You are on page 1of 65

Gustaw Herling – Grudziński ,,Inny Świat”

Streszczenie szczegółowe
Część pierwsza
Witebsk – Leningrad – Wołogda

W Witebsku zbliżał się koniec lata. Na podwórzu więziennym słychać było kroki
więźniów, zmierzających w stronę łaźni i komendy, wypowiadane po rosyjsku.
Dyżurny na korytarzu spoglądał przez judasz i trzykrotnie uderzał butem w drzwi.
Był to sygnał, że jeńcy muszą przygotować się do kolacji. W ten sposób kończyła się
ich popołudniowa drzemka. Półnadzy podnosili się z cementowej podłogi i brali
gliniane miski. Życie upływało im monotonnie. Poranne kołatanie do drzwi
zwiastowało pobudkę. Po chwili do celi wjeżdżał kocioł z odwarem z ziela i kosz z
chlebem. Więźniowie zaczynali rozmowy, trwające do południa, przerywane
uderzeniami buta w drzwi. Wtedy wszyscy ruszali do kotła na korytarzu.

Pewnego dnia „Jewriej” z Grodna przyniósł wiadomość, że Niemcy zajęli Paryż. Od


tej pory nie rozmawiano już na tematy polityczne. Przed wieczornym apelem
zapalano światło. Przed upadkiem Paryża na odcinku ulicy, widocznym z okna celi,
pojawiała się kobieta i przystanąwszy pod latarnią, zapalała papierosa. Kilka razy
zdarzyło się tak, że podnosiła płonącą zapałkę do góry, a dla więźniów był to znak
Nadziei. Po upadku miasta zniknęła na dwa miesiące. W drugiej połowie sierpnia
pojawiła się ponownie i zgasiła zapałkę zygzakowatym ruchem ręki. Więźniowie
uznali, że oznaczało to Transport.

Dopiero pod koniec października wywołano pięćdziesięciu więźniów na odczytanie


wyroków. Wśród nich był także Gustaw. Szedł do kancelarii z obojętnością,
ponieważ śledztwo w jego sprawie zakończyło się, kiedy przebywał w więzieniu
grodzieńskim. Na pytania odpowiadał krótko i wprost. Oskarżenie opierało się na
dwóch dowodach rzeczowych. Pierwszym były wysokie buty z cholewami, w których
młodsza siostra wyprawiła go po klęsce wrześniowej w świat. Miały świadczyć, że
więzień był majorem wojsk polskich. Natomiast pierwszy człon nazwiska kojarzył go
z pewnym marszałkiem lotnictwa niemieckiego. Z takiego połączenia wyciągnięto
wniosek, że był on oficerem polskim na usługach niemieckiego wywiadu. Szybko
jednak obalono ten zarzut. Oskarżono go więc, że usiłował przekroczyć granicę
państwową Związku Radzieckiego i Litwy.

Ostatecznie w akcie wpisano, że Gustaw

„zamierzał przekroczyć granicę sowiecko-litewską, aby prowadzić walkę ze

Związkiem Sowieckim”
i skazano go na pięć lat więzienia. W celi, do której go skierowano, po raz pierwszy
zetknął się z więźniami rosyjskimi. Zajmowali ją chłopcy w wieku czternastu –
szesnastu lat. Małoletni przestępcy byli wówczas plagą więzień sowieckich.
Oddawali się dwóm namiętnościom: kradzieży i onanizmowi.
Na wolności prowadzili życie bezdomnych, jeżdżąc na gapę pociągami i żyjąc z
kradzieży towarów ze składów państwowych.

Gustaw szybko przekonał się, że „biezprizorni” tworzyli obok przestępców


najgroźniejszą półlegalną mafię w Rosji, a władze sowieckie uważały ich za „masę
plastyczną”, z której można jeszcze coś ukształtować. Małoletni traktowali
więzienie jak kolonie letnie i korzystali z chwili odpoczynku od życia na wolności.
Czasami w celi zjawiał się „wospitatiel” i wzywał ich na kursy, które całkowicie
zmieniały ich światopogląd. Pod oknem w celi siedział mały mężczyzna, żujący
nieustannie skórki od chleba. Był jedynym człowiekiem w pomieszczeniu, do
którego Gustaw chciał się odezwać. Pewnego dnia więzień zapytał go, czy jest
Polakiem i czy w Polsce jego syn, kapitan w rosyjskim lotnictwie, mógłby tak
awansować. Po wieczornym apelu opowiedział swoją historię.

Mężczyzna był Żydem, szewcem w Witebsku. Został skazany za to, że sprzeciwił się
używaniu skrawków skóry do zelowania nowych butów. Zdołał wykształcić syna i to
stanowiło powód zawiści innych szewców ze związku. W podszewce marynarki
chował zdjęcie syna. W parę minut później jeden z chłopców poprosił dyżurnego o
papierosa. Kiedy strażnik odmówił, chłopak oświadczył, że ma dla niego informację i
wyszedł na korytarz. Po chwili wrócił z papierosem. Po kwadransie drzwi otworzyły
się ponownie i do celi wszedł dowódca bloku. Nastąpiła rewizja. Z worka starego
Żyda wyciągnięto fotografię i oznajmiono mu, że jako szkodnik sowieckiego
rzemiosła nie ma prawa przechowywać w celi zdjęcia oficera Armii Czerwonej. Kiedy
Gustaw wychodził z celi stary szewc siedział na swej pryczy i kiwał się, żując skórki
chleba.

Na dworzec więźniów prowadzono późno w nocy przez opustoszałe miasto. Dopiero


na głównej ulicy spotykali grupki ludzi, którzy mijali ich w milczeniu, ze wzrokiem
wbitym w ziemię. Od chwili, kiedy Gustaw szedł do więzienia, minęło pięć miesięcy.
W Leningradzie grupę więźniów podzielono na dziesięcioosobowe partie, które
przewożono z dworca czarnymi karetkami więziennymi do „Pieriesyłki”. Był listopad
1940 roku, spadł pierwszy śnieg. Starzy więźniowie opowiadali, że w tym czasie w
Leningradzie siedziało około czterdziestu tysięcy ludzi. W celi 37., w której mogło
pomieścić się najwyżej dwadzieścia osób, przebywało siedemdziesięciu więźniów.
W każdej celi można spotkać było przynajmniej jednego obserwatora, który dniem i
nocą rekonstruował życie więzienne oraz prowadził statystyki.

W Leningradzie Gustaw po raz pierwszy usłyszał hipotezę na temat więźniów,


zesłańców i białych niewolników w Związku Sowieckim. Miało być ich od 18 do 25
milionów.
Grupa Gustawa spotkała na korytarzu więziennym skazańców, idących w stronę
drzwi wyjściowych. Stanęli naprzeciw siebie w milczeniu, z opuszczonymi głowami,
zdjęci lękiem. Po chwili nowo przybyli zostali wprowadzeni na korytarz oddziału.
Pawilon był luksusowy, czysty i mieścił się w najładniejszym skrzydle „Pieriesyłki”.
W pustych celach stały posłane łóżka, nocne stoliki oraz stoły, na których leżały
książki i gazety. W głębi korytarza mieściła się wspólna jadalnia. Na ścianach wisiały
portrety Stalina, co zaskoczyło Gustawa.
W Rosji więźniowie byli całkowicie wyobcowani z życia politycznego.

Gustaw zamienił kilka słów z jedynym więźniem w pawilonie, który pełnił funkcję
porządkowego. Mężczyzna wyjaśnił, że odbywają tu kary „pełnoprawni obywatele
Związku Socjalistycznego”, których wyroki nie przekraczają osiemnastu miesięcy,
skazani za drobne kradzieże, spóźnienia do pracy i działania przeciwko dyscyplinie
fabrycznej. Przez cały dzień pracowali oni w warsztatach mechanicznych,
otrzymywali wynagrodzenie i dwa razy w tygodniu mogli przyjmować na widzeniach
krewnych. Więzień nie skarżył się na brak wolności, było mu to dobrze i wygodnie.
Nazwał swój blok „Pałacem Zimowym”. Wiedział też, jak żyją więźniowie polityczni,
lecz nie przejmował się tym.

W więzieniach można było także spotkać drobnych, pospolitych przestępców,


skazanych na przeszło dwa lata, zajmujących wyjątkową pozycję w obozowej
hierarchii. Przestępca pospolity po kilkunastokrotnej recydywie stawał się „urką”.
Wówczas nie miał prawa opuszczać więzienia, a w obozie był najważniejszym
funkcjonariuszem po dowódcy warty. „Urka” decydował o wartości robotników w
brygadzie, obejmował odpowiedzialne stanowiska, a o wolności myślał z
obrzydzeniem.

W celi 37. Gustaw znalazł się przez przypadek. Podczas segregowania grupy okazało
się, że na liście nie ma jego nazwiska. Więzień usłyszał z celi na końcu korytarza
słowa egzotycznej piosenki i odpowiedział strażnikowi, że został skierowany do celi
numer trzydzieści siedem. W pomieszczeniu było prawie pusto. Jedynie zawiniątka
pod stołem i rozrzucone na barłogach ubrania świadczyły, że tu ktoś jednak
mieszka. Na sienniku w pobliżu drzwi leżał olbrzymi brodacz o wschodnich rysach
twarzy, ubrany w mundur wojskowy bez dystynkcji. W drugim kącie sali leżał
mężczyzna czterdziestokilkuletni i czytał książkę. Naprzeciwko brodacza siedział Żyd
w mundurze wojskowym i śpiewał piosenkę. Obok niego stał atleta w marynarskiej
czapce i grał na gitarze.

Tuż przed obiadem do celi wkroczyli więźniowie, wracający za spaceru. Wśród nich
przeważali starzejący się mężczyźni w mundurach bez dystynkcji. W czasie posiłku
Gustaw zaznajomił się z wysokim, przystojnym skazańcem – Szkłowskim, który był
potomkiem zesłańców z roku 1863. Aresztowano go za to, że jako pułkownik i z
pochodzenia Polak nie interesował się zanadto wychowaniem politycznym
żołnierzy. Obok niego siedział pułkownik Paweł Iwanowicz. Przed aresztowaniem
pracował w wywiadzie na pograniczu polsko-sowieckim i zaczął wypytywać Gustawa
o udział ludzi, których śledził, w kampanii wrześniowej. Gustaw szybko zaprzyjaźnił
się z Iwanowiczem. Pewnego wieczoru zaczęli rozmawiać o mieszkańcach celi 37.

Pułkownik wskazywał kolejno więźniów i opowiadał krótkie historie ich aresztowań.


Wszyscy zostali oskarżeni w 1937 roku o szpiegostwo, a dowody przeciwko nim
zostały podsunięte przez niemiecki wywiad. Wybuch II wojny światowej uchronił ich
przed wyrokami śmierci. Od tamtej pory oczekiwali na zwolnienie i przywrócenie
stopni wojskowych. Wśród skazańców rozpowszechnione było przekonanie o
zwycięstwie Rosji w wojnie niemiecko-rosyjskiej.

Po wieczornym apelu Paweł Iwanowicz czytał na głos informacje z frontu


zamieszczone w gazetach. Była to jedyna chwila w ciągu dnia, kiedy generałowie
ożywiali się, dyskutując o szansach obu stron. Sygnałem do kolacji była gimnastyka
generała Artamjana, brodatego Ormianina. Kiedy Gustaw pojawił się w celi 37, trafił
na trzeci dzień głodówki generała. Po dziesięciu dniach jego pobytu w „Pieriesyłce”,
mężczyzna wciąż głodował, żądając zwolnienia i rehabilitacji. Proponowano mu
pracę w leningradzkiej fabryce i osobną celę. Co trzy dni dozorca przynosił mu
paczkę od żony, która prawdopodobnie również żyła na zesłaniu. Generał wrzucał
całą zawartość przesyłki do sedesu. Gustaw spał na ziemi tuż obok jego pryczy, lecz
Ormianin ani razu nie odezwał się do niego.

Ostatniej nocy przed przewiezieniem do innego więzienia, Artamjan ujął bez słowa
rękę Gustawa i wsunął ją pod swój koc. Po północy rozpoczęło się wyczytywanie
nazwisk. Szkłowski i Gustaw wyszli na korytarz i wraz z innymi zostali
przeprowadzeni do pociągu. Obaj znaleźli się w jednym przedziale z „urkami”,
którzy zaczęli grać w karty. Jeden z nich został skazany na piętnaście lat za
zarąbanie siekierą kucharza, który odmówił mu dodatkowej porcji kaszy. Późno w
nocy skazaniec nieoczekiwanie stanął przed Szkłowskim i zażądał, aby oddał mu
swój płaszcz, który przegrał w karty. Zaskoczony mężczyzna spełnił jego rozkaz.
Dopiero w obozie Gustaw zrozumiał, że gra o cudze rzeczy należała do ulubionych
rozrywek „urków”.

W Wołogdzie Gustaw został zabrany jako jedyny z przedziału. Pożegnał się ze


Szkłowskim, który życzył mu powrotu do Polski. W wołogodzkim więzieniu spędził
jedną noc, a następnego dnia został przewieziony z kolejnym etapem na stację
Jercewo pod Archangielskiem, gdzie czekał już na nich konwój.
Nocne łowy
„Proizwoł” oznaczał rządy więźniów w zadrutowanej strefie obozowej od późnego
wieczoru do świtu. Sowieckie obozy pracy powstawały w latach 1937-40.
Pierwszymi towarzyszami obozowymi Gustawa byli Polenko – inżynier rolnik oraz
Karboński, skazany za korespondencję z krewnymi z Polski. Obaj odbywali wyroki od
1937 roku . Z ich relacji wynikało, że obóz kargopolski, do którego został
przewieziony Gustaw, założyło przed czterema laty sześciuset więźniów,
wysadzonych w lesie archangielskim. Pracowali w ciężkich warunkach, nocując w
szałasach z gałęzi. Podczas budowy obozu wzrosła śmiertelność. Jako pierwsi zaczęli
umierać komuniści polscy i niemieccy, później Ukraińcy i mieszkańcy środkowej
Azji. Najdłużej żyli rdzenni Rosjanie, Bałtowie i Finowie, dlatego też o nich dbano
najlepiej i zwiększano im racje żywnościowe. niu ze szpitala, byli przenoszeni do
baraku dla niepracujących, który nazywano Trupiarnią. Gustaw zaprzyjaźnił się z
siostrą Tamarą, która na pożegnanie podarowała mu trzy książki.

Po powrocie do baraku dostał jeszcze trzy dni wolnego, które spędził rozmyślając
nad swoją przyszłością. Przypuszczał, że mogą przydzielić go do pracy w lesie lub
odeślą do innego „łagpunktu”. Z opowiadań więźniów dowiedział się, że Jercewo
było najlepszą częścią obozu kargopolskiego. Do innych Polacy byli wysyłani na
powolne konanie. Korzystając z rady Dimki, dyżurnego baraku, sprzedał swoje buty
oficerskie „urce” z brygady tragarzy i wieczorem dowiedział się, że został
przydzielony do brygady 42.

Leżąc na pryczy, przyglądał się swojej brygadzie. Przywództwo należało do ośmiu


„urków”, na których czele stał Kowal. Przed północą Kowal zerwał się z pryczy i
obudził swych towarzyszy. Po chwili ruszyli ku wyjściu, a Gustaw zaczął ich
obserwować przez szybę. Dostrzegł, że od strony szpitala zbliża się dziewczyna. W
obozie rozpoczęły się nocne łowy. „Urkowie” pochwycili ją, rzucili na ławkę i zaczęli
kolejno gwałcić. Wystraszeni przez strażnika, zawlekli ją do pobliskiej latryny. Po
godzinie siedmiu z nich wróciło do baraku, a Kowal odprowadził dziewczynę do
baraku.

Następnego dnia Marusia przyszła do ich baraku. Usiadła na pryczy Kowala,


przytuliła się do niego i zaczęła całować. Później została na noc. Od tamtej pory
przychodziła codziennie. Polubili ją wszyscy, a ona zaczęła pełnić funkcję
„wodowozy”. Tymczasem w brygadzie nastąpił rozłam. Kowal chodził do pracy
zmęczony, a pozostali „urkowie” patrzyli na niego z pogardą. Pewnego wieczoru
jeden z „urków” odezwał się do dziewczyny. Spojrzała na niego z nienawiścią i
splunęła mu w twarz. Mężczyzna zamierzył się, aby ją uderzyć, lecz w tym
momencie rzucił się na niego Kowal. Kiedy rozdzielono ich, „urkowie” popatrzyli na
przywódcę z niechęcią. Kowal rozkazał, aby Marusia rozebrała się i kazał jej być
uległą wobec jego towarzyszy. Dziewczyna przyjęła to bez protestu.
Potem w milczeniu opuściła barak. Po trzech dniach opuściła obóz, wyjeżdżając na
własne życzenie z etapem więźniów do Ostrownoje, a wśród „urków” z brygady 42
zapanowała przyjaźń.

Praca
Dzień po dniu
Więźniów budzono każdego dnia o wpół do szóstej rano. Po pobudce wzdłuż prycz
przechodził „dniewalny”, łagodnym głosem zmuszając skazańców do wstania z
łóżek. Mieszkańcy baraków przez parę minut wypowiadali słowa skargi, które
Gustaw uważał za swoistą modlitwę. Żaden z więźniów sowieckich nie miał prawa
wiedzieć, kiedy kończy mu się wyrok. Milczenie na temat wyroków oznaczało
nadzieję na odzyskanie wolności.

W lipcu 1941 roku Gustaw był świadkiem jak Ponomarenko, który przesiedział w
sowieckich więzieniach dziesięć lat, w dniu ukończenia wyroku usłyszał, że
przedłużono mu karę. Mężczyzna zmarł na swojej pryczy na zawał serca. Kwadrans
przed szóstą na pryczach leżeli wyłącznie ci, którzy poprzedniego dnia otrzymali
zwolnienia od lekarza. Pozostali ubierali się w zniszczone ubrania. W zonie było
jeszcze ciemno, kiedy rozpoczynał się poranny apel. Więźniowie szli następnie do
kuchni, przed którą ustawiały się trzy kolejki.

Przed oknem z napisem „trzeci kocioł” stawali stachanowcy, których dzienna norma
przekraczała 125%. Przed drugim kotłem gromadzili się ci, których dzienna norma
wynosiła 100%. Przy ostatnim kotle stawali więźniowie w podartych łachmanach,
wychudzeni i słaniający się na nogach. Przed szóstą śniadanie otrzymywali
wyłącznie więźniowie rozkonwojowani, którzy mieli prawo wychodzić z obozu bez
przepustek. Zatrudnieni byli w domach urzędników obozowych w Jercewie. Jedli z
kotła „iteerowskiego”. O w pół do siódmej brygady wyruszały do pracy. Jako
pierwsze wychodziły brygady „lesorubów” (brygada więźniów pracujących w lesie),
którzy musieli przemaszerować od 5 do 7 kilometrów. Kończyli oni pracę o piątej.
Za bramą obozu czekał na nich oddział uzbrojonej ochrony.

Za „lesorubami” wyruszały kolejne grupy. Droga była wyczerpująca, lecz więźniowie


znajdywali przyjemność w obserwowaniu przyrody. Pierwsze godziny były
najcięższe. Ludzie, obolali i zmęczeni, musieli wdrażać się w rytm pracy. Podczas
przerwy obiadowej jedynie stachanowcy otrzymywali posiłek. Pozostali siedzieli
przy ognisku, paląc wspólnego papierosa. Dopiero na dwie godziny przed końcem
pracy, więźniowie ożywiali się, myśląc o wydawanych porcjach chleba i odpoczynku.
Nadzieja sprawiała, że na krótko przed powrotem do zony więźniowie śmiali się i
rozmawiali jak ludzie wolni, lecz później kładli się na pryczach ogarnięci rozpaczą.
Brygady leśne podzielone były na kilka mniejszych zespołów. Najważniejszą funkcję
pełnił „dziesiętnik”, który mierzył drzewo i stemplował je znakiem obozowym.
Przekroczenie normy wydajności w lesie było trudne do osiągnięcia i więźniowie
posługiwali się „tuftą” – oszustwem. Praca w lesie należała do najcięższych ze
względu na warunki. Więźniowie po długim marszu pracowali przez całe dnie,
zanurzeni w śniegu, przemoknięci, głodni i zmęczeni. Już po roku musieli
przechodzić do innych brygad, a następnie do Trupiarni. Do brygady „lesorubów”
brano młodych i najsilniejszych więźniów z nowych etapów. Czas pracy wynosił
dwanaście godzin.

W brygadzie tragarzy, w której znalazł się Gustaw, nie przestrzegano jednak tej
zasady. Dzięki nadgodzinom norma tragarzy wynosiła od 150 do 200%. Pomimo
tego również i tu zdarzały się przypadki „tufty”. Przydział do tej brygady uważany
był w obozie za swoisty awans społeczny. Pracując przy rozładunku więźniowie
mieli okazję do zdobycia dodatkowego pożywienia, a także rozmów z ludźmi
wolnymi. Po powrocie do obozu, brygadzista wypełniał formularz wydajności pracy i
zanosił go do biura rachmistrzów obozowych. Następnie dane szły do biura
zaopatrzenia, gdzie przeliczane były na kotły oraz do sekcji finansowej obozu, która
wypełniała osobiste karty więźniów. Podczas pobytu Gustawa w Jercewie pojawił
się tylko raz płatnik obozowy.

Więzień dowiedział się, że jego zarobki w ciągu pół roku wystarczyły na pokrycie
kosztów utrzymania w obozie. Przed ukończeniem pracy więźniowie odnosili
narzędzia i siadali przy ognisku, ogrzewając zniszczone dłonie. Około szóstej ruszali
w drogę powrotną. Przy bramie następowała rewizja, a jeśli przy kimś znaleziono
jakiś skradziony przedmiot, cała brygada była odsuwana i więźniowie musieli
rozbierać się do naga, stojąc na śniegu. Dopiero za bramą następował koniec dnia
pracy. Skazańcy powoli ruszali w stronę kuchni.
Ochłap
W miesiąc po przyjeździe Gustawa do Jercewa przybył nowy etap więźniów.
Więźniowie polityczni, oprócz jednego, Gorcewa, zostali rozesłani do innych
„łagpunktów”. Gorcewa natychmiast skierowano na „lesopował”. Nowy więzień nic
nie mówił o swojej przeszłości, a pozostali podejrzewali, że przed aresztowaniem
był enkawudzistą. Gustaw starał się zaprzyjaźnić z mężczyzną, lecz ten unikał
jakichkolwiek bliższych kontaktów. Pewnego dnia Gorcew pokłócił się z grupą
„nacmenów” o jakiś drobiazg i w ataku złości chwycił jednego Uzbeka, mówiąc, że
takich jak on zabijał tuzinami. Przeciwnik splunął mu w twarz. Wszyscy domyślili się,
że więzień tłumił powstanie „basmaczów” w Środkowej Azji, gdzie posyłano elitę
partyjną.

Przed Bożym Narodzeniem w Jercewie pojawił się kolejny etap z Kruglicy, który był
przewożony do obozów peczorskich. Jeden z przybyszów rozpoznał Gorcewa i
zaatakował go, wykrzykując, że był torturowany przez więźnia. Gorcew zdołał się
wyswobodzić, starał się wybiec z baraku, lecz drogę zastąpili mu „nacmenowie”.
Więźniowie zaczęli bić go. W końcu upadł na ziemię i leżał bez ruchu. Ten, który go
zdemaskował, wyjaśnił, że Gorcew pracował w charkowskim więzieniu, gdzie
katował ludzi. Następnego dnia Gorcew poszedł do ambulatorium i dostał jeden
dzień wolnego. Później udał się na skargę, lecz nikt z dowódców obozu nie
zareagował. Dla więźniów było jasne, że zaczęła się gra, w której prześladowcy
zawarli milczące porozumienie z prześladowanymi i ofiarowali im jednego ze swych
dawnych ludzi.

Gorcew został skierowany do najcięższej pracy w lesie. Nikt go nie zmieniał i z


każdym dniem tracił siły. Pozostali więźniowie przyglądali się jego udręce z
przyjemnością. Gorcew próbował walczyć, starał się otrzymać zwolnienie, lecz nie
został nawet zapisany na listę. Odmówił pójścia do pracy i został zamknięty na dwa
dni w izolatorze. Do lasu szedł zawsze na końcu, tracił siły, płakał jak dziecko. Aby
przedłużyć jego męczarnie, pozwolono mu jadać z trzeciego kotła. Pod koniec
stycznia stracił przytomność w lesie i został zawieziony do obozu na saniach. Przy
bramie okazało się, że podczas drogi musiał spać z sań. Po kolacji wyruszyła ekipa
ratunkowa na poszukiwanie Gorcewa. Po północy ciało więźnia zawieziono do
kostnicy. Po jego śmierci długo jeszcze wspominano odwet, który pozwolił odczuć,
że rewolucja zmieniła stary porządek rzeczy i „rzuciła lwa na pożarcie
niewolnikom”.
Zabójca Stalina
Chorobą, na którą zapadali najczęściej więźniowie w obozach na Północy, była
„kurza ślepota”. Chory przestawał widzieć dopiero po zmierzchu. Każdego dnia
więźniowie pracujący w lesie pod koniec dnia, ogarnięci przerażeniem, chcieli
wracać jak najszybciej do obozu. Widok kurzych ślepców, chodzących rano i
wieczorem po zonie z wyciągniętymi rękoma, był czymś zupełnie naturalnym. W
brygadzie tragarzy nigdy nie pracowali chorzy na kurzą ślepotę. Pewnego dnia do
brygady Gustawa trafił nowy więzień, skazany na dziesięć lat za strzelanie do
portretu Stalina. Po kilku miesiącach od tego zdarzenia został zdradzony przez
przyjaciela, z którym się pokłócił. Początkowo pracował wspólnie z innymi, lecz
kiedy zapadł zmierzch, zaczął unikać swojej kolejki i coraz częściej odchodził na
stronę. Po długim czasie wrócił z latryny i Gustaw ostrzegł go, aby pracował.
Więzień starał się zejść z workiem na plecach z kładki, lecz w pewnej chwili runął na
zaśnieżone szyny. Wyjaśnił, że to kurza ślepota. Gustaw, nosząc worki, obserwował
go, jak siedzi i zbiera mąkę. Następnego dnia „zabójca Stalina” został skierowany do
pracy w lesie. Umarł z wycieńczenia po kilku miesiącach. Gustaw spotkał go na kilka
dni przed śmiercią. Był już wówczas schorowany i na skraju załamania nerwowego.
Nie rozpoznał Gustawa, prosząc go o trochę zupy. Gustaw wlał mu swoją porcję,
patrząc jak łapczywie pije gorącą ciecz. Później stanął przy oknie kuchni, wpatrując
się w kocioł z zupą. Gustaw chciał zaprowadzić go do baraku, lecz mężczyzna nazwał
wszystkich bandytami i uciekł. Nagle odwrócił się i zaczął krzyczeć, że zabił Stalina.
Tuż przed śmiercią wziął na siebie winę, za którą został skazany i cierpiał przez
wiele lat.

Drei Kameraden
Wieczorami, kiedy Gustaw był pewien, że jego brygada nie zostanie wezwana na
bazę, chodził do małego baraku, zwanego „pieriesylnym”. Można tam było spotkać
więźniów, czekających na kolejny etap. Jercewo było punktem przerzutowym do
innych obozów, w których warunki były znacznie gorsze. W baraku tranzytowym
można było poznać nowych ludzi, wymienić informacje o życiu w innych obozach,
kupić szczyptę machorki i wyżalić się na swój los. W Jercewie „pieresylny” spełniał
również rolę Instytutu Badania Koniunktur Politycznych.

W roku 1940 do więzień napływali Polacy, Ukraińcy, Białorusini i Żydzi oraz


mieszkańcy Rusi Zakarpackiej. W roku 1941 pojawiły się pierwsze transporty Finów i
krasnoarmiejców. W pierwszych miesiącach po wybuchu wojny rosyjsko-niemieckiej
w „pieriesylnym” czekali na transport zruszczeni Niemcy i grupki Ukraińców oraz
Białorusinów, zbiegłych w głąb Rosji przed frontem. Polaków nazywano
„antigitlerowskimi faszystami”. W lutym 1941 roku Gustaw spotkał w baraku trzech
Niemców, którzy wyróżniali się z grupy zachowaniem i przyzwoitym ubraniem. Przy
bliższej znajomości dowiedział się, że najmłodszy, Stefan, studiował na
uniwersytecie, a pozostali dwaj – Hans i Otto, pracowali w warsztatach
mechanicznych. Wszyscy należeli do niemieckiej partii komunistycznej.
Po pożarze Reichstagu partia wysłała ich za granicę. Otto i Hans poznali się w 1936
roku w charkowskiej fabryce maszyn, natomiast Stefan w tym czasie starał się o
przyjęcie na studia w Kijowie. Hans w połowie tego roku poślubił młodą Ukrainkę.
W następnym roku rozpoczęła się Wielka Czystka i jako pierwsi zostali zabrani
cudzoziemcy. Ottona zabrano z fabryki, Hansa – z domu, a Stefana – z uniwersytetu.
Śledztwo pod zarzutem szpiegostwa trwało kilka miesięcy. W 1939 roku
komunistów niemieckich umieszczono w osobnym skrzydle moskiewskiego
więzienia i tam Hans i Otto zaopiekowali się Stefanem. W pierwszej połowie
września, na wieść o pakcie sowiecko-niemieckim, więźniowie zaczęli głodówkę,
żądając wizyty ambasadora. Przed zakończeniem protestu delegacja komunistów
niemieckich spotkała się z wysłannikiem Schulenburga. Mieli tylko jeden warunek:
że nie będą ukarani za komunizm i nielegalną ucieczkę z kraju.

Przez miesiące rokowań rosyjsko-niemieckich więźniowie cieszyli się różnorakimi


przywilejami. Rosjanie w końcu wyrazili zgodę na repatriację byłych komunistów
niemieckich, zastrzegając sobie prawo do zatrzymania kilkudziesięciu z nich w Rosji.
W grupie zatrzymanych znaleźli się Stefan, Otto i Hans. W styczniu 1940 roku zostali
skazani na dziesięć lat, a w lutym wysłano ich z etapem do Jercewa. Gustaw zapytał
ich, czy uważają, że niemieckie obozy koncentracyjne są lepsze od sowieckich
obozów pracy. Jedynie Stefan próbował podjąć dyskusję, lecz Otto przerwał mu,
mówiąc, że nie powinni filozofować. Następnego dnia trzej Niemcy poszli do
Niandomy.

Gustaw do roku 1947 był przekonany, że historia o strajku komunistów niemieckich


jest prawdą. Dopiero w Londynie od jednego z uczestników głodówki, pana C.,
usłyszał zakończenie opowieści Hansa. W 1940 roku przez most w Brześciu przeszła
gromada komunistów niemieckich, którzy odbywali drogę powrotną do ojczyzny.
Opierających się Żydów NKWD oddawało siłą w ręce Gestapo. Pan C. zdołał zbiec i
przez całą wojnę ukrywał się w Polsce.

Ręka w ogniu
System pracy przymusowej w Rosji nastawiony był przede wszystkim na
gospodarcze wyeksploatowanie i całkowite przeobrażenie więźnia. Tortury na
śledztwie stosowane były głównie jako środek pomocniczy, zmierzający do
całkowitej dezintegracji osobowości przesłuchiwanego. Człowiek udręczony
nocnymi pobudkami, oślepiony żarówką, drażniony widokiem papierosów i kawy,
był zdecydowany podpisać dosłownie wszystko. Do podpisania aktu oskarżenia był
gotów wtedy, gdy jego osobowość rozpadała się na drobne części składowe.
Zaczynał wierzyć w to, co dawniej wydawało mu się absurdem.

Sędzia śledczy, wyczuwając odpowiedni moment do decydującego ataku, wyciągał


ostateczny dowód, a oskarżony mówił, że do tej pory błądził przez całe życie. Okres
pomiędzy zakończeniem śledztwa a wyrokiem zaocznym, po którym następował
wyjazd do obozu, mijał oskarżonemu na przystosowaniu się do nowej sytuacji.
Miał zakaz rozmawiania z przesłuchiwanymi współwięźniami, czasami jego
rozmyślania kończyły się waleniem w drzwi i krzyczeniem, że skłamał i jest
niewinny. Jeśli uniknął tej chwili, leżał obojętnie całymi dniami na pryczy i zaczynał
marzyć o obozie, który łudził go wizją swobodnego życia i spotykania z ludźmi,
którzy jeszcze nie zapomnieli o przeszłości.

Od tej pory liczył wyłącznie na dwie rzeczy: na pracę i na litość – nie na litość dla
siebie, lecz dla współtowarzyszy, która świadczyła, że nie przestał być człowiekiem.
Obóz uczył go jednak, że można żyć bez litości. Na początku dzielił się kromką
chleba z wygłodzonymi więźniami, pomagał chorym na „kurzą ślepotę”, zanosił
resztki zupy do „trupiarni”. Po kilku tygodniach próbował ratować najpierw siebie,
a dopiero później innych. Obóz uczył go obojętności i wstrętu do współwięźniów.
Wówczas pękała ostatnia nić, łącząca go z człowieczeństwem i wychowanie było
ukończone. Pozostawała już tylko eksploatacja taniej siły roboczej i jeśli więzień
zdołał przeżyć osiem lub dziesięć lat takiej katorgi, to można było posadzić go za
stołem sędziowskim naprzeciwko przyszłego oskarżonego, który zajmie kiedyś jego
miejsce. Byli również tacy, którzy w ostatniej chwili budzili się z odrętwienia i
zaczynali rozumieć, że ich oszukano. Zniszczono przede wszystkim ich jako ludzi,
zabijając wszelkie ludzkie uczucia.

Pewnego dnia do brygady Gustawa przydzielono Michaiła Aleksiejewicza Kostylewa,


nowego więźnia, który przybył z „łagpunktu” w Mostowicy. Kostylew obudził się ze
swego dwuletniego odrętwienia i uświadomił sobie dwie rzeczy: że go oszukano i w
jaki sposób to zrobiono. Prześledził wszystkie szczegóły swojego uwięzienia,
śledztwa oraz życia w obozie i nauczył się o nich mówić ze spokojem i znawstwem.
Gustaw zapytał go, do czego zmierza, opalając co kilka dni prawą rękę w ogniu.
Kostylew miał dwadzieścia cztery lata, kiedy z polecenia partii wstąpił do Akademii
Morskiej we Władywostoku. Po śmierci ojca musiał utrzymywać matkę, która
kochała go bezgranicznie. Wychowany w ślepej wierze w komunizm przez ojca, a
później przez matkę, nie przypuszczał, że może istnieć coś innego.

Na studiach zapoznał się z klasykami marksizmu, przestudiował dokładnie Lenina i


Stalina, brał udział w zebraniach partyjnych. Dowiedział się, że prawdziwe
cierpienie istnieje na Zachodzie i zaczął myśleć o rewolucji światowej. Siebie
postrzegał jako misjonarza nowej cywilizacji technicznej i chciał walczyć o wolność
uciemiężonych Europejczyków w imię miłości do Zachodu. Zaczął uczęszczać na
wieczorowe kursy języka francuskiego, który opanował w ciągu czterech lat. Na
drugim roku studiów znalazł przypadkowo prywatną wypożyczalnię i zaczął czytać
książki Balzaca, Stendhala, Flauberta, Musseta i Constanta.

Dzięki nim poznał świat, który wydawał mu się podobnym do bajki. Młodzieniec
zaniedbał się w nauce, opuszczał spotkania partyjne i odsunął się od przyjaciół.
Odczuwał głęboką tęsknotę za czymś nieokreślonym, a dzięki powieściom z
literatury francuskiej poznał, co oznacza słowo wolność.
Uroił sobie, że ukrywano przed nim „całą prawdę”. Odsunął się całkowicie od partii,
winą zaczął obarczać również matkę. Pewnego dnia zapomniał się tak bardzo, że w
dyskusji z kolegami wykrzyknął, że należy wyzwolić Zachód od życia, jakiego oni
nigdy nie widzieli. W roku 1937 został aresztowany właściciel prywatnej
wypożyczalni i w kilka tygodni później pociągnął za sobą Kostylewa.

Katowany student nie przyznawał się do winy, nie chciał potwierdzić, że był
szpiegiem. Przez parę dni przebywał w szpitalu, a kolejne przesłuchanie polegało na
rozmowie na temat jego poglądów politycznych. Zrezygnowano z oskarżenia go o
szpiegostwo i oddano w ręce innego śledczego. Przesłuchania trwały prawie rok,
lecz nie uderzono go ani razu. Kiedy okazało się, że Kostylew jest nieugięty, zaczęto
torturować go psychicznie. Postanowił więc przyznać się do abstrakcyjnej winy i
zaczął wymyślać nazwiska i fakty. Po trzech miesiącach otrzymał do podpisania
dokument, że jego agitacja w Szkole Morskiej nigdy nie przybrała form
organizacyjnych. W trzecim etapie śledztwa wzywano go raz na tydzień na
wieczorne przesłuchania, podczas których odbywały się rozmowy o rzeczywistym
obrazie życia w Europie Zachodniej. Kostylew dał się przekonać swemu
prześladowcy i wierzył w każde jego słowo. Pewnego dnia podsunięto mu do
podpisania akt oskarżenia, w którym wszystkie jego winy zostały sprowadzone do
jednego – że chciał z pomocą obcych mocarstw obalić ustrój Związku Sowieckiego.
Pokazano mu zeznania trzech uczniów Szkoły Morskiej.

W jednym podkreślono czerwonym ołówkiem zdanie, które nieopacznie


wypowiedział w dyskusji z kolegami. Oszołomiony, podpisał oskarżenie. Po
zakończonym śledztwie został przeniesiony do celi zbiorowej, gdzie cieszył się z
bliskiego wyjazdu do obozu. W styczniu 1939 roku został skazany na dziesięć lat i
przewieziono go do obozu kargopolskiego, a po kilku dniach pobytu w Jercewie,
odesłano go do Mostowicy. Tam został uznany za „świętego” , a jego nazwisko
wymawiano z czcią. Jako inżynier otrzymał lżejszą pracę, rozdawał głodnym swój
chleb, pomagał chorym i obliczał więźniom wyższe normy. Jeden z brygadzistów
złożył na niego donos i Kostylewa skierowano do brygady leśnej.

Fizyczna praca złamała go, szybko zapomniał o litości dla innych. Znienawidził
współwięźniów i uważał ich za swoich wrogów. Przed ostatecznym upadkiem
uchroniła go książka, którą niegdyś czytał na wolności i czytając ją ponownie,
zrozumiał, że został oszukany. W marcu 1941 roku został przeniesiony do Jercewa.
Miał prawą rękę na temblaku i dostał się do brygady tragarzy. Był to czas, kiedy
Gustaw nie mógł jeszcze podołać ciężkiej pracy fizycznej. Nie potrafił przespać całej
nocy, budził się najczęściej po dwóch godzinach i rozmyślał o kolejnym dniu pracy.
Właśnie dzięki bezsenności poznał tajemnicę zabandażowanej ręki Kostylewa.
Zauważył go siedzącego obok pieca. Poprzedniego dnia poinformowano ich, że
nowy więzień dołączy do brygady, kiedy po wygojeniu ręki skończy mu się
zwolnienie. W pewnej chwili Kostylew odłożył czytaną książkę i zaczął odwijać
bandaż, po czym wsunął dłoń do pieca.
Gustaw usiadł przy stole i chciał mu pomóc przy bandażowaniu. Obiecał
mężczyźnie, że nie zdradzi jego tajemnicy i wkrótce zyskał jego przyjaźń. W miesiąc
później, 15 kwietnia, wywieziono zwłoki Kostylewa za zonę. Kostylew przez ten czas
figurował na liście chorych i przed każdą wizytą w ambulatorium trzymał rękę nad
ogniem.

Na pomysł samoudręczenia, które zwalniało go od pracy, wpadł podczas pracy w


lesie, kiedy do ogniska wypadł mu kawałek chleba. Bez wahania wsunął wówczas
rękę w płomienie i otrzymał siedem dni zwolnienia. Dzięki temu mógł zostać w
baraku, gdzie czytał przez cały czas książki. W pierwszych dniach maja miała
odwiedzić go matka. Misza żył w euforii, ciesząc się z tego i nie słuchał ostrzeżeń
Gustawa, który radził mu, aby choć kilka razy poszedł na bazę. W pierwszych dniach
kwietnia wśród więźniów zaczęła krążyć wiadomość, że przygotowują etap na
Kołymę. Do obozu tego wybierano wyłącznie więźniów z wysokoprocentową utratą
zdrowia i posyłano ich do pracy wymagającej ogromnej siły fizycznej. Wszyscy
więźniowie zamarli z przerażenia i jedynie Kostylew regularnie odwiedzał
ambulatorium.

W kilka dni później został poinformowany, że znalazł się na liście kołymskiej.


Zaskoczony, z rozpaczą stwierdził, że nie zobaczy matki. Tego wieczoru Gustaw udał
się do naczelnika obozu, gdzie ofiarował się na etap zamiast Miszy. Naczelnik
odesłał go do baraku. Następnego dnia Dimka poinformował Gustawa, że Kostylew
oblał się w łaźni wrzątkiem i leży w szpitalu. Student Szkoły Morskiej umierał w
strasznych męczarniach, nie odzyskując przytomności. W pierwszych dniach maja
do obozu przyjechała jego matka, której nie powiadomiono o śmierci syna. Stała w
wartowni i płacząc, odbierała pamiątki po Miszy.
Dom Swidanij
Obok wartowni wybudowano nowe skrzydło baraku, nazywane „domem swidanij”.
Więźniowie mogli w nim spędzać do trzech dni z krewnymi, którzy przyjeżdżali na
widzenia z różnych stron Rosji. Spotkanie z rodziną połączone było z zawiłą
procedurą i było dozwolone raz w roku. W praktyce więźniowie starali się o nie
przez kilka lat, składając odpowiednie podania i załączniki. O widzenia mogli starać
się wyłącznie skazańcy, wyrabiający sto procent normy. Wyrażenie zgody należało
do NKWD. Prawo do widzenia uzyskiwał wyłącznie ten, kto mógł wykazać się
nienaganną przeszłością polityczną. W chwili, kiedy krewny zjawiał się w siedzibie
Trzeciego Oddziału, musiał podpisać zobowiązanie, że po powrocie do domu nie
zdradzi tego, co widział. Podobną deklarację podpisywał więzień, zobowiązując się
do milczenia na temat życia w obozie.

Do „domu swidanij” wkraczali więźniowie, ubrani w czyste ubrania. Często słychać


było stamtąd odgłosy płaczu, który wyrażał wszystko, czego nie mogli powiedzieć
głośno. W przeddzień widzenia więzień zobowiązany był do wizyty w łaźni i u
fryzjera. Otrzymywał również na te dni nowe ubranie. Wydawano mu chleb i talony
na zupę. Po skończeniu widzenia oddawał na wartowni do rewizji to, co dostał od
krewnych i odzyskiwał stare łachmany.

„Dom Swidanij” robił przyjemne wrażenie na przyjeżdżających z miasta. Zbudowany


był z sosnowych belek, pokryty ładną dachówką, a w oknach wisiały firanki.
Każdemu więźniowi przysługiwał w trakcie widzenia jeden pokój z czystymi łóżkami.
Krewny mógł w każdej chwili opuścić barak i udać się do miasta, natomiast więzień
musiał pozostać w wyznaczonym pomieszczeniu. Sytuacja rodziny, która zdołała
pokonać szereg procedur, była trudna. Na własne oczy przekonywali się, w jakich
warunkach żyją więźniowie, a urzędnicy obozowi traktowali ich z pogardą jako
krewnych „wrogów ludu”. W mieście omijano ich z daleka i traktowano bardzo
nieufnie. Każda wizyta była ważnym wydarzeniem w obozie. Więźniowie czekali na
widzenia z nadzieją i niepokojem, pisząc podania do Moskwy i odmierzając czas
swego wyroku krótkimi spotkaniami z krewnymi. W najgorszej sytuacji byli samotni
więźniowie i cudzoziemcy, ale i oni potrafili czerpać radość ze szczęścia
współtowarzyszy. Gustaw pamiętał dzień, kiedy wszyscy cieszyli się z listu, który
otrzymał jeden z więźniów o narodzinach dziecka, poczętego w trakcie widzenia.
Zmartwychwstanie
Szpital traktowany był w obozie jako przystań i każdy więzień marzył, by choć na
dwa lub trzy tygodnie trafić do tego budynku. Czas, spędzony w czystym łóżku, na
odpoczynku, przywracał każdemu poczucie własnej godności. Cena, jaką więźniowie
płacili za te dni „normalności”, była ogromna. Życie w obozie było możliwe
wówczas, jeśli we wspomnieniach i umyśle skazańca zatarło się porównywanie do
czasów, kiedy przebywał na wolności. Szpital był ucieczką dla tych, którzy wbrew
instynktowi samozachowawczemu, nie potrafili zapomnieć. Mieścił się w baraku
obok Domu Swidanij i w salach panowała wzorowa czystość. Na korytarzach czekali
chorzy na zwolnienie się łóżka. Kierownikiem szpitala był wolny lekarz z Jercewa,
który co drugi dzień przychodził na przegląd chorych i ambulatorium. Podlegali mu
trzej lekarze obozowi – Loevenstein, Zabielski i Tatiana Pawłowna.

Chorzy byli kierowani na leczenie przy temperaturze ciała powyżej 39 stopni, a


zwalniani – powyżej 38. Lekarze obozowi, którzy sami byli więźniami, surowo
przestrzegali przepisów, z obawy przed skierowaniem ich do ciężkiej pracy.
Leczenie polegało na aplikowaniu odpoczynku i lekarstw na obniżenie gorączki. Za
wszelką cenę starano się jak najszybciej postawić na nogi tych, którzy byli zdolni do
pracy fizycznej. Warunki życia w szpitalu były dla więźniów symbolem luksusu.
Każdy chory otrzymywał kartkę do łaźni, czystą bieliznę, „trzeci kocioł”, surówkę i
dużą porcję białego chleba. Ponadto otoczony był niezwykle troskliwą opieką sióstr
obozowych.

Więźniowie chwytali się różnych sposobów, aby otrzymać skierowanie do szpitala.


W początkowym okresie taką możliwość dawały samookaleczenia. W 1940 roku
władze obozowe zaczęły traktować samookaleczenie jako sabotaż i więźniów
karano dodatkowym dziesięcioletnim wyrokiem.. W lutym 1941 roku Gustaw
rozebrał się do pasa na 35-stopniowym mrozie i otrzymał dwa tygodnie zwolnienia.
Leżał między Niemcem S. a rosyjskim aktorem Michaiłem Stiepanowiczem W. Przez
pierwsze dni nie odzywali się do siebie, a Gustaw czuł się tak, jakby zmartwychwstał
w ciszy i samotności. Nie myślał o swych współtowarzyszach, skupiając się
wyłącznie na sobie. Choroba i izolacja od życia obozowego przywróciły mu pewność
własnego istnienia i odebrały szacunek dla istnienia innych.

Po pięciu dniach ten stan minął, a Gustaw zaczął odzyskiwać siły. Nawiązał wówczas
bliższą znajomość z Michaiłem Stiepanowiczem, który uważał wszystko, co stało się
po jego aresztowaniu za rzecz zupełnie naturalną. Aresztowany został w 1937 roku
za przesadne zaakcentowanie szlachetności bojara Iwana Groźnego w jednym z
filmów. Winę swoją uważał za słuszną i opowiadał o niej z powagą. Drugi sąsiad
Gustawa, Niemiec, został aresztowany pod zarzutem szpiegostwa. Był chory na
pelagrę i leżał w szpitalu od dwóch miesięcy. Po wybuchu wojny, wyrzucono go ze
szpitala i wysłano z etapem do karnej Aleksiejewki Drugiej. Gustaw dowiedział się
później, że S. nie dotarł do obozu.
Rosjanie zostawili go w lesie razem ze starym Niemcem z biura rachmistrzów i
zastrzelili.

Z pozycją lekarzy w obozie wiązały się wyjątkowe przywileje. Mieli dostęp do kuchni
szpitalnej i do apteczki. Wśród ludzi wolnych, zatrudnionych w obozowych
szpitalach, było wielu byłych więźniów. Większość lekarzy, inżynierów, urzędników i
techników po zakończeniu wyroku otrzymywała drugi wyrok lub propozycję
podjęcia pracy w obozie. Długie lata więzienia sprawiały, że człowiek nie potrafił
normalnie funkcjonować i decydował się na pozostanie w środowisku, które znał.
Dla więźniów tacy pracownicy stanowili zjawisko trudne do zniesienia. Dawni
skazańcy odnosili się do nich z większą bezwzględnością i surowością niż ludzie
naprawdę wolni.

Jegorow, lekarz w Jercewie, który w 1939 roku wyszedł na wolność po ośmiu latach,
był człowiekiem dyskretnym i nieprzekupnym. Lekarzy obozowych trzymał na
dystans, chorych traktował surowo, lecz serdecznie. Związany był z jedną z sióstr,
Jewgieniją Fiodorowną, która jeszcze w więzieniu została jego żoną. Ich uczucie
było czymś wyjątkowym w obozie, opierało się na wierności. Fiodorowna
studiowała medycynę na uniwersytecie w Taszkiencie i została aresztowana w 1936
roku za „odchylenie nacjonalistyczne”. Została skierowana do pracy w lesie i u
kresu sił została uratowana przez Jegorowa, który jako lekarz obozowy zabrał ją do
pracy w ambulatorium. Nienawidziła wolnych ludzi i w jakiś sposób czuła, że jej
związek z Jegorowem narusza solidarność więzienną. Gustaw był przekonany, że to
uczucie nie może trwać wiecznie.

W miesiąc po wypisaniu ze szpitala odwiedził Jewgieniję. Zastał ją w towarzystwie


Jarosława R. Oboje patrzyli na siebie z oddaniem i prawdziwą miłością. Więźniowie
twierdzili, że mężczyzna jest z pielęgniarką wyłącznie dla szpitalnego jedzenia, lecz
Gustaw był przekonany, że łączyło ich szczere uczucie. Michaił Stiepanowicz określił
zmianę w zachowaniu kobiety jako „zmartwychwstanie”. Jegorow udawał, że nic nie
widzi, choć w rzeczywistości głęboko przeżywał utratę kobiety, którą kochał. Pod
koniec lata Jarosław R. został wezwany na etap do obozów peczorskich, co
oznaczało, że lekarz próbował jeszcze walczyć o swój związek. Na dzień przed
wyjazdem Fiodorowna zgłosiła się sama na etap do innego obozu. Wkrótce po tym
lekarz przestał przychodzić do zony. W styczniu 1942 roku Jewgienija zmarła przy
porodzie, wydając na świat dziecko mężczyzny, którego naprawdę kochała i dzięki
któremu nastąpiło zmartwychwstanie jej uczuć.
Wychodnoj dień
Mijały kolejne miesiące, a więźniowie pracowali bez wytchnienia, mając nadzieję,
że wkrótce władze obozowe ogłoszą „wychodnoj dień”. Zgodnie z przepisami
więźniom przysługiwał całodzienny odpoczynek raz na dekadę. Szybko okazało się,
że tak częste wolne dni zmniejszają plan produkcyjny obozu i zadecydowano, że
„wychodnoj dień” będzie wówczas, kiedy obóz przekraczał górną granicę produkcji
na kwartał. Ten system pracy miał swoje wady i zalety. Więźniowie pracowali u
skraju wycieńczenia, lecz z większym podnieceniem wyczekiwali na dzień
odpoczynku, który dawał im chwilę wytchnienia. Wolny dzień mijał szybko i
pierwsze tygodnie pracy po nim stawały się trudne do zniesienia. Władze więzienne
odsuwając proklamację dnia odpoczynku, podwyższały jego wartość i wzmagały
wysiłek więźniów przy pracy w pogoni za górną granicą.

Najczęściej w przeddzień więźniowie dowiadywali się od brygadierów, że czeka ich


doba wypoczynku. Wtedy ożywiali się, stając się bardziej ludzkimi i serdecznymi dla
towarzyszy niedoli. Przed ósmą zona przybierała odświętny charakter. Więźniowie
zbierali się przed kuchnią i na ścieżkach, z niektórych baraków dochodziły śpiewy i
dźwięki muzyki. Nastrój podniecenia trwał do północy. Było to przygotowanie do
dnia, który celebrowano rozrywkami i drobnymi przyjemnościami. Do późnej nocy
skazańcy rozmawiali ze sobą, leżąc na pryczach. Okazywali sobie życzliwość tak
różną od codziennego zobojętnienia i nienawiści. Następnego dnia budzono ich
nieco później i po śniadaniu wracali do baraków, by przygotować się do rewizji,
która trwała niekiedy nawet cztery godziny. Następnie musieli uporządkować baraki
i po obiedzie zaczynali swoje święto. Każdy spędzał „wychodnoj dień” w
indywidualny sposób. Gustaw po obiedzie szedł do małego baraku, w którym
mieścił się sklepik obozowy. Tam spotykał się z innymi więźniami i rozmawiali o
wiadomościach z innych łagpunktów, o pogodzie i pracy. Późnym popołudniem
opuszczał sklepik. Przed barakami stały grupki skazańców, młodsi więźniowie
spacerowali z dziewczętami z baraku kobiecego. Gustaw odwiedzał kolejno baraki,
w których miał znajomych. O tej porze prawie wszyscy pisali listy do krewnych lub
czytali starą korespondencję. W baraku „lesorubów” mieszkał jego kolega,
Pamfiłow, który czytał Gustawowi listy od syna. Syn Kozaka służył w Armii
Czerwonej. Pamfiłow został przesiedlony na Syberię, gdzie stracił żonę, a jedynego
syna wcielono do wojska. Aresztowany w 1937 roku, pracował wytrwale, mając
nadzieję, że dzięki temu zasłuży na widzenie z Saszą.

Ostatni list, napisany w listopadzie 1939, więzień otrzymał w roku 1940. Dopiero po
wielu miesiącach nadszedł kolejny list, w którym Sasza donosił ojcu, że nie będzie
pisał przez jakiś czas ze względu na pilne zajęcia. Stary więzień rzucił się na pryczę i
wyszeptał, że stracił syna. Następnego dnia nie poszedł do pracy i został odesłany
do izolatora. Dwa dni o kromce chleba i wodzie ugięły go, lecz nie pracował już jak
dawniej. Stał się milczący, a pewnej nocy spalił wszystkie listy od Saszy. W kwietniu
przeszedł przez Jercewo etap oficerów i żołnierzy sowieckich, którzy dostali wyroki
za poddanie się Finom. Wśród nich był także Sasza Pamfiłow.
Po przyjeździe dowiedział się, w którym baraku mieszka ojciec i położył się na jego
pryczy. Kiedy stary Kozak wrócił z lasu, pojednał się z ukochanym dzieckiem. Sasza
następnego dnia poszedł z etapem do Niandomy, a jego ojciec zaczął znów
pracować cierpliwie.

Pod wieczór w „wychodnoj dień” więźniowie wracali do baraków, gdzie spędzali


ostatnie godziny wypoczynku na rozmowach ze współtowarzyszami i słuchaniu ich
opowieści. Przez kilka dni świątecznych z rzędu więźniowie z baraku Gustawa
słuchali historii Fina, Rusto Karinena, o jego nieudanej próbie ucieczki z obozu w
1940 roku . Rusto przyjechał nielegalnie do Rosji w 1933 roku i otrzymał pracę w
Leningradzie. Po zabójstwie Kirowa został oskarżony o przywiezienie z Finlandii
instrukcji dla zamachowców. W Jercewie pojawił się w połowie roku 1939. Decyzję
o ucieczce podjął w chwili, kiedy rozgorzała wojna rosyjsko-fińska. Wyruszył w
porze obiadowej, przedzierając się przez lasy. Przez pierwsze godziny szedł szybko,
mając nadzieję, że jego nieobecność zostanie odkryta dopiero po powrocie na zonę.

Z nastaniem ciemności stracił poczucie kierunku, wykopał więc jamę i przesiedział


w niej całą noc. O świcie ruszył dalej, a gdy okazało się, że do wieczora nie słyszał
pościgu za sobą, nabrał nadziei. Czwartego dnia, po zmroku, ujrzał w oddali
reflektory obozu. Tej nocy bał się rozpalić ognisko i nieomal zamarzł na śmierć.
Kolejnego dnia zaczął dotkliwej odczuwać samotność. Nazajutrz, zdjęty gorączką,
nie zastanawiał się nad kierunkiem i szedł przed siebie. Po siedmiu dniach dotarł do
jakiejś wsi. Okazało się, że leży ona w odległości piętnastu kilometrów od Jercewa.
Chłopi odwieźli go do obozu, gdzie został skatowany i trafił do izolatora. Przez kilka
miesięcy walczył ze śmiercią. Po próbie ucieczki doszedł do wniosku, że od obozu
nie można uciec, ponieważ więźniowie są do niego przykuci na całe życie. Na
zakończenie dnia odpoczynku więźniowie, leżąc na pryczach, powtarzali zdanie,
którego grozę potrafiłby zrozumieć wyłącznie ten, kto był w obozie sowieckim:
„Zawtra opiat’ na rabotu”.
Część druga
Głód
Głód fizyczny i seksualny w obozie najgorzej znosiły kobiety. Proste prawo obozowe
głosiło, że łamiąc kobietę głodem fizycznym, zaspokaja się jednocześnie obie
potrzeby jednocześnie. Życie w zonie przekonało, że nie ma takiej rzeczy, której
człowiek nie zrobiłby z głodu i bólu. Obóz wytworzył swoisty kodeks moralny. Nikt
nie potępiał młodego chłopca, który dla polepszenia swego bytu został kochankiem
starej lekarki, lecz dziewczyna, która z głodu oddawała się starcowi z „chleboriezki”
była określana „bladzią”. Kobieta wychodząca za zonę do naczelnika była
prostytutką najgorszego typu. Kiedy głód raz złamał kobietę, to staczała się ona na
samo dno upodlenia seksualnego. Niektóre nie liczyły wyłącznie na polepszenie
swego bytu, lecz także na macierzyństwo. Kobiety ciężarne zyskiwały bowiem
zwolnienie na trzy miesiące przed porodem i pół roku po narodzinach dziecka.

W parę tygodni po przyjeździe Gustawa do Jercewa, w styczniu 1941 roku, w obozie


pojawiła się młodziutka Polka, córka oficera z Mołodeczna. Z dumą chodziła do
pracy i nie pozwalała żadnemu mężczyźnie zbliżyć się do siebie. Po zmroku nigdy
nie opuszczała kobiecego baraku. Gustaw przyjął zakład z inżynierem Polenko, że
dziewczyna nie ulegnie. Postanowił zagrać nieuczciwie wobec Polenki i przedstawił
się dziewczynie jako student z Warszawy, proponując fikcyjne małżeństwo. Wkrótce
panna dostała się do składu jarzyn, w którym pracował Polenko. Mężczyzna
pilnował, aby dziewczyna nie kradła warzyw. W miesiąc później inżynier wszedł do
baraku i rzucił na pryczę podarte damskie majtki. Gustaw bez słowa oddał mu pół
kromki chleba, przegrywając zakład. Od tej pory Polka zmieniła się. Po zmroku mógł
ją posiąść każdy, kto chciał. Gustaw spotkał ją w 1943 roku w Palestynie. Wyglądała
jak stara kobieta. Najdłużej opór stawiała Tania, śpiewaczka opery moskiewskiej,
która została skazana na dziesięć lat za parę nadprogramowych tańców na balu
dyplomacji zagranicznej. Natychmiast została skierowana do „lesorubów”. Na swoje
nieszczęście spodobała się „urce” Wani, który przydzielił jej ciężką pracę i
powstrzymywał przed wysłaniem do szpitala. Po dwóch tygodniach Tania przyszła
wieczorem do baraku „lesorubów” i położyła się na pryczy Wani.

Jedynie w łaźni można było ocenić, jakie piętno wyciskał na więźniach głód. Do
pomieszczenia wchodzili nago, oddając ubrania do odwszenia. Więźniowie
korzystali z łaźni raz na trzy tygodnie. Pewnego dnia ktoś ukradł Gustawowi
kawałek szarego mydła, więc mężczyzna zaklął po polsku. Stojący obok niego
staruszek, z trudem wymawiając słowa po polsku, zapytał go, czy zna Tuwima. W
ten sposób Gustaw zawarł znajomość z profesorem Borysem Lazarowiczem N., który
ukończył gimnazjum w Łodzi i osobiście znał polskiego poetę. Po rewolucji wyjechał
do Rosji i w 1925 roku sprowadził z Łodzi młodą dziewczyną, Olgę, którą poślubił. W
1937 roku zostali aresztowani za prowadzenie salonu literackiego w Moskwie, w
którym czytano wyłącznie literaturę polską. Po trzech latach rozłąki, spotkali się w
jednym z „łagpunktów” i razem przyjechali do Jercewa. Wieczorem Gustaw poznał
Olgę, bezgranicznie zakochaną w mężu.
Profesor wkrótce został odesłany do „trupiarni”, a kobietę przydzielono do brygady
na bazie żywnościowej. Łazanowicz z trudem znosił głód i żył wyłącznie myślą o
jedzeniu. Gustaw czasami zanosił mu kilka ziemniaków. Przez trzy miesiące profesor
pogłębiał jego wiedzę o literaturze francuskiej. Później został wysłany z etapem do
Mostowicy.

W marcu 1941 roku w Jercewie zapanował straszliwy głód. Więźniowie mdleli z


wycieńczenia, zaczęli chorować. Pewnego wieczoru Dimka, aby zaspokoić głód, zabił
psa. Brygada tragarzy szybko nauczyła się gotować zaczyn ze zmiecionej z wagonów
mąki. W maju Gustaw zaczął przemycać ciasto do obozu, oblepiając nim piersi Olgi.
Z Mostowicy tymczasem nadeszły wiadomości, że stary profesor umiera z głodu, nie
wychodzi z trupiarni i żebrze, dostając ataków obłędu.

Krzyki nocne
Światło paliło się w barakach przez całą noc. Po pracy i posiłku więźniowie mieli
około trzech godzin wytchnienia, które spędzali w różny sposób, naśladując życie na
wolności. Większość więźniów pozostawała na swych pryczach, popadając w
odrętwienie, przyspieszające śmierć. Pierwszego wieczoru po przyjeździe Gustaw
zauważył starca, który siedział przy piecu. Jego oczy były oczami człowieka
martwego za życia, który nie potrafi zakończyć swojej beznadziejnej egzystencji.
Mężczyzna pochodził z Czeczenii, a kolektywizacja pozbawiła go niewielkiego
gospodarstwa. Aresztowano go w 1936 roku za to, że odmówił wydania worka
pszenicy i zabił dwa barany. Po tygodniach przesłuchań i katowania, kiedy nie
zdradził miejsca, gdzie ukrył zboże, został skazany na piętnaście lat. W obozie
każdego dnia modlił się o szybką śmierć. Jako jedyny nigdy nie krzyczał w nocy.

Każdego dnia po pracy więźniowie wracali do zony ze świadomością, że pobyt w


obozie przybliża ich do śmierci. Każdy zasypiał z myślą, że śmierć zaskoczy go we
śnie właśnie tej nocy. Pojawiał się wówczas lęk przed śmiercią, biorący się z tego,
że nie wiedzieli kiedy, jak i na co mogą umrzeć. Przerażenie pogłębiała świadomość,
że śmierć była czymś wspólnym z pozostałymi skazańcami. Śmierć w obozie
przerażała także anonimowością – skazańcy nie wiedzieli, gdzie grzebani są zmarli
ani czy po zgonie są wypełniane jakiekolwiek dokumenty. Przypuszczano, że
cmentarz więzienny mieści się w lesie, gdzie niemy woźnica wywoził zwłoki.
Przekonanie, że nikt nie dowie się o ich śmierci, było dla więźniów największą
torturą. Z czasem taka myśl stawała się obsesją i zobowiązywali się do tego, że ten,
kto przeżyje obóz, powiadomi rodziny o dacie śmierci i przybliżonym miejscu
pochowania pozostałych towarzyszy. Każdego wieczoru około dziesiątej rozmowy
więźniów milkły i obóz powoli pogrążał się we śnie. Około północy z baraków
dobiegały jęki śpiących, czasami ciszę rozdzierał krzyk, słychać było imiona
krewnych, wypowiadane w sennych majakach.
Zapiski z martwego domu
Pewnego dnia więźniowie, po powrocie do zony, zauważyli duży afisz na tablicy
starachowców, zapowiadający film. Był to drugi pokaz filmowy w Jercewie, pierwszy
podczas pobytu Gustawa w obozie. Barak „chudożestwiennoj samodiejatielnosti”, w
którym miał odbyć się seans, mieścił się w pobliżu kuchni. Pieczę nad nim
sprawował „kawecze”, opiekujący się biblioteką. Organizowano w nim również
przedstawienia obozowe. Funkcję „kawecze” piastował Kunin, mieszkający za zoną.
Jego pomocnikiem był dawny towarzysz więzienny, Paweł Iljicz. Książki były
wydawane zgodnie z przepisami. Polityczni mogli czytać wyłącznie dzieła Stalina i
literaturę propagandową.

Kunin starał się zorganizować dla więźniów analfabetów kursy dokształcające, lecz
jego pomysł został przyjęty bez większego zainteresowania. Jedynie podczas
organizowania przedstawień mógł liczyć na poparcie skazańców. W dzień
przedstawienia więźniowie zjawiali się w baraku z odświętnymi minami i byli dla
siebie wyjątkowo grzeczni. Emisję filmu amerykańskiego „Wielki walc” poprzedził
krótkometrażowy film sowiecki, utrzymany w tonie propagandowym. „Wielki walc”
wzruszył skazańców. Z szeroko otwartymi oczami oglądali życie ludzi wolnych, do
którego tęsknili i zastanawiali się, czy kiedykolwiek będzie dane im tak żyć. Obok
Gustawa siedziała Natalia Lwowna, pracująca w biurze rachmistrzów.

Wieczorem więźniowie opuścili „chudożestwiennoj samodiejatielnosti” i stanęli na


ścieżkach, wspominając sceny z filmu. Dziękowali Kuninowi za przedstawienie.
Natalia płakała. Nagle zapytała Gustawa, czy sądzi, że ona płacze za tamtym życiem.
Odparł, że tak, lecz wówczas zaprzeczyła, dodając, że siedzi już pięć lat w obozie i
nadal nie może się opanować, kiedy widzi, że wszystko jest takie samo od lat i
mieszkają w martwym domu. Weszła do baraku i po chwili wróciła, dając
Gustawowi książkę Dostojewskiego „Zapiski z martwego domu”. W ciągu dwóch
miesięcy mężczyzna przeczytał powieść, czując się tak, jakby doznał przebudzenia.
Rozmyślał o tych, którzy przebywali w obozie przed laty, zapomniani przez innych.
Im bardziej wczytywał się w kartki książki, tym częściej ogarniała go myśl o
samobójstwie, które byłoby samowyzwoleniem. Po dwóch miesiącach Natalia
poprosiła go o zwrot książki, bez której nie potrafiła żyć. Wyznała, że dzięki
Dostojewskiemu zrozumiała, że życie jest wyłącznie jej własnością i każdy człowiek
może zadecydować o czasie i rodzaju swojej śmierci. Pragnąc śmierci, odzyskiwała
nadzieję.

O następnym przedstawieniu więźniowie dowiedzieli się znacznie wcześniej.


Wieczorami trwały próby do koncertu, na którym miała wystąpić Tania. W grupie
teatralnej znaleźli się również Wsiewołodzia Prastuszko i Zelik Lejman.
Wsiewołodzia był ulubieńcem całego obozu. Na ciele miał wytatuowane postacie z
cyrku, które pokazywał na prośbę współtowarzyszy. Zelik Lejman pracował w
zakładzie fryzjerskim obok łaźni. Po kampanii wrześniowej wyruszył wraz z
młodzieżą żydowską za Bug.
W obozie znany był z tego, że donosił władzom na swych współtowarzyszy i odsunął
się od innych Żydów. Więźniowie nienawidzili go, a on gardził nimi.

Na drugie przedstawienie Gustaw poszedł w towarzystwie Olgi i Natalii. Barak był


przepełniony. Jako pierwsza wystąpiła Tania. Jej występ przerwały wyzwiska, lecz
śpiewaczka, po chwili zwątpienia, odśpiewała piosenki, które wysłuchano obojętnie.
Po niej śpiewał Wsiewołodzia, który rozbawił publiczność. Na zakończenie wszyscy
więźniowie przyłączyli się do jego śpiewu. Na koniec na scenie pojawił się Zelik
Lejman i zaczął grać na skrzypcach. Zasłuchany Gustaw nie zauważył, że Natalia
opuściła salę. W parę tygodni później obóz obiegła wiadomość, że Natalia Lwowna
próbowała popełnić samobójstwo. Jej sąsiadka z pryczy w porę zaalarmowała
wartownię i kobietę przeniesiono do szpitala, gdzie spędziła dwa miesiące. Potem
przeniesiono ją do innej pracy, a znajomość z Gustawem zakończyła się, choć
czasami widywali się w obozie.

Na tyłach otieczestwiennoj wojny


Partia szachów
Wybuch wojny rosyjsko-niemieckiej przyniósł zmiany w życiu Gustawa. 29 czerwca
wraz z innymi cudzoziemcami i rosyjskimi więźniami politycznymi, został usunięty z
bazy żywnościowej i skierowany do brygady 57., która miała pomagać podczas
sianokosów w porębach leśnych. Straż i administracja obozowa przyjęły wiadomość
o wojnie z osłupieniem i strachem. W pierwszych tygodniach więźniowie mówili o
niej ostrożnie i mało, ale zawsze jednymi słowami: idą naprzód! Skazańcy każdego
dnia wyczekiwali nadejścia hitlerowskich oswobodzicieli. Ludzie wolni zaczęli
troszczyć się o swój los.

W obozie usunięto wszystkich „politycznych” ze stanowisk, zastępując ich wolnymi


ludźmi, Niemców przydzielono do brygad leśnych. Podwojono wyroki oskarżonym o
szpiegostwo na rzecz Niemiec i zawieszono zwalnianie więźniów. Minął miesiąc i nic
się nie działo. Sadowski, towarzysz młodzieńczych lat Lenina i Dzierżyńskiego,
uważał, że dla działań wojennych najważniejsze są pierwsze cztery tygodnie.
Podejrzewał, że wojska sowieckie mogły wycofywać się aż do Uralu, gdzie
wybudowano zapasowy ośrodek przemysłu wojennego.

Sytuacja Polaków w obozie zmieniła się po zawarciu paktu Sikorski-Majski i


amnestii. W pierwszych dniach sierpnia uważani byli za bojowników wolności i
sojuszników. Po amnestii Rosjanie i cudzoziemcy odsunęli się od Polaków, uważając
ich za przyszłych współuczestników w dziele obrony więzień i obozów sowieckich.
W grudniu 1941 roku z przemówienia Stalina więźniowie dowiedzieli się, że
ofensywa niemiecka została zatrzymana na przedpolach Leningradu i Moskwy.
Skazańcy wysłuchali tych słów z wyrazem beznadziejnej rozpaczy na twarzach.

W pierwszych dniach lipca 1941 roku w baraku technicznym w Jercewie wydarzył


się pewien wypadek. Byli tu zatrudnieni więźniowie zgodnie z zawodami, które
wykonywali, będąc na wolności, mieli różne przywileje i należeli do „wybrańców
losu”. Za te przywileje musieli płacić również donosicielstwem.
Gustaw miał w tym baraku wielu znajomych. Dzięki Ormianinowi, Machapetianowi,
mógł wchodzić do baraku technicznego o każdej porze dnia i nocy. Korzystał z tego
każdego wieczoru, spragniony ludzkiej rozmowy.

W pewien upalny, lipcowy wieczór Gustaw, Weltmann, Loevenstein i Mironow


siedzieli nad partią szachów. O północy z głośnika radiowego popłynęły wiadomości
z frontu. Nieoczekiwanie do baraku wtoczył się pijany technik i zaczął wsłuchiwać
się w głos spikera. Po wiadomościach wykrzyknął, że jest ciekawy, ile rosyjskich
samolotów zostało zestrzelonych przez Niemców. W baraku zapanowała cisza i po
chwili Zyskind wyszedł. Po kwadransie dwóch oficerów z Trzeciego Oddziału
wyprowadziło pijanego mężczyznę i Machapetina. Kiedy Ormianin wrócił do baraku,
opowiedział, że musiał potwierdzić słowa technika.

Po jakimś czasie Zyskind wrócił do baraku i położył się na swojej pryczy. Za zoną
usłyszeli wystrzał. Gustaw spojrzał na poszarzałą twarz donosiciela. Zyskind wyjaśnił
cicho, że odbył się trybunał wojenny. Gustaw poddał partię szachów i roztrącił
figury. Loevenstein i Mironow grali dalej. Po wygranej Loevenstein zwrócił się do
Zyskinda i powiedział, że z nich wszystkich to właśnie on ma szansę stanąć w
szeregach obrońców ojczyzny, czego mu zazdrości. Potem kazał przyprowadzić
następnego dnia chorych do ambulatorium. Zyskind skinął głową na znak zgody.

Sianokosy
Droga na sianokosy wiodła obok bazy na olbrzymią polanę. Gustaw wspominał
później ten okres pracy w obozie ze wzruszeniem i radością. Po raz pierwszy od
roku wyszedł tak daleko za zonę. Droga była ciężka i długa. Więźniowie wracali
wieczorem opaleni i przesyceni zapachem lasu. Na czele brygady 57. stanął stary
cieśla Iganow, który nigdy nie korzystał ze swoich przywilejów i razem z innymi
pracował przy koszeniu łanów trawy. Sianokosy powoli kończyły się, Polacy
wychodzili na wolność po amnestii. Gustaw zaprzyjaźnił się ze starym bolszewikiem,
Sadowskim, który pozostał komunistą.

Po zakończeniu sianokosów brygadę odesłano na birżę drzewną, do piłowania i


ładowania kloców. Był to najcięższy okres w życiu Gustawa. Organizm zareagował
na zmianę cyngą i „kurzą ślepotą”. Praca wydawała mu się ponad ludzkie siły,
często upadał pod jodłami. Sadowski, pracujący w parze z młodzieńcem, zapadł na
obłęd głodowy. Pewnego dnia wyrwał z rąk Gustawa blaszankę z zupą. Do tych
udręk dołączyła świadomość, że amnestia omijała Gustawa. Każdego wieczoru
odwiedzał barak „pieriesylny”, gdzie rozmawiał z Polakami, idącymi z innych
łagpunktów na wolność. Jedynie dzięki Machapetianowi nie załamał się psychicznie
w tych dniach niepokoju.

W listopadowy wieczór Gustaw został zatrzymany przed barakiem rzemieślników


przez jakiegoś niskiego więźnia. Skazaniec zapytał, czy to on rozpowiada o
zwycięstwie Rosjan.
Gustaw potwierdził to, a wówczas więzień wyjawił mu, że słyszał rozmowę o
Gustawie między Struminą a donosicielami. Kapuś opowiadał, że wszyscy zwolnieni
Polacy mówią o klęsce Rosji, a jedynie Gustaw jest innego zdania. Donosiciel radził,
aby nie zwalniać Gustawa i przewieźć go do Moskwy, traktując jako szpiega.
Zaskoczony młodzieniec chciał się dowiedzieć, kim był donosiciel i w odpowiedzi
usłyszał, że to Machapetian.

Męka za wiarę
Pod koniec listopada 1941 roku Gustaw stracił nadzieję, że amnestia obejmie
również i jego. Wiedział, że nie przeżyje do wiosny i postanowił ogłosić głodówkę
protestacyjną. Z prawie dwustu Polaków, przetrzymywanych w Jercewie, pozostało
zaledwie sześć osób. Obóz wyludnił się, a pozostali Polacy sądzili, że zostaną uznani
za Rosjan. Głodówka Gustawa była aktem desperacji. Był w ostatnim stadium cyngi,
miał wycieńczony organizm. Starzy więźniowie byli przekonani, że pozostało mu
zaledwie sześć miesięcy życia. Głodówkę traktowano w Rosji jako sabotaż i karano
drugim wyrokiem lub śmiercią. Przyjaciele więzienni odradzali mu tę decyzję.
Ryzyko było ogromne, lecz młodzieniec żył resztkami nadziei, pragnąc przypomnieć
o sobie.

Postanowił przekonać do pomysłu Polaków, z którymi spotykał się wieczorami w


jednym z baraków. Towarzysze twierdzili, że głodówka, rozpoczęta po ogłoszeniu
amnestii, może pogorszyć ich sytuację. Wierzyli w sprawiedliwość wyroków boskich
i w moc zobowiązań międzynarodowych. Gustaw natomiast chciał przebłagać los,
prowokując go. 30 listopada był pewien, że rozpocznie głodówkę samotnie. Tego
dnia zaszedł do znajomych Polaków po raz ostatni. Przypomniał im, że Machapetian
donosił na niego i że każdy z nich mógł również paść ofiarą donosów. Opowiedział,
że komuniści niemieccy ogłosili w więzieniu głodówkę i prawie wszyscy zostali
wypuszczeni na wolność.

Te dwa argumenty przemówiły do Polaków, którzy zgodzili się przyłączyć do


protestu. Z głodówki został wyłączony inżynier M., który ze względu na stan
zdrowia został wyznaczony do zaniesienia informacji o buntownikach na wolność.
Tego samego wieczoru Polacy zanieśli chleb i przydziały na zupę do biura
Samsonowa. W okresie poprzedzającym głodówkę w świadomości Gustawa zaszły
zmiany. Początkowo czuł wyrzuty sumienia, że jako Polak podlegał amnestii i
wyjdzie na wolność w imię obrony tego, co stało się przyczyną aresztowań. Kiedy
okazało się, że nadal pozostawał w obozie, zaczął odczuwać nienawiść do
współtowarzyszy, jakby to oni byli winni niesprawiedliwości jaka go dotknęła. Stał
się podejrzliwy, opryskliwy i milczący. Odizolował się od przyjaciół.

Wśród osób, które rozpoczęły z nim głodówkę, panowała nieufność i nadzieja, że


każde z nich wyjdzie na wolność kosztem pozostałych. Gustaw wrócił do swojego
baraku. Natychmiast umilkły rozmowy, a inni więźniowie odsunęli się od niego.
Wieść o proteście wywołała falę poruszenia i lęku.
Gustaw został sam, pogrążony w strachu. Tej nocy nie zmrużył oka, próbując
uporządkować w myślach wszystko, co się wydarzyło. Wiedział, że groźniejsza od
głodówki będzie odmowa pójścia do pracy. Nad ranem zasnął tak mocno, że
przespał „podjom” i obudziło go gwałtowne szarpnięcie. Ujrzał stojącego przy
pryczy Zyskinda, który kazał mu iść za sobą. Gustaw wyszedł do zony.

Zyskind obszedł pozostałe baraki, w których przebywali głodujący Polacy i


zaprowadził ich do biura naczelnika obozu, Samsonowa. Naczelnik przyjmował ich
kolejno. Na jego pytania odpowiadali zgodnie, że żądają zwolnienia z obozu na
mocy amnestii i jako obywatele zaprzyjaźnionego państwa nie podlegają prawu
sowieckiemu. Pierwsze przesłuchanie zakończyło się. Około dziewiątej buntownicy
zostali zaprowadzeni do izolatora. Dopiero wieczorem Gustaw odczuł głód.
Następnego dnia uczucie głodu ustąpiło i młodzieniec zaczął odczuwać samotność.
Przez chwilę rozmawiał ze współwięźniami z sąsiednich cel. Od Gorbatowa
dowiedział się, że w kolejnej celi siedzą trzy siostry zakonne, które pewnego dnia
odmówiły wyjścia z zony, nie chcąc służyć Szatanowi.

Nieoczekiwanie zjawił się Zyskind, przynosząc porcję chleba. Od tej pory więzień
każdego dnia przynosił porcję chleba i kładł ją na pryczy. Wieczorem do celi
Gustawa został wepchnięty jakiś człowiek, który zaczął łapczywie jeść swoją porcję
posiłku. Buntownik poczuł osłabienie. Więzień spędził w celi pięć dni, lecz Gustaw
nie zamienił z nim nawet jednego słowa. Czwartego dnia głodówki Gustaw był tak
osłabiony, że prawie cały czas leżał bez ruchu na pryczy. Zatracił całkowicie
poczucie rzeczywistości. Około południa w drzwiach stanął oficer NKWD. Zza jego
pleców zaglądał do celi Samsonow. Dygnitarz zapytał Gustawa o nazwisko,
dotykając przy tym pochwy pistoletu. Po chwili spytał, czy przerwie głodówkę.
Młodzieniec wykrzyknął, że nie i opadł na pryczę. Jak przez sen słyszał słowa o
trybunale wojskowym. Po jakimś czasie usłyszał od T., że pani Z. zemdlała i została
zabrana do szpitala. szła pozostała czwórka Polaków i zaczęli łamać się
przechowywanym na tę okazję chlebem. Pani Z. ofiarowała każdemu z nich
wyhaftowaną chusteczkę. Później zasiedli do wigilijnej kolacji, która składała się z
kawałka chleba i kubka wrzątku. Pochylali się nad stołem, płacząc z tęsknoty za
ojczyzną. B., oficer rezerwy wojsk polskich, opowiedział historię swojego
aresztowania i śledztwa.
Opowiadanie B.
B. 22 czerwca, po wybuchu wojny rosyjsko-niemieckiej nie mógł zasnąć, rozmyślając
o zmianach, jakie mogły nastąpić. Nad ranem został obudzony przez zastępcę
Samsonowa, który kazał mu się szybko ubierać. W kancelarii NKWD czekała na
niego Strumina w towarzystwie dwóch uzbrojonych żołnierzy. B. podsunięto do
podpisania akt oskarżenia, z którego wynikało, że posądzają go o powtórną zdradę
Związku Sowieckiego. Pomimo nacisku, nie podpisał. Został więc odprowadzony do
centralnego izolatora. Po godzinie do celi wprowadzono pięciu więźniów z Jercewa,
którzy przypuszczali, że zostaną rozstrzelani. Do rana w celi znalazło się dwudziestu
dwóch więźniów, przewiezionych z innych łagpunktów. Rozpoczęły się śledztwa,
trwające wiele dni. Więźniów przesłuchiwano w nocy, wracali nad ranem pobici i
roztrzęsieni. Zmuszano ich do fikcyjnych zeznań i podpisywania gotowych
protokołów.

W końcu przyszła kolej B. W nocy zawieziono go do siedziby NKWD i oficer zaczął


przeglądać dokumenty z poprzedniego śledztwa. Po przesłuchaniu dano mu do
podpisania gotowy dokument, w którym został oskarżony o bycie urzędnikiem w
burżuazyjno-kapitalistycznej Polsce i zdradę Związku Sowieckiego poprzez
opowiadanie współwięźniom o życiu na Zachodzie. Kiedy nie podpisał aktu, sędzia
zaczął go bić. Następnie został zaprowadzony na wartownię, gdzie nie pozwalano
mu zasnąć. Po kilku godzinach odbyło się kolejne przesłuchanie, które trwało do
rana. Po dwóch tygodniach został ponownie wezwany do podpisania protokołu i
ponownie nie zgodził się z zarzutami.

Po paru dniach rozpoczęły się rozprawy sądowe. Osoby z wyrokami były


przenoszone do innej celi. Po jakimś czasie B. został sam. Pewnej nocy skazani na
śmierć zostali wywleczeni z sąsiedniej celi i rozstrzelani. Upłynęło kilka tygodni.
Jakiejś nocy B. został zapędzony do sali sądowej, gdzie usłyszał, że na podstawie
umowy rządu polskiego z rządem sowieckim nie będzie sądzony. Było to 29
sierpnia. Dopiero później uświadomił sobie, że podczas jego pobytu w izolatorze
zaszły jakieś zmiany. W pierwszych dniach września został przewieziony do Drugiej
Aleksiejewki, gdzie został skierowany do zony izolacyjnej. Po dwóch tygodniach
udało mu się uzyskać przeniesienie do wolnej zony. Zamieszkał tam w baraku, gdzie
siedzieli wyłącznie Polacy. Pewnego dnia Polacy postanowili nie wychodzić do
pracy, żądając zwolnienia z obozu zgodnie z amnestią. Soroka wysłał wszystkich do
Kruglicy. Jedynie B. przesłano z etapem do Jercewa, do którego wracał jak do domu.

W styczniu Gustaw zaczął ponownie puchnąć i całe dnie spędzał, leżąc na pryczy.
Przez cały czas wspominał czasy, kiedy wracał do domu ze stancji w Kieleckiem.
Wydawało mu się, że zagląda przez okno do kuchni i widzi ojca, siostry, brata z żoną
i jej córką, siedzących przy stole. Kiedy pukał w szybę, budził się, płacząc.
Życie w Trupiarni toczyło się zwykłym trybem, burzonym niekiedy przez
nieoczekiwane wydarzenia. Któregoś wieczoru stary „kołchoźnik” przepowiedział
koniec wszystkich cierpień i nadejście Chrystusa, a potem rzucił się w ogień. Innego
dnia Sadowski zaczął wykrzykiwać jakieś nazwiska i skazywać wyimaginowanych
ludzi na rozstrzelanie. Było to w ostatnich dniach pobytu Gustawa w Trupiarni.

Ural 1942
W dniu 19 stycznia 1942 roku podoficer Trzeciego Oddziału przypomniał sobie o
istnieniu Gustawa. Następnego dnia rano młodzieniec pożegnał się z Dimką i panią
Olgą. Iwanow poprosił go, aby na wolności przesłał kartkę jego rodzinie. Za zoną
ruszył do Drugiego Oddziału, gdzie miał odebrać dokumenty. Tam pokazano mu spis
miejscowości, w których miał prawo przebywać. Pierwszą noc na wolności spędził
na stacji w Jercewie, czekając na pociąg do Wołogdy. Zamierzał przyłączyć się do
wojsk polskich, choć ostrzeżono go, że mógł jedynie dotrzeć do Uralu. Na dworcu w
Wołogdzie spotkał kilkuset więźniów, których objęła amnestia. Spędził tam cztery
dni. O świcie wypędzano wszystkich na żebry do miasta. Gustaw dostawał jedzenie
od staruszki, która około południa zapraszała go do kuchni i częstowała kawałkiem
chleba i wywarem z liści.

Pewnego dnia znalazł Ludowy Komisariat Wojny, lecz kapitan nie chciał
odpowiedzieć, gdzie tworzy się armia polska. Piątego dnia opuścił miasto, lecz
konduktor wysadził go na maleńkiej stacyjce Buj. Rankiem wybrał się na zwiedzanie
miasteczka. Po powrocie na dworzec, zawiadowca zaproponował mu wyładowanie
wagonu podkładów za talerz zupy i kilogram chleba. Gustaw, który wcześniej zjadł
kawałek chleba wygrzebany ze śmietnika, zażądał miejsca w pociągu do
Swierdłowska. Po północy siedział na korytarzu wagonu, jadąc do wybranej przez
siebie miejscowości.

Po jakimś czasie nieznajoma kobieta zaprosiła go do wagonu. Do końca trasy


ukrywała go w przedziale i dzieliła się z nim jedzeniem. 30 stycznia dojechał do
Swierdłowska. Natychmiast poczuł też ochotę do pisania i za parę kopiejek kupił
notes z ołówkiem, w którym zapisywał swoje obserwacje. Zamieszkał na dworcu z
garstką Polaków, którzy uświadomili mu, że nikt tu nie słyszał o armii polskiej. Po
południu udał się na poszukiwania rodziny Krugłowów, krewnych jednego z
więźniów z łagpunktu Ostrownoje. Wkrótce odnalazł mieszkanie i został w radością
powitany przez córkę generała. Został zaproszony na kolację, którą zjadł wzruszony
przyjaznym traktowaniem. Po posiłku poprosił Krugłową o nocleg, lecz kobieta
odparła, że nie może służyć mu pomocą, ponieważ od aresztowania męża jej
rodzina jest szykanowana przez NKWD. Gustaw wrócił więc na dworzec.

Piątego dnia pobytu w mieście poznał młodą Gruzinkę, Fatimę Sobolewą, która
wracała z odwiedzin u męża, oficera pułku artylerii. Bardzo szybko zaprzyjaźnili się
ze sobą i dziewczyna namawiała Gustawa, aby pojechał z nią do Magnitogorska.
Po kilku dniach wyjechała. Nazajutrz na dworcu swierdłowskim pojawił się oficer
polski, od którego dowiedzieli się, że najbliższa misja wojskowa armii polskiej
mieści się w Czelabińsku. W Czelabińsku grupa Polaków, w tym również znajomi
Gustawa z obozu, odnalazła w hotelu „Ural” szefa polskiej misji wojskowej. Kapitan
obiecał, że postara się o dokumenty, które ułatwią podróż do Kazachstanu. W
pierwszych dniach lutego wyruszyli pociągiem z Czelabińska i 9 marca dotarli do
Ługowoje. 12 marca Gustaw został przyjęty do dziesiątego pułku artylerii lekkiej.
Pierwszym człowiekiem, jakiego spotkał w miasteczku, był kapitan K., któremu
pomagał w więzieniu witebskim. Dywizja, złożona z najpóźniej zwolnionych
więźniów, została wyewakuowana z Rosji do Persji. 2 kwietnia Gustaw znalazł się
poza krajem, w którym „można zwątpić w człowieka i sens walki o to, aby mu było
lepiej na ziemi”.

Epilog: upadek Paryża


O upadku Paryża więźniowie dowiedzieli się w Witebsku od więźnia, którego
wepchnięto do ich celi w czerwcu 1940 roku. W celi zapanowało milczenie,
spowodowane nieufnością i świadomością, że mógł być to szpieg. Nieznajomy
spojrzał na nich i wyszeptał, że Paryż upadł. Jeńcy zrozumieli, że nie mają już na co
czekać. Nowy więzień powtórzył wiadomość i zaczął płakać. W ciągu paru tygodni
Gustaw zawarł z nim bliższą znajomość.

W czerwcu 1945 roku spotkali się ponownie w Rzymie. Gustaw pracował tam w
redakcji pisma wojskowego. Dopiero wówczas usłyszał dalsze dzieje znajomego. Z
więzienia w Witebsku został zabrany w miesiąc po Gustawie i odesłany do obozu
nad Peczorą. Po wybuchu wojny niemiecko-rosyjskiej amnestia ominęła go,
ponieważ z pochodzenia był Żydem. W styczniu 1942 roku został dziesiętnikiem w
brygadzie budowlanej. W 1944 przedterminowo zwolniono go z więzienia i
wcielono do Armii Czerwonej. Został ranny w bitwie pod Budapesztem i odesłany
do jednostki polskiej, z którą dotarł do Warszawy. Następnie uciekł do Włoch.
Wyznał, że po powrocie do Polski nie znalazł nikogo z bliskich. Szukał też kogoś, kto
przeżył sowieckie więzienie, by usłyszeć tylko jedno słowo: rozumiem. Przyznał się,
że w obozie został zmuszony do złożenia donosu na czterech Niemców, pracujących
w jego brygadzie. Musiał dokonać wyboru między powrotem do pracy w lesie, a
śmiercią niewinnych ludzi i wybrał swoje dobro. Gustaw wysłuchał go w milczeniu,
ogarnięty falą wspomnień. Nie mógł wymówić oczekiwanego przez dawnego
współtowarzysza niedoli słowa. Podszedł do okna, a mężczyzna wyszedł z pokoju
hotelowego. Miesiąc temu skończyła się wojna, miasta były wolne. Znajomy z
Witebska zniknął po chwili w tłumie ludzi.
Geneza
W marcu 1940 roku Gustaw Herling-Grudziński został aresztowany przez
NKWD podczas próby przedostania się przez granicę rosyjsko-litewską.
Po kilkumiesięcznych przesłuchaniach i śledztwie oskarżono go o
szpiegostwo na rzecz niemieckiego wywiadu. Miał o tym świadczyć
pierwszy człon jego nazwiska, brzmiący jak niemieckie „Gerling” oraz
buty oficerskie. Od czerwca do listopada 1940 roku przebywał kolejno w
więzieniach w Witebsku, Leningradzie i Wołogdzie, skąd został
przewieziony do obozu pracy w Jercewie, gdzie miał odbyć pięcioletni
wyrok. W styczniu 1942 roku otrzymał wymuszone głodówką zwolnienie
na podstawie amnestii Polaków, uwzględnionej w pakcie Sikorski-Majski.

Z doświadczeń i obserwacji cierpienia fizycznego i psychicznego,


rozpaczy, nędzy i poniżenia, wyniesionych z pobytu w łagrze, narodził się
„Inny świat” – książka, nad którą Grudziński pracował od lipca 1949 roku
do lipca 1950, w Rugby i Londynie pod roboczym tytułem „Martwi za
życia”. Pierwsze fragmenty utworu drukowane były w londyńskim
tygodniku „Wiadomości”. Wydanie osobne ukazało się w języku
angielskim w 1951 roku, w tłumaczeniu Andrzeja Ciołkosza. Powieść
zyskała szybko uznanie czytelników oraz krytyki literackiej i
przetłumaczono ją na wiele języków: szwedzki, niemiecki, włoski,
hiszpański, japoński, chiński i arabski. Wydanie polskie ukazało się
najpierw w Londynie, nakładem wydawnictwa „Gryf” w 1953 roku, a
następnie w Paryżu w 1965 roku z podtytułem „Zapiski sowieckie”. W
Polsce przez wiele lat „Inny świat” wydawany był w „drugim obiegu”, w
niskich nakładach. Poza cenzurą ukazało się w 1980 roku, a wydanie
oficjalne pojawiło się w 1989.
W rozmowie z Włodzimierzem Boleckim Heling-Grudziński wyjaśnił
przyczyny powstania utworu: (…) jako dwudziestoletni chłopiec
znalazłem się w samym środku totalitarnego wieku i w łagrze sowieckim
uczyłem się, na czym polega w praktyce ta „nowa moralność”, którą
postanowili wprowadzić w życie ideolodzy totalitaryzmu. Uczyłem się
więc na własnej skórze, jakie są zasady, podstępy i zasadzki zastawiane
przez totalitaryzm na człowieka – i jakie wynikają z niego zagrożenia dla
naszego człowieczeństwa. Wyszedłem z łagru sowieckiego na tyle cały,
że mogłem odnaleźć się w wolnym świecie i napisać tę książkę, ale
wyszedłem tylko dlatego, że sprzyjały mi okoliczności wielkiej polityki.
(…) Przed uwolnieniem znajdowałem się najdosłowniej w przededniu
śmierci: leżałem z baraku zwanym Trupiarnią, byłem „dochodiagą”, czyli
człowiekiem, który dochodzi już do kresu swego życia. W wieku
dwudziestu lat nieczęsto zdarza się spojrzeć nie tylko śmierci w oczy, ale
zajrzeć w jądro ciemności całego stulecia. Ja z taką świadomością
wyszedłem z obozu, cały czas o wszystkim pamiętałem i od pierwszej
chwili, gdy się znalazłem w wojsku generała Andersa, chciałem o tym
napisać książkę. Zacząłem ją pisać w Anglii w 1949 roku i ukończyłem w
roku następnym. To doświadczenie, które w niej przedstawiłem, ciąży
nade mną do dzisiaj. Chciałbym, żeby ludzie młodzi, którzy mają tyle lat,
ile ja miałem, gdy zetknąłem się w łagrze z „innym światem” komunizmu,
zrozumieli to, o czym Hannah Arendt pisze w książce „Korzenie
totalitaryzmu” – nie jesteśmy zabezpieczeni przed powtórzeniem się
totalitarnych potworności. Dla autora „Inny świat” miał głębsze
znaczenie – Grudziński uważał dzieło za swój „zasadniczy argument na
rzecz tezy, którą od dawna głosił, że wiek XX jest wiekiem przeklętym –
wiekiem ideologii totalitaryzmu”, zgadzając się z krytykiem Paulo Milano,
który określił utwór niemieckim terminem „Bildungstoman” – książki o
inicjacji dwudziestoletniego człowieka w totalitaryzm XX wieku.

Problematyka moralna
Według teorii marksistów nie istnieją żadne absolutne normy moralne, a
zachowanie człowieka jest uzależnione od warunków, w jakich żyje. To
twierdzenie odzwierciedla utwór Gustawa Herlinga-Grudzińskiego „Inny
świat”.

Obóz sowiecki został ukazany jako system, utrzymujący więźniów tuż


poniżej granicy człowieczeństwa. Wszelkie zasady, dzięki którym ludzie
funkcjonują w społeczeństwie na wolności, zostały tu całkowicie
zredukowane do jednej, nadrzędnej wartości – przeżyć za wszelką cenę,
nawet kosztem drugiego człowieka. Więźniowie, przyzwyczajeni do
powszechności śmierci, stali się na nią obojętni. Życie w obozie
podporządkowane zostało pracy i pragnieniu zaspokojenia głodu.
Skazańcy zostali przedmiotowo przyporządkowani do jednego z trzech
„kotłów”, a ich norma żywieniowa uzależniona była od wydajności całej
brygady.

Pozbawione wszelkich zasad moralnych były rządy „urków”, którzy bez


skrupułów dobijali więźniów i gwałcili kobiety. Współwięzień z czasem
stawał się przedmiotem nienawiści, pogardy i obrzydzenia. Skazańcy nie
potrafili odczuwać współczucia i litości dla słabszych, uważając, że
obniżają normę brygady i jedzą „cudzy chleb”, nie pracując. W obozie
następował całkowity rozpad stosunków międzyludzkich. Człowiek
stawał się przede wszystkim towarem jako siła robocza i obiekt do
zaspokojenia fizycznego pożądania. Kontakty między skazańcami
ograniczały się głównie do pozyskiwania informacji, które później można
było wykorzystać w donosach.

W skrajnych przypadkach normy moralne były redukowane do odruchów


czysto biologicznych. Ludzie całkowicie tracili godność, aby choć na
chwilę zaspokoić uczucie głodu – wydzierali jedzenie z rąk
współtowarzyszy niedoli, żebrali o nie, grzebali w śmietnikach. Za
kawałek chleba można było wszystko kupić i sprzedać. Pod tym
względem obóz był „innym światem”, w którym obowiązywały
całkowicie odmienne normy zachowania, a człowiek, godząc się na taki
stan rzeczy, osiągał dno upodlenia. Nie było tu miejsca na miłość,
przyjaźń, własną godność.

Do tych nieludzkich warunków trafiali również i tacy więźniowie, którzy


podejmowali żmudną walkę o zachowanie resztek człowieczeństwa.
Niektórzy wbrew wszystkiemu starali się podtrzymać związki rodzinne
(Pamfiłow), szukali miłości (Marusia), zawierali przyjaźnie (Gustaw i
Dimka). Inni usiłowali zachować w sobie odruch współczucia, dzielili się
jedzeniem, szli za kogoś bliskiego na etap. Sposobem na powstrzymanie
ostatecznego upadku moralnego była wiara w Boga, modlitwa i
symboliczne obcowanie ze sztuką podczas przedstawień. Szacunek
budziły takie uczucia, jak wierność i szczera miłość. Rosjanie tęsknili za
ojczyzną, z której zostali wyklęci, a Polacy podjęli walkę o swoje prawa.
Obóz nie do końca odzierał z ludzkich uczuć, o czym świadczy reakcja
Gustawa na prośbę dawnego towarzysza z więzienia. Po kilku latach
wolności nie potrafił on znaleźć usprawiedliwienia dla donosiciela, który
wybrał własne dobro, poświęcając życie innych współwięźniów.

Więźniowie przyjmowali różne postawy. Niektórzy osiągali dno


człowieczeństwa, inni walczyli o zachowanie resztek człowieczeństwa za
wszelką cenę. Dla nich świadomość, że podstawowe wartości moralne są
kruche i łatwo je złamać, była szansą na ocalenie w sobie ważnych zasad.
Ci, którzy poddali się upadkowi, odczuwali bolesną pustkę, odrazę i
obcość wobec samego siebie. „Inny świat” ukazuje walkę człowieka o
własne „ja” i próby ucieczki przed utratą godności.

Sens epilogu
Zakończenie „Innego świata” wzbudziło wiele sprzecznych opinii i kontrowersji
wśród czytelników. Niektórzy zarzucali Grudzińskiemu, że epilog był zbyteczny, inni
nie rozumieli jego postępowania – człowieka, który przeżył obóz i nie potrafił
okazać zrozumienia innemu więźniowi sowieckiego reżimu. Przyczyny swojego
postępowania pisarz wyjaśnił w rozmowie z Włodzimierzem Boleckim:

(…) krytyka zakończenia „Innego świata” jest jakąś potworną, niezrozumiałą dla

mnie banalizacją. Przecież w tym zakończeniu pokazuję różnicę między niewolą a

wolnością, o czym zresztą wcześniej piszę wprost. Jaśniej chyba tego powiedzieć

już nie można. Reguły wolności są po prostu niż reguły niewoli, a ja w zakończeniu

„Innego świata” opowiadam, że odmawiam przyjęcia reguł niewoli, gdy już jestem

na wolności. Wykładając rzecz wprost: gdybym w łagrze dowiedział się, co zrobił

ten więzień, i gdyby w łagrze poprosił mnie o słowo „rozumiem”, to być może

wypowiedziałbym to słowo. Nie dlatego, żebym go zrozumiał i zaakceptował, lecz

dlatego, że w tamtym miejscu, w tym innym świecie, po prostu „przełknąłbym”

jego prośbę. Natomiast na wolności, gdzie żyłem już normalnymi ludzkimi

uczuciami, miłością, przyjaźnią, gdzie świat opierał się na normalnych

wartościach, na rozróżnianiu zła i dobra, kłamstwa i prawdy, nie mogłem

wypowiedzieć słowa, o które mnie prosił. Po prostu nie byłem w stanie tego

zrobić. Ale nie z niechęci, bo przecież lubiłem tego człowieka, a w więzieniu w

Grodnie przyjaźniłem się z nim nawet bardzo serdecznie. Nie mogłem tego zrobić,

ponieważ wydawało mi się to zdradą zasad świata, do którego powróciłem. Nie

mogłem więc stosować się do zasad „innego świata”, skoro żyłem już w świecie

wolnym. Moja postawa w zakończeniu tej książki jest po prostu obroną sensu

świata wolnego.

Znaczenie tytułu
Tytuł utworu Gustaw Herling-Grudziński zaczerpnął z książki Fiodora
Dostojewskiego: „Zapiski z martwego domu”, którą czytał, przebywając
w sowieckim obozie i która wywarła ogromny wpływ na jego
przemyślenia o sytuacji, w której się znalazł. Lekturę dzieła określił jako
zmartwychwstanie. Z „Zapisków z martwego domu” pochodzi również
motto, którym Grudziński opatrzył swoją powieść, a które w pełni oddaje
metaforyczny sens tytułu „Innego świata”:

To otwierał się inny, odrębny świat, do niczego niepodobny; tu


panowały inne, odrębne prawa, inne obyczaje, inne nawyki i odruchy;
tu trwał martwy za życia dom, a w nim życie jak nigdzie i ludzie
niezwykli. Ten oto zapomniany zakątek zamierzam tu opisać.

Obóz pracy był dla pisarza takim właśnie „innym światem” – światem, w
którym obowiązywał swoisty kodeks moralny, inna obyczajowość, inne
zwyczaje niż w świecie ludzi wolnych. Był to świat, w którym każdy dzień
był walką o przetrwanie, w którym należało skupiać się wyłącznie na
sobie, walcząc jednocześnie o zachowanie w sobie choć odrobiny
człowieczeństwa, by uchronić się od całkowitego upadku. „Innym
światem” dla Grudzińskiego była także komunistyczna Rosja – kraj, w
którym było „można zwątpić w człowieka i sens walki o to, aby mu było
lepiej na ziemi”.

Czas i miejsce akcji


Akcja „Innego świata” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego obejmuje pięć lat
– rozpoczyna się w ostatnich dniach lata 1940 roku, a kończy w czerwcu
1945. Akcja właściwa trwa dwa lata, w czasie których główny bohater
utworu, Gustaw, odbywa wyrok w sowieckim obozie pracy przymusowej.
Epilog dzieła przenosi akcję do roku 1945. Fabuła obejmuje także lata
trzydzieste XX wieku, do których odwołują się często losy bohaterów,
przybliżone przez narratora.

Akcja „Innego świata” rozpoczyna się w więzieniu w Witebsku, gdzie


Gustaw przebywa, oczekując na transport do obozu, a następnie w
więzieniu w Leningradzie oraz w Wołogdzie, skąd zostaje przewieziony
do Jercewa koło Archangielska. W rozdziale „Ural 1942” narrator
wymienia szereg miejscowości, w których przebywał, podróżując przez
Rosję w poszukiwaniu jednostki wojska polskiego: Buj, Swierdłowsko,
Czelabińsk, Ługowoje. Wspomina również miejscowość Pahlevi w Persji,
dokąd został ewakuowany z polską dywizją. Z kolei akcja epilogu
rozgrywa się w Rzymie, w hotelu na rogu ulic Tritone i Corso Umberto.

Historia obozu w Jercewie


Obóz w Jercewie został założony w roku 1937 koło Archangielska. W
dziewiczym lesie, niedaleko stacji zostało wtedy wysadzonych 600
więźniów. Ich zadaniem było zbudowanie obozu, który miał być zakładem
przemysłowym. Więźniowie pracowali w strasznych warunkach, przy
mrozie dochodzącym do 40 stopni. Dostawali głodowe racje
żywnościowe, mieszkali w wybudowanych przez siebie szałasach.
Stworzyli oni podwaliny obozu.

W 1940 roku, w czasie, gdy do obozu trafił Grudziński, w obozach


kargopolskich żyło ok. 30 tysięcy więźniów. Byli oni rozmieszczeni w
obozach rozrzuconych w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Podobno
w Jercewie regulamin obozu był przestrzegany najbardziej
rygorystycznie, ale za to warunki życia więźniów były najlepsze. To
właśnie w obozie w Jercewie rozgrywa się akcja książki Grudzińskiego.

Kategorie więźniów i układy w łagrze


W obozie w Jercewie między więźniami ukształtowała się swoista hierarchia.
Mimo wspólnej niedoli, która powinna integrować ludzi, wytworzyły się
pewne grupy więźniów, ułożone w specyficzny sposób w hierarchii. Wszyscy
więźniowie uznawali ten podział. Grupy te to:

1.Polityczni (biełoruczki) – osoby skazane za przestępstwa polityczne, będące


na najgorszej pozycji. Strażnicy stosowali w stosunku do nich najgorsze kary.

2.Bytownicy – przestępcy pospolici, znajdujący się w lepszej sytuacji niż


„polityczni”

3.Urkowie – wielokrotni recydywiści, którzy sprawowali władzę w obozie.


Wymierzali kary współwięźniom, mieli wiele przywilejów; do najbardziej
znanych należało prawo „pierwszej nocy” z kobietami, które przyjechały
dopiero do łagru. Urkowie organizowali też tzw. „nocne łowy” – nocne
polowania na kobiety, podczas których były one przez nich gwałcone. Urkowie
mieli też zwyczaj gry o cudze rzeczy innych więźniów, a nawet o ich życie.

4.Iteerowcy – więźniowie pracujący w administracji obozowej. Otrzymywali


dodatkowe racje żywnościowe i mieli większe przywileje z racji na
sprawowaną funkcję. Często donosili na innych więźniów
5.Nacmani – osobna grupa więźniów. Byli to Uzbecy, Turkmeni, Kirgizi, którzy
bardzo tęsknili za swoimi krajami ojczystymi i zazwyczaj szybko umierali na
kurzą ślepotę.

6.Kurzy ślepcy – osoby chore na tzw. kurzą ślepotę, chorobę, która z powodu
braku witaminy A w organizmie powodowała utratę zdolności widzenia. Kurzy
ślepcy byli traktowani jako prawie najgorsza grupa więźniów, ponieważ
zawadzali innym – nie tylko gorzej pracowali, ale tamowali ruch. Często
spotykali się z wrogością ze strony współwięźniów, nikt im nie pomagał.

7.Ludzie z „trupiarni” – trafiali tam chorzy na „pyłagrę”, szkorbut, chorzy


psychicznie. Dzielili się na dwie grupę: słabosiłkę – ludzi, którzy mieli jeszcze
szanse wrócić do pracy w obozie, dostawali dodatkową porcję żywności.
Grupa „aktirowki” dostawała głodowe racje żywnościowe i była właściwie
skazana na śmierć.

Praca
Obozy kargopolskie traktowano jak przedsiębiorstwa, które miały przynosić zyski. Zyski te
osiągano jednak kosztem zdrowia i życia więźniów, którzy wyrabiali ponad 100 proc.
normy. „W roku 1940 Jercewo było już dużym centrum kargopolskiego ośrodka przemysłu
drzewnego” – wspomina Herling-Grudziński.

Więźniów traktowano jako najtańszą siłę roboczą, niewolników. Świadczy o tym np. to, jak
badano ich przed podjęciem przez nich pracy. Grudziński tak to opisuje: “badanie lekarskie
zaszczycał bowiem niekiedy swą obecnością naczelnik oddziału jercewskiego, Samsonow, i
z uśmiechem zadowolenia dotykał bicepsów, ramion i pleców nowo przybyłych więźniów”.
Ta scena do złudzenia przypomina scenę z handlu niewolnikami, traktowanie ciała
więźniów jako towaru, który ma przynieść konkretne korzyści materialne.

Obóz w Jercewie był podobny do dobrze zorganizowanej fabryki. Obowiązywały tam


normy produkcyjne, ściśle określony czas pracy, pracownicy byli podzieleni na brygady.
Pełno było biurokracji, a najlepiej pracujących robotników (tzw. stachanowców)
nagradzano umieszczeniem ich na specjalnej liście. Zależnie od efektywności pracy dany
robotnik był przydzielany do któregoś z trzech kotłów. Powodowało to, że więźniowie
starali się więcej pracować, żeby móc więcej jeść. Było to jednak złudne, bo normy były
zawyżone. Trudno było wypracować 100% normy, a co dopiero mówić o 125% i więcej…
Powodem tego były drobne oszustwa, których dopuszczali się więźniowie, aby zawyżyć
normę.

Podstawowym zadaniem więźniów była praca przy wyrębie lasu. Więźniów, którzy
oddawali się temu zajęciu, nazywano „lesorubami”. Innymi zajęciami były: praca w
tartaku, przy budowie dróg, w stacji pomp, elektrowni, przy wyładowaniu żywności.

Wszyscy więźniowie pracowali po 12-13 godzin na dobę. Wstawali o 5.30. Najcięższa była
praca „lesorubów”, którzy pracowali w głębokim lesie, oddalonym 6-7 km od obozu, przy
40-stopniowym mrozie.

Praca więźniów służyła jednak nie tylko wytwarzaniu konkretnych materiałów dla
obozowego „przedsiębiorstwa”. Była także sposobem na wyniszczanie więźniów, fizyczne i
psychiczne, na poniżanie ich, łamanie ich psychiki. Połączona z głodowymi racjami
żywnościowymi była rodzajem tortur, których celem było otępienie człowieka,
pozbawienie go godności, uczynienie go narzędziem wytwórczym. Praca była także
sposobem na stopniowe mordowanie więźniów. Określenie „przejść przez las” odpowiada
używanemu w obozach hitlerowskich „przepuścić przez komin”. Więźniów niewygodnych,
takich, których chciano się pozbyć, wysyłano do lasu na pewną śmierć.

Praca miała jednak dla więźniów także pozytywny wymiar – paradoksalnie stanowiła
potwierdzenie istnienia. Człowiek, który pracował, mógł mieć jakiś cel życia w obozie. Ci,
którzy w trupiarni byli w grupie aktirowki, dostawali głodowe racje żywnościowe i powoli
zbliżali się do śmierci. Praca była więc w obozie szansą na przeżycie.

‘’Obozowe zmory’’ – głód, choroby i śmierć


“Głód, głód... Potworne uczucie zamieniające się w końcu w abstrakcyjną
ideę, w majaki senne, podsycane coraz słabiej gorączką istnienia. Ciało
przypomina przegrzaną maszynę, pracującą na zwiększonych obrotach i
zmniejszonym paliwie, zwłaszcza gdy w okresach przesilenia zwiotczałe ręce i
nogi upodabniają się do starganych pasów transmisyjnych”, “Nie ma takiej
rzeczy, której by człowiek nie zrobił z głodu i z bólu” – pisze Grudziński.
Dlaczego głód był dla więźniów tak dotkliwy?

Racje żywnościowe były w obozie katastrofalnie małe. Każdy więzień


otrzymywał od 400 do 700 gramów chleba dziennie (zależnie od tego, do
którego kotła zostali przydzieleni) i dwie łyżki zupy. Więźniowie próbowali
zabić głód, pijąc wrzątek lub tzw. chwoję – wywar na igłach sosnowych, który
pomagał na awitaminozę. Zazwyczaj więźniowie posiłek zjadali od razu.

Więźniowie próbowali na różne sposoby zdobywać jedzenie. Zazwyczaj po


prostu kradli. Trudno było kraść od więźniów (zabraniały tego zresztą zasady
ustanowione przez urków), jedyną więc okazją na dodatkowe zdobycie
żywności były kradzieże z rozładowywanych wagonów. Chleb był swego
rodzaju „walutą” – można było za niego kupić np. usługi wróżbity lub
spowiedź od księdza.

Choroby były zjawiskiem powszechnym w obozie. Więźniowie zapadali na nie


głównie z powodu niedożywienia. Nieuleczalnie chorzy trafiali do „trupiarni”,
ale część z nich miała szczęście dostać się wcześniej do szpitala. Była to oaza
szczęścia w okrutnym świecie obozowym. Trafiali tam chorzy z temperaturą
powyżej 39 stopni. Dostawali leki na spadek gorączki, margarynę i cukier.
Spali w czystej pościeli. Z powodu tych dobrych – jak na obóz – warunków w
obozie często dochodziło do samookaleczeń.

Wszyscy więźniowie żyli w świadomości mogącej w każdej chwili nadejść


śmierci. Grudziński opisuje, że w nocy w obozie słychać było krzyki więźniów
– krzyki będące objawem lęku przed śmiercią, która mogła przyjść w każdej
chwili. Śmierć w obozie była anonimowa, nie wiadomo było, co robiono ze
zwłokami, więźniowie nie wiedzieli, czy ktokolwiek powiadamia o śmierci
rodziny.

Głód, choroby i śmierć przedstawił Grudziński na kartach swojej powieści z


niewyobrażalnym realizmem, bez upiększeń czy heroizacji bohaterów, którzy
przeżyli te tak straszne chwile w obozie.

Mechanizmy ideologicznej tresury


W obozie w Jercewie więźniowie byli katowani zarówno fizycznie, jak i
psychicznie. Celem działań władz obozowych było zezwierzęcenie
człowieka, uczynienie z niego marionetki, bezwolnej wobec systemu.
Starano się, aby więźniowie zapomnieli o przeszłości i nie myśleli w ten
sposób o przyszłości – aby nie myśleli o świecie poza obozem. Dążono do
tego, aby rozbić wewnętrznie więźnia, aby pozbawić go jego tożsamości,
człowieczeństwa – tak aby był on bezwolnym manekinem posłusznym
władzy.

Sposoby działania systemu oparte na terrorze opisuje Grudziński w


rozdziale „Ręka w ogniu”. Tortury fizyczne (bicie, katowanie) były tylko
środkiem pomocniczym, dodatkiem do tortur psychicznych, których
celem było złamanie człowieka. Podczas procesu wychodzono z
założenia, że człowiek jest winny, przypisywano mu absurdalną winę i
zmuszano do podpisania aktu oskarżenia.

Mechanizmy ideologicznej tresury przedstawione przez Grudzińskiego w


„Innym świecie” pokazują totalitarny cel zniewolenia umysłów ludzkich,
wykreowania rasy niewolników bezspornie posłusznych władzy.

Łagrowa rzeczywistość
Dzieło Gustawa Herlinga-Grudzińskiego opisuje życie w sowieckich
obozach koncentracyjnych. Autor utworu, będący więźniem obozu w
Jercewie, podjął próbę rekonstrukcji funkcjonowania łagru. „Inny świat”,
napisany z perspektywy naocznego świadka i uczestnika wydarzeń, ze
względu na podjętą tematykę można zaliczyć do najważniejszych
dokumentów epoki.

Obóz sowiecki został ukazany jako przedsiębiorstwo gospodarcze,


będące częścią produkcji państwa komunistycznego. Nastawiony był
przede wszystkim na zysk, a podstawową zasadą było maksymalne
eksploatowanie więźniów przy minimalnych racjach żywnościowych.
Skazańcy musieli wyrabiać odpowiednie normy, co jednocześnie
decydowało o przydzieleniu ich do określonego przepisami „kotła”.
Obowiązał system brygadowy, w którym więźniowie kontrolowali się
wzajemnie, by podnieść swoją wydajność. Praca, skrajnie wyczerpująca
niedożywionych ludzi, doprowadzała do wyeliminowania jednostek
najsłabszych, które kończyły swój żywot w „trupiarni”, żebrząc o
jedzenie w kuchni i u współtowarzyszy. Więźniowie nie otrzymywali
zapłaty, a praca służyła pokryciu kosztów utrzymania w obozie. Jedynym
sposobem na zregenerowanie sił był pobyt w szpitalu, gdzie chorych
„leczono” dodatkową porcją chleba i niewielkimi kawałkami margaryny.

Charakterystyczna była także obyczajowość obozowa. Wśród więźniów


prym wiedli „urkowie” – skazańcy pospolici, po kilkukrotnej recydywie.
Ich rządy obejmowały czas od zmierzchu do świtu. Dochodziło wówczas
do samosądów, brutalnego dobijania więźniów i polowań na kobiety,
które gwałcono. Funkcjonariusze obozowi traktowali skazańców zgodnie
z zasadą kat-ofiara. Więźniowie nie mieli żadnych praw, a ich wyroki
mogły zostać przedłużone bez podania konkretnych powodów.

Na porządku dziennym było donoszenie na współwięźniów,


przekupstwo, a wśród kobiet – prostytucja. Skazańcy, odarci z wszelkich
ludzkich uczuć, żyli wyłącznie pragnieniem zaspokojenia głodu. Praca,
brud, zimno i choroby wyniszczały nawet najbardziej odporne
organizmy. Ludzie zmuszeni byli do poszukiwania jedzenia na śmietnisku,
popadali w obłęd głodowy.
Niektórzy okaleczali własne ciała, aby na kilka dni trafić do szpitala,
gdzie mogli odpocząć w czystych łóżkach. Obóz przyczyniał się do
ostatecznego upadku moralnego człowieka, który nienawidził i gardził
współtowarzyszami niedoli. Obóz spełniał także rolę instytucji
„wychowawczej”, której głównym zadaniem było całkowite
przeobrażenie człowieka w osobę bezwolną wobec władzy i systemu.
Więźniowie poddawani byli różnorakim torturom, przede wszystkim
psychicznym. Żyli ze świadomością, że nikt z bliskich nie dowie się o ich
śmierci ani miejscu pochówku. Spotkania z rodziną poprzedzały
wieloletnie niekiedy starania, pisanie podań i listów. Bardzo często
dochodziło do rozpadu więzi rodzinnych – ci, którzy żyli na wolności byli
poniżani i pogardzani, ponieważ ich krewni odbywali wyroki.

Ważne wydarzenia w obozie, takie jak: widzenia z rodzinami,


„wychodnoj dień”, seanse filmowe oraz przedstawienia, stawały się
powodem udręki dla skazańców. Więźniowie nie mogli przekazywać
żadnych informacji bliskim, najczęściej stawali twarzą w twarz z zupełnie
już obcymi sobie osobami. Dzień odpoczynku zależał od wykonania
odpowiedniej normy produkcyjnej, co wymuszało konieczność
wydajniejszej pracy. Emitowane filmy wywoływały tęsknotę za wolnością
i normalnym życiem.

Nieodłącznym elementem życia w obozie był strach – strach przed


śmiercią, powolnym konaniem z głodu w „trupiarni” wśród obcych sobie
ludzi. Strach przed zapomnieniem przez rodzinę, głodem i bólem.
Więźniowie obawiali się współtowarzyszy, ponieważ każdy mógł okazać
się donosicielem. Strach był doskonałą metodą na utrzymanie porządku i
karności w obozie – zmieniał ludzi w bierną masę, podatną na rozkazy,
zobojętniałą, niezdolną do buntu.

Równie dominującą sferą życia więźniów było zaspokojenie głodu.


Jedzenie urastało do rangi bogactwa, stawało się środkiem płatniczym i
warunkowało życie. Jedynie ten, kto potrafił choć częściowo zaspokoić
głód, miał szansę na przetrwanie, gdyż dawało mu to siły do pracy.
Jedzenie stawało się głównym celem skazańców, hierarchizowało ich na
trzy „kotły”, co jednocześnie podwyższało lub obniżało ich wydajność.

Ludzie, koncentrujący się wyłącznie na zdobywaniu pokarmu,


egzystowali jedynie w sensie biologicznym, byli niczym zaszczute
zwierzęta.
Także praca była elementem wychowawczym, traktowanym przez
więźniów jako przymus, karę i obowiązek. Praca niszczyła godność
człowieka, zabijała go w sensie fizycznym i psychicznym. Miała ponadto
znaczenie w obozowej hierarchii społecznej – były zajęcia, o których
marzyli skazańcy, jak praca przy rozładunku, ułatwiająca zdobywanie
jedzenia. Praca ograniczała symboliczną wolność osobistą więźniów –
musieli oni rytm swojego życia w niewoli podporządkowywać temu
nadrzędnemu obowiązkowi. Obóz sowiecki był elementem zniewolenia
człowieka. Jego działanie i wpływ na skazańców opierało się na dwóch
głównych celach: ekonomicznym i „wychowawczym”. Więźniowie
stanowili tanią siłę roboczą dla państwa, byli maksymalnie
wykorzystywali do niewolniczej pracy. Wyrok, odbywany w nieludzkich
warunkach, przeobrażał ich w ludzi całkowicie akceptujących system,
bezwolnych wobec poleceń władzy i nie potrafiących już normalnie
funkcjonować na wolności. Obóz niszczył człowieka emocjonalnie i
fizycznie.

Człowiek wobec świata


Każdy człowiek żyje w świecie, którym rządzą zewnętrzne wobec niego
siły, nad którymi nie ma panowania. Przypadek, historia czy też biologia
są całkowicie niezależne. „Inny świat” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego
ukazuje różne postawy ludzi wobec naporu tych sił. Ich wpływ na życie
oraz mechanizmy obronne, jakie człowiek wytwarza, aby przetrwać w
trudnych dla niego warunkach.

Bohaterowie utworu Herlinga-Grudzińskiego przed aresztowaniami


prowadzili normalne życie, mieli rodziny i marzenia. Realizowali się
zawodowo, bronili własnych przekonań. Zderzenie z realiami śledztwa,
fałszywymi oskarżeniami, bezpodstawnymi wyrokami, a wreszcie z
życiem w obozie, sprawiło, że musieli odnaleźć się w warunkach, w
których każdy dzień był walką o własne przetrwanie. O aresztowaniu
mogło zadecydować dosłownie wszystko: pochodzenie, narodowość,
wyznanie, poglądy polityczne, przeszłość, a nawet tak absurdalne
sytuacje, jak strzelanie do portretu Stalina czy zbyt ekspresyjne
odtwarzanie roli w filmie.

Władze sowieckie nie uznawały żadnych granic moralnych, a oskarżony,


udręczony wielogodzinnymi przesłuchaniami, torturami psychicznymi i
fizycznymi, podpisywał w końcu sfabrykowany akt oskarżenia. Potem
czekał go transport do obozu i egzystencja w nieludzkich warunkach.
Życie w obozie, w odizolowanej od normalnego świata zonie, zmieniało
każdego.

Zamknięcie, wyczerpująca praca, nieustannie odczuwany głód, choroby,


wynikające ze złej higieny i niedożywienia, wewnętrzny strach przed
wszystkim i wszystkimi i wizja rychłej śmierci – to wszystko wywierało
piętno na psychice więźniów. Ci, którzy dopiero co przekroczyli bramy
obozu, starali się jeszcze zachować resztki godności i ludzkich uczuć.
Początkowo pomagali współwięźniom, dzielili się jedzeniem, okazywali
litość. Z czasem te uczucia zastępowała nienawiść i pogarda dla
towarzyszy niedoli, troska wyłącznie o swój byt. Człowiek bowiem,
sprowadzony do funkcji niewolnika, tracił wszystko – krewnych, poczucie
własnej niezależności i wartości. Był wyrzutkiem, który musiał zostać
poddany odpowiednim metodom wychowawczym, by na nowo stać się
członkiem społeczności sowieckiej.

Więźniowie, aby przeżyć, byli zmuszeni do wytworzenia swoistych


mechanizmów obronnych, które umożliwiały im przetrwanie w nowych
warunkach. Najprostszym sposobem było przystosowanie się do sytuacji,
w której się znaleźli. Tak, jak czynili to „urkowie”, wprowadzając własne
rządy w zonie. Główną zasadą było zachowanie milczenia, bierności i
akceptacja rzeczy, które budziłyby sprzeciw na wolności. Żaden więzień
nie zaprotestował, kiedy bito Gorcewa, który dawniej pastwił się nad
aresztowanymi podczas przesłuchań. Nikt nie sprzeciwiał się gwałtom na
kobietach czy też samosądom. Obóz rządził się własnymi, brutalnymi
prawami, które należało bezwzględnie przyjmować. Kobiety, będące
najłatwiejszym łupem, z czasem oddawały się prostytucji za kawałek
chleba. Zachodziły w ciążę ze świadomością, że w kilka tygodni po
porodzie władze odbiorą im dziecko, lecz odmienny stan zwalniał je na
kilka miesięcy od pracy i umożliwiał odpoczynek. Ludzie donosili na
swych współtowarzyszy i nie ufali sobie, ponieważ każdy mógł okazać się
donosicielem. Powszechne również było przekupstwo. Lata, spędzone w
obozie, niszczyły człowieka nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim
psychicznie. Ci, którzy zdołali się przystosować i przetrwać, po wyjściu
na wolność nie potrafili odnaleźć się w normalnym świecie i najczęściej
ponownie, tym razem dobrowolnie, zamykali się za drutami zony,
pracując w obozie.

Innym mechanizmem obronnym była ucieczka, nie w sensie dosłownym,


bo taka była niemożliwa, o czym świadczyła historia Rusto Korinena.
Więźniowie uciekali od prawdy, wierząc, że ich aresztowanie okaże się
wkrótce pomyłką systemu, która pewnego dnia zostanie naprawiona i
będą mogli wrócić do dawnego życia. Uciekali od obozowej
rzeczywistości, starając się zachować pozory moralnej egzystencji. Taką
namiastką normalności dla katolików było symboliczne obchodzenie
świąt Bożego Narodzenia. Skazańcy usiłowali również zachowywać
przyzwyczajenia z życia na wolności. Ludzie wykształceni prowadzili
dyskusje, grali w szachy. Chętnie uczestniczono w seansach filmowych i
przedstawieniach. Niekiedy przestrzegali zasad, które obowiązywały w
życiu na wolności, starając się zachowywać grzecznie i kulturalnie w
baraku „chudożestwiennoj samodiejatelnosti”. Pozory normalności
pozwalały więźniom przetrwać te trudne lata.

Jednostki najsłabsze poddawały się z czasem, uznając własną, w


rzeczywistości nieistniejącą, winę. Do takich ludzi należał „zabójca
Stalina”, który odbywał dziesięcioletni wyrok za strzelanie do portretu
przywódcy narodu sowieckiego. Skierowany do pracy w lesie, załamał się
psychicznie i fizycznie. W końcu uwierzył w to, że strzelał do samego
Stalina i przyjął na swe barki zbrodnię, której nigdy nie popełnił. Przez
długie lata pobytu w obozie starał się zrozumieć, za co został skazany.

Inni kończyli żywot w „trupiarni”, nie mając już sił, aby pracować i
bezwolnie poddawali się okrutnemu losowi. Byli też tacy, którzy nie
wytrzymywali głodu i popadali w obłęd. Poddanie się było również
mechanizmem obronnym przed przytłaczającą rzeczywistością.
Gustaw Herling-Grudziński w „Innym świecie” przedstawił zarówno tych,
którzy osiągnęli dno człowieczeństwa i tych, którzy do końca walczyli o
jego zachowanie. Ukazał metody przeciwstawiania się obojętnemu i
wrogiemu wobec ludzi świata. Jedyną obroną w tym niepoznawalnym
świecie jest nieustanna walka o dochowanie wierności podstawowym
wartościom moralnym nawet poświęcając swoje życie. Tylko ten, który
potrafi zachować granice człowieczeństwa, jest w stanie przeżyć godnie
nawet w najbardziej nieludzkich warunkach.

Ważne miejsca i instytucje w obozie


Pieresylny
Baza transportowa. Przebywali tam więźniowie transportowani do innych
łagpunktów.

Trupiarnia (kostnica)
Przebywali tu nieuleczalnie chorzy. W teorii służyła jako miejsce odpoczynku dla
więźniów – po to, aby po pobycie tutaj mogli oni wrócić do normalnej pracy. W
praktyce jednak była zazwyczaj ostatnim etapem przed śmiercią. Więźniowie w
trupiarni dzielili się na dwie grupy – „aktirowkę” i „słabosiłkę”. Ci pierwsi w ogóle
nie pracowali, drudzy byli przeznaczani do lżejszych robót. Więźniowie z
„aktirowki” nie wzbudzali współczucia innych więźniów, wręcz przeciwnie Mówili
oni o nich: “Barachło, śmiecie, darmo jedzą chleb”.

Izolator
Był to mały murowany domek otoczony drutami, w którym okna okienne były
zakratowane. Nie było w nich w ogóle szyb, w izolatorze panował więc piekielny
mróz, tym dotliwszy, że więzień tam przebywający nie miał nic do okrycia się w
nocy. Odsyłanie do izolatora było formą kary, jaką wymierzano więźniom.

Łaźnia
Miejsce, gdzie więźniowie kąpali się co trzy tygodnie. Przy okazji czyszczono wtedy
ich odzież, odwszawiając ją. Każdy więzień miał w łaźni do dyspozycji malutki
kawałek szarego mydła, jedno wiadro wody ciepłej i jedno zimnej.

Barak “chudożestwiennoj samodiejatelnosti”


Miejsce rozrywki. Zwano je potocznie „kawecze” (skrót od kulturalno-
wospitatielnoja czast`”). Normalnie znajdowała się tam biblioteka. W baraku
urządzano też przedstawienia, w które więźniowie bardzo się angażowali.

Szpital
Była to oaza szczęścia w okrutnym świecie obozowym. Trafiali tam chorzy z
temperaturą powyżej 39 stopni. Dostawali leki na spadek gorączki, margarynę i
cukier. Spali w czystej pościeli. Z powodu tych dobrych – jak na obóz – warunków w
obozie często dochodziło do samookaleczeń.

Dom Swidanij
Domem Swidanij nazywano skrzydło baraku, w którym więźniowie spędzali czas z
krewnymi, przybyłymi na widzenia. Dom ten znajdował się na pograniczu obozu i
świata wolnego. Zarówno więźniowie, jak i ich rodziny musieli wykazać wielki
heroizm, by w końcu uzyskać zgodę. Więźniowie spotykali się z bliskimi ostrzyżeni,
umyci, czysto ubrani i mieli surowy zakaz mówienia o warunkach życia w obozie.
“Dom Swidanij” był – podobnie jak sami więźniowie – odpowiednio przygotowany:
był to czysty umeblowany pokój z firankami i czystą pościelą.

Grudziński wobec ,,moralności obozowej”


Grudziński w całej swojej książce, opisując historie wybranych osób,
podkreśla, że do rzeczywistości obozowej nie można przykładać
„normalnych” norm moralnych. Pisze: “Człowiek jest ludzki w ludzkich
warunkach. Uważam za upiorny nonsens naszych czasów próby sądzenia
go według uczynków, jakich dopuścił się w warunkach nieludzkich”.
Rzeczywiście, gdyby spojrzeć na rzeczywistość obozową normami
ogólnoludzkimi, to przedstawia się nam nieciekawy obraz: więźniowie
zezwierzęceni, perfidni, gotowi zabić dla kawałka chleba, brutalni,
nieliczący się z innymi.

Grudziński nie potępia jednak wszystkich więźniów. Przy każdej postaci


próbuje zrozumieć jej indywidualną historię i motywacje. Stara się przy
tym spełnić prośbę więźniów, którzy mówili: “Mów całą prawdę, jacyśmy
byli, mów, do czego nas doprowadzono”. Pokazuje więc nie tylko
przykłady upadku moralnego, ale także przykłady osób, które nie
poddały się i w okrutnych warunkach obozowych zdołały ocalić swoje
człowieczeństwo.

Przykładów takich znajdziemy w „Innym świecie” całkiem sporo.


Grudziński pokazuje, że w tak strasznych warunkach możliwa jest
prawdziwa miłość (Fidorowna i Jarosław R.), że niektórzy ludzie są
gotowi oddać życie za innych (tu przykład samego autora), że obsługa
szpitala miała serdeczny stosunek do chorych. Pokazuje więźniów, którzy
szukają namiastki wolności – czy to w Domu Swidanij, czy to patrząc w
fotografie swoich najbliższych (Kostylew). Przykładem heroicznej
postawy są siostry zakonne – męczenniczki za wiarę.

Ciekawie na tym tle wygląda końcowa scena „Epilogu”. Grudziński nie


usprawiedliwia współwięźnia, który przyszedł do niego oznajmiając, że
zdradził swoich towarzyszy. Dlaczego? Dlatego że uważa, że w stosunku
do człowieka żyjącego na wolności powinno się stosować inne normy
moralne niż w stosunku do człowieka „złagrowanego”.

Temat moralności, poruszany w „Innym świecie”, stanowi polemikę


Grudzińskiego z Tadeuszem Borowskim i jego „Pożegnaniem z Marią”.
Grudziński chciał pokazać, że totalitaryzm nie musi powodować w
ludziach rezygnacji z wszelkich wartości.

Dwa różne spojrzenia na świat obozów koncentracyjnych


Literatura XX wieku musiała zmierzyć się z problemem obozów
koncentracyjnych i II wojny światowej. Wielu twórców epoki starało się
zrozumieć, opisać i wyjaśnić, jak doszło do tego, że „ludzie ludziom
zgotowali ten los”. Także Tadeusz Borowski i Gustaw Herling-Grudziński
podjęli taką próbę – każdy inaczej i z innymi wnioskami końcowymi.

Wspólną cechą „Opowiadań” Borowskiego i „Innego świata” Herlinga-


Grudzińskiego jest fabuła, oparta na własnych doświadczeniach pisarzy.
Obaj byli więźniami obozów – Borowski w Auschwitz, a Grudziński – w
Jercewie. Obaj, przedstawiając realia obozowego życia, skupili się na
maksymalnym obiektywizmie i eliminowaniu własnych emocji. Ukazali
typowe dla obozów sytuacje: wyniszczającą psychicznie i fizycznie pracę,
wszechobecny głód, obojętność człowieka w obliczu śmierci,
bezwzględną likwidację najsłabszych jednostek poprzez selekcję oraz
łamanie osobowości więźniów.

Różnice w ukazywaniu obozowej rzeczywistości ujawniają się na


płaszczyźnie narracji, kreacji bohaterów, języka i świata
przedstawionego. Zarówno w „Opowiadaniach”, jak i w „Innym świecie”,
narrator jest jednocześnie uczestnikiem i świadkiem przedstawianych
zdarzeń, obserwującym życie w obozie od wewnątrz. Narrator
Borowskiego skupia się przede wszystkim na opisie całości – wyłącznie
tego, co zewnętrzne. Nie sugeruje żadnych wniosków i nie przybliża
swojego życia emocjonalnego. Narrator Herlinga-Grudzińskiego nie
ukrywa własnych przemyśleń, mówiąc o nich w sposób obiektywny.
Komentuje także pewne sytuacje i zjawiska.

Kreacja bohaterów „Opowiadań” opiera się głównie na behawioryzmie i


antypsychologizmie – Borowski nie ukazuje ich wewnętrznego życia,
zachowując dystans wobec ich emocji. Jego bohaterowie zostali
zredukowani do swej biologiczności i kierują się podstawowymi
odruchami, są zlagrowani. Grudziński natomiast skupił się na
indywidualizacji postaci, analizując ich psychikę, motywy, jakimi się
kierują. W każdym ze swych bohaterów próbuje odnaleźć resztki
człowieczeństwa, które tak trudno było zachować w brutalnych i
nieludzkich warunkach.
Obaj pisarze stworzyli nieschematyczne postacie, udowadniając, że w
sytuacji ekstremalnej, za jaką można było uznać funkcjonowanie
człowieka za drutami obozu, oprawcą może okazać się każdy, nawet
współtowarzysz niedoli. W sferze językowej Tadeusz Borowski posługuje
się wyrażeniami z życia codziennego oraz zwrotami charakterystycznymi
dla słownictwa lagrowego. Specyficzna jest także obozowa ironia,
nasycona czarnym humorem. Narrator „Opowiadań” ukazuje całość
rzeczywistości życia w obozie, lecz nie podejmuje próby wyjaśnienia
takiego stanu rzeczy. Grudziński w toku narracji „Innego świata” również
posługuje się wyrazami z obozowego slangu, łącząc je z rozbudowanymi
metaforami. Ukazuje wyrazisty kontrast między zewnętrzną, brutalną
fizjologią a życiem wewnętrznym bohaterów. Ta technika umożliwiła mu
umieszczenie biologicznej rzeczywistości obozu w planie metafizycznym.

Także wnioski końcowe różnią się u obu twórców. Tadeusz Borowski w


„Opowiadaniach” starał się udowodnić, iż rzeczywistość obozową można
uznać za poznawalną, choć trudną do zrozumienia. Według niego obozy
były naturalną konsekwencją europejskiej cywilizacji, a prawdy o tym nie
należało zatajać. „Inny świat” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego ukazywał
obóz jako produkt niedemokratycznego systemu politycznego. W tych
skrajnych, sztucznie stworzonych dla więźniów, warunkach ujawniała się
złożona prawda o człowieku, świadcząca jednocześnie o jego moralnym
upadku i zarazem wielkości, uwidaczniającej się w walce o zachowanie
resztek człowieczeństwa.

Literatura piękna czy faktu ?


Według „Słownika terminów literackich” literatura faktu to
współczesna literatura narracyjna o charakterze dokumentarnym,
obejmująca gatunki z pogranicza literatury i dziennikarstwa. Składają
się na nią także dzieła, które tworzone były bez specjalnego zamiaru
literackiego, swoista literackość stanowi w nich wartość naddaną, by
wymienić zapisy dokumentarne w formie dziennika, mającego utrwalać
wydarzenia, plotki, obiegowe opinie, zbiory listów, które – zwykle po
dokonaniu odpowiedniego wyboru – ułożyły się w całość o wyrazistych
konturach, tak, że przypominają powieść, najróżniejszego typu relacje z
doniosłych wydarzeń.

Z kolei literatura piękna to


dział piśmiennictwa obejmujący utwory, w których dominuje funkcja
estetyczna, w przeciwieństwie do typów wypowiedzi o charakterze
informacyjnym, dydaktycznym, naukowym, publicystycznym. „Inny
świat” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego łączy w sobie cechy zarówno
literatury faktu, jak i literatury pięknej.

Do literatury faktu utwór przybliża podjęta, ówcześnie aktualna,


problematyka polityczna, socjologiczna i psychologiczna. Autor opisuje
wydarzenia z okresu poprzedzającego wybuch II wojny światowej do
roku 1942, aresztowania i sytuację polityczną w Rosji oraz życie w
sowieckim obozie i jego wpływ na psychikę więźniów. „Inny świat”
cechuje brak fikcji literackiej – fabuła dzieła oparta została na
autentycznych wydarzeniach, a bohaterami są autentyczni ludzie –
współtowarzysze pisarza z okresu pobytu w obozie w Jercewie.

Powieść ma formę pamiętnika – narracja prowadzona jest w pierwszej


osobie, a narrator należy do świata przedstawionego, jest świadkiem
bądź uczestnikiem zdarzeń, niekiedy przekazuje to, co zasłyszał od
innych skazańców. Taki styl narracji jednocześnie ogranicza wiedzę
narratora do tego, co sam przeżył i czego się dowiedział. Cechuje go
także maksymalny obiektywizm, a emocje własne zostały przesunięte na
dalszy plan lub całkowicie wyciszone. Kompozycja „Innego świata”
podporządkowana została chronologii wydarzeń i biografii narratora,
który relacjonuje głównie własne przeżycia i obserwacje.

Charakter literatury pięknej nadaje dziełu Herlinga-Grudzińskiego język –


precyzyjny i metaforyczny, łączący w sobie cechy stylu „niskiego” i
„wysokiego”. Dosadne słowa oraz elementy obozowego slangu służą do
odzwierciedlenia brutalnej rzeczywistości. Rzeczywistość uduchowioną
oddają natomiast rozbudowane metafory, a także wyrażenia pełne
patosu i elegancji. Styl języka narracji służy wyrażaniu doznań
zmysłowych, emocji i refleksji narratora. Kompozycja utworu jest spięta
klamrą, na którą składają się dwa spotkania Gustawa z tym samym
człowiekiem: pierwsze – w więzieniu w Witebsku, następne – po trzech
latach życia na wolności. Poszczególne rozdziały tworzą
charakterystyczne mikronowelki – każdy skoncentrowany jest wokół
jednego wydarzenia, które jednocześnie przybliża biografię
przedstawianej postaci. Każdy rozdział posiada własną dramaturgię, z
wyraźnie zaznaczonym punktem kulminacyjnym i pointą. Głównym
elementem konstrukcyjnym fabuły „Innego świata” są wyraziste portrety
bohaterów drugoplanowych, których dzieje przybliża narrator.

Dzieło Gustawa Herlinga-Grudzińskiego zostało uznane za


najwybitniejsze osiągnięcie polskiej prozy XX wieku. Autor w mistrzowski
sposób połączył w zwartą całość różne płaszczyzny postrzegania świata –
psychologiczną, polityczną, socjologiczną, metafizyczną, filozoficzną i
etyczną. Podjął również rozbudowaną problematykę moralną, w której
na plan pierwszy wysuwa się postawa miłości do bliźniego. Natomiast ze
względu na przestawione w utworze realia życia w sowieckim obozie
pracy, „Inny świat” zaliczany jest do podstawowych dokumentów epoki i
literatury faktu.

,,Inny świat” jako zbiór opowiadań biograficznych


Cały „Inny świat” można uznać za zbiór opowieści biograficznych.
Grudziński w swojej książce opowiada przede wszystkim własną historię,
ale sporo uwagi poświęca także swoim towarzyszom niedoli. Źródłem
wiedzy o współwięźniach są rozmowy z nimi, Grudziński powtarza też
opowieści zasłyszane od innych. Wiele tematów, które porusza w nich
narrator, było zabronione, ich poruszanie groziło przedłużeniem wyroku,
a nawet śmiercią. Często blokowało to rozmówców, ale szczera rozmowa
była okazją do wyrwania się z tragicznej atmosfery obozu.

Opowieści snute przez narratora są od siebie niezależne, dlatego książkę


można określić mianem zbioru mikronowel biograficznych. Wspólna dla
nich jest postać narratora – Grudzińskiego. Poza tym w powieści
przeplatają się historie ukazujące różne typy ludzi i ich postawy w
sytuacjach ekstremalnych:
Gorcewa,
“Zabójcy Stalina”,
trzech Niemców – Hansa, Stefana i Ottona,
Michaiła Kostylewa,
Michaiła Stiepanowicza W.,
Niemca S.,
Pamfiłowa,
Rusto Karinena,
Sadowskiego,
M.,
B.

Jako opis państwa totalitarnego


Obóz pracy, opisany w „Innym świecie” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego,
był częścią państwa totalitarnego i jednocześnie odzwierciedlał zasady,
według których taki ustrój funkcjonował.

1.Państwo totalitarne kontrolowało życie obywateli:

a)W obozie obowiązywały plany produkcyjne, a więźniowie musieli


wyrabiać określone normy.
b)Od wyrobionych planów i norm uzależnione były różne przywileje
więźniów – między innymi lepsze jedzenie i „wychodnoj dień”.
c)Jednostki niezdolne do pracy skazywane były na powolną śmierć
głodową w Trupiarni.
d)Obowiązywał system brygadowy, co miało podnosić wydajność
wszystkich osób w grupie, a więźniowie kontrolowali wzajemnie swoją
pracę.
e)Wszelkie wyrobione normy podlegały rozbudowanemu systemowi
biurokracji.
f)Więźniowie byli maksymalnie eksploatowani, a praca stawała się dla
nich przymusem i sposobem zniewolenia.
g)Skazańcy nie otrzymywali godziwej zapłaty, a zarobione pieniądze były
nieadekwatne do ponoszonego wysiłku.
h)Istniała rozbudowana lista przestępstw gospodarczych..

2.Państwo totalitarne kontrolowało życie polityczne obywateli:

a)Istniała tylko jedna partia, która miała nieograniczoną władzę, bez


żadnych instytucji kontroli nad nią.
b)Lista przestępstw politycznych była rozbudowana.
c)Poglądy obywateli musiały być zgodne z jedynym, właściwym i
oficjalnym nurtem ideologicznym państwa.
d)Obóz był „ośrodkiem wychowawczym”, który odpowiednio kształtował
światopogląd więźniów poprzez propagandę.

3.Państwo kontrolowało życie osobiste obywateli:

a)Obozy przyczyniały się do rozpadu związków rodzinnych, ograniczano


widzenia oraz kontakty listowne.
b)Cała rodzina ponosiła odpowiedzialność za popełnione przez jednego z
jej członków przestępstwo, inni ludzie gardzili tymi, którzy pozostali na
wolności, a NKWD prześladowało ich.
c)System donosów w obozie niszczył wszelką zażyłość między więźniami,
którzy nie ufali sobie, ponieważ każdy mógł okazać się donosicielem.

4.Państwo sprawowało kontrolę nad życiem intelektualnym obywateli:

a)W obozie istniał indeks tekstów zakazanych.


b)Więźniowie mieli dostęp do ocenzurowanych książek, które wydawane
były im zgodnie z przepisami. 5.Państwo kontrolowało tożsamość
religijną obywateli – katolicy w obozie nie mieli prawa do obchodzenia
świąt.

5.Państwo kontrolowało tożsamość religijną obywateli – katolicy w


obozie nie mieli prawa do obchodzenia świąt.

6.Państwo było ponad prawem:

a)Więźniowie otrzymywali wyroki na podstawie fałszywych dowodów i


fałszywych oskarżeń, w każdej chwili mogli mieć przedłużoną karę.
b)NKWD nie podlegało żadnej kontroli.
c)Więźniowie polityczni byli traktowani jako wrogowie systemu i
traktowano ich gorzej niż więźniów kryminalnych.

Obóz pracy przymusowej w Związku Sowieckim można określić


jako miniaturę państwa komunistycznego, którego celem było całkowite
podporządkowanie więźniów władzy.

Plan wydarzeń
1. Pobyt Gustawa w więzieniu witebskim.
2. Transport więźniów do Leningradu.
3. Obserwacja życia w celi 37.
4. Droga do Jercewa.
5. Historia obozu.
6. Pobyt Gustawa w szpitalu.
7. Przydział do brygady tragarzy.
8. Historia Kowala i Marusi.
9. Praca w obozie.
10. Dzieje Gorcewa.
11. Historia „zabójcy Stalina”
12. Znajomość Gustawa z trzema Niemcami.
13. Dzieje Michaiła Kostylewa.
14. Historia Fiodorownej.
15. „Wychodnoj dień”.
16. Historia Pamfiłowa i pojednanie ojca z synem.
17. Opowieść Rusta o próbie ucieczki z obozu.
18. Historia córki polskiego oficera.
19. Losy Borysa i Olgi Lazarowiczów.
20. Lęk przed śmiercią.
21. Seans filmowy.
22. Znajomość Gustawa z Natalią Lwowną.
23. Gustaw czyta „Zapiski z martwego domu”.
24. Przedstawienie.
25. Wiadomość o próbie samobójstwa Natalii.
26. Wybuch wojny sowiecko-niemieckiej.
27. Amnestia Polaków.
28. Donosicielstwo w obozie.
29. Praca przy sianokosach.
30. Gustaw trafia na birżę leśną.
31. Choroba Gustawa.
32. Gustaw dowiaduje się, że Machapetian donosił na niego.
33. Głodówka pozostałych w obozie Polaków.
34. Gustaw trafia do Trupiarni.
35. Boże Narodzenie.
36. Gustaw wychodzi na wolność.
37. Droga przez Rosję.
38. Gustaw wstępuje do wojska polskiego.
39. Spotkanie po latach.
Artyzm innego świata
„Inny świat” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego łączy w sobie cechy
charakterystyczne dla literatury faktu i literatury pięknej. Fabuła utworu oparta
została na wspomnieniach autora i relacji z autentycznych wydarzeń. Jednocześnie
poszczególne rozdziały przybierają formę mikronowel, co wpływa na specyficzną
kompozycję dzieła.

Układ kompozycji narzuca biografia autora – narratora. W chronologicznej


kolejności przedstawione zostały wydarzenia z życia Grudzińskiego od chwili
osadzenia go w więzieniu w Witebsku, poprzez życie i pracę w obozie, zmianę
sytuacji po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej, głodówkę, zwolnienie i podróż
przez Rosję, w celu przyłączenia do armii polskiej. Klamrę kompozycyjną stanowi
epilog, w którym autor opowiada o spotkaniu w Rzymie ze współwięźniem z
Witebska, nawiązując do wydarzeń z pierwszego rozdziału. Każdy rozdział ukazuje
pewien fragment życia w Jercewie, lecz zostaje to podporządkowane nadrzędnemu
celowi – wydobyciu z pojedynczych zdarzeń wiedzy o człowieku. Każdy rozdział
składa się najczęściej z kilku mikronowel, które poprzez wyraziste portrety
przybliżają współtowarzyszy narratora. Grudziński w dużej mierze skupia się na
ukazaniu psychiki i biografii bohaterów, ich zachowania w ekstremalnych
warunkach, próby ocalenia resztek człowieczeństwa lub skrajne upodlenie. Jego
bohaterowie szukają w tak nieludzkim świecie ludzkich uczuć: miłości, nadziei,
godności i przyjaźni.

Z formą wspomnień wiąże się specyficzna narracja. Narrator „Innego świata”


wykorzystuje pierwszoosobową, pamiętnikarką narrację, opowiadając o tym, co
widział bądź zasłyszał od innych. Jednocześnie jest bohaterem, który stara się
maksymalnie wyciszyć własne emocje, by zachować obiektywizm i skupić się na
przedstawieniu faktów. Ukazanie prawdy o świecie obozów pracy wymagało jednak,
by i jego uczucia doszły do głosu. Wynika z tego dwoistość stylu, który łączy w sobie
precyzję i zwięzłość z rozbudowanymi metaforami. Ta technika pozwala narratorowi
rejestrować wszystkie zjawiska zmysłowe, emocjonalne i własne przemyślenia.
Poprzez język, który łączy w sobie cechy stylu „wysokiego” i „niskiego” Grudziński
zdołał połączyć dwa plany: fizjologii i duchowości.

Kompozycja „Innego świata” została w pełni podporządkowana przekonaniu autora,


że dla człowieka, niezależnie od sytuacji, w jakiej się znalazł, ważne są takie
wartości, jak wolność, godność i wrażliwość na ludzką krzywdę, którym należy
dochować wierności za wszelką cenę. Losy bohaterów umożliwiają mu analizę
psychologiczną zachowań ludzi w nieludzkich warunkach, a jednocześnie poprzez
ich opis Grudziński zdołał wyrazić własne przekonania o sensie egzystencji
człowieka.

Motywy literackie
Motyw pracy

Praca stanowi jedną z ważniejszych osi Innego świata. Jest sednem


obozowego życia w Jercewie. Należy do aktywności ogromnie:
- wyczerpujących („Czas pracy wynosił zasadniczo we wszystkich
brygadach jedenaście godzin, po wybuchu wojny rosyjsko-niemieckiej
podwyższono go jednak do dwunastu godzin”),
- nużących („Droga do pracy była męcząca, ale w porównaniu z samą
pracą stanowiła jeszcze pewne urozmaicenie”),
- obwarowanych szeregiem skomplikowanych reguł: „Po powrocie z
pracy każdy brygadier wypełniał na czysto formularz wydajności pracy i
odnosił go do biura »normirowszczyków« (…), którzy przedstawione dane
przeliczali według specjalnych tabel na procenty i odsyłali swoje wykazy
do biura administracji obozowej. Cała ta procedura zatrudniała (…) około
trzydziestu osób na dwa tysiące więźniów w samym obozie jercewskim.
Dane procentowe szły do biura zaopatrzenia, gdzie je przeliczano na
»kotły«, i do sekcji finansowej obozu, gdzie indywidualne karty więźniów
zapełniały się długimi kolumnami cyfr, odpowiadającymi w rublach i
kopiejkach zarobkom więźniów przy wysokości płac ustalonej dla obozów
pracy przymusowej”.

Praca więźniów w łagrach miała nie tylko przynosić wymierne korzyści


ekonomiczne dla ZSRR. Była tak pomyślana, aby wywierać na więźniach
skuteczną presję. Była narzędziem politycznej opresji – wyniszczała
fizycznie i psychicznie, czyniąc z jednostki niewolnika całkowicie
poddanego systemowi.

Motyw nadziei

Obozowa rzeczywistość potrafiła odrzeć człowieka nie tylko z własnej


godności, ale i z jakiejkolwiek nadziei. Herling-Grudziński udowadnia, że
„człowiek jest ludzki w ludzkich warunkach” i nie wolno sądzić go według
uczynków, jakich dopuścił się w okolicznościach ekstremalnych.

Autor przedstawia całą grozę łagrów, ale nie pozostawia czytelnika tylko z
tym obrazem. Przywołuje historie Jegorowa i Jewgienii Fiodorownej, aby
pokazać, że nawet w nieludzkim świecie możemy zachować pragnienie
miłości i gotowość na poświęcenie.

Samookaleczania, próby samobójcze, strajki głodówkowe, pielęgnowanie


w sobie uczucia miłości czy tęsknoty – to nieoczywiste, ale bardzo ważne
próby zawalczenia o niezależność i człowieczeństwo w miejscu, które
miało na celu „sformatowanie” i udręczenie więźniów. To jednocześnie
świadectwa ciągle żywej ludzkiej nadziei.

Herling-Grudziński pisze wprost o doniosłej roli nadziei:  „Tylko w


więzieniu łatwo jest zrozumieć, że życie bez czekania na cokolwiek nie
ma najmniejszego sensu i wypełnia się po brzegi rozpaczą” , „(...) jeśli
człowiek nie ma w życiu jakiegoś określonego celu – (...) to musi mieć
przynajmniej na co czekać”.

Motyw śmierci

Śmierć była na trwałe wpisana w obozową codzienność. Przez swoją


wszechobecność wydawała się niemal namacalna. Prawie każdego rana
wynoszono z baraków czyjeś zwłoki. Stałym punktem na mapie obozu
była też Trupiarnia, która stała między kuchnią a pomieszczeniem dla
ciężarnych kobiet. „W samym pierwotnym zamierzeniu miała ona
przypuszczalnie przywracać wycieńczonych więźniów do stanu względnej
przydatności do pracy, a w praktyce spełniała taką rolę, jaką wyrażała jej
żargonowa nazwa – kostnicy, domu przedpogrzebowego”.

Z grozą śmierci każdy usiłował radzić sobie na swój sposób. Jedni


próbowali uciekać (nie na długo) w fizyczną aktywność i pracę. Inni trwali
w oczekiwaniu i wypatrywali śmierci z utęsknieniem. Tych autor nazywał
„religijnymi samobójcami”. Byli niezdolni do odebrania sobie życia, ale
mieli nadzieję, „(...) że zabije ich w końcu beznadziejność”.

Tym, co w śmierci przerażało najbardziej, była jej anonimowość. W łagrze


nie było cmentarzy. Więźniowie nie dość, że nie znali dnia i miejsca
wykonania wyroku, to jeszcze nie widzieli, gdzie zostaną pogrzebane ich
ciała. Autor zauważa, że „(...)  obóz sowiecki pozbawił miliony swych ofiar
jedynego przywileju, jaki dany jest każdej śmierci – jawności – i jedynego
pragnienia, jakie odczuwa podświadomie każdy człowiek – przetrwania
w pamięci innych”. To dlatego mieszkańcy łagru sami prowadzili rejestr.
Na ścianach baraków spisywali swoje nazwiska, aby po ich śmierci inni
mogli dopisać krzyżyk i datę zgonu.

Motyw cierpienia

W powieści poznajemy cierpienie fizyczne i psychiczne więźniów. Jest to


właściwie główny składnik ich obozowej codzienności. Zadawanie bólu to
jeden z celów bolszewickiej filozofii. Katorżnicza praca i wyniszczające
warunki życia miały służyć  „resocjalizacji” – zamienieniu jednostki w
całkowicie bezwolny trybik komunistycznego systemu. Niekończące się
cierpienie doprowadzało mieszkańców łagru do obłędu lub popychało do
samobójstw. „Powinniśmy umrzeć (…) my, gnój ludzki, powinniśmy
umrzeć dla własnego dobra i bożej chwały”, uważali niektórzy. Jedyną
szansą, aby znieść koszmar obozu, było zachowanie nadziei na
wyzwolenie.

Doświadczenie piekła łagrów naznacza ludzi do końca życia, a po


odzyskaniu wolności cierpienie fizyczne ustępuje miejsca temu
psychicznemu. Pisarz przywołuje historię jednego z więźniów, który, by
ocalić własne życie, zadenuncjował czterech towarzyszy. Po latach, już na
wolności, nadal dręczony jest wyrzutami sumienia. Prosi Herlinga-
Grudzińskiego o słowo wsparcia i swojego rodzaju rozgrzeszenie. Pisarz
jednak odmawia:

„Dni naszego życia nie są podobne do dni naszej śmierci i prawa


naszego życia nie są również prawami naszej śmierci. Wróciłem z takim
trudem między ludzi i miałbym teraz od nich dobrowolnie uciekać? Nie,
nie mogłem wymówić tego słowa”.

Motyw buntu

Łagry były tak pomyślane, aby nie tyle po prostu zakatować więźniów, co
uczynić z nich niewolników idealnych – zastraszonych, słabych, łatwych
do zmanipulowania. Nawet jednak w tak okrutnym systemie możliwy
okazał się bunt. Sprzeciw wobec totalitaryzmowi przybierał rożne formy.
Nie zawsze polegał na spektakularnej ucieczce. Zawsze jednak był jasną
manifestacją wewnętrznej wolności.

Przykładem zdesperowanego buntownika był Kostylew. Bohater


regularnie oparza sobie rękę, aby nie pracować dla systemu. Ostatecznie
popełnia samobójstwo, ponieważ chce udowodnić, że jego życie może
zależeć wyłącznie od niego. Innym przykładem są Polacy (w tym sam
Herling-Grudziński), którzy prowadzą głodówkę w imię protestu.
Szczęśliwie dla nich bunt kończy się ich uwolnieniem.

Bunt miewał też wymiar bardziej subtelny i metaforyczny. Pewną formą


sprzeciwu wobec nieludzkiej, upadlającej rzeczywistości łagru było
pielęgnowanie w sobie wszystkich wyższych uczuć, np. miłości,
współczucia, tęsknoty.

Motyw głodu

Głód był towarzyszył więźniom nieustannie. Herling-Grudziński zauważył,


że

„(...) nie ma takiej rzeczy, której by człowiek nie zrobił z głodu i bólu”.
I prawdopodobnie dlatego pozbawianie jedzenia należało do jednej z
najgorszych tortur w obozie. Niekończący się głód doprowadzał
mieszkańców łagru do skrajności. Kradli, żebrali, napadali, zabijali,
prostytuowali się.

W obliczu głodu żadne zasady moralne nie miały prawa istnienia. Stan
permanentnego niedożywienia odbijał się też na fizycznym zdrowiu
więźniów. Wysoka gorączka i omdlenia należały zdecydowanie do
najlżejszych skutków. Głód prowadził do tzw. kurzej ślepoty, szkorbutu
(choroba wielonarządowa), pelagry (choroba skórna), a w konsekwencji
do śmierci w męczarniach.

Motyw miłości

Nawet jeśli w obozie rodziła się miłość między kobietą a mężczyzną, jej
koniec był tragiczny. Takimi przykładami miłości niemożliwej są dwie
pary: Jewgienia Fiodorowna pracująca w obozie szpitalnym i Jarosław
oraz Marusia i Kowal.
„W zonie mówiło się, że Jarosław jest u Jewgienii Fiodorowny na
»garnuszku szpitalnym«, ale dla mnie to była miłość, najczystsza
miłość, jaką dane mi było oglądać w obozie”, pisze Herling-Gruziński i
dodaje: „Siedzieli na małej kozetce, używanej zazwyczaj do badania
chorych, patrząc na siebie w taki sposób, który wykluczał wszelkie
wątpliwości. W jej głosie, tak zawsze opanowanym i stanowczym,
brzmiała teraz nuta bezgranicznego oddania, płonące oczy wyrażały
szczęście, jakiego nie spotyka się nigdy na twarzach więźniów”.
Parze nie jest jednak dane doświadczyć pełnej miłości w pozaobozowej
rzeczywistości. Jarosław zostaje zesłany do innego łagru, a w 1942 r.
Jewgienija Fiodorowna umiera w czasie porodu,

„dając życie dziecku swej prawdziwej miłości i płacąc własnym życiem


za swoje krótkie Zmartwychwstanie”.

Kowal odrzuca szansę na szczęśliwy związek z zakochaną w nim Marusią.


Darzy dziewczynę uczuciem, ale bycie z nią oznacza utratę reputacji
wśród „urków” (grupy przestępców skazanych na łagry). Aby
przypodobać się współtowarzyszom i utrzymać pozycję przywódcy,
pozwala „urkom” zgwałcić Marusię na swoich oczach. Kowal, w swoim
rozumieniu, wybiera mniejsze zło. Ma większe szanse na przeżycie w
obozie, jeśli będzie trzymał się z „urkami” niż samotnie z Marusią.

Terminologia Łagrowa
Kategorie więźniów:

- „urcy” - tak nazywano pospolitych przestępców po wielokrotnej


recydywie, „urka” był instytucją w obozie, decydował o wartości
robotników w brygadzie, zajmował często odpowiedzialne
stanowiska: „Są to ludzie, którzy myślą o wolności z takim samym
obrzydzeniem i lękiem, jak my o obozie.”,
- „bezprizorni” - małoletni przestępcy tworzący najgroźniejszą mafię
półlegalną w Rosji, trudnią się najczęściej kradzieżą,

- „biełoruczki” - więźniowie polityczni,

- „bytowiki” - więźniowie odsiadujący karę za drobne przewinienia:


spóźnienia do pracy, chuligaństwo, uchybienia przeciwko dyscyplinie
fabrycznej, drobna kradzież. Mieszkają i pracują w więzieniu na
określonych warunkach, mają ustalone terminy widzeń z rodziną, ich
cele przypominają normalne mieszkania,

- „proizwoł” - słowo oznaczające rządy więźniów od późnego wieczora


do świtu,

- „razwodczik” - więzień odpowiedzialny za wymarsz brygad do pracy,

- „nacmeni” - więźniowie pochodzący z terytorium Azji.

Inne terminy:

- „zona” - teren obozu,

- „łagier” - obóz pracy przymusowej z narzuconymi odgórnie zasadami,


mający na celu rzekomą resocjalizację więźnia, a w istocie wykorzystanie
go jako „przedmiotu” wzbogacającego gospodarkę Związku Sowieckiego,

- „etap” - przeniesienie (przejście) do innego obozu,

- „kawecze” - osoba pełniąca w obozie funkcję kulturalno-oświatową,


zajmowała się także edukowaniem więźniów,

- „wychodnoj djeń” - dzień wolny od pracy, rozpoczynający się rewizją, a


następnie spędzany w dowolny sposób przez skazańców, ale przy
zachowaniu wszelkich formuł regulujących życie w obozie,

- „tufta” - forma oszustwa stosowanego przez brygadierów w pracy


polegająca m.in. na „umiejętnym” wiązaniu drewnianych kloców,
dopisywanie wyższych norm pracy więźniom (za odpowiednią opłatą),
- „lesoruby” - brygada więźniów pracujących w lesie,

- „lesopował” - teren, na który pracowała brygada „lesorubów”,

- „lekpom” - pomocnik lekarza, często donosiciel,- „etap” - przeniesienie


(przejście) do innego obozu,

- „kawecze” - osoba pełniąca w obozie funkcję kulturalno-oświatową,


zajmowała się także edukowaniem więźniów,

- „wychodnoj djeń” - dzień wolny od pracy, rozpoczynający się rewizją, a


następnie spędzany w dowolny sposób przez skazańców, ale przy
zachowaniu wszelkich formuł regulujących życie w obozie,

- „tufta” - forma oszustwa stosowanego przez brygadierów w pracy


polegająca m.in. na „umiejętnym” wiązaniu drewnianych kloców,
dopisywanie wyższych norm pracy więźniom (za odpowiednią opłatą),

- „lesoruby” - brygada więźniów pracujących w lesie,

- „lesopował” - teren, na który pracowała brygada „lesorubów”,

- „lekpom” - pomocnik lekarza, często donosiciel,

- „nocne łowy” - nocne „polowanie” na kobiety, połączone zwykle ze


zbiorowym gwałtem,

- „łagpunkt” - inne punkty obozów pracy.

You might also like