Chce mieć dzieci z moją siostrą. Pragnie ich
bardziej, niż być może to pokazuje. I jest sfrustrowany, bo ona
spuszcza go na drzewo i nie chce rozmawiać.
Nie mogę powiedzieć, że jej nie rozumiem. Wiem, co przeszła, gdy
straciła Luke’a.
Dwukrotnie.
– Chcesz, żeby zobaczyła cię z chłopcami. Pokażesz, jak świetnie
dajesz sobie z nimi radę – mówię.
Kiwa głową. W jego szczęce drży mięsień.
– Mam nadzieję, że może gdy u nas będą, będzie łatwiej z nią
pogadać – mówi i kręci kierownicą. – To będzie takie ćwiczenie. Jak
byśmy mieli rodzinę. Nie wiem. Pieprzyć to. A może to nic nie da
i na następne dwa dni ona zamknie się w naszej sypialni. Jeśli tak,
spodziewaj się telefonów. Nie mam pojęcia, co robić z twoimi
dzieciakami.
Z mojej piersi wydobywa się głęboki śmiech.
Luke też się śmieje, a potem na mnie patrzy, nie jest już taki spięty.
– Coś wymyślisz – mówię i próbuję wyjrzeć przez przednią szybę. –
Po prostu zamknij całą broń i trzymaj Nolana z dala od wszystkiego,
co może wystrzelić. Nawet jeśli pomyślisz, że nie da rady czegoś
zrobić… Uwierz, da.
– Kuźwa – klnie cicho. – Chyba nie będzie próbował wsadzić
Chase’a do piekarnika ani nic z tych rzeczy, prawda?
Patrzę w jego zaniepokojone oczy.
Nolan nigdy by tego nie zrobił, ale myśl o tym, że mój najlepszy
przyjaciel będzie spał na podłodze w kuchni i strzegł piekarnika, jest
zbyt kusząca, żeby nie skorzystać.
– W sklepach sprzedają takie różne zabezpieczenia przed
dzieciakami? – pyta, odwracając wzrok.
Staram się, żeby nie usłyszał, że się śmieję.
– Tak, też robiliśmy takie zakupy.
Drapie się po brodzie. Mógłbym przysiąc, że słyszę, jak mamrocze
coś na temat odcięcia zasilania i zamknięcia wszystkich w domu.
Będzie świetnym ojcem.
Po chwili znowu kieruję myśli do Mii. Deszcz nadal wali w szyby.
Jej pełne usta. Delikatnie opalona skóra. Sposób, w jaki jej piersi
się kołyszą, gdy pochyla się do przodu, a ja wypełniam ją od tyłu.
Zamykam oczy.
Kurwa. Muszę ją przelecieć.
Nagle wjeżdżamy na nierówną nawierzchnię. Rozpycham się
na siedzeniu i patrzę na otoczenie.
Luke wjeżdża w wąską boczną drogę prowadzącą poza miasto.
Żeby się tu znaleźć, trzeba wiedzieć, jak tu dojechać. Już kilka razy
wzywano nas tutaj do porzuconych pojazdów.
Gęste drzewa. Żwir i kamienie pod kołami.
Prostuję się.
– Co jest, do diabła? Jedziemy na piknik? Co tutaj robimy?
Ten dupek przez cały dzień wiercił mi dziurę w brzuchu, że chce
coś zjeść, i przywozi nas tutaj? Przecież jesteśmy kilkanaście
kilometrów od jakiejkolwiek restauracji!
– Stary, co jest?
Luke mnie ignoruje i zatrzymuje samochód w miejscu, w którym
rozszerza się droga. Patrzy na mnie.
– Jesteś cholernie upierdliwy, wiesz? Ostatnio byłeś nie
do zniesienia, a ja tylko próbuję pomóc.
Wpatruję się w niego.
– O czym ty, u diabła, gadasz?
Nie odpowiada, tylko wysiada z samochodu, biegnie w deszczu
na niewielką polankę do czerwonego jeepa zaparkowanego między
dwoma drzewami.
Czerwony jeep Mii.
Nagle czuję, jak przez mój kręgosłup przepływa prąd.
Czy Mia przyjechała z chłopcami? Co się, u diabła, dzieje?
Otwieram drzwi i wysiadam z samochodu.
Deszcz moczy mi włosy i zalewa twarz. Wycieram oczy, patrzę, jak
Mia rzuca coś Luke’owi i idzie do mnie.
Może kluczyki?
Uśmiecha się, zakrywa się płaszczem i biegnie, szybko
przebierając długimi nogami.
– Gdzie chłopcy? – krzyczę i mrużę oczy.
– Z Tessą! – Jedną ręką osłania twarz. – Ben, wsiadaj
do samochodu!
Jeep odjeżdża, chlapiąc wodą.
Patrzę na Mię, potem na samochód. Tylne siedzenie.
O tak, kuźwa.
Wchodzę na tył na chwilę, zanim ona otwiera drzwi i siada
na miękkiej skórze obok.
Zamyka drzwi.
– O mój Boże. Ale leje. – Chichocze, wyciera twarz i przerzuca
mokre włosy na jedno ramię.
Patrzy na mnie i się uśmiecha. Widzę kropelki wody na jej rzęsach.
– Cześć.
– Cześć.
Na jej widok wypuszczam głośno powietrze z płuc. Wygląda
pięknie taka mokra i trochę zdyszana. W jej ciemnych oczach widzę
błysk zniecierpliwienia, oblizuje usta różowym językiem. Gładzę
palcami zarumieniony policzek, odchylam kołnierz płaszcza.
Odsłaniam nagą skórę. Mia śmieje się cicho.
– Kochanie – chrypię. Mój kutas gwałtownie podskakuje.
– Niespodzianka.
Zsuwa z ramion ciężki płaszcz. Opada na siedzenie obok. Mia
ma na sobie czarną koszulkę z satyny i koronki, jej pełne piersi
wypełniają materiał.
To ten strój z wczoraj. To jest jej niespodzianka. Seks.
Nieprzerywane przez nikogo pieprzenie się na tylnych siedzeniach
radiowozu. Mia wygląda jak ucieleśnienie wszystkich moich fantazji.
Chryste, jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi.
Łapię ją w pasie, gdy na mnie siada.
– Mia, Boże.
– Domyśliłeś się? – Całuje moją szczękę i policzek. – Słyszałam,
że dzisiaj po południu byłeś dość uciążliwy. Biedny Luke.
Patrzę, jak wkłada ręce między nas i zaczyna szarpać za pasek.
– Tak właściwie to… – zaczynam, gładząc ją po biodrach. –
Myślałem, że powiesz, że jesteś w ciąży.
Zamiera. Przekrzywia głowę i patrzy na mnie tymi wielkimi
brązowymi oczami.
– Och.
– I to była jedyna rzecz, o jakiej myślałem. Ze względu
na chłopców wykluczyłem wszystko, co dotyczyło seksu. –
Uśmiecham się i przyciągam ją bliżej. Czuję na twarzy jej oddech. Jest
zaskoczona. – Nie wiedziałem, że moja żona jest aż taka niegrzeczna.
Ale wiesz, że to nie do końca legalne, prawda? Długo to planowałaś?
Nielegalne. Tak jakby w tej chwili mnie to obchodziło.
Gdyby Mia powiedziała, że jedynym sposobem na zdobycie jej
cipki jest napadnięcie na bank, nie wysiliłbym się nawet na wyjazd
z miasta. Okradłbym bank w Ruxton i przyszedłbym do niej z torbą
z pieniędzmi w jednej i kutasem w drugiej ręce.
Kręci głową i onieśmielona unika mojego spojrzenia.
– Od wczoraj. – Kładzie dłoń na mojej piersi i przyciska mnie
do siedzenia. Między nami znowu pojawia się przestrzeń, może więc
zacząć odpinać mi spodnie. – To jest moja fantazja.
– Tak?
Kiwa głową, wpatrując się w mój rozporek.
– Tak jak teraz. Gdy robię sobie dobrze, to właśnie o tym myślę.
Moja pierś zaczyna falować.
Chryste.
Słyszę odgłos rozpinanego rozporka, a potem jej ciepła dłoń łapie
mnie za penisa i uwalnia. Powoli mnie ściska, jej ruchy są leniwe.
Zgrzytam zębami. Spinają się mięśnie moich ud.
– Mio, Boże. Jak chcesz? Aniele, co dzieje się w twojej fantazji?
Powiedz.
Mam nadzieję, że w jej fantazji przejmuję kontrolę. Że używam
kajdanek. Już się tak bawiliśmy, za każdym razem Mia idealnie mi się
poddawała. Była ufna, chętnie brała to, co jej dawałem, i była tak
cholernie mokra, że mógłbym z niej pić. Ale teraz jestem tak
nakręcony, że mógłbym zgodzić się dosłownie na wszystko. Jeśli
to ona chce poprowadzić, wziąć ode mnie rozkosz i wykorzystać moje
ciało, żeby dojść, to nie ma sprawy.
Jestem do dyspozycji.
– Ty jesteś tak jak teraz – szepcze. – W pełni ubrany i z penisem
na wierzchu. Ujeżdżam cię tak długo, aż oboje dochodzimy.
Przysuwa się i ustawia mnie między udami.
Nie ma majtek.
Jęczę, gdy czuję tę miękką nabrzmiałą skórę.
– Kochanie.
– Jesteś taki twardy – mruczy. – Ben, Boże. Od zawsze. Od zawsze
o tym marzyłam. Wiesz? Od początku chciałam dotykać cię w ten
sposób i być z tobą tak jak teraz. To jest niezmienne. Ja... Ze mną jest
chyba coś nie tak.
Pochyla się i mnie całuje, przejeżdża zębami po mojej wardze,
wkłada język do ust i powoli obniża się na kutasa.
Niżej.
Niżej.
Kurwa. Mógłbym tutaj umrzeć.
Przyjemność przepływa przez jej ciało. Przez moje też. Nasze
połączenie odczuwam w podbrzuszu, w kręgosłupie, po którym nagle
płynie ciepło aż do skóry głowy.
Odgarniam z jej twarzy mokre włosy i patrzę, jak porusza się
w górę i w dół na moim kutasie, rozciągając się szerzej i szerzej. Jej
pożądanie pokrywa kutasa i spływa mi po jądrach.
– Aniele, wszystko w porządku. Czuję to samo. – Wypycham
biodra, ona sapie. Przekrzywia głowę. – Pragnę cię tak bardzo, że aż
boli. Aż brakuje tchu.
– Czy już zawsze tak będzie?
Tak jak teraz – dziko i z energią. Bardzo tego potrzebuję.
Obejmuję jej twarz i mocno całuję, ssę język.
– A jak myślisz?
Kiwa głową, jęczy mi w usta ciche „tak”, a potem odchyla się, żeby
na mnie spojrzeć i pociągnąć za włosy.
– Ja też bardzo ciebie pragnę.
Zachrypnięte „to dobrze” więźnie mi w gardle, gdy patrzę, jak Mia
delikatnie porusza biodrami i łapie mnie za ramiona, szukając
oparcia.
Na zmianę ociera się o mnie i pochyla do przodu, żeby skakać
na moim kutasie, przyciska usta do mojego ucha i szepcze moje imię,
mówi, żebym ją pieprzył. Ściskam jej pośladki i uderzam mocno o
moje uda.
Jej jęki są coraz głośniejsze, odbijają się echem od szyb.
– Boże, posłuchaj. Słyszysz, jaka jesteś mokra?
Jęczy i wygina się w łuk.
– Potrzebuję tego.
– Weź, co chcesz. Chryste, Mio, bierz wszystko.
Patrzy swoimi wielkimi oczami pełnymi niepewności. Mruga.
– Weź – mówię. Łapię ją za biodra, delikatnie trzymam, opieram
głowę o zagłówek i oddaję jej moje ciało.
– No dalej, kochanie. Ujeżdżaj mnie, ile chcesz.
Uśmiecha się nieznacznie, przygryza wargę, ciemne włosy
zakrywają jej pół twarzy.
Patrzę z zachwytem, jak porusza się na moich kolanach, w górę
i w dół, jak kręci biodrami, odchyla się i łapie mnie za nogi,
podskakując na moim grubym penisie.
Deszcz wali w okna, wpadające do samochodu światło podkreśla
ciało Mii, jej szyja pozostaje w cieniu. Czuć seks w powietrzu, mój nos
i płuca wypełnia specyficzny zapach Mii, która zaraz osiągnie
orgazm, mój kutas jeszcze nabrzmiewa w jej ciasnej i mokrej cipce,
przez co nie jestem w stanie myśleć.
Z końcówek jej włosów kapie woda. Patrzę, jak jedna z kropli
znika między jej piersiami. Moje usta za nią pędzą, liżę rowek między
piersiami niczym ktoś spragniony wody.
– Ben – jęczy.
– Jesteś cała mokra. – Pieszczę jej brodawkę kciukiem przez
bieliznę. – A sposób, w jaki mnie obejmujesz i próbujesz wycisnąć…
Chryste, Mio. Naprawdę bardzo trudno mi nie dojść.
– Nie rób tego. Jeszcze nie. W mojej fantazji jest coś jeszcze –
mówi szybko, sięga do mojego biodra i odpina mi kajdanki od paska.
Trzyma je między nami, zwisają z jej palca. – Skujesz mnie?
Niemal ryczę, walcząc z orgazmem, który chce nadejść, gdy tylko
słyszę te słowa. Biorę kajdanki i łapię jej ręce za plecami.
Wciąga ostro powietrze.
Podgryzam i ssę skórę na jej szyi, zakładam kajdanki na nadgarstki
i pytam:
– Tak? – I nagle to ja biorę ją, łapię za biodra, przytrzymuję
w miejscu i zaczynam mocno w nią uderzać, dając jej każdy milimetr
mojego kutasa.
– O Boże! – krzyczy. – Moje piersi. Proszę.
– Kuźwa – jęczę. Pot zbiera mi się na brwi. – Ustami?
Nie odpowiada albo nie słyszę odpowiedzi przez szum krwi
w żyłach i głośne walenie serca.
Wsuwam dłoń pod bieliznę i wyjmuję jedną pierś, potem drugą.
Są bardzo ciężkie i delikatnie się kołyszą, gdy cały czas ją pieprzę.
Wpatruję się w nią oczarowany.
– Jezu. Kochanie, twoje piersi. Są po prostu wspaniałe.
Pochylam się i biorę jedną do ust. Brodawka twardnieje
mi na języku, ssę ją tak mocno, aż moje policzki robią się wklęsłe. Mia
trzęsie się i rzuca w moich objęciach, błaga, żebym ją ugryzł
i naznaczył jej skórę, żebym ssał i szczypał drugą brodawkę.
– Mocniej – błaga. – Więcej.
Liżę ją między piersiami i wkładam język w zagłębienie na szyi.
Ssę skórę na szczęce, wargi.
Patrzy na mnie i dyszy.
– Pragnę cię, Ben. Tak bardzo.
Kiwam głową, mówiąc jej oczami, dłońmi i ustami na jej skórze,
że nie jest sama, że czuję to, co ona. Że dla mnie to coś więcej. Że nikt
nigdy nikogo tak nie kochał.
Obejmuję jej policzek i zgrzytam zębami, uderzając w nią mocniej
i mocniej, moje ruchy stają się coraz szybsze, jądra uderzają o jej
nabrzmiałą szparkę.
Odrzuca głowę do tyłu. Jej ciało podskakuje, zaciskająca się
na moim kutasie wilgoć sprawia, że po chwili znajduję się na tym
samym etapie co ona.
– Ben… cholera, och… Och… Zaraz dojdę.
– Mio – jęczę, ściskam jej biodra, czuję skurcz w żołądku i palenie
w udach, pędzę za nią, pragnę tej ulgi.
Jestem tak blisko. Już za sekundę…
Coś wali dwa razy w szybę, oboje zamieramy.
Mój orgazm się wycofuje i znika.
Ogarnia mnie wściekłość. Ostro i boleśnie pędzi w moich żyłach.
– Co jest, kurwa? – wrzeszczę i patrzę wściekle na ciemną postać
stojącą przy samochodzie.
Szyby są zaparowane, nie widzę, kto to jest.
Nieważne. I tak go zabiję.
Mia opada na moją pierś i cały czas zaciska się na moim kutasie,
bierze swoją przyjemność, jęczy mi w szyję, gdy przechodzą przez nią
fale rozkoszy.
– O mój Boże – szepcze.
– Kelly? – rozlega się czyjś głos.
Biorę leżący na siedzeniu obok płaszcz i ją zakrywam, przyciągam
bliżej.
– Kurwa – syczę, rozpoznając głos człowieka, którego zaraz
pochowam. – Tully, co ty tu robisz, do kurwy nędzy?
Nieznacznie się porusza.
– Stary, przepraszam. Byłem tutaj wtedy z wami i przyjechałem
sprawdzić, czy ta przyczepa, która była zaparkowana, została już
zabrana. Jesteś z Evansem?
Co on właśnie powiedział, do cholery?
– Ty skończony idioto! Naprawdę myślisz, że jestem z Evansem?
Wynoś się stąd!
Mia śmieje się.
Przekrzywiam głowę.
– Aniele, to nie jest zabawne.
– Trochę jest – mówi cicho.
– Cześć, Mio, co słychać?
– Tully!
Odsuwa się od okna.
– Już dobrze! Chciałem się tylko przywitać. Chryste. Kelly, wyluzuj
trochę. Przecież nic nie widziałem.
Zgrzytam zębami.
– No dobrze, trochę słyszałem.
– Zabiję go – ryczę, odwracając głowę. – Już nie żyje. Już nie
żyjesz, stary, słyszysz?
– Właśnie sobie idę! – krzyczy. – Na razie, Mio!
Słyszę odgłos zamykanych drzwi, a potem jakiś samochód
odjeżdża po żwirze.
Teraz, gdy już nic nie odwraca mojej uwagi, nie skacze po moim
kutasie i nie jęczy mi do ucha, słyszę to, co dzieje się na zewnątrz.
Wszystko staje się jasne.
À propos mojego kutasa…
Mia siada mi na kolanach.
Jęczę i odrzucam głowę do tyłu, gdy jej ciepła mokra cipka ślizga
się po moim zwiotczałym penisie.
Kuźwa, moje jądra. Mam nadzieję, że nie zostały trwale
uszkodzone.
– Ej.
Podnoszę głowę.
– Wszystko w porządku? – pyta Mia, zaciska pełne wargi, a potem
uśmiecha się lekko i z satysfakcją.
Przez chwilę się w nią wpatruję. I nagle mój gniew znika.
Ma zaróżowione policzki, potargane ciemne włosy opadające
na ramiona i lepiące się do spoconej skóry. Jej brodawki nadal
są twarde. Na piersiach i na szyi widzę różowe ślady po moich
zębach.
Nie miałem orgazmu? Już mnie to nie obchodzi. Wystarczy na nią
spojrzeć.
– Jesteś tak piękna – mówię i szybko zdejmuję jej kajdanki.
Rozcieram nadgarstki i zginam ręce, masuję bicepsy – wszystkie
miejsca, w których może odczuwać ból.
Opada do przodu, opiera głowę na moim ramieniu. Jej ciało jest
rozluźnione i ciepłe.
Przez dłuższy czas Mia nic nie mówi, a potem, gdy mam
zamknięte oczy i leniwie gładzę ją po plecach, całuje mnie delikatnie
w szyję i szepcze:
– Jestem tak bardzo twoja.
Otwieram oczy.
Kuźwa.
Czuję ulgę, jakbym do tej pory nie wiedział, że jej życie jest moje
albo że niezaprzeczalnie należę do niej.
Zanurzam twarz w jej włosach i się wtulamy. Nasze ruchy są pełne
desperacji i miłości, szeptane słowa tłumione przez walący w szyby
deszcz, ale ja i tak to mówię, ona też.
– Kocham cię.
– Kocham cię. I chyba chcę mieć jeszcze jedno dziecko.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Mia

