You are on page 1of 276

O.

LEON PYŻALSKI
REDEMPTORYSTA

MATKA
DZIECI BOŻYCH
CZYTANIA MAJOWE Z PRZYKŁADAMI
SPOŚRÓD UZDROWIEŃ L O U R D S K IC H

KRAKÓW 1937
NAKŁADEM 0 0 . REDEMPTORYSTÓW
O. LEON PYŻALSKI -
* REDEMPTORYSTA

MATKA
DZIECI BOŻYCH
CZYTANIA MAJOWE Z PRZYKŁADAMI
Sp o ś r ó d u z d r o w i e ń l o u r d s k i c h

KRAKÓW 1937
NAKŁADEM 00. R E D E M P T O R Y S T Ó W
DRUKARNIA K R AKO W SKA, UL. ŚW . J A N A 13 - TELEFON 144-65
pod zarządem B-c* G ablankow sidch.
MATKA DZIECI BOŻYCH
Pozwalam oddać do druku
O. Franciszek Marcinek C. Si. k’.
Kraków, 28 listopada 1936.

Nihil o b s t a t
Kraków, 21 grudnia 1936.
X. Dr. M. Sieniatycki
cenzor

L. 955|36.
POZWALAMY DRUKOWAĆ
Z Książęco-Metropolitalnej Kurji
Kraków, dnia 22|XII, 1936.
X. STANISŁAW Bp.
W ih. gen.
S ło w o wstępne.

|tóż nie zna tych rzewnych a tak skutecznie ko-


Ijących słów wielkiego misjonarza i poety Ks.
Karola Antoniewicza:
„Gdy sąd Twój straszny staje przed oczym a...
i wszystkie myśli w odmęcie truchleją... kiedy krzyż
ciężki na to ciało padnie, a duszą krzyż cięższy jesz­
cze owładnie-*, a w duszy ciemno, a w sercu tak
głucho... i usta milczą w milczeniu katuszy:— jedy­
ną ulgą dla zbolałej duszy jest ta myśl błoga, jest
tak myśl droga, że Matką moją jest Matka Boga“...
Zaiste niema bardziej krzepiącej myśli dla du­
szy chrześcijańskiej pogrążonej w odmęcie cierpień
fizycznych i moralnych, jak wspomnienie na Królo-
wę Męczenników, która stała pod krzyżem konają­
cego na Kalwarii Boskiego Swego Syna, i na to pod­
wójne słowo, które na chwilę przed skonaniem Jezus
wyrzekł: Matko, oto syn Twój. . Synu, oto matka
Twoja. Był to testament Jezusowy, mocą którego Zba­
wiciel oddał na zawsze Matce Swojej Niepokalanej
w opiekę wszystkie dzieci Kościoła, a tymże dzie­
ciom nakazał, by w Niej czciły i kochały najdroższą
swoją Matkę.
„Sierota" — to jedno z najsmutniejszych słów
w mowie ludzkiej... „Nie zostawię was sierotami (Jan 14,
18)... oto ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skoń­
czenia świata" (Mat.28,20). Chciałnajumiłowańszy Zba­
wiciel oszczędzić duszom przez Siebie odkupionym bólu
6

sieroctwa. Dla osiągnięcia zaś tego celu przedewszyst-


kim Sam zostaje z nami w Najśw. Eucharystii,— apotem
dla tym obfitszej pociechy naszej daje nam własną Matkę
już nietylko za opiekunkę i orędowniczkę, ale za
Matkę najprawdziwszą. Jak bowiem prawdziwie przez
łaskę uświęcającą jesteśmy dziećmi Bożymi, uczest­
nikami natury Bożej (2. Piotr, 1. 4), tak również
prawdziwie jesteśmy dziećmi Matki Bożej, choć tylko
w1 porządku ducha i w znaczeniu nadprzyrodzonym .
Kiedyś w wieczności dowiemy się z niewymow­
ną pociechą, jak wielką liczbę dusz ocaliła Od osta­
tecznej rozpaczy „ta myśl błoga, ta myśl droga, że
Matką naszą jest Matka Boga“. I podobnież okaże
się, że jeśli liczba sprawiedliwych i świętych w Koś­
ciele po wszystkie wieki była bardzo znaczna, mimo
straszne skażenie natury ludzkiej i mimo nieustanne
wysiłki kusiciela, to obok wszechpotężnej łaski Bo­
żej sprawiła to nieustająca przyczyna Matki Najśw.
Stwierdza się przecież już dzisiaj w pracy nad du­
szami, że niema duszy świętej, niema nawet duszy
głęboko pobożnej, któraby się nie wzniosła tak wy­
soko przez dziecięce nabożeństwo do Najśw. Matki
Jezusowej.
Rola, jaką nabożeństwo do Najśw. Marii P. we­
dle nauki Kościoła odgrywa w stosunku dusz chrześ­
cijańskich do Boga jest solą w oku błędnowierców.
W ich mniemaniu Kościół katolicki ujmę czyni chwale
Bożej i osobie P. Jezusa podkreślając tak silnie ko­
nieczność dziecięcego nabożeństwa do Najśw. Matki
Jezusowej. Ale i niejedna dusza prawdziwie pobożna
i duchem wiary przejęta nie dość jasno pojmuje rolę
Matki Najśw. w ekonomii naszego zbawienia. I do
jej serca wkrada się w chwilach zamroczenia ducho­
wego jakby wątpliwość, czy niema przesady w tym
nabożeństwie, z jakim cały Kościół zwraca się do
7

Marii, jako Matki Zbawiciela naszego. A byłoby to


połączone z jak największym niebezpieczeństwem dla
duszy, gdyby podobnej pokusie choćby częściowo
uległa.
Pragnąc przyjść z pomocą duszom, które na
tego rodzaju pokusy bywają narażone, postanowiliś­
my w niżej umieszczonych rozważaniach przedstawić
jak najjaśniej wedle teologii św. rolę nabożeństwa
naszego do Matki Bożej, oraz wyjaśnić, jakie to istot­
ne składniki tworzą prawdziwe i doskonałe nabożeń­
stwo do Matki Najśw\
Zamierzenie nasze w pisaniu niniejszej książki
idzie jeszcze w szczególnym kierunku. Chcemy mia­
nowicie przedstawić stosunek duszy do Matki Bożej
w duchu dziecięctwa nadprzyrodzonego, — tego dzie­
cięctwa, którego najdoskonalszym wyrazem są w obec­
nej chwili życie i pisma św. Teresy od Dzieciątka
Jezus. Naukę dziecięctwa duchownego wyłożyliśmy
w poprzednich latach w dziele czterotomowym pod
tytułem: „Droga dziecięctwa duchownego*. Niniejsza
książka ma być jakoby uzupełnieniem tamtych roz­
ważań i ma z nimi stanowić jedną nierozdzielną
całość* — jako i nabożeństwo do Matki Najśw. od­
dzielić się nie da od prawdziwej świętości.
Dążeniem naszym będzie, podobnie jak we
wspomnianym dziele o dziecięctwie duchownem,
uproszczenie, a równocześnie i pogłębienie nabo­
żeństwa duszy chrześcijańskiej do Matki Najśw. Wszak
jedno drugiem u nietylko się nie sprzeciwia, lecz wła­
śnie to co w dziedzinie nadprzyrodzonej jest praw ­
dziwie wartościowe, głębokie, wielkie i doskonałe,
jest zarazem niezmiernie proste. Czyliż Bóg sam
w nieogarnionej doskonałości Swojej nie jest Istotą
nieskończenie prostą, — jako Byt najczystszy i abso­
lutny?..-
8

Aby książka niniejsza nie była litylko zbiorem


teoretycznych i suchych rozważań, — aby macierzyń­
ski stosunek Najśw. Marii P. do nas tym silniej się
uw ydatnił i tem żywiej i serdeczniej dał się nam
odczuć, postanowiliśmy przeplatać poszczególne roz­
prawy opisem rozlicznych cudów, jakie we wszyst­
kich krajach katolickich kochające dzieci Marii uzy­
skują od swej niebieskiej Matki, — jakie zwłaszcza od
lat kilkudziesięciu w tak wielkiej liczbie dzieją się
w błogosławionej mieścinie francuskiej Lourdes.
Dziwna to zaiste tajemnica, — szatańska, powie­
działbym, tajemnica. — że są dusze, które nawet wo­
bec tak niesłychanych i tak namacalnych dowodów
macierzyńskiej miłości dla nas Najśw. Marii P. jesz­
cze zdała od Niej się trzym ają, jeszcze wątpią o Jej
dobroci, albo — co gorsza — wogóle wierzyć nie
chcą we wspomniane cuda, gdy przecież dzieją się
one wobec całego świata i pow tarzają się niemal co­
dziennie. .. Jakże bardzo polecać trzeba miłosierdziu
Bożemu tych, którzy dobrowolnie oczy zamykają na
prawdę świecącą tak jasnym b lask iem !
Niewiele miesięcy upłynęło od chwili, kiedy Ko­
ściół św, wyniósł na ołtarze Bernadettę Soubirous, —
ową szczęśliwą dzieweczkę, której przez szereg dni
okazywała się w Lourdes Maria Niepokalana, i przez
którą Matka Boża dawała poznać Swoje życzenia co
do cudownego miejsca. Beatyfikacja ta, to nowa sil­
na zachęta ze strony samego Kościoła do skierowa­
nia uwagi naszej na tą wybraną stolicę Najśw. Matki
Jezusowej, jaką jest Lourdes. Imbardziej szerzy się
w świecie niewiara i śmiertelnym tchnieniem swoim
usiłuje zarazić również dusze dobrej woli i szczerze
Boga szukające, tym częściej wypada zwracać oczy
ku tym miejscom cudownym, na których świat nad­
przyrodzony występuje w zupełnie realnych kształ-
— 9 —

tach i skąd we formie wielkich a niezaprzeczonych


cudów Opatrzność Boża rzuca niejako deski ocale­
nia tym, którzy giną w niewierze i zepsuciu.
Niepokalana Matka Jezusowa, tak jak Ją po­
znaliśmy z łaski Bożej może już od kołyski, i jak
ukazuje się nam opromieniona niezliczonymi cudami
w Lourdes i na innych miejscach cudownych, zdol­
na jest przykładem Swoim i przyczyną Swoją ocalić
świat od grożącej mu obecnie zguby... Byle ten świat
nie odwracał się już dłużej od tej Niebieskiej Le­
karki swojej!...
Maria Niepokalana, jeśli w serdecznym i gorą­
cym nabożeństwie zbliżysz się do Niej, duszo szuka­
jąca Boga, doprowadzi cię w krótkim czasie do naj­
gorętszej miłości Bożej i najściślejszego z Bogiem
zjednoczenia, — co stanowi, jak ufam, szczyt wszyst­
kich marzeń twoich...
O Mario, Najśw. Matko Jezusowa i Matko moja,
składam niniejszą pi’acę moją najpokorniej u stóp Two­
ich z prośbą najgorętszą, byś z pomocą tej książki po­
ciągnęła wielką i jak największą liczbę dusz do stóp
Swoich i Jezusow ych,— byś równocześnie mnie nędz­
nemu wyprosiła u Boskiego Swego Syna łaskę nad
wszystkie łaski, umiłowania Boga bez granic i bez
miary, tak w życiu, jak zwłaszcza w chwili skonania.
Pomnij, O Panno Niepokalana i Matko miło­
sierdzia, żem w Tobie położył wszystką nadzieję
moją, — pewnym będąc, że na wieki zawodu doznać
nie mogę. Amen. Autor.
U w ag a:
Opowiadania o uzdrowieniach w Lourdes zawarte w ni­
niejszej książce opierają się ściśle na wydawnictwie Dr. Boissa-
rie, które ukazało się w polskim języku pod tytułem: „Objawie­
nie się i cuda Najśw. Marii P. w Lourd“. Kraków 1904. Drukar­
nia A. Koziańskiego).
ROZDZIAŁ I.

„ W y c h o w a łe m s y n y i w y w y ż s z y łe m ,
a o n i m ię w z g a r d z ili" (Iz. 1. 2.)

ilpośród wszystkich faktów bolesnych na świecie


B ||te n jest najboleśniejszy, że wielka liczba dusz
ludzkich, mogąc należeć do liczby dzieci Bożych, do­
browolnie i świadomie, w niepojętej jakiejś zapamię­
tałości i w szatańskim zaślepieniu, wyrzeka się tej
godności i tego szczęścia... I co smutniejsze, nie brak
grzeszników takich, którzy w zawody idąc z szata­
nem buntownikiem bluźnierczo przeciwstawiają się
Bogu i wrogiem go swoim mienią...
I nic dziwnego, że dusze Boga prawdziwie mi­
łujące krwawe łzy leją na wspomnienie takich znie­
wag wyrządzanych Majestatowi Bożemu, bolejąc nie­
wymownie nad strasznym w wieczności losem tych
ziemskich robaków, które rokosz podnoszą przeciw
swemu Stwórcy.
Lecz może to nietyle zła wola przywodzi bez­
bożników i grzeszników do walki z Bogiem i do nie­
nawiści ku Niemu, tylko nieświadomość, niedostatecz­
ne poznanie Boga, Jego istnienia i miłości Jego dla
ludzi...
Z apew ne!— skoro sam umierający na krzyżu
Syn Boży modlił się do Ojca: „Ojcze odpuść im, bo
nie wiedzą, co czynią" (Łuk. 23, 34)... A jednak zła
wola U wielu jednostek nie ulega wątpliwości. U jed­
nych działa przedewszystkim bezmyślność i głupota
11

łącznie z usilną chęcią dorównania innym głupcom


w poniewieraniu wszystkiego, co święte jest dla ogrom*
nej większości społeczeństwa ludzkiego, — lecz inni,
dzięki Bogu mniej liczni, zuchwale, z pełną świado­
mością swego czynu i swojej złości, podnoszą zaciś­
niętą pięść ku niebu i radziby obalić tron Boga nie­
skończonego i cios śmiertelny zadać Stwórcy swe­
mu... Wzdryga się serce chrześcijańskie na samą
myśl o takim szatańskim usposobieniu, ale nie­
stety nie jest ono litylko wytworem rozgorzałej wy­
obraźni... Czyż nie słyszano przed niewielu la ty ,—
pożal się Boże, w katolickiej Polsce, — z mównicy
sejmowej oświadczenia jednego z przedstawicieli n a­
rodu, iż w Bogu widzi osobistego swego wroga ?...
Czyż przy najszczerszym nawet wrysiłku zdoła ktoś
nabrać przekonania, że taki bluźnierca nie działa
i nie mówi ze złej woli?... Albo jak nie przypisać
złej woli tym wcielonym demonom, które poza wschod­
nią granicą Rzeczypospolitej obryzgują jadem nie­
nawiści, wzgardy i wszelakiego blużnierstwa nietylko
Kościół katolicki, ale wszelką wogóle religię, — przy­
uczając już nieletnie dzieci do urągania w sposób
najohydniejszy Bogu..- Zaprawdę, jeśli kiedy zacho­
dziło w dziejach zbiorowe opętanie ludzi przez du­
chy piekielne, to ma ono miejsce przedewszystkiem
u dzisiejszych bezbożników.
Ale owi bluźnierey nie wierzą wogóle w istnie­
nie B oga,— możnaby zauważyć,— i stąd może wina
ich nie jest tak straszna, jak się wydaje sumieniu
chrześcijańskiemu...
Do pewnego stopnia wypadnie zgodzić się na
to twierdzenie. To zwłaszcza najnieszczęśliwsze po­
kolenie, które od zarania życia nic innego nie sły­
szało o Bogu prócz bluźnierstw i urągań, łatwiej
znajdzie miłosierdzie u Boga, bo zamęt panujący
— 12 —
, - •vv:r;

--
-■ £ .j

w jego pojęciach nie pozwala mu zrozumieć obowiąz­


ków względem Stwórcy... Lecz i o tym zapominać nie
wolno, że sumienie ludzkie, ten głos Boży wołający
bez przerwy w duszy człowieka, nie da się zagłu­
szyć nawet najbardziej namiętnymi bluźnierstwami,
i nie milknie wśród najzaciętszej walki z Bogiem.
Niedowiarek zdecydowany i ateusz, gdy z naciskiem
powtarzają, iż przekonani są o nieprawdziwości wie­
rzeń religijnych, kłamią sami sobie. Że mają w ątpli­
wości co do wielu prawd religijnych, które zresztą
znają zwykle bardzo tylko powierzchownie, — że
nie jest dla nich pewne nawet samo istnienie Naj­
wyższej Istoty, to można im przyznać. I wątpliwości
takich nie będzie im nikt brał zbytnio za złe, jeśli
nie mieli sposobności do zdobycia wszechstronnego
wykształcenia religijnego... Czyliż jednak wątpliwości
religijne i niepewność co do istnienia Boga dają ko­
mukolwiek prawo do wypowiadania bluźnierstw prze­
ciw Majestatowi Bożemu? Gzy samo sumienie nie
obwinia ciężko niedowiarka, który usiłuje innym wy­
drzeć wiarę ze serca? Czy nawet nie nakazuje mu
wyraźnie też sumienie, by nie zważał na rodzące się
w jego umyśle wątpliwości i mimo wszystko wraz
z olbrzymią większością rodzaju ludzkiego, wraz
z wszystkimi głębszymi myślicielami, korzył się przed
Stwórcą wszechrzeczy?-.. Niedowiarek, który dobro­
wolnie się nie zaślepia i nie chce trwać uporczywie
w złej woli, przyzna, że w kwestii tak nieskończenie
ważnej, jak istnienie Boga i stosunek duszy ludzkiej
do Boga, nie wolno nikomu polegać na własnym,
tak przecież chwiejnym mniemaniu, lecz że w każ­
dym razie musi iść drogą najbezpieczniejszą, więc
przyjąć istnienie Boga i służyć Mu wedle najlepsze­
go swego rozumienia-
13

Tyra trudniej wytłumaczyć od winy bezbożnika


i ateusza, że nawet wiedza ścisła, zdrowa naturalna
filozofia, tak niezbicie stwierdza istnienie Najwyż­
szej Istoty, że myśliciel prawdziwie oświecony i szcze­
rze szukający prawdy widzi się wkońcu zmuszonym
do uznania Boga. Jak nie podobna wątpić zdrowemu
rozumowi o tej zasadzie, że każdy skutek musi mieć
jakąś przyczynę; tak niewątpliwym też jest istnienie
Boga dla umysłu, który nie pozostaje pod działaniem
uprzedzeń i namiętności. Czy liż więc Dawid nie oce­
nił słusznie pewnych ograniczonych jednostek, gdy
w psalmie 13, wypisał te słowa: „Rzekł głupiec w ser­
cu swoim: Niemasz Boga“...?
O tysiąckroć nieszczęśliwy człowiecze, który
nietylko Boga nie czcisz ani nie miłujesz, lecz nie­
nawiścią pałasz ku Niemu i blużnisz Jego imieniowi—t
Domyślam się, jak straszne piekło szaleje w duszy
twojej... Lepiej byłoby temu człowiekowi, gdyby się
był nigdy nie narodził.., Losem jego — zatracenie
wieczne.
Czyż tak?... napewne?,.. Czy niema ani iskierki
nadziei, by bezbożnik i bluźnierca odzyskał godność
dziecka Bożego i począł miłować tego Boga, którego
w przeszłości nienawidził?...
Jeśli chodzi o bezbożników zdecydowanych, po­
zostających już widocznie pod silnym wpływem du­
chów piekielnych i jakby opętanych, to prawie nie­
podobna zdobyć się na nadzieję. Po ludzku mówiąc
przebrali oni miarę w złościach swoich i noszą na
sobie znamiona tych, którzy jakby już nieodwołalnie
odrzuceni zostali od oblicza Bożego. A jednak i z po­
między takich wychodzili wielcy pokutnicy i święci
pałający w późniejszych latach swoich seraficzną mi­
łością ku Bogu. Działo się to zawsze tylko wyraź­
nym cudem Bożym, — ale bywało...
14

Bo przecież i wy, bezbożnicy i bluźniercy, —


i wy jeszcze... jeszcze... w pewnym szerszym znacze­
niu zaliczacie się do dzieci Bożych... Jesteście dzieć­
mi Bożymi przynajmniej z przeznaczenia... Jeszcze dla
waszego powrotu do domu Ojca bram a nie została
zamknięta bezpowrotnie... Jeszcze zatem iskierka na­
dziei przyświecać wam powinna-
Czyż niejeden bezbożnik, który po niezliczone
razy i w najniegodziwszy sposób znieważał swego
Stwórcę, nie trwa w złościach swoich tylko dlatego,
że stracił całkowicie nadzieję przebaczenia?-.. W ięk­
sza jest nieprawość moja — tak myśli sobie wraz
z Kainem bratobójcą — niż miłosierdzie Boże, a przeto
przebaczenia nigdy na wieki nie dostąpię... Ktokol­
wiek zdoła przekonać tego potępieńca błąkającego
się jeszcze po ziemi w ludzkim ciele, że i dla niego
jeszcze jest ocalenie, — że i on jeszcze może stać
się umiłowanym dzieckiem Bożym i uczestnikiem nie­
ogarnionej Boskiej szczęśliwości, ten zbawi jego du­
szę... Gdy odrobina nadziei wstąpi w jego serce
i łaska Boża pocznie w nim działać, wytrysną nie­
bawem obfite potoki łez z jego oczu, — łez żalu nie­
utulonego z powodu tylu dawniejszych bluźnierstw
i grzechów, — łez miłości najgorętszej ku temu Bogu,
który mimo wszystko jeszcze przebaczenie ofiaruje
upadłemu swemu stworzeniu...
Ale widzę, o nieszczęśliwy bezbożniku, że nie
i*asz odwagi podnieść oczu swoich ku niebu... I jak­
że podniosę wzrok swój ku Bogu, powiadasz, które­
go z całą świadomością i złą wolą znieważałem przez
długie lata, — przez wielką część życia m ojego! Jak ­
że ja mogę uwierzyć, że ten Bóg zwraca się z mi­
łością do mnie, który dotychczas w zawody szedłem
z szatanem?.., I poniekąd przyznać ci trzeba słusz­
ność, o biedny grzeszniku! Nieskończona złość bluz-
nierstw twoich jest ciężarem tak strasznie duszę
przytłaczającym, że niepodobna ci wznieść się ku
słodkiej nadziei... Wszak sprawiedliwość Boża jest
nieskończona, a wedle tej sprawiedliwości należy ci
się tysiąckrotne piekło...
To prawda!... Lecz słuchaj, o nieszczęsny, co
mówi z krzyża w chwili swego skonania Syn Boży:
„Synu, oto Matka Twoja !“...Maria, Matka Jezusowa,
jest i twoją Matką... Trudno ci w to uw ierzyć,— nie
masz odwagi zastosować tych słów Zbawiciela do
siebie, a przecież bez żadnej wątpliwości odnoszą się
one i do ciebie... Mimo wszystko, bo było dotych­
czas w życiu twojem, mimo cały bezm iar grzechów,
zbrodni i bluźnierstw, z liczby dzieci Bożych nie
jesteś jeszcze ostatecznie wykluczony, — owszem, wy­
raźnie nawet wzywa cię Bóg przez wysłanników
swoich do rychłego nawrócenia, — do zadośćuczynie­
nia miłością najgorętszą za zniewagi wyrządzone
niegdyś Majestatowi Bożemu.
Maria jest Matką twoją... Maria nigdy nie prze­
stała cię kochać, nawet wówczas, gdyś w zapamię­
tałej złości znieważał najumiłowańszego Jej Syna...
Maria czuje się odpowiedzialną za duszę twoją, —
bo nie może zapomnieć słów Jezusowych: „Matko,
oto syn Twój“... Maria doprowadzi cię mimo wszyst­
ko, co było, nie tylko do nieba, ale i do wysokiej
świątobliwości,— do miłości seraficznej ku Bogu...
Maria wyprosi dla ciebie te wszystkie cuda dziś jesz­
cze, byłeś nie zacinał się w złościach swoich, ani nie
chciał trwać w grzesznej małoduszności i w zwąt­
pieniu.
To ostatnie udarem niłoby dla ciebie skuteczną
przyczynę Matki miłosierdzia. Jeśli mimo nieprze­
braną dobroć Matki Jezusowej, która jest zarazem
Matką miłosierdzia dla wszystkich ludzi i dla naj-
16

większych grzeszników, potępia się niejedna dusza,


to tylko dlatego, że odgradza się od tej Matki swo­
jej niebieskiej nieprzebytym murem złej woli lub
uporczywego zwątpienia, Nie sprzeciwiaj się zatem
już odtąd łasce Ducha św., która cię wewnętrznie
wzywa do natychmiastowego zerwania z grzechem
i do złożenia w Najśw. Matce Jezusowej wszystkiej
swej ufności. Nie zawiódł się jeszcze nikt, kto z prze­
paści swej nędzy i grzeszności wyciągał dłoń bła­
galną do Matki miłosierdzia. Nie doznasz i ty, duszo
grzeszna, na wieki zawodu w swej ufności.

Przykład.

Dnia 17. grudnia 1899 r- urzędnik pocztowy


Gargam znajdował się w ostatnim wagonie pociągu
pospiesznego na linji Bordeaux-Angouleme we F ra n ­
cji. W odległości kilku kilometrów od Angouleme po­
ciąg musiał się zatrzymać z powodu zepsucia się lo­
komotywy. „Ledwie stanęliśmy — opowiada sam Gar­
gam — usłyszeliśmy głuchy łoskot drugiego pociągu
zbliżającego się ku nam z szybkością błyskawicy.
W kilka sekund później najechał on rzeczywiście na
nasz wagon i zamienił go w kupę gruzów. Jak źdźbła
słomy zostaliśmy wyrzuceni na obie strony toru ko­
lejowego. Ja leżałem o 10 metrów od toru głęboko
zakopany w śniegu. Znaleziono mnie dopiero po kil­
ku godzinach rano, bez jakichkolwiek znaków życia.
Przewieziono mnie do szpitala w Angouleme, gdzie
ku wieczorowi odzyskałem przytomność. Miałem na
sobie tak silne potłuczenia i rany, że nie mogłem
zupełnie się ruszać. Od bioder aż do stóp byłem spa­
raliżowany*.
W osiem miesięcy po katastrofie Gargam był
tak schorzały i osłabiony, że musiano go karmić za-
I
— 17 —

pomocą rurki, i to tylko raz na dzień, gdyż$ połą­


czone to było w wielkimi boleściami. Co do natury
choroby Gargama zdania lekarzy były podzielone.
Wszyscy atoli zgadzali się na to, że jest chory nie­
uleczalnie i że mu grozi rychła śmierć. Każdy uzna­
wał, że wobec jego cierpienia sztuka lekarska jest
bezsilna.
Nieszczęśliwiec zdawał sobie dokładnie sprawę
ze swego stanu. Miał zaledwie lat 31, a już musiał
się wyrzec wszelkich nadziei na przyszłość. Łatwo
się domyśleć ciężkiego stanu duszy, w jakim pozo­
stawał Gargam, który kształcąc się w szkołach pań­
stwowych stracił zupełnie wiarę i od 15 lat nie by­
wał w kościele. Często przełożona szpitala klękała
przy łożu chorego i modliła się za niego, lecz on
przyjmował to obojętnie, a nawet okazywał swą nie­
chęć. Jeśli czasem wspomniano wobec. Gargama
0 cudach dziejących się za przyczyną Matki Najśw-
Niepokalanej w Lourdes, nazywał to zabobonem
1 przesądem.
Tymczasem choroba Gargama rozwijała się
szybko w sposób coraz bardziej niepokojący. Rany
na nogach przybrały charakter niebezpieczny. Wów­
czas chory uległ namowom osób życzliwych, by od­
być wraz z wielu innymi pielgrzymkę do Lourdes-
Przez trzy dni modlono się za niego nieustannie,
i on sam po wielu latach przypomniał sobie pacierz
młodości swojej. Nawet wkońcu wyspowiadał się
i przyjął Komunię św.
Podróż do Lourdes była połączona z niemałymi
trudnościami. Na noszach wsunięto chorego do wa­
gonu, w którym leżał nieruchomo w towarzystwie
trzech bliskich sobie osób. Karmienie odbywało się
zapomocą rurki. W takim stanie przybył Gargam do
Lourdes dnia 20 sierpnia o godz. 7 rano-
2
18

Po przyjęciu Komunii św. w cudownej grocie


przedziwna zmiana dokonała się w duszy chorego.
Znikła nagle dawna jego obojętność religijna- Ze
wzruszająca, ufnością i miłością spoglądał na statuę
Matki Najśw. Chciał się modlić, lecz nie mógł słowa
wymówić skutkiem wezbranego uczucia- Tak więc
Niebieska Lekarka uleczyła nieszczęśliwego nasam-
przód z jego niedowiarstwa, aby niebawem wrócić
zdrowie również jego ciału.
Tymczasem musiano odnieść Gargama do szpi­
tala, by wzmocnić siły jego karmiąc go, jak zwykle,
ru rk ą, O godz. 2 popołudniu zaniesiono chorego do
cudownej sadzawki i zanurzono go w wodzie. Modlił
się głośno, i czuł w duszy niebiański pokój. Lecz
jeszcze nie wybiła godzina jego uleczenia.
Wkońcu około godz, 4. Gargam znalazł się na
drodze, którą przechodziła procesja z Najśw. Sakra­
mentem. Naskutek poniesionych w podróży trudów
i wzruszeń doznanych w ciągu dnia osłabł do tego
stopnia, że wkońcu stracił przytomność- Sądzono, że
nadeszła ostatnia jego chwila-.. Po niedługim czasie
wszakże Gargam ocknął się i usiłował powstać na
swoich noszach. Po jednej i drugiej nieudałej próbie
stanął na równych nogach i poszedł kilka
kroków za Najśw. Sakramentem. Musiał jednak czym-
prędzej wrócić na nosze, gdyż nie miał na sobie ani
ubrania ani obuwia.
Paraliż jednak znikł bez śladu, — Gargam był
uzdrowiony...
„Ukazanie się Gargama w biurze sprawozdań —
pisze Dr. Boisserie — było jednym z najbardziej
rozrzewniających wypadków, jakie nam się widzieć
zdarzyło. Prócz nas świadkami tej chwili było -sześć­
dziesięciu przeszło lekarzy, profesorów uniwersyte­
tów francuskich i zagranicznych, dziennikarzy, wie-
19

rżących i niedowiarków. Gargama wniesiono na no­


szach ubranego w długi szlafrok. Był okropnie wy­
chudły. Cała jego postać nosiła jeszcze na sobie śla­
dy przebytych cierpień. Dokoła nas wszczęła się taka
wrzawa, że niepodobna było rozpocząć systematycz­
nego badania. Nazajutrz biuro nasze nie mogło po­
mieścić lekarzy, którzy się do niego cisnęli, wstę­
pując nawet na ławki i stołki... Gargam ukazał się
tym razem w nowym ubraniu. Szedł bez trudności,
opowiadał jasno i dokładnie szczegóły swej choroby*.
Na podstawie spisanego obszernie protokołu
stwierdzono, że Gargam w przeciągu kilku sekund
przeszedł jakby ze śmierci do życia, — że nagłe to
uzdrowienie przewyższa siły natury i sprzeciwia się
wszelkim naukowym teorjom, a sposób, w jaki się
ono odbyło, jest zdumiewający.
Powyższe uzdrowienie odbiło się głośnym echem
w całym świecie i sława cudownego Lourdes poczęła
się jeszcze szybciej szerzyć po wszystkich krajach,
pozyskując Matce Bożej Niepokalanej i Boskiemu Jej
Synowi coraz większą liczbę czcicieli i miłośników.

ROZDZIAŁ II.
G rz e sz n ic y w liczb ie d zieci M arii.

apamiętała i zdecydowana bezbożność tak da­


B lece odwraca duszę od Boga i od wszystkiego,
co w bliskim stosunku do Boga pozostaje, że trudno
zrozumieć, w jakim znaczeniu bezbożnik i bluźnier-
ca jeszcze poczytywany być może za dziecko Matki
Najśw. Przyjmuje się tę prawdę raczej na zapewnie­
nie świętych pisarz 3", którzy wr tym względzie są wy­
razicielami nauki objawionej i głoszonej przez Ko-
2*
— 20 —

ściół św. Myśląc zaś o nieszczęśliwych bezbożnikach


pozostaje się stale pod wrażeniem poważnej obawy,
że ostatecznie ich zła woła udaremni zamiary mi­
łosierdzia Bożego i przyczynę Matki miłosierdzia...
Cała pociecha w tym, że liczba takich ludzi z wy­
raźną złą wolą jest stosunkowo mała na świecie, —
w każdym razie bez porównania mniejsza, niż liczba
zwyczajnych grzeszników.
Zwyczajni grzeszuicy!... I oni należą do istot
bardzo a bardzo nieszczęśliwych. O ileż jednak myśl
o nich jest znośniejsza, niż wspomnienie na bezboż­
nych bluźnierców, którzy narówni z szatanem pod­
noszą sztandar buntu przeciw Bogu!...
Mamy w tym rozdziale na uwadze grzeszników,
którzy nie okazując złej woli i zuchwałości w sto­
sunku do swego Stwórcy są jednak beznadziejnie —
po ludzku sądząc — pogrążeni w grzechach Nie ro­
zumieją nawet grozy swego stanu. Przyzwyczaili się
do życia w niełasce Bożej do tego stopnia, iż nie
pragną już obecnie.zmiany i poprawy, może prze­
de wszystkim dlatego, że nie mają nadziei przeba­
czenia- Grzeszą ciężko codziennie, pijąc grzechy
śmiertelne, jak wodę, i zapewne wyobrażają sobie
dla uspokojenia sumienia swego, że wszyscy inni lu ­
dzie żyją podobnie, — i że człowiekowi na ziemi ina­
czej żyć nie podobna.
Zaślepieni są bardzo ci nieszczęśliwi, a jednak
nie są wolni od w iny,— od bardzo ciężkiej winy.
Znają naukę wiary, znają przykazania Boże i kościel­
ne, znają dość dokładnie obowiązki swoje chrześcijań­
skie, a sumienie w nich często się odzywa, przypo­
minając przyszły sąd Boży i piekło. Chwilami u d rę­
czenie tych grzeszników przechodzi wszelką miarę-
Zwłaszcza w chwilach samotności uprzytam niają so­
bie niekiedy przy silniejszym działaniu łaski Bożej
— 21

okropny swój stosunek do Boga i tak bliskie niebez­


pieczeństwo wiekuistego potępienia.
Od czasu do czasu budzi się w sercu grzesz­
nika jakiś początek dobrej woli, — przynajmniej do­
brych chęci. Snąć łaska udziela się w tej chwili nie­
szczęśliwemu grzesznikowi w większej obfitości. Może
nawet zlekka zrywa się nieszczęsny do poprawy. Ale
już w kilka chwil później bierze górę przyrodzone
lenistwo lub inna namiętność, i znowu grzesznik sta­
cza się na samo dno tej moralnej przepaści, z jaką
w przeciągu lat zdążył już oswoić się na dobre.
I cóż będzie z tym nieszczęśliwym?... Czyż du­
sza jego koniecznie zginąć musi na wieki? Czyż da­
remna ma być dla niego męka Jezusowa?... I cóż
zdaje się tobie samemu, o godny najgłębszego po­
żałowania grzeszniku? Czyli sądzisz, że rozpacz musi
być nieuchronnie cząstką twoją tak w czasie, jak
w wieczności?-..
Ale ty jesteś wszak jeszcze dzieckiem Bożymi.c.
Jeszcze Boski Sędzia nie wypowiedział nad tobą tego
straszliwego i na wieki niezmiennego,wyroku: Idź ode-
mnie, przeklęty, w ogień wieczny, który zgotowany
jest diabłu i aniołom jego... (Mat 25- 41.). Jeszcze
możesz uzyskać przebaczenie, choćby winy twoje
cięższe były, niż bogobójcza zdrada Judasza i licz­
niejsze, niż ziarnka piasku na brzegu morskim.••
Jeszcze możesz przypaść z Magdaleną do stóp J e ­
zusowych, aby usłyszeć to słodsze nad wszelką mu­
zykę słowo: Synu, odpuszczają ci się grzechy twoje...
Jeszcze, jeszcze wszystko da się naprawić... Jak dłu­
go miłosierdzie Boże jeszcze oczekiwać będzie twego
upamiętania, nikt tego nie zgadnie. Może już do­
pełnia się m iara grzechów jakie Bóg postanowił ci
przebaczyć,,, ale jeszcze jest chwila czasu.
— 22 —

I oto w tym jest powód, że mimo wszystkie


złości twoje nazywam cię dzieckiem Bożym. Tak je s t!
Należysz do dzieci Bożych, bo potępienie twoje jesz­
cze nie jest przypieczętowane nieodwołalnym wyro­
kiem Bożym. Nieskończenie smutny widok przedsta­
wia wobec Boga dusza twoja, gdyż z pierwotnej nie­
winności nie zostało w tobie nawet śladu, a godność
dziecka Bożego została w osobie twojej tak , pohań­
biona, że na ten widok duchy niebieskie, gdyby pła­
kać mogły, zalałyby się krwawymi złami... Przewi­
dzenie niezliczonych grzechów twoich wycisnęło też
obfity krwawy pot w Ogrojcu samemu Synowi Bo­
żemu—
Słuchaj, duszo nieszczęsna, co mówi Pan: Je ru ­
zalem, Jeruzalem ,— duszo grzechom oddana,— na­
wróć się do P- Boga twego— (Treny Jerem.) P rzy­
pomnij sobie godność swą jako dziecka Bożego, któ­
ra stanowiła niegdyś najserdeczniejszą radość i naj­
słodsze szczęście tw oje! Zawróć czymprędzej z drogi
wiodącej na potępienie, — bo wszakże na tej drodze
nigdy pokoju nie zaznałaś...
Może odpowiesz na to wezwanie: Nie mogę ża­
dną miarą zdobyć się na ufność w miłosierdzie Boże
względem mojej osoby. Zbyt ciężkie i zbyt liczne są
grzechy moje. Przeraża mnie nieskończona sprawie­
dliwość Boża, którą przez wiele lat lekkomyślnie
i zuchwale znieważałem złościami swymi. Już mi nic
nie pozostaje, tylko zw ątp ien ie...
Tak mówisz, nieszczęśliwy grzeszniku, — i ja
się myślom i słowom twoim bynajmniej nie dziwię,..
Obrazić Boga nieskończonego Majestatu i to po nie­
zliczone razy, to jest rzecz tak straszna i wspomnie­
nie tak dalece przygniatające duszę, że o wzniesieniu
się na wyżyny dziecięcej ufności w Bogu o własnych
siłach i mowy nie m a... Lecz oto przypominam ci,
— 23 —

prawdę słodszą nad wszystkie ziemskie pociechy, że


mimo wszystko masz jeszcze w niebie Matkę •.. Zgrze­
szyłeś bardzo, ale Ona w nieprzebranej swej dobroci
jeszcze cię uważa za dziecko swbje, pomnąc na testa­
ment Boskiego swego Syna wyrażony w słowach :
Niewiasto, oto syn twój!-. Trudno ci uwierzyć w praw ­
dę tak pocieszającą, a jednak bez wahania przyjąć
ją powinieneś, bo ją głosili po wszystkie czasy Święci
i dziś Kościół cały ją głosi. Więc Bóg sam tę prawdę
objawił i do wierzenia ci podaje, by cię tak zmusić
do ufności. ..
Nie jest grzesznik niestety dzieckiem Marii
w pełnym słowa znaczeniu. Choć bowiem w sercu
jego niema szatańskiej złości i grzechy jego wypły­
wają raczej z przyrodzonej słabości, są jednak złem
nieskończenie wielkim i dla Majestatu Bożego stano­
wią zniewagę niezmiernie ciężką. Przez upadki swroje
grzesznik dobrowolnie wyzuwa się z godności dziec­
ka Bożego, a tym samym również charakter dziecka
Marii znacznie się zaciera w jego duszy. Wedle za­
sad sprawiedliwości należałoby mu odmówić zupełnie
tytułu dziecka Marii, skoro Jej Najmilszego Boskiego
Syna do krzyża przybija przez złości sw oje,..
Ale na szczęście Najśw. Maria P, jest tylko
Matką miłosierdzia, — więc zasług niczyich me liczy,
ani na niegodność grzesznika ńie zważa- Nietylko
zatem pozwala na to, by ją ostatni nu świeoie grze­
sznik i zbrodniarz nazywał Matką swoją, ale wprost
tego się domaga i najsłodszą dla Serca swego Nie­
pokalanego w tym znajduje pociechę, iż Matką jest
tych, którym i wszyscy już wzgardzili i którzy już
nie mają się do kogo zwrócić ani na ziemi ani
w niebie- ' 'i
Lecz jednego przynajmniej grzechu koniecznie
uniknąć musi grzesznik, który pragnie się jeszcze
24

zaliczać do dzieci M a rii... Nie wolno mu zachęcać


się do dalszego trw ania w grzechu myślą o miłosier­
dziu Bożeiu i dobroci Matki Najśw. Gdyby tak był
uspos jbiony i chciał nadal trwać w tym usposobie­
niu, stawałby się człowiekiem o zdecydowanej złej
woli. Łaska Boża spływałaby po duszy jego, jak
woda po skale. Człowiek taki dobrowolnie i na oślep
rzucałby się niejako w przepaść piekielną. Ufać zaś
miłosierdziu Marii, gdy się ktoś rzuca z otwartymi
oczyma w otchłań piekielną, byłoby równoznaczne
z bluźnierczym kuszeniem Boga i stanowiłoby znie­
wagę dla Najśw. Matki Jezusowej. Dla duszy tak
usposobionej bezużyteczne jest wstawiennictwo Matki
Najśw., gdyż dusza nie chce korzystać z miłosierdzia
Bożego.
Jeśli zatem, o biednyilgrzeszniku, chcesz] mieć
pewność, że mimo wszystkie złości swoje należysz
do dzieci Marii, ubolewaj przynajmniej szczerze nad
nieszczęsnym stanem swoim, — wołaj do Ucieczki
grzeszników, by cię wydźwignęła z błoia grzechów
twoich, — i nie ustawaj w wysiłkach, by zapanować
nad swymi namiętnościami. Tylko pod tymi w arun­
kami zaliczać się będziesz do ludzi dobrej woli i tylko
wówczas mieć będziesz prawo do wielkiej ufności
w przyczynę wszechmocną Matki miłosierdzia."
Zpomiędzy tych, którzy myślą o miłosierdziu
Bożym i o wstawiennictwie Matki N. pobudzali się
do śmielszego grzeszenia, zapewne wielu znalazło
się w piekle Lecz znaleźli się w tym miejscu kary
wiecznej tylko dlatego, że ich nabożeństwo do Matki
Bożej było czystą obłudą, a wola ich uporczywie
trw ała w złym usposobieniu. Niech cię P. Bóg zacho­
wa, o duszo grzeszna, byś i ty nie była z liczby tych
zaślepieńców i zuchwalców!
25 —

Lecz jedna jeszcze ważna przestroga konieczna


jest dla tych, którzy mimo licznych jeszcze i cięż­
kich grzechów swoich chcą się uważać za dzieci
Marii i w tej Matce miłosierdzia pokładają nadzieję
zbawienia swego. Niechaj mianowicie nie wyobraża
sobie żadna z tych dusz, że naskutek swego nabo­
żeństwa do Matki Najśw. już ma prawo do dalszych
łask Bożych i do zbaw ienia! Przeciwnie, każdy kto
żyje w grzechu, na mocy ścisłej sprawiedliwości Bo­
żej każdej chwili może być strącony do piekła. Gdy­
by um arł nagle i niespodziewanie w niełasce Bożej,
nie stałaby mu się najmniejsza krzywda. Ma tylko
grzesznik dobrej woli prawo ufać Matce Najśw., jako
Ucieczce grzesznych. Żeby zaś w rzeczy samej ta
Matka najlepsza stała się dla niego wybawicielką,
powinien w niebezpiecznym stanie swoim modlić się
wiele, — jak najwięcej, Tylko ciągła i pokorna mo­
dlitwa zanoszona przez przyczynę Matki Najśw. za­
pewnia grzesznikowi względne bezpieczeństwo wobec
grożącego mu każdej chwili wiecznego odrzucenia
od Boga.
Modlitwę jak najczęstszą tem goręcej zalecać
należy grzesznikowi, ponieważ ona tylko zdoła przy­
spieszyć ostateczne jego powstanie z grzechów. Słu­
sznie twierdzili zawsze Święci, że modlitwa częsta
jest dowodem, że albo dusza już żyje w stanie łaski
Bożej, albo że też łaskę niebawem odzyska. W ytrw a­
ła modlitwa wśród ciągłych upadków będzie głów­
nym dowodem, że grzesznik jednak ma nieco do­
brej woli i nie zaniedbuje zupełnie wysiłków w kie­
runku poprawy życia. Jeśli natomiast dusza upada­
jąca zaniedbuje modlitwę, zgóry za pewnik uważać
trzeba, że się nie podźwignie z moralnej nędzy swo­
jej, — że nawet na serio poprawy swojej nie pragnie.
Czyliż bowiem nie zna tej zasady wiary, że bez łaski
— 26

■nic uczynnić nie zdoła dla swego zbawienia i że bez


modlitwy nie otrzyma potrzebnej łaski ?
Grzesznik niechaj się zwraca z modlitwą swoją
najczęściej do Marii Matki miłosierdzia! Czuje on
przecież sam, że dla złości swoich nie jest godzien
podnieść oczu ku niebu, ku tronowi Bożemu. Za to
Matki miłosierdzia obawiać się nie potrzebuje, a otu­
lony płaszczem Jej opieki może się nawet śmiało
zbliżać do stóp P- Jezusa, aby prosić nasamprzód
o przebaczenie, o potem o inne łaski i o doczesne
błogosławieństwo. Doświadczenie dowiodło tego już
■po niezliczone razy, że Matka Najśw. w krótkim
czasie doprowadza do pojednania z Boskim Synem
swoim tych wszystkich grzeszników, którzy nie
ustają w powtarzaniu tych słów pozdrowienia aniel­
skiego-' Módl się za nami grzesznymi, teraz i w go­
dzinę śmierci naszej...
Przykład.
Siostra Juliana była furtianką w klasztorze
SS. Urszulanek w Brive we Francji. Po trzech la­
tach pobytu w klasztorze zaczęła poważnie chorować
pą płuca, aż zaniemogła na dobre w r. 1887, kiedyto
poczęła pluć krwią. Staranna opieka lekarska spo­
wodowała wprawdzie czasową ulgę w cierpieniu, lecz
ostatecznie w r. 1889 S. Julianna musiała się poło­
żyć na stałe, gdyż sześciu lekarzy wzywanych kolej­
no do niej stwierdziło gruźlicę w trzecim stopniu
rozwoju. Długie miesiące przepędziła chora na łożu
boleści, nie mając nawet siły, by mówić dłużej i po­
silając się jedynie odrobiną mleka lub rosołu. Zni­
kła więc ostatecznie wszelka nadzieja wyzdrowienia
na drodze naturalnej.
Wówczas wspomniano Siostrze Juliannie o Lour­
des i o tych licznych cudach, jakie tam Matka Najśw.
— 27 —

Niepokalana wyprasza swoim czcicielom. Początkowo


chora niechętną była tej myśli, by w Lourdes szu­
kać wyzdrowienia, a to z tej pobudki, iż wolała ry ­
chlej umierać dla połączenia się z Bogiem. Dopiero
gdy Przełożeni wyrazili jasno swoje życzenie, Julian­
na chętnie zgodziła się na wyjazd do cudownego
miejsca i miała zgóry prawie przekonanie, że tam
istotnie zdrowie odzyska.
Dnia 1 września wyjechała S. Julianna do Lour­
des w towarzystwie drugiej Siostry zakonnej i pe­
wnej pani. Świadkowie jej wyjazdu i jej podróży
wielce byli zdziwieni, że osobę, która każdej chwili
może skonać, zabiera się w tak daleką drogę- Ba
też S. Julianna często do konającej była podobną
i w czasie podróży pozostawała w stanie najwięk­
szego wyczerpania i omdlenia
Gdy S, Julianna znalazła się w cudownej g ro ­
cie, była tak wyczerpana, że nawet myśli zebrać nie
mogła. O modlitwie formalnej nie było mowy. Spo­
glądała tylko błagalnie na statuę Matki Najśw-
Wsadzono Siostrę Juliannę do ręcznego wózka
i zawieziono do cudownej sadzawki. Chora była p ra­
wie bez mowy, bez przytomności i tak osłabiona, że
panie posługujące przy sadzawce nie chciały się
wogóle zgodzić na zanurzenie chorej w wodzie. Zgo­
dziły się dopiero na to, gdy im dano zapewnienie,
że lekarz mający S. Juliannę pod swoją opieką zgo­
dził się zgóry na tę kąpiel. W chwili gdy się chora
dotknęła wody, usta jej otworzyły się i pozostały
otwarte, oddech zam arł jej na wargach, a twarz
okryła się trupią bladością. Wszystkim zdawało się,
że już nie żyje. To też natychmiast wyniesiono ją
z wody, choć jej się ledwie dotknęła, i złożono ją
na stopniu przy sadzawce. Przez chwilę chora nie
dawała znaków życia, tak iż niepokój wielki ogar­
— 28

nął obecnych. Lecz oto nagle występuje lekki r u ­


mieniec na obliczu Siostry, oczy się otwierają i pierś
poczyna oddychać,.. Chora po chwili podniosła się
i stanęła na równych nogach. Ubrała się wśród zdu­
mienia obecnych sama i pieszo udała się do cudo­
wnej groty, aby tam przez pół godziny trwać na
dziękczynieniu za otrzymane zdrowie Niebawem tłum
pobożny otoczył uzdrowioną Siostrę i wedle zwyczaju
począł z zapałem śpiewać hymn Magnificat... Wkońcu
dla wyrwania uzdrowionej z tłumu kazano jej wsiąść
do powozu i odwieziono ją do klasztoru SS. Karme­
litanek, gdzie stała gospodą.
Nazajutrz uzdrowiona Siostra Julianna udała
się do lekarza Dr. de Saint-Maclou, który wraz
z lekarzem z Beziers po dokładnem zbadaniu pacjen­
tki orzekł, że nie pozostało w niej ani śladu tej
gruźlicy, która jeszcze poprzedniego dnia zapowia­
dała jej śmierć w najbliższej przyszłości.
Gdy Siostra Julianna wracała do swego kla­
sztoru w Brive, liczny tłum ludzi zebrał się na
dworcu i sąsiednich ulicach, witając z radością uzdro­
wioną zakonnicę. Skoro nareszcie S. Julianna do­
tarła do swego klasztoru, urządono natychmiast
dziękczynne nabożeństwo z wystawieniem Najśw. Sa­
kram entu. Julianna na klęczniku swoim zalewała się
łzami wdzięczności...
Dodajmy jeszcze, że Siostra Julianna nie jest
jedyną, która uleczoną została w jednej chwili z g ru ­
źlicy w najwyższym stopniu rozwiniętej. Cuda takie,
których nadprzyrodzony charakter nie ulega naj­
mniejszej wątpliwości, są w Lourdes niemal na po­
rządku dziennym-
Snąć Matka Najśw. Niepokalana chce niejako
przymusić nawet najbardziej opornych i zatw ardzia­
29 —

łych do wiary w Jej wszechmocne wstawiennictwo


i w dobroć Jej prawdziwie nieprzebraną.

ROZDZIAŁ III.
N ajśw . M aria P a n n a w o b e c n ało g o w y c h g rz e sz n ik ó w .

, którymi w niniejszym rozdziale pragniemy


się zająć, to grzesznicy chromający niejako
na obie nogi, nawracając się chwilami do Boga,
ale po dłuższym lub krótszym czasie stale wracają
do swoich nałogów. Są w ludzkim znaczeniu jakby
niepoprawni- Stoją oni wyżej od tych, którym na
poprawie i zbawieniu zupełnie nie zależy, — bo
przecież rokrocznie przynajmniej na Wielkanoc ro ­
bią jakieś wysiłki dla uregulowania swego stosunku
do P. Boga. Ale jakże smutny jest mimo to stan ich
sumienia.
Zrozumienie złości grzechu bardzo niedosta­
teczne i powierzchowne- Wola zupełnie niezdecydo­
wana na rzetelną pracę nad swojem zbawieniem. Po­
wiedzieć o nich można, że chcą i nie chcą się zba­
wić. Czy usposobienie ich przy spowiedzi świętej
jest takie, by mogli dostąpić odpuszczenia grzechów,
tego często nikt nie zdoła zbadać, — i samże
spowiednik nie może wyjść niekiedy z zakłopotania.
Ustami przepraszają Boga za winy swoje, ale że po­
stanowienie poprawy bardzo bywa wątpliwe, przeto
i co do przebaczenia nie mają pewności i nikt im
tej pewności dać nie może.
Biedni zaiste ludzie! Żyją zapewne przez więk­
szą część roku w niełasce Bożej, narażeni każdego
dnia i każdej nocy na śmierć nieszczęśliwą i na strasz­
30 —

ny wyrok odrzucąnia od Boga. Liczą oni na mi­


łosierdzie Boże, więc mimo braku poprawy w ciągu
długich lat nie tracą nadziei zbawienia. Lecz czy
nadzieja ich nie okaże się złudną? Czy spraw iedli­
wość Boża nie ześle na nich śmierci w takiej chwili,
kiedy do niej zupełnie nie będą przygotowani?,.. Jest
to w każdym razie łatwo możliwe-
Gdyby taki grzesznik nałogowy ćwiczył się
przynajmniej gorliwie w nabożeństwie do Marii,
Matki miłosierdzia i przez Jej pośrednictwo codzien­
nie przepraszał obrażony Majestat Boży!... Możnaby
wówczas spokojniej nieco myśleć o jego przyszłości
i wieczności. Niestety, tacy najczęściej okazują się
obojętnymi nietylko dla Boskiego swego Zbawcy,
lecz również dla Jego Niepokalanej Matki.
A przecież Maria Najśw. chce być dla nich
Matką... Jest dla nich Matką... Gdyby Jej nieustanne
wstawiennictwo nie powstrzymywało sprawiedliwości
Bożej, moźeby dawno jęczeli i rozpaczali wpośród
potępionych. Wszak coroczne rzekome nawrócenia
nałogowych grzeszników tak często podobne są do
naigrawania się z Boga i Jego nieskończonego mi­
łosierdzia. Czyż sama świętość nieskończona Boga,
sam Boski Majestat nie domaga się natychmiasto­
wego ukarania zuchwalca, który z otwartymi oczy­
ma znieważa swego Stwórcę, wiedząc, że On ma ży­
cie jego i wszystką wieczność jego całkowicie w swo­
jej mocy? Nawet dziwnym może się wydawać, że Bóg
nieustannie obrażany przez ludzi w tak rzadkich
tylko wypadkach wymierza natychmiastową karę za
grzechy. Owszem, nie brak takich bluźnierców, któ­
rzy powiadają, że Bóg nie istnieje, skoro tak wielka
liczba ludzi bezkarnie znieważa Jego nieskończoną
świętość. Wierzący i oświecony chrześcijanin znaj­
duje całkowite wyjaśnienie tej trudności w nieustan-
— 31

nem wstawiennictwie P. Jezusa wołającego do Ojca:


„Ojcze, odpuść iin, bo nie wiedzą, co czynią“ (Łuk.
23. 34), oraz w ciągłej przebłagalnej modlitwie Matki
Najśw., jako współodkupicielki rodzaju ludzkiego,
Matki miłosierdzia i Ucieczki najbardziej nawet u-
padłych grzeszników.
Zastrzegamy się tu z jak największą stanów-!
czością, że nie chcemy dodawać niepoprawnym grzesz­
nikom otuchy do tym śmielszego obrażania P. Boga,
wskazując na nieprzebraną dobroć Matki Najśw.
Stwierdzamy przeciwnie wraz ze wszystkimi pisa"
rzami kościelnymi, że wedle ścisłej sprawiedliwości
żaden grzesznik nie ma prawa liczyć na miłosier­
dzie Boże ani na dobroć Matki miłosierdzia, gdyż
trw ając w grzechach swoich zdąża z otwartymi oczy­
ma do piekła. Nawet jego ludzka słabość i wielka
skłonność do złego nie jest dlań wystarczającym
uniewinnieniem, skoro łaski swej P. Bóg mu nie od­
mawia. Jest przeto grzesznik w całej pełni odpowie­
dzialny za swoje winy, i jeśli ostatecznie będzie na
wieki odrzucony od Boga, sam będzie przyezyną tego
na wieki już niepowetowanego nieszczęścia swego.
A jednak jest to rzeczą nieskończenie ważną
dla grzesznika zapadającego się coraz głębiej w bag­
nie moralnym, by zwracał oczy jak najczęściej ku
Marii, Matce miłosierdzia. Bez tego ogarnie go łatwo
całkowite zwątpienie co do wiecznego zbawienia. Im
liczniejsze stają się jego grzechy, im poważniejsze
wątpliwości nasuwają się mu co do szczerości jego
żalu i pokuty a tym samym i co do ważności jego
spowiedzi, tymbardziej pogrążać się będzie w obojęt­
ności na wieczność swoją, — co już stanowi wyraźną
zapowiedź bardzo prawdopodobnego potępienia.
Wspominając na Tę, która mimo wszystko jeszcze
chce być matką dla niego, grzesznik przynajmniej
32

chwilami będzie się czuł pociągnięty do modlitwy,—


może niekiedy nawet z wielką żarliwością i ufnością
wołać będzie o ratunek do Niebieskiej swej M atki,—
a modlitwa taka częściej powtarzana może się stać
dlań początkiem stanowczego powrotu na drogę bo-
jaźni Bożej i głębszej pobożności. W każdym razie
jest nadzieja, że Matka Najśw. takiemu czcicielowi
swemu, choć bardzo niegodnemu i grzesznemu, wy­
jedna przedłużenie czasu do poprawy i pokuty. Bez
wstawiennictwa Marii miara grzechów7 jego prze­
brałaby się w znacznie krótszym czasie, poczem n a ­
stąpiłaby u niego albo ostateczna zakamieniałość
w złym, albo nawet śmierć w stanie odrzucenia od
Boga.
Kapłani-spowiednicy, pełni ducha Bożego, gdy
nie mogą skłonić grzesznika do ostatecznego zerwa­
nia z grzechem, albo gdy mimo pięknych postano­
wień grzesznika przewidują w krótkim czasie po­
nowne jego upadki, dają mu zawsze tę złotą radę:
Trzymaj się, nieszczęsny człowiecze, przynajmniej
ze wszystkich sił stóp Marii, Matki miłosierdzia, jeśli
nie chcesz zginąć na wieki... Nie przestawaj wołać
do Niej o pomoc do wydobycia się z błota grzecho-
wego, a wówczas mimo wszystko możesz się zbawić...
I stwierdzono to już po niezliczone razy, że taka
odrobina nabożeństwa do Matki Najśw-, nabożeństwa
coprawda bardzo niedoskonałego, stała się dla grzesz­
nika deską ocalenia wobec grożącego mu piekła-
Przedziwną zaiste jest dobroć Matki Najśw.,
która za dzieci swoje raczy uważać nawet takich,
którzy dobrowolnie nużają się w błocie grzechowym.
Tak je s t! Należą oni do dzieci Marii w szerszym
znaczeniu. Ale to są dzieci bardzo a bardzo nie­
wdzięczne, — wprost wyrodne. Ileż one smutku spra­
wiają Najsłodszej Matce Zbawiciela naszego! Jest
— 33

ona w stosunku do nich Matką, ale Matką praw dzi­


wie Bolesną i Najboleśniejszą. Gdyby N. Maria P. mogła
dziś jeszcze cierpieć, jak cierpiała niegdyś na ziemi,
to spoglądając na nałogowego grzesznika doznawa­
łaby poniekąd większego udręczenia, niż go doznała
na Kalwarii w chwili konania Boskiego Swego Syna.
Widok niewypowiedzianej męki Jezusowej był dla
Matki Najśw- męczeństwem tak bolesnym, że nikt
z ludzi tego ocenić ani domyśleć się nie zdoła. Ale
ta Męka Przenajśw. przynosiła Trójcy Przenajśw.
nieskończoną chwałę, podczas gdy obraza Boża, któ­
rej tak śmiało dopuszcza się grzesznik nałogowy,
jest złem jakby nieskończonym, bo przecież znie­
waża nieskończony Majestat Boży. Jeśli już w księ­
gach świętych Starego Zakonu Duch św- rzucał prze­
kleństwo na dzieci, które były przyczyną udręczenia
dla matki swojej, to łatwo się domyśleć, jak bardzo
winnym staje się wobec P. Boga grzesznik zasmu­
cający dobrowolnie i świadomie nietylko Boskiego
swego Zbawiciela, ale również Jego Najśw- Matkę,
tak dobrą i miłosierną, tak godną najtkliwszej mi­
łości.
Pisząc o miłosierdziu Matki Bożej dla grzesz­
ników powtarzają Święci przy każdej sposobności to
zdanie, że niepodobieństwem jest, by się potępił
grzesznik, który ma odrobinę nabożeństwa do Matki
Najśw. i często wzywa Jej wstawiennictwa. Jakże na­
leży to zdanie rozumieć, by z jednej strony nie
ścieśniać miłosierdzia Matki Najśw., a z drugiej nie
głosić teoryj przesadnie pobłażliwych i dusz nie za­
chęcać do leniwego oczekiwania cudu Bożego w spra­
wie własnego zbawienia?... Opierając się na zasa­
dach teologii św. można postawić ogólną zasadę, że
nadzieja nałogowego grzesznika na osiągnięcie zba­
wienia jest tym bardziej uzasadniona, im prawdziwiej
3
— 34

stosuje się do grzesznika słowo Jezusowe: ...„nie wie­


dzą, co czynią" (Łuk. 23, 34). O ile chodzi o grze­
sznika, którego prawie już zupełnie tłumaczyć nie
można niewiadomością czy niezrozumieniem obowiąz­
ków swoich wobec P. Boga, to nadzieja owa staje
się już bardzo a bardzo wątłą. Całkowicie nie znb
knie ta nadzieja, jak długo grzesznik jest jeszcze
przy życiu, gdyż zawsze jeszcze może mu Matka
Najśw. wyprosić cud zmiłowania Bożego. Ale tak
sama możliwą jest rzeczą, że zbyt długo przeciąga­
jący się upór grzesznika w złem dopełni miary jego
grzechów, poczem sprawiedliwość Boża odmówi nie­
szczęsnemu czasu do pokuty i nawrócenia, zsyłając
nań śmierć niespodziewaną. Taki obrót rzeczy jest
w najwyższym stopniu prawdopodobny wówczas, gdy
dla grzesznika pamięć o bezgranicznym miłosierdziu
Marii staje się wyraźnie pobudką dla dalszego trw a­
nia na drodze grzechu.
O wiele mniej groźne jest niebezpieczeństwo
potępienia tych dusz, które wprawdzie często jeszcze
upadają, — może nawet od szeregu lat upadają za­
wsze w ten sam sposób, mając wolę nadzwyczajnie
słabą i skłonną do grzechu, ale grozę swego poło­
żenia doskonale pojmują i chwilami gorzkie łzy wy­
lewają nad swoją duchowną nędzą. Nie ma u nich
ani cienia złej woli. Jest przeciwnie jak najlepsza
wola. Jest w każdym razie szczere obrzydzenie so­
bie grzechu, i są dość poważne, choć niezbyt ener­
giczne i niedość wytrwałe usiłowania wyjścia ze
smutnego swego stanu- Jest przytem jeszcze posta­
nowienie nieustawania w modlitwie do Marii, Matki
miłosierdzia, dopóki Ona jako Ucieczka grzęsznych
nie doprowadzi duszy nieszczęśliwej do stóp Jezuso­
wych. Zgadzają się na to wszyscy święci pisarze,
że grzesznicy okazujący tyle dobrej woli mogą i po-
35

winni bezwarunkowo liczyć na wstawiennictwo Ma­


tki Bożej, mając nietyle nadzieję, ile raczej pewność,
że niebawem dźwigną się z grzechów swoich i staną
się w pełnym znaczeniu dziećmi Bożymi i dziećmi
Marii. Jeśli bowiem żaden szlachetny człowiek nie
potępia grzesznika mimo ciężkich jego upadków,
jeśli on mozolnie potyka się ze swoimi złymi skłon­
nościami, to jakże przypuścić, że Matka miłosierdzia
wzgardzi nieszczęśliwym! Jeśli do kogo, to właśnie
do nałogowych grzeszników pracujących rzetelnie
pad swoją poprawą odnoszą się owe niezmiernie po­
cieszające słowa umieszczone w modlitwie św. B er­
narda.' Nigdy na wieki nie słyszano, iżby ktoś ucie­
kający się pod Twoją opiekę, o Mario, został opu­
szczony, .•
Znowu tu trzeba zaznaczyć, że pewność ocale­
nia i zbawienia mają tacy grzesznicy dobrej woli
nie na podstawie sprawiedliwości, lecz wyłącznie
wedle zasad nieskończonego miłosierdzia Bożego-
Każdy przecież grzech śmiertelny czyni człowieka
godnym wiekuistego odrzucenia od Boga. Nie stałaby
się więc krzywda temu, ktoby po grzechu ciężkim
mimo wszystkie swoje modlitwy zanoszone do Boga
przez pośrednictwo Marii potępił się. Nawet wyzy­
wałby grzesznik w bluźnierczy sposób spraw iedli­
wość Bożą, gdyby się zuchwale upewniał, że się zba­
wi mimo wszystkie swoje upadki, iż jest pobożnym
sługą Marii, -— i wręcz narażałby się na potępienie...
Jednakże Matka Najśw. sama stara się o to,
by pobożni czciciele Jej nie dopuszczali się przy­
najmniej tego ciężkiego grzechu zuchwałego spusz­
czania się na miłosierdzie Boże. Ze szczerym nabo­
żeństwem do Matki Najśw. łączy się zawsze głęboka
bojaźń Boża i wynikające z niej usilne staranie
o zachowanie w czystości swego sumienia.
3
— 36 —

Jakiż więc ostatecznie jest stosunek wasz do


Najśw. Matki Jezusowej, o nałogowi grzesznicy, któ­
rzy od szeregu lat jesteście niewolnikami swoich
namiętności? Czy możecie spokojnie zaliczać się do
dzieci Marii, składając całą winę upadków swoich
na nieuleczoną ludzką nędzę i słabość... O nie! Ża­
dną m iarą tego nikt wam przyznać nie może. Jeśli
upadacie w grzechy ciężkie, to jest to wyłącznie wi­
na wasza, skoro wedle samychże zasad wiary nigdy
nikomu P. Bóg łaski swej nie odmawia, ilekroć cho­
dzi o zwyciężenie pokusy, o zachowanie przykazań
Bożych. Choćby namiętności wasze wybuchały co
chwila z żywiołową siłą i choćby walka z nimi
zdawała się w ludzkim rozumieniu beznadziejna,
pewnym jest, że opierając się na wszechmocnej łasce
Bożej i współpracując z nią może każdy z was u trzy­
mać się bez grzechu. Bóg przecież nie może się
sprzeciwiać sam sobie ani wymagać od człowie­
ka spełniania obowiązków, które są bezwarunkowo
ponad jego siły. Stąd każdy z was, o nieszczęśliwi
grzesznicy, niechże się upokarza po niezliczone r a ­
zy przed Majestatem Bożym i z żalem najserdecz­
niejszym niech przeprasza codziennie Boga za swoje
upadki i niechaj równocześnie zrywa się co chwila
nanowo do walki ze złem, jeśli chce się stać choć
w części godnym miłosierdzia Bożego. ’
Ktokolwiek z was wedle tych wskazówek po­
stępować będzie, nie przestając wśród swoich upad­
ków prosić o przebaczenie i łaskę do poprawy przez
przyczynę Marii, Ucieczki grzeszników, będzie miał
prawo zaliczania się do prawdziwych i kochających
dzieci tej niebieskiej Matki. Zapewne z bólem nie­
małym spoglądać będzie na was Najśw, Maria P ,
ilekroć w grzech zapadać będziecie, krzyżując przez
to ponownie Boskiego Jej Syna, lecz ze względu na
— 37 —

dobrą wolę waszą i szczere usiłowania wasze zasła­


niać was będzie wstawiennictwem swoim przed sp ra­
wiedliwym gniewem Bożym, aż wkońcu przecież ze­
rwiecie na zawsze z wszelką obrazą Bożą.
A zatem nikomu z was, o biedni grzesznicy,
rozpaczać nie wolno, dopóki wam chodzi o zbawie­
nie i dopóki w pracy nad sobą nie ustajecie. Choćby
pokusa wmawiała w nas, że po latach daremnych
wysiłków trzeba już dać za wygraną i nie łudzić się
już dłużej co do swojej poprawy i swego zbawienia,
nie traćcie otuchy ani na chwilę! Jeśli łotr wiszący
na krzyżu obok P. Jezusa zdołał przy pomocy po­
tężnej laski Bożej naprawić w jednej chwili wszyst­
kie dawniejsze swoje zdrożności i otrzym ał od sa­
mego P. Jezusa zapewnienie zbawienia, to czemuż
miałby wątpić o nawróceniu, zbawieniu i uświęceniu
swoim grzesznik, który może od kilku, kilkunastu
lub kilkudziesięciu lat walczy ze złymi skłonnościa­
mi swymi, choć napozór bezskutecznie, Słowem —
są wszelkie potemu widoki, że grzesznik nałogowy,
nie ustający w pracy nad sobą i trzym ający się stóp
Najśw. Matki Jezusowej wyjdzie ostatecznie zwycię­
sko z walki i zbawi duszę swoją.

