You are on page 1of 15

John D.

Caputo

HERMENEUTYKA: NAJCZĘŚCIEJ ZADAWANE PYTANIA

„To kwestia interpretacji”.

Obserwacja tego rodzaju to doskonała okazja dla łobuzów, jeśli tylko masz ochotę być
jednym z nich. Odkładając jednak psoty na bok, jest ona również rozsądnym stanowiskiem
filozoficznym.

Ale przecież fakt jest faktem, nieprawdaż? To równie jasne jak nos na twojej twarzy.
A może jednak nie? Zastanów się jak dużo faktów otacza cię w tym momencie? Dostrzegasz
problem, gdy musisz ściśle określić okoliczności i struktury. Nosy, krzesła, może cząsteczki
elementarne – co takiego przeliczasz? Potrzebujemy interpretacji zanim zaczniemy rachować.
Teorię, wedle której wszystko jest interpretacją nazywa się hermeneutyką. Być może brzmi to
jak skończona łobuzerka, ale to również zupełnie sensowna obserwacja. Hermeneutyka jest
zimną, trzeźwą teorią, która leży u podstaw naszej pomysłowości w naukach i sztukach, u
podstaw swobód demokratycznych w polityce, wreszcie u podstaw innowacyjnych instytucji i
żywych tradycji. Bez hermeneutyki wszystko natychmiast stanęłoby w miejscu.

Ilekroć znany mówca, być może z drobnym wsparciem głośnego aplauzu, podkreśla
coś słowami „faktycznie rzecz biorąc...”, to bez względu na interpretację, jaką chce nam wbić
go głowy, trafną odpowiedzią filozofii będzie wówczas stwierdzenie, że nie ma faktów
niezinterpretowanych. Cała rzeczywistość jest kwestią interpretacji odróżniającej i
dobierającej fakty. Hermeneutyka jest teorią, wedle której rozróżnienie między faktami i
interpretacjami wymaga bliższej analizy. Tę właśnie zamierzamy tutaj przeprowadzić.

1
Dla rozważenia tych kwestii zacznijmy od krótkiej listy najczęściej zadawanych pytań
na temat hermeneutyki ponowoczesnej. Zacznijmy więc od fikcyjnej dyskusji, w której bronię
hermeneutyki przed śledczym, który rozróżnienie na fakty i interpretacje traktuje jak zdrowy
dogmat. Powrócimy do tej rozmowy w konkluzji książki, by sprawdzić, co w międzyczasie
udało nam się osiągnąć.

Czym jest hermeneutyka?

Hermeneutyka jest teorią interpretacji, a więc teorią, wedle której wszystko jest kwestią
interpretacji.

Czy jednak pewne rzeczy nie są wyłącznie faktami?

W hermeneutyce bronimy stanowiska, że nie ma czystych faktów. Za każdą interpretacją


kryje się inna interpretacja. Nigdy nie osiągamy rozumienia czegoś, co nie jest już
interpretacją. Nie jesteśmy w stanie obierać rzeczy z kolejnych warstw, by dotrzeć do
jakiegoś czystego albo niezinterpretowanego faktu lub materii. Bez względu na to, jak głośno
będziesz oświadczać, że trzymasz się jedynie faktów, to i tak będziesz jedynie pogłaśniać
swoje własne interpretacje. W hermeneutyce, że się tak wyrażę, interpretacja idzie na całość.

Czy nie służy ona zatem temu, co właśnie powiedziałeś?

Oczywiście. Przedstawiam tutaj interpretację hermeneutyki, którą jestem gotów bronić


przeciwko alternatywom, na które zwrócę uwagę w dalszej części. Interpretacje idą na całość,
ale pewne interpretacje są lepsze od innych (co również zostanie objaśnione). To ważne, by
obie te myśli mieć stale na uwadze.

Powiadasz więc, że fakty są bez znaczenia. Jak jednak możesz zaprzeczyć, że między
neutralnym faktem a interpretacją nie ma żadnej różnicy?

Fakty znaczną całkiem sporo. Z tego właśnie powodu to ma naprawdę znaczenie, że


rozumiemy czym są fakty. By zrozumieć cokolwiek potrzeba punktu widzenia, perspektywy,
interpretacyjnego nachylenia – bez nich nie bylibyśmy w stanie niczego rozumieć. Koniec
kropka. Neutralne i bezstronne rozumienie byłoby w zasadzie zobojętniałym i nieświadomym
gapiostwem, niczym widok twarzy studentów, którzy nie mają pojęcia, co powinni zrobić ze
swoim zadaniem pisemnym. Ich problem? Bez nachylenia albo inicjującego punktu widzenia

2
nie ma interpretacji. Fakty, które odnajdujesz, są funkcją twoich zainteresowań, nigdzie nie
znajdziesz natomiast bezstronnych interpretacji. Z bezstronnego rozumienia nigdy nie
powstałaby żadna praca semestralna, nic by nie powstało.

Czy pojęcia hermeneutyki i interpretacji są jednoznaczne?

Słowo „hermeneutyka” pochodzi z greki, „interpretacja” natomiast jest jego łacińskim


przekładem. Jednakowoż warto je rozróżniać, interpretację nazywając sztuką, hermeneutykę
zaś teorią sztuki. Interpretacja jest pierwotnym aktem lub procesem – tak jak analiza filmu
przez krytyka, zdjęcia rentgenowskiego przez radiologa, przyczyn wybuchu pierwszej wojny
światowej przez historyka, recesji gospodarczej przez ekonomistę albo zeznania świadka
przez sędziego. Hermeneutyka natomiast jest wtórną refleksją na temat takich właśnie aktów,
na temat konkretnych wysiłków interpretacyjnych podejmowanych w sztuce, w nauce, w sali
lekcyjnej albo sądowej, wszędzie.

W hermeneutyce pokazujemy więc tym osobom jak interpretować?

Nigdy nie ośmielilibyśmy się na coś takiego. Konkretne interpretacje to sprawa specjalistów
w owych dziedzinach. Hermeneutyka nie pretenduje do posiadania wiedzy o wszystkim ani
do bycia podręcznikiem użytkownika. Jest ona filozoficzną teorią. Pokazujemy ludziom jak
zrozumieć, co takiego dzieje się w interpretacji.

Dlaczego filozoficzną?

Ponieważ hermeneutyka jest teorią prawdy. Opisuje naturę prawdy jako coś, co można
pozyskać jedynie na drodze interpretacji oraz dzięki byciu człowiekiem. Zakłada ona bowiem,
że interpretacja leży w samym sercu tego kim jesteśmy jako istoty ludzkie.

Po co hermeneutyce dodatkowe określenie – „ponowoczesna”?

Hermeneutyka ma długą, bo sięgającą aż do Arystotelesa, historię1. Dzielimy ją na dwie


części. Pierwszą z nich nazywamy epoką nowoczesną – rozpoczyna się ona od
zainicjowanych przez reformację protestancką studiów biblijnych, a jej kulminacja przypada
na dziewiętnaste stulecie. W dwudziestym wieku wszystko się zmieniło i osiągnęło swój
punkt kulminacyjny w tym, co nazywamy epoką ponowoczesną. To ona nas tutaj istotnie
zajmuje.

1
Najlepszym znanym mi przeglądem tej historii jest J. Grondin, Wprowadzenie do hermeneutyki
filozoficznej, tłumaczenie L. Łysień, Kraków 2007.

3
Jaka jest różnica między tymi epokami?

W wieku nowoczesności nauki humanistyczne zostały zepchnięte do obrony pod naporem


wzrastającego prestiżu nauk ścisłych oraz sukcesu metody naukowej, która groziła
przechwyceniem każdej dziedziny wiedzy. Wówczas osoby zajmujące się humanistyką
uznały: ‘zobacz, my również mamy metodę, również dochodzimy do prawdy i obiektywności,
choć to już coś innego’. Nauki przyrodnicze dostarczają nam przyczynowego wyjaśnienia
matematycznie policzalnych zjawisk, podczas gdy w naukach humanistycznych dochodzimy
do interpretacyjnego rozumienia dzieł sztuki albo wydarzeń historycznych, czyli zjawisk
pozbawionych matematycznego znaczenia. Nauki humanistyczne są inne, ale w równym
stopniu uzasadnione.

Brzmi to bardzo sensownie. Co więc w tym złego?

Przede wszystkim pozwól mi rozjaśnić, co rozumiem przez „ponowoczesny”. Ani nie oznacza
to tego, co „anty-nowoczesne”, ani nie zawraca ku temu, co „przed-nowoczesne”.
Ponowoczesny przekracza nowoczesność pozwalając sobie na to, by przez nowoczesność być
pouczanym. Dzięki temu ujawnia się inny cel z nowym zakręceniem, by wprawdzie
kontynuować to, co rozpoczęło się w nowoczesności, ale z użyciem innych środków. W
dwudziestym wieku pojawiły się dwie ważne rzeczy, które zmieniły kierunek tradycyjnej
hermeneutyki. Po pierwsze, filozofowie ponowocześni powiadają, że zarówno w
humanistyce, jak i w naukach przyrodniczych, a w gruncie rzeczy we wszystkim, co robimy
w codziennym życiu, nie zaś tylko w ramach dyscyplin akademickich, nie ma zgrabnego
rozgraniczenia jakoby każdy akt rozumienia nie był zarazem interpretacją. Po drugie,
powiadają oni, że powinniśmy przewietrzyć nieco pojęcie metody, to ulubione słowo nauk
przyrodniczych, i uzmysłowić sobie, że prawda jest od niej szersza i głębsza. Metoda może
być bardzo sztywna, może być nawet pozytywną przeszkodą dla odnajdywania prawdy.
Dlatego też musimy dostrzec, że interpretacja jest procesem dużo bardziej elastycznym i
pomysłowym, niż mogłaby na to pozwolić metoda, naukowa albo jakakolwiek inna.

Dostrzegam to w humanistyce, ale już nie w naukach przyrodniczych.

To pomyłka dziewiętnastego wieku. Dzięki dwudziestowiecznym historykom nauki, którzy


badali ludzi w perspektywie nauk oraz poszukiwali prawdziwych naukowców rzeczywiście
„uprawiających” naukę, nauczyliśmy się, że nauka jest dużo bardziej nieuporządkowanym
zajęciem, niż pozwalali nam sądzić nowocześni filozofowie. W grę wchodzi tutaj znacząca

4
umiejętność interpretacyjna – stawianie spekulatywnych hipotez, interpretowanie świadectw,
odczytywanie danych, obmyślanie eksperymentów, obchodzenie się z nieprawidłowościami,
dla których metoda nie jest jeszcze przygotowana, obstawanie z pasją przy koncepcjach nawet
wówczas, gdy dowody są wątłe, a społeczność naukowa ma cię za wariata. Prawdziwość tego
założenia potwierdziła przede wszystkim praca historyków nad rewolucyjnymi zmianami w
nauce, które – wbrew temu, co nowocześni filozofowie i naukowcy chcieli, byśmy sądzili –
przypominają raczej polityczne albo artystyczne przewroty.

Co dzieje się jednak z obiektywnością w tej całej interpretacji? Zwłaszcza w naukach.

Obiektywność zostaje opisana na nowo, nie zaś porzucona. Jest rozumiana w bardziej
roztropny i ostrożny sposób, z uwzględnieniem wszystkich stosownych okoliczności,
zawiłości oraz ograniczeń. Dekonstruujemy ideę czystej obiektywności albo nagich faktów,
by zastąpić je rozróżnieniem na dobre i złe interpretacje.

Co rozumiesz przez „dekonstruowanie”? Co to takiego?

Dekonstrukcja jest specyficzną wersją postmodernizmu, którą się tutaj posługujemy.


Wprawdzie są też i inne warianty, które lepiej odpowiadają innym celom, ale ta właśnie w
najbardziej odpowiedni sposób wiedzie nas ku hermeneutyce. Póki co wystarczy powiedzieć,
że dekonstrukcja jest teorią, wedle której wszelkie nasze przekonania i działania są
konstruktami oraz cokolwiek jest skonstruowane podlega także dekonstruowania, co oznacza,
że wszystkie nasze przekonania i działania podlegają reinterpretacjom. Dekonstrukcja
wspiera zatem ideę niekończącej się reinterpretacji oraz odrzuca ideę gotowych prawd, które
spadają z nieba. Sprawa jest bardziej skomplikowana, ale na początek to nam wystarczy.

Nie do końca łapię na czym polega różnica między hermeneutyką i dekonstrukcją.

Wywodząca się z filozofii niemieckiej i posiadająca teologiczną proweniencję hermeneutyka


skupia swoją uwagę na prawie, tradycji historycznej oraz autorach klasycznych, a co za tym
idzie bywa nieco bardziej zainteresowana dominującym nurtem kultury i wielkimi dziełami
kanonu. Hermeneutyka podkreśla, że nie zaczynamy od zera, ale z odziedziczonego miejsca,
które już działa. Dekonstrukcja, jako francuski ruch lat sześćdziesiątych wyćwiczony we
współczesnym językoznawstwie, bywa nieco bardziej radykalna i nieufna względem
odziedziczonej tradycji. Hermeneutyka przyjmuje rozmowę, nie zaś krytykę, jako swój model
badania, podczas gdy w dekonstrukcji takim modelem jest skrupulatne i dokładne dociekanie
zgodnie z zasadą, że diabeł tkwi w szczegółach. Moja teza brzmi tutaj, że obie one potrzebują

5
się nawzajem. Hermeneutyce pozbawionej dekonstrukcji grozi naiwna prostoduszność,
dekonstrukcja pozbawiona hermeneutyki ryzykuje utratą kontaktu z rzeczywistością. Dlatego
też nazywam tę ponowoczesną taktykę „hermeneutyką radykalną”2.

Co rozumiesz przez „radykalną”?

W hermeneutyce radykalnej przyjmujemy punkt widzenia wyrzutków i outsiderów, tych


mianowicie, których zdanie zostało zaniedbane lub wykluczone. Ponowoczesna, radykalna
hermeneutyka przyjmuje perspektywę marginesu. Dekonstruktorzy mają skłonność do buntu,
do wskazywania alternatywnych objaśnień, do eksponowania nieprawidłowości, do
kwestionowania klasycznych interpretacji, do podważania bezsprzecznych założeń. Nie
sprzeciwiają się oni rozmowie, ale troszczą o tych, którzy do rozmowy nie mogą się włączyć
– albo dlatego, że są wykluczeni, albo dlatego, że brak im koniecznych umiejętności
językowych lub mówią w nowy sposób. Dekonstruktorzy promują naszą przyrodzoną
skłonność, by patrzeć na rzeczy odmiennie, by sięgać po poglądy, które popadły w niełaskę
albo zostały przez tradycję spisane na straty.

Dlaczego miałoby to nas zajmować? Czyż nie są to wyłącznie gabinetowe problemy?

Ani trochę. Jako długowieczny naukowiec jestem ostatnią osobą, która lekceważąco
traktowałaby sprawy naukowe, nie są to jednak jedynie tajemne debaty. Hermeneutyka
dostarcza nam bowiem najlepszej ochrony przed groźbą tyranii, totalitaryzmem i terrorem
polityki, jak również przed dogmatyzmem i autorytaryzmem w etyce i religii. Takie
zagrożenia można doprawdy odnaleźć wszędzie – włączając nauki, świat sztuki albo
ekonomii – wszędzie tam, gdzie swoje korzenie zapuszcza cicha dyktatura niewzruszonej
ortodoksji.

Chcesz przez to powiedzieć, że hermeneutyka ma zasadnicze znaczenie dla demokracji?

To jeden z moich postulatów. Hermeneutyka ponowoczesna, w ramach której zachowujemy


prawo do zadawania wszelkiego rodzaju pytań, jest statutowo anty-autorytarna i
demokratyczna. Bez hermeneutyki nigdy nie byłbyś w stanie wyjaśnić czym jest demokracja.
Bez demokracji nigdy nie mógłbyś uprawiać hermeneutyki, skończyłbyś raczej za kratkami
albo spotkałoby cię coś jeszcze gorszego.

2
Zob. J. D. Caputo, Radical Hermeneutics. Repetition, Deconstruction, and the Hermeneutic Project,
Bloomington 1987.

6
Ale jeśli poprzestaniemy na tym, że każdy ma swoje własne zdanie, to czy nie narażamy się
na chaos? Czyż nie jest to równie szkodliwe jak autorytaryzm?

Masz zdecydowanie rację. To przeciwna skrajność, a zarazem problem charakterystyczny dla


dnia dzisiejszego.

Czym ten dzień się wyróżnia?

Tym samym, co ponowoczesność – świat, w którym żyjemy jest światem zaawansowanej


techniki, telefonów komórkowych, globtroterstwa, wielokulturowości, wielojęzyczności,
kosmopolityzmu. W kulturze ponowoczesnej sprawy są bardziej zdecentralizowane,
demokratyczne, pluralistyczne, rozmaicie zogniskowane i oddolne. Nurt dominujący jest
zakłócany przez głosy i twarze z marginesów. W konsekwencji w stopniu znacznie
większym, niż kiedyś jesteśmy dzisiaj w stanie zdać sobie sprawę, że interpretacja jest
interpretacją, dostrzec, że istnieją inne interpretacje, przyznać, że żadna z nich nie spadła z
nieba i nie jest wieczną prawdą sprowadzoną z góry na ziemię3.

Czy filozofowie nie zajmują się prawdami wiecznymi?

Eh... Wieczne, absolutne prawdy to interpretacje, które zapomniały o tym, że są


interpretacjami. Hermeneutyka to „niewygodna prawda”, by sięgnąć po znakomite określenie
Ala Gore’a, która przypomina nam czym są prawdy same w sobie. W epoce nowoczesnej
sprawy traktowano w bardziej uporządkowany i metodyczny sposób, były one bardziej
zcentralizowane i ustabilizowane – nauka tu, humanistyka tam, subiektywność tu,
obiektywność tam; wszystko na swoim miejscu. Postmodernizm, podobnie jak demokracja,
jest nieuporządkowany. Nabraliśmy wrażliwości na różnorodność kultur i wielorakość stylów
życia, na inność etniczną, płciową oraz seksualną. Inność jest naszym hasłem wywoławczym.
Dlatego też musimy się zatroszczyć problemem odwrotnym, nie absolutyzmem albo
autorytaryzmem, ale zwykłym relatywizmem.

Co rozumiesz przez relatywizm?

W czystej postaci relatywizm oznacza, że wszystko wolno. Prawd jest tak wiele, jak wiele jest
opinii. Wszyscy mamy nasze własne prawdy, tak samo jak każdy z nas ma swoje ulubione
smaki albo kolory. Relatywizm wkłuwa się w ponowoczesne myślenie na kilka subtelnych

3
Na temat ogólnie przyjętej definicji postmodernizmu jako nieufności w stosunku do wielkich narracji
zob. J.-F. Lyotard, Kondycja ponowoczesna. Raport o stanie wiedzy, przełożyli M. Kowalski, J. Migasiński,
Warszawa 1997, s. 19–20.

7
sposobów, niektóre z nich mogą okazać się zabójcze. Dla przykładu, konserwatyści są
zszokowani przez młodych ludzi, którzy po prostu odrzucają ślub i to wszystko, co się z nim
łączy, którzy stanowczo zaznaczają, że są odpowiedzialni i dorośli, że będą żyć z kimkolwiek
zechcą i rozstawać się kiedykolwiek uznają to za słuszne. W tej kwestii konserwatyści winni
zdać sobie sprawę, że nie potrafią mówić innym jak żyć. To nie relatywizm, to odmienne
punkty widzenia, które wypełniają życie w czasach ponowoczesnych. Czymś zupełnie innym
jest natomiast, gdy relatywizm przejmuje kontrolę, a ludzie rekrutują hermeneutykę do służby
dla niebezpiecznych i destruktywnych celów.

Jacy mianowicie?

Ci negujący zmiany klimatyczne, którzy twierdzą, że nadciągająca katastrofa ekologiczna jest


jedynie teorią lub tylko interpretacją, albo – co jest jeszcze gorsze – twórcy teorii spiskowych,
którzy powiadają, że to lewacka fikcja mająca na celu wzmocnienie kontroli państwa nad
prywatną inicjatywą. Podobnie fanatycy religijni, którzy na tej podstawie kwestionują teorię
ewolucji, że jest ona tylko teorią albo odrzucają odkrycia współczesnej fizyki na korzyść
własnej interpretacji Księgi Rodzaju. W ustroju demokratycznym tacy ludzie są
konstytucyjnie uprawnieni do posiadania własnych poglądów. Wszelako niebezpieczeństwo
na tym polega, że takie myślenie będzie szkodzić polityce społecznej i podważać próby
regulowania zmian klimatycznych albo wpływać na sposób, w jaki nauki są przyswajane w
szkołach.

Zgoda, fakty mają znaczenie. Czy nie powinniśmy zatem zaszokować takich ludzi mówiąc
im o twardych faktach?

Nie tak szybko. Nie możemy kapryśnie wybierać kiedy hermeneutyka może mieć
zastosowanie. Nawet nasze najbardziej niewzruszalne prawdy są kwestią interpretacji, co nie
oznacza jednak, że wszystko nam wolno. Pewne interpretacje są lepsze od innych. Niektóre
są arbitralne, lekkomyślne i spreparowane, inne natomiast są poważne i dobrze sprawdzone.
Są one „udowodnione” nie w takim znaczeniu, że stają się prawdą absolutną, ale dlatego, że
nazywamy kogoś doświadczonym w danej dziedzinie. Z tego powodu, gdy doskwiera nam
dokuczliwy ból, przedkładamy wówczas „opinię” szanowanego lekarza nad zdanie szalonego
wujka. Wprawdzie nie chodzi tutaj o to, co nowocześni nazywają czystym rozumem, który
jest połączony z prawdą absolutną, ale mamy jednak dobre powody, by wierzyć jednej rzeczy
zamiast innej – o tym mówią nam klimatolodzy – a co za tym idzie mamy także moralny
obowiązek względem naszych dzieci i wnuków, by słuchać ich ostrzeżeń.

8
Przyznajesz więc, że istnieją „alternatywne fakty”?

„Alternatywne fakty” to cyniczny fortel wymyślony przez polityków, by podkopać dobre


interpretacje. „Alternatywne interpretacje” to natomiast dobra teoria hermeneutyczna, to
również, by tak rzec, smutny fakt z życia wzięty.

Zmiany klimatyczne nie są zatem tylko kwestią interpretacji?

Jeśli rzeczywiście rozumiemy czym jest interpretacja – a tym zajmujemy się w hermeneutyce
– wówczas nigdy nie powiedzielibyśmy, że to „tylko kwestia interpretacji”. Dobra
interpretacja jest szczęśliwym wydarzeniem, wspaniałą sprawą, to tertium quid, „trzecia
część” wskazująca drogę wyjścia z idiotycznego darcia kotów, do którego dochodzi, gdy
tylko wybucha bezowocna i destruktywna wojna między absolutyzmem i relatywizmem4.

Stwierdziłeś, że słowo „hermeneutyka” pochodzi z języka greckiego. Ma ono jakąś swoją


historię?

Wielką historię. Słowo pochodzi z greckiego mitu, od boga Hermesa, który był zaiste
barwnym bogiem, znanym ze swojej przebiegłości i rabunków, swoich sztuczek i podstępów.
Dla Hermesa mówienie prawdy jest ludzkie, kłamanie natomiast boskie. Już podczas swojego
pierwszego dnia na ziemi wywołał na Olimpie straszną awanturę kradnąc wielkiemu
Apollinowi piętnaście krów. Hermes był sympatycznym łobuzem, ambitnym, sprytnym,
pomysłowym, pełnym tupetu, mamiącym miłymi słówkami, był bóstwem z diabłem w oku5.
Słowo „hermeneutyka” weszło do nowoczesnej terminologii dzięki protestantom, którzy w
czasie reformacji posługiwali się nim na potrzeby studiów biblijnych.

Po co teologowie reformacji mieliby wzywać takiego boga?

Oni akurat korzystali z późniejszej, homeryckiej tradycji, gdy Hermesa unieszkodliwiono


jako uskrzydlonego posłańca (angelos) Zeusa do śmiertelników. Diabelskie bóstwo znane z
wcześniejszych wersji legendy zostało zneutralizowane do zupełnie zbożnej roli,
pomniejszone do rodzaju boskiego listonosza albo systemu wiadomości błyskawicznych.
Taka degradacja była dziełem zwolenników Apollina z wyższych sfer, greckiej arystokracji,
której zależało, by w szachu trzymać tego boskiego naciągacza. Hermes-oszust został

4
Dla przenikliwej i wciąż trafnej prezentacji tej kwestii zob. R. J. Bernstein, Beyond Objectivism and
Relativism: Science, Hermeneutics, and Praxis, Philadelphia 1983.
5
Zob. Do Hermesa, [w:] Homeriká, czyli żywoty Homera i poematy przypisywane poecie, przełożył,
komentarzem i przypisami opatrzył W. Appel, Warszawa 2007. Zachodzi możliwość, że imię boga pochodzi od
czasownika hermeneuein. To jednak kolejna interpretacja.

9
zdemaskowany przez oczekujących od boga lepszego zachowania Platona i Arystotelesa jako
z gruntu haniebne bóstwo. W ten sposób decydenci wysłali go do sortowni listów w
piwnicach Olimpu. Wówczas bibliści wygodnie zapomnieli o Hermesie jako przebiegłym
łobuzie i niezależnym bóstwie, który zamiast być czyimś chłopcem na posyłki wolał raczej
albo kraść korespondencje, albo przy niej majstrować niż ją dostarczać. Ten dawny Hermes
był bowiem podżegaczem i wichrzycielem6.

Pierwotny mit Hermesa miał zatem polityczne skrzywienie?

W rzeczy samej. Hermes był głosem rosnącej klasy średniej wyczerpanej przez pomiatającą
nią arystokracją, która nawet nie kryła się ze swoją chęcią zachowania status quo. Ze swojej
kołyski dostrzegł, że nadszedł czas na zmiany, skoro całe bogactwo i władza były skupione w
górnych dwóch procentach populacji. Był on raczej Robin Hoodem niż zwykłym złodziejem,
bardziej bojownikiem o wolność niż przestępcą. Każde z tych rozróżnień jest uzależnione od
twojego punktu widzenia, od twojej interpretacji, co jest hermeneutyką w wersji 1.0.

Wygląda na to, że i sam Hermes potrzebuje hermeneutyki.

To nie powinno nas dziwić. Mity greckiej, mity biblijne, mity we wszelkiej tradycji, dają nam
coś do przemyślenia, czyli do zinterpretowania. Zgodnie z jednym z moich głównych
poglądów, w oparciu o samą starożytną historię Hermesa możemy antycypować różnicę
pomiędzy dwoma interpretacjami interpretacji. Decyzja, za którą z nich się opowiesz, zależy
od twojej interpretacji. Uczciwy Hermes popierany przez większość, przez teologów i
tradycjonalistów albo Hermes-oszust popierany przez margines i wykluczonych.
Hermeneutyka mainstreamowa i marginalna. Hermeneutyka wtajemniczona i postronna.
Hermeneutyka szczera i wygórowana. Widok ze środka i widok z zewnątrz. W pierwszej
postaci jest on bardziej hierarchiczny, konserwatywny i czołobitny względem bogów na
niebiosach, przedstawia hermeneutykę w typie prawa i porządku, z góry na dół. Drugi z nich
jest bogiem ludzi, głosem obywateli, boskim wichrzycielem spokoju, który nie chcąc
dostosować się do ustalonego porządku zdenerwował zwierzchników; w skrócie to
hermeneutyka w bardziej radykalnym typie, której zamiarem jest wstrząsnąć systemem i
nadać sprawom nieprzewidywalny bieg.

6
Zob. N. O. Brown, Hermes the Thief: The Evolution of a Myth, New York 1947.

10
Czyli w hermeneutyce ponowoczesnej podążamy śladem Hermesa świętokradczego?

Moim celem jest wysłuchać Hermesa-łobuza, poświęcić więcej uwagi rozrabiace i


wichrzycielowi oraz bronić sowizdrzalskiej, radykalnej i diabelskiej sztuki. Z jednym
jednakowoż zastrzeżeniem – nie chcę rezygnować z pobożnego Hermesa. Nie próbuję
unieważnić interpretacji (to cel absolutyzantów), lecz je zwielokrotnić. W pełni potwierdzam
oba oblicza Hermesa, zarówno tradycyjnego interpretatora, jak i intruza, posłańca i oszusta,
zarówno kuriera, jak i niszczyciela, zarówno boga ostrożnego, jak i tego, który podejmuje
ryzyko. Te dwie interpretacje interpretacji są ze sobą głęboko powiązane, tak jak
hermeneutyka jest powiązana z dekonstrukcją. Zasadniczym zamysłem ponowoczesności jest
podawanie w wątpliwość czystych, uporządkowanych i ustalonych rozróżnień. Godna
swojego imienia interpretacja zachodzi pomiędzy dwoma skrajnościami, żywi się napięciami
doskonałej nierównowagi. Hermeneutyka pozbawiona obu oblicz Hermesa nie tylko traci
swoje imię, ale też brak jej duszy i życia.

[....]

Wysłuchaliśmy wszystkich wielkich nazwisk dzisiejszej hermeneutyki, usłyszeliśmy o


większości wielkich koncepcji, dostrzegliśmy sposób, w jaki hermeneutyka odgrywa swoją
rolę w naszym ponowoczesnym i coraz bardziej post-ludzkim świecie. Przysłuchajmy się
znowu rozmowie, od której rozpoczęliśmy, pomiędzy mną a kimś sceptycznie nastawionym
do hermeneutyki.

Skoro już doszliśmy do końca tej książki, to czy filozofowie nie powinni powiedzieć czegoś o
sekrecie życia?

Jeśli tak, to wówczas uznałbym, że sekretem jest to, że nie ma żadnego sekretu, nie ma żadnej
sekretnej prawdy albo klucza, który otwiera tajemnicę. To był jeden z powodów, dla których
Derrida unikał słowa ‘hermeneutyka’. W ponowoczesnej interpretacji interpretacji, jaką tu
rozwinęliśmy, nie podejmujemy jednak żadnej próby złamania kodu albo odnalezienia
sekretnego znaczenia. Sekret ma charakter strukturalny.

11
I co ta strukturalność tutaj oznacza?

Oznacza to, że sekret jest wbudowany w system. To nie tak, że ktoś zna sekret i skrywa go
przed nami. Sekret jest poza dostępem, z zasady ukryty przed każdym z nas. Arka przymierza
jest pusta, nic w niej nie ma. Wyobraź sobie portret bez modela, kopię pozbawioną oryginału.
Portrety, kopie, surogaty, dopełnienia i tak w nieskończoność – oto sekret. Nie jest on gdzieś
ukryty aż do czasu, gdy ktoś go odkryje albo z wysoka zostanie nam ujawniony. Tego właśnie
brakuje nam w każdej interpretacji. Dlatego najlepsze, co możemy zrobić, to pozostawać w
grze nastrojów i niejasności, elastyczności i nieprzewidywalności, którymi przesiąka
kondycja hermeneutyczna.

Z dokładnie tego powodu wielu ludzi, wobec tych wszystkich niejasności, zwraca się do
Boga.

Bóg nie jest sekretem, ale symbolem sekretu. Symbole są wciąż ważne. Nie mam wprawdzie
żadnego sekretu, który przekazałbym dalej, ale mam pewną niespodziankę. Otóż nie
zrezygnowałem zupełnie z Boga albo powiedzmy z nazwy „Bóg”. Myślę, że taka nazwa
wciąż może zachować w sobie pewną energię życiową, nazwa tego mianowicie Boga, którego
prorokiem jest Nietzsche.

Nietzsche? Ten sam, który stwierdził, że Bóg umarł?

Dokładnie ten sam i żaden inny. Bóg, którego Nietzsche ganił, jest rzeczywiście całkiem
martwy. Z tym się zgadzam. Jednakowoż Zaratustra Nietzschego zapytał pewnego razu „cóż
by pozostało do tworzenia, gdyby bogowie istnieli”7. To wielkie pytanie. Dla Nietzschego
śmierć Boga oznaczała narodziny kreatywności człowieka. Bez Boga wszystko jest możliwe.
Przyjmuję sprzeciw Nietzschego wobec Boga po to, by przekształcić go w wielki teologiczny
przełom. Co to oznacza, zapytuję dla odmiany, jeśli Bóg jest? Co jeśli imię Boga było
imieniem tego wszystkiego, co jest możliwe, nie wyłączając nawet tego, co niemożliwe8.

Uważasz, że Nietzsche mógłby żyć z takim Bogiem?

Zdaniem wielu filozofów problem Nietzschego z Bogiem zawsze polegał na tym, że Bóg jest
czymś w rodzaju przeszkody, która wyhamowuje pęd naszej mowy albo jest siłą, która ma na

7
F. Nietzsche, Tako rzecze Zaratustra. Książka dla wszystkich i dla nikogo, przełożył W. Berent,
Poznań 2000, s. 77.
8
Ten ponowoczesny wariant Boga przedstawiłem w J. D. Caputo, The Insistence of God: A Theology of
Perhaps, Bloomington 2013.

12
celu przerwać grę interpretacji. Z tego powodu Nietzsche, że się tak wyrażę, na śmierć
sprzeciwiał się Bogu. Już wcześniej podkreślałem, że między opatrznością Boga a
komputerowym programem przyszłości zachodzi analogia, między Superbytem i
Superkomputerem, między – by tak rzec – Jahwe i Watsonem. Proponuję tutaj, by trzymać
Nietzschego za słowo, by uznać go za proroka dla nowego typu teologów, takich mianowicie,
którzy zapowiadają nadejście Boga.

Kim albo czym jest ten nadchodzący Bóg?

To Bóg, który nie jest pojmowany jako boża opatrzność, ale jako wydarzenie; nie jako
niezawodna dłoń spoczywająca na kole historii, ale jako obietnica przyszłości, która tak jak i
inne obietnice nie może być wolna od niebezpieczeństw; nie jako wróg inwencji, ale jako
sama możliwość wynalazczości; nie jako zagrożenie dla interpretacyjnej kreatywności, ale
jako jej siła sprawcza; nie jako ostateczne Dlaczego padające z nieba, ale jako „Dlaczego
nie?”. Taki Bóg nie jest „bytem koniecznym” dawnej filozofii, ale „bytem możliwym”
nadchodzących filozofów, nowych filozofów i teologów fundamentalnego „być może”
wpisanego w rzeczy. Wówczas Bóg mógłby stać się dokładnie tym, co wzywa Nietzsche w
Poza dobrem i złem, dokładnie tym, co zostało przepowiedziane przez „filozofów
niebezpiecznego «być może»”9. To Bóg, którego nawet Nietzsche mógłby pokochać.

Być może. Co jednak taki Bóg miałby mieć wspólnego z Biblią?

Więcej niż myślisz. Pismo raz po raz mówi o tym, że z Bogiem wszystko jest możliwe.
Królestwo Boga jest w Biblii wypełnione wszelkiego rodzaju niemożliwościami i cudami,
gdzie jeden nieoczekiwany zwrot wydarzeń następuje po drugim. Pamiętaj jednak, że Pismo
jest „dobrą nowiną”, historią, nie zaś raportem prasowym. Ewangeliści nie są reporterami.
Biblia jest pieśnią nadziei, oczekującą nadejścia królestwa, które ma zawsze nadejść. Biblia
jest poezją, gdzie imię Boga to zastępstwo, trop, symbol (w znaczeniu Tillicha).

Symbol czego?

Nadziei. Imię Boga jest przydomkiem nadziei, nadziei wbrew nadziei. Przyszłość jest zawsze
lepsza, nie dlatego, że tak jest, ale dlatego, że tak nam podpowiada nadzieja. W gruncie
rzeczy religia (zakładając, że to słowo jeszcze coś znaczy, czego sam nie jestem pewny) nie
dotyczy przekonań, ale naszej pierwotnej wiary w świat; nie ma nic wspólnego z dogmatem,

9
F. Nietzsche, Poza dobrem i złem. Preludium do filozofii przyszłości, zestawił, przełożył i wstępem
opatrzył G. Sowiński, Kraków 2012, s. 11.

13
ale z naszym najgłębszym pragnieniem. Imię Boga jest zastępstwem dla czegoś, co
pragniemy ponad wszelkim pragnieniem. Nie jest to bowiem pragnienie tego czy owego, to
pragnienie czegoś, czego nie znam wprawdzie, ale co podważa nasze bardziej określone
pragnienia, co podtrzymuje elastyczność pragnienia samego w sobie i nieuwarunkowanego,
co zawsze i już otwiera je na przyszłość. Wiara głębsza od przekonania, nadzieja wbrew
nadziei, pragnienie ponad pragnieniem, nie tyle możliwość tego czy tamtego, ale samo
możliwe i samo prawdopodobne, „jeśli w ogóle jest coś takiego”, jak zawsze dodaje Derrida.

Co to wszystko ma wspólnego z hermeneutyką?

To hermeneutyka naszego pierwotnego sensu radzenia sobie ze światem, który zawsze


staramy się upchnąć w słowa, by powrócić do młodego Heideggera. To jest hermeneutyka
niebezpiecznego „być może”, obietnicy lub niebezpieczeństwa, w którym imię Boga służy
jako symbol zastępczy dla hermeneutycznego imperatywu. Nazwa „Bóg” jest wysłannikiem,
ikoną wezwania do interpretacji tego, co bez końca reinterpretowalne. To wszystko oznacza
myślenie o tym, co nie do pomyślenia, pojmowanie niepojmowalnego, wypowiadanie
niewypowiadalnego, wyobrażanie niewyobrażalnego, dokonywanie niewykonalnego,
kroczenie tam, gdzie dojść nie możemy. To sprawia, że jesteśmy niespokojni o teraźniejszość,
to do kresu eksploatuje nasze zdolności. To nazywa stan graniczny, którego nigdy nie
osiągamy. Służy czemuś, o co się modlimy i za czym rozpaczamy.

Modlimy się? Mówisz serio?

Absolutnie. Moja propozycja jest m.in. dlatego przewrotna, ponieważ teologom dawnego
typu nie przyznaję wyłącznego prawa do słowa „modlitwa”. Modlitwa jest częścią naszego
podstawowego uwarunkowania. Modlić się oznacza zwracać cichą i zdecydowaną uwagę na
nasze elementarne uwarunkowanie. Zawsze się modlimy, z pomocą religii lub bez niej.
Modlitwa zaiste tylko wtedy nabiera rzeczywiście rozpędu, gdy modlimy się bez religijnej
asekuracji, bez najmniejszego choćby upewnienia, że w ogóle jest do kogo się modlić, kto
wysłucha i może odpowiedzieć na nasze modlitwy, bez określonego zamiaru, któremu
modlitwa mogłaby służyć.

Jak miałaby wyglądać taka modlitwa?

Wydaje mi się, że ostateczna modlitwa oznacza „tak” wypowiedziane do świata, niczym


ujmująca rozmowa Molly Bloom z samą sobą w Ulissesie Jamesa Joyce’a: „i tak

14
powiedziałam tak chcę Tak”10. Nawet, a może zwłaszcza, jeśli jest to ostatnia rzecz, jaką tu na
ziemi mielibyśmy powiedzieć, jak w historii kwartetu smyczkowego na Titanicu. Tak, tak,
amen – dla przyszłości, dla obietnicy świata, dla niekończącej się interpretowalności i
reinterpretowalności świata.

A więc na koniec...

...końca nie widać. Hermeneutyka stale pulsuje niczym niekończąca się improwizacja. Nie ma
żadnej Ostatecznej Interpretacji, która kładłaby kres wszystkim pozostałym interpretacjom.
Interpretacje żyją nadal, w liczbie mnogiej i z małej litery, nieustannie narażone na
niebezpieczne „być może”. Przechodzimy przez życie obracając się wokół zagadki,
rozeznając się o co jesteśmy pytani, starając się nazywać zmieniające się kształty chmur, raz
podobne do człowieka z długim nosem, innym razem do konia. Każda interpretacja jest
nastawiona na przyszłą interpretację, ta zaś stale nadchodzi, ale nigdy się nie pojawia. Ta
nieskończoność nas jednak nie deprymuje; ona nas wabi i czyni przyszłość otwartą, ona
uzasadnia wątpliwości. Hermeneutyka jest uprawiana w języku dopełnień, zastępstw,
symboli, surogatów.

Czego surogatów...?

...czegoś, ale nie wiem czego. To zależy od interpretacji.

przełożył Jakub Koryl

Przekład na podstawie: John D. Caputo, Hermeneutics. Facts and Interpretation in the Age of
Information, Pelican: London 2018, s. 3–17, 317–322.

10
J. Joyce, Ulisses, przełożył M. Słomczyński, Bydgoszcz 1992, s. 556.

15

You might also like