You are on page 1of 7

Dlaczego Francuzi kochają Rosję?

Geopolityczne interesy i absurdalne


zauroczenie „rosyjską duszą”
Adam Gwiazda analizuje historyczne, polityczne i ideowe przyczyny fracuskiej rusofilii 1 marca
2022

Francuska rusofilia ma wymiar nieco mistyczny i opiera się na głębokiej niewiedzy


na temat Rosji, podtrzymywanej przez samych Rosjan.

Polityczna rusofilia Francji jest dziedzictwem de Gaulle’a. Chodzi o geopolityczne


interesy, balansowanie Anglosasów i szachowanie Niemiec.

Popularność komunizmu, a wręcz nawet stalinizmu, w XX wieku wśród francuskich


elit intelektualnych i artystycznych jest zdumiewająca.

Moskwa finansuje już nie ludowe domy kultury na robotniczych przedmieściach,


ale Prawosławne Centrum Duchowo-Kulturalne za 170 mln euro.

Częste prorosyjskie wypowiedzi francuskich polityków i członków elit


niejednokrotnie budzą zaskoczenie, niedowierzanie i irytację u polskich
komentatorów, skłonnych do pochopnego szafowania ocenami moralnymi. Pojawiają
się oskarżenia o tchórzostwo, agenturalność czy polityczną ignorancję. Tymczasem
niekwestionowana francuska rusofilia to głębsze zjawisko. Z jednej strony dające się
wytłumaczyć czynnikami obiektywnymi, a z drugiej zakorzenione w historii
i mentalności. Francuska prorosyjskość skrywa w sobie dwa aspekty, odrębne
i rządzone odrębnymi mechanizmami, choć niekiedy zazębiające się ze sobą:
motywowaną politycznie rusofilię francuskich elit oraz bardziej kulturową rusofilię
francuskiego społeczeństwa. Dla lepszego ich zrozumienia oba zasługują
na równoległą analizę.

Kiedy w październiku 1985 r. sekretarz generalny Komunistycznej Partii Związku


Radzieckiego, Michaił Gorbaczow, składał wizytę w Paryżu, to goszczący go prezydent
François Mitterrand zwierzył mu się w tych słowach: „Wychowano mnie na historii
i nauczono, że od XVI wieku nasze dwa kraje, Francja i Rosja, były niemal nieprzerwanie
sojusznikami i przyjaciółmi. Historia i geografia dyktują nam pewne stałe punkty
odniesienia”. Niestety, bardziej niż fakty historyczne socjalistyczny prezydent zreferował
tu popularne we francuskim społeczeństwie stereotypy o „odwiecznym tradycyjnym
sojuszniku” Francji z drugiego krańca kontynentu.
Historyczne relacje jak roller-coaster
Wbrew temu, co prezydent Mitterand powiedział Gorbaczowowi, nie było nie tylko sojuszu,
czy przyjaźni, ale praktycznie żadnych stosunków między obiema monarchiami
aż do reform cara Piotra Wielkiego. Rosja, wymieniona jako państwo w traktacie
westfalskim (1648 r.) na przedostatnim miejscu, była nie tylko nieznana, ale wręcz
ignorowana. Almanach królewski zaczął wymieniać Księstwo Moskiewskie w rubryce
„narodziny książąt europejskich” dopiero od 1716 r. Pierwszy francusko-rosyjski traktat
sojuszniczy został podpisany w Amsterdamie, 15 sierpnia 1717 r., dwa miesiące po słynnej
nieprotokolarnej wizycie Piotra Wielkiego we Francji.
Druga afirmacja francuskiego prezydenta jest równie nieścisła. Losy Francji i Rosji
przecinały się wielokrotnie w ciągu ich historii, ale stosunki polityczne między oboma
mocarstwami były burzliwe i naznaczone okresami rozdźwięku i braku zaufania. Ich dzieje
nie przypominają wcale prostej wykładni linearnej, ale raczej sinusoidalne zawirowania
i pętle rodem z kolejki górskiej (która skądinąd nosi po francusku znamienną
nazwę montagnes russes czyli „rosyjskie górki”).
Obie rzekomo zaprzyjaźnione monarchie często pozostawały ze sobą skłócone. Rosyjski
ekspansjonizm XVIII i XIX w. stał w jawnej opozycji do tradycyjnych sojuszy Francji
z Polską, Szwecją i Imperium Osmańskim. Dopiero pojawienie się wspólnego wroga
w postaci Prus Fryderyka II doprowadziło do zawarcia sojuszu francusko-austriackiego
w traktacie wersalskim z 1756 r., do którego przystąpiła także Rosja. Podczas wojny
siedmioletniej wojska francuskie i rosyjskie po raz pierwszy walczyły po tej samej stronie.
Sojusz był to krótkotrwały, dodajmy, z powodu odrębnego pokoju zawartego z Prusami
przez cara Piotra III.
Po okresie panowania Katarzyny Wielkiej, gdzie ocieplenie było raczej natury kulturalnej
niż politycznej (caryca gościła na dworze filozofów Oświecenia i kupowała we Francji
biblioteki na tony), rewolucja francuska, a zwłaszcza proces i egzekucja Ludwika XVI,
doprowadziły do zerwania stosunków dyplomatycznych. Dalsze wypadki są dobrze znane:
podczas wojen rewolucyjnych, a następnie napoleońskich, Rosja była filarem kolejnych
koalicji antyfrancuskich, aż do pokonania Pierwszego Cesarstwa.
Dość to dalekie od mitu „tradycyjnego sojuszu”, nawet jeśli pobity przez Napoleona car
Aleksander I został zmuszony dwukrotnie, w latach 1801 i 1807, do podpisania traktatu
pokojowego. W 1815 r. Rosja okupowała krótko Francję, choć trzeba przyznać, że Kozacy
na Polach Elizejskich to bardziej egzotyczna anegdota niż rzeczywista trauma w epoce,
gdy rozmaite obce wojska regularnie przemierzały terytoria państw wrogich, sojuszniczych
i neutralnych.
Powrót Francji do tradycyjnych sojuszy po kongresie wiedeńskim w 1815 r. nie sprzyjał
ociepleniu stosunków politycznych z Rosją w następnych dziesięcioleciach: na przeszkodzie
stały zawirowania rewolucyjne, kwestia polska czy wojna krymska w obronie ostatniego
wschodniego sojusznika Francji, którego Rosja jeszcze nie wyeliminowała, jak to zrobiła
wcześniej ze Szwecją czy Polską.
Fin de siècle i propagandowo wspomagane narodziny francuskiej rusofili
Sytuacja uległa zmianie w latach 80. XIX wieku, przede wszystkim z powodu wzrostu
potęgi Cesarstwa Niemieckiego. Ententa, tworzona etapami w latach 1891-1907 między
carską Rosją a III Republiką, a następnie Anglią, była najdłuższym okresem zbliżenia
Francji i Rosji, które przetrwało aż do rewolucji bolszewickiej. To właśnie wtedy narodził
się mit „tradycyjnego sojusznika”.
Zwłaszcza że demokratyczna i nowoczesna Republika dysponowała odpowiednimi
narzędziami manipulacji i propagandy, aby skutecznie perswadować opinii publicznej
pożądaną narrację: wzajemne wizyty prezydentów w Rosji oraz carów we Francji,
po których do dziś pozostały pamiątki w Paryżu np. w postaci mostu Aleksandra III,
wspólne manewry, nagłaśniane wizyty rosyjskiej floty we francuskich portach,
nie zapominając o prawdziwej rewolucji kulturowej, która na trwałe odmieniła
postrzeganie Rosji i Rosjan nad Sekwaną.
Nie ulega wątpliwości, że pojawienie się we Francji dynamicznego rusofilskiego
prądu kulturowego i popularyzowanie kultury rosyjskiej miało charakter
wybitnie polityczny. „Rusomania” z lat 1881-1914, prawdziwy poligon
carskiego soft power, miała na celu przygotowanie opinii publicznej do sojuszu
francusko-rosyjskiego, do czego niezbędne było przezwyciężenie czarnego
obrazu Imperium Rosyjskiego, który dominował do połowy XIX wieku.
Trzeba bowiem podkreślić, że postrzeganie dalekiego egzotycznego kraju zostało
ukształtowane od stuleci przez pamiętniki i świadectwa podróżników, niemal wyłącznie
niepochlebne dla rosyjskiej rzeczywistości. Ostatni i najpopularniejszy z nich był
bestseller Listy z Rosji. Rosja w 1839 roku autorstwa markiza de Custine, który odmalował
państwo Mikołaja I jako zacofaną tyranię zasadzoną na despotyzmie i biurokracji. Żeby
zrównoważyć i przezwyciężyć gigantyczny bad buzz, potrzebna była cała batalia
metapolityczna, o czym później. Ten złoty okres wybielania Rosji, raczej trzydziestoletni,
niż trzystuletni, jak chce legenda, wrył się głęboko i trwale w pamięć francuskiego
społeczeństwa.
Po zastąpieniu Rosji przez Związek Radziecki powrócił okres nieufności, ale znów nasuwa
się na myśl analogia z montages russes: kolejne ćwierć stulecia to z jednej strony
traumatyczna obawa przed Sowietami, przegrana Białych wspieranych przez Francję,
antagonizmy ideologiczne i zagrożenie wewnętrzne ze strony potężnej partii
komunistycznej, ale z drugiej strony także szybkie uznanie ZSRR w 1924 r., zawarcie
w maju 1935 r. traktatu o wzajemnej pomocy w obliczu zagrożenia niemieckiego, sojusz
podczas II wojny światowej, a na koniec traktat między Francją a ZSRR podpisany
przez de Gaulle’a w Moskwie 10 grudnia 1944 r., trzeci w ciągu 12 lat.
Geopolityczny sojusz z Moskwą: wziąć w kleszcze Niemców, zbalansować anglosasów
Wraz z wybuchem zimnej wojny kontekst zmienił się diametralnie: Francja wyraźnie
wybrała obóz zachodni i oparła swoje bezpieczeństwo na wspólnocie atlantyckiej. Jednak
w latach 60., za czasów prezydentury generała de Gaulle’a, nastąpiło wyraźne ocieplenie
stosunków francusko-sowieckich, za czym poszła intensyfikacja wymiany handlowej
oraz współpracy technicznej, naukowej i kulturalnej, ale także wycofanie Francji
ze struktur wojskowych NATO w 1966 r. Decyzje motywowane sentymentalną rusofilią?
Raczej „jak najbardziej klasyczny manewr dyplomatyczny, wypróbowany przez wszystkich
wielkich francuskich strategów, od Franciszka I do Poincarégo: jak największy sojusz
na Wschodzie, który pozwoli zajść Niemców od tyłu”, jak podkreśla lewicowy biograf
generała Jean Lacouture.
To bez wątpienia dziedzictwo gaullizmu jest w obecnej chwili najważniejszym
czynnikiem politycznej rusofilii francuskich elit. Po uwiądzie partii
komunistycznej jako znaczącej siły ideologicznej to głównie postgaulliści
i generalnie suwereniści są jej orędownikami. Tendencje prorosyjskie dominują
zarówno na prawicy, jak i na lewicy, łącząc tak różne osoby jak eurosceptyczny
konserwatysta Philippe de Villiers, klasyczny gaullista Charles Pasqua,
„najbardziej filorosyjski z prezydentów” Jacques Chirac czy socjalistyczny
suwerenista Jean-Pierre Chevènement.
Ich wspólnym motywem jest przede wszystkim interes Francji, która dzięki aliansowi
z rosyjskim sojusznikiem jest w stanie wziąć w kleszcze Niemcy i zbalansować hegemonię
Anglosasów. Większość polityków francuskich opowiada się za jakąś formą sojuszu z Rosją,
ale nie z powodu sympatii do państwa, ustroju czy tego, czy innego przywódcy,
ale z powodu idei Wielkiej Europy od Atlantyku po Ural, według formuły De Gaulle’a.
Ogólna motywacja natury geopolitycznej wykracza w tym aspekcie poza tradycję
gaullistowską i staje się udziałem ogółu klasy politycznej. Na przykład według Huberta
Védrine’a, socjalistyczny prezydent François Mitterrand „jest przesiąknięty francuską
tradycją rusofilską sięgającą czasów carskich i III Republiki, która głosi, że Francja i Rosja,
leżące na dwóch krańcach kontynentu europejskiego, nie stanowią dla siebie zagrożenia,
a tylko mogą mieć interes w dogadaniu się ze sobą w obliczu potencjalnego zagrożenia
ze strony germańskiej Europy Środkowej”. Zmieniają się rządy, zmieniają się ustroje,
a stała geopolityczna pozostaje nienaruszona: dopóki będą jakieś Niemcy, a dalej
na Wschodzie będzie jakaś Rosja, to polityka prorosyjska będzie naturalnym
geopolitycznym wyborem Francji, bez sympatii ideologicznych i bez wartościowania
moralnego.
O tym, jak Francuzi inspirowali się radzieckimi pięciolatkami
O wiele trudniejsze od ustalenia genezy prorosyjskości francuskich elit politycznych jest
określenie przyczyn zjawiska, które można określić roboczo mianem „rusofili społecznej”.
Nie ulega bowiem wątpliwości, że społeczeństwo francuskie żywi pozytywne uczucia wobec
Rosji, Rosjan i rosyjskiej kultury. O ile fundamenty „rusofilii politycznej” wydają się
zasadzać głównie na czynnikach obiektywnych natury politycznej i historycznej,
to przyczyny „rusofili społecznej” stanowią zagadnienie o wiele trudniejsze do wyjaśnienia.
Nie ulega wątpliwości, że Francja ma dziś, podobnie jak w przeszłości, pełne pasji relacje
z Rosją. Francuzi Rosję kochają i uwielbiają, ale też uwielbiają jej nienawidzić, a oba
resentymenty wydają się być tyleż nieodwracalne, co irracjonalne. Rosja
ma uprzywilejowane miejsce we francuskim imaginarium co najmniej od czasów wojen
napoleońskich, a już na pewno od sojuszu francusko-rosyjskiego z 1892 r.
Jak twierdzi jeden z wielkich francuskich sowietologów Alain Besançon, „Francuzi Rosję
podziwiali lub jej nienawidzili z powodów jak najbardziej przeciwstawnych: ze względu
na religię i bezbożnictwo, na barbarzyństwo i cywilizację, na zachowawczość
i rewolucyjność”. Francuska rusofilia ma wymiar nieco mistyczny i opiera się na głębokiej
niewiedzy na temat Rosji, podtrzymywanej przez samych Rosjan, którzy twierdzą, że nie da
się pojąć Rosji rozumowo (Jean-François Bouthors).
Jak każda pasja, tak francuski stosunek do Rosji jest podatny na mitologię
i deformację. Jedni nienawidzą Rosji za to, czym nie jest lub czym już nie jest,
a inni wynoszą ją na piedestał za to, czym nigdy nie była, nie zadając sobie
trudu, by poznać ją taką, jaka jest naprawdę. Łudzi się francuska lewica, z całą
plejadą intelektualistów odwiedzających Moskwę w czasach najczarniejszego
stalinizmu, widząc w Rosji początku XX wieku awangardę postępu społecznego,
ale myli się też francuska prawica, widząc w Rosji obecnej ostoję sekowanego
w Europie Zachodniej konserwatyzmu.
Françoise Thom uzupełnia genezę powszechnej rusofili o kilka innych czynników: długa
francuska tradycja antyamerykanizmu, silny tropizm antyliberalny, w którym jednoczą się
prawica i lewica, a wreszcie strukturalna bliskość Francji i Rosji, która na pierwszy rzut oka
może wydawać się absurdalna, ale która jest jak najbardziej realna i istotna. Zacznijmy
od tego ostatniego aspektu.
Teza o kulturowo-strukturalnych podobieństwach między oboma krajami może wydawać
się ryzykowna, ale nie sposób nie zauważyć chłodnym okiem, że pod względem
gospodarczym i politycznym Francja jest państwem etatystycznym, o tendencjach
centralistycznych, zakorzenionych w monarchii absolutnej ancien regime’u,
a wzmocnionych przez ponad dwustuletnie trendy jakobińskie.
Współczesnym awatarem tych tendencji może być np. fascynacja, jaką radzieckie
planowanie pięcioletnie wywarło po II wojnie światowej na francuską etatystyczną
technokrację. Jean Monnet, zanim został Ojcem Zjednoczonej Europy, zajmował
stanowisko komisarza planu, którego tak nazwa, jak kompetencje inspirowały się
bezpośrednio dokonaniami sowieckimi.
O ile w Polsce możemy naśmiewać się z carskiej, a następnie sowieckiej biurokracji,
ustrukturyzowanej, umundurowanej, posiadającej quasi militarną hierarchię stopni
i tytułów, to statystyczny Francuz nie wychwyci dowcipu. Wszak co piąty pracuje
w administracji państwowej, przenajświętszej i nietykalnej fonction publique, z jej
rytuałami, eszelonami, stopniami kariery i sztywną hierarchią, w której mentalności
bez problemu odnalazłby się bohater Gogola czy Bułhakowa.
Zauważmy przy okazji, że taka scentralizowana struktura etatystyczna, w odróżnieniu
od modeli zdecentralizowanych i wolnościowych, jak II Rzeczypospolita albo państwa
tradycji anglosaskiej, jest dla niegdysiejszych i obecnych władców Kremla zrozumiała,
a ponadto niezmiernie wygodna, bo upraszcza zadanie identyfikacji miejsc sprawowania
władzy i podejmowania decyzji, a tym samym ułatwia penetrację i wywieranie wpływu.

Francuska miłość do mistycznej ruskiej duszy


Owe podobieństwa ustrojowe między oboma państwami na przestrzeni wieków można
niewątpliwie postrzegać jako jeden z czynników bliskości między społeczeństwami,
ale nie jedyny. Należy zauważyć, że oba narody dzielą także inne doświadczenia historyczne
na przestrzeni dwóch ostatnich stuleci (co stanowi, jak stwierdziliśmy wyżej, 2/3 okresu ich
bilateralnych stosunków).
Oba przeżyły gwałtowne rewolucje, które wywarły niezatarte piętno na narodowej psychice
i zrodziły permanentne strukturyzujące matryce na ponad 150 lat we Francji i na 100 lat
w Rosji. Zgodnie z analizą Emmanuela Todda, można to zjawisko powiązać
z antropologiczną inklinacją do równości wspólną dla Rosji i Francji oraz żywą tradycję
antyliberalną, która niewątpliwie inspiruje wspólny dla lewicy i prawicy polityczny
antyamerykanizm.
Oba narody łączy także silne zauroczenie komunizmem. Francuska partia komunistyczna
od lat 30. do końca lat 70. XX wieku skupiała 20-25% elektoratu. Paradoksalnie można
zaryzykować tezę, że wpływ komunizmu nad Sekwaną był silniejszy, bo dobrowolny
i spontaniczny. Popularność komunizmu, a wręcz nawet stalinizmu, w XX wieku wśród
francuskich elit intelektualnych, uniwersyteckich i artystycznych jest zdumiewająca…
Umasowienie nurtu komunistycznego po 1945 r. zrodziło prawdziwe
kontrspołeczeństwo, z własnymi nazwami ulic, życiem kulturalnym i sportowym,
rytuałami, importowaną z Moskwy symboliką, w częściowym synkretyzmie
z kulturą polityczną lokalnego socjalizmu. Tendencja ta, stricte polityczna,
pełniła rolę katalizatora rusofilii, która począwszy od elit z Saint-Germain-des-
Prés, była silnie obecna także wśród zwykłych obywateli. Lewicowe
demonstracje i strajki to nie tylko czerwone sztandary i komunistyczne slogany,
ale także transparenty „Niech żyje Rosja!”. Wraz z filosowietyzmem rosła
popularność sowieckiej, ale rykoszetem także ogólnej rosyjskiej literatury
i kultury. Jedni czytali Szołochowa, drudzy Sołżenicyna, a wszyscy
Dostojewskiego.
Wykorzystanie ideologii jako soft power nie było dla Rosji niczym nowym, ani
nie zakończyło się wraz z upadkiem Sowietów. O ile w okresie sowieckim stanowiło ono
sedno mesjanizmu Związku Radzieckiego, niesionego przez ideologię marksistowsko-
leninowską i wiarę w nadejście komunizmu, to analogiczne zjawisko istniało i przedtem,
i potem. Swój soft power miał także carat w okresie złotych lat sojuszu z III Republiką, jak
widzieliśmy wyżej, skupiony oczywiście na innych wartościach; swój soft
power ma również Rosja posowiecka, zwłaszcza po objęciu władzy przez Putina.
Polityka kulturalna na użytek Francji została rzecz jasna dogłębnie zrewidowana
pod względem treści, chcąc trafić dziś nie do wyznawców ideologii rewolucji, lecz raczej
ładu i tradycyjnych wartości cywilizacji Zachodu. Moskwa finansuje już nie ludowe domy
kultury na czerwonych robotniczych przedmieściach, ale Prawosławne Centrum Duchowo-
Kulturalne za bagatela 170 mln euro tuż koło wieży Eiffla.
Dlaczego Francuzi byli i są tak podatni na szyte grubymi nićmi manipulacje caratu,
Sowietów, a dziś władzy Putina? Françoise Thom wskazuje tu złośliwie na „starą tradycję
kolaboracjonizmu”, która wiąże się z chronicznym poczuciem Francuzów, że są źle rządzeni
przez własne elity, a która sprawia, że są całkiem skłonni szukać opatrznościowych mężów
gdzie indziej. Lewicowi krytycy rusofilii dostrzegają tu także typową dla prawicy fascynację
silnym człowiekiem. Oswojony Kozak przestaje budzić strach, a zaczyna się prezentować
jako interesująca alternatywa oraz symbol męskości i siły.
Można powiedzieć, że w ciągu półtora stulecia francuska rusofilia dokonała ideowego
obrotu o 360 stopni, wracając po dekadach sowietyzacji do ideowych korzeni. Pierwsi
konserwatywni i chrześcijańscy promotorzy rosyjskiej kultury, jak wicehrabia de Vogüé
(1848-1910), inicjator mody na rosyjską powieść (roman russe), który to nurt po raz
pierwszy przedstawiał Rosję w jednoznacznie pozytywny sposób, chcieli skończyć
z zadufaniem i pogardą wobec Rosji. Operacja zakończyła się prawdziwym sukcesem,
bo stereotyp Rosji jako kraju barbarzyńskiego, bez kultury i literatury, został stopniowo
zastąpiony w oczach opinii publicznej i elit obrazem kraju cywilizowanego i godnego
zainteresowania.
Motywacje ówczesnego nurtu rusofilii można uznać za konserwatywne i chrześcijańskie,
ponieważ jego luminarze odnajdowali w rosyjskiej kulturze „miłosierdzie odfiltrowane
ze wszystkich nieczystych elementów i wysublimowane przez ducha ewangelicznego”.
Francuscy rusofile pochylali się nad mistycznym pojęciem „duszy rosyjskiej”, stanowiącym
zbiór stereotypów i wariację na temat „duszy słowiańskiej”, które to pojęcie wprowadził
we Francji Adam Mickiewicz w swoich wykładach w Collège de France w latach 1840-1844,
a następnie podjęło je wielu intelektualistów, między innymi Jules Michelet i Hippolyte
Taine.
Rosyjska dusza, która tak fascynuje Francuzów jest tajemnicza („oddzielona chińskim
murem języka rosyjskiego”), niespokojna, namiętna, podatna na skrajności, naznaczona
w równym stopniu nowoczesnością, co archaizmem, a przede wszystkim łącząca religijny
mistycyzm ze skłonnością do samounicestwienia. Stereotyp mistycznego i nihilistycznego
Rosjanina na stałe zadomowił się w imaginarium francuskiego intelektualisty, a wraz z nim
sympatia dla narodu rosyjskiego.
Przez długi czas, pochylając się nad rosyjską kulturą i rosyjską duszą, Francja pielęgnowała
świadomie lub nieświadomie mitologię rosyjską, co służyło de facto rosyjskim interesom,
wpływając na cały szereg ogniw w łańcuchu decyzji politycznych. Ta złożona relacja była
naznaczona ciągłym wahaniem między intelektualną szczerością i bezinteresownością
a politycznym wykorzystaniem kultury i irracjonalnych sympatii. Oba te aspekty rusofilii,
polityczny i społeczny, splatają się w skomplikowanej sieci wzajemnych zależności.
Tak było w okresie Oświecenia, tak było na przełomie XIX i XX wieku, tak jest również
w czasach obecnych i nic nie zapowiada żadnej głębszej zmiany.

You might also like