Przykład.

Amelia Chagnon urodzona w r. 1874 i wycho­


wywana początkowo przez pobożną swą matkę, a po­
tem przez siostry zakonne w Montmorillon opowia­
da sama o sobie, że z lat dziecinnych zachowała jed­
no przede wszystkim wspomnienie — wielkiej mi­
łości ku Najśw. Marii P. „Kochałam Ją, mówiła, jak­
by z naturalnego popędu. Nie mogłam Jej nie ko-
ehać. Było to uczucie płynące z duszy i darzące Ją
wielką słodyczą*,
— 38

Mając lat 13 Amelia zaczęła chorować na nogę,


w której kość próchniała. Po trzech latach panienka
stała się niezdolną do pracy i z trudnością tylko
mogła się poruszać- Oddano ją do szpitala Sióstr
w Poitiers. Niebawem do pierwotnej choroby przy­
łączyła się druga, to jest złośliwy wrzód na kolanie.
Leczono chorą bardzo starannie przez rok cały, lecz
wszelkie środki okazywały się bezskuteczne, tak iż
wkońcu lekarze orzekli, że choroba jest nieuleczalna
spowodu wadliwego funkcjonowania całego orga­
nizmu.
Stan chorej był niezmiernie przykry. Wszelki
ruch stał się dla niej niemożliwy, a boleści były b a r­
dzo dojmujące. Rana na nodze była otw arta, tak iż
kość próchniejąca wystawała, a ropa obficie pły­
nęła.
Wobec takiego stanu rzeczy Amelia zwróciła
się całym sercem do Matki Najśw. Niepokalanej
w Lourdes, do której zawsze żywiła tak tkliwe na­
bożeństwo. Za trzy miesiące miała wyruszyć piel­
grzymka do Lourdes, Nasza chora miała wyraźne
przeczucie, że w Lourdes odzyska zdrowie przez
przyczynę swej Niebieskiej Matki, — owszem, jakby
pewną była tej łaski, tak iż prosiła lekarzy, by do
czasu pielgrzymki zaniechali wszelkich zabiegów lecz­
niczych, jako zbytecznych.
Gdy nadszedł dzień wyjazdu pielgrzymki,
umieszczono Amelię na materacu w wagonie. W to­
warzystwie kilku znajomych pań dojechała szczęśli­
wie do Lourdes 21 sierpnia 1891 r„ gdzie wprost
z pociągu zaniesiono ją do cudownej groty. Po dłu­
gim czekaniu dostała się nakoniec do świętej sa­
dzawki, a raczej zanurzono ją w sadzawce, ułożyw­
szy na prześcieradle. Chora z wielką żarliwością
brała udział w modlitwach, jakie wspólnie zanoszono.
— 39 —

w jej intencji, lecz gdy po chwili wyniesiono ją z ką­


pieli, oświadczyła z pewnym zdziwieniem, że jeszcze
uzdrowioną nie jest. Wówczas na jej prośbę zanoszą
ją powtórnie do sadzawki. Początkowo cierpienia cho­
rej wzmagają się, a kolano trzeszczy Lecz nagle
chora poczyna wołać z radością: „Jestem uzdro­
wiona!”... i natychmiast wstaje z prześcieradła, na
którem leżała, a wzrok jej skierował się z niewy­
mowną wdzięcznością ku wizerunkowi Najśw. Panny,
który miała przed sobą.
Oczy wszystkich zwracają się na uzdrowioną.
Rany na nodze niema śladu, jest tylko blizna- Ko­
lano również ma wygląd normalny i Amelia bez tru d ­
ności wspiera się na niem. W przeciągu kilku chwil
znikły tak groźne objawy chorobowe, jak próchnie­
nie i tuberkuły kości, kość ruchoma, rany i znisz­
czenie części ciała.
„Po upływie pół godziny — pisze Dr. Boisse-
rie — przyszła (Amelia) do lekarskiego biura sp ra­
wozdań, niosąc ze sobą płótna i bandaże przesiąk­
nięte ropą ze swoich ran. Pokazała świadectwa le­
karskie stwierdzające, że miała złośliwy wrzód w ko­
lanie i ranę połączoną z próchnieniem kości w no­
dze. My lekarze szukamy jednak nadaremnie śladu
tych ciężkich przypadłości. Niema nic na nodze, ani
na kolanie;.. Uzdrowienie, które co do swojej istoty
było natychmiastowe, w ostatnich szczegółach po­
stąpiło i udoskonaliło się prawie w oczach p atrzą­
cego. Co stwierdziliśmy narazie w Lourdes, to po
nas, za powrotem Amelii do Poitiers, stwierdzili
i poświadczyli lekarze tamtejsi, którzy przez cztery
lata przed podróżą do Lourdes leczyli ranę na jej
nodze -
Amelia Chagnon z ^wdzięczności za uzyskane
uzdrowienie wstąpiła niebawem do zakonu Najśw,
— 40 —

Serca Jezusowego w Poitiers i cieszyła się tam [naj­


lepszym zdrowiem.

^ROZDZIAŁ IV.
P o b o ż n i lecz sła b e j Jw iary c h rz e ś c ija n ie
w słu żb ie M arii.
ajliczniejszy zastęp wśród czcicieli Matki Bożej
H stanowią zapewne tacy, którzy starają się wieść
życie szczerze pobożne i pilnie unikają ciężkiej obrazy
Bożej. Unikają jej, jak mogą, — ale nie zawsze z po­
wodzeniem. Są to często charaktery słabe, niedość
jeszcze przerobione i umocnione przez łaskę, więc
nic dziwnego, że w bliskiej okazii do grzechu łatwo
upadają i cięższym pokusom oprzeć się nie umieją.
Nad każdym upadkiem swoim boleją bardzo szcze­
rze, oczyszczają się czymprędzej w sakramencie po­
kuty i całym sercem postanawiają poprawę. Niestety,
ten proceder powtarza się dość często, a zmiana stała
na lepsze w ciągu lat całych nie następuje-
W porównaniu z nałogowymi grzesznikami są
to chrześcijanie stojący pod względem duchownym
stosunkowo wysoko, skoro największą c^ęść swego
życia przepędzają w łasce Bożej i tylko wyjątkowo
przestępują przykazania Boże. Pobożność ich, a
zwłaszcza nabożeństwo na Najsw. Matki Jezusowej,
wyraża się nierzadko we formie bardzo gorących
i tkliwych uczuć. Uważa się ich powszechnie za
chrześcijan przykładnych, i słusznie- Zdarzające się
od czasu do czasu upadki, dochodzące nieraz do
grzechu ciężkiego, wybacza im się łatwo, kładąc je
na karb powszechnej ludzkiej słabości.
Lecz z jakimi uczuciami spogląda na te dusze
dobrej woli, niezupełnie jednak wyzwolone z pęt
— 41

grzechu śmiertelnego, Matka Najśw. Niepokalana?


Czy i ona jest dla nich wyrozumiałą w tym zna­
czeniu, by stan ich sumienia uważała za zupełnie
zadawalający i niczego więcej od nich nie wymagała?
Żadną m iarą tego powiedzieć nie można. Matka
Najśw. bezgranicznie brzydzi się grzechem i ponad
wszelkie pojęcie nasze ubolewa nad każdym zosobna
upadkiem duszy ludzkiej i jaśniej, niż ktokolwiek
ze Świętych czy Aniołów widzi, jakie niepowetowane
szkody wyrządza sobie człowiek przez każdy grzech
śmiertelny. To też wolałaby Najśw. Maria P. widzieć
zagładę całego świata materialnego, niżeli być świad­
kiem choćby jednego grzechu ciężkiego. A stokroć
jeszcze boleśniejszym jest dla Matki Najśw. widok
ciężkiego upadku, jeśli on zdarza się duszy, która
chce się zaliczać do gorliwych dzieci tej Niebios
Królowej- Daleko więc bardzo do tego, by Maria
Niepokalana zadowolona była z tych sług swoich,
którzy wiodąc życie naogół pobożne nie zerwali
jednak ną zawsze z grzechem śmiertelnym. Przeciw­
nie, pewna to rzecz, że ma ona do tych grzesznych
dzieci swoich żal głęboki, że otrzymawszy tak wiele
i tak cennych oświeceń i innych łask Bożych decy­
dują się jednak od czasu do czasu na ciężką obrazę
Bożą.
Dziwi się niejeden sługa Marii, że modlitwy
jego choć szczerze zanoszone do Królowej niebios
ćzęsto nie bywają w ysłuchane.. Lecz czy ma on
prawo dziwić się tem u? Czy nie powinien się raczej
dziwić, że Niepokalana Matka Boża uznaje go wo-
góle jeszcze za dziecko swoje, zamiast odwrócić się
od niego i zapomnieć o nim ? Czyż przez jeden
grzech śmiertelny nie zasługuje chrześcijanin na tak
ciężką karę ?... Niechaj się nie tłumaczy sam przed
sobą ani przed Bogiem, że przy wielkiej swojej na­
— 42 —

turalnej słabości nie może dać sobie rady ze swymi


złymi skłonnościami,—albowiem wszystkim dzieciom
swoim proszącym o to pokornie wyjednywa Matka
Najśw. zawsze łaskę zupełnie wystarczającą, by mogli
się oprzeć wszelkiej pokusie do grzechu śmiertelnego.
Pierwszym krokiem na drodze do zupełnego
uregulowania stosunku duszy do Boga i do Matki
Bożej jest uznanie całkowitej winy swojej w tych
upadkach, które zdarzają się od czasu do czasu.
Niechaj więc dusza nie tłumaczy grzechów swoich
przyrodzoną ludzką słabością i niechąj nie obwinia
Boga samego, jakoby ją pozostawiał w takim stanie
i w takich warunkach, iż musi niekiedy grzeszyć
ciężko. Przypuszczenie takie byłoby błuźnierstwem
wobec Boga nieskończenie świętego, który nie może
chcieć niczyjego grzechu. Niech raczej wszelka dusza
ciężko upadająca powtarza szczerym sercem to po­
korne wyznanie: Moja wina, moja wyłączna i bardzo
wielka wina...
Niechaj jednak nie poprzestaje na tym polcornym
wyznaniu, lecz z całą usilnością niech się zabiera
do walki ze złem w sobie ! Skoro pewnym jest, że
Bóg nie chce jej grzechu i łaskę dostateczną zawsze
jej daje do utrzym ania się w łasce uświęcającej,
skoro dusza ponadto pozostaje pod płaszczem Najśw.
Matki Jezusowej i korzysta z Jej wszechmocnego
wstawiennictwa, to dlaczegóż nie mogłaby odrazu
i na zawsze wyrzec się wszelkiego ciężkiego grzechu?
Jeśli do tego nie dochodzi, to tylko przez swą lekko­
myślność i niedbalstwo. Im bardziej świadome jest
to niedbalstwo, im więcej łask dusza poprzednio
otrzym ała od Boga, im więcej ma sposobów i środ­
ków do wzniesienia się ponad ludzką słabość, tym
cięższa jest jej wina w poszczególnych upadkach.
Niechaj więc dusza Bogu częściowo już oddana
— 43 —

i w bliższym stosunku z Bogiem żyjąca nie lekce­


waży ani jednego grzechu śmiertelnego, jeśli nie
chce ścią^iąć na siebie sprawiedliwego gniewu Bo­
żego i narazić się na odrzucenie od Boga- Któż jej
bowiem zdoła zaręczyć, że grzech, którego dziś
właśnie się dopuszcza, nie dopełni m iary jej złości
i czy na skutek tego Bóg nie odwróci się od niej,
albo nawet nie ześle jej śmierci nagłej i niespodzie­
wanej ? Cokolwiek mówią Święci o bezpieczeństwie
tych grzeszników, którzy chronią się pod opiekę
Matki Najśw., prawdą niewzruszoną pozostaje, że
wedle ścisłej sprawiedliwości Bożej należy się piekło
każdemu, kto choćby raz w życiu ciężko obraził Boga.
Stosunkowo bezpiecznymi czuć się mogą mimo
zdarzających się im niekiedy grzechów tylko ci
chrześcijanie, u których grzech ciężki jest zawsze
tylko jakby błyskawicznym epizodem, którzy prawie
w tej samej chwili, kiedy upadli dźwigają się przez
żal serdeczny i upokorzenie głębokie przed Bogiem.
Wówczas rana duszy zadana przez grzech zostaje
zleczo.ia natychmiast i prawie śladu żadnego po
sobie nie zostawia- W każdym razie pośrednictwo
Matki Najśw, może to sprawić, by dusza pobożna
skutkiem upadku swego nie poniosła większej szkody
ani nie zniechęciła się do dalszej pracy nad swoim
uświęceniem i zbawieniem. Owszem, i tę łaskę po
nadto otrz 3'm ują nierzadko słudzy Marii, że wspom­
nienie dawniejszych upadków staje się dla nich
co chwila skuteczną zachętą do tym większej gorli­
wości, do zadośćuczynienia za przeszłe grzechy
nadzwyczajną miłością ku P. Bogu.
Czyliż to jednak możliwą jest rzeczą, by ktoś
przez długie lata, przez lat dziesiątki, pozostawał
w stanie wyżej opisanym, czyli należał do tkliwie
kochających dzieci Marii, a przecież nie zrywał cał­
44 —

kowicie z grzechem ciężkim ?... Jakże trudno to przy­


puścić ! Jeśli chrześcijanin szczerze współpracuje
z łaską Bożą i równie szczerze wzywa co chwila
wstawiennictwa Matki Najśw., to jest niepodobieńst­
wem, by Niepokalana Matka Jezusowa, tak niewy­
mownie brzydząca się grzechem, nie wyjednała grze­
sznikowi wystarczającej i skutecznej łaski do wyrze­
czenia się w uczynku i prawdzie przynajmniej cięż­
kiej obrazy Bożej. Jeśli znowu grzesznik łaskę obfitą
otrzymuje, a tylko przez niedbalstwo swoje i przez
lekkomyślność wraca co chwila do grzechu, to z cza­
sem staje się niegodny łask Bożych i w rzeczy sa­
mej otrzymywać je będzie w mierze coraz szczuplej­
szej, — wedle zasady wypowiedzianej przez samego
P. Jezusa, że pereł nie miota się przed wieprze nie
rozumiejące się na ich wartości. W ten sposób dźwi
ganię się z upadków sprawiać będzie grzesznikowi
coraz większe trudności, aż wkońcu stanie się dla
niego jakby niemożliwe. Zresztą nawet po ludzku
rzeczy biorąc, muszą owe ciągłe nawroty do grze­
chów w zasadzie nibyto porzuconych na zawsze znie­
chęcać niedbałego chrześcijanina i sprowadzać go na
drogę oziębłości corazto bardziej zdecydowanej i nie­
bezpiecznej.
W rzeczywistości też, jak to stwierdzają dusz­
pasterze i spowiednicy, niedbali i lekkomyślni słudzy
Marii, o których właśnie mówimy, nie pozostają p ra­
wie nigdy przez czas dłuższy w tym samym stanie,
to jest w tym samym stosunku do Boga i Matki Bo­
żej. Jedni po niedługim okresie pewnego wahania,
kiedyto jeszcze zdarzają się im ciężkie upadki w grze­
chy, wchodzą stanowczo na drogę szczerej i głębo­
kiej pobożności, która ich zabezpiecza przed wszel­
kim grzechem śniertelnym. Inni natomiast, którzy
łaski Boże przyjm ują tak, jakby się im należały, i za
— 45 —

wielką rzecz to uważają, że przynajmniej czasem


opierają się pokusie do grzechu, zapadają się coraz
bardziej w trzęsawisku oziębłości i lekkomyślności
i wkońcu stają w rzędzie niepoprawnych wielkich
grzeszników. Tak to już zawsze i wszędzie dzieje się
w walce duchownej, że albo idzie się naprzód i wgórę,
albę dusza nieuchronnie zsuwa się wdół ku przepa­
ści piekielnej.
'P rzyczyną powtarzających się okazyjnie upad­
ków bywa u wielu sług Marii naturalna jakaś m ięk­
kość i słabość woli, którychto wad dusza nie stara
się opanować. A tymczasem nikt nie może być
doskonałym dzieckiem Matki Bożej, kto nie nabywa
w mierze coraz wyższej męstwa chrześcijańskiego.
Możnaby sądzić, że miękkość przyrodzona usposabia
chrześcijan do najdoskonalszego nabożeństwa ku Matce
Najśw. Lecz w rzeczy samej tak nie jest. Jak pod­
stawą religijności i pobożności wogóle nie jest miękkie
uczucie, lecz rozum i wola podniesione ku wyżynom
nadprzyrodzonym przez łaskę Bożą, tak i nabożeń­
stwo do Matki Najśw. nie na miękkości uczuć się opie­
ra, lecz w uczuciach jedynie znajduje pewną pomoc
i zachętę, a samo w sobie jest czysto duchowym
i nadprzyrodzonym stosunkiem duszy do Marii, —
a stosunek ten niewiele ma wspólnego z czułością,
tym mniej z przeczuleniem. Najśw. Maria P. jest
coprawda Matką, która tkliwiej kocha, niż jakakol­
wiek inna m atka kochać może, ale ta tkliwość Nie­
pokalanej jest nieskończenie różna i daleka od mięk­
kości i słabości, jaka cechuje grzeszną naturą ludz­
ką. Tkliwość Matki Najśw. łączy się z męstwem ta­
kim, jakiego szukalibyśmy daremnie u największych
w Kościele Męczenników. Czyż nie nazywamy Matki
Najśw. Królową Męczenników?... A jeśli tak mężna
jest tkliwość Matki naszej Niebieskiej, to również na­
— 46 —

bożeństwo dusz chrześcijańskich do Marii musi być


dalekie od tej miękkości, jakiej prawie zawsze
poddają się ludzie żyjący wedle wymagań natury.
Tylko przy usilnym i wytrwałym dążeniu do wznie­
sienia się ponad swą przyrodzoną miękkość zdoła
sługa Marii zerwać całkowicie i ostatecznie z grze­
chem ciężkim i tylko na tej drodze jego nabożeń­
stwo do Matki Bożej stanie się wkońcu prawdziwie
doskonałym.
Musi to zatem koniecznie zrozumieć każdy, kto
pragnie należeć do najlepszych dzieci Marii, a czuje,
że jeszcze na to miano i szczęście nie zasłużył, — że
zawzięta walka z ukrytym i w nas namiętnościami
i słabościami jest jednym z najistotniejszych obo­
wiązków dzieci Marii, — że zatem w służbie tej Mat­
ki Niebieskiej trzeba koniecznie nieustannie zapie­
rać się siebie, natury swojej, miłości swojej własnej.
Jeśli dusza tej prawdy nie pojmuje i tego warunku
nie spełnia, jej nabożeństwo do Matki N. pozostaje
zawsze dziwnie powierzchowne i niepewne, a wkońcu
nawet zupełnie wygasa.
Jak z powyższego łatwo wnioskować, stanowi
nabożeństwo do Matki Najśw. nierozdzielną całość
z Ż3'ciem duchownym chrześcijanina wogóle. Jak
w całym życiu pobożnym i doskonałym na pierw­
szym planie musi zawsze być zasada walki ze złem
we własnej naturze i ciągłe zapieranie się „starego
człowieka11, czyli ukrytej a niezdrowej miłości włas­
nej, tak i nabożeństwo duszy chrześcijańskiej do N.
Marii P. ma większą lub mniejszą wartość zależnie
od usilności, jaką się wkłada w zwalczanie w sobie
grzechu i tego, co do grzechu wiedzie. Czysto ze­
wnętrzna dewocja, jaka w niektórych duszach istnieje
obok wyraźnego przywiązania do grzechów, albo
obok niedbałości w zwalczaniu namiętności, jest rze­

ł
— 47

czą bezwartościową, a nawet trąci wyraźnie obłudą.


Jeśli naogół gardzi się taką dewocją, to bardzo
słusznie.
Cóż zatem należałoby zalecić duszy, która brnie
coraz dalej w niebezpiecznej oziębłości ducha, upa­
dając nawet dość często w grzechy śmiertelne, mimo
swego nabożeństwa do Matki Najśw.? Czy ma ona
zaprzestać wszelkich ćwiczeń na cześć Matki Bożej,
by tak wyzbyć się przynajmniej obłudy? Tej rady
napewne nie udzieli jej nigdy przewodnik duchowny,
mający odrobinę ducha Bożego. Przeciwnie, zachę­
cać ją będzie usilnie do podwojenia modlitw swoich
na cześć Ucieczki grzeszników, nalegając jednak rów­
nocześnie na rozpoczęcie nieubłaganej walki ze zły­
mi skłonnościami i innymi wrogami zbawienia- Albo­
wiem nabożeństwo jakiekolwiek do Matki Najśw.,
w którym przybija choć odrobinę dobrej woli, ma
mimo wszystko swoją wartość i może wkońcu stać
się deską ocalenia dla ginącej duszy. Już sama wy­
trwałość w takim nabożeństwie świadczy poniekąd
o szczerej woli zerwania z grzechem. Jest to może
wola słaba, jak pajęczyna, lecz w każdym razie
istnieje- Więc przynajmniej dusza nie stawia zacię­
tego oporu łasce Ducha św., i tak jest choć iskierka
nadziei, że w końcu przez nieskończone miłosierdzie
Boże i potężne wstawiennictwu Ucieczki grzeszni­
ków dusza przecież się zbawi, a może i uświęci.
Czyż nie podają święci pisarze rozlicznych przy­
kładów na to, jak niekiedy jedno „Zdrowaś Maria “
odmawiane przez grzesznika czy oziębłego chrześci­
janina codziennie, lub może tylko od czasu do cza­
su, albo ine proste i łatwe nabożeństwo, jakie za­
chował z dawniejszej swojej żarliwej pobożności,
przywiodło go wkońcu do całkowitego oddania się
Bogu ^albo przynajmniej wyjednało mu serdeczną
— 48 —

skruchę w godzinę śmierci?... Lubo więc same ćwi­


czenia pobożne odprawiane ku czci Najśw. Marii P->
bez usilnego starania o zerwanie z wszelkim dobro­
wolnym grzechem, przynajmniej śmiertelnym, mają
wedle zgodnego zdania teologów i Świętych wartość
bardzo ograniczoną i zasługują wobec P. Boga na
•brzydeznie. to przecież i te nikłe ślady dobrej woli
należy cenić wysoko w duszy chrześcijańskiej i pod­
trzymywać je wszelkim możliwym sposobem, choćby-
pozatym nic więcej dla duszy niewiernej łasce i zbłą­
kanej uczynić się nie dało. Ufać wówczas należy,
że nieprzebrana dobroć Matki Najśw. uprosi wkońcu
dla owej duszy słabej i lekkomyślnej cud zmiłowa­
nia Bożego, i łaskę ostatecznego nawrócenia.
Już zwykła ludzka sprawiedliwość zna prawo
łaski monarszej. We wszystkich kulturalnych k ra­
jach głowa , państwa ma prawo ułaskawiania zło­
czyńców, którym wedle obowiązujących ustaw nale­
ży się kara śmierci. I istotnie każdy naczelnik pań­
stwa korzysta w szerokiej mierze z tego przywileju
swego. Opierając się na nauce Świętych i samegoż
Kościoła nie zbłądzimy twierdząc, że Najśw. Maria
P. uzyskała od Boskiego swego Syna ten sam przy­
wilej ułaskawiania grzeszników zasługujących jedy­
nie na potępienie — owszem, że uzyskała ten przy­
wilej w mierze nieskończenie szerszej, niż jakikol­
wiek monarcha na świecie. Jest Ona przecież Kró­
lową nieba i Matką Syna Bożego... Choćby więc
chrześcijanin oziębły i grzeszny nie mógł liczyć wedle
zasad sprawiedliwości na jakiekolwiek łaski Boże,
ani nie miał prawa spodziewać się zbawienia, Matka
Najśw. jako Ucieczka niezawodna grzeszników może
mu wstawiennictwem swoim wyjednać ułaskawienie,—
i napewne wyjedna- Niech tylko nieszczęsny dźwiga
się, jak umie, z upadków swoich i niech nie zaprze-
— 49 —

staje przynajmniej tych drobnych ćwiczeń pobożnych,


do jakich może przyzwyczaiła go jeszcze w dzie­
cięcych latach pobożna matka albo do jakich się
przyzwyczaił w okresie dawniejszej większej gor­
liwości. Niech uznaje codziennie w najgłębszej po­
korze, że nie ma prawa do zmiłowań Bożych, —
niech pomni co chwila na to, że za każdy grzech
ciężki najsłuszniej należy mu się piekło, ale przy
tym wszystkim niech prosi i błaga bezustannie
o ułaskawienie przez miłosierdzie najdobrotliwszej
Matki Jezusowej, która raczy się nazywać także i jego
Matką. Taka niezmienna i pokorna ufność ocaliła
już wiele dusz od wiecznego potępienia, a niejednej
z nich zapewniła wkońcu prawdziwe i trwałe na­
wrócenie i wejście na drogę świętości.

fPrzykład.

Piotr Rudder, robotnik zamieszkały w Jabbeke


we Flandrji dnia lfi lutego 18fi7 r. złamał nogo po­
niżej kolana i to tak nieszczęśliwie, że na znaczrri
przestrzeni kość została zgruchotana na drobne k a ­
wałki. Cieżkie drzewo spadło Rudderowi na nogę-
Zabiegi kilku lekarzy, by nogę złożyć, na nic się
nie przydały. Noga poczęła ropieć tak silnie, że
sama obecność Ruddera była niemała przykrością
dla otoczenia. F akt zupełnego zdruzgotania kości
nie ulegał wątpliwości, gdyż dolną część nogi można
było obracać na wszystkie strony.
Przez całe 8 lat cierpiał tak nieszczęśliwy ro ­
botnik, nie mogąc pracować na utrzym anie rodziny
swojej- Położenie jego w znaczeniu ludzkim stało
się zupełnie beznadziejne, gdyż najbieglejsi lekarze
nie mogli mu udzielić skutecznej pomocy. Ale Rudder
był człowiekiem nietylko wierzącym, lecz szczerze
50 —

pobożnym, — więc powziął nadzieję, że Najśw, Marja


P., nazywana wszak przez cały Kościół uzdrowieniem
chorych, wyjedna mu ulgę albo całkowite uzdrowie­
nie. Usłyszawszy o cudach dziejących się tak często
w Lourdes postanowił sam udać się na to miejsce
święte- Istotnie dnia 7 kwietnia 1875 r. pojechał
mimo trudności spowodowane ciężkim kalectwem
w towarzystwie żony do Lourdes- W cudownej gro­
cie modlił się serdecznie wraz z innymi pielgrzy­
mami i snąć szczerą modlitwą swoją i bezgraniczną
ufnością zadał gwałt Sercu Marii Niepokalanej. Oto
bowiem w pewnej chwili poczuł, że dzieje się z nim
coś niezwykłego, Dziwne wtrząśnienie przechodziło
całą jego naturę- Stracił w końcu na chwilę przy­
tomność. Przyszedłszy do siebie zawołał: Mój Boże,
gdzie ja jestem?-. Poznał, że jest bez kul i że klęczy
o własnej mocy— Wdzięczność bezgraniczna prze­
pełniła jogo serce, gdy czuł już i wiedział, że uzdro­
wienie jego jest zupełne. On, który od 8 lat i kroku
zrobić nie mó<rł bez pomocy kul, oparł te znaki
dawniejszej słabości swojej o ścianę cudownej groty,
by świadczyły o dokonanym cudzie- Wiadomość
0 zaszłym cudzie rozeszła się w mgnieniu oka mię­
dzy pątnikami. Uzdrowionego Ruddera otoczyły
tłumy ciekawych, którzy oglądali uleczoną w jednej
chwili jego nogę, i ze łzami razem z Rudderem dzię­
kowali Niepokalanej za nowy a tak widoczny dla
wszystkich cud.
Badania lekarzy,które były bardzo dokładne i wie­
lokrotnie powtarzane, stwierdziły z całą pewnością, że
noga Ruddera, zdruzgotana zupełnie poniżej kolana
1 wisząca wolno na skórze i ścięgnach, po powrocie
Ruddera z Lourdes była zrośnięta tak dokładnie, że
zaledwie lekka blizna na skórze i kości pozostąłą
51

w tym miejscu, gdzie poprzednio była ropiąca rana,


nie dająca się zleczyć mimo wieloletnich zabiegów
lekarskich.
Cudowne uleczenie Ruddera sprawiło przedziwne
skutki w duszach i obudziło nadzwyczajną gorliwość
w Jabbeke, rodzinnej miejscowości Ruddera. Przed
cudem miejscowość ta słynęła z niedowiarstwa i złych
obyczajów. Po opisanym właśnie fakcie ludność
tłumnie poczęła uczęszczać do Kościoła i do Sakra­
mentów św.
Zjeżdżali się też do Ruddera lekarze i duchowni
z różnych stron, aby naocznie stwierdzić cud, któ­
rego sława rozchodziła się po całym kraju.
Cześć i dziękczynienie niechaj będzie Marji Nie­
pokalanej za Jej dobroć dla cierpiących i miłosier­
dzie bezgraniczne dla grzesznych!

ROZDZIAŁ V.
D usze c z y ste i n ie w in n e ra d o ś c ią
N ie p o k a la n e g o S e rc a M arii.

esznik nałogowy nie umie sobie wyobrazić,


y ktokolwiek na świecie żył bez grzechu. Co-
najwyżej uzna wobec faktów nie dających się zaprze­
czyć, że nie wszyscy dorównują mu w złościach, ale
nie wierzy w to, by jakikolwiek człowiek trzym ał się
zawsze i wszędzie w przeciągu lat całych i dzie­
siątków lat zdała od grzechów ciężkich. Gotów o fa-
ryzejską obłudę posądzać tych, którzy postępowa­
niem swoim pozyskali sobie opinię ludzi świątobli­
wych, niewinnych, Bogu całkowicie oddanych...
Jednakże dzięki nieskończonej dobroci Bożej
i działającej bezustannie w duszach łasce ludzkość
4*
52 —

nie jest tak beznadziejnie zła, — nie jest tak pogrą­


żona bez reszty w nieprawościach, — jak to sobie
wspomniani wyżej grzesznicy wyobrażają. Dusze głę­
boko pobożne i prawdziwie niewinne po wszystkie
czasj' żyły w Kościele katolickim, (a w pewnej mierze
nawet i poza Kościołem) i podziśdzień mimo strasz­
nego zepsucia zalewającego świat cały żyje takich
dusz niemało na łonie Kościoła Chrystusowego.
Mówiąc o duszach niewinnych mamy na myśli
nietylko tych, którzy nigdy w życiu ciężko nie obra­
zili P. Boga,— a liczba ich niestety bardzo jest
szczupła,— lecz także innych, którzy po okresie nie­
wierności albo i ciężkich i licznych grzechów rozpo­
częli szczerą za grzechy pokutę i wraz z Magdaleną
starają się cym goręcej miłować Boga, im ciężej obra­
żali Go dawniej. Wobec P. Boga między duszą nie­
winną w ścisłym znaczeniu, to jest taką, która nigdy
nie zgrzeszyła, a duszą względnie niewinną, która
żalem i pokutą stara się zadośćuczynić za winy swoje,
nie ma prawie różnicy. A jeśli jest w czym różnica,
to nade wszystko w tym fakcie stwierdzonym przez
samego P. Jezusa, że „większa będzie radość w nie­
bie nad jednym grzesznikiem pokutę czyniącym, niż
nad 99 sprawiedliwymi, którzy nie potrzebują po­
kuty* (Łuk. 15, 7.) Cokolwiek się stało, „odstać" się
nie m oże,— więc grzech popełniony przez człowieka
pozostanie dlań na wieki niezatartym wspomnieniem.
Lecz dla tych, którzy w duchu gorącej miłości ku
Bogu pokutują za winy swoje, — dla tych zwłaszcza,
którzy już w niebie twarzą w twarz oglądają nie­
skończoną piękność Różą, wspomnienie to już nie
jest udręczeniem, tylko nową a bardzo silną pobud­
ką do umiłowania P. Boga nieskończenie dobrego.
Widzi to wszelka dusza łaską oświecona, widzi zwłasz­
cza wszelka dusza wybrana w niebie, że upadek jej,
— 53 —

skutkiem cudownego działania łaski, przemienił się


w tym większa, chwałę Bożą.
Otóż wszystkie dusze czyste i niewinne w wy-
łuszczonym właśnie znaczeniu stanowią przedmiot
szczególnego upodobania i najsłodszej radości dla
Niepokalanej Matki Bożej. Gdy Królowa Niebieska
macierzyńskim wzrokiem spogląda na ludzkość, smu­
tek niewymowny ją ogarnia (o ile smutek w pew­
nym przynośnym znaczeniu ma miejsce w niebie),
że tak często obrażają Boskiego jej Syna ci właśnie,
za których On um arł na krzyżu, — że bezbożnością
i obojętnością religijną zalana jest ziemia. Gdyby
w niebie możliwe było cierpienie w zwyczajnym
znaczeniu, to dziś Matka Najśw. w niebie królująca
byłaby Matką Bolesną w znaczeniu stokroć praw-
dziwszym, niżeli była na Kalwarii w chwili konania
najmilszego jej Syna. W rzeczywistości N. Maria P.
na podobieństwo samego P. Jezusa brzydzi się co-
prawda bezgranicznie każdą obrazą Bożą i ubolewa
nad nią serdeczniej, niż jakakolwiek dusza święta na
ziemi, lecz to ubolewanie nie umniejsza w niczem
tego najdoskonalszego pokoju, tej szczęśliwości nie­
wypowiedzianej, jakiej w niebie Matka Najśw. używa.
Wątpliwości wszakże nie ulega, że widok niezliczo­
nych złości i niewdzięczności ludzkich jest powodem
jak najgłębszego smutku dla Królowej niebios. Ale
za to jakże słodkiej ulgi doznaje Niepokalane Serce
Marii, gdy się zwraca ku tym błogosławionym du­
szom, które trzym ają się nieskończenie daleko od
grzechu śmiertelnego, tak iż prawdziwie gotowe są
umrzeć na miejscu, niż obrazić czymkolwiek Majes­
tat Boży! Jak Ojciec Przedwieczny wyrzekł nad
P. Jezusem to znane słowo: „Ten jest Syn mój miły,
wktórymem sobie upodobał” (Mat. 3.17.), tak i Matka
Najśw. może wskazać na dusze w niewinności żyjące
— 54 —

i nienawidzące całym sercem grzechu mówiąc: Oto


są prawdziwie umiłowane dzieci moje, stanowiące
radość mego serca i droższe mi nad liczne zastępy
tych sług moich, którzy ani do Syna mego ani do
świata wyłącznie nie należą, lecz równocześnie prag ­
ną i Bogu się podobać i złe swoje skłonności zado-
w lnic...
Dusze bez grzechów ciężkich żj^jące otrzymują
najbardziej wyborowe łaski przez pośrednictwo Najśw-
Marii P. Nierzadko wytrwałymi modlitwami w ypra­
szają sobie doczesne błogosławieństwo, cudowne
uzdrowienie lub niezwykłe powodzenie w trudnych
przedsięwzięciach. Ale to są łaski raczej dodatkowe.
Przede wszystkim Bowiem Matka Najśw. ubogaca
wewnętrznie dobrami naprzyrodzonymi tych wszyst­
kich, którzy starają się należeć do Jej najlepszych
dzieci, i w tym celu z największą starannością ucie­
kają przed obrazą Bożą. Nasamprzód mądrość praw ­
dziwie Boża staje się udziałem tych szczęśliwych
dusz, tak iż żadna złuda ziemska ich nie oszuka ani
do upadku nie przywiedzie. Znikomość wszelkiego
dobra stworzonego staje się dla duszy żyjącej pod
wyjątkową opieki Marii Niepokalanej czymś oczy­
wistym, a z tej mądrości wypływają już potem jakby
naturalnie i z konieczności inne cnoty naprzyrodzo-
ne. Z tej też mądrości rodzi się wielka miłość ku
P. Bogu, — ta miłość, która jest początkiem i koń­
cem prawdziwej doskonałości i najgłębsza jej istotą.
Otrzymawszy te prawdziwie nieocenione łaski staje
się dusza coraz bardziej obojętną na rzeczy tej zie­
mi, na korzyści i wygody czy przyjemności swoje,
a poczyna żyć wyłącznie Bogiem i dla Boga. Coraz
rzadziej doprasza się tedy dusza o łaski jakieś do­
czesne i choćby żadna jej prośba dotycząca spraw
doczesnych nie została wysłuchana, trwać będzie
- 55

w tkliwej swej miłości ku Niebieskiej swojej Matce.


Czuje doskonale, że już nic na wieki nie oderwie jej
od stóp Marii ani nie zdoła oziębić w jej sercu tej
dziecięcej miłości, jaką dla Marii Niepokalanej od­
czuwa. Tak głębokie przejęcie się duchem serdecz­
nego nabożeństwa do Matki Bożej jest zdaniem wszyst­
kich świętych pisarzy najpewniejszym zadatkiem
ostatecznego wytrwania w dobrym, a nawet bywa za­
powiedzią wielkich postępów na drodze świętości.
Niezmiernie więc hojną okazuje się Najśw. Maria P.
dla tych dzieci swoich, które robią wszystko, co mogą,
by niczem nie zasmucać Serca swej Niebieskiej Matki,
lecz przeciwnie sprawiać Jej postępowaniem swoim,
niewinnością swoją, jak najwięcej radości. I byłoby
to rzeczą wprost niezrozumiałą, gdyby działo się
inaczej. Jeśli bowiem jest faktem niezaprzeczonym,
że Maria jako Matka miłosierdzia tak bardzo łaska­
wą okazuje się dla grzeszników, nawet dla ludzi
częściowo złą wolę ujawniających, to jakże mogłaby
ta Matka najlepsza nie odnosić się miłośnie do tych,
którzy starają się miłować Ją tak doskonale i tkli­
wie, jak to tylko duszy na ziemi żyjącej jest moż­
liwe! Chwilami sama dusza niewinna i Matce Najśw.
całkowicie oddana pozostaje w niepewności, czy mo­
że Maria Niepokalana dla grzechów jej nie odwró­
ciła się od niej. Ale wątpliwości takie stanowią je­
dynie chwilowe doświadczenie Boże, po którym dusza
zdobywa się na ufność tym serdeczniejszą w swej
niebieskiej Orędowniczce i Matce. I tak więzy łą ­
czące duszę niewinną i czystą z Marią Niepokalaną
stają się coraz silniejsze, a tym samym zbawienie
i uświęcenie duszy zyskuje coraz więcej upewniają­
cych rękojmij. . ,
Nabożeństwo dusz czystych do Najśw. Marii P.
różni się bardzo pod wielu względami od takiegoż na­
— 56 —

bożeństwa, jakie okazują Matce Najśw- chrześcijanie


niezupełnie jeszcze wolni od grzechów ciężkich.
W usposobieniu wszystkich grzeszników zauważyć
można tę wspólną cechę, że hołdują oni w wysokim
stopniu samolubstwu. Nie obrażaliby przecież tak
często P. Boga, gdyby się umieli wznieść ponad niskie
upodobanie we własnej wygodzie i przyjemności. Tę
cechę samolubstwa ma również nabożeństwo grzesz­
ników do Matki Najśw., jak wogóle całe ich życie
religijne. Jeśli trw ają w tym nąbożeństwie, to prze­
de wszystkim w tej myśli i nadziei, że za wstawien­
nictwem Matki Bożej unikną piekła mimo liczne
upadki swoje. Pobudki wyższe do umiłowania Matki
Najśw. i oddawania Jej czci są dla grzesznika nie­
zrozumiałe i nie działają na jego umysł i serce. Nikt
oczywiście twierdzić nie może, że nabożeństwo do
Matki Najśw. z takiego źródła wypływające jest bez­
wartościowe lub złe. Owszem, ma ono swoją wartość,
bo istotnie niejeden już grzesznik przez takie nie­
doskonałe nabożeństwo do Marii uchronił się od po­
tępienia wiecznego. Ale ileż skaz ma w oczach Bo­
żych takie nabożeństwo grzesznika! Jak bardzo też
ubolewać musi nad tym Matka Najśw. Niepokalana,
że wielu sług Jej i czcicieli nie stara się o oczysz­
czenie i doskonalenie swego do Niej nabożeństwa.
Co się tyczy dusz oddawna stale żyjących w ła ­
sce Bożej, to wyzwoliły się one już bardzo znacznie
z grubego owego samolubstwa, jakiemu każdy czło­
wiek z natury podlega i z którego otrząsa się do­
piero na wyższych szczeblach rzetelnej chrześcijań­
skiej pobożności. To też i nabożeństwo tych dusz
czystych do Matki Bożej nabiera co raz bardziej cech
nąitości dziecięcej i bezinteresownej. Wprawdzie sa­
mo wyzwolenie się z pęt grzechowych nie wprowa­
dza duszy odrazu na szczyty doskonałości, więc
57

i miłość duszy niedawno nawróconej z grzechów nie


jest jeszcze wolna od pewnych cech duchownego
sobkostwa, lecz oznacza to już nadzwyczajny postęp
duszy, że zrozumiała ona konieczność zwalczania
w sobie miłości własnej i że istotnie toczy już tę
walkę z naturą swoją, starając się jak najmniej my­
śleć o Sobie, a coraz wyłączniej o Bogu i o sprawach
Bożych. Jak wszystkie modlitwy tej duszy postępu­
jącej mają za cel główny uwielbianie Majestatu Bo­
żego i przyspieszenie rozwoju królestwa Bożego na
ziemi, tak i nabożeństwo jej do Najświętszej Matki
Jezusowej z ducha miłości bezinteresownej wypływa
i pomnożenie tego ducha w sobie i w innych ma na
względzie.
Nie należy stąd wnioskowe, że dusza głęboko
pobożna nie zwraca się nigdy do Matki Najświętszej
z prośbą o pomoc w sprawach duchownych i docze­
snych. Przeciwnie, jak najczęściej zanosi te prośby.
Tym się jednak różni od grzeszników, że wszystko,
więc nawet postęp swój duchowny, uświęcenie swoje,
umie odnosić do Boga, szukając w tym wszyst­
kim chwały Bożej. Rozumie i uznaje, że nie Bóg
istnieje dla niej, tylko ona dla Boga. Tę samą cechę
miłości bezinteresownej ma nabożeństwo duszy po­
bożnej do Najśw. Marii Panny. Przynajmniej od cza­
su do czasu, w pewne uroczystości Mariańskie, dzię­
kować będzie z głębi serca P. Bogu za łaski i przy­
wileje udzielone Królowej wszystkich Świętych. Ko­
chać będzie Matkę Bożą nietyle dla dobrodziejstw
przez Jej wstawiennictwo otrzymanych, lecz prze­
de wszystkim z pobudek wyższych, więc dla niepo­
jętej świętości Jej, oraz dla naśladowania przykładu
P. Jezusa, który z miłością bezgraniczną odnosił się
i dziś odnosi do Swojej Niepokalanej Matki.
— 58 —

Tak doskonałe i miłością natchnione nabożeń­


stwo do N- Marii P. wychodzi duszy na jak naj­
większy pożytek, Królowa niebios nie pozwoli się
nikomu przewyższyć w wielkoduszności i wspaniało­
myślności. Im bardziej przeto dusza zapomina o so­
bie w nabożeństwie swoim do Niej, tym tkliwiej
miłuje ją Maria i tym cenniejsze łaski wyprasza jej
u swego Boskiego Syna. To też w parze z doskona­
łym nabożeństwem do Matki Bożej idziejzawsze wiel­
ki i szybki postęp w miłości ku Bogu i we wszyst­
kich cnotach.
Ktokolwiek ubolewa nad tem, że nazbyt wielką
jest jego nędza duchowna i że oddawna życie jego
duchowne nacechowane jest miernotą i częściowym
bezwładem, niech zwróci baczniejszą uwagę na swoje
nabożeństwo do Matki Najśw., gdyż zapewne są w nim
znaczne braki. Bo przecież droga do Jezusa wiedzie
przez Marię...
Przykład.

Joachima Dehant. licząca lat 29 i zamieszkała


w Gesves w Belgii, ma na prawej nodze wrzód, który
pokrywa dwie trzecie części tejże nogi Cierpi na ten
wrzód od lat dwunastu. Rana jest w stanie tak okrop­
nym, że mimo licznych bandaży ropa przecieka na
zewnątrz. Przy zmianie bandaży odpadają kawałki
ciała. Fetor przytem jest tak nieznośny, że obecni
przy niej ludzie dostają mdłości...
Dnia 10 września chora wyjeżdża do Lourdes wraz
z pielgrzymką z Liege, aby w położeniu po ludzku
beznadziejnym szukać pomocy u Najśw- Matki Jezu­
sowej.
Przybywszy po długiej i nużącej podróży do •
cudownego miejsca udaje się Joachima o kulach,

»
- 59 —

z największym wysiłkiem do świętej groty,— około


godz. 3. zrana dnia 13 września 1878.
Przy pomocy życzliwych osób zanurza się po
szyję w cudownej sadzawce prosząc Dziewicę Nie­
pokalaną o cud... Tymczasem rana na nodze sprawia
chorej takie boleści, że trzeba z jej strony najwięk­
szego wysiłku, by wytrzymać tę mękę. Joachima wy­
chodzi z kąpieli po upływie pół godziny, lecz nara-
zie nie czuje ulgi.
Pełna świętej ufności prosi chora około g 9
o drugą kąpiel, i pozostaje w niej przez dwadzieścia
siedem minut... <
Początkowo znowu ból straszny... Lecz gdy po
skończonej kąpieli przyjaciółka chorej Leonia po­
czyna wyciskać wodę z bandaży, pokazuje się, że
rana już nie boli. Leonia przyciska coraz mocniej...
ani śladu boleści. Wówczas opiekunka zdejmuje ban­
daż i w zdumieniu najwyższym woła: Joachimo, rany
nie ma ani śladu. Jesteś uzdrowiona...
Znikła w jednej chwili rana gnijąca już od 12
lat, długa na 30 centymetrów, szeroka na 15.
Telegram donoszący o cudownym uzdrowieniu
doszedł do rodziny Joachimy w Gesves następnego
dnia. Łatwo się domyśleć, jakie wywarł tam w ra­
żenie ..
Ojciec Joachimy dowiedziawszy się o cudzie
dostał takich nerwowych drgawek, że musiano go od­
prowadzić do domu. Gdy Joachima ukazała się na
dworcu kolejowym w pełni zdrowia, ojciec stracił
prawie przytomność i nie mógł poznać swej córki.
Matka rzuca się jej w objęcia, płacząc z radości...
Joachima odtąd po dwa razy każdego roku uda­
wała się do Lourdes w pielgrzymce dziękczynnej,
ciesząc się stale najlepszym zdrowiem.
60 -

ROZDZIAŁ VI.
D ążen ie d o d o sk o n a ło śc i p o d o k iem M atki B ożej.
jjążenie do ewangelicznej doskonałości, to nic in-
®Jifi§nego, jak naśladowanie Boskich przykładów
Wcielonego Syna Bożego- Kto postanawia wejść na
tę trudną drogę, zapalał snąć już szczególną miłością
ku P. Jezusowi i z miłości ku Niemu pragnie ćwi­
czyć się w cnotach coraz wznioślejszych. A czy Najśw.
Matka Jezusowa mogłaby być obojętna dla tych, któ­
rzy rozmiłowali się w Boskim Jej Synu? To też pew­
ną jest rzeczą, że wszystkie dusze dążące do dosko­
nałości pozostają pod wyjątkową opieką M arii,— że
jest Ona dla nich Matką w znaczeniu o wiele wznio­
ślejszym, niżeli dla ogółu dusz chrześcijańskich i po­
bożnych.
Im goręcej dusza święta miłuje Boga, tym usil­
niej zabiega o to, by pomnożyć liczbę dusz dla Boga
tylko żyjących i Bogu całkowicie oddanych. Gorli­
wość o uświęcenie bliźnich stanowi jakby jedną i tę
sama cnotę z miłością ku Bogu. Jeśli przeto Najśw.
Matka Boża miłuje Boga ponad wszelkie nasze po­
jęcie, jak tego naucza wiara i jak jednozgodnie tw ier­
dzą Święci, to któż może o tym wątpić, że ta Kró­
lowa wszystkich Świętych pała niezmiernie gorącym
pragnieniem uświęcania dusz ludzkich. Jakże bardzo
musi się więc radować Serce Jej Niepokalane, gdy
Ona widzi u stóp swoich duszę spragnioną jak n aj­
większych postępów w cnocie, — w miłości zwłaszcza
ku Boskiemu Jej Synowi,
I nawzajem, dusza do doskonałości powołana
i przez Ducha św. oświecona widzi to jasno i wy­
czuwa, że tylko pod szczególną opieką Matki Bożej
zdoła się wznieść na szczyty mistycznego Karmelu
i osiągnąć zjednoczenie z Bogiem. To też trzyma się
— 61

jak najbliżej niebieskiej Matki swojej. Tak jasnym


jest to przecież dla niej, że niepodobna należeć bez
podziału do Jezusa nie kochając bardzo gorąco Jego
Niepokalanej Matki, która On miłuje bardziej, niż
ludzkość całą, niż wszystkie razem chóry anielskie.
Miłość dziecięcą ku Matce Najśw. w duszy dą­
żącej do doskonałości można uważać za dokładny
sprawdzian jej ogólnego postępu duchownego Dzia­
łanie łaski Bożej jest widocznie bardzo silne w du­
szy, gdy ona zrozumiała, że nabożeństwo do Matki
Bożej nie jest litylko jednym ze szczegółów życia po­
bożnego,— nabożeństwem takim, jak skłonność do
kogokolwiek ze Świętych Pańskich, lecz że stanowi
na drodze do zjednoczenia z Bogiem czynnik jak naj­
bardziej istotny, — że jest nieodzownym warunkiem
otrzymania tej obfitości łask Bożych, bez której nikt
nie osiągnie doskonałości, — bez której może nawet
narazić zbawienie swoje.
Powołanie do doskonałości nic innego nie ozna­
cza, jak wybranie Boże do wejścia na drogę dzie­
cięctwa nadprzyrodzonego. — do stosunku coraz
bardziej dziecięcego z Ojcem Niebieskim, — do
upodabniania się przez wytężoną pracę nad sobą
do jednorodzonego Syna Bożego- Doskonałą staje
się dusza chrześcijańska w tym stopniu, w jakim
odtwarza w sobie żywy obraz Jezusa Chrystusa,
wjmiszczonego jako ofiara całopalna w ogniu miło­
ści Bożej.. Lecz jak P. Jezus nietylko jest jedno-
rodzonym Synem Ojca Przedwiecznego, ale jako
człowiek jest najprawdziwszym Synem Marii Niepo­
kalanej, — tak dusza doskonałości spragniona musi
koniecznie przejąć się duchem dziecięctwa nietylko
w stosunku do Boga, lecz na drugim miejscu rów­
nież dla niebieskiej Matki swojej Marii, Jedno od
drugiego jest nieoddzięlne.
— 62 —

Duszą doskonałości chrześcijańskiej, jej po­


czątkiem i końcem, jest miłość ku Bogu — miłość
wyrażająca się nasamprzód wewnętrznym usposobie­
niem, to jest wolą skierowaną ku Bogu i jednoczącą
się z Bogiem, następnie czynami ofiarnymi, wyko­
nywanymi dła chwały Bożej- Bez miłości nawet ide­
alna poprawność życia zewnętrznego (jeśli ona jest
możliwa) nie ma wartości przed Bogiem. Czyliż je­
dnak może jakiekolwiek serce ludzkie miłować
szczerze i gorąco Boga, pozostając obojętn 3rm dla
Tej, która jest Matką Sj-na Bożego? Psychologicznie
byłoby to niezrozumiałe. Leży to już w naturze mi­
łości wszelkiej, że obejmuje ona nietylko jedną wy­
braną osobę, lecz razem z nią wszystkich tych, któ­
rzy jej są bliscy i drodzy. Więc nikt wątpić o tern
nie może, że miłość Jezusa i Marii nieoddzielne są
od siebie. Ci przeto, którzy najusilniej ćwiczą się w mi­
łości ku Zbawicielowi, — a zaliczają się do nich
przede wszystkim dusze dążące do doskonałości —
będą się zawsze odznaczali wyjątkowo gorącym na­
bożeństwem do Matki Bożej. Jeśli, tego objawu nie
ma w ich życiu duchownym, to rzekome ich dążenie
do doskonałości jest jakimś nieporozumieniem...
Niewymownego szczęścia doznałaby wszelka
dusza Bogu oddana, gdyby jasno zdała sobie spra­
wę z upodobania, jakie ma w niej Najśw. Matka Je ­
zusowa. Kocha Ona przecież dusze w miarę ich co­
raz bliższego stosunku do Jezusa- Serce Jezusowe
i Serce Jego Niepokalanej Matki nastrojone są na
jeden i ten sam ton, jedno mają dążenie, jednym
tętnią życiem i jedną miłością. Jeśli zatem niewąt­
pliwą jest rzeczą, że P. Jezus nieskończenie goręcej
miłuje duszę jemu oddaną, niż ona zdolna jest mi­
łować swego Zbawiciela, to również miłość Marii do
każdej oblubienicy'Jezusow ej — bo taki tytuł daje
— 63 —

sam Kościół duszom do doskonałości dążącym —


jest wyższa nad wszystko co sobie słaby umysł nasz
wyobrazić może. Twierdzi się wprawdzie często, że
Maria jako Matka miłosierdzia najtkliwszą miłością
kocha tych, którzy najciężej zabrnęli w grzechy,
a przeto opieki Jej i pomocy najgwałtowniej po­
trzebują... lecz zdania takiego nie należy rozumieć
mylnie. Jest ono prawdziwe i przez największych
Świętych najsilniej bywa podkreślane. Jednakże inna
jest miłość Matki Bożej dla duszy grzesznej, inna dla
tej, która w miłości Bożej ćwiczy się z wielką usil-
nością. Dla grzesznych miłość Marii objawia się
przede wszystkim jako miłosierdzie, jako współczu­
cie w niezmiernie smutnym ich stanie, jako pragnie­
nie niesienia im pomocy. Natomiast nie może Matka
Niepokalana, najświętsza ze wszystkich stworzeń,
żywić szczególnego upodobania w tych, którzy
jeszcze trw ają w grzechu. Musi raczej odczuwać nie­
skończony wstręt do tej moralnej nędzy, jaką w du­
szy grzesznej spostrzega. Dusza czysta i miłująca
gorąco Boga, przeciwnie jest rajem rozkoszy dla
oka Panny Niepokalanej, więc miłuje Ona tę duszę
miłością upodobania — wpatruje się z niewymowną
radością w obraz Boży, jaki dusza na sobie nosi.
Czuje się w stosunku do tych dusz Bogu miłych
Matką w znaczeniu nieporównanie ściślejszym, niż
wobec grzesznych i niedbałych.
Miłość Matki Bożej ku duszom czystym i Bogu
oddanym uwydatnia się w ten sposób, że uzy­
skują one łatwo wysłuchanie próśb swoich. Najczę­
ściej bywają wysłuchane dosłownie, gdyż umieją
we formułowaniu próśb i pragnień swoich wchodzić
w myśl Bożą, a w żadnym razie nie chcą narzucać ludz­
kich zachcianek swoich Najmędrszej Opatrzności Bo­
żej. Dusza szczerze pragnąca doskonałego oddania się
— 64 —

Bogu nie domaga się w modlitwach swoich korzyści,


ulg i pociech doczesnych — chyba warunkowo,
z najzupełniejszym poddaniem się woli Bożej. Za to
wytrwale i z ufnością bezgraniczną prosi co chwila
o zachowanie od najmniejszego grzechu, oraz o wiel­
kie i szybkie postępy na drodze miłości Bożej. Po-
nieweż prośby takie zawsze miłe są P Bogu, a tym
samym jak najbardziej przypadają do serca Matce
Najśw., więc cóż dziwnego, że dusza głęboko poboż­
na zawsze uzyskuje wysłuchanie tych modlitw swo­
ich... Musi i ona wprawdzie nierzadko czekać na wi­
doczny i namacalny skutek błagań swoich, ale jest
do głębi o tym przekonana, że zawodu nie dozna
w ufności, jaką przez Marię położyła w Boskim
Zbawicielu swoim. Istotnie w końcu zawsze otrzymuje
dusza modląca się wytrwale o dobra nadprzyrodzone
wszystko, czegokolwiek pragnęła-
Łaski, jakie Matka Najśw- wyprasza dzieciom
swoim dążącym do doskonałości, nie bywają zwykle
nazewnątrz podpadające. Najczęściej nawet nie od­
czuwa ich dusza jako słodkiej nadprzyrodzonej po­
ciechy. Rozumując po ludzku mogłaby dusza po­
bożna sądzić, że Matka Boża obojętnie do niej się
odnosi i na serdeczne modlitwy jej nie zwraca uwa­
gi. Lecz umiłowane dzieci Marii otrzym ują tyle
światła nadprzyrodzonego, że wątpliwości takie choć­
by nawet im się nasuwały, nie robią na nich sil­
niejszego wrażenia. Dusze oddające się coraz dosko­
nalej Bogu pod opieką szczególną Marii Niepokala­
nej otrzymują przede wszystkim w coraz wyższym
stopniu ową mądrość nadziemską, Bożą, w świetle
której widzą jasno znikomość i nicość rzeczy stwo­
rzonych i wartość nieskończoną dóbr wiecznych.
Coraz bardziej oczywistym dla nich się staje, że Bóg
jest wszystkim, a wszystko inne niczym, — że więc
— 65 —

Boga jedynie należy pragnąć, a odrywać serce od


wszystkiego, co jest z tej ziemi, W ten sposób za­
równo umysł jak i wola duszy dążącej do doskona­
łości na stałe zwraca się ku Najwyższemu Dobru,
pogrążając się wyłącznie w Jego miłości. Zby­
tecznym byłoby dodawać, że z takiego stosunku du­
szy do Boga wypływa szczęście wewnętrzne dające
się porównać jedynie z wiekuistą szczęśliwością wy­
branych, której też jest wyraźnym przedsmakiem.
Dusza pobożna otrzymująca takie łaski przez
pośrednictwo Matki swojej Niebieskiej niczego wię­
cej nie pożąda. Nieskończenie wdzięczna jest Królo­
wej niebios, że takie właśnie ukryte ale prawdziwie
bezcenne łaski jej wyjednywa. Kocha też Matkę Najśw.
coraz tkliwiej, choćby w porządku zewnętrznym
i ludzkim nie uzyskiwała nigdy wysłuchania próśb
swoich Wzniosła się snąć już wysoko ponad swą
ludzka naturę, która zawsze przede wszystkim pożą­
da efektów zewnętrznych i dotykalnych.
Czemuż jednak tak mało jest dzieci Marii, któ­
re szczerze, usilnie i wytrwale dążą do doskonało­
ści?... Przecież wszystkich uczniów swoich wzywa
P. Jezus do wspinania się na coraz wyższe szczeble
cnoty, gdy mówi: Bądźcie doskonali, jako Ojciec
wasz Niebieski doskonałym jest... A czyż Matka
Najśw. nie pragnie widzieć na ziemi jak największej
liczby dusz zmierzających do świętości i zjednocze­
nia z Boskim Jej Synem? Czyż może nie wyprasza
wszystkim sługom Swoim łaski potrzebnej do otrzą-
śnięcia się z przyrodzonej obojętności i ociężałości
i do postępowania w ślad za P. Jezusem drogą ewan­
gelicznej doskonałości? Wprawdzie w pierwszym rzę­
dzie dusze zakonne powołane są do życia świętego,
ale nie one wyłącznie. Ileż to razy nawet dusza po­
zostająca z konieczności wśród świata czuje silny
I
— 66 —

w yrzut w sumieniu, że niedostatecznie pracuje nad


swoim uświęceniem. W ten sposób sam Duch św.
wzywa ją ciągle na nowo do porzucenia bezmyślno­
ści i oziębłości duchownej.
Im więcej jest w czasach dzisiejszych na świę­
cie niewiary, złej woli i wszelakich grzechów, tym
większa liczba dusz miłujących Boga powinna się
decydować na życie jak najdoskonalsze, żeby tak
zadośćuczynić choć w części obrażonemu Majestato­
wi Bożemu za zbrodnie i bluźnierstwa grzeszników.
Zastanów się i ty nad sobą, duszo wierna, któ­
ra do dzieci Marii pragniesz się zaliczać, czy nie
wzywa cię Matka Twoja Niebieska do usilniejszej
p ący nad własnym uświęceniem — i w razie po­
trzeby uczyń natychmiast u stóp Jej potrzebne po­
stanowienia.
Przykład.

„Dnia 20 sierpnia 1886 r. — pisze Dr. Bois-


sarie — byłem po raz pierwszy świadkiem cudow­
nego uzdrowienia, które zdaniem moim nie da się
bezwarunkowo wytłumaczyć na drodze naukowej.
Fakt sam jest zresztą bardzo prosty i nie nastręczał
żadnej trudności w sprawdzeniu.
Pew,na kobieta imieniem Celestyna Dubois miała
przez lat siedem kawałek złamanej igły w dłoni
tkwiący. Następstwem tego stały się ciągłe cierpie­
nia. Ręka była spuchnięta, palce skurczone i silnie
podgięte. Próbowano niejednokrotnie wyciągnąć z rę­
ki ten kawałek igły. Robiono nacięcia, rozszerzano
sztucznie ranę w ten sposób utworzoną, — wszystkie
jednak tc wysiłki pozostały bez skutku.
Otóż ta kobieta zanurzyła rękę w sadzawce
Matki Bożej w Lourdes i po upływie kilku minut igła
nagle poruszona przebiegła w kilku minutach prze­
— 67 —

strzeń około 8 centymetrów i wyszła na wierzch


przy końcu dużego palca. Droga, którą igła w ten
sposób wychodząc nakreśliła, tworzyła jakby bruzdę
czerwoną, zrazu grubszą, a w ostatniej części swego
przejścia już tylko podskórną. Droga ta badana dro­
biazgowo przez szkło powiększające przedstawiała
ujście na samym końcu, ale nie było tam widać żad­
nego wejścia. Jakim więc sposobem igła od lat sie­
dmiu głęboko tkwiąca w tkankach mięśniowych ręki
mogła się tak nagle uwolnić i z taką szybkością
przejść pod skórą, bez zatrzymania, bez przeszkody,
torując sobie drogę na osiem centymetrów długą?...
Fakt ten absolutnie nie da się naturalnym sposobem
wytłumaczyć, to też zostawił w umyśle moim nieza­
tarte wrażenie... Uzdrowienie powyższe stało się b a r­
dzo głośne". Tak kończy Dr. Boissarie swoje spra­
wozdanie.