Z Benem jest coś nie tak.


Pomijając fakt, że podczas naszej wcześniejszej zabawy na tylnym
siedzeniu nie miał orgazmu, teraz właśnie jedziemy do Angie, żeby
mogła spędzić trochę czasu z Nolanem, czego Ben z pewnością
chciałby uniknąć – on jednak zdaje się być w niezłym nastroju.
A nawet bardziej niż niezłym. Nuci.
On nuci. Ludzie robią to, gdy są zadowoleni albo czymś
podekscytowani. I to właśnie robi teraz Ben.
Biorąc pod uwagę okoliczności, jest to bardzo, bardzo dziwne.
Spodziewałam się wyraźnego zdenerwowania. Napięcia w jego
ciele albo tego przebiegłego spojrzenia, kiedy ze wszystkimi
szczegółami planuje to, jak mnie przeleci.
Boże, jak ja kocham to spojrzenie. Uwielbiam je analizować,
przedostawać się do jego pięknego mózgu i wyobrażać sobie, co tam
ze mną robi. Popuszczam wodze fantazji, a potem oblewam się
rumieńcem, gdy on zauważa, że mam nieczyste myśli.
Ostro i mocno albo łagodnie i powoli. O czym pan myśli, panie
Kelly?
Odrywam wzrok od drogi i patrzę na siedzącego obok mężczyznę.
Ben siedzi zrelaksowany na podniszczonym skórzanym fotelu,
jedną dłoń trzyma na kierownicy, a drugą na listwie otwartego okna.
Przez niskie buczenie silnika słyszę głęboki głos mojego męża. Nuci
jakąś melodię. Stuka sobie do rytmu kciukiem o kierownicę.
Mrużę oczy.
Co się dzieje, do diabła? Sperma sięga mu prawdopodobnie
do oczu, no i za chwilę będzie musiał spędzić trochę czasu ze swoją
byłą. Dlaczego więc jest taki zadowolony?
Jakby słyszał moje myśli albo wyczuwał, że mu się przypatruję,
odwraca się i łagodnie się uśmiecha.
– Aniele. – Po chwili znowu patrzy przed siebie, a potem szybko
mi się przygląda. – Wszystko w porządku?
Krzyżuję ręce na brzuchu. Moje piersi delikatnie podskakują,
kwiecista sukienka z głębokim dekoltem przyciąga jego wzrok.
Tak. Pamiętasz je jeszcze?
Już nie słyszę żadnego nucenia.
– A u ciebie wszystko w porządku? – pytam. – Zachowujesz się,
jakbyś nie mógł się doczekać tego spotkania.
Ta myśl zawisa nad moją głową niczym czarna chmura. Wtulam
się w siedzenie, na piersi czuję ciężar zazdrości.
Czy Ben rzeczywiście chce spotkać się z Angie?
Ściąga brwi, a potem patrzy na drogę.
– Skąd ten pomysł?
– No cóż. Po pierwsze, nucisz. Ben, ty z reguły nie nucisz.
– Czasami owszem.
Śmieję się.
– Tak. Czasami. Od czasu do czasu po tym, jak my… – przerywam,
odwracam się i patrzę na siedzących z tyłu chłopców.
Chase śpi z policzkiem wtulonym w bok fotelika samochodowego.
Pod pachą ma swoją ukochaną ośmiornicę.
Spoglądam na Nolana.
Zerka na mnie znad swojego iPada i się uśmiecha, czekając
na moje kolejne słowa.
– Jemy ciasteczka – mruczę i odwracam się do przodu. Czuję
ciepło na twarzy. – Po tym, jak jemy ciasteczka.
– Ciasteczka? – Ben uśmiecha się złośliwie, a potem patrzy
mi w oczy.
Nieznacznie wzruszam ramionami.
A co miałam powiedzieć? Po tym, jak uprawiamy seks? Nie mam
zamiaru poszerzyć i tak już zbyt bogatego niewłaściwego słownictwa
Nolana. Do tej pory jakimś cudem udało nam się nie powiedzieć przy
nim tego słowa. Wiem, szokujące, zwłaszcza że Ben żąda go
na kolację, a w nocy niemal krzyczy je przez sen. To prawdziwy cud.
Chciałabym, żeby Nolan pozostał niewinny tak długo, jak to tylko
możliwe.
– Uwielbiam jeść z tobą ciasteczka – żartuje Ben i uśmiecha się tak
szeroko, że też się uśmiecham. Atakują mnie dołeczki w jego
policzkach. Wyciąga rękę i ściska moje udo. – Masz teraz ochotę
je zjeść?
– Ja chcę ciasteczka! – krzyczy Nolan z tylnego siedzenia. – Macie
jakieś? Mamusiu, wzięłaś ciasteczka?
– O Boże – jęczę i zasłaniam twarz.
Brawo, Mio. Trzeba było to przemyśleć.
– Nie, Nolanie. Nie mam przy sobie ciasteczek.
Ben się śmieje. Puszcza moją nogę.
– Mógłbym teraz zabić za kilka ciasteczek.
Kładę dłonie na kolanach i patrzę na niego ostro.
Oszalałeś?
Puszcza mi oko.
– Ja też, tatusiu – powtarza za nim Nolan. Podekscytowany
wierzga nogami i wygląda przez okno. Po chwili opiera głowę
o fotelik i ciężko wzdycha. – Bardzo chce mi się ciasteczek. Jeśli
jakichś nie zjem, to mogę umrzeć.
Szczęka mi opada.
Ach, ci Kelly. Jak bum cyk cyk…
– Kolego, nie masz pojęcia… – mruczy Ben i patrzy we wsteczne
lusterko, żeby zobaczyć syna.
Poluzowuję pas, przechylam się i całuję szczękę Bena.
– Jesteś okropny – szepczę. – Ale teraz uważam, że Nolan nie
powinien jeść ciasteczek do trzydziestego roku życia. Pożera je jak
jakiś nałogowiec.
– Do trzydziestki? – prycha Ben i patrzy na mnie. – Tak, aniele,
w porządku. Ale sama będziesz próbowała tego dopilnować.
– A co by było, gdyby był dziewczynką? – pytam, opieram się
i patrzę, jak jego biceps się napina, gdy Ben zmienia położenie dłoni
na kierownicy. – Zachęcałbyś naszą córkę, żeby załatwiła sobie
ciasteczka?
Kręci głową.
– No właśnie. – Nie odpowiada. – To takie stereotypowe, wstydź
się.
Znowu kręci głową.
– Mio, to ogromna różnica. Gdybyśmy mieli dziewczynkę albo jeśli
będziemy mieli dziewczynkę… – milknie. Spogląda na mnie i unosi
brwi.
Na coś czeka…
Zastanawia się…
Przygryzam wargę i opieram się na fotelu.
Szlag.
Wcześniej, gdy Ben oznajmił, że chce mieć więcej dzieci,
uniknęłam tego tematu ze zwinnością ninja. Owo unikanie oznaczało,
że zeszłam z jego kolan i wyszłam z samochodu, jakbym uciekała
z miejsca zbrodni – w pośpiechu.
Jednostronne orgazmy powinny być chyba uznane
za przestępstwo. Dlatego też moje zaniepokojenie było
usprawiedliwione.
W panice wymamrotałam coś o tym, że muszę odebrać chłopców
od Tessy. Nie do końca było to kłamstwo, bo ona rzeczywiście miała
dużo pracy.
Ben to kupił. Tylko to się liczyło.
Teraz jednak wracamy do tematu.
Wyglądam przez boczną szybę, podziwiam mijane drzewa. Przy tej
prędkości nie mogę wyskoczyć z samochodu. Nawet jeśli udałoby
mi się wyskoczyć i przeturlać, z pewnością coś bym sobie złamała.
Zaciskam dłonie na kolanach. Nagle zdają się lepkie i zimne.
Po chwili tracę ostrość widzenia.
W jaki sposób mogę znowu uniknąć tej rozmowy? Nie chodzi o to,
że nie chcę więcej dzieci. W ogóle nie o to chodzi. Wcale a wcale.
Po prostu…
Ben gładzi mnie po policzku, odwracam głowę.
Przesunął się trochę na fotelu, przechylił w moją stronę, oparł
łokieć na kierownicy. Dopiero teraz zauważam, że stanęliśmy.
Samochód stoi na długim podjeździe prowadzącym
do jasnoniebieskiego domu.
– Och – mruczę i z trudem przełykam ślinę. – Patrzę Benowi
w oczy. – Jesteśmy na miejscu.
Świetnie. Tak bardzo skupiłam się na rozmowie o kolejnym
dziecku, że nie zdążyłam przygotować się na to koszmarne spotkanie.
Teraz będę musiała pójść tam niegotowa.
Czuję niepokój, spinam mięśnie ramion. Błyskawicznie robi mi się
niedobrze.
– Tak. Jesteśmy na miejscu – powtarza Ben i patrzy na mnie
łagodnie. Nie jest już wścibski.
Odwraca głowę, wygląda przez okno, nagle sztywnieje i robi się
zdenerwowany – o takie właśnie zachowanie prosiłam w duchu przez
całą drogę.
O reaktywnego Bena. No i proszę.
Przestał być spokojny i dobrze wychowany. Jego ciało sztywnieje
na miękkiej skórze, nie chce się już do niej dopasować. Ben patrzy
przed siebie, rozszerza nozdrza i coraz ciężej oddycha. Coraz głośniej.
Nagle pragnę reakcji przeciwnej. Opanowanego, beztroskiego
mężczyzny.
Nie chcę, żeby się tak martwił. Nie chcę, żeby zastanawiał się, jak
może zakończyć się to spotkanie. Angie nie powinna mieć wpływu
na moją rodzinę, ale niestety ma.
Szlag by to trafił! Co daje jej prawo do sprawowania władzy nad
mężczyznami, których kocham?
Patrzę wściekle przez okno. Na zewnątrz wychodzi jakaś postać.
Blond. Suka.
Co daje jej to prawo? Nic. Angie nie ma żadnych praw. I nie
powinna mieć żadnej mocy. Poza tym nie chcę, żeby uwierzyła,
że ma jakąkolwiek siłę.
W moich żyłach zaczyna krążyć zaborczość.
To moja rodzina. Moja. Nie jej. Ben jest mój. Nolan jest mój. Chase
jest… no cóż, to oczywiste, że Chase nie ma z nią nic wspólnego, ale
i tak się martwię. Jeśli choćby pomyśli cokolwiek innego poza tym,
że jest uroczy, po prostu jej przywalę.
Szybko odpinam pas, otwieram drzwi i wyskakuję na zewnątrz.
– Mio?
Patrzę na Bena, trzymając drzwi, gotowa, żeby nimi trzasnąć.
Moja pierś gwałtownie unosi się i opada.
– Co? – warczę.
Mruga.
– Wszystko w porządku?
– Za pięć minut będzie lepiej. Chodź. Wysiadaj.
Przeczesuję włosy palcami, potem biorę się pod boki.
Niecierpliwie pukam w materiał sukienki, a potem odwracam głowę
i patrzę prosto na Angie. Mrużę oczy.
Przez ponad sekundę wytrzymuje moje spojrzenie, następnie
spuszcza wzrok.
Zdziwiona, że przyjechałam, suko?
– Wyglądasz teraz zajebiście seksownie.
– Ja tylko… Chwileczkę, coś ty powiedział? – Odwracam się w jego
stronę. Co on powiedział?
Ben uśmiecha się złośliwie, odpina pasy, nie odrywając ode mnie
wzroku.
– Że wyglądasz seksownie, aniele. Jakbyś zaraz miała rzucić się
do przodu i wziąć co twoje. Czuję to, kochanie. I doskonale
rozumiem. – Wychodzi z samochodu i patrzy na mnie ponad
siedzeniami, posyłając mi szerokie, zapierające dech w piersiach
spojrzenie.
Przewracam oczami, chociaż wyraz jego twarzy bardzo mi się
podoba.
– Sprowadzasz wszystko do ciasteczek, wiesz?
Wzrusza ramionami, cofa się i łapie krawędź drzwi.
– Trudno tego nie robić, gdy się poślubiło najseksowniejszą kobietę
na ziemi.
Walczę z chęcią uśmiechnięcia się, ale przegrywam.
– Kocham cię – mówię, a potem kręcę głową i odwracam wzrok.
Wzdycham i zwieszam ramiona. – Ale dosyć tych pochlebstw. Muszę
być wściekła.
– Spróbuję się opanować.
Każde z nas bierze po jednym chłopcu, ja Chase’a, który nadal śpi,
a Ben podnosi Nolana, pozwala mu usiąść na barana.
Idę pierwsza, staję pod gankiem. Nie odczuwam potrzeby pójścia
dalej. Tak jest dobrze.
Odpowiednio blisko.
Angie powoli podchodzi do poręczy.
Ledwo ją poznaję. Jest chudsza, bledsza, jej włosy są słabe, skóra
nijaka. Odkąd ostatni raz ze sobą rozmawiałyśmy, minęły trzy lata,
teraz jednak odnoszę wrażenie, że było to o wiele dawniej. Strasznie
się postarzała, zniknęła ta wredna i bezczelna pewność siebie. Została
stłumiona.
Angie jest przygarbiona, nie broni tego miejsca.
Stojąca naprzeciwko mnie kobieta jest niepewna. Waha się. Patrzy
na mnie z góry, ale w żaden sposób nie okazuje swojej wyższości.
I dobrze, mam ochotę pomyśleć, bo niespodziewanie przez moje
ciało przepływa fala współczucia.
Boże, Mio, żadnej litości. Pomyśl o tym, co zrobiła. Co mogło się
wydarzyć.
Angie zerka na mnie nerwowo, na śpiącego Chase’a, na obrączkę
na palcu, która jest teraz doskonale widoczna, a potem ponad moim
ramieniem. Podnosi głowę i na pewno widzi Nolana.
Kącik jej ust zaczyna się trząść. W oczach stają łzy.
– O mój Boże. Jaki ty jesteś duży! – mówi cichym, drżącym głosem.
Odwracam się i zerkam za siebie.
Ben zdejmuje Nolana z ramion i stawia na ziemi. Dziecko wkłada
rączki do małych kieszeni, patrzy niepewnie, najpierw na mnie,
a potem przed siebie.
Angie powoli schodzi na dół.
– Cześć, Nolanie. Pamiętasz mnie? Jestem twoją mamusią. Boże,
jak ja za tobą tęskniłam. Ja…
– Tatuś powiedział, że nie muszę cię tak nazywać. – Nolan szybko
staje obok mnie. Obejmuje moją nogę. – Nie chcę mieć dwóch
mamuś. Chasey nie ma dwóch mamuś. – Drugą dłonią klepie małego
po nodze. – To jest Chasey – mówi.
Patrzę na Nolana, w te jego śliczne szare oczy i czuję mieszaninę
dumy i ulgi, zalewającą moje kończyny i palce. Otucha jest tak silna,
że czuję, jak do oczu napływają mi łzy.
Nolan wybiera mnie. Wybrał mnie. Nadal chce nazywać mnie
mamusią, nie inaczej. Teraz, gdy wróciła Angie, wcale nie zostanę
pozbawiona tego tytułu. Nigdy nie zostanę go pozbawiona.
Jej obecność w jego życiu, niezależnie od tego, jak to się zakończy,
nie wpłynie na moje relacje z Nolanem. Teraz już to wiem.
Mrugam i prostuję się jeszcze bardziej niż na początku. Skupiam
się na Angie.
Stoi nieruchomo na dolnym stopniu, patrzy na Nolana i na mnie,
potem już tylko na mnie. Jej dłonie drżą, przygryza dolną wargę.
Unoszę brew.
Tylko spróbuj coś zrobić. Tylko się odważ.
Odwraca wzrok, szybko mruga, a potem po chwili skupia się
na Nolanie. Łapie się poręczy, może boi się, że upadnie.
– No-no dobrze, nie ma sprawy. W porządku. Nie musisz tak
na mnie mówić. Nazywaj mnie, jak chcesz.
No cóż, mogłabym zaproponować kilka adekwatnych określeń.
– Chasey nie umie jeszcze za bardzo mówić. W ogóle nie umie
mówić. – Nolan staje za moimi nogami, a potem z drugiej strony.
Chodzi tak w kółko, gładzi mnie po skórze, ma spuszczoną głowę. –
Mamusia powiedziała, że ja też kiedyś mówiłem tak jak Chasey, ale
teraz mówię już dobrze. Umiem wymówić nawet „r”. Umiem
powiedzieć „rycerz”. Chasey jeszcze tak nie umie. Nie potrafi nawet
powiedzieć „Nolan”.
Angie uśmiecha się słabo.
– Jesteś już bardzo dużym chłopcem. Nadal lubisz smoki?
– Tak. I samoloty.
– To dobrze, bo coś ci kupiłam. – Patrzy na Bena, odchrząkuje,
a gdy on się nie odzywa, przenosi wzrok na mnie. – Czy mogę dać mu
prezent? – pyta, patrząc na mnie ostrożnie i z nadzieją.
Prosi mnie o zgodę? Mnie?
Aha. Tego się nie spodziewałam.
Kiwam głową.
Wchodzi do domu, a po kilku sekundach wychodzi z niewielką
torbą.
– Proszę. Zobaczyłam go i od razu pomyślałam o tobie. – Schodzi
na dół i zatrzymuje się metr od Nolana, który nadal trzyma mnie
za nogę, teraz już oburącz. Angie wyciąga rękę z torbą. – Proszę.
Nolan wygląda zza mnie, żeby na nią spojrzeć, a potem podnosi
głowę i zniecierpliwiony patrzy na mnie.
– No dalej – mówię, bo wiem, że strasznie chce zobaczyć, co jest
w torbie.
Znam swojego syna. Uwielbia prezenty.
Nolan rzuca się do przodu i chciwie łapie torebkę, rozrywa ją,
kawałki papieru fruwają w powietrzu i spadają na ziemię. Wyjmuje
plastikowego smoka w kolorze kasztanowym, z kolcami
na kręgosłupie, rozłożonymi skrzydłami i ostrymi kłami w pysku.
– Super – mruczy Nolan, przygląda mu się, wciska guzik na ogonie
i patrzy, jak stwór macha skrzydłami. Zerka na Angie. – Takiego
jeszcze nie mam.
– Och, to świetnie. Martwiłam się, że masz już wszystkie. – Śmieje
się nerwowo i zakłada blond włosy za ucho. – On wydaje też różne
dźwięki, tylko nie mam baterii.
Nolan odwraca się i zanosi smoka do Bena.
– Tatusiu, będziemy mieli do niego baterie? – pyta, wyciągając
smoka przed siebie.
Ben bierze zabawkę, odwraca ją i na nią zerka.
– Tak, mamy. – Patrzy na syna. – Podziękuj Angie.
– Dziękuję – rzuca Nolan przez ramię. Uczepia się spodenek Bena.
– Możemy już iść? – szepcze. – Chcę się nim pobawić.
– Poczekaj. – Angie podchodzi bliżej, jej głos staje się naglący.
Zatrzymuje dłoń w powietrzu. – Możesz pobawić się nim tutaj. Jeśli
chcesz, możemy wejść do środka.
Nolan się cofa – albo przed tą propozycją, albo przed Angie.
Przyciska bok twarzy do uda Bena.
– Tatusiu, proszę.
– Nolanie – błaga Angie.
– Przecież powiedział, że chce już iść. – Patrzę na nią stanowczo.
Nagle wygląda na pobudzoną, zaciska usta, jej spojrzenie robi się
ostre. Teraz stoi przede mną kobieta przypominająca trochę tamtą
bezczelną i odważną laskę sprzed trzech lat.
A ja niemal uwierzyłam, że już nigdy jej nie zobaczę. Przesuwam
śpiącego Chase’a i staję obok Bena i Nolana, cały czas patrząc jej
w oczy.
– Wydaje mi się, że wystarczy jak na pierwszą wizytę – mówię
spokojnie. – Jeśli Nolan zechce, zorganizujemy coś następnym razem.
– Ale przecież był tutaj tylko pięć minut – syczy i wciąga głęboko
powietrze przez nos. Patrzy na Bena, łapie się pod biodro. – Chcę
spędzić z nim więcej czasu.
– Nie słyszałaś, co powiedziała moja żona? – warczy, w jego głosie
słychać wściekłość. Robi krok do przodu, staje między nami i nią. –
Poza tym co ja ci powiedziałem przez telefon? To wybór Nolana.
Skoro chce iść, to idziemy. Nie mam zamiaru do niczego go zmuszać.
– Może gdybyście pozwolili mi z nim porozmawiać, zmieniłby
zdanie i zostałby.
– Już dość się nagadałaś. On chce iść. – Zerka za siebie. – Nolanie,
pożegnaj się z Angie.
– Pa! – Nolan przesuwa się trochę, żeby Angie go widziała, i macha
jedną ręką, w drugiej ściska smoka.
Angie patrzy na niego i jej wzrok natychmiast łagodnieje.
Uśmiecha się słabo, nie potrafi ukryć smutku. Tylko to mu daje. Nic
nie mówi. Może nie chce, bo wie, że jej głos brzmiałby strasznie
smutno.
Och, kuźwa, jak mi jej żal.
Podnosi głowę i patrzy wściekle na Bena, jej broda drży.
– Chciałabym z tobą porozmawiać. – Potem spogląda na mnie. –
Na osobności.
I bardzo dobrze. Bo mam już serdecznie dość tej absurdalnej
wizyty.
Ben odwraca się do mnie, jego spojrzenie mówi, że nie muszę
nigdzie iść. Że moje miejsce jest u jego boku. Zawsze tam, gdzie on.
Zostałabym dla samego tego wzroku, gdybym nie wiedziała,
że podczas tej rozmowy padną słowa nieodpowiednie dla małych
uszu.
– Chodź, maluchu. Idziemy. – Łapię Nolana za rękę i prowadzę
do samochodu. Po chwili słyszę ostry głos Bena.
Wiem, że powstrzymuje się tylko ze względu na dzieci, ale tylko
zdenerwowany Ben jest przerażający. Angie wiedziała, czego się może
spodziewać. Nie powinna próbować przejąć kontroli nad sytuacją ani
stawiać żadnych żądań.
Tutaj chodzi o Nolana i o to, czego on chce. Gdyby jej na nim
zależało, to by to rozumiała.
Wsadzam chłopców na tylne siedzenie trucka i przypinam pasami.
Chase nadal śpi jak zabity, teraz nawet chrapie.
Mój zabawny chłopiec. Całe to zamieszanie pewnie sprawiło,
że śpi mu się jeszcze lepiej.
Zamykam drzwi, odwracam się i opieram, patrzę, jak Ben macha
do mnie, a potem odwraca się i mówi coś wściekle do zrozpaczonej
Angie, która pochyla głowę i zasłania twarz dłońmi.
Boże, Mio, tylko żeby nie było ci jej żal. Pomyśl o Nolanie.
Cały czas obserwuję ich rozmowę. Nie wiem, o czym rozmawiają,
ale teraz ich głosy są już spokojniejsze. Ben nie wygląda
na wściekłego. Przynajmniej nie z tej odległości. Patrzę, jak Angie
kiwa głową, wypowiada jeszcze kilka słów, a potem szybko wbiega
po schodach do domu.
Ben odwraca się i biegnie do samochodu, jego długie umięśnione
nogi niosą go dwa razy szybciej niż mnie. Ma nieokreślony wyraz
twarzy, chociaż mogę powiedzieć, że nadal jest poirytowany.
Dlaczego miałby nie być?
Prostuję się i chcę spytać, co mu powiedziała, gdy on dopada mnie
i ponownie przyciska do drzwi.
– Ben – dyszę.
Obejmuje dłońmi moją twarz, potem przesuwa nimi po włosach.
Pochyla się i gwałtownie mnie całuje, przełykając zdyszaną prośbę,
która ginie na moich wargach.
– Ty – mruczy i pochłania moje usta. – Mio, co ja zrobiłem? Czym
ja sobie na ciebie zasłużyłem?
– O czym ty mówisz?
– Ona się wycofała.
– Co? – Popycham go, żeby odsunąć jego twarz. Patrzę w jasne
oczy, jego silne ciało dopasowuje się do moich miękkich krągłości. –
Co to znaczy, że się wycofała? Ben, przecież była wściekła.
– Wiem. Ale tu chodzi o ciebie, aniele. Ona nie chce z tobą
konkurować. Bo wie, że nie wygra. Przez minutę się wściekała,
próbowała się kłócić i wmówić mi, że zasługuje na więcej czasu
z Nolanem, potem jednak powiedziałem, że ty jesteś z nim przez cały
czas i od zawsze traktujesz go jak swoje dziecko. I to zamknęło jej
usta. Jakbym coś wyzwolił, zaczęła płakać. Przyznała nawet,
że na widok ciebie z Nolanem się potknęła.
Znowu obejmuje moją twarz, dotyka czołem mojego czoła. Jego
ciepły oddech łaskocze mnie w usta.
– Jesteś idealna. Idealna dla mnie. Idealna dla Nolana. I ona
to widziała. Skończyła z tym. Jeśli on nie będzie chciał się z nią
spotkać, ona nie będzie naciskać.
Gwałtownie mrugam, próbuję przyjąć tę nową informację.
Zrozumieć ją.
Tak po prostu oddaje wszelkie prawo do Nolana? Do swojego
jedynego dziecka, do części siebie, najlepszego, co kiedykolwiek
zrobiła i zrobi, tak po prostu odejdzie od niego, jakby nigdy nic dla
niej nie znaczył?
– Mówisz poważnie? Co jej odbiło? – wrzeszczę, głos mi drży.
Wyrywam mu się i zaczynam chodzić przed samochodem,
w tę i z powrotem, powstrzymuję się przed pobiegnięciem do domu.
– Kochanie.
Ignoruję jego głos, spuszczam głowę, zaciskam dłonie w pięści.
– Przegapiła tyle lat jego życia i nie będzie o niego walczyć? Nawet
nie spróbuje jakoś tego rozwiązać? Dlaczego nie? Jak ktoś może
odpuścić Nolana? Nie rozumiem.
Ona jest chora. Zaburzona. Z pewnością.
Bo ja zrobiłabym dla niego wszystko. Wszystko. Walczyłabym
o niego po pięciu minutach od poznania go.
– Ej, Mio. – Ben łapie mnie za łokieć, zatrzymuje i przyciąga
do siebie. Drugą dłonią gładzi mnie po policzku. – Przestań.
Porozmawiajmy. Dlaczego jesteś taka zła? Przecież to dobrze.
Naprawdę?
Patrzę mu w oczy, szukam zrozumienia, przez chwilę analizuję to,
co powiedział, zanim zaczęłam chodzić.
Angie nie będzie z nami walczyć. Nie będzie próbowała zabrać
Nolana od ojca. Ani ode mnie, ani od Chase’a. Pozwoli Nolanowi
zadecydować, czy i kiedy spędzą jeszcze wspólny czas.
To jego decyzja. I ona to rozumie.
Nie stracimy Nolana.
Nie stracimy go.
Świat wokół powoli zwalnia. Niczym delikatna peleryna okrywa
mnie zrozumienie, ciepłe i pocieszające.
Wypuszczam drżące powietrze i rzucam się na Bena, nagle czuję
się lekka i wolna od najcięższego z brzemion. Opieram głowę o jego
pierś, zanurzam w niej twarz, płaczę, gdy obejmuje mnie silnymi
ramionami, łapię go w pasie i mocno chwytam koszulkę na plecach.
– Przepraszam – szepczę mu w szyję, staję na palcach, żeby
dosięgnąć. – Bardzo przepraszam. Masz rację. Wszystko psuję. Ale,
Ben, tak strasznie się tym martwiłam. Tak bardzo się bałam, że ona
spróbuje zabrać Nolana. Boże, jak się martwiłam. I teraz chyba
jestem w szoku. Przepraszam.
Podnosi mnie z ziemi.
– Przestań przepraszać.
– Dobrze. Przepraszam.
Śmieje się, całuje mnie w policzek, a potem przejeżdża wargami
do moich ust.
– Gotowa na niespodziankę? – pyta.
Odsuwam się od niego, nadal majtam stopami w powietrzu.
– Moją niespodziankę? Teraz? – Szybko nabieram powietrza
i nagle przypominam sobie jego dziwne zachowanie w drodze
do domu Angie. – O mój Boże! To dlatego nuciłeś?
– No przecież nie przez tę sytuację tutaj – mruczy i otwiera drzwi
od strony pasażera. Sadza mnie w fotelu. – Ale dostaliśmy Nolana.
– Tak – odpowiadam z szerokim uśmiechem, łapię go za koszulkę
i całuję po całej twarzy, a następnie przyciskam usta do jego ucha. –
Jestem taka szczęśliwa.
– Ja też, kochanie.
– Proszę, powiedz, że w tej niespodziance będą ciasteczka –
szepczę.
Jęczy i gryzie mnie w szyję.
– Boże, tak.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Ben

Chwileczkę. Co tutaj robimy?


Mia spogląda na mnie, gdy parkuję samochód i wyłączam silnik.
Jest tak uroczo wścibska. Nadal nie ma pojęcia, co zaplanowałem,
wie tylko, że będę całymi godzinami wielbił jej idealne ciało. Nie
podałem szczegółów. Jeszcze nie.
Nie potrzebuję. Za chwilę wszystko będzie jasne.
Marszczy nos i puka się palcem w brodę, wygląda przez okno,
a następnie przechyla się do mnie i szepcze:
– Czy to tutaj będziemy uprawiać seks? W którymś z tych pokojów,
tak że będą nas słyszeć?
Patrzę na nią ostro i odpinam pasy.
Czy ona oszalała?
– Tak, skarbie. Zadzwoniłem też po Reeda, pomyślałem, że będzie
chciał posłuchać nas raz jeszcze.
Otwiera szerzej oczy. Uśmiecha się, a po chwili z jej ust wyrywa się
chichot. Zakrywa dłonią usta, a drugą obejmuje mój nadgarstek
i ściska.
– Ben, co się dzieje? – pyta.
– Zobaczysz. Weźmiesz Chase’a? Będę mieć dużo do zabrania.
Zerka na tylne siedzenie i bez wątpienia się zastanawia, o czym,
do cholery, gadam. Przecież samochód jest prawie pusty.
– Och… tak, jasne.
Wysiadam z trucka, słyszę odgłos zamykanej moskitiery.
Luke i Tessa idą podjazdem, Max biega po trawie i szczeka.
Gdy tylko otwieram drzwi z tyłu, Nolan zaczyna podskakiwać
w foteliku.
– Wujek Luke! – Szarpie za pasy. – Tatusiu, ile mamy czasu? Chcę
pokazać wujkowi nowego smoka i tę supergrę, którą ściągnąłem.
Z minionkami. Ścigają się. Na pewno mu się spodoba!
Patrzę na Mię.
Odpina Chase’a, ale cały czas patrzy na moje usta.
– Kolego, zostajesz tutaj na noc. Ty i Chase. Zostajecie na dwie
noce – odpowiadam i wyjmuję go z samochodu.
– O tak! Na noc! Raju!
Podaję mu iPada i rzuca się na Luke’a.
– Co? – Mia patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami i przytula
Chase’a, który powoli zaczyna się budzić. Wtula zaspaną buźkę w jej
szyję. – Nocują tutaj? Dlaczego?
Uśmiecham się i odpinam fotelik, a drugą ręką podnoszę siedzenie
i wyjmuję torby, które spakowałem w tajemnicy przed Mią. Dwie
są dla nas, razem z małą bawełnianą torbą z kilkoma osobistymi
rzeczami, którą Mia trzyma z tyłu szuflady z bielizną.
Olejek do masażu. Rozgrzewający lubrykant. Kostka z różnymi
poleceniami, którą dostała w prezencie na wieczór panieński.
Ssij to. Poliż tamto. Pocałuj to. Pieprz to.
Kuźwa. Mam ochotę natychmiast otworzyć tę torbę.
Czterogodzinna jazda będzie prawdziwą torturą.
Biorę torbę Nolana i Chase’a i wyjmuję z samochodu.
– Cześć, papużki nierozłączki. – Tessa staje za Mią. Związuje rude
włosy w niedbałego koka i wyciąga ręce do Chase’a. – Daj mi tego
słodziaka.
Mia przekazuje go, a potem kładzie dłoń na biodrze i patrzy
na mnie groźnie.
– Benjaminie Kelly, czy mógłbyś, proszę, wyjaśnić mi, dlaczego
w twoim samochodzie są ukryte nasze bagaże? Co się dzieje?
– Jeszcze jej nie powiedziałeś? – pyta Tessa.
Kręcę głową i się pochylam, żeby pocałować Mię w skroń. Odchyla
się i mruży oczy.
– Aniele.
– Kochanie – droczy się ze mną i unosi brew. – Wyduś to w końcu.
Tessa wzrusza ramionami i kołysze Chase’a.
– Ja to wyduszę.
Patrzę na nią wściekle, do diabła, ja to powiem, potem odwracam
się do Mii, ale właśnie wtedy podchodzi Luke. Podaję mu torbę
i fotelik samochodowy.
– Pojedziemy do domku dwa dni wcześniej. Jedziemy dzisiaj.
Mia wciąga gwałtownie powietrze.
– Co? – pyta cicho i podchodzi bliżej. Oblewa się rumieńcem
i patrzy na mnie. – Wziąłeś wolne w pracy?
– Tak.
– Czy… czy ktoś jeszcze przyjedzie wcześniej?
Powoli kręcę głową i śmieję się, gdy patrzy z niepokojem
na Luke’a i Tessę, a potem na mnie. Jej wielkie brązowe oczy są pełne
podziwu.
– Tylko ty i ja, aniele. Nikt nie będzie nam przeszkadzał.
– Boże, Ben. – Rzuca się w moje ramiona, obejmuje mnie za szyję
i przyciska się do mnie.
Czuję, jak jej serce wali w moje żebra. Jej szybki oddech ogrzewa
mój policzek.
– Nie wierzę, że to zrobiłeś.
Zamykam oczy, głaszczę ją po plecach i wdycham słodkie ciepło jej
ciała.
– Muszę pobyć z tobą – mruczę tak cicho, żeby tylko ona słyszała.
Ale równie dobrze mógłbym to wykrzyczeć. Nie obchodzi mnie,
kto usłyszy desperackie pożądanie w moim głosie.
– Tak – mówi cicho i przytula się jeszcze mocniej. – Ja też muszę
z tobą pobyć.
– Zrobiłbym wszystko. Wiesz o tym, prawda? Wszystko, kochanie.
Nawet gdyby nie udało mi się wynająć domku albo nie dostałbym
wolnego, znalazłbym jakiś sposób, żeby zostać z Mią sam na sam. Gdy
jesteśmy rozdzieleni, wręcz czuję to w kościach. We krwi. Kuźwa,
nawet jeszcze głębiej. To wykracza poza sferę fizyczną.
Tak jak wszystko inne z Mią. Moje uczucia do niej od samego
początku sięgają głębiej niż do szpiku kostnego.
Całuje mnie w szyję.
– Ja też – powtarza, a potem się odchyla i na mnie patrzy. – Ale
co z tym weekendem i chłopcami?
Luke podnosi torbę nad głowę.
– Zabierzemy ich ze sobą. Mamy ich garnitury i wszystko,
co będzie potrzebne na ślub. I nie martw się, ostatnią godzinę
spędziłem na sprawdzaniu domu pod kątem niebezpieczeństw
grożącym dzieciom. Wszędzie pozakładałem bramki. Dosłownie
co trzy metry. I założyłem zamki we wszystkich szafkach. – Patrzy
na mnie. – Wiesz, że produkują też takie blokady do desek
klozetowych? Po co?
– Bo małe dzieci mogą wpaść do środka i utonąć. Są dosyć ciężkie
– odpowiada Mia i odwraca się, żeby popatrzeć na Nolana.
Próbuje ustawić smoka na grzbiecie Maxa, a w drugiej ręce trzyma
iPada, puścił sobie piosenkę z ulubionej bajki.
Patrzę znów na Luke’a.
Przez ułamek sekundy wygląda na przerażonego, potem jednak
patrzy na Chase’a. Jego biceps drży, palce, którymi trzyma pasek
torby, robią się białe.
– Założę takie na deski – mówi cicho i spogląda na dół. – Kupiłem
sześć, więc powinniśmy dać radę. Zawsze mogę jechać po więcej.
Śmieję się pod nosem.
Luke ma w domu dwie łazienki. Dwie. Mogę mu powiedzieć,
że jedna blokada wystarczy do jednego sedesu. Nie wspominając
o tym, że gdy zachce ci się siku w środku nocy, to masz poważny
problem.
Mogę też się nie odzywać.
Skoro chce zostać kiedyś ojcem, niech się przyzwyczaja
do porażek i nadzoru.
Mia ściska moją dłoń.
– Pożegnam się z Nolanem. – Staje na palcach, żeby pocałować
mnie w policzek, a potem biegnie przez ogród, przywołuje Nolana
i kuca, żeby z nim porozmawiać.
Odwracam się i zaczynam odpinać fotelik Chase’a.
– Jak poszło z Angie? – pyta Tessa.
– Dobrze. Naprawdę dobrze. Nie będzie go do niczego zmuszać.
Będzie trzymać się z daleka, chyba że Nolan zdecyduje inaczej.
Sam nadal nie mogę w to uwierzyć.
Byłem pewien, że Angie będzie utrudniać nam życie, będzie
walczyć i zaciągnie mnie do sądu, żądając jakichś praw do opieki,
których nie miałem zamiaru jej dać. Ona zawsze sprawiała problemy.
Kłóciła się ze mną dla sportu.
Byłem przygotowany na to, że zacznie wciskać kit. Nie
spodziewałem się, że ustąpi.
Nie planowałem zabierania tam Mii.
Jej obecność zrobiła na Angie ogromne wrażenie. Ogień w jej
oczach. Sposób, w jaki Nolan do niej przywarł, niczym syn szukający
pocieszenia u matki. U swej prawdziwej matki.
Byłem głupi, nie biorąc pod uwagę znaczenia mojej żony.
Odpinam pasy i stawiam fotelik na asfalcie.
– To niesamowite – mówi Luke, który wygląda na tak samo
zadowolonego z rozwoju spraw jak ja. – Przecież ta szalona laska była
naprawdę kiepską matką dla Nolana. Krzyżyk na drogę.
Tessa patrzy to na niego, to na mnie, i kręci głową.
– Chwileczkę. Czyli Angie po prostu zwinęła żagle, ot tak? Nie
wierzę w to. Ben, sprawianie ci przykrości tylko ją nakręca. Nie
ma szans, żeby nie walczyła z tobą w tej sprawie.
Wysuwam brodę i wkładam ręce do kieszeni, opieram się plecami
o drzwi i mrużę oczy, patrząc na przyczynę tego zamieszania.
Mia całuje Nolana w policzek i bierze go w ramiona.
Zerkam na Tessę i wzruszam ramionami.
– To była Mia. Na widok jej i Nolana Angie zwątpiła. Nie może
z nią współzawodniczyć.
– No cóż. – Tessa zaczyna złośliwie. – Mogłam jej to powiedzieć już
dawno temu. Oszczędziłabym wszystkim problemów. – Jej oczy
otwierają się odrobinę szerzej. – À propos… – Uśmiecha się i z tylnej
kieszeni wyciąga zdjęcie. Robi to ostrożnie, bo cały czas ma na rękach
Chase’a. – Znalazłam to u rodziców. Pomyślałam, że będziesz chciał
to mieć.
Biorę od niej zdjęcie.
– Zaraz wracam. Tylko zabiorę to wszystko do środka. – Luke
zanosi oba foteliki i torbę, a ja patrzę na zdjęcie.
– O cholera.
Przedstawia ono naszą trójkę, Tessę, Mię i mnie, siedzących obok
siebie na tarasie z tyłu domu moich rodziców. Słońce na nas świeci,
rzucamy cień na beton.
Wyglądamy bardzo młodo. Naprawdę cholernie młodo. Mam
co najwyżej czternaście lat, co oznacza, że dziewczyny mają
po dziesięć.
Mia siedzi w środku, ona i Tessa obejmują się ramionami
i dotykają głowami, obie pokazują języki i wykonują gesty pokoju.
A ja… o kuźwa, ja się na nią gapię. Gapię się na nią i się szczerzę.
Uśmiecham się do Mii.
O ja pierdolę.
Tessa uderza mnie biodrem.
– Tylko na siebie spójrz. Wyglądasz na uszczęśliwionego samym
faktem, że obok niej siedzisz.
– Tak – mruczę i gładzę zdjęcie kciukiem.
Ma bardziej okrągłą twarz i te okulary w kwadratowych
czerwonych oprawkach, które wtedy nosiła. Te, z których ciągle się
nabijałem. Wyzywałem ją od kujonów i wszystkiego, co przyszło
mi do głowy tylko po to, żeby jej dokuczyć.
Ale byłem idiotą. Nic dziwnego, że mnie nienawidziła.
Jej twarz okalają dzikie loki, opadają na ramiona. Potargane
i nieuczesane, nie takie, jak nosi teraz, ale i tak wygląda uroczo.
To samo z okularami.
Drapię się po szczęce, cały czas przyglądając się zdjęciu.
– Nie pamiętam tego.
– Ja też nie. Ale w moim dawnym pokoju, który teraz chcę
wysprzątać, mama trzymała mnóstwo zdjęć. Jednak tylko to jedno
przedstawia nas troje. I to, że uśmiechasz się do Mii, tak jakbyś
ją kochał… no cóż, po prostu musiałam je zabrać.
Patrzę na Tessę, opuszczam dłoń i nie odzywam się ani słowem.
Nie kłócę się.
Kto wie, dlaczego uśmiechałem się w ten sposób do Mii? Może
powiedziała coś śmiesznego. Może ona i Tessa zachowywały się jak
ostatnie idiotki i mnie to rozbawiło.
A może po prostu miałem ochotę.
Patrzę w górę i widzę Mię idącą razem z Lukiem, który niesie
na plecach Nolana. Max położył się na trawie i wygląda
na wykończonego po pięciu minutach spędzonych z moim synem.
Chowam zdjęcie do tylnej kieszeni spodni.
– Nie chcesz go? – pytam Tessę.
– Zrobiłam sobie odbitkę – odpowiada i całuje Chase’a w policzek,
gdy ten zaczyna się przebudzać i coś mamrotać.
– Dzięki.
Uśmiecha się.
Patrzę na nią i przypominam sobie rozmowę, którą odbyłem
w radiowozie, zanim Mia doszła na moim kutasie.
– Czy podczas naszej nieobecności ty i Luke porozmawiacie
wreszcie na pewne tematy?
Unosi brew i kołysze Chase’a.
– Pewne tematy?
– Na temat dzieci. – Patrzę w dół i udaje mi się dostrzec jej
spojrzenie, zanim spuszcza wzrok. Próbuje uniknąć ze mną tego
tematu tak samo jak z Lukiem. – On nie odejdzie – mówię.
Mruga kilka razy i powoli nabiera powietrza.
– Powiedział ci to?
– Nie musiał. Znam go. Znam go lepiej niż ktokolwiek inny. Gdyby
się czymś martwił, to bym o tym wiedział. Gdyby nie był ciebie
pewien albo gdyby uważał, że dzieci nie są dla niego, gdyby odczuwał
choćby cień niepewności, to by się z tobą nie ożenił. Porozmawiaj
z nim. Jesteś jego żoną. Niezależnie od tego, czy chcesz, czy nie
chcesz mieć dzieci. Nigdy się nie dowiesz, co on na ten temat sądzi,
dopóki go nie zapytasz. Przestań się bać.
Zaciska usta. Odwraca wzrok i widzę, że myśli, mam nadzieję,
że analizuje to, co powiedziałem.
Chyba dotarło do niej, że przebiłem się przez warstwę zwątpienia
w siebie, które tak skrzętnie ukrywa pod powłoką nieugiętości. Może
zapewniłem jej pewność siebie, której potrzebuje, by wreszcie
porozmawiać o dzieciach z Lukiem. A może wkurzam ją, bo się
wtrącam.
Nie mam szans, by o to spytać, bo dołącza się Mia, która obejmuje
Tessę i Chase’a.
– Dziękuję, że to robicie. Jestem wam winna ogromną przysługę.
– Nie ma sprawy. – Tessa odwraca głowę, gdy Mia wypuszcza
ją z objęć i trochę się odsuwa. – Chodź tutaj.
Obie chowają się za samochodem, stają głowa w głowę i coś sobie
szepczą.
Rozmawiają o Luke’u? Być może. Jestem pewien, że Tessa właśnie
ochrzania Mię za to, co jej powiedziałem, i mówi, żebym pilnował
swojego nosa.
Chryste. Przecież tylko próbuję pomóc.
Podczas gdy one o czymś ze sobą rozmawiają, żegnam się
z Nolanem, przytulam go i powtarzam, że ma słuchać Luke’a i Tessy.
Jest bardzo podekscytowany faktem, że będzie u nich nocować.
Luke obiecał mu już przejażdżkę quadem po ogrodzie.
Przypomniałem mu też, o której ma chodzić spać. Luke spojrzał
na niego z rozbawieniem.
– Przecież właśnie powiedziałeś, że chodzisz spać o dziesiątej.
Nolan wpatruje się w stopy.
– Czasami tak jest. – Kopie jakiś kamień. – Na przykład
w wyjątkowe wieczory. A ten wieczór jest wyjątkowy.
Luke krzyżuje ręce na piersi, kręci głową i wypuszcza powietrze.
– Jeśli powie, że może coś robić, to zadzwonię, żeby
to zweryfikować. Założę się, że napoje gazowane są zakazane,
bo właśnie stwierdził, że je pije.
Śmieję się, targam włosy Nolana i prostuję się, gdy dziewczyny
wracają.
– Gotowy? – pyta Mia, kołysze się na stopach i wygląda na bardzo
szczęśliwą.
– Tak.
Patrzę, jak po raz kolejny całuje i obejmuje Nolana i Chase’a,
a potem niemal siłą prowadzę ją do samochodu. Gdy tylko siada
w fotelu, zeskakuje z powrotem na dół, przepycha się i mamrocze coś
o tym, że zapomniała już, jak pachną.
– Mia, kochanie, to tylko dwa dni. Przecież nawet nie wywożę cię
ze stanu.
Łapię za klamkę w drzwiach, patrzę, jak całuje Chase’a po całej
twarzy, jakby robiła to po raz ostatni w życiu.
– Wiem. Ale już za nimi tęsknię – mruczy w jego policzek.
Podbiega do Nolana i po raz kolejny go przytula.
On jest już gotowy na rozpoczęcie zabawy z Lukiem i gdy jej ręce
obejmują go po raz drugi, zaczyna się wiercić.
– Mamusiu!
– Już dobrze, dobrze. Idę. – Posyła mu pocałunek, odwraca się
na pięcie i wsiada do samochodu. Szybko zapina pasy. – Zamknij
drzwi, zanim znowu wysiądę – mówi i przewraca oczami.
Wyjeżdżamy z podjazdu i jesteśmy w połowie ulicy, gdy Mia
wreszcie odrywa wzrok od zmniejszających się we wstecznym
lusterku postaci i spogląda przed siebie.
– Wszystko w porządku? – pytam i ściszam radio. Trzymam
kierownicę jedną ręką, patrzę na drogę. – Wiem, że to nasz pierwszy
raz, gdy zostawiamy ich samych na noc. No i Chase jest jeszcze
mały… Cholera, czy to za wcześnie? Chciałem tylko…
Mój mózg wyłącza się w chwili, w której dłoń Mii zaczyna głaskać
mnie w kroku.
– Kochanie – dyszę i opieram głowę o zagłówek, a ona odpina
pasek i przysuwa się bliżej, przyciska piersi do mojej ręki i usta
do mojej szyi, głaska dłonią moją erekcję tak długo, aż wypycha
spodnie i mam wrażenie, że zaraz je rozerwie.
– Chryste, Mio.
Nie mówi ani słowa, tylko odpina zamek i zaczyna pieścić mojego
kutasa. Nadal bez słowa schyla się pod moją rękę i przejeżdża
językiem po nabrzmiałej główce, liże szparkę. Obejmuje penisa
u podstawy i jeździ ustami w górę i w dół po całej jego długości, ślini
go i jęczy, jej usta drgają na wrażliwej skórze.
Zatrzymuję się na czerwonym świetle, patrzę na to, co dzieje się
na moich kolanach. Odgarniam jej włosy z twarzy i przyglądam się,
jak mnie obrabia.
Otwiera szeroko usta, zamyka oczy z rozkoszy.
Chryste, ale ze mnie szczęściarz. Lodzik podczas jazdy? Ale będę
mieć orgazm.
– Kochanie, to cholernie seksowne.
Uśmiecha się nieznacznie z moim penisem w ustach. Kąciki jej ust
delikatnie się unoszą.
Drugą rękę wkłada w spodenki i łapie za jądra, pieści je i bierze
mnie w tył gardła, krztusi się, ślina kapie z kącików jej ust i leje się
po całej mojej długości.
Cudowny widok.
Dyszę i łapię ją za włosy. Mięśnie ud się spinają.
– Och, Mio, cholera. Chcesz tego, prawda? Chcesz posmakować
mojego nasienia. Nie możesz się doczekać, aż wejdziemy do tego
pokoju i padniesz na kolana, prawda?
– Mmmm.
– Aleś ty chciwa. Moja chciwa żona tego pragnie. Pragnie mojego
kutasa, który będzie wypełniać te seksowne usta.
Delikatnie przejeżdża zębami po mojej skórze. Natychmiast pieści
to miejsce językiem, gładzi zaczerwienione żyły.
Zaczynam poruszać biodrami, wpycham się jeszcze bardziej w jej
chętne usta.
Stojący za nami samochód zaczyna trąbić. Wiem, że zmieniły się
światła, ale mam to gdzieś.
Nie przerwę tego. Mia też z pewnością nie przestanie. Rzuciła się
na mnie, jakbym był jej ostatnią wieczerzą, jakbym był ostatnim,
co zje, zanim opuści ten świat.
Wybrała mnie. Moje nasienie. Mojego drżącego penisa.
Mam jej tego odmówić, tylko dlatego że jakiś baran z tyłu musi
gdzieś jechać? Nie ma opcji.
Gładzę ją po szyi i ściskam pośladki, zaczyna delikatnie dyszeć.
Drugą dłoń mam w jej włosach, łapię ją i podnoszę jej głowę
i opuszczam, poruszam jej ustami po moim kutasie i pcham biodrami,
unoszę je nad fotelem, wyginam się w łuk i mruczę, czuję gorąco
w dole kręgosłupa i… kuźwa, ona zaczyna jednocześnie ściskać moje
jądra i brać mnie głęboko w gardło, a drugą dłonią mocno wyciska
mnie sobie w usta.
– Kochaaanie – jęczę i spuszczam się w jej gardło, orgazm jest tak
silny, że moja stopa ześlizguje się z pedału hamulca i samochód
szarpie się do przodu.
Stawiam stopę na miejscu i łapię oburącz kierownicę, cały czas
wyrzucając z siebie kolejne fale spermy.
Mia wszystko przełyka i wylizuje mnie do czysta, wydając z siebie
te namiętne odgłosy.
Opadam na fotel, prawie mdleję.
Ona mruczy, najwyraźniej bardzo z siebie dumna. Uśmiecha się
seksownie i uroczo, a potem zerka na mnie spod tych długich
ciemnych rzęs. Jej oczy są łagodne i pełne miłości.
– Dobrze było? – pyta, kładzie głowę na moim udzie i oddycha
nieregularnie.
Za nami zaczyna trąbić kolejny samochód. Najwyraźniej światło
znowu się zmieniło. Ignoruję ich, ignoruję wszystkich debili
na drodze.
Moja żona właśnie wyssała mi mózg przez kutasa, mam zamiar
okazać jej odrobinę miłości. Reszta może się walić.
Podnoszę ją i sadzam sobie na kolanach, całuję jej szczękę
i wrażliwą skórę pod uchem.
– Mio Kelly, ależ ja cię przelecę – szepczę, rozkoszując się tym
delikatnym dreszczem, który przechodzi przez jej ciało, i urywanym
oddechem.
Przyciska usta do mojego policzka.
– To dobrze. W takim razie musisz zawieźć nas tam jak najszybciej.

