Professional Documents
Culture Documents
Historyczne Bitwy 005 - Połtawa 1709, Władysław Serczyk PDF
Historyczne Bitwy 005 - Połtawa 1709, Władysław Serczyk PDF
Ministerstwa
Obrony
Narodowej
PRZEDMOWA
6
Zurnał ili podiennaja zapiska błażennoj i wiecznodostojnoj
pamiati gosudaria impieratora Pietra Wielikogo s 1698 goda da-
że do zakluczenija Niejsztatskogo mira (dalej: Zurnał), Sankt
Pietierburg 1770, cz. 1, s. 23.
Doradcy Karola XII radzili przyjąć świeżo przedłożone
propozycje pokojowe Augusta II i puścić się w pogoń za
wycofującymi się śpiesznie wojskami rosyjskimi. Król po-
czątkowo przychylił się do udzielanych mu rad, wkrótce
jednak zmienił pierwotne plany i postanowił poczekać
na posiłki, a następnie uderzyć na Sasów. Nie wiedział,
że car nie utracił nadziei na uzyskanie chociażby częścio-
wych sukcesów. Z jego rozkazu fortyfikowano Nowogród
i Psków. Tych, którzy usiłowali wzbogacić się na podję-
tych pracach, karano dla przykładu, publicznie, śmiercią.
Pod Narwą zginęła lub dostała się do niewoli niemal
jedna trzecia armii rosyjskiej. W ciągu zimy uzupełniono
straty, formując dziesięć nowych pułków dragonów. Ubyt-
ki w artylerii zrekompensowano z nawiązką. Za niespeł-
na rok wyprodukowano przeszło 300 dział. Piotr I nie li-
czył się z niczym. Surowca dostarczyły cerkwie, z których
ściągano dzwony i przetapiano je na armaty.
W zimie toczyły się jedynie walki pozycyjne na pogra-
niczu Inflant. Nie przyniosły one większego sukcesu żad-
nej ze stron, natomiast doszczętnie wyniszczyły teren
działań wojennych i walnie przyczyniły do zubożenia
miejscowej ludności. Car, usiłując podreperować stan du-
cha swego sojusznika oraz wzmocnić przymierze, spotkał
się z Augustem II w lutym 1701 r. w Birżach. Zależało
mu zwłaszcza, na wciągnięciu Rzeczypospolitej do wojny.
Konferował w tej sprawie z podkanclerzym litewskim
Stanisławem Szczuką, który wykręcał się, jak tylko mógł,
od wiążącej odpowiedzi, by wreszcie wypalić, iż Polska,
być może, przyłączyłaby się do sojuszu za skromną na-
wet cenę, a mianowicie zwrócenie jej przez Rosję Kijo-
wa. Jeśli byłoby to niemożliwe, proponował zwrot Polsce
forteczek zadnieprzańskich: Trechtymirowa, Stajek i Try-
pola, oraz zgodę Piotra I na zasiedlenie okolic Czehrynia.
Tym razem od odpowiedzi wykręcili się dyplomaci car-
scy twierdząc, że nie zdołają przekonać hetmana Ukrainy
o konieczności tego rodzaju zmian terytorialnych.
Car mógł jednak uważać spotkanie w Birżach za suk-
ces, gdyż doszedł z królem do porozumienia w sprawie
wzajemnie świadczonych usług w zbliżającej się kampa-
nii, a w każdym razie odsunął od siebie widmo samotne-
go ścierania się z potęgą szwedzką. August II zobowią-
zał się do dalszego prowadzenia kampanii w Inflantach
i Estonii, w zamian za co miał otrzymać posiłki w wyso-
kości 15—20 tys. piechoty, 10 tys. funtów prochu oraz
300 tys. rubli płatnych w trzech ratach rocznych. Układ
zawierał również tajną klauzulę, w której mówiono, że
August II dostanie dodatkowo 20 tys. rubli na przeku-
pienie tych senatorów, którzy mogliby nakłonić Rzeczpos-
politą do przystąpienia do wojny.
Pieniądze miały istotne znaczenie, zaledwie bowiem
car wrócił do Moskwy, pojawił się w niej wysłannik kró-
la po obiecaną wypłatę. Niezbędnych sum szukano go-
rączkowo, z trudem zbierając potrzebną kwotę, nawet za-
ciągając pożyczki u osób prywatnych. Wykonując inny
punkt porozumienia w czerwcu 1701 r. książę Nikita Re-
pnin zameldował się w rejonie Rygi wraz z dwudziesto-
tysięcznym korpusem piechoty i oddał się pod rozkazy
feldmarszałka saskiego von Steinaua. Mimo wielu po-
chwał, którymi obdarzali go Sasi, nie przydał im się na
wiele. Kilka dni później, 9 (20) lipca, Karol XII powtórzył
swój manewr narewski. Błyskawicznie przeprawił się
przez Dźwinę i niemal z marszu rozbił oddziały Steinaua,
które nie tylko straciły 2000 ludzi, lecz również całe za-
pasy i artylerię. Straty ludzkie poniesione przez Szwedów
były czterokrotnie mniejsze. Na szczęście większość wojsk
rosyjskich ocalała, dowództwo bowiem, licząc na praco-
witość żołnierzy, zatrudniło ich przy kopaniu umocnień
w odległości kilku mil od głównego obozu.
Po kilku miesiącach wreszcie i Piotr I doczekał się
pomyślnych wiadomości. W przedostatnim dniu 1701 r.
(st. st.) Borys Szeremietiew odniósł zwycięstwo nad woj-
skami generała Wolmara Schlippenbacha pod Errestfer
w Inflantach. W bitwie zginęło około 3000 Szwedów, a Ro-
sjan — 1000. Zwycięzca otrzymał od cara Order Sw. An-
drzeja Apostoła oraz rangę feldmarszałka, a mieszkańcy
Moskwy głuchli od całodziennego radosnego dzwonienia
w cerkwiach i salutów artyleryjskich. Był to, jak się
okazało, dopiero początek sukcesów rosyjskich.
18 (29) lipca 1702 r. trzydziestotysięczna armia Szere-
mietiewa starła się pod Hummelshofem z ośmiotysięcz-
nym korpusem dobrze już sobie znanego Schlippenbacha.
Miażdżąca przewaga sił rosyjskich zdecydowała o całko-
witej klęsce Szwedów. Zginęło ich przeszło 5000. W ręce
zwycięzców wpadła cała nieprzyjacielska artyleria, a sam
Schlippenbach z resztką rajtarii salwował się ucieczką
do Parnawy.
Piotr I wydał rozkaz zniszczenia Inflant. Wykonano go
nader dokładnie. Szeremietiew zdobył osiem miast, m. in.
Wolmar i Malbork. Jak chwalił się później, ocalały je-
dynie Parnawa, Rewel (dziś Tallinn) i Ryga. Kłopotał się
tylko, co począć z jeńcami, nie mieszczącymi się już
w obozach i więzieniach. Podobnie poczynał sobie w In-
grii Piotr Apraksin, który dotarł aż pod Noteburg (Orie-
szek). Nb. z tej ostatniej akcji car nie był zbyt zadowo-
lony, gdyż uważał, że przeprowadzono ją na ziemi rosyj-
skiej, która powinna — w miarę możliwości nie spusto-
szona — powrócić do macierzy.
Wkrótce zjawił się tu osobiście i poczekawszy na nie-
zastąpionego Szeremietiewa przystąpił do szturmu Note-
burga. Zdobycie twierdzy położonej na niewielkiej wy-
sepce, w miejscu, skąd z jeziora Ładoga wypływa Newa,
nie było łatwe, mimo że broniło jej zaledwie 300—400
żołnierzy. Wystarczająco trudną do sforsowania przeszko-
dą były wody jeziora oraz 150 dział fortecznych, gęsto
ostrzeliwujących forsujących je śmiałków. Zdecydowała
przewaga liczebna (Piotr I dysponował dziesięciotysięcz-
nym wojskiem). 11 (22) października dowódca garnizonu
szwedzkiego Gustaw Schlippenbach poddał się Rosjanom
po zaciętej dwunastogodzinnej walce poprzedzonej nęka-
jącym ogniem artyleryjskim. Car nie przywrócił Note-
burgowi dawnej nazwy — Orieszek, lecz nazwał go Szlis-
selburgiem (od niem. Schliissel — klucz), gdyż, według
jego określenia, twierdza stanowiła klucz do morza. Do
swego współpracownika Andrzeja Viniusa pisał z radoś-
cią: „To prawda, że był to bardzo twardy orzeszek, jed-
nak, chwała Bogu, rozgryźliśmy go szczęśliwie. Nasza
artyleria wspaniale wykonała swe zadanie" 7 .
W połowie grudnia w Moskwie odbył się triumfalny
przemarsz zwycięzców, którym towarzyszyli wzięci do nie-
woli jeńcy szwedzcy. Pod koniec uroczystości wszyscy
musieli być mocno zmęczeni, gdyż, jak wynika ze wspo-
mnień jednego z jej uczestników, rozpoczęto marsz na
milę przed Moskwą, przemaszerowano przez całą stolicę,
jej przedmieścia, by tę uciążliwą wędrówkę zakończyć
w Preobrażenskoje 8 .
Car miał w ręku „klucz" do morza, ale wrót prowadzą-
cych do niego nie mógł jeszcze otworzyć. Od Bałtyku od-
dzielała go niewielka twierdza Nyenschanz, leżąca u u j -
ścia Ochty do Newy. Broniły jej mocne fortyfikacje na-
jeżone kilkuset działami. Na wiosnę 1703 r. podeszła pod
nią szesnastotysięczna armia Szeremietiewa. Później przy-
był sam monarcha. 1 (12) maja, po całodniowej kanona-
dzie dział oblężniczych, twierdza skapitulowała. Uderze-
nie Rosjan było tak niespodziewane, że obrońcy nie zdo-
łali poinformować nikogo o grożącym im niebezpieczeń-
stwie. Dlatego też po kilku dniach do ujścia Newy wpły-
nęły spokojnie nie znające sytuacji dwa niewielkie okrę-
ty szwedzkie. 6 (17) maja car wraz z Aleksandrem Mien-
szykowem posadzili na łodzie żołnierzy z pułków gwardyj-
skich, którzy podkradli się pod jednostki nieprzyjaciel-
skie i opanowali je nagłym szturmem.
7
Pisma i bumagi impieratora Pietra Wielikogo (dalej: PB),
t. 2, Sankt Pietierburg 1889, s. 412.
8
R. W i t t r a m . Peter I. Czar und Kaiser. Zur Geschichte
Peters des Grossen in seiner Zeit. Góttingen 1964, t. 1, s. 255.
Uznano to za pierwsze zwycięstwo odniesione przez Ro-
sję na morzu. Wprawdzie rok wcześniej, w Archangiel-
sku, także udało się odeprzeć atak floty szwedzkiej, ale
stało się to tylko dlatego, że marynarze rosyjscy, którzy
pilotowali okręty, utknęli z nimi na mieliźnie. Artyleria
nadbrzeżna dokonała reszty. Teraz sukces odniesiono
w „bitwie" morskiej, rozegranej według wszelkich prawi-
deł sztuki wojennej, z abordażem i walką na pokładach.
Przypominała ona wprawdzie akcje piratów malajskich,
lecz Piotr I nie posiadał się ze szczęścia. 80 marynarzy
nieprzyjacielskich wybito niemal doszczętnie, ponieważ —
jak donosił car w liście do Apraksina — „... bardzo późno
pardon krzyknęli... Zostało tylko 13 żywych... Gratuluję
Waszej Miłości takiego zwycięstwa, jakiego nigdy [w dzie-
jach Rosji — przyp. W.A.S.] nie bywało" 9 .
Nagrodą przyznaną carowi i Mienszykowowi, będącym
wówczas w randze kapitana i porucznika artylerii, były
ordery Sw. Andrzeja. Niezastąpiony Vinius sławił cara
twierdząc, że „otwarł szeroko wrota dla nieprzeliczonych
korzyści" 10 . Na pamiątkę zwycięstwa wybito w moskiew-
skiej mennicy złoty medal według projektu Fiodora Alek-
siejewa z wyobrażeniem starcia i z napisem: „Niebywałoje
bywajet" („Niebywałe zdarza się").
Wtedy właśnie zapadła decyzja, aby u ujścia Newy zbu-
dować twierdzę — Sankt Petersburg, która miała stać
się drugą stolicą imperium rosyjskiego. Gdy 16 (27) maja
zaczęto stawiać jej fundamenty, Piotra nie było na Wy-
spie Zajęczej, gdzie powstały pierwsze zabudowania. Udał
się do pobliskich stoczni, skąd powrócił dopiero po czte-
rech dniach. Pierwszymi pracami kierował więc
Mienszykow.
Zdobycie dostępu do Bałtyku nie przyszło łatwo, ale
utrzymać go było jeszcze trudniej. Szwedzi nie rezygno-
wali z prób odzyskania utraconego terenu. Już na po-
9 PB, t. 2, s. 163.
10
Tamże, s. 538.
czątku lipca car musiał odeprzeć atak oddziałów nieprzy-
jacielskich nacierających z kierunku Wyborga. Na mo-
rzu, jak sępy, czaiły się okręty przeciwnika, których nie
można było odpędzić. W stoczni nad jez. Ładoga po-
wstawały dopiero pierwsze jednostki rosyjskiej floty bał-
tyckiej.
Rosjanom jednak sprzyjała pogoda, burze i sztormy,
które zmusiły Szwedów do odpłynięcia od wybrzeży za-
toki. Niespełna rok potrzebny był Piotrowi I do wznie-
sienia ziemnych i drewnianych umocnień twierdzy pie-
tropawłowskiej broniącej ujścia Newy, ale już po kilku
miesiącach, jesienią 1703 r., na powstających bastionach
stało przeszło 120 dział. W 1706 r. rozpoczęto budowę for-
tyfikacji z cegieł i kamieni, jednocześnie znacznie zwięk-
szając liczbę armat.
W drugiej połowie 1703 r. w nowo budowanym por-
cie petersburskim pojawiły się pierwsze statki handlowe,
przybyłe z Holandii. Ich kapitanowie i załogi otrzymali
sowite nagrody od cara. Był to zwykły przypadek, wieść
bowiem o zwycięstwach rosyjskiego monarchy odniesio-
nych w Ingrii nie rozeszła się jeszcze na Zachodzie, a ła-
dunki statków były przeznaczone dla Szwedów, których
spodziewano się tu zastać jak poprzednio. Późnym latem
przypłynęło wreszcie do Petersburga pierwsze sześć okrę-
tów rodzimej produkcji. W następnym roku nowe miasto
zyskało dodatkowy punkt obrony — wysuniętą na wody
zatoki twierdzę Kronszlot (dzis. Kronsztad).
Piotr I nie zamierzał jednak ograniczać się wyłącznie
do działań o charakterze defensywnym. Od maja do wrze-
śnia 1703 r., w czasie gdy toczono boje pod Petersbur-
giem, Szeremietiew zdobył Koporie i Jam, podbijając ca-
łą Ingrię. Następnie spustoszył Estonię. W roku na-
stępnym, po dwumiesięcznym oblężeniu zdobyto Derpt
(Dorpat, Juriew, dzis. Tartu). 9 (20) sierpnia padła Nar-
wa, a 16 (27) sierpnia — Iwangorod. Od południa i za-
chodu nic już nie zagrażało Petersburgowi. W czerwcu
odparto spod niego idące z Finlandii oddziały gen. Je-
rzego Maydella.
Tymczasem Karol XII ugrzązł na dobre w Rzeczypos-
politej, w której szlachta coraz powszechniej i głośniej
wyrażała swe niezadowolenie z powodu polityki Augu-
sta II. Jego plany dynastyczne przestały budzić jakiekol-
wiek wątpliwości. Zaczęto przemyśliwać o zamachu stanu
i zrzuceniu króla z tronu. Hetman wielki litewski i wo-
jewoda wileński Jan Kazimierz Sapieha przeszedł na
stronę szwedzką. Również prymas Michał Radziejowski
coraz częściej spoglądał w tym samym kierunku. W maju
1702 r. Karol XII wkroczył do Warszawy, poprzedzany
oddziałami sapieżyńskimi. W lipcu rozbił oddziały saskie
Augusta II pod Kliszowem, a następnie zajął Kraków.
Rządził się w Rzeczypospolitej jak we własnym kraju.
Rosyjski rezydent w Polsce książę Grzegorz Dołgoruki
uznał sytuację za beznadziejną. Pisał do cara: „Wykorzy-
stujcie wojsko w Inflantach wedle zamysłów boskich
i tylko w Bogu miejcie nadzieję. Rzeczywiście, ani na
Polaków, ani na Sasów liczyć bardzo nie można: u oby-
dwu narodów wielki nieporządek i ubóstwo. U Polaków
i w wojsku saskim wielu oficerów nie kryje się ze swymi
sympatiami do Szwedów. Nie są wierni Królewskiej Wy-
sokości, a za patrona mają króla szwedzkiego. Również
żołnierze utracili ducha do walki z nieprzyjacielem, wsku-
tek czego Jego Królewska Wysokość bitwy wydać nie
chce i będzie jej unikał na wszelkie sposoby" 11 .
Ukraina, zawsze skora do buntu przeciw Rzeczypospo-
litej, znowu została ogarnięta płomieniem powstania. Je-
go przywódcą był pułkownik bohusławski Samuel Samuś,
który związał część sił królewskich i praktycznie pozba-
wił Polskę możliwości dopominania się od Rosji zwrotu
zajętych przez nią ziem. Do Samusia przyłączył się puł-
kownik białocerkiewski (fastowski) Semen Palij, a het-
11S. M. S o l o w i e w, Istorija Rossii s driewniejszych wriemien,
kn. 8, t. 15, Moskwa 1962, s. 16.
man Lewobrzeża Iwan Mazepa posiłkował powstańców
prochem i amunicją. Pod koniec 1702 r. w ich rękach
znalazły się m. in. Niemirów, Berdyczów i twierdza bia-
łocerkiewska. Wprawdzie Piotr I, molestowany przez stro-
nę polską, wysłał do przywódców powstania zalecenie
podporządkowania się królowi i zwrócenia broni przeciw
Szwedom, ale nie przyniosło to żadnego rezultatu.
Dawny sojusznik Augusta II Patkul, obawiając się od-
miany własnych losów życiowych, przeszedł na służbę
rosyjską. Na wszelki jednak wypadek starał się nawią-
zać również kontakt ze Szwedami za pośrednictwem pry-
masa Radziejowskiego. Wkrótce potem car wysłał Pat-
kula do Wiednia, by spróbował zmontować przymierze
między cesarstwem a Rosją, wymierzone przeciw Szwecji.
Walka obozów, intrygi i spiski w Polsce procentowały
dla ich uczestników łapówkami rozdawanymi na lewo
i prawo przez obcych i własnych przywódców stronnictw
w celu zwiększenia liczby zwolenników. Tak na przykład
Dołgoruki namawiał posłów i senatorów do zawarcia an-
tyszwedzkiego sojuszu polsko-rosyjskiego, obiecując po-
życzkę w wysokości 150 tys. rubli na wojsko, przy czym
jedna trzecia tych pieniędzy miała stanowić pożyczkę
bezzwrotną. Przedłożone propozycje nie wywołały entu-
zjazmu. Nie było chętnych do walki o obce interesy. Po-
stawiono inne warunki: zażądano przysłania wojska i, prze-
de wszystkim, zwrotu Białej Cerkwi. Na to z kolei nie
chciała zgodzić się Rosja, dla której sprawa przeddnie-
przańskiej, Prawobrzeżnej Ukrainy stała się jednym ze
środków nacisku na Rzeczpospolitą.
Dołgoruki nie liczył jednak na sukces w tej kwestii.
Gdyby nawet — pisał do cara — Polacy zawarli z nami
przymierze, to i tak nie będzie z nich żadnej pociechy.
Mimo to — kontynuował — będę dalej starał się nakło-
nić ich do sojuszu.
A wpływy Szwedów w Rzeczypospolitej rosły z dnia na
dzień. 9 lipca 1703 r. w Wielkopolsce, w Środzie, zawią-
zała się konfederacja przeciw Augustowi II. Jednym z jej
przywódców był wojewoda poznański Stanisław Leszczyń-
ski. Wkrótce .wojska szwedzkie wkroczyły do Poznania,
a we wrześniu 1703 r. zdobyły Toruń. Jedynie na Litwie
sytuacja układała się dla króla pomyślniej. Wielkie Księ-
stwo Litewskie zawarło układ z Rosją, zobowiązując się
do wspierania Augusta II i do działań na rzecz nakłonie-
nia Polski do otwartego wystąpienia przeciw Szwedom.
Podpisy posłów litewskich Haleckiego i Chrzanowskiego
złożone pod tym dokumentem nie znaczyły wiele, nie mie-
li oni bowiem odpowiedniego upoważnienia do sygnowa-
nia takiego traktatu. Niemniej jednak był on material-
nym dowodem nastrojów antyszwedzkich części szlachty
litewskiej grupującej się w obozie antysapieżyńskim.
Karol XII uznał za konieczne usunięcie Augusta II z tro-
nu. U schyłku 1703 r. zwrócił się do mieszkańców Rze-
czypospolitej z uniwersałem, w którym proponował ob-
darzenie koroną królewicza Jakuba Sobieskiego, syna zwy-
cięzcy spod Wiednia. Reakcja nastąpiła natychmiast. Au-
gust II uwięził w Saksonii zarówno Jakuba, jak i jego
brata Konstantego, likwidując, przynajmniej chwilowo,
grożące mu niebezpieczeństwo. Mógł jeszcze liczyć na
sporą liczbę zwolenników, a zwłaszcza na uczestników za-
wiązanej wcześniej, bo 22 sierpnia 1702 r., konfederacji
sandomierskiej, występujących w obronie tronu zagrożo-
nego przez Szwedów.
Sandomierzanom nie udało się jednak sparaliżować ak-
cji przeciwników prawowitego monarchy, obficie subsy-
diowanych przez Karola XII i działających pod presją
wojsk obcych.
W styczniu 1704 r. rozpoczęły się w Warszawie obrady
sejmu, który pod wpływem rozpowszechnianych przez
Szwedów wieści o sekretnych korespondencyjnych kon-
taktach Augusta II z Karolem XII, zawierających nawet
pomysły podziału ziem polskich, oraz wskutek gróźb puł-
kownika Arvida Horna, dowódcy skoncentrowanych
w stolicy oddziałów szwedzkich, wypowiedział posłuszeń-
stwo królowi, zawiązał kolejną konfederację i 14 lutego
ogłosił złożenie Augusta z tronu.
Riposta była szybka. Zwołany przez Augusta II sejm
do Sandomierza przekształcił się 20 maja w konfederację
generalną i uznał za zdrajcę prymasa Radziejowskiego,
sprzyjającego interesom Szwecji. Pod uchwałą sandomier-
ską podpisało się 134 posłów, pod warszawską — tylko
70, co mniej więcej odpowiadało proporcji sił obydwu
obozów. Szwedzi nadal poczynali sobie w Polsce jak
w podbitym kraju, chociaż nie znajdowali się z nią w sta-
nie wojny. Grabili, co się tylko dało. Łupy zwozili do
Poznania, a stamtąd Wartą i Odrą transportowali do
Szczecina. Wywoływało to zrozumiałe oburzenie i sprzeciw
poszkodowanych.
Karol XII nie przejmował się tym zupełnie. Działał
z żelazną konsekwencją. Sejm warszawski zdetronizował
Sasa, przeto kolejnym krokiem stało się zwołanie sejmu
elekcyjnego. Z wojewodów przybył nań tylko Stanisław
Leszczyński, którego ośmiuset szlachciców okrzyknęło
królem Rzeczypospolitej. Teraz nawet prymas Radziejow-
ski nie chciał wziąć udziału w tej szopce i jego rolę
przejął biskup poznański Mikołaj Święcicki. On też ogło-
sił w lipcu 1704 r. wynik wyboru.
Zamęt powiększał się z każdym dniem. Dołgoruki cie-
szył się nawet z takiego obrotu sprawy. Pisał do Gołowi-
na: „Raczcie nis obawiać się królika nowo wybranego
w Warszawie. Wybrano takiego, który jest dla nas naj-
korzystniejszy: to człowiek młody i niewiele znaczący
w Rzeczypospolitej, nie ma tu kredytu... Jeśli król Au-
gust będzie silniejszy od nieprzyjaciela, wówczas Stani-
sław Leszczyński przepadnie i nie znajdzie sobie nigdzie
miejsca" 12. Po to jednak, by August zwyciężył, należało
przerzucić część wojsk rosyjskich do Polski, a na to
12
Tamże, s. 27.
Piotr I nie chciał wyrazić zgody. Jego plany były inne.
Zamierzał zaktywizować swe działania w Inflantach.
W tym celu wyznaczał Sasom działania dywersyjne. Je-
szcze na początku 1704 r. nastawał, by August II dopro-
wadził wojsko do porządku i, nie szukając rozstrzygnięcia
w walnej bitwie, ograniczył się do nieustannego szarpa-
nia nieprzyjaciela. Wówczas Szwedzi nie mogliby skon-
centrować sił na froncie rosyjskim, co ułatwiłoby Piotro-
wi wykonanie zamierzonego zadania.
Plan ten wywołał obawy Patkula, który słusznie uwa-
żał, że zdobycie Inflant przez cara będzie oznaczać włą-
czenie ich do Rosji, czyli koniec marzeń o poszerzeniu
czy nawet tylko odzyskaniu przez szlachtę inflancką daw-
nych przywilejów. Patkul wzmógł swoją aktywność. Po-
wrócił na dwór Augusta II, nie tylko jednak nie zrywając
uprzednio nawiązanych kontaktów z Piotrem I, lecz na-
wet posłując do Berlina w jego imieniu. Jego zadanie
sprowadzało się do nakłonienia króla Prus Fryderyka I
do wystąpienia zbrojnego przeciw Szwecji. Ten przeja-
wiał daleko idącą ostrożność i był gotów wyrazić zgodę
jedynie w wypadku zapewnienia sobie z góry zwycięstwa.
Nikt oczywiście nie mógł mu dać takich gwarancji, ale
postawionym przez Fryderyka warunkiem minimum mia-
ło być wspólne i na jednym froncie skoncentrowane dzia-
łanie wojsk rosyjskich, saskich, polskich i — ewentu-
alnie — pruskich.
Sukcesy odniesione przez Rosjan na polu walki przy-
sporzyły im jednak nowego sojusznika. Jak wiemy, 13 (24)
sierpnia 1704 r. Rosjanie zdobyli Narwę, biorąc odwet
za porażkę poniesioną w tym samym miejscu przed czte-
rema laty. W ich ręce wpadło wiele broni, amunicji i pro-
chu: samych dział było 634, a karabinów, strzelb i musz-
kietów — 11 570 13 .
Mimowolnym świadkiem zwycięstwa był poseł Augu-
13
Kniga Marsowa ili woinskich dieł, wyd. 2, Sankt Pietierburg 1766, s. 44.
sta II, wojewoda chełmiński Tomasz Działyński. Tym
łatwiej przyszło mu więc wypełnić swoją misję. 19 (30)
sierpnia podpisał on w imieniu Rzeczypospolitej układ
sojuszniczy z Rosją, tak przez cara oczekiwany i uprag-
niony. Na jego podstawie obydwie strony zobowiązywały
się do prowadzenia wspólnych akcji przeciw Karolo-
wi XII, niezawierania odrębnego pokoju oraz wyrzeczenia
się jakichkolwiek indywidualnych kontaktów ze Szwe-
dami. Polska miała otrzymać z powrotem zagarnięte przez
Palija i Samusia miasta i twierdze ukraińskie oraz In-
flanty wywalczone przez Rosję. Prócz tego car posyłał
królowi 12 tys. żołnierzy oraz deklarował coroczną wy-
płatę 200 tys. rubli na utrzymanie 48-tysięcznej armii.
Układ doprowadził do koniecznego wówczas i ujętego
stosownym porozumieniem wprowadzenia na ziemie pol-
skie rosyjskich wojsk sojuszniczych, co jednak w prakty-
ce oznaczało, iż „wschodnia granica Rzeczypospolitej
przestała stanowić zaporę dla międzynarodowej polityki
rosyjskiej. Władza carska szła w ślad za carskim wojs-
kiem"
Zgodnie z zawartym układem znalazło się w Sokalu 11
pułków rosyjskiej armii regularnej i oddział kozacki. Do-
wodzili nimi książę Dymitr Golicyn i hetman „nakaźny"
(mianowany na czas wojny) Daniel Apostoł. Zwierzchni-
ctwo nad nimi August II powierzył Patkulowi. Ten bez
przerwy skarżył się na niski poziom wyszkolenia oficerów
i marne uzbrojenie podkomendnych, chwalił natomiast
przygotowanie i ducha bojowego żołnierzy. Nie był też
zadowolony z Kozaków; nazywał ich obraźliwie „dziczą
uzbrojoną w kije". Skargi były zresztą obustronne, wy-
buchowość Patkula nie przysporzyła mu bowiem popular-
ności.
Działania wojenne na terenie Polski rozgrywały się nie-
14
P. J a s i e n i c a , Rzeczpospolita Obojga Narodów, cz. 3.
Dzieje agonii, Warszawa 1972, s. 85.
mal dokładnie według życzeń carskich. August II unikał
walnego starcia, mijając się z oddziałami Karola XII.
Dlatego tez obydwaj mogli na swoim koncie zanotować
kilka spektakularnych sukcesów, nie mających jednak
poważniejszego znaczenia dla obrazu wojny. I tak: 4 wrze-
śnia 1704 r. odbito Warszawę z rąk szwedzkich; 6 wrze-
śnia Szwedzi zajęli Lwów; z kolei wprawdzie przez mie-
siąc Patkul bezskutecznie oblegał Poznań, ale za to do-
szczętnie złupił Leszno. Wreszcie zmienne losy zmusiły
Augusta do ucieczki z Warszawy do Krakowa. Większa
część posiłków rosyjskich wycofała się do Saksonii i tam
zapadła na zimowe leże.
Na przełomie maja i czerwca 1705 r. Piotr I przybył
do Połocka, gdzie skoncentrowano sześćdziesięciotysięcz-
ną armię. Pod koniec jego pobytu w mieście doszło do
incydentu, który miał tragiczne następstwa. Car, który
niejednokrotnie deklarował swe poparcie dla prawosła-
wia, obraził się na miejscowych księży unickich, Bazylia-
nów. Doszło do bójki z udziałem monarchy. Zabito w niej
czterech zakonników, a następnie, na rozkaz władcy po-
wieszono przeora, jakoby odpowiedzialnego za sprowoko-
wanie zajścia. Wieść o zajściach w Połocku rychło roze-
szła się po całej Rzeczypospolitej i wzburzyła umysły
wiernych, którzy poczytali to za jawne naruszenie nie-
tykalności świątyni. Monarcha nie przejął się tym zupeł-
nie. W dniu następnym, 1 (12) lipca, wyjechał do Wilna,
gdzie demonstracyjnie unikał kościołów katolickich i pu-
blicznie hołubił prawosławnych, którzy przychodzili do
niego ze skargami na swoich przeciwników.
Właśnie tutaj otrzymał wiadomość, że wysłany do Kur-
landii i nie pokonany dotychczas Szeremietiew poniósł po-
rażkę pod Hemauerthofem w starciu z oddziałami gene-
rała Adama Loewenhaupta. W związku z tym car pośpie-
szył feldmarszałkowi na pomoc, rozkazując mu: „iść jak
najszybciej i odciąć nieprzyjaciela od Rygi. Uczyniwszy
to, nie przystępować do bitwy, lecz powstrzymywać na
przeprawach" 15. Szeremietiew nie zdołał jednak wykonać
carskiego polecenia. Mimo to Piotr I zapisał na swym
koncie kolejny sukces zdobywając 2 (13) września stolicę
Kurlandii Mitawę (dzis. Jelgava). Feldmarszałka odpra-
wił na południe z zadaniem zdławienia buntu w Astra-
chaniu. Szeremietiew uporał się z nim po kilku miesią-
cach.
Na zimowe leże wojska rosyjskie zapadły w Grodnie.
Z końcem października doszło tutaj do spotkania Piotra I
z Augustem II, który przejął z rąk cara naczelne dowódz-
two, Piotr bowiem, po potwierdzeniu układu narewskiego,
odjechał w grudniu do Moskwy.
Nieco wcześniej w Warszawie arcybiskup lwowski Sta-
nisław Zieliński koronował Leszczyńskiego na króla Rze-
czypospolitej.
W Grodnie zapanował spokój i tylko oficerskie hulanki
przerywały senny nastrój wywołany wyjątkowo surową
zimą. Jednak Karol XII nie pozwolił zapomnieć o swo-
im istnieniu. W końcu 1705 r. wyruszył śpiesznym mar-
szem na Grodno. Gdy wiadomość o tym dotarła do cara,
opuścił Moskwę i mimo nękającej go choroby starał się
przed nieprzyjacielem dotrzeć do własnych wojsk. Naj-
wyraźniej nie ufał zdolnościom dowódczym Augusta. Jed-
nocześnie wysłał gońca do znajdującego się w Grodnie
Mienszykowa, nakazując mu wycofanie się z miasta. Oba-
wiał się okrążenia, które było całkiem prawdopodobne.
Pisał więc, że jeśli z korpusem Karola XII połączyłyby
się armie: idąca z Polski Karola Gustawa Rehnskolda oraz
z Inflant — Loewenhaupta, „zginiemy po prostu z braku
zaopatrzenia" 16.
List cara nie dotarł jeszcze do Mienszykowa, gdy 15
(26) stycznia 1706 r. pod Grodnem zjawili się Szwedzi.
Z miasta wyjechał zarówno król August, wziąwszy ze so-
bą dla ochrony cztery pułki dragonów, jak i Mienszykow
15 PB, t. 3, Sankt Pietierburg 1893, s. 403.
16 PB, t 4, wyp. 1, Sankt Pietierburg 1900, s. 16.
śpieszący na spotkanie z Piotrem I. W Grodnie pozostał
feldmarszałek Georg Ogilvy, odcięty przez oddziały
szwedzkie od źródeł zaopatrzenia i liczący na pomoc Sa-
sów obiecaną na odjezdnym przez Augusta II. Car nie
dowierzał tym obietnicom i zalecał Ogilvy'emu przede
wszystkim dbałość o zachowanie w całości powierzonej
mu armii. W tym celu uznał za stosowne wycofanie się
z miasta, chyba że nadeszliby jednak Sasi, a zapasy po-
żywienia dla ludzi i paszy dla koni wystarczyłyby na co
najmniej trzy miesiące.
Ambitny feldmarszałek wierzył w swoje umiejętności
i zaczął prowadzić własną politykę. Był najwyraźniej za-
dowolony z tego, że został sam, nie musi podlegać ani
Augustowi II, ani Mienszykowowi czy Szeremietiewowi
i wreszcie może dowodzić całkowicie samodzielnie. Nie
wykonał więc rozkazu monarchy uzasadniając swą opie-
szałość brakiem sprzyjającej pogody i stanem podległych
mu oddziałów oraz tym, że nie może pozostawić na łasce
losu śpieszących mu już rzekomo z pomocą wojsk saskich.
Car nie był tym zachwycony, lecz co mógł uczynić?
W dalszym ciągu nalegał na wykonanie przez Ogilvy'ego
poprzednio wydanych rozkazów; pisał do Augusta roz-
paczliwe listy o pomoc i wreszcie pchnął na Białoruś
kozackie oddziały Mazepy.
Wkrótce okazało się, że tylko Mazepa wykonał pole-
cenie.
August wymigiwał się od podjęcia bardziej zdecydo-
wanych kroków tłumacząc, że bez przyrzeczonych subsy-
diów nie zdoła zgromadzić odpowiednich posiłków. Gdyby
jednak nawet Piotr I przesłał królowi żądaną sumę, nie
zdałaby się już na nic, ponieważ w lutym 1706 r. dowo-
dzona przez generała Mateusza Schulenburga armia saska
została rozbita pod Fraustadtem przez mniej od niej licz-
ny korpus Rehnskólda.
Teraz sprawa wyprowadzenia wojska rosyjskiego z Gro-
dna nabrała ogromnego znaczenia. Praktycznie już tylko
ono stanowiło siłę mogącą skutecznie przeciwstawić się
nieprzyjacielowi. Ale Ogilvy był uparty. Nieustannie wy-
szukiwał różnego rodzaju kontrargumenty, byle tylko po-
stawić na swoim. Wreszcie rozsierdzony Piotr nie wy-
trzymał i napisał: „Jeśli tego nie uczynicie i będziecie
czekać aż do wzejścia traw, nie poczytam tego za dobrą
usługę, lecz za działanie nieprzyjacielskie" 17.
Wreszcie, już po wyjeździe zdenerwowanego cara do
Petersburga, 24 marca (4 kwietnia) Rosjanie opuścili Gro-
dno. Monarcha tak był uradowany otrzymaną wieścią,
że nakazał uczcić ją, jak wielkie zwycięstwo, trzykrotną
salwą artyleryjską.
Przedsięwzięty przez Szwedów pościg za oddziałami
Ogilvy'ego nie dał rezultatu. Armia szwedzka złupiła więc
i zniszczyła Nieśwież, a następnie, po krótkim odpoczyn-
ku na Wołyniu, ruszyła na Saksonię. Mimo protestów ce-
sarza Austrii Józefa I przeszła przez należący do niego
Śląsk i 11 września stanęła w elektoracie. August II po-
nowił swe prośby o pieniądze — z mizernym jednak sku-
tkiem. Mienszykow pożyczył mu kilka tysięcy rubli z pry-
watnej szkatuły.
Ani car, ani jego współpracownicy nie wiedzieli jed-
nak, że w tym samym czasie król poza ich plecami pro-
wadził rokowania pokojowe z Karolem XII. Co więcej,
24 września w Altransztadzie podpisany został traktat po-
kojowy, na mocy którego August II zrzekał się korony
polskiej, występował z wszelkich sojuszy antyszwedzkich
oraz wydawał Patkula i przebywających na terenie Sak-
sonii żołnierzy rosyjskich w ręce Szwedów. Zobowiązywał
się również do uwolnienia z więzienia Jakuba i Konstan-
tego Sobieskich.
Pokój zawarto, August zaś znalazł się w pułapce, którą
mimo woli zastawił na siebie. Bawił bowiem w obozie
Mienszykowa, który 29 października pod Kaliszem w cią-
17 Tamże, s. 146.
gu zaledwie trzygodzinnej bitwy pokonał oddziały szwedz-
kie współdziałające ze stronnikami Leszczyńskiego. Były
sprzedawca pierożków, a obecnie przyjaciel cara, donosił
z zadowoleniem swemu monarsze: „Informuję nie dla po-
chwały: taką była owa nie oglądana wcześniej batalia,
że z radością patrzyliśmy, jak obie strony walczyły re-
gularnie. Wspaniale było później oglądać całe pole za-
słane ciałami poległych" 18 . Piotr I uczcił tę wiadomość
na swój sposób: trzydniowym pijaństwem. Mimo sukcesu
sojusznika i, praktycznie, odzyskania całej Rzeczypospo-
litej August II nie zdecydował się na zerwanie porozu-
mienia ze Szwedami. Bardziej niż na Polsce zależało mu
na rodzinnej Saksonii, w której grasowała armia szwedz-
ka nie napotykając żadnego oporu.
Odczekał więc do chwili, gdy Mienszykow wraz z woj-
skiem odmaszerował do Żółkwi na zimowe kwatery i do-
piero wówczas przyznał się do wszystkiego pozostawione-
mu przy nim rezydentowi carskiemu, dodając, że aż do
końca wojny nie zerwie sojuszu z Rosją i jeśli tylko Szwe-
dzi wyjdą z Saksonii, natychmiast przyjdzie carowi na po-
moc wraz z 25-tysięcznym korpusem. Prosił tylko o za-
chowanie swej deklaracji w sekrecie i złożenie dla nie-
poznaki przez cara oficjalnego protestu przeciw narusze-
niu zobowiązań sojuszniczych 19.
Rzeczą najważniejszą dla Piotra I stały się teraz zabie-
gi o utrzymanie przymierza polsko-rosyjskiego. Mienszy-
kow proponował nawet wybór innego króla. Na szczęście
obydwaj hetmani koronni: wielki — Adam Mikołaj Sie-
niawski, i polny — Stanisław Rzewuski, szybko zdeklaro-
wali się po stronie Rosji i podążyli do Żółkwi, gdzie
8 stycznia 1707 r. stanął również sam car. Nb. car 1500
kilometrów dzielące Narwę — ówczesne miejsce jego po-
18
Tamże, s. 438.
19
S o ł o w i e w, op. cit., kn. 8, t. 15, s. 149; por. także:
A. K a m i ń s ki, Konfederacja sandomierska wobec Rosji w okre-
sie poaltransztadzkim. 1706—1709, Wrocław — Warszawa —
Kraków 1969, s. 19.
bytu, od Żółkwi przebył w ciągu zaledwie dziewięciu
dni 2 0 .
W tym niewielkim miasteczku znaleźli się wszyscy je-
go najbliżsi współpracownicy, a więc — prócz przybyłego
wcześniej Mienszykowa — również Szeremietiew, Gawry-
ło Gołowkin, Piotr Szafirów, Grzegorz i Wasyl Dołgoru-
kowie oraz Borys Kurakin. 20 grudnia 1706 r. hetman Sie-
niawski ogłosił uniwersał, który nie tylko utrzymywał
w mocy postanowienia traktatu narewskiego, ale również
dokładnie określał wzajemne zobowiązania obydwu stron.
Dwa dni później ukazał się uniwersał prymasa Polski Sta-
nisława Szembeka (Radziejowski zmarł w 1705 r.), zwo-
łujący senatorów i szlachtę na Walną Radę do Lwowa na
7 lutego. Własne uniwersały do „stanów Rzeczypospoli-
tej" wydała również strona rosyjska: w grudniu — Sze-
remietiew, Mienszykow, Gołowkin i Grzegorz Dołgoruki,
a w połowie stycznia 1707 r. — Piotr I. Nawoływano
w nich do wspólnych działań przeciw nieprzyjacielowi
i gwarantowano zachowanie granic państwa polskiego 21 .
Mimo zbieżnych deklaracji obydwu stron rozmowy mię-
dzy nimi były trudne, pełne raf i mielizn. Chodziło
w nich m. in. o powstrzymywanie wojsk rosyjskich przed
grabieżami i konfiskowaniem prowiantu, o przywróce-
nie Polsce Prawobrzeżnej Ukrainy, o wypłatę obiecanych
przez cara subsydiów na wojsko itd. Przywódcy konfe-
deracji sandomierskiej obawiali się zawarcia przez cara
takiego odrębnego pokoju ze Szwecją, który nie uwzględ-
niałby polskich interesów.
Należy dodać, że w tym czasie Rosjanie coraz poważ-
niej zastanawiali się nad możliwością utrzymania Prawo-
brzeża w swoich rękach i wprawdzie na usilne żądanie
Rzeczypospolitej usunęli z Białej Cerkwi oddziały kozac-
20
K a m i ń s k i , op. cit., s. 29.
21
G. Ju. G i e r b i l s k i , Russko-polskij sojuz i żolkowskij
stratiegiczeskij plan (w:) Poltawa. K 250-letiju poltawskogo sra-
żenija. Sbornik statiej (dalej: Poltawa), Moskwa 1959, s. 65.
kie, ale obsadzili ją własną załogą. Niemniej jednak car
nadal nie szczędził różnego rodzaju obietnic dających na-
dzieje na rozwikłanie wszystkich spraw spornych po pol-
skiej myśli.
Posiedzenia Walnej Rady we Lwowie rozpoczęły się
zgodnie z zapowiedzią, to jest 7 lutego 1707 r. Stanowiła
ona wprawdzie prostą kontynuację konfederacji general-
nej sandomierskiej, jednakże stanęła przed koniecznością
ustosunkowania się do nader delikatnej materii. Sando-
mierzanie opowiedzieli się w 1704 r. po stronie Augu-
sta II, teraz ten abdykował i chociaż wiadomo było, że
zmiana sytuacji wojennej spowoduje jego powrót do Pol-
ski, czyn króla stawiał jego zwolenników w dwuznacznym
położeniu. Wreszcie znaleziono wyjście najprostsze: nie
uznano aktu abdykacji, o stosunku do Sasa nie mówiono
nic, natomiast wiele o współdziałaniu polsko-rosyjskim.
Po długich deliberacjach ułożono instrukcję dla posłów,
którzy 26 lutego przybyli do Żółkwi. Do Lwowa wrócili
już 5 marca, przywożąc kolejną obietnicę zwrotu Ukrainy
Prawobrzeżnej i zapłaty 50 tys. rubli na wojsko oraz żą-
danie dostarczenia armii rosyjskiej prowiantu w czasie
letnich miesięcy. Wywołało to opór części Rady, rozbity
obfitymi łapówkami rozdzielonymi przez Wasyla Dołgo-
rukiego. Ostateczne porozumienie osiągnięto dopiero
30 marca. Wywołało ono później zgryźliwą uwagę histo-
ryka Józefa Feldmana, że „jedynym rezultatem blisko
sześciotygodniowych obrad była ... reasumpcja uchwały
o konfederacji" 22.
Rada podjęła jednak również inne decyzje. Informował
o nich poseł angielski w Rosji Charles Whitworth. Cho-
dziło o oczywiste nieuznanie wyboru Stanisława Leszczyń-
skiego oraz znalezienie nowego kandydata do korony. „Se-
natorzy zebrali się w większej liczbie, niż bywało to za
króla Augusta, i jednomyślnie wypowiadają się za nowy-
22
J. Fe l d m a n, Polska w dobie wielkiej wojny północnej,
Kraków 1925, s. 219.
mi wyborami. Żądają jednak, by car przedstawił swojego
kandydata, gdyż nie mogą dojść do porozumienia co do
kogoś z własnego kręgu. Prawda sprowadza się do tego,
że obecnie nikt nie decyduje się na przyjęcie nieszczęsnej
korony, której odmówili, jak powiadają, już i polscy kró-
lewicze, i hetman koronny" — raportował Whitworth do
Londynu 23.
Zainteresowanie Anglików rozwojem wydarzeń w Pol-
sce nie było przypadkowe. W grę zaczęła bowiem wcho-
dzić wielka polityka europejska. Cesarstwo niemieckie, po
naruszeniu jego granic przez Karola XII, obawiało się
porozumienia Szwecji z wrogą Habsburgom Francją
i szwedzkiego ataku na Śląsk. Anglia usiłowała nie dopu-
ścić do ewentualnej mediacji francuskiej między Rosją
a Szwecją. Wszystko to z kolei było związane z toczącą
się nadal wojną o sukcesję hiszpańską między koalicją
państw europejskich a Francją. Sytuacja była rzeczywiś-
cie skomplikowana, każde bowiem wzmocnienie którejkol-
wiek ze stron walczących w wojnie północnej zagrażało
interesom koalicji, a zwłaszcza cesarstwa. To ostatnie by-
ło ponadto zainteresowane w oddaleniu wojsk szwedz-
kich od własnych granic, a więc w skierowaniu się Pio-
tra I do Saksonii. W tym momencie sprawa kandydatury
do tronu polskiego nie była bez znaczenia dla tej kwe-
stii. Wśród możliwych pretendentów znajdowały się bo-
wiem postacie mocno interesujące stolice Europy: prócz
Jakuba Sobieskiego również książę Franciszek Conti,
a także Eugeniusz Sabaudzki i Franciszek Rakoczy. Dość
głośno mówiło się też o dwóch hetmanach wielkich: ko-
ronnym — Adamie Mikołaju Sieniawskim, i litewskim —
Michale Wiśniowieckim.
Austria wypowiedziała się stanowczo przeciw tym spo-
śród kandydatów, którzy mogliby wpłynąć niekorzystnie
na stosunki, jakie istniały między cesarstwem a pań-
23
Sbornik Impieratorskogo Russkogo Istoriczeskogo Obszczest-
wa (dalei: SIRIO), t. 39, s. 384, 388.
stwem szwedzkim. Z tego względu odmówił Jokub So-
bieski, odmówili również jego bracia, nie pchał się do tro-
nu Sieniawski, prosił o odłożenie terminu elekcji Euge-
niusz Sabaudzki. Kandydatura Wiśniowieckiego przesta-
ła być wkrótce brana w rachubę, gdyż ten nie krył się
ze swymi sympatiami dla Leszczyńskiego. Dyplomacja ro-
syjska miała jeszcze w zanadrzu kandydaturę Rakoczego,
która wszakże mogła wypłynąć jedynie w wypadku za-
warcia pokoju ze Szwecją za pośrednictwem i przy współ-
udziale Francji. Jednak, gdy okazało się, że Rakoczy za-
biega w ten sposób o poparcie Rosji dla kierowanego przez
siebie powstania przeciw Austrii, car odstąpił od tej kan-
dydatury.
Wprawdzie kilka z wymienionych osób było już bardzo
blisko korony Rzeczypospolitej, ostatecznie jednak zade-
cydowało stanowisko polskiej opinii. Sandomierzanie
uznali, że lepiej będzie, gdy Piotr I wykona warunki
traktatu narewskiego, niżby nalegał na „obranie złego
i nowego króla, który albo sam, albo li też gdyby onego
wszyscy odstąpili, osobliwie jeżeli nie mając serca będą
przymuszeni do obrania poniewolnego" 24. Zwracano także
uwagę na koszty, jakie trzeba byłoby ponieść w związku
z elekcją, a które można by zużytkować bardziej celowo.
Bez złośliwości można tylko przypomnieć, iż zaledwie
w ciągu trzech miesięcy, od lutego do kwietnia 1707 r.,
Wasyl Dołgoruki wypłacił dziesięciu wybitnym politykom
polskim 16 600 rubli 2 5 .
Gorączkowe zabiegi dyplomacji rosyjskiej nie były,
rzecz jasna, wywołane chęcią uszczęśliwienia Polaków no-
wym monarchą. Przyczyna leżała gdzie indziej. Rosja
znajdowała się praktycznie w osamotnieniu. Sandomie-
rzanie byli wprawdzie ważnym sojusznikiem, lecz niewie-
le mogli wspomóc cara pod względem militarnym,
a w każdym razie nie w stopniu, którego od nich ocze-
24
Cyt. za: K a m i ń s k i , op. cit., s. 91.
25
Tamże, s. 93.
kiwano. Byli sojusznikiem dość kosztownym i kłopotli-
wym przez swoje ustawiczne żądanie zwrotu Kresów.
Piotr I szukał więc możliwych mediatorów. Francja wy-
dawała się najlepiej przygotowana do tej roli, ale przy-
jęcie przez nią pośrednictwa oznaczało konieczność roze-
rwania związków Rosji z cesarstwem, z którym Paryż
znajdował się w stanie wojny. Spróbowano więc zaskar-
bić sobie przychylność strony przeciwnej. Jeszcze w
styczniu 1706 r. zaproponowano Holandii mediację za
cenę trzydziestotysięcznego korpusu ekspedycyjnego
skierowanego przeciw Francji. Odpowiedź jednak nie
nadeszła. Pod koniec 1706 r. do Anglii wysłano
Andrzeja Matwiejewa z podobną misją i z propozycją
podobnego wynagrodzenia. Rosja obiecywała wysłać
swoich żołnierzy tam, „gdzie zajdzie potrzeba", nawet na
Węgry przeciw powstańcom Rakoczego, zobowiązując się
poza tym do dostaw budulca na flotę. Ostrzegała przed
nadmiernym wzmocnieniem się Szwedów na Bałtyku i
wskazywała na możliwe korzyści płynące z rozwoju
angielsko-rosyjskiego handlu morskiego. Piotr I
stawiał mediatorom tylko jeden warunek, a
mianowicie pozostawienie w granicach Rosji od-
zyskanej Ingrii wraz z powstającym umiłowanym Pe-
tersburgiem.
Królowa Anna konsultowała się z Holandią i nawet
obiecywała Matwiejewowi zawarcie przymierza. Konkret-
nych rezultatów jednak nie było w dalszym ciągu. Ksią-
żę John Marlborough dopytywał się tylko, czy za po-
średnictwo i wywieranie wpływu na ewentualną decyzję
przychylną carowi nie mógłby liczyć na jakieś... księstwo
rosyjskie. O dziwo! Piotr I nie tylko nie wyraził zdumie-
nia wobec dość bezczelnej propozycji, ale zaproponował
trzy tytuły do wyboru: kijowski, włodzimierski lub sy-
beryjski, a prócz tego znaczne sumy pieniężne, rubin, „ja-
kiego nie znajdzie się w Europie lub bardzo mało jest
tej wielkości", oraz Order Sw. Andrzeja. Nb. również
Francji proponowano przysłanie na pomoc rosyjskiego
korpusu ekspedycyjnego. Przeprowadzony przez dyploma-
cję francuską sondaż w tej sprawie przyniósł wynik ne-
gatywny: Karol XII żądał stanowczo zwrotu wszystkich
ziem zdobytych przez Rosję, łącznie z nowo budowanym
Petersburgiem. Dwór pruski także odrzucił propozycje
rosyjskie, mimo że wielu politykom obiecano bardzo wy-
sokie gratyfikacje za udzieloną pomoc.
Jak widać, za pokój i niewielkie korzyści terytorialne
Piotr I był wówczas gotów zapłacić sporą cenę.
Pozostawała jeszcze stara sojuszniczka — Dania, która
tak nieszczęśliwie rozpoczęła wojnę w 1700 r. Za ponow-
ne włączenie się do wojny obiecano jej Dorpat i Narwę.
Kłopoty sprawiała Turcja, która z najżywszym zaintere-
sowaniem śledziła rozwój wydarzeń i gotowa była w każ-
dej stosownej chwili wystąpić przeciw Rosji. Dlatego też
poseł rosyjski w Konstantynopolu Piotr Tołstoj starał
się, zresztą bezskutecznie, skierować Portę przeciw cesar-
stwu, potajemnie i przez francuskich pośredników infor-
mując władze tureckie, że Rosja nie tylko nie będzie mia-
ła nic przeciw temu i zachowa pełną neutralność, ale na-
wet udzieli pomocy w dywersyjnych działaniach powstań-
ców węgierskich przeciw Austrii. Misja Tołstoja była nad-
zwyczaj trudna, bez przerwy spotykał się bowiem z kontr-
akcjami dyplomacji francuskiej oraz wysłanników Lesz-
czyńskiego, którzy starali się nakłonić Turcję przynaj-
mniej do wyrażenia zgody na antyrosyjską akcję Tatarów
krymskich.
Tymczasem Piotr I przygotowywał się do nowej kam-
panii. Po całej Rosji szukano rekrutów, odlewano działa,
w stoczniach budowano okręty, które mogły się przydać
w razie przeniesienia się walk na Morze Bałtyckie. Nie
próżnował również Karol XII. Jego armia odpoczęła i na-
brała sił na saskim wikcie. W połowie 1707 r. król szwedz-
ki dysponował 24,5 tys. konnicy i 20 tys. piechoty roz-
lokowanych w Saksonii. Loewenhaupt miał w Inflantach
16 tys. wojska, a prócz tego w Finlandii znajdowało się
14 tys. żołnierzy 26 . Młodemu monarsze przychodziły do
głowy coraz śmielsze plany. Sądził, że uda mu się zawrzeć
z Piotrem I pokój w „saskim" stylu, a nawet, że spo-
woduje zrzucenie cara z tronu i wprowadzi na jego miej-
sce... królewicza Jakuba Sobieskiego.
Car starał się przewidzieć wszystkie możliwości. W Żół-
kwi na licznych naradach rozpatrywano różne warianty
ewentualnych posunięć nieprzyjaciela, starając się znaleźć
godną na nie odpowiedź. Przede wszystkim należało roz-
strzygnąć kwestię zasadniczą: czy bezpieczniej zatrzymać
wojska przeciwnika w głębi Polski, czy bliżej granic ro-
syjskich, czy może wreszcie na własnym terenie? Ba! Zu-
pełnie poważnie zastanawiano się nad możliwością powo-
łania chłopskiego pospolitego ruszenia uzbrojonego w kosy
i rohatyny, aby w ten sposób przeciwdziałać ewentualno-
ści swobodnego przemarszu wojsk szwedzkich przez tery-
torium rosyjskie w wypadku wdarcia się w jego granice.
W każdym razie plan, który powstał ostatecznie w kwiet-
niu 1707 r., nie miał charakteru ofensywnego, lecz spro-
wadzał się do aktywnych akcji obronnych. Na jego kształ-
cie zaciążyło osamotnienie Rosji w walce z Karolem XII.
We wszystkich naradach Piotr I uczestniczył osobiście.
Z tego też względu jemu głównie należy przypisać za-
sługę opracowania systemu operacji przewidzianych na
1707 r.
W Dzienniku car zanotował m. in.: „W Żółkwi odbyła
się Rada Generalna: czy walczyć z nieprzyjacielem w Pol-
sce, czy przy swoich granicach... Postanowiono, aby nie
walczyć w Polsce, gdyż jeśli doszłoby do jakiegoś nie-
szczęścia, trudno by dokonać rejterady. Dlatego zdecy-
dowano walczyć przy swoich granicach, jeśli tego potrze-
ba będzie wymagać; w Polsce zaś r.ękać nieprzyjaciela na
przeprawach, szarpaniną, utrudnirniem dostaw prowiantu
i furażu. Zgodzili się z tym również senatorowie polscy" 27.
26
S o ł o w i e w , op. cit.y kn. 8, t. 15, s. 171.
27 Zurnał, cz. 1, s. 144.
Przegrana bitwa mogłaby rzeczywiście doprowadzić do
fatalnych konsekwencji. Wycofywanie wojsk przez Polskę,
rozdzieloną na dwa obozy, oznaczało konieczność klu-
czenia między nimi i unikania walki w sytuacji, w której
morale pokonanej armii obniżyłoby się w znacznym stop-
niu i groziłoby całkowitym rozbiciem oddziałów rosyjs-
kich. Kto wie zresztą, czy wówczas sandomierzanie ze-
chcieliby nadal podtrzymywać związki sojusznicze z Pio-
trem I?
Świadomość tego musiała zapewne nękać cara, skoro
dwa lata później, 3 (14) lutego 1709 r., tłumaczył w uni-
wersale skierowanym „do ludu ukraińskiego": „...należy
pamiętać, że obecnie wojska najsilniejsze i najlepiej wy-
szkolone oraz najsławniejsi generałowie, prócz zuchwa-
łych pyszałków, bez wyraźnej potrzeby lub zamierzonego
fortelu nigdy nie dążą do walnej bitwy, lecz swe akcje
militarne prowadzą rozumnie, nękając nieprzyjaciela mar-
szami i mniejszymi oddziałami, gdyż trudno złożyć na
jedną bitwę walną szczęście i pomyślność całego państwa;
ale z pomocą Najwyższego my również bitwy takiej nie
wyrzekniemy się, upatrzywszy odpowiedni czas i miejs-
ce" 28.
Przygotowywano się do obrony Ukrainy. Umacniano
przeprawy na Dnieprze; fortyfikowano Kijów, głównie re-
jon monasteru Peczerskiego, gdyż rozległość miasta nie
pozwalała na otoczenie go całego wałami i murami; zwięk-
szono liczbę żołnierzy w garnizonie kijowskim do 2000;
Kijów, Nieżyn, Czernihów i Perejasław podporządkowano
jednolitemu dowództwu, wydzielając je z gestii Prikazu
Małorosyjskiego; podciągano ku granicy oddziały odwo-
dowe; gromadzono w magazynach znaczne zapasy pro-
wiantu dla armii i furażu dla koni. Armia polska dowo-
dzona przez hetmana Sieniawskiego miała nie dopuścić
do połączenia się głównych sił szwedzkich z oddziałami
28
PB, t. 9, wyp. 1, Moskwa — Leningrad 1950, s. 63.
Leszczyńskiego i generała Ernesta Krassaua, a hetman
Ogiński winien był prowadzić działania pomocnicze, za-
grażając północnemu skrzydłu wojsk Karola XII.
Gdy na początku drugiej połowy 1707 r. Szwedzi ru-
szyli z Saksonii i zaczęli się niebezpiecznie przybliżać do
granicy rosyjskiej, Mienszykow z kawalerią przeszedł na
Litwę, a piechota dowodzona przez Szeremietiewa rozło-
żyła się obozem w Mińsku. Tymczasem ku ogólnemu zdzi-
wieniu Karol XII zatrzymał się na lewym brzegu Wisły
i ani myślał o kontynuowaniu marszu na wschód. Naj-
gorzej wyszły na tym centralne regiony Rzeczypospolitej,
bezlitośnie nękane i rabowane przez maruderów szwedz-
kich, którym dzielnie sekundowała armia regularna. Do-
piero na przełomie 1707 i 1708 r. ruszono dalej, kierując
się na Litwę. Szwedów czekała jednak nieprzyjemna nie-
spodzianka. Była nią partyzantka chłopska. Zwłaszcza
Kurpie dawali się im mocno we znaki, wykorzystując do-
skonałą znajomość terenu. Niejeden oddziałek szwedzki
zaginął bez wieści, wybity doszczętnie przez rozwścieczo-
nych mieszkańców puszcz i borów, dzielnie stających
w obronie ojcowizny. Nie zdołały temu zapobiec ani suro-
we represje, ani akcje pacyfikacyjne, w wyniku których
ginęły nawet kobiety i małe dzieci. Nb. niewiele brakowa-
ło, by zginął sam Karol XII, który wpadł w zasadzkę.
Marsz Szwedów opóźniała poza tym kolejna surowa zima.
Padały konie, zamarzali ludzie, a szlak pochodu znaczy-
ły porzucone łupy i zbędna, zdaniem dowództwa, część
taborów.
30
PB, t. 8, wyp. 1, Moskwa — Leningrad 1948, s. 37—38.
Roosa. Dwugodzinny bój wygrali Rosjanie, zostawiając na
polu około 3000 zabitych i rannych nieprzyjaciół oraz 1500
własnych żołnierzy. Wprawdzie wkrótce przybył na po-
moc sam Karol XII, ale nie znalazł już przeciwnika. Woj-
sko rosyjskie w porządku wycofało się z pola bitwy.
Car wraz z głównymi siłami przegradzał drogę do Smo-
leńska. Szwedzi nie mogli zdecydować się na przebicie
się przez nie atakiem frontalnym. Zbyt wiele ponieśli
strat i zbyt byli wyczerpani. Pozostawały im tylko dwie
drogi: wycofanie się na zachód lub skierowanie na połud-
nie, na Ukrainę. Znacznie bezpieczniejsza była pierwsza
z nich, ale Karol XII nie zamierzał zrezygnować z wcześ-
niej założonych planów. Idea zakończenia wojny w sposób
„saski" zagnieździła się na dobre w jego głowie. Nie do-
puszczał do siebie myśli, że to, co udało się z Augustem II,
może nie udać się w starciu z Piotrem I. Bliska Ukraina,
jak mówiono — mlekiem i miodem płynąca, wabiła mo-
żliwością znalezienia schronienia i zregenerowania sił żoł-
nierzy. Król miał poza tym nadzieję, że hetman ukraiński
Mazepa wywiąże się ze swych uprzednich obietnic, opuści
cara i przejdzie na szwedzką stronę (por. rozdział następ-
ny). Liczył na Kozaków i na ewentualne bezpośrednie
wsparcie ze strony Chanatu Krymskiego. Sądził, iż wspól-
nie z nowo pozyskanymi sojusznikami zada carowi osta-
teczny, śmiertelny cios.
14 (25) września 1708 r. Karol XII skierował się na
Ukrainę. Była to decyzja o tragicznych konsekwencjach
dla Szwedów. Generałowie doradzali królowi, by, nim
ruszy na południe, ułatwił Loewenhauptowi połączenie
się z głównymi siłami szwedzkimi i w tym celu zawrócił
do Mohylewa. Rady te pozostały jednak bez najmniej-
szego odzewu.
Decyzja Karola XII stawiała Loewenhaupta w fatalnej
sytuacji. Od głównych sił dzieliły go dwie trudne do sfor-
sowania rzeki: Dniepr i Soż, a co najważniejsze — usy-
tuowana między nimi armia rosyjska. Tymczasem 15 (26)
września, po otrzymaniu przez Piotra I wiadomości o kie-
runku marszu wojsk królewskich, zwołana pośpiesznie
rada wojenna postanowiła wysłać przeciw Loewenhaupto-
wi dwunastotysięczny korpus kawaleryjski dowodzony
osobiście przez cara, a za wycofującą się na Ukrainę ar-
mią szwedzką ruszyć resztą sił pod dowództwem Szere-
mietiewa. W rejonie Smoleńska znajdowała się poza tym
dywizja odwodowa generała Mikołaja Werdena. Piotr są-
dził, że korpus Loewenhaupta nie liczy więcej niż 8000
żołnierzy. Pomyłka była poważna, bowiem w rzeczywi-
stości Loewenhaupt dowodził szesnastoma tysiącami. Wy-
trawny dowódca szwedzki zdawał sobie doskonale sprawę
ze swojego położenia i postanowił wyprowadzić przeciw-
nika w pole. Przeprawił się więc przez Dniepr w rejonie
Szkłowa i przez kilka dni zbierał rozproszone jednostki.
Jednocześnie rozpowszechniał wieści, że do przeprawy na
lewy brzeg rzeki jeszcze nie doszło. W związku z tym
Piotr I postanowił zatrzymać nieprzyjaciela na prawym
brzegu i nawet zaczął przerzucać nań swoje oddziały. Gdy
jednak właśnie wówczas zdobył informację diametralnie
różną od poprzedniej, szybko naprawił pomyłkę i natych-
miast zmienił kierunek marszu. Po dwóch dniach, 24 wrze-
śnia (5 października), oddziały Pfluga i Mienszykowa zna-
lazły się w bojowym kontakcie z przeciwnikiem.
Piotrowi I nadarzała się wyjątkowa okazja do całko-
witego zniszczenia nieprzyjacielskiego korpusu pozbawio-
nego łączności z główną armią. Rychło przekonał się, że
siły Loewenhaupta znacznie przewyższają liczebnością je-
go własne. Polecił przeto Werdenowi oraz generałowi Ru-
dolfowi Bauerowi (znajdującemu się wówczas w pościgu
za Karolem XII), by natychmiast przyłączyli się do niego.
Do walki zamierzał przystąpić nie mieszkając, w chwili
rozpoczęcia forsowania Soży przez nieprzyjaciela.
28 września (9 października) obydwie armie stoczyły bój
Pod Leśną, niewielką wioską, która odtąd miała przejść
do historii. Loewenhaupt starał się za wszelką cenę utrzy-
mać w swym ręku drogę na Propojsk, na południe. Piotr I
rozdzielił swe siły na dwie części. Na lewym skrzydle znaj-
dowały się: Ingermanlandzki pułk piechoty posadzonej na
konie, sześć pułków dragonów i lejb-regiment Mienszy-
kowa; na prawym — trzy pułki dragonów, dwa pułki
gwardyjskie i batalion pułku Astrachańskiego. Liczebność
obydwu zgrupowań wynosiła 5000—6000 żołnierzy. W od-
wodzie car pozostawił 1000 dragonów dowodzonych przez
pułkownika Kempla.
Pierwsza faza bitwy trwała trzy godziny, po czym na-
stąpiła dwugodzinna przerwa. Rosjanom udało się sfor-
sować wysunięte pozycje szwedzkie i podejść do głównej
linii obrony. Car dał rozkaz ponownego rozpoczęcia wal-
ki, gdy nadeszła mu z pomocą oczekiwana kawaleria
Bauera. Po dwóch godzinach bitwy, prowadzonej ze zmien-
nym szczęściem i przy stale pogarszającej się pogodzie,
wojska zapadły na zajmowanych dotychczas pozycjach.
W dniu następnym, nad ranem, na placu boju miała po-
jawić się dywizja Werdena. Loewenhaupt prawidłowo oce-
nił niebezpiecznie dlań rozwijającą się sytuację, nie cze-
kał na ostateczną klęskę i uszedł pod osłoną nocy do Pro-
pojska, a następnie przeprawił się przez Soż w rejonie
wsi Glinka. Ścigający go Pflug dopadł jeszcze szwedzkiego
oddziału osłonowego i rozbił go doszczętnie.
Piotr donosił z radością: „...Pobiliśmy nieprzyjaciela
na głowę tak, że z 8000 trupów zostało na miejscu (prócz
tych, którzy po lasach z ran pomarli lub zostali wybici
przez Kałmuków). Cały obóz, a w nim 2000 wozów, 16
dział, 42 sztandary oraz pole bitwy nam się dostało...
Generał Pflug dopadł w Propojsku uciekającego nieprzy-
jaciela, przeszło 500 na miejscu położył, wziął do niewoli
45 oficerów i 700 żołnierzy. I teraz jeszcze wielu bez
przerwy do naszego obozu przyprowadzają i sami przycho-
dzą z lasów. Również w tamtym obozie zagarnęliśmy
3000 wozów. Reszta Szwedów uciekła w dół wzdłuż Soży
i po sześciu milach przebyła rzekę wpław, za którymi
pognali Kałmucy i bardzo wielu pobili" 31. Straty rosyj-
skie wyniosły 1111 zabitych oraz 2856 rannych 3 2 .
Stwierdzono później w Dzienniku Piotra Wielkiego: „To
nasze zwycięstwo można nazwać pierwszym, gdyż wcześ-
niej nad wojskiem regularnym nigdy takiego nie bywa-
ło, a do tego jeszcze w sytuacji, w której mieliśmy mniej
żołnierzy niż nieprzyjaciel. I po prawdzie stało się ono
przyczyną wszystkich kolejnych sukcesów Rosji, ponie-
waż była to pierwsza próba żołnierska, która ludziom du-
cha dodała. To matka batalii połtawskiej, zarówno jeśli
chodzi o zmężnienie ludzi, jak i o czas, gdyż wydarzyła
się ona o dziewięć miesięcy wcześniej..." 33
Porównanie z pewnością niezbyt wyszukane, ale szczere
i prawdziwe.
Dodać poza tym należy, iż nawet strata 8000 ludzi nie
była dla Szwedów tak dotkliwa, jak zagarnięcie przez
Rosjan transportowanych przez Loewenhaupta wielkich
zapasów żywności i amunicji, nie mówiąc już o tym, iż
przekonali się oni o czekających trudach i niebezpieczeń-
stwach, na własnej skórze odczuwając skutki coraz wyż-
szych umiejętności dowódców rosyjskich.
Nie był to jedyny sukces odniesiony przez wojska car-
skie w kampanii 1708 r. W tym samym mniej więcej
czasie, gdy toczyły się boje na Białorusi, na północy wal-
czono o Petersburg, na który uderzył czternastotysięczny
korpus generała Georga Lybeckera. Współdziałała z nim
eskadra okrętów dowodzona przez admirała Anckersterna.
Wysiłki Szwedów nie przyniosły zamierzonych rezultatów
ze względu na zaciekłą obronę Rosjan. Lybecker musiał
ewakuować się na okrętach. Zdążył go jeszcze dopaść
Apraksin i zadać spore straty, zabijając 900 i raniąc 200
żołnierzy.
31
PB, t. 8, wyp. 1, s. 169 i nast.
32
Por. także opis bitwy w: Kniga Marsowa ili woinskich dieł,
wyd. 2, s. 61—66.
33 Żurnał, cz. 1, s. 168—173.
Zawiodły również nadzieje Karola XII na przybycie
wojsk Stanisława Leszczyńskiego posiłkowanych przez
korpus szwedzki generała Krassaua. Tutaj jednak sytua-
cja była bardziej złożona. Przemarsz tych oddziałów przez
wyniszczone ziemie Rzeczypospolitej spowodował znaczne
zmniejszenie popularności konfederacji sandomierskiej.
Po abdykacji Augusta II jedynym królem Rzeczypospoli-
tej był Stanisław Leszczyński. Poza tym car nie wywiązał
się z obietnicy zwrotu ziem ukraińskich, a obiecane sub-
sydia na wojsko nadchodziły z opóźnieniem i w ilości
mniejszej od przyrzeczonej. Coraz powszechniej i głośniej
domagano się więc w Polsce zawarcia pokoju ze Szweda-
mi. Rozpoczęły się pertraktacje między sandomierzanami
a wysłannikiem Leszczyńskiego Jean Louis Bonnakiem,
rezydentem francuskim przy królu Stanisławie.
Okazało się jednak, że August II zamierza powrócić na
tron polski, a w grudniu 1708 r. na ziemie Rzeczypospo-
litej wkroczyły trzy pułki dragonów rosyjskich gen. M.
Inflanta, stanowiące awangardę tzw. Korpusu Zadnie-
przańskiego generała Henryka Goltza. Nastrój hetmana
Sieniawskiego i marszałka konfederacji sandomierskiej
Stanisława Denhoffa wyraźnie się poprawił. Wkrótce po-
tem armia Sieniawskiego ruszyła na Wołyń i w pierwszych
dniach maja 1709 r. połączyła się z siłami Goltza.
Tymczasem, 9 (20) października 1708 r., oddziały Loe-
wenhaupta dotarły do Kostenicz, gdzie spotkały się z ar-
mią Karola XII. W dniu następnym Szwedzi ruszyli na
Starodub, ale nawet nie próbowali go szturmować i po-
ciągnęli dalej do Nowogrodu Siewierskiego. Tam jednak
okazało się, że silny garnizon rosyjski nie zamierza od-
dać miasta bez walki. Nie powiódł się także zamysł opa-
nowania magazynów prowiantowych w Baturynie. Mien-
szykow był szybszy od Karola XII. 2 (13) października
1708 r. zdobył i spustoszył miasto — rezydencję hetmana
ukraińskiego. Otwarte przejście Mazepy na stronę Szwe-
dów nie przyniosło im więc spodziewanych korzyści.
Rosjanie nie byli już tą samą armią, która w popłochu
poddawała się nieprzyjacielowi pod Narwą w 1700 r. Dys-
ponowali silną artylerią, kalibrowaną bronią palną wypo-
sażoną w bagnety, ułatwiającą atak i walkę wręcz.
Podkreślić należy również dużą zdolność wojsk
rosyjskich do wykonywania szybkich manewrów oraz
coraz szersze stosowanie przez nie zasady koncentracji sił
na głównym kierunku uderzenia. Z kolei słabą stroną
armii szwedzkiej było jej dowództwo, a zwłaszcza sam
Karol XII. Nie doceniał on ani sił, ani umiejętności
przeciwnika. Nie przywiązywał wagi do akcji
rozpoznawczych i z uporem pchał się w głąb Rosji,
przekonany o doskonałości własnych koncepcji i planów
strategicznych mimo widocznych i stale narastających
trudności. W pełni zasadne wydaje się więc stwierdzenie
jednego z radzieckich historyków wojskowości, że
„głównym sprawcą niepowodzenia wyprawy na Moskwę
przez Litwę i Białoruś był przede wszystkim sam Karol
XII" 34.
A rok wcześniej, 10 października 1707 r., Patkul zo-
stał stracony w wielkopolskim Kazimierzu na rozkaz króla
Szwecji. Tragiczny los ambitnego Inflantczyka nie po-
wstrzymał innego człowieka od podjęcia próby zrealizo-
wania własnych planów wbrew woli monarchów. Postacią
tą był Iwan Mazepa, szlachcic z Ukrainy i hetman Lewo-
brzeża.
34
L. G. B i e s k r o w n y j , Stratiegija i taktika russkoj armii
w poltawskij pieriod Siewiernoj wojny (w:) Poltawa, s. 42.
SPRAWA MAZEPY
3
Soł owiew, op. cit., kn. 7, t. 14, Moskwa 1962, 518.
które przeciągali, pozostawiając za sobą skargi i przekleń-
stwa. Taki był ich styl wojowania i trudno było w ciągu
zaledwie jednej czy dwóch kampanii przekształcić go
w ślepe podporządkowanie się dyscyplinie wojskowej.
Wieści o niepokoju na Ukrainie zatrwożyły również
Piotra I, który nakazał Mazepie, znajdującemu się wów-
czas koło Mohylewa na Białorusi, powrót do Baturyna —
stolicy hetmańskiej. Nie było to w smak ambitnemu het-
manowi, spodziewającemu się rozsławić swe imię w cza-
sie działań wojennych, jednak rozkaz posłusznie wykonał.
Tutaj znowu uwikłał się w kłopoty z Zaporożem. Dla
Zaporożców wojna ze Szwedami była sprawą cara i Ma-
zepy. Znacznie bliżej siedzieli Tatarzy i znajdowały się
szlaki handlowe, na których można było bez większego
ryzyka złupić bogate karawany kupieckie, co zresztą czy-
nili bezustannie. Nikt dotychczas nie mógł sobie z tym
poradzić, ale obecnie zatargi na południowych rubieżach
państwa rosyjskiego groziły uwikłaniem się w niebezpie-
czny konflikt z Turcją. Dlatego też, by nie mieszać się
osobiście w powstałe spory, Mazepa zwalał winę na in-
trygi chana krymskiego i Rzeczypospolitej.
Śledztwo nie przyniosło żadnego rezultatu. Przesłuchi-
wani twierdzili, że napady były dziełem całego wojska za-
poroskiego i że wszyscy Kozacy brali w nich udział,
zarówno doradzając, planując, jak i grabiąc. Dopiero
w 1702 r. Zaporożcy ugięli się przed groźbą bezpośredniej
interwencji wojsk rosyjskich. Nie tylko zmienili atama-
na koszowego, ale również wysłali list z przeprosinami
do cara. Większość zagrabionych towarów zatrzymali jed-
nak u siebie.
Mazepa stał się również doradcą cara w sporze z Rze-
cząpospolitą o ziemie ukraińskie, na których stacjonowały
wojska rosyjskie. Radził więc, żeby oddać Polsce Trech-
tymirów, Stajki i Trypole, lecz nie ruszać się z Czehrynia,
Kaniowa, Czerkas, Kryłowa i innych miast Prawobrzeża.
Mówjł, że z Polakami najeży postępować ostrożnie, albo-
wiem — jak piszą kronikarze — Polak jest niechętny Ru-
sinowi 4 . Nie przeszkadzało to jednak Augustowi II od-
znaczyć w 1703 r. Mazepę Orderem Orła Białego.
Sytuację skomplikowało dodatkowo powstanie pułkow-
nika Semena Palija na Ukrainie Prawobrzeżnej, w któ-
rym hetman słusznie upatrywał groźnego konkurenta do
buławy, a w każdym razie do utworzenia oddzielnej pro-
wincji z Prawobrzeża i uzyskania nad nią równorzędnej
władzy z Mazepą. W styczniu 1703 r. hetman wielki ko-
ronny Hieronim Lubomirski i hetman polny Adam Sie-
niawski zwrócili się do Mazepy z listem przekonującym
go o konieczności stłumienia powstania. Załączyli doń
wszechstronną, ich zdaniem, argumentację przemawiającą
za takim obrotem sprawy 5 . W tym samym czasie Piotr I
zakazał Mazepie udzielania jakiejkolwiek pomocy Palijo-
wi, a w październiku 1703 r. wezwał go do Moskwy, aby
zastanowić się wspólnie nad odebraniem powstańcom
twierdzy białocerkiewskiej 6.
Zakończyło się to ostatecznie wprowadzeniem do Bia-
łej Cerkwi oddziałów Mazepy. W lipcu 1704 r. hetman
wydał uniwersał skierowany do szlachty kijowskiej, zawie-
rający uspokajające stwierdzenia, iż przybył na Prawo-
brzeże w celu udzielenia pomocy przeciw Szwedom, nie
zaś dla „podawania okazji i otuchy jakiejkolwiek swawol-
nemu narodowi do sedycji i buntów przeciwko panom
i dzierżawcom i do wyłamywania się z należytego po-
słuszeństwa i poddaństwa" 7 .
Całkowicie rozwiązał ręce Mazepie polsko-rosyjski
układ przymierny zawarty pod Narwą. W jednym z jego
artykułów car zobowiązywał się do zmuszenia Palija do
4
Tamże, s. 639.
5
J. Perdenia, Stanowisko Rzeczypospolitej szlacheckiej
wobec sprawy Ukrainy na przełomie XVII—XVIII w., Wroc-
ław — Warszawa — Kraków 1963, s. 177.
6
PB, t. 2, s. 644, 646.
7
Archiw Jugo-Zapadnoj Rossii, cz. 3, t. 2, Kijew 1868, s. 632—
635.
zwrotu twierdz i ziem zabranych Polsce. 31 lipca 1704 r.
Palij został aresztowany przez Mazepę w obozie w Pawo-
łoczy, następnie odesłany do Baturyna i stamtąd do Mos-
kwy.
Mazepa triumfował. Kolejny przeciwnik został usunię-
ty z drogi, a zarazem udało mu się zupełnie legalnie prze-
nieść działania na Prawobrzeże. Białą Cerkiew uznał za
swoją rezydencję, przeniósł do niej insygnia hetmańskie
i część skarbca oraz, na wszelki wypadek, umocnił jej
obwarowania 8 .
Wprawdzie nie zajął całego Prawobrzeża, jednakże
w jego rękach znalazła się druga, po Kamieńcu Podolskim,
twierdza o ważnym znaczeniu strategicznym, dająca moż-
liwość kontrolowania sporej części Kijowszczyzny, a na-
wet Wołynia. W dalszym ciągu jednak wiele kłopotu spra-
wiali mu Zaporożcy, którzy nie mogli pogodzić się z ko-
niecznością podporządkowania dyscyplinie wojskowej. By-
liby szczęśliwi, gdyby nikt nie mieszał się do ich spraw,
gdyby mogli nadal wyprawiać się przeciw Tatarom i kup-
com greckim, grasować po pograniczu, nękając szlachtę
i Żydów po polskiej stronie Dniepru, obławiać się zrabo-
wanymi pieniędzmi, kosztownościami, odzieżą, dobytkiem,
bronią i amunicją czy wreszcie — latem — zajmować
się wydobywaniem soli i łowieniem ryb. Tymczasem nie
tylko zmuszano ich do uczestniczenia w kampaniach wo-
jennych, po których odbierano im zdobyte mienie, lecz
i próbowano objąć zwykłymi obowiązkami poddańczymi,
osadzić na roli oraz egzekwować pańszczyznę lub czynsz.
Nic też dziwnego, że generał Fiodor Gołowin od czasu do
czasu otrzymywał od Mazepy alarmujące listy ze stwier-
dzeniami, że „nie tak straszni ci Zaporożcy, gdyż niewie-
lu ich, i nie tak straszne kontakty z nimi chana krymskie-
go, jak to..., że niemal cała Ukraina oddycha duchem za-
poroskim, gdyż to zwyczajne, iż lud pospolity lubi swa-
8
P e r d e n i a , op. cit., s. 225.
wolę; każdy zaś, pod czyjąś władzą zostający, nie chciał-
by jej czuć nad sobą" 9 .
Bez opanowania Zaporoża trudno było jednak myśleć
0 rządach na całej Ukrainie, więc gdy ze względu na
możliwy sojusz Kozaków z chanatem Mazepa odrzucił
myśl o zniszczeniu Siczy, postanowił kupić sobie jej przy-
chylność. Niewiele jednak wychodziło z tych starań, gdyż
ataman koszowy Kost Gordiejenko nie chciał nawet sły-
szeć o złożeniu przysięgi na wierność carowi bez uzyska-
nia przywileju przyznającego mu ziemie położone nad
Dnieprem i Samarą. Hetman przemyśliwał nawet o wy-
słaniu na Sicz kogoś, kto by albo zabił Gordiejenkę, albo
też doprowadził do usunięcia go z urzędu. Przez chwilę
wydawało się, że wreszcie spełniły się jego życzenia,
gdyż w 1703 r. na miejsce Gordiejenki wybrano Giera-
sima Krysę, ale już po kilku miesiącach Gordiejenko
powrócił do władzy.
W styczniu 1705 r. Mazepa pisał do Goło wina: „Zapo-
rożcy mnie nie słuchają... Co mam począć z tymi psami?
Wszystko to pochodzi od psa koszowego, który jest tak
chytry, że zawsze najpierw zbiera u siebie atamanów,
w prywatnej rozmowie ich namówi, a później radę zwo-
łuje, w której, będąc napełnieni jego duchem, mówią
1 krzyczą, co im nakazał. Dla zemsty nad nim różnych
już szukałem sposobów, aby nie było go nie tylko w Si-
czy, ale i na świecie, lecz nie mogę znaleźć odpowied-
niego ze względu na wielką odległość i nie mam komu
zawierzyć" 10.
Kłopot sprawiał nie tylko Gordiejenko, lecz również
pułkownik połtawski Iwan Iskra, który podobno znosił
się z chanem krymskim i bejem perekopskim przeciw
carowi.
W tych latach, według słów Mazepy, „w całej Ukrai-
nie mał^rosyjskiej bardzo upadło serce do wielkiego go-
9
S o ł o w i e w, op. cit., kn. 8, t. 15, s. 122—123.
10
Tamże, s. 124.
s u d a r a "11 . Upadło też serce starzejącego się hetmana.
Od wielu lat związał on swój los z Piotrem I sądząc,
że uda mu się w ten sposób doprowadzić do połączenia
obydwu części Ukrainy pod swoją buławą. Był wierny
carowi, ale wiązała go z nim nie tyle złożona przysięga
na wierność, ile chęć panowania nad całą Ukrainą, którą
zamierzał zrealizować przy pomocy rosyjskiego monar-
chy. Ostatecznie przysięgał już w swym życiu nie tylko
Piotrowi I, lecz również Janowi Kazimierzowi, Doro-
szence i hetmanowi Samojłowiczowi. Sojusz z carem był
środkiem prowadzącym do celu, nie zaś celem.
Zwycięstwo Rosji w wojnie ze Szwecją i wzmocnienie
caratu nie było Mazepie na rękę. Groziło to całkowitym
podporządkowaniem Ukrainy Piotrowi I. Małorosja sta-
łaby się wówczas niewiele znaczącą graniczną prowincją
rosyjską, a wojsko kozackie musiałoby przekształcić się
w regularną armię, podzieloną na regimenty, jednolicie
umundurowaną i całkowicie zależną od rozkazów wy-
chodzących z Moskwy czy Petersburga.
Sukces Szwecji dawał większe nadzieje na realizację
planów hetmana, pod jednym wszakże warunkiem: Pol-
ska nie mogła otrzymać z powrotem Prawobrzeża. Ewen-
tualna zależność od Karola XII, władającego odległym
terytorium, miałaby raczej formalny, nie zaś rzeczywi-
sty charakter. Mazepa mógł się spodziewać, że za swoje
zasługi na rzecz Szwedów w czasie wojny zostanie so-
wicie opłacony. Miał zapewne nadzieję, że otrzyma wy-
nagrodzenie w postaci ziem położonych na prawym brze-
gu Dniepru. Wszystko zależało od samego hetmana,
a zwłaszcza od tego, czy uda mu się utrzymać tereny
zajęte w 1704 r. Mogły one w przyszłości stanowić silną
pozycję przetargową na zasadzie uznania stanu faktycz-
nego przez wszystkie strony walczące.
W tej sytuacji najważniejsze było utrzymywanie
w sposób oficjalny lub sekretnie dobrych stosunków za-
11
Tamże, s. 125.
równo z Piotrem I, jak i z Karolem XII, zarówno z Au-
gustem II, jak i ze Stanisławem Leszczyńskim, korono-
wanym na króla (a raczej „antykróla") Rzeczypospolitej
w 1704 r.
Cara nie musiał się obawiać. Gładki, przystojny i do
tego prawosławny Europejczyk, jakim był Mazepa, nie-
jednokrotnie zapewniający o swojej wierności i dający
dowody przywiązania do monarchy rosyjskiego, stanowił
w oczach Piotra I niemal ideał poddanego. Według planów
władcy taka miała być w przyszłości cała szlachta rosyj-
ska. Nic też dziwnego, że w wielu sporach i kłótniach,
w jakie wdawał się Mazepa, car niemal zawsze stawał
po jego stronie, albo też — co najmniej — starał się
nie wyciągać wobec niego żadnych poważniejszych kon-
sekwencji. A były to sprawy różnej wagi.
Kiedyś hetman zabrał krewnemu cara Lwu Naryszki-
nowi karliczkę urodzoną na Ukrainie i wysłał ją do
swojej rodzinnej miejscowości. Naryszkin protestował,
ale Mazepa nic sobie z tego nie robił twierdząc, że „gdy-
by karlica owa była sierotą bez bliskich, nie mającą tak
wielu krewnych, a przy tym poważnych i zasłużonych
Kozaków, wówczas bym dla przyjaźni Jego Miłości Bo-
jarzyna, ...chociaż byłbym w niezgodzie z mym sumie-
niem chrześcijańskim (gdyż nie jest to bez grzechu brać
kogoś w niewolę lub darować, jeśli to nie bisurmanka
czy niewolnica), kazałbym tę karlicę siłą do sani wrzu-
cić i na dwór Jego Miłości w Moskwie doprowadzić. Lecz
chociaż to karlica, nie zasługująca na uwagę ani przez
swój wzrost, ani sposób życia, jednak jest z dobrego
i zasłużonego rodu kozackiego, a jej ojciec został zabity
w służbie monarszej. Dlatego też trudno mi karlicy owej
gwałt i niewolę czynić, gdyż obarczyłbym się płaczli-
wym żalem jej krewnych i potępieniem ze strony obcych
ludzi wolnego narodu" 12.
Tym razem jednak cara nie przekonała argumentacja
12
Tamże, s. 211.
Mazepy. Trudno się dziwić, skoro sam w specjalnie wy-
danym dekrecie nakazywał skupowanie żywych „mon-
strów" ludzkich, a więc ludzi z fizycznymi anomaliami,
po to tylko, aby móc ich następnie pokazywać w Kunst-
kamerze. Hetman musiał zwrócić liliputkę Naryszkino-
wi, ale zarówno jego reakcja na niedolę nieszczęśliwej
Kozaczki, jak i późniejsze, wywodzące się z pobudek
humanitarnych uzasadnienie własnego czynu zasługują
na życzliwszą, niż dotychczas, uwagę.
Sporo zmartwień przyczyniała Mazepie również poli-
tyka Piotra I wobec Ukrainy i jej mieszkańców. Skargi
na postępowanie dowódców i żołnierzy rosyjskich nadcho-
dziły do niego ze wszystkich stron. Oddziały carskie sta-
cjonujące na Lewobrzeżu zachowywały się jak w podbi-
tym kraju, a ich wyżywienie spadało na barki miejsco-
wej ludności. Z Kozaków wyprawionych pod dowództwem
generałów carskich na ziemie polskie czy do Inflant
gwałtem usiłowano uczynić wojsko regularne (nb. z nie-
wielkim raczej skutkiem). Wolnych dotychczas od powin-
ności poddanych przymuszano do wykonywania uciążli-
wych prac fortyfikacyjnych. W tych sprawach mógł uczy-
nić niewiele, gdyż sam znajdował się między carskim mło-
tem a kozackim kowadłem.
Nie mógł sobie też poradzić ze zmiennymi nastrojami
panującymi w Rzeczypospolitej, w której, jak mówiło
współczesne porzekadło: „jeden do Sasa, drugi do Lasa".
Dla narodu polskiego nie do przyjęcia było zarówno uza-
leżnienie się od Piotra I, jak i od Karola XII. Soju-
sze, układy i sekretne rokowania miały tylko przejścio-
we znaczenie, a sprawa ziem ukraińskich burzyła wszyst-
kie plany.
Od 1704 r. korespondował z hetmanem Adamem Sie-
niawskim, nie tylko donosząc o swoich poczynaniach, ale
przede wszystkim zapewniając, że uchroni ludzi hetmana
przed powstańcami Samusia, „byleby tylko onym ludzie
Wielmożnego Mości Pana do jakowych rozterków i exor-
bitancyi nie dodawali powodów", a także informując, że
„dobra Wielmożnego Mości Pana wszystkie nietknięte
i w bezpieczeństwie zachowałem, ubezpieczając one zało-
gami i uniwersałami, które nadrabiając obchodzeniem
wszystkie na trakcie obmmąłem" 1 3 . Zapewnienia pona-
wiał kilkakrotnie, starając się zaskarbić sobie przyjaźń
Sieniawskiego, który — jak widać — miał w podtrzymy-
waniu korespondencji także swój prywatny interes.
Nie próżnowała i druga strona, związana z Leszczyń-
skim. W 1705 r. król przysłał do Mazepy szlachcica Fran-
ciszka Wolskiego z bliżej nie znanymi propozycjami so-
juszniczymi. Hetman Wolskiego przyjął i nawet przepro-
wadził z nim rozmowę w cztery oczy, lecz następnie we-
zwał pułkownika strzelców moskiewskich Annienkowa,
nakazał aresztować nieszczęsnego posła, przesłuchać pod-
dawszy torturom i później odesłać do Kijowa. Listy Sta-
nisława Leszczyńskiego wysłał carowi twierdząc, że w cza-
sie jego hetmaństwa była to już czwarta próba odciągnię-
cia go od Piotra I. Pierwszą umiejscawiał jeszcze w latach
panowania Jana III Sobieskiego.
Trudno dzisiaj powiedzieć z całą pewnością, czy Ma-
zepa w tym wypadku działał zgodnie z własnymi plana-
mi. Nie ulega wszakże wątpliwości, że nie mógł postąpić
inaczej. Wszystkie jego kroki były pilnie śledzone nie
tylko przez otaczającą go zawistną starszyznę kozacką,
ale i przez znajdujących się przy nim oficerów rosyjskich
oraz wojsko, które — jak wiemy — nie było zaintereso-
wane ani w kontaktach z Rzecząpospolitą, ani też w przy-
jaźni z Rosją.
Naciski wywierane z różnych stron na Mazepę nie mo-
gły jednak pozostać bez rezultatu, nie pozostawić śladów
w jego umyśle. W tym samym 1705 r. hetman przeniósł
się na zimę do Dubna na Wołyniu, pozostawiając w Grod-
13
On the Eve of Poltava: The Letters of Ivan Mazepa to Adam
Sieniawski. 1704—1708, Edit. O. Subtelny, N e w York 1975, s. 37,
41.
nie przy carze pułk pryłucki i kijowski, dowodzone przez
hetmana „nakaźnego", pułkownika pryłuckiego Dymitra
Gorlenkę. Prócz tego w Grodnie znajdowali się: siostrze-
niec Mazepy Andrzej Wojnarowski i pułkownik kozacki
Iwan Czernysz. Stamtąd też zaczęły nadchodzić do het-
mana niepokojące wieści i skargi na postępowanie ofice-
rów rosyjskich. Kozakom zabierano konie wierzchowe, za-
mieniając je w pociągowe kobyły, a nawet rzekomo zapla-
nowano przerzucenie obydwu pułków do Prus, gdzie mia-
ły zostać odpowiednio przeszkolone i przeobrażone w re-
gularne pułki dragonów. Mazepa przestał się liczyć ze
słowami. W obecności zaufanego pisarza generalnego Fi-
lipa Orlika stwierdził z goryczą, iż trudno już mieć ja-
kąkolwiek nadzieję na nagrodę za wierną służbę i że le-
piej było przyjąć propozycje Leszczyńskiego, niż okazać
się durniem wystrychniętym przez cara na dudka. Wkrót-
ce po tej rozmowie w Dubnie zjawił się Gorlenko, który
wymawiając się chorobą i za łapówkę daną generałowi
Karolowi Ronnemu wymknął się z Grodna, byle tylko nie
znaleźć się w Prusach i nie narazić na nienawiść współ-
towarzyszy i podkomendnych.
Niedługo później książę Janusz Wiśniowiecki, wojewo-
da krakowski, zaprosił Mazepę do siebie, do Białej Kry-
nicy, na chrzciny córki. Mazepa miał być ojcem chrzest-
nym. Spotkał się tam z czterdziestokilkuletnią wdową,
matką Janusza, Anną z Chodorowskich Dolską, primo vo-
to Wiśniowiecką, która była — dodajmy — ciotką Stani-
sława Leszczyńskiego. Długie rozmowy obojga, podobno
nie bez udziału amora, dotyczyły przede wszystkim poli-
tyki. Po powrocie do swej zimowej siedziby hetman wy-
słał do księżny list dziękczynny, zawierający także... klucz
do szyfrowania korespondencji. Wkrótce też otrzymał od
niej wiadomość, że otrzymane informacje przekazała „ko-
mu należy".
Pomysły Dolskiej, a może nawet samego Leszczyńskie-
go, nie przypadły hetmanowi do gustu. Księżna propono-
wała bowiem, by Mazepa zabawił się w pośrednika mię-
dzy królem Stanisławem a Piotrem I. Obiecywała, że gdy
car porzuci Augusta II i przeniesie afekty na Leszczyń-
skiego, zdradzi sekret, w jaki sposób można bez większe-
go wysiłku pokonać Szwedów. Fantastyczne pomysły Dol-
skiej wywołały tylko rozbawienie hetmana, ale zoriento-
wał się, że dzięki niej może zaasekurować się na wypadek
przegranej Rosjan i związać za pośrednictwem Leszczyń-
skiego z samym Karolem XII. Nie upłynęło jednak wiele
czasu, gdy księżna zaskoczyła Mazepę nowymi pomysła-
mi. Ni mniej, ni więcej, zaproponowała otwarte wystąpie-
nie Kozaków przeciw Rosji, przy czym obiecywała pomoc
zbrojną oddziałów szwedzkich znajdujących się na Woły-
niu oraz gwarancje obydwu monarchów: Karola XII
i Stanisława Leszczyńskiego. Mazepa nie miał najmniej-
szego zamiaru siadać do gry z wyłożonymi kartami przed
przeciwnikiem i poprosił, by Dolska przerwała korespon-
dencję, jeśli nie chce doprowadzić do jego zguby, połą-
czonej z utratą honoru i majątku.
Księżna jednak nie zamierzała zrezygnować ze wspania-
łej okazji odegrania najważniejszej roli w życiu. Po paru
miesiącach nadesłała kolejny list, który musiał wywołać
zaniepokojenie hetmana i zmusić go do energiczniejszej
akcji. Jak wynikało z korepsondencji, Dolska trzymała we
Lwowie do chrztu dziecko wspólnie z feldmarszałkiem
Borysem Szeremietiewem. W trakcie póżnieszej uczty, sie-
dząc między Szeremietiewem a generałem Ronnem, wy--
mieniła przypadkiem nazwisko Mazepy. Rónne przerwał
jej, mówiąc: „Niech Bóg ma w swojej opiece tego do-
brego i rozumnego człowieka! Biedny nie wie, że książę
Aleksander Daniłowicz [Mienszykow — przyp. W.AS.]
kopie pod nim dołki i chce sam zostać hetmanem Ukrai-
ny". Szeremietiew potwierdził słowa Rónnego dodając,
że nie można ostrzec Mazepy, gdyż wprawdzie wszyscy
bardzo cierpią, lecz nie wolno im o niczym mówić 14.
14
S o 1 o w i e w, op. cit., kn. 8, t. 15, s. 215.
Ryba połknęła haczyk. Hetman poczuł się dotknięty
rzekomymi czy prawdziwymi intrygami, o których nie
poinformował go nikt z ludzi manifestujących swe do-
bre z nim stosunki, a nawet przyjaźń. Wylał swoje żale
przed najbliższym mu Orlikiem. „Chcą mnie ukontento-
wać godnością księcia Cesarstwa Rzymskiego, a sami het-
manić, starszyznę aresztować, miasta zagarnąć i w nich
swoich wojewodów i gubernatorów naznaczyć! Jeśliby
się ktoś im sprzeciwił, to za Wołgę wygnają i swoimi
ludźmi Ukrainę zasiedlą...! Sam słyszałeś, czego się moż-
na spodziewać, gdy książę Aleksander Daniłowicz w mo-
jej kwaterze w Kijowie podczas bytności Carskiej Wyso-
kości na ucho mi mówił: »Czas już wziąć się za tych wro-
gów!« Słyszałeś po raz drugi, jak ten sam Aleksander Da-
niłowicz prosił publicznie o księstwo czernihowskie dla
siebie, chcąc w ten sposób wymościć sobie drogę do het-
maństwa! W 1706 r. car kazał mi iść za kawalerią Mien-
szykowa na Wołyń i podporządkowywać się jego rozka-
zom! Nie czułbym się obrażony, gdybym miał słuchać po-
leceń Szeremietiewa lub innych równych jemu dowód-
ców! Obiecał Mienszykow wydać siostrę za mego sio-
strzeńca Wojnarowskiego, a gdy mu o tym przypomnia-
łem, powiedział: »Nie można, car chce sam wziąć ślub
z moją siostrą«. Niech mnie Bóg uwolni od ich panowa-
nia!" 15
Epizod kijowski, o którym wspomniał Mazepa, dotyczył
pijackich wynurzeń Mienszykowa namawiającego hetma-
na do rozprawienia fiię ze starszyzną kozacką przy po-
mocy armii rosyjskiej. Mazepa nie tylko przeciwstawił
się wówczas księciu, ale i żalił swym towarzyszom, że
Rosjanie bez przerwy mu o tym powtarzają, w Moskwie
i gdzie tylko się da. Tymczasem starszyzna związana z Ma-
zepą widziała w nim nie tylko gwaranta wolności kozac-
15
Dalej o sprawie Mazepy, wg: Soł o wiew, op. cit., kn. 8,
t. 15, s. 215—246.
kich i obrońcę przed zakusami rosyjskimi, ale również
przyszłego przywódcę w walce o, co najmniej, autonomię
Ukrainy. W tym duchu m. in. wypowiadał się zarówno
znany nam już Gorlenko, jak i pułkownik mirhorodzki
Daniel Apostoł.
W 1707 r. na radzie wojennej w Żółkwi, prawdopodob-
nie wskutek ponownego podjęcia sprawy zwrotu Prawo-
brzeża Rzeczypospolitej oraz odmowy dostarczenia posił-
ków rosyjskich, Mazepa obraził się i nie poszedł na wspól-
ny obiad u cara. Nie jadł przez cały dzień i mruczał pod
nosem, że chociażby stał się aniołem, to i tak nie mógł-
by liczyć na jakąkolwiek wdzięczność. Po kilku dniach
jeden z jego podkomendnych, pułkownik Tański, otrzy-
mał od Mienszykowa rozkaz wymarszu. Mazepa wpadł we
wściekłość krzycząc, że jeśli ten posłucha rozkazu księcia,
każe go rozstrzelać jak psa. Czym się sprawa zakończyła,
nie wiadomo. Zapewne zarówno Tański, jak i Mazepa mu-
sieli podporządkować się poleceniu Mienszykowa. W każ-
dym razie jezuita O. Załęski (Zieliński?), który przybył
do hetmana z propozycją przejścia na stronę Szwedów
i Stanisława Leszczyńskiego, trafił na dogodny moment.
Krople drążyły skałę, coraz łatwiej poddającą się nacis-
kom.
W drugiej połowie września 1707 r., w czasie pobytu
w Kijowie, Mazepa otrzymał wraz z listem Dolskiej rów-
nież list od Leszczyńskiego. Sprawa zaczęła przybierać
niebezpieczny obrót, wiadomości o jego kontaktach z prze-
ciwnikiem przeniknęły bowiem nawet do obozu hetmana
Sieniawskiego, który po śmierci Hieronima Lubomirskie-
go w 1706 r. przejął buławę wielką. Mazepa, indagowa-
ny przez Sieniawskiego, pisał: „Plotkom zaś tym, które
cnoty wiary i poczciwości mojej nigdy nie mogą wplątać
w niesprawiedliwe posądzenia, jako teraz Wielmożny Mość
Pan nie wierzysz, tak i w przyszłości nie chciej wierzyć,
bo ja z całym Wojskiem Zaporoskim przy interesach Mo-
narchy mego i umierać gotów. A o tych plotkach
u nas ani słychać, nie tylko żeby kto miał do nieprzyja-
cielskiej strony inklinację" 16.
List od Leszczyńskiego nie był tym samym, co cała
nawet korespondencja ambitnej pośredniczki. Zatajenie
go przed carem równało się wypowiedzeniu mu posłu-
szeństwa i zdradzie stanu. Po całonocnych rozmyślaniach
i modlitwach opłaconych żebraków, kryjących się w sza-
łasach i własnoręcznie wygrzebanych jamach na terenie
monasteru Peczerskiego, podjął wreszcie decyzję.
Orlik zastał go rano siedzącego w izbie za stołem, na
którym stał krucyfiks. Mazepa zaczął mówić: „Tak jak
nie mogło się to skryć przed tobą, tak i przed Wszechwie-
dzącym Bogiem oświadczam i przysięgam, że nie dla oso-
bistej korzyści, nie dla wyższych stanowisk, nie dla po-
mnożenia bogactwa i nie dla jakichkolwiek innych za-
chcianek, lecz dla was wszystkich, dla żon i dzieci wa-
szych, dla wspólnego dobra mej Matki-Ojczyzny, bied-
nej Ukrainy, całego Wojska Zaporoskiego i ludu mało-
rosyjskiego oraz dla zwiększenia i rozszerzenia praw i wol-
ności wojskowych chcę to uczynić za boską pomocą, abyś-
my nie zginęli zarówno z ręki moskiewskiej, jak i szwedz-
kiej. A gdybym ośmielił się to uczynić dla jakiegoś pry-
watnego kaprysu, niech skarze mnie na duszy i ciele Bóg
i niewinna męka Chrystusowa".
Hetman wymógł następnie na Orliku przysięgę na wier-
ność. Pisarz generalny zauważył jednak: „Jeśli zwyciężą
Szwedzi, będziemy szczęśliwi: Wasza Wielmożność i my
wszyscy; jeśli zwycięży car, sami przepadniemy i naród
zgubimy". Mazepa odparł: „Niech jajko nie będzie mą-
drzejsze od kury! Nie jestem durniem i przedwcześnie
nie wystąpię, dopiero wówczas, gdy przekonam się, iż
car nie tylko nie będzie w stanie obronić Ukrainy, ale
i swego państwa. Już w Żółkwi mówiłem carowi, że jeśli
król szwedzki i Stanisław rozdzielą swą armię i pierwszy
17
PB, t. 7, wyp. 1, s. 432.
wie wywiedzieć się dokładnie, ze wszystkimi szczegółami.
Tymczasem nad głową sędziego generalnego zaczęły gro-
madzić się chmury...
Odpowiednie decyzje podjęto w połowie marca. 9 (20)
marca Gołowkin zwrócił się do Osipowa, by ten nakazał
Iskrze stawić się przed monarchą; dwa dni później zale-
cił to samo Koczubejowi. Polecał trzymanie wszystkiego
w najgłębszej tajemnicy, aby nie doszło w ,,Kraju Mało-
rosyjskim do wzburzenia i, skutkiem tego, do przelanie
krwi niewinnej".
Rzeczywistą przyczynę wezwania Iskry i Koczubeja do
siebie wyjaśnił car w odręcznym, datowanym 10 (21) mar-
ca, liście do Mazepy. „Nie chcę dalej odkładać tej sprawy
i dlatego oświadczam wam, jako człowiekowi wiernemu,
że należy w jakiś sposób złapać tych złoczyńców (gdyż
widzę w owej materii przestępczą działalność zarówno
ich, jak i strony nieprzyjacielskiej)... Sądzę, że należy tak
uczynić, że jak wypuszczę Koczubeja i innych, jakbym
im uwierzył..., wy ich aresztujecie i skujecie. Wtedy do
nas odeślijcie. Jeśli zaś sądzicie, że umkną, to zanim ich
nie schwytamy, nic o tej sprawie nie mówcie, tak jakbyś-
cie o niczym nie wiedzieli".
Mazepa nie był zapewne zachwycony takim obrotem
wydarzeń, gdyż mógł obawiać się pełnego ujawnienia kon-
taktów z nieprzyjaciółmi Rosji. Nie wiedział, na ile były
dokładne informacje, którymi dysponowali Koczubej
i Iskra. Chciał, wykorzystując zaufanie cara, rozprawić
się z donosicielami na miejscu i możliwie szybko. Dlatego
też zaproponował w odpowiedzi, by zatrzymanych nie od-
syłać do Moskwy, lecz przesłuchać i osądzić w Kijowie
lub Baturynie. Oficjalnie motywował to obawą przed mo-
żliwymi rozruchami w podległych mu oddziałach, w któ-
rych będzie się mówiło, że stracono niewinnych, a przy-
czyną tego kroku była wyłącznie nienawiść żywiona do
nich przez hetmana. Mazepa powoływał się przy tym na
przykład aresztowania Palija, którego odesłał później do
Moskwy. „Już bez tego — żalił się — nazywają mnie du-
chem moskiewskim".
Zarówno Piotr I, jak i Gołowkin zgodzili się z przed-
stawioną argumentacją i wydali polecenie przeprowadze-
nia śledztwa w Kijowie. Najpierw jednak trzeba było
schwytać sprawców zamieszania. Ci wszakże zorientowali
się wreszcie, jakie grozi im niebezpieczeństwo. Uciekli
z Dikanki nad Kołomak, gdzie Iskra miał małą stanicę
z pasieką, a gdy okazało się, że nie zdołają stawić czoła
prześladującemu ich oddziałowi Mazepy, uszli do Samary.
I ta droga była również zamknięta. Nie pozostawało im
więc nic innego, jak schronić się pod opiekuńcze skrzydła
pułkownika Osipowa stacjonującego w Krasnym Kucie.
Oficer rosyjski wydawał im się mniej niebezpieczny niż
żądny zemsty Mazepa.
Teraz przeraził się hetman. Wrogowie wymykali mu
się z rąk. Zaczął molestować cara o wydanie rozkazu prze-
kazania ich do Kijowa, gdyż, jak uzasadniał swą prośbę,
albo mogą przez swych bliskich i oddanych sobie przy-
jaciół podjąć próbę zbuntowania wojska, albo uciec na
Krym czy też przystać do powstańców Buławina nad Do-
nem, czy też wreszcie do Zaporożców. Uciekinierzy byli
w tym czasie u kresu wytrzymałości nerwowej. Gdy do
Bogoduchowa, miasteczka leżącego w pobliżu kwatery
Osipowa, przybyli kapitan Dubienski i porucznik Ozierow,
oddali się w ich ręce.
Piotr I nakazał przeprowadzić śledztwo nie w Kijowie
i nie w Baturynie, lecz w Smoleńsku, bo „do Kijowa po-
syłać teraz niebezpiecznie, gdyż nie wiemy, jakie będą
ruchy nieprzyjaciela; jeśli zaś na Ukrainę, to tam icb
trzymać wiadomo jak [trudno — przyp. W.AS.]" 18. Ale
konwój nie dojechał do Smoleńska.
18 (29) kwietnia 1708 r. Koczubej, Iskra z siostrzeńcem,
Osipow, duchowny Iwan Switajło z synem, setnik Piotr
20
J. N o r d b e r g , Histoire de Charles XII, La Haye 1748, s. 190.
21
S z u to j, op. cit., s. 167—168.
prawdopodobny niż porozumienie z Leszczyńskim. Świad-
czy o tym późniejszy rozwój wydarzeń. Jedno nie ulega
najmniejszej wątpliwości. Mazepa przez co najmniej kil-
ka lat znosił się z nieprzyjaciółmi cara i w wielu rozmo-
wach dawał jawne dowody niechęci wobec sojuszu z Ro-
sją, a zwłaszcza wobec prób wchłonięcia Ukrainy przez
rosyjski organizm państwowy.
Tymczasem po straceniu Koczubeja i Iskry hetman wta-
jemniczył w swoje plany kolejnych przedstawicieli star-
szyzny, m. in. oboźnego generalnego, oraz pułkowników:
mirhorodzkiego, pryłuckiego i łubieńskiego. Zamierzał
wrócić z Prawobrzeża na lewy brzeg Dniepru, by tam,
w Baturynie, oczekiwać na ostateczny wynik starcia armii
rosyjskiej ze szwedzką i dopiero wówczas zdeklarować się
po stronie zwycięzcy. Niestety, nie przewidział kolejnego
posunięcia Karola XII. Ten zaś, zamiast iść prosto na
Moskwę, ruszył na Ukrainę. „Chyba diabeł go tu niesie!
Obróci wniwecz moje zamiary i wciągnie za sobą Rosjan
w głąb Ukrainy, na jej zniszczenie i nasze zatracenie!" —
denerwował się Mazepa.
Car zorientowawszy się w zamiarach nieprzyjaciela roz-
kazał hetmanowi wzmocnić garnizon kijowski oraz przy-
gotować się z resztą swych wojsk do posiłkowania armii
rosyjskiej. Chodziło głównie o działania dywersyjne na
tyłach Szwedów. Piotr I życzył sobie, by Mazepa osobiś-
cie dowodził tymi oddziałami. 18 (29) lipca 1708 r. hetman
odpowiadając na ponaglenia cara oświadczał o wielkiej
swej ochocie wypełnienia poleceń monarchy. Opieszałość
tłumaczył swą starością, nękającymi go chorobami oraz
obawą, że gdy tylko ruszy się z Ukrainy, natychmiast
rozpoczną się w niej swary i kłótnie, grożące wybuchem
jawnego buntu przeciw władzy. Kluczył, jak tylko się
dało, starając się jednocześnie podpowiadać innym reali-
zację różnych fantastycznych planów. Zaproponował na
przykład hetmanowi Sieniawskiemu, by, wobec niechęci
Augusta II do powrotu do Polski, „przykładem Sobies-
kiego króla przy przychylności teraźniejszych koniunktur
na osobę swoją wziął rządy Korony" 22.
Nic z tego nie wyszło. Sytuacja Mazepy stawała się
coraz trudniejsza. Po bitwie pod Leśną Piotr I ruszył
do Smoleńska, a Mienszykow otrzymał rozkaz wymarszu
z konnicą na południe, na spotkanie z oddziałami Mazepy.
Obydwaj dowódcy mieli następnie przybyć do kwatery
głównej, gdzie planowano odbycie narady wojennej
z udziałem cara. Hetman, ponaglany przez Mienszykowa
i Gołowkina, stracił głowę. Trudno mu było teraz podjąć
samodzielną decyzję. Najbliższe otoczenie radziło nie pod-
porządkowywać się rozkazowi, lecz jak najszybciej połą-
czyć ze Szwedami, by nie dopuścić do wkroczenia wojsk
rosyjskich na Ukrainę. Zwrócono się też do Mazepy z żą-
daniem pełnego wyjawienia planów dotyczących przy-
szłości Ukrainy i Kozaków Zaporoskich. Ten jednak wy-
kręcił się od odpowiedzi.
8 (19) listopada wysłał długi list do Mienszykowa infor-
mując, że dokucza mu „choroba głowy i chirurgiczna (!)",
wskutek czego zapomniał wcześniej wyjaśnić, że jego
przemarsz z wojskiem do Staroduba może wywołać na
Ukrainie zamieszki, gdyż już „tutaj zaczął się we wszyst-
kich pułkach rozpalać ogień buntowniczy wywołany przez
pijanych hultajów i chłopów..., którzy chodzą wielkimi
kupami z kijami i bronią, arendarzy biją aż do śmierci,
wino siłą zabierają i wypijają" itd. Wprawdzie Maze-
pa rzeczywiście miał już swoje lata i nie cieszył się
najlepszym zdrowiem, ale nie do tego stopnia, by unie-
możliwiało mu to wykonanie rozkazów carskich. Sprawę
buntów na Ukrainie najlepiej skwitował sam monarcha
stwierdzając, że nie są one zbyt groźne, a doniesienia
Mazepy przesadzone.
Coraz gwałtowniejsze nalegania Mienszykowa na przy-
jazd Mazepy przyniosły mierne rezultaty. Zdecydował
22
On the Eve of Poltawa..., s. 101.
wysłać swego siostrzeńca Wojnarowskiego, który miał za-
wiadomić księcia o śmiertelnej jakoby chorobie Mazepy
i jego chęci przyjęcia w związku z tym ostatniego nama-
szczenia.
Otoczenie hetmana zaczęło niepokoić się niebezpieczną
zwłoką w podjęciu decyzji. Nie dość, że unikał on spot-
kania z Mienszykowem, aie i nie śpieszył do obozu szwedz-
kiego. Wreszcie uległ naleganiu, zwłaszcza oboźnego ge-
neralnego I. Łomikowskiego, i wysłał do Karola XII ad-
ministratora swojej włości szeptakowskiej Bystrickiego
(Bystrzyckiego?) z listem napisanym po łacinie, skierowa-
nym na ręce pierwszego ministra Karola XII, hrabiego
Karola Pipera. Później list ten przetłumaczono na nie-
miecki. Mazepa wyrażał w nim radość z powodu nadej-
ścia armii szwedzkiej i prosił króla o opiekę nad sobą,
Zaporożcami i całym ludem ukraińskim oraz o pomoc
w działaniach na rzecz wyzwolenia spod jarzma moskiew-
skiego. Obiecywał przygotowanie przepraw na Desnie,
które miały ułatwić posuwanie się oddziałów Karola XII
w głąb kraju.
Wojsko hetmańskie nie przedstawiało wówczas wielkiej
wartości bojowej. Mienszykow informował cara, że Ko-
zacy rozjeżdżają się do domów, zabierają swoje rzeczy
i uciekają przed Szwedami, nawet nie myśląc o obronie.
Tymczasem 23 października (3 listopada) 1708 r. w obo-
zie Mazepy zjawił się Wojnarowski, który poinformował
go, że już następnego dnia należy spodziewać się przy-
jazdu Mienszykowa. „Umierający" hetman pognał natych-
miast z Borzny do Baturyna, a stamtąd do Koropu i na-
stępnie 25 października (5 listopada) przeprawił się przez
Desnę i wraz z 2000 Kozaków przyłączył się do pułku dra-
gonii szwedzkiej. Orlik z Łomikowskim pojechali dalej,
by powiadomić Karola XII o tym wydarzeniu.
W Bachmaczu Mazepa zgromadził pozostałe przy nim
oddziały i przysiągł publicznie, że przeszedł na stronę
Szwedów tylko „dla dobra ojczyzny i Wojska Zaporoskie-
go". Później przyjął przysięgę na wierność od starszyzny
generalnej i pułkowników. Ci byli wtajemniczeni w pla-
ny hetmana, ale prości Kozacy demonstrowali zaskocze-
nie i przerażenie. Już następnego dnia w czasie starcia
z Rosjanami nie tylko nie wykazali chęci do walki, lecz
wykorzystali zamieszanie i splądrowali obóz nowych so-
juszników.
28 października (8 listopada) Piotr I, dowiedziawszy się
o zdradzie hetmana, wydał uniwersał do „wiernych na-
szych poddanych narodu małorosyjskiego, duchownych
i świeckich, a osobliwie starszyzny generalnej Wojska Za-
poroskiego, pułkowników, setników, atamanów kurennych
i całego wojska małorosyjskiego". Komunikował w nim
o postępku Mazepy, który „przeszedł na stronę nieprzy-
jaciela, króla szwedzkiego, wedle ugody zawartej z nim
i Leszczyńskim..., aby zniewolić ziemię małorosyjską od-
dając ją pod panowanie polskie, a cerkwie boże i mona-
stery przekazać unitom... Rozkazujemy wam przeto, aby-
ście zdradzie byłego [!] hetmana nie sprzyjali i przy woj-
sku rosyjskim stanęli przeciw wspólnemu nieprzyjacielo-
wi, a dla wykorzenienia wszelkiego zła... zjechali się do
Głuchowa w celu wybrania wedle praw i wolności wol-
nymi głosami nowego hetmana, co jest rzeczą niezbędną
dla uratowania całej Małej Rosji" 23.
Mazepa najwyraźniej rozczarowany niewielką liczbą
żołnierzy, którzy przeszli z nim na stronę Szwedów, a za-
razem w celu usprawiedliwienia podjętej decyzji, rozsy-
łał tymczasem uniwersały mające zwiększyć liczbę zwo-
lenników. Swoje motywy wyjaśniał m. in. w obszernym
liście do pułkownika starodubskiego Iwana Skoropadskie-
go: „Już od wielu lat wroga nam władza moskiewska
pragnęła przez zły zamysł wykorzenić nasze ostatnie pra-
wa i wolności. Teraz wprowadza go ona w czyn. Wynika
to jasno z zagarniania bez ważnej przyczyny miast ma-
23
S o ł o w i e w, op. cit., kn. 8, t. 15, s, 245.
łorosyjskich, wypędzania z nich naszych ludzi, doszczęt-
nie zubożałych i zniewolonych, oraz wprowadzania do
miast własnych wojsk. Gdyby działo się to w pułku sta-
rodubskim, czernihowskim czy nieżyńskim pod fałszywym
pozorem koniecznej obrony przed Szwedami! Dlaczego
jednak czyni się to z miastami odległymi, do których
Szwedzi iść nie zamierzają? Po co, na przykład, posyłać
pułki do Połtawy? O zbrodniczych zamiarach cara wie-
dzieliśmy od naszych przyjaciół. Sami również widzieliś-
my ich jawne oznaki. Chciał wziąć w tyrańską niewolę nas
wszystkich: hetmana, starszyznę, pułkowników i wojsko
całe; nazwę wojska tego wymazać; Kozaków przemienić
w dragonów i żołnierzy; naród zniewolić na wieki. Czy
nie dlatego Aleksander Mienszykow i książę Dymitr Go-
licyn śpieszyli ku nam z wojskiem? Czy nie po to usiło-
wali zwabić nas do swego obozu? W tym czasie bezsilna
i słaba armia moskiewska, uciekająca przed niezwyciężo-
nym wojskiem szwedzkim, ratuje się niszczeniem naszych
wsi i zajmowaniem naszych miast. Dlatego właśnie my,
hetman, za zgodą panów starszyzny generalnej, pułkow-
ników i wojska całego poddaliśmy się zwycięskiej pro-
tekcji króla szwedzkiego..., który nie tylko zachowa nasze
wolności i prawa, ale i rozszerzy. Mamy na to nie tylko
jego słowo królewskie, lecz również potwierdzenie pisem-
ne"
Mazepa liczył na rychłe zwiększenie liczebności odda-
nych sobie oddziałów. Rzeczywiście, niemal codziennie
przybywało sporo żołnierzy kozackich. Z drugiej strony,
inni, przerażeni możliwością odczucia na własnej skórze
strasznego gniewu cara, wymykali się chyłkiem z hetmań-
skiego obozu i deklarowali wierną służbę Rosji. Jedynie
Zaporożcy zdecydowali się w większości dzielić los Ma-
zepy.
2 (13) listopada Piotr I otrzymał od Mienszykowa wia-
24
T. T. G o 1 i k o w, Dopołnienije k diejanijam Pietra Wieli-
kogo, t. 15, Moskwa 1795, s. 216—218.
domość o zdobyciu Baturyna. W ręce wojsk carskich
wpadł skarb hetmański, a miasto spalono, zabijając wie-
lu jego obrońców. Mienszykow ściśle trzymał się monar-
szej instrukcji, zalecającej: „Jeśli miasto słabo umocnio-
ne..., to lepiej je zniszczyć... Jeśli jest tam buława i sztan-
dary, to racz przysłać je dla nowego hetmana. To bardzo
potrzebne. Weź także z sobą całą ich kancelarię" 2 5 .
I rzeczywiście. Pod osobistym nadzorem cara lud „jed-
nogłośnie" okrzyknął w Głuchowie nowym hetmanem
pułkownika starodubskiego Iwana Skoropadskiego. 7 (18)
listopada Mazepa został wyklęty przez metropolitę kijow-
skiego. Po pięciu dniach ceremonię powtórzono w Mos-
kwie.
Przez kilka następnych miesięcy toczyła się między
Piotrem I, Skoropadskim a Karolem XII, Leszczyńskim
i Mazepą wojna na uniwersały, odezwy, ulotki i oświad-
czenia. Każda ze stron dowodziła swojej racji, oskarżała
przeciwników o chęć podporządkowania sobie ziem ukraiń-
skich i działanie w prywatnym tylko interesie. Czas dzia-
łał jednak na niekorzyść Mazepy i jego zwolenników.
Szwedzi poczynali sofeie na Ukrainie jak na terenie nie-
przyjacielskim, a że — chociażby ze względów języko-
wych — trudno było się z nimi porozumieć, więc też co-
raz powszechniej traktowano ich wrogo, utrudniając po-
ruszanie się, niszcząc środki przeprawowe i szarpiąc iście
partyzanckimi metodami, gdzie tylko się dało.
Zapewnienia Mazepy, że zamierza przywrócić dawne
swobody autonomiczne, spotykały się coraz częściej ze
sceptycznym przyjęciem. Stary hetman nie mógł nie wie-
dzieć, że jego oficjalne oświadczenia nie mają wiele wspól-
nego z rzeczywistością. Dla Szwedów Ukraina była po
prostu zapleczem frontu i bazą zaopatrzeniową, dla ca-
ratu — prowincją, która jak najrychlej miała stać się
składową częścią Rosji, pozbawioną jakichkolwiek szcze-
25
PB, t. 8, wyp. 1, s. 270—271.
gólnych przywilejów wynikających z jej losów historycz-
nych. Rzeczpospolita nie miała zamiaru wyjść poza wa-
runki ugody hadziackiej.
Wszystko to w najlepszym wypadku pozwala tylko do-
mniemywać, że Mazepa, powodowany osobistą ambicją,
zachęcony świeżą legendą Chmielnickiego i jego następ-
ców, usiłował buławę hetmanów Ukrainy opromienić sła-
wą własnych dokonań. Cara, mimo oficjalnych zapewnień
o swym do niego przywiązaniu, nie znosił; nie tylko
zresztą on. Pisał o tym cytowany już Grabia: „Napatrzę
się codziennie niewypowiedzianemu nieukontentowaniu
z protekcji moskiewskiej", ponieważ (m. in.) „car nie my-
śli oddać Ukrainy, ale by ją rad widział pod Lwów i da-
lej..." 26.
Ale ani dla Mazepy, po jego przejściu na stronę
szwedzką, ani też dla ziem ukraińskich narażonych na
nieustanne zniszczenia przez walczące armie nie można
się było spodziewać wówczas innego losu niż ten, który
ostatecznie stał się ich udziałem.
26 On the Eve of Poltawa..., s. 103.
KAMPANIA 1709 R. I BITWA POD POŁTAWĄ
1
On the Eve of Poltawa..., s. 110—111.
ły rosyjskie, którym będzie mógł wydać walną bitwę. Cze-
kał na nie bezskutecznie. Tymczasem Rónne zajął prawie
nie bronione Romny, zniszczył również zapasy żywności
i paszy, a następnie przyłączył się do armii cara, pozosta-
wiając w Romnach gen. Piotra Lascy'ego. Daremne ocze-
kiwanie króla na Rosjan kosztowało go życie kilkuset
żołnierzy, którzy zamarzli na śmierć. Jeden z najeźdźców
zapisał później w swym pamiętniku: „Skończyliśmy 1708
rok z wielkim trudem; nigdy nie przeżywaliśmy takich
żałosnych świąt Bożego Narodzenia" 2 .
Kłopoty Szwedów trwały dalej. W Wepryku tkwił pół-
toratysięczny garnizon rosyjski, wykorzystywany przez
Rónnego jako oparcie dla działań przeciw nieprzyjacielo-
wi. Karol XII zdecydował się opanować twierdzę. Zada-
nie nie było wprawdzie zbyt trudne, gdyż wał obronny
Wepryka nie miał bastionów, a w fosach leżał śnieg, lecz
obrońcom udało się odeprzeć trzy kolejne ataki i zadać
oblegającym dotkliwe straty. Obliczano je na 46 oficerów
i przeszło 1000 żołnierzy 3 . 6 (17) stycznia 1709 r. Wepryk
skapitulował. Szybka kapitulacja komendanta twierdzy
pozwala przypuszczać, iż dopuścił się zdrady, nie wypeł-
niając rozkazu Piotra I, który kazał bronić się do ostat-
niego naboju 4 .
Car spodziewał się, że Karol XII będzie dążył do wy-
dania bitwy. Pisał do Fiodora Apraksina: „Nie sądzę, aby
obecna zima przeszła bez generalnej batalii, a ta gra
w rękach boskich. Kto wie, komu przypadnie szczęście?";
do Mienszykowa zaś: „Trzeba by koniecznie przez do-
brych szpiegów (do tego nie ma lepszych niż popi) dowie-
dzieć się,, czy nieprzyjaciel zamierza maszerować?" 5
Tymczasem nieprzyjaciel nie tylko zamierzał to uczy-
nić, ale już maszerował na Charków przez Oposznię i Kra-
snokutsk. Kłopoty z zaopatrzeniem armii w żywność da-
2
I. A n d e r s o n , Dzieje Szwecji, Warszawa 1967, s. 190.
3
Żurnał, cz. 1, s. 182.
4
B i e s k r o w n y j , Stratiegija i taktika russkoj armii..., s. 44.
5
PB, t. 8, wyp. 1, s. 334—335; t. 9, wyp. 1, s. 41—42.
wały mu się mocno we znaki. Chłopi ukrywali prowiant,
wywołując wściekłość żołnierzy i ich dowódców. Armia
szwedzka rozpoczęła akcję represyjną, niszcząc gospodar-
stwa opornych i mordując ich bez litości. Stało się to po-
wodem tworzenia oddziałów chłopskiej samoobrony, bro-
niących ojcowizny przed zagładą.
Mienszykow opuścił Łebedyn i pognał na czele drago-
nów do Achtyrki, aby przegrodzić drogę Szwedom. W ślad
za nim przeniósł się do Achtyrki również car. To samo
uczynił Szeremietiew, który następnie przerzucił się do
Bogod uchowa.
Karol XII nie zdołał zrealizować swych planów. Wszy-
stko sprzysięgło się przeciw niemu, nawet przyroda. Nagle
nastała odwilż, czyniąc trakty trudnymi do przebycia.
Gdy na koniec niespodziewany atak Szeremietiewa do-
prowadził do rozbicia dwóch pułków dragonii szwedzkiej
i zagarnięcia 2000 koni, król musiał się zatrzymać. Wios-
ną założył kwaterę główną w Budyszczach. Ale i Rosjanie
stracili wielu żołnierzy, co wywołało gniew Piotra I
i przekazanie pułku Preobrażeńskiego pod dowództwo
Mienszykowa.
Car długo nie znał rzeczywistej sytuacji nieprzyjaciela;
informacje o jego zamiarach były niepokojące i sprzeczne.
Raz mówiono, że Karol XII posuwa się w kierunku Dnie-
pru, kiedy indziej, że maszeruje na Woroneż.
Woroneż był oczkiem w głowie Piotra I. Tam mieściły
się stocznie, w których od 1695 r. powstawały okręty wo-
jenne. Wprawdzie rozpoczęcie w 1703 r. budowy Peters-
burga spowodowało, iż najlepszych majstrów i doświad-
czonych robotników przerzucono na północ, lecz pozostały
tu jeszcze odlewnie, tkalnie, zakłady powroźnicze itp. Mo-
narcha zaniepokojony nadchodzącymi wieściami udał się
więc do Biełgorodu, a stamtąd do Woroneża. Przybył w sa-
mą porę, by stwierdzić, że kilkakrotnie naprawiane jed-
nostki nie były warte nawet dziesiątej części poniesionych
nakładów. Nakazał je zniszczyć.
k a m p a n i a 17 0 8 - 17 0 9 r.
Obydwie strony miały już dość przedłużającej się kam-
panii. Wszystkim potrzebny był nie tylko wypoczynek,
lecz również rozszerzenie kręgu sojuszników oraz ich zak-
tywizowanie. Szwedzi rozłożyli się na wiosenne leże mię-
dzy Psiołem i Worsklą; Rosjanie, podzieleni na dwie gru-
py, w rejonie Bogoduchówa i na lewym brzegu Worskli.
Nowy hetman kozacki Iwan Skoropadski zatrzymał się
ze swymi oddziałami nad Sułą.
Wyjaśniły się ostatecznie sympatie polityczne Zaporoż-
ców. Car już wcześniej przewidywał, że może mieć z nimi
kłopoty. Pod koniec stycznia 1709 r. polecił wysłać w po-
bliże Bogorodickiego pułk Ingermanlandzki, który miał
w razie potrzeby wesprzeć załogę twierdzy przed atakiem
Kozaków.
Obawiał się zdrady atamana koszowego Konstantego
Gordiejenki. Inspirowany przez Skoropadskiego nalegał
na Mienszykowa, by ten za wszelką cenę, nie żałując pie-
niędzy, doprowadził do zmiany atamana. Na Sicz wysła-
no Kozaków mieszkających niegdyś na Zaporożu z pole-
ceniem rozgłaszania wieści, iż koszowy i sędziowie kozac-
cy zostali przekupieni przez Mazepę. W akcji tej zamie-
rzano również wykorzystać Palija, którego już nawet
przewieziono z Syberii do Moskwy, aby znajdował się bli-
żej wydarzeń ukraińskich. Prowokacja spełzła jednak na
niczym.
1 (12) marca w Perewołocznej zjawili się dwaj wysłan-
nicy Mazepy; 11 (22) marca — Gordiejenko przyprowa-
dził tu 1000 Kozaków i sześć armat. Dwa dni później
zwołano radę. Przeczytano na niej listy Mazepy, w któ-
rych hetman informował o rzekomym zamiarze władz
carskich przesiedlenia wszystkich mieszkańców Ukrainy
za Wołgę. Hetman stwierdził także, że wojska rosyjskie
bardziej pustoszą k r a j niż Szwedzi. Zanimowani tym Ko-
zacy postanowili wystąpić przeciw Piotrowi I. Uderzono
na Caryczówkę, gdzie wzięto do niewoli kilkudziesięciu
żołnierzy carskich, których później zaprezentowano trium-
falnie Karolowi XII w Budyszczach. W tej sytuacji Piotr
nakazał Mienszykowowi przesunięcie jeszcze jednego puł-
ku konnicy w rejon Bogorodickiego.
3 (14) kwietnia Grzegorz Dołgoruki donosił monarsze;
„Złoczyńca koszowy prowadzi dalej swą złą i jadowitą ak-
cję; bez przerwy pisze za Dniepr i nawołuje do zabijania
starszyzny; także, aby do niego przechodzić. Już taka wła-
śnie kanalia zbiera się za Dnieprem i rozbija pasieki' ; 6 .
Nawet dwie kolejne porażki poniesione w starciach
z pułkownikiem Bołtinem i generałem Ronnem oraz wy-
bór na koszowego Piotra Soroczynskiego, którego car
uważał za „przyzwoitego" człowieka, nie zmieniły poglą-
dów Zaporożców. Pozostali wierni Mazepie, co ściągnęło
na Sicz tragiczne w skutkach represje.
Car energicznie przygotowywał pole przyszłych działań
militarnych. Dążył do całkowitego usunięcia wszystkich
elementów niepewnych. Nie zapomniał więc i o studen-
tach polskich i litewskich przebywających w Akademii
Kijowsko-Mohylańskiej. Na początku 1709 r. kanclerz Ga-
wryło Gołowkin przekazał gubernatorowi kijowskiemu
Dymitrowi Golicynowi polecenie wydalenia ich poza gra-
nice Rosji. Pytał jednocześnie, ilu pozostało w murach
akademii, ilu jest zakonników-Polaków i czy nie pro-
wadzą oni jakiejś podejrzanej działalności? Już 15 (26)
lutego Golicyn meldował wykonanie polecenia. Stwierdził
przy tym, iż w Kijowie znajdowało się jeszcze 161 stu-
dentów ukraińskich oraz 30 zakonników w monasterze
Brackim, z czego tylko pięciu Ukraińców. „Trudno stwier-
dzić, czy któryś z mnichów jest osobą podejrzaną, gdyż
wszyscy oni odnoszą się do nas niechętnie" Za jedyne-
go człowieka, na którym można było polegać. Golicyn
uznał prefekta ze wspomnianego monasteru. Był nim
późniejszy bliski współpracownik Piotra I Teofan Proko-
powicz.
6
Cyt. za: S o ł o w i e w, op. cit., kn. 8. t. 15, s. 2G7.
7
Tamże, s. 268.
Na wiosnę zdecydowano całkowicie podporządkować Za-
poroże Rosji. Nie chodziło wyłącznie o likwidację ośrod-
ka sprzyjającego Mazepie, stale zasilającego go ludźmi,
prowiantem, prochem i amunicją, lecz również o zniszcze-
nie tradycyjnej bazy wszystkich niemal ukraińskich r u -
chów antyfeudalnych, wolnościowych i decentralistycz-
nych, samym swoim istnieniem animujących poddanych
do sprzeciwu wobec autokratycznej polityki cara. Niepo-
koiły także kontakty Siczy z Turcją i Chanatem Krym-
skim. Jeśli były poprawne, prowadziły do wspólnych wy-
praw łupieżczych niepokojących rosyjskie garnizony gra-
niczne; jeśli dochodziło do starć między nimi, prowokowały
rozszerzenie się konfliktu i przybliżały niebezpieczeństwo
wybuchu wojny rosyjsko-tureckiej. Było to, oczywiście,
nie na rękę Piotrowi I, który zdawał sobie sprawę z trud-
ności prowadzenia walki jednocześnie przeciw Turcji
i Szwecji. Na taki krok zdecydował się później, z fatalnym
dla siebie skutkiem.
Tymczasem rozpoczęła się wyprawa przeciw Siczy. Od-
działy dowodzone przez pułkownika Piotra Jakowlewa za-
ładowały się w Kijowie na statki i łodzie i płynęły w dół
Dniepru. Był przełom marca i kwietnia. 18 (29) kwietnia
Jakowlew napotkał pod Perewołoczną kilka tysięcy Za-
porożców, których usiłował nakłonić do podporządkowania
się carowi. Zabiegi te spełzły na niczym. Kozacy posił-
kowani przez mieszkańców Perewołocznej uderzyli na od-
działy pacyfikacyjne, zadali im poważne straty, a następ-
nie wycofali się na południe. Ta sama historia powtórzy-
ła się pod Kudakiem. Wreszcie 11 (22) maja Jakowlew do-
tarł do Siczy. Znajdowała się ona na wyspie u ujścia Czor-
tomliku, Podpolnej i Skarbnej do Dniepru. Miała kształt
równoramiennego trójkąta, którego boki wynosiły łącz-
nie około 2 km długości. Otoczona palisadą, dobrze ufor-
tyfikowana, mogła długo i skutecznie bronić się przed
atakiem.
Jakowlew zdawał sobie, z tego sprawę i dlatego począt-
kowo próbował posłużyć się perswazją. Wysyłane jednak
listy oraz złotouści oratorzy wychwalający dobroć i po-
tęgę monarchy nie odegrali spodziewanej roli. Wpraw-
dzie Kozacy nie zrywali pertraktacji, co dawało pewne
nadzieje na pokojowe przeprowadzenie zaplanowanej ope-
racji, ale wkrótce okazało się, że była to tylko gra na
zwłokę. Koszowy Soroczynski udał się bowiem do ordy,
licząc na pomoc tatarską. Gdy Jakowlew zorientował się
w sytuacji, postanowił, nie mieszkając, przystąpić do ata-
ku.
Pierwszy szturm nastąpił 14 (25) maja, ale został od-
party przez zaciekle broniących się Kozaków. Część Ro-
sjan nie zdążyła nawet wysiąść z łódek, rażona celnymi
strzałami obrońców. Zginął jeden z pułkowników, wielu
oficerów odniosło rany, żołnierzy zdziesiątkowano. Ci, któ-
rzy dostali się do niewoli, zostali zlinczowani. W tym sa-
mym dniu ukazały się nadciągające od południa oddziały.
Kozacy sądząc, że są to śpieszący z pomocą Tatarzy, wy-
szli na ich spotkanie. Byli to jednak dowodzeni przez
pułkownika Gałagana dragoni z armii księcia Grzegorza
Wołkońskiego. Zaczęło się zamieszanie i panika, co wy-
korzystali nacierający. Rosjanie wdarli się na wyspę,
przerwali umocnienia i opanowali zabudowania Siczy. Na-
stąpiła rzeź obrońców. Do niewoli wzięto atamana, 26 do-
wódców kureni (kureń — jednostka terytorialno-wojsko-
wa na Zaporożu), 2 mnichów, 250 Kozaków i 160 kobiet.
Stracono 156 Kozaków, a 115 kobiet rozdano zwycięzcom.
W walce zginęło też wielu Rosjan: łącznie 30 oficerów,
13 podoficerów, 288 żołnierzy piechoty i 144 konnicy. Ubi-
to 178 koni. Triumfatorzy zagarnęli wszystkie działa, ka-
rabiny, amunicję i broń białą. Sicz, spalona i zrujnowana,
przestała istnieć. Ci Kozacy, którzy ocaleli, uciekli do
limanów dnieprowych. W ślad za nimi podążyli Jakow-
lew z Gałaganem, ścigając zbiegów oraz. Kozaków zaj-
mujących się w tym czasie łowieniem ryb, przewozem
towarów czy wydobywaniem soli. Próbowano wprawdzie
założyć nową Sicz na Kamieńce, niewielkim dopływie
Dniepru, ale i tam dotarły wojska carskie. Zaporożcy
przekroczyli więc granice chanatu i tam, w Oleszkach
(w pobliżu dzisiejszego Chersonia), utworzyli tzw. Sicz
Oleszkowską, która przetrwała około 20 lat. Później,
w 1734 r., powrócili do Rosji.
23 maja (3 czerwca) Piotr I, poinformowany przez Mien-
szykowa o wykonaniu zadania, pisał: „Otrzymaliśmy dzi-
siaj od was wiadomość o zniszczeniu tego przeklętego
miejsca, które stanowiło korzeń zła i nadzieję dla nie-
przyjaciela. Usłyszawszy o tym, z wielką radością Bogu,
który pomścił zło, dziękowaliśmy z salwami [tzn. oddano
salut na cześć zwycięzców — przyp. W.A.S.], I wam za
to ogromnie dziękujemy, gdyż sprawa ta była najważniej-
sza z tych, których można się było obawiać. Co zaś doty-
czy oddziału pułkownika Jakowlewa, o którym piszecie,
aby był w armii — zgoda. Należy tylko wydzielić z nie-
go 500—700 żołnierzy piechoty i 500—600 konnicy i zo-
stawić w Kamiennym Zatonie dla przypilnowania, aby
miejsce to nie zostało ponownie zasiedlone przez takich,
którzy uszli w step; by nie powrócili lub gdzie indziej
nie poczęli się zbierać. Jeśli komendant w Kamiennym
Zatonie jest zły, to mianować na jego miejsce któregoś
z dobrych oficerów, a resztę włączyć do armii" 8 .
Rosjanie uważnie obserwowali poczynania Porty wie-
dząc, że Karol XII liczy na jej pomoc i ewentualną moż-
liwość koncentrycznego uderzenia na siły carskie. Piotr
Tołstoj rezydujący w Konstantynopolu wiedział sporo o tu-
reckich przygotowaniach do przyszłych działań wojennych.
Pod koniec 1708 r. rozpoczęto w Konstantynopolu, Niko-
medii i Synopie budowę 100 galer, które miały być uzbro-
jone w cztery—sześć dział. Z drugiej jednak strony Tur-
cja przeżywała spore trudności wewnętrzne. Wybuchały
liczne bunty poddanych, niezadowolonych ze zbyt wyso-
10
A. P. G ł a g o 1 e w a, Russko-turieckije otnoszenija pieried
połtawskim srażenijem (w:) Połtawa, s. 142.
mywanie przeciwnika od otwartej akcji nie oznaczały wca-
le dążenia do pokoju, lecz tylko przedłużanie stanu na-
pięcia. Ani Rosja, ani Turcja nie miały wobec siebie za-
miarów pokojowych.
Natomiast w maju podjęto w Rosji próbę pertraktowa-
nia ze Szwedami. Można sądzić, że przyczyną tego kroku
była obawa przed możliwością połączenia się armii Ka-
rola XII z ordą tatarską i wojskiem tureckim. Król
szwedzki za wszelką cenę chciał sobie pozyskać obydwa
te państwa. Pretekstem do rozmów stała się sprawa wy-
miany jeńców. Wysłannikiem Rosjan był oberaudytor
szwedzki, który przekazał stosowny list Gołowkina pierw-
szemu ministrowi Karola XII, hrabiemu Karolowi Pipero-
wi. Posłaniec wrócił 2 (13) maja z odpowiedzią, w której
minister nie wyrażał zgody na zawarcie pokoju na zasa-
dach proponowanych przez Rosjan (m. in. pozostawienia
w rękach rosyjskich Inflant i Ingrii), zażądał natomiast
bliżej nie sprecyzowanych ustępstw terytorialnych ze
strony Rosji. Trudno się było dziwić temu postulatowi.
Szwedzi, chociaż mocno nadwerężeni toczącymi się wal-
kami, znajdowali się nadal na ziemi przeciwnika i czuli
się t ut aj dość pewnie.
Tymczasem car gotów był zapłacić wiele, by Petersburg
i Narwa pozostały w jego rękach. Kolejny wysłannik,
porucznik Stojanow, także wrócił z niczym, a raczej, jak
pisał później Piotr Szafirów: „z wielce odmowną odpo-
wiedzią Królewskiej Wysokości" 11 .
W dalszym ciągu nie wiadomo było, jak zachowa się
Rzeczpospolita, zwłaszcza że Rosja nie przekazała jej je-
szcze należnych subsydiów na armię. Poseł Piotra I w Pol-
sce, dobiegający końca swoich dni 67-letni Jemielian
Ukraincew, działający wspólnie ze wspomagającym go
Wasylem Dołgorukim, donosił, że miast 333 tys. rubli,
11
P. P. S z a f i r ó w , Rassużdienije, kakije zakonnyje priczy-
ny ... Pietr Pierwyj... k naczatiju wojny protiw Karola XII
szwiedskogo 1700 godu irniel, Sankt Pietierburg 1719, s. 44.
należnych zgodnie z postanowieniami traktatu z 1705 r.,
Rzeczpospolita otrzymała zaledwie jedną piątą tej sumy.
Pisał: „Wszyscy stali się weseli i niezbyt mi przychylni;
cała szlachta, a także wojsko nam nie sprzyja... Na het-
mana Sieniawskiego nie ma co liczyć: trzyma się nas do
czasu i sam otwarcie nam powiedział, że nie oszuka
i szelmą nie będzie, lecz jeśli zajdą takie okoliczności, iż
nie będzie mógł dalej trzymać się cara, to nam sam o tym
obwieści" 12.
Gdy Ukraincewa wysłano na Węgry z misją mediacyj-
ną by pogodził Franciszka Rakoczego II z cesarzem Jó-
zefem I (nb. Ukraincew zmarł tam we wrześniu 1709 r.),
w Polsce rezydentem został Aleksy Daszkow. Car uważał
go zresztą za wyjątkowego durnia, któremu lepiej nie po-
wierzać misji wymagających inteligencji. Jednakże Dasz-
kow sprawiał się zupełnie dobrze i nie było powodów do
narzekań. Przysyłał też sporo interesujących wiadomości
o sytuacji w Polsce. W marcu 1709 r. donosił np.: „Hetman
Sieniawski nie ma siły (!) u Stanisława Leszczyńskiego,
ale jego żona szuka na zapas łaskawości Stanisława na
wypadek, gdyby nie wyszedł [z Saksonii — przyp. W.AS.]
król August i sprawy carskie źle się rozwijały". Warto
dodać, że mieszanie się hetmanowej do spraw państwa
i powodowanie mężem wywoływało powszechne oburze-
nie. Daszkow pisał dalej: „Byłoby bardzo dobrze, gdyby
nadszedł tutaj feldmarszałek lejtnant Goltz z naszymi woj-
skami. Jeśli nie przyjdzie, to boję się, by Polacy nie wpa-
dli w rozpacz, gdyż nieprzyjaciel r u j n u j e wszystkie ich
majątki. Zjawili się też teraz dwaj Wołosi: Sawa, który
zdobył Mohylów nad Dniestrem, niszczy i męczy szlachtę
rozgłaszając, iż działa na rozkaz Carskiej Wysokości; inny,
Iwanienko, zajął Bracław i również męczy i r u j n u j e
szlachtę". Z doniesień Daszkowa wiadomo było także, że
Sieniawski dostał od cara 10 tys. rubli, które rozdał re-
12
S o ł o w i e w, op. cit., kn. 8, t. 15, s. 253.
gimentarzom w nagrodę za odrzucenie propozycji Lesz-
czyńskiego przejścia na jego stronę 13.
Goltz jednak nie śpieszył z przybyciem w sukurs het-
manowi. Gdy wreszcie na przełomie kwietnia i maja po-
jawił się w rejonie Lwowa, okazało się z kolei, iż demon-
struje swoją wyższość wobec Polaków, co wywoływało
ich zrozumiały sprzeciw. Sytuacja stawała się krytyczna,
sojusznicy bowiem rekwirowali żywność i paszę, rabowa-
li i bili przy najmniejszej próbie sprzeciwu. August II
dalej siedział w Saksonii i nie tylko nie zamierzał wkro-
czyć do Polski ze swą armią, ale też nie wykazywał
ochoty do podjęcia jakichkolwiek zobowiązań wobec Rosji.
Piotr I zdawał sobie sprawę z rzeczywistych przyczyn
jego kunktatorstwa. Pisał do Gołowkina: „Sądzę, że król
patrzy, co uczynimy ze Szwedem — dlatego też marudzi
z wykonaniem zobowiązań traktatowych" 14.
Jak się więc okazało, wszystkie zainteresowane strony
wyczekiwały na decydujące rozstrzygnięcie, które miało
zapaść na rozległych ziemiach ukraińskich. Czekali Tur-
cy, Tatarzy i August II. Mazepa i Zaporożcy podjęli de-
cyzję już wcześniej i teraz z trwogą zastanawiali się, co
się stanie w wypadku sukcesów rosyjskich.
Pozornie Piotr I sprawiał wrażenie, jakby nie zdawał
sobie sprawy z ciążącej na nim odpowiedzialności za przy-
szły kształt stosunków we wschodniej Europie. Wypeł-
niał wszystkie normalne obowiązki: prowadził rozległą
korespondencję, wydawał polecenia dyplomatom i woj-
skowym, karał i nagradzał. Ba, znalazł także czas na pra-
cę nad Prawidłami walki lub regułami, które winny obo-
wiązywać przy prowadzeniu batalii, wykorzystując w nich
z powadzeniem własne doświadczenia z wojny ze Szwecją.
Posunięcia cara były jednak dobrze przemyślane i stop-
niowo układały się w kampanię, która miała wkrótce do-
prowadzić do klęski Karola XII. Zdobycie Siczy oraz od-
13 Tamże, s. 254.
14
PB, t. 7, wyp. 1, s. 137.
grodzenie przez Goltza, współdziałającego z armią Sie-
niawskiego i litewskiego hetmana polnego Grzegorza Ogiń-
skiego, przyszłego teatru rozstrzygającej batalii od moż-
liwej pomocy polskich i szwedzkich oddziałów Leszczyń-
skiego i Ernesta von Krassaua, pozbawiło Szwedów spo-
dziewanych posiłków i zapewniło bezpieczeństwo tyłom
głównych sił rosyjskich. 13 (24) maja pokonały one pod
Brodami korpus Jana Kazimierza Sapiehy, co spowodo-
wało wycofanie się Leszczyńskiego i Krassaua spod Lwo-
wa na północ. Konfederacja sandomierska mogła, wobec
kolejnego sukcesu Rosjan, liczyć na zwiększenie liczeb-
ności swych szeregów.
Siły szwedzkie zostały zablokowane za Dnieprem. Bez-
pardonowe postępowanie z miejscową ludnością, polityka
przymusowych rekwizycji oraz gwałtów i terroru wywo-
ływały rosnący opór mieszkańców Ukrainy. Coraz częś-
ciej dochodziło do podejmowania udanych prób samoob-
rony. Zaporożcy, nawet ci, którzy początkowo opowie-
dzieli się za Mazepą, zmieniali orientację, dezerterowali
i przechodzili na stronę Rosjan. Wojna dwóch armii prze-
kształcała się w walkę przeciw okupantowi w obronie
własnej ojczyzny.
Król szwedzki nie spodziewał się zapewne takiego ob-
rotu sprawy. Ślepy i głuchy na zmianę sytuacji oraz rady
generalicji z uporem dążył do zrealizowania pierwotnego
planu: opanowania centrum Rosji wraz z Moskwą. Jakże
jednak zmieniły się teraz warunki jego działania!
Gdy rozpoczynał swą kampanię w 1707 r., miał nie tyl-
ko przeszło 50 tys. wyborowych żołnierzy, lecz również
mógł liczyć na przyłączenie się dalszych 20 tys. dowodzo-
nych przez Stanisława Leszczyńskiego oraz na szesnasto-
tysięczny korpus generała Adama Ludviga Loewenhaup-
ta, co stawiało do jego dyspozycji dziewięćdziesięcioty-
sięczną armię, niemal nie do pokonania. Teraz, w połowie
1709 r., dysponował zaledwie 30 000 żołnierzy szwedzkich
i 8000 Zaporożców, a więc armią dwuipółkrotnie mniej-
szą, wyczerpaną, głodną i pozbawioną ducha walki. Być
może Karol XII miał wciąż nadzieję na wciągnięcie Tur-
cji do wojny. Jego liczni wysłannicy bez przerwy poja-
wiali się na sułtańskim dworze. Pobożne życzenia brał za
rzeczywistość, co stanowiło główny błąd w jego postępo-
waniu. Poza tym nadal nie doceniał przeciwnika, niepom-
ny nauczki, jakiej doznał w poprzednim roku pod Leśną.
Jeśli Karol XII zamierzał konsekwentnie wprowadzać
w życie swój plan strategiczny, miał tylko jedno wyjś-
cie. Musiał przebić się przez wojska rosyjskie, a następ-
nie atakować w kierunku na Charków, Kursk i wreszcie
Moskwę. Bazę operacyjną jego działań mogła stanowić
linia Worskli, szczególnie zaś dwie twierdze: Perewołocz-
na i Połtawa. Pierwsza z nich znajdowała się w rękach
sprzymierzonych z Karolem XII Kozaków Zaporoskich,
ale w Połtawie tkwił od stycznia 1709 r. garnizon rosyj-
ski dowodzony przez pułkownika Aleksego Kelina. Gar-
nizon liczył 4182 żołnierzy, 91 puszkarzy i miał do dyspo-
zycji 28 dział. Oprócz tego uzbrojono 2600 mieszkańców
miasta.
Połtawa była nieźle umocniona. Kelin dodatkowo prze-
prowadził niezbędne naprawy i rozbudował istniejące for-
tyfikacje. Położenie jej jednak sprawiało niemal równe
kłopoty obrońcom, jak i oblegającym. Leżała na prawym
brzegu Worskli, do której po przeciwległej stronie wpa-
dał Kołomak, niewielka rzeczka tworząca jednak wspól-
nie z Worsklą rozległe bagniska. Utrudniało więc to
wprawdzie poruszanie się wojsk nieprzyjacielskich, ale
i pozbawiało możliwości przyjścia załodze twierdzy ze
skuteczną pomocą w razie oblężenia. Było to po prostu
niemożliwe bez wcześniejszego stoczenia bitwy.
Fortyfikacje Połtawy składały się z wału ziemnego
wzmocnionego drewnem i faszyną, palisady oraz ze-
wnętrznego rowu wypełnionego wodą. Były ukształtowa-
ne według wszystkich zasad klasycznej inżynierii wojsko-
wej, z bastionami, kurtynami i rawelinami, które znacz-
nie ułatwiały obronę.
W kwietniu 1709 r. armia Karola XII znalazła się pod
Połtawą, otoczyła ją szczelnym pierścieniem i przystąpiła
do oblężenia. Szwedzi działali systematycznie. Ponieważ
zamierzali przypuścić szturm generalny od strony zachod-
niej, na niej więc skoncentrowali swoje prace, drążąc
okopy podchodzące aż do fosy. Pierwsze bezpośrednie
ataki były prowadzone bez przekonania i miały raczej
charakter rozpoznania walką, nie zaś rozstrzygających
uderzeń. Zakończyły się one niepowodzeniem. Natomiast
obrońcy dokonali kilku udanych wypadów, którymi nie
tylko zaskoczono Szwedów, ale i zadano im spore straty.
Dopiero w maju Szwedzi przypuścili kilka bardziej zde-
cydowanych i energicznych szturmów, chociaż również
bez spodziewanych rezultatów.
24 kwietnia (5 maja) zjechali się do Charkowa Mienszy-
kow, Jakub Bruce, Gołowkin i Szafirow. Prawdopodob-
nie wówczas zdecydowali przerzucić główne siły rosyjskie
nad Worsklę. Dwa dni później armia carska ruszyła z Bo-
goduchowa.
Piotr I znajdował się w tym czasie w Azowie i pilnie
śledził rozwój wypadków. Nie śpieszył jednak do armii,
gdyż — jak pisał do Mienszykowa — od 1 (12) maja
zaczął leczenie swoich przypadłości żołądkowych, co wy-
czerpywało go bardziej niż sama choroba. Stwierdzał więc
w kolejnych listach: ,,Od pierwszego tego miesiąca [ma-
ja — przyp. W. A. S.] zacząłem przyjmować lekarstwo,
które działa bardzo silnie, gdyż tutejsze gorące powietrze
wspomaga jego skuteczność. Nie będę mógł opuszczać do-
mu aż do dziesiątego. Mam nadzieję, z pomocą boską,
do piętnastego bieżącego miesiąca uwolnić się od lekarstw
i być gotowym do przyjazdu do was"; „Moje lekarstwo
działa bardzo silnie i wskutek tego stałem się słaby jak
dziecko"; „Nie będę wcześniej u was jak dwudziestego,
gdyż i sam jestem słaby, i konie nie będą gotowe dla
batalionu wcześniej niż na dwudziestego" 15.
Na 5—6 (16—17) maja Mienszykow zwołał kolejną na-
radę wojenną. Wzięli w niej udział również generałowie:
Nikita Repnin, Bruce, Piotr Dalbonne, Samuel Renzel
i O. Schaumburg. Zastanawiano się, jak pomóc oblężo-
nym w Połtawie, a zwłaszcza, czy istnieją możliwości
przerwania blokady.
Zaproponowano przeprowadzenie jednoczesnego ataku
w trzech kierunkach: ugrupowanie Bellinga miało ruszyć
w dół biegu Worskli i po przeprawie skierować się na
Oposznię, Goltz winien był uderzyć na szańce nieprzyja-
cielskie za Worsklą, a oddziały Schaumburga miały znie-
nacka zaatakować główną kwaterę przeciwnika w Budysz-
czach. Piotr I uznał, że najlepszą formą pomocy dla gar-
nizonu połtawskiego będzie atak na Oposznię. W wypad-
ku niepowodzenia należało wyruszyć pod Połtawę i roz-
lokować się w jej najbliższym sąsiedztwie na lewym brze-
gu Worskli 16. Zalecenie swoje powtórzył 15 (26) maja:
„Co do Połtawy zaś, to i obecnie potwierdzam, że lepiej
by nam do onego miasta przystąpić (przez rzekę od nie-
przyjaciela) ze wszystkimi i udzielać miastu pomocy
(gdyż miejscowość ta bardzo potrzebna), gdzie należy
i feldmarszałkowi [Mienszykowowi — przyp. W. A. S.]
być, a to (na ile rozumiem) wydaje się z lepszych nie
ostatnia sprawa. W ogóle dysponując zaocznie polegam
na waszym rozsądku" 17.
Mienszykow okazał się niezłym dowódcą. Jeszcze przed
otrzymaniem rozkazów monarchy zaatakował Oposznię
i rozbiłby całkowicie wojska szwedzkiego generała Karola
Gustawa von Roosa, gdyby nie pomoc Karola XII, który
zdążył przyjść z pomocą swoim oddziałom. Roos śpiesz-
28
Tamże, s. 204.
stały zamknięte przez armię Piotra I. Dowództwo rosyj-
skie miało nadzieję, że jednoczesny atak zmusi przeciw-
nika do rejterady, a w każdym razie, iż uda się osiągnąć
sukces bez wydawania bitwy.
Wydawało się, że przewidziano wszystkie możliwe prze-
ciwności losu. Jednakże nagłe pogorszenie się pogody,
ulewny deszcz, który z błotnistych traktów uczynił nie-
przejezdne, grząskie bajora, zmusił armię Mienszykowa
do zaniechania wcześniej powziętego planu. Udały się
natomiast akcje o charakterze pomocniczym i mające od-
ciągnąć uwagę nieprzyjaciela od głównej sceny teatru
wojny. 14 i 15 (25 i 26) czerwca Skoropadski zaatakował
wieś Żuki; Genskin wyzwolił w Starych Senżarach około
1000 jeńców (obrońców Wepryka); Rónne przeprawił się
przez Worsklę pod Petrowką i odrzucił przeciwnika o kil-
ka kilometrów.
Na naradzie wojennej 15 (26) czerwca postanowiono raz
jeszcze zrealizować pierwotny plan, co jednak w praktyce
okazało się niemożliwe. Został już rozszyfrowany przez
Karola XII, który znacznie lepiej przygotował się do od-
parcia możliwych ataków. Trzeba było przemyśleć nowe
koncepcje, bardziej przystosowane do odmiennej sytuacji.
W dniu następnym Piotr I rozkazał Rónnemu przepra-
wić się ponownie przez Worsklę na czele 12 pułków kon-
nicy i 3 pułków piechoty. Miał tego dokonać w znanym
sobie rejonie pod Petrowką. Hallart wraz z 12 pułkami
piechoty winien był dokonać podobnej operacji na połud-
nie od Połtawy. Natychmiast po przeprawie zarówno od-
działy Rónnego, jak i Hallarta okopały się, tworząc umoc-
nione przyczółki. Podjęta jednocześnie przez Kelina pró-
ba dywersji nie powiodła się.
Warto dodać, że wprawdzie rzadko udawało się prze-
drzeć do Połtawy wysłannikom Piotra I, ale Rosjanie zna-
leźli przemyślny sposób porozumiewania się z oblężony-
mi. Rozkazy przerzucano w wystrzeliwanych z obozu ro-
syjskiego pustych kulach armatnich, co nb. dobrze świad-
ożyło o umiejętnościach artylerzystów carskich. Armia ro-
syjska dysponowała pod Połtawą 102 działami różnych
rodzajów i kalibrów, szwedzka — tylko 39 24.
Rónne niemal natychmiast po przeprawie i okopaniu
się został zaatakowany przez feldmarszałka Karola Gu-
stawa Rehnskólda. Udało mu się jednak odeprzeć napór
nieprzyjaciela, przy czym uczynił to tak skutecznie, że
feldmarszałek zrezygnował z zamierzonej uprzednio or-
ganizacji linii obrony w bezpośrednim sąsiedztwie Rón-
nego i wycofał się do obozu pod Żukami. Hallarta usiło-
wał wyprzeć sam Karol XII. Nie tylko nie zdołał tego
dokonać, ale w czasie zwiadu, w którym wziął osobisty
udział, został ranny w nogę, co w poważnym stopniu
utrudniło mu później wykonywanie obowiązków naczel-
nego dowódcy.
Opowiadano, że przeprowadzając nocne rozpoznanie roz-
mieszczenia sił rosyjskich król szwedzki natknął się nie-
oczekiwanie na siedzącą przy ognisku grupę Kozaków.
Czuli się bezpieczni i nie wystawili nawet najskromniej-
szej warty. Król, oburzony tą bezczelną beztroską, zsiadł
z konia i zastrzelił jednego z nich. W odpowiedzi oddano
trzy strzały, właściwie na oślep. Jeden z nich okazał
się celny.
Gdy do rosyjskiej kwatery głównej nadeszły wieści
o uchwyceniu przeprawy pod Petrowką, polecono przy-
gotować obóz w rejonie Semenowki, już na prawym brze-
gu Worskli. Wybudowano proste fortyfikacje typu reda-
nowego, wzmacniając je dodatkowo bastionami o dwóch
frontach usytuowanych pod kątem prostym względem
siebie. Wojska wyruszyły z Krutego Beregu w nocy
z 18 na 19 (29 na 30) czerwca i dotarły do Semenowki
20 czerwca (1 lipca). Przerzucono wówczas pułki gwar-
dyjskie, dywizje Mienszykowa i Repnina (ta ostatnia
kroczyła w ariergardzie) oraz artylerię polową. 24 czerw-
24
J. J. K o ł o s o w , Artillerija w połtawskom srażenii (w.) Pol-
tawa, s. 97, 100.
ca (5 lipca) w obozie semenowskim znalazły się również
oddziały hetmana Skoropadskiego.
Tymczasem Karol XII otrzymał wieści o gotowości Ta-
tarów krymskich do udzielenia pomocy Szwedom. Króla
poinformowano, że zajęli oni pozycję wyczekującą i jeśli
tylko nastąpi wyraźna zmiana sytuacji na korzyść armii
szwedzkiej, bez zwłoki ruszą z Perekopu na północ. Mo-
narcha uznał, iż zdobycie przezeń Połtawy popchnie ich
do otwartego wystąpienia. Nie bacząc więc na niebezpie-
czeństwo grożące ze strony gotowych już do boju oddzia-
łów rosyjskich, zabezpieczając się jedynie głównymi si-
łami skoncentrowanymi na północ od twierdzy, wydzielił
z nich 3000-osobową jednostkę i nakazał jej przystąpienie
do generalnego szturmu. Zaciekłe walki trwały przez dwa
dni, 21 i 22 czerwca (2 i 3 lipca). Niewiele brakowało do
spełnienia się królewskich zamiarów. Szwedzi stali już
na wałach Połtawy i byli prawie pewni ostatecznego suk-
cesu. Jednakże bohaterstwo obrońców w decydującym
momencie walki raz jeszcze zdecydowało o końcowym wy-
niku zmagań. Szturm odparto. Obydwie strony poniosły
przy tym ogromne straty. Szwedzi utracili 1676 zabitych
i rannych (w czasie całego trzymiesięcznego oblężenia
Połtawy — przeszło 6000 żołnierzy), Rosjanie — 1256
osób 25.
Obóz semenowski stanowił niezłą bazę wypadową do
sporadycznych ataków mających na celu nękanie nie-
przyjaciela, nie mógł jednak odegrać roli wyznaczonej
mu przez cara — pozycji wyjściowej do zamierzonej bi-
twy. Od Połtawy dzieliło go aż 8 kilometrów w linii pro-
stej. Był poza tym zbyt otwarty. Nie broniły go praktycz-
nie ani ukształtowanie terenu, ani lasy czy też, jak to
było na lewym brzegu Worskli, trudne do przebycia bło-
ta i bagna. Piotr postanowił więc przesunąć wojsko bar-
dziej na południe, pod Jakowce. Tutaj sytuacja przed-
25
B i e s k r o w n y j, Stratiegija i taktika russkoj armii...,
s. 51.
stawiała się zupełnie inaczej. Z tyłu równinę, na której
rozlokowała się armia rosyjska, ograniczał stromy brzeg
rzeki; lewe skrzydło i front były chronione przez gęsty
las. Prócz tego przebiegały przez nią dwie drogi prowa-
dzące prosto do Połtawy.
Na nowym miejscu postoju Rosjanie znaleźli się 25
czerwca (6 lipca). W nocy, w niebywałym tempie, wznie-
siono niezbędne umocnienia i wykopano okopy. Obóz,
który mógł m.in. pomieścić całą artylerię, tabory oraz
58 batalionów piechoty, miał kształt greckiej litery II.
Podstawą wspierał się o Worsklę. Broniły go wały ziem-
ne, fortyfikacje redanowe i bastiony na rogach. Pozycje
przednie składały się z sześciu redut zbudowanych w jed-
nej linii, odległych od siebie na strzał karabinowy. Pro-
stopadle do nich wzniesiono jeszcze dodatkowo cztery re-
duty. Umieszczono tu dwa bataliony piechoty pułku bieł-
gorodzkiego dowodzone przez pułkownika S. Awgustowa
i 17 pułków dragonów wraz z 13 działami artylerii kon-
nej. Droga prowadząca przez Reszetyłowkę na Ukrainę
Prawobrzeżną była osłaniana przez Skoropadskiego i 6
pułków dragonów pod dowództwem Wołkońskiego. Woł-
koński miał być łącznikiem między głównymi siłami Ro-
sjan a Kozakami. Artylerią dowodził Bruce.
Łącznie Piotr I dysponował 58 batalionami (historycy
wojskowości stosują to głównie określenie, chociaż współ-
cześnie jednostki te nazywano często pułkami) piechoty
i 17 pułkami kawalerii, łącznie 42 500 żołnierzy.
Car przypisywał bitwie ogromne znaczenie. Uważał, że
może ona rozstrzygnąć nie tylko o losach kampanii 1709 r.,
lecz i całej wojny.
Karol XII miał pod swymi rozkazami armię słabszą od
przeciwnika. Nie doceniał w pełni wagi zbliżającego się
starcia. Wiedział już wprawdzie, że nie może liczyć na
żadne posiłki, sądził jednak, iż w razie niepowodzenia
stosunkowo łatwo wycofa się spod Połtawy i zdoła oder-
wać się od nieprzyjaciela. Odkomenderował więc cztery
pułki dragonów do osłony drogi odwrotu, prowadzącej do
przeprawy na Worskli pod Perewołoczną. Popełnił jed-
nak przy tym poważny błąd, który miał się na nim zem-
ścić w najbliższej przyszłości: nie zapewnił sobie odpo-
wiednich środków przeprawowych. Istniejące tam niegdyś
łodzie Zaporożców zostały zniszczone jeszcze w maju przez
Jakowlewa.
Monarcha szwedzki rzucił do bitwy 24 bataliony pie-
choty, 22 pułki kawalerii i 4 działa (łącznie 24 — 25 tys.
żołnierzy). W okopach pod Połtawą pozostawił dwa bata-
liony piechoty i Zaporożców. Do dyspozycji Karol XII
miał około 38 tys. ludzi, licząc w tym również służbę i ta-
bory.
Rana nie pozwalała mu dowodzić osobiście, więc do-
wództwo naczelne przekazał Rehnskóldowi. Nie dał mu
jednak żadnego planu zamierzonej operacji. Obecność
króla na placu bitwy zmuszała poza tym feldmarszałka
do liczenia się z jego zdaniem i mocno komplikowała wy-
dawanie rozkazów. 26 czerwca (7 lipca) Rehnskóld i Gyl-
lenkrock otrzymali polecenie rozpoczęcia akcji w ciągu
najbliższej nocy, na 27 czerwca (8 lipca). Karol XII na-
kazał zanieść się przed front oddziałów, do których prze-
mówił, wyrażając przekonanie o czekającym ich zwycię-
stwie. Po bitwie — powiedział — zapraszam was na obiad
do obozu przeciwnika.
Piechotę szwedzką uszykowano w cztery kolumny rów-
nej wielkości (po sześć batalionów), a kawalerię w sześć
kolumn. Zgodnie z rozkazem Karola XII atak Szwedów
nastąpił 27 czerwca (8 lipca) o godz. 2. Król chciał za-
skoczyć cara. Domyślał się prawdopodobnie, że Piotr I
zamierza wydać bitwę dopiero dwa dni później; sądził
poza tym, że działanie pod osłoną nocy wzbudzi zamiesza-
nie w szeregach rosyjskich i spowoduje panikę.
Karol XII był całkowicie pewny sukcesu. Zlekceważył
podstawowe środki ostrożności i nie przeprowadził żad-
nego rozpoznania przed walką. Nie znał siły i trwałości
umocnień, które zamierzał sforsować. Tymczasem zaś ru-
chy wojsk szwedzkich zostały szybko zauważone przez
Rosjan. Piotr I postawił cały obóz w stan alarmu. Kawa-
lerię usytuowano za redutami bronionymi przez piechotę,
a gdy okazało się, że Szwedzi zamierzają zaatakować je
z marszu, Mienszykow rzucił konnicę przed reduty, by
osłabiła siłę szturmu. Zamiar ten powiódł się całkowicie,
mimo włączenia się do walki jazdy szwedzkiej. Jedynym
sukcesem Szwedów było opanowanie dwóch nie dokoń-
czonych redut.
Mienszykow sądził, że nieprzyjaciel bliski jest porażki
i pchał się do przodu, by zadać mu cios ostateczny. Po-
wstrzymały go od tego dopiero rozkazy Piotra I.
Jak się okazało, car lepiej ocenił sytuację.
Karol XII, widząc bezskuteczność ataku frontalnego,
nakazał Rehnskoldowi obejść pozycje rosyjskie od półno-
cy, wzdłuż linii lasu. Ale Mienszykow w porę zoriento-
wał się w sytuacji i przerzucił jazdę na drogę przemarszu
nieprzyjaciela. W zaciekłym starciu Rosjanie zdobyli 14
sztandarów, które natychmiast triumfalnie odesłano ca-
rowi. Ten zaś z uwagą obserwował rozwój wydarzeń na
prawym skrzydle, obchodzonym właśnie przez główne siły
szwedzkie. W tym samym czasie kolumna generała Roo-
sa usiłowała zdobyć reduty wysunięte do przodu. Straty
własne były jednak tak znaczne, że Roos zaprzestał akcji
zaczepnych i wycofał się pod las jakowiecki. Wprawdzie
na pomoc śpieszyła mu już jazda generała Wolmara von
Schlippenbacha, ale Rosjanie też nie próżnowali.
Przeciw Roosowi i Schlippenbachowi skierowano pięć
pułków kawaleryjskich Genskina i pięć batalionów pie-
choty Renzela pod wspólnym dowództwem Mienszykowa.
Szwedzi nie zdołali powstrzymać ich naporu. Odrzucili
propozycję kapitulacji i zostali całkowicie rozbici. Niedo-
bitki ratowały się ucieczką w kierunku Połtawy, ścigane
przez oddziały Renzela.
Tymczasem generał Rudolf Bauer z resztą kawalerii
rosyjskiej zajął miejsce na prawym skrzydle umocnień,
a dowodzony przez I. Gołowina pułk Rostowski oraz ba-
talion grenadierów udały się pod Połtawę, by zająć znaj-
dujący się w jej pobliżu monaster i zapewnić w ten spo-
sób stałą łączność z obrońcami twierdzy.
W trakcie dokonującego się przegrupowania oddziałów
rosyjskich Karol XII próbował ponownie zaatakować re-
duty z frontu, a gdy próba ta znów się nie powiodła,
przemknął zręcznie między nimi i ruszył za Bauerem.
W tumanach pyłu wzniesionego przez końskie kopyta nie
zauważył, że zbliżył się niebezpiecznie do głównego obozu
przeciwnika. Gdy oddziały Rehnskólda znalazły się w od-
ległości 70 — 80 metrów od niego, rosyjska artyleria
skartaczowała je bez litości. Szwedzi, mocno już prze-
trzebieni, zrejterowali do lasu budyszczenskiego, gdzie
dopiero z dala od kul i odłamków zaprowadzili jaki taki
porządek w swoich oddziałach.
Karol XII był zaskoczony nie tylko siłą obrony rosyj-
skiej, lecz i jej rozległością. Poza tym nie wiedział, co
się stało z oddziałami Roosa i Schlippenbacha. Zadanie
ich odszukania zlecił generałom Lagerkronie i Sparre'owi.
Część sił tego ostatniego wydzielił do walki z Kozakami
Skoropadskiego, którzy niespodziewanie pojawili się na
tyłach szwedzkich.
Piotr I był zaniepokojony opieszałością nieprzyjaciela.
Nie znał jej prawdziwej przyczyny i nawet obawiał się,
że przeciwnik zrezygnował z kontynuowania walki. Był
niemal pewny zwycięstwa. Nie chciał przerwać w poło-
wie zaczętego już dzieła. Postanowił więc sprowokować
starcie i zmusić Karola XII do przyjęcia bitwy. Wypro-
wadził przeto niemal wszystkie pozostałe wojska z obozu
i ustawił je przed nim w dwóch liniach. W ich centrum
znajdowała się piechota, łącznie 42 bataliony pod dowódz-
twem Repnina; na prawym skrzydle 17 pułków dragonii
Bauera; na lewym — sześć pułków Mienszykowa. Arty-
lerią składającą się z 70 dział dowodził nadal Jakub Bru-
ce, a calścią — feldmarszałek Szeremietiew. W odwo-
dzie pozcrtawało osiem batalionów muszkieterów J. Gun-
tera orazbatalion grenadierów.
Zaczynała się druga część batalii. Dopiero teraz Piotr I
przemówił do swoich żołnierzy, wzywając ich do męstwa
w obroni ojczyzny, narodu i swoich rodzin.
Karol XII uszykował swoje oddziały w jednej linii:
w środki 18 batalionów piechoty, a na skrzydłach 29
szwadron w jazdy. Przed frontem wojsk znalazły się czte-
ry armaty.
27 czewca (8 lipca), około godz. 9, Rosjanie ruszyli
z wolna do a t a k u przeciw nadciągającym wojskom
nieprzyjaciela. G d y tylko oddziały szwedzkie znalazły
się w zaięgu ognia dział, artyleria rosyjska zasypała je
kartaczami. Jeden, z pocisków ugodził lektykę, w której
niesiono Karola X I I , lecz samemu królowi nie wyrządził
szkody.
Wreszce nadeszła chwila starcia. Armie stanęły naprze-
ciw siebie w odległości zaledwie kilkudziesięciu metrów.
Rozpoczęła się obustronna strzelanina, a następnie Szwe-
dzi rzucili się do ataku na bagnety. Główne ich uderzenie
wziął na siebie pierwszy batalion Nowogrodzkiego pułku
piechoty, usytuowany na lewym skrzydle wojsk rosyj-
skich. Byli to przeważnie młodzi żołnierze, świeżo zaciąg-
nięci do armii. Nie zdołali powstrzymać naporu nieprzy-
jaciela i zaczęli się wycofywać. Powstała realna groźba
przerwania linii obrony. Natychmiast jednak bataliony
drugiej inii wypełniły powstałą lukę, a po chwili cała
armia ruszyła do kontrataku. Szeregi szwedzkie drgnę-
ły i mimo rozpaczliwych wysiłków dowódców, usiłują-
cych opanować narastające zamieszanie, rzuciły się do
ucieczki . Za nimi gnali carscy dragoni i Kozacy Skoro-
padskiego. O godz. 11 było już po wszystkim. Na
placu boju pozostali tylko Rosjanie.
Garnizon połtawski wykorzystał sytuację i śmiałym wy-
padem opanował szwedzkie okopy i reduty wykopane
Bitwa pod Połtawą, 27 czerwca (8 lipca) 1709 r.
w sąsiedztwie twierdzy. Tutaj też poddały się resztki od-
działów Roosa.
Przerażeni klęską żołnierze królewscy uciekli do Sta-
rych Senżarów, a Karola XII wywieziono śpiesznie w kie-
runku przeprawy w rejonie Perewołocznej.
Na polu bitwy straciło życie 9234 żołnierzy szwedzkich.
Do niewoli wzięto 2874 osoby (w tym jednego feldmar-
szałka, czterech generałów, 186 oficerów i 2587 szeregow-
ców). Zdobyto również cztery działa i 137 sztandarów.
M.in. jeńcami rosyjskimi stali się: pierwszy minister Pi-
per, feldmarszałek Rehnskóld oraz generałowie Stackel-
berg i Hamilton. Rosjanie stracili 1345 zabitych i 3290
rannych 26.
Obydwaj monarchowie zadziwili żołnierzy odwagą prze-
jawioną w czasie walki.
Piotr I w mundurze oficera Preobrażeńskiego pułku
gwardii, składającym się z zielonych spodni, zielonego
kaftana z czerwonymi wyłogami i mankietami, złotymi
guzikami oraz trójgraniastego kapelusza, często ukazywał
się na placu boju. Przez ramię przepasany był siatkową,
srebrno-złotą szarfą będącą symbolem szarży oficerskiej.
Siedział na swej ulubionej klaczy Lizetce, okrytej ciem-
nozielonym czaprakiem i siodłem obszytym suknem tego
samego koloru. W czasie bitwy przestrzelono mu kapelusz
i siodło.
Posypały się radosne, bardziej i mniej oficjalne donie-
sienia o zwycięskiej batalii. W Dzienniku Piotra Wielkie-
go zanotowano: „Chociaż obydwa wojska biły się bardzo
zaciekle, jednak nie trwało to dłużej niż dwie godziny,
gdyż niezwyciężeni panowie Szwedzi rychło plecy poka-
zali i przez wojska nasze z taką odwagą [walczące —
przyp. W.A.S.] cała armia nieprzyjacielska (z małymi
stratami wojsk naszych, co jest najdziwniejsze), kawale-
ria i infanteria całkiem została pokonana. Wojsko szwedz-
20
Opis bitwy oparto na: B i e s k r o w n y j , Stratiegija i tak-
tika russkoj armii..., s. 50—57.
kie ani razu się potem nie zatrzymało, lecz bez zatrzyma-
nia, przez naszych kłute szpadami i bagnetami, gnało na-
wet do pobliskiego lasu, gdzie przed batalią szykowało
się do boju. Przy tym na początku generał-major Stac-
kelberg, później generał-major Hamilton, a następnie
feldmarszałek Rehnskóld i książę wirtemberski, łącznie
z licznymi pułkownikami oraz innymi oficerami pułków
i rot, i kilka tysięcy szeregowych, z których większość
poddała się z bronią i końmi, zostali wzięci do niewoli.
Trupów nieprzyjacielskich naliczono na miejscu walki
i przy redutach 9234, prócz tych, którzy zostali rozpro-
szeni po lasach i polach i tam padli zabici lub umarli
z odniesionych ran. I tak, dzięki miłosierdziu Najwyż-
szego, dokonano wiktorii (o jakiej podobnej mało słysza-
no), z niewielkim trudem i krwią nad dumnym nieprzy-
jacielem, przez samego Gosudara osobiste, bohaterskie
i mądre dowództwo oraz bohaterstwo prostego ludu. Go-
sudar bowiem w tym koniecznym wypadku, walcząc za
lud i ojczyznę, nie szczędząc swej osoby postępował tak,
jak dobry dowódca winien postępować. W dodatku i to
wiedzieć należy, że z naszej piechoty jedynie przednia
linia walczyła z nieprzyjacielem, a druga w walce w ogóle
nie uczestniczyła" 27.
W liście do Fiodora Romodanowskiego, groźnego naczel-
nika Prikazu Preobrażeńskiego, zajmującego się przestęp-
stwami politycznymi, Piotr I pisał: ,,Donosimy wam o og-
romnej i niezwyczajnej wiktorii, którą Pan Bóg dać nam
raczył, dzięki nieopisanemu męstwu naszych żołnierzy,
z małym upływem krwi naszej. A stało się to w s p o s ó b
następujący: dzisiaj z samego ranka zawzięty nieprzyjaciel
zaatakował całą armią konną i pieszą naszą konnicę,
która chociaż trzymała się dzielnie, zmuszona była jed-
nak do odstąpienia, zadając wszakże nieprzyjacielowi spo-
re straty. Potem nieprzyjaciel stanął frontem naprzeciw
27
Źurnal, cz. 1, s. 198—199.
naszego obozu, przeciw któremu natychmiast wyprowa-
dzono z okopów całą piechotę i na oczach nieprzyjaciela
postawiono, konnicę zaś na obydwu skrzydłach. Gdy nie-
przyjaciel to zobaczył, zaraz ruszył do ataku, a nasi wy-
szli mu na spotkanie i tak go przywitali, że w okamgnie-
niu z pola wyparli, zabrali wiele sztandarów i dział, rów-
nież do niewoli wzięli pana generała feldmarszałka Rełin-
skólda z czterema generałami, także pierwszego ministra
hrabiego Pipera z sekretarzem, wraz z którymi zagarnię-
to kilka tysięcy oficerów i żołnierzy. Jednym słowem
stwierdzić należy, iż całą nieprzyjacielską armię Faeto-
nów (!) spotkał koniec (o królu jeszcze nie wiemy, czy
z nami, czy z ojcami naszymi przebywa). Za rozbitym
przeciwnikiem wysłani panowie generałowie porucznicy
książę Golicyn i Bauer z konnicą. W związku z tą nie-
słychaną nowiną składam serdeczne gratulacje Waszej
Wielmożności". W liście do Apraksina dodał znamienne
słowa: „Teraz to już z całą pewnością, z pomocą boską,
położono fundamenty Sankt Petersburga" 28.
Nb. wspomniany tu Piper stracił głowę w czasie bitwy
i sam oddał się do niewoli. Po bitwie, po mszy dziękczyn-
nej, wraz z innymi osobistościami szwedzkimi został za-
proszony przez cara na ucztę. Piotr I w pewnym momen-
cie wzniósł toast: „Za moich nauczycieli sztuki wojennej!"
„Kto to taki?" — zapytali przymusowi goście. „Wy, pa-
nowie Szwedzi!" — odparł monarcha. „A to uczniowie od-
wdzięczyli się nauczycielom!" — zauważył Rehnskóld.
Mimo wszystko triumf nie był pełny. Spora część armii
szwedzkiej, jak wiemy, wycofywała się śpiesznie do prze-
prawy pod Perewołoczną. Jeszcze w dniu zwycięskiej ba-
talii za uciekającymi wysłano późnym wieczorem Bauera
i Golicyna na czele dziesięciu pułków jazdy i gwardzi-
stów posadzonych na konie. Szwedzi poruszali się jednak
szybciej niż goniący ich Rosjanie. W dniu następnym do
28
PB, t. 9, wyp. 1, s. 227; I. I. G o l i ko w, Diejanija Pietra
Wielikogo..., cz. 12, Moskwa 1789, s. 27—28.
pościgu przyłączył się Mienszykow, a w kolejnym — sam
car. Perewołoczną dzieliło od Połtawy około stu kilome-
trów. Odległość tę nieprzyjaciel pokonał w ciągu dwóch
dni. Na miejscu okazało się jednak, że nie ma na czym
przeprawić się na drugi brzeg. Udało się tylko przerzu-
cić najważniejsze osobistości: Karola XII, Mazepę, Spar-
re'a, Lagerkronę, żołnierzy z królewskiego konwoju i część
oddziałów zaporoskich — łącznie około 2000 ludzi. Na
lewym brzegu Dniepru pozostało 16 000 żołnierzy dowo-
dzonych przez generała Loewenhaupta, któremu Karol XII
nakazał przebijać się na Krym.
Duch armii załamał się całkowicie. Każdy myślał tyl-
ko o tym, jak wydostać się z pułapki. Gorączkowo prze-
szukiwano zrujnowane i spalone zabudowania Perewoło-
cznej, by znaleźć parę belek i desek, z których można
by sklecić prymitywną tratwę. Na próżno. Wszystko, co
nadawało się do przeprawy, zostało zabrane przez szczę-
śliwców, śpieszących na Zaporoże i dalej na Krym.
Król i hetman nie zapomnieli przy tym o wywiezieniu
ze sobą pieniędzy.
Tymczasem na lewym brzegu Loewenhaupt usiłował
zgromadzić żołnierzy wokół siebie i zorganizować jaką
taką obronę. Niewielu, zaledwie połowę, udało się zmo-
bilizować do walki. Reszta, potwornie zmęczona, albo
spała, albo też w ogóle nie reagowała na rozkazy. Sytua-
cja stawała się krytyczna, zwłaszcza że oddziały Mienszy-
kowa znajdowały się już w bezpośrednim sąsiedztwie
Szwedów. Żaden z nich nie wiedział, że ulubieniec Pio-
tra I przyprowadził ze sobą zaledwie 9000 wojska i że
przewaga liczebna była po szwedzkiej stronie. Mienszy-
kow natomiast zdawał sobie z tego sprawę doskonale
i słał gońców do cara z prośbami o posiłki. Gdy te jednak
nie nadchodziły, użył fortelu. Nakazał bić w bębny, trą-
bić do ataku, jednym słowem czynić wrażenie, że cała
armia rosyjska podeszła już do Dniepru. Podstęp udał
się znakomicie. Nieprzyjaciel był pewien, że co najmniej
30 tys. żołnierzy jest gotowych do zadania ostatecznego
ciosu. Do Szwedów wysłano parlamentariuszy z żądaniem
natychmiastowej kapitulacji. Nakazywano oddać broń
i amunicję, zezwalano na pozostawienie rzeczy osobistych
i mundurów, ale Zaporożców i „buntowników" wyłącza-
no z umowy kapitulacyjnej. Loewenhaupt próbował grać
na zwłokę i poprosił o dziesięć godzin do namysłu, lecz
jego prośba została odrzucona, a Mienszykow zagroził
bezlitosnym i całkowitym zniszczeniem przeciwnika.
Nie było wyjścia. Naprędce skrzyknięta w obozie
szwedzkim rada wojenna, oceniwszy mizerny stan wojs-
ka, brak amunicji i żywności, postanowiła przyjąć wa-
runki rosyjskie. Warunki kapitulacji uzgodniono w obo-
zie Mienszykowa, a następnie obydwaj dowódcy podpisali
ją, nie wprowadzając już żadnych zmian. Pod Perewoło-
czną zagarnięto do niewoli 16 264 żołnierzy szwedzkich,
zdobyto 142 sztandary i 20 dział, a prócz tego uwolniono
prawie 3000 jeńców (łącznie pod Połtawą i Perewołocz-
ną) 2 9 .
Mienszykow nie powtórzył błędu monarchy, który —
zachwycony „wiktorią" połtawską — zlekceważył siły
nieprzyjaciela i wysłał za nim w pogoń zbyt mały korpus.
Teraz za Karolem i Mazepą pędziły oddziały bez porów-
nania liczniejsze niż uciekający przeciwnik. 1 (12) lipca
ruszyły w pościg dwa pułki dragonów dowodzone przez
pułkownika Gawryłę Kropotowa, a w dniu następnym —
dwutysięczny oddział Wołkońskiego. Także stacjonujący
na Wołyniu Goltz otrzymał rozkaz przecięcia Karolo-
wi XII drogi ucieczki. Ale strach przed niewolą uskrzy-
dlił pokonanych. 7 (18) lipca przekroczyli Boh i skryli
się w Benderze. Wołkoński zdążył jeszcze tylko rozbić
przy przeprawie część konwoju królewskiego, zabijając
około 200 i biorąc do niewoli 260 osób. Karol XII i Maze-
pa wymknęli się Piotrowi I.
29
B i e s k r o w n y j , Stratiegija i taktika russkoj armii..., s. 58.
Mimo to car, i słusznie, miał pełną podstawę do trium-
fu. Nie tylko obronił Połtawę, ale przede wszystkim roz-
bił główne siły nieprzyjaciela, nie dopuścił do połączenia
się z czekającymi na stosowną okazję Tatarami krymski-
mi. Poza tym zniszczył „gniazdo buntowników" — Zapo-
roże, przydając sobie i żołnierzom kolejnych liści lauro-
wych do wieńca sławy.
Posypały się nagrody i odznaczenia. Szeremietiew
otrzymał wielkie posiadłości, Mienszykow stał się drugim
feldmarszałkiem, Repnin, Bruce, Renzel i Hallart dostali
ordery Sw. Andrzeja, majątki nadano też Michałowi Goli-
cynowi i Grzegorzowi Dołgorukiemu. Na tym nie zakoń-
czyła się szczodrobliwość monarchy. Karol Ronne awan-
sował do stopnia „pełnego" generała, Gołowkin został kan-
clerzem, Szafirów — wicekanclerzem. Sam Piotr I zezwo-
lił łaskawie na awansowanie siebie do stopnia generała
wojsk lądowych (przed bitwą pod Połtawą był tylko puł-
kownikiem gwardii) i schautbenachta, czyli wiceadmira-
ła.
Awanse i wsie otrzymali niemal wszyscy oficerowie;
prócz tego, w zależności od rangi, różnej wielkości złote
medale z portretami cara wysadzane diamentami, żołnie-
rze zaś — medale srebrne 30.
Medalom tym warto poświęcić więcej uwagi, gdyż sta-
nowiły one nie tylko świadectwo nowego etapu rosyjskiej
sztuki medalierskiej, lecz również rozwoju ikonografii
Piotra I. Ich wykonawcami byli Salomon Gonin i God-
fryd Haupt. Pierwszy z nich rytował portret cara, drugi —
bitwę połtawską. Rozmiar medali przypominał mone-
ty rublowe, dlatego też żołnierze nazywali je często po
prostu monetami. Uszka pozwalające na przyszycie me-
dali do munduru musieli wykonywać sami nagrodzeni. Na
awersie znajdował się portret monarchy w zbroi i płasz-
czu, z wieńcem na głowie, oraz napis w otoku: „Car Piotr
80
S o ł o w i e w, op. cit., kn. 8, t. 15, s. 276—277.
Aleksiejewicz, Samodzierżca Całej Rosji"; na rewersie —
bitwa kawalerii lub piechoty i napis: „Za bitwę połtaw-
ską. 1709, 27 czerwca". Wybito również medale pamiąt-
kowe, z których na uwagę zasługiwał zamówiony w No-
rymberdze, w pracowni Filipa Henryka Mullera. Dodać
trzeba, że w owym czasie wszystkie dwory europejskie
uważały za przejaw dobrego smaku składanie zamówień
właśnie u Mullera. Wykonywał najbardziej odpowiedzial-
ne prace zarówno dla Anglii, cesarstwa, jak i Szwecji,
chociaż w tych krajach nie brakowało zdolnych, utalento-
wanych medalierów 31. A wers wspomnianego medalu wy-
obrażał Piotra I siedzącego na koniu, na tle bitwy. W oto-
ku znajdował się napis — cytat z Owidiusza: „Hic honor
in nobis invidiosus erit" („Pozazdroszczą nam tej sławy").
Na rewersie Muller przedstawił Herkulesa w lwiej skó-
rze z pałką owiniętą wawrzynem oraz wyrył napisy:
„Poltava mira clade insignis" („Połtawa sławna zdumie-
wającą klęską") i „Universo suecorum exercitu deleto
d. 27 iun." („Całe wojsko szwedzkie zniszczone 27 czerw-
ca").
Wiadomości o zwycięstwie szybko rozniosły się po Ro-
sji i całej Europie. W Moskwie carewicz Aleksy wrydał
wielkie przyjęcie w pałacu w Preobrażenskoje; Goście nie
mieścili się w budynku, przeto suto zastawione stoły umie-
szczono w ogrodzie pod namiotami. Siostra cara Natalia,
a także liczni wielmoże ucztowali po kilka dni z rzędu.
Komendant miasta Matwiej Gagarin wystawił przed dom
jedzenie oraz w beczkach wino, miód i piwo. Strzelano na
wiwat, w cerkwiach dzwoniły wszystkie dzwony, a póź-
nym wieczorem rozświetlano stolicę pochodniami, latar-
niami i świecami. Na niebie rozbłyskiwały sztuczne ognie.
Już po pięciu dniach po bitwie w Moskwie opubliko-
wano jako jedenasty numer gazety „Wiedomosti" („Wia-
domości") list cara do syna z krótką relacją o zwycię-
31
Medals and Coins of the Age of Peter the Great, Leningrad
1974, s. 16, 33.
stwie. Rozlepiano go na ścianach domów i rozsyłano do
miast, gdzie odczytywano w czasie nabożeństw lub na
specjalnie zwołanych zgromadzeniach publicznych. W
dwunastym numerze car relacjonował wydarzenia, które
zaszły pod Perewołoczną, w trzynastym umieszczono do-
kładny spis wziętych do niewoli generałów i oficerów
szwedzkich. Szczegółowe relacje wysłano za granicę, w ce-
lu poinformowania dworów europejskich. Kilka miesięcy
później dołączono do nich szkic działań wojennych. Ich
przekłady pojawiły się już w sierpniu 1709 r. w Berlinie
i w Dreźnie, a we wrześniu w Holandii.
28 czerwca (9 lipca) 1709 r., a więc nazajutrz po bit-
wie, w obecności Piotra I pochowano w dwóch sąsiadują-
cych ze sobą mogiłach przeszło 1300 poległych żołnierzy
i oficerów rosyjskich. Usypano wysoki kopiec, na któ-
rym ustawiono drewniany krzyż. Był to pierwszy pom-
nik (z pewnymi zmianami przetrwał do dnia dzisiejsze-
go), jaki powstał na placu boju. Zabitych Szwedów złożo-
no w kilku grobach. Nie dbano o nie później, zarosły
trawą, ziemia uległa erozji i obecnie nie pozostało po nich
nawet śladu (w 1909 r. na miejscu bitwy Rosjanie i Szwe-
dzi wznieśli dwa pomniki dla uczczenia pamięci Szwedów,
którzy zginęli pod Połtawą — usytuowano je dość przy-
padkowo).
Jeszcze trwały triumfalne uroczystości, gdy car wydał
rozkaz przerzucenia wojska na terytorium Rzeczypospoli-
tej. Miały one za zadanie wygnanie Stanisława Leszczyń-
skiego i likwidację resztek armii szwedzkiej.
13 (24) lipca ruszono spod Połtawy; zresztą dłużej nie
dało się tam obozować. Nieznośny fetor rozkładających się
ciał wydobywający się z masowych mogił, smród latryn
obozowych, które nie wystarczały wielu dziesiątkom ty-
sięcy żołnierzy, nie tylko czyniły dłuższy pobyt niemożli-
wym, ale groziły wystąpieniem chorób epidemicznych.
Dwa dni później car wysłał Szeremietiewa wraz z całą
piechotą pod Rygę, a Mienszykowa z większością kawale-
rii do Polski, gdzie wspólnie z Goltzem otrzymał zadanie
rozbicia Leszczyńskiego i Szwedów dowodzonych przez
generała Krassaua.
Piotr I wyruszył do Kijowa. Tutaj w soborze katedral-
nym Sw. Zofii, w czasie uroczystego nabożeństwa dzięk-
czynnego, powitał go panegiryczną mową Teofan Proko-
powicz, podówczas 28-letni wykładowca i prefekt Akade-
mii Kijowsko-Mohylańskiej. Mówił: „Kogo zwyciężono?
Wroga z dawien dawna silnego, nieznośnie pysznego,
uciążliwego dla sąsiadów, dla ludów strasznego, pełnego
wojska i broni. Gdzie i jak zwyciężono? W czasie bardzo
złym, w czasie konfliktów, które wtargnęły do naszej oj-
czyzny, wzmocnionych orężem zdradzieckim, nieprzyja-
cielowi sprzyjającym, nam zaś przysparzającym kłopotów
[Prokopowicz miał zapewne na myśli powstanie Kondrata
Buławina — przyp. W.AS.] ... Przychodzi mi na myśl
przypowieść o lwie: lew nie może przeciwstawić się dziel-
nym myśliwym, rzuca się do ucieczki i, aby nie poznano,
do jakiego kraju uciekł, ogonem zaciera ślady za sobą.
Kto nie dostrzeże tego samego w postępowaniu lwa
szwedzkiego? ... Przesławny zwycięzco! Jakimi słowami
wypowiedzieć, jaką pochwałą do twych zasług odpowied-
nią uwieńczyć twe skronie? Niewiele takich zwycięstw
znajduje się w pamięci ludu i w księgach historycznych...
Usłyszą głosy pokonanych ich bliscy i sąsiedzi i powie-
dzą, że dostrzegli siły szwedzkie nie w ziemi naszej, lecz
w jakimś morzu: toną w wodzie jak ołów... Nie powróci
już posłaniec do ojczyzny swojej" 32.
Car tak zachwycił się mową na swoją cześć, że nakazał
ją natychmiast opublikować łącznie z przekładem łaciń-
skim.
W Kijowie Piotr I przebywał aż do połowy sierpnia.
Przyczyną zwłoki stała się choroba, objawiająca się po-
czątkowo gorączką, później zaś wymiotami. Monarcha był
82
S o ł o w i e w, op. cit., kn. 8, t. 15, s. 279—280.
poważnie osłabiony i droga na spotkanie z Augustem II
w Toruniu musiała go sporo kosztować.
Wojna jeszcze się nie skończyła. Car miał jednak na-
dzieję, że zwycięstwo, które odniósł pod Połtawą, przy-
czyni się do szybszego zawarcia upragnionego pokoju,
zgodnego z aktualną sytuacją na frontach i, oczywiście,
korzystnego dla Rosji. Pierwszą podjętą przezeń próbą
w tej mierze było wysłanie do króla i senatu szwedzkie-
go zwolnionych na słowo sekretarza kanclerskiego Ceder-
hielma i generała Jana Augusta Meijerfelta. Rosyjskie
propozycje pokojowe zostały stanowczo odrzucone przez
Karola XII. Mimo to Piotr I nie zrezygnował.
Prawdopodobnie w sierpniu lub wrześniu 1709 r. wy-
stąpił z podobną inicjatywą, adresowaną tym razem bez-
pośrednio do mieszkańców Szwecji. Przypomniał, iż po-
przednio proponował przyłączenie do Rosji „tylko" Wy-
borga i Karelii, a mimo to nie spotkał się z przychylnym
przyjęciem. Stwierdzał dalej: „Król kierujący się niepo-
hamowaną ambicją i żądzą zemsty gotów jest zrujnować
całe swe królestwo, kraj, porzuconych i ociekających
krwią swoich poddanych oraz doprowadzić ich do osta-
tecznej i nieuniknionej zguby. Prócz tego woli powierzyć
swą osobę rękom niewiernych i przeklętych Turków oraz
barbarzyńców, niż zawrzeć z nami i naszymi sojusznika-
mi proponowane przez nas porozumienie. Nie chce nawet
0 tym słyszeć. Ponieważ kierowani współczuciem chrze-
ścijańskim odczuwamy prawdziwy wstręt do przedłużają-
cego się i niekończącego przelewu krwi, uważamy za ko-
nieczne, za pośrednictwem tego uniwersału, uprzedzić
wszystkich poddanych królestwa Szwecji, szlachtę, ducho-
wieństwo, mieszczan i resztę ludności wszystkich stanów
1 otwarcie potwierdzić przed wami nasze pokojowe zamia-
ry. W wypadku jeśli one ... nie zostaną wzięte pod uwagę
i pozostaną bez odpowiedzi i jeśli królestwo Szwecji ucier-
piałoby ponownie wskutek stale rosnącego i postępującego
napięcia wojennego, niech wówczas ta nasza publiczna
przestroga stanie się naszym usprawiedliwieniem przed
Bogiem i całym światem'' 3 3 .
Odezwa do mieszkańców Szwecji miała charakter ulotki
i była opublikowana po niemiecku. I ta akcja nie przy-
niosła żadnych rezultatów. Mimo to kilka zawartych
w niej sformułowań car powtórzył w podobnym uniwer-
sale, wydanym w 1714 r. w związku z sukcesami odnie-
sionymi w Finlandii.
33
A. W. F ł o r o w s k i, Zabytoje wozzwanije Pietra I k szwie-
dam pośle Połtawy (1709) (w:) Poltawa, s. 361—362.
DROGA DO NYSTADU
2
PB, t. 9, wyp. 1, s. 460.
Zbliżała się zima. Piotr I rozkazał więc Szeremietiewo-
wi odstąpić od oblężenia, wycofać się do Kurlandii, a na
miejscu pozostawić jedynie siedmiotysięczny korpus do-
wodzony przez Repnina, który miał za zadanie blokować
drogi prowadzące do miasta. Sam ruszył do Petersburga,
a następnie do Kołomienskoje pod Moskwą. 21 grudnia
1709 r. (1 stycznia 1710 r.) wjechał uroczyście do stolicy
prowadząc jeńców wziętych do niewoli w batalii połtaw-
skiej. Na powitanie moskwianie wystawili siedem bram
triumfalnych obwieszonych wizerunkami cara, alegorycz-
nymi wyobrażeniami zwycięstwa i pokrytych bałwo-
chwalczymi napisami. Kampania 1709 r. oraz rezultaty
rosyjskich zabiegów dyplomatycznych w pełni usprawied-
liwiały taki sposób przywitania monarchy.
O ile jednak Karol XII nakazując egzekucję Patkula
zaspokoił pragnienie zemsty, to nie mógł tego powiedzieć
o sobie Piotr I. Mazepa wymknął mu się i przebywał bez-
pieczny na obcym terytorium. Car zamierzał nawet wy-
mienić Pipera na Mazepę, lecz hetman, jak się okazało,
był już poza zasięgiem ludzkiej sprawiedliwości. Zmarł
on w pobliżu Benderu 22 września (3 października)
1709 r.
W kwietniu 1710 r. Kozacy, którzy uszli z Rosji, wy-
brali nowego hetmana. Został nim dawny pisarz gene-
ralny Filip Orlik. Wyborcy spisali z nim nawet formalną
umowę. Powoływali się na swoje rzekome pochodzenie od
Chazarów i na niedotrzymanie przez Moskwę warunków
ugody perejasławskiej. Wypowiadali się przeciw Żydom
i wyznaniu mojżeszowemu; ograniczali władzę hetmana,
nakazując mu trzykrotnie w ciągu roku zwoływać posie-
dzenie Rady Generalnej oraz zabraniając nominowania
i karania Kozaków bez zgody starszyzny. Orlik, zatwier-
dzony na urzędzie przez Karola XII, wygłosił wspaniałą
mowę dziękczynną. Mówił m. in.: „Czy ja, nowy Atlas,
zdołam unieść na swych barkach walącą się twierdzę ru-
skiej ojczyzny? Czy ja, niedoświadczony Argonauta, po-
trafię pośród burzy skierować nasz okręt ku złotym wy-
spom?"
Karol XII ugrzązł wprawdzie w Turcji, ale wojna trwa-
ła dalej. W czerwcu 1710 r. po kilkutygodniowym oblę-
żeniu z lądu i od strony morza Rosjanie zawładnęli Wy-
borgiem. W oblężeniu wziął udział osiemnastotysięczny
korpus Fiodora Apraksina oraz flota dowodzona przez wi-
ceadmirała Korneliusza Cruysa i samego cara. We wrześ-
niu Bruce zdobył Keksholm, wieńcząc tym podbój Kare-
lii. Wcześniej, bo w lipcu, poddała się Ryga, której obroń-
cy ginęli z głodu i szerzących się epidemii. W sierpniu
zdobyto Parnawę i Arensburg, a w następnym miesiąęu —
Rewel.
Piotr I święcił triumfy i coraz bardziej utwierdzał się
w przekonaniu o niezwyciężoności armii rosyjskiej. W sto-
sunku do zdobytych miast i prowincji zachowywał się ła-
skawie: zatwierdzał dawne przywileje, pozostawiał bez
zmian organa samorządu miejskiego, zachowywał niemie-
cki język urzędowy, obiecywał troszczyć się o rozwój nau-
ki i oświaty. Zajętą Kurlandię związał z Rosją przez mał-
żeństwo księcia Fryderyka Wilhelma ze swą bratanicą
Anną Iwanowrną, dając jej solidne podstawy finansowe
do prowadzenia niezależnej polityki, bez względu na chę-
ci dziedzica zamku mitawskiego.
Na północy sytuacja rozwijała się dla cara pomyślnie,
natomiast na południu zaczęła ewoluować w kierunku dla
Piotra I niepożądanym. Rezydent rosyjski w Konstanty-
nopolu Piotr Tołstoj zażądał od Turcji wydania Karo-
la XII i Mazepy (działo się to jeszcze w drugiej połowie
1709 r.). Nie chodziło tylko o zadokumentowanie przewa-
gi wobec rozgromionego przeciwnika, lecz głównie o unie-
możliwienie mu działań popychających Portę do wojny
z Rosją. A te przewidywania rychło się sprawdziły. Tur-
cja zaczęła gromadzić wojsko i przesuwać je w kierunku
8
Mowa Orlika znajduje się w: Cztienija w Obszczestwie isto-
rii i driewnostiej rossijskich, god 3, kn. 1, Moskwa, s. 1—16.
granicy. Tołstoj próbował przeszkodzić temu w różny spo-
sób: przekupywał urzędników sułtana, planował porwanie
Karola XII przez oddziały polskie i nakłaniał cara do
wzmocnienia garnizonów na południu kraju. W listopa-
dzie 1709 r. wydawało się, że dyplomacja rosyjska odnio-
sła kolejny sukces: Tołstojowi udało się uzyskać potwier-
dzenie traktatu pokojowego z Portą. W dodatkowo uzgod-
nionych artykułach postanowiono, że król szwedzki przeje-
dzie do ojczyzny przez ziemie rosyjskie pod ochroną wojsk
carskich. Ponadto Turcja zobowiązywała się do wydalenia
ze swych granic Kozaków, którzy przeszli na stronę Ka-
rola XII.
Na szczęście dla króla w sprawę wdał się stronnik Le-
szczyńskiego, generał artylerii Stanisław Poniatowski (nb.
ojciec późniejszego króla Stanisława Augusta). Dzięki zrę-
cznym zabiegom dyplomatycznym, intrygom i przekup-
stwu doprowadził do zmiany na stanowisku wielkiego we-
zyra, udzielenia przez Turcję pożyczki Karolowi XII i do
zmiany trasy powrotu króla — nie przez Rosję, lecz przez
ziemie cesarstwa. Poza tym opinia publiczna w Konstan-
tynopolu zaczęła się coraz głośniej i coraz natarczywiej
domagać rozpoczęcia wojny z Rosją.
Wreszcie stało się to, czego się obawiano w Moskwie:
20 listopada (1 grudnia) 1710 r. Turcja wypowiedziała
wojnę. Według starego obyczaju Tołstoja wtrącono do
Zamku Siedmiu Wież.
Sprawy przybrały niebezpieczny obrót. Powstało za-
grożenie utraty wszystkich atutów zdobytych pod Połta-
wą. Wraz z armią turecką musieli się ruszyć Szwedzi
i Chanat Krymski. Wieść o tym mogła ośmielić zwolen-
ników Leszczyńskiego w Polsce, a i na Ukrainie, po zdo-
byciu i zniszczeniu Baturyna oraz Siczy Zaporoskiej, po-
łożenie wcale nie było klarowne. Skoropadski bez przerwy
skarżył się na samowolę oficerów carskich traktujących
wojsko kozackie nie jak żołnierzy, lecz jak poddanych.
Z kolei Duńczycy wprawdzie poczynali sobie w Skanii na
Armaty z fabryk ołonieckich (1708 i 1719 r.)
Pałasz — nagroda
dla oficerów za
udział w bitwie pod
Połtawą
Wojskowa mapa topograficzna okolic twierdzy poltawskiej (1709 r.)
4
S o ł o w i e w, op. cit., kn. 8, t. 16, -Moskwa 1962, s. 366.
rowa, Bohusławia, Połocka, Witebska, Czehrynia, Trech-
tymirowa, Moszen, Rzyszczewa, Borowicy, Kryłowa i wie-
lu innych twierdz i miejscowości oraz domagał się wy-
płaty obiecanych subsydiów i odszkodowania za poczynio-
ne zniszczenia, a także wyrażenia zgody na swobodne wy-
znawanie w Rosji wiary według obrządku rzymskokato-
lickiego.
Ministrowie carscy wykręcali się, jak tylko mogli, zwa-
lając wszystko na rozpoczętą wojnę z Turcją. Obiecywali
przychylne rozpatrzenie wszystkich postulatów po jej za-
kończeniu. Komplikująca się sytuacja międzynarodowa
i zobowiązania sojusznicze stały się dla Rosji wystarczają-
cym pretekstem, by oddalić przedłożone żądania,
nb. wynikające również z podpisanych traktatów, nie mó-
wiąc już o ustnych obietnicach danych przez cara w Toru-
niu. Wołłowicz odjechał z niczym, poza uzyskanymi pa-
roma drobnymi ustępstwami na rzecz kilku rodzin mag-
nackich poszkodowanych w wyniku grabieży dokonanej
przez maruderów rosyjskich.
Wkrótce jednak car znalazł się w znacznie gorszych
opałach niż dyplomatyczne kłopoty z krnąbrnymi sojusz-
nikami. Zagroziło mu śmiertelne niebezpieczeństwa, a co
najmniej niewola turecka.
6 (17) marca 1711 r. Piotr I wyjechał z Moskwy kieru-
jąc się na południe ku granicy tureckiej. Po drodze, w Ja-
rosławiu, zawarł 30 maja (10 czerwca) kolejny .układ
z Augustem II dotyczący współdziałania wojskowego prze-
ciw Szwedom w Wielkopolsce i na Pomorzu. W porozu-
mieniu znalazło się stwierdzenie: „W związku z szerzą-
cymi się plotkami, jakoby Carska Wysokość zamierzał...
zrujnować i podzielić Rzeczpospolitą, oświadczono Kró-
lowi, że Jego Wysokość nie ma takich zamiarów, a Król,
jeśli gdzieś o tym usłyszy, będzie przeciw temu protesto-
wał" 5 . Z łaski carskiej król Rzeczypospolitej gotów był
5
Tamże, s. 375.
podpisać jeszcze bardziej poniżające zobowiązanie, byle
tylko zadowolić monarchę rosyjskiego. Na szczęście nie
musiał.
Tymczasem poprzedzająca Piotra I armia Szeremietie-
wa przekroczyła Dniestr. Jednak przez Dunaj pierwsi
przeprawili się Turcy. Rosjanom zaczął doskwierać brak
żywności. Na przełomie czerwca i lipca oddziały prowa-
dzone przez cara połączyły się z głównymi siłami i prze-
szły P r u t posuwając się ku Seretowi. 7 (18) lipca, po ze-
tknięciu się z przeszło czterokrotnie przeważającymi si-
łami nieprzyjaciela, zarządzono odwrót. Dwa kolejne dni
marszu tak wyczerpały armię, że rozłożyła się obozem
nad rzeką w oczekiwaniu szturmu, który zapewne zakoń-
czyłby kampanię turecką, a w przyszłości, być może, i woj-
nę ze Szwedami. Okazało się jednak, że oblegające woj-
ska nie miały ochoty do walki. Posłowie rosyjscy wysłani
do obozu wezyra już 12 (23) lipca uzgodnili warunki i pa-
rafowali traktat pokojowy na nieoczekiwanie łagodnych
warunkach. Zgodnie z jego postanowieniami Rosja zwra-
cała Turcji Azow; niszczyła fortyfikacje w Taganrogu,
Kamiennym Zatonie i Nowobogorodicku u ujścia Sama-
ry; zezwalała na spokojny powrót Karola XII do ojczyzny
i zrzekała się prawa do utrzymywania rezydenta w Kon-
stantynopolu; nie wolno było też mieszać się jej do spraw
polskich. W zamian za to Turcy zezwalali Rosjanom na
powrót z bronią do ojczyzny. Gwarancją dotrzymania wa-
runków układu przez cara mieli być zakładnicy: wicekan-
clerz Piotr Szafirów i syn feldmarszałka Szeremietiewa —
Michał.
W sytuacji, w której znalazł się Piotr I, traktat prucki
był prawdziwym darem niebios, natomiast dla niego jako
cara stanowił zimny prysznic, ochładzający jego zapędy
do decydowania o polityce państw Europy Wschodniej.
Najboleśniejsze musiało być zapewne uderzenie w rodzą-
cy się mit potężnego i niepokonanego monarchy. Kata-
strofa zdarzyła się przecież zaledwie w dwa lata po Poł-
tawie! Z uschłego wieńca wawrzynowego zaczęły sypać
się liście.
Położenie zmieniło się diametralnie. Trzeba było teraz
za wszelką cenę szukać możliwości zawarcia pokoju ze
Szwecją. Było to realne wyłącznie pod warunkiem wy-
warcia presji militarnej na Karola XII. W tym celu na-
leżało doprowadzić do ściślejszego współdziałania z Augu-
stem II. Teraz jednak, na podstawie postanowień trakta-
tu pruckiego, Piotr I nie mógł już ingerować w sprawy
polskie.
Car, już w chwili gdy po przekroczeniu Dniestru zna-
lazł się we względnie bezpiecznym miejscu, szukał moż-
liwości niewykonania podjętych zobowiązań. Starał się
też o rewizję niektórych artykułów układu pokojowego.
Proponował np. przepuszczenie Karola XII przez własne
ziemie wraz z pięciusetosobowym oddziałem ochraniają-
cych go żołnierzy pod jednym tylko warunkiem — zgody
na pokój z Rosją. Z kolei sam zbierał się do przemarszu
przez terytorium Rzeczypospolitej, wybierając najkrótszą
drogę do Rygi. Wzbudziło to zaniepokojenie Turków, po-
dobnie jak zachowanie się przymusowego gościa — Ka-
rola XII, stale intrygującego i spiskującego. Król chciał
wykorzystać chwilową słabość Rosji, doprowadzić do zer-
wania układu pruckiego, wznowić działania wojenne
i wziąć rewanż za dotychczasowe niepowodzenia.
Sprzyjało mu postępowanie cara, który ociągał się rów-
nież z oddaniem Azowa i zniszczeniem umocnień na po-
łudniu Ukrainy. Polecał na przykład, by przy rozbieraniu
fortyfikacji w Taganrogu nie niszczyć ich fundamentów;
rozkazywał sporządzić dokładne plany Azowa, zawierają-
ce nawet dane o ukształtowaniu terenu. Wreszcie prze-
cież ugiął się pod presją turecką. Na początku 1712 r.
wykonał postanowienia pierwszego artykułu traktatu po-
kojowego, dotyczące Azowa i Taganrogu. Kosztowało go
to wiele, zwłaszcza że Karol XII wciąż jeszcze siedział
w Turcji i najwyraźniej nie śpieszył z powrotem do oj-
czyzny. 22 stycznia (2 lutego) 1712 r., już z Petersburga,
Piotr I złożył sułtanowi Achmedowi III dokładną relację
o wykonaniu przyjętych zobowiązań. Dodawał: „A jeśliby
nasz nieprzyjaciel, król szwedzki i jego adherenci..., kłam-
liwie o nas mówili, proszę Waszą Sułtańską Wysokość,
by wiary im nie dawać, bowiem nie dla czego innego
z ziem Waszej Sułtańskiej Wysokości nie wyjeżdżają, tyl-
ko dlatego (jak chwalą się wszędzie), aby uczyniony mię-
dzy nami wieczny pokój swoimi kłamliwymi informacja-
mi rozerwać" 6 .
Wobec Turcji zalecał swym dyplomatom przyjąć posta-
wię defensywną, gdyż, jak twierdził: „... z dwoma nieprzy-
jaciółmi prowadzić działania zaczepne to tak, jakby —
jak mówi przysłowie — za dwoma zającami gonić i żad-
nego nie złapać" 7 . Na szczęście 11 (22) maja otrzymał
z Konstantynopola upragnioną wiadomość o podpisaniu
traktatu z Portą — stało się to 5 (16) kwietnia. W sto-
sunku do postanowień pruckich w7arunki zostały nieco
złagodzone. Na przykład w dalszym ciągu obowiązywał
wymóg wyprowadzenia wojsk carskich z Polski, ale w wy-
padku rozpoczęcia przez Szwedów jakichkolwiek działań
na jej terytorium, wymóg ten przestawał obowiązywać.
Pokój zawarto na 25 lat. Doprowadzenie rozmów do koń-
ca kosztowało Rosję 85 tys. dukatów oraz 22 tys. rubli
na łapówki dla urzędników tureckich i wynagrodzenie
dla tłumaczy, sekretarzy, a także współdziałających z pro-
wadzącym rokowania Szafirowem posłów angielskiego
i holenderskiego.
Traktat podpisano, ale wprowadzenie w życie jego po-
stanowień znowu przeciągało się w nieskończoność. Tym
razem chodziło o opuszczenie przez Karola XII granic
Turcji i wyniesienie się Rosjan z Rzeczypospolitej. Piotr I
zasłaniał się koniecznością wojenną tłumacząc, że wra-
cające z Pomorza do kraju oddziały rosyjskie muszą
0
PB, t. 12, wyp. 1, Moskwa 1975, s. 29.
7
Tamże, s. 182.
przejść przez Polskę. Ewakuacja ich drogą morską była
niemożliwa, gdyż flota szwedzka w dalszym ciągu bloko-
wała wybrzeża Bałtyku. Turcy jednak mieli swoich szpie-
gów, którzy donieśli, że żołnierze carscy stacjonują na te-
renie całej Rzeczypospolitej. Mając przeto wystarczające
podstawy, by nie wierzyć zapewnieniom Piotra I, pod ko-
niec 1712 r. sułtan nakazał koncentrację wojsk przeciw
Rosji i proklamował stan wojny. Wzmogła się znacznie
aktywność Francuzów i Poniatowskiego, którzy podpowia-
dali Porcie, jakie winny być nowe warunki pokoju. Cho-
dziło w nich m. in. o podporządkowanie Ukrainy sułta-
nowi lub chanowi krymskiemu i wymuszenie na Auguś-
cie zrzeczenia się praw do tronu polskiego. Najbardziej
niebezpieczne, z rosyjskiego punktu widzenia, było żąda-
nie natychmiastowego zawarcia przez cara pokoju ze
Szwecją oraz rezygnacji ze wszystkich zdobyczy teryto-
rialnych.
W sukurs Piotrowi I przyszła zapalczywość Karola XII.
Bezustannie nakłaniany do wyjazdu król szwedzki zde-
nerwował się wreszcie, popadł w konflikt z chanem tatar-
skim i paszą benderskim, a następnie po starciu zbrojnym
został wzięty przez Turków do niewoli, straciwszy w boju
cztery palce oraz kawałek ucha i nosa. Radość dyploma-
tów rosyjskich obserwujących przebieg wypadków była
jednak krótkotrwała. Okazało się bowiem, że zmiany na
stanowisku wielkiego wezyra, a w związku z tym i zmia-
ny orientacji politycznej Porty następowały zaskakująco
często. Szafirow skarżył się w kwietniu: „Wezyr Jusup-
-pasza oddany Rosji został zastąpiony przez jej wroga
Sulejmana-paszę; miejsce Sulejmana-paszy zajął Ibra-
him-pasza, który był uprzednio kapitanem-paszą i za-
czynał skłaniać się ku interesom Waszej Wysokości; ...
potem usunięto Ibrahima-paszę... 8 Po kolejnych pertrak-
tacjach i nowych łapówkach udało się wreszcie doprowa-
8
S o l o w i c w, op, cit., kn. 8, t. 16, s. 410—411.
dzić do nowego traktatu, niewiele różniącego się od wy-
negocjowanych poprzednio. 15 (26) lipca 1713 r. kanc-
lerz Gołowkin oznajmił, że car zatwierdził podpisane poro-
zumienie. Niebezpieczny konflikt z Turcją dobiegł końca.
Teraz należało uładzić napięte stosunki z Rzecząpospo-
litą. 5 kwietnia 1712 r. zebrał się w Warszawie sejm.
Grzegorz Dołgoruki starał się wprawdzie wpłynąć na wy-
niki obrad, ale jego misja zakończyła się tylko częścio-
wym powodzeniem. Sejm przywrócił Augusta II na tron
polski, potwierdził zobowiązania podjęte przez konfede-
rację sandomierską i unieważnił postanowienia traktatu
altransztadzkiego. Jednocześnie wszakże zażądał wypro-
wadzenia wojsk rosyjskich z Polski i oświadczył, że nie
będzie im się dawać ani prowiantu, ani tym bardziej
jakichkolwiek kontrybucji. Króla upoważniono do zwoła-
nia pospolitego ruszenia i odroczono obrady do końca
grudnia.
Tymczasem z Turcji wpadł do Polski dziesięciotysięcz-
ny korpus dywersyjny dowodzony przez starostę rawskie-
go Jana Grudzińskiego, który zamierzał opanować znaj-
dujące się w Poznaniu rosyjskie magazyny prowiantowe.
26 czerwca Grudziński został pokonany pod Wrześnią
przez Wasyla Dołgorukiego. Donosił on w raporcie: „Pod
surową karą zabroniłem brać jeńców; kazałem rąbać
i strzelać. Siekli, skoro tylko udało się im dopaść prze-
ciwnika" 9 .
Na szlachtę padł strach. Gdy w styczniu roku następ-
nego przybyli do Warszawy wysłannicy Piotra I — książę
Jerzy Trubecki i Wasyl Stiepanow, trwały wprawdzie
jeszcze obrady sejmu, ale wkrótce zostały zerwane. Król
nie chciał zgodzić się na żadną ugodę z Rosjanami
i twierdził, że nie mają wymaganych pełnomocnictw upo-
ważniających ich do prowadzenia jakichkolwiek pertrak-
tacji. Co więcej, Trubecki i Stiepanow usłyszeli, że jeśli
nowi legaci nie przywiozą zobowiązania do zwrotu In-
9
Tamże, s. 420
flant, wówczas nie będzie nawet mowy o wznowieniu ne-
gocjacji. W Warszawie pozostał więc samotny rezydent
Aleksy Daszkow, stale niepokojony wieściami o możli-
wym bliskim pokoju Polski ze Szwecją, a na początku
1714 r. — o wysłanej przez Augusta II misji polskiej do
Francji. Nb. król bał się podobnych kroków ze strony Ro-
sji. Obawiał się również szlachty, która coraz głośniej
sarkała na poczynania wojsk saskich w Rzeczypospolitej
i domagała się wyprowadzenia ich z Polski. Dlatego też
kombinował z kim tylko się dało — z carem, z Daszko-
wem, ze swoimi dawnymi przeciwnikami: wojewodą ki-
jowskim Józefem Potockim i starostą bobrujskim Janem
Kazimierzem Sapiehą. Na wiosnę 1715 r. miejsce Dasz-
kowa zajął Grzegorz Dołgoruki, który rozpoczął swoją
misję od zażądania zgody na przejście armii rosyjskiej
przez ziemie polskie. Pisał do Petersburga: „Do takiego
ubóstwa i bezsilności doszło to państwo, że gorzej być nie
może. Nikt nie uwierzy, jeśli sam nie zobaczy. Brak nie
tylko żywności, ale w ogóle wszystkiego, zza żadnej gra-
nicy z jakimikolwiek towarami nie przyjeżdżają" 10.
Wreszcie przeciw pobytowi wojsk saskich w Polsce wy-
buchł otwarty bunt. Walczyła i szlachta, i chłopi, których
kontrybucje pozbawiały nawet minimum życiowego. 25
listopada 1715 r. została zawiązana konfederacja tarno-
grodzka. Początkowo nie odniosła sukcesów i musiała za-
wiesić działania wojenne, lecz latem roku następnego roz-
szerzyła swoje wpływy na Litwę i doprowadziła nawet
do zdobycia Poznania bronionego przez Sasów. Walki
i spory wewnętrzne wykorzystała Rosja ofiarowując swo-
ją mediację. W kwietniu 1716 r. do Gdańska przybyli car,
August II, a także przywódcy konfederacji tarnogrodzkiej.
Król potwierdził swoje „przyjacielskie" uczucia wobec
monarchy rosyjskiego i musiał wytłumaczyć się ze spra-
wianych mu kłopotów. Rokowania między konfederatami
a Augustem II rozpoczęły się (przy czynnym udziale Grze-
10
Tamże, s. 427.
gorza Dołgorukiego) 13 czerwca 1716 r.; kontynuowane
były w Kazimierzu nad Wisłą i zakończyły się 3 listopada
w Warszawie. Postanowienia zawartego traktatu zostały
zatwierdzone na sejmie „niemym" w Warszawie 1 lutego
1717 r. Prócz marszałka konfederacji tarnogrodzkiej Sta-
nisława Ledóchowskiego nikogo nie dopuszczono do gło-
su. Porządku strzegły wojska rosyjskie wezwane przez
Dołgorukiego. Konfederaci dopięli swego. W Polsce nie
mogło odtąd przebywać więcej niż 1200 gwardzistów sa-
skich oraz sześciu urzędników kancelarii saskiej. Poza
tym Sasom zabroniono wtrącania się do polityki Rzeczy-
pospolitej.
Prawdziwym zwycięzcą w tym sporze okazał się jed-
nak Piotr I. To jego armia przywróciła spokój nad Wisłą;
on też pilnie baczył, by nie nastąpiło naruszenie uzys-
kanego z trudem porządku. W Polsce nie mogło się dziać
nic bez zgody i wiedzy cara. Armia Rzeczypospolitej mia-
ła liczyć zaledwie 24 000 żołnierzy: 18 000 w Koronie
i 6000 na Litwie.
Sprawy tureckie i polskie przeszkadzały carowi w pro-
wadzeniu wojny ze Szwecją, nie oznaczało to jednak, że
została ona zapomniana. To przecież w czasie rokowań
z Portą kwestia pobytu wojsk rosyjskich na Pomorzu
i ewentualnej ich ewakuacji nie schodziła z porządku
dnia. Przez wiele miesięcy Rosjanie wspólnie z Duńczyka-
mi oblegali Stralsund, kłócąc się, czy jednocześnie atako-
wać najpierw Rugię, czy też Wismar. Zbliżająca się zima
1711/1712 nie przyniosła żadnych sukcesów i po kolej-
nych kłótniach zgodzono się na pozostawienie na Pomo-
rzu wszystkich sił rosyjskich i saskich oraz 6000 żołnierzy
duńskich. Stralsund pozostał nie zdobyty. 1 (12) marca
1712 r. na Pomorze, pod Szczecin, ruszył z posiłkami
Mienszykow. Niesnaski między sojusznikami trwały na-
dal. W połowie roku w obozie księcia zjawił się Piotr I
licząc, że jego autorytet osobisty pomoże w rozstrzygnię-
ciu kwestii spornych. Nic z tego. Nie zdołał nawet zapew-
nić oblegającym pomocy artylerii duńskiej. Duńczycy wo-
leli w tym czasie działać w okolicach Bremy, zresztą
z bardzo mizernymi rezultatami.
W październiku 1712 r. car wyjechał na kilka tygodni
do Cieplic i Karlsbadu, by podreperować nadwątlone zdro-
wie. Wkrótce jednak ruszył znów na północ, zaniepokojo-
ny wieścią, że feldmarszałek szwedzki Magnus Stenbock
wkroczył do Meklemburgii na czele osiemnastotysięczne-
go korpusu. Sojusznicy czekali na pomoc rosyjską i po-
stanowili samodzielnie odeprzeć Szwedów. Skończyło się
to dla nich fatalnie. Wojska duńsko-saskie dowodzone
przez króla Fryderyka IV i feldmarszałka Jakuba Flem-
minga poniosły sromotną klęskę w bitwie pod Gadebu-
schem. Przynaglany przez Duńczyków Piotr I pośpieszył
im w sukurs. Na początku 1713 r. wkroczył do Holsztynu,
rozbił Stenbocka pod Schwrabstedtem i zajął Friedrich-
stadt. Wojska szwedzkie zamknęły się w twierdzy Tón-
ning, w Szlezwiku, nie zagrażając już armiom aliantów.
W połowie lutego car ruszył w drogę powrotną do kra-
ju. Po drodze zajechał do Hanoweru, gdzie przeprowa-
dził rozmowy z elektorem hanowerskim, a następnie, do-
wiedziawszy się o śmierci Fryderyka I, króla Prus, przy-
był do Schónhausen pod Berlinem, by spotkać się z no-
wym władcą pruskim Fryderykiem Wilhelmem I. Oma-
wiano zasady współdziałania przeciw Szwedom oraz moż-
liwość pruskiej pomocy dla Rosji w jej zabiegach na
rzecz uzyskania korzystnych warunków przyszłego trak-
tatu pokojowego. Czas naglił, ponieważ na kongresie od-
bywającym się w Utrechcie strony biorące udział w woj-
nie o sukcesję hiszpańską zaczęły dochodzić do porożu-
mienia i zarówno Francja, jak i Anglia były gotowe do
zbliżenia do Szwecji, a następnie do ofiarowania swojego
pośrednictwa w negocjacjach mających doprowadzić do
zakończenia wojny północnej. Piotr I obawiał się, że wa-
runki zaproponowane przez mediatorów nie usatysfak-
cjonują Rosji i mogą ją postawić w obliczu nowego nie-
bezpiecznego konfliktu. Uznał więc za konieczne dopro-
wadzenie do szybkiego i pełnego rozbicia sił szwedzkich
przy jednoczesnym zaktywizowaniu niezbędnych zabie-
gów dyplomatycznych, które miały przygotować solidne
podstawy trwałego i korzystnego pokoju.
Ani jednak elektor hanowerski, ani też król pruski nie
przejawili entuzjazmu dla wysuniętych propozycji. Ten
ostatni, co prawda, przepuścił armię rosyjską przez swo-
je terytorium, ale o sojuszu nie chciał nawet słyszeć. Ku-
szono go polskim Elblągiem. Cena była jednak zbyt ni-
ska. Prusacy zażądali prócz tego sporej części tzw. Prus
Królewskich i Pomorza Zachodniego. Później apetyty
wzrosły jeszcze bardziej. Zaczęto mówić również o Kur-
landii. Minister pruski Henryk Ilgen jeszcze wcześniej za-
proponował Gołowkinowi, by nie nalegać na Rzeczpos-
politą, aby zechciała oddać część swoich ziem. Wystar-
czy — mówił Ilgen — poinformować Berlin o dacie wy-
cofania się z nich wojsk rosyjskich, wówczas Prusy wpro-
wadzą na nie swoją armię. W Elblągu — twierdzili dy-
plomaci pruscy — zaprotestowałby co najwyżej magis-
trat, gdyż reszta mieszkańców już dawno opowiedziała się
po stronie pruskiej.
Piotr I nie zdołał posunąć sprawy naprzód. Sądził, że
przyczyną niepowodzenia był brak pieniędzy w skarbie
pruskim oraz sympatie proszwedzkie wśród polityków ota-
czających Fryderyka Wilhelma I.
Wniosek był jeden. Skoro nie powiodło się Rosji dopiąć
swego w rozmowach gabinetowych, należało na polach
bitewnych rzucić Szwecję na kolana, a Europę postawić
przed faktami dokonanymi.
W tym celu car natychmiast po powrocie do Petersbur-
ga, w marcu 1713 r., rozpoczął przygotowania do nowej
kampanii. 26 kwietnia (7 maja) wypłynął do Finlandii
wraz z Fiodorem Apraksinem, Michałem Golicynem
i kontradmirałem Botzisem na czele przeszło 200 jedno-
stek (galer i dużych łodzi) wiozących 18 tys. żołnierzy.
po kilku dniach wylądowano w okolicy Helsinek, które
opanowano bez trudu, gdyż broniący ich generał Karol
Armfeld nie podjął walki, podpalił miasto i wycofał się
z niego. W podobny sposób zajęto Borgo i Abo (dzis. Tur-
ku), a następnie Tammerfors (dzis. Tampere). Dopiero
w październiku Armfeld przyjął bitwę, w której został
pokonany przez Apraksina i Golicyna. Cała południowa
Finlandia znalazła się w rękach rosyjskich.
Rosja odniosła sukcesy również na innym froncie. Po
długich pertraktacjach, w maju 1713 r. Stenbock poddał
się rosyjsko-duńsko-saskiej armii sojuszniczej. Wkrótce
potem podzielony na dwie części korpus Mienszykowa wy-
musił na Hamburgu i Lubece znaczną kontrybucję pie-
niężną, stanowiącą karę za podtrzymywanie przez nie
kontaktów handlowych ze Szwecją. Flemming zdobył Ru-
gię. W lipcu Mienszykow rozpoczął oblężenie Szczecina,
którego bronił generał Meijerfelt. 19 (30) września Me-
ijerfelt skapitulował, a Szczecin został oddany „w sek-
westr" pruski i holsztyński. Mienszykow zawarł następnie
w Schwedt układ z Fryderykiem Wilhelmem I, oddający
Prusom i Holsztynowi Rugię, a w przyszłości również
Stralsund i Wismar. Dzięki temu Rosja związała państwo
pruskie ze swoimi interesami. Fryderyk Wilhelm I powie-
dział Gołowkinowi:
„Proszę donieść Carskiej Wysokości, że w podzięce za
taką usługę, nie tylko całym swym majątkiem, lecz i krwią
własną służyć będę Jego Carskiej Wysokości i jego na-
stępcom. Chociaż Szwedzi obiecywaliby mi obecnie nie
tylko całe Pomorze, lecz i koronę szwedzką, byle bym
działał wbrew interesom Carskiej Wysokości, nawet o tym
nie pomyślę z wdzięczności za taką skłonność Carskiej
Wysokości do mnie" 11.
Piotr I nie śpieszył się jednak z ratyfikacją umowy.
Przyczyną tego stał się protest sojuszniczej Danii. Układ
11
S o ł o w 1 e w, op. cit., kn. 0, t 17, Moskwa 1963,
zawarty przez Mienszykowa zdenerwował bowiem Duńczy-
ków, którzy pretendowali do księstwa holsztyńskiego. Te-
raz miało ono ulec wzmocnieniu. Obawiali się, że związek
prusko-holsztyński zagrozi ich interesom. Wkrótce okaza-
ło się, iż obawy te nie były pozbawione podstaw. Dania
zażądała wyprowadzenia wojsk pruskich z Holsztynu, gro-
żąc wojną w wypadku niepodporządkowania się temu żą-
daniu. W sprawę musiał wmieszać się car, któremu udało
się zażegnać groźbę niebezpiecznego konfliktu. Z kolei
Francja oświadczyła, iż zgodzi się na oddanie Szczecina
Prusom jedynie w wypadku wypowiedzenia przez nie
wojny Rosji. Także Anglicy wypowiadali się za utrzyma-
niem równowagi na Bałtyku, poważnie obawiając się
wzmocnienia pozycji Piotra I i przejęcia przez flotę ro-
syjską handlu bałtyckiego. U podłoża wszystkich oświad-
czeń i zabiegów leżała chęć państw zachodnioeuropejskich
do pośredniczenia w zawarciu takiego pokoju między
Szwecją i Rosją, który by pozbawił cara wszystkich zdo-
byczy terytorialnych. Ze swojej strony Piotr I oświad-
czył, że w wypadku wywierania na niego presji w tym
kierunku nie zostawi kamienia na kamieniu w zdobytych
prowincjach. Zimny tusz ochłodził nieco zapał dyploma-
tów europejskich, ale nie zdołał powstrzymać od podej-
mowania kolejnych prób i sondaży.
Car był nawet gotów przyjąć dobre usługi Anglii i Ho-
landii, jednak pod warunkiem, że wywalczone przezeń
dawne ziemie rosyjskie pozostaną przy Rosji. Inflanty,
oczywiście „za zgodą Rzeczypospolitej", godził się zwró-
cić Szwecji, ale pod warunkiem zniszczenia wszystkich
znajdujących się w nich twierdz i umocnień. Najlepszym
wszakże środkiem prowadzącym do uzyskania korzyst-
nego pokoju okazało się przeciąganie pertraktacji i so-
lidne przygotowanie się w tym czasie do zadania Szwecji
decydującego ciosu na polu bitwy. W tym celu zażądał
od Fryderyka IV pomocy floty duńskiej, bez której nie
sposób było myśleć o zdobyciu Sztokholmu. Sądził, że
zajęcie stolicy Szwecji wywoła odpowiednie wrażenie za-
równo na nieprzyjacielu, jak i sprzyjających mu pań-
stwach morskich.
Dania wykręcała się od odpowiedzi i coraz bardziej pod-
nosiła cenę zgody na propozycje rosyjskie. Żądała sub-
sydiów, gwarancji pruskich i uznania jej interesów
w Szlezwiku-Holsztynie. Maleńkie księstwo holsztyńskie
stało się terenem przykuwającym uwagę uczestników woj-
ny północnej z jeszcze jednego powodu. Holsztyńczycy
chcieli, by ich władca Karol Fryderyk, siostrzeniec Ka-
rola XII, został sukcesorem tronu szwedzkiego.
W 1714 r. Rosja nie otrzymała duńskiej pomocy i wo-
bec braku jakiejkolwiek inicjatywy ze strony Saksonii
musiała sama walczyć ze Szwecją. W lutym Golicyn po-
konał Armfelda, pułkownik Szuwałow zdobył twierdzę
Nyslott znajdującą się na jednej z wysp fińskich. Ozna-
czało to zakończenie podboju Finlandii.
Piotr I najbardziej jednak cieszył się ze zwycięstwa
odniesionego w bitwie morskiej 25—27 lipca (5—7 sierp-
nia) u przylądka Hangóudde, w Zatoce Fińskiej. Wzięto
wówczas do niewoli dziesięć galer szwedzkich i fregatę
kontradmirała Ehrenskiólda wraz z jej dowódcą. Rosjanie
dysponowali w bitwie blisko 100 jednostkami, na których
znajdowało się 15 tys. żołnierzy, Szwedzi — 29, dowodzo-
nymi przez admirała Gustawa Wattranga. Następnie car
zajął Wyspy Alandzkie, dzięki czemu zagroził Sztokhol-
mowi. Gorzej powiodło się Apraksinowi, który podczas
burzy stracił 16 galer i około 300 ludzi załogi.
Wkrótce nadeszła wiadomość, że w listopadzie 1714 r.
przybył do Stralsundu Karol XII, który wyrwał się wre-
szcie z objęć tureckich. Niepokój Piotra I wywoływał
fakt, że niemal natychmiast zaproponował mu swoje usłu-
gi biskup Lubeki Chrystian August, sprawujący rządy
w Holsztynie w imieniu nieletniego Karola Fryderyka.
Sytuacja w Europie uległa w tym czasie dość istot-
nym zmianom. Po śmierci królowej Anny (1 sierpnia
1714 r.) tron angielski objął elekt hanowerski (jako Je-
rzy I). Hiszpańska wojna sukcesyjna zakończyła się pod-
pisaniem układów w Utrechcie (11 kwietnia 1713 r.) i Ra-
statt (7 marca 1714 r.). Wkrótce potem, pod koniec 1716 r.,
Francja i Anglia zawarły sojusz, do którego w styczniu
1717 r. przyłączyła się Holandia.
Członkowie systemu północnego, zwłaszcza Rosja, za-
częli naciskać na Prusy, by związały się z nimi ściślejszy-
mi niż dotychczas porozumieniami. Obawiano się bowiem,
że uprzedzi je Karol XII, kupując sobie względy Fryde-
ryka Wilhelma I za cenę oddania mu Szczecina. Wahania
króla pruskiego przerwało wkroczenie wojsk szwedzkich
na Pomorze. W maju 1715 r. Prusy przystąpiły do syste-
mu północnego. Uzgodniono, że w oblężeniu Wismaru we-
zmą udział wojska hanowerskie, duńskie i pruskie, nato-
miast na Pomorzu będą działać Duńczycy wspólnie z od-
działami pruskimi. Nie udało się natomiast doprowadzić
do współdziałania na morzu. Flota angielska, która po-
jawiła się na Bałtyku, zamiast prowadzić walkę ze Szwe-
dami, ograniczała się do ochrony własnych statków han-
dlowych płynących do Gdańska, Królewca (dzis. Kalinin-
grad), Rygi i Rewia.
W lipcu Fryderyk IV i Fryderyk Wilhelm I przystąpili
do oblężenia Stralsundu, w którym znajdował się Ka-
rol XII. Początkowo, poza opanowaniem wyspy Uznam,
nie osiągnięto poważniejszego sukcesu. Zabiegano nato-
miast o ściągnięcie na pomoc wojsk rosyjskich, obiecując
im wyżywienie i kwatery na zimę. Rosjanie nie przybyli,
mieli bowiem dość zajęcia w Polsce; mimo to 12 (23) gru-
dnia 1715 r. Stralsund wpadł wreszcie w ręce sojuszników.
Królowi szwedzkiemu udało się ujść niewoli.
Kilkanaście lat wojny północnej i starć dyplomatycz-
nych były dla Piotra I dobrą szkołą szulerstwa politycz-
nego. On sam też okazał się pojętnym uczniem. Jak wi-
dzieliśmy, przez długi czas zwodził Rzeczpospolitą obiet-
nicami oddania jej Inflant. Teraz zmienił zdanie, a w i n -
strukcji dla księcia Borysa Kurakina, uzgadniającego
w Anglii warunki ewentualnego pokoju ze Szwecją, pole-
cił zapytać w sekrecie, „jaką korzyść odniesie król Wiel-
kiej Brytanii oraz obydwie potęgi morskie z ustąpienia
Rygi i Inflant królowi polskiemu i Rzeczypospolitej? Ko-
rona ta jest nietrwała; podlega ciągłym zmianom; może
z łatwością postradać je ponownie. Chociażby nawet po-
zostały one przy niej, to niestałość Polaków przyniesie
kupcom kłopoty i szkody" 12.
Z kolei król Danii kombinował na własną rękę. Nie za-
mierzał dać się wyprowadzić w pole. Uznał, że najlepiej
będzie tworzyć fakty, z którymi później, chcąc nie chcąc,
car będzie musiał się pogodzić. W tym celu w czasie kam-
panii 1716 r. zamierzał najpierw zdobyć Wismar, a do-
piero potem współdziałać z Piotrem I w przeniesieniu
działań wojennych na teren Szwecji i wysadzić desant
w Skanii.
Na początku 1716 r. car przybył do Gdańska, gdzie za-
mierzał doprowadzić do skutku dawniej rozpoczęte za-
biegi mające na celu związanie Meklemburgii z systemem
północnym. Środkiem do tego prowadzącym miało być
małżeństwo bratanicy Piotra I Katarzyny Iwanowny
z księciem meklemburskim Karolem Leopoldem. Sprawa
Wismaru też miała odegrać w tym swoją rolę, w zawar-
tym bowiem 22 stycznia (2 lutego) 1716 r. kontrakcie mał-
żeńskim Rosja zobowiązała się do działań na rzecz prze-
kazania Meklemburgii Wismaru i Warnemiinde. Gdyby
jednak nie udało się do tego doprowadzić, car miał wy-
płacić Karolowi Leopoldowi 200 tys. rubli. 8 (19) kwiet-
nia Meklemburgia stała się sojuszniczką Piotra I, a woj-
sko rosyjskie uzyskało prawo przemarszu przez jej tery-
torium. Zezwalano mu również na budowę własnych skła-
dów zaopatrzeniowych. Tego samego dnia odbyły się
zaślubiny młodej pary. Tymczasem od tygodnia pod Wis-
12 Tamże, s. 45.
marem znajdował się rosyjski korpus ekspedycyjny do-
wodzony przez Repnina. 4 (15) kwietnia Wismar poddał
się wojskom duńsko-pruskim, a Rosjanie, nie dopuszcze-
ni przez nich do oblężenia, nie zostali również wpuszcze-
ni do miasta.
Piotr I nie ukrywał niezadowolenia, lecz nie zamie-
rzał protestować. Znacznie większe znaczenie miała dla
niego, planowana wspólnie z Danią, akcja w Skanii, ubez-
pieczana od strony morza przez angielską eskadrę ad-
mirała Johna Norrisa. Fryderyk IV przeciągał jednak
przygotowania do akcji ponad wszelką miarę. Szwedzi zaś
nie próżnowali; ściągali wojsko i fortyfikowali wybrzeża.
W tej sytuacji na dwóch kolejnych wrześniowych radach
wojennych generałowie rosyjscy doszli do jedynego moż-
liwego wniosku: zdecydowano odłożyć wszelkie akcje
ofensywne do roku następnego. Po smutnych doświadcze-
niach z Danią car postanowił zaatakować Szwecję nie od
strony Skanii, lecz od Wysp Alandzkich.
Jesienią 1716 r. w Havelbergu doszło do rozszerzenia
sojuszu rosyjsko-pruskiego. W wypadku napaści na Ro-
sję w celu odebrania ziem zdobytych na Szwedach Fry-
deryk Wilhelm zobowiązał się posiłkować ją zbrojnie,
a także dokonać dywersji na terytorium nieprzyjaciels-
kim.
Teraz zewsząd nadchodziły coraz pomyślniejsze wieści.
Karol XII szukał porozumienia z carem. Posłowie ro-
syjscy na Zachodzie kontaktowali się z wysłannikami
króla, zapewniającymi ich o szacunku, jaki ten żywi dla
Piotra I, i wyrażanej przezeń chęci zawarcia pokoju. Na
początku 1717 r. na dworze angielskim wykryto spisek
przeciw Jerzemu I zawiązany przez pretendującego do
tronu Jakuba III Stuarta. Na czele spisku stał rezydent
szwedzki Karol Gyllenborg. Wprawdzie w skonfiskowa-
nych papierach znaleziono dokumenty świadczące o nie-
chęci cara do korzystania z pośrednictwa angielskiego, ale
ten, powiadomiony o tym fakcie, nakazał natychmiasto-
we opublikowanie (po angielsku i francusku) memoria-
łu zaprzeczającego wiadomościom zawartym w materia-
łach Gyllenborga. Anglicy przyjęli to ze zrozumieniem,
jednak — na wszelki wypadek — zażądali wycofania
wojsk rosyjskich z Meklemburgii. Piotr postanowił wobec
tego szukać wsparcia we Francji. Wynikało to z kilku
powodów.
Dopóki na tronie francuskim zasiadał Ludwik XIV, po-
lityka Paryża była jasna: popierano Szwecję i starano się
przeszkodzić Rosji w realizacji jej głównego celu — moc-
nego usadowienia się na Bałtyku. Odczuli to zwłaszcza
rosyjscy dyplomaci w Konstantynopolu po klęsce Piotra I
nad Prutem. Ale po śmierci Ludwika XIV (1715 r.) koro-
na przypadła pięcioletniemu zaledwie Ludwikowi XV,
w którego imieniu rządy sprawował Filip Orleański. Fran-
cja, wyczerpana hiszpańską wojną sukcesyjną, szukała te-
raz wsparcia w silnym sojuszniku. Oczy polityków pary-
skich zwróciły się ku Rosji i Prusom, jako partnerom mo-
żliwym do przyjęcia. Obydwa te państwa mogły nie tyl-
ko gwarantować postanowienia pokoju zawartego w Utre-
chcie, ale i wejść z Francją w układ sojuszniczy o charak-
terze obronnym.
Propozycje Francuzów zainteresowały Piotra I. Powsta-
wała szansa pozbawienia Szwecji jej wiernego dotychczas
sprzymierzeńca. Postanowił jednak działać ostrożnie, by
z kolei nie narazić się na wymówki Austrii i nie zrazić
do siebie cesarza. 26 kwietnia (7 maja) 1717 r. car znalazł
się w Paryżu. Wizyta trwała półtora miesiąca, a jednym
z jej wyników było podpisanie 4 (15) sierpnia w Amster-
damie układu między Rosją, Francją i Prusami. Strony
reprezentowali: Gołowkin, Szafirów i Kurakin oraz fran-
cuski poseł w Hadze markiz Chateauneuf i baron pruski
Knipphausen. Wymienione państwa stawały się na mocy
podpisanego porozumienia gwarantami układów utrech-
ckiego i badeńskiego, kończących wojnę hiszpańską, oraz
zawartego w przyszłości traktatu pokojowego ze Szwecją.
W tym ostatnim wypadku Rosja i Prusy zobowiązywały
się do przyjęcia mediacji francuskiej.
Mniej więcej w tym samym czasie Kurakin prowadził
w Hadze rozmowy z Poniatowskim wysłanym przez Ka-
rola XII. Wprawdzie nie mogły one zakończyć się poko-
jem, żadna ze stron nie dysponowała bowiem odpowied-
nimi pełnomocnictwami, jednakże miały one istotne zna-
czenie dla zorientowania się w intencjach partnera. Naj-
ważniejsze było wyraźnie przejawiane obustronne dążenie
do zakończenia wojny. Ciągnęła się ona przecież już 17
lat. Cała sprawa stanowiła swoistą przeciwwagę dla cią-
głych kłopotów z sojuszniczą Danią.
Dwór duński bez przerwy domagał się wycofania Ro-
sjan z Meklemburgii. Z ofiarowanej pomocy wojskowej,
niezbędnej do uzyskania pomyślnego rezultatu zaplanowa-
nych działań w Skanii, gotów był wykorzystać zaledwie
dwadzieścia batalionów, co całą operację stawiało pod zna-
kiem zapytania. Dobrze uzbrojeni i walczący na ojczystej
ziemi Szwedzi mogli w miarę łatwo odeprzeć atak, a na-
wet zepchnąć wojska sojuszników do morza. Dyplomacja
rosyjska dopatrywała się przyczyn duńskiej wstrzemięźli-
wości w intrygach domu hanowerskiego rządzącego w An-
glii. Duńczykom bardziej zależało na przychylności Bry-
tyjczyków niż Rosjan, chociaż król Jerzy I otwarcie wy-
powiadał opinię, iż pokój ze Szwecją nie obchodzi Anglii,
gdyż nie przyniesie jej żadnych korzyści.
Tak więc Rosjanie mogli liczyć jedynie na własne siły.
Praktycznie tylko Prusy trzymały się kurczowo cars-
kiego kaftana, ale też one liczyły na największe zyski
przy stosunkowo niskiej cenie spodziewanych, a nawet
już gwarantowanych nabytków terytorialnych.
Gdy car zorientował się, że nie ma nadziei na zmianę
sytuacji, podjął kroki, dzięki którym wydarzenia zaczęły
toczyć się coraz szybciej. Na początku 1718 r. do Abo
w Finlandii, a następnie na Wyspy Alandzkie wyjechali
Jakub Bruce i Henryk Ostermann, upoważnieni do per-
traktacji pokojowych ze Szwecją. Dotarli na miejsce do-
piero późną wiosną, gdyż lód na Bałtyku uniemożliwił
komunikację. Piotr 1 nakazywał pośpiech, zachęcając na-
wet do pominięcia spraw protokolarnych. W jednej z in-
strukcji pisał do swych pełnomocników: „Jeszcze w zi-
mie należy wynająć na konferencję dwa pokoje przyle-
gające do siebie. Trzeba też usunąć dzielącą je ścianę tak,
aby można było wstawić do nich jeden stół. Z jednej stro-
ny będziecie siedzieć wy, z drugiej — posłowie szwedzcy.
W lecie można rozstawić dwa sąsiadujące ze sobą na-
mioty. W ten sposób obydwie strony będą sobie równe
i nie będą prowadziły sporów o prezydencję" 13.
Warunki rosyjskie były trudne do przyjęcia, ale car
radził postępować tak, by druga strona była w pełni prze-
konana o jego rzeczywistym dążeniu do zakończenia woj-
ny. Sprowadzały się one do propozycji przyłączenia do
Rosji Ingrii, Inflant, Estonii, Karelii i Wyborga, do
Prus — Szczecina. Szwecji miano zwrócić Finlandię i te-
rytoria zdobyte przez Duńczyków, jeśli ci chcieliby na ta-
kich warunkach przyłączyć się do traktatu. Szwecja miała
uznać prawa Augusta II do tronu polskiego i zawrzeć
z nim „wieczny" pokój. Prawo przyłączenia się do po-
stanowień traktatowych, „na rozumnych warunkach", miał
otrzymać również król Anglii jako elektor hanowerski,
nie później jednak niż w sześć miesięcy po podpisaniu
układu przez główne strony walczące — to jest Rosję
i Szwecję.
Rozmowy rozpoczęły się 12 (23) maja 1718 r. W imie-
niu Karola XII występował Jerzy Górtz, Holsztyńczyk,
dobrze znany Rosjanom z wcześniejszych kontaktów. Prócz
tego w misji szwedzkiej znajdował się feldmarszałek Eryk
Sparre, który bezpośrednio znosił się z królem, informu-
jąc go o przebiegu negocjacji. A te utknęły na martwym
punkcie już po pierwszych spotkaniach obu stron. Rosja-
11
Tamże, s. 193.
nie chcieli zatrzymać wszystkie zdobyte terytoria (prócz
Finlandii), Szwedzi zaś wszystko odzyskać. Górtz wspo-
minał wprawdzie niejasno, że król gotów byłby zgodzić się
na jakiś ekwiwalent za utracone ziemie, ale Bruce i Oster-
mann nie mieli niczego do ofiarowania. Wreszcie sprawa
się wyjaśniła. Górtz zaproponował po konsultacjach
w Sztokholmie zabranie Danii bliżej nie określonych pro-
wincji; zatrzymanie przez Szwecję Szczecina, w zamian
za co Prusy miały dostać Elbląg i Warmię; wreszcie —
po śmierci Augusta II osadzenie na tronie polskim Stani-
sława Leszczyńskiego.
W listopadzie Górtz znów pojechał po instrukcje, jed-
nak na rozmowy nie wrócił. Został aresztowany w Sztok-
holmie w związku ze zmianami, które zaszły w Szwecji.
Nadeszła też wiadomość o śmierci Karola XII, zabitego
w nie wyjaśnionych okolicznościach podczas oblężenia
twierdzy Fredrikssten w pobliżu Fredrikshaldu w zaata-
kowanej przez Szwedów Norwegii. Aresztowanie Górtza
osłabiło partię holsztyńską i uniemożliwiło objęcie tronu
przez siostrzeńca królewskiego Karola Fryderyka. Królo-
wą została młodsza siostra Karola XII, Ulryka Eleonora,
żona księcia heskiego Fryderyka. Górtza skazano na
śmierć i stracono. Uważano go powszechnie za głównego
sprawcę wyniszczenia kraju, dążącego do kontynuowania
beznadziejnej wojny. Nie oznaczało to jednak, że nowy
rząd szwedzki zgodzi się na wszystkie propozycje przed-
łożone przez pełnomocników cara. Reprezentantem inte-
resów królowej został teraz hrabia Jan Karol Lillienstedt.
12 (23) marca 1719 r. Bruce otrzymał nową instrukcję
od cara. Monarcha stwierdzał w niej, że Rosja nie może
prowadzić negocjacji bez udziału przedstawiciela Prus,
który w tym celu udał się na Wyspy Alandzkie. Był nim
pruski rezydent w Petersburgu Gustaw Mardefeld. Żą-
dania terytorialne Rosji pozostały nie zmienione. W wy-
padku uzyskania na nie zgody strony przeciwnej Piotr I
zobowiązywał się do popierania interesów szwedzkich
„w innym miejscu" lub zapłacenia za Inflanty miliona ru-
bli, płatnych w ciągu dwóch lat, w czterech ratach.
Pertraktacje ciągnęły się już drugi rok, a stanowiska
stron nie uległy zbliżeniu. Wzajemnie świadczone uprzej-
mości, pozornie swobodna wymiana zdań i zapewnienia
o dobrej woli nie posuwały sprawy naprzód. W Rosji za-
częto podejrzewać, że przeciąganie rokowań ma na celu
skłócenie sojuszników, a nawet — zawarcie przez Szwe-
cję odrębnego pokoju z Prusami. Bruce i Ostermann do-
magali się od cara uczynienia jakiegoś zdecydowanego
kroku, a więc praktycznie — wznowienia działań wojen-
nych. Piotr I zdecydował inaczej. Wysłał swoim posłom
w sukurs generała Pawła Jagużyńskiego z dodatkową in-
strukcją: „Jeśli Szwecja nie będzie chciała zrezygnować
z Inflant w oparciu o przedstawione propozycje, to jako
wyjście ostateczne należy przyjąć pozostawienie ich pod
panowaniem rosyjskim przez 20—30 lat, potem zaś
zwrócenie tej prowincji Szwecji" 14.
Do intryg antyrosyjskich włączyła się dyplomacja an-
gielska, a nawet August II, który już dawno zrezygno-
wał z Inflant za cenę uzyskania międzynarodowych gwa-
rancji na swoje prawa do tronu polskiego. Z kolei Prusy
postawiły warunki nie do przyjęcia, m. in. zrzeczenie się
pretensji Rzeczypospolitej do tej części ziem polskich,
które znajdowały się w granicach Brandenburgii.
Wreszcie także Piotr I zdecydował okazać swą siłę.
W lipcu 1719 r. flota rosyjska złożona z 260 jednostek,
w tym 30 okrętów liniowych, podpłynęła do wybrzeży
szwedzkich. Desant dowodzony przez generała Piotra La-
scy'ego pojawił się w pobliżu Sztokholmu (oddziały ko-
zackie dotarły nawet na odległość zaledwie półtorej mili
od stolicy Szwecji). Nie napotkano żadnego poważniejsze-
go oporu. Zniszczono dwa miasta: Osthammar i Oregrund,
oraz 135 wsi, 40 młynów, 16 magazynów i 9 hut żelaza.
14
Tamże, s. 214.
Zniszczenia szacowano na 12 milionów talarów, a na je-
den milion zdobycz wywiezioną przez Rosjan.
Gdy po pewnym czasie przybył do Sztokholmu Oster-
mann, skonstatował ze zdziwieniem, że dywersja rosyjska
nie tylko nie osłabiła, lecz nawet wzmocniła partię prze-
ciwników Rosji. Zewsząd słyszał wymówki pod adresem
cara, który oficjalnie oświadczał się za pokojem, a w rze-
czywistości kontynuował działania zaczepne. Ostermann
stwierdził w odpowiedzi: „Podpiszcie układ preliminaryj-
ny, wówczas natychmiast przerwiemy prowadzone akcje".
Szwedzi godzili się już na oddanie Narwy, Rewia i Es-
tonii, ale nie chcieli zrezygnować ani z Inflant, ani też
z Finlandii. W tej sytuacji 21 sierpnia (1 września) Piotr I
polecił swym pełnomocnikom, by poczekali na powrót
posłów szwedzkich ze Sztokholmu. Jeśli okazałoby się,
że królowa nie przyjęła propozycji rosyjskich, należało
odczekać tydzień lub dwa i — w wypadku uporu prze-
ciwników — zerwać negocjacje. Bruce i Ostermann winni
byli jednocześnie złożyć oświadczenie o możliwości wzno-
wienia pertraktacji w każdej chwili, jeżeli Szwedzi zgo-
dziliby się przyjąć przedłożone wcześniej warunki.
Jak się okazało, do tego samego wniosku doszła strona
przeciwna. 6 (17) września, w czasie kolejnego spotkania
na Wyspach Alandzkich, Jan Lillienstedt stwierdził
w imieniu Ulryki Eleonory, że uczyniła ona już bardzo
poważne ustępstwa na rzecz Rosji, które jednak nie zo-
stały przyjęte tak, jak na to zasługiwały. Wobec tego po-
leciła Lillienstedtowi wycofać się z negocjacji.
Kongres alandzki zakończył się niczym i przeszedł do
historii jako jeden z wielu przykładów bezwartościowego
sondażu opinii (były one dobrze wszystkim znane zna-
cznie wcześniej) i bezpłodnych deklaracji pokojowych,
za którymi kryły się dążenia do ograbienia przeciwnika,
a nawet innych, słabszych państw, odgrywających w kon-
flikcie trzeciorzędną rolę.
Tymczasem Rzeczpospolita nadal sprawiała kłopoty ca-
rowi. Aż w Wiedniu szukała wsparcia w swoich stara-
niach o wyprowadzenie z Polski korpusu Repnina. Poseł
rosyjski w Warszawie Grzegorz Dołgoruki otrzymał pro-
stą na to receptę od Piotra I: „Mówcie Polakom, że dob-
rze wiemy o złych zamiarach ich króla i cesarza. Nie
możemy dopuścić do ich realizacji ze względu na łączące
nas wspólne interesy. Właśnie dlatego trzymamy w Pol-
sce korpus Repnina i jeśli stwierdzimy poważniejsze je-
szcze zagrożenie, będziemy musieli wprowadzić do tego
kraju większą liczbę żołnierzy, i nawet wydaliśmy rozka-
zy, by nasze oddziały zbliżyły się do granic polskich...
Proszę ze swojej strony podjąć zabiegi zmierzające do ze-
rwania przyszłego sejmu, aby nie mogło być na nim nic
postanowione przeciw nam... Przyślę wam na łapówki
futra sobole wartości dwóch tysięcy rubli" 15.
Ta akcja jednak nie powiodła się carowi. Wprawdzie
rzeczywiście w 1718 r. poseł orszański Korbutt sejm ze-
rwał, lecz sprawcę znaleziono w klasztorze, gdzie schro-
nił się po swoim „veto!", i przywieziono z powrotem na
obrady. Po posiedzeniu trwającym bez mała półtorej do-
by obrady odroczono. Ale już przed rezydencją Dołgoru-
kiego ustawiła się kolejka niezadowolonych z postępowa-
nia króla. Na jej czele był hetman polny litewski Stani-
sław Denhoff, tuż za nimi zaś pozostali hetmani: Adam
Sieniawski, Stanisław Rzewuski i Ludwik Pociej. Głowę
podnieśli prawosławni, którzy skarżyli się w Petersbur-
gu na dolegliwości doznawane od unitów i duchowieństwa
rzymskokatolickiego. Wystarczyło, by rozeszły się roz-
puszczane przez Dołgorukiego pogłoski o chęci Augusta II
zapewnienia sobie sukcesji tronu, by kolejka ta znacznie
się wydłużyła.
Mimo wszystko 5 stycznia 1719 r. Anglia, Austria i Pol-
ska podpisały w Wiedniu traktat gwarantujący całość
Rzeczypospolitej. Wojska rosyjskie musiały się wycofać
15
Tamże, s. 236.
z jej granic. Cóż z tego, skoro pozostał w Warszawie po-
seł carski i pieniądze na podtrzymywanie niezadowolenia
wpływowych rodzin magnackich. Zerwano dwa kolejne
sejmy, a w kraju zapanował ponownie miły państwom
ościennym bałagan.
Również w 1719 r. zawarto prusko-angielski układ so-
juszniczy, który gwarantował Prusom przyznanie Szcze-
cina. Nie przyniósł on jednak zmiękczenia pozycji Rosji
na kongresie alandzkim, czego spodziewała się Anglia.
Dworowi angielskiemu udało się natomiast nakłonić
Danię do zawarcia pokoju ze Szwecją. Traktat podpisano
w czerwcu 1720 r. W myśl jego postanowień Dania zwra-
cała Szwecji wszystkie zdobycze na Pomorzu i w Norwe-
gii, za co otrzymywała jednorazowe odszkodowanie wraz
z potwierdzeniem prawa ściągania opłat ze statków prze-
pływających przez Sund. Dania uzyskiwała również gwa-
rancje angielsko-francuskie dla swoich praw do Szlez-
wiku.
W 1720 r. dwór brytyjski podjął próbę narzucenia siłą
swego pośrednictwa w negocjacjach rosyjsko-szwedzkich.
W tym celu na Bałtyk wpłynęły angielskie okręty wojen-
ne oraz proklamowano stosowne oświadczenie o charak-
terze ultymatywnym skierowane do Rosji. Podjęta akcja
nie doprowadziła do zamierzonego celu. Przeciwnie. W
tym samym czasie kolejny desant rosyjski wysadzony na
wybrzeżach Szwecji spalił dwa miasta i 41 wsi. Działo
się to na przełomie maja i czerwca; za kilka miesięcy,
5 (16) listopada, Aleksy Daszków zawarł w Konstantyno-
polu „wieczny" pokój z Portą, zabezpieczający południo-
we granice państwa rosyjskiego.
Tymczasem korona szwedzka ponownie zmieniła właś-
ciciela. Po wymuszonej abdykacji Ulryki Eleonory nowym
królem został jej mąż — Fryderyk. Gdy generał Alek-
sander Rumiancew wysłany z gratulacjami dla niego przy-
był do Sztokholmu, spotkał się z wyrażonym przez no-
wego władcę życzeniem wznowienia rokowań pokojowych.
Obydwie strony zgodziły się na inne niż dotychczas miej-
sce negocjacji. Było nim Nystad, miasto położone w Fin-
landii nad Zatoką Botnicką. Pełnomocnikami Rosji zosta-
li znani nam już z podobnej misji Bruce i Ostermann,
Szwecji — Lillienstedt i baron Otto Strómfelt. Rozmowy
zaczęły się 28 lutego (10 marca) 1721 r.
Początkowo sytuacja rozwijała się niemal identycznie
jak w czasie trwania kongresu alandzkiego. Propozycje
obydwu stron różniły się od siebie w sposób zasadniczy.
Na Bałtyku ponownie pojawiły się okręty angielskie, któ-
re znów nie zdołały przeszkodzić Rosjanom w spustosze-
niu kolejnych trzech miasteczek i 506 (!) wsi leżących na
wybrzeżach szwedzkich. Trudno się przeto dziwić, że
Szwedzi byli coraz bardziej skłonni do ustępstw. W lipcu
zaproponowali zawarcie najpierw traktatu preliminaryj-
nego, by w ciągu następnych sześciu tygodni uzgodnić
szczegóły właściwego układu pokojowego.
Car nie przyjął tej propozycji, widząc w niej tylko grę
na zwłokę. Uznał, że do omówienia wszystkich pozosta-
łych jeszcze kwestii spornych i przygotowania tekstu pod-
stawowego winny wystarczyć dwa—trzy tygodnie.
3 (14) września 1721 r. Piotr I otrzymał wreszcie uprag-
nioną wiadomość od swoich wysłanników. Bruce i Oster-
mann donosili: „Najmiłościwszy Gosudarze! W załączeniu
wiernopoddańczo posyłamy Waszej Carskiej Wysokości
oryginał traktatu pokojowego, który dzisiaj [30 sierpnia
(10 września) 1721 r. — przyp. W.AS.] zawarliśmy, pod-
pisaliśmy i wymieniliśmy z ministrami szwedzkimi. Nie
zdążyliśmy go przetłumaczyć, gdyż potrzebny był na to
czas jakiś, a baliśmy się, by wiadomość o jego zawarciu
nie rozniosła się przedwcześnie. Donosimy tylko uniżenie
Waszej Carskiej Wysokości, że w głównych materiałach
został on sporządzony dokładnie według woli Waszej Wy-
sokości, a dla lepszej wiadomości posyłamy krótkie stre-
szczenie wszystkich artykułów" 16.
16
Tamże, s. 308.
Obszerny traktat, składający się z kilkunastu artyku-
łów, oznaczał „wieczny" pokój, ogłaszał amnestię dla
wszystkich biorących udział w wojnie (poza „zdrajcami
kozackimi") i obwieszczał przerwanie działań wojennych.
Rosja otrzymywała Inflanty, Estonię, Ingrię oraz część
Karelii wraz z okręgiem wyborskim. W jej rękach zna-
lazły się więc m. in. Ryga, Dunamiinde, Parnawa, Rewel,
Dorpat, Narwa i Keksholm, a także wyspy Ozylia, Dago
i Men. Polskie pretensje do Inflant zostały po prostu po-
minięte. Finlandia, poza niewielkim okręgiem na połud-
niu, wracała do Szwecji, która ponadto miała otrzymać
od Rosji 2 mln rubli srebrem (tzw. jefimków). Królestwu
przyznawano również prawo do corocznego zakupu zboża
w Rydze, Rewlu i Arensburgu na łączną sumę 50 tys.
rubli, wyjąwszy lata, w których wywóz zboża z Rosji
byłby w ogóle zabroniony. Car zobowiązywał się do nie-
mieszania się w wewnętrzne sprawy Szwecji i do obrony
jej przed możliwą interwencją innych państw. Mieszkań-
com prowincji, które przechodziły pod władanie Rosji,
gwarantowano zachowanie wszystkich dotychczasowych
wolności i przywilejów wraz z prawem wryznawania wiary
ewangelickiej. Dodawano jednak, że prawosławie korzy-
stać ma z tych samvch praw. Skonfiskowane dobra wra-
cały do swvch poprzednich właścicieli pod warunkiem za-
przysiężenia przez nich wierności carowi. Ci, którzy by
takiej przysięgi odmówili, mieli prawo do sprzedaży dóbr
w ciągu najbliższych trzech lat. Zarządzano wreszcie wy-
mianę jeńców, poza decydującymi się na pozostanie w Ro-
sji (nb. traktat nie przewidywał ewentualności pozostania
Rosjan w Szwecji).
Do traktatu mogła przystąpić Rzeczpospolita, a nawet
mogła przeprowadzić dodatkowe negocjacje ze Szwecją,
jednak z udziałem mediatorów rosyjskich i pod warun-
kiem, że uzgodnione porozumienie nie będzie zawierało
postanowień sprzecznych z traktatem podpisanym w Ny-
stadzie. Traktat był także otwarty dla Wielkiej Brytanii
i innych państw, które zgłosiłyby chęć przystąpienia do
niego w ciągu trzech miesięcy od jego ratyfikacji 1 7 .
Car cieszył się jak dziecko. Pisał do Wasyla Dołgoru-
kiego, że tak korzystne zakończenie „trzykrotnej surowej
szkoły" sprawiło mu wielką radość. Wypada dodać dla
wyjaśnienia, że przeciętny czas nauczania wynosił pod-
ówczas w Rosji siedem lat. Wojna północna trwała trzy-
krotnie dłużej.
4 (15) września 1721 r. okręt cara przybił do przysta-
ni Troickiej w Petersburgu. Zgromadziły się tam już tłu-
my zwabione ponawianym co minutę salutem artyleryj-
skim z trzech dział. Po mszy dziękczynnej w soborze Tro-
ickim Piotr I został awansowany do rangi „pełnego" admi-
rała. Przygotowano beczki z winem i piwem, a radująca
się ciżba usłyszała głos carski: „Witajcie i dziękujcie Bo-
gu, prawosławni! Dziękujcie za to, że taką długotrwałą
wojnę, trwającą lat 21, przerwał wreszcie Bóg Wszech-
mocny i dał nam szczęśliwy, wieczny pokój ze Szwecją!"
Na oczach wszystkich Piotr I spełnił toast za pomyślność
ludu. A potem? Potem zaczęło się to, co zazwyczaj dzieje
się przy tego rodzaju uroczystościach. Przez ulice Peters-
burga gnali dragoni poprzedzani fanfarzystami, głoszący
wszystkim wspaniałą wiadomość o zawarciu pokoju. Kto
miał broń, strzelał na wiwat. Po tygodniu zaczął się bal
maskowy, trwający okrągły tydzień, a szczęśliwy Piotr
pił, śpiewał i tańczył na stołach I8 .
22 października (2 listopada) arcybiskup pskowski Te-
ofan Prokopowicz w kazaniu wygłoszonym w soborze
Troickim oświadczył, iż za wszystkie wspaniałe czyny
Piotra I winien mu przysługiwać tytuł Ojca Ojczyzny,
Imperatora oraz przydomek — Wielki. Kanclerz Gołów-
kin stwierdził w imieniu Senatu:
17
Tekst wg: Polnoje sobranije zakonow Rossijskoj impierii,
t. 6, Sankt Pietierburg 1830, s. 420—431.
18
F. W. B e r g h o l z , Dniewnik kamier-junkiera Biergcholca,
wiediennyj im w Rossii w carstwowanije Pietra Wielikogo
s 1721 po 1725 g.t cz. 1, Moskwa 1857, s. 160 i nast.
„Najjaśniejszy i Najpotężniejszy Monarcho, Najmiłoś-
ciwszy nasz Samo władco! Sławne i mężne, wojskowe i po-
lityczne dokonania Waszej Carskiej Wysokości, dzięki
którym jedynie wskutek Waszej niezmordowanej pracy
i przywództwu zostaliśmy wyprowadzeni z mgły niewie-
dzy na theatrum sławy, z niebytu do życia oraz włączo-
no nas do społeczności narodów politycznych, o czym wie-
my nie tylko my, lecz i świat cały, ... za to i za obecne
wypracowanie tak sławnego i korzystnego dla nas wiecz-
nego pokoju z Koroną Szwedzką ... my, Senat, ustano-
wieni przez Waszą Wysokość, w imieniu poddanych ca-
łego państwa rosyjskiego... błagamy, byś raczył przyjąć
od nas na dowód skromnego uznania ... tytuł Ojca Ojczy-
zny, Piotra Wielkiego i Imperatora Wszechrosji ... Vivat,
vivat, vivat Piotr Wielki, Ojciec Ojczyzny, Imperator
Wszechrosji!" 19.
Do Moskwy Piotr I wjechał triumfalnie 18 (29) grud-
nia 1721 r. Odbył się t ut aj dalszy ciąg uroczystości za-
początkowanych w Petersburgu. Zaczęła się zima, ale
w przeciągających przez starą stolicę manifestacyjnych
pochodach wieziono na saniach modele statków, przypo-
minające o przywróconym wyjściu Rosji na Bałtyk oraz
o jej nowym orężnym ramieniu — flocie.
Chyba niewielu zdawało sobie sprawę z tego, że Rosja
w wyniku wojny północnej stała się imperium współde-
cydującym o losach wielu krajów europejskich. Rolę prze-
łomową w tej wojnie odegrała batalia połtawska.
19
Połnoje sobranije zakonow..., t. 6, s. 444—446.
BILANS
4 Tamże, s. 52.
5
Russkoje narodnoje poeticzeskoje tworczestwo. Chriestoma-
tija, wyd. 2, pod red. A. M. Nowikowej, Moskwa 1978, s. 267.
do tego stopnia, że w pierwszych dniach wojny w regu-
larnej armii znalazło się już przeszło 30 tys. ludzi 6 .
Zasady poboru rekruta były proste. Duchowieństwo
i szlachta miały wystawić jednego żołnierza z 25 gospo-
darstw, szlachta w służbie cywilnej — z 30, a szlachta
będąca w wojsku — z 50 gospodarstw. Właściciele sądzi-
li, że chłopi po przeszkoleniu powrócą do swoich zagród.
Gdy jednak mijały miesiące, a sytuacja nie ulegała zmia-
nie, ruszono z petycjami. Dowództwo rosyjskie otrzymy-
wało jednocześnie prośby chłopów wcielonych do wojs-
ka o zaopiekowanie się ich rodzinami, które znalazły się
na skraju nędzy. Państwo nie rozwiązało żadnego z wy-
mienionych problemów. Dalszy rozwój wydarzeń pokazał,
że wojna będzie wymagać jeszcze większych ofiar. Naj-
bardziej odczuli to chłopi. W każdym razie wojna szwedz-
ka przyśpieszyła utworzenie nowego systemu formowania
armii i zarzucenie poprzedniego, opartego głównie na
służbie wojskowej szlachty; w znacznym też stopniu po-
gorszyła dolę chłopów.
W toku kampanii poważnie rozwinęła się rosyjska myśl
wojskowa. Początkowo korzystano obficie z wzorów za-
chodnich. Pierwszą instrukcję szkolenia żołnierzy opra-
cował w 1698 r. major (później — generał) Adam Weyde.
Była to kompilacja zagranicznych regulaminów i instruk-
cji. Po roku Artamon Gołowin napisał oryginalne Arty-
kuły wojskowe, w których główny nacisk położono na
opanowanie umiejętności strzelania i posługiwania się
w walce bagnetem. W tym samym mniej więcej czasie
powstała Krótka zwyczajna nauka z najlepszym wyjaś-
nieniem, jak postępować przy formowaniu pułków pie-
choty... Opublikowany tekst rychło, bo w 1702 r., docze-
kał się kolejnego wydania. Odpowiednią instrukcję wy-
dano również dla szkolenia jazdy.
6
I.
I. G o l i ko w, Diejanija Pietra Wielikogo..., cz. 1, Mos-
kwa 1788, fi. 336.
W pierwszych latach wojny oddziały poruszały się
w kolumnach szóstkami, dopiero później zmieniono szyk
na czwórkowy. Walkę prowadzono starym wypróbowanym
systemem liniowym. Wojsko ustawiano zazwyczaj przed
bitwą w dwóch rzędach z konnicą na skrzydłach. Przed
piechotą umieszczano działa, również w szyku liniowym.
W wielu wypadkach trzymanie się tradycyjnego sposobu
prowadzenia walki nie dawało oczekiwanych rezulta-
tów. Dostrzegali to zarówno oficerowie z niższych szcze-
bli dowodzenia, jak i sam Piotr I. Dlatego też na począt-.
ku 1706 r. car opracował osobiście Punkty dla dowódców
batalionów7. Zgodnie z zawartymi w nich zaleceniami
poważną rolę w boju miała odegrać nie tylko regularność
szyku, lecz również, a może nawet przede wszystkim, za-
skoczenie nieprzyjaciela i manewrowość własnych sił.
Kolejnym krokiem w rozwoju rosyjskiej myśli wojsko-
wej były decyzje podjęte na naradzie wojennej w Żółkwi,
w grudniu 1706 r. Uwzględniono w nich wszystkie ko-
rzyści, jakie dawało prowadzenie walki na własnym te-
rytorium. Zwrócono także uwagę na czynniki dodatkowe,
które miały prowadzić do wyniszczenia nieprzyjaciela, na-
wet przy założeniu unikania starć bezpośrednich. Było
nimi m. in. ogołacanie opuszczanych terenów z żywności
i furażu.
W marcu 1708 r. opracowano Instrukcją walki (Ucz-
rieżdienije k boju). W przygotowaniu tekstu wziął udział
Piotr I. Instrukcja zakładała konieczność nieustannego
szkolenia żołnierzy; pouczała, jak mają zachowywać się
w czasie bitwy, a więc „strzelać sprawnie i bez pośpiechu,
dobrze celować, umiejętnie wycofywać się i przechodzić
do natarcia". Dowódcom batalionów zalecano umieścić się
za swoimi oddziałami i baczyć, „aby wszystko odbywało
się należycie". Na równi z liniowym sposobem prowadze-
nia walki, zalecano „manewr plutonami, który jest lep-
szy i bezpieczniejszy; jego też należy się trzymać i nau-
7
PB, t. 4, wyp. 1, s. 141—142.
czać ludzi". W wypadku gdyby oficer utracił zdolność
dowodzenia, jego miejsce miał zająć któryś z podofice-
rów. Generałom polecono bezzwłocznie przystąpić do
wprowadzenia instrukcji w życie 8 .
Kilka miesięcy później powstały Reguły walki. Według
nich główną rolę w bitwie powierzano piechocie, a dzia-
łania pozostałych formacji: konnicy i artylerii, miały być
jej podporządkowane.
Zresztą aż do bitwy pod Połtawą nie przywiązywano
znaczenia do formacji artyleryjskich. Używano ich głów-
nie do akcji oblężniczych i nie stanowiły samodzielnego
czynnika walki. Dopiero batalia połtawska zmieniła sto-
sunek do nich. Już w październiku 1709 r. opublikowano
przekład książki Ernesta B r a u n a (pierwsze wydanie
w sześciu tomach: Gdańsk 1682) pt. Najnowsza podstawa
i praktyka artyleryjska. Drugie wydanie rosyjskie wy-
szło już w następnym roku. Wówczas też (w 1711 r.) opu-
blikowano przekład książki Trolis-Nielsena Br i n e k a
(wydanie oryginalne: Haga 1689) pt. Opis artylerii.
Wprawdzie obydwie książki były już mocno przestarzałe,
ale zwłaszcza w ostatniej autor poświęcił sporo miejsca
artylerii polowej, co było szczególnie ważne dla Rosjan,
potrzebujących właśnie tego typu wiadomości. Wreszcie
w 1711 r. wydano w Moskwie przekład pracy Jana Zyg-
munta B u c h n e r a (wydanie oryginalne: Norymberga
1682 i liczne wznowienia w latach następnych, poprawio-
ne i rozszerzone) pt. Nauka i praktyka artylerii... Póź-
niej powstały podobne podręczniki rodzimego już autor-
stwa, m. in. Lichariewa. W literaturze specjalistycznej
wymienia się również książkę Opis nauki ogniomistrzow-
skiej rzekomego T. Brinckiego 9, lecz jest to, rzecz jasna,
znana nam już praca Brincka.
8
Bieskrownyj, Chriestomatija po russkoj wojennoj isto-
rii..., s. 152—154.
9
G. P. M i e s z c z e r i a k o w , Iz istorii wojenno-istoriczes-
koj myśli w Rossii w pierwoj czetwierti XVIII w. (w;) Wopro-
sy wojennoj istorii Rossii..., s. 105.
W roku bitwy pod Połtawą wydano w Moskwie tłu-
maczoną z niemieckiego pracę znanego teoretyka i prak-
tyka inżynierii wojskowej Leonarda Krzysztofa S t u r-
m a, pt. Hipotetyczna i eklektyczna architektura wojs-
kowa, to jest prawdziwa instrukcja, jak różnymi manie-
rami niemieckimi, francuskimi, holenderskimi i włoskimi
można się posługiwać zarówno przy fortyfikacjach regu-
larnych, jak i nieregularnych.
Wszystkie te prace, oryginalne i tłumaczenia, znajdowa-
ły się w prywatnej bibliotece Piotra I 10 .
Nie ulega wątpliwości, że najpoważniejszym osiągnię-
ciem rosyjskiej myśli wojskowej w tym czasie była Usta-
wa o szkoleniu, przygotowaniach do marszu, o stopniach
i powinnościach rang pułkowych, wydana 30 marca (10
kwietnia) 1716 r. Znalazły w niej odbicie doświadczenia
wyniesione z dotychczasowych działań wojennych. Doty-
czyło to zwłaszcza tekstu zatytułowanego: Ustawa wojs-
kowa o stopniu feldmarszałka generalnego, całej genera-
licji i innych rang, które winny być w wojsku, i o ich po-
winnościach wojskowych, oraz co każdy czynić powinien.
Poważnie uproszczono musztrę i rozkazy, sprawiające
dotychczas wiele kłopotów rekrutom przybyłym ze wsi.
Nakazywano dbałość o broń, albowiem „przy dobrym po-
rządku i bohaterskich sercach najważniejszą rzeczą jest
mieć sprawną broń przeciw nieprzyjacielowi" 11 .
Ustawa nie była receptą postępowania na każdą okazję.
Polecano wprawdzie, by przed bitwą głównodowodzący
opracował „ordre de bataille", ale miał on działać w za-
leżności od rozwoju sytuacji, pilnie bacząc na ruchy prze-
ciwnika. Główną wszakże rolę miał w niej odegrać dob-
rze wyszkolony, posłuszny, a zarazem pełen inicjatywy
żołnierz. Wiele uwagi poświęcono w Ustawie dyscyplinie
wojskowej. Dezercja była karana śmiercią, a brak dbało-
10
Por.: Bibliotieka Pietra I. Ukazatiel-sprawocznik, sost.
E. I. B o b r o w a , Leningrad 1978.
11
Bieskrownyj, Chriestomatija po russkoj wojennoj isto-
rii..., s. 156.
ści o broń czy mundur — surową chłostą szpicrutami.
Warto, dodać, że śmierć groziła również za grabież i gwał-
ty dokonane na ludności cywilnej zdobytych miast. Wzię-
tych do niewoli jeńców należało natychmiast przekazać
dowództwu. Znęcanie się nad nimi groziło oficerowi de-
gradacją, żołnierzowi — chłostą. Zabicie jeńca równało
się wyrokowi śmierci dla sprawcy przestępstwa.
Ustawa miała również słabe strony. Przede wszystkim
nie znosiła postanowień instrukcji wydanych poprzednio.
Wprowadziło to pewien zamęt przy jej stosowaniu. Poza
tym w wielu ważnych kwestiach jej autorzy wypowiadali
się zbyt ogólnie, nie wnikając w szczegóły określonej sy-
tuacji, a materie mniej ważne omawiali z nadmierną dro-
biazgowością. Niemniej jednak obowiązywała aż do koń-
ca wojny północnej. Dopiero w rok po podpisaniu pokoju
nysztadzkiego Piotr I próbował ją uzupełnić, lecz rychło
zarzucił tę pracę.
Wojna wpłynęła także na nie spotykane dotąd tempo
rozwoju przemysłu rosyjskiego. Wojsko potrzebowało
umundurowania, wyżywienia, broni, amunicji i prochu;
do prowadzenia walki na Bałtyku niezbędna była potężna
i dobrze wyposażona flota; obleganie twierdz opanowanych
przez Szwedów wymagało utworzenia jednostek artylerii
ciężkiej. Umacnianie się Rosji na odzyskanych i nowo
zdobytych terenach pociągało za sobą, jak na przykład
decyzja o budowie Petersburga, konieczność rozwoju za-
niedbanych dotychczas gałęzi produkcji. Wymagało to
również zmiany organizacji wytwarzania, wyszkolenia od-
powiednich specjalistów oraz, w razie potrzeby, sprowa-
dzenia ich z zagranicy. Istniały już w tej mierze odpowie-
dnie precedensy. Dotyczyło to szczególnie majstrów szku-
tniczych i wyższych oficerów.
Stara Rosja nie przyjęła zmian przychylnie. Wywoływa-
ły one opór kręgów konserwatywnych zgrupowanych za-
równo wokół korzystających dotychczas z przywilejów ro-
dowych całych możnowładczych dynastii bojarskich, jak
i wokół Cerkwi prawosławnej, stale ograniczanej przez
cara w swych prawach. Otumanieni chłopi z przerażeniem
obserwowali wkraczanie nowych obyczajów i nowych po-
winności w ich życie codzienne uważając, że zostały one
wymyślone przez Antychrysta, który pojawił się w Rosji.
Walka ze starymi przyzwyczajeniami nie była więc łat-
wym zadaniem. Wydanie odpowiednich dekretów nie roz-
wiązywało jeszcze sprawy. Opozycja nie przebierała
w środkach, wciągając do intryg i spisków nawet rodzo-
nego syna monarchy. W tej sytuacji odpowiedź mogła być
tylko jedna: użycie siły. Dlatego też w pierwszym ćwierć-
wieczu XVIII stulecia, a więc w czasie, gdy Rosja pro-
wadziła wojnę ze Szwecją, obserwowano w tym kraju,
dziwne dla cudzoziemców, surowe czy nawet nieludzkie
metody „europeizowania" życia. Tylko jednak w ten spo-
sób można byłó wówczas rozwiązać postawione przed pań-
stwem zadanie; tylko dzięki temu można było wygrać
wojnę. Poza tym czas wojenny usprawiedliwiał użycie
środków nadzwyczajnych.
Wyniki tej działalności były zaskakujące. Pod koniec
panowania Piotra I dochody państwa zwiększyły się pra-
wie trzykrotnie i osiągnęły kwotę przeszło 8,5 mln rubli.
Produkcja żelaza wzrosła więcej niż 5,5 razy — w 1725 r.
wynosiła już 13 100 ton. Liczba manufaktur i innych za-
kładów przemysłowych doszła do blisko 190, co w porów-
naniu ze stanem z 1700 r. oznaczało wzrost dziewięciokro-
tny. A wszystko to odbywało się w czasie, gdy armia ro-
syjska znajdowała się nieustannie w walce, prowadząc
działania w Polsce, w Saksonii, na Pomorzu, w Inflan-
tach, w Skandynawii, na terytorium podległym władzy
tureckiej czy też wreszcie na ukraińskich kresach pań-
stwa moskiewskiego. Z całą pewnością dzięki temu ciężar
jej utrzymania nie spadał w całości na barki carskich
poddanych; zdobycz wojenna i rekwizycje uzupełniały
zaopatrzenie wojska, ale i tak podstawową część wydat-
ków pokryć musiała ludność Rosji.
Monarcha tylko wydawał dyspozycje, które musiały
być wykonane bez względu na materialne i społeczne ko-
szty wprowadzania ich w życie. Do budowy fortyfikacji,
wznoszenia nowej stolicy, do kopalń i fabryk ściągano
ludzi tysiącami na podstawie uprzednio ustalonych kon-
tyngentów, nie licząc się zupełnie ze zdaniem samych za-
interesowanych, siłą odrywanych od swoich rodzin i gos-
podarstw. Większość z nich nie wróciła już nigdy do
miejsc swego urodzenia.
Nierówność klasowa dawała o sobie znać również w ar-
mii. Nie chodziło tylko o to, że korpus oficerski rekruto-
wał się wyłącznie (poza jednostkowymi wyjątkami) ze
szlachty. Żołnierze byli ograbiani z należnego im żołdu,
pozbawieni zdobytych łupów i, jak widzieliśmy, surowe
regulaminy całkowicie poddawały ich władzy niemal ab-
solutnych zwierzchników, pilnie dbających o własne in-
teresy. Nawet w wojsku łapówkarstwo stało się wówczas
obyczajem codziennym. Składanie zbiorowych skarg było
zabronione.
Większość żołnierzy pochodzenia chłopskiego trafiała
do armii wbrew swojej woli. Trudno się więc dziwić, że
uciekali jeszcze w czasie transportu do miejsc zgrupowa-
nia, nie mówiąc o dezercji z oddziałów. Musiało to być
zjawisko mocno rozpowszechnione, skoro w 1705 r. Pri-
kaz Spraw Wojskowych wydał zarządzenie, na mocy któ-
rego co dziesiąty zbieg podlegał karze śmierci przez po-
wieszenie, pozostali zaś po „bezlitosnej" chłoście mieli być
ponownie wcieleni do swych pułków 1 2 . Zdarzało się na-
wet, że rekrutów przyprowadzano nie tylko pod strażą,
ale i skutych. W grudniu 1705 r. z trzech pułków rosyj-
skich ulokowanych w Zamościu uciekło aż 506 żołnierzy.
Masowość dezercji spowodowała, że ograniczono stosowa-
nie kary śmierci, grożąc jednak w wypadku utrzymywa-
nia się tego stanu rzeczy „śmiercią kwalifikowaną" dla
12
Połnoje sobranije zakonow Rossijskoj impierii, t. 4, Sankt
Pietierburg 1830, s. 292, 314.
co trzeciego ze schwytanych. Mieli skonać zawieszeni za
żebro na haku.
Jak wynika z zachowanych materiałów śledczych, ucie-
kano nie tylko ze strachu przed walką czy z tęsknoty za
rodziną, lecz najczęściej z powodu braku środków do ży-
cia, a więc po prostu z głodu.
Koła rządzące zdawały sobie doskonale sprawę z nastro-
jów panujących w wojsku. Gdy w 1707 r. nad Donem
wybuchło powstanie Buławina, car pisał do Mienszykowa:
„Proszę przedsięwziąć odpowiednie środki ostrożności wo-
bec tych, którzy są u nas w armii. Nie byłoby źle ode-
brać im na pewien czas konie, aby tam nie uciekli" 13.
Mimo to jednak wśród uczestników powstania znaleźli się
żołnierze zbiegli z oddziałów wysłanych w celu jego stłu-
mienia. Podobne zjawisko można było zaobserwować
wcześniej, gdy w 1705 r. wybuchł bunt w Astrachaniu.
Siłą, którą animowała żołnierzy do otwartych wystą-
pień przeciw oficerom, a nawet carowi, byli w znacznej
mierze Kozacy. Od nich przejęto pewne zwyczaje, na
przykład obrady w „kole wojskowym", gdzie zmawiano
się do podejmowania wspólnych akcji protestacyjnych.
Kłopoty caratu nie ograniczały się jedynie do spraw
społecznych. Już wkrótce po wybuchu wojny poważnym
problemem stało się zrównoważenie budżetu. Znaczne
powiększenie podatków bezpośrednich nie zlikwidowało
istniejącego deficytu. W latach 1703—1708 wydatki zna-
cznie przewyższały dochody. Na szczęście rząd dyspono-
wał rezerwami z lat poprzednich, którymi mógł uzupełniać
powstałe braki. Carat uciekł się nawet do radykalnego
zmniejszenia wartości monety. Kopiejki zamiast, jak do-
tychczas, ze srebra zaczęto wybijać z miedzi, przy czym
początkowo obydwa ich rodzaje znajdowały się równole-
gle w obrocie. Nie dość na tym. W 1700 r. z puda mie-
dzi wybijano kopiejki o łącznej wartości 12,8 rubli,
13Siewiernaja wojna. Dokumienty 1705—1708 gg., wyp. 1,
Sankt Pietierburg 1892, s. 40.
w 1704 — już 20, a w 1718 — 40 rubli 1 4 . Należy przy
tym dodać, że cena puda miedzi wynosiła 5 rubli. Mono-
pol państwa na produkowanie monety przynosił więc co-
raz poważniejsze dochody.
Rok 1705 był dla skarbu najtrudniejszy. Wydatki na
wojnę stanowiły 96% całości rozchodów. Wkrótce jednak
zabiegi rządu zaczęły przynosić zauważalne rezultaty. Już
w 1709 r. -nie notowano deficytu. Stabilizacja miała cha-
rakter trwały, a rezerwy państwowe stale wzrastały.
Wprawdzie po zawarciu traktatu pokojowego ze Szwecją
zmniejszyły się o pół miliona rubli dochody nadzwyczaj-
ne, ale jednocześnie spadły wydatki i to w stopniu zna-
cznie poważniejszym, bo o 800 tys. rubli.
To właśnie w celu zwiększenia dochodów niezbędnych
dla pokrycia wzmożonego wysiłku państwa wymyślono
instytucję „pribylszczyków" — wyszukujących nowe mo-
żliwości podatkowe. Stąd też pojawiły się dziwne i szo-
kujące dzisiaj opłaty specjalne: za sprzedaż trumien dę-
bowych, za ostrzenie noży i siekier, a nawet za noszenie
brody czy też, w pewnych regionach kraju, za kolor oczu.
W czasie panowania Piotra I podatki bezpośrednie wzro-
sły prawie dziesięciokrotnie.
Potrzeby wojenne spowodowały, że powstał wielki
chłonny rynek na towary produkowane przez przemysł
krajowy. Poprzez protekcyjną politykę carat starał się
stworzyć warunki gwarantujące zaspokajanie podstawo-
wych przynajmniej potrzeb wojska przez rodzime zakłady
produkcyjne. Oczywiście, drobne warsztaty rzemieślnicze
nie byłyby w stanie poradzić sobie z tym wielkim i od-
powiedzialnym zadaniem. Rzeczą charakterystyczną był
jednak fakt wykorzystywania w szerokim zakresie tak
ważnego źródła siły roboczej, jaki stanowiło rzemiosło.
Z niego właśnie wywodzili się pierwsi majstrowie i kie-
rownicy produkcji. Uzupełniali ich specjaliści przybyli
14I . G. S p a s s k i , Russkaja monietnaja sistiema, wyd. 4, Le-
ningrad 1970, s. 147.
z zagranicy, kierowani głównie do nowo tworzonych ga-
łęzi wytwórczości. Robotnicy o niskich kwalifikacjach re-
krutowali się przede wszystkim z chłopów pańszczyźnia-
nych oraz tych mieszkańców wsi, którzy musieli wędro-
wać po kraju w poszukiwaniu zarobków pozwalających
na opłacenie czynszu wyznaczonego przez właścicieli ma-
jątków ziemskich.
Pierwsze manufaktury w Rosji były prymitywne i opie-
rały się głównie na pracy ręcznej. Proste urządzenia te-
chniczne nie prowadziły do koniecznych zmian w organi-
zacji produkcji, jak działo się to na Zachodzie. Nawet
znaczna liczba robotników zatrudnionych w jednej fabry-
ce (np. w moskiewskiej manufakturze produkującej płót-
no żaglowe pracowało przeszło 1100 robotników) nie mu-
siała świadczyć o koncentracji produkcji. Na podstawie
zachowanych materiałów źródłowych trudno dzisiaj jed-
noznacznie określić dokładnie jej charakter. Przypuszcza
się jednak, iż w wielu wypadkach reprezentowały one
typ tzw. manufaktury rozproszonej 15 . Polegało to na roz-
dzieleniu określonych zadań produkcyjnych między cha-
łupników pracujących w domu przy własnych lub przy-
dzielonych warsztatach. Była to albo praca o charakterze
jednorodnym, obejmująca całość procesu wytwarzania,
albo też jedynie jego wyznaczone stadia.
Nawet w słynnym ośrodku produkcji broni, w Tule,
przez wiele lat wytwarzano karabiny w domach m a j -
strów. Jedynie operacje bardziej skomplikowane, wyma-
gające odpowiednich maszyn, wykonywano w warsztatach
fabrycznych. Działo się tak aż do 1712 r., kiedy Piotr I
nakazał przeniesienie całej produkcji do gmachu arsena-
łu. Tuła była jednym z większych centrów przemysłowych
Rosji. Tradycje sięgały średniowiecza. W okolicy wydo-
bywano rudę żelaza, wytopy odbywały się na miejscu,
a półfabrykaty trafiały w ręce licznych t u t a j warsztatów
15
P. L a s z c z e n k o , Historia gospodarcza ZSRR, t. 1. For-
macje przedkapitalistyczne, Warszawa 1954, s. 402.
kowalskich. Wysoko kwalifikowani rzemieślnicy stano-
wili później trzon kadry specjalistów zatrudnionych
w miejscowej hucie i odlewni żelaza.
Broń produkowano również w Siestroriecku. Moskwa
stała się ośrodkiem przemysłu włókienniczego i garbar-
skiego. Proch wytwarzano w Moskwie, Kazaniu i Tobol-
sku, a także na Ukrainie. Każdy z zakładów wytwarzał
od kilku do kilkunastu tysięcy pudów prochu rocznie.
Po bitwie połtawskiej wybudowano dodatkowo fabrykę
prochu w Petersburgu. O potrzebach w tej mierze świad -
czy fakt, że w latach 1701—1709 (brak danych za rok
1703) wydano na potrzeby wojenne 226 tys. pudów pro-
chu. Praktycznie cała produkcja była rozchodowana na
bieżąco. Niewielkie zapasy zgromadzone w miejskich ar-
senałach nie przekraczały w zasadzie kilkudziesięciu do
kilkuset pudów. Do 1713 r. zdobyto na nieprzyjacielu
nie więcej niż 28 tys. pudów prochu.
Utworzenie armii regularnej wymagało również wiel-
kiego wysiłku przemysłu tekstylnego. Łącznie, w przede-
dniu bitwy pod Połtawą, armia liczyła około 120 tys. żoł-
nierzy rozdzielonych między poszczególne korpusy, dywi-
zje, pułki, nie licząc jednostek pełniących służbę garnizo-
nową. Każdy z nich miał prawo do otrzymania co roku
kompletu umundurowania, na które składały się: kaftan,
kamizelka, spodnie, dwie pary trzewików i pończoch, pa-
ra butów z cholewami, trzy komplety bielizny, kapelusz,
opończa, krawat, rękawice, rapcie itd. Wartość munduru
wynosiła połowę rocznego żołdu żołnierskiego, z którego
zresztą (od 1708 r.) potrącano odpowiednie kwoty. Począt-
kowo potrzebne na mundury sukno wełniane sprowadza-
no w całości z zagranicy. Dopiero w 1705 r. rozpoczęła pra-
cę fabryka sukna w Moskwie, tzw. Dwór Sukienniczy.
J e j produkcja była jednak niewielka i bardzo złej jakoś-
ci. Głównym tego powodem stał się lichy surowiec do-
starczany do zakładu. Dlatego też podstawowym źródłem
dostaw sukna na potrzeby armii musiał stać się import.
Sukno sprowadzano z Anglii, Holandii, a nawet Turcji.
Brakowało nie tylko mundurów, lecz i butów. Przy-
gniatającą większość zamówień wykonywali szewcy w ma-
łych warsztatach rzemieślniczych znajdujących się w Mo-
skwie. Jak się wydaje, potrafili oni sprostać nawet zwięk-
szonemu zapotrzebowaniu Kancelarii Iżorskiej, do której
należały sprawy zaopatrzenia armii.
Cudzoziemcy nieco inaczej widzieli sytuację państwa
rosyjskiego. Przyzwyczajeni do traktowania Rosji jako or-
ganizmu wyraźnie różniącego się od Zachodu, zacofanego,
o despotycznych metodach rządzenia i prymitywnym za-
pleczu produkcyjnym, zetknęli się nagle z obrazem zupeł-
nie nie odpowiadającym ich wyobrażeniom. Na obraz ten
bez wątpienia wpłynęły sukcesy odniesione przez carat
na polach bitewnych, a zwłaszcza klęska zadana armii
szwedzkiej pod Połtawą.
Austriacki rezydent (wcześniej sekretarz poselstwa)
w Rosji Otto von Pleyer w relacji z 1710 r. informował:
„Co zaś dotyczy rosyjskich sił zbrojnych, należy stwierdzić,
że dzięki bezprzykładnej pracy i staraniom cara, suro-
wym karom, nagrodom i prezentom, jak również dzięki
doświadczeniu pochodzących z różnych krajów oficerów
cudzoziemskich wyższych i niższych rang, z wielkim zdu-
mieniem trzeba skonstatować, do czego doprowadzono,
do jakiej doskonałości doszli żołnierze w wyszkoleniu
wojskowym, w jakim znajdują się porządku i posłuszeń-
stwie wobec rozkazów dowództwa i jak śmiało postępują...
Artyleria jest wyposażona we wszystek niezbędny
sprzęt; w licznych kwalifikowanych artylerzystów niemie-
ckich i innych cudzoziemców oraz Rosjan, których wielu
wysłano do różnych miejscowości w Niemczech, by do-
brze wyuczyli się pirotechniki; prócz tego w dobre konie.
Jazda jednak cierpi na wielki niedostatek koni mimo tego,
że car mógłby nabyć dobre konie u Tatarów Kałmuckich,
Nogajskich i Baszkirskich..." Pleyer stwierdzał dalej,
że widocznie nie brak prochu w Rosji, skoro przy każ-
dej okazji, nawet jeśli jest nią wygranie mało znaczące-
go starcia, czci się ją strzelaniną i pokazami ogni
sztucznych.
„Żelazo ma teraz car na Syberii. Jest ono tak dobre
i miękkie (!), że nawet szwedzkie nie jest od niego lepsze.
Dość jest też dębiny i innych gatunków drewna, gdyż nie
wolno prowadzić wyrębu inaczej jak tylko na potrzeby
państwowe. Ukraina dostarcza dość siarki i saletry. Nie
ma lepszego materiału na bomby i granaty niż żelazo
z Tuły i z Ołońca nad jeziorem Onega, gdyż jest twarde
i kruche, a przy wybuchu rozpada się na mnóstwo ka-
wałków. Metal do odlewania dział i moździerzy przywozi
się z Polski, Inflant, Finlandii i Litwy. Prócz tego w Mos-
kwie jest jeszcze spory zapas starych armat. Nie ma jed-
nak potrzeby ich użycia, gdyż i bez nich mają niepraw-
dopodobną ilość dział. Nie potrzebują obecnie sprowadzać
karabinów zza morza: żelazo syberyjskie daje takie do-
bre lufy, które w czasie prób wytrzymują nawet potrój-
ny ładunek. Całe umundurowanie ma teraz car z włas-
nej ziemi... Wielu pończoszników przybyło z Prus i pra-
cują tyle, ile jest to konieczne; kapelusze produkuje się
w wystarczającej ilości... Wszystko to, co niezbędne jest
do budowy statków, występuje pod dostatkiem... Doświad-
czenie już dawno wykazało, że nadążają z ich produk-
cją 16.
Właśnie bitwa połtawska spowodowała, że w stoczniach
Admiralicji w Petersburgu zaczęły powstawać duże okrę-
ty liniowe, przeznaczone do walki na otwartym morzu.
Jeszcze w 1709 r. liczba zatrudnionych tutaj stoczniow-
ców nie przekraczała tysiąca osób; po sześciu latach było
ich już trzykrotnie więcej. Stocznia na swój sposób ucz-
ciła batalię połtawską. Kilka miesięcy po bitwie położono
stępkę pod 54-działowy okręt, którego budowę zakończo-
no w 1712 r. Nazwano go „Połtawa". Jak wynika z reje-
16
Cztienija w Obszczestwie istorii i driewnostiej rossijskich,
t. 2, otd. 2, Moskwa 1874, s. 2—7.
stru sporządzonego w 1724 r., okręt ten pełnił w dalszym
ciągu służbę na Bałtyku.
Zwycięstwo odniesione przez Tiotra I w 1709 r. na zie-
mi ukraińskiej wyparło nieprzyjaciela z granic Rosji i po-
zwoliło na, z jednej strony — skoncentrowanie się na li-
kwidowaniu posiadłości szwedzkich w Europie Środkowej;
z drugiej — na odsunięciu niebezpieczeństwa zagrożenia
Petersburga zarówno ze strony lądu, jak i morza. Dzięki
temu rozwój miasta mógł postępować bez przeszkód i zna-
cznie szybciej niż poprzednio.
Najważniejszym przecież efektem bitwy było ostatecz-
ne zwycięstwo Rosji odniesione w wojnie północnej, cho-
ciaż. przypieczętowane zostało dopiero po dwunastu la-
tach. Dzięki temu weszła ona mocnym i pewnym kro-
kiem do Europy, zaczęła w polityce europejskiej odgry-
wać jedną z czołowych ról. Połtawa była pierwszą wygra-
ną batalią o imperialny charakter państwa. Otwarły się
zachodnie granice, którymi odtąd bez przerwy napływa-
ły do Rosji nie tylko towary i ludzie, lecz również zrodzo-
na na Zachodzie myśl oświeceniowa. Niestety, wiązało
się z tym nierozłącznie dążenie caratu do wywierania
wpływu na wszystkich sąsiadów, zwłaszcza na Polskę, nie
bacząc na jej rzeczywiste interesy. Od tej chwili wypro-
wadzenie wojsk rosyjskich z Rzeczypospolitej, poza epizo-
dycznymi okresami, stało się niemożliwe. Rosja wyrosła
na państwo potężne, z silną armią, stale rozwijającą się
gospodarką i wzmacniającymi swoją pozycję autokratycz-
nymi, a niekiedy — despotycznymi rządami caratu. Wzro-
stowi potęgi państwa towarzyszył wzrost biurokracji, apa-
ratu policyjnego oraz terroru fizycznego i moralnego.
Mógł Piotr I pisać w 1712 r. do Augusta II, że dzięki
„szczęśliwej bitwie pod Połtawą państwo polskie zostało
obronione przed nieprzyjaciółmi" 17 , lecz przyszłe losy
Polski świadczyły o tym, że nie było ^byt wiele powodów
17
PB, t. 12, wyp. 1, s. 114.
do entuzjazmu. Batalia połtawska przypieczętowała rów-
nież losy ziem ukraińskich.
Nie Karol XII, lecz Piotr I rozpoczął wojnę północną.
Niemniej jednak zwycięstwo odniesione przez armię ro-
syjską w 1709 r. oznaczało wyparcie najeźdźcy z granic
Rosji, a na polach połtawskich zrodziła się potęga caratu
i wielkość Piotra I.
WSKAZÓWKI BIBLIOGRAFICZNE
W 250 rocznicę bitwy pod Połtawą ukazał się zbiór rozpraw pió-
ra najwybitniejszych historyków radzieckich poświęcony temu
wydarzeniu (Połtaica. K 250-letiju Połtawskogo srażenija. Sbor-
nik statiej, Moskwa 1959). Zawarto w nim najnowsze wyniki
badań, często oświetlających mało dotychczas znane wewnętrzne
i zagraniczne aspekty bitwy, jej następstwa itp. Jest to, jak do-
tąd, najpełniejsze i zarazem najlepsze opracowanie omawianej
problematyki.
Przedmowa .................................................................................. 5
Wojna ......................................................................................... 15
Sprawa Mazepy .............................................................................. 60
Kampania 1709 r. i bitwa pod Połtawą ............................ 101
Droga do Nystadu .............................................................. 144
Bilans .............................................................................................. 179
Wskazówki bibliograficzne .................................................... 198
Wykaz ilustracji ................................................................... 202