You are on page 1of 217

HISTORYCZNE BITWY

KACPER ŚLEDZIŃSKI
CECORA 1620

Dom Wydawniczy Bellona


Warszawa 2007
PROLOG

Mołdawia — to kraj nizin pofałdowany niewielkimi wzgó­


rzami, które objął w posiadanie step, rozlewając się
mackami traw w całej okolicy, od brzegów Dniestru po
zimne wody Prutu i dalej jeszcze, ku zachodowi i południu,
wznosząc się na Wyżynie Mołdawskiej, za którą gdzieś
w dali bielą się skaliste szczyty Karpat. Tu i ówdzie stary
bór zachował swoje sędziwe oblicze, tworząc coś na kształt
leśnych wysp. Gdzieniegdzie monotonię stepu urozmaicają
głębokie jary i wąwozy, niegdyś dające schronienie dzikim
zwierzętom i zbrojnym bandom.
Dzikie to były miejsca i dzikie tam panowały prawa.
Zapuszczali się tu Tatarzy i Kozacy za łupem; Turcy
i Polacy nakładali lenne więzy. Ziemia spłynęła krwią,
a białe kości niepogrzebanych ciał przypominały o woj­
nach, które przetoczyły się przez kraj. Ale nie tylko
szczątki najeźdźców pozostały na mołdawskiej ziemi.
Swoje ofiary zostawiły również liczne wojny domowe
między tymi, którzy dla hospodarskiej władzy prowadzili
do walki braci przeciw braciom i ojców przeciw synom.
To o tych bitwach szumiały siwe wody Prutu, przetacza­
jąc się przez Mołdawię od granicy z Rzeczpospolitą po
Dunaj. Przecinając kraj na połowę, Prut wyznaczał szlak
6

wojskom kierującym się to ku północy, to znów na


południe, będąc niczym przewodnik prowadzący wroga
w najdalsze okolice Mołdawii. Tędy wędrowali starożytni
Scytowie i Rzymianie, tędy podążały groźne zastępy
Turków Osmańskich, tą też drogą szli sami Mołdawianie
— czy to na północ, ku granicom Rzeczypospolitej, czy
na południe na sąsiednią Wołoszczyznę; wreszcie tędy,
jesienią 1595 roku, poprowadzili swoje chorągwie het­
mani koronni: wielki — Jan Zamoyski i polny — Stani­
sław Żółkiewski.
Suchy step ułatwiał pochód siedmiotysięcznej armii,
a i wróg wycofał się do Siedmiogrodu, nie niepokojąc
Polaków. Szybko więc dotarto do mołdawskiej stolicy
— Jass. Tam też zatrzymano się na dłużej — a to by
wojsku dać wypocząć, a to by zaprowadzić nowy porządek.
Wraz z Zamoyskim bowiem przybył do Mołdawii Jeremi
Mohyła, nowy hospodar, stronnik Rzeczypospolitej i „przy­
jaciel" hetmana wielkiego.
Tymczasem na spotkanie giaurom z Krymu ruszyła orda
tatarska, a od południa szedł Ahmed-pasza z wojskiem
tureckim. Dwie armie niczym kleszcze zaciskały się wokół
polskich chorągwi.
Hetmani nie czekali nieprzyjaciela w Jassach. Podążali
wzdłuż Prutu z wojskiem, które „położyło się pod Cecorem
od Jass dwie mili ku Tehiniej prosto, między Prutem
rzeką"2. Tam rzeka wyginała się, lawirując meandrami,
lecz tak, że zamykała niewielki skrawek ziemi z trzech
stron. To miejsce wybrał Żółkiewski na obóz i tu zamie­
rzano czekać nieprzyjaciela. Od czoła, gdzie był dostęp do
obozu, usypano wały wzmocnione trzynastoma bastionami.
Zostawiono przy tym cztery bramy, tak by móc wy­
prowadzać jazdę do natarcia. Praca nad fortyfikacjami szła
szybko, tym bardziej że przykład dawali sami hetmani,
1 Zamoyski przekroczył granicę jeszcze latem, 27 sierpnia.
2
M. B i e l s k i , Kronika, t. III, Sanok 1856, s. 1732.
7
3
kopiąc na równi z innymi . Wewnątrz uszykowano wojsko:
pierwszej bramy bronił Jakub Struś, starosta bracławski;
obok, przy drugiej, stały chorągwie Stanisława Gulskiego,
wojewody podolskiego; przy trzeciej zajął pozycję Stefan
Potocki, za czwartą zaś znalazł się pułkownik Stanisław
4
Przerębski. W głębi pozostały dwa pułki . Zamoyski miał
pod swoją komendą 2550 husarzów, 1900 jazdy kozackiej
(pancernej), 250 arkebuzerów, 1500 piechoty wybranieckiej
i 800 piechoty zaciężnej. Prócz tego przyprowadził ze sobą
5
kilkadziesiąt dział . Siła to była niewielka, lecz niepo-
zbawiona szans. Ahmed-pasza i chan Gazi Gerej II prowa­
dzili wprawdzie ponaddwudziestotysięczny oddział, ale
tylko znikomą część tej liczby stanowiła piechota: janczarzy
i segbanowie uzbrojeni w broń palną. Żaden z wodzów
muzułmańskich nie dysponował artylerią, a mimo to chan
był pewny zwycięstwa.
Wreszcie dwie armie stanęły przeciwko sobie. Był
18 dzień października. Wieczorem z obozu wypadli har-
cownicy, by pochwycić języka. Tatarzy wyszli im naprzeciw
i rozpętała się pierwsza bitwa. Zrazu niemrawa, wraz
z każdą wyjeżdżającą zza wałów chorągwią potyczka
stawała się coraz bardziej zaciekła. Tatarzy nie mogli
jednak dotrzymać kroku biegłym w walce na białą broń
Polakom; ponosili też straty, próbując dostać się na wały,
zza których ostrzeliwała przedpole polska piechota. Padł
trafiony dwa razy z łuku przez kniazia Kiryła Rużyńskiego
siostrzeniec chana, którego Gazi Gerej chciał osadzić na
6
mołdawskim tronie .
Rano następnego dnia pierwsi w pole wyszli Tatarzy.
Hetmani uszykowali wojsko do boju i czekali, co zrobi
3
L. P o d h o r o d e c k i , Stanisław Żółkiewski, Warszawa 1988, s. 79.
4
Ibidem; L. P o d h o r o d e c k i , Sławni hetmani Rzeczypospolitej,
Warszawa 1994, s. 140.
5
L. P o d h o r o d e c k i , Sławni..., s. 139.
6
J. B e s a l a , Stanisław Żółkiewski, s. 99.
8
przeciwnik. A przeciwnik przemykał tam i z powrotem po
cecorskim błoniu, próbując wywabić Polaków z obozu
poza zasięg dział i muszkietów i zniszczyć ich uderzeniem
całej swojej potęgi. Czujny Zamoyski, w którym często
górę brała natura kunktatora7, nie dał się zwieść pozornej
słabości tatarskich harcowników i wysłał przeciw nim
niewielki oddział jazdy. Kiedy jednak szeregi tatarskie
zaczęły się powiększać o nowe oddziały, hetman wielki
posyłał w bój kolejne chorągwie. Wreszcie ruszyli się
tureccy janczarowie i podszedłszy pod wały, zaczęli ostrze­
liwać obóz, zabijając żołnierzy i konie. Zaskoczeni Polacy
szybko odpowiedzieli na atak. Zamoyski wyprowadził
z obozu część piechoty oraz lekkiej jazdy i skierował ją
przeciw janczarom.
Rozgorzała bitwa; w ferworze walki zagubiona kula zabiła
konia pod hetmanem. Zamoyski jednak nie wycofał się z pola
walki — przeciwnie, dalej kierował bitwą, niepomny na
niebezpieczeństwo. W końcu janczarzy nie wytrzymali ognia
polskich muszkietów i się wycofali. Tymczasem harcownicy
z obu stron pokryli pole zabitymi i rannymi, lecz mimo strat
zapasy trwały dalej, to na jedną, to na drugą stronę chyląc
zwycięstwo. Grała polska artyleria, wtórowała jej piechota,
szarpiąc turecko-tatarskie szeregi. Wreszcie koło południa
chan obserwujący ze wzgórza obóz polski i całe pole bitwy
wydał rozkaz do decydującego szturmu. Otoczeni ze wszyst­
kich stron Polacy odpierali atak za atakiem, szturm za
szturmem i im mocniej z obozu odzywała się artyleria, tym
zacieklej atakowali Tatarzy. Szeregi jednych i drugich
topniały, a mimo to bitwa nie słabła.
Wówczas to na prawym skrzydle ruszył do ataku Fed
Gerej — następca krymskiego tronu. Z przeciwnej strony
7
Fabiusz Kunktator, Quintus Fabius Maximus Verrucosus, zw. Cunc-
tator, ur. ok. 265 p.n.e., zm. 203 p.n.e., rzym. wódz i polityk; kilkakrotnie
konsul i dyktator, podczas II wojny punickiej stosował taktykę defensywną
w walkach z Hannibalem w Italii (PWN).
9

Zamoyski puścił w bój siedem chorągwi husarii, lekką


jazdę i piechotę. Fed Gerej, widząc pędzącą mu na spotkanie
jazdę, upozorował ucieczkę — stary tatarski fortel bitewny.
Polacy dali się zaskoczyć, co widząc, chan wysłał w pomoc
ordyńcom następne oddziały. Wydawało się, że plan chański
się powiedzie i najpoważniejsze polskie chorągwie zostaną
zniesione przez przeważające siły tatarskie. Jednak czujny
Zamoyski posłał w bój następne chorągwie. To wystarczyło,
by wróg wycofał się ku swemu obozowi. Jednak harce
trwały dalej, nie przynosząc decydującego rozstrzygnięcia.
Jeszcze tego samego dnia wieczorem do obozu polskiego
doszły wieści o propozycji rokowań. Zamoyski nie uwie­
rzył8 i nie odpowiedział na propozycje; czekał. W słuszności
takiego zachowania utwierdziła go próba ataku ordy na­
stępnego dnia rano. Wystraszeni ogniem dział Tatarzy
cofnęli się jednak i zaczęli wołać, że chan proponuje
rozmowy. W końcu Zamoyski dał się przekonać. Układy,
w których kanclerz czuł się lepiej niż na polu Marsa, były
pomyślne dla Rzeczypospolitej. Armia hetmanów wracała
do ojczyzny w glorii zwycięstwa.
Minęło ćwierć wieku, gdy nad Prutem znów załopotały
polskie chorągwie. Ale w szeregach polskich nie było już
kanclerza Zamoyskiego, a i Żółkiewski wiele stracił ze
swej pewności i charyzmy. Rzeczpospolita, darta wojnami
i sporami w swym łonie, od kilku już lat toczyła się ku
upadkowi. Choć niewielu zdawało sobie z tego sprawę,
dziedzictwo Jagiellonów i Batorego traciło swoją mocarst­
wową pozycję; wyprawa mołdawska 1620 roku miała ją
odbudować i utrzymać.

8 M. B i e l s k i , op. cit., s. 1737.


Cedant arma toga
(Niech oręż ustąpi przed togą)

ROZDZIAŁ I
BAŁKAŃSKIE IGRZYSKO
WALKA O DOMINACJĘ NA BAŁKANACH
W XVI WIEKU

Nocą z 5 na 6 września 1566 roku podczas oblężenia


Szigetvaru na Węgrzech zmarł Sulejman Wspaniały
(1520-1566). Wraz ze śmiercią wielkiego sułtana kończył
się okres potęgi tureckiej. Kryzys gospodarczy, który jeszcze
za panowania Sulej mana zaczął dotykać imperium Osmana,
nie podciął od razu jego potęgi. Przeciwnie, jeszcze przez
ponad sto lat Europa drżała na dźwięk tureckich piszczałek.
Tymczasem wojna turecko-austriacka, rozpoczęta w obro­
nie węgierskich interesów Porty, trwała nadal. Po śmierci
Sulejmana na tron wstąpił Selim II (1566-1574). Nowy
sułtan kontynuował wojnę aż do lutego 1568 roku, kiedy
to obie strony zgodziły się na pokój. Habsburgom przyznano
zachodnie kresy Węgier oraz Chorwację, Sławonię i Dal­
mację. Jan Zygmunt Zapolya, lennik sułtana, zatrzymywał
Siedmiogród. Reszta Węgier pozostała w tureckim ręku.
W czasie gdy dyplomaci Austrii i Turcji uzgadniali
szczegóły traktatu pokojowego, Europa Środkowa przed­
stawiała się jako igrzysko trzech potęg: imperium osmańs­
kiego, Austrii Habsburgów i Polski Jagiellonów. Każde
z nich stawiało sobie za cel opanowanie lub przynajmniej
uzależnienie Węgier i księstw naddunajskich, tak aby
11

przeciwnik nie urósł w siłę i nie zachwiał kruchej równo­


wagi politycznej. Austria dążyła do opanowania Węgier,
a tym samym do odsunięcia zagrożenia tureckiego od
centrum państwa. Polska obawiała się zarówno okrążenia
przez Habsburgów, jak i umocnienia się za południową
granicą potęgi osmańskiej. Wysoka Porta zaś krok po
kroku zdobywała nowe prowincje ku chwale Allacha,
licząc na wysokie haracze i wzmocnienie gospodarcze
dzięki opanowanym portom i szlakom handlowym.
Z tej rywalizacji zwycięsko wychodziła Turcja, której
zaborcza polityka przynosiła korzyści terytorialne i poli­
tyczne. Pierwszy sukces przyszedł w 1521 roku, gdy Turcy
zdobyli Belgrad, miasto broniące drogi do serca Węgier.
Po pięciu latach doszło do nowej wojny. Tym razem
pozostawiony sam sobie Ludwik II Jagiellończyk
(1516-1526), król Węgier i Czech, próbował zatrzymać
armię Sulejmana pod Mohaczem. Bitwa, do której doszło,
zakończyła się klęską Węgrów i śmiercią młodego króla.
Zwycięski Sulejman wkroczył do Budy.
Śmierć Ludwika Jagiellończyka otworzyła Habsburgom
drogę do tronu w Czechach i na Węgrzech1. Czesi
zgodnie wybrali na króla arcyksięcia Ferdynanda, szwagra
poprzedniego króla i cesarskiego brata. Na Węgrzech
rzecz nie była łatwa z uwagi na silne stronnictwo na­
rodowe. Przeciwnicy Habsburgów w październiku 1526
roku obrali królem magnata Jana Zapolyę. W tym samym
mniej więcej czasie w Preszburgu (Bratysława) zwolennicy
Habsburgów ogłosili królem Ferdynanda. Węgry stanęły
wobec groźby wojny domowej. I rzeczywiście, armia

1
Na Kongresie Wiedeńskim w 1515 roku Władysław Jagiellończyk,
Zygmunt Stary i Maksymilian Habsburg zgodzili się co do małżeństw
dzieci: 9-letniego Ludwika Jagiellończyka z księżniczką habsburską Marią
i Anny z Ferdynandem, późniejszym cesarzem. W ten sposób Habsbur­
gowie uzyskiwali prawo do tronu Czech i Węgier po śmierci czesko-
węgierskiej linii Jagiellonów.
12

Ferdynanda wkroczyła na Węgry. Ferdynand zajął Budę,


a pod koniec 1527 roku pokonał Zapolyę pod Tokajem;
w marcu 1528 roku doszło do kolejnej klęski Jana Zapolyi.
Pokonany król za namową Polaków pozostających na
jego służbie udał się do Polski. Tam przyjął go hetman Jan
Tarnowski i ugościł w swoim Tarnowie. Pobyt u gościnnego
magnata mijał Zapolyi na wytężonej pracy dyplomatycznej.
Zdając sobie sprawę z trudnego położenia, król Węgier
rozpoczął starania o wsparcie we Francji, Turcji i Polsce.
Od króla Francji Franciszka I uzyskał tylko pomoc material­
ną. Zygmunt Stary preferował politykę życzliwej neutral­
ności, balansując między Habsburgami i Turcją, z żadnym
z tych państw nie chciał otwartego konfliktu. Mimo to,
rzekomo bez wiedzy króla, z pomocą dla Węgra wyruszył
marszałek nadworny, a od 1529 roku koronny. Piotr Kmita.
Tylko Turcja odpowiedziała konkretnie na prośbę o po­
moc, ale też Zapolya obiecał Sulejmanowi Węgry jako
lenno. W imieniu monarchy węgierskiego posłował do
Turcji Polak, Hieronim Łaski. Misję wypełnił znakomicie
— nie tylko uzyskał zapewnienie pomocy dla Zapolyi, lecz
również obietnicę dziesięcioletniego pokoju dla Polski.
Właśnie w 1528 roku wygasał trzyletni rozejm między obu
państwami. Zygmunt Stary, obawiając się reakcji Habsbur­
gów, jak i zwolenników ligi antytureckiej w kraju, z pro­
pozycji nie skorzystał. Zadowolił się jednak pięcioletnim
rozejmem.
Już w październiku 1528 roku Zapolya powrócił na
Węgry i rozpoczął akcję przeciw Habsburgom. W kilka
miesięcy później, w lipcu 1529 roku, wojna turecko-
-habsburska rozpoczęła się na nowo. Sulejman dotarł aż
pod Wiedeń i rozpoczął oblężenie. Tymczasem w połowie
października przyszła zima, która zmusiła sułtana do
odwrotu. Wojna nie zakończyła się wraz z odwrotem armii
tureckiej. Mimo to w następnym roku Zygmunt Stary
zdecydował się po raz kolejny pogodzić obie zwaśnione
13

strony. Jako miejsce rozmów wybrano tym razem Poznań.


Zjazd nie przyniósł oczekiwanych rozwiązań. Zgodzono
się tylko na roczny rozejm. Prócz tego, ku niezadowoleniu
Bony, zawarto wstępne porozumienie co do ożenku Zyg­
munta Augusta z Habsburżanką. Lecz głównym celem
zabiegów Ferdynanda była opieka nad młodym królem,
Zygmuntem Augustem, koronowanym w 1529 roku, a w dal­
szej perspektywie oczywiście podporządkowanie Habsbur­
gom Polski. Tego jednak udało się uniknąć.
Tymczasem już w trakcie rozmów poznańskich wojska
austriackie wkroczyły na Węgry i obiegły Budę. Tu jednak
nadzieje Ferdynanda na zaskoczenie przeciwnika prysły
niczym bańka mydlana. Buda wytrzymała oblężenie. Z po­
mocą lennikowi ruszył Sulejman. Zatrzymanie Turków pod
twierdzą Kószeg pozwoliło Ferdynandowi na zebranie
olbrzymiej armii, z którą ruszył na Węgry. Sulejman, nie
chcąc walczyć z liczniejszą armią przeciwnika, wycofał się
do Turcji.
Wzmocnienie pozycji Habsburgów w Europie Zachod­
niej, pomyślne rokowania z Franciszkiem I w Nicei i Aigue-
smortes, z drugiej jednak strony niepowodzenia Ferdynanda
w kampanii 1537 roku na Węgrzech, zmusiły obie strony do
rozmów. W tajemnicy przed sułtanem2 w Wielkim Warady-
nie, 24 lutego 1538 roku, zgodzono się na podział Węgier
między Ferdynanda i Jana Zapolyę. Prawa dziedziczne do
węgierskiej korony przyznano Habsburgowi, jemu też miały
przypaść Węgry po śmierci Zapolyi, który dożywotnio
pozostawał królem węgierskim. W przypadku gdyby Jan
Zapolya miał dziedzica, Ferdynand zobowiązywał się do

2
Zbigniew W ó j c i k w Historii powszechnej XVI-XVII wieku pisze
o zgodzie Turcji na kompromis w sprawie Węgier. Przy wersji o zatajeniu
układu przed Konstantynopolem opowiadają się Danuta W ó j c i k - G ó -
r a l s k a , Niedoceniana królowa. Warszawa 1987, s. 171; Roman Ż e l e -
wski, Historia dyplomacji polskiej, praca zbiorowa, Warszawa 1982,
s. 661.
14

przekazania mu Spiszu i majątku Zapolyów, który znaj­


dował się w ich rękach w chwili śmierci Ludwika II
Jagiellończyka. Spełniwszy ten warunek, Habsburg zyskiwał
prawo do Siedmiogrodu i tej części Węgier, która pozo­
stawała w ręku Zapolyi.
W tym miejscu należy zaznaczyć, że wobec wysprzedania
Zapolyowego majątku przez Habsburgów, ten ostatni punkt
ugody był niemal niemożliwy do spełnienia3. Ferdynand
zgodził się na jego zamieszczenie w układzie dlatego, że
w lutym 1538 roku Zapolya był bezdzietny. Dopiero po
podpisaniu układu poseł węgierski wznowił rozmowy
z królem Zygmuntem w sprawie uzyskania zgody na ślub
swego monarchy z Izabelą Jagiellonką. Zygmunt miał
pewne obawy co do tego małżeństwa, jednak obrotna
królowa przekonała go do swoich racji i już w styczniu
1539 roku zawarto ślub per procura.
Po roku na dwór królewski dotarły dwie wiadomości.
Pierwsza z nich dotyczyła narodzin królewskiego wnuka,
któremu nadano imiona po ojcu i dziadku: Jan Zygmunt.
Zaraz potem następny poseł meldował o chorobie królew­
skiego zięcia. W obawie przed śmiercią Zapolyi wysłano
do Izabeli posła, który miał dopomóc jej w trudnej
sytuacji. Słusznie obawiano się, że Ferdynand wystąpi
z pretensjami do tronu węgierskiego, który Bona starała
się utrzymać w jagiellońskim posiadaniu. Zanim poseł
dotarł na Węgry, Zapolya zmarł. Ferdynand zażądał
wypełnienia waradyńskiego układu, sam jednak nie miał
zamiaru przekazać małemu Janowi Zygmuntowi obieca­
nych ziem. Nie czekając na bieg wydarzeń, sejm węgier­
ski wybrał Jana Zygmunta na króla i wysłał posłów do
sułtana z prośbą o zatwierdzenie nowego monarchy.
Sulejman zatwierdził wybór, zastrzegł jednak dla siebie
coroczny haracz w wysokości 50 000 zł.
3
M. D u c z m a l , Izabela Jagiellonka, królowa Węgier, Warszawa
2000, s. 161.
15

Ferdynand nie zamierzał rezygnować z węgierskiego


królestwa i znów wysłał swoją armię pod Budę. Wobec
tego Sulejman sam stanął na czele wyprawy, rozbił armię
Ferdynanda i zmusił go do odstąpienia spod stolicy.
Pokonany Habsburg musiał zgodzić się na warunki Sulej-
mana. Ten zatrzymał dla siebie środkową część Węgier
wraz ze stolicą. Ferdynandowi oddał zachodnie kresy, zaś
Izabelę wraz z synem odesłał do Siedmiogrodu. Odtąd Jan
Zygmunt miał być lennikiem tureckim.
Zajęcie Budy przez Turków wywołało niepokój nie tylko
na Węgrzech, w Austrii czy w Polsce, ale również w Cze­
chach i księstwach Rzeszy. Węgrzy w obawie przed
groźnym sąsiadem zgodzili się na oddanie korony Fer­
dynandowi. W grudniu 1541 roku w Gyalu Izabela Jagiel­
lonka bez porozumienia z Zygmuntem Starym i Boną
zgodziła się przyjąć Spisz i 12 000 florenów węgierskich4
rocznego dochodu w zamian za zrzeczenie się praw
do tronu na rzecz Habsburgów. Jednocześnie w Europie
Zachodniej Habsburgowie rozpoczęli montowanie koalicji
antytureckiej i werbunek wojska. Ostatecznie w kampanii
1542 roku oprócz państw habsburskich wzięła udział
część księstw niemieckich, prohabsburscy Węgrzy i Pań­
stwo Kościelne. Licząca 43 000 żołnierzy armia, źle
dowodzona i targana waśniami, nie uzyskała żadnych
konkretnych celów.
Fiasko wyprawy nadszarpnęło reputacją Ferdynanda
i skłoniło Izabelę do zmiany decyzji. Za namową Bony
postanowiła pozostać na Węgrzech. Nie zmieniło to
jednak faktu, że biedna Jagiellonka czuła się niepewnie
w zagrożonym tureckim jarzmem kraju. Pisała nawet
do Polski, że pewnie przyjdzie jej żyć w niewoli w Kon­
stantynopolu5. Zaniepokojony losem córki Zygmunt Stary

4 D. W ó j c i k - G ó r a l s k a , Niedoceniana królowa. Warszawa 1987,


s. 177.
5
Ibidem, s. 178.
16

starał się na sejmie przeforsować plan oddania Węgier


Ferdynandowi. Szlachta nie poparła królewskiego zdania.
Powrotowi córki, a tym samym stracie Węgier, sprzeciwiła
się Bona, popierający ją prymas Piotr Gamrat i marszałek
wielki koronny Piotr Kmita. Izabela wraz z synem pozo­
stała w Siedmiogrodzie nawet wtedy, gdy Sulejman
rozpoczął nową wyprawę.
Przez ostatnie pięć lat życia starego króla Izabela
została pozostawiona sama sobie. Po 1548 roku Zygmunt
August nie interesował się losem siostry, a nawet zapewnił
Habsburgów o niepopieraniu Jana Zygmunta6. Sułtan
podpisał pięcioletni rozejm z Habsburgami, by spokojnie
prowadzić wojnę z Persją. W takiej sytuacji Izabela
postanowiła zrzec się praw do tronu. Umowa zawarta
w Alba Julia w lipcu 1551 roku zapewniała Janowi
Zygmuntowi Księstwo Opolskie wraz z dochodem w wy­
sokości 25 000 florenów węgierskich rocznie i odszko­
dowaniem 100 000 florenów. Izabela i jej 11-letni syn
udali się do Opola przez Koszyce i Kraków. Węgry
zostały dla Jagiellonów stracone. De iure przypadły
Habsburgowi, de facto były lennem tureckim.
Jak się okazało, obiecane ziemie były daleko uboższe niż
oczekiwano. Poza tym Ferdynand nie był w stanie wypłacić
ani zaproponowanych sum, ani zapewnić przyrzeczonych
wcześniej dochodów. Między Habsburgiem a Izabelą znów
doszło do konfliktu, tym razem na tle finansowym. Próby
kompromisu kończyły się niepowodzeniem z powodu
nieugiętego stanowiska Bony i Izabeli.
Polityka Zygmunta Starego wobec Turcji nie ograniczała
się tylko do kwestii dziedzictwa po Ludwiku II Jagielloń­
czyku. Równie ważne interesy obu krajów ścierały się
w Mołdawii. Ten mały kraj położony między silnymi
sąsiadami stał się widownią walk dyplomatycznych i mili-
6
Historia dyplomacji polskiej, tom. I, red. M. Biskup, Warszawa 1982,
s. 681.
17

tarnych. Mimo powtarzających się hołdów lennych składa­


nych przez hospodarów Mołdawii któremuś z sąsiednich
monarchów, Mołdawianie nigdy nie przestali dążyć do
niepodległości. Nie bali się nawet zadrzeć z silną Polską,
Węgrami czy w końcu z Turcją. Kością niezgody w rela­
cjach polsko-mołdawskich nie była tylko kwestia niepod­
ległości hospodarstwa mołdawskiego, lecz również Pokucie.
Pretensje Mołdawii do Pokucia ciągnęły się od czasów
Władysława Jagiełły (1386-1434). Jako pierwszy próbę
podbicia tego niewielkiego kawałka Rusi Halickiej podjął
Roman I7. Za panowania Zygmunta Starego do najwięk­
szego najazdu doszło w 1530 roku. Wówczas to hospodar
Piotr Raresz, zwany „Petryłą", wkroczył na tereny Polski
i bez problemu zajął Pokucie. Liczył przy tym na atak
Wasyla III, wielkiego księcia Moskwy, z którym od roku
pozostawał w sojuszu. Obu książąt łączyła wrogość do
państw jagiellońskich. Moskwa od czasu wyswobodzenia
się spod tatarskiej niewoli prowadziła politykę zbierania
ziem ruskich, których znaczna część znajdowała się w po­
siadaniu Litwy. Mołdawia marzyła o niezależności i wspo­
mnianym już Pokuciu.
Tymczasem Wasyl zajęty był sprawami w Kazaniu i nie
mógł przyjść sojusznikowi z pomocą. Mimo to Petryła się
nie wycofał i dopiero klęska pod Obertynem, zadana mu
przez hetmana Jana Tarnowskiego, zmusiła go do powrotu
na ziemię ojczystą. Niestety, asekuracyjna polityka Zyg­
munta Starego i obawy przed zepsuciem dobrych stosunków
z Sulejmanem nie pozwoliły przeprowadzić wyprawy
odwetowej. Próba przedłużenia rozejmu z Moskwą na pięć
lat również się nie powiodła. Wasyl, dążący do wojny,
zgodził się tylko na rok.
Nim rok minął wielki książę zmarł. Teraz państwa
jagiellońskie były w korzystniejszej sytuacji. W Moskwie

7
Z. Spieralski, Awantury mołdawskie, Warszawa 1967, s. 21
18

panował chaos, bowiem na tron wstąpił Iwan (1533-1584),


trzyletni syn Wasyla — ten sam, który zyskał sobie później
przydomek Groźnego. Nowa wojna wymagała spokoju na
innych granicach, toteż do Turcji z propozycją pokoju udał
się marszałek dworu Zygmunta Augusta, Piotr Opaliński.
Marszałek misję wypełnił znakomicie. Na czas życia obu
władców kraje pozostawały w dobrych stosunkach. W do­
kumencie wyraźnie zaznaczono, że Mołdawia jest lennem
tureckim i automatycznie obowiązuje ją tenże dokument.
To samo dotyczyło Tatarów. To jednak nie uchroniło ani
Polski, ani Litwy od napadów ordy.
Pokój z 1533 roku był fundamentem, na którym
opierały się stosunki między Polską i Turcją do końca
XVI wieku. Nie naruszyły go najazdy tatarskie i kozackie
ani mieszanie się magnatów polskich w sprawy Mołdawii.
Nie stanęła mu również na przeszkodzie rywalizacja
o tron węgierski.
Jednak kłopoty z Mołdawią nie zakończyły się z chwilą
podpisania układu w Stambule. W trakcie wojny litewsko-
-moskiewskiej (1534-1537) Petryła dwa razy wyprawiał
się na ziemie Litwy. W odwecie w 1538 roku w porozu­
mieniu z sułtanem wojsko polskie z hetmanem Tarnowskim
na czele osaczyło Petryłę w Chocimiu. Oblężony hospodar
poddał się. Sulejman pozbawił go tronu, definitywnie
przejmując zwierzchnictwo nad Mołdawią8.
Miejsce Raresza zajął Stefan VI. Lojalny wobec sułtana
hospodar zrezygnował z pretensji do Pokucia, potwierdzając
to traktatem przyjaźni. Jednak Stefan nie utrzymał się
długo na mołdawskim tronie. Grabieżcza polityka wobec
swoich poddanych wywołała powstanie. Liczący na zaan­
gażowanie armii tureckiej na Węgrzech (w październiku
1540 r. Ferdynand obiegł Budę) bojarowie otruli Stefana.
Na tron wstąpił przywódca spisku Aleksander Cornea. Nie

8 Historia dyplomacji..., t 1, s. 660.


19

minęły jednak dwa miesiące, gdy jego miejsce zajął


popierany przez Turków Piotr Raresz. Panowanie tureckie
w Mołdawii zostało utrzymane.
Mimo kontroli, jaką otoczono Petryłę, nie rezygnował on
z prób uniezależnienia Mołdawii od Turków. Coraz
częściej też spoglądał w stronę wojujących o Węgry
Habsburgów, jako najbliższych sojuszników. Okazja nada­
rzyła się w 1542 roku, gdy na Węgry wkroczyła liczna
armia chrześcijańska. Kampania, jak wiadomo, zakończyła
się niepowodzeniem, Petryła jednak nie odczuł konsekwen­
cji porażki popieranych przez siebie Habsburgów, gdyż
ostrożność nakazywała mu poczekać na skutki wyprawy.
Kiedy dowiedział się o niepowodzeniach, zrezygnował
z wystąpienia przeciw Turcji.
Tymczasem Habsburgowie robili wszystko, aby do­
prowadzić do wojny między Turcją i Polską. Nie zawahali
się nawet przed prowokacją. Otóż w październiku 1545
roku Kozacy zaatakowali turecki Oczaków nad Morzem
Czarnym. Zdobyli i splądrowali miasto i zamek, zabierając
łupy. W tym samym mniej więcej czasie kniaziowie
Wiśniowieccy napadli na poselstwo mołdawskie wracające
z Moskwy. Poseł i pisarz zginęli.
Prowokacja się nie udała. Zygmunt Stary uspokoił
Sulejmana bogatymi podarkami. A jednak mimo to sytuacja
nie wróciła zupełnie do normy. Sulejman, obawiając się
zbliżenia Jagiellonów do Habsburgów, wydał Rareszowi
polecenie nękania Polski najazdami. Nie były one jednak
tak groźne, jak decyzja o budowie na Dzikich Polach po
polskiej stronie granicy twierdzy w Balakleju nad Bohem.
Konflikt między obu państwami wydawał się nieunikniony,
tym bardziej że Sulejman podpisał 19 czerwca 1547 roku
z Habsburgiem pięcioletni rozejm. Tymczasem sułtan
obrócił swoją uwagę na Persję i zrezygnował z antypolskiej
prowokacji. W tym samym jeszcze roku potwierdzono
porozumienie sprzed czternastu lat.
20

Po wstąpieniu na tron Zygmunta Augusta odnowienie


umowy z Turcją (wygasła po śmierci Zygmunta Starego)
stało się sprawą palącą. Mimo wspomnianego wcześniej
układu króla polskiego z Habsburgami, w którym Zygmunt
August obiecał nie angażować się w sprawy Węgier, nie
zamierzał rezygnować z polityki ojca. Zanim jednak doszło
do rozmów, główną rolę w stosunkach polsko-tureckich
odegrali Habsburgowie. To z ich inicjatywy w 1552 roku
w czasie walk turecko-habsburskich na Węgrzech hetman
polny koronny i stronnik Habsburgów, Mikołaj Sieniawski,
wprowadził na tron mołdawski Aleksandra Lapusneanu,
również sympatyzującego z niemiecką dynastią. Oliwy do
ognia dolało złożenie hołdu lennego z Mołdawii królowi
polskiemu, reprezentowanemu przez hetmana.
Zygmunt August był oburzony samowolą hetmana.
Rozkazał mu niezwłocznie wracać do kraju. Król postanowił
również wysłać do Stambułu posła Stanisława Tęczyńs-
kiego. Jednocześnie Aleksander rozpoczął starania o uznanie
go przez Sulej mana, w czym pomogło mu zwalczanie
wpływów Habsburgów w Siedmiogrodzie; rozumiał, że
bez poparcia sułtana nie utrzyma się długo na tronie.
Przychylne stanowisko króla wobec misji poselstwa Hen­
ryka II (1547-1559), króla Francji, sojusznika Turcji w wal­
ce z Habsburgami, ułatwiło Tęczyńskiemu zadanie. 1 sier­
pnia 1553 roku odnowiono pokój sprzed dwudziestu lat,
zapominając o waśniach i sporach nadgranicznych. Dobrej
atmosfery nie popsuł nawet ślub Zygmunta Augusta z Ka­
tarzyną Habsburżanką, siostrą pierwszej żony Jagiellona,
Elżbiety.
Pozostawiliśmy sprawy węgierskie w momencie wyco­
fania się Izabeli z Siedmiogrodu. Od tego czasu w Sied­
miogrodzie trwała rywalizacja między Habsburgami a zwo­
lennikami Zapolyi popieranymi przez Turcję. To właśnie
oni pomału zdobywali przewagę, wypierając Ferdynanda
z kraju. W zaistniałej sytuacji powrót Jana Zygmunta
21

stawał się coraz bardziej realny. Już w pierwszej połowie


1553 roku sułtan namawiał Zygmunta Augusta, by przeko­
nał siostrę do powrotu na Węgry. Ta jednak nie chciała
o tym słyszeć. Jeszcze w 1554 roku w Kocku prowadzono
dysputy z posłami Ferdynanda o przekazaniu obiecanych
sum, niestety znowu bez powodzenia.
Izabela z czasem pomału skłaniała się do powrotu.
Kiedy w 1556 roku Sulejman wyruszył przeciw Habsbur­
gowi, do opanowanego przez zwolenników Zapolyi Sied­
miogrodu powróciła królowa Izabela wraz z 16-letnim
królem. Sprawa Węgier nie została jednak przesądzona.
Kiedy po dwóch latach Ferdynand (1558-1564) został
cesarzem, a w rok później Francja podpisała z Habsburgami
pokój w Cateau-Cambresis, pozycja Ferdynanda poprawiła
się. Na domiar złego tego roku zmarła Izabela Jagiellonka.
Aby wykorzystać nadarzającą się okazję, Ferdynand
podjął kroki mające skłócić, a w najlepszym razie do­
prowadzić do konfliktu polsko-tureckiego. Tym razem
narzędziem polityki Habsburga okazał się Olbracht Łaski.
Wraz z Grekiem Janem Heraklidesem Despotą wyprawili
się na Mołdawię. Despota został nowym hospodarem, za co
Łaski otrzymał Chocim. Główny cel nie został jednak
osiągnięty. Sułtan zdawał się rozumieć całą sytuację;
dodatkowo pogrążył Habsburgów zatwierdzeniem Despoty
na mołdawskim tronie. Zawiedziony Łaski poparł na­
stępnego kandydata do tronu Mołdawii, Stefana Tomżę.
Jednak akcja się nie udała. W miejsce zbiegłego do
Polski Tomży Sulejman przywrócił na hospodarstwo
wcześniejszego władcę, Aleksandra. Niefortunny hospodar
zginął w Polsce; Łaski musiał zwrócić Chocim.
W owych zmaganiach o tron mołdawski brał również
udział znany watażka, założyciel pierwszej siczy kozackiej
na wyspie Chortycy na Dnieprze, Dymitr Wiśniowiecki.
Marzył mu się tron mołdawski i nawet miał wśród bojarów
mołdawskich zwolenników. Wreszcie sam Tomża był gotów
22

zrezygnować z tronu na rzecz Wiśniowieckiego. Kniaź


połączył swoje wojsko z armią Tomży, za co zapłacił
głową, bowiem przebiegły Tomża wykorzystał sytuację,
porwał Wiśniowieckiego i odesłał go do Stambułu. Tam
powieszony za żebro na haku „był żyw do trzeciego
dnia, aż go Turcy ustrzelili z łuku, gdy przeklinał
ich Mahometa"9. W rezultacie awantury do Stambułu
posłował kasztelan kamieniecki Jerzy Jazłowiecki, czego
rezultatem było potwierdzenie dobrych stosunków i za­
pewnienie pokoju przez Sulejmana i jego syna, następcę
tronu, szehzade Selima.
Tymczasem 25 lipca 1564 roku zmarł cesarz Ferdynand;
jego miejsce zajął Maksymilian II (1564-1576). Śmierć
cesarza postanowił wykorzystać Jan Zygmunt i zaatakował
habsburską część Węgier. Na początku następnego roku
Maksymilian odzyskał utracone miasta i zagroził bezpo­
średnio Siedmiogrodowi. W marcu Jan Zygmunt się poddał.
Pokój, jaki zawarto, oddawał Maksymilianowi Węgry,
Siedmiogród stał się lennem Habsburga. Wzrost potęgi
Austrii był solą w oku sułtana Sulejmana, dlatego już w rok
później nad Austrią zawisło niebezpieczeństwo tureckie.
Połączone armie Sulejmana i Jana Zygmunta wkroczyły na
Węgry. Sułtan zmierzał na Wiedeń. Nie wiadomo, jak
potoczyłaby się wyprawa, gdyby nie śmierć Sulejmana.
Zmiana na sułtańskim tronie, mimo obietnic, unieważniła
wcześniejsze traktaty pokojowe. Aby je odnowić, wiosną
1568 roku w Stambule zjawił się Piotr Zborowski. Po długich
i żmudnych rozmowach udało się uzyskać potwierdzenie
układu z 1553 roku. Nie powiodło się jednak uzyskanie prawa
do decydowania o wyborze hospodara mołdawskiego ani
uregulowanie zasad wysyłania Tatrom podarunków.
W trakcie rozmów miał miejsce nieprzyjemny incydent
— Olbracht Łaski napadł na turecki Oczaków, co podkopało
9
M. Bielskiego nowo przez J. Bielskiego, syna jego wydana. Kraków
1597; cyt. za: Z. S p i e r a l s k i , op.cit., s. 127.
23

pozycję polskiego posła. Zborowski długo musiał przeko­


nywać wezyra Sokołłu, który w imieniu sułtana Selima
prowadził rozmowy, że prowodyrem napadu był cesarz
Maksymilian II. Nie zaszkodziło to na szczęście stosunkom
polsko-tureckim; pokój ustanowiono, a już w następnym
roku przed Zygmuntem Augustem kłaniał się poseł turecki,
próbując nakłonić Jagiellona do wspólnej turecko-polskiej
wyprawy na Moskwę. Zygmunt propozycji nie przyjął,
mimo że turecki poseł obiecywał poparcie sułtana w sprawie
włoskiego dziedzictwa Bony. Turcy podjęli wyprawę samo­
dzielnie i nie uzyskawszy zamierzonego celu, zawrócili.
W wyprawie brał udział poseł króla Zygmunta, wysłany
dla pilnowania, aby Turcy nie przekroczyli granicy Litwy,
i podtrzymania dobrych stosunków.
Tymczasem w Europie dyplomacja papieska i wenecka
pracowały na rzecz ligi anty tureckiej. Pozyskanie Polski
zarówno dla jednej, jak i dla drugiej strony stało się pilną
sprawą. Kiedy Turcy w lipcu 1570 roku uderzyli na
wenecki Cypr, zabiegi o zawiązanie ligi nabrały tempa.
Teraz nie tylko liczono na Polskę, ale i na Moskwę.
W kwietniu 1571 roku nuncjusz Wincenty Portico w roz­
mowie z Zygmuntem Augustem starał się uzyskać zgodę
króla na przystąpienie do ligi. Jagiellon jednak tłumaczył
się chorobą, niechęcią szlachty polskiej do wojny i za­
grożeniem ze strony książąt Rzeszy i Danii10. Nową próbę
podjął poseł cesarski Bertold z Lipy. Mimo zapewnień
Zygmunta Augusta o zamiarze przystąpienia do ligi skutek
był podobny. Król zaznaczał jednak, by wiadomość tę
utrzymać w tajemnicy z obawy przed Turcją. Jednocześnie
przekonywał posła do pomocy finansowej dla Polski
i wspominał o obawach przed knowaniami Moskwy i Danii.
W rezultacie poseł odjechał z niczym, a jego miejsce zajął
przybyły pod koniec 1571 roku legat Commendone. Ale

10 S. C y n a r s k i , Zygmunt August, Warszawa 1988, s. 164.


24

i on nic konkretnego nie uzyskał. Starał się nawet za


plecami króla zorganizować wyprawę pod dowództwem
Olbrachta Łaskiego. Ten pomysł spotkał się ze sprzeciwem
szlachty. W rezultacie Polska do ligi nie przystąpiła
— przeciwnie, dalej utrzymywała przyjazne stosunki z Wy­
soką Portą.
Dobre stosunki między Polską Jagiellonów a Turcją
utrzymywały się pomimo licznych zadrażnień, wywoływa­
nych często z inspiracji Habsburgów, ale i napadów to
tatarskich, to kozackich. Owe wyprawy łupieżcze mimo
swojej intensywności i olbrzymich szkód nie były jednak
w stanie wpłynąć na zerwanie pokoju. Były to zresztą,
z nielicznymi wyjątkami, głównie napady Ordy Dobrudzkiej
i Budziackiej11. Traktaty z 1533 i 1553 roku wyznaczyły
kurs południowej polityki Polski niemal do końca XVI
wieku12. Zygmunt August nie łudził się powodzeniem
w wojnie z silną bądź co bądź Turcją, nie miał również
żadnych złudzeń co do rzetelności habsburskich gwarancji.
Obawy, że w razie wojny z Wysoką Porta Polska zostanie
osamotniona, wzięły górę w polityce ostatniego Jagiellona.
Angażował się też Zygmunt na innych frontach; niemal
całą uwagę w polityce zagranicznej zajęła sprawa Inflant.
Rywalizacja między Polską, Szwecją, Danią i Moskwą
wymagała zaangażowania wielkich sił i środków Królestwa
oraz spokoju na innych granicach. Między innymi dlatego
zależało Zygmuntowi Augustowi na dobrych stosunkach
z imperium osmańskim.
Kiedy po śmierci ostatniego z Jagiellonów tron przypadł
Henrykowi (1574-1575, we Francji 1574-1589) z francus­
kiej dynastii Walezjuszy, stosunki polsko-tureckie nie uległy
pogorszeniu. Przeciwnie, Stambuł jak najbardziej popierał
Walezego, przedstawiciela kraju, z którym Turcję łączyło
11 A .D z i u b i ń s k i,Stosunki dyplomatyczne polsko-tureckie w latach

1500-1572 w kontekście międzynarodowym, Wrocław 2005, s. 169.


12 Ibidem, s, 169.
25

przymierze i wspólny wróg — Habsburgowie. Już przed


wyjazdem Henryka do Polski we Francji dyskutowano
o planach zorganizowania koalicji przeciw Habsburgom,
13
której opoką na wschodzie miały być Polska i Turcja .
Krótki epizod rządów Francuza na Wawelu nie pozwolił
zrealizować tych zamierzeń, niemniej jednak ani nie
zaszkodził relacjom Kraków-Stambuł, ani ich nie poprawił.
Tak więc, gdy na krakowski tron wstępował nowy monar­
cha, Stefan Batory (1576-1586), również mile widziany
przez Turcję, wydawało się, że kurs polityki polskiej
wobec Wysokiej Porty będzie utrzymany. W istocie, już na
początku panowania Batory wysłał do Stambułu posła
z wiadomością o wyborze na króla Polski. Przy okazji
informował o zagrożeniu ze strony cesarza i cara. Sułtan
Murad III (1574-1595) uspokajał polskiego króla, zapew­
niając go o swoim poparciu w ewentualnej wojnie z Habs­
burgami; wspomniał również o rozkazie napadu na Wielkie
Księstwo Moskiewskie, który wydał chanowi Dewlet Ge-
rejowi. Kiedy latem 1577 w Stambule zjawił się poseł
wielki Jan Sienieński, kasztelan halicki, przymierze z cza­
sów Jagiellonów zostało podtrzymane.
W ten sposób zapewniwszy sobie spokój na południu,
mógł się Batory zająć pilnymi sprawami. Jedna rozwiązała
się sama. W październiku 1576 roku zmarł konkurent
Batorego do korony Rzeczypospolitej, Maksymilian II
Habsburg. Wraz z jego śmiercią odeszła groźba wojny
z Austrią. Wzrosło natomiast zagrożenie od wschodu.
Iwan IV Groźny, wykorzystując zamieszanie wywołane
bezkrólewiem, zajął przynależne Rzeczypospolitej inflan­
ckie zamki. Kiedy po Inflantach grasowały moskiewskie
chorągwie, uwagę Stefana I zajmował zbuntowany Gdańsk.
Dopiero w grudniu 1577 roku po ponadrocznych zmaga­
niach dyplomatycznych i zbrojnych gdańszczanie uznali
13 O planach koalicji dyskutowano w Bramont w Lotaryngii.
N. D a v i e s , Boże igrzysko, Kraków 1992, s. 547.
26

Batorego królem. Wreszcie polski monarcha mógł zająć się


palącą sprawą Inflant. Trzy kampanie: połocka 1579, wielko-
łucka 1580 i pskowska 1581 zakończyły się sukcesem. Gdy
w 1582 roku w Jamie Zapolskim podpisano 10-letni rozejm,
Inflanty pozostały po stronie polskiej, a Iwan IV musiał
zrezygnować z tytułu księcia smoleńskiego, który nosił przed
wojną, mimo że Smoleńsk pozostał miastem rosyjskim.
Kiedy na północy ucichły działa i zastąpił je gwar
poselskich rozmów, Batory całkowicie poświęcił się idei
wojny z Turcją. Pomysł nie narodził się nagle; pokonanie
Wysokiej Porty i wyzwolenie Węgier było jednym z celów,
14
dla których Batory kandydował na polski tron .
Pierwsze rozmowy na temat wojny tureckiej miały
miejsce w rok po obraniu Batorego królem. Nuncjusz
Wincenty Laureo przekonywał króla do krucjaty przeciw
Turcji. Plan kampanii został przygotowany jeszcze przez
Maksymiliana II i w owym planie ważne miejsce zajmowała
Rzeczpospolita. Batory jednak ani myślał walczyć na chwałę
domu Habsburgów. Nuncjuszowi odpowiedział więc, że
wojnę z Turcją należy rozpocząć w sprzyjającym czasie,
teraz zaś przekonywał do wojny z Moskwą.
Choć misja Laureo nie przyniosła oczekiwanego rezul­
tatu, rozmowy nie zostały zerwane. Na początku 1579 roku
do Wiednia wyjechał z poselstwem prepozyt gdański Łukasz
Podoski. Celem poselstwa było odnowienie układów z ce­
sarstwem. Ponadto miał Podoski zabiegać o zwrócenie
Siedmiogrodowi dóbr Szatmarnemeti i zezwolenie na
zaciągi żołnierzy w księstwach Rzeszy. Cesarzowi nie
w smak były te propozycje. Nie zgodził się również na
zerwanie stosunków z Moskwą, co w przededniu wojny
było niezwykle ważne dla Polski. Podobnie negatywnie
odniósł się Rudolf II (1578-1612) do idei wojny z Turcją.
Ten ostatni punkt miał pozostać tajny z obawy przed

14
Z. S p i e r a l ski, op. cit., s. 140.
27

reakcją Wysokiej Porty. W Krakowie z kolei zjawił się


poseł cesarski Jan Cyrus. Misja Cyrusa również nie przy­
niosła oczekiwanych przez żadną ze stron rezultatów.
Tymczasem przebywający w Polsce nuncjusz papieski
Giovani Andrea Caligari z zapałem zabrał się do pozyskania
Batorego dla spraw ligi i, jak mu się wydawało, cel
osiągnął. Król bowiem zorientowawszy się, co nie było
trudne do przewidzenia, że w Rzymie źle odbierają przyjaz­
ne relacje Kraków-Stambuł, zdecydował się na pojednanie
z cesarzem. Gest ten Caligari wziął za dobrą wróżbę;
uzyskał ponadto od Batorego zapewnienie, że król Polski
weźmie udział w lidze antytureckiej. Stefan Batory pomimo
deklarowanej zgody zaznaczał, że zawiązanie ligi zależy
od pogodzenia króla z Rudolfem II. Pomoc w porozumieniu
z cesarzem i Moskwą obiecywał papież Grzegorz XIII
(1572-1585), zapewniał też o poparciu Filipa II, króla
Hiszpanii i Wenecji. W razie zwycięstwa, relacjonował
nuncjusz słowa papieża, Batory miał uzyskać Siedmiogród,
Mołdawię i Wołoszczyznę, a nawet Stambuł.
Te obietnice nie zrobiły na królu wrażenia. Batory ani
myślał wyprawiać się za Karpaty. Aby ukryć swoje intencje,
mnożył pytania. Chciał uzyskać gwarancje dotrzymania
umowy. Jednocześnie z obawy przed wzrostem znaczenia
Habsburgów sprzeciwił się uderzeniu przez Mołdawię.
Pesymistycznie odniósł się również do współdziałania
z Moskwą. Batory, od młodości obracający się między
Stambułem i Wiedniem, doskonale zdawał sobie sprawę
z iluzoryczności papieskich obietnic, jak również potęgi
tureckiej i przebiegłości Habsburgów. Żądał konkretów,
czyli sum przeznaczonych na wojnę, planów kampanii
i spisu sojuszników, którzy mieliby uczestniczyć w wojnie.
Odmówił pisemnego potwierdzenia zgody na wojnę i przed­
wczesnego ujawnienia planów przed szlachtą 15.
15Historia dyplomacji polskiej, tom 2, red. Z. W ó j c i k ,
Warszawa 1982, s. 20.
28

Tymczasem, nim prośby Batorego mogły zostać speł­


nione, Filip II podpisał z Turcją rozejm. Sprawa ligi
stała się nieaktualna. Nie na długo jednak. Po trzech
latach przyjechał do Polski następny wysłannik papieża,
nuncjusz Albert Bolognetti. Wraz z nim zjawił się Antonio
Possevino; jego zadaniem było doprowadzenie do pokoju
między Rzeczpospolitą a Moskwą i przekonanie Iwana
Groźnego do wojny z Turcją.
Bolognetti spotkał się z Batorym w sierpniu 1582 roku,
a więc już po podpisaniu rozejmu w Jamie Zapolskim.
Głównym tematem, na którym skupili się interlokutorzy,
była oczywiście kwestia turecka. Król Polski rzeczowo
i dokładnie wyłuszczył nuncjuszowi zagrożenia i szanse
powodzenia wyprawy na Turcję. Odniósł się do planów
kampanii, po raz kolejny negując sens marszu przez
Mołdawię. Proponował natomiast uderzenie wzdłuż Dunaju,
przez Bułgarię na Stambuł.
W czasie kiedy w Polsce rozmowy prowadził nuncjusz,
do Rzeszy i papieża wyjechał biskup kujawski Hieronim
Rozrażewski. Intencje poselstwa zostały odmiennie zro­
zumiane na dworach cesarskim i papieskim. Rzym bez
obaw i podejrzliwości przyjął je, odczytując przyjazd
posła jako chęć akcesji Batorego do ligi. Cesarz zaś
obawiał się wzrostu znaczenia króla, który mógł się stać
największym sojusznikiem papieża w przyszłej wojnie.
Ponadto Rudolf II sądził, że Batory chce dla siebie zająć
całe Węgry i Śląsk, a to było sprzeczne z interesem
Habsburgów. Tymczasem, aby utrzymać ścisłe kontakty
między Polską i Wenecją, ci ostatni zaproponowali utwo­
rzenie w Rzeczypospolitej stałej ambasady. Pomysł nie
przypadł jednak Batoremu do gustu, król nie chciał
bowiem zbyt wcześnie ujawniać swoich zamiarów wobec
Turcji i sprowadzać zagrożenia tureckiego na Polskę.
Okazało się zresztą, że na wieść o gniewie sułtana
Murada III Wenecjanie sami zrezygnowali z placówki.
29

Sprawa ligi utknęła w martwym punkcie aż do listopada


1583 roku, gdy przed Batorym ponownie stanął Bolognetti.
Tym razem instrukcja przysłana nuncjuszowi przez papieża
nakazywała doprowadzić sprawę do końca, tak aby papież
16
wiedział, czy może liczyć na udział Batorego w wojnie .
Rozmowa nuncjusza z królem rozpoczęła się od poinfor­
mowania monarchy o zawiązaniu ligi między Hiszpanią,
Wenecją i papieżem. Wreszcie Bolognetti poprosił o okreś­
lenie stanowiska Rzeczypospolitej wobec ewentualnej wojny
i podanie liczby wojska, którym mógł dysponować Batory.
Król nie wykluczył zamiaru uczestniczenia w lidze, gorąco
poparł jej pomysł. Zaznaczył jednak, że dla powodzenia
wyprawy ważny jest udział cesarza; liczył też król na
pomoc finansową — oczekiwał 600 000 złotych wypłaca­
nych w ratach przez sześć lat. Aby przekonać do sprawy
sejm i senat Rzeczypospolitej, prosił o przysłanie posłów,
którzy mogliby potwierdzić zawiązanie ligi. Zgoda sejmu
była potrzebna królowi nie tylko do rozpoczęcia wojny, ale
również do zaciągu wojska. Stefan Batory obiecał Bolog-
nettiemu, że w razie potrzeby może mieć pod swoimi
rozkazami 30 000 żołnierzy z Rzeczypospolitej i 20 000
z Siedmiogrodu 17.
Następnie Batory przeszedł do spraw polityki między­
narodowej, powątpiewając w gotowość sojuszników do
zbrojnej konfrontacji z Wysoką Porta. Wypominał waśnie
i wojny między książętami Rzeszy, co powodowało jej
słabość; wątpił również w udział w wojnie Moskwy,
a także Filipa II, który był pochłonięty walkami we Flandrii.
Dlatego mimo poparcia ligi nie chciał, aby oficjalnie
ogłoszono go jej uczestnikiem. Batory, tak jak i polscy
senatorowie, bał się, że Habsburgowie wycofają się po
wybuchu wojny i cała potęga turecka uderzy na Polskę.
Zaznaczył na koniec, że istnieje jednak szansa pokonania
16
J. B e s a 1 a, Stefan Batory, Warszawa 1992, s. 462.
17 Historia dyplomacji..., t. 2, s. 21.
30
groźnego sąsiada. Droga nad Bosfor prowadziła zdaniem
Batorego przez podbój Moskwy. Tej myśli trzymał się do
końca życia, o czym przekonano się wkrótce.
Na razie rozmowy znów nie zakończyły się konkretną
deklaracją. Owszem, na wiosnę następnego roku do Rzymu
wyjechał poseł królewski Andrzej Batory, bratanek króla,
z misją pozyskania funduszy na wojnę. Papież zapewniał,
że wojna się rozpocznie i wszyscy władcy chrześcijańscy
wezmą w niej udział. Nie podał jednak konkretnych
terminów wypłat obiecanych sum, ponadto zapewniał
o znikomej wartości traktatów zawiązanych między Turcją
a władcami chrześcijańskimi: Rudolfem II i Filipem II
oraz Wenecją. Posłowie wysłani do Rudolfa II, również
niczego nie uzyskawszy, przekonali Batorego o nieszczerych
intencjach cesarza. To znowu utwierdziło króla w przeko­
naniu o iluzoryczności ligi i słuszności wspomnianego
wyżej zamiaru podboju Moskwy i wspólnego z nią uderze­
nia na Turcję. Taką też myśl podsunął Bolognettiemu
18
w maju 1584 roku . Jednakże papież, który oczywiście
dowiedział się o planach Batorego, nie zapałał do nich
entuzjazmem. W Rzymie uważano, że lepszy skutek przy­
niesie porozumienie, nie wojna, a w to z kolei wątpił Batory.
Sceptycyzm papieża nie przeszkodził Batoremu w rozpo­
częciu realizacji planów. Już w lutym 1584 roku wyruszył
do Moskwy pisarz litewski Lew Sapieha. Poseł miał się
upomnieć o dotrzymanie postanowień rozejmu sprzed dwóch
lat, podjąć temat wymiany jeńców i rozwiązać spory
graniczne. W istocie celem Sapiehy było sprowokowanie
konfliktu19. Tymczasem, nim poseł dotarł do Moskwy, zmarł
Iwan Groźny (28 III 1584). Na tron moskiewski wstąpił jego
syn Fiodor Iwanowicz, człowiek chory, stroniący od polityki.
W takiej sytuacji Sapieha uznał, że jego misja jest nieważna.
Wysłał zaraz gońca do Polski z wiadomością o śmierci cara
18
Ibidem, s. 22.
19
Ibidem, s. 24.
31

i z prośbą o nowe instrukcje. Osobno do Polski wyjechali


posłowie moskiewscy. W rezultacie w lipcu uzgodniono
dziesięciomiesięczny rozejm. Jednocześnie za plecami Mos­
kali Batory próbował przekonać do wyprawy moskiewskiej
nowego papieża, wybranego w kwietniu 1585 roku Syks­
tusa V (1585-1590). Po pokonaniu Moskwy, silniejszy niż
kiedykolwiek, już bez wątpliwej pomocy Rudolfa II i Fili­
pa II, zamierzał Batory uderzyć na imperium osmańskie.
Papież entuzjastycznie przystał na ów plan, obiecując pomoc
finansową w wojnie z Wysoką Porta i licząc na uwolnienie
Europy od tureckiego zagrożenia.
Kiedy pod koniec roku dla potwierdzenia rozejmu do
Warszawy przybyli posłowie moskiewscy, przedstawiono
im plan unii. Oprócz projektu połączenia dwóch wrogich
jak dotąd państw, Polacy zażądali zwrotu terytoriów, m.in.:
Smoleńska, Wielkich Łuków, Nowogrodu Wielkiego. Nie­
trudno zgadnąć, że takie warunki nie odpowiadały ambicjom
moskiewskich posłów. Ostatecznie dyskusje zakończyły się
przedłużeniem rozejmu o dalsze dwa lata. Tymczasem już
na wiosnę 1586 roku zjawił się w Moskwie kasztelan
miński Michał Haraburda. Powtórnie przedłożył on projekt
unii, wysuwając Stefana Batorego jako kandydata do
moskiewskiego tronu. Lecz znów nie osiągnięto porozu­
mienia. Polacy nie zrezygnowali z roszczeń terytorialnych.
Cel poselstwa wydawał się sprawę posuwać do przodu.
Gdyby bowiem, w co raczej Batory wątpił, bojarzy zgodzili
się obrać go carem, Moskwa i Rzeczpospolita zostałyby
połączone pod berłem jednego władcy; gdyby odmówili,
Haraburda miał żądać oddania wspomnianych wyżej miast.
Oczywiście tego postulatu również nie zamierzano spełniać,
a zatem otwierała się droga ku wojnie. A na to tylko Batory
czekał. Aby nie tracić cennego czasu, król rozpoczął
przekonywać szlachtę do swej nowej polityki. Cel osiągnął.
Większość szlachty popierała wojenne plany króla — miał
to pokazać sejm zwołany na początek 1587 roku.
32

Kolejna runda negocjacji polsko-moskiewskich odbyła


się w sierpniu w Grodnie. Tym razem to Rosjanie upomnieli
się o utracone terytoria. Wśród wielu roszczeń znalazły się
żądania zwrotu Kijowa, Witebska i Inflant. Gdyby te
warunki nie zostały zaakceptowane, z czego posłowie cara
musieli zdawać sobie sprawę, mieli negocjować pięcioletni
rozejm. Lecz i na tym polu ponieśli klęskę. Polacy zgodzili
się tylko na dwa miesiące rozejmu. Na następnym zjeździe,
który miał się odbyć między Smoleńskiem i Orszą nad
rzeką Iwasią, planowano poruszyć sprawę unii. Szanse na
realizację zamierzeń Batorego były jednak mizerne. Ros­
janie zgadzali się ewentualnie na sojusz20. Tymczasem
sprawa unii straciła na aktualności — 12 grudnia 1586 roku
zmarł w Grodnie Stefan Batory.
Zabiegi o zmontowanie ligi antytureckiej były głównym
celem polskiej polityki zagranicznej przez ostatnie cztery lata
życia Batorego. Mimo to nie lekceważono ani nie prowoko­
wano groźnego sąsiada — przeciwnie, starano się zachować
z nim dobre stosunki, oczywiście do czasu. Udawało się to
lepiej lub gorzej do końca wojny moskiewskiej w 1582 roku.
Lecz właśnie tego roku w Krakowie oczekiwał na Batorego
poseł tatarski zbrojny w listy chana, sułtana Murada III
i wezyra Sinana-paszy. Poselstwo było odpowiedzią na napad
Kozaków na wracających z Moskwy posłów tatarskich.
Groźby przywołane w listach na wypadek nieposkromienia
Kozaków i niezałagodzenia tatarskiej szkody sugerowały, że
nad Rzeczpospolitą zawisło niebezpieczeństwo wojny. Podob­
no już wówczas orda tatarska stała u granic Polski, zagrażając
południowym województwom. Batory, dla którego groźby
tatarskie mogły być znakomitą prowokacją, decyzji nie podjął
— czekał na opinie swoich doradców. A oni jak najbardziej
poparli ideę wojny. Wydawało się, że nowa wojna jest
kwestią czasu — krótkiego czasu.

20 Ibidem, s. 24.
33

Tymczasem pod koniec roku dotarła do Krakowa wiado-


mość o zmianie wezyra. Bojowego Sinana zastąpił spokojny
Siavusz-pasza. Był to znak, że Murad nie chce doprowadzić
do wojny. Nie przeszkodziło to Batoremu wysłać w styczniu
1583 roku na Ruś Czerwoną Zamoyskiego z zadaniem
przygotowania obrony Lwowa i zebrania wojska. W następ­
nym miesiącu król odpowiedział poselstwu tatarskiemu
i tureckiemu, że nie będzie ponosił odpowiedzialności za
zbójeckie czyny Kozaków, którzy, jak utrzymywał, nie są
21
poddanymi króla Polski . Mimo twardej odpowiedzi, w któ­
rej znalazły się jednak zapewnienia o pokojowym nastawieniu
Batorego, do wojny nie doszło. Wojsko zebrane przez
Zamoyskiego wystraszyło zgromadzone po drugiej stronie
Dniepru ordy Nogajską i Perekopską. Na dodatek w tym
czasie rozpoczęły się zamieszki na Krymie. Przyczyna nie
była błaha — w grę wchodził chański tron. Te dwa
wydarzenia skłoniły Tatarów do wycofania się z granic
Rzeczypospolitej w marcu 1583 roku. Hetman Zamoyski
mógł wrócić do Krakowa, razem z nim jechał poseł sułtański
do króla. Sułtan proponował przesłanie Tatarom upominków
w ramach rekompensaty i w ten sposób zakończenie spornej
kwestii. Batory wprawdzie nie czuł się zobowiązany do
jakiejkolwiek dani, niemniej jednak zgodził się na wypłacenie
Tatarom rocznej daniny, tak jak to czyniono już uprzednio.
Nie miał natomiast zamiaru respektować uwag sułtana co do
stosunków polsko-austriackich. W odpowiedzi zaznaczył, że
jest królem potężnego, niepodległego kraju, i sam decyduje
o swej polityce zagranicznej.
Jeszcze nie zdążył wyschnąć inkaust na dokumentach,
kiedy w połowie roku Kozacy, podjudzeni przez braci
Zborowskich — Samuela i Krzysztofa, napadli na Jahorlik
i Tehinię. Sułtan, dowiedziawszy się o spaleniu okrętów
tureckich i ograbieniu miasta, w gniewie obiecał sobie

21 J. B e s a 1 a, Stefan Batory, s. 417.


34

rozprawić się z Rzeczpospolitą, gdy tylko zakończy wojnę


z Persją. Na razie Turcy ograniczyli się do prześladowania
Polaków znajdujących się na ich terytorium. Wielu z nich
musiało się ukrywać lub uciekać. Podróżujący wówczas do
Ziemi Świętej Mikołaj Radziwiłł „Sierotka" donosił, że
Turcy z nieufnością patrzą na jego wyprawę. Obawy ich
nie były pozbawione sensu — Radziwiłł w drodze do
Grobu Chrystusa obserwował i wypytywał, zbierając infor­
macje przydatne w przyszłej wojnie. Najgorszy los spotkał
jednak Jakuba Podlodowskiego, królewskiego wysłannika,
który miał zakupić w Stambule konie i... obserwować
armię powracającą z Persji. W drodze powrotnej do
ojczyzny został napadnięty i jako szpieg zgładzony z roz­
22
kazu sułtana . To wydarzenie mogło stanowić casus belli
— tym bardziej że przez Dunaj przeprawiała się już armia
turecka, zmierzając w kierunku Polski.
W południowych województwach zapanowała panika;
mieszczanie Lwowa na gwałt łatali mury. Przekazywane
z ust do ust wiadomości o armii tureckiej powiększyły ją
do nieprawdopodobnych rozmiarów. Wreszcie, kiedy wy­
dawało się, że wojna jest nieunikniona, strona polska
wysłała w poselstwie do wodza tureckiego, bejlerbeja
Grecji, starostę halickiego, Stanisława Włodka, który wiele
razy tłumił kozackie wystąpienia. Dary, którymi starosta
zjednał wodza, musiały być bogate, gdyż bejlerbej obiecał
prosić sułtana o pokój z Rzeczpospolitą. W tym czasie
chorągwie koronne dogoniły Kozaków i rozbiły ich pod
Korsuniem. Gdy w listopadzie do Stambułu wyruszył poseł
królewski, sytuacja zdawała się powoli wracać do normy.
Nie wiedziano jednak jeszcze nic pewnego, a długie
milczenie posła wywołało u króla i senatorów niepokój.
Wreszcie w marcu 1584 roku w Grodnie zjawił się goniec
poselski z dobrą wiadomością: sułtan zgadzał się utrzymać

22
J . B e s a l a , Stefan Batory, s. 420.
35
nokój, nie oczekiwał też wysokiego odszkodowania w ra­
mach rekompensaty za wyrządzone przez Kozaków szko­
dy. Na koniec obiecywał wyjaśnić sprawę śmierci Pod-
lodowskiego. Jedyne, czego oczekiwała strona turecka, to
zwrócenie armat i ukaranie winnych napadu. Aby obser­
wować ich egzekucję, do Polski wysłano czausza Mustafę,
notabene Węgra, nauczyciela ariańskiego znanego Batore­
23
mu . Czausz odebrał armaty i zrabowane przez Kozaków
bogactwa. W jego obecności ścięto też Kozaków, spraw­
ców napadu.
Ofiara kozacka nie poszła na marne. Pokój, na którym
mimo wszystko zależało Batoremu, został utrzymany. Czas
rozprawy z imperium osmańskim jeszcze nie nadszedł. Jak
się okazało, nie nadszedł do końca panowania Stefana
Batorego, ale jego koncepcje i zamierzenia przejął kanclerz
i hetman wielki koronny Jan Zamoyski.
Nowa elekcja, a wraz z nią nowe kłopoty odsunęły
wielkie plany na czas późniejszy. Wojna domowa, która
wybuchła po obraniu dwóch królów: Zygmunta Wazy
(1587-1632), siostrzeńca Zygmunta Augusta (matką Zyg­
munta była Katarzyna Jagiellonka, żona Jana III Wazy,
króla Szwecji) i arcyksięcia Maksymiliana Habsburga,
zaprzątała uwagę kanclerza do wiosny 1588 roku. W marcu
tego roku wyjechał do sułtana Murada III Jan Zamoyski
herbu Grzymała, sekretarz królewski, z informacją o intro­
nizacji Wazy i zapewnieniem o kontynuacji pokojowych
stosunków (rozmowy na ten temat miał prowadzić w póź­
niejszym terminie poseł wielki) oraz skargami na Tatarów.
Dobre stosunki, jakie zapowiadały się między obu
państwami, zmącił napad kozacki na Oczaków, Białogrod
i Bendery. W odwecie Tatarzy, wspomagani przez Turków,
wpadli na Ruś Czerwoną i Podole. Pod Tarnopolem rozbili
kosz i plądrując okolice, zapędzili się aż pod Lwów. Ani

23 Ibidem, s. 422.
36

hetman polny Stanisław Żółkiewski, ani Zamoyski nie


dogonili uciekających z 60-tysięcznym jasyrem Tatarów.
Demonstracja siły południowego sąsiada podziałała mobi­
lizująco na szlachtę — wzrosło poparcie dla antytureckich
planów Zamoyskiego, który uzyskał od sejmików pieniądze
na wojsko. Mógł zatem hetman na czele 10-tysiecznej
armii, wśród której znalazły się 4 tysiące Kozaków, ruszyć
na Ukrainę w stronę Dniestru, aby pilnować granicy.
W sierpniu wysłał również do Stambułu posła wielkiego
Pawła Uchańskiego. I kiedy poseł zmierzał do stolicy
imperium osmańskiego, Zamoyski nadal ostrzegał przed
zagrożeniem tureckim, a nawet wysunął pomysł wojny
prewencyjnej oraz zajęcia Mołdawii i Wołoszczyzny24.
Tymczasem już w listopadzie, pisząc do króla powracają­
cego z Estonii, przedstawiał swoje zamiary, na koniec
proponując uderzenie na Rosję.
W tym czasie Rosja prowadziła wojnę ze Szwecją; jej
zaangażowanie w wojnę dawało szansę zwycięstwa, a może
nawet korzystnych dla Rzeczypospolitej zmian na mos­
kiewskim tronie. Efektem, według przemyśleń Zamoys­
kiego, miało być połączenie sojuszem obu państw przeciw
Turcji25; a zatem kanclerz starał się realizować plany
Batorego. Jednak wobec sytuacji na południowej granicy
musiał z nich zrezygnować. Zimą z 1589 na 1590 rok
przychodziły niepokojące wiadomości z południa. Turcy
i Tatarzy zbroili się i przygotowywali do wojny z Polską.
Zygmunt III, początkowo niechętny wojnie, teraz zmienił
zdanie. Żółkiewski radził czekać, tymczasem Zamoyski
optował za szybkim rozpoczęciem wojny. Kampania miała
zatrzymać się na Dunaju, a w następnym roku hetman
obiecywał uderzyć na Stambuł.
W Stambule wiadomość o kozackiej napaści wywołała
gniew sułtana i wielkiego wezyra Sinana-paszy, dla którego
24
S. G r z y b o w s k i , Jan Zamoyski, Warszawa 1994, s. 231.
25
Ibidem.
37

celem stała się wojna z Rzeczpospolitą. Przebywający od


lutego 1590 roku w Stambule poseł wielki Paweł Uchański,
a po jego śmierci (6 marca) Stanisław Łaszcz, nie prze­
dłużyli pokoju. Łaszcz nie chciał wykraczać poza instrukcje
i wysłał gońca do Krakowa po dodatkowe wskazówki.
Mikołaj Czyżewski wiózł ze sobą listy, w których Turcy
żądali od strony polskiej: odbudowy zamków, zwrotu dział,
ukarania sprawców napadu i uwolnienia jeńców. Dalej
oczekiwali wydalenia Kozaków z Ukrainy i wypłacenia
rocznego haraczu w wysokości 250 000 talarów. W razie
niespełnienia tych warunków żądano przejścia Polaków na
islam26. Wobec tak sformułowanych żądań Zamoyski opo­
wiedział się przeciw kontynuowaniu negocjacji. Przedstawił
za to plany wojenne, dla których uzyskał poparcie sejmu.
Uchwalono podatki na wojsko, zaakceptowano plany wojen­
ne i obdarzono hetmana władzą niemal dyktatorską.
W lipcu 1590 roku Tatarzy znów wkroczyli w granice
Rzeczypospolitej. Zamoyski na czele 5-tysięcznej armii
nie mógł przegonić ordy, co wywołało krytykę ze strony
szlachty. Najazd nie pozwolił Zamoyskiemu na uczestnic­
two w naradzie wojennej. Prawdopodobnie dlatego plany
wojenne hetmana upadły. Do Stambułu wyjechał poseł,
znany nam już Jan Zamoyski herbu Grzymała, by środ­
kami dyplomatycznymi zapobiec wiszącej w powietrzu
wojnie. W październiku 1591 roku po długich rozmowach
i pomocy posła angielskiego Edwarda Burtona udało się
odnowić układ przyjaźni27. Wypada również odnotować
fakt, że kiedy Zamoyski-Grzymała zbliżał się do Stam­
bułu, ze stanowiska wielkiego wezyra został usunięty
Sinan-pasza, zagorzały wróg Rzeczypospolitej. Widmo
wojny zostało zażegnane.

26 Historia dyplomacji..., t. 2, s. 72. Wspomina o tym również

Stanisław Grzybowski w biografii Jana Zamoyskiego, podaje jednak


sumę 300 000 talarów, S . G r z y b o w s k i , op. cit., s. 235.
27 Z. S p i e r a l s k i , op. cit., s. 143.
38

Tymczasem hetman Zamoyski nie zrezygnował ze swoich


mołdawskich planów. Próbując wykorzystać niezadowolenie
Wołochów i Mołdawian, postanowił obsadzić trony nad-
dunajskich państw przyjaznymi, a zarazem zależnymi od
Polski hospodarami. W Jassach miejsce Arona zwanego
Tyranem miał zająć jego brat Piotr, na Wołoszczyźnie
chciano osadzić Aleksandra, bratanka Piotra. W połowie
1592 roku oba trony zajęli ulegli Rzeczypospolitej władcy.
Jednak nie panowali długo. Po trzech miesiącach usunięto
Piotra, zaś w rok później, we wrześniu 1593 roku, Aleksan­
dra. Na tronie wołoskim zasiadł Michał Waleczny — czło­
wiek, któremu marzyło się zjednoczenie Siedmiogrodu,
Mołdawii i Wołoszczyzny w jedno państwo.
Sinan-pasza nie na długo wypadł z łask sułtana; wrócił
w początku 1593 roku i od razu rozpoczął nadrabiać
stracony czas. Nie zdecydował się jednak na agresywną
politykę wobec Rzeczypospolitej, szanując zawarte przed
dwoma laty układy — owszem, sprzeciwił się mieszaniu
się Polski w sprawy Mołdawii, ale na tym poprzestał.
Natomiast wiosną poprowadził wojsko przeciw Habsbur­
gom. Kampania zakończyła się patem, lecz Sinan-pasza
zapowiedział na 1594 rok następne uderzenie. Austriacy,
nie zrażając się nieprzychylną postawą Polaków wobec
monarchii habsburskiej i zapewne licząc na wpływ sprzy­
jającego im Zygmunta Wazy, wysłali do Krakowa posła
z prośbą o pomoc. Zamoyski sprzeciwił się angażowaniu
w turecko-habsburskie waśnie, jednak zgodził się nie
przepuścić Tatarów przez ziemie polskie. Tatarzy mimo
uwagi, jaką zwracali na nich obaj hetmani — Zamoyski
i Żółkiewski — przekroczyli granicę Polski i wtargnęli na
Pokucie. Zebrawszy tam łupy, zawrócili do Siedmio­
grodu, gonieni przez Zamoyskiego. Niepowodzenie akcji
Zamoyskiego i Żółkiewskiego znów ściągnęło na ich
głowy gromy szlachty, oskarżenia o opieszałość i brak
zdecydowania.
39

Pomimo niepowodzeń austriackich posłowie Rudolfa II


znów przybyli do Polski. Tym razem zamierzali wciągnąć
Polskę do ligi antytureckiej. Zygmunt i część szlachty
skłaniała się do przyjęcia habsburskiej propozycji, Zamoy­
ski właściwie nie torpedował polityki austriackiej, postawił
jednak warunki: Mołdawia i Wołoszczyzna miały zostać
28
oddane pod zwierzchnictwo Rzeczypospolitej . Na to nie
chcieli się zgodzić Habsburgowie. W ten sposób polityka
Rudolfa II Habsburga została sparaliżowana. Następny cios
przyszedł z Europy Zachodniej, gdy monarchowie nie
wykazali zainteresowania wojną. Plany utworzenia ligi
musieli Habsburgowie odłożyć na później.
Natomiast udało się im uzyskać poparcie w Siedmio­
grodzie i na Wołoszczyźnie. Po stronie Rudolfa II opowie­
dział się Zygmunt Batory, bratanek Stefana, i Michał
Waleczny. W Mołdawii Aron Tyran, który wrócił na tron
po krótkich rządach Piotra, pozostał wierny sułtanowi, za
co zapłacił głową. Batory wysłał do Jass Stefana Rozwana,
który obalił Arona. Były hospodar w kajdanach pomasze­
rował do Siedmiogrodu, gdzie z rozkazu Zygmunta został
stracony. Habsburgowie objęli swoim zwierzchnictwem
znaczną część Bałkanów, co nie odpowiadało ani Rzeczy­
pospolitej, ani roszczącemu sobie prawa do księstw nad-
dunajskich imperium osmańskiemu. W odpowiedzi na
ekspansję austriacką w Stambule zapadła decyzja o włącze­
niu Mołdawii bezpośrednio do imperium. Bejlerbejem
Mołdawii został mianowany Ahmed-pasza.
Wiadomość o zagarnięciu Mołdawii wywołała w Rze­
czypospolitej obawy o bezpieczeństwo południowej granicy
kraju. Niepokojono się zwłaszcza o bezpieczeństwo Choci­
mia — twierdzy mołdawskiej, ale położonej tuż przy
granicy Rzeczypospolitej. Decyzją Zygmunta III postano­
wiono opanować zamek. List z takim postanowieniem.

28 S. G r z y b o w s k i , op. cit., s. 267.


40

pieniądze na wojsko i rozkaz wysłania do Mołdawii


Kozaków otrzymał hetman Zamoyski w maju. Pieniędzy
starczyło raptem na 6-tysięczny oddział, z którym w lipcu
1595 roku stanął Zamoyski w Trembowli. Tam zastał go
perkułab suczawski z wiadomością o armii tureckiej Sinana-
paszy, która, przepuszczona przez Michała Walecznego,
przekroczyła Dunaj i zmierzała do Mołdawii.
Zamoyski nie podjął decyzji od razu. Zastanawiał się
nad właściwym ruchem. Jeżeli ulegnie prośbie perkułaba
i udzieli pomocy hospodarom Stefanowi i Michałowi,
przyczyni się do umocnienia panowania Habsburgów na
Bałkanach. Jeżeli natomiast spokojnie będzie się przy­
glądał wyprawie wielkiego wezyra, biernie przyczyni się
do wzrostu znaczenia Turcji i przybliżenia się potęgi
islamskiej do granicy Rzeczypospolitej. Oba rozwiązania
były równie niedobre dla interesów Polski. Ostatecznie
Zamoyski postanowił nie popierać ani jednych, ani dru­
gich. Perkułabowi nie dał jasnej odpowiedzi; radził, aby
Stefan wycofał się do Siedmiogrodu. Sam zaś ruszył
w stronę Dniestru. Prawdopodobnie wówczas podjął
decyzję o wprowadzeniu na mołdawski tron Jeremiego
Mohyły, 40-letniego mężczyzny przewodzącego propol­
skiemu stronnictwu w Mołdawii. Zanim Zamoyski prze­
kroczył granicę, wysłał do Sinana-paszy list z zapew­
nieniem, że dochowa pokoju z imperium.
Pierwszego września ogłoszono Jeremiego Mohyłę hos­
podarem. Nowy władca złożył przysięgę wierności Rze­
czypospolitej w obecności kanclerza, Żółkiewskiego i rot­
mistrza Jana Herburta. Przysięga była tajna z uwagi na
punkt mówiący o ewentualnym stanowisku wojewody dla
Mohyły, gdyby Mołdawia miała zostać włączona do Polski.
Na razie Zamoyski pozostawił Jeremiego w stolicy, a sam
na czele armii pomaszerował naprzeciw bejlerbejowi Ah-
medowi-paszy i chanowi Ghazi Girejowi. Nad Prutem
w zakolu rzeki zatrzymał się i założył obronny obóz
41

29
otoczony bastionami . Opodal wznosiły się zabudowania
Cecory. Dwudniowa bitwa nie przyniosła rozstrzygnięcia.
Zdecydowano się na rozmowy. W efekcie negocjacji Turcy
uznali zwierzchność polską nad Mołdawią i Mohyłę na
tronie w Jassach.
Podczas zmagań polsko-tureckich pod Cecora z Sied­
miogrodu ruszył Zygmunt Batory i Michał Waleczny,
zmuszony uprzednio do wycofania się z Wołoszczyzny
przed silną armią turecką; na czele 20-tysięcznej armii
wkroczyli oni w granice hospodarstwa wołoskiego. Sinan-
pasza musiał się cofnąć, a to nie pozwoliło mu ruszyć
z pomocą Ahmedowi-paszy, co wykorzystał Zamoyski,
uzyskując nadspodziewanie łatwo korzystne warunki umo­
wy. Michał Waleczny wrócił na tron. Batory nie zaprzestał
jednak dążyć do zajęcia Mołdawii. Pod koniec listopada
zaatakował sąsiada. Jednak Jeremi wraz z Janem Potockim
pokonali wojsko Rozwana pod Suczawą 12 grudnia, a jego
samego wbito na pal.
Utrata wpływów habsburskich w Mołdawii wywołała
protest Rudolfa II i papieża Klemensa VIII (1592-1605).
Ich apele do Zygmunta III o oddanie Mołdawii Zygmuntowi
Batoremu pozostały bez echa. Na zimowym sejmie w 1597
roku ponownie zjawili się przedstawiciele Habsburgów.
Znowu rozmawiano o lidze i szansach na powodzenie
wojny. Zamoyski dalej był przeciwny wspólnej walce
z Habsburgami, wątpił w siłę cesarza i w jedność władców
chrześcijańskich. Opowiedział się w końcu za pokojem
z Turcją, ale zawartym z pozycji siły 30.
Wreszcie dla potwierdzenia umowy cecorskiej wyruszył
do Stambułu poseł, kasztelan Golski. Poinformował on
nowego sułtana Mehmeda III (1595-1603), że Polacy,
29 M. B i e l s k i , op. cit., s. 1734. Według Bielskiego Zamoyski

przekroczył Prut 6 października i tego też dnia rozpoczął


wznoszenie fortyfikacji.
30 S. G r z y b o w s k i , op. cit., s. 269.
42

angażując się w sprawy Mołdawii, nie złamali pokoju


z Turcją. Jednocześnie dano Turcji do zrozumienia, że
odtąd król będzie mianował hospodarów, którym jednak
pozostawał obowiązek płacenia sułtanowi haraczu, jak to
było dotychczas. W listopadzie odnowiono akt przyjaźni
zawarty z sułtanem Muradem III. W następnym roku
sekretarz królewski Jan Herburt zawarł nowy układ, w któ­
rym sułtan zobowiązywał się do gwarancji nienaruszalności
granic Rzeczypospolitej przez czambuły tatarskie. Chan
miał natomiast spieszyć z pomocą na każde zawołanie
króla polskiego. W zamian Polacy zobowiązani byli wysyłać
Tatarom podarki. Ponadto sułtan akceptował Mohyłę na
mołdawskim tronie, zgadzając się na polską dominację
w tym kraju 31.
Potwierdzone umowami polsko-tureckimi status quo trwało
do 1600 roku, lecz uwertura do wydarzeń, które poruszyły
polityków Rzeczypospolitej, Turcji i Austrii, nastąpiła rok
wcześniej. W marcu 1599 roku z tronu siedmiogrodzkiego
zrezygnował Zygmunt Batory. Przekazawszy księstwo kardy­
nałowi Andrzejowi Batoremu, wyjechał do Polski. Andrzej
tymczasem zerwał z prohabsburską polityką swego poprzed­
nika i ogłosił się lennikiem tureckim32. Nic zatem dziwnego,
że decyzje księcia Batorego wywołały ostrą i natychmiastową
reakcję Rudolfa II. Nad granicą siedmiogrodzką stanął
generał Jerzy Basta. Z drugiej strony od wschodu zdążał
Michał Waleczny, cesarski sojusznik. To jemu w razie
pokonania Batorego miał przypaść Siedmiogród. Tym samym
rysowała się przed Michałem szansa zjednoczenia Siedmio­
grodu, Wołoszczyzny i Mołdawii w jedno państwo. Michało­
wi wydawało się, że oto wreszcie ziszczą się jego marzenia.
Zagrożony Andrzej Batory wyruszył w pole na czele
armii; pod Sybinem natknął się na Michała. Nim jednak
31
Rozmowy polsko-tureckie przedstawili: Z. S p i e r a l s k i , op. cit.,
s. 148; J. B e s a 1 a, Stanisław Żółkiewski, s. 100.
32
Z. S p i e r a l s k i , op. cit., s. 150.
43

doszło do bitwy, znajdujący się w obozie Batorego legat


papieski Malaspina zdecydował się pogodzić obie strony.
Legat bawił już u boku Batorego od pewnego czasu,
próbując nakłonić go do poddania się woli cesarza. Batory
zwlekał z decyzją. Teraz, gdy dwie armie stały naprzeciw
siebie, a cesarskie wojsko czyhało nad granicą, Malaspina
uznał, że oto nadszedł odpowiedni moment do działania.
Wizyta, którą złożył w obozie Michała, przekonała go
o dobrej woli hospodara wołoskiego. Jednak aby rozpocząć
negocjacje, Michał stawiał warunek: Batory miał się
wycofać z zajmowanych pozycji. Tak też się stało. Malas­
pina przekazał żądania hospodara, do których zastosował
się książę siedmiogrodzki. Michał Waleczny tymczasem
zajął opuszczony obóz Batorego.
Ponowna wizyta Malaspiny w wołoskim obozie przynios­
ła rozczarowanie. Michał stwierdził, że nie ma szansy na
consensus. W rezultacie doszło do bitwy, w której Batory
został pokonany i ratował się ucieczką do Mołdawii.
Złapany po drodze przez Szeklerów (lud zamieszkujący
Siedmiogród), został zamordowany. Odcięto mu głowę
i przesłano Michałowi Walecznemu. Nowy pan Siedmio­
grodu jako lennik turecki (oficjalnie, w rzeczywistości
stronnik cesarza) doskonale wiedział, że w Stambule źle
przyjmą zjednoczenie dwóch krajów pod berłem jednego
władcy. Zdecydował więc zrzec się Wołoszczyzny na rzecz
swojego syna Mikołaja Patrescu. Sułtan nie czynił przeszkód
takiemu rozwiązaniu. Odtąd Michał mógł czuć się panem
zarówno Siedmiogrodu, jak i hospodarstwa wołoskiego
— syn Mikołaj był bowiem pod całkowitym wpływem
ojca. Do zrealizowania ambitnych planów pozostało Mi­
chałowi już tylko zajęcie Mołdawii. Tam, jak pamiętamy,
rządził Jeremi Mohyła, popierany przez Polskę. Ewentualny
atak na Mołdawię musiał zakończyć się sporem z Rzecz­
pospolitą. Z tego Michał zdawał sobie doskonale sprawę.
Rozpoczął więc akcję dyplomatyczną, mającą na celu
44

uwikłanie Rzeczypospolitej w konflikt z Moskwą, Szwecją


i cesarzem.
Przygotowania wojenne Michała wywołały niepokój
w Mołdawii i Rzeczypospolitej. Żółkiewski zapewnił Jere­
miego Mohyłę, że w razie potrzeby przyjdzie mu z pomocą.
Na razie wysłał do Suczawy i Chocimia rotmistrzów
z wojskiem, a ponadto postanowił zaopatrzyć Chocim
w broń i kule33. Jeremi miał zająć się gromadzeniem
żywności dla obiecanej pomocy z Rzeczypospolitej. Z nie­
pokojem na poczynania Michała patrzył również sułtan.
Wysłał nawet pismo do Zygmunta Wazy z propozycją
pomocy. Król jednak nie widział potrzeby mieszania się
Turcji do sprawy mołdawskiej. Wysłał za to Zamoyskiemu
list z rozkazem udzielenia Jeremiemu pomocy. Okazało się
jednak, że sejm 1600 roku nie poparł wyprawy i nie
uchwalił podatków. Zamoyski jednak nie zamierzał rezyg­
nować ze swoich zamiarów.
Gdy na sejmie ważyły się losy wyprawy mołdawskiej,
Michał Waleczny, informowany przez swoich stronników
w Rzeczypospolitej o niechęci szlachty do wojny, ruszył
niespodziewanie ku Suczawie, gdzie stał z wojskiem Jeremi
Mohyła. „Mohyła nie zląkł się jednak i wyszedł z hufcami
swymi, jakie miał przy boku, i dwustu Polakami przeciw
Michałowi. Płoche i zmienne Wołochy [Mołdawianie],
wsadziwszy czapki na dzidy na znak poddania się, uciekli
do Michała" 34.
Zwycięstwo walecznego hospodara było niekwestionowa­
ne. Jeremi wraz z Polakami cofał się na północ ku Choci-
mowi. Michał Waleczny szedł krok w krok za swoim
adwersarzem. Lecz Jeremi nie zatrzymał się w Chocimiu;
przeprawił się przez Dniestr i podążył do Kamieńca, gdzie
33
J. B e s a 1 a, Stanisław Żółkiewski, s. 126.

34 R. H e i n d e n s t e i n, Dzieje Polski od śmierci Zygmunta Augusta,

(tłum. z łaciny M. Gliszczyński) t. II, Petersburg 1857, s. 407, cyt. za: Z.


S p i e r a l s k i , op. cit., s. 152.
45

ze skromną armią stał Żółkiewski. Zdążył przed zablokowa­


niem twierdzy chocimskiej przez Babę Nowaka, którego
Michał zostawił nad Dniestrem, sam zaś zawrócił do Suczawy
i zdobył ją, przekupując polskiego komendanta Trzaskę.
Żółkiewski czekał. Był zbyt słaby, aby pokusić się
o uderzenie na oblegany Chocim. Nie chciał jednak cofnąć
się znad granicy w obawie przed atakiem Serbów Nowaka.
Jak się zresztą okazało, Nowak przedarł się na Pokucie,
grabiąc tamtejsze wsie. Zagon Nowaka był odpowiedzią
Walecznego na odmowę przyjęcia przez króla Zygmunta
hołdu, jaki Michał gotów był złożyć polskiemu królowi
z zajmowanych przez siebie trzech państw. Zygmunt nie
zniżył się jednak do rokowania z „wołoskim chłopem"35.
W tym czasie na północy pod Glinianami nieopodal
Lwowa Zamoyski z trudem zbierał wojsko. Do obozu
hetmańskiego przybywały głównie chorągwie magnackie36.
Tak więc przyprowadził swoich żołnierzy Marek Sobieski,
dziad króla Jana III, z Litwy przybyli bracia Chodkiewi-
czowie: Jan Karol, który okryje się sławą pod Kircholmem
i Chocimiem, i Aleksander, książęta Zbarascy i Potoccy.
Mohyła wystawił oddział liczący 1500 żołnierzy, w tym
500 piechoty. Z taką siłą Zamoyski połączył się z Żółkiew­
skim i razem 6 września przekroczyli granicę mołdawską
na czele 20-tysięcznej armii. Droga była wolna. Na wieść
o marszu hetmanów pozostawione pod Chocimiem wojsko
wycofało się i ustępowało ku granicy siedmiogrodzkiej.
We wrześniu wybuchł w Siedmiogrodzie bunt Sasów
i Węgrów źle traktowanych przez Michała. Sytuacja hos­
podara była trudna, na domiar złego Sasi wezwali na
pomoc generała Jerzego Bastę, który nie dał się długo
prosić i wkroczył do Siedmiogrodu. Przed Michałem
zarysowała się wizja wojny na dwa fronty: z Polską
35 L. P o d h o r o d e c k i , Stanisław Żółkiewski, s. 97.

36J . B e s a l a , Stanisław Żółkiewski, s. 128; Z. S p i e r a 1 s k i w


Awanturach mołdawskich lokalizuje obóz hetmański pod Trebowlą.
46

i Austrią. Zamoyski zaś dotarł po 10 dniach marszu do


Suczawy. Tam, przebrawszy się za ciurę obozowego,
obejrzał fortyfikacje, które okazały się trudne do zdobycia.
Zrezygnował z długiego i ryzykownego oblężenia. Ciężka
sytuacja Michała, który według informacji, jakie miał
hetman, został pokonany przez Bastę pod Miriszlo 18
września", dawała szansę zajęcia Siedmiogrodu. Zamoyski
nie czekał. Wysłał na zachód Jakuba Potockiego na czele
siedmiotysięcznego oddziału, sam zaś zostawił pod Suczawą
nieliczny oddział blokujący twierdzę, a z resztą armii
poszedł na południe ku granicy wołoskiej.
A jednak Michał mimo klęski odzyskał zaufanie gene­
rała i cesarza. Sytuacja po raz kolejny przyjęła nie­
spodziewany obrót. Zamoyski obawiał się spotkania z woj­
skami cesarsko-wołoskimi i przesłał Potockiemu rozkaz
wycofania się do głównej kolumny. Do spotkania Potoc­
kiego z Zamoyskim doszło 11 października na przełęczy
Buzau. Połączone oddziały, do których dołączyli jeszcze
Kozacy, ruszyły ku Bukaresztowi. Droga wiodła nieopodal
góry Slemo obsadzonej przez Babę Nowaka, tego samego,
który próbował zająć Chocim i najechał Pokucie. Zasadzka
przygotowana przez Serbów nie udała się dzięki Kozakom,
którzy, jadąc w przedniej straży, zaskoczyli przeciwnika
niespodziewanym uderzeniem. Nowak został rozbity,
a Michał Waleczny wycofał się w góry i zajął pozycję
między rzeką Terezyną a potokiem Buków, nieopodal wsi
o tej samej nazwie.
Zamoyski nie od razu ruszył za Michałem. Dopiero po
trzech dniach odpoczynku, w nocy z 19 na 20 października,
stanął naprzeciw armii hospodara, czekającej za Bukowem
na defensywnych pozycjach38. Za sobą od północy miał

J. B e s a l a , Stanisław Żółkiewski, s. 131.


37

D. S k o r u p a , Bitwa pod Bukowem 20 października 1600 r., w:


38

Staropolska sztuka wojenna XVI-XVII w., red. Nagielski M., Warszawa


2002, s. 29.
47

góry porośnięte lasem bukowo-dębowym. Strome zbocza


osłaniały lewe skrzydło Michałowej armii, zabezpieczając
ją od nieprzyjaciela. Przed frontem strumień rozlewał
się, tworząc bagnistą łąkę39. Za nim w lesie umieścił
Michał piechotę z armatami. Resztę armii rozłożył za
lasem, ukrywając ją przed wzrokiem Zamoyskiego40.
Tymczasem w tumanach mgły rozwinęła szyki polska
armia. Dwadzieścia tysięcy żołnierzy ustawiono na brzegu.
Lewym skrzydłem dowodził Mikołaj Daniłowicz, centrum
prowadził hetman Żółkiewski, nad prawym komendę
sprawował Marek Sobieski. Zamoyski zostawił sobie
dowództwo hufu walnego, a w odwodzie pozostawił
pułk lubelski Mikołaja Strusia41.
Bitwa rozpoczęła się od opanowania góry — tej, która
broniła lewego skrzydła armii wołoskiej. Michał nie spo­
dziewał się uderzenia z tej strony. Zamoyski zaś rozkazał
ustawić na zdobytej pozycji armaty i kanonadą przestraszyć
Wołochów. Wahania hetmana co do dalszych kroków
i przedłużający się ostrzał, który mimo wszystko nie przynosił
rozstrzygnięcia, spowodowały obawy Żółkiewskiego o dalsze
losy bitwy. Razem z Markiem Sobieskim wybrał się Żół­
kiewski na górę, z której Zamoyski obserwował bitwę.
Hetman polny przekonał kanclerza do rozpoczęcia bitwy.
Zamoyski wreszcie zgodził się na przeprowadzenie ataku.
Pierwsze ruszyło prawe skrzydło. Kozacy i piechota
przeszli potok, brnąc w nim po pas, i uderzyli na piechotę
wołoską. Za nimi uderzyła jazda. Wołosi tymczasem zaczęli
się cofać pod naporem polskiego ataku. Kiedy coraz więcej
żołnierzy Walecznego szukało ratunku w ucieczce i schro­
nienia w okolicznych lasach, do bitwy włączył się Sobieski.
Chaos wkradł się w szeregi nieprzyjaciela, Wołosi zaczęli
uciekać pojedynczo i grupkami, piechota zaś ginęła pod
39 Ibidem.
40 Ibidem, s. 28.
41 J. B e s a l a , Stanisław Żółkiewski, s. 132, 133.
48

ciosami polskich jeźdźców. Lewe skrzydło wojsk Michała


Walecznego zostało rozbite. W centrum Żółkiewski miał
trudniejsze zadanie, jednak uderzenie prawego skrzydła
i porażka piechoty podłamała ducha bojowego Wołochów.
Niestawiający już wielkiego oporu żołnierze ustępowali
z pola bitwy. Armia uciekła, a razem z nią ich wódz Michał
Waleczny 42.
Zwycięstwo otworzyło Polakom drogę do Bukaresztu.
W mieście osadzono na tronie brata Jeremiego Mohyły,
Szymona. Rzeczpospolita rozszerzyła swoje panowanie aż
po Dunaj, zabezpieczając granice przed turecką agresją
i powstrzymując ekspansję zarówno tureckiego sułtana, jak
i cesarza. Michał schronił się w Siedmiogrodzie, jednak nie
zrezygnował z wołoskiego tronu. Kiedy Zamoyski wrócił
do Polski, uderzył na Szymona Mohyłę. Pod koniec
listopada został pokonany nad rzeką Arges przez pozo­
stawionych Szymonowi do pomocy Potockich. Pobity po
raz kolejny, schronił się Michał na dworze cesarza w Pradze.
Ani wołoskiego, ani siedmiogrodzkiego tronu już nigdy nie
odzyskał. Owszem, była taka szansa w 1601 roku, kiedy
Zygmunt Batory, wspomagany przez Turków i Polaków,
pokusił się o księstwo siedmiogrodzkie. Jednak gdy Batory
został pokonany przez wojsko cesarskie, Michał Waleczny
został zamordowany. Nie wiadomo, czy padł ofiarą decyzji
cesarza, obawiającego się ambitnego sprzymierzeńca, czy
może samowolnej decyzji generała Basty, któremu marzyło
się panowanie w Siedmiogrodzie 43.
Rządy Mohyły na Wołoszczyźnie nie trwały długo.
Kierowanie państwem twardą ręką nie zjednało mu popar­
cia. Przeciwnie, już w czerwcu 1601 roku bojarzy na czele
z Serbanem podnieśli bunt, który udało się Mohyle stłumić
przy pomocy Tatarów. We wrześniu wybuchł kolejny bunt.
Tym razem tron zajął Raduł Mihnea. Utrzymał się na nim
42
L. P o d h o r o d e c k i , Stanisław Żółkiewski, s. 105.
43
Z. S p i e r a 1 s k i, op. cit., s. 156.
49

do marca 1602 roku, gdy ponownie utracił go na rzecz


Mohyły. W sierpniu Turcy obalili Szymona Mohyłę,
deleguje na tron w Bukareszcie Radu Serbana. Rzeczpo­
spolita nie mogła zareagować. Od roku prowadziła wojnę
w Inflantach ze Szwecją.
Tak kończył się wiek XVI, wiek naznaczony przyjazną
neutralnością między sąsiadującymi ze sobą chrześcijańską
Rzeczpospolitą i islamską Wysoką Portą. Mimo że z obu
stron tliło się zarzewie konfliktu, które podsycały wyprawy
to kozackie, to tatarskie, a wojna nierzadko wisiała nad obu
państwami niczym miecz Demoklesa, przeważała racjonalna
polityka dyplomatów i zdrowy rozsądek monarchów.
ROZDZIAŁ II
TURCJA I CHANAT KRYMSKI W XVI WIEKU

W XVI wieku imperium osmańskie osiągnęło apogeum


rozwoju. Podboje krajów bałkańskich i wybrzeży Morza
Czarnego pozwoliły Turcji mocno stanąć na kontynencie.
Po opanowaniu Peloponezu, Albanii, Bośni i Hercegowiny
imperium uzyskało granicę z Węgrami i Rzeszą Niemiecką,
a tym samym zaczęło zagrażać chrześcijańskiej Europie.
W 1484 roku Turcy zdobyli mołdawską Kilię i Białogród
— porty czarnomorskie. To wydarzenie wzmocniło gos­
podarczo Turcję i odbiło się niekorzystnie na polskim
handlu wschodnim. Ucierpiał zwłaszcza Lwów. Kilka lat
wcześniej, w 1477 roku, Porta zdobyła Kaffę i zhołdowała
Chanat Krymski. W Europie pojawiła się nowa potęga
— tym niebezpieczniejsza, że gotowa zagrozić suwerenno­
ści państw chrześcijańskich.
Lecz nie tylko Europa stanowiła cel osmańskich wojen.
Rozłam islamu na sunnitów i szyitów doprowadził do konfliktu
turecko-perskiego. W latach 1513-14 Turcy zajęli Armenię
i Mezopotamię, spychając Persję na wschód. Wojny między
tymi państwami miały się toczyć w nadchodzącym stuleciu
jeszcze parokrotnie. Tymczasem na początku XVI wieku
Turcy opanowali Syrię i Egipt, a wraz z nim Mekkę i Medynę,
51

dwa najważniejsze miasta islamu. Od tego momentu sułtan


osmański został opiekunem religii muzułmańskiej i jej religij­
nym i politycznym przywódcą — kalifem.
W 1522 roku, już za panowania Sulejmana Wspaniałego,
Turcy zajęli bronioną przez joanitów wyspę Rodos. Te
nowe nabytki pozwoliły imperium zapanować nad szlaka­
mi handlowymi we wschodniej części basenu Morza
Śródziemnego, prowadzącymi na Bliski Wschód i dalej
w okolice Zatoki Perskiej i Indii. W tym samym mniej
więcej czasie prowadzone przez Portugalczyków wyprawy
doprowadziły do odkrycia drogi na Ocean Indyjski,
okrążającej Afrykę. Zdobycie przez Portugalczyków So-
kotry w 1506 i Hormuzu w 1515 roku było zagrożeniem
dla handlu tureckiego. Aby utrzymać panowanie nad
handlem na pograniczu Azji i Europy, a zarazem stawić
opór Portugalczykom i państwom włoskim, Sulejman
zdecydował się na rozbudowę floty. Wojna wydawała się
tylko kwestią czasu. Handel na Oceanie Indyjskim był
zbyt kuszącym kąskiem, aby Sulejman miał z niego
zrezygnować. Wreszcie do sułtana dochodziły prośby
o pomoc od małych, zagrożonych przez Portugalczyków,
państw muzułmańskich 1.
Do wojny z Portugalczykami jednak nie doszło: Sulej­
man uznał za priorytet pokonanie Persji. W odpowiedzi
na inspirowane z polecenia szacha Tahmasba bunty
w pozostającej pod panowaniem Turcji Anatolii, w 1534
roku armia imperium uderzyła na Persję. Kampania
miała pomyślny przebieg dla Porty. Jeszcze tego samego
roku zdobyto Bagdad. Wojna zakończyła się rozejmem
w 1536 roku. Nie przyniósł on jednak końca walk
pomiędzy obu zwaśnionymi muzułmańskimi państwami.
Jeszcze dwa razy za panowania Sulejmana II doszło do
wojny z Persją. Zwycięstwa w latach 1548-1549

