You are on page 1of 4

You have downloaded a document from

The Central and Eastern European Online Library

The joined archive of hundreds of Central-, East- and South-East-European publishers,


research institutes, and various content providers

Source: Format - Pismo artystyczne

Format - Art Magazine

Location: Poland
Author(s): Urszula M. Benka
Title: Autoportret zza drugiej strony lustra
Autoportret zza drugiej strony lustra
Issue: 04/2005
Citation Urszula M. Benka. "Autoportret zza drugiej strony lustra". Format - Pismo artystyczne 04:76-
style: 78.

https://www.ceeol.com/search/article-detail?id=31960
CEEOL copyright 2022

AUTOPORTRET
zza drugiej strony lustra
(O FOTOGRAFII SŁAWOMIRA RUMIAKA)
Urszula M. Benka
Malowidła naskalne neolitu też zresztą można rozpatrywać
jako rodzaj tatuażu, wniesionego na wewnętrzne powierzchnie
świętego łona matki Ziemi. Tatuaż na skórze w swej istocie do-
konuje połączenia tego, co wewnętrzne i zewnętrzne, tego, co
widzialne i niewidzialne, materialne i czysto psychiczne.

K atalog katowickiej, a powtórzonej na krótko we Wrocławiu, w Browarze Mieszczań-


skim (kwiecień 2005’) wystawy Sławomira Rumiaka nosi tytuł „Książka miłosna. The love
Lecz kobieta na fotografiach Rumiaka jest pokryta czymś wię-
cej. Oprócz ozdobnych, secesyjnych chwilami wzorów, płyn-
book. The best of my dreams”, stawiając mnie od razu przed trojgiem słów-kluczy: księga, nych linii oraz imitacji biżuterii, pojawiają się, ku niekłamanej
miłość, sen. Rumiak fotografuje ciało pokryte mistrzowską (wykonaną piórkiem) imitacją konsternacji widza nastawionego raczej na erotyczne podniety
tatuażu. Jest więc rzeczą oczywistą, że piktogramy te nadają ciału rangę księgi, ilumino- rodem z rozkładówek „Playboya” czy okładek „Elle”, elementy
wanej księgi, która – podkreślę to na samym początku – ma płeć, niepokoi erotycznie, zdecydowanie obce. Jak choćby ślimaki. Funeralną symbolikę
chodzi swymi drogami, jak kot, drapieżna i przymilna, zarazem odczuwa cierpienie i, być muszli omawiał kiedyś Mircea Eliade; układane na zmarłym
może, ekscytację; musi się starzeć, jest śmiertelna. Zwykłe książki są przecież nieśmiertel- zapowiadają zmartwychwstanie w innym życiu. Dekoracyjność
ne, a przynajmniej potrafią żyć setkami lat w nieskończenie obojętnej bibliotece. Religijne muszli to sprawa zwyczajnie drugorzędna. Muszla uosabia
księgi mają tysiąclecia. ciało, które może zostać „bezkarnie” opuszczone, porzucone,
T
„ atuaż” modelek Rumiaka przypomina horimono. Jednak różni się ciało wreszcie, które ukrywa ciało. Jak skóra węża, jak kostium w maskaradzie. Ale też
tym, że o ile mistrzowie horishi nakładali na dużych połaciach skó- wizje młodego artysty z Czechowic, to jedna wielka maskarada, wspaniale wręcz na-
ry barwne pigmenty, to tutaj mamy do czynienia z konsekwentnie rastająca wraz z jej kolejnymi hieroglifami. Ciało bowiem zdobić może klejnot muszli,
czarno-białą fotografią. I w rezultacie świat koloru zawęża się do klejnot zegara, klejnot wreszcie żyletki albo kolczastego druta. Jego zaś symbolika
odcieni czerni, bieli i szarości. Do sztuki horimono upodabnia się w naszych czasach wystrzela ku kolczastym ogrodzeniom obozów śmierci.
również w tym, że to sam mistrz wybiera wzór, albowiem japoń- A więc dziewczyna ozdobiona tak perwersyjnym haftem jak drut wprowadzony
skie horishi tak naprawdę nie tyle zdobią skórę ludzką, co nadają jej niczym nić w skórę. Niekoniecznie śliczna. Widz nie musi się zaraz rwać i ratować
szczególny sens, ten zaś muszą wpierw rozpoznać. Tatuaż doskona- nieszczęsną spod presji wyuzdanego sadyzmu. Gdyby rzucił się, postać jej rozwiałaby
ły – mówią legendy na temat sztuki irezumi, do której należy hori- się przed nim jak mgła. Czarem powstałym dzięki sztuce rysunku oraz fotografii są
mono – istnieje bowiem od samego początku, ma więcej wspólne- nie tylko ozdoby udające przebiegle tatuaże i zakazane rodzaje body art. Ona sama...
go z duszą niż ciałem człowieka. Człowiek nie może się go pozbyć. Postacie pokazane w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do praw-
Tatuaż staje się nim samym, zawsze coś mówi, coś ukrywa. dziwych osób jest czysto przypadkowe..., zapewnia autor. Ale, doprawdy, czym jest
Tatuaż w Europie – dodam – tradycyjnie dotąd powiadamiał, iż na- fikcja artystyczna? Jest lustrem. Które chodzi nie tyle po gościńcu, jak chciał Stendhal,
potykamy przedstawiciela którejś z ekskluzywnych grup: żeglarzy, co po szlakach nieświadomości, po krajobrazach duszy tego, kto powołał do życia
dla przykładu, lub przestępców. Nasz tatuaż był raczej elokwentny. cały ten przedstawiony świat. Seksowny mit o Andromedzie, nagiej i przykutej do
Inaczej jest z prawdziwym horimono, ten bowiem więcej posiada skały, ratowanej przez Perseusza, trzeba zatem odłożyć na bok. Mamy do czynienia
znaków zapytania niż czytelnych liter i jako tekst w nieunikniony z autoportretem fotografa, a konkretnie, z portretem żeńskiego pierwiastka w jego
sposób rozrasta się faktycznie w całą księgę, pokrewną księdze ży- psychice. Wiązana, cięta, szpikowana metalem jest więc Ona, jak krótko nazwał ją
cia. Jego potoczysta obrazowość ma w sobie zbyt wiele ezoterycz- Johnson w eseju Ona, anima, jak uczeniej nazwał ją Jung. To w niej tkwi nóż i wi-
nych aluzji, aby wolno było ją rozumieć dosłownie. Tatuaż robiono delec, jakby była makabrycznym daniem w kolejnej new age’owej agapie naszych
zresztą wszędzie. W starożytnym Egipcie, na dalekiej Północy; tatu- pokręconych czasów, jakby była kpiną z komunii, i jakby przywołanie cienia obozów
owane ludzkie zwłoki znalezione w wiecznej zmarzlinie mają co naj- zagłady wraz z dymiącymi kominami na tych zdjęciach miało wyrazić zwątpienie
mniej 5 tysięcy lat. Ten ostatni był wszak skrywany pod ubraniem. w ducha i moc cywilizacji, tak w zakresie jej nawyków czy też natręctw kulturowych,
Stanowił coś wręcz intymnego, ukrytego dla niepowołanych oczu. jak i wyjałowionej sakralności. Kominy są falliczne, płodzą trucicielskie skażenia śro-
dowiska, płodzą śmierć, albo, jak to świetnie ujął John Gray, poczynają kolejną erę
– eremozoik, czyli zoologicznego pustkowia. „Ona” ma więc złożony i sceptyczny
stosunek do phallosa. „Ona” woli jego żeńską wersję, phalleę, czyli duszę.

fORMAT 76

Format48.indd 76 2006-02-22 18:17:34

CEEOL copyright 2022


CEEOL copyright 2022

Sławomir Rumiak, Zadrutowany anioł


77 fORMAT

Format48.indd 77 2006-02-22 18:17:35

CEEOL copyright 2022


CEEOL copyright 2022

Sam tatuaż, powtórzę, oznajmia kulturowe wykluczenie z normalności, oznajmia jakiś


zew pierwotny, zgodę na inspiracje dzikie, barbarzyńskie. No i znęcanie się nad kobietą, to
także naruszenie obowiązkowej politycznej poprawności. Oglądający wystawę w starym
Browarze Mieszczańskim powtarzali aż zbyt często magiczne słowo „sadyzm”, niektórzy
zresztą z nutką uznania. A więc, dlaczego mężczyzna chce – musi? – kobietę przyprawiać
o cierpienie? Dlaczego nie potrafi powstrzymać odruchu odciśnięcia się na niej, pozosta- cały czas trwania ludzkości; być może mężczyzna nieustannie
wienia w niej nie tylko nasienia, jeśli uda mu się ja posiąść, ale także swoich (w nikłym cierpi swój porodowy ból, przerywany dopiero w dojrzałym
stopniu uświadamianych sobie zresztą) papilarnych linii. W końcu przecież sztuka hori- wieku momentami ekstazy. On więc chce się uwolnić od tego,
mono, gdzie mistrz horishi a nie klient, decyduje o tym, co ma się wizualizować, jest też co nosi w sobie, i zarazem nie chce, a gdy uda mu się odłączyć
odciskaniem się woli, wyobraźni, polotu oraz gnosis mistrza; ciało pokrywanego obrazami „Ją”, to nawet odepchnięcie miewa jakiś posmak pochwycenia,
to lustro, tylko lustro. i to raz na zawsze.
Rumiak nie pragnie, po pierwsze, upiększać ani uładniać swojego autoportretu. I zarazem Rumiak inspirował się Hansem Bellmerem, jednym z najtrud-
wcale nie skrywa, iż „pierwiastek żeński” budzi w nim sporo agresji. Po drugie, operuje niejszych wyzwań sztuki XX wieku. Bellmer sprowadził „Ją”
kompletnymi kontrastami, takimi jak ciało i metal, piękno i ból, pośladki i półkule mózgo- do lalki, którą następnie rozkładał na elementy i składał w do-
we. Mężczyzna współczesny, chciałoby się rzec, ma faktycznie niemało agresji wobec ko- wolnych konfiguracjach. Bellmer miał nader skomplikowany
biety jako takiej; poświęcono temu mnóstwo prac i mnóstwo cza- stosunek do kobiet, żył w skomplikowanych czasach nazizmu
su mężczyźni spędzają na psychoterapii, by jakoś uładzić tę swoją, i surrealizmu; jego przypadek można też uczenie rozpatrywać
i społeczną, i osobistą sytuację. Pod tym względem na fotografiach w kontekście groteskowego przerostu męskiego pierwiastka
nie spotykamy nic nowego. Czymś nowym byłaby raczej wyczuwal- nad żeńskim w dziejach kultury Europy, i dominacji ojca. Też
na odmowa szybkiego nabycia psychicznej schludności – i pozbycie więc ścigał to samo widmo, czarowną Belle Dame sans Merci.
się inkryminowanej agresji do „kobiety”. Rumiak tego nie pragnie, Im szczelniej uwięzioną w jakiejś przeczystej formie, tym swo-
pragnie natomiast, mam wrażenie, pójść aż do końca, spenetro- bodniej odpływającą poza linie kolejnych horyzontów. Po dru-
wać ten zakazany dzisiaj obszar prawdy o naturze ludzkiej i sobie giej stronie lustra wcale nie jest tak, iż wolno już podążać jak
samym. Innymi słowy, chce animować takie obrazy, jakie naprawdę strzelił. Po drugiej stronie lustra, przynajmniej idąc szlakiem aż
są, dotąd niewidzialne, na szlaku, jaki wybrał. Jest po drugiej stro- do końca, co rusz natrafia się na nieprzeniknioną taflę, jakby struktura tamtej rzeczy-
nie lustra, tam zresztą wszystkie drogi biegną aż do końca. wistości przypominała cebulę: pod jedną warstwą druga, pod nią trzecia, pod nią...
Seria zdjęć zamieszczona w albumie, o którym piszę, nie dostarcza A wędrowiec wydaje z siebie na przemian skowyt i spazm.
bynajmniej zdrowopozytywistycznych odpowiedzi na pytanie, co Powiedzmy sobie szczerze. Mężczyzna ściga widmo kobiecości, a kobieta ściga
jest „na końcu”. Samo zresztą to coś, co nazywamy teraz „pier- widmo męskości. Androgynem jest bowiem i Belle Dame; stare greckie mity o Ar-
wiastkiem żeńskim”, nie może się nie wymykać, a ludzie, odkąd temidzie, niepochwytnej łowczyni mężczyzn i innych bestii duchowego bestiarium,
istnieją, nie zdołali tego ujarzmić. Rumiak pokazuje natomiast pamiętały, iż dopiero wraz z bliźniaczym Apollinem tworzy ona pełnię, a z osobna
nasz prawdziwy odruch – ujarzmiania. I skoro tyle było tu mowy jest tylko symbolem w jego pierwotnym znaczeniu: części przeznaczonej do złożenia,
o prastarych metasensach jego sztuki, miejmy na uwadze, iż ob- o ile odnajdziemy drugą część. Bellmerowska kobieta wcale nie jest niewiniątkiem.
raz sam przez się też jest od praczasów uznawany za jakiś rodzaj Jeśli cierpi, to zasłużoną stokroć karę, ponieważ złamała święty zakaz. Cóż takiego
ujarzmienia, za metodę kontrolowania chaosu istnienia, a nawet popełniła kobieta Sławomira Rumiaka, cóż takiego w nim samym wykrawa i koncep-
zapanowania nad desygnatem. Stąd ikonoklazm, zakaz sporządza- tualnie łączy z fallicznymi kominami ni to fabryk, ni to krematoriów?
nia wizerunków. Jak powiedział Henryk Waniek, cała sztuka przed- Wszystkie obrazy są wyłącznie marzeniami, pisze Rumiak. Mój anioł jest czarujący...
stawieniowa, a może sztuka w ogóle, jest łamaniem tego przemil- na wysokości twarzy tafla powietrza mętnieje i miękka jak muślin składa się w pozio-
czanego dziś, sprowadzonego do zakazu czarowstwa, drugiego mą fałdkę... Fałdka uśmiecha się życzliwie (...) Mój anioł, jak kot z Cheshire, zjawia
przykazania Dekalogu. się począwszy od uśmiechu... To przywołanie z Anioła Stróża Michaela G. McMillana
Kobieta więc uosabia nie tyle drugą płeć, w znaczeniu seksualno- (anioł także jest poniekąd androgynem!), ujmująco poetyckie, dopełnia fotograficzne
-rozrodczym, co fakt, iż człowiek istnieje symultanicznie na dwa obrazy. Marzenie to coś jeszcze innego niż fikcja, albowiem marzeń się nie tworzy
sposoby, zaś w każdym z nas ta dwoistość się powtarza i odtwarza. – one są, a w krajobrazach duszy, tak jak u Levisa Carrolla, są nieobliczalne i sposo-
Rumiak zobaczył „kobietę”, ale siebie nagiego i pokrytego iluzją ta- bem ucieczki od nich jest tylko zdać się na równie tajemniczy nurt, którego fala od-
tuażu też zamieścił w tym ciągu zdjęć. Pokazał się en face, aby nie nosi nasze wewnętrzne Alicje do naszych wewnętrznych ogrodów. Pójść aż do końca,
było wątpliwości. W „Biblii” kobieta jest dwakroć stwarzana. Raz śpiewa Turnau. Iść, a może raczej płynąć, dać się nieść, nie ingerując samowolnie,
„u początku”, raz z Adamowego żebra, co znowu na dziwacznym arbitralnie, w kierunki ani prędkość.
XIV-wiecznym fresku Bartola de Fredi ukazuje Ewę wyłaniającą się Z tego punktu widzenia przy całym pozornym okrucieństwie obrazów zasadą kieru-
z boku mężczyzny jak z łona matki. Być może poród ten trwa przez jącą Rumiakiem jest raczej uśmiech niż złość.
Te cudowne zdjęcia odkryłam przypadkiem – Sławomir Rumiak jest lepiej znany
w Japonii niż w Polsce. W Polsce raczej szokował i gorszył, tym niemniej wrocławska
wystawa w Browarze przyciągnęła setki oglądających i dla wielu z nich była ważnym
osobistym zerknięciem na Drugą Stronę. //

fORMAT 78

Format48.indd 78 2006-02-22 18:17:50

CEEOL copyright 2022

You might also like