Professional Documents
Culture Documents
Lugen Alice - Tragedia Na Przełęczy Diatłowa. Historia Bez Końca
Lugen Alice - Tragedia Na Przełęczy Diatłowa. Historia Bez Końca
Fotografie na okładce i wewnątrz tomu dzięki uprzejmości Fundacji Pamięci Grupy Diatłow
I SB N 978-83-8191-047- 7
Spis treści
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
Motto
Podziękowania
Bibliografia
Przypisy końcowe
Przypisy
Kolofon
[…] przyczyną śmierci turystów była potężna siła.
Prokurator Lew Iwanow, maj 1959 roku
Igor Diatłow i jego towarzysze, którzy zimą 1959 roku planowali zdobyć szczyt
Otorten, nie byli wizjonerami, marzycielami ani kreatorami nowych trendów.
Stanowili trybiki w wielkiej machinie napędzanej budżetem partii
komunistycznej, produkującej taśmowo podróżników i zagospodarowującej
wolny czas młodych ludzi.
Turystyka cieszyła się w ZS R R niezwykłą popularnością. Wkrótce po
zakończeniu II wojny światowej[3] otwarto biura podróży na Krymie i na
Północnym Kaukazie. Organizowano wyprawy mające uczcić pamięć bohaterów
wojennych, odtwarzające przebyte przez nich szlaki bojowe. Szerokim echem
w prasie odbiła się ekspedycja z 1945 roku na trasie Leningrad–Moskwa. Jej
uczestnicy w hołdzie dla Armii Czerwonej pokonali ponad siedemset czterdzieści
kilometrów na rowerach5. Trzy lata później Komitet Centralny KP ZR wydał
dekret poświęcony turystyce, w którym zalecał jej promocję oraz stworzenie
obywatelom dogodnych warunków do jej uprawiania. Rada Ministrów ZS R R
opracowała uchwały dotyczące zasad ruchu turystycznego. Turystykę uznano za
dyscyplinę sportową i wkrótce uregulowano kryteria przyznawania medali
i specjalnych odznaczeń osobom wybitnie dla niej zasłużonym.
Władze postanowiły dołożyć wszelkich starań, aby zainteresować tą
aktywnością młodych ludzi. W latach pięćdziesiątych XX wieku radzieccy
studenci mieli ograniczone możliwości rozrywki. Telewizory znajdowały się
tylko w nielicznych, najbogatszych domach. Kina i teatry wymagały opłat za
bilety, co nie zawsze udawało się pogodzić z bieżącymi wydatkami i skromnym
uczelnianym stypendium. Partia komunistyczna obawiała się, że młodzież,
pozostawiona sama sobie, zacznie spędzać wolny czas jak jej rówieśnicy
w krajach zachodnich. Ta wizja wywoływała powszechne zgorszenie, gdyż życie
studentów po drugiej stronie żelaznej kurtyny radziecka propaganda malowała
w najczarniejszych barwach. Zwracano między innymi uwagę na zgubne skutki
nadużywania alkoholu, narkotyków, na degenerację moralną i nagminne
przerywanie nauki przez dziewczęta z powodu nieplanowanej ciąży.
Zainteresowanie młodych Rosjan turystyką uznano za remedium idealne.
Dlatego na uczelniach tworzono kluby sportowe, w ramach których
powstawały sekcje turystyczne. W największych miastach powołano komisje tras
turystycznych, akceptujące plany wypraw i służące wszelką pomocą w ich
organizacji. W 1957 roku uregulowano prawnie działanie powyższych instytucji
poprzez uchwałę o zasadach organizacji, obowiązkach organizatorów,
kierowników i uczestników wypraw turystycznych oraz uchwałę o pracy komisji
tras turystycznych6. Żadna wyprawa nie mogła dojść do skutku, jeśli nie wyraziły
na nią zgody powołane organy administracyjne. Teoretycznie wszystko wyglądało
idealnie, niestety praktyka pozostawiała wiele do życzenia. Największym
zagrożeniem dla turystów stały się, paradoksalnie, struktury powołane do
zapewnienia im bezpieczeństwa.
W latach 1949–1954 na rozwój i promocję turystyki władze Związku
Radzieckiego wydały prawie sześćdziesiąt milionów rubli7. W kolejnych latach
kontynuowano projekt, hojnie dofinansowując wyprawy organizowane przez
studentów wyższych uczelni. Poszczególne kluby sportowe dysponowały
wyposażeniem, użyczanym nieodpłatnie, w skład którego wchodziły: namioty,
plecaki, narty, kurtki i buty. Dotacje otrzymywała każda wyprawa, a studiujący
turyści znajdujący się w szczególnie trudnej sytuacji finansowej mogli poprosić
o pokrycie wszystkich kosztów, w tym przejazdu i wyżywienia. Studenckie
podróże po kraju były zatem bardzo tanie, bywało, że darmowe.
Od akademickich turystów oczekiwano kondycji fizycznej – i anielskiej
cierpliwości, niezbędnej do stawienia czoła skomplikowanym procedurom
formalnym i potężnej biurokracji. Stosowne uchwały i dekrety regulowały niemal
każdy aspekt wyprawy. Spełnienie wynikających z nich wymogów formalnych
spoczywało na barkach kierownika ekspedycji. To on odpowiadał za uzyskanie
zezwolenia. To on składał stosowny wniosek opisujący cel wyprawy, jej
szczegółowy przebieg, a także wyposażenie. Przygotowywał do zatwierdzenia
wykaz uczestników, poszerzony o opis ich dotychczasowych doświadczeń,
i komplet dokumentów zdrowotnych potwierdzony przez komisję medyczną.
Władza wysoko ceniła wyprawy, które poza walorami turystycznymi służyły
celom edukacyjnym lub patriotycznym, na przykład poznawaniu folkloru,
tradycji, historii kraju czy wypełnianiu zaleceń Komsomołu. Stosowne informacje
na ten temat należało oczywiście dołączyć do wniosku, najlepiej ze wskazaniem
źródeł naukowych. Po zakończeniu ekspedycji niezbędne było przygotowanie
sprawozdania, nierzadko liczącego kilkadziesiąt stron.
Czy zdarzało się, że młodzi ludzie machali ręką na sterty papierów i po prostu
jechali na wycieczkę? Nigdy. Bez formalnej zgody władz wyprawa nie
otrzymałaby dofinansowania ani wyposażenia. Bez niej w każdym mieście
studentom groziło zatrzymanie przez milicję i zapytanie, co tu robią i po co
przyjechali. W takim wypadku trzeba było okazać stosowny dokument
z pieczątką, niepozostawiający wątpliwości, że na podróż wyraził zgodę
odpowiedni organ. Nawiasem mówiąc, wielu studentów marzyło o medalach
i odznaczeniach, których otrzymanie nie było możliwe bez udokumentowania
doświadczenia urzędowym potwierdzeniem udziału we wcześniejszych
ekspedycjach.
Poziom trudności wypraw turystycznych mierzono w trzystopniowej skali.
Najłatwiejsze odbywały się w powszechnie dostępne miejsca i nie wymagały od
uczestników wybitnej kondycji ani praktyki. Do drugiej kategorii kwalifikowały
się ekspedycje w rejony odludne i trudno dostępne, przewidujące długie uciążliwe
marsze, lub te organizowane zimą. Najwyższa, trzecia, zarezerwowana została dla
wypraw wymagających od uczestników ponadprzeciętnej wydolności
i doświadczenia. Ich celem były tereny dotychczas niezbadane i potencjalnie
niebezpieczne.
Wyprawę na Otorten zaliczono do tej ostatniej kategorii.
Aby uzyskać od partii wyższe dofinansowania dla akademickich klubów
sportowych, uczelnie musiały wykazywać się sukcesami. Dlatego starano się
organizować jak najwięcej wypraw i skrupulatnie dokumentowano ich
osiągnięcia. Najwyżej ceniono ekspedycje ekstremalne. Namawiano studentów
do podejmowania ryzyka i nagradzano ich za brawurę. Najbardziej
doświadczonym, po odbyciu dziesięciu trudnych wypraw, nadawano prestiżowy
tytuł Mistrza Sportu ZS R R w Turystyce. Poszczególne miasta i uczelnie podjęły
niezdrową rywalizację, której istota sprowadzała się do statystyk. Która
politechnika zorganizuje więcej supertrudnych wejść? Która sekcja turystyczna
zdobędzie więcej szczytów w sezonie zimowym? Ilu turystycznych mistrzów
sportu mieszka w danym okręgu i kto pierwszy zdobył prestiżowy tytuł?
Warto pamiętać, że ówczesna technika nie zawsze umożliwiała kontakt ze
śmiałkami i wezwanie pomocy w razie wypadku. W 1959 roku w ZS R R typowy
radionadajnik ważył od sześciu do ośmiu kilogramów8. Lżejszych nie
sprzedawano. Urządzenia działające na znaczną odległość były tak wielkie
i ciężkie, że po prostu nie nadawały się do noszenia w plecakach.
Wyprawę grupy Diatłowa nadzorowały dwie instytucje: Komisja Tras
Turystycznych (KTT ) przy Swierdłowskim Instytucie Kultury Fizycznej i Sportu
oraz Sekcja Turystyczna Klubu Sportowego Politechniki Uralskiej. Klubem od
1955 roku kierował Lew Gordo, któremu bardzo zależało na sukcesach
podopiecznych. Niestety, rozmycie odpowiedzialności pomiędzy obie
wymienione organizacje wywoływało chaos i w praktyce oznaczało, że szef
klubu nie wiedział, dokąd podróżowali studenci. W trakcie składania zeznań
w prokuraturze Gordo oświadczył: „Nie otrzymywałem planów trasy od
kierowników grup turystycznych. Obecnie również nikt mi ich nie dostarcza.
Tą sprawą zajmuje się sekcja turystyczna. Protokół Komisji Tras Turystycznych
powinien zostać odebrany od Igora Diatłowa przy wydawaniu mu ekwipunku.
Nie pamiętam, kto mu go wydał. Nie znałem miejsca, do którego udała się grupa
Igora Diatłowa. To powinno być w gestii Komisji Tras Turystycznych”9.
Nie wziął pod uwagę, że komisja również mogła nie mieć pojęcia
o dokładnym przebiegu wyprawy. Przyczyna tkwiła w mechanizmie rejonizacji –
potencjalnych podróżników prawo obligowało do kontaktowania się z najbliższą
KTT . Tym sposobem komisja z Ałtaju akceptowała plany wyprawy po Jakucji,
a komisja jakucka zatwierdzała projekty ekspedycji po Ałtaju. Takie rozwiązanie
mogłoby działać pod warunkiem odpowiedniego przepływu informacji oraz
dysponowania szczegółowymi mapami terenu. Niestety, komunikacja
szwankowała, a mapy wielu regionów ZS R R utajniono. Ich udostępnianie
i kopiowanie traktowano jak złamanie tajemnicy państwowej i karano
z najwyższą surowością.
Przykładem regionu, którego map nie wolno było sporządzać, kopiować, ani
nawet posiadać bez specjalnego zezwolenia, był Ural Północny, obrany za cel
przez ekipę Igora Diatłowa. W czasach zimnej wojny na Uralu testowano broń
i prowadzono liczne operacje w lokalnych jednostkach wojskowych i na
poligonach. Ponadto działały tam łagry dla więźniów politycznych, założone
z rozkazu Stalina. Kraina słynęła z cennych kruszców, w tym zasobów złota,
zatem dostęp do uralskich map był przywilejem nielicznych. Turystom
pozostawało wyłącznie posługiwanie się kompasem, poleganie na własnej intuicji
lub doświadczeniach poprzednich ekspedycji. Powszechną praktyką było
korzystanie z rad miejscowych, leśników oraz geologów, doradzających dogodne
szlaki pomiędzy znanymi im odcinkami trasy.
Studenci ze Swierdłowska chętnie odwiedzali Ural Północny. Komisja Tras
Turystycznych wydawała zezwolenia na wyprawy w okolice łagrów i poligonów.
Zdarzało się, że natykano się na trasie na żołnierzy z Uralskiego Okręgu
Wojskowego. Ekipa Igora Diatłowa zrobiła sobie nawet z nimi zdjęcia. Żołnierze
odnosili się do turystów z sympatią, nie mając zapewne pojęcia, że ich dowódcy
nie informowali komisji o planowanych manewrach chronionych tajemnicą
państwową.
Potężnym wyzwaniem dla kierownictwa i uczestników studenckich ekspedycji
było wyposażenie. Współcześni turyści pragnący zdobyć zimą uralski szczyt
z pewnością zabraliby ze sobą ubrania termiczne, śpiwory, nieprzemakalne buty,
maty izolacyjne, kuchenki i folię ochronną. W 1959 roku w ZS R R żadna
z powyższych rzeczy nie była dostępna. Wieloosobowe namioty należało uszyć
samodzielnie z mniejszych. Zamiast śpiworów zabierano kołdry. Ubrania suszono
nad ogniskiem, namioty rozbijano na nartach, izolowano od podłoża rozłożonymi
płasko, uprzednio opróżnionymi plecakami. Folia była towarem na wagę złota,
sprzedawanym wyłącznie w aptekach, na specjalne zamówienie, po uzyskaniu
zezwolenia na zakup. Jej zdobycie graniczyło z cudem, zatem turyści
samodzielnie szyli torebki i worki z ceraty do pakowania produktów, które nie
powinny zamoknąć. Elementarnym wyposażeniem była igła z nitką, sprzęt
pozwalający naprawiać poprzecierany i rwący się brezent namiotów, domowej
roboty woreczki, samodzielnie wykonane kurtki sztormowe i ceratowe wkładki
do butów mające chronić przed przemakaniem. Oraz nieustannie prujące się
i pękające paski od obciążonych plecaków.
Także zapewnienie wyprawie zapasów żywności wiązało się z licznymi
trudnościami. W sklepach brakowało niemal wszystkiego; często nie udawało się
kupić nawet czekolady, tego niezbędnego zastrzyku kalorii w trakcie
wzmożonego wysiłku fizycznego. Grupa Diatłowa nie była wyjątkiem – jej
członkowie wykorzystywali do pokrzepiania się cukier w kostkach.
Najtrudniejsze były wyprawy zimowe, dodatkowo wymagające walki
z mrozem i śniegiem. Na Uralu Północnym występują duże wahania dobowe
temperatury – w ciągu dnia może być ona dodatnia, kilka minut po zachodzie
słońca pojawia się silny mróz, który nocami dochodzi nawet do minus trzydziestu
stopni Celsjusza. W latach pięćdziesiątych każda ekspedycja stawała zatem przed
skomplikowanym wyzwaniem: jak ogrzać namiot nocą? Nie istniała metoda
idealna. Potwornie ciężkie żeliwne piecyki były zbyt nieporęczne w transporcie,
a na dodatek ich używanie rodziło liczne komplikacje. Wymagały zamontowania
systemu rur odprowadzających dym na zewnątrz, które również należało ze sobą
nosić. Podtrzymywanie ognia wiązało się z koniecznością pełnienia dyżurów;
następnego dnia niewyspani członkowie wyprawy radzili sobie gorzej od
towarzyszy. Nic dziwnego, że studenci należący do sekcji turystycznych
nierzadko rezygnowali z używania nieporęcznego sprzętu.
Zjawisko było tak powszechne, że doczekało się nazwy: zimny nocleg. Ekipa
Diatłowa odbyła ich kilka, zawsze poprzedzonych rozpaleniem ogniska w pobliżu
namiotu i zjedzeniem ciepłego posiłku na kolację. Ogień płonął każdego
wieczoru, także po to, by ubrania i buty choć trochę podeschły. Stosowano
wprawdzie zewnętrze ochraniacze na obuwie, mocowane gumką pod kolanami,
które dodatkowo zabezpieczały przed wilgocią, lecz były wyjątkowo niewygodne
i często ulegały uszkodzeniom przez wiązania narciarskie.
Z formalnego punktu widzenia uczestnicy grupy Diatłowa, i innych
studenckich wypraw turystycznych, nie przebywali na wycieczce, ale w delegacji.
Przyczyna tkwiła w mechanizmie finansowania. Każda dotacja od sekcji
turystycznych i klubów sportowych wymagała rozliczenia. Dlatego kierownik
ekspedycji otrzymywał druk delegacji, na którym odnotowywał wszystkie
wydatki, zaznaczał daty przebycia kolejnych odcinków trasy i poniesione z tego
tytułu koszty. Wyprawy turystyczne w ZS R R w niczym nie przypominały
spontanicznych eskapad. Każdy uczestnik miał przydzielone obowiązki i pełnił
rozmaite funkcje o szumnych nazwach, na przykład „kierownik działu
gospodarczego” czy „kierownik działu zaopatrzenia”. Ową hierarchię traktowano
bardzo poważnie. Codziennie wyznaczano osoby do pełnienia dyżurów i dbania
o sprawy bieżące. Ekipa solidarnie uczestniczyła w rozbijaniu i zwijaniu
obozowiska. Wspólnie rąbano drwa na opał i przygotowywano posiłki.
Kierownicy wypraw dbali, by wszyscy sprawiedliwie dźwigali ciężkie
i nieporęczne przedmioty, zwłaszcza kłopotliwe zrolowane namioty, żeliwne
piecyki i metalowe wiadra. Wszystkie ekspedycje prowadziły dzienniki. Zapiski
każdego dnia nanosiła inna, wyznaczona osoba. Panowała żelazna dyscyplina,
decyzjom kierownika podporządkowywano się bez szemrania. Uchwały,
rozporządzenia i kodeksy dobrych praktyk regulowały niemal każdy aspekt życia
w grupie i nie pozostawiały miejsca na spontaniczność i fantazję.
Wyprawę Igora Diatłowa wyróżniał nietypowy szczegół, którego nie
przewidywała żadna z formalnych procedur. Otóż na początku 1959 roku sekcja
turystyczna przy Politechnice Uralskiej wybrała nowy zarząd, w skład którego
wszedł Jurij Doroszenko10, planujący wspólnie z Diatłowem zdobycie Otortenu.
To niosło dylemat – Igor Diatłow był wprawdzie kierownikiem wyprawy, ale
podlegał zwierzchnictwu władz sekcji, która przyznawała dofinansowanie.
Ponadto niemal w ostatniej chwili dołączył do grupy niejaki Siemion Zołotariow,
który przedstawił się jako przewodnik, podczas gdy na poprzednich wyprawach
Igor pełnił tę funkcję samodzielnie. Gdyby w grupie doszło do konfliktu
w kwestii wyboru trasy, zarówno Diatłow i Doroszenko, jak i nowy uczestnik
ekspedycji dysponowaliby argumentem uzasadniającym prawo każdego z nich do
rozstrzygnięcia sporu. Co gorsza, w świetle obowiązujących procedur każdy
z nich miałby rację.
Z perspektywy czasu działalność radzieckich organizacji turystycznych
w latach pięćdziesiątych oceniana jest negatywnie. Pośród wielu uzasadnionych
zarzutów podnosi się kwestię mechanizmów uznawanych za wysoce
niebezpieczne. Zalicza się do nich: wywieranie presji na wyniki, pochwałę
brawury i pozbawianie ludzi poczucia odpowiedzialności za bezpieczeństwo
własne i innych. Ułudę, że mają wpływ na cokolwiek, dawały im kwity od
stosownych organów – ze zgodą na wyprawę.
Rozbudowane do granic możliwości procedury skutkowały fałszywym
wrażeniem, że wszystko jest pod kontrolą. W praktyce nie były jednak
przestrzegane i nie spełniały swojej funkcji. Dochodziło do wielu wypadków;
niektórym z ofiar tragedii na Przełęczy Diatłowa zdarzały się one już wcześniej.
W 1957 roku, podczas ekspedycji na Sajany, Ludmiłę Dubininę przypadkiem
postrzelił w nogę myśliwy. Turyści znajdowali się wówczas kilkanaście
kilometrów od najbliższej osady. Przez całą drogę koledzy nieśli ranną na rękach,
starając się zatamować krwawienie bandażem i zrolowanymi ubraniami. Zinę
Kołmogorową na jednej z poprzednich wypraw ukąsiła jadowita żmija.
Na szczęście ekipa przebywała wówczas blisko ludzkich siedzib, a ich
mieszkańcy mieli specyfiki neutralizujące jad.
Władze ZS R R nie prowadziły statystyk uwzględniających drobne incydenty,
urazy i złamania. Liczono natomiast wypadki śmiertelne. W latach 1959–1960
w trakcie wypraw turystycznych zginęło ponad sto pięćdziesiąt osób. Część
tragedii wydarzyła się na wycieczkach zorganizowanych dla pracowników
prestiżowych zakładów pracy, więc sprawa zainteresowała Centralną Radę
Związków Zawodowych. Po pobieżnym zbadaniu okoliczności śmierci
i przyjrzeniu się mechanizmom funkcjonowania organizacji turystycznych
postanowiono zlikwidować sekcje turystyczne i lokalne organy zatwierdzające
trasy wypraw. 17 marca 1961 roku Wszechzwiązkowa Centralna Rada Związków
Zawodowych wydała stosowną uchwałę11, która miała na celu ograniczenie
amatorskiej turystyki i zmniejszenie liczby incydentów.
Nie udało się. Podpisanie uchwały zostało poprzedzone debatą o turystyce
toczoną na łamach regionalnej i ogólnokrajowej prasy o wielkich nakładach.
Dyskusja wywołała skutek odwrotny do zamierzonego: czytelnicy, którzy nigdy
dotychczas nie podróżowali, postanowili wybrać się w góry i zdobyć słynne
szczyty. Wątpili, że zimowe wędrówki po Uralu i Syberii są tak trudne, jak
przedstawiali to dziennikarze. Uznali ofiary wypadków za nieudolne fajtłapy
i postanowili odtworzyć ich szlaki, by udowodnić sobie i znajomym, że zrobią to
znacznie lepiej. Efekt był piorunujący: w 1961 roku śmierć poniosło blisko
dwustu turystów.
Władza zorientowała się, że nowe prawo tylko pogłębiło problem, zamiast go
rozwiązać. W ciągu kolejnych miesięcy staranniej przeanalizowano sytuację
i 20 lipca 1962 roku podjęto uchwałę o dalszym rozwoju turystyki, która
wprowadziła gruntowne reformy systemu i zlikwidowała jego dotychczasowe
słabości.
W zestawieniach statystycznych śmierć członków grupy Diatłowa stanowiła
wyłącznie suchą liczbę. Pozornie wyglądała na zimowy incydent
w niebezpiecznej okolicy. Jeden z wielu podobnych, ponieważ już wcześniej
zdarzało się, że zimą ginęli wszyscy uczestnicy ekspedycji. Niewątpliwie przykry,
ale niewyróżniający się niczym szczególnym.
Każdy, kto dotarłby do akt śledczych uznałby, że okoliczności tego wypadku
zdecydowanie odbiegają od innych. Nie było to jednak możliwe, gdyż decyzją
władz partyjnych dokumenty utajniono.
Rozdział 3
Studenci-turyści
Igor Diatłow
Zinaida Kołmogorowa
Inaczej niż Igorowi, nauka nie przychodziła jej łatwo. Jednak koledzy na
wyścigi pragnęli pomagać dziewczynie. Zina była bardzo ładna, wesoła, lubiana
i towarzyska. Wielu studentów rywalizowało o jej względy, ale bez powodzenia.
Od początku studiów zaangażowała się w działalność sekcji turystycznej.
Energiczna i żywiołowa, rzucała się w oczy. Znali ją praktycznie wszyscy.
Jeździła na letnie i zimowe wyprawy, szkoliła początkujących turystów.
Organizowała wspólną naukę w uczelnianej bibliotece. Inicjowała spotkania po
zajęciach i brała udział we wszystkich wydarzeniach towarzyskich. Nieustannie
mówiła albo śpiewała. Była skrajną ekstrawertyczką; samotność jawiła się jej
jako najgorsza forma tortur. Znajomi nazywali ją duszą towarzystwa.
Utrzymywała bliskie relacje z wieloma osobami, które chętnie zwierzały się jej
z marzeń, kłopotów i planów, ponieważ potrafiła dochować tajemnicy i zawsze
dla każdego znajdowała czas. Kilkanaście osób uważało ją za swoją najbliższą
przyjaciółkę.
Zinę nie bardzo interesowała radiotechnika i skomplikowane schematy
budowy urządzeń. Zdecydowanie preferowała przerwy w studiowaniu, ferie
i wakacje, podczas których mogła podróżować. Ze znajomymi z sekcji
turystycznej wyprawiała się na Sajany, Ałtaj i Ural Północny. Zazwyczaj
w towarzystwie Igora, którego uważała za doskonałego przewodnika. Jako jedna
z nielicznych potrafiła porozumieć się z Diatłowem, niezależnie od jego
zmiennych nastrojów i nieprzewidywalnych wybuchów. Nie dogadali się tylko
w jednej sprawie. Miłosnej.
W sekcji turystycznej Politechniki Uralskiej Zina poznała Jurija Doroszenkę.
Znajomość, na początku czysto koleżeńska, zacieśniła się. Para zaczęła się
spotykać. Wspólnie jeździła na wyprawy, również te pod kierownictwem Igora.
Jurij odwiedził Czeremchowo, poznał rodziców i siostry dziewczyny. Zina nie
poznała nikogo z jego rodziny, jednak miała wobec chłopaka coraz poważniejsze
plany. Myślała o małżeństwie, dzieciach i wspólnym życiu. Studia planowała
ukończyć jak najszybciej i jak najmniejszym wysiłkiem, a po uzyskaniu
upragnionej wolności od edukacji chciała zająć się sprawami przyjemniejszymi.
W swoich entuzjastycznych marzeniach nie wzięła jednak pod uwagę, że do ich
realizacji potrzebna jest zgodna wola obu stron.
Na początku 1959 roku, po ponad dwóch latach związku, relacja Ziny i Jurija
gwałtownie się popsuła. Chłopak porzucił ją i zaczął spotykać się z inną
dziewczyną, także studiującą na politechnice. Przechadzał się z nią długimi
korytarzami uczelni. Trzymali się za ręce, co doprowadzało Zinaidę do rozpaczy.
Bardzo przeżyła rozstanie. Płakała, nie spała, w sesji zimowej nie podeszła do
żadnego egzaminu. Podczas ferii chciała wyjechać na wyprawę. Zazwyczaj brała
udział w ekspedycjach kierowanych przez Diatłowa, lecz tym razem nie
wiedziała, co począć, bo na Otorten wybierał się także Jurij Doroszenko.
To wprawdzie dawało możliwość spędzenia z nim czasu i porozmawiania bez
uciążliwego towarzystwa jego nowej sympatii, lecz gdyby sprawy nie ułożyły się
po myśli Ziny, sytuacja stałaby się nieznośnie krępująca.
Po długim wahaniu dziewczyna postanowiła dołączyć do grupy Siergieja
Sogrina, która wybierała się na Ural Subpolarny. Podobała się szefowi wyprawy,
nie miała już chłopaka, więc z przyjęciem do ekipy nie było kłopotów. Igor
Diatłow, który z tych samych powodów pragnął, by Zina wzięła udział
w ekspedycji na Otorten, zdenerwował się potwornie – zamiast towarzystwa
dziewczyny, na której zależało mu od lat, został skazany na towarzystwo jej
byłego ukochanego, którego szczerze nie znosił z licznych powodów. Namawiał
Zinę do zmiany zdania tak długo, aż ta uległa. Przeprosiła Siergieja za
zamieszanie, wymówiła się brakiem czasu na naukę w trakcie ferii, ponieważ
wyprawa Sogrina miała trwać dziesięć dni dłużej. Siergiej nie uwierzył. Domyślił
się, że prawdziwą przyczyną był Diatłow. Później bardzo przeżył śmierć Ziny
i przez długie lata obwiniał się o nią. Czasami obwiniał Igora. Mówił, że z jego
ekspedycji dziewczyna wróciłaby żywa.
Jurij Doroszenko
Jurij Doroszenko
Ludmiła Dubinina
Inaczej niż Jurij Doroszenko, nie znała pojęcia „kłopoty finansowe”. Jej rodzice
całym sercem popierali partię komunistyczną. Oboje pracowali dla władzy, znali
wpływowych ludzi, czerpali benefity dostępne wyłącznie nielicznym, nie musieli
się o nic martwić. Rodzinne zdjęcie Dubininych idealnie nadawałoby się na
propagandową pocztówkę wydrukowaną w ramach projektu „W komunizmie żyje
się wspaniale”. W ich przypadku ten slogan nie był kłamstwem.
Do czasu.
W 1959 roku matka Ludmiły pracowała na stanowisku osobistej asystentki
słynnego Nikołaja Semichatowa, cenionego inżyniera, którego zdolności miały
pomóc ZS R R w wygraniu zimnej wojny. Semichatow konstruował i udoskonalał
układy sterownicze wszystkich rakiet produkowanych przez ZS R R . Każda rzecz,
jakiej się tknął, automatycznie stawała się tajemnicą państwową najwyższej wagi.
Aleksandra Dubinina, ojca Ludmiły, wkład żony w pokonanie Ameryki napawał
ogromną dumą. Sam przez długie lata cieszył się bezgranicznym zaufaniem partii,
powierzającej mu kierownicze stanowiska w wielu fabrykach i instytucjach.
Z małymi dziećmi i żoną przeprowadzał się do coraz to nowych mieszkań
służbowych, przyznawanych wraz z kolejnymi awansami. Zanim rodzina osiadła
w Swierdłowsku, objeździła odległe krańce kraju. Pracowitego, oddanego
sprawie i lojalnego do szpiku kości towarzysza Aleksandra władze posyłały do
gaszenia pożarów i porządkowania nieładu w państwowych zakładach.
Dubininowie mieszkali między innymi na wyspie Kiegostrow, w Archangielsku
nad Morzem Białym, w Krasnogorsku i na terenie dzisiejszego Kazachstanu.
Ludmiła często zmieniała szkoły, otoczenie i znajomych. Jej ojciec w każdym
nowym miejscu zastawał chaos i zostawiał porządek. Władze wychwalały jego
pracę, hojnie nagradzając kolejne osiągnięcia. Tym samym towarzysz Dubinin
coraz goręcej wierzył w marksizm, partię i swoją ojczyznę. Szacunek do
komunizmu zaszczepił synowi i córce. Urocza, pełna talentów Ludmiła była jego
oczkiem w głowie.
Wykazywała duże zdolności do przedmiotów ścisłych. Studiowała na
najbardziej prestiżowym wydziale Politechniki Uralskiej, w kuźni talentów
produkującej niezbędnych krajowi inżynierów, kierowników i działaczy
partyjnych. Dzięki znajomościom rodziców świat stał przed nią otworem.
Po ukończeniu studiów mogła robić wszystko, czego tylko by zapragnęła. Żyła
zgodnie z rodzinnym wzorcem: od 1952 roku należała do Komsomołu,
interesowała się historią marksizmu. Pragnęła służyć ojczyźnie i wykorzystać
swoją wiedzę techniczną na potrzeby zimnej wojny.
Była dzieckiem, o jakim marzy każdy rodzic. Dbała o porządek w domu.
Uczyła się pilnie. Pięknie śpiewała. Potrafiła robić doskonałe technicznie
i artystycznie zdjęcia. Wygrywała zawody sportowe w biegach na krótkich
dystansach. Przez cztery lata studiów nie opuściła ani jednego wykładu.
Egzaminy zdawała w pierwszych terminach. Rówieśnicy bardzo ją lubili.
Świetnie dogadywała się z młodszym bratem. Lubiła spędzać czas z rodziną
i przygotowywać dla wszystkich posiłki.
Ten idealny obraz mąciła jednak czarna plama. Rodziców niepokoiła pasja
ukochanej córki.
Luda już w pierwszym tygodniu studiów zapisała się do sekcji turystycznej na
Politechnice Uralskiej. Przystąpienie do niej potraktowała ambicjonalnie.
Pragnęła zostać najmłodszą w regionie dziewczyną, która otrzyma prestiżowy
tytuł Mistrzyni Sportu ZS R R w Turystyce. Zdobywała coraz to nowe
doświadczenia, uprawnienia i odznaki. Jeździła na wyprawy letnie i zimowe,
narciarskie i piesze, coraz trudniejsze i bardziej niebezpieczne. Uzyskała
uprawnienia do kierowania ekspedycjami turystycznymi. Wybrała się z ekipą na
Ural Północny i zdobyła grzbiet Czistop, przekraczając granicę, na której
kończyły się wszystkie dostępne mapy.
Znajomi z sekcji lubili z nią podróżować. Dziewczyna była przyjazna
i niebywale pracowita. Sprzątała, myła naczynia, gotowała posiłki, cerowała
namiot, szyła kolegom ochraniacze na buty, potrafiła dobierać leki i udzielać
pierwszej pomocy. Z owoców jej starań korzystali wszyscy. Kiedy zaczęła
organizować własne wyprawy, chętnych nie brakowało. G. Batałow, należący do
ekspedycji na Czistop, wspomina: „Luda była mądrym, twardym, wnikliwym
i sprawiedliwym kierownikiem. Uważała na nowicjuszy, we wszystkim
pomagała”18.
Brat Ludmiły Igor podziwiał zaangażowanie i pasje siostry. W jego pamięci
Luda zapisała się jako zapalona turystka, żyjąca podróżami i poświęcająca
mnóstwo energii na szkolenie się i zdobywanie kolejnych uprawnień19.
Ludmiła Dubinina
Rodzice nie byli zachwyceni. Ojciec obawiał się, że pasja odciągnie córkę od
nauki, matka zamartwiała się o jej bezpieczeństwo. Wyprawy drugiej i trzeciej
kategorii trudności stawały się coraz dłuższe; przez wiele dni z przebywającą na
odludziu Ludą nie można było nawiązać kontaktu. Wypadek w Sajanach, gdy
Ludmiłę przypadkowo postrzelił w nogę myśliwy, przepełnił rodzicielską czarę
goryczy. Mimo to dziewczyna nie zamierzała rezygnować z turystyki. Wszak nie
zdobyła jeszcze prestiżowego tytułu mistrzyni i nie zamierzała odpuścić.
16 stycznia 1959 roku, tydzień przed początkiem wyprawy na Otorten, rodzina
Ludmiły otrzymała od partii nowe eleganckie mieszkanie w prestiżowej okolicy.
Aleksander Dubinin przebywał akurat w delegacji, brat Igor odbywał praktyki
zawodowe. Matka nie poradziłaby sobie sama z przeprowadzką, więc poprosiła
córkę o odwołanie udziału w ekspedycji.
Luda wpadła w panikę. W żadnym wypadku nie mogła – i nie chciała –
zrezygnować. Przecież to ona wymyśliła zdobycie Otortenu, od pierwszej chwili
pomagała w organizacji wyprawy, potrzebowała jej w wykazie osiągnięć. Ponadto
miała pełnić funkcję jej skarbnika.
Zacisnęła zęby i rzuciła się w wir pracy: w ciągu siedmiu dni spakowała
wszystkie rzeczy całej rodziny, przewiozła je wraz z ekipą robotników do nowego
mieszkania, częściowo rozpakowała, zorganizowała transport mebli, zdała
ostatnie egzaminy w zimowej sesji, zebrała wpisy w indeksie, składki od
uczestników wyprawy, przygotowała budżet i listę niezbędnych produktów oraz
zrobiła część zakupów spożywczych potrzebnych w drodze na Otorten.
W ostatniej chwili przekonała matkę do zmiany zdania i rzuciła się do pakowania
plecaka. Działała w wariackim pośpiechu, więc dopiero w pociągu zorientowała
się, że nie zabrała ze sobą ciepłego swetra.
Jedenaście tygodni później kompletnie załamany i zanoszący się od płaczu
Aleksander Dubinin składał zeznania w śledztwie. Błagał prokuratora, aby winni
śmierci jego córki stanęli przed sądem. Krzyczał: „[…] jak to możliwe, że
w Związku Radzieckim […] stało się coś tak karygodnego? […] Jeśli pocisk
zboczył z toru i nie trafił na wyznaczony poligon, resort powinien wysłać wywiad
powietrzny na miejsce awarii, aby obejrzeć szkody i udzielić pomocy. Jak można
było tego nie zrobić? To świadczy o bezdusznym stosunku pracowników
ministerstwa obrony do ludzkiego życia”20.
Powyższe zeznania, wraz z pozostałymi dokumentami dochodzenia, utajniono.
Rodzice Ludmiły wiedzieli o tragedii znacznie więcej niż krewni pozostałych
ofiar. Wiele wskazuje na to, że źródłem informacji byli ich wysoko postawieni
w hierarchii partyjnej przyjaciele z Moskwy oraz prawdopodobnie Nikołaj
Semichatow.
W lutym 1959 roku Aleksander Dubinin przestał wierzyć w komunizm.
Wkrótce znienawidził partię, ministerstwo obrony, inżynierów zimnej wojny na
czele z Semichatowem, radzieckie wojsko, kosmodromy, poligony. A przede
wszystkim Nikitę Chruszczowa, w którego dekretach upatrywał przyczyny
tragedii i śmierci córki. Już nie chciał wygrać zimnej wojny, ale zakończyć ją jak
najszybciej, aby zminimalizować liczbę jej ofiar. Zamiast wyścigu zbrojeń
sugerował pokojowe negocjacje. Zaczął krytykować władze ZS R R . Opowiadał się
za zaprzestaniem testów broni w zamieszkanych obwodach. Pragnął zmienić
definicję tajemnicy państwowej, tak aby zwiększyć bezpieczeństwo obywateli.
A nawet sugerował przeprowadzenie demokratycznego referendum na temat
istotnych kwestii polityki zagranicznej państwa i strategii ministerstwa obrony.
Głosił rzeczy tak niepojęte, że partyjni koledzy nie wiedzieli, co z nim począć.
Ostatecznie uznano, że żałoba pozbawiła towarzysza Dubinina rozsądku
i prewencyjnie odsunięto go na boczny tor.
Rozdział 4
Jurij Kriwoniszczenko
Naprawdę miał na imię Gieorgij, lecz najwyraźniej imię nie pasowało do chłopca,
bo od dzieciństwa w rodzinie i wśród znajomych nazywano go Jurijem. Był
synem bardzo wpływowego i szanowanego inżyniera wojskowego w stopniu
generała majora, znanego w najwyższych kręgach władzy, cieszącego się
bezgranicznym zaufaniem partii. W 1959 roku Aleksiej Kriwoniszczenko, ojciec
Jurija, pracował jako dyrektor elektrowni. Wcześniej, podobnie jak ojciec
Ludmiły, wielokrotnie przeprowadzał się wraz z rodziną, delegowany do
nadzorowania ważnych projektów państwowych. Pracował między innymi
w obwodzie donieckim na Ukrainie, gdzie na świat przyszedł Jurij.
Dzieci zmieniały szkoły, rodzina mieszkania, Aleksiej Kriwoniszczenko radził
sobie świetnie z powierzonymi obowiązkami. Do czasu bardzo stresującej afery.
W 1949 roku na koordynowanej przez niego budowie doszło do nieporozumienia,
którego skutkiem były poważne straty finansowe. Gdy w ustalonym terminie ze
znacznie oddalonej fabryki przyjechały ciężarówki z cementem, okazało się, że
nie można go wypakować, gdyż nie wybudowano na czas składów do jego
przechowywania. Dostawca nie miał o tym pojęcia. Na bezsensownym
transporcie surowca pilnie potrzebnego również w innych miejscach stracono
mnóstwo pieniędzy, a sprawą zajęła się prokuratura. Ojca Jurija oskarżono
o zaniedbanie obowiązków, jak najbardziej zasadnie.
Wezwano go do prokuratury, lecz mimo bezdyskusyjnych dowodów
przewinienia wypuszczono, a zawiadomienie o przestępstwie gospodarczym
zignorowano. Niemogący uwierzyć w swoje szczęście koordynator budowy zdał
dokładną relację z wydarzenia rodzinie. Po latach brat Jurija, Konstantyn,
wyjawił przyczynę: „Ojciec kątem oka zobaczył na stole prokuratora telegram
o treści: »Kriwoniszczenki nie ruszać. Józef Stalin«”25.
Gdy ustały echa niefortunnego wypadku, rodzina przeprowadziła się do
Swierdłowska. Trzy lata później Jurij rozpoczął studia na wydziale budownictwa
Politechniki Uralskiej i zapisał się do sekcji turystycznej. Nauka nie sprawiała mu
żadnych problemów; większość egzaminów zdawał z najwyższymi notami. Był
otwarty, ciekawy świata, lubił aktywnie spędzać czas. Miał szerokie
zainteresowania. Ojciec popychał go w stronę techniki. Pochodząca
z inteligenckiej rodziny matka Nadieżda rozbudziła w nim zamiłowanie do poezji
i zachęciła do pisania wierszy.
Jurij Kriwoniszczenko
Nikołaj Thibeaux-Brignolle
Rustem Słobodin
Przyszedł na świat w Moskwie, w inteligenckiej rodzinie podróżników
i naukowców. Nietypowe dla Rosjanina imię, nadane na cześć bohatera
azjatyckich legend, zawdzięczał zainteresowaniom antropologicznym rodziców
i ich pobytowi w Azji Środkowej. Ojciec Rustema, Władimir, był doktorem nauk
ekonomicznych. Kiedy rodzina przeprowadziła się do Swierdłowska, rozpoczął
pracę naukową na Uniwersytecie Uralskim, gdzie objął kierownictwo wydziału
instytutu gospodarki rolnej34. Matka Nadieżda wykładała na tej samej uczelni.
Oboje należeli do partii. Trójce swoich dzieci wpajali od najmłodszych lat
szacunek do książek, nauki, pracy i komunizmu. Rustem wstąpił do Komsomołu
jeszcze w szkole średniej.
Wśród niezliczonych książek ogromnej domowej biblioteki natrafił na pozycje
o dalekich podróżach. Zaciekawiły go. Później pochłonęła go lektura publikacji
technicznych, kolekcjonowanych przez ojca. Na studiach postanowił połączyć
obie te pasje. Nie chciał kształcić się na uczelni, gdzie wykładali jego rodzice,
potrzebował swobody i pewności, że dobre wyniki w nauce będzie zawdzięczać
wyłącznie własnej pracy, a nie respektowi, jaki przed doktorem Władimirem
Słobodinem odczuwają pozostali wykładowcy. Wybrał wydział mechanizacji
Politechniki Uralskiej. I od razu zapisał się do sekcji turystycznej.
Wkrótce stał się jednym z najbardziej pożądanych uczestników wypraw.
Zapraszano go do udziału we wszystkich ekspedycjach. Dlaczego? Rustem był
niesamowicie silny. Porąbanie siekierą zmarzniętego na kość pnia nie stanowiło
dla niego żadnego wyzwania, podobnie jak przerzucanie ludzi na drugi brzeg
strumienia. Ciskał kolegami niczym szmacianymi lalkami. W jego plecaku
zawsze upychano największe ciężary. Nikt nie był w stanie pokonać go na rękę
ani położyć w udawanych pojedynkach. Na wyprawach wykonywał
najtrudniejsze prace fizyczne, brał dodatkowe dyżury i odciążał słabszych
towarzyszy.
Pomocnego osiłka traktowano jak ochroniarza i gwarancję bezpieczeństwa.
Ekipa Diatłowa powierzyła mu na przechowanie pieniądze i obowiązek
dźwigania zrolowanego namiotu. Obecność Słobodina w składzie sprawiała
automatycznie, że grupa zyskiwała pewność siebie. Nie widziano powodów do
obaw. Jeśli ktoś dozna kontuzji, Rustem go poniesie. Jeśli żeliwny piecyk
przymarznie do ziemi, Rustem wyrwie go z lodu. Jeśli przyczepi się bezpański
agresywny pies, Rustem go odgoni.
Ufano mu bezgranicznie.
Rodzice, których połączyła podróżnicza pasja, z radością obserwowali, jak ich
syn staje się turystą z prawdziwego zdarzenia. Kupili mu aparat fotograficzny
i kolekcjonowali zdjęcia z kolejnych wypraw. Ze studentami politechniki Rustem
odwiedził Ural i Ałtaj. Wspólnie z ojcem przemierzył pieszo najciekawsze szlaki
południowych republik. Interesował się muzyką i nauczył się grać na mandolinie.
Rustem Słobodin
Aleksander Kolewatow
W drodze na Otorten
Latem 1958 roku, podczas wyprawy turystycznej na Ałtaj, Igor Diatłow podzielił
się z przyjaciółmi ambitnym planem: chciał pokierować zimową ekspedycją,
której celem byłby Ural Północny i pierwsze w historii zimowe wejście na szczyt
Otorten. Śmiały pomysł przypadł do gustu doświadczonym turystom. Nikołaj
Thibeaux-Brignolle, Rustem Słobodin, Jurij Kriwoniszczenko i Jurij Judin
zadeklarowali gotowość podjęcia ryzyka i poprosili o dołączenie ich do ekipy.
Wszyscy zdawali sobie sprawę, że Ural Północny to nieprzyjazny,
niebezpieczny i trudny teren. Choć wzniesienia są tu stosunkowo niewysokie,
a stoki łagodne, zimą turyści muszą mierzyć się z aurą. Przede wszystkim
z mrozem. W latach pięćdziesiątych wysokość Otortenu oszacowano na 1182
metry nad poziomem morza, więc Diatłow zdawał sobie sprawę, że największym
wyzwaniem będzie nie wejście na szczyt, ale dotarcie do jego stóp przez
zasypaną śniegiem i skutą lodem tajgę. Wędrówkę mógł utrudniać silny wiatr,
śnieżyce oraz potężne zaspy, których grubość w dolinach rzek sięgała blisko
dwóch metrów. Część Uralu Północnego zamieszkiwał lud Mansów, resztę
stanowiły tereny łowieckie mansyjskich myśliwych. W tych rejonach śmiałkom
nikt nie udzieliłby pomocy. Musieli liczyć na własne siły.
Niezależnie od Igora zimowe zdobycie Otortenu planowała także Ludmiła
Dubinina. Dobrze znała Ural Północny, rok wcześniej kierowała zimową
wyprawą na grzbiet Czistop. Pomysłem podzieliła się z kolegą z klubu
sportowego, Władysławem Bijenką. Uzgodnili, że wcielą plan w życie, lecz
szybko zorientowali się, że Diatłow planuje udać się w to samo miejsce w tym
samym czasie. Wówczas postanowili dołączyć do jego ekipy.
Jesienią rozpoczęto przygotowania. Trasa liczyła ponad trzysta kilometrów38.
Postanowiono pokonać ją pociągiem, autobusem, na nartach i pieszo. Igora
Diatłowa czekały trudne wyzwania, do których należało zebranie funduszy na
pokrycie kosztów wyprawy i niezbędnego wyposażenia, opracowanie szlaku,
skompletowanie listy uczestników oraz dopełnienie licznych czasochłonnych
i uciążliwych formalności.
Wierzył, że uzyska zezwolenie na wyprawę nie tylko z uwagi na
doświadczenie jej uczestników i znajomości w odpowiednich instytucjach.
Ekspedycja miała bowiem konotacje polityczne. Zorganizowano ją, aby uczcić
XXI Zjazd Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, omawiający postępy
realizacji planu rozwoju gospodarki narodowej. Wystąpienia delegatów miały
trwać od 27 stycznia do 5 lutego. W tym czasie turyści, w większości należący do
Komsomołu, pragnęli jako pierwsi na świecie zdobyć zaśnieżony szczyt
Otortenu. Powodzenie wyprawy miało stanowić metaforę sukcesu gospodarczego
kraju, a wysiłek młodych sportowców być hołdem złożonym partii i ojczyźnie.
Uzyskanie zezwolenia wymagało dokładnego opracowania trasy oraz
przedstawienia dokumentacji poświadczającej doświadczenie turystyczne
uczestników wyprawy i stan ich zdrowia potwierdzony przez komisję medyczną.
Ostatnie dwie kwestie nie martwiły Diatłowa, gdyż jego ekipa składała się
z zaprawionych w boju pasjonatów, których osiągnięcia były powszechnie znane.
Problem tkwił w planie trasy.
Jedyna dostępna wówczas mapa geologiczna Uralu została wydana
w 1941 roku. Zastosowana w niej skala (1 : 1 000 000) czyniła ją jednak
praktycznie bezużyteczną. Innych map nie udało się zdobyć. Były niejawne
i chronione tajemnicą państwową. Skorzystano zatem z roboczych notatek
członków sekcji turystycznej oraz doświadczeń koleżanek i kolegów, w tym
Ludmiły Dubininy. Także Zina, Igor i Nikołaj znali niektóre odcinki trasy,
ponieważ zimą 1957 roku odwiedzili osady Mansów, rdzennych mieszkańców
Uralu. Poza tym grupa miała szczęście, gdyż Aleksander Kolewatow otrzymał
w zaufaniu mapę od znajomego geologa Ignata Riagina39, pracującego
w instytucie koordynującym wydobycie miedzi i złota na Uralu Północnym.
Okazała się bardzo pomocna przy precyzyjnym planowaniu.
Diatłow doszedł do wniosku, że najskuteczniejsza będzie nawigacja na
podstawie naturalnego ukształtowania terenu. Uczestnicy nie zgubią się w tajdze
dzięki uralskim rzekom. Część trasy zaplanowano wzdłuż brzegów Auspii,
a następnie wzdłuż Łoźwy wypływającej z jeziora leżącego na południowym
zboczu Otortenu. Po zdobyciu szczytu grupa planowała powrócić w dolinę
Auspii, a następnie odbić lekko na południe, by wejść na drugie wzniesienie,
o nazwie Ojka-Czakur. Stamtąd, kierując się wzdłuż linii brzegowej rzeki
Toszemki, chciano dotrzeć do zamieszkanej wsi Wiżaj40. Stąd planowano nadać
telegram informujący o powodzeniu ekspedycji.
Na początku roku Igor uporał się z formalnościami. 8 stycznia 1959 roku
Miejska Komisja Tras Turystycznych w Swierdłowsku zatwierdziła projekt
wyprawy na szczyt Otorten41, nie zwróciwszy uwagi na braki w dokumentacji.
Diatłow nie przedstawił ani szczegółowego planu trasy, ani kopii mapy. Nie
opisał metod zapewniających grupie bezpieczeństwo i sposobu wezwania pomocy
w razie wypadku. Zatwierdzenie było zatem niezgodne z prawem i naruszyło
uchwałę o zasadach organizacji, obowiązkach organizatorów, kierowników
i uczestników wypraw turystycznych oraz uchwałę o pracy Komisji Tras
Turystycznych, obowiązujące w ZS R R od 1957 roku.
Decyzję podjął Jewgienij Maslennikow, bliski znajomy Igora. Kierowały nim
względy prywatne. Maslennikow był pierwszym absolwentem Politechniki
Uralskiej, który zdobył prestiżowy tytuł Mistrza Sportu ZS R R w Turystyce, tak
pożądany przez Diatłowa od lat. Igor dokumentował swoje kolejne osiągnięcia
wedle wskazówek starszego kolegi. Maslennikow zdawał sobie sprawę, że
zdobycie Otortenu pozwoli koledze spełnić marzenie. Dlatego nie odrzucił
niekompletnego wniosku, tylko poprosił o doniesienie planu trasy „w wolnej
chwili”. Niestety Diatłow, pochłonięty organizacją wyprawy, zapomniał
o złożonej obietnicy. Maslennikow uświadomił to sobie dopiero w połowie
lutego, kiedy na Ural planowała się udać ekipa poszukiwawcza. Targany
wyrzutami sumienia dołączył do zespołu ratowników. Był obecny na miejscu
tragedii w dniu znalezienia zwłok Igora.
Formalna akceptacja przyśpieszyła przygotowania. Turyści wnieśli składkę
w wysokości dwustu pięćdziesięciu rubli. Politechnika dofinansowała wyprawę
kwotą tysiąca stu rubli42. Sekcja turystyczna wypożyczyła uczestnikom plecaki,
narty, buty, spodnie i kurtki narciarskie oraz niezbędny ekwipunek, w tym czekan
do lodu i namiot. Diatłow rozdzielił obowiązki: Luda Dubinina została
skarbnikiem, Jurij Judin odpowiedzialnym za skompletowanie wyposażenia
apteczki. Dzięki finansowemu wsparciu uczelni członkowie ekspedycji nabyli
materiały do ocieplenia namiotu. Wyliczyli, że kwota z powodzeniem wystarczy
na zakup produktów spożywczych i innych niezbędnych sprawunków.
W zakupach oraz gromadzeniu wyposażenia dodatkowego brali udział wszyscy.
Zina i Igor spotkali się z Moisiejem Akselrodem, bliskim znajomym Igora
i doświadczonym turystą. Skonsultowali z nim plan trasy. Namawiali do wzięcia
udziału w wyprawie. Akselrod kochał góry i zimową tajgę, więc poważnie
rozważał propozycję. Ostatecznie jednak nie zdecydował się i w trakcie ferii
podjął pracę zarobkową43. Nie wiedział wówczas, że niebawem zostanie
kierownikiem ekipy ratunkowej prowadzącej akcję poszukiwawczą w rejonie
góry Otorten, który tak bardzo pragnął odwiedzić.
Trzy dni przed startem na liście uczestników wyprawy zaszła nieoczekiwana
zmiana. Władysława Bijenkę wezwano do lokalnego komitetu Komsomołu na
rozmowę dyscyplinarną. Wedle zaleceń sformułowanych jeszcze w czasach
rządów Stalina, radzieccy studenci byli zobligowani do odbywania tak zwanych
wakacyjnych praktyk studenckich, to jest świadczenia nieodpłatnej pracy
w rolnictwie lub przy wyrębie lasu. Bijenko przez dwa lata unikał tego przykrego
obowiązku, zręcznie manewrując między rekrutacjami do kolejnych przydziałów.
Komitet Komsomołu odkrył jednak ten proceder i postanowił niezwłocznie
skierować niesfornego studenta do pracy w przemyśle leśnym44. Udział
w wyprawie na Otorten uznano za nieudolną wymówkę. Niepocieszony Bijenko
nie zdawał sobie wówczas sprawy, że decyzja Komsomołu najprawdopodobniej
uratowała go od śmierci. Mimowolnie stał się jednym z nielicznych mieszkańców
ZS R R zawdzięczającym życie pomysłom i dekretom Stalina.
Kolejny dzień przyniósł nową niespodziankę. Do Igora Diatłowa zgłosił się
Siemion Zołotariow, trzydziestoośmioletni instruktor kourowskiej bazy
turystycznej45. Przedstawił się fałszywym imieniem: Aleksander. Oświadczył, że
jest przewodnikiem górskim, który (o dziwo!) nie posiada żadnego doświadczenia
w… wędrowaniu po górach. Nalegał na przyjęcie do grupy. Był obcy, starszy od
reszty uczestników, zagadkowy, nieprzewidywalny, krępujący. A także niebywale
uparty.
Dotychczas Igor zabierał na swoje wyprawy wyłącznie osoby sprawdzone,
doświadczone i dobrze sobie znane. Chciał odmówić. Jednak mimo że sprawował
funkcję kierownika, a wśród znajomych słynął z charyzmy i stanowczości,
kompletnie nie poradził sobie w negocjacjach ze starszym mężczyzną. Zołotariow
owinął go sobie wokół palca. Nie tylko wymusił na Diatłowie zgodę, ale uczynił
z niego rzecznika własnych interesów, obarczając go obowiązkiem przekonania
pozostałych turystów. Ludmiła opisała te pertraktacje w swoim pamiętniku: „Nikt
nie chciał zabierać tego Zołotariowa, przecież to obcy człowiek. W końcu
machnęliśmy ręką i go wzięliśmy. Jak odmówić? Nie dasz rady”46.
Ostatnie dni przed wyprawą upływały pod znakiem gorączkowych
przygotowań połączonych z domykaniem formalności i uzyskiwaniem zaliczeń
na koniec semestru.
23 stycznia
24 stycznia
25 stycznia
Grupa Diatłowa na naczepie ciężarówki. Fotografia wykonana przed podróżą przez Jurija Kriwoniszczenkę
Czterdziesty Pierwszy Odcinek. Od lewej stoją: Jurij Judin, Igor Diatłow, N. N., Ludmiła Dubinina (w jasnej
kurtce), za nią geolog Ogniew. Na schodach siedzą: Zina Kołmogorowa, niżej Nikołaj Thibeaux-Brignolle
i Aleksander Kolewatow. Pozostali to drwale i geolodzy
27 stycznia
28 stycznia
Pożegnanie Ludmiły Dubininy i Jurija Judina. Po lewej Igor Diatłow, za plecakiem Ludy Nikołaj Thibeaux-
Brignolle
29 stycznia
Turyści wędrowali trasą wytyczoną przez koryta Łoźwy i Auspii. Zauważyli ślady
nart mansyjskich myśliwych oraz wycięte przez nich znaki na korze drzew. Nie
potrafili odgadnąć, co oznaczają tajemnicze symbole, które niezwykle ich
zaintrygowały. Większość Mansów nie potrafiła czytać ani pisać, zatem miejsca
upolowania zwierzyny oznaczali, wycinając na pniu kształt symbolizujący
zdobycz. Pod spodem umieszczali uproszczony zapis daty i krzyżujące się kreski,
stanowiące swoiste podpisy poszczególnych myśliwych. Członkowie ekspedycji
sfotografowali te znaki, a Zina przerysowała kilka do prywatnego dziennika.
Warunki pogodowe były bardzo korzystne. Wiał niewielki wiatr, mróz nie
dokuczał. Obóz rozbito przy brzegu Auspii, niedaleko myśliwskiego szlaku
tubylców. Jako pierwsi dotarli do miejsca nowego noclegu Rustem, Zina i Jurij
Doroszenko. Ostatnia dwójka wspólnie szykowała drewno na opał. Zina
wykorzystała okazję, aby porozmawiać z byłym chłopakiem o ich relacji
i zakończonym związku. Niestety, nie uzyskała deklaracji, na jaką czekała.
W pamiętniku nazwała Jurija „lekkoduchem”.
Turyści w uralskiej tajdze. Od lewej stoją: Nikołaj, Luda,Siemion i Zina
30 stycznia
Przez cały dzień ekipa trzymała się blisko Auspii, wędrując zarówno po
zamarzniętej rzece, jak i po śladach myśliwych. Udało się nawet zlokalizować ich
biwak. W dzienniku wyprawy zapisano: „Mansowie… To słowo coraz częściej
pojawia się w naszych rozmowach. […] To intrygujący i osobliwy lud Uralu
Północnego. Mają własne pismo, język oraz charakterystyczne i szczególnie
interesujące zapiski i znaki rysowane na drzewach. […] Tworzą przedziwne leśne
opowiadania. Opisują zauważone zwierzęta i miejsca obozowania. Odczytanie
i odszyfrowanie ich znaków mogłoby być intrygujące nie tylko dla turystów, ale
również dla historyków”63.
Od lewej stoją: Luda, Jurij Kriwoniszczenko, Nikołaj i Rustem. Fotografia wykonana podczas wyprawy na
Otorten
31 stycznia
1 lutego
Szczerze mówiąc, nikt tego nie wie, choć wiele osób próbowało rozwikłać
zagadkę najstarszego uczestnika grupy Diatłowa. Życiorys Zołotariowa wymyka
się wszelkiej logice, składa z czarnych dziur, nie daje się uporządkować za
pomocą archiwalnych dokumentów. Dla dziennikarzy śledczych jego biografia to
ziszczenie koszmaru dającego poczucie kompletnej niemocy, której istota
sprowadza się do rosyjskiego przysłowia: „Zapytaj dziesięciu świadków,
otrzymasz tuzin wersji”.
W jednej kwestii zgadzają się wszyscy: Siemion Zołotariow często mijał się
z prawdą.
Pojawił się znikąd i w połowie stycznia 1959 roku zainteresował działaniami
sekcji turystycznej przy Politechnice Uralskiej, a w szczególności grupami
planującymi wyprawy na Ural. Pierwotnie chciał dołączyć do tej kierowanej
przez Siergieja Sogrina. Jego ekipie przedstawił się jako pracownik bazy
turystycznej, któremu zdobycie doświadczenia na wyprawach jest potrzebne do
awansu zawodowego. Wyjaśnił, że pragnie zostać dyrektorem schroniska. Prosił
Sogrina o pomoc w realizacji ambitnego marzenia. Przyznał, że nie zna gór, nie
wędrował po Uralu i brak mu w tej kwestii jakichkolwiek umiejętności. Mimo to
członkowie grupy byli pod takim wrażeniem jego charyzmatycznej przemowy
i uroku osobistego, że postanowili zabrać go ze sobą.
Jednak wkrótce Zołotariow się wycofał. Oświadczył, że woli dołączyć do
ekipy Diatłowa, który zaplanował krótszą trasę.
Jak już wspomniano, Igorowi powiedział, że jest przewodnikiem górskim
i w tej samej rozmowie wyznał, że nie ma doświadczenia w górskich
wędrówkach. Zagadał go jednak i oczarował do tego stopnia, że Diatłow nie
zauważył niedorzecznej sprzeczności w powyższym wyznaniu. Poinformował
o nowym uczestniku resztę ekipy, która poznała go dopiero w pociągu, gdzie
Siemion poprosił, aby nazywano go Saszą. Wyjaśnił, że pracuje jako instruktor
w bazie turystycznej i pragnie jak najszybciej powrócić z Otortenu, ponieważ
bardzo mu śpieszno odwiedzić matkę w dalekim Kraju Krasnodarskim. Nie
wspomniał słowem o awansie zawodowym. Po raz kolejny talent oratorski wygrał
ze zdrowym rozsądkiem. Opowieści Zołotariowa wysłuchało dziewięć osób, lecz
żadnej nie zdziwiło, czemu „przewodnik” stał się nagle „instruktorem”.
Która z podawanych wersji była prawdziwa? Wszystko wskazuje na to, że
żadna.
Niełatwo opowiedzieć jego historię. Z zachowanych metryk wynika, że
urodził się 1 lutego 1921 roku. W ankietach osobowych podawał jednak inną
datę: 2 lutego 1921 roku. Wychował się w niewielkiej miejscowości w Kraju
Krasnodarskim. Jego matka była gospodynią domową, ojciec rolnikiem,
weteranem I wojny światowej, przeszkolonym na froncie w zakresie udzielania
pierwszej pomocy. Po powrocie do rodzinnej wioski świadczył sąsiadom
i znajomym drobne usługi medyczne. Trochę na wyrost nazywał się felczerem.
Siemion miał dwie siostry, które po osiągnięciu pełnoletności wyszły za mąż
i przepracowały resztę życia w kołchozie, oraz starszego brata, poległego
w 1944 roku na froncie II wojny światowej.
Wbrew obowiązkowi edukacyjnemu rozpoczął naukę dopiero w wieku
dziewięciu lat. Niespecjalnie miał do niej głowę. Nauka szła mu opornie, raz
nawet nie udało mu się uzyskać promocji do następnej klasy. Mimo to w czerwcu
1941 roku otrzymał dokument potwierdzający ukończenie szkoły średniej. Oceny
nie zachwycały. W większości były najniższe, zaliczające.
Siemion (na pierwszym planie) w drodze na Otorten. Za nim Jurij Doroszenko i Igor Diatłow
Jeszcze jako uczeń zajął się zarabianiem pieniędzy. 19 października 1941 roku
został powołany do wojska, w maju 1942 roku wziął udział w pierwszej bitwie.
W tym momencie zaczynają się problemy. W życiorysie dołączonym do akt
osobowych Zołotariow napisał: „Przeszedłem cały szlak bojowy od Stalingradu
do Berlina”. Z dokumentu wynika, że brał udział w licznych operacjach
bojowych, w praktycznie każdym ważniejszym starciu. Walczył nad Wołgą, na
terenach dzisiejszej Białorusi, na Pomorzu i w dawnych Prusach Wschodnich,
przeszedł przez Polskę i zdobył Berlin, zahaczając o inne mniejsze potyczki na
froncie wschodnim72.
Współcześni historycy, którzy próbowali odtworzyć jego wojenne losy,
skapitulowali po długich i bezowocnych wysiłkach. Nawet najbardziej
skrupulatni i zacięci badacze zaczęli używać sformułowania „nie da się”. Część
dokumentów archiwalnych zaginęła, niektórzy świadkowie nie żyli. Nie udało się
dotrzeć do żadnego żołnierza, który walczyłby z Siemionem na froncie. Nie
zgadzały się daty, miasta, oddziały wojsk, kierunki marszu i czas niezbędny na
przebycie odległości pomiędzy kolejnymi punktami. W żadnym dokumencie
ankiet osobowych Zołotariow nie podał nazwisk swoich dowódców.
Z nakreślonego przez niego obrazu wynikało, że jego oddział musiał teleportować
się między Stalingradem a Berlinem i niezauważony przez nikogo dołączać do
losowo wybranych ugrupowań. Pojawiły się podejrzenia, że Zołotariow
podkoloryzował swój wojenny życiorys, dodając doń miejsca głośnych batalii,
o których opowiadali mu inni żołnierze.
Wyliczył w nim medale i odznaczenia przyznane mu w dowód uznania za
waleczną postawę: medal „Za obronę Stalingradu”, „Za zwycięstwo nad
Niemcami” oraz Order Czerwonej Gwiazdy, nadawany przez Prezydium Rady
Najwyższej ZS R R . Opisał zasługi, za jakie je otrzymał, między innymi
zbudowanie mostu pontonowego pod ostrzałem karabinów maszynowych wroga.
Historykom analizującym życiorys Siemiona udało się potwierdzić nadanie
jednego z medali. W wykazie żołnierzy odznaczonych Orderem Czerwonej
Gwiazdy rzeczywiście figuruje urodzony w 1921 roku Siemion Zołotariew73.
Powyższy błędny zapis nazwiska pojawia się w wielu dokumentach i wprowadza
dodatkowy chaos.
Przyczyna tkwi w ortografii. Otóż zarówno w imieniu, jak i nazwisku
Siemiona występuje litera, której poprawny zapis cyrylicą to ë (fonetycznie – jo).
W starszych dokumentach, sporządzanych na maszynach do pisania, często
stosowano jej zapis uproszczony, z użyciem litery e (je). Tym samym zmieniały
się dane osobowe, a Siemion Zołotariow stawał się Siemenem Zołotariewem.
Zdarzało się, że Rosjanie z ë w nazwisku celowo podpisywali się z błędem, aby
dostosować odręczny podpis do maszynopisu.
W oficjalnych radzieckich i rosyjskich dokumentach przed nazwiskiem podaje
się tak zwane otczestwo, to jest przydomek utworzony od imienia ojca.
W przypadku Zołotariowa otczestwo powinno brzmieć Aleksiejewicz, ponieważ
jego ojciec miał na imię Aleksiej. Niestety, w niektórych aktach Siemion nie
podawał patronimiku. W takim przypadku urzędnik tworzył go od
najpopularniejszego męskiego imienia – Iwan. Tak właśnie powołano do życia
Siemiona Iwanowicza Zołotariowa. A jeśli odpis sporządzono na maszynie,
z zastosowaniem uproszczonego zapisu – Siemiena Iwanowicza Zołotariewa.
Sam zainteresowany wielu osobom przedstawiał się jako Aleksander, w skrócie
Sasza. Z powyższych powodów powstało kilkanaście różnych kombinacji zapisu
jego danych osobowych. Nic dziwnego, że w tym przypadku przeanalizowanie
zasobów archiwalnych zajmuje znacząco więcej czasu niż w przypadku każdej
innej osoby.
Przez ponad pół wieku od tragedii na Przełęczy Diatłowa dziennikarze śledczy
nie byli w stanie ustalić, jak naprawdę nazywał się ten człowiek. W dziennikach
ofiar figurował jako Aleksander. W aktach śledczych prawdziwe i fałszywe imię
potraktowano jak synonim. W protokole zamknięcia dochodzenia prokurator
napisał „A. Zołotariew”74. Protokół z sekcji zwłok dotyczy Zołotariewa,
Aleksandra Aleksiejewicza75. Na grobie znajduje się napis „Siemion A.
Zołotariew”, na pomniku wystawionym ofiarom tragedii „A. I. Zołatariew”.
Tablica pamiątkowa przymocowana do skały na Przełęczy Diatłowa sugeruje, że
Zołotariew był studentem lub absolwentem Politechniki Uralskiej.
Obecnie zawiłą kwestię danych osobowych Siemiona można uznać za
wyjaśnioną. Nikomu jednak nie udało się rozwikłać zagadki jego wojennych
i powojennych losów. Poszukiwania towarzyszy broni zakończyły się
niepowodzeniem, a nawet przysporzyły dziennikarzom kłopotów. Oskarżono ich
o brak należnego weteranom szacunku, wyrażany w zadawaniu niemądrych
pytań. Potraktowano je jako koronny dowód na nieprofesjonalizm czy wręcz
strojenie sobie głupich żartów z bohaterów wojennych. Faktycznie. Jak
potraktować poważnie wywiad rozpoczynający się od pytania: „Czy widzieliście
kiedyś Siemiona albo Siemiena, albo Aleksandra, albo Saszę, Aleksiejewicza albo
Iwanowicza, Zołotariowa albo Zołotariewa, który walczył nie wiadomo gdzie
i twierdził, że był sierżantem, ale nie jesteśmy pewni, że to prawda?”?
Po powrocie z frontu Siemion postawił na edukację, choć przed wojną nie
przejawiał ku temu specjalnych chęci ani predyspozycji. Badacze tragedii ustalili,
że w 1945 roku znalazł się w Moskiewskiej Szkole Inżynierii Wojskowej,
cenionej uczelni wyższej kształcącej przyszłe kadry oficerskie. Po pierwszym
semestrze opuścił jednak jej mury i w kwietniu 1946 roku, w środku roku
akademickiego, przeniósł się do podobnej szkoły w Leningradzie. W czerwcu ją
opuścił i przeprowadził się do Mińska. W samodzielnie sporządzonym życiorysie
Siemion w ogóle nie wspomniał o powyższych uczelniach wojskowych.
Białoruski Instytut Kultury Fizycznej w Mińsku, wybrany przez niego jako
kolejna placówka edukacyjna, nie miał w zwyczaju przyjmować na studia ludzi,
którzy wchodzili do sekretariatu wprost z ulicy i raczyli pracowników porywającą
historią. Od Siemiona zażądano dokumentów z poprzednich szkół i dowodu
osobistego. Powiedział, że ich nie ma. Wprawdzie dokumenty wielu żołnierzy
przepadały podczas wojennej zawieruchy, ale każdy z nich wyrabiał sobie nowe.
Beztroska Zołotariowa i jego funkcjonowanie bez dowodu osobistego zdziwiły
pracowników uczelni. Zgodnie z obowiązującą procedurą prawną, odesłano
Siemiona do organu, który powołał go do wojska. Nakazano mu wyrobić nowy
dowód na podstawie zachowanych tam kopii i wrócić po dopełnieniu
formalności.
Zołotariow wybrał inną drogę. Oczarował władze uczelni. Z tamtego czasu
zachował się niezwykły dokument: podanie, które 21 października 1946 roku
dyrektor mińskiego instytutu wysłał do naczelnika miejskiej milicji. Mówiąc
wprost, prosił w nim o złamanie prawa – aby w drodze wyjątku i trybie
nadzwyczajnym wydano Siemionowi dowód osobisty76. Wyjaśniał, że
Zołotariow mieszka daleko, a długa podróż do rodzimego urzędu będzie dla niego
uciążliwa. W latach powojennych takie podróże odbywały setki weteranów
i nikomu nie przychodziło do głowy, aby z powodu odległości omijać
obowiązujące przepisy. Jednak dla Siemiona zrobiono wyjątek – naczelnik polecił
wyrobić dowód. Milicjanci wpisali w nim to, czego Zołotariow sobie zażyczył,
bez jakiejkolwiek weryfikacji. Zanim jeszcze to nastąpiło, człowiek – dla którego
dwudniowa podróż była zbyt dużym wysiłkiem – został studentem Białoruskiego
Instytutu Kultury Fizycznej.
Weterani wojenni to po dziś dzień jedna z najbardziej szanowanych przez
Rosjan grup społecznych. Po II wojnie światowej żołnierzy Armii Czerwonej
otaczał kult. Liczba poległych na froncie zaburzyła w społeczeństwie równowagę
płci, więc powracający z frontu młodzi mężczyźni byli wręcz rozchwytywani
przez kobiety. Poślubienie weterana, który w trakcie walk wykazał się odwagą,
było marzeniem większości dziewcząt. Żołnierzy zapraszano na spotkania
w szkołach, stawiano za wzór do naśladowania dzieciom. W święta państwowe
wręczano im kwiaty. Zdarzało się, że staruszki podnosiły się z krzeseł, aby
ustąpić miejsca młodym frontowcom. Utrzymywano kontakty z kolegami
z oddziału, dzielono się historiami i wzajemnie pozdrawiano. Weterani
opowiadali o swoich wojennych doświadczeniach każdemu, kto chciał ich
słuchać.
Zołotariow był wyjątkiem.
Dziennikarze dotarli do ludzi, którzy pamiętali go z lat tużpowojennych.
Ci z najwyższym zdziwieniem przyjęli informację o medalach Siemiona.
Michaiłowi Cejtijowi, który uczył gimnastyki w Białoruskim Instytucie Kultury
Fizycznej, trudno było uwierzyć, że jego student walczył na froncie: „Jako
weterani dużo rozmawialiśmy o wojnie. Jakżeby inaczej! Każdy dzielił się
przeżyciami. Zołotariow nigdy o wojnie nie wspominał, dlatego myślałem, że nie
walczył”77.
Pozostali myśleli podobnie.
W 1950 roku Siemion ukończył studia78 i przez pewien czas pracował jako
nauczyciel wychowania fizycznego. Z tego okresu zachował się dokument,
w którym udzielono mu pisemnej nagany dyscyplinarnej za przerwanie zajęć
i opuszczenie miejsca pracy oraz fotografie z uczniami. Po odejściu z pracy jego
życie nabrało tempa. Stało się jedną wielką przeprowadzką, której nie było końca.
Uparcie i konsekwentnie milczał w kwestii wojennych zasług.
Przemieszczał się praktycznie po całym terytorium Związku Radzieckiego.
W niektórych miejscach gościł dwa lub trzy miesiące, by następnie
przeprowadzić się do punktu odległego o setki kilometrów. Wbrew logice,
ówczesnym praktykom i przepisom o zatrudnianiu wszędzie znajdował pracę na
stanowisku instruktora bazy turystycznej. Porzucał ją, aby podjąć identyczną
w zupełnie innej części ZS R R . Wybierał miejsca, gdzie nikogo nie znał, w których
nie bywał nigdy wcześniej i gdzie posada już na niego czekała.
W rzeczach osobistych Siemiona znaleziono pokaźne archiwum fotografii
bliżej niezidentyfikowanych urodziwych, młodych kobiet. Dedykacje na
odwrocie wskazywały, że zdjęcia zostały podarowane mu na pamiątkę. Panie
zapewniały o swoich ciepłych uczuciach, deklarowały chęć utrzymania kontaktu.
Jakim imieniem przedstawiał się Siemion swoim sympatiom? Trudno stwierdzić.
Jedna z dedykacji brzmi: „Dla Saszy od Wiery. Jeśli kiedyś zapomnisz o mnie,
przypomnij sobie wieczór przed świętem stalinowskiej konstytucji”.
W połowie lat pięćdziesiątych ożenił się z kobietą, która miała córkę
z pierwszego związku. Przez krótki czas mieszkali razem. W 1956 roku na świat
przyszedł ich synek. Nadali mu imię Aleksander, w skrócie Sasza. Jednak
niebawem Siemion zostawił żonę z malutkim dzieckiem i przestał się nimi
interesować.
Powrócił do karuzeli przeprowadzek i kolejnych baz turystycznych.
Instruktorzy w tych placówkach nie mogli nadziwić się jego trybowi życia.
Nie rozumieli, jak można ot tak porzucać dobrze płatną, bezstresową i przyjemną
posadę. Zwłaszcza że objęcie jej wymagało rekomendacji. A że chętnych nie
brakowało, wcale nie było takie proste. Tymczasem zwalniający się na własne
życzenie Siemion z niepojętych przyczyn przyjmowany był wszędzie. Stanowił
ewenement na skalę krajową.
Wiktor Bogomołow poznał go w 1956 roku w ałtajskiej bazie turystycznej.
Przebieg kariery zawodowej Zołotariowa uznał za niedorzeczny. Jednak jeszcze
bardziej zdziwiło go ponowne spotkanie w styczniu 1959 roku, w Swierdłowsku.
Wówczas Siemion zatrudniony był w bazie kourowskiej i z szalonym zacięciem
szukał grupy udającej się na Ural. Chciał do niej dołączyć za wszelką cenę.
Zdaniem Bogomołowa opowieści Zołotariowa o rzekomym awansie
zawodowym nie były prawdziwe79. Od instruktorów nie oczekiwano
doświadczenia w turystyce sportowej. Jego brak nie przeszkadzał we wspinaczce
po szczeblach kariery. Dyrektorem bazy zazwyczaj zostawał człowiek najbardziej
doświadczony i najdłużej w niej pracujący, a nie ktoś, kto odbył ekspedycję
narciarską ze studentami. Mówiąc wprost, nie istniały obiektywnie uzasadnione
powody, dla których Zołotariow powinien lub musiał dołączać do uczelnianych
wypraw. Gdyby faktycznie miał na oku dyrektorskie stanowisko, powinien
przestać zmieniać pracę co kilka miesięcy.
Również Igor usłyszał od Zołotariowa nieprawdę. Siemion nigdy nie był
zatrudniony jako przewodnik górski. Nie miał ani uprawnień do wykonywania
tego zawodu, ani niezbędnych kwalifikacji. Ponadto nie nadawał się na
przewodnika z oczywistego powodu: nigdzie nie pracował wystarczająco długo,
aby poznać teren, choćby pobieżnie.
Wiele dotyczących jego życia szczegółów wymyka się logice. Przez kilka lat
weterana wojennego, odznaczonego Orderem Czerwonej Gwiazdy, nie chciano
przyjąć do partii. Starał się o to bezskutecznie, ale jego podania odrzucano.
Kierownictwo partyjne Białoruskiego Instytutu Kultury Fizycznej było do tego
stopnia niezadowolone ze swojego studenta, że nie chciało rekomendować go
władzy regionalnej. W tej sprawie zwołano nawet zebranie. Z zachowanych
protokołów wynika, że wykładowcy, najdelikatniej mówiąc, nie przepadali za
Siemionem. Zarzucali mu bierność i pasywność, brak osiągnieć w nauce i sporcie,
niechęć do prac społecznych. Narzekali na jego niezdyscyplinowanie i dziwne
zachowania, między innymi ucieczkę z treningu narciarskiego. Krytykowali za
brak zdolności i zapału do nauki oraz celowe opuszczanie konferencji
naukowych, na których mógłby wiele skorzystać i poprawić marne oceny.
Ponadto irytowało ich, że Zołotariow jest nieobliczalnym indywidualistą. Nikt nie
chciał ręczyć za człowieka, którego zachowania nie dawało się przewidzieć.
Jednak ostatecznie student udobruchał szanowne gremium i w 1949 roku zasilił
szeregi partii komunistycznej.
Badania zawiłej biografii Zołotariowa skomplikowały się jeszcze bardziej po
odtajnieniu akt śledczych tragedii na Przełęczy Diatłowa. Jego zwłoki znaleziono
w wodzie z roztopionego śniegu 4 maja 1959 roku, to jest po ponad trzech
miesiącach od śmierci. Ciało było mocno uszkodzone, również przez
zaawansowane procesy gnilne80. Nie okazano go krewnym, nie przeprowadzono
identyfikacji. Śledczy rozpoznali już wszystkie ofiary, zatem założono, że ostatni
mężczyzna to Zołotariow.
W protokole sekcji zwłok dokładnie opisano wygląd zmarłego, który zadziwił
jego bliskich. Zaczęli podejrzewać, że ten mężczyzna nie jest członkiem ich
rodziny. Zgodnie z protokołem miał trzy tatuaże, wstawione złote zęby, niskie
czoło i sto siedemdziesiąt dwa centymetry wzrostu81. Rodzina zapewniała, że
Siemion nigdy nie zrobił sobie tatuażu, wykluczała, że miał go w widocznym
miejscu na ręku. Ręczyła za brak złotych zębów. Poza tym był wyższy i miał
wysokie czoło.
Postanowiono to sprawdzić, pytając innych świadków. Osoby znające
Zołotariowa nie widziały u niego tatuaży. Twierdziły, że z pewnością
zapamiętałyby ten szczegół, gdyż w latach pięćdziesiątych w ZS R R podobne
ozdoby cieszyły się popularnością wyłącznie w specyficznych grupach
społecznych. Tatuowali się kryminaliści, byli więźniowie, przemytnicy i inni
potencjalnie niebezpieczni osobnicy zajmujący się podejrzaną działalnością,
których większość obywateli starała się omijać szerokim łukiem. Wszyscy byli
zgodni: opis zawarty w aktach nie mógł dotyczyć Siemiona.
Niestety, fotografia zwłok leżącego na stole sekcyjnym mężczyzny, którego
śledczy uznali za Zołotariowa, nie mogła posłużyć do identyfikacji z powodu
znacznych ubytków tkanek miękkich w obrębie twarzy.
Zaczęto zastanawiać się nad ekshumacją.
I natrafiono na kolejne trudności. Siemiona pochowano na Cmentarzu
Iwanowskim w Swierdłowsku. Mimo to w cmentarnych archiwach nie
odnaleziono dokumentu, który by ów pochówek poświadczał. W wykazie
zmarłych i kwater nie odnaleziono Zołotariowa pod żadną z kombinacji imienia
i nazwiska. Identyczna sytuacja miała miejsce w kancelariach innych
miejscowych nekropolii. Pracownicy cmentarnych administracji nie potrafili
wyjaśnić przyczyny. Niektórzy podejrzewali wręcz, że grób Siemiona jest pusty.
Medialnej debacie o najstarszym uczestniku grupy Diatłowa towarzyszyły
emocje tak silne, że niebawem zaczęto się bać o nim pisać. Blogerzy skarżyli się,
że po każdym wpisie spada na nich fala hejtu. Formułowanie wątpliwości
dotyczących bohatera wojennego było tylko jedną z przyczyn. Drugą stanowiło
naruszenie norm obyczajowych. W kulturze rosyjskiej przywiązuje się ogromne
znaczenie do dbałości o pamięć przodków. Przez długie wieki o zmarłych
mówiono albo dobrze, albo wcale. Nie dziwi zatem, że młodsze pokolenie,
pragnące po prostu mówić prawdę, nie spotyka się ze zrozumieniem wśród osób
o tradycyjnym podejściu. Wiele z nich oburzyły zwierzenia pasierbicy
Zołotariowa, która nie tylko nie chwaliła ojczyma, ale odważyła się poruszyć
zakazany temat przemocy w rodzinie. Zapamiętała Siemiona jako tyrana
wprowadzającego w domu iście wojskowy rygor, podyktowany obsesją
porządków. Narzucającego przybranej córeczce szaleńcze standardy,
wmawiającego jej, że to norma. Dziewczyna dopiero jako nastolatka zorientowała
się, że w innych domach nie trzepie się wszystkich dywanów każdego dnia, a inni
przybrani ojcowie nie każą swoim przybranym córkom codziennie szorować
ścian od podłogi do sufitu. Porzucenie rodziny i zniknięcie Siemiona z horyzontu
przyjęła z niewypowiedzianą ulgą.
Z punktu widzenia dziennikarzy śledczych to nie hejt i łamanie konwenansów
stanowiły istotę problemu, ale wątpliwe źródła i potężne rozbieżności w relacjach
świadków. Niektóre dawało się zrozumieć, mając z tyłu głowy informacje
o charakterze Zołotariowa i jego nieprzewidywalnych zachowaniach, inne po
prostu nie brzmiały wiarygodnie. Do dziennikarzy zgłaszały się tabuny
informatorów przekazujących coraz to bardziej sensacyjne i nieprawdopodobne
nowiny. Przysięgano, że Zołotariow był amerykańskim szpiegiem, gdyż rzekomo
sam o tym opowiadał. Zapewniano, że wcale nie zginął na Przełęczy Diatłowa,
ponieważ widywano go później w najprzeróżniejszych miejscach. Przynoszono
zdjęcia pokrzywdzonych kobiet, które rzekomo uwiódł i porzucił, twierdząc, że
jest pracownikiem służb specjalnych, wykładowcą na uczelni, a nawet
sekretarzem partii w odległym mieście. Sugerowano, że nieustanne
przeprowadzki Siemiona były tak naprawdę ucieczkami, gdyż w każdym miejscu
„coś narozrabiał”. Zazwyczaj to rozrabianie sprowadzało się do uwiedzenia
cudzej żony, bójki z jej mężem lub zdemaskowania szpiega. Opowiadano
o licznych krzywdach i straszeniu bronią, o milicji, która chroniła Zołotariowa
wbrew swoim obowiązkom i poczuciu sprawiedliwości społecznej. Świadkowie
prosili o opublikowanie ich opowieści, oburzali się, gdy odmawiano. W ich
historiach padały określenia: „KGB ”, „amerykański szpieg”, „niemiecki szpieg”,
„rosyjski kontrwywiad”. Każdy zapewniał, że to jego hipoteza znajduje
potwierdzenie w faktach, a często w słowach samego Zołotariowa.
Powstały liczne publikacje ze spektakularnymi scenariuszami życiorysu
Siemiona. Choć nie odnaleziono żadnych dokumentów źródłowych, które
mogłyby potwierdzić powyższe podejrzenia, hipotezy cieszyły się ogromną
popularnością. Najmłodsze pokolenie internautów zainteresowanych tragedią na
przełęczy zaczytywało się książką Aleksieja Rakitina, dowodzącą, że Zołotariow
był tajnym współpracownikiem KGB i jedną z osób odpowiedzialnych za śmierć
turystów. Przyczyny tragedii autor upatrywał w tajnym spotkaniu przedstawicieli
bezpieki (do których, poza Siemionem zaliczył Jurija Kriwoniszczenkę
i Aleksandra Kolewatowa) z agentami obcego wywiadu. Czytelnicy dzielili się
wrażeniami z lektury, wysnuwali własne wnioski i kreślili nowe hipotezy
w portalach społecznościowych i blogach.
Wkrótce gorącymi wyznawcami hipotezy szpiegowskiej stały się tysiące ludzi,
a drugie tyle ciskało gromy za kalanie pamięci bohatera wojennego.
Przewijający się w licznych relacjach wątek szpiegowski, załamujący ręce
dziennikarze śledczy i dziesiątki hipotez stworzone przez kipiących ciekawością
internautów zaintrygowały profesora Aleksandra Zdanowicza, który zdecydował
się przyjrzeć sprawie bliżej oraz skomentować ją obszernie dla „Komsomolskiej
Prawdy”82. Profesor Zdanowicz, z wykształcenia historyk, pracujący w służbach
specjalnych od 1976 roku, generał F S B , jest jednym z najwybitniejszych
znawców metod pracy służb we współczesnej Rosji. Postanowił przeanalizować
przeprowadzki Siemiona. Uporządkował je chronologicznie, naniósł na mapę
i rozkodował. Uznał, że klucz do nich stanowi zimna wojna, a dokładniej
harmonogram testów broni na pobliskich poligonach lub prace związane
z energetyką jądrową w ośrodkach zlokalizowanych w pobliżu baz turystycznych,
które wybierał Zołotariow. W bazie kourowskiej niedaleko Swierdłowska
zatrudnił się w grudniu 1958 roku, najprawdopodobniej zainteresowany testami
uzbrojenia na Uralu albo katastrofą w zakładzie atomowym Majak. Wcześniej, od
maja do listopada 1958 roku, pracował w Kraju Ałtajskim, w bazie turystycznej
opodal miasta Bijsk, znanego z fabryk broni. Okres zatrudnienia tam Zołotariowa
pokrywa się z harmonogramem testów rakiet ziemia–powietrze, które
przeprowadzano w okolicznych górach.
Wiele wskazuje na to, że dyrektorzy baz turystycznych nie byli faktycznymi
pracodawcami Zołotariowa, a jedynie nieświadomymi uczestnikami znacznie
istotniejszych projektów niż opieka nad podróżnikami, odśnieżanie
i zakwaterowanie gości. Lecz wyciąganie zbyt pochopnych wniosków nie jest
wskazane. Profesor Zdanowicz kategorycznie wykluczył, że Siemion pracował
dla amerykańskiego wywiadu. Pod koniec lat pięćdziesiątych służby
kontrwywiadowcze nie wykryły ani jednego przypadku działania agentury
w centralnej części Związku Radzieckiego. Amerykanom udało się dotrzeć
jedynie do zachodniej części dzisiejszej Ukrainy83.
Łatwość, z jaką Zołotariow przeprowadzał się i zmieniał pracę, wskazywałyby
raczej na wsparcie ze strony radzieckich służb. Tyle że weryfikacja powyższej
hipotezy jest praktycznie niemożliwa. Większość archiwów Komitetu
Bezpieczeństwa Państwowego z okresu zimnej wojny została celowo zniszczona
w czasie pierestrojki. Część dokumentów istnieje w fotokopiach, jednak wiele
(głównie teczki osobowe pracowników i współpracowników, ich raporty oraz
rozkazy podpisane przez kierownictwo) zmielono w niszczarkach lub spalono.
Współcześni historycy szacują, że taki los spotkał od osiemdziesięciu do
dziewięćdziesięciu procent materiałów archiwalnych. Byłych pracowników
trzymano w ryzach, ponieważ nikt nie miał pewności, które dokładnie papiery
zniszczono, a które zachowano. Z tej przyczyny nie sposób jednoznacznie
zweryfikować hipotez dotyczących Zołotariowa na podstawie źródeł.
Profesor Zdanowicz bezlitośnie sprowadził na ziemię wyznawców mitu
o krystalicznie czystym weteranie wojennym. Wyjaśnił, że w latach
czterdziestych i pięćdziesiątych na terenie Związku Radzieckiego żyło pięć
milionów weteranów, liczna grupa o pełnym przekroju społecznym.
Na front powoływano wszystkich przeszkolonych ludzi z danego rocznika,
a nie wyłącznie tych wyróżniających się szerokim wachlarzem cnót. Tym samym
szeregi Armii Czerwonej zasilili mężczyźni pochodzący z tak zwanych nizin,
których brutalność szokowała, nawet jak na standardy wojennych czasów. Ocalali
powrócili w rodzinne strony tacy sami. A jeśli frontowe doświadczenia zmieniły
cokolwiek w ich charakterach, to zazwyczaj na gorsze.
Jednocześnie badacze tragedii dotarli do poświęconych Siemionowi raportów
pracowników operacyjnych ministerstwa spraw wewnętrznych84. Jednak jak
dotąd nie udało się z całkowitą pewnością potwierdzić autentyczności
znalezionych dokumentów. Badacze podzielili się na dwie grupy: pierwsza
założyła, że raporty mogą zawierać informacje prawdziwe, druga, że należą do
grona dokumentów celowo fałszowanych. Tak aby udawały zawartość
zniszczonych archiwów, w celu wywierania nacisków lub zastraszania.
Z raportów wynika, że Zołotariowa podejrzewano o kolaborację z wrogiem
podczas wojny. Jeden z informatorów donosił, że 20 stycznia 1959 roku słyszał
jego kłótnię z mężczyzną o nieustalonej tożsamości, który zarzucił Siemionowi
współpracę z Niemcami. Donos sprawił, że mieszkanie Siemiona przeszukali
agenci służb specjalnych. Znaleźli w nim skrytkę zawierającą dziewięć odznaczeń
z czasów II wojny światowej (w tym medale, których nie wymienił w swoich
dokumentach), uchwyt od niemieckiego pistoletu P P Walther i zdjęcie
Zołotariowa. Nietypowe, ponieważ w mundurze Wehrmachtu. W dniu rewizji
Siemion przebywał na wyprawie Igora Diatłowa. Autorzy raportu twierdzili, iż
poczynili starania w celu wyjaśnienia wojennych losów Zołotariowa.
Potwierdzili, że przyłączył się do niemieckich oddziałów, walcząc przeciwko
żołnierzom radzieckim na terenach dzisiejszej Białorusi, za co skazano go na
dziesięć lat łagru.
Należy wyraźnie podkreślić, że żaden współczesny historyk nie był w stanie
ze stuprocentową pewnością potwierdzić autentyczności raportów lub jej
zaprzeczyć. Sensacyjne (choć niepewne) źródło wywołało szereg spekulacji nie
tylko o samym Zołotariowie, ale również o prawdopodobnej przyczynie tragedii
na przełęczy. Historycy odnoszą się do powyższych hipotez z daleko idącą
ostrożnością.
Oczywiście, występowały wiarygodnie udokumentowane przypadki
przechodzenia żołnierzy Armii Czerwonej na stronę wroga po niemieckiej
inwazji na Związek Radziecki. Schwytanych dezerterów stawiano przed sądami
wojennymi. W zależności od zakresu wyrządzonych przez nich szkód, stopnia
wojskowego, historii zasług wojennych oraz podjęcia (lub nie) współpracy
z obcym wywiadem skazywano ich na pobyt w łagrze, obozie lub w skrajnych
przypadkach – na rozstrzelanie.
Teoretycznie historia przedstawiona w raportach była możliwa. W praktyce
wzbudza wiele wątpliwości. Po pierwsze, Zołotariow nie odbył kary. Kiedy
powinien był przebywać w łagrze, rozpoczął studia na trzech uczelniach
i ostatecznie ukończył Białoruski Instytut Kultury Fizycznej w Mińsku.
Po drugie, jego późniejsze losy w znaczący sposób odbiegały od losów
napiętnowanych w ZS R R i wykluczonych społecznie żołnierzy, którzy zdradzili
ojczyznę. Wypuszczenie na wolność kolaboranta postawionego przed sądem
wojennym współcześni historycy uznali za absolutnie nieprawdopodobne,
nieważne jak wielki talent krasomówczy posiadałby skazany. Nie potrafili
wyjaśnić, w jaki sposób Zołotariow spokojnie rozpoczął studia po wyroku i tym
samym zwątpili w autentyczność dokumentów.
Badacze tragedii postanowili skoncentrować się na wątpliwościach
związanych z tożsamością znalezionego na Przełęczy Diatłowa mężczyzny
uznanego za Zołotariowa. Rozpoczęto starania o ekshumację i przeprowadzenie
badań DNA , które pozwoliłyby naukowo i niepodważalnie rozwikłać choć tę
jedną zagadkę. Przygotowania trwały pół roku.
Rezultat okazał się dokładnie odwrotny od zamierzonego.
W kwietniu 2018 roku na Cmentarzu Iwanowskim w Jekaterynburgu
rozkopano grób. Z zapisów w aktach śledczych wynika, że Siemion, podobnie jak
cztery inne ofiary znalezione w jarze w głębi lasu, został pochowany w cynowej
trumnie. Tymczasem znaleziono tylko drzazgi mogące być pozostałością po
zwykłej, drewnianej. Wykopano dwa guziki, podeszwę buta w rozmiarze 42 lub
43 i dobrze zachowaną czaszkę.
Wyniki badań DNA podano do publicznej wiadomości 16 maja 2018 roku, na
antenie ogólnorosyjskiego telewizyjnego Pierwszego Kanału. Genetyk Aleksiej
Garkowienko obszernie objaśnił widzom metodologię badań. Potwierdził, że nie
udało się ustalić pokrewieństwa pomiędzy mężczyzną pochowanym w grobie
Siemiona a jego krewnymi, od których pobrano materiał porównawczy85. Jego
wystąpienie, przedrukowane przez Rosyjską Agencję Informacyjną, podchwyciły
praktycznie wszystkie krajowe media i wiele serwisów zagranicznych.
Dla pewności postanowiono powtórzyć badania. Pierwszej weryfikacji
dokonało prywatne laboratorium. Drugą zlecono rządowemu Rosyjskiemu
Centrum Sądowo-Medycznemu działającemu przy Ministerstwie Zdrowia
Federacji Rosyjskiej. Kierownikiem badań został Paweł Iwanow. Skrytykował on
metodologię pracy prywatnej placówki, zwrócił uwagę na uszkodzenie materiału,
a prawdopodobieństwo pokrewieństwa ocenił na ponad dziewięćdziesiąt dziewięć
procent86. Tym sposobem badacze tragedii dysponowali dwiema skrajnie
różnymi opiniami ekspertów, z których każdy obstawał przy swoim stanowisku,
broniąc wyników i zastosowanego modus operandi. Nikt nie wiedział, co zrobić
w takiej sytuacji, dlatego zlecono ponowne przeprowadzenie ekspertyzy. Jej
wyniki jak dotąd nie są znane.
Nie wiadomo również, co się stało z synkiem Siemiona. Losy małego Saszy są
równie nieodgadnione jak życie jego ojca. Pierwsze doniesienia medialne
informujące o poszukiwaniach zaginionego przed laty chłopczyka wydawały się
tak sensacyjne, że wielu czytelników uznało je za fake news. Z licznych relacji
krewnych i sąsiadów należy wnioskować, że Sasza w 1958 lub 1959 roku przestał
przebywać pod opieką matki. I tu trop się urywa. Nie znaleziono żadnych
dokumentów adopcyjnych potwierdzających przyjęcie chłopca do domu dziecka,
poświadczających zmianę jego danych osobowych lub śmierć. Pasierbica
Zołotariowa wspominała, że decyzja o oddaniu chłopczyka wynikała nie ze złej
woli, ale z ubóstwa. Matka borykała się z tak potężną biedą, że nie była w stanie
zaspokoić podstawowych potrzeb dzieci. Mimo wielu próśb o pomoc nie mogła
liczyć na wsparcie ani Siemiona, ani jego krewnych.
Historia Siemiona, złożona ze znaków zapytania i przypuszczeń,
zainteresowała współczesnych pracowników służb specjalnych. Wątpili, aby
Zołotariow, który udał się na wyprawę Diatłowa, był tym samym człowiekiem,
który w 1941 roku wyruszył na front. Sformułowali hipotezę o kradzieży
tożsamości żołnierza poległego w bitwie lub rozstrzelanego przez pluton
egzekucyjny. Wyjaśnili, że takie praktyki stosowano w radzieckich służbach.
Sugerowali wprost, że krewni Siemiona – ze strachu lub chęci zysku – kryli
obcego człowieka podszywającego się pod członka ich rodziny. Wierzyli
wyłącznie pasierbicy. Wojenny życiorys Zołotariowa uznali za element
narracyjny nowej tożsamości, w pośpiechu wyssany z palca i niedopracowany tak
bardzo, że sam zainteresowany wolał nie poruszać tego zagadnienia w obawie
przed zdemaskowaniem. Dar oratorski, charyzmę i nieprzeciętną umiejętność
manipulacji ludźmi agenci przypisali specjalistycznym szkoleniom, wątpiąc, że
tego typu umiejętności naturalnie posiadł syn rolnika z głębokiej wsi, któremu
z edukacją nie było po drodze. Sprzeczne wyniki badań genetycznych przyjęli ze
stoickim spokojem, podobnie jak komplet przedwojennych i powojennych
fotografii Siemiona, z wyraźnie różnym kształtem małżowiny usznej.
Stanęli na stanowisku, że człowiek podszywający się pod Zołotariowa
kompletnie nie nadawał się do pracy w służbach, choćby dlatego, że zwracał na
siebie uwagę mnóstwa ludzi, mówił zbyt wiele i nie panował nad emocjami.
Dziwili się, że tak odpowiedzialne zadania zlecano słabemu psychicznie
i w gruncie rzeczy tchórzliwemu mężczyźnie, który zamiast mierzyć się
z przeciwnikiem jak równy z równym, wyładowywał agresję na dziewczynce
niemającej w starciu z nim żadnych szans.
Im bardziej badacze tragedii pochylali się nad Siemionem, tym większa
przepaść rosła między nim a pozostałymi uczestnikami wyprawy. Studenci
politechniki, jak każdy, mieli wady i zalety. Jednak ich słabości, sprowadzające
się do marudzenia, dąsów czy nieistotnych kłótni, wydawały się błahostką
w porównaniu z charakterem Zołotariowa. Przez sześćdziesiąt lat badań nad
tragedią nikomu nie przyszło do głowy sformułowanie hipotezy upatrującej
przyczyny wydarzeń w agresji czy intrydze uknutej przez Ludmiłę, Rustema czy
innych członków wyprawy. Ludzi prostolinijnych, lubianych i lojalnych wobec
swoich towarzyszy. Z Siemionem sprawy miały się inaczej.
Wizja Zołotariowa, sterującego ludźmi niczym marionetkami, rodziła bardzo
trudne pytanie. Kto tak naprawdę podejmował decyzje na wyprawie Diatłowa
i czy na pewno tą osobą był Igor? Badacze nie potrafili określić, co oznaczał taki
stan rzeczy w praktyce, bowiem intencje najstarszego uczestnika wyprawy
pozostały nieznane.
Jego krewni twierdzą, że Siemion, podobnie jak inni uczestnicy tragedii, padł
ofiarą zabójstwa. Publikacje sugerujące, że był szpiegiem, uważają za
krzywdzące i niesprawiedliwe. Ich zdaniem nie istnieją przesłanki pozwalające na
wyciąganie podobnych wniosków, a medialna burza to niepotrzebna sensacja.
Uważają, że życiorys ich krewnego nie ma związku z analizowaną sprawą i nie
powinien być przedmiotem zainteresowania dziennikarzy. Przypominają, że
Siemion także zginął na przełęczy i powinien być traktowany na równi
z pozostałymi.
Rozdział 7
Na miejscu tragedii
Obok ogniska, pod cedrem, bardzo blisko siebie, leżały zwłoki dwóch
mężczyzn bez wierzchniej odzieży, równo ułożone, przykryte podartym
prześcieradłem, również lekko przysypane śniegiem. Były to ciała
Kriwoniszczenki i Doroszenki, którego pierwotnie błędnie rozpoznano jako
Zołotariowa. Wadim Brusnicyn zeznał: „Michaił Szarawin szukał miejsca do
rozbicia obozu. Pod cedrem zauważył dwa przyprószone przez śnieg ciała, obok
były ślady starego ogniska. Wokół nożem finką ścięto szczyty niewielkich
choinek. Dolne suche gałęzie cedru zostały ułamane. Śnieg wokół zadeptano.
Z cedru, na wysokości trzech do czterech metrów, obłamano kilka suchych gałęzi,
grubszych niż pięć centymetrów. Niektóre wciąż leżały przy ognisku”130.
Kriwoniszczenko leżał na plecach. W aktach odnotowano: „Na zewnętrznej
stronie lewej dłoni zdarta skóra. Między palcami krew. Palec wskazujący obdarty
ze skóry. Skóra na goleni lewej nogi zdarta, widoczna krew”131.
Kriwoniszczenko miał na sobie koszulę w kratę i poszarpane kalesony. Jego
prawa stopa była bosa, na lewej znajdowała się porwana skarpetka, stanowiąca
parę do tej nadpalonej, znalezionej przy ognisku. Obok niego, na brzuchu, twarzą
do ziemi, leżały zwłoki Doroszenki. Podobnie jak Kriwoniszczenko, Jurij nie
miał na sobie butów, kurtki, ani ciepłej odzieży. Jedynie koszulę w kratę, dwie
pary skarpetek i podarte kalesony. W protokole oględzin miejsca tragedii
zanotowano: „Ucho i nos we krwi, wargi zakrwawione”132.
Ratowników zaniepokoił dziwny kolor skóry ofiar oraz lekkie i niekompletne
ubranie, zupełnie nieadekwatne do zimy i mrozu. Zauważyli, że twarz Doroszenki
pokrywa spieniony zamarznięty płyn, wydzielina z gardła i nosa zmarłego,
a Kriwoniszczenko ma rozległy ślad poparzenia na nodze. Zabarwienie skóry obu
wszyscy świadkowie opisywali jako „straszne” lub „nietypowe”, zbliżone do
brązowego lub pomarańczowego.
Znalezienie tych zwłok było ogromnym wstrząsem dla całej ekipy.
Definitywnie stracono nadzieję na szczęśliwy finał poszukiwań. Wygląd
zmarłych i ich mocno niekompletne odzienie potęgowały trwogę.
Wszystko wskazywało na to, że wykonali ogromną pracę, aby rozpalić
i utrzymać ogień. Z pobliskich drzew odłamano praktycznie wszystkie niższe
gałęzie. Na korze cedru znaleziono strzępki podartych ubrań, ślady krwi
i wyszarpanych z ciała tkanek miękkich, pozostawione przez osoby próbujące
wspinać się na drzewo. Pod zwłokami Doroszenki znajdowało się kilka gałęzi,
które prawdopodobnie planował dołożyć do ogniska.
Z oględzin wynikało, że turyści musieli współpracować i pomagać sobie
podczas gromadzenia opału oraz rozpalania i utrzymania ognia. Zadanie nie było
łatwe. Jurij Judin, jedyny ocalały z wyprawy Diatłowa, który odłączył się od niej
wcześniej z powodu choroby, po latach próbował bez rękawiczek przebyć trasę
od namiotu do cedru, a następnie odtworzyć wykonaną przez kolegów pracę.
Okazało się to niezwykle trudne: zejście zajęło mu blisko godzinę, jego dłonie
zmarzły na kość. Samodzielnie nie był w stanie odłamać z drzewa gałęzi
o pięciocentymetrowej średnicy.
Warto zauważyć, że pracę wykonano nocą, przy świetle księżyca. Jedna
z latarek została znaleziona na dachu namiotu. Drugą, zepsutą, turyści wyrzucili
w śnieg w połowie drogi do cedru.
Poszukiwacze obecni na miejscu tragedii byli zgodni, że praca wykonana pod
cedrem wymagała zaangażowania większej grupy niż tylko dwóch mężczyzn,
których ciała odnaleziono przy drzewie. Siergiej Sogrin zeznał w prokuraturze:
„[…] przygotowanie zapasów drewna było tytaniczną pracą. Musiało tu być
więcej osób. Świadczy o tym liczba połamanych gałęzi […] i ucięte nożem
wierzchołki jodeł”133. Moisiej Akselrod wyjaśnił prokuratorowi: „Wiadomo, że
przy cedrze znaleziono tylko dwie ofiary, ale z analizy tego miejsca wynika, że
musiało tu być więcej ludzi. Wnioskuję to z trzech przesłanek. Po pierwsze: dwie
osoby nie dałyby rady wykonać takiej pracy. Po drugie: przy ognisku leżała
przepalona damska chusteczka. Po trzecie: obok cedru znaleziono oberwany
mankiet od ciemnego swetra, którego nie miała [na sobie] żadna ze znalezionych
ofiar”134.
W pobliżu zwłok odkryto również zagadkową tkaninę niewiadomego
pochodzenia i przeznaczenia. Słobcow opisał to znalezisko następująco:
„Osobiście widziałem, że pod cedrem znaleziono kawałek materiału w ciemnym
kolorze, z tasiemkami na końcach. Nie wiem, do kogo ten przedmiot należał.
Miał około osiemdziesięciu centymetrów długości i dziesięciu szerokości. […]
Przypominał pasy używane przez Mansów do ciągnięcia ciężkich ładunków, ale
to musiało być coś innego. Materiał był zbyt słaby i nie nadawał się do takiego
zastosowania”135. Później w tajemniczej tkaninie rozpoznano onucę, którą owija
się stopę przed włożeniem butów z wysoką cholewką. Jednak żadna z ofiar
tragedii na Przełęczy Diatłowa nie używała onuc zamiast skarpetek i nie miała
odpowiedniego do nich obuwia.
Zaskoczenie poszukiwaczy wynikało z faktu, że onuce były powszechnie
stosowane przez radzieckich żołnierzy, ale nigdy przez turystów.
Zdaniem śledczych ognisko rozpalone pod cedrem płonęło co najwyżej
godzinę. Wywnioskowano to z niewielkiej ilości popiołu. Zgasło, ponieważ
przestano doń dokładać. U Doroszenki i Kriwoniszczenki zaobserwowano ślady
poparzeń na palcach.
Po ich odnalezieniu pozbawieni nadziei ratownicy skoncentrowali się na
poszukiwaniach zwłok pozostałych ofiar. Wkrótce, trzysta metrów od cedru
w stronę namiotu, mansyjski tropiciel zlokalizował ciało Diatłowa, lekko
przysypane śniegiem. Igor leżał na plecach, z nogami lekko zgiętymi w kolanach
i dłońmi przyciśniętymi do klatki piersiowej. Łokieć lewej ręki wspierał się na
gałęzi niewielkiej brzozy. Głowa spoczywała kilka centymetrów od pnia.
W aktach śledczych zanotowano: „[…] mężczyzna jest ubrany w futrzaną kurtkę,
pod nią ma sweter i kolorową koszulę w kratę. Na nogach spodnie narciarskie,
pod nimi kalesony. Na prawej nodze wełniana skarpetka, na lewej bawełniana.
Nie stwierdzono fizycznych obrażeń przy zewnętrznych oględzinach zwłok.
Na twarzy i pod brodą warstwa lodu”136. Ułożenie ciała wskazywało, że Igor
mógł kierować się w stronę namiotu. Zdaniem śledczych obecność lodu na jego
twarzy świadczyła o tym, że przed śmiercią leżał na brzuchu, z twarzą w śniegu,
który roztopił oddechem.
Na miejsce tragedii szybko sprowadzono ekipę z psami tropiącymi. Tego
samego dnia psy znalazły ciało Ziny Kołmogorowej. Ułożenie zwłok
wskazywało, że próbowała dotrzeć do namiotu. Zabrakło jej około trzystu
metrów. Ciało znajdowało się pod warstwą śniegu, na odkrytej części zbocza.
W promieniu siedemdziesięciu metrów nie rosło żadne drzewo. Zina była ubrana
najcieplej z dotychczas odnalezionych ofiar – miała kurtkę narciarską, koszulę
w kratę, wełnianą czapkę, spodnie narciarskie, rajtuzy i wełniane skarpetki.
W protokole zapisano: „Zwłoki, podobnie jak znalezione wcześniej ciała, leżą
głową w stronę namiotu. Na prawym boku, twarzą do ziemi. Ręce zgięte, ułożone
nad ciałem. Obie nogi zgięte wpół. Prawa podciągnięta do brzucha, co sprawia
wrażenie, że kobieta czołgała się pod górę. […] Cała twarz we krwi. Na plecach
koło lędźwi zadrapania, widoczna krew”137.
Śnieg znajdujący się blisko twarzy zmarłej był silnie zakrwawiony138 wskutek
obfitego krwotoku z nosa. W pierwszej chwili ekipa poszukiwawcza błędnie
sądziła, że Zina doznała urazu głowy. Taką informację przekazał śledczym
Jewgienij Maslennikow w telegramie wysłanym z miejsca tragedii139.
Pierwszym prokuratorem, który dotarł na stok góry 1079, był Wasilij
Tiempałow, zatrudniony w prokuraturze w Iwdelu. Zamierzał przeprowadzić
wizję lokalną, wykonać zdjęcia i sporządzić raport o ostatnim obozie turystów.
28 lutego dokonał oględzin namiotu. Był przekonany, że zastał miejsce tragedii
w nienaruszonym stanie i skrupulatnie opisał każdy szczegół na kilku stronach
maszynopisu. Na podstawie znalezionych w namiocie przedmiotów i śladów na
śniegu wywiódł wnioski o zachowaniu się ofiar przed śmiercią.
Wszystkie były błędne, a wysiłki prokuratora niepotrzebne.
Nikt nie poinformował Tiempałowa, że ekipa poszukiwawcza, nie czekając na
jego przybycie, zadeptała ślady w pobliżu namiotu i wyjęła wiele przedmiotów na
zewnątrz. Później zawinęła je w kołdry i ponownie schowała do środka,
umieszczając w przypadkowych miejscach. Szaliki i rękawiczki turystów
pogubiono w śniegu. Płachtę namiotu rozpruto i podziurawiono czekanem do
lodu. Od chwili znalezienia obozu grupy Diatłowa do przyjazdu prokuratora co
najmniej dwadzieścia osób zaglądało do środka, dotykało wyposażenia,
przekładało drobne przedmioty, kartkowało dzienniki ofiar i sprawdzało
zawartość kieszeni ich kurtek.
Prokurator Władimir Korotajew z Mansami. Po lewej Mans z rodu Bachtijarowów, którego przedstawicieli
podejrzewano o zamordowanie turystów
Brzytwa Ockhama
Przez większą część życia Jurij Judin pracował nad książką. Nigdy jej nie
ukończył i nie wydał. Nigdy nawet nie zaczął jej pisać. Tworzył jedynie notatki
i gromadził materiały, które z biegiem lat przybrały postać wielu teczek, pudeł
i segregatorów z trudem mieszczących się na regałach w jego mieszkaniu.
Tematem publikacji miała być tragedia na Przełęczy Diatłowa. Judin zbierał
dane od 1959 roku. Gromadził wszystkie wycinki prasowe, spisywał relacje
świadków, własnoręcznie sporządzał odpisy dokumentów. Wraz z rozwojem
technologii kolekcja poszerzyła się o nagrania wywiadów, wydruki, kserokopie,
kasety i płyty. Poświęcał sprawie każdą wolną chwilę. Czas biegł do przodu,
a Judin, jakby tego nie zauważając, żył przeszłością. Zamknięty we własnym
świecie, samotnym i smutnym, od najmłodszych lat.
Dzieciństwo miał trudne. Urodził się 19 lipca 1937 roku w niewielkiej
miejscowości Tabory w obwodzie swierdłowskim. Wkrótce wybuchła wojna,
a jego ojca Jefima powołano na front. Służył w wojskach łączności. Zginął
w 1942 podczas oblężenia Woroneża przez wojska niemieckie. Judin w ogóle go
nie pamiętał. Wspominał natomiast skrajne ubóstwo, z jakim przez długie lata
musiała borykać się jego matka Jekatierina, samotnie wychowująca trójkę dzieci
w wyjątkowo trudnych czasach. Po II wojnie światowej w ZS R R szanowano
i nagradzano bohaterów wojennych. Jednocześnie rodziny poległych traktowano
z osobliwym dystansem. Władze nie dawały rady zatroszczyć się o byt
wszystkich wojennych sierot i półsierot z prozaicznej, choć okrutnej przyczyny.
Było ich po prostu zbyt wiele.
Jurij Judin już jako dziecko musiał sobie radzić samodzielnie. Uczył się
dobrze i z wyróżnieniem ukończył szkołę średnią. W 1954 roku został przyjęty na
wydział inżynieryjno-ekonomiczny Politechniki Uralskiej. Na pierwszym roku
studiów musiał poprosić o urlop dziekański. Przyczyną była choroba, której
nabawił się w trakcie obowiązkowych praktyk przy pracach polowych. Trafił do
szpitala, gdzie jego stan znacznie się pogorszył. Z powodu koszmarnych
warunków higienicznych w placówce medycznej został zarażony dyzenterią.
Leczenie przedłużało się, a Jurij stracił cały rok akademicki.
Po powrocie na studia zainteresował się działalnością sekcji turystycznej. Tam
poznał Igora Diatłowa oraz swoich najbliższych przyjaciół, do których zaliczali
się Zina Kołmogorowa i Jurij Doroszenko. Dzięki dofinansowaniom
z politechniki wziął udział w kilku krótkich wyjazdach. Kolejne wyprawy
wyróżniały się coraz wyższym stopniem trudności, aż wreszcie Judina przyjęto
do ekipy, która obrała za cel Sajan Wschodni. W 1959 roku doświadczenie
i umiejętności pozwoliły mu dołączyć do grupy Diatłowa, pragnącej po raz
pierwszy w historii postawić stopę na zaśnieżonym szczycie Otortenu.
Jurij studiował wówczas na czwartym roku. Liczył, że w przyszłości będzie
mógł samodzielnie pokierować ekspedycją. Prestiż związany ze zdobyciem
Otortenu z pewnością pomógłby mu w realizacji ambitnych planów. Przed
wyprawą dostał w prezencie od Ziny niewielki notes. Na pierwszej stronie
umieściła dedykację: „Dla Jurija o błękitnych oczach. Prowadź w nim swój
dziennik”.
Zapiski robił nieregularnie. Dokładnie opisał wizytę w osadzie drwali.
Zrecenzował oglądane filmy. Zanotował adres Michaiła Ogniewa i ciekawe
informacje zasłyszane od spotkanych na trasie ludzi. Zainteresowała go historia
życia woźnicy Stanisława Walukiawiczusa, jego pobyt w łagrze i zwolnienie na
mocy amnestii po śmierci Stalina. Niewiele uwagi poświęcił swojej chorobie, nie
wspomniał nic o rozstaniu z grupą. Ubolewał jedynie nad stanem zaopatrzenia
aptek. Pierwsza, do której się udał, borykała się z tak potężnym niedoborem
leków, że sprzedawano je tylko dla dzieci. Dorosłych pacjentów odsyłano do
miasta, by uszczuplali zapasy tych placówek, które mogły liczyć na wyższy
przydział medykamentów239. Tymczasem paradoksalnie to właśnie
w największym mieście, w Swierdłowsku, od kilku tygodni Judin nie był w stanie
skompletować wyposażenia apteczki na wyprawę.
Do Swierdłowska powrócił 1 lutego, prawdopodobnie ostatniego dnia życia
swoich przyjaciół, których pożegnał w środku uralskiej tajgi. Ferie zimowe
spędził u matki, w miejscowości Tabory, nieświadomy wydarzeń, jakie
rozgrywały się na uczelni.
Po powrocie zastał panikę i kompletny chaos. Atmosfera była bardzo napięta,
wszyscy zadawali mnóstwo pytań. W sekcji turystycznej prowadzono
całodobowy dyżur telefoniczny. Napięcie sięgało zenitu. Judin chciał dołączyć do
ekipy ratunkowej, lecz zanim zdążył zrealizować swój plan, na uczelnię dotarła
wstrząsająca wiadomość. Znaleziono zwłoki kilkorga turystów z grupy Diatłowa.
Coraz więcej osób decydowało się przebyć trasę grupy Diatłowa zimą.
Liczyło, że dzięki temu rozwiąże tajemnicę tragedii. Zagadka pozostawała
nierozwiązana, a śmiałkowie podejmujący te próby na własnej skórze
przekonywali się, dlaczego nastąpił odwrót Wielkiej Armii Napoleona spod
Moskwy. Większość poszkodowanych przyjechała z zagranicy i po raz pierwszy
zetknęła się z rosyjską zimą. Sprawa stawała się coraz poważniejsza, ratownicy
wielokrotnie ryzykowali życiem, ewakuując nierozważnych turystów
w ekstremalnie trudnych warunkach pogodowych. Władze musiały pokrywać
koszty akcji ratunkowych z użyciem helikoptera. W styczniu 2016 roku
odnotowano pierwszą ofiarę śmiertelną, mężczyznę z Kazachstanu, który zmarł
wskutek hipotermii, w namiocie, około dwudziestu kilometrów od Otortenu.
Podjęto decyzję o zamknięciu terenu zimą dla pieszych turystów.
Historia zatoczyła koło.
Rozdział 14
W kółko
I. Akta śledcze284
Sprawa kryminalna o śmierci turystów w rejonie góry Otorten [Ugołownoje dieło o gibieli
turistow w rajonie gory Otortien], Swierdłowsk 1959
VI. Publikacje
Abramow A., Kysztymskaja awaria. Piatʹ tajn samoj siekrietnoj jadiernoj katastrofy S S S R ,
„Komsomolska Prawda”, 29.09.2017
Adamowicz O., Na bieriegu radioaktiwnoj rieki. Kak żywut ludi w rajonie kysztymskoj jadiernoj
katastrofy, 24.07.2019, r u s s i a n . r t . c o m, b i t . l y / 2 N R h w 9 y, dostęp: 23.01.2020
Adwokat nazwał rassledowanije gibieli gruppy Diatłowa „profanacyjej”, „Argumienty i Fakty”,
6.02.2019
Akselrod M., Poslednij pochod, „Uralskij Sledopyt” 2009, nr 1
Akunin B., Po sledam gruppy Diatłowa, Radio Echo Moskwy, 28.06.2012, a k n i g a . o rg,
b i t . l y / 3 6 l 0 q a c, dostęp: 23.01.2020
Antonienkow D., Kruszenije u pieriewała Diatłowa, „Podrobnosti”, 30.09.2004.
Archipow A., Sudmiedekspierty w Diele gruppy Diatłowa, Tiumeń 2015
–, Wysota 1079, „Argumienty i Fakty” 2004, nr 2–3
–, Wysota 1079. Nowyje fakty, „Argumienty i Fakty”, 2004, nr 5
Askinadzi W., Pisʹmo drugu, „Uralskij Sledopyt” 2013, nr 1
Babincewa N., Cziornyje dyry i pieriewał Diatłowa, „Moskowskije Nowosti”, 3.07.2013
Bajramowoj F., Jadiernyj archipiełag, Kazań 2005
Baliabina M., Wiersij mnogo, woprosow jeszczo bolsze. Prokuror o tragiedii na pieriewale
Diatłowa, Radio Sputnik, 3.03.2019, r a d i o s p u t n i k . r i a . r u, b i t . l y / 2 R i u M p G, dostęp:
23.01.2020
Bałagajew K., Ekspierty priblizilisʹ k razgadkie tajny pieriewała Diatłowa, „Rossijskaja Gazieta”,
16.04.2013
Bartołomiej P., Czto było dalsze? Ot odnoj tragiedii k drugoj, „Uralskij Sledopyt” 2009, nr 1
–, Gibiel gruppy Diatłowa. K kritikie ławinnoj gipotiezy, „Uralskij Sledopyt” 2010, nr 10
–, O rasszyfrowannom posłanii, „Uralskij Sledopyt” 2013, nr 1
Bogomołow W., Tajna ogniennych szarow, „Uralskij Raboczij”, 8–12.07.1990
–, Wstuplenije, „Uralskij Sledopyt” 2009, nr 1
Bujanow J., Słobcow B., Tajna awarii Gruppy Diatłowa. Riezultaty rassledowanija priczin
awarii, „Uralskij Sledopyt” 2009, nr 1
–, Tajna gibieli gruppy Diatłowa, Jekaterynburg 2014
Czałkow M., Sam siebie sudia, „Wiedomosti Ural”, 22.04.2011
–, Żywaja legienda sledstwija – Władimir Korotajew, „Wiedomosti Ural”, 27.04.2010
Diesiatogo uczastnika gruppy Diatłowa pochoroniat w Jekatierinburgie w bratskoj mogile,
„Argumienty i Fakty”, 29.04.2013
Dniewnik gruppy Diatłowa. Posledniaja stranica, Radio Echo Moskwy, 4.08.2019
Dniewnik posledniego pochoda, „Uralskij Sledopyt” 2009, nr 1
Dniewniki gruppy Diatłowa pieriedali prokuraturie na wriemia prowierki, „Argumienty i Fakty”,
4.06.2019
Dołżenko R., Istorija turizma w doriewolucyonnoj Rossii i S S S R , Rostów 1988
Duniaszyn A., Na kraju biezdny, ili putieszestwije w stranu tainstwiennych znakow, „Obłastnaja
Gazieta”, 27.10.1999
Firsow M., Ekspiedicyja na pieriewał Diatłowa, „Uralskij Sledopyt” 2008, nr 2
Gamow A., Czto dumajet syn Nikity Chruszczowa o gibieli turistow na Siewiernom Urale?,
„Komsomolskaja Prawda”, 25.04.2014
Geologiczna mapa obwodu swierdłowskiego, 1981 rok, Archiwum F P G D
Geologiczna mapa Uralu, 1941 rok, Archiwum F P G D
Gienprokuratura nazwała wiersii gibieli turistow na pieriewale Diatłowa, „Argumienty i Fakty”,
1.02.2019
Gienprokuratura rassledujet gibiel turistow na pieriewale Diatłowa w 1959 godu, „Niezawisimaja
Gazieta”, 1.02.2019
Gienprokuratura w bliżajszeje wriemia sobirajetsia prowiesti nowoje rassledowanije gibieli
gruppy Diatłowa, „Wiedomosti Ural”, 1.02.2019
Glinskij A., Czto słucziłosʹ na pieriewale Diatłowa?, „Gazieta Trud” 2012, nr 34
Gniedinskaja A., Tajna pieriewała Diatłowa. Nowyje poworoty, pugajuszczije dietali, Rosyjska
Agencja Informacyjna, 8.02.2019
Gołowina J., Tajny Gory Miertwiecow, „Moskowskaja Prawda”, 9.10.1999
Gubanowa O., Pamiatʹ, „Uralskij Sledopyt” 2009, nr 1
Gubin A., Wsie stanowitsia na swoi miesta, „Uralskij Raboczij”, 21.01.1990
Guszczin A., Cena gostajny – diewiatʹ żyzniej, „Uralskij Sledopyt” 2009, nr 1
–, Cena gostajny – diewiatʹ żyzniej?, Jekaterynburg 1999
–, O czom mołczit Otortien?, „Uralskij Raboczij”, 3.03.1999
–, Poslednij uczastnik pochoda Diatłowa. Eto było ubijstwo, „Rossijskaja Gazieta”, 28.04.2013
–, Wozwraszczajasʹ k tiemie, „Uralskij Raboczij”, 3.03.1999
–, Wyżywszyj uczastnik gruppy Diatłowa, „Komsomolska Prawda”, 29.04.2012
Issledowatieli rassczitywajut na skoroje raskrytije tajny gibieli gruppy Diatłowa, „Niezawisimaja
Gazieta”, 1.02.2014
Iwanow L., Tajna ogniennych szarow, „Leninskij Putʹ”, 22.11.1990
Jakimienko W., Igorʹ Diatłow, „Uralskij Sledopyt” 2009, nr 1
–, Kostior u kiedra, „Uralskij Sledopyt” 2012, nr 5
–, Pamiatnik, „Uralskij Sledopyt” 2009, nr 1
–, Posłanije diatłowcew nam, proczitannoje czeriez 54 goda, „Uralskij Sledopyt” 2013, nr 1
–, Priekrasnaja Chołatczachl, „Uralskij Sledopyt” 2009, nr 9
–, Zapisnaja kniżka, „Uralskij Sledopyt” 2014, nr 1
Jarowoj J., Wysszej katiegorii trudnosti, Swierdłowsk 1966
Jedinstwiennogo wyżywszego iz turgruppy Diatłowa zachoronili w bratskoj mogile
w Jekatierinburgie, „Rossijskaja Gazieta”, 4.05.2013
Jelcyn B., Ispowiedʹ na zadannuju tiemu, Moskwa 2015
Jeszczo raz o Pieriewale Diatłowa, „Izwiestija”, 28.06.2012
Kan S., Sowriemiennyje nachodki na miestie pałatki Diatłowcew, „Uralskij Sledopyt” 2014, nr 1
Karelin W., Lod i kamni, „Uralskij Sledopyt” 2018, nr 2
–, Rakieta – priczina tragiedii?, „Na Smienu”, 5.11.1990
Kaszkin A., Nikto nie chotieł ubiwatʹ, „Uralskij Sledopyt” 2013, nr 1
Katys M., Chimiczeskij kombinat Majak – posledstwija awarii 1957 goda, Radio Swoboda,
12.04.2002, s v o b o d a . o rg, b i t . l y / 3 7 g y 9 D b, dostęp: 23.01.2020
Kiemmierich A., Siewiernyj Urał, M. Fizkultura i sport, 1969
Kiezina D., Posledniego diatłowca pochoroniat w Jekatierinburgie, „Rossijskaja Gazieta”,
30.04.2013
–, Umier poslednij diatłowiec, „Rossijskaja Gazieta”, 28.04.2013
Kissiel A., Nieobycznoje niebiesnoje jawlenije, „Tagilskij Raboczij”, 18.02.1959
Kiziłow G., Poiski i nachodki na skłonie gory, „Uralskij Raboczij”, 16.09.2007
Klewcowa I., Po sledam gruppy Diatłowa, „Żurnał Samizdat”, z h u r n a l . l i b . r u,
b i t . l y / 3 0 R a b f w, dostęp: 23.01.2020
Kłoczichin A., Tajna Gory Miertwiecow, „Argumienty i Fakty”, 19.06.2002
Konstantinow A., „Żywaja” ławina, „Uralskij Sledopyt” 2013, nr 1
Konszin J., O wriemieni i o siebie, „Uralskij Raboczij”, 11.08.2006
Koszczejew L., Tajna nawieki?, „Uralskij Raboczij”, 29.01.2009
Kudriawcew W., Razmyszlenije nad protokołom sledstwija, „Uralskij Sledopyt” 2012, nr 1
Kuleszowa C., wywiad z Anatolijem Guszczinem, Radio Swoboda, 7.02.2006, s v o b o d a . o rg,
b i t . l y / 2 G f k l g a, dostęp: 23.01.2020
Kulmambietow S., Pieriewał Diatłowa. W stranie tainstwiennych znakow, „Żurnał Samizdat”,
s a m l i b . r u, b i t . l y / 3 0 N R N E j , dostęp: 23.01.2020
Kuncewicz J. et al., Ekspiedicyja 2012 na pieriewał Diatłowa, „Uralskij Sledopyt” 2013, nr 1
Lepichin A., Jakimienko W., Chronika sobytij, „Uralskich Sledopyt” 2009, nr 1
Lewczenkowa D., A czto skazali mansi?, „Argumienty i Fakty”, 4.02.2019
Malginow W., Bombardirowka u Gory Miertwiecow?, „Tiechnika Mołodioży” 2004, nr 11
Mansi ili ostiaki? Kto ubił gruppu Diatłowa, „Rossijskaja Gazieta”, 13.03.2019
Matieriały X X I sjezda K P S S , Moskwa: Gospolitizdat, 1959
Masłow I., Uwieriennostʹ była 100%, czto k etomu priczastny wojennyje, „Znak”, 1.10.2019
Matwiejewa A., Pierewał Diatłowa, „Urał” 2000, nr 12
–, Pierewał Diatłowa, „Urał” 2001, nr 1
Milajewa J., Majak. Pierwaja atomnaja katastrofa Sowietskogo Sojuza, „Rossijskaja Gazieta”,
2.05.2014
Na pieriewale Diatłowa snowa propał turist, „Niezawisimaja Gazieta”, 28.02.2018
Napieczalno izwiestnom pieriewale Diatłowa propała 30-letniaja turistka-jekatierinburżenka,
„Wiedomosti Urał”, 22.06.2016
Nowaja żertwa pieriewała Diatłowa. Czto manit turistow k gorie Miertwiecow, „Uralskij
Raboczij”, 1.03.2018
Nowikowa L., Pierwaja i posledniaja wiersii Pieriewała Diatłowa, „Izwiestija”, 31.05.2013
Odinocznyj turist iz Jekatierinburga propał na pieriewale Diatłowa, „Izwiestija”, 28.01.2018
Oss S., Solving the Dyatlov Pass Mystery, „The Moscow Times”, 29.03.2015
Oszurkowa I., Minskij uczonyj priedłożył swoju wiersiju gibieli gruppy Diatłowa, „Rossijskaja
Gazieta”, 4.03.2016
–, Najdieno dokazatielstwo ispytanija rakiet na pieriewale Diatłowa, „Rossijskaja Gazieta”,
14.09.2016
–, Pogibszych na pieriewale Diatłowa nazwali agientami K G B , „Rossijskaja Gazieta”, 21.07.2016
Pankratiewa J., Wyżywszemu uczastniku gruppy Diatłowa sobirajut dienʹgi na leczenije,
„Komsomolskaja Prawda”, 8.04.2013
Parunin A., Ogniennyje szary w diele gibieli gruppy Diatłowa, „Żurnał Samizdat”, s a m l i b . r u,
b i t . l y / 2 N S Y s H O, dostęp: 23.01.2020
Pieczurkina R., Ja choczu, cztoby wy żyli dołgo…, „Obłastnaja Gazieta”, 3.02.2004
–, Tajna gornogo pieriewała, „Obłastnaja Gazieta”, 27.04.1999
Piskariewa M., Aleksandr (Siemion) Zołotariow. Intierwju s rodnymi. Razmyszlenija o pochodie,
„Żurnał Samizdat”, s a m l i b . r u, b i t . l y / 3 a B O B Q r, dostęp: 23.01.2020
–, Intierwju c Irinoj Raszewskoj, siestroj Jurija Doroszenko, „Żurnał Samizdat”, s a m l i b . r u,
b i t . l y / 2 G h a G 9 6, dostęp: 23.01.2020
–, Intierwju s Michaiłom Pietrowiczem Szarawinym, „Żurnał Samizdat”, s a m l i b . r u,
b i t . l y / 2 v h t x 1 x , dostęp: 23.01.2020
–, Ju. Judin otwietił na 100 woprosow, „Żurnał Samizdat”, s a m l i b . r u, b i t . l y / 3 0 K D H D o,
dostęp: 23.01.2020
–, Nikołaj Thibeaux-Brignolle. Otkrowiennyj razgowor, „Żurnał Samizdat”, s a m l i b . r u,
b i t . l y / 3 8 v E e f c, dostęp: 23.01.2020
–, Pisʹma Ziny Kołmogorowoj Lidie Grigorjewoj, „Żurnał Samizdat”, s a m l i b . r u,
b i t . l y / 2 R m f a B q, dostęp: 23.01.2020
–, Sto woprosow Judinu, „Żurnał Samizdat”, s a m l i b . r u, b i t . l y / 2 N P R b J 2, dostęp: 23.01.2020
–, Wospominanija o Sasze Kolewatowie, „Żurnał Samizdat”, s a m l i b . r u, b i t . l y / 3 7 l h 2 A d,
dostęp: 23.01.2020
Pochod gruppy Diatłowa w fotografijach, „Argumienty i Fakty”, 2.02.2019
Poczemu oni nie wiernulisʹ?, „Komsomolskaja Prawda”, 16.07.2012
Poiskowniki priedstawili tiechnogiennuju wiersiju gibieli gruppy Diatłowa, „Izwiestija”,
26.06.2019
Prizowa J., Issledowatieli gibieli gruppy Diatłowa izuczatʹ siekrietnyj aerodrom, „Rossijskaja
Gazieta”, 1.08.2016
–, Spasionnaja na pieriewale Diatłowa turistka prodołżyła pochod, „Rossijskaja Gazieta”,
24.06.2016
Prokuratura objasniła strannosti s ugołownym diełom o gibieli gruppy Diatłowa, Rosyjska
Agencja Informacyjna, 4.02.2019
Propawszaja na pieriewale Diatłowa turistka obnarużena żywoj, „Izwiestija”, 24.01.2016
Puszkariew I., Czto proizoszło na etom skłonie, było poniatno srazu, „Znak”, 6.07.2018
–, Gienprokuratura R F sankcyonirowała nowoje rassledowanije po gibieli gruppy Diatłowa,
„Znak”, 1.02.2019
–, Oni opiatʹ ostawiat istinu w storonie, „Znak”, 3.02.2019
–, Oni razgrabili swiaszczennoje miesto, „Znak”, 18.01.2016
–, Pierwoje – zaczem zasiekriecziwali dieło? Wtoroje – poczemu oni bieżali?, „Znak”, 2.02.2019
–, Smiertʹ nastupiła ot paralicza dychatielnogo centra, „Znak”, 20.06.2017
Rażajewa J., Pieriewał Matwiejewoj, „Rossijskaja Gazieta”, 28.06.2013
Riskin W., Karaczaj isczezniet czeriez piatʹ let, „Czeliabinskij Raboczij”, 25.07.2000
Romanowa N., Tajna pieriewała Diatłowa raskryta?, „Wielikaja Epoka”, 17.03.2013
Rotblut W., Otortien, „Uralskij Sledopyt” 2003, nr 2
Ruczinskij A., Tajna pieriewała Diatłowa, „Wieczernij Saransk”, 30.01.2019
Salkowa A., Kysztymskaja awaria. Katastrofa pod widom siewiernogo sijanija, „Rossijskaja
Gazieta”, 29.09.2017
Sidorczik A., „Kriminał iskluczajetsia”. Gienprokuratura razbieriotsia w gibieli gruppy
Diatłowa, „Argumienty i Fakty”, 1.02.2019
Sidorczik A., K G B , infrazwuk i łuczi smierti. 11 wiersij priczin gibieli gruppy Diatłowa,
„Argumenty i Fakty”, 22.07.2016
–, Wyżywszyj. Kak słożyłasʹ sudʹba diesiatogo czlena gruppy Diatłowa?, „Argumienty i Fakty”,
2.02.2019
Siewiernyj Urał, „Uralskij Sledopyt” 2007, nr 6
Sledowatieli snowa razbierutsia w etoj istorii…, „Wiedomosti Urał”, 1.07.2019
Sledowatieli wyjawili dwie pricziny gibieli gruppy Diatłowa, Rosyjska Agencja Informacyjna,
1.03.2019
Sledstwiennyj komitiet R F nazwał dwie pricziny gibieli gruppy Diatłowa, „Wiedomosti Urał”,
1.03.2019
Smirnow A., «Tragiediju priewraszczajut w szou». Blizkij drug Diatłowa rasskazał swoju
wiersiju, „Argumienty i Fakty”, 29.01.2020
Sobolew I., Legienda Siewiernogo Urała, „Technika Mołodioży” 2003, nr 1
Sochina L., Moi wospominanija o rabotie na chimkombinatie „Majak” Czelabinsk-65, 1993
Sogrin S., Wospominanija o diatłowcach, Krasnaja Polana 2005, rękopis, Archiwum F P G D
–, A była li tajna awarii Diatłowa?, „Uralskij Sledopyt” 2010, nr 11
–, Dołgij putʹ k razgadkie tajny, „Uralskij Sledopyt” 2013, nr 1
–, Jeszczo raz o tom, kak eto było, „Uralskij Sledopyt” 2010, nr 12
–, Priedisłowije, „Uralskij Sledopyt” 2013, nr 1
Spasatieli naszli turistku, propawszuju na pieriewale Diatłowa, „Argumienty i Fakty”, 24.06.2016
Spiecyalisty nazwali wiersii smierti turista na pieriewale Diatłowa, „Wojennyj Parad”, 9.02.2017
Studienty obnarużyli u pieriewała Diatłowa magnitnuju anomaliju, „Argumienty i Fakty”,
25.07.2013
Suworowa I., Na pieriewale Diatłowa obnarużyli magnitnuju anomaliju, „Rossijskaja Gazieta”,
25.07.2013
Szczogolew I., Gruppa Diatłowa i drugije zagadoczno propawszyje ekspiedicyi, „Rossijskaja
Gazieta”, 1.02.2014
Szestak I., Mogli li mansi ubitʹ? Nazwany wiersii gibieli gruppy Diatłowa ot ruk aborigienow,
Rosyjska Agencja Informacyjna, 13.03.2019
Szułutko M., Pamiati Iosifa Dawidowicza Prudkowa, „Annały Chirurgiczeskoj Giepatołogii”
1999, nr 1
Takoj tiepierʹ budiet „wnutriennij turizm”?, „Wiedomosti Urał”, 1.04.2016
Tiunow D., Oni nie mogli diejstwowatʹ inacze, „Uralskij Sledopyt” 2010, nr 4
–, Piatʹ diesiatiletij domysłow i dogadok – czto że w itogie?, „Uralskij Sledopyt” 2009, nr 1
–, Razmyszlenija „tiechnaria”, „Uralskij Sledopyt”, 2013, nr 1
–, Siewiernyj Urał. Jeszczo raz o zimie 1959-go…, „Uralskij Sledopyt” 2010, nr 2–3
Tragiedija na pieriewale Diatłowa jawlajetsia strogo zasiekrieczennoj informacyjej, „Wojennyj
Parad”, 9.02.2017
Turisty iz Piermi naszli tieło mużcziny na pieriewale Diatłowa, „Izwiestija”, 10.01.2016
Turisty obnarużyli tieło nieizwiestnogo mużcziny w rajonie pieriewała Diatłowa, „Argumienty
i Fakty”, 10.01.2016
Ustanowlena licznostʹ pogibszego na pieriewale Diatłowa, „Niezawisimaja Gazieta”, 14.01.2016
Uszoł iz żyzni legiendarnyj sledowatiel prokuratury – Korotajew, „Wiedomosti Urał”, 12.07.2012
Uwarowa N., Skolko stoit „Gora miertwiecow”? Pieriewał Diatłowa kak primanka dla turistow,
„Argumienty i Fakty”, 15.01.2016
W prokuraturie rasskazali ob usłowii eksgumacyi tieł czlenow gruppy Diatłowa, Rosyjska
Agencja Informacyjna, 4.02.2019
Warsegow N., Ko N., Gołowa u Ziny była razbita, a ekspiertiza etogo nie zamietiła…,
„Komsomolskaja Prawda”, 22.05.2013
Warsegow N., Warsegowa N., Gruppa Diatłowa ubiegała iz pałatki ot uduszliwogo gaza,
„Komsomolskaja Prawda”, 22.06.2014
–, Jedinstwiennyj wyżywszyj na pieriewale Diatłowa.. «Ja dołżen był pogibnutʹ diesiatym»,
„Komsomolskaja Prawda”, 17.10.2012
–, Mog li sriedi turistow bytʹ inostrannyj szpion?, „Komsomolskaja Prawda”, 11.06.2013
–, Na tiele Siemiona Zołotariowa okazalisʹ tatuirowki, kotorych pri żyzni nikto nie widieł,
„Komsomolskaja Prawda”, 12.06.2013
–, Ot wiernoj gibieli studienta Bijenko spas komsomoł, „Komsomolskaja Prawda”, 26.06.2013
–, Otiec odnogo iz pogibszych studientow mog znatʹ prawdu o tragiedii, „Komsomolskaja
Prawda”, 2.02.2014
–, Poczemu Siemiona Zołotariowa nie chotieli prinimatʹ w partiju?, „Komsomolskaja Prawda”,
13.08.2015
–, Samogo zagadocznogo turista kto-to pochoronił na samom priestiżnom kładbiszcze,
„Komsomolskaja Prawda”, 21.04.2014
–, Tajna pieriewała Diatłowa. Kto priaczet prawdu o gibieli diewiati turistow połwieka spustia?,
„Komsomolskaja Prawda”, 4.12.2012
–, Turistow na pieriewale Diatłowa mogli ubitʹ mansi, „Komsomolskaja Prawda”, 26.01.2016
Warsegowa N., Dniewnik gruppy Diatłowa. Posledniaja stranica, „Komsomolskaja Prawda”,
5.08.2019
Wiktorija J., Kakoj my widim Ludmiłu Dubininu?, „Żurnał Samizdat”, s a m l i b . r u,
b i t . l y / 2 T N H L S 3, dostęp: 23.01.2020
Wobobiewa N., W rajonie pieriewała Diatłowa najdieno tieło turista, „Rossijskaja Gazieta”,
20.09.2017
Wochmin W., Niezabytaja tragiedija, „Obłastnaja Gazieta”, 30.01.1999
–, Swidanije s „Goroj Miertwiecow”, „Na Smienu”, 14–18.07.1990
Wostriakow A., Pamiati gruppy I. Diatłowa, „Uralskij Sledopyt” 2009, nr 1
Zinowiew J., Kakije byli riebiata…, „Uralskij Sledopyt” 2009, nr 1
–, Pripolarnyj Urał, „Uralskij Sledopyt” 2009, nr 1
Żurawlew K., Pieriewał Diatłowa. Pytki pieried smiertiu, „Rossijskaja Gazieta”, 1.07.2019
Przypisy końcowe
3 Tamże.
4 Tamże.
3. Studenci–turyści
12 Dziennik Ludmiły Dubininy prowadzony podczas wyprawy na Otorten w 1959 roku, rękopis,
Archiwum Fundacji Pamięci Grupy Diatłowa (F P G D , Fond Pamiati Gruppy Diatłowa,
z siedzibą w Jekaterynburgu, prowadzona przez Jurija Kuncewicza).
13 Akta osobowe nr 545224 (Igor Diatłow), Archiwum U P I .
28 Tamże.
29 Tamże.
5. W drodze na Otorten
38 Informacyja o pochodie gruppy Diatłowa [Informacja o wyprawie grupy Diatłowa] [w:] akta
śledcze, t. 1, s. 32–35.
39 Dopros swidietiela Kolewatowoj R. [Przesłuchanie świadka R. Kolewatowej), tamże, s. 270–
272.
40 Informacyja o pochodie…, dz. cyt.
41 Tamże.
42 Dopros swidietiela Judina J. [Przesłuchanie świadka J. Judina] [w:] akta śledcze, t. 1, s. 293–
294.
43 Dopros swidietiela Akselroda M. [Przesłuchanie świadka M. Akselroda], tamże, s. 316–329.
49 Kopija dniewnika gruppy Diatłowa [Kopia dziennika grupy Diatłowa] [w:] akta śledcze, t. 1,
s. 21–28.
50 Tamże.
52 Tamże.
55 Tamże.
56 Dziennik Jurija Judina prowadzony podczas wyprawy na Otorten, 1959, rękopis, Archiwum
FPGD.
57 Dziennik Zinaidy Kołmogorowej prowadzony podczas wyprawy na Otorten, 1959, rękopis,
Archiwum F P G D .
58 Tamże.
62 Tamże.
64 Tamże.
66 Tamże.
67 Tamże.
68 Protokoł osmotra łabaza [Protokół oględzin szałasu] [w:] akta śledcze, t. 1, s. 8–10.
71 Kopija bojewogo listka gruppy turistow [Kopia gazetki grupy turystów] [w:] akta śledcze, t. 1,
s. 31.
92 Tamże.
93 Tamże.
97 Dopros swidietiela Gordo L. [Przesłuchanie świadka L. Gordo] [w:] akta śledcze, t. 1, s. 305–
306.
98 Dopros swidietiela Ortiukowa G. [Przesłuchanie świadka G. Ortiukowa], tamże, s. 307–308.
101 Protokoł doprosa swidietiela Paszyna I. [Protokół przesłuchania świadka I. Paszyna], tamże, s.
49–50.
102 Radiogrammy, tamże, s. 142.
107 Dopros swidietiela Słobcowa B. [Przesłuchanie świadka B. Słobcowa] [w:] akta śledcze, t. 1,
s. 298–300.
108 Protokoł doprosa swidietiela Czernyszowa…, dz. cyt.
110 Dopros swidietiela Słobodina W. [Przesłuchanie świadka W. Słobodina] [w:] akta śledcze, t. 1,
s. 275–281.
111 Postanowlenije o priekraszczeniu dieła [Uchwała o przerwaniu dochodzenia], tamże, s. 384–
387.
112 Dopros swidietiela Słobodina…, dz. cyt.
8. Na miejscu tragedii
113 Dopros swidietiela Słobcowa B. [Przesłuchanie świadka B. Słobcowa] [w:] akta śledcze, t. 1,
s. 298–300.
114 Dopros swidietiela Lebiediewa W. [Przesłuchanie świadka W. Lebiediewa], tamże, s. 313–
315.
115 Dopros swidietiela Brusnicyna W. [Przesłuchanie świadka W. Brusnicyna], tamże, s. 362–369.
116 Tamże.
117 Dopros swidietiela Ortiukowa G. [Przesłuchanie świadka G. Ortiukowa] [w:] akta śledcze, t.
1, s. 307–308.
118 Protokoł doprosa swidietiela Paszyna I. [Protokół przesłuchania świadka I. Paszyna], tamże, s.
49–50.
119 M. Piskariewa, Intierwju s Michaiłom Pietrowiczem Szarawinym, „Żurnał Samizdat”,
s a m l i b . r u, b i t . l y / 2 R D u 7 y 6, dostęp: 23.01.2020.
120 Dopros swidietiela Akselroda M. [Przesłuchanie świadka M. Akselroda] [w:] akta śledcze, t.
1, s. 316–329.
121 Dopros swidietiela Lebiediewa…, dz. cyt.
122 Protokoł obnarużenija miesta stojanki turistow [Protokół z odnalezienia miejsca obozu
turystów] [w:] akta śledcze, t. 1, s. 2.
123 Dopros swidietiela Lebiediewa…, dz. cyt.
131 Protokoł osmotra miesta proisszestwia [Protokół oględzin miejsca zdarzenia] [w:] akta
śledcze, t. 1, s. 3–6.
132 Tamże.
133 Dopros swidietiela Sogrina S. [Przesłuchanie świadka S. Sogrina] [w:] akta śledcze, t. 1, s.
330–339.
134 Dopros swidietiela Akselroda…, dz. cyt.
137 Tamże.
142 Protokoł osmotra łabaza [Protokół oględzin szałasu] [w:] akta śledcze, t. 1, s. 8–10.
145 Tamże.
146 Akt issledowanija trupa Słobodina Rustema [Wynik sekcji zwłok Rustema Słobodina]
[w:] akta śledcze, t. 1, s. 95–103.
147 Dopros swidietiela Tiempałowa…, dz. cyt.
149 Informacyja o pochodie gruppy Diatłowa [Informacja o wyprawie grupy Diatłowa] [w:] akta
śledcze, t. 1, s. 32–35.
150 Dopros swidietiela Ortiukowa…, dz. cyt.
152 Protokoł osmotra miesta obnarużenija trupow [Protokół oględzin miejsca znalezienia zwłok]
[w:] akta śledcze, t. 1, s. 341–343.
153 Tamże.
166 Dopros swidietiela Szeszkina K. [Przesłuchanie świadka K. Szeszkina] [w:] akta śledcze, t. 1,
s. 263.
167 Protokoł doprosa swidietiela Bachtijarowa N. [Protokół przesłuchania świadka N.
Bachtijarowa], tamże, s. 82–83.
168 Dopros swidietiela Mokruszyna M. [Przesłuchanie świadka M. Mokruszyna], tamże, s. 221–
222.
169 Protokoł doprosa swidietiela Bachtijarowa N., dz. cyt.
170 Dopros swidietiela Bachtjarowa P. [Przesłuchanie świadka P. Bachtijarowa] [w:] akta śledcze,
t. 1, s. 225–226.
171 Protokoł doprosa swidietiela Bachtijarowa N., dz. cyt.
183 Akt issledowanija trupa Kołmogorowoj Z. [Wynik sekcji Z. Kołmogorowej) [w:] akta śledcze,
t. 1, s. 127–134.
184 A. Kissiel, Nieobycznoje niebiesnoje jawlenije, „Tagilskij Raboczij”, 18.02.1959.
191 S. Sogrin, Wospominanija o diatłowcach, Krasnaja Polana 2005, s. 21, rękopis, Archiwum
FPGD.
192 A. Lepichin, W. Jakimienko, Chronika sobytij, „Uralskij Sledopyt” 2009, nr 1.
193 Tamże.
194 Dopros swidietiela Słobcowa B. [Przesłuchanie świadka B. Słobcowa] [w:] akta śledcze, t. 1,
s. 298–300.
195 N. Warsegow, N. Warsegowa, Gruppa Diatłowa ubiegała iz pałatki ot uduszliwogo gaza,
„Komsomolskaja Prawda”, 22.06.2014.
196 Tamże.
197 Dopros swidietiela Gobruszina A. [Przesłuchanie świadka A. Gobruszina] [w:] akta śledcze, t.
1, s. 228–229.
198 N. Warsegow, N. Warsegowa, Tajna pieriewała Diatłowa po wiersii C K K P S S . Priczinoj
gibieli turistow stał… uragan, „Komsomolskaja Prawda”, 1.02.2016.
199 Tamże.
202 Akt issledowanija trupa Tibo-Brinol N. [Wynik sekcji zwłok N. Thibeaux-Brignolle] [w:] akta
śledcze, t. 1, s. 352–354.
203 Akt issledowanija trupa Dubininy L. [Wynik sekcji zwłok L. Dubininy], tamże, s. 355–357.
205 Akt issledowanija trupa Zołotariowa S. [Wynik sekcji zwłok S. Zołotariowa), tamże, s. 349–
351.
206 Akt issledowanija trupa Kolewatowa A. [Wynik sekcji zwłok A. Kolewatowa], tamże, s. 345–
348.
207 Gistołogiczeskij analiz 64/600 [Badanie histopatologiczne nr 64/600], tamże, s. 359.
211 Postanowlenije o naznaczenii ekspiertyzy [Uchwała o zleceniu ekspertyzy] [w:] akta śledcze,
t. 1, s. 370–371.
212 Zakluczenije ekspierta [Opinia eksperta], tamże, s. 372–374.
213 Tamże.
214 Dopołnitielnyje woprosy ekspiertu [Dodatkowe pytania do biegłego] [w:] akta śledcze, t. 1, s.
337.
215 Dopros ekspierta Wozwożdiennogo, dz. cyt.
219 Protokoł doprosa swidietiela Popowa W. [Protokół przesłuchania świadka W. Popowa], tamże,
s. 48.
220 Akta śledcze, t. 2, korespondencja i materiały dodatkowe, s. 46.
225 A. Smirnow, «Tragiediju priewraszczajut w szou». Blizkij drug Diatłowa rasskazał swoju
wiersiju, „Argumienty i Fakty”, 29.01.2020.
226 Dopros swidietiela Dubinina A. [Przesłuchanie świadka A. Dubinina] [w:] akta śledcze, t. 1, s.
284–287.
227 W. Wochmin, Niezabytaja tragiedija, „Obłastnaja Gazieta”, 30.01.1999.
231 Tamże.
232 Dopros swidietiela Słobodina W. [Przesłuchanie świadka W. Słobodina] [w:] akta śledcze, t. 1,
s. 275–281.
233 Postanowlenije o priekraszczeniu dieła [Uchwała o przerwaniu dochodzenia], tamże, s. 384–
387.
234 Akta osobowe numer 587579 (Wiktor Nikitin), Archiwum U P I .
235 Tamże.
250 N. Warsegow, N. Ko, Gołowa u Ziny była razbita, a ekspiertiza etogo nie zamietiła…,
„Komsomolskaja Prawda”, 22.05.2013.
13. Czas, ludzie i słowa
251 Protokoł osmotra miesta proisszestwia [Protokół oględzin miejsca tragedii] [w:] akta śledcze,
t. 1, s. 3–6.
252 I. Suworowa, Na pieriewale Diatłowa obnarużyli magnitnuju anomaliju, „Rossijskaja
Gazieta”, 25.07.2013.
253 Kopija dniewnika Kołmogorowoj [Kopia dziennika Kołmogorowej] [w:] akta śledcze, t. 1, s.
29–30.
254 Tamże.
260 Tamże.
262 Tamże.
14. W kółko
265 B. Jelcyn, Ispowiedʹ na zadannuju tiemu, Moskwa 2015.
266 Tamże.
272 Tamże.
273 Tamże.
274 Tamże.
277 Tamże.
278 Akt issledowanija trupa Doroszenki J. [Wynik sekcji zwłok J. Doroszenki] [w:] akta śledcze,
t. 1, s. 104–111.
279 Akt issledowanija trupa Kołmogorowoj Z. [Wynik sekcji zwłok Z. Kołmogorowej], tamże, s.
127–134.
280 Akt issledowanija trupa Słobodina Rustema [Wynik sekcji zwłok Rustema Słobodina], tamże,
s. 95–103.
281 Tajna raskryta? Prokurory wiernulisʹ s pieriewała Diatłowa, „Rossijskaja Gazieta”,
26.03.2019.
282 Kopia listu Jurija Kuncewicza do Andrieja Kurjakowa z dn. 18.09 2019, archiwum prywatne
J. Kuncewicza.
283 A. Duniaszyn, Na kraju biezdny, ili putieszestwije w stranu tainstwiennych znakow,
„Obłastnaja Gazieta”, 27.10.1999.
Bibliografia
284 Akta śledcze sprawy kryminalnej prowadzonej przez prokuraturę rejonową w Iwdelu oraz
prokuraturę obwodową w Swierdłowsku zostały połączone. Nie nadano im sygnatury.
Od 1959 do 2019 roku były przechowywane w Archiwum Państwowym Obwodu
Swierdłowskiego [Gosudarstwiennyj Archiw Swierdłowskoj Obłasti] z siedzibą
w Jekaterynburgu, przy ulicy Wajniera. Po wznowieniu dochodzenia ws. śmierci grupy
Diatłowa akta zostały z archiwum zabrane. Obecnie nie wiadomo, gdzie się znajdują.
285 Archiwa U P I są obecne przechowywane w zbiorach U R F U w Jekaterynburgu.
286 Zapisy rozmów ze świadkami nie zostały opublikowane w mediach ani wydane w osobnej
publikacji. Teksty i zapisy audio znajdują się w zbiorach F P G D . Rozmowy przeprowadzali
badacze tragedii związani z fundacją, którzy w latach 2007–2009 posługiwali się nazwą
Centrum Obywatelskie Wyjaśnienia Przyczyn Tragedii Grupy Diatłowa [Centr Grażdanskogo
Rassledowanija Tragiedii Diatłowcew].
Przypisy
[1] Pomyłka autora artykułu lub literówka. W rzeczywistości prokurator rejonowy nazywał się
Klinow (wszystkie przypisy i tłumaczenia pochodzą od autorki).
[2] W 1959 roku uczelnia nosiła nazwę Uralski Instytut Politechniczny [U P I , Uralskij
Politiechniczeskij Institut], dalej jako: Politechnika Uralska, z siedzibą w Jekaterynburgu.
24 grudnia 1992 r. uczelnia zmieniła nazwę na Uralski Państwowy Uniwersytet Techniczny
[Uralskij Gosudarstwiennyj Tiechniczeskij Uniwiersitiet]. Od 2008 r. funkcjonuje pod nazwą
Uralski Uniwersytet Federalny im. Pierwszego Prezydenta Rosji B. N. Jelcyna [U R F U , Uralskij
Fiedieralnyj Uniwiersitiet imieni Pierwogo Priezidienta Rossii B. N. Jelcyna], dalej jako:
Uniwersytet Uralski.
[3] W Rosji powszechnie stosuje się określenie Wielka Wojna Ojczyźniana. Jej początek datuje się
na 22.06.1941, tj. dzień ataku Hitlera na Związek Radziecki.
[4] Tu studiowała większość ofiar.
[5] Wg zeznań złożonych w prokuraturze 15.04.1959. W chwili znalezienia namiotu Słobcow nie
wiedział, że stojące przy nim narty są zapasową parą. Wiedzę tę uzyskał w późniejszym terminie.
[6] Sosna syberyjska, potocznie zwana cedrem syberyjskim lub limbą syberyjską. W obwodzie
swierdłowskim powszechnie używa się określenia „cedr”.
[7] Zob. rozdział „Ciężar żałoby i knebla”.
[8] Według protokołów sekcji zwłok: u Jurija Doroszenki, znalezionego w pozycji na brzuchu,
zdiagnozowano plamy opadowe na tylnej powierzchni szyi, tułowia i kończyn. U Ludmiły
Dubininy – na tylnej i bocznej powierzchni tułowia i kończyn (znaleziona w pozycji klęczącej).
U Ziny Kołmogorowej – na tylnej powierzchni tułowia (znaleziona w pozycji na boku),
u Rustema Słobodina – na tylnej powierzchni szyi, tułowia i kończyn (znaleziony w pozycji na
brzuchu).
W Y D AW N I C T W O C Z A R N E sp. z o.o.
czarn e. co m .p l
Wydawnictwo Czarne
@wydawnictwoczarne
Sekretariat i dział sprzedaży:
ul. Węgierska 25A , 38-300 Gorlice
tel. +48 18 353 58 93
Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa
Dział promocji:
ul. Marszałkowska 43/1, 00-648 Warszawa
tel. +48 22 621 10 48
Skład: d2 d. pl
ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków
tel. +48 12 432 08 52, e-mail: i n fo @ d2 d.p l
Wołowiec 2020
Wydanie I