1 J. Ł ą t k a , Sulejman II Wspaniały, Warszawa 2004, s. 62.


52

i 1553-1555 potwierdziły nabytki terytorialne Turcji


w dorzeczu Eufratu i Tygrysu.
Tymczasem konflikt z Portugalią narastał. W 1538 roku
doszło do wyprawy tureckiej na Ocean Indyjski pod
rozkazami Hadina Sulejmana-paszy. Przejściowo opano­
wano twierdzę Du, a w 1547 roku Hormuz. Wreszcie
admirał Sidi Ali Reis pobił Portugalczyków pod Hormuzem
w 1555 roku, lecz jego flota została zniszczona w zatoce
Gudżarat. Jeszcze kilku innych admirałów wyprawiało się
na Ocean Indyjski, między innymi sławny Piri Reis, ale ich
wyprawy nie przyniosły trwałych skutków. Z czasem też
flota turecka straciła swoją siłę, a i pogrążone w kryzysie
państwo więcej uwagi poświęcało obronie swoich granic
2
niż ekspansji i rywalizacji zamorskiej .
Do połowy XVI wieku Porta opanowała wschodnie
wybrzeża Zatoki Perskiej i Jemen na Półwyspie Arabskim.
W Afryce, po zajęciu Egiptu, Turcy wyruszyli na zachód
wzdłuż brzegów Morza Śródziemnego, zajmując Algierię
i Tunezję. Stąd prowadzili wyprawy łupieżcze przeciw
habsburskim posiadłościom w Hiszpanii i we Włoszech. Te
wyprawy, na których czele stał korsarz Chaireddin Rudo­
brody, sprowadziły na Porte odwetową wyprawę cesarza
Karola V, który w 1535 roku odzyskał Tunezję. Sukces
Hiszpanów był jednak krótkotrwały. Klęska floty hiszpań­
skiej w 1541 roku u wybrzeży Algierii otworzyła Turcji
drogę do trwałych zdobyczy w północnej Afryce. W 1551
roku włączono do imperium Trypolitanię. Trzy lata później
3
zhołdowano Algierię .
Zderzenie interesów habsburskich i osmańskich na
Bałkanach i w zachodniej części basenu Morza Śród­
ziemnego doprowadziło do konfliktu między obu rywa­
lami, a w konsekwencji do poszukiwania sojuszników
2
J. R e y c h m a n , Historia Turcji, Warszawa 1973, s. 75.
3
Z. W ó j c i k , Historia powszechna XVI-XVII w., Warszawa 1995,
s. 248.
53

przez Portę. W 1536 roku zawarto porozumienie między


Francją a Turcją, tzw. kapitulację. Było to wprawdzie
porozumienie handlowe, którego celem była ochrona
kupców chrześcijańskich na terytoriach zależnych od
Porty, niemniej jednak traktat stanowił podstawę współ­
pracy politycznej francusko-tureckiej, wymierzonej
w państwa Habsburgów 4.
Habsburgowie opierali się głównie na własnej sile
i autorytecie papiestwa, z którego pomocą prowadzili
politykę antyturecką i organizowali krucjaty. Nie zapomnieli
jednak o śmiertelnym wrogu Turcji na wschodzie — Persji;
tam z mniejszym lub większym skutkiem szukali sojusznika.
Kiedy w 1570 roku Porta opanowała wenecki Cypr — wy­
spę, z której organizowano korsarskie wyprawy na wybrzeża
Turcji — Wenecja, Hiszpania i Państwo Kościelne utwo­
rzyły Ligę Świętą. Fiaskiem zakończyły się starania o po­
zyskanie Polski, Moskwy i Persji.
W nadchodzącej wojnie Hiszpanie liczyli na odebranie
pokonanej Turcji posiadłości w północnej Afryce; szcze­
gólnie zależało im na Tunisie5; Wenecja chciała odzyskać
Cypr. W 1571 roku silna flota chrześcijańska pod
dowództwem Don Juana d'Austria, nieślubnego syna
cesarza Karola V, wypłynęła na wschód. Bitwa, do której
doszło w Zatoce Korynckiej pod Lepanto 7 października
1571 roku, zakończyła się klęską Turcji i rozbiciem floty
muzułmańskiej. Jednak państwa chrześcijańskie nie wy­
korzystały tego wspaniałego zwycięstwa. Spory w łonie
Ligi spowodowały jej pasywność. Wenecja wycofała się
z niej w 1573 roku, podpisując traktat z Turcją i wy­
rzekając się Cypru. Hiszpania walczyła jeszcze przez
rok, lecz i jej nie sprzyjało szczęście, a rozbieżności
między Don Juanem i Filipem II paraliżowały działania
armii i floty. Tymczasem to Turcy odbudowali flotę i już
4
Z. W ó j c i k, Historia..., s. 250.
5
G. P a r k e r , Filip II, Warszawa 1985, s. 101.
54

w 1574 roku odzyskali Tunezję. Po czterech latach na


tronie sąsiedniego Fezu zasiadł popierany przez Portę
6
Abu Marwan Add al-Malik .
Tymczasem na przeciwległym krańcu imperium ry­
sowała się szansa nowych podbojów. Po śmierci szacha
perskiego Tahmaspa w 1576 roku doszło w Persji do
zamieszek. Niepokoje w kraju sąsiada chciał wykorzystać
sułtan Murad III. Nie odwiodły go od tych zamiarów
argumenty wezyra Sokollu i już w następnym roku
silna armia turecka przekroczyła granice Persji. Działania
toczyły się przede wszystkim w okolicach twierdzy
Kars. Porta opanowała Azerbejdżan i Armenię, wojska
sułtana wkroczyły do Tyflisu i Tebrizu. A jednak Persowie
mimo przewagi technicznej armii osmańskiej zdołali
zadać najeźdźcom cios. Szczęście zaczęło opuszczać
Turków wraz ze śmiercią wezyra Sokollu w 1579 roku.
Wojna się przedłużała. Dopiero po jedenastu latach
zawarto umowę Fehad-paszy, na której mocy Azerbejdżan
z Terbizem, Gruzja i ziemie na Kaukazie po Morze
Kaspijskie przeszły pod władanie Turcji 7.
Koniec panowania Sulejmana II Wspaniałego w 1566
roku był jednocześnie końcem sukcesów Turcji na arenie
międzynarodowej w XVI wieku. Trzej jego następcy:
Selim II (1566-1574), Murad III (1574-1595) i Maho­
met III (1595-1603) nie posiadali talentu swojego po­
przednika — żaden z nich nie dorównywał Sulejmanowi
jako polityk, wódz i organizator. Nikt z nich nie miał też
autorytetu, który poruszyłby tłumy do wielkich przedsię­
wzięć. Tymczasem w Europie dalej obawiano się Turcji
i traktowano ją jako groźnego partnera w polityce.
Niemniej jednak imperium pogrążało się w kryzysie,
którego początków można dopatrzyć się jeszcze za
rządów Sulejmana II.
6
J. R e y c h m a n , op.cit., s. 91.
7
J. R e y c h m a n , op.cit., s. 92.
55

Osłabienie Turcji wykorzystali Persowie, a i na Bał­


kanach doszło do starć między wojskami Habsburgów,
Rzeczypospolitej i Turcji. W obu tych konfliktach Turcja
musiała uznać się za pokonaną. Na Bałkanach nie za­
gwarantowano sobie dominacji, tracąc na rzecz rywali
wpływy w księstwach naddunajskich. Zresztą konflikt
bałkański nie wygasł i trwał aż do podpisania pokoju
z Austrią w 1606 roku, a nawet przeciągnął się na
następne lata. W tym czasie trwała też wojna z Persją i to
właśnie zagrożenie perskie miało wpływ na decyzję
o traktacie z Habsburgami. Persowie, którzy pod rządami
szacha Abbasa I (1587-1628) unowocześnili armię
i wzmocnili państwo, osiągali sukcesy w wojnie z im­
perium, opanowali Azerbejdżan, Gruzję i Mezopotamię.
Wojna toczyła się jeszcze dziesięć lat. W 1612 roku
Turcja musiała uznać zdobycze perskie, zaś w 1623
8
Abbas zajął Bagdad .
Imperium osmańskie było państwem, w którym absolutna
władza spoczywała w ręku sułtana-padyszacha, potomka
Osmana. Sprawował on władzę wykonawczą, ustawodawczą
i sądowniczą, był najwyższym dowódcą i głową islamu.
Pomocą i radą służyli sułtanowi wezyrowie. Skupiały ich
dwa ciała: kolegium doradców, tzw. Dywan, i Wysoka
Porta, czyli rząd turecki9. Na czele Wysokiej Porty stał
wielki wezyr, zastępca padyszacha i w razie potrzeby wódz
armii tureckiej. Obok wielkiego wezyra główne funkcje
spoczywały w rękach nisanci basi — kierującego kancelarią,
z czasem jego funkcje przejął kiahia bej. Reis efendi
zajmował się polityką zagraniczną. Oprócz wymienionych
dygnitarzy do warstwy rządzących zaliczali się też uczeni
— ulemowie, wśród nich kadi i mufti. Pierwszy spec­
jalizował się w prawach duchownych, rodzinnych i spadko­
wych; drugi parał się prawem muzułmańskim opartym na
8 Z. W ó j c i k, Historia..., s. 316.

9 Z. W ó j c i k, Historia..., s. 254.
56

Koranie10. Każdy z wymienionych dostojników, bez wzglę­


du na zajmowane stanowisko, zobowiązany był do bez­
względnego posłuszeństwa padyszachowi.
Dygnitarzy rekrutowano z wybitnych lub przynajmniej
zdolnych jednostek. Wynikało to z zasady powoływania na
urzędy państwowe osób pochodzących z jasyru — nie­
wolników, podobnie jak janczarowie wychowanych w kul­
turze islamu. Tych spośród niewolników, którzy cha­
rakteryzowali się bystrością umysłu czy sprytem, polecano
służbie państwowej. Droga do objęcia funkcji w państwie
była jednak jeszcze daleka i trudna. Przez piętnaście
lat trwała nauka. Zaczynano od lekcji pisania, czytania
i przyswojenia sobie reguł islamu; później przychodził
czas na języki (perski i arabski), sztukę wojenną, wy­
chowanie rycerskie i regulamin służby dworskiej11. Po
zakończeniu nauki najwybitniejsi z wybitnych zostawali
paziami sułtana; takim był m.in. Mehmed Sokołłu. To
do nich należała przyszłość w armii czy Dywanie. Reszta
rozjeżdżała się po dworach dygnitarzy 12.
Wszelkie reguły, według których toczyło się życie
w imperium osmańskim, określała „Księga praw" opraco­
wana za panowania Mehmeda Zdobywcy, a uzupełniona
przez Sulejmana Wspaniałego 13.
Podstawą gospodarki Turcji był system lenny oparty na
własności ziemskiej. Ziemia według prawa muzułmańs­
kiego należała do Allacha. Za pośrednictwem sułtana była
wydzierżawiana zwykle dostojnikom i rycerzom w zależ­
ności od ich zasług wojennych. W zamian każdy z dzier­
żawców był zobowiązany do służby wojskowej w pełnym
rynsztunku, z podległymi sobie ludźmi. Zakaz dziedzicze­
nia ziemi zarówno przez dostojników, jak i zwykłych
10
J. Pa j e w s k i, Buńczuk i koncerz, Poznań 2003, s. 21-22.
11 M . D u c z m a l , op. cit., s. 97.
12 Ibidem, s. 98.
13 Ibidem, s. 97.
57

rycerzy powodował, że każde pokolenie wojowników


dążyło do podboju nowych terenów i tym samym do
wzrostu swoich zasług i nadań. To znów powodowało, że
zaborcza polityka imperium była niemalże permanentna.
Nieco później nastąpiły odstępstwa od zasady rozdawania
ziem wojownikom. Coraz częściej nadawano je kupcom,
a nawet niewolnikom. To wpłynęło na osłabienie siły
i waleczności armii. Wojny coraz rzadziej kończyły się
sukcesami, a to ograniczało dopływ łupów i zmniejszenie
opłat lennych. Brak pieniędzy przyczynił się do powol­
nego, lecz nieustannego osłabienia gospodarki i z czasem
14
całego państwa .
Ogromne państwo osmańskie nie było łatwe w rzą­
dzeniu. Aby w miarę możliwości ułatwić sobie spra­
wowanie władzy, podzielono imperium na prowincje.
Trzy główne to: Anatolia w Azji Mniejszej, Rumelia
na Półwyspie Bałkańskim, i Bośnia. Te prowincje,
zarządzane przez bejlerbejów, dzieliły się na mniejsze
okręgi — paszałyki, w których władze sprawowali
paszowie. Niżej stali sandżakbejowie kierujący san-
dżakami i podlegli im subaszi 15.
Oprócz krajów bezpośrednio włączonych do państwa
tureckiego, w ich granicach znajdowały się również
księstwa lenne, wśród nich Mołdawia, Wołoszczyzna
i Chanat Krymski. Tu rządy sprawowali lokalni władcy,
zatwierdzani lub nierzadko wyznaczani przez sułtana.
Obowiązkiem lennika była wierność swojemu zwierzch­
nikowi, zbrojne wspomaganie go w razie wojny i odsyłanie
do skarbca państwowego wysokiej opłaty pieniężnej.

14 J. P a j e w s k i, op. cit., s. 22, 23.


15 Struktura imperium osmańskiego przedstawiona przez J. Pajews-
k i e g o w Buńczuku i koncerzu różni się od przedstawionej w Historii
powszechnej Z. W ó j c i k a. Opierałem się głównie na pracy prof. Wójcika.
Zainteresowanych szczegółami odsyłam do powyższych opracowań, jak
do: J. R e y c h m a n, op. cit.; J. Ł a t k a , op. cit.
58

Z tego ostatniego obowiązku zwolnieni byli chanowie


Krymu. Z Bachczysaraju nie tylko nie odpływały pieniądze
do Stambułu, lecz to Turcy płacili Tatarom roczną opłatę,
której znaczną część stanowiły dochody celne z Kaffy.
Z jednej strony miała ona zrekompensować Tatarom
trybut płacony ongiś przez Genueńczyków z handlu w tym
mieście, z drugiej miała zapewnić Turcji posiłki tatarskie
w razie potrzeby.
Chanat już w 1477 roku został podporządkowany
imperium. Wówczas to na Krymie rozgrywała się walka
o tron między kilkoma konkurentami. W konflikt włą­
czyła się sąsiednia Wielka Orda popierająca jednego
z kandydatów — Dżanibeka, i na prośbę Emineka-beja
z arystokratycznego rodu Szirinów — Turcja. Sułtan
Mehmed II Zdobywca wysłał na Krym wojsko, usunął
wszystkich adwersarzy, a na tronie krymskim osadził
16
Menghi Gereja I z panującej już od 1427 roku dynastii .
Nowy chan zawarł z sułtanem traktat określający wzajem­
ne relacje między obu państwami. Od tego czasu Chanat
pozostawał zależny od Turcji. Mimo oficjalnej zwierz­
chności chanowi pozostawiono możliwość decydowania
o powoływaniu urzędników i dostojników. Zagwaran­
towano wybieralność chana przez arystokrację tatarską
spośród członków panującej dynastii, lecz każdego z no­
wych władców zatwierdzał sułtan. Musiał jednak chan
uznać prawo sułtana do nominowania dostojników religij­
nych i sędziów. Liczył się również ze zdaniem sułtana
w kwestii polityki zagranicznej, choć na tym polu miał
dużą swobodę działania w stosunkach z Polską, Litwą
i Moskwą. „Stopień zależności Krymu od Porty zależał
od wielu czynników: układu sił w Europie Wschodniej
i Środkowej, stopnia zaangażowania się imperium osmań­
skiego w konflikty na innych terenach (Persja, Morze
16
W tym roku Chanat Krymski oddzielił się od Złotej Ordy. Pierwszym
chanem był Hadżi Gerej popierany przez wielkiego księcia Witolda.
59

Śródziemne, Etiopia), stosunków Chanatu z Polską i Mos­


kwą, sytuacji wewnętrznej w Turcji, pozycji sułtana we
własnym państwie, jego energii i autorytetu, zdolności
politycznych i wojskowych samych chanów, postawy
arystokracji krymskiej" 17.
Mimo ograniczeń chan miał jednak najwyższą władzę.
Po nim drugim dostojnikiem w państwie był kałga — brat
lub najstarszy syn chana. On to sprawował władzę nad
prawą, wschodnią częścią Chanatu, on też dowodził prawym
skrzydłem armii. Nieco później, w drugiej połowie XVI
wieku, wprowadzono tytuł nurredina, zarządzającego lewą
częścią państwa i lewym skrzydłem armii. Obaj byli też
współregentami. Dalej w hierarchii krymskiej stała rodzina
chana, na którą składali się: matka, synowie, żony i wnu­
kowie chana; dalej żony kałgi, córki i synowe chana oraz
naczelny mufti Kościoła mahometańskiego. Dywan złożony
z przedstawicieli czterech najważniejszych rodów, tzw.
karaczów, ustępował ważnością rodzinie chana, lecz bez
jego poparcia chan nie mógł podejmować istotnych decy­
zji18. W elicie Krymu znajdowali się również: wezyr,
kaziasker — czyli sędzia wojskowy, defterdar — minister
finansów i bej Perekopu. Ten ostatni urząd pełnił zawsze
przedstawiciel najważniejszego rodu arystokratycznego
— karaczu Szirinów 19.
XVI wiek był dla Krymu okresem rywalizacji o spadek
po Złotej Ordzie, walki z Wielką Ordą, a później z Moskwą,
o ziemie tatarskie i szlaki handlowe ze wschodu na zachód
i północy na południe. W tej rywalizacji Chanat występował
obok Polski i Litwy, które były zainteresowane podbojem
ziem ruskich, oraz Turcji, Moskwy, Persji, chanatów
Bucharskiego i Chiwańskiego.
17 L. P o d h o r o d e c k i , Chanat Krymski, Warszawa 1987, s. 26.
18 Ibidem, s. 16.
19 D. S k o r u p a, Stosunki polsko-tatrskie, 1595-1623, Warszawa

2004, s. 30.
60

Przymierza odwracały się tak często, jak często wymagała


tego skomplikowana sytuacja polityczna i cele, które
chciano osiągnąć. Najpierw to Moskwa i Krym występowały
razem przeciw monarchii jagiellońskiej i Wielkiej Ordzie.
Gdy jednak Wielka Orda została pokonana i zniszczona
przez Krym w 1502 roku, a z jej terytorium powstały nowe
chanaty — wśród nich Kazański i Astrachański — to
Moskwa stała się największą rywalką Krymu do spadku po
państwie Batu-chana. Wówczas to nastąpiło zbliżenie
polsko-tatarskie, czemu nie przeszkodziły powtarzające się
napady ordy to na Polskę, to na Litwę.
Tymczasem rywalizacja krymsko-moskiewska trwała na­
dal. Pierwszą ofiarą obu rywali padł Chanat Kazański. Gdy po
śmierci Mehmeda Emina, chana kazańskiego, człowieka,
który swoje panowanie spędził na szukaniu modus vivendi
między stronnictwem promoskiewskim a prokrymskim,
wybuchła wojna domowa, zwycięsko wyszedł z niej popiera­
ny przez Moskwę Szach Ali. Przeciwnicy nowego chana nie
złożyli broni i poprosili o interwencję chana krymskiego.
W 1521 roku orda wyprawiła się na Kazań, zajęła miasto
i obaliła Szacha Alego. Nowym chanem został Sahib Gerej,
brat Mehmeda Gereja, chana krymskiego.
Jeszcze tego samego roku dwie ordy, Krymska i Kazań­
ska, ruszyły na Ruś, dochodząc do Moskwy. Wasyl III
opuścił stolicę, która okupiwszy się Tatarom uratowała
się przed niewolą. Kres grabieżom zadała niespodziewana
wyprawa Ordy Astrachańskiej na tyły zaborców. W od­
powiedzi chan uderzył na Astrachań i podbity kraj
przyłączył do swojej domeny, przyjmując tytuł chana
astrachańskiego. Zjednoczenie chanatów nie trwało dłu­
go. Już jesienią tego samego, 1523 roku, Mehmed Gerej
zginął otruty przez nogajców działających z poduszczenia
Moskwy. Przez dwa lata trwały waśnie o tron krymski.
Wreszcie na tronie zasiadł Saadat Gerej, lecz jego
państwo nie było już tak rozległe, jak za panowania ojca.
61

Zamieszanie na Krymie wykorzystał Astrachań, wybijając


się na niepodległość, a i Kazań pomału przechylał się na
stronę Moskwy, tak że piastujący tamtejszy tron Sahib
musiał w końcu opuścić swoje dziedzictwo. Saadat Gerej
nie dał sobie jednak wydrzeć Kazania i na tronie Chanatu
zasiadł przybyły na czele ordy Safa Gerej. Po raz drugi
Krym za pomocą siły osadzał na kazańskim tronie
uległego sobie władcę.
Nowe zamieszki na Krymie — wojna o władzę między
stronnictwami kandydatów — znów osłabiły pozycję Cha­
natu na arenie międzynarodowej. W Moskwie zamierzano
to wykorzystać. W 1532 roku wojska moskiewskie opano­
wały Kazań, jednak i tym razem nie na długo. Rok lub dwa
później opromieniony chwałą zwycięzcy nowy chan krym­
ski Sahib Gerej obalił zależnego od Moskwy Dżana Alego
i przywrócił panowanie krymskie w Kazaniu i w Astra-
chaniu. Były to jedne z ostatnich sukcesów krymskich
w rywalizacji z Moskwą. W latach 40. to Moskwa zdobyła
przewagę, powoli odbierając zagarnięte ziemie. Najpierw
w 1551 roku zajęto część Chanatu Kazańskiego. Obronił
się wówczas sam Kazań. Jednak już po roku, kiedy chan
Jediger, pochodzący z Ordy Nogajskiej, nie uznał nad sobą
władzy Moskwy, na Kazań spadła kolejna moskiewska
wyprawa. Tym razem miasto zostało zdobyte. Po dwóch
latach podobny los spotkał Astrachań, a następnie Ordę
Nogajską. Tatarom nie pomogły ponawiane układy z Polską,
notabene nie rezygnowali wówczas z wypraw czy to na
Litwę, czy na Koronę. Wyprawy te były organizowane za
wiedzą chana lub bez jego zgody. Zdarzało się, że chan
wysyłał ordę na Polskę na wyraźny rozkaz swego zwierzch­
nika ze Stambułu. Porozumienie z chanem z 1552 roku
przeciw Moskwie położyło kres wielkim wyprawom, choć
napady małych oddziałów jeszcze się zdarzały.
Utrata chanatów, zbliżenie się Moskwy do granic kryms­
kiego państwa i groźba chrześcijańskiej koalicji przeciw
62

imperium osmańskiemu i jego lennikom z połowy XVI w.,


zmusiły Krym do rezygnacji z zaborczej polityki. Tym
razem to Moskale organizowali wyprawy na południe,
w czym pomagał im Dymitr Wiśniowiecki, przodek Jere­
miego — ten sam, który później zginął powieszony na
haku w Stambule. W roku 1556 spadły na Krym trzy
napady, w tym dwa zorganizowane przez Wiśniowieckiego.
W odwecie w następnym roku chan Dewlet Gerej wyprawił
się na Ukrainę i zniszczył Sicz Zaporoską, założoną przez
Dymitra na dnieprzańskiej wyspie Chortycy20. Jednocześnie
dążył chan do ugody z Iwanem IV Groźnym. Lecz Rosjanie
nie zamierzali rezygnować z pognębienia niebezpiecznego
sąsiada. Układy nie przyniosły pojednania i zimą z 1558 na
1559 rok rozmowy zostały zerwane. Zaraz też orda uderzyła
na Moskwę. Odwet moskiewski był natychmiastowy. Wios­
ną dwie wyprawy wpadły w granice Chanatu, do otwartej
wojny jednak nie doszło: Iwan zaangażował się na północy,
gdzie walczył o dostęp do Bałtyku.
Tymczasem chan w 1560 roku związał się sojuszem
antymoskiewskim z Litwą i Polską. Zadaniem ordy miało
być nękanie Moskwy najazdami. I rzeczywiście, w granice
moskiewskie wpadły czambuły tatarskie. Teraz to car
walczący z koalicją polsko-szwedzko-litewską wysyłał do
Bachczysaraju mediatorów pokojowych. Na próżno — woj­
na wybuchła.
Kampania lat 1564-1565 nie przyniosła Tatrom suk­
cesów, a już w rok później do konfliktu wmieszał się
sułtan Selim II. Jego marzeniem było opanowanie Astra-
chania i dolnego Powołża21. Wyprawa ogromnej armii
turecko-tatarskiej z 1569 roku nie powiodła się. Tatarzy
jednak nie zrezygnowali z napadów na ziemie nieprzyjaciela
i już w następnym roku nawiedzili zbrojnie moskiewskie
20
W. S e r c z y k, Na dalekiej..., s. 56.
21
L. P o d h o r o d e c k i , Chanat..., s. 110.
63

dziedziny. W tym samym też 1570 roku zakończyła się


I wojna północna i Moskale mogli skupić uwagę na Ordzie.
Mimo to atak tatarski w następnym roku dotarł aż pod
Moskwę. Car uciekł, a miasto spłonęło, grzebiąc w pogo­
22
rzelisku kilkadziesiąt tysięcy ludzi .
Sukces pod Moskwą dał chanowi Dewletowi Gerejowi,
który teraz nosił zaszczytny przydomek Zdobywcy Stolicy,
złudne nadzieje na opanowanie Astrachania i Kazania,
a nawet uzależnienie całego państwa moskiewskiego.
Jednak nieudana wyprawa 1572 roku przekreśliła marzenia
chana. Mimo to nie rezygnowano z kolejnych wypraw, nie
były one jednak groźne. Szansa opanowania utraconych
ziem została zaprzepaszczona.
Odtąd już nigdy Chanat nie był tak blisko pokonania
Moskwy. Przeciwnie, to Wielkie Księstwo Moskiewskie,
(Rosja), przejęło inicjatywę. Niemniej jednak napady ordy
na ruskie ziemie nie zakończyły się wraz ze śmiercią
Dewleta Gereja w 1577 roku. W czasie polsko-moskiews-
kich wojen za panowania Stefana Batorego, jak i później
w latach 80., Tatarzy często wyprawiali się na północ,
wyprawy ich nie były jednak w stanie podkopać struktur
moskiewskiego państwa. Mimo to w 1591 roku Tatarzy
znów podeszli pod Moskwę. Bitwa zakończyła się paniczną
ucieczką ordy. Nocą przestraszeni ogniem artylerii Tatarzy
porzucili obóz i jak kto mógł, najspieszniej umykali z pola
bitwy. Sam chan dotarł na Krym na chłopskiej furmance23.
W 1593 roku, po kolejnej nieudanej wyprawie i po
podbojach Moskwy, na Syberii zawarto pokój między obu
zwaśnionymi państwami. W zamian za złożone przez
Moskali dary chanowie rezygnowali z pretensji do dziedzic­
twa po Złotej Ordzie.
Wiek XVI był dla Krymu okresem rywalizacji z księs­
twem moskiewskim o dziedzictwo Batu-chana. Na bok
22 Ibidem, s. 114.
23 R. S k r y n n i k o w , Borys Godunow, Warszawa 1982, s. 69.
64

zeszły inne konflikty, czemu sprzyjały dobre stosunki


państw jagiellońskich z imperium osmańskim. Mimo że
najazdy ordy na południowe i wschodnie ziemie Polski
i Litwy powtarzały się, nie miały jednak zasadniczego
wpływu na wzajemne relacje między obu państwami.
Oprócz kilku epizodów nie było między nimi jawnej
wrogości, raczej szukano porozumienia przeciw wspól­
nemu wrogowi — Moskwie. Tam zaś Tatarzy ponosili to
klęski, to uzyskiwali sukcesy, niemniej jednak tracili
inicjatywę — rywalizacja powoli przynosiła powodzenie
Moskwie. Dopiero w latach 90., gdy na tronie krakows­
kim zasiadł Zygmunt III, zwolennik porozumienia
z Habsburgami, a Jan Zamoyski dążył do opanowania
księstw naddunajskich, Chanat i Rzeczpospolita stanęły
w przeciwnych obozach. Zresztą wówczas Orda była
narzędziem sułtańskiej polityki na Bałkanach i jako
lennik wypełniała swoje obowiązki.
Początek XVII wieku zwiastował nadejście nowej
epoki w stosunkach w Europie Środkowo-Wschodniej.
W księstwach naddunajskich trwało niepewne panowanie
Rzeczypospolitej, które zresztą szybko się załamało.
Próby usamodzielnienia się Mołdawii i Wołoszczyzny,
dążenia Habsburgów do hegemonii na Bałkanach, od­
wetowe wyprawy Turcji czy ekspedycje polskich mag­
natów — powiększały zamieszanie, a że imperium było
zajęte innymi konfliktami, stąd częstym gościem na
Bałkanach była Orda. Turcja zresztą w tym czasie
przeżywała kryzys i była zagrożona przez szukającą
rewanżu Persję. W takiej sytuacji oręż krymski był dla
słabnącego państwa na wagę złota. Tak więc orda
w imieniu sułtana wyprawiała się do Persji, czy też
tłumiła rebelię Dżalala (1605) wewnątrz państwa. Na
północy Rosja przeżywała okres wielkiej smuty i siłą
rzeczy zaprzestała parcia na południe. Wykorzystali to
Tatarzy, którzy niemal bezkarnie mogli wyprawiać się
65
24
po moskiewskie dobro i jasyr . Wreszcie nad Dnieprem
urosła w siłę Kozaczyzna. Odtąd wyprawy kozackie
będą nie tylko docierać do tatarskich ułusów, ale również
nad południowy brzeg Morza Czarnego i do Stambułu,
przynosząc zniszczenie i śmierć. Tatarzy nie pozostaną
bierni, organizując wyprawy odwetowe na Rzeczpo­
spolitą; tak więc często na granicy tatarsko-polskiej będą
odzywały się na trwogę czy to trąbki żołnierskie, czy
piszczałki tatarskie.

24 L. P o d h o r o d e c k i , Chanat..., s. 127.
ROZDZIAŁ III
KU PAX POLONA

Podporządkowanie Rzeczypospolitej księstw naddunajskich


i osadzenie na ich stolicach przyjaznych Polsce władców
dały podstawy spokoju na południowej granicy, choć
podstawy te były kruche i nie rokowały nadziei na długi
pokój. Tymczasem jednak Mohyła zasiadał na tronie
mołdawskim i swoim, choć niewielkim, autorytetem, jak
i powagą groźnej sąsiadki, hamował wszelkie próby buntu
czy wojen. Pozory tego pokoju były jednak w owym czasie
potrzebne Rzeczypospolitej. Po przeciwnej stronie kraju,
na dalekiej północy w Inflantach, grasowała armia księcia
Karola Sudermańskiego, regenta Szwecji, zagarniając pod­
ległe Rzeczypospolitej twierdze i miasta.
Aby zrozumieć, co skłoniło regenta do wystąpienia
przeciw potężnej Rzeczypospolitej, musimy cofnąć się do
1592 roku. Wówczas to zmarł król Szwecji Jan III Waza
(1564-1592), mąż Katarzyny Jagiellonki, ojciec króla
polskiego Zygmunta (1587-1632). Dotychczasowe stosunki
obu państw były więcej niż dobre. Sojusz i wspólne
wystąpienie przeciw Moskwie i Danii w dobie wojny
północnej dały nadzieję na długą współpracę obu państw.
Tak było w istocie jeszcze za panowania Zygmunta Augusta
67

i Stefana Batorego, choć nie brakowało sporów. Te jednak,


na razie, nie mogły naruszyć sojuszu. Nadzieje te zostały
wzmocnione po wstąpieniu na tron Rzeczypospolitej Zyg­
munta Wazy. Kiedy po śmierci ojca koronę Szwecji
odziedziczył Zygmunt, unia personalna łącząca oba państwa
zdawała się tę nadzieję potwierdzać. Stało się jednak
inaczej. Szwedzi nie zamierzali poddać się woli polskich
polityków, a tym bardziej spaść do roli podrzędnego
państwa, zależnego w mniejszym lub większym stopniu od
polskiej magnaterii i, co za tym idzie, polskiej racji stanu.
Zatem nim Zygmunt przyozdobił skronie ojcowską koroną,
musiał zgodzić się na szwedzkie warunki. Ceną koronacji
była zgoda na odzyskanie starych przywilejów przez
szlachtę oraz liczenie się króla ze zdaniem Rady i stanów.
Tym samym Zygmunt pozbawiał się decydującego głosu
i uzależniał się od dygnitarzy i urzędników, których mógł
wprawdzie powołać sam, lecz tylko spośród Szwedów
i luteran 1.
Te ustępstwa jednak nie zagwarantowały Zygmuntowi
szwedzkiej korony. Wprawdzie koronacja odbyła się w mar­
cu 1594 roku, lecz gdy tylko nowo koronowany król
opuścił kraj, do głosu doszedł jego stryj Karol. Regent
uporał się z prozygmuntowską opozycją, która musiała
szukać schronienia w Polsce. Wobec jawnej próby przejęcia
władzy przez stryja Zygmunt nie mógł pozostać obojętny.
Pojawił się w Szwecji ponownie, w 1598 roku, tym razem
z zaciężną armią. Stryj i bratanek spotkali się pod Stegebor-
giem. Bitwa zakończyła się zwycięstwem Zygmunta.
Rozmowy, do których doszło, nie dały rezultatu. Karol
stawiał twarde warunki, na które Zygmunt nie chciał się
zgodzić, przedłużając pertraktacje. Król, traktując pokona­
nych przeciwników łagodnie, czym chciał sobie zjednać
Szwedów, nieświadomie pozwolił stryjowi zebrać wojsko.

1 L . P o d h o r o d e c k i , Jan Karol Chodkiewicz, Warszawa 1982, s. 57.


68

W kolejnej bitwie pod Linkeping to Karol był zwycięzcą.


Nie miał on jednak zamiaru brać przykładu z bratankowej
łagodności — odwrotnie, zastosował się do łacińskiej
maksymy: vae victis. Zygmunt musiał przyjąć warunki
stryja; aby odzyskać wolność i móc wrócić do Polski,
wydał swoich szwedzkich stronników, którzy z rozkazu
Karola zostali ścięci.
Ostatnie akty szwedzko-polskiej unii personalnej ro­
zegrały się w lipcu 1599 roku w Sztokholmie, kiedy
to riksdag zdetronizował Zygmunta. Królem miał zostać
czteroletni syn Zygmunta, Władysław, pod warunkiem
jednak, że zostanie wychowany w Szwecji w wierze
protestanckiej. O tym Zygmunt nawet nie chciał słyszeć.
Tymczasem regent zajął sprzyjającą polskiemu monarsze
Finlandię i Estonię. Tę ostatnią prowincję Zygmunt
przyłączył do Rzeczypospolitej, co obiecał zresztą w za­
wartej ze szlachtą umowie (pacta conventa). Tym samym
wciągnął Rzeczpospolitą do wojny o koronę szwedzką.
Tej decyzji nie mógł zaakceptować ani szwedzki par­
lament, ani sam Karol Sudermański. Szwecja wstępowała
przecież na drogę rywalizacji o handel bałtycki, a Estonia,
jak również całe Inflanty, w tym handlu pełniła nie­
poślednią rolę. W odpowiedzi na decyzję Zygmunta
Szwedzi wypowiedzieli Polsce wojnę, a już w sierpniu
1600 roku sam Karol Sudermański na czele armii wkroczył
do Estonii i Inflant. Rozpoczął się konflikt, który z przer­
wami miał trwać sześćdziesiąt lat i poróżnił dwa dotąd
przyjazne sobie państwa.
Kiedy wojna ze Szwecją trwała, a liczne kampanie
gmatwały koleje konfliktu, na Ukrainie u książąt Wiś-
niowieckich zjawił się cudownie ocalony carewicz Dymitr
— rzekomo ten sam, którego w 1591 roku kazał zamor­
dować w Ugliczu Borys Godunow2. Oczywiście nikt nie

2
W. A. S e r c z y k, Poczet władców Rosji, wyd. Puls, 1992, s. 10.
69

wierzy w cudowne ocalenie; jak też się okazało, rzekomym


carewiczem był mnich Grisza Otrepiew. Samozwaniec
zjawił się w Polsce nieprzypadkowo. Stali za nim bojarzy
spiskujący przeciw Godunowowi. Sami byli zbyt słabi, aby
usunąć cara z tronu, postanowili więc poszukać pomocy za
3
granicą . Rzekomy Dymitr zdołał nakłonić magnatów,
w tym książąt Wiśniowieckich i Jerzego Mniszcha, woje­
wodę sandomierskiego, do interwencji w Moskwie. Zresztą
wziął on ślub z wojewodzianką Maryną Mniszchówna,
jakże więc teść nie miał poprzeć zięcia cara! Jemu i innym
magnatom pomogły w decyzji pewnie i obietnice bogactw
czekających na wschodzie. Z czasem do ryzykownej
imprezy przychylił się król Zygmunt, mimo sprzeciwu
Zamoyskiego i Żółkiewskiego. Liczył na uzależnienie Rosji
od Rzeczypospolitej, a w dalszej perspektywie odzyskanie
z jej pomocą tronu w Sztokholmie.
W październiku 1604 roku Dymitr Samozwaniec I wy­
ruszył na czele czterotysięcznej armii do Rosji. Szczęście
mu sprzyjało. W kwietniu następnego roku zmarł nie­
spodziewanie Godunow, który prawdopodobnie został otru­
ty4; w lipcu zaś Dymitr został koronowany na cara. Odtąd
starał się on odciąć od obietnic danych Zygmuntowi, choć
nadal trzymał przy sobie polskich doradców. Zresztą mimo
wszystko wpływ Polaków na politykę Dymitra był duży, co
nie podobało się bojarom. Nie minęło jedenaście miesięcy,
a Dymitr padł ofiarą zamachu. Przy okazji zamieszek
zginęło również wielu Polaków. Nowym carem został
Wasyl Szujski, jednak nie miał on mocnej pozycji. Przeciw­
nie, musiał walczyć nie tylko z opozycją bojarską, ale
i z nowym Samozwańcem, również popieranym przez
niektórych magnatów Rzeczypospolitej.
Wydarzenia pierwszych dwudziestu lat XVII wieku,
wybuch wojny ze Szwecją, a cztery lata później wplątanie
3 L. P o d h o r o d e c k i , Sławni..., s. 185.
4
Ibidem, s. 186.
70

się Polski w awanturę wielkiej smuty, określiły najważniej­


sze bieguny polityki. Jednak oba te konflikty miały w per­
spektywie jeden cel: powrót na tron szwedzki polskiego
króla Zygmunta III Wazy. W obu przypadkach do sukcesu
miał doprowadzić oręż. Zatem na pola Inflant i bezkresne
przestrzenie Rosji wyruszyły regularne i prywatne chorąg­
wie polskie. Masa zabijaków, banitów i łotrów, czego
najlepszym przykładem był Aleksander Lisowski, znako­
mity żołnierz, lecz, jak wielu jemu podobnych, nieuznający
nad sobą ani dyscypliny wojskowej, ani tym bardziej
sądów — pustoszyła wsie i łupiła mieszkańców. Te dwa
konflikty toczące się niemal nieustannie absorbowały gros
sił Rzeczypospolitej. Gdy weźmie się pod uwagę fakt, że
zarówno armia koronna, jak i litewska, nie były liczne,
a hetmani walczyli nie tylko z wrogiem, ale z buntującą
się, pozbawioną żołdu masą żołnierzy — trudno uwierzyć,
że to wojsko zdolne było nie tylko przeciwstawić się
obcym armiom, ale i uzyskać spektakularne sukcesy.
A jednak! Szwedzi dopiero co próbowali wyjść z marazmu,
który w armii szwedzkiej spowodowały decyzje Jana III
Wazy. Armia skandynawska nie była w stanie wytrzymać
wojskom polskim, zwłaszcza w polu. Najlepszym tego
przykładem były sukcesy Zamoyskiego w kampanii lat
1601-1602 oraz zwycięstwa Chodkiewicza — zwłaszcza to
odniesione przez Litwinów pod Kircholmem w 1605 roku.
Zaraz potem jesienią tegoż roku zawarto rozejm, który
miał obowiązywać przez trzy lata. Na północy zapanował
spokój, tymczasem jednak narastało niezadowolenie we­
wnątrz kraju, a ewentualny bunt magnatów przeciw królowi
wisiał w powietrzu.
Wybór Zygmunta na króla nie był jednoznaczny. Pamię­
tajmy, że obok Szweda część szlachty wybrała królem
Maksymiliana Habsburga. Zaś Zygmunt zawdzięczał koronę
zdecydowaniu Zamoyskiego, który nie wpuścił Habsburga
do Krakowa i pobił go pod Byczyną (styczeń 1588). Jednak
71

niezadowolona szlachta nie ograniczała się tylko do byłych


stronników Habsburga, choć stanowiła jej znaczną część.
Już pod koniec 1588 roku doszło do pierwszej scysji króla
i kanclerza. Zygmunt wbrew nadziejom Zamoyskiego nie
pozwolił sobą kierować, a w wielu kwestiach był odmien­
nego zdania niż kanclerz. Urażony hetman wielki znalazł
się w opozycji, pociągając za sobą Żółkiewskiego.
Każdy rok panowania dawał Zygmuntowi coraz moc­
niejsze podstawy do prowadzenia własnej polityki. Krys­
talizowały się więc dwa przeciwne obozy, których polem
rywalizacji był jak na razie sejm. Tymczasem żadna ze
stron nie mogła zyskać przeważającego poparcia dla swoich
idei. Zygmunt nie ustępował jednak w popieraniu kontr­
reformacji i tworzeniu własnego stronnictwa rekrutującego
przeciwników Zamoyskiego. Gdzieś w planach króla tliła
5
się jeszcze myśl ograniczenia roli sejmu na rzecz senatu .
Te plany musiał na razie zachować dla siebie. Nie był
jeszcze na tyle mocny, by pokonać parlamentarną opozycję.
Tam, gdzie mógł, nie ustępował, gdzie musiał czekać
— czekał. Dopóki żył Zamoyski, dopóty spory, nieraz
burzliwe, toczyły się w sejmie i senacie. Gdy zabrakło
kanclerza, znikł nie tylko przywódca, ale i hamulec
radykalnej opozycji. Teraz na jej czoło wysunął się woje­
woda krakowski Mikołaj Zebrzydowski. Ten nie uciekał
przed ostatecznymi środkami.
Bomba wybuchła w 1606 roku. Król zwołał sejm na
marzec. Oburzona „samowolą" króla szlachta krakowska
z Zebrzydowskim na czele zwołała szlachtę na zjazd do
Stężycy pod Warszawą. Małe poparcie zjazdu zmusiło
wojewodę do zamknięcia zgromadzenia i przeniesienia się
do Lublina. Tam udało mu się zebrać większe grono.
Tymczasem w Warszawie król ponownie zaproponował
reformę obrad sejmu. Uważał za korzystniejsze dla polityki

5
Ibidem, s. 134.
72

kraju podejmowanie decyzji większością głosów, a nie jak


do tej pory jednogłośnie, przy tym zamierzał ograniczyć
zakres dyskutowanych kwestii do spraw istotnych dla
6
Rzeczypospolitej . Chciał wprowadzić stały podatek na
zaciąg żołnierzy, niezależny od postanowień sejmu. Miał
również zamiar przeforsować zgodę na obranie Władysława
królem za swojego życia (elekcja vivente rege).
Królewskie reformy nie spodobały się opozycji; obawiano
się zamachu na wolność szlachecką. Do swoich przywilejów
szlachta była niezmiernie przywiązana, nie można się więc
dziwić, że przeciw wzmocnieniu pozycji króla protestowali
również Zamoyski i Żółkiewski.
Zjazd lubelski był kolejnym etapem konsolidacji opozycji
i jednocześnie próbą generalną przed wystąpieniem przeciw
królowi. Wreszcie zdecydowano się zebrać szlachtę w San­
domierzu na zjeździe rokoszowym. W sierpniu na pola pod
miastem zaczęły zjeżdżać masy szlachty i z każdym dniem
gromadziło się jej coraz więcej. Na czele ruchu stanęli
wspomniany już Mikołaj Zebrzydowski i podczaszy litewski
Janusz Radziwiłł. W tym samym czasie w niedalekiej
Wiślicy zbierali się stronnicy królewscy.
I jedna, i druga strona twardo stała na gruncie swoich
argumentów. Zarówno ze strony rokoszan, zdominowanych
niestety przez warcholącą szlachtę i magnaterię7, jak i ze
strony regalistów nie zanosiło się na ustępstwa. Potwierdziła
to postawa Zygmunta, gdy we wrześniu w obozie wiślickim
znaleźli się posłowie rokoszan. Ci zaś nie usłuchali we­
zwania króla, by spokojnie zwinąć rokosz i czekać na
obrady następnego sejmu. Król, nie widząc innego rozsąd­
nego wyjścia, rozkazał wyruszyć armii pod Sandomierz.
Do bitwy nie doszło, choć niewielkie potyczki miały
miejsce. Przeważył jednak rozsądek — nikt na dobrą
sprawę nie chciał wojny domowej. Na razie cała burza
6
H. W i s n e r, Rokosz Zebrzydowskiego, Kraków 1989, s. 2.
7
L. P o d h o r o d e e k i , Stanisław Żółkiewski, s. 132.
73

zakończyła się obietnicą rozpatrzenia artykułów rokoszan


na sejmie. Zebrzydowski zaś musiał przeprosić króla.
Kompromis nie miał jednak mocnych fundamentów. Już
w następnym roku ponownie burzyła się szlachta. Tym
razem początek wystąpieniom dał sejmik w Kole. Podział
szlachty zaczynał być wyraźniejszy, zwłaszcza że do
Jędrzejowa, gdzie się przeniesiono, zjeżdżało coraz więcej
braci szlacheckiej. Znaleźli się tam również znani nam już
przywódcy. Na nic się zdały apele regalistów i mowy
Żółkiewskiego, domagającego się wspólnego rozpatrzenia
artykułów spod Sandomierza i Wiślicy. Nikt z rokoszan na
sejmie się nie pokazał. Zamknąwszy się w swoim gronie,
głosili nowe postulaty.
Wreszcie posunęli się za daleko. W dzień św. Jana 1607
roku Mikołaj Zebrzydowski ogłosił detronizację Zygmun­
ta III, a na jego miejsce zaproponowano Gabriela Batorego.
Konflikt wybuchł na nowo i to z większą siłą niż w roku
poprzednim. Tym razem doszło do zbrojnego starcia obu
stron. W bitwie pod Guzowem górą była armia królewska.
Nie przeszkodziły jej w zwycięstwie ani spory wodzów
(Chodkiewicza z Żółkiewskim), ani niechętny stosunek
szlachty do bratobójczej walki. Niemniej jednak nie na tym
zakończyła się sprawa rokoszu. Palił się on jeszcze mocnym
światłem w pismach i mowach aż do kwietnia 1608 roku,
kiedy to Zebrzydowski pojednał się z królem. Zaraz też
ogłoszono amnestię dla rokoszan, co zresztą potwierdził
sejm następnego roku. Dłużej opierała się Litwa. Tam kres
rokoszowi położyła nowa wojna.
Kilkuletnie zmagania króla z opozycją nie zakończyły
się wyraźnym zwycięstwem żadnej ze stron. Król nie
uzyskał przewagi nad sejmem i senatem, szlachta straciła
szansę wzmocnienia swojej pozycji. Przegrała jednak cała
Rzeczpospolita jako państwo. Nie wzmocniono władzy,
zarówno wykonawczej, jak i ustawodawczej. Sejm dalej
działał na zasadzie jednomyślności, co nie wróżyło dobrze
74

na przyszłość i było preludium wprowadzenia liberum veto


w czasach późniejszych (sejm 1652). Nie zrealizowano
żadnej reformy proponowanej przez Zygmunta ani tym
bardziej przez światlejszą grupę rokoszan. W rezultacie
pyrrusowe zwycięstwo Zygmunta i frakcji regalistów,
a także jego mizerne konsekwencje, można uznać za zgodę
na dalszą destabilizację państwa i wzrost znaczenia
magnaterii. Wydaje się, że to ta grupa wyciągnęła
największe korzyści z wojny domowej 8.
Jeszcze rany po rokoszu Zebrzydowskiego się nie
zabliźniły, jeszcze w Inflantach trwały walki, a już
poróżniona wewnętrznie Rzeczpospolita szykowała się do
nowej wojny. Śmierć Dymitra I, przejęcie władzy przez
cara Wasyla Szujskiego, wojna chłopska i wreszcie
pojawienie się następnego Dymitra, nie sprzyjały spoko­
jowi w Rosji. Złodziej tuszyński, jak nazywano Dymitra II
Samozwańca, był nikim innym, jak tylko narzędziem
polityki magnatów polskich i rosyjskich przeciwników
Szujskiego. W szeregach jego armii znaleźli miejsce
rokoszanie: magnaci, szlachta, jak i łotry; to właśnie
w imieniu Dymitra grasował po Rosji Aleksander Lisowski
ze swoimi ludźmi. Dołączyli się też chłopi i Kozacy,
zarówno zaporoscy, jak i dońscy. Z taką armią ruszył
Dymitr pod Moskwę.
Był 1608 rok. Poparcie dla Wasyla malało. Miasta po
kolei przechodziły pod władzę Samozwańca II, wahali się
też najżarliwsi zwolennicy Szujskiego. Moskwa była ob­
lężona, a okolice po Wołgę grabione. Pomoc przyszła
z jedynej możliwej strony. Oto obawiając się wpływów
polskich w Rosji, a tym samym wzmocnienia potęgi
Rzeczypospolitej, Szwedzi prowadzący do tej pory wojnę
z Rosją zgodzili się na pokój. Cena konsensusu była
8
Ibidem, s. 141. H. Wisner uważat, że mimo wszystko to Zygmunt
wyszedł zwycięsko z konfliktu. Argumentem potwierdzającym jego zdanie
miało być wypowiedzenie wojny Rosji bez zgody sejmu.
75

wysoka: Szujski zrzekł się pretensji do Inflant i oddawał


9
Korelę . Aby dostatecznie jasno pokazać, przeciw komu
ten układ został zawarty, car przyjął tytuł księcia Połocka
ziemi, która znajdowała się w granicach Rzeczypos­
politej. Traktat podpisano w Wyborgu w lutym 1609 roku.
Wsparty posiłkami szwedzkimi Szujski przegnał Samo­
zwańca spod Moskwy do Kaługi. Moskwa na razie była
uratowana. Jednak na zachodzie rodziło się nowe, poważ­
niejsze zagrożenie.
Umowy szwedzko-rosyjskie uderzały w interesy Rze­
czypospolitej na wschodzie i północy i zostały uznane
przez nią za wystarczający powód do wojny. Nie dało się
również ukryć, że były pogwałceniem zawartego między
Polską i Rosją traktatu z lipca 1608 roku10. Nadszedł czas
na oficjalne zaangażowanie się Rzeczypospolitej w wojnę
domową w Rosji.
Zanim nastąpiło zbliżenie szwedzko-moskiewskie, Zy­
gmunt III w Krakowie w kwietniu 1608 roku przedstawił
senatorom sytuację w Rosji, licząc na poznanie ich zdania
w tej ważkiej sprawie. Senat uznał za najlepsze wyjście
z sytuacji czekać, czyli nie opowiadać się ani za Szujskim,
ani za Samozwańcem II. Brak zdecydowanej postawy
wykazały sejmiki i sejm z początku 1609 roku. W gruncie
rzeczy stany Rzeczypospolitej decyzje o polityce mo­
skiewskiej pozostawiły monarsze. W kontekście poro­
zumień szwedzko-moskiewskich król uznał za najlepsze
wyjście wojnę11. Zamiarem Zygmunta III było pokonanie
Wasyla Szujskiego i zrzucenie go z zajmowanego tronu.
W konsekwencji unii personalnej, którą potem zamierzano

9 Z. Wój c i k, Historia..., s. 345.


dyplomacji..., t. 2, s. 62-63. Traktat rosyjsko-polski dotyczył
10 Historia

m.in. gwarancji granic, zwolnienia jeńców, Szujski zrzekał się pomocy


dla wrogów Rzeczypospolitej; Polacy mieli wycofać wojsko z Rosji.
11 H. W i s n e r, Król i car. Rzeczpospolita i Moskwa w XVI i XVII

w., Warszawa 1995, s. 51; W. Polak, op. cit., s. 87.


