Professional Documents
Culture Documents
Prolog
Przy moim łóżku siedzi kobieta anioł. Jej blond włosy układają się
w świetlną aureolę. Tuż nad prawym uchem słyszę przenikliwe, piskliwe
dźwięki niebiańskiej muzyki. Powietrze jest ciepłe i przesiąknięte
osobliwymi zapachami. Unoszę się na miękkim, białym obłoku bólu.
Wygląda pięknie, ten mój anioł. Jego oczy szklą się z radości. Nie
wiem, kim jest, ale ma znajome rysy. Kojarzy mi się z innym miejscem,
z odległym czasem – w przeszłości, może nawet w przyszłości.
Czy to Emily?
Emily.
Kobieta anioł pochyla się nade mną. Czuję na szyi jej słodki
oddech, gdy szepcze mi do ucha:
Teraz
Anna
Czas na mnie – nie to, żebym się jakoś stęskniła do miejsca, które
niechętnie nazywam domem, ale naprawdę pora wracać.
Nie przejdę przez Polankę, muszę więc cofnąć się za most i pójść
ulicą. Okazuje się jednak, że z powodu festiwalu ona również jest
zamknięta. Porządkowy w kamizelce odblaskowej każe mi iść „od tyłu”.
Czyli którędy?
Ten głos.
– No idź. Spierdalaj.
Wymijam go z podniesioną głową. Trzęsę się jak osika, ale
utrzymuję równowagę i nie przyspieszam, chociaż korci mnie, żeby
zrzucić buty i wystrzelić jak z procy.
Nie idą za mną. W miarę jak oddalam się od warsztatu, muzyka
z auta cichnie, wypierana dźwiękami koncertu. Bum, bum, raz, dwa,
trzy, cztery, raz, dwa, trzy, cztery… Pokonuję jeszcze jakieś dwieście
metrów i skręcam za róg.
Wtedy
Natasha
Zawsze wiedziałam, że rozmawia właśnie z nią, nawet kiedy nie rozlegał
się dźwięk dzwonka, który dla niej zarezerwował. Chodziło o sposób,
w jaki trzymał telefon, przyklejał go do policzka, jakby osłaniał usta,
żebym nie musiała słuchać. I jeszcze to, że prawie w ogóle się nie
odzywał, żadnych zdawkowych „okej” albo „hm”. Zresztą i tak ona nie
zwracała na to uwagi. Równie dobrze mógł wsunąć telefon pod
poduszkę, dokończyć posiłek, pozmywać, a potem zaparzyć kawę –
nawet by się nie zorientowała. Mówiła, gadała, paplała bez końca,
niemal na jednym wdechu. Zawsze przerywała nam wieczory.
Rozumiałam, dlaczego to robiła, i prawdę mówiąc, nie miałam do niej
pretensji. Na jej miejscu na pewno zachowywałabym się podobnie. Ale
chciałam, żeby Nick raz, choć raz, powiedział: „Słuchaj, nie mogę teraz
rozmawiać, bo jem”, albo: „Oglądam film”, albo chociaż: „Przykro mi,
Jen, ale spędzam wieczór z żoną”.
Zaniosłam jego niedojedzoną kolację do kuchni. Piekarnik był
jeszcze ciepły, więc po prostu włożyłam talerz do środka i zamknęłam
drzwiczki. Postałam chwilę, wsłuchując się w ciszę w salonie
i zastanawiając się, po co tym razem zadzwoniła. Chodziło o pomoc
w rozwiązaniu jakiegoś problemu w domu czy może zwyczajnie chciała
usłyszeć jego głos? Był piątek wieczorem, pewnie jak zwykle siedziała
sama z butelką ginu. Przerabialiśmy to niezliczoną ilość razy i nic nie
wskazywało na to, żeby cokolwiek miało się zmienić. W przypadku Jen
nie sprawdzało się powiedzenie, że czas leczy rany.
Rozmowa nadal trwała, więc poszłam na górę i po cichu
otworzyłam drzwi do pokoju Emily. Zobaczyłam, że smacznie śpi. Nad
jej głową obracała się lampka nocna w kształcie kuli, zasypując
plastikowymi płatkami śniegu spocone policzki małej, do których kleiły
się jej jasnorude włosy. Jak zwykle przyciskała do piersi żyrafę Gemmę.
Nachyliłam się, żeby pocałować Emily w czoło, i poczułam zapach
szamponu dla dzieci. Była moim pierwszym i jedynym, najdroższym
skarbem. Nie wyobrażałam sobie życia bez niej. Ilekroć myślałam
o znajomych, którzy odwrócili się do mnie plecami, o niezgodzie
pomiędzy mną a matką, dezaprobacie rodziny Nicka, niekończących się
problemach z Jen – ilekroć, spójrzmy prawdzie w oczy, zaczynałam mieć
wątpliwości – wtedy zawsze wracałam do niej. Powtarzałam sobie, że
jest warta każdej ceny, jaką przyszło mi zapłacić.
Cicho jęknęła przez sen.
Nick zaczął jeść, ale ja nie mogłam, wpatrywałam się tylko w talerz
i przypominałam sobie, jak starannie obrałam szalotkę i usmażyłam
kawałki boczku na maśle, i że zużyłam butelkę niezłego czerwonego
wina na nieprzyzwoicie drogą wołowinę. Kuchnia nie była moim
naturalnym środowiskiem, ale bardzo się starałam. Rodzice Nicka
zawsze rozpływali się nad tym, jaką to Jen jest świetną kucharką i jak,
wydawałoby się, zupełnie bez wysiłku wyczarowuje
wyśmienite dania. Nie twierdzę, że to nieprawda – być może
rzeczywiście była zdolna – ale mówili tak przede wszystkim po to, żeby
mi dopiec.
– Nie chcę nią być – odparłam, uchylając się przed nim. – Nie
jestem wierząca. Ty zresztą też nie.
Wtedy
Natasha
– Idioci! Pieprzeni idioci!
Nick wypadł z sali jak burza i pchnął oba skrzydła podwójnych
drzwi, tak że prawie dostałam nimi w twarz. Ruszyłam za nim po
schodach sądu, a dwa kroki za nami podbiegał prawnik. Johnny’emu
oberwie się za to, że okoliczności łagodzące, na które wskazał, okazały
się niewystarczająco przekonujące. Argument, że Nick potrzebuje
samochodu do pracy, trafił w punkt, to fakt, ale sędzia pokoju nie kupiła
łzawej historii o chorej córeczce – i nic dziwnego, skoro Johnny nie
potrafił okazać żadnych dowodów na potwierdzenie jej prawdziwości:
ani świstka od lekarza, ani wypisu z rejestru na pogotowiu. Poza tym
było to drugie wykroczenie Nicka związane z prowadzeniem samochodu
po alkoholu.
Zatrzymaliśmy się na chodniku i nie bardzo wiedzieliśmy, co
ze sobą począć. Nick, jak zawsze optymista, uparł się, że przyjedzie do
sądu autem, chociaż Johnny uprzedzał go, że prawdopodobnie nie będzie
mógł nim wrócić do domu. Nasz range rover stał na miejscu
parkingowym, które zaraz trzeba będzie ponownie opłacić.
Skrzywił się.
– Nie, poważnie, nic mi się nie stało. Zajmę się tym, kiedy dotrę do
pracy. – Odpięłam kask. – Wie pan, gdzie jest najbliższa stacja metra?
– Nigdzie pani nie pójdzie. Jest pani w szoku. Musi pani usiąść
i napić się herbaty z dużą ilością cukru. Zapraszam do siebie, obmyje
pani tę ranę. Mieszkam niedaleko. – Wskazał wzgórze za plecami.
Czy dało się wyczuć napięcie seksualne? Na pewno tak, ale wtedy
go nie zauważyłam. Byłam tam zupełnie obcą osobą, lekko zszokowaną
wypadkiem, z zakrwawionym łokciem i poobijanym biodrem, która
pracowała w kawiarni i mieszkała z dwojgiem przyjaciół w obskurnym
mieszkaniu. Nie miałam chłopaka i przechodziłam fazę udawania, że
lepiej mi samej. „Masz pecha w miłości”, mawiała moja matka za
każdym razem, gdy kolejny mój związek kończył się fiaskiem albo
zanadto komplikował. Zresztą Nick i tak był dla mnie za stary. I nie był
w moim typie.
Zaprowadził mnie do wielkiego salonu i kazał się rozgościć.
Przyniósł plastry i krem odkażający, powiedział, żebym opatrzyła sobie
ranę, a sam poszedł zrobić herbatę. Wykorzystałam okazję, by rozejrzeć
się po luksusowym wnętrzu. Urządzone było w przesadnie napuszonym
i romantycznym stylu. Białe skórzane kanapy, ogromne jedwabne kwiaty
w porcelanowych wazonach, lustra na wszystkich ścianach, różowe
atłasowe zasłony i migoczące światełka wplecione w srebrne witki
w wysokim wazonie. Pomyślałam, doskonale to pamiętam, że ten, kto
urządzał to wnętrze, ma zdecydowanie więcej pieniędzy niż gustu.
Wtedy
Natasha
Jen przyszła jeszcze tego samego wieczoru. Stale zaglądała pod różnymi
pretekstami, tym razem podobno przez cały dzień zamartwiała się, jak
poszło Nickowi w sądzie. Słyszałam jej głos i stukot wysokich obcasów
na wyfroterowanej podłodze w kuchni i nie podobało mi się to, że Nick
został z nią sam. Akurat kładłam Emily spać. Biedna mała musiała się
zadowolić bardzo krótką bajką na dobranoc.
– To oburzające, Nicky – skwitowała Jen, kiedy zeszłam na dół. –
Nie możesz się odwołać?
Pokręcił głową.
– Naprawdę był pod wpływem – wtrąciłam. – W dodatku to jego
drugie wykroczenie.
– No tak, ale tamto było wieki temu. Zakaz na trzy lata! Jak ty sobie
dasz radę?
– Coś wymyślę – odparł Nick.
Uniosła gęste, namalowane brwi.
– A w jaki sposób dotrzesz na chrzciny?
– Cholera, o tym nie pomyślałem…
– Możemy przecież pojechać pociągiem – powiedziałam, włączając
piekarnik. Na kolację mieliśmy mrożone pizze, ale nie chciałam, żeby
Jen, kucharka doskonała, się zorientowała.
– Z niedzielnymi pociągami wiecznie są problemy – zauważyła.
Nick napełnił jej pusty kieliszek. – A to roboty na torach, a to
komunikacja zastępcza. Zejdzie wam cały dzień w podróży. W dodatku
kościół stoi poza centrum, daleko od najbliższej stacji.
Nie starał się mnie poderwać tamtego wieczoru, nie czynił żadnych
dwuznacznych uwag, nie pytał, czy mam chłopaka, nie próbował pod
stołem położyć mi dłoni na kolanie. Nie wiem, jak bym zareagowała,
gdyby zrobił coś takiego. Pewnie nie zaprotestowałabym, a potem bym
tego żałowała. Zachował się jak dżentelmen, nawet zamówił dla mnie
osobną taksówkę, mimo że oboje udawaliśmy się w tym samym
kierunku.
– Absurd.
– Naprawdę. Czuję się tak, jakby robiła wszystko, żeby się mnie
pozbyć.
– Nawet jeśli to prawda, to i tak jej się nie uda. – Objął mnie tak
mocno, że zabrakło mi tchu. – Kocham cię, Natasho, i nie pozwolę, żeby
ktokolwiek nas skłócił.
5
Wtedy
Natasha
Jen przyjechała w niedzielę wczesnym rankiem, żeby zabrać nas na
chrzciny. Nick usiadł z przodu – „bo muszę się zmieścić z nogami”,
skwitował – a mnie i Emily umieścił z tyłu. Czułam się, jakby on i Jen
byli rodzicami, a ja ich córką. Jen włączyła płytę z przebojami z lat
dziewięćdziesiątych – „nasze czasy”, rzuciła – i zaczęła rozmawiać
z Nickiem tak cicho, że nie słyszałam większości tego, o czym mówili.
Zastanawiałam się, czy robiła to celowo. Postanowiłam jednak nie dać
się zbyć i przez pierwsze pół godziny siedziałam z głową pomiędzy ich
fotelami, usiłując uchwycić jak najwięcej z rozmowy. Nick odwracał się
przez ramię i odpowiadał tak, żebym mogła usłyszeć, ale potem zaczęło
mu się robić niedobrze i usiadł tak, by patrzeć prosto przed siebie. Kiedy
włączyliśmy się do ruchu na trasie M4, Jen pogłośniła muzykę i zaczęła
śpiewać razem z wokalistami. Miała zaskakująco dobry głos.
„Zrani cię”.
– O czym rozmawiacie?
Ściągnęłam brwi.
– Po co ci kierowca? Nie możesz jeździć taksówkami?
Nie chciałam się kłócić przy Jen, więc siedziałam cicho, ale nie
spodobał mi się pomysł z zatrudnieniem kierowcy. Uznałam to za
zbędną rozrzutność. Ledwie zdążyłam się przyzwyczaić do tego, że
pracuje u nas sprzątaczka (nie wspomniałam o niej mamie, która też
wykonywała ten zawód). Poza tym płaciliśmy ogrodnikowi, który
przychodził raz na jakiś czas, żeby zatroszczyć się o otoczenie naszego
domu, a także ekipom regularnie dbającym o czystość okien, kanap,
dywanów, wykładzin i granitowych blatów. Nigdy nie widziałam, żeby
Nick sam chwytał za pędzel albo śrubokręt: jeśli cokolwiek wymagało
zrobienia, zawsze wzywał fachowców. Ale kierowca? To tak, jakbyśmy
mieli pełnoetatowego służącego.
Wyobraziłam sobie, że podjeżdżam pod dom komunalny mamy, po
czym mój szofer wysiada, żeby otworzyć mi drzwi. Oczami wyobraźni
zobaczyłam jej zniesmaczoną minę. Oby tylko Nick nie kazał mu nosić
czapki. Mama i ja dopiero niedawno zaczęłyśmy się z powrotem do
siebie odzywać i gdyby teraz zobaczyła, że afiszuję się bogactwem,
zapewne znów byśmy się poróżniły.
– I o to chodzi.
Roześmiał się.
– Pobierzemy się i będziemy żyli długo i szczęśliwie.
– Ale przecież masz już żonę.
– Rozwiodę się.
– A jeśli się nie zgodzi? To może potrwać lata.
Teraz
Anna
– Anno!… Anno!
Wzdrygam się, czując klepnięcie w ramię. Odwracam się i widzę
Margaret, koleżankę z pracy, w kremowych spodniach i szydełkowej
bluzce do kompletu.
– Czemu nie reagujesz? – pyta z wyrzutem. – Gardło sobie
zdzieram.
Płoną mi policzki.
– Wybacz. Bujałam w obłokach.
To kłamstwo – wróciłam myślami do wypadku. Dosłownie kilka
minut temu szłam przez centrum handlowe, kiedy nagle usłyszałam
narastający, napierający, osaczający mnie jęk syren. Śniadanie podeszło
mi do gardła. W poszukiwaniu ucieczki wbiegłam do najbliższego
sklepu, którym okazał się Marks & Spencer.
– No, ale nie mam całego dnia na pogaduszki – mówi Margaret, tak
jakbym to ja ją zatrzymywała. – Muszę jeszcze dotrzeć na bazarek.
Odkryłaś go już? To chyba najlepsze, co Morton może zaoferować. Masz
tam wszystko, czego dusza zapragnie. Tutejsze sery smakują nieziemsko,
a kiedy spróbujesz wiejskich jajek, już nigdy nie wrócisz do tych
z Tesco.
– Dzięki za wskazówkę. Później zajrzę. – Nie zrobię tego. Muszę
dotrzeć do domu, zanim zasłabnę. Oczy zachodzą mi mgłą, moje pole
widzenia zwęża się do paska o ciemnych, rozmytych krawędziach;
wygląda to jak pionowe nagrania komórką, które pokazują
w wiadomościach.
Wtedy
Natasha
Szczęśliwie dotarliśmy na miejsce w jednym kawałku. Niestety Emily
obudziła się w marudnym nastroju i uparła się, że nikt inny, tylko tata
może wyjąć ją z fotelika i zanieść do kościoła. Myślałam, że jest głodna,
ale nie chciała jeść cząstek mandarynki, które zabrałam z domu, a kubek
z wodą zrzuciła na podłogę.
– Przykro mi, ale będziesz musiała się nią zająć – wymamrotał
Nick. – Jestem potrzebny przy chrzcielnicy. – Przekazał mi wierzgającą
i jęczącą Emily. Czułam na sobie spojrzenia członków jego rodziny.
Wiedziałam, że moje umiejętności opieki nad dziećmi nie spotkały się
z ich uznaniem.
– Tata! Tata! – krzyknęła mała, kiedy Nick poszedł za Jen dołączyć
do grona rodziców i rodziców chrzestnych. W tym samym czasie
w kościele odbywało się kilka chrztów, było więc tłoczno, głośno i dość
chaotycznie.
– O co ci chodzi?
– Nie bądź taka pewna. Nick jest bardzo lojalny wobec rodziny. Nie
pozwolimy, żebyś nam go odebrała.
Zgromiłam ją wzrokiem.
– Do czego zmierzasz?
Wtedy
Natasha
W następnym tygodniu do pracy zgłosił się Sam, którego, na przekór
wątpliwościom, od samego początku polubiłam. Miał dwadzieścia kilka
lat, czyli był mniej więcej w moim wieku. Przeciętny wygląd, średnia
budowa ciała i wzrost, krótkie, myszate włosy, dość pospolite rysy.
Wiele miesięcy później, kiedy próbowałam go opisać, nie potrafiłam
sobie przypomnieć kształtu jego twarzy albo nosa ani nawet koloru oczu.
Zatarł się w mojej pamięci. Nigdy jednak nie zapomnę jego głosu:
ciepłego, z lekko łamiącą się nutą i miękkim północnym akcentem.
– Jeśli będę pani potrzebny, pani Warrington, proszę wysłać SMS-a.
Dopiero po tygodniu udało mi się go przekonać, żeby zwracał się
do mnie po imieniu. Codziennie o wpół do ósmej czekał na Nicka,
ubrany nieodmiennie w czarne dżinsy i czarną skórzaną kurtkę, popijając
kawę z papierowego kubka. Woził mojego męża do biura w zachodniej
części Londynu, a potem – jeśli Nick go nie potrzebował aż do
wieczoru – wracał do domu, żeby być do mojej dyspozycji. Nigdy nie
wchodził do środka, zostawał w zaparkowanym na podjeździe range
roverze i szeroko otwierał drzwi. Myślałam, jaka to nudna praca.
Siedzisz godzinami w aucie, czekasz na jakieś polecenie, słuchasz
audycji sportowych w Radio Five Live i przesuwasz palcem po ekranie
telefonu. Kiedy zanosiłam mu gorącą herbatę, dziękował mi, nazywając
mnie „skarbem, nie kobietą”.
Często się zdarzało, że nie miałam dla niego żadnego zadania,
i wtedy czułam się niezręcznie. Duże zakupy dostarczano nam
bezpośrednio z marketu, a jeśli coś się kończyło, na przykład mleko albo
chleb, zaglądałam do sklepiku za rogiem. Żłobek Emily, do którego
chodziła rano trzy razy w tygodniu przed południem, znajdował się
dwadzieścia minut piechotą od domu. Lubiłam ją odprowadzać
w wózku, choćby po to, żeby się przejść i zaczerpnąć świeżego
powietrza. Nie pracowałam, więc właściwie nie musiałam zostawiać
małej w żłobku, ale Nick uznał, że to ważne, aby nasza córka miała
kontakt z innymi dziećmi. Wyglądało to nawet zabawnie: siedziałam
przez większość czasu w domu, zbijając bąki, a Sam spędzał czas
w samochodzie, robiąc dokładnie to samo. Zaczęłam się czuć jak
więźniarka, a on był moim strażnikiem. Równie dobrze mogło być na
odwrót…
Od kilku tygodni utrzymywała się ładna pogoda, ale akurat tamtego
dnia nadciągnęły ciężkie obłoki i zaczęło mocno padać. Sam siedział
w aucie z zamkniętymi drzwiami i zaparowanymi szybami. Spoglądałam
za okno i zastanawiałam się, czy deszcz ustanie, zanim będę musiała
pójść do żłobka po Emily. Niebo zasnuwały ołowianoszare chmury, lało
jak z cebra. Wyjęłam telefon i wysłałam Samowi SMS-a, tak jak prosił.
Trochę śmieszne, skoro był tuż obok, pod domem, no ale…
Zapięłam pas.
– Mieszkasz w okolicy? – zagadnęłam, kiedy ruszyliśmy. Zaraz
pożałowałam, że zadałam to niezręczne pytanie, bo przecież osoba
żyjąca z pensji kierowcy nie mogła sobie pozwolić na dom w naszej
dzielnicy.
Roześmiał się.
– Nieee, mieszkam we wschodniej części Londynu, a pochodzę ze
środkowej Anglii. – Nie pociągnął tematu, a mnie było głupio
dopytywać. Wyczułam, że wolałby nie opowiadać o sobie,
i zastanawiałam się, czy jego przeszłość nie skrywa czasem jakiejś
tragicznej tajemnicy. Często się uśmiechał, ale nie dałam się zwieść.
Docierał do mnie jego wewnętrzny smutek, wyraźnie go wyczuwałam,
a przynajmniej tak mi się wydawało. Teraz już wiem, że przeglądałam
się w nim jak w lustrze: myślałam, że patrzę na Sama,
a w rzeczywistości widziałam samą siebie. Dlatego nie potrafię
przypomnieć sobie jego twarzy.
Dotarcie do żłobka zajęło nam tylko kilka minut. Sam zaparkował
na chodniku, otworzyłam drzwi i pomknęłam do budynku. Emily
wybiegła mi na spotkanie, wołając:
– Tata!
– Tak. Zaskoczony?
Pokiwał głową.
*
– Natasho, powiedz szczerze: czego się spodziewałaś? – odparła
mama, kiedy opowiedziałam jej o tym, co zaszło na chrzcinach. –
Postrzegają cię jako tę, która zniszczyła rodzinę. Doprowadziłaś do tego,
że Jen musiała się wyprowadzić z własnego domu. Nic dziwnego, że cię
nienawidzą. Sama bym cię nienawidziła na ich miejscu.
– Po prostu mi ufa.
– Hm… ale widocznie za mało, żeby powiedzieć ci prawdę. –
Wstała i poszła do kuchni. – Jakoś mi to nie wygląda na związek na
równych prawach. Chodzisz przy nim na palcach.
– E tam.
– Ależ tak. Jesteś jak typowa żona z lat pięćdziesiątych.
– Wcale nie!
– Nie pracujesz, spędzasz całe dnie w domu, nawet nie umiesz
prowadzić samochodu. – Wróciła z plastikowymi pudełkami, które
następnie postawiła na podłodze obok Emily. – Proszę, kochanie.
Pobębnij sobie w to, dobrze? Babci pęka głowa. – Zabrała rondle.
– Nieee! – wrzasnęła Emily i spróbowała uderzyć ją łyżką.
Wtedy
Natasha
Wkrótce dostałam tymczasowe prawo jazdy. Na szczęście Nick był
akurat za granicą, kiedy listonosz przyniósł przesyłkę z dokumentem.
Poszłam na pocztę i kupiłam tablice nauki jazdy – wybrałam takie, które
można łatwo założyć i zdjąć, i trzymałam je pod perfumowaną matą
w szufladzie z moją bielizną. Bez tej odrobiny konspiracji nie byłoby
zabawy. Nawet przez chwilę nie przyszło mi do głowy, że oszukuję
Nicka – z mojego punktu widzenia to, co robiłam, było równie niewinne,
jak planowanie przyjęcia niespodzianki. Wyobrażałam sobie jego
zachwyconą minę na wiadomość o tym, że zdałam egzamin. To, że będę
potrafiła prowadzić auto, znacznie ułatwi nam życie, dopóki Nick nie
odzyska prawa jazdy.
W każdym razie tak to sobie racjonalizowałam. I tym też
tłumaczyłam dreszcz podniecenia, który przechodził mnie, ilekroć
wsiadałam do samochodu z Samem.
Kierowca ostrzegł mnie, że range rover to prawdziwa „bestia”
i właściwie średnio się nadaje do nauki jazdy, ale nie mamy wyboru.
I jeszcze coś…
– Umawiamy się, że w samochodzie to ja jestem szefem –
powiedział. – Masz robić to, co mówię. Żadnych „ale”. Czy to jasne?
W przeciwnym razie nie gwarantuję bezpieczeństwa.
Podobało mi się to odwrócenie ról, bo nie czułam się swobodnie
jako ta zarządzająca „personelem”. Sam okazał się wspaniałym
nauczycielem, cierpliwym i wyrozumiałym, na przykład kiedy nie
potrafiłam znaleźć wstecznego biegu albo nie wychodził mi jakiś
manewr. Zaczęliśmy odwozić Emily do żłobka – Sam prowadził, bo nie
chcieliśmy, żeby mała wygadała się przed tatą. Żegnałam się z nią,
wracałam do auta, wyciągałam tablice nauki jazdy i zamienialiśmy się
miejscami z Samem. Bywało, że godzinami krążyliśmy po mieście.
Uczyłam się przemieszczać wąskimi, obstawionymi zaparkowanymi
samochodami uliczkami w dzielnicach domków jednorodzinnych, nie
tracić głowy na północnej obwodnicy, podczas gdy wszyscy dokoła
zmieniają pasy, i zajmować odpowiednią pozycję przed wjazdem na
rondo. Pomimo stresu, z jakim wiązało się poruszanie samochodem po
Londynie, oboje byliśmy zaskakująco spokojni i odprężeni. Nie
warczeliśmy na siebie, a jeśli zaczynałam panikować, Sam żartami
rozładowywał napięcie.
Zgasiłam silnik.
– Jen, daj spokój, przecież wiesz, że nie możesz tego robić. Oddaj
klucze. Proszę. – Wyciągnęłam rękę.
– Przykro mi. – Wrzuciła je do swojej drogiej torebki. – Nicky
chciał, żebym je zatrzymała. Na wszelki wypadek. Gdyby, na przykład,
zatrzasnął sobie drzwi.
– Wątpię – odwarknęłam, mimo że właściwie brzmiało to
przekonująco. – Proszę, żebyś wyszła. – Podeszłam bliżej. Siedziała na
wysokim stołku, lekko się chwiejąc. Było czuć od niej winem. Na blacie
stał kieliszek, a obok pusta butelka. Jen poczęstowała się zawartością
lodówki.
– Po co przyszłaś? – spytałam. – Jest środek dnia. Nick nie wrócił
jeszcze z Nowego Jorku.
– Wiem, wiem. Jaka szkoda. Rozmawiałam z nim wcześniej,
obudziłam go, biedactwo. Potrzebowałam pewnych dokumentów, wiesz,
sprawy podatkowe, ale nie mogłam ich znaleźć u siebie, więc
pomyślałam, że na pewno są tutaj. U Nicky’ego w biurze –
wybełkotała. – Powiedział, że jeśli cię nie będzie, mam wejść i sobie
poszukać. To pilne, rozumiesz… na wczoraj. Rano miałam niefajną
dyskusję z moim księgowym. Skarbówka twierdzi, że zalegam tysiące
funtów w podatkach. Dranie. Nie ogarniam już tego całego szajsu, za
dużo tego, mówię ci, za dużo. Dobija mnie to.
Pokręciła głową.
– Jeszcze nie znalazłam tego, po co przyszłam. Myślisz, że
dokumenty mogą być na strychu?
– Nie mam pojęcia. Jen, proszę cię, idź już.
– Dlaczego? Żebyś mogła dać się zerżnąć szoferowi? Nie dziwię ci
się. Nicky jest za oceanem, a Sama masz pod ręką, na każde zawołanie.
O, jakie to kuszące…
– Jak śmiesz? – odparłam, oglądając się przez ramię. Czy Sam na
pewno wyszedł? A jeśli słyszał, co powiedziała?
– Nie udawaj. Przecież widać, że masz na niego chrapkę. Przyznaję,
że sama też lubię się sponiewierać.
Zagotowałam się ze złości.
– Jeśli nie zrobisz tego, o co cię proszę, zadzwonię do Nicka.
Możesz mi wierzyć, że nie będzie zachwycony. – Musiałam
zaryzykować. Nick był wobec niej bardzo wyrozumiały, ale przecież nie
mógł tolerować takich wyskoków. Wyjęłam telefon.
– Daruj sobie. Niech śpi. Już idę. – Zsunęła się ze stołka i minęła
mnie chwiejnym krokiem. Poszłam za nią korytarzem, pilnując, żeby
niczego nie zniszczyła.
Sam stał przy range roverze. Jen potknęła się na ostatnim stopniu
i niemal wpadła mu w ramiona.
– Jest zaprawiona – wyjaśniłam.
Oparł ją o drzwi po stronie pasażera.
– Odwieźć ją do domu?
– Mógłbyś? Byłabym ci bardzo wdzięczna – powiedziałam. –
Potrzebujesz adresu? Chyba mam gdzieś zapisany…
Westchnęłam.
– Co takiego?
– Wasze małżeństwo! – wrzasnęła.
Wtedy
Natasha
Nick się wściekł, kiedy mu powiedziałam, co zrobiła Jen. Prosto
z lotniska pojechał do jej mieszkania, gdzie urządził swojej byłej „dziką
awanturę”, jak to ujął. Kiedy wrócił do domu, zostawił walizkę
w korytarzu i pomaszerował od razu do salonu.
Pokręcił głową.
– Nie ma potrzeby. Zresetuję hasło alarmu. Jeśli Jen spróbuje
powtórzyć ten swój numer, system automatycznie powiadomi policję.
Mniej więcej tydzień później Nick musiał się udać do Paryża na ważne
spotkanie. Planował polecieć tam i z powrotem tego samego dnia, ale
niestety nie odpowiadały mu godziny lotów, dlatego zdecydował, że
jednak zostanie na noc. Sam przyjechał wcześnie rano, żeby zabrać go
na lotnisko. Kiedy Nick poszedł na górę pożegnać się z Emily, która
jeszcze leżała w łóżeczku, pobiegłam do samochodu.
Wzruszył ramionami.
– Tak?
– Przecież wiesz.
– Co u ciebie, Natasho?
– Nie.
– A Jen? Mówiła coś, no wiesz, o nas… – Zobaczyłam, że się
czerwieni. – Myślałam, że może zobaczyła tablice nauki jazdy i…
wyciągnęła pochopne wnioski.
Pokręcił głową.
– Nic mi o tym nie wiadomo. Nick nie rozmawiał o tym ze mną.
A tablice zabrałem do siebie, mam nadzieję, że dobrze zrobiłem.
Przełknął ślinę.
– Nick często jeździ do Jen. Powiedział, że pomaga jej
w rachunkach, i poprosił, żeby ci o niczym nie mówić, bo jesteś bardzo
zazdrosna i nie zrozumiałabyś, ale…
– Wiem, że Jen ma kłopoty finansowe – odparłam niepewnie. –
Nick już taki jest, że nie odmawia pomocy. To niekoniecznie znaczy,
że…
– Wiem, że nie, ale…
Odchrząknął.
– No więc… miałem pewne podejrzenia, ale potrzebowałem
dowodu. Wieczorem kilka dni temu podwiozłem Nicka do Jen,
pokręciłem się chwilę po okolicy, wróciłem i zaparkowałem nieco dalej
od jej mieszkania. Wysiadłem, przyszedłem pod jej dom i schowałem się
za drzewem, skąd miałem dobry widok na okna. – Wziął głęboki
oddech. – Wiedziałem, gdzie dokładnie mieszka, bo przecież odwiozłem
ją wtedy, jak się tu upiła, pamiętasz? Kiedy dotarliśmy na miejsce, była
jak trup, więc musiałem ją wnieść na górę i położyć na łóżku. Wiem,
gdzie się znajduje jej sypialnia. Właśnie tam byli. Zgasili światło
w salonie, ale nie zaciągnęli zasłon w sypialni. Zupełnie jakby się nie
przejmowali tym, że ktoś ich może zobaczyć.
– Co robili?
– Przechadzali się po pokoju, popijali chyba szampana. Ona miała
na sobie coś w rodzaju kimona, a on biały szlafrok. – Odwrócił wzrok. –
Przykro mi… Naprawdę paskudnie się czuję, opowiadając ci o tym,
ale…
Teraz
Anna
Któregoś dnia przy porannej kawie dowiaduję się od Margaret, że
wpadłam w oko Chrisowi z działu operacji. Stoimy w wąskiej kuchni, do
której wchodzi się bezpośrednio z naszej otwartej przestrzeni biurowej.
– Nie wiem jak ty – mówi, zanurzając herbatnik w kawie – ale ja
uważam, że to niezłe ciacho.
– Tak.
– No, to mogłabyś się zgłosić. Miałabyś okazję poznać ludzi, to
znaczy innych wolontariuszy – dodaje ze śmiechem – nie bezdomnych.
Od tych lepiej trzymać się z daleka.
Wracamy do swoich biurek. Przez pozostałą część dnia skupiam się
na przetwarzaniu świeżej porcji podań. Niesamowite, jak teraz wygląda
mój świat. Zdecydowałam się na tę pracę, traktując ją jako rodzaj kary,
ale nawet ją polubiłam. Jest monotonna, ale nie na tyle, by moje myśli
zaczęły odpływać w niebezpieczne rejony. Ważne, żeby mieć jakieś
zajęcie, jak powtarza Lindsay, moja terapeutka.
– Zastanowię się.
– W porządku.
– Fantastycznie! Tędy. – Łapie mnie za rękę i zaczyna prowadzić
w przeciwnym kierunku, niż zamierzałam pójść.
– Oczywiście, że tak.
Kościół Najświętszego Zbawiciela, wiktoriańska budowla z cegły,
zdecydowanie zbyt duża i obszerna jak na potrzeby stale malejącej
liczby wiernych, przycupnęła na tyłach sporego Wetherspoona, który
mieści się w lokalu dawnego kina. Wchodzimy bocznym wejściem.
Chris wyjaśnia, że kościół niedawno przebudowano: radykalnie zwężono
główną nawę i wydzielono strefy na potrzeby różnych rodzajów
działalności.
– Nie obraź się, ale pójdę już – mówię Chrisowi. – Mam trochę
rzeczy do zrobienia i…
Spogląda na mnie znad kart, które tasuje.
Wtedy
Natasha
Rewelacje, które usłyszałam od Sama, były dla mnie ciosem. Całe ciało
bolało mnie tak, że niemal nie byłam w stanie się ruszyć. Czułam na
policzku chłód twardych płytek w kuchni. Miałam sklejone powieki,
a w ustach słony posmak łez. Jak długo tak leżałam?
Jak do tego doszło? Czy to moja wina – czy zrobiłam coś nie tak?
Starałam się być dobrą żoną, o ile bycie nią oznaczało zajmowanie się
domem, opiekę nad Emily i wspieranie męża. Nie odmawiałam mu
seksu. Nie przestałam dbać o siebie po narodzinach dziecka. Nie
narzekałam na częste wyjazdy i późne powroty Nicka. Nie wydawałam
zbyt dużo pieniędzy. Nie zdradzałam go. Robiłam wszystko, co mogłam,
aby przystosować się do jego stylu życia, mimo że nie było to dla mnie
łatwe. Odsunęłam się od swoich znajomych, niemal zerwałam stosunki
z matką. Znosiłam upokorzenia ze strony rodziny Nicka. A on odpłacił
mi czymś takim… Poczułam, że to głęboko niesprawiedliwe. Bardzo,
bardzo nie w porządku. Okrutne. Nie zasługiwałam na takie traktowanie.
Wtedy
Natasha
Nick napisał, że lot z Paryża jest opóźniony i żebym nie czekała. Kiedy
w końcu dotarł do domu krótko przed północą, leżałam już w łóżku przy
zgaszonym świetle i udawałam, że śpię. Czuwałam z wyostrzonymi
zmysłami jak zwierzę spodziewające się ataku drapieżnika. Serce waliło
mi jak młotem, oczy drgały pod powiekami. Prawie się wzdrygnęłam,
kiedy wsunął się pod kołdrę i we mnie wtulił. Dotyk jego skóry był
chłodny i rześki, ale zamiast wywołać we mnie podniecenie, tak jak
niezliczoną ilość razy wcześniej, jedynie wzbudził odrazę. Czy Nick
naprawdę wyjechał w interesach, czy może ostatnie dwadzieścia cztery
godziny spędził z nią?
Emily obudziła się wcześnie, krótko po szóstej. Od razu do niej
poszłam. Potraktowałam to jako pretekst do wstania z łóżka, bo i tak nie
spałam już od kilku godzin. Zabrałam ją na dół i włączyłam telewizję.
Akurat leciał jeden z jej ulubionych programów dla przedszkolaków,
więc zostawiłam ją w salonie, a sama przeniosłam się do kuchni, żeby
zrobić herbatę.
Zmieniła się atmosfera panująca wokół. Miałam wrażenie
wyobcowania, jakbym była intruzem w czyimś luksusowym letnim
domu. Jakbym używała należących do gospodarza przedmiotów
i udawała, że żyję jego życiem. Powiodłam spojrzeniem po kuchennych
gadżetach: wymyślny robot, nieprzyzwoicie droga sokowirówka, ekspres
do kawy jak marzenie baristy, nowoczesny wypiekacz do chleba.
Wszystkie te sprzęty z najwyższej półki nigdy nie należały do mojej
bajki. Starałam się zaprzyjaźnić z nimi, żeby zadowolić Nicka, ale
w głębi duszy pozostałam zwyczajną dziewczyną z osiedla domów
komunalnych. Nie pasowałam do tego miejsca. Czy te kilka lat nie było
niczym więcej, jak tylko jedną długą partią gry w udawanie?
Kiedy godzinę później Nick zszedł na dół, akurat jadłyśmy z Emily
śniadanie.
– Dzień dobry, moje śliczne dziewczęta – powiedział, całując nas
obie w policzek. – Mmm, owsianka, smaczniunia dla brzunia.
Starałam się nadal grać swoją rolę, choć było to coraz bardziej
męczące. Opiekowałam się Emily, chodziłam do manikiurzystki,
zamawiałam zakupy, gotowałam posiłki, a przy kolacji opowiadałam
mężowi o tym, jak minął mi dzień, mimo że nie potrafiłam spojrzeć mu
w oczy i każdy kęs jedzenia stawał mi w gardle. Jedyną rzeczą, do jakiej
nie umiałam się zmusić, był seks – wiedziałam, że nie zdołam
zapanować nad emocjami i wybuchnę płaczem. Próbował kilka razy, ale
udawałam sen albo – klasyka – ból głowy, i natychmiast się wycofywał.
Doszłam do wniosku, że podejmował te próby z poczucia winy albo
żeby rozwiać moje podejrzenia. Wydawało mi się niedorzeczne to, że
nadal może mnie kochać.
To był dziwny, mroczny okres, w którym winą za swoje cierpienie
obarczałam samą siebie. Przyjaciele mieli rację: sprzeniewierzyłam się
solidarności kobiet, zmówiłam się z żonatym mężczyzną przeciwko jego
małżonce. Zamieniłyśmy się z Jen miejscami. Piękna, wyrafinowana
zemsta. Tyle że to, co mi zrobiła, było gorsze od tego, co spotkało ją
z mojej strony, bo krzywdziło niewinne dziecko.
Zdawałam sobie sprawę, że nie pójdzie ani szybko, ani łatwo. Nick
trzymał swoją kartę do bankomatu w miseczce w kuchni, tak bym mogła
swobodnie z niej korzystać. Tyle że limit na karcie pozwalał na
wypłacenie najwyżej trzystu funtów dziennie i Nick dowiedziałby się,
gdybym próbowała wyjąć więcej. Pozostało mi więc sprzedanie
przynajmniej części rzeczy ze swojej szafy.
– Jeszcze nie wiem, jak nam się ułoży, ale potrzebuję trochę czasu
na zastanowienie, jak postąpić. Przede wszystkim dla dobra Emily.
– Nie jedź do mamy. Zamieszkaj ze mną – wypalił. – Poszukamy
czegoś razem. Nie będziemy mieli dużo pieniędzy, ale znajdę nową
pracę albo ty się gdzieś zatrudnisz, a ja będę się opiekował Emily. Jak
wolisz.
Utkwiłam w nim spojrzenie. O co mu chodziło?
– O rety, dzięki, Sam, strasznie miło z twojej strony, ale… nie
mogłabym cię postawić w takiej…
– Chcę być z tobą.
– E… n-no tak… – wyjąkałam.
Wtedy
Natasha
Pozwoliłam Samowi zaprowadzić się na górę. Drżałam na całym ciele.
Pragnęłam go i zarazem nie pragnęłam, jednocześnie upojona naszymi
pocałunkami i przerażona tym, co miało nastąpić. Przez otwarte drzwi
sypialni zobaczyłam moje wielkie łóżko. Nie, nie tylko moje – nasze,
moje i Nicka. Kochaliśmy się na nim niezliczoną ilość razy. Czy
naprawdę chciałam to zrobić, czy jedynie podniecała mnie myśl
o zemście? Skoro Nick okazał się niewierny, to ja też…
Sam zaczął rozpinać mi bluzkę. Spojrzałam na jego palce
majstrujące przy guzikach i naraz zawładnęła mną panika.
– Przepraszam – powiedziałam. – Nie mogę. Nie teraz i nie tutaj. To
nie w porządku.
Natychmiast opuścił dłonie.
Wzruszyłam ramionami.
– Rozumiem. Leć, skoro musisz.
Wtedy
Natasha
Pobiegłam do naszej sypialni i otworzyłam na oścież szafę Nicka.
Pusta – tak samo jak szafa Emily. Wrócił do domu po tym, jak wyszłam
do żłobka, i zabrał rzeczy. Uszło ze mnie powietrze i opadłam na kolana.
Nick mnie opuścił.
Co gorsza, odszedł, zabierając Emily.
– Słucham?
– To ja – powiedziałam.
– Przykro mi, ale nie widzę twarzy. Proszę się trochę odsunąć od
obiektywu.
– Co takiego?
– Macie romans.
Parsknęła śmiechem.
– To jakieś brednie.
Przełknęłam ślinę. Kusiło mnie, żeby się upewnić, ale myśl o tym,
że miałabym przetrząsać garderobę Jen, wydała mi się upokarzająca.
Czy to znaczy, że Sam mnie okłamał? Może obserwował niewłaściwe
mieszkanie? To wszystko nie miało sensu.
– Natasho, co się stało? – odezwała się łagodnie Jen. – Porozmawiaj
ze mną. Nie będę mogła ci pomóc, jeśli nie wyjaśnisz mi, o co chodzi.
– Jemu?
– Nie, Emily. Powiedział Hayley, że jesteś niezrównoważona… i że
masz skłonność do przemocy.
Teraz
Anna
Boję się tak bardzo, że nie jestem w stanie wyjść z mieszkania.
Próbowałam, raz nawet odblokowałam drzwi, ale jak tylko odciągnęłam
zasuwkę, palce mi zesztywniały i nie mogłam ich zgiąć, więc
zrezygnowałam. Utknęłam tu.
Wracam do okna. Nigdy nie znosiłam firanek, ale teraz cieszę się,
że je mam, bo pomagają mi odizolować się od świata. Znowu zerkam
przez szczelinę pomiędzy firanką a framugą, mimo że i tak niewiele
widać za przerośniętym żywopłotem z ligustru. A jeśli przyszedł za mną
aż tutaj, a ja się nawet nie zorientowałam? Może stoi tam, czai się
w cieniu drzewa, skrywa się za pojemnikami na śmieci, kuca za
zaparkowanym samochodem?
– Co „ja”?
– Margaret mówiła, że mieszkasz sama. Jesteś rozwódką? – Spinam
się i szybko potwierdzam skinieniem głową. Muszę być ostrożna. Chris
może się nieźle zdziwić, jeśli spróbuje mnie zaprosić do klubu źle
potraktowanych małżonków. – Rozstaliście się po przyjacielsku czy było
nieprzyjemnie?
– Mhm?
– Opowiedział mi o tym, jak za młodu wpadł w tarapaty, odsiedział
półtora roku za handel narkotykami, a potem wyszedł i postanowił, że
skończy z takim życiem. Zapragnął zacząć wszystko od nowa, wyjechał
na południe, do Londynu, i znalazł pracę jako prywatny kierowca
pewnego bogatego mężczyzny i jego żony…
Wtedy
Natasha
Wyszłam od Jen na nogach jak z waty i ruszyłam do domu. Czy Nick
naprawdę powiedział Hayley, że się mnie boi? Przecież wie, że nie
jestem agresywna ani niezrównoważona i że nigdy nie skrzywdziłabym
Emily. To wszystko kłamstwa. Podłe, krzywdzące kłamstwa. Tylko kto
był ich autorem? Jen, Hayley, Nick, Sam? Może każde z nich? Oczami
wyobraźni zobaczyłam, jak siedzą we czwórkę i zmawiają się przeciwko
mnie. Dlaczego chcieli mi odebrać Emily? Czym na to zasłużyłam?
Po powrocie do domu od razu zadzwoniłam do mamy. Właśnie
wychodziła do pracy na nocną zmianę i nie była w nastroju do
pogaduszek, ale kiedy powiedziałam jej, o co chodzi, wrzasnęła do
słuchawki:
Wzruszył ramionami.
– Pani mąż nie popełnił przestępstwa. Co innego, gdyby naruszył
jakiś nakaz sądowy, ale w przypadku państwa małżeństwa, które dopiero
się rozpada… – „Rozpada się”. Jego słowa głęboko mnie zabolały.
Spiorunowałam go wzrokiem.
– Czyli twierdzi pan, że nic nie można zrobić? Nie może pan go
odnaleźć ani zmusić do oddania dziecka…
– Słusznie.
– Chcesz, żebym z tobą pojechała? Może będziemy miały więcej
szczęścia, jeśli wybierzemy się we dwie? Siła kobiet i tak dalej.
Wtedy
Natasha
Dotarcie metrem do Walthamstow zajęło mi niecałą godzinę. Między
stacjami opadały mi powieki, usypiało mnie rzadkie powietrze. Czułam
się wypompowana. Pierwsza noc bez Emily okazała się prawdziwą
męką. Wiedziałam, że małej nie ma w łóżeczku, a mimo to leżałam, nie
mogąc zmrużyć oka, i nasłuchiwałam. Kiedy w końcu zasnęłam, śniło
mi się, że dolatuje do mnie jej płacz. Obudziłam się z tak silnym
przekonaniem, że naprawdę ją usłyszałam, że wstałam i poszłam
sprawdzić. Pokój Emily oczywiście był pusty. Wzięłam jednego z jej
pluszowych misiów, przytuliłam go do piersi i wróciłam do siebie,
wąchając zabawkę w nadziei, że uda mi się wyczuć zapach córeczki.
Kobiecy głos wyrwał mnie ze snu.
– Już nie. Dwa tygodnie temu pani mąż odprawił go, jak to się
ładnie mówi. Tak po prostu, z dnia na dzień. Kanalia. – Mówiła
z podobnym akcentem jak Sam, tylko jeszcze bardziej zaciągając.
Wtedy
Natasha
Cały ból, jaki odczuwałam od zniknięcia Emily, gwałtownie wezbrał
i podszedł mi do gardła. Zwymiotowałam, tam gdzie stałam, na
stopniach przed drzwiami. Dlaczego Nick mi to robi? Opadłam na
kolana i trzęsącą się dłonią wytarłam usta z resztek żółci. Dlaczego?
Dlaczego?
Nie miał do tego prawa. Wszystkie moje rzeczy znajdowały się
w środku. Ubrania od znanych projektantów, które musiałam sprzedać,
żeby mieć pieniądze na życie, dokumenty, gotówka, którą
chomikowałam, a nawet cholerna ładowarka do telefonu. Wyjęłam
aparat i spojrzałam na wskaźnik baterii: marne pięć procent, najwyżej
jedno połączenie. Czy powinnam zadzwonić na policję? Co zrobią:
włamią się za mnie do mojego własnego domu czy znów zaproponują,
żebym poradziła się prawnika? Wybrałam telefon do mamy.
– Boże, to nie do wiary. Jak mógł to zrobić? – oburzyła się. – I skąd
wiedział, że wyszłaś?
– Musiał wynająć kogoś do obserwowania domu – odparłam,
gorączkowo usiłując przypomnieć sobie, czy widziałam jakieś obce
samochody na ulicy, kiedy wychodziłam rano. Wydawało mi się, że
mignął mi zaparkowany kilka domów dalej nieznany biały van, ale nie
byłam pewna.
– Musisz mu się postawić, Natasho. Nie pozwól, żeby uszło mu to
płazem.
– Mamo, proszę cię, posłuchaj mnie. Kończy mi się bateria
w telefonie. Nie mam gdzie się podziać. Czy mogę przyjechać do ciebie?
– Nie ruszaj się stamtąd. Już jadę.
Nie mogłam jej kazać przebijać się starą fiestą zatłoczonymi
ulicami Londynu, podczas gdy ja będę koczowała na podjeździe przed
własnym domem jak jakiś uchodźca. Co powiedzą sąsiedzi, kiedy mnie
zobaczą?
Tyle że teraz sama byłam matką. Może pora przestać się użalać nad
sobą i dorosnąć?
Przez kolejne pięć dni głównie leżałam w łóżku, nie jedząc, nie
myjąc się, dusząc się własnym przygnębieniem. Bez ustanku myślałam
o Emily, wyobrażałam sobie, gdzie jest i co robi, martwiłam się o to, czy
Nick odpowiednio się nią opiekuje. Na szczęście miałam dziesiątki jej
zdjęć w telefonie. Wykasowałam wszystkie, na których był Nick,
a pozostałe oglądałam bez końca, wspominając chwile, kiedy zostały
zrobione. Całowałam pulchne policzki córeczki, aż ekran lepił się od
śliny.
Mama starała się podnosić mnie na duchu.
Teraz
Anna
Wysiadam z autobusu, biegnę chodnikiem pod górę, skręcam w boczną
uliczkę, która prowadzi do mojego domu, gorączkowo szukam klucza
w torebce, wsuwam go do zamka, przekręcam i popycham drzwi, prawie
wpadając do środka. Jest ciemno i nie mogę znaleźć włącznika. Może
nie powinnam zapalać światła, myślę, bo to znak, że jestem
w mieszkaniu. Po omacku i niepewnym krokiem ruszam wąskim
korytarzem i docieram do kuchni w tylnej części domu. Będę w niej
bezpieczna, bo do pomieszczenia nie da się zajrzeć z ulicy.
Fluorescencyjna lampa pod sufitem ożywa i oślepia mnie ostrym,
bezlitosnym blaskiem.
Serce stopniowo się uspokaja, kolka powoli przechodzi. Wydaje mi
się, że nikt mnie nie śledził. Dzięki Bogu nie musiałam długo czekać na
autobus.
Sprawdzam telefon. Żadnych nieodebranych połączeń ani
wiadomości od Chrisa. Może nadal siedzi przy stoliku w pubie, skubie
jedzenie i zastanawia się, co robię tyle czasu w toalecie. Albo domyślił
się już, że dałam nogę. Biedaczek. Czuję się niezręcznie, że go tak
zostawiłam.
– Co to znaczy?
– Nie czuję się tu bezpiecznie. Muszę wyjechać.
Wzruszam ramionami.
– Słucham?
– To bardzo miłe z twojej strony, ale przecież nie możesz być moim
ochroniarzem przez okrągłą dobę.
– Tak?
– Jeszcze tylko jedna rzecz. Jak naprawdę masz na imię? Sam mi
nie powiedział.
Posyłam mu stalowe spojrzenie.
– Czy to ważne? Już nie jestem tamtą osobą, ona zniknęła, nie ma
po niej śladu, równie dobrze mogłaby nie żyć. Zmieniłam imię,
nazwisko i całą resztę, wszystko oficjalnie. Teraz jestem Anną.
Kiwa głową.
Wtedy
Jennifer
Zakochałam się w Nickym, kiedy miałam jedenaście lat. W pierwszej
klasie gimnazjum jego siostra Hayley usiadła ze mną w ławce. Od razu
znalazłyśmy wspólny język i szybko, już po kilku dniach znajomości,
Hayley zaprosiła mnie do siebie na podwieczorek.
Wtedy
Natasha
Znalazłam w internecie kancelarię Andrew Watson i Spółka,
specjalizującą się w prawie rodzinnym. Biuro mieściło się nad agencją
nieruchomości, wchodziło się do niego z wąskiej klatki schodowej.
Udało mi się umówić właściwie z dnia na dzień, co mnie trochę
zaniepokoiło. Kancelaria zaproponowała darmową pierwszą poradę,
natomiast dalsze usługi za „przystępną cenę”. Nie istniało dla mnie coś
takiego jak „przystępna” cena, ale bardzo chciałam usłyszeć poradę. Nie
czułam się dobrze z tym, że mama zamierzała przeznaczyć swoje
oszczędności na moją walkę z Nickiem, i byłam zdecydowana znaleźć
inny sposób na wybrnięcie z sytuacji. Pomyślałam, że być może
przysługuje mi prawo do darmowej pomocy prawnej.
Andrew Watson otworzył notatnik na czystej stronie i na samej
górze napisał moje nazwisko dużymi czarnymi literami, trzymając
długopis w dłoni o pulchnych palcach. Był mniej więcej w wieku Nicka,
ale sprawiał wrażenie starszego, był też bardziej zapuszczony; jego
pokaźny piwny brzuch napierał na ledwo dopiętą koszulę, a potargany
zarost na twarzy wyglądał jak nabazgrany przez dziecko i nie maskował
obwisłych policzków ani podwójnego podbródka.
Zmarszczył czoło.
Zaczerwieniłam się.
– Jeśli nie podpisała pani aktu własności ani cesji praw, to… nie. –
Pokręcił głową z niedowierzaniem. – O rety, nieźle się pani urządziła.
Spuściłam wzrok.
Zmarszczył nos.
– Przysługiwałaby, gdyby była pani ofiarą przemocy domowej albo
gdyby dziecku coś groziło ze strony ojca, ale rozumiem, że żadna z tych
opcji nie ma tu zastosowania? – Zauważył przygnębienie w moim
spojrzeniu. – Przykro mi. Zdaję sobie sprawę, jakie to potrafi być
frustrujące i kosztowne. Mimo że chętnie bym panią reprezentował, to
jednak proponuję, żeby spróbowała pani załatwić tę sprawę z mężem
polubownie i nie mieszać w to sądu.
– Mów śmiało.
– Muszę porozmawiać z Nickiem twarzą w twarz. Zdaję sobie
sprawę, że moje małżeństwo jest skończone. Niczego od niego nie chcę,
zależy mi wyłącznie na Emily. Oboje musimy mieć na względzie przede
wszystkim jej dobro – dodałam, przypominając sobie słowa adwokata.
– Bez dwóch zdań. Ale nie rozumiem, jak mogłabym pomóc.
Nabrałam powietrza.
– Czy mogłabyś zapytać Hayley, czy wie, dokąd wyjechał Nick?
Wtedy
Jennifer
Nie sądziłam, że nie będę miała dzieci. Bo przecież wszystko sobie
z Nickym zaplanowaliśmy. Chcieliśmy mieć trójkę, w tym chłopczyka
dla niego i dziewczynkę dla mnie. Zależało mi, żeby urodziły się
w niewielkim odstępie czasu – aby mogły się ze sobą bawić – ale też nie
jedno po drugim, bo wtedy mogłabym nie dać sobie z nimi rady.
Dwuletnia przerwa pomiędzy kolejnym dziećmi wydawała mi się
najrozsądniejsza.
Pobraliśmy się, kiedy byliśmy bardzo młodzi: miałam zaledwie
dziewiętnaście lat, a Nicky – dwadzieścia jeden. Niektórzy spośród gości
na naszym weselu myśleli, że jestem w ciąży, i podczas przyjęcia bez
przerwy gapili się na mój brzuch. Ale poza pierwszym razem podczas
finału Wimbledonu byliśmy bardzo ostrożni. Nicky wychodził
z założenia, że nie chce płodzić dziecka, nie mając pewności, czy będzie
miał środki na utrzymanie rodziny. Najpierw mieliśmy się dorobić
własnego domu – z trzema sypialniami i ogródkiem, żeby dzieci miały
gdzie się bawić. Dom musiał stać w porządnej okolicy z dostępem do
dobrych szkół. Nick nie chciał słyszeć o niczym innym. Zaczęłam więc
brać pigułki.
Myślę, że ostatnie pięć lat, które ze sobą spędziliśmy, było dla mnie
najszczęśliwsze. Uczciliśmy dwudziestą rocznicę małżeństwa wielką
rodzinną fetą i odnowiliśmy śluby na plaży na Mauritiusie. Nadal nie
rozmawialiśmy o dzieciach, ale ich brak stanowił coraz mniejszy
problem. Po czterdziestce niemal poczułam ulgę, ponieważ
przekraczałam granicę wieku rozrodczego i ludzie wreszcie przestali
mnie pytać, kiedy zdecyduję się na dziecko. Mieliśmy tyle pieniędzy, że
mogliśmy robić to, na co mieliśmy ochotę. Dobrze nam się żyło. Nie, to
za mało powiedziane – żyło się fantastycznie.
– Co takiego?
– Będę ojcem – powtórzył. – Natasha jest w ciąży.
Pokiwał głową.
– Mówi, że tak, a ja jej wierzę. Nie skłamałaby w takiej sprawie.
Zatem to koniec. Skończyła się moja dobra passa. Nie będzie więcej
wspólnych wakacji na Ibizie, bożonarodzeniowych zlotów całego rodu,
letnich imprez z grillowaniem, budującego poczucia przynależności
i świadomości, że komuś na mnie zależy. Zostanę odrzucona przez
jedyną prawdziwą rodzinę, jaką kiedykolwiek miałam, i pozostawiona
sama sobie.
24
Wtedy
Natasha
Jen odezwała się po trzech dniach. Przysłała mi zagadkową wiadomość.
„Możemy się spotkać przy London Eye o 14.00?”
„Tak. Po co?”
„Później ci wyjaśnię. X”
SMS od Jen podpisany iksem oznaczającym całusa. Dziwny obrót
spraw.
Pojechałam pociągiem. Po drodze wpatrywałam się w monotonny
pejzaż za oknem i próbowałam się domyślić, co kryje się za
zagadkowym zaproszeniem. Uznałam, że Jen dowiedziała się czegoś
o Emily, i poczułam, jak rośnie mi serce. Tylko dlaczego nie mogła mi
tego powiedzieć przez telefon? Potem zaczęłam sobie wyobrażać, że
usłyszę złe wiadomości, takie, które przekazuje się wyłącznie osobiście.
A jeśli Nick wywiózł Emily za granicę? Czytałam w internecie
o porwaniach dzieci przez rodziców i zetknęłam się z przerażającymi
historiami matek, które latami walczyły o odzyskanie swoich córek
i synów. Traciły majątek w zagranicznych kancelariach prawnych,
a zdarzało się, że nawet po wygranej batalii sądowej dzieci okazywały
się do tego stopnia nastawione przeciwko matkom przez ojców, że
odmawiały powrotu do domu. Jeszcze do niedawna nigdy bym nie
przypuszczała, że Nick będzie zdolny do czegoś takiego, ale teraz już nie
byłam tego taka pewna.
– Natasho! – Jen zobaczyła, że idę w jej stronę, i pomachała.
Przyspieszyłam. Objęła mnie z lekkim zakłopotaniem. – Dziękuję, że
przyszłaś – powiedziała.
– Nie, to ja dziękuję tobie.
Była ubrana w obcisłą białą sukienkę z czarnymi paskami po
bokach, która podkreślała jej sylwetkę w kształcie klepsydry. Miała
świeżo zrobione pasemka i nieskazitelny, choć odrobinę zbyt mocny
makijaż. Ubrana w sprane dżinsy i tani, workowaty T-shirt, wyglądałam
przy niej blado i bez wyrazu.
– Dlaczego widzimy się akurat tutaj? – spytałam.
„Nigdy mi się nie znudzi ten widok” – mawiał Nick. Ciekawe, czy
było to też ulubione miejsce jego i Jen.
– Zgadza się.
– Zmuszę go do tego.
Teraz
Anna
To moja bodaj szósta sesja z Lindsay, ale nie jestem przekonana, że te
spotkania w jakikolwiek sposób mi pomagają. Nie chodzi o to, że
Lindsay źle wykonuje swoją pracę albo że mnie krępuje, nic z tych
rzeczy. Różnimy się od siebie pod każdym względem, ale nie
przeszkadza mi to. Lindsay jest bardzo niska i okrągła i, na moje oko,
ledwie przekroczyła sześćdziesiątkę. Ma krótkie siwe włosy upiększone
różową płukanką. Nosi kolorowe dżinsy z kieszeniami po bokach,
workowate bawełniane bluzki i brzydkie sandały na płaskim obcasie.
Czasami maluje paznokcie u nóg na zielono. Terapeutka, do której
chodziłam przed przeprowadzką do Morton, zawsze ubierała się
neutralnie, wychodząc pewnie z założenia, że bardziej zdecydowany
wygląd może odstręczać, a w najlepszym razie rozpraszać niektórych
klientów. Coś, co odwraca uwagę, czasem się jednak przydaje. Nieraz
wypełniałam sobie przedłużającą się w gabinecie ciszę, wpatrując się
w odważne połączenia kolorów Lindsay.
– Powiedz, co u ciebie, Anno – odzywa się terapeutka, pokazując
nierówne zęby w uśmiechu. – Nie widziałyśmy się dwa tygodnie.
– Och, bywały lepsze i gorsze dni – odpowiadam. – A jak twój
urlop?
– Przynieść ci wody?
Zbyt wyzwalająca.
Kiedy Chris wraca do domu, leżę już w łóżku i czytam. To znaczy
próbuję czytać. Słowa przez chwilę krążą mi po głowie, a potem ulatują,
tak że wciąż muszę zaczynać akapit od początku.
Słyszę, jak Chris się krząta, odkręca kran, gotuje wodę na herbatę.
Wstawia talerz do mikrofalówki, która buczy przez kilka minut, po czym
wyłącza się z głośnym piknięciem. Zjada swoją porcję ratatouille w pięć
minut, potem idzie do łazienki i zaczyna się golić. Sięgam do lampki na
szafce nocnej, żeby ją wyłączyć, kiedy nagle Chris puka do drzwi
mojego pokoju.
Coś nowego.
– Tak? – odzywam się ostrożnie. – E… wejdź. – Odkładam książkę
i podciągam kołdrę pod brodę.
Chris uchyla drzwi i wkłada głowę do środka.
– Nie, Chris, policja odpada. Przykro mi, ale wykluczone. Nie pytaj
dlaczego, bo to skomplikowane.
Przysuwa się bliżej, spogląda mi w oczy, intensywny zapach jego
wody po goleniu wypełnia pomieszczenie. Proszę, tylko nie próbuj mnie
pocałować, proszę, proszę, nie rób tego, bo być może odwzajemnię
pocałunek, a to byłoby nie w porządku…
Wtedy
Natasha
Mamie plan się nie spodobał. Wściekła się, że nawiązałam kontakt z Jen
i poprosiłam ją o pomoc, i uznała, że najwyraźniej mi odbiło, skoro
w ogóle rozważam pomysł porwania Emily.
– To nie porwanie – próbowałam przekonywać. – Jestem jej matką,
mam prawo ją zabrać.
– Idealna kryjówka.
– Właśnie. Musimy zachować ostrożność. Nie możemy po prostu
podjechać pod bramę, bo Nicky zobaczy nas z daleka. Zaczekamy, aż się
ściemni, i pójdziemy piechotą.
Trafiłyśmy na luźniejszy odcinek, Jen przyspieszyła i już po chwili
pędziłyśmy prawie sto pięćdziesiąt kilometrów na godzinę. Krajobraz za
oknem szybko się przesuwał. Ukradkiem złapałam się fotela.
– Jak chcesz się dostać do domu?
Jen prychnęła.
– Masz lepszy plan?
– Mówiłam – wyszeptała.
Przeszłyśmy na palcach po płytach chodnikowych i zatrzymałyśmy
się przed tylnymi drzwiami do domu. Wyglądały na stare i wypaczone.
Na pewno się zatną, pomyślałam. Serce podeszło mi do gardła, kiedy Jen
wsunęła klucz do zamka, obróciła go, po czym delikatnie pchnęła drzwi
ramieniem. Zabrzęczała szybka. Zamarłyśmy, z przestrachem
wsłuchując się w odgłosy z głębi domu. Cisza. Żadnych kroków na
podłodze na piętrze, żadnego skrzypienia na schodach.
– Zaczekaj tu – powiedziała Jen. – Przyniosę ci Emily, weźmiesz ją
i uciekniecie.
– Ale ja chcę…
– Wiem, dokąd pójść. Razem tylko narobimy więcej hałasu.
Wtedy
Natasha
Stałam w kuchni, nogi się pode mną uginały, a serce waliło mi w piersi.
Starałam się uspokoić oddech, mówiłam sobie, że potrzebuję wszystkich
sił, aby wziąć Emily na ręce i pobiec z nią do samochodu.
Zamrugałam w ciemności. W zlewie stały niepozmywane naczynia.
Na blacie zauważyłam jeden z kubeczków Emily i zmięty śliniak.
Oparłam się pokusie zabrania obu tych rzeczy. Zegar na ścianie głośno
tykał. Minęło dopiero kilka sekund, a miałam wrażenie, jakby upłynęły
długie godziny. Byłam potwornie zdenerwowana, w każdej chwili
mogłam się załamać. Miałam ochotę pobiec na górę z okrzykiem
wojennym na ustach, wpaść do pokoju Emily i ją porwać.
Nie mogłam tego zrobić. Musiałam zachować cierpliwość.
Tik-tak, tik-tak.
– Puszczaj! Puszczaj!
Znaleźliśmy się na korytarzu. Było zupełnie ciemno, nic nie
widziałam. Miażdżył mi żebra, tak że nie mogłam złapać tchu. Mój
krzyk przeszedł we wrzask. Nagle puścił mnie i upadłam na kolana.
Wsunął mi ręce pod pachy i wrzucił mnie do ciemnego schowka,
dopychając nogą. Zamknął z hukiem drzwiczki i zasunął rygiel.
– Nick! – zawyłam. – Ty skurwielu!
Nikt nie przyszedł. Płacz stał się mniej wyraźny, ale nadal go
słyszałam. Brzmiało to tak, jakby Nick przeniósł ją do innej części
domu. Rozległa się seria głuchych uderzeń, jakby ktoś ciągnął coś –
czyjeś ciało? – po podłodze.
– Mama? – powtórzyła.
Głos Jen.
Wtedy
Jennifer
Emily bez przerwy wrzeszczała. Wydzierała się tak głośno, że mogła
obudzić sąsiadów, mimo że najbliższy dom znajdował się ponad półtora
kilometra stąd. Zatrzymałam range rovera przy końcu podjazdu,
upewniłam się, że nie widać go z drogi, a potem poszłam po mazdę.
Zaparkowałam przed drugim autem i dopiero wtedy puściłam Emily,
zostawiając ją wierzgającą na tylnym siedzeniu, a sama zajęłam się
przenoszeniem fotelika. Nigdy wcześniej go nie montowałam i plułam
sobie w brodę, że nie sprawdziłam, jak to się robi. Szarpałam się
z paskami przez kilka minut, podczas których myślałam, że Emily
wybije głową szybę, ale w końcu się udało. Kiedy usadziłam ją
w foteliku, ostro i głośno zaprotestowała – zaczęła mnie kopać
i szczypać.
– Przestań! – krzyknęłam. – Proszę cię, przestań! – Dałam jej
kubeczek z wodą, ale rzuciła nim we mnie. Nie pozwalała się uspokoić.
Uznałam, że nie mam wyjścia, muszę spróbować ją ignorować.
Usiadłam za kierownicą i wrzuciłam wsteczny bieg, w panice
zapominając o upewnieniu się, że nic nie jedzie. Na szczęście droga była
pusta.
Chciałam czuć się bardziej zła niż zrozpaczona, ale to nie było takie
proste. Zerkałam na zegar na kuchence. Uroczystość, jakakolwiek by
była, zaczynała się o jedenastej. Za siedem minut. Miałam wrażenie,
jakbym odliczała czas, jaki pozostał do końca mojego świata. Jak dam
sobie radę? Natasha miała urodzić za kilka tygodni. Podobno
dziewczynkę. Pomyślałam, że jeśli będzie wyglądała jak dziecko,
o którym marzyłam, jeśli będzie miała ciemne włosy i brązowe sarnie
oczy Nicky’ego, to chyba się zabiję.
Spróbowałam się przespać, ale nie mogłam zmrużyć oka. Mój mózg
płonął i nic nie było w stanie zdusić buchających płomieni. Gdyby
w pokoju był minibar, na pewno bym go opróżniła. Zamiast tego
chodziłam po niewielkim pomieszczeniu, załamując ręce, wypatrując
świateł range rovera na parkingu, nasłuchując kroków Nicky’ego na
korytarzu.
Minęły kolejne dwie godziny. Już prawie świtało. Byłam bardzo
zmęczona, zaczynała mnie boleć głowa. Napełniłam czajnik wodą
z kranu w łazience i włączyłam go; oby tylko szum nie obudził Emily.
Wiedziałam, że się zdenerwuje, kiedy zobaczy, że jest w obcym miejscu
bez taty, poza tym miałam już serdecznie dosyć jej płaczu. Znała mnie,
ale nie czuła się przy mnie swobodnie. Byłam pewna, że z czasem się
przyzwyczai, ale to musi potrwać, nie oczekiwałam cudów.
Wtedy
Natasha
Nabrałam stęchłego powietrza i oparłam się plecami o ścianę. Bolały
mnie ręce i nogi, płuca miałam pełne pyłu, a usta wyschnięte na wiór.
Nasłuchiwałam odgłosów za drzwiami schowka, ale od pewnego czasu
panowała cisza. Nie wiedziałam, jak długo siedziałam zamknięta, bo
straciłam poczucie czasu. Krótko po wyjściu Jen Nick poszedł na górę,
ale nie słyszałam, żeby schodził. Zastanawiałam się, co robi. Coś
szykuje? Upewnia się, że jego plan wypali? Opróżnia butelkę whisky,
żeby dodać sobie odwagi?
Bo przecież musiał coś ze mną zrobić. Nie mógł mnie tu zostawić,
żebym umarła z głodu. Dom był wynajęty, więc właściciel na pewno
szybko odkryłby moje zwłoki, a policja bez trudu namierzyłaby Nicka.
Nie, musiał zabić mnie gołymi rękami i ukryć ciało tak, żeby nie zostało
odnalezione. Jak na zawołanie w mojej głowie pojawiły się przerażające
obrazy: noże, liny, knebel, taśma, plastikowy worek. Zadrżałam na myśl,
co Nick mógł mi zrobić, ale jednocześnie nie potrafiłam uwierzyć, że
byłby zdolny do czegoś takiego. Przecież był moim mężem, a nie
psychopatycznym mordercą. Nick lubił stawiać na swoim, to prawda, ale
nienawidził przemocy fizycznej. Nigdy mnie nie uderzył i tylko raz
widziałam, jak traci panowanie nad sobą.
Mijał czas.
Cisza.
– Tash?
Jego głos zabrzmiał łagodnie i znajomo. Słysząc go, jeszcze nie tak
dawno od razu bym zmiękła, ale teraz wzbudził we mnie jedynie lęk.
Pokręciłam głową.
– Ty skurwielu…
Odwróciłam się i ruszyłam biegiem do drzwi, ale dopadł mnie
i złapał wpół, akurat kiedy sięgałam do zasuwki. Zaczęłam kopać
i drapać, walnęłam go łokciem w żebra. Przez kilka chwil trzymał mnie
mocno, a potem nagle puścił. Upadłam twarzą na podłogę. Usiadł na
mnie okrakiem i podniósł mi głowę, chwytając za włosy. Poczułam jego
oddech, kiedy pochylił się nade mną i powiedział mi prosto do ucha:
– Do czego?
– Sama wiesz…
Zamilkł. Piekła mnie skóra głowy i bolały mięśnie karku, ale
zdołałam zapanować nad głosem.
– Kłamiesz.
Nie odpowiedział.
– Nick, próbuję ci pomóc. Wiem, że nie chcesz mnie zabić. Masz
rację, powinniśmy porozmawiać jak dorośli. O Emily, o naszej pięknej
córeczce, którą przecież razem stworzyliśmy. Oboje bardzo ją kochamy
i oboje jesteśmy jej potrzebni. Wiem, że możemy dojść do porozumienia.
Chwilę później poczułam, jak puszcza moje włosy i ze mnie
schodzi. Powoli podniosłam się z podłogi, odwróciłam do niego
i zmusiłam się do delikatnego uśmiechu.
– Dziękuję – powiedziałam.
Spojrzałam mu w oczy, szukając w nich śladu mężczyzny, którego
kiedyś pokochałam, ale napotkałam lodowate spojrzenie. Wydawało mi
się, że Nick mięknie, ale teraz znów nie byłam pewna. Wyglądał
mizernie i staro, miał zaczerwienione oczy i toczył pianę z ust jak
szaleniec. Czy mogłam mu zaufać, że nie będzie próbował mnie
skrzywdzić? A może powinnam zaryzykować próbę ucieczki?
Podeszłam do niego i położyłam mu dłonie na ramionach.
– Tash! Tash!
Zatrzymałam się i obejrzałam. Nick stał w drzwiach oświetlony
blaskiem z korytarza. Wpatrywał się w ciemność, usiłując dojrzeć moją
sylwetkę. Znajdowałam się nie więcej niż trzydzieści metrów od domu –
byłam o wiele za blisko. Ruszyłam dalej najciszej, jak potrafiłam.
Rozciągał się przede mną ciemny przestwór przypominający wielki
arkusz szarej blachy. Jezioro. Zaklęłam pod nosem. Było już jednak za
późno, nie mogłam zmienić kierunku ucieczki. Słyszałam Nicka za sobą,
biegł, dysząc i starając się omijać dołki w zboczu. Nagle potknął się
i upadł.
Wtedy
Jennifer
Otworzyłam torbę, którą Natasha przygotowała dla Emily, wyjęłam
rzeczy małej i rozłożyłam je na łóżku. Pieluchy i wilgotne chusteczki.
Zapinana w kroku prążkowana koszulka i śliczna biała sukienka
z krótkimi rękawkami, obie jeszcze z metkami. Zerwałam kartoniki
z cenami, ale nie udało mi się usunąć plastikowych przywieszek.
Nieważne, pomyślałam, Emily nie będzie zbyt długo nosiła ubrań
z Asdy.
Dziewczynka, zmęczona nocną ewakuacją, wciąż była pogrążona
w głębokim śnie, ja natomiast nie zdołałam zmrużyć oka. Nicky nadal
milczał i nie wiedziałam, co robić. Zostać i zaczekać na niego? Wracać
do Red How? Nicky będzie zły, jeśli postąpię inaczej, niż się
umówiliśmy, ale… Byłam w kropce.
Przechyliłam torbę Emily, żeby ją opróżnić, i nagle wypadły
torebka i telefon Natashy. Poczułam się, jakby Natasha nagle weszła do
pokoju. Wzdrygnęłam się. Musiałam jak najprędzej pozbyć się tych
przedmiotów, bo były obciążające. Oczywiście nie mogłam tego zrobić
w motelu. Sięgnęłam po torebkę i powąchałam miękką szkarłatną skórę,
z której została uszyta. W portfelu znajdowały się banknot
dziesięciofuntowy i kilka monet, a także trzy karty, w tym dwie na
nazwisko Nicky’ego – wiedziałam, że niedawno je zablokował.
W przezroczystej kieszonce małe zdjęcie Emily, zrobione, kiedy miała
około czterech–pięciu miesięcy, jeśli sądzić po bezzębnym uśmiechu.
Zerknęłam na nią – nadal smacznie spała w łóżeczku – i pomyślałam
o tysiącach fotek, jakie będę jej pstrykała, kiedy wreszcie skończy się ten
koszmar. Zafundujemy sobie sesję studyjną: Nicky, Emily i ja
w pastelowych kolorach na białym tle. Najlepsze wydrukuję na dużym
płótnie, oprawię i powieszę nad kominkiem w salonie jak tradycyjny
portret rodziny.
Już miałam wyjąć zdjęcie z przegródki, kiedy nagle Emily się
poruszyła. Siódma rano, pomyślałam, to chyba najwyższa pora. Czas na
pierwszą próbę zmierzenia się ze zmianą pieluchy. Rozwinęłam
plastikową karimatę i rozłożyłam ją na łóżku obok rzeczy małej.
– Tata?
– Tak, zaraz tu będzie. Teraz ja się tobą opiekuję.
– Mama?
– Tak, jestem teraz twoją mamą. No chodź, kurczaczku.
Wzdrygnęła się, kiedy położyłam ją na zimnym plastiku,
i usiłowała się zsunąć.
Wtedy
Natasha
– Zapomniałaś klucza? – spytała mama z rozdrażnioną miną, otwierając
drzwi. – No, to masz szczęście, bo właśnie wychodzę.
Weszłam niepewnym krokiem do wąskiego korytarza i od razu
skierowałam się do kuchni, żeby napić się wody. Umierałam
z pragnienia, bo od trzech godzin przemierzałam piechotą zakurzone
drogi.
Zabiłam człowieka.
Co teraz? Leżałam bez ruchu na łóżku i zastanawiałam się nad
możliwymi rozwiązaniami. A raczej myślałam o tym, co nieuchronne: za
kilka godzin zostanę aresztowana – Jen zgłosi zaginięcie Nicka, a policja
szybko odnajdzie jego ciało. Opuszczając w panice Red How,
pozostawiłam mnóstwo śladów. Nie przyszło mi do głowy, żeby pozbyć
się wiosła, narzędzia zbrodni, na którym na pewno znajdowało się moje
DNA.
Nie mogłam znieść tej myśli. Nie miałam po co żyć, skoro było mi
pisane trzydzieści lat za kratkami ze świadomością pogardy i odrzucenia
przez własną córkę. Już lepiej nałykać się prochów albo rzucić się pod
pociąg. Zaczęłam szlochać i trząść się na całym ciele. Zwinęłam się
w kłębek, bo chciałam być mała, jak najmniejsza, niczym pyłek kurzu,
niewidzialna dla ludzkiego oka.
Była już prawie północ, kiedy obudziły mnie odgłosy z dołu. Śniło mi
się, że zostałam aresztowana, i na początku pomyślałam, że to policja
wyważa drzwi. Ale to mama wróciła z pracy. Leżałam na kołdrze
w zmiętym ubraniu. Bolała mnie głowa i ssało mnie w żołądku.
Usiadłam na łóżku, zamrugałam we wlewającym się do pokoju
upiornym świetle księżyca i zaczęłam się rozbierać, licząc, że uda mi się
wślizgnąć pod pościel, zanim mama wejdzie na górę. Miała zwyczaj
zaglądać do mojego pokoju, sprawdzać, czy już śpię, a jakoś nie miałam
ochoty na kolejne przesłuchanie.
Wtedy
Jennifer
Znalazłam Nicky’ego na trawie. Miał tak zmasakrowaną twarz, że
z trudem go poznałam. Nachyliłam się i sprawdziłam mu puls. Dzięki
Bogu jeszcze oddychał. Jego oczy były zapuchłe i sklejone jak
u kocięcia. Z rozbitego nosa płynęła ciemna krew. Musiał jakimś
sposobem wyczołgać się z jeziora, miał mokre ubranie i ubłoconą
koszulę.
Delikatnie dotknęłam jego ramienia i szeptem odezwałam się do
niego po imieniu. Poruszył się lekko i jęknął przez spuchnięte usta.
– To ja, Jen – powiedziałam. – Wezwać karetkę? – Stęknął, że nie,
uniósł dłoń i spróbował mnie schwycić. – Już dobrze, zabiorę cię do
domu.
Nie byłam w stanie go podnieść, bo za dużo ważył, ale złapałam go
pod pachami i zaczęłam ciągnąć w górę wyboistego zbocza.
Przepraszałam za każdym razem, kiedy jęczał z bólu. W miarę jak
zbliżaliśmy się do podjazdu, coraz wyraźniej docierał do nas histeryczny
płacz Emily. Nick próbował coś powiedzieć, ale z jego gardła zamiast
słów wydobył się gulgot.
Przeszedł mnie dreszcz, kiedy słuchałam o tym, jak byłam dla niego
ważna. Ja też tęskniłam za tamtymi czasami – za imprezami na jachtach
w Cannes, za kolacjami w eleganckich restauracjach w Nowym Jorku
i Los Angeles. Lubiłam odgrywać efektowną partnerkę Nicky’ego,
zabawiać jego klientów i dotrzymywać towarzystwa ich żonom. Nigdy
nie rozmawiałam o polityce ani o interesach, nie wychodziłam poza
tematy zakupów, filmów i mody. A jeśli któryś z mężczyzn zaczynał się
do mnie przystawiać, co czasem się zdarzało, z wdziękiem go
spławiałam.
– Pytałam, po co przyjechałeś, ale nie odpowiedziałeś. – Usiadłam
obok niego na kanapie. Poły mojego kimona zsunęły się, odsłaniając
opalone, świeżo wydepilowane nogi. Jakbym nieświadomie spodziewała
się wizyty Nicky’ego. – Jest pierwsza w nocy. Żonka nie będzie się
martwiła?
– Tata?
– Śpi. – Złożyłam dłonie i zbliżyłam je do policzka. Powtórzyła mój
gest. – Właśnie. Cii… Musimy być cicho, żeby go nie zbudzić. – To ją
na razie uspokoiło. Otworzyłam lodówkę i znalazłam opakowanie serka
truskawkowego. – Chodź, usiądź tutaj. Dam ci serek.
Kiedy wgramoliła się na krzesło, zdjęłam wieczko z kubka
i wręczyłam jej łyżeczkę. Próbowała sama jeść, ale tylko niewielka część
serka trafiała do buzi. Urwałam listek ręcznika papierowego, żeby
wytrzeć jej brodę, ale odtrąciła moją rękę. Całą koszulkę miała w serku.
Wtedy
Natasha
Następnego dnia mama zawiozła mnie do północnego Londynu.
Zostawiłyśmy samochód niedaleko domu Jen i zapłaciłyśmy za postój.
Srebrnej mazdy Jen nie było na parkingu przed budynkiem, ale mimo to
wybrałam numer mieszkania na domofonie. Nikt się nie odezwał.
– Mogłeś zadzwonić.
Zawahał się.
Pokręcił głową.
– Nie żona, tylko siostra. To jej dzieci. – Zauważył moje pełne
powątpiewania spojrzenie. – Mówię prawdę, Natasho. Casey jest
samotną matką. Przyjęła mnie, kiedy się pogubiłem w życiu. Nie miałem
dokąd pójść, a ona dała mi drugą szansę. – Wyjął telefon. – Zadzwoń do
niej i sama się przekonaj.
Teraz
Anna
Jest niedzielny poranek. Udawałam, że śpię, i dzięki temu wykręciłam
się od cotygodniowego zaproszenia na mszę. Chris zapukał do drzwi
mojego pokoju o wpół do dziesiątej, kusząc jajecznicą na bekonie, ale
nie odpowiedziałam. Musiałam schować głowę pod kołdrą, żeby nie
czuć przyjemnych zapachów, które dolatywały z kuchni. Nie mogłam
nawet pójść do łazienki, bo wiedziałam, że Chris będzie nasłuchiwał
szumu spłuczki i zmaterializuje się w korytarzu, kiedy wyjdę. Oto gierki,
jakie ze sobą prowadzimy. Można by pomyśleć, że wodził mnie na
pokuszenie, zamiast prowadzić ku zbawieniu. Nie pragnę zbawienia, dla
mnie nie ma ono sensu.
Chris wraca dopiero pod wieczór. Pachnie dymem i tłuszczem,
a jego ziemista skóra jest zaróżowiona. Na kracie koszuli ma brązową
plamę z sosu, a na kolanach ślady po trawie. Przypomina mi się, że dziś
po południu odbywało się grillowanie przy kościele, impreza połączona
ze zbiórką pieniędzy na ośrodek dla bezdomnych.
– Żałuj, że nie przyszłaś. Świetnie byś się bawiła – mówi,
otwierając okno na balkonik francuski, który tak naprawdę nie jest
balkonem. – Nie wiem, jak możesz tu oddychać.
– Przepraszam, zapomniałam – odpowiadam. – Znaczy, o grillu. –
Rozglądam się zawstydzona. Zasnęłam na łóżku i zapomniałam
o lunchu. Miseczka po muesli, które zjadłam na śniadanie, nadal stoi na
stole w kuchni, a dokoła walają się pozlepiane okruchy i wyglądają jak
nieoszlifowane klejnoty. Do mieszkania wleciała mucha, usiadła na
skórce od banana.
– Próbowałem ci przypomnieć rano, ale spałaś jak zabita.
Czuję, że zaczynam się czerwienić.
– Wybacz. – Odwracam się do niego plecami i zabieram się do
sprzątania. – Powinnam była od razu pozmywać, ale… – Szum wody
z kranu zagłusza koniec zdania.
A jednak…
Czuję to. Czuję nad sobą jego przewagę.
Obserwuje mnie kątem oka, lekko pochyla i obraca głowę, żeby
lepiej widzieć. Jak dużo wie? Moje myśli nieuchronnie wędrują ku
Samowi. Jeżeli zostanę w Morton, zawsze będzie mógł mnie odnaleźć.
Informacja to pieniądz. Co najmniej jedna osoba wiele by zapłaciła za to,
by się dowiedzieć, gdzie jestem.
Uśmiecha się.
– Nie martw się o to. – Podchodzi, ujmuje moją lewą dłoń i zamyka
ją w swojej, ściskając palce, na których dawniej nosiłam obrączkę. Nie
przeszkadza mi to, choć sądziłam, że się wzdrygnę.
W następną środę Chris pyta mnie, czy mogłabym dziś sama wrócić
do domu, i dodaje, żebym nie gotowała dla niego, bo umówił się na
spotkanie. Nie zdradza z kim, ale nie mogę uwolnić się od myśli, że
mowa o kobiecie, którą być może poznał przez internet, i że po prostu
ma randkę. Kiedy idę z przystanku do domu, niosąc reklamówkę
z gotowym daniem dla jednej osoby i kubeczkiem deseru
czekoladowego, nachodzi mnie refleksja, że głód może nie być jedyną
przyczyną ssania, które czuję w żołądku. To zalążek uczucia, ziarenko,
które dopiero wykiełkowało, ale rozpoznaję je i budzi ono mój niepokój.
Sądziłam, że do czegoś między nami dojdzie. Czyżbym błędnie
oceniła sytuację?
– Anno, wybacz mi. Nie wyganiaj mnie. Dla nas obojga to był
wspaniały wieczór, nie psujmy tego. Porozmawiaj ze mną.
– Nie chcę rozmawiać! – Poprawiam ręcznik na piersi. –
Próbowałam zapomnieć choć na jeden wieczór. Przez kilka godzin, parę
minut, nawet przez sekundę o tym nie myśleć, ale nie, nawet tego mi nie
wolno. Teraz już rozumiem, że to dalszy ciąg kary.
Wtedy
Natasha
Urodziny Emily spędziłam głównie w łóżku, ukrywając się w stęchłym
mroku kołdry i licząc na to, że jeśli nie zobaczę słońca, ten dzień
przestanie istnieć i zdołam uwierzyć, że jakimś sposobem go pominęłam.
Kalendarz regularnie stosował ten trik z dwudziestym dziewiątym
lutego, więc dlaczego mnie nie miałoby się udać z dwudziestym trzecim
września? Myśl o tym, że Emily jest z Jen i że razem śpiewają Sto lat
i zdmuchują świeczki z tortu, była nie do zniesienia. Mózg nie
dopuszczał jej do siebie, ale ciało nie chciało współpracować. Czułam
ciężar i ucisk w żołądku na wspomnienie tamtego wspaniałego dnia
dokładnie dwa lata wcześniej, kiedy leżałam w naszym wielkim łóżku,
owładnięta i przytłoczona mieszanką radosnego podniecenia i czystego
lęku.
Poród zaczął się w środku nocy od tępego, dręczącego bólu
w krzyżu. Ucisk wyrwał mnie ze snu i przez kilka minut leżałam bez
ruchu, lekko zamroczona i zdezorientowana, nie mając pewności, czy to
mi się przyśniło, czy rzeczywiście nadeszła pora rozwiązania. Emily
spóźniała się o tydzień, od kilku dni włączał się fałszywy alarm, raz
nawet pojechaliśmy do szpitala, jak się okazało, niepotrzebnie.
Przestałam już informować Nicka za każdym razem, kiedy poczułam
ukłucie, bo wpadał w panikę. Nawet teraz wahałam się, czy budzić go
z powodu czegoś, co mogło być zwykłym bólem pleców. Ale kiedy
leżałam w ciemności i czułam, jak ogarnia mnie ból, na przemian nasila
się i słabnie, wiedziałam już, że tym razem to co innego.
Trąciłam Nicka i szepnęłam mu do ucha:
– Chyba jest gotowa.
Momentalnie otworzył oczy, usiadł na łóżku, wstał i zaczął się
ubierać jak strażak na służbie. Moja dawno spakowana torba stała przy
drzwiach wejściowych. Śpioszki, pieluchy, wkładki, krem na
podrażnione sutki, olejek, biustonosz dla karmiących piersią, piżama,
czysta bielizna… Fotelik dla noworodka czekał w samochodzie, adres
szpitala znajdował się w pamięci nawigacji. Byliśmy przygotowani
z każdej strony, a mimo to miałam wrażenie, jakbyśmy tylko bawili się
w mamusię i tatusia. Nie docierało do mnie, że noszę w sobie dziecko,
które urodzę i zabiorę do domu.
Nick zaczął się przy mnie uwijać, pomógł mi włożyć luźne spodnie
od dresu i obszerną koszulkę, a potem wstać. Uchwyciłam się go
i objęliśmy się wszyscy troje: ja, Nick i mój okrągły, twardy brzuch
między nami. Nawet wolałam, żeby Emily w nim została – tam, gdzie
było ciepło i nic jej nie groziło. Ale ona już wyruszyła w niebezpieczną
podróż na zewnątrz mojego ciała i nie można jej było zatrzymać.
Nick zrobił mi herbatę, ale nie byłam w stanie jej wypić. Tępy ból
w krzyżu ustąpił innemu, znacznie silniejszemu. Chodziłam tam
i z powrotem po sypialni, przystając po to, żeby się czegoś złapać
i pooddychać pomiędzy skurczami. Nick już nie mógł na to patrzeć.
– Zbieramy się – oznajmił. Podejrzewałam, że było jeszcze za
wcześnie, ale postanowiłam się nie kłócić. Wykupił nam miejsce
w prywatnym szpitalu położniczym i wiedziałam, że nie odważą się nas
odesłać.
Kiedy wyszliśmy w chłodną noc, przypomniały mi się nastoletnie
wyjazdy na wakacje – łapanie autokaru na lotnisko, żeby zdążyć na tani
lot o wczesnej porze. Lodowate palce w sandałach, cierpki, suchy
posmak snu w ustach, ssanie w żołądku spowodowane głodem
i niecierpliwością. Przejęcie podróżą, lęk przed lataniem – obawa przed
powierzeniem swojego losu umiejętnościom pilota i pracowników wieży
kontrolnej. Mama nigdy nie rozumiała mojego strachu i zawsze
powtarzała, że prędzej zginę, przechodząc przez pasy, niż w katastrofie
lotniczej. Pestka w porównaniu z tym, co mnie lada moment czekało.
W drodze do szpitala starałam się nie myśleć o tym, co może pójść
nie tak. Powtarzałam sobie, że rodzenie dzieci to najnormalniejsza rzecz
na świecie i że każdego dnia robią to tysiące, nawet miliony kobiet. Nick
zadbał o to, żebym trafiła w doskonałe ręce. Wyobrażałam sobie poród
wręcz idealistycznie: żadnych rurek w ciele, żadnych zbędnych urządzeń
monitorujących, żadnych środków przeciwbólowych. Chciałam ukucnąć
w wannie pełnej ciepłej wody i pozwolić mojej córce wypłynąć, niczym
syrenie, z jaskini mojego ciała. Nick wolał zdać się na naukę
i technologię. Zależało mu na tym, żeby Emily przyszła na świat,
podróżując pierwszą klasą. Płacił i wymagał. Ten ładunek był zbyt
cenny, żeby można było sobie pozwolić na ryzyko uszkodzenia
podczas transportu. Nick składał gołosłowne deklaracje poparcia dla
mojego pomysłu porodu naturalnego, ale wiedziałam, że jeśli cokolwiek,
choćby najdrobniejsza rzecz, pójdzie nie tak, zażąda wykonania
cesarskiego cięcia.
Tak też się stało. W trakcie skurczów tętno Emily zaczęło nieco
spadać i położna bała się, że pępowina mogła się owinąć wokół szyi
małej. To Nickowi wystarczyło. Wezwano lekarza i zanim się
obejrzałam, zabrano mnie na salę operacyjną i założono mi maseczkę.
Nie zastosowano znieczulenia zewnątrzoponowego, bo nie było na to
czasu. Przegapiłam więc chwilę, w której Emily przyszła na świat, i nie
usłyszałam, gdy po raz pierwszy nabrała powietrza i wydała pierwszy
krzyk. Kiedy wybudziłam się z narkozy, zobaczyłam Nicka
z zawiniątkiem na ręku. Łzy płynęły mu po policzkach. Był tak
zachwycony tym cudem stworzenia, tak bardzo w nim zakochany, że
nawet nie zauważył, że już nie śpię. Odezwałam się do niego, ale nie
podniósł głowy. Nagle poczułam się pominięta, zapomniana. Stałam się
pustym, niepotrzebnym naczyniem. Zignorowałam wtedy to odczucie,
złożyłam je na karb zaślepienia narodzinami naszej córki, skutków
działania narkozy, zamroczenia środkami przeciwbólowymi,
wyczerpania… Lecz dwa lata później, odtwarzając te chwile w pamięci,
bogatsza w wiedzę o późniejszych wydarzeniach, uświadomiłam sobie,
że tamtego dnia ujrzałam prawdę. Nick nie pragnął rodziny, w każdym
razie nie ze mną. Zależało mu wyłącznie na dziecku.
– Tak, wiem…
Zapadło milczenie. W mojej głowie wrzało. Nick żył. Jen i Emily
na pewno były z nim. Być może nadal przebywali w Lake District, ale
możliwe też, że przenieśli się do nowej kryjówki. Czy Johnny wiedział
o tym, co się działo? A jeśli tak, to jak wiele? Zachowywał się, jakby był
po mojej stronie, ale czy mogłam mu ufać? Zraniłam Nicka na tyle
mocno, że z pewnością był jeszcze osłabiony, ale zdawałam sobie
sprawę, że w końcu dojdzie do siebie. Co wtedy zrobi?
Czy coś mi groziło?
Wtedy
Jennifer
Nicky wracał do zdrowia! Przynajmniej fizycznie. Nadal był słaby
i cierpiał z powodu bólów głowy, ale wreszcie czuł się na tyle dobrze,
żeby wstać z łóżka. Jego potłuczona twarz stopniowo się goiła,
opuchlizna schodziła, a siniaki na ciele zmieniały kolor z intensywnie
fioletowego na bladożółty. Kiedy pierwszy raz wyszedł z pokoju, Emily
się go bała i nie chciała na niego patrzeć, ale potem się przyzwyczaiła.
Nie potrafiła jedynie zrozumieć, dlaczego tata już jej nie podnosi i nie
podrzuca sobie nad głową.
Większość czasu spędzał w salonie z nogami na kanapie, grzejąc
uda od laptopa. Czasem grywał w gry – wyścigi samochodowe albo
brutalne strzelanki – ale przeważnie buszował po sklepach i robił zakupy
na urodziny Emily. Codziennie kurier przywoził paczki z prezentami:
lalki, pluszaki, kostium księżniczki z różdżką i diademem, puzzle,
książki, zestaw zabawek do kąpieli, drewnianą farmę, tablet dla dzieci do
nauki kolorów i liczb, różową hulajnogę z kaskiem w tym samym
odcieniu – to tylko kilka rzeczy, które zapamiętałam w natłoku
przedmiotów. Na stronie domu mody zamówił sukienkę z różowym
brokatem, która kosztowała prawie trzysta funtów. Kupił sto srebrnych
balonów i ogromny tort czekoladowy z imieniem Emily napisanym
polewą. To już nie tyle rozrzutność, ile czyste szaleństwo. Nicky
ubzdurał sobie wielkie rodzinne przyjęcie, ale przecież nadal
siedzieliśmy w kryjówce w Lake District i na urodzinach Emily miała
być tylko nasza trójka.
– Kup jej więcej ubrań – uparł się. – Wybierz, co chcesz. Stella
McCartney, Armani, Dolce & Gabbana, wszyscy projektują dla dzieci.
Natasha ubierała ją w sieciówkach, ale Emily to księżniczka. Powinna
się nosić zgodnie z twoim gustem.
Przejrzałam strony projektantów i zamówiłam małej kilka rzeczy na
jesień, głównie kolorowe koszulki i leginsy, bo Emily zatrważająco
szybko brudziła wszystko, w co ją ubierałam. Kupiłam też kombinezon
narciarski i śliczny żółty płaszczyk przeciwdeszczowy, a także
czapeczkę w tym samym kolorze i kaloszki w kwiecisty wzór. Lato
powoli się kończyło, dni stawały się coraz chłodniejsze. Jeżeli nasz
pobyt w Red How miał się przedłużyć, wszyscy troje potrzebowaliśmy
ubrań na słotę.
Dawniej godzinami fantazjowałam o tym, w jakie ciuszki
ubierałabym Emily, gdyby była moją córką, ale teraz, kiedy stało się to
rzeczywistością, czułam się dziwnie, robiąc dla niej zakupy. Jakbym
pożyczyła lalkę od innej dziewczynki – wolno mi było się nią bawić, ale
z zastrzeżeniem, że po pewnym czasie będę musiała ją zwrócić. Nicky
uważał, że nic już się nie zmieni i Emily pozostanie moja, ale cała ta
sytuacja nadal budziła we mnie niepewność i bałam się robić sobie
nadzieję.
Nie miałam okazji nawiązać silniejszej więzi z Emily. Tolerowała
mnie, kiedy w jej otoczeniu nie było nikogo poza mną, ale kiedy stan
zdrowia Nicky’ego zaczął się poprawiać i Nicky stał się bardziej
aktywny, bez przerwy lgnęła do ojca. Tata wkładał jej buty, zapinał
kurtkę, czyścił zęby, kroił banana i czytał na dobranoc. Tylko tata mógł
śpiewać Tyciego pajączka i Koła autobusu kręcą się, mnie nie było
wolno. Tylko tata mógł się z nią bawić w „Gdzie się podziała Emily?”
i znajdować ją za kanapą. Stałam się postacią z drugiego planu, tą
denerwującą służącą, kucharką od jedzenia, którego Emily nie cierpiała,
uciążliwą opiekunką próbującą ją usypiać, mimo że Emily wcale nie
była senna ani zmęczona. Pomimo starań Nicka konsekwentnie
odmawiała nazywania mnie „mamą”. W ogóle się do mnie nie zwracała,
byłam dla niej anonimowa, nie interesowałam jej. Wpadała we
wściekłość, ilekroć Nick chciał ją położyć w łóżku między nami.
Zupełnie jakby rozumiała, że tylko zastępuję Natashę, i nie zamierzała
się z tym pogodzić. Fałszywa mamusia była dla niej nikim.
Najgorsze chwile przeżywałam wtedy, kiedy budziła się w nocy
albo się uderzyła, albo przewróciła w ogrodzie. Wybuchała płaczem,
wzywała mamę i nic nie było w stanie przynieść jej ukojenia – ani żyrafa
Gemma, ani czekolada, ani nawet tata. Czułam się okropnie, patrząc, jak
zanosi się histerycznym płaczem, a po jej zaróżowionych, rozpalonych
policzkach płyną strumienie łez. Nicky twierdził, że to zwyczajne
napady dziecięcej złości, ale ja słyszałam w nich autentyczny krzyk bólu.
Nie chciała tabletu w prezencie. Ani zestawu do kąpieli, ani lalki. Gdyby
różdżka z zestawu małej księżniczki miała prawdziwą magiczną moc,
Emily wyczarowałaby swoją mamę.
Urodziny były porażką. Nicky uparł się, żeby dać jej wszystkie
prezenty naraz, co doprowadziło do tego, że wpadła w szał zachwytu
i porzucała jedną zabawkę na rzecz kolejnej, żadnej nie poświęcając zbyt
wiele uwagi. Zepsuła zestaw do kąpieli, zanim w ogóle trafił do wanny,
i zdenerwowała się, bo nie potrafiła jeździć na hulajnodze. Po południu
odbyło się absurdalne „przyjęcie”. Srebrne balony okazały się zrobione
z tak grubej gumy, że nie dało się ich napełnić bez pompki, a od tortu,
który był w sumie smaczny, zrobiło nam się za słodko po zaledwie paru
kęsach. Krem czekoladowy z ciasta szybko wylądował na nowej
sukieneczce z metką Young Versace – „prać wyłącznie chemicznie”, na
litość boską – którą następnego dnia musiałam zwyczajnie wyrzucić do
śmieci. Emily nie pozwoliła zaśpiewać sobie Sto lat. Wskazała mnie
palcem i oznajmiła głośno: „Nie!”. Nicky zbeształ ją, że jest
niegrzeczna, na co się rozpłakała. Histeryczne przyzywanie mamy
wypełniło kuchnię i raptem poczułam się, jakby był tam z nami duch
Natashy. Gdyby Natasha nadal siedziała zamknięta w schowku, z dziką
rozkoszą wypuściłabym ją, mówiąc, żeby zabrała Emily i się wyniosła.
Wzruszył ramionami.
– Dopiero zaczęliśmy…
– Ależ tak. Nienawidzisz jej, chciałaś tego nawet bardziej niż ja.
Powiedziałaś…
– No więc nas masz. Ale Natasha stoi nam na drodze, jest tematem,
który trzeba zakończyć. Sama powiedziałaś, że nigdy nie ustanie
w staraniach, żeby odzyskać Emily. Nie zamierzam się z nią dzielić,
Jen. – W jego oczach pojawił się ostrzegawczy błysk. Wiedziałam, że
był przeznaczony dla mnie. Poczułam się zwabiona w pułapkę.
Ugrzęzłam w tym bagnie razem z nim, a teraz on nie miał zamiaru
pomóc mi się z niego wydostać.
Dotarło już do mnie, że nigdy nie będę matką dla Emily. Jak
mogłabym ją wychowywać i kochać jak własną córkę ze świadomością
tego, co zrobiliśmy? Nie byłam w stanie dłużej tego ciągnąć. Po ponad
trzydziestu latach czczenia ziemi, po której stąpał Nicky, w końcu się
odkochałam. Wreszcie przekonałam się, jakim on naprawdę jest
człowiekiem.
Podniosłam głowę i rozejrzałam się po obcym salonie. Było mi
potwornie wstyd. Każdą wyszywaną poduszkę, każdą zdobną kapę,
każde pociągnięcie pędzla na obrazie, jakim był widok za oknem, każdą
ozdobę zaprojektowano w taki sposób, aby goście czuli się tu jak
w domu. My jednak nasyciliśmy to miejsce przemocą i nienawiścią,
sprawiliśmy, że dziecko zaczęło bezsilnie wzywać matkę.
Zapragnęłam wrócić do swojego mieszkania i samotnego życia.
Zapragnęłam uwolnić się od Warringtonów, zapomnieć o ostatnich kilku
latach i zostawić to za sobą. Tyle że to Nicky regulował mój czynsz i co
miesiąc przelewał pieniądze na moje konto. Miałam niewiele własnych
oszczędności. Od kiedy się zeszliśmy, zaniedbałam swoją firmę i teraz
zalegałam kilka tysięcy funtów w niezapłaconych podatkach.
Wiedziałam, że Nicky nie zachowa się w porządku. Jeśli teraz od niego
odejdę, nic nie ugram i – co ważniejsze – stanę się jego wrogiem.
Widziałam, co był gotów zrobić Natashy. A jaki los mógł zgotować
mnie?
37
Wtedy
Jennifer
– Zrobiłem to – oznajmił Nick, wchodząc do kuchni i chowając telefon
do tylnej kieszeni spodni.
Zsunęłam stosik obierek z ziemniaków do kosza na śmieci
i spojrzałam na niego.
– Co zrobiłeś?
Opadłam na krzesło.
– To znaczy?
– Jak?
Dwie rzeczy były dla mnie jasne. Nie chciałam przenosić się do
Kanady i nie chciałam opiekować się Emily. Nie dlatego, że jej nie
kochałam – chociaż kiedy teraz o tym myślę, dociera do mnie, że nie
miałam pojęcia, czym jest miłość do dziecka. Byłam zakochana
w marzeniu o macierzyństwie i im bardziej oddalałam się od niego, tym
głębsze było moje przekonanie o tym, że go pragnę. Potrzebuję.
Posiadanie dziecka było moim prawem jako istoty ludzkiej. Patrzyłam na
młode matki z biednych rodzin, pchające podwójne wózki i ciągnące za
sobą gromadkę maluchów, i ten widok zatruwał mi krew. Dlaczego dla
nich to było takie proste, a dla mnie niemożliwe, mimo że przecież
mogłam dać dziecku znacznie więcej niż one? Wydawało mi się to
niesprawiedliwe.
– A co z tobą?
– Odjadę… Pomiędzy mną a Nickym wszystko skończone.
Długo milczała.
– W porządku – odezwała się w końcu. – Parking hotelu Grand
Metropole. Heathrow – powtórzyła. – Przyszły wtorek. Dziewiętnasta.
– Natasho…
Rozłączyła się.
38
Wtedy
Natasha
Upuściłam telefon na kolana i oparłam się o zagłówek. Czy tylko mi się
wydawało, czy rzeczywiście rozmawiałam z Jen? Zerknęłam na
wyświetlacz. Nie, to jednak prawda. Jej słowa wciąż huczały mi
w głowie. Słyszałam jej głos, pełen niepokoju i lekko chropawy,
zupełnie do niej niepodobny. Jen, którą pamiętałam, zawsze była
elokwentna i pewna siebie.
Wróciłam myślami do tego, co powiedziała. Nick przeżył atak
i wrócił do zdrowia, ale relacje między nimi uległy pogorszeniu. Jen
miała dość jego albo Emily i chciała się wycofać z układu.
Zaproponowała, że narażając siebie, odda mi córkę. Przeszedł mnie
dreszcz, kiedy z nadzieją wyobraziłam sobie, jak Jen przekazuje mi
Emily na hotelowym parkingu, biorę na ręce moją kochaną córeczkę
i odjeżdżamy z poczuciem triumfu. To było coś, czego najbardziej
pragnęłam.
Ostudziłam przedwczesny zapał.
Jen była świetną aktorką, w dodatku już raz mnie oszukała – byłoby
głupotą z mojej strony, gdybym tak łatwo dała się zwabić w kolejną
pułapkę. Oboje byli nikczemnikami, ale mieli głowę na karku. Na pewno
domyślili się, że jedynym sposobem na wyciągnięcie mnie z kryjówki
jest posłużenie się Emily – tej przynęcie nie byłam w stanie się oprzeć.
Jeśli pojadę na parking, o którym mówiła Jen, stanę się łatwym celem.
Wynajęty zabójca napadnie mnie, porwie i zamorduje. Wydawało mi się
to przesadne, wręcz absurdalne, jak pomysł rodem z filmu akcji, ale
przecież już wcześniej Nick i Jen próbowali mnie zabić, tylko im się to
nie udało. Byłam w niebezpieczeństwie. Jen sama to przyznała.
– Postaram się.
Potargała mi włosy.
Teraz
Anna
– Wspaniale wyglądasz, złotko – mówi Margaret, gdy w poniedziałek
rano wchodzę do biura. – Promieniejesz ze szczęścia.
– Och, daj spokój – odpowiadam ze śmiechem, stawiając torebkę na
blacie. Wyjmuję plastikowe pudełko z kanapkami z wczorajszym
pieczonym kurczakiem w majonezie i z plastrami ogórka. Chris
przygotował je dziś rano. Dla siebie zrobił identyczne w identycznym
pudełku.
Margaret poprawia szydełkowy sweterek, który podwinął się na jej
okrągłym brzuchu.
– Naprawdę, jesteś zupełnie odmieniona. Strasznie się cieszę, Anno.
– Nie zachwycaj się tak. To dopiero początek. – Pstrykam włącznik
komputera i idę zanieść kanapki do lodówki w kuchni. Margaret rusza za
mną. Nie odstępuje mnie na krok, kiedy napełniam czajnik wodą, po
czym wracam do biurka, żeby wklepać hasło i się zalogować.
– Mieszkacie razem, więc to musi być na poważnie – ciągnie. Po
powrocie do kuchni sięga po nasze kubki, które suszą się na ociekaczu,
i wrzuca do każdego po jednej torebce herbaty. – Podejrzewam, że kiedy
rozwód Chrisa dojdzie do skutku… – Już widzę, jak wyobraża sobie
mnie w białej sukience, a Chrisa w cylindrze i fraku.
– Przykro mi, ale nigdy więcej – mówię, zapominając się. Zalewam
kubki wrzątkiem; torebki wypływają na powierzchnię i po chwili znów
opadają na dno.
Kręci głową.
– Wcale nie, Jen. Poważnie. Nic nie wiem. Ukrywasz się. Tyle się
domyśliłem. Musi tak być, bo przecież nikt z własnej woli nie
przeprowadza się do takiej dziury, a już na pewno nie kobieta taka jak ty.
Pytanie tylko, przed kim uciekłaś. Przed byłym mężem?
Spoglądam mu prosto w oczy, bo chcę zobaczyć jego reakcję.
Poznam, jeśli gra.
– Nick jest w śpiączce – mówię.
– W śpiączce? – Wypuszcza powietrze, jakby ktoś go zdzielił
w brzuch. – W śpiączce?! Ja pierdolę! – Albo jest świetnym aktorem,
albo rzeczywiście nie wiedział. Jestem prawie pewna, że to drugie, co
nie zmienia faktu, że muszę uważać, co mówię. Nie pora na odkrywanie
kart.
– Coś okropnego – mówi po chwili. – Cholerny pech. Jak do tego
doszło?
Nie słucha.
– Poniosło mnie. Wydawało mi się, że coś między nami
zaiskrzyło. – Chrząka ze wstrętem. – Tak jakby mógł ją zainteresować
ktoś taki jak ja, kiedy miała męża, który zarabiał miliony.
– No wiesz, pieniądze niewiele mu pomogą.
Teraz
Anna
Podnoszę głowę i zaczynam mrugać, próbując rozwiać mgłę
zasnuwającą moje oczy. Jest ciemno, jeśli nie liczyć wąskiego snopu
światła z latarni, który wpada do środka przez przerwę między
zasłonami. Już pamiętam… Sam zabrał swoje rzeczy i wyszedł
w pośpiechu, miotając przekleństwa. Opadłam bezwładnie na kanapę
w ataku żałosnego użalania się nad sobą, wybuchnęłam płaczem
i ryczałam, dopóki nie rozbolał mnie brzuch i nie byłam w stanie
oddychać przez zatkany nos.
Jak długo tu leżałam? Sprawdzam godzinę na telefonie – jest prawie
ósma. Chris przyjedzie po mnie o wpół do dziesiątej. Do tej pory muszę
się stąd ulotnić. Wstaję z kanapy i słaniając się na nogach, idę do
sypialni. Wysuwam walizkę spod łóżka. Leży na niej gruba warstwa
kurzu, od którego zaczynam kichać. Otwieram ją, a potem wyjmuję
wszystko z szafy i układam na łóżku.
Patrzy na mnie moje odbicie w lustrze w drzwiach i kręci głową.
Widzę żałosną, pokonaną czterdziestokilkuletnią kobietę w banalnej
fryzurze, z rozmazanym makijażem i oczami czerwonymi od płaczu.
Kobietę, która jest zmęczona kłamstwami, udawaniem i ma dość
uciekania. Ale która znów musi uciec.
Wkładam do walizki bluzki, swetry, parę sukienek, kilka par spodni
i zimowe buty. Zapinam ją i zanoszę pod drzwi. Wyjmuję telefon
i wzywam taksówkę, która zawiezie mnie do mieszkania Chrisa.
Taryfa zjawia się po kilku minutach. Zamykam za sobą drzwi, klucz
wrzucam przez szczelinę na listy. Taksówka przejeżdża przez most,
a potem przez centrum Morton. Spoglądam za okno, staram się wytrawić
w pamięci mijane sklepy i budynki. Kiedy docieramy do biur rady
miasta, ogarnia mnie głęboki żal, bo pomimo całej monotonii tej pracy,
czułam się w niej zaskakująco dobrze. Moi koledzy wprawdzie nie do
końca wiedzieli, co o mnie myśleć, ale w sumie byli miłymi
i życzliwymi ludźmi. Będę musiała wysłać Margaret przeprosiny, zanim
zamknę konto mailowe Anny.
Trzeciego dnia odwiedziła mnie Hayley. Od nie wiem jak dawna nie
widziałam jej bez tony makijażu na twarzy. Ciekawe, że niepomalowana
wyglądała zupełnie jak ta jedenastoletnia dziewczynka, z którą kiedyś
bez przerwy się wygłupiałam; nadal miała ten biegnący w poprzek nosa
szlaczek jasnych piegów, małe oczy i krzaczaste brwi.
– Zresztą i tak nie będzie chciał żyć, kiedy się dowie o Emily –
dodała łamiącym się głosem. – Będzie żałował, że nie spłonął razem
z nią. Biedna kruszyna. Kolejny aniołek w niebie…
Teraz
Natasha
Tego ranka morze jest wyjątkowo spokojne. Na plaży pusto, jeśli nie
liczyć kilku osób na spacerach z psami i biegacza trenującego wzdłuż
linii brzegowej. Idę promenadą i napełniam płuca słodkim powietrzem,
wpatrując się w odległy horyzont i cypel na skraju zatoki. To nie leniwa
przechadzka, zmierzam w konkretne miejsce. Znalazłam zajęcie
u Lorenza, w jego wciśniętej pomiędzy dwa rzędy domków plażowych
kawiarence stylizowanej na włoską. Pracuję wprawdzie na umowie
śmieciowej, ale mogę brać tyle godzin w tygodniu, ile chcę, i nikt nie
robi mi wymówek, jeśli potrzebuję trochę wolnego, więc nie narzekam.
Nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek przydadzą mi się moje
zdolności baristy, ale zrobiłam nimi wrażenie podczas rozmowy o pracę.
Kiedy jest mniejszy ruch, ćwiczę malowanie na kawie. Lorenzo chciał,
żebym wzięła udział w zawodach dla baristów w Bournemouth,
i wkurzył się, kiedy odmówiłam. Przyznaję, że gdybym zdobyła jakąś
nagrodę, poprawiłoby to wizerunek kawiarni, ale bałam się, że ktoś
może zobaczyć moje zdjęcie w mediach społecznościowych, mimo że
wyglądam dziś zupełnie inaczej niż dawniej.
Obcięłam włosy i ufarbowałam je na ciemny kasztan. Przytyłam
kilka kilogramów, przez co zaokrągliłam się na twarzy. Ale przede
wszystkim – to chyba najskuteczniejszy kamuflaż – zmieniłam
nazwisko, wróciłam do panieńskiego, które na szczęście brzmi „Smith”.
Najwyższy poziom anonimowości i niewykrywalności. Sprawdziłam
w internecie, jakie imiona najczęściej nadawano dziewczynkom
urodzonym w tym samym roku co ja, i wybrałam „Sarah”. Nie
przepadam za nim, ale „Natasha” też nie było moim ulubionym, więc
mała strata. Jestem gotowa zrobić wszystko, żeby mnie nie odnaleźli.
Zjawiam się w pracy jako pierwsza. Lorenzo jeszcze nie ufa mi na
tyle, by powierzyć mi klucze do lokalu, więc siadam na betonowych
schodach prowadzących na plażę i czekam, podziwiając widok. Przez
moje myśli przetacza się fala wspomnień. Pamiętam, jak po raz pierwszy
zabrałam Emily na plażę. Jej buzia rozpromieniła się zachwytem, kiedy
moja córeczka klapnęła pupą na miękki piasek. Tamta plaża była
zupełnie inna od tej, usłanej grubym, szorstkim piaskiem, zimnej
i wilgotnej – była jak z raju.
– Lorenzo?!
– Co się stało?
– A jak myślisz?
– Słucham? Co to znaczy?
– Zagroził, że wystarczy jedno twoje słowo i mnie zabije.
Walczy ze łzami.
– Nie wiem, dokąd jechać i co robić. Już nic nie wiem. Czuję się,
jakbym dotarła do końca drogi.
– Przyrzekam.
Ani trochę jej nie wierzę. Pytam, gdzie się zatrzymała.
– Tak, tak. Dziękuję, jesteś dla mnie taka dobra… zbyt dobra.
Wstaję i zabieram nasze brudne filiżanki.
– Po prostu przyjdź. O trzeciej.
42
Teraz
Jennifer
Wracam do taniego, trochę ponurego hotelu. Podłogi są wyłożone
wykładziną w krzykliwe wzory, na których nie widać plam, a na
ścianach pokrytych boazerią wiszą zalaminowane tabliczki
informacyjne. Zarezerwowałam pokój, siedząc w pociągu do
Bournemouth, i na zdjęciach w telefonie hotel prezentował się nie
najgorzej. Inna sprawa, że oglądałam je, zalewając się łzami. Teraz
znowu beczę, cholera. Prędko sięgam do torebki w poszukiwaniu
chusteczek i wycieram policzki, póki recepcjonistka nie patrzy.
Przebiera palcami po klawiaturze komputera i nie zwraca na mnie
uwagi, choć na pewno widzi, że stanęłam przy jej stanowisku w jakimś
celu, a nie dlatego, że mi się nudzi. Klucz do mojego pokoju znajduje się
na wyciągnięcie ręki. Ale tak naprawdę wcale nie mam ochoty na powrót
do ciasnej dwójki, pod którą, jak podejrzewam, mieści się kuchnia, bo
powietrze i ściany są przesiąknięte smrodem oleju do smażenia. Mam za
to chęć się napić.
– Czy bar jest otwarty? – pytam.
– Do dwudziestej trzeciej – odpowiada recepcjonistka, nie
odrywając wzroku od ekranu. – Korytarzem za panią, obok wind.
– Owszem.
Przynosi drugą szklaneczkę. Tym razem dostaję też miseczkę
wyschniętego sera i chipsów cebulowych. Wątpię, aby to był
powszechnie przyjęty zwyczaj w barach. Raczej aluzja.
Wzdrygnęła się.
Uśmiechnęła się.
– Przebaczenie zależy wyłącznie ode mnie. To ja o nim decyduję,
nie ty.
– Ale ja go nie chcę – odparłam. – Tak jak nie chcę tych wszystkich
rzeczy. I tak jak nie chcę żyć.
Otwieram oczy i sięgam po telefon. Za kwadrans trzecia. Cholera.
Spóźnię się. Wstaję z łóżka, biegnę do łazienki, ochlapuję sobie twarz
zimną wodą i rozczesuję włosy. Mam nieprzyjemny posmak na języku
i czuję gin w swoim oddechu. Szybko myję zęby i przepłukuję usta
letnią wodą z kranu. Wyglądam jak nieszczęście, ale już za późno na
odświeżenie makijażu. Zresztą, jakie znaczenie ma mój wygląd?
Na dół prowadzi stroma ścieżka wykuta w zboczu klifu. Trzeba
zejść po kamieniach wśród wysokich traw. Docieram do promenady
i skręcam w lewo w stronę kawiarni. Na plaży jest jeszcze mniej ludzi
niż rano. Idę, czując na plecach przyjemnie ciepłe promienie słońca.
Z głodu ssie mnie w żołądku i zaczyna boleć głowa. Przyspieszam, bo
nie chcę, żeby Natasha pomyślała, że nie dotrzymałam słowa. Mijam
długie rzędy pomalowanych na radosne kolory drewnianych domków
plażowych.
Myślę, że mogłabym tu zamieszkać. Miejsce wydaje się
bezpieczne, a ludzie mało wścibscy. Tylko że nie powinnam osiedlać się
tak blisko Natashy, nie spodobałoby jej się to. Może więc gdzieś dalej na
wybrzeżu? W Devon albo nawet w Kornwalii? W moim życiu było tak
dużo ohydy, że łaknę naturalnego piękna. Sęk w tym, że w West Country
krucho z pracą. Lepiej wrócić na północ, pojechać do jakiegoś dużego
miasta. Na przykład do Manchesteru. Tam też łatwiej ukryć się w tłumie.
Po prawej stronie rozciąga się morze. Jest odpływ, mokry piasek
połyskuje w popołudniowym słońcu. Po lewej wznosi się klif.
Dostrzegam kilka podskakujących głów – to ludzie, którzy idą ścieżką
na górze. Oprócz nich nie ma tu nikogo. Widzę kawiarnię.
Nagle ogarnia mnie dziwne uczucie i nie mogę się już doczekać,
kiedy zobaczę się z Natashą. Koniecznie chcę jej powiedzieć, że
wszystko będzie dobrze. Że pogodziłam się ze świadomością, że moją
karą jest pozostawanie przy życiu i że dlatego codziennie oglądam się
w lustrze, aby nie zapomnieć, co zrobiłam. Jestem świadoma, mówię,
poruszam kończynami, ale pod wszystkimi innymi względami moja
sytuacja przypomina tę, w której znajduje się Nick. I bardzo dobrze, tak
powinno być. Różnica pomiędzy mną a nim polega też na tym, że mogę
czynić dobro. Nigdy już nie odzyskam moralnej równowagi, ale lepsze
to niż nic. Nie wiem jeszcze, co dokładnie oznacza „czynienie dobra”,
ale z czasem się przekonam.
Docieram do kawiarni i zatrzymuję się na piaszczystych schodach
prowadzących na plażę. Jest po trzeciej, a Natashy wciąż nie ma. Oby
tylko nie spisała mnie na straty. Odwracam się i zaglądam przez szybę
do lokalu, ale z tej odległości niewiele widać. Powinnam wejść i spytać?
Nie, lepiej zaczekam. Pewnie się zbiera, wkłada kurtkę…
Spoglądam w stronę morza, rozkoszuję się sielankowym widokiem.
Widzę w oddali małą rodzinę, dwoje dorosłych i dziecko. Brodzą przy
brzegu. Włożyli nogawki w kalosze, a poły ich płaszczów
nieprzemakalnych łopoczą na wietrze. Dziecko biega między dorosłymi,
a morska bryza niesie jego piskliwy śmiech. Wyglądają na szczęśliwych.
Czerpią radość z prostych przyjemności. Podnoszą kamyki i wrzucają je
w mgiełkę fal.
Wtedy
Natasha
Stanęłam dosłownie metr, półtora za ciężarówką, która zatrzymała się
przede mną, ale pozostałe pojazdy nadal się poruszały; prawym pasem
śmignęło coś czerwonego i pognało prosto w bok drugiej ciężarówki, tej
blokującej drogę. Zamknęłam oczy, czekając, kiedy wbije się we mnie
któreś z pędzących za mną aut. Usłyszałam ryk klaksonów i pisk
hamulców. Gdy obok przemknął samochód, gwałtownie skręcając
w stronę utwardzonego pobocza, fiestą gwałtownie zakołysało.
Nie myślałam o niczym poza Emily. Czy Jen udało się uciec
i pojechać dalej, wydostać się z karambolu? Czy jej wóz wbił się
w przeszkodę z metalu i płótna, która zasłaniała mi widok? Pojazdy za
mną hamowały. Było słychać zgrzytanie i łoskot miażdżonej karoserii.
Wysiadłam z auta, lekceważąc ryzyko. Musiałam wiedzieć, czy Emily
nic się nie stało.
Pobiegłam w kierunku ciężarówki blokującej drogę i okrążyłam ją,
idąc wzdłuż metalowej bariery oddzielającej jezdnie. Poczułam się,
jakbym zstąpiła do piekła. Samochody osobowe, furgonetki i ciężarówki
leżały poprzewracane na autostradzie, zbite w jedną wielką splątaną,
pogruchotaną kupę. Sprasowane auta – razem dziewięć, może dziesięć –
utworzyły ogromnego metalowego węża. Trudno było stwierdzić, gdzie
kończyło się jedno, a zaczynało drugie. Kierowcy i pasażerowie nie
mieli szans wyjść z tego cało.
Ludzie wzywali pomocy, walili w drzwi, próbowali wydostać się ze
swoich pojazdów. Inni wyciągali ciała przez okna i układali je na
asfalcie. Pobiegłam jezdnią usianą kawałkami metalu, odpryskami
strzaskanych przednich szyb i czymś, co wyglądało jak sterty szmat.
Minęłam słaniających się na nogach, pokrwawionych ludzi. Inni siedzieli
na ziemi wśród potłuczonego szkła i trzymali się za głowy.
Uświadomiłam sobie ich obecność dopiero później, kiedy wracałam
pamięcią do tamtych chwil – jednak wówczas ich nie widziałam. Nie
sposób opisać chaosu, jaki panował w pierwszych minutach po
karambolu. Widok był tak przerażający, że mój mózg nie zdołał
zarejestrować wszystkiego naraz. Dziś wciąż mam tych ludzi przed
oczami.
Mama cmoknęła.
– Co oznacza, że przynajmniej jedno z nich przeżyło.
Uśmiechnęła się.
– Zawsze chciałam mieszkać nad morzem, wiesz?
44
Teraz
Nicholas
W świetle przegubowej lampy wypielęgnowane paznokcie Hayley
mienią się jak maleńkie różowe rybki. Przesuwa dłonią po moim czole
i wraca na swoje miejsce na rdzawoczerwonym plastikowym krześle,
mówiąc:
– Od razu lepiej.
Nie mam pojęcia, co było nie tak z moją twarzą. Niesforny kosmyk
włosów? Kropla potu? A może wyglądała, jakby potrzebowała, żeby ją
podrapać?
Hayley wyjmuje z torebki kolorowy magazyn i zaczyna go
przeglądać, od czasu do czasu zerkając na mnie i posyłając mi pełne
współczucia uśmiechy. Oczywiście jestem jej wdzięczny za to, że mnie
odwiedza. Szpital znajduje się daleko od Bristolu, a Hayley z pewnością
ma dużo pracy przy dzieciach i opiece nad małym Ethanem. Rodzice
przyjeżdżają raz na dwa tygodnie. Przysiadają na brzegu łóżka
i przemawiają do mnie tak, jakbym nadal tkwił w śpiączce i ich nie
słyszał. Mówią, że wyglądam mizernie i że dobrze by mi zrobiło świeże
powietrze. Zastanawiają się, czy czuję ból pomimo leków, które
przepisują mi lekarze.
Facet czuje się dobrze pomimo okropnych ran, jakie odniósł z ręki
swojej drugiej żony. Utrapienie z nią, nawiasem mówiąc: to brutalna
kobieta, która nie panuje nad sobą. Nasz bohater nie chce dopuścić, aby
jego córka wpadła tej psychopatce w łapy, pragnie odsunąć Emily (tak
ma na imię dziecko) od matki, zanim ta narobi jeszcze więcej szkód,
i boi się, że wariatka mogła wystarać się o nadzwyczajny nakaz sądowy,
uniemożliwiający mu wywiezienie Emily z kraju. Ta obawa wprawdzie
nie spędza mu snu z powiek – bo gość wie, że matce małej
prawdopodobnie zabrakło odwagi, by to zrobić – ale i tak poczuje się
bezpieczny dopiero wtedy, kiedy wszyscy troje przejdą odprawę
paszportową i samolot oderwie się od ziemi.
– Zjedź – rzuca.
– Co?
Facebook: jessryderauthor
www.jessryder.co.uk
Twitter: jessryderauthor
Podziękowania
Część pierwsza
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Część druga
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
List od autorki
Podziękowania
Karta redakcyjna
Tytuł oryginału: The Ex-Wife
Copyright © by Jess Ryder, 2018
Published by arrangement with Furniss Lawton
Copyright for the Polish edition © by Burda Media Polska Sp. z o.o.,
2019