Professional Documents
Culture Documents
Grzegorz Sroczyński
02.12.2019 11:56
Trzeba pamiętać, że cała ta prawicowa inteligencja, która teraz jest kośćcem dobrej
zmiany, to są wszystko ludzie, którzy zostali strąceni w tamtych latach do szeolu. Do
absolutnego niebytu. Zostali wykluczeni ze wspólnoty i obmówieni jako szaleńcy. Wariaci.
I teraz wracają jako zombie - z filozofką Agatą Bielik-Robson rozmawia Grzegorz
Sroczyński
Agata Bielik-Robson: Ja ani nie tweetuję, ani nie udzielam się na Facebooku. Z tą furią
też przesada. I nie chodzi o całą lewicę, tylko o Partię Razem. Są irytujący. Ich pomysł,
żeby głosować razem z PiS-em za podwyżkami podatków - czyli zmianą limitu składek na
ZUS i akcyzy na alkohol - świadczy o totalnej nieprzytomności. PiS potrzebuje pieniędzy
na swoje złe cele, na tworzenie socjalnego parasola ochronnego dla planowego
niszczenia demokracji. Jak można w tym pomagać?
I trzeba to w kółko powtarzać! Wszyscy zaczęli nagle wychwalać młodą lewicę, że się
zabrała za sprawy merytoryczne - podatki, emerytury, mieszkania, umowy śmieciowe -
ale według mnie robi to w taki sposób, jakby się urwała z choinki. Jakby to były problemy
same w sobie, które można wyjąć z kontekstu i przedyskutować osobno. A kontekst jest
taki, że mamy rządy półautorytarne i ta tak zwana dyskusja merytoryczna tylko je
legitymizuje.
"Mieliście budować tanie mieszkania, zbudowaliście ich 900 przez cztery lata - to
nie jest żadne państwo socjalne". "Nic nie zrobiliście w sprawie śmieciówek - to nie
jest państwo socjalne". "Szpitale są zamykane, bo nie ma w nich kto pracować - to
1/9
nie jest państwo socjalne". Może to jest skuteczniejsze, niż mówienie w kółko o
obronie demokracji?
Zandberg musiał usłyszeć głosy z ostatnich dni, że młoda lewica oskarżana jest o
współpracę z PiS-em. I dlatego tak przywalił Morawieckiemu. On jest urodzonym
politykiem i jego przemówienie było czujną reakcją na te głosy.
Nie nasze! Pod tekstami w "Wyborczej" o tym, że lewica rozważa poparcie dla pisowskiej
likwidacji progu 30-krotności składek na ZUS, widziałam wściekłe komentarze.
"Głosowałem na was, bo sądziłem, że waszym pierwszym gestem będzie osłabienie
władzy kościoła w Polsce, a wy wchodzicie w d… PiS-owi. Nigdy więcej!". To są ich
wyborcy. Ci, którzy zostali podebrani Koalicji Obywatelskiej ze względów obyczajowych,
ale nie są gotowi na razemową lewicę socjalną.
Upraszczasz. Twierdziłam tylko, że liberałowie nie mogą być wrogiem numer jeden, a na
to niestety wyszło. To właśnie zandbergowcy - a nie straszni mieszczanie - "widzą
wszystko osobno". Wycinają sobie fragment rzeczywistości, który wydaje im się jedynie
ważny, a całą resztę po marksowsku traktują jako symboliczną pianę. Po co gadać o
obronie demokracji, kiedy trzeba budować mieszkania albo zwiększyć emerytury
najniższe?
Może trzeba?
Czy ty nie rozumiesz, co tu się dzieje? Mamy apokaliptyków u władzy! Teraz, po kilku
latach, sytuacja jest jeszcze trudniejsza, bo rząd PiS-u udaje normalizację - od tego jest
Morawiecki z tą swoją gładką mową - ale tak naprawdę działa ciągle według wzorca
stanu wyjątkowego, wywracając wszystko na nice i igrając z apokaliptycznym ogniem. To
może się skończyć społeczną katastrofą, co zresztą Kaczyńskiemu w ogóle by nie
przeszkadzało. Podejrzewam, że byłby szczęśliwy, gdyby tu wszystko spłonęło.
O Jezu…
Ty tego nie kupujesz, bo jesteś jak Woś. Tobie PiS wydaje się normalny, bo po prostu -
wybacz - niewiele rozumiesz z kontekstu, który Peter Sloterdijk nazywa bardzo trafnie
psychospołecznym. Ja tymczasem prawą stronę obserwuję od bardzo dawna, przez
pewien czas na zasadzie obserwacji uczestniczącej. I pewne rzeczy po prostu wiem.