76

zawrzeć, połączona Rzeczpospolita i Moskwa razem miały


uderzyć na Szwecję 12.
Tymczasem mimo prób porozumienia ze Szwecją, wojna
w Inflantach trwała nadal. Dopiero po zwycięstwach
Chodkiewicza w kampanii 1609 roku i wydarzeniach
w Moskwie w 1611 roku zawarto rozejm. Był to zresztą
rok śmierci Karola IX Sudermańskiego (1604-1611); na
tronie zasiadł teraz człowiek, którego historia zapamięta
jako jednego z największych wodzów — Gustaw Adolf
(1611-1632). Ten jednak nie zamierzał rzucać się w wir
walk o Inflanty. Przeciwnie, zwodził Polaków układami
i przedłużającymi się rozejmami, w tym czasie zaś refor­
mował armię, przygotowując ją do nowych wojen. W takiej
sytuacji wydawało się, że Polska ma wolną rękę w swoich
poczynaniach w Rosji. Król zamierzał to wykorzystać. Dla
niego zresztą teraz ważniejsza była sprawa uzyskania tronu
moskiewskiego niż walki o Inflanty.
Na razie jednak, jeszcze w 1609 roku, Zygmunt na czele
armii podszedł pod Smoleńsk. Rozpoczęło się oblężenie,
które zatrzymało armię polską na dwa lata. I wtedy, gdy
wydawało się, że cała kampania nie przyniesie pokładanych
w niej nadziei, pojawiła się wyraźna propozycja bojarów
rosyjskich, by na moskiewskim tronie posadzić Władysława
Wazę. Nie była to pierwsza taka propozycja. Przed czterema
laty, w 1606 roku, po raz pierwszy przedstawił ją rosyjski
poseł w Krakowie, Bezobrazow13. Wówczas Zygmunt
tematu nie podjął. Inaczej było pod Smoleńskiem. Trudne
oblężenie przedłużyło się, nastała sroga zima i wielu
magnatów myślało już o odstąpieniu od miasta. Propozycja
wlała nową nadzieję w serca Polaków i dodała im energii
do działania. W lutym ustalono wstępne warunki porozu­
mienia: carem miał zostać Władysław, lecz władzą musiał
podzielić się z Dumą Bojarską i Soborem Ziemskim. Do

H. W i s n e r , Król i car..., s. 47.


12

W. C z a p 1 i ń s k i, Władysław IV i jego czasy, Warszawa 1972, s. 22.


13
77

czasu zakończenia wojny w Rosji władzę faktycznie miał


sprawować Zygmunt III. Polska miała otrzymać twierdze
14
na pograniczu i prawo swobodnego handlu . Na razie
jednak w Moskwie zasiadał Szujski, zaś Dymitr II protes­
tował przeciw zaangażowaniu króla w wojnę, lecz jego
zdanie było lekceważone przez monarchę. Sytuacja tym­
czasem nie sprzyjała planom Zygmunta III; nic nie zapo­
wiadało powodzenia podjętego przedsięwzięcia.
Koło fortuny zmieniło się w lipcu, gdy Szujski wysłał na
odsiecz Smoleńskowi armię pod wodzą swego brata Dymitra
i szwedzkiego generała Jakuba Pontusa de la Gardie.
Naprzeciw zbliżającemu się nieprzyjacielowi wyruszył Żół­
kiewski z nieliczną dywizją. Sukces, jaki odniósł w starciu
pod Kłuszynem, jasno mówił o sile polskiego wojska,
zwłaszcza jazdy, ale i o zdolnościach wodza. Droga do
Moskwy była wolna, a czas intronizacji Władysława nadcho­
dził dużymi krokami. I rzeczywiście, gdy Żółkiewski zbliżał
się do Moskwy, carski tron był pusty. Szujskiego obaliła
grupa bojarów licząca na związek z Polską. W sierpniu 1610
roku Żółkiewski wraz z bojarami doszedł do porozumienia,
którego podstawę stanowiły wcześniejsze rozmowy spod
Smoleńska. Jednak w umowie wprowadzono kilka istotnych
zmian. Władysław Waza miał przyjąć prawosławie i odzie­
dziczyć czapkę Monomacha; zajęte ziemie i miasta obiecano
zwrócić Rosji, Zygmunt zaś miał wycofać się spod Smoleńs­
ka. Przekonaniem króla do rezygnacji z oblężenia i zakończe­
nia wojny obiecał zająć się hetman. Zaraz zresztą po
zakończeniu rokowań wysłał pod Smoleńsk list, w którym
zawarł punkty układu.
Reakcja Zygmunta na wydarzenia w Moskwie zaskoczyła
Żółkiewskiego. Król niechętnie odniósł się do polityki
hetmana15 i zakazał mu czynić zobowiązania w imieniu
14
Z. W ó j c i k , Dzieje Rosji 1533-1801, Warszawa 1971, s. 89.
15 S. Ż ó ł k i e w s k i , Początek i progres wojny moskiewskiej,
Ossolineum, DeAgostini, Wrocław 2003, s. 118-119.
78

Rzeczypospolitej i młodego Wazy. Największe pretensje


króla wzbudzały punkty deklarujące pozostawienie przy
Rosji Smoleńska, ziemi czernichowskiej i siewierskiej. Nie
podobało mu się wycofanie wojsk Rzeczypospolitej z rosyj­
skiej stolicy i natychmiastowe wysłanie syna do Moskwy16.
Przyznawał zresztą w korespondencji, że to on sam ma
zamiar zasiąść na moskiewskim tronie. Na nic się zdały
argumenty, którymi hetman przekonywał króla, nie pomogła
też bezpośrednia rozmowa. Zygmunt twardo stał przy
swoim zdaniu 17.
Wydaje się jednak, że pomysł osadzenia Władysława
na moskiewskim tronie nie miał szans powodzenia
zakładając nawet, że postanowienia zawarte przez het­
mana byłyby zaakceptowane przez Zygmunta. „W istocie
rzeczy [Władysław] byłby figurantem, za plecami którego
prędzej czy później pojawiłby się «car narodowy».
Bo taki był bieg dziejów Rosji i koła historii nie
można było zawrócić" 18.
Unia zaczęła się rozsypywać, zanim jeszcze na dobre
powstała. Zygmunt zniechęcał Rosjan swoim uporem
i brakiem chęci kompromisu. Rosjanie w obawie przed
uzależnieniem od Rzeczypospolitej stawiali nowe warunki,
których Zygmunt nie miał zamiaru spełnić. Tak to drogi
sąsiednich państw zaczęły się rozchodzić, prowadząc do
wojny. Niezadowolenie z polskich rządów na Kremlu
opanowało również Moskwę, której mieszkańcy niechętnie
patrzyli na polskie pułki. Te zresztą po wyjeździe Żółkiew­
skiego zaczęły zachowywać się jak okupant. Mnożyły się
gwałty i rozboje, w końcu moskwianie odpowiadali krwią
za krew i nieliczna załoga polska musiała zamknąć się na
Kremlu. Tam była na razie bezpieczna. Wreszcie w marcu

16 W. P o l a k , O Kreml i Smoleńszczyznę. Polityka Rzeczypospolitej

wobec Moskwy, Toruń 1995, s. 218.


17
Z. W ó j c i k , Dzieje..., s. 91.
18
A. A n d r u s i e w i c z , Dzieje wielkiej smuty, Katowice 1999, s. 276.
79

1611 roku wybuchło powstanie, które objęło cały kraj.


W następnym roku załoga polska skapitulowała. Oblężonej
armii nie pomogła ani interwencja Chodkiewicza, ani nowa
wyprawa Zygmunta Wazy. Pobity na ulicach miasta hetman
litewski musiał się wycofać z Moskwy. Zaś idącego na
Moskwę króla zatrzymało długie oblężenie Wołokołamska.
Kiedy do królewskiego obozu dotarła wieść o poddaniu
polskiej załogi Kremla, król zrezygnował z marszu na
Moskwę i nakazał odwrót. Wyprawa nie osiągnęła celu.
Wojna miała trwać dalej.
Kontynuując agresywną politykę wobec Rosji, Zyg­
munt III „podejmował działania nie dla osadzenia królewi­
cza na tronie carskim, lecz dla wymuszenia pokoju,
a zapewne i sojuszu przeciw Szwecji. Problem polegał na
tym, że sam był zbyt słaby. Potencjalni sprzymierzeńcy, ci,
którzy chcieli z nim rozmawiać, żądali więcej niż mógł
dać. Inni, ci, którzy Moskwę zajęli, czy raczej odzyskali,
rozmawiać nie chcieli. Przegrał nie dlatego, że Władysław
Zygmuntowicz nie zasiadł na tronie, lecz że on sam,
Zygmunt Waza, nie osiodłał Moskwy traktatami" 19.
Na początku następnego, 1613 roku zebrał się Sobór
Ziemski, by wybrać cara. Mimo że w Soborze uczestniczyli
przedstawiciele wszystkich stanów, głos decydujący przy­
padł Kozakom. To oni posadzili na carskim tronie młodego,
szesnastoletniego Michała Romanowa, syna patriarchy
Filareta więzionego przez Polaków. Tak oto Moskwa do
starego (Władysława) dodała sobie nowego cara. Ten zaś
stanął wobec niezmiernie trudnego zadania „uporządkowa­
nia" Rosji i zaprowadzenia w kraju spokoju. Jednocześnie
ani car, ani bojarzy nie myśleli pogodzić się ze stratą ziem
na zachodzie i już w 1613 przystąpili do wojny z Polską.
Chęć odwetu była tak zakorzeniona w świadomości cara
i bojarów, że fiaskiem zakończyły się prowadzone za

19 H. W i s n e r, Król i car..., s. 72.


80

pośrednictwem Austrii polsko-rosyjskie rokowania pokojo­


we (1612-16). Zresztą z drugiej strony i Rzeczpospolita nie
zamierzała ustąpić 20.
Tymczasem po nieudanych wyprawach 1612 roku i po
zawiązaniu konfederacji przez nieopłacane wojsko, Chod­
kiewicz pozostał niemal bezbronny. Pod Smoleńskiem i na
pograniczu toczyła się wojna podjazdowa. Niewielkimi
oddziałami to jedna, to druga strona dezorganizowała życie
w kraju nieprzyjaciela. Sam Chodkiewicz, narzekający na
brak zainteresowania wojną króla i senatorów21, rozpoczął
organizowanie luźnych oddziałów, nieopłacanych przez
skarb państwa, lecz żyjących z łupów. Wówczas to narodziła
się sława znanego już z wcześniejszych wojen Aleksandra
Lisowskiego i jego lisowczyków.
Ile byli warci awanturnicy, pokazała kampania 1614
roku. Lisowski nie oszczędzał swoich zabijaków, przeciw­
nie, od razu rzucił ich na głęboką wodę. Wraz z Andrzejem
Sapiehą wyprawił się pod oblężony przez Rosjan Smoleńsk.
Cichcem, omijając warty, przekradł się przez linie przeciw­
nika. Gdzie musiał, tam rozkopywał szańce, niszczył armaty
i wycinał Rosjan. Tak dostał się do twierdzy, przywożąc
z sobą zapasy żywności i broni.
Jeżeli ludzie Lisowskiego liczyli na odpoczynek w mieś­
cie, grubo się pomylili. Sielanka szybko się skończyła,
gdyż rozkazano im wyruszyć w głąb Rosji. Wyprawa
odniosła połowiczny sukces. Owszem, Lisowski absorbował
uwagę wojsk rosyjskich i niszczył ogniem i mieczem
tereny wroga, ale i sam uległ dowodzonej przez kniazia
Pożarskiego armii. Raz dał się nawet zaskoczyć rosyjskiemu
podjazdowi. Czy to ze zbytniej pewności siebie, czy
zaniedbania, nie wystawił warty. Nocą na śpiących lisow­
czyków napadli Rosjanie. Tu jednak Lisowski wykazał się
talentem. Zdołał opanować panikę, zebrać oddział i pobić
20
Z. W ó j c ik, Historia..., s. 349.
21
L. P o d h o r o d e c k i , Sławni..., s. 292.
81

przeciwnika. Mimo niepowodzeń mianowano go pułkow­


nikiem Jego Królewskiej Mości.
W styczniu następnego roku Lisowski otrzymał od
Chodkiewicza rozkaz zebrania nowego oddziału. Tym
razem udało się zaciągnąć tylko sześciuset ludzi. Mimo to
Lisowski wyruszył do Rosji na dobrze sobie znane szlaki.
Znów po przejściu jego oddziału słychać było lament,
a trasę marszu zdradzał dym palonych chałup. Podczas
wyprawy 1615 roku dotarł podobno nad brzeg Morza
Białego. Była to ostatnia jego wyprawa. W 1616 roku
zginął otruty lub zamordowany. Jego ludzie zawrócili do
kraju i tam przebywali przez cały 1617 i 1618 rok, łupiąc
Rzeczpospolitą niczym obcy kraj.
W tym czasie na Rosję ruszyła następna wyprawa, tym
razem prowadzona przez królewicza Władysława — cara
Rosji — i hetmana litewskiego Chodkiewicza. Za zgodą
sejmu (26 IV-7 VI 1616) wyrażonej w konstytucji „O
Moskwie" wyprawa miała przynieść Władysławowi tron
moskiewski, a Rzeczypospolitej zakończenie wojny z Rosją
traktatem pokojowym lub długotrwałym rozejmem22. Ponad­
to w kwietniu następnego roku car Władysław obiecał
królowi Zygmuntowi wieczne przymierze, pomoc przeciw
Turcji i Tatarom, oraz włączenie pogranicznych ziem
rosyjskich, w tym Smoleńska, Kurska i Nowogrodu Siewier-
skiego, do Rzeczypospolitej. Ponadto wyrzekał się w imie­
niu Rosji pretensji do Inflant i Estonii. Nie podjęto na razie
żadnych postanowień w sprawie Szwecji, chcąc w ten
sposób uniknąć wrażenia, jakoby polityka Zygmunta była
determinowana wyłącznie planami dynastycznymi Wazów23.
Zgoda Zygmunta Wazy na objęcie rosyjskiego tronu
przez syna była próbą ratowania tego, czego już uratować
nie było można. Żałując, że przed sześcioma laty nie
zaakceptował polityki hetmana Żółkiewskiego, król wracał
22 H. W i s n e r, Król i car..., s. 75.
23 Ibidem, s. 76.
82

na dawno zatarte szlaki. Chwytał się złudzeń, które uważał


za realne. Jak można się domyślać, srodze się zawiódł.
Stronnictwo propolskie w Rosji już nie istniało jako siła
polityczna, zaś postanowienia Soboru Ziemskiego jasno
określały preferencje Rosjan — żadnego obcego kan­
dydata. Wówczas mógł to być tylko Zygmunt lub Włady­
sław. Zatem do celu prowadziła tylko jedna droga — pod­
bój, lecz...
Ani spory między hetmanem a królewiczem, ani nie-
opłacane wojsko i marna dyscyplina nie sprzyjały wy­
prawie. Mimo to wraz z nastaniem zimy 1617-1618 roku
Władysławowi poddało się kilka miast. Niestety, na tym
zakończyło się powodzenie wyprawy. Następny rok nie
przyniósł sukcesów. Owszem, wojsko polsko-litewskie
dotarło do Moskwy, lecz samego miasta nie udało się
zdobyć. A jednak strona rosyjska zdawała sobie sprawę,
że długotrwała wojna z Rzeczpospolitą może być groźna
dla zmęczonego narodu i nowego cara, który jeszcze nie
okrzepł na tronie. Zgodzono się więc na traktaty. W grud­
niu 1618 roku podpisano rozejm na 14 i pół roku.
Smoleńsk pozostawał przy Rzeczpospolitej. Co ważne dla
Władysława, nie zrzekał się on tytułu cara. Od stycznia
1619, kiedy rozejm wszedł w życie, do 1632 roku na
granicy rosyjskiej panował spokój. Rosja zbierała siły
przed nową rundą walk; Rzeczpospolita miała dość wojen
po piętnastoletniej awanturze.
Taki był koniec trwającej od 1605 roku wojny o tron
moskiewski. Rzeczpospolita wychodziła z niej osłabiona.
Skarb świecił pustkami, dyscyplina w wojsku upadła.
Powtarzały się bunty i groźby, że siłą upomni się ono
o zaległy żołd. Hordy lisowczyków grasowały po Małopol­
sce, pustosząc wsie. Tymczasem na północy Szwedzi
trzymali Inflanty i grozili nową wojną. Nie pomogły
nalegania Chodkiewicza — Inflanty, ważny region w handlu
i geopolityce środkowej Europy, zostały pozostawione
83

same sobie, dla blasku czapki Monomacha. Owszem,


Zygmunt wierzył, że gdy tylko podporządkuje sobie
Rosję, jeszcze silniejszy ruszy na Szwecję i odzyska
nie tylko Inflanty, lecz dziedziczny tron, tymczasem
jednak rzeczywistość sprowadziła ambitnego Wazę na
ziemię. Gdy po rozmowach w Dywilinie i zakończeniu
działań wojennych armia wracała do kraju, szansa na
Pax Polona — marzenie Zamoyskiego sprzed niespełna
24

dwudziestu lat — została bezpowrotnie zaprzepaszczona.


Lecz nie fiasko marzeń o mocarstwowej pozycji było
największą porażką Rzeczypospolitej. Znacznie groźniej­
sze było osłabienie kraju, a co za tym idzie, powolny,
ale konsekwentny spadek jego znaczenia na arenie mię­
dzynarodowej. A jednak, gdy w Europie zaczynała się
wojna trzydziestoletnia, a Rzeczpospolita opowiedziała
się za obozem katolickim, żaden z przywódców krajów
unii protestanckiej nie mógł lekceważyć nadwątlonej
potęgi Polski. Stąd zarówno dyplomacja szwedzka, ho­
lenderska, jak i francuska próbowały odwrócić jej uwagę
od Rzeszy. Rzeczpospolita została więc wplątana w wojny
z członkami obozu protestanckiego — Turcją i Szwecją25,
a później z Rosją (1632-1634). Nie cofnięto się i przed
zbuntowaniem Kozaków.
Nie było jednak możliwe dla zrujnowanego kraju wy­
słanie armii na teren Rzeszy i poprowadzenie wojny na
własnych warunkach. Znaleźli się tam tylko lisowczycy
przekazani cesarzowi na służbę. Oddali zresztą obozowi
habsburskiemu znaczne usługi, zwłaszcza w uratowaniu
Wiednia i zlikwidowaniu powstania w Czechach.

24 J. B e s a l a , Stanisław Żółkiewski, s. 138.


25 Rzeczpospolita nie brała udziału w kampaniach na terenie Rzeszy.
Zygmunt III popierał obóz katolicki Habsburgów, z tej przyczyny wysłał
na służbę cesarską lisowczyków. Z. Wójcik (Historia powszechna XVII
wieku, Warszawa 1995, s. 368.) uważa, że wojna ze Szwecją w latach
1625-1629 była „polskim okresem" wojny 30-letniej.
84

Tak to pierwsze 20 lat nowego wieku zachwiało równo­


wagą w Europie Środkowo-Wschodniej. Na północy do
starego wroga, Rosji, doszedł nowy — groźny i zaborczy
— Szwecja. Jak silna była szwedzka armia, przekonano się
w latach 20., kiedy to odpadły od Rzeczypospolitej Inflanty
(rozejm w Mitawie 1622), a porty na Pomorzu Gdańskim
i w Prusach zostały opanowane przez zamorskiego sąsiada
(rozejm w Starym Targu 1629). Na południu zaś wyprawy
magnatów do Mołdawii i kozackie napady na tureckie
miasta przyniosły kres pokojowej koegzystencji z imperium
osmańskim.
ROZDZIAŁ IV
DROGA KU WOJNIE

W letnie popołudnie 3 czerwca 1605 roku zmarł nagle


w Zamościu kanclerz i hetman wielki koronny Jan Zamoy­
ski. Kto spośród opozycji mógł zastąpić tego szanowanego
polityka? Najbliższe miesiące i lata pokazały, że nikt.
Żółkiewski i Zebrzydowski nie mieli takiego doświadczenia
jak kanclerz; pierwszemu zabrakło konsekwencji, drugiemu
zdrowego rozsądku. W rezultacie ich drogi się rozeszły,
stanęli po przeciwnych stronach.
Jeżeli Zebrzydowskiemu trudno przypisać jakąkolwiek
zaletę męża stanu, to Żółkiewski, owszem, przewyższał
Zamoyskiego w polu jako dowódca, ale w polityce,
w dyplomacji ustępował swemu wielkiemu przyjacielowi.
I to miało zadecydować. Wiadomo bowiem, że od kiedy
na tron Rzeczypospolitej wstąpił Zygmunt III, polska
polityka zaczęła przechylać się ku współpracy z Habs­
burgami. Przeciwnikiem tych aliansów był Zamoyski,
skutecznie paraliżując próby zbliżenia się monarchy do
Wiednia. Konsekwentnie realizował za to podjętą przez
Batorego politykę wzmocnienia pozycji Polski w księst­
wach naddunajskich, w dalszej perspektywie zmierzającą
do pokonania Turcji i jednocześnie zamknięcia Habsburgom
86

drogi do ekspansji na wschód, ku wybrzeżom Morza


Czarnego. Dopóki żył Zamoyski, przeciwnik Habsburgów,
dopóty polsko-tureckie kondominium w Mołdawii i na
Wołoszczyźnie było tolerowane w Stambule, a nawet
przyjmowane życzliwie. Jednak po śmierci kanclerza
Zygmunt jednoznacznie opowiedział się po stronie Wied­
nia. Zmienił się układ sił — teraz przeciw Turcji mogli
wystąpić razem Rzeczpospolita i Austria, a to stawało się
niebezpieczne.
W takiej sytuacji nie można było liczyć na spokojne
przyglądanie się Stambułu poczynaniom polskich magnatów
w Mołdawii, a tam, jak zwykle, wiele się działo.
Spokojne panowanie Jeremiego Mohyły dobiegło końca
10 lipca 1606 roku. Po śmierci hospodara tron miał przypaść
jednemu z jego synów. Tymczasem w Jassach znalazł się
brat Jeremiego Szymon, ten sam, którego wyrzucono z wołos­
kiego stolca. Oczywiście ani wdowa po Jeremim, ani jego
polscy zięciowie nie mieli zamiaru zostawić spraw mołdaw­
skich swemu biegowi, tym bardziej że przezorny Szymon
poszukał protektora w Stambule. Całkowite poddanie sobie
Mołdawii było jak najbardziej na rękę Porcie i jak najbardziej
nie odpowiadało Rzeczypospolitej. Utrata wpływów w Moł­
dawii, a zarazem niebezpiecznie bliskie przysunięcie się
Turcji do granic Rzeczypospolitej zagrażały spokojowi na
południowych ziemiach państwa. Z drugiej strony pod­
kopywały jej mocarstwowe aspiracje, z których Rzeczpo­
spolita nie myślała rezygnować1. A jednak jeszcze przez
ponad rok zwlekano z interwencją. Dopiero po śmierci
Szymona w październiku 1607 roku rozpoczęła się rywaliza­
cja o władzę. Decyzją hospodara tron przypadł jego synowi
Michałowi. Ten jednak został obalony przez Konstantego
Mohyłę, syna Jeremiego. Oczywiście Michał nie miał
zamiaru się poddać i już w następnym miesiącu zrzucił

1 J . B e s a l a , Stanisław Żółkiewski, s. 301.


87

Konstantego z tronu. Konstanty znalazł pomoc u szwagra


Stefana Potockiego. Razem z nim za cichą aprobatą
monarchy wrócił do Mołdawii i pod koniec 1607 roku
umieścił się ponownie na tamtejszym tronie. Hospodarstwo
wróciło w orbitę wpływów Rzeczypospolitej.
W stolicy imperium osmańskiego sytuacja w Mołdawii
nie mogła zostać zostawiona sama sobie. Na razie
jednak nie interweniowano. Mimo potwierdzenia układem
w lipcu 1607 roku dobrych stosunków między Turcją
i Rzeczpospolitą, spokój w Stambule był pozorny. Turcja
była wówczas zaangażowana w wojnę z Persją i starała
się unikać konfliktów na innych granicach. Niemniej
jednak aż przez cztery lata Konstanty mógł się cieszyć
tronem ojców.
Cios przyszedł w listopadzie 1611 roku z Siedmiogrodu.
Wówczas to Gabriel Batory, lennik Turcji i wróg Habsbur­
gów, wyprawił się na Wołoszczyznę, aby usunąć z tamtej­
szego tronu Raduła Serbana — człowieka, który skłaniał
się do kontaktów z austriacką dynastią. Zagrożenie inte­
resów Turcji na Bałkanach skłoniło Stambuł do działania.
Na razie jednak armia imperium pozostała w koszarach.
Wołoskiego przeciwnika postanowiono pokonać wojskiem
wiernego lennika. Kiedy już Wołoszczyzna powróciła
w orbitę wpływów Turcji (na tronie zasiadł Raduł Mihnea),
Batory ruszył na północ do Mołdawii przeciw Konstantemu.
I ten przeciwnik nie okazał się zbyt wymagający i szybko
opuścił Mołdawię.
Wzrost znaczenia Batorego nie był po myśli ani
Habsburgów, ani Turcji. Dlatego Porta nie zatwierdziła
go na tronie wołoskim, a w Jassach intronizował się
Stefan X Tomża, oczywiście za zgodą sułtana2. Nowy
hospodar nie mógł być jednak spokojny o tron. Mimo
trwającej wojny z Rosją i sprzeciwu wielu senatorów,

2 D. S k o r u p a , Stosunki..., s. 167.
88
w tym hetmana polnego Stanisława Żółkiewskiego.
Potockim udało się nakłonić Zygmunta do wyrażenia
zgody na interwencję w Mołdawii. Nic nie pomogły
argumenty Żółkiewskiego, ostrzegającego przed sprowo­
kowaniem Turcji i straszącego wojną z groźnym sąsia­
dem. Z rozkazu króla to właśnie hetman polny miał
stanąć na czele zbliżającej się wyprawy.
Z niefortunnego, zdaniem Żółkiewskiego, przedsię­
wzięcia wybawiła go choroba. Zastąpił go pisarz polny
koronny Stefan Potocki, na którego prośby zorganizowa­
no ekspedycję. Hetman miał mu oddać pod komendę
część wojsk kwarcianych. Z siłą kilku tysięcy3 żołnierzy
Potocki i Mohyła latem 1612 roku przekroczyli Dniestr
i ruszyli na południe. Rywale spotkali się pod Sasowym
Rogiem nad Prutem. Bitwa zakończyła się pogromem
polskiej armii. Mohyła musiał zapomnieć o powrocie na
mołdawski tron; na razie razem z Potockim powędrował
do Stambułu.
Tymczasem w odwecie Tatarzy najechali Podole,
a w październiku Tomża i Iskander-pasza zbliżyli się do
Chocimia. Drogę zagrodził im Żółkiewski, który już
uporał się z chorobą i gotów był bronić granic Rzeczypos­
politej. Problemem pozostawało, czym miał tych granic
bronić. Armia, która poszła z Potockim, nie istniała, gros
sił Rzeczypospolitej znajdowało się w Rosji, mógł więc
hetman stanąć na czele około sześciotysięcznego wojska,
jakże szczupłego w porównaniu z siłami mołdawsko-
-tatarskimi. Na szczęście dla Polski do bitwy nie doszło.
Obie strony zdecydowały się na układy. Ósmego paź­
dziernika zawarto porozumienie, na mocy którego ustalono
między innymi, że Chocim pozostanie w polskim władaniu
do czasu, gdy Rzeczpospolita i Porta podejmą co do tej
3 Liczba wojsk Potockiego określana jest różnie. Spieralski (Awantury

mołdawskie) ocenia ją na 3000, Podhorodecki (Stanisław Żółkiewski) na


7000.
89

twierdzy stosowne decyzje; Potocki miał zostać uwol­


niony; natomiast Tomża obiecał zagwarantować dobre
stosunki między obiema potęgami — polską i turecką4.
Okazało się jednak, mimo zapewnień, że Potocki z nie­
woli nie wrócił tak szybko, jak się tego spodziewano5, zaś
zapisane w dokumencie posłuszeństwo obiecane przez
Tomżę Zygmuntowi III było tylko pustą deklaracją, niema-
jącą pokrycia w rzeczywistości. A jednak, mimo utraty
wpływów w Mołdawii, autorytet Rzeczypospolitej nie
poniósł szwanku. Porta wciąż obawiała się groźnego sąsiada,
tym bardziej że w marcu następnego roku (1613), Zyg­
munt III podpisał z Habsburgami przymierze. Porozumienie
austriacko-polskie wymierzone było przede wszystkim
w poddanych obu monarchów, ponieważ zarówno Zyg­
munt III, jak i Maciej I (1612-1619) mieli powody obawiać
się o lojalność poddanych. Habsburga niepokoiła sytuacja
na Węgrzech i w Czechach, gdzie poważnie myślano
o wyzwoleniu się spod habsburskiej dominacji. Zygmunt
obawiał się opozycji, zwłaszcza w kontekście zakończonego
zaledwie cztery lata wcześniej rokoszu, jak i konfederacji
wojsk powracających z wojny moskiewskiej w 1612 roku.
Tymczasem na dwóch sejmach 1613 roku uspokojono
żołnierzy wypłatą zaległego żołdu. Działo się to już
dziewięć miesięcy po układzie wiedeńskim, a jednak jego
postanowienia trafiły do wiadomości publicznej dopiero na
wiosnę 1615 roku.
Mimo iż ostrze układu było wymierzone w poddanych,
niepokój w Stambule wzrósł. Odtąd obawy Turcji wobec
koalicji na północy nie pozostały bez wpływu na stosunki
z Rzeczpospolitą. „Wobec Turcji przymierze polsko-au­
striackie było wyraźną prowokacją i tak zostało odebrane
4 Z. S p i e r a l s k i , op. cit., s. 162; A. Bielowski (wyd.), Pisma
St. Żółkiewskiego, Lwów 1861, s. 417.
5 „Potocki wrócił po kilkunastu latach" — L. P o d h o r o d e c k i ,

Stanisław Żółkiewski, s. 202.


90

w Stambule. Wprawdzie formalnie Polska nie zobowiązała


się pomagać Austrii w walce z Turkami, ale pośrednio
traktat wiedeński do tego prowadził i — jak zobaczymy
6
— doprowadził" .
W czasie kiedy na Bałkanach ścierały się interesy
Rzeczypospolitej i Porty, Europa dojrzewała do konfron­
tacji. W 1608 i 1609 roku w Rzeszy doszło do utworzenia
dwóch obozów: protestanckiego i katolickiego. Protestanci,
czując się zagrożeni przez kontrreformację, znaleźli sprzy­
mierzeńców w katolickiej Francji i muzułmańskiej Turcji.
Te dwa mocarstwa skłoniło do poparcia unii protestanckiej
stanowisko Austrii, filaru ligi katolickiej. Kiedy w 1613
roku Rzeczpospolita godziła się na sojusz z Austrią,
równocześnie stawiała się w obozie katolickim, co było
naturalnym, jak się wydaje, krokiem wobec trwających
wojen z protestancką Szwecją, prawosławną Rosją i rywa­
lizacji z muzułmańską Turcją na Bałkanach. Należy
jeszcze pamiętać, że wówczas Austria była jedynym
sąsiadem Rzeczypospolitej, z którego strony nie było
wyraźnego zagrożenia. Ponadto dwa małżeństwa Zyg­
munta z Habsburżankami nie pozostawały bez wpływu na
kierunek polskiej polityki zagranicznej, pogłębiony po
śmierci kanclerza Zamoyskiego. Od 1605 roku polityka
króla stała się wyraźnie prohabsburska i antyturecka.
Pokonanie opozycji, acz nie miażdżące, pozwoliło na
pewien stopień swobody Zygmunta, co zaowocowało
wspominanym parokrotnie układem z Wiedniem. Niemniej
jednak świadomość nastrojów antyniemieckich w Rzeczy­
pospolitej i obawy szlachty oraz magnaterii przed wpro­
wadzeniem absolutum dominium wymusiły na królu utaj­
nienie treści układu.
Tymczasem na południu wydarzenia toczyły się swoim
torem. Wyprawy kozackie na Turcję i Krym oraz tatarskie

6
Z. S p i e r a l s k i , op. cit., s. 206.
91

najazdy na Podole i Ukrainę pogłębiały przepaść między


obu państwami. Nie pomogły listy sułtana Ahmeda I
(1603-1617) mówiące, że sam upora się z Kozakami, skoro
Rzeczpospolita jest wobec nich bezsilna, nie pomogła
również wyprawa Żółkiewskiego i podpisanie z nimi
umowy pod Żytomierzem w październiku 1614 roku. Mimo
zakazu organizowania wypraw po „dobro tureckie" bez
zgody Rzeczypospolitej, Kozacy nadal wyprawiali się na
południe, prowokując nowe najazdy Tatarów. Chaos po­
głębiło jeszcze wystąpienie skonfederowanych chorągwi,
do którego stłumienia hetman musiał użyć wojska.
Na domiar złego pod koniec 1615 roku zaszły wydarze­
nia zapowiadające nową burzę, a grożące sprowadzeniem
na Rzeczpospolitą wyprawy tureckiej. Oto wdowa po
Jeremim Mohyle wraz ze swymi zięciami zaczęła przygo­
towywać wyprawę zbrojną na Mołdawię. Celem miało
być osadzenie na tronie w Jassach Aleksandra, dziesięcio­
letniego chłopca. Gdy tylko plany te wyszły na jaw,
sprzeciwił się im Żółkiewski, przestrzegając przed wojną
z Turcją. Zygmunt III mimo umowy sprzed trzech lat,
która nie pozwalała mu oficjalnie spiskować przeciw
Tomży, początkowo dał ciche przyzwolenie na wyprawę.
Później jednak zaczął się wahać7. Obawiał się zagrożenia
tureckiego, zwłaszcza w kontekście planów wyprawy na
Moskwę. Głos rozsądku nie poskutkował i jeszcze w 1615
roku Michał Wiśniowiecki, ojciec sławnego w czasach
powstania Chmielnickiego Jeremiego, i Samuel Korecki
wkroczyli do Mołdawii. Na tronie mołdawskim zasiadł
nowy hospodar.
Tymczasem Tomża, który na wieść o zbliżaniu się
polskich magnatów opuścił Mołdawię, wrócił na wiosnę
1616 roku. Wówczas Michał Wiśniowiecki już nie żył,
otruty podczas mszy, więc sam Korecki musiał stawić

7 Ibidem, s. 163; L. Pod h o r o d e c k i, Stanisław Żółkiewski, s. 214.


92

czoło przeciwnikowi. Pokonanie Tomży nad Dniestrem


pod Chocimiem przy pomocy prohabsburskiego magnata
z Siedmiogrodu, Hommonaya, a potem powtórne rozbicie
wojsk Tomży pod Benderami pozwoliło na podporząd­
kowanie Mołdawii Rzeczypospolitej; niestety, na krótko.
Grabieże i gwałty nie przysporzyły zwolenników ani
polskiej armii, ani sprowadzonemu z nią Aleksandrowi.
Nie pomogły też dyscyplinie, a ta z czasem stawała się
coraz luźniejsza — uciekali żołnierze, siły popierające
Aleksandra malały. Wreszcie w Mołdawii znalazł się
Iskender-pasza wraz z wojskiem. Słaby Aleksander momen­
talnie stracił stronników, Korecki zaś z nielicznym wojskiem
doznał porażki pod Sasowym Rogiem i dostał się wraz
z Mohyłami do niewoli. Klęska polityki polskiej na
Bałkanach była kompletna. W Mołdawii rządził teraz
proturecki Raduł Mihnea, a Wołoszczyznę z woli sułtana
8
objął Aleksander Eliasz .
Aby uzyskać pełne tło wydarzeń prowadzących do
konfliktu polsko-tureckiego, wypada przybliżyć jeszcze
jedną przyczynę wojny. Wspominaliśmy o niej niejedno­
krotnie, lecz tylko na marginesie wydarzeń opisywanych
do tej pory.
Pierwsze wyprawy kozackie miały miejsce już pod
koniec XVI wieku, ale „heroiczna doba" rozpoczęła się na
początku następnego stulecia. W 1606 roku Kozacy
podeszli pod Kilię, Akerman (Białogród) i zdobyli Warnę,
dokonując rzezi mieszkańców i biorąc olbrzymie łupy.
Dwa lata później obłowili się w Perekopie, w następnym
roku znów pojawili się pod Akermanem. Lecz nie tu był
kres ich zuchwałości. Kiedy w 1612 roku Tatarzy z roz­
kazu sułtana wyprawili się w odwecie za akcję Stefana
Potockiego do Mołdawii na Ukrainę, Kozacy rozbili
czambuły pod Białą Cerkwią. W następnym roku zor-
P. Piasecki, Kronika. Kraków 1870 s. 259.; Z. S p i e r a l s k i , op.cit.,
8

s. 165.
93

ganizowali dwie wyprawy. Podczas jednej z nich Turcy


zaczaili się pod Oczakowem na powracających z łupem
mołojców. Tymczasem Kozacy uniknęli zasadzki, z po­
wodzeniem atakując zaskoczoną flotę. W 1614 roku
przyszedł czas na wybrzeża Azji Mniejszej. Zanim jednak
udało się Kozakom wylądować na południowym brzegu
Morza Czarnego, ich flotę zniszczyła burza szalejąca na
morzu. Część Kozaków zginęła, część wyrzuconą na
brzeg zabito lub wzięto do tureckiej niewoli. Niezrażeni
niepowodzeniem mołojcy zorganizowali kolejną wyprawę,
tym razem na Trapezunt. Pod miastem po raz pierwszy od
czasów zajęcia Azji Mniejszej przez Turków pojawiły się
9
obce wojska . Jeszcze tego samego roku Kozacy wylądo­
wali pod Synopą, zwaną „Miastem Kochanków". Załogę
twierdzy wybili, a „owo cudowne i zachwycające miejsce
10
w smutną obrócili pustynię" .
Nie obyło się jednak tym razem bez strat wśród Kozaków.
W pogoń za zuchwałymi rozbójnikami sułtan wysłał flotę
pod dowództwem Ali-paszy. Armię lądową prowadził
Ahmed-pasza. Kozacy, wiedząc o krokach przeciwnika,
rozdzielili się i dwiema drogami, ciągnąc czajki po lądzie,
próbowali przedostać się na Ukrainę. Wielu z nich się to
udało. W wyniku walk z Turkami część mołojców zginęła,
a część dostała się w jasyr, gdzie czekała ich ciężka śmierć
z rąk mszczących się ofiar ostatnich napadów 11.
Kiedy żądania sułtańskie zawarte w listach do króla
polskiego, głoszące, że Turcy sami uporają się z za­
grożeniem kozackim, zostały zaspokojone obietnicami
złożonymi przez dyplomację polską, a Kozacy nie doznali
żadnych konsekwencji swoich wypraw, poczuli się bezkarni
I przygotowywali się do następnych eskapad. Następny rok
Przyniósł wyprawę pod Stambuł. Wiosną flota 80 czajek
9 Z. W ó j c i k , Dzikie pola w ogniu, Warszawa 1968, s. 84.
10 Ibidem, s. 85.
11 Ibidem.
94

zjawiła się pod stolicą imperium. Celem ataku były przed­


mieścia Mizewna i Archioka, które też Kozacy spalili. Za
uciekającymi Kozakami wysłał sułtan pogoń. Kozacy jednak
poradzili sobie z flotą nieprzyjaciela. To nie zniechęciło
Turków do prób rozbicia niebezpiecznych watah. W 1616
roku Porta postanowiła zorganizować wyprawę morską
w okolice ujścia Dniepru, w celu zniszczenia kozackiej
floty i uniemożliwienia dalszych napadów. Na czele wy­
prawy stanął Ali-pasza. Wyprawa była jednak nieudana. To
turecka flota została rozbita, Kozacy zaś splądrowali jeszcze
tego samego roku Kaffę, a w następnym Trapezunt 12.
Wyprawy kozackie i mieszanie się magnatów w sprawy
Mołdawii sprowokowały reakcję Porty. Nad Rzeczpospolitą
zaczęły zbierać się czarne chmury. W Dywanie podjęto
decyzje o zorganizowaniu wyprawy przeciw północnemu
sąsiadowi. Z uwagi na rozpoczętą właśnie wojnę z Persją
liczono, że sama demonstracja siły wystarczy do osiągnięcia
celu, czyli zmuszenia Rzeczpospolitej do rozwiązania
sprawy kozackiej oraz wycofania się z Mołdawii13. W tym
samym czasie w Rzeczypospolitej przygotowywano się do
wyprawy na Moskwę po czapkę Monomacha. Gros chorą­
gwi poszło z królewiczem Władysławem na wschód.
Żółkiewski miał do dyspozycji jedynie ok. 2000 żołnierzy.
Musiano o tym wiedzieć w Stambule, stąd pewnie nadzieje
na szybki i bezkrwawy sukces. Żółkiewski jednak zaraz po
wprowadzeniu na tron Raduła Mihnei rozpoczął starania
o ułożenie przyjaznych stosunków z nowym hospodarem.
Cel osiągnął, gdy pod Brahą we wrześniu 1616 roku
podpisano układ gwarantujący stronie polskiej wpływy
w Mołdawii; hospodar miał złożyć przysięgę na wierność
królowi i Rzeczypospolitej. Ponadto zgodził się pośred­
niczyć w rozmowach polsko-tureckich, zamknąć drogę
ordzie w granice Rzeczypospolitej i gwarantować wolność
12 Ibidem, s. 83-91.
13 L. Pod h o r o d e c k i, Stanisław Żółkiewski, s. 217.
95

wyznania katolikom. Strona polska obiecała zwrócić Cho­


14
cim i powstrzymać napady kozackie .
Układ spod Brahy nie pomógł jednak w rozwiązaniu
kryzysu. Armia Iskendera-paszy, stacjonująca od lata 1616
roku w Mołdawii, pozostawała tam nadal. Ruszyła się
dopiero we wrześniu 1617 roku, lecz bynajmniej nie na
południe. Przeciwnie, wzmocniona Tatarami, Mołdawiana-
mi, Wołochami i siedmiogrodzką armią Bethlena Gabora
poszła na północ. Cała armia liczyła ok. 40 tysięcy
żołnierzy, ponad dwa razy więcej niż wzmocniona chorąg­
15
wiami magnatów dywizja Żółkiewskiego . Z taką też
„potęgą" stanął hetman polny w obozie pod Buszą, w miej­
scu obronnym na brzegu Dniestru. Iskender zajął drugi
brzeg. Zaraz też rozpoczęły się harce (12 września), nie
trwały jednak długo, gdyż ani Żółkiewski, ani Iskender nie
chcieli doprowadzać do bitwy. Powodem takiej polityki
obu wodzów były instrukcje, jakie otrzymali ze swych
stolic. „I teraz też wolą jego królewskiej mości mego
najmiłościwszego pana, tak mnie jako i wszystkim na
pograniczu stojącym nakazano jak najsurowiej i zalecono,
aby pokój i dobre sąsiedztwo wszelkimi sposobami według
dawnych traktatów zachować, i aby przyjaźń od przodków
jego królewskiej mości z najpotężniejszym cesarzem Turk­
ów tradycyjnie przekazana, w żaden sposób naruszona nie
była, owszem, aby takową ile tylko być może, wzajemnym
16
dopełnieniem obowiązków, była zatwierdzona" — pisał
Żółkiewski do Iskendera-paszy.
Hetman wiedział, że głównym celem polityki króla
Zygmunta w tym czasie było powodzenie w wyprawie
14 Ibidem.
15 L. Podhorodeeki podaje, że armia Żółkiewskiego liczyła 2000
wojska kwarcianego i ok. 15 tys. z pocztów magnackich. L. P o d ­
h o r o d e e k i , Stanisław Żółkiewski, s. 220.
16 List do Iskendera-paszy z 1617 r., w: A. Bielowski (wyd.), Pisma

St. Żółkiewskiego, Lwów 1861, s. 257-258.


96

moskiewskiej. Stąd rozkaz, aby z zagrożeniem tureckim


rozprawić się szybko i w miarę możliwości dyplomatycznie,
po czym ruszać na Moskwę17. Żółkiewski podporządkował
się tym instrukcjom. Podobnie musiał postępować Iskender.
Zrazu myślał, że rozbije po kolei skłócone oddziały i tym
sposobem zmusi Polaków do kapitulacji. Gdy jednak
zobaczył wojska Rzeczypospolitej skupione w dobrze
ufortyfikowanym obozie, wiedział, że musi postąpić zgodnie
z zaleceniami ze Stambułu; pozostały więc tylko per­
traktacje 18.
Po dziesięciu dniach rozmów 23 września 1617 roku
stanął układ. Tym razem Polacy rezygnowali z wpływów
w Mołdawii, Siedmiogrodzie i na Wołoszczyźnie, jak
i z mieszania się w tamtejsze sprawy. Obiecano Tatarom
płacić podarki, by uniknąć ich napadów, przy tym zo­
bowiązywano się do poskromienia pirackich zapędów
Kozaków. Jeden z punktów mówił również o oddaniu
Chocimia stronie mołdawskiej. Przeciwny temu posta­
nowieniu Mikołaj Iwonia, dowódca załogi twierdzy,
został z rozkazu hetmana ścięty 19.
Zawarłszy jedne traktaty, przystąpił Żółkiewski do
kolejnych. Tym razem nad rzeką Rosią (Roś) w Olszanicy
przekonywał Kozaków, by skłonili się ku warunkom
narzuconym przez Rzeczpospolitą. Rozmowy nie były
jednak łatwe. To jedna, to druga strona upierały się przy
swoich racjach. Wreszcie 28 i 30 października podpisano
deklaracje (pierwsi uczynili to przedstawiciele Rzeczypos­
politej). Kozacy obiecali: „[...) państw sąsiedzkich, a mia­
nowicie cesarza tureckiego bez woli i rozkazania Jego
Królewskiej Mości i wszystkiej Rzeczypospolitej najeż­
dżać i paktów, które Jego Królewska Mość i Rzeczpo­
spolita od dawnych czasów ma postanowione z cesarzem
17 J . B e s a l a , Stanisław Żółkiewski, s. 320.
18 L. P o d h o r o d e c k i , Stanisław Żółkiewski, s. 221.
16 Z. S p i e r a l s k i , op. cit., s. 166.
Portret Zygmunta III
Carowie Szujscy przed Zygmuntem III (1611)

Zbroja husarska
Zamek w Chocimiu

„Przejście przez Karpaty" (fragment), obraz J. Brandta


Jeździec turecki
Sułtan Osman II
Sipahowie tureccy
Janczarowie

Czauszowie
tureccy
Stefan Batory

Stanisław Żółkiewski
97

tureckim, które się i w tym teraźniejszym roku przez


ichmościów panów komisarzów ponowiły, wzruszać nie
będziemy i na Czarne Morze wchodzenia z Dniepru
20
zaniechamy" .
Ile były warte obie umowy, pokazały następne lata. Ani
Tatarów, ani Kozaków nie udało się powstrzymać od
wypraw. Zresztą ugoda spod Olszanicy została zaakcep­
towana tylko przez bogatą starszyznę kozacką; czerń nie
21
zamierzała poddawać się literze traktatu .
Jeżeli Żółkiewski spodziewał się peanów dziękczynnych
za swoją działalność dyplomatyczną, srodze się zawiódł.
Na sejmie 1618 roku powitała go gorzka i brutalna krytyka.
Według słów opozycji spadała na hetmana odpowiedzial­
ność za klęskę wyprawy Koreckiego z 1616 roku i straty
poniesione w wyniku napadu Tatarów na Ruś podczas
rozmów pod Buszą. Obwiniano go o unikanie walki
z Iskenderem-paszą. Bronił się hetman przed tymi zarzutami
jak umiał najlepiej, a że sztukę retoryki opanował biegle,
po kolei odpierał zarzuty i zbijał argumenty adwersarzy.
A jednak kampania 1617 roku nie zaszkodziła Żółkiews­
kiemu, skoro na tym samym sejmie otrzymał buławę
hetmana wielkiego i pieczęć kanclerza.
Mimo przekonania przez Żółkiewskiego do swoich
racji posłów, nie można pominąć faktu, że obie umowy,
co wspomniano wyżej, nie rokowały spokoju na granicy.
Potwierdzili to Tatarzy jeszcze podczas rozmów pod
Buszą, skoro samowolnie najechali ziemie województwa
ruskiego. Wiosną i latem 1618 roku nowe zagony
przekroczyły granicę Rzeczypospolitej. Kozacy natomiast
dalej organizowali swoje wyprawy czarnomorskie. Jak
widać zatem, mimo obustronnych deklaracji nic się nie
zmieniło.
20 Pisma Stanisława Żółkiewskiego, cyt. za: Z. S p i e r a l ski, op.cit.,

s. 168.

21 W. S e r c z y k, Na dalekiej..., s. 167.
98

We wrześniu spodziewano się potężnego najazdu Tata­


rów, który poprowadzić miał chański brat Dewlet Gerej,
a u jego boku miał stanąć groźny Kantymir-mirza22. To
zagrożenie zmobilizowało magnatów; w obozie pod Oryni-
nem niedaleko Kamieńca Podolskiego stanęła 20-tysięczna
23
armia, w tym głównie chorągwie prywatne . Niestety,
dumny hetman i magnaci nie umieli w chwili wyższej
konieczności zapomnieć urazów. Stąd strona polska stanęła
nie w jednym, a w kilku obozach, które to „obozy beły się
tak rozwlokły jako przez wszystek Kleparz, Kraków,
24
Stradom, Kazimierz" . Oddzielnie stanął nawet Tomasz
Zamoyski, ulubieniec hetmana, syn jego przyjaciela, Jana
Zamoyskiego. Skoro on znalazł powód do zatoczenia
osobnego obozu, tym bardziej znaleźli go Zbarascy, Sienia-
wscy i inni wrogowie hetmana25. Mimo wszystkich wad
tego zgromadzenia, poszczególne obozy bronione były
przez dobrze wyszkolone i modelowo wyposażone oddziały.
W takiej sytuacji nadzieja zwycięstwa istniała, owszem,
choćby dlatego, że zbliżająca się orda tatarska była mniej
liczna i słabiej uzbrojona.
A jednak nie nadszedł jeszcze czas chwały oręża pol­
skiego. „Nie składano rad wojennych, nie wiedziano nic
o obrotach nieprzyjacielskich, a jeżeli co donosili wysłani
na zwiady od cząstkowych wodzów, to miano za rzecz
wątpliwą, póki nie zaszło potwierdzenie od podsłuchów
Żółkiewskiego, które wtenczas dopiero oznajmiały o nad­
ciąganiu nieprzyjaciela, kiedy go wszyscy oczyma swymi
ujrzeli"26. Nie powinien więc dziwić fakt, że polskie wojsko
22
L. P o d h o r o d e c k i , Stanisław Żółkiewski, s. 233.
23
J . B e s a l a , Stanisław Żółkiewski, s. 332.
24
List Stanisława Tarnowskiego, do Zbigniewa Ossolińskiego.
8 X 1618, w: H. M a l e w s k a , Listy staropolskie z epoki Wazów, War­
szawa 1977, s. 164.
25
J. B e s a l a , Stanisław Żółkiewski, s. 332.
26
P. P i a s e c k i, op. cit., s. 274.
99

dało się łatwo zaskoczyć. Pierwsze uderzenie spadło na


Zamoyskiego. Urażony postawą młodzieńca hetman nie
przyszedł mu z pomocą. Uczynili to Janusz Ostrogski
i Krzysztof Zbaraski. Z pomocą przysłanych przez mag­
natów oddziałów Zamoyski odparł atak27. Ta bitwa z 28
września otrzeźwiła nieco zajadłe umysły, tak że wieczorem
przeniesiono się do jednego obozu i w nim czekano
następnego dnia, by wspólnie dać odpór nieprzyjacielowi.
Kiedy jednak nazajutrz chorągwie stanęły w szyku przed
wałami obozu, ich oczom ukazało się puste pole. Dewlet
Gerej i Kantymir, a z nimi cała orda, znikli. Później
dopiero okazało się, że Tatarzy, korzystając z bałaganu
w polskich szeregach i z ciemności nocy, ominęli polskie
szańce i poszli hen na północ, na Podole i Wołyń, po jasyr
i łupy. „I tak przeszedł bezpiecznie, broni dobytej przed
sobą nie widząc, Czarnym szlakiem do domu swego. Nasi
zaś obrońcy tak srodze obelżeni, zwiesiwszy nosy z het­
manem swoim, na miejscu obozowym siedzieli kilka dni,
nie mogąc przyjść k sobie od wielkiego żalu i wstydu, aż
potem, gdy panowie ochoczy w onej ochocie swej obelżeni,
widząc że nie masz czego czekać, rozsierdzać się poczęli,
dopiero i pan hetman do Baru swego ustąpił"28.
Ucierpieli niewinni ludzie, ucierpiał prestiż armii polskiej
i samej Rzeczypospolitej, do tego ucierpiał podkopany już
znacznie po kampanii 1617 roku autorytet hetmana. Jakiej
opinii doczekał się Żółkiewski w oczach swych wrogów,
a jednocześnie ludzi rozgoryczonych, pokazuje ten oto
fragment listu szlachty województw ruskiego i podolskiego:
"O fałszywy stróżu Rzeczypospolitej, o wierutny zdrajco,
puszczałeś na rabunek kraje ruskie, przedałes wiarę i cnotę
27 Podhorodecki pisze, że Żółkiewski dopiero pod wieczór pośpieszył

Zamoyskiemu z pomocą. L. P o d h o r o d e c k i , Stanisław Żółkiewski,


s. 234.
28 Z. O s s o l i ń s k i , Pamiętnik, Warszawa 1983, s. 111.
100

swoją, ukradłeś męstwo i sławę rycerstwa polskiego [...],


Bić się tu, nie prosić trzeba. Arma ferunt pacem [broń
czyni pokój]. A ty, bezecny gburze, gdy nieprzyjaciel na
obóz najeżdża, wiąże, pali, w ten czas, co by z tym czynić,
wota wydajesz [...]. A ty, francie, kiedy nieprzyjaciel na
karki nasze następuje, ze Skinder paszą traktować chcesz"29.
Podobnie jak poprzednio, kampania miała swój kres na
sejmie 1619 roku. Znów na głowę hetmana posypały się
pretensje i oskarżenia, a on po raz kolejny bronił się,
odpierając zarzuty. Wreszcie poprosił króla o dymisję.
Zygmunt jednak się na to nie zgodził. Stanisław Żółkiewski
pozostał hetmanem jeszcze przez ponad rok.
Obrady sejmu nie zakończyły się bynajmniej na spra­
wie kampanii orynińskiej. Rozmawiano również o obron­
ności kraju. Z inicjatywy Żółkiewskiego pojawił się
wniosek umocnienia twierdz na południu kraju: Kamieńca
Podolskiego, Sandomierza i Krakowa, oraz utajnienia
obrad dotyczących obronności kraju. Propozycja za­
kładała utworzenie komisji do spraw obrony państwa:
w skład utworzonej komisji weszli oprócz Żółkiewskiego
m.in. również Krzysztof Zbaraski, Daniłowicz i Gembi-
cki. Właśnie ta komisja postulowała utworzenie stutysię­
cznej armii, której znaczną część miała stanowić piechota
i artyleria30. Według rachunków Żółkiewskiego na zaciąg
takiej armii potrzeba było aż 8 milionów31 ówczesnych
złotych. Oczywiście pieniądze te miały pochodzić z po­
datków. Tymczasem szlachta nie kwapiła się z ich
uchwaleniem, nie wierzyła też w zagrożenie tureckie32.

29
List do JE. M. Króla Zygmunta III od obywatelów ruskiego
i podolskiego województw... z 12 października 1618 r., cyt. za. J
B e s a l a , Stanisław Żółkiewski, s. 334.
30
L. P o d h o r o d e c k i , Stanisław Żółkiewski, s. 241.
31
J . B e s a l a , Stanisław Żółkiewski, s. 339.
32
L. P o d h o r o d e c k i , Stanisław Żółkiewski, s. 241.
101

podobnie zachowało się duchowieństwo, sprzeciwiając


się przeznaczeniu dziesięcin na potrzeby Rzeczypos­
politej. W rezultacie podatki, jakie uchwalił sejm
33
(1 038 000 złotych) starczyły zaledwie na zapłacenie
zaległego żołdu wojsku.
Gdy 6 marca kończył się sejm, było już jasne, że nie
spełnią się żadne z proponowanych reform (wojskowe
i skarbowe). Zamiast stutysięcznego wojska, na czele
którego Żółkiewski miał podbić tureckie kraje, wy­
stawiono szesnastotysięczną armię. Plany wielkiej kam­
panii po raz kolejny zostały pogrzebane, zaś stare
łacińskie przysłowie: si vis pacem, para bellum, nie
znajdowało odzewu w umysłach posłów. Wobec tego
niemalże bezbronna Rzeczpospolita oczekiwała z obawą
i nadzieją na wieści ze Stambułu, gdzie znajdowało się
polskie poselstwo. Aby jednak zrozumieć, jaką misję
miał do spełnienia w Turcji starosta trembowelski Piotr
Ozga, musimy cofnąć się do 1618 roku.
„W tych czasiech powstał był wielki bunt na cesarza
Ferdynanda heretyków suffragantibus malcontentis [wspo­
maganych przez niezadowolonych], do którego powstali
najpierw Czechowie i Węgrowie, zatem i Szlęzacy,
i Morawcy. [...]. Czyniło się wielkie okrucieństwo he­
retyków nad katolikami we wszystkich prawie miastach
i klasztorach, nieborak cesarz, będąc tak niespodziewanie
tymi rebeliami oppressus, aegre se tuebatur, auxiliis
catholocorum undiąue destitutus, vel sero debiliter adiutus
[zagrożony, pozbawiony zewsząd katolickiej pomocy
lub wspomagany późno i słabo]"34.
Zygmunt III ani myślał pozostawiać sąsiada, notabene
szwagra, w opresji. Oprócz lojalności władcy katolickiego
i łez żony, Konstancji Habsburżanki, do udzielenia pomocy
33 Ibidem, s. 242.
34 Z. O s s o l i ń s k i , op. cit., s. 119.
102

obligowały polskiego króla postanowienia układu sprzed


pięciu lat (układ wiedeński z 1613 roku). Jednak same
chęci pomocy nie wystarczały do zebrania wojska i wysłania
go na front. Potrzebna była zgoda szlachty, a tę na sejmie
wśród przeciwników polityki prohabsburskiej trudno było
znaleźć. Wobec tego odwołano się do postanowień znanego
nam już traktatu i zezwolono Habsburgom na zaciąg
wojska w Polsce. Wybór padł na lisowczyków35. W ten
sposób postanowiono upiec dwie pieczenie na jednym
ogniu — udzielić pomocy Habsburgom i jednocześnie
pozbyć się lisowczyków, którzy po powrocie z kampanii
rosyjskiej poczynali sobie w Rzeczypospolitej jak we
wrogim kraju.
Sytuacja w cesarstwie zmierzała ku konfrontacji już od
początków XVII w., kiedy to powstały dwa obozy — pro­
testancka unia i katolicka liga. Antagonizmy były jednak
wynikiem nierozwiązanych konfliktów sięgających czasów
wojen religijnych i pokoju w Augsburgu z 1555 roku.
W myśl litery traktatu podział polityczny i religijny
Niemiec został potwierdzony i utwierdzony, a władza
cesarska nad księstwami protestanckimi była tylko teore­
tyczna36. Przez następne pół wieku kolejni cesarze nie
uzyskali przewagi w krajach Rzeszy. Wobec tego starali
się zdobyć władzę w Czechach, na Węgrzech i w Rzeczy­
pospolitej. To jednak nie poprawiło w jakiś znaczący
sposób ani autorytetu, ani znaczenia politycznego cesarza,
aczkolwiek sukcesy kontrreformacji w drugiej połowie
XVI w. napełniały książąt protestanckich obawami
o wzrost potęgi Kościoła katolickiego i cesarza37, co

35 Więcej o tej formacji w następnym rozdziale na temat wojska


i strategii.
36 A. W y c z a ń s k i , Historia powszechna XVI w., Warszawa 1983.

s. 159.
37 A. K e r s t e n, Historia powszechna XVII w., Warszawa 1984, s. 114.
103

groziło ograniczeniem tendencji odśrodkowych książąt


i stanów w krajach habsburskich (Czechy) oraz wzmoc­
nieniem absolutyzmu cesarskiego. Opozycja antyhabsbur-
ska, która pod koniec panowania Rudolfa II szczególnie
wyraźnie podkreślała swoje dążenie do autonomii w Cze­
chach, podkreślała niezadowolenie z polityki cesarza. Nie
mógł temu zapobiec List Majestacyjny Rudolfa II z 1609
roku, zapewniający swobody wyznaniowe Kościołowi
narodowemu w Czechach, tym bardziej że jego po­
stanowień nie przestrzegali zwolennicy kontrreformacji38.
Ciosem dla narodowej sprawy Czech było również desyg­
nowanie na tron praski arcyksięcia Ferdynanda (1617),
zagorzałego zwolennika kontrreformacji. To ośmieliło
poczynania czeskich katolików.
Kiedy w wyniku napięć między katolikami i protestan­
tami doszło do nieporozumień na tle budowy zborów
protestanckich na terenach kościelnych, konflikt wydawał
się tylko kwestią czasu. Wobec tego, aby zastanowić się
nad dalszą polityką, w marcu 1618 roku zwołano w Pradze
zgromadzenie protestanckie. Przewagę w nim zdobył odłam
radykalny, kierowany przez hr. Thurna. Głównym postula­
tem zgromadzenia były swobody wyznaniowe; postulat ten
został natychmiast odrzucony tak przez namiestników
cesarskich, jak i przez samego cesarza. Co więcej, Maciej I
nie zezwolił również na spodziewane w maju kolejne
zgromadzenie protestantów. Oczywiście żaden zakaz nie
był w stanie zapobiec zgromadzeniu. Tak też 23 maja tłum
dostał się na Hradczany, gdzie doszło do ostrej kłótni,
w wyniku której wyrzucono przez okno dwóch namiest­
ników cesarskich — Martinca i Slavatę39. „Kości zostały
rzucone".
Położenie cesarza pod koniec 1619 roku stawało się
niebezpieczne. Czesi zdetronizowali Ferdynanda i na jego
38 Z. W ó j c i k, Historia..., s. 356.
39 N. D a v i e s, Europa, Kraków 1998, s. 605.
104

miejsce wybrali elektora Palatynatu, Fryderyka V. Wcześ­


niej ofertę przyjęcia czeskiej korony odrzucił Władysław
Waza, syn Zygmunta. Z Siedmiogrodu na Wiedeń ciągnął
Bethlen Gabor, osadzony na siedmiogrodzkim tronie przez
Turków w 1613 roku; teraz marzyło mu się zjednoczenie
Węgier, a nawet wzorem Macieja Korwina (król Węgier
1458-1490) — Czech i Śląska pod swoim berłem.
Dopiero w listopadzie 1619 roku oddział lisowczyków
40
liczący ok. 2200 ludzi dotarł na Węgry. Prowadził go
Walenty Rogaski, kompan Aleksandra Lisowskiego z cza­
sów wojny rosyjskiej. Polacy i popierający Habsburgów
Węgrzy przekroczyli Przełęcz Łupkowską w Bieszczadach
i wkroczyli na Słowację. Wiedząc o marszu Polaków,
Bethlen wysłał im naprzeciw Jerzego Rakoczego. Dwie
armie spotkały się pod Humennem. Posiadająca w swoich
szeregach husarię i piechotę armia Rakoczego uzyskała
zrazu przewagę. Lekka jazda nie wytrzymała impetu husarii
i ognia muszkietów. Pojedynczo i małymi grupkami lisow-
czycy zaczęli uciekać z pola bitwy. Rogaski zorientował
się, że nie poradzi sobie z Węgrami, postanowił zatem
wykorzystać tatarski fortel. Oddał pole. cofając się niby
w panice. Tymczasem gdy żołnierze węgierscy zaczęli
plądrować wozy, zawrócił i wpadłszy na zaskoczonych
i zajętych rabowaniem obozu Węgrów, rozbił ich, zabijając
przy tym podobno 5 tysięcy obcych żołnierzy.
Na wieść o klęsce Rakoczego, Gabor Bethlen zwinął
oblężenie Wiednia i wycofał się na Słowację. Dywizji
dowodzonej przez Rakoczego kazał ścigać lisowczyków.
A ci tymczasem grasowali po Słowacji, paląc i rabując
swoim zwyczajem. Cały czas jednak cofali się w kierunku
Polski.
Tymczasem wśród oficerów powstał konflikt co do
dalszych działań. Część z Lipskim na czele chciała iść na

40 H. W i s n e r, Lisowczycy, Warszawa 2004, s. 98.


105

Wiedeń. Rogaski się temu sprzeciwiał. Pozbawiono go


dowództwa, a spory, jakie trwały w łonie zagończyków,
doprowadziły do rozbicia korpusu na cztery oddziały. Od
tej chwili każdy z nich chadzał własnymi drogami.
Hieronim Kleczkowski, jeden z komendantów, pozostał
na służbie Habsburgów. Skusiła go nowa wyprawa, tym
razem na bogaty Śląsk i do Czech. I znów w straży
przedniej wojsk cesarskich szła jazda polska, paląc, mor­
dując i grabiąc. Lecz kampania czeska oprócz bogatych
łupów przyniosła lisowczykom również sławę. W decydu­
jącej o losach wojny bitwie pod Białą Górą (8 XI 1620)
szalonego ataku lisowczyków nie powstrzymała jazda
węgierska. Węgrzy załamali się pod naporem polskich
elearów i zostali zepchnięci na pułki czeskiej piechoty.
Powstałego w ten sposób zamętu nie dało się już uratować.
Armia cesarska tryumfowała, a lisowczycy złożyli przed
cesarskim wodzem 52 chorągwie 41.
W tym czasie po drugiej stronie Ukrainy, znad Dniepru,
dochodziły niepokojące wiadomości. Kozacy, którzy w paź­
dzierniku 1619 roku podpisali kolejną deklarację z Rzeczpo­
spolitą42, ani myśleli jej przestrzegać. Znów, mimo zapew­
nień, na Morze Czarne wypłynęły czajki. Kozacy pojawili
się nawet pod Stambułem i to w momencie najmniej
odpowiednim, podczas poselstwa polskiego (lipiec 1620).
Jednocześnie na Ukrainie zaszło jeszcze jedno wydarze­
nie, brzemienne w skutki dla 1620 roku. Otóż powracający
w 1619 roku z Moskwy patriarcha jerozolimski Teofanes
zatrzymał się na Ukrainie, gdzie za zezwoleniem patriarchy
konstantynopolitańskiego, a wbrew woli Rzeczypospolitej,
mianował duchownych prawosławnych w diecezji kijows­
kiej, wzmacniając tym samym Kościół prawosławny. Dzia­
łalność Teofanesa wzmogła poczucie więzi religijnej wśród
41 Więcej o lisowczykach w: D z i e d u s z y c k i M., Krótki rys spraw
dziejów Lisowczyków, Lwów 1843, H. W i s n e r, Lisowczycy...
42 W. S e r c z y k, Na dalekiej.... s. 184.
106

Kozaków, którzy gremialnie opowiedzieli się za prawo­


sławiem, wiarą od unii brzeskiej z 1596 roku szykanowaną
przez Rzeczpospolitą. Konsekwencją działalności Teofanesa
na Ukrainie była odmowa uczestniczenia Kozaków w wy­
prawie mołdawskiej 1620 roku43. Tak wyglądało tło po­
selstw wysyłanych w latach 1619-1620 na Krym i do Turcji.
W październiku 1618 roku Piotr Ozga, wspomniany
wyżej poseł, wyruszył w trudną i niebezpieczną drogę do
Stambułu. W instrukcji poselskiej upoważniono Ozgę.
aby poskarżył się na napad Kantymira-mirzy tuż po
podpisaniu układu pod Buszą, jak również na ostatnią
ekspedycję kałgi z 1618 roku. Właśnie napady tatarskie
miał polski poseł podać za powód wypraw kozackich.
Kozacy, rekrutujący się z ludu biednego, grabionego
przez Tatarów, nie mając środków do życia, szukali
sprawiedliwości w wyprawach łupieżczych. Poseł miał
się więc domagać powstrzymania napadów tatarskich;
jeżeli by to jednak nie nastąpiło, groził wyprawą odwetową
na Krym. W Warszawie liczono na to, że sułtan po­
zytywnie wpłynie na chana i pokój między nim a królem
zostanie podpisany. W instrukcji wyrażono zamiar płacenia
44
dani, jednak liczono na anulowanie zaległości .
Tymczasem do Warszawy przybył poseł chana, Rustem-
aga. 18 lutego na audiencji przekazał dary, łuk, praw­
dopodobnie misternie zdobiony, oraz listy. Z pism wyni­
kało, że Dżanibek Gerej II wrócił już na Krym po udanej
kampanii perskiej. Domagał się spłaty zaległych dani
i groził, że w razie zwłoki lub odmowy jego rozkazom,
bo w takiej formie zwracał się do króla, osobiście wyprawi
się na Rzeczpospolitą na czele ordy. Aby list zrobił
wystarczająco złowieszcze wrażenie, zapewnił, że sułtan
45
już wie o jego planach . Wobec takich gróźb, tajna
43
Z. W ó j c i k, Dzikie pola..., s. 73-75.
44
D. S k o r u p a , Stosunki..., s. 217.
45
Ibidem, s. 218.
107

rada senatu obradowała 8 marca nad możliwością za­


trzymania posła tatarskiego. Zastanawiano się też nad
szansami przeniesienia działań wojennych na Krym,
gdyby do wojny doszło. I rzeczywiście, sejm decyzję
o wojnie podjął; dowiedział się o tym Rustem-aga i chcąc
zawiadomić chana, wysłał na Krym swojego człowieka
z listem. Zorientowano się jednak w zamiarach posła
i wysłani w pogoń kozacy złapali delikwenta. Aby
Rustem-aga nie próbował ponownie wysłać na Krym
informacji o zamiarach Rzeczypospolitej, o całym zajściu
46
nic mu nie powiedziano .
Poseł przebywał w Warszawie do maja, kiedy to odesłano
go z powrotem na Krym. Wiezione przez niego listy nie
zawierały pomyślnych dla chana wiadomości. Król skarżył się
na ton otrzymanych listów i życzył sobie, aby chan więcej nie
rozkazywał mu w kwestii dani. Zygmunt starał się zrzucić
odpowiedzialność za formę listów na kancelarię tatarską; tym
47
samym dawał chanowi szansę naprawienia błędów .
Brak konkretów w listach królewskich był spowodowany
oczekiwaniem na wiadomości ze Stambułu od poselstwa
polskiego. Król liczył na to, że nad Bosforem Rzeczpo­
spolita uzyska korzystne warunki porozumień z Porta
i Krymem, i chan, chcąc nie chcąc, będzie musiał się im
48
podporządkować .
Rozmowy w Stambule trwały do końca maja, kiedy
to zawarto porozumienie. Powtarzano w nim ustalenia
spod Buszy. Zabraniano Polsce mieszać się w sprawy
trzech księstw naddunajskich; w ten sposób Rzeczpospolita
godziła się na bierność w ważnej dla układu sił w Europie
centralnej polityce bałkańskiej. Jednak pozostawiono zwy­
czaj nominacji na Hospodarstwo Mołdawskie przyjaznych
Rzeczpospolitej władców. Gwarantowano powstrzymanie
46
Ibidem, s. 218.
47
Ibidem, s. 218.
48
Ibidem, s. 219.
108
49
Kozaków od napadów na tureckie ziemie . Tatarom obieca­
no spłatę danin na zasadach porozumień między królem
i chanem. Przy znaczącym wpływie Turcji bawiący w Stam­
bule wezyr tatarski niechętnie zgodził się na warunki
50
odpowiadające Rzeczypospolitej . Ponadto między Polską
i Krymem, tak jak między Polską i Turcją, miał panować
pokój. Tatarzy w razie wypraw wojennych mieli omijać
ziemie polskie. Nie wolno im też było organizować wypraw
ani od strony Krymu i Dzikich Pól, ani od strony mołdaws­
kiej. Zależność chana od Stambułu podkreślał punkt mówią­
cy o udzielaniu pomocy królowi polskiemu wyłącznie za
51
zgodą sułtana .
Chan, mimo że przyjął warunki, uzależnił ich spełnienie
od szybkiego przybycia na Krym poselstwa polskiego
z danią. W innym razie groził, że wyprawi się do Polski po
52
łupy . Jednak żaden znaczący napad na ziemie koronne
w 1619 roku nie miał miejsca. Stosunki polsko-tureckie,
choć napięte, w świetle poselstwa Ozgi zdawały się wracać
do normy. Z nadzieją patrzono w przyszłość, aby zaś
wykorzystać szansę na definitywne poprawienie relacji
Warszawa-Stambuł, wysłano następne poselstwo.
Do poprawienia relacji polsko-tureckich starał się również
przyczynić nowy hospodar mołdawski, Włoch lub Chorwat,
53
były dyplomata sułtański Gaspar Grazziani (1619-1620) .
Grazziani znalazł się na mołdawskim tronie z polecenia
sułtana Osmana II (1618-1620). Miał być lojalnym len­
nikiem Porty, tymczasem jeszcze zanim zasiadł w Jassach,
wymieniał już listy z przedstawicielami Rzeczpospolitej.
Pomnożyły się one później, w czasach hospodarstwa, a to
z przyczyny ambicji Włocha. Grazziani nie zamierzał

49
R. M a j e w s k i, Cecora, 1620, Warszawa 1970., s. 28.
50
D. S k o r u p a, Stosunki..., s. 220.
51
Ibidem, s. 220.
52
Ibidem, s. 221.
53
Ibidem, s. 31.
109

poprzestać bowiem na tytule lennika; marzyło mu się coś


więcej. Szansę na spełnienie swoich marzeń widział w kon­
taktach z krajami chrześcijańskimi54. Na razie jednak,
dopóki obie strony dążyły do pokoju, i on starał się
podtrzymywać dobre stosunki.
Jednak w dłuższej perspektywie zarówno wysiłki Graz-
zianiego, jak i karty układu nie mogły i nie zagwarantowały
bezpieczeństwa Rzeczypospolitej. Przeszkodziły temu m.in.
kolejne wyprawy kozackie i polska interwencja na Węg­
rzech. W samej Turcji już od 1618 roku nie prowadzono
działań wojennych przeciw Persji (koniec wojny nastąpił
w 1618 r., zaś pokój ratyfikowano w styczniu 1620 r.),
można było zatem bez obaw szykować się do nowej
wyprawy, o czym zresztą marzył młody sułtan.
Tymczasem zgodnie z wcześniejszymi zamiarami pol­
skiej dyplomacji pod koniec 1619 roku wyruszył do
Stambułu kolejny poseł, Samuel Otwinowski. Żółkiewski
łączył ogromne nadzieje z wysłaniem posła. „Wyrozumia­
łem z listu w. król. mci, że raczysz wysłać pana Hieronima
Otwinowskiego do Porty cesarza tureckiego. Z wielu
przyczyn, z któremi się nie rozwodzę w liście, potrzebnie
się stanie, że jak najprędzej pan Otwinowski w drogę
pojedzie. By nic innego, tedy to samo nie mała jest, że w.
król. mć przezeń raczysz oznajmić, że przymiernym po­
stanowieniem raczysz się kontentować, i z swej strony, co
należało strony zachowania kozaków od chadzek na czarne
morze, że się temu przez w. król. mć dosyć stało, iżby też
i z tamtej strony zachowano się według pakt i postanowienia
przymiernego. Nie spodziewam się i teraz żadnego z tamtąd
niebezpieczeństwa, bo car krymski zatrudniony jest od
Saingiereja [Szahin Gireja]; mniemam, że wdzięcznie
Przyjmie pana Oleszkę, posła w. król. mci, a u Porty
tandem [nareszcie — przyp. K.S] wszczynają się niejakie

54 Z. S p i e r a l s ki, op. cit., s. 170.


110

dissensye między wezyry [...], co dalej Boże, aby jako


najbarziej zatrudniło się pogaństwo" 55.
Już w Jassach, podczas wizyty u Grazzianiego, okazało
się, że powodzenie poselstwa może nie być tak pewne,
jak przypuszczano, zwłaszcza po udanej misji Ozgi.
Wątpliwości ogarnęły Otwinowskiego po rozmowie z ho­
spodarem, który wskutek zmian przeprowadzonych na
najwyższych stanowiskach w Turcji przewidywał osobis­
te zagrożenie. Wówczas to miejsce Mehmet-paszy zajął
nowy wezyr Ali-pasza. Dodatkowo częste kontakty
Grazzianiego z Polakami nie przysporzyły mu miru
w stolicy nad Bosforem, a przeciwnie, pozbawiły wielu
wpływowych przyjaciół56. Czekając na rozwój wypad­
ków, pozostał Otwinowski w Jassach kilka tygodni, po
czym z nastawieniem, że konflikt z Porta jest nieunik­
niony, ruszył dalej. Kiedy w marcu 1620 roku zjawił się
w Stambule, nie został wpuszczony do miasta. Za­
kwaterował się na swój koszt w Kuźniku, poza murami
stolicy, jako osoba prywatna. Po długim oczekiwaniu
musiał zadowolić się spotkaniem z wezyrem Ali-paszą.
Była to jednak audiencja pełna pogróżek i gróźb ze
strony wezyra, który wyrzucał posłowi, że Rzeczpo­
spolita nie przestrzega litery zeszłorocznego traktatu,
skoro Kozacy po raz kolejny wyprawiali się na Morze
Czarne. Nic więc Otwinowski nie uzyskał; musiał czekać
na następną szansę.
Okazja nadarzyła się w czerwcu; niestety wcześniej,
w maju, kolejna kozacka wyprawa pozbawiła argumentów
królewskiego posła. Pewnie pamiętając ostatnie zagroże­
nie, Ali-pasza bez ogródek przedstawił żądania Turcji
wobec Polski dotyczące uporania się z Kozakami w ciągu
czterech miesięcy. Zapewnił jednak, że na ten rok żadna
55 A. Bielowski (wyd.) Pisma Stanisława Żółkiewskiego, Lwów 1861.

s. 355-356, List do króla.


56 R. M a j e w s k i, op. cit., s. 42.
111
57
wyprawa na Rzeczpospolitą nie została przewidziana .
Kiedy ponownie podczas jego pobytu w stolicy imperium
pod Stambułem pokazały się kozackie czajki, a austriacki
poseł Mollart ostrzegał Otwinowskiego przed groźbą
zamachu na jego życie, ten nie starał się już więcej
o audiencję. Na razie jednak pozostawał w stolicy Turcji,
skąd listownie ostrzegał dygnitarzy w kraju przed niebez­
pieczeństwem tureckim, rozpowszechniając fałszywe wia­
domości, że już w lipcu 1620 roku sułtan wyruszył do
Adrianopola czynić przygotowania wojenne przeciw Pol­
sce. Możliwe jest, że niepoślednią rolę w podsunięciu
58
Otwinowskiemu takich wiadomości odegrał Mollart .
Wreszcie poseł uznał, że nic już nie uzyska, i wyjechał,
czy raczej uciekł z miasta, kierując się do Włoch, a stamtąd
przez Wiedeń do kraju.
Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Otwinowski
jechał do Stambułu, na Krym wysłano Floriana Oleszkę.
Instrukcja nakazywała posłowi poskarżyć się na zachowanie
Rustem-agi i domagać się jego ukarania. Ponadto poseł
miał oznajmić, że w związku z powtarzającymi się najaz­
dami tatarskimi, zaległa dań w żadnym razie Tatarom się
nie należy. Natomiast wypłata dani za bieżący rok miała
nastąpić po zawarciu przymierza, ukaraniu winnych i za­
dośćuczynieniu za wyrządzone szkody. Jeżeli, czego się
spodziewano, chan nie wyrazi zgody na te warunki, poseł
miał go poinformować, że wobec wcześniejszego ustalenia
warunków z sułtanem, chan musi się na nie zgodzić59.
W drażliwej sprawie Kozaków posłowi zabroniono doko­
nywać jakichkolwiek ustaleń. W razie potrzeby miał
tłumaczyć, że w pacyfikacji Kozaczyzny przeszkadzają
Tatarzy, angażując swoimi wyprawami gros sił Rzeczypos­
politej na Ukrainie.
57 Ibidem, s. 47.
58 Ibidem, s. 50.
59 D. S k o r u p a , Stosunki..., s. 223.
112

Do poprawy stosunków polsko-tatarskich zapalił się


również Grazziani, to zapewniając chana o pokojowych
intencjach Rzeczypospolitej, to znowu strasząc go
gniewem sułtana. Groził nawet, że w razie odmowy
zawarcia układu z Polską, tron w Bakczysaraju zmieni
właściciela. Misję posła zamierzano również wyko­
rzystać do skłócenia chana z Iskender-paszą. Oleszko
miał bowiem poinformować Dżanibek Gereja, że Is-
kender zaproponował wysyłanie dani bezpośrednio do
Stambułu. Żółkiewski, który był inspiratorem tej po­
lityki, liczył na poparcie chana w sprawie przeniesienia
Iskendera do innej prowincji imperium 60. Z planów
hetmańskich nic jednak nie wyszło.
Tymczasem na przełomie 1619 i 1620 roku w Warszawie
znalazł się kolejny poseł tatarski, Dzian Anton. List
przysłany królowi znów zawierał napomnienia z powodu
niepłacenia dani i ociągania się z pacyfikacją Kozaczyzny.
Na końcu listu znalazło się miejsce na groźby, na wypadek
niespełnienia warunków chana61. Wobec tego w kwestii
tatarskiej król postanowił zdać się na rezultaty poselstwa
Otwinowskiego w Stambule i tym sposobem zmusić chana
do uległości. Wysłał więc do Otwinowskiego list z polece­
niem uzyskania sułtańskiego poparcia w sprawie dani 62.
Oleszko trafił na Krym, zatrzymując się na jakiś czas
u Grazzianiego w Jassach, skąd słał do chana listy,
pozostawione wbrew zwyczajom bez odpowiedzi. To nie
wróżyło misji powodzenia. I rzeczywiście, po dotarciu do
Bakczysaraju, poseł spotkał się z wrogim przyjęciem. Po
długim oczekiwaniu na audiencję stanął przed chanem.
Podczas posłuchania chan nie odezwał się ani słowem:
poseł też nie zamierzał rozpoczynać rozmowy, poprzestał
zatem na wręczeniu chanowi podarunków 63.
60
Ibidem, s. 226.
61
Ibidem, s. 227.
62
Ibidem, s. 228.
113

Sytuacja dojrzała do konfrontacji.


Historycy przyczyny wojny tureckiej upatrują w różnych
wydarzeniach, a zagadnienie to nadal interesuje i dzieli
kolejne pokolenia badaczy. Dla jednych są to polskie
wyprawy do Mołdawii, dla innych główną przyczyną była
wyprawa lisowczykow na Węgry, jeszcze inni podkreślają
kozackie wypady na Morze Czarne. Tę ostatnią przyczynę
stara się uwypuklić W. Majewski64. Wspomina przy tym
o wyprawach magnatów do Mołdawii i eskapadzie lisow­
czykow na Górne Węgry. Jednak, zdaniem historyka, to
brak reakcji na tureckie żądania rozbicia Kozaczyzny
rzuciły oba państwa przeciwko sobie.
Trudno zgodzić się z opinią W. Majewskiego, że Rzecz­
pospolita nie chciała rozwiązać problemu Kozaczyzny.
Wydarzenia poprzedzające wojnę turecką pokazują, że po
prostu nie była w stanie tego uczynić. Prawdą natomiast
jest, że korzystała z kozackich usług w razie potrzeby,
głównie przeciw Moskwie, Turcji i Tatarom65. Kiedy
w 1620 roku Kozacy trzy razy łupili tureckie państwo,
w tym raz okolice Stambułu, „wielki wezyr 17 czerwca
1620 roku wypowiedział wojnę Polsce, uzależniając ewen­
tualne utrzymanie pokoju od zlikwidowania w ciągu
4 miesięcy Kozaków i zniszczenia ich osad"66. Wiadome
było, że są to warunki niemożliwe do spełnienia, głównie
ze względu na zasadę, że Rzeczpospolita jako mocarstwo
europejskie nie mogła sobie pozwolić na wtrącanie się
w wewnętrzne sprawy państwa ościennego. W tej sytuacji,
wobec jawnego zagrożenia, Żółkiewski postanowił wkro­
czyć do Mołdawii, uznając, że jedynie wojna zaczepna,

63
J. P a j e w s k i, op.cit., s. 60. Podhorodecki (Chanat..., s. 135) mówi,
że Oleszko został uwięziony w wieży na dwa lata za odmowę natychmias­
towego spełnienia tatarskich żądań.
64
Polskie tradycja wojskowe, red. Sikorski J., Warszawa 1990, s. 264.
65
Ibidem, s. 265.
66
Widem, s. 265.
114

prowadzona pod hasłami wyzwolenia ludów bałkańskich,


dawała szansę zwycięstwa nad Turcją 67.
Ze zdania W. Majewskiego wynika zatem, że przyczyną
wojny były najazdy kozackie, wojnę wypowiedzieli Turcy,
a Polacy rozpoczęli ją w momencie wkroczenia do
Mołdawii.
Więcej do powiedzenia na ten temat ma R. Majewski.
W monografii bitwy cecorskiej pokazuje złożoność przy­
czyn konfliktu. Stara się położyć akcent na negatywną rolę
Kozaków w stosunkach polsko-tureckich, ukazując ją jako
najważniejszą przyczynę konfliktu68. Zamiar utrzymania
w Mołdawii polskiego protektoratu lub ewentualnie życz­
liwej neutralności Rzeczpospolitej to dla autora wydarzenie
zdecydowanie drugorzędne69. Krytykuje on natomiast tych,
którzy wybuch wojny starają się umieścić w kontekście
sytuacji międzynarodowej, czyli na początku wojny 30-
-letniej™. Nie zgadza się między innymi z Szelągowskim,
dla którego wydarzenia 1620 i wyprawa chocimska 1621
roku były częścią planów Turcji mających na celu podbój
całej Rzeczypospolitej, zdobycie portów bałtyckich i wstrzy­
manie dostaw zboża na zachód Europy. W ten sposób
Turcy, według Szelągowskiego, zamierzali „wygłodzić"
państwa ligi katolickiej i pośrednio pomóc obozowi protes­
tanckiemu70.
Za kontekstem „europejskim" konfliktu opowiedzieli się
Franciszek Suwara i Jerzy Teodorczyk. Suwara łączy
ekspedycję mołdawską z wojną toczoną przez Habsburgów
w Czechach. Uważa, że marsz Żółkiewskiego do Mołdawii
był dywersją, która miała zatrzymać wojsko tureckie

67
Ibidem, s. 265.
68
R. M a j e w s k i , op. cit., s. 16,22.
69
Ibidem, s. 82.
70
Ibidem, s. 15.
71
Ibidem, s. 15; F. S u w a r a , Przyczyny i skutki klęski cecorskiej.
Kraków 1930, s. 133.
115

zamierzające połączyć się z Bethlenem Gaborem. Wzmoc­


niony posiłkami tureckimi siedmiogrodzki książę miał
ruszyć na pomoc powstańcom czeskim. Dzięki wyprawie
Żółkiewskiego przedsięwzięcie się nie powiodło. „Można
twierdzić zupełnie śmiało, że gdyby nie było Cecory, nie
byłoby Białej Góry" 72.
Z tym zdaniem zupełnie nie zgadza się R. Majewski,
który podkreśla niechęć Turcji do wojen, zwłaszcza po
klęskach z Persją i Hiszpanią. Nie neguje jednak prób
stanów czeskich i Bethlena Gabora do skierowania
zainteresowania Porty na sytuację w Czechach73. Teodor-
czyk natomiast w artykule krytykującym książkę R.
Majewskiego podkreśla niekorzystną dla Rzeczpospolitej
sytuację polityczną w Europie na początku wojny 30-
-letniej. Dowodzi, że zainteresowana atakiem Turcji na
Polskę była nie tylko Szwecja, główny wróg Rzeczypos­
politej nad Bałtykiem, dążąca do opanowania polskich
portów w Rydze i Gdańsku, ale również protestanckie
Niderlandy. Przypomina przy tym zdanie między innymi
Prochaski, opisujące wyprawę mołdawską jako próbę
powstrzymania ataku tureckiego, czyli wojnę prewencyj­
ną. Powodem wyprawy był sułtański zamiar zrzucenia
z tronu przyjaznego Rzeczypospolitej hospodara moł­
dawskiego Grazzianiego i osadzenie w Jassach bardziej
odpowiadającego Turcji Aleksandra Eliasza. Chcąc za­
pobiec detronizacji Grazzianiego, Żółkiewski miał wkro­
czyć do Mołdawii i stanąć pod Cecora. W ten sposób
zablokowałby drogę do Jass wojskom Iskendera-paszy.
Jeśli wszystko rozegrałoby się według planów, Grazziani
pozostałby na tronie, a turecka wyprawa następnego
roku okazałaby się niemożliwa74. „Wypad pod Cecorę
72 F. S u wara, op. cit., s. 133.
73 R. M aj e w s k i, op. cit., s. 53,54.
74
J. T e o d o r c z y k, Jeszcze o Cecorze, w „Kwartalnik Historyczny",
116

był więc konieczną ze strony polskiej próbą zapobieżenia


wojnie na dwa fronty, tym bardziej że poselstwa Ot-
winowskiego do Stambułu i Oleszki na Krym skończyły
się fiaskiem"75. Dalej u Teodorczyka czytamy: „Żół­
kiewski, hetman i kanclerz w jednej osobie, przez którego
ręce przechodziła tajna korespondencja zagraniczna, był
dobrze poinformowany o groźbie tej wojny. Toteż nama­
wiał króla do wyprawy prewencyjnej, a równocześnie do
szukania pomocy u Habsburgów — jedynych, którzy
w tej sytuacji mogli Polsce udzielić pomocy"76. Co do tej
pomocy, to u R. Majewskiego znajdujemy informację, że
swoją rolę w pchnięciu Turcji na Polskę odegrała dyp­
lomacja habsburska, głównie zaś działalność posła Mol-
larta, skutecznie zniechęcającego Osmana II do uderzenia
na Wiedeń 77.
O prewencyjnym charakterze wyprawy cecorskiej pisał
także R. Majewski, przytaczając fragmenty tekstów źródło­
wych, świadczących o spodziewanym ataku Turcji na
Rzeczpospolitą78. Nie traktuje ich jednak poważnie, pisząc
że Zygmunt III celowo ukrywał prawdziwe przyczyny
wojny z obawy przed reakcją niechętnej wojnie szlachty,
natomiast podkreślał zagrożenie tureckie79.
Trudno jednoznacznie stwierdzić, która z wymienionych
przyczyn była tą decydującą. Każdy z wymienionych
badaczy ma własne zdanie, poparte odpowiednimi ar­
gumentami. Różnorodne rozłożenie akcentów przyczyn
konfliktu polsko-tureckiego w zależności od podejścia
historyka stwarza jednak niebezpieczeństwo pominięcia
innych przyczyn, składających się przecież na uwerturę

1972, z. 4, s. 646.
75
Ibidem, s. 646.
76
Ibidem, s. 646.
77
R. M a j e w s k i , op. cit., s. 50.
78
Ibidem, s. 18, 19.
79
Ibidem, s. 83.
117

konfliktu. Wydaje się bowiem, że źródła wojny należy


widzieć w harmonii poszczególnych wydarzeń — wypraw
magnackich do Mołdawii, wypadów kozackich, interwencji
lisowczyków — układających się w całość, której katali­
zatorem była umowa wiedeńska z 1613 roku80. Doświad­
czenie uczy, że zastanawiając się nad przyczynami jakie­
gokolwiek konfliktu, nie można abstrahować od sytuacji
politycznej kontynentu czy regionu, w którym krzyżują
się interesy stron. A przecież w drugim dziesięcioleciu
XVII wieku cały kontynent stanął na krawędzi „global­
nego", jak na tamte czasy, konfliktu, który, jak pokazała
historia, toczył się długie 30 lat. Czyż w tak napiętej
sytuacji politycznej mogły decydować wydarzenia lokalne
(wypady kozackie)? Tego oczywiście wykluczyć nie
można, ale logiczne wydaje się, że wyprawy kozackie
były jedynie iskrą, zaś clou konfliktu polsko-tureckiego,
czy może turecko-polskiego, musimy szukać w zbliżeniu
polsko-habsburskim.
A może prawda leży gdzieś indziej? Może doszukiwanie
się logicznych przyczyn to zła droga? Skoro historycy
zastanawiają się nad tym, czy wojna została wypowiedziana,
skoro sugerują nawet, że to wkroczenie armii Żółkiewskiego
de facto rozpoczęło wojnę, może warto postawić tezę, że
wojna była niepożądaną niespodzianką dla obu stron? Lecz
skoro już wybuchła, każde z walczących państw chciało ją
wygrać. Za tym może przemawiać fakt, że dopiero po
wkroczeniu wojsk Żółkiewskiego Turcy zbierali armię.
„Faktem jest, że w 1620 roku Turcja była do wojny
z Polską nieprzygotowana i działania wojenne sprowoko­
wała strona polska81.
Kiedy więc Otwinowski czekał na posłuchanie w Stam­
bule, hetman Żółkiewski, wyzbywszy się wszystkich

80 L. P o d h o r o d e c k i , Chocim 1621, Warszawa 1988, s. 11; patrz


Przypis nr 101.
81 Ibidem, s. 19.
118

nadziei na pokój, pisał do prymasa Gębickiego: „Waszmo-


ści memu miłościwemu panu jako najprzedniejszemu
senatorowi oznajmuję, że wiadomości o wojnie od pogan
Rzeczypospolitej co raz się potwierdzają. Miałem w tych
dniach świeże pisania od pana Otwinowskiego z Konstan­
tynopola: pośledniejszego, data 30 maji pisze, że już żadna
nadzieja nie została pokoju z Turki. Posła króla perskiego
z pokojem odprawili, z cesarzem chrześcijańskim potwier­
dzili przymierze, wszystkę furią przeciwko ojczyźnie
naszej obrócili. Teraz w tym roku [1620] przez cara
[chana] tatarskiego i Skinderbaszę [Iskender-paszę] chcą
nas wojować, już jest w Wołoszech [Mołdawii] Tatar
wojska nie mało, jeszcze sam car nie przybył, ale prędko
się go spodziewają. Skinderbaszy w Białogrodzie, przy­
chodzą co raz Turcy do niego. A na przyszły rok i pan
Otwinowski i wiele innych dają przestrogę, że zapewne
sam cesarz turecki in persona gotuje aparat wielki: ma iść
prosto ku Kamieńcowi i tego jeszcze roku po bajramie
jesiennym (po ramadanie jako oni zowią) ma wyniść cesarz
do Jedznna i tam ma zimować, żeby na wiosnę się tym
pośpieszniej wyprawił na wojnę"82.

82
A. Bielowski (wyd.) Pisma Stanisława Żółkiewskiego, Lwów 1861.
s. 372, list do W. Gębickiego z 15 czerwca 1620 roku.
ROZDZIAŁ V
PRZECIWNICY

„Szlachetnemu Stanisławowi Biedrzyckiemu, rotmistrzowi


naszemu, wierność nam mając zaleconą, dzielność w rzeczach
rycerskich i do posług nam i Rzeczypospolitej chęć, Wierno­
ści Twojej rotę kozacką, którą teraz szlachetny N od nas
przypowiedzoną ma, po wyjściu tej pierwszej jemu ćwierci
W T na 100 koni albo póki tego potrzebę będziem rozumieli,
tym listem naszym przypowiadamy, płacą z skarbu naszego
na jeden koń po złotych N [brak liczby — przyp. K.S.],
a kuchennych W T wedle zwyczaju po złotych N, która rotę
starać się W T będziesz, abyś ludzi ćwiczonych w dziele
rycerskim i przed tym jako najwięcej bydź [dawna pisownia
— przyp. K.S.] może w służbie bywałych zebrał i jako
najprędzej zebrawszy, popisawszy się [zgłosił do przeglądu
— przyp. K.S.], na obronę stawił przed starszym od nas
naznaczonym, bezpieczeństwa tamtego zamku pilnował [nie
wiadomo jakiego — przyp. K.S.]. Przestrzeżesz przy tym
W T, aby każdy, tak towarzysz jako i pachołek, miał koń
dobry, ze wszystkim rynsztunkiem porządnym, etc...
Dan...
"Sigismundus Rex"1
1
Wypisy źródłowe do historii polskiej sztuki wojennej, Polska sztuka
wojenna w latach 1563-1647, oprać. Z. S p i e r a l s k i , J. W i m m e r ,
List przypowiedni na chorągiew kozacką. Warszawa 1961, s. 133.
120

Tak wyglądał list przypowiedni czy też przepowiedni,


nadawany przez króla rotmistrzom w celu zwerbowania
żołnierzy. Tym sposobem zaciągano wojsko autoramentu
narodowego — przeważającego, a w niektórych polskich
kampaniach pierwszej ćwierci XVII wieku nawet jedynego.
Autorament cudzoziemski, spotykany wcześniej już w cza­
sach Batorego, na dobre pojawił się po reformach króla
Władysława IV.

AUTORAMENT NARODOWY

Zaciąg autoramentu narodowego należał do obowiązków


rotmistrza. Zgodnie z literą prawa rotmistrz zgłaszał otrzy­
many od króla list przypowiedni w sądzie grodzkim
w rejonie, w którym miał czynić zaciąg, czyli go oblatował.
Następnie cały wysiłek organizacji chorągwi spadał na
wybranego przez rotmistrza porucznika. On to zbierał
odpowiednich ludzi i tworzył z nich jednostkę. Szlachcic
przyjęty do chorągwi musiał stawić się w wyznaczonym
przez rotmistrza miejscu z własnym pocztem. Poczet składał
się zwykle z trzech ludzi — towarzysza i dwóch po­
cztowych. Niekiedy pocztowych było więcej — trzech lub
czterech. W chorągwi znajdowało się zwykle 20 do 30
towarzyszy. Razem z pocztowymi wielkość chorągwi
wahała się od 80 do 200 ludzi.
Na czele chorągwi stał rotmistrz. Jednak często rotmist­
rzami byli królowie i magnaci. Dlatego praktycznie dowódz­
two nad chorągwią sprawował porucznik. Oficer dbał
o uzbrojenie, pilnował regularnego wypłacania żołdu i za­
kwaterowania wojska w czasie zimy na tzw. hiberny.
Drugie miejsce po poruczniku zajmował namiestnik, a po
nim chorąży, noszący znak oddziału.
Autorament narodowy obejmował jazdę ciężką — husa­
rię, jazdę kozacką, później zwaną pancerną; jazdę lekką
tatarską, wołoską i lisowczyków (elearów), oraz piechotę
121

polską i węgierską. We wszystkich typach jednostek


przyjęto jednolity podział władzy. W piechocie chorągiew
liczyła 100 lub 150 ludzi i była podzielona na dziesiątki
z dziesiętnikami na czele.
Uzbrojenie husarza składało się ze zbroi folgowej,
przykrywającej tylko górną część ciała. Często łączono ją
z kolczugą. Zamożniejsi mogli sobie pozwolić na zbroję
karacenową, złożoną z nitowanych łusek. Na głowę husarz
zakładał szyszak z nakarczkiem, nosalem, daszkiem i poli­
czkami. Uzbrojony w długą, dochodzącą do 5,5 metra
kopię husarz stanowił poważne zagrożenie dla atakowanej
jazdy czy piechoty. Oczywiście sama kopia nie zapewniała
powodzenia w walce, stąd husarz wyposażony był w kon­
cerz, szablę i czekan służący do rozbijania zbroi przeciw­
nika. Oprócz broni białej w olstrach trzymano pistolety
lub bandolet. Rotmistrzowie i porucznicy dowodzący
poszczególnymi chorągwiami nie mieli kopii. Posiadali za
to buzdygan, znak oficerskiej szarży, który mógł służyć
również jako broń. Ozdobieni skrzydłami i lamparcimi
lub wilczymi skórami jeźdźcy, dosiadający silnych koni,
dzielili się na stu-, dwustukonne chorągwie. Na czele
chorągwi stał wspomniany wcześniej rotmistrz, częściej
porucznik, a zastępcą był namiestnik lub w sporadycznych
przypadkach chorąży.
Chorągwie kozackie (pancerne) składały się z żołnierzy
uzbrojonych w pancerz-kolczugę, misiurkę i okrągłą
tarczę, zwaną kałkanem. Broń zaczepną stanowił bandolet,
dwa pistolety, łuk lub kusza oraz szabla. Dodatkową
bronią była rohatyna, czyli krótka dzida. Kozacy to
jazda typu średniozbrojnego, początkowo nawet lekko-
zbrojnego, liczniejsza, lecz słabiej uzbrojona od husarii.
Niemniej jednak doskonale sprawdzała się w walkach
z Tatarami i Kozakami zaporoskimi.
Te wspomniane wyżej typy jazdy wchodziły w skład
autoramentu narodowego. Uzupełniała je jazda lekka
122

wołoska i tatarska. Jeźdźcy ci, uzbrojeni w szable, łuki


i pistolety, czasem w rohatyny, służyli zwykle do zadań
patrolowych i rozpoznawczych. Chorągwie jazdy lekkiej
liczyły na ogół od 100 do 150 koni.