ROZDZIAŁ VII.
N ajśw , M aria P. w o b e c cierp iący c h d ziec i sw oich.
amy na myśli dusze chrześcijańskie, które cier­
■ pią, „dla sprawiedliwości", z myślą o Bogu, dla
Jego większej chwały i miłości...
Nie wszystkim ludziom, niestety, znany jest ten
sposób znoszenia ziemskich dolegliwości. A raczej
nie wszyscy chcą uznać zasadę, że Stwórca nasz ma
wszelkie prawo doświadczania nas cierpieniem. Nie­
szczęśni ! Potęgują wielokrotnie cierpienia swoje, po­
zbawiając się wszelkiej za nie zasługi...
Prawdziwe dzieci Matki Bożej, Królowej Mę­
czenników, tnają w Niej najidealniejszy po P- Jezu­
sie wzór mężnego znoszenia doświadczeń Bożych.
Życie Najśw. Marii P. płynęło nazewnątrz spokojnie,
5*
— 68 —

jeśli wyjmiemy dni męki Jezusowej. Lecz Serce Nie­


pokalane Marii było w przeciągu wielu lat ołtarzem,
na którym Ona składała Trójcy Przenajśw. niewy­
mownie bolesną ofiarę ze Syna Swego, jedynej Swej
Miłości... Niewiadomo wprawdzie napewne, czy Matka
Najśw. już od chwili Zwiastowania widziała w duchu
przyszłe cierpienia swego Boskiego Syna, i czy
wszystkie szczegóły Męki Jezusowej były Jej obja­
wione przed czasem, — jednakże zgodna jest w tym
tradycja katolicka, że całkowite wyniszczenie P. Je ­
zusa jako Zbawiciela świata, zgotowane Mu odwiecz­
nym wyrokiem Ojca, nie było tajnym Najśw- Marii
Pannie, przynajmniej od chwili ofiarowania P. Jezu­
sa w świątyni i wypowiedzenia przez Symeona zna­
nych słów-' I duszę twą własną przeniknie miecz...
(Łuk. 2- 35). A czy można rozumnie przypuścić, że
sam P, Jezus w ciągu trzydziestu lat współżycia
swego z Marią w Nazaret nigdy nic Jej nie wspom­
niał o swoim przyszłym całopaleniu dla zbawienia
ludzkości? Czyż nie wydaje się to aż nadto natu­
ralnym, że. P. Jezus często właśnie na ten temat roz­
mawiał ze swoją Niepokalaną Matką, że ją wtajem­
niczył w przyszłą działalność swoją mesyjańską
i w szczegóły Męki swojej w stopniu daleko wyż­
szym, niż później jakkąkolwiek inną duszę świętą ?
Przewidywanie bezmiaru cierpień Jezusowych
było dla Matki Najśw. męczeństwem tern boleśniej­
szym, im gorętszą miłością pałała ku najbardziej po­
ciągającemu ze wszystkich synów ludzkich, który
równocześnie był Bogiem Jej. Niema przeto ani cie­
nia przesady w tytule, jaki Kościół daje Matce Bo­
żej, nazywając Ją Królową Męczenników. Jest to ra ­
czej wyrażenie za słabe wobec tak wielkiego udziału
Matki Najśw. w Męce Jezusowej.
— 69 —

Jak P. Jezus pociągnął do Siebie ludzkość


głównie męką i śmiercią swoją na krzyżu, — wedle
słów swoich własnych: „Ja jeśli będę podwyższon od
ziemi, pociągnę wszystko do siebie" (Jan 12. 32),—
tak dusze Bogu oddane czują się pociągnięte do
Matki Najśw. przede wszystkim dla Jej najboleśniej­
szego męczeństwa. Każda z tych dusz cierpi, — a wiele
z nich cierpi ponad siły ludzkie, bo może do wyso­
kiej świętości są powołane, — więc cóż dziwnego, że
instynktownie zwracają się sercem do Tej, która zna
cierpienie nietylko z teorii, lecz przede wszystkim
z własnych nieskończenie bolesnych przeżyć. Nikt
przecież lepiej nie zrozumie duszy cierpiącej, jak
Matka Najboleśniejsza, Królowa Męczenników.
Dusza oświecona nie łudzi się coprawda, że
Matka Boża na pierwszą jej prośbę wyjedna jej uwol-
.nienie od przygniatających ją doświadczeń Bożych.
Zbyt dobrze pojmuje rolę cierpienia w ekonomii
Bożej, Jednakże sama świadomość, że Matka Najśw.
ją rozumie, że najserdeczniej z nią współczuje, że
w każdej chwili wyprasza jej obfite łaski Boże po­
trzebne do mężnego poddawania się woli Bożej, do­
daje jej tyle otuchy, że cierpi, jeśli nie z radością,
to w każdym razie z miłosnym poddaniem się i wśród
głębokiego pokoju.
Jeśli jednak dusza przytłoczona cierpieniem
serdecznie kocha Matkę Najboleśniejszą, to niepo­
równanie tkliwsza jest miłość, jaką Królowa Męczen­
ników żywi dla wszystkich mających większy udział
w Najświętszej Męce Jej Boskiego Syna. Gdy Matka
Boża patrzy na jakąkolwiek duszę cierpiącą w zjed­
noczeniu z Jezusem, żywo stają Jej przed oczyma te
chwile niezapomniane na wieki, w których była
świadkiem udręczeń swego Syna. W duszy cierpiącej
widzi Maria Jezusa cierpiącęgo- Im doskonalej i mi-
— 70 —

łośniej jednoczy się dziecię Marii w swoim udrę­


czeniu z wolą Ojca Niebieskiego, im podobniejsze
przez to staje się do Jezusa, tym miłośniej też Matka
Najśw. spogląda na nie- Jest mu Matką w znaczeniu
tym pełniejszym
W dziele zbawienia i uświęcenia ludzi ogromna
większość chrześcijan stanowi masę raczej bierną,
obojętną — w tym znaczeniu, że trzeba ich niejako
przemocą ciągnąć na drogę wiodącą do nieba. Nie
rozumieją szczęścia swego ani wiecznego, ani docze­
snego. O tym, by mieli pozytywnie pomagać P. Je­
zusowi i Kościołowi Jego w zbawieniu i uświęcaniu
dusz, mowy nie ma- Jeśli się zbawią, to przede wszy­
stkim przez nadm iar miłosierdzia Bożego i przez
ofiarne zabiegi inych gorliwszych chrześcijan. W cier­
pieniu tacy chrześcijanie widzą zawsze zło wielkie
i z największą tylko trudnością poddają się doświad-.
czeniom Bożym. Zachodzi nawet niebezpieczeństwo,
że przy dłuższym i dotkliwszym cierpieniu poczną
szemrać na Opatrzność Bożą.
Dzięki jednak łasce Ducha św. działającej po­
tężnie w Kościele znachodzi się w jego łonie zawsze
pewien odsetek dusz płonących gorętszą miłością ku
Bogu, które pragną pomagać P. Jezusowi w dziele
odkupienia ludzkości, uzupełniając to, czego niedo-
staje Męce Chrystusowej, jak się wyraża św. Paweł.
Są to chrześcijanie gotowi na cierpienie — ceniący
sobie cierpienie jako dobro wielkie, jako łaskę i przy­
wilej- Wzorem niedościgłym dla tych dusz jest
Maria, jako Królowa Męczenników. Wszak nazywają
Ją niektórzy święci pisarze, a nawet sam Kościół,
Współodkupicielką świata. Bo istotnie przez niepo­
równane męczeństwo Swoje znoszone w przeciągu
wielu lat, a przede wszystkim w okresie Męki P. J e ­
zusa, dostąpiła Matka Najśw. tak czynnego i wybit­
— 71 —

nego udziału w dziele odkupienia ludzkości, jak ni­


gdy nie dostąpi żadne inne sworzenie. Lecz przynaj­
mniej w drobnej cząstce stara się każde oświecone
i kochające dziecię Marii upodobnić się do swej
Niebieskiej Matki przez czynne współdziałanie w od­
kupieniu ludzkości, więc przez chętne i miłosne zno­
szenie przeróżnych doświadczeń Bożych.
Ponieważ dusza chrześcijańska cierpiąca w du­
chu miłości Bożej żyje tą samą myślą i tym samym
pragnieniem, którymi żyła i dziś żyje Najśw. Matka
Jezusowa, by mianowicie dopełniać nieustannie dzie­
ła zbawienia dusz ludzkich, więc cóż dziwnego, że
ku tym wybranym dzieciom Bożym zwraca się Ona
zawsze z tak wielkim upodobaniem i z tkliwością
więcej niż macierzyńską. Wszak to są współpracow­
niczki Jej w królestwie Bożym.
Świat ma litytko politowanie dla tych, którzy
cierpią, uznając ich los za niewymownie smutny.
W rzeczy samej jak najbardziej godne ubolewania
jest położenie tych, którzy w cierpieniu nie umieją
się wznieść ponad ludzkie uczucia. Kto natomiast
umie cierpieć na podobieństwo Królowej Męczenni­
ków, w zjednoczeniu z Jezusem, dla chwały i dla
miłości Bożej, dla zbawienia i uświęcenia dusz, za­
prawdę świętej godzien jest zazdrości. Staje wówczas
przed oczyma jego ideał niezmiernie wysoki, którego
urzeczywistnienie choćby tylko cząstkowe zapewni
mu bezmiar szczęścia w czasie i w wieczności,
Najśw. Maria Panna patrząc na cierpiące dzie­
ci swoje na ziemi współczuje wprawdzie z nimi, jak
współczuła niegdyś z Boskim swoim Synem na Kal­
warii, lecz z drugiej strony tym słodszej doznaje
pociechy, im wyżej każde z Jej dzieci ceni sobie ła ­
skę cierpienia, im skuteczniej krzyże swoje umie
przetapiać w najczystsze złoto miłości Bożej. Tym
— 72 —

aię też tłumaczy, że Matka Najśw. niezbyt jest skorą


do wypraszania oddanym sobie duszom zwolnienia
z cierpień. Wszak nieporównanie korzystniejsze jest
to dla nich, że na podobieństwo P. Jezusa idą przez
życie drogą krzyżową.
Chrześcijanie słabej wiary łatwo zaprzestają
modlitw do Królowej niebios, jeśli mimo długich
i natarczywych modlitw do Niej nie mogą się do­
czekać ulgi w swoich utrapieniach. Narażają się
tym samym na wielkie niebezpieczeńswo, gdyż po
zaniedbaniu się w modlitwie coraz mniej odczuwać
będą pomoc łaski Bożej i łatwo popaść mogą w zwąt­
pienie. Oświecone dziecko Marii nigdy nie zrazi się
pozorną obojętnością, z jaką ta Matka Niebieska
odnosi się do Jej błagań o pociechę i ulgę w cier­
pieniu. W razie wysłuchania składa gorące dzięki
za uzyskaną pociechę, lecz niemniej serdecznie ko­
cha swą Matkę Niebieską, jeśli modlitwa pozostaje
napozór bezskuteczna. Nie zawsze rozumie dusza
Bogu oddana, dlaczego prośby jej tak szczerze za­
noszone przez przyczynę wszechwładnej Pośrednicz­
ki wszystkich ludzi nie odnoszą widocznego skutku,
lecz nie wątpi ani na chwilę, że Matka Najśw. wy­
prasza jej codziennie te właśnie łaski, które najbar­
dziej odpowiadają chwale Bożej, jakoteż własnemu
jej szczęściu.
■Jak stosunek duszy chrześcijańskiej do P.
Jezusa zacieśnia się przez udział duszy w męce Zba-
wicielowej, tak też dzieckiem Marii staje się dusza
pobożna w znaczeniu tym prawdziwszym i pełniej­
szym, im podobniejsza jest w znoszeniu doświadczeń
Bożych do Królowej Męczenników. Istotą doskonałe­
go nabożeństwa do Matki Bożej nie jest więc samo
słodkie i tkliwe uczucie, — to ostatnie nie stanowi
nawet najważniejszej cząstki tego nabożeństwa, —
— 13 —

lecz konieczną jest wola współdziałania z Matką


Jezusową w dziele odkupienia ludzkości przez cier­
pienie. Dusza pragnąca należeć do najlepszych dzieci
Królowej Męczenników musi także stać się męczen-
niczką w jakimkolwiek znaczeniu. Zasłuży na ten
chwalebny tytuł, jeśli ochotnie przyjmie taki udział
w męce Chrystusowej, jaki P. Jezus sam raczy jej
wyznaczyć.
Udział ten może być bardzo wybitny, zwłasz­
cza jeśli dusza powołana jest do wysokiej świętości.
Nie ma przecież świętości bez ofiary całopalnej ze sie­
bie. Niechaj się jednak nie lęka niczego, kto stale
pozostaje pod płaszczem Matki Najśw. i przez Jej
pośrednictwo wzywa nieustannie pomocy łaski Bożej.
Męstwo jego wzrastać będzie w miarę, jak mnożyć
się będą doświadczenia Boże. Bo jeśli może nie być li­
teralnie wysłuchaną dusza dopraszająca się przez
Marię o ziemskie błogosławieństwo, to już żadną
m iarą nie dozna zawodu w ufności swojej ta, która
u Matki swojej Niebieskiej doprasza się jedynie
o męstwo we współcierpieniu z Jezusem. Do tej ostat­
niej prośby stosuje się bezwarunkowo znane słowo
św- Bernarda, iż od wieków nie słyszano, by ktokol­
wiek opuszczony został przez Matkę Najśw-, kto
z dziecięcą ufnością wzywał Jej pośrednictwa.
Doświadczenie niezliczonych dzieci Marii do­
wodzi prawdziwości powyższego twierdzenia.

Przykład.

Dnia 21. sierpnia 1895 r. przybyła do Lourdes


Aurelja Huprelle, tak wyniszczona gruźlicą, że
w drodze do Lourdes przyjmowała jedynie potrosze
wody z kilku kroplam i rum u. Przybyła do Lourdes
nieprzytomna.
— 74 —

Choroba jej płucna datowała się od 6 lat. Doktor


H ardivilliers z Beauvais, który był domowym leka­
rzem rodziny Aurelji, orzekł w swym świadectwie,
że Aurelja miała chorobę piersiową o bardzo ostrym
charakterze. Płuca' psuły się coraz bardziej, gorączka
była ciągła i silna, śmierć więc zbliżała się szybkim
krokiem.
W połowie maja nastąpił u chorej gwałtowny
krwotok, po którym oddech jeszcze bardziej został
utrudniony.
W podróży do Lourdes chora od Poitiers po­
zostawała w stanie omdlenia. Dopiero znalazłszy
się przed grotą po raz pierwszy otworzyła oczy
i we wzroku jej dostrzeżono wtedy pierwszy błysk
przytomności, Wkrótce potem mogła już przyjąć Ko­
munię św, i swobodniej nieco zaczęła oddychać.
Wówczas tragarze przenieśli ją na materacu do sa­
dzawki, nie zważając na kaszel połączony z silnym
kwotokiem. O siódmej godzinie rano zanurzono ją
wraz z prześcieradłem w wodzie, podtrzymując ją
ze wszystkich stron, sama bowiem nie mogła wyko­
nać żadnego ruchu i leżała jak bezwładna bryła-
Nagle chora uczuła, że jej piersi przeszywa
jakiś okropny niewysłowiony ból, poczym natychmiast
znikło wszelkie cierpienie i nowe wstąpiły w nią
siły. W przeciągu kilku sekund Aurelja została ule­
czoną zupełnie, bez żadnego przejścia.
„W biurze sprawozdań — pisze Dr, Boissarie,—
zbadaliśmy ją z jak największą skrupulatnością i nie
znaleźliśmy w płucach żadnego uszkodzenia... Dodać
należy, że w zwykłym porządku rzeczy nie zdarzają
się nigdy uzdrowienia z chorób tak zadawnionych,
niszczących tak niezbędne do życia Organa, jak
płuca. Niepodobna w takich razach omylić sięw roz-
poznaniu choroby, jak również nie podobna przypisać
uzdrowień tego rodzaju jakimkolwiek wpływom
nerwowym ../
„Następnej zimy, — pisze jeszcze wspomniany
wyżej Dr. Boissarie, — widzieliśmy pannę Huprelle
w Paryżu, Przybrała ona dwadzieścia funtów wagi
i wszystko tchęło w niej zdrowiem, siłą i życiem".

ROZDZIAŁ VIII
M aria M a tk ą sm u tn y c h i u d rę c z o n y c h .

akże różne bywają smutki dusz ludzkich ! Nie­


które wypływają z własnej winy człowieka,
z jego opornego stanowiska wobec wyraźnych wy­
magań łaski Bożej. Jeśli bowiem dusza sprzeciwia
się z całą świadomością Duchowi św. nie może się
cieszyć- wewnętrznym pokojem i weselem nadprzy­
rodzonym, „Któż się Mu sprzeciwił, a pokój miał ?“
(Job- 9, 4)...
Do rzędu smutnych i najsmutniejszych należą
grzesznicy, którzy beznadziejnie brną w grzechach.
Są Oni tym nieszczęśliwsi, że stracili prawo do współ­
czucia, jako że świadomie oddalają się od źródła
pokoju i szczęścia, jakim jest Bóg... Ale Maria,
Matka miłosierdzia, nie bacząc na ich złą wolę
i wbrew wymaganiom ścisłej sprawiedliwości współ­
czuje przecież z nimi i obmyśla nieustannie sposoby
wydobycia ich z tego niebezpiecznego trzęsawiska,
w jakim zapadają się nieszczęśni coraz głębiej,
zbliżając się ku wiecznej zgubie swojej. Jeśli spra­
wiedliwość Boża nie karze doraźnie tych grzeszników
i daje im jeszcze czas do upamiętania i pokuty, to
niech wiedzą, że jest to skutek nieustannego orę­
downictwa Matki Bożej wobec Boskiego Majestatu.
— 76 —

Od grzeszników odwraca się Bóg nieskończenie


święty. Świętym gniewem ku grzesznikom zapalają
się duchy niebieskie, nie mogąc znieść straszliwycli
zniewag wyrządzanych co chwila Majestatowi Bożemu
przez nędzne robaki ziemskie. Grzesznikami gardzą
ludzie, — gardzą w głębi duszy nawet najbliżsi ich
przyjaciele... Tylko Niebieska Matka miłosierdzia nie
żywi dla nich nigdy podobnych uczuć. Pomna na
słowa Boskiego Syna swego wypowiedziane w chwili
konania na K alw arji: Matko, oto syn twój...
oto dzieci twoje... ma dla nich jedynie uczucia ma­
cierzyńskiego współczucia. Ubolewa niewymownie
nad tym, że grzesznicy tak bardzo nadużywają nie­
skończonej dobroci Bożej, bo ta ich zła wola łatwo
może się skończyć wiecznym potępieniem,—lecz mimo
wszystko chce być dla nich tylko najmiłosierniejszą
Matką.
Jakaż niewymownie słodka pociecha mieści się
w tej prawdzie dla wszystkich, którzy zabrnąwszy
głęboko w grzechy stracili już nadzieję odnalezienia
drogi do Ojca Niebieskiego!... Odnajdą takową na-
pewne, odnajdą ją bez trudności, jeśli tylko uchwycą
się tej litościwej dłoni, którą im podaje Niepokalana
Matka Jezusowa. Odrobina nabożeństwa do Matki
Bożej ocaliła już wielu wielu grzeszników od wiecz­
nej zguby.
Ale w stosunku do grzeszników Najśw. Maria P.
jest prawdziwie Matką Bolesną i Najboleśniejszą...
Wszak żadne stworzenie nie boleje tak gorzko nad
obrazą Bożą, jak Królowa wszystkich Świętych.
Zupełnie odmiennych uczuć doznaje ta Matka
Niebieska, gdy patrzy na smutki i udręczenia dusz
dobrej woli. Cierpienia tych serc Bogu oddanych
w wielkiej mierze podobne są do tych, jakie Matka
Najboleśniejsza sama składała niegdyś Trójcy Prze-
77 —

najśw., gdy współcierpiała z Boskim Synem swoim.


Nietylko więc ze współczuciem odnosi się Matka Boża
do tych dusz niewinnych, ale i z pociechą niemałą
spogląda na nie. Widzi wszak jasno, jak wielkiej
chwały one przysparzają Bogu i jak szybko same
się uświęcają przez ciche bohaterstwo swoje. Uczucia
miłości macierzyńskiej w stosunku do tych dusz wy­
branych potęgują się wielokrotnie w Sercu Niepo­
kalanym Marii. Można zatem twierdzić, że nigdy
dziecię Marii nie jest'bliższe swej Niebieskiej Matki,
jak w tych właśnie chwilach, kiedy mu dolega bo­
lesny smutek nie wypływający jednak bezpośrednio
z oporu stawianego Duchowi św. Jakże wielką ulgą
powinna być ta myśl dla wszystkich udręczonych
dzieci Najśw. Niebios Królowej!
Jeśli pragniesz, o dziecię Marii, upodobnić się
w smutku swoim do Matki swojej Niebieskiej, to prze­
de wszystkim ukochaj wolę Bożą, która w cierpieniu
twoim się ukrywa. Bo niewątpliwie w Sercu Matki
Najboleśniejszej na Kalwarii nad wszystkimi innymi
uczuciami górowała miłość dla woli Ojca Niebieskie­
go, jak to z naciskiem zawsze zaznaczają Święci pi­
szący o boleściach Matki Najśw.
Jeden tylko rodzaj smutku jest taki, który ni­
gdy nie jest i nie może być wolą Bożą, a jest to
udręczenie wewnętrzne spowodowane przj'wiązaniem
świadomym do grzechu jakiegokolwiek, do oporu,
jaki dusza stawia w jakiejkolwiek formie łasce Du­
cha św. Wszelki inny smutek jest wolą Bożą. Nawet
gorycz duchowa zalewająca serce po grzechu jest
niewątpliwie wola Ojca Niebieskiego. Bo przecież
ten sam Bóg, który nieskończenie brzydzi się wszel
kim grzechem, więc nigdy na wieki chcieć go nie
może, chce jednak niewątpliwie dla duszy tych cier­
pień, jakie nieuchronnie z grzechu każdego wyni­
— 78 —

kają. Tym bardziej, że te cierpienia mają duszę do­


prowadzić do rychlejszego upamiętania i stanowić
częściowe bodaj zadośćuczynienie za obrazę Bożą.
Ilekroć zatem smutną i udręczoną się czujesz,
duszo Bogu oddana, gdy albo ludzie stają ci na
zdradzie albo jakiekolwiek inne czynniki od woli
twojej niezależne powodują twoje cierpienie, powta­
rzaj bez końca ustami i sercem najulubieńszą mod­
litwę Jezusa i Marii: O mój Boże, bądź wola Twoja!-..
Przedziwny pokój poczniesz wówczas odczuwać w głę­
bi serca, choć cierpienie wewnętrzne nie ustanie.
Nagrodą za miłosne przyjęcie woli Bożej jest zawsze
nadziemski pokój duszy.
Lecz to tak trudne, — odpowiesz może,— zacho
wać pokój wśród rozlicznych utrapień, niepokojów,
zawodów, rozczarowań i tym podobnych udręczeń
ducha!. .
Prawda, — odpowiadam, — niełatwa to cnota.
Lecz jesteś umiłowanym dzieckiem Marii i przez Jej
wszechmocne pośrednictwo otrzymać możesz taką
obfitość łaski Bożej, że w służbie Bożej już nic tru d ­
nym ci nie będzie. Zamiast więc biadać małodusznie
nad niedolą swoją wołaj w udręczeniach swoich wy­
trwale do Matki swojej Niebieskiej: Pod Twoją obro­
nę uciekamy się... Najczęściej nie ustanie jeszcze tym
samym męka twoja, —- może. jakby naprzekór mod­
litwie twojej w dalszym ciągu potęgować się będzie,—
lecz zato cierpliwość twoja i męstwo twoje okażą się
niezwyciężone. Dziecko Marii nie ustające w mod­
litwie zawsze zdolne jest do ciężkich nawet ofiar dla
chwały Bożej, — owszem, i bohaterskim okazać się
umie.
Od dzieci królewskich wymagano zawsze nad­
zwyczajnej wielkoduszności i męstwa przechodzącego
zwyczajną miarę.,.
— 79 —

A czy wiesz, duszo Bogu oddana, jak niedo­


ścigła jest godność twoja jako dziecka Marii i dziec­
ka Bożego?... Tym usilniej przeto pracować ci wy­
pada nad tym, by się przejmować w stopniu coraz
wyższym duchem rycerskim, niezłomnym, bohater­
skim. Z gorącej miłości ku Jezusowi i Marii rodzi
się zawsze takie usposobienie prawdziwie wielko­
duszne, którego nie pokonają, nawet w większe za­
mieszanie wprawić nie zdołają najcięższe utrapienia
życiowe ani najwyszukańsze zewnętrzne katusze.
„Wszystko mogę w Tym, który mnie um acnia“
(Filip. 4. 13-), woła uświadomione dziecko Boże i nie
lęka się wszystkich razem potęg piekielnych. Opieka
Matki Bożej, której jest pewne, stanowi dla niego
puklerz niezawodny wśród najgroźniejszych niebez­
pieczeństw zewnętrznych i duchownych.
Nie bądź jednak nigdy podobną, o duszo po­
bożna, do tych, którzy płaszczykiem nabożeństwa do
Matki Najśw. osłaniają bezczynność swoją i lenistwo
swoje. Czekają cudu Bożego przez pośrednictwo Marii
Najśw., a tymczasem idą przez życie drogą dość wy­
godną... Ci nie są z liczby umiłowanych dzieci Marii.
Wszak postępowaniem swoim niejako „kuszą Boga ...
Szczere nabożeństwo do Matki Jezusowej wy­
maga, by dusza z jednej strony robiła wszystko, co
może, by zadośćuczynić wymaganiom życia chrześci­
jańskiego i doskonałości ewangelicznej, a równocze­
śnie liczyła z ufnością niezachwianą na wstawien­
nictwo Matki Bożej i o nie dopraszała się bezu­
stannie. Tym sposobem dopiero stanie się godną
szczególnej opieki Marii i bardzo obfitych łask
Bożych.
Gdy zatem smutki cię przygniatają i zachodzi
obawa, że ulegniesz pod ich ciężarem, niet.ylko wzy­
waj co chwila pomocy Matki Najśw., ale też zrywaj
- 80 —

się do walki ze swoją przyrodzoną małodusznością.


Otrząsaj się ze smutków swoich nieuzasadnionych.
Powtarzaj sobie w myśli słowa psalmu: „Czemuś
smutna, duszo moja, i czemu mnie trwożysz?,,
(Ps. 42 ), — skoro z woli Bożej jest wszystko, cokol­
wiek na mnie spada...
Zapewne często wysiłki twoje mające na celu
opanowanie smutku i przygnębienia niezupełnie
okażą się skuteczne. Nastroje uczuciowe wymykają
się z pod władzy rozumu i woli. Lecz już sam pro­
test przeciw owym małodusznym uczuciom i wy­
trwale ponawiane usiłowania, by się wznieść ponad
te ludzkie słabości, w atmosferę wiekuistego pokoju
opartego na Bogu, oznaczają zwycięstwo nad stanem
ludzkiego przygnębienia. Wszak w walce duchowej,
w dążeniu do Boga. ci tylko ponoszą klęskę, którzy
dobrowolnie składają broń i zaprzestają wszelkich
dalszych wysiłków. Zwycięża natomiast każdy, kto
wytrwale czyni, co może, a przytem bez granic ufa Bogu.
Jeśli zatem Opatrzność Boża prowadzi cię przez
życie raczej drogą bolesnych smutków, to niechże
smutki twoje będą smutkami Bożymi!... Smuć się
z Bogiem i dla Boga. Smuć się tak, jak się smucili
Święci. Smuć się z najdoskonalszym poddaniem woli
Bożej. Smuć się w pokoju nadprzyrodzonym. A
w pokoju płynąć będzie istotnie smutek twój, choćby
skądinąd był bardzo dojmujący i jakby śmiertelny,
jeśli tylko szczerze kochać będziesz najświętszą wolę
Bożą.. Spełniając te warunki będziesz szczęśliwą
nawet wówczas, gdy tonąć będziesz w prawdziwym
morzu przeróżnych utrapień, jak szczęśliwą w wyż­
szym, nadprzyrodzonym znaczeniu była Matka Boża
Bolesna pod krzyżem na Kalwarii-
Smutki życiowe znoszone w tak doskonałym
usposobieniu zbliżać cię będą coraz bardziej do Matki
81

Twojej Niebieskiej-j Miłość twoja * dla Królowej


Męczenników, jakoteż miłość Matki Bożej dla ciebie,
stawać się będzie coraz tkliwszą.
Na tej drodze żyć będziesz w znaczeniu coraz
pełniejszym duchem dziecięctwa nadprzyrodzonego,
duchem ufności bezgranicznej w Bogu, duchem mi­
łości ofiarnej, i równocześnie stawać się będziesz coraz
doskonalszym dzieckiem Marii, zasługując na miłość
coraz serdeczniejszą ze strony najlepszej z matek.
I czyż na tej królewskiej drodze zdoła cię jesz­
cze zaniepokoić jakikolwiek smutek?...
Przykład.

Dnia 27 lipca 1897 r. uzdrowioną została nagle


w Lourdes Magdalena Jullian pochodząca z Meynes
w Belgii.
Oto jak opisuje to uzdrowienie Dr. Romant:
„Czyniąc zadość żądaniu, abym ogłosił całą
prawdę, co do uzdrowienia panny Jullian z Meynes,
oświadczam stanowczo, że została ona rzeczywiście
uzdrowioną wr Lourdes.
Po raz pierwszy ujrzałem tę panienkę z Meynes
dnia 20 lipca 1897 r. Przedtem nie znałem wcale
tej rodziny. Chociaż zawód nasz czyni nas do pew­
nego stopnia obojętnymi na cierpienia ludzkie, jed­
nak na widok tej nieszczęśliwej uczułem się do głębi
wzruszonym.
Wyobraźcie sobie szkielet poruszający się n er­
wowo, z twarzą trupią i zapadłymi oczyma, w któ­
rych zdawał się dogasać ostatni promyk życia,—
a będziecie mieli pojęcie o biednej Magdalenie, która
wówczas stała już poprostu nad krawędzią grobu.
Ze wzruszeniem uścisnąłem wrychudłą, rozpaloną jej
rękę, poczem ulegając prośbom strapionych rodzi­
ców, zacząłem ją badać. Niebawem też przekonałem
6
82 —

się, że w zakresie mego zawodu nic już dla niej nie


zdołam uczynić.
Magdalena uśmiechała się z mego zakłopota­
nia. — „Nie chcę umrzeć, doktorze, — rzekła,
wiem, że pan mnie nie uleczysz. Lecz możesz mi pan
oddać wielką przysługę, nakłaniając moich rodziców,
by mnie zawieźli do Lourdes, gdzie Najśw, Panna
mnie uzdrowi.
Ojciec, matka i brat zaprotestowali stanowczo
przeciw temu żądaniu, mówiąc mi, że chora umrze
w drodze. Tegoż samego dnia był i tamtejszy Ks. Pro­
boszcz, który oświadczył bez ogródek, że taki szkie­
let nie może wziąć udziału w pielgrzymce- Będą z nas
wszyscy szydzili, — dodał, — bo czyż podobna zabie­
rać ze sobą chorą, która już od kilku miesięcy nic
prawie nie jadła?
Księże proboszczu, odparłem, — nie sprzeciwiaj
się życzeniu tego dziewczęcia. Czy tu czy w Lourdes,
umrzeć ona musi, — nie odmawiaj jej więc tej ostat­
niej pociechy.
Zdecydowano się zatem na podróż i w kilka
dni później chora przybyła do Lourdes. Przy sa­
dzawce panie trudniące się kąpaniem chorych cofnęły
się z przerażeniem na jej widok. Nie możemy, rzekły,
zanurzyć w wodzie takiego szkieletu! Jak mogliście
nam przywieźć taką chorą, która z pewnością nie
wyjdzie Ż3'wa z wody!
Pomimo tego Magdalena Jullian zaczęła nalegać
ze łzami, aby ją zanurzono, a gdy spełniono jej
prośbę, skutek nastąpił z szybkością błyskawicy
i Magdahma zawołała: Jestem uzdrowioną!.. Było
to dnia - 1 . lipca 1897 r.
Od tej chwili wrócił apetyt, ogólny stan zdrowia
nic nie pozostawił do życzenia i młoda dziewczyna
z dniem każdym czuła się silniejsza. Czuwałem nad
— 83 —

nią w Meynes przez cały sierpień i wrzesień i prze­


konałem się, że uzdrowienie jej było zupełne. Dziś
panna Jullian wybornym cieszy się zdrowiem. Od­
wiedziła mnie ona wczoraj, 18- grudnia, i prosiła,
abym jej dał świadectwo choroby i uleczenia, co
czynię z przyjemnością, gdyż winienem ten hołd
prawdzie. Zresztą ani w Meynes ani w okolicy nikt
nie może zaprzeczyć istnieniu tego nadprzyrodzo­
nego faktu, nie podlegającego żadnej wątpliwości*...
I któż jeszcze wątpić będzie, wobec wielkiej
ilości podobnych faktów, że Najśw. Maria Panna
Niepokalana jest uzdrowieniem chorych ?

ROZDZIAŁ IX.
M iłość i w s p ó łc z u c ie M ałki Bożej dla
p r z e ś la d o w a n y c h .
łogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla
sprawiedliwości... (Mat. 5. 10.) Któż nie zna
tych słów Jezusowych zawierających tak słodką po­
ciechę dla tych, nad którym i znęca się zła wola
ludzka!...
Tym żywszej pociechy dozna dusza pobożna,
gdy się dowie, * że również Najśw. Matka Jezusowa
ma w sercu niezwykle tkliwe uczucia dla wszystkich,
którzy na podobieństwo Jej Boskiego Syna są przed­
miotem ludzkich prześladowań.
Sam fakt prześladowania, które się znosi, jeszcze
nie czyni duszy chrześcijańskiej dzieckiem Bożym
uprzywilejowanym i doskonałym, ani nie zbliża jej
w szczególny sposób do Niepokalanego Serca Marii.
Wiele zależy od tego, jak owo prześladowanie wy­
gląda, jakie są jego przyczyny, i jak dusza ustcsun-
6*
— 84 —

kowuje się do swojej krzywdy, — prawdziwej czy


mniemanej-
Istotnie bowiem bywają prześladowania litylko
pozorne, pozostające w związku z jakimś przykrym
nieporozumieniem. Dość łatwo spotkać jednostki ma­
jące chorobliwą skłonność do przypisywania bliskim
swoim zamiarów prześladowczych, gdy w rzeczywi­
stości nie ma do tego najmniejszej podstawy. Jeśli
skłonność taka narzuca się człowiekowi z siłą jakąś
niepokonalną, to ma się do czynienia z niewątpliwą
chorobą systemu nerwowego- Jest to zazwyczaj sła­
bość nieuleczalna, z której w dodatku pacjent nie
zdaje sobie sprawy, uważając raczej wrzystkie swoje
podejrzenia za uzasadnione i słuszne. Nikt rozumny
nie weźmie mu jednakże za złe jego zapatrywania,
gdyż nie jest on zdolny do uformowania sobie inne­
go sądu o rzeczach.
W wielu innych wypadkach skłonność do przy­
pisywania osobom z otoczenia zamiarów prześladow­
czych jest umiarkowana, tak iż nie można jeszcze
mówić o prawdziwej manii czyli zboczeniu umysło­
wym. Skłonność taką można jeszcze opanować i usil­
nie należy dążyć do jej opanowania, dopóki nie roz­
winie się w słabość nieuleczalną. Przede wszystkim
w imię dobrze zrozumianej pobożności powinna
wszelka dusza Bogu oddana odsuwać pilnie od sie­
bie wszelkie podejrzenia^ w odniesieniu do osób,
które wydają się nieżyczliwe dla niej, a w rzeczy
samej może żywią dla niej uczucia jak najlepsze.
Nawet w wypadkach, gdy podejrzenie jest częściowo
uzasadnione, lecz nie ma jeszcze cech zupełnej pew­
ności, cnota chrześcijańska wymaga odsuwania od
siebie złych myśli.
Tej ostatniej zasady musi się stale trzymać
pobożne dziecko Marii, które chce sobie zapewnić
— 85 —

szczególną opiekę swojej niebieskiej Matki na czas


rzeczywistych i trudnych do zniesienia prześlado­
wań. Więc dalekim musi ono zawsze być od podej-
rzywania kogokolwiek o nieżyczliwe dla siebie za­
miary, dopóki takowe nie staną się oczywistością.
I wtedy jeszcze, w myśl wskazań P. Jezusa, potępiać
nie będzie nikogo ani tym mniej odnosić się do nie­
go nienawistnie, lecz przeciwnie dobrym za złe pła­
cić będzie.
Nie ulega wątpliwości, że oprócz prześladowań
urojonych są i rzeczywiste, i to niekiedy nawet
w środowiskach, gdzie one bezwarunkowo powinny
być wykluczone.
Prześladuje się przecież niejedną osobę tylko
dlatego, że wydaje się niesympatyczna, niecnotliwa,
nieznośna. W dodatku takie prześladowanie gotów
ktoś zaślepiony nienawiścią czy niechęcią poczyty­
wać sobie za obowiązek, a już conajmniej za święte
swoje prawo, — za jakiś rodzaj najsprawiedliwszej
samoobrony. To też i w takich wypadkach niewąt­
pliwego prześladowania osób niewinnych nie należy
zbyt pochopnie rzucać kamieniem potępienia na ni­
kogo, tłumacząc sobie postępowanie niesprawiedliwa
z bliźnimi raczej zaślepieniem mimowolnym lub na-
pół tylko dobrowolnym. Tak ustosunkowują się do
osób sobie nieprzychylnych wszyscy ci, którzy prze­
jęci są duchem dziecięctwa nadprzyrodzonego i na­
leżeć pragną również do najlepszych dzieci Marii,
Matki miłosierdzia.
Chrześcijanie Bogu szczerze oddani, a tym b ar­
dziej ci, którzy pragną żyć wedle zasad ewangelicz­
nej doskonałości, częściej narażeni bywają na otwarte
i rozmyślne prześladowanie ze strony bezbożnych lub
obojętnych religijnie ludzi. Pochodzi to zapewne
między innymi stąd, że prąwdziwi uczniowie C hry­
— 86 —

stusowi naśladują Boskiego mistrza swego w łagod­


ności i dobroci względem bliźnich, i wolą krzywdy
doznawać, niż bronić się przed nią w sposób zbyt
bezwzględny lub zgoła środkami brutalnym i. Stąd
ludzie nieszlachetni biorą pochop do tym śmielszego
krzywdzenia jednostek cnotliwych.
Świat śmieje się w kułak z tych chrześcijan
rzekomo naiwnych, którzy zachowują się biernie
wobec krzywd i przykrości, jakich osobiście doznają.
Niedołęstwem mianuje ich postępowanie. W rzeczy­
wistości i wobec Boga cierpliwe znoszenie doznawa­
nych krzywd nikomu nie ubliża, w niczym podobne
nie jest do tchórzostwa, ani nie oznacza moralnej
klęski. Przeciwnie, bohaterska cierpliwość wobec zła,
które człowieka dotyka osobiście, jest wspaniałym
zwycięstwem ducha i łaski nad m aterialną i b ru ­
talną przemocą.
Boski wzór nasz, P. Jezus, raczył się poddać
prześladowaniu ludzkiemu już od zarania swego
ziemskiego życia, Mogąc wszechmocnym aktem woli
swojej unieszkodliwić zbrodnicze zamysły Heroda,
wolał Zbawiciel uchodzić na rękach Matki swej Nie­
pokalanej w daleki Egipt i ukrywać się tam aż do
śmierci swego prześladowcy.
A jakże zawzięte było prześladowanie skiero­
wane ku P. Jezusowi ze strony żydów w czasie Jego
działalności Mesjańskiej! Wszak otwarcie nastawano
na życie Zbawiciela, a równocześnie szarpano dobrą
sławę Jego, przedstawiając Go ludowi i władzom k ra­
jowym jako niebezpiecznego wywrotowca.
Żadna matka na świecie szlachetnie usposobio­
na nie mogłaby pozostać obojętną na tak oczywistą
krzywdę czynioną Jej synowi. Maria miłowała Syna
swego ponad wszelką miarę, gdyż byt On nietylko
Synem ale i Bogiem Jej. Stąd współczucie Matki
— 87 —

Najsw. dla prześladowanego Jezusa musiało być


głębsze i serdeczniejsze nad wszystko, czego domyśla
się dusza chrześcijańska. Niewątpliwie miłość Matki
Najśw. do P. Jezusa rosła i potężniała w miarę, jak
coraz liczniejsze krzywdy i przykrości wyrządzano
Temu, który przeszedł przez ziemię dobrze czyniąc.
Miłość najtkliwsza dla Jezusa prześladowanego
przez ludzi złej woli jest źródłem tego serdecznego,
macierzyńskiego Współczucia, jakie Najśw. Maria P.
zawsze żywiła dla innych dzieci swoich, znoszących
na ziemi prześladowanie dla sprawiedliwości...
Czy możesz się zaliczyć do nich i ty, duszo
pobożna? Czy prawdziwie cierpisz prześladowanie
dla chwały Bożej, więc dla sprawiedliwości?... Jeśli
sumienie daje ci świadectwo, że własnym karygod­
nym postępowaniem nie wywołujesz prześladowań
przeciw sobie ze strony starszych i równych, — jeśli
starasz się najsumienniej wykonywać powinności swo­
je, — jeśli miłością i szczerym poświęceniem nace­
chowany jest cały stosunek twój do otoczenia, — jeśli
umiesz nawet dobrym płacić za złe, — a mimo
wszystko doznajesz z wielu stron niechęci, przykro­
ści i krzywd, to niewątpliwie cierpisz dla sprawie­
dliwości. Przyjm uję bowiem, że nie obruszasz się na
dopuszczenia Boże. lecz że widzisz w nich wolę Bożą
i jako taką obejmujesz chętnie i z miłością.
Im podobniejszą w ten sposób stajesz się do
P. Jezusa, tym tkliwszą staje się miłość Matki Najśw.
dla ciebie, — tym prawdziwsze i doskonalsze dziec­
ko swoje widzi Ona w tobie, — tern ściślejsze i trw al­
sze stają się więzy łączące cię z Niebieską Matką
twoja
A gdy chwilami prześladowanie sprawia ci ból
nazbyt dojmujący, jakby nieznośny, tak iż wołasz do
Matki Najśw. o pomoc i wstawiennictwo, by nie
ustało męstwo twoje, — o z jakąż radością i skwap-
liwością Matka Boża spieszy ci na pomoc! Jakże
się raduje Niepokalane Jej Serce, że o takie właśnie
łaski przez Jej pośrednictwo się dopraszasz...
Nie zapominaj nigdy, o dziecię Marii, o sło­
wach Jezusowych: „Błogosławieni, którzy cierpią
prześladowanie--.*1
Doznając przykrości jakichkolwiek od swoich
czy od obcych, od równych czy starszych i przeło­
żonych, upokarzaj się co chwila przed Bogiem, że
zasłużyłaś na nie grzechami swymi i niewiernościa-
mi dla łaski, choć ci sumienie wyraźnie nic nie wy­
rzuca. Przemieniaj te cierpienia swoje w miłosną
pokutę-
Nie poddawaj się przygnębieniu, że tak często
jesteś przedmiotem prześladowań, skoro sam Syn
Boży był prześladowany. Owszem, raduj się tą myślą,
że tym podobniejszą stajesz się do Boskiego swego
Zbawiciela.
Nie trać pokoju nawet wówczas, gdy prześlą-
dowanie pochodzi od osób bliskich skądinąd twoje­
mu sercu. Wszak i P. Jezusowi nierzadko przykro­
ści wielkie sprawiają ci, którzy najgoręcej miłować
Go powinni,
Nie przerażaj się uczuciem smutku i niechęci
do .prześladowców, jakie mimo twojej woli wciska
się do serca i może utrzym uje się w nim przez
czas długi- Jeśli chwilami modlisz się za prześla­
dowców swoich, niechęć twoja nie stanowi winy przed
Bogiem.
Żebyś zaś zdolną była do szczerego miłowania
nawet najzawziętszych prześladowców swoich, trzy­
maj się nieustannie stóp Matki Najśw.. jako najczul­
szej Opiekunki tych właśnie dusz, które najwięcej
niesprawiedliwości doznają ze strony innych. Ona
— 89

wprawdzie nie osłoni cię zawsze przed cierpieniem


i upokorzeniem, ale wypraszać ci będzie na każdą
chwilę życia tak obfitą łaskę Bożą, że z miłości ku
Bogu wszystko zniesiesz spokojnie albo i z radością.
I czuć się będziesz tym szczęśliwszą i tym bliż­
szą Serca Bożego, im bardziej prześladowanie dole­
gać ci będzie.
Przykład.

FYanciszek Kaufmann stracił w czasie wojny


w r- 1917 wzrok w prawym oku, gdyż zniszczył je
odłamek kamienia, który w czasie strzelania wpadł
mu do,oka. Zwolniony skutkiem tego kalectwa ze
służby wojskowej wrócił Franciszek do domu i przy­
jął pracę we fabryce papieru „SteyrermuehT1 w po­
bliżu miasta Puchhęim w Tyrolu- Lecz oto dnia 9
kwietnia 1928 r. uległ ponownie wypadkowi, gdyż do
lewego zdrowego jego oka dostał się gorący popiół
węglowy, który zniszczył nerw wzrokowy prawie zu­
pełnie. Według świadectwa lekarskiego wystawione­
go 4 lutego 1929 r. przez Dr. Narbeschubera F ran ­
ciszek Kaufmann stracił wzrok do tego stopnia, że
zaledwie lewym okiem rozróżnia światło od ciemno­
ści i skutkiem tego potrzebuje stale kogoś, ktoby
go prowadził i usługiwał mu.
W tak przykrym położeniu Franciszek zwrócił
się do Matki Boskiej Nieustającej Pomocy, której
obraz czczony jest w szczególny sposób w kościele
OO. Redemptorystów w Puchhęim. W towarzystwie
żony spieszył kilkakrotnie przed ten obraz cudow­
ny i gorąco błagał Matkę Najśw , by mu wstawien­
nictwem swoim raczyła przywrócić utracony wzrok.
Po raz trzeci odbył Franciszek tę pobożną pielgrzymkę
dnia 4 października r. 1930, razem z wielu miesz­
— 90 —

kańcami miejscowości Laakirchen, i znowu gorąco


modlił się o odzyskanie wzroku.
Tymczasem wszystkie modły wydawały się da­
remne. a nawet począwszy od dnia tej pielgrzymki
począł Franciszek odczuwać silny ból w tylnej części
głowy, który to ból trw ał aż do 7 listopada. Tego
dnia zrana nagle przewidział. Począł coraz dokład­
niej rozróżniać przedmioty, tak iż już nie potrzebo­
wał przewodnika. Ponadto w krótkim czasie siła
wzroku poprawiła się jeszcze, tak iż odtąd widzi na
jedno i drugie oko zupełnie dobrze. W r. 1934 na
odnośne zapytanie O. Anzenbergera odpowiedział:
, Dziękując uprzejmie za pamięć o mojej osobie do­
noszę zarazem, Wielebny Ojcze, że wzrok mój przy­
wrócony mi przez Matkę Boską Nieustającej Pomocy
utrzym uje się w dalszym ciągu. Nie wiem, jak dzię­
kować za tę łaskę Najśw. Matce Bożej i Bogu nie­
skończenie dobremu'1.
(Analecta C. SS.R, 1934, fasc. 4.)

ROZDZIAŁ X.
M a tk a N ieb iesk a u p o ś le d z o n y c h i w z g a rd z o n y c h .

ił Bó<r, głupstwa świata, aby zawstydził mą-


(Kor. 1. 27.). W mierze bardzo nierównej
rozdaje Bóg dary swoje, zarówno przyrodzone, jak
i nadprzyrodzone, — nie czyniąc oczywiście nikomu
najmniejszej krzywdy. Bo zresztą jakże możnaby mó­
wić o krzywdzie stworzenia, któremu od Boga abso­
lutnie nic się nie należy, — które za to ze swej stro­
ny nieskończenie wiele winno Bogu!...
Jednych wyposażyła dobroć Boża w niezwykłe
zdolności umysłowe i użyczyła im wszelakich dodat­
— 91

kowych darów, tak iż z największym powodzeniem


pracują dla społeczności ludzkiej, zyskując na każ­
dym kroku ludzkie uznanie Głośno sławi się zasługę
tych wybrańców losu, jak ich Świat nazywa, wyno­
sząc ich o całe niebo ponad szary tłum maluczkich,
którzy niczym nie zdołali się odznaczyć
Dla tych ostatnich natomiast żywi się, jeśli nie
pogardę, może podświadomą, to w każdym razie lek­
ceważenie. Uważa się ich za członki społeczności
ludzkiej prawie bezużyteczne.
Inaczej jednak jest przed Bogiem. Sądy Boskie
nie są sądami ludzkimi. Jednostka pędząca dni swoje
w zupełnym ukryciu, nieznana nikomu poza najbliż­
szym otoczeniem, posiadająca zdolności i wykształ­
cenie bardzo ograniczone, należąca może do ostatnich
prostaczków, jest w niejednym wypadku duszą praw ­
dziwie wielką w oczach Bożych- Posiada może ową
mądrość nadprzyrodzoną, która większą ma wartość,
niż wszechstronne wykształcenie i dyplomy naukowe-
Jeśli serce jej pod wpfywem tej mądrości spoczywa
miłośnie w Bogu, ponieważ ku temu Najwyższemu
Celowi swemu stale jest skierowane, to zaprawdę
ta dusza prosta o wiele doskonalszym jest czło­
wiekiem i o wiele więcej błogosławieństw wsze­
lakich sprowadza na społeczeństwo ludzkie, niż całe
rzesze zarozumiałych i pewnych siebie mędrków.
Wielkość człowieka nie na tym się zasadza, że
otrzym ał on niezwykłe dary od Boga, lecz przede
wszystkim na szczerym oddaniu się Bogu, aż do ca­
łopalnej ofiary ze wszystkiego, co stworzenie może
dać swojemu Stwórcy. Największym w oczach Bo­
żych jest przeto ten człowiek, który najszczerszą
wolą i z najwznioślejszej pobudki oddaje Bogu siebie
samego, każdą chwilę swego życia, wszystkie swoje
siły, wszystkie swe myśli i uczucia, aby tak cała jego
92

istota przemieniła się w chwałę Bożą... Tak, czło­


wiecze! Chwała, jakiej Bogu przysparzasz, jest wiel­
kością twoją...
Dzięki ukrytem u działaniu łaski Bożej wiele
dusz napozór upośledzonych dochodzi do zrozumie­
nia tej głębokiej prawdy. Przestają więc pragnąć
jakiegokolwiek zewnętrznego powodzenia, a za to
radeby wyniszczyć wszystką swoją istotę dla przy-
mnożenia Bogu chwały i dla uweselenia Jego Ojcow­
skiego Serca. Jakże miłe są te dusze napozór m a­
luczkie Bogu i Matce Najśw.!
Czyż Najśw. Matka Jezusowa sama nie należy
do tych, którzy życie ziemskie pędzili w ukryciu,
w zapomnieniu ze strony ludzi, we wzgardzie? Poza
nielicznymi świętymi duszami nikt ze znajomych
Matki Najśw. nie domyślał się nadziemskiego Jej
dostojeństwa, tak iż powszechnie uchodziła za zwy­
czajną niewiastę z ludu Izraelskiego. I gorzej było, —
gdyż w ostatnich tygodniach życia P. Jezusa, gdy
faryzeusze usiłowali przedstawić Go jako zwodziciela
i wywrotowca wielce niebezpiecznego, Matka Najśw.
w pojęciu niejednego żydowina była matką zbrod­
niarza. A na Kalwarii, w chwili konania P- Jezusa
na krzyżu, nikt już nie wątpił zpośród pospólstwa
•żydowskiego, że Maria wychowała zwodziciela ludu
i wyrzutka społeczeństwa
Lecz pomijając te nadzwyczajne upokorzenia
z okresu Męki Jezusowej stwierdzić trzeba, że wszyst­
ko życie Najśw. Marii P. podobne było do tego
skromnego i najskromniejszego bytowania, jakie jest
udziałem dusz najbardziej upośledzonych na świecie-
Czyżby więc Matka Najśw. mogła być obojętną dla
tych, którzy w podobnych warunkach żyją podziś-
dzień i ku Niej chwilami się zwracają o pomoc i po­
ciechę w swoim upokorzeniu i osamotnieniu? Nie­
93 —

chaj raczej pewną będzie wszelka dusza odczuwająca


z przykrością poniżenie swoje i zapomnienie ze stro­
ny ludzi, że ma w niebie Matkę czulszą nad wszyst­
kie matki, która tym tkliwiej ją kocha, im głębiej
widzi ją upokorzoną.
Lecz ktokolwiek pragnie przez stan upośledze­
nia i wzgardy zbliżyć się do Serca Niepokalanego
Marii, musi kochać ten stan swój, jak sama Matka
Najśw. na wzór Boskiego Swego Syna kochała się
we wszelakim upokorzeniu. Poniżenie samo, które-
rego dusza nie przyjmuje miłośnie z ręki Bożej, nie
wyjdzie jej na pożytek-
Poniżenia samego nikt nie zdoła kochać, gdyż
z natury ma człowiek do niego wstręt niepokonalny.
Ale rozmiłować się może dusza chrześcijańska w upo­
korzeniu z tej pobudki, że ono wypływa z woli Bo­
żej, żo podobna duszę czyni do P. Jezusa wynisz­
czonego w najwyższym stopniu przez cały bezmiar
zniewag i upokorzeń. Uczucie ludzkie zapewne nigdy
nie będzie spoczywało z upodobaniem w poniżeniu,
upośledzeniu i wzgardzie, ale nie o to chodzi. Dość
na tym, że wola zdecydowanie godzi się na stan upo­
korzenia swego z miłości ku Bogu.
Najśw. Maria Panna najszczęśliwszą była przez
całe swoje ziemskie życie w upokorzeniu swoim,
albowiem żyła wyłącznie Jezusem i dla Jezusa. Jeśli
zwyczajni Święci powtarzali z głębi serca to
oświadczenie: Bóg sam mi w ystarcza... i istotnie
w Bogu znajdowali wszystko, czego im potrzeba było
do najpełniejszej szczęśliwości, to wszystko życie
wewnętrzne Matki Najśw. streszczało się najdosko­
nalszym sposobem w tym jednym słowie: Bóg mój
i Jezus mój... Poza Boskim Synem swoim Maria wi­
działa tylko marność i nicość- I cóż mogło Jej zale­
żeć na tym, jak świat do Niej się odnosi, czy Ją
— 94

ceni, czci i wielbi, czy przeciwnie z lekceważeniem


i wzgardą odnosi się do Niej?...
Z pomiędzy dzieci Marii również te tylko za­
chowają pokój wewnętrzny w poniżeniu swoim i upo­
śledzeniu, które pielęgnować będą w sobie głębokie
życie wewnętrzne, które za przykładem św. F ran ­
ciszka Serafickiego szczerym sercem powtarzać będą:
Bóg mój i wszystko moje— Jeśli bowiem istotnie Bóg
duszy wystarcza, to staje się ona coraz bardziej obo­
jętną na jakiekolwiek wyniesienie w oczach ludzi.
Kto nie umie się pocieszyć w upośledzeniu
swoim, tak iż zniechęcenie ogólne i jakby zwątpie­
nie go ogarnia na widok własnej nieudolności i ciąg­
łych w życiu niepowodzeń, żyje widocznie dla ludz­
kich tylko ideałów i ludzkimi przejęty jest uczuciami,
nie pojmując zupełnie tej prawdy najbardziej zasad­
niczej, że Bóg jest wszystkim dla duszy ludzkiej,
a wszystko inne niczym.
Gdyby i tobie sumienie wyrzucało, że przesad­
nie się dręczysz tą nicością, w jakiej czujesz się nie­
jako pogrążona skutkiem braku wybitniejszych zdol­
ności w jakiejkolwiek dziedzinie, to musiałabyś, du­
szo nabożna, wyciągnąć stąd wniosek, źe słabo ro­
zumiesz życie i przykłady Matki swojej Niebieskiej
Marii i że wielce niepodobną jesteś do Niej w ci­
chości i pokorze, w umiłowaniu prostaty, skromności
i zapomnienia ze strony świata. Jeśli stosunek twój do
Najśw. Matki Jezusowej nie ma się stawać coraz
chłodniejszy, pracuj odtąd usilnie nad sobą, by prze­
jąć się duchem najgłębszej pokory i godzić się co­
raz chętniej na stan upokorzenia, w jakim trzyma
cię Opatrzność Boża dla tym wyższego twego uświę­
cenia.
Może dostały ci się w udziale zdolności umy­
słowe tak ograniczone, że z wielką tylko trudnością
— 95 —

przyswoiłaś sobie najbardziej elementarne wiado­


mości w dziedzinie tak świeckiej, jak religijnej. Lecz
cóż to ma do rzeczy w sprawie zbawienia twego
i uświęcenia? Całe rzesze maluczkich wyniesione
będą w wieczności do rzędu najumiłowańszych dzie­
ci Bożych i cieszyć się będą szczęśliwością bezgra­
niczną w Bogu, iż czyniły na ziemi, co mogły, dla
przymnożenia Bogu chwały, — gdy wielka liczba zaro­
zumiałych mędrców na wieki odrzucona będzie od
Boga —
Zcicha zazdrościsz może chwilami tym, którzy
zdobyli znaczny stopień wykształcenia i posiedli wie­
dzę wszelaką, bo sądzisz, że ta wyższość umysłowa
ułatwia im zbliżenie się do Boga i szybkie postępy
na drodze cnoty-.. W rzeczy samej wykształcenie
może się stać bardzo skuteczną pomocą w dziele
własnego uświęcenia. Czyliż jednak wiedza jakakol­
wiek świecka jest niezbędna do wysokiej świętości?
Choćbyś najmniej wiedziała o rzeczach tego świata
z pomiędzy wszystkich ludzi żyjących na ziemi, mo­
żesz mimo to w oparciu o łaskę Boża iść w zawody
na drodze doskonałości i miłości ku Bogu z naj­
większymi przedstawicielami ludzkiej wiedzy. Może
ci Bóu nawet przyznać pierwszeństwo przed nimi,
jeśli bardzo będziesz pokorna.
Tracisz może nawet zdolność do zwyczajnej
ręcznej pracy, ponieważ zdrowie twoje słabnie i siły
opuszczają cię szybko z dnia na dzień. Niebawem
uchodzić będziesz za ciężar dla otoczenia swego, za
jednostkę całkow:cie nieużyteczną--. Jeśli zapowiada
się dla ciebie takie doświadczenie Boże, wznieś się
wysoko ponad ludzki sposób myślenia i zgadzaj się
zgóry na upokorzenie swoje. Przyjmując z miłości
ku Bogu przymusową bezczynność swoją, aby się
■oddać tym częstszej i gorętszej modlitwie, staniesz
— 96

się nieporównanie pożyteczniejszą dla społeczności


swojej i dla dusz, niżbyś się stała przez pracę naj­
bardziej wytężającą.
Może również w dziedzinie życia duchownego
powodzenie twoje bardzo jest wątpliwe, mało widocz­
ne, tak iż zaliczyć się musisz do najnędzniejszych
sług Bożych. I smutek ogarnia cię chwilami, iż tak
niewiele chwały życiem swoim oddajesz Bogu... Lecz
może Bóg kiedyś inaczej wszystko osądzi Jeśli mimo
braku łask wyjątkowych i w oko wpadających p ra­
cujesz z wielką wytrwałością nad swoją poprawą
i swoim uświęceniem, zaczynając co chwila nanowo,
uzna cię Bóg w chwili śmierci za wielce doskonałą,
a w wieczności dopuści cię do; zjednoczenia ze Sobą
ściślejszego, niż wielu takich, których rzekoma do­
skonałość wszystkim podpadała, którzy jednak nie
rozumieli dostatecznie pokory.
Nie poddawaj się przeto przygnębieniu, duszo
chrześcijańska, choćbyś była pozbawiona wszystkich
tych darów Bożych przyrodzonych i nadprzyrodzo­
nych, jakie co chwila spostrzegasz u bliźnich swo­
ich, i które im zapewniają świetne powodzenie w dzia­
łaniu i wyrazy uznania ludzkiego ze wszystkich
stron- Jeśli bowiem pojmujesz wartość nadprzyro­
dzoną poniżenia, jeśli je kochasz i dziękujesz za nie
Bogu, to snąć otrzymujesz od Ducha św. cenniejsze
łaski wewnętrzne, niż tysiące innych. Udziałem twoim
jest w takim razie prawdziwa Boża mądrość, która
jest darem nad wszystkie dary, albowiem wiedzie
duszę do wysokiej świętości.
Niech ci zatem Bóg sam wystarcza w upośle­
dzeniu i poniżeniu tw oim !
W razie zniechęcenia kryj się czymprędzej pod
płaszcz Matki Bożej, najpokorniejszej słuźebnicy Pań-
skiej, a serce twoje przepełniać się będzie coraz*
większą otuchą i radością coraz żywszą na myśl, że
wraz z Marią i Jezusem pędzisz dni swoje w upo­
korzeniu, zapomnieniu i wzgardzie.
Przykład.

Wi.elka część uzdrowień, jakie mają miejsce


w Lourdes, następuje nie w cudownej sadzawce, lecz
podczas procesii z Najśw. Sakramentem...
Procesje te rozpoczęły się w Lourdes w r. 1888
i przybierały odtąd z roku na rok coraz wspanial­
sze rozmiary.
„Gdym pierwszy raz zobaczył tę procesję, —
pisze dr Boissarie, — zrobiła na mnie wrażenie
ogromne- Pielgrzymi stali po obu stronach z za­
palonymi świecami w rękach, a pomiędzy nimi szli
chorzy w liczbie 500 do 600, powoli, krok za k ro ­
kiem, podtrzymywani przez innych. Tu matka niesie
chore dziecię, tam dzieci prowadzą chorą matkę,
innych nie mogących chodzić niosą n a , noszach.
Wszyscy ci chorzy grupowali się koło Najśw. Sa­
kramentu, mając oblicze rozpromienione nadzieją,
z oczyma utkwionymi w Bogu utajonym, z gorącą
modlitwą na ustach. Widok i wrażenie były nie do
opisania. Nawet niewierzący byli pod ogromnym
wpływem tego widoku".
W r. 1888 liczba uzdrowień podczas 'procesji
wynosiła 16 procent, czyli na 40 uzdrowień w sa­
dzawce było 7 uzdrowień podczas procesji. W r. 1898
było już na 75 uzdrowień w źródle — 40 podczas
procesji, czyli 60%. Nieraz uzdrowienie rozpoczy­
nało się w sadzawce, a dokonało się podczas pro­
cesji, nieraz i odwrotnie, ale rzadziej. W bardzo wielu
wypadkach, gdy kąpiel w cudownej wodzie nie przy­
niosła najmniejszego polepszenia, uzdrowienie nastę­
powało nagle podczas procesji.
— 98 —

Pierwszym było uzdrowienie Niny Kin, panny


22-letniej, ze szpitala Paryskiego. Butla zawierają­
ca 25 litrów kwasu siarcznnego wylała się na nią
i poparzyła ją w straszny sposób. Skutkiem tego,
choć wyleczona z ran, ale mając nerwy i muszku
ły zniszczone, chora nie mogła od 10 miesięcy cho­
dzić- Napróżno próbowano wszelkich sposobów le­
czenia, jak masażu, elektryzacji, — polepszenia nie
było żadnego. Wtedy wybrała się ona do Lourdes-
Zanurzono ją dwukrotnie w sadzawce bez najmniej­
szego skutku. Dnia 22 sierpnia leżała chora na swym
posłaniu przed grotą Niepokalanej, gdy koło niej
przechodziła procesja z Najśw. Sakramentem. Uczuła
w sobie nagły silny popęd, jakaś siła potężna pod­
niosła ją z posłania. Chora wyskoczyła z łóżka,
przeszła przez liczne nosze, jakie ją otaczały i poszła
za procesją krokiem zupełnie pewnym. .
Liczba uzdrowień podczas procesji z Najśw.
Sakramentem rosła nieustannie. Skutkiem tego i wiara
i nabożeństwo do Najśw. Sakramentu wzrastały co­
raz bardziej. W r. 1888 było w Lourdes 233 tysięcy
Komunii św., a w 8 lat później już 400 tysięcy.
Tak to Maria Niepokalana wiedzie dusze do
stóp Boskiego swego Syna.

ROZDZIAŁ XI.
M a tk a Najśw. na [m iłosierniej p o d a j e rę k ę
u p a d a ją c y m .
omińmy w tym miejscu dobroć Matki Bożej
względem grzeszników, którzy ciężko Boga
obrażają, narażając lekkomyślnie zbawienie swoje,
gdyż o tym przedmiocie już była mowa w poprzed-
99 —

nich rozdziałach. Rozważać będziemy w tym miejscu


jedynie o duszach dobrej woli, kochających Boga
i pracujących szczerze nad uświęceniem swoim, lecz
odczuwających silnie słabość swoją i upadających
codziennie.-’’ Będzie to z niemałym pożytkiem dla
tych dusz słabych, iż uświadomią sobie tkliwe współ­
czucie Matki Najśw. dla siebie oraz bezgraniczną
tejże Matki Bożej \po$>zuniiął£Ść.
Poza Wcielonym Synem Bożym, poza Matką
Najśw. Niepokalaną, nie było nigdy człowieka na
ziemi, któryby nie błądził, nie upadał, nie uchybił
nigdy zasadom doskonałości i świętości. Słabość
w porządku moralnym jest przeto jakby cząstką
natury ludzkiej. Upadki są w życiu człowieka, nawet
człowieka świętego, nieuniknione.
Ale są upadki i upadki... Gdy jedne stanowią
ciężką obrazę Majestatu Bożego i mają w sobie zło
jakby nieskończone, — inne noszą na sobie zaledwie
ślady winy moralnej. Zaliczyć je wypadnie raczej
do nieopatrznych postępków, do pomyłek, aniżeli do
rzeczywistych przewinień.
Jeśli twierdzimy, że upadki są nieodłączne od
natury ludzkiej i życia ludzkiego, to odnosi się to
twierdzenie jedynie do tych ostatnich przewinień
niezupełnie dobrowolnych albo i zgoła niedobrowol­
nych. Bo poucza nas wiara, że formalnych grzechów,
popełnianych z całą świadomością, a zwłaszcza grze­
chów śmiertelnych, człowiek z łaska Bożą zawsze
uniknąć może, i wielu chrześcijan istotnie bez tych
grzechów żyje
Nieuchronne są pewne upadki, niedoskonałości
i słabości... Wszysikim wiadomo o tym, nawet z wła­
snego doświadczenia. A jednak tak surowo sądzi się
niekiedy tych, którzy upadają. Tak śmiało ciska się
kamieniem potępienia na niedoskonałych, jak gdyby
ten, który potępia, własnych win nie miał na su­
mieniu...
Jeśli przełożeni odpowiedzialni za postępowa­
nie podwładnych zwracają im, może dość surowo,
uwagę na niewłaściwe postępowanie, wytykają im ich
upadki, nie można nic mieć przeciw temu Spełniają
oni święty swój obowiązek. Wymaga się jednakże
od nich, by liczyli się z ludzka słabością podwład­
nych, nie rozgoryczali ich przesadną surowością
i postępowaniem bezwzględnym. Albowiem przez
brak wyrozumiałości dla słabych sprzeniewierzyliby
się duchowi Jezusowemu, który jest duchem dobroci
i miłosierdzia.
Usprawiedliwić można nawet przełożonych, któ­
rzy wyjątkową stanowczość i surowość stosują wobec
podwładnych wracających nałogowo, uparcie, lekko­
myślnie do tych samych zawsze przewinień, które
nie są wprawdzie zbrodniami, lecz dotkliwą szko­
dę wyrządzają innym i zamieszanie wprowadzają
w życie danej społeczności. Niedbali, leniwi i lek­
komyślni tracą częściowo prawo do wyrozumia­
łości...
Za to krzywdę prawdziwą i krzywdę niekiedy
bardzo bolesną wyrządza się duszom, których upad­
ki osądza się i potępia z bezwzględną surowością,
choć dobra wola ich nie ulega najmniejszej wątpli­
wości. One pierwsze ubolewają nad swoimi upadka­
mi. Czują się nimi głęboko upokorzone i to do tego
stopnia, że kierownicy sumienia muszą im otuchy
dodawać, by nie popadły w stan ostatecznego znie­
chęcenia. Upadki tych dusz powtarzają się wpraw­
dzie od dłuższego czasu, może od lat całych, ale
widocznym jest dla każdego nieuprzedzonego obser­
watora, że nie wypływają ani ze złej woli ani nawet
ze świadomego niedbalstwa. Jeśli bowiem dusza ja­
101

kakolwiek każdego dnia na nowo rozpoczyna walkę


ze swymi słabościami, choć wynik tej walki przed­
stawia się jej jakby beznadziejnie, to w żadnym wy­
padku nie można jej zaliczać do jednostek oziębłych,
lekkomyślnych i niedbałych. To są dusze prawdziwie
gorliwe, choć słabe, nie utwierdzone w cnocie.
Otóż ku takim właśnie duszom pełnym dobrej
woli ale niedoskonałym zwraca się Matka Najśw.
stale z uczuciami nieprzebranego miłosierdzia. Ona
tych dusz nigdy nie potępi. Ona nawet nigdy suro­
wo ich nie sądzi. Okazuje im tym więcej macierzyń­
skiego serca, im surowiej i niesprawiedliwiej obcho­
dzą się z nimi ludzie. Jeśli która z tych dusz sła­
bych i często upadających w przygnębieniu swoim,
w odczuciu niesprawiedliwości i surowości ludzkiej
zwraca się do tej Matki miłosierdzia, może być pe­
wną, że znajdzie u niej tym więcej serca, im bez­
względniej ludzie ją potępiają.
Miłuje Matka Najśw. szczególnie tkliwym uczu­
ciem dusze słabe, upadające co chwila, lecz dźwiga­
jące się z bohaterską wytrwałością choćby i setki
razy w ciągu dnia, gdyż są to nierzadko dusze da­
leko posunięte na drodze świętości. Wytrwałe zry ­
wanie się do nowej nad sobą pracy po każdym upad­
ku, czyli ciągłe powracanie do Boga mimo tysiączne
klęski poniesione w walce ze swą ludzką słabością,
to jest przecież jedna z najpewniejszych dróg do
wysokiej świętości. Wytrwałość w takim dźwiganiu
się codziennym, jakby nieustannym, już sama w so­
bie oznacza nadzwyczajną doskonałość- Któż bowiem
z ludzi żyjących wedle natury, nie umiejących się
oprzeć na łasce Bożej, zdobędzie się na takie jakby
beznadziejne zmaganie się ze słabością swoją i to
w przeciągu lat całych, nawet dziesiątków lat!
— 102 —

Otrzyj więc łzy swoje, duszo słaba, upadająca


co chwila, i z tej przyczyny potępiana przez wielu!
Przestań się smucić, albowiem nie wszyscy cię potę­
piają- Przede wszystkim nie potępi cię nigdy Matka
twoja Niebieska Maria, bo Ona jest jakby samym
miłosierdziem i dobrocią. Ona widzi twoją dobrą
wolę, twoje nieustanne i krwawe wysiłki na drodze
doskonałości i przedstawia je codziennie Boskiemu
swemu Synowi- To też i Jezus nie potępi ciebie, lecz
z miłością tym tkliwszą spoglądać będzie na ciebie,
im mniej masz powodzenia w walce duchownej. By­
lebyś nigdy nie ustawała w tej walce...
Żebyś wszakże godną się stała miłosiernej opie­
ki Marii nad sobą, bądź zawsze bardzo pokorną
i nie zżymaj się nigdy na tych, którzy cię potępiają,
choćby to czynili w sposób bezwzględny i z jawną
niesprawiedliwością.
W upadkach twoich napewne nieskończona
świętość Boża odkrywa jakąś cząstkę winy twojej,
mimo że sumienie nie wyrzuca ci złej woli. Więc
upokarzaj się po wiele razy codziennie wobec Boga,
a przy sposobności także wobec ludzi, przynajmniej
wobec zastępców Bożych, przełożonych twoich. Nie
upatruj nigdy niesprawiedliwości w tych surowych
sądach, jakie przełożeni albo równi wypowiadają
o tobie i czynach twoich. Bo jeśli w istocie na po­
tępienie nie zasługują obecne czyny twoje, to w każ­
dym razie należy ci się upokorzenie za długi szereg
innych win popełnionych w dawniejszym życiu.
Prawdziwe dzieci Boże, oświecone dzieci Marii, zaw­
sze w ten sposób wyższy, nadprzyrodzony, reagują
na niesprawiedliwe lub zbyt surowe i potępiające
sądy ludzkie.
Staraj się nawet wstępować w ślady Świętych,
którzy w wypadkach niesprawiedliwego potępiania
— 103 —

ich działalności upokarzali się sami jeszcze głębiej


i upadki swoje potępiali z większą jeszcze stanow­
czością, niż to czynili inni.
Ale znosząc cierpliwie słabość swoją i przyj­
mując spokojnie upokorzenie wypływające z tak czę­
stych upadków swoich, nie zaniedbuj się nigdy
w pracy nad sobą, lecz czyń codziennie energiczne
wysiłki, by się poprawić. Albowiem dobra twoja
wola okaże się niewątpliwa dopiero przez te właśnie
wytrwałe wysiłki ku poprawie-
Być może, że te wysiłki przez długi czas pozo­
staną bezskuteczne lub okażą się na pół tylko sku­
tecznymi. Może skutkiem tego beznadziejność pocz­
nie cię ogarniać. Może czuć się poczniesz opuszczoną
przez łaskę Bożą... Bądź przygotowana na takie trud
ności i pokusy i nie daj się im omamić! Bóg nie
opuści cię ani na chwilę, — nie opuści cię tak dłu­
go, dopóki wedle słabej możności swojej współpraco­
wać będziesz z Jego łaską. Czy wyniki wysiłków
twoich na drodze do poprawy i do świętości będą
wspaniałe czy nędzne, to jest rzeczą drugorzędną.
Wedle wysiłków twoich Bóg cię sądzi a nie wedle
powodzenia, jakie masz w walce duchownej.
Gdyby na koniec w pewnej chwili czarne myśli
na dobre opanowały umysł twój i serce pogrążyło się
w zwątpieniu,— gdyby poczęła cię ogarniać rozpacz,
pomnij na to, że z miłością najtkliwszą i macierzyń­
ską spogląda na ciebie z nieba Ucieczka grzeszni­
ków i słabych... Jak długo Ona dla ciebie jest Matką,
nie możesz się uważać za istotę opuszczoną i nie­
szczęśliwą. A czyż możliwą jest rzeczą, by ta Matka
miłosierdzia zapomniała o tobie w takiej chwili,
kiedy najbardziej potrzebujesz Jej opieki? Nie! To
się. nigdy nie stanie-..
— 104 —

Choćby więc stan twój wewnętrzny pogarszał


się z każdą godziną, choćby czarna rozpacz brała
cię już niejako w objęcia swoje, nie przestawaj po­
wtarzać tego ufnego wołania: Pod Twoją obronę,
0 Mario, Matko i opiekunko słabych, upadających
1 grzesznych!...
I usłyszysz wewnętrzną cichą odpowiedź Matki
swej Niebieskiej: Nie! Nie! Ja nigdy nie opusz­
cza m dzieci moich na ziemi... Nie opuszczę i ciebie.
Słabą jesteś, niedoskonałą i grzeszną, lecz pragniesz
miłować całym sercem Boskiego Syna mojego i mnie,—
więc idziesz pewną drogą do nieba i do świętości...
Tak, zaiste! Wszystko wychodzi na dobre praw ­
dziwym dzieciom Marii. Nawet własne upadki staną
się dla nich pobudką i pomocą do tym częstszej i go­
rętszej modlitwy do Matki Najśw., do ufności tym
większej w tej Pośredniczce najmiłosierniejszej do
Jezusa- A przez nabożeństwo gorące i dziecięce do
Marii dostępuje dusza wszelka łaski coraz ściślejsze­
go zjednoczenia z Bogiem. Gdy zaś Boga posiądzie,
czegóż jeszcze niedostawać jej będzie?...
Przykład.

W sierpniu r. 1896 Karol Bron, mający wrzód


na biodrze, skutkiem czego nie mógł stanąć na cho­
rej nodze, został przyjęty do szpitala w Bernie szwaj­
carskim, gdzie profesor Girard przeciął mu wrzód,
wycisnął ropę i wydobył z rany kilka kawałeczków
spróchniałej kości.
To ostatnie odkrycie bardzo zaniepokoiło leka­
rza, który też usilnie radził choremu poddać się
gruntownej operacji, zapowiadając mu w przeciwnym
razie śmierć niechybną w kilku tygodniach.
Ponieważ zamierzona operacja była przedsię­
wzięciem bardzo niepewnym i lekarze za pomyślny
— 105 —

skutek jej ręczyć nie mogli, Bron postanowił opuścić


szpital i szukać pomocy już tylko u Najśw. Panny
Niepokalanej z Lourdes.
Stan chorego pogarszał się szybko, tak że na
dobre musiał się położyć, ale i ufność jego w Matce
Bożej rosła z dnia na dzień. Modlił się nieustannie,
wyspowiadał się z całego życia i przyjął ostatnie
Sakramenta św. Przyrzekł również, że w razie wy­
zdrowienia odbędzie corocznie pielgrzymkę do Ein-
siedeln, przez dwa lata codziennie słuchać będzie
Mszy św. i przystąpi każdego miesiąca do Stołu
Pańskiego.
Dr. Vermeille, który go leczył, oświadczył, że
choroba piersiowa wtrąci go wkrótce do grobu.
Na specjalnie zbudowanych noszach zawieziono
chorego do Lourdes, gdzie stanął 13 maja 1897 r.
Przez pierwsze dwa dni nie odważono się na kąpa-
' nie chorego w cudownej sadzawce, gdyż obawiano
się katastrofy. Dopiero 15 maja wziął chory pierw­
szą kąpiel, a w następnych dniach jeszcze kilka.
Jednakże cud nie nastąpił- Zaznaczyło się tylko pew­
ne polepszenie.
W niedzielę wieczorem, po trzeciej kąpieli, Bron
prosił gorąco, aby się za niego modlono, miał bo­
wiem nadzieję, że uzyska uzdrowienie podczas p ro ­
cesji z Najśw. Sakramentem.
Gdy kapłan z Przenajśw, Sakramentem zatrzy­
mał się przed nim, jeszcze żarliwiej zaczął się mod­
lić, ściskając w prawej ręce niewielką statuetkę Najśw.
Panny a Lourdes.
Po chwili procesja poczęła się oddalać i n a­
dzieja chorego na pozór już bj-ła zawiedziona. Po­
mimo tego Bron nie ustawał- w gorącej modlitwie.
Nagle w zimnym, jakby zlodowaciałym biodrze uczuł
niezwykłe gorąco. Choroba, która go przykuwała do
— 106 —

łoża, znikła. Karol uczuł się rzeźkim i lekkim. Wstał


i zaczął chodzić... i tak, opierając się jeszcze na ra ­
mieniu dwóch panów trudniących się podnoszeniem
chorych przybył do biura sprawozdań
„Zdaje mi się, — pisze dr Boissarie, — że wi­
dzę go jeszcze przed sobą, bladego, z błyszczącymi
oczyma, drżącego pod wpływem najsilniejszego chyba
wzruszenia, jakiego człowiek doznać może. Szedł on
teraz prawie o własnej sile, chociaż od sierpnia na­
wet na łóżku nie mógł się poruszyć- Obok niego,
równie, jak on wzruszony, stanął p. Soule, który mu
towarzyszył, mówiąc" „Widziałem go w sadzawce.
Miał on na biodrze tak głęboką ranę, że wielki mój
palec mógł się w niej zmieścić. Z rany tej obficie
sączyła się ropa, a całe biodro było spuchnięte, czar­
ne, zbolałe- Teraz niema już ani śladu rany, ropie­
nia lub nabrzmiałości. Skóra nawet zwykłą odzyskała
barwę".
Niepodobna opisać wzruszenia i zapału całego
tłumu wiernych, gdy Karol Bron wyszedł z biura
sprawozdań. Towarzyszono mu aż do groty, gdzie ze
wszystkich piersi popłynęło radosno „Magnificat“.

ROZDZIAŁ XII.
M aria Najśw. M a tk ą u b o g ich duchem .
bogim był Jezus, uboga była na ziemi Jego
■ Najśw. Matka, ku ubogim przeto skłania się ze
szczególnym upodobaniem zarówno Najśw. Serce
Zbawiciela, jak i Serce Niepokolane Marii. Ale czy
wszyscy ubodzy są przedmiotem wyjątkowej miłości
ze strony Jezusa i Marii ? ..
Nie brak ubogich, którzy złorzeczą ubóstwu
swemu, złorzeczą losowi,^ który rzekomo ich wy-
107 —

dziedziczył. Nieszczęśni! Cierpią zapewne więcej


skutkiem wewnętrznej goryczy, którą dobrowolnie
się zatruwają, niżeli przez niedostatek m aterjalny.
Jaka szkoda, że nie ma im kto wytłumaczyć wy­
sokiej ceny ubóstwa dobrowolnego! Albo może i oni
nie chcą zrozumieć nauki Jezusowej o znikomości
dóbr doczesnych i o wartości ubóstwa.
Dla tych ubogich, którzy zarazem są ludźmi
wjelce nieszczęśliwymi, Matka Najśw- ma niezmiernie
wiele współczucia i błaga dla nich nieustannie o
łaskę prawdziwej chrześcijańskiej mądrości. Jeśli
nie będą się uporczywie sprzeciwiali łasce Ducha Św.,
wyzbędą się kiedyś rozgoryczenia swego, ukochają
niski stan swój i będą szczęśliwi, skarbiąc sobie po­
nadto wielkie zasługi na wieczność przez cierpliwe
przyjmowanie skutków ubóstwa. Dopóki wszakże są
ubogimi litylko z nieuchronnej konieczności,pożąda­
jąc gwałtownie bogactwa i związanego z nim uży­
wania, przyczyniają wiele smutku swej Niebieskiej
Orędowniczce. Nie odtrąca Ona ich od stóp swoich,
ale z radością na nich spoglądać nie może.
i
Lecz dzięki Bogu nie brak w społeczności
chrześcijańskiej również takich, którzy wedle za­
lecenia P. Jezusa przede wszystkim duchem są ubo­
dzy, a których błogosławionymi nazwał Zbawiciel.
Obiecał im królestwo niebieskie. Pewna liczba ubo­
gich duchem żyje we wspaniałych pałacach, otoczo­
na obfitością materialnych zasobów. Mimo to są
prawdziwie ubodzy duchem, albowiem majętności
swoich używają nie na uprzyjemnienie życia swego,
lecz na podtrzymywanie chwały Bożej, na pożytek
bliźnich. Sami żyją nietylko skromnie,lecz ponadto
wedle wymagań chrześcijańskiego umartwienia. Nie­
stety ! Zbyt wielką ich liczba nie jest.
— 108 —

Znacznie więcej miłośników ubóstwa znaleźć


można wśród tych, którzy istotnie są ubogimi, lecz
posiedli bogactwo nieocenione wyższego rzędu, jakim
jest duch prawdziwie chrześcijański i głębokie zro­
zumienie Ewangelii Jezusowej. Ci głęboko wierzący
i pobożni chrześcijanie nie zazdroszczą nikomu na
świecie posiadanych majątków, a dla siebie i naj­
bliższych swoich proszą jedynie o „chleb powszedni11,
jak przykazał Boski nasz Zbawiciel. I dziwnie do­
brze czują się na świecie, choć zapoznają się nie­
rzadko z dotkliwymi skutkami ubóstwa.
To są nie tylko prawdziwe dzieci Boże, godzące
się ochotnie na wolę Ojca Niebieskiego, ale równo­
cześnie umiłowane dzieci Marii, ubogiej Matki J e ­
zusowej.
Ubodzy duchem kochają ubóstwo swoje nie w tym
znaczeniu, jakoby w nim widzieli samąż istotę świę­
tości ewangelicznej, — lub zupełnie przestali się
troskać o byt swój materialny. To byłaby lekko­
myślność sprzymierzona z niedołęstwem, nie mająca
nic wspólnego z chrześcijańską cnotą. Miłośnicy
ubóstwa Jezusowego krzątają się pilnie i roztropnie
około spraw swoich majątkowych. Dążą właściwymi
drogami do poprawy swego bytu. W żadnym razie
jednak nie stawiają tych spraw doczesnych na pierw­
szym miejscu ani nie robią z nich celu swego najwyższe­
go i ostatecznego. Umieją wszystko podporządkować
sprawie chwały Bożej, jako też zbawienia swego
i uświęcenia.
Kocha ubóstwo po chrześcijańsku ten, kto bez
szemrania godzi się na wyroki i dopuszczenia Boże,
ilekroć zabiegi jego w sprawach materialnych nie
odnoszą powodzenia i zaopatrzenie potrzeb doczes­
nych napotyka na większe trudności. Ubodzy duchem
umieją powtarzać wrraz z Jobem sprawiedliwym: „Pan
— 109 —

dał, Pan wziął, niech będzie imię Jego błogosławione”


(Job. 1 . 21).
Umiłowanie ubóstwa jest owocem żywej wiary
w życie wiekuiste, w nieśmiertelność duszy ludzkiej,
oraz miłości gorącej ku Bogu, Dobru Najwyższemu
i Nieskończonemu. Kto choćby w drobnej mierze
zrozumiał, kto to jest Bóg, i jaką szczęśliwością cie­
szy się dusza posiadająca Boga, choćby sposobem
niedoskonałym, ten już nigdy serca swego nie po­
grąży w rzeczach doczesnych i m aterialnych, które
przecież są w najwyższym stopniu znikome, a w naj­
głębszej sw^ej istocie nie różnią się prawie od nicości.
Do najbardziej umiłowanych dzieci Marii należą
wszakże nie ci chrześoijanie, którzy godzą się na ży­
cie w ubóstwie przede wszystkim z pogardy dla dóbr
materialnych, których znikomość przejrzeli i po któ­
rych już się nie spodziewają szczęścia,— lecz inni,
których miłość ku P. Jezusowa i pragnienie naśla­
dowania Jego przzkładów' pobudza do wyrzeczenia
się dóbr widzialnych. Do tych wybranych dzieci Bo­
żych należą w pierwszym rzędzie dusze zakonne,
które wiążą się uroczyście wobec nieba i wobec zie­
mi ślubem ubóstwa, aby już niczym aż do śmierci
nie rozporządzać dowrolnie.
Stokroć, tysiąckroć szczęśliwe dusze, którym
Bóg daje łaskę powołania zakonnego i od których
wymaga nieodwołalnego wyrzeczeniu się wszelkich
dóbr materialnych oraz samej możności nabywania
takowych dla własnego pożytku, własnej wygody czy
przyjem ności! Ogołacając się tak ze wszystkiego, co-
stworzone i ziemskie, zyskują one nieoceniony skarb
całkowitej swobody ducha i pokoju nadprzyrodzo­
nego, tak głębokiego i tak słodkiego, iż żadna po­
ciecha ludzka z nim porównaną być nie może.
— 110 —

Ubolewać jednak należy nad tym, że nie wszy­


scy powołani do życia zakonnego i do doskonałego
ubóstwa powolni są wezwaniu Bożemu. Wielu waha
się i namyśla tak długo, aż im Bóg w końcu odbiera
tę najcenniejszą łaskę powołania zakonnego. Inni na­
wet się nie namyślają, lecz opornie stają wobec na­
tchnień Bożych i nie myślą zupełnie wyrzec sie wy­
gód i przyjemności życia światowego, mimo że głos
Boży wszywający ich do wyższych rzeczy chwilami
z wielką siłą odzywa się w ich sumieniu. Biedne te
dusze mijające się świadomie z powołaniem swoim !
Jeśli z miłosierdzia Bożego zbawią się, to w' każdym
razie życie ich na ziemi zaprawione będzie stale go­
ryczą. Wspomnienie zmarnowanych łask Bożych nie
pozwoli im kosztować wewnętrznego pokoju.
Duchem doskonałego ubóstwa przejęte są nie­
kiedy także jednostki żyjące wśród świata, może dla­
tego, że zewnętrzne przeszkody nie pozwoliły im
schronić się w zacisze domu zakonnego. Zapatrują
się one pilnie na najuboższą Matkę Jezusową, speł­
niającą w Nazaret najpospolitsze prace domowe i od­
czuwającą co chwila przykry niedostatek,— tym przy­
krzejszy, że dotykał on równocześnie młodocianego
Jezusa, jedyną Jej Miłość. Jak ta uboga Królowa
nieba i ziemi z pokojem i świętym weselem w sercu
poddawała się woli Bożej zsyłającej ubóstwo i jego
przykre skutki, tak pobożne dzieci Marii również
szczęśliwe się czują w niedostatku swoim i nierzadko
dziękują Bogu za łaskę powołania do naśladowania
w życiu skromnym i ubogim Jezusa i Marii.
Największą pociechą dla Niepokalanego Serca
Marii są te dusze żarliwe, czy to w świecie żyjące czy
ukryte w zakonie, które całą swoją usilnością zdą­
żają do świętości i dla rychlejszego osiągnięcia ta­
kowej wyzbywają się z rzeczy materialnych wszyst­
111

kiego, bez czego życie ludzkie jest możliwe- Wstę­


pują zdecydowanie w ślady świętego Biedaczyny
z Asyżu, który z wszystkich majętności swoich za­
chował jedynie nędzny wór służący mu odtąd za
odzienie- Świac drwinami obsypuje tych, którzy do­
browolnie stają się nędzarzami, nie mogąc zrozumieć
ich świętego szaleństwa. Ale przyjdzie chwila, w któ­
re; lekkomyślni zwolennicy świata zawołają: O my
g łu p i! Życie tamtych ubogich duchem poczytywa­
liśmy za szaleństwo, a oto okazuje się, że oni posia­
dali prawdziwą mądrość, a my byliśmy szaleńcami...
Niebieskiej Matce naszej dlatego tak bardzo za­
leży na ubóstwie naszym duchowym, ponieważ bez
tej cnoty niepodobna ukochać Boga miłością praw ­
dziwie doskonałą. Słusznie powiedział ktoś, że do
serca przepełnionego ziemią nie wejdzie miłość Boża.
A czegóż goręcej pragnie Matka Najśw. dla dzieci
swoich na ziemi, jak postępów każdego z nich jak
największych w miłości ku Bogu! Im tkliwiej kocha
cię Matka Najśw , o duszo chrześcijańska, tym czę­
ściej i usilniej upomina cię wewnętrznie do odryw a­
nia się od ziemskich upodobań i przywiązań, do
umiłowania życia prawdziwie ubogiego.
Dla przejęcia się duchem świętego ubóstwa
wpatruj się pilnie w osobę i w przykłady P. Jezusa
najuboższego, który mając w ręku swoim wszystkie
bogactwa wszechświata, wszystkimi wzgardził- Ubós­
twa samego i jego skutków nie zdołasz nigdy uko­
chać. Ale za to rozmiłować się możesz w ubogim Zba­
wicielu swoim, — a skoro to się stanie, samoż ubós­
two do pewnego stopnia stanie ci się słodkie- Bo­
gactwem twoim, cenniejszj'm nad wszystko, co jest
z tej ziemi, będzie wówczas święta miłość Boża. Pło­
mień jej ogarnie całą twoją istotę, która w końcu
sama w miłość niejako się przemieni. „Bóg mój
112

i wszystko moje!“ — wyrywać się będzie natenczas


co chwila z twojego serca. I szczęście twoje będzie
przeogromne, Rozkoszy nieba kosztować będziesz
w pewnej mierze już w doczesnym życiu...
A czy domyślasz się, jak bliski będzie wówczas
stosunek twój do Najśw. Matki Jezusowej?-.. Będziesz
dzieckiem Jej wybranym z tysiąca. Będziesz najsłod­
szą pociechą Jej Serca Niepokalanego, które tyle
przykrości doznaje od dusz grzesznych i obojętnych
w służbie Bożej-
Przez przyczynę tej Matki swej Niebieskiej do­
stąpisz wówczas łaski nad wszystkie łaski, jaką jest
zjednoczenie z Bogiem najdoskonalsze i pogrążenie
bezpowrotne w Jego świętej miłości...
Słowo Jezusowe: „Błogosławieni ubodzy duchem,
albowiem ich jest królestwo niebieskie'1, sprawdzi się
na tobie w całej pełni.
j 1 Przykład.
Pielgrzymce jubileuszowej do Lourdes z r. 1897
towarzyszyły liczne łaski i zdumiewające uzdrowienia,
a ceremonie w ostatnim dniu pobytu jej w Lourdes
przewyższały nieskończenie wszystko, cośmy dotych­
czas widzieli, — pisze d r Boissarie.
Pomimo ulewnego deszczu i gwałtownego wichru
procesja posuwała się tak spokojnie, jak wojsko pod­
czas parady, a śpiew radosny, triumfalny, przytłu­
miał odgłosy burzy. Mnóstwo stowarzyszeń, zakonów,
setki kapłanów w komżach, poprzedzało procesję lub
kroczyło za uzdrowionymi, na których oczy całego
tłumu stale były zwrócone...
Gdy procesja uszykowała się na placu przed
kościołem Matki Boskiej Różańcowej, niezrównany
widok przedstawił się naszym oczom. Tysiąc pięciu­
set chorych, siedzących lub leżących, tworzyło w po­
113 —

środku długi podwójny szpaler. W głębi trzystu


pięćdziesięciu uzdrowionych, z chorągwią na czele,
stanowiło jakby tło tego obrazu. Wreszcie liczne
rzesze wzruszonych nieruchomych widzów oczeki­
wały z biciem serca tego, co nastąpi. Chorzy z wy­
razem trwogi lub nadziei wpatrywali się w uzdro­
wionych i jakby jakiś prąd elektryczny przebiegał
od jednych do drugich.
Wówczas O. Picard,.przewodniczący pielgrzymce,
zawołał głośno do chorych wskazując im uzdrowio­
nych: Oto wasi bracia ! Wasze wzory, które powin­
niście naśladować! Byli oni takimi, jak wy, — teraz
wy z kolei uczyńcie to, co oni uczynili! Oni byli
przykuci do łoża boleści i wstali, cóż więc wam stoi
na przeszkodzie?-.• Poczem tonem bardziej rozkazu­
jącym dodał: Wstańcie!-..
W tejże samej chwili wielu chorych wstało,
opuściło nosze i podążyło do kościoła Matki Boskiej
Różańcowej, wśród pełnych radości i zapału okrzy­
ków nieprzeliczonego tłumu.
Pomiędzy chorymi, którzy wtedy zostali uzdro­
wieni, widzieliśmy pannę Pepper zVillepinte, suchot­
nicę niemal w ostatnim okresie tej choroby, — Helenę
Duval, dotkniętą tuberkulicznym zapaleniem otrzew­
nej, — Józefinę Grosset i Felicję Serreau, dotknięte
tą samą chorobą, — Filomenę Albrecht, która miała
chorobę P ott’a i próchnienie kości, — Irmę Jacąu art
chorą na próchnienie kręgosłupa, połączone z p a ra ­
liżem, — Jana Lacombe‘a z chorobą P ott‘a i innych.
Może przez sugestię to mnóstwo chorych zo­
stało uleczone?.-.
Wśród podwójnego szpaleru chorych było p rz y ­
najmniej trzysta osób dotkniętych chorobami nerwo­
wymi, które wszak mają najbliższy związek ze su
8
114 —

gestią. Czemuż żadna z nich nie wstała i nie została


uleczona ?...
Wśród naszych uzdrowień, — ciągnie dalej
dr Boissarie, — liczymy przede wszystkim uzdro­
wienia z chorób piersiowych lub uszkodzeń organicz­
nych, takich, jak próchnienie kości, rąk i t.p.,i t.p., w któ­
rych sugestia nie ma i nie może mieć pola do
działania.
Uzdrowienia w Lourdes dokonują się poza ob­
rębem wszelkich prawideł, — w zaciszu domowego
ogniska, podczas podróży do Lourdes lub w drodze
powrotnej, nieraz na dzieciach nie zdających sobie
z tego sprawy, a natomiast rzadziej podczas ceremo-
nij religijnych, odznaczających się największą wspa­
niałością. W istocie program tych uzdrowień nie ręką
ludzką jest pisany...

ROZDZIAŁ XIII.
M aria N ie p o k a la n a M a tk ą d u s z czystych.

am jest Niepokalane Poczęcie", rzekła Matka


Najśw. do Bernadetty w Lourdes. Jest więc
nie tylko czystszą nad wszystkie inne stworzenia, lecz
jakby uosobieniem czystości ..
Smutno robi się w duszy na samo wspomnienie
tej czystości, jaką chrześcijanin, prawdziwe dziecko
Boże, odznaczać się powinien, a którą tak często kazi
lekkomyślnością swoją i ciężkimi grzechami...
Gdyby Matka Najśw. dziś mogła ponownie
stać się Matką Bolesną, to na widok niezliczo­
nych grzechów ludzkich przeciw anielskiej cnocie
stałaby się Królową męczenników w znaczeniu peł­
— 115 —

niejszym i tragiczniejszym, niż to miało miejsce u stóp


Jezusa konającego na Kalwarii.
Jakże dalecy są sercem od Niepokalanej
Matki Jezusowej grzesznicy leżący beznadziejnie
w nałogach nieczystych! Wszak i oni mogliby być
czystymi mimo całą swoją naturalną słabość, gdyby
wytrwale wzywali w pokusach i okazjach do grzechu
wstawiennictwa Najśw. Dziewicy. Nie wymaga prze­
cież Bóg od nikogo rzeczy niemożliwych, lecz wszech­
mocną łaską swoją gotów jest wspomagać każdego,
kto z pokorą o pomoc prosi.
Dalecy są grzesznicy nałogowi od Serca Nie­
pokalanego Marii, ale i bliscy- Bliską jest im Ona
przez współczucie, jakie ma dla bezgranicznej ich
nędzy moralnej, i przez uprzedzające miłosierdzie,
z jakim zabiega około ich nawrócenia. Często nie-
stet 3' lata całe upływają, zanim zaślepiony namiętno­
ścią wszetecznik pocznie korzystać z tej miłosiernej
pomocy, jaką mu ofiaruje Matka miłosierdzia, wzy­
wając przynajmniej w pokornej modlitwie przez przy­
czynę Matki Najśw, pomocy Bożej w ciężkiej walce
z własnym wewnętrznym znieprawieniem.
Stokroć biedniejsi są jednakże ci, którzy osta­
tecznie i jakby nieodwołalnie zacięli się w grzesznym
stanie swoim i z pomocy i pośrednictwa Marii Nie­
pokalanej korzystać już nie chcą. Potępienie ich bę­
dzie tym straszniejsze, iż odtrącili od siebie nawet
miłosierną dłoń Ucieczki grzesznych—
Jedyna nadzieja ocalenia, jaka pozostała nało­
gowym wszetecznikom, jest często już tylko w go­
rącej modlitwie tych pobożnych chrześcijan, którzy
sami trzym ają się zdała od grzechu, a nieszczęśli­
wych braci swoich tarzających się w błocie grze-
chowyrn i pozostających w cieniach śmierci, codzien-
8*
— 116 —

nie polecają miłosierdziu Bożemu przez wstawiennic­


two najpotężniejszej Orędowniczki grzesznych Marii.
Ubolewa niewymownie Matka Najśw. nad każdą
duszą, która depce godność swoją jako dziecka Bo­
żego ulegając niskim natury chuciom, — lecz raduje
się niezmiernie, ilekroć dusza taka upadła i zbłąkana
wraca do stóp Jej Niepokalanych i prosi o pojedna­
nie jej z Jezusem. W jednym okamgnieniu uzyskuje
dla niej przebaczenie, poczym już uważa ją za umi­
łowane dziecko swoje, na równi z duszami niewinny­
mi, które nigdy nie zgrzeszyły.
Dusza szczerze pokutująca po ciężkich upad­
kach przeciwko anielskiej cnocie należy do dzieci
Marii w pewien sposób uprzywilejowanych. Widzi
ta Matka najmiłosierniejsza, że wspomnienie dawniej­
szych ciężkich win odbiera duszy pokutującej ufność
i przeraża ją. Trudno duszy upadłej zrozumieć, jak
Bóg nieskończenie święty, jak Niepokalana Matka
Jezusowa, mogą z upodobaniem i miłością spoglądać
na istotę spodloną grzechem nieczystym.' Dla zlecze-
nia tej małoduszności zwykła Najmiłosierniejsza
Ucieczka grzeszników dawać duszom żałującym i po­
kutującym wyjątkowe dowody swej macierzyńskiej
miłości. Niechaj ta prawda powszechnie znana i uzna­
na w Kościele doda otuchy tym którzy jeszcze da­
lekimi czują się od Niepokalanego Serca Marii z po­
wodu licznych i ciężkich dawniejszych upadków
swoich. Nie! Nie! ani P. Jezus, ani Jego Najśw. Matka
nie wypominają nawróconym nigdy ich dawniejszych
niewierności i grzechów. Czyż P iotr św. po swoim
trzykrotnym ciężkim zaprzaństwie i po obżałowaniu
swego upadku nie był równie miły Boskiemu Zba­
wicielowi, jak niewinny i bohaterski Jan?
Nie lekceważmy jednak niewinności! Strzeżmy
się pilnie mniemania, jakoby było rzeczą obojętną,
czy się zawsze w niewinności służyło Bogu, czy ra ­
czej dopiero po wielu latach przepędzonych w grze­
chu odnalazło drogę do Boga. Albowiem fakt, że
się kiedykolwiek w życiu obraziło Boga, pozostanie
zawsze czymś nieskończenie smutnym... choć wspom­
nienie upadków w niczym nie umniejszy szczęśliwo­
ści wiekuistej wybranych, i choć także tu na ziemi
dusza pokutująca szczerze i miłośnie może się cie­
szyć doskonałym pokojem w Bogu-
Nie ulega wątpliwości, że tak P. Jezus, Baranek
Niepokalany, jak i Jego Matka Najśw., z upodoba­
niem niewymownym spoglądają na duszę, która za­
chowała szatę niewinności otrzym aną na chrzcie św.,
albo przynajmniej zdołała się utrzym ać w życiu od
cięższych i liczniejszych upadków, — która zwłasz­
cza pod względem czystości świętej nie ma sobie do
wyrzucenia liczniejszych i cięższych przestępstw.
Jeżeli podnosi się niekiedy, że tkliwiej miłuje P* Je­
zus dusze pokutujące, niżeli niewinne, to tylko w tym
znaczeniu jest to zgodne z prawdą, że często dusza
pokutująca goręcej stara się Boga miłować po swym
nawróceniu, niż tacy, którzy nie poczuwają się do
większych win przed Bogiem, i może schodzą niespo-
strzeżenie na drogę oziębłości.
Może masz wątpliwości, duszo pobożna, czy do
chrześcijan czystych zaliczyć się możesz... W ystrze­
gasz się wprawdzie, jak ufam, z największą pilnością
grzechu przeciw anielskiej cnocie, tak w czynach,
jak również w mowie, w myślach i pragnieniach,—
lecz oto nagabują cię codziennie niemal pokusy zmy­
słowe, nieczyste. Nie wyrzuca ci sumienie, byś się im
poddawała, ale sam fakt powtarzania się tych zmy­
słowych odruchów natury i zawieruszenia wyobraźni
twojej przedmiotami natury zmysłowej i nieczystej
wydaje ci się winą przed Bogiem trzykroć świętym..,
— 118 —

Lecz niesłusznie niepokoisz się tym, co się dzieje


w niższej części istoty twojej, niezależnie od twojej
woli. Wszak nie pokusa, nie zmysłowość sama w so­
bie plami duszę, tylko zgoda na nią. Zgoda zaś za­
chodzi tylko wówczas, gdy człowiek jest świadom
swej zgody, gdy niczym nie protestuje przeciw od­
ruchom zmysłowości. Jeśli zatem ubolewasz nad
skłonnością swoją do rzeczy zmysłowych, jeśli przy
każdym silniejszym naporze zmysłowości protestujesz
przeciw tej ostatniej, przynajmniej przez spokojną
modlitwę, czystość twoja pozostaje nienaruszona,
choćby fale zmysłowości uderzały w duszę twoją co­
raz gwałtowniej. I nietylko nie ucierpi na tym cnota
twoja, lecz nowej wspaniałości nabierać będzie przez
każdą walkę, jaką będziesz musiała stoczyć ze skłon­
ną do złego naturą swoją.
Lecz taka postawa stanowcza wobec poruszeń
i skłonności zmysłowych możliwa jest tylko przy
bardzo częstej modlitwie. Zwalczanie ducha nieczy­
stości ludzkimi siłami nie tylko jest bardzo
trudne, ale niemożliwe i stale kończy się haniebną
klęską. Jeśli więc prawdziwie cenisz sobie ponad
wszystko czystość swoją i do umiłowanych czystych
dzieci Matki Bożej Niepokalanej zawsze należeć p ra­
gniesz, zwracaj się bardzo często w ciągu każdego
dnia do Matki swojej Niebieskiej, a gdy pokusa sil­
niejszą się staje, z ufnością wzywaj Jej pomocy. Najśw.
imiona Jezusa i Marii są niewątpliwie najpewniejszą
obroną przeciw zatrutym strzałom zmysłowości.
Jeśli tym pewniej pragniesz się zabezpieczyć
przed jakimikolwiek upadkami przeciw cnocie aniel­
skiej, a nawet osłabić w sobie i unieszkodliwić zu­
pełnie skłonności zmysłowe, ćwicz się z wielką usil-
nością w modlitwie wewnętrznej, w obcowaniu jakby
nieprzerwanym z P. Jezusem- Gdy bowiem miłość
119

Boża zapanowała niepodzielnie w sercu, nie zdoła


się tam już wkraść żadne uczucie ani upodobanie
tej miłości przeciwne, a tym samym grzech jakikol­
wiek nieczysty stanie się jakby niemożliwy- Jak długo
przeciwnie pustka jest w sercu ludzkim, z największą
łatwością i jakby z konieczności rodzą się w nim
pragnienia ludzkie, zmysłowe i grzeszne.
Skoro należysz do kochających dzieci Marii,
Matka twoja niebieska napewne czuwa z troskliwo­
ścią największą nad sercem twoim, by ono zawsze
czystym pozostało i zmysłowości ani nieczystości
nigdy nie otwierało wejścia- W yprasza ci Ona łaski
bardzo obfite, które by cię wzmacniały do walki ze
złym i chroniły przed niebezpieczeństwami. Chodzi
już tylko o to, by z twojej strony nigdy nie usta­
wała współpraca z łaską. Więc niechaj ciągłe po­
głębianie życia modlitwy będzie naczelną troską
twoją w życiu duchownym, gdyż tym samym zacieś­
niać się będzie zjednoczenie twoje z Bogiem, a zmy­
słowość stopniowo wygasać będzie. Nie wygaśnie
może nigdy doszczętnie, lecz zamieszania już w życie
twoje duchowne wprowadzić nie zdoła.
O jakże szczęśliwe są czyste dzieci Marii za
życia i w chwili przejścia do wieczności! O ile zwo­
lennicy świata i nieokiełzanego używania zawsze
mają gorycz w sercu, a w chwili skonania narażeni
bywają na zwątpienie, iż przez długie lata naduży­
wali zuchwale miłosierdzia Bożego, -— to wszelka
dusza w czystości żyjąca i pracująca wytrwale nad
nabyciem czystości coraz doskonalszej, z dziwną łat­
wością pobudza się do dziecięcej ufności w Bogu,
i tak kosztuje stale głębokiego nadprzyrodzonego
pokoju. Czyż nie powiedział sam Zbawiciel tych
słów pocieszających: „Błogosławieni czystego serca,
albowiem oni Boga oglądają11. (Mat. 5. 8 ). Nie do­
120 —

stępują wprawdzie widzenia Boga twarzą w twarz


tu na ziemi, ale tak czują się bliscy serca Ojca Nie­
bieskiego, że szczęście ich przechodzi wszelką ludzką
miarę-
Prawda, życie w doskonałej czystości oznacza
nieprzerwaną walkę z naturą, ale za to mężne po­
tykanie się otrzymuje dusza natychmiastową nagro­
dę tak cenną i słodką w postaci wielkiego wewnętrz­
nego szczęścia, iż za nic sobie ma ofiary poniesione.
Dusza czysta cała bez podziału oddaje się Bo­
gu, ale i Bóg oddaje się jej tak wzniosłym sposobem,
że z rozkoszą nadziemską dusza powtarza: Bóg mój
i wszystko moje...
Przykład

Alfred Aubert był grabarzem w Moulins-Engil-


bert we Francji. Pewnego dnia bania z kwasem sa
letrzanym wymknęła mu się z rąk i rozbiła się na
podłodze, przyczem płyn rozpryskując się na wszyst­
kie strony dosięgnął jego oczu. Z początku ślepota
Alfreda nie była zupełna, lecz po 18 miesiącach oko
prawe wypłynęło zupełnie, a i na lewe Alfred nie
widział nic.
Wyczerpawszy wszystkie materialne zasoby
swoje, a pragnąc mimo swego kalectwa zarabiać na
życie dla żony i dzieci, Aubert postanowił zostać węd­
rownym śpiewakiem i przez lat 14 istotnie przebie­
gał jako taki południowe okolice Francji.
Na pięć lat przed swoim uzdrowieniem Aubert
zapoznał się z ks. Le Guillou, proboszczem w Blan-
dyles-Tours, który niewidomego nakłonił do osied
lenia się w jego parafii i odtąd wspierał go stale.
Wreszcie widząc głęboką pobożność Auberta zapro­
ponował mu, by z wielką ufnością odbył pielgrzym­
kę do Lourdes z prośbą do Matki Najśw. Niepoka­
— 121

lanej o przywrócenie wzroku. Dostarczył mu też


wraz z innymi miłosiernymi osobami środków na
tę podróż.
Przybywszy do Lourdes w piątek dnia 20 sierp­
nia 1897 r Aubert tegoż dnia przed południem zanu­
rzył się po raz pierwszy w cudownej wodzie i doznał
silnego wstrząśnienia połączonego z uczuciem, jak
gdyby obręcz Ściskała mu głowę.
Nazajutrz niewidomy między ósmą a dziewiątą
godziną wysłuchał Mszy św. w grocie i przystąpił
do stołu Pańskiego. Potem modlił się długo, podło­
żywszy sobie dla większego umartwienia swój kij
pod kolana, a gdy mu już sił zabrakło i chciał wstać,
zdawało mu się, że ujrzał w obłoku jakieś kształty,
w których rozpoznał po chwili białą postać Najśw.
Panny. Z każdą chwilą widział coraz wyraźniej sta
tuę Niepokalanej Dziewicy w głębi groty.,. Zwraca­
jąc się potem na prawo i na lewo zdumiał się, że
widzi wszystko, co go otacza. „Nie wiedziałem, gdzie
jestem i co się ze mną dzieje,— opowiadał później, —
ani nie mogłem początkowo zdać sobie sprawy z te­
go, iż rzeczywiście widziałem ludzi, drzewa, góry,
doliny*...
Wreszcie obudził się jakby ze snu i ukląkłszy
nad rzeką Gave zaczął się modlić, zalewając się
ciągle łzami radości i wdzięczności..
Towarzysze pielgrzymki, którzy jeszcze przed
godziną widzieli go ślepym, powitali go okrzykami
radosnego zdziwienia, a sam Aubert z rozrzewnie­
nia znowu się rozpłakał- Uzdrowienie przewyższyło
wszelkie jego najśmielsze oczekiwania. „Prosiłem
Najśw. Pannę, — opowiadał później,— abym tylko
mógł sam bez niczyjej pomoc}' chodzić, a tymcza­
sem teraz widzę zupełnie dobrze. Matka Boża dała
mi przeto daleko więcej, niżeli to, o co błagałem41.
122 —

ROZDZIAŁ XIV.
M aria k o c h a ją c ą M a tk ą d u s z p o k o rn y c h
i p o słu sz n y c h ,
) najbardziej pociągających zalet dziecka nale­
ży jego pokorne i pełne prostoty posłuszeństwo
dla starszych. Dziecko małe nie jest zdolne do wy­
niosłego myślenia o sobie. Ono czuje swoją maleń-
kość, bezradność, nieudolność. To też najpewniejsze
czuje się wówczas, gdy je ojciec, matka lub ktokol­
wiek starszy prowadzi za rękę. Nie widzi też w ule­
głości swojej wyjątkowej ' cnoty, gdyż w jego prze­
konaniu rozumie się to samo przez się, że dziecko
słucha starszych-..
Z natury rzeczy człowiek postępując w latach
i nabierając doświadczenia staie się wobec otoczenia
swego i wogóle wobec ludzi coraz bardziej samo­
dzielny. Często rości sobie nawet prawo do większej
samodzielności, niżeli mu ją dać może ta społeczność,
w jakiej żyje i działa.
Smutniejsza rzecz w tym, że ogromna większość
ludzi usiłuje uniezależnić życie swoje nawet od Boga
i Jego świętej woli. Zapominają ludzie o tym. że są
dziełem rąk Bożych, że ich Bóg ma całkowicie w swej
mocy, że zatem wyzwalanie się z pod najwyższej
władzy Boga wszechmocnego jest szaleństwem nad
wszystkie szaleństwa. A im zuchwałej człowiek prze­
ciwstawia się swemu Stwórcy, tym nieszczęśliwszym
się staje.
Na szczęście nie wszyscy wchodzą na tę fatalną
drogę, której kresem jest zatracenie wieczne- Oświe­
ceni i głęboko pobożni chrześcijanie usiłują pozo­
stawać przez całe życie w stosunku jak najbardziej
dziecięcym do Boga. Nietylko więc strzegą się wy­
raźnego buntu wewnętrznego przeciw wyrokom Bo­
— 123 —

żym, lecz ponadto wolę Bożą, choć nieraz gorzką


dla natury, przyjmują z dziecięcą miłością, — w prze­
konaniu niewzruszonym, że dla nich w każdym wy­
padku najlepsze jest to, co im zsyła lub co na nich
dopuszcza Ojciec Niebieski. I zawsze widzą w Bogu
przede wszystkim Ojca nieskończenie kochającego,
a nie surowego władcę i nieubłaganego sędziego.
Pokorne i chętne podporządkowanie się wyro­
kom Bożym jest w wielu wypadkach trudne, zwłasz­
cza gdy doświadczenie Boże przeciąga się w nie­
skończoność. Ale też nagroda za tę dziecięcą uleg­
łość wobec Boga jest niezmiernie cenna, a polega
na głębokim wewnętrznym pokoju, który zapewnia
całkowite i trwałe szczęście, — nie mówiąc już o wiel­
kiej zasłudze, jaką skarbi sobie dusza na wieczność
przez chętne i miłosne obejmowanie w każdym wy­
padku woli Bożej. W ogólności trzeba to silnie pod­
kreślić w tym miejscu, że na ziemi nie ma innej dro­
gi wiodącej do głębokiego i trwałego szczęścia, jak
trzymanie się w dziecięcym stosunku do Boga i umi­
łowanie Jego świętej woli.
Nie kto inny, tylko sam wcielony Syn Boży był
w życiu swym doczesnym najdoskonalszym wzorem
dziecięcej uległości wobec Ojca Niebieskiego. Jakże
często zaznaczał P, Jezus wobec uczniów swoich, że
na to tylko zstąpił na ziemię, by spełnić wolę Ojca
swego, który jest w niebie. „Mój pokarm jest, — tak
wyraził się przy studni Jakóbowej, — abym czynił
wolę tego, który mnie posłał* (Jan 4. 34.), A z ja­
kąż miłością powtarzał Jezus trzykrotnie w Ogrojcu
tę modlitwę: „Ojcze, nie moja wola, ale Twoja nie­
chaj się stanie* (Łuk- 22. 42),
Najśw. Maria Panna, jak we wszystkim innym,
tak i w dziecięcym posłuszeństwie była najdoskonal­
szą naśladowniczka swego Boskiego Syna. W szystet
124

świat chrześcijański powtarza od 19 wieków co­


dziennie po kilka razy słowa Matki Najśw. w yra­
żające jej dziecięce oddanie się w ręce Boże'- Oto ja
służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa
twego" (Łuk. 1. 38).
I jakże mogłaby Najśw- Matka Jezusowa nie
przejąć się duchem najpokorniejszego i najdoskonal­
szego posłuszeństwa, skoro przez lat kilkanaście pa­
trzała z bliska na Boga prawdziwego, który tak był
uległy Jej samej i św. Józefowi, jak gdyby ich kie­
rownictwa i pomocy potrzebował na równi z innymi
dziećmi! Poza tym Matka Najśw. jako Poczęta Niepo­
kalanie wolna była od tego zarzewia szatańskiej py­
chy i buntu przeciw Bogu, jakie nurtują każdą du­
szę zarażoną grzechem pierworodnym. Była zatem
Maria ze wszystkich dzieci Bożych najpokorniejszą
i najposłuszniejszą.
Prosty stąd wniosek, że Matka Najśw. do tych
swoich dzieci na ziemi odnosi się z największym upo­
dobaniem, w których widzi najwięcej ducha pokory
i uległości. Te bowiem dusze mają najwięcej ducha
Jezusowego i stają się przez to najdoskonalszym te­
goż Jezusa obrazem. A Najśw. Maria Panna nie tyle
miłuje dusze ludzkie same w sobie i dla nich samych,
ile raczej P. Jezusa mieszkającego w tych duszach
i powtarzającego w nich swoje ziemskie życie- Bo
przecież dla Marii Jezus jest i pozostanie na wieki
wszystkim..
Nie jest jednakże koniecznym, by dusza prag­
nąca należeć do umiłowanych dzieci Marii już po­
siadała w najwyższym stopniu ducha pokory i po­
słuszeństwa, — lecz wystarcza, by nad nabyciem tego
ducha pracowała z niesłabnącą nigdy usilnością. Jeśli
dusza jakakolwiek dobrowolnie i świadomie żyje pod
panowaniem ducha pychy i niezależności, stając się
125

tak krzyżem dla przełożonych swoich, to nabożeń­


stwo jej do Marii, choćby wydawało się gorące
i tkliwe, ma w sobie wiele cech nieszczerości i złu­
dzenia.
Dla pobożnych dzieci Marii ćwiczenie się w tru d ­
nych cnotach pokory i uległości staje się coraz ła t­
wiejsze, ponieważ Matka Najśw. niezwykle obfitą
łaskę wyprasza im u swego Syna. Zresztą samo
wspomnienie na przykłady Matki Bożej, najpokor­
niejszej służebnicy Pańskiej, moralnie zmusza kocha­
jące Jej dzieci do trzym ania się drogi pokory i po­
słuszeństwa. Czują przecież doskonale, że oddalają
się sercem od Matki swojej Niebieskiej, że stają się
nieuodne macierzyńskiego Jej wejrzenia, jeśli ule­
gają duchowi pychy i zarozumiałości.
W miaro jak Matka Najśw. coraz silniej po­
ciąga do stóp swoieh dusze przejrzane przez Opatrz­
ność Bożą do wyjątkowej świętości, wymaga też od
nich coraz głębszej pokory i coraz chętniejszego
i doskonalszego posłuszeństwa dla zastępców Bożych.
Jeśli są w czymkolwiek niewierne, ukazuje się im
niejako w postaci Matki Bolesnej i z macierzyńską
natarczywością, a niekiedy i z pewną surowością
skłania je do wejścia w siebie i natychmiastowej
poprawy.
Doskonałe dziecię Marii musi zatem nie tylko
poprawnie odnosić się do wszelkiej prawowitej wła­
dzy, wykonując dokładnie otrzymane polecenia, lecz
musi kochać święte posłuszeństwo, jak je ukochał
P. Jezus. Jeśli ma do wyboru posłuszeństwo lub nie­
zależność, powinno bez wahania obierać dla siebie
życie pod posłuszeństwem. Pociąg do życia i dzia­
łania pod posłuszeństwem był zawsze sprawdzianem
ducha prawdziwie nadprzyrodzonego i Bożego. Po­
bożność pozbawiona tej cechy jest wątpliwej wartości.
126 —

Mimo najdoskonalszego wewnętrznego usposo­


bienia może dziecię Marii dość często odczuwać tru d ­
ność w posłuszeństwie. Posłuszeństwo zawsze hędzie
miało cechę ofiary. Czyż wielką, nieskończenie wiel­
ką i ciężką ofiarą nie było ono dla samego P. Je­
zusa, który wszak wołał w Ogrojcu do Ojca: Jeśli
można rzecz, niechaj odejdzie ode mnie ten kielich?
(Mat. 26. 39-). Lecz wola prawdziwego dziecka Marii
kocha się w posłuszeństwie i dziękuje codziennie
Bogu, że wolno jej na podobieństwo P- Jezusa po­
zostawać w pokornym stanie poddaństwa i posłu­
szeństwa-
Im większe postępy czyni dusza w miłości Je­
zusa i Marii, tym mniej wahań zauważyć można
w jej posłuszeństwie. Na najwyższych stopniach mi­
łości Bożej posłuszeństwo prawie przestaje być ofiarą,
— tak dalece tonie ono niejako w miłości. Tym ła t­
wiejsze staje się jeszcze posłuszeństwo na tych wy­
żynach, że niejako naocznie widzi dusza Bogu już
zupełnie oddana w przełożonych swoich Boga sa­
mego i z Jego ust przyjmuje poszczególne polece­
nia. Słucha zatem już nie ludzi, lecz Boga sam ego,—
tego Boga, którego nad wszystko miłuje. A gdy się
kocha prawdziwie osobę rozkazująca, rozkoszą staje
się wypełnienie jej rozkazów.
Szczególnie doskonale staje się posłuszeństwo
i miłe P. Jezusowi i Jego Najśw. Matce, gdy okazuje
się je przełożonym może nieco surowym, do których
nie odczuwa się ludzkiego zaufania ani ludzkiej sym­
patii. Wówczas jedynym źródłem, z którego posłu
szeństwo wypływa, jest miłość ku Bogu i pragnienie
spełnienia Jego świętej woli
Z posłuszeństwem doskonałym prawdziwych
dzieci Marii łączy się zwykle inna cnota na po­
zór przeciwna tamtej, — nadzwyczajna stanów-
127 —

czość i nieustępliwość wobec tych, którzyby chcieli


duszę Bogu oddaną skłonić do złego lub choćby do
niewierności w służbie Bożej... „Więcej trzeba słu­
chać Boga niż ludzi" (Dzieje Ap. 5. 29), oto stała
w takich wypadkach odpowiedź uświadomionych na­
leżycie dzieci Bożych. I żadna siła na świecie nie jest
zdolna sprowadzić ich z drogi obowiązku lub skło­
nić do jakiegokolwiek postępku mniej miłego Bogu.
Snadź duch posłuszeństwa nadprzyrodzonego przy­
czynia się znakomicie do wyrobienia w duszy chrze­
ścijańskiej charakteru niezłomnego, woli silniejszej
nad wszystkie pokusy i zachęty do złego.
Z miłości dla Jezusa i Marii postanów od dnia
dzisiejszego, o duszo pobożna, ćwiczyć się pilnie
w najgłębszej pokorze, tak wobec Boga, jak nawet
wobec ludzi, oraz w chętnym posłuszeństwie dla
wszystkich, którzy mają nad tobą jakąkolwiek wła­
dzę Owszem, nawet osobom równym tobie ustępuj
pokornie wszędzie tam, gdzie bez obrazy sumienia
swego ustąpić możesz, a odniesiesz stąd wielki poży­
tek duchowny- Staniesz się wśród bliźnich aniołem
pokoju, — i sprawdzą się na tobie słowa Jezusowe:
„Błogosławieni pokój czyniący..." (Mat. 5. 9),

Przykład.

Dnia 31 sierpnia 1891 r. nadeszło do Lourdes


następujące zawiadomienie o uzdrowieniu jednego
z zakonników z zakonu św. Jana Bożego pracujących
w Lugdunie:
„Brat Adolf liczy lat 21. Jest zdrowia wątłego
i jako taki nie bez wahania został przypuszczony
do nowicjatu... Dnia 20 grudnia zeszłego roku dostał
zapalenia oskrzeli i wówczas także sprawdzono u nie­
go zaburzenia w funkcjach naczyń nerwowych...
— 128 —

Przebieg choroby był długi i uporczywy...


Dość powiedzieć, że od dnia 7 czerwca roku na­
stępnego rozpoczęły się u niego wymioty, które do­
szły do tego stopnia, że nie znosił już żadnego po­
karmu... Już w pierwszych dniach sierpnia odżywia­
nie stało się zupełnie niemożliwe.-.
Dnia 15 sierpnia można było sądzić, że już
nadeszła ostatnia chwila. Chudość i osłabienie były
nadzwyczajne, oczy bez wyrazu i zamglone, pulsu
już lekarz nie mógł odnaleźć a kończyny stygły.
O godzinie 3 po południu chory przyjął ostatnie
Sakramenta św.
O godzinie 8'/2 wieczorem oddech stawał się
z każdą niemal chwilą rzadszym i trudniejszym,
ostatnie objawy konania ukazały się już w całej peł­
ni. Wówczas wpuszczono choremu do ust łyżeczkę
wody z Lourdes, a niedługo potem drugą łyżeczkę,
w tejże chwili uczuł on nagłą ulgę, oznaki konania
ustąpiły, a niebawem chory oświadczył, że się czuje
zdrowym- Chciał zaraz wstać, i bez trudności przyj­
mował różne napoje. Około 4 rano zażądał posiłku,
naprzód płynnego, potem stałego, i przyjął takowy
bez żadnej trudności.
Siły, któro powróciły odrazu, objawiały się'
szybko na zewnątrz. Od tej chwili uzdrowienie trwa
w zupełności. Brat Adolf pełni nadzwyczaj uciążliwe
obowiązki przy bardzo niespokojnych umysłowo cho­
rych oraz przy sparaliżowanych, a bynajmniej nie
widać, żeby go te obowiązki zbytnio utrudzały. Nie
czuje żadnych dolegliwości, owszem, cieszy się zdro­
wiem takim, jakim dotychczas nigdy nie mógł się
poszczycić.
Oto fakta, których byliśmy świadkami i które
podajemy wiernie. Podziw wzbudza w nas nie tylko
natychmiastowe ustąpienie choroby, ale również usu­
— 129 —

nięcie zupełne objawów głodowego wycieńczenia,


które chorego doprowadziło już do rzeczywistego
konania. Że siły powróciły odrazu, jest jakby rodza­
jem zmartwychwstania, przechodzącego ludzką moż­
ność i ludzkie pojęcie“.
Podpisany: Dr. -Carrier*

ROZDZIAŁ XV.
Dzieci Marii z w a l c z a ją piln ie s w e s a m o lu b s tw o .

etylko Święci potępiają nieporządną miłość


własną i ostrzegają przed nią wszystkich, któ­
rzy dążą do doskonałości, lecz powszechnie uznaje się
w świecie, że grube samolubstwo, egoizm, ma w so­
bie coś bardzo nieszlachetnego, i stąd ani ludziom
ani Bogu się nie podoba. Skrajne samolubstwo wie­
dzie nawet do najgorszych zbrodni.
P, Jezus, Boski wzór wszystkich, którzy zdą­
żają do doskonałości, stał się w całym życiu swoim
uosobieniem bezinteresownej miłości dla Boga i dla
bliźnich. Nikt nie zdoła sobie wyobrazić poświęcenia
doskonalszego nad to, jakie jaśnieje w życiu Boskie­
go Zbawiciela naszego i we wszystkich tegoż życia
szczegółach. I żadne stworzenie nie jest i nigdy nie
będzie zdolne do poświęcenia się z pobudki tak czy­
stej i wzniosłej, tak bezwzględnie bezinteresownej,
z jakiej działał i cierpiał P. Jezus- Czyż bowiem Bóg
prawdziwy mógł zyskać cośkolwiek przez ofiarowa­
nie się na życie pełne trudów i wszelakich cierpień,
na najgłębsze upokorzenie i całkowite wyniszczenie
osoby swojej? Zyskiwać może ten tylko, komu cze­
goś niedostaje, — a Bóg jest pełnią wszelkiego dobra...
9
— 130 —

Życie P. Jezusa jest przeto skrajnym przeci­


wieństwem tego życia w najwyższym stopniu samo-
lubstwa, jakie wiedzie olbrzymia większość ludzi,
a także znaczna część chrześcijan, którzy przecież
mają przed oczyma nieskończenie wzniosłe przykła­
dy wcielonego Syna Bożego. Jeśli o ludziach dosko­
nałych pod względem moralnym, o Świętych, mówi
się, że bardzo byli bliscy ideału cnoty, doskonałości,
bezinteresownej miłości dla Boga i dla ludzi, to
o Boskim Zbawicielu naszym należy powiedzieć, że
w życiu swoim urzeczywistnił w całej pełni najwyż­
szy Boży ideał, — że we własnej osobie jest wcielo­
nym ideałem najczystszej i najdoskonalszej miłości.
Jakże zatem daleki jest duch Jezusow 3' od du­
cha tego świata! To są dwa najskrajniejsze przeci­
wieństwa! O sharmonizowaniu jednego z drugim nie
może być mowy. To też słusznie chrześcijanom dą­
żącym do ewangelicznej doskonałości stawia się jako
zasadę walkę nieubłaganą z duchem tego świata,
który każe przede wszystkim i prawie wyłącznie
myśleć o sobie, o korzyści i przyjemności swojej,
a pomija całkowicie wzgląd na Boga i na bliźnich.
Nie było nigdy duszy ludzkiej przejętej duchem
Jezusowym w takim stopniu, jak Niepokalana Matka
Zbawiciela naszego- Już samo Niepokalane Poczęcie,
czyli wyjęcie z pod prawa grzechu pierworodnego,
zapewniało Matce Najśw. wyższość absolutną nad
niskim pospolitym samolubstwem i czyniło Ją zdol­
ną do wzniesienia się na najwyższe szczyty poświę­
cenia. Całe też życie ziemskie Matki Bożej było nie­
przerwanym poświęceniem dla chwały Bożej i dla
zbawienia dusz ludzkich. Nigdy przecież Najśw- Maria
Panna nie służyła Boskiemu swemu Synowi ani
z Nim nie współcierpiała w innej intencji, jak tylko
dla przymnożenia chwały Trójcy Przen. i dla ułat-
131

wienia duszom ludzkim zbawienia. Taką intencję nad­


przyrodzoną miewają i zwyczajni pobożni chrzęści-
janie, lecz u Matki Najśw. intencja ta była bez­
względnie czysta i doskonała, i w każdej chwili ży­
cia aktualna, gdy przeciwnie zwyczajni słudzy Boży,
choćby i bliscy heroicznej świętości, miewają inten­
cję, skażoną wielu niedoskonałościami, brakam i, nie­
potrzebnymi zwrotami ku sobie.
Jezus jest miłością samą... Żadne samolubstwo
zdrożne nie miało nigdy przystępu do Jego Prze­
najświętszej Duszy. Matka Jego Niepokalana stała
się najwierniejszym odbiciem tej miłości doskonałej,
bo czerpała przez wiele lat bezpośrednio z Jego
Najśw. Serca. Jeśli Zbawiciel przyjął naturę ludzka
w tym celu, by dusze doprowadzić do stanu jak naj­
doskonalszej miłości ku Bogu, to jakże mógłby nie
uświęcić na pierwszym miejscu i w najwyższym stop­
niu swojej Matki najdroższej! Nie bedzie w tym prze
to najmniejszej przesady, jeśli nazwiemy Matkę Bożą
po P. Jezusie najprawdziwszym uosobieniem mih śei
ku Bogu i ku ludziom.
Gdy oświecone dziecko Marii ma przed oczyma
wzór taki niebiański, jakże mogłoby hołdować swe­
mu przyrodzonemu samolubstwu, zamiast zwalczać
je bezustannie i stanowczo! Samolubne dziecko Marii
jest zjawiskiem jakimś nienaturalnym . Kto grube­
mu samolubstwu swemu ulega bez oporu, ma widocz­
nie bardzo tylko powierzchowne nabożeństwo do
swojej Niebieskiej Matki i ducha Jej nie rozumie-
Czy nie odczuwasz niepokoju, duszo chrześci­
jańska. że jesteś i ty z liczby tych, którzy zbyt
często i zbyt samolubnie myślą o sobie i o swoją
w życiu wygodę i swoją przyjemność przede wszyst­
kim dbają?... Być może, że obawy twoje są przesad­
ne, — ale prawdopodobną jest rzeczą, że nie zdo-
r
— 132 —

łałaś jeszcze ostatecznie wznieść się ponad niezdro­


wą swą miłość własną, że więc nad poprawą swoją
w tym kierunku trzeba będzie usilniej pracować.
Że wogóle masz w sobie miłość własną, nie jest
ani rzeczą dziwną ani tragiczną. Żaden na świecie
człowiek, żaden nawet Święty nie jest wolny od mi­
łości własnej. Ta ostatnia jest jakby cząstką nieod-
dzielną ludzkiej natury. Bóg stworzył w nas miłość
własną. Jeśli należy zwalczać i tępić w sobie miłość
własną, to tylko taką, która się Bogu sprzeciwia,
która człowieka czy jakiekolwiek inne stworzenie
stawia na pierwszym miejscu, przed Bogiem, — któ­
ra korzyści i przyjemności swej szuka z uszczerb­
kiem dla chwały Bożej.
Niestety, prawie wszystka ta miłość własna, ja­
ka nurtuje istotę naszą, jest po grzechu pierworod­
nym jakby zwyrodniała, znieprawiona, prawu Boże­
mu przeciwna. Pierwiastków szlachetnych nie łatwo
doszukać się w niej. Na to pomnij stale, duszo do
doskonałości dążąca, jeśli nie chcesz stać się ofiarą
złudzeń. W wielu duszach miłość własna nie odzywa
się gwałtowniej tylko dlatego, że nikt jej nie drażni,
W chwili cięższej próby gotowa wybuchnąć na kształt
wulkanu ..
Skoro należysz do dzieci Marii, ufam, że nie
dogadzasz już miłości swej własnej w sposób b ru ­
talny, popełniając grzechy śmiertelne... Lecz dla u ra ­
dowania serca swojej Niebieskiej Matki zwalczaj
w sobie nawet mniej zdrożne i mniej smutne prze­
jawy miłości własnej. Przecież zależy ci na tym, byś
się stawała coraz lepszą i milszą Bogu.
Gdy ludzie będą ranili miłość twą własną,
mówiąc złośliwie czy nieżyczliwie o tobie, nie
pozwól się wyprowadzić z równowagi, lecz dla
miłości Jezusa i Marii nakaż sobie milczenie.
— 133 —

Wspominaj często na to krótkie słowo Ewangelii


świętej o Zbawicielu stojącym przed niesprawie­
dliwymi sędziami żydowskimi i pogańskimi: „A Je­
zus mi l czał . . (Mat. 26. 63). Znoś pokornie
złośliwe ludzkie przycinki choćby dlatego, że
wobec świętości Bożej niewinną nie jesteś, — ow­
szem, przez liczne grzechy i niewierności swoje
zasłużyłaś na stokroć cięższe upokorzenia i przy­
krości.
Gdy najszczersze poświęcenie twoje w pracy
nie znajdzie uznania i gdy uczujesz gwałtowne p ra­
gnienie użalenia się na niesprawiedliwość ludzką,
pohamuj natychmiast naturę swoją, szukając raczej
w modlitwie ukojenia- Niech ci wystarczy ta świa­
domość, że Bóg widzi krzywdę twoją i że oceni noj-
sprawiedliwiej twoje mozolne wysiłki i twoją dobrą
wolę.
Jeśli chcesz okazać się jeszcze doskonalszym
dzieckiem Marii i gorliwszą Jej naśladowniczką, po­
stanów dziękować szczerym sercem Bogu za każdą
przykrość, jakiej dozna twoja miłość własna. Czyż
bowiem krzyżyk wszelki nie jest cenną łaską Bożą?
Tak wiele przecież zyskać możesz przez cierpliwe
i miłosne zniesienie tegoż.
Gdy cię ludzie chwałą za jakikolwiek czyn
cnotliwy, nie przywdązuj wagi do tych wyrazów
ludzkiego uznania i ludzkiej uprzejmości. Po śmierci
bowiem Bóg sądzić cię będzie, a sądy Boże nie są
sądami ludzkimi... Miłość własna lubi się rozkoszo­
wać wyrazami uznania, choćby nawet nie były za­
służone. Chrześcijanin mający mądrość prawdziwie
Bożą wdzięczny jest ludziom za wyrazy uznania, ale
wewnętrznie stara sie być obojętnym dla pochwały,
znając dobrze niewielką jej wartość.
134

Nie bądź pochopna, o duszo pobożna, do przy­


pisywania sobie niewinności i daleko posuniętej cno­
ty, bo łatwo miniesz się z prawdą. Miłość twoja
własna podobna jest do gęstej mgły, w której nie
możesz dojrzeć dokładnie ani przewinień swoich ani
rozlicznych wad, jakim podlegasz. Im pokorniej
osądzać będziesz cnotę swoją, tym bliższą będziesz
prawdy.
Idąc za radą Świętych błagaj w modlitwie jak
najczęściej o łaskę poznania siebie w całej prawdzie.
Gdy przez poznanie i uznanie nędzy swej duchow­
nej zejdziesz na samo.dno nicości swej przyrodzonej,
będziesz bliższa Serca Bożego i Serca Marii Niepo­
kalanej, niż kiedykolwiek, bo przecież Bóg tylko po­
kornym daje wyjątkowe łaski.
Aby zaś tym skuteczniej zwalczać swą miłość
własną, nie przestawaj ćwiczyć się w miłości ku Bo­
gu. Gdy bowiem dusza żyje i oddycha miłością Bożą,
nie ma ona ani czasu ani ochoty do zajmowania 3ię
sobą i dogadzania miłości swej własnej. Jak woda
najskuteczniej zalewa ogień, tak miłość Boża ogar­
niająca duszę tłumi w niej szybko wszelkie prze­
jawy niezdrowej miłości własnej.
Ze wszystkich środków oczyszczających duszę
z miłości własnej ten ostatni, usilne ćwiczenie się
w miłości ku Bogu, okazuje się najskuteczniejszym.
Nietylko więc ustami i sercem wypowiadaj co chwila
miłość swoją ku Bogu, lecz ponadto wszystkie czyn­
ności swoje i cierpienia swoje przemieniaj w tyleż
aktów miłości Bożej, — a niebawem sama stwierdzisz,
że opanowanie odruchów niezdrowej miłości własnej
coraz łatwiej ci przychodzi.
O wielką miłość ku Bogu dopraszaj się nieustan­
nie przez Marię, która nazwana jest „Matką pięknej
miłości“...
— 135 —

Przykład.

Dnia 18. sierpnia 1896 r. pielgrzymka narodowa


wyruszyła z Paryża do Lourdes. Pomiędzy chorymi
powszechną uwagę zwracała na siebie zakonnica
w czarnym habicie i welonie, z białym kornetem
i bladoniebieską wstęgą na piersiach. Leżała ona
nieruchomo na noszach, z zamkniętymi oczyma,
bardziej podobna do trupa, niż do żyjącej istoty
Świadectwo wystawione jej przez Dr. Malhane, jej
stałego lekarza, głosiło, co następuje:
„Siostra Maria Stefania ma wrzód w żołądku,
powodujący częste krwawe wymioty, i nie może
znieść żadnego pokarmu, tak że obaj z Dr. Labadie-
Lagrave uważamy ją za nieuleczalną".
Siostra Stefania urodziła się w Marsylji i stra ­
ciwszy wcześnie rodziców pozostawała aż do 18 roku
życia pod opieką zakonnic. W dniu pierwszej Komunii
św. uczuła w sobie zakonne powołanie i odtąd
wszystkie jej pragnienia w tym jedynie kierunku
się zwracały. Długo jednak musiała walczyć z opo­
rem rodziny, aż wreszcie zwyciężywszy wszelkie
przeszkody wstąpiła dnia 23 maja 1889 r. do Zgro
madzenia Sióstr Niepokalanek w Auteuil.
Dotąd była zawsze silna i zdrowa, lecz niespo­
dziewanie zdrowie zaczęło się psuć. W r. 1891.
wysłano S. Stefanję po raz pierwszy do Lourdes,
lecz polepszenie nie nastąpiło. Cierpienia żołądkowe
stawały stę coraz gwałtowniejsze i częstsze- Pomimo
tego gorliwa zakonnica wypełniała, o ile tylko mogła,
wszystkie swoje obowiązki.
Przy końcu listopada 1895 r. skutkiem nad­
miaru pracy biedna chora uczuła się znacznie gorzej
i musiała się położyć do łóżka, aby—jak powszechnie
mniemano—już z niego nie powstać. Coraz mniej też
— 136 —

przyjmowała pożywienia, którym było wyłącznie


mleko.
Gdy znikła wszelka nadzieja ocalenia S. Stefanii
ludzkimi środkami, przełożeni postanowili wysłać
ją ponownie do Lourdes.... Podróż była niezmiernie
ciężka i przykra.
Po przybyciu do cudownego miejsca chora pro­
siła usilnie, by ją wykąpano jak najprędzej w sa­
dzawce, co też uczyniono. Gdy ją wydobyto z wody,
była zsiniałą, zziębniętą tak, że robiła wrażenie
trupa. Zaniesiono ją więc co rychlej do szpitala,
ogrzano zapomocą flaszek z wodą gorącą i podano
jej łyżeczkę mleka, którego jednak przyjąć nie mogła.
Tegoż samego dnia, Jo jest w piątek o trzeciej
godzinie popołudniu, przybyła znowu do sadzawki.
Z początku nie chciano jej kąpać, potem wszakże
polecono jej odmówić akt skruchy i na prześcieradle
spuszczono ją do wody- Tam uczuła nagły, przeszy­
wający ból, połączony z dreszczem na całym ciele.
Zbladła przy tym i zmieniła się do niepoznania.
Nawet na chwilę przestała oddychać, tak iż mniemano,
że kona. W tym z ust jej wyrwał się okrzyk :
Puśćcie mnie, puśćcie, jestem uzdrowiona ! I zaraz
bez niczyjej pomocy wyszła sama z sadzawki, ubrała
się sama, zażądała posiłku i zaspokoiwszy nieco
głód udała się pieszo do groty. Tam uklękła i przez
godzinę całą w tej pozycji pozostawała na modlitwie.
Tegoż samego dnia rano nie mogła przemówić ani
jednego słowa i tylko rzewnym spojrzeniem powitała
statuę Najśw Panny, a teraz jakże gorące dzięki,
jak płomienne akty miłości i wdzięczności wydzierafy
się z jej serca ku niebu !
Uzdrowienie to wywołało wśród pielgrzymów
nader silne wrażenie. Pewien niedowiarek, który
— 137 —

wraz z S. Stefanią znajdował się w grocie, zaw ołał:


To uzdrowienie rozprószyło wszystkie moje wątpli­
wości...

ROZDZIAŁ XVI.

D ziecię M arii ży je i'o d d y c h a m iło śc ią hu B ogu.

M i ł o ś ć jest życiem duszy ludzkiej. Życie bez


M M miłości jakiejkolwiek szlachetnie pojętej stanowi
najstraszniejszą dla człowieka udrękę.
Ale serce ludzkie jest spragnione miłości wiel­
kiej, jak największej, nie znającej granic, a przy tym
niespożytej i wiecznej. Inna miłość nie zdoła nasycić
ludzkiego serca.
Czyż jednak istnieje taka miłość ?... Człowiek
naturą tylko żyjący odpowie stanowczo: Nie ! Wszelka
miłość na ziemi jest znikoma, niepewna, krótko­
trwała ..
Istotnie, miłość przyrodzona i ludzka nie będzie
nigdy ani wiecznie trwała ani tak uszczęśliwiająca
sama w Sobie, iżby ukoiła całkowicie serce człowieka-
Za to miłość nadprzyrodzona, będąca z nieba
rodem, miłość przede wszystkim ku Bogu, który
jest pełnią prawdy, dobra i piękna, nietylko zdolna
jest nasycić całkowicie serce ludzkie, lecz może ją
podnieść do stanu nadziemskiego zachwytu i szczęś
cia tak wielkiego, iż dusza niebo mieć będzie na
ziemi-
Kto raz zakosztował w wyższym stopniu sło­
dyczy miłości Bożej, ten już nie znajdzie duchowego
ukojenia w największej nawet obfitości dóbr m aterial­
nych i uciech ziemskich, lecz tęsknić będzie tak
długo za owym Boskim skarbem, aż go odnajdzie’.
— 138 —

* Stworzyłeś nas, Panie, dla Siebie, a przeto n i e s p o ­


kojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w Tobie“,
są słowa św, Augustyna-
___ ^Chrześcijanin głęboko pobożny znajdujeponadto
jeszcze silniejszą pobudkę do ćwiczenia się w miłości
ku Bogu w tej świadomości, że ta właśnie miłość
jest najwyższym celem jego istnienia i że Bóg sam
w sobie zasługuje na miłość nietylko wielką, ale
nieskończoną. Chce zatem miłować Boga wszystką
swoją istotą, bez względu na jakiekolwiek korzyści,
jakie dla niego stąd wypłyną. Jeśli zaś miłość cał­
kowicie bezinteresowna nie jest dlań możliwa, jeśli
nadzieja pozyskania wielkich dóbr przez spełnienie
tego najwyższego względem Boga obowiązku nigdy
go nie opuszcza, to w każdym razie dąży stale do
tego, by nie stawiać siebie ani korzyści swoich na
pierwszym miejscu, lecz dla Boga przede wszystkim
żyć, działać i cierpieć. Miłość jego zbliża się w ten
sposób coraz bardziej do ideału oddania się Bogu
bezinteresownego.
Gdy Najśw. Maria Panna tak silnie po'ciąga do
siebie wszystkich gorliwych chrześcijan, gdy do dusz
pracujących usilnie nad swoim uświęceniem odnosi
się jako do wybranych dzieci swoich, zwłaszcza gdy
i one tkliwie Ją miłują, — mogłoby się zdawać, że
cierpi na tym miłość należna Bogu. Czyliż bowiem
w takim razie serce chrześcijańskie nie dzieli miłości
swej między Boga i Matkę Bożą ?...
Otóż w rzeczywistości nie ma ani cienia obawy
o to. Gdyby miłość ku Najśw. Matce Jezusowej
choćby w najmniejszej mierze studziła stosunek duszy
do Boga, to samaż Matka Najśw. z największą sta­
nowczością zabroniłaby wszystkim dzieciom swoim
zajmowania się Jej osobą, a skierowałaby wszystkie
umysły i serca ku Bogu. Najśw. Maria Panna sama
139

żyła zawsze i dziś żyje najczystszą miłością ku Bogu,


a opiekę nad dziećmi swoimi na ziemi wykonuje
tylko w tym celu, by one bez podziału serce swoje
oddały Bogu i do ideału miłości najdoskonalszej
zbliżały się coraz szybciej,
Jeśli kto zdołał stwierdzić, że nabożeństwo do
Matki Najśw. stało się dla jakiejkolwiek duszy chrze­
ścijańskiej przeszkodą na drodze do gorętszej miłości
ku Bogu, niechaj zaprzestanie czcić Królowę niebios...
Lecz nigdy w dziejach dusz chrześcijańskich nic po­
dobnego nie zaszło. Przeciwnie po wszystkie czasy
i po wszystkich krajach chrześcijańskich stwierdza­
no, że miłość ku Bogu rozpala się tym żywszym
płomieniem w sercach, im tkliwiej one odnoszą się
do Najśw. Matki Jezusowej, a wygasa całkowicie tam,
gdzie o Matce Bożej zapomniano. Jakże pouczający
jest w tym przedmiocie przykład sekt od Kościoła
oderwanych! Nabożeństwa protestantów odrzucają­
cych cześć oddawaną Matce Najśw. tchną, jak wia­
domo, •lodowatym chłodem, i cały stosunek błędno-
wierców do Boga jest zimny i jakby urzędowy.
I trudno się temu dziwić, skoro zerwali wszelkie
stosunki z Tą, która wedle planów Bożycli ma czu­
wać nad utrzymaniem w sercach chrześcijańskich
ogniska miłości Bożej.
Oświecone dziecko Marii rozumie głęboko po­
wyższe prawdy, to też nie obawia się, by w nabo­
żeństwie do Matki swej niebieskiej popadło kiedy­
kolwiek w przesadę. Przeciwnie, im goręcej pożąda
miłości Bożej jak najdoskonalszej, tym częściej
i serdeczniej modli się do Tej, którą Kościół nazywa
4, „Matką pięknej miłości“. Ale nie zaniedbuje się też
we współdziałaniu z łaską Ducha św, ćwicząc się
nieustannie w miłości ku Bogu wedle metod poda­
wanych przez mistrzów" życia duchownego.
— 140 —

Sama myśl o Matce Najśw., która przeistoczyła


się niejako cała w miłość ku Bogu, pobudza duszę
chrześcijańską do gorliwego i wytrwałego ponawia­
nia aktów miłości ku Bogu, zarówno na modlitwie,
jak i wśród codziennych mozołów i cierpień. Maria
zaś widząc, jak dziecko Jej usiłuje Ją naśladować,
jak przy tym zwraca się co chwila do Niej prosząc
0 pomoc w tym usiłowaniu, nie pozostaje nigdy obo­
jętną, lecz niezwykłą obfitość łaski Bożej duszy wy­
prasza. Serce macierzyńskie zmusza Ją do tego.
Przede wszystkim modlitwa dzieci Marii natchnio­
na jest miłością Bożą, — w tym znaczeniu, że pro­
szą w niej najczęściej o pomnożenie chwały Bożej
1 rozszerzenie królestwa Bożego na ziemi, a oso­
bistymi sprawami swymi zajmują się na drugim do­
piero miejscu. Nie zaniedbują się jednak we wzbu­
dzaniu aktów pokory i żalu, jako że bez nich nie
podobna oddać Bogu należnej Mu chwały ani ściąg­
nąć na Siebie Jego upodobania. Poza tym jednak tre­
ścią ich modlitwy jest zwyczajnie miłosne oddawa­
nie się Bogu, wypływające z pragnienia jak naj
większej chwały Bożej, jako też z chęci sprawienia
Ojcu Niebieskiemu jak najwięcej radości. Uwielbianie
Majestatu Bożego, dziękczynienie za siebie i za in ­
nych, przepraszanie za grzechy własne i świata ca
łego. wypełniają również znaczną część czasu, jaki
dzieci Marii poświęcają modlitwie. Okazuje się w prak­
tyce, że taka modlitwa miłością bezinteresowną na­
tchniona skuteczniej duszę poprawia i wogóle poży­
teczniejsza jest dla niej, niż zbyt częste zajmowanie
się sobą w rozmowie z Bogiem.
Przykład Matki Najśw. uczy również miłości
Bożej czynnej. Czyż bowiem Maria nie przepędziła
największej części swego życia na zewnętrznej pracy?
Mimo to odnoszą się do Niej w znaczeniu najściślej-
141

szym słowa P. Jezusa: „Maria najlepszą cząstkę


obrała'* (Łuk. 10. 42.), — słowa stawiające bogo-
myś nośó wysoko ponad zewnętrzną pracę, — po­
nieważ zjednoczenie Matki Najśw. nie przerywało się
nigdy, nawet wśród pracy zewnętrznej najbardziej
wytężającej i pochłaniającej uwagę. Wiadomo, że
wielka miłość ku Bogu skupia duszę tak skutecznie,
że żadna siła na świecie nie jest zdolna odwrócić
jej uwagi od Najwyższego Dobra. Praca Matki Bo­
żej była najczystszą miłością Bożą. Wstępując w śla
dy swej Matki Niebieskiej usiłują wszystkie dzieci
Marii kochać Boga każdą cząstką pracy swojej, prze
mieniając tę pracę w szereg aktów miłości ku Bogu.
Prawdziwe dziecię Marii ma również głębokie
zrozumienie miłości cierpiącej, której wzorem jia
wieki niedościgłym jest Jezus przybity do krzyża.
Jak miłość Matki Najśw. była nietylko tkliwa, lecz
okazała się na Kalwarii mężniejszą nad miłość
wszystkich razem Męczenników, tak męstwem nie­
ustraszonym odznaczają się w miłości swej ku Eogu
wszystkie dusze oddane Marii. Nie wszystkie idą dro­
gą surowej zewnętrznej pokuty, bo może ani stan
zdrowia ani wskazówki starszych na to nie pozwa­
lają. Ale wszystkie bez wyjątku (o ile ich miłość ku
Bogu i ku Matce Najśw. nie jest złudna) stwierdzają
miłość swoją codziennymi drobnymi ofiarami z za­
kresu umartwienia wewnętrznego. Miłość prawdziwa
nie może przecież żyć bez ofiar.
Jeszcze staranniej czuwa nad sobą gorliwe dzie­
cię Marii, by doświadczenia przez Boga zesłane
przyjmować miłośnie, nie szemrząc nawet wewnętrz­
nie przeciw niezrozumiałym dla siebie wyrokom Bo­
żym. Czy chodzi o zniesienie przykrej choroby lub
m aterialnego niedostatku, albo przykrości jakiejkol­
wiek lub krzywdy doznanej od bliźnich, zawsze jed-
142

nę i tęsamą modlitwę dziecię Marii ma na ustach,—


„Ó mój Boże, bądź wola Twoja!".,. Im cięższe by­
wają doświadczenia Boże, z tym większą stanow­
czością powtarza: akty miłosnego oddania się w rę­
ce Boże, upodabniając się tak coraz bardziej do Je­
zusa konającego na krzyżu i do Matki Jego Najbo­
leśniejszej stojącej opodal i powtarzającej konają­
cym sercem najdoskonalsze akty poddania się woli
Bożej.
Nie ulega wątpliwości, że z pomiędzy wszyst­
kich dusz chrześcijańskich najwięcej radości spra­
wiają Matce Bożej te właśnie Jej dzieci, które o mi­
łości Bożej przede wszystkim myślą i w miłości bez­
ustannie się ćwiczą, a również u Matki swojej nie­
bieskiej o pomoc w umiłowaniu Boga najczęściej
się dopraszają- Szczęśliwe to zaprawdę dusze, posia­
dające już w wysokim stopniu dar mądrości nad­
przyrodzonej, umiejące gardzić ziemią i rzeczami
ziemskimi, a ubiegać się nade wszystko o dobra, któ­
rych ani „rdza ani mól nie psuje“ (Mat 6 -20.), które
są wiecznie trwałe nadprzyrodzone, Boskie...
Nie ma doskonalszego nabożeństwa do Matki
Bożej nad to, z którego rodzi się coraz gorętsza
miłość ku Bogu.
Nie ma też duszy szczęśliwszej na ziemi nad tę,
która czuje, że z łaski Bożej każda cząstka jej istoty
przemienia się szybko w miłość ku Bogu i że po
Jezusie ze wszystkich sił i całym sercem miłuje
Najśw. Matkę Jego.
Wszak w tej podwójnej miłości znajduje ona
nietylko upewnienie co do swego zbawienia, ale
również zadatek wzniesienia sie do wysokiego stop­
nia świątobliwości.
— 143 —

Przykład.
Juliana Tulasne zachorowała w czerwcu 1895 r.
na kręgosłup, który uległ skrzywieniu z powodu tak
zwanej choroby P ott’a, a mającej tło gruźlicze.
Na polecenie lekarzy włożono chora w gorset
cripsowy i zawieziono nad morze do miejscowości
Pornic. Lecz wszystkie zabiegi lecznicze okazały się
bezskuteczne. Od 27 września 1896 r. Joanna mu­
siała stale pozostawać w łóżku. Stan jej pogarszał
się nieustannie. Chora odczuwała stale w plecach
ostry przeszywający ból.
Joanna ufała niezachwianie, nie w sztukę ludz­
ką, ale w dobroć i potęgo Bożą, i prosiła Matkę
Najśw., by ją raczyła uzdrowić.
Zdecydowano się w końcu zawieźć Julianę do
Lourdes, licząc na cud Matki Bożej Niepokalanej.
Dnia 6 września 1897 r. złożono chorą leżącą na
materacu w długim koszu z wikliny, umyślnie w tym
celu uplecionym i prawie nieprzytomną z osłabienia
przewieziono na dworzec.
Po przybyciu do Lourdes zaniesiono chorą na
noszach do szpitala. We wtorek wieczorem zanurzo­
no ją po raz pierwszy w sadzawce, lecz bez żadnego
skutku, a nazajutrz uczyniono to samo dwakroć, r a ­
no i po południu. Wszyscy, którzy ją znali, a nawet
ks- arcybiskup z Tours i jego wikariusz generalny
wraz z innymi kapłanami modlili się głośno o jej
uzdrowienie, ale w załzawionych oczach rodziców
coraz mniej było nadziei. Sama tylko chora nie tr a ­
ciła jej ani na chwilę,
Po nowych modłach przy grocie- zaniesiono
chorą przed kościół Matki Boskiej Różańcowej, gdyż
tamtędy miała przechodzić procesja z Najśw, Sakra­
mentem. Sam ks. arcybiskup niósł monstrancję i za-
— 144

trzym ał się na chwilę przed chorą, na którą oczy


wszystkich były zwrócone. Wszyscy zdawali się oczeki­
wać ze wzruszeniem cudotwórczych słów Zbawiciela:
„Wstań i chodź“! — ale Pan nie powiedział jeszcze te­
go słowa i Przenajśw. Sakrament począł się oddalać.
Wówczas biedna dziewczyna nie spuszczając
ani na chwilę z oka utajonego w Najśw. Hostii Zba­
wiciela zebrawszy resztę sił zawołała: „Panie, Jeśli
zechcesz, możesz mnie uzdrowić, — spraw więc, bym
c h o d z i ł a . T r u d n o opisać wyraz jej twarzy w owej
chwili i błagalnej prośby, malującej się w oczach.
Ks. arcybiskup usłyszawszy te słowa odwrócił się
znowu ku niej z Przenajśw. Sakramentem, a chora
nagle, nie podniesiona ani nie podtrzymywana przez
nikogo usiadła na swym materacu. Wówczas ze
wszystkich niemal ust w ydarł się okrzyk: Uzdrów,
uzdrów ją, Panie!
W rzeczywistości Joanna była już uzdrowiona-
Chciała wstać przejść między chorymi i upaść na
kolana przed Boskim Mistrzem, lecz nie pozwolono
jej na to i odwieziono co rychlej do szpitala, gdzie
chcąc oszczędzić jej wzruszeń i owacyj ze strony
kilkutysięcznego tłumu przytrzym ano ją w kaplicy.
Gdy państwo Tulasne tam się znaleźli, córka ich
już, jak dawniej, stała i chodziła. Nie potrzeba chy­
ba podkreślać, jak wielkie było wzruszenie świad­
ków tej przedziwnej sceny.
Nazajutrz uzdrowiona udała się do biura spra­
wozdań, gdzie po odczytaniu przywiezionego przez
nią świadectwa lekarskiego ośmiu lekarzy pod prze­
wodnictwem dr Boissarie zaczęło ją badać. Jedno­
głośnie oświadczyli lekarze, że mają przed sobą je­
den z najrzadszych wypadków uzdrowienia: Kręgo­
słup bowiem wrócił zupełnie do normalnego stanu,
a choroba znikła bez śladu.,.
145 —

ROZDZIAŁ XVII.
D ziecię M arii o b ejm u je m iło śc ią sw o ją
w sz y stk ic h lu d zi.

§ |§ § ó g jest miłością i dobrocią, — choć brzydzi się


fygĘJ nieskończenie wszystkim, co jest moralnie
złe, i odrzucić musi na wieki od siebie grzesznika
trwającego upornie w złościach swoich-..
J pNajśw. Maria Panna z pomiędzy wszystkich
stworzeń najdoskonalej odzwierciedla w osobie swojej
i swoim życiu miłość i miłosierdzie Ojca Niebie­
skiego względem ludzi. Jest jakby uosobieniem do­
broci. Stosunek Jej do poszczególnych dusz ludzkich
nigdy nie opiera się na sprawiedliwości, lecz zawsze
tylko na miłosierdziu. Święty Alfons Liguori wyraża
tę prawdę obrazowo mówiąc, że P, Jezus królestwo
swoje podzielił niejako na dwie połowy,—sobie zosta­
wił wymiar sprawiedliwości, a Matce swojej Niepo­
kalanej przekazał rozdawnictwo miłosierdzia.
Powyższa prawda tak głęboko wniknęła już
w umysły chrześcijańskie, że nawet grzesznicy
i zbrodniarze nie mający odwagi podnieść w mod­
litwie oczu swoich ku Bogu bez obawy zwracają się
z prośbą o miłosierdzie i przebaczenie do Najśw.
Matki Jezusowej, najłaskawszej Ucieczki grzesznych.
I okazuje się, że grzesznicy, którzy już zbyt długo
i zbyt zuchwale nadużywali dobroci Bożej i wedle
sprawiedliwości stali się zupełnie niegodnymi jakich
kolwiek łask Bożych, uzyskują przez wstawiennictwo
Matki Bożej nietylko przebaczenie, lecz w wielu wy­
padkach niezwykłą obfitość wyborowych łask Bożych,
tak iż wchodzą nawet na drogę wysokiej świętości.
Wystarczy wspomnieć w tym miejscu robotnika
irlandzkiego Mateusza Talbota zmarłego w r. 1925,
10
146 —

który z nałogowego pijaka stał się pod opiekę


Marii Niepokalanej chrześcijaninem tak świątobli-
bliwym, że prawdopodobne jest jego wyniesienie na
ołtarze.
Lecz jeśli Najśw. Maria Panna macierzyńską
miłością swoją obejmuje wszystkich ludzi, nie wyklu­
czając nawet niedowiarków i bluźnierców i innych
wielkich grzeszników, to już osobno dowodzić tego
nie trzeba, że każde dziecię Marii poczuwać się
powinno do obowiązku miłowania tak przyja­
ciół, jak i nieprzyjaciół swoich, jak to z n a­
ciskiem przykazał Boski nasz Zbawiciel i Mi­
strz Nieprzyjazny stosunek do kogokolwiek z bliź­
nich nie godzi się żadną miarą ze szczerym
nabożeństwem do Marii, Matki miłosierdzia. Jeśli
natomiast w sercu chrześcijańskim pogłębia się
cześć i miłość dla Matki Najśw., doskonali się rów­
nocześnie w duszy miłość dla bliźnich, aby na koniec
osiągnąć szczyty heroicznego poświęcenia. Czyliż te
zgromadzenia misyjne, które pracują w zamorskich
krajach, w najtrudniejszych warunkach i często
wśród groźnych niebezpieczeństw, nie mają ciągle
w sercu i na ustach imienia Marii Niepokalanej
obok Najśw. imienia Jezus? Powszechny prawie jest
zwyczaj w żeńskich zakonach, że każda ze Sióstr
przybiera z rozpoczęciem służby Bożej na pierwszym
miejscu imię Maria, do którego dopiero dodaje
drugie codzienne swoje imię. Pragną snąć te dusze
Bogu oddane na wzór Matki Bożej i pod nieustanną
Jej opieką oddawać się swej uciążliwej pracy dla
dobra bliźnich.
Niema sodalicji Mariańskiej na świecie, któraby
w imię swego dziecięcego nabożeństwa do Matki
Bożej nie podejmowała w m iarę możności większych
— 147 —

i mniejszych dzieł miłości bliźniego. Praca taka


rozumie się w każdym stowarzyszeniu Mariańskim
sama przez się. Wynika ona z ducha nabożeństwa
do Matki Najśw.
Nabożeństwo do Matki Bożej dziwnie ludzi
zbliża wzajemnie do siebie. Wszystkie dzieci Marii
przyodziane są nadprzyrodzonym szlachectwem, bez
względu na to, czy należą do wyższych lub niższych
warstw społecznych, czy zajmują wybitne wśród
ludzi stanowisko lub należą do maluczkich, czy zdo­
byli znaczne wykształcenie lub zaliczają się do pro­
staczków. Ze szczerego nabożeństwa do Marii rodzi
się demokracja w najszlachetniejszym słowa znacze­
niu. Nabożeństwo to wprawdzie nie niweczy różnic
społecznych czy duchowych między ludźmi, lecz
zbliża ku sobie serca. Pod wpływem nabożeństwa
do Matki Najśw, osoba najwyżej postawiona zniżać
się będzie chętnie i z miłością ku najbardziej upo­
śledzonym, niosąc im wszelaką pomoc, m aterjalną
i duchowną.
Praktyczna miłość ku bliźnim jest jednym
z najpewniejszych sprawdzianów wartośei nabożeń­
stwa do Matki Najśw. Jeśli dusza zaliczająca się do
dzieci Marii umie przy każdej sposobności poświęcić
się dla bliźnich, daje tym dowód, że nietylko u p ra­
wia uczuciową dewocję do Matki Bożej, lecz że
głęboko przejmuje się Jej duchem i szczerze naśla­
duje Jej przykłady, że zatem przez Marię, przez
dziecięce do Niej nabożeństwo, zbliża się coraz b a r­
dziej do Jezusa, Boskiego Wzoru swego na drodze
dosko-nałości.
Jeśli zwyczajna matka z niemałą pociechą spo­
gląda na dziecko swoje, które dla rodzeństwa oka­
zuje zawsze bardzo serdeczną miłość i czynnie umie
tę miłość stwierdzać, to tym żywiej raduje się Ser­
io*
— 148 —

ce Niepokalane Matki Bożej na widok duszy chrze­


ścijańskiej, która z wysiłkiem wielkim wprowadza
w czyn nakazy P. Jezusa o miłowaniu przyjaciół
i nieprzyjaciół.
Jeśli zależy ci na tym, duszo chrześcijańska,
byś się zaliczała do najlepszych dzieci Marii i naj­
więcej radości przyczyniała swej Niebieskiej Matce,
postanów odnośnie do miłości bliźniego, co nastę­
puje:
Miłować bliźnich nie dla ich zalet i zasług,
lecz przede wszystkim z najwyższej nadprzyrodzo­
nej pobudki, to jest dlatego, że Bóg każdego z nich
miłuje, że Bóg miłość wzajemną między ludźmi n a­
kazał i że obraz Boży wyrj^ty jest na każdej ludz­
kiej duszy. W ten sposób miłość twoja ku bliźnim
niewiele różnić się będzie od miłości Bożej. Będzie
miłością ku Bogu w odmiennej formie. Przy tym w wy­
sokim stopniu ułatwisz sobie praktykę tej cnoty, gdy
nie tyle miłować będziesz bliźnich dla Boga, ile r a ­
czej Boga samego kochać będziesz ukrywającego się
w duszach ludzkich- Wszak i Matka Najśw. w każ­
dym człowieku widzi przede wszystkim obraz swego
Boskiego Syna i ten obraz na duszy wyciśnięty tak
bardzo miłuje.
Wystrzegać się jakichkolwiek uchybień prze­
ciw miłości bliźniego nawet w myślach i uczuciach-
D browolna pogarda dla kogokolwiek z ludzi, do­
browolne uczucie nienawiści, albo i zwykła niechęć
świadomie podtrzymywana w sercu, stanowią prze­
cież obrazę Bożą Nie wolno nigdy zapominać o sło­
wach Jezusowych: „Coście uczynili jednemu z. tych
braci moich najmniejszych, mnieście uczynili“ (Mat-
25. 40.). Odnosi się to niewątpliwie nawet do myśli
i uczuć najbardziej w sercu u k ry ty ch ,— oczywiście,
o ile są dobrowolne-
- 149 —

Nie obrażać miłości bliźniego słowami, a zwłasz­


cza zdała trzymać się od obmowy, tak częstej nie­
stety nawet między osobami pobożnymi. Czy mogła­
byś sobie wyobrazić Matkę Najśw. naruszającą ja­
kimkolwiek słowem dobrą sławę bliźnich ? Albo
czy może kto przypuścić, że Matka Boża wypowie­
działa kiedykolwiek jakieś słowo zbyt ostre i raniące
miłość bliźniego?... A przecież do dzieci i naśladow-
niczek Matki Najśw. pragniesz należeć-
Cierpliwą być na podobieństwo samego P. Je ­
zusa, ile razy inni szarpać będą twoją dobrą sławę,
lub ilekroć jakąkolwiek przykrość albo i wyraźną
krzywdę wyrządzać ci będą. W tych wypadkach bę­
dziesz mogła zastosować tak wyraźną naukę P. Je­
zusa o miłowaniu nieprzyjaciół. Kto nic znieść nie
umie od bliźnich, nie ma zupełnie nadprzyrodzonej
miłości ku bliźnim. Kto tylko do pewnej miary go­
tów jest cierpieć niesprawiedliwość, jest uczniem Je­
zusowym bardzo jeszcze niedoskonałym. Dopiero gdy
dusza umie poddawać się woli Bożej nawet wśród
najcięższych krzywd swoich, staje się doskonałą na-
śladowniczką Jezusa i Marii.
Płacić stale dobrym za złe. Jeśli poganie mi­
łują jedynie przyjaciół swoich i za niedorzeczność
uważają wyświadczanie dobrodziejstw wrogom, to
doskonały chrześcijanin, a tymbardziej doskonałe
dziecko Marii, nie umieją mścić się inaczej, jak przez
tym częstsze i ochotniejsze poświęcanie się dla prze­
śladowców swoich. Conajmniej należy puszczać w nie­
pamięć doznane przykrości i krzywdy i odnosić się
do nieprzyjaciół z tą samą życzliwością, jak do innych.
Zabiegać jak najgorliwiej o zbawienie i uświę
cenie bliźnich. Prawdziwe dziecko Marii nie będzie
nigdy obojętne ani na chwałę Bożą ani na dobro
duchowne dusz odkupionych przez P. Jezuss- Wy-
najdywać będzie rozliczne sposoby apostołowania
wśród bliskich i dalekich. Jeśli nie znajdzie na razie
innych sposobów, pociągać będzie wszystkich do
służby Bożej jak najwierniejszej przykładem swoim.
Wprost za cel życia poczytywać sobie będzie wspo­
maganie Kościoła w zbawianiu i uświęcaniu ludzi.
Jeśli powyższe obowiązki chrześcijańskie speł­
niać będziesz doskonałym sposobem, — jeśli przynaj--
mniej w wysiłkach ustawać nie będziesz, — ogólny
pjstęp twój na drodze ku świętości będzie niewąt­
pliwy. Łatwo też możesz się domyśleć, z jak tkliwą
miłością Najśw. Matka Jezusowa spoglądać będzie na
ciebie, i jakie strumienie miłosierdzia Bożego sprowa­
dzać będzie na ciebie za to, że miłosierną okazujesz
się wobec bliźnich i usiłujesz się stać dla nich jakby
samą dobrocią.
Nie wyobrażaj sobie jednak, duszo pobożna, że
opisane wyżyny miłości chrześcijańskiej osiągniesz
łatwo, albo osiągniesz je własną wytrwałą pracą.
Trzeba do tego koniecznie wielkiej obfitości łaski
Bożej. Zatem nie ustawaj w modlitwie, zanosząc ją
stale do Boga przez pośrednictwo Marii, aby męstwo
twoje nie zawiodło nigdy, — abyś „mogła wszystko
w Tym, który cię umacnia** (Filip. 4. 13).
Kto modli się jakby nieustannie, zapala się
wielką miłością ku Bogu, a z miłości ku Bogu wy­
pływa już zupełnie naturalnie i koniecznie doskonała
miłość dla bliźnich. Można tu więc powtórzyć znane
słowo przez Świętych często głoszone: Kochaj Boga,
a potem czyń co chcesz...
Ale kto gorąco miłuje Boga nie będzie czynił
tego, czego chce jego niesforna natura, lecz zawsze
i wszędzie zastosuje się do Boskiej nauki P. Jezu­
sa, — nawet do najtrudniejszych jej wymagań.
— 151

Przykład.

Sześćdziesięcio-dziewięcioletnia Benedykta Cro-


zet z Gumieres we Francji od 17 roku życia ubie­
rała się stale w kolory Matki Bożej Niepokalanej,
biały i błękitny, i stąd nazywano ją w skróceniu
„Błękitną4*...
Po przebyciu silnego tyfusu została dotknięta
paraliżem w nogach, tak iż w przeciągu lat 35
nie opuszczała łóżka. Przy tym nie mogła jeść
ani mięsa ani chleba, a żywiła się tylko kawą, cze­
koladą i jajami. Miewała we wszystkich członkach
częste i dokuczliwe bóle, lecz nigdy żadna skarga
z ust jej nie wyszła. Czas zapełniała sobie zwykle
odmawianiem różańca za zmarłych krewnych i przy­
jaciół lub za żyjących dobroczyńców, do których na­
leżała przede wszystkim rodzina de Meaux z Mont-
brison, nie tylko bpwiem dostarczała jej mieszkania
i środków utrzym ania, ale nawet opłacała osobę,
która chorą pielęgnowała. Nawzajem Benedykta Cro-
zet uważana była przez pp. de Meaux jakby za
anioła stróża rodziny i gdy potizebowano jakiejś
szczególnej łaski od Boga, zawsze mówiono: Prośmy
„Błękitną41, aby nam to wymodliła.
Po wielu latach choroby Benedykta zapragnęła
udać się do Lourdes, aby ujrzeć grotę Matki Bożej
Niepokalanej i zanurzyć się w cudownej sadzawce.
Przy pomocy życzliwych osób mogła w końcu urze­
czywistnić swój zamiar.
W Lourdes przeniesiono Benedyktę na noszach
do cudownego źródła. Z pewnym wahaniem zanurzo­
no ją w zimnej wodzie, która jednak jej samej wy­
dała się rozkoszną. Znalazłszy się w niej .B łękitna"
uczuła, że jej siły wracają- Z kąpieli przeniesiono
— 152

ją tam, gdzie się właśnie odbywała procesja z Najśw.


Sakramentem,
Z piersi całego zebranego tłumu wyrywały się
pełne wiary i miłości wołania: „O Jezu, uzdrów na­
szych chorych!'* A sami chorzy leżący w wózkach
lub na noszach podnosili błagalny wzrok ku Prze-
najśw. Hostji z niemą lecz wymowną prośbą: Panie,
jeśli chcesz, możesz mnie uzdrowić...
Jezus przechodzi i zdaje się wzywać wszystkich
chorych do tego, aby całą swą ufność położyli w Nim,
który jest Zmartwychwstaniem i Życiem...
Benedykta usłyszała i uczuła to wezwanie Zba­
wiciela. Jakaś tajemnicza siła ją przenikła, tak że
gotowa była zerwać się ze swego barłogu, ale wa­
hała się i opierała temu popędowi. Tymczasem k a­
płan niosący Przenajśw. Sakrament przeszedł i zni­
knął jej z oczu.
Nazajutrz Benedykta prosiła znowu, by ją za­
niesiono do sadzawki. Tym razefn również doznała,
jak poprzedniego dnia, wrażenia nagłego polepszenia.
Zdawało się jej, że sparaliżowane członki odzyskują
władzę i czucie tak, że zrobiła już nawet kilka
kroków.
Podczas procesji z Przenajśw. Sakramentem
Benedykta uczuła silniejszy jeszcze, niż wczoraj, po­
ciąg i popęd do wstania i chodzenia. Jakaś pani
stojąca obok niej podała jej rękę, którą Benedykta
uchwyciła bez wahania i zaraz wstała. Miała na so­
bie tylko chustkę i spódnicę, a na nogach pończo­
chy. Pomimo tego jednak zaczęła iść sama za Prze­
najśw. Sakramentem i towarzyszyła mu aż do ko­
ścioła Najśw. Panny Różańcowej.
Któż zdoła opisać powszechne zdumienie, gdy
ta, która od lat 35 nie stawała nogą na ziemi wró­
ciła do szpitala pieszo, o własnej sile!...
— 153

Pewien obecny tam lekarz wypowiedział te sło­


wa: „Jestem katolikiem, lecz oddawna już nie prak ­
tykuję. Uzdrowienie to wzrusza mnie niewypowie­
dzianie tak, że składam broń, zaczynam wierzyć
i modlić się po dawnemu i wołam: Cześć Najśw.
Pannie z Lourdes, która tak wielkie czyni cuda dla
nawrócenia takich, jak ja, niedowiarków!

ROZDZIAŁ XVIII.
S z c z e g ó ln a m iło ść Małki B ożej d o d u sz
bogom yślnych.

usze bogomyślne... Słowo to, nie wszystkim zro-


| zumiałe, wymaga dłuższego wyjaśnienia-
Podstawą bogomyślności jest zrozumienie tej
prawdy zasadniczej, że do zbawienia, a tymbardziej
do uświęcenia konieczna jest częsta, bardzo częsta
i jakby nieustanna modlitwa, wedle słów samego
Zbawiciela: „Zawsze modlić się potrzeba, a nie
ustawać" (Łuk. 18. l). Konieczność nieprzer­
wanej modlitwy uzasadnia się inną prawdą wiary,
że mianowicie nic człowiek uczynić nie zdoła dla
zbawienia swego bez pomocy Bożej, a tej pomocy
czyli łaski nie otrzyma, jeśli o nią wytrwale i po­
kornie prosić nie będzie-
Przewodnicy dusz stwierdzają to codziennie,
że tylko przy bardzo pilnej i bardzo częstej modli­
twie czuje się chrześcijanin dość silnym, by zacho­
wać wszystkie przykazania Boże i tak pewną drogą
zdążać do nieba. Zaniedbanie modlitwy natomiast
pociąga za sobą z nieuchronną koniecznością ciężkie
i liczne upadki, więc i niebezpieczeństwo wiekuiste­
go odrzucenia od Boga. Wiadomo ponadto, że nie
- 154 —

tylko tacy popadają w nałogi grzechowe, którzy


nigdy się nie modlą, lecz również chrześcijanie speł­
niający obowiązek modlitwy tylko jakby odnie-
chcenia.
Mówimy wszakże w niniejszych rozdziałach
0 umiłowanych i wybranych dzieciach Marii, o d u ­
szach zdążających czyto w świecie czy w stanie za­
konnym do ewangelicznej doskonałości, — tym sil­
niej przeto musimy podkreślić konieczność modlitwy
nieustannej. Nie może wszak być mowy o tym, by
dusza jakakolwiek bez szczególnej łaski Bożej, a więc
bez jak najczęstszej i nieustannej modlitwy zdołała
iść trudną drogą doskonałości chrześcijańskiej i oka­
zać się dobrym dzieckiem Marii, Świętej nad Świętymi-
Skuteczne dążenie do doskonałości wymaga,
jeśli nie bogomyślności w najściślejszym znaczeniu,
bogomyślności doskonałej, biernej, przez Ducha św.
w duszę wlanej, to przynajmniej nastawienia bogo-
myślnego, więc ducha modlitwy w stopniu daleko
wyższym, niż go posiada przeciętny chrześcijanin,
Bogomyślność najprostsza polega na takim skiero­
waniu władz duszy ku Bogu, że modlitwa sam orzut­
nie wyrywa się co chwila z jej serca- Dusza stale
tęskni za Bogiem. Nie tak silnie i boleśnie, jak d u -.
sze podniesione do właściwej biernej kontemplacji,
ale tęskni. Nie umie sobie już wyobrazić życia
1 szczęścia bez ciągłego zwracania się do Boga.
Ze nawet taka bogomyślność niedoskonała, bę­
dąca raczej przygotowaniem do bogomyślności wła­
ściwej, jest dobrym niezmiernie cennym, tego dowodzi
codziennie życie dusz głęboko pobożnych i w mod­
litwie nieustannej rozmiłowanych. Z ciągłego obco­
wania swego z Bogiem czerpią one tyle męstwa na
drodze cnoty, że nic niemożliwego już nie widzą dla
— 155 -

siebie w służbie Bożej- Jakby wszechmoc Boża czę*


śeiowo się im udzieliła...
Z bogomyślności wypływa zawsze niezwykła
czystość sumienia Wnikając wśród modlitwy coraz
głębiej w tajemnicę nieskończonej świętości Bożej,
brzydzi się dusza bogomyślna niewymownie nawet
cieniem obrazy Bożej i w całej szczerości gotowa
jest raczej umrzeć, niż zgrzeszyć świadomie. Wcho­
dzi więc stanowczo na drogę świętości, a jeśli b a r­
dzo powolna i wierna będzie łasce, wzniesie się
aż do heroizmu w swoim oddaniu się Bogu.
Łatwo zauważyć w życiu, że dusze prawdziwie
bogomyślne cieszą się wyjątkową miłością ze strony
swego otoczenia. Nawet ludzie mało obeznani z ży­
ciem religijnym i oziębli w miłości ku Bogu wyczu­
wają podświadomie, że przez owe dusze wybrane
wchodzi się jakimś tajemniczym sposobem w bliż­
szy stosunek z Bogiem. A że Boga instynktownie
pragnie każda dusza ludzka, więc cóż dziwnego, że
do osób bogomyślnych wszyscy prawie usiłują się
zbliżyć i za szczęście sobie poczytują przyjazne
z nimi stosunki. Im goręcej kto miłuje Boga, tym
łatwiej ocenia wartość takiej świętej przyjaźni i tym
żywiej się raduje na samo wspomnienie o tym, że
nie brak na ziemi dusz oddanych całkowicie Bogu
i zajętych Bogiem prawie bez przerwy.
W świetle powyższych prawd nie trudno zrozu­
mieć, dlaczego Najśw. Maria Panna z wyjątkowym
upodobaniem spogląda na te swoje dzieci na ziemi,
które w bogomyślności najpilniej się ćwiczą.
Nie było nigdy duszy świętej na ziemi ani
wr niebie, i na wieki takiej nie będzie, któraby
z podobną łatwością pogrążała się w najgłębszej
bogomyślności, jak Matka Boża Niepokalana, Prze­
szkodą jedyną do życia bogomyślnego jest grzech
— 156 —

ł wszystko to, co ma styczność bliską z grzechem.


Tymczasem przez Niepokalane swoje Poczęcie Matka
Boża wolną była od wszelkiej, by najlżejszej, zmazy
grzechowej, i stąd absolutnie nic nie stało na prze­
szkodzie najdoskonalszemu zjednoczeniu Matki Najśw.
z Bogiem. Bogomyślność Najśw. Marii Panny była
niewątpliwie we formie swej bardzo prosta, podobnie
jak i bogomyślność P. Jezusa, tak iż gwałtowne
wstrząsy duchowne, zachwyty, porywy niezwykłe
i uniesienia albo zupełnie były z niej wykluczone,
albo zdarzały się tylko w rzadkich wypadkach. Ale
że była to bogomyślność najszczytniejsza, jakiej dostą­
pić może dusza ludzka, o tym nikt z chrześcijan
oświeconych nie wątpi-
Będąc sama po P. Jezusie najwyższym dla dusz
chrześcijańskich wzorem bogomyślności i znając
z własnego doświadczenia cały ten bezmiar dóbr
nadprzyrodzonych, jakie kryją się w głębokim
życiu modlitwy nie może Matka Najśw. nie pragnąć
najgoręcej bogomyślności dla umiłowanych dzieci
swoich i nie cieszyć się najserdeczniej na
widok dusz, które już na drogę bogomyślności weszły
i wiernie z łaską Bożą na tej drodze współpracują.
Tym tkliwszą zaś jest Jej miłość dla dusz bogo-
myślnych, źe nie bez wielkich wysiłków wzniosły się
one na wyżyny dosłonałej modlitwy i zjednoczenia
z Bogiem. Długie lata życia umartwionego i mozol­
nej pracy nad poprawą z wad zakorzenionych w_ na'
turze poprzedziły okres spokojnego i słodkiego
obcowania z Bogiem.
Duch bogomyślności sprawia w duszy coraz
głębsze nabożeństwo do osoby P. Jezusa, z którym
dusza oświecona umie się łączyć wewnętrznie tak
podczas modlitwy, jak i we wszystkich innych
sprawach swoich. Z Jezusem i przez Jezusa zdąża
— 157 —

bowiem do zjednoczenia z Trójcą Przenajśw. Ponie­


waż zaś osoba Zbawiciela naszego i osoba Jego Nie­
pokalanej Matki na wieki są tak związane ze sobą,
iż niepodobna ich oddzielić od siebie, przeto równo
ze wzrostem nabożeństwa do osoby P. Jezusa na
skutek coraz głębszej bogomyślności rozwija się
zawsze w duszy pobożnej nabożeństwo do Marii Nie­
pokalanej. Najśw. imiona Jezusa i. Marii wyrywają
się z ust duszy bogomyślnej co chwila i równocześnie.
O duszo chrześcijańska, która pragniesz stawać
się coraz doskonalszym dzieckiem Marii, zalecam ci
jak najusilniejsze ćwiczenia się w modlitwie, tak
iżbyś osiągnęła przynajmniej w przyszłości wyżyny
bogomyślnego zjednoczenia z Bogiem, czyli przejęła
się duchem modlitwy nieustannej. W modlitwie spo­
tykać się będziesz co chwila tak z Jezusem, jak
i z Matką Jego Niepokalaną. Modlitwa oczyści cię
wewnętrznie, tak abyś godną była bliższego stosunku
z Bogiem i z Królową wszystkich Świętych. Wytrwałą
modlitwą choćby ona szła oporem i była bardzo
prosta w swej formie, ściągniesz zawsze na siebie
tkliwe wejrzenie Matki Najśw. i zapewnisz sobie na
stałe Jej wyjątkową miłość.
Dla nabycia ducha modlitwy doskonałej nie
czekaj, aż nastrój odpowiedni zrodzi się w twym
sercu, lecz zmuszaj się do modlitwy jak najczęst­
szej wbrew wszelkim wstrętom, jakie odczuwasz,
i bez względu na oschłość czy brak ufności w Bogu.
I nie obawiaj się, by modlitwa taka rzekomo wymu­
szona mniej miła była Bogu, niż rzewne wylewanie
uczuć swoich przed Bogiem. Nie wątpisz przecież
o tym, że nieskończenie bolesna modliwa P. Jezusa
zaniesiona do Ojca Niebieskiego w Ogrojcu i w chwili
konania na krzyżu, wśród nieopisanych cierpień
wewnętrznych, bez śladów jakiegokolwiek nastroju
— 158 —

uczuciowego, przyjęta była przez tegoż Ojca jako


wyraz nieskończenie doskonałej miłości ze strony
P, Jezusa. Więc i twoje modły nic na wartości nie
stracą przez brak rzewnego nastroju albo przez mi­
mowolne i ciągle wracające roztargnienia. Pewną bądź,
źe dobrze się modlisz,i że modlitwa twoja jak najmilsza
jest Bogu, ilekroć starasz się o jak najlepszą modlitwę.
Módl się ponadto jak najczęściej wśród codzien­
nych zajęć, skoro niewiele poza obowiązkową pracą
pozostaje ci czasu na swobodną z Bogiem rozmowę.
Gdy się oswoisz z modlitwą zanoszoną do Boga przy
pracy, dziwnie łatwą i słodką stanie ci się praca,
ciężka i przykra z natury swojej Ważniejszą jednak
jest rzeczą, że praca twoja tern większą chwałę od
dawać będzie Bogu, im bardziej będzie zaprawiona
modlitwą, zapewniając ci też znacznie większą za­
sługę na wieczność. Nie łatwo zapewne przyswoisz
sobie umiejętność łączenia ciągłej modlitwy z pilnym
wykonywaniem swych codziennych obowiązków, lecz
po dłuższym wytrwałym ćwiczeniu, i po równie wy­
trwałej modlitwie o ducha modlitwy, wejdziesz w ten
błogosławiony nałóg łączenia modlitwy z pracą.
Oznaczać to będzie wielkie zwycięstwo na drodze
życia duchownego.
Żebyś się stała jak najpodobniejszą do Matki
swej Niebieskiej, niech treścią modlitwy twojej bę­
dzie najczęściej miłość ku Bogu. Wyrażaj tę miłość
tysiącznymi sposoby. Stwierdzaj tę miłość wielko­
dusznymi postanowieniami. Gotuj się wśród m odlit­
wy do spełniania woli Bożej zawsze i wszędzie, n a­
wet w najtrudniejszych wypadkach-
Ważną jeszcze jest rzeczą, byś na modlitwie jak
najczęściej pobudzała się do aktów pokory i żalu za
rozliczne winy swoje, dawniejsze i obecne, albowiem
nigdy Bóg nieskończenie święty nie pociąga duszy
— 159 —

do siebie wśród modlitwy, jeśli w niej widzi przy­


wiązanie do jakiegokolwiek grzechu lub choćby tylko
lekceważenie popełnionych win. Im szczerzej kochasz
Boga, tym częściej i serdeczniej przepraszaj Go za
grzechy swoje.
Ta jest pewna droga do bogomyślności, do
której usilnie zaprawiać się powinno wszelkie dziec­
ko Marii.
Przykład

Julia Foret była ostatnią z pomiędzy 6 cho"


rych, które nie zostały uzdrowione w Lourdes w cza­
sie pielgrzymki z zakładu Yillepinte, położonego pod
Paryżem, w r. 1896- Patrzała ona kolejno na śmierć
wszystkich swoich chorych na gruźlicę towarzyszek
i na łożu szpitalnym oczekiwała zgonu, który szyb­
kim zbliżał się krokiem. Niekiedy jednak promyk
nadziei budziła w niej myśl: Gdybym mogła jeszcze
pojechać do Lourdes, zostałabym przecież uzdro­
wioną !
W takim właśnie usposobieniu umysłu zastał
ją młody lekarz z Paryża, który ją odwiedził w to­
warzystwie swego brata protestanta, inżyniera z za­
wodu. Lekarz ten bardzo starannie badał -Julię Fo­
ret, zatrzym ał się długo przed jej łożem, i przyrzekł,
że niebawem znowu ją odwiedzi.
Wszystkie te dowody współczucia młodego le­
karza zdziwiły biedną Julię tak, że w liście do swej
dobrodziejki pisała, co następuje: „W tych dniach
odwiedził mnie jakiś lekarz z Paryża, mający własną
aptekę dla ubogich. Wizyta jego bardzo mnie za­
niepokoiła*. W dalszym ciągu tego samego listu czy­
tamy: „Cieszę się bardzo, że pojadę do Lourdes, bo
się spodziewam, ^e Najśw. Panna okaże swą potęgę,
lecząc mnie z okropnej mej choroby, Gdybym miała
— 160 —

i nadal pozostać chorą, byłabym niepocieszona, lecz


ofiarowałabym chętnie własne zdrowie i wszystko za
nawrócenie tego protestanta, który mnie odwiedził
wraz doktorem.
Wkrótce potem Julia wzięła udział w piel
grzymce narodowej w r, 1899 i podczas procesji
wstała zupełnie uzdrowiona z nieuleczalnej piersio­
wej swej choroby.
Lekarz ów dowiedziawszy się o tym uzdrowie­
n iu , napisał ze swej strony dnia 26 sierpnia 1899 r.
co następuje: „Z głębokim wzruszeniem dowiedzia­
łem się o prawdziwie nadzwyczajnym i cudownym
uzdrowieniu Julii Foret, jak również o przedziwnym
akcie jej poświęcenia się dla nas. Mam nadzieję zo­
baczyć ją wkrótce za powrotem do Paryża, aby jej
osobiście powinszować i podziękować'*.
Najśw, Panna uzdrawiając tę chorą raczyła za­
razem spełnić wszystkie jej pragnienia. Wkrótce po­
tem ów lekarz wstąpił do zgromadzenia Ojców Re­
demptorystów, a b rat jego się nawrócił.
Zapytywano nas nieraz o tajemnicę uzdrowień
w Lourdes-.. Chore z Villepinte posiadają, że się tak
wyrazimy, klucz do tej zagadki- Znoszą cierpienia
bez przerwy w słodkiej nadziei, modlą się przez
długie lata, aby się przygotować do swojej piel­
grzymki, poddają się zupełnie woli Bożej, a nawet
znajdują w swym sercu dość wspaniałomyślności, aby
ofiarować własne życie za nawrócenie niedowiarków
lub heretyków. Cóż więcej jeszcze mogłyby uczynić?...
161 —

ROZDZIAŁ XIX.
Czy M aria w y m ag a o d d zieci sw o ic h m iłości
[tk liw ej,^ sło d k iej, u c z u c io w e j ?
M iyj|agadnienie to jest niemałej wagi. Jeśli bowiem
wśród czcicieli Matki Bożej jest wielka liczba
takich, którzy wyobrazić sobie nie umieją nabożeń­
stwa do niebieskiej Matki swojej bez uczuć bardzo-
żywych i bez serdecznej tkliwości, zwłaszcza że sa­
mi od lat dziecięcych zawsze cieszyli się takim n a­
strojowym nabożeństwem do Matki Najśw., — to nie
brak również dusz szczerze i głęboko pobożnych
pragnących jak najbardziej kochać Matkę Bożąr
a pozbawionych bardzo często, może najczęściej,
wspomnianej właśnie tkliwości w stosunku do Niej-
Ten brak uczuć zazwyczaj jest dla nich powodem
poważnych niepokojów.
Jakżeż więc to zagadnienie przedstawia się
w świetle teologii ascetycznej ? Czy Najśw. Maria
Panna za dzieci swoje uznaje tych tylko, którzy
umieją ze siebie wydobyć uczucia tkliwe dla Niej?
Albo czy przynajmniej nabożeństwo tkliwe i uczu­
ciowe do Matki Najśw, jest doskonalsze, bardziej
wartościowe, niż takie, na które składają się prawie
wyłącznie akty duchowe rozumu i woli, nie mające
nic wspólnego z nastrojem serdecznym?...
Odpowiedzmy nasamprzód konkretnym i fakta­
mi. Otóż czytając żywoty świętych i świątobliwych
chrześcijan przypatrując się uważnie życiu duchow­
nemu osób dążących do doskonałości i badając ich
usposobienie, dochodzi się łatwo do przekonania, że
najczęściej dusze głęboko pobożne, a tym bardziej
świątobliwe, mają do Matki Najśw. nabożeństwo nie
tylko wyrozumowane, jakby oficjalne, wypływające
z posłuszeństwa dla woli Kościoła i samego P. Jezu-
11
162 —

sa, ale ponadto i uczucia prawdziwie serdeczne, na


podobieństwo tych, jakie żywi dla matki swej zwy­
czajne dziecko. Jedni aż rozpływają się w tych po­
bożnych uczuciach ku Marii i z największą łatwością
przy wielu sposobnościach pobudzają się do tkliwe­
go nabożeństwa ku Niej, — inni nie mając tak mięk­
kiego usposobienia raczej umiarkowanie doznają tych
pobożnych nastrojów, — ale jedni i drudzy stale ko­
chają Matkę Najśw. nie tylko aktami woli, lecz także
wyraźnym i silnym uczuciem.
Z tego dość powszechnego faktu, któremu za­
pewne nikt z chrześcijan nie zaprzeczy, wypływa
sam przez się wniosek, że pewien stopień serdeczno­
ści i tkliwości należy jakby do istoty nabożeństwa
ku Najśw. Matce Jezusowej. W każdym razie ta tkli­
wość jest cechą znamienną tego nabożeństwa. Bez
niej nabożeństwo do Matki Najśw. wydaje się nieco
dziwne, — jakby cokolwiek nienaturalne.
Ale i teoretycznie dość łatwo uzasadnia się pe­
wną konieczność, względną przynajmniej konieczność,
tkliwego stosunku dusz chrześcijańskich do Marii
jako Matki wszystkich dzieci Bożych. Albowiem choć
Najśw. Maria Panna nie jest Matką naszą wedle
ciała, jednakże jest Matką prawdziwą wedle ducha
i na mocy postanowienia samegoż Jezusa Chrystusa,
który w chwili konania swego na krzyżu wyrzekł
te znane słowa: „Synu, oto Matka twoja! — „Matko,
oto syn Twój“ (Jan 19. 26). To macierzyństwo Marii
duchowe i nadprzyrodzone stwarza stosunek do nas
nieporównanie bliższy i świętszy, niż zwyczajne ludz­
kie macierzyństwo. To też wszystkie dodatnie zna­
miona macierzyństwa muszą się znachodzić w owym
nadprzyrodzonym macierzyństwie Najśw, Marii P.
i to w stopniu o tyle wyższym, o ile cała dziedzina
— 163 —

życia nadprzyrodzonego i Boskiego wyższa jest nad


sprawy ziemskie,
W zwyczajnym życiu ludzkim stosunek dziecka
do matki jest nacechowany wielką tkliwością. Brak
tej ostatniej uważa się za objaw zwyrodnienia albo
jakiejś nieszlachetności z jednej czy z drugiej strony.
Stosunek obojętny między matką a dzieckiem ucho­
dzi powszechnie za rzecz nienorm alną i wielce na­
ganną.
Ponieważ Najśw. Maria Panna jest Matką dusz ludz­
kich nie w znaczeniu li tylko przenośnym, lecz praw­
dziwie i istotnie, przeto i stosunek tych dusz do Niej
nie może być jakiś oficjalny tylko, jakby wymuszo­
ny koniecznością szukania pomocy u Pośredniczki
między Bogiem a ludźmi, lecz musi bezwarunkowo
być stosunkiem dziecięcym i stąd nie może być po­
zbawiony cechy tkliwości. Dusza wszelka odkupiona
przez P. Jezusa i przez tegoż Zbawiciela powierzona
Matce N. musi prawdziwie czuć się dzieckiem wobec
Najśw. Matki Jezusowej i najtkliwiej kochać tę nie­
bieską swoją Matkę, — tkliwiej i goręcej, niż ziem­
ską swą matkę lub kogokolwiek z bliskich i przy­
jaciół.
Jeśli jakakolwiek dusza chrześcijańska stale
czuje się dość obojętną w sercu dla Matki Najśw.
i tylko dla spełnienia swego obowiązku modli się do
Niej, to w jej życiu duchownym napewne kryje się
jakieś poważne niedomaganie-Łaska napotyka w swym
działaniu jakąś przeszkodę, i to jest powodem, że
nabożeństwo tej duszy do Matki Najśw. nie nabiera
tej serdeczności i tkliwości, jaka jest w nim, jeśli
nie konieczna, to w każdym razie bardzo pożądana.
Najczęściej przeszkodą taką będzie tak zwana
oziębłość duchowna, czyli świadome przywiązanie do
grzechów powszednich, prawdziwy nałóg tych grze­
li*
— 164

chów. Kto i..k dalece jest zaślepiony w sprawach


życia duchownego, że grzechy powszednie ma sobie
za drobiazgi, za błahostki, i popełnia je nierzadko
z całą świadomością, może według planu z góry
powziętego, ten snąć bardzo jeszcze ma grubą naturę,
i stąd nie jest dostatecznie przygotowany do wejścia
w stosunek bliski, serdeczny i tkliwy z Bogiem i Najśw.
Matką Jezusową. Musiałby do tego przejąć się duchem
doskonałej miłości Bożej, a on żyje przede wszyst­
kim bojaźnią Bożą, która w dodatku jest silnie
zaprawiona egoizmem. Nie obrażałby przecież Boga
tak lekkomyślnie grzechami powszednimi, gdyby miał
dla Niego szczerą miłość.
Kto nie miłuje gorąco Boga ani może nawet
nie wysila się na to, by w miłości ku Bogu czynić
postępy, tym mniej nie będzie czuł się pobudzonym
do tkliwego nabożeństwa ku Matce Najśw. Jeśli serce
jego nie płonie miłością na widok Dobra Nieskoń­
czonego i Najwyższego, to również wdzięki nad­
przyrodzone Matki Najśw. i dobroć Jej bezgraniczna
większego wrażenia na nim robić nie będą. Tak
więc tkliwość nabożeństwa do Matki Bożej pozostaje
w najściślejszej zależności od ogólnej gorliwości
w służbie Bożej i od stopnia miłości Bożej, do jakiego
dusza już się wzniosła.
Należy jednak dokładnie odróżniać tkliwość
i serdeczność w nabożeństwie do Matki Bożej od tej
jakiejś impulsywności, jakby gwałtowności, do której
pewne dusze są skłonne już z natury. Tkliwość,
którą uważamy za bardzo ważną cechę nabożeństwa
do Matki Najśw., może być i istotnie często bywa
bardzo spokojna, a nieraz nawet tak głęboko w sercu
ukryta, że niełatwo ją zauważyć. Jest to więc rodzaj
serdeczności raczej duchowej, która bardzo się różni
od zwykłej ludzkiej wybuchowości w okazywaniu
— 165 —

uczuć. Boski Zbawiciel nasz był usposobienia jak


najtkliwszego, bo tego wymaga doskonałość ludzkiej
natury, ale nigdy uczuć swoich nie wylewał na
zewnątrz w sposób namiętny i gwałtowny. Święci
naśladowali pod tym względem P. Jezusa.
Kto zatem pragnie wyrobić w sobie doskonałe
nabożeństwo do Matki Bożej, niechaj nie sili się na
uczucia jakieś gwałtowne, jeśli do nich z natury
skłonny nie jest. Niech kocha Matkę Najśw. bardzo
szczerze, bardzo serdecznie, bardzo tkliwie, ale przy
zachowaniu wewnętrznej równowagi i spokoju. Uczu­
cie jego dla Matki Najśw. będzie wówczas mniej pod­
padające, ale będzie głębsze i bardziej wartościowe
i trwalsze, bo więcej w nim będzie pierwiastka
duchowego.
Ale wpośród czytelników niniejszych uwag
znajdą się napewne i tacy, którzy jak najszczerzej
pragną służyć Bogu, bo przecież i do doskonałości
zmierzają, a nabożeństwa do Matki Najśw. tkliw ­
szego nie odczuwają. Nie zaniedbują się co prawda
w odprawianiu różnych ćwiczeń duchownych ku czci
Matki Bożej, lecz stwierdzają ze smutkiem, że są
dalecy od prawdziwie serdecznego stosunku do
Matki Najśw. Upokarzają się często przed Bogiem
z powodu popełnionych grzechów, żałują za nie jak
najszczerzej, badają codziennie swe sumienie, by nie
sprzeciwiać się w niczym Duchowi św., a ostatecznie
uczucie ich dla Matki Bożej pozostaje zawsze rów­
nie płytkie, chłodne i niepewne... Nic dziwnego, że
taki stan wewnętrzny jest dla nich powodem poważ­
nej troski.
Otóż posłuchaj, duszo dobrej woli, co powiem
na twoje uspokojenie :
Jeśli powiedzieliśmy wyżej, że serdeczna tk li­
wość jest zazwyczaj znamieniem prawdziwego nabo­
— 166 —

żeństwa do Matki Bożej, to nie twierdziliśmy bynaj­


mniej, że nigdy tego nabożeństwa być nie może
w stanie wewnętrznej oschłości. Owszem, ono iest
możliwe bez uczuć i często bywa w duszach bardzo
ściśle zjednoczonych z Bogiem, ale podlegających
duchownemu oczyszczeniu w stanie oschłości. Jeśli
miłować można Boga miłością doskonałą bez żywych
i tkliwych uczuć, jak P. Jezus konająey na Kalwarii,
to dlaczegóż nie byłoby możliwe głębokie nabożeń­
stwo do Matki Najśw. bez tej pociechy, jaką zapew­
niają tkliwe dla Marii uczucia ?
Jeśli zatem starasz się być jak najlepszym
dzieckiem Marii, — jeśli sumienie ci nie wyrzuca
dobrowolnej oziębłości w służbie Bożej, a przewod­
nicy twego sumienia uspokajają cię stale, — jeśli
w odprawianiu ćwiczeń pobożnych na cześć Matki
Najśw. nigdy się nie zaniedbujesz, tonie potrzebujesz
się lękać mniemanej swej obojętności dla Matki Bożej.
W rzeczywistości nie jesteś bynajmniej obojętną dla
Niej, gdyż wówczas nie smuciłabyś się brakiem żyw­
szych dla Niej uczuć. Raczej przechodzisz stan
wewnętrznych cierpień, które mają cię przygotować
do tym bliższego w przyszłości stosunku do Jezusa
i Marii, albo też usposobienie twoje naturalne mało
jest skłonne do tkliwości, — więc nic dziwnego, że
nazbyt spokojnie przejawia się twoje do Matki Bożej
nabożeństwo.
Nie lękaj się niczego,—powtarzam,—gdyż Matka
Najśw. z miłością tkliwszą spogląda na ciebie, niż
ka wielu takich, którzy żyją prawie samym uczu­
ciem i dlatego również Matkę Najśw- uczuciowo
nochają, ale może mniej są wierni łasce Bożej i nie
azwsze umieją stwierdzać miłość swoją dla Jezusa
i Marii czynami...
— 167

Przykład.

Dnia 13 czerwca 1895 r. zgłosiła się do biura


lekarskiego w Lourdes wdowa Pecantet, której uzdro­
wienie miało przebieg następujący:
Na wardze jej utworzył się złośliwy „wilk*
i zajął niebawem całą dolną część twarzy. Nadto pe­
wien rodzaj czarnej narośli, najeżonej, jak krzak
kolczasty, pokrył całe jej usta, prawdziwie w strętny
przedstawiając widok.
Upłynęło 8 miesięcy, w ciągu których leczył
chorą zdolny i pełen poświęcenia lekarz, lecz bez
skutku. Choroba czyniła coraz większe postępy.
Trzeci syn wdowy Pecantet przygotowywał się
Właśnie do pierwszej Komunji św. Biedna matka z bo­
leścią myślała o tym dniu, wiedząc’ że szczęście syna
nie byłoby zupełne, gdyby Matka razem z nim nie
przystąpiła do Komunji św. Czyż można w takim
stanie i z taką chorobą zbliżyć się do Stołu P ań­
skiego?
Wreszcie powiedziała sobie: Odprawię nowennę
i pójdę do Lourdes... W ciągu 4 dni modliła się r a ­
zem z dziećmi na intencję swego wyzdrowienia, po
czym wyruszyła w drogę bez towarzyszki, bez pie­
niędzy, tylko z listem polecającym od dyrektora
szpitala Saint-Frai.
Do Lourdes przybyła cierpiąca i wycieńczona
do najwyższego stopnia, z jedną tylko myślą, aby
jak najprędzej pójść do groty, i z jednym pragnie­
niem obmycia się w cudownej wodzie, i z jedną tylko
potrzebą: modlitwy do Najśw. Marii Panny.
Pomimo przestróg ze strony Sióstr w szpitalu
powlokła się sama do groty. Po drodze padła kil­
kakrotnie napół zemdlała lecz wkońcu znalazła się
u celu-
168 —

Było już późno i panie kąpiące zwykle chorych


miały właśnie zamknąć wejście do sadzawki, więc
radziły biednej wdowie, aby zaczekała do jutra. Za­
pytały ją także o chorobę i świadectwo lekarskie.
W odpowiedzi chora odsłoniła twarz swoją, którą
zwykle miała zasłoniętą, aby ludzi nie przerażać wi­
dokiem swoim.
Ze względu na osłabienie chorej nie pozwolono
jej na kąpiel, lecz tylko obmyto jej ranę. Po tym
pierwszym obmyciu uzdrowienie wprawdzie jeszcze
nie nastąpiło, ale skutek obmycia cudowną wodą,
chociaż nie natychmiastowy, miał się okazać nie­
wątpliwym i trwałym.
W ciągu ostatnich dni nowenny chora codzien*
nie obmywała ranę z wielką w iarą i ufnością. W mia­
rę tego strupy spadały stopniowo z jej twarzy
a w ostatnim dniu nowenny rana zupełnie była ule­
czona. Wspomniana wyżej narośl znikła bez śladu,
puchlina z wargi zeszła i skóra naturalnej nabrała
barw y. Uszczęśliwiona wdowa wraca do swej rodzi­
ny, choć Siostry szpitalne chciały ją zatrzymać jeszcze
kilka dni.
Łatwo sobie wyobrazić radość całej rodziny
w Bagneres na widok uzdrowionej matki! Lecz k ró t­
ka była to radość, bo już w kilka dni potem cho­
roba wróciła.
Chora zrozumiała, że zbytnio spieszyła się
z powrotem do rodziny i niejako przeszkodziła Matce
Najśw. w dokonaniu dzieła uzdrowienia. Wróciła za­
tem do Lourdes i’ponownie zaczęła modlitwy i obmy­
wanie rany.
Po drugiej tej pielgrzymce wróciła do domu
zupełnie już uzdrowiona i dnia 29 maja przystąpiła
— 169 —

wraz z synem do Komunii św„ dziękując z głębi


serca za tak niezwykłą łaskę, jakiej dostąpiła przez
przyczynę Niepokalanej Matki Jezusowej.

[ROZDZIAŁ XX.
S zc z e g ó ln a m iło ść M ałk i B ożej d la łych,
k tó rz y p o m a g a ją je j w d z ię k c z y n ie n iu .

akże znamienne i pouczające jest słowo P. Je­


B zusa wypowiedziane do człowieka uzdrowione­
go z trądu i przychodzącego do Zbawiciela z p o ­
korną podzięką; „Czyliż nie dziesięciu jest oczysz­
czonych ? A dziewięciu gdzie jest?...* (Łuk- 17.17.),
Jeden tylko z dziesięciu uzdrowionych cudownie
przez P. Jezusa poczuł się do obowiązku złożenia
za to podzięki...
Ta garstka trędowatych zachowała się tak, jak
zachowuje się wobec Boga największa część ludzi.
Nie umieją i nie chcą ocenić dobrodziejstw odbie­
ranych codziennie od Boga. Prawie nigdy nie dzię­
kują za otrzym ane łaski, lub co najwyżej przelotnie
wypowiedzą jakby od niechcenia krótkie słowo po­
dzięki.
Za to wdzięcznymi umieją być Święci, zarówno
wobec Boga, jak i dla ludzi.
Któż jednak zdoła pojąć wdzięczność, jaką żywi
w Niepokalanym swym Sercu Najświętsza Maria
Panna dla dobroci Bożej, która nieskończenie hoj­
niej Ją obdarzyła, niż wszystkich Świętych i anio­
łów w niebie!..- Życie Matki Najśw. w niebie jest
jednym nieprzerwanym i najszczytniejszym aktem
miłości i dziękczynienia dla Trójcy Przenajśw. A jed­
nak z całą jasnością widzi to Niebieska Matka nasza,
— 170 —

że nigdy przez całą wieczność nie zdoła godnej po­


dzięki złożyć Bogu Najlepszemu za otrzymane łaski-
Spoglądając na nieprzeliczone zastępy dzieci
swoich na ziemi spostrzega Matka Najśw. wpośród
nich niemało takich, które codziennie z wielką go-
rącością dziękują Trójcy Przenajśw. za wszystkie
łaski i przywileje, jakich trzy osoby Boskie użyczyły
Królowej wszystkich Świętych. Któż nie domyśla się
jak tkliwie odnosi się Matka Najśw. do dusz tak
szlachetnie usposobionych i kochających Ją tak
wzniosłą i bezinteresowną miłością! Wdzięczna im jest
niewymownie za pomoc w składaniu podzięki nie­
skończonej dobroci Bożej, t
Gdyby wszystkie dusze pobożne rozumiały, jak
bardzo Matce naszej niebieskiej zależy na tym dzięk­
czynieniu z naszej strony i jak dalece przez to dzięk­
czynienie skarbią sobie dusze względy Jej, jaką
obfitość łask Bożych same sobie zapewniają, prze­
ścigałyby się nawzajem w spełnianiu tego obowiązku
dziecięcej miłości względem Marii. Nie ustawałyby
w dziękczynieniu--.
Ale przynajmniej w każdą uroczystość M ariań­
ską i w każdą sobotę, jako poświęconą w szczególny
sposób czci Matki Bożej, każde dziecko Marii winno
się poczuwać do obowiązku składania serdecznej po­
dzięki Bogu za wszystko, co uczynił dla tej najpo­
korniejszej służebnicy swojej, która wyniesiona zo­
stała do godności Królowej nieba i ziemi. Nie ma
lepszego sposobu uczczenia uroczystości Matki Naj­
świętszej. Niechaj też nikt nie myśli w duchu po­
kory źle zrozumianej, że jego dziękczynienie nie­
wielką ma wartość, gdyż w połączeniu z Boskim
Zbawicielem naszym i przez Niego zdolni jesteśmy
mimo nędzy i niegodności naszej, nawet mimo daw-
171 —

nych grzechów naszych, złożyć Majestatowi Bożemu


hołdy wartości jakby nieskończonej.
Kto w tej wzniosłej formie okazuje swoje na­
bożeństwo do Matki Bożej, działa w duchu tego świę­
tego nadprzyrodzonego dziecięctwa, które oznacza
wysoki stopień ewangelicznej doskonałości i bardzo
bliski stosunek z Bogiem. Duszą bowiem tego świę­
tego dziecięctwa jest miłość Boża, ale nie ta miłość,
która przede wszystkim dla swego własnego pożytku
serce oddaje Bogu, lecz miłość o wiele wznioślejsza,
miłość wysoce bezinteresowna, która wielbi i kocha
Boga dla Niego samego. Owo nadprzyrodzone dzie­
cięctwo i duch dziecięcej miłości ku Matce Najśw.
łączą się ze sobą w nierozdzielną całość, a owocem
tego podwójnego ducha jest najtkliwsza wdzięczność
dla dobroci Bożej za wszystkie łaski udzielone lu­
dziom, a w pierwszym rzędzie za przywileje, jakich
dostąpiła Maria Niepokalana.
Dziękując Bogu za łaski Matce Najśw. udzie­
lone zapewnia sobie pobożne dzięcię Marii i tę ko­
rzyść, że samo wyrabia w sobie uczucia wdzięcz­
ności dla Boga za otrzymane dobrodziejstwa do­
czesne i łaski nadprzyrodzone. A wdzięczność ta sta­
nowi przecież cząstkę jak najbardziej istotną dosko­
nałej miłości ku Bogu, która jest celem wszystkich
marzeń i dążeń dusz prawdziwie oświeconych. Cho­
ciaż więc dusza dziękująca nie myśli o sobie i tylko
Boga i jego chwałę ma na względzie, jednak ko­
rzysta przez swoją wzniosłą modlitwę więcej, niż ci,
którzy rozumieją i uznają prawie wyłącznie mod­
litwę błagalną.
Jak każda wogóle modlitwa, tak i dziękczy­
nienie za odebrane łaski wówczas okazuje się naj­
szczersze i największą ma wartość przed Bogiem,
gdy się łączy z ofiarą. Wylewając li tylko uczucia
172

swoje u stóp Bożych ma się często na względzie


przede wszystkim własną pociechę, gdy przecież
chwała Boża i upodobanie Boże są właściwym i naj­
wyższym celem wszelkiej modlitwy. Kto natomiast
albo podczas samej modlitwy albo pod jej wpływem
składa Bogu pewne ofiary, czyniąc rzeczy trudne
i przykre dla uwielbienia Majestatu Bożego, stwier­
dza przez to zupełną szczerość tych miłosnych uczuć
dla Boga, jakie wypowiada w modlitwie.
Jest więc rzeczą bardzo pożądaną, by dobre
i kochające dzieci Marii w dowód podzięki za łaski
udzielone przez dobroć Bożą Matce Najśw. nie tylko
odmawiały pewne wzniosłe modlitwy, ale równo­
cześnie zdobywały się na drobne przynajmniej akty
zaparcia się siebie w tej samej intencji. Już samo
ofiarowanie Trójcy Przen. codziennych trudów i cier­
pień zsyłanych przez Opatrzność Bożą jest bardzo
doskonałym sposobem dziękczynienia, o ile tylko
dusza chętnie i z miłością przyjmuje te doświadcze­
nia Boże.
Pomnij stale na to, duszo chrześcijańska, że
wartość każdego dziękczynienia składanego Bogu za­
leży od stopnia miłości i oddania się duszy temuż
Bogu. Gdybyś więc była dobrowolnie oziębłą w służ­
bie Bożej, albo gdybyś,— co nie daj Boże — pozo­
stawała w stanie grzechu ciężkiego, najrzewniejsze
twoje akty dziękczynne byłyby prawie bez wartości.
Jak trudno z przyjemnością spożywać potraw y choć­
by najbardziej wyborowe, gdy są podane w b ru d ­
nym naczyniu, tak Bóg nieskończenie święty nie
może mieć upodobania w modlitwie dziękczynnej czy
jakiejkolwiek innej płynącej ze serca skażonego grze­
chem. Przynajmniej więc do aktów żalu jak naj­
częściej pobudzać się winnaś.
173

P o s t a n ó w dziś u stóp Matki swojej niebieskiej,


że odtąd wystrzegać się będziesz najstaranniej nie­
wdzięczności, przede wszystkim w stosunku do Boga.
Pamiętając o tym, że na mocy sprawiedliwości nic
nie należy ci się od Boga i źe mimo to nieskończe­
nie wiele od dobroci Jego otrzymałaś i co chwila
otrzymujesz, poczuwaj się stale do obowiązku uwiel­
biania Trójcy Przenajśw. za Jej bezgraniczną szczo­
drobliwość względem ciebie. Przecież wszystko, co
istnieje na ziemi, dla ciebie istnieje, bo ma na celu
zbawienie twoje i uświęcenie, a w wielkiej mierze
nawet ułatwienie i uprzyjemnienie życia. Wiadomo
0 Świętych, że często na widok skromnego kwiatka
wpadali w pewien rodzaj miłosnego zachwytu, roz­
ważając, że od wieków Bóg nieskończenie dobry
przygotował dla nich to arcydzieło Swej mądrości.
Dlaczego i ty, duszo pobożna, nie miałabyś się
przejmować podobnymi uczuciami serdecznej wdzięcz­
ności? Czyż nie wyświadcza ci Bóg wielkich dobro­
dziejstw na każdym kroku i w każdej chwili życia,
podtrzymując istnienie twoje, darząc cię zdrowiem
1 zdolnością do pracy, pozwalając ci używać wielu
przyjemności, a przede wszystkim zlewając na ciebie
całe strumienie łask nadprzyrodzonych?..
Ale nie bądź samolubną! Więc chętnie dziękuj
Bogu także za łaski, jakie inni otrzymują. N adprzy­
rodzona miłość ku bliźnim powinna przecież to spra­
wiać, byś się radowała szczęściem bliźnich swoich
prawie podobnie, jak swoim własnym. Taka wzajem­
na miłość panuje w niebie, wśród wybranych dzieci
Bożych, — więc i na ziemi do tego ideału miłości
dążyć winni chrześcijanie, a w pierwszym rzędzie
gorliwe dzieci Marii.
Jeśli chcesz zaskarbić sobie względy świętych
Patronów i Patronek swoich, nie zapominaj dzięko-
— 174 —

wać jak najczęściej wraz z nimi za ten bezmiar łask


Bożych, jakie dostały się im w udziale. Żadne proś­
by błagalne zanoszone do Świętych nie będą tak
skuteczne, jak jedno dziękczynienie z twej strony
za to, co Bóg uczynił dla nich. Święci w niebie na-
pewne umieją być wdzięczni. Widząc, że gorliwie
pomagasz im w składaniu podzięki Bogu, będą się
wprost czuli zobowiązani do wspierania ciebie swoim
wstawiennictwem. Przekonaj się o tym za pomocą
własnego doświadczenia.
Gdy na koniec zechcesz szczególną miłość oka­
zać Matce swojej niebieskiej Marii, zwracaj się czę­
sto do Świętych w niebie, do których szczególne po­
ciąga cię nabożeństwo, aby razem z nimi uwielbiać
Trójcę Przenajśw. za łaski i przywileje użyczone
Matce Najśw. Powtarzaj po niezliczone razy: „Chwała
Ojcu i Synowi i Duchowi św.“ lub inne podobne
westchnienia, aby dać wyraz jak najwymowniejszy
swej wdzięczności dla nieskończonej dobroci Bożej.
Staraj się należeć do małej garstki dusz prąw-
Aziwie wdzięcznych, gdyż one milsze są Bogu, niż
wielkie zastępy samolubów umiejących tylko prosić,
gdy konieczność do tego ich zmusza, ale zapomina­
jących prawie natychmiast o dobrodziejstwach od
Boga otrzymanych.
Kto prawdziwie miłuje Boga, czuje nieodpartą
potrzebę składania jak najczęstszej podzięki Jego
nieskończonej dobroci.

Przykład.

Klementyna Trouve wyjechała z Rouille we


Francji dnia 18 sierpnia 1891 r„ aby się połączyć
w Poitiers z pielgrzymką narodową, zaopatrzywszy
się w spory zapas płótna dla bandażowania rany
— 175 —

w nodze, z której ciągle sączyła się ropa. Cierpiała


na próchnienie kości w stopie i to od trzech lat.
Nogę miała spuchniętą, bezkształtną i okrytą kilku
ranami.
Klementyna zanurzyła w sadzawce cudownej
nogę obandażowaną i... bandaże pozostały w wodzie.
Rana zabliźniła się zupełnie i trw ale w przeciągu
kilku sekund. Chora, która od trzech lat chodziła
z trudnością wspierając się na lasce i boso, pozo­
stawiła laskę przy grocie i przywdziała natychm iast
nowe obuwie, darowane jej przez jakąś panią. Patrząc
na swe buciki, nie posiadała się z radości, i skakała
wesoło, jak dziecko, po schodach szpitala.
Do biura sprawozdań, — pisze dr Boissarie,—
Klementyna Trouve przyszła właśnie wówczas, gdy
się tam znajdował Zola (znany bezbożny powieścio-
pisarz). Ujrzawszy zabliźnioną jej ranę, Zola zmieszał
się na chwilę. „Ależ to prawdziwy cud pokazujecie
m i!“—zawołał. „Żałuję, że obok was nie widzę tu
przynajmniej kilku profesorów z Paryża". , I ja rów­
nież tego żałuję, odparłem, gdyż podwoje nasze na
oścież otwarłyby się dla nich .
Po chwili jednak, wracając do zwykłej swej
metody, Zola dodał: Czy widziano ranę przed
uzdrowieniem ?
Naturalnie, że widział ranę lekarz, który opie­
kował się chorą od trzech lat, jak również rodzice,
sąsiedzi, zakonnice, które przed samym nawet wy­
jazdem bandażowały jej ranę.
To mnie nic nie obchodzi. Ponieważ sami nie
widzieliście rany, — odparł Zola, nie zdołacie mnie ,
przekonać o tym uzdrowieniu.
Zaproponowałem mu wtedy, aby zbadał ten fakt
jak najgruntowniej za pomocą autentycznych Świa­
dectw— Zola jednak uchylił się od tego i kończył
— 176

swą rozmowę śmiesznymi prawdziwie słowy: „Gdy­


bym miał źródło gojące rany w mgnieniu oka, po­
ruszyłbym świat cały, wezwałbym wszystkich ludzi
i przyszliby na me wezwanie- Kazałbym sprawdzić
cuda w sposób tak przekonywujący, że stałbym się
panem ziemi- Cała kula ziemska widziałaby to i wie­
rzyła".
Klementyna natomiast wypowiedziała podczas
swego badania to proste lecz prawdziwe zdanie:
„Gdy wyjeżdżałam do Lourdes, wszyscy, a zwłaszcza
protestanci, mówili: Jedź, jedź, wrócisz tak, jak
wszystkie, które się tam udały... i wymienili jedną
dziewczynę z sąsiedztwa, która w roku ubiegłym nie
została uzdrowiona. Kiedy jednak wróciłam zupełnie
zdrowa, chodząc bez kuli i laski, ci sami ludzie wo­
łali: Ona nigdy nie była chorą".
Zwykła to zresztą taktyka niedowiarków.
W chwili odjazdu twierdzą, że chory nie zostanie
uzdrowiony, — a za powrotem jego utrzym ują, że
nigdy nie chorował.
Biedni zaiste niedowiarkowie, którzy na fakta
najoczywistsze zamykają dobrowolnie oczy, by tylko
nie byli zmuszeni uwierzyć w Boga i Jego O patrz­
ność działającą cuda!...
Jakież będzie ich spotkanie z Bogiem wszech­
mocnym i sprawiedliwym w wieczności?...
— 177 —

ROZDZIAŁ XXI.
M aria w p ro w a d z a d zieci sw o je n a d ro g ę
p ra w d z iw e j ś w ię to śc i.
jgfgPljłowu „świętość* daje się różne znaczenia. Zwy-
1 1 1 1 czajny stan łaski uświęcającej nazywa się nie
bez słuszności początkiem świętości.
Chcemy jednakże w niniejszym rozdziale mó­
wić o świętości w znaczeniu ściślejszym, czyli o do­
skonałości heroicznej, najwyższej, jaką dusza ludzka
na ziemi osiągnąć może. I niechaj nikt nie sądzi,
że rozważanie o tak wzniosłych rzeczach jest bezu­
żyteczne dla tych, którzy idą przez życie drogą zwy­
czajnych sług Bożych i do świętości heroicznej nie
dorośli.. Wielu bowiem wezwanych jest do życia
prawdziwie świętego, choć może świat nigdy się nie
dowie o ich cnocie- Ale też do świętości dąży się
nie dla uznania ludzkiego, lecz wyłącznie dla chwały
i radości Ojca Niebieskiego.
Czemże odróżnia się świętość heroiczna, czyli
najwyższa doskonałość duszy chrześcijańskiej, od
zwyczajnej i średniej cnoty?... Krótko wyrazić moż­
na tę różnicę następującym zdaniem; Chrześcijanin
dążący do zwykłej tylko doskonałości czyni dla Bo­
ga wiele ponad to, do czego ściśle jest obowiązany.
Ten natomiast, który wszedł na drogę świętości he­
roicznej, czyni nie tylko wiele, ale czyni dosłownie
wszystko, co tylko czynić może, by bardziej uwiel­
bić Boga i więcej miłości Mu okazać. Daje więc Bogu
wszystko, co ma i czym jest, — a daje nie tylko
w postanowieniu, lecz w rzeczy samej, spełniając
trudne i najtrudniejsze rzeczy w służbie Bożej
z niezmienną wiernością.
Ponieważ zwyczajna łaska Boża nie wystarcza
by umożliwić duszy chrześcijańskiej wejście na drogę
12
— 178 —

świętości i utrzym ać ją na niej, lecz konieczna jest


pomoc Boża wyjątkowa i ciągłe silne działanie Du­
cha św., daremnie siliła by się dusza na zdobycie
szczytów świętości, gdyby do niej nie była istotnie
powołana. W tym bowiem wypadku nie otrzymałaby
żadnych szczególnych łask do wejścia na tak tru ­
dną drogę,
Wprawdzie Boski nasz Zbawiciel wszystkich
uczniów swoich wezwał do doskonałości mówiąc:
„Bądźcież wy tedy doskonali, jako Ojciec wasz nie­
bieski doskonałym jest“ (Mat. 5. 48.), — mimo to
jednak można niekiedy wątpić, czy ta lub owa du­
sza chrześcijańska powołana jest do tej doskonałości
wyjątkowej, którą nazywamy świętością heroiczną,
albo czy tego powołania nie straciła przez dłuższe
opieranie się łasce Ducha św. Wątpliwość tę roztrzy-
gają w imieniu Bożym kierownicy sumienia.
Co się tyczy dzieci Marii, tych szczególnie,
które wyjątkową miłością kochają swoją niebieską
Matkę, to z największym prawdopodobieństwem,
a często z całą pewnością można je zaliczyć do dusz
istotnie powołanych do wysokiej i najwyższej świę­
tości- Powszechną jest przecież nauka Kościoła, że
serdeczne i żarliwe nabożeństwo do Matki Najśw.
jest pewnym zadatkiem bardzo obfitych i bardzo
cennych łask Bożych przygotowanych dla duszy.
Wzbudzając przeto w jakimkolwiek sercu tkliwą mi­
łość dla Matki Bożej zamierza Duch św. pociągnąć
je całkowicie do Siebie, więc zapalić je najdoskonal­
szą miłością i wprowadzić na szczyty świętości.
Czyż nie zauważa się tego zawsze i wszędzie,
że stopień i natężenie nabożeństwa do Matki Najśw.
idzie równym krokiem z ogólnym postępem w cno­
tach? Mówimy oczywiście o nabożeństwie szczerym
i głębokim do Matki Bożej, a nie o zwyczajnej dość
— 179

powierzchownej dewocji, którą godzi się nie rzadko


z życiem bardzo niedoskonałym, lub nawet grze­
sznym.
Święci duszpasterze, gdy sami wielką miłością
pałają ku Bogu, wysilają się bezustannie na to, by
jak najwięcej miłośników temuż Bogu przysporzyć.
Nie zaniedbują więc żadnego z dostępnych sobie
środków, by z jednej strony powstrzymać po­
wierzone sobie dusze od grzechu, ale też poprowa­
dzić przynajmniej znaczniejszą ich liczbę ku wyży­
nom ewangelicznej doskonałości, a jeśli to możliwym
się okaże, nawet ku szczytom świętości heroicznej.
Gorliwy kapłan Chrystusowy nie m iałby spokojnego
sumienia, gdyby temu zasadniczemu swemu obo­
wiązkowi wedle sił »ie czynił zadość. Wielu czyni
nawet więcej dla uświęcenia swych owieczek, niż
ścisły obowiązek od nich wymaga. „Miłość Chrystu­
sowa przyciska ich“, (2. Kor. 5. 13 ), wedle wyraże­
nia Św. Pawła Apostoła.
I któż może przypuścić choćby na chwilę, że
Najśw. Matka Jezusowa, Królowa wszystkich Świę­
tych, nie pragnie całym sercem wprowadzić na dro­
gę wysokiej świętości wszystkich dzieci swoich?
Czyż by Jej obojętnym było, jaką miłością Jej dzieci
miłują Boga godnego miłości nieskończonej?... P rze­
ciwnie, jest to rzecz jasna i pewna, że jeśli Matka
Najśw. pragnie wszystkie dusze ludzkie pociągnąć
do stóp swoich, to przede wszystkim w tym celu,
żeby je nie tylko nauczyć sumiennej i wiernej służby
Bożej, lecz uczynić je jak najpodobniejszs^mi do P.
Jezusa, a tym samym uświęcić w stopniu jak naj­
wyższym. Dobrodziejstwa doczesne nie zawsze Matka
Najśw. wyprasza czcicielom swoim w takiej mierze,
jak oni sobie tego życzą, bo to planom Bożym czę­
sto nie odpowiada, ale za to wszystkim dzieciom
12*
180 —

swoim wyjednywa głębokie zrozumienie tajemnic mi


łości Bożej i życia świętego, oraz łaskę obfitą do
postępowania wedle tych oświeceń. Te łaski praw ­
dziwie nieocenione otrzym ują dusze często właśnie
w chwilach bolesnych życia, gdy się obawiają, że
Matka Najśw. zapomniała o nich.
Nie Avszystkie dzieci Marii dochodzą do wyso­
kiej świętości, ale to już jest ich własna wina, po­
nieważ nie wysilają się dostatecznie na współdziała­
nie z łaską Bożą. A przecież łaska, nawet najpotęż­
niejsza, nie działa nigdy w ten sposób, by dusza
mogła w gnuśnej bezczynności oczekiwać dokonania
dzieła. Raczej obowiązana jest pracować nad uświę
ceniem swoim z taką'gorliw ością, jak gdyby wszyst­
ko zależało od jej wysiłków-
Jakież świadectwo daje tobie własne sumienie
twoje, duszo pobożna? Czy z równą usilnością sta­
rasz się być jak najdoskonalszym dzieckiem Bożym,
jak ćwiczysz się w nabożeństwie do niebieskiej swej
Matki Marii?... Może nie zupełnie czujesz się spo­
kojną pod tym względem. To też wzywa cię dziś
Matka Najśw., byś czymprędzej weszła w siebie i po­
rzuciła częściową oziębłość swoją w służbie Bożej,
albowiem na poważne niebezpieczeństwo naraża się
dusza, która jest powołana do wysokiej świątobliwo­
ści, a postanawia poprzestać na bardziej miernej
cnocie albo nawet na prostym zachowaniu przyka­
zań Bożych.
Lecz skądże ja mogę powziąć pewność, że mnie
Bóg powołuje, do coraz wyższej doskonałości? — za­
pytasz może,.. A jeśli mnie nie powołuje, to pocóż
mam się daremnie wysilać na rzeczy nieziszczalne!
Wątpliwość twoja, o duszo chrześcijańska, jest
bezpodstawna. Nikt wprawdzie nie może z całą pew­
nością określić stopnia świętości, który dla ciebie
- 181

Bóg wyznaczył od wieków i do którego postanowił


cię doprowadzić, — ale ze samychże zasad nauki
objawionej wynika, że głównym dążeniem twoim po­
winno być uświęcenie własne i przyspasabianie się
do życia wiekuistego z Bogiem i Świętymi Jego.
Jakiż bowiem inny cel ostateczny mógłby sobie po­
stawić na ziemi chrześcijanin? Przecież największym
nierozumem byłoby ubieganie się o te zewnętrzne
dobra, które dziś są a jutro zniszczone będą, które
zresztą tylko w bardzo niewielkiej mierze dają czło­
wiekowi wewnętrzne zadowolenie.
Choćby ci zależało tylko na tym, by dokładnie
zachować wszystkie przykazania Boże, bez czego
przecież zbawienie jest zagrożone, to już nie wolno
ci zapominać o dążeniu do coraz wyższej cnoty. Kto
bowiem trzym a się ściśle na granicy między przy­
kazaniami Bożymi a grzechem, ten napewne w wielu
wypadkach przekroczy ową fatalną granicę. Trzeba
koniecznie mierzyć nieco wyżej, więc dbać o jakiś
choćby nie wielki postęp w cnocie, jeśli wola ma się
utwierdzić w dobrym i zabezpieczyć się przed cięż­
kimi upadkami. Jest rzeczą wielce nieprawdopodob­
ną, by stale w łasce Bożej zdołał się utrzymywać
ten, kto wyrzeka się wszelkiej myśli o uświęceniu
swej duszy.
Ale może ponadto otrzymałaś od Ducha św.
niejedno oświecenie co do życia doskonalszego. Może
miałaś sposobność przeczytać niejedną książkę du­
chowną albo słuchać słowa Bożego, które wj^jaśniało
istotę ewangelicznej doskonałości i zachęcało do niej.
Wobec tego wiesz dość dokładnie, co trzeba czynić
dla wzniesienia się na wyższy poziom cnoty. Jeśli
przy tym sumienie chwilami cię niepokoi, że za mało
czynisz dla swego uświęcenia, to już nie ma wątpliwo­
ści, że Bóg wewnętrznym natchnieniem wzywa cię do
182 —

pracy nad sobą, do wspinania się coraz wyżej po


szczeblach mistycznej drabiny życia oddanego Bogu-
I na koniec, jeśli z łaski Bożej pojmujesz, choć­
by tylko w ogólnym zarysie, treść i wartość świę­
tości heroicznej, czyli najdoskonalszego i bezpowrot­
nego oddania Bogu całej swej istoty i całego swego
życia, to bądź przekonaną, że nie tylko jakiegoś
miernego postępu w cnotach żąda od ciebie Bóg,
ale że cię wybrał do wielkich rzeczy, do naślado­
wania z bliska Świętych i samegoż P. Jezusa, jako
Boskiego i niedościgłego wszelkiej Świętości Wzoru.
Nie dziwię się temu, duszo pobożna, że lękasz
się poniekąd wielkiego powołania swego, uważając,
że ono wymaga wysiłków nadludzkich... Istotnie bo­
wiem, wzniesienie się na poziom prawdziwej świę­
tości jest rzeczą niezmiernie trudną. Wymaga ono
przecież gotowości na pewien rodzaj męczeństwa, bo­
leśniejszego czasem, niż śmierć gwałtowna z ręki
kata.
Ale pomnij na to, że jesteś dzieckiem M arii,—
że Matka twoja niebieska jest jakby wszechmocną
Pośredniczką twoją do Jezusa. A jeśli tak, to cze­
góż jeszcze obawiać się będziesz? Możesz wszak przez
pośrednictwo Matki Bożej otrzymywać na każdą
chwilę życia taką obfitość łaski Bożej, że w walce
duchownej bez trudności odnosić będziesz zwycięstwo
za zwycięstwem.
Nie! Niemożliwą jest rzeczą, by Maria nie do­
prowadziła do wysokiej świętości tej duszy, która
zdecydowanie chce odpowiedzić powołaniu Bożemu
i równocześnie wzywa bez przerwy Matki Nieusta­
jącej Pomocy-..
183 —

PrzykłaJ.

Dnia 1 września 1890 r. przybył do Lourdes


ks. Albert Sonnois, chory od lat piętnastu. Pierwsze
objawy chorobowe wystąpiły u riego na wiosnę
r 1877, a polegały na bólach w karku, wzdłuż stosu
pacierzowego, jak również w nogach i stawach. Ból
ten dotkliwy i przeszywający, jak ostrze włóczni,
zagnieżdżał się powoli wszędzie a szczególnie w dol­
nych kończynach.. Po roku 1881, chód chorego stał
się jakiś niepewny- Chory nie mógł stać z zamknię­
tymi oczyma, aby natychm iast nie upaść. Pisał n a­
wet z trudnością, gdyż ręka źle kierowała piórem.
Dolne kończyny straciły też czucie do tego stopnia,
że nie odróżniały zimna i gorąca. Nakoniec osłabł
i wzrok, tak iż chory coraz mniej mógł czytać.
Ks. Sonnois leczył się przez półtrzecia miesiąca
u dr. Potain w Paryżu, lecz żadne środki nic nie
pomagały, a stan ogólny pogarszał się coraz b ar­
dziej. I tak do innych oznak choroby przyłączyły
się jeszcze trudności w mowie. Ks. Sonnois nie znaj­
dował często właściwego wyrażenia i mówił coraz
niewyraźniej. Stracił zupełnie sen, a myśli bardzo
często mąciły się mu w głowie. W przeciągu trzech
lat nie mógł ani odprawiać Mszy św. ani nawet od­
mawiać brewiarza.
Dnia 5 września ks. Sonnois udał się w Lourdes
do cudownej sadzawki, lecz kąpiel żadnej nie
przyniosła mu ulgi. Tegoż dnia wieczorem, gdy
Ks. Sonnois był razem z bratem swoim, biskupem
z Saint Die, i gdy jeden z księży zapytał: Kto jutro
odprawi Mszę św. dziękczynną dla pielgrzymów, chory
ks. Sonnois zawołał: Ja odprawię... Spojrzano nań
ze zdziwieniem, borąc słowa jego za rodzaj żartu..,
— 184

Nazajutrz ks. Sonnois podtrzymywany przez


dwóch służących z trudnością doszedł do groty
i usiadł na krześle, aby wysłuchać Mszy św., którą
odprawiał tam jego brat, biskup.
Po skończonej Mszy św. na własne jego żąda­
nie podniesiono ks. Sonnois, ubrano w szaty ka­
płańskie i zaprowadzono do ołtarza.
„Próbowałem uklęknąć, — opowiada sam ks,Son­
nois, — i uczyniłem to z łatwością. Potem równie
łatwo wstąpiłem na stopnie ołtarza, wykonywałem
wszystkie przepisane ruchy i dopełniłem wszelkich
obrzędów bez najmniejszej trudności ni znużenia.
Nagle, w jednej chwili, znikły wszelkie objawy cho
roby. Stałem prosto, jak dawniej, odzyskałem wzrok,
oddawna już do najwyższego stopnia osłabiony,
a trzęsące się przedtem ręce nabrały siły, swobody
i pewności ruchów, Byłem uzdrowiony !
Należy jeszcze dodać, że sam ks. Sonnois nie
śmiał ani spodziewać się uzdrowienia ani też o nie
błagać. „Przybyłem, — opowiadał później sam, —
w celu wyjednania sobie łaski szczęśliwej śmierci
lub przynajmniej pewnego polepszenia w stanie mo­
jego umysłu, niczego bowiem nie obawiałem się tak
bardzo, jak obłąkania."
Uzdrowiony ks, Sonnois zaczął odtąd nader
czynne życie i nie potrzebował się uchylać od speł­
nienia żadnego ze swoich obowiązków. Pracow ałjako
wikarjusz generalny po 8 godzin dziennie.
„Jestem pełen życia, — pisał w jednym z listów
swoich, a pod względem moralnym pełen zapału
i energii, tak iż śmiało z najwyższą radością i wdzięcz­
nością mogę twierdzić, że u stóp Najśw. Panny z Lour­
des całkowicie odzyskałem zdrowie'*.
185 —

ROZDZIAŁ XXII.
M aria N ie p o k a la n a p rz e w o d n ic z k ą n a d ro d z e
d z ie c ię c tw a d u ch o w n eg o .
przecudnego kwiatu, jaki uka-
Kościoła św. w ostatnich dzie­
siątkach lat i roztacza nadprzyrodzone wdzięki swoje
coraz wspanialej, nawet poza obrębem Kościoła
Chrystusowego, — któż nie zna współczesnej nam
cudotwórczym, św. Teresy od Dziec. Jezus? Któż nie
zachwyca się tą przedziwną prostotą, z jaką ujmuje
ta „maleńka Święta'* całość życia duchownego i sto­
sunek duszy do Boga? Któżby nie chciał zdążać do
świętości ową drogą dziecięctwa duchownego, którą
św. Teresa niejako odkryła nanowo w gęstwinie nie­
zliczonych teoryj ascetycznych, tak bardzo niekiedy
zawiłych i niezrozumiałych dla pobożnej prostoty?
Droga dziecięctwa duchownego należy dziś do
tych sposobów dążenia do świętości, które samiż na­
miestnicy Chrystusowi usilnie zalecają, stawiając
chorążynię świętego dziecięctwa, Teresę od Dziec.
Jezus, wszystkim jako wzór do naśladowania przy­
gotowany przez Opatrzność Bożą właśnie dla naszej
pod wielu względami biednej i bardzo biednej epoki.
Im bardziej pycha szamańska i niski egoizm znie-
prawiają i zatruwają zbiorową duszę społeczności
ludzkiej, tym głośniej woła Boski nasz Zbawiciel przez
Kościół swój i przez Świętych: „Jeśli się nie stanie­
cie jako małe dziatki, nie wnijdziecie do królestwa
niebieskiego'*.
Pokora schodząca aż na dno własnej nicości
i miłość Boża w najwyższym stopniu bezinteresow­
n a ,— te dwie najistotniejsze w dziecięotwie duchow­
nym cnoty mają stanowić niezawodne lekarstwo na
śmiertelną niedomogę dzisiejszej ludzkości.
186 —

Św. Teresa od Dziec. Jezus żywiła jak naj­


tkliwsze nabożeństwo do Najśw. Matki Jezusowej, jak
to wynika jasno z jej wspomnień pisanych na rozkaz
przełożonych. Kochała Ją niezmiernie między innymi
dlatego, że odkrywała w Jej życiu ziemskim obok
niedościgłej wzniosłości prostotę posuniętą do naj­
wyższej doskonałości. Jeśli w samym P. Jezusie wi­
działa Teresa słusznie Boski Pierwowzór nadprzyro­
dzonego i najdoskonalszego dziecięctwa, to osoba
i całe życie Marii Niepokalanej były zawsze przed
jej oczyma jako najdokładniejsze odbicie tego Bo­
skiego Ideału.
Istotnie, cóż można sobie wyobrazić wyższego
na ziemi i w niebie, jak godność macierzyństwa Bo
żego?... A równocześnie czy jest coś bardziej pro­
stego i skromnego w życiu ludzkim, jak spełnianie
z dnia na dzień najzwyczajniejszych posług domo­
wych, które wszak stanowiły główne zajęcie Matki
Bożej w ciągu wielu lat w zaciszu Nazaretańskim?..,
Nie ulega wątpliwości, że Królowa wszystkich Świę­
tych spełniała te obowiązki swoje z taką n atu ral­
nością i prostotą, że niczym na zewnątrz nie odróż­
niała się od zwyczajnych niewiast w Izraelu. Jeśli
niektóre dusze pobożne wyobrażają sobie, że w przy­
rządzaniu posiłku codziennego i w innych domo­
wych pracach aniołowie stale byli na usługi Matki
Najśw. i za Nią spełniali wiele czynności, to mnie
manie takie z jednej strony jest mało uzasadnione,
a nawet sprzeciwia się duchowi nauki powszechnej
Świętych o nadzwyczajnej prostocie całego życia
Matki Bożej. Czyżby zresztą życie ziemskie Matki
Najśw. miało być tak bardzo niepodobne do życia
Boskiego Jej Syna, który nie używał dó posługi
swojej hufców anielskich, choć one gotowe były na
każde Jego skinienie?...
— 187 —

Nikt ze Świętych na ziemi nie urzeczywistnił


i nie urzeczywistni dziecięctwa duchownego w tym
stopniu i w takiej doskonałości, jak Maria, najpo­
korniejsza Służebnica Pańska- Dary Boże nadprzy­
rodzone, które Matka Najśw. otrzymała jakby w nie­
skończonej obfitości, mają to do siebie, że jednocząc
duszę z Bogiem i wynosząc ją wysoko ponad wszel­
kie stworzenie, równocześnie dają jej jak najgłęb­
sze zrozumienie własnej nicości i tak pogrążają ją
w najdoskonalszej pokorze. Podobnie w żadnej du­
szy świętej miłość Boża nie wzniosła się nigdy do
takiego stopnia bezinteresowności, jak w Sercu Nie­
pokalanym świętej Bogarodzicy. Jeśli bowiem zwy­
czajna ziemska matka umie okazywać dzieciom swo­
im wiele miłości bezinteresownej, to jasnym jest, że
Matka Syna Bożego musiała w tej miłości wznieść
się na wyżyny niedościgłe dla ludzkiego zrozumienia.
Że zaś dziecięctwm duchowne zasadza się przede
wszystkim na wspomnianych dwóch cnotach, poko­
rze najgłębszej i miłości Bożej jak najbardziej bez­
interesownej, przeto jest Matka Najśw- i pozostanie
zawsze przewodniczką dusz świętych na owej kró­
lewskiej drodze świętego dziecięctwa.
Wspomniana na początku śwo Teresa od Dziec.
Jezus błagała P- Jezusa o wzbudzenie na ziemi ca­
łego legionu dusz, któreby na drodze dziecięctwa
duchownego zdążały bezustannie i z największym
wysiłkiem do umiłowania Boga całą swoją istotą.
Oświadczyła ponad to, że nie spocznie w niebie, aż
ujrzy, że liczba owych maleńkich dusz oddanych
bezpowrotnie Bogu będzie pełna. Tak bardzo zale­
żało jej na tym, by jak najliczniejsze rzesze chrześ­
cijan weszły w prawdziwie dziecięcy stosunek do
Boga, żyjąc i oddychając już tylko miłością ku Bogu.
— 188 —

O ile wyższą jest godność Matki Jezusowej od


godności pokornej oblubienicy Jezusowej z Lisieux,
o tyle też gorącej pragnie Maria ' uświęcenia dzieci
swoich na drodze dziecięctwa duchownego. Gdyb 5rś
tego nie rozumiała, duszo chrześcijańska, to rjie
pojmowałabyś zupełnie tajemnic życia Matki Bożej ani
usposobienia Najśw. Jej Serca.
Żeby odpowiedzieć natychmiast najgorętszemu
życzeniu Matki swojej niebieskiej i stać się w sto­
sunku do Boga najpokorniejszym i tkliwie kochają­
cym dzieckiem, wyzuj się nasamprzód z niewolniczej
bojaźni przed sprawiełliwością Bożą. Jeśli tylko
nienawidzisz grzechu wszelkiego, jeśli za grzechy
już popełnione starasz się często żałować, jeśli zde-
cydawanie chcesz zawsze i we wszystkim pełnić
wolę Bożą, nie masz najmniejszego powodu, by drżeć
przed sprawiedliwością Bożą. Winy twoje napewne
są zmazane, Ojciec Niebieski z miłością jak najtkliw­
szą spogląda na ciebie i nieustanne twoje wysiłki
na drodze doskonałości, a upadków niezupełnie do­
browolnych, lecz ze słabości ludzkiej wynikających,
nie bierze ci za złe. Jednego tylko jeszcze oczekuje
od ciebie, to jest, byś odtąd widziała w Nim Ojca
kochającego, a nie bezwzględnego władcę. Napewne
miłuje cię w tej chwili Bóg gorącej i tkliwiej, niżeli
tego się domyślasz.
Dla przejęcia się duchem świętego dziecięctwa
bądź po drugie najpokorniejszą ze wszystkich sług
Bożych. Nie wyobrażaj sobie nigdy, że w dziele
zbawienia i uświęcenia swego zdołasz dokonać czego­
kolwiek swoimi wysiłkami, bez oparcia się o łaskę
Bożą. Powinnaś zwątpić zupełnie o sobie i o skute­
czności swej własnej pracy, ale za to, nabierać coraz
silniejszego przekonania, że współpracując z łaską
Bożą osiągnąć możesz wielkie rzeczy na drodze do
- 189 —

nieba, jak je osiągali Święci- Lecz pokora twoja


niech się okazuje koniecznie w chętnym przyjmo­
waniu rzeczywistych upokorzeń, sprawiedliwych czy
niesprawiedliwych. Gdyby bowiem ta cnota polegała
u ciebie jedynie na pięknych oświadczeniach, a nie
przywodziła cię do przyjmowania upokorzeń byłaby
raczej złudzeniem.
Duch świętego dziecięctwa wymaga po trzecie,
by świętość twoja była jak najprostsza w swojej for­
mie zewnętrznej, a poniekąd ta k ż e . w swej wewnę­
trznej treści. Na czym więc ma ona polegać? Podo­
bnie jak u Matki Najśw., ńa miłosnym pełnieniu
w każdej chwili życia woli Bożej, tak jak się ją
w sumieniu rozumie, na chętnym poddawaniu się
woli Bożej, gdy ona nas krzyżuje, — czyli na miło­
ści Bożej czynnej, ofiarnej, cierpiącej. Świętość Matki
Bożej nie na czym innym się zasadzała, jak na umi­
łowaniu woli Ojca Niebieskiego w takim stopniu,
w jakim nie ukochała jej nigdy żadna inna dusza
na ziemi ani żaden ze serafinów niebieskich. Zresztą
czyż świętość samegoż Syna Bożego polegała na
czym innym?
Ale nietylko w danej chwili powinnaś jako
kochające dziecko Boże i naśladowniczka Matki
Jezusowej obejmować z największą miłością wolę
Bożą, lecz koniecznym jest nadto, byś bez najlżej­
szego sprzeciwu zgóry przyjmowała wszystko, co
Opatrzność Boża rozporządzi względem ciebie. Będą
to w wielu wypadkach przykrości nie małe, — może
bardzo wielkie cierpienia lub upokorzenia. Jeśli jed­
nak masz w sercu dziecięcą miłość ku P. Bogu, nie
zawahasz się ani przez chwilę,- lecz mimo lęku
przed doświadczeniami Bożymi ponawiać będziesz
akty oddania się w ręce Boże na wszystko, co tylko
zdarzyć się może. To oddanie się w ręce Boże z zarm
— 190 —

kniętymi oczyma jest jedną z najtrudniejszych rzeczy


w służbie Bożej, lecz ono stanowi jeden z najistot­
niejszych warunków nadprzyrodzonego dziecięctwa.
Jeśli okażesz się tak wielkoduszną i bohaterską
w oddaniu się Bogu, otrzymasz natychmiastową nie
zmierhie cenną nagrodę we formie tak głębokiego
pokoju wewnętrznego, o jakim człowiek światowy
pojęcia nie ma. Będziesz szczęśliwszą, niż wszyscy
ci, którym życie układa się jak najpomyślniej i któ­
rzy uważani są za wybrańców iosu- Pogłębiać się
będzie w tobie coraz bardziej przekonanie, że Bóg
sam ci wystarcza do szczęścia. Może wydaje ci się
to nieprawdopodobnym. Przekonaj się więc o słusz­
ności powyższych twierdzeń własnym doświadczeniem.
Ćwicz się usilnie przez dłuższy czas w chętnym
i miłosnym obejmowaniu woli Bożej, zarówno przy­
krej, jak i słodkiej, a pierzchną wszystkie twoje
wątpliwości. Odkryjesz pewną drogę do prawdziwego
szczęścia.
Gdy zaś Matkę Najśw. prosić będziesz o pomoc
do serdecznego ukochania we wszystkim woli Jej
Boskiego Syna, sprawisz Jej przez to niewymowną ra ­
dość. Oto prawdziwe i umiłowane dziecko moje, — po­
wie Ona wówczas do otaczających Ją wybranych w nie­
bie, które obojętnym stało się na rzeczy stworzone, na
ludzkie korzyści i pociechy, a za to kocha i sercem
i czynem najświętszą wolę mojego Syna!

Przykład

Do pierwszych cudów, jakie miały miejsce


w Lourdes po objawieniu się Matki Bożej Niepoka­
lanej w r. 1858, należy uzdrowienie Ludwika Bour-
riette, jednego z najdawniejszych pacjentów dr Do-
zous’a.
— 191 —

Bourriette pracował wraz ze swoim bratem Jó ­


zefem przed 20 laty w kamieniołomach w pobliżu
Lourdes. Pewnego razu mina źle skierowana pękła
obok nich tak nieszczęśliwie, że Józef na miejscu
padł trupem, Ludwik zaś obalony gwałtownie na
zwłoki swego brata pozostał przez kilka godzin
w stanie nieprzytomnym, a twarz jego i ręce zostały
przy tym strasznie poparzone. Następnie Ludwik
dostał jeszcze silnego zapalenia błony mózgowej, co
powodowało napady szału.
Po trzech miesiącach wprawdzie ustąpiła cho­
roba mózgu, lecz pozostał Ludwikowi tak straszny
rozstrój nerwowy, iż przez szereg lat musiał pędzić
życie bezczynne. Wzrok jego był tak osłabiony, że
praca przy ciosaniu kamieni stała się dla niego nie­
podobieństwem. Udał się więc o radę i pomoc do
dr. Dozous’a. Ten zauważył, że oko prawe odniosło
głęboką ranę w dolnej części rogówki... i że źrenica
zanadto skutkiem tego rozszerzona stała się prawie
zupełnie nieczułą na działanie światła. Rzeczywiście
nawet przy najsilniejszym oświetleniu oko to do­
strzegało tylko tu i ówdzie mgliste i blade światełka.
Po wielu daremnych próbach lekarz musiał dać
Bourriette’owi do zrozumienia, że oko prawe jest
stracone i że mu nie pozostaje nic innego, jak po­
godzić się ze swoim smutnym losem. Był to tak wielki
cios dla nieszczęśliwego, iź zdawało się, że go nie
przeżyje...
Usłyszawszy o źródle cudownym, które w ytry­
sło nagle w grocie Massabielskiej, Bourriette zawo­
łał swą córkę i rzekł do niej: „Przynieś mi tej wo­
dy!... Najśw. Panna, jeśli to istotnie Ona, bez trud-
dności może mnie uleczyć, jeśli zechce*'.
W pół godziny później dziecko przyniosło tro­
chę wody, nieco jeszcze mętnej. Ojciec obmywa nią
— 192 —

chore oko i prawie jednocześnie wydaje radosny


okrzyk, drżąc przy tym cały ze wzruszenia. Uczuł
bowiem, że w chwili użycia wody światło dzienne
coraz jaśniejszym poczęło mu się wydawać, a wszyst­
kie przedmioty przybierały coraz wyraźniejsze
kształty.
Nazajutrz spotkawszy dr. Dozous’a, bieży do
niego. „Jestem uzdrowiony!“ — woła,.. — „Ale to
niemożliwe,— odpowiada d o k to r,— masz bowiem po­
rażenie organiczne, które czyni twą chorobę zupeł­
nie nieuleczalną*. Jednocześnie lekarz wydobywa
z kieszeni notes i pisze kilka słów ołówkiem, po czym
zasłoniwszy całkowicie jedną ręką lewe oko Bour-
riette’a, na które jeszcze nieco widział, przysuwa do
prawego oka napisane przez siebie wyrazy: „Bour-
riette ma nieuleczalny paraliż oka i nigdy nie wy­
zdrowieje*. Bourriette zaś swym do niedawna obu­
marłym okiem widzi to zdanie i odczytuje je głośno
bez najmniejszego wahania-
W tym tak nagłym uzdrowieniu dr. Dozous bez
wahania uznał i ogłosił publicznie działania wyż­
szej potęgi.
„Od tej chwili,- — mówi jeszcze dr. Dozous, —
zacząłem zwracać baczną uwagę na chorych, którzy
codziennie całymi setkami podążali do groty Massa-
bielskiej- Z wielką też starannością i wytrwałością
badałem wszystkie uzdrowienia uzyskane przez wo­
dę ze źródła. Gdyby nie tak częste przykłady, to
umysł mój niezbyt skłonny do przyjęcia jakichkol­
wiek cudownych wyjaśnień, nie byłby się poddał*...
Oprócz faktu wyżej opisanego komisja lekarska
w Lourdes uznała za cudowne jeszcze 6 innych
uzdrowień w ciągu r. 1858,
— 193 —

ROZDZIAŁ XXIII
S to s u n e k M atk i B ożej d o d u sz z u p e łn ie
o d d a n y c h B ogu.
akież to dusze mamy na myśli w niniejszym
n rozważaniu? Czy te, które od dłuższego czasu
wiodą życie prawdziwie pobożne, poświęcając na
modlitwę i przeróżne nabożeństwa wszystek czas
wolny od obowiązkowych zajęć?... Ale osoby takie
nie zawsze oddane są Bogu w pełnym znaczeniu, bo
służą niekiedy Bogu wedle własnych planów, samo­
wolnie, nie licząc się dostatecznie z wolą i życze­
niami zastępców Bożych... Albo czy o duszach za­
konnych tu będzie mowa, jako że służbę Bożą w za­
konie zwykło się nazywać oddaniem Bogu całej swej
istoty? Lecz doskonałe oddanie się Bogu nie jest
przywiązane nieoddzielnie do sukni zakonnej. Są nie­
stety i tacy w zakonie, którzy tylko połowicznie do
Boga należą, wbrew najuroczystszym swoim zobo­
wiązaniom- Wśród zepsutego świata trudniej wpraw­
dzie oddać Bogu całe swe serce, i odsetek osób świe­
ckich doskonałym sercem służących Bogu jest zawsze
zbyt mały, jednakże były po wszystkie czasy wpo­
śród chrześcijan dusze idące w doskonałości w za­
wody z członkami najgorliwszych zakonów,
Którzy zatem chrześcijanie są zupełnie oddani
Bogu?... Ci wszyscy, którzy czują w sumieniu, że
więcej już dla chwały i miłości Bożej czynić nie
mogą, jak istotnie czynią. Oddali Bogu prawdziwie
całe serce, niepodzielnie, bezpowrotnie. Oddali szcze­
rze, bo tego dowodzą codzienne ich czyny nacechowa­
ne wielką ofiarnością, duchem umartwienia, cierpli­
wością niezmienną w znoszeniu najboleśniejszych
ciosów. Można ich nazwać doskonałymi, świętymi.
W każdym razie są bliscy ideału świętości chrześci-
13
— 194 —

jańskiej. Cudów może nie czynią, nie wygłaszają


proroctw, nie miewają nawet zachwytów podpadają­
cych ludziom, — ale należą prawdziwie do świętych,
gdyż jedyną treścią ich życia wewnętrznego jest Bóg,
chwała Boża i miłość Boża. Mało bardzo jest dusz
takich na ziemi, ale — chwała Bogu — są... i nigdy
w Kościele Chrystusowym ich nie zabraknie.
Jedna dusza najdoskonalszym sposobem oddana
Bogu ma większą wartość w oczach Jego, niż wielkie
zastępy tych, którzy tylko połowę serca oddali swe­
mu Stwórcy, albo mniej jeszcze... Z radością niewy­
mowną spogląda na nie Ojciec Niebieski jako na
wierne obrazy najmilszego i jedynego Syna Swego.
W tych to duszach najdoskonalszym sposobem pow­
tarza się na ziemi po niezliczone razy ziemskie ży­
cie wcielonego Syna Bożego. Te dusze święte z Je­
zusem i przez Jezusa zbawiają świat dopełniając
tego, czego niedostaje utrapieniom Chrystusowym*
(Kol. 1. 24.).
Gdy Najśw. Maria Panna jest wedle wyrażenia
teologii świętej Współodkupicielką rodzaju ludzkie­
go, ze względu na niermiernie ważną rolę, jaką od­
grywa w ekonomii zbawienia, — gdy do godności
macierzyństwa Bożego została wyniesiona przede
wszystkim dla zbawienia dusz nieśmiertelnych i w tym ­
że samym celu uzyskała tyle innych niezmiernie
cennych przywilejów, — gdy zawsze, absolutnie ten
sam cel życia miała przed oczyma, co Boski Jej Syn,
więc chwałę Bożą przez zbawienie i jak najwyższe
uświęcenie ludzi: — to czyż może kto wątpić o tym,
że do dusz całkowicie oddanych Bogu, doskonałych
i świętych, odnosi się Matka Boża w sposób jakiś
wyjątkowy? Przecież te dusze również mają do speł­
nienia w królestwie Bożym zadanie niezmiernie waż­
ne, dopełniając w pewnym znaczeniu dzieła odkupie­
— 195

nia, którego w zasadniczej, istotnej części dokonał


P. Jezus umierający na krzyżu...
Słyszy się częściej, że Maria jako Matka miło­
sierdzia zajmuje się przede wszystkim duszami naj­
biedniejszymi, więc pogrążonymi w grzechach... I nie
ulega wątpliwości, że spełniając zadanie powierzone
sobie przez P. Jezusa czyni nieustannie, co tylko
jest możliwe, by ocalić grzeszników od piekła. Gdy­
by jednak stąd ktoś wyciągnął, wniosek, że duszami
zdążającymi do świętości Matka Najśw. mniej się
zajmuje, jako że one już i tak do Boga należą, nie
rozumiałby zupełnie Serca Matki Bożej, ani tej roli,
jaka przypada duszom świętym w dziele zbawienia
ludzkiego. Dla grzesznych Maria jest najmiłosier­
niejszą Orędowniczką, dla doskonałych i świętych
jest czymś nieporównanie wyższym, bo Matką tk li­
wiej kochającą, niż sobie to jakakolwiek dusza wy
obrazić może.
Jak Kościół Chrystusowy dba z wyjątkową tro ­
skliwością o kapłanów swoich, i na wszelki sposób
stara się zabezpiecz 3'ć ich uświęcenie, ponieważ od
nich w tak wysokiej mierze zależy zbawienie innych,
tak Matka Najśw. wyprasza wyjątkowe łaski duszom
wybranym, gdyż i one spełniają wobec bliźnich jakby
rodzaj kapłaństwa. One bowiem modlitwą swoją
i ofiarą całego swego życia mają wspomagać kapła­
nów w ich działalności apostolskiej. Skutki tej dzia­
łalności zależą w bardzo wielkiej mierze właśnie od
stopnia świętości owych dusz wybranych. Taki już
jest najmiłościwszy plan Opatrzności Bożej, iż chce
zbawiać i uświęcać ludzi przez ludzi. Ponieważ
Najśw. Maria P- czuje się tak bardzo odpowiedzialną
za zbawienie dusz ludzkich, które Jej tak wyraźnie
z krzyża zlecił Boski Jej Syn, więc pewna to rzecz,
że ta Matka Niebieska pragnie wzbudzić na ziemi
13*
— 196 —

jak największą liczbę Świętych, aby przez nich z ko­


lei pociągnąć do siebie i do Syna swego całe rzeszy
dusz nieśmiertelnych.
Wyjątkowa miłość Matki Najśw, do dusz najdo­
skonalej oddanych Bogu nie zawsze podpada. Owszem,
często wprost przeciwnie wydaje się, że właśnie dla
doskonałych Maria jest raczej surową, gdyż łask
widocznych im nie wyprasza. Natomiast cuda wielkie
wyjednywa obojętnym lub nawet grzesznikom. Nie
należy się jednak niepokoić tą nieco dziwną metodą
Matki Jezusowej, skoro sam P. Jezus w podobny
sposób obchodzi się z najbliższymi swymi przyja­
ciółmi. Po wszystkie czasy cuda zewnętrzne i odno­
szące się do rzeczy doczesnych bywały najczęściej
udziałem dusz słabych, nieco zdała żyjących od Bo­
ga, — podczas gdy dusze doskonałe i święte otrzy­
mywały w zamian dobra niewidzialne, wewnętrzne,
nadprzyrodzone i wieczne, nieskończenie cenniejsze
od wszystkiego, co jest ziemskie.
Nigdy też oświecone dziecko Marii nie ma żalu
do Matki swojej niebieskiej, że tylko duchowne łas-
ski mu wyprasza, a odmawia wysłuchania w sprawie
zdrowia, polepszenia bytu materialnego lub zmniej­
szenia cierpień fizycznych czy moralnych. Dzieci Marii
otrzymują bowiem zwykle w wysokim stopniu mąd­
rość nadprzyrodzoną i w świetle jej doskonale roze­
znają prawdziwą wartość rzeczy. Nawet nie umieją
często prosić z większą natarczywością o dobra
doczesne.
vt J^ B ą d ź pewną, duszo pobożna, że jak z jednej
strony uświęcenie twoje zależne jest od stopnia i gorą-
cości twego nabożeństwa do Matki Niepokalanej, tak
i odwrotnie w miarę postępu w doskonałości będziesz
się czuła coraz bliższą Najśw. Serca Marii. Jeśli
P. Jezus będzie mógł cię zaliczyć do dusz całkowicie
— 197 —

Jemu oddanych, stosunek twój do Matki Najśw. sta­


nie się tak serdeczny i tkliwy, jakim nie był nigdy
poprzednio, gdyś tylko częścią swego serca nale­
żała do Boga. Może niezbyt często kosztować bę­
dziesz słodkich uczuwalnych pociech, bo najbliższych
przyjaciół swoich P. Jezus nie zwykł napawać tym
napół ziemskim winem serdecznych uniesień, zachwy­
tów i rozkoszy ducha, ale za to mieć będziesz nie
wzruszone przekonanie, że już na zawsze należysz
do Jezusa, Marii, że sprawiasz im wiele radości, że
się sercem nigdy od Nich nie oddalasz. Stąd wyni­
knie dla ciebie pokój bardziej uszczęśliwiający,
niż wszystkie owe napół ludzkie pociechy, które
zmysłom tak bardzo dogadzają.
I jakiż wniosek powinnaś wyciągnąć z powyż­
szych prawd? Ten nade wszystko, że z wielką wier­
nością w spełnianiu praktyk pobożnych na cześć
Matki Najśw- łączyć musisz stale dążenie szczere
i usilne do coraz wyższej doskonałości. Za wszelką
cenę powinnaś osiągnąć usposobienie takie, jakie
miała św- Teresa od Dziec. Jezus, która mogła po­
wiedzieć o sobie, iż nigdy niczego nie odmawia
P. Bogu. Jest to równoznaczne ze świętością hero­
iczną, — najwyższą, do jakiej dusza ludzka może
wznieść się na ziemi. Jeśli temu warunkowi uczynisz
zadość, nabożeństwo twoje do Matki Najśw. stanie
się dziwnie jędrne. Znikną z niego nawet ślady tej
miękkości, jaka często cechuje pobożność niedbałych
sług Bożych. Miłość twoja dla Matki Bożej będzie
jeszcze serdeczniejsza, niż była kiedykolwiek dawniej,
ale ta serdeczność nie będzie sentymentalna, ckliwa,
marzycielska, lecz nosić będzie na sobie cechę cze­
goś bardzo szlachetnego, duchownego i wyższego
nad wszystkie złudzenia.
— 198 -

A może z łaski Bożej już jesteś na drodze do


ostatecznego i najdoskonalszego oddania się Bogu...
Jeśli cierpisz wiele, jeśli prawie z każdym dniem
spadają na ciebie coraz boleśniejsze ciosy, jeśli prze­
widujesz, że już do końca życie twoje upływać bę­
dzie wśród cierpień, jeśli zwłaszcza doświadcza cię
Bóg wewnętrznie przez to, iż pozbawia cię wszelkiej
w modlitwie i poza modlitwą pociechy, i dopuszcza
na ciebie obawy, że odrzuconą jesteś od oblicza Je ­
go i nigdy już łaski Je^o nie odzyskasz, — jeśli,
powiadam, jęczysz pod ciężarem tak ciężkich doświad­
czeń Bożych, a otuchy nie tracisz ani szemrzesz
przeciw wyrobom Bożym, lecz codziennie po wiele
razy oświadczasz w cichej modiitwie gotowość swoją
do niesienia krzyża swego choćby do ostatniej chwili
życia, to radować się możesz serdecznie, albowiem
serce twoje niewątpliwie należy już do Boga niepo­
dzielnie i bezpowrotnie. Nie domyślasz się nawet
w tym wypadku, z jak wielką pociechą spogląda
na ciebie Najboleśniejsza Matka Jezusowa i twoja
niebieska Matka-..
Jeśli narazie nie wzniosłaś się jeszcze tak wy­
soko i czujesz się jeszcze bardzo niepodobną do Kró­
lowej Męczenników, zdobywaj się przynajmniej dla
miłości Jezusa i Marii na to maleńkie ale bardzo
miłe Bogu ćwiczenie: Jednym „Chwała Ojcu“ podzię­
kuj P. Bogu natychmiast za każdą przykrość, która
cię spotka, — za każdą krzywdę, jakiej doznasz, —
za każde spadające na ciebie upokorzenie.
Już przez to samo uweselisz bardzo Serce Nie­
pokalane swej niebieskiej Matki.
Przykład.

Oto jak Henryk Lasserre w książce swej oLourdes


opisuje uzdrowienie wdowy Rizan z Nay:
— 199 —

Od przeszło 24 lat życie biednej tej kobiety


było jednym pasmem cierpień- Zachorowawszy
w r. 1832 na cholerę została następnie sparaliżowana
w całej lewej połowie ciała. Jedna jej ręka straciła
zupełnie wszelką władzę i czucie, cały zaś organizm
ucierpiał również niemało z powodu tej choroby.
Nieszczęśliwej kobiecie dokuczały niemal ciągle gwał­
towne wybuchy krwi, a żołądek nie znosił żadnego
pożywienia...
W ostatnich 18 miesiącach stan jej pogorszył
się, gdyż nietylko nie mogła wstawać z łóżka, lecz
nawet wykonać najmniejszego ruchu. Musiano ją
więc przewracać od czasu do czasu, by zmieniła po­
zycję. Była to już tylko bezwładna kłoda, a członki
jej powykrzywiały się w okropny sposób.
Z powodu ciągłego przymusowego leżenia i złe­
go obiegu krwi na ciele nieszczęsnej chorej utwo­
rzyły się dwie rany, jedna na piersiach, druga
w pachwinie. Na boku w kilku miejscach zdarła się
skóra, tak iż pod nią widać było nagie krwawiące
ciało. Chora prawie zupełnie przestała mówić, na
wychudłej zaś jej twarzy trupia rozlała się bladość.
Dnia 16 października dr. Subervielle wycho­
dząc z domu pani Rizan rzekł do jej rodziny: Umrze
tej nocy lub najdalej jutro rano o świcie.
Tymczasem około północy, wśród głębokiej ci­
szy, przerywanej jedynie ciężkim oddechem chorej
ta ostatnia zawołała swą córkę i rzekła do niej:
Idź do naszej sąsiadki, pani Nassans, i poproś ją
o szklankę wody z Lourdes. Ta woda musi mnie
uzdrowić, bo Najświętsza Panna chce tego.
Moja Matko, odparła córka, już jest bardzo późno.
Pójdę więc jutro rano, o ile możności jak najwcześ­
niej.
-

— 2 00 —

Chora zamilkła i noc przeszła spokojnie, cho­


ciaż obu tym nieszczęśliwym okropnie wydała się
długą. Rano dziewczę pobiegło do sąsiadki i przy­
niosło stamtąd natychmiast butelkę wody z Lourdes.
Pani Rizan przyłożyła do ust szklankę i wypiła
kilka łyków.
O moja córko, zawołała, — ja piję życie! Ta
woda, to samo życie! Natrzej mi nią twarz... rękę...
całe ciało !
W miarę jak dziewczę wilgotnym w cudownej
wodzie umaczanym ręcznikiem nacierało sparaliżo­
wane członki chorej, puchlina stopniowo ustępowała
i znikała, skóra zaś, przedtem naprężona i lśniąca,
do zwykłego zdrowego powracała stanu.
Pod palcami dziewczęcia wracało zdrowie i od­
radzało się życie zupełnie i bez żadnego przejścia.
Wszystko to dokonało się jakby w jednej chwili,
w przeciągu kilku minut. Obumarłe już prawie ciało
pani Rizan odzyskało w całej pełni swe siły. Jestem
uzdrowiona! — zawołała uszczęśliwiona kobieta, po
czym zwracajac się do córki dodała: Jeść mi się
chce, daj mi mięsa i chleba, których już od 24 lat
nie jadłam. W domu znalazło się wtedy tylko jakieś
zimne mięsiwo i trochę wina, co też pani Rizan
z apetytem jadła i piła... Teraz zaś, rzekła, chcę
wstać, — i zażądała sukien. Odzież jej już oddawna
schowana była w skrzyni... Córka wyszła po nią.
Gdy wróciła zastała chorą klęczącą już przed statuą
Najśw. Panny...
— 201

ROZDZIAŁ XXIV.
0 p o b u s a a h p r z e c iw n a b o ż e ń s tw u d o M ałk i B o ż e /,

f n g l Izy pokusy tego rodzaju mogą niepokoić nawet


feSyj kochające dzieci Marii?... Najwłaściwszą na to
pytanie odpowiedzią będzie wskazanie na fakt pow­
szechnie znany w życiu osób pobożnych, że bywają
one narażone nierzadko na bardzo przykre pokusy
przeciwko samejże Trójcy Przenajśw. Cóż zatem
dziwnego, że także nabożeństwo ich do Matki Najśw.
przechodzi od czasu do czasu ogniową próbę pokus.
I tak łatwo nasunąć się mogą duszy pobożnej
wątpliwości co do skuteczności modlitw do Matki
Najśw. zanoszonych Czyta się w niezliczonych książ­
kach duchownych, że nikt jeszcze zawodu nie doznał,
kto się zwrócił o pomoc do Marii, a tymczasem od
szeregu miesięcy albo i lat całych prosi się Matkę
Najśw. o pewne ściśle określone łaski, a skutku ani
śladu... Pod wpływem takiego rzekomego zawodu
1 rozczarowania niejedna dusza słabej wiary porzu­
ciła zupełnie praktyki pobożne na cześć Marii od­
prawiane lub nawet zeszła całkowicie z drogi życia
chrześcijańskiego.
Jeśli i w twoim umyśle zrodzi się podobna
pokusa i wątpliwość, jakże zwalczać ją będziesz?
Wszak trudno będzie wbrew oczywistości wierzyć
i twierdzić, że wysłuchaną zostałaś wedle swego ży­
czenia... Posłuchaj zatem wyjaśnienia rzeczy: Twier­
dzenia' powtarzanego w niektórych książkach du­
chownych, że każda prośba zaniesiona przez pośred­
nictwo Matki Bożej wysłuchana będzie, nie bierz
w znaczeniu zbyt literalnym i przesadnym. Owszem,
wysłuchana będzie bezwarunkowo w tym znaczeniu,
że Matka Najśw. nigdy nie może się okazać głuchą
— 202

i nieczułą na błagalne wołanie któregokolwiek z dzie­


ci swoich na ziemi. Więc ani jedno wezwanie imie­
nia Marii daremne nie będzie. Jeśli zwykły szla­
chetny człowiek na każde słowo skierowane do nie­
go odpowiada, przynajmniej życzliwym uśmiechem,
to już zupełnie niemożliwą jest rzeczą, by najm i­
łosierniejsza Matka Jezusowa zimną obojętnością od­
powiedziała na jakiekolwiek westchnienie duszy ludz­
kiej. Więc zawsze wstawi się za tobą Matka Najśw.,
ile razy Jej wezwiesz, a nawet wyprosi ci łaskę cen­
niejszą, niż się domyślasz. W wieczności przekonasz
się o prawdziwości tego jednogłośnego twierdzenia
Świętych.— Z drugiej jednak strony nie wymagaj
tego, by Majśw. Maria Panna przychylała się do
wszystkich twoich życzeń, choćby one nawet odno­
siły się do rzeczy duchownych. Musi przecież Matka
Najśw. przede wszystkim mieć wzgląd na wołg: i na
plany Boskiego Syna swego co do dusz* ludzkich,
a te odwieczne plany Boże aż nadto często odmien­
ne są od ludzkich zamysłów i pragnień. Gdyby
Najśw. Maria P. chciała dosłownie spełniać wszystkie
prośby swych dzieci, pokrzyżowałaby plany O patrz­
ności Bożej... Najłatwiej więc zwalczyć wspomnianą
pokusę, składając w ręce Matki swojej niebieskiej
z ufnością swe dziecięce prośby, ale sposób wysłu­
chania takowych zdając zupełnie na Jej dobroć i na
najświętszą wolę Jej Syna. Jeśli inaczej zapatrywać
się będziesz na rzeczy, musisz niebawem stracić
wszelkie do Matki Bożej nabożeństwo. Tak więc
w nabożeństwie do Matki Najśw , jak zresztą w ca
łym życiu duchownym, wszystko opierać się musi na
wierze nadprzyrodzonej, a nie na pozorach ani na
ludzkim tłumaczeniu zdarzeń.
Pewien rodzaj niepokoju powstaje niekiedy
w duszy pobożnej, może pod wpływem wyraźnej po-
— 203 —

kusy szatańskiej, że ogół dusz chrześcijańskich zbyt


często zwraca się ku Matce Bożej, zaniedbując się
w nabożeństwie do wcielonego Syna Bożego i do
Trójcy Przenajśw. Pozory i w tym wypadku przy­
znają słuszność pokusie. Zdawałoby się przecież, że
modlitwa zanoszona bezpośrednio do Boga powinna
zajmować w życiu naszym religijnym bez porównania
więcej miejsca i czasu, niż nabożeństwa jakiekol­
wiek do Świętych lub choćby do Matki Bożej. W rze­
czywistości katolik pobożny równie często, może
i częściej, modli się do Matki Najśw., jak do P. Je ­
zusa lub którejkolwiek z osób Trójcy Przenajśw..,.
Czyż istotnie nie zachodzi tu jakaś niewłaściwość
połączona z ujmą dla chwały Bożej?
Gdyby to ostatnie zachodziło, wkroczyłby od-
dawna w sprawę Kościół ś w . którego zadaniem jest
czuwać nieomylnie nad chwałą należną od ludzkości
Bogu. Jeśli ten Kościół nietylko nie wysuwa zastrze­
żeń przeciw zbyt częstemu zwracaniu się do Matki
Najśw., lecz słowem i przykładem własnym zachęca
usilnie do jak najczęstszego uciekania się do Marii,
to snąć wszystko dzieje się najściślej wedle ducha
Jezusowego. Jeśli zatem dla błędnowierców i kato­
lików oziębłych kamieniem obrazy są tak częste mo­
dlitwy i nabożeństwa odprawiane ku czci Matki
Najśw., to przedewszystkim dlatego, że nie rozu­
mieją oni, jaką myśl przewodnią Kościół św. wkłada
w te nabożeństwa. Choćbyśmy nigdy żadnej modlitwy
nie zanosili w'prost do Boga, do P. Jezusa, lecz
składali je wszystkie na ręce Najśw. Bogarodzicy,
nie byłoby w tym najmniejszej ujmy dla chwały
Bożej, — owszem, wzrosłaby chwała Boża. Albowiem
każde słowo modlitwy skierowane czy do kogokol­
wiek ze Świętych czy do samej Matki Najśw. jest
w gruncie rzeczy hołdem oddanym Bogu Najwyż-
— 204

szemu. Jeśli chwalimy Świętych lub dziękujemy im


za uzyskane łaski, to Boga przede wszystkim uwiel­
biamy za to, co uczynił dla świętych swoich i co
przez nich działa. Gdjr prośbę jakąkolwiek zanosimy
przez przyczynę Świętych lub Matki Bożej, składamy
ją właściwie Bogu samemu, lecz przez pośrednictwo
najbliższych przyjaciół Jego lub samejże Matki Syna
Bożego. I tak w każdym wypadku modlitwy zano­
szone nie wprost do Boga lecz do kogokolwiek
z Niebian cześć najgłębszą oddają wszechmocy
i dobroci Bożej. Jeśli zaś dopełniamy tego przy
współudziale Świętych lub Matki Najśw., idąc nie­
jako w ich towarzystwie, pod ich opieką do tronu
Bożego, to hołdy nasze tym milsze są P. Bogu i tym
skuteczniejsze okażą się prośby nasze. I któż jeszcze
utrzymywać będzie, że zbyt częste modlitwy do
Najśw. Marii P. są połączone z jakimkolwiek u-
czerbkiem dla chwały należnej Bogu?...
Jakże często poza tym słyszysz zarzut, że nabo­
żeństwo gorące do Matki Najśw. snąć nie zbliża du­
szy do Boga tak skutecznie, jak to kapłani głoszą,
skoro mnóstwo tak zwanych pobożnych osób, m ają­
cych co chwila na ustach imię Marii, i biorących
udział we wszystkich nabożeństwach na cześć Matki
Bożej urządzanych, zraża otoczenie swoje do życia
pobożniejszego zachowaniem swoim nieznośnym, fał­
szywym, samolubnym... Ale i tym zarzutem nikt nie
powinien się niepokoić ani zniechęcać w swoim
nabożeństwie do Matki Najśw. Gdzie jest ziarno, tam
musi być i plewa. Obok prawdziwej cnoty, doskona­
łości i świętości znajdzie się zawsze nędzne ich na­
śladownictwo. Zamiast więc zwracać uwagę na te
osoby rzekomo pobożne, które z pobożności wzięły
li tylko pozory, a w duszy mają raczej obłudę, lub
należą do umysłów ograniczonych, może częściowo
— 205 —

nienormalnych, — przypatryw ać się raczej należy


innym, których nabożeństwo do Matki Najśw. jest
conajmniej równie gorące i tkliwe, a przytym zdro­
we w swjej treści, trzeźwe i praktyczne, gdyż łączy
się z prawdziwą i wielką świątobliwością życia.
Może nakoniec powstawało w duszy twojej nie­
kiedy uczucie jakiegoś niesmaku przy czytaniu pew­
nych książek pobożnych mówiących o chwale Marii.
Tyle w nich opowiedziano cudownych zdarzeń z da­
wnych zamierzchłych czasów albo ze samegoż życia
Najśw Marii Panny, a tak mało troszczono się o to,
by jakimikolwiek dowodami rzeczowymi poprzeć,
uzasadnić to, co podano do wiadomości-.. I nie dzi­
wię się bynajmniej pokusie twojej. Istotnie bowiem
jest wielo książek pobożnych, które nadmiarem
trzeźwości nie grzeszą. Autorowie ich gotowi może
potępić tych, którzy z zamkniętymi oczyma nie
przyjmują wszystkich tych opowieści pobożnych,
jakie kursują w zwyczajnej literaturze religijnej.
A tymczasem katolik oświecony powinien odróżniać
stale w religji to, co jest pewne, od innych rzeczy,
które są tylko mniej lub więcej prawdopodobne,
albo nawet należą do rzędu zwykłych legend poboż­
nych. pięknych wprawdzie i pouczających, ale hi­
storycznie nie uzasadnionych Gorący czciciel Marii,
prawdziwe dziecko Marii, z poszanowaniem odnosić
się będzie nawet do mało prawdopodobnych opo­
wieści pobożnych dotyczących Matki Najśw., gdyż
dowodzą one przynajmiej wielkiej miłości odnośnych
pisarzy do Matki Bożej. Lecz nabożeństwa swego
do Matki Najśw. nie będzie zasadzał na naiwnej
wierze we wszystkie legendy.,. Ilekroć zatem czytasz
opowiadania pobożne, które ci się wydają niepraw­
dopodobne, a zresztą nie zależą ani do artykułów
wiary ani nie są powszechnie znane w Kościele, od-

*
— 206 —

noś się do nich z pewną pobłażliwością. Nie bierz


innym za złe zbytniej może łatwowierności, lecz r a ­
czej buduj się ich serdeczną miłością dla Matki
Najśw.
Naogół bądź przekonaną, duszo chrześcijańska,
że szatan na wszelki sposób będzie Się starał wy­
rwać ze serca twego nabożeństwo do Najśw. Matki
Jezusowej, żeby ci w ten sposób niejako odciąć do­
pływ łask Bożych. Miej się więc na baczności i nie
ulegaj zmiennym wrażeniom. Podstawą niezachwianą
nabożeństwa twego do Matki Bożej niechaj będzie
powszechna nauka Kościoła, głoszona dziś wszędzie
z największą żarliwością, że z postanowienia Bożego
Najśw. Matka Jezusowa jest Pośredniczką między
P. Jezusem a duszami przez Niego odkupionymi,
i że bez tego pośrednictwa nikt z ludzi nie otrzyma
łask potrzebnych mu do zbawienia.
Być może, że w przyszłości doznasz jeszcze
przykrzejszych pokus przeciw Matce Najśw., niż
kiedykolwiek w dotychczasowym życiu. Jak przed
'statecznym zjednoczeniem swoim z Bogiem nieje­
dna dusza doskonała oczyszcza się jeszcze wewnętrz­
nie przez znoszenie najprzykrzejszych myśli i uczuć
zwróconych przeciw Bogu samemu, tak możliwe są
u dziecka Marii, mimo jego najżarliwszej miłości ku
Matce Najśw., uporczywe pokusy usiłujące odwrócić
serce od Niej, Lecz Maria czuwa nad dziećmi swymi,
i nie dopuści im oddalić się od Swego Serca. I właś
nie wtedy, gdy to dziecko najbardziej cierpi z po­
wodu swego uKiiemanego oddalenia od Matki Najśw.,
czy z powodu rzekomej obojętności dla Niej, jest
ono najbliższe Niepokalanego Serca swej niebieskiej
Matki Byle jednak nie przestawało wzywać Jej po­
mocy mimo najstraszniejszą noc wewnętrzną!..
— 207 —

Przykład.
W liczbie chorych uzdrowionych przez przy­
czynę Matki Bożej Niepokalanej w Lourdes, znajdu­
jemy również postać znanego dość powszechnie żyda
nawróconego, a potem Karmelity, O. Hermana Cohena.
Zakonnik ten świątobliwy znużony ciągłą p ra­
cą czuł już od roku, że wzrok jego z dniem każdym
słabnie. Ani zupełny wypoczynek ani górskie po­
wietrze nie powstrzymały postępów choroby. Zabro­
niono mu więc czytania książek, nie wyłączając bre­
wiarza. O. Herman udał się wówczas do Bordeaux,
aby tam zasięgnąć rady słynnych okulistów, dokto­
rów Sous albo Guepin. Zbadano jego oczy z naj­
większą skrupulatnością i znaleziono w nich zatrw a­
żające objawy, a mianowicie zamglenie, zagłębienie
brodawek nerwów wzrokowych na dnie każdego oka.
Ze wszystkich tych objawów okulista wysnuł wnio­
sek, iż ma do czynienia z uporczywą chorobą oczu,
znaną pod nazwą jaskry (glaucoma). Postanowił
więc chwycić się ostatecznego środka, to jest przy ­
stąpić do wycfęcia tęczówki. Bratu O- Hermana, Lu­
dwikowi Cohen, dr. Graefe zdjął również kataraktę
zapomocą wycięcia tęczówki.
Za powrotem do Bordeaux stan chorego coraz
bardziej zaczął się pogarszać. Czytanie stało się dla
niego zupełnie niemożliwe, — światło raziło niezno­
śnie chorego. Wówczas to poradzono O. Hermanowi,
aby odprawił nowennę do Najśw. Panny z Lourdes.
Nowenna rozpoczęła się 24 października 1869 r.
i zakończyła się 1 listopada w grocie Lurdzkiej,
w pobliżu cudownego źródła, gdzie nagle wszystkie
objawy choroby znikły zupełnie ..
Gdy w uroczystość Wszystkich Świętych O. H er­
man w grocie cudownej odmawiał na klęczkach
ostatni różaniec, jako zakończenie swej nowenny,
— 208 —

uczuł nagle, że jakieś dziwnie silne, żywe i głębokie


wrażenie wstrząsa jego duszą. Nie mogąc nad nim
zapanować, i nie zdając sobie nawet sprawy z tego,
co czyni, zwrócił się nagle do osób, które go ota­
czały i rzekł: Czuję, że Najśw. Panna uzdrawia mnie
w tej chwili... Istotnie, uzdrowienie dokonało się
w zupełności.
„Odtąd — powiada O. Herman — czytam i p i­
szę, ile mi się podoba, bez okularów, bez żadnych
środków ostrożności i bez najmniejszego znużenia.
Mogę utkwić wzrok nawet w świetle słońca lub ga­
zu, nie doznając bólu. Otrzymałem więc wszystko,
czegom pragnął, gdyż zostałem całkowicie uzdro-
wionym“.
„Co do mnie — mówi o tym uzdrowieniu
dr Boissarie, — to napróżno staram się odgadnąć,
w jaki sposób możnaby zaprzeczyć rzeczywistości
tego faktu (uzdrowienia O. Hermana) lub wytłuma­
czyć go sobie natu raln ie1*,
O. Herman sam chętnie opowiadał o wszystkich
szczegółach swego uzdrowienia. Opowiadania te wy­
głaszał zawsze w ten sam sposób, jednymi i tymi
samymi słowy. Postać O. Hermana była bardzo po­
pularna i niezmiernie sympatyczna. Podczas wojny
prusko-francuskiej w r. 1870 wyjednał sobie upo­
ważnienie do niesienia pomocy duchownej jeńcom
francuskim uwięzionym w Spandawie. Następnie
podczas zabójczej epidemii oddał się z nadludzkim
poświęceniem na usługi nieszczęśliwych jej ofiar-
Pielęgnując francuskich żołnierzy um arł po kilku
dniowej chorobie na czarną ospę.
Należał snąć do tych doskonałych dzieci Marii,
które z tkliwymi uczuciami dla swej niebieskiej
Matki umieją łączyć niezwykłą cnotę i wielką ofiar­
ność w służbie Boga i bliźniego.
— 209 —

ROZDZIAŁ XXV.
D o sk o n a le d z ie c k o M arii k o c h a b a rd z o
ró ż a n ie c św ięty .
różnych już wspomnieliśmy warunkach,którym
te S Ł Łtrzeba zadośćuczynić dla zyskania sobie szcze­
gólnej miłości Matki Jezusowej. Dodać trzeba jeszcze
koniecznie nabożeństwo wyjątkowe do różańca świę­
tego. Kto tego nabożeństwa nie umie sobie cenić,
lub wprost uważa je za jedną z form modlitwy
dość przykrych dla swej jednostajności, niechaj uzna,
że jego życie wewnętrzne, a w szczególności nabo­
żeństwo do Matki Najśw., noszą w sobie jakieś
bardzo istotne niedomagania. Tosamo należałoby
powiedzieć o usposobieniu tej duszy, która różaniec
poczytuje za formę modlitwy odpowiednią jedynie
dla prostaczków, którzy inaczej modlić się nie umieją.
Wielkiej doniosłości w sprawie wartości różańca
jest ta okoliczność, że Najśw. Panna Niepokalana
ukazując się wielokrotnie św. Bernadecie w Lourdes
miała zawsze przewieszony na ram ieniu różaniec
i do odmawiania tegoż zachęcała Bernadettę. Ponie­
waż autentyczność objawień Lourdzkich nie ulega
dziś najmniejszej wątpliwości, więc i ten szczegół
pewny jest i przemawia jak najbardziej na korzyść
nabożeństwa różańcowego. Dusza zatem ceniąca
sobie mało różaniec musi sobie z całą pokorą
powiedzieć, że jeszcze nie rozumie należycie Nie­
bieskiej swej Matki.
Jeżeli zwrócimy uwagę na zgromadzenia zakon­
ne dziś istniejące w Kościele, to zapewne niema
między niemi ani jednego, w którym by codzienne
odmawianie różańca nie było albo nakazane albo
przynajmniej zalecone, A przecież osoby zakonne
14
— 210 —

znają wiele innych sposobów oddawania się modlit­


wie, i między nimi sposoby bardzo urozmaicone.
Jeśli mimo to reguły zakonne zalecają różaniec
wszystkim, nawet najoświeceńszym członkom zakonu,
to widocznie widzą w nim nietylko jakby namiastek
modlitwy, albo modlitwę odpowiednią dla tych, którzy
myśleć nie umieją,—lecz sposób prawdziwie dosko­
nały, owszem jeden z najdoskonalszych oddawania
czci P. Bogu i Matce Najśw.
Jakże zresztą może ktoś wątpić o wielkiej
wzniosłości różańca świętego, kto dokładnie rozumie
istotę różańca pojętą wedle myśli samegoż Kościoła!
Nikomu nie potrzeba dowodzić, że „Ojcze nasz“
powtarzane w różańcu na początku każdego dzie­
siątka jest modlitwą nad wszystkie inne modlitwy
ustne doskonalszą i wznioślejszą. Wszak pochodzi
ta modlitwa w całości od Boskiego Zbawiciela naszego,
jak zapisano w Ewangelji św. I nie tylko jako mod­
litwa ustna jest ona doskonałą. Dusze obdarzone
łaską głębszej bogomyślności umieją w modlitwę
Pańską wkłodać treść niezmiernie głęboką, tak iż
ona staje się w ich ustach najszczytniejszą kontem­
placją. Św. Teresa z Avila twierdzi w jednym z dzieł
swoich, że znała osobę, która osiągnęła bardzo wyso­
kie stopnie bogomyślnego zjednoczenia z Bogiem
jedynie przez uważne, powolne i pobożne odmawia­
nie modlitwy Pańskiej. Czyż zresztą nawet każde
zosobna zdanie tej modlitwy nie może stanowić przed­
miotu najgłębszych bogomyślnych rozważań ? Nad
tym krótkim westchnieniem: Bądź wola Twoja —
rozmyślają dusze Bogu oddane całymi godzinami
z wielką pociechą i niemniejszym dla siebie pożyt­
kiem.
Kto pojmuje istotę doskonałej modlitwy, z roz­
koszą odmawiać będzie również tę krótką modlitwę:
— 211

„Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi św.“, która w ró ­


żańcu przeplata poszczególne dziesiątki. Czyż bowiem
można sobie wyobrazić modlitwę milszą P. Bogu nad
uwielbianie Jego nieskończonej doskonałości, zwła­
szcza gdy się to czyni w ścisłym zjednoczeniu z P.
Jezusem ? Wszak wybrani niebiescy wraz z aniołami
nic innego nie czynią i czynić nie będą w wiecz­
ności, jak opiewać chwałę Trójcy Przenajśw. tymi
właśnie lub podobnymi aktami. W tym też uwiel­
bianiu Boga znajdują własne swoje bezgraniczne
szczęście,
Nakoniec główną częścią składową różańca
świętego jest owo tak drogie wszystkim duszom
prawdziwie pobożnym „Zdrowaś M a r ia P ie r w s z ą
część tej modlitwy stanowią słowa wypowiedziane
przez archanioła Gabriela do Najśw. Marii Panny,
druga natomiast część jest w użyciu w Kościele św.
od niepamiętnych czasów. Nie ma więc po modlitwie
Pańskiej modlitwy czcigodniejszej i droższej dla
serca chrześcijańskiego. Gdyby komuś się zdawało
dziwnym, że podczas różańca, nawet gdy się go
odmawia wobec P, Jezusa wystawionego w Najśw.
Sakramencie, zwracamy się przede wszystkim do
Matki Najśw., a modlitwa Pańską i westchnieniem
„Chwała Ojcu“ jedynie przeplatamy wieniec pozdro­
wień anielskich, niech sobie przypomni zasadę wyłu-
szczoną w jednym z poprzednich rozważań, że chwała
Marii jest chwałą Bożą, — że pozdrawiając Matkę
Najśw., która wszak wszystkie swoje przywileje
otrzymała od nieskończonej dobroci Bożej, uwiel­
biamy Trójcę Przenajśw. i dziękujemy Jej za nie­
skończoną szczodrobliwość wobec świętej Bogarodzicy.
Gdy zaś w tej myśli odmawiamy pozdrowienia aniel­
skie, Najśw. Maria Panna przyłącza się z radością
14*
212 —

niewymowną do naszej modlitwy i wraz * nami


uwielbia Przenajśw. Trójcę.
Tak wzniosłą modlitwą jest różaniec święty,
nawet gdy się go bierze przede wszystkim jako
zbiór ustnych formułek. Lecz nie należy o tym zapo­
minać, że różaniec z ustanowienia swego i z woli
Kościoła św. ma być także modlitwą myślną. Odma­
wia się go przecież na uczczenie poszczególnych
tajemnic życia P. Jezusa i Matki Najśw., i to w tej
mvś1i, by jak najgorętszą podziękę złożyć Trójcy
Przenajśw. za dobrodziejstwo odkupienia i w ogól­
ności za wszystkie łaski, jakie wysłużył nam P. Jezus,
a których obecnie dostępujemy przez przyczynę
Jego Niepokalanej Matki,
Rozważania różańcowe mogą się odbywać spo­
sobem jak najprostszym, n. p. przez ofiarowanie
danej dziesiątki na uczczenie tajemnicy przypada­
jącej. Ci którzy nie zaznajomili się jeszcze bliżej
z życiem modlitwy wewnętrznej mogą poprzestać
na takim krótkim i prostym rozważaniu. Lecz
różaniec jest modlitwą dla wszystkich, więc również
dla orłów mistycznych, które w bogomyślności swojej
wznoszą się łatwo aż do stóp i do samego serca
Trójcy Przenajśw. Otóż dusze obdarzone łaską bogo­
myślności mogą przy odmawianiu różańca oddać
sie rozważaniu tych prawd Boskich, tych tajemnic
z życia P. Jezusa, które je najbardziej pociągają, a
powtarzanie modlitwy Pańskiej i pozdrowienia aniel­
skiego napewne nie będzie w tym rozważaniu stano­
wiło przeszkody, zwłaszcza jeśli się te ustne pacie­
rze odmawiać będzie z odpowiednią pobożnością i nad­
przyrodzonym namaszczeniem. Nawet ciche, jakby
milczące a miłosne pogrążanie się w Bogu, które
ezęsto stanowi modlitwę dusz bardzo już z Bogiem
zjednoczonych, nie jest niemożliwe przy odmawianiu
— 213 —

różańca- Gdy dusza otrzym ała łaskę bogomyślności,


formułki ustne, jakie z obowiązku odmawia, nie
stanowią zbyt wielkiej przeszkody dla jej obcowa­
nia z Bogiem. Choćby zresztą te formułki powta­
rzała chwilami jakby nieprzytomnie, będąc pogrą­
żona przede wszystkim w rozważaniu swoim, róża­
niec jej nic na tym nie straci, — owszem, tym pew­
niej trafi do stóp Jezusa i Marii.
Różaniec i z tego jeszcze względu jest m odli­
twą godną polecenia, iż bez większych trudności
używać jej można w chwilach fizycznego osłabienia
i wyczerpania, kiedy to niemożliwą staje się wszelka
modlitwa wymagająca znaczniejszego wysiłku myślo­
wego. Różaniec także coprawda jest modlitwą my ślną,
więc bez wysiłku myślowego niepodobna go odmó­
wić należycie i z pożytkiem, ale wystarcza przy nim
wysiłek bardzo umiarkowany. Rozwmżania tow arzy­
szące odmawianiu różańca dobrze już są znane pobo­
żnym chrześcijanom, więc zbyteczne są przy nim
mozolne rozumowania. I właśnie wśród takich pro­
stych a równocześnie wzniosłych rozważań Duch św-
wielkich rzeczy dokonuje w duszach.
Zapytasz może jeszcze, duszo pobożna, jaki
sposób odmawiania różańca milszy jest Matce Najśw.,
czy zwracanie uwagi na znaczenie słów, jakie się
wypowiada w pozdrowieniu anielskim i w modlit­
wie Pańskiej, czy raczej zupełne oddanie się właści­
wemu rozważaniu, tak iżby modlitwa ustna przy tym
stała się całkowicie mechaniczna... Otóż i ten ostatni
sposób odmawiania różańca nie jest bezwartościowy.
Wszak prawdziwie chwalą P, Boga nawet ci chrześ­
cijanie i członkowie zgromadzeń zakonnych, którzy
odmawiają tak zwane „pacierze kapłańskie“ czyli
brewiarz w języku łacińskim niezrozumiałym dla
siebie, ale za to mają wyraźną intencję uwielbienia
— 214 —

Majestatu Bożego. Wydaje się jednak rzeczą bardziej


zgodną ze świętą prostotą i z duchem doskonałej
modlitwy, by dusza rozmawiająca z Bogiem wie­
działa, do kogo mówi i co mówi. Jeśli to zatem dla
ciebie jest rzeczą możliwą, staraj się myśleć o tym,
co mówisz w różańcu. Jeśli przy tym Duch św- będzie
cię chciał wprowadzić na drogę głębszej bogomyśl-
nośei, zdoła tego łatwo dokonać łaską swoją. Będziesz
wówczas niejako myślała o dwóch rzeczach naraz,
o znaczeniu słów wypowiadanych i o tych tajemni­
cach, jakie Duch św. umysłowi twemu zechce poddawać.
Coraz głębsze wnikanie w rozumienie różańca
świętego i coraz większe upodobanie w tej modlit­
wie będzie znakiem pewnym coraz większego twego
postępu w życiu modlitwy, a tym bardziej w nabo­
żeństwie do Matki Najśw.
Postanów przeto dziś u stóp Matki Bożej Nie­
pokalanej, że na cześć Jej oraz na podziękowanie
P. Bogu za łaski i przywileje Jej udzielone codzien­
nie odmawiać będziesz z prawdziwą pobożnością
cząstkę różańca. Nie przerażaj się tym postanowie­
niem, albowiem w ciągu 15 minut albo i prędzej
zdołasz odmówić tę modlitwę, a korzyść z tego dla
ciebie niezmiernie będzie wielka- Gdyby ci się zaś
zdawało, że z jakiegokolwiek powodu tak długiego
nabożeństwa codziennie odprawiać nie możesz, przy
rzeknij przynajmniej, że jedną dziesiątkę napewno
odmówisz dla zjednania sobie szczególnej opieki
Matki Najśw.
Różaniec święty, jak zaświadczyć mogą dusz­
pasterze i przewodnicy dusz, zbawił już i do wyso­
kiej świętości doprowadził wielu chrześcijan. I dla
ciebie ta prosta a niezmiernie wzniosła modlitwa
stanie się zadatkiem zbawienia i wysokiej świątobli­
wości.
— 215 —

Przykład

Dnia 27 listopada 1870 r. nastąpiło przy uży­


ciu cudownej wody z Lourdes uzdrowienie pana
Hanąuet, z Leodjum, które on sam opowiada w na­
stępujący sposób:
Choroba moja trwała przeszło lat 10, w maju
zaś 1862 r- doprowadziła mnie do stanu najokrop­
niejszego W3'cieńczenia. Miałem wówczas lat 41.
Od lutego aż do dnia 6 lipca cały mój posiłek
stanowiła kawa i herbata. Spędziłem trzy lata na
łożu boleści nie mogąc się nawet o własnych siłach
obrócić na lewo lub na prawo." Przenoszono mnie
z łóżka na fotel tylko na pięć minut, i to zaledwie
co kilka tygodni. Nogi moje wychudłe i pozbawione
krwi były jakby zlodowaciałe.
Dnia 15 października 1869 r. odczytałem historję
Najśw. Panny z Lourdes skreśloną przez pana Las-
serre, a czytanie to obudziło w mym sercu wygasłą
oddawna nadzieję. W kilka tygodni później otrzy­
maliśmy wodę z Lourdes. Było to 27 listopada.
Około wpół do jedenastej godziny wieczorem,
gdy już wszyscy w całym domu udali się na spo­
czynek, brat mój odkorkował flaszkę i nalał mi całą
szklankę cudownej wody, którą natychm iast wypi­
łem. Następnie umaczał ręcznik w tej wodzie i na­
tarł mi nią plecy poczynając od karku. Kiedy do­
szedł do okolic serca, wydałem okropny jęk i za
cząłem charczeć, jak konający.
Brat mój sądząc, że już ostatnia dla mnie wy­
biła godzina, chce mnie okryć prześcieradłem, ja jed­
nak odrzucam je daleko, dotykam nogą ziemi, chwy­
tam się kurczowo łóżka, wydając rozdzierające krzyki.
Wkrótce jednak uczułem, że mi wraca życie. Więc
— 216 —

prostuję się, porywam płaszcz i zaczynam biegać po


pokojach, szalejąc niemal z radości. Brat mój wy­
szedł, aby zwołać całą rodzinę.
Obmywanie trwało około 5 minut, uzdrowienie
zaś moje dokonało się w przeciągu półtorej minuty.
Aż do trzeciej godziny rano wszyscy pozosta­
liśmy na nogach.
Odtąd do domu naszego zaczęło napływać mnó­
stwo osób, które pragnęły mnie zobaczyć. W prze­
ciągu pierwszych jedenastu dni musiałem przyjąć
około pięciuset gości i opowiadać każdemu szczegóły
mego uzdrowienia.
Doktorowie Termonia i Davreux twierdzą zgod­
nie, że pacjent ich był dotknięty rozmiękczeniem
mlecza pacierzowego. Dowody zaś tego upatrują
w zupełnym sparaliżowaniu wszelkiego czucia i ru-
phu, tudzież w stopniowym wycieńczeniu, które do­
chodziło aż do zupełnego zaniku sił. W tych w arun­
kach uzdrowienie, które nastąpiło po obmyciu wodą
z Lourdes w przeciągu półtorej minuty, i to tak, że
sparaliżowanie natychm iast ustąpiło, bez jakiejkol­
wiek rekonwalescencji, i że chory w mgnieniu oka
przeszedł ze stanu zupełnego wycieńczenia do stanu
zupełnego zdrowia, i że skóra przed tym czerwona
odzyskała dawny swój naturalny wygląd — uzdro­
wienie to w sposób naturalny wytłumaczyć się nie da.
Jest to fakt niesłychany w historii chorób kości
pacierzowej. H anąuet był zgubiony bez ratunku,
a zawdzięcza swe wyzdrowienie jedynie wodzie
z Lourdes.
Chwała Niepokalanej Dziewicy !
- 217
ROZDZIAŁ XXVI.
D ziecię M arii w o b e c N ajśw . E u c h a ry stii.

rzez Marię do Jezusa, — przez Jezusa do zjed­


noczenia z Trójcą Przenajśw., — oto hasło i pro­
gram tych, którzy za cel najwyższy życia swego uwa­
żają uświęcenie swej duszy...
Przez Marię do Jezusa— Tak I Albowiem celem
wszystkiego, przede wszystkim w życiu nadprzyro­
dzonym, musi być Bóg. Samaż Matka Najśw. nie
mogłaby uznać za prawdziwe dzieci swoje tych
dusz, któreby wzrok swój chciały zatrzymać wy­
łącznie na Niej, serce swe oddać Jej w tym znacze­
niu, iżby do P. Jezusa nie zmierzały albo zajmowały
się Nim tylko drugorzędnie. Byłoby to najfałszywsze
pojmowanie nabożeństwa do Matki Bożej.
Nie można kochać Marii, nie kochając Boskie­
go Jej Syna. Nie podobna celować w miłości dla
Matki Najśw., jeśli miłość ku P. Jezusowi nie potęż­
nieje w sercu bezustannie. Bo miłość Matki i Syna,
to jest w rzeczy samej jedna miłość—
Prawdziwa miłość do Boskiego Zbawiciela na-
• szego musi się wyrażać tu na ziemi wielkim nabo­
żeństwem do Najśw. Eucharystii, w której przecież
Jezus jest obecny we własnej osobie, z całą swą bez­
graniczną miłością dla niewdzięcznego rodzaju ludz­
kiego. Przenajśw. Sakram ent Ołtarza jest dla wszyst­
kich dusz oddanych szczerze Bogu ośrodkiem po
bożności i całego węwnętrznego ich życia. Wielce
dziwną byłoby rzeczą, gdyby dusza jakakolwiek
spragniona zjednoczenia z Boskim Zbawicielem szu­
kała Go gdzieś daleko, może na niebieskim tronie,
gdy On przebywa rzeczywiście w jej sąsiedztwie,
może w tym samym z nią domu zakonnym-
— 218 —

Po dziś dzień, gdy uniesiony szaleńczą pychą


świat, niczego uznać nie chce, co wprost pod zmysły
nie podpada, więc również z lekceważeniem odnosi
się do rzeczywistej obecności P. Jezusa w Najśw.
Eucharystii, znieważając Go nie rzadko swymi bluź-
nierstwy, tym częściej i z miłością tym tkliwszą
wszystkie dusze Boga miłujące i dbające o Jego
chwałę winny się zwracać do Najśw. Eucharystii,
wnikając coraz głębiej w zrozumienie tej tajemnicy
i zapalając się coraz gorętszą miłością ku najpięk­
niejszemu ze synów ludzkich w niej ukrytemu.
Z pociechą można stwierdzić, że istotnie nie­
mała liczba dusz świętych łub dążących usilnie do
świętości dotrzymuje towarzystwa P. Jezusowi eucha­
rystycznemu, myśląc o Nim często w miejscu pracy
swojej, spiesząc po kilkakroć w ciągu dnia do stóp
Najśw. Sakramentu, i przyjmując ukrytego w hostii
Zbawiciela jak najczęściej, nawet codziennie. Gorliwe
dzieci Marii stale należą do tej błogosławionej g a r ­
stki. Nie ulega wątpliwości, że miłosne hołdy dusz
wybranych wynagradzają P. Jezusowi w bardzo wiel­
kiej mierze za zniewagi wyrządzane Najśw. Eucha­
rystii przez bezbożnictwo i przez grzeszników.
Pewnym też jest, że i aniołowie niebiescy wraz
ze wszystkimi uczestnikami chwały wiecznej uważają
sobie za obowiązek uwielbiać Słowo Wcielone uk ry ­
wające się na ołtarzach naszych. Tym mniej więc
nie należy sądzić, że Jezus Eucharystyczny jest
opuszczony lub że nie odbiera tej chwały, jaka się
Boskiej Jego osobie należy. Najważniejsza jednak
jest ta okoliczność, że hołdom oddawanym P- Jezu­
sowi ukrytem u w hostii św. przez niebian i przez
dusze święte na ziemi przewodniczy samaż Najśw.
Matka Jezusowa. A przecież jedna modlitwa Królo­
wej wszystkich Świętych więcej waży wobec Jej Bo-
— 219 —

skiego Syna, niż wszystkie razem hołdy płynące


z królestwa Bożego na niebie i na ziemi do stóp
Bożych.
Najśw. Maria Panna była na ziemi pierwszą
adoratorką Najśw, Sakramentu, gdyż niewątpliwie
bywała obecna na Najświętszej ofierze odprawianej po
śmierci P. Jezusa przez Jana św- czy innych Apo­
stołów. Jak niewymownie wzniosłym sposobem słu­
chała każdej Mszy św., tego my grzeszni tylko zlek-
ka domyślać się możemy. Nikt z wierzących chrze­
ścijan nie wątpi o tym, że nigdy żadna dusza
ludzka nie wniknęła tak głęboko w istotę Mszy św.,
jak Niepokalana Matka Jezusowa. Co się działo
w duszy Matki Bożej w chwili, gdy przyjmowała
Boskiego swego Syna w Komunii Św., o tym i mówić
nam nędznym nie wypada, gdyż tajemnice te prze­
chodzą pojęcie grzesznego człowieka. Nie sądzimy,
by nabożeństwom Matki Bożej odprawianym u stóp
Jezusa eucharystycznego towarzyszyły stale uniesie­
nia i nadziemskie pociechy Kaczej skłonni jesteśmy
mniemać, że wszystko odbywało się wśród najgłęb­
szej wewnętrznej ciszy i z prostotą największą. Lecz
nie podobna wątpić o tjrm, że Komunie Matki Najśw.,
Msze św., w których uczestniczyła, jakoteź adoracje
Jej u stóp Najśw. Eucharystii były najwznioślejszy­
mi tajemnicami, jakie kiedykolwiek zachodziły lub
zachodzić mogą między Bogiem a jakąkolwiek duszą
ludzką.
Jedno jest bezwzględnie pewne, że mianowicie
Najśw. Maria Panna ponad wszelkie pojęcie nasze
miłuje Boskiego swego Syna ukrytego w Najśw.
Eucharystii, że zatem pragnie Go otoczyć najtkliw­
szą miłością we wszystkich tych przybytkach, w któ­
rych raczy przebywać na ziemi. Że jednak sama nie
jest wszędzie obecną, więc oczekuje od umiłowanych
— 220 —

dzieci swoich na ziemi, by dotrzymywały towa­


rzystwa P. Jezusowi na ołtarzach obecnemu, by Go
tam miłowały prawdziwie ze wszystkich sił i dowo­
dziły tej miłości przez częste i jak najgodniejsze
przyjmowanie Ciała Pańskiego. Wielki żal miałaby
Matka Najśw. do każdej duszy, któraby sobie nie
uważała za święty obowiązek uwielbiać jak najczęś­
ciej P. Jezusa w Eucharystii św. obecnego,..
Czy pojmujesz to, duszo pobożna? Czy domy­
ślasz się, do jakiego stopnia zależy Matce Najśw. na
nabożeństwie twoim do Najśw. Sakramentu? Czy już
dość jasnym jest dla ciebie, że do najlepszych dzieci
Marii napewne nie naleŻ3'sz, jeśli miłość twoja dla
Najśw. Eucharystii jest raczej wątpliwa?. . jeśli
zwłaszcza nie umiesz jej stwierdzać czynami?...
Jak dalece łączyć się powinno w każdej duszy
chrześcijańskiej nabożeństwo do Najśw. Sakramentu
z miłością dziecięcą do Matki Bożej, to wynika rów­
nież ze znanego już powszechnie faktu, iż w cudow­
nym Lourdes, a przez Lourdes w całym świecie ka­
tolickim, nabożeństwa eucharystyczne rozwijają się
równo z nabożeństwami ku czci Marii Niepokalanej-
Dlaczegóż nabożeństwa majowe odprawiają się we
wszystkich kościołach z wystawieniem Najśw. S akra­
mentu? Dlaczego w październiku nakazał Ojciec św.
Leon XIII w czasie nabożeństwa różańcowego uro­
czyste wystawienie Najśw. Sakramentu? Wszystkie
te święte zwyczaje wprowadzono oczywiście w tym
zamiarze, by wpoić jak najgłębiej w serca chrześci­
jańskie tę prawdę, że przez Marię trzeba iść do
Jezusa.
Duszy prawdziwie oświeconej w rzeczach Bożych
nie potrzeba zresztą dopiero przymuszać do tego,
by łączyła w jedną nierozdzielną całość miłość
swą dla Jezusa i Marii. Ona czuje nieodpartą po-
— 221 —

trzebę zwracania się co chwila do Matki Najśw-


z.prośbą o wspomożenie jej niedołęstwa w służbie
Bożej, w szczególności w czasie modlitwy- Cóż bo­
wiem ma uczynić ta dusza, gdy pragnie jak najgłę­
biej uczcić P. Jezusa w Najśw. Sakramencie, a czuje
się tak rozproszoną i nędzną, iż prawie boi się sta­
wać w obecności Najśw. Eucharystii? Albo co ma
czynić, gdy w czasie Mszy św. pozostaje w stanie
takiego odrętwienia, jakby wiary nie miała w święte
tajemnice Ołtarza? I w końcu, gdy w chwili przyję­
cia Komunii św. nic nie czuje i tylko zmusza się
do wiary w obecność P. Jezusa w hostii św., do kogo
uda się o pomoc, skoro najświatlejsi przewodnicy
duchowni tego jej stanu wewnętrznego nie zdołają
zmienić?... Lecz oświecone dziecię Marii wie, co wów­
czas wypada mu czynić. Prosi z niewzruszoną ufno­
ścią Matkę swoją niebieską, by doskonałością swoich
uwielbień, swego dziękczynienia i swojej niepojęcie
wielkiej miłości ku P. Jezusowi zadośćuczyniła za
wszystkie braki w nabożeństwach biednego swego
dziecka. I jest już spokojna, że stanie się wedle jej
modlitwy, i że Jezus Eucharystyczny najzupełniej
będzie zadowolony z jej nabożeństw i z jej miłości.
I z tej też przede wszystkim pobudki zaleca
Kościół św, wiernym, by modlitwy swoje naj­
częściej zanosili do Boga przez pośrednictwo Matki
Bożej, ponieważ Ona uzupełni świętością mo­
dlitw swoich te niezliczone braki, jakie oko Boże
odkrywa we wszystkich naszych nabożeństwach,
choćby zresztą bardzo szczerych i miłością gorącą
natchnionych.
Postanów przeto dzisiaj dla większej radości
Matki swojej niebieskiej, że przynajmniej w każdy
czwartek, jako w dzień poświęcony w sposób szcze­
gólny czci Najśw. Sakramentu, zbadasz sumienie
— 222 —

swoje, czy kocftasz dostatecznie P. Jezusa ukrytego


w Najśw. Eucharystii, — czy może zbyt daleko nie
trzymasz się od tego źródła życia Boskiego, — i czy
ta oziębłość twoja nie jest powodem licznych twoich
upadków i ogólnej twej duchownej nędzy.

Przykład,

Rok 1872 był rokiem wielkich pielgrzymek do


Lourdes. Przepełnione pociągi zdążały tam jeden za
drugim. Roczniki Lourdzkie wykazują całe setki
uzdrowień w przeciągu krótkiego czasu, a między
nimi niektóre bardzo wybitne, zwłaszcza że znako­
mici lekarze potwierdzili te fakta. Oto jeden z nich:
Leonia Chariron z Lormes opowiada uzdrowie­
nie swoje tymi słowy: Do trzydziestego roku życia
nie znałam żadnej choroby. Tymczasem w r. 1866
po kilkutygodniowej słabości, z której nie zdawałam
sobie sprawy, dostałam gorączki. Oddech stał się
ciężki a nogi wypowiedziały posłuszeństwo. Nie mo­
głam żadnego ruchu wykonać bez bólu, tak iż mu­
siałam się położyć. Dr. Gagnard stwierdził ropienie
kości pacierzowej silnie już rozwinięte Leczenie
kilkoletnie w kąpielach morskich i w Paryżu nie
sprawiło najmniejszego polepszenia... Raz jeden
tylko doznałam nieco ulgi, a to wskutek nowenny
odprawionej do Najśw. Panny z Lourdes Wtedy po­
wzięłam przekonanie, że nikt inny mnie nie uzdrowi,
tylko Matka Najśw. Pełna więc wiary i ufności w Jej
potęgę postanowiłam udać się do Lourdes, Było to
trudne zadanie dla takiej jak ja chorej, która o włas­
nej sile nie mogła uczynić kroku..,
Przybyłam do Lourdes w poniedziałek 19 lipca.
Nazajutrz zawieziono mnie do kaplicy, gdzie wysłu­
chałam Mszy św-
— 223 — '

W środę, po Komunii św., sprowadzono mnie


do sadzawki, gdzie byłam naocznym świadkiem wielu
cudów. Zaledwie dotknęłam się zimnej wody, sama,
bez niczyjej pomocy wyskoczyłam z niej natychmiast,
ku wielkiemu zdziwieniu mej ciotki, która mi towa­
rzyszyła Byłam uzdrowiona zupełnie. Zaczęłam cho­
dzić swobodnie i lekko, choć z pewną obawą. W na­
stępne dni byłam na Mszach dziękczynnych, a po
tygodniu z radością i wdzięcznością w sercu wróci­
łam do domu. Lekarz mój nie mógł ochłonąć ze
zdziwienia i nie chciał wierzyć własnym oczom.
Przekonawszy się jednak o mym zupełnym uzdro­
wieniu, rzekł do mnie głosem stanowczym: Kiedy
choroba tak niebezpieczna i zawikłana, której nie
mogła usunąć staranna opieka mistrzów nauki, —
gdy choroba ta, która jak dotąd, ciągle się wzmagała
i rozwijała, teraz nagle przez zanurzenie chwilowe
w zimnej jak lód wodzie, ustąpiła bez śladu, trzeba
rzec: Bóg ją usunął... a ja dodać muszę: Cudem!...
Od tego czasu minęły już dwa lata, dodaje sa­
ma uzdrowiona, a choroba nigdy się nie powtó­
rzyła. Jestem wprawdzie, jak i dawniej dość wątła,
tak samo zbudowaną, ale garb zniknął zupełnie, jak
i całe poprzednie cierpienie...
^D r. Gagnard streszcza w kilku słowach w ra­
żenie i sąd o chorobie panny Chartron w nastę­
pujący sposób:
Uzdrowienie natychmiastowe panny L, C hart­
ron w Lourdes jest z największą pewnością cudem !
Możnaby zażądać od najpoważniejszych i najbardziej
doświadczonych lekarzy, aby wytłumaczyli uzdro­
wienie panny Chartron w jednej chwili, z choroby
w najwyższym stopniu rozwoju, która ją doprowa­
dziła do zupełnego sparaliżowania i gorączki, z rów­
noczesnym ropieniem sześciu kręgów pacierzowych,—
— 224 —

a oświadczą oni jednozgodnie, że jest to jeden jedy­


ny wypadek w nauce...
Maria Niepokalana i w tym wypadku okazała
się nieskończenie potężniejszą Lekarką, niż całe za­
stępy uczonych.

ROZDZIAŁ XXVII.
M aria w p ro w a d z a d ziec i sw o je w z ro z u m ie n ie
ta je m n ic M ęki Jezu so w ej

fjp § |ó ż mają wspólnego Najśw. Męka Jezusowa, tak


l l l i j l przerażająca w swoich szczegółach, z nabożeń­
stwem do Najśw. Dziewicy, które przedstawia się
duszy jako sama słodycz i miłość najktliwsza ?...
A jednak nie ma szczerego, głębszego nabożeństwa
do Matki Bożej, bez miłości szczególnej do ukrzy­
żowanego Zbawiciela. Miłość Jezusowa i miłość ku
Jego Niepokalanej Matce zlewać się muszą w jedno
wielkie niepodzielne uczucie,— a znowu niepodobna
odłączyć Boskiej owej tragedji, która się rozegrała
aa Kalwarii, od osoby Zbawiciela naszego.
W jakiejkolwiek chwili Jej życia przypatrujem y
się Matce Bożej, zawsze pociąga Ona z siłą nieod­
partą serca nasze, bo wszędzie przyodziana jest bla­
skiem swego Niepokalanego Poczęcia, jakby uoso­
bienie nadprzyrodzonej piękności. Lecz nie będzie
w tym przesady, jeśli powiemy, że Maria stojąca
jakby skamieniała z boleści pod krzyżem albo trzy ­
mająca na łonie swoim zwłoki jedynej swej Miłości
jest w oczach wszelkiej duszy pobożnej jeszcze b a r­
dziej godna miłości- Ze współczucia rodzi się miłość
jakby "sama przez się..."
— 225 —

W niepojętym męczeństwie Matki Najboleśniej­


szej pod krzyżem podziwiamy przede wszystkim
umiłowanie przez Nią woli Ojca Niebieskiego i wypły­
wający z tego umiłowania pokój nadziemski. Poboż­
ność chrześcijańska nie umie sobie wyobrazić, by
Matka Najśw. w jakiejkolwiek chwili Męki Jezuso­
wej okazała się niespokojną, zmieszaną, przesadnie
przerażoną lub podległą innym podobnym uczuciom
niedoskonałym. Przeciwnie, wraz ze wszystkimi
teologami i świętymi pisarzami była zawsze i jest
przekonana powszechna opinja chrześcijańska, że
usposobienie Matki Bożej Bolesnej wyrażało się naj­
doskonalszą i nigdy nie przerwaną zgodą na wszystko,
co względem Najmilszego Jej Syna postanowił Ojciec
Przedwieczny. Tak! Albowiem Maria rozumiała tajem­
nicę Męki Jezusowej głębiej, niż ktokolwiek z ludzi
lub aniołów..
Tajemnica Męki Jezusowej,—tajemnica krzyża...
Cóż znaczy to dziwne słowo ? To istotnie prawdziwa
tajemnica, zwłaszcza dla pogrążonego w niskim
używaniu świata. Czyż wedle świadectwa św- Pawła
Chrystus ukrzyżowany nie był dla pogan głupstwem
i zgorszeniem ?... A spomiędzy dzisiejszych pogan,
może ochrzczonych, czyż wielu nie spogląda na
wizerunek Jezusa ukrzyżowanego z lekceważeniem,
jeśli nie ze wstrętem i pogardą? Nie mogą pojąć,
dlaczego obraz tak poważny i przerażający stawia
się im przed oczy... dlaczego mąci się im radość
życia... Nie pojmują zupełnie tajemnicy krzyża.
I trzeba przyznać, że bez szczególnej łaski
Bożej człowiek żaden nie zdoła ani uwierzyć w głę­
bokie znaczenie Męki Jezusowej ani rozmiłować się
w niej. Tak dalece cała treść tej Męki świętej sprze­
ciwia się zwykłej ludzkiej mądrości- Niemało trudu
poświęcić muszą pracownicy ewangeliczni w krajach
15
— 226 —

misyjnych na wytłumaczenie neofitom znaczenia


całej Męki Zbawiciela naszego, a niejeden poganin
zarozumiały zapewne wyrzekł się chrztu świętego
wobec tak trudnej do pojęcia nauki o odkupieniu
ludzkości przez śmierć Syna Bożego na Kalwarii.
Zrozumienie tej tajemnicy jest łaską, którą jedynie
Bóg może dać duszy, — którą ona sobie u Boga
winna wyprosić. O własnych siłach nigdy jej nie
przeniknie...
A jakże biedni są wszyscy, którzy tajemnicy
krzyża nie pojmują! Całe życie ziemskie, a zwłaszcza
boleśniejsze jego szczegóły, stanowią dla nich nie-
rozwiązalną zagadkę. Dlaczego tyle męki bezuży­
tecznej i niepotrzebnej w tym życiu? pytają co
chwila... Jaki jest sens ludzkich cierpień ? Kto
i w jakim celu wprowadził cierpienie w życie ludz­
kości ? Te i inne podobne pytania mnożą się w nie­
skończoność w umyśle człowieka, który nie rozumie
znaczenia krzyża Chrystusowego, całej Jego Prze-
najśw. Męki. A gdy na te wątpliwości nie znajduje
odpowiedzi, jakże może czuć się szczęśliwym na ziemi?
Po samym Zbawicielu naszym najgłębiej pojęła
tajemnicę wyniszczenia Jezusowego przez mękę
i śmierć Matka Jego Najboleśniejsza, która w tym
wyniszczeniu miała tak wybitną cząstkę, iż zasłu­
żyła na tytuł Wspólodkupicielki rodzaju ludzkiego.
Nie kto inny, tylko sam P. Jezus wprowadził Ją
w zrozumienie tej świętej tajemnicy w rozmowach,
jakie miewał z Niepokalaną Matką Swoją w Nazaret.
Prócz tego jeszcze w chwili zesłania Ducha św.
otrzym ała Matka Najśw- tak niepojęcie wzniosło
oświecenie co do wszystkich tajemnic wiary świętej,
że mogłaby z tej obfitości obdarzyć hojnie samychźe
.aniołów i wszystkich wybranych w niebie.
Jeśli wszakże mieszkańcy nieba nie potrzebują
— 227 —

już oświeceń dodatkowych, oglądając w Bogu z całą


jasnością tajemnicę odkupienia, to dusze pielgrzy­
mujące jeszcze w ciemnościach i w cieniu śmierci
tu na ziemi jak najbardziej potrzebują światła z nieba
do zrozumienia tajemnicy krzyża. Najobficiej o trzy­
mują je ci, którzy od stóp Matki Bożej nie odstę­
pują. Kochające dzieci Marii należą w tej liczbie
do uprzywilejowanych.
j^j fG d y dziecię Marii spogląda w duchu na Jezusa
ukrzyżowanego i na stojącą u stóp krzyża Matkę
Najboleśniejszą,—gdy w duchu żywej wiary widzi
w Męce i śmierci Jezusowej zadośćuczynienie za nie­
prawości ludzkie, i dowód niepojętej miłości P. Jezusa
ku Ojcu Przedwiecznemu,— gdy uświadamia sobie
tę prawdę, że Jezus jest pierwowzorem, do którego
musi się upodobnić każda dusza chrześcijańska, aby
tak wraz ze Zbawicielem swoim weszła do chwały
wiecznej,—odrazu pojmuje, dlaczego ma iść przez
życie drogą krzyżową. Nawet nie chciałaby iść inną
drogą. Niespokojną byłaby, gdyby zbyt łatwo i mile
płynęło jej życie...
Dziecię Marii jedyny sens życia upatruje w mi­
łości coraz gorętszej ku Bogu. Lecz ceni sobie tylko
miłość, która umie być ofiarną, cierpliwą, mężną,
bohaterską w razie potrzeby. Dla niego ideałem miło­
ści najdoskonalszej ku Bogu i ku ludziom jest Jezus
ukrzyżowany. Kocha Go bez granic, więc chce za
wszelką cenę upodobnić się do Niego, jak we wszyst­
kim innym, tak też w znoszeniu nieustannym cier­
pień i upokorzeń. Miłość i cierpienie zlewają się
w pojęciu oświeconego dziecka Marii prawie w jedno.
Ale miłość góruje w jej usposobieniu nad wszystkimi
innymi uczuciami. Miłość opromienia wszystkie jego
cierpienia. Te ostatnie chwilami giną prawie w do­
skonałej miłości.
15'
— 228 —

Tak rozumieją dzieci Marii tajemnicę krzyża


i męki Jezusowej, Jest to dla nich przede wszystkim
miłość,—miłość bezgraniczna ku Bogu i ku ludziom,
miłość przeradzająca się w największą, nieskończoną
chwałę Trójcy Przenajśw-, — miłość majaca zjedno­
czyć na wieki nędznego człowieka z Bogiem Nie­
skończonym ,— miłość która już w doczesnym życiu
niewymownie uszczęśliwia duszę, a w wieczności ma
ją pogrążyć w niezgłębionym oceanie szczęśliwości.
Wszechpotężna jest Matka Najśw. przez swoje
wstawiennictwo, lecz cenniejszej łaski nie może prawie
wyjednać dzieciom swoim, jak to właśnie tak głębo­
kie zrozumienie tajemnicy krzyża i męki Boskiego
swego Syna. Gdy ta łaska dostała się duszy w udziale,
nic jej już w życiu nie oderwie od stóp Jezusa
i Marii. Nie będzie się już lękała żadnych ofiar
w służbie Bożej i w walce duchowej, gdyż miłość
mocniejsza nad śmierć uzdolniła ją do spełniania
najtrudniejszych rzeczy dla Boga. A gdyby nawet
chwilami męstwo jej ustawało, zwróci się wedle
Zwyczaju swego do Marii i natychmiast otrząśnie się
ze swej słabości.
Głębokie zrozumienie tajemnicy męki Jezuso­
wej jest dzieciom Marii jak najbardziej potrzebne.
Ponieważ te dusze należą zawsze do bliskich przy­
jaciół Najśyr. Serca Jezusowego, a bliskich Swoich
Zbawiciel zwykł zabierać ze Sobą do ogrojca i aż
na Kalwarię,—owszem, nawet na krzyż je pociąga
ku Sobie, — przeto potrzeba im męstwa daleko więk­
szego niż chrześcijanom, którzy idą li tylko drogą
przykazań Bożych, nie czując powołania do dosko­
nalszego oddania się Bogu Z głębszego zrozumienia
męki Jezusowej, gdy to znaczenie jest dziełem Ducha
św., wypływa zawsze niezwykłe męstwo w znoszeniu
cierpień.
229 —

Jeśli więc twoje nabożeństwo do Matki Bożej


ma się rozwijać w duchu Jezusowym, stawaj codzien­
nie, duszo pobożna, przynajmniej w czasie Mszy św.,
obok Matki Najboleśniejszej na Kalwarii, aby wraz
z Nią i w Jej duchu łączyć się z Niepokalaną Ofiarą
Nowego Zakonu, oraz oddawać się ukrzyżowanemu
Zbawicielowi na uczestnictwo jak najwydatniejsze
w Jego Najśw. Męce. Im więcej cierni napotykasz na
drodze swego życia, tym częściej winnaś obejmować
najświętsze stopy Marii Najboleśniejszej i przybite do
krzyża stopy Jezusowe. Tylko w Najśw. Ranach Jezu­
sowych i w przebitym Sercu Jezusowym znajdziesz
przez przyczynę Królowej Męczenników męstwo wy­
starczające do ciągłego wspinania się na górę dosko­
nałości ewengelicznej. Na te mistyczne szczyty wie­
dzie bowiem ścieżyna wielce niewygodna i wąska,
stroma przy tym i nie wolna od różnych niebezpie­
czeństw.
Nie tylko o zbawienie ale i o uświęcenie wyso­
kie duszy chrześcijańskiej można być zupełnie spo­
kojnym, gdy się w niej spostrzega głębokie nabo­
żeństwo do Jezusa ukrzyżowanego i do Najboleśniejszej
Jego Matki. Natomiast bez tej cechy pobożność wszelka
jest natury wielce niepewnej, a w każdym razie jest
raczej powierzchownym uczuciem, niżeli utrwaloną
cnotą.
Jak więc kochasz różaniec święty i starasz się
go odmawiać codziennie lub przynajmniej często, tak
miej w wielkim poszanowaniu nabożeństwo Drogi
Krzyżowej, odprawiając ją w wolniejszych chwilach
albo w kościele albo przed krzyżykiem opowiednio
poświęconym. A w czasie tej Drogi Krzyżowej trzy ­
maj się nieprzerwanie w towarzystwie swej Matki
Niebieskiej, albowiem Ona najgłębiej wprowadzi cię
w zrozumienie Męki Jezusowej i wyjedna ci łaskę
— 230 —

mężnego zdecydowania się na wspólcierpienie z Je­


zusem.
Przykład.

Nie tylko katoliccy ale i protestanccy lekarze


uznają uzdrowienia w Lourdes za wypadki nadzwy­
czajne.
1 tak dr. Thorens, protestant, lekarz w biurze
dobroczynności, i dr. Mac Geven, również protestant,
stwierdzają uzdrowienie Jamesa Tonbridge’a. Był on
dotknięty tak zwaną chorobą Potta, połączoną
z wrzodami i ranami. Po długich cierpieniach płuca
także zostały zajęte, o czyni świadczył ciągły kaszel,
tak iż należało się obawiać rychłego końca.
Przyjechawszy do Lourdes dnia 20 sierpnia
1879 r, został on przyniesiony na noszach do groty,
a następnie do sadzawki. Tam uczuł jakby ogień,
który go całego przeniknął Jakaś moc niezwykła
wstrząsła nim tak, że się podniósł, ubrał się sam
i zaczął chodzić bez niczyjej pomocy.
Tonbridge przyjechał leżąc w wagonie, nie­
zdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu, a od­
jeżdżał idąc pieszo na kolej i niosąc sam swe rze­
czy. Chód jego był już pewny i śmiały. Na jego wi­
dok żona zemdlała. Ci co go widzieli jadącego w sta­
nie bliskim śmierci, a teraz ujrzeli zdrowego, biegli
za nim przez całą ulicę Reine-Hortense, aby się
przekonać, czy nie ulegają złudzeniu.
Gdy zapytano Tonbridge’a w Paryżu, co leka­
rze powiedzieli na jego uzdrowienie, odpowiedział:
Dr. Thorens, protestant, który mi dał świa­
dectwo, rzekł: Jesteś uzdrowiony, tym lepiej dla cie­
bie... Był on zawsze bardzo dobry dla mnie. Dr. Mac
Geven, także protestant, również bardzo się ucie“
szył moim wyzdrowieniem. Inny jednak lekarz, któ­
231 —

rego nazwisko wolę zamilczeć, był bardzo zdziwiony


i niezadowolony. Zapytał mnie, czym się wyleczy­
łem, a ja mu na to: Matka Najśw. mnie uzdrowiła.
To niepodobieństwo! — zawołał, — cudów nie
ma, są tylko głupstwa. Przyznaj się, żeś używał
jakichś lekarstw.
Wiesz pan dobrze, odrzekłem, żem już żadnych
lekarstw nie zażywał, Sama Najśw. Panna mnie
uzdrowiła i to w jednej chwili.
Jesteś oszustem! — Idź sobie ze swoją Matką
Boską! — zawołał z gniewem i wyrzucił mnie za
drzwi.
Rozpłakałem się z powodu takiego postępowa­
nia ze mną, tym bardziej, źe wiele osób było świad­
kami tej sceny. Jeden z nich, pastor protestancki,
zbliżył się do mnie, a zapytawszy o szczegóły mego
uzdrowienia, odpowiedział: Wiara twoja cię uzdrowiła.
Tak ! Matka Najśw. uzdrowiła Tonbridge’a, jak
uzdrowiła tysiące innych chorych w Lourdes i uzdra­
wia do dnia dzisiejszego.
Żaden lekarz kochający prawdę nie może temu
zaprzeczyć.
Zupełnie więc zrozumiałą rzeczą jest, że dr. Ver-
gez, który był częstym świadkiem tych — rzec by
można — zmartwychwstań, rzekł;
Jeżeli mnie kto zapyta, co widziałem w Lourdes,
odpowiem: Zbadałem fakta autentyczne, wyższe nad
wszystko, co zdziałać może n au k a,— widziałem dzieła
Boże, cuda, — i dotykałem się ich...
Jakże więc zaślepieni muszą być ci, którzy
również dotykali się niejako cudów Bożych w Lourdes,
ale przed Bogiem nie chcą się ukorzyć!...
- 232 —

ROZDZIAŁ XXVIII.
N a b o ż e ń s tw o d o M atki B ożej a s z c z e g ó ln a m iłość
ku p e w n y m Ś w iętym .
|zy nabożeństwo dziecięce, niezwykle tkliwe do
Matki Najśw. nie powinno być w pewnym zna­
czeniu wyłączne, tak iżby dusza rozmiłowana praw ­
dziwie w swej niebieskiej Matce nigdy prawie o nic
nie prosiła nikogo ze zwyczajnych Świętych ani wo-
góle nie zajmowała się nimi w sposób szczególny,
tylko zawsze i wszędzie miała w sercu i na ustach
Najświętsze imię Marii?... Spotyka się istotnie ten
rodzaj wyłącznego nabożeństwa do Matki Bożej. Nie
sądzimy jednak, żeby ta wyłączność była czymś istot­
nym i koniecznym w stosunku duszy pobożnej do
Matki Najśw. Owszem, skłonni jesteśmy do twier­
dzenia, że najdoskonalsze nabożeństwo do Matki
Najśw. nie wykazuje tej cechy.
Zlekka porusza to zagadnienie w życiorysie swo­
im Św- Teresa od Dziec- Jezus. Wyraża Święta zdzi­
wienie, że pewne osoby pobożne przypuszczają, jakoby
chwała Matki Bożej w niebie była tak wielka,
iż przyćmiewa całkowicie chwałę zwyczajnych Świę­
tych, podobnie jak światłość słoneczna usuwa w cień
wszystkie gwiazdy. Nie, odpowiada, — to niemożliwe!
Raczej jestem przekonana, że chwała niebieska każ­
dej duszy wybranej w niebie uwydatnia się niejako
jeszcze silniej, nabiera nowego blasku i natężenia
właśnie przez obecność Matki Najśw. w niebie, a to
z tej prostej przyczyny, że chwała Matki jeśt chwałą
Jej dzieci, i naodwrót chwała każdego dziecka Marii
w niebie przyczynia się do tym większego uwielbie­
nia Najświętszej Bogarodzicy.
To jest niewątpliwie sposób myślenia n ajb ar­
dziej Boży. Jeśli bowiem w stosunkach ludzkich in te­
— 233 —

resy jednostek bardzo często są sobie przeciwne, je­


den drugiemu staje na zawadzie, to nigdy i w żad­
nym wypadku nie wolno tego ujemnego stanu rze­
czy przenosić niejako do królestwa Bożego. Tam nikt
nikomu przeciwnym nie będzie. Tam bezwarunkowo
wykluczone będą wszelkie antagonizmy, gdyż w nie­
bie dla jednej jedynej sprawy wszyscy żyją, jednego
wszyscy pragną, w jednej jedynej rzeczy znajdują
swoje uszczęśliwienie, a jest nią jak największa
chwała Boża...
A skoro o takiej najdoskonalszej harmonii mię­
dzy członkami królestwa niebieskiego nikt wątpić
nie może, to dlaczegóż mielibyśmy przypuszczać, że
Matka nasza niebieska bierze nam za złe tu na ziemi
szczególne nabożeństwo do pewnych Świętych? Czyż­
by Ona, Królowa wszystkich Świętych była w tym
znaczeniu zazdrosna? Albo czy miłość wielka ku
pewnym Świętym musi koniecznie oznaczać równo­
czesną oziębłość dla Najśw. Matki Jezusowej? Twier­
dzeń takich nie wolno lekkomyślnie stawiać.
Najśw. Maria Panna jako Współodkupicielka
rodzaju ludzkiego, ma z pomiędzy wszystkich dzieci
Bożych najwybitniejszy udział w dziele zbawienia
i uświęcenia ludzi. Rola Jej w królestwie Bożym jest
tak wyjątkowa, że wogóle nie wolno jej porównywać
z zadaniem i/powołaniem któregokolwiek ze Świę­
tych w Kościele. Lecz ta prawda niewątpliwa by­
najmniej nie przekreśla innej, że mianowicie Świę­
ci ukazują się na firmamencie Kościoła nie przy­
padkowo, lecz że wzbudza ich dla poszczególnych
krajów i poszczególnych epok sam Duch św., prze­
znaczając każdego z nich do spełnienia wielkich
i ważnych zadań w królestwie Bożym na ziemi. Przede
wszystkim mają Święci pełnić jakby rolę aniołów-
stróżów dusz ludzkich, razem z tymi duchami n ie­
— 234 —

bieskimi, którzy niewidzialnie nad nami czuwają.


Mają uzupełniać rolę właściwych aniołów-stróżów,
którzy jako duchy niewidzialne nie mogą człowie­
kowi służyć przykładem życia cnotliwego ani tak
silnie zwykle nie pociągają serc ludzkich, takiego
zaufania nie wzbudzają, jak ci słudzy Boży, którzy
niedawno borykali się na ziemi z tymi samymi tru d ­
nościami, przez iakie my obecnie przechodzimy.
Więcej jeszcze można powiedzieć... Ponieważ
z jednej strony rozmaici Święci znani są w Kościele,
a z drugiej strony rozmaite są potrzeby dusz ludz­
kich, bo rozmaitymi drogami Opatrzność Boża pro­
wadzi je przez życie i różne trudności każe im zwal­
czać, więc w odwiecznych planach Bożych niewąt­
pliwie każdy ze Świętych przejrzany był dla pew-
wnych dusz. Nieskończona mądrość Boża na pewno
chce zbliżenia wzajemnego pewnych dusz żyjących
jeszcze na ziemi i pewnych Świętych, którzy już
chwały wiecznej zażywają. Ci ostatni mają w tru d ­
nościach podawać pomocną rękę słabym, walczącym
i utrapionym na ziemi. Ze swojej strony dusza wal­
cząca na ziemi z wrogami swego zbawienia i uświę­
cenia winna poczuwać się do obowiązku oddawania
wyjątkowej czci tym Świętym, których zalicza do
swoich patronów i patronek, — do których wewnętrz­
nie zbliża ją sam Duch św.,' najwyższy przewodnik
dusz na drodze do nieba.
Jeśli taka jest wedle odwiecznych planów Bożych
rola Świętych w królestwie Bożym, — o czym za­
pewne nikt z chrześcijan nie wątpi, — to jakże
możnaby przypuścić, że Matka Najśw, niejako za
złe bierze swoim umiłowanym dzieciom, że one rów­
nież do zwyczajnych Świętych często się modlą lub
że do niektórych mają nawet wyjątkowe nabożeń­
stwo! Przecież pragnienia Matki Najśw. nie mogą
{—235
nie być w najdoskonalszej harmonii z odwiecznymi
planami Trójcy Przenajśw- Nie tylko więc nabożeń­
stwo gorętsze do pewnych Świętych nie oznacza
oziębienia stosunku duszy do Matki Bożej, lecz
przeciwnie jak najbardziej odpowiada życzeniom
Matki Najśw. Można wprost twierdzić, że bez szcze­
gólnego nabożeństwa do niektórych zwyczajnych
Świętych nie łatwo wyrobi się w duszy chrześcijań­
skiej wielka miłość do Matki Najśw. Wszak od Świę­
tych mamy się uczyć doskonałego nabożeństwa do
Matki Niepokalanej.
Zasadniczo wyjątkowe nabożeństwo do pewnych
świętych nie jest koniecznym warunkiem zbawienia
ani uświęcenia, byle dusza taką ogólną cześć miała
dla Świętych, jakiej Kościół dla nich wymaga. Jeśli
się jednakże śledzi uważnie życie duchowne tych
chrześcijan, którzy najwyżej wznoszą się po stop­
niach doskonałości, to stwierdza się najczęściej, że
każdy z nich miał wśród wybranych niebieskich
swoich ulubionych Patronów. Do tych sług Bożych
modlił się najczęściej i przez wstawiennictwo tych
otrzymywał najcenniejsze łaski, którzy mu byli naj­
bliższymi z jakiejkolwiek przyczyny lub ku którym
wewnętrznie sam Duch św. go skłaniał. Znana jest
we filozofii łacińska zasada: Pluribus intentus minor
fit ad singula sensus, — co można przetłumaczyć
tymi słowy, w związku z naszym zagadnieniem: Kto
do wszystkich Świętych rzekomo ma nabożeństwo, ten
wogóle niewiele ma tego nabożeństwa... Innymi sło­
wy: Przy wielkiej ograniczoności naszego umysłu
i naszego serca musimy się w życiu duchownym za-
dowolnić szczególnym nabożeństwem do niektórych
Świętych, zamiast silić się na wielką i żywą miłość
dla wszystkich wybranych w niebie. Krótko wyrazić
można te wywody zdaniem, że jest to po myśli Bo-
— 236 —

żej, by każda dusza chrześcijańska, a przede wszyst­


kim każda dążąca do doskonałości, wyrabiała w sobie
wyjątkowe nabożeństwo do niektórych Świętych Pań­
skich, biorąc ich sobie na wzór do naśladowania
i za przewodników czy przewodniczki na drodze do
zjednoczenia z Bogiem...
Doświadczenie wykazuje też dowodnie, że nale­
życie pojęte nabożeństwo do kogokolwiek ze Świę­
tych Pańskich nigdy nie przyczynia się do oziębie­
nia stosunku duszy chrześcijańskiej do Matki Bożej.
Gdyby to zachodziło, to należałoby stąd wyciągnąć
wniosek, że owa dusza pobożna opacznie rozumie
albo w sposób niewłaściwy praktykuje nabożeństwo
do Świętych. Jej życie duchowne snadź całe jest zbyt
powierzchowne i na kruchych oparte podstawach.
Święci, do których się zwracamy z prośbami
swymi albo w których upatrujem y wzory do naśla­
dowania, są także z liczby umiłowanych, a nawet
najbardziej umiłowanych dzieci Marii. Nie byliby
oni wznieśli się tak wysoko na drodze cnoty, gdyby
Matki Najśw. nie byli bardzo gorąco kochali. Dziś
będąc w chwale niebieskiej nie tylko nie przestają
być dziećmi Marii, ale są nimi w znaczeniu praw ­
dziwszym i szczytniejszym, niż byli kiedyś na ziemi-
Jako dzieci Marii zwracają się do Królowej i Matki
swojej zawsze, ilekroć mają coś załatwić dla czcicieli
swoich na ziemi. Prośby swoje przedkładają nie
wprost Trójcy Przenajśw. czy P. Jezusowi lecz skła­
dają je na ręce Pośredniczki powszechnej, jaką jest
Maria, i przez nią uzyskują dla dusz swoich tym
cenniejsze dobrodziejstwa Boże. Gdy się te prawdy
jasno ma przed oczyma, nie będzie się nigdy upa­
trywało przeciwieństwa między nabożeństwem do
kogokolwiek ze Świętych a nabożeństwem do Matki
Bożej.
— 287 —

Gdybyś może ty, duszo chrześcijańska, miała


wrażenie, że większą masz miłość i większe zaufanie
do takiego Świętego czy Świętej, niż do Matki Najśw.,
to nie ustawaj w modlitwie do owego Patrona czy
Patronki swojej, lecz głównie w tej intencji módl
się do nich, by ci wyjednali bardzo gorące i b a r­
dzo tkliwe nabożeństwo do Niepokalanej, — a na
skutek zapewne niedługo czekać będziesz. Nabożeń­
stwa do patronów swoich nie stracisz, a ku Matce
Najśw- uczujesz miłość niezwykle tkliwą.
Tak to w królestwie Bożym wszystko opiera
się na prawdziwie Boskiej harmonji. Wszystko w tym
królestwie zmierza do jednego wielkiego celu, by Bóg
był jak najbardziej uwielbiony. Wszystkie dzieci Bo­
że o chwale i miłości Bożej tylko marzą i jej tylko
pragną. Lecz żadnemu ze stworzeń nie zależy tak
bardzo na uwielbieniu Trójcy Przenajśw., jak Najśw-
.Marii Pannie- To też Ona najserdeczniej z tego się
raduje, że Jej dzieci na ziemi także przez innych
Świętych oddają chwałę Bogu, starając się równo­
cześnie wstępować w ich ślady.
Niechaj więc nigdy żadna dusza nabożna do
Marii nie obawia się tego, że ujmą dla tego jej n a­
bożeństwa jest wyjątkowa miłość, jaką może odczu­
wa do niektórych patronów i patronek swoich ! Ta
miłość jest jak najbardziej po myśli Matki Bożej.

Przykład.

Cześć Najśw. Marii P. Lourdskiej przyjęła się


nawet i rozszerza się od wielu lat w tureckim Kon­
stantynopolu. Od r. 1881 nieustanne uzdrowienia
zdarzające się w kaplicy Ojców Georgianów ściągają
tam tłumy pielgrzymów. Setki świec pałą się dnia
każdego, a wodę z Lourdes zakonnicy bezustannie
— 238 —

rozdają. Nabożeństwo do Matki Bożej z Lourdes sze­


rzy się daleko poza granicami państwa tureckiego.
Nawet z Mekki i Medyny, świętych miast muzułmań­
skich żądają wody z Lourdes.
Wobec coraz bardziej wzrastającej czci Matki
Bożej Lourdskiej w Konstantynopolu kardynał Va-
nutelli ustanowił osobną komisję, która ma badać
kanonicznie zdziałane tam cuda. Sprawozdania ze
swoich badań składa komisja w Rzymie. Całe ściany
wspomnianej kaplicy w Konstantynopolu pokryte są
wotami. W ten sposób Matka Najśw. Niepokalana
niejako wskrzesza Kościół katolicki na wschodzie.
Turcy widząc tę nadziemską moc skłaniają głowę
i uznają wyższość relfgii katolickiej, a patrząc na
cuda wyproszone przez Matkę Najśw. dochodzą do
przekonania, że takich łask nie mogą się spodziewać
od swego proroka Mahometa...
Mimo surowych zakazów zawartych w koranie
Turcy ze wszystkich sfer, nawet najwyższych modlą
się nieraz przed statuą Matki Bożej. Między piel­
grzymami można widzieć w Konstantynopolu wszyst­
kie narodowości i warstwy społeczne państwa oto-
mańskiego.
Wyjątkowej łaski dostąpił przez przyczynę
Matki Bożej Niepokalanej muzułmanin Mustafa, do­
stawca pałacowym który po dziewięciu miesiącach
strasznych cierpień stracił prawe oko. Osiemnaście
dni upłynęło od czasu utraty oka, gdy w tym jakaś
pani ubrana biało ukazuje mu się we śnie i mówi :
Jestem dziewicą czczoną w kaplicy Ojców Georgia-
nów i rozkazuję ci iść tam natychmiast, aby się po­
modlić i złożyć ofiary dziękczynne... Po przebudzeniu
Mustafa uczuł się zupełnie zdrowym- Natychmiast
więc opuszcza swe zajęcie i nie znając miejscowości
jedzie na miejsce wskazane, gdzie słucha Mszy św.
239 —

i opowiada Ojcu Przełożonemu o swoim uzdrowieniu.


Zapewnienia jednak jego nie są wystarczające same
przez się, żądają więc od niego świadków i dowodów.
W kitka dni potem Mustafa wraca z wielu muzuł­
manami, przyjaciółmi swymi. Wszyscy dają świa­
dectwo o chorobie, o utracie oka, o natychmiasto­
wym uzdrowieniu. Powyższe zeznania złożone zostały
wobec urzędnika melchity. Spisano protokół podpi­
sany następnie przez wszystkich obecnych.
N aturalnie nie mamy tu świadectwa znanych
lekarzy, diagnozy dokładnej, technicznej terminologii,
obserwacji szczegółowej choroby. Lecz jesteśmy
w Turcji, wobec zagorzałego bogatego muzułmanina,
którego słowa potwierdzone świadectwem przyjaciół
tym większą posiadają wartość jako wyraz prawdzi­
wego, niezachwianego przekonania.
Im bardziej nabożeństwo do Najśw. Panny
z Lourdes szerzy się na Wschodzie i Zachodzie, tym
liczniejsze stają się pielgrzymki do miejsca świętego,
a równocześnie wzrasta liczba nowych uzdrowień
i łask przeróżnych,
Po trzydniowej pielgrzymce narodowej do
Lourdes w r. 1884 spisano protokoły z 62 wypad­
ków nadzwyczajnych, a dokonano tego pod okiem
pięciu lekarzy, którzy byli obecni na miejscu i ba­
dali sumiennie wszystkich chorych.
Zaprawdę, żaden człowiek kochający prawdę
nie może temu zaprzeczyć, że w błogosławionym
owym mieście Lourdes dzieją się rzeczy przechodzące
siły stworzone, wychodzące poza naturalny porządek
rzeczy, tak iż działanie Boże przez pośrednictwo
Marii Niepokalanej nie ulega tam najmniejszej w ąt­
pliwości.
— 24 0 —

ROZDZIAŁ XXIX.
Dzieci M arii w czyśćcu z a tr z y m a n e .

gół chrześcijan dość mało myśli o czyśćcu, —


B a tymczasem to miejsce pokuty i oczyszczenia
dzieci Bożych jest wielką i ważną cząstką królestwa Bo­
żego- Przypuszczać można, że liczba tych, którzy tam
wypłacają się sprawiedliwości Bożej jest nieporów­
nanie większa, niżeli liczba ludzi służących Bogu na
z:emi. Czyż bowiem nie jest rzeczą możliwą i praw ­
dopodobną, że wiele dusz znajduje się w czyśćcu już
od dziesiątków lub nawet od setek lat? Któż zbada
tajniki sprawiedliwości Bożej?...
Jednakże myśl o czyśćcu i duszach tam zatrzy­
manych nie ma w sobie ani w przybliżeniu tej gro­
zy, jaka się łączy ze wspomnieniem na piekło. Wpraw­
dzie pokuta wyznaczona pewnym duszom bardzo
niegdyś grzesznym i niewdzięcznym - dla Boga może
być niewymownie ciężka, — może zbliżać się w su­
rowości swojej do cierpień potępieńców, — lecz nie
ma ona nigdy nic wspólnego z rozpaczą, bo w czyść­
cu są tylko dzieci Boże, przeznaczone już nieodwo­
łalnie do chwały wiecznej. Prędzej czy później skoń­
czy się ich pokuta, tak iż będą mogły spocząć mi­
łośnie na sercu Bożym.
Ponieważ wszystkie dzieci Boże zbawiają się
pod opieką Matki Najśw., która z woli Boskiego
swego Syna rozdziela w królestwie Bożym łaski przez
P. Jezusa wysłużone, więc niezmiernie bliski i nie
wymownie tkliwy jest stosunek każdej duszy w czyść­
cu zatrzymanej do Matki Najśw. Jakąż bezgrani­
czna wdzięczność chowa każda taka dusza dla nie­
bieskiej Matki swojej, która ją ocaliła od p iek lą!
Co by się było stało z wielką liczbą dusz dziś będą-
— 241

cych w czyśćcu, gdyby Matka miłosierdzia nie była


czuwała nad nimi za życia, a zwłaszcza w chwili
śmierci? Czy nie byłyby teraz w liczbie odrzuconych
od Boga?..- A dusze czyśćcowe umieją być wdzięcz­
ne. Są one już wolne od tego nieznośnego samolub-
stwa, jakie znamionuje usposobienie największej czę­
ści ludzi na ziemi żyjących. To też miłość ich ku
Matce Najśw. jest niewątpliwie jak najserdeczniejsza.
Zapewne nie wiele jest na ziemi dusz, które podobne
mają nabożeństwo do Matki Bożej, jak każda dusza
czyśćcowa.
Ku Najśw. Królowej nieba spoglądają dusze
w czyśćcu zatrzymane tym tęskniej i miłośniej, po­
nieważ Ona ma w ręku swoim ich los, to jest od
Niej zależy rychlejsze lub późniejsze ich uwolnienie.
Każda dusza czyśćcowa kochając niewymownie Boga
pragnie oglądać Go i zjednoczyć się z Nim jak naj­
rychlej, a oczekiwanie chwili tego zjednoczenia sta­
nowi dla każdej z nich najcięższą ze wszystkich mękę.
Można się zatem-domyślać, jak boleśnie spoglądają
te dusze w stronę Królowej nieba i jak usilnie tym
spojrzeniem dopraszają się o skrócenie swej pokuty.
Tylko że Matka Najśw. wchodzi przede wszystkim
w odwieczne plany Boże i stosuje się do wymagań
sprawiedliwości Bożej, więc nie może zadośćuczynić
wszystkim pragnieniom dusz w czyśćcu zatrzy­
manych.
Lecz ta najmiłosierniejsza Matka dzieci Bożych
zabiega w każdym razie jak najusilniej o to, by za­
pewnić dzieciom swoim w czyśćcu zatrzymanym jak
najrychlejsze uwolnienie z więzienia czyśćcowego
i wprowadzenie ich do chwały wiecznej. Mogą Jej
w tym dopomóc dzieci Jej pozostające jeszcze na
ziemi. W jaki sposób? Otóż jak dusze w czyśćcu po­
zostające żadnych już zasług zaskarbić sobie nie
te
242 —

mogą, tak dusza pielgrzymująca na ziemi modlitwa­


mi swymi i dobrymi uczynkami nie tylko zapewnia
sobie powiększenie chwały swojej w wieczności, lecz
może również zyskiwać odpuszczenie kar, należnych
jej za winy popełnione albo należne duszom w czyść­
cu zatrzymanym. Najskuteczniej czyni to, gdy działa
i cierpi w zjednoczeniu z P. Jezusem, dostępując
w ten sposób udziału w nieskończonych zasługach
Syna Bożego. Takie jest prawo Boże i na tej drodze
staje się zadość sprawiedliwości Bożej.
Wobec takiego stanu rzeczy każde dziecko
Marii pozostające jeszcze na ziemi może się w pew­
nym znaczeniu przysłużyć Matce sw >jej niebieskiej,
pomagając Jej w uwalnianiu dusz z więzienia czyść­
cowego. Tej też pomocy Matka Najśw. stale oczekuje
od umiłowanych swoich dzieci. Jeśli jak najbardziej
zależy Matce Najśw- na tym, by na ziemi wszystkie
Jej dzieci miłowały się wzajemnie, to nie mniej p ra­
gnie, aby nasza miłość rozciągała się także na braci
naszych i siostry nasze pokutujące jeszcze w czyść­
cu. Najsilniejszym zaś wyrazem i dowodem tej miło­
ści jest wspomaganie tych dusz cierpiących przez
zyskiwanie odpustów na ich korzyść, przez modlitwę
o ich jak najrychlejsze wprowadzenie do chwały nie­
bieskiej. Słabo kochała by Matkę Najśw. ta dusza,
która by się nie poczuwała do spełniania tego tak
ważnego obowiązku i okazywała się obojętną na los
dzieci Marii zatrzymanych w czyśćcu.
Na szczęście dzieci Marii naogół rozumieją ten
obowiązek swój i dość często modlą się na intencję
dusz czyśćcowych. Nie tylko więc w stowarzyszeniach
Mariańskich pamięta się o zmarłych członkach, od­
mawiając za nich wspólne modlitwy albo słuchając
Mszy św. w ich intencji, ale i prywatnie dusze głę­
boko nabożne do Matki Najśw. myślą często o du-
— 243

szach w czyśćcu cierpiących i wspomagają je odpus­


tami i dobrymi swymi uczynkami. Zwyczaj ten do­
wodzi głębszego zrozumienia tajemnicy „Świętych
obcowania*, czyli tej wielkiej prawdy religijnej, że
wszystkie dusze miłujące Boga, czy już radują się
w niebie, czy pielgrzymują jeszcze na ziemi lub wy­
płacają się sprawiedliwości Bożej w czyśćcu, stano­
wią prawdziwą rodzinę w nadprzyrodzonym znacze­
n iu ,— rodzinę, której Ojcem najlepszym jest Bóg,
której Matką z postanowienia Bożego jest Najśw.
Maria Panna,
W kołach osób pobożnych znany to jest fakt,
że usilne wspomaganie dusz czyśćcowych zapewnia
duszy na ziemi żyjącej nadzwyczajne korzyści, zwłasz­
cza natury duchownej. Ileżto razy już bywało, że
przez pośrednictwo dusz czyśćcowych otrzymywali
wierni takie łaski lub dobrodziejstwa doczesne, o które
bezskutecznie modlili się przed tym do Boga. Bo prze­
cież dusze w czyśćcu pozostające mogą się wstawiać
za bliźnimi swymi żyjącymi jeszcze na ziemi. Wspól­
na wszystkich dzieci Bożych Matka Maria napewne
stara się o to, by obfitą nagrodę, nawet natychm ia­
stową, otrzymywali ci chrześcijanie, którzy wiele
modlą się za dusze w czyśćcu zatrzymane i tak
zachęcali się do jeszcze gorliwszego spełniania tego
obowiązku miłości chrześcijańskiej.
Chrześcijanie najdoskonalej oddani P. Bogu,
którzy już zrozumieli tajemnicę bezinteresownej mi­
łości ku Bogu, wspomagają dusze czyśćcowe nie tylko
w duchu współczucia dla ich ciężkiej udręki, lecz
także, a nawet przede wszystkim z tej pobudki, że
większa chwała Boża tego wymaga i że sam Ojciec
Niebieski najgoręcej pragnie najrychlejszego wyzwo­
lenia dusz czyśćcowych i zjednoczenia ich ze Sobą.
Temu pragnieniu chcą zadośćuczynić dusze płonące
16*
— 244

aeraficzną ku Bogu miłością, więc nieustannie czy­


nią, co tylko możliwe, by jak najliczniejsze zastępy
miłośników Bożych wprowadzać codziennie z czyśćca
do nieba.
Nie zapominaj nigdy o tym, duszo chrześcijań­
ska, że dzieci Marii żyją nietylko na ziemi i nie
tylko radują się w niebie, lecz że wielkie ich mnó­
stwo czeka na pomoc twoją w więzieniu czyśćco­
wym. Pomnij na to, że Matka twoja niebieska co-
najmniej równie tkliwą miłością kocha swoje dzieci
zatrzymane w czyśćcu, jak kocha nas walczących
i cierpiących na ziemi. Miej to przekonanie, że na­
bożeństwo twoje do Matki Najśw, było by niezupełne,
trochę powierzchowne, gdybyś się nie poczuwała do
obowiązku wspomagania braci swoich i sióstr w czyść­
cu pozostających. Wspólna wszystkich dusz świę­
tych Matka miała by o to żal do ciebie.
Zarówno modlitwy twoje, jak i dobre uczynki
ofiarowane na korzyść dusz czyśćcowych wówczas
najwięcej im pomogą, gdy wypływać będą ze serca
najszczerzej oddanego Bogu, i okazującego miłość
swoją ku Bogu ofiarnymi czynami. Nie tylko więc
trzymaj się stale w łasce Bożej, zdała od grzechu
śmiertelnego, żeby uczynki twoje wogóle miały w ar­
tość przed Bogiem, lecz ćwicz się koniecznie z wiel­
ką usilnością w cnotach chrześcijańskich i wspinaj
się mężnie po szczeblach doskonałości ewangelicznej.
Jedna dusza zmierzająca do świętości coraz wyższej
wybawi więcej dusz z więzienia czyśćcowego, niż
setki i tysiące chrześcijan, którzy tylko zgrubsza
spełniają obowiązki swoje względem Boga, a o postę
pach w miłości Bożej wogóle nie myślą.
Łatwo z powyższych uwag wyciągnąć wniosek,
że nabożeństwo dziecięce do Matki Najśw., tak zwane
nabożeństwo do dusz czyśćcowych i ogólna gorli-
— 245

wość w służbie Bożej i na drodze doskonałości są


ze sobą jak najściślej związane. Zaniedbywanie się
pod jednym względem pociąga za sobą pogorszenie
ogólnego stosunku duszy do Boga i do Matki Najśw.
Jeśli natomiast dusza chrześcijańska pracuje w jakim­
kolwiek kierunku nad swoim udoskonaleniem, wszyst­
ko w niej zmienia się na lepsze, i odrazu poczyna
się ona zbliżać w sposób widoczny do Boga. Dziw­
nie jednolite jest życie duchowne, w którym wszystko
zmierza do jednego najwyższego celu, — do oddania
Bogu jak największej chwały i okazania Mu miłości
jak najgorętszej!
Przyrzeknij dziś, o duszo pobożna, Matce swo­
jej niebieskiej, że o duszach w czyśćcu zatrzym a­
nych nigdy zapominać nie będziesz, — że jak naj­
częściej Mszy św. słuchać będziesz na ich intencję, —
że zwłaszcza wspomagać będziesz gorliwie tych, wo­
bec których masz więcej obowiązków, którzy do
bliskich twoich należą.
I ciesz się zgóry na to, że dusze wybawione
z czyśćca przy twojej pomocy okażą ci się bardzo
wdzięcznymi i wiele bardzo cennych łask wyproszą
ci u Boga.
Przykład
W r. 1873 Maria Jarland skończyła 31 lat. Była
to kobieta silna, wychowana na wsi, oddająca się pra­
cy w polu. Dotąd nie chorowała nigdy, — oznaczała
się nawet wyjątkowo dobrym zdrowiem. Przez pe­
wien czas była shiŁącą w domu pana de Lavelle
prezydenta trybunału w S arlat we Francji, i do
śmierci swego pana pozostawała w tym samym miej­
scu, — przez 17 czy 18 lat.
W marcu 1873 r. przez pomyłkę wypiła szklan­
kę kwasu siarczanego zmieszanego z rosołem. Na-
246 —

tychm iast uczuła w ustach wielką gorycz i palenie


w żołądku. Wymiotów jednak nie miała. Nazajutrz
czuła ogólne zmęczenie i łamanie we wszystkich
członkach. Po upływie miesiąca nastąpiły częste wy­
mioty. Dwa lub trzy razy dziennie żołądek oddawał
wszelkie przyjęte pokarmy. Ponadto w przeciągu
pierwszych trzech lat choroby Maria Jarland miała
dwadzieścia dziewięć krwotoków żołądkowych, wy­
rzucając całe miednice krwi czarnej i skrzepłej. Po
trzech latach krwotoki ustały, — zdawało się, że na­
stąpi gojenie i polepszenie. Ale ogólny stan zdrowia
doznał tak wielkiego wstrząśnienia, że o zdrowiu
nie było mowy. Żołądek nie mógł spełniać należy­
cie swych czynności, Trawienie stało się nadzwyczaj
trudne, a wymioty trwały w dalszym ciągu- Chora
znosiła zaledwie odrobinę mleka i to tylko w nie­
wielkich porcjach.
W takim stanie zdrowia pozostawała Maria
Jarland aż do pielgrzymki swojej do Lourdes
w r. 1887, więc przez lat czternaście. Leczyło ją
trzech lekarzy. Nie ulega wątpliwości, że skutkiem
poparzenia kwasem siarczanym miała ona wrzody
w żołądku, a powstałe stąd opuchnięcie żołądka było
widoczne, dotykalne i niesłychanie bolesne, tak że
chora nawet ubrania na sobie ani zapiąć ani zawią­
zać nie mogła. Ostatnie cztery miesiące przed po­
dróżą do Lourdes były najgorsze. Obrzmienie żołąd­
ka stało się jeszcze boleśniejsze, a całe pożywienie
Marii stanowiło pół litra mleka dziennie. W sam
dzień wyjazdu nic już przyjąć nie mogła, podróż
odbyła prawie naczczo. To też była tak osłabiona,
że co chwila mdlała.
Dnia 26 września o g. 7 rano przybyła do
Lourdes. Po wysłuchaniu Mszy św. w grocie poszła
do kąpieli w sadzawce, ale skutku nie było- Wie­
— 247

czorem wzięła drugą kąpiel, a rano 27 września


trzecią, — także bez skutku.
Gdy dnia 27 września o g. 5 po południu brała
ostatnią swoją kąpiel, gdy się zanurzyła w wrodzie,
uczuła gwałtowne wstrząśnienie w żołądku, a wycho­
dząc już nie miała ani śladu obrzmienia. Już mogła
bez trudności zapiąć na sobie suknie- Tegoż dnia
wieczorem, zaledwo wsiadła do pociągu, uczuła wiel­
ki głód, którego od szeregu lat nigdy nie miewała.
Posilała się kilkakrotnie w ciągu nocy, a żołądek
wszystko przyjmował. Udrowienie więc było natych­
miastowe i ponad to okazało się trwałym.
Maria Jarland, — tak pisze znany w Lourdes
dr. Boissarie — pozostaje obecnie w służbie u mnie,
więc mam sposobność obserwować ją codziennie.
Jest to osoba, której całe życie upłynęło w zgodzie
i harmonii z głosem rozsądku i sumienia. Dwadzie­
ścia lat zrzędu pozostawała na służbie u jednych'
i tych samych chlebodawców. Ani śladu nerwowości,
histerii, przywidzeń... Pobożność jej była i jest prostą
i szczerą. Odznacza się szczególnym nabożeństwem
do Matki Bożej z Lourdes, i zanim danym jej było
osobiście stanąć w tym świętym miejscu, odbywała
często myślą i sercem tę pielgrzymkę...

ROZDZIAŁ XXX
Czy d z ie c ię M arii o b a w ia się o z b a w ie n ie s w o je ?
jylko człowiek zupełnie bezmyślny może żyć

i.s bez jakiejkolwiek obawy o swoją wieczność.


Nawet niedowiarek, który albo całkowicie ze­
rwał z religją albo pozostaje do niej w stosunku nie­
zdecydowanym, nie wiedząc sam, czy jeszcze uznaje
248

jakąkolwiek prawdę religijną czy też hołduje teorii


bezwzględnego materializmu, — nawet ten bankrut
duchowy nie może nie troszczyć się o to, co go
czeka po tym życiu ziemskim. Może on co prawda
wmawiać w siebie, że życia pozagrobowego nie ma,
ale nigdy mimo najwytrwalszych swoich wysiłków
myślowych nie zdobędzie on pewności, że istotnie
ze śmiercią wszystko dla niego się skończy- P rzy­
najmniej chwilami lęk ogarniać go pocznie, że jednak
może być cośkolwiek prawdy w nauce religii o ży­
ciu wiecznym i onagrodzie i karze po śmierci.
Chyba że ktoś na kształt wołu przestał zastanawiać
się nad czymkolwiek i zadawalnia się tym, co widzi,
co słyszy, czego się dotyka, co zje i wypije...
Dziwniejszą poniekąd jest lekkomyślność tych
chrześcijan, którzy niewzruszenie wierzą w Boga
i we wszystko, czego Kościół św. naucza, a sprawę
swego zbawienia traktują jakby rzecz niewielkiej
wagi. Żyją okresami całymi w stanie niełaski Bożej,
a zasypiają codziennie tak spokojnie, jakby im nic
nie groziło. A przecież wypadki nagłej i niespodzie­
wanej śmierci są na porządku dziennym. Złudny
ten pokój grzeszników wytłumaczyć można chyba
tylko jakimś diabelskim zaślepieniem, albo tępotą
umysłu posuniętą do najwyższego stopnia.
Natomiast każdy chrześcijanin prawdziwie roz­
tropny „z lękiem i drżeniem sprawuje zbawienie
swoje“, jak zaleca św- Paweł Apostoł. Choćby mu
sumienie nie wyrzuoało pewnych i ciężkich grzechów,
nie ubezpiecza się, nie polega na swojej niewinności,
lecz korzy się jak najczęściej przed Bogiem, żałuje
codziennie za swoje grzechy i poleca się nieustannie
miłosierdziu Bożemu. Tak wysokie ma wyobrażenie
o nieskończonej świętości Bożej i tak dobrze rozu­
mie swoją własną duchowną nędzę. Nawet wielcy
— 249

Święci nie byli wolni od pewnego lęku co do zba­


wienia swego, choć dla zabezpieczenia tegoż czynili
wszystko, co tylko było możliwe.
Niektórzy chrześcijanie dochodzą jednak do
przesady w trosce o swoją wieczność, tak iż n ara­
żeni bywają w końcu na pokusę całkowitego zwąt­
pienia. W szczególności dręczą się nauką teologii
św. o przeznaczeniu wiecznym dusz. Uczy mianowi­
cie teologia, że Bogu wszechwiedzącemu znana jest
od wieków liczba wybranych, jako też liczba dusz,
które mają być odrzucone na wieki,—i że wybranym
od wieków Bóg przygotował miejsce w królestwie
Swoim, wykluczając z niego innych, którzy mieli
się okazać niegodnymi nieba. Łatwo się domyśleć,
że częstsze zajmowanie się tym odwiecznym przezna­
czeniem może głęboko zaniepokoić duszę wierzącą.
Gdy zwłaszcza powie sobie, że los jej już jest zde­
cydowany u Boga i przypieczętowany, to jakże łatwo
może popaść w zwątpienie !...
Zwracają jednak uwagę na to pobożni i święci
pisarze, że małoduszne rozważania na temat prze­
znaczenia do chwały wiecznej są nie na miejscu i by­
wają często spowodowane przez szatana kusiciela,
który nie mogąc inaczej sprowadzić z dobrej drogi
pewnych dusz usiłuje je przyprowadzić do rozpaczy.
Tymczasem do rozpaczy nikt z ludzi nie ma powo­
dów, jeśli tylko chce spełnić wszystkie obowiązki
swoje względem Boga. Przeznaczenie co prawda jest
faktem niezaprzeczalnym, skoro Bóg istotnie wie
najdokładniej, kto osiągnie niebo, a kto się potępi,
ale równie pewną jest rzeczą, że Bóg nieskończenie
sprawiedliwy i dobry nie może nikomu wyrządzić
najmniejszej krzywdy. Nie wolno zatem przypuszczać
ani na chwilę, że jakakolwiek dusza ludzka może
być potępiona, choć robi, co może, dla swego zba­
— 250

wienia. Przeciwnie pewną jest rzeczą, że potępienie


wieczne będzie jedynie udziałem tych, którzy z całą
świadomością i dobrowolnie tę cząstkę sobie obrali.
Bóg bowiem prawdziwie wszystkich chce zbawić
i wszystkim daje łaskę prawdziwie wystarczającą do
zbawienia. Prawdziwa mądrość chrześcijańska wymaga
zatem, by nie rozważać zuchwale o naturze i istocie
Boskiego przeznaczenia, którego i tak żadne stwo­
rzenie całkowicie nie pojmie, lecz raczej niewzru­
szenie trzymać się zasad wiary, że Bóg jest nieskoń­
czenie dobry i wszystkich prawdziwie chce zbawić-
Tak jest! Wszystkich chce Bóg zbawić... Potę­
pia się tylko taki, kto chce się potępić, — kto z całą
świadomością odrzuca środki konieczne do zbawienia.
Dodajmy jednak zaraz, że pewną liczbę dusz
chce Bóg niejako przemocą pociągnąć do Siebie,
i dlatego użycza im łask wyjątkowo cennych i nie­
zmiernie obfitych. Szczęśliwi zaiste wszyscy, dla któ­
rych dobroć Boża tak się hojną okazuje! Postępują
oni tak wytrwale drogą do nieba, że zbawienie ich
wydaje się z góry pewnym.
Do tych dusz wybranych szczególnym sposobem
do chwały wiecznej należą wedle powszechnej nauki
Świętych Pańskich wszystkie prawdziwe dzieci Marii,
Nabożeństwo tkliwe do Najśw. Bogarodzicy uchodziło
zawsze za oznakę bardzo bliskiego stosunku duszy
do Boga, za wyraźną zapowiedź pewnego w przy­
szłości zbawienia. Jakże więc serdecznie mogą się
cieszyć dusze, które Matkę Najśw, starają się kochać
jak najgoręcej i na wszelki sposób czynami także
stwierdzają swoją dla Niej miłość! Noszą one na so­
bie znamię wybraństwa Bożego.
Oświecone dziecię Marii nie grzeszy nigdy zu­
chwałą i przesadną ufnością w Bogu, więc nie łudzi
się, że pewną liczbą pobożnych praktyk odprawia^
— 251

nyefe na cześć Matki Bożej zapewni sobie niebo. Lę­


ka się prawdziwie o zbawienie swoje i nie zanie­
dbuje niczego, co tylko może ją zabezpieczyć przed
utratą szczęśliwości wiecznej. Ale ten lęk jest w du­
szach kochających gorąco Matkę Najśw. zawsze b ar­
dzo umiarkowany, połączony z ufnością w Bogu tak
wielką, tak prawdziwie dziecięcą, że pokoju wewnętrz­
nego duszy nie odbiera.
Gorliwe dziecko Marii nienawidzi zawsze zę
wszystkich sił wszelkiego dobrowolnego grzechu,
a ponadto ćwiczy się nieustannie w miłości ku Bo­
gu, gdyż postęp w tej miłości jest dla niej jedynym
celem w życiu. Gdy zaś sumienie daje duszy świa­
dectwo, że ona najszczerzej i bez zastrzeżeń, nieodwo- •
łalnie oddała się Bogu, przestaje ona lękać się Boga
bojaźnią niewolniczą, a za to przejmuje się do tego.
stopnia ufnością w Bogu, że prawie już wątpić nie
może o swoim wiecznym zbawieniu- Gdy równocześ­
nie ta dusza Bogu oddana widzi po swojej stronie
tak potężną i jakby wszechmocną Orędowniczkę, ja­
ką jest Matka Najśw., nie może już lękać się nicze­
go- Widzi już niejako siebie w liczbie wybranych
niebieskich.
Jakże wielkim dobrym staje się dla duszy uf­
ność doskonała, która podobna jest do pewności!
Zamiast dręczyć się ponurymi przewidywaniami
i przypuszczeniami będzie się odtąd przykładała do
ćwiczenia się w cnotach, — będzie zwłaszcza dążyła
do najdoskonalszej, jaka być może, miłości Bożej-
I niezmiernie szczęśliwą czuć się będzie mimo wszyst­
kie utrapienia doczesnego żywota. A jeszcze waż­
niejszą jest rzeczą, że dusza spokojna w swojej uf­
ności w Bogu przystępniejsza jest dla działania łaski
Bożej, Łatwiej pojmuje wymagania Boże i z większą
otuchą zabiera się do ich wykonania.
— 252

Znasz zatem już, o duszo chrześcijańska, lekar­


stwo skuteczne na ten smutek, jaki cię chwilami
ogarnia na myśl o niepewności twego zbawienia. Jest
nim coraz serdeczniejsze nabożeństwo do najmiłosier­
niejszej Matki Jezusowej. Jeśli więc w tym nabożeń­
stwie nigdy zaniedbywać sie nie będziesz, jeśli prze­
ciwnie poprawiać będziesz pilnie jego braki i niedo­
magania, tak iżby ono nie było podobne do zwykłej
powierzchownej dewocji, lecz oznaczało miłość wielka.,
czynną, gotową do ofiar, do poświęceń wszelkiego
rodzaju, to wszelkie obawy swoje dotyczące wieczno­
ści możesz uważać za zwykłą pokusę. Albowiem ża­
dna dusza pozostająca pod opieką Matki Najśw.
i usiłująca stawać się coraz lepszym Jej dzieckiem
nie zginęła i nie zginie- Zapewniają nas o tym nie
tylko wszyscy święci pisarze, ale zapewnia nieomyl­
ną powagą swoją sam Kościół Chrystusowy.
Ci wszyscy, którzy mają tkliwe nabożeństwo
do Matki Najśw., nawet w godzinę śmierci, gdy już
gotują się do czekającego ich sądu Bożego, nie po­
padają w zamieszanie. Sprawę obrony swojej przed
trybunałem P. Jezusa składają w ręce Matki Najmi­
łosierniejszej i pewni są zbawienia. Gdy dusza na­
bożna do Marii przypomina sobie na progu wiecz­
ności, że po niezliczone razy w ciągu życia powta­
rzała tę pokorną prośbę: Módl się za nami grzesznymi
teraz i w godzinę śmierci naszej, — nie może przy­
puścić, by Matka Najśw- odstąpiła jej w chwili, od
której cała jej wieczność zależy. W pokoju więc
kończy życie swoje, powtarzając z żalem i miłością
najświętsze imiona Jezusa i Marii.
Jak małe dziecko pozostające na ręku umiło­
wanej swej matki jest silnie przekonane, że nic złego
stać się mu nie może, tak dusza kochająca tkliwie
niebieską swą Matkę Marię nie boi się w chwili
— 253 —

śmierci ani szatana ani pokus żadnych ani cierpień,


które mogą się stać niezwykle gwałtowne, lecz pe­
wna jest zwycięstwa swego i zwycięstwa łaski Bożej.
Gdyby to okazało się koniecznym, Najśw. Maria Pan­
na nawet w widzialnej postaci gotowa jest nawiedzić
umiłowane dziecię Swoje w chwili skonania, jak
o tym czyta się w żywotach wielu świętych i świą­
tobliwych chrześcijan.
Oddawaj i ty, duszo chrześcijańska, codziennie
w ręce Matki Bożej zbawienie swoje i niczego odtąd
się nie obawiaj- Za rękę niejako prowadzić cię
będzie ta najlepsza Matka, aż cię stawi u stóp Syna
Swego w niebie,

Przykład.
Franciszek Vion-Dury, ze wsi Lalleyriat we
Francji stracił prawie całkowicie wzrok i to w na­
stępujących w arunkach:
Około połowy listopada 1882 r. przeznaczony
został jako żołnierz do patrolu nocnego po mieście,
począwszy od godz. 6- wieczorem. W ciągu nocy
powstał pożar w kawiarni w pobliżu ratusza, więc
odkomenderowano go wraz z innymi do akcji ratu n ­
kowej. Na piętrze znajdowały się cztery osoby, które
należało wyrwać z płomieni. Ocalono istotnie wszyst­
kich. Jednakże w chwili otwarcia drzwi płomień
buchnął na Franciszka i objął całą twarz Od tej
chwili wzrok Franciszka począł szybko słabnąć,
tak że po upływie trzech miesięcy nic już nie widział.
Nadaremnie w szpitalu w Dijon próbowano róż­
nych sposobów leczenia. Ostatecznie 24 maja 1883 r.
odesłano go do rodziny jako nieuleczalnego.
Świadectwo jakie dr. Dor wystawił naszemu
choremu, brzmiało: Franciszek Vion-Dury... jest
— 254 —

dotknięty oderwaniem siatkówek. Oko lewe nie od­


różnia zupełnie dnia od nocy. Okiem prawym p.
Vion-Dury zaledwie jest zdolny policzyć p alceu ręk i
badającego na odległość 30 cm. Nie może więc żadnej
zgoła wykonywać pracy i musi być uważany jako
zupełnie ślepy, a kalectwo to jest całkowicie nie­
uleczalne.
Chory udał się jeszcze do Lozanny w Szwaj-
carji do dr- M. Dofour, ale dowiedział się tam pono­
wnie, że kalectwo jego wyleczyć się nie da.
W takim stanie rzeczy Franciszek prosił o przy­
jęcie do przytułku dla niewidomych w Confort,
dokąd też przybył 16. lipca 1890 r.
W kilka dni po? moim przybyciu,—tak opo­
wiada sam Franciszek, — Siostra Ludwika, jedna
z zakonnic opiekujących się chorymi, rzekła do mnie:
Jeśli masz wiarę i bardzo kochasz Najśw. Pann^,
będziesz mógł za Jej przyczyną otrzymać tę łaskę,
że przejrzysz choć o tyle, o ile to jest konieczne
do kierowania swymi krokami...
Siostra Marta oświadczyła pewnego dnia: Dam
panu wody z Lourdes. Przemyjesz nią oczy trzy ra ­
zy i jeżeli przy tym będziesz miał szczerą ufność,
to cię Matka Boska uzdrow i,. Na to odpowiadałem
zawsze: Nie jestem tego godzien.
Rozpocząłem jednak nowennę, która miała się
skończyć w piątek 1 sierpnia. Tego dnia żadnego
polepszenia w stanie oczu nie zauważyłem. Nazajutrz
w sobotę rzekłem do siostry: Mówiła mi Siostra
o wodzie z Lourdes. Może mi więc Siostra nieco
z niej użyczy... Po chwili weszła Siostra Marta przy­
nosząc flaszeczkę upragnionej wody.
Jakże używać tej wody? — zapytałem... Palec
zamaczać, odrzekła Siostra, i po oczach przeciągnąć,
255

Gdym się nieco później zastosował do wskazó­


wek Siostry, uczułem po trzecim obmyciu gwałtowny
ból, jakby mi kto wbił nóż w oczy. Siostra z pew­
nością się pomyliła, pomyślałem sobie, i zamiast wo­
dy podała mi amoniaku... Aby rzecz sprawdzić,
przyłożyłem flaszeczkę do ust. I oto skoro woda
dotknęła warg moich, odzyskałem wzrok odrazu
w jednej chwili...
Gdy na odgłos moich radosnych okrzyków
zbiegli się chorzy i Siostry, począłem wołać: O mój
Boże, mój Boże! Nareszcie! O Najśw. Mario Panno,
moja dobra Matko, jakaś Ty dobra!... I razem ze
wszystkimi obecnymi rzuciłem się do modlitwy dzięk­
czynnej...
Od owej chwili widzę zawsze tak dobrze, jak
gdybym miał lat dwadzieścia...
Uzdrowienie to przedstawił w r. 1903 dr. Dor,
znakomity okulista z Lugdunu, protestant, na kon­
gresie okulistycznym w Paryżu.
Chwała Marii Niepokalanej za dobroć Jej wo­
bec cierpiących!

ROZDZIAŁ XXXI.
P r a w d z i w e dzieci M arii t ę s k n i ą z a M a tk a
s w o ją w niebie.
zeczywista tęsknota za niebem, to zjawisko b ar­
dzo rzadkie nawet u osób szczerze pobożnych...
Ale bo też wiara bardzo żywa i pod każdym wzglę­
dem doskonała .nie często się zdarza...
Święta Bernadetta z Lourdes, która miała szczęś­
cie wielokrotnie oglądać przedziwną piękność nad-
— 2ó6 —

przyrodzoną Niepokalanej Dziewicy, prawdziwie


i bardzo żywo tęskniła za tą chwilą, kiedy śmierć
otworzy jej bramy nieba, tak iżby już wiecznie
ogladać mogła Matkę swoją i Panią, spoczywając na
Jej Niepokalanym Sercu. Takie same uczucia żywili
ci wszyscy, którzy choćby raz jeden oglądali w nad­
przyrodzonym widzeniu Najśw. Bogarodzicę. Poza
tym pewna liczba dusz obdarzonych łaską wysokiej
bogomyślności a tym samym i miłości Bożej niezwy­
kle gorącej odczuwa prawdziwą, niekiedy nawet nie­
zmiernie silną tęsknotę za niebem wogóle, za oglą­
daniem oblicza Bożego i za chwilą spotkania z naj­
słodszą Matką wszystkich dzieci Bożych. Ogół po­
bożnych chrześcijan, nawet ogół dzieci Marii, nie
umie się wznieść na te duchowne wyżyny.
Jeśli powiedziano w nagłówku niniejszego roz­
ważania, że dzieci Marii tęsknią za niebem, to na­
leży to rozumieć przede wszystkim o najdoskonal­
szych dzieciach Matki Bożej. Inni, jeśli prawdziwie
kochają Matkę swoją niebieską, usiłują przynajmniej
odrywać coraz bardziej serce swe od ziemi i rzeczy
doczesnych, aby tak przynajmniej stopniowo p rzy ­
gotować serce swe do owej świętej tęsknoty, równo­
znacznej z wielką miłością ku Matce Bożej. Może choć
w ostatnim okresie swego życia ziemskiego zatęsknią
prawdziwie za niebem.
Rozmaite bywają przyczyny wykluczające żyw­
szą tęsknotę za oglądaniem Jezusa i Marii w niebie.
Do najczęstszych należy brak konsekwentnej wiary.
Znaczny odsetek chrześcijan, może nawet większość,
ma wiarę jakąś dziwnie bojaźliwą, choć szczerą.
Zwłaszcza to wszystko, czego objawienie naucza
o wieczności, o niebie, o niewypowiedzianym szczęś­
ciu wybranych, przedstawia się umysłowi n atu ral­
nego człowieka jako coś tak wzniosłego i pociąga-
— 257 —

jącego, że prawie odwagi nie ma, by brać to na


serio- Jak gdyby nauka wiary o niebie była li tylko
piękną pocieszającą legendą— A przecież wiadomo
każdemu oświeconemu chrześcijaninowi, na jak nie­
wzruszonych podstawach opiera się nauka wiary ka­
tolickiej, i jak nieustannie w przeciągu już dwu­
dziestu wieków Bóg sam zatwierdzał i teraz jeszcze
zatwierdza naukę Kościoła świętego przez jasne
i pewne znaki, którymi opatrzył ten Kościół, a prze­
de wszystkim przez cuda tak liczne i tak pewne, zda­
rzające się jedynie i wyłącznie w Kościele katolickim.
Każdy z tych znaków i cudów, to niejako pieczęć
Boska, którą sama Trójca Przenajśw. przykłada do
Kościoła katolickiego i jego nauki.
Nie tęsknią nigdy za niebem grzesznicy... Wszak
nawet nie śmieją się spodziewać nieba. A jeśli cho­
dzi o grzeszników nałogowych, to ich obawy doty­
czące utraty nieba zupełnie są realne i uzasadnione-
Może jeszcze przez pewien czas Bóg nieskończenie
miłosierny będzie czekał na ich upamiętanie, ale
w końcu miara się przebierze i śmierć w stanie od­
rzucenia od Boga zakończy marny żywot zuchwa­
łych grzeszników, urągających dobroci Bożej.
Ale i uczciwi chrześcijanie najczęściej dalecy
są od tęsknoty za oglądaniem Boga i Matki Najśw,
a to z tej przyczyny, że myśli ich i pragnienia są
zupełnie ziemskie, a przywiązanie ludzkie do tego,
co doczesne, co jest dotykalne i widzialne, aż nadto
jest wyraźne- A niepodobna przecież wielką miłością
kochać Boga i tego, co Boże, co wieczne i nadprzy­
rodzone, gdy serce pełne jest ziemi... Jeśli więc du­
sza chrześcijańska daleko więcej dba o zdrowie swoje,
o majątek swój, o życie przyjemne i wygodne i o inne
dobra, jakie świat zapewnić jej może, niżeli o zba­
wienie i uświęcenie swoje, to o tęsknocie za niebem
17
— 258 —

nie może u niej być mowy. I ten brak zaintereso­


wania niebem nie tylko jest niedoskonałością, ale po­
ciąga za sobą pewną winę. Zapewne długo i bardzo
może długo niejeden chrześcijanin pokutować będzie
w czyśćcu za to, że o wieczności i o niebie rzadko
tylko myślał i pragnienia nieba nigdy w sobie nie
wzbudzał. Powinien przecież poważnie brać naukę
wiary o niebie jako prawdziwej ojczyźnie naszej.
Zresztą jakże zdoła kto wieść życie zgodne z przy­
kazaniami Bożymi, jakże zdoła spokojnie znieść na
ziemi wszystkie doświadczenia Boże, jeśli zawsze
tylko w ziemię będzie wpatrzony, jak gdyby wiecz­
ność nie wiele go obchodziła!...
Nawet wpośród najgorliwszych sług Bożych są
tacy, którzy nie mogą się zdobyć na pozytywną tę­
sknotę za oglądaniem jak najrychlejszym Jezusa
i Marii w niebie. Przeszkadza im w tym zbyt wielki
lęk przed sprawiedliwością Bożą i sądem Bożym.
Może zupełnie nie są przywiązani do rzeczy doczes­
nych, — może wznieśli się już bardzo wysoko w dp-
skonałości i może dowodzą czynami rzeczywistej
obojętności swojej na wygody i przyjemności ziem
skie, — może miłość ich ku Bogu i ku Matce Najśw-
przechodzi zwyczajną miarę, — jednak raczej drżą
na myśl o śmierci, do której nigdy nie czują się
dostatecznie przygotowani Są to dusze dobrej, jak
najlepszej woli. Lękliwość ich przesadna nie jest
u nich ani winą moralną ani nawet niewiernością
dla łaski, lecz ma zwykle charakter stanu chorobli­
wego. Jest to cierpienie zesłane im przez O patrz­
ność Bożą, by tym rychlej osiągnęły czystość wew­
nętrzną konieczną do zjednoczenia doskonałego
z Bogiem.
Jeśli także wśród dzieci Marii znajdzie się osoba
małoduszna, która nie umie tęsknić za niebem i za
— 259 —

rychłym połączeniem ze swą niebieską Matką, po­


nieważ podlega wspomnianej właśnie bojaźliwości, to
Matka Najśw. nie poczyta jej tego za niewierność,—
przeciwnie tym troskliwszą opieką ją otoczy, tym
więcej serca okazywać jej będzie. Pod warunkiem
wszakże, że lękliwa ta dusza oprze się silnie na po­
słuszeństwie dla zastępców Bożych, że lękliwość swoją
w miarę sił zwalczać będzie, i że przynajmniej w mod­
litwach swoich do Matki Najśw. prosić będzie o łaskę
tęsknoty za niebem
Co się tyczy dusz powołanych najwidoczniej do
wysokiej świątobliwości i otrzymujących wyjątkowe
oświecenie i inne łaski od Boga, to winny one z wiel­
ką gorliwością i wytrwałością wzbudzać w sobie tę­
sknotę za chwilą przejścia do nieba i oglądania tam ­
że oblicza Bożego i Najśw. Matki Jezusowej. Ta tę­
sknota jest niewątpliwie ważną cząstką świętości.
I niechaj nikt nie waha się w tym dążeniu pod po­
zorem, że nie jest dostatecznie przygotowany do oglą­
dania Trójcy Przenajśw. w niebie, — że musi pier­
wej znaczniejsze postępy uczynić w doskonałości,
w miłości ku Bogu,— gdyż właśnie przez zobojęt­
nienie na wszystkie rzeczy ziemskie i przez żywą
tęsknotę za niebem uzupełni bardzo skutecznie braki
w swoim życiu duchownym. Skoro tylko pod wpły­
wem owej świętej tęsknoty wszystkie myśli i prag­
nienia duszy chrześcijańskiej skierują się ku Bogu,
łaska Boża będzie mogła bez większych przeszkód
działać w duszy, która tak uświęci się w ciągu jed­
nego roku wyżej, niż może poprzednio uświęciła się
w przeciągu dziesiątków łat.
Tęsknota za jak najrychlejszym oglądaniem Je­
zusa i Marii jest tym bardziej istotną cząstką dosko­
nałości ewangelicznej, ponieważ jest najściślej zwią­
zana z miłością ku tym najświętszym osobom. Nie
17*
— 260 —

kocha się prawdziwie tych. za którym i się nie tęskni.


W każdym razie miłość obywająca się bez tęsknoty
nie jest uczuciem zbyt silnie rozwiniętym. Tęsknota
za P. Jezusem i Jego Najśw. Matką oznacza prawie
tosamo, co miłość ku Nim.
Gdybyś nara-zie w żaden sposób nie mógł zdo­
być się n’a rzeczywistą tęsknotę za oglądaniem Je­
zusa i Marii, ponawiaj przynajmniej często w roz­
mowach swoich z Bogiem to oświadczenie, że bezwa­
runkowo oddajesz w ręce Boże godzinę swego przej­
ścia do wieczności, — że i w tej chwili przyjmiesz
z miłosnym poddaniem się wyrok Boży, któryby po­
łożył kres twemu życiu. Takie umiłowanie woli Bo­
żej co do czasu i miejsca i rodzaju śmierci swojej
jest równie miłe P. Bogu, jak tęsknota za ogląda­
niem Jego oblicza. Poniekąd jest to usposobienie jeszcze
doskonalsze, jako że pragnienie spełnienia woli Bo­
żej musi górować nawet nad świętą za niebem
tęsknotą.
Nie u wszystkich Świętych uważano silną zew­
nętrznie się ujawniającą tęsknotę za niebem, — ale
wszyscy oni oddawali się bez zastrzeżeń w ręce Boże
co do krótszego lub dłuższego trw ania ich życia.
A ponieważ natura raczej przywiązuje się do jak
najdłuższego życia, więc dusze święte dla wzniesie­
nia się ponad nią ofiarowali Bogu codziennie życie
swoje dla pomnożenia chwały Bożej i dla skutecz­
niejszego pomagania bliźnim do umiłowania Boga
bez granic. Akty takie niezmiernie są zasługujące
przed Bogiem, — tym bardziej zasługujące, im sil­
niej czyjaś natura przywiązana jest do ziemskiego
życia.
Im nędzniejszą czujesz się, duszo chrześcijań­
ska, tym częściej wznoś się myślą do nieba, do stóp
swej najmilszej Matki Marii,, z prośbą, by cię jak
— 261 —

najrychlej pociągnęła do Siebie. Tam już przynaj­


mniej niczym Boga .nie obrazisz. Tam miłować bę­
dziesz Jezusa i Marię już nie tylko miłością jakąś
cząstkową i przerywaną, lecz w miłości najdosko­
nalszej pogrążysz się, jak w bezbrzeżnym oceanie.
Nie żałuj też zbytnio tej zbożnej pracy swojej,
którą obecnie wykonujesz fia ziemi dla zbawienia
bliźnich, albowiem z nieba będziesz to mogła czynić
tym skuteczniej. Spojrzyj w duchu na św. Teresę od
Dzieciątka Jezus, która w 24 roku życia uleciała do
stóp Jezusa i Marii!... Oto dziś działa ona z nieba
potężniej na korzyść dusz, niż jakikolwiek najbar­
dziej czynny misjonarz, niż całe zgromadzenia za­
konne...
Wprawdzie nie jesteś godna, by cię porównano
choćby z daleka ze Świętą z Lisieux, — lecz mimo
maleńkości swojej będziesz mogła z nieba czynić
dobrze na ziemi- Dostąpisz tej łaski w stopniu tym
wyższym, im żywiej dziś tęsknisz za oglądaniem jak
najrychlejszym Boga i Najśw. Matki Jezusowej.
O Boże, Piękności Najwyższa i odwieczna,
wzbudź we mnie pragnienie najrychlejszego ogląda­
nia Twego Przenajśw. Oblicza...
O Mario Niepokalana, Matko pięknej miłości
i Matko moja, wyproś mi u Boskiego Swego Syna
tęsknotę nieuleczoną za niebem. Amen.
Przykład

Dnia 7 lipca 1897 r., pisze dr. Aumaitre, trze­


cia moja córeczka Iwonka urodziła się w Gourmalou.
Jakaż jednak była moja boleść, gdy zauważyłem, że
biedne dziecko przyszło na świat z okropnym ka­
lectwem, to jest z zupełnie wykrzywionymi nóżkami.
Był to cios dla mnie podwójny-, jako dla ojca i dla
— 262

lekarza. Wiedziałem bowiem, że medycyna bywa


częstokroć bezsilna wobec takiego kalectwa.
Iwonkę badało kolejno kilku zaprzyjaźnionych
ze mną lekarzy, lecz wszyscy twierdzili, że w n aj­
lepszym nawet razie Iwonka bardzo długo nie będzie
mogła chodzić. Wreszcie, gdy dziecię miało 15 mie­
sięcy, zdecydowaliśmy się na operację.
Operacja bardzo zręcznie została wykonana, lecz
po niej musiano nałożyć Iwonce dwa wielkie aparaty
sięgające prawie aż do bioder... Kuracja ta wszakże
nie przyniosła żadnego dodatniego wyniku, — a na­
wet z jej powodu nogi dziecka zaczęły chudnąć.
Mimo różnych innych zabiegów leczniczych
dziecko nie mogło ani stać długo ani uczynić samo
choćby kilku kroków, bo nóżki uginały się pod nim.
W takim stanie zawiozłem Iwonkę do Lourdes,
gdzie przybyłem dnia 24 czerwca wraz z żoną, dwie­
ma córeczkami i teściem. Wszyscy pragnęliśmy jak
najrychlej upaść do stóp Najśw. Panny i błagać Ją
0 uzdrowienie dziecka. To też w sam dzień przyby­
cia z gorącą wiarą i niewysławionym wzruszeniem
podążyliśmy do groty.
Nazajutrz wysłuchawszy Mszy św. o 8 godzinie
1 przystąpiwszy do Stołu Pańskiego postanowiliśmy
zanurzyć dziecko w cudownej wodzie. Podczas pierw­
szej kąpieli Iwonka bardzo płakała i wyrywała się
z niej prawie. Tegoż samego dnia odbyła się druga
kąpiel, lecz nie dostrzegliśmy jeszcze po niej żadnej
zmiany na lepsze.
Dnia 26 czerwca rano po trzeciej kąpieli w sa­
dzawce Iwonka zaczęła chodzić sama, z zupełną pew­
nością siebie, chociaż przed samą kąpielą nie mogła
jeszcze utrzymać się na nogach, które uginały się
pod nią, jak gdyby były z waty.
263 —

Łatwo można sobie wyobrazić nasza, radość


i zdumienie wobec tak szybkiego uzdrowienia....
Nazajutrz rano po Mszy św. dziecię raz jeszcze
zanurzone zostało w sadzawce, po czym w biurze
sprawozdań Dr. Boissarie kazał chodzić Iwonce sa­
mej, już bez żadnego przyrządu. Chód jej, tudzież
położenie kolan i stóp były już zupełnie normalne.
Zasługuje na uwagę, że dziewczątko nasze nie
ma jeszcze dwóch lat i że naide zdobyta zdolność
chodzenia w sposób naukowy wy tłumaczyć się nie da.
Jakże wielką jest potęga Najśw. Panny z Lourdes
i jak cudowne łaski zjednywa ludziom Jej wstawie­
nie się do Boga!...

Niechaj wszystkie pokolenia ziemi uwielbiają


nieskończoną dobroć Boga, który cierpiącej ludz­
kości dał tak miłosierną i kochającą Matkę!...
. Ave Maria !
S P I S RZECZY.
S tr .

Słowo w stępne . . . . . 5
Rozdział I. — „Wychowałem syny i wywyższyłem, a oni
m ną wzgardzili" . . • .1 0
Rozdział II. — Grzesznicy w liczbie dzieci Marii . 19
Rozdział III. — Najśw. Maria P. wobec nałogowych
grzeszników . - 29
Rozdział IV. — Pobożni lecz słabej wiary chrześcija­
nie w służbie Marii . . . .4 0
Rozdział V. — Dusze czyste i niewinne radością Nie-
pok. Serca Marii . . . .5 1
Rozdział VI. — Dążenie do doskonałości pod okiem
Matki Bożej . , . . .6 0
Rozdział VII. — Najśw. Maria P. wobec cierpiących
dzieci Swoich . . . . . 67
Rozdział V III. — Maria Matką sm utnych i udręczonych 75
Rozdział IX. — Miłość i współczucie Matki Bożej dla
prześladowanych . . . .8 3
Rozdział X. — Matka Niebieska upośledzonych i w zgar­
dzonych . . . . . . 90
Rozdział XI. — Matka Najśw. najm iłosierniej podaje
rękę upadającym . . . . 98
Rozdział X II. — Maria Najśw. M atką ubogich duchem 106
Rozdział XIII. — Maria Niepokalaną Matką dusz czy­
stych . . . . . .114
— 266 —

Rozdział XIV. — Maria kochającą Matką dusz pokor­


nych i posłusznych . 122
Rozdział XV. — Dzieci Marii zwalczają pilnie swe
samolubstwo . 129
Rozdział XVI. — Dziecię Marii żyje i oddycha miłością
ku Bogu . 137
Rozdział XVII. — Dziecię Marii obejm uje miłością
swoją wszystkich ludzi 145
Rozdział XVIII. — Szczególna miłość Matki Bożej do
dusz bogomyślnych 163
Rozdział XIX. — Czy Maria wymaga od dzieci swoich
miłości tkliwej, słodkiej i uczuciowej 161
Rozdział XX. — Szczególna miłość Matki Bożej dla
tych, którzy pom agają Jej w dziękczynieniu 169
Rozdział XXI. — Maria wprowadza dzieci swoje na
drogę prawdziwej świętości 177
Rozdział XXlł. — Maria Niepokalana przewodniczką
na drodze dziecięctwa duchownego 185
Rozdział XXIII. — Stosunek Matki Bożej do dusz zu­
pełnie oddanych Bogu 193
Rozdział XXIV. — O pokusach przeciw nabożeństwu
do Matki Bożej . 201
Rozdział XXV. — Doskonałe dziecko Marii bardzo
koeha różaniec święty 209
Rozdział XXVI. — Dziecię Marii wobec Najśw. Eucha­
rystii . . . . . . 217
Rozdział XXVII. — Maria wprowadza dzieci Swoje
w zrozumienie tajem nic Męki C hrystu­
sowej . . 224
Rozdział XXVIII. — Nabożeństwo do Matki Bożej
a szczególna miłość ku pewnym Świę­
tym . . . . 232
— 267
Rozdział XXIX. Dzieci Marii w czyśćcu zatrzym ane 240
Rozdział XXX. — Czy dziecię Marii obawia się o zba­
wienie swoje ? . . . . . 247
Rozdział XXXI. — Prawdziwe dzieci Marii tęsknią
za Matką swoją w niebie 265
T egoż autora:

DROGA DZIECIĘCTWA DUCHOWNEGO"


4 tomiki, cała nauka życia duchownego przed­
stawiona w duchu św. Teresy od Dziec. Jezus.
Nadaje się na codzienne rozmyślania lub czy
tania duchowne. — Cena brosz. 8 zł.

ZJEDNOCZENIE Z BOGIEM"
2 duże tomy, bardzo szczegółowe omówienie
dwunastu najważniejszych cnót- O każdej cno­
cie 30 albo 31 krótkich rozdziałów. — Cena
brosz. 12 zł.

DZWON NA TRWOGĘ8
wezwanie do walki z bezbożnictwem i obojęt­
nością religijną, w duchu Akcji Katolickiej, ze
szkicami do przemówień na zebraniach Akcji
Katolickiej- — Cena 4 zł-

ŚWIĘTYCH NAM TRZEBA"


rzecz o świętości heroicznej, zawierająca ży­
ciorys symbolicznej „Bogumiły8, oraz 8 wzo­
rów do spowiedzi i rachunku sumienia. —
Cena 3 zł.
„KSIĄŻKA DLA CHORYCH"
o spożytkowaniu wszelakich cierpień dla swego
uświęcenia. — Cena 1.40 zł.

„MATKA DZIECI BOŻYCH*


wyjaśnienie stosunku Matki Bożej do różnych
dusz, począwszy od największych grzeszników
aż do Świętych — w 31 rozdziałach. —
Cena 2,50 zł.

Wszystkie te wydawnictwa zamawiać można


pod adresem :
ADMINISTRACJA CHORĄGWI MARII
KRAKÓW 14
0 0 . Redemptoryści.

albo u autora:
0- Leon Pyżalski
ZAMOŚĆ, woj. Lubelskie, 0 0 . REDEMPTORYŚCI.
D R U KA R N IA
KRAKOWSKA
K R A K Ó W
U I.Ś w .Jan a13
Telef. 144 - 6 5

iU

You might also like