***
Wchodzę za Mią do domku, niosę nasze bagaże i kosz powitalny,
który otrzymaliśmy w recepcji. Dostaliśmy czekoladki, wybór herbat,
butelkę wina i ulotki na temat ośrodka wypoczynkowego, mapę
i menu z lokalnych restauracji.
Zamykam drzwi nogą i podnoszę wzrok.
Mia stoi przy łóżku i się pochyla, odpina pasek sandałka. Skraj
sukienki podciąga się do góry.
Menu z restauracji? Mogą iść prosto do śmieci. Właśnie patrzę
na kilka moich następnych posiłków.
– Wow. Ben, to miejsce jest przepiękne. – Mia rzuca buty pod
ścianę i rozgląda się po pokoju z widokiem na ocean. Gładzi dłonią
narzutę na łóżku i bursztynowe świecidełka zwisające z abażuru
stojącej na stole lampy, a potem zagląda do łazienki. – Mamy taką
wielką wannę! – krzyczy.
Uśmiecham się i stawiam na ziemi wszystkie bagaże, zostawiam
tylko małą płócienną torebkę, którą zanoszę do łóżka. Zdejmuję
koszulkę.
– Boże, ale ona jest wielka!
Uśmiecham się szeroko.
– Dziękuję. – Mia zagląda do pokoju i szczerzy zęby. Nagle
dostrzega moją nagą pierś, a potem torbę. – Co tam masz? – pyta
i idzie w moją stronę.
Wyjmuję olejek.
Staje obok mnie i patrzy na buteleczkę. Rozchyla usta i powoli
nabiera powietrza.
– Chcę zrobić ci masaż.
Podnosi wzrok. Oblizuje usta.
– Dobrze.
– Chcę, żebyś była naga.
Uśmiecha się nieznacznie.
– Dobrze – odpowiada łagodniejszym głosem, niemal szeptem,
przez co mój penis ponownie podskakuje.
Kiwam brodą w stronę łóżka.
– I naprawdę chcę, żebyś leżała nieruchomo i pozwoliła
mi to zrobić. Pozwól mi się sobą zająć. – Całuję ją w usta. –
Co oznacza, że nie wolno ci zabawiać się moimi klejnotami.
– Co? – Śmieje mi się w twarz. – Nawet troszeczkę?
– Nie, dopóki nie skończę sprawiania ci prawdziwej przyjemności.
– Ale… właśnie to sprawia mi prawdziwą przyjemność.
– Mio – mruczę, ciągnąc ją za sukienkę.
– Już dobrze, dobrze. Nie będę dotykać twoich klejnotów. – Całuje
mnie w szczękę i macha dłonią. – O matko. Zachowujesz się, jakbym
nie potrafiła się kontrolować w pobliżu twoich klejnotów. A ja nawet
nie wiem, czy mam ochotę ich dotykać.
Unoszę brew. Śmieje się i dźga mnie łokciem w bok. Po chwili
spełnia polecenie, zdejmuje sukienkę i majtki, kładzie się na brzuchu
i opiera na łokciach.
Odwraca głowę i patrzy na moje ręce, które odpinają spodenki
i zdejmują je razem z bokserkami.
Bezwstydnie i pożądliwie gapi się na mojego kutasa. Oblewa się
rumieńcem.
– Tak, jasne, wcale nie chcesz go dotknąć – droczę się i kopię
ubrania na bok.
Opuszcza głowę, jej ciałem wstrząsa cichy śmiech.
– Nigdy nie zapomnę pierwszego razu, gdy go zobaczyłam.
Przeraziłam się, jeszcze nigdy nie widziałam tak wielkiego penisa.
Patrzę na niego, na całe prężne dwadzieścia trzy centymetry. Moja
pierś unosi się z dumą. I dobrze.
– Ja też się bałem – mówię, wchodzę na łóżko i zaczynam gładzić
ją po udach.
Patrzy na mnie przez ramię, w jej oczach pojawia się ciekawość.
– Nie chciałem zrobić ci krzywdy. Poza tym naprawdę miałem
nadzieję, że zapewnię ci takie niesamowite doświadczenie, że od tej
pory nie będziesz już chciała innego faceta. Tamtej nocy poczułem,
że jesteś moja. Od razu. Poczułem to w chwili, w której ujrzałem cię
w barze.
Mruga, jej ciemnie tęczówki robią się jeszcze większe.
– Bo byłam twoja – mówi głosem, jakby od zawsze w to wierzyła.
Może nawet bardziej niż ja.
Odgarniam jej włosy z twarzy i się pochylam, żeby pocałować
ramię.
– Połóż się, aniele.
Opuszcza klatkę piersiową i kładzie ręce wzdłuż boków. Przyciska
jeden policzek do materaca.
Otwieram olejek i wylewam na dłoń dużą porcję. Kilka kropli
spada na jej skórę, spływa po talii i wsiąka w materac.
Patrzę na jej biodra i zaczynam gładzić śliskimi dłońmi jej plecy
do ramion i w dół, wmasowuję olejek w ciało, rozgrzewam je.
Skóra Mii lśni. W powietrzu unosi się bogaty zapach wanilii.
Masuję uda i pośladki, te niesamowicie seksowne dołeczki
w najniższej partii pleców. Jęczy cicho, gdy poświęcam im dodatkową
uwagę, zniżam dłonie, przejeżdżam między pośladkami i zanurzam
je między udami. Składam kciuki i przyciskam do jej kręgosłupa.
Mój penis ciężko podskakuje, jego główka jest mokra od olejku.
Mia się uśmiecha, trochę porusza tyłkiem, zamyka oczy z rozkoszy.
Wiem, że czuje, że staję się coraz twardszy. Umyślnie się o nią
ocieram.
– Dobrze ci? – pytam, ściskając jej talię.
Bo ja czuję się świetnie.
– Mhm. – Kiwa nieznacznie głową. – Jest cudownie. Odprężyłam
się.
– To dobrze. To teraz odwróć się przodem, bo chcę go wymasować.
Odwraca się na plecy i uśmiecha szeroko, gdy patrzymy sobie
w oczy. Ciemne włosy tworzą aureolę wokół jej głowy.
– Założę się, że chcesz – mówi i się śmieje.
– Byłaś grzeczna? – pytam, patrząc, jak jej uśmiech się powiększa.
– Tak.
Jest szalenie pewna siebie. I prawidłowo. Bo bardzo chcę
wymasować ją z przodu.
Od razu przystępuję do działania. Ponownie sięgam po buteleczkę
i tym razem wylewam olejek bezpośrednio na skórę Mii, na jej
sterczące piersi i niżej, tam, gdzie robi się mokra.
Wypuszcza drżąco powietrze i patrzy na siebie. Gdy zaczynam
ją ugniatać, zamyka oczy.
– Ben – dyszy i wygina się w łuk. Jej nogi drżą.
Zwiększam nacisk, mój kutas ponownie się wydłuża. Teraz już
boleśnie pulsuje. Próbuję zwalczyć potrzebę pogłaskania go.
Jeszcze nie.
Im dłużej będę dotykać piersi Mii, tym stanę się twardszy. Próbuję
skierować swoje myśli na inny tor i zaczynam pieścić inną część jej
ciała.
Rozcieram jej ramiona i bicepsy. Nadgarstki i palce. Potem gładzę
zewnętrzną część nóg.
Gdy masuję stopy, wydaje z siebie ciche jęki zadowolenia. Robię
to tak długo, aż szaleję z pożądania, a z mojego kutasa nie kapie już
olejek, lecz nasienie.
Zaraz ją wezmę.
Po kilku minutach masażu wracam do tego, co jest moją obsesją.
Znowu polewam ją olejkiem i rozcieram trochę w dłoni.
Jest teraz taka śliska. Olej wypełnia zagłębienie w jej dekolcie
i w szyi. Pępek. Jej skóra bardzo się błyszczy.
Ściskam prawą pierś, bawię się sutkiem, potem przenoszę się na
drugą pierś. Ściskam razem dwa wielkie półksiężyce i delikatnie
podciągam je do góry. Olejek kapie jej po szyi.
Mia zaczyna szybciej oddychać, drży i dyszy. Jej biodra się spinają.
I nagle kończy mi się samodyscyplina.
Zaczynam gładzić się po kutasie, rozprowadzam po nim olejek,
uderzam w pięść. Czuję ścisk w podbrzuszu. Jęczę.
– Ben, proszę – błaga Mia, wyciąga chciwie palce, łapie mnie za
biodra i patrzy na moje powolne ruchy dłonią. Oblizuje usta. – Proszę.
Przesuwam nas i rozkładam jej nogi, unoszę biodra nad
materacem i wchodzę w nią jednym mocnym pchnięciem.
– O mój Boże! – krzyczy. Wyciąga ręce za głowę, szuka jakiegoś
oparcia.
Zaczynam drżeć na całym ciele. W mojej piersi zbiera się głęboki
pomruk.
– Mia…
Przyciągam ją do siebie, tak że nie leży już na plecach, ale jest
do mnie przytulona, obejmuje mnie nogami w pasie, łapie za włosy,
pociąga za nie, gdy ją obniżam.
Kilka centymetrów. Dyszy i jęczy, gdy ją podnoszę i robię to raz
jeszcze.
Teraz jestem w niej do połowy. A potem jestem cały.
Mruczy i uderza głową w moje ramię.
Oboje jesteśmy śliscy od olejku, ale mój kutas jest pokryty jej
pożądaniem. Czuję różnicę, ciepło na mojej skórze, gdy jej cipka mnie
obejmuje. Jej ścianki pulsują i robią się coraz bardziej mokre.
– Tak mi z tobą dobrze – szepczę, wbijam palce w jej uda
i zaczynam poruszać nią na kolanach w górę i w dół.
Jęczy. Wkłada mi język do ust i nakłania, żebym całował
ją mocniej, żebym wziął jej usta w sposób, w jaki biorę ciało.
Brutalnie.
Przekręcam jej głowę, żeby pogłębić pocałunek. Narzucam
desperackie wręcz tempo, teraz nasze ciała zderzają się ostro, kładę
ją i mocno popycham biodrami.
Jęczę z każdym pchnięciem.
– Zacznij się dotykać – mruczę.
Mia drży, wsuwa dłoń między nas i pieści swoją łechtaczkę, bez
wahania słucha rozkazu. Jej palce gładzą mojego kutasa.
– Kuźwa – mruczę i odrywam się od niej, żeby spojrzeć między
nas. Cały czas jest nadziana na główkę kutasa.
– Jak mi z tobą dobrze, nie przestawaj. – Całuję ją w policzek
i w szczękę, cały czas przyciskam usta do jej skóry. Zaczynam
nierówno oddychać. – Aniele, cholera.
Łapie mnie dłonią u podstawy i pieści tak, żebym spuścił się w jej
cipkę.
Czuję mrowienie w kręgosłupie.
– Mia, szlag.
– Jestem już blisko – mówi drżącym głosem, przechyla głowę
na bok.
Jedną ręką ją obejmuję, a drugą wkładam między nas, żeby
potrzeć jej nabrzmiałą łechtaczkę. W chwili, w której jej dotykam,
dostaje orgazmu, ściska czubek mojego penisa i wywołuje mój
orgazm.
– Ben, Boże – dyszy i rzuca się w moich ramionach. – Dojdź.
Dojdź we mnie.
Jęczę, gdy pompuje mnie swą małą zwinną dłonią, pilnując,
by każda kropla wpadła do środka.
Doi mnie do końca.
Po wszystkim oboje opadamy na łóżko, ciała nadal są złączone,
cały czas błądzimy dłońmi po nich, odczuwając głód, którego nie
udało nam się zaspokoić.
Nie wiem, czy kiedykolwiek chcę go zaspokoić.
Gryzie mnie w szyję i ściska mnie za pośladki. Całuję i liżę jej
cycki.
Mia sapie i kopie nogą, gdy biorę ją na ręce i podnoszę z łóżka.
– Pora na kąpiel? – pyta podekscytowana i całuje mnie w policzek,
gdy niosę ją przez pokój. – No i dotknęłam twoich klejnotów –
szepcze.
Odrzucam głowę do tyłu i zaczynam się śmiać. Całuję jej kochany
uśmiech i mruczę.
– Tak, aniele, dotknęłaś.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Mia

Zamykam oczy i opieram głowę o krawędź wanny. Wyciągam się


w wodzie.
Palce u stóp opieram o wbudowane w wannę dysze. Kładę ręce
na brzuchu, chociaż gdybym pozwoliła, z pewnością zaczęłyby
dryfować na powierzchni wody.
Czuję się taka lekka i elastyczna. Moje kończyny robią się wiotkie.
Każdy mięsień się rozluźnił i cudownie rozciągnął.
A to wszystko dzięki sekswakacjom z Benem. W tym domku
naprawdę miał miejsce seksfestiwal.
Przewróciliśmy stoły. Zdjęcia wiszą krzywo na ścianach.
Można by pomyśleć, że próbowaliśmy ustanowić jakiś rekord
świata. Pieprzyliśmy się, jakby za chwilę miał spaść nasz samolot.
Wzdycham i uśmiecham się, gdy bąbelki pękają na moich
piersiach. W powietrzu unosi się zapach lawendy. Jest uspokajający
i przypomina oliwkę, którą co wieczór smaruję Chase’a po kąpieli.
Boże, jak bardzo tęsknię za chłopcami. Ciekawe, co Tessa z nimi
robi?
Nagle słyszę ciężkie kroki na płytkach.
Otwieram oczy i widzę stojącego nade mną Bena, w jednej dłoni
trzyma telefon, w drugim wiaderko z lodem. Wystaje z niego szyjka
butelki z winem.
– Chcesz mnie upić? – pytam i patrzę na butelkę, gdy stawia
wiadro na krawędzi wanny.
Muskat, Mniam.
Uśmiecha się, w jego policzkach ukazują się te śliczne dołeczki.
– Może chcę, żebyś była trochę podchmielona. Jesteś wtedy
seksowna jak diabli.
– Naprawdę?
Próbuję przypomnieć sobie, kiedy ostatnio byłam „trochę
podchmielona” w towarzystwie Bena. Prawdopodobnie mogłabym
policzyć takie sytuacje na palcach jednej ręki. Nie piję zbyt dużo
alkoholu.
Hmm. Może powinnam zacząć, żeby Ben czerpał z tego
przyjemność.
– Ta. – Spogląda na wodę w wannie. – Teraz też jesteś seksowna
jak diabli. Tak tylko mówię.
Ochlapuję go wodą. Cofa się rozbawiony, a potem kładzie telefon
na blacie obok zlewu.
– Do kogo dzwoniłeś? – pytam, przyciągając kolana do ciała.
Zdejmuje koszulkę i rzuca ją na podłogę.
– Do Reeda. Żeby spytać, ile kosztowałoby zamontowanie takiej
wanny u nas w domu. I czy mógłby mi przy tym pomóc.
Gapię się na niego z rozdziawionymi ustami.
– Co? Naprawdę to zrobiłeś? – Siadam w wodzie, a on się do mnie
przysuwa.
Woda ochlapuje brzegi wanny.
– Dlaczego?
Wyjmuje wino z wiadra, z tylnej kieszeni spodni wyciąga
korkociąg i wbija go w korek.
– Dlaczego? – pyta i patrzy na mnie. – Bo swój krótki urlop moja
żona spędziła na dwóch czynnościach – na ujeżdżaniu mojego kutasa
i namaczaniu swojego pięknego ciała w tej wannie. Nie powiesz mi,
że nie chciałabyś mieć takiej u nas w domu. Mio, odkąd tutaj
przyjechaliśmy, to jest twoja czwarta kąpiel.
Natychmiast oblewam się rumieńcem.
– Właściwie to piąta.
Unosi brwi.
– Wczoraj, gdy zasnąłeś, nalałam sobie wody. No cóż, nie jestem
z tego dumna.
– Wzięłaś kąpiel w środku nocy?
Kiwam głową i ponownie opieram się o brzeg wanny. Spuszczam
wzrok.
– Ta. Wydaje mi się, że chyba się uzależniłam. Jest mi tutaj tak
przyjemnie…
Śmieje się niskim, gardłowym głosem. Otwiera wino i podaje
butelkę.
– Nie przeszkadza mi, że uzależniłaś się od kąpieli. To tylko
oznacza, że częściej będę widywać cię nagą.
– Czyli da się to zrobić? Będę mogła oddać się swojemu
uzależnieniu?
Kiwa głową, prostuje się i wygląda na bardzo dumnego.
Fantastycznie!
Nie potrafię ukryć ekscytacji. Zaczynam tańczyć w wodzie, kołyszę
biodrami na śliskiej porcelanie i wymachuję rękami, mokre końce
włosów lepią się do szyi.
Łapię butelkę oburącz i przykładam ją do ust.
Wino ma owocowy i słodki smak. Tak jak lubię. I jest mocne. Wow.
Już po jednym dużym łyku zaczyna mi się trochę kręcić w głowie.
Ben uśmiecha się i patrzy, jak zlizuję wino z ust.
– Smaczne? – pyta.
Wyciągam do niego rękę.
– Tak. A teraz wchodź do wanny, żeby moje usta mogły robić z tobą
niestosowne rzeczy. Bo jestem napalona.
W jego oczach pojawia się pożądanie. Szybko zdejmuje spodenki.
Nie ma bokserek.
Bum! Zawsze dziwię się, że ten wspaniały dodatek nie spada
na podłogę niczym mikrofon.
Odkąd tutaj przyjechaliśmy, żadne z nas nie nosiło za dużo odzieży
– nosiliśmy siebie nawzajem. Nie dziwię się więc, że Ben poszedł
po lód bez bielizny.
Nie dziwię się również, że od razu robię się wilgotna, nawet pod
wodą.
O raju. Wchodzi do wanny i siada naprzeciwko mnie, opiera się,
jego kolana wystają z wody. Rozkłada nogi, żebym mogła włożyć
swoje między jego.
Pocieram stopami umięśnione uda, biorę kilka łyków wina
i cmokam, bo tak mi smakuje.
– Chciałbym o czymś z tobą porozmawiać, zanim upijesz się
do tego stopnia, że o tym zapomnisz.
Śmieję się i przekrzywiam głowę.
– W takim razie lepiej się pośpiesz, bo już kręci mi się w głowie.
I zapragnęłam, żebyś przeleciał mnie na balkonie.
Ben wpatruje się we mnie, najwyraźniej ten pomysł nie za bardzo
przypadł mu do gustu. Jego spojrzenie robi się nieubłagane.
– Nie ma szans – mruczy.
– A w oceanie?
Uśmiecha się przebiegle.
– Naprawdę? Zgodzisz się? – pytam sceptycznie, biorę kolejny łyk
i odkładam butelkę z powrotem do wiaderka.
Pod wpływem ciężaru szkła lód chrzęści i pęka.
Odkąd to Benjamin Kelly zaczął akceptować publiczny seks?
Najpierw przymierzalnia, a teraz jest gotów wejść we mnie w wodzie
w miejscu, w którym mogą nas zobaczyć wszyscy mieszkańcy
ośrodka?
Serio?
Co dalej? Peep show dla weselnych gości? W rolach głównych
ja i Pan Dwadzieścia Trzy Centymetry we własnej osobie?
Kim jest facet, który siedzi naprzeciwko mnie?
Wzrusza ramionami.
– Ocean jest zbyt nieprzenikniony, żeby ktokolwiek mógł zobaczyć
coś, czego widzieć nie powinien. Zatoczka nie jest zbyt głęboka, ale
myślę, że dałbym radę.
Aha, w porządku. To ma sens. Nadal zachowujemy jakąś
prywatność.
– A balkon? – Prycha i kręci głową. – Nie ma, kuźwa, mowy. Mio,
nie znajdujemy się w odosobnionym miejscu. Każdy mógłby tędy
przechodzić i cię zobaczyć.
– Nie, jeśli będę w ubraniach.
– Nie.
– Czyli… bez ubrań?
Przekrzywia głowę.
– No co?
– Za kogo ty mnie uważasz?
Śmieję się, zanurzam się w wodzie, alkohol działa cuda i
rozwiązuje mi język.
– Za pieprzonego Benjamina Kelly’ego. Mój cały świat.
Szczerzy zęby.
– I najseksowniejszego glinę na świecie. Sprawiającego, że kobiety
mają ochotę łamać prawo.
Śmieje się bezgłośnie, potrząsając ramionami.
Mrużę oczy i wbijam palce stóp w jego uda.
– Coś cię bawi?
– Twoja gadka. – Patrzy na moje usta. – Robisz się podchmielona.
Patrzę na niego i powoli mrugam.
Ma rację. Odczuwam już lekkie zawroty głowy. Ile ja wypiłam –
pięć, sześć łyków? Szybko mi poszło.
I on uważa, że taka wersja mnie jest seksowna? Interesujące.
Czuję, jak pod wodą łapie mnie za kostki. Po chwili zaczyna
gładzić moją skórę kciukami od pięty do palców i z powrotem,
płynnie powtarzając ten ruch.
Zwijają mi się palce u stóp.
Matko kochana. On ma magiczne dłonie.
Jest mi tak dobrze, że moja głowa opada do tyłu. Zamykam oczy
i wsłuchuję się w mój równomierny oddech. Jestem taka odprężona,
że mogłabym tutaj zasnąć.
– Czy ty nie chcesz mieć ze mną więcej dzieci?
Kolejny haust powietrza więźnie mi w gardle. Otwieram oczy
i widzę, jak Ben łagodnie się we mnie wpatruje. Jasne światło tych
oczu zasłaniają jakieś zmartwienia.
Wygląda na zrozpaczonego.
Już go kiedyś takim widziałam. Raz. Rok temu, gdy bałam się,
że mam raka. Gdy całymi godzinami czekaliśmy na wyniki, Ben nie
wytrzymywał psychicznie, stres powoli zjadał go od środka. Pozbawił
go siły.
Stracił już wszelką nadzieję i za każdym razem, gdy na niego
patrzyłam, miałam wrażenie, że otrzymaliśmy już odpowiedź
i koszmar stał się rzeczywistością.
I to właśnie w ten sposób patrzył na mnie rok temu. Kiedy
wyszłam do ogrodu i usłyszałam, że nie potrafiłby beze mnie żyć,
że nie przeżyłby beze mnie, spojrzał na mnie tak, że zamarłam
i niemal się przewróciłam.
Moje serce rozpadło się wtedy na kawałki. Teraz też się rozpada.
Powoli siadam, w oczach zbierają się łzy. W piersi czuję ostry ból.
Tak silny, że po chwili ogarnia już całe ciało.
Kości. Żyły. Robi mi się niedobrze i się na siebie wściekam.
Mio, Boże. Patrz, do czego doprowadziłaś.
Moja reakcja jest usprawiedliwiona. Zasłużyłam na to. To moja
wina. To ja unikałam tego tematu, przez co Ben dochodził
do własnych wniosków – i to tylko dlatego, że byłam zbyt wielkim
tchórzem, żeby z nim o tym porozmawiać. Bo nie byłam gotowa.
Bo się bałam.
– Nie, chcę je mieć – szepczę, łapię brzegi wanny i podnoszę się,
żeby się do niego przybliżyć.
Chcę mieć go bliżej siebie.
– Chcę więcej dzieci. Chcę mieć z tobą mnóstwo dzieci. Nie
o to chodzi.
– To o co? – Sadza mnie na kolanach, gładzi po policzku i wpatruje
się w moją twarz. – O co chodzi, Mio?
– Po prostu nie chcę, żebyś oszalał.
Odchyla się nieznacznie. Wygląda na zdumionego.
– Co? Dlaczego miałbym oszaleć?
– Bo już nigdy nie będziemy mogli spokojnie uprawiać seksu!
Jego oczy robią się okrągłe ze zdziwienia, przez kilka pełnych
napięcia sekund wytrzymuje moje spojrzenie, a potem zamyka je,
odrzuca głowę i wybucha głębokim, głośnym śmiechem. Trzęsie się
tak bardzo, że łaskocze mnie w brzuch, bo cały czas jestem w niego
wtulona.
Dlaczego własne zdrowie psychiczne tak bardzo go bawi?
Zupełnie nie wiem, o co chodzi.
– Chryste, kochanie. – Obejmuje moją twarz i całuje.
Mocno.
Może to alkohol, a może jego cudowne usta, ale gdy się cofa,
trochę się chwieję.
Ej.
– Naprawdę bałem się, że masz mi coś strasznego do powiedzenia.
Że ma to coś wspólnego z twoim zdrowiem. I dlatego tak strasznie się
stresowałem. Widziałem, że mnie unikasz i wywnioskowałem,
że masz dla mnie jakieś straszne wieści. Kuźwa. – Jeszcze raz mnie
całuje. – Powinienem przełożyć się teraz przez kolano i dać ci
za to kilka klapsów.
Teraz to moje oczy robią się okrągłe ze zdziwienia.
Zaczynam się wiercić i odpycham dłońmi od jego piersi, gdy
próbuje ułożyć mnie z boku wanny.
– Chwileczkę!
– Co? – mruczy, pochyla się i liże mnie po szyi.
Po moim kręgosłupie przebiega dreszcz. Natychmiast rozkładam
nogi.
Cholera. Własne ciało mnie zdradza.
Mio, skup się!
Łapię Bena za ramiona i zmuszam go, żeby na mnie spojrzał.
Chyba widzi powagę w moich oczach, błaganie o rozmowę, bo się
odchyla, poddaje się temu, poddaje się mnie, opiera łokcie na brzegu
wanny.
Wygląda na przystępnego i gotowego do rozmowy.
Od razu przechodzę do rzeczy, nie chcę marnować czasu. Nie
tylko on czeka na to dawanie klapsów.
– Ben, oszalejesz. Z pewnością. Już teraz bardzo ciężko jest nam
znaleźć jakiś wspólny czas, a przecież mamy tylko Nolana i Chase’a.
Naprawdę myślisz, że kolejne dzieci ułatwią nam zadanie? Wiesz, jak
wymagająca jest opieka nad nimi. Nigdy nie będziemy się widywać.
Nasze życie seksualne będzie składać się z masturbacji i, znając nasze
szczęście, znowu zostaniesz przeniesiony na nocną zmianę. To znaczy,
nie zrozum mnie źle, uwielbiam uprawiać z tobą seks przez telefon
i w ogóle, ale nie da się tak przez cały czas. Nie ma, kuźwa, szans.
Chyba że zaczniesz masturbować się w pracy.
Uśmiecha się szelmowsko.
Siadam prościej, wkładam ręce do wody.
– O mój Boże. Czy ty już to robisz?
Serio? I nie dostałam żadnej wiadomości z filmikiem? To niefajne.
Znika uległy Ben, rozpływa się w powietrzu. Zamiast niego
pojawia się Ben zaborczy i wymagający, obejmuje mnie w pasie
silnymi dłońmi i odwraca na swych kolanach, siedzę teraz plecami
do niego, przyciska moje nogi swoimi.
Nie walczę. Tak naprawdę to się cieszę, że nie wygląda już
na załamanego. Już nigdy nie chcę go takim widzieć.
– Co ci mówiłem u Luke’a, zanim odjechaliśmy? – pyta,
przysuwając usta do mojego ucha i opierając brodę o moje ramię.
Kręcę głową i podciągam kolana.
– Nie wiem.
– Mio, powiedziałem ci, że zrobiłbym wszystko. Wszystko. I to się
nigdy nie zmieni, niezależnie od tego, ile będziemy mieć dzieci. Jeśli
będę musiał brać dodatkowe zmiany, żeby móc wykraść cię raz
w miesiącu, to będę to robić. A jeśli będziesz chciała spotykać się
ze mną w tamtym miejscu i pozwalać, żebym brał cię na tylnym
siedzeniu w radiowozie, to wystarczy, że powiesz jedno słowo.
Wszystko załatwię i dopilnuję, żeby w tym czasie nie pojawił się tam
nikt w promieniu dwudziestu kilometrów. Już nikt nie będzie nam
przeszkadzać.
– Ale nocne zmiany? Ben, przecież to prawie nas zabiło.
– Prawie nas zabiło? – Łapie mnie pod brodę i odwraca moją
głowę, zmusza, żebym na niego spojrzała. – Chryste, czy aż tak
bardzo dałem ci się wtedy we znaki? To znaczy, pewnie, przez dwa
miesiące było ciężko, a nasi chłopcy mają niewiarygodne wyczucie
czasu, ale, Mio, to mogłyby być dwa lata. Mogę robić wszystko, jeśli
tylko kończy się to powrotem do ciebie i do domu. Chodzi o dłuższą
perspektywę, aniele. Wiesz? To dla ciebie żyję. I dla naszej rodziny.
Jeśli znowu przeniosą mnie na nocną zmianę, to mam to gdzieś. Już
ci mówiłem, że nie potrzebuję snu. Wystarczy możliwość spędzenia
z tobą choćby sekundy. Położyłaś chłopców spać i pragniesz mnie?
Chodź i mnie obudź. Nic nas nie zabije. Nigdy. Nawet tak nie myśl.
Ociera łzę z mojego policzka i delikatnie obejmuje moją twarz.
– Wiem, że szaleję na twoim punkcie. Wiem, jaki jestem, gdy
pracuję całymi dniami i nie mam okazji poczuć twojej obecności. Nic
na to nie poradzę. Mam cię we krwi, Mio. Zawsze cię miałem… nawet
wcześniej.
Szlocham, po mojej twarzy spływają kolejne łzy.
Nawet wcześniej.
– Wspólna opieka nad Nolanem znaczy dla mnie bardzo dużo.
A potem dałaś mi Chase’a, dałaś mi część siebie w tym życiu, które
razem stworzyliśmy – kochanie, nic nie może się z tym równać.
Owszem, dzieci są wymagające i jeśli po naszym domu będzie biegać
ich jeszcze więcej, prawdopodobnie atmosfera stanie się bardzo
napięta, ale jakoś sobie z tym poradzimy. A jeśli będziesz potrzebować
pomocy albo przerwy, jeśli będziesz potrzebować mnie, to dostaniesz
to, czego zapragniesz. Dam ci wszystko.
– Naprawdę marzą ci się kolejne pieluchy i karmienia w środku
nocy? Nie będzie ci to przeszkadzać?
Uśmiecha się i odgarnia mokre włosy z mojego czoła.
– Tak. Nie mam z tym problemu. Może to zabrzmi banalnie, ale
mam wrażenie, że dzięki dzieciom daję światu więcej ciebie
i sprawiam, że staje się lepszy. – Wzrusza ramionami i patrzy w dół. –
I wiem, że ja też staję się lepszy.
O mój Boże. Ten facet. Moje serce nigdy nie pomieści całej mojej
miłości do niego.
Odwracam się tak gwałtownie, że woda wylewa się z wanny
na podłogę.
Obejmuję Bena za szyję, jego dłonie ześlizgują się po mojej talii
w dół, łapie mnie i przyciska do swojego gwałtownie rosnącego
penisa, który wwierca się teraz w moją łechtaczkę.
Ale z niego dżentelmen. Zaraz będzie miał okazję mnie przelecieć.
Oboje jęczymy w chwili, w której nasze usta się łączą, zęby o siebie
uderzają, a języki zaczynają walczyć o dominację. Nasze ruchy
są niedbałe, chaotyczne i prawdziwe. Wynikające z namiętności.
Z ognia. Przywieramy do siebie, jakbyśmy bali się odsunąć.
Wiem, że nie zapomnę tej chwili do końca życia. Gdy będę tęsknić
za Benem w dzień lub w nocy, zawsze będę wracać do tego
wspomnienia.
– Aniele – jęczy i całuje linię biegnącą od mojej szczęki do ucha,
chciwie gładzi mnie po całym ciele. – Naprawdę to zrobimy?
Przestaniesz brać pigułki?
– Tak. Zrobimy to.
– O cholera.
Jego głos, tęsknota, pożądanie sprawiają, że budzi się we mnie coś
dzikiego.
Moje ruchy stają się gorączkowe, szaleję z pożądania, pragnienia
i miłości, wspinam się po jego ciele jak jakaś spragniona seksu
pająko-małpa, biorę od niego rozkosz i w każdy możliwy sposób daję
mu ją tak, jak tego potrzebuje.
Ujeżdżam jego biodro i kołyszę biodrami, skaczę na jego nodze,
podczas gdy on liże i ssie moją szyję, pieści pośladki i piersi,
a ja badam jego ciało, leniwie wciągam go pod wodę.
– Chcę wszystkiego, czego chcesz ty – szepczę mu do ucha. –
I zawsze tak będzie, Ben.
– Aniele – jęczy po raz kolejny, powtarzając słowo, którym
najczęściej mnie nazywa, wędruje ustami do mojej piersi, zanurza
w niej twarz i liże po dekolcie. Gdy łapię go za jądra, zaczyna drżeć.
Jego oddech staje się urywany. – Aniele.
Aniele…
Nagle zamieram.
O mój Boże. Jak ja mogłam o tym zapomnieć?
– Mio?
Wstaję w wannie przed Benem, pachnąca lawendą woda spływa
po moim ciele. Wycieram pianę z piersi, brzucha i podbrzusza,
z miejsc, w których pragnę uwagi Bena.
Ze skóry nad biodrem.
Gdy to zauważa, otwiera oczy ze zdziwienia, pochyla się, jedną
dłonią łapie mnie w pasie, a drugą ściera bąbelki.
Wpatruje się w czarne słowo.
Oczywiście jest to tatuaż tymczasowy.
– O cholera – mruczy cicho, przejeżdża pełnym odcisków kciukiem
po słowie i się w nie wpatruje. Podnosi głowę i patrzy na mnie. – Skąd
to masz?
– Od Tessy. Znalazła to w jakimś sklepie i dla mnie kupiła.
Przykleiłam, gdy poszedłeś po lód. Ej, ostrożnie.
Łapię go za nadgarstek i powstrzymuję przed gładzeniem skóry.
Zachowuje się, jakby był w jakimś transie, jego palce poruszają się
we własnym tempie. Patrzy mi w oczy.
– Nie chcę, żeby już zszedł. Mam tylko jeden. – Przygryzam wargę,
gdy nie odpowiada, tylko cały czas spogląda to na tatuaż, to na moją
twarz. Nie potrafię odgadnąć, co sobie myśli.
– Podoba ci się? – pytam nerwowo. – Pasuje do twojego. No
dobrze, słowo jest inne, ale w tym samym miejscu.
W tym samym miejscu, co moje imię nad biodrem Bena.
Uwielbiam to miejsce. Uwielbiam przyciskać je palcami, gdy Ben
we mnie uderza, albo całować je, gdy pieszczę go dłońmi. Uwielbiam
to, jak moje imię wygląda na jego skórze, trzy litery napisane grubą
czarną kreską.
Wygląda to pięknie i bardzo intymnie. Najlepszy prezent
na rocznicę.
Ben patrzy na mnie raz jeszcze, a potem się przysuwa, tak blisko,
że czuję jego rzęsy na mojej skórze.
– To. – Całuje słowo, którym mnie nazywa. Anioł. – Kochanie, nie
masz pojęcia, jak to jest zajebiście seksowne. Od samego patrzenia
na ciebie moje jądra są gotowe wybuchnąć.
Odrzucam głowę do tyłu, gdy zaczyna lizać mnie po skórze.
– No to przestań się gapić – szepczę niecierpliwie, wsuwam palce
w jego krótkie włosy i ciągnę, jak tylko mogę. – Weź mnie.
Jęczy, wstaje, bierze mnie na ręce, owija się moimi nogami w pasie
i łapie mnie za pośladki.
Nasze usta spotykają się w ostrym, brutalnym pocałunku, takim,
po którym z reguły kręci się w głowie i brakuje tchu, ale ty nadal
pragniesz czegoś innego, czegoś więcej, innego smaku.
Niczym narkoman. Jestem uzależniona od Bena.
Czuję gorąco, które powoli przesuwa się pod moją skórą, parzy ją,
przenika przez żyły. Ben zanosi mnie do pokoju i kładzie na środku
łóżka.
Kładzie się na mnie, opiera kolana między moimi nogami, jedną
ręką przyciska obie moje dłonie nad głową.
Jego uścisk jest bardzo mocny.
Dyszę, ale z nim nie walczę. Znam tę zabawę.
Uwielbiam ją.
Drugą ręką błądzi po moim ciele, a po chwili wkłada ją między
nas. Następnie, po złożeniu na moich ustach kolejnego gwałtownego
pocałunku, Ben zaczyna ssać skórę na mojej szyi, a potem zniża się
bardziej i bardziej, aż wreszcie jego oddech łaskocze mi pierś.
Moje ciało rozdziera głęboki, gardłowy jęk, gdy wkłada we mnie
dwa palce i porusza nimi w znanym tempie, podczas gdy jego kciuk
krąży wokół nabrzmiałej łechtaczki. Gdy się spinam i puchnę,
zmniejsza tempo.
To cudowne tortury. Najpierw buduje napięcie, potem się cofa.
Wspaniała bitwa między wyczekiwaniem a spełnieniem.
A Ben Kelly jest w tym mistrzem.
Zaczynam szaleć z podniecenia, rzucam się po łóżku, błagam, żeby
pozwolił mi poruszać rękami, żebym mogła dotykać i głaskać, żebym
mogła poczuć dziki rytm serca mojego kochanka.
– Proszę… pozwól mi. Kurwa! Chcę doprowadzić cię do orgazmu.
Pozwól mi wziąć go w rękę. Proszę.
Nie puszcza moich rąk, ale sam się odsuwa.
Jęczę, gdy przestaje mnie dotykać, patrzę w dół swojego ciała.
Spogląda mi w oczy i na jego twarzy pojawia się najbardziej
seksowny uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam. Jednocześnie
oszałamiający i wyrachowany. A potem, nie spuszczając ze mnie
wzroku, upewniając się, że śledzę każdy jego ruch, dwoma palcami,
które we mnie trzymał, wciera moją wilgoć w lewą brodawkę.
A później w prawą.
Moja skóra zaczyna lśnić.
– Ben!
Wyginam się w łuk na łóżku, gdy ssie moje piersi, smakuje skórę
i przesuwa się w dół.
Puszcza moje ręce.
Całuje skórę na żebrach i brzuchu, biodrach i tatuaż, na którym
zatrzymuje się dłużej, szepcząc, jak bardzo mnie kocha.
Podciąga moje nogi do góry, układa między nimi swoje piękne
ciało, opiera moje kolana o swoje silne ramiona i przysuwa się bliżej.
– Chcesz tego? – pyta, liżąc niedbale łechtaczkę.
Odpowiadam jękiem, zamykam oczy i prowadzę jego dłonie
z powrotem na piersi.
Odczuwam niewiarygodną rozkosz dzięki temu, jak kochają mnie
te usta, jak przechodzi od spokojnych i delikatnych ruchów
do niekontrolowanego wkładania we mnie palców i szybkiego tempa.
Jakby pragnął zaspokoić głód.
Jeden orgazm to za mało. Co kilka minut krzyczę, gdy moje
mięśnie zaciskają się z rozkoszy, gdy skóra między nogami robi się
wrażliwa od tych idealnych pieszczot.
Wbijam palce w jego ręce, ramiona, wciągam go na siebie,
bo następny orgazm chcę przeżyć razem z nim.
Wkładam rękę między nas, ustawiam go przy wejściu do pochwy
i brutalnie całuję w usta.
Wchodzi gwałtownie, łyka moje jęki i ciche błaganie, słowa, które
zawsze wypowiadam, gdy się we mnie porusza.
Więcej i proszę mocniej, i nie przestawaj.
– Nigdy – mówi, zgina ręce po obu stronach mojej głowy i daje
mi całą swoją miłość i życie.
Pot zastępuje wodę, na naszej skórze pojawiają się kropelki, gdy
smakujemy, dotykamy i bierzemy, a potem przerywamy zabawę.
Jestem na kolanach, w jego ramionach, przyciśnięta do ściany obok
łóżka. Ben uderza we mnie albo ja na nim skaczę, a potem się cofam,
zawsze ochoczo staram się zaspokoić jego pragnienie.
Serce za serce. Dusza za duszę. Jestem jego, on jest mój, w tym
i w kolejnym życiu.
Po raz ostatni znajdujemy się na krawędzi, moje ciało rozpada się
po kolejnej fali rozkoszy, gdy Ben jęczy moje imię i popycha biodrami,
jego penis nabrzmiewa we mnie, jego ciało drży.
– Kochanie – dyszy, wypełnia mnie całkowicie i dochodzi. Daje
mi całego siebie. – Jeszcze raz.
Uśmiecham się, czując dzikie bicie jego serca, w jego ramionach
jestem taka mała, kochana i uwielbiana.
Czuję to wszystko.

