You are on page 1of 2

Piszemy razem i myślimy razem, prawdziwych zgrzytów nie ma,

naprawdę!
Z Marią Ulatowską i Jackiem Skowrońskim o książce “Taki krótki urlop”

1) Powieść obyczajowa? Komedia? Kryminał? Trudno jednoznacznie wpisać w ramy


gatunku powieść "Taki krótki urlop"?

Tak, to prawda. Nie lubimy mieścić się w szufladkach. Najbardziej prawidłową


odpowiedzią byłoby, że ta nasza książka to thriller. Jest przecież mafia, kilka trupów,
porwanie, intryga, pościg, szalone zwroty akcji... Ale są też akcenty humorystyczne, których
w thrillerach raczej nie ma. Powieść obyczajowa? W zasadzie obyczajem jest wszystko, bo
nawet najkrwawszy morderca w najbardziej mrocznym kryminale, kogoś kocha, kogoś
nienawidzi, ma matkę, jakąś rodzinę, życie mniej lub bardziej osobiste…
A więc do jakiego gatunku można zakwalifikować naszą książkę? Chyba najlepiej
pasowałoby: „Taki krótki urlop” to powieść obyczajowa z wątkami sensacyjnymi. I warto
zaznaczyć, że jej temat przewodni dotyczy prawdziwego, wręcz kwitnącego procederu. Nie
chcemy zdradzać za wiele, poprzestańmy więc na: wszystko jest tylko kwestią ceny…
2) Ale to historia na poprawę humoru, prawda?

Oczywiście! Jest tam przecież Sopot. I Orłowo! Nam te dwa miejsca humor
poprawiają najbardziej.
Poza tym cała historia dobrze się kończy – bo jakżeżby inaczej? I może nawet będzie
ślub? Ale takie pewne to nie jest, bo nasza para kardiologów jest jakby stworzona do
wpadania w tarapaty… I wychodzenia z nich w całkiem nietypowy sposób.
3) W powieści jest mnóstwo fajnego luzu, ale jednak intryga trzyma w napięciu, a zagadka
jest pierwszorzędna. To dla Was idealne połączenie?

To już jest nasza wspólna trzynasta książka. T R Z Y N A S T A, a więc musieliśmy


się postarać, aby nie stała się pozycją feralną. Musieliśmy się postarać, aby było w niej
wszystko, co lubią czytelnicy. A więc: akcja, intryga, zagadka, trochę miłości i humor. Czy
nam się udało – ocenią czytelnicy. Natomiast jeśli chodzi o to, co my lubimy najbardziej, to
owszem: luz, blues, t a j e m n i c a, humor i wyraziste postaci – tak, właśnie to jest to.
Zresztą, nadmienimy skromnie, że wymyślenie bohaterów jest kluczowe. Jeśli się uda, potem
już sami nas prowadzą za sobą, my jedynie notujemy wszystko, czego się dopuścili po
urwaniu ze smyczy.

4) Teraz chwila prawdy. Zdarzają się zgrzyty podczas pisania w duecie? 

Czasem Jacek (JS) zgrzyta zębami, bo jest głodny, a ja (MU) upieram się, że na obiad
pójdziemy dopiero, gdy skończymy pisać pewien wątek.
Czasami ja zgrzytam zębami, bo już jestem full najedzona i chcę wrócić do pisania,
ponieważ nasz bohater właśnie uczestniczy w trudnym przeszczepie serca, a Jacek chce
jeszcze zjeść serniczek.
Prawdziwych zgrzytów nie ma, naprawdę, inaczej nie pisalibyśmy już czternastej
wspólnej książki. Przecież potrafimy także pisać osobno, co robiliśmy jeszcze przeszło
siedem lat temu. Ale na razie trzymamy się planu, którym jest jakieś trzydzieści lat
współpracy. I tylko dlatego jedynie trzydzieści, że długotrwałych planów nie lubimy.
5) No to kto jest dla bohaterów łaskawszy? Bo trzeba przyznać, że w powieści dzieje się dużo
i gęsto.
Wszystkie nasze postacie są wspólnie „urodzone” i wszystko, co się z nimi dzieje, jest
wspólnie przez nas wymyślone. Nie może więc być tak, że np. MU lubi jakiegoś bohatera i
sypie mu pod nogi płatki róż, a raptem JS między te płatki wtyka ostre różane kolce. Razem
robimy bohaterom krzywdę i razem ich z tych krzywd wyciągamy.
Nie jest tak, że piszemy odcinkami. Piszemy wspólnie – MU kawałek i JS kawałek,
ale te „kawałki” muszą się przenikać – MU dwa zdania, JS dwa zdania (tak mniej więcej).
Tekst musi brzmieć jak coś pisanego jednym piórem, przez jednego autora, bowiem nasze
powieści nie są zbiorem opowiadań.
Nawet zastanawialiśmy się, czy nie pisać pod „jednonazwiskowym” pseudonimem.
Ale tu dopiero zaczęły się zgrzyty. Na Hermenegildę Kociubińską nie zgodziliśmy się
obydwoje, a nic innego nie udało nam się wymyślić.
Może wrócimy do tego pomysłu, gdy zdecydujemy się nareszcie na napisanie książki
dla dzieci.

You might also like