Jakie rzeczy?
2/9
Konwickim, bo ten "Salon" ich wykluczał w latach 90. w czasie osławionej wojny na górze.
Trzeba pamiętać, że cała ta prawicowa inteligencja, która teraz jest kośćcem dobrej
zmiany, to są wszystko ludzie, którzy zostali strąceni w tamtych latach do szeolu. Do
absolutnego niebytu. Zostali wykluczeni ze wspólnoty i obmówieni jako szaleńcy. Wariaci.
Zombie?
I ty to wiesz?
Człowiek resentymentu, kiedy udaje mu się wrócić do władzy, długo sobie nie
uświadamia, że tę władzę ma, że coś może. I dopiero wtedy czuje własną siłę, kiedy
może komuś dowalić, coś zniszczyć. Ludzie PiS-u dopiero wtedy czują, że rządzą, kiedy
Pawłowicz zostaje wprowadzona do TK na złość sędziowskiemu środowisku, albo kiedy
minister Gliński po raz kolejny rujnuje jakąś instytucję kultury. Natomiast gdyby im się
udało zbudować 20 tysięcy tanich mieszkań, a nie te nieszczęsne kilkaset, to
emocjonalnie ich to nie rusza.
3/9
Nie chodzi mi o Zbawiks, darujmy sobie fejsowe złośliwostki. Chcę powiedzieć coś
poważniejszego: są w ojczyźnie rachunki krzywd, o których młoda lewica nie ma pojęcia.
A te rachunki są kluczowe dla rozumienia, co się w Polsce dzieje. To definiuje obecnie
polską politykę i naszą przyszłość, i nie da się sprowadzić do banału "wojny plemion".
Dokładnie tak.
Ale czy ja dziś jestem zombie? Czy robię wrażenie przepełnionego resentymentem
Człowieka Spod Podłogi? Otóż nie, mam nadzieję. I Cezary [Michalski - red.] tak samo,
chociaż z niego robiono już absolutnego oszołoma, traktowano jak Leszka Bubla. Oboje
wykonaliśmy gigantyczną pracę, żeby nie popaść w resentyment, co byłoby najprostszym
rozwiązaniem. To nasze heglowskie poczucie odpowiedzialności.
Heglowskie?
Chodzi mi o to, że można rozumieć rację drugiej strony, ale jednocześnie nie
przystępować do tej racji, bo uznaje się ją za chorobliwą, wyrosłą z patologicznej
motywacji. Więc ja rozumiem, dlaczego prawica w Polsce chce się mścić, rozumiem, za
co, ale nigdy nie będę tej emocji podzielać, bo jest to emocja niszcząca i jałowa. Cezary i
ja, mimo naszej przeszłości, nie wspieramy opcji pisowskiej, bo staramy się być ludźmi
wolnymi od resentymentu. Koncentrowaliśmy się oboje na tym, żeby resentyment się w
nas nie rozwinął, bo to jakby odpowiednik potępienia we współczesnym ateistycznym
świecie, rodzaj piekła. W tym sensie rozumiem, skąd się wziął PiS, rozumiem szaleństwo
pisowców, a nawet im współczuję, ale właśnie dlatego nie byłam w stanie do nich
przystać.
Tak. Trochę jak w "Przypadku" Kieślowskiego, chociaż nie, jednak nie, bo w tym filmie
Linda po prostu spóźnił się na pociąg, a u nas to nie był przypadek, myśmy jednak ciężko
pracowali, żeby nie wejść w model inercji, w emocjonalne lenistwo. Raz zasiane ziarno
resentymentu łatwo rozwija się, kiełkuje, kwitnie i potem wydaje owoce. I później już nic w
twojej psychice nie może stawić temu oporu, nic.
4/9
podzielać waszą antypisowską panikę i stać z PO pod jednym sztandarem, a jak
ktoś nie chce, to idiota lub wróg?
Z tą publicystyką to wzajemnie. Mnie z kolei nic tak nie irytuje jak symetryzm. Ale właśnie
chyba ci wyjaśniłam, że mnie nie chodzi o łatwe epitety – "idiota", "wróg" – ale o to, by
bez paniki i histerii jednak pokazać, że PiS to gigantyczne niebezpieczeństwo, obóz ludzi
resentymentu. Cała rzecz w tym, że to, co nazywasz anty-PiSowską paniką, nie jest
bezprzedmiotowe. Ten lęk ma uzasadnienie. Postrzegam PiS jako gigantyczne zło, które
zaraża gangreną liberalną demokrację w Polsce.
No ok, nic nie jest doskonałe, a już na pewno nie tutaj. Gdybym zechciała się zemścić na
demokracji liberalnej za to, że mnie upupiała – no, to właśnie byłby ten resentyment, o
którym mówię. A ja tymczasem w liberalną demokrację głęboko wierzę.
W Polsce nigdy nie było mocnej tradycji liberalnej, więc po 1989 roku zaczęto od
przełamywania jednego totalitaryzmu innym rodzajem dyktatu. Inteligenckiego dyktatu.
Grzegorz Schetyna jest ode mnie tylko trzy lata starszy i też zaznał goryczy
resentymentu, bo przecież "Salon" też nie był słodki wobec liberałów z KLD, więc on
świetnie rozumie, skąd PiS się wziął i co Kaczyńskiego napędza. Kiedy Schetyna mówi,
że toczy się teraz wojna na śmierć i życie, to on naprawdę tak uważa, zresztą przeczytaj
sobie, co opowiada w rozmowie z Cezarym w "Historii pokolenia".
Ty możesz sądzić, że bredzimy albo coś nam się wydaje, albo jesteśmy skrzywieni przez
nasze biografie, a ja ci mówię, że mamy pewną wiedzę wewnętrzną. I tyle.
Nie. I uważam, że sposób, w jaki liberałowie z PO zwalczają PiS wcale nie jest
wzmożony czy irytujący. Czy Schetyna akcentuje swoją moralną wyższość? On tylko
podkreśla, że chce rządzić w ramach prawa. Mówi: "My bronimy Konstytucji, a tamci ją
łamią". Przecież to jest prawda.
Ja też nie jestem wzmożona i zaślepiona. W żadnym moim felietonie nie znajdziesz
pogardy dla "ciemnogrodu", w żadnym nie znajdziesz krytyki odbiorców 500 plus.
No ale o co ci chodzi?
5/9
A jednak się wykręcę. Po pierwsze, nie użyłam słowa "ciemnogród". Po drugie,
odwołałam się do pragnienia godnościowego ludu, które jest ogromne i wiecznie
niezaspokojone, a zwłaszcza w Polsce po transformacji. Populiści oczywiście na tym
żerują. Ten fragment to nie jest oskarżenie pod adresem ludu, tylko tej alternatywnej
pisowskiej elity, która ludźmi manipuluje.
Chodzi mi też o to, że to jest tekst na wysokim C, w którym pada słowo faszyzm.
I co z tego? Faszyzm to jest zwykłe słowo opisowe, techniczne. Dobrze definiuje strategię
obecnej władzy: pakiet socjalny plus antyelitarna nagonka.
Nie żartuj. Wiadomo, jak rosną emocje, jak się pisze faszyzm!
Może Zandberga? Emerytury, mieszkania, podatki… PiS-owcy nie mają pojęcia, jak
na to odpowiedzieć.
To tylko twojej bańce tak się wydaje. TVP info już sobie z zarzutami Zandberga świetnie
poradziło. I w ogóle Zandberg nas nie zbawi. Aby zwalczyć PiS, trzeba rozumieć
kontekst, wiedzieć, skąd się to wzięło. Zresztą jakoś nikt nie zauważył, że Schetyna też
wypunktował Morawieckiego za wszystkie niespełnione obietnice.
Zgodzę się.
6/9
A nie masz wrażenia, że to za mało? Że aby uratować liberalną demokrację, trzeba
szarpnąć cuglami, mieć pomysł na radykalne reformy? A wy potraficie tylko bronić
status quo.
Bronię status quo w Polsce, bo ono jest lepsze niż pisowska władza. A jeśli chodzi o
Zachód, to broniłabym status quo z pewnymi zastrzeżeniami.
Właśnie: z zastrzeżeniami. Czyli zastanawiacie się, czy obrazek nie powinien wisieć
na innej ścianie, a tymczasem w domu szaleje pożar.
Ale tak, jesteśmy jako liberałowie trochę defensywni, tyle że wydaje mi się to bardziej
szczere, niż te lewe i prawe radykalizmy. My przynajmniej wiemy, że – jak Sokrates – nic
nie wiemy. Mamy tylko tego ducha w sobie, który mówi nie: nie komunizmowi i nie
faszyzmowi. Tymczasem, jak się okazuje, każda epoka ma swój faszyzm – i każda ma
swój komunizm.
Ok. Tradycyjnie rzecz biorąc kapitalizm sprzyjał liberalnej demokracji. To się zmieniło w
latach 80., kiedy Thatcher otworzyła wrota ponadnarodowym korporacjom i ruszył dziwny
proces, który doprowadził do tego, że kapitalizm może sobie radzić bez liberalnej
demokracji, a nawet więcej - ona mu zaczęła przeszkadzać. Filozof Peter Sloterdijk już
dawno ostrzegał, że azjatycki model kapitalizmu zacznie wpływać na model polityczny
Zachodu. I że Zachód - powoli i pewnie z oporami - ale w końcu ten niedemokratyczny
model przyjmie. A korpy będą szczęśliwe, bo one są w stanie świetnie funkcjonować w
totalitaryzmie, autorytaryzmie, kolektywizmie, dowolnie. Ten, jak to nazywał Marks,
"azjatycki model produkcji" mnie przeraża. I na razie jedyną instytucją, która się temu
wprost przeciwstawia, jest Unia Europejska.
Czy liberał nie powinien walnąć pięścią w stół i powiedzieć: schrzaniliśmy, trzeba
sporo spraw ułożyć inaczej, żeby świat naprawić?
Powinien. Ale bez robienia rewolucji, która najpierw zatapia zastany porządek.
7/9
Niestety, nie jestem w stanie wytłumaczyć tego moim studentom-milenialsom, którzy mają
jakąś niezrozumiałą miłość do kolektywizmu i socjalizmu. Młoda lewica jest bardzo
antykapitalistyczna i nie możesz się dziwić, że w ludziach takich jak ja pojawia się
nieufność do ich radykalnych rewolucyjnych pomysłów. "Chcemy demokratycznego
socjalizmu" - słyszę od nich. Ale co to właściwie jest? Tego terminu używały przecież
demoludy. Dlatego też nie ufam Zandbergowi i jego młodej lewicy. Uważam to za
gigantyczne oszustwo wyborcze, że oni się sprzedali jako fajna miła zachodnia
socjaldemokracja, w którą, moim zdaniem, oni sami już nie wierzą. O tym świadczy
choćby fakt, że ich głównym wrogiem są liberałowie, a nie PiS.
Może tak naprawdę główny spór ideowy nie przebiega między PiS-em a resztą
świata, tylko miedzy nami?
Zapytam.
I on ci się zacznie wykręcać. Ani nie odpowie, że jest komunistą, ale też nigdy ci nie
powie, że kapitalizm jakkolwiek ceni. Skąd się bierze inwestycja lewicy w spory kulturowe
i tożsamościowe, w te ich wszystkie dogmatyzmy i pewności? Właśnie stąd, że oni nie są
w stanie ustalić jednoznacznie swojej pozycji w kwestii ekonomicznej, nie potrafią
powiedzieć jasno i zero-jedynkowo, że chcą obalenia ustroju kapitalistycznego. Więc
inwestują w wojny obyczajowe, w których lewica może być zero-jedynkowa, stanowcza i
pryncypialna na maksa i do woli. Im mniej realnych pomysłów na naprawę systemu, tym
większa pryncypialność w sferze wojen kulturowych, bardzo zresztą niepokojąca przez
swoje nieustanne wzmożenie i "moralną czujność". Polska publiczność jeszcze niewiele o
tym wie. Z rozbawieniem czytałam komentarze pod tekstem w "Wyborczej" o tym, jak
grupa studentów z łódzkiej filmówki oprotestowała spotkanie z Romanem Polańskim jako
przedstawicielem "kultury gwałtu". Wszyscy komentujący byli przekonani, że to jakieś
prawicowe oszołomy spod znaku katolickiego purytanizmu zorganizowały ten protest. A
tu proszę, młoda lewica!
No to może…
Nie obraź się, ale tak. Może wy z tą waszą słoniową pamięcią lat 90. powinniście
dać sobie spokój z pisaniem manifestów antypisowskich. I na lepsze by to wyszło.
8/9
Nie obrażam się, bo jestem osobą pragmatyczną i też dochodzę do tego wniosku. Jak
widzę, w niczym cię nie przekonałam. Używasz tych samych frazesów – panika,
manifesty – co na początku naszej rozmowy.
Żartujesz?
Nie, serio.
Zobaczymy.
***
9/9