Professional Documents
Culture Documents
Wywiad Ulatowska Skowroński
Wywiad Ulatowska Skowroński
naprawdę!
Z Marią Ulatowską i Jackiem Skowrońskim o książce “Taki krótki urlop”
Oczywiście! Jest tam przecież Sopot. I Orłowo! Nam te dwa miejsca humor
poprawiają najbardziej.
Poza tym cała historia dobrze się kończy – bo jakżeżby inaczej? I może nawet będzie
ślub? Ale takie pewne to nie jest, bo nasza para kardiologów jest jakby stworzona do
wpadania w tarapaty… I wychodzenia z nich w całkiem nietypowy sposób.
3) W powieści jest mnóstwo fajnego luzu, ale jednak intryga trzyma w napięciu, a zagadka
jest pierwszorzędna. To dla Was idealne połączenie?
Czasem Jacek (JS) zgrzyta zębami, bo jest głodny, a ja (MU) upieram się, że na obiad
pójdziemy dopiero, gdy skończymy pisać pewien wątek.
Czasami ja zgrzytam zębami, bo już jestem full najedzona i chcę wrócić do pisania,
ponieważ nasz bohater właśnie uczestniczy w trudnym przeszczepie serca, a Jacek chce
jeszcze zjeść serniczek.
Prawdziwych zgrzytów nie ma, naprawdę, inaczej nie pisalibyśmy już czternastej
wspólnej książki. Przecież potrafimy także pisać osobno, co robiliśmy jeszcze przeszło
siedem lat temu. Ale na razie trzymamy się planu, którym jest jakieś trzydzieści lat
współpracy. I tylko dlatego jedynie trzydzieści, że długotrwałych planów nie lubimy.
5) No to kto jest dla bohaterów łaskawszy? Bo trzeba przyznać, że w powieści dzieje się dużo
i gęsto.
Wszystkie nasze postacie są wspólnie „urodzone” i wszystko, co się z nimi dzieje, jest
wspólnie przez nas wymyślone. Nie może więc być tak, że np. MU lubi jakiegoś bohatera i
sypie mu pod nogi płatki róż, a raptem JS między te płatki wtyka ostre różane kolce. Razem
robimy bohaterom krzywdę i razem ich z tych krzywd wyciągamy.
Nie jest tak, że piszemy odcinkami. Piszemy wspólnie – MU kawałek i JS kawałek,
ale te „kawałki” muszą się przenikać – MU dwa zdania, JS dwa zdania (tak mniej więcej).
Tekst musi brzmieć jak coś pisanego jednym piórem, przez jednego autora, bowiem nasze
powieści nie są zbiorem opowiadań.
Nawet zastanawialiśmy się, czy nie pisać pod „jednonazwiskowym” pseudonimem.
Ale tu dopiero zaczęły się zgrzyty. Na Hermenegildę Kociubińską nie zgodziliśmy się
obydwoje, a nic innego nie udało nam się wymyślić.
Może wrócimy do tego pomysłu, gdy zdecydujemy się nareszcie na napisanie książki
dla dzieci.