***
– To moja ulubiona piosenka!
Śmieję się, kładę głowę na ramieniu Bena i trzymam
Chase’a na rękach. Patrzę, jak Nolan kręci się na środku parkietu przy
barze w ośrodku, kręci małymi biodrami w rytm piosenki Fireball
Pitbulla, która leci z głośników.
– Fireball! – krzyczy, a stojący wokół goście uśmiechają się, gdy
zaczyna podskakiwać.
Tessa i Luke idą ręka w rękę przez tłum do stolika, przy którym
siedzimy.
Po próbie oboje nagle zniknęli – Ben ogłosił to wszem wobec.
Powiedział, że gdy kilka godzin temu odstawiali chłopców do naszego
pokoju, wyglądali, jakby zaraz mieli się na siebie rzucić.
Gdy Reed i Beth wypowiadali słowa przysięgi, widziałam, jak
patrzą na siebie porozumiewawczo, ale, szczerze mówiąc, byłam zbyt
pochłonięta własną obsesją, żeby zwracać na to uwagę.
Boże, mój mąż bosy na piasku – ale on wygląda seksownie! Kto
by pomyślał?
– Cześć. Wszystko w porządku? – pytam i patrzę na Tessę, która
kiwa głową do idącego w stronę baru Luke’a.
– Weź mi też! – krzyczy Ben.
Tessa siada obok mnie i zaczyna z podekscytowaniem bębnić
palcami.
– Mhmmm – odpowiada.
– Mhmmm? To wszystko? Tylko tyle masz do powiedzenia?
Od kiedy to Tessa zachowuje się wymijająco? Jeszcze nigdy taka
nie była. Nie znam takiej Tessy.
– Nie wydaje mi się, panienko – mruczę i się do niej przechylam. –
Wyduś to z siebie. Wyglądasz, jakbyś miała wybuchnąć.
Odwraca głowę. Gdy patrzy na Chase’a, jej oczy błyszczą
z zadowolenia.
Prostuję się.
O mój Boże.
I nagle wszystko staje się jasne i znika moja potrzeba wyciągnięcia
tej informacji z mojej najlepszej przyjaciółki, bo czerpię ogromną
radość z jej szczęścia.
Dźgam ją łokciem w ramię.
– Nieważne.
Wymieniamy porozumiewawcze spojrzenia, bo Luke przychodzi
już do stołu, niosąc piwa dla mężczyzn.
Rozdziela je, a następnie siada obok Tessy i opiera łokcie
na kolanach, odwraca się i uśmiecha do Chase’a. Potem wyciąga rękę,
łaskocze jego stopę i uśmiecha się jeszcze szerzej, gdy Chase wierzga
nóżką i chichocze.
Patrzę na Luke’a, Tessę i Bena.
Ten ostatni unosi brew.
– Dlaczego płaczesz?
Kręcę głową i szybko ocieram łzy, mamroczę coś o tym, jak bardzo
jestem w tej chwili szczęśliwa, i krzywię się, bo mój wygląd
z pewnością przeczy moim słowom.
Boże, można by pomyśleć, że już jestem w ciąży.
Ben przyciąga mnie bliżej, śmieje się i całuje w skroń.
Kilka minut później z tłumu wyłania się CJ, macha ręką za siebie,
a potem bierze piwo.
– Cześć, stary. Twój dzieciak ma niezłe ruchy. Możesz go poprosić,
żeby trochę wyluzował? Bo odwraca uwagę ode mnie.
– Jesteś zazdrosny o mojego syna? – pyta Ben i trochę się odsuwa,
ponieważ jak na jego gust CJ za bardzo się do niego zbliżył. –
Co ty wyczyniasz?
– Pachniesz lawendą.
Ben robi wielkie oczy. Odwraca się i kręci głową, a siedząca obok
mnie Tessa piszczy ze śmiechu.
– Ben, jak często się kąpałeś? – pyta i opada z rechotem na Luke’a.
Reed się ożywia i wreszcie odrywa głowę od szyi Beth – na tyle,
żeby z nami porozmawiać.
– Właśnie, na próbie przyszło mi do głowy, że jakoś inaczej
pachniesz – powiedział z powagą w głosie. – Nie, żebym się pochylał
i celowo wdychał twój zapach. – Unosi brwi i patrzy na CJ-a.
– Nieważne, stary. Jestem na tyle pewien mojej heteroseksualności,
żeby wyczuć zapach innego mężczyzny. – I zwraca się do Bena. –
Ładny. Ale trochę kobiecy. Jednak skoro ci to nie przeszkadza…
Ben głośno nabiera powietrza, krzyżuje ręce na piersi.
– Mówiłaś, że tego nie czuć – mruczy i uśmiecha się do mnie
złośliwie. – Kłamczucha.
Wzruszam ramionami.
– Pachniesz tak jak Chasey. Czyli ładnie. CJ ma rację.
– Ale on powiedział też, że to kobiecy zapach – dodaje Luke
i wybucha śmiechem. – Nie zapominaj o tym. To fajne u dziecka,
u dorosłego faceta – niekoniecznie.
Ben pokazuje Luke’owi środkowy palec i tą samą ręką podnosi
piwo. Bierze kilka łyków, a potem macha butelką w stronę tłumu.
– Ej, Reed? To nie jest twoja siostra?
Patrzę w górę i widzę idącą przez parkiet Riley, torującą sobie
drogę między gośćmi i wyglądającą na niezbyt zadowoloną z faktu,
że w ogóle musiała tutaj przyjść.
Jest drobna, może trochę niższa niż Tessa, ma bardzo jasne blond
włosy tak jak Reed i szafirowe oczy, porażające błękitem nawet
z oddali. I ta piękna dziewczyna wygląda teraz na wściekłą.
Wściekłą na tyle, by wrzucić do oceanu kogoś dwa razy od siebie
większego.
Oho.
– No wreszcie – wykrzykuje Reed zmęczonym głosem. Zdejmuje
Beth z kolan i oboje wstają.
Nikt nie wie, dlaczego siostra Reeda nie przyszła na próbę. Nawet
Beth, która jest z nią naprawdę blisko, zdaje się nie przejmować
przyczyną.
Jedyne, co powtarza od początku, to to, że Riley musi załatwić
kilka spraw i przyjdzie, gdy tylko będzie mogła.
I tak lepiej dzisiaj niż jutro, gdy ma odbyć się prawdziwy ślub.
– Gdzie byłaś? – pyta ostro Reed i podchodzi do siostry. –
Wydzwaniam do ciebie od kilku godzin. Wiesz, że nie przyszłaś
na próbę?
Riley patrzy na niego wściekle, a potem już łagodniej
na pozostałych.
– Przepraszam za spóźnienie, ale naprawdę nie wiem, w czym
problem. Przecież noszenie kwiatków i przejście kilku metrów nie
wymaga Bóg wie jakiego geniuszu.
Podnosi głowę i patrzy na CJ-a, który gapi się na nią jak
zahipnotyzowany.
Jest spięty i nieruchomy. Nawet nie oddycha.
O co mu chodzi? I kto potrafi wytrzymać tak długo bez mrugania?
Ben kopie go w łydkę.
CJ podskakuje.
– Ej – mruczy, wyrwany wreszcie z odrętwienia. Odchrząkuje
i wyciąga rękę do Riley. – Przepraszam. My się chyba jeszcze nie
znamy. Jestem CJ. Podczas jutrzejszej balangi będę twoim
wspólnikiem w zbrodni. – Robi dziwną minę, spuszcza wzrok
i mruczy: – Czy naprawdę użyłem policyjnego odniesienia?
– Tak. – Luke się śmieje, opiera na krześle i obejmuje Tessę. –
I całkiem nieźle ci to wyszło.
Riley przenosi wzrok z Luke’a na CJ-a, a potem szybko ściska jego
dłoń.
– Cześć – mówi cicho. – Przepraszam, ale jutro prawdopodobnie
będę zachowywać się jak ostatnia zołza. Nie bierz tego do siebie.
CJ się uśmiecha, a potem cofa i chowa ręce do kieszeni.
– Pewnie, kochanie.
– Co? – Reed patrzy na niego ostro, potem jednak postanawia
zgłębić słowa siostry. – Dlaczego będziesz ostatnią zołzą? O co ci
chodzi?
– Doskonale wiesz, o co mi chodzi. Reed, nie udawaj głupka.
– On wcale nie udaje. – Ben uśmiecha się złośliwie i próbuje
poprawić atmosferę.
Bezskutecznie.
Po chwili wstaje i patrzy na wszystkich.
– Zaprowadzę Nolana do toalety, bo teraz tańczy już w bardzo
charakterystyczny sposób.
Luke zrywa się z krzesła.
– Pójdę z wami.
Spodziewam się, że CJ zrozumie, że to będzie bardzo prywatna
rozmowa, i też sobie pójdzie, nawet jeśli nie musi skorzystać z toalety,
ale on sterczy w miejscu i cały czas wpatruje się w Riley.
Patrzę, jak Ben idzie na parkiet, bierze Nolana i niesie przez tłum.
Obok idzie Luke. Gdy tylko znikają mi z pola widzenia, odwracam się
w stronę przedstawienia.
Zostałam, żeby zapewnić wsparcie moralne.
Nagle na twarzy Reeda pojawia się zrozumienie. Prostuje się.
– Czy chodzi ci o Dicka? Naprawdę masz zamiar wściekać się
na mnie tylko dlatego, że go wylałem? Riley, daj spokój.
Wyświadczyłem ci przysługę.
Beth ciągnie go za rękę. Nagle wygląda na trochę zdenerwowaną.
– On ma na imię Richard – syczy Riley. Wbija palce w swoje
biodra. Jej dolna warga zaczyna drżeć. – I tak, będę się na ciebie
wściekać, bo go zwolniłeś. I nie pozwoliłeś mu przyjść jako moja
para. To było naprawdę świństwo.
Reed wzdycha i wyrzuca ręce w powietrze.
– Naprawdę bardzo mi przykro, że nie chciałem, żeby mój były
pracownik obżerał się łososiem i opijał tequilą na moim weselu.
– On wcale nie pije tequili! Ale wiesz, kto pije? Ja! I zgadnij,
na czyj rachunek, braciszku?
Odwraca się na pięcie, potrąca CJ-a, a następnie rusza do baru.
– Łał – mruczy Tessa.
Kiwam głową i patrzę to na nią, to na CJ-a, który bierze piwo
ze stolika i odchodzi, mrucząc coś o tym, że potrzebuje dolewki.
Reed kręci głową.
– Widzieliście to? Nie wierzę. Ona zachowuje się jak dziecko.
Beth obejmuje go w pasie od tyłu.
– Wścieka się, bo między nimi nie jest za dobrze. Daj jej trochę
czasu. Przyszła. Mimo wszystko postanowiła spędzić ten dzień
z nami, a nie siedzieć w domu z nim. To już coś.
Reed spuszcza głowę i wygląda na gotowego, by wziąć Beth
w ramiona i przycisnąć ją do najbliższej ściany. Przytula swoją
przyszłą żonę, całuje i coś szepcze.
Po chwili patrzy na nas dwie.
– Idziemy na spacer po plaży.
– Super.
– My pewnie niedługo pójdziemy spać – odpowiada Tessa
i machamy, gdy Beth unosi dłoń.
– To jakieś szaleństwo – mruczę, kiedy odchodzą, i poprawiam
Chase’a na rękach. – I widziałaś, jak CJ gapił się na Riley? Miał minę,
jakby chciał złapać ją za włosy i zaciągnąć do swojego domku
na szybkie bzykanko. Chyba oszalał, przecież Reed by go zabił.
– No cóż, wesela – prycha Tessa, odwraca głowę i się uśmiecha. –
Jutro będzie bardzo interesujący dzień.
Kiwam głową, przysuwam się do niej i obie zaczynamy się cicho
śmiać – każda z nas wyobraża sobie ten sam scenariusz, czyli Reeda
powalającego na ziemię drużbę, podczas gdy jego siostra wali go
w głowę bukietem.
Dzięki Bogu, że przywieźliśmy słuchawki do iPada Nolana. Być
może każemy mu założyć je podczas ceremonii.
Gdy Ben i Luke wracają do stolika, zamawiamy jakieś jedzenie
i jeszcze trochę siedzimy, śmiejąc się, gdy Luke opowiada, co Nolan
próbował na siebie zrzucić podczas pobytu w ich domu.
I wciąż wmawiał Luke’owi, że może kupować każdą aplikację
w nagrodę za to, że był bardzo grzecznym dzieckiem. I zachowywał
się, jakby regularnie oglądał Grę o tron.
Pod koniec posiłku Chase śpi już w ramionach Bena, a Nolan
okazuje pierwsze oznaki zmęczenia, próbuje ukryć ziewanie, bo chce
jeszcze zostać i potańczyć.
Tessa i Luke idą do baru, bo nie mają jeszcze zamiaru kończyć
tego wieczoru. Ben bierze Chase’a do pokoju, a ja zostaję z Nolanem
na kolejną piosenkę.
Po ostatnim dźwięku mój malutki tancerz wygląda, jakby miał
paść na podłogę.
Biorę go na ręce i niosę przez rzednący tłum. Ciało malca
natychmiast robi się wiotkie i wtula się we mnie.
Boże, jak ja kocham tego dzieciaka.
Całuję go delikatnie w policzek, czuję zapach słonej wody i piasku.
Jestem już przy naszym domku, sięgam do tylnej kieszeni po kartę,
żeby otworzyć drzwi, ostrożnie balansuję ciałem Nolana, żeby go nie
obudzić.
Podchodzę do wejścia i nagle słyszę odgłos zamykanych drzwi.
Zerkam przez ramię.
Z domku obok wychodzi Riley w sukience bez ramiączek koloru
kości słoniowej, trochę bardziej pogniecionej niż powinna.
Dziewczyna ma potargane włosy, wystające ze zdobionej spinki, i gołe
stopy. Sandały trzyma pod pachą.
Wygląda jak ktoś, kto właśnie uprawiał dziki seks bez zahamowań.
Dziwne. Dlaczego miałaby tak wyglądać, skoro jej chłopak został
w domu?
Patrzę na dom, potem na nią i nagle doznaję olśnienia: wiem, kto
śpi w tym domku.
Nie są to Reed i Beth. Nie Luke i Tessa. A już z pewnością nie
Riley.
Otwieram szerzej oczy ze zdumienia.
O w mordę.
Riley sapie i podnosi głowę, wreszcie mnie zauważa, jej oczy robią
się dwa razy większe i jakimś cudem wyglądają na bardziej
zaskoczone niż moje.
Wpatruję się w nią. Ona wpatruje się we mnie.
Wymieniamy się spojrzeniami, ona patrzy błagalnie, doskonale
wiem, co chce powiedzieć.
Nie mów Reedowi. Mio, błagam.
Gwałtownie kręci głową, odwraca się i biegnie ścieżką, znika
za zakrętem.
– Cześć.
– Podskakuję ze strachu, słysząc za sobą jakiś głęboki głos, ściskam
Nolana trochę mocniej, bo zaczyna wiercić się na rękach.
Odwracam się i uśmiecham niepewnie do Reeda.
– Boże, ale mnie przestraszyłeś.
– Właśnie widzę.
Zerka ponad moim ramieniem, a potem patrzy mi w twarz.
Uspokajam się, gdy nie widzę w jego oczach cienia podejrzliwości.
Wow. Niesamowite wyczucie czasu. Pięć sekund wcześniej i Riley
zostałaby przyłapana na gorącym uczynku.
– Widziałaś Riley?
KUŹWA.
Mrugam gwałtownie.
– Eee, kogo?
Reed śmieje się i dziwnie na mnie patrzy.
– Riley. Moją siostrę. Wściekłą blondynkę, która ma zamiar mnie
zabić. – Przeczesuje włosy palcami i patrzy na plażę. – Chciałem
ją przeprosić, ale jej domek jest pusty. Myślisz, że może jest jeszcze
w barze?
Gdy na mnie zerka, kiwam głową z przekonaniem.
– Oczywiście. Tak. Jestem pewna, że tam właśnie siedzi.
Bo i dlaczego miałaby być tutaj? To niemożliwe.
Reed jeszcze raz przekrzywia głowę i unosi brew ze zdziwienia.
Mio, Boże. Byłby z ciebie szpieg od siedmiu boleści. Zamknij się.
– Tak, dobrze. – Reed kiwa głową. Wygląda na przekonanego. – Idę
jej poszukać. Do jutra.
– W porządku.
Idzie ścieżką do baru.
Gdy tylko znika mi z pola widzenia, opieram się o drzwi.
Moje tętno szaleje, serce wali jak skrzydła kolibra. Skóra jest
trochę lepka.
Nienawidzę tajemnic. I nie mam zamiaru nosić tego ciężaru sama.
Nie, dziękuję. Jeśli mam oszaleć, ktoś musi oszaleć ze mną.
Otwieram drzwi, wchodzę do pokoju i widzę leżącego na łóżku
Bena.
– CJ i Riley właśnie uprawiali seks. Taki dziki, po całym pokoju.
Jestem o tym przekonana.
Ben odrywa wzrok od telewizora, a potem wraca do oglądania.
Wzrusza ramionami.
– Można było się tego spodziewać – mówi nonszalancko. Zupełnie
nie robi to na nim wrażenia.
Zbija mnie z pantałyku. Czy on nie zdaje sobie sprawy z tego, jak
to się skończy?
Zanoszę Nolana do łóżka i kładę go obok Chase’a, przykrywam.
Idę na drugą stronę i siadam Benowi na kolanach, blokując mu widok
na to, co ogląda.
– Wiesz, co się stanie, gdy Reed się o tym dowie?
– A kto powiedział, że się dowie?
Gapię się na niego z rozdziawionymi ustami.
– Jeśli zaczną się ze sobą umawiać, to chyba będzie to oczywiste?
Ben prycha, łapie mnie w pasie i przyciąga bliżej.
– Może po prostu mieli ochotę na seks. Mio, ludzie tak robią. Nie
zawsze chodzi o związek z kimś.
Unoszę brew.
Przysuwa usta do moich.
– Chyba że chodzi o ciebie i mnie.
– Dobrze, że to dodałeś – szepczę i powoli go całuję, zapominam
o wszystkim poza tym pokojem i znowu pozwalam pochłonąć się
temu mężczyźnie. – Mam ochotę zrobić więcej niż to, ale chyba
powinniśmy pozwolić chłopcom się wyspać.
Przejeżdża dłońmi po moich plecach do tyłka, ściska pośladki.
– Tak – mruczy.
– Wystarczy ci teraz tylko pocałunek?
Przestaje oddychać, odchyla się, obejmuje moją twarz, gładzi
kciukiem moje usta, rozsmarowuje po nich ślinę i wpatruje się w nie.
– Tak. Jeden, ale za to jaki, Georgio.
Mrugam i oddech więźnie mi gdzieś w gardle, bo przypominam
sobie tamtą noc w barze i słowa Bena, jego piękną twarz, zmrużone
oczy, gdy czytał tablice rejestracyjne mojego samochodu, a potem
zabrał mnie do domu i już nigdy nie wypuścił z objęć.
Nie wiedział, kim jestem. Ja też go nie kojarzyłam. Oboje się
myliliśmy i było cudownie.
Ciągnę go, żeby wstał z łóżka, moje serce wali teraz z zupełnie
innego powodu. Powoli wycofuję się do łazienki, cały czas trzymając
go za rękę.
– Chyba czas na kolejną kąpiel – mówię i uśmiecham się znacząco.
Śmieje się. Piszczę cicho i rzucam się w jego ramiona w chwili, w
której zdejmuje koszulę.
– Ale bez bąbelków.
Uśmiecham się w jego usta.
– Kocham cię.
– I tylko tego potrzebuję, kochanie – mówi i przyjmuje
odpowiednią pozycję, by mnie wziąć. – Zawsze będę potrzebować
tylko tego.
Zamykam oczy i czuję, jak mnie rozciąga. Wypełnia.
Jestem w domu.
PLAYLISTA
Ride, Chase Rice

Zapętlijcie to sobie.
PODZIĘKOWANIA
Te podziękowania będą krótkie.
Dziękuję każdej czytelniczce, która zakochała się w Benie i reszcie
chłopców z Alabamy. Wasz entuzjazm stanowi dla mnie inspirację
każdego dnia.
Xo
Spis treści
Prolog Mia
Rozdział pierwszy Mia
Rozdział drugi Ben
Rozdział trzeci Mia
Rozdział czwarty Ben
Rozdział piąty Mia
Rozdział szósty Ben
Rozdział siódmy Mia
Rozdział ósmy Ben
Rozdział dziewiąty Mia
Tytuł oryginału: Where We Belong

Copyright © 2015 J. Daniels


Opublikowano w porozumieniu z Bookcase Literary Agency, USA
and Book/lab Literary Agency, Poland.
Copyright for the Polish Edition © 2018 Edipresse Polska SA
Copyright for the Polish translation © 2018 Edipresse Polska SA
All rights reserved.

Edipresse Polska SA
ul. Wiejska 19
00–480 Warszawa

Dyrektor ds. książek: Iga Rembiszewska


Redaktor inicjujący: Natalia Gowin
Produkcja: Klaudia Lis
Marketing i promocja: Renata Bogiel-Mikołajczyk, Beata Gontarska
Digital i projekty specjalne: Katarzyna Domańska
Dystrybucja i sprzedaż: Izabela Łazicka (tel. 22 584 23 51),
Barbara Tekiel (tel. 22 584 25 73), Andrzej Kosiński (tel. 22 584 24 43)

Zdjęcia na okładce: coka i Tuzemka/Shutterstock.com

Redakcja: Anna Kielan


Korekta: Bożena Hulewicz
Projekt graficzny okładki i stron tytułowych: Magdalena Zawadzka
Skład i łamanie: Graph-Sign

Biuro Obsługi Klienta


www.hitsalonik.pl
mail: bok@edipresse.pl
tel.: 22 584 22 22
(pon.-pt. w godz. 8:00–17:00)
www.facebook.com/edipresseksiazki
www.instagram.com/edipresseksiazki

ISBN: 978-83-8117-773-3

Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kodowanie w urządzeniach przetwarzania


danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach
publicznych w całości lub w części tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw
autorskich.

You might also like