LISOWCZYCY

To właśnie jazda lekka była wzorem dla sformowanych


w Rosji lisowczyków. Założycielem i organizatorem lisow-
czyków, o których była mowa przy okazji omawiania
kampanii w Rosji na Węgrzech w 1619 roku, sławnych
w całej Europie oddziałów, był szlachcic pomorski Alek­
sander Józef Lisowski. O nim samym kroniki wspominają
jeszcze w XVI wieku, kiedy to wraz z innymi Polakami
wstąpił na służbę do hospodara mołdawskiego Michała
Walecznego. Tam po raz pierwszy spotkał się z tatarską
szkołą wojowania i poznał reguły wojny podjazdowej oraz
cenione przez Tatarów szybkie i niespodziewane zagony na
ziemie nieprzyjaciela. To, czego nauczył się na Multanach,
miało mu się przydać w przyszłości. Lisowski bowiem
szybko pojął tatarski styl prowadzenia wojny i doprowadził
do perfekcji.
Jak długo walczył na żołdzie Michała, dokładnie nie
wiadomo. Jednak w czasie wyprawy Zamoyskiego do
Mołdawii w 1600 roku przyłączył się z częścią wojska do
oddziałów hetmana wielkiego. Po zakończeniu kampanii
mołdawskiej Aleksander Lisowski poszedł na nową wojnę,
tym razem do Inflant, gdzie służył w kozackiej chorągwi
Szczęsnego Niewiarowskiego, później przeformowanej na
husarską2. W szeregach tej chorągwi odniósł największe
zwycięstwo pod dowództwem Chodkiewicza, pod Dorpatem
we wrześniu 1604 roku, ale i z nią wszczął bunt, niemalże
dzień po zwycięstwie, kiedy dalszy przebieg kampanii

2
H. W i s n e r, Lisowczycy, s. 30.
123

mógł przynieść zwycięstwo. Konfederacja została zawiązana


z dużym udziałem Lisowskiego, a jej przyczyną były
zaległości w wypłacaniu żołdu. Konfederaci, opuściwszy
szeregi armii, zawrócili na Litwę, rabując, mordując i gwał­
cąc. Wyrokiem sądu Lisowski został skazany na infamię.
Pozbawiono go czci i dóbr. Pewnie sam Lisowski wyrokiem
zbytnio się nie przejął; drwił sobie z prawa, pozostając pod
opieką Janusza Radziwiłła — jak pamiętamy, jednego
z przywódców rokoszu. Zresztą w rokoszu brał udział
i Lisowski, dowodząc jedną z chorągwi księcia Radziwiłła.
Tu jednak nie odegrał znaczącej roli i po upadku rokoszu
znalazł się na Ukrainie3. Nie minęło wiele czasu, kiedy
Lisowski pojawił się w Rosji.
Kiedy jako skromny szlachcic Aleksander Lisowski
zapukał po raz pierwszy do kwatery Dymitra Samozwań­
ca II, nikt zapewne nie przypuszczał, że przed samozwań-
czym carem stoi człowiek, którym matki będą straszyć
rosyjskie dzieci jeszcze w sto lat po wojnie domowej. Na
tę niesławną reputację Lisowski pracował rzetelnie. U progu
swego pobytu w Rosji na rozkaz Dymitra zebrał oddział
Kozaków dońskich i wraz z nimi rozpoczął krwawe żniwa.
Sukces szedł jego śladem. Pokonał oddziały cara Wasyla
Szujskiego, dowodzone przez Iwana Chowańskiego i Za­
chara Lapunowa, a nawet zdobył Kołomnę. Szczęście
opuściło zagończyka i jego zabijaków w bitwie przy
Niedźwiedzim Brodzie. Pobity, ale nie rozproszony oddział
wycofał się do Tuszyna, gdzie stał Dymitr. Szalbierz (jak
nazywano Dymitra) pochwalił Lisowskiego i dał mu nowe
zadanie. Tym razem wspólnie ze starostą uświackim Janem
Sapiehą miał opanować klasztor Troicko-Sergiejewski.
Lisowski i Sapieha z zapałem przystąpili do nowego
zadania, licząc na szybki i spektakularny sukces. Tym­
czasem oblężenie dłużyło się i nie przynosiło oczekiwanych

3 H. W i s n e r, Lisowczycy, s. 36.
124

rezultatów. Sapieha to ostrzeliwał, to szturmował klasztor,


a Lisowski, któremu przykrzyło się pod twierdzą, grasował
po ziemi suzdalskiej i włodzimierskiej, łupiąc i paląc.
Zapędził się nawet na Powołże, dotarł do Jarosławia, po
drodze zdobywając Kostromę i Galicz.
Mijały kolejne miesiące służby, ludzie się wykruszali,
a ich miejsce zajmowali nowi, których kusiło złoto i sława.
Nadszedł jednak czas, kiedy do wojny z Rosją włączyła
się Rzeczpospolita (1609). Polacy podziękowali Dymitrowi
za służbę i wrócili do kraju. Wraz z nimi poszedł
Aleksander Lisowski. Osiadł wówczas w zamku zawołoc-
kim nad samą granicą rosyjską. Nie zaprzestał jednak
wypraw. Organizował je dalej, łupiąc i paląc pograniczne
okolice. Na tym zbójeckim procederze zeszły mu dwa
lata. W 1611 roku sejm zdjął banicję z Lisowskiego
i powołał go do służby królewskiej. Hetman Chodkiewicz
przyjął go pod swój znak, zaznaczając przy tym, że służy
za darmo, wolno mu jednak łupić kraj nieprzyjaciela. To
Lisowskiemu odpowiadało. Przyzwyczaił się do takiej
służby, w której łatwiej było o grosz niż na żołdzie
Rzeczypospolitej.
Rozpoczęły się teraz dla Lisowskiego tygodnie ciężkiej
pracy werbunkowej. Wyszukiwał ludzi odważnych, ale
i niepokornych, gotowych do poświęceń, ale łasych na łup
i bezlitosnych — słowem zabijaków na wzór Kmicicowej
kompanii. W rozległej Rzeczypospolitej znalazł takich
wielu. Lecz w szeregach lisowczyków można było usłyszeć
obok polskiej również mowę Niemców, Kozaków zaporos­
kich i dońskich, Czechów i Ślązaków. Wielkość dywizji
zmieniała się w zależności od potrzeb. Podczas wyprawy
królewicza Władysława na Moskwę w 1618 roku liczyła
1000 żołnierzy, trzy lata później do Czech wpadło około
3800 elearów4.

4
H. W i s n e r, Lisowczycy, s. 84.
125

„Orężem waszym będzie szabla i rusznica, łuk z saj­


dakiem, rohatyna, koń lekki i wytrwały, ani wozów, ani
taborów, ani ciurów nie ścierpię; wszystko nosić będziecie
z sobą. [...] natrzeć zuchwale, kiedy trzeba rozsypać się,
zmylić ucieczkę, znów się odwrócić, nieprzyjaciela za­
skoczyć, oto dzieło wasze. [...] Przebiegać najodleglejsze
szlaki nieprzyjacielskie, krainy palić, wsie burzyć, miasta,
pędzić przed sobą trzody bydła i jeńców tysiące, nie
przepuszczać nikomu, to odtąd jedynem zatrudnieniem
waszem"5. Tak to Lisowski zachęcał do służby zwer­
bowanych przez siebie harcowników.
Po zakończeniu kampanii rosyjskiej i węgierskiej, o której
wspominaliśmy wyżej, skłócony oddział rozpadł się na
kilka frakcji. Jedni zostali na służbie Habsburgów, walcząc
na Węgrzech pod Humennem, w Czechach pod Białą Górą
i na Śląsku. Inna część z Walentym Rogawskim znalazła
się w Mołdawii wraz z armią Żółkiewskiego.
Po raz ostatni lisowczycy wykazali się męstwem i od­
wagą pod Chocimiem. Lata chwały odchodziły w zapom­
nienie z każdym rokiem służby u cesarza. Gwałty, grabieże
i inne łotrostwa, których dopuszczali się w Rzeszy
Niemieckiej, Francji, w Italii i w kraju, spowodowały
pozbawienie ich rycerskiej czci przez sejm Rzeczypos­
politej. Po wojnie ze Szwecją (1626-1629) rozwiązano
oddziały lisowczyków. Jednak oni sami nie znikli z pól
bitewnych. Przeciwnie, buszowali po Europie do końca
wojny 30-letniej.

PIECHOTA AUTORAMENTU NARODOWEGO

Piechota jako formacja nie cieszyła się w Polsce szlachec­


kiej poważaniem. Stąd nikłe nakłady na jej rozwój i zaciąg.
5 M. D z i e d u s z y c k i , Krótki rys spraw i dziejów lisowczyków,

Lwów 1843, s. 95.


126

Dopiero po kampaniach Batorego zaczęto rozumieć jej rolę


na polu walki, zwłaszcza podczas oblężenia i obrony
twierdz. Niemniej jednak do końca istnienia I Rzeczypos­
politej, z wyjątkiem kilku kampanii, jej liczebność w porów­
naniu z jazdą pozostawała niewielka.
Piechota węgierska, najliczniejsza w wojsku polskim
pierwszej ćwierci XVII w., uzbrojona została w muszkiety,
rusznice, szable i krótkie toporki. Dziesiętnicy oprócz
szabel mieli halabardy, oficerowie natomiast pistolety
i szable. Mundur piechura stanowił długi niebieski żupan,
czerwone spodnie i wysokie buty. Pod żupan zakładano
czerwone katanki. Głowę piechur nakrywał kapturem.
Z uwagi na uzbrojenie piechota była narażona na ataki
jazdy, stąd zwykle walczyła zza taboru, ostrzeliwując
nieprzyjaciela — czy to broniąc się przed atakiem, czy
wspomagając jazdę.

AUTORAMENT CUDZOZIEMSKI

Znikoma ilość wojsk autoramentu cudzoziemskiego,


która wzięła udział w wyprawie cecorskiej, wymaga
przynajmniej skromnego omówienia. Otóż zaciąg do
tych wojsk odbywał się systemem tzw. wolnego bębna
w dobrach królewskich i kościelnych. Specjalnie wy­
znaczani do tego zadania oficerowie pojawiali się we
wsi czy miasteczku i biciem w bęben ogłaszali werbunek.
Następnie razem z ochotnikami wracali do miejsca
stacjonowania regimentu. Tam rekrutów ubierano w bar­
wę, czyli mundur, i wyposażano w broń. A później
zaczynały się ćwiczenia i trud codziennej służby. Nie­
rzadko sprawność żołnierzy pozostawiała wiele do ży­
czenia. Powodem była źle rozumiana oszczędność i po­
śpiech. Jednak w pierwszej ćwierci XVII wieku nie
werbowano piechoty cudzoziemskiej w Polsce (była to
późniejsza praktyka); ograniczano się do lepiej wy-
127

szkolonych i wyposażonych oddziałów z zagranicy,


głównie z krajów niemieckich.
Regiment piechoty, tak jak i kawalerii cudzoziemskiego
autoramentu, składał się ze sztabu i kompanii. W sztabie
czołowe miejsce zajmował pułkownik i podpułkownik.
Oprócz nich znajdował się tam major, kwatermistrz i wach­
mistrz. Ponadto sekretarz, chirurg, kapelan, profos — do­
wódca żandarmerii, kilku doboszów, trębaczy i sierżantów.
6
W regimencie nie mogło być mniej niż cztery kompanie.
Zwykle jednak ich liczba wahała się między 8 a 12, co
dawało w regimencie około tysiąca żołnierzy7. W każdej
z nich znajdował się podobny sztab do regimentowego. Tu
jednak najwyższy rangą był dowódca kompanii — kapitan.
Pozostałe stanowiska zajmowali: porucznik, chorąży, fel­
czer, zbrojmistrz, furier oraz kaprale. Kompania liczyła od
90 do 120 żołnierzy.
Regimenty, które były własnością pułkowników, „wynaj­
mowano" na służbę do zgłaszających się panów, magnatów,
książąt i królów. Pułkownik podpisywał umowę, czyli
kapitulację z zainteresowanym jego regimentem pryn-
cypałem, i przedstawiał mu swój oddział. Pułkownik nie
tylko formował jednostkę, uzupełniał jej skład i dbał
o uzbrojenie, ale również sądził żołnierzy. Mniejszą władzę
nad wynajętym regimentem miał ten, na którego służbie
oddział się znajdował. Praktycznie jego władza sprowadzała
się do kontroli stanu uzbrojenia i liczebności wojska;
w zamian za żołd miał prawo wymagać służby bez
dodatkowych opłat za bitwy. W przypadku wykruszenia się
żołnierzy zadaniem mocodawcy było uzupełnienie szeregów
jednostki 8.
6 J. W i m m e r, Wojsko polskie w drugiej połowie XVII wieku,

Warszawa 1965, s. 27.


7
R. R o m a ń s k i , Beresteczko 1651, Warszawa 1994, s. 23.
8 J. W i m m e r, op. cit., s. 25.
128

Kawaleria cudzoziemskiego autoramentu dzieliła się na


dwa typy: arkebuzerię, czyli jazdę ciężką, i jazdę lekką,
rajtarię.
Uzbrojeniem arkebuzerów była zbroja płytowa — ki­
rys, hełm z dużymi policzkami i daszkiem. Broń zaczepną
stanowił arkebuz, czyli krótki muszkiet, rapier lub szabla
i pistolety. Arkebuzeria, mimo że była jazdą obcego
autoramentu, zaciągana była systemem towarzyskim9
w przeciwieństwie do rajtarii. Rajtarzy bowiem tworzyli,
podobnie jak piechota niemiecka i dragoni, regimenty.
Rajtar uzbrojony był w rapier i pistolety. Nie miał na
sobie zbroi tylko skórzany kaftan, głowę chronił kapelusz.
Głównym uzbrojeniem piechoty autoramentu cudzoziem­
skiego był muszkiet lontowy i długa na 4,5 metra pika. To
właśnie piki broniły piechotę przed szarżą jazdy. Niemniej
jednak większość oddziału stanowili muszkieterzy (2/3)10,
a w przypadku polskich kampanii pierwszej ćwierci XVII
wieku decydowano się wyłącznie na roty muszkieterów.
Strój piechurów niemieckich składał się z luźnych kurt.
pludrów, pończoch i trzewików. Na głowach nosili hełmy
lub kapelusze.
Trzecim typem piechoty była dragonia, która pojawiła
się na Litwie w 1616, a w Koronie w 1618 roku11. Dragoni
poruszali się konno. Po przybyciu na pole walki walczyli
pieszo, ostrzeliwując przeciwnika z okopu lub zza koni.
Uzbrojeniem dragonów był muszkiet lub pika i rapier. Krój
munduru był zachodni, podobny do munduru piechoty
niemieckiej. Było to wygodniejsze przede wszystkim wjeź­
dzie konnej.

9 Ibidem, s. 275.
10 R. R o m a ń s k i , op. cit., s. 24., J. Wimmer w pracy pt.: Wojsko
polskie w połowie XVII wieku podaje stosunek muszkieterów do pikinierów
jako 2:1.
11 T. N o w a k , J. W i m m e r , Dzieje oręża polskiego 963-1795.

Warszawa 1981, s. 355.


129

ARTYLERIA I FORTYFIKACJE

Od czasów Zygmunta Augusta w artylerii niezmiennie


królowały działa ciężkie, długolufowe. Dobre za pa­
nowania ostatniego Jagiellona, na początku XVII wieku
były już jednak przestarzałe, trudne w transporcie i za­
niedbane. Inżynieria również nie spełniała standardów
europejskich, choć rozwijała się w Rzeczypospolitej
bastionowa fortyfikacja szkoły włoskiej. Jednocześnie
ze szkoły holenderskiej czerpano wzory do budowy
fortyfikacji polowych. I właśnie na tym gruncie, w oparciu
o założenia taktyki hetmana Tarnowskiego i jego na­
stępców: Zamoyskiego, Żółkiewskiego i Chodkiewicza,
fortyfikacja polska osiągnęła wysoki poziom. Tabor (O-
bertyn 1531) został zastąpiony pod koniec XVI wieku
przez systemem ufortyfikowanych bastionowych obozów
ziemnych (Cecora 1595). Zastosowanie fortyfikacji po­
lowych powtarzano niejednokrotnie w wojnach XVII
wieku (Cecora 1620, Chocim 1621, Zbaraż 1649, Be-
resteczko l651...); doskonalone, z czasem na stałe wpisały
się do XVII-wiecznej polskiej sztuki wojennej12. Wobec
szczupłości sił polskich niejednokrotnie to one decydowały
o sukcesie w bitwie.
Szkoła holenderska, dzielona jeszcze na starą i nową,
powstała, jak sama nazwa wskazuje, w Niderlandach
podczas wojen o niepodległość, toczonych z Hiszpanami
na przełomie wieków XVI i XVII. Podstawowym za­
łożeniem było wykorzystanie do budowy fortyfikacji ziemi
i drewna — materiałów łatwo dostępnych i niezwykle
odpornych na kule armatnie. Tak zbudowana twierdza
podczas bitwy polowej właściwie nie była narażona na
zniszczenie i broniąca się w niej piechota mogła czuć
się względnie bezpiecznie. Poczucie to wzrastało, kiedy
12
J. B o g d a n o w s k i , Architektura obronna w krajobrazie Polski,
Warszawa-Kraków 2002, s. 121.
130

przeciwnikiem była orda, składająca się głównie z jazdy.


Inaczej sytuacja wyglądała podczas oblężenia regularnego
lub szturmów. Tu prowadzone przez oblegające wojska
prace ziemne, podkopy, aprosze, budowa szańców czy
wreszcie min, stwarzały poważne zagrożenia zniszczenia
13
fortyfikacji i umożliwienia szturmu piechocie .

Z DOŚWIADCZEŃ HETMANA TARNOWSKIEGO

Pomimo występowania w polskich szeregach wojsk


autoramentu cudzoziemskiego, dowódcy zwykle opierali
się na polskiej tradycji, czerpiąc przy tym z pism hetmana
Jana Tarnowskiego. Podstawą teoretycznego wykształcenia
hetmanów, oprócz pism starożytnych, było m.in. Consilium
rationis billicae. Na stronach tego dzieła hetman Jan
Tarnowski, jeden z najlepszych wodzów Polski szlacheckiej,
podjął temat wojny obronnej, którą „wieść sam Pan Bóg
zwierzchniemu nakazuje urzędowi, albowiem nienadarem-
nie on miecz dzierży, ale dla wetowania klęsk narodo­
14
wych" . Podstawą tej obrony czynił hetman wojska zacięż-
ne, zarówno jazdę, jak i piechotę, oraz liczne twierdze,
których budowę poleca. Zaś nervum belli — pieniądze
miały zostać przeznaczone na żołd i szeroki wachlarz
uzbrojenia, ale również na rekompensatę strat materialnych
15
żołnierzy i przekupienie szpiegów . Obowiązek przygoto­
wania środków finansowych, rozpoznanie sił przeciwnika
i określenie czasu kampanii spadały na króla. Monarcha
powinien również wyznaczyć rodzaje wojsk oraz hetmanów
i dowódców zbliżającej się kampanii. Powinni to być
ludzie znający arkana taktyki, odważni, dający przykład
16
męstwa i postawy żołnierzom . Podczas kampanii do
13
O sposobach obrony i zdobywania twierdzy pisze J. N a r o n o -
w i c z-N a ro ń s k i. Budownictwo wojenne. Warszawa 1957.
14
W . D w o r z a c z e k , Hetman Jan Tarnowski, Warszawa 1985, s. 286.
15
Ibidem, s. 286, 287.
131

hetmana należało rozpoznanie kierunku ataku i zamiarów


przeciwnika. „Hetman ma też o tym wielką pieczą mieć,
aby zawsze o nieprzyjacielu wiedzieć mógł, gdzie jest, albo
jak daleko, tak od szpiegów, jako też od tych, które pod
nieprzyjacielskie wojsko posyła"17. Sieć szpiegów, których
w tym celu rozpuszczał hetman, musiała przy tym rozeznać
się w rodzaju wojsk, liczebności i uzbrojeniu wroga;
musiała dostarczyć wiadomości, jakie ma on zwyczaje, czy
i gdzie staje na popas, czy się okopuje, jak często i gdzie
wysyła podjazdy, itd., itp...18
Wiedząc to wszystko, hetman tak musiał pokierować
kampanią, aby zaskoczyć nieprzyjaciela w miejscu i czasie
dla niego niedogodnym. „Gdzie by nieprzyjaciel różnymi
wojski w ziemię ciągnął, tedy przeciwko temu nieprzyja­
cielowi obrócić się pirwej ma, gdzie by się o słabszym
wojsku dowiedział, albowiem, gdzie by jedny za pomocą
Bożą poraził, już by poniekąd drugiemu serce upadło"19.
W przypadku Turków, którzy tu nas najbardziej interesują,
hetman radził zaskoczenie armii Proroka podczas marszu,
wywabienie ich z miejsc z natury obronnych i wykorzy­
stanie momentu, kiedy gros służby rozjeżdżało się po
okolicy w poszukiwaniu żywności i paszy dla koni. Atak
bezpośredni miało poprzedzić ostrzeliwanie z dział i ar-
kebuzów20. W bitwie Tarnowski proponował oparcie obrony
na umocnionym „ludem ognistym" taborze. Miejsce na
obóz musiało być przestronne, tak aby wewnątrz zmieścić
namioty, konie, pojazdy różnego przeznaczenia i oczywiście
wojsko — z tym, że wojsko powinno mieć łatwy dostęp do
bram i wałów. Wały tworzone były przez wozy ustawione
w ten sposób, że ich dyszle kierowano do wewnątrz. Wozy,

16
Ibidem, s. 287.
17
J. T a r n o w s k i, Consilium rationis bellicae, Warszawa 1987, s. 65.
18 Ibidem, s. 67.
19
Ibidem, s. 87.
20
W. D w o r z a c z e k , op. cit, s. 288.
132

stykające się ze sobą zachodzącymi na siebie kołami,


łączono łańcuchami. Dodatkowo dla wzmocnienia twierdzy
od zewnątrz obsypywano wozy ziemią. Ustawiano je w dwa
rzędy: rynkowy, mniejszy, który otaczał centralny majdan
21
obozu, i drugi skrajny, na którym opierała się obrona . Był
to skuteczny sposób obrony, zwłaszcza przeciw Turkom
i Tatarom.
Jazda stojąca na skrzydłach, podzielona na niewielkie
hufce, była mobilna i łatwa w manewrowaniu. Jak pisał
Tarnowski, w chaosie walki łatwiej mniejsze grupy łączyć
niż większe dzielić. Tylko hufiec stojący w centrum
powinien być liczny i złożony z najlepszych rycerzy
22
i piechoty .
Jeszcze przed bitwą radził hetman zorientować się
w topografii — rozeznać przejścia przez lasy, odnaleźć
brody czy wypytać o nie miejscowych, jeśli bitwa miała
toczyć się nad rzeką. Odradzał przy tym toczenia bitwy
pod bokiem nieprzyjacielskich miast, za to zachęcał do
23
zwabienia wroga pod własną twierdzę . W przypadku
polskiej sztuki wojennej XVI i XVII w. taką funkcję
spełniały obozy ziemne. W przypadku Tatarów najlepszą
taktyką było niszczenie poszczególnych czambułów uga­
niających się za jasyrem. Wówczas mniejsze ich oddziały,
pozbawione możliwości odsieczy ze względu na odległości
dzielące poszczególne czambuły, łatwiej było znosić. Jeśliby
jednak przyszło do sprawy z całą ordą, należy na Tatarów
spaść niespodziewanie, zanim dosiądą koni i ustawią się
w półksiężyc. W innym przypadku pozostaje tylko za­
stosowanie tatarskiej taktyki uderzenia szykiem rozproszo­
nym, tak aby zmniejszyć skuteczność powszechnie używa­
24
nych przez Tatarów łuków .

21
Ibidem, s. 293.
22
Ibidem, s. 288.
23
Ibidem, s. 288.
24
Ibidem, s. 289.
133

Na koniec wypada pokazać, jakie cechy powinny


charakteryzować dobrego hetmana. Otóż wódz musiał
rozumieć sytuację, w której się znalazł. Gdy trzeba,
należało być szybkim, nie zwlekać w podejmowaniu
decyzji, nawet ryzykownych, lecz gdy tego wymagała
sytuacja, zwlekać z rozpoczęciem bitwy, unikać starcia,
pozostawiając wyniszczenie sił nieprzyjaciela zmęczeniu
i chorobom. Do tego powinien znać przeciwnika, z którym
walczy, i stosować skuteczną taktykę w starciu z nim.
Ponadto przeciwdziałać fortelom wroga, ale samemu
25
owych używać .

TAKTYKA

Z tych rad garściami czerpali późniejsi polscy hetmani.


Na polach bitew, bez względu na rodzaj przeciwnika,
dążyli do jego oskrzydlenia, w bitwie zaś polegali głównie
26
na przełamującym uderzeniu jazdy (husaria) . Wyjątkiem
był Jan Zamoyski, który łączył rady Tarnowskiego ze
stylem wojny manewrów stosowanej w czasach Batorego,
której celem było uzyskanie przewagi głównie przez
zdobywanie twierdz. Tak prowadził kampanię w Inflantach
przeciw Szwecji. Inni dowódcy: Stanisław Żółkiewski, Jan
Karol Chodkiewicz, Krzysztof Radziwiłł „Piorun" — zada­
nie rozstrzygania kampanii kładli na barki jazdy. Patrząc
na sukcesy spod Kircholmu i Kłuszyna częściowe odcięcie
się od nowości zachodnich, rezygnacja z rozwoju piechoty
i artylerii wydają się być słuszne. Tak długo, dopóki na
Zachodzie nie wypracowano skutecznego działania piecho­
ty, polska jazda panowała na polach bitew niepodzielnie.
Zmieniło się to później, kiedy Gustaw Adolf (1611-1632)
zreformował w oparciu o wzory holenderskie armię szwedz­
ką, zresztą pod kątem zmagań z wojskiem polskim27.
25
Ibidem, s. 289.
26
T. N o w a k, J. W i m m e r, op. cit., s. 348.
134

Niemniej jednak sukcesy Stanisława Koniecpolskiego po­


kazały, że przewaga, choć nie tak oczywista, była nadal po
stronie polskiej.
Tymczasem jednak jazda polska była najlepsza na
polach bitew od Inflant przez Rosję po... No właśnie.
Na południu przeciwnikiem wojsk koronnych byli Moł-
dawianie, Turcy i przede wszystkim Tatarzy rozmaitych
Ord. Była to znakomita szybka jazda. To właśnie ze­
tknięcie się z tatarskim sposobem wojowania wymusiło
na polskiej myśli wojennej zastosowanie jazdy jako
broni decydującej28. W starciach z Tatarami podstawą
sukcesu był szybki manewr, nierzadko wyprzedzenie
przeciwnika, oczekiwanie na niego tam, gdzie zamierzał
się pojawić. Mimo swych zalet Tatarom było ciężko
sprostać polskim chorągwiom i biegłej w szermierce
szlachcie. Nie wytrzymywali również uderzenia husarii
ani ognia broni palnej. I tu, wydawałoby się paradoksalnie,
ważną rolę odgrywała uzbrojona w muszkiety piechota
i artyleria. Umieszczeni w bezpiecznym taborze lub
za wałami obozu i chronieni własnym ogniem, jak również
stojącą na skrzydłach jazdą, ostrzeliwali przeciwnika.
Na osłabionych Tatarów ruszała w odpowiednim mo­
mencie jazda, przełamując ich szyki. Teraz rozbicie
ordy pozostawało tylko kwestią czasu. Ten sposób walki,
zastosowany przeciw Mołdawianom pod Obertynem29,
był klasycznym modelem bitwy obronno-zaczepnej, sto­
sowanej wielokrotnie przez polskich dowódców w XVI
i XVII wieku.
Taktyka działania jazdy opierała się na koordynacji
trzech jej rodzajów. Jako pierwsza atakowała jazda
lekka. Jej celem było rozpoznanie przedpola i ewentualnie
27 Ibidem, s. 391.

28 J. C i c h o w s k i , A. S u l c z y ń s k i , Husaria, Warszawa 1977, s. 153.


29 M. K u k i e ł , Zarys historii wojskowości w Polsce, Puls, s. 60.
135

zorientowanie się w zasadzkach czy fortelach przeciw­


nika. Przed bitwą przysługiwała jej rola zwiadu. Jazdę
lekką wysyłano również w podjazdach czy też używano
do wojny partyzanckiej (szarpanej). Po skończonej bitwie
jej zlecano zadanie pogoni za uciekającym przeciw­
nikiem, acz do tego chętnych nie brakowało, bo i husaria,
i kozacy (pancerni) często rozpuszczali konie za pobitym
wrogiem. Dlatego też kozacy (pancerni) nierzadko przej­
mowali część obowiązków jazdy lekkiej (którą do pew­
nego czasu byli), czyli podjazdy — pierwsze (wstępne)
uderzenie podczas bitwy. Jednak ich główną funkcją
było wspieranie husarii w ataku przez ostrzeliwanie
wroga z pistoletów lub łuków, czy wreszcie wpadanie
w wyłomy wykonane szarżą husarzy. Ci zaś mieli zadanie
łamać szeregi wroga w decydującym momencie bitwy.
Szarża rozpoczynała się w szyku luźnym, stępa. W razie
silnego ognia przeciwnika od razu ruszano galopem, by
sto, sto pięćdziesiąt metrów przed linią wroga przejść
w cwał i już w zwartym szyku uderzyć30. Nie wystarczała
jednak jedna szarża; często husaria po kilka razy pona­
wiała ataki, krusząc za każdym razem szyk wroga (pod
Kłuszynem nawet dziesięć szarż)31.

ARMIA

Stałą armię tworzyły tzw. wojska kwarciane, nieliczne


(do 1618 r. od 1000 do 1680 żołnierzy, po 1618 r.
— 3150), złożone przede wszystkim z jazdy. Operowały
głównie na Ukrainie, gdzie walczyły z powtarzającymi się
najazdami Tatarów. Podczas kampanii uzupełniały je zwyk­
le prywatne wojska magnatów oraz zaciągane do służby
decyzją sejmu na czas wojny i zwalniane tuż po jej
zakończeniu wojska suplementowe. Obok tych wojsk
30 J. C i c h o w s k i , A. S u l c z y ń s k i , op. cit., s. 163.
31 M. K u k i e ł , op. cit., s. 81.
136

istniała jeszcze średniowieczna instytucja pospolitego ru­


szenia. Jednakże opieszałość zbierania się „pospolitaków"
na wezwanie królewskie, ich skłonność do „gardłowania"
i nieposłuszeństwa, do tego jeszcze przestarzałe uzbrojenie,
a nade wszystko brak doświadczenia bojowego — spra­
wiły, że rzadko decydowano się na powołanie pospolitego
ruszenia. Od czasów niesławnej „wojny kokoszej" w 1537
roku32 odwołano się do pomocy szlachty dopiero w kam­
panii chocimskiej 1621 roku, jednak i tu nie wzięła
ona udziału w boju 33.
Niestety, niechętny stosunek szlachty do płacenia podat­
ków i organizowania chłopskiej piechoty sprawiał, że
wojska kwarciane i zaciężne (suplementowe) były nieliczne
i często słabo wyszkolone. A to stawiało armię polską
w niekorzystnej sytuacji w obliczu częstych kampanii. Tę
niekorzystną sytuację poprawiały w pewnym sensie prywat­
ne wojska magnatów, lecz, jak zobaczyliśmy na przykładzie
kampanii 1617 i 1619 roku, nie podlegały one zwierzch­
nictwu hetmańskiemu. Samowola podkopywała dyscyplinę
i morale niezwykle ważne w obliczu wroga. To właśnie
ślepe zamiłowanie do „złotej wolności", strach przed
wzmocnieniem pozycji króla, a w perspektywie absolutum
dominium, były przyczyną rozkładu armii i całego aparatu
państwowego. Jednocześnie dawały przeciwnikowi szansę,
którą on niejednokrotnie wykorzystywał.

ARMIA TURECKO-TATARSKA

W 1620 roku nie tylko Rzeczpospolita pogrążała się


w marazmie kryzysu. Podobnie się działo w imperium
osmańskim. Od czasów Sulejmana Wspaniałego Porta
32 J. Wimmer pisze (Dzieje oręża..., s. 344), że powołano pospolite
ruszenie w 1538 roku. Tymczasem L. Podhorodecki w: Sławni..., s. 55,
pisze tylko o wojsku zaciężnym (ok. 18 000).
33 T. N o w a k, J. W i m m e r, op.cit., s. 344.
137

upadała gospodarczo i militarnie. Armia nie odnosiła już


sukcesów jak ongiś, zaś rok 1618 był rokiem klęski
w walkach z jednym z największych przeciwników Turków
— Persją. Mimo to Europa nadal drżała na myśl o przebu­
dzeniu strasznego olbrzyma.
Najlepiej znaną formacją armii tureckiej byli janczarowie,
piechota złożona z brańców chrześcijańskich w wieku
10-15 lat34, zwykle Bośniaków, Serbów, Albańczyków
oddawanych na służbę sułtanowi. Ci mali chłopcy, żyjąc
w koszarach z dala od swoich rodzin, byli poddawani
indoktrynacji; z czasem przyjmowali islam. Stanowili
gwardię sułtana, fanatycznie wierną swemu władcy i od­
porną na wpływ tureckich arystokratów. Niemniej jednak
to oni grali pierwsze skrzypce w państwie, gdy sułtan był
postacią mierną, co po Sulejmanie Wspaniałym zdarzało
się nader często 35.
Razem ćwiczyli i dorastali, tworząc jedną z najlepszych
formacji piechoty na świecie. Jednakże od czasu, kiedy
pozwolono im się żenić i zajmować gospodarką, ich morale
i wartość bojowa upadły. Wiele do życzenia pozostawiała
też ich broń — janczarki. Były to dużego kalibru, długo-
lufowe rusznice z zakrzywioną kolbą, niestety o małym
zasięgu i słabej celności36. Oprócz broni palnej janczar
musiał umieć posługiwać się szablą i kindżałem, czyli
długim, zakrzywionym nożem. Było to jedyne uzbrojenie,
jakie posiadali. Nie dźwigali ze sobą ani zbroi, ani tarcz,
co czyniło ich słabo odpornymi na ciosy.
Jazda turecka była nazywana przez szlachtę spahisami.
Stanowili ją głównie jeźdźcy ubrani w hajdawery, kaftany
i turbany; rzadko zdarzało się, aby stosowano uzbrojenie
ochronne, stąd też jazdy ciężkiej w tureckiej armii było
34 M . D u c z m a l , op. cit., s. 92.
35 J. P a j e w s k i , op. cit., s. 24.
36 L. P o d h o r o d e c k i, Jan Karol Chodkiewicz, Warszawa 1982,

s. 313.
138

niewiele. Wyposażeni w dziryty, łuki, pistolety, małe


tarcze, szable i koncerze, spahisi ustępowali jeździe
polskiej, nie byli też tak wyszkoleni i zwrotni jak Tatarzy.
Dlatego to właśnie Tatarzy byli pożądaną siłą w kam­
paniach tureckich.
Orda składała się z pospolitego ruszenia, które w prze­
ciwieństwie do polskiego było bitne i karne. Działo się tak
za sprawą ćwiczeń, które w wojsku tatarskim uprawiał
każdy młodzieniec. Dlatego Tatarzy byli znakomitymi
jeźdźcami i świetnie strzelali z łuku. Nie dorównywali
Polakom tylko w walce na białą broń, lecz mimo to
posiedli sztukę fechtunku. Wojsko tatarskie to przede
wszystkim jazda lekka. Jeźdźcy byli uzbrojeni w szable,
łuki, dziryty, dzidy, koncerze, muszkiety, pistolety i rusznice
lub tylko w masłaki, czyli umocowane na kiju końskie
szczęki. Tylko wybrani posiadali kolczugi i misiurki.
Popularne były za to okrągłe tarcze — kałkany, takie same,
jakich używała polska jazda kozacka (pancerna). Orda,
podzielona na czambuły — szybkie, dobrze zorganizowane
oddziały (każdy Tatar miał do dyspozycji kilka koni)
— potrafiła niespodziewanie najechać i złupić wsie i mias­
teczka i równie szybko wrócić z jasyrem w granice Chanatu.
Ta taktyka wielokrotnie okazywała się skuteczna w walkach
z armią polską, której nie zawsze udawało się zdążyć za
pędzącymi ordyńcami.
Sporadycznie w armii tatarskiej występowała piechota,
tzw. segbani. Ich głównym uzbrojeniem były janczarki.
Oprócz janczarek piechota posługiwała się niewielkimi
3-funtowymi działami 37.
Kontakty z inżynierami francuskimi wpłynęły na rozwój
w wojskach tatarsko-tureckich artylerii i inżynierii. Broń
zgromadzona w arsenałach nie ustępowała zachodniej,
zaś inżynierowie osmańscy opanowali sztukę budowy

37 R. R o m a ń s k i, Beresteczko 1651, Warszawa 1994, s. 50.


139

i zdobywania fortyfikacji, osiągając w tej dziedzinie


wysoki poziom.
Turcy i Tatarzy stanowili najmocniejszą część niejed­
norodnej armii imperium. Oprócz nich u boku sułtana
stawały jednostki różnych części państwa, poczynając od
dalekiego Maroka i Arabii po Mołdawian i Wołochów.
Te dwa ostatnie księstwa wysyłały wątpliwej jakości
oddziały zwykle lekkiej jazdy, gotowe w chwili za­
grożenia zmienić front. Zresztą zdrada sułtana nie stała
na przeszkodzie powrotu do jego służby, gdy to na­
kazywała korzyść. Oczywiście na Mołdawian trudno
było liczyć nie tylko sułtanowi, ale i Rzeczypospolitej
czy Habsburgom.
Pewnie też młody sułtan Osman II nie pokładał
w swych lennikach wielkich nadziei, za to pełnym
zaufaniem obdarzył wrogo nastawionego do Rzeczpo­
spolitej Iskendera-paszę, człowieka, który już spotkał się
na polu bitwy z Żółkiewskim. Iskender miał zatem
doświadczenie, choć nie był ani znakomitym, ani znanym
dowódcą. Nie brakowało mu jednak sprytu, wyobraźni
i ostrożności. Tymi cechami kierował się w kampanii
1620 roku i, jak się przekonamy, nie zawiódł ani swoich
podwładnych, ani sułtana. Obok Iskendera pod Cecora
znaleźli się Dewlet Gerej, brat chana, Kantymir-mirza,
wróg „niewiernych", na czele ord Dobrudzkiej i Budziac-
kiej, oraz wielu mniejszych, lecz nie mniej łasych na
polską krew wojowników.

HETMANI

Przeciwko Iskender-paszy szedł wódz doświadczony,


obyty z wojną, pogromca Szwedów i Moskali — Stanisław
Żółkiewski. Wiek przyprószył siwizną skronie hetmana,
omotał go nicią kunktatorstwa i pozbawił brawury. Do­
tknięty krytyką po nieudanych kampaniach wódz szukał
140

sukcesu, który przywróciłby mu dawną sławę i zamknął


usta przeciwnikom. Zagrożenie tureckie kładło w ręce
hetmana szansę rehabilitacji, musiał ją tylko wykorzystać.
Wódz już nie czekał, jak poprzednio, u bram Rzeczypos­
politej, lecz przekroczył graniczny Dniestr i na czele
dywizji poszedł na południe, wzdłuż Prutu, ku znanej sobie
Cecorze. Jak za młodych lat rzucił wyzwanie nieprzyjacie­
lowi. Wówczas to u boku hetmana Jana Zamoyskiego
kroczył od zwycięstwa do zwycięstwa. Po sukcesach wojen
moskiewskich za Batorego, w których Żółkiewski zdobywał
pierwsze doświadczenia, przyszła wiktoria byczynska (1588)
nad Maksymilianem Habsburgiem, a zaraz potem hetmań-
stwo polne (1588). Przy nominacji nie bez znaczenia było
wstawiennictwo Zamoyskiego38; z nim też związał się
Żółkiewski już wcześniej — razem posłowali do Paryża
w czasie elekcji Henryka Walezjusza.
Stronnictwo hetmańskie w pierwszych latach panowa­
nia Zygmunta III popierało króla, jednak szybko Zamoy­
ski stanął w opozycji do monarszej polityki. Nieporozu­
mienia między królem a jego kanclerzem trwały do
śmierci Zamoyskiego; Żółkiewski przez cały ten czas
popierał Zamoyskiego, jednak nie w każdej sprawie się
z nim zgadzał39. Rozbieżności ujawniły się również
w kwestiach militarnych. Nie były to na szczęście kłótnie,
a raczej wymiana argumentów. Hetman polny był przeci­
wieństwem ostrożnego Zamoyskiego. Nie bał się ryzyka,
chętnie je podejmował, lubił mieć inicjatywę po swojej
stronie. Raczej atakował, wykorzystując nadarzającą się
okazję — czy to gapiostwo przeciwnika, czy też jego
błędy. Tak było w kampaniach 1595 i 1600 roku w Moł­
dawii. Gdy osiągał przewagę, wykorzystywał ją. Swoje
działania opierał na manewrach jazdy, szybkim i nie­
spodziewanym oskrzydleniu nieprzyjaciela i zaskoczeniu.
38 L. P o d h o r o d e c k i, Sławni..., s. 171.
39 Ibidem, s. 173.
141

tak jak w bitwie ze Szwedami pod Rewiem (1602); ale


potrafił również użyć piechoty i taboru, zwłaszcza w wal­
kach z Tatrami. W znacznym stopniu na jego koncepcji
opierała się kampania 1601-1602, choć jako podkomendny
hetmana wielkiego nieraz mu ustępował. Jako kontynuator
myśli Tarnowskiego przewyższał Zamoyskiego zmysłem
taktycznym.
Kiedy zabrakło hetmana wielkiego, Żółkiewski mógł
rozwinąć własną koncepcję wojny, a był zwolennikiem
działań ofensywnych, prowadzonych na terenie przeciwnika
— oczywiście w miarę możliwości. Tylko taka wojna,
zdaniem hetmana, mogła przynieść szybkie jej zakoń­
czenie40. Okazja nadarzyła się w walkach z Tatrami,
powtarzającymi się od początku XVII w. coraz częściej.
W jakże jasnym świetle w porównaniu z późniejszymi
niepowodzeniami (Busza 1617, Orynin 1619) przedstawia
się bitwa z Ordą pod Kalnikiem, gdzie w styczniu 1606
roku Kantymir-mirza wpadł w sidła zastawione przez
Żółkiewskiego!
Gwiazda hetmana polnego błyszczała na firmamencie
coraz wyraźniej, choć w oczach szlachty i monarchy
przybladła nieco przez postawę Żółkiewskiego podczas
rokoszu Zebrzydowskiego. Przeciwny bratobójczym wal­
kom hetman opowiedział się, dobrze ważąc decyzję, po
stronie monarchy. Podkreślał jednak, że liczy na porozu­
mienie obu stron. Niestety, wobec braku woli konsensusu
monarchy i rokoszan, starania hetmana nie przyniosły
wyników i doszło do wojny domowej, w której Żółkiewski
musiał wziąć udział. Wątpliwa chwała zwycięscy spod
Guzowa nie zadowoliła hetmana. Wojna domowa nie była
jedynym przykładem, w którym Żółkiewski przedkładał
rozmowy nad wojnę. Tak było w Rosji pod Kłuszynem
i Moskwą, tak też postępował hetman w zmaganiach

40
A. P r o c h a s k a , Hetman St. Żółkiewski, Warszawa 1927, s. 341.
142

z południowym sąsiadem. „Jeżeli tylko się dało bez


rozlewu krwi dojść do celu, hetman chętnie używa
pomysłów i myśl jego ciężko pracuje, aby oszczędzić
powierzone sobie życie rycerstwa" 41.
Nie do końca był też przekonany do nowych planów
królewskich, tyczących się ekspedycji moskiewskiej.
Z czasem jednak, po naleganiach monarchy, zmienił
zdanie. Nowa wyprawa zaprowadziła Żółkiewskiego na
szczyty sławy. W stoczonej 4 lipca 1610 roku bitwie pod
Kłuszynem, Żółkiewski zademonstrował pełną gamę moż­
liwości wodza armii nowożytnej. Będąc jeszcze w obozie
pod Carowym Zajmiszczem, zatrzymał w tajemnicy przed
własnymi oficerami plany postępowania wobec zbliżają­
cego się nieprzyjaciela. Pozwoliło mu to opuścić wraz ze
znacznym hufcem jazdy obóz, pozostawiając oblężonych
Rosjan Wołujewa w przeświadczeniu, że nadal pod zam­
kiem znajduje się cała armia. Szybkim nocnym marszem
równie niespodziewanie podszedł pod obóz rosyjsko-
-szwedzki, zaskakując Dymitra Szujskiego i Jakuba Pon-
tusa de la Gardie. Wiedząc o słabej odporności rosyjskich
żołnierzy na szarże husarii, główny impet zwrócił na
pułki Szujskiego, jednocześnie szachując regimenty de la
Gardie, tak aby ten nie przyszedł Moskalom w sukurs.
Wreszcie, kiedy mimo starań polskiej jazdy generał
szwedzki wysłał do ataku rajtarię, ta zanim na dobre
rozpoczęła ostrzał, została zniesiona uderzeniem husarii,
spychającym rozbitych rajtarów na rosyjską piechotę.
Zamieszanie, jakie wówczas powstało, dało wojskom
hetmańskim przewagę i ostatecznie przechyliło szalę
zwycięstwa na ich stronę. Rozbita armia nieprzyjaciela
podzieliła się na dwa obozy: rosyjski i „zachodni" (Szwe­
dzi, Niemcy, Anglicy, Francuzi). Hetman, mistrz słowa
pisanego — przekonał regimenty zachodnie do przejścia

41 Ibidem, s. 340.
143

na stronę polską. Nad zasianiem fermentu w szeregach


nieprzyjaciela pracował zresztą od pewnego czasu. Był to
ostatni, zadany piórem, cios, spod którego armia Szujs­
kiego się nie podniosła. Pod Kłuszynem nie tylko objawił
się kunszt taktyki Żółkiewskiego, szybkie i zdecydowane
42
działanie, zwieńczone zaskoczeniem przeciwnika , lecz
w ogóle wyższość polskiej sztuki wojennej nad rosyjską
43
i zachodnioeuropejską .
Zwycięstwo było ważne nie tylko taktycznie, ale i poli­
tycznie. Oto Żółkiewski jednym śmiałym manewrem burzył
nadzieję oblężonych w Smoleńsku i Carowym Zajmiszczu
Moskali na rychłą odsiecz. Zniszczył jedyną armię, która
naówczas mogła zagrozić wojsku królewskiemu, zdobywał
nowych, wyszkolonych żołnierzy (regimenty zachodnie
przyjęte na służbę Rzeczypospolitej) i, przede wszystkim,
otwierał drogę do Moskwy.
Sukces kłuszyński, ugodowa polityka hetmana w stosun­
ku do Rosjan, udane pertraktacje zwieńczone zgodą na
carską koronację Władysława Wazy — powinny włożyć
w ręce Żółkiewskiego buławę wielką koronną. Niestety,
czy z zawiści pobudzanej przez nieżyczliwych hetmanowi
magnatów, czy z obawy, aby pod bokiem królewskim nie
wyrósł nowy Zamoyski, Zygmunt nie tylko nie awansował
hetmana, ale nie uznał zawartych przez niego postanowień.
Rozgoryczony hetman usunął się na Ukrainę, gdzie nasilały
się najazdy tatarskie. Tam też walczył do końca życia, nie
odnosząc znacznych sukcesów. Owszem, dopóki mógł,
dopóty powstrzymywał wojnę z Turcją i dbał o interesy
Rzeczypospolitej w księstwach naddunajskich. Jednak
polityka hetmana i jego kontrowersyjne decyzje sprowadziły
na głowę Żółkiewskiego bezwzględną krytykę szlachty
i magnaterii. „Działania przeciwko nasilającym się najaz­
dom tatarskim to jedno pasmo niepowodzeń wodza, który
42 Ibidem, s. 339.
43 J. B e s a 1 a, Stanisław Żółkiewski, s. 240.
144

nie był w stanie ani skutecznie osłonić granic, ani rozgromić


wpadających bezkarnie grabieżców, ani zapobiec wy­
prowadzaniu tłumów nieszczęsnego jasyru. Przykładów
nieudolności w walce z Tatarami, a nawet uchylania
się od walki z nimi dostarczyły lata 1612, 1614, 1615,
dostarczyła ekspedycja pod Rohatyn, a zwłaszcza przy­
44
padek oryniński" .
A jednak nie można potępiać hetmana za ten okres jego
życia. Walka przeciw lotnym czambułom tatarskim była
niewdzięczna, a do hetmańskiej dyspozycji pozostawiono
nieliczne oddziały, którymi nie był w stanie obsadzić
długiej granicy południowej. Czynił jednak wszystko, co
można było uczynić z nielicznym i niekarnym wojskiem.
I pewnie wielu znakomitych wodzów z Europy Zachodniej
nie osiągnęłoby lepszych wyników. Trzeba przy tym
pamiętać, że to, co cechowało hetmana polnego we
wcześniejszych kampaniach, czy nawet w wojnie z Mos­
kwą — determinacja, inicjatywa i do pewnego stopnia
brawura — teraz z wiekiem ustąpiło kunktatorstwu,
a nawet niezdecydowaniu. Niepowodzenia nadwątliły
powagę hetmańskiego autorytetu w oczach szlachty, a to,
jak się okazało, miało decydujące znaczenie w kampanii
1620 roku.
Jeżeli Żółkiewski tracił autorytet, to młody hetman
polny Stanisław Koniecpolski jeszcze go nie zdobył. Wielka
kariera dopiero była przed nim. Na pierwszą wyprawę
Koniecpolski wyruszył w 1610 roku, mając 19 lat. Znalazł
się pod Smoleńskiem, później służył pod rozkazami Chod­
kiewicza w kampanii rosyjskiej. Sukcesów jednak nie
odniósł ani nie ujawnił talentu taktyka. Dopiero podczas
służby na Ukrainie u boku hetmana Żółkiewskiego zdoby­
wał doświadczenie i uczył się żołnierskiego rzemiosła.
Tam też odniósł swoje pierwsze sukcesy, gromiąc czambuły

44 R. M a j e w s k i, op. cit., s. 150.


145

tatarskie. Po pięciu latach służby przyszło mu po raz


pierwszy wystąpić przeciw konfederatom. I w tej kampanii
odniósł zwycięstwo. Pewnie tymi sukcesami zdobył sobie
rękę hetmańskiej córki, Katarzyny.
Następne lata płynęły mu na służbie w stepach. Tym
razem nie tylko gonił tatarskie czambuły, ale zakosztował
służby dyplomatycznej, uczestnicząc w rozmowach z Is-
kenderem-paszą (układ pod Buszą 1617), a później z Ko­
zakami (Olszanica 1617 i Rastawica 1619). U boku Żół­
kiewskiego już jako hetman polny walczył w następnych
kampaniach, które, jak wiadomo, nie przyniosły sławy,
lecz krytykę starego hetmana. Przy okazji dostało się
Koniecpolskiemu. Na szczęście hetman polny nie wziął
sobie do serca uwag adwersarzy i postępował dalej według
własnego uznania, czym oddał Rzeczypospolitej niebagatel­
ne usługi. Na razie jednak zbierał doświadczenie i czytał
dzieła literatury wojskowej, wyrabiając sobie własne zdanie
na temat taktyki i strategii 45.
Oprócz hetmanów pod Cecorę pociągnęli magnaci
ze swoimi dywizjami. Wiódł więc swoje hufce chowający
do hetmana wielkiego dawne urazy książę Samuel Korecki,
ten sam, który przed kilku laty wraz z Michałem Wi-
śniowieckim podjął się niefortunnej wyprawy do Moł­
dawii. Dalej towarzysze z czasów kłuszyńskiej wiktorii,
Mikołaj Struś i Marcin Kazanowski, teraz nieufni wobec
starego wodza. Obok pułków hetmańskich i magnackich
prowadzili swe konie zaprawieni w łupieżczych wy­
prawach, ale i w brawurowych bojach lisowczycy z Wa­
lentym Rogawskim na czele, weteranem wojen mos­
kiewskich i węgierskich.
Niestety wśród oficerów, niższych i wyższych dowódców,
niewielu było takich, którzy bezwzględnie ufali staremu
hetmanowi. Duża liczba wojsk magnackich, formalnie

45
L. P o d h o r o d e c k i , Sławni..., s. 323-330.
146

niepodlegająca hetmanom, komplikowała stosunki panujące


w armii, ograniczając wpływ hetmana na podejmowane
decyzje. Musiał się Żółkiewski również liczyć ze zdaniem
szlachty i magnatów przy powierzaniu dowództwa nad
poszczególnymi pułkami. To wszystko osłabiło armię,
spowodowało niepożądany podczas wyprawy zamęt, dzia­
łający na korzyść przeciwnika. Więcej nawet, było niczym
proch, któremu potrzebna była tylko iskra do wybuchu
niesubordynacji!
ROZDZIAŁ VI
CECORA

W dniu 26 sierpnia 1620 roku pod Czerniowcami pojawił


się silny czambuł tatarski. Z odległego o 16 kilometrów
obozu polskiego wyruszył hetman polny. Ze sobą wiódł
wszystkie chorągwie pancerne i połowę husarskich. Tatarzy,
gdy tylko dowiedzieli się o nadciągającej jeździe, wycofali
się za mołdawską granicę. Do bitwy nie doszło. Koniecpol­
ski zawrócił więc do obozu pod Sledziówką. Tam tym­
czasem przygotowywano się do wymarszu na południe.
Armia polska liczyła 7 tys. ludzi. W tej liczbie znalazło
się 1380 piechoty i 5450 jazdy1. Jazdę i piechotę
wspierało 16 działek i kilkanaście hakownic. Artyleria
nie przedstawiała zatem ogromnej siły i nadawała się
właściwie tylko do ostrzału atakujących Tatarów,
nieodpornych na ogień dział i muszkietów; o zdobywaniu
twierdz nie można było nawet myśleć.
Armię podzielono na pięć pułków. Dwa znalazły się
odpowiednio pod dowództwem hetmanów wielkiego i pol­
nego. Kolejnymi dowodzili M. Struś, ks. S. Korecki,
W. Kalinowski. Ponadto Teofil Szemberg, autor relacji

1
R. M a j e w s k i , op. cit. 142-144.
148

z bitwy cecorskiej, odpowiadał za artylerię. Trzebuchowski


prowadził piechotę. Wśród wyższych dowódców znalazł
się też J. Odrzywolski 2.
Wyznaczenie na dowódców pułków Strusia, Koreckiego
i Kalinowskiego, czyli ludzi nieżyczliwych hetmanowi
wielkiemu, wynikało ze struktury zgromadzonej w obozie
armii. Aż 3600 żołnierzy było na prywatnym żołdzie
magnatów, stąd hetmańska władza nad nimi była uzależ­
niona od widzimisię ich właścicieli. R. Majewski pisze, że
nominacje na dowódców pułków były spowodowane uzys­
kaniem ich zgody na wkroczenie do Mołdawii 3.
Decyzję przekroczenia mołdawskiej granicy podjął het­
man wielki. Owszem, na zwołanej na 15 lipca, zatem
ponad miesiąc wcześniej od opisywanych wydarzeń, nara­
dzie senatu król skłaniał się ku ofensywnej taktyce w zbli­
żającym się konflikcie. Radził nawet Żółkiewskiemu, by
poszedł w mołdawskie kraje. Koniec końców jednak wybór
pozostawił hetmanowi4. A hetman tymczasem rozważał
wszystkie za i przeciw. Zastanawiano się czy nie zostać
nad Dniestrem i tam, zatoczywszy obóz, czekać na Isken-
dera-paszę. W tym czasie Koniecpolski z jazdą miał ruszyć
ku Benderom przeciw Turkom. Wreszcie zdecydował
hetman, że trudna sytuacja hospodara mołdawskiego Graz-
zianiego, nad którym zawisło niebezpieczeństwo utraty
tronu i zagrożenie twierdzy chocimskiej — to wystarczające
powody do rozpoczęcia wyprawy. Na decyzje hetmana
wpływ mieli również konsyliarze dworscy, którzy obawiali
się, że po pokonaniu Grazzianiego Iskender nie zdecyduje
się na uderzenie na dobrze ufortyfikowany i przygotowany
do obrony obóz, lecz zwróci się ku Węgrom5. Ostateczna
decyzja zapadła na radzie wojennej 30 sierpnia.

2
Ibidem, s. 142.
3 Ibidem, s. 145.
4
J. B e s a l a . Stanisław Żółkiewski, s. 352.
5
P. P i a s e c k i , op. cit., s. 280.
149

Z początkiem września (3 IX) wojsko doszło do Dnie­


stru. Rozpoczęła się dwudniowa przeprawa w okolicach
Jarugi, niedaleko Buszy, a więc w miejscu dobrze znanym
Żółkiewskiemu. Tutaj płytkie koryto rzeki było dogodne
do przebycia w bród. Nie obyło się jednak bez kłopotów.
Teofil Szemberg zanotował w swojej relacji: „[...] prochów
było małe, i te furman brodu ominąwszy przewrócił
i namoczył. Co było własną bożą przestrogą, na przy­
czynienie ich więcej, choć też i tych nie ubyło, bo
się przerobiły znowu z pilnością"6. Kiedy już cała armia
znalazła się po drugiej stronie Dniestru, ruszyła dalej
i zatrzymała się po dwóch dniach (7 IX) niedaleko
rzeki Kajnary.
Kiedy tylko Grazziani dowiedział się o przekroczeniu
granicy przez wojska polskie, wyjechał do Sasowego Rogu,
gdzie kazał uwięzić czekających na niego wysłanników
Iskendera, którzy mieli go pojmać i odstawić do Stambułu.
Jednocześnie dał sygnał do rzezi ludności tureckiej w Jas-
sach. Sam zaś ruszył na północ, lecz nie do obozu polskiego,
a do Chocimia. Stamtąd zamierzał hospodar przedostać się
na Węgry i do Rzeszy. Nie wiedział jednak, że załoga
zamku chocimskiego poddała się hetmanowi. Na razie
jednak zatrzymał się w Chocimiu i dopiero dwa stanowcze
listy Żółkiewskiego zmusiły go do wizyty w hetmańskim
obozie. Obecność hospodara u boku armii polskiej była jak
najbardziej wskazana, głównie dlatego, że usprawiedliwiała
polską interwencję. Przecież to w interesie Grazzianiego
Żółkiewski wkroczył do Mołdawii 7.

6 T. S z e m b e r g , Relacja prawdziwa o wejściu wojska polskiego

do Wołoch i o potrzebie jego z pogaństwem w r. 1620 we


wrześniu i październiku przez Teofila Szemberga, sekretarza króla
jegomości, który w potrzebie tej obecnie był i odwagą zdrowia ojczyźnie
slużył, spisana, w: A. Bielowski (wyd.) Pisma S. Żółkiewskiego, Lwów
1861. s. 569.
7 R. M a j e w s k i , op. cit., s. 160.
150

Ponaglany hospodar stanął w obozie 7 września.


Zamiast kilkunastotysięcznego oddziału przyprowadził
600 ludzi i kilku mołdawskich dostojników. Hetman
powitał Grazzianiego życzliwie, nie chcąc psuć dobrej
atmosfery, jaka panowała w wojsku. Następnego dnia
zaproszono hospodara na naradę. I znów pojawiła się
kwestia dalszego postępowania. Grazziani, który widząc
chętne do boju chorągwie polskie, znów uwierzył w zwy­
cięstwo, radził uderzyć na znajdującą się pod Tehinią za
Benderami nieliczną armię turecką. Apelował przy tym
o pośpiech, przestrzegając przed znajdującymi się za
Dniestrem posiłkami tatarskimi Kantymira-mirzy i Dew-
leta Gereja. Następnie, zdaniem hospodara, należało
dojść do przepraw na Dunaju, zająć je i utrzymać. W ten
sposób rysowały się widoki na zajęcie nie tylko Moł­
dawii, ale i Wołoszczyzny.
Hetman jednak nie miał zamiaru korzystać z rad
niepewnego sojusznika. W rezultacie zdecydowano się na
marsz ku Jassom i osadzenie w stolicy Grazzianiego.
Następnie postanowiono zatrzymać się nad Prutem, w sta­
rym polskim obozie niedaleko Cecory, i tam czekać na
nieprzyjaciela. Ta bierna taktyka miała wystarczyć zda­
niem hetmana do osiągnięcia celów wyprawy, czyli
podporządkowania Mołdawii interesom Rzeczypospolitej
i uniknięcia wojny tureckiej.
Tak oto doszliśmy w naszej opowieści do momentu
decydującego o przebiegu kampanii. Autorzy dwóch naj­
popularniejszych biografii Stanisława Żółkiewskiego, wielo­
krotnie tu cytowani L. Podhorodecki i J. Besala, zgoła
odmiennie patrzą na problem podjętych decyzji. Pierwszy
z autorów decyzję Żółkiewskiego uważa za słuszną. Ar­
gumentuje, że Iskender mógł unikać konfrontacji z het­
manem i cofając się, wciągać go w stepy. To zaś groziło
odcięciem armii polskiej od zaplecza i okrążeniem jej
151

przez Tatarów8. Podobnie sądzi W. Majewski, pisząc:


„Operacyjnie wyprawa była dobrze pomyślana [...], stopień
ryzyka nie przekraczał miary rozsądku" 9.
Besala tymczasem zarzuca Żółkiewskiemu, że nie wyko­
rzystał zaskoczenia, które było jego atutem na początku
kampanii. Zbagatelizował również przewagę liczebną, jaką
miał nad przeciwnikiem, i niezwykle ważne animozje
między Kantymirem-mirzą i Dewlet Gerejem 10.
Również J. Teodorczyk nie wini hetmana wielkiego za
sposób przeprowadzenia kampanii. Przychyla się natomiast
do zdania, że zdobycie Kilii i Tehinii armią liczącą 8-10
tys. żołnierzy i dysponującą słabą artylerią nie było
możliwe11. W zaistniałych warunkach, przy słabym liczeb­
nie wojsku, marsz nad Prut i zatrzymanie się w obozie pod
Cecora było jedynym rozsądnym wyjściem. Przy tym
spełniało cele wyprawy, ponieważ blokowało marsz wroga
do Jass i paraliżowało zamiar detronizacji Grazzianiego.
Zamiary hetmana spełzły na niczym przez wrogi stosunek
Mołdawian do wojska polskiego. Okrążony i pozbawiony
kontaktu z krajem, musiał hetman zacząć myśleć o próbie
przebicia się do ojczyzny 12.
Nam, bogatszym o wiedzę o rezultatach jesiennej
kampanii 1620 roku, słuszna się wydaje opinia J. Besali.
Jednak aby możliwie obiektywnie ocenić decyzje hetmana,
musimy cofnąć się do 8 września, czyli dnia narady.
Racje hetmana decydującego się na defensywny charakter
kampanii opierały się głównie na przeświadczeniu, a nawet
pewności, że do walk między Rzeczpospolitą a Portą nie

8
L. P o d h o r o d e c k i , Stanisław Żółkiewski, s. 276.
9
Polskie tradycje..., s. 269.
10 J. B e s a l a , Stanisław Żółkiewski, s. 356.
11 J. T e o d o r c z y k , Jeszcze o Cecorze, w: „Kwartalnik Historyczny",

1972/4, s. 647.
12
Ibidem, s. 647.
152
13
dojdzie, a spór rozstrzygnie się dyplomatycznie . Innymi
słowy. Żółkiewski zamierzał powtórzyć sukces kanclerza
14
Zamoyskiego .
Hetman wielki jednak, mimo że miał bogate doświad­
czenie jako dyplomata, ustępował swemu poprzednikowi
w tej dziedzinie działalności publicznej. Wydaje się, że
w całej kampanii zapomniał o jednej nader ważnej rzeczy,
mianowicie, że sytuacja polityczna jest dynamiczna i zmien­
na. Sułtan i politycy Porty dobrze pamiętali układy wiedeń­
skie z 1613 roku, a zarazem i prohabsburską politykę
polskiego monarchy. To porozumienie, wymierzone bądź
co bądź w imperium osmańskie, o czym niejednokrotnie
wspominano, diametralnie zmieniło relacje polsko-tureckie.
To właśnie ono spowodowało, że analogie do roku 1595
były pozorne, a nawet nie było ich w ogóle. To samo
miejsce bitwy nie mogło gwarantować sukcesu, o czym
boleśnie się przekonano. Owszem, mogło mieć wpływ na
morale wojska.
Prawdą jest, że armia hetmana Żółkiewskiego była
liczniejsza od tej sprzed 25 lat. Niestety, autorytet Żółkiew­
skiego nijak się miał do autorytetu Zamoyskiego — mówiąc
wprost, był mizerny. To między innymi powodowało
antagonizm dowódców poszczególnych pułków w stosunku
do hetmana. To zaś z kolei podważało sprawne działanie
hetmana, a zarazem całej armii, o czym przekonamy się
z przebiegu bitwy.
Trzeba również pamiętać, że dodatkowo sytuację kom­
plikowała postawa armii hetmańskiej, głównie zaś prywat­
nych wojsk magnatów, w Mołdawii. Grabieże, rozboje,
gwałty powtarzały się permanentnie, mimo nalegań, próśb
i rozkazów hetmana i Grazzianiego. Takie zachowanie nie
13 Pisali o tym zarówno w biografiach hetmana Żółkiewskiego J. B e-
sala, Stanisław Żółkiewski, s. 357, jak i L. P o d h o r o d e c k i, Stanisław
Żółkiewski, s. 274.
14 J . B e s a l a , Stanisław Żółkiewski, s. 356.
153

mogło zjednać Polakom sympatii. Dlatego też początkowy


zapał Mołdawian do walki z Portą i nadzieje lepszej
przyszłości szybko prysły. Zastąpiły je strach oraz obawa
15
o własne życie i dobytek . To wyjaśnia również, dlaczego
hospodar zamiast obiecanych 15 000 żołnierzy, przywiódł
ze sobą zaledwie sześćsetosobowy oddział. Na skutek
takiego postępowania armia koronna, kurcząc się z każdym
dniem — a to w wyniku dezercji, a to znów z powodu strat
poniesionych w starciach z wrogiem — znalazła się
osamotniona, odcięta od posiłków w nieprzyjacielskim
kraju, wśród ludności zdeterminowanej bronić swoich dóbr.
Tak przedstawiało się tło kampanii 1620 roku — tło, które
nie mogło być fundamentem sukcesu i w konsekwencji się
nim nie okazało.
Czy odważne działania proponowane przez Grazzia-
niego byłyby lepszym rozwiązaniem — oczywiście nie
wiadomo. Zdaje się jednak, że byłyby naturalnym na­
stępstwem decyzji o wojnie prewencyjnej, zmierzającej
do zaskoczenia i rozbicia armii przeciwnika, a przynaj­
mniej efektywnwego uniemożliwienia mu przeprowa­
dzenia planowanej kampanii.
Zdanie hospodara podzielał również Zygmunt III, który
poniekąd żądał aktywności hetmana. Cóż, ewentualny zagon
jazdy pod dowództwem młodego Koniecpolskiego mógł
przynieść spodziewany sukces — oczywiście gdyby mło­
demu i niedoświadczonemu hetmanowi polnemu udało się
zaskoczyć Iskendera16. Pobicie nielicznej, liczącej zaledwie
1000 żołnierzy armii, a przy odrobinie szczęścia pojmanie
wezyra, postawiłoby pod znakiem zapytania interwencję
Tatarów. Chytrzy ordyńcy, którzy w wyprawach liczyli
głównie na bogate łupy i okup za jasyr, raczej nie
15
T. S z e m b e r g , op. cit., s. 570.
16
Mogło to być nudne, gdyż jak pisze L. P o d h o r o d e e k i . Stanisław
Żółkiewski, s. 277. Iskender posiadał doskonały wywiad i nie był
zaskoczony wkroczeniem Żółkiewskiego do Mołdawii.
154

ryzykowaliby spotkania ze straszną i podbudowaną moralnie


nowym zwycięstwem jazdą polską. Zresztą, jak wyżej
wspomniano, Dewlet Gerej i Kantymir-mirza nie darzyli
się sympatią.
Czy zatem pozbawiona wodza i zorganizowanej obrony
Porta zgodziłaby się na polskie warunki? — tego nigdy się
nie dowiemy, choć za takim rozwojem wypadków przema­
wia racja, że wówczas więcej argumentów podczas rozmów
znalazłoby się po stronie Rzeczypospolitej. Jednak dopóki
Żółkiewski i jego podkomendni byli przekonani o tym, że
do bitwy nie dojdzie, dopóty o żadnych ofensywnych
działaniach nie mogło być mowy.
Decyzja hetmańska nie spodobała się nadspodziewanie
agresywnemu Grazzianiemu i królowi Zygmuntowi III,
który listownie ponaglał Żółkiewskiego do aktywnych
działań 17.
Tymczasem 12 września hetman Żółkiewski doprowadził
armię do obozu cecorskiego. Naprzeciw wioski lewy brzeg
Prutu wznosił się ponad 100 m nad poziom rzeki, tworząc
rozległy taras, spadający delikatnie ku wzgórzom Kodra
i oddalonemu ok. 3 km na wschód lasowi. Na wprost
obozu, mniej więcej w połowie tarasu, rozciągał się
niewielki jar18; za nim, już pod samym lasem, płynął
strumień, który za wioską Wal Marę zakręcał pod kątem
prostym ku Prutowi. Rzeka otaczała obóz z trzech stron,
czyniąc wolnym przystęp do niego tylko od wschodu. Tam
też przed laty kazał Zamoyski wznieść wał obronny,
umocniony trzynastoma bastionami oddalonymi od siebie

17
„Na tym należy, jako do nas Hospodar pisze, aby wojsko pogańskie,
które jest przy Skinder-baszy, prędkością, na której wszystko zawisło,
było zniesione..., List z 17 IX 1620 r., B. Kórn., nr 330, s. , 317; cyt. za:
R. M a j e w s k i , op. cit., s. 164.
18
Teodorczyk twierdzi, że rów został wykopany przez Turków pod
osłoną jazdy już podczas bitwy, dlatego Polacy wcześniej go nie zauważyli,
J. T e o d o r c z y k , op. cit., s. 648.
155

o 100 m, tj. o tyle, ile wynosił zasięg skutecznego strzału


z muszkietu. Gdzieś między nimi znalazły się również
cztery bramy, przez które wyprowadzano wojsko do kontr­
ataków. Wał miał kształt wygiętego ku przedpolu łuku.
Taki sposób usypania fortyfikacji ograniczał pole manewru
przeciwnika, a artylerii polskiej dawał możliwość ostrzału
19
większej przestrzeni .
Kiedy chorągwie koronne wkroczyły na majdan obozu
we wrześniu 1620 roku, fortyfikacje wymagały wzmoc­
nienia. Jednak nie zabrano się do tych czynności natych­
miast. Dopiero 14 września rozpoczęto prace. Kierował
nimi T. Szemberg. Robota szła pomału — wojsko niechętnie
chwytało za łopaty i rydle. Po raz kolejny pokazało się, jak
szwankowała dyscyplina; jak napisał Szemberg, pracowano
„ladajaco"20. W rezultacie, kiedy 17 września pod Cecorą
pojawił się nieprzyjaciel, fortyfikacje nie były jeszcze
ukończone. Nie zadbano o przeprawę przez Prut, o czym
nie zapomniał niegdyś Zamoyski, ani tym bardziej o zabez­
pieczenie drugiego brzegu. Nie wysłano również wojska do
pobliskiej wsi Wal Mare i na okoliczne wzgórza, co
nakazywała logika działań obronnych. Takie postępowanie
można wytłumaczyć jedynie kompletnym rozkładem dys­
cypliny lub szczerym przeświadczeniem o ograniczeniu
działań nieprzyjaciela do układów.
Podczas marszu przez Mołdawię w szeregi hetmańskiej
armii wstępowały nowe chorągwie. Jeszcze 9 września
zjawił się Stefan Chmielecki na czele 800 ludzi. Po dwóch
dniach zameldował się Walenty Rogawski z 12 chorągwiami
lisowczyków oraz jeszcze kilka oddziałów polskich i moł­
dawskich21. W sumie liczba wojsk hetmańskich wzrosła
ostatecznie do około 10 000. W tym znalazło się 2500
husarzy, 2600 jazdy kozackiej, 3000 piechoty i 1000
19 Ibidem, s. 648.
20 T. S z e m b e r g, op. cit., s. 571.
21 R. M a j e wsk i, op. cit., s. 169.
156

Mołdawian. Wałów strzegło 16-20 armat i kilkanaście


22
hakownic .
Tymczasem hetman pracował nad pozyskaniem nowych
sojuszników i rozbiciem jedności w armii nieprzyjaciela.
Listy trafiły do hospodara wołoskiego Gabriela Mohyły.
który zerwał związki z Turcją, próbując wzniecić po­
wstanie. Zryw okazał się jednak nieudany i Mohyła
musiał poszukać sobie schronienia za granicą. Znalazł je
w Siedmiogrodzie. Także i Bethlen Gabor, książę sied­
miogrodzki, otrzymał list od Żółkiewskiego, w którym
hetman próbował skłonić Gabora do poparcia polskiego
przedsięwzięcia w Mołdawii. Słał Żółkiewski również
listy do chana. Celem tej korespondencji było zniechęcenie
Tatarów do udzielenia poparcia Iskenderowi. To jednak
się nie udało23. Zatem nieniepokojony potyczkami z armią
koronną wezyr spokojnie gromadził wokół siebie wojsko.
Jusuf-pasza, bejlerbej Rumelii, Chosyr-pasza. namiestnik
Widynia w Bułgarii, i Mehmed Terjaki przyprowadzili
oddziały pięciu pogranicznych sandżaków. Przybył też
Kantymir-mirza z Tatarami budziackimi, a 15 września
pojawił się Dewlet Gerej z Ordą Krymską. Wreszcie stał
wezyr na czele armii, którą mógł poprowadzić na czeka­
jącego pod Cecora przeciwnika. Szło z nim około 6000
Turków i Mołdawian, blisko 8000 Tatarów krymskich
i 5000 dobrudzkich24. Z tą liczbą nie zgadza się jednak
R. Majewski, według którego armia turecko-tatarska
liczyła 10-13 tys. ludzi 25.
Pięć dni (13-17) siedzieli bezczynnie Polacy za wałami
obozu. 17 września pojawiły się wiadomości o zbliżającym
się nieprzyjacielu. Przyniósł je Żółkiewskiemu Grazziani,
zapewniając, że wojska przeciwnika nie przekraczają
22 L. P o d h o r o d e c k i , Stanisław Żółkiewski, s. 276.
23 Ibidem, s. 277.
24 Ibidem, s. 277.
25 R. M a j e w s k i, op. cit., s. 180.
157
26
10 000 . Zaskoczenie w obozie było duże. Picownicy,
czyli czeladź zbierająca w okolicy żywność, wpadli w ręce
Tatarów Kantymira. Stracono 1000 ludzi. Zaniepokojeni
hetmani wysłali po południu strażnika koronnego Od-
rzywolskiego, aby zbadał sytuację, dowiedział się o nie­
przyjacielu jak najwięcej, a najlepiej złapał języka i czym
prędzej wracał do obozu. Odrzywolski rzeczywiście wyru­
szył, ale nic nie osiągnął, a to dlatego, że trafił na silny
oddział Tatarów, przed którymi sam musiał szukać schro­
nienia. Będąc w opałach, cofnął się do obozu, jednak orda
go nie odstępowała aż do samego wału. Tak oto, mimo
prób, niczego się nie dowiedziano w polskim obozie
o przeciwniku, za to Iskender-pasza dzięki wziętym jeńcom
mógł zorientować się w sile armii Żółkiewskiego.
Rankiem 18 września oczom polskich obrońców ukazały
się zastępy nieprzyjaciela. Turcy, Mołdawianie, Tatarzy
różnych ord uszykowali się na podcecorskim błoniu. Przy
wsi Wal Małe Iskender-pasza założył obóz. Przed połu­
dniem zaczęły się harce. Pojedyncze chorągwie wychodziły
przeciw sobie; doszło do pierwszych starć. „Raz o nieszporej
godzinie od Prutu zaszedłszy, wsparli byli lisowski pułk
przykro, który osobno z prawej ręki przed okopem obozo­
wym nad rzeką stał. Ale jednak posiłkiem p. Denhofowej
i innych chorągwi poprawił się znacznie, a obóz swój
27
tymczasem za szańce w nasz obóz wprowadził" . I tu
okazała się wyższość szlachty w szermierce. Powoli, acz
regularnie przeciwnik tracił pole, co widząc Iskender
wysyłał w bój kolejne oddziały. Z polskiego obozu wyszedł
niewielki tabor, chroniony przez kozaków i husarzy. Kiedy
jednak przewaga armii koronnej okazywała się nader
wyraźna, wezyr ustawił część swoich wojsk w szyku w ten
sposób, że na prawym skrzydle stanął Jusuf, na lewym
Kantymir, a przy nim namiestnik z Nikopola. Nieco
26
T. S z e m b e r g , op. cit., s. 571.
27
Ibidem, s. 572.
158

wysunięty stanął ten, który rozpoczął bój, czyli Chosyr-


pasza i jego harcownicy; cofnięty Dewlet Gerej stał
za znajdującym się w centrum Iskenderem i jego tureckim
pułkiem.
Bitwa, jaka się wywiązała po południu tego dnia, trwała
aż do wieczora. Polacy po raz kolejny potwierdzili przewa­
gę, odnosząc sukces, gdyż obawiający się klęski Iskender
cofnął się, przerywając niepomyślne starcie. W ferworze
bitwy Chosyr zagalopował się za daleko od swoich głów­
nych wojsk i, osaczony przez chorągwie koronne, bronił się
ostatkiem sił. Z opresji wyratował go Mehmed Terjaki,
który na czele pięciuset jeźdźców przedarł się przez polskie
szeregi i wyprowadził z okrążenia rozbitych Turków 28.
O zachodzie słońca obie armie wróciły do swoich
obozów. Iskender-pasza, zafrasowany, zastanawiał się, jak
poprowadzić starcie następnego dnia. Polacy, podnieceni
powodzeniem, uwierzyli w sukces; z optymizmem myśleli
o następnym dniu, obiecując sobie zwycięstwo. Wieczorem
złapano jeńca, którego zaraz zabrano na przesłuchanie.
Jednak wiadomości o stutysięcznej armii nieprzyjaciela
podważyły wiarygodność jego słów. Sami Polacy oceniali
siły turecko-tatarskie na 30-40 tysięcy 29.
Pierwsza konfrontacja nie przechyliła szali zwycięstwa
ani na jedną, ani na drugą stronę. I chociaż to armia
hetmańska wracała do obozu z poczuciem zwycięstwa,
sukces polski był wątpliwy. Po pierwsze, korpus turecki
nadal stanowił siłę, z którą należało się liczyć. Mimo
strat, a w ich konsekwencji wycofania się z pola, wezyr
nadal widział szansę zwycięstwa, potrzebował tylko spo­
sobu, by je osiągnąć. Toteż nauczony doświadczeniem
minionego dnia i bogatszy o informacje o liczbie i rodzaju
wojsk Rzeczypospolitej, poświęcił noc na planowanie
28 L. P o d h o r o d e c k i , Stanisław Żółkiewski, s. 278.
T. S z e m b e r g, op. cit., s. 572; J. P a j e w s k i , op. cit., s. 65,
29

pisze, że jeńcem tym nie był szeregowy żołnierz, lecz sandżak tehiński.
159

kolejnej fazy bitwy. Zanim jednak zdecydował o roz­


lokowaniu wojsk, musiał uciszyć spory wśród dowódców.
Wiadomo było bowiem powszechnie o nienawiści, jaką
wzajemnie darzyli się Kantymir-mirza i Dewlet Gerej.
Iskender, obawiając się, że te animozje mogą przekreślić
zwycięstwo, postanowił rozdzielić obu adwersarzy, tak
aby żaden z nich nie czuł się urażony. W rozmowie
z Dewlet Gerejem odwołał się do jego korzeni, sięgających
samego Dżingis-chana. Tłumaczył, że potomek tak wiel­
kiego rodu nie powinien narażać się na niebezpieczeństwo
i zaproponował mu dowodzenie odwodem. Kałga oczywiś­
cie nie przystał na takie warunki, a nawet zagroził, że
w takim razie zawróci na Krym. Wezyr wobec groźby
poważnego osłabienia swoich sił (Tatarów krymskich
było ok. 6000-8000), zaproponował Dewlet Gerejowi
dowództwo lewego skrzydła, na którym ustawiono jego
Tatarów. Na prawym stanął Kantymir-mirza, lecz nie on
dowodził, tylko Jussuf-pasza. Tu też znalazły się oddziały
tureckie. Jednak ich lwia część stanęła w centrum pod
rozkazami samego Iskendera. Jar, który znalazł się między
centrum a lewym skrzydłem wojsk turecko-tatarskich,
obsadzili janczarzy.
Tymczasem w kipiącym wrzawą obozie polskim hetman
wielki dał się porwać szlacheckiemu entuzjazmowi. Po­
stanowił wykorzystać zapał wojska i rozbić lub poważnie
osłabić armię przeciwnika. Cel miał osiągnąć przez stocze­
nie otwartej bitwy w polu. Taka decyzja była wynikiem
starczej niekonsekwencji. Żółkiewski, krytykowany po
niepowodzeniach ostatnich lat, chciał poprawić swoją
reputację, przypomnieć szlachcie swoje dawne sukcesy.
Taką szansę dawało tylko zwycięstwo w polu lub prowa­
dzone w jego wyniku pertraktacje.
Postępowanie hetmana w pierwszych dniach kampanii
dalekie było, jak widzieliśmy, od aktywnego. Żółkiewski
nie przejawiał inicjatywy, czekał na rozwój sytuacji i na
160

pertraktacje. Zatem niezaprzeczalnie to wydarzenia z 18


września podpowiedziały hetmanowi kierunek postępowa­
nia. A jednak, uważając za główną przyczynę nadchodzą­
cych wydarzeń postawę szlachty, trzeba również pamiętać
o obawach hetmana związanych ze skąpą ilością żywności.
co w przypadku długiego oblężenia we wrogim kraju miało
niezwykle ważne znaczenie dla postawy armii30. Zatem
musiał sobie Żółkiewski jako doświadczony wódz zdawać
sprawę, że sukces dyplomatyczny, na który liczono na
początku wyprawy, musiał zostać zbudowany na mocnych
fundamentach. A tego nie gwarantowało rzekome zwycięs­
two z 18 września. Potrzebna była zdecydowana wiktoria.
Tym sposobem za jednym razem hetman poprawiłby sobie
reputację i autorytet, odbudował morale armii i rozpocząłby
pertraktacje z mocnej pozycji. Słowem, to on dyktowałby
warunki. Postępowanie hetmana nie było błędem, jak pisze
Podhorodecki w biografii hetmana Żółkiewskiego. Było
natomiast ryzykowne.
Następnego dnia rano wyjechał Żółkiewski wraz z Ko-
niecpolskim. Koreckim i innymi dowódcami przed wały
obozu; tu „naznaczywszy każdemu z PP Pułkowników
i rotmistrzów swoje w szyku miejsce, gdzie który za nim
przy nim stać, kogo posiłkować, z nim się potykać
i czynić przeciwko nieprzyjacielowi miał" 31 , zawrócił
i kazał szykować się do opuszczenia obozu. Z rozkazu
hetmana wielkiego na lewym skrzydle wojsk koronnych
stanął Kazanowski i książę Korecki, w centrum hetman
wielki wyznaczył miejsce dla siebie, a na prawym skrzydle
komendę objął hetman polny. Tam też znalazł się pułk
Strusia. W uszykowanych w ciasne szeregi chorągwiach
jazdy czołowe miejsce zajęła husaria, za nią w dalszych
rzędach stały hufce lekkiej jazdy. Na wałach obozu
została część piechoty i artylerii z zadaniem obrony tyłów
30 L. P o d h o r o d e c k i , Stanisław Żółkiewski, s. 279.
31 T. S z e m b e r g . op. cit., s. 572.
Nagrobek
Stanisława i Jana
Żółkiewskich

Dowódcy roty królewskiej


Hajducy

Buława, broń obucho­


wa, w Polsce symbol
hetmańskiej władzy
Szyszak husarski i nadziak

Szabla husarska Berdysz, broń piechoty


Uzbrojenie towarzysza pancernego
Jan Zamoyski Michał Waleczny, miedzioryt Egi-
diusa II Sadelera z 1601 r.

Wzięcie do niewoli arcyksięcia Maksymiliana w bitwie pod Byczyną


Pomnik Stanisława Żółkiewskiego pod Mohylewem — stan z 1843 r.
Stanisław Koniecpolski Król Gustaw Adolf

Ferdynand II
Czajki kozackie

Chan tatarski
161

armii walczącej w polu w przypadku zagonu nieprzyjacie­


la. Podobną funkcję miały pełnić dwa tabory na lewym
i prawym skrzydle, pod komendą odpowiednio Ferens-
bacha i Szemberga. „O południu wywiedli z obozu,
dawszy mu z lewego i prawego boku zasłony potężne
piechotą i działy, które szły taborkami tym kształtem.
Puszczono czterema rzędami w każdym taborku wozy po
50 albo 60 in circa [wokoło] wozów; między temi wozami
szło piechoty po kilkaset, w czele i na zadzie po cztery
działa, także i z boków od pola, także i po kilka wozów
śmigownic przy działach. Te taborki następowały równo
od obozu z czołem wojska: dlatego, że gdyby nieprzyjaciel
nawalnie następował, lub na czoło iżby oba taborki
przeciwko sobie działy pole strychowały; lub z boków,
żeby każdy taborek swój bok z działy obozowemi, które
na to zostały, także przeciwko sobie strychowa!"32. Po­
wstałe po wyprowadzeniu wojsk z obozu przerwy między
taborkami a wałami obozu zajął na lewym skrzydle
dobrze znający tatarską taktykę Stefan Chmielecki z lekką
jazdą, na prawym lisowczycy pod Walentym Rogowskim,
Mołdawianie i wolentarze.
Osłonięcie ruchomymi taborami boków chorągwi jazdy,
ustawionych w głębokim szyku dochodzącym do 1 km,
zabezpieczyło flanki przed atakami ordy i w perspektywie
dawało szansę na płynne przejście do kontrataku. Tatarzy,
niechętnie atakujący naszpikowane rusznicami i musz­
kietami tabory czy czworoboki piechoty, ponosili przy nich
duże straty. Tu leżał klucz do zwycięstwa wojsk koronnych.
Podczas początkowej fazy bitwy, gdy spodziewano się
głównego impetu na tabory, lekkie chorągwie Chmielec-
kiego i Rogawskiego miały zadanie pilnować, by nie­
przyjaciel nie dostał się na tyły armii koronnej. Pomagać

32 Ibidem, s. 573.
162

w tym miała również pozostawiona na wałach obozu


piechota i artyleria.
Żółkiewski prawdopodobnie planował po załamaniu
ataków tatarskich kontratak husarii i jazdy lekkiej na
centrum sił nieprzyjaciela, przełamanie linii i wyjście na
tyły wroga. To nowatorskie użycie taboru było pomysłem
33
Koniecpolskiego , lecz nawiązywało do wcześniejszej
tradycji walk (Obertyn 1531); miało przecież spełnić tę
samą funkcję — zatrzymać ataki wroga. Jednak nowators­
two przejawiać się miało w zastosowaniu taboru, formacji
typowo defensywnej, podczas ataku. To właśnie owa
mobilność była czymś nietypowym w walce z Tatarami.
Idea całego pomysłu tkwiła, ni mniej ni więcej, w chęci
przejęcia inicjatywy, przeprowadzenia bitwy w sposób
najbardziej odpowiadający armii koronnej, a w perspektywie
odniesieniu zwycięstwa.
„Zasadnicza słabość planu Żółkiewskiego — pisze
R. Majewski — tkwiła w trudności realizacji. Wpro­
wadzenie go w życie wymagało bardzo dobrego wy­
szkolenia taktycznego całego wojska, umiejętności współ­
działania poszczególnych rodzajów broni, wysokiej dy­
scypliny wszystkich wykonawców, oraz sprężystego,
34
energicznego dowodzenia" .
Zaraz po wyjściu armii koronnej przez cztery bramy
obozu ruszyło wojsko turecko-tatarskie ku polskim chorąg­
wiom — zrazu pomału, aby nie zmęczyć koni, lecz tuż
przed samym uderzeniem przyspieszeniem zwiększając
impet. Po drugiej stronie polskie tabory powoli toczyły się
na skrzydłach, plując ogniem dział i muszkietów na szeregi
muzułmanów, lecz ci parli dalej do przodu na całej linii.
Pierwsze uderzenie skierowało się na centrum, jednak
zanim rozpędzone chorągwie husarii wpadły na tureckie
szeregi, osłoniła je orda.
33
L. P o d h o r o d e c k i, Stanisław Żółkiewski, s. 280.
34
R. M a j e w s k i, op.cit., s. 185,
163

Rozgorzała zacięta walka. Trup padał gęsto z obu stron.


W tych pierwszych chwilach bitwy po polskiej stronie
padli ranni młodzi Żółkiewscy — Jan i Łukasz; zginęli
Bałłaban i Denhoff, a także wielu towarzyszy i rotmist­
rzów35. A jednak husaria i postępujące za nią lekkie
chorągwie posuwały się do przodu, wyrąbując sobie drogę
we wrogich szeregach. Wreszcie szyk tatarski został
rozerwany i jazda polska ruszyła na Turków. Skoczył ku
niej Chosyr-pasza na czele swoich ludzi, lecz nie po­
wstrzymał rozpędzonej husarii; następnie próbował tego
samego Husejn-pasza i Mehmed Terjaki — również
bezskutecznie. Centrum linii tureckich było zagrożone
i zwycięstwo przechylało się na stronę Rzeczypospolitej.
I wówczas dał o sobie znać brak koordynacji działań
poszczególnych pułków. Ani hetman wielki, ani polny nie
potrafili zapanować nad ruchami prawego taboru, który
uparcie pchał się do przodu, wyprzedzając niebezpiecznie
resztę chorągwi. Odsłonił tym samym prawe skrzydło,
a sam naraził się na groźne ataki wroga. Ponadto tabor
i niepokonana dotąd jazda wpadły na ów rów obsadzony
janczarami. Próba ominięcia przeszkody jeszcze bardziej
pomieszała szyki na prawym skrzydle. Tabor ustawił się
ukośnie do nieprzyjaciela, czym jeszcze bardziej odsłonił
prawą flankę. Powstałej przerwy nie udało się załatać
Rogawskiemu. To, czego nie dokonała muzułmańska
jazda, udało się piechocie. Natarcie pułków Strusia i Ko­
niecpolskiego załamało się pod ogniem janczarek i chorąg­
wie musiały się cofnąć. Powstałe w szeregach polskich
zamieszanie postanowił wykorzystać Iskender-pasza, wy­
syłając w bój Tatarów Dewlet Gereja.
Na wydarzenia w centrum i na prawym skrzydle
do pewnego stopnia miało wpływ to, co działo się
na lewej flance. Tam tabor Ferensbacha posuwał się

35 T. S z e m b e r g , op. cit., s. 572.


164

zgodnie z planem w stronę linii nieprzyjaciela. Zabez­


pieczony przez chorągwie Chmieleckiego. z sukcesem
łamał ataki turecko-tatarskie. W końcu zatrzymał się, czym
wymusił rozciągnięcie szyku całej polskiej armii na
prawym skrzydle. I właśnie wtedy prawy tabor wysforował
się ku nieprzyjacielowi, by dać miejsce rozwijającej się do
ataku jeździe, czym przesądził o losach bitwy.
Kiedy łskender-pasza i Dewlet Gerej zobaczyli ów błąd,
kałga ruszył na czele swoich Tatarów ku osamotnionemu
taborowi. Tam już byli lisowczycy, wolentarze i Moł-
dawianie pułku Rogawskiego. Jednak długość odcinka, jak
i duża liczba atakujących, postawiły przed elearami nie­
zwykle trudne zadanie. Wprawdzie bronił się taborek, ostro
ostrzeliwując ordyńców, lecz ci pomału zdobywali przewa­
gę. Widząc zagrożenie. Koniecpolski wysłał umyślnego
z rozkazem, aby zawrócić tabor. Rozkaz jednak nie dotarł
do Szermberga lub z uwagi na sytuację niemożliwe było
jego wykonanie.
W oblężonym taborku pomału zaczynał brać górę
chaos i panika. Woźnice, przerażeni sytuacją, zaczęli
odprzęgać konie i podejmować samotne próby przebicia
się do obozu; „[...] tak się był w kupę ów tabor pomieszał,
że go z miejsca ruszyć nie było można, i póki wojsko
przy nas stało — pisał Szemberg — poty i my. Skoro
wojsko ku wieczorowi nadmordowane ustąpić musiało,
36
myśmy zaraz tłumem wszystkim otoczeni zostali" .
W końcu również i lisowczycy zaczęli chwiać się pod
naporem wroga, zaś Mołdawianie swoim zwyczajem
przeszli na stronę zdobywających coraz większą przewa­
gę wojsk turecko-tatarskich. Zaatakowali zaraz Polaków,
mieszając jeszcze bardziej rozerwane już szyki, i wdarli
się wraz z Tatarami na tyły wojsk polskich, odcinając
prawemu skrzydłu i centrum drogę powrotu do obozu.

36 Ibidem, s. 574.
165

Na próżno Koniecpolski czterokrotnie próbował przedo­


stać się do oblężonego przez Tatarów taborku. Tam zaś
sytuacja stawała się z każdą chwilą coraz bardziej
beznadziejna. Po pięciogodzinnej walce część piechoty
zdołała się przebić do obozu, część padła pod ciosami
tatarskich szabel; inni dostali się do niewoli. Szemberg,
który owym taborem kierował, zdołał „za zasłoną anioła
stróża swego przebić [się] do swych..." 37.
Natomiast Tatarzy, przebiwszy się na tyły wojsk polskich,
spowodowali swoim pojawieniem się panikę w chorągwiach
Strusia i obu hetmanów. Nikt nie myślał o podjęciu walki.
Jedyną myślą, jaka kołatała się w szlacheckich głowach,
była chęć schronienia się za bezpiecznymi wałami obozu,
tak że „porzuciwszy drzewka [kopie], ku okopowi zaczęli
uchodzić" 38.
Po drugiej stronie na lewym skrzydle sytuacja nie
była tak tragiczna. Tam ani Turcy, ani Tatarzy nie
zdołali wejść na polskie tyły. Chmielecki i książę Korecki
odpierali cały dzień ataki nieprzyjaciela, a wieczorem
spokojnie wycofali się do obozu. Reszta wracała za
wały rozproszona, pobita i podkopana moralnie. Nikt
już nie myślał o zwycięstwie — ba, nawet o bitwie.
Jeszcze podczas ostatnich godzin walki ani rozkazy,
ani prośby Żółkiewskiego nie skłoniły żołnierzy do
udzielenia pomocy ginącej w taborku piechocie.
Dzień 19 września nie przyniósł oczekiwanego sukcesu.
Mimo listów Żółkiewskiego, przedstawiających bitwę jako
nierozstrzygniętą19, poczucie szlachty i żołnierzy wszystkich
formacji było jednoznaczne. Porażkę podkreślały duże
straty i załamanie moralne. Wśród 3000 poległych, rannych
i wziętych w jasyr był syn hetmański Jan, ranny od
37 Ibidem.
Według Dziennika wyprawy wołoskiej w roku 1620, „Pamięmik
38

warszawski", t. XIV, 1819, s. 102. cyt. za: R. M aj e ws k i. op.cit., s. 189.


J. B e s a 1 a, Stanisław Żółkiewski, s. 361.
39
166

postrzału, i bratanek Łukasz. Straty turecko-tatarskie są


trudne do określenia — podawane w źródłach i opracowa­
niach różne liczby uczyniły niemały galimatias. Jednak
opierając się na zdaniu R. Majewskiego, można przyjąć ich
wielkość na ok. 1500 ludzi 40.
Mimo tak rozłożonych strat, przewaga wojsk Iskendera-
-paszy wcale nie była jednoznaczna — w każdym razie nie
w starciu z jazdą polską, która już nieraz radziła sobie
z przeciwnikiem silniejszym liczebnie. Z tej przyczyny
straty w pułkach Żółkiewskiego, Koniecpolskiego i Strusia
nie stanowiły decydującego powodu przyszłych niepowo­
dzeń. Znacznie większym problemem było morale. Jeżeli
po znikomym sukcesie z 18 września chęć walki była
powszechna, to następnego dnia wieczorem sytuacja przed­
stawiała się zgoła odmiennie. Wygłodniali i zmęczeni
walką żołnierze poszli spać, nie przejmując się zbytnio
ogólnym położeniem. W obozie polskim panował przy­
gnębiający nastrój. Całe szczęście, że wezyr również nie
myślał o walce. Prawdopodobnie nie przypuszczał, jak
niskie jest morale hetmańskiego wojska. Można nawet
powiedzieć, że nadal obawiał się jazdy polskiej. Toteż
dzień 20 września minął spokojnie. Pobici Polacy nie
zamierzali wyjść w pole, Turcy i Tatarzy zbierali poległych
i szykowali się do długiego oblężenia 41.
Poszukując przyczyn klęski, należy zwrócić uwagę na
dowodzenie i wykonywanie założeń planu, co zresztą
ściśle się ze sobą łączy. Zatem już na samym początku
starcia każdy dowódca postępował wedle własnej koncepcji,
nie przejmując się zbytnio rozkazami hetmańskimi42. Czy­
tając relacje z bitwy, czy to źródłowe, czy w opracowaniach
— widać, że początkiem niepowodzeń było niefortunne
zatrzymanie lewego taboru. To spowodowało zablokowanie
40
R. M a j e w s k i , op. cit., s. 195.
41
L. P o d h o r o d e c k i , Stanisław Żółkiewski, s. 283.
42
J. P a j e w s k i, op. cit., s. 65.
167

drogi chorągwiom opuszczającym obóz. Nie pomogły cztery


bramy; ciasnota miejsca robiła swoje. Dlatego aby chorąg­
wie ustawiły się w zaplanowanym porządku, prawy tabor
przesuwał się coraz bardziej, tracąc bezpieczny dystans do
wałów. Kiedy już podczas szarży jazdy z prawego skrzydła
rozpędzone chorągwie husarii przełamywały linie tureckie,
a prawy tabor brnął ku szeregom nieprzyjaciela i swojej
zgubie, przerwa między prawym skrzydłem a wałami
obozu stawała się niebezpiecznie duża. Reakcja Koniecpol­
skiego nie przyniosła pozytywnego skutku. Wydaje się, że
w takiej sytuacji należało posłać na prawe skrzydło od­
wodowe chorągwie. Niestety, jak wiadomo, takich nie
było; Rogowski musiał zatem liczyć tylko na to, co miał
do tej pory.
I tu pomału dochodzimy do kolejnej przyczyny niepo­
wodzenia — braku rozpoznania. Skutkiem tego zaniedbania
było niespodziewane natrafienie na rów obstawiony jan­
czarami i w konsekwencji załamanie się zwycięskiego, jak
się wydawało, uderzenia. Niepowodzenie natarcia, brak
skutecznej reakcji hetmanów i natychmiastowe kontrude-
rzenie Tatarów Dewlet Gereja pozbawiło armię koronną
inicjatywy. W konsekwencji tego ataku orda wdarła się na
tyły prawego skrzydła; w pełni pokazało to, jakim błędem
było atakowanie bez asekuracji i rozpoznania. Nie spełniło
też zadania ubezpieczenie przez pozostawioną na wałach
piechotę i artylerię, która była bezsilna wobec oddalonego
miejsca boju. Podjęta przez Iskandera próba odciągnięcia
Polaków od wałów w pełni się powiodła 43.
Wydaje się, że najlepszym rozwiązaniem po załamaniu
ataku prawego skrzydła byłoby cofnięcie taborku i jazdy.
I rzeczywiście taki rozkaz wydał Koniecpolski, jednak nie
wykonano go z powodu paniki, która wybuchła wśród
mniej karnych chorągwi jazdy (wolentarze) i w samym

43 L. P o d h o r o d e c k i, Stanisław Żółkiewski, s. 279.


168

taborze, oraz zdrady Mołdawian. Tak więc strach i niesub­


ordynacja wzięły górę nad rozsądkiem. Żołnierze nie chcieli
słuchać rozkazów hetmanów, którym nie ufali. Myśleli
tylko o ratowaniu własnej skóry, o czym się jeszcze
przekonamy. Armia zaczęła się staczać po równi pochyłej,
wkraczając na drogę, u kresu której była klęska. Na nic
zdały się próby utrzymania dyscypliny podejmowane przez
starego hetmana. Nie słuchano go, nie zważano na jego
doświadczenie; podobnie traktowano młodego Koniecpols­
kiego. Za to każdy z magnatów pokładał nadzieję we
własnych pomysłach.
Dzień 20 września minął spokojnie. Za to wieczór
i noc przyniosły nadzwyczajne wydarzenia. Zanim jednak
do nich dojdziemy, należy zaznaczyć, że w pierwszej
chwili hetman wielki chciał stoczyć kolejną bitwę w polu.
Wobec powszechnego załamania morale pomysł wydaje
się karkołomny i grożący katastrofą. Trudno dziś dociec,
czy Żółkiewski nie dostrzegał sytuacji, w jakiej znaj­
dowało się jego wojsko, czy też może wierzył w cudowną
odmianę jego morale w obliczu nieprzyjaciela. Wobec
zdecydowanego sprzeciwu magnatów do bitwy jednak
nie doszło.
Chcąc podjąć decyzję co do dalszego postępowania.
Żółkiewski zwołał naradę. Liczył również, że podczas niej
zdoła przeforsować pomysł powtórnej bitwy44. Wieczorem
20 września obaj hetmani, znaczniejsi dowódcy i pozo­
stający nadal w polskim obozie Grazziani zebrali się
w hetmańskim namiocie. Początkowo Żółkiewski po raz
kolejny podjął próbę przekonania zgromadzonych do swo­
jego planu bitwy w polu i znów spotkał się z powszechnym
sprzeciwem. Głównym argumentem przeciw, zresztą jak
najbardziej słusznym, było podłe morale żołnierzy. Wobec
tego kanclerz zaproponował inne rozwiązanie. Otóż przed-

44 J. P a j e w s k i, op. cit., s. 67.


169

stawił koncepcję wycofania się taborem do Mohylowa,


czyli do granicy Rzeczypospolitej. Pomysł nie był nowy.
lecz zapożyczony od Zamoyskiego. Nieżyjący hetman
w wypadku niepowodzeń kampanii 1595 roku właśnie
w wycofaniu szykiem taborowym widział ratunek. Teraz
planował to wykorzystać Żółkiewski. Marsz miał się
odbywać lewym brzegiem Prutu i prowadzić przez kraj
zniszczony i wyludniony.
Momentalnie podniosły się głosy sprzeciwu nastawionych
niechętnie do obu hetmanów magnatów. Książę Korecki,
Kalinowski. Grazziani i Struś radzili, aby przekroczyć Prut
pod Cecora i wycofując się przez bogatsze w żywność
i zaludnione okolice, zmierzać do Chocimia. Tu jednak
rodził się nowy problem. Prut po jesiennych deszczach
wezbrał. Rzeka była trudna do przebycia głównie dla
wozów. Wobec tego zaproponowano zabrać ich z sobą
tylko tyle, ile było niezbędne do chronienia piechoty. Jazda
miała iść osobno komunikiem, jednak w sąsiedztwie taboru,
tak aby w przypadku zagrożenia przyjść piechocie z pomo­
cą. Nie wątpiono bowiem, że przyjdzie walczyć z Tatarami.
Niemniej jednak tym razem to Żółkiewski nie zgodził się
na plan magnacki — jak twierdzi Podhorodecki. słusznie
obawiając się, że podczas zagrożenia jazda pozostawi
piechotę na pastwę Tatarów, uciekając 45.
Wobec rozbieżności zdań nic nie ustalono i rada się
rozeszła. Żółkiewski zdążył jeszcze zapowiedzieć, że
aby uśpić czujność nieprzyjaciela i zyskać czas na przy­
gotowania taboru, rozpoczną się rokowania. Tą ostatnią
wiadomością niezwykle zaniepokoił Grazzianiego, któ­
remu wydawało się oczywiste, że to on będzie kartą
przetargową i gwarantem dotarcia Polaków do granic
Rzeczypospolitej. Na próżno obiecywał mu Żółkiewski
bezpieczeństwo. Przestraszony hospodar zaczął spiskować

45
L. P o d h o r o d e c k i , Stanisław Żółkiewski, s. 284.
170

z przeciwnymi hetmanowi magnatami, namawiając ich do


wspólnej ucieczki.
W całym obozie wrzało. Wojsko, nie pozostając głuche
na spory dowódców, samo dzieliło się na zwolenników
różnych planów i samo zaczynało myśleć o swoim bez­
pieczeństwie. Ktoś rozpuścił wiadomość, że hetmani zamie­
rzają uciekać, ktoś podpalił wozy, czyniąc większe zamie­
szanie. Czeladź, lisowczycy i Kozacy rzucili się rabować
namioty i wozy. Brano, co komu pod ręce podeszło; nie
oszczędzono nawet namiotu Żółkiewskiego. W tym czasie
„Kalinowski, książę Korecki, Struś i Grazziani z orszakami
swemi wystąpiwszy z obozu w tern rozumieniu, że i Żół­
kiewski pójdzie za niemi, do ucieczki się zabierali. Trzy­
mający nawet straż obozu byliby opuścili stanowiska swoje,
gdyby był sam Żółkiewski nie przybiegł i rozkazawszy nieść
przed sobą zapalone pochodnie, aby w ciemności widzianym
i poznanym być mógł, nie objawił się wszystkim, że jest
przytomny, że sam jeden bezpieczeństwu powszechnemu
46
zaradza, nie o ucieczce myśli [...j" . Rwące wody Prutu
porwały ze sobą kilkuset żołnierzy, w tym Kalinowskiego
i Sieniawskiego, wielu ginęło pod ciosami tatarskich i moł­
dawskich szabel po drugiej stronie rzeki. Taka śmierć
spotkała Grazzianiego. Bezpiecznie do Polski udało się
47
przedostać tylko nielicznym, w tym Chmieleckiemu . Reszta
zawróciła do obozu, szukając ratunku u boku hetmana.
Stanął też przed obliczem kanclerza dumny książę Korecki,
zarzuciwszy Żółkiewskiemu chęć ucieczki. Spokojny nad
wyraz hetman odpowiedział na te oskarżenia: „Mówiłeś
waszmość, że chcę uciekać, a ze mnie woda nie ciecze".
„Były rzeczy nadziei, że potężnie i dalej mogliśmy
czynić przeciwko temu nieprzyjacielowi — pisał hetman
do króla o wydarzeniach owej feralnej nocy — lecz
nazajutrz, to jest w niedzielę, niemała część ludzi naszych,
46
P. Piasecki, op. cit., s. 283.
47
J. B e s a 1 u, Stanisław Żółkiewski, s. 362.
171

którzy z wojska uciekli, pomieszali nam rzeczy. Nie mianuję


na ten czas nikogo, wszak sami tam się ukażą, którzy nas
tak nieprzystojnie odbierzali [sic], acz wątpię, żeby ich
wiele miało ujść: bo pławiąc się w nocy przez Prut siła
potonęło, i wielka część od nieprzyjaciela, który im tam
lasem za rzeką zaszedł, pobici, pojmani. I ci źli niebaczni
ludzie całe wojsko zatrwożyli, że blisko tego było, iż już
wszystko wojsko do takowegoż sromotnego uciekania miało
się udać" 48.
Ciekawą interpretację wydarzeń nocy z 20 na 21
września przedstawił J. Teodorczyk. Jego zdaniem rze­
koma ucieczka była próbą zdobycia przyczółka na
prawym brzegu Prutu i przygotowaniem do przeprawy.
Z uwagi na broniące brzegu oddziały tatarskie i mołdaw­
skie, niestety próbą nieudaną. Tumult w obozie wywołali
lisowczycy, dla których perspektywa odwrotu niweczyła
nadzieje na bogate łupy. Skoro nie mogli ich zdobyć na
nieprzyjacielu, postanowili powetować sobie straty, gra­
biąc namioty towarzyszy 49.
Wynikiem nocnej paniki była strata kolejnych 2000
żołnierzy i jeszcze większe obniżenie morale. Straże jednak
wróciły na wały, przywrócono jaką taką dyscyplinę, ale
wojsko nadal obawiało się nieprzyjaciela. Nie myślano już
o bitwie, zresztą nie było czym jej przeprowadzić. Pozo­
stawały układy i przygotowania odwrotu. Na tym mijały
następne dni. Okazało się, że również Iskender nie wierzył
w łatwe zwycięstwo, czemu dał wyraz biernością podczas
nocnej paniki oraz propozycją rokowań, złożoną 22 września.
Niezrozumiała z pozoru decyzja Iskendera o rozpoczęciu
rozmów, gdy się bliżej przyjrzeć, wydaje się logiczna.
Sytuacja z perspektywy wezyra nie wyglądała kolorowo.
Przede wszystkim Turcy nie posiadali niezbędnych przy
48
A. Bielowski wyd.. Pisma S. Żółkiewskiego, Lwów 1861, s. 380, List
do króla z obozu na Cecorze z 24 września,
49
J. T e o d o r c z y k, op. cit., s. 652-653.
172

oblężeniu wojsk. Brakowało zwłaszcza artylerii, ale i piechoty


nie było za wiele. Trzeba również pamiętać, że przy oblężeniu
Tatarzy byli nieprzydatni. Nie mógł więc Iskender na nich
liczyć. Skoro więc Tatarzy stanowili olbrzymi procent jego
wojsk, siły jako tako nadające się do szturmów były
niewielkie. To nie rokowało powodzenia. Przypomnijmy, że
przed bitwą, według danych Podhorodeckiego, Turków
i Mołdawian było tylko ok. 5000, z tego większość jazdy.
Tymczasem wielu z nich zginęło; stąd wniosek, że liczbę
należy jeszcze obniżyć. Z drugiej strony okopu czekało 6000
żołnierzy, wprawdzie o obniżonej wartości bojowej, lecz to
po pierwszych sukcesach mogło się zmienić. A zatem,
reasumując, wydaje się, że propozycja układów nie była
pozbawiona sensu, a prowadzone rozmowy z pozycji siły
— wszak to Turcy zyskali przewagę na polu bitwy — mogły
przynieść im kolejny, tym razem polityczny sukces.
Pewnie rozumiał to również Żółkiewski, po niepowodze­
niach niechętny układom. Teraz celem hetmana było wyjście
z matni. Do tego potrzebował czasu, który dawały układy.
Postanowił je wykorzystać. Nie zgodził się więc na tureckie
warunki zapłacenia okupu 100 000 zł ani proponowanych
później 30 000 zł. Wysłał jednak księcia Koreckiego i Ab­
rahama Złotopolskiego, porucznika chorągwi husarskiej, na
rozmowy, proponując 10 000 zł. Czas mijał, morale armii
koronnej rosło, padający deszcz poprawił sytuację oblężonych
Polaków, utrudniał zaś życie Turkom i Tatrom, którzy musieli
się wycofać z zalanego wodą obozu na suche miejsce. Targi
trwały nadal. Kiedy Iskender spuścił wartość okupu do
20 000 zł, Żółkiewski zaproponował 15 000; resztę miało
spłacić wojsko z prywatnego żołdu. Jako gwaranta bezpiecz­
nego wycofania się kanclerz zażyczył sobie zakładnika
— Kantymira-mirzę.
lskender-pasza może by przystał na te warunki, ale
stanowczo sprzeciwił się im groźny Tatar: „Jak to — ryczał
— to dla miłości niewiernego złota sam niewiernym
173

zostałeś! Przez 30 lat moja szabla pławi się w krwi


ich ojców i synów, a dziś mam oddać się w ich ręce,
aby żywego wsadzili mnie na rożen. To są poganie,
nie ma z nimi żadnego przymierza, żadnych umów
oprócz kindżała"50. Układy zostały zerwane, lecz o to
tylko chodziło Żółkiewskiemu. Zmęczony nieżyczliwymi
komentarzami po ostatnich kampaniach, hetman nie chciał
po raz kolejny kończyć wojny niekorzystnymi układami.
Skoro nie udało się pokonać przeciwnika w polu, okazję
wyjścia z honorem z całej awantury dawało wycofanie
się z bronią w ręku lub śmierć.
28 lub przed południem 29 września Teofil Szemberg51
przygotował tabor do wymarszu. Zastąpił w tej funkcji
Chmieleckiego, któremu znacznie wcześniej przeznaczył to
zadanie hetman. Złożona z 6 rzędów, spiętych łańcuchami po
100 wozów w każdym z nich, czworoboczna twierdza została
wyposażone w pozostałe w obozie działa i wypełniona
piechotą uzbrojoną w muszkiety i rusznice. Oczekiwano tylko
rozkazu hetmana, nakazującego odwrót.
Tymczasem 28 września w ręce Iskendera-paszy dostało
się trzech pachołków. Wobec tego, że musieli zdradzić
plan wymarszu, zdecydowano się przełożyć przedsięwzięcie
na następny dzień52.
Wieczorem 29 września na oczach Turków, Tatarów
i Mołdawian przez rozkopane wały obozu wysunął się
tabor. Przed nim szedł tabun związanych koni. broniący
zamkniętych w taborze żołnierzy przed atakiem i torujący
drogę wycofującej się armii. Wewnątrz taboru umieszczono

50
J. S ę k o w s k i , Collectanea z dziejów tureckich, t. I, s. 140-141,
cyt. za: J. P a j e w s k i, op. cit., s. 69.
51
L. P o d h o r o d e c k i , Stanisław Żółkiewski, pisze, że tabor uszyko­
wał Szemberg i Koniecpolski, J. B e s a l a , Stanisław Żółkiewski, przypi­
sywał wykonanie taboru księciu Koreckiemu. J. P a j e w s k i op. cit. w
tej roli postawił pułkownika Marcina Kazanowskiego.
52
R. M a j e w s k i, op. cit., s. 202.
174

większą część piechoty i artylerię. Na wozach ułożono


rannych i chorych. Na przedzie taboru zainstalowano pięć
dział i hakownice. Tam też znalazło się 200 żołnierzy
piechoty polskiej i 100 niemieckiej pod dowództwem
Ferensbacha. Po bokach w trzech rzędach maszerowali
spieszeni husarze i pancerni z bronią palną. Najbardziej
zagrożonego tylnego fragmentu ruchomej twierdzy dodat­
kowo broniły działka i hakownice. liczniejsza niż gdzie
indziej piechota (500 polskiej i 50 niemieckiej) oraz
lisowczycy 53.
Pierwsza noc minęła spokojnie. Iskender nie ruszył wojsk
w ślad za oddalającymi się Polakami. Nie uchroniło to jednak
armii koronnej od kłopotów. Podczas przeprawy przez rzekę
Deli stracono kilka wozów, wiele koni i ludzi. Niemniej
jednak przeprawa się udała i wojsko maszerowało dalej, aż do
świtu. Zatrzymało się, aby odpocząć przed dalszym etapem
marszu i ponownie sformować nadwątlony przeprawą tabor.
Niepowodzenie ataku tatarskiego z 30 września potwierdziło,
że zabieg się udał. Silny ostrzał z broni palnej załamał
uderzenie Tatarów. Ordyńcy wycofali się. Wieczorem tabor
ruszył dalej.
Wyraźnie widać, że Żółkiewski przyjął taktykę marszu
nocą, gdy atak Tatarów był mniej prawdopodobny. Dniem
natomiast tabor stał przygotowany na odparcie uderzeń
przeciwnika. W miarę możliwości oczywiście starano się
zatrzymywać nieopodal zbiorników wodnych, jezior lub
rzek, i w sprzyjającej obronie okolicy.
Noc z 30 września na 1 października znów minęła
w ruchu, ale spokojnie, tak że za dnia tabor zatrzymał się
nad stawem w dolinie rzeki Deli. Ze względu na bliskość
wody miejsce było dogodne do dłuższego postoju. Tym­
czasem po początkowym zaskoczeniu przed dwoma dniami
Tatarzy Dewlet Gereja ruszyli za cofającym się taborem.

53
Ibidem, s. 208.
175

Dogonili go już poprzedniego dnia, uprzykrzając mu marsz,


lecz dopiero 1 października zdecydowali się na szturm. Ten
trwał kilka godzin, zakończył się jednak niepowodzeniem.
Zbici Tatarzy ustąpili54. Dewlet Gerej postanowił zatem
poczekać na nadejście Iskendera-paszy z głównymi siłami,
sam zaś zaproponował Żółkiewskiemu negocjacje. Hetman
wielki zgodził się nie w nadziei zaprzestania walki, lecz
licząc na odpoczynek strudzonego wojska. Do kałgi na
rozmowy pojechał niejaki Drużbicz. Jako że ani jedna, ani
druga strona nie myślała poważnie o ugodzie, rozmowy
zakończyły się fiaskiem.
Pod wieczór zaś kilka razy Tatarzy próbowali zaskoczyć
obrońców, jednak bezskutecznie. Mimo tych walk wojsko
odpoczywało cały dzień i noc z 1 na 2 października. Czas
wykorzystano na zbieranie zapasów, głównie wody ze
stawu. W tym czasie do Dewlet Gereja dołączył Iskender-
-pasza. Siły wroga wzrosły — teraz mógł on realnie myśleć
o zdobyciu taboru. Rzeczywiście, po nastaniu dnia Iskender
ruszył do ataku, licząc na sukces. Tymczasem znów się nie
udało. Zamglony dymem wystrzałów tabor powstrzymywał
wojska Porty. Kontratak piechoty cudzoziemskiego auto­
ramentu przyniósł nawet niewielki sukces w postaci odzys­
kania dwóch dział utraconych jeszcze pod Cecora. Na tym
tego dnia skończyła się bitwa i do wieczora był spokój. Po
zmierzchu tabor opuścił miejsce zwycięstwa. Iskender-pasza
rozkazał iść za nim.
Niepowodzenia armii turecko-tatarskiej odbiły się na jej
taktyce. Kiedy nocą hetman wielki ruszył tabor, wojsko
szło krajem zniszczonym. Z rozkazu wezyra podpalono
trawy i wsie. Okolica płonęła. Łuny pożarów towarzyszyły
armii koronnej przez całą noc i dzień 3 października. Tego
ranka zatrzymano się w wąwozie. Jakoż i Tatarzy zaraz się
pojawili i uderzyli na zmęczonych marszem ludzi. Atak był

54
T. S z e m b e r g , op. cit., s. 578.
176

ponownie bezskuteczny, tym razem jednak w walce obok


regularnych wojsk stanęła służba 55.
I znów wieczorem ruszono dalej. Maszerowano teraz przez
kraj zniszczony, „polami suchymi, szarańczy pełnymi, gorą­
cem wielkim, które z chłodu i od słońca, i od dymów, którem
nas nieprzyjaciel dusił, ciężko nam było, a co większa żeśmy
przecie wody dosiąść nie mogli"56. Brakowało paszy dla koni
i żywności dla wojska. Dlatego ograniczono się do jedzenia
padłych zwierząt. Dnia 4 października zatrzymano się
nieopodal rzeki Reut. Do samego brzegu jednak nie udało się
dostać, gdyż przystępu do wody bronili Tatarzy. Uderzyli też
na tabor, ale po salwie artylerii i piechoty odstąpili. Zaatako­
wali jednak lisowczyków. Elearzy z pomocą piechoty
cudzoziemskiej powstrzymali Tatarów. Niemcy odparli jazdę
wroga, zapędzili się jednak pod szeregi przeciwnika. Widząc
to, wpadli na nich ze skrzydeł Turcy. Wobec przeważających
sił piechota cofnęła się do obozu, gdzie z pomocą reszty
wojska po raz wtóry tego dnia odparła nieprzyjaciela.
Następny dzień 5 października był spokojny. Ani Turcy,
ani Tatarzy nie atakowali. Polacy zaś spokojnie przeprawili
się przez Kubołtę. tracąc jednak znów wozy oraz ludzi.
Zmierzali wzdłuż jej brzegu na północ. „My też pod
nieszporą godzinę ruszyli się zaraz na całą noc, która była
nam barzo szkodliwa; bo siła barzo ludzi przez te siedem
nocy i dni zmordowanych od chodu, głodu i snu, jedni
omdlewając zostawali, drudzy idąc snem zmożeni padali
jak umarli, i niejeden niżby obudzić się dać i wstać miał.
wolał śpiąc wpaść w ręce pogańskie. Trzy noce takie były,
ale ta już najgorsza" 57.
Nadszedł wreszcie 6 października. Wojsko dotarło w po­
bliże wsi Serwini. Do granicy było już tylko 1,5 mili, czyli
około 10 km. Iskender-pasza rozumiał, że z każdą chwilą
55 Ibidem.
56 Ibidem.
57 Ibidem. 580.
177

szansa rozbicia armii hetmańskiej wymyka mu się z rąk.


Podjął więc ostatnią, jak sądził, próbę rozerwania taboru.
Polacy jednak ponownie odparli atak, definitywnie znie­
chęcając wezyra do dalszej walki. Iskender-pasza i Dewlet
Gerej zawrócili. Nie ustąpił tylko groźny Kantymir-mirza.
Postanowił towarzyszyć armii Rzeczypospolitej do polskiej
granicy.
Tego samego dnia, gdy w tureckim obozie podejmowano
decyzję przerwania pogoni za hetmanami i ich wojskiem.
Żółkiewski kreślił ostatni list do żony. „Tu w obozie mym
jakby jakowy rokosz powstał, tak się rycerstwo spiknęło,
by na własną zgubę i chcą koniecznie odchodzić od
sprawy, że onych ledwo pohamować mogłem. Skinder
pasza i kałga [Dewlet Gerej] nie chcą już wiedzieć
o układach i gotują się dać stanowczą bitwę. Przeto nie
turbuj się W. Miłość najukochańsza małżonko. Bóg czuwać
będzie nad nami, a chociabym i poległ, toż ja stary i na
usługi Rzeczypospolitej już niezdatny, a P. Bóg wszech­
mocny da, że i syn nasz miecz po ojcu wziąwszy, na
karkach pogan zaprawi i chociaby tak było jak rzekłem
pomści się krwie ojca swego" 58.
Pisząc te słowa hetman przewidywał swoją śmierć. Nie
wiedział też o zaniechaniu pościgu, skoro donosił o rzeko­
mych planach wodzów nieprzyjaciela. Gdyby znał wyda­
rzenia dziejące się we wrogim obozie, pewnie optymistycz­
nie patrzyłby w przyszłość. Lecz hetman znał swoich
żołnierzy. Widział ich zmęczenie, poświęcenie i waleczność,
ale znał też podatność żołnierzy na wszelkie niepokoje,
panikę i bunt. Przez całą kampanię mołdawską karność
była słabą stroną wojska. Może tego obawiał się bardziej
niż dzikich jeźdźców Kantymira-mirzy?
Takoż koło południa ujawniły się pierwsze oznaki
swawoli. Bliskość granicy i złudne poczucie bezpieczeństwa
58 List do Reginy Żółkiewskiej z 6 października 1620 r., w: A.

Bielowski (wyd.). Pisma S. Żółkiewskiego, Lwów 1861, s. 382.


178

sprawiły, że dyscyplina całkowicie upadła. Z uwagi na


niewielką ilość prochów i zmęczenie wojska hetmani
zamierzali szybko osiągnąć Dniestr, przekroczyć go i za­
trzymać się w Mohylowie, gdzie można było odpocząć
i uzupełnić zapasy. Część oficerów podzielała zdanie
dowództwa. Niestety, tylko część, zresztą zdecydowanie
mniejsza. Reszta zażądała pozostania do końca dnia
na miejscu dla odpoczynku. Ich też zdanie przeważyło
i tabor zatrzymał się w miejscu niedogodnym do obrony,
z dala od wody, na nieosłoniętym terenie, widoczny
z dużej odległości.
Ale to był zaledwie wstęp do tragedii. Podczas postoju
część szlachty postanowiła wymusić na hetmanie ukaranie
winnych rozbojów owej feralnej nocy z 20 na 21 września,
kiedy to część wojsk szukała ratunku w ucieczce przez
Prut. Wówczas na namioty rzuciła się służba, Kozacy
i lisowczycy. Po zażegnaniu paniki, pewnie aby nie
wzburzyć na nowo wojska, Żółkiewski nie wyciągnął
konsekwencji; teraz się to odbiło. Przyparty do muru
hetman zapewnił, że konsekwencje wyciągnie, owszem, ale
dopiero po przekroczeniu granicy. Szlachta była zadowolona
z zapewnień hetmana; niestety, wiadomości nie utajniono,
tak że szybko rozeszła się po obozie. Jak się okazało,
skutki były tragiczne.
Do wieczora pozornie nic się nie działo. Cały czas
jednak narastało niezadowolenie i obawa rabusiów o swój
los. Jeszcze za dnia piechota niemiecka i lisowczycy
odparli atak Kantymira-mirzy. Wieczorem tabor ruszył
w stronę Dniestru. Rozpoczął się ostatni etap ewakuacji.
Do granicy było coraz bliżej, tymczasem ferment w taborze
narastał. Zaczęły się spory, tumult i bójki. Oskarżani
o kradzieże sprzed dwóch tygodni Kozacy, czeladź i inne
niepokorne duchy nie mieli zamiaru ponosić konsekwencji
swoich czynów. Znów rzucono się do rabowania wozów,
wyprzęgano konie z taboru i uciekano na własną rękę, aby
179

ratować życie i skradziony majątek. Tabor zamienił się


w istne pole bitwy. Jedni bronili dobytku, drudzy próbowali
zdobyć, co tylko było można. Świstały kule, zgrzytały
szable. Interwencja hetmanów i co trzeźwiejszych dowód­
ców nie pomogła. Tumult narastał. Wreszcie rozerwano
tabor. Wymykały się z niego to mniejsze, to większe kupy
jeźdźców.
Patrzył na to wszystko Kantymir-mirza, wreszcie uznał,
że czas do ataku jest stosowny. Rozwinął więc szyki
swoich Tatarów i ruszył do uderzenia. Taboru nie miał kto
bronić. Ci, którzy nie uciekli sami, ruszyli za księciem
59
Koreckim . Przy Żółkiewskim zostało około 300, może
200 ludzi. Wkrótce jednak i oni się rozproszyli pod atakiem
Tatarów, uciekając jak i gdzie kto mógł. Hetmanom
towarzyszyło już tylko kilkunastu żołnierzy, przede wszys­
tkim rajtarów. Żółkiewski dał przykład. Zsiadł z konia
i przebił go szablą. To był znak, że nie myśli o ucieczce.
W jego ślady poszła reszta — w tym Stanisław Koniecpol­
ski, Odrzywolski, niefortunny zwiadowca z 17 września,
i Abraham Złotopolski — ten sam, który prowadził per­
traktacje z Iskenderem pod Cecora.
Cała grupa przeszła razem jakieś półtora kilometra.
A jednak Koniecpolski upierał się, by hetman siadł na
konia i uciekał. Żółkiewski ani myślał słuchać takich rad.
60
Sam nawet kazał hetmanowi polnemu się ratować . Kilka
razy ponawiane prośby nie pomogły. Żółkiewski uparcie
trzymał się swych towarzyszy.
Abraham Złotopolski pozostawił relację z tych tragicznych
chwil. Pisał, że parokrotnie prosili hetmana, aby uciekał. Ten
jednak stanowczo się sprzeciwiał. Wydawało się, że poddał
się woli Bożej. Wierzył, że Opatrzność przeznaczyła mu
śmierć na polu walki i miało to nastąpić właśnie teraz.
A jednak w końcu Złotopolski z Koniecpolskim osiągnęli cel.
59
J. Paj e wski, op. cit., s. 71.
60
L. P o d h o r o d e c k i, Stanisław Żółkiewski, s. 292.
180

Złapali jakiegoś pędzącego na oślep, opętanego strachem


husarza, zrzucili go z konia i razem na siłę wsadzili nań
Żółkiewskiego. Hetman wielki został porwany przez kilkuset
pędzących jeźdźców i z nimi znikł z oczu swoim towarzy­
szom. Mieli go już nigdy nie zobaczyć.
Następnego dnia około 5 km od Mohylowa Turcy znaleźli
ciało Stanisława Żółkiewskiego z odciętą prawą dłonią i raną
na skroni. Sami dokonali reszty. Iskender-pasza, zwycięski
wódz, wysłał głowę hetmana sułtanowi Osmanowi II w darze.
W tym czasie Koniecpolski, Złotopolski, Denhof i kilku­
nastu towarzyszy dalej uciekało w stronę Dniestru. Za nimi
zaraz pojawiło się kilkudziesięciu Tatarów. Ostrzeliwując
się z rusznic i pistoletów (hetman strzelał z łuku), próbowali
powstrzymać pościg. Zginął raniony Denhof i kilku żoł­
nierzy, a mimo to udało się powstrzymać pościg.
Nadszedł wieczór. Uciekinierów wokół Koniecpolskiego
pozostało już tylko sześciu. Razem doszli do Dniestru, tu
jednak srogo się zawiedli. Okazało się bowiem, że
rzeka tak wezbrała, iż przeprawa wpław była niemożliwa.
Nim podjęli decyzję, co czynić dalej, pojawił się mo­
łdawski chłop, który zaoferował nad ranem przewiezienie
uciekinierów na drugi brzeg. Postanowiono więc prze­
czekać noc w pobliskim jarze. Czekali. O świcie chłop
się zjawił, lecz nie sam. Z nim było kilkunastu uzbrojonych
ludzi. Jeżeli hetman choć przez moment miał złudzenia,
że da się z nimi pertraktować, szybko się ich pozbył.
Usłyszawszy wezwanie do poddania, Koniecpolski się
zawahał. To kosztowało go cios w głowę, po którym
stracił przytomność. Inni już nie stawiali oporu. Cała
szóstka dostała się do tureckiej niewoli 61.
Taki był koniec wyprawy mołdawskiej. Z 10 000 armii
uratowało się około 3000 żołnierzy wojsk prywatnych,
kwarcianych i lisowczykow. Reszta straciła życie lub dostała
61
L. P o d h o r o d e c k i , Stanisław Koniecpolski, Warszawa 1978.
s. 97-100.
181

się do niewoli. Wśród tych ostatnich, oprócz hetmana


polnego Stanisława Koniecpolskiego, był Jan Koniecpolski,
hetmański brat, Mikołaj Struś, Samuel Korecki, Janusz
Tyszkiewicz, Jan Żółkiewski i Łukasz Żółkiewski oraz
wielu innych. Jednych wykupiono z niewoli, inni do śmierci
żyli w odległych prowincjach lub pełnili niewolniczą służbę
na galerach.

* * *

„O nieszczęsna swawolo! któraś tak prędko tak zacny


naród zwyciężyła, którego óśm dni nie odpoczywając, ani
głód, ani praca żadna, ani moc i wielkość nieprzyjaciela,
którego na półtora kroć sta i lepiej tysięcy było, przełamać
62
nie mogła" .

62
T. S z e m b e r g . op. cit., s. 582.
EPILOG
SPEKTRUM KLĘSKI 1620 ROKU

Jeszcze podczas pierwszych dni października, kiedy nad


Dniestrem rozgrywały się ostatnie epizody kampanii, w gra­
nice Rzeczypospolitej wpadły czambuły tatarskie. Chociaż
nie były to liczne i silne oddziały, dotarły pod Lwów,
Żółkiew i Jarosław. Nikt nie zareagował. Kasztelan krakow­
ski Jerzy Zbaraski szykował we Lwowie wyprawę z pomocą
dla armii hetmańskiej. Nie garnęli się do niego jednak inni
magnaci ze swoimi pułkami. Każdy raczej myślał o obronie
własnych dóbr. Nie pomogły również prośby wdowy Reginy
Żółkiewskiej, kierowane do Tomasza Zamoyskiego. Woje­
woda kijowski ograniczył się tylko do pisania listów do
króla. Bierność szlachty była jak najbardziej na rękę
Tatarom, którzy w granicach Rzeczypospolitej przebywali
do końca miesiąca, po czym obładowani łupem i jasyrem
wycofali się na stepy nadczarnomorskie.
W atmosferze ogólnego strachu 3 listopada rozpoczął się
sejm. Sprawą najpilniejszą było przeciwstawienie się spo­
dziewanej na następny rok inwazji tureckiej. Plany były
wielkie i ambitne, zweryfikowała je jednak jak zawsze
rzeczywistość'. Z proponowanych trzech armii (60 000

1
L. P o d h o r o d e c k i , Chocim 1621, s. 42-48.
183

żołnierzy najemnych, pospolite ruszenie szlachty i 80 000


Kozaków zaporoskich) wobec pustek w skarbie uchwalono
powołanie 36 000. Było to najliczniejsze wojsko od czasów
wojen Batorego. Szlachta, decydując się na wysokie podatki
(zebrano ok. 5 mln zł), pokazała, że jest odpowiedzialną za
kraj siłą polityczną. Wolę obrony południowej granicy
wyraziła także szlachta litewska.
Zgodne obrady sejmu zakłócił jednak niezwykły w pol­
skiej rzeczywistości politycznej incydent. W niedzielę 15
listopada pod kościołem św. Jana w Warszawie szlachcic
Michał Piekarski rzucił się z czekanem na Zygmunta
Wazę. Poza niegroźnymi obrażeniami głowy, monarsze nic
się nie stało. Jednak wydarzenie źle wpłynęło na sytuację
w mieście. Rozeszły się plotki, że do stolicy wdarli się
Tatarzy, zabili króla i plądrują miasto. Dopiero wieczorem
opanowano panikę. Wydarzenie świadczyło jednak o tym,
w jak złym stanie znajdowało się przerażone społeczeństwo.
Tak klęska cecorska i śmierć hetmana podkopały spokój
stanów Rzeczypospolitej.
Tymczasem niebezpieczeństwo zbliżało się nie tylko
z południa, choć tam miało swoje źródło. Zanim bowiem
sułtan Osman II ruszył na czele armii ku granicom Rzeczy­
pospolitej, rozpoczął starania dyplomatyczne o zmontowanie
antypolskiej koalicji2. Na powodzenie tureckich zabiegów
liczyły protestanckie księstwa Rzeszy Niemieckiej oraz
sprzymierzona z nimi Francja. Kiedy w stolicach europej­
skich oczekiwano dalszego rozwoju wypadków, logika
polityki międzynarodowej podsunęła królowi Szwecji Gus­
tawowi Adolfowi takie same plany, jakie przedsięwziął
sułtan. Zamiarem polityki obu monarchów było skaptowanie
do swoich planów kraju, który w ostatnich latach w starciach
z Rzeczpospolitą zanotował same porażki. Była to oczywiś­
cie Rosja.

2
F. S u w a r a, op.cit., s. 136.
184

Tak to mniej więcej w tym samym czasie w Moskwie


zjawili się posłowie Porty i Szwecji. Obaj przywieźli te
same propozycje: wspólna wojna przeciw osłabionej Rze­
czypospolitej. Osman II w razie niepowodzenia liczył na
carskie obietnice nieudzielania Polsce pomocy. W Moskwie
jednak bez entuzjazmu przyjęto obie propozycje, choć
pewnie niejednemu bojarzynowi zapaliły się iskierki
w oczach na myśl o rewanżu na Rzeczypospolitej. Niemniej
jednak przeważył rozsądek, a może i obawa. Patriarcha
Filaret Romanow, ojciec cara Michała i de facto car
moskiewski, nie zamierzał drażnić groźnego sąsiada. Tak
więc rozmowy z tureckim wysłannikiem, Grekiem Toma­
szem Kantakuzenem, nie przynosiły rezultatu, a jego pobyt
w Moskwie się przedłużał. Wreszcie nadeszły wiadomości
o zdobyciu przez Szwedów Rygi i zamknięciu armii polskiej
w oblężonym obozie pod Chocimiem. Był wrzesień 1621
roku. Również i te, wydawało się pomyślne dla Rosjan
wiadomości, nie przekonały sternika moskiewskiej nawy
państwowej do zmiany decyzji. Filaret uparcie odmawiał.
Zapewniał, że nie udzieli pomocy Rzeczypospolitej, ale
i że nie wystąpi przeciwko niej. Mimo że poseł turecki
przebywał w Moskwie aż do marca 1622 roku, nic już nie
uzyskał. Zresztą w październiku skończyły się walki pod
Chocimiem.
Niepowodzenia poniosła również dyplomacja Rzeczypos­
politej. Wysłanemu do Rzymu sekretarzowi królewskiemu
Achacemu Grochowskiemu papież Grzegorz XV obiecał
jedynie 10 000 zł wypłacanych miesięcznie podczas trwania
kampanii, co stanowiło niewielki procent polskich wydat­
ków wojennych. Na więcej jednak papież nie mógł sobie
pozwolić — a to z powodu pustek w skarbie, a to znów
z przeznaczenia sum dla katolików na wojnę z protestan­
tami. Podobnie odmownie potraktował prośbę o wsparcie
podczas starań o pomoc władców katolickich. Grzegorz XV
tłumaczył, że cesarz i król hiszpański są zajęci swoimi
185

sprawami, trudno więc liczyć na ich pomoc. Przekonał się


zresztą o tym goszczący na cesarskim dworze w Wiedniu
kasztelan sieradzki Przeremski.
W Warszawie dużo obiecywano sobie po tym poselstwie.
Liczono między innymi na antyturecki sojusz, do którego
za wstawiennictwem cesarza dołączą inne katolickie pańs­
twa Rzeszy. Równie ważne dla polskiej sprawy miały być
zabiegi dyplomacji habsburskiej o powstrzymanie Szwedów
i Moskali od wojny z Rzeczpospolitą. Jednak nic z tych
planów nie wyszło. Okazało się bowiem, że cesarz nie miał
zamiaru mieszać się do wojny polsko-tureckiej. Przeciwnie,
był nawet szczerze zadowolony, że uwaga Porty skupiła się
na Rzeczypospolitej; mógł swobodniej poczynać sobie
w Rzeszy. Jedyne, na co było stać cesarza, to obiecanie
pośrednictwa w rozmowach między obu państwami. Zakazał
nawet prowadzenia na terenie Niemiec werbunku żołnierzy
do polskiej armii, na co liczył Zygmunt III.
Równie mizerne były rezultaty misji w Anglii, Ni­
derlandach, Francji i Wenecji. Trzeba jednak przyznać,
że od dwóch pierwszych państw udało się uzyskać
pomoc militarną. Jakub I, król angielski, obiecał wy­
stawienie własnym kosztem 5000 żołnierzy i zezwolił
na werbunek na terenie swego kraju. Z podległej Habs­
burgom Flandrii strona polska uzyskała duże ilości broni.
Niestety, wyżej wspomniany oddział dotarł do Gdańska
już po zakończeniu wojny.
Zrezygnowano natomiast z misji do Madrytu, choć
Habsburgowie hiszpańscy byli w ówczesnej sytuacji poli­
tycznej bodaj jedynymi poważnymi partnerami, na których
mógł liczyć Zygmunt III w walce z Porta. Do Madrytu
jednak dotarły tylko listy z prośbami o pomoc. Jak realna
była szansa na wspólne działania w wojnie z Porta, świadczą
słowa przedstawiciela hiszpańskiego w Londynie, skiero­
wane do Jerzego Ossolińskiego, w których zapewniono
polskiego posła, że armada hiszpańska w każdej chwili
186

gotowa jest wystąpić przeciw Turcji. Tę szansę jednak


3
zaprzepaszczono .
Tak więc, kiedy latem 1621 roku Gustaw Adolf wyruszał
na czele armii przez Bałtyk do Inflant, a Osman II przemierzał
szlaki wschodnich Bałkanów, Rzeczypospolita pozostała zdana
tylko na własne siły. A siły te nie były mocne. Armia została
zniszczona pod Cecora i podczas odwrotu nad Dniestr. Zimą
przystąpiono zatem do organizacji nowego wojska. Czasu
pozostawało niewiele, obiecane pieniądze wpływały wolno,
a i werbunek nie był tak szybki, jak wymagała tego powaga
sytuacji. Niemniej jednak wypadki spod Chocimia pokazały,
że uporano się z zadaniem na tyle, by powstrzymać napór
armii tureckiej. Nieco gorzej było na północy w Inflantach,
gdzie hetman polny litewski Krzysztof Radziwiłł mógł
przeciwstawić Szwedom (w sile 14 000 żołnierzy) tylko
4
nieliczną armię (ok. 1500) . Wprawdzie stracono wówczas
Rygę, lecz kampania, która z przerwami ciągnęła się do 1622
roku, nie przyniosła wstydu armii litewskiej. Nie odzyskano
Rygi i Parnawy, lecz udało się zdobyć utraconą wcześniej
Mitawę. Tam też podpisano rozejm, który obie strony
pozostawiał przy swoich zdobyczach. A że żadna nie była
zadowolona z przebiegu kampanii i liczyła na ostateczny
sukces, nie zawarto pokoju. Decydujące rozstrzygnięcie miało
dopiero nadejść.

Jak niejasne były przyczyny konfliktu z Portą, okazuje się


po przeanalizowaniu źródeł i opracowań wielu historyków.
To nie przypadek, że każdy z badaczy kładzie akcent na jedną
z przyczyn, inne spychając na dalszy plan. Nie wiadomo
również, czy wojnę wypowiedzieli Turcy, czy też sprowoko-
3
O akcji dyplomatycznej po kampanii cecorskiej pisali L. P o d -
h o r o d e c k i i N. R a s z b a w: Wojna chocimska 1621, Kraków 1979.
4
Z. A n u s i k, Gustaw II Adolf, Wrocław 1996, s. 74, 75.
187

wała ją polska interwencja w Mołdawii. Nasuwa się jednak


sugestia, że wśród natłoku różnych niepokojących informacji,
jakie napływały do hetmana Żółkiewskiego ze Stambułu, była
też wiadomość o zamiarze rozpoczęcia wojny z Rzecz­
pospolitą. Pamiętamy przecież, że hetman uznał nadchodzącą
wojnę za pewną, o czym niejednokrotnie donosił w listach.
Czy jednak nieświadomie wprowadzono go w błąd, czy też
może nieopatrznie zinterpretował nadchodzące informacje?
Na to pytanie niezmiernie trudno odpowiedzieć. Można jedynie
spróbować dojść prawdy, poruszając się w ślad za wskazów­
kami pozostawionymi przez kancelarie obu państw, listy
i diariusze.
Warto się w tym miejscu zastanowić, czy do wojny
1620-1621 roku musiało dojść. Wydaje się, że przy wysiłku
dyplomatycznym obu stron regularnej wojny można było
uniknąć, natomiast konfliktu i drobnych nadgranicznych
waśni — z pewnością nie. Dlaczego? Było kilka powodów.
Jednym z nich był trwający od dawna pokój między obu
krajami, przedłużony jeszcze w 1619 roku, mimo bardziej
lub mniej istotnych sporów. Było to wynikiem zaangażowania
obu państw na innych, ważniejszych wówczas frontach, ale
też zrozumienia monarchów, że szukanie nowego, mocnego
wroga nie ma sensu. Sytuacja nieco się zmieniła podczas
panowania Stefana Batorego. W planach polskiego króla,
pochodzącego z uzależnionego od Porty Siedmiogrodu,
odstąpiono od zasady pokojowego sąsiedztwa z Turcją.
Jednak i wówczas do wojny z Turcją dyplomacja polska
podchodziła racjonalnie, odkładając jej rozpoczęcie na czas,
kiedy będą zakończone inne sprawy, np. wojna z Moskwą.
W Krakowie zdawano sobie sprawę, że tylko koalicja silnych
państw zdoła rzucić imperium osmańskie na kolana. Dopóki
nie udało się zorganizować silnej i sprawnie działającej
koalicji, dopóty Rzeczpospolita do wojny z Turcją się nie
paliła. Zatem wiedząc, że Stanisław Żółkiewski, mimo że
oddany prohabsburskiemu Zygmuntowi, był kontynuatorem
188

planów Zamoyskiego, trzeba założyć, że na jesień 1620 roku


nie planował nic ponad ustabilizowanie sytuacji w sąsiedniej
Mołdawii. O tym zresztą wyraźnie pisał. Pamiętajmy prze­
cież, że do momentu stoczenia pierwszych walk nikt
w polskim obozie nie brał pod uwagę bitwy. Liczono na
układy, oczywiście pomyślne dla Rzeczypospolitej.
Ta, jak i wcześniejsze interwencje w Mołdawii nie były
skierowane bezpośrednio przeciw Turcji. Miały natomiast
za cel zabezpieczenie granicy na Dniestrze przed wrogimi
napadami Mołdawian i Tatarów. A to rykoszetem trafiało
w interesy Porty, która właśnie przez wyprawy podległych
sobie lenników niejednokrotnie próbowała wpłynąć na
politykę Rzeczypospolitej, Austrii i Moskwy. Ustanowienie
w Mołdawii przyjaznych lub nawet podległych Polsce
hospodarów wytrącało to narzędzie polityki z rąk sułtana.
Przez wiele lat oba państwa godziły się na kondominium
w Mołdawii i na Wołoszczyźnie. pilnując jednak, by żadne
z nich nie urosło w siłę, naruszając kruchą równowagę
polityczną regionu.
Wracając do pierwszej myśli, należy również pamiętać,
że największymi wrogami Porty były habsburska Austria
i Persja. I mimo że od 1613 roku Rzeczpospolita i Austria
stanęły po jednej stronie, podpisując układ wiedeński, to
nadal pierwszoplanowym wrogiem dla Turcji w Europie
byli Habsburgowie. Należy jednak pamiętać, że od tego
czasu uwaga dyplomatów imperium równie często skupiała
się na północnym sąsiedzie. W końcu Rzeczpospolita
w konflikcie habsbursko-tureckim nie była już neutralna
czy tylko zainteresowana pilnowaniem własnych interesów,
jak było za czasów Zamoyskiego, lecz wyraźnie opowie­
działa się po stronie Wiednia.
Zatem czy to ten układ rzucił przeciw Rzeczypospolitej
siły imperium? Bezpośrednio nie. Pośrednio niewątpliwie
miał wpływ na decyzję Dywanu. Jak pisaliśmy wyżej, był
katalizatorem innych przyczyn (dywersji lisowczyków.
189

wypraw magnatów do Mołdawii i kozackich wypadów na


Morze Czarne). Synteza tych wszystkich czynników pomaga
zrozumieć przyczyny konfliktu, choć nie wyjaśnia ich do
końca. Na to, jak pisał L. Podhorodecki, musimy jeszcze
poczekać.
Kampania, podobnie jak bitwa, została przeprowadzona
niemrawo i niekonsekwentnie. Już sama decyzja marszu
w głąb Mołdawii pozostawała w sprzeczności z później­
szymi wydarzeniami. Oddanie inicjatywy, a właściwie
niepodjęcie jej, i bierne oczekiwanie na dalsze wydarzenia,
nie mogły przynieść powodzenia; nie na terytorium nie­
przyjaciela! Sytuacja wyglądałaby diametralnie odmiennie,
gdyby Żółkiewski obserwował ruchy i oczekiwał na armie
nieprzyjaciela po polskiej stronie granicy lub w jej pobliżu
— tak jak to uczynił w 1621 roku Chodkiewicz. Wkraczając
do Mołdawii, musiał hetman już na samym wstępie kam­
panii zaatakować Iskendera lub przynajmniej postępować
tak, by ograniczyć możliwość manewru wroga do skrom­
nego minimum. Tego mimo rad nie uczynił.
Ponadto warto zwrócić uwagę na zachowanie wojsk
koronnych w Mołdawii. Gwałty i rozboje skutecznie
odstraszyły i tak nieliczną grupę zwolenników polskiej
protekcji. To spowodowało, że Grazziani nie przyprowadził
do polskiego obozu obiecanej liczby chorągwi. Mimo
szczupłych sił Mołdawianie i tak odegrali w bitwie ważną
rolę. To ich przejście na stronę turecką w decydującym
momencie bitwy przyczyniło się do wybuchu paniki na
prawym skrzydle polskiej armii. To jednak nie zmienia
faktu, że dobrze i nowatorsko zaplanowana bitwa (użycie
ruchomych taborków) została przeprowadzona chaotycznie,
prawdopodobnie bez uprzedniego rozpoznania. Stąd za­
skoczenie podczas ataku, gdy jazda i prawy tabor napotkały
rów obsadzony janczarami.
Niemniej jednak decydujący był wszakże upadek dys­
cypliny w wojsku polskim, który stopniowo narastał od
190

czasów interwencji w Rosji podczas wielkiej smuty. Samo­


wola żołnierzy i powtarzające się od początku XVII w.
konfederacje skutecznie paraliżowały morale wojska. Jeśli
dodamy do tego upadek autorytetu starego hetmana i brak
szacunku dla młodego Koniecpolskiego, otrzymamy pełne
spektrum klęski. Tym samym przyczyn tragedii cecorskiej
nie należy doszukiwać się ani w przewadze liczebnej
przeciwnika, ani w jego nadspodziewanie zaskakujących
manewrach na polu bitwy, a tym bardziej w geniuszu
taktycznym Iskendera-paszy — głównie dlatego, że takie
fakty nie miały miejsca. Powodem było morale, o czym
sugestywnie pisał w „Dumie o hetmanie" Stefan Żeromski:
„Nie ciebie się boję — nie ciebie się boję o wrogu! Nie
ciebie się boję zewnętrzna potęgo, nawalności janczarska,
co mię strasznymi chcesz ogarnąć skrzydłami — góry
kamienne na piersi me dźwigasz i kraczesz nad sercem
złowieszczych wron chmurą. Nie wobec ciebie trwoży się
serce moje, gdy zstępujesz nie przejrzanym obłokiem na tę
garsteczkę szlacheckiej krwi — gdy błyskasz włócznią
setek tysięcy i Goliata wyciągasz miecz.
Dawidzie mój!...

Ciebie się nie tylko boję, lecz lękam, o wolna, o kresu


nie znająca duszo polska!
Przed tobą drżę, ty niełacna, krnąbrna, sama siebie
szaleństwem chłoszcząca, ty samej sobie nie znana i nikomu
niewiadoma...
[...]
Och, polskiego wyuzdania duchu, wrosły w serce,
ojcowski, własny — a obcy, rodzimy — a wrogi!
Nie przed najeźdźcą drży moje serce, lecz przed wami,
BIBLIOGRAFIA

ZRODŁA
B i e 1 s k i M., Kronika, t. II, III, Sanok 1856.
Bielowski A. (wyd.), Pisma Stanisława Żółkiewskiego, kanclerza
koronnego i kanclerza, Lwów 1861.
G ó r n i c k i Ł., Dzieje w Koronie Polskiej, Ossolineum 2003.
M a s k i e w i c z S. i B., Pamiętniki Samuela i Bogusława Mas-
kiewiczów (w. XVII) oprac. Sajkowski A., red. Czapliński W.,
Warszawa 1961.
N a r o n o w i c z - N a r o ń s k i J., Budownictwo wojenne, War­
szawa 1957.
O s s o 1 i ń s k i Z., Pamiętnik, oprac. Długosz J., Warszawa 1983.
P r z y l e c k i S . (wyd.), Pamiętniki o Koniecpolskich, Lwów 1842.
T a r n o w s k i J., Consilium rationis bellicae, Warszawa 1987.
Ż ó ł k i e w s k i S. Początek i progres wojny moskiewskiej, Os­
solineum, 2003.

OPRACOWANIA

A n d r u s i e w i c z A., Cywilizacja rosyjska, t. 1, Warszawa 2004.


A n d r u s i e w i c z A., Dzieje wielkiej smuty, Katowice 1999.
A n u s i k Z., Gustaw U Adolf, Wrocław 1996.
B a b i n g e r F., Z dziejów imperium Osmanów, Warszawa 1977.
B e s a 1 a J., Stanisław Żółkiewski, Warszawa 1988.
B e s a 1 a J., Stefan Batory, Warszawa 1992.
192

B i e ń k o w s k a D., Michał Waleczny, Katowice 1975.


B o g d a n o w s k i J., Architektura obronna, Warszawa 2002.
B o g u c k a M., Bona Sforza, Warszawa 1989.
Boliun T., Moskwa 1612, Warszawa 2005.
C i c h o w s k i J., S z u l c z y ń s k i A., Husaria, Warszawa 1977.
C y n a r s k i S., Zygmunt August, Ossolineum, Warszawa 1988.
C z a p l i ń s k i W., Polityka Rzeczypospolitej polskiej 1576-1648,
Warszawa 1958.
C z a p l i ń s k i W., Stanisław Żółkiewski [w:] Życiorysy histo­
ryczne, literackie i legendarne, t. 1, red. Tazbir J. i Stefanowska
Z., Warszawa 1980.
C z a p l i ń s k i W., Władysław IV i jego czasy, Warszawa 1972.
D u c z m a l M., Izabela Jagiellonka, królowa Węgier, Warszawa
2000.
D w o r z a c z e k W., Hetman Jan Tarnowski, Warszawa 1985.
D z i e d u s z y c k i M., Krótki rys dziejów Lisowczyków, Lwów
1843.
D z i u b i ń s k i A., Stosunki dyplomatyczne polsko-tureckie w
latach 1500-1572 w kontekście międzynarodowym,
Wrocław 2005.
G r z y b o w s k i S., Jan Zamoyski, Warszawa 1994.
G u m i 1 o w L., Dzieje dawnych Turków, Warszawa 1972.
Hetmani Rzeczypospolitej Obojga Narodów, praca zbiorowa.
Warszawa 1995.
Historia dyplomacji polskiej, t. 1., X-1572, red. Biskup M.,
Warszawa 1982.
Historia dyplomacji polskiej, t. 2., 1572-1795, red. Wójcik Z.,
Warszawa 1982.
K a c z m a r c z y k J., Bohdan Chmielnicki, Warszawa 1988.
K e r s t e n A., Historia powszechna XVII w., Warszawa 1984.
K o r z o n T., Dzieje wojen i wojskowości w Polsce,
Lwów-Warszawa-Kraków, 1923.
K u k i e ł M., Zarys historii wojskowości w Polsce, wyd. Puls.
L a s k o w s k i O., Odrębność staropolskiej sztuki wojennej,
Warszawa 1935.
Ł ą t k a J., Sulejman II Wspaniały, Warszawa 2004.
M a j e w s k i R., Cecora — 1620, Warszawa 1970.
M a l o w s k a H., Listy staropolskie z epoki Wazów, Warszawa 1977.
193

N o w a k T., Polska technika wojenna XVI i XVII wieku.


Warszawa 1970.
N o w a k M., W i m m e r J., Historia oręża polskiego 963-1795,
Warszawa 1981.
O l e j n i k K., Dzieje oręża polskiego, Toruń 2004.
O 1 e j n i k K., Rozwój polskiej myśli wojskowej do końca XVII w.,
Poznań 1976.
P a j e w s k i J., Buńczuk i koncerz. Z dziejów wojen polsko-
-tureckich, Poznań 2003.
P a r k e r G., Filip II, Warszawa 1985.
P l e w c z y ń s k i M., Obertyn 1531, Warszawa 1994.
P o d h o r o d e c k i L., Chanat krymski, Warszawa 1987.
P o d h o r o d e c k i L., Chocim 1621, Warszawa 1988.
P o d h o r o d e c k i L., Hetman Żółkiewski, Warszawa 1968.
P o d h o r o d e c k i L., Sławni hetmani, Warszawa 1994.
P o d h o r o d e c k i L., Stanisław Koniecpolski, Warszawa 1978.
P o d h o r o d e c k i L., Stanisław Żółkiewski, Warszawa 1988.
P o d h o r o d e c k i L., R a s z b a N., Wojna chocimska, 1621.
Kraków, 1979.
P o l a k W., O Kreml i Smoleńszczyznę, Toruń 1995.
Polskie tradycje wojskowe, red. Sikorski J., Warszawa 1990.
P r o c h a s k a A., Hetman Stanisław Żółkiewski, Warszawa 1927.
R e y c h m a n J., Historia Turcji, Ossolineum 1973.
R o m a ń s k i R., Beresteczko, Warszawa 1994.
R o m a ń s k i R., Kozaczyzna, Warszawa 1999.
S e r c z y k W., Iwan Groźny, Ossolineum, 1986.
S e r c z y k W., Na dalekiej Ukrainie, Kraków 1984.
S e r c z y k W., Poczet władców Rosji, wyd. Puls, 1994.
S i k o r s k i J., Zarys historii wojskowości powszechnej do końca
XIX w., Warszawa 1972.
S k o r u p a D., Stosunki polsko-tatarskie 1595-1623, Warszawa
2004.
S k r y n n i k o w R., Borys Godunow, Warszawa 1982.
S p i e r a 1 s k i Z., Awantury mołdawskie, Warszawa 1967.
S p i e r a l s k i Z., Kampania obertyńska. Warszawa 1966.
Staropolska sztuka wojenna XVI-XVII w., red. Nagielski M,
Warszawa 2002.
S u w a r a F., Przyczyny i skutki klęski cecorskiej. Kraków 1930.
194

S z c z ę ś n i a k R., Kłuszyn 1610, Warszawa 2004.


S z u j s k i J., Cecora i Chocim, Kraków 1886.
Ś 1 i w i ń s k i A., Hetman Żółkiewski, Warszawa 1920.
T a z b i r J., Polskie przedmurze chrześcijańskiej Europy, mity
a rzeczywistość historyczna. Warszawa 1987.
T e o d o r c z y k J., Jeszcze o Cecorze, „Kwartalnik Historyczny"
1972/4.
T o m k i e w i c z W., Jeremi Wiśniowiecki 1612-1651, Warszawa
1933.
T y s z k o w s k i K., Hetman Stanisław Żółkiewski, Lwów 1938.
W i d a c k i J., Kniaź Jarema, Katowice 1984.
W i s n e r H., Król i car. Rzeczpospolita i Moskwa w XVI i XVII w.,
Warszawa 1995.
W i s n e r H., Lisowczycy, Warszawa 2004.
W i s n e r H., Rokosz Zebrzydowskiego, Kraków 1989.
W i s n e r H., Zygmunt III, Warszawa 1984.
W o j c i e c h o w s k i Z., Zygmunt Stary, Warszawa 1979.
W ó j c i k-G ó r a 1 s k a D., Niedoceniana królowa, Warszawa
1987.
W ó j c i k Z., Dzieje Rosji 1533-1801, Warszawa 1971.
W ó j c i k Z., Dzikie pola w ogniu. Warszawa 1968.
W ó j c i k Z., Historia powszechna XVI—XVII wieku. Warszawa
1995.
W y c z a ń s k i A., Historia powszechna XVI w.. Warszawa 1983.
Ż e r o m s k i S., Duma o hetmanie, Dzieła t. 3. Warszawa 1957.
Żywoty hetmanów Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa
Litewskiego z materiałów po Samuelu Brodowskim, Żegota
Pauli (wyd.), reprint, Warszawa 1991.
WYKAZ ILUSTRACJI

Portret Zygmunta III


Carowie Szujscy przed Zygmuntem III (1611)
Zbroja husarska
Zamek w Chocimiu
Przejście przez Karpaty (fragment), obraz J. Brandta
Jeździec turecki
Sułtan Osman II
Sipahowie tureccy
Janczarowie
Czauszowie tureccy
Stefan Batory
Stanisław Żółkiewski
Nagrobek Stanisława i Jana Żółkiewskich
Dowódcy roty królewskiej
Hajducy
Buława, broń obuchowa, w Polsce symbol hetmańskiej władzy
Szyszak husarski i nadziak
Szabla husarska
Berdysz, broń piechoty
Uzbrojenie towarzysza pancernego
Jan Zamoyski
Michał Waleczny, miedzioryt Egidiusa II Sadelera z 1601 r.
Wzięcie do niewoli arcyksięcia Maksymiliana w bitwie pod
Byczyną
196

Pomnik Stanisława Żółkiewskiego pod Mohylewem — stan


z 1843 r.
Stanisław Koniecpolski
Król Gustaw Adolf
Ferdynand II
Czajki kozackie
Chan tatarski
MAPY
198
199
200
201
203
SPIS TREŚCI

Prolog 5
Bałkańskie igrzysko 10
Turcja i Chanat Krymski w XVI w 50
Ku Pax Polona 66
Droga ku wojnie 85
Przeciwnicy 119
Cecora 147
Epilog 182
Bibliografia 191
Wykaz ilustracji 195
Mapy 197

You might also like