You are on page 1of 344

Spis treści

Obyczaje erotyczne i rodzinne w starożytnej Grecji


Miłość grecka
Małżeństwo, kobieta, rodzina
Wojna o piękną kobietę
Przekleństwo rodu Atrydów
Parys i Helena
Achajowie idą na wojnę
Oblężenie Troi
Odyseusz w akcji
Krwawe dzieje Myken
Rozterki Odyseusza
Tyranobójcy i kurtyzny
Miłość nie jedno miała imię
Ateńska demokracja
Perykles i Aspazja
Na macedońskim dworze
Filip i Olimpias
Aleksander
Zemsta odtrąconego kochanka
Siostra Aleksandra Macedońskiego
Aleksander – król Epiru
Kleopatra
Królowa i mężczyźni
Samotność w Sardes
W rodzinach Lagidów i Seleukidów
Obyczaje małżeńskie władców Egiptu
Kleopatra II i jej bracia
Matka i córka
Krwawe dzieje Seleukidów
Egipskie księżniczki
Kleopatra
Ambicje Bereniki
Cezar i Kleopatra
Romans z boginią
Marek Antoniusz
Akcjum
Obyczaje rodzinne i erotyczne w Rzymie od czasów
najdawniejszych do upadku republiki
Kult falliczny nad Tybrem
Cenzorzy i rozwodnicy
Homoseksualizm po rzymsku
Poeci i kurtyzany
Miłość i polityka
Miłość grecka nad Tybrem
Rzym mityczny
Eneasz i Dydona
Trojanie w Italii
Romulus i Remus
Porwanie Sabinek
Rzym pod władzą królów
Schyłek republiki
Problemy domowe Cycerona
Klodia i Katullus
Fulwia i Marek Antoniusz
Śmierć Cycerona
Ambicje Fulwii
Liwia i August
Małżeństwa Oktawiana
Liwia
Julia, córka Augusta
Wygnanie Julii
Wnukowie Augusta
Tyberiusz
Miłość, seks i rodzina w czasach cesarstwa
Reformy Augusta
Owidiusz i „Sztuka kochania”
Dynastia julijsko-klaudyjska
Nowoczesne małżeństwa
Kościół, rodzina i seks w czasach późnego cesarstwa
Zbrodnia na cesarskim dworze
Synowie Konstantyna Wielkiego
W rodzinie cesarskiej
Germanik
Sejan i Liwilla
Kaligula
Śmierć Mesaliny
Klaudiusz i Agryppina
Matka i syn
Poppea Sabina
Rodzina Sewerów
Julia Domna
Karakalla
Heliogabal
Cesarz Aleksander Sewer
Cesarzowa i Barbarzyńcy
Potomkowie Teodozjusza Wielkiego
Galla Placydia i Wizygoci
Aecjusz
Ostatnia cesarzowa
Justynian i Teodora
Bałkańska dynastia
Niedyskrecje kronikarza
Kariera Teodory
Nika!
Amalasunta, królowa Gotów
Wybrana bibliografia
O BYCZAJE EROTYCZNE I RODZINNE W
STAROŻYTNEJ G RECJI

Miłość grecka

K ultura helleńska rozwijała się przez kilkanaście wieków. W


swoich dziejach Grecja przeżywała gwałtowne zmiany
polityczne, które wywarły wpływ na panujące obyczaje, a także
na rolę kobiet w społeczeństwie. Kobiety zajmowały bez
wątpienia najsilniejszą pozycję w państwie minojskim na Krecie.
Zachowane zabytki kultury materialnej wskazują na to
jednoznacznie, zwłaszcza zaś malowidła z pałacu w Knossos.
Wynika z nich, że kobiety uczestniczyły niemal we wszystkich
przejawach życia publicznego. Na równi z mężczyznami brały
czynny udział w kultach religijnych, w życiu towarzyskim i w
zabawach sportowych. Nigdzie poza Kretą nie spotkamy tak
wyraźnie poświadczonego ich udziału w życiu codziennym. Na
zachowanych malowidłach możemy na przykład zobaczyć
zamożną panią udającą się w lektyce samotnie (jeżeli nie liczyć
niewolników) z wizytą, czy też dziewczęta, skaczące — tak samo
jak mężczyźni — przez rozpędzone byki. Również epoka
mykeńska na swój sposób (czasy wojny trojańskiej)
zarezerwowała więcej swobody dla płci pięknej. Poematy
Homera wspominają o aspektach życia niedostępnych dla kobiet
z czasów Peryklesa. Ówczesne malowidła przedstawiają damy
wyruszające nawet rydwanem na polowanie.
Zmiany polityczne, jakie nastąpiły u schyłku epoki
mykeńskiej, pociągnęły za sobą znaczne przeobrażenia w życiu
codziennym, a co za tym idzie — w obyczajach rodzinnych.
Napływ nowych plemion greckich (tzw. Dorów), znajdujących się
na niższym szczeblu rozwoju kulturowego, spowodował
podporządkowanie kobiety woli mężczyzny. Co więcej,
przybysze przynieśli ze sobą nowe obyczaje seksualne, a
zwłaszcza zamiłowanie do pederastii.
Homoseksualizm jest najważniejszym problemem, z jakim
spotyka się badacz obyczajowości greckiej. Z dzisiejszego punktu
widzenia poglądy Greków na pederastię mogą się wydawać
skandaliczne. Warto jednak pamiętać, że tzw. miłość grecka nie
była przypisana jedynie pewnej grupie czy też klasie społecznej.
Moda na nią utrzymywała się przez wiele pokoleń i znalazła
swoje uzasadnienie ideologiczne. Co więcej, pederastia
zdominowała nie tylko życie obyczajowe, ale również kulturę
Grecji.
U podstaw homoseksualizmu greckiego leżał podział życia
codziennego na sferę męską i żeńską. Życie kobiety zostało
praktycznie ograniczone do wyznaczonej części domostwa, w
której stale przebywała, zarządzając sprawami typowo
domowymi, takimi jak nadzór nad służbą, wychowanie dzieci,
wyrób szat itp. Rzadko pojawiała się na ulicy, zawsze w
odpowiednim stroju i z zasłoniętą twarzą. Oczywiście musiała jej
towarzyszyć przyzwoitka. Młodym kobietom wręcz zalecano, by
unikały opuszczania domu. Według moralistów epoki niewiasta
miała pełne prawo pojawiać się publicznie dopiero wówczas, gdy
osiągnęła stosowny wiek. A najbardziej wskazane było, by
małżonka odczekała tak długo, żeby przechodnie pytali, czyja to
jest matka, nie żona. W takiej sytuacji życie publiczne mogło się
wydawać pozbawione elementu żeńskiego. W większości państw
greckich powstałą lukę wypełniała zalegalizowana prostytucja.
Oczywiście w obrębie tego zawodu istniało ogromne
zróżnicowanie. Oprócz tanich prostytutek, dostępnych za
przysłowiowego obola (najniższa moneta w Grecji), nie
brakowało luksusowych kurtyzan, doskonale wykształconych, o
idealnej urodzie. Społeczeństwo greckie doceniało ich
„higieniczną” rolę w życiu mężczyzn. Dobrze rozumiano, że
wierność jednej kobiecie jest dla zdrowego mężczyzny czystą
abstrakcją. Jednak wbrew pozorom akceptacja płatnej miłości
wynikała z szacunku i powagi (!!!), jakimi Grecy darzyli instytucję
małżeństwa. Do ich poglądów idealnie pasuje
dziewiętnastowieczne powiedzenie, że „nie należy robić z żony
kochanki ani z kochanki żony”. Atmosferę sprzyjającą takim
poglądom doskonale oddaje opinia Montaigne’a:
„Koligacje i majętności wchodzą tu w rachubę tyleż i albo
więcej, co uroda i powaby. Mimo wszystko co mówią, nie żeni się
człowiek dla siebie, żeni się tyleż, albo i więcej dla potomstwa,
dla rodziny. Toteż kazirodztwem jest jakoby, aby w owym
czcigodnym i świętym powinowactwie oddawać się wybrykom i
rozpasaniu swawoli miłosnej [...]. Dobre małżeństwo, jeśli bywa
takie, uchyla się od kompanii i kondycjom miłości [...]”[1].
Nic więc dziwnego, że namiętność znajdowała upust w
ramionach kurtyzan. Kobieta grecka, przebywając w wydzielonej
na jej potrzeby części domu, nie miała możliwości kontaktów z
mężczyznami. To automatycznie ograniczało liczbę zdrad
małżeńskich. Ujście popędu zapewniała płatna miłość i
społeczeństwo akceptowało ten stan rzeczy. Kurtyzany mogły
być partnerkami seksualnymi, ale związki z nimi nie stwarzały
więzi emocjonalnej. Jeżeli zdarzały się takie wypadki, na ogół
dotyczyły młodzieńców. Gdzie zatem mieli lokować swoje
uczucia dorośli mężczyźni? Jeśli unikali tego w domu, a
prostytutki jedynie zaspokajały ich popęd seksualny,
pozostawały im tylko związki homoseksualne. Społeczeństwo
greckie było wspólnotą mężczyzn. Mężczyźni spędzali czas we
własnym gronie, a jeżeli towarzyszyły im jakieś kobiety, to
wyłącznie kurtyzany, tancerki, fletnistki, czyli panie spoza
nawiasu społeczeństwa. Można było z nimi przebywać, odczuwać
do nich namiętność fizyczną, zaspokajać pożądanie, ale kochać,
obdarzać miłością i jednocześnie dochodzić do fizycznego
spełnienia, to już wykraczało poza ówczesne normy obyczajowe.
Pozostawali więc inni mężczyźni, a właściwie młodzieńcy
dopiero wchodzący w życie. Chłopcy byli zresztą do tego
przygotowywani od najmłodszych lat. System wychowania
greckiego opierał się na segregacji płci i młodzież męska

[1] – M . d e M o n t a i g n e , Próby, Warszawa 1957, s. 84-85.


spędzała czas wyłącznie w swoim gronie. Kult sprawności
fizycznej, w połączeniu z obsesyjnym upodobaniem nagości,
musiał budzić zainteresowania homoseksualne, a że w pobliżu
przebywali jedynie osobnicy tej samej płci, popęd seksualny
znajdował ujście wśród nich. Inna sprawa, że nie można
wszystkiego zrzucać na segregację płci w procesie
wychowawczym. Tłumaczy to zjawisko homoseksualizmu w
Atenach, ale przecież w Sparcie niezamężne dziewczęta chodziły
po ulicach nago, a pederastów było więcej niż w mieście
Peryklesa. Co więcej, pederastia w Sparcie stanowiła znaczny
problem społeczny. Jego przyczyny należy upatrywać w tym, że
tamtejsi mężczyźni byli bardziej niż inni narażeni na pokusy
homoseksualne. Po zakończeniu bowiem szkolenia wojskowego
przez dziesięć lat (od dwudziestego do trzydziestego roku życia)
pozostawali skoszarowani. W tym czasie nie mogli zakładać
rodzin i przebywali wyłącznie w męskim gronie. Nie mieli więc
okazji widywać dziewcząt, a naturalne potrzeby musiały znaleźć
ujście. Onanizm nie był specjalnie rozpowszechniony, możliwe
zresztą, że dojrzałym mężczyznom już nie wystarczał.
Często zwraca się uwagę na militarne pochodzenie
homoseksualizmu greckiego. Szczególnie w początkowym
okresie uchodził on za formę „przyjaźni żołnierskiej”, a przecież
państwa greckie ciągle toczyły ze sobą wojny. Przez wieki armia
grecka była opanowana przez pederastów i nie wpływało to
bynajmniej na obniżenie jej sprawności bojowej. Co więcej,
oddziały zdominowane przez homoseksualistów należały do
najwaleczniejszych. Świadczy o tym przykład tzw. świętego hufca
tebańskiego. Oddział ten, złożony wyłącznie z pederastów, był
najdzielniejszą jednostką liniową wojsk greckich. Jego męstwo
(oczywiście wraz z umiejętnościami dowódczymi) zapewniło
Tebom zwycięstwo nad Spartą i hegemonię w Grecji. Nowatorski
szyk uderzeniowy wynalazł gorący orędownik
homoseksualizmu, Pammenes. Zaproponował on, by
kochankowie walczyli bezpośrednio przy sobie. Przed
rozpoczęciem starcia partnerzy zajmowali miejsca tak blisko
siebie, że ich tarcze i hełmy się stykały. Dodawało im to
wzajemnie otuchy podczas walki i wzmagało odwagę osobistą. Z
czasem okazało się, że tebańscy pederaści potrafią nie tylko
walczyć i zwyciężać, ale również umierać. W zwycięskiej bitwie
pod Mantineją w 362 r. p.n.e. poległ znakomity strateg
Epaminondas wraz ze swoim kochankiem; obaj zostali
pochowani we wspólnej mogile. Dwadzieścia cztery lata później,
pod Cheroneją, rozegrała się ostatnia bitwa o niezależność Grecji.
Naprzeciwko wojsk macedońskich stanęły oddziały tebańskie i
ateńskie. Na czele Tebańczyków wyszedł w pole „święty” hufiec.
Jego członkowie złożyli przysięgę, że zwyciężą lub zginą. Bitwę
wygrali Macedończycy, a hufiec dotrzymał przysięgi: wojownicy
padli do ostatniego. Wspominam o tym, aby wykazać, że wbrew
obiegowym współczesnym poglądom na pederastię, greccy
homoseksualiści potrafili być twardymi żołnierzami o
nieulękłym sercu. Współcześnie obraz pederasty kojarzy się ze
zniewieścieniem, przesadną delikatnością czy wręcz
nadwrażliwością. Dwadzieścia wieków temu homoseksualista
był odważnym wojownikiem, który nie wahał się złożyć
ojczyźnie w ofierze własnego życia. Zresztą potoczne opinie na
temat zewnętrznych przejawów pederastii zdecydowanie
odbiegają od rzeczywistości. Średniowiecze i związany z nim etos
rycerski kojarzą się nam z męską siłą. Można wręcz odnieść
wrażenie, że była to epoka stworzona dla prawdziwych
mężczyzn, których maskulinizm wprost wyciekał ze zbroi.
Tymczasem, choć zakutych w stal pederastów było niewielu, w
życiu codziennym zachowywali się oni niekiedy dziwnie. Trudno
sobie wyobrazić Zawiszę Czarnego umalowanego niczym
dwudziestowieczna tania prostytutka. A tak było! Na przełomie
czternastego i piętnastego wieku rycerze nosili pstrokate stroje,
zdobione obficie perłami i złotogłowiem, tak obcisłe, że już po
krótkim marszu tracili oddech lub dostawali mdłości.
Obowiązywały fryzury z pasmami włosów na przemian
lokowanych i prostych. Kształt i kolor bród (często sztucznych!)
zmieniano w zależności od okazji. Policzki i czoło traktowano
bielidłem, brwi czerniono. Paznokcie wypadało nosić gładko
przycięte i pomalowane na wiele kolorów. Co więcej, barwiono
nawet zęby!!! A jednak ludziom tym nikt nie odmawiał osobistej
odwagi. Po prostu taka była moda i nie dopatrywano się w tym
zniewieścienia obyczajów. Stąd też nie dziwmy się, że pederaści
greccy uchodzili za doskonałych żołnierzy. W tej epoce
upodobania erotyczne nie miały wpływu na osobiste męstwo czy
też sprawność fizyczną.
Bardzo szybko praktykę życiową podniesiono do rangi
filozofii, stwierdzono bowiem dobroczynne działanie pederastii
w systemie wychowawczym. Związek emocjonalny dojrzałego
mężczyzny i dorastającego chłopca łatwo mógł doprowadzić do
wykształcenia takich uczuć, jak: odwaga, honor, poczucie
obowiązku czy wierność ojczyźnie. Nie dziwi to, jeżeli weźmiemy
pod uwagę, że wychowawcy i nauczyciele młodzieży byli
niewolnikami pochodzącymi z różnych stron świata. Od kogóż
więc mieli się uczyć chłopcy właściwych zasad postępowania,
jeśli nie od rodowitych obywateli własnego kraju?
Przepisy prawne zalecały, aby związek mężczyzny i
młodzieńca nie wykraczał poza kontakt emocjonalny,
platoniczny. Prawodawca ateński Solon zakazał mężczyznom
wstępu do szkół chłopięcych i miejsc ćwiczeń gimnastycznych.
Okazało się jednak, że zakazu tego nie sposób wyegzekwować.
Mężczyźni tłumnie nawiedzali szkoły chłopców, poszukując dla
siebie partnerów. Platon opowiada, jak to Ateńczycy (z
Sokratesem na czele) przychodzili podziwiać ćwiczenia
szczególnie urodziwego młodzieńca. I nie był to bynajmniej
zachwyt aseksualny. Stało się regułą, że właśnie w takich
miejscach nawiązywano pierwsze znajomości. Mężczyzna
okazywał chłopcu względy i jeżeli ten na nie odpowiadał,
powstawał związek intymny. W założeniu miał on być czysty i
pozbawiony elementu seksualnego. W praktyce jednak przyjaźń
niemal od razu przeradzała się w związek erotyczny. Warto
podkreślić, że chodziło o kontakty e r o t y c z n e , a nie seksualne.
Od tych drugich były kurtyzany, od płodzenia zaś dzieci —
małżonki. Związek oparty na uczuciu, przyjaźni i namiętności
(czyli zasługujący na miano erotycznego) uzyskiwał pełnię
dopiero w kontaktach z osobnikiem tej samej płci. Jeden z
autorów starożytnych wyraził to w sposób następujący: „Miłość
bowiem, kiedy pochwyci młodą i pełną zalet duszę, poprzez
przyjaźń doprowadza ją do doskonałości”[2]. Za ideał uchodziła
więc głęboka przyjaźń między partnerami, której naczelnym
zadaniem było wprowadzenie chłopca w życie publiczne.
Realizacja tego założenia wyglądała różnie, o czym świadczą
wręcz drakońskie kary za uwodzenie nieletnich czy gwałt.
Państwa greckie nie mogły oficjalnie popierać pederastii ze
względów demograficznych. Z jednej strony Grecja nie była w
stanie wyżywić nadmiernej liczby ludności, co spowodowało
kontrolę urodzeń, z drugiej jednak upowszechnienie
homoseksualizmu groziło wręcz wyludnieniem. A w czasach
kiedy toczyły się nieustanne wojny, odrobienie poniesionych w
nich strat należało do czołowych obowiązków obywateli. Jak
zawsze i wszędzie jednak, co innego stanowiły przepisy czy
zalecenia, a zupełnie inaczej wyglądała praktyka życiowa.
Zresztą prawodawcy też nie pozostawali obojętni na wdzięki
chłopców. Któż więc miał egzekwować prawo? Ludzie, którzy
sami wzięli pod opiekę młodzieńców i bynajmniej nie zamierzali
poprzestać na związku platonicznym? Warto zwrócić uwagę na
pewien znamienny szczegół. Określenie „miłość” miało w
Helladzie zabarwienie niemal wyłącznie homoseksualne. Według
Greków pederastia była czymś tak wzniosłym, że tylko jej
przysługiwało podobne wyróżnienie. Znakomity dramatopisarz
Ajschylos w żadnym ze swoich dzieł nie opisał uczucia kobiety i
mężczyzny. A związek dwóch pederastów — owszem. W
Myrmidionach odmalował piękną i gorącą miłość Achillesa i
Patroklosa. Chociaż tradycja mówiła jedynie o wielkiej przyjaźni
(w Iliadzie czy Odysei nie znajdziemy najmniejszej wzmianki o

[2] – P l u t a r c h z C h e r o n e i , Dialog o miłości erotycznej,


750 D, [w:] P l u t a r c h, Moralia, Wrocław 1954.
homoseksualizmie), to dla Ateńczyka z okresu klasycznego było
oczywiste, że dwaj młodzieńcy nie mogli się przyjaźnić bez
podtekstu erotycznego. Skoro istniał między nimi związek dusz,
musiał również istnieć związek ciał! Spośród zabytków kultury
materialnej zachowanych do naszych czasów szczególną uwagę
zwracają malowidła na wazach. Na pierwszy rzut oka mogłoby
się wydawać, że wizerunki nagich młodzieńców wiążą się z
rozpowszechnionym w Grecji kultem sprawności ciała, ale
zamieszczone dedykacje rozwiewają wszelkie wątpliwości.
Malowidła te są hołdem złożonym pięknym chłopcom, wyrazem
uczuć artystów lub zamawiających rysunki, a
najprawdopodobniej i jednych, i drugich. Jakże inaczej możemy
teraz spojrzeć na słynne rzeźby okresu klasycznego. Widzimy
bowiem, że poszukiwanie doskonałych proporcji ciała męskiego
szło w parze z uwielbieniem młodzieńczej urody, związanym z
upodobaniami erotycznymi Greków.

Małżeństwo, kobieta, rodzina

Ż ycie erotyczne Greków nie kończyło się oczywiście na


pederastii. Mimo zdecydowanych
homoseksualnych w centrum uwagi Hellenów pozostawały
preferencji

rodzina i małżeństwo. Precyzując prawa kobiety w życiu


rodzinnym, można stwierdzić, że miała ona do powiedzenia tylko
tyle, na ile pozwolił jej mąż. W praktyce jednak mężczyźni
spędzali większość czasu w mieście, co oznaczało powierzenie
domu żonie. Przygotowywano do tego kobietę od najmłodszych
lat, cały proces wychowawczy ukierunkowując na uczynienie z
niej wzorowej gospodyni. Dziewczyna pobierała nauki w miejscu
zamieszkania, a podstawowe umiejętności przekazywały jej
matka, babka i służące.
Męża wybierał jej ojciec. Jeżeli już nie żył, zastępował go w
tym brat, kuzyn lub inny opiekun prawny. Dziewczyny w ogóle
nie pytano o zgodę. Jej dobra wola wcale nie była potrzebna!
Małżeństwo zawierano głównie ze względu na przyszłe
potomstwo oraz tradycję (życie zgodne z obyczajami przodków).
W Sparcie bezżenni mężczyźni, którzy osiągnęli określony wiek,
podlegali karom osobistym, a niezależnie od tego musieli raz do
roku obchodzić nago centrum miasta, śpiewając urągliwe dla
siebie piosenki. W Atenach kar nie przewidywano, lecz presja
społeczna była tak duża, że małżeństwa zawierali praktycznie
wszyscy. W zależności od lokalnych obyczajów ustalano różne
granice wieku dla chętnych do zmiany stanu cywilnego. Na ogół
uznawano, że minimalny wiek dla dziewcząt wynosi dwanaście
lat, ale z reguły odczekiwano z zawarciem związku do
piętnastego roku życia. Bardziej tradycje lokalne różnicowały
wiek kandydatów na mężów. Wspólny jednak dla całej Grecji był
wymóg, aby mężczyzna przed założeniem rodziny ukończył
edukację państwową (tzn. osiągnął dwadzieścia lat). Jedynie w
Sparcie władze zezwalały mężczyznom na zawarcie małżeństwa
dopiero po ukończeniu trzydziestego roku życia.
W wypadku Grecji trudno wszakże mówić o małżeństwie z
miłości. Zazwyczaj pan młody nie widział przed ślubem
narzeczonej, a jeżeli nawet, to i tak nie zamienił z nią nawet
słowa. Na dodatek uważano, że miłość zarezerwowana jest raczej
dla związków homoseksualnych. Jeszcze w czasach rzymskich
Plutarch z Cheronei przekonywał współczesnych, że dziewczyna
może być takim samym obiektem namiętności jak chłopiec. I
włożył sporo wysiłku w udowodnienie swojej tezy! W tej sytuacji
nie dziwi, że Grecy okresu klasycznego uważali małżeństwo za
zło konieczne. Jeden z najwybitniejszych dramatopisarzy
greckich, Eurypides, spotkał się z szyderstwem, ukazując
poświęcenie żony, która oddaje życie za męża! Jak mogło się to
zdarzyć, skoro małżonków nie łączyły głębsze uczucia? Dopiero
w późniejszym okresie spotkać można próby rehabilitacji stanu
małżeństwa. W czasach Peryklesa jednak wzajemna czułość
męża i żony uchodziła za dziwactwo.
Interesująco przedstawiały się poglądy Greków na
ograniczenia eugeniczne w związkach małżeńskich i
erotycznych. Kategorycznie zabraniano współżycia fizycznego
potomstwa z rodzicami. Wykluczone były również związki
intymne między rodzeństwem z tej samej matki. Nie istniał
natomiast zakaz zawierania małżeństwa przez rodzeństwo
przyrodnie pochodzące od tego samego ojca, a wręcz zalecano
pobieranie się krewnych dalszego stopnia. Nie przejmując się
zupełnie prawami genetyki, uważano tego rodzaju związki za
sprzyjające wzmocnieniu więzi rodzinnych. Dziewczyna
dziedzicząca majątek rodziców, tzn. niemająca rodzeństwa,
powinna wyjść za krewnego ze strony ojca, żeby majątek ów
pozostał w tej samej rodzinie. Oprócz prokreacji małżeństwo
miało służyć rozwojowi kariery męża: dzięki posagowi żony oraz
nawiązanym koneksjom mógł on zyskać lepszą pozycję
polityczną i ekonomiczną. Co więcej, z reguły podobne korzyści
pragnął osiągnąć również ojciec panny młodej. Małżeństwo
stanowiło więc typową transakcję handlową. Uczucia, które w
kulturze europejskiej zwyczajowo przypisuje się tego rodzaju
związkowi, w antycznej Grecji były nieznane.
Zawarcie małżeństwa poprzedzała uroczystość
porównywalna z zaręczynami, której nazwę można z greckiego
przetłumaczyć jako „wręczenie rękojmi”. Była to uroczysta
umowa ustna zawarta pomiędzy kandydatem na męża i
opiekunem prawnym dziewczyny. Przy ołtarzu domowym
wymieniano uścisk dłoni i wypowiadano kilka obrzędowych
słów. Opiekun narzeczonej oświadczał, że oddaje ją w ręce
małżonka, ten zaś wyrażał zgodę na jej przyjęcie. Następnie
opiekun ogłaszał wysokość posagu podopiecznej. co narzeczony
witał radością. Umowie towarzyszyli świadkowie, mający
potwierdzić zawarcie kontraktu. Dowodem przedmiotowego
traktowania kobiet w Grecji jest to, że przyszła małżonka w ogóle
nie brała udziału w tej uroczystości. Natomiast posag panny
młodej uchodził często za czynnik odróżniający prawne
małżeństwo od konkubinatu. Co więcej, nierzadko zdarzało się,
że wypłacano go od ręki, zaraz po uroczystości zaręczyn.
Warto zauważyć, że narzeczony również nie był do końca
samodzielny w swoich poczynaniach. Najczęściej wypełniał wolę
ojca lub innego mężczyzny ze swojego rodu, odgrywającego rolę
głowy rodziny. Właściwie wolny wybór mógł mieć wyłącznie
osobnik, będący zwierzchnikiem rodu.
Małżeństwo uważano za zawarte od chwili zaręczyn i
zainkasowania posagu (a właściwie od tego drugiego).
Obowiązywało ono jednak dopiero po przeniesieniu się panny
młodej do domu męża i wspólnym zamieszkaniu. Z reguły
następowało to wkrótce po zaręczynach, chyba że na
przeszkodzie stał zbyt młody wiek narzeczonej. Ślub odbywał się
na ogół zimą, podczas pełni księżyca, czyli — według obecnego
kalendarza — w styczniu (okres ten nosił nawet nazwę „miesiąca
zaślubin”). Ceremonia rozpoczynała się w przeddzień zmiany
miejsca zamieszkania narzeczonej. Dziewczyna składała ofiarę
bóstwom, które opiekują się małżeństwem; na ołtarzu domowym
umieszczała zabawki i stroje, których dotychczas używała.
Następnie odbywał się rytuał oczyszczenia, polegający na kąpieli
w wodzie przyniesionej ze specjalnego źródła. Narzeczony
również dokonywał rytualnej kąpieli, aczkolwiek w sposób mniej
uroczysty niż jego partnerka. Nazajutrz domy obojga młodych
dekorowano. Składanie ofiary i uczta odbywały się w domu ojca
narzeczonej. Panna młoda uczestniczyła w uroczystościach
szczelnie zasłonięta welonem, ubrana w najpiękniejszy strój, z
wieńcem na głowie. Otaczały ją przyjaciółki, a przebiegiem
zaślubin kierowała kobieta z jej rodu. Podczas uczty podawano
tradycyjne potrawy, preferując jednak dania rzekomo
gwarantujące płodność (np. ciasto sezamowe). Pod koniec uczty
oblubienica zdejmowała z twarzy welon i na czele orszaku
weselnego udawała się do domu małżonka. W Sparcie bardzo
długo utrzymywał się archaiczny obyczaj porywania panny
młodej przez męża: pod koniec uczty dziewczyna chowała się
gdzieś w domu czy ogrodzie, a pan młody musiał ją w miarę
szybko odnaleźć i przenieść do powozu. Oczywiście pomagali mu
w tym przyjaciele, żona zaś specjalnie się nie ukrywała, żeby – w
wypadku przedłużających się poszukiwań — nie narazić męża na
złośliwe żarty. Zarówno w Atenach, jak i w Sparcie przejazd do
domu pana młodego miał niezwykle uroczysty charakter.
Dziewczyna wiozła ze sobą ruszt i sito, oznaki swojej przyszłej
działalności domowej. Powóz posuwał się powoli, a goście
weselni hałaśliwie śpiewali niezbyt przyzwoite piosenki. Na
progu nowego domu pannę młodą witali teściowie. Oblubienicę
obsypywano orzechami i suszonymi figami oraz obdarzano
potrawami uchodzącymi za symbole płodności. Dziewczyna
musiała spożyć te dania, ale — co charakterystyczne dla Grecji –
jadła je samotnie, nie zaś w towarzystwie męża. Odtąd ona
przejmowała na siebie obowiązki domowe, a on miał jedynie
zapewnić rodzinie utrzymanie. W nowym domu ścinano pannie
młodej włosy, po czym małżonkowie przechodzili do pokoju
weselnego, którego drzwi strzegł zaufany przyjaciel gospodarza.
Przez pewien czas goście śpiewali jeszcze w pobliżu pieśni i
hałaśliwie odstraszali złe duchy.
Nazajutrz młodej parze wręczano prezenty, a sam dzień
również miał charakter świąteczny. Na tym jednak nie koniec.
Pan młody musiał jeszcze wydać dla członków rodu ucztę,
stanowiącą oficjalne potwierdzenie zawartego małżeństwa. Żona
oczywiście nie uczestniczyła w tym typowo męskim przyjęciu.
W poszczególnych państwach greckich istniały lokalne
różnice w obrzędach zaślubin, wszędzie jednak na plan pierwszy
wysuwano prokreację. Zupełnie natomiast nie spotykamy prób
uświęcenia intymnego związku małżonków. Wszystkie obrzędy
podporządkowywano powstaniu nowej komórki społecznej,
której celem było wydanie dzieci. W Sparcie, w trosce o
posiadanie zdrowego potomstwa, posuwano się aż tak daleko, że
zezwalano, by sędziwy mąż przyprowadzał do domu młodzieńca,
który zastępował go w trudzie prokreacji! Nikt nie wymagał
wzajemnej czułości, co najwyżej szacunku. Małżeństwo jednak
musiało być płodne. W związku z tym brak potomstwa stawał się
wystarczającym powodem do rozwodu. W razie udowodnienia
bezpłodności żony mąż miał prawo zerwać małżeństwo,
zachowując wszakże posag. Podobnie było w wypadku
udowodnionego cudzołóstwa. Zdradzany mąż mógł zabić
kochanka, żonę wypędzić, a posag zatrzymać. W ogóle prawa
mężczyzny w kwestii rozwiązywania małżeństwa były bardzo
szerokie. Praktycznie w każdej chwili mógł odesłać żonę do jej
rodziny bez podania przyczyny. Musiał jednak wówczas zwrócić
posag i dlatego zapewne rozwody nigdy nie stały się plagą w
świecie greckim. Natomiast żonie przysługiwały bardzo
ograniczone uprawnienia do starań o rozwód. W Atenach mogła
ona wystąpić do odpowiedniego urzędnika z pisemną listą skarg
na małżonka i prosić o separację, ten zaś oceniał, czy doznane
przez nią krzywdy stanowią podstawę do rozwiązania
małżeństwa. Oczywiście zgodnie z greckimi obyczajami
niewierność męża nie stanowiła wystarczającej przyczyny do
uzyskania rozwodu czy separacji, lecz mogło ją stanowić
udowodnione cudzołóstwo z żoną innego obywatela. Jak już
jednak wspominałem, zdradzanemu mężowi przysługiwało
prawo zabicia konkurenta, a z zachowanych źródeł wynika, że
wcale nie był to martwy przepis. Wydaje się więc, że jedynie w
razie poświadczonego stosowania przemocy fizycznej wobec
żony miała ona szanse na rozwód. Opinia publiczna jednak
wyjątkowo nieprzychylnie traktowała takie przypadki, toteż
najczęściej rezygnowano ze starań o rozwiązanie małżeństwa.
Małżeństwo greckie było ciekawym przykładem życia
partnerów obok siebie. Mężczyzna z reguły przebywał poza
domem i nawet jeżeli małżonkowie rozmawiali ze sobą, chodziło
zwykle o typowo techniczne ustalenia dotyczące zakupów czy
wychowania dzieci. Kobiecie odmawiano prawa interesowania
się tym, co się dzieje poza domem, gdyż stanowiło to wyłączną
domenę mężczyzn. Co więcej, kiedy mężczyzna urządzał w domu
przyjęcie, żona nie brała w nim udziału; zgodnie z obyczajem
pozostawała w wyznaczonej dla niej części domostwa. A
pamiętajmy, że męskie przyjęcia nie odbywały się wyłącznie w
gronie osobników tej samej płci: często uczestniczyły w nich
również kurtyzany, fletnistki, tancerki. Zresztą jeśli nawet
panowie obywali się bez ich towarzystwa, nie oznaczało to
jeszcze, że uczta będzie miała charakter aseksualny. Ostatecznie
owi piękni chłopcy, obiekt westchnień (i nie tylko) starszych
mężczyzn, także udzielali się w życiu towarzyskim. A czy można
sobie wyobrazić lepsze wprowadzanie ich w życie publiczne niż
rekomendacja kochanka w czasie prywatnych przyjęć?
Życie kobiety greckiej wydawać się może wyjątkowo nudne.
Pozbawiona kontaktów towarzyskich, zmuszona była do
przebywania wyłącznie w gronie służby. W niektórych
państwach greckich mężatkę wręcz zamykano na noc, a okna
przeznaczonej dla niej części domu wyposażano w kraty! Jedyną
jej rozrywkę stanowiły odwiedziny (pod kuratelą przyzwoitki)
przyjaciółek. Czasem (także pod opieką przyzwoitki!) mogła brać
udział w świętach religijnych lub uczęszczać do teatru. Można
byłoby zatem podejrzewać, że taki tryb życia powinien
powodować dewiacje seksualne podobne do notowanych wśród
mężczyzn, że naturalne potrzeby nie zaspokojonych erotycznie
kobiet musiały znaleźć jakieś inne ujście. Nic z tych rzeczy! W
okresie klasycznym raczej nie spotykamy przypadków miłości
lesbijskiej. W Grecji czasów Peryklesa nie było naśladowczyń
Safony. Ta żyjąca w VI w. p.n.e. na wyspie Lesbos (stąd wzięło się
określenie związków damsko-damskich) poetka uznana została
za najwybitniejszą piewczynię miłości między kobietami. Jej
poezje pełne są wyznań i westchnień do pań, z którymi autorkę
najwyraźniej łączyły związki nie tylko platonicznej natury.
Miłość lesbijska jednak nie przyjęła się w Helladzie. Synonimem
miłości greckiej pozostała pederastia i dopiero po upływie
wieków coś się w tej materii zmieniło. Obyczaje greckie szybko
przejęli Rzymianie, ale pederastia w ich wydaniu nie miała
podbudowy ideologicznej. A i kobiety rzymskie nie były tak
potulne jak ich greckie odpowiedniczki.
Powoli wszakże zmieniały się obyczaje upartych Greków. W
dużym stopniu przyczyniła się do tego wojna peloponeska. Przez
blisko trzydzieści lat państwa greckie były rozbite na dwa
walczące ze sobą obozy. Współczesny wydarzeniom kronikarz
zauważył ze wstrętem, że dawne tradycje odchodzą w
zapomnienie. Brutalności epoki dorównywały obyczaje.
Szczególny na nie wpływ miała zaraza, która zdziesiątkowała
Ateny w latach 430-429 p.n.e. Epidemia dżumy zebrała
niespotykaną w dziejach Grecji hekatombę, co spowodowało
znaczne rozluźnienie obyczajów. Któż bowiem przejmowałby się
nakazami obyczajowymi czy też religijnymi, kiedy na ulicach
ludzie umierają tysiącami! Wspomniany kronikarz ubolewał, że
to, co dotychczas działo się w domach ateńskich po kryjomu,
teraz odbywa się zupełnie jawnie. Mnożyły się przypadki
cudzołóstwa i nikt ani myślał za to karać. O jakiej zresztą można
było mówić karze, skoro nikt nie wiedział, czy dożyje następnego
dnia. Poza tym cóż innego pozostawało człowiekowi bezsilnemu
wobec szalejącej epidemii? Jaki miał wybór? Albo poddać się
biernie losowi, albo używać życia, póki czas. Najzamożniejsi
konali tak samo jak biedacy, żadne modły nie skutkowały, na co
więc było czekać? Umrzeć, nie zakosztowawszy zakazanego
owocu? Życie, nakazy religijne, pieniądze wydawały się bez
znaczenia, skoro śmierć nie oszczędzała nawet
najpobożniejszych.
Po wojnie peloponeskiej Grecja nie powróciła już do
dawnego porządku. Rozluźnieniu uległy obyczaje, zmieniało się
spojrzenie na pederastię. Co prawda mężczyźni nadal
dominowali w uczuciach innych mężczyzn, ale zaczęto również
dostrzegać kobiety. Uparci Grecy jednak wciąż nie chcieli uznać
swoich małżonek za istoty godne pożądania. Przyszła moda na
utrzymywanie oficjalnych konkubin. Podobno zresztą Greczynki
(tzn. te oficjalnie poślubione) stały się wyjątkowo kłótliwe...
W OJNA O PIĘKNĄ KOBIETĘ
Przekleństwo rodu Atrydów

D zieje plemion greckich rozpoczynają się od wydarzeń


opisanych w Iliadzie i Odysei. Rzeczywistość miesza się w
nich z legendą, ludzie śmiertelni z bóstwami. Teraz, po wiekach,
nie można już ustalić, co było faktem, a co mitem. Nie będziemy
zresztą próbować oddzielić prawdy historycznej od legendy.
Świat przedstawiony w poematach Homera stanowi jedną całość,
bez względu na to, ile w nim jest fantazji poety. Zostawmy jednak
tego typu dociekania specjalistom, a sami zajmijmy się dziejami
pierwszej w dziejach Grecji wojny o piękną kobietę.
Główną jej bohaterką była córka Zeusa i królowej Sparty,
Helena, ale wydarzenia, które doprowadziły do wybuchu wojny
trojańskiej, miały swoje przyczyny w tym, co zaszło kilkadziesiąt
lat wcześniej. W potężnych Mykenach panowała wówczas
dynastia Atrydów. Był to ród przeklęty przez bogów i ludzi, w
każdym pokoleniu znaczący krwią swoje panowanie. Już
założyciel rodu, imieniem Tantal, wsławił się wyjątkowymi
czynami. Kiedyś, podejmując ucztą bogów olimpijskich, ośmielił
się im podać potrawę sporządzoną z własnego syna!
Nieśmiertelni rozpoznali jednak smak pieczeni i wtrącili
zbrodniarza do królestwa zmarłych. Tam przez całą wieczność
miał cierpieć męki głodu i pragnienia, choć w zasięgu jego ręki
znajdowały się woda i owoce (słynne męki Tantala). Nieszczęsna
ofiara ojcowskiego szaleństwa została przywrócona do życia, ale
okazało się, że Pelops niewiele się różni od swego rodzica. Nie
mordował co prawda własnych dzieci, lecz za to wsławił się
innymi zbrodniami. Pragnąc zdobyć władzę nad północną częścią
Półwyspu Peloponeskiego, poprosił króla Elidy o rękę córki.
Kiedy ten odmówił, bez skrupułów zabił niedoszłego teścia.
Następnie uznał, że specjalna reklama nie jest mu potrzebna,
polecił więc uśmiercić wszystkich świadków zbrodni, łącznie ze
swoimi podwładnymi. Pozostawił po sobie dwóch synów, którzy
godnie kontynuowali krwawe tradycje rodziny. Atreusz i Tyestes
zajmowali się głównie grabieżą i kłótniami między sobą. Ich
pirackie wyprawy wzbudzały popłoch na wybrzeżach Morza
Egejskiego, a rozbójnicze zagony docierały nawet do Egiptu!
Kobiety uprowadzano, mężczyzn mordowano. Czego nie zdążono
zrabować, niszczono. Praktycznie tylko miesiące zimowe
spędzali bracia w Mykenach. I wtedy namiętnie się kłócili. Spory
ciągnęły się latami, aż wreszcie kres położył im Atreusz.
Zaproponował bratu ostateczną zgodę i zaprosił go na ucztę
pojednania. Podczas biesiady, zgodnie z najlepszymi tradycjami
rodziny, uraczył Tyestesa pieczystym sporządzonym z ciał jego
synów! A kiedy brat nasycił się już mięsiwem, podał mu głowy
dzieci, by ten nie miał wątpliwości, z czego sporządzono główne
danie. Następnie pozwolił gościowi się oddalić, wychodząc ze
słusznego założenia, że zabicie nieszczęśnika byłoby mniejszą
zbrodnią niż pozostawienie go przy życiu. Nie przewidział
jednak, że brat zdoła się jeszcze na nim zemścić: po kilku latach
Tyestes zdobył Mykeny i zamordował Atreusza. Sam z kolei padł
ofiarą bratanków, którzy wzięli odwet za zabójstwo ojca.
Synowie Atreusza przeoczyli wszakże jeden ważny fakt: przy
życiu pozostał ostatni syn Tyestesa, Ajgistos, którego stryj miał z
własną córką, a takie połączenie genetyczne nie mogło dobrze
wróżyć losom rodziny.
Agamemnon i Menelaos okazali się nieodrodnymi synami
Atreusza. O ile jednak z ich postępów w bandyckim rzemiośle
ojciec mógł być zadowolony, o tyle w życiu rodzinnym
młodzieńcy przysparzali mu sporo kłopotów. Jak zresztą mogło
być inaczej? Będąc potomkami rodu o szczególnych tradycjach,
nie mogli się przecież zachowywać inaczej. Miarka się jednak
przebrała, kiedy Menelaos uwiódł własną macochę. Ojciec
osobiście zabił występną żonę, ale nie udało mu się zgładzić syna.
Królewicz, ostrzeżony przez służących, zbiegł z Myken. Do kraju
wrócił dopiero po śmierci ojca.

Ruiny Myken
Tymczasem w niedalekiej Sparcie panowali król Tyndareus i
jego żona Leda. Bardzo cierpieli z braku potomstwa, toteż kiedy
wreszcie królowa oznajmiła, iż jest w ciąży, władca nie posiadał
się z radości. Nie podejrzewał, że to nie on jest sprawcą
odmiennego stanu małżonki. W rzeczywistości był nim sam Zeus,
który pod postacią łabędzia zgwałcił Ledę. A jako że boskie
nasienie nie mogło pójść na marne, w rezultacie królowa powiła
czwórkę dzieci. Dwaj chłopcy, o imionach Kastor i Polluks, mniej
nas w tej chwili interesują. Dla dziejów wojny trojańskiej ważne
okażą się zrodzone z tego związku dziewczynki: Klitajmestra i
Helena. Pierwszą z nich wydano za króla Pizy Tantala. Na
nieszczęście ujrzał ją kiedyś Agamemnon i zapłonął do niej
gorącym afektem. Zgodnie z obyczajowością epoki uznał, że
małżeństwo wybranki nie jest żadną przeszkodą, i szybko
przystąpił do działania. Najłatwiejszą drogą zdobycia
upragnionej kobiety wydała mu się zbrodnia, wyruszył więc
zbrojnie przeciw mężowi Klitajmestry. Bez większych trudności
pokonał go w bitwie, po czym, wziętego do niewoli, zamordował.
Następnie przybył na dwór ofiary i stanął przed młodą wdową.
Siłą odebrał jej maleńkie dziecko, które trzymała w ramionach, i
osobiście pozbawił je życia. Potem nieszczęsną kobietę zmusił do
małżeństwa. Tak krwawy sposób zdobycia żony był zgodny z
obowiązującymi normami etycznymi, toteż Agamemnon nie miał
sobie nic do zarzucenia. Traktując Klitajmestrę jedynie jako
obiekt pożądania, nie przewidział jednak, że trafił na godnego
siebie rywala. Żona okazała się osobą o wyjątkowej sile woli.
Nigdy nie zapomniała mu podwójnego morderstwa. Przez lata
potrafiła skrywać swoje prawdziwe uczucia pod maską
obojętności, po cichu planując zemstę.

Parys i Helena

N ic nagannego nie widział natomiast w postępowaniu nowego


zięcia król Sparty. Wkrótce po żałobnym weselu Klitajmestry
oddał Helenę za żonę Menelaosowi. Sparta i Mykeny
dysponowały porównywalnym potencjałem militarnym i raczej
trudno przypuszczać, aby teść ustąpił przed siłą zbrojną. Czasy
były krwawe i nikogo nie mogły dziwić zbójeckie metody
działania. Menelaos został więc bez przeszkód mężem Heleny, a
po śmierci jej nominalnego ojca królem Sparty. Związek układał
się harmonijnie i małżonkowie dochowali się córeczki o imieniu
Hermiona. Kiedy dziewczynka miała dziewięć lat, na Spartę
spadła groźna epidemia. Menelaos zasięgnął rady wyroczni, po
czym udał się na wybrzeże Azji Mniejszej, aby złożyć ofiary
cieniom herosów spartańskich. Poznał tam młodego księcia
trojańskiego o imieniu Parys-Aleksander. Trojańczyk przypadł
królowi do gustu, otrzymał więc zaproszenie do złożenia wizyty
w Sparcie. W ten sposób uruchomiony został ciąg wydarzeń,
które miały doprowadzić do wybuchu wojny trojańskiej. Kilka lat
wcześniej, w czasie wesela boginki morskiej Tetydy z królem
Tesalii Peleusem, wybuchł spór pomiędzy boginiami o to, która z
nich jest najpiękniejsza. Najzajadlej kłóciły się Hera, Atena i
Afrodyta. Nie mogąc uspokoić swarliwych niebianek, Zeus
zaproponował sąd Ziemianina, człowieka, który nigdy wcześniej
nie zetknął się z pięknością rodem z Olimpu. Wybór padł na
Parysa, syna króla Troi. Ze względu na przepowiednię związaną z
jego narodzinami został on jako niemowlę porzucony w górach.
Wychowany przez pasterzy, wiódł życie proste, dalekie od
zbytku i luksusu. Kiedy zatem stanął przed nim wysłannik Zeusa,
nie chciał uwierzyć w zaszczyt, jaki go spotyka. Powątpiewał
również, czy on, człowiek śmiertelny, zdoła właściwie ocenić
urodę bogiń. Ostatecznie jednak młody pasterz ustąpił przed
wolą pana bogów i ludzi. Gdy zjawiły się przed nim boginie, nie
mógł podjąć decyzji: właściwie u żadnej z nich nie dostrzegł
jakiegokolwiek defektu urody. Widząc wahanie Parysa,
olimpijskie piękności postanowiły pomóc mu w wyborze.
Zaproponowały odwieczny sposób na niezdecydowanych
sędziów, czyli łapówkę. Każda z nich obiecała młodzieńcowi
wdzięczność w innej formie. I tak Hera zobowiązała się
przekazać mu ogromne bogactwa, Atena — intelekt i wiedzę,
Afrodyta zaś zaoferowała miłość najpiękniejszej kobiety
ówczesnego świata, czyli Heleny spartańskiej. Parys był młodym
człowiekiem o gorącym temperamencie. Bogactwa mu nie
imponowały, wiedza stanowiła dlań czystą abstrakcję, uznał
więc, że zwyciężyła Afrodyta.
Bogini nie kazała długo czekać na spełnienie obietnicy.
Wkrótce po wydaniu sławetnego wyroku Parys udał się na
igrzyska do Troi. Odniósł tam wiele zwycięstw, a jeden z
towarzyszących mu pasterzy wyjawił parze królewskiej, kim jest
ów zręczny młodzieniec. Stary król Priam uradował się
niepomiernie. Przez wiele lat wspomnienie porzuconego dziecka
gryzło jego sumienie. A teraz oto stanął przed nim dorosły syn,
do tego przystojny i zwinny. Mimo ostrzeżeń wieszczków Priam
postanowił nie zwracać uwagi na starą przepowiednię. Nie po to
odzyskał syna, żeby ponownie go stracić! Tak więc Parys zajął
należne mu miejsce wśród książąt, a ze względu na winy wobec
niego rodzice okazywali mu szczególne względy.
Priam nie protestował również, kiedy Menelaos zaprosił jego
syna do Sparty. Eskadra okrętów trojańskich pokonała Morze
Egejskie i wpłynęła na wody greckie. Na dworze Menelaosa Parys
poznał Helenę i spotkanie na obojgu zrobiło ogromne wrażenie.
Helena nie bez powodu uchodziła za najpiękniejszą kobietę
ówczesnego świata. W chwili poznania Parysa miała około
dwudziestu pięciu lat i znajdowała się w rozkwicie urody. Parys
zaś był młodzieńcem wyjątkowo przystojnym. Nad obojgiem
zresztą czuwała Afrodyta, dbając o rozwój uczuć podopiecznych.
Książę trojański przebywał na dworze spartańskim zaledwie
kilka dni i wówczas Menelaos oznajmił, że musi z ważnych
powodów popłynąć na Kretę. Przed odjazdem powierzył
gościowi opiekę nad swym domem i, zupełnie nieświadom
sytuacji, opuścił ojczyznę. Kiedy żagle jego okrętów zniknęły za
horyzontem, nic już nie mogło powstrzymać zakochanych.
Królowa Sparty bez słowa sprzeciwu zgodziła się porzucić męża i
córkę i wyjechać z księciem trojańskim. Nie protestowała
również, kiedy Parys grabił pałac gospodarza. Najwyraźniej
mimo odrzucenia propozycji Hery nie był tak zupełnie obojętny
na argumenty natury finansowej. A może uznał, że piękna
kobieta wymaga odpowiedniej oprawy? Ale w takim razie
wystarczyłyby chyba osobiste klejnoty Heleny. On zaś włamał się
do skarbca Menelaosa i gruntownie go opróżnił. Nie dość, że
zabrał gospodarzowi żonę, to jeszcze go okradł! Nic dziwnego, że
po powrocie Menelaos podejrzewał, iż Helena została porwana.
Jaka bowiem kobieta porzuciłaby własne dziecko i zgodziła się
obrabować męża? Zapewne tylko nie w pełni poczytalna albo
zmuszona. Helena jednak uczyniła to z własnej i
nieprzymuszonej woli. Zakochana bez pamięci w trojańskim
księciu, nie zastanawiała się nad konsekwencjami swojego czynu.
Nie myślała, że oto porzuca Spartę na zawsze i nigdy już nie
zobaczy najbliższych. Od męża odchodziła, więc jego osoba nas
nie interesuje. Ale przecież porzucała też jedyne dziecko! Opinia
Menelaosa i poddanych była jej obojętna. To zrozumiałe, bo
przecież nie zamierzała ich więcej zobaczyć. Czyż jednak nie
dbała również o to, co pomyśli o niej dorastająca córka? Wszak
Hermiona miała już dziewięć lat i wiele rozumiała. Nie ulegało
wątpliwości, że długo jeszcze przyjdzie jej wysłuchiwać jak
najgorszych wypowiedzi o rodzonej matce i co więcej – podzielać
te opinie. Mniejsza o wierność małżeńską. Od początku dziejów
ludzkości podobne sytuacje były na porządku dziennym i w
świecie ówczesnym również nie należały do rzadkości. Ale zgoda
na rabunek? Przecież w pewien sposób Parys okradł także córkę
Heleny. Można by przypuszczać, że książę wyjątkowo spodobał
się królowej, a zbliżenie seksualne spowodowało, iż kompletnie
straciła głowę. Okazało się jednak, że kochankowie dali upust
swej namiętności, dopiero kiedy okręty odpłynęły w kierunku
Troi. Eskadra przybiła na noc do wyspy Kranai i wówczas Helena
oddała się po raz pierwszy Parysowi.
Nie tylko królowa Sparty rozbiła swoje małżeństwo. Parys
też już miał żonę, piękną nimfę Ojnone. Zakochała się w nim
jeszcze w czasach, kiedy był tylko zwykłym pasterzem. Bez
wahania zgodziła się na mezalians, nie protestowała również,
gdy odmówił wprowadzenia jej na dwór ojca. Kochała swojego
mężczyznę bezgranicznie i dopiero związek Parysa z Heleną
uświadomił jej, że mąż nigdy już nie będzie do niej należał. Miała
się jeszcze srogo zemścić za to upokorzenie.
Król Priam i jego żona z radością powitali Helenę. Nigdy nie
pozbyli się wyrzutów sumienia za próbę uśmiercenia syna i
dlatego pobłażali mu we wszystkim. Nawet za cenę wojny
zagrażającej bytowi miasta. Nie zważali więc na wrogie
powitanie Heleny przez pozostałą część rodziny z wróżką
Kasandrą na czele. Można wręcz odnieść wrażenie, że stary
Priam nie przeraził się specjalnie perspektywą wojny z Achajami.
Król miał wielu synów, między którymi stosunki układały się
różnie. Wiedział, że już długo nie pożyje, a możliwość waśni po
jego śmierci była bardzo duża. Wojna powinna skonsolidować
młode pokolenie i stać się dobrą lekcją patriotyzmu dla
wszystkich mieszkańców grodu. Poza tym stary Priam był
realistą. Doskonale zdawał sobie sprawę, że zamożność Troi od
dawna już budzi pożądanie Achajów. Miasto leżało u wylotu
cieśnin czarnomorskich i bogaciło się na handlu. Prędzej czy
później musiało więc dojść do wojny. Achajowie żyli z rabunku,
dziwne zatem, że dotąd jeszcze nie zdecydowali się na wyprawę
przeciwko miastu Priama. Każdy pretekst do najazdu był dobry,
a jeżeli nawet go nie było, to i tak Achajowie stanowili
zagrożenie. Niech więc będzie wojna! Niech Parys przeżywa
szczęście w ramionach ukochanej kobiety, a pozostali synowie
przechodzą przyspieszony kurs lojalności i patriotyzmu. Potężne
miasto da sobie radę z oblężeniem i wyjdzie obronną ręką z
niebezpieczeństwa. Jeżeli Achajowie mają zaatakować Troję,
niech zrobią to teraz, kiedy jeszcze żyje stary król, a synowie nie
kłócą się o spadek. Przecież o wiele gorszym nieszczęściem dla
miasta byłby najazd wroga podczas sporów o sukcesję!

Achajowie idą na wojnę

Tymczasem w dalekiej Sparcie Menelaos szalał z wściekłości.


Trojańskie książątko, które zaprosił do siebie i gościł jak
równego sobie, nie tylko uwiodło mu żonę, ale na dodatek
jeszcze go okradło! Król zgrzytał zębami i planował zemstę,
wiedział jednak, że sam niewiele zdziała. Siły Sparty były zbyt
słabe, aby zdobyć Troję, należało więc zapewnić sobie
współdziałanie sojuszników. Przede wszystkim Menelaos
skierował się na dwór brata, do Myken. Agamemnon uchodził
wśród współczesnych za zwierzchnika pozostałych władców
achajskich. Był najpotężniejszym królem regionu, dysponującym
największą siłą militarną. W rzeczywistości jego przewaga nad
innymi władcami okazuje się wcale nie tak znaczna. W II księdze
Iliady znajduje się tzw. katalog okrętów, który świetnie oddaje
proporcje militarne w ówczesnym świecie greckim. Tak więc
Agamemnon posiadał flotę złożoną ze stu okrętów, Menelaos zaś
z sześćdziesięciu. Niewiele mniejszą liczbą okrętów od władcy
Myken mogli się poszczycić królowie Pylos i Krety. Pierwszy z
nich, powszechnie szanowany Nestor, dowodził
dziewięćdziesięcioma jednostkami, drugi miał ich tylko o
dziesięć mniej. Do tego dochodzili władcy: Aten (pięćdziesiąt
okrętów), Tesalii (również pięćdziesiąt), Argos (osiemdziesiąt),
Teb (czterdzieści), a także pomniejsi królowie, dysponujący
flotyllami złożonymi z kilku łub kilkunastu jednostek. W tej
sytuacji Agamemnon mógł być tylko pierwszym spomiędzy
równych, co oznaczało, że jego władza w dużym stopniu zależała
od umiejętności dyplomatycznych. Tym bardziej że i osobistą
powagą nie górował nad innymi, wśród których znajdowały się
przecież tak sławne postacie jak Odyseusz, Ajaks czy Achilles.
Pozostawało mu zatem wyłącznie wygrywanie sprzeczności
pomiędzy lennikami, aby w ten sposób realizować własną
politykę. Tymczasem teraz mógł głośno nawoływać do wojny w
obronie naruszonego honoru Menelaosa (i wszystkich Achajów),
nieoficjalnie zaś oferować skarby Troi.
Władcy achajscy nie okazali się głusi na sugestie króla
Myken. Pewne problemy sprawiała jedynie nieobecność dwójki
lenników. Król Itaki, Odyseusz, nie dysponował wprawdzie zbyt
dużą siłą zbrojną (miał zaledwie dwanaście okrętów), ale
powszechnie ceniono jego spryt wojenny. Natomiast drugi z
nieobecnych, Achilles, miał opinię najlepszego wojownika
greckiego. Poza tym według przepowiedni jego obecność była
warunkiem koniecznym do zdobycia Troi. Król Itaki nie chciał
porzucać świeżo poślubionej żony i maleńkiego synka, toteż
udawał obłąkanego. Został jednak zdemaskowany i nie
pozostawało mu nic innego, jak przyłączyć się do wyprawy. A
skoro już musiał wyruszyć pod Troję, postarał się też odnaleźć
Achillesa. Domyślił się, że młodzieńca ukryła jego matka, boginka
morska Tetyda. Pamiętała bowiem o przepowiedni, że jej syn ma
przed sobą dwie możliwości: albo dożyje w spokoju późnej
starości, albo zyska nieśmiertelną sławę i zginie młodo. Tetyda,
jak każda matka, pragnęła jak najdłuższego życia dla swojego
dziecka. Ukryła go więc w dziewczęcym przebraniu na dworze
króla Likomedesa, króla wyspy Skyros. Od czegóż jednak były
intelekt i spryt Odyseusza? Król Itaki podążył tropem
rozumowania Tetydy i doszedł do wniosku, że Achillesa może
chronić tylko dziewczęcy strój. Wraz z kilkoma towarzyszami
zaczął więc poszukiwania wśród wysp Morza Egejskiego,
domyślał się bowiem, że Achilles ukrył się na którejś z nich.
Kiedy, udając kupców, Odyseusz i jego druhowie przybyli na
Skyros, uwagę przebiegłego Odysa zwróciła jedna z córek króla,
znacznie wyższa od pozostałych sióstr. Rzekomi kupcy rozłożyli
swój towar (biżuterię i ozdoby), wzbudzając zachwyt dziewcząt.
Tylko najwyższa z nich nie okazywała należytego
zainteresowania. Wówczas Odyseusz podsunął jej piękny, bogato
inkrustowany miecz, na co dziewczyna żywo zareagowała.
Zdemaskowany w ten sposób Achilles bez oporu odpłynął z
królem Itaki. Na wyspie zostawił jednak sukcesora, jako że mimo
dziewczęcych szat nawiązał romans z jedną z córek króla i
owocem tego związku miał być syn o imieniu Neoptolemos, który
odegra później pewną rolę w końcówce wojny trojańskiej.
Trzeba przyznać, że Achajowie gromadzili się wyjątkowo
opieszale. Od porwania Heleny upłynęło aż kilka lat, zanim w
Aulidzie doszło do koncentracji wojsk. Aby wszakże zachować
pozory, wysłano na dwór Priama poselstwo, które zażądało
zwrotu Heleny, skradzionego majątku oraz ogromnego
odszkodowania. Możliwe zatem, że nie wszystkim władcom
uśmiechało się oblężenie potężnego miasta i wymusili na
Agamemnonie próbę mediacji. Odszkodowanie miało zaspokoić
łupieżcze instynkty Achajów i wykazać, że nie przeprowadzili
mobilizacji na darmo. Na czele poselstwa wyruszyli Menelaos i
Odyseusz. Priam jednak odrzucił warunki Achajów.
doprowadzając w ten sposób do wybuchu wojny. Stąd też nie
pozostawało mu nic innego. Oprócz bowiem wskazanych
wcześniej przyczyn wypłata odszkodowania oznaczałaby ruinę
finansową miasta. Stary król nie po to przecież przez lata
budował potęgę ojczyzny, aby teraz bez walki oddać ją achajskim
rabusiom. A że Parys pierwszy okradł Menelaosa? No cóż, takie
to były czasy. Achajowie postępowali podobnie i uważali, że
Złożenie Ifigenii w ofierze Artemidzie
dopóki oni rabują, wszystko jest w porządku.
Przeciwne wiatry uniemożliwiały flocie achajskiej wyjście w
morze. Kiedy pogoda taka utrzymywała się przez kilka miesięcy,
wojska zaczęły się burzyć. Czyżby po to wojownicy porzucili
rodziny, aby stać bezczynnie?! Poza tym skarby Troi zaczęły już
oddziaływać na wyobraźnię. Zgodnie z obyczajem zasięgnięto
porady wieszczków. Wolę bogów przekazano Agamemnonowi:
bogini Artemida czuje się obrażona na króla Myken, który
osobiście upolował jej ulubioną łanię. Dlatego zsyła niepomyślne
wiatry. Jeżeli jednak Agamemnon złoży jej w ofierze rodzoną
córkę (!) Ifigenię, wówczas flota wypłynie. Król Myken
kategorycznie odmówił, ale wróżbici nie zachowali dyskrecji i
wiadomość rozeszła się wśród wojska. Żołnierze złorzeczyli
Agamemnonowi, wyzywając go od tchórzy. Grozili, że jeśli nie
ulegnie woli Artemidy, obiorą innego wodza i z nim wyruszą pod
Troję. Wówczas Agamemnon ustąpił. Wysłał do domu
wiadomość, nakazując córce przybycie do obozu pod pretekstem
zaślubin z Achillesem. Razem z dziewczyną przybyła również
Klitajmestra, której nie mogło przecież zabraknąć na ślubie córki.
Do wesela oczywiście nie doszło. Ifigenia została złożona w
ofierze, a Klitajmestra bezsilnie obserwowała śmierć własnego
dziecka. Jej nienawiść do męża osiągnęła kulminację: z powodu
ambicji Agamemnona straciła już drugie dziecko. Od tej chwili
myślała już tylko o zemście. Potrafiła czekać i po latach
zgotowała mężowi wyjątkowe powitanie... Tymczasem wiatr
zmienił kierunek i flota achajska wyruszyła wreszcie pod Troję.
Mijał dziesiąty rok od porwania Heleny.

Oblężenie Troi

N astępne dziesięć lat spędzili Achajowie pod murami Troi.


Priam dobrze przygotował miasto do obrony. Wspomagały
go zresztą liczne ludy sojusznicze. Wydaje się jednak, że
dowódcom achajskim specjalnie nie zależało na szybkim
zakończeniu wojny. Może tylko Odyseusz tęsknił do Penelopy. W
każdym razie na pewno nie spieszyło się Agamemnonowi, który
pamiętał pożegnanie Klitajmestry, ani Achillesowi, świadomemu,
iż nie dożyje końca oblężenia. Jeden z nich wykazywał więc
wyjątkową pasywność, drugi zaś zabiegał wyłącznie o osobistą
sławę. Chwilami Achilles zachowywał się jak rozkapryszona
panienka, jakby czas spędzony w przebraniu dziewczyny nie
minął bez śladu. Niewiele mu ustępował wódz naczelny, który
wprost uwziął się na niego. Stosunki w obozie achajskim dobrze
ilustruje spór, jaki wybuchł w związku z podziałem branek. Grecy
zdobyli miasto Chryza i w rezultacie w ręce Agamemnona
dostała się urodziwa córka miejscowego kapłana Apollina. Jej
zrozpaczony ojciec udał się wprost do króla Myken, błagając go o
zwrot jedynaczki. Ten jednak odmówił. Kapłan poprosił więc o
pomoc swojego boga. Apollo nie kazał mu długo czekać.
Niebawem wśród Achajów wybuchła groźna zaraza. Zasięgnięto
opinii wróżbitów, a po ogłoszeniu woli bogów Achilles zaczął
podburzać wojska przeciwko wodzowi naczelnemu. Pod presją
ogółu Agamemnon musiał ustąpić. Z dziecinną przekorą zażądał
jednak, aby Achilles oddał mu w zamian swoją brankę, piękną
Bryzeidę. Ten zgodził się niechętnie, ale publicznie zelżył
Agamemnona, wyzywając go od tchórzy i pijaków. Na koniec
oficjalnie odmówił dalszej walki, dopóki nie zostanie
przeproszony. Zwrócił się również do swojej matki, aby wstawiła
się za nim do Zeusa. Pan bogów przychylił się do prośby Tetydy i
od tej chwili zwycięstwa zaczęli odnosić Trojanie.
Tymczasem Helena wiodła w Troi ponure życie. Widziała, że
im dłużej trwa wojna, tym większa otacza ją niechęć. Coraz
więcej wdów i sierot winiło ją za śmierć najbliższych. Bracia
męża jej nie lubili, bratowe zazdrościły urody. Nawet życzliwość
Priama nie mogła jej pocieszyć. Stary król ostentacyjnie
okazywał Helenie przychylność, dając w ten sposób do
zrozumienia, że uważa ją za legalną synową. Dobrze zresztą
wiedział, co robi. Teraz, w czasie oblężenia, swary i kłótnie były
najmniej potrzebne. Społeczeństwo musiało być zjednoczone,
aby dać odpór wrogom. Wojna już trwała i nic tego nie mogło
cofnąć. Należało walczyć aż do ostatecznego zwycięstwa. Jednak
waśnie tylko by osłabiały siłę militarną miasta. Mimo to Helena
nie mogła dać sobie rady z własną psychiką. Złość zwracała
przeciwko Parysowi, wypominając mu uwiedzenie. Ten słusznie
ripostował, że przecież nie wziął jej siłą ani nie zmusił przemocą
do opuszczenia Sparty. Połączyły ich miłość i namiętność, i za to
teraz płacą. O konsekwencjach trzeba było myśleć wcześniej,
zanim zdecydowali się na szaleństwo. A że wojna niesie ze sobą
pewne niewygody? No cóż, odczuwają je nie tylko oni, ale i cała
ludność Troi. Nie czas rozpatrywać przeszłość, lecz żyć
teraźniejszością.
Stan psychiczny Heleny dobrze ilustruje wydarzenie, które
zaszło w dziesiątym roku walk. Nastąpił impas w działaniach
wojennych i wszystko wskazywało na to, że obie strony miały już
wojny serdecznie dosyć. Wówczas ktoś zaproponował, aby dwaj
główni antagoniści zmierzyli się bezpośrednio ze sobą. Mężowie
Heleny mieli stoczyć ze sobą pojedynek na śmierć i życie.
Uzgodniono, że w razie triumfu Parysa Achajowie bez żadnych
warunków opuszczą ziemię trojańską. Jeżeli natomiast zwycięży
król Sparty, Trojanie wydadzą mu Helenę, zrabowane skarby i
zapłacą żądane wcześniej odszkodowanie. Podobno Helena
oglądała pojedynek z murów miasta, płacząc ze szczęścia.
Podejrzewano, że wspominała radosne chwile spędzone u boku
Menelaosa i cieszyła się na myśl o powrocie do pierwszego męża.
Iście kobieca logika, nieprawdaż? Niewykluczone jednak, że
przyczyny wzruszenia córki Zeusa były zupełnie inne. Oto
przecież, bez względu na wynik pojedynku, kończyła się wreszcie
ta przeklęta wojna. Czy zostanie w Troi, czy odpłynie do Sparty,
nie będzie już przyczyną nowych pogrzebów, nie będzie więcej
widziała wdów i sierot, płaczu i rozpaczy. Może nareszcie zacznie
żyć normalnie, nie czując zewsząd potępienia.
Jej los musiał się jednak wypełnić. Przeznaczeniem Heleny
było nieść śmierć i rozpacz bliźnim. Menelaos i Parys rozpoczęli
walkę, ale kiedy przewagę uzyskał król Sparty, interweniowała
Afrodyta. Otoczyła ulubieńca złotą mgłą i przeniosła z placu boju
wprost do sypialni Heleny. Na błoniach otaczających miasto
pozostał Menelaos, miotając się i lżąc tchórzliwego rywala.
Niebawem wrogie wojska ponownie starły się w walce i nadzieja
na polubowne zakończenie sporu została zaprzepaszczona.
Helena nie mogła darować tego Parysowi. Przeklinała jego
strachliwość, podnosząc zasługi Menelaosa. Trojańczyk
przyjmował wyrzuty partnerki z filozoficznym spokojem
(możliwe, że zdołał się już na nie uodpornić). Przewagi rywala
określił jako chwilowe, a złość Heleny uciszył pocałunkami i
pieszczotami. Najwyraźniej Afrodyta nadal czuwała nad parą
kochanków.

Achilles i Ajaks grający w kości

Achillesa pozostawiliśmy w chwili, kiedy — obrażony na cały


świat — obserwował zwycięską dla Trojan bitwę. Oblężeni
przełamali szyki przeciwnika i bezpośrednio zagrozili obozowi
achajskiemu. Dowodził nimi najwaleczniejszy z synów Priama,
Hektor. Przez dziesięć lat obrona miasta spoczywała praktycznie
na jego barkach. Kiedy Achilles odmówił udziału w walce,
Trojanie pod wodzą Hektora łatwo uzyskali przewagę. Syn
Tetydy obozował obok okrętów, spokojnie obserwując, jak
Trojańczyk wyrzyna Achajów. Uparty heros nie widział w tym
nic złego. Agamemnon go obraził, musi więc ponieść
konsekwencje swojego czynu. Niech wie, czym grozi
doprowadzenie Achillesa do gniewu. Wreszcie nie wytrzymał
nerwowo Patroklos, najbliższy przyjaciel herosa. Poprosił
Achillesa, aby pozwolił mu poprowadzić na odsiecz wojowników
tesalskich. Ten wspaniałomyślnie się zgodził i co więcej, pożyczył
przyjacielowi swoją zbroję. Kiedy Achajowie zobaczyli na czele
odsieczy postać w znajomej zbroi, ponownie uwierzyli w siebie.
Przełamali strach i ruszyli przeciwko Trojanom. Patroklos jednak
zapłacił za to najwyższą cenę: zginął z ręki Hektora. Jego śmierć
rychło obróciła się przeciw obrońcom Troi. Achilles przestał się
bawić w neutralność i zapragnął pomścić przyjaciela.
Hektor wiedział, że czeka go śmierć. Przez dziesięć lat
uczciwie spełniał swoje patriotyczne powinności. Rozumiał, że
nie wolno mu teraz ustąpić przed Achillesem. Musiał dać dobry
przykład, pokazać wszystkim, że obowiązek wobec ojczyzny jest
ważniejszy niż życie. Nie miał złudzeń co do swojego losu. W
dzień po śmierci Patroklosa Achilles pozbawił życia trzech synów
Priama. Czy człowiek, o którym Trojanki opowiadały legendy,
mógł stchórzyć? Nigdy! Przed wyruszeniem w pole Hektor
pożegnał się z żoną i dzieckiem. Andromacha błagała go o
rozsądek. Przypominała, że Achilles zabił jej ojca i siedmiu braci.
Perswadowała mężowi, że gdy go zabraknie, trudno przewidzieć,
jaki los spotka jego najbliższych. Hektor odparł łagodnie, że nie
może wycofać się teraz, w chwili próby. Lepiej, żeby jego żona i
dziecko zostali osieroceni przez bohatera, niż mieliby żyć w
towarzystwie tchórza. Czule ucałował bliskich i odszedł ku
swemu przeznaczeniu.
Achilles przywiązał ciało Hektora do swojego powozu i
włóczył dookoła murów Troi. Nie wydał zwłok obrońcom, a i
Achajom zabronił się do nich zbliżać. Przez dwanaście dni (!)
ciało najdzielniejszego z Trojan leżało niepogrzebane przy grobie
Patroklosa. Wreszcie nocą do namiotu Achillesa przybył
samotnie król Priam. Ukląkł przed zabójcą syna i poprosił o
wydanie zwłok Hektora. Achilles uraczył nieszczęsnego starca
wieczerzą i pozwolił odpocząć na swoim posłaniu. Następnie
wydał mu ciało syna i zapewnił bezpieczny powrót do miasta.
Wygląda na to, że największy wojownik grecki był człowiekiem
niezrównoważonym psychicznie. Wiedział, że nie wróci spod
Troi żywy, i rozpaczliwie zabiegał o nieśmiertelną sławę. Walczył
też o zwykłe ludzkie szczęście. A trzeba przyznać uczciwie, że nie
zaznał go w życiu zbyt wiele. Młodzieńczą miłość na wyspie
Skyros przerwało wezwanie pod Troję. Brankę, do której się
szczerze przywiązał, odebrał mu Agamemnon. Jedynego
przyjaciela zabił Hektor. Kiedy zaś patrzył na rozpacz starego
króla, pomyślał być może o swoim ojcu, którego już nigdy nie
miał zobaczyć. Albo wspominał piękną królową Amazonek, która
padła z jego ręki kilka lat wcześniej. Gdy sprzymierzone z
Priamem Amazonki zaatakowały Achajów, nie wiedział, że
walczy z kobietami. Pod koniec bitwy pokonał najdzielniejszą z
nich. Dopiero kiedy z jej głowy spadł hełm, zrozumiał, kogo
śmiertelnie ranił. On, tak nieszczęśliwy w życiu prywatnym, zabił
kobietę wojownika, którą może zdołałby pokochać! Świadkowie
opowiadali, że syn Tetydy zdarł wówczas z konającej królowej
zbroję i na znak żalu oddał gasnącej (a może już zgasłej) swoje
nasienie. Nie ma powodu, żeby w to powątpiewać. Nekrofilia
dobrze pasuje do rozchwianej psychiki Achillesa. Przez całe życie
czynił zło, nie zastanawiając się specjalnie nad jego
konsekwencjami. Skłonny do gwałtownych uniesień, łatwo
przechodził od nienawiści do miłości. Dlatego tak godnie przyjął
Priama i zwrócił mu ciało Hektora. Nie pobrał nawet
zwyczajowego okupu. Starzec zasłużył na to swoją odwagą.
Niech zgodnie z tradycją pochowa swego dzielnego syna, który
wystarczająco już odpokutował za to, co zrobił. Poza tym
przecież jego śmierć to kolejny stopień do sławy Achillesa. Syn
Tetydy, świadom, iż sam niedługo zginie, nie chciał zapewne, aby
jego ciało znalazło się w podobnym pohańbieniu jak zwłoki
Priamowego syna.
Los Achillesa dopełnił się niebawem: zginął, trafiony przez
Parysa w piętę strzałą z łuku. Opowiadano później, że było to
jedyne miejsce, w które można go było ugodzić. Dodano legendę,
że matka, próbując zapewnić mu nieśmiertelność, kąpała go w
letejskim strumieniu, trzymając właśnie za piętę. W
rzeczywistości prawda wyglądała znacznie bardziej prozaicznie.
Strzała wypuszczona przez Parysa była po prostu zatruta. Obie
strony zaczęły stosować już coraz mniej godne metody i
zatruwanie pocisków nie należało do rzadkości. Potwierdza to
zresztą los Parysa, który zginął w podobny sposób. Ugodzony
zatrutą strzałą, konał powoli w straszliwych męczarniach.
Cierpiał przez całą noc, a rankiem ruszył do odtrąconej niegdyś
nimfy Ojnone. W chwili zagrożenia zachował się jak rasowy
mężczyzna, wierząc, iż była żona nie odmówi mu pomocy.
Musiała przecież zachować do niego choćby cień sentymentu!
Spotkał go jednak srogi zawód. Kiedy dowlókł się do siedziby
nimfy, ta kategorycznie odmówiła pomocy. Z drwiną odesłała go
do Heleny, aby u niej szukał ratunku. Parys odszedł ze
spuszczoną głową i więcej już nie zobaczył Troi. Zmarł niedaleko
miejsca, w którym niegdyś uznał Afrodytę za najpiękniejszą z
bogiń.
Śmierć Parysa wprawiła Ojnone w rozpacz. Mimo iż ją
zdradził, nadal go kochała. Z płaczem wspominała wspólne
szczęśliwe chwile, aż wreszcie rzuciła się w stos pogrzebowy
niewiernego ekspasterza. Natomiast Helena przyjęła cierpienia i
śmierć męża z nieukrywaną satysfakcją. Skoro ją przeklęli
bogowie i ludzie, to dlaczego mieliby oszczędzić współwinnego
wybuchu wojny? Poznał wreszcie, co ona czuła dzień po dniu.
Sprawiedliwości stało się zadość. Helena uznała, iż nie musi już
być lojalna wobec Troi i jej mieszkańców. Parys nie żył, zginął
również Hektor, którego lubiła i szanowała. Postanowiła więc
zrobić wszystko, aby pomóc Achajom zdobyć miasto. Oficjalnie
wyszła za mąż za brata Parysa, pięknego Dejfobosa, jednocześnie
jednak rozpoczęła Wzorową kolaborację z Achajami. Szkoda
tylko, że nie przeniosła uczuć żywionych do Hektora na jego
maleńkiego synka, którego ojciec tak bardzo kochał...
Odyseusz w akcji

P ewnego wieczoru Helena dostrzegła na ulicy dziwnego


żebraka, w którym rozpoznała Odyseusza. Zaprosiła go do
siebie i długo z nim rozmawiała. Prawdopodobnie przekazała mu
ważne informacje dotyczące obrony miasta, w zamian za co król
Itaki wprowadził ją w swoje plany zdobycia Troi. Helena
zobowiązała się wspomóc Achajów, a następnie umożliwiła
Odyseuszowi wydostanie się z miasta. Przebijając się do swoich,
zamordował on kilka osób, ale na niej nie zrobiło to żadnego
wrażenia. Miała już dosyć Troi i jej mieszkańców. Nie mogła
dłużej patrzeć na wdowę i sierotę po Hektorze, czuć na sobie
pełnych wyrzutu spojrzeń rodzin innych ofiar. Z iście kobiecą
logiką postanowiła więc im pomóc, wydając miasto w ręce
wroga.
W kilka tygodni później cała Troja świętowała koniec
oblężenia. Na wybrzeżu, gdzie przez dziesięć lat stały okręty i
namioty wroga, było pusto. Pozostał tam tylko ogromny
drewniany koń. Po zażartych sporach Trojanie postanowili
wprowadzić rzeźbę do miasta. Doszli do wniosku, że taka jest
wola bogów, kiedy kapłan Laokoon, gorliwy zwolennik
zniszczenia drewnianego konia, został wraz z synami uduszony
przez dwa węże, które wynurzyły się z morza. Oczywiście za
wprowadzeniem figury do miasta orędowała też Helena.
Ostentacyjnie okazując radość z końca oblężenia, nie zapomniała
jednak dyskretnie usunąć ze swojego domu wszelkiej broni, tak
iż zmęczony świętowaniem Dejfobos położył się spać zupełnie
bezbronny. Kiedy miasto pogrążyło się we śnie, rozegrał się
ostatni akt tragedii Troi. Ze zdradzieckiej rzeźby wypadli
wojownicy achajscy i wymordowali strażników miejskich. Chwilę
później do Troi wtargnęły oddziały Agamemnona, które w tym
czasie ponownie wylądowały na wybrzeżu.
Miasto szybko stanęło w płomieniach, a jego mieszkańców
bezlitośnie wyrzynali najeźdźcy. Nowy mąż Heleny nie miał się
nawet czym bronić. Menelaos zabił bezbronnego, po czym długo
Laokoon z synami duszony przez węże
znęcał się nad zwłokami. Zginęli stary król Priam i jego żona. Do
domu wdowy po Hektorze pierwszy wpadł młodociany syn
Achillesa (owoc związku na wyspie Skyros), Neoptolemos.
Chwycił maleńkiego synka obrońcy Troi i roztrzaskał go o ścianę.
Nieszczęsną matkę zaś polecił związać, aby później wziąć jako
brankę. Tylko młode, urodziwe dziewczęta mogły liczyć na
względy zdobywców. Ale jakie to były względy? Dumne Trojanki,
zamienione w niewolnice, miały służyć swoim panom aż po kres
swych dni. Z miasta zdołała ujść z życiem jedynie niewielka
grupa mieszkańców. Dowodził nimi syn Afrodyty, Eneasz.
Dzielny potomek bogini zaokrętował jakoś uchodźców i
wypłynął w morze. Po wielu latach wędrówki osiadł w Italii,
gdzie stał się protoplastą Rzymian. Jego potomkami byli Romulus
i Remus, założyciele Wiecznego Miasta.
Helena spokojnie obserwowała agonię nieszczęsnej Troi. O
swój los była spokojna. Ostatecznie pomogła Achajom zakończyć
wojnę i nieźle się obłowić. Spotkała ją jednak przykra
niespodzianka. Otóż Menelaos oświadczył, że zamierza srogo
zemścić się na niewiernej żonie. Nie zważając na głosy rozsądku
(zwłaszcza Odyseusza), z uporem twierdził, że jego osobista
zniewaga nie znalazła zaspokojenia. Wówczas do jego namiotu
wprowadzono Helenę — ubraną w wytworne szaty, ozdobioną
wspaniałymi klejnotami. Król Sparty spojrzał na nią i zaprzestał
oporu. Stała przed nim piękna kobieta, którą przez ostatnie
dwadzieścia lat kochał i której zarazem nienawidził. Boskie
nasienie, z którego się poczęła, sprawiło, że upływający czas
obszedł się z jej urodą wyjątkowo łaskawie. Menelaos przeklinał
żonę, ale nigdy nie przestał jej kochać. Fakt, że była z innym
mężczyzną, czynił ją tylko bardziej upragnioną. Poza tym król
Sparty przekroczył już pięćdziesiątkę, a jak wiadomo, z wiekiem
mężczyźni stają się romantyczni...
Kiedy kilka lat później na dwór Menelaosa przybył syn
Odyseusza Telemach, zastał małżonków żyjących w zgodzie i
wzajemnej miłości. Zastanawiać mógł tylko dziwny obyczaj
Heleny, która raczyła męża pewnym specyfikiem otrzymanym od
egipskich kapłanów. Po jego zażyciu nawet największa złość
przechodziła jak ręką odjął. Helena potajemnie dodawała ów
specyfik do wina, dbając w ten sposób o dobry nastrój małżonka.
Czy przypadkiem nie stosowała go wówczas, kiedy Menelaos
przypominał sobie o Parysie? Przecież mimo całej miłości do
żony, trudno przypuszczać, aby wspomnienia czasami nie psuły
mu humoru.

Krwawe dzieje Myken

F atalnie natomiast obszedł się los z dwoma innymi bohaterami


wojny trojańskiej. Odyseusz błąkał się po morzach przez
dziesięć lat (!) i do domu powrócił, utraciwszy wszystkich ludzi,
okręty i skarby. Ale przynajmniej uszedł z życiem i ostatnie lata
spędził w spokoju u boku żony (oczywiście po wymordowaniu
sławetnych zalotników). Mniej szczęścia miał Agamemnon. Nie
liczył na zgodne pożycie z Klitajmestrą, toteż oficjalnie
towarzyszyła mu branka z Troi, córka Priama. Kasandra. znana
ze swej niechęci do Parysa i Heleny. Obdarzona darem
przepowiadania przyszłości, przewidziała ona, jaki los zgotuje
Troi para występnych kochanków. Ciekawe, czy wiedziała też, co
czeka ją u boku Agamemnona? Zresztą nawet jeżeli była tego
świadoma. miała niewiele do powiedzenia. A może pragnęła
zemsty na zdobywcy rodzinnego miasta? Tymczasem urodziła
mu bliźnięta i razem z nim odpłynęła do Myken. Kiedy
Agamemnon walczył pod Troją, jego żona nie próżnowała. U jej
boku pojawił się Ajgistos, jedyny nieskonsumowany przez
własnego ojca brat stryjeczny Agamemnona. Szybko zostali
kochankami i wspólnie szykowali się do godnego powitania
zdobywcy Troi. Klitajmestra nigdy nie zapomniała władcy Myken
zabójstwa pierwszego męża i dziecka. Nawet jeżeli te
wspomnienia z czasem przygasły, nienawiść do Agamemnona
podsycił rytualny mord na Ifigenii. Ajgistos natomiast pragnął
zemsty za braci i ojca. Wspólny interes połączył kochanków
bardziej niż więź seksualna. Wiedzieli, że posunęli się tak daleko,
iż tylko śmierć Agamemnona może zapewnić im bezkarność.
Rozesłali więc ludzi na wybrzeże i okoliczne wyspy z
poleceniem rozpalenia ognisk, gdy pojawią się okręty
Agamemnona. Kiedy zapłonęły stosy, spiskowcy byli już
Menelaos z ciałem Patroklosa
przygotowani. Pałac został obstawiony wiernymi ludźmi
Ajgistosa, tak że zdobywca Troi nie miał szans ucieczki.
Klitajmestra powitała męża u bram miasta, po czym skierowała
go do łaźni, aby odświeżył się przed wieczorną ucztą. W chwili
gdy król wychodził z napełnionej wodą kadzi, zarzuciła na niego
sieć krępującą ruchy. Wtedy do akcji wkroczył Ajgistos,
śmiertelnie raniąc rywala. Klitajmestra nie odmówiła sobie
przyjemności dobicia konającego i własnoręcznie odrąbała mu
głowę. Następnie osobiście zamordowała Kasandrę i jej dwoje
maleńkich dzieci. Ona, która widziała na własne oczy, jak ginęły
jej dzieci, nie zawahała się ani przez moment, unosząc topór nad
nieszczęsną branką i jej potomstwem... W tym czasie Ajgistos na
czele swoich ludzi kończył rzeź. Pod ich mieczami padła straż
Agamemnona i jego najwięksi poplecznicy. Uszedł jednak z
życiem młodociany syn Klitajmestry i Agamemnona, Orestes.
Chłopiec zbiegł za granicę, gdzie dorastał, oczekując zemsty.
Przez siedem lat para kochanków rządziła Mykenami. Dzień
śmierci Agamemnona ogłoszono świętem państwowym i
obchodzono wyjątkowo uroczyście. Rzeczywista władza
spoczywała w rękach Klitajmestry, Ajgistos zadowalał się jedynie
korzystaniem z przywilejów władcy. Ważnymi sprawami
zajmowała się Klitajmestra. To ona prowadziła politykę państwa
i trzeba przyznać, że wykazywała na tym polu znaczne
uzdolnienia. Nic nie wiadomo, aby inni władcy próbowali
pomścić Agamemnona lub ujęli się za jego synem. Można to
oczywiście tłumaczyć zmęczeniem niedawno zakończoną wojną
trojańską lub niechęcią do ingerowania w wewnętrzne sprawy
Myken. Jednak czy kiedykolwiek państwo ościenne
zrezygnowało z mieszania się w sprawy sąsiada, zwłaszcza jeśli
istniała szansa znacznego osłabienia jego siły militarnej? I od
kiedyż to rabusie achajscy mieli dosyć sławy i łupów?
Wprawdzie bohaterowie byli zmęczeni, lecz dorosło już nowe
pokolenie chętne do walki. Przecież zaledwie dziesięć lat
wcześniej Achajowie zjednoczyli się pod błahym powodem, aby
zniszczyć niezależne państwo, Troję. Tymczasem teraz nie
zareagowali na zamordowanie naczelnego wodza i wygnanie
jego sukcesora?! Przewaga militarna Myken nad innymi
państwami była nieznaczna, nie wchodziła więc w rachubę
obawa przed siłą wojskową Ajgistosa i Klitajmestry. Zresztą w
razie zjednoczenia się pozostałych władców achajskich Mykeny
nie miałyby szans. Poza tym zawsze można było liczyć na
zwolenników Orestesa wewnątrz miasta. Wydaje się więc, że
tylko umiejętności dyplomatyczne Klitajmestry powstrzymywały
sąsiadów przed reakcją na wydarzenia w Mykenach. Nawet
Menelaos, który tyle zawdzięczał bratu, pozostał w domu.
Chociaż jego akurat nietrudno zrozumieć. Kolejna wyprawa
wojenna oznaczałaby pozostawienie Heleny samej w domu. A na
to król Sparty nie mógł już sobie pozwolić. Był człowiekiem
rozsądnym i nie powielał własnych błędów.
Po ośmiu latach w Mykenach pojawił się Orestes. Wyrocznia
w Delfach wyraziła zgodę bogów na matkobójstwo, więc
młodzieniec przestał się wahać. Potajemnie dotarł do miasta i
skontaktował się ze swoją siostrą, Elektrą. Rodzeństwo
ukradkiem spotkało się przy grobie Agamemnona (kochająca
mamusia wyznaczyła nagrodę za głowę syna), po czym Orestes
dostał się do pałacu (prawdopodobnie pomogła mu w tym
Elektra, przekonując lub przekupując straże). Pod jego ciosami
padł najpierw Ajgistos, a następnie Klitajmestra. W ten sposób
Orestes został królem Myken.
Zabójstwo występnej pary nie przyniosło jednak młodemu
władcy ukojenia. Usunięcie ze świata żywych ojczyma uważał za
swój obowiązek, gorzej było z pozbyciem się matki. Nie mógł
zapomnieć ostatnich chwil jej życia. Kiedy Ajgistos padł martwy,
Klitajmestra rzuciła się przed synem na kolana, prosząc o litość. Z
płaczem przypomniała mu, że przecież to ona wydała go na
świat. Orestes jednak nie zważał na jej słowa. Głowa Klitajmestry
potoczyła się po posadzce i zatrzymała przy zwłokach Ajgistosa.
Z otwartej szyi trysnęła krew, zbryzgując syna matkobójcę. Od tej
chwili młody król walczył ze swoim sumieniem. Nocami chodził
za miasto (kochanków pochowano poza murami Myken) na grób
matki i błagał o przebaczenie. Skrajnie wyczerpany psychicznie,
na granicy obłędu, wyjechał z kraju. Błąkał się po świecie, aż
dotarł do Aten, gdzie sąd tamtejszego areopagu zdjął wreszcie z
niego przekleństwo. A może pogodził się ze sobą? W każdym
razie powrócił do Myken, gdzie tymczasem na tronie zasiadał syn
Ajgistosa i Klitajmestry. Teraz już bez wyrzutów sumienia
Orestes pozbawił życia przyrodniego brata. Potem ożenił się z
córką Menelaosa i Heleny, Hermioną. Po latach zjednoczył pod
swoim berłem Spartę i Mykeny. Jego syn i następca był ostatnim
Menelaos usiłujący zabić Helenę
przedstawicielem przeklętego rodu Atrydów. Zginął w czasie
najazdu Dorów, a Mykeny zostały zburzone.

Rozterki Odyseusza

K iedy Orestes walczył ze swoim sumieniem, Odyseusz nadal


błąkał się po morzach. Tak jak historia Atrydów i wojny
trojańskiej jest przede wszystkim opowieścią o namiętnościach i
zbrodniach, tak przygody Odyseusza są dziejami miłości i
wierności. Wierna i oddana była przynajmniej Penelopa, król
Itaki bowiem wcale nie dorównywał jej pod tym względem. Co
prawda pod Troją specjalnie nie afiszował się z brankami, ale
mógł być po prostu dyskretny. Niemniej aż siedem z dziesięciu
lat, które zajął mu powrót do żony, spędził na skale Orygii w
towarzystwie nimfy Kalipso. Kiedy wracając spod Troi utracił już
wszystkie okręty, rozpętała się straszliwa burza. Ostatni okręt
zatonął wraz z załogą i jedynie Odyseusza morze wyrzuciło na
brzeg Orygii. Znudzona a piękna Kalipso powitała przybysza z
radością. Uraczyła wyczerpanego rozbitka wspaniałą ucztą,
obficie zakrapianą mocnym winem. Na efekty nie trzeba było
długo czekać. Oszołomiony Odyseusz posiadł nimfę i zapewne
nie poprzestał na tym jednym razie. Nie wydaje się, by lata
spędzone u boku Kalipso były dla niego przykre. Nimfa otaczała
go adoracją (któryż mężczyzna tego nie lubi!), umilała mu życie
na każdym kroku. W dodatku obiecywała wieczną młodość i
nieśmiertelność — cechy, którymi sama była obdarzona. A
Odyseusz już zaczął odczuwać brzemię lat... Podobno często
siadał nad brzegiem morza i obserwował je w milczeniu. Czy
jednak na pewno myślał wtedy o Penelopie? Może po prostu
wspominał albo marzył o podróżach. Z pewnością nie unikał
kontaktów seksualnych z nimfą, skoro w czasie siedmiu lat
pobytu na Orygii urodziła mu troje dzieci! Opowiadano, że król
Itaki był w niewoli u pięknej Kalipso. Nic z tych rzeczy! Jeśli
spędził u niej tyle lat, to wyłącznie dlatego, że sam tego chciał.
Dopiero wizyta posłańca bogów, Hermesa, zmusiła go do
działania. Po ostrej reprymendzie zaczął mozolnie zbijać tratwę.
Opuścił na niej świeżo założoną rodzinę i odpłynął w kierunku
Itaki. Po trzech latach przygód dotarł wreszcie do rodzinnej
wyspy, gdzie obudził się w nim zazdrośnik. Zobaczył, że żonę
otacza rój wielbicieli, których pogardliwie nazywał zalotnikami.
Nie było istotne, że Penelopa przez dwadzieścia lat dochowała
mu wierności. Ważne było, że mężczyźni chcieli podobno zabrać
mu żonę i królestwo. Bardziej jednak —jak się wydaje —
chodziło im o królową, albowiem prawa do tronu miał Telemach,
dorosły już syn Odyseusza. Dopiero późniejsza propaganda
zrobiła z wielbicieli Penelopy spiskowców. A sam Odyseusz
zachował się jak ostatni prostak. Do pałacu dostał się incognito,
nie racząc poinformować o swym powrocie wiernej żony, po
czym urządził jatkę. Z pomocą syna wymordował wszystkich
zalotników i dopiero wówczas łaskawie powiadomił połowicę, że
wrócił z wojny. Nie dziwmy się zatem, że Penelopa początkowo
nie chciała z nim nawet rozmawiać. Uchodził za
najrozsądniejszego z Achajów, ona czekała na niego przez tyle
lat, a on na powitanie zachował się jak rzeźnik i oprawca.
Ostatecznie dzięki interwencji bogów małżonkowie się pogodzili,
nie doszło również do wojny domowej. Rodziny zamordowanych
pragnęły wprawdzie zemsty, ale bogowie mieli już dosyć spraw
związanych z wojną trojańską i swoimi sposobami załagodzili
sytuację. Odyseusz i Penelopa żyli wspólnie przez długie jeszcze
lata, starając się nadrobić czas zabrany im przez wojnę, która
wybuchła z powodu pięknej kobiety.
T YRANOBÓJCY I KURTYZNY
Miłość nie jedno miała imię

D zieje plemion greckich są dość ubogie w kontakty polityki i


uczuć. Zaczęło się bardzo interesująco, od wojny trojańskiej,
ale obyczaje późniejszych wieków znacznie ograniczyły wpływ
uniesień miłosnych na wydarzenia polityczne. Co więcej, jeżeli w
okresie klasycznym odnotowujemy podobne przypadki, to
dotyczą one niemal wyłącznie związków męsko-męskich. Wręcz
podręcznikowym przykładem jest historia niejakiego Kleomacha
w czasie wojny lelantyjskiej, stoczonej około 700 r. p.n.e.
pomiędzy miastami Chalkis i Eretria. Bezpośrednią przyczyną
starcia stał się spór o równinę lelantyjską (stąd nazwa wojny),
leżącą pomiędzy tymi miastami. Wbrew pozorom nie był to
konflikt o lokalnym charakterze. Oba miasta miały swoje
posiadłości wśród wysp Morza Egejskiego, kontrolowały również
część żyznego Półwyspu Chalkidyckiego. Rywale wciągnęli do
wojny swoich licznych sprzymierzeńców. Według jednego z
antycznych kronikarzy konflikt między Chalkis i Eretrią był
pierwszą wojną ogólnogrecka. O jej zasięgu świadczy fakt, że
brały w niej udział (po przeciwnych stronach) leżące na
wybrzeżu Azji Mniejszej Milet i Samos. W czasie konfliktu
szczególnie wyróżniał się wspomniany Kleomach. Pochodził z
Tesalii i dowodził konnicą wspomagającą Chalkis. Decydującym
momentem wojny okazała się bitwa lądowa rozegrana na
spornej równinie. Zgodnie z ówczesnymi obyczajami starcie
kilkakrotnie przerywano. Przeciwnicy grzebali swoich poległych,
krzepili się winem, po czym wracali do szeregu. Przed kolejną
rundą Kleomach przywołał do siebie swojego kochanka. Włożył
chłopcu na głowę hełm i poprosił, aby przyjrzał się, jak jego
partner będzie walczył. Następnie, wiedząc, że kochanek go
obserwuje, poprowadził wspaniałe uderzenie, które
zdecydowało o zwycięstwie Chalkis i przesądziło o losach bitwy.
Kleomach jednak nie przeżył starcia. Zginął na polu bitwy, na
oczach swojego młodocianego kochanka. Pochowano go z
wszelkimi honorami, a jego grób był przez wieki otaczany czcią.
Podobno do czasu owej bitwy pederastia w Chalkis uchodziła za
coś nagannego, a obywatele kryli się ze swoimi upodobaniami.
Dopiero bohaterstwo Kleomacha spowodowało zmianę
nastawienia: pederastię podniesiono do rangi cnoty i oczywiście
zniesiono wszelkie dotyczące jej ograniczenia prawne.

Tyranobójcy
Zachowała się ciekawa informacja dotycząca tyrana Falarisa
z miasta Akragas. W sto lat po wojnie lelantyjskiej w świecie
greckim zapanowała moda na rządy autorytatywne.
Wspomniany Falaris stał się szybko symbolem tyranii. Władzę
zdobył w sposób charakterystyczny dla epoki, tzn. za pomocą
najemników. Obsadził nimi akropol miasta i rozbroił lud.
Następnie w czasie obchodów świąt Tesmoforii wymordował
najwybitniejszych obywateli, pozbywając się w ten sposób
najznaczniejszych przeciwników. Trzeba wszakże przyznać, że
tyran miał nawet znaczne osiągnięcia w polityce zagranicznej.
Prowadził zwycięskie wojny z Sykanami i Fenicjanami, co
zapewniło mu pewną popularność. W sprawach wewnętrznych
stosował jednak bezwzględny terror. Przeciwników politycznych
eliminował fizycznie, dbając, aby ich śmierć była odstraszającym
przykładem. Do legendy przeszedł byk z brązu, w którym tyran
piekł żywcem swoje ofiary. Koniec rządów zbrodniarza nadszedł
niespodziewanie. Przekonany o swojej bezkarności, uwiódł (czy
też zgwałcił) on młodzieńca imieniem Melanippos. Ten z
przyczyn czysto osobistych (!) zamordował krwawego tyrana, co
spowodowało powrót poprzedniej formy rządów.
Wydaje się, że zamach na Falarisa nie był wydarzeniem
odosobnionym w tych czasach. Jedną z najwspanialszych rzeźb
Grecji klasycznej jest posąg tyranobójców. Przedstawia dwóch
ateńskich obywateli, którzy zamordowali jednego z tyranów
swojego miasta. Owi tyranobójcy — Harmodios i Aristogejton,
swoim czynem znacznie przybliżyli zwycięstwo demokracji w
Atenach. W okresie gdy Falaris piekł żywcem swoich
przeciwników, władzę w Atenach zdobył zdolny polityk
Pizystrat. Umiejętnie utrzymał się przy władzy przez blisko
dwadzieścia lat, po czym przed śmiercią przekazał rządy synom.
Ci władali w spokoju przez następne lata, aż wreszcie w
przypadkowy sposób doszło do wybuchu rewolty. Otóż jeden z
synów Pizystrata, imieniem Hipparch, zakochał się w pięknym
Aristogejtonie. Ten, pozostając w szczęśliwym związku z
Harmodiosem, odrzucał awanse tyrana. Urażony Hipparch
zgwałcił opornego młodzieńca, licząc, że ujdzie mu to bezkarnie.
Aristogejton i Harmodios nie zamierzali jednak puścić zniewagi
płazem. Postanowili zemścić się na gwałcicielu, a za jedyną
właściwą karę uznali śmierć tyrana. W 514 r. p.n.e., w czasie
świąt panatenajskich, Hipparch padł pod ich mieczami.
Harmodiosa zabiła na miejscu straż przyboczna, natomiast
Aristogejtona aresztowano; po krótkim dochodzeniu został
stracony. Brat Hipparcha, Hipiasz, wszczął jednak energiczne
śledztwo, przypuszczając, iż morderstwo stanowiło tylko
fragment większego spisku. W celu wydobycia zeznań torturował
niejaką Leajnę, z zawodu kurtyzanę. Dziewczyna była stałą
partnerką seksualną Harmodiosa i Aristogejtona i została przez
nich wtajemniczona w szczegóły zamachu, ale niczego nie
zdradziła. Tyran zaczął więc działać po omacku, co spowodowało
znaczne zaostrzenie rządów. Napięcie w Atenach narastało, aż
wreszcie po trzech latach wybuchła skuteczna rebelia przeciwko
Hipiaszowi: został razem z rodziną i stronnikami wygnany, a w
państwie ponownie zapanowała demokracja. Harmodiosowi i
Aristogejtonowi wzniesiono na rynku wspomniany monument, a
dzielną kurtyzanę uhonorowano spiżowym posągiem lwicy bez
języka. Z czasem powstała legenda przypisująca kochankom
głęboką miłość do demokracji i zamach na tyrana z pobudek
politycznych.

Ateńska demokracja

U padek tyranii spowodował szybki rozwój demokracji


ateńskiej. Następne lata były okresem jej największego
rozkwitu. Zakrawa na ironię, że sukcesy polityczne i militarne
Aten nie mogły zostać wykorzystane z powodu wad ustroju
państwa. W pogoni za demokratyzacją życia doszło do
zadziwiających wypaczeń ustroju. Wprowadzono na przykład
zasadę obsadzania niemal wszystkich urzędów państwowych
drogą losowania. W ten sposób doprowadzono demokrację do
absurdu. Każdy obywatel, bez względu na stan majątkowy i
osobiste kwalifikacje, mógł uzyskać najwyższe stanowiska w
państwie! Sytuację ratowała nieco zasada kolegialności urzędów,
zawsze bowiem wśród przypadkowych szczęśliwców mógł się
trafić osobnik o większych niż przeciętne predyspozycjach do
polityki. Jedynym obieralnym stanowiskiem państwowym
pozostał urząd stratega. Twórcom demokracji ateńskiej starczyło
rozsądku przynajmniej na tyle, aby pamiętać, że do prowadzenia
wojny potrzeba większych kwalifikacji niż do polityki. W efekcie
kariera polityczna musiała się wiązać z armią, a najwybitniejsi
politycy ateńscy tego okresu swoje sukcesy zawdzięczali
zwycięskim wojnom. Zbytnia popularność prowadziła jednak
czasem do nieprzewidzianych skutków. Ustrój ateński wytworzył
bowiem kilka mechanizmów równie dziwnych jak losowanie
obsady urzędów. Najważniejszym z nich był tzw. sąd
skorupkowy zwany ostracyzmem. Raz do roku wszyscy
obywatele wybierali jedną osobę, której postępowanie w ich
mniemaniu zagrażało rozwojowi demokracji. Uczestnicy
zgromadzenia wypisywali nazwisko ofiary na glinianych
tabliczkach (w języku greckim ostrakon) i osoba, na którą padła
większość głosów, musiała opuścić miasto na dziesięć lat bez
utraty praw obywatelskich. Zwyczaj ten zrodził się ze strachu
przed tyranią. Z biegiem lat zapomniano o osiągnięciach
Pizystrata, a pamiętano jedynie okrucieństwa z ostatnich lat
władzy jego syna. W praktyce ostracyzmu nadużywano w
rozgrywkach politycznych. Większość ówczesnych polityków
ateńskich musiała kolejno udać się na wygnanie. Los taki spotkał
między innymi Arystydesa, Ksantypposa (ojca Peryklesa), a
nawet sławnego zwycięzcę Persów, Temistoklesa. W
rzeczywistości bowiem nie było problemu ze skierowaniem
głosów zgromadzenia przeciwko konkretnej osobie. Biorąc pod
uwagę, że ofiarami padały z reguły osoby powszechnie znane i
popularne, możliwości nadużyć stają się oczywiste.
Od początku V w. p.n.e. o władzę w Atenach walczyły dwa
stronnictwa: Filajdów i Alkmeonidów. Najwybitniejszymi
przedstawicielami pierwszego z nich byli: Miltiades i jego syn
Kimon. Miltiades wsławił się zwycięstwem nad Persami pod
Maratonem, co zapewniło mu decydujący wpływ na politykę
Aten przez kilka lat. Zgodnie z jego zaleceniami państwo przeszło
do działań ofensywnych wobec Persów. W czasie walk na wyspie
Paros Miltiades został ranny, a w źle opatrzoną ranę wdała się
gangrena. Sama wyprawa zakończyła się niepowodzeniem, co
skwapliwie wykorzystali przywódcy drugiego stronnictwa.
Choremu wodzowi wytoczono proces o wprowadzenie w błąd
ludu ateńskiego. Za podobne przewinienia groziła kara śmierci.
Osłabiony chorobą Miltiades nie mógł się nawet bronić. Został
uznany za winnego i skazany na wysoką grzywnę. Wkrótce
zresztą zmarł i zgodnie z ateńskim ustawodawstwem grzywna
przeszła na syna. W praktyce oznaczało to kompletną ruinę
finansową młodego człowieka. Alkmeonidzi nie cieszyli się
jednak zbyt długo zdobytą władzą. W ciągu czterech lat dwaj
kolejni przywódcy stronnictwa padli ofiarą ostracyzmu.
Decydujący głos w Atenach zdobył człowiek niezwiązany z
żadnym ze stronnictw. Nazywał się Temistokles. Bez wątpienia
okazał się najbardziej przewidującym politykiem tych czasów.
Zdając sobie sprawę, że zwycięstwo nad Persami pod Maratonem
tylko odroczyło groźbę inwazji, przekonał współobywateli do
rozbudowy floty. Jego zasługą było też powstanie portu w
Pireusie. Pozycja Temistoklesa wzmocniła się po zwycięstwie
pod Salaminą. Kiedy jednak wydawało się, że nic nie zagraża jego
długotrwałym rządom w Atenach, doszło do jedynego w historii
miasta przymierza między Alkmeonidami i Filajdami. W kilka lat
po bitwie pod Salaminą Temistokles musiał opuścić Ateny na
mocy wyroku sądu skorupkowego. W tym czasie w Sparcie
rozprawiono się z innym bohaterem zmagań z Persami.
Zwycięzcy spod Piątej, Pauzaniaszowi, zarzucono zdradę stanu.
Spartanie okazali się jednak bardziej bezwzględni od
Ateńczyków. Gdy Pauzaniasz, szukając azylu, schronił się w
świątyni, po prostu zamurowano go żywcem. Obu polityków
oskarżano o nielegalne kontakty z Persami (z którymi nadal
trwała wojna) i wydaje się, że nie były to podejrzenia
bezpodstawne. Temistokles bowiem zaraz po opuszczeniu Aten
udał się na dwór perski, gdzie został bardzo gościnnie przyjęty.
Po usunięciu wspólnego przeciwnika Filajdzi i Alkmeonidzi
na nowo podjęli rywalizację. Na czoło pierwszego stronnictwa
wysunął się wspominany już syn Miltiadesa, Kimon. Przywódcą
Alkmeonidów został Perykles, syn Ksantypposa (oskarżyciela w
procesie Miltiadesa). Tak więc kolejne pokolenia rodów
ateńskich kontynuowały walkę o władzę. Trzeba przyznać, że
rywale nie przebierali w środkach. Kimona najpierw oskarżono o
utrzymywanie stosunków seksualnych z przyrodnią siostrą,
piękną Elpinike. Co ciekawe, małżeństwa między przyrodnim
rodzeństwem były w Atenach dozwolone. A zatem Kimon i
Elpinike powinni zalegalizować swój związek, nie zaś żyć w
konkubinacie! Prawdopodobnie zresztą były to tylko plotki, tak
jak pogłoski o romansie Elpinike z Peryklesem, które krążyły po
mieście w latach późniejszych. Następnie, w 463 r. p.n.e.,
Kimonowi zarzucono zdradę. Podobno prowadząc wyprawę
przeciwko wyspie Tazos, przyjął łapówkę od króla Macedonii,
rezygnując w ten sposób z podporządkowania tego kraju
Atenom. Perykles z przyjaciółmi wnieśli formalne oskarżenie i
sytuacja Kimona zaczęła być mocno niebezpieczna. Kiedy jednak
doszło do decydującej rozprawy, wszystkich zaskoczyła
wyjątkowa powściągliwość Peryklesa. W jej efekcie Kimon został
uniewinniony. Opowiadano, że przyczyniła się do tego właśnie
Elpinike, okazując Peryklesowi — w zamian za uniewinnienie
brata — wyjątkową przychylność. Według innej wersji Perykles
co prawda oparł się wdziękom mocno już dojrzałej damy
(dobiegała pięćdziesiątki), ale sama propozycja kobiety,
uchodzącej swego czasu za największą piękność Aten, tak mu
pochlebiła, że zrezygnował ze skazania jej brata. Ostatecznie
problem Kimona rozwiązano w sposób typowo ateński: w dwa
lata po procesie wygnano go z miasta na mocy wyroku sądu
skorupkowego. I tak oto Perykles został praktycznie
jedynowładcą Aten.
Liczył sobie wówczas około czterdziestu lat. Od dawna był
żonaty z kobietą pochodzącą ze znakomitej rodziny. Małżeństwo
nie uchodziło za szczęśliwe. Przyjaciele Peryklesa twierdzili, że
żona polityka miała wyjątkowo trudny charakter. Wiadomo
jednak, że on sam również nie był aniołkiem. Podobno nie mógł
się oprzeć wdziękom kobiecym, co powodowało liczne awantury
domowe. Poza tym jak wielu mu współczesnych uwielbiał
pederastię.

Perykles i Aspazja

M imo zarzutów o uwodzenie mężatek Perykles zapewne


obracał się w towarzystwie heter, bo w ówczesnych Atenach
nie było po prostu innej możliwości. Tam też przypuszczalnie
poznał Aspazję, młodszą od siebie o blisko dwadzieścia lat.
Pochodziła z Miletu w Azji Mniejszej. Jej ojciec Aksjochos, drobny
kupiec, przeniósł się do Aten w poszukiwaniu lepszych
dochodów. O matce nie zachowały się żadne informacje. Ojcu
Aspazji nie powodziło się najlepiej, nie doczekał zresztą
pełnoletności córki. W tej sytuacji dziewczyna postanowiła
wykorzystać swoją urodę i inteligencję i została heterą
najwyższej kategorii. Co prawda krążyły pogłoski, jakoby
zajmowała się stręczycielstwem, ale były to chyba pomówienia.
Czy Perykles zadawałby się z bajzelmamą? Wszak przeciwnicy
polityczni zniszczyliby go w okamgnieniu, a komediopisarze
ośmieszyli bez litości. W ówczesnych Atenach funkcję obecnej
prasy pełnił teatr, a natchnienia komediopisarzom dostarczały
sprawy bieżące. Na dodatek panowała całkowita wolność słowa,
o skali nie do pomyślenia nawet w dzisiejszych demokracjach.
Prawdopodobnie więc Aspazja była wykwintną heterą i jako taką
poznał ją Perykles. Szybko stracił dla niej głowę. Został jej stałym
partnerem, po czym rozwiódł się z żoną i oficjalnie wprowadził
dziewczynę do swojego domu. Wkrótce potem Aspazja urodziła
syna nazwanego imieniem ojca. Kronikarze z reguły przechodzą
nad tymi wydarzeniami do porządku dziennego, nie
zastanawiając się specjalnie nad związkami przyczynowo-
skutkowymi. A pomyślmy tylko: zawodowa hetera nie była
nieuświadomioną dziewczynką i przypadkowe zajście w ciążę
nie wchodziło w rachubę. Grecja antyczna dobrze znała
antykoncepcję — wiedza o niej sięgała czasów starożytnego
Egiptu. Perykles stracił głowę dla dziewczyny, ale
przypuszczalnie wahał się przed podjęciem kroków
rozwodowych. Wiedział, że jeśli wprowadzi heterę do swojego
domu, nie pomoże mu to w karierze politycznej.
Prawdopodobnie więc Aspazja wzięła sprawy we własne ręce.
Zaszła w ciążę i postawiła Peryklesa przed faktem dokonanym.
Polityk zapewne chciał uniknąć publicznej sensacji, poza tym bez
wątpienia darzył dziewczynę uczuciem. Niewykluczony jest
zresztą szantaż ze strony Aspazji.
W każdym razie Perykles przeprowadził rozwód i
wprowadził heterę do swojego domu. Jego była żona szybko
ułożyła sobie życie: wyszła za mąż za najbogatszego człowieka
Aten, Hipponika. Polityk jednak nie mógł poślubić nowej
towarzyszki życia. Zgodnie bowiem z obowiązującym prawem
związki małżeńskie z osobami niemającymi obywatelstwa
ateńskiego były zakazane. Na ironię losu zakrawa fakt, że ustawę
tę wprowadził sam Perykles. Zaproponował ją sześć lat
wcześniej, kiedy jeszcze w ogóle nie znał Aspazji. W ten sposób
pozbawił własne dziecko urodzone z tego związku obywatelstwa
ateńskiego! Sam natomiast skazał się na życie w konkubinacie.
Opinię społeczną bulwersowały publiczne oznaki uczucia, jakie
Perykles okazywał kochance. Ze zgrozą opowiadano, że ma
zwyczaj żegnać Aspazję na progu domu pocałunkiem! W
ówczesnych Atenach rzeczywiście mogło to szokować. Miejscem
do okazywania czułości była przecież małżeńska sypialnia, a nie
próg domu, czyli miejsce publiczne.
Perykles
Perykles i Aspazja prowadzili pierwszy dom Aten. Bywali u
nich politycy, dramaturdzy, filozofowie. Do najczęstszych gości
należeli: Fidiasz, Anaksagoras, Sokrates, Sofokles, Eurypides. Ze
względu na brak formalnego małżeństwa Aspazję nie krępowały
ateńskie obyczaje, dzięki czemu brała czynny udział w życiu
towarzyskim domu. Z dużą sympatią wyrażał się o niej Sokrates.
Właściwie odwiedzał głównie ją, a nie Peryklesa. Wszyscy
potwierdzają, że była osobą inteligentną, wykształconą,
dowcipną. No i niebywale urodziwą. Czy można się więc dziwić,
że Sokrates wolał jej towarzystwo niż Peryklesa, w końcu tylko
polityka? A filozof miał w domu Ksantypę, uosobienie kobiecej
złośnicy.
Związek Peryklesa i Aspazji trwał osiemnaście lat, czyli do
końca życia polityka. Według opinii współczesnych przeżyli te
lata w zgodzie i harmonii. Nie słychać było o przygodach
erotycznych Peryklesa, Aspazja też okazała się jego wierną
towarzyszką życia. Oprócz wspomnianego imiennika ojca nie
mieli więcej dzieci. Na ich pożyciu odbiła się jednak polityka.
Peryklesa wielokrotnie atakowali nieprzebierający w środkach
przeciwnicy. A jak w Atenach najlepiej było zaatakować rywala
politycznego? Wytaczając mu proces. Albo jego przyjaciołom. Tak
więc na pierwszy ogień poszedł jeden z najwybitniejszych
rzeźbiarzy starożytności, Fidiasz. Zarzucono mu malwersacje
przy realizacji zleceń dla miasta. Jeden z jego pracowników
zeznał, jakoby Fidiasz przywłaszczył sobie znaczną część kości
słoniowej, z której wykonany został posąg bogini Ateny.
Oskarżenie trafiało również w Peryklesa jako przewodniczącego
komisji, która odbierała dzieło w imieniu miasta. Wódz musiał
więc rozliczyć wszystkie rachunki rzeźbiarza. Przy okazji
plotkowano na temat innego rodzaju powiązań między
Peryklesem i Fidiaszem. Podobno polityk chętnie korzystał z
wdzięków modelek artysty, wśród których bywały damy z
najlepszych rodzin ateńskich. Czyżby więc świątynia bogini
dziewicy i opiekunki miasta miała być domem schadzek
Peryklesa? Wszystko wskazuje na to, że informacje o intymnych
spotkaniach polityka z mężatkami w Partenonie to jedynie
pomówienia, że Perykles pozostawał wierny Aspazji.
Potwierdziły się natomiast oskarżenia pod adresem Fidiasza o
defraudację materiałów. Zdemontowano części posągu
wyrzeźbione w złocie i kości słoniowej i dokładnie je zważono.
Następnie porównano wynik z kwotami wydatkowanymi przez
rzeźbiarza na zakup tych materiałów. Okazało się, że oskarżyciel
miał rację: ilość zakupiona według rachunków znacznie
przewyższała rzeczywistą wagę posągu. Fidiasza skazano na
wysoką grzywnę, a ponieważ nie był w stanie zapłacić, wtrącono
go do więzienia, gdzie wkrótce zmarł. Powszechnie uważa się, że
oskarżenie i proces Fidiasza stanowiły atak na Peryklesa.
Potwierdza to fakt wytoczenia wkrótce następnego procesu
osobie z najbliższego otoczenia stratega. Tym razem przed
sądem stanął Anaksagoras. Zarzuty wobec niego okazały się
znacznie poważniejsze niż w wypadku Fidiasza. Filozofa
oskarżono o bezbożność i deprawację młodzieży. Trzeba
przyznać, iż poglądy Anaksagorasa mogły budzić kontrowersje.
W czasach kiedy religią państwową był kult bogów olimpijskich,
filozof głosił wyjątkowo „heretyckie” poglądy. Twierdził, że
Słońce, Księżyc i gwiazdy to rozżarzone głazy krążące w
przestrzeni. Zaćmienie Księżyca powoduje Ziemia, przesłaniając
światło słoneczne, a trzęsienia ziemi, wichry i pioruny są
spowodowane ruchami i zderzeniami mas powietrza. Jakby tego
było mało, Anaksagoras nauczał, że świat stworzył rozum, a nie
bogowie! Tym razem to nie były przelewki. Perykles poradził
Anaksagorasowi, aby nie czekał na proces. Wyrok skazujący nie
ulegał wątpliwości, a rozzuchwaleni sędziowie mogli nawet
skazać filozofa na karę śmierci. Tak więc po trzydziestu latach
spędzonych w Atenach stary filozof (miał ponad
siedemdziesiątkę) musiał opuścić miasto. Osiadł w Lampsakos
nad brzegami cieśnin czarnomorskich i żył tam jeszcze przez
kilka lat, otoczony powszechną czcią i szacunkiem. Natomiast
sytuacja Peryklesa w Atenach stawała się coraz trudniejsza. Na
kolejną ofiarę swojego ataku jego przeciwnicy upatrzyli sobie
najbliższą mu osobę, Aspazję. Oskarżono ją o bezbożność (niemal
żadne oskarżenie w Atenach nie mogło się bez tego obejść) i o
stręczycielstwo. Zarzucano jej, że w swoim domu urządza
schadzki wolnych i zamężnych kobiet z Peryklesem.
Pełnomocnikiem Aspazji był sam Perykles, bo nie miała ona
prawa występować przed sądem nawet we własnej sprawie.
Strateg zeznawał bardzo długo, aż wreszcie się rozpłakał. W tych
czasach łzy męskie nikogo nie dziwiły, należały wręcz do rytuału
publicznych wystąpień. Peryklesa jednak nikt wcześniej nie
widział płaczącego, zawsze imponował opanowaniem. A teraz, w
czasie publicznego procesu, polityk nie wstydził się łez.
Ostatecznie zarzuty oddalono, ale Perykles i Aspazja z
niepokojem oczekiwali następnego ciosu. Na szczęście dla nich w
sprawę włączyli się konkurenci Aten do hegemonii w Grecji,
Spartanie. Odwieczni rywale Aten zdawali sobie sprawę z
talentów Peryklesa i wyczuli okazję do pozbycia się przeciwnika
rękami samych Ateńczyków. W 431 r. p.n.e. poselstwo
spartańskie zażądało usunięcia z granic Aten potomków rodu
Alkmeonidów, powołując się na zbrodnię popełnioną przed
dwustu laty. Wówczas rzeczywiście wygnano wszystkich
członków rodu, a kości zmarłych wykopano z grobów i
wywieziono za granicę. Od tamtego czasu jednak sporo się
zmieniło. Alkmeonidzi wrócili do kraju i właśnie temu rodowi
zawdzięczały Ateny swoją potęgę. Wiedzieli o tym wszyscy,
nawet przeciwnicy Peryklesa. Zresztą nikt nie upoważnił Sparty
do mieszania się w wewnętrzne sprawy Aten. Nikt też nie
wierzył w bezinteresowność działań konkurentów, a
współdziałanie Sparty i Aten należało do odległej przeszłości.
Teraz oba miasta stały na czele przeciwstawnych bloków
wojskowych, rywalizujących o przewodnictwo w Grecji. Pod
hegemonią Sparty pozostawały państwa Peloponezu i centralnej
Grecji, Ateny natomiast dominowały wśród państw wyspiarskich
Morza Egejskiego. W latach trzydziestych V w. p.n.e. wiadomo
było powszechnie, że rywalizacja musi znaleźć zbrojne
rozstrzygnięcie. Dlatego Sparta starała się pozbyć
najgroźniejszego przeciwnika rękami Ateńczyków. Kiedy się to
nie udało, postanowiono dłużej już nie odwlekać wojny.
Wybuchła ona jeszcze w tym samym roku i początkowo
przynosiła Ateńczykom znaczne straty. Spartanie, mając
przewagę na lądzie, wkroczyli do Attyki w porze zbioru zbóż.
Zgodnie z wcześniej opracowaną taktyką ludność tej krainy
schroniła się w Atenach oraz za tzw. Długimi Murami, łączącymi
miasto z portem w Pireusie. Wśród uchodźców przeważali
rolnicy ze zgrozą obserwujący poczynania Spartan i ich
sprzymierzeńców. Płonęły pola uprawne, gaje oliwne, plantacje
winorośli. Nie oszczędzano domostw i zabudowań
gospodarskich. Czego najeźdźcy nie zdołali zrabować, to
niszczyli. W dodatku ludzie stłoczeni w obrębie murów
obronnych cierpieli liczne niewygody. W tych warunkach rosło
wzburzenie przeciwko politykom, którzy doprowadzili do
wybuchu wojny. Wzmogło się ono jeszcze bardziej, kiedy miasto
ogarnęła zaraza. Epidemia dżumy dziesiątkowała ludność Aten.
Jej ofiarą padli m.in. obaj synowie Peryklesa z pierwszego
małżeństwa. Ale Ateńczycy nie zwracali uwagi na ból ojca; po raz
pierwszy od czternastu lat nie wybrali go strategiem. Rychło
Perykles całkowicie utracił wpływ na decyzje polityczne. Bronił
się przed stawianymi mu zarzutami, lecz nikt nie chciał go
słuchać. Opamiętanie przyszło dopiero po kilku miesiącach.
Ponownie wybrano go strategiem, ale nie dane już mu było długo
sprawować tej funkcji. Zmarł w drugim roku wojny, jako jedna z
ostatnich ofiar zarazy. Śmierć jego przebiegała zgodnie z
normami obowiązującymi w epoce. Nad posłaniem konającego
zgromadzili się przyjaciele, wygłaszając wstępne mowy żałobne,
a umierający poprawiał ich próby. Szczególną uwagę zwracał na
swoją uczciwość, bo też jako jeden z nielicznych polityków w
dziejach nie pohańbił się łapownictwem czy malwersacjami.
Bardziej można mu było zarzucić przyjaźnienie się z
nieuczciwymi, ale gdyby miał się ograniczyć wyłącznie do łudzi
bez skazy, zapewne grono jego znajomych znacznie by się
skurczyło. Kiedy zmarł, współcześni zdali sobie sprawę, że
odszedł najwybitniejszy polityk w dziejach Aten.
Aspazja wyszła wkrótce za niejakiego Lizyklesa, który liczył,
że małżeństwo z nią ułatwi mu zostanie przywódcą stronnictwa
Alkmeonidów. Niestety, ten związek z rozsądku nie trwał długo.
Lizykles poległ w 428 r. p.n.e. i jest to ostatnia zachowana
informacja dotycząca bezpośrednio Aspazji. Nie wiemy, kiedy, w
jakich okolicznościach i gdzie zmarła. Tragiczny natomiast los
spotkał jej jedynego syna noszącego imię ojca. Chociaż pochodził
on z nieprawego łoża, otrzymał obywatelstwo ateńskie i został
nawet strategiem. Jako jeden z dowódców brał udział w
zwycięskiej bitwie morskiej koło Wysp Eginackich w 406 r. p.n.e.
Mimo wygranej, po powrocie do Aten strategów postawiono
przed sądem pod zarzutem zaniedbania obowiązków
pogrzebowych wobec poległych nieprzyjaciół. Rzeczywiście
wodzowie dopuścili się tego zaniedbania, ale w szalejącym
sztormie nie było możliwe wyławianie z morza zwłok Spartan.
Przeciwnicy polityczni dopięli jednak swego. Strategów skazano i
stracono. Jedynym sędzią głosującym przeciwko karze śmierci
był stary przyjaciel Aspazji, Sokrates.
Miasto, pozbawione najlepszych wodzów, skapitulowało
przed Spartanami w dwa lata po nieszczęsnej bitwie. Pięć lat
później odbyły się proces i egzekucja Sokratesa, oskarżonego
(jakżeby inaczej) o bezbożność. Ponadto zarzucano mu
deprawowanie młodzieży. Lud ateński dobrze pamiętał, że
wychowankiem (i kochankiem) starego filozofa był słynny
Alkibiades, największy awanturnik wojny peloponeskiej.
Skłócony z rodzinnym miastem, Alkibiades wyrządził mu wiele
szkód, znacznie przyczyniając się do jego ostatecznej klęski.
Wielkość polityczna Aten odeszła na zawsze, a niemały na to
wpływ miał ustrój państwa. I jak tu lubić demokrację?
N A MACEDOŃSKIM DWORZE
Filip i Olimpias

P rzez wiele wieków Macedonia odgrywała marginalną rolę w


świecie greckim. Zamieszkana przez ludność, mówiącą
archaiczną odmianą języka, uchodziła w oczach niektórych za
kraj niemal barbarzyński. Panowały w niej stosunki społeczne
niczym w czasach homeryckich. Na czele państwa stał król,
którego otaczali możnowładcy. Silną pozycję zajmowali wolni
chłopi, do złudzenia przypominający poddanych Odyseusza czy
Agamemnona. Kraj był słabo zurbanizowany i nigdy nie
wykształciły się w nim charakterystyczne dla tradycji greckiej
formy miasta-państwa. Macedończycy górowali liczebnością nad
każdym państwem Grecji właściwej, ale ze względu na niski
stopień cywilizacyjnego rozwoju nie potrafili tej przewagi
wykorzystać. Przez pewien czas uznawali zwierzchnictwo
perskie, potem dominujący wpływ w kraju zdobyły Ateny,
zakładając na wybrzeżu liczne miasta. Dopiero w połowie IV w.
p.n.e. sytuacja zaczęła się zmieniać. Po śmierci króla Perdikkasa
regentem został jego brat Filip. Jemu to zawdzięcza Macedonia
wyjście z izolacji i aktywne włączenie się w wir dziejów greckich.
Regent okazał się wyjątkowo zręcznym politykiem. Krajowi
zagrażali barbarzyńscy Ilirowie, Ateńczycy oraz rodzimi
uzurpatorzy. Filip doszedł do słusznego wniosku, że ze
wszystkimi naraz nie da sobie rady, a najważniejszą sprawą jest
uchronienie Macedonii przed rabunkiem i zniszczeniem. Zawarł
więc porozumienie z Atenami, po czym pokonał Ilirów.
Następnie pozbył się konkurentów do władzy (przy okazji
mordując rodzoną matkę) i zajął się reorganizacją sił zbrojnych,
naśladując wzory tebańskie, uważane ówcześnie za najlepsze w
Helladzie. (Kilka lat wcześniej przebywał w Tebach jako
zakładnik i miał okazję dobrze się przypatrzeć armii tego kraju).
Kiedy dysponował już realną siłą, rozpoczął wojnę z Atenami. W
ciągu kilku lat podbił Półwysep Chalkidycki wraz z jego miastami
i wówczas zwrócił swoją ekspansję w kierunku rdzennej Grecji.
Teraz nie było już w Helladzie nikogo, kto by ośmielił się
lekceważyć Macedonię i jej władcę. Zaledwie osiem lat
wystarczyło, aby kraj ten stał się jedną z największych potęg w
Grecji. Sam zaś Filip II (w tym czasie został już obwołany królem)
w ogóle nie przystawał do obiegowych opinii na temat władców.
Był bez wątpienia doskonałym wodzem i politykiem, ale też
człowiekiem niegardzącym przyjemnościami życia codziennego.
Współcześni opowiadali niestworzone historie o jego
upodobaniu do wina i seksu. Bez wątpienia król lubił wystawne
uczty w gronie wodzów, przebiegające w atmosferze dalekiej od
elegancji. Nie pijano na nich rozcieńczonego wina (tak jak w
Atenach), toteż libacje kończyły się zazwyczaj całkowitym
oszołomieniem. Ucztowaniu bez umiaru towarzyszyły jawne
ekscesy seksualne z udziałem partnerów obojga płci. W
uprawianiu publicznego seksu władcy zupełnie nie przeszkadzał
fakt, że był żonaty, tym bardziej że w sprawach małżeńskich
również nie krępował się żadnymi konwenansami. W pierwszych
latach swojego panowania zawarł dwa mariaże z
przedstawicielkami macedońskiej arystokracji. Prawdopodobnie
obie żony szybko zmarły, a z jednego ze związków narodził się
syn Karanos. W 356 r. p.n.e. Filip poślubił bratanicę króla Epiru,
Olimpias. Małżeństwo miało charakter polityczny, jako że
Macedonia potrzebowała zabezpieczenia granic od zachodu.
Olimpias została uznana za oficjalną małżonkę władcy i
przysługiwał jej tytuł królowej. Szybko urodziła Filipowi dwójkę
dzieci: Aleksandra i Kleopatrę. W kilka lat później król dokonał
podboju Tesalii, krainy leżącej na południe od Macedonii. W
źródłach zachowała się informacja o jego dwóch związkach z
tamtejszymi kobietami. Jeden z kronikarzy stwierdził, że władca
Macedonii chciał w ten sposób zjednać sobie ludność podbitego
kraju. Czyżby? Wydaje się mało prawdopodobne, aby przelotne
związki z młodymi dziewczynami zapewniły mu popularność w
zniewolonej Tesalii. Najwyraźniej zapomniał, że ma już
prawowitą małżonkę, i został bigamistą, oficjalnie poślubiając
jedną ze swoich tesalskich partnerek. Z obu związków miał
jednak potomstwo. Kynane urodziła mu córkę o imieniu
Tessalonika, a Fillina syna, Arridajosa. Ta dwójka dzieci odegra w
przyszłości ogromną rolę w dziejach Macedonii.

Filip II (prawdopodobnie)

Olimpias nie zamierzała zadowolić się rolą pierwszej


małżonki króla. W jej osobie Filip znalazł równego sobie
partnera, a kiedy drogi małżonków się rozeszły — godnego
przeciwnika. Współcześni wyrażali się o królowej jak najgorzej,
zarzucając jej brak hamulców moralnych, żądzę władzy i pychę.
Powszechne zgorszenie budziło upodobanie Olimpias do czarów,
wróżb i trucizn.
Upokarzana notoryczną niewiernością męża, szybko go
znienawidziła, a jako zdeklarowana mistyczka, zaczęła żyć
wyłącznie przepowiedniami, związanymi z osobą syna. W swoim
postępowaniu rzadko kierowała się zimną kalkulacją, częściej
wróżbami i przesądami. Wierzyła, że jej syn jest nowym
wcieleniem Achillesa i ma do spełnienia misję dziejową.
Rozpuszczała rozmaite pogłoski na temat Aleksandra; twierdziła
na przykład, że jego ojcem jest Zeus. Kiedy w czasie walk na
Chalkidyce Filip stracił oko, królowa rozgłaszała, że to kara za
podglądanie boga w czasie uprawiania z nią seksu. Mimo że
zachowanie Olimpias często drażniło króla, nie zdecydował się
na rozwód. Znał przywiązanie Aleksandra do matki i nie chciał
sobie robić z niego wroga. Tym bardziej że chłopiec był
wyjątkowo zdolnym dzieckiem i wszyscy widzieli w nim
naturalnego następcę Filipa. Prawdopodobnie też dlatego
Olimpias nie zorganizowała zamachu na życie męża: śmierć
króla, zanim Aleksander osiągnie pełnoletność, mogła
pokrzyżować plany sukcesji. Wszak Filip najpierw został
regentem Macedonii i sprawował władzę w imieniu małoletniego
bratanka; dopiero potem jego sukcesy sprawiły, że armia
ofiarowała mu koronę, odsuwając od tronu Amyntasa. Bratanek
był już dorosły, ale dopóki żył Filip, nie miał żadnych szans na
odzyskanie władzy. Nadal jednak przysługiwał mu tytuł
królewski, poślubił nawet nieprawą córkę stryja. W razie śmierci
króla (i niepełnoletności Aleksandra) jemu więc przypadłby tron.
I mało kto upomniałby się o prawa Aleksandra, chociażby ze
względu na osobę Olimpias. Królowa dobrze wiedziała, że
Macedończycy jej nie lubią i obawialiby się wpływu matki na
małoletniego syna. Co więcej, usuwając Filipa, mogłaby
doprowadzić do śmierci Aleksandra — z pewnością Amyntas i
jego doradcy woleliby nie czekać, aż chłopiec dorośnie i zechce
sięgnąć po władzę. Dzieci nie miały szans w takich rozgrywkach i
z reguły dziwnie łatwo umierały, ku zadowoleniu osób
zainteresowanych. Mimo więc całej swojej zapalczywości
królowa uznała, iż w jej interesie leży, aby mąż cieszył się
dobrym zdrowiem do czasu uzyskania przez syna pełnoletności.
A Filip jak na złość narażał życie i zdrowie przy każdej okazji. Nie
tylko utracił oko, ale też odniósł wiele innych ran, wskutek czego
kulał do końca życia. Nie zwykł odpoczywać także po trudach
wojennych, lekceważąc zalecenia lekarzy. Z upływem lat wcale
nie osłabło jego upodobanie do orgii seksualno-alkoholowych,
ilekroć więc przebywał w stolicy, większość czasu spędzał na
tego rodzaju rozrywkach. Na dodatek z wiekiem stawał się
romantyczny, co tylko przysparzało mu kłopotów.

Aleksander

K ról, zgodnie z obyczajami greckimi, był zdeklarowanym


biseksualistą. Wśród jego partnerów, oprócz kurtyzan
obojga płci, zdarzały się również osoby z arystokracji
macedońskiej. W 338 r. p.n.e. do stałych partnerów Filipa
należało dwóch młodzieńców o imieniu Pauzaniasz. Jak zwykle w
takich sytuacjach, między młodymi ludźmi doszło do ostrej
rywalizacji o względy króla. Monarcha nie traktował tego
poważnie, jak zresztą całej seksualnej strony życia. Seks służył
mu wyłącznie do rozrywki i odpoczynku po trudach. Tym
bardziej że poznał wówczas kobietę, dla której stracił głowę.
Czterdziestoczteroletni władca zakochał się — po raz pierwszy i
ostatni w życiu. Wybranka miała kilkanaście lat i była kuzynką
jednego z wodzów macedońskich, Attalosa. Ten od razu
spostrzegł niezwyczajne zainteresowanie króla osobą Kleopatry i
postanowił to wykorzystać. Niemłody już władca bynajmniej nie
oszczędzał zdrowia. Aleksandra obawiano się ze względu na jego
demoniczną matkę, Amyntas miał mimo wszystko nielicznych
zwolenników. Wiele zależało od umiejętnego poprowadzenia
sprawy. Attalos zaczął więc rozpuszczać pogłoski o
barbarzyńskim pochodzeniu Olimpias, a co za tym idzie — o
nielegalności jej związku z Filipem. W ten sposób dyskretnie
kwestionował prawo Aleksandra do tronu. Cała kalkulacja
opierała się na słabych podstawach. Olimpias była księżniczką
epirską, przedstawicielką ludu blisko spokrewnionego z
Macedończykami. Plotki podchwycili jednak przeciwnicy
królowej, która zdążyła już zrobić sobie w Macedonii wielu
wrogów. Wydaje się również, że Filip, zmęczony ciągłymi
problemami z żoną, dojrzał wreszcie do tego, aby się jej pozbyć.
Tym bardziej że oprócz uczucia do młodej Kleopatry (pod
dyskretną opieką Attalosa) absorbowała go rywalizacja między
oboma Pauzaniaszami, która weszła w fazę otwartego konfliktu.
Chłopcy ubliżali sobie publicznie, a cała stolica kibicowała ich
zmaganiom. W tej atmosferze Filip dolał oliwy do ognia,
ogłaszając, iż żeni się z Kleopatrą. Co więcej, dziewczyna miała
zostać jedyną pełnoprawną królową! Olimpias otrzymała
polecenie opuszczenia kraju, co też niezwłocznie uczyniła. Filip
zaś spokojnie przygotowywał się do wesela. Przestał się nawet
interesować rywalizacją Pauzaniaszy. Teraz zajmowały go tylko
dwie sprawy: ślub z Kleopatrą i zachowanie Aleksandra.
Wiedział, że syn poczuł się zagrożony w swojej pozycji. Miał
dziewiętnaście lat i rozstanie z matką było dla niego mniej
istotne niż utrata sukcesji po ojcu. Aleksander wziął udział w
uczcie weselnej i zrazu nic nie zapowiadało skandalu, jaki miał
wybuchnąć. Attalos jednak czuwał. W pewnym momencie wziął
do ręki puchar wina i wzniósł toast za pomyślność młodej pary.
Zwrócił się do bogów z prośbą, aby z nowego związku narodził
się wreszcie legalny następca Filipa! Biesiadnicy zamarli. Z
wyjątkiem Aleksandra, który nie zamierzał puścić obelgi płazem.
Cisnął w Attalosa pucharem, wyzywając go od psów. Wówczas na
syna rzucił się Filip z mieczem w dłoni. Goście rozbroili króla, a
Aleksander wybiegł z pałacu. Następnie w towarzystwie
przyjaciół udał się do jednego z zaprzyjaźnionych wodzów
barbarzyńskich, planując wojnę z ojcem. W stolicy powiało grozą.
Większość Macedończyków przyzwyczaiła się już do myśli, że
Aleksander będzie następcą Filipa, a teraz ci dwaj zamierzali ze
sobą walczyć! Całkowity spokój zachował tylko Attalos.
Wszystko układało się po jego myśli: Aleksander przebywał poza
krajem, szykując się do wojny z własną ojczyzną, a Kleopatra
była w ciąży, spełniła więc pokładane w niej nadzieje. Należało
więc jedynie pilnować, aby królowi nie spadł włos z głowy.
Aleksander szybko zmontował koalicję przeciwko ojcu i
niebawem przekroczył granice państwa na czele barbarzyńców.
Filip wyruszył przeciwko niemu i wówczas doszło do wydarzenia
brzemiennego w skutki. W czasie walki wręcz król został ranny i
obalony na ziemię. Osłonił go własnym ciałem jeden z
Pauzaniaszy (owych kłótliwych kochanków Filipa), przypłacając
to życiem. W ten sposób udowodnił, że był prawdziwym
żołnierzem swojego króla, a nie tylko jego partnerem
seksualnym. Bohater okazał się kuzynem Attalosa, wskutek
czego intrygant zwiększył jeszcze swój wpływ na władcę. W
dodatku Attalos postanowił zemścić się na drugim Pauzaniaszu,
którego oskarżał o nakłonienie krewniaka do desperackiego
czynu. Zajął się tym gorliwie po powrocie z wyprawy, a na efekty
nie trzeba było długo czekać.
Tymczasem konflikt ojca z synem wygasał. Filip rozbił
koalicję zawiązaną przez Aleksandra, a ten zrozumiał, że na
dłuższą metę wojna z ojcem nie doprowadzi do niczego dobrego.
Ocalił honor i nikt nie mógł mu zarzucić, że przełknął insynuacje
Attalosa. A kontynuując wojnę domową, ryzykował utratę
popularności i zmniejszał swoje szanse na objęcie tronu. Wojny z
synem miał dość również Filip. Od lat planował wyprawę
przeciwko Persji i gdy sprawy w Grecji zostały wreszcie
uporządkowane, postanowił wyruszyć na Wschód. Nie mógł
jednak zostawić Aleksandra na tyłach. Ojciec i syn skorzystali
więc z mediacji i Aleksander z wszelkimi honorami’ powrócił na
dwór. Rozpoczęto przygotowania do wojny z Persją i niebawem
pierwsze oddziały macedońskie wymaszerowały z kraju. W
stolicy tymczasem wybuchł nowy skandal z udziałem Attalosa.

Zemsta odtrąconego kochanka

O d powrotu z wyprawy przeciwko barbarzyńcom


prześladował on Pauzaniasza. Nie mógł darować mu
śmierci kuzyna i na każdym kroku obrzydzał chłopcu życie. A
jako człowiek zamożny i ustosunkowany miał po temu wiele
okazji. Wkrótce cała stolica huczała od plotek. Życie byłego
kochanka króla zamieniło się w udrękę. Kurtyzany odmawiały
młodzieńcowi usług, drwiąc, że odbiera im zarobek. Doszło do
tego, że gdy Pauzaniasz pojawiał się publicznie, witały go gwizdy
i śmiechy. Wreszcie Attalos postanowił zadać cios ostateczny.
Zaproponował Pauzaniaszowi pojednanie i wydał na jego cześć
wystawną ucztę. Bez problemu upił młodzieńca, po czym go
zgwałcił. Następnie nieprzytomnego gwałcili przyjaciele Attalosa,
a potem służba. Stajenni i niewolnicy, którzy mieli takie same
upodobania seksualne jak ich panowie, również wykorzystali
nieszczęsnego Pauzaniasza. Co więcej, Attalos nagłośnił całą
sprawę, a uczestnicy uczty ze szczegółami opowiadali o walorach
erotycznych byłego kochanka Filipa. Chłopak wstydził się wyjść z
domu. Domagał się od króla ukarania winnych. Monarcha jednak
zachował się niezdecydowanie. Z jednej strony nie potrafił
odepchnąć dawnego kochanka, z drugiej zaś nie mógł ukarać
Attalosa, potrzebnego mu i jako współpracownik, i jako członek
rodziny. Kuzyn Kleopatry stanowił naturalną przeciwwagę dla
Olimpias i Aleksandra oraz ich ludzi, poza tym był zdolnym
wodzem, co w obliczu wojny stanowiło atut nie do pogardzenia.
Filip wybrał więc najgorszy sposób rozwiązania problemu —
wysłał Attalosa do Azji, a Pauzaniasza próbował ułagodzić
prezentami. W efekcie nie zadowolił nikogo. Pauzaniasz
znienawidził króla, winiąc go za swoją hańbę. Zaczął się spotykać
z przeciwnikami władcy, widywano go w towarzystwie osób
niechętnych Filipowi. Monarcha sądził, że to tylko chwilowy
kaprys ulubieńca, ale okazało się, że sprawy zaszły już zbyt
Olimpias

daleko.
Niebawem w stolicy odbyło się wesele córki Filipa z królem
Epiru. Uroczystości miały wykazać potęgę Filipa w przededniu
wyprawy perskiej, toteż nadano im szczególnie bogatą oprawę.
Urządzano wspaniałe procesje, przedstawienia teatralne
uświetniali swoimi występami najwybitniejsi artyści. Wystawne
uczty ciągnęły się do późnych godzin nocnych. Któregoś
kolejnego ranka widzowie przybyli do teatru, aby śledzić
przebieg dalszych uroczystości. Wkrótce zjawił się także król.
Bez broni i straży przybocznej szedł w kierunku sceny w
towarzystwie obu Aleksandrów: zięcia i syna. Kiedy trójka
mężczyzn zbliżyła się do podium, do Filipa podbiegł Pauzaniasz.
Zadał władcy cios mieczem, po czym rzucił się do ucieczki.
Śmiertelnie ranny król zmarł po kilku minutach. Zamachowca
schwytali przyjaciele Aleksandra i zabili na miejscu.
Już w starożytności nie wierzono, że Pauzaniasz działał sam.
Wprawdzie powszechnie znane były kierujące nim motywy
osobiste, ale nikt nie wątpił, że stały też za tym osoby
zainteresowane usunięciem Filipa. Podejrzenia kierowano pod
adresem opozycjonistów macedońskich, Persów, Ateńczyków,
wreszcie Aleksandra i Olimpias. Przyjrzyjmy się więc kolejno
podejrzanym.
Nie wszyscy możnowładcy macedońscy byli zadowoleni z
rządów Filipa. Szczególnie wrogo odnosili się do działań
monarchy dawni książęta plemienni z rodu Lynkestis. Swego
czasu wybierani nawet na władców całego kraju, teraz niechętnie
przyjmowali silną władzę Filipa. Woleliby widzieć na jego
miejscu słabego króla, zależnego wyłącznie od nich. A więc
najbardziej odpowiadałby im bratanek Filipa, Amyntas. Młody
człowiek stałby się w ich rękach wyłącznie marionetką firmującą
posunięcia mocodawców. Dla potężnych książąt Lynkestis nie
liczyła się wielkość Macedonii, lecz wyłącznie własny interes. To,
czy kraj straci na znaczeniu, czy pozostanie potężnym
królestwem, było im obojętne. Nie potrafili docenić zasług Filipa
dla ojczyzny, podobnie jak wielu innych możnowładców w
dziejach ludzkości. Nieodosobniony to przecież przypadek, że
wpływowi arystokraci kierują się własnymi korzyściami, wbrew
oczywistym interesom państwa. Wystarczy przypomnieć sobie
historię Polski... Opozycjoniści macedońscy byli jednak realistami
i wiedzieli, że jakakolwiek próba rebelii przeciwko Filipowi nie
znajdzie uznania wśród społeczeństwa. Król cieszył się ogromną
popularnością, poddani pamiętali bowiem, komu zawdzięczają
odmianę losu i kto uczynił z Macedonii pierwszą potęgę świata
greckiego. Przez wieki kraj najeżdżał i łupił każdy, kto chciał,
dopiero Filip zapewnił państwu jedność i zabezpieczył jego
granice. I dokonał tego w ciągu zaledwie dwudziestu lat!
Macedończycy przestali wreszcie być ofiarami i sami zaczęli
ciągnąć profity ze swojej hegemonii. Armia i prosty lud
okazywały więc królowi niezmierne przywiązanie i wszelka
rebelia wymierzona przeciwko niemu nie miała szans
powodzenia. Nawet Aleksander to zrozumiał i szybko zaprzestał
walki z ojcem. Tym bardziej że w razie śmierci Filipa
prawowitym jedynowładcą automatycznie stałby się Amyntas i
żadna elekcja nie wchodziłaby w rachubę.
Usunięciem Filipa mogły być zainteresowane władze perskie.
Król Macedonii nie ukrywał przecież, że podbój Grecji to dla
niego tylko etap na drodze do Persji. Filip marzył o tym od
dawna i miał poparcie wielu polityków greckich. Oficjalnie
mówiono o pomszczeniu krzywd greckich sprzed półtora wieku
(Akropol, Termopile), w rzeczywistości jednak chodziło o nowe
ziemie pod osadnictwo oraz bogactwa Wschodu. W okresie tym
Hellada odczuwała już przeludnienie, a czasy kolonizacji należały
do przeszłości. Nigdy wcześniej świat grecki nie wydał tak
zdolnego wodza, nigdy wcześniej nie był też zdolny do
wystawienia równie potężnej armii. Władze perskie, świadome
zagrożenia, od lat wspomagały Greków przeciwko Macedonii.
Filip także kupował sobie zwolenników, co doprowadziło do
absurdalnej sytuacji, że w Atenach trudno było znaleźć polityka
nie pozostającego na żołdzie jednej ze stron. Oczywiście
zwolennicy obu orientacji uważali się za obrońców ojczyzny, co
daje ciekawy obraz patriotyzmu greckiego w tym okresie. Mimo
to, po zwycięstwie Filipa pod Cheroneją (dwa lata przed
zamachem), ostało się w Grecji kilku nieprzejednanych.
Wspierali ich finansowo Persowie w nadziei na opóźnienie
wyprawy Filipa na Wschód, chociaż bardziej by im odpowiadało
trwałe wyeliminowanie króla Macedonii. Zapewne władze
perskie nie brały poważnie problemu sukcesji po Filipie.
Prawdopodobnie przypuszczano, że z chwilą śmierci króla jego
państwo po prostu się rozpadnie. Pretendentów do tronu nie
brakowało i całkiem realna wydawała się perspektywa wojny
domowej, która zniszczy potęgę Macedonii. Mimo niewątpliwych
talentów Aleksandra, nie sądzono, by potrafił on zachować
dziedzictwo ojca.
Jak pamiętamy, morderca Filipa nie uszedł z życiem. Dopadli
go i zabili na miejscu trzej młodzi ludzie ze świty Aleksandra:
Leonnatos, Perdikkas i Attalos (nie mylić z przeciwnikiem
Aleksandra). Dwaj pierwsi uchodzili za zaufanych przyjaciół
następcy tronu i w latach późniejszych pełnili wysokie godności
w armii i na dworze. Perdikkas został nawet po śmierci
Aleksandra regentem państwa. Młodzieńcy dogonili
zamachowca, ale nawet nie próbowali ująć go żywcem. Dlaczego?
Przecież zabójca króla powinien stanąć przed sądem.
Obezwładnienie Pauzaniasza z pewnością nie stanowiło
problemu dla trzech sprawnych mężczyzn. Czyżby zatem
otrzymali polecenie, aby go zabić, żeby nie zdradził swoich
mocodawców? Na torturach potrafiono każdego zmusić do
mówienia, nie tylko zniewieściałego paniczyka. W takim razie
rozkaz mógł wydać tylko Aleksander! Czy następca tronu był
zdolny do ojcobójstwa? Jego późniejsze losy wskazują, że w
sprawach politycznych nie miał zahamowań moralnych. Jak
przystało na rasowego polityka, nie kierował się raczej
sentymentami. Dzieje dynastii, z której pochodził, obfitowały w
mroczne zbrodnie. Niewielu poprzedników Aleksandra zmaiło
śmiercią naturalną, zdarzały się przypadki ojco-, brato- czy
matkobójstwa. Dlaczego on miałby być inny? Tym bardziej że
ponad wszystko kochał sławę. A dopóki panował ojciec, czyny
syna szły na konto monarchy. Przecież w bitwie pod Cheroneją to
właśnie Aleksander wykonał decydujące uderzenie, które
przesądziło o losach starcia, ale ponieważ wodzem naczelnym
był Filip, zwycięstwo przypisano królowi. Wydaje się, iż
Aleksandrowi brakowało wiary we własną wielkość. W czasie
wyprawy perskiej założył siedemdziesiąt miast i wszystkie z
wyjątkiem jednego nazwał własnym imieniem. Ten wyjątek
uczynił dla swojego wierzchowca, słynnego Bucefała. Jakoś nie
poczuł się do uczczenia pamięci ojca czy też uhonorowania
wodzów. Może uważał, że tylko on jest godny chwały i uznania?
W takim razie osoba ojca musiała mu wyjątkowo przeszkadzać.
Możliwe jest też inne wyjaśnienie. Niewykluczone, że
Aleksander po prostu osłaniał matkę. Olimpias życzyła Filipowi
jak najgorzej, a w chwili zamachu przebywała w Macedonii.
Przyjechała na ślub córki i od razu rozwinęła ożywioną
działalność. Jest bardzo prawdopodobne, że kontaktowała się z
Pauzaniaszem. Co więcej, przyszły zamachowiec zapewne szukał
w niej oparcia, znając jej nienawiść do męża. Jako matka
potencjalnego następcy tronu mogła mu przecież zapewnić
bezkarność. Kto wie, może nawet obiecała swoją wdzięczność?
Pauzaniasz mógł się również spodziewać wdzięczności ze strony
Aleksandra. Tak czy inaczej, królewicz musiał wyrazić co
najmniej milczącą zgodę na zabójstwo ojca. Od niego też
przypuszczalnie pochodziła informacja, kiedy król będzie bez
straży przybocznej. Nie znaczy to, że przekazał ją bezpośrednio
Pauzaniaszowi — wystarczyło, że powiadomił o tym matkę. Bez
wątpienia natomiast wydał przyjaciołom polecenie lub
zasugerował im, by zabili zamachowca na miejscu. Możliwe, że w
chwilę po zamachu kazał im po prostu dopaść go i zamordować.
Jest mało prawdopodobne, aby wcześniej wtajemniczał ich w
swoje plany, a tuż po zranieniu króla nie było czasu na żadne
wyjaśnienia. Zamachowiec zrobił swoje i musiał natychmiast
umrzeć.
Trudno natomiast znaleźć dowody na poparcie tezy o udziale
Persów w zamachu na króla. Przypuszczalnie ich rola ograniczyła
się do finansowania opozycji macedońskiej. A Pauzaniasza
widywano w otoczeniu książąt Lynkestis. Opozycjonistom
potrzebny był ktoś z otoczenia Filipa, żywiący do króla urazę, w
charakterze kozła ofiarnego: żeby zrzucić na niego całą winę,
samemu zaś wystąpić nawet w roli mściciela. Aleksandrowi
również na tym zależało. Bez względu na to, czy inspirował
Pauzaniasza, czy też tylko popierał matkę, z radością odkrył
spisek książąt Lynkestis i dostrzegł szansę obciążenia ich
odpowiedzialnością za zbrodnię. Zamachowiec zginie, więc nikt
nie dowie się prawdy. Spiskowcom wydawało się zatem, że
wszystko dobrze przygotowali. Ostatecznie nie miało znaczenia,
kto pokieruje ręką zabójcy, ważny był skutek.
Książęta Lynkestis planowali, że Aleksander podzieli los ojca,
a zgromadzona na wyprawę perską armia bez trudu uzna władzę
Amyntasa. Attalos przebywał poza krajem, nie było więc nikogo,
kto ująłby się za małą córeczką Filipa. Zresztą prawo
macedońskie nie przewidywało samodzielnego panowania
kobiety, a co dopiero niemowlęcia. Spiskowcy dysponowali
jeszcze jednym, istotnym argumentem. Najwybitniejszy wódz
Filipa, Antypater, był teściem jednego z nich. Opinia starego
wodza, cieszącego się ogromnym uznaniem armii, miała odegrać
decydującą rolę. Wiedziano, że podejrzenia skierują się w stronę
Olimpias, a Aleksander będzie chronił matkę. Reszta zależała od
umiejętnego pokierowania sprawą i od Antypatra.
Aleksander jednak kontrolował sytuację. Bezpośrednio po
zamachu doszedł do porozumienia z Antypatrem. Zawarli
transakcję handlową. W zamian za poparcie wodza królewicz
zagwarantował życie jego zięciowi. Pozostali książęta zostali
zamordowani. Razem z nimi zginął również Amyntas, gdyż zbyt
wiele osób pamiętało o jego prawach do tronu. Ofiarą Aleksandra
padli także Attalos i Karanos. Pierwszy był osobistym wrogiem
królewicza, drugi, jako syn Filipa, mógł się stać niebezpieczny.
Nie oszczędzono też nieszczęsnej córeczki Kleopatry i jej matki.
W tej sytuacji armia okrzyknęła królem Aleksandra.
Opozycjoniści macedońscy popełnili jeden fatalny błąd.
Pokładali zbyt duże nadzieje w Antypatrze i nie dopuszczali do
siebie myśli, że wódz może poprzeć Aleksandra. Antypater był
człowiekiem rozsądnym i wina królewicza nie podlegała dla
niego dyskusji. Ale stary współpracownik Filipa nie chciał
ponownie widzieć swojego kraju w poniżeniu. Imperium
macedońskie opierało się na sile wojskowej i charyzmie jego
króla. Kiedy Filip zginął, bunt podniosły plemiona barbarzyńskie,
państwa greckie zaczęły zrzucać hegemonię. W tej trudnej
sytuacji potrzebny był silny władca, a na takiego zapowiadał się
Aleksander. Antypater miał blisko sześćdziesiąt lat i dobrze
pamiętał czasy klęsk i najazdów. U schyłku życia nie chciał
oglądać ruiny dzieła, w którego budowę włożył tyle sił.
Macedonia potrzebowała króla z krwi i kości, a nie jakiejś
marionetki! Tak więc wódz zapewnił zięciowi bezkarność, po
czym poparł najlepszego z kandydatów do tronu. Cóż z tego, że
ów następca zamieszany był w zabójstwo ojca...

Aleksander

Aleksander został największym zdobywcą świata


starożytnego. W ciągu kilku lat podbił Persję, tworząc zręby
nowej epoki w dziejach. W natłoku licznych zajęć nie zapomniał
jednak o winie zięcia Antypatra. Kiedy wojna w Persji już się
rozstrzygnęła, przyszedł czas na ostatniego z książąt Lynkestis.
W sześć lat po zamachu na Filipa II zięć Antypatra został
stracony wyrokiem sądu wojskowego. Oficjalnie za zdradę, w
rzeczywistości za stare grzechy. Antypater przestał być
Aleksandrowi potrzebny i można było wyrównać dawne
porachunki. Przy okazji stracono też jeszcze kilka osób
związanych z Filipem, które nie dość spontanicznie popierały
niegdyś Aleksandra. Nowy król bowiem, w odróżnieniu od
swojego ojca, nigdy nie zapominał o winach poddanych.
S IOSTRA A LEKSANDRA M ACEDOŃSKIEGO
Aleksander – król Epiru

10 czerwca 323 r. p.n.e. w Babilonie zmarł w wieku


trzydziestu trzech lat Aleksander Macedoński. Panował
zaledwie trzynaście lat i całe jego dorosłe życie wypełniła wojna.
Aż dziwne, że zdążył się w tym czasie ożenić. Nie doczekał już
jednak następcy. Kiedy zmarł, wdowa po nim była w ciąży.
Przeżyli go: przyrodni brat, niespełna rozumu Arridajos, i
rodzona siostra o imieniu Kleopatra. Arridajos był nieślubnym
synem Filipa. W dzieciństwie przeszedł ciężką chorobę, która
spowodowała znaczne upośledzenie umysłowe. Zapewne tylko
dlatego młody człowiek ocalał po śmierci ojca, kiedy to zginęli
wszyscy potencjalni kandydaci do tronu. Aleksander chciał
bowiem mieć pewność, że nikt nie będzie wszczynał buntów w
czasie jego wyprawy na Persję. Arridajosa uznał jednak za
nieszkodliwego.
Mordercze instynkty Aleksandra nie dotyczyły jego siostry.
Zachowały się informacje, że darzył on Kleopatrę wyjątkowym
uczuciem i szczerze interesował się jej losem. Nigdy również nie
widział w niej rywalki do władzy. Po raz pierwszy Kleopatra
pojawiła się na scenie politycznej przy okazji swojego wesela z
królem Epiru. Uroczystość zaślubin przeszła do historii z powodu
udanego zamachu na Filipa II. Sam przebieg zamachu oraz
towarzyszące mu okoliczności zostały dokładnie opisane w
poprzednim rozdziale i nie ma potrzeby przytaczać ich
ponownie. Warto jedynie zauważyć, że trudno o gorszy
prognostyk dla nowo poślubionej pary.
Mąż Kleopatry, o osiem lat starszy od żony, również nosił
imię Aleksander i był rodzonym bratem jej matki (i jak tu
traktować poważnie różnicę pokoleń wynikającą z genealogii?).
Uchodził za niezwykle przystojnego mężczyznę, obdarzonego
przy tym znacznym urokiem osobistym. Docenił to kiedyś Filip II,
uwodząc młodzieńca. A na gustach ojca Kleopatry, zarówno jeśli
chodzi o kobiety, jak i mężczyzn, można było polegać.
Nie zachowały się żadne informacje dotyczące pożycia pary
królewskiej. Zapewne więc przebiegało ono bez zastrzeżeń, co
raczej nie powinno dziwić. Kleopatra i Aleksander pochodzili z
tej samej sfery społecznej, z tego samego kręgu kulturowego, byli
urodziwi, wykształceni, inteligentni, oczytani. Wspólna
przyszłość rysowała się w jasnych barwach, tym bardziej że król
Epiru nie mieszał się w spory grecko-macedońskie. Nie miał
również zamiaru brać udziału w podboju Persji. Nikt go do tego
zresztą nie zmuszał. Władcy macedońscy dobrze rozumieli
znaczenie Epiru w polityce regionu. Kraj męża Kleopatry
częściowo osłaniał Macedonię przed najazdami plemion
barbarzyńskich z północy Półwyspu Bałkańskiego. Dlatego Filip
II nigdy nie próbował podbić Epiru; poprzestał na uzależnieniu
go od siebie i zabezpieczeniu granicy od zachodu. Tym bardziej
że ten słabo zurbanizowany kraj był znacznie trudniejszy do
zarządzania niż Macedonia. Na czele związku plemion stał król i
w praktyce wszystko zależało od jego indywidualnych
umiejętności dyplomatycznych. Ale mąż Kleopatry okazał się
dobrym politykiem i sprawy wewnętrzne nie przysparzały mu
problemów. Mógł więc spokojnie zająć się sytuacją polityczną na
świecie. Jako władca o znacznych ambicjach, nie zadowalał się
spokojnymi rządami we własnym kraju. Od wschodu blokowało
go państwo macedońskie, którego potęgę znał aż nazbyt dobrze.
Na północy żyły plemiona barbarzyńskie, bardzo ubogie, ale za to
niezwykle waleczne. Pozostawał więc zachód, gdzie za
Adriatykiem rozciągała się Italia. Tam też król Epiru skierował
swoją uwagę. W tym samym roku, w którym Aleksander
Macedoński wyruszył na Persję, jego szwagier i imiennik
otrzymał posłanie z Italii. Potężne greckie miasto Tarent nie
mogło sobie dać rady z sąsiadami i zwracało się o pomoc do
króla Epiru. Ten tylko czekał na taką szansę. Miał ambicje nie
mniejsze niż szwagier, a umiejętnościami również niewiele mu
ustępował. Sytuacja polityczna na Półwyspie Apenińskim wręcz
zachęcała do interwencji. Greckie miasta-państwa oraz
niezależne plemiona na zmianę sprzymierzały się ze sobą lub
walczyły. Idealna okazja, by zastosować w praktyce teorię znaną
pod nazwą „dziel i rządź”. Wygrywając jednych przeciwko
drugim, można było podporządkować sobie cały półwysep
stosunkowo niedużymi siłami. Co prawda w jego środkowej
części coraz większą rolę odgrywał Rzym, ale w tych czasach
miał on jeszcze wyłącznie lokalne znaczenie.
Tarent uchodził za najpotężniejsze miasto w południowej
części Półwyspu Apenińskiego. Z czasem jednak spotkał go los
większości państw greckich. Rozwój gospodarczy i kulturalny
miasta spowodował zanik instynktu samozachowawczego. W
Tarencie żyło się zbyt wygodnie, aby umierać za ojczyznę. Wojny
zlecano najemnikom albo wręcz wynajmowano obcych władców,
żeby realizowali politykę miasta. Podobnie jak w ówczesnych
Atenach, italscy Grecy najchętniej walczyli cudzymi rękami.
Wiadomo, że złoto jest tańsze od własnej krwi, więc unikano
osobistego angażowania się w wojnę. Kilka lat wcześniej w
obronie interesów Tarentu wystąpił król Sparty Archidamos i
przypłacił to życiem; swoją ostatnią bitwę stoczył tego samego
dnia, kiedy Filip II walczył z Grekami pod Cheroneją. Mieczy
spartańskich zabrakło więc w wojnie z Macedonią i fakt ten miał
decydujące znaczenie. Mąż Kleopatry słyszał o swoim
poprzedniku, ale sądził, że zdoła uniknąć jego losu. Na pewno nie
zamierzał pozostać typowym najemnikiem, który bije się o cudzą
sprawę, a następnie inkasuje zapłatę (jeżeli przeżyje) i odchodzi.
Walka w obronie interesów Tarentu miała być dla niego jedynie
krokiem wstępnym w kierunku realizacji własnych planów.
Uważał, że jest w stanie zdobyć dla siebie imperium w zachodniej
części basenu Morza Śródziemnego. Ostatecznie był wodzem ze
szkoły Filipa II, a ten nie zwykł przegrywać wojen.
Tak więc wkrótce po otrzymaniu zaproszenia Aleksander
załadował swoją armię na okręty i przeprawił się przez Adriatyk.
W kraju pozostawił żonę i maleńkiego syna. Na czas swojej
nieobecności ustanowił regencję Kleopatry, co świadczy, jak
dużym darzył ją zaufaniem. Mógł przecież uczynić regentem
któregoś ze swoich wodzów lub doradców. Trudno bowiem
przypuszczać, że zabierał ich wszystkich ze sobą, pozbawiając
całkowicie kraj wykwalifikowanej kadry dowódczej. Co więcej,
powierzenie regencji żonie dowodzi popularności Kleopatry w
Epirze. Nie sposób wszakże pozostawić kraju w rękach kogoś,
kto nie ma poparcia społecznego. Byłby to pierwszy krok do
buntu. A król Epiru na pewno chciał mieć gwarancję, że pod jego
nieobecność w ojczyźnie będzie panować spokój.
Aleksander okazał się godnym imiennikiem szwagra.
Wkrótce po wylądowaniu na italskiej ziemi objął naczelne
dowództwo nad wojskami greckimi. Nie zamierzał się jednak
przejmować poleceniami mocodawców. Rozbił siły Messapiów,
po czym przedarł się z armią na teren Kampanii. Tam pokonał
oddziały Lukanów, a następnie zmierzył się z potężną federacją
Samnitów. Rychło i oni musieli uznać wyższość władcy Epiru.
Skuteczność działań Aleksandra wywołała ogromne wrażenie. Z
Lukanami i Messapiami nie potrafili dać sobie rady wodzowie
greccy od wielu pokoleń. Natomiast Samnici uchodzili za
największą potęgę ówczesnej Italii i zwycięstwo nad nimi
zakrawało na czystą abstrakcję. Wystarczy przypomnieć, jak
długo walczył z nimi Rzym i jakie przy tym ponosił klęski.
Tymczasem Aleksander zawarł przymierze z republiką rzymską i
zaczął bić monetę z własnym wizerunkiem. Grecy zrozumieli, że
ich najemnik zamierza zostać władcą południowej (a może nie
tylko) Italii. O nie! Nie po to sprowadzili do siebie króla Epiru,
żeby przejął rządy! A italscy Hellenowie, podobnie jak ich
pobratymcy z Grecji, mieli wręcz zakodowaną w genach
nienawiść do władzy królewskiej. Woleli swoje własne
podwórko i rodzime republikańskie swary. Władzę skupioną w
jednych rękach nazywali tyranią, ze wszystkimi konsekwencjami
tego określenia. Nie potrafili zrozumieć, że w chwilach
zagrożenia instytucje republikańskie nie są w stanie działać tak
sprawnie jak jednoosobowy zarząd. Demokratyczne obsesje stały
się jedną z przyczyn porażki Aten w wojnie ze Spartą oraz klęski
Greków w zmaganiach z Macedonią. Niestety, italscy Grecy nie
wyciągnęli żadnych wniosków z doświadczeń państw Hellady.
Tarent wymówił Aleksandrowi przymierze i zażądał opuszczenia
swojego terytorium. Najemnik zrobił swoje, mógł więc odejść. Na
kilka lat zapewniono miastu bezpieczeństwo, a co będzie później,
to się okaże. Mieszkańcy będą się martwić w razie
niebezpieczeństwa. A teraz żaden zwierzchnik nie jest już
potrzebny!
Władca Epiru nie przejął się kaprysami Tarentu. Opuścił jego
terytorium, ale nie zamierzał rezygnować ze swoich planów.
Rozumował prosto i logicznie. Niech italscy Grecy cieszą się
tymczasem tą swoją upragnioną wolnością. A kiedy on zostanie
władcą Italii, któż mu się przeciwstawi? Krnąbrni Grecy mogą się
teraz buntować, lecz w sytuacji zagrożenia staną się potulni i
grzecznie przyjmą jego zwierzchnictwo. Tym bardziej że nie
zdołają już wezwać nikogo na pomoc. Żadne państwo greckie nie
zechce zadrzeć z władcą Italii i szwagrem króla Macedonii. Tak
więc kontynuował starania o podporządkowanie sobie
półwyspu. Zapomniał jednak, że oprócz metod czysto
militarnych istnieją również inne skuteczne sposoby działań
politycznych. Historia ludzkości notuje je od najdawniejszych
czasów i trzeba przyznać, że często przynosiły one pożądane
efekty bez angażowania dużych sił i środków. Tak więc w czasie
jednej z bitew król Epiru został skrytobójczo zamordowany, a
wraz z jego śmiercią upadły plany zbudowania przez ten kraj
imperium na zachodzie. Kleopatra została wdową, mając
dwadzieścia pięć lat.

Kleopatra

Ś mierć męża nie osłabiła jej pozycji politycznej w państwie.


Mimo że na wygnaniu przebywali inni członkowie dynastii,
dopóki mały Neoptolemos chował się zdrowo, nic nie mogło
zagrozić regentce. Pozycję Kleopatry dodatkowo wzmocniły
oddziały, które powróciły z Italii. Żołnierze, zakochani w swoim
niezwyciężonym wodzu, nie chcieli słyszeć o innym władcy niż
jego syn. A królową szanowali również ze względu na
powszechnie znane przywiązanie Aleksandra do żony.
Niebezpieczeństwo czyhało jednak z innej strony. W sąsiedniej
Macedonii przebywała matka Kleopatry, słynna Olimpias.
Rodzony syn, choć ją kochał, nie zaryzykował powierzenia jej
regencji na czas wyprawy perskiej. Dobrze znał matkę i pod
swoją nieobecność chciał mieć w kraju spokój. Namiestnikiem
ustanowił Antypatra, w pełni przekonany, że potrafi on zapewnić
właściwe funkcjonowanie państwa, a zarazem nie posunie się
zbyt daleko w sporach z Olimpias. I się nie zawiódł. Stary wódz
umiejętnie ograniczył rolę królowej do murów pałacu, nie
pozwalając jej prowadzić własnej polityki w kraju. Olimpias
rewanżowała mu się głęboką nienawiścią i licznymi donosami
kierowanymi do syna. Aleksander jednak spokojnie wyrzucał je
do kosza, wiedząc, że namiestnik wypełnia tylko zlecone mu
zadanie. Za cichą zgodą władcy Antypater spokojnie obrzydzał
życie jego matce, aż osiągnął swój cel: wdowa po Filipie II
wyjechała z kraju do ojczystego Epiru. Tam szybko zaczęła
wtrącać się do rządów, próbując forsować własne decyzje i
pomysły. Nie trzeba było długo czekać, aby na dworze epirskim
zapanowała wyjątkowo nerwowa atmosfera. Kleopatra z
przerażeniem stwierdziła, że matka szykuje się do otwartej
konfrontacji. Królowa Epiru znalazła się w niezwykle trudnym
położeniu z co najmniej dwóch względów. Z jednej strony
wchodziły w grę kwestie etyczne (rywalizacja z rodzoną matką!),
z drugiej zaś racje czysto polityczne. Kleopatra pragnęła
zapewnić synowi bezkonfliktowe przejęcie władzy, a sytuacja w
kraju działała na jego niekorzyść. Zamieszki (czy wręcz wojnę
domową) w Epirze mogliby wykorzystać pretendenci do tronu
lub plemiona barbarzyńskie. A Antypater z pewnością nie
kiwnąłby nawet palcem w obronie praw siostrzeńca swojego
króla. Przecież porażka Olimpias oznaczałaby jej wygnanie i
powrót do Macedonii. Znów więc miałby intrygantkę u swojego
boku. Natomiast śmierci matki (a tak często kończyły się wojny
domowe) nie darowałby siostrze Aleksander. Sytuacja Kleopatry
stawała się coraz trudniejsza, aż wreszcie królowa znalazła
rozwiązanie. Okazała się prawdziwą matką, dla której
najważniejsza jest przyszłość dziecka. Aby zapewnić synowi
sukcesję, zrezygnowała z własnych ambicji politycznych i
dobrowolnie zrzekła się regencji na rzecz matki. Niech Olimpias
cieszy się władzą do czasu pełnoletności wnuka. Najwyżej zrazi
nieco do siebie poddanych, ale to nie zaszkodzi małemu
Neoptolemosowi. Po objęciu rządów będzie mógł wykazać się
łaskawością, co zapewni mu popularność. Ambitna babka nie
zrobi mu krzywdy. I to nie z powodu uczuć rodzinnych, ale
dlatego, że w razie jego śmierci straciłaby podstawę
sprawowania regencji, a przecież władzę ukochała nade
wszystko w świecie. Kleopatra mogła więc mieć pewność, że
Olimpias będzie dbała o zdrowie wnuka bardziej niż o własne!
Spokojna wyjechała do Macedonii.
Powróciwszy do ojczyzny, królowa Epiru nie wykazała
zainteresowania życiem politycznym. Całkowicie zajęła się
sprawami prywatnymi, tak jakby chciała sobie powetować lata
spędzone bez mężczyzny. Organizowała uczty, zabawy, pokazy
teatralne. Miewała kochanków, dobieranych spośród najlepszej
arystokracji macedońskiej. Nie myślała jednak o ponownym
zamążpójściu. Wiedziała, że groziłoby to pewnymi
komplikacjami politycznymi.
Jej brat nadal nie miał następcy i ewentualny szwagier
stanowiłby dla niego potencjalne zagrożenie. Tym bardziej że
Aleksander przebywał daleko, niemal poza granicami realnego
świata, a ona nie mogła zagwarantować, że dokona właściwego
wyboru i wyjdzie za człowieka absolutnie lojalnego wobec
dynastii. Władza zawsze wzbudzała najniższe instynkty i mało
kto potrafił oprzeć się związanym z nią pokusom. Poza tym
małżeństwo skomplikowałoby sytuację jej syna. Po co więc
przysparzać sobie dodatkowych problemów, skoro można
spędzać życie na przyjemnościach? Była piękna, bogata, któryż
mężczyzna odmówiłby jej swoich względów? Korzystała więc z
uroków młodości. Odbywało się to za cichą zgodą Antypatra.
Stary namiestnik zdecydowanie wolał, aby dziewczyna używała
życia, niż wzorem matki zajmowała się polityką. Z obowiązku
doniósł jednak o tym Aleksandrowi. Król Macedonii w pełni
zaaprobował postępowanie siostry, wyrażając opinię, że byłoby
dziwne, gdyby Kleopatra nie korzystała z przyjemności, jakie
umożliwia jej zajmowana pozycja społeczna.
Mimo rozrywkowego trybu życia Kleopatra uważnie
obserwowała scenę polityczną. Na bieżąco informowano ją o
wydarzeniach w Epirze, z ciekawością nasłuchiwała również
wieści z Azji. Wyprawa jej brata, uważana początkowo za
szaleństwo, zakończyła się pełnym sukcesem. Aleksander rozbił
w kilku bitwach armię Persów i zajął całe ich terytorium. Co
więcej, wyruszył poza granice świata znanego Grekom, do Indii.
Dla królowej Epiru, wychowanej w kulturze greckiej, państwo
perskie stanowiło najpotężniejsze imperium w dziejach.
Pokonanie go szczupłymi siłami Aleksandra wydawało się
graniczyć z cudem. Tym bardziej więc Kleopatra była dumna z
brata.

Królowa i mężczyźni

S ielankę w pałacu w Pelli przerwała wieść, której w pierwszej


chwili nikt nie chciał dać wiary. Aleksander po krótkiej
chorobie zmarł w Babilonie, nie pozostawiając następcy!
Zwołano więc naradę wodzów, by zdecydować o sukcesji.
Ciekawe, czy w czasie tych burzliwych obrad któryś z mężczyzn
pomyślał o Kleopatrze. Chyba tak, i to niejeden. Zdecydowana
większość z nich nie zamierzała dochować wierności dynastii.
Zmarły król nie pozostawił następcy, a nikt z innych członków
dynastii nie nadawał się do sprawowania władzy. Co prawda
wdowa po Aleksandrze była w ciąży, ale nawet jeżeli urodziłaby
dziecko płci męskiej, to i tak trzeba by poczekać wiele lat, aż
młody król dojrzeje do sprawowania rządów. Czyż więc następcą
władcy nie powinien zostać jeden z jego wodzów, który wspólnie
z królem zdobył ten kraj mieczem? W porządku, ale który?
Kandydatów znalazło się kilkunastu, a jeden bardziej zasłużony
od drugiego. Kleopatra była siostrą Aleksandra, i to stanu
wolnego... Małżeństwo z nią oznaczałoby wejście w obręb
dynastii i legitymowało prawo do tronu. Jeżeli już muszą
panować potomkowie dynastii, to przecież dziecko Kleopatry
byłoby takim samym wnukiem Filipa II jak syn Aleksandra! Poza
tym wypadałoby, aby regencję w imieniu przyszłego potomka
Aleksandra sprawował krewny dziecka. A któż się do tego lepiej
nadaje niż wuj? Co prawda większość wodzów miała już żony, ale
to nie stanowiło specjalnego problemu. Istniały przecież
rozwody, zresztą skoro nowe małżeństwo mogło pomóc w
karierze politycznej, wszelkie skrupuły odchodziły na bok.
Przyglądając się współpracownikom Aleksandra
obradującym w Babilonie, łatwo możemy wskazać osoby, które
myślały o mariażu z Kleopatrą. Byli to: Leonnatos, Perdikkas,
Lizymach i Peukestas. Pozostali albo nie mieli ambicji zostać
władcami całego imperium, albo opierali swoje plany na innych
kalkulacjach. Sytuacja wymagała natychmiastowych
rozstrzygnięć, w związku z czym ogłoszono wspólne rządy aż
dwóch władców naraz. Postanowiono, że panować będą
jednocześnie: niedorozwinięty Arridajos i nienarodzone dziecko
Aleksandra. W praktyce więc nie dano państwu żadnego króla,
odkładając na czas nieokreślony podjęcie wiążących decyzji.
Regentem mianowano Perdikkasa, przeprowadzając
jednocześnie nowy podział satrapii. W rezultacie wszyscy zaczęli
się szykować do wojny. Rozpoczęto zawieranie przymierzy
przeciwko poszczególnym osobom i wybuch konfliktu zdawał się
jedynie kwestią czasu.
Perdikkas nie zamierzał zadowolić się wyłącznie rolą
regenta, ale na razie musiał działać jako wykonawca woli królów.
Gorliwie szukał jednak sprzymierzeńców gotowych go poprzeć.
Zawarł porozumienie z jedynym Grekiem w otoczeniu
Aleksandra, Eumenesem. Z racji swojego pochodzenia Eumenes
otrzymał w czasie narady w Babilonie najgorsze satrapie:
maleńką Paflagonię i Kapadocję, którą dopiero należało zdobyć!
Perdikkas, wykazując dbałość o nowego sprzymierzeńca, polecił,
aby sąsiedni satrapowie udzielili mu pomocy. Jeden z nich,
Antygonos, kategorycznie odmówił, wyjaśniając, że ani myśli
respektować polecenia regenta, którego nie uznaje. Był wodzem
jeszcze w czasach Filipa II i nie zamierzał wykonywać rozkazów
jakiegoś chłystka. Drugi z satrapów, Leonnatos, wprawdzie
zgodził się pomóc Eumenesowi w zdobyciu Kapadocji, ale
zarazem opóźniał przygotowania pod różnymi pretekstami.
Wreszcie doczekał się przybycia poselstwa z Macedonii od
Antypatra. Namiestnik donosił, że w Grecji wybuchło
antymacedońskie powstanie. Po śmierci Aleksandra Ateny wraz
z innymi państwami zerwały obowiązujące traktaty i ogłosiły
niezależność. W miastach greckich mordowano macedońskie
załogi, wszędzie zrzucano jarzmo północnego sąsiada. Na
dodatek, po raz pierwszy od wielu lat, na czele armii greckiej
stanął utalentowany strateg, zdolny stawić czoło macedońskim
wodzom. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Antypater
poniósł klęskę i został oblężony w twierdzy Lamia na terytorium
Tesalii. Sytuacja stała się na tyle poważna, że namiestnik poprosił
Greków o pokój. On, który zarzucał Aleksandrowi, że zbyt
delikatnie z nimi postępuje! Oblegający zażądali jednak
bezwarunkowej kapitulacji, na co stary wódz nie chciał się
zgodzić. Wysłał więc prośbę o pomoc do najbliższych satrapów, a
zatem także do Leonnatosa. Ten zapoznał oficjalnie z treścią
pisma Eumenesa i współpracowników. Kiedy jednak został sam z
Eumenesem, pokazał mu jeszcze jeden list, jaki dostał z
Macedonii. A był on znacznie ciekawszy niż prośba Antypatra o
pomoc. Jego autorką okazała się sama Kleopatra, która
proponowała Leonnatosowi ni mniej, ni więcej tylko
małżeństwo! Stwierdzała, że w powstałej sytuacji postanowiła
wyjść z cienia. Znając umiejętności militarne i walory osobiste
Leonnatosa, wybrała go sobie na męża i sojusznika, inaczej
mówiąc: oferowała mu pozycję szwagra Aleksandra i członka
panującej dynastii. A obaj nominalni królowie byli marionetkami
bez szans sprawowania faktycznych rządów! Leonnatos nie
wahał się więc ani chwili. Odpowiedział pozytywnie na
propozycję Kleopatry i teraz zaoferował Eumenesowi
przymierze. Niech Grek da sobie spokój z tą swoją głupią satrapią
i pomoże mu zdobyć stanowisko regenta, a potem może i tron!
Przecież mężowi Kleopatry nie zagrozi żaden z wodzów
Aleksandra. Leonnatos roztoczył przed Eumenesem perspektywy
korzyści, jakie spłyną na niego w zamian za poparcie. Nowy
regent (czy też przyszły władca) po zwycięstwie wynagrodzi
swoich sojuszników, zwłaszcza tych, którzy poparli go na samym
początku drogi. Eumenes miał szansę zostać osobą numer dwa w
imperium, zastępcą Leonnatosa. Dla większości byłby to
wystarczający powód, aby poprzeć sprawę Kleopatry, ale nie dla
Eumenesa. Uparty Grek nie miał podzielnej lojalności i zamierzał
dochować wierności dynastii. Ze świecą w ręku trzeba by w tym
czasie szukać Macedończyka wiernego pamięci zmarłego króla, a
tu jedyny Grek w jego otoczeniu dał przykład lojalności i
oddania! Odmówił więc Leonnatosowi, wskazując na polecenia
Perdikkasa. Możliwe, że regent snuł własne plany, ale na razie
reprezentował obu królów, w tym małego synka Aleksandra.
Jedynym prawowitym następcą zmarłego władcy jest jego syn.
Leonnatos nawet po ślubie z Kleopatrą nie uzyskałby według
Greka legitymacji do władzy.
Zastanawiać może natomiast wybór Kleopatry. Wśród
wodzów brata było przecież kilku takich, którzy przewyższali
Leonnatosa znaczeniem. Prawdopodobnie żaden z nich nie
odrzuciłby jej propozycji. W owym czasie jednak większość z
nich znajdowała się poza zasięgiem królowej, daleko w Azji, a
sytuacja wymagała natychmiastowego działania. Eumenes jako
Grek nie miał szans na uznanie wśród Macedończyków. Blisko
przebywał wprawdzie Krateros, cieszący się powszechnym
szacunkiem żołnierzy, ale jego związał już ze sobą Antypater,
oferując mu rękę własnej córki. A Krateros słynął z tego, że nigdy
nie cofał danego słowa. Pozostawał więc tylko Leonnatos, tym
bardziej że dobrze pasował do roli księcia małżonka: wysoki,
przystojny, urodą przypominający nieco Aleksandra, był dobrym
wodzem, lecz na sprawowaniu rządów w ogóle się nie znał.
Słowem, idealny kandydat na męża. Przystojny żołnierz, który
swoją osobą firmowałby rządy Kleopatry. Uroda kandydata nie
była zresztą bez znaczenia. Kleopatra zawsze lubiła mężczyzn i
nie zwykła sobie odmawiać przyjemności erotycznych. Ale czy
kobieta królewskiej krwi mogła się zadowolić jedynie
nielegalnymi formami uprawiania miłości? Samo zadowolenie
fizyczne nie wystarczało; na dłuższą metę nie dawało komfortu
psychicznego. A Kleopatra nigdy nie zapomniała, że należy do
rodu Argeadów.
Satrapa uznał jej propozycję za prawdziwy dar losu.
Odpowiedział pozytywnie na ofertę, następnie zaś próbował
ponownie nakłonić do współpracy Eumenesa. Niestety, uparty
Grek nadal odmawiał pomocy. Spór między sojusznikami
przybierał na sile, aż Leonnatos podburzył przeciwko
Eumenesowi żołnierzy. Nie przypadkiem jednak Grek cieszył się
kiedyś uznaniem Aleksandra Macedońskiego. W otoczeniu
kilkuset najwierniejszych ludzi zbiegł na Wschód, nie
zapominając o najważniejszej w czasie wojny sprawie: wywiózł
ze sobą skarbiec prowincji, a więc to, co stanowi podstawę
aktywnej polityki. Tylko pieniądze i kosztowności umożliwiały
zaciąg armii i włączenie się do rozgrywek o sukcesję po
Aleksandrze. Nawet armie narodowe trzeba było opłacać, bo jak
długo można walczyć w imię ideologii i łupów? Tym bardziej że
łupy nie zawsze się trafiały, a ideologia przegrywała rywalizację
ze złotem.
Leonnatos pozbył się kłopotliwego wspólnika, ale jego
sytuacja niewiele się poprawiła. Odziedziczył po Eumenesie
armię, lecz nie miał środków na nowe zaciągi. A armia grecka w
Tesalii była dość liczna i kierował nią zdolny dowódca. Mimo to
Leonnatos postanowił działać. Chcąc się wykazać przed
narzeczoną, ruszył do Grecji na pomoc Antypatrowi. W Tesalii
przyjął bitwę z przeważającymi siłami wroga. Odwagi nie można
mu było odmówić, ale od polityka wymaga się czegoś więcej niż
tylko gotowości do walki. Leonnatos, wzorem Aleksandra
Macedońskiego, sam poprowadził uderzenie jazdy. Niestety, na
tym podobieństwo ze zmarłym władcą się kończyło. Narzeczony
królowej Epiru poległ zaraz na początku bitwy, a jego armia
poszła w rozsypkę. Grecy odnieśli całkowite zwycięstwo i
dopiero następna armia macedońska, przybyła z Azji,
odblokowała Antypatra. Dla Kleopatry jednak nie miało to już
większego znaczenia: straciła człowieka, z którym wiązała wiele
nadziei i osobistych, i politycznych. Doszła do wniosku, że aby się
liczyć w rozgrywkach politycznych, musi wyjechać na Wschód.
Zdawała sobie sprawę, że losy państwa rozstrzygną się w Azji,
dla której Macedonia niewiele znaczy. A ona, Kleopatra, może
zalegalizować każdą władzę. Jest zresztą mało prawdopodobne,
by zamierzała zadowolić się pozycją żony regenta. Jej poglądy
polityczne ewoluowały i teraz, po śmierci Leonnatosa, chciała
zapewne zostać królową imperium swojego brata. Wątpliwe, czy
myślała o losach małego bratanka, którego nigdy nie widziała.
Wiedziała natomiast, że w Macedonii traci czas. Antypater
umacniał swoją pozycję, posługując się w tym celu aliansami
rodzinnymi. Jedną córkę wydał za popularnego Kraterosa, drugą
za Ptolemeusza, satrapę Egiptu. Rękę trzeciej zaoferował
Perdikkasowi, który ofertę przyjął z zadowoleniem. W tej
sytuacji Kleopatra opuściła Macedonię i osiadła w mieście Sardes
w Azji Mniejszej. Stamtąd wysłała do Perdikkasa zaufanego
posłańca, który w imieniu swojej pani zaproponował regentowi
rękę, czym wprawił go w niemałe zakłopotanie. Perdikkas już
przecież zgodził się poślubić córkę Antypatra... Podobnie jak
Leonnatos wiedział jednak, że podobna okazja więcej się nie
powtórzy, a odtrącona Kleopatra bez trudu znajdzie innego
kandydata na męża. Ale zrazić do siebie Antypatra? Wszak
związani z nim byli Krateros i Ptolemeusz, a pozostali satrapowie
chętnie poparliby starego wodza przeciwko regentowi. Tym
bardziej że i tak niektórzy z nich ignorowali jego polecenia.
Perdikkas wahał się, a jego problem sprowadzał się do dylematu:
rozsądek czy ambicja? Nie zamierzając zadowolić się wyłącznie
stanowiskiem regenta, mógł podjąć tylko jedną decyzję. Dobrze
jednak rozumiał, że w ten sposób zerwie z pozostałymi
satrapami i da sygnał do utworzenia koalicji przeciwko sobie. A
w nadchodzącym starciu praktycznie mógł liczyć jedynie na
Eumenesa. Grek bowiem również zweryfikował swoje poglądy.
Popierał teraz plany regenta, wychodząc z założenia, że w
ogromnym imperium wystarczy miejsca i dla Perdikkasa, i dla
małego Aleksandra. Zresztą nie wiadomo, czy ambitny regent
doczeka się potomka. W takim wypadku jego podopieczny stałby
się naturalnym sukcesorem. Obecnie natomiast najważniejszym
zadaniem jest uratować całość imperium dla dynastii. Nieważne,
czy uosabianej przez małego króla, czy też przez Kleopatrę i
Perdikkasa.
Na razie jednak Perdikkas nie zdecydował się na oficjalne
zerwanie z Antypatrem. Uznał, że nie nadszedł jeszcze czas na
konfrontację, i kontynuował przygotowania do ślubu z jego
córką. Jednocześnie prowadził potajemną korespondencję z
Kleopatrą. Tłumaczył jej, że małżeństwo z Nikają jest jedynie
wybiegiem taktycznym, że chodzi mu wyłącznie o opóźnienie
wybuchu wojny. Ale córka Filipa zbyt długo zajmowała się
polityką, by nie rozumieć takich subtelności. Nie mogła sobie
jednak pozwolić na kobiece fochy i wypominanie regentowi, że
woli inną kobietę. Polityka nie zna sentymentów, a politycy nie
mają sumień, tylko cele do osiągnięcia. Przecież Perdikkas i tak
sypiał z różnymi kobietami, podobnie jak ona z mężczyznami.
Liczyły się jedynie efekty działania, a w aktualnej sytuacji
postępowanie regenta wydawało się najzupełniej logiczne.
Przeciwnicy regenta nie byli dziećmi i szybko zorientowali
się w jego zamiarach. Pierwszy odczuł to na własnej skórze
Antygonos, krnąbrny satrapa Frygii. Perdikkas zdjął go z urzędu,
oskarżył o niewykonywanie rozkazów i wezwał przed sąd.
Antygonos oczywiście ani myślał poddać się woli regenta i zbiegł
z najbliższymi współpracownikami do Macedonii. Sam nie miał
Ptolemeusz
szans w wojnie z Perdikkasem, a nie chciał w głupi sposób tracić
życia. W Macedonii przekonał Antypatra i Kraterosa do
wspólnego wystąpienia przeciwko Perdikkasowi, a także
nawiązał kontakt z satrapą Egiptu, Ptolemeuszem, który chyba
jako jedyny z ówczesnych polityków nie żywił złudzeń co do
dalszych losów imperium Aleksandra. Było ono zbyt duże i
składało się ze zbyt wielkiej liczby różnych części, aby przeżyć
swojego twórcę. Przekonany o tym Ptolemeusz od początku
wyznaczył sobie jasny cel. Postanowił zostać królem wycinka
imperium, najlepiej Egiptu. Dlatego nie interesowały go
rozgrywki o stanowisko regenta. Jedyne, w czym zamierzał wziąć
czynny udział, to ciągłe osłabianie władzy centralnej, aby w ten
sposób doprowadzić do rozbicia imperium. A ponieważ plany
Perdikkasa godziły również w jego interesy, łatwo doszedł do
porozumienia z Antygonosem i Antypatrem. Wcześniej jednak
poczynił krok, który poróżnił go ostatecznie z regentem. W dwa
lata po śmierci Aleksandra zabalsamowane zwłoki króla
uroczyście wyprawiono do Macedonii, gdzie miały spocząć
wśród innych władców dynastii. Kiedy kondukt pogrzebowy
dotarł do północnej Syrii, czekał tam na niego Ptolemeusz z silną
armią. Bez trudu przekonał dowodzących eskortą, że
najwłaściwszym miejscem pochówku dla wielkiego monarchy
będzie Aleksandria egipska. Władca Egiptu doskonale rozumiał,
jak bardzo wzrośnie jego autorytet, jeżeli zwłoki Aleksandra
zostaną złożone w stolicy satrapii. Tego już Perdikkas nie mógł
darować i zdecydował się osobiście ukarać buntownika. W czasie
przygotowań do wyprawy dotarła do niego wiadomość, że w Azji
Mniejszej wylądowała silna armia pod dowództwem Kraterosa, a
to oznaczało wojnę na dwóch frontach. Regent podzielił więc
wojska i zadanie obrony Azji Mniejszej powierzył Eumenesowi.
Sekretarz Aleksandra okazał się lepszym wodzem niż jego
macedońscy koledzy. W bezpośredniej bitwie Krateros poniósł
klęskę i poległ. Eumenes płakał nad jego zwłokami i zapewne nie
było w tym nic z aktorstwa. Większość rywalizujących ze sobą
wodzów przez lata pozostawała w zażyłej przyjaźni. Przecież
walczyli ramię w ramię w dziesiątkach bitew, nieraz ratując się
wzajemnie z opresji. Przypadki osobistej niechęci między nimi
zdarzały się rzadko. Niekiedy można było wręcz odnieść
wrażenie, że te wszystkie bitwy, potyczki i kampanie miały
charakter rywalizacji sportowej. Owszem, żołnierze płacili za to
życiem, ale dowódcy nie żywili do siebie urazy. Zresztą nie ma się
co specjalnie rozczulać nad losem poległych. Były to czasy
żołnierza najemnego i śmierć na polu bitwy stanowiła ryzyko
wkalkulowane w wykonywanie zawodu.
Mimo żalu po śmierci Kraterosa Eumenes odczuwał
uzasadnione zadowolenie. Wykonał polecenia regenta
nadspodziewanie dobrze. Miał hamować pochód wroga, a
tymczasem rozbił zupełnie jego armię. Co więcej, wykonał
jeszcze jedno polecenie Perdikkasa, tym razem zupełnie innej
natury. Regent zlecił mu mianowicie odwiedziny na dworze
Kleopatry. Tam Grek w imieniu swojego przełożonego oficjalnie
poprosił królową Epiru o rękę. Jednocześnie zapewnił, że w razie
jej zgody regent niezwłocznie rozwiedzie się z córką Antypatra.
Kleopatra dała posłańcowi do zrozumienia, jak bardzo
upokorzyło ją małżeństwo Perdikkasa z Nikają. Przecież ona
również była wolna, a w dodatku przewyższała rywalkę
urodzeniem, urodą i inteligencją. Nie mówiąc już o tym, że
spłodzony ze związku z nią syn byłby wnukiem Filipa II i
siostrzeńcem Aleksandra! Jak zatem Perdikkas mógł przedłożyć
doraźne korzyści polityczne nad takie perspektywy? Mimo to
królowa przyjęła oświadczyny regenta. Zresztą inne rozwiązanie
nie wchodziło w rachubę. Perdikkas wydawał się jedynym
człowiekiem zdolnym zapewnić jej miejsce władczyni imperium
Aleksandra. Eumenes mógł więc uznać, że wypełnił wszystkie
polecenia Perdikkasa, i ze spokojem oczekiwać wieści z Egiptu.
Kiedy jednak Grek odnosił sukcesy militarne i
dyplomatyczne, regentowi wiodło się zdecydowanie gorzej.
Ptolemeusz, dysponując potężną flotą, udaremnił desant morski.
Zmuszony do działań lądowych, Perdikkas wkroczył do Egiptu
jedyną dostępną drogą, tzn. od strony Syrii. Ale gdy usiłował
przeprawić się przez Nil, okazało się, że brzegi rzeki zostały
obsadzone przez oddziały Ptolemeusza, które uniemożliwiały
zdobycie przyczółka. Silny prąd porywał żołnierzy, a ci, którzy
przedarli się na drugą stronę, padali ofiarą Egipcjan.
Zdesperowany Perdikkas polecił wprowadzić do rzeki słonie, aby
osłaniały swoimi ciałami przeprawę. Nie na wiele się to zdało.
Żołnierze Ptolemeusza razili zwierzęta pociskami, potęgując
tylko zamieszanie. W dodatku do akcji włączyły się krokodyle. W
rezultacie doszło do ogólnej paniki. Oszalałe z przerażenia słonie
tratowały żołnierzy, nie pozwalając na opanowanie sytuacji.
Bezradny Perdikkas dał więc hasło do zaprzestania przeprawy.
W nocy w obozie regenta narastało niezadowolenie. Straty
okazały się znaczne, przepadła również duża część taborów.
Żołnierze przeklinali wojnę, Nil i ambicje regenta. Nastroje te
podsycali szpiedzy Ptolemeusza, opowiadając o
wspaniałomyślności swojego pana. Podobno polecił on z
honorami pogrzebać poległych z armii Perdikkasa, a wziętych do
niewoli otoczył opieką i zaproponował wstąpienie do siebie na
służbę. Innego rodzaju argumenty trafiły do rąk kadry
oficerskiej. Późną nocą do namiotu regenta wtargnęło trzech
oficerów; pod ich mieczami padł niedoszły szwagier Aleksandra.
Rankiem armia Perdikkasa poddała się Ptolemeuszowi.
Kiedy w najlepsze trwało bratanie się wojsk, przybyli wysłannicy
Eumenesa. Zamierzali zawiadomić regenta o sukcesach swojego
wodza, ale dotarli o dzień za późno. I pomyśleć, że gdyby
Perdikkas nie pospieszył się z przeprawą albo Eumenes pokonał
Kraterosa dzień wcześniej, cała historia epoki potoczyłaby się
zupełnie inaczej. Armia Ptolemeusza straciłaby cały impet
bojowy, a wojska Perdikkasa nie dałyby się tak łatwo podburzyć.
Zwycięska armia nie jest szczególnie skłonna do rebelii, tym
bardziej do mordowania swojego wodza.
Przybycie wysłanników Eumenesa popsuło humory w obozie
nad Nilem. Ogłoszono żałobę po Kraterosie, Eumenesa zaś
wyjęto spod prawa. Uczyniono tak w imieniu obu
marionetkowych władców, uznając za przestępcę człowieka,
który jako jedyny dochował wierności krwi wielkiego króla! A
Ptolemeuszowi (zbuntowanemu satrapie!) zaoferowano
regencję! Ale zarządca Egiptu nadal nie wierzył w trwałość
imperium Aleksandra. Od samego początku chciał zostać królem
Egiptu i robił wszystko, aby cel ten osiągnąć. Teraz
zaproponował, by regencję powierzyć staremu Antypatrowi, co
armia zaaprobowała. Zaczynał się nowy okres walk o sukcesję po
Aleksandrze.

Samotność w Sardes

W dalekim Sardes Kleopatra ze spokojem przyjęła


wiadomość o tragicznym końcu Perdikkasa. Zaczynała
podejrzewać, że przynosi nieszczęście mężczyznom wiążącym
swój los z jej osobą. Trudno zresztą temu zaprzeczyć. Bo i
popatrzmy tylko: zginęli już Leonnatos i Perdikkas, a kilka lat
wcześniej poległ na polu bitwy jej mąż. W powstałej sytuacji nie
widziała nikogo, kto mógłby zająć miejsce Perdikkasa. Poza tym
stary Antypater cieszył się zbyt dużym szacunkiem, aby myśleć
poważnie o wystąpieniu przeciwko niemu. Zresztą regent
również nie zamierzał dopuścić, by Kleopatra wyszła za mąż.
Dobrze wiedział, że oznaczałoby to wojnę.
Co prawda był jeszcze jeden człowiek, który nie chciał się
pogodzić z aktualnym porządkiem rzeczy. Niezłomny Eumenes
nadal błąkał się po terytorium imperium. Dysponował niewielką
armią, ale braki liczebne uzupełniał umiejętnościami
taktycznymi. Ciążył na nim wyrok śmierci, lecz on zupełnie się
tym nie przejmował. Jak błędny rycerz przez najbliższe sześć lat
krążył po azjatyckiej części imperium. Przemierzał niezliczone
satrapie, walczył, zawierał i rozwiązywał przymierza. Był chyba
jedynym człowiekiem w ówczesnym świecie, który naprawdę
działał w obronie praw dynastii Filipa i Aleksandra (a może
nawet w nie wierzył). Wreszcie w 316 r. p.n.e. nadszedł kres jego
wędrówki. Antygonos pokonał go w bitwie i wziął do niewoli.
Wkrótce potem ostatni obrońca dynastii został zamordowany.
Tymczasem w Macedonii rozgrywał się końcowy akt
dramatu dynastii Argeadów. Po śmierci Antypatra w kraju
wybuchła wojna domowa. Zwycięsko wyszedł z niej syn
zmarłego, Kasander. Przejął osobistą opiekę nad dwoma
nominalnymi władcami i zgodnie z ustaleniami miał zarządzać
państwem do czasu uzyskania pełnoletności przez małego króla.
Nie cieszył się jednak specjalnym poparciem ludności i tę
okoliczność postanowiła wykorzystać Olimpias. Babka
nieletniego Aleksandra uważnie obserwowała sytuację
polityczną z sąsiedniego Epiru (syn Kleopatry osiągnął już
pełnoletność) i powoli szykowała się do interwencji. Następnie
na czele najemników wkroczyła do Macedonii, gdzie została
radośnie powitana przez większość mieszkańców. Żołnierze
macedońscy nie chcieli walczyć z matką wielkiego Aleksandra, co
ułatwiło jej opanowanie kraju. W ręce Olimpias wpadli obaj
nominalni władcy wraz z najbliższymi. Jej mały wnuk nie miał
powodów do obaw. W niewesołej natomiast sytuacji znalazł się
Arridajos. Olimpias nienawidziła wszystkich nieprawych
potomków męża, a ograniczenie umysłowe króla bynajmniej nie
hamowało jej morderczych instynktów. Na dodatek teściowa
Arridajosa, matka jego żony Eurydyki, również była dzieckiem
Filipa II z nieprawego łoża. Tego już Olimpias nie mogła
ścierpieć. Nieszczęsny król wraz z żoną zostali osadzeni w
więzieniu, a następnie zamordowani. W Macedonii
wprowadzono rządy terroru, wszelkie sprzeciwy topiąc we krwi.
Dla Olimpias nie istniał problem faktycznej winy. Każdy, kto
stanowił potencjalne zagrożenie dla jej wnuka, musiał umrzeć. W
tej sytuacji Kasander dość szybko odzyskiwał teren. Wreszcie w
jego ręce dostała się sama Olimpias. Syn Antypatra postawił
królową przed sądem i bez trudu uzyskał wyrok skazujący.
Okazało się jednak, że nikt nie chce wykonać egzekucji na matce
Aleksandra: odmówili tego nie tylko żołnierze macedońscy, ale
nawet najemnicy. Ostatecznie skrzyknęli się krewni
pomordowanych przez Olimpias Macedończyków i z ich to rąk
zginęła bezwzględna królowa. Przy okazji przypieczętowano też
los jej małego wnuka. Oficjalnie ogłoszono, że Kasander będzie
sprawował regencję tylko do osiągnięcia przez chłopca
pełnoletności, czyli — zgodnie z obyczajami macedońskimi — do
jego czternastych urodzin. Nikt jednak nie miał wątpliwości, że
tej daty Aleksander nie przeżyje.
Niewiele lepiej przedstawiała się sytuacja Kleopatry. Nadal
przebywała w Sardes, pilnie strzeżona przez władcę tych ziem,
Antygonosa. Teoretycznie nic nie ograniczało jej swobody, ale w
praktyce była więźniem murów miasta. Każdy jej wyjazd
wymagał drobiazgowej procedury i osobistej zgody Antygonosa.
Kleopatra była zbyt dumna, aby się do tego zniżać, i wolała
pozostawać w areszcie domowym. Zabijała czas ucztami,
pokazami, przedstawieniami teatralnymi. Wreszcie Antygonos
znalazł sposób, aby jednocześnie zneutralizować królową i
Demetriusz Poliorketes, niedoszły mąż
Kleopatry

wzmocnić pozycję swojej rodziny. Postanowił, że Kleopatra


poślubi jego syna i następcę, Demetriusza. Młodzieniec nie miał
jeszcze dwudziestu lat, ona zaś przekroczyła czterdziestkę. Już
choćby z tego względu nie mogła propozycji małżeństwa
traktować poważnie. Poza tym nie chciała wychodzić za syna
człowieka, który ją więził, legitymując w ten sposób jego władzę.
Tym bardziej że otrzymała ofertę znacznie bardziej interesującą.
Ptolemeusz, satrapa Egiptu, doszedł do wniosku, że małżeństwo
z Kleopatrą pomoże mu w utrwaleniu władzy nad Nilem. Miał już
grobowiec Aleksandra, a teraz chętnie poślubiłby jego siostrę. Co
prawda był już żonaty, ale córka Antypatra (siostra Kasandra)
nie mogła się przecież równać z Kleopatrą. Królowej ta
propozycja także odpowiadała. Ptolemeusz był jej rówieśnikiem,
władcą potężnego Egiptu. Wychodząc za niego, wydostałaby się
wreszcie z przeklętego Sardes i wyrwała spod kurateli
Antygonosa. Niestety, szpiedzy tego ostatniego czuwali. W
ostatniej chwili uniemożliwiono królowej Epiru ucieczkę, po
czym postanowiono raz na zawsze pozbyć się zagrożenia. W
czternaście lat po śmierci brata, w 309 r. p.n.e., Kleopatra została
zamordowana przez własne służące. Niedługo potem Kasander
polecił zabić jej małego bratanka wraz z matką. Imperium
Aleksandra Macedońskiego rozpadło się na kilka mniejszych
państw. Zaczęła się epoka zwana hellenistyczną.
W RODZINACH L AGIDÓW I S ELEUKIDÓW
Obyczaje małżeńskie władców Egiptu

P rzez ponad sto lat po śmierci Aleksandra Macedońskiego


dominującą rolę w świecie greckim odgrywał Egipt.
Potomkowie niedoszłego męża Kleopatry (zwani Lagidami)
rozwinęli swoje państwo w największą potęgę świata
hellenistycznego. Pod koniec III w. p.n.e. Egipt zaczął podupadać,
a w następnym stuleciu zupełnie stracił znaczenie na arenie
międzynarodowej. W basenie Morza Śródziemnego dominującą
pozycję zdobyli Rzymianie, którzy siłą złamali opór Macedonii i
państwa Seleukidów. Egipt był zbyt słaby, aby przeciwstawić się
republice rzymskiej, zresztą jego władców bardziej interesowały
problemy wewnętrzne. Upadek potęgi państwa wiązał się z
drastycznym obniżeniem poziomu umysłowego dynastii. Główną
przyczyną takiego stanu rzeczy była polityka rodzinna Lagidów.
Drugi władca z tej dynastii, Ptolemeusz II Filadelfos, pierwszy
poślubił rodzoną siostrę. Małżeństwo wywołało ogromny
skandal w świecie greckim. Nawet w samym Egipcie postępek
władcy spowodował liczne kontrowersje. Król jednak skutecznie
uciszył zgorszonych poddanych. Najbardziej złośliwy poeta
dworski zdołał co prawda zbiec z kraju, ale wiozący go okręt
został zatrzymany przez eskadrę egipską. Prześmiewcę
aresztowano i utopiono w żelaznej skrzyni-trumnie. Po tym
wydarzeniu już nikt w Aleksandrii nie śmiał protestować.
Przypadek Ptolemeusza II można jeszcze od biedy zrozumieć.
Król miał już dzieci z poprzedniego małżeństwa, a jego żona-
siostra niezwłocznie je adoptowała. Kazirodczy związek nie
przyniósł potomstwa i właściwie nie wiadomo nawet, czy
małżeństwo zostało skonsumowane. Niewykluczone, że król
chciał siostrze wynagrodzić nieudane życie i klęskę w walce o
tron Tracji i Macedonii. Na pewno nie dokonał złego wyboru.
Arsinoe była niepospolitą osobowością i godnie reprezentowała
interes dynastii. Poza tym aprobowała niezliczoną rzeszę
kochanek męża-brata. Trudno natomiast zrozumieć, czym się
kierował wnuk tego władcy, Ptolemeusz IV, który również
poślubił rodzoną siostrę. Tym razem małżeństwo przyniosło
potomstwo, a związki w obrębie najbliższej rodziny stały się
odtąd nakazem.

Ptolemeusz II i jego siostra-żona Arsinoe

Niełatwo jednoznacznie ustalić, co było przyczyną tak


dziwnej polityki rodzinnej. W czasach antycznych znano już
zasady eugeniki i wiedziano, że kazirodcze związki powodują
fatalne skutki genetyczne, zwłaszcza gdy są praktykowane w
każdym pokoleniu. Badacze wysunęli trzy teorie mające wyjaśnić
fenomen Lagidów. Według pierwszej z nich dynaści świadomie
nawiązywali i coraz bardziej dostosowywali się do staroegipskiej
tradycji – obyczajów faraonów. Druga teoria wskazywała, że
Lagidzi jako jedna z pierwszych dynastii w świecie greckim
przyjęli zasadę ubóstwienia za życia. Panujący władca i jego
małżonka byli otoczeni czcią boską, a co za tym idzie, nie
dotyczyły ich prawa ludzi. Czyż Zeus nie poślubił rodzonej
siostry? A skoro uczynił tak pan Olimpu, dlaczego nie miał
podobnie postąpić król bóg z Aleksandrii? Na weselu
Ptolemeusza II jeden z poetów wygłosił poemat pochwalający
związek Zeusa z Herą. Z pewnością nie zrobił tego bez zgody
króla. Wreszcie ostatnią przyczyną szczególnych obyczajów
rodzinnych Lagidów mogła być obawa przed wprowadzaniem do
rodziny osób z zewnątrz. Poślubienie kogoś obcego groziło nie
tylko perturbacjami politycznymi, ale także obniżeniem prestiżu
rodziny panującej. Bogowie mogli się wiązać wyłącznie z
równymi sobie, a za takich uznawano jedynie syryjskich
Seleukidów.
Trudno powiedzieć, która z podanych hipotez jest
prawdziwa. Niewykluczone, że prawda leżała pośrodku i
wszystkie czynniki przyczyniły się do powstania i utrwalenia
owych specyficznych obyczajów. Dziwnych z punktu widzenia
etyki i samobójczych ze względów genetycznych. A jak się
przekonamy, inwencja genetyczna Lagidów nie miała granic,
sprawność intelektualna zaś kolejnych pokoleń coraz bardziej
malała.

Kleopatra II i jej bracia

W 181 r. p.n.e. zmarł król Ptolemeusz V, powierzając


testamentem władzę w państwie starszemu synowi,
małoletniemu Ptolemeuszowi VI Filometorowi, oraz jego siostrze
Kleopatrze II. Zgodnie z egipskim obyczajem rodzeństwo miało
zawrzeć związek małżeński. Umierający władca nie przewidywał
żadnego udziału we władzy młodszego syna, Ptolemeusza
Euergetesa. Początkowo regencję sprawowała matka dzieci, a po
jej śmierci dwaj dworzanie, Eulajos i Lenajas. Korzystając z
zaangażowania Rzymu w kolejną wojnę z Macedonią, regenci
postanowili zaatakować państwo Seleukidów, by odzyskać
południową Syrię, która do niedawna należała do Egiptu. Przed
rozpoczęciem wojny ogłosili pełnoletność króla, ustanawiając
jednocześnie współrządy całej trójki rodzeństwa. Sama wyprawa
trwała wyjątkowo krótko i zakończyła się totalną klęską. Antioch
IV Seleukida rozbił armię regentów i wkroczył do Egiptu. Młody
Ptolemeusz Filometor zaakceptował zwierzchnictwo Antiocha
(był jego siostrzeńcem), ale w stołecznej Aleksandrii broniła się
skutecznie pozostała dwójka rodzeństwa. Ostatecznie Seleukida
wycofał się z Egiptu, zatrzymując jednak w swoich rękach Cypr i
graniczną twierdzę Pelluzjum. Kronikarze zgodnie potwierdzają
znaczny udział Kleopatry w walkach z Antiochem. W czasie
oblężenia dodawała młodszemu bratu ducha, a po wycofaniu się
Seleukidy namawiała braci do zgody.
Antioch IV nie zrezygnował z planów podporządkowania
sobie Egiptu. Po roku ponownie wkroczył na ziemie Lagidów.
Tym razem spieszył się z zakończeniem wojny, bo dotarła do
niego wieść o zwycięstwie Rzymu nad Macedonią. Zdawał sobie
sprawę, że republika nigdy nie dopuści do poważnego
wzmocnienia jego państwa. Znów doszło do oblężenia
Aleksandrii. Kiedy wydawało się, że młodzi Lagidzi będą musieli
się poddać, w obozie Antiocha pojawił się wysłannik senatu,
Popiliusz Lenas. W imieniu republiki nakazał mu natychmiast
opuścić Egipt. Król poprosił o chwilę do namysłu, a wówczas
Rzymianin narysował wokół niego krąg na piasku. W imieniu
senatu zażądał wiążącej odpowiedzi, zanim Antioch przekroczy
linię. Dumny Seleukida ugiął się pod dyktatem Rzymu. Opuścił
Egipt, zwracając również Cypr i Peluzjum.
Cała sytuacja dobrze oddaje stopień zależności państw
hellenistycznych od Rzymu. W Aleksandrii też nikt nie miał
wątpliwości, kto właściwie rządzi światem śródziemnomorskim.
Ale na razie młodzi władcy Egiptu bardziej interesowali się
wzajemnymi rozgrywkami. Współrządy trójki rodzeństwa
(zgodne z życzeniem Rzymu) trwały cztery lata. W 164 r. p.n.e.
doszło do przewrotu pałacowego, w którego wyniku władzę w
państwie objęli Ptolemeusz Euergetes i Kleopatra II. Filometor
został zmuszony do opuszczenia Aleksandrii i ucieczki z kraju.
Tak więc jego żona już po raz drugi pozostała u boku młodszego
brata jako królowa i współrządca. Można oczywiście założyć, że
nie opuściła stolicy po to, aby działać na rzecz powrotu
wygnanego męża, lecz hipoteza taka wydaje się mocno
naciągana. Kleopatra bowiem za bardzo kochała władzę.
Królowie mogą się zmieniać, ale królowa nigdy! Nie zachowały
się niestety informacje, czy władczyni ta pełniła przy młodszym
bracie funkcję małżonki. Szkoda, bo rzuciłoby to więcej światła
na jej postać.
Tymczasem starszy brat ruszył do Rzymu. Tam, nie
przejmując się specjalnie tym, iż był władcą (przynajmniej w
teorii) niepodległego państwa, poprosił senat o interwencję w
swojej sprawie. A w ogóle dał w Italii niezłe przedstawienie.
Przybył incognito w towarzystwie kilku zaledwie osób i
zatrzymał się u rzemieślnika, który niegdyś pracował dla niego w
Aleksandrii. Wprawił w ten sposób Rzymian w zakłopotanie, ale
właściwie nic nie osiągnął. Senat nie chciał się mieszać w
wewnętrzne spory Lagidów, tym bardziej że były one na rękę
politykom rzymskim. Republika nie weszła jeszcze w okres
inkorporacji, zadowalając się utrzymywaniem systemu państw
klienckich. Dlatego Rzym przychylnie patrzył na wszelkie
procesy osłabiające władzę centralną, ostro interweniując
jedynie w sytuacjach grożących wzmocnieniem któregokolwiek z
klientów.
Ostatecznie Filometor osiadł na Cyprze. Tam odnaleźli go
przedstawiciele Aleksandrii, którym zdążyły już obrzydnąć rządy
młodszego Ptolemeusza. Kajając się za nielojalność, poprosili go
o powrót do stolicy. W tej sytuacji bracia podzielili państwo
między siebie. W rękach Filometora zostały Egipt i Cypr,
Euergetes zaś musiał się zadowolić Cyreną (zachodnia prowincja
kraju, obecnie Cyrenajka). Razem ze starszym Ptolemeuszem
panować miała Kleopatra, która powoli stawała się w Egipcie
symbolem władzy. Miarą jej pozycji było oficjalne wprowadzenie
jej imienia do dokumentów państwowych. No cóż, ostatecznie
zmieniali się tylko królowie, ona trwała na tronie.
W dwa lata później Euergetes uznał, że podział państwa
odbył się niesprawiedliwie. Wysłał do Rzymu poselstwo,
dopominając się przyznania mu Cypru, jako że Filometor
zagarnął zdecydowanie za dużą część dziedzictwa Lagidów.
Argument ten trafił do przekonania senatowi. Rzym zażądał od
starszego Ptolemeusza opuszczenia Cypru, ten jednak
zignorował to polecenie. Przedstawicielowi republiki udzielał
wykrętnych odpowiedzi, wynajdując urojone przeszkody.
Doprowadził wreszcie do tego, że Rzym oficjalnie przestał go
uważać za sprzymierzeńca, ale de facto uznał jego władzę nad
Cyprem. Wydaje się, że w ostatnich latach Filometor bardzo
dojrzał jako polityk i władca.
Ponieważ młodszy brat ciągle sprawiał kłopoty, w 156 r.
p.n.e. Filometor i Kleopatra postanowili raz na zawsze usunąć
niebezpieczeństwo. Zorganizowali na niego zamach, który się
jednak nie powiódł. Euergetes został tylko ranny. Chcąc
zabezpieczyć się na przyszłość, wpadł na pomysł ryzykowny, ale
niewątpliwie skuteczny. Sporządził testament, na mocy którego
w razie jego bezpotomnej śmierci Cyrena miała przejść pod
władzę Rzymu. Teraz Filometor i Kleopatra musieli dbać o
zdrowie młodszego brata. Nie mogli przecież pozwolić, aby
bogata prowincja wpadła w ręce Rzymu.
Przez najbliższe jedenaście lat panował względny spokój.
Euergetes władał Cyreną, nie stwarzając rodzeństwu większych
problemów. Zamachy na jego życie już się nie powtórzyły. W 145
r. p.n.e. mąż Kleopatry wmieszał się w walki dynastyczne w
państwie Seleukidów. Odniósł tam znaczne sukcesy, ale wyprawa
zakończyła się tragicznie: po jednej ze zwycięskich bitew
spłoszony koń zrzucił go z siodła. Na skutek doznanych obrażeń
król zmarł kilka dni później. W chwili śmierci miał zaledwie
czterdzieści jeden lat.
Prawowitym następcą tronu był piętnastoletni Ptolemeusz
VII Neos Filopator. Syn zmarłego i Kleopatry został ogłoszony
władcą w Aleksandrii. Na taką okazję od lat czekał Euergetes.
Błyskawicznie opanował Cypr, gdzie uznano go za następcę
brata. Potem przejął kontrolę nad powracającymi z Syrii
wojskami i na ich czele podszedł pod Aleksandrię. W stolicy
wybuchło powstanie, które ułatwiło mu wkroczenie do miasta.
Ostatecznie zawarto porozumienie: Kleopatra poślubi brata, a
rządy sprawować będzie trójka władców (Euergetes, Kleopatra i
młody król). Oczywiście Euergetes ani myślał dzielić się władzą z
bratankiem. Tak więc w dniu ślubu swojej matki chłopiec został
zamordowany. Królowa nie zareagowała! Co więcej, w rok
później urodził się syn jej i Euergetesa, Ptolemeusz Memfites.

Matka i córka

P ostępowanie Kleopatry było zdominowane przez żądzę


władzy, silniejszą nawet niż instynkt macierzyński. Królowa
pogodziła się ze śmiercią syna, współżyła z jego mordercą, aby
tylko utrzymać się na tronie! Jak się miało niebawem okazać,
potrafiła przejść do porządku nad jeszcze gorszymi sprawami.
Nowy król oficjalnie nazywał się Ptolemeusz VIII Euergetes
II, ale ze względu na znaczną tuszę, jakiej dorobił się w Cyrenie,
zwano go Fyskonem (Brzuchaczem). Wkrótce po objęciu rządów
w Aleksandrii zwrócił on uwagę na córkę Filometora i Kleopatry,
Kleopatrę III. Dziewczyna miała osiemnaście lat, była
inteligentna, a do tego z całego serca nienawidziła matki.
Podobno król zgwałcił bratanicę (a jednocześnie siostrzenicę i
pasierbicę), po czym się w niej zakochał. Nie wiadomo, ile w tym
prawdy, nie ulega jednak wątpliwości, że znalazł w niej dobrego
partnera w rozgrywkach z siostrą. W trzy lata po objęciu władzy
Euergetes poślubił Kleopatrę III, stwarzając w ten sposób
niebywałą sytuację: pierwszy raz w dziejach świata
hellenistycznego król miał dwie równorzędne małżonki.
Oczywiście Fyskon preferował młodszą żonę, która też urodziła
mu dzieci. Relacje rodzinne wyglądały więc przedziwnie. Dla
Kleopatry Młodszej mąż był zarazem wujem, stryjem i ojczymem,
a jej brat — syn króla i Kleopatry II — także pasierbem, wujem i
stryjem, dla jej dzieci natomiast — wujem i bratem. Trzeba
przyznać, że podobnego poplątania związków rodzinnych nie
znajdziemy nigdzie indziej w dziejach.
Napięcie w pałacu narastało przez jedenaście lat. Wreszcie
Kleopatra Starsza sprowokowała wybuch powstania przeciwko
bratu i córce. Fyskon wraz z młodszą żoną zbiegł na Cypr, a w
Aleksandrii proklamowano rządy królowej Kleopatry.
Rebeliantka popełniła jednak fatalny w skutkach błąd.
Starożytność nie uznawała samodzielnych rządów kobiecych.
Zawsze potrzebny był męski figurant dla zachowania pozorów.
Tymczasem królowa nie miała przy sobie nikogo odpowiedniego.
Jej syn ze związku z Euergetesem przebywał w Cyrenie i ojciec
pospiesznie ściągnął go do siebie. Chłopiec źle znosił rozłąkę z
matką i często publicznie dawał temu wyraz. Król za każdym
razem dostawał ataku szału, kiedy dziecko mówiło o matce.
Nieudana próba ucieczki dopełniła los chłopca: Fyskon polecił
zamordować go, aby zabezpieczyć się przed możliwością
wykorzystania syna przez Kleopatrę. Zwłoki Memfitesa
poćwiartowano i odesłano matce. Podobno otrzymała je w dniu
swoich urodzin.
W swym życiu Kleopatra wielokrotnie przedkładała politykę
nad uczucia. Teraz jednak cierpiała i jako matka, i jako
władczyni. Straciła dziecko i ostatnią szansę na pokonanie brata.
Mimo to postanowiła maksymalnie wykorzystać okrucieństwo
Fyskona dla swoich celów. Wystawiła szczątki syna na widok
publiczny, dając w ten sposób mieszkańcom Aleksandrii do
zrozumienia, że pozostała im już tylko walka na śmierć i życie.
Ale Euergetes też miał swoich zwolenników. Jeszcze za życia
brata popierali go rdzenni Egipcjanie, wcześniej traktowani jak
obywatele drugiej kategorii. Dotychczasowi władcy opierali się
bowiem na elicie grecko-macedońskiej. dyskryminując
rodowitych mieszkańców kraju. Kiedy więc Fyskon zwrócił się
do nich. zareagowali spontanicznie. Po upływie roku w rękach
Kleopatry Starszej pozostała już jedynie Aleksandria. Szukając
rozpaczliwie pomocy, królowa zaprosiła do stolicy zięcia,
Demetriusza II z dynastii Seleukidów. Zaproponowała mu
następstwo po sobie w zamian za pokonanie brata. Demetriusz
poniósł jednak klęskę w walce z Fyskonem i musiał się wycofać.
Wówczas Kleopatra II opuściła stolicę, odpływając do Syrii. W
kilka miesięcy później Aleksandrię zdobyły wojska Euergetesa.
Król surowo rozprawił się z krnąbrnym miastem; bynajmniej
nieodosobnionym zjawiskiem były zbiorowe egzekucje
stronników Kleopatry. Fyskon jednak za dużo ucierpiał od
zwolenników siostry, aby przejmować się jednostkowymi
przypadkami. Jeżeli zginęli niewinni, to trudno. Chodziło wszak o
nauczkę i przestrogę, by nigdy więcej nie powtórzył się bunt
przeciwko jego władzy.
Kleopatra Starsza przebywała na dworze Seleukidów przez
trzy lata. W tym czasie Fyskon przekonał się, że mimo represji w
kraju nadal pozostała znaczna liczba jej zwolenników. Doszedł
również do wniosku, że siostra będzie mniej niebezpieczna w
stolicy, niż przebywając na dworze obcego państwa. Dlatego
zaproponował jej powrót. Królowa postawiła jednak warunki,
które musiał przyjąć. Oficjalnie zrehabilitował nieszczęsnego
Memfitesa oraz ogłosił amnestię dla jej stronników. Wówczas w
124 r. p.n.e. zgodziła się wrócić do kraju. Zaakceptowała
dominującą pozycję brata i wydawało się, że ostatnie lata życia
pragnie spędzić w spokoju.
Ptolemeusz VIII Euergetes II zmarł w osiem lat później. W
testamencie wyznaczył swoimi następcami żonę, Kleopatrę III, i
tego z ich synów, którego ona wybierze na współrządcę. Wybór
królowej padł na młodszego syna, Ptolemeusza Aleksandra.
Wówczas po raz ostatni do polityki wtrąciła się Kleopatra
Starsza. Podburzyła mieszkańców Aleksandrii i w rezultacie
królem został starszy syn Fyskona, Ptolemeusz Lathyros. Był to
ostatni triumf Kleopatry II. Niedługo potem zmarła, przeżywszy
siedemdziesiąt lat, z których większość wypełniła walka o
władzę.
Jej córka pod wieloma względami przypominała matkę.
Zmuszona do współrządów z nielubianym synem, postanowiła, iż
władczynią będzie ona. Jej imię figurowało w dokumentach na
pierwszym miejscu, to ona podejmowała ważniejsze decyzje.
Lathyros spełniał wyłącznie funkcje reprezentacyjne. Wreszcie i
tego było Kleopatrze za dużo. Doszło do otwartego konfliktu z
synem, zakończonego jego wygnaniem. Lathyros udał się na
Cypr, zajmując miejsce Aleksandra, który powrócił do Egiptu.
Wydawać się mogło, że królowa osiągnęła swój cel. Miała przy
sobie ukochanego syna i mogła z nim wspólnie rządzić. Okazało
się jednak, że tymczasem Aleksander dorósł. Nie interesowało go
już pozostawanie w cieniu matki. W pałacach Aleksandrii
narastał konflikt i tylko zagrożenie ze strony Lathyrosa
powstrzymywało wybuch. Kiedy jednak Aleksander odparł
najazd starszego brata, przestał się wahać: Kleopatra III została
zamordowana na jego rozkaz.

Krwawe dzieje Seleukidów

M imo iż malało znaczenie międzynarodowe Egiptu, zachował


on większość swojego terytorium. Lagidzi utracili jedynie
południową Syrię oraz miasta i wyspy w basenie Morza
Egejskiego. Sąsiadujące z Egiptem państwo Seleukidów poniosło
o wiele większe straty terytorialne. Jednakże w odróżnieniu od
Egiptu czy Macedonii ich imperium nigdy nie stanowiło
geograficznej i narodowościowej jedności. Dynastia Seleukidów
opanowała około osiemdziesięciu procent terytorium dawnego
państwa Aleksandra, zajmując obszar od Morza Egejskiego do
Indii. Siłą rzeczy monarchia stanowiła mozaikę różnych ludów,
kultur i wierzeń, co nie sprzyjało tendencjom unifikacyjnym.
Pierwsze odpadły satrapie położone najdalej na wschód.
Jednocześnie w Azji Mniejszej uniezależniały się kolejne
terytoria, a szczególnie dało się Seleukidom we znaki królestwo
Pergamonu. Mimo poniesionych strat, na przełomie III i II w.
p.n.e. państwo Seleukidów nadal było bardzo silne. Kres jego
potędze położył dopiero konflikt z Rzymem. W odróżnieniu
bowiem od Egiptu Seleukidzi przeciwstawili się republice
zbrojnie i ponieśli klęskę. Musieli zapłacić ogromną kontrybucję i
oddać sojusznikom Rzymu (m.in. Pergamonowi) wszystkie
posiadłości w Azji Mniejszej. Jakby tego było mało, na wschodzie
pojawił się nowy, groźny przeciwnik. W Partii osiadły plemiona
Partów, które rozpoczęły ekspansję kosztem Seleukidów. W
połowie II w. p.n.e., a więc wtedy, kiedy mąż Kleopatry II włączył
się w walki dynastyczne w Syrii (co przypłacił życiem), Partowie
podbili niemal wszystkie krainy na wschód od Eufratu, a w kilka
lat później zajęli Babilon. Ogromna do niedawna monarchia
Seleukidów stopniała niemal do obszaru samej Syrii i Cylicji, a i
tak ciągle trwały waśnie dynastyczne. Ptolemeusz Filometor
popierał jednego z pretendentów do tronu imieniem Aleksander
Balas. Dał mu za żonę swoją córkę Kleopatrę o przydomku Thea.
Wkrótce jednak zdecydował się poprzeć innego kandydata na
władcę (Demetriusza Nikatora) i polecił córce zmienić męża.
Nowy mąż zdecydowanie nie udał się Thei. Znacznie od niej
młodszy (miał czternaście lat), nie potrafił w ogóle rządzić
państwem. Wychodząc z założenia, że niemal wszyscy spiskują
przeciwko niemu, prawie każde oskarżenie kończył wyrokiem
śmierci. W ten sposób szybko zraził do siebie obywateli,
zwłaszcza mieszkańców stolicy. Ludność Antiochii (podobnie jak
Aleksandrii) nie wykazywała szczególnej lojalności wobec
władców i często lubiła zmieniać zbyt samodzielnych
monarchów. A król, który ośmielał się karać śmiercią, był z góry
na straconych pozycjach. Chociaż trzeba przyznać, że wielu
poddanych miało na sumieniu winy wobec Demetriusza czy też
jego poprzedników. Władca pamiętał, że jego ojciec zginął z rąk
zbuntowanych mieszkańców stolicy. Mimo to należało zachować
umiar, a tej cechy Demetriuszowi wyjątkowo brakowało.
Niebawem zresztą pojawił się nowy konkurent do tronu. Jeden z
dowodzących najemnikami w służbie Seleukidów imieniem
Diodotos odnalazł małego syna Balasa (i Thei) i ogłosił go
królem. Awanturnika poparli mieszkańcy Antiochii i wszelkiej
maści przeciwnicy młodego władcy. Wkrótce Diodotos opanował
stolicę oraz większość terytorium Syrii, spychając króla na
wybrzeże. Seleukidzie udało się jednak przetrwać najgorszy
okres i powoli zaczął odzyskiwać teren. Ale wówczas pojawiło
się niebezpieczeństwo ze strony Partów, którzy zagrozili
bezpośrednio Syrii, i potrzebna była pilna interwencja na
wschodzie. Demetriusz pociągnął przeciwko koczownikom i
poniósł całkowitą klęskę. Dostał się do niewoli i nic nie
wskazywało, aby kiedykolwiek miał z niej powrócić. Wtedy
Diodotos uznał, że mały syn Balasa na nic już mu się nie zda.
Opłaceni przez kondotiera lekarze stwierdzili, że chłopiec cierpi
na kamienie nerkowe i konieczny jest zabieg chirurgiczny.
Oczywiście operacja się powiodła, ale pacjent zmarł. Diodotos
ogłosił się królem i zaczął bić w swoim imieniu monety. Czasy się
jednak zmieniły. Dwa wieki wcześniej, po śmierci Aleksandra
Macedońskiego, nikogo nie dziwiło, że wodzowie macedońscy
czy dowódcy najemników zakładają własne dynastie. Ale teraz
światem hellenistycznym rządziło kilka rodów i nikomu nie
przyszło do głowy zmieniać tego stanu rzeczy. Gdy więc na
widowni pojawił się rodzony brat Demetriusza, Diodotosa
opuścili niemal wszyscy. A kiedy jeszcze pretendenta poparła
Thea, stało się jasne, że awanturnik nie ma żadnych szans.
Poniósł klęskę i zakończył żywot samobójstwem. W Syrii
ogłoszono rządy Antiocha VII Sidatesa. Kleopatra Thea wyszła za
niego za mąż, nie przejmując się specjalnie faktem, że Demetriusz
żyje. Tym bardziej że z dochodzących do Antiochii wieści
wynikało, iż były władca poślubił córkę króla Partów. Zresztą
Antioch, któremu Kleopatra oddała swoją rękę (wraz z
najemnikami i złotem), wydawał się lepszym kandydatem na
władcę niż jej dwaj poprzedni małżonkowie.
Demetriusz II Nikator

Wkrótce po utwierdzeniu swojej władzy nad terytorium Syrii


nowy król pociągnął śladem brata przeciwko Partom. Była to
konieczność, w przeciwnym bowiem razie koczownicy
podeszliby pod mury Antiochii. Natomiast wydając im wojnę na
ich terenie, władca mógł liczyć, że podziała magia imienia
Seleukidów i greccy oraz macedońscy osadnicy wspomogą jego
armię. Rychło okazało się, że Antioch jest utalentowanym
wodzem. Pokonał niezwyciężoną dotychczas armię partyjską w
trzech bitwach i zajął niemal całą Mezopotamię. Król Partów, nie
mogąc sobie dać rady ze zdolnym Seleukidą, uwolnił jego brata,
aby w ten sposób wprowadzić zamieszanie w szeregach wroga.
Ale zanim Demetriusz dotarł do Syrii, w Mezopotamii wojna już
się zakończyła. Antioch z niewielkim oddziałem wpadł na niemal
całą armię partyjską i poległ na polu bitwy. Można przypuszczać,
że przeciwnicy wiedzieli, z kim walczą, i wiele zrobili, aby wziąć
króla żywcem. On jednak wolał zginąć śmiercią godną władcy i
wojownika. Król Partów kazał odnaleźć jego ciało na
pobojowisku i z honorami odesłał je do Antiochii.
Kiedy Demetriusz pojawił się w Syrii, okazało się, że nikt nie
chce mieć z nim nic wspólnego. Nawet była (?) żona Kleopatra
Thea stwierdziła, że jest przede wszystkim wdową po Sidatesie.
Próbując wzmocnić swoją pozycję, Demetriusz podjął wyprawę
do Egiptu w obronie praw Kleopatry II. Gdy jednak i tam poniósł
klęskę, zrozumiał, iż jego czas dobiegł końca. Kolejne miasta
zamykały przed nim bramy, aż wreszcie w fenickim Tyrze
dopełnił się los nieszczęsnego króla. Ogłoszono niezależność
Tyru, a kiedy u bram pojawił się Seleukidą, od razu go uwięziono.
Czy mógł być lepszy dowód niezawisłości miasta niż
zamordowanie jego nominalnego zwierzchnika? Demetriusz II
Nikator zginął z rąk swoich poddanych, Tyr zaś już nigdy nie
uznał zwierzchnictwa żadnego Seleukidy.

Egipskie księżniczki

N ajstarszym synem Demetriusza i Thei był Seleukos.


Młodzieniec liczył sobie dziewiętnaście lat i uważał, że
nadeszła pora, aby objąć osobiste rządy. Matka nie miała nic
przeciwko temu, pod warunkiem, że syn pozostanie jedynie
figurantem. Wychodziła bowiem z założenia, że tylko ona jest
godna sprawować władzę królewską w Syrii. Na dobrą sprawę
miała pewne podstawy, by tak sądzić. Była kolejno żoną trzech
władców: Balasa, Demetriusza i Antiocha. Każdemu z nich
małżeństwo z nią zapewniło tron, a jej odejście strącało ich z
niego. Balas i Demetriusz na dodatek przypłacili detronizację
życiem. Z czasem Thea uznała się za jedyną szafarkę godności
królewskiej. Kiedy młody Seleukos zapragnął odsunąć matkę, ta
bez skrupułów pozbawiła go życia. Następnie współrządcą
ogłosiła młodszego syna (ze związku z Demetriuszem), Antiocha
Gryposa. Dawała jednak do zrozumienia, że faktycznie władzę
sprawuje ona. Tylko jej imię pojawiało się na dokumentach, bito
monety wyłącznie z jej wizerunkiem. Osiągnęła zatem więcej, niż
zdążyła wywalczyć w Egipcie jej rodzona siostra, Kleopatra III.
Młody Antioch z niepokojem obserwował poczynania matki.
Pamiętny losu brata, za wszelką cenę starał się go uniknąć. Thea
również miała dosyć niepokornego syna. Co więcej, poślubił on
jedną z córek Ptolemeusza Fyskona, Tryfajnę, która skutecznie
buntowała męża przeciwko teściowej. Trudno się temu dziwić —
była wszak córką Kleopatry III i w młodości odebrała
wystarczającą edukację z życia politycznego w Aleksandrii. Thea
nie chciała jednak wojny domowej. Postanowiła dyskretnie
usunąć Antiocha, a po jego śmierci ogłosić władcą najmłodszego
syna, którego miała z Sidetesem. Kiedy Grypos udał się na
polowanie, poczyniła odpowiednie przygotowania. Powracający
z łowów syn zastał w bramie pałacu „troskliwą mamusię” z
pucharem wina. Chciała ugasić pragnienie zdrożonego dziecka,
więc wyszła mu naprzeciw. Grypos jednak ani myślał skorzystać
z „troskliwości” Thei, która dała mu wcześniej wystarczająco
dużo dowodów „macierzyńskiej miłości”. Zaproponował, aby
matka pierwsza spróbowała napoju, a kiedy odmówiła, zaczął
nalegać. Scenę obserwowali dworzanie i Thea zrozumiała, że
wszyscy ją podejrzewają o próbę otrucia syna. Nawet gdyby
Grypos nie wypił wina, i tak w oczach poddanych zacznie
uchodzić za dzieciobójczynię. Wychyliła więc fatalny puchar, po
czym udała się do swoich komnat, gdzie zmarła. Antioch VIII
Grypos został jedynowładcą.
Względny spokój panował w Syrii przez sześć lat. Potem
pojawił się kolejny pretendent do tronu Seleukidów. Był nim
wspomniany wcześniej syn Sidetesa i Thei. Miał już dwadzieścia
lat i uważał, że nie jest gorszym kandydatem na władcę niż
Grypos. Ogłosił się więc królem i jako Antioch IX Kyzikeńczyk
wkroczył na czele najemników do Syrii. Początkowo istniała
szansa na porozumienie między dynastami, lecz Grypos rychło ją
przekreślił. Za poradą żony próbował otruć przyrodniego brata,
na co tamten zareagował zerwaniem rokowań. Pretendent miał
jednak niewielkie szanse w walce z Gryposem, dysponującym
większą siłą militarną. Ale niebawem otrzymał wsparcie, które
wyrównało szanse. Z pobliskiego Cypru wydarzenia w Syrii
obserwowała rodzona siostra Tryfajny, dawna małżonka (i
siostra) Ptolemeusza Lathyrosa. Kiedy jej mąż objął władzę w
Aleksandrii, ona pozostała na Cyprze. Nie zamierzała jednak
Kleopatra Thea i jej syn Antioch VIII Grypos
spędzić reszty życia na wspominaniu szczęśliwych lat
spędzonych z małżonkiem. Dopóki w Aleksandrii rządziła jej
demoniczna matka, nie widziała tam szans dla siebie. Co innego
w Syrii, gdzie Lagidzi czuli się całkiem dobrze, o czym świadczyły
kariery jej rodzonej siostry i ciotki. Zaproponowała więc
Kyzikeńczykowi swoją rękę, a w posagu ofiarowała oddziały
cypryjskich najemników. Pretendent do tronu Seleukidów z
radością przyjął ofertę. Teraz wreszcie mógł się przeciwstawić
bratu i walczyć z nim jak równy z równym. W decydującej bitwie
jednak Grypos okazał się lepszym wodzem. Kyzikeńczyk zbiegł,
zwycięzca zaś przystąpił do oblężenia Antiochii. Stolicy broniła
wraz z resztką wojsk żona pokonanego. Niebawem miasto padło,
a Tryfajna poleciła żołnierzom odnaleźć i zabić siostrę. Grypos
protestował, ale wydaje się, że w sprawach państwa miał
niewiele do powiedzenia. Żołnierze dopadli Kleopatrę IV w
świątyni, gdzie szukała azylu. Posłusznie wykonali rozkaz
królowej, mordując jej siostrę u stóp posągu bóstwa. Na tym
jednak wojna się nie skończyła. W rok później Tryfajna dostała
się w ręce Kyzikeńczyka, który bez wahania pomścił śmierć
małżonki. Konflikt wewnętrzny w Syrii trwał blisko dwadzieścia
lat (!), nawet po śmierci obu antagonistów. Grypos zostawił
bowiem sześciu synów, Kyzikeńczyk zaś jednego. Państwo
Seleukidów skurczyło się do terytorium samej Syrii, a dynaści
nadal ze sobą wałczyli! W spory włączyli się również władcy
Egiptu, co poświadcza zadziwiająca kariera ostatniej córki
Kleopatry III, Kleopatry Selene. Była ona krótko żoną Lathyrosa,
po czym — za radą matki — wyszła za Gryposa. Po jego śmierci
poślubiła Kyzikeńczyka (!), a kiedy ten zginął, wybrała na męża
jego syna! Nawet mieszkańcy Syrii mieli trudności z ustaleniem,
kto z kim walczy, kto jest czyim mężem lub żoną. Świat
śródziemnomorski przeszedł nieodwołalnie pod panowanie
Rzymu, a Seleukidzi wciąż ze sobą walczyli, chociaż w samej Syrii
już nie wszędzie sięgała ich władza. Państwo Żydów ogłosiło
niezależność, szejkowie arabscy nie uznawali niczyjego
zwierzchnictwa. Kolejne miasta greckie ogłaszały niezawisłość
od władzy królewskiej. Wreszcie Syryjczycy mieli dosyć wojen.
Zdetronizowali wszystkich Seleukidów i zaprosili do Antiochii
króla Armenii, Tigranesa. Władca ten zapewnił w końcu krajowi
kilka lat spokoju. Jednakże dla pewności, że nikt nie będzie mu w
tym przeszkadzał, postanowił zneutralizować Kleopatrę Selene.
Obiegł ją w Ptolemais, a kiedy miasto padło, wysłał daleko na
wschód. Uwięziona w Seleucji nad Tygrysem, królowa przestała
wreszcie być niebezpieczna. Kłopoty zaczęły się ponownie, gdy
król Armenii poparł Mitrydatesa w jego wojnie z Rzymem.
Republika pokonała króla Pontu, a wojska Lukullusa zagroziły
Tigranesowi. Wówczas stary władca uznał, że należy pozbyć się
przynajmniej jednego zagrożenia, i polecił zabić Selene. W ten
sposób zginęła ostatnia z księżniczek egipskich walczących o
tron Seleukidów.
Samo państwo niewiele przeżyło Kleopatrę Selene. Po klęsce
Tigranesa Lukullus mianował królem jej syna, Antiocha XIII.
Wkrótce utartym obyczajem ujawnił się konkurent do tronu w
osobie Filipa, wnuka Gryposa (Antioch był wnukiem
Kyzikeńczyka). Zgodnie z rodzinną tradycją kuzyni rozpoczęli
wojnę między sobą, aż wreszcie obaj zostali uwięzieni przez
arabskich szejków. Kiedy w pięć lat po śmierci Selene w Syrii
pojawił się Gnejusz Pompejusz, przy życiu pozostawał już tylko
Antioch. Rzymianin nie zamierzał jednak restytuować władzy
Seleukidów. Republika miała dosyć ciągłych problemów z
kłótliwymi dynastami. Nadszedł czas na zaprowadzenie
rzymskiego porządku. Ostatni seleukidzcy królowie niczym już
nie przypominali władców hellenistycznych. Sprawiali wrażenie
orientalnych kacyków czy też hersztów band rozbójniczych.
Autorytet dynastii upadł zupełnie i Pompejusz oficjalnie
anektował Syrię. Kraj stał się kolejną rzymską prowincją, a
ostatni przedstawiciel rodu Seleukidów zginął z ręki arabskiego
szejka. Z państw powstałych po rozpadzie imperium Aleksandra
wegetował jeszcze Egipt.
K LEOPATRA
Ambicje Bereniki

N iezależność Lagidów od Rzymu można uznać za dyskusyjną,


gdyż każda zmiana na tronie wymagała akceptacji senatu.
Praktycznie tylko rozgrywki wewnętrzne w imperium rzymskim
umożliwiały byt państwowości egipskiej. Na tronie w Aleksandrii
zasiadał wówczas Ptolemeusz Auletes, ofiara samobójczych
praktyk genetycznych dynastii. Po kilku pokoleniach małżeństw
w obrębie rodziny Lagidzi prezentowali opłakany stan
umysłowy. Ptolemeusz Auletes był typowym przedstawicielem
swojego rodu: wykazywał mierną inteligencję, brak szerszego
zainteresowania sprawami państwa, a większość czasu spędzał,
grając na flecie. Znalazło to odzwierciedlenie w przydomku,
który nadali mu poddani (Auletes znaczy po grecku „fletnista”).
Co prawda można się spotkać z opinią, że upodobanie do gry na
flecie wynikało z samokrytycyzmu króla. W trudnych
ówczesnych czasach tylko władca o wielkim umyśle mógł
prowadzić aktywną politykę. Natomiast Auletes takim
człowiekiem bez wątpienia nie był, a na flecie grał całkiem
przyzwoicie.
Do uciążliwości życia ostatnich Lagidów należały stałe bunty
mieszkańców stolicy. Z reguły panującego króla wypraszano
zbrojnie, a władzę obejmował kontrkandydat do tronu,
najczęściej brat aktualnego władcy, dotychczas rezydujący na
Cyprze. Wygnaniec zazwyczaj zajmował miejsce rywala na
wyspie i stan ten utrzymywał się aż do następnego przewrotu.
Ptolemeusz Auletes nie był wyjątkiem. Władzę objął po latach
rodzinnych waśni i długo nie mógł zdobyć uznania Rzymu.
Zachodziły poważne obawy, że senat zdecyduje się wreszcie na
inkorporację Egiptu, do czego zresztą zachęcał testament
jednego z poprzedników króla. W końcu zajęto tylko Cypr,
którego ostatni namiestnik (brat Auletesa) popełnił
samobójstwo. Fakt ten wywołał oburzenie w Aleksandrii i w
rezultacie wygnanie gnuśnego monarchy ze stolicy.
Aleksandryjczycy złożyli władzę w ręce najstarszej córki
Auletesa, dwudziestoletniej Bereniki. Dziewczyna szybko się
zorientowała, że sama nie udźwignie odpowiedzialności za losy
państwa. Zdawała sobie przy tym sprawę, że jako kobieta nie ma
szans na dłuższe uznanie ze strony poddanych,
przyzwyczajonych do męskich rządów (pamiętała losy Kleopatry
II). Zaczęła więc poszukiwać odpowiedniego kandydata na męża,
który chroniłby ją i tron przed żądnym zemsty ojcem.
Berenika i jej doradcy skierowali swoją uwagę na Syrię, gdzie
egzystowały resztki świetnej niegdyś dynastii Seleukidów. Od
kilku lat kraj był prowincją rzymską i potomkowie dynastii żyli
jako zwykli obywatele. Niestety, jednemu z nich nie pozwolił na
wyjazd namiestnik rzymski, inny upatrzony kandydat zmarł w
czasie pertraktacji. Wreszcie znaleziono jakiegoś Seleuka, który
przybył do Aleksandrii i poślubił Berenikę. Okazał się jednak
wyjątkowym prostakiem, który oprócz imienia nie miał chyba nic
wspólnego z żadną dynastią. Po kilku tygodniach zdesperowana
dziewczyna poleciła udusić nieudacznika, po czym wyszła za
niejakiego Archelaosa z arystokracji grecko-macedońskiej. Ten
przynajmniej sprawdził się jako wódz i polityk; dzięki niemu
władza samozwańczej królowej przetrwała kilka miesięcy. W 59
r. p.n.e. u bram Egiptu stanął jednak Ptolemeusz Auletes,
wspomagany rzymskimi posiłkami. Najwyraźniej wygnany
władca nie marnował czasu. Usunięty z Aleksandrii, udał się do
Rzymu, gdzie za ogromną łapówkę kupił od Cezara (pełniącego
wówczas funkcję konsula) uznanie swojej godności królewskiej.
Pieniędzy starczyło mu jeszcze na opłacenie posiłkowych wojsk
rzymskich. Berenika i Archelaos przegrali walkę o władzę i życie.
Zwrócili się przeciwko nim mieszkańcy Aleksandrii, którzy nie
tak dawno wypędzili Auletesa. Archelaos zginął w walce,
Berenika została stracona na rozkaz ojca. Patrzyła na to z bliska
pozostała czwórka królewskich dzieci: Kleopatra, Arsinoe i dwaj
chłopcy noszący imię ojca.

Cezar i Kleopatra

O statnie lata panowania Auletesa przebiegały już znacznie


spokojniej. Bez zakłóceń dożył swoich dni i w 48 r. p.n.e.
zmarł w pałacu w Aleksandrii. Wcześniej jednak wyraził
życzenie, by władzę po nim przejęli Kleopatra i Ptolemeusz XIII.
Chłopiec liczył sobie dwanaście lat, jego siostra była o kilka lat
starsza. Zgodnie z tradycją rodzinną rodzeństwo miało z czasem
zawrzeć związek małżeński. Stary król popełnił w ten sposób
błąd, który odbił się na losach królestwa. Kleopatra i Ptolemeusz
nienawidzili się z całego serca. Młoda królowa była osobą
wyjątkowo ambitną i nie zamierzała z nikim dzielić się władzą.
Doradcy Ptolemeusza natomiast nie wyobrażali sobie
współpracy z jego siostrą. Okazało się jednak, że Kleopatra może
liczyć na znaczne grono zwolenników, niezadowolonych z
postępowania opiekunów młodocianego władcy. Napięcie w
pałacu powoli narastało, aż wreszcie doszło do otwartego
konfliktu. Kleopatra musiała opuścić pałac. Udała się do
nadgranicznej twierdzy Peluzjum, gdzie zaczęła gromadzić
armię. W tym czasie do portu w Aleksandrii przybiły okręty z
Gnejuszem Pompejuszem na pokładzie. Państwo egipskie zostało
wciągnięte w wojnę domową między Pompejuszem i Cezarem o
władzę w Rzymie. Kilka dni wcześniej Cezar rozbił pod Farsalos
konkurenta, który uciekając postanowił poprosić o pomoc
władcę Egiptu. Kiedyś wspomógł Ptolemeusza Auletesa i teraz
miał nadzieję na wdzięczność jego następców. Przybycie
Pompejusza wywołało zamieszanie wśród doradców młodego
króla. Znali sytuację polityczną w Rzymie i zdawali sobie sprawę
ze skutków opowiedzenia się po stronie przegranego polityka.
Podjęli więc decyzję o unieszkodliwieniu Pompejusza na zawsze.
Wodza zaproszono do pałacu i zamordowano, kiedy wysiadał z
łodzi na ląd. Na ten widok okręty Pompejusza podniosły kotwice
i odpłynęły.
W dwa dni później do Aleksandrii przybił Cezar. Jeżeli
Egipcjanie sądzili, że zabójstwem Pompejusza wkupią się w łaski
jego przeciwnika, to się srodze zawiedli. Cezar oburzył się na
morderców, nazywając ich barbarzyńcami, po czym przystąpił do
wprowadzania nad Nilem rzymskich porządków. Wysłuchał
pretensji młodego Ptolemeusza pod adresem siostry i
zobowiązał się do rozstrzygnięcia sporu między rodzeństwem.
Prawdopodobnie uznałby racje młodocianego króla, gdyby
Kleopatra nie wzięła sprawy we własne ręce. Nocą dostała się do
pałacu (podobno wniesiono ją zawiniętą w dywan) i stanęła
przed zaskoczonym Rzymianinem. Jeden z kronikarzy włożył w
jej usta następujące słowa:
„Jeżeli urodzenie coś znaczy, o wielki Cezarze, to jestem
szlachetną córką władców Egiptu wywodzących się od Lagosa,
ale wypędzona ze stolicy ojca pozostanę na zawsze wygnanką,
jeżeli Twoja dłoń nie przywróci mi tego, co utraciłam. Dlatego też
ja, królowa, obejmuję Twoje stopy. Bądź łaskawy dla naszego
ludu. Nie będę pierwszą kobietą władającą nad Nilem. Egipt
potrafi się godzić z rządami kobiety i nie zwraca uwagi na płeć
władcy. Spójrz na wolę mojego zmarłego ojca. Dał mi równy z
bratem udział we władzy i zaślubił nas ze sobą. Brat kochałby
mnie, gdyby był wolny, ale jego uczuciami kieruje Potejnos. Nie
proszę Cię o żaden udział we władzy dla siebie. Uwolnij tylko
nasz dom od winy i hańby. Zniszcz podstępną moc faworyta i
uczyń, aby król był królem”[3].

[3] – L u k i a n , za: A. Świderkówna, Siedem Kleopatr, Warszawa


1978, s. 256.
Kleopatra

Autorka tych słów miała około dwudziestu lat, była osobą


pełną wdzięku i uroku osobistego. Poza tym pochodziła ze starej
dynastii, a to zawsze Rzymianom imponowało. W kulturalnym
świecie nadal uważano ich za parweniuszy i barbarzyńców,
mimo iż zdobyli przewagę militarną. Przodkowie Kleopatry
panowali nad Nilem w czasach, kiedy Rzym stanowił niewielką
osadę zamieszkaną przez bandę opryszków, natomiast
mężczyzna, do którego zwróciła się królowa, był
najpotężniejszym człowiekiem ówczesnego świata. Po śmierci
Pompejusza Cezar został jedynowładcą imperium rzymskiego,
dominującego w basenie Morza Śródziemnego. Miał ponad
pięćdziesiąt lat i reputację wyjątkowego kobieciarza.
Jednocześnie jak mało kto zasługiwał na miano dżentelmena w
sprawach męsko-damskich. Szarmancki wobec pań, był tyleż ich
wielbicielem, co koneserem. O jego podbojach miłosnych mówiło
się w całym ówczesnym świecie, nigdy jednak nie zdarzyło się,
by Cezar przekroczył granice dobrego smaku. I ten oto człowiek
stał teraz przed Kleopatrą, zaskoczony jej przedsiębiorczością i
odwagą. Napomknęła coś o obejmowaniu stóp... W swojej bogatej
kolekcji uwodziciela miał już damy należące do najwyższej
arystokracji rzymskiej, ale urocza królowa o umyśle męża stanu
to coś znacznie więcej... Cezara zawsze fascynował Egipt — kraj o
kulturze sięgającej tysiące lat wstecz, o ugruntowanej tradycji
rządów absolutnych. A w Rzymie on był tylko dyktatorem...
Kronikarze są z natury dyskretni, toteż żaden z nich nie
napisał wprost, co zaszło tamtej nocy w komnatach Cezara.
Możemy się więc zdać jedynie na domysły. Jako wytrawny
uwodziciel Cezar z pewnością nie przepuścił podobnej okazji,
zwłaszcza że wiązały się z tym konkretne plany polityczne.
Kleopatra z kolei zapewne nie zawahała się przypieczętować
porozumienia politycznego związkiem erotycznym. Rano stolica
ujrzała odmienionego Rzymianina, który przed osłupiałymi
doradcami Ptolemeusza ogłosił swój wyrok: rodzeństwo ma
rządzić wspólnie, gdyż taka była wola ich zmarłego ojca.
Natomiast młodszym dzieciom króla (Arsinoe i Ptolemeuszowi
Młodszemu) Rzym oddaje we władanie wyspę Cypr. Warto
zastanowić się nad drugą częścią wyroku Cezara. Cypr owszem
był przez prawie trzysta lat częścią państwa Lagidów, ale kilka
lat wcześniej został włączony w skład republiki rzymskiej.
Utworzenie tam kolejnej prowincji stało się przecież przyczyną
uzurpacji Bereniki. A teraz Kleopatra odzyskała wyspę dla
Egiptu. Przekonała wodza o konieczności zwrotu jej prawowitym
właścicielom. Osiągnęła to, co nie udało się jej ojcu i doradcom
brata! Udowodniła, że jest przede wszystkim politykiem, i to
niepośledniego formatu.
Zgoda trwała krótko. Rozgoryczony Ptolemeusz zbiegł z
Aleksandrii i, popierany przez armię, doprowadził do wybuchu
wojny. Sytuacja nie była łatwa nawet dla tak wytrawnego
stratega jak Cezar: znalazł się w zagrożeniu kto wie czy nie
największym w swojej karierze. Zamknięty z dwoma legionami w
pałacowej części miasta, przez cztery miesiące odpierał zaciekłe
szturmy przeważających sił egipskich. Na domiar złego z miasta
wymknęła się też Arsinoe, młodsza siostra Kleopatry, i wsparła
Ptolemeusza XIII. W tej sytuacji Kleopatra jak oka w głowie
strzegła najmłodszego brata, Ptolemeusza XIV. Gdyby i on się
przyłączył do oblegających (a raczej, biorąc pod uwagę jego wiek,
gdyby został porwany), ona znalazłaby się w mocno niezręcznym
położeniu. Nie mogłaby wówczas odeprzeć zarzutów, że
pozostaje na usługach Rzymu. Skoro wszyscy inni członkowie
dynastii walczą z rzymską interwencją, to jak ocenić
postępowanie królowej? Tymczasem walki nie ustawały. Cezar
bronił się rozpaczliwie, usiłując przeciwstawić przewadze
liczebnej przeciwnika swój zmysł taktyczny i wyszkolenie
własnych żołnierzy. A miał przy sobie naprawdę wyborowe
oddziały, wsławione podbojem Galii i zwycięstwem w wojnie
domowej. Walki były tak zacięte, że w ich trakcie spłonęła część
zbiorów słynnej Biblioteki Aleksandryjskiej. Możemy sobie
wyobrazić rozpacz Kleopatry i Cezara z tego powodu. Oboje
słynęli z upodobania do nauki, a księgozbiór aleksandryjski
uchodził za najcenniejszy w całym ówczesnym świecie (w
przyszłości Cezar, starając się zrekompensować Kleopatrze
stratę, ofiaruje jej w zamian zbiory Biblioteki Pergamońskiej). Po
czterech miesiącach nastąpił oczekiwany przełom. Do
Aleksandrii dotarły wezwane przez Cezara posiłki z Syrii. W tej
sytuacji mógł on wydać Ptolemeuszowi decydującą bitwę w polu.
Starcie zakończyło się zwycięstwem Rzymian, a młody król
Egiptu zginął w czasie ucieczki. W ręce zwycięzców dostała się
natomiast ambitna Arsinoe. Kleopatra nie okazała siostrze litości.
Potraktowała ją jako zdrajczynię i nie oponowała, kiedy Cezar
zaproponował, aby z dziewczynką (miała dwanaście lat!)
postąpić zgodnie z obyczajami rzymskimi. Oznaczało to, iż
Arsinoe zostanie wywieziona nad Tybr, aby tam uświetnić triumf
zwycięzcy. Ogłoszono oficjalnie wspólne rządy Kleopatry VII i
Ptolemeusza XIV. Oczywiście dziesięcioletni chłopiec był tylko
marionetką w rękach siostry. Kleopatra, nauczona
doświadczeniem Kleopatry II, nie zamierzała powtarzać jej
błędów. Wbrew temu, co mówiła Cezarowi, Egipt nie był
przygotowany (podobnie jak cały świat starożytny) na rządy
kobiety. Nawet takiej osobowości jak ona.

Romans z boginią

W ódz rzymski pozostał w Egipcie jeszcze przez dwa


miesiące. Przyjął zaproszenie Kleopatry, by odbyć z nią
podróż po Nilu. Luksusowy okręt królowej z Cezarem na
pokładzie popłynął w górę rzeki; lądem towarzyszyły mu legiony
rzymskie. Według opinii jednego z kronikarzy: „Cezar i Kleopatra
ucztowali często razem do świtu”. Nic dodać, nic ująć. Królowa
wprowadzała kochanka w dzieje swojego kraju, pokazując mu
najważniejsze zabytki kultury materialnej. Cezar musiał być
oczarowany i krajem, i przewodniczką, nawet jeżeli przy okazji
traktował wycieczkę jako podróż inspekcyjną (ostatecznie Egipt
praktycznie zależał od Rzymu). Fakt, iż dzieli stół i łoże z
dziewczyną uważaną przez poddanych za wcielenie Izydy, z
pewnością imponował nawet pragmatycznemu Rzymianinowi.
Przecież jej dynastia panowała już w czasach, kiedy o Rzymie
słyszeli co najwyżej mieszkańcy okolicznych osad w Italii,
znużeni ciągłymi napadami. Dopiero późniejsza historiografia
rzymska dorobiła do tego ideologię. W każdym razie
kochankowie dotarli niemal do granic Egiptu. Tam jednak
sielankę brutalnie przerwał bunt legionistów. Żołnierze mieli
dosyć wycieczek krajoznawczych i ostro przywołali Cezara do
porządku. Przypomnieli, że wojna z obrońcami republiki jeszcze
się nie skończyła i pora wracać do Rzymu. Co innego walczyć ze
swoim wodzem w Galii, Hiszpanii czy na Bałkanach, a co innego
pełnić funkcję przyzwoitki w jego romansie z boginią. W tej
sytuacji Cezar ugiął się pod presją legionistów i zawrócił do
Aleksandrii. Odpływając, zaprosił Kleopatrę do Rzymu.
Królowa dostrzegła przed sobą wielką szansę. Dotychczas jej
plany ograniczały się do granic Egiptu. Teraz nie musiała
postępować wbrew woli Rzymu. Rzym rządzi światem, ale
Rzymem rządzi Cezar, wyjątkowo dla niej łaskawy i ustępliwy.
Dyktator skłonny był nawet wprowadzić w Rzymie monarchię.
Krążyły pogłoski, że zamierza przenieść stolicę do Aleksandrii.

Cezar

Czyj to wpływ, jeśli nie jej, Kleopatry?


Kochankowie zobaczyli się dopiero po trzech latach.
Kleopatra przybyła do Rzymu w towarzystwie chłopczyka o
imieniu Ptolemeusz Cezar (zdrobniale Cezarion), powszechnie
uważanego za syna dyktatora. Jedynego syna Cezara! Nie wiemy,
czy wódz uznał dziecko za swoje. Opinie kronikarzy na ten temat
są podzielone. Faktem jest jednak, że chłopiec przeszedł do
historii pod imieniem dyktatora. Na czas pobytu w Rzymie Cezar
przydzielił Kleopatrze luksusową rezydencję, a sam kontynuował
przygotowania do wojny z Partami. Oficjalnie pragnął pomścić
klęskę Krassusa sprzed dwudziestu lat. W rzeczywistości marzył
o sławie Aleksandra Macedońskiego. Liczył przy tym, że po
zwycięstwie na Wschodzie łatwiej przyjdzie mu ogłosić
monarchię. Prawdopodobnie znaczny udział w planach
dyktatora miała królowa. Ostatecznie pochodziła z rodziny
macedońskich zdobywców (dynastię założył jeden z wodzów
Aleksandra Macedońskiego) i droga śladami wielkiego wodza
była bliska jej sercu.
Przebywając w Rzymie, Kleopatra stała się świadkiem
triumfalnego wjazdu Cezara do stolicy. Zgodnie ze
starorzymskim obyczajem dyktator publicznie świętował swoje
zwycięstwa, a że w ostatnich latach był raczej mocno zajęty,
okazji do świętowania zebrało się sporo. Uroczystości trwały
cztery dni. Trzeciego dnia Cezar uczcił zwycięstwo egipskie.
Kulminacyjnym punktem obchodów był przemarsz jeńców
pojmanych w czasie kampanii. Na ich czele szła skuta kajdanami
niedoszła królowa Cypru i Egiptu, Arsinoe. Zaoszczędzono jej
losu innego „bohatera” tego triumfu, przywódcy Galów
Wercyngetoryksa. Ten niezłomny obrońca własnego kraju został,
zgodnie z odwiecznym obyczajem, uduszony w więzieniu zaraz
po zakończeniu uroczystości. Natomiast Arsinoe przeżyła i w
kilka lat później znalazła się w Azji Mniejszej. Na nieszczęście
Kleopatra uznała, że dopóki siostra żyje, stanowi dla niej
zagrożenie...
Wszelkie plany i zamiary władczyni Egiptu upadły wraz ze
śmiercią Cezara. 15 marca 44 r. p.n.e. dyktator został
zamordowany i w jednej chwili rozwiały się nadzieje, a powstała
obawa o dalsze losy Egiptu. Królowa wróciła do Aleksandrii i
stamtąd uważnie obserwowała wydarzenia nad Tybrem. Na
wszelki wypadek postanowiła pozbyć się niebezpieczeństwa na
własnym podwórku. Jej czternastoletni brat, Ptolemeusz XIV,
zdradzał zbyt duże aspiracje do rządów. Aby więc nie stał się
marionetką w rękach któregoś z polityków walczących o schedę
po Cezarze, należało się go pozbyć. I tak ostatni po mieczu
potomek Lagosa zmarł niespodziewanie w Aleksandrii,
prawdopodobnie otruty przez siostrę. Jego miejsce zajął
małoletni Ptolemeusz Cezarion. Kleopatra potrafiła wyciągać
wnioski z historii i zawsze dbała o to, aby mieć u swojego boku
męskiego figuranta.

Marek Antoniusz

W trzy lata po śmierci Cezara liczyło się już tylko dwóch


polityków: Oktawian (cioteczny wnuk Cezara,
adoptowany przez niego przed śmiercią) i Marek Antoniusz. Ten
drugi sprawiał wrażenie, iż dobrze nadaje się na wykonawcę
zamysłów królowej. Miał około czterdziestu lat, był mężczyzną
bardzo przystojnym, lubił luksus, alkohol i kobiety. Królowa
postanowiła wyczekać odpowiedniej chwili i spróbować nakłonić
Antoniusza do współpracy. Okazja nadarzyła się niebawem. W
czerwcu 41 r. p.n.e. Antoniusz wezwał Kleopatrę do Tarsu,
żądając od niej wyjaśnień, dlaczego nie przysłała posiłków na
wojnę z zabójcami Cezara. Królowa przybyła na spotkanie w
wielkim stylu. Wpłynęła do portu w Tarsie na złocistym okręcie
przypominającym ogród bogini Afrodyty. Leżała na tronie
piękności, otoczona służbą z wachlarzami. Rozbrzmiewała
muzyka, tańczyły nimfy, powietrze przesiąknięte było wonią
pachnideł. Antoniusz osłupiał. Zawsze cenił luksus, ale z niczym
podobnym się w życiu nie spotkał. Zaproszony na ucztę, nie
potrafił ukryć podziwu. Wyrafinowana elegancja, królowa-
Afrodyta... Czyż od takiej kobiety mógł wymagać, by się przed
nim tłumaczyła? Rzymianin zadurzył się jak nastolatek. Przyjął
zaproszenie do Aleksandrii, gdzie wspólnie spędzili zimę.
Antoniusz zasmakował w orientalnym zbytku, wschodni dwór
królewski bardzo mu odpowiadał. Kiedy wiosną odjeżdżał na
Zachód, Kleopatra była w ciąży. Bez względu na dalsze losy ich
romansu, osiągnęła swój cel: uzyskała uznanie swojej władzy nad
Egiptem. Jednocześnie stwierdziła, że Antoniusz idealnie nadaje
się na narzędzie do spełniania jej ambicji. Pozostawał do
rozwiązania tylko jeden problem. Otóż wkrótce po przybyciu do
Italii Antoniusz poślubił ze względów politycznych siostrę
Oktawiana, Oktawię. Kleopatra miała więc groźną rywalkę.
Kochanka ujrzała dopiero po trzech latach. Zjawił się na
Wschodzie na czele potężnej armii, szykując wyprawę przeciwko
Partom. Kontynuował w ten sposób plany Cezara bliskie również
ambicjom Kleopatry. W tym czasie Oktawia urodziła mu dwójkę
dzieci, a samo małżeństwo układało się pomyślnie. Mimo to
spotkanie z Kleopatrą oznaczało ponowne nawiązanie romansu.
Królowa wykorzystała doświadczenia ze związku z Cezarem.
Razem z nią na spotkanie z Antoniuszem przybyły trzyletnie
bliźnięta, owoc wspólnie spędzonej zimy w Aleksandrii.
Antoniusz niezwłocznie uznał dzieci za własne, a wobec
kochanki przyjął taktykę wynagradzania krzywd. Kleopatra dała
mu do zrozumienia, jak bardzo upokorzył ją związek z Oktawią, i
z kobiecą logiką zażądała zadośćuczynienia za straty moralne. Na
wstępie Rzymianin uległ prośbom królowej o usunięcie ze świata
żywych jej siostry Arsinoe, która przebywała w Efezie i stanowiła
dla władczyni potencjalne niebezpieczeństwo. A potem sowicie
Kleopatrę wynagrodził. Przyłączył do Egiptu pobliskie krainy,
Palestynę i Celesyrię, dzięki czemu kraj ten osiągnął największy
zasięg terytorialny od ponad stu lat. Co więcej, w praktyce
Kleopatra miała decydujący głos na wszystkich terenach
rzymskich podległych Antoniuszowi, tzn. od Adriatyku do
Eufratu, i właściwie było nieistotne, pod czyją władzą znajduje
się dane terytorium — Egiptu czy Rzymu. To jednak nie
zaspokoiło ambicji królowej. Prędzej czy później Antoniusza
czekało decydujące starcie z Oktawianem o władzę w Rzymie. Na
mocy układów między nimi Antoniuszowi podlegały wschodnie
prowincje imperium, znacznie zasobniejsze od przekazanych
współrządcy. Ponadto kochanek Kleopatry dysponował
bogactwami Egiptu, co dawało mu zdecydowaną przewagę nad
konkurentem. Gdyby więc Antoniusz i Kleopatra zdecydowali się
rozpocząć wojnę z Oktawianem w owym czasie, bez wątpienia
odnieśliby zwycięstwo. Oni jednak byli opętani obsesją wyprawy
przeciwko Partom, śladem Aleksandra Macedońskiego. Liczyli na
powodzenie, a wtedy któż przeciwstawi się nowemu
Aleksandrowi? Wówczas nie będą już musieli przejmować się
Oktawianem. Cóż bowiem znaczą prowincje zachodnie wobec
państwa rozciągającego się od Adriatyku do Indii?
Partowie brutalnie sprowadzili kochanków na ziemię.
Antoniusz poniósł klęskę i znaczne straty. Zrozumiał, że nie
zostanie nowym Aleksandrem, a losy jego i Kleopatry
rozstrzygną się w starciu z Oktawianem. Zdecydował się zerwać
ostatnie więzy łączące go ze współrządcą. Oficjalnie poślubił
Kleopatrę, nie zadając sobie trudu przeprowadzenia rozwodu z
Oktawią (tymczasem królowa obdarzyła go kolejnym
potomkiem). Następnie uroczyście uczcił rzekome zwycięstwo
nad Partami. Sam pomysł mógłby uchodzić za przejaw
megalomanii, ale skandal wywołał sposób jego przeprowadzenia.
Zgodnie z odwieczną tradycją jedną z najważniejszych
uroczystości w tradycji militarnej Rzymu stanowił wjazd
triumfalny i jako taki obwarowany był ścisłymi przepisami.
Antoniusz tymczasem złamał niemal wszystkie obowiązujące
zasady. Triumf odbył się w Aleksandrii, a przyjmowała go
Kleopatra, nie senat i lud rzymski! Obrońcy tradycji uznali to za
pogwałcenie najświętszych praw, którymi kierowało się państwo
rzymskie, jawną zapowiedź przeniesienia stolicy nad Nil.
Wkrótce potem Antoniusz ogłosił nowy porządek na Wschodzie.
Do Egiptu przyłączono Cyrenajkę, a Kleopatra otrzymała tytuł
królowej królów. Ważniejsze decyzje dotyczyły ich wspólnego
potomstwa. Aleksander Helios miał w przyszłości panować nad
terytorium Partów (oczywiście po jego ewentualnym podboju),
Ptolemeusz Filadelfos zaś otrzymał Syrię, Fenicję i Palestynę,
czyli tereny pozostające pod władzą Rzymu! Zostawmy plany
Antoniusza dotyczące podboju państwa Partów — nie były one
realne. Natomiast utworzenie odrębnego królestwa z ziem
należących do Rzymu i obdarzenie nim własnego potomka
zasługuje na uwagę. Jednoznacznie bowiem sugeruje, że
Antoniusz zerwał z państwem rzymskim i stał się
hellenistycznym monarchą. Świadczy zarazem o skali wpływu
Kleopatry na kochanka. Królowa doprowadziła do sytuacji, w
której Antoniusz nie miał już odwrotu — musiał podążać w
obranym przez nią kierunku, a więc działać w imię interesów
Egiptu. W ten sposób Kleopatra stała się rzeczywistą władczynią
Wschodu. Po śmierci jej i Antoniusza władzę miały przejąć ich
dzieci, a więc dynastia Lagidów. Nigdy przedtem rodzina
panująca w Egipcie nie osiągnęła takiego znaczenia. Pozostawała
tylko jedna przeszkoda do pokonania: Oktawian.
Adoptowany syn Cezara nie chciał jednak, starcia z
Antoniuszem. Obawiał się o wynik wojny, gdyż konkurent miał
nad nim przewagę materialną, poza tym cieszył się w Italii
znaczną popularnością. Oktawian postanowił więc zawrzeć
porozumienie i wysłał w tym celu na Wschód swoją siostrę,
według prawa rzymskiego nadal żonę Antoniusza. Plany
współrządcy Rzymu wywołały niepokój Kleopatry. Bała się, że
kochanek może ulec presji przyjaciół namawiających go do
ugody z Oktawianem. Tym bardziej że Oktawia uchodziła za
jedną z najpiękniejszych kobiet w Rzymie, a o jej dobrym
charakterze krążyły wręcz legendy. W tej sytuacji egipska
królowa sięgnęła do arsenału środków typowo kobiecych.
Schlebiała Antoniuszowi jak tylko potrafiła, dawała mu odczuć,
że każda chwila bez niego przyprawiają o wyjątkowe cierpienie.
Straciła apetyt, jej cera przybrała odcień chorobliwej wręcz
bladości. Specjalnie dobrani ludzie sugerowali dyskretnie
Antoniuszowi, że królowa umiera z miłości do niego. A ten,
próżny jak każdy mężczyzna, uwierzył w całą mistyfikację. Uznał,
że nie może pozostawić kobiety, która tak go kocha. Brutalnie
odesłał Oktawię do Rzymu, zrywając w ten sposób ostatecznie z
Oktawianem. Od tego momentu było pewne, że decydująca
rozgrywka stanowi już tylko kwestię czasu.

Akcjum

O ktawian zdobył się na pierwszy krok. Siłą wdarł się do


świątyni Westy w Rzymie i wziął stamtąd testament
Antoniusza. Następnie podał go do publicznej wiadomości,
wiedząc, że jego treść wzbudzi powszechne oburzenie. Nie
pomylił się w swoich rachubach. Ogromne zapisy na rzecz
Kleopatry i jej dzieci przyczyniły się do znacznego spadku
popularności Antoniusza. Wykorzystując sytuację, Oktawian
wypowiedział Egiptowi wojnę. Nie Antoniuszowi, lecz
Kleopatrze. W ten sposób zmienił klasyfikację sporu. Nie
rozpoczynał wojny domowej, ale konflikt międzynarodowy.
Trzeba przyznać, że było to posunięcie genialne pod względem
psychologicznym. Tym samym zobowiązywał obywateli do
lojalności wobec ojczyzny, pośrednio zatem i wobec siebie. A że
większość armii Kleopatry stanowiły legiony Antoniusza, to
naprawdę nie miało większego znaczenia.
Wojna wybucha w 32 r. p.n.e., czyli w dziewięć lat po
pamiętnym spotkaniu w Tarsie. Mimo całego sprytu Oktawiana
Antoniusz górował nad nim militarnie i finansowo, uchodził też
za lepszego wodza. Gdyby więc posłuchał rady przyjaciół i
dokonał szybkiej inwazji na Italię, zapewne odniósłby łatwe
zwycięstwo. Niestety, zamiast tego marnował bezproduktywnie
czas w Grecji. Towarzyszyła mu Kleopatra z dworem, co nie
sprzyjało sprawnym działaniom wojennym. Królowa nie chciała
wracać do Egiptu, obawiając się, że pod jej nieobecność
Antoniusz zawrze separatystyczny pokój z Oktawianem, a wtedy
— pozbawiona legionów męża — nie będzie miała żadnych szans
w starciu z nieprzyjacielem. Antoniusz natomiast wychodził z
założenia, że przeciwnik mu nie ucieknie, a czas pracuje na jego
korzyść. Rachuby okazały się jednak błędne i w ciągu roku
Oktawian zakończył przygotowania. Następnie przerzucił armię
do Grecji i tak siły konkurentów stanęły naprzeciw siebie. 2
września 31 r. p.n.e. doszło do słynnej bitwy pod Akcjum, której
przebieg do dnia dzisiejszego wzbudza ostre spory wśród
historyków. Nie wchodząc w szczegóły, możemy stwierdzić, że
bitwę morską wygrał zdecydowanie Oktawian. Antoniusz opuścił
pole bitwy i razem z eskadrą Kleopatry odpłynął do Egiptu.
Nieważne, czy ta rejterada była częścią zaplanowanego
manewru, który się nie powiódł, czy też porzuceniem własnych
oddziałów w obliczu wroga. Niech spierają się historycy
wojskowości. Dla nas istotne jest, że Antoniusz i Kleopatra
ponieśli klęskę, która przesądziła o ich losie. W tydzień później
poddały się zwycięzcy oddziały lądowe Antoniusza, które do tej
pory czekały na powrót swojego wodza.
Klęska pod Akcjum załamała Antoniusza. Po powrocie do
Aleksandrii zaniechał myśli o dalszej walce i rzucił się w wir
obłąkańczych zabaw. Wspólnie z Kleopatrą założyli „związek
współumierających” i całe dni i noce spędzali na hulankach.
Podobnie zachowywali się arystokraci francuscy podczas terroru
jakobinów czy mieszkańcy piętnastowiecznej Europy w czasie
epidemii „czarnej śmierci”. Widocznie natura ludzka jest
niezmienna i w sytuacjach beznadziejnych pragnie użyć rozkoszy
tego świata w wyścigu ze śmiercią. Królowa towarzyszyła
Antoniuszowi w obłędnych hulankach, ale jednocześnie trzeźwo
kalkulowała. W grę wchodziła przecież przyszłość Egiptu i
dynastii. Próbowała tajnych rokowań z Oktawianem, godziła się
na abdykację w zamian za pozostawienie na tronie dynastii. Co
do swojego losu nie miała wątpliwości. Wiedziała, że przegrała
walkę o władzę. Honor dynastii nie pozwalał jednak na zwykłe
poddanie. Przed oczami stała jej Arsinoe idąca w kajdanach za
rydwanem Cezara. Kleopatra zdecydowała, że królowa Egiptu nie
podzieli losu swojej siostry. Zaczęła wypróbowywać na
skazańcach działanie różnego rodzaju trucizn i jadów. Liczyła, że
zdoła przekonać Oktawiana, by pozostawił tron dynastii, a potem
popełni samobójstwo. Argumentem przetargowym miały być
skarby Lagidów, które planowała zgromadzić w kilku miejscach i
przygotować do ewentualnego zniszczenia.
W kilka miesięcy później armia Oktawiana wkroczyła do
Egiptu. Resztki sił zbrojnych Antoniusza złożyły broń, a on sam
odebrał sobie życie. Umarł w sposób tyleż godny, co
romantyczny. Przebił się mieczem (trzeba przyznać, że dość
nieudolnie) i konając polecił zanieść się do Kleopatry. Leżąc na
jej kolanach, odzyskał klasę. Prosił, by nie płakała. Tłumaczył, że
miał przecież wspaniałe życie. Był jednym z najpotężniejszych
ludzi ówczesnego świata. Umierał też z godnością, jak Rzymianin
pokonany przez Rzymianina.
Oktawian postanowił przyłączyć Egipt do Rzymu. Argumenty
Kleopatry nie trafiły mu do przekonania, a skarbami Lagidów
zdołał już zawładnąć. Kiedy poinformowano królową, iż zbliża
się termin wyjazdu do Rzymu, podjęła decyzję. Nie pójdzie za
rydwanem zwycięzcy jak jej siostra. W kilka tygodni po śmierci
Antoniusza Kleopatra wstała wcześnie rano i pod strażą udała się
na grób męża. Tam złożyła kwiaty, modliła się i płakała. Po
powrocie do pałacu wzięła kąpiel, zjadła wykwintne śniadanie,
po czym zasiadła na tronie. Dwie wierne niewolnice wniosły do
komnaty przemycony potajemnie kosz z figami. Służebne
odrzuciły owoce, umożliwiając swojej pani dostęp do znajdującej
się w koszu egipskiej kobry. Po chwili królowa Egiptu nie żyła.
Rzymianie zorientowali się zbyt późno. Kiedy po wyłamaniu
drzwi wtargnęli do komnaty, Kleopatra była już martwa. Zgodnie
z jej życzeniem pochowano ją obok Antoniusza. Na osobiste
polecenie Oktawiana w pobliżu pogrzebano obie wierne służące.
Zwycięzca nakazał zamordować syna Kleopatry i Cezara.
Wyszedł z pragmatycznego założenia, że nie jest dobrze, gdy po
świecie chodzi za dużo Cezarów (sam, jako adoptowany syn
dyktatora, również nosił to nazwisko). Dzieci Antoniusza i
Kleopatry przewieziono do Rzymu, gdzie ich wychowaniem
zajęła się Oktawia, swego czasu rywalka egipskiej królowej do
względów męża. Córka Antoniusza, Kleopatra Selene, poślubiła
później króla Numidii, Jubę. Ich syn o imieniu Ptolemeusz
uważany był za ostatniego przedstawiciela dynastii Lagidów.
Zginął tragicznie w czasie panowania Kaliguli. Na rozkaz cesarza
popełnił samobójstwo, a jego państwo zostało przyłączone do
Rzymu.
Ostatnia królowa Egiptu od wieków fascynuje historyków,
pisarzy, poetów, ale jako kobieta, nie polityk. Ona zaś była przede
wszystkim politykiem, i to wielkiej miary. W bardzo trudnej
sytuacji międzynarodowej potrafiła utrzymać niezależność
Egiptu, co więcej — uczynić z niego potęgę basenu Morza
Śródziemnego. Wiążąc się z Cezarem, a następnie z Antoniuszem,
zapewniła sobie współdziałanie władz rzymskich. Mało tego —
zdołała wykorzystać siły militarne republiki do własnych celów.
A nadrzędnym celem jej działania było dobro Egiptu i dynastii
Lagidów. Z tego kierunku królowa nie zboczyła nigdy. Po śmierci
Cezara trafnie przewidziała, z kim powinna związać swoją
przyszłość. Uznała, że do realizacji jej zamiarów
najodpowiedniejszym kandydatem jest Antoniusz, i jego właśnie
wybrała. Można się zastanawiać, jak potoczyłyby się losy świata
śródziemnomorskiego, gdyby Cezar uniknął zamachu lub
Antoniusz wygrał bitwę pod Akcjum. Bez wątpienia wpływ
królowej na Cezara okazałby się mniejszy niż na Antoniusza.
Cezar bowiem, mimo iż pragnął zostać królem świata
cywilizowanego, był przede wszystkim trzeźwo myślącym
rzymskim politykiem. Marzył o sławie Aleksandra
Macedońskiego i monarchii uniwersalnej, ale za najważniejsze
uważał dobro Rzymu. Nawet gdyby przeniósł stolicę do
Aleksandrii, zapewne nie zapomniałby o swoich korzeniach.
Królowa Egiptu mogłaby dla niego być partnerem politycznym,
żoną czy kochanką, lecz nigdy nie pozwoliłby jej sobą rządzić. Na
pewno jednak w planach Cezara Kleopatra znalazłaby dla siebie
miejsce, i to chyba niepoślednie. Inaczej natomiast potoczyłyby
się wypadki w razie zwycięstwa Antoniusza. Biorąc pod uwagę
jego podporządkowanie Kleopatrze, trudno prorokować, jak
wyglądałby wówczas świat. Z pewnością stolicą państwa
zostałaby Aleksandria, a Rzym i prowincje zachodnie zeszłyby do
rangi zaścianka. Nie powstałby pryncypat, lecz państwo
przyjęłoby zapewne ustrój wzorowany na monarchiach
hellenistycznych.
Postać Kleopatry tym bardziej zadziwia, gdy uświadomimy
sobie, że była ona potomkinią zdegenerowanej genetycznie
dynastii Lagidów. Wśród kilku poprzednich pokoleń z tego rodu
trudno wskazać osobę o przynajmniej przyzwoitym poziomie
inteligencji. Ona natomiast okazała się politycznym geniuszem.
Była bliska osiągnięcia celów, o których jej poprzednicy nawet
nie śmieli marzyć. Kiedy poniosła klęskę, potrafiła zmylić
czujność zwycięzcy i odejść z godnością, jak przystało królowej.
Najpiękniejsze epitafium dla Kleopatry napisał jej zajadły wróg, a
stronnik Oktawiana, Horacy:
„Teraz można dopiero pić i tańczyć! Teraz, przyjaciele, trzeba
złożyć świetne dary na ołtarzach bogów! Nie godziło się dobywać
z piwnic starego wina, jak długo szalona królowa i jej stado
zniewieściałych mężczyzn groziło zburzeniem Kapitolu i zgubą
całego imperium. Miała nieposkromione ambicje i była pijana
słodkim powodzeniem. Ale minął jej szał, gdy zaledwie jeden
okręt uratował się z pożaru. Zamroczony egipskim winem umysł
królowej zadrżał, porażony strachem przed Oktawianem. Gdy w
panice uciekała od brzegów Italii, Oktawian ścigał ją jak jastrząb
ściga gołębie, jak myśliwy zająca na śniegu. Chciał zakuć w
kajdany złowrogiego potwora. Ale ona szukała szlachetniejszej
śmierci. I dlatego nie ulękła się miecza i nie próbowała uciekać
daleko za morza. Spokojnie obserwowała zdobycie królewskiego
pałacu. Odważna wzięła do ręki groźne węże, aby czarny jad
dostał się do jej ciała. Samobójstwo dowodzi jej odwagi. Nie
dopuściła, aby ją, kobietę wielkiego rodu, przewiozły okręty
przez morze, jak zwykłą śmiertelniczkę na ozdobę pysznego
triumfu”[4].

[4] – H o r a c y. Pieśni I, 37, za: A. K r a w c z u k , Cesarz August,


Wrocław 1990, s. 163-164.
O BYCZAJE RODZINNE I EROTYCZNE W RZYMIE
OD CZASÓW NAJDAWNIEJSZYCH DO UPADKU
REPUBLIKI

Kult falliczny nad Tybrem

W czasach najdawniejszych Rzymianie kierowali się w życiu


rodzinnym zasadami właściwymi dla ludów pasterskich i
rolniczych. Rodzina rzymska miała charakter patriarchalny, a
absolutną władzę w jej obrębie sprawował najstarszy wiekiem
mężczyzna. Kobieta po zamążpójściu przechodziła pod władzę
teścia lub innej osoby zarządzającej rodziną męża. Mimo to,
nawet w najodleglejszych czasach, kobieta rzymska cieszyła się
znacznie większą swobodą niż jej grecka odpowiedniczka. Nie
musiała przebywać w wyznaczonej części domu, miała wolny
dostęp do wszystkich pomieszczeń. W czasie przyjęć i
uroczystości oficjalnie pełniła honory pani domu u boku męża.
Oczywiście jak w każdym społeczeństwie wiele zależało od
osobistych zachowań. Ogólnie przyjęte było, iż żona, wychodząc z
domu, powinna powiadomić męża, gdzie się udaje i kto jej
towarzyszy. Należy przypuszczać, że nie zawsze zasady tej
przestrzegano, ale zachowała się informacja, że konsul z 304 r.
p.n.e. — Publiusz Seproniusz Sotus, rozwiódł się z żoną, gdyż ta
poszła na igrzyska bez jego wiedzy.
W czasach najdawniejszych uznawano trzy rodzaje zaślubin.
Najstarszym było tzw. comptio (dosłownie: kupno). Do uznania
ślubu za ważny wystarczała obecność urzędnika i pięciu
pełnoletnich świadków. Uroczystość miała charakter zwykłej
transakcji handlowej. Młoda para stawała przed urzędnikiem,
trzymającym w rękach symboliczny funt i wagę. Kobieta
wyrażała zgodę na sprzedaż swojej osoby i przejście do domu
męża. Podobnie archaiczny charakter miała inna forma zaślubin,
zwana usus (korzystanie). Było to prawo typowo zwyczajowe,
polegające na współżyciu mężczyzny z kobietą przez pełny rok.
Jeżeli kobieta nie opuściła w tym czasie domu partnera przez
trzy kolejne noce, przechodziła pod władzę rodziny męża. W
przeciwnym razie związek uważano również za ważny, ale żona
pozostawała pod władzą swojej rodziny, co zdecydowanie
ułatwiało postępowanie rozwodowe.
Obie przedstawione formy zaślubin pozbawione były treści
religijnych. Z czasem więc zostały wyparte przez bardziej
oficjalny ich rodzaj zwany confereatio. Uroczystość ta miała
podstawy prawne, a jednocześnie charakter sakralny.
Patronował jej Jowisz Farreus (opiekun zboża). Składano mu w
ofierze placek z orkiszu (pospolite zboże w Italii), którym
następnie dzielili się nowożeńcy i goście weselni. Do uznania
uroczystości za ważną wymagana była obecność dwóch
kapłanów i dziesięciu świadków. W przeddzień ślubu narzeczona
składała w ofierze swoje zabawki z lat dziecinnych i używane
dotychczas stroje. Następnego dnia przystępowała do
uroczystości, ubrana na biało, z włosami uczesanymi na wzór
westalek. Zaślubiny otwierały wróżby i ofiary składane bóstwom
ziemi i płodności. Następnie rozpoczynano ucztę weselną. Po jej
zakończeniu panna młoda udawała się w uroczystym orszaku do
domu męża. Pochodowi towarzyszyły złośliwe żarty i sprośne
uwagi. Na progu nowego domu żonę witał mąż i wówczas jego
przyszła towarzyszka życia wypowiadała słynne słowa: „Gdzie ty
Gajusz, tam i ja Gaja” (Ubi tu Gaius, ibi ego Gaia). Po
namaszczeniu drzwi tłuszczem zwierzęcym przez próg przenosili
ją wesełnicy. Prawdopodobnie w ten sposób chciano ją uchronić
przed możliwością potknięcia się na progu nowego domu, co
przyniosłoby fatalną wróżbę na wspólne życie. Zakończeniem
uroczystości było wprowadzenie panny młodej do sypialni, gdzie
stało łoże małżeńskie. W czasach najdawniejszych przed
konsumpcją małżeństwa odbywał się obrzęd defloracji świeżo
poślubionej żony. Siadała ona na wizerunku bóstwa Mutunus
Tutunus, przedstawianego pod postacią dorodnego członka
męskiego. Na tym drewnianym fallusie traciła dziewictwo, a
dopiero później następował akt seksualny z mężem. Dziwaczny
obyczaj zupełnie nie pasuje do naszych wyobrażeń o poważnym
charakterze życia rodzinnego w ówczesnym Rzymie. Bardziej
odpowiadał on obrzędom plemion pierwotnych o niskim
poziomie rozwoju cywilizacyjnego. Jak zatem wytłumaczyć
praktykę defloracji świeżo poślubionej małżonki za pomocą
drewnianego fallusa? Skoro bóstwo symbolizowało kult falliczny,
to na pewno jego rolą było zapewnienie dobrej rozrodczości w
rodzinie. W wypadku twardego członka, o pokaźnych
rozmiarach, defloracja niewątpliwie przebiegała krwawo, co
zdaje się potwierdzać rytualny charakter obrzędu. Możliwe
również, że bóg Mutunus Tutunus uchodził za właściciela błon
dziewiczych, co także wskazywałoby na sakralny charakter
defloracji. W takim razie utrata dziewictwa stanowiłaby cenę
uzyskania od bóstwa pomyślności w życiu rodzinnym.
Niewykluczone jest też, że obrzęd ten miał chronić męża przed
niebezpieczeństwem magicznym, jakim groziła defloracja,
chociaż trudno uwierzyć, by wyjątkowo pragmatyczni Rzymianie
przykładali jakieś magiczne znaczenie do samego faktu utraty
dziewictwa.
W czasach późniejszych obrzęd poszedł w zapomnienie, lecz
jego pozostałością był notowany jeszcze za Augusta zwyczaj
ozdabiania wyobrażeń bóstwa przez kapłanki i mężatki. Kult
falliczny musiał jednak nadal odgrywać znaczną rolę, albowiem
możemy znaleźć informacje o otaczaniu czcią wizerunków
męskich genitaliów przez westalki (dziewicze kapłanki!).
Zachowała się również legenda o tym, że król Serwiusz Tuliusz
został poczęty w wyniku stosunku służącej z fallusem
utworzonym z popiołów domowego ogniska. Nawet w wiekach
późniejszych przynajmniej jedno z bóstw domowych musiało
symbolizować siły męskie. Wiara w magiczną moc fallusa
utrzymywała się szczególnie długo wśród rolników. Wizerunek
męskiego przyrodzenia był najlepszym talizmanem przeciwko
czarom i wszelkim złym mocom. Rzeźby członka męskiego
odkryto na progach domów w Pompejach, zniszczonych przez
wulkan w 79 r. n.e. Prawdopodobnie jako wyobrażenie boga o
imieniu Liber Pater miał on chronić dom przed złymi mocami i
zapewnić płodność rodzinie. Jeszcze ponad czterysta lat po
Chrystusie (!) święty Augustyn ze zgrozą opisywał coroczne
wiejskie obrzędy falliczne odbywające się w Italii. Według jego
relacji wizerunek członka umieszczano na wozie i obwożono po
wsiach, aby następnie przewieźć triumfalnie do najbliższego
miasta. Tam jedna z ogólnie szanowanych matron uroczyście
ozdabiała fallusa kwiatami. W tym czasie wszyscy używali
wulgarnego słownictwa, a całej uroczystości towarzyszyły akty
swobody seksualnej. Według świętego Augustyna obrzęd ten
miał odpędzać wszelkie złe moce i cementować istniejące
związki. Niesmak Augustyna był tym większy, że znaczny
procent uczestników obrzędu wyznawał już chrześcijaństwo.
Relacja powyższa przypomina utyskiwanie jednego z misjonarzy
w średniowiecznej Europie. Ów święty mąż nie potrafił w żaden
sposób odwieść swoich owieczek od kultu fallicznego. Mimo że
ochrzczeni, nadal raz do roku zakopywali drewniane fallusy w
ziemi. Zabiegi misjonarza przyniosły wreszcie pewien efekt. Jego
podopieczni nie zrezygnowali co prawda z ulubionych praktyk,
ale za to postanowili nadać im chrześcijańską treść i od pewnego
momentu zaczęli zakopywać w ziemi fallusy oznaczone znakiem
krzyża!

Cenzorzy i rozwodnicy

P omimo pozorów swobody seksualnej małżeństwo we


wczesnym okresie państwowości rzymskiej znajdowało się
pod szczególną ochroną prawa. Obowiązywały ściśle określone
granice wieku, od jakiego można było zawrzeć związek
małżeński: dla mężczyzn czternaście lat, dla kobiet dwanaście.
Dało to powód do złośliwych uwag autorów greckich,
uważających, iż wczesne zamążpójście stanowi jedyną gwarancję
cnoty panny młodej. Z punktu widzenia prawa nic nie zmuszało
męża do wierności małżeńskiej. Podstawową zasadą, której
przestrzegano, był zakaz utrzymywania związków seksualnych z
wolno urodzonymi Rzymiankami. Nikt się natomiast nie gorszył,
kiedy w grę wchodziły niewolnice, kurtyzany czy tancerki. Żonę
jednak obowiązywała absolutna wierność małżeńska. Osławiony
strażnik rzymskiej moralności, Katon Starszy, stwierdził wręcz,
iż przyłapaną na cudzołóstwie żonę można bezkarnie zabić, co
wszakże zupełnie nie dotyczy męża. Moralność epoki nie
dopuszczała również związków seksualnych kobiet
pozostających w stanie wolnym (panny, wdowy). Według
Rzymian prowadziło to do skalania uniemożliwiającego
małżeństwo i macierzyństwo. Dobrze ilustruje powyższą tezę
historia niejakiej Lukrecji, zgwałconej przez syna króla
Tarkwiniusza Pysznego. Mimo oczywistego gwałtu kobieta
popełniła samobójstwo, uważając się za niezdolną do dalszego
pełnienia funkcji matki i żony.
W czasach najdawniejszych los kochanków przyłapanych na
cudzołóstwie był nie do pozazdroszczenia. Kobieta najczęściej
kończyła życie w męczarniach, mężczyznę zabijano lub
kastrowano. Niejaki Publiusz Meniusz polecił zabić swojego
wyzwoleńca za to, że ów pocałował jego córkę w czasie nauki.
Dziewczynka nie miała jeszcze dwunastu lat! Swoim
przyjaciołom tłumaczył, iż w ten sposób dał odstraszający
przykład, który zapewni, że córka wejdzie kiedyś do domu męża
nie skalana nawet pocałunkiem. Zdarzały się również sytuacje o
wiele bardziej wyrafinowane. Pewien obywatel, przyłapawszy in
flagranti swoją żonę z kochankiem, zmusił ich do spędzenia
wspólnie z nim następnej nocy, w czasie której wielokrotnie
zgwałcił rywala. Rano polecił go jeszcze wychłostać i dopiero
puścił wolno. Stosunki homoseksualne między obywatelami były
zakazane i w ówczesnym Rzymie uważane za przestępstwo
podlegające karze śmierci. W tym jednak wypadku chodziło o
mężowską zemstę, którą oficjalnie sankcjonowało prawo.
Według etyki tych czasów zdradzony małżonek zemścił się na
rywalu, kalając jego ciało. Wymierzył mu więc karę gorszą, niż
gdyby pozbawił go życia lub męskości: uczynił niezdolnym do
dalszego odgrywania roli męża i ojca. Pozostaje tylko do
wyjaśnienia, czy ofiara mężowskich chuci właściwie zrozumiała
intencje rywala. Skoro mężczyzna ów zdecydował się na akt
seksualny z cudzą żoną, należy powątpiewać, czy przejmował się
kwestiami regulującymi moralność seksualną społeczeństwa.
W czasach późniejszych (II w. p.n.e.) nie egzekwowano już
tak rygorystycznie przepisów prawa. Zdradzony mąż z reguły
zadowalał się rozwodem, zachowując posag żony. Kochanek
najczęściej stawał się jedynie ofiarą szyderstw. Co więcej,
publiczne dochodzenie swoich praw zaczęto uważać za wielce
nieeleganckie. Niesmak opinii publicznej wzbudziło
postępowanie pewnego rzymskiego arystokraty, który przyłapał
żonę w czasie stosunku z zarządcą domu (niewolnikiem).
Kochanek został skazany na walkę z dzikimi zwierzętami
podczas igrzysk. Współcześni upatrywali w niewolniku raczej
ofiary namiętności właścicielki, wskazując na dyskusyjną winę
młodzieńca. Były to jednak odosobnione wypadki. Z reguły
sprawę kończono rozwodem i tego rodzaju postępowanie stało
się właściwie normą przyjętą przez ogół. Zdradzany mąż, jeżeli
chciał uniknąć pomówień o stręczycielstwo, musiał rozwiązać
małżeństwo. A że posag zostawał przy nim, rzadko kto usiłował
wybaczyć wiarołomnej żonie.
Surowość obyczajów dotycząca cnoty Rzymianek zupełnie
nie odnosiła się do stosunków mężczyzn z innymi kobietami.
Nawet sławetny moralista Katon Starszy nie widział nic
zdrożnego w utrzymywaniu konkubin. Obowiązywał jeden
warunek: nie mogły być obywatelkami rzymskimi. Oficjalne
nałożnice mieli najwybitniejsi obywatele. Na przykład słynny
Scypion Afrykański (pogromca Hannibala), mimo iż żonaty,
utrzymywał regularne kontakty seksualne ze służącą, a obie
kobiety zachowywały się wobec siebie nadzwyczaj grzecznie.
Sam Katon po śmierci żony wziął sobie młodą partnerkę, a kiedy
syn i synowa czynili mu z tego powodu wyrzuty, uparty starzec
poślubił służącą. Co więcej, doczekał się jeszcze potomka!
Kochanków z niższych sfer miewały w tych czasach również
Rzymianki. Etyka epoki wymagała jednak zachowania związku w
tajemnicy. Zdarzało się więc, iż urodziwi niewolnicy świadczyli
niemal jawnie usługi seksualne swoim panom, a paniom w
tajemnicy. Moralność rzymska tego okresu dopuszczała wiele, ale
właśnie pod warunkiem zachowania pewnych pozorów. O
ówczesnej pruderii obyczajowej świadczy też zalecenie, by
pierwsze zbliżenie seksualne pary małżeńskiej odbywało się w
zupełnej ciemności. Rzekomo mąż miał w ten sposób uszanować
wstyd partnerki, w rzeczywistości jednak był to wyraz dziwnie
pojętej moralności tamtych czasów. Do mało zrozumiałych
dziwactw należał również zakaz okazywania czułości
małżeńskiej poza sypialnią. Katon, pełniąc obowiązki cenzora,
usunął z senatu osobnika, który ośmielił się pocałować własną
żonę (!) w obecności córki.
W 186 r. p.n.e. wybuchł głośny skandal, który odbił się echem
w całym ówczesnym świecie. Kontakty ze światem greckim
owocowały importem tamtejszych wierzeń i obyczajów.
Szczególnie szybko rozwijał się kult Dionizosa, od dawna
obserwowany podejrzliwie przez władze rzymskie. Trzeba
przyznać, iż obrzędy te daleko odbiegały od kanonów rzymskiej
moralności. Ekstatyczne tańce, procesje upojonych alkoholem,
półnagie kobiety z rozwianymi włosami, akty swobody
seksualnej — tego już było za wiele nie tylko dla osobników
pokroju Katona. Kiedy więc jedna z uczestniczek bachanalii
zdradziła plany morderstwa, senat ostro zareagował: zakazał
publicznych obrzędów, a wszystkich wyznawców Dionizosa
zobowiązał, by się ujawnili. Po wyznaczonym terminie
rozpoczęto śledztwo i tych, którzy się nie przyznali, ukarano
śmiercią. Podobno zginęło kilka tysięcy osób.
Sprawa kultu Dionizosa dobrze ukazuje zmiany w
obyczajowości rzymskiej tego okresu. Załamywały się stare
obyczaje, ale nad sytuacją panował jeszcze senat i kiedy
zachodziła potrzeba, wkraczał z całą surowością. W kilkadziesiąt
lat po egzekucji wyznawców Dionizosa republiką wstrząsnął
kolejny skandal obyczajowy. W 114 r. p.n.e. jedna z westalek
zginęła na skutek porażenia piorunem. Uznano to za fatalny
omen dla państwa i wdrożono postępowanie wyjaśniające.
Śledztwo przyniosło skandaliczne rezultaty. Okazało się, iż trzy
westalki utrzymywały wielokrotne kontakty seksualne ze
znaczną liczbą mężczyzn. Dziewicze kapłanki z najlepszych
rodów rzymskich zachowywały się jak kurtyzany! Sędziowie nie
mieli wątpliwości, jak należy je potraktować. Występne kapłanki
skazano na karę śmierci, zgodnie z obyczajem przodków. Zostały
zakopane żywcem. Ponadto podjęto zabiegi oczyszczające,
podczas których po raz ostatni w dziejach Rzymu złożono ofiary
z ludzi, co świadczy o rozmiarach strachu Rzymian przed
efektami złamania nakazu czystości. Poprzednio ofiary ludzkie
złożono w chwili największego zagrożenia państwowości
rzymskiej przez Hannibala...
Bez względu na to, jak poważnie traktowali Rzymianie
kwestię małżeństwa, do historii przeszli jako lud, który wynalazł
i zastosował w praktyce rozwody. Podobno pierwszym, który
rozszedł się z żoną, był niejaki Karwiliusz Ruga, rozczarowany
bezpłodnością partnerki. Według prawa rzymskiego tylko mąż
mógł rozwiązać małżeństwo. W tym celu wypowiadał formułę:
„Zabieraj swoje rzeczy i się wynoś”. Nie brzmi to zbyt elegancko,
a wizerunku rzymskich rozwodów wcale nie poprawia fakt, iż za
„swoje rzeczy” uważano posag. Decyzję męża musiał zatwierdzić
trybunał familijny. Stare prawa, sięgające jeszcze czasów
Romulusa, zezwalały na porzucenie partnerki w razie dokonania
przez nią aborcji, udowodnienia jej cudzołóstwa lub
przywłaszczenia sobie przez żonę kluczy do piwnicy z winem!
Szczególnie ten ostatni powód musi wzbudzać zainteresowanie.
Otóż starożytna medycyna przypisywała winu własności
antykoncepcyjne i abortywne. Rzym potrzebował nowych
obywateli, toteż przerywanie ciąży zostało zakazane prawem.
Prawdopodobnie stąd wziął się obyczaj witania przez panią
domu zaproszonych krewnych pocałunkiem w usta. W ten
sposób gospodyni wykazywała najbliższym, iż jej oddech jest
wolny od alkoholu.
Przez wiele pokoleń liczba rozwodów była niewielka, a to z
dwóch powodów. Po pierwsze, raz na pięć lat szczególnie
zasłużeni senatorowie otrzymywali uprawnienia cenzorów i
oceniali społeczeństwo pod względem moralności. Znany jest
przypadek, iż z senatu usunięto obywatela pod zarzutem
rozwodu ze zbyt błahej przyczyny. Drugim tego powodem
wydaje się autentyczna religijność i powaga ówczesnego
społeczeństwa. Religijność stanowiła obowiązek wobec bogów, a
co za tym idzie — również wobec państwa. Uwzględniając
gorliwy patriotyzm rzymski, dochodzimy do wniosku, iż
powinnością obywatela wobec bogów i ojczyzny było posiadanie
żony i płodzenie dzieci. Gdzież tu więc miejsce na rozwód?
Wspomniany wcześniej pierwszy rzymski rozwodnik bardzo
kochał swoją żonę, ale jej bezpłodność nie pozwalała mu
wypełnić obowiązków wobec religii i ojczyzny. Zastanawia tylko,
skąd wiedział, że wina za bezdzietność ich małżeństwa leży po
stronie partnerki? Czyżby doczekał się dzieci z jakiegoś związku
pozamałżeńskiego? Nawet jeżeli tak było, to zgodnie z etyką
tamtych czasów nikt nie miał prawa robić mu wyrzutów.
Rozwodom nie sprzyjał też z pewnością nakaz próby
pogodzenia się zwaśnionej pary. Skłóceni małżonkowie musieli
spędzić noc w świątyni bogini o imieniu Viriplaca (Łagodząca
Mężowski Gniew) i przed ołtarzem wyznać bez ogródek swoje
winy, żale i pretensje. Według opinii współczesnych taka kłótnia
przed ołtarzem przynosiła często zbawienne efekty.
Niejednokrotnie kończyła się zgodą małżonków, którzy odtąd
żyli ze sobą w harmonii aż do śmierci. Nie wiemy nic bliższego o
tej metodzie. Znając jednak pruderię Rzymian, możemy
powątpiewać, czy ktoś towarzyszył skłóconej parze. Tym
bardziej że zachowały się przekazy, iż ostateczne pogodzenie
nierzadko pieczętowano natychmiastowym fizycznym
zespoleniem.
Niestety, w II w. p.n.e. nawet Viriplaca straciła swoją moc.
Liczba rozwodów wzrosła, co więcej — pojawił się nowy obyczaj
w życiu rodzinnym: rozwody inicjowane przez kobiety. W
wypadku, gdy żona nie przeszła pod władzę rodziny męża,
sprawa była prosta: małżonka opuszczała dom męża i wracała do
rodziców. W przeciwnym razie rozwód wymagał prawnych
uregulowań. Strona odtrącona musiała się podporządkować; nie
zanotowano żadnych prób nakazania powrotu do porzuconego.
Wybiegając tak daleko w dziedzinie równouprawnienia kobiet,
Rzymianie podważyli tradycyjną rolę mężczyzny w życiu
rodzinnym państwa. Na efekty tego nie trzeba było długo czekać.
Granicę zmian w obyczajowości rzymskiej stanowiła II wojna
punicka (218-202 r. p.n.e.). Wieloletnie zmagania z Hannibalem
spowodowały znaczne straty w ludziach, co wpłynęło na politykę
rodzinną państwa. Wiadomo, że pod mieczami Kartagińczyków
ginęli głównie mężczyźni, i to w kwiecie wieku. Gwałtownie
wzrosła liczba młodych wdów, które nie zamierzały pozostawać
w tym stanie do końca życia. Tymczasem długoletnia służba
wojskowa nie sprzyjała ożenkom. Zauważalny spadek liczby
zawieranych małżeństw wymusił kontrakcję zatroskanych
sytuacją cenzorów. Wprowadzono podatek od bezżenności, który
jednak nie przyniósł spodziewanych efektów. W rzeczywistości
kara dotknęła ludzi zamożnych, dla których kwota podatku nie
miała większego znaczenia. Nie przyniosła także pożądanego
skutku podbudowa ideologiczna. Cenzor Metellus cierpliwie
tłumaczył współobywatelom: „Jeżeli moglibyśmy [...] żyć bez
kobiet, wszyscy zrezygnowalibyśmy z tego kłopotu. Ale że natura
tak pokierowała, że ani z nimi wystarczająco wygodnie, ani bez
nich żadnym sposobem żyć nie można, należy raczej doradzać
trwały związek niż przelotną przyjemność”[5]. Sekundował mu
jeden z ówczesnych pisarzy: „Przywary kobiet należy albo tępić,
albo znosić. W pierwszym przypadku żona staje się lepsza, w
drugim ty sam staniesz się doskonalszy”[6]. Nie poskutkował
nawet propagowany obyczaj żenienia się z kobietami znacznie

[ 5 ] – A u l u s G e l l i u s , Noce attyckie I, 6, 1, [w:] Hellada i


Roma, Warszawa 1958.
[6] – Tamże, I, 23, 1.
młodszymi od swych partnerów. W teorii miało to zapewnić
możliwość ukształtowania żony według indywidualnych potrzeb
małżonka. Praktyka wykazywała jednak, iż różnica wieku z
czasem zwracała się przeciwko mężowi. Kiedy mężczyzna
pragnął już tylko spokoju, kobieta brała odwet za lata
podporządkowania. Z upływem wieków kobiety rzymskie
stawały się coraz mniej uległe, zwiększyła się ich aktywność
życiowa. Stary Katon grzmiał w senacie, iż Rzymian czeka to
samo co pewien lud na jednej z wysp, gdzie ród męski został
całkowicie wytępiony przez kobiety!

Homoseksualizm po rzymsku

P o opanowaniu południowej Italii Rzym znalazł się pod


wpływem kultury greckiej. Jedną z pierwszych tego oznak
było pojawienie się w stolicy zawodowych kurtyzan. Rzymianie
nigdy nie uważali płatnej miłości za coś występnego. Co więcej,
traktowali ją jako naturalne uzupełnienie życia erotycznego
społeczeństwa. Zainteresowanie kurtyzanami wykazywali
zwłaszcza młodzi obywatele, którzy ze względu na brak środków
finansowych nie mogli sobie pozwolić na posiadanie stałej
partnerki. Ograniczone możliwości płatnicze powodowały, iż
większość młodzieńców stać było na rzadkie wizyty u obiektów
westchnień. Rodziło to liczne frustracje, tym bardziej iż
kurtyzany umiejętnie podsycały męską niecierpliwość.
Szczególne mistrzostwo w potęgowaniu napięcia erotycznego
wykazywali stręczyciele. Normalnym widokiem stał się młody
mężczyzna czekający o zmroku u drzwi wybranki. Nie było
pieniędzy, nie było zaspokojenia. Często rozpalony żądzą
młodzieniec usiłował siłą sforsować drzwi czy okna. W takich
sytuacjach skutecznym środkiem na ostudzenie miłosnego
zapału okazywały się kamienie, pałki, pięści. Częstokroć musiały
interweniować służby miejskie, by przywrócić porządek. I
pomyśleć, że jeszcze sto lat wcześniej miłość i seks uważano w
Rzymie za temat tabu.
Niewiele natomiast zmieniło się podejście Rzymian do
stosunków homoseksualnych. Tolerowano je, kiedy bierną rolę
odgrywał osobnik niebędący obywatelem rzymskim.
Kategoryczny zakaz dotyczył sytuacji odwrotnej. Podobnie jak w
wypadku cudzołóstwa podstawowym przeciwwskazaniem dla
tego rodzaju miłości było „skażenie krwi rzymskiej”.
Liberalizacja obyczajów seksualnych w tej dziedzinie polegała
głównie na tym, że przestano się ukrywać z uczuciami wobec
niewolników i służących. Jeżeli natomiast ofiarą namiętności
padał obywatel rzymski, wówczas prawo okazywało się
bezwzględne. Kronikarze notują przypadki wyroków więzienia
dla uwodzicieli. Wyjątkowo ostro reagowały władze wojskowe,
doskonale zdając sobie sprawę, że armia jest miejscem
szczególnie narażonym na pederastię. Głośny skandal wybuchł
na przełomie II i I w. p.n.e. w oddziałach Gajusza Mariusza. Jego
bohaterem stał się siostrzeniec wodza, znany ze swoich
homoseksualnych upodobań. Wytrwale usiłował uwieść jednego
ze swoich podwładnych o imieniu Trebonian. Kiedy nie
podziałały perswazje, próbował zgwałcić podwładnego. Ten w
obronie własnej zabił napastnika. Sprawę osobiście osądził
Mariusz. Przyznał zabójcy nagrodę, potępiając postępowanie
siostrzeńca. Zgodnie z zasadami obowiązującymi w armii
rzymskiej im wyższe były stopień i zasługi winowajcy, tym
większe konsekwencje. Można więc przypuszczać, iż gwałciciel i
tak nie uniknąłby surowej kary. Sądy z reguły brały stronę
napastowanych, nie wdając się zbytnio w analizę przebiegu
wydarzeń. Zarazem jednak nikt nie zwracał uwagi na męskich
faworytów wodzów, oczywiście pod warunkiem, że nie byli
obywatelami rzymskimi.
Zupełnie natomiast brakuje informacji o stosunkach
lesbijskich w tamtym okresie. Problem pederastii rysuje się
całkiem wyraźnie, a miłość lesbijska wydaje się nie istnieć.
Obyczaje się jednak zmieniały i niebawem miał przyjść czas
również i na nią.
Poeci i kurtyzany

C ałkowite przemiany w życiu obyczajowym przyniósł I w.


p.n.e. Po osiągnięciu dominującej pozycji w basenie Morza
Śródziemnego republika rzymska weszła w stan ostrego kryzysu
ustrojowego. Największe mocarstwo świata starożytnego
zarządzane było według archaicznych zasad, zupełnie
nieprzydatnych w zmienionej sytuacji. Coraz większe znaczenie
miały ambicje polityków, przy czym niepoślednią rolę odgrywały
aspiracje kobiet. Nie mogąc osobiście osiągać stanowisk
politycznych, wykorzystywały one w tym celu mężów, synów,
kochanków. Kobieta rzymska weszła w życie publiczne i zajęła w
nim znaczącą pozycję. Córki Rzymu daleko już odeszły od ideału,
który kreślił Katon. Przestały być cichymi i pokornymi
strażniczkami domowego ogniska. Rzadkie przypadki
kultywowania dawnych tradycji otaczano oficjalnie szacunkiem,
ale w rzeczywistości kwitowano uśmiechem politowania.
Władza, majątek, miłość i seks — oto wartości, do których
przywiązywano największą wagę. Damy z najlepszych domów
rywalizowały z kurtyzanami. Córki znakomitych rzymskich
rodów tańczyły, śpiewały, grywały na lirze. Odziewały się w
lekkie szaty, bardziej podkreślające nagość niż ją osłaniające. Nie
chciały rodzić dzieci, twierdząc, że to szkodzi urodzie. Oddawały
się licznym miłostkom i albo pozostawały w wolnych związkach,
albo zmieniały mężów jak rękawiczki. Kobieta rozwiedziona
przestała uchodzić za osobę godną politowania, co więcej —
większość małżeństw rozpadała się z inicjatywy żon. Rozwódki
swobodnie zarządzały swoim majątkiem, stając się dla mężczyzn
bardziej atrakcyjnymi partnerkami życiowymi niż młode
dziewczęta — zarówno ze względu na swoje doświadczenie
erotyczne, jak i zasoby finansowe oraz koneksje polityczne.
Miarą upadku obyczajów wydaje się głośny skandal, który
wybuchł w 62 r. p.n.e. W tymże roku w domu Najwyższego
Kapłana odbywały się tradycyjne misteria poświęcone Dobrej
Bogini. Zgodnie z odwiecznym rytuałem w obrzędach
uczestniczyły wyłącznie kobiety. Nawet sam gospodarz (a był
nim Juliusz Cezar) na czas uroczystości opuścił dom. Kiedy
ceremonia trwała w najlepsze, rozległy się przeraźliwe krzyki
jednej ze służących. Za chwilę wszyscy już wiedzieli, że w
budynku znajduje się mężczyzna przebrany za kobietę.
Winowajcą okazał się znany awanturnik, niejaki Publiusz
Klodiusz. Uroczystości przerwano, a zgorszone panie
natychmiast opuściły dom Najwyższego Kapłana. Następnego
dnia matka Cezara oficjalnie zawiadomiła władze o dokonanym
świętokradztwie. Słusznie podejrzewała, iż Klodiusz nie mógł się
znaleźć w domu bez wiedzy i zgody synowej. Wkrótce o sprawie
dowiedziała się cała stolica, ale jakoś bezbożnik nie spotkał się ze
szczególnym potępieniem. Większość elity rzymskiej
potraktowała incydent w kategoriach humorystycznych — oto
bowiem weszli sobie w drogę dwaj znani kobieciarze, ściśle
współpracujący ze sobą w sprawach politycznych. Pikanterii
aferze dodawał fakt, że Cezar, który słynął z uwodzenia cudzych
żon, został teraz wystawiony na pośmiewisko. Sprawa
prawdopodobnie pozostałaby wyłącznie ciekawostką
obyczajową, gdyby nie inicjatywa grupy senatorów, którzy
uznali, iż nadarzyła się doskonała okazja do skompromitowania
obu polityków. Nikt nie miał wątpliwości, że chodzi wyłącznie o
cele polityczne, nie zaś o obronę tradycji religijnej. Wyrok
skazujący na Klodiusza oznaczałby koniec jego kariery, a przy
okazji skompromitowano by Cezara. Wytoczono więc
kochankowi Pompei proces, zarzucając mu profanację święta.
Jednym z pierwszych przesłuchiwanych był Cezar. Zachował
kamienny spokój, zeznając, iż według jego wiedzy żona go nie
zdradziła. Klodiusz po prostu wykazał poczucie humoru.
Przebrał się za zgodą Pompei wyłącznie dla zabawy, bez żadnych
złych zamiarów. Argumentacja Cezara wydaje się jak najbardziej
logiczna i jedyna do przyjęcia. Ale, jak wykazało dalsze śledztwo,
żona go zdradziła i nic już nie mogło tego cofnąć. Teraz należało
sprawę maksymalnie wyciszyć, bo zbytni hałas mógł tylko
zaszkodzić. Zresztą, zważywszy na jego reputację, odgrywanie
roli obrażonego męża wzbudziłoby co najwyżej niesmak. Poza
tym Klodiusz był Cezarowi potrzebny. Proces stał się jednak
doskonałą okazją do załatwienia prywatnych porachunków
między politykami. Senatorowie występujący w charakterze
świadków wygłaszali wstrząsające rewelacje natury
obyczajowej. Lucjusz Lukullus (były szwagier Klodiusza) zeznał
pod przysięgą, iż oskarżony utrzymywał kazirodcze stosunki z
rodzoną siostrą, czyli żoną świadka. Co więcej, jednocześnie
współżył z drugą siostrą. Trzy pokolenia wcześniej podobna
informacja spowodowałaby automatyczne wdrożenie śledztwa,
teraz jednak sędziowie spokojnie przeszli do porządku
dziennego nad tymi rewelacjami i nikt ani myślał sprawdzać
zeznań. Sprawa wlokła się miesiącami i ostatecznie dopiero
przekupstwo zapewniło Klodiuszowi uniewinnienie. A wtedy
Cezar niezwłocznie rozwiódł się z Pompeją. Zdziwionym
przyjaciołom z właściwym sobie tupetem wyjaśnił, iż jego żona
musi pozostawać poza wszelkimi podejrzeniami.
W okresie upadku republiki nastąpiło tak znaczne
rozluźnienie obyczajów, iż wydawać się mogło, że w świecie tym
zabrakło miejsca dla kurtyzan. Po cóż profesjonalistki wobec
uczynności uczciwych kobiet i uległości niewolnic (i
niewolników) oraz służby domowej? Okazało się jednak, że na
najstarszy zawód świata zawsze istnieje zapotrzebowanie.
Wystarczy wspomnieć aktorkę Cysteris, która wywierała
znaczny wpływ na Antoniusza. Ofiarami miłości do kurtyzan
padli dwaj znani poeci tego okresu: Albius Tibullus i Sextus
Propercjusz. Pierwszy z nich pochodził z arystokratycznego
rodu, znacznie podupadłego finansowo w czasie wojen
domowych. Pierwsze dwadzieścia lat życia spędził w rodzinnej
wiejskiej posiadłości. Uwielbiał przebywać wśród pól, lasów i
winnic, z dala od wielkomiejskiego zgiełku. W odróżnieniu od
większości rówieśników wcale nie spieszył się z rozpoczęciem
kariery publicznej. A otwierały się przed nim całkiem obiecujące
perspektywy, jego protektorem bowiem został Mesala Korwinus,
jeden z najbliższych współpracowników Antoniusza. Mając
niewiele ponad dwadzieścia lat, Albius poznał pochodzącą z
Delos grecką kurtyzanę. Nie wiemy, jak się nazywała naprawdę,
pozostaniemy więc przy imieniu Delia, które nadał jej poeta.
Pojawienie się kobiety w jego życiu wydaje się nieuchronne.
Tibullus był zajadłym pacyfistą i jak większość ludzi o takich
przekonaniach wykazywał ogromne zainteresowanie sprawami
miłości i erotyki. Szukał związku seksualnego popartego
uczuciem. Kiedy więc poznał Delię, uznał, że spełniły się jego
najskrytsze marzenia. Odmówił wyjazdu z armią Mesali, odrzucał
wszystko, co nie wiązało się z osobą kochanki. Rozumiał, że nie
powinien jej poślubić, ale starał się o tym nie myśleć. Chciał, by
teraźniejszość trwała wiecznie, bez względu na konsekwencje.
Wreszcie jednak, nieprzytomnie zakochany, postanowił, wbrew
obyczajom, ożenić się z Delią. Doszedł do wniosku, że prawdziwe
uczucie wymaga zespolenia ciałem i duszą. Różnica urodzenia
nie jest ważna. W jego wierszach nie widać wahania. Przepełnia
je radosny erotyzm, uczucie bowiem nierozerwalnie wiązał z
seksem, uważając, że tylko w ten sposób osiąga się pełnię
szczęścia. Mimo to jednak Tibullus uległ presji otoczenia (a może
też i kochanki) i w końcu wyruszył z armią Mesali na Wschód.
Daleko wszakże nie zawędrował. W Grecji powaliła go choroba,
którą poeta przyjął z radością. Niedoszły żołnierz, poważnie
osłabiony, został odesłany do Italii. Wiedział, że armia obejdzie
się bez niego, a on będzie mógł teraz spędzać czas w ramionach
Delii. Kiedy jednak wrócił do kraju, doznał szoku. Kurtyzana nie
czekała na niego! Jako osoba praktyczna zdążyła już zadbać o
swoją przyszłość. Nie wierzyła, że Tibullus pokona opór
otoczenia, a ona nie mogła czekać. Zresztą wyjechał na wojnę i
nie wiadomo było, czy wróci z niej żywy. Rozsądna dziewczyna
znalazła więc sobie starszego, zamożnego partnera. Tłumaczyła
poecie, że Rzym i tak nie uznałby małżeństwa arystokraty z
kurtyzaną. Damy z najlepszych rodzin mogły zachowywać się jak
nierządnice, nie tracąc miejsca wyznaczonego im przez
urodzenie. Natomiast kurtyzana, mimo wierności jednemu
partnerowi, nie miała prawa wejść pomiędzy dobrze
urodzonych. A ona musiała myśleć o przyszłości. Nic nie trwa
wiecznie, zwłaszcza zaś młodość i uroda. Kurtyzana ma mało
czasu, by zapewnić sobie dostatnią starość. Dlatego żegnaj,
Tibullusie. Było miło, ale takie jest życie.
Zgorzkniały poeta wyjechał z armią Mesali do Galii. Tam
znalazł na krótko pocieszenie w ramionach niejakiego Maratusa,
męskiej prostytutki wysokiej kategorii. Następnie związał się z
kolejną kurtyzaną, którą nazywał Nemezis. Związek nie należał
do udanych, a poeta powoli pozbywał się marzeń o miłości,
mogącej wypełnić życie. Rozczarowany, zmarł w wieku
trzydziestu lat. W czasie jego pogrzebu doszło do wyjątkowo
niesmacznej sceny. W obecności żałobników Nemezis i Delia
wdały się między sobą w kłótnię, zajadle licytując się o to, którą z
nich poeta bardziej kochał. Ponadto Delia zarzucała Nemezis
zdrady i okrucieństwo wobec kochanka, co ponoć przyczyniło się
do jego śmierci, jej antagonistka zaś obarczała całą winą swą
koleżankę po fachu, a wszystko to działo się w obecności matki i
siostry Tibullusa, przy jego stosie pogrzebowym!
Ostatni literacki przedstawiciel epoki, Sextus Propercjusz,
również opiewał nieszczęśliwą miłość. Jednakże obiektem jego
uczuć była rzymska arystokratka o imieniu Hostia, która wybrała
płatną miłość jako sposób zarabiania na życie (stary Katon
musiał przewracać się w grobie!). Sam Propercjusz, w
odróżnieniu od swojego poprzednika, nie był nowicjuszem w
dziedzinie uczuć i seksu. Już wcześniej poznał tajemnice płatnej
miłości, wiążąc się z niejaką Licynną, zawodową kurtyzaną.
Dopiero jednak Hostii ofiarował swoje serce. Jego wybranka była
ideałem kurtyzany. Urodziwa, elegancka i wykształcona, pięknie
śpiewała i tańczyła. W dodatku miała wrodzony dar do
uprawiania miłości. Od samego początku Hostia nie pobierała od
swego kochanka opłat za usługi seksualne, co mogło sugerować,
że łączy ich prawdziwe uczucie. Co więcej, przez pewien czas
Propercjusz był jej jedynym partnerem. Później jednak Hostia
wróciła do dawnego trybu życia. Wówczas poeta postanowił z
nią zerwać, nie chcąc dzielić się ukochaną z innymi mężczyznami.
Był zbyt delikatny, by narzucać Hostii swoją wolę. Już wcześniej
zresztą uciekła ona z pewnym pretorem, uchodzącym za
mocnego człowieka, zaangażowanego w życie polityczne Rzymu.
Ostatecznie wróciła do kochanka, lecz wydarzenie to stanowiło
pierwsze poważne ostrzeżenie. Poeta pragnął szanować wolność
osobistą partnerki, ale w praktyce oznaczało to jedynie zgodę na
kolejne zdrady. Hostia oczekiwała tyranii zarówno w życiu
seksualnym, jak i w zwykłych codziennych sprawach.
Poprzednim partnerom okazywała wyjątkową uległość, lecz byli
to ludzie o znacznie silniejszej konstrukcji psychicznej niż poeta.
Propercjusz odrzucał rolę pana i władcy, marząc o związku
opartym na równouprawnieniu. Może i Hostia to doceniała, ale
jej kobieca natura domagała się stanowczych męskich decyzji.
Zresztą poeta też nie był wierny partnerce. Kiedy ona wyjeżdżała
z jakimś mężczyzną, z reguły szukał zapomnienia w innych
ramionach. Czuł do siebie obrzydzenie, lecz odmiana seksualna
stanowiła dla niego przejaw zdrowego rozsądku. Mimo to
cierpiał i marzył o jakimś bliżej nie określonym związku
idealnym. Marzenia pozostały jedynie w sferze psychicznej; z
upływem czasu spotkania kochanków stawały się coraz rzadsze,
aż wreszcie ustały zupełnie. Wkrótce potem Hostia zmarła.

Miłość i polityka

M imo swobody obyczajowej przypadki małżeńskiej miłości


popartej wiernością budziły uznanie współczesnych.
Gnejusz Pompejusz zbliżał się do pięćdziesiątki, kiedy ze
względów politycznych poślubił młodziutką córkę Cezara, Julię.
Odtąd zaczął wyraźnie zaniedbywać obowiązki publiczne.
Podobno cały czas poświęcał młodej żonie. Wspólnie przebywali
w ogrodach stolicy i rezydencjach na obszarze Italii. Miłość
wodza była w pełni odwzajemniana. Małżonkowie nie rozstawali
się niemal w ogóle, tak jakby sprawiała im cierpienie każda
chwila spędzona osobno. Współcześni nie mogli wyjść z
zachwytu: małżeństwo zawarte z rozsądku, dla określonego celu
politycznego, zamieniło się w sielankę. Niestety, szczęście nie
trwało długo. Po czterech latach Julia zmarła w połogu. Jej
pogrzeb stał się wielką manifestacją mieszkańców Rzymu.
Szczęście, które dała mężowi, uświadomiło wszystkim, że nawet
w najbardziej zepsutych czasach istnieją takie wartości, jak:
miłość, wierność, lojalność małżeńska. Powszechnie żałowano
młodej kobiety, tym bardziej że wraz z jej śmiercią zniknęła
ostatnia nić wiążąca Cezara z Pompejuszem.

Pompejusz

Pompejusz ożenił się jeszcze raz. Nowe małżeństwo


stanowiło zewnętrzny przejaw zmiany orientacji politycznej i
było całkowicie zgodne z jego postawą życiową, według której
sprawy prywatne powinny ustępować działalności politycznej.
Inaczej rozumował jego antagonista. Nie licząc okresu wczesnej
młodości, Cezar traktował zawsze sprawy erotyki jako swoisty
relaks. Interesował go seks, ale starał się nie łączyć sfery doznań
intymnych z polityką. Co prawda i on zawierał związki
małżeńskie obliczone na korzyści polityczne, lecz do historii
obyczajów przeszedł jako jeden z największych uwodzicieli
starożytnego Rzymu. Lubił pozyskiwać względy kobiet
dojrzałych, mających doświadczenie w miłości. Zachowywał się
wobec nich szarmancko, jak przystało na dżentelmena.
Prawdopodobnie za życia wodza znaczna część jego podbojów
miłosnych pozostawała w tajemnicy, a ujawnili je dopiero
późniejsi kronikarze. Lista kochanek Cezara jest imponująca i
znajdują się na niej pierwsze damy stolicy. Nie zabrakło wśród
nich również trzeciej żony Pompejusza i małżonki Marka
Krassusa, czyli połowic pozostałych triumwirów. Najwięcej
jednak emocji wzbudziły dwa związki przyszłego dyktatora: z
Serwillą oraz z królową Egiptu Kleopatrą. W czasie pierwszego
romansu odnotowano jedyny przypadek niedyskrecji Cezara.
Któregoś wieczoru brał on udział w posiedzeniu senatu
poświęconym spiskowi Katyliny. Większość uczestników
zebrania domyślała się, że Cezar jest zamieszany w sprawę, toteż
uważnie go obserwowała. W pewnej chwili doręczono mu list z
zewnątrz. Wówczas nieprzejednany wróg Cezara, Marek
Porcjusz Katon (przyrodni brat Serwilli), krzyknął, iż oto właśnie
zdrajca otrzymał informacje od wrogów państwa. Wtedy Cezar z
uśmiechem podał mu list, prosząc, aby go głośno odczytał. A był
to liścik miłosny od Serwilli! Cezar nie ryzykował. Wiedział, że
Katon rozpozna pismo siostry i na pewno zechce uniknąć
skandalu. Upartemu republikaninowi należała się nauczka. Katon
cisnął w Cezara kartką i na tym sprawa się zakończyła.
Romans z Serwillą był jednym z nielicznych, do których Cezar
się jawnie przyznawał. Nie miał zresztą powodu, aby cokolwiek
ukrywać. Serwillą była osobą wolną i nie zamierzała więcej wyjść
za mąż. Natomiast sam dyktator nigdy się nie przejmował
swoimi małżonkami. One powinny potulnie znosić niewierność
męża. Kiedy jednak zdradziła go Pompeja, niezwłocznie się z nią
rozwiódł. Wspomniany wcześniej Marek Porcjusz Katon
Młodszy, prawnuk słynnego Katona Starszego, uchodził za
obrońcę starorzymskich cnót. Tymczasem w jego biografii
znaleźć można zadziwiające fakty dotyczące życia rodzinnego. Z
pierwszą żoną rozwiódł się z powodu jej niewierności. Skoro
bowiem nawet Cezar twierdził, iż jego żona powinna pozostawać
poza wszelkimi podejrzeniami, to cóż dopiero towarzyszka życia
Katona! Ożenił się po raz drugi i prowadził życie rodzinne
zgodne z uznawanymi przez siebie wartościami. Kiedy miał już
trójkę dzieci, zgłosił się do niego sędziwy i bogaty retor
Hortensjusz. Od lat zaprzyjaźniony z Katonem, teraz
zaproponował mu połączenie się więzami rodzinnymi. Poprosił
więc o rękę jego córki, bynajmniej nie przejmując się tym, że jest
już ona mężatką. Przekonywał, iż bardziej od jej męża nadaje się
na zięcia Katona. Ponadto nie powinno się skazywać dziewczyny
na przymusową bezpłodność, czego dopuszcza się jej małżonek,
nie chcąc mieć więcej dzieci. Jeżeli zaś zięciowi polityka
rzeczywiście zależy na żonie, to on mu ją zwróci niezwłocznie po
narodzinach potomka. Po krótkim namyśle Katon odrzucił
propozycję przyjaciela. Wówczas ten złożył inną ofertę.
Zauważył, że przecież polityk ma już ze swoją żoną trójkę dzieci i
również nie pragnie ich więcej. On zaś nie doczekał się
potomstwa, któremu mógłby przekazać majątek. A któż lepiej
nadaje się na matkę jego dziecka niż Marcja, która udowodniła
swoją płodność, a poza tym jest uosobieniem wszelkich cnót.
Niech więc przyjaciel odstąpi mu swoją żonę! Katon uległ
wymowie argumentów Hortensjusza i wyraził zgodę! Co więcej,
zgodził się też ojciec Marcji. Małżeństwo zostało rozwiązane i
wkrótce Katon osobiście wziął udział w zaślubinach byłej żony z
Hortensjuszem...
Stary dziwak nie doczekał się jednak potomstwa. Znacznie
młodsza od niego żona wyczerpała siły retora i ten niebawem
zmarł. Ogromny majątek odziedziczyła po nim żona, która rychło
ponownie poślubiła Katona...
Obaj mężczyźni przestrzegali (w swoim mniemaniu) zasad
starorzymskiej moralności. Składana przed cenzorami przysięga
zobowiązywała do zawierania małżeństw wyłącznie w celach
prokreacji. Skoro Katon doczekał się już sukcesorów, to nadeszła
pora na Hortensjusza. Takiej logice nie można niemal nic
zarzucić. Tyle że nikt się nie liczył z uczuciami Marcji.
Potraktowano ją przedmiotowo, jedynie jako narzędzie służące
do rozrodu. Chyba że myślała ona tak jak Katon. Czyż nie bardziej
ludzki był Cezar obrzucający kochanki kosztownymi prezentami,
dbały o ich uczucia? W I w. p.n.e. zimny i kostyczny Katon
uchodził za żywą skamielinę. Ale chyba nawet w dawnych
czasach nie posuwano się aż tak daleko w lekceważeniu uczuć
kobiety...
Trudno się oprzeć wrażeniu, iż znaczny (a może decydujący)
wpływ na postanowienie Katona miał stan majątkowy
Hortensjusza. Wszak po śmierci retora wszystko odziedziczyła
Marcja, a ponownie wychodząc za Katona, wniosła mu ogromny
posag. Zauważyli to już współcześni, ale gorliwie zastrzegali, że
polityk nie był zainteresowany finansowym aspektem sprawy.
Podobno jako człowiek wyjątkowo prawy, nie przywiązywał
wagi do rzeczy tak przyziemnych jak posag żony. Być może, lecz
jakoś nic nie wiadomo, aby polityk wzgardził majątkiem
Hortensjusza. Nie ofiarował go na żaden cel dobroczynny, nie
przekazał żadnej świątyni. Może i nie korzystał z niego
bezpośrednio, ale pieniądze retora weszły w skład majątku
rodzinnego i w każdej chwili były do dyspozycji. A odziedziczone
nieruchomości przynosiły stały dochód.

Miłość grecka nad Tybrem

N a przełomie II i I w. p.n.e. nastąpiła znaczna zmiana w


poglądach Rzymian na miłość homoseksualną. Już w
kilkanaście lat po opisanym wyżej skandalu z siostrzeńcem
Mariusza nikogo nie dziwiły tego typu stosunki między
obywatelami rzymskimi. Antagonista Mariusza, Korneliusz Sulla,
utrzymywał przy swoim sztabie całą gromadkę męskich
faworytów. Byli to co prawda wyzwoleńcy i niewolnicy (a więc
osobnicy, z którymi miłości nie zabraniało prawo), ale oficjalna
obecność kochanków świadczy o postępującej liberalizacji
obyczajów. Następny przykład nosi już znamiona całkowitego
braku poszanowania dla starych praw, a dotyczy Juliusza Cezara,
skądinąd znanego jako nieposkromionego uwodziciela dam z
arystokracji rzymskiej. Otóż mając nieco ponad dwadzieścia lat,
przyszły dyktator służył w Azji Mniejszej w armii Lucjusza
Lukullusa (tego samego, który później oskarżał Klodię i
Klodiusza o kazirodztwo). W ramach obowiązków służbowych
młody arystokrata trafił kiedyś na dwór króla Nikomedesa w
Bitynii. Stary władca reprezentował wszystkie cechy, które
Rzymianom kojarzyły się z monarchią hellenistyczną. Był leciwy,
gruby, bogaty i sprawował władzę absolutną. Ponadto zgodnie z
obyczajami rodzimej kultury, manifestował pederastię. Młodego
Rzymianina olśnił przepych orientalnego dworu. W porównaniu
z tym, co zastał w pałacu Nikomedesa, posiadłości rzymskich
bogaczy wydały mu się nuworyszowskie i pozbawione smaku.
Stara kultura grecka w wydaniu hellenistycznym miała
specyficzne wyrafinowanie, z którym nie mógł się równać nawet
najbardziej wyszukany luksus rzymski. Cezar uległ fascynacji
stylem życia dworu Nikomedesa, co więcej — został kochankiem
króla. Opuścił wprawdzie Bitynię, wracając do armii Lukullusa,
ale niebawem zjawił się ponownie pod błahym pretekstem. W
stolicy Bitynii przebywało wielu rzymskich kupców i zażyłość
Cezara z monarchą nie mogła ujść ich uwagi. Wkrótce w całym
Rzymie huczało od plotek. Podobno ktoś nawet widział Cezara,
jak w damskim stroju przemykał do sypialni króla... Warto
zwrócić uwagę na jeden aspekt sprawy. W związku z
Nikomedesem Cezar bez wątpienia odgrywał rolę bierną, po
prostu oddawał się kochankowi, i co do tego nie ma żadnych
wątpliwości. Zachodził więc przypadek skażenia krwi rzymskiej,
który — zgodnie z nadal obowiązującymi przepisami —
powinien być surowo ukarany. Tymczasem nic takiego nie
nastąpiło. Przeciwnicy przyszłego dyktatora nagłaśniali sprawę,
ale wyłącznie z powodów politycznych. Starali się
zdyskredytować go w oczach opinii publicznej jako pederastę,
zwolennika monarchii absolutnej, wielbiciela obcych wzorów
kulturowych. Skoro zaakceptował normy obyczajowe
obowiązujące na dworze Nikomedesa. to zapewne myśli o
przeszczepieniu ich na grunt rzymski. A skoro nie ukrywa swoich
zamiarów wprowadzenia jedynowładztwa, to zapewne marzy
mu się zamiana republiki w monarchię absolutną. Nic dodać, nic
ująć. Nikt ani pomyślał o ukaraniu Cezara za skażenie krwi
rzymskiej! Przepisy regulujące te sprawy były już wówczas
martwe wobec zmieniających się obyczajów. Wkrótce zresztą
równie smakowite historie zanotowano w samej stolicy i
również nikomu nie przyszło do głowy wyciągnąć z tego
konsekwencje prawne.
Bohaterem innej afery stał się Marek Antoniusz. W młodości
przeżył burzliwy romans ze swym rówieśnikiem Skryboniuszem
Kurionem. Był to więc związek nietypowy jak na ówczesne
obyczaje, bo w stosunkach homoseksualnych partnerów z reguły
dzieliła znaczna różnica wieku (np. Cezar i Nikomedes). Normy
etyczne świata greckiego przyjęte i zaakceptowane przez
Rzymian pochwalały tego rodzaju związki jako najlepszą drogę
do wprowadzania młodzieńców w świat ludzi dojrzałych.
Tymczasem Antoniusz i Kurion złamali tę niepisaną zasadę. Byli
rówieśnikami o podobnych doświadczeniach, pochodzili z tej
samej klasy, obaj mieli około dwudziestu lat. Trudno więc w ich
wypadku doszukać się jakiegoś dodatkowego elementu oprócz
fascynacji fizycznej. Poza tym Antoniusz i Kurion zadziwiali
otoczenie siłą swej namiętności. Ogólnie przyjęte było, iż męskie
związki homoseksualne zawierały mniej gwałtownych uniesień
erotycznych niż związki heteroseksualne. Znaczna różnica wieku
między partnerami, duży udział łączącej ich więzi duchowej
determinowały zachowania seksualne. Akt fizyczny był tylko
dopełnieniem, nie odgrywał głównej roli. Natomiast Antoniusz i
Kurion oddawali się seksowi z młodzieńczym zapamiętaniem.
Wzbudziło to obawy ojca Kuriona, człowieka o dość
konserwatywnych poglądach. W pewnym momencie zdecydował
się on na interwencję, osadzając syna w areszcie domowym. Nie
na wiele się to jednak zdało. Antoniusz nie zawahał się włamać
przez dach, aby tylko połączyć się z kochankiem!
Podobnie jak w wypadku Cezara był to przykład „skażenia
krwi rzymskiej”. I podobnie jak w tamtej sytuacji nikt nie
zareagował zgodnie z prawem. Historia krążyła po Rzymie, ale
wyłącznie jako ciekawostka obyczajowa. Nikomu nie przyszło do
głowy wystąpić z propozycją ukarania występnych kochanków, a
jedynym człowiekiem, który się oburzył, był ojciec Kuriona. On
jednak, jako osobiście zainteresowany, miał do tego prawo.
Zapewne chciał się doczekać wnuków, a związek syna z
Antoniuszem nie mógł mu ich zapewnić. Prawdopodobnie
obawiał się, iż Kurion pozostanie przez całe życie
homoseksualistą, co wykluczało ojcostwo. Mylił się. Związek syna
z Antoniuszem okazał się typową młodzieńczą fantazją, bez
następstw w okresie późniejszym.
RZYM MITYCZNY
Eneasz i Dydona

H istoria Rzymu, podobnie jak dzieje starożytnej Grecji, zaczęła


się na wybrzeżu Azji Mniejszej, w okolicach Troi. Dwadzieścia
lat przed wybuchem wojny trojańskiej bogini Afrodyta (Wenus)
spotkała u podnóży góry Ida przystojnego pasterza o imieniu
Anchizes. Bogini miłości miała wyjątkowo gorący temperament i
nie zwykła odmawiać sobie przyjemności. Stanęła więc przed
Anchizesem, udając niewinną dziewczynę porwaną z domu
rodzinnego przez rozbójników morskich. Pasterz wzruszył się
losem pięknej nieznajomej i zaprosił ją do swojego szałasu. Tam
„niewinna dziewczynka” z dużą wprawą go uwiodła. Fakt ten
oraz wyraźnie zauważalne doświadczenie w sztuce miłosnej
mocno zastanowiły Anchizesa. Wówczas bogini ujawniła swoje
prawdziwe imię i zapowiedziała, że ich miłość przyniesie owoc.
Syn poczęty w wyniku miłosnych uniesień w szałasie będzie miał
przed sobą wielką przyszłość.
Bogini miłości dotrzymała słowa. Eneasz okazał się jednym z
najdzielniejszych obrońców miasta. Praktycznie tylko Hektor
przewyższał go męstwem, a po jego śmierci obrona Troi spoczęła
na barkach potomka Wenus. W czasie owej strasznej nocy, kiedy
to wojska Achajów wdarły się do Troi, jedynie Eneasz nie stracił
głowy. Widząc, że los miasta jest przesądzony, postanowił
ratować ludzi. Zdołał skupić wokół siebie gromadkę niedobitków
i na ich czele przebił się do lasów porastających okoliczne góry.
Tam uchodźcy zaczekali, aż Achajowie odpłyną, a następnie
zbudowali własną flotę. Zdecydowali się opuścić miasto
zniszczone przez wroga. Skoro Troja padła, widocznie tak chcieli
bogowie i jej terytorium było przeklęte. Wsiedli zatem na okręty
i odpłynęli w poszukiwaniu nowej ojczyzny. Eneaszowi
towarzyszył sędziwy Anchizes i mały syn Askaniusz-Julus. W
ruinach Troi zginęła natomiast żona Eneasza, toteż wódz
wygnańców wyruszał na tułaczkę jako wdowiec.

Eneasz wynosi Anchizesa z płonącej Troi (obraz Federico Barocci)


Podobnie jak Odyseusz, potomek Wenus przeżył liczne
przygody. Ale przed wodzem Trojańczyków stało znacznie
trudniejsze zadanie. On nie szukał drogi do domu, on próbował
znaleźć nową ojczyznę dla swojego ludu, gdzie ziemia byłaby
urodzajna, teren łatwy do obrony, a tubylcy przyjaźni i chętni do
integracji z przybyszami. Z tego powodu Eneasz odrzucił pomysł
osiedlenia się we wschodniej części Morza Śródziemnego.
Potężne państwa, których granice dochodziły do wybrzeży
(Egipt, imperium Hetytów), uniemożliwiały plany osadnicze.
Natomiast na brzegach Morza Czarnego żyły ludy wyjątkowo
dzikie, a wygnańcy z Troi mieli jak na razie dosyć wojen. Basen
Morza Egejskiego zdominowali Achajowie, którzy ostatnio
wystarczająco mocno dali im się we znaki. Nie po to uchodzili z
płonącej Troi, aby znowu walczyć z Grekami! W tej sytuacji
Eneasz skierował swoje okręty na zachód, w strony mało znane.
Po kilku latach tułaczki flotylla przybiła do brzegów
dzisiejszej Tunezji. Tam oczom przybyszów ukazał się niezwykły
widok. Zobaczyli wznoszone od podstaw nowe, wielkie miasto.
Jego budowniczymi byli wygnańcy z miasta Tyr w Fenicji, którzy
na skutek walk wewnętrznych musieli opuścić rodzinny kraj i
szukać nowego miejsca do życia. Na ich czele stała piękna
królowa Dydona, która w czasie wojny domowej straciła męża.
Uchodźcy z Tyru i Troi szybko przypadli sobie do gustu.
Pozbawieni ojczyzny, łatwo mogliby stopić się w jeden naród.
Tym bardziej że nigdy wcześniej nie mieli ze sobą żadnych
kontaktów i nie dzieliły ich jakiekolwiek urazy z przeszłości.
Dodatkowym czynnikiem sprzyjającym integracji obu ludów
wydawał się fakt, że ich przywódcy byli stanu wolnego i w
rachubę wchodziło ewentualne małżeństwo. Zresztą Dydona nie
ukrywała, że potomek Wenus zrobił na niej duże wrażenie i
chętnie by go widziała u swojego boku.
Któregoś dnia Eneasz i Dydona wybrali się wspólnie na łowy.
W pewnej chwili przypadkiem (?) odłączyli się od reszty
towarzystwa. Niebawem rozpętała się burza, która zmusiła ich
do schronienia się w pobliskiej jaskini. Tam w świetle błyskawic
stali się kochankami. Królowa była szczęśliwa. W czasie aktu
miłosnego wydawało jej się, że błyskawice są płomieniami
weselnych pochodni. Znów miała przy sobie mężczyznę, którego
kochała i podziwiała. Czuła, że może wypełnić pustkę w sercu,
jaka zapanowała po śmierci męża. Co innego jednak odczuwał
Eneasz. Powodował nim umysł, nie serce. On się nie angażował,
lecz raczej pozwalał kochać i adorować. Jako rasowy mężczyzna,
bronił się przed miłością, próbując stłumić odruchy serca.
Królowa podobała mu się jako kobieta, odpowiadała mu również
jej osobowość. Był wdowcem, mógł więc nawet poślubić Dydonę,
ale jako dojrzały mężczyzna nie dał się ponieść uczuciu. Akt
seksualny sprawił mu wiele radości, lecz w jego mniemaniu to
Dydona mu się oddała, a on tylko wykorzystał sposobność.
Potrafił oddzielić seks od uczuć. Wydarzenie w jaskini nie
zakłóciło jego trzeźwego spojrzenia na świat. Zaspokoił
pożądanie i ponownie stał się przywódcą ludu bez ojczyzny.
Być może zresztą syn Wenus pokochałby z czasem Dydonę,
niebawem jednak otrzymał przesłanie od bogów, że wybrzeże
Afryki Północnej nie stanowi kresu jego wędrówki, że jego
przeznaczeniem jest założenie Rzymu, nie Kartaginy. Nie
odczuwał specjalnego żalu z powodu rozstania z kochanką, może
jedynie odrobinę melancholii, ale każde rozstanie zawiera w
sobie element smutku. Natomiast królowa nie mogła się
pogodzić z myślą o utracie kolejnego mężczyzny, którego
pokochała. Cierpiała też jej urażona duma, że Eneasz zdecydował
się ją opuścić bez protestu i wahania. Jego okręty szykowały się
do odpłynięcia, drużyna ładowała dobytek. Dydona obserwowała
to z kamiennym spokojem, chociaż w jej sercu szalała rozpacz.
Postanowiła, że nie przeżyje następnej nocy. I kiedy Trojańczycy
wypłynęli w morze, królowa popełniła samobójstwo,
przeklinając przed śmiercią niewiernego kochanka. Eneasz z
pełnego morza obserwował słup dymu, jaki wzniósł się nad
stosem pogrzebowym partnerki. Nie przypuszczał, że w ten oto
sposób dał początek odwiecznej nienawiści Rzymu i Kartaginy.

Trojanie w Italii

P łynąc na północ, Eneasz dotarł do Sycylii (gdzie zmarł


sędziwy Anchizes), a następnie dobił do Italii. Okręty
uchodźców wylądowały w pięknej okolicy u ujścia Tybru. Być
może Eneasz zdecydowałby się płynąć dalej, gdyby sprawy nie
wzięły w swoje ręce kobiety. Miały już dosyć ciągłej wędrówki i
chybotliwych kadłubów zamiast domów. Ile lat można szukać na
morzu szczęścia? Ziemia, do której przybyli, jest równie dobra
jak każda inna. Koniec tułaczki! Tak więc kiedy mężczyźni ruszyli
na rozpoznanie terenu, kobiety podpaliły okręty. Eneasz i jego
drużyna nie mieli wyjścia — musieli pozostać u ujścia Tybru.
Wysłali tedy posłów do miejscowego władcy, prosząc o zgodę na
osiedlenie.
Król tego terytorium nosił imię Latynus. Jego siedziba
mieściła się w miasteczku Laurentum. Panował wraz ze swą żoną
Amatą. Jego córka Lawinia miała wyjść za mąż za władcę
plemienia Rutulów, sąsiadującego z państwem Latynusa od
południa. Narzeczonego imieniem Turnus popierała matka
dziewczyny. Sam król natomiast miał mocno mieszane uczucia
wobec przyszłego zięcia. Co prawda nie kwestionował jego
kandydatury, ale wielokrotnie otrzymywał znaki, że jego córka
powinna wyjść za kogoś innego. Wyrocznie były zgodne: zięciem
króla zostanie przybysz z dalekich stron, który w oznaczonym
czasie pojawi się w Italii. Zrodzeni z tego związku potomkowie
będą po wiekach panować nad całym światem. Kiedy więc przed
Latynusem stanęli posłowie Eneasza, król doznał olśnienia. Oto
wreszcie sprawdziły się przepowiednie. Przyjął wysłanników
trojańskich wyjątkowo gościnnie, po czym zaprosił Eneasza na
swój dwór. Syn Wenus wielce przypadł mu do gustu. Trafnie
rozpoznał w nim urodzonego wojownika i przywódcę. Również
zaprawieni w bojach ludzie Eneasza spotkali się z jego życzliwą
oceną. Któryż władca nie chciałby takiego wzmocnienia sił
obronnych swojego państwa? Latynus postanowił więc związać
przybyszów ze sobą na stałe i zaproponował ich przywódcy rękę
swojej córki. Był jednak pewien problem do rozwiązania. Turnus,
narzeczony Lawinii, nie zamierzał łatwo z niej zrezygnować, tym
bardziej że małżeństwo wiązało się z sukcesją po teściu. Władca
Rutulów wiedział, że może liczyć na poparcie Amaty, i to
dodawało mu odwagi. Rzeczywiście żona Latynusa za wszelką
cenę starała się nie dopuścić do małżeństwa Lawinii z Eneaszem.
Pod pozorem uczestnictwa dziewczyny w obrzędach religijnych
uprowadziła córkę z pałacu, uniemożliwiając szybki ślub z
potomkiem Wenus. Stopniowo narastał konflikt między Rutulami
a Trojanami. W czasie polowania syn Eneasza zabił jelenia, na
którego zamierzał się jeden z pasterzy Turnusa. Między
myśliwymi doszło do kłótni, a następnie bójki. Wyciągnięto broń
i padli pierwsi zabici. W obiegowej opinii winni byli uchodźcy z
Troi. Zdanie to podzielał nawet stary Latynus, mimo całej
sympatii do Eneasza i jego ludzi. Wybuchła wojna, w której po
jednej stronie stanęły oddziały trojańskie, a po drugiej
wojownicy narzeczonego Lawinii wspomagane przez Latynusa.
Co więcej, sprzymierzeńcy otrzymali posiłki od innych ludów
środkowej Italii. Jednakże pomimo dysproporcji sił Eneasz wcale
nie stał na przegranej pozycji. Jego ludzie byli wojownikami
zaprawionymi w bojach pod Troją, a lata wędrówek nie
pozwoliły im na zapomnienie wojennego rzemiosła. Początkowo
przewagę zdobyli sprzymierzeńcy, którzy wykorzystali fakt
rozdzielenia sił przez Eneasza. Askaniusz poniósł ciężkie straty, a
zginął najbliższy przyjaciel Eneasza, Pallas. Zabił go osobiście
Turnus i na znak triumfu założył sobie na biodrach pas
pokonanego. Kiedy jednak Eneasz powrócił, sytuacja się
odwróciła. Przeważyło doświadczenie bojowe Trojan i w
rezultacie oni odnieśli zwycięstwo. W ostatnich chwilach bitwy
doszło do bezpośredniego starcia między Eneaszem i Turnusem.
Trojanin, choć wcześniej ranny, obezwładnił przeciwnika.
Turnus zaczął go błagać o litość i Eneasz być może darowałby mu
życie, gdyby nie dostrzegł na ciele wroga pasa przyjaciela. Tego
nie mógł mu darować, toteż bez skrupułów przebił króla
Rutulów mieczem. Po jego śmierci sprzymierzeńcy italscy
zaprzestali walki. Latynus nie czuł do Eneasza żadnej osobistej
urazy, więc zawarł z nim pokój i chętnie oddał mu za żonę swoją
córkę. Drużyna Trojan połączyła się z jego poddanymi w jeden
lud, który przyjął wspólną nazwę Latynów. W ten sposób
zakończyła się wreszcie wędrówka wygnańców z Troi.
Po śmierci starego króla władzę w państwie przejął Eneasz.
Sprawy polityczne szły w dobrym kierunku, gorzej jednak było z
życiem prywatnym syna Wenus. Lawinia okazała się osobą
chorobliwie zazdrosną nawet o przeszłość erotyczną męża. Miała
do niego pretensje o każdy szczegół z jego życia intymnego,
łącznie z małżeństwem zawartym przed laty w Troi! Możliwe, że
podpuszczała ją matka, a może córka Latynusa nie mogła
darować Eneaszowi śmierci Turnusa. W każdym razie Lawinia
zamieniła ich życie domowe w piekło. Nie potrafiła zrozumieć, że
trudno partnera rozliczać z wcześniejszego życia seksualnego.
Szczególnie jednak miała Eneaszowi za złe jego pobyt na dworze
Dydony. Nie docierało do niej, że to przecież on porzucił królową
Kartaginy, żeby ostatecznie poślubić ją, Lawinię. A kiedy w Italii
pojawiła się wygnana z Afryki siostra Dydony, kryzys małżeński
jeszcze się pogłębił. Lawinia była przekonana, że mąż przeniesie
na tę kobietę swoje uczucia do dawnej kochanki. Na dodatek
dotarły do niej płotki, że siostra Dydony kochała się w Eneaszu
jeszcze w czasie jego pobytu w Afryce. Na nic zdały się gorące
zapewnienia króla, że życzliwość dla wygnanki nie ma żadnego
podtekstu erotycznego. Przecież on sam najlepiej wie, co to
znaczy być pozbawionym ojczyzny i zdanym na łaskę obcych.
Lawinia jednak pozostawała głucha na wszelkie perswazje i
postanowiła pozbyć się rywalki. Zaplanowała zamach na jej
osobę, ale w sprawę wmieszali się bogowie. Ostrzeżona Anna
zbiegła i za sprawą swoich boskich protektorów została nimfą
rzeki Numicius.
Po śmierci Eneasza Lawinia skierowała swoją niechęć na
pasierba. Jak pamiętamy, Askaniusz był synem Eneasza
zrodzonym ze związku zawartego jeszcze w Troi, owocem
miłości do innej kobiety. To wystarczyło, by go znienawidzić.
Macocha obrzydzała Askaniuszowi życie do tego stopnia, że
młodzieniec zdecydował się opuścić dotychczasową siedzibę.
Wraz z nim wyruszyła grupa młodzieży, zbuntowanej przeciwko
dominacji starszych. Wędrując wzdłuż Tybru, założyli miasto
Alba Longa, kolebkę Rzymu.

Romulus i Remus

M inęły wieki. Alba Longa powoli się rozwijała i weszła na


stałe do systemu politycznego środkowej Italii. W mieście
nadal rządzili potomkowie Eneasza. Wreszcie w czterysta lat po
zburzeniu Troi doszło w Alba Longa do walki o władzę. Króla
Numitora zdetronizował i zamordował rodzony brat. Uzurpator
zabił też synów brata, a jego jedyną córkę poświęcił bogini
Weście. Jako kapłanka tego kultu nie mogła wyjść za mąż i miała
obowiązek przez trzydzieści lat zachować czystość seksualną. W
praktyce oznaczało to, że Rea Sylwia nigdy nie urodzi wnuka
króla Numitora. Uzurpatora spotkało jednak spore zaskoczenie.
Pewnego dnia okazało się, że kapłanka jest w ciąży, a po kilku
miesiącach urodziła bliźnięta: Romulusa i Remusa. Westalka
tłumaczyła, że ojcem dzieci jest bóg Mars, który zgwałcił ją
podczas kąpieli w Tybrze. Podobno wykorzystał chwilę, kiedy
drzemała na brzegu rzeki, i wówczas zbliżył się do niej
niepostrzeżenie. Gdy się ocknęła, było już za późno. Zresztą czy
kilkunastoletnia dziewczyna zdołałaby się oprzeć boskiej mocy?
Ale uzurpator nie dał wiary tłumaczeniom i zgodnie z
prawem polecił zgładzić występną kapłankę. Odczekał jednak z
egzekucją do czasu porodu. Kiedy Rea Sylwia została stracona,
niemowlęta wrzucono w wiklinowym koszyku do Tybru.
Wbrew woli uzurpatora bliźnięta przeżyły. Koszyk zaplątał
się w przybrzeżnych trzcinach i woda nie zniosła go do morza.
Dziećmi zaopiekowała się zwabiona ich płaczem wilczyca, która
wykarmiła je własnym mlekiem. Zachowała się też o wiele
bardziej realistyczna wersja legendy. Według niej „wilczycą”
okazać się miała niezbyt cnotliwa wiejska dziewczyna, która na
swój przydomek zapracowała usłużnością wobec pasterzy.
Określenie to bowiem było synonimem taniej prostytutki. Z
pewnością nikt przecież nie widział Marsa gwałcącego Reę
Sylwię ani też wilczycy karmiącej niemowlęta. Matka dzieci nie
dotrzymała przysięgi czystości i poniosła zasłużoną karę.
Bardziej prawdopodobne wydaje się również wykarmienie
bliźniąt przez wiejską dziewczynę (wątpliwa cnota bynajmniej jej
w tym nie przeszkadzała) niż przez wilczycę. Po prostu z czasem
do praktyki dodano ideologię, korygując to, co uważano za
wstydliwe dla potomków Romulusa.
Wilczyca karmiąca Romulusa i Remusa
Następnie niemowlęta znalazł lub wziął na wychowanie
pasterz Faustulus. Pod jego okiem chłopcy wyrośli na dzielnych
młodzieńców. Złośliwi Grecy i Etruskowie również i w tym fakcie
doszukiwali się sensacji. Podobno żona pasterza, Akka Larentia,
też prowadziła się skandalicznie i możliwe, że to ona właśnie
była ową „wilczycą” z legendy. Obrońcy moralności rzymskiej
przeciwstawiali temu argument, że Akka urodziła swojemu
mężowi aż dwunastu synów. Nie dość, że wszystkich wychowała,
to jeszcze zajęła się Romulusem i Remusem. W odpowiedzi
oponenci zauważali, iż tak naprawdę nie wiadomo, ilu z tych
synów spłodził Faustulus, a przy takiej liczbie dzieci na pewno
się w chacie nie przelewało. Zaradna Akka musiała więc jakoś
dorabiać na utrzymanie rodziny.
Po latach chłopcy dowiedzieli się, czyimi są dziećmi i jakie
przysługują im prawa. Zebrali więc grupę młodych pasterzy i na
ich czele obalili uzurpatora. Następnie bracia postanowili założyć
własne miasto, w którym będą wspólnie panować. W tym celu
wybrali jedno ze wzgórz nad Tybrem, w pobliżu miejsca, gdzie
kiedyś rzeka wyrzuciła ich na brzeg. Młodzieńcy szybko jednak
zrozumieli, że wspólne rządy nie będą możliwe, i postanowili
losować pierwszeństwo. Szczęście uśmiechnęło się do Romulusa
i on też został założycielem Rzymu. Ale gdy jego bratu nie udało
się skolonizować sąsiedniego wzgórza, między synami Rei Sylwii
doszło do bójki, zakończonej śmiercią Remusa. Tak więc
ostatecznie Rzym ma tylko jednego protoplastę.

Porwanie Sabinek

W idząc szczupłość swoich szeregów, Romulus ogłosił, iż w


Rzymie mogą się osiedlać wszyscy chętni, łącznie z
wyjętymi spod prawa. Niebawem osada wypełniła się
szumowinami z całego Półwyspu Apenińskiego. Okoliczni
mieszkańcy z przerażeniem obserwowali, jak złodzieje,
mordercy oraz wszelkiej maści opryszkowie zasiedlają miasto.
Oczywiście nowa społeczność cierpiała na brak kobiet, albowiem
sąsiedzi nie zamierzali oddawać swych córek za żony bandzie
rzezimieszków. Na nic się zdały zapewnienia Romulusa (syna
występnej kapłanki i bratobójcy!), że w Rzymie panują ład i
porządek, a jego mieszkańcy pragną zacząć życie od nowa.
Wreszcie osadnicy uciekli się do podstępu i zaprosili sąsiadów na
igrzyska ku czci bogów. Takiego zaproszenia nie można było
odrzucić, tym bardziej że okolicznej ludności zależało na dobrych
stosunkach z Rzymem. Kiedy impreza trwała w najlepsze,
Rzymianie uprowadzili obecne dziewczęta (w większości
pochodzące z plemienia Sabinów). Ich ojcowie i bracia przybyli
bez broni, więc ograniczyli się wyłącznie do słownych protestów.
Jednakże po powrocie do domów zaczęli przygotowywać
wyprawę w celu odbicia branek. Tymczasem zostały one
rozdzielone pomiędzy towarzyszy Romulusa. Dziwnym trafem
okazało się, że wszystkie są pannami, z wyjątkiem jednej mężatki
o imieniu Hersylia (ona właśnie przypadła Romulusowi).
Prawdopodobnie nie było w tym żadnego przypadku. Po prostu
łotrzyki Romulusa wybierały najmłodsze dziewczęta, unikając
zapewne porywania zamężnych kobiet. Tak więc ludzie
Romulusa zdobyli upragnione kobiety, ale nie rozwiązali swoich
problemów do końca. Dziewczęta odnosiły się do nich z
niechęcią, co nie powinno specjalnie dziwić. Zostały wszak
porwane siłą i wydane na pastwę opryszków, którymi w ich
osadach straszono niegrzeczne dzieci. Powoli jednak Rzymianie
uspokajali zrozpaczone branki. Przekonywali, że mają wobec
nich uczciwe zamiary, że chcą, aby były ich żonami i matkami ich
dzieci. A porwać musieli je ze względu na upór ich rodzin.
Dziewczęta nie powinny się więc uważać za niewolnice, lecz za
pełnoprawne małżonki. Według opinii kronikarzy słowa
Rzymian zostały poparte uczuciem i żarliwymi pieszczotami.
Wydaje się, że gromada łotrów zamieszkujących ówczesny Rzym
dobrze znała psychikę kobiet. Ostentacyjny szacunek w
połączeniu z dużymi umiejętnościami w zakresie erotyki (owe
żarliwe pieszczoty!) spowodowały całkowitą zmianę nastawienia
Sabinek. Niewykluczone zresztą, że wśród porywaczy byli
mężczyźni wyjęci spod prawa za uwiedzenie. Mogli zatem łatwo
przeszkolić pozostałych towarzyszy w trudnej sztuce łamania
niewieścich serc. Tak więc zanim u bram miasta pojawiła się
ekspedycja ratunkowa, niedawne branki pogodziły się już z
losem. Przekazały rodzinom wiadomość, że z własnej i
nieprzymuszonej woli pozostają w Rzymie. Sabinowie jednak
sądzili, że uczyniły tak pod presją Rzymian, i nie zaprzestali
przygotowań do wyprawy. Wreszcie wyruszyli i od razu odnieśli
znaczny sukces. Opanowali wzgórze Kapitolu, trudne do
zdobycia ze względu na ukształtowanie terenu i silną załogę.
Pomogła im w tym westalka Tarpeja, która w zamian za obietnicę
sowitej zapłaty (czy też z miłości do króla Sabinów) wpuściła
wroga do twierdzy. Jak widać, nie mieli Rzymianie szczęścia do
pierwszych westalek. Jedna nie dochowała dziewictwa, a druga
okazała się zdrajczynią. Sprawiedliwość dosięgła jednak
występną kapłankę. Kiedy Sabinowie opanowali Kapitol, zabili
zdrajczynię bez skrupułów. Wzmocnieni sukcesem, przypuścili
otwarty atak na osadę Romulusa. Ten nie chciał się bronić za
murami i wyprowadził armię w dolinę między wzgórzami
Kapitolu i Palatynu. Walka była niezwykle zacięta. Rzymianie
bronili przyszłości swojego miasta, Sabinowie zaś swego honoru.
Szala zwycięstwa przechylała się raz na jedną, raz na drugą
stronę. W pewnej chwili poległ Hostiliusz, mąż branki Romulusa,
i to przesądziło o losach bitwy. Hersylia, która dotychczas nie
mogła się zdecydować, komu życzyć szczęścia, teraz nie miała
odwrotu. Przy życiu pozostał już tylko jeden mężczyzna, z
którym związała swój los. Nie pragnęła powrotu do rodzinnej
osady jako wdowa po bohaterskim małżonku. Namówiła
pozostałe kobiety do wspólnej interwencji. Przecież nie mogą
bezczynnie patrzeć, jak wzajemnie się mordują ich mężowie z
ojcami i braćmi! W zależności od wyniku starcia zostaną albo
wdowami, albo sierotami! Innego wyjścia nie ma. Tak więc tłum
młodych kobiet wtargnął na pole bitwy i rozdzielił walczących.
Po chwili po jednej stronie stali wojownicy sabińscy, po drugiej
ludzie Romulusa. Między nimi zaś znajdowały się kobiety i
przekonywały do zaniechania walki. Rzymianie byli za
zawarciem pokoju, do czego zresztą dążyli od samego początku.
A Sabinowie ulegli perswazji. Bo i jaki mieli wybór? Nie mogli
przecież siłą przedzierać się przez tłum kobiet, o które toczyła
się wojna. Zresztą może faktycznie rzezimieszki Romulusa
ucywilizowały się co nieco. Z pewnością dziewczęta nie chciałyby
żyć z łotrami. Poza tym bez wątpienia Rzymianie potrafią
walczyć; udowodnili to dzisiaj. Może więc lepiej żyć z nimi w
zgodzie. Albo jeszcze lepiej połączyć się w jeden lud. Razem
byłoby łatwiej bronić się przed najeźdźcami. A w Italii wrogów
nie brakuje. Interwencja kobiet okazała się zatem na tyle
skuteczna, że zwaśnione strony postanowiły się zjednoczyć.
Stolicą państwa został Rzym, władcą zaś Romulus. A z
porwaniem Sabinek wiązano później uprzywilejowaną pozycję
kobiety w społeczeństwie rzymskim (w porównaniu z innymi
ludami).
Romulus panował wyjątkowo długo. Przez wszystkie te lata
żył w zgodzie i miłości z Hersylią, której tyle zawdzięczał. Już
jako starzec zniknął w czasie gwałtownej burzy wśród ludu
zgromadzonego na Polu Marsowym. Oficjalnie ogłoszono, że
został żywcem wzięty pomiędzy bogów. Ale dociekliwi
podejrzewali, że założyciela Rzymu po prostu zamordowano.
Nienawidzili go senatorowie, zarzucając mu zbyt autorytatywne
rządy. Wykorzystali więc burzę, zatłukli go i poćwiartowali ciało,
po czym wynieśli je pod togami. A na użytek tłumów
spreparowali historię o wniebowzięciu króla.

Rzym pod władzą królów

Z a panowania następnych władców miasto powoli się


rozwijało, podporządkowując sobie kolejne ziemie. W
okresie rządów wojowniczego Tuliusza Hostiliusza Rzym wszedł
w konflikt z miastem Alba Longa, czyli ze swoją kolebką. Było to
zresztą nieuniknione. Obie osady dzieliło w prostej linii zaledwie
trzydzieści kilometrów, tak więc prędzej czy później potomkowie
Romulusa musieli się zetrzeć z miastem założonym przez syna
Eneasza. Po długich działaniach wojennych obie armie stanęły
naprzeciw siebie. I wtedy uznano, że wzajemne wyrzynanie się
potomków wygnańców z Troi jest bezcelowe. Żadna ze stron
jednak nie chciała ustąpić. W tej sytuacji postanowiono, że o
losach starcia zadecyduje pojedynek przedstawicieli obu armii.
Po stronie rzymskiej wytypowano trzech braci z rodu
Horacjuszów, po przeciwnej trzech z rodu Kuracjuszów. Starcie
było niezwykle krwawe. Polegli wszyscy Kuracjusze oraz dwaj z
Horacjuszów. Wśród zabitych wojowników Alba Longa
znajdował się narzeczony Horacji, siostry zwycięzcy. Kiedy armia
rzymska wróciła do miasta, tylko jedna osoba nie podzielała
ogólnej radości. Horacja rozpoznała na ramionach brata płaszcz
narzeczonego. Zaczęła płakać i wzywać zabitego po imieniu.
Wówczas brat bez wahania wydobył miecz i przebił nim siostrę.
Nad jej zwłokami stwierdził, że tak powinien skończyć każdy, kto
przedkłada prywatne uczucie nad miłość do ojczyzny. Zabójca
stanął przed sądem i został skazany na karę śmierci. Wówczas
odwołał się do opinii zgromadzenia ludowego. O litość dla syna
błagał również jego ojciec, do niedawna szczęśliwy ojciec
czworga dzieci. Dwóch synów poległo, córkę zabił rodzony brat
jako zdrajczynię, a teraz ostatnie dziecko ma zostać stracone!
Niech lud zrozumie, że on jako Rzymianin wybaczył już
morderstwo synowi, który przecież działał dla dobra ojczyzny,
któremu Rzym zawdzięcza zwycięstwo i panowanie nad Alba
Longa.
Ostatecznie Horacjusza uwolniono od kary. Musiał tylko
złożyć ofiary dla przebłagania bogów i poddać się oczyszczeniu.
Jest to bardzo charakterystyczne dla tego okresu dziejów
rzymskich. Ponad życie rodzinne i uczuciowe należało zawsze
stawiać obowiązek wobec ojczyzny. Nawet jeżeli wymagało to
nieludzkich poświęceń. „Ojczyzna ponad wszystko” — to hasło,
które umożliwiło Rzymowi zbudowanie imperium. A na
marginesie tej sprawy warto dodać, że wśród rodzin
przesiedlonych z Alba Longa do Rzymu znalazł się ród Juliuszów,
wywodzący się bezpośrednio od Askaniusza, czyli od bogini
Wenus. Po wiekach w tej właśnie rodzinie narodzi się jej
najsłynniejszy przedstawiciel, Gajusz Juliusz Cezar.
Po śmierci Tytusa Hostiliusza w Rzymie panował Ankus
Marcjusz. Umierając mianował opiekunem swoich dzieci
przybysza z etruskiego miasta Tarkwinie, Lucjusza Tarkwiniusza.
Ten niebawem przejął pełnię władzy, a na swego następcę
wyznaczył zięcia, Serwiusza Tuliusza. Synowie Ankusa Marcjusza
nie zamierzali się jednak pogodzić z taką koleją rzeczy. Dokonali
więc zamachu na osobę króla. Rannego od ciosu toporem władcę
natychmiast przewieziono do pałacu i ogłoszono, że do czasu
jego wyzdrowienia sprawami państwa kierować będzie Serwiusz
Tuliusz. A kiedy po kilku dniach ogłoszono śmierć króla (w
rzeczywistości zmarł on niebawem po zamachu), jego następcą
został właśnie Tuliusz. Nowy monarcha, wiedząc, że dwaj
synowie zmarłego władcy czują się pokrzywdzeni, postanowił
wydać za nich swoje córki. Miał nadzieję, że w ten sposób skłoni
ich do współpracy. Tak więc Tulia Starsza poślubiła Arrusa
Tarkwiniusza, Tulia Młodsza zaś — Lucjusza. Rychło się jednak
okazało, że obie pary małżeńskie są co najmniej niedobrane.
Tulia Starsza i Lucjusz Tarkwiniusz pożądali władzy, gotowi
zrobić wszystko, by tylko ją zdobyć. Natomiast ich
współmałżonkowie należeli do osób wyjątkowo spokojnych,
pragnących żyć wyłącznie w zaciszu domowego ogniska.
Niedobrane związki szybko dobiegły końca. Tulia Młodsza i
Arrus Tarkwiniusz zmarli w niedługim odstępie czasu, otruci
przez swoich współmałżonków. Zabójcy pobrali się i zaczęli
przygotowywać zamach na osobę króla.
Serwiusz Tuliusz był nieprzeciętnym władcą. Rozbudował
Rzym, wzniósł mury obronne, przeprowadził daleko posunięte
reformy ustrojowe. Ale jak zwykle w takich sytuacjach,
aktywność króla nie wszystkim się podobała. Miał wielu wrogów,
zwłaszcza wśród senatorów. Działalność Tulii i Tarkwiniusza
łatwo znalazła poklask w tych kręgach i niebawem spiskowcy
pozyskali znaczną liczbę zwolenników. W stosownym momencie
małżonkowie zdecydowali się dokonać zamachu stanu. Pewnego
dnia Tarkwiniusz wszedł w otoczeniu straży na salę posiedzeń
senatu i po prostu zasiadł na tronie. Następnie wysłał posłańców
do senatorów z żądaniem, aby natychmiast stawili się na
nadzwyczajne posiedzenie zgromadzenia. Sala zaczęła się
zapełniać, wreszcie przybył sam król. W ostrych słowach
zaatakował zięcia, zarzucając mu zdradę i niewdzięczność. Ale
Tarkwiniusz ani myślał słuchać teścia. Wypchnął go z sali i
brutalnie strącił ze schodów. Potem wezwał swoich ludzi i
polecił im zabić króla. Oprawcy dopędzili uciekającego władcę i
zatłukli na śmierć. Ciało Serwiusza Tuliusza leżało jeszcze na
drodze, kiedy przejeżdżała tamtędy jego córka. Woźnica
zatrzymał powóz przed zwłokami, lecz Tulia nakazała mu jechać
dalej. I tak powóz zmiażdżył ciało króla, który tyle dobrego
uczynił dla państwa.
Nowy władca rządził tak, jak można się było spodziewać.
Okazał się wyjątkowym tyranem, całkowicie lekceważącym
rzymską tradycję. Osobiście sprawował władzę sądowniczą, nie
dając pozwanym szans na skuteczną obronę. Nie liczył się ze
zdaniem senatu, nie powoływał zresztą nowych senatorów.
Tylko od niego zależały sprawy wojny i pokoju, zawieranie i
zrywanie przymierzy. Szybko wzbudził powszechną nienawiść,
w związku z czym jako pierwszy władca w dziejach Rzymu
powołał osobistą straż przyboczną. Niewiele ustępowali mu
synowie. W czasie jednej z wypraw wojennych syn Tarkwiniusza,
Sekstus, poznał żonę swojego kuzyna, Lukrecję. Jej uroda i
oddanie mężowi zrobiły na nim duże wrażenie. Od tej pory
zastanawiał się nad sposobem jej uwiedzenia. Po jakimś czasie
zjawił się o zmroku (pod nieobecność męża) w jej domu, prosząc
o gościnę. W nocy wtargnął do pokoju Lukrecji, żądając, aby mu
się oddała. Kiedy dziewczyna stawiła opór, zagroził jej śmiercią i
zniesławieniem na wieki. Zapowiedział bowiem, że zabije ją i
jednego z jej niewolników, a męża poinformuje, iż przyłapał ich
in flagranti. Prawo przewidywało w takich wypadkach karę
śmierci dla obojga kochanków, a wyrok wykonać mógł każdy
obywatel rzymski. Zrozpaczona Lukrecja uległa i Sekstus posiadł
ją wielokrotnie. Po odjeździe gwałciciela zhańbiona kobieta
wezwała ojca i męża wraz z najbliższymi przyjaciółmi.
Opowiedziała im o zajściu. Następnie oświadczyła, iż została
zbrukana na zawsze, a kobiecie rzymskiej nie przystoi żyć z
piętnem hańby. Po czym błyskawicznie wydobyła nóż i przebiła
się nim na oczach osłupiałych mężczyzn. Zanim wydała ostatnie
tchnienie, los Tarkwiniuszy był już przesądzony. Mężczyźni
wydobyli ze zwłok dziewczyny nóż i złożyli na niego przysięgę
wspólne] walki przeciwko królowi i jego rodzinie. Na przywódcę
spisku wybrali jednego ze świadków samobójstwa Lukrecji,
Lucjusza Juniusza Brutusa. Niebawem wybuchło powstanie,
które zmiotło z tronu Tarkwiniuszy. Przy okazji zniesiono
również monarchiczną formę rządów. Od tego czasu przez
następne pięć wieków Rzym był republiką.
Dzieje Rzymu królewskiego spinają klamrą dwa gwałty
popełnione na kobietach. Zgwałcona westalka urodziła
założyciela Rzymu i jego pierwszego króla. Gwałt na mężatce stał
się bezpośrednią przyczyną upadku władzy królewskiej w
państwie. Nie ma chyba żadnego innego kraju w dziejach, w
którego historii tego typu przemoc odegrałaby tak wielką rolę.
Nawet jeżeli znaczna część przedstawionych wydarzeń była tylko
legendą.
S CHYŁEK REPUBLIKI
Problemy domowe Cycerona

W I w. p.n.e. sprawy prywatne polityków rzymskich często


splatały się z życiem publicznym. Zachowania, ambicje czy
też postępki zarządców ówczesnego Rzymu często inspirowały
kobiety. Doskonałym przykładem takiego zazębiania się uczuć i
małżeństwa z najważniejszymi wydarzeniami politycznymi są
dzieje związku Cycerona i Terencji. Sławny mówca pochodził z
niewielkiego miasteczka italskiego Arpinium, którego obywatele
stosunkowo niedawno uzyskali obywatelstwo rzymskie. Powoli
wspinał się po szczeblach kariery, aż wreszcie poślubił Terencję,
która dostrzegła w nim zadatki na polityka dużego formatu. Od
chwili ślubu można zaobserwować, jak Terencja popychała
Cycerona do osiągania coraz to nowych godności, które
zaspokoiłyby jej ambicje polityczne. Sam mówca był bowiem
człowiekiem raczej mało zdecydowanym. Bał się
odpowiedzialności, skutków własnych decyzji. W 63 r. p.n.e.
długo zastanawiał się, czy kandydować na stanowisko konsula.
Wahania przerwała wreszcie żona, opowiadając o cudzie, jaki
rzekomo stał się jej udziałem. Podobno kiedy składała ofiary, z
domowego ołtarza buchnął ogromny płomień. Według Terencji
oznaczało to przychylność bogów dla zamierzeń politycznych
męża. Ambitna kobieta zdołała przekonać mówcę do takiej
właśnie interpretacji zjawiska, co zaowocowało podjęciem przez
Cycerona skutecznych starań o konsulat. Jako żona najwyższego
urzędnika Terencja jeszcze wzmogła swoją aktywność na niwie
politycznej. Cyceron wręcz skarżył się przyjaciołom, że żona
bardziej się pasjonuje sprawami publicznymi niż domowymi.
Cóż, była nieodrodną córą swoich czasów, tylko bowiem
nieliczne kobiety z najwyższych sfer interesowały się wyłącznie
życiem rodzinnym. Kiedy w czasie konsulatu Cycerona wynikła
słynna sprawa spisku Katyliny, Terencja nie mogła pozostać
obojętna. W pierwszych dniach grudnia 63 r. p.n.e. odbyło się
dramatyczne posiedzenie senatu, podczas którego miał zostać
przesądzony los uwięzionych spiskowców. Największa
odpowiedzialność spoczywała na urzędującym konsulu, którym
był Cyceron. Większość uczestników obrad opowiadała się za
ukaraniem winnych śmiercią. W tym duchu przemawiał również
Cyceron. Atmosfera stawała się coraz cięższa, wszyscy obawiali
się skutków decyzji. Jedynym człowiekiem na sali, który
zachował spokój, był Juliusz Cezar. Osobiście zamieszany w
spisek, nie bał się o swój los. Wygłosił więc doskonałą mowę, w
której więcej miejsca poświęcił problemowi śmierci niż karze dla
spiskowców. Stwierdził, że osobiście uważa śmierć za naturalny
odpoczynek po trudach życia, a jej szafarzem są siły
nadprzyrodzone, nie ludzie. Nie należy więc stwarzać
precedensu karania śmiercią obywateli rzymskich przez konsula.
Zaproponował, aby spiskowców osadzić w więzieniach na
terenie Italii, nie uciekając się do najwyższego wymiaru kary.
Przemówienie Cezara wywarło piorunujące wrażenie. Niedawni
zwolennicy egzekucji, na wyścigi odwoływali swoje poglądy.
Zajadły republikanin Marek Katon milczał. Po incydencie z listem
miłosnym od jego siostry do Cezara (co zaszło właśnie w czasie
tego posiedzenia senatu) wolał więcej nie zabierać głosu. Kiedy
wydawało się, że opinia Cezara przeważy, na salę wbiegła
Terencja. Jako żona urzędującego konsula przewodniczyła
właśnie obchodom ku czci Dobrej Bogini. Zdziwionym senatorom
wykrzyczała nowinę. Bogowie przemówili! W czasie obrzędów z
ołtarza ofiarnego strzelił w górę ogromny płomień. Westalki
objaśniły znak. Należy działać z całą energią i spiskowców
natychmiast stracić. Cyceron uwierzył w pirotechniczne
przesłanie sił nadprzyrodzonych. Wygłosił wspaniałą mowę, w
której dał do zrozumienia, że odpowiedzialność za śmierć
skazańców weźmie na siebie. Nikt już nawet nie chciał słuchać
filozoficznych dywagacji Cezara. Postanowiono zgładzić
zwolenników Katyliny. Cyceron na czele senatorów udał się po
więźniów. Ze względów bezpieczeństwa nie trzymano ich w
jednym miejscu, lecz pod silną strażą w domach prywatnych.
Kolejno prowadzono skazańców do więzienia, gdzie konsul
oddawał ich w ręce kata. Kiedy stracono już wszystkich, Cyceron
ogłosił publicznie stracenie wrogów państwa. Rzymian ogarnął
amok. Na idącego do domu konsula sypały się wieńce i kwiaty,
matki pokazywały go dzieciom, nazywając obrońcą państwa.
Terencja triumfowała, zapewne nie przypuszczając, jak drogo
przyjdzie jej zapłacić za chwilę chwały.

Cyceron
Zastanawia zaufanie Cycerona do kontaktów żony z bogami.
Jakoś dziwnie często dochodziło do eksplozji na ołtarzu, kiedy
stała przy nim Terencja. Zapewne w tym ostatnim wypadku
konsul uwierzył opinii westalek. Był człowiekiem uczciwym i
chyba mu do głowy nie przyszło, że żona działała w
porozumieniu z kapłankami. Katylina skompromitował kiedyś jej
rodzoną siostrę, westalkę Fabię, stawiając w bardzo kłopotliwej
sytuacji nie tylko Terencję, ale również westalki. Każdy skandal,
w który zamieszana była kapłanka, odbijał się szerokim echem w
całym państwie. Teraz więc kobiety postanowiły się zemścić, i w
pełni im się to udało. Może samej Terencji by nie uwierzono, ale
skoro stały za nią strażniczki świętego ognia? A Cyceron, jako
człowiek pobożny, w odróżnieniu od cynika Cezara wierzył w
ingerencję sił nadprzyrodzonych w życie ludzi.
Egzekucja stronników Katyliny spowodowała, że w Rzymie
powstało stronnictwo wrogie Cyceronowi. Ludzie ci (krewni lub
przyjaciele straconych) nie zamierzali darować konsulowi
egzekucji. Na dodatek Terencja swoim postępowaniem
przyczyniła mężowi następnych wrogów. W ich gronie znalazł
się m.in. słynny Publiusz Klodiusz, jeden z największych
awanturników epoki, bohater największego chyba skandalu
obyczajowego swoich czasów, tzn. opisanej już afery z żoną
Cezara przy okazji obchodów ku czci Dobrej Bogini. Było to w rok
po egzekucji stronników Katyliny. Początkowo Cyceron nie
zamierzał angażować się w proces, traktując sprawę jako
ciekawostkę obyczajową. Terencja jednak coraz bardziej
naciskała na męża, aby złożył zeznania przeciwko Klodiuszowi.
Kiedy mówca odmawiał, zaczęła podejrzewać, że kieruje nim
sympatia (czy też namiętność) do pięknej Klodii. Podobno siostra
Klodiusza planowała nawet poślubienie Cycerona. Awantury
domowe obrzydziły życie byłego konsula do tego stopnia, że
złożył zeznania obciążające. Rewelacje Cycerona obaliły alibi
oskarżonego. Klodiusz przedstawił bowiem świadków, którzy
potwierdzili, że feralną noc spędzał u przyjaciela, kilkanaście mil
od Rzymu. Były konsul jednak, osoba o nieposzlakowanej
uczciwości, zeznał, że rozmawiał z oskarżonym w stolicy na trzy
godziny przed zajściem. W tej sytuacji wyrok skazujący wydawał
się być przesądzony. Dopiero interwencja finansowa Krassusa
załatwiła Klodiuszowi uniewinnienie. Brat Klodii nigdy jednak
nie zapomniał roli, jaką w procesie odegrali Cyceron i Terencja.
Miał się jeszcze zemścić, a był to wyjątkowo srogi odwet.

Klodia i Katullus

S woją drogą można zrozumieć obawy Terencji dotyczące męża


i Klodii. Dama ta uchodziła za najpiękniejszą kobietę
ówczesnego Rzymu. Co więcej, była osobą o ogromnym
temperamencie seksualnym, bynajmniej nie stroniącą od
mężczyzn. Do historii przeszła jako obiekt miłości poety
Katullusa, który opisywał ją pod imieniem Lesbii. Właśnie
miłości do niej zawdzięcza liryka rzymska swoje najpiękniejsze
strofy. Kiedy się poznali, poeta miał około dwudziestu lat, Klodia
o dziesięć więcej. Znajdowała się w pełnym rozkwicie swojej
kobiecości, otoczona rojem wielbicieli. Katullus zakochał się w
niej od pierwszego wejrzenia. Była wówczas żoną namiestnika
Galii Przedalpejskiej, rodzimej prowincji Katullusa. Dzieliła ich
nie tylko różnica wieku. Poeta pochodził z małego
prowincjonalnego miasteczka, którego mieszkańcy niedawno
dopiero otrzymali obywatelstwo rzymskie. Klodia zaś należała
do arystokratycznego rodu Klaudiuszów. Kiedy namiestnictwo
jej męża dobiegło końca, wróciła do Rzymu. Wkrótce pojawił się
tam również Katullus. Mimo skrupułów natury moralnej pragnął
jej ciała, nie myślał zadowolić się uczuciem platonicznym. Zresztą
Klodia też tego nie oczekiwała. Sama nakłaniała wielbiciela do
miłości fizycznej:
Uznajmy całe zrzędzenie
gderliwych starców
za warte jeden grosz.
Słońca zachodzą, i powracają —
My musimy spać przez wieczną noc,
gdy raz zgaśnie krótkie światło[7].

A kiedy doszło do spełnienia, Katullus uwierzył, że osiągnął

[7] – K a t u l l u s , [za:] P. Grimal, Miłość w Rzymie, Warszawa


1990, s. 142.
szczyt szczęścia. Niecierpliwił się, że ich spotkania są tak rzadkie
i krótkie. Ale nawet w ówczesnym Rzymie żona dostojnika
(Metellus był wówczas konsulem) musiała dbać o zachowanie
pozorów. Kochankowie najczęściej spotykali się w domu
przyjaciela poety, lecz przez kilka lat znajomości Klodia tylko raz
została z Katullusem na całą noc.
Po trzech latach romansu zmarł mąż Klodii. Współcześni
szeptali o truciźnie i obciążali winą jego żonę. Śmierć Metellusa
przerwała związek Klodii z Katullusem. Młoda wdowa
postanowiła ułożyć sobie życie na nowo, a namiętność mogła
tym planom tylko przeszkodzić. Tego poeta nie potrafił
zrozumieć. Wypominał kochance, iż kiedyś w chwili miłosnego
uniesienia obiecała mu małżeństwo. Klodia jednak związała się z
innym mężczyzną, na co Katullus zareagował słynnym wierszem:
Kocham i nienawidzę. Jak to możliwe? — zapytasz.
Nie wiem, jak to możliwe. Czuję, że jest tak. I cierpię[8].

Katullus znalazł ukojenie w nienawiści. Pisał złośliwe


wiersze, mieszając dawną kochankę z błotem. Mimo iż jej
aktualny partner (niejaki Celiusz Rufus) stwierdził publicznie, iż
Klodia w jadalni mówi „tak”, a w sypialni „nie”, poeta zarzucał jej
nimfomanię:
Niech sobie żyje z gachami szczęśliwa,
Setka ich naraz w domu u niej bywa;
Każdemu sprzyja, choć w sercu nie lubi
I chytrze gubi [9].

Wydaje się, że w zarzutach Katullusa było trochę prawdy.


Cyceron wspominał o przyjęciach w ogrodach Klodii, na których
bywały dziesiątki młodych mężczyzn. Podobno uwielbiała ona
przechadzać się wzdłuż Tybru, podziwiając nagie ciała
pływających w rzece młodzieńców. Całej jednak prawdy

[8] – K a t u l l u s , LXXXV, [w:] Muza rzymska, Warszawa 1963.


[9] – Poezje Katulla, Kraków 1898, LXVIII.
zapewne nigdy się nie dowiemy. Możliwe, iż Klodia nie
zadowalała się wyłącznie Celiuszem, ale więcej już nie oddała się
Katullusowi. Poecie pozostały więc wyłącznie wiersze.
Krążyły też plotki na temat rzekomego kazirodztwa Klodii z
bratem. Faktem jest, że ukochana Katullusa była do Klodiusza
bardzo przywiązana i darzyła go wyjątkowym uczuciem. Nic
więc dziwnego, że zeznania Cycerona potraktowała jako atak
przeciwko sobie. Jeżeli nawet miała jakąś słabość do mówcy, od
tej chwili zamieniła się ona w nienawiść, wymierzoną nie tylko w
Cycerona, ale także w jego żonę. Klodia bowiem nie poświęcała
się wyłącznie sprawom zmysłów. Jako rasową Rzymiankę
interesowała ją również władza, wpływ na politykę państwa.
Należąc do rodu Klaudiuszów, z urodzenia musiała obracać się w
kręgach senatorów, konsulów, wodzów. Jej kolejni mężowie
(Lucjusz Lukullus i Metellus) byli konsulami i namiestnikami
prowincji. Przede wszystkim jednak ze wszech miar popierała
karierę brata. Ten zaś, świadom własnych możliwości, chciał
zdobyć znaczenie, co bardziej wysługując się uznanym
politykom. W tym celu postanowił osiągnąć stanowisko trybuna
ludowego. Urząd ten dawał bardzo szerokie kompetencje, z
prawem weta wobec zarządzeń i ustaw włącznie. Trybunami
jednak mogli być wyłącznie plebejusze, a Klodiusz pochodził z
rodziny patrycjuszowskiej. Ale w skorumpowanym Rzymie nie
było rzeczy niemożliwych. Klodiusz znalazł więc plebejusza,
który za godziwe wynagrodzenie zgodził się go adoptować.
Młody arystokrata zmienił wtedy nazwisko rodowe i przyjął to,
pod którym przeszedł do historii. Dość szybko zdobył pożądane
stanowisko, przekupując wyborców. Następnym krokiem
awanturnika było nawiązanie kontaktów politycznych z Cezarem
i Krassusem. Możliwe zresztą, że początek współpracy z tymi
politykami należy datować na okres wcześniejszy i że to właśnie
złoto Krassusa umożliwiło Klodiuszowi osiągnięcie stanowiska
trybuna ludowego. Zdolny awanturnik już niebawem miał
wykazać swoją przydatność.
Cyceron szybko zrozumiał, jak drogo przyjdzie mu zapłacić
za chwile triumfu. Klodiusz zaczął się liczyć w Rzymie, co więcej,
współpracował z Cezarem i Krassusem, czyli politykami bez
wątpienia zamieszanymi w spisek Katyliny. W ten sposób mówca
miał przeciwko sobie nie tylko dawnych spiskowców, ale
również sprytnego kondotiera politycznego. A to wszystko przez
uległość wobec żony i jej podejrzenia! Klodiusz głośno
rozpowiadał w stolicy, że się zemści, i nie były to bynajmniej
czcze pogróżki. Stanowisko trybuna ludowego dawało mu po
temu wiele możliwości, a sprawa egzekucji stronników Katyliny
budziła wystarczająco dużo kontrowersji prawnych. Mówca
przeczuwał, co się święci, i dawał wyraz swemu niepokojowi w
listach do przyjaciół. Przez długi okres jego jedyną nadzieją
pozostawał Pompejusz. Wielki wódz obiecał Cyceronowi
poparcie i ochronę przed atakami Klodiusza.
W rok później sytuacja uległa całkowitej zmianie.
Krótkowzroczność niektórych polityków (zwłaszcza Katona)
spowodowała, że Pompejusz zbliżył się do Krassusa i Cezara.
Ostatecznie zawarli porozumienie, którego naczelna zasada
głosiła, że w państwie nie wydarzy się nic takiego, co by nie
odpowiadało jednemu z nich. Tak zwany pierwszy triumwirat
zupełnie przeobraził scenę polityczną państwa. Dużą rolę zaczęli
odgrywać pozostali przy życiu stronnicy Katyliny oraz Klodiusz.
Cyceron zrozumiał, że teraz zapłaci za stracenie spiskowców i za
zeznania w procesie Klodiusza. W cztery lata po pamiętnej nocy
konsulem został Cezar. W rok później Klodiusz wystąpił z
projektem ustawy, która przewidywała karę wygnania dla
każdego urzędnika państwowego, który skazał na śmierć
współobywatela bez odwołania się do opinii ludu. Chociaż
nazwisko Cycerona nie padło w projekcie, wszyscy wiedzieli
przeciwko komu ma być skierowana ustawa. Od byłego
triumfatora odwrócili się dawni przyjaciele. Pompejusz, którego
chciał prosić o pomoc, potajemnie wyniknął się z domu, aby tylko
uniknąć rozmowy. Cyceron nie czekał na oficjalny wyrok.
Kiedy przebywał jeszcze na terytorium Italii, otrzymał
wiadomość, że Klodiusz przeforsował nową ustawę. Na jej mocy
zburzono dom mówcy w stolicy oraz dwie wille w Kampanii.
Jednocześnie skonfiskowano cały jego majątek. Terencja nie
znalazła się w całkowitej nędzy jedynie dlatego, że miała własny
majątek, którego nie mogła objąć ustawa. Cyceronowi zakazano
pod karą śmierci zbliżania się do Italii na odległość trzech i pół
tysiąca mil. Ostatecznie mówca osiadł w Tessalonice w Grecji,
czekając na odmianę losu. Na wygnaniu przebywał przez rok,
przeklinając uległość wobec żony i jej ambicji.
Tymczasem w stolicy Klodia poróżniła się ze swoim
kochankiem Celiuszem. Nie wiemy, co było przyczyną konfliktu.
Podobno to Celiusz porzucił Klodię, a ta z zemsty oskarżyła go o
próbę jej otrucia. Poza tym zeznała, że jej były partner brał
czynny udział w zamordowaniu posłów egipskich przybyłych z
ramienia królowej Bereniki. Celiusz znalazł się więc w bardzo
trudnej sytuacji. I wtedy to w stolicy pojawił się Cyceron,
odwołany z wygnania. Mając stare porachunki z Klodią, wystąpił
w obronie Celiusza. Zrobił to tym chętniej, że podczas jego
nieobecności w Rzymie Klodia wyjątkowo znęcała się nad
Terencją. Nic bliższego o tym nie wiemy, ale znając charakter
nieprzyjaciółki Cycerona, możemy spodziewać się wszystkiego
najgorszego. W mowach obrończych Cyceron dał upust całej
nienawiści, jaką żywił do pięknej kobiety. Czynił aluzje do jej
kazirodczych stosunków z bratem i chciwości na pieniądze.
Sugerował, że otruła swojego drugiego męża i że jest największą
nierządnicą w dziejach państwa. W rezultacie osiągnął swój cel:
Celiusz został uniewinniony, a Cyceron i Terencja wzięli odwet za
chwile upokorzeń.
Z czasem między małżonkami zaczęły narastać różnice zdań.
Teraz, kiedy zagrożenie minęło, okazało się, że tak naprawdę
niewiele ich łączy. Pojawiły się kłótnie o pieniądze, które w
poprzednim okresie raczej się nie zdarzały — w każdym razie nic
o tym nie wiadomo. Można przypuszczać, że Terencja powoli
zmieniła swoje preferencje. Kiedy zrozumiała, że mąż nie nadaje
się do odegrania pierwszoplanowej roli w życiu politycznym
republiki, całą namiętność skierowała na gromadzenie bogactw.
A może wpłynęła na to ruina finansowa wygnanego z kraju
Cycerona. Dla takiej kobiety jak Terencja, od dzieciństwa
przywykłej do życia w luksusie, musiał to być prawdziwy szok.
Faktem jest, że między małżonkami narastały sprzeczki na temat
spraw finansowych, a mówca skarżył się przyjaciołom, iż żona go
oszukuje. Wreszcie doszło do rozwodu, co obie strony przyjęły z
zadowoleniem. Terencja następnie wyszła za zwolennika Cezara
(ona, gorliwa stronniczka republiki!), co nie najlepiej świadczy o
trwałości jej przekonań politycznych. Nowy mąż, ulubieniec
dyktatora, z jego łaski dorobił się bajecznego majątku. Nie było
dla niego problemem mieć pałac w Rzymie czy też liczne
posiadłości na prowincji. Terencja przeżyła go, po czym wyszła
za mąż po raz trzeci. Zmarła w wieku stu trzech lat (!!!), w
czasach kiedy Rzym był już cesarstwem. Cycerona przeżyła o
ponad pół wieku. Wcześniej jednak miała okazję obserwować
jego upadek i śmierć, do czego przyczyniła się oczywiście
kobieta. Najwybitniejszy mówca Rzymu wykazywał bowiem
niespotykany talent do robienia sobie wrogów z kobiet
działających na niwie politycznej.

Fulwia i Marek Antoniusz

S prawczyni zguby Cycerona nosiła imię Fulwia. Urodziła się w


niewielkim italskim miasteczku o nazwie Tusculum. Jej ojcem
był Fulwiusz Bambalia pochodzący ze stanu ekwitów. Podobno
wyróżniał się wyłącznie głupotą, oszustwami i wadą wymowy.
Ta ostatnia cecha znalazła swoje odzwierciedlenie w przydomku
nadanym mu przez współczesnych (Bambalia znaczy „jąkała”). W
życie publiczne Fulwia wkroczyła wraz z zawarciem małżeństwa.
A wyszła za mąż wspaniale, poślubiając słynnego Publiusza
Klodiusza, wroga Cycerona.
Małżeństwo z Fulwią zaskoczyło otoczenie Klodiusza. Fulwia
nie była specjalnie urodziwa, a o jej charakterze zachowały się
jak najgorsze opinie. Była natomiast osobą wybitnie inteligentną,
dorównującą umysłowo wielu ówczesnym politykom. Ponadto
odziedziczyła po ojcu znaczny majątek. Wydaje się, że na decyzję
Klodiusza wpłynęły oba czynniki. Potrzebował obok siebie osoby
inteligentnej, która mogła go wspierać intelektem, a nie bez
znaczenia były również względy ekonomiczne, jako że jego
działalność wymagała znacznych nakładów finansowych.
Według zgodnej opinii kronikarzy Fulwia wywierała na trybuna
znaczny wpływ. Klodiusz zasięgał jej rady we wszystkich
sprawach, wszędzie ją ze sobą zabierał. A nie były to łatwe
wyprawy. Stolica stała się areną bezpardonowej walki między
zwolennikami i przeciwnikami republiki. Miasto sterroryzowały
uzbrojone bandy obu stronnictw. W tej rzeczywistości doskonale
odnalazł się Klodiusz, który został przywódcą oddziałów
popierających wrogów republiki. Jego antagonistą był niejaki
Milon. Między obiema bandami ciągle dochodziło do walk i w
czasie jednej z nich zginął Klodiusz. Niebawem zmarła również
jego słynna siostra.
Fulwia bardzo rozpaczała. Dało to podstawy do plotek, że jej
żal miał podłoże czysto praktyczne. Podobno histeryzowała, aby
osiągnąć bezpośrednie efekty. Na pewno udało jej się wywołać
zamieszki na pogrzebie męża. Wzburzony tłum spalił ciało
Klodiusza na zaimprowizowanym stosie, co spowodowało
groźny pożar. Sama Fulwia nie zachowywała się później jak
nieutulona z żalu wdowa. W miesiąc (!) po pogrzebie wyszła
ponownie za mąż, za przyjaciela Klodiusza, Skryboniusza
Kuriona. Nowy mąż Fulwii, podobnie jak jego poprzednik, był z
zawodu awanturnikiem politycznym. Dotychczas związany ze
zwolennikami republiki, teraz stał się gorliwym stronnikiem
Cezara. Niektórzy gotowi są przypisywać tę zmianę frontu
wpływowi Fulwii, ale prawda wydaje się bardziej prozaiczna.
Prawdopodobnie Kurion od dawna współpracował z Cezarem i
na jego polecenie działał w szeregach republikanów. W pewnym
momencie przestał być potrzebny jako informator (czy też
prowokator) i mógł oficjalnie wrócić do obozu Cezara. Jedno jest
pewne. Zmiana frontu nie przyniosła Kurionowi szczęścia. Zginął
w 49 r. p.n.e. w czasie walk ze stronnikami Pompejusza w Afryce.
Fulwia wkrótce wyszła za mąż po raz trzeci. Tym razem za
jednego z najbardziej interesujących mężczyzn epoki, Marka
Antoniusza. Bliski współpracownik Cezara, jego ulubiony oficer,
od wczesnych lat był on bohaterem licznych skandali
obyczajowych. W latach młodzieńczych przeżył namiętny
romans z Kurionem (drugim mężem Fulwii), o czym plotkowała
cała stolica. Po tym skandalu wyjechał na kilka lat do Azji
Mniejszej, aby rzymskim obyczajem wzbogacić się przy okazji
wojny. Wcześniej jednak podobno zdążył zostać kochankiem
Fulwii. W chwili ślubu z nią miał już za sobą dwa nieudane
małżeństwa. Jego pierwszą żoną była niejaka Fadia, córka
wyzwoleńca. Ożenił się z nią prawdopodobnie dla posagu, a sam
związek nie trwał długo. Następnie poślubił córkę Antoniusza
Hybrydy. Małżeństwo zakończyło się rozwodem, gdyż żona
zdradzała go z Dolabellą. Sam Antoniusz również nie był święty.
Uczciwie zapracował na reputację hulaki i kobieciarza. Zdarzyło
się, że obwoził po Rzymie jedną ze swoich kochanek, aktorkę
Cysteris, w powozie zaprzężonym w parę lwów! Cóż za fantazja!
W tej sytuacji Cezar, znużony wybrykami swojego oficera, polecił
mu się ożenić. Dyktator, mimo iż sam prowadził rozrywkowy
tryb życia, nigdy nie przekroczył granicy dobrego smaku. Nie
zadawał się z aktorkami czy kurtyzanami, adorując wyłącznie
damy z arystokracji. Poza tym, jako człowiek dyskretny, nigdy
nie pozwolił sobie na publiczne demonstracje. Dlatego też
skandaliczna opinia towarzysząca jego współpracownikowi była
mu wyjątkowo nie na rękę. Zastanawiać może, dlaczego wybór
Antoniusza padł na Fulwię. Prawdopodobnie również wpłynął na
to Cezar. Fulwia — wdowa po Klodiuszu i Kurionie, była osobą
zasłużoną dla stronnictwa cezariańskiego. Jej lojalność
pozostawała poza wszelkimi podejrzeniami, a jako kobieta
inteligentna dobrze orientowała się w życiu politycznym Rzymu.
Sam Antoniusz musiał zachować dobre wspomnienia o romansie
z Fulwią, gdyż nie protestował przeciwko poleceniu dyktatora. W
ten sposób mężczyźni Fulwii ułożyli rzadko spotykany ciąg.
Przypomnijmy. Nasza bohaterka, będąc żoną Klodiusza,
zdradzała go z Antoniuszem. Następnie została żoną Kuriona,
który wcześniej był kochankiem jej kochanka. Po czym poślubiła
swojego ekskochanka, który wcześniej był kochankiem jej byłego
męża. Trzeba przyznać, że trudno nawet teoretycznie o podobne
kombinacje erotyczne.
Mimo małżeństwa z Fulwią Antoniusz nie zerwał z Cysteris.
Stała się ona przyczyną licznych awantur domowych. A jednak są
podstawy, by przypuszczać, że małżonków łączyło poważniejsze
uczucie. W źródłach zachowała się relacja rzucająca interesujące
światło na kulisy związku Antoniusza i Fulwii. Otóż pewnego
dnia wyjechał on na polecenie Cezara do Hiszpanii. Wkrótce
jednak zawrócił do Rzymu i zamaskowany dotarł do domu. Tam
przedstawił się jako posłaniec Marka Antoniusza, po czym
wręczył żonie pismo od siebie. W liście wyznawał jej miłość i
zobowiązywał się do zerwania z Cysteris. Kiedy Fulwią po
przeczytaniu pisma zaczęła płakać, Antoniusz zdjął z głowy
kaptur i porwał ją w ramiona.

Śmierć Cycerona

P o zwycięstwie nad pompejańczykami Cezar mianował swoim


zastępcą Antoniusza, oficjalnie uważanego za sukcesora linii
politycznej dyktatora. Kiedy 15 marca 44 r. p.n.e. Cezar został
zamordowany, przed mężem Fulwii pojawiła się szansa zostania
przywódcą stronnictwa cezariańskiego. Obiektywnie jednak
rzecz biorąc, w chwili zamachu na przełożonego Antoniusz
stchórzył. Gdy spiskowcy rzucili się na dyktatora, on stał przed
wejściem sali obrad senatu. Jako mężczyzna o dużej sile fizycznej,
mógł ocalić Cezara, ale nie zaryzykował. Zbiegł z miejsca
zamachu i w ukryciu czekał na rozwój wydarzeń. Wkrótce
wspólnie z zamachowcami wziął udział w posiedzeniu senatu.
Zachowywał się bardzo pragmatycznie, jak rasowy polityk. Cezar
nie żył i nic nie mogło już przywrócić go do życia. Teraz należało
rozpoznać sytuację, aby dowiedzieć się, jakimi siłami dysponują
spiskowcy i kto właściwie do nich należy. Posiedzenie senatu
zakończyło się kompromisem. Ostateczne rozstrzygnięcia
odłożono na później, co w praktyce oznaczało wybuch wojny
domowej.
Pierwsze miesiące były okresem kompletnego chaosu.
Układy i przymierza zmieniały się w zadziwiającym tempie. O
skali zamieszania świadczy fakt, że adoptowany syn Cezara,
Oktawian (późniejszy cesarz August), uchodził przez pewien czas
za nadzieję republikanów! Jasny podział nastąpił po upływie
roku. Oktawian zawarł porozumienie z Antoniuszem i Markiem
Lepidusem. Powstały w ten sposób II triumwirat stał się
najwyższą władzą w państwie. Pierwszym posunięciem
triumwirów było ogłoszenie listy proskrybowanych obywateli.
Umieszczone na niej osoby zostały wyjęte spod prawa. Od tej
chwili każdy mieszkaniec imperium miał obowiązek
pozbawienia ich życia przy pierwszej nadarzającej się
sposobności. W nagrodę zabójcy obiecano część majątku
skazanego, a w wypadku niewolników dodatkowo wolność
osobistą. Na liście proskrypcyjnej znalazły się nazwiska wrogów
nowego reżimu, pewnej liczby osób zamożnych, których majątki
mogły pomóc w prowadzeniu dalszej wojny, oraz osobistych
przeciwników. Na pewno jedno nazwisko umieszczono tam na
osobiste żądanie Fulwii. Senator Celiusz Rufus (kochanek Klodii,
oskarżony przez nią o trucicielstwo) odmówił jej kiedyś
sprzedania swojego domu. Teraz padł ofiarą proskrypcji. Kiedy
jego głowę przyniesiono Antoniuszowi, ten polecił odesłać ją
żonie. Fulwia mogła wreszcie wejść w posiadanie domu, którego
tak bardzo pożądała. Druga ofiara obciąża w równym stopniu
sumienie Fulwii i Antoniusza. Chodzi o Cycerona. Małżonkowie
mieli wystarczająco dużo powodów, aby go znienawidzić.
Cyceron był autorem namiętnych mów przeciwko Antoniuszowi
(tzw. filipik). Fulwia zaś nienawidziła Cycerona z kilku
względów. Po pierwsze, swego czasu zajadle zwalczał Klodiusza.
Po drugie, obecnie nie zostawiał na niej suchej nitki, oskarżając o
wszelkie możliwe zbrodnie. Co więcej, sugerował, że to ona jest
złym duchem męża i wiele poczynań Antoniusza należy zapisać
na jej konto. Mówca zapłacił za to najwyższą cenę. Został zabity,
a jego odciętą głowę przyniesiono Antoniuszowi. Ten polecił
wystawić ją na widok publiczny na Forum, a poniżej przybić
odrąbane ręce mówcy, którymi pisał swoje mowy. Fulwii jednak
było tego za mało. Osobiście przekłuła język martwej głowie
Cycerona, żeby mieć dodatkową mściwą satysfakcję. Nigdy nie
darowała mówcy roli, jaką odegrał w procesie ukochanego
Klodiusza, ani oskarżeń rzucanych na nią i Antoniusza w
Filipikach. Nie zwykła puszczać w niepamięć doznanych uraz i z
wiekiem ta cecha charakteru zaczęła u niej dominować.
Zachowanie Fulwii nie odbiegało specjalnie od ówczesnych
obyczajów. Epoka obfitowała w krwawe wydarzenia, a kobiety
nie pozostawały w tyle za mężczyznami. Na przykład niejaka
Pomponia (bratowa Cycerona!) uśmierciła w wyrafinowany
sposób wyzwoleńca Filologusa, któremu zarzucała współudział
w zabójstwie męża. Zmusiła mianowicie nieszczęśnika do
stopniowego obcinania sobie członków, gotowania ich i
spożywania! Zresztą żony proskrybowanych też zachowywały
się bardzo różnie. Niektóre pomagały mężom ze wszystkich sił,
odnotowano jednak wcale nierzadkie przypadki zdradzania
miejsc kryjówki czy wręcz nasyłania siepaczy na małżonków.

Ambicje Fulwii

P odobnie jak za czasów Klodiusza, Fulwia brała czynny udział


w życiu politycznym męża. Zachowała się relacja o jej
obecności przy pacyfikacji zbuntowanych legionów pod
Brundisium. W celu przywrócenia dyscypliny Antoniusz
zarządził tam decymację. Co dziesiąty żołnierz zbuntowanych
formacji został publicznie ścięty.
Fulwia stała tak blisko miejsca kaźni, że krew skazańców
obryzgała jej szaty. Kronikarze skwapliwie odnotowali ten fakt,
przeciwstawiając postępowanie żony Antoniusza zachowaniu
matki i siostry Oktawiana. Atia i Oktawia zawsze wstawiały się za
skazańcami i nieraz nawet skutecznie. Nic więc dziwnego, że
Marek Antoniusz
Fulwia jawiła się współczesnym jako demon zła, wywierający
fatalny wpływ na męża.
W rok po zawarciu triumwiratu połączone wojska Oktawiana
i Antoniusza pokonały armię republikańską pod Filippi. Sprawa
restytucji republiki ostatecznie upadła i stało się jasne, że w
niedługim czasie dojdzie do konfliktu między zwycięzcami. Na
razie jednak triumwirowie zgodnie podzielili pomiędzy siebie
państwo. Antoniuszowi przypadły prowincje wschodnie i tam też
wkrótce wyjechał, pozostawiając na straży swoich interesów w
Italii żonę i brata Lucjusza. Latem 41 r. p.n.e. spotkał w Tarsie
królową Egiptu, Kleopatrę. Znali się już wcześniej, może nawet
pod nieobecność Cezara byli kiedyś kochankami. Teraz oboje
dostrzegli wspólnotę interesów. Romans z Kleopatrą
satysfakcjonował Antoniusza jako mężczyznę i polityka. Zdobył
fascynującą kobietę i znalazł oparcie w bogactwach Egiptu. Dla
Kleopatry zaś Antoniusz był idealnym narzędziem do
podniesienia znaczenia własnego kraju na arenie
międzynarodowej.
Echa romansu z królową Egiptu dotarły do Italii. A kiedy
Antoniusz zdecydował się spędzić w Aleksandrii zimę, Fulwia
zrozumiała, że mąż chce się związać z Kleopatrą na dłużej.
Ambitna kobieta postanowiła przypomnieć o sobie. Wspólnie z
Lucjuszem Antoniuszem rozwinęła sieć intryg przeciwko
Oktawianowi. Lucjusz całkowicie podporządkował się bratowej,
możliwe zresztą, że miał własne ambicje polityczne.
Prawdopodobnie liczył na to, że po usunięciu Oktawiana zajmie
jego miejsce. Nie jest zresztą wykluczone, iż taki pomysł wyszedł
od Fulwii, obdarzonej darem przekonywania. Można też
podejrzewać, że sugestie poparła ona swoim ciałem, bo mimo
wspomnianego braku urody podobała się mężczyznom. W
każdym razie Lucjusz stał się posłusznym narzędziem w jej
rękach.
Na efekty intryg tej dwójki nie trzeba było długo czekać.
Doszło do buntu przeciwko rządom Oktawiana w Italii.
Adoptowany syn Cezara szybko jednak opanował sytuację i
zmusił przeciwników, by wycofali się do Peruzji. Przez kilka
miesięcy trwało oblężenie miasta, w którym rychło zabrakło
żywności. Kiedy wreszcie, wyczerpane i wygłodzone, się
poddało, zwycięzca potraktował buntowników wyjątkowo
brutalnie. Stracony został cały zarząd miasta; podobny los
spotkał zwolenników Antoniusza. Jedynie nielicznym udało się
zbiec, a był wśród nich senator Tyberiusz Klaudiusz Neron z
rodziną. Jego żona nazywała się Liwia, syn zaś nosił imię ojca. W
taki oto sposób śmierci z ręki Oktawiana uniknęli jego późniejsza
żona i następca.
Zadziwiająco uprzejmie potraktowano natomiast dwoje
przywódców rebelii. Oktawian nie zamierzał zaostrzać
stosunków z Antoniuszem, dokonując egzekucji jego żony i brata.
Sytuację opanowano i dalsza eskalacja napięcia nie była
potrzebna. Lucjusz i Fulwia zostali zwolnieni i otrzymali prawo
opuszczenia Italii. Chora i wyczerpana Fulwia wyjechała do
Grecji, gdzie spotkała się z mężem. Powracający od Kleopatry
Antoniusz potraktował żonę wyjątkowo brutalnie. Zarzucił jej, że
ośmieliła się wywołać wojnę i w dodatku ją przegrała.
Udzieliwszy wyczerpanej kobiecie ostrej reprymendy, wyjechał
do Italii zawrzeć porozumienie z Oktawianem. Fulwia pozostała
w Grecji. Oblężenie Peruzji odbiło się na jej zdrowiu. Wiedziała,
że przegrała i jako polityk, i jako kobieta. Załamała się
psychicznie, co wraz z wyczerpaniem fizycznym spowodowało
jej rychły zgon w kilka tygodni po rozstaniu z mężem. Jej śmierć
nastąpiła w odpowiedniej chwili dla Antoniusza. W negocjacjach
z Oktawianem mógł teraz całą winę zrzucić na żonę i dzięki temu
zawrzeć nowe porozumienie. A jako człowiek wolny, poślubił
owdowiałą siostrę konkurenta. Spędził z nią dwa lata i doczekał
się dwojga dzieci. Tuż przed urodzeniem drugiego wspólnie
wyjechali do Grecji. Stamtąd Antoniusz, w trosce o zdrowie
ciężarnej żony, odesłał ją do Italii. Wkrótce zaś po wyjeździe
Oktawii ponownie związał się z Kleopatrą. Pozostał przy niej aż
do samobójczej śmierci w siedem lat później, po klęsce pod
Akcjum. W tym czasie u boku Oktawiana (a niebawem już
cesarza Augusta) rządziła Liwia, niedoszła ofiara wojny
rozpętanej przez Fulwię. Republika odeszła w przeszłość i
nastała zupełnie nowa epoka w dziejach świata
śródziemnomorskiego.
L IWIA I A UGUST
Małżeństwa Oktawiana

P o śmierci Juliusza Cezara nastąpił czternastoletni okres


wojen domowych. W ciągu pierwszych dwóch lat
wyeliminowano zwolenników republiki, a do ostatecznej
rozgrywki doszło między sukcesorami Cezara: Oktawianem,
Antoniuszem i Lepidusem. Zwycięzcą został Oktawian, który w
27 r. p.n.e. przyjął tytuł Augusta, pod którym przeszedł do
historii. Zadebiutował on na scenie politycznej, nie mając jeszcze
dwudziestu lat. Pierwsze stanowiska zawdzięczał poparciu
wpływowego kuzyna, Juliusza Cezara. Jako wnuk jego siostry był
najbliższym męskim potomkiem dyktatora, co wróżyło piękną
karierę. Towarzyszył wujowi w wyprawie do Hiszpanii i wtedy to
Cezar mógł się przekonać o jego zaletach. Dostrzegł w
młodzieńcu zadatki na polityka wielkiego fomiatu. Zachowała się
co prawda informacja sugerująca, że swoje sukcesy u Cezara
zawdzięczał Oktawian zupełnie innym czynnikom. Podobno
okazał się wyjątkowo zręcznym kochankiem dyktatora... Można
jednak potraktować tę informację jako plotkę, tym bardziej że jej
autorem był Marek Antoniusz. Ale zachował się również przekaz,
że Oktawian oddał się Aulusowi Hircjuszowi, i do tego za
pieniądze. A wydarzyło się to ponoć podczas tej samej kampanii
hiszpańskiej Cezara, co rzekomy romans z dyktatorem.
Bez względu na to, ile prawdy tkwi w tych pogłoskach, w
późniejszych latach Oktawian był zdecydowanym
heteroseksualistą. Jeżeli rzeczywiście miał jakieś przygody
homoseksualne, to wyłącznie we wczesnym okresie młodości.
Raz zaszarganej reputacji nie udało się jednak oczyścić. Przez
wiele lat przeciwnicy wytykali mu zniewieściałość i podejrzewali
o upodobania homoseksualne.
Przyszły cesarz August bardzo wcześnie się zaręczył. Jego
wybranką była córka Serwiliusza Izauryckiego. Prawdopodobnie
zamierzał zawrzeć małżeństwo, które przyniosłoby mu korzyści
polityczne. Możliwe, że pomysł tego związku podsunął mu Cezar,
pragnący pokierować karierą kuzyna. Do ślubu jednak nie doszło,
albowiem Oktawian zerwał zaręczyny. Po śmierci Cezara
poślubił pasierbicę Antoniusza, Klaudię. Małżeństwo trwało dwa
lata, po czym Oktawian odesłał dziewczynę matce, oświadczając,
iż pozostała dziewicą. Delikatność Oktawiana nie powinna
dziwić, gdyż Klaudia była niepełnoletnia i konsumpcja
małżeństwa nosiłaby raczej charakter dewiacji. Zachowała się
natomiast smakowita historia pochodząca zapewne z tego
okresu. Otóż Oktawian wydał wystawną ucztę dla swoich
przyjaciół. Biesiadników było dwunastu, tylu ile bóstw
olimpijskich. Oktawian skromnie przybrał postać Apollina...
Biesiada spowodowała wzburzenie wśród ludności. W tym czasie
w Italii panował niedostatek wywołany wojnami domowymi, a tu
jeden z wielkorządców prowokował wyrafinowanym luksusem.
Z drugiej strony postępowanie Oktawiana nie powinno dziwić.
Liczył sobie dwadzieścia kilka lat, a młodość ma swoje prawa. Jak
długo można zajmować się wyłącznie wojną i polityką? Wkrótce
zresztą wstąpił w nowy związek małżeński. Tym razem poślubił
Skrybonię, kuzynkę władcy Sycylii, Pompejusza Młodszego. Jego
wybranka, znacznie od niego starsza, już wcześniej dwukrotnie
była mężatką. Oktawian pragnął zapewnić Italii dostawy
sycylijskiego zboża i stąd też wziął się pomysł tego związku.
Pożycie małżonków układało się fatalnie. Skrybonia była
zazdrosna, a pamiętajmy, że Oktawian miał skłonności do zabaw
w Apollina. Możemy przypuszczać, że wspomniana biesiada nie
ograniczyła się wyłącznie do wykwintnej konsumpcji. Od czego
przecież są nimfy i inne półboskie stworzenia... Wkrótce jednak
Oktawian dał żonie poważniejsze powody do zazdrości. Poznał
kobietę, dla której zupełnie stracił głowę. Nazywała się Liwia
Druzylla i pochodziła ze starego rodu Klaudiuszów. Jej ojciec
walczył przeciwko Oktawianowi w szeregach republikanów i po
klęsce pod Filippi popełnił samobójstwo. Co więcej, jej mąż
również należał do zwolenników republiki. Zasłynął z tego, że w
czasie posiedzenia senatu zwołanego po śmierci Cezara
zaproponował, aby mordercom dyktatora przyznać nagrody! Po
klęsce republikanów sprzymierzył się z Antoniuszem. Jako jego
zwolennik uczestniczył w wojnie wywołanej przez Fulwię i brata
triumwira, omal nie przypłacając tego życiem. Wraz z żoną
cierpiał głód w Peruzji. Potem Liwia oraz dwuletni syn
towarzyszyli mu podczas tułaczki. W okresie przejściowego
pojednania między Oktawianem i Antoniuszem wrócił do Rzymu.
Tam właśnie jego przeciwnik poznał Liwię i zakochał się w niej
bez pamięci. Trzeba przyznać, że adoptowany syn Cezara miał
dobry gust. Liwia liczyła sobie niewiele ponad dwadzieścia lat i
była wyjątkowo urodziwa. Do tego dysponowała nieprzeciętnym
intelektem i niemałą siłą woli. Z czasem okazało się, że dysponuje
też talentem aktorskim i jest całkowicie pozbawiona skrupułów
moralnych, ale nie uprzedzajmy wypadków. Związek z
Oktawianem rokował znaczne nadzieje. Już teraz kuzyn Cezara
był jednym z rzeczywistych władców imperium, a w przyszłości
mógł się stać jeszcze potężniejszy. Zostać pierwszą damą
imperium? Któraż kobieta oparłaby się takiej pokusie? Nie
wiemy, kiedy się zaczął romans Liwii i Oktawiana i jak długo
trwał w ukryciu. W pewnym momencie Tyberiusz zgodził się na
rozwód. Jego żona była w szóstym miesiącu ciąży... Zachowała się
pikantna historia, jak to Oktawian oraz Liwia z Tyberiuszem
uczestniczyli w pewnej wystawnej uczcie. Leżeli obok siebie, po
czym Oktawian z Liwią wstali i się oddalili. Kiedy wrócili, wygląd
Liwii nie pozostawiał żadnych wątpliwości co do tego, czym się
zajmowali. Czy Tyberiusz, arystokrata w każdym calu, miał
dłużej znosić podobne upokorzenia? Żona chce być z
Oktawianem? Proszę bardzo, on nie będzie stawiał przeszkód.
Niech się zatem pobiorą jak najszybciej i dadzą mu spokój.
Pewien problem polegał na tym, że Skrybonia również była w
ciąży i nie wypadało porzucać jej przed rozwiązaniem. Oktawian
odczekał więc do dnia porodu, a nazajutrz wysłał żonie list
rozwodowy. Potem niezwłocznie poślubił Liwię. W czasie
uroczystości zaślubin Tyberiusz odgrywał rolę nieżyjącego ojca
panny młodej. Mógł być przeciwnikiem politycznym Oktawiana,
ale przecież nie będzie z nim walczył o własną żonę. Zajął się
natomiast troskliwie synkiem, którego miał z tego związku. Co
więcej, wkrótce przyjął na wychowanie dziecko, które urodziła
Liwia w trzy miesiące po ślubie z Oktawianem. Do dzisiaj nie ma
odpowiedzi na pytanie, kto był ojcem Druzusa. Oktawian uznał
go wprawdzie za swojego syna, ale odesłał do domu Tyberiusza.
Współcześni wyrażali podzielone opinie na ten temat. Oktawian
zawsze miał słabość do młodszego syna Liwii, lecz można to
tłumaczyć miłym usposobieniem chłopca. Wiążące jest, że nosił
on nazwisko pierwszego męża Liwii, i ten fakt musimy traktować
jako pewnik. Kiedy w pięć lat później Tyberiusz zmarł, jego
synowie wychowywali się w domu Oktawiana.

Liwia

W e wrześniu 31 r. p.n.e. Oktawian pokonał Antoniusza i


Kleopatrę pod Akcjum, a w rok później podbił Egipt. W
następnych latach stworzył podstawy nowego ustroju. Objął
rządy bez zewnętrznych oznak władzy. Oficjalnie był tylko
pierwszym senatorem, czasem pełniącym urzędy republikańskie.
Ale w rzeczywistości sprawował władzę absolutną. Skupiał w
swych rękach całość sił zbrojnych, bez jego zgody nic nie mogło
się wydarzyć w państwie. August wyciągnął wnioski z losów
poprzedników. Uznał, że dla jego poddanych ważniejsza jest
forma niż treść.
Dlatego dalej istniała Rzeczpospolita Rzymska, funkcjonował
senat, nadal powoływano konsulów, pretorów, trybunów
ludowych. Zmieniło się jednak postępowanie Oktawiana. Zaczął
dbać o moralność, przynajmniej na pokaz. Już nie uczestniczył w
„boskich biesiadach”, nie pozował na Apollina. Dominującymi
cechami życia Augusta i Liwii stały się skromność i prostota.
Rodzina cesarska mieszkała w niepozornym budynku na
Palatynie. Wyposażenie domu znacznie odbiegało od standardów
przyjętych wśród arystokracji rzymskiej. Przez kilkadziesiąt lat
August zajmował ten sam pokój. Ostentacyjnie nosił szaty
wykonane własnoręcznie przez żonę łub siostrę. Liwia
dostosowała się do męża. Szybko odnalazła się w roli matrony
rzymskiej, która swoim zachowaniem daje przykład innym. Dom
prowadziła nader skromny, a posiłki, według opinii kronikarzy,
serwowała wręcz prostackie. W menu dominowały chleb, ser,
daktyle, figi. W czasie organizowanych biesiad przestrzegano, by
liczba dań nie przekraczała sześciu, a gospodarze dbali, żeby
przyjęcie było atrakcyjne z powodów towarzyskich, nie
kulinarnych.

Cesarz August

Małżeństwo Liwii i Augusta pozostało bezdzietne. Liwia tylko


raz zaszła w ciążę, ale poroniła, co spowodowało bezpłodność.
Jedynym więc dzieckiem cesarza była córka ze związku ze
Skrybonią, Julia. Dziewczynkę wychowywała Liwia, dając upust
swojej niechęci do dziecka. Znęcając się nad Julią, zmuszała ją do
wielogodzinnego tkania czy przędzenia.
W majestacie starorzymskich cnót wyżywała się na
dziewczynie. Ale przecież wychowywała jedyne dziecko Augusta
zgodnie z ideałami, które propagował! Ten reżim wychowawczy
dotyczył zresztą i innych dzieci z rodziny cesarskiej. U niemal
wszystkich zanotowano później choroby psychiczne. Nie
chciałbym tutaj sugerować, że wyłączną tego przyczyną było
wychowanie przez Liwię, ale wpływ cesarzowej wydaje się
znaczący.

Liwia

Mimo oficjalnie głoszonych zasad August nie zawsze


dochowywał wierności żonie. Odnotowano nazwiska kilku jego
kochanek pochodzących z najlepszych rodów arystokracji
rzymskiej. Była wśród nich Terencja, żona najbliższego
współpracownika cesarza, Mecenasa. Współżyła ona z cesarzem
za zgodą i wiedzą męża! Może to budzić pewne zdziwienie, ale
August posuwał się jeszcze dalej. Podczas jednego z przyjęć
wydawanych na jego cześć bez skrupułów uwiódł żonę
gospodarza niemal na oczach wszystkich zaproszonych gości!
Ponadto Antoniusz zarzucał Oktawianowi, że utrzymuje stosunki
z kilkoma kobietami jednocześnie, sugerując upodobanie do
seksu grupowego.
Powyższe opinie są bez wątpienia prawdziwe. Nie
zaprzeczali temu nawet najbliżsi przyjaciele cesarza. Tłumaczyli
jednak, że August działa w interesie państwa. Uwodząc bowiem
mężatki, pozyskuje informacje o ich towarzyszach życia, a zatem
także o ewentualnych spiskach i zamachach. Ciekawe tylko czego
chciał się dowiedzieć od żony Mecenasa? Czyżby i jemu nie ufał?
W latach późniejszych cesarz zaprzestał uwodzenia mężatek.
Podobno Liwia wyszukiwała mu młodziutkie nałożnice, które
pozbawiał dziewictwa. Według relacji kronikarza uprawiał ten
proceder „z lubością”. No cóż, każde małżeństwo rządzi się
swoimi prawami, ale wyczyny seksualne „odnowiciela
moralności rzymskiej” muszą budzić niesmak, jeżeli porównać je
z ideałami, które oficjalnie głosił.
Augusta i Liwię dzielił stosunek do sprawy następstwa tronu.
Ich małżeństwo pozostało bezdzietne i z czasem na plan
pierwszy wysunął się problem sukcesji po cesarzu. Kiedy po
zwycięstwie pod Akcjum August wjeżdżał rydwanem do Rzymu,
towarzyszyło mu dwóch chłopców. Jednym z nich był starszy syn
Liwii, Tyberiusz, drugim siostrzeniec cesarza, Marcellus. Liwia
protegowała swojego syna, którego cesarz jednak zdecydowanie
nie lubił. Mimo to dość długo wahał się z podjęciem decyzji.
Wreszcie po długim namyśle postawił na Marcellusa. Zgodnie z
tradycją rzymską powoli kierował karierą polityczną chłopca.
Jednocześnie postanowił, że siostrzeniec poślubi Julię. Na czas
uroczystości zaślubin dyplomatycznie wyjechał do Hiszpanii,
zlecając zastępstwo Markowi Agrypie. Najwyraźniej wolał być
wówczas z dala od Liwii i jej wyrzutów. Po powrocie umiejętnie
przyzwyczajał poddanych do osoby zięcia. Sfinansował
wspaniałe igrzyska dla ludu, które poprowadził Marcellus.
Oczekiwał, że z czasem siostrzeniec stanie się podporą jego
władzy. Tymczasem kiedy cesarz poważnie zachorował, wygrała
racja stanu: August przekazał rządy nad państwem Agrypie,
swemu najstarszemu przyjacielowi, wytrawnemu wodzowi i
administratorowi, wychodząc z założenia, iż Marcellus nie ma
jeszcze wymaganego doświadczenia. W chwili zagrożenia cesarz
się nie zawahał. Jego decyzja wywołała furię zięcia. Chłopak rwał
się do władzy, wiedział, że jego przeznaczeniem jest panowanie
nad imperium, ale nie chciał czekać. Gdy August wyzdrowiał,
Marcellus zaczął obrzydzać życie Agrypie. Robił to na tyle
skutecznie, że stary wódz podał się do dymisji. Zrezygnował ze
wszystkich pełnionych funkcji i wyjechał z Italii. Osiadł na
greckiej wyspie Mityllene jako osoba prywatna. Marcellus
triumfował. Nie przypuszczał jednak, że los (?) sprawi mu
przykrą niespodziankę. W trzy lata po ślubie z Julią zmarł po
krótkiej chorobie i sprawa sukcesji po cesarzu znów stała się
otwarta. Nagła śmierć następcy tronu wywołała liczne spekulacje
i plotki. Krążyły pogłoski o truciźnie, którą ponoć Liwia
zaordynowała Marcellusowi. Potwierdzała je matka zmarłego,
oskarżając bratową o morderstwo. Prawdopodobnie jednak
przyczyna zgonu młodzieńca była jak najbardziej naturalna.
Marcellus zachorował na infekcję górnych dróg oddechowych i
popełniono błąd w sztuce lekarskiej. Zastosowano modną
wówczas hydroterapię (zimne kąpiele), co przyspieszyło tylko
rozwój choroby i zakończyło się zejściem śmiertelnym. W
zamieszaniu po zgonie następcy tronu jedynie August zachował
spokój. Marcellus zmarł i nic nie mogło przywrócić mu życia.
Ważne było imperium. Mimo iż żona proponowała małżeństwo
Julii z Tyberiuszem, August ponownie postąpił wbrew jej woli.
Doszedł do wniosku, że jest mu potrzebny Agrypa i bez chwili
zwłoki zaproponował przyjacielowi powrót do stolicy i
małżeństwo z córką. Julia była piękną dziewczyną, a w posagu
wnosiła imperium. Znaczna różnica wieku (dwadzieścia cztery
lata) czyniła propozycję cesarza jeszcze bardziej kuszącą. Czy
można się więc dziwić, że Agrypa zgodził się bez wahania?

Julia, córka Augusta

Z astanówmy się teraz nad sytuacją Julii. Od wczesnej


młodości przejawiała gorący temperament, ale nic nie
wiadomo o jej szczególnych wybuchach namiętności wobec
Marcellusa czy też żalu po jego śmierci. Wiemy, że rozpaczała
matka młodzieńca, żałował następcy August. Natomiast o Julii
źródła dziwnie milczą. Czyżby ulokowała swe uczucia w kimś
innym? Niewykluczone. Rozpatrując otoczenie cesarskiej córki,
możemy się domyślać, że w grę wchodzili albo synowie Liwii,
albo pasierb Oktawii, Jullus Antoniusz. Z tym ostatnim Julia
będzie miała romans, ale dopiero za kilka lat. Młodszy syn Liwii,
Druzus, też raczej odpada. Pozostaje więc Tyberiusz i on to
prawdopodobnie stanowił obiekt uczucia cesarzówny. Czy jej
miłość była odwzajemniona? Tego się nigdy nie dowiemy.
Pamiętajmy jednak, że dziewczyna uchodziła za piękność i
dysponowała nie byle jakim posagiem, bo samym cesarstwem.
Do tego była osobą inteligentną, pełną uroku osobistego,
obdarzoną poczuciem humoru i dużym temperamentem
seksualnym. Czego więcej wymagać? Kronikarze zgodnie
stwierdzają, że Julia przeżyła romans z Tyberiuszem. Ale czy
zaczął się on w czasie małżeństwa z Marcellusem, czy po jego
śmierci, nie wiadomo. A Tyberiusz miał zadatki na dobrego
władcę, następcę Augusta. Był dobrym żołnierzem i niezłym
administratorem. Cesarz jednak postanowił inaczej.
Z małżeństwa Julii z Agrypą narodziło się pięcioro dzieci:
trzech chłopców i dwie dziewczynki. August był zachwycony.
Wydaje się, że nigdy nie traktował starszego od siebie Agrypy
jako następcy tronu. Liczył na niego jako na współrządcę,
upatrując sukcesorów wśród jego potomków. Dlatego szybko
adoptował dwóch najstarszych wnuków. W ten sposób oficjalnie
wskazał, kogo uważa za swoich następców. Gorliwie zajął się
wychowaniem chłopców, tak aby w przyszłości państwo
otrzymało odpowiednich władców. Jednocześnie podniósł ich
ojca do wszystkich godności, które sam piastował. Praktycznie
od tej chwili państwo miało dwóch równorzędnych
współrządców. Kiedy August przez trzy lata przebywał na
wschodzie imperium, Agrypa sprawował władzę w Rzymie. Gdy
cesarz wrócił do stolicy, jego zięć wyjechał na zachód. Dokończył
podboju Hiszpanii, uporządkował sprawy w Galii. Obu
mężczyznom towarzyszyły żony, tak więc dwie pierwsze damy
imperium przez kilka lat nie miały ze sobą kontaktu.

Marek Agryppa

Po powrocie z zachodu Agrypa i Julia udali się do Azji


Mniejszej. Tam doszło do wydarzenia, które rzuca ciekawe
światło na małżeństwo cesarskiej córki. Julia zapragnęła
zwiedzić Ilion (Troję). Nie zawiadomiła jednak władz miasta i
niewielki orszak został wieczorem zaskoczony przez wylew
rzeki. Na wiadomość o tym Agrypa dostał szału. Uznał, iż jest to
uchybienie godności jego żony, i obłożył nieszczęsne miasto
ogromną grzywną. Nie wyjaśnił jednak, na czym owo uchybienie
polegało. Czy na tym, że wylała rzeka, czy też, że miasto było
nieprzygotowane na przyjęcie niezapowiedzianej cesarskiej
córki. Karę finansową cofnął dopiero za wstawiennictwem
przyjaciół. W sprawie tej zastanawia niesamowita czułość
Agrypy na punkcie honoru żony. Sam nie przywiązywał
szczególnej wagi do zewnętrznych oznak władzy, był natomiast
przewrażliwiony na punkcie Julii. Prawdopodobnie opisany
incydent nie należał do wyjątków. Czyżby Agrypa starał się w ten
sposób uciszyć gorszące plotki na temat swojej małżonki i za
wszelką cenę nakazać szacunek dla niej? Chyba tak. Obowiązki
zmuszały go do częstych samotnych wyjazdów. Tak było w
Hiszpanii i Galii, tak też było na Wschodzie. Kronikarze
wspominają o gorącym temperamencie cesarskiej córki. Sugestie
są jednoznaczne: Julia wielokrotnie zdradzała męża pod jego
nieobecność. Agrypa wiedział o romansach żony, ale nic nie mógł
zrobić. Wszak posagiem Julii było imperium rzymskie. August
niczego się nie domyślał, a córkę kochał bezgranicznie. Stąd
wynikały owe dziwne reakcje Agrypy, przeznaczone na pokaz.
Wydaje się, że zięć cesarza pragnął zagłuszyć wszelkie plotki...
Małżeństwo trwało dziewięć lat i zakończyło się wraz ze śmiercią
Agrypy. Zięć cesarza zmarł w wieku pięćdziesięciu jeden lat, co w
tamtych czasach uważano za wiek zaawansowany. Możliwe
zresztą, że zgon przyspieszyła dziwaczna kuracja, którą sobie
chory sam zaordynował: kąpał się mianowicie w gorącym occie.
Tym razem August i Liwia byli zgodni: Julia miała poślubić
Tyberiusza. Cesarz polecił pasierbowi rozwieść się (był żonaty) i
poślubić jego córkę. Syn Liwii jednak nieoczekiwanie stawił opór.
Wiedział, że Julia prowadzi mocno skandaliczny tryb życia. Sam
zresztą był swego czasu jej kochankiem. Poza tym z Wipsanią
tworzyli naprawdę udaną parę. Ale August i jego żona nie mieli
sentymentów. Liwia widziała w tym posunięciu kolejny krok
wiodący syna do tronu. August zaś potrzebował Tyberiusza,
ponieważ po śmierci Agrypy w jego otoczeniu nie było nikogo,
kto mógłby wziąć na siebie część ciężaru władzy. Niedawno
zmarł drugi pasierb cesarza, powszechnie łubiany Druzus, który
nie był wprawdzie typem administratora, ale oddawał znaczne
usługi jako zdolny dowódca. Teraz Augustowi pozostał już tylko
Tyberiusz.

Wygnanie Julii

P oczątkowo wydawało się, że małżeństwo układa się dobrze.


Julia urodziła dziecko, Tyberiusz został współrządcą Rzymu.
Kryzys nastąpił po śmierci synka. Cesarzówna wróciła do
dawnego trybu życia, nawiązując liczne romanse z
przedstawicielami elity rzymskiej. Chociaż podobno nie gardziła
również gorzej urodzonymi... Tyberiusz widział, że powoli staje
się pośmiewiskiem stolicy. Jednocześnie dorastali wnukowie
Augusta i dla cesarskiego zięcia miało niedługo zabraknąć
miejsca. Wyglądało na to, że w zamian za upokorzenia nie
otrzyma w przyszłości stosownej rekompensaty. Postanowił
więc zakończyć udrękę i wyjechać z Rzymu. Cesarz,
poinformowany o tej decyzji, wpadł w panikę. Druzus już nie żył,
a synowie Agrypy byli jeszcze chłopcami. Nawet gdy osiągną
pełnoletność, miną lata, nim dorównają Tyberiuszowi. Kiedy
August odmówił zgody na dymisję, Tyberiusz podjął głodówkę.
Ostatecznie dzięki wstawiennictwu Liwii zięć cesarza zdał
obowiązki i wyjechał na Rodos. W ten sposób na kilka lat zniknął
z życia publicznego.
Liwia nie darowała Julii upokorzenia syna. Zawsze jej
nienawidziła, a teraz jeszcze do osobistej niechęci doszła
krzywda dziecka. Tymczasem córka Augusta straciła do reszty
kontrolę nad swoim postępowaniem. Zmieniała kochanków,
brała udział w burdach i orgiach. Nocą straże porządkowe nieraz
spisywały ją, otoczoną podejrzanym towarzystwem, w centrum
Rzymu. Nie wiadomo, kto ostatecznie otworzył Augustowi oczy.
Zapewne nie Liwia. Cesarzowa była zbyt ostrożna, aby mieszać
się w podobne sprawy. W każdym razie August wpadł w furię.
Podobno zamierzał osobiście zabić córkę. W postępowaniu Julii
widział głównie ośmieszenie własnej polityki powrotu do
starorzymskich tradycji. Kiedy ochłonął nieco z gniewu, wyraził
nadzieję, że córka znajdzie honorowe wyjście z sytuacji i popełni
samobójstwo. Gdy się jednak okazało, że Julia zamierza żyć dalej,
skazał ją na dożywotnie wygnanie. Miejscem zesłania była
bezludna wysepka u wybrzeży Italii o nazwie Pandateria.
Cesarska córka została poddana ścisłemu nadzorowi i
praktycznie pozbawiona wszelkiego kontaktu ze światem
zewnętrznym. August sam ustalił listę przysługujących jej rzeczy,
a wszelkie odwiedziny wymagały jego osobistej zgody. Zabronił
również pochowania Julii w mauzoleum rodziny cesarskiej.
Wyrok Augusta wywołał oburzenie w stolicy. Mimo swoich
wad (a może właśnie dzięki nim) Julia cieszyła się w Rzymie
znaczną popularnością. Doszło do zamieszek, a nawet jeszcze w
kilka lat później żądano jej ułaskawienia. Obrońcy Augusta
sugerowali jednak, że wyrok pozostawał w ścisłej zależności ze
sprawą syna Marka Antoniusza, Jullusa Antoniusza. Był on
domownikiem cesarza (jako pasierb jego siostry) i kochankiem
Julii. Zorganizował spisek mający na celu obalenie władzy
Augusta. Nie wiadomo, czy zamierzał rządzić wspólnie z Julią i
czy cesarska córka w ogóle była wtajemniczona w plany rewolty.
Znając Julię, należy raczej powątpiewać, aby chciała obalić ojca.
Tym bardziej że władzę po Auguście mieli objąć jej synowie. Julia
mogła być nimfomanką, ale nie zdrajczynią. Faktem jest jednak,
że wykrycie spisku Antoniusza zbiegło się w czasie z
ujawnieniem skandalicznego życia cesarskiej córki. Młodego
Antoniusza stracono, a kolportowane informacje sugerowały, iż
wygnanie bezpośrednio wiązało się z tą sprawą.
Wkrótce po osadzeniu Julii na Pandaterii dołączyła do niej
matka. Skrybonia wyjednała u cesarza zgodę na pobyt z córką na
wygnaniu. Z własnej woli postanowiła dzielić los dziecka,
którego właściwie nigdy nie znała. Niewiele wiemy o Skrybonii,
ale trzeba przyznać, iż rezygnacja z wygód Rzymu na rzecz
towarzyszenia córce musi budzić podziw. Tym bardziej że
wszystko wskazywało na to, iż skalista wysepka pozostanie
dożywotnią siedzibą Julii.
Po pięciu latach August nieco ochłonął. Złagodził rygory
wygnania i przeniósł córkę do Regium, miasta w południowej
Italii. Miała tam znacznie lepsze warunki bytowe, chociaż nadal
obowiązywał ją zakaz kontaktów ze światem zewnętrznym.

Wnukowie Augusta

L iwia triumfowała. Julia, jedyne dziecko Augusta, została


wygnana z Rzymu. Teraz cesarzowa skupiła wysiłki na
przywróceniu do łask Tyberiusza. I tutaj się srodze zawiodła.
August z furią odmówił, oskarżając wręcz pasierba, że miał
wyjątkowo zły wpływ na Julię. Był to oczywiście zarzut
bezpodstawny, ale rzucający światło na logikę cesarza. August
postanowił część winy zrzucić na Tyberiusza, aby nieco się
rozgrzeszyć. Duma nie pozwalała mu się przyznać, że sam jest w
jakimś stopniu winien występków córki, więc znalazł sobie kozła
ofiarnego w osobie pasierba. Skoro Tyberiusz dobrowolnie
zrzekł się pełnionych funkcji i opuścił stolicę, niech nie próbuje
wracać. W ten sposób zięć cesarza z dobrowolnego wygnańca
stał się wyrzutkiem rodziny. Odsunęli się od niego mieszkańcy
Rodos, dotychczas chętnie utrzymujący z nim kontakty
towarzyskie. Rozeszły się Pogłoski, że wnukowie cesarza chętnie
pozbędą się ojczyma z zemsty za los matki. Tyberiusz zaczął
poważnie obawiać się skrytobójców. Zaszył się w domu, całymi
dniami nie wychodząc poza obręb posiadłości. Nękał cesarza
prośbami, popieranymi oczywiście przez Liwię. Wreszcie August
ustąpił. Tyberiusz mógł wrócić do Rzymu jako osoba prywatna.
Miał trzymać się z dala od spraw publicznych i zajmować
wyłącznie własnymi. Cesarz pozostał konsekwentny. Pasierb
porzucił kiedyś państwo w potrzebie, a teraz imperium już go nie
potrzebowało. Poza tym wnukowie władcy osiągnęli wreszcie
pełnoletność i dla syna Liwii nie było już miejsca.
Cesarz z radością obserwował, jak Gajusz i Lucjusz wchodzą
w życie publiczne. Niebawem zdecydował, że nadszedł czas, aby
jego sukcesorów poznali mieszkańcy prowincji. Jednocześnie
chłopcy mieli przeprowadzić kampanie wojenne, aby zdobyć
uznanie armii. August był realistą. Wiedział, że sama akceptacja
senatu i ludności stolicy nie wystarczy. Decydujący głos należał
do armii, której większość stała na granicach państwa. Na tronie
mógł zasiąść praktycznie każdy, kto zdobyłby uznanie legionów.
Historia potwierdziła przewidywania cesarza. W pół wieku
później legiony hiszpańskie wyniosły na tron Serwiusza Galbę,
oddziały stacjonujące nad Renem — Witeliusza, a armia Eufratu
— Wespazjana. Wybraniec stolicy nie miał większych szans w
walce z pretendentami dysponującymi zaprawioną w bojach
armią. Przez cały okres swojego istnienia cesarstwo rzymskie
pozostało monarchią elekcyjną. Nie wypracowano jednak
żadnych reguł wyboru władcy. Najczęściej cesarzem zostawał
kandydat armii, który następnie otrzymywał aprobatę senatu.
Nie wiadomo, jak August zamierzał rozstrzygnąć sprawę
podziału kompetencji między wnuków. Przygotowywał do
sukcesji obydwu, nie robiąc między nimi różnicy. Z jednej strony
mogło to uchodzić za kontynuację tradycji republiki rzymskiej,
na której czele stało przecież dwóch konsulów, z drugiej
przypominało sytuację samego cesarza i Agrypy. Wszak ojciec
Gajusza i Lucjusza praktycznie współrządził z cesarzem i układ
ten przez kilka lat z powodzeniem zdawał egzamin. August
pierwszy zrozumiał, że państwo rzymskie stało się zbyt wielkie
do ogarnięcia przez jednego człowieka i dlatego dobrze jest mieć
zawsze pod ręką zaufanego człowieka, który sprawowałby
kontrolę nad zagrożonymi rejonami. Jeden ośrodek decyzyjny w
Rzymie to trochę za mało jak na obszar od Atlantyku do Eufratu.
Podobna myśl przyświecała władcom rzymskim w III i IV w. n.e.
Do godności współrządcy podnoszono zaufanego człowieka
(często członka rodziny), aby wspomagał władcę w trudzie
rządzenia imperium. Władza jednak z reguły wzbudza najniższe
instynkty, odrzucając związki uczuciowe i rodzinne. Gajusz i
Lucjusz stanowili na pozór kochającą się parę braci, ale nikt nie
mógł zagwarantować, że tak pozostanie zawsze. Ile to razy w
dziejach zdarzały się morderstwa w najbliższej rodzinie z
powodu walki o władzę? Do otwartego konfliktu jednak nie
doszło. Co więcej, nie doszło w ogóle do objęcia władzy przez
wnuków Augusta. Gajusz i Lucjusz zmarli bowiem w krótkim
odstępie czasu. Jeden w Marsylii, drugi w Azji Mniejszej.
Lucjusz zachorował niebawem po opuszczeniu Rzymu, w
czasie podróży morzem do Galii, i po kilku dniach zmarł.
Niestety, nic nie wiemy na temat objawów choroby ani też o
rodzaju kuracji, jaką zastosowali lekarze. Zastanawia czas
wystąpienia jej symptomów. