Professional Documents
Culture Documents
Streszczenie szczegółowe
Część pierwsza
Witebsk – Leningrad – Wołogda
W Witebsku zbliżał się koniec lata. Na podwórzu więziennym słychać było kroki
więźniów, zmierzających w stronę łaźni i komendy, wypowiadane po rosyjsku.
Dyżurny na korytarzu spoglądał przez judasz i trzykrotnie uderzał butem w drzwi.
Był to sygnał, że jeńcy muszą przygotować się do kolacji. W ten sposób kończyła się
ich popołudniowa drzemka. Półnadzy podnosili się z cementowej podłogi i brali
gliniane miski. Życie upływało im monotonnie. Poranne kołatanie do drzwi
zwiastowało pobudkę. Po chwili do celi wjeżdżał kocioł z odwarem z ziela i kosz z
chlebem. Więźniowie zaczynali rozmowy, trwające do południa, przerywane
uderzeniami buta w drzwi. Wtedy wszyscy ruszali do kotła na korytarzu.
Związkiem Sowieckim”
i skazano go na pięć lat więzienia. W celi, do której go skierowano, po raz pierwszy
zetknął się z więźniami rosyjskimi. Zajmowali ją chłopcy w wieku czternastu –
szesnastu lat. Małoletni przestępcy byli wówczas plagą więzień sowieckich.
Oddawali się dwóm namiętnościom: kradzieży i onanizmowi.
Na wolności prowadzili życie bezdomnych, jeżdżąc na gapę pociągami i żyjąc z
kradzieży towarów ze składów państwowych.
Mężczyzna był Żydem, szewcem w Witebsku. Został skazany za to, że sprzeciwił się
używaniu skrawków skóry do zelowania nowych butów. Zdołał wykształcić syna i to
stanowiło powód zawiści innych szewców ze związku. W podszewce marynarki
chował zdjęcie syna. W parę minut później jeden z chłopców poprosił dyżurnego o
papierosa. Kiedy strażnik odmówił, chłopak oświadczył, że ma dla niego informację i
wyszedł na korytarz. Po chwili wrócił z papierosem. Po kwadransie drzwi otworzyły
się ponownie i do celi wszedł dowódca bloku. Nastąpiła rewizja. Z worka starego
Żyda wyciągnięto fotografię i oznajmiono mu, że jako szkodnik sowieckiego
rzemiosła nie ma prawa przechowywać w celi zdjęcia oficera Armii Czerwonej. Kiedy
Gustaw wychodził z celi stary szewc siedział na swej pryczy i kiwał się, żując skórki
chleba.
Gustaw zamienił kilka słów z jedynym więźniem w pawilonie, który pełnił funkcję
porządkowego. Mężczyzna wyjaśnił, że odbywają tu kary „pełnoprawni obywatele
Związku Socjalistycznego”, których wyroki nie przekraczają osiemnastu miesięcy,
skazani za drobne kradzieże, spóźnienia do pracy i działania przeciwko dyscyplinie
fabrycznej. Przez cały dzień pracowali oni w warsztatach mechanicznych,
otrzymywali wynagrodzenie i dwa razy w tygodniu mogli przyjmować na widzeniach
krewnych. Więzień nie skarżył się na brak wolności, było mu to dobrze i wygodnie.
Nazwał swój blok „Pałacem Zimowym”. Wiedział też, jak żyją więźniowie polityczni,
lecz nie przejmował się tym.
W celi 37. Gustaw znalazł się przez przypadek. Podczas segregowania grupy okazało
się, że na liście nie ma jego nazwiska. Więzień usłyszał z celi na końcu korytarza
słowa egzotycznej piosenki i odpowiedział strażnikowi, że został skierowany do celi
numer trzydzieści siedem. W pomieszczeniu było prawie pusto. Jedynie zawiniątka
pod stołem i rozrzucone na barłogach ubrania świadczyły, że tu ktoś jednak
mieszka. Na sienniku w pobliżu drzwi leżał olbrzymi brodacz o wschodnich rysach
twarzy, ubrany w mundur wojskowy bez dystynkcji. W drugim kącie sali leżał
mężczyzna czterdziestokilkuletni i czytał książkę. Naprzeciwko brodacza siedział Żyd
w mundurze wojskowym i śpiewał piosenkę. Obok niego stał atleta w marynarskiej
czapce i grał na gitarze.
Tuż przed obiadem do celi wkroczyli więźniowie, wracający za spaceru. Wśród nich
przeważali starzejący się mężczyźni w mundurach bez dystynkcji. W czasie posiłku
Gustaw zaznajomił się z wysokim, przystojnym skazańcem – Szkłowskim, który był
potomkiem zesłańców z roku 1863. Aresztowano go za to, że jako pułkownik i z
pochodzenia Polak nie interesował się zanadto wychowaniem politycznym
żołnierzy. Obok niego siedział pułkownik Paweł Iwanowicz. Przed aresztowaniem
pracował w wywiadzie na pograniczu polsko-sowieckim i zaczął wypytywać Gustawa
o udział ludzi, których śledził, w kampanii wrześniowej. Gustaw szybko zaprzyjaźnił
się z Iwanowiczem. Pewnego wieczoru zaczęli rozmawiać o mieszkańcach celi 37.
Ostatniej nocy przed przewiezieniem do innego więzienia, Artamjan ujął bez słowa
rękę Gustawa i wsunął ją pod swój koc. Po północy rozpoczęło się wyczytywanie
nazwisk. Szkłowski i Gustaw wyszli na korytarz i wraz z innymi zostali
przeprowadzeni do pociągu. Obaj znaleźli się w jednym przedziale z „urkami”,
którzy zaczęli grać w karty. Jeden z nich został skazany na piętnaście lat za
zarąbanie siekierą kucharza, który odmówił mu dodatkowej porcji kaszy. Późno w
nocy skazaniec nieoczekiwanie stanął przed Szkłowskim i zażądał, aby oddał mu
swój płaszcz, który przegrał w karty. Zaskoczony mężczyzna spełnił jego rozkaz.
Dopiero w obozie Gustaw zrozumiał, że gra o cudze rzeczy należała do ulubionych
rozrywek „urków”.
Po powrocie do baraku dostał jeszcze trzy dni wolnego, które spędził rozmyślając
nad swoją przyszłością. Przypuszczał, że mogą przydzielić go do pracy w lesie lub
odeślą do innego „łagpunktu”. Z opowiadań więźniów dowiedział się, że Jercewo
było najlepszą częścią obozu kargopolskiego. Do innych Polacy byli wysyłani na
powolne konanie. Korzystając z rady Dimki, dyżurnego baraku, sprzedał swoje buty
oficerskie „urce” z brygady tragarzy i wieczorem dowiedział się, że został
przydzielony do brygady 42.
Praca
Dzień po dniu
Więźniów budzono każdego dnia o wpół do szóstej rano. Po pobudce wzdłuż prycz
przechodził „dniewalny”, łagodnym głosem zmuszając skazańców do wstania z
łóżek. Mieszkańcy baraków przez parę minut wypowiadali słowa skargi, które
Gustaw uważał za swoistą modlitwę. Żaden z więźniów sowieckich nie miał prawa
wiedzieć, kiedy kończy mu się wyrok. Milczenie na temat wyroków oznaczało
nadzieję na odzyskanie wolności.
W lipcu 1941 roku Gustaw był świadkiem jak Ponomarenko, który przesiedział w
sowieckich więzieniach dziesięć lat, w dniu ukończenia wyroku usłyszał, że
przedłużono mu karę. Mężczyzna zmarł na swojej pryczy na zawał serca. Kwadrans
przed szóstą na pryczach leżeli wyłącznie ci, którzy poprzedniego dnia otrzymali
zwolnienia od lekarza. Pozostali ubierali się w zniszczone ubrania. W zonie było
jeszcze ciemno, kiedy rozpoczynał się poranny apel. Więźniowie szli następnie do
kuchni, przed którą ustawiały się trzy kolejki.
Przed oknem z napisem „trzeci kocioł” stawali stachanowcy, których dzienna norma
przekraczała 125%. Przed drugim kotłem gromadzili się ci, których dzienna norma
wynosiła 100%. Przy ostatnim kotle stawali więźniowie w podartych łachmanach,
wychudzeni i słaniający się na nogach. Przed szóstą śniadanie otrzymywali
wyłącznie więźniowie rozkonwojowani, którzy mieli prawo wychodzić z obozu bez
przepustek. Zatrudnieni byli w domach urzędników obozowych w Jercewie. Jedli z
kotła „iteerowskiego”. O w pół do siódmej brygady wyruszały do pracy. Jako
pierwsze wychodziły brygady „lesorubów” (brygada więźniów pracujących w lesie),
którzy musieli przemaszerować od 5 do 7 kilometrów. Kończyli oni pracę o piątej.
Za bramą obozu czekał na nich oddział uzbrojonej ochrony.
W brygadzie tragarzy, w której znalazł się Gustaw, nie przestrzegano jednak tej
zasady. Dzięki nadgodzinom norma tragarzy wynosiła od 150 do 200%. Pomimo
tego również i tu zdarzały się przypadki „tufty”. Przydział do tej brygady uważany
był w obozie za swoisty awans społeczny. Pracując przy rozładunku więźniowie
mieli okazję do zdobycia dodatkowego pożywienia, a także rozmów z ludźmi
wolnymi. Po powrocie do obozu, brygadzista wypełniał formularz wydajności pracy i
zanosił go do biura rachmistrzów obozowych. Następnie dane szły do biura
zaopatrzenia, gdzie przeliczane były na kotły oraz do sekcji finansowej obozu, która
wypełniała osobiste karty więźniów. Podczas pobytu Gustawa w Jercewie pojawił
się tylko raz płatnik obozowy.
Więzień dowiedział się, że jego zarobki w ciągu pół roku wystarczyły na pokrycie
kosztów utrzymania w obozie. Przed ukończeniem pracy więźniowie odnosili
narzędzia i siadali przy ognisku, ogrzewając zniszczone dłonie. Około szóstej ruszali
w drogę powrotną. Przy bramie następowała rewizja, a jeśli przy kimś znaleziono
jakiś skradziony przedmiot, cała brygada była odsuwana i więźniowie musieli
rozbierać się do naga, stojąc na śniegu. Dopiero za bramą następował koniec dnia
pracy. Skazańcy powoli ruszali w stronę kuchni.
Ochłap
W miesiąc po przyjeździe Gustawa do Jercewa przybył nowy etap więźniów.
Więźniowie polityczni, oprócz jednego, Gorcewa, zostali rozesłani do innych
„łagpunktów”. Gorcewa natychmiast skierowano na „lesopował”. Nowy więzień nic
nie mówił o swojej przeszłości, a pozostali podejrzewali, że przed aresztowaniem
był enkawudzistą. Gustaw starał się zaprzyjaźnić z mężczyzną, lecz ten unikał
jakichkolwiek bliższych kontaktów. Pewnego dnia Gorcew pokłócił się z grupą
„nacmenów” o jakiś drobiazg i w ataku złości chwycił jednego Uzbeka, mówiąc, że
takich jak on zabijał tuzinami. Przeciwnik splunął mu w twarz. Wszyscy domyślili się,
że więzień tłumił powstanie „basmaczów” w Środkowej Azji, gdzie posyłano elitę
partyjną.
Przed Bożym Narodzeniem w Jercewie pojawił się kolejny etap z Kruglicy, który był
przewożony do obozów peczorskich. Jeden z przybyszów rozpoznał Gorcewa i
zaatakował go, wykrzykując, że był torturowany przez więźnia. Gorcew zdołał się
wyswobodzić, starał się wybiec z baraku, lecz drogę zastąpili mu „nacmenowie”.
Więźniowie zaczęli bić go. W końcu upadł na ziemię i leżał bez ruchu. Ten, który go
zdemaskował, wyjaśnił, że Gorcew pracował w charkowskim więzieniu, gdzie
katował ludzi. Następnego dnia Gorcew poszedł do ambulatorium i dostał jeden
dzień wolnego. Później udał się na skargę, lecz nikt z dowódców obozu nie
zareagował. Dla więźniów było jasne, że zaczęła się gra, w której prześladowcy
zawarli milczące porozumienie z prześladowanymi i ofiarowali im jednego ze swych
dawnych ludzi.
Drei Kameraden
Wieczorami, kiedy Gustaw był pewien, że jego brygada nie zostanie wezwana na
bazę, chodził do małego baraku, zwanego „pieriesylnym”. Można tam było spotkać
więźniów, czekających na kolejny etap. Jercewo było punktem przerzutowym do
innych obozów, w których warunki były znacznie gorsze. W baraku tranzytowym
można było poznać nowych ludzi, wymienić informacje o życiu w innych obozach,
kupić szczyptę machorki i wyżalić się na swój los. W Jercewie „pieresylny” spełniał
również rolę Instytutu Badania Koniunktur Politycznych.
Ręka w ogniu
System pracy przymusowej w Rosji nastawiony był przede wszystkim na
gospodarcze wyeksploatowanie i całkowite przeobrażenie więźnia. Tortury na
śledztwie stosowane były głównie jako środek pomocniczy, zmierzający do
całkowitej dezintegracji osobowości przesłuchiwanego. Człowiek udręczony
nocnymi pobudkami, oślepiony żarówką, drażniony widokiem papierosów i kawy,
był zdecydowany podpisać dosłownie wszystko. Do podpisania aktu oskarżenia był
gotów wtedy, gdy jego osobowość rozpadała się na drobne części składowe.
Zaczynał wierzyć w to, co dawniej wydawało mu się absurdem.
Od tej pory liczył wyłącznie na dwie rzeczy: na pracę i na litość – nie na litość dla
siebie, lecz dla współtowarzyszy, która świadczyła, że nie przestał być człowiekiem.
Obóz uczył go jednak, że można żyć bez litości. Na początku dzielił się kromką
chleba z wygłodzonymi więźniami, pomagał chorym na „kurzą ślepotę”, zanosił
resztki zupy do „trupiarni”. Po kilku tygodniach próbował ratować najpierw siebie,
a dopiero później innych. Obóz uczył go obojętności i wstrętu do współwięźniów.
Wówczas pękała ostatnia nić, łącząca go z człowieczeństwem i wychowanie było
ukończone. Pozostawała już tylko eksploatacja taniej siły roboczej i jeśli więzień
zdołał przeżyć osiem lub dziesięć lat takiej katorgi, to można było posadzić go za
stołem sędziowskim naprzeciwko przyszłego oskarżonego, który zajmie kiedyś jego
miejsce. Byli również tacy, którzy w ostatniej chwili budzili się z odrętwienia i
zaczynali rozumieć, że ich oszukano. Zniszczono przede wszystkim ich jako ludzi,
zabijając wszelkie ludzkie uczucia.
Dzięki nim poznał świat, który wydawał mu się podobnym do bajki. Młodzieniec
zaniedbał się w nauce, opuszczał spotkania partyjne i odsunął się od przyjaciół.
Odczuwał głęboką tęsknotę za czymś nieokreślonym, a dzięki powieściom z
literatury francuskiej poznał, co oznacza słowo wolność.
Uroił sobie, że ukrywano przed nim „całą prawdę”. Odsunął się całkowicie od partii,
winą zaczął obarczać również matkę. Pewnego dnia zapomniał się tak bardzo, że w
dyskusji z kolegami wykrzyknął, że należy wyzwolić Zachód od życia, jakiego oni
nigdy nie widzieli. W roku 1937 został aresztowany właściciel prywatnej
wypożyczalni i w kilka tygodni później pociągnął za sobą Kostylewa.
Katowany student nie przyznawał się do winy, nie chciał potwierdzić, że był
szpiegiem. Przez parę dni przebywał w szpitalu, a kolejne przesłuchanie polegało na
rozmowie na temat jego poglądów politycznych. Zrezygnowano z oskarżenia go o
szpiegostwo i oddano w ręce innego śledczego. Przesłuchania trwały prawie rok,
lecz nie uderzono go ani razu. Kiedy okazało się, że Kostylew jest nieugięty, zaczęto
torturować go psychicznie. Postanowił więc przyznać się do abstrakcyjnej winy i
zaczął wymyślać nazwiska i fakty. Po trzech miesiącach otrzymał do podpisania
dokument, że jego agitacja w Szkole Morskiej nigdy nie przybrała form
organizacyjnych. W trzecim etapie śledztwa wzywano go raz na tydzień na
wieczorne przesłuchania, podczas których odbywały się rozmowy o rzeczywistym
obrazie życia w Europie Zachodniej. Kostylew dał się przekonać swemu
prześladowcy i wierzył w każde jego słowo. Pewnego dnia podsunięto mu do
podpisania akt oskarżenia, w którym wszystkie jego winy zostały sprowadzone do
jednego – że chciał z pomocą obcych mocarstw obalić ustrój Związku Sowieckiego.
Pokazano mu zeznania trzech uczniów Szkoły Morskiej.
Fizyczna praca złamała go, szybko zapomniał o litości dla innych. Znienawidził
współwięźniów i uważał ich za swoich wrogów. Przed ostatecznym upadkiem
uchroniła go książka, którą niegdyś czytał na wolności i czytając ją ponownie,
zrozumiał, że został oszukany. W marcu 1941 roku został przeniesiony do Jercewa.
Miał prawą rękę na temblaku i dostał się do brygady tragarzy. Był to czas, kiedy
Gustaw nie mógł jeszcze podołać ciężkiej pracy fizycznej. Nie potrafił przespać całej
nocy, budził się najczęściej po dwóch godzinach i rozmyślał o kolejnym dniu pracy.
Właśnie dzięki bezsenności poznał tajemnicę zabandażowanej ręki Kostylewa.
Zauważył go siedzącego obok pieca. Poprzedniego dnia poinformowano ich, że
nowy więzień dołączy do brygady, kiedy po wygojeniu ręki skończy mu się
zwolnienie. W pewnej chwili Kostylew odłożył czytaną książkę i zaczął odwijać
bandaż, po czym wsunął dłoń do pieca.
Gustaw usiadł przy stole i chciał mu pomóc przy bandażowaniu. Obiecał
mężczyźnie, że nie zdradzi jego tajemnicy i wkrótce zyskał jego przyjaźń. W miesiąc
później, 15 kwietnia, wywieziono zwłoki Kostylewa za zonę. Kostylew przez ten czas
figurował na liście chorych i przed każdą wizytą w ambulatorium trzymał rękę nad
ogniem.
Po pięciu dniach ten stan minął, a Gustaw zaczął odzyskiwać siły. Nawiązał wówczas
bliższą znajomość z Michaiłem Stiepanowiczem, który uważał wszystko, co stało się
po jego aresztowaniu za rzecz zupełnie naturalną. Aresztowany został w 1937 roku
za przesadne zaakcentowanie szlachetności bojara Iwana Groźnego w jednym z
filmów. Winę swoją uważał za słuszną i opowiadał o niej z powagą. Drugi sąsiad
Gustawa, Niemiec, został aresztowany pod zarzutem szpiegostwa. Był chory na
pelagrę i leżał w szpitalu od dwóch miesięcy. Po wybuchu wojny, wyrzucono go ze
szpitala i wysłano z etapem do karnej Aleksiejewki Drugiej. Gustaw dowiedział się
później, że S. nie dotarł do obozu.
Rosjanie zostawili go w lesie razem ze starym Niemcem z biura rachmistrzów i
zastrzelili.
Z pozycją lekarzy w obozie wiązały się wyjątkowe przywileje. Mieli dostęp do kuchni
szpitalnej i do apteczki. Wśród ludzi wolnych, zatrudnionych w obozowych
szpitalach, było wielu byłych więźniów. Większość lekarzy, inżynierów, urzędników i
techników po zakończeniu wyroku otrzymywała drugi wyrok lub propozycję
podjęcia pracy w obozie. Długie lata więzienia sprawiały, że człowiek nie potrafił
normalnie funkcjonować i decydował się na pozostanie w środowisku, które znał.
Dla więźniów tacy pracownicy stanowili zjawisko trudne do zniesienia. Dawni
skazańcy odnosili się do nich z większą bezwzględnością i surowością niż ludzie
naprawdę wolni.
Jegorow, lekarz w Jercewie, który w 1939 roku wyszedł na wolność po ośmiu latach,
był człowiekiem dyskretnym i nieprzekupnym. Lekarzy obozowych trzymał na
dystans, chorych traktował surowo, lecz serdecznie. Związany był z jedną z sióstr,
Jewgieniją Fiodorowną, która jeszcze w więzieniu została jego żoną. Ich uczucie
było czymś wyjątkowym w obozie, opierało się na wierności. Fiodorowna
studiowała medycynę na uniwersytecie w Taszkiencie i została aresztowana w 1936
roku za „odchylenie nacjonalistyczne”. Została skierowana do pracy w lesie i u
kresu sił została uratowana przez Jegorowa, który jako lekarz obozowy zabrał ją do
pracy w ambulatorium. Nienawidziła wolnych ludzi i w jakiś sposób czuła, że jej
związek z Jegorowem narusza solidarność więzienną. Gustaw był przekonany, że to
uczucie nie może trwać wiecznie.
Ostatni list, napisany w listopadzie 1939, więzień otrzymał w roku 1940. Dopiero po
wielu miesiącach nadszedł kolejny list, w którym Sasza donosił ojcu, że nie będzie
pisał przez jakiś czas ze względu na pilne zajęcia. Stary więzień rzucił się na pryczę i
wyszeptał, że stracił syna. Następnego dnia nie poszedł do pracy i został odesłany
do izolatora. Dwa dni o kromce chleba i wodzie ugięły go, lecz nie pracował już jak
dawniej. Stał się milczący, a pewnej nocy spalił wszystkie listy od Saszy. W kwietniu
przeszedł przez Jercewo etap oficerów i żołnierzy sowieckich, którzy dostali wyroki
za poddanie się Finom. Wśród nich był także Sasza Pamfiłow.
Po przyjeździe dowiedział się, w którym baraku mieszka ojciec i położył się na jego
pryczy. Kiedy stary Kozak wrócił z lasu, pojednał się z ukochanym dzieckiem. Sasza
następnego dnia poszedł z etapem do Niandomy, a jego ojciec zaczął znów
pracować cierpliwie.
Jedynie w łaźni można było ocenić, jakie piętno wyciskał na więźniach głód. Do
pomieszczenia wchodzili nago, oddając ubrania do odwszenia. Więźniowie
korzystali z łaźni raz na trzy tygodnie. Pewnego dnia ktoś ukradł Gustawowi
kawałek szarego mydła, więc mężczyzna zaklął po polsku. Stojący obok niego
staruszek, z trudem wymawiając słowa po polsku, zapytał go, czy zna Tuwima. W
ten sposób Gustaw zawarł znajomość z profesorem Borysem Lazarowiczem N., który
ukończył gimnazjum w Łodzi i osobiście znał polskiego poetę. Po rewolucji wyjechał
do Rosji i w 1925 roku sprowadził z Łodzi młodą dziewczyną, Olgę, którą poślubił. W
1937 roku zostali aresztowani za prowadzenie salonu literackiego w Moskwie, w
którym czytano wyłącznie literaturę polską. Po trzech latach rozłąki, spotkali się w
jednym z „łagpunktów” i razem przyjechali do Jercewa. Wieczorem Gustaw poznał
Olgę, bezgranicznie zakochaną w mężu.
Profesor wkrótce został odesłany do „trupiarni”, a kobietę przydzielono do brygady
na bazie żywnościowej. Łazanowicz z trudem znosił głód i żył wyłącznie myślą o
jedzeniu. Gustaw czasami zanosił mu kilka ziemniaków. Przez trzy miesiące profesor
pogłębiał jego wiedzę o literaturze francuskiej. Później został wysłany z etapem do
Mostowicy.
Krzyki nocne
Światło paliło się w barakach przez całą noc. Po pracy i posiłku więźniowie mieli
około trzech godzin wytchnienia, które spędzali w różny sposób, naśladując życie na
wolności. Większość więźniów pozostawała na swych pryczach, popadając w
odrętwienie, przyspieszające śmierć. Pierwszego wieczoru po przyjeździe Gustaw
zauważył starca, który siedział przy piecu. Jego oczy były oczami człowieka
martwego za życia, który nie potrafi zakończyć swojej beznadziejnej egzystencji.
Mężczyzna pochodził z Czeczenii, a kolektywizacja pozbawiła go niewielkiego
gospodarstwa. Aresztowano go w 1936 roku za to, że odmówił wydania worka
pszenicy i zabił dwa barany. Po tygodniach przesłuchań i katowania, kiedy nie
zdradził miejsca, gdzie ukrył zboże, został skazany na piętnaście lat. W obozie
każdego dnia modlił się o szybką śmierć. Jako jedyny nigdy nie krzyczał w nocy.
Kunin starał się zorganizować dla więźniów analfabetów kursy dokształcające, lecz
jego pomysł został przyjęty bez większego zainteresowania. Jedynie podczas
organizowania przedstawień mógł liczyć na poparcie skazańców. W dzień
przedstawienia więźniowie zjawiali się w baraku z odświętnymi minami i byli dla
siebie wyjątkowo grzeczni. Emisję filmu amerykańskiego „Wielki walc” poprzedził
krótkometrażowy film sowiecki, utrzymany w tonie propagandowym. „Wielki walc”
wzruszył skazańców. Z szeroko otwartymi oczami oglądali życie ludzi wolnych, do
którego tęsknili i zastanawiali się, czy kiedykolwiek będzie dane im tak żyć. Obok
Gustawa siedziała Natalia Lwowna, pracująca w biurze rachmistrzów.
Po jakimś czasie Zyskind wrócił do baraku i położył się na swojej pryczy. Za zoną
usłyszeli wystrzał. Gustaw spojrzał na poszarzałą twarz donosiciela. Zyskind wyjaśnił
cicho, że odbył się trybunał wojenny. Gustaw poddał partię szachów i roztrącił
figury. Loevenstein i Mironow grali dalej. Po wygranej Loevenstein zwrócił się do
Zyskinda i powiedział, że z nich wszystkich to właśnie on ma szansę stanąć w
szeregach obrońców ojczyzny, czego mu zazdrości. Potem kazał przyprowadzić
następnego dnia chorych do ambulatorium. Zyskind skinął głową na znak zgody.
Sianokosy
Droga na sianokosy wiodła obok bazy na olbrzymią polanę. Gustaw wspominał
później ten okres pracy w obozie ze wzruszeniem i radością. Po raz pierwszy od
roku wyszedł tak daleko za zonę. Droga była ciężka i długa. Więźniowie wracali
wieczorem opaleni i przesyceni zapachem lasu. Na czele brygady 57. stanął stary
cieśla Iganow, który nigdy nie korzystał ze swoich przywilejów i razem z innymi
pracował przy koszeniu łanów trawy. Sianokosy powoli kończyły się, Polacy
wychodzili na wolność po amnestii. Gustaw zaprzyjaźnił się ze starym bolszewikiem,
Sadowskim, który pozostał komunistą.
Męka za wiarę
Pod koniec listopada 1941 roku Gustaw stracił nadzieję, że amnestia obejmie
również i jego. Wiedział, że nie przeżyje do wiosny i postanowił ogłosić głodówkę
protestacyjną. Z prawie dwustu Polaków, przetrzymywanych w Jercewie, pozostało
zaledwie sześć osób. Obóz wyludnił się, a pozostali Polacy sądzili, że zostaną uznani
za Rosjan. Głodówka Gustawa była aktem desperacji. Był w ostatnim stadium cyngi,
miał wycieńczony organizm. Starzy więźniowie byli przekonani, że pozostało mu
zaledwie sześć miesięcy życia. Głodówkę traktowano w Rosji jako sabotaż i karano
drugim wyrokiem lub śmiercią. Przyjaciele więzienni odradzali mu tę decyzję.
Ryzyko było ogromne, lecz młodzieniec żył resztkami nadziei, pragnąc przypomnieć
o sobie.
Nieoczekiwanie zjawił się Zyskind, przynosząc porcję chleba. Od tej pory więzień
każdego dnia przynosił porcję chleba i kładł ją na pryczy. Wieczorem do celi
Gustawa został wepchnięty jakiś człowiek, który zaczął łapczywie jeść swoją porcję
posiłku. Buntownik poczuł osłabienie. Więzień spędził w celi pięć dni, lecz Gustaw
nie zamienił z nim nawet jednego słowa. Czwartego dnia głodówki Gustaw był tak
osłabiony, że prawie cały czas leżał bez ruchu na pryczy. Zatracił całkowicie
poczucie rzeczywistości. Około południa w drzwiach stanął oficer NKWD. Zza jego
pleców zaglądał do celi Samsonow. Dygnitarz zapytał Gustawa o nazwisko,
dotykając przy tym pochwy pistoletu. Po chwili spytał, czy przerwie głodówkę.
Młodzieniec wykrzyknął, że nie i opadł na pryczę. Jak przez sen słyszał słowa o
trybunale wojskowym. Po jakimś czasie usłyszał od T., że pani Z. zemdlała i została
zabrana do szpitala. szła pozostała czwórka Polaków i zaczęli łamać się
przechowywanym na tę okazję chlebem. Pani Z. ofiarowała każdemu z nich
wyhaftowaną chusteczkę. Później zasiedli do wigilijnej kolacji, która składała się z
kawałka chleba i kubka wrzątku. Pochylali się nad stołem, płacząc z tęsknoty za
ojczyzną. B., oficer rezerwy wojsk polskich, opowiedział historię swojego
aresztowania i śledztwa.
Opowiadanie B.
B. 22 czerwca, po wybuchu wojny rosyjsko-niemieckiej nie mógł zasnąć, rozmyślając
o zmianach, jakie mogły nastąpić. Nad ranem został obudzony przez zastępcę
Samsonowa, który kazał mu się szybko ubierać. W kancelarii NKWD czekała na
niego Strumina w towarzystwie dwóch uzbrojonych żołnierzy. B. podsunięto do
podpisania akt oskarżenia, z którego wynikało, że posądzają go o powtórną zdradę
Związku Sowieckiego. Pomimo nacisku, nie podpisał. Został więc odprowadzony do
centralnego izolatora. Po godzinie do celi wprowadzono pięciu więźniów z Jercewa,
którzy przypuszczali, że zostaną rozstrzelani. Do rana w celi znalazło się dwudziestu
dwóch więźniów, przewiezionych z innych łagpunktów. Rozpoczęły się śledztwa,
trwające wiele dni. Więźniów przesłuchiwano w nocy, wracali nad ranem pobici i
roztrzęsieni. Zmuszano ich do fikcyjnych zeznań i podpisywania gotowych
protokołów.
W styczniu Gustaw zaczął ponownie puchnąć i całe dnie spędzał, leżąc na pryczy.
Przez cały czas wspominał czasy, kiedy wracał do domu ze stancji w Kieleckiem.
Wydawało mu się, że zagląda przez okno do kuchni i widzi ojca, siostry, brata z żoną
i jej córką, siedzących przy stole. Kiedy pukał w szybę, budził się, płacząc.
Życie w Trupiarni toczyło się zwykłym trybem, burzonym niekiedy przez
nieoczekiwane wydarzenia. Któregoś wieczoru stary „kołchoźnik” przepowiedział
koniec wszystkich cierpień i nadejście Chrystusa, a potem rzucił się w ogień. Innego
dnia Sadowski zaczął wykrzykiwać jakieś nazwiska i skazywać wyimaginowanych
ludzi na rozstrzelanie. Było to w ostatnich dniach pobytu Gustawa w Trupiarni.
Ural 1942
W dniu 19 stycznia 1942 roku podoficer Trzeciego Oddziału przypomniał sobie o
istnieniu Gustawa. Następnego dnia rano młodzieniec pożegnał się z Dimką i panią
Olgą. Iwanow poprosił go, aby na wolności przesłał kartkę jego rodzinie. Za zoną
ruszył do Drugiego Oddziału, gdzie miał odebrać dokumenty. Tam pokazano mu spis
miejscowości, w których miał prawo przebywać. Pierwszą noc na wolności spędził
na stacji w Jercewie, czekając na pociąg do Wołogdy. Zamierzał przyłączyć się do
wojsk polskich, choć ostrzeżono go, że mógł jedynie dotrzeć do Uralu. Na dworcu w
Wołogdzie spotkał kilkuset więźniów, których objęła amnestia. Spędził tam cztery
dni. O świcie wypędzano wszystkich na żebry do miasta. Gustaw dostawał jedzenie
od staruszki, która około południa zapraszała go do kuchni i częstowała kawałkiem
chleba i wywarem z liści.
Pewnego dnia znalazł Ludowy Komisariat Wojny, lecz kapitan nie chciał
odpowiedzieć, gdzie tworzy się armia polska. Piątego dnia opuścił miasto, lecz
konduktor wysadził go na maleńkiej stacyjce Buj. Rankiem wybrał się na zwiedzanie
miasteczka. Po powrocie na dworzec, zawiadowca zaproponował mu wyładowanie
wagonu podkładów za talerz zupy i kilogram chleba. Gustaw, który wcześniej zjadł
kawałek chleba wygrzebany ze śmietnika, zażądał miejsca w pociągu do
Swierdłowska. Po północy siedział na korytarzu wagonu, jadąc do wybranej przez
siebie miejscowości.
Piątego dnia pobytu w mieście poznał młodą Gruzinkę, Fatimę Sobolewą, która
wracała z odwiedzin u męża, oficera pułku artylerii. Bardzo szybko zaprzyjaźnili się
ze sobą i dziewczyna namawiała Gustawa, aby pojechał z nią do Magnitogorska.
Po kilku dniach wyjechała. Nazajutrz na dworcu swierdłowskim pojawił się oficer
polski, od którego dowiedzieli się, że najbliższa misja wojskowa armii polskiej
mieści się w Czelabińsku. W Czelabińsku grupa Polaków, w tym również znajomi
Gustawa z obozu, odnalazła w hotelu „Ural” szefa polskiej misji wojskowej. Kapitan
obiecał, że postara się o dokumenty, które ułatwią podróż do Kazachstanu. W
pierwszych dniach lutego wyruszyli pociągiem z Czelabińska i 9 marca dotarli do
Ługowoje. 12 marca Gustaw został przyjęty do dziesiątego pułku artylerii lekkiej.
Pierwszym człowiekiem, jakiego spotkał w miasteczku, był kapitan K., któremu
pomagał w więzieniu witebskim. Dywizja, złożona z najpóźniej zwolnionych
więźniów, została wyewakuowana z Rosji do Persji. 2 kwietnia Gustaw znalazł się
poza krajem, w którym „można zwątpić w człowieka i sens walki o to, aby mu było
lepiej na ziemi”.
W czerwcu 1945 roku spotkali się ponownie w Rzymie. Gustaw pracował tam w
redakcji pisma wojskowego. Dopiero wówczas usłyszał dalsze dzieje znajomego. Z
więzienia w Witebsku został zabrany w miesiąc po Gustawie i odesłany do obozu
nad Peczorą. Po wybuchu wojny niemiecko-rosyjskiej amnestia ominęła go,
ponieważ z pochodzenia był Żydem. W styczniu 1942 roku został dziesiętnikiem w
brygadzie budowlanej. W 1944 przedterminowo zwolniono go z więzienia i
wcielono do Armii Czerwonej. Został ranny w bitwie pod Budapesztem i odesłany
do jednostki polskiej, z którą dotarł do Warszawy. Następnie uciekł do Włoch.
Wyznał, że po powrocie do Polski nie znalazł nikogo z bliskich. Szukał też kogoś, kto
przeżył sowieckie więzienie, by usłyszeć tylko jedno słowo: rozumiem. Przyznał się,
że w obozie został zmuszony do złożenia donosu na czterech Niemców, pracujących
w jego brygadzie. Musiał dokonać wyboru między powrotem do pracy w lesie, a
śmiercią niewinnych ludzi i wybrał swoje dobro. Gustaw wysłuchał go w milczeniu,
ogarnięty falą wspomnień. Nie mógł wymówić oczekiwanego przez dawnego
współtowarzysza niedoli słowa. Podszedł do okna, a mężczyzna wyszedł z pokoju
hotelowego. Miesiąc temu skończyła się wojna, miasta były wolne. Znajomy z
Witebska zniknął po chwili w tłumie ludzi.
Geneza
W marcu 1940 roku Gustaw Herling-Grudziński został aresztowany przez
NKWD podczas próby przedostania się przez granicę rosyjsko-litewską.
Po kilkumiesięcznych przesłuchaniach i śledztwie oskarżono go o
szpiegostwo na rzecz niemieckiego wywiadu. Miał o tym świadczyć
pierwszy człon jego nazwiska, brzmiący jak niemieckie „Gerling” oraz
buty oficerskie. Od czerwca do listopada 1940 roku przebywał kolejno w
więzieniach w Witebsku, Leningradzie i Wołogdzie, skąd został
przewieziony do obozu pracy w Jercewie, gdzie miał odbyć pięcioletni
wyrok. W styczniu 1942 roku otrzymał wymuszone głodówką zwolnienie
na podstawie amnestii Polaków, uwzględnionej w pakcie Sikorski-Majski.
Problematyka moralna
Według teorii marksistów nie istnieją żadne absolutne normy moralne, a
zachowanie człowieka jest uzależnione od warunków, w jakich żyje. To
twierdzenie odzwierciedla utwór Gustawa Herlinga-Grudzińskiego „Inny
świat”.
Sens epilogu
Zakończenie „Innego świata” wzbudziło wiele sprzecznych opinii i kontrowersji
wśród czytelników. Niektórzy zarzucali Grudzińskiemu, że epilog był zbyteczny, inni
nie rozumieli jego postępowania – człowieka, który przeżył obóz i nie potrafił
okazać zrozumienia innemu więźniowi sowieckiego reżimu. Przyczyny swojego
postępowania pisarz wyjaśnił w rozmowie z Włodzimierzem Boleckim:
(…) krytyka zakończenia „Innego świata” jest jakąś potworną, niezrozumiałą dla
wolnością, o czym zresztą wcześniej piszę wprost. Jaśniej chyba tego powiedzieć
już nie można. Reguły wolności są po prostu niż reguły niewoli, a ja w zakończeniu
„Innego świata” opowiadam, że odmawiam przyjęcia reguł niewoli, gdy już jestem
ten więzień, i gdyby w łagrze poprosił mnie o słowo „rozumiem”, to być może
wypowiedzieć słowa, o które mnie prosił. Po prostu nie byłem w stanie tego
Grodnie przyjaźniłem się z nim nawet bardzo serdecznie. Nie mogłem tego zrobić,
mogłem więc stosować się do zasad „innego świata”, skoro żyłem już w świecie
wolnym. Moja postawa w zakończeniu tej książki jest po prostu obroną sensu
świata wolnego.
Znaczenie tytułu
Tytuł utworu Gustaw Herling-Grudziński zaczerpnął z książki Fiodora
Dostojewskiego: „Zapiski z martwego domu”, którą czytał, przebywając
w sowieckim obozie i która wywarła ogromny wpływ na jego
przemyślenia o sytuacji, w której się znalazł. Lekturę dzieła określił jako
zmartwychwstanie. Z „Zapisków z martwego domu” pochodzi również
motto, którym Grudziński opatrzył swoją powieść, a które w pełni oddaje
metaforyczny sens tytułu „Innego świata”:
Obóz pracy był dla pisarza takim właśnie „innym światem” – światem, w
którym obowiązywał swoisty kodeks moralny, inna obyczajowość, inne
zwyczaje niż w świecie ludzi wolnych. Był to świat, w którym każdy dzień
był walką o przetrwanie, w którym należało skupiać się wyłącznie na
sobie, walcząc jednocześnie o zachowanie w sobie choć odrobiny
człowieczeństwa, by uchronić się od całkowitego upadku. „Innym
światem” dla Grudzińskiego była także komunistyczna Rosja – kraj, w
którym było „można zwątpić w człowieka i sens walki o to, aby mu było
lepiej na ziemi”.
6.Kurzy ślepcy – osoby chore na tzw. kurzą ślepotę, chorobę, która z powodu
braku witaminy A w organizmie powodowała utratę zdolności widzenia. Kurzy
ślepcy byli traktowani jako prawie najgorsza grupa więźniów, ponieważ
zawadzali innym – nie tylko gorzej pracowali, ale tamowali ruch. Często
spotykali się z wrogością ze strony współwięźniów, nikt im nie pomagał.
Praca
Obozy kargopolskie traktowano jak przedsiębiorstwa, które miały przynosić zyski. Zyski te
osiągano jednak kosztem zdrowia i życia więźniów, którzy wyrabiali ponad 100 proc.
normy. „W roku 1940 Jercewo było już dużym centrum kargopolskiego ośrodka przemysłu
drzewnego” – wspomina Herling-Grudziński.
Więźniów traktowano jako najtańszą siłę roboczą, niewolników. Świadczy o tym np. to, jak
badano ich przed podjęciem przez nich pracy. Grudziński tak to opisuje: “badanie lekarskie
zaszczycał bowiem niekiedy swą obecnością naczelnik oddziału jercewskiego, Samsonow, i
z uśmiechem zadowolenia dotykał bicepsów, ramion i pleców nowo przybyłych więźniów”.
Ta scena do złudzenia przypomina scenę z handlu niewolnikami, traktowanie ciała
więźniów jako towaru, który ma przynieść konkretne korzyści materialne.
Podstawowym zadaniem więźniów była praca przy wyrębie lasu. Więźniów, którzy
oddawali się temu zajęciu, nazywano „lesorubami”. Innymi zajęciami były: praca w
tartaku, przy budowie dróg, w stacji pomp, elektrowni, przy wyładowaniu żywności.
Wszyscy więźniowie pracowali po 12-13 godzin na dobę. Wstawali o 5.30. Najcięższa była
praca „lesorubów”, którzy pracowali w głębokim lesie, oddalonym 6-7 km od obozu, przy
40-stopniowym mrozie.
Praca więźniów służyła jednak nie tylko wytwarzaniu konkretnych materiałów dla
obozowego „przedsiębiorstwa”. Była także sposobem na wyniszczanie więźniów, fizyczne i
psychiczne, na poniżanie ich, łamanie ich psychiki. Połączona z głodowymi racjami
żywnościowymi była rodzajem tortur, których celem było otępienie człowieka,
pozbawienie go godności, uczynienie go narzędziem wytwórczym. Praca była także
sposobem na stopniowe mordowanie więźniów. Określenie „przejść przez las” odpowiada
używanemu w obozach hitlerowskich „przepuścić przez komin”. Więźniów niewygodnych,
takich, których chciano się pozbyć, wysyłano do lasu na pewną śmierć.
Praca miała jednak dla więźniów także pozytywny wymiar – paradoksalnie stanowiła
potwierdzenie istnienia. Człowiek, który pracował, mógł mieć jakiś cel życia w obozie. Ci,
którzy w trupiarni byli w grupie aktirowki, dostawali głodowe racje żywnościowe i powoli
zbliżali się do śmierci. Praca była więc w obozie szansą na przeżycie.
Łagrowa rzeczywistość
Dzieło Gustawa Herlinga-Grudzińskiego opisuje życie w sowieckich
obozach koncentracyjnych. Autor utworu, będący więźniem obozu w
Jercewie, podjął próbę rekonstrukcji funkcjonowania łagru. „Inny świat”,
napisany z perspektywy naocznego świadka i uczestnika wydarzeń, ze
względu na podjętą tematykę można zaliczyć do najważniejszych
dokumentów epoki.
Inni kończyli żywot w „trupiarni”, nie mając już sił, aby pracować i
bezwolnie poddawali się okrutnemu losowi. Byli też tacy, którzy nie
wytrzymywali głodu i popadali w obłęd. Poddanie się było również
mechanizmem obronnym przed przytłaczającą rzeczywistością.
Gustaw Herling-Grudziński w „Innym świecie” przedstawił zarówno tych,
którzy osiągnęli dno człowieczeństwa i tych, którzy do końca walczyli o
jego zachowanie. Ukazał metody przeciwstawiania się obojętnemu i
wrogiemu wobec ludzi świata. Jedyną obroną w tym niepoznawalnym
świecie jest nieustanna walka o dochowanie wierności podstawowym
wartościom moralnym nawet poświęcając swoje życie. Tylko ten, który
potrafi zachować granice człowieczeństwa, jest w stanie przeżyć godnie
nawet w najbardziej nieludzkich warunkach.
Trupiarnia (kostnica)
Przebywali tu nieuleczalnie chorzy. W teorii służyła jako miejsce odpoczynku dla
więźniów – po to, aby po pobycie tutaj mogli oni wrócić do normalnej pracy. W
praktyce jednak była zazwyczaj ostatnim etapem przed śmiercią. Więźniowie w
trupiarni dzielili się na dwie grupy – „aktirowkę” i „słabosiłkę”. Ci pierwsi w ogóle
nie pracowali, drudzy byli przeznaczani do lżejszych robót. Więźniowie z
„aktirowki” nie wzbudzali współczucia innych więźniów, wręcz przeciwnie Mówili
oni o nich: “Barachło, śmiecie, darmo jedzą chleb”.
Izolator
Był to mały murowany domek otoczony drutami, w którym okna okienne były
zakratowane. Nie było w nich w ogóle szyb, w izolatorze panował więc piekielny
mróz, tym dotliwszy, że więzień tam przebywający nie miał nic do okrycia się w
nocy. Odsyłanie do izolatora było formą kary, jaką wymierzano więźniom.
Łaźnia
Miejsce, gdzie więźniowie kąpali się co trzy tygodnie. Przy okazji czyszczono wtedy
ich odzież, odwszawiając ją. Każdy więzień miał w łaźni do dyspozycji malutki
kawałek szarego mydła, jedno wiadro wody ciepłej i jedno zimnej.
Szpital
Była to oaza szczęścia w okrutnym świecie obozowym. Trafiali tam chorzy z
temperaturą powyżej 39 stopni. Dostawali leki na spadek gorączki, margarynę i
cukier. Spali w czystej pościeli. Z powodu tych dobrych – jak na obóz – warunków w
obozie często dochodziło do samookaleczeń.
Dom Swidanij
Domem Swidanij nazywano skrzydło baraku, w którym więźniowie spędzali czas z
krewnymi, przybyłymi na widzenia. Dom ten znajdował się na pograniczu obozu i
świata wolnego. Zarówno więźniowie, jak i ich rodziny musieli wykazać wielki
heroizm, by w końcu uzyskać zgodę. Więźniowie spotykali się z bliskimi ostrzyżeni,
umyci, czysto ubrani i mieli surowy zakaz mówienia o warunkach życia w obozie.
“Dom Swidanij” był – podobnie jak sami więźniowie – odpowiednio przygotowany:
był to czysty umeblowany pokój z firankami i czystą pościelą.
Plan wydarzeń
1. Pobyt Gustawa w więzieniu witebskim.
2. Transport więźniów do Leningradu.
3. Obserwacja życia w celi 37.
4. Droga do Jercewa.
5. Historia obozu.
6. Pobyt Gustawa w szpitalu.
7. Przydział do brygady tragarzy.
8. Historia Kowala i Marusi.
9. Praca w obozie.
10. Dzieje Gorcewa.
11. Historia „zabójcy Stalina”
12. Znajomość Gustawa z trzema Niemcami.
13. Dzieje Michaiła Kostylewa.
14. Historia Fiodorownej.
15. „Wychodnoj dień”.
16. Historia Pamfiłowa i pojednanie ojca z synem.
17. Opowieść Rusta o próbie ucieczki z obozu.
18. Historia córki polskiego oficera.
19. Losy Borysa i Olgi Lazarowiczów.
20. Lęk przed śmiercią.
21. Seans filmowy.
22. Znajomość Gustawa z Natalią Lwowną.
23. Gustaw czyta „Zapiski z martwego domu”.
24. Przedstawienie.
25. Wiadomość o próbie samobójstwa Natalii.
26. Wybuch wojny sowiecko-niemieckiej.
27. Amnestia Polaków.
28. Donosicielstwo w obozie.
29. Praca przy sianokosach.
30. Gustaw trafia na birżę leśną.
31. Choroba Gustawa.
32. Gustaw dowiaduje się, że Machapetian donosił na niego.
33. Głodówka pozostałych w obozie Polaków.
34. Gustaw trafia do Trupiarni.
35. Boże Narodzenie.
36. Gustaw wychodzi na wolność.
37. Droga przez Rosję.
38. Gustaw wstępuje do wojska polskiego.
39. Spotkanie po latach.
Artyzm innego świata
„Inny świat” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego łączy w sobie cechy
charakterystyczne dla literatury faktu i literatury pięknej. Fabuła utworu oparta
została na wspomnieniach autora i relacji z autentycznych wydarzeń. Jednocześnie
poszczególne rozdziały przybierają formę mikronowel, co wpływa na specyficzną
kompozycję dzieła.
Motywy literackie
Motyw pracy
Motyw nadziei
Autor przedstawia całą grozę łagrów, ale nie pozostawia czytelnika tylko z
tym obrazem. Przywołuje historie Jegorowa i Jewgienii Fiodorownej, aby
pokazać, że nawet w nieludzkim świecie możemy zachować pragnienie
miłości i gotowość na poświęcenie.
Motyw śmierci
Motyw cierpienia
Motyw buntu
Łagry były tak pomyślane, aby nie tyle po prostu zakatować więźniów, co
uczynić z nich niewolników idealnych – zastraszonych, słabych, łatwych
do zmanipulowania. Nawet jednak w tak okrutnym systemie możliwy
okazał się bunt. Sprzeciw wobec totalitaryzmowi przybierał rożne formy.
Nie zawsze polegał na spektakularnej ucieczce. Zawsze jednak był jasną
manifestacją wewnętrznej wolności.
Motyw głodu
„(...) nie ma takiej rzeczy, której by człowiek nie zrobił z głodu i bólu”.
I prawdopodobnie dlatego pozbawianie jedzenia należało do jednej z
najgorszych tortur w obozie. Niekończący się głód doprowadzał
mieszkańców łagru do skrajności. Kradli, żebrali, napadali, zabijali,
prostytuowali się.
W obliczu głodu żadne zasady moralne nie miały prawa istnienia. Stan
permanentnego niedożywienia odbijał się też na fizycznym zdrowiu
więźniów. Wysoka gorączka i omdlenia należały zdecydowanie do
najlżejszych skutków. Głód prowadził do tzw. kurzej ślepoty, szkorbutu
(choroba wielonarządowa), pelagry (choroba skórna), a w konsekwencji
do śmierci w męczarniach.
Motyw miłości
Nawet jeśli w obozie rodziła się miłość między kobietą a mężczyzną, jej
koniec był tragiczny. Takimi przykładami miłości niemożliwej są dwie
pary: Jewgienia Fiodorowna pracująca w obozie szpitalnym i Jarosław
oraz Marusia i Kowal.
„W zonie mówiło się, że Jarosław jest u Jewgienii Fiodorowny na
»garnuszku szpitalnym«, ale dla mnie to była miłość, najczystsza
miłość, jaką dane mi było oglądać w obozie”, pisze Herling-Gruziński i
dodaje: „Siedzieli na małej kozetce, używanej zazwyczaj do badania
chorych, patrząc na siebie w taki sposób, który wykluczał wszelkie
wątpliwości. W jej głosie, tak zawsze opanowanym i stanowczym,
brzmiała teraz nuta bezgranicznego oddania, płonące oczy wyrażały
szczęście, jakiego nie spotyka się nigdy na twarzach więźniów”.
Parze nie jest jednak dane doświadczyć pełnej miłości w pozaobozowej
rzeczywistości. Jarosław zostaje zesłany do innego łagru, a w 1942 r.
Jewgienija Fiodorowna umiera w czasie porodu,
Terminologia Łagrowa
Kategorie więźniów:
Inne terminy: