You are on page 1of 10

Marta Machowska

Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

„JEDEN JEST TYLKO SZEKSPIR I JEDNA


ĆWIERCZAKIEWICZOWA”. PRÓBA UKAZANIA OSOBY LUCYNY
ĆWIERCZAKIEWICZOWEJ W NOWYM ŚWIETLE

Lucyna Ćwierczakiewiczowa to bez wątpienia jedna z tych osób, które w XIX w. znała
cała Polska. Było o niej głośno, nie tylko dlatego, że była postacią niezwykle barwną, ale także
dlatego, że sama o rozgłos zabiegała. Ćwierczakiewiczowa lubiła bywać, lubiła znajdować się
w centrum uwagi. Używając współczesnej nomenklatury, można by ją nazwać gwiazdą,
celebrytką i stałą bywalczynią czerwonego dywanu. Jeszcze za życia stała się bohaterką
niezliczonych gazecianych artykułów oraz krążących po stolicy anegdotek. W ich świetle
Ćwierczakiewiczowa jawiła się jako osoba krzykliwa, nieprzyjemna, często ośmieszająca
siebie, jak i swoich bliskich niestosownym zachowaniem lub nieprzemyślanymi
wypowiedziami. Mało kto znał wtenczas jej drugą twarz: osoby bezinteresownej, często
samotnej, która jednak samotności nie potrafiła wytrzymać. Skalę działalności charytatywnej
i patriotycznej Lucyny Ćwierczakiewiczowej uświadomiono sobie dopiero w okresie
dwudziestolecia międzywojennego. Mimo to, nawet współczesna literatura, tylko częściowo
podejmuje próby rehabilitacji jej osoby. Co więcej, dziś rzadko podaje się analizie ówczesną
krytykę jej osoby. Współcześni nam badacze, moim zdaniem, powielają wzorce i opinie
z przełomu XIX i XX w. Przejawia się to głównie w problemie odbioru przez XIX-wieczną
opinię publiczną popełnionego przez Lucynę Ćwierczakiewiczową w 1899 r. artykułu
„Sylwetki moich panien do towarzystwa”, zamieszczonego w wydawanej przez nią „Kolędzie
dla gospodyń”1. Tekst, bardzo negatywnie odebrany przez współczesnych autorce, spotyka
się z taką sama krytyką dziś. Jednak po wnikliwym przeanalizowaniu artykułu, wydaje mi się,
że krytyka skierowana w stronę autorki, jest zbyt surowa. Dlatego celem mojego artykułu
będzie próba ukazania w innym świetle L. Ćwierczakiewiczowej. Spróbuję wykazać,
że publicyści bardzo wybiórczo potraktowali tekst przez nią napisany, oraz uargumentować
treść zawartą w jego fragmentach. Jednak zanim przejdę do analizy artykułu, koniecznym
wydaje mi się opisać samą postać L. Ćwierczakiewiczowej oraz przedstawić, jak była
przedstawiana w warszawskiej publicystyce i społeczeństwie przełomu XIX i XX w.
Na koniec przeanalizuje kontrowersyjny artykuł autorki.
Mało wiemy na temat życia Lucyny Ćwierczakiewiczowej od niej samej. Pamiętnik, który
prawdopodobnie pisała dla potomnych, nie zachował się. Znamy tylko jego ułamek, który
autorka opublikowała w „Kolędzie dla gospodyń” na rok 1891. Ważnym źródłem do badania
osoby Ćwierczakiewiczowej bez wątpienia jest jej twórczość. Autorka nie tylko wydawała
własne książki i kalendarz, do którego pisała artykuły o różnorodnej tematyce, ale także
publikowała w „Bluszczu”, „Tygodniku Mód” czy „Kurierze Warszawskim”. Inne źródła,
które informują o jej życiu i osobie, to artykuły o niej, często satyryczne, zamieszczane

1 L. Ć w i e r c z a k i e w i c z o w a, Sylwetki moich panien do towarzystwa, „Kalendarz na rok 1899. Kolęda

dla gospodyń przez Autorkę 356 obiadów”.

77
w warszawskiej prasie. Na czoło wysuwa się „Kronika Tygodnia”, autorstwa B. Prusa,
w której opisywał on poczynania Pani Lucyny oraz rok rocznie recenzował wydawaną
przezeń „Kolędę”. Innym ważnym źródłem jest korespondencja, przede wszystkim listy Elizy
Orzeszkowej2, oraz wspomnienia, między innymi I. Balińskiego3 lub F. Faleńskiego4. Biorąc
to pod uwagę, dysponujemy całkiem sporą podstawą źródłową dotyczącą
L. Ćwierczakiewiczowej, chociaż są to najczęściej przekazy pośrednie, relacje innych osób,
nie pochodzące bezpośrednio od niej.
Co się tyczy natomiast literatury przedmiotu, nie ma biografii Ćwierczakiewiczowej, która
obszernie potraktowałaby jej postać i zadowoliła zainteresowanego czytelnika. Jest natomiast
kilka krótszych pozycji, najczęściej artykułów lub haseł w słownikach, które dostarczają
podstawowych informacji o niej. Do najbardziej pomocnych zaliczyć należy artykuły
poświęcone Ćwierczakiewiczowej autorstwa E. Ihnatowicz5 oraz I. Muchy6. Wiele informacji
dostarcza także jej biogram zamieszczony w książce „Polska praca kobieca w latach 1820-
1918” pióra J. Franke7. Zainteresowany czytelnik może sięgnąć do haseł jej poświęconych
zamieszczonych w „Polskim Słowniku Biograficznym”8 oraz pozycji „Cmentarz ewangelicko-
reformowany w Warszawie” J. i E. Szulców9. Krótka wzmianka o pani Lucynie umieszczona
została także przez A. Kempę w jego popularnej książce „Bigos hultajski czyli Dawne
faceceje i anegdoty polskie”10. Wreszcie, informacje na temat „kucharki niepospolitej”
znajdziemy także w prasie współczesnej oraz internecie. Tu, na czoło wysuwają się artykuły
A. Włodarczyk „Femme terrible Lucyna Ćwierczakiewiczowa i 365 obiadów za 5 złotych”,
zamieszczony w magazynie kobiecym, „Wysokie Obcasy”11 oraz I. Wodzińskiej, „W walce
ze stereotypami. Zdrowie i higiena kobiet w kalendarzach L. Ćwierczakiewiczowej”
zamieszczony na portalu internetowym Histmag.org12.
Lucyna Ćwierczakiewiczowa urodziła się w 1829 r. w Warszawie w rodzinie
von Bachmanów, znanej z niepospolitej ekstrawagancji. Ojczym był wojskowym, starszy brat
Karol znany w warszawskim środowisku jako amant, lew salonowy i rozpustnik, popełnił
samobójstwo wieszając się w Lasku Bielańskim, z nieznanego nikomu powodu13.
Ćwierczakiewiczowa odebrała domowe wykształcenie, z którego jednak po latach, jak wynika
z analizy jej wspomnień, nie była zadowolona. Jak sama pisze: Z tem romansowem usposobieniem
dorastałam lat 15-stu, skończywszy już niby edukację choć uczyłam się w domu po francusku, bo to było

2 E. O r z e s z k o w a, Listy zebrane, t. IV, Wrocław 1958, t. IX, Wrocław 1981.


3 I. B a l i ń s k i, Wspomnienia o Warszawie, Warszawa 1987.
4 F. F a l e ń s k i, Wspomnienia z mojego życia, [w:] Miscellanea z pogranicza XIX i XX wieku, oprac. J. R u d n i c k a,

Wrocław 1964.
5 E. I h n a t o w i c z, Lucyna Ćwierczakiewiczowa – kucharka i dama, [w:] Kobieta i kultura życia codziennego. Wiek

XIX i XX, red. A . Ż a r n o w s k a i A . S z w a r c , Warszawa 1997.


6 I . M u c h a, Kucharka niepospolita, czyli życie i twórczość Lucyny Ćwierczakiewiczowej, [w:] Historia zwyczajnych kobiet

i zwyczajnych mężczyzn. Dzieje społeczne w perspektywie gender, Przemyśl 2008.


7 J. F r a n k e, Polska praca kobieca w latach 1820-1918, Warszawa 1999.
8 Z. B a l i c k a, Lucyna Ćwierczakiewiczowa, [w:] PSB, t. IV.
9 J. i E. S z u l c o w i e, Cmentarz ewangelicko-reformowany w Warszawie, Warszawa 1989.
10 A. K e m p a, Bigos hultajski czyli Dawne facecje i anegdoty polskie, Warszawa 1989.
11 A . W ł o d a r c z y k Femme terrible Lucyna Ćwierczakiewiczowa i 365 obiadów za 5 złotych,
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokieobcasy/1,53662,12206598,Femme_terrible_Lucyna_Cwierczakiewiczowa_i
_365_obiadow.html [dostęp z dn. 5 XII 2012r.].
12 I. W o d z i ń s k a, W walce ze stereotypami. Zdrowie i higiena kobiet w kalendarzach Lucyny Ćwierczakiewiczowej,

http://histmag.org/W-walce-ze-stereotypami.-Zdrowie-i-higiena-kobiet-w-kalendarzach-Lucyny-
Cwierczakiewiczowej-3092 [dostęp 5 XII 2012].
13 F. F a l e ń s k i, op. cit., s. 39-40.

78
ważniejsze jak literatura czy historia polska, malować, grać na fortepianie i śpiewać…14. Pierwszym
mężem Ćwierczakiewiczowej był obywatel ziemski, Feliks Staszewski. Małżeństwo
zakończyło się rozwodem z powodu niezgodności charakterów. Drugiego męża, którego
poślubiła w wieku dwudziestu trzech lat, Lucyna Ćwierczakiewiczowa kochała miłością
szczerzą i bezwarunkową. Sama o nim pisała: Ten mój najzacniejszy, najrozumniejszy
i najukochańszy z ludzi…15. Inżynier Stanisław Ćwierczakiewicz był osobą spokojną
i pozwalającą żonie na wiele, dlatego ich małżeństwo było wyjątkowo udane. Przeżyli razem
ponad trzydzieści szczęśliwych lat16. Nie mając własnych dzieci, zaadoptowali dziewczynkę,
sierotę, której dali solidne wykształcenie i wydali za mąż w 1880 r.17
Mimo że pierwszych przygód kulinarnych Pani Lucyny do udanych zaliczyć nie można,
zawsze ciągnęło ją do kuchni i gotowania18. W wieku dwudziestu dziewięciu lat wydała swoją
pierwszą książkę, „Jedyne praktyczne przepisy wszelkich zapasów spiżarnianych
oraz pieczenia ciast” (1858 r.), a dwa lata później w nakładzie dwóch tysięcy egzemplarzy
wydała „365 obiadów za 5 złotych” (1860 r.). W kolejnych latach autorka wydała jeszcze inne
książki o tematyce kulinarnej i gospodarskiej, jednak dwa pierwsze wydawnictwa cieszyły się
największą popularnością. Książki Ćwierczakiewiczowej stały się bestsellerami epoki. Pani
Lucyna lubiła podkreślać, że to właśnie ona i Sienkiewicz są najpoczytniejszymi autorami19.
Miłośnik twórczości autorki „365 obiadów”, B. Prus, pisał: O czym u nas nie marzył
Mickiewicz/To zdobyła Ćwierczakiewicz20.
Na obiadach Ćwierczakiewiczowej bazowała cała Warszawa i nie tylko. Autorka
wspominała, że razu pewnego wsiadała w Skierniewicach do pociągu, spotkała starszego
księdza, który dowiedziawszy się z kim ma do czynienia zawołał: Trzydzieści lat marzyłem
o tem, aby poznać autorkę „365 obiadów”, bo od trzydziestu lat jadam jej obiady!21.
Jednak L. Ćwierczakiewiczowa nie spoczęła na laurach. Przez 29 lat współpracowała
z „Bluszczem” redagując dział mód i dział gospodarski, gdzie pisała o modzie, tłumaczyła
z języka niemieckiego opisy najmodniejszych modowych trendów, zamieszczała przepisy
kulinarne i praktyczne wskazówki dotyczące gospodarstwa domowego. Czasami „Bluszcz”
wydawał osobny poświęcony jej artykułom dodatek, jak „Sekreta domowego gospodarstwa”
albo „Gospodarsko miejskie i wiejskie”. Prócz tego, publikowała w „Kurierze Warszawskim”,
„Tygodniku Mód” oraz innych warszawskich czasopismach. Od 1875 r., przez 24 lata
wydawała kalendarz dla kobiet: „Kolęda dla gospodyń przez Autorkę 365 obiadów”.
Kalendarz składał się z czterech części: kalendarzowej, gospodarskiej, informacyjnej
i literackiej22. Prócz przekazywania podstawowych informacji praktycznych, propagował
zdrowy tryb życia, higienę i inne postawy, nowoczesne jak na owe czasy. Coroczne wydanie
„Kolędy” skrzętnie i z entuzjazmem opisywał w „Kronice Tygodnia” B. Prus. Nazywał
kalendarz książę fachową i pożyteczną, a samą autorkę wskrzesicielką nowych lepszych czasów23.

14 L. Ć w i e r c z a k i e w i c z o w a, Z wiośnianych mych lat. Moja pierwsza i ostatnia miłość, „Kalendarz na rok 1881.

Kolęda dla gospodyń przez Autorkę 356 obiadów”, s. 147.


15 Ibidem, s. 151.
16 Stanisław Ćwierczakiewicz zmarł w 1882 r., choć przed śmiercią przez około dwa lata był sparaliżowany.

Vide: L. Ć w i e r c z a k i e w i c z o w a, Sylwetki…, s. 1-2.


17 Ibidem, s. 1.
18 I d e m, Z wiośnianych, s. 149-151.
19 J. F r a n k e, op. cit., s. 106.
20 B. P r u s, Kronika tygodnia, „Kurier Warszawski”, nr 134 z dnia 16 V 1886 r., s. 3.
21 L. Ć w i e r c z a k i e w i c z o w a, Sylwetki…, s. 30.
22 J. Franke, op. cit., s. 106-107.
23 B. Prus, Kronika..., nr 277 z dnia 10 XII 1881, s. 1.

79
Innym razem pisał:
Ktoś powiedział, że do sakramentu małżeństwa potrzebne są następujące kwalifikacje: pełnoletność,
wolna a nieprzymuszona wola i… 365 obiadów za pięć złotych. Otóż jak „obiady” Ćwierczakiewiczowej
stanowią integralną część małżeństwa […], tak „kalendarze” wymienionej autorki są konieczne składnikiem
naszej literatury gwiazdkowej. Śnieg, post, opłatki nie dowodzą jeszcze bliskości Bożego narodzenia.
Dopiero gdy wychodzi z druku „Kolęda dla gospodyń”, czujesz w powietrzu Wigilię24.
Niestety, „Kolęda”, która przyniosła Pani Lucynie tyle popularności, stała się również
początkiem jej końca. Wspomniany już wyżej tekst zamieszczony w kalendarzu z roku 1899,
spotkał się z tak ostrą krytyką ze strony opinii publicznej, że Ćwierczakiewiczowa, bez szansy
na odzyskanie łaski czytelniczek i czytelników, zdecydowała się wycofać z życia publicznego
i schronić w domowym zaciszu. Zmarła w lutym 1901 r. w swoim warszawskim mieszkaniu
przy ulicy Królewskiej 3, by oddać cześć tej niezwykłej kobiecie, na jej pogrzeb przybyli
licznie artyści, publicyści, krytycy literaccy, wydawcy25.
Lucyna Ćwierczakiewiczowa należała do tej grupy osób, względem której nie da się
pozostać obojętnym. Albo się ją uwielbiało, albo nienawidziło. Jednak do największej chyba
grupy osób odnieść można słowa Ignacego Balińskiego: Bano się jej jak ognia26. Na jej temat
krążyło w środowisku warszawskim wiele anegdot, zapisywanych w pamiętnikach,
diariuszach, korespondencji, w których to opowieściach trudno obecnie oddzielić prawdę
od fikcji. Pewne jest, ze Pani Lucyna swoim zachowaniem poniekąd dawała ludziom
podstawy pod tego rodzaju anegdotki.
Jaki obraz jej wyłania się z warszawskich opowieści? Otóż, w ich świetle
L. Ćwierczakiewiczowa uchodziła za osobę szorstką, apodyktyczną, która nie owijając
w bawełnę, mówiła każdemu prawdę prosto w oczy. Nie bez przyczyny Jerzy Franke nazywa
ją nawet La femme terrible ówczesnej Warszawy27. Do anegdotek, które właśnie w ten sposób
kreują jej osobę, należy ta odnotowana we wspomnieniach Ignacego Balińskiego:
Gdy odwiedzając kogoś, nie zastawała gospodyni, lecz spostrzegła kurz na fortepianie, wypisywała na nim
palcem Lucyna Ćwierczakiewiczowa i zabraniała służącej wycierać, a potem przy sposobności pytała głośno:
Czy widziałaś mój bilet wizytowy28? W podobnym tonie niej pisała Orzeszkowa: Kobieta
o z gatunku tych, którym ojcowie nasi dali miano herod-baba. O, Herod to jakich mało. Ruchliwa,
krzykliwa, nieustraszona, gotowa zawsze do celów swych ludzi za gardła brać, albo im oczy wydzierać.
W biały dzień i na ulicy, wyłajać bliźniego może ona tak dobrze, jeszcze i lepiej, jak przełknąć ostrygę29.
Pewien wpływ na stosunek E. Orzeszkowej do Ćwierczakiewiczowej miało bez wątpienia
ich spotkanie opisane w innej anegdocie. Znana ze skłonności do łamania konwenansów
publicystka do jednej z powieściopisarek, prawdopodobnie właśnie E. Orzeszkowej, zaczęła
zwracać się per ty, jak do koleżanki-pisarki.<<Ach! Prawda – z ironią stwierdziła autorka – pani piszesz
o plackach>>. Ćwierczakiewiczowa ripostowała bez namysłu: <<A pani pod placki>>30.
Część ludzi nie lubiła Pani Lucyny z powodu jej krzykliwości czy złośliwości. Inni
po prostu zazdrościli autorce sławy i pieniędzy. Lucyna Ćwierczakiewiczowa zarabiała
na swoich książkach sumy, o których nie mógł śnić niejeden warszawski literat:

24 I d e m, Kronika…, nr 285 z dnia 20 XII 1879, s. 1.


25 I. M u c h a, op. cit., s. 19.
26 I. B a l i ń s k i, op. cit., s. 142.
27 J. F r a n k e, op. cit., s. 104.
28 I. B a l i ń s k i, op. cit., s. 142.
29 List E. Orzeszkowej do J. Łukaszewicza z 5 stycznia 1881 roku, [w:] E. O r z e s z k o w a, op. cit., t. IX, s. 38.
30 Cyt. za: I. M u c h a, op. cit., s. 110-111.

80
<<Bądź zdrów, jadę za granicę; wydałam trzynastą edycję moich Obiadów, napisz o tem i dodaj,
że wzięłam dotychczas 84000 za moje książki gospodarskie!... 84000!...>>– nie śmiałem i spuściłem głowę
upokorzony, zgnębiony, zawstydzony tą cyfrą, której w najśmielszych marzeniach literacko-wydawniczych
nawet nie dotknąłem. Mój Boże, dlaczegóż nie obdarzyłeś mnie kulinarnym geniuszem!31.
Lucyna Ćwierczakiewiczowa, jako osoba publiczna, znajdowała się na świeczniku,
wyczekujących każdego jej potknięcia, które gotowi byli przypomnieć w najmniej
odpowiednim czasie. Wypominano jej niestosowne zachowanie w operze i teatrze, gdzie nie
przejmując się nikim, obowiązkowo siedząc w pierwszym rzędzie, zajadała czekoladowe
cukierki i rzucała różnorodne uwagi na temat aktorów. Śmiano się z jej łzawych
i sentymentalnych listów publikowanych po spektaklach na łamach warszawskiej prasy.
Także dość spore rozmiary Pani Lucyny stały się powodem do śmiechu. Józef Galewski
z rozbawieniem wspominał:
Ćwierczakiewiczowa schodziła po schodach tyłem, stopień po stopniu, co trwało z pół godziny.
Gdy wracała do domu, wnoszono ją na specjalnym krześle, które stało na tarantowych schodach, w kąciku
na parterze. Trzeba było do tego dwóch silnych ludzi. Jednym bywał nasz dozorca Mitaszewski,
ale drugiego należało szukać. Przychodziło to z trudnością, bowiem Ćwierczakiewiczowa i sama była
ciężka i jeszcze cięższa do płacenia. Uważała, że powinno jej się dopłacać za to, że raczy dać się zanieść
na pierwsze piętro. Nieraz więc dozorca biegał po ulicy i szukał chętnych. Pewnego razu taki chętny
nie miał tyle sił, ile sił potrzeba i w połowie drogi wypuścił nosidła. Ćwierczakiewiczowa upadła na schody.
Zrobił się taki huk, iż myślano, że dom się wali. Jak ona zaczęła krzyczeć, to chyba umarłego by poruszyła.
Niefortunny amator zarobku uciekł; sporo czasu upłynęło, nim znaleziono kogoś innego32.
Inna anegdotka opowiadająca o „błazeństwie” L. Ćwierczakiewiczowej dotyczy
arcybiskupa Warszawy, Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, który obrany na stanowisko
w 1862 r., postrzegany był jako sługa Moskwy, arcybiskup z woli rządu, a nie duchowieństwa.
Niechęć Warszawiaków oraz ich brak zaufania do nowego arcybiskupa spowodowane były
brakiem sprzeciwu ministrów carskich wobec wyboru Felińskiego oraz jego [tj. Felińskiego]
negatywnym nastawieniem do kwestii powstań narodowowyzwoleńczych i pracy
konspiracyjnej. W czasie pierwszej mszy arcybiskupa w katedrze młodzież nawoływała
do bojkotu tej uroczystości. Już pierwsze kazanie nowego arcybiskupa odebrano jako apel
skierowany do Polaków o opuszczenie rąk i czekanie na łaskę cara33. Jak podaje Zofia
Kossak-Szczucka, która opisaną historię musiała znać z czyjegoś przekazu, po kazaniu
Felińskiego:
środkiem opróżnionej nawy kroczy postać doskonale znana: pani Lucyna Ćwierczakiewiczowa, autorka
książki kucharskiej „365 obiadów”, Potężna i groteskowa (trudno zliczyć, ile karykatur pani Lucyny zrobił
Kostrzewski. Ostatnio przestał, bo mu się sprzykrzyło). Kobieta niespożyta. Postrach dorożkarzy,
z którymi kłóciła się o pól grosza, postrach przekupek, z których żadna tej paniusi nie przegada. Teraz wali
prosto przed ołtarz, staje i donośnym, choć piskliwym głosem woła:
Powolny sługo carski, arcybiskupie Feliński! W imieniu dobrych Polaków, co wyszli z katedry,
w imieniu całego narodu polskiego, przeklinam ciebie, przeklinam do trzeciego pokolenia! –
To powiedziawszy zawraca, szeleszcząc fałdami sukni żałobnej34.
Co ciekawe, to samo wydarzenie, które opisała autorka „Dziedzictwa”, odnotował Walery
Przyborowski, który nazywa Ćwierczakiewiczową „gorącą patriotką”, która rzuciła
przekleństwo do trzeciego pokolenia na „zdrajcę sprawy narodowej”35.

31 M. G a w a l e w i c z, cyt. za: J. F r a n k e, op. cit., s. 106.


32 J. G a l e w s k i, cyt. za: I. M u c h a, op. cit., s. 17.
33 Z. F e l i ń s k i, Pamiętniki, oprac. E. K o z ł o w s k i, Warszawa 1986, s. 520.
34 Z. K o s s a k - S z c z u c k a, Dziedzictwo, t. 2, Warszawa 1974, s. 296-197.
35 W. P r z y b o rowski, Historyja dwóch lat, cz. II, R. 1862, t. 4, Kraków 1895.

81
Zasadniczym problemem, który wpływał na kształtowanie negatywnego wizerunku
Ćwierczakiewiczowej w oczach wielu ludzi, był fakt, że wiele osób nie zdawało sobie sprawy
z działalności pani Lucyny innej, niż pisanie książek kucharskich czy publikowanie artykułów
w czasopismach. Z pewnością była osoba próżną, wiecznie domagającą się komplementów,
skoro sama o sobie mówiła: „Jeden jest tylko Szekspir i jedna Ćwierczakiewiczowa”. Z dumą
opowiadała, że popularnością przebiła Henryka Sienkiewicza36. Jednak prócz tej twarzy,
Ćwierczakiewiczowa miała drugą, skrywaną przed tłumami twarz osoby pomagającej innym
w potrzebie oraz próbującej zmienić społeczeństwo. Jak zauważyła sama Eliza Orzeszkowa:
Wszystkie kwesty, składki etc. są dla niej czym soda dla ryby, bo i dobre jej serce, i próżność jej kąpią się
w niej z rozkoszą. Podchwytując z radością wszelki pretekst do ruszania się, propagowania, kwestowania
itp., przy czym łaje i na przemian, a bez różnicy płci, całuje, a bierze od nich, co tylko chce37.
Jednak jak trafnie zauważa Katarzyna Jabłońska:
Warszawa znała Ćwierczakiewiczową – smakosza, znakomitą panią domu, arcymistrza wprost
kulinarnego, Ćwierczakiewiczową – autorkę powszechnie znanych książek kucharskich,
Ćwierczakiewiczową – snobkę, Ćwierczakiewiczową – herod-babę, czy wreszcie Ćwierczakiewiczową –
tłuściocha tyjącego i tyjącego na preparowanych przez siebie delicjach. Nie znała […] działaczki
konspiracyjnej silnie związanej i mocno zaangażowanej w działalności Wandy Umińskiej, związanej
najpierw z grupą Promyka-Prószyńskiego, a później kołem M. Brzezińskiego38.
I faktycznie, Lucyna Ćwierczakiewiczowa miała do zaoferowania więcej niż polędwicę
we francuskim cieście39. Jej dobroczynna działalność obejmowała wiele dziedzin życia:
od patriotyzmu, przez edukację i uświadamianie społeczeństwa, po pomoc ubogim.
Co się tyczy działalności patriotycznej, po wybuchu powstania styczniowego,
Ćwierczakiewiczowa opiekowała się zesłanymi na Syberię oraz wspierała więźniów Cytadeli.
Znana jest historia o tym, jak razu pewnego Pani Lucyna zatrzymała powóz jadący
przez Krakowskie Przedmieście i zdjęła buty siedzącemu wewnątrz mężczyźnie,
gdyż potrzebowała ich dla zesłanego na Sybir powstańca40. Organizowała także obiady
dla wysokiej rangi urzędników, na których serwując przygotowany przez siebie specjał,
jednocześnie starała się uratować lub chociaż polepszyć los więźniów politycznych, których
nazywała „swoimi siostrzeńcami”41. Jednak działalność ta była tajemnicą dla ówczesnych
ludzi, która wyszła na jaw dopiero w dwudziestoleciu międzywojennym.
Wiele o Lucynie Ćwierczakiewiczowej mówią teksty przez nią pisane. Przez innych
odbierana za szorstką i apodyktyczną, w nich pokazywała drugą, zupełnie inną twarz.
Szczególnie istotne dla mnie były, wśród wielu popełnionych przez nią artykułów, dwa,
zamieszczone w wydawanym przez nią kalendarzu. Pierwszy, to część jej wspomnień
„Z wiośnianych mych lat. Moja pierwsza i ostatnia miłość” (1881 r.), drugi to „Sylwetki
moich panien do towarzystwa” (1899 r.). Warto zatrzymać się przy tym drugim tekście, który
przyczynił się do społecznego upadku Lucyny Ćwierczakiewiczowej. W artykule autorka
opisuje sylwetki trzydziestu pięciu kobiet, które przez szesnaście lat przewinęły się przez
jej dom. Zdaniem ówczesnych czytelników, jak i współczesnych, publicystka „nie zostawiła

36 I. M u c h a, op. cit., s. 15.


37 E. O r z e s z k o w a, op. cit., t. IX, s. 38.
38 K. J a b ł o ń s k a, 365 obiadów za 5 zł., „Stolica”, 1958, nr 52.
39 Jest to ostatni przepis zamieszczony przez Ćwierczakiewiczową, na dziesięć dni przed śmiercią,

w „Tygodniku Mód”. „Tygodnik Mód”, nr. 7 z dnia 16 II 1901 r.


40 E. O r z e s z k o w a, op. cit., t. IX, s. 38. Wydarzenie to stało się prawdopodobnie inspiracją dla Orzeszkowej

do napisania noweli Bóg wie kto. Vide: E. I h n a t o w i c z, op. cit., s. 164-165.


41 I. M u c h a, op. cit., s. 10.

82
suchej nitki” na opisanych pannach42. Warszawska prasa rzuciła na Panią Lucynę lawinę
oskarżeń. „Kurier Warszawski” uznał, iż „przekroczyła wszelkie granice” pisząc artykuł, który
pozostawia po sobie w czytelniku „wstręt i niesmak”43. Zarzucano jej, częściowo
nie bez słuszności, zdradzanie intymnych szczegółów z życia opisanych dziewcząt,
oraz wyśmiewanie drobnych ułomności. Dodatkowo skrytykowano takie cechy autorki
jak bezwzględność, próżność, cynizm44. Prócz niepochlebnych recenzji, powstały
także satyryczny wiersz o Ćwierczakiewiczowej45 oraz pamflet - prześmiewcza kontynuacja
jej artykułu: „Dalszy ciąg relacji pani Lucyny C* o pannach do towarzystwa”46. Do fali krytyki
włączyli się czytelnicy, wyrażający swoje oburzenie w listach słanych do redakcji warszawskich
gazet47. Na nic się zdały tłumaczenia, że zawarte w tekście zdarzenia były prawdą. Oburzona
opinia publiczna odwróciła się od autorki „365 obiadów”, która z kolei wycofała się z życia
towarzyskiego.
Czy tekst opublikowany w „Kalendarzu na rok 1899” faktycznie zasługiwał na tak ostrą
krytykę, z jaką się spotkał? Osobiście uważam, że nie. Otóż o większości z opisywanych
panien autorka wypowiada się bardzo rzeczowo, starając się sprawiedliwie ocenić ich zalety
i wady. Niestety, te fragmenty wypowiedzi Pani Lucyny pomijane były przez krytykę. Pisała
na przykład:
Charakterystyka mojej pierwszej towarzyszki jest taka: ładna, miła, sympatyczna, zupełnie
niewykształcona, bo rodzice nie mieli funduszu na edukację pięciorga dzieci, zaledwie czytać i pisać wtedy
umiała, ale za to była bardzo sprytna w każdej robocie, wszystko co zrobiła, było dobrze zrobione,
czy to w szyciu, czy w gospodarstwie, bo też właśnie tem ostatniem najwięcej zajmowała się w domu
u matki, nawet się opiekować dziećmi małemi umiała, bo się zajmowała młodszem rodzeństwem.
A o robicie jej mawiałam: Moja Kunia umie wziąć dziurę, obszyć ją i zrobić koszulę. To też wyszedłszy za mąż,
pomimo początkowej biedy, była i jest wzorową żoną, matką i gospodynią48.
Jednocześnie autorka podkreśliła, że z tą, jak i z wieloma innymi pannami, po wielu latach
do dzisiaj łączą mnie przyjazne stosunki49. Chętnie także, zatrzymałaby wiele z nich przy sobie
na dłużej, ale w kilka dni przychodzi ojciec, mówiąc, że się bez niej w domu obejść nie mogą, że musi wrócić
do domu. Na takie dictum nie ma rady – wola rodziców jest święta50. Fragment też pokazuje,
jak ważna była w życiu Ćwierczakiewiczowej rodzina i rodzinna hierarchia.
Autorka artykułu bynajmniej nie wyśmiewała wcale, jak jej zarzucano, biedy ani braku
edukacji młodych dziewcząt. Natomiast chętnie podkreślała okazywaną im pomoc.
Gdy okazało się, że jedna z panien ma dług u żydowskiego lichwiarza, Ćwierczakiewiczowa
zapłaciła zaraz Żydowi odtrącając mu coś tam, nie pamiętam ile51. Gdy inna z dziewcząt posiadała
same znoszone sukienki, autorka odkupiła od niej zużyte stroje „za kilka rubli, dając jej nową,
a tamtą darowałam biednej bardzo osobie”52. Również na swoje barki brała

42 J. F r a n k e, op. cit., s. 111.


43 „Kurier Warszawski” 1899, nr 5, s. 2.
44 Vide: W. R a b s k i, Na dobre, „Wiek” 1899 nr 2 s. 3.
45 Pani Lucyna, „Mucha”, 1899 nr 3, s. 2.
46 Dalszy ciąg relacji pani Lucyny C* o pannach do towarzystwa, „Mucha” 1899, nr 2, s. 2. Vide: J. F r a n k e, op. cit.,

s. 111-114.
47 W. R a b s k i, op. cit.
48 L. Ć w i e r c z a k i e w i c z o w a, Sylwetki…, s. 3.
49 Ibidem.
50 Ibidem, s. 10.
51 Ibidem, s. 2.
52 Ibidem, s. 3.

83
Ćwierczakiewiczowa edukację niewykształconych dziewcząt, które przyjmowała do siebie53.
Edukacja była czymś ważnym dla pani Lucyny, szczególnie, jeśli chodzi o dziewczęta.
Uważała, że jest to sfera bardzo zaniedbywana przez społeczeństwo. Wiedziała, że trzeba
to zmienić i czuła się poniekąd odpowiedzialna, by te zmiany zainicjować. Przez długie lata
wyrzucała sobie, że zamiast zatrudnić korepetytorkę, zwolniła dziewczynę, która nie umiała
czytać, gdyż wychowana u stryjostwa, którzy myśląc, aby dać jej kawałek chleba w rękę – kazali ją uczyć
szyć, a zapomnieli o niezbędnej dziś nauce, o czytaniu54. I jak dodaje na koniec pisarka: [korepetytorka]
by ją czytać nauczyła, miałaby pamiątkę po mnie55. Ćwierczakiewiczowa zaangażowała się także
w działalność pedagogiczną polegającą na prowadzeniu kursów gotowania i gospodarowania
dla młodych dziewcząt.
Autorka tekstu bez ogródek przyznawała, że szukała panny ładnej, żeby mieć na kogo
popatrzeć56. Może przez ten fakt Ćwierczakiewiczowa wydaje się być osobą nietolerancyjną
i powierzchowną. Jednakże, z drugiej strony była szczera: lubiłam zawsze ładnych chłopców57.
Podobnie było z pannami do towarzystwa. To właśnie szczerość była jedną z tych cech, która
pani Lucyna ceniła najbardziej. Szczerość bije z jej tekstów. Przyznała: Ja nie rozumiem nigdy
udawania. Dalej z uderzającą szczerością wyznała: Gdy miałam lat dwadzieścia cztery miałam
wprawiane zęby – opowiadam o tym głośno, żeby mnie nie posądzono, że chcę z tego robić sekret58. Stąd też
wynika krytyka, jaką skierowała w stronę z jednej z panien. Nie mogła zrozumieć, dlaczego
ukrywała ona przed nią farbowanie włosów albo zepsute zęby. Dla Ćwierczakiewiczowej nie
było tematów tabu, a szczera wobec innych, wymagała szczerości wobec siebie.
Inną wadą, za którą krytykowała jedną z panien Ćwierczakiewiczowa było lenistwo.
Uważała, że kobieta ma tyle obowiązków w gospodarstwie domowym, że ranne wstawanie
jest jedyna możliwą droga do zrobienia wszystkiego. Jak pisała: Ja też jestem zawsze za rannem
wstawaniem kobiety – bo dla niej nigdy roboty nie zabraknie na świecie, i jeżeli tyle w życiu zrobiłam
i nabazgrałam, to zawdzięczam memu rannemu wstawaniu59. Jedna z panien opisanych przez autorkę
nie lubiła rannego wstawania. Jednak Ćwierczakiewiczowa, ze względu na sympatię do niej,
pozwalała jej pospać dłużej.
Autorka „365 obiadów” była wyznania ewangelicko-reformowanego60, które głosi idee
pracowitości, oszczędności i zaradności. Właśnie te cechy ceniła sobie w ludziach
Ćwierczakiewiczowa. Jeżeli któraś z panien wyróżniła się zaradnością, mimo braku
wykształcenia lub urody, zdobywała sympatię pani Lucyny. Sama przyznawała, że pracę,
porządek i oszczędność bez skąpstwa uznawała za trzy filary rozsądnego gospodarstwa61.
Próżniactwo natomiast uważała za taki grzech, że ono jedno może doprowadzić do występku62.
Ćwierczakiewiczowa ceniła sobie także porządek i czystość. Nic dziwnego, skoro była
propagatorką zdrowego stylu życia i higieny. W swoich kalendarzach zamieszczała artykuły,
w których powoływała się na znanych i cenionych warszawskich higienistów i lekarzy,
tłumaczyła teksty zagranicznych specjalistów oraz dodawała własne komentarze63.

53 Ibidem, s. 9.
54 Ibidem, s. 15.
55 Ibidem, s. 16.
56 Ibidem, s. 8.
57 E a d e m, Z wiośnianych…, s. 147.
58 E a d e m, Sylwetki…, s. 7.
59 Ibidem.
60 J. i E. S z u l c o w i e, op. cit., s. 53-54.
61 L. Ć w i e r c z a k i e w i c z o w a, Kalendarz na rok 1893, s. 23-24.
62 E a d e m, Sylwetki…, s. 20.
63 Vide: I. W o d z i ń s k a, op. cit.

84
Z tego powodu nie tolerowała niechlujstwa i braku higieny wśród swych panien
do towarzystwa. Jak pisała o jednej z nich: Toaleta jej powierzchowna, była zawsze nieposzlakowana,
wytworna nawet, tymczasem doktor oskultując ją, żalił się przede mną, że miała wstrętną, brudną koszulę,
a jakieś znajome mi panny, nie chciały się z nią kąpać w rzece, z tej samej przyczyny64.
Jedną z największych zalet Lucyny Ćwierczakiewiczowej, o której wydaje się, zapomnieli
krytycy, była jej bezinteresowność. Przez lata brała udział w akcjach charytatywnych, często
sama je organizowała. Łożyła pieniądze na ubogich i bezdomnych, urządzała dla nich obiady,
apelowała o zbiórki odzieży na rzecz najbiedniejszych. Była oszczędna, lecz nie skąpa.
W swoich pismach uczyła kobiety gospodarności. Radziła, by gotować obiad w większych
ilościach, w razie przyjścia gości, jednak resztek nie wyrzucać, lecz zachować na dzień kolejny,
i z nich przygotować posiłek. Zdawała sobie sprawę, że niewdzięczność jest następstwem
wyświadczonego dobra65, zatem nie oczekiwała nic w zamian. Jedyne na co liczyła to właśnie
szczerość i oddanie. Dlatego też tak bardzo ceniła sobie „Zosię K”. Podczas jej zatrudnienia,
autorka „Kalendarza” zachorowała na skrzep. Jak wspomina, dziewczyna, która głupiutka to
była strasznie, ale za to serce miała dobre, a przytem ładna i miła, pokrywała tem braki umysłowe,
wstawała w nocy po kilka razy dziennie, by zmieniać okłady. Lucyna Ćwierczakiewiczowa
wspominała ową pannę bardzo ciepło, i nawet w wypowiedzi: cudowne dziecko naiwności,
ale że dla mnie serce jest wszystkiem, więc choć taka głupiutka, lubiłam ją bardzo66.
Cechą, której Ćwierczakiewiczowa nie tolerowała, było skąpstwo. Dlatego też w swoim
artykule autorka wspomniała Natalię Z., o której tak niewiele powiedzieć mogę, która była jak
na młodą, bo dwudziestoletnią pannę, tak, że jak kiedyś biedna jej kuzynka, przyszła prosić o kawałek
koronki na zrobienie sobie żabotu, odmówiła jej, pomimo ogromnego pudła, tak zwanego szmu, gdyż była
kiedyś w magazynie. Dopiero strofowana przeze mnie o skąpstwo, dała jakiś kawałek67.
Oczywiście, „Sylwetki moich panien do towarzystwa” mają wiele wad, dlatego do tekstu
trzeba odnosić się krytycznie. Jednak czytając tekst, trzeba spojrzeć na niego przez pryzmat
Lucyny Ćwierczakiewiczowej. Wtedy znajdziemy uzasadnienie dla wielu poruszanych przez
nią krytycznych kwestii. Każdy medal ma dwie strony. Dawniej „Sylwetki moich panien”
ocenione zostały niezwykle surowo i jednostronnie, jako obraźliwy, tekst, który przekroczył
wszelkie granice dobrego smaku. Jednak, jak widać, w tekście znajdujemy także wiele
pozytywnych opisów, nie bez sympatii pani Lucyny do panien, które jej towarzyszyły przez
szesnaście lat.
Mimo szorstkiej otoczki, Ćwierczakiewiczowa potrafiła być osobą dobrą i pełną miłości.
Ujmujący jest sposób, w jaki wypowiada się o bliskich osobach. Ze szczerością opowiada o
swojej pierwszej, nieszczęśliwej, bo nieodwzajemnionej miłości, którą przeżyła w wieku lat
piętnastu. Z niezwykłym uczuciem pisze o swoim drugim mężu, z którym przeżyła ponad
trzydzieści lat życia. Kochała także sztukę, a co za tym idzie, ludzi sztuki: W czterdzieści lat nie
spełna, po owych nieudanych ciastkach, zakochałam się na scenie w polskim Gariku i kochałam, jak
dwudziestoletnie dziewczę marzyłam, tęskniłam! Pełna uczuć autorka pisała sama o sobie: Zawsze
byłam entuzjastką68!
O tym, jaką silną potrzebę miłości do kogoś i opieki nad kimś miała Ćwierczakiewiczowa,
świadczy fakt, że najpierw, nie mając własnych dzieci, adoptowała dziewczynkę, sierotę.

64 L. Ć w i e r c z a k i e w i c z o w a, Sylwetki…, s. 5.
65 Ibidem, s. 4.
66 Ibidem, s. 13.
67 Ibidem, s. 5-6.
68 E a d e m, Z wiośnianych…, s. 151.

85
Kiedy córka wzięła ślub, a mąż autorki „365 obiadów” zmarł, kobieta nie mogąc znieść samotności
zdecydowała się poszukać sobie towarzyski wspólnego życia, wybierając taką, któraby mi córkę
zastępowała, to jest młodą69. I faktycznie, wiele z opisanych panien Ćwierczakiewiczowa otaczała
troska i opieką niemal macierzyńską. Sama przyznawała: Po pięciu latach (…) byłam jej matką
i śmiało powiedzieć mogę dobrodziejką70. Razem z dziewczętami Ćwierczakiewiczowa przeżywała
ich miłości, często to w jej domu poznawali się przyszli małżonkowie, cieszyła się,
gdy towarzyszce życie się układało. Płakała z nimi w chwilach tragedii. Uczyła dziewczyny
i pomagała im w trudnych sytuacjach. To, czego chciała w zamian to oddanie i towarzystwo,
gdyż nie potrafiła żyć w samotności.
Do końca życia nie wybaczono Ćwierczakiewiczowej opublikowanego w „Kolędzie
dla gospodyń” tekstu. Jednak jej twarde zasady moralne i poczucie obowiązku społecznego
ujawniły się po raz kolejny już po śmieci. W ostatnim akcie swej woli nie tylko oświadczyła,
że żadnych wielkich kosztów pogrzebowych nie pozwalam ponosić: tyle jest biedy na świecie, więc uważam
to za grzech71, ale także sporą część swojego majątku przeznaczyła na stypendia naukowe
dla ubogich studentów. Odpowiedzialnością za ich przyznanie obarczyła redaktora
naczelnego „Kuriera Codziennego”. Złamało to surową opinię publiczną, negowanie
dotychczas nastawioną pani Lucyny. Wyrazem zmiany nastawianie był nekrolog
zamieszczony w „Kurierze Codziennym”: Ś.P. Ćwierczakiewiczowa, z natury trochę szorstka,
w obejściu była jednak kobietą dobrego serca, toteż cieszyła się w szerszych kołach zasłużoną sympatią.
Cóż zostawiła Lucyna Ćwierczakiewiczowa nam, żyjącym ponad sto lat po jej śmierci?
Z pewnością nieśmiertelne przepisy kulinarne, na których wychowały się całe pokolenia.
Nic dziwnego, że w 2009 r. wydawnictwo „Nowy Świat” ponownie wznowiło druk
„365 obiadów” oraz „Jedynych praktycznych przepisów”72. W przypadku „365 obiadów”
było to już… 24 wznowienie! Popularność przepisów Ćwierczakiewiczowej w XXI w.
wydawcy tłumaczą w następujący sposób:
W dobie mody na domowe gotowanie i slow food, XIX-wieczne przepisy Lucyny Ćwierczakiewiczowej
są w stanie zaspokoić tęsknotę współczesnego człowieka do jedzenia tradycyjnego, naturalnego i zarazem
bardzo smacznego. Zresztą sama pani Ćwierczakiewiczowa twierdziła, że „dom, w którym każdą rzecz za
gotowy grosz kupują, jest na podobieństwo hotelu, gdzie nie ma nic własnego73.
Autorka tworzyła aforyzmy kulinarne, którymi idealnie oddawała istotę sprawy.
Do najbardziej znanych przykładów należy ten, który zadedykowała Elizie Orzeszkowej:
„Czas wszystko klaruje”74. Orzeszkowa powtarzała sobie ten aforyzm na pociechę
w trudnych chwilach swojego życia. Niezwykłe jest to, jak Ćwierczakiewiczowa myślała
i pisała o kuchni i gotowaniu, z którego uczyniła sztukę. Któż inny pisałby o sztuce kulinarnej
niczym o najwyśmienitszej operze? Z pewnością Ćwierczakiewiczowa nauczyła Polki
gotować, nauczyła je zdrowego trybu życia, podstawowych zasad higieny. Radziła im także
w sprawie mody. Ćwierczakiewiczowa przyczyniła się do integracji roli gospodyni domowej,
kucharki i damy. Ról, które w jej czasach uważane były za odległe75. Przyczyniła się bez
wątpienia do tworzenia wizerunku współczesnej, nowoczesnej kobiety.

69 E a d e m, Sylwetki…, s. 1.
70Ibidem, s. 4.
71 „Kurier codzienny” 1901, nr 47.
72 L. Ć w i e r c z a k i e w i c z o w a, 365 obiadów, Warszawa 2009; E a d e m, Jedyne praktyczne przepisy,

Warszawa 2009.
73 Z opisu książki: L. Ć w i e r c z a k i e w i c z o w a, Jedyne praktyczne przepisy, Warszawa 2009.
74 E. O r z e s z k o w a, op. cit., t. IV, Wrocław 1958, s. 59.
75 E. I h n a t o w i c z, op. cit., s. 159-170.

86

You might also like