You are on page 1of 3

Feminizm - uwagi na forum

Czy ja biorę ciebie i Szczukę za łeb i każę robić tak jak mi pasuje? Ja również mam
swoje poglądy i skoro feministkom wolno szydzić z postaw życiowych
podyktowanych poglądami które wyznaję, to mi wolno krytykować ideologię Szczuki -
czy to jest dla ciebie zrozumiałe? Ile razy mam pisać o tym, że żona może zarabiać
na rodzinę? Chociaż, tak na marginesie, co by było gdyby zarabiająca żona porzuciła
niepracującego męża, skazując go na życie w niedostatku, co w tej kwestii miałby do
powiedzenia feminizm?

Sądzę, że nadal się nie rozumiemy ponieważ w tym wszystkim nie chodzi o tylko o
szczucie płci przeciwko sobie, o budowanie fałszywego obrazu relacji damsko-
męskich, o wpajanie ideologii wykoncypowanej przez polonistki i "gender studentki",
ale o coś o wiele poważniejszego. Feministki chcą wpływać na nasze życie nie tylko
poprzez głoszenie swoich poglądów. Ich działalność jest o wiele bardziej perfidna.

Współczesne "działaczki" feministyczne oferują nam wielką ideologiczną ściemę za


którą kryje się żądza władzy i pieniędzy a naiwne kobiety mają być tylko trampoliną
do osiągnięcia tego celu.

Feministki mogą osiągnąć swój cel jedynie poprzez uzyskanie takich wpływów, które
pozwolą im przekonać społeczeństwo, że są ważne i do czegoś absolutnie
niezbędne. Ich modus operandi jest oferowanie produktu, który nazywa się "ideologia
feministyczna". Nabywcą tego produktu mają być kobiety, a walutą dobrze płatne
stanowiska. I tu dochodzimy do zrozumienia dlaczego feministki z taką zajadłością
deprecjonują inne style życia. Jak każdy handlarz, feministki nie znoszą konkurencji,
chciałyby zawładnąć świadomością potencjalnego nabywcy, czyli nas kobiet, bez
reszty. Dlatego wyszydzają alternatywne modele życiowe - to oczywiste, że jeżeli nikt
nie kupi ich ideologii, to one same będą zbędne, nie utrzymają się na rynku.
Wyśmiewanie innych postaw życiowych niż te, postulowane przez feministki, ma na
celu wywarcie presji na kobiety - bo przecież nikt lubi być zaliczany do grona osób
wyśmiewanych. Jeżeli jeszcze w tle pokażą się panie z tytułami doktorskim (doktorat
z "gender studies") albo profesorskimi (studia nad "tożsamością płci"), to wiele
przeciętnych kobiet gotowych jest uwierzyć, że nie zgadzając się z ideologią
feministyczną popełnia jakieś faux pas albo że popieranie tej ideologii jest "cool" i
"trendy".

Wpajanie poglądu poprzez powoływanie się na autorytet, indukowanie strachu lub


winy poprzez wytworzenie poczucia przynależności do odrzuconych - każdy kto
słyszał cokolwiek o metodach socjotechniki będzie wiedział o czym piszę. To po
pierwsze. Po drugie, feminizm jako ideologia jest ruchem sztucznie podtrzymywanym
przy życiu przez zastrzyki gotówki z międzynarodowych organizacji na płace dla
"działaczek". Gdyby nie te fundusze feminizm dawno zginąłby śmiercią naturalną.

Na początku wiele osób nie może uwierzyć, że za tą całą ideologią ukrywa się
grupka cynicznych aktywistek rządnych władzy i pieniędzy, jątrzących tylko po to aby
wykazywać swoją niezbędność.

Czy takimi metodami działania feministki cokolwiek osiągną? Zdziwisz się, ale patent
jest banalnie prosty: jeżeli kobiety uwierzą feministkom to będą chciały aby feministki
je reprezentowały (tak jak teraz nie reprezentują). "Działaczki" przypomną się
kobietom ze swoim produktem podczas wyborów do parlamentu, rad gmin, powiatu,
województwa. Niestety (dla feministek) ostatnie wybory pokazały co kobiety myślą o
feministkach : Partia Kobiet założona przez feministki uzyskała wynik wyborczy w
granicach błędu statystycznego. Po tej sromotnej porażce feministki nie złożyły broni
- przecież władza i kasa ucieka im sprzed nosa! Skoro metody demokratyczne
zawiodły, to dlaczego nie spróbować INNYCH METOD! Można przecież użyć
narzędzi propagandowych do wywarcia wpływu na władze, tak aby zmieniły prawo,
ułatwiając "działaczkom" dorwanie się do stanowisk.

Zapytacie czy taki scenariusz w ogóle jest możliwy?

Nie tylko, że jest możliwy, ale częściowo został już zrealizowany! Tego rodzaju
rozgrywka o władzę i pieniądze jest możliwa do przeprowadzenia przez takie grupy
ludzi lub organizacje, które posiadają wpływy medialne. To są właściciele gazet,
telewizji, radia, portali internetowych ale nie tylko! To jest także Kościół, któremu
władza często się podlizuje aby uzyskać przychylne komentarze skierowane do
wiernych, a także wszelkie inne organizacje, które mają dość funduszy aby
sfinansować swoją stałą obecność w mediach. "Działaczki" feministyczne mają takie
fundusze ze źródeł o których napisałam wcześniej. Politycy gotowi są sprzedać się
każdemu, kto pomoże im w wyborach, czyli każdemu, kto często pojawia się w
mediach. W ten sposób feministki, po fatalnie przegranych wyborach
parlamentarnych doprowadziły do zmiany prawa wyborczego wprowadzając parytety
na listach wyborczych. Pamiętacie prezydenta Komorowskiego, jeszcze przed
wyborami prezydenckimi, gdy obiecywał na kongresie kobiet, że poprze ich postulat
parytetów a nawet "jeszcze więcej"? Kandydat na prezydenta zwyczajnie sprzedał
się jako polityk. Właśnie tak to się odbywa: sprzedanie się w zamian za medialne
poparcie hałaśliwych grup aktywistek; kandydat założył, że w ten sposób kupi sobie
głosy kobiet. Nie łudźcie się, że w tym wszystkim chodzi o nas, kobiety. Na tych
zagwarantowanych 30% miejsc nie znajdzie się pani Basia z mięsnego, ani pani
Krysia z ośrodka zdrowia - tam znajdą się "działaczki", bo tylko one, finansowane ze
źródeł zewnętrznych, mają czas i pieniądze aby tym się zajmować. Nie zdziwię się,
jeśli w nadchodzących wyborach parlamentarnych na listach wyborczych znajdą się
panie: Środa, Szczuka, Dunin i inne podobne. Cel zostanie osiągnięty!

Po wyborach feministki nadal będą pisały swoje bzdurne eseje o "opresji


patriarchatu", czyli nadal będą pierdziały w stołki, ale teraz już za nasze wspólne
pieniądze.

LIDIA STAROŃ - wzór kobiety do naśladowania.

Lidia Staroń jest posłanką Platformy Obywatelskiej - ale jej przynależność partyjna
jest bez znaczenia - chodzi o pokazanie co może zdziałać aktywna kobieta.
Feministki śnią o władzy, ale społeczeństwo nie chce im tej władzy dać - a fe! Złe
społeczeństwo i spisek patriarchalny! A tu nagle nie wiadomo skąd wyskakuje pani
Lidia Staroń, która przebojem dostaje się do Sejmu, nigdy wcześniej nie zajmując się
polityką i nie jest feministką! Pewnie znowu jakiś spisek:)! Pani Staroń była
przeciętną obywatelką, która podjęła walkę z patologicznymi zjawiskami w jednej z
wielkich spółdzielni mieszkaniowych, której była członkiem. Jak się okazało była to
walka z wielką hydrą, groźną, mającą poparcie nawet w gronie sędziów. To była
sitwa, której wszyscy się bali, a która wydawała się bezkarna. Pani Staroń swoim
osobistym działaniem doprowadziła do rozbicia tej sitwy, aresztowania wielu osób za
liczne nadużycia, pomimo że ją zastraszano, nawet przecięto przewód hamulcowy w
jej samochodzie (próba zamachu). Odwagą, determinacją i pracą zaskarbiła sobie
takie uznanie mieszkańców, że oni sami zaproponowali jej kandydowanie do Sejmu.
Gdy największe partie polityczne dowiedziały się, że mogą mieć konkurentkę z takim
poparciem społecznym, to natychmiast zaproponowały jej przystąpienie do nich. Pani
Staroń zdecydowała się skorzystać z propozycji PO i chociaż dostała odległe miejsce
na liście wyborczej Platformy, wygrała wybory bez najmniejszego problemu.
W ten sposób, kobieta, która nigdy nie miała nic wspólnego z polityką została
posłanką w tempie ekspresowym. To pokazuje, że obywatele poprą każdego
kandydata, niezależnie od jego płci, jeżeli ten kandydat wykaże, że angażuje się w
rozwiązywanie autentycznych problemów tych obywateli. Na zdrowy rozsądek
wydaje się, że pani Staroń powinna być chlubą feminizmu a w rzeczywistości jest
solą w oku feministek, ponieważ jej przykład pokazuje cały fałsz feministycznej
propagandy "opresji" w jakiej rzekomo żyją kobiety, pokazuje, że kobiety nie
potrzebują wielkiej feministycznej ściemy aby poprzeć inną kobietę. Jeżeli feministki
chcą władzy i stanowisk to niech nie omamiają kobiet bzdurną ideologią tylko niech
zrobią tak jak pani Lidia Staroń. Ale one tak nie potrafią, one chcą parytetów, bo to
są tylko telewizyjne gadające głowy i nieroby.

Banda nierobów żądnych kasy i stanowisk, przekonanych o własnej wyższości.

Nie wiem ile masz lat, ale zapytaj sama siebie, co przez OSTATNIE 20 LAT
feministki zrobiły dla ciebie? Natomiast co zrobiły dla samych siebie już wiesz.

Pytaniem pozostaje to, czy produkt oferowany przez ideologię feministyczną jest
współcześnie komukolwiek potrzebny? Gdyby dzisiaj, nagle zniknęły wszyskie
feministki świata, świat funkcjonowałby doskonale przez następne stulecia i nikt
nawet nie zauważyłby ich zniknięcia.

Dlaczego nie miałabym krytykować tej ideologii, pokazywać jej perfidii, komercyjności,
hipokryzji, ukrytych intencji "działaczek"? Jeżeli ta, lub jakakolwiek inna ideologia
pretenduje do rangi nowego systemu etycznego lub dąży do zmiany prawa, to w
każdej demokracji podlega otwartej krytyce i analizie - to chyba oczywiste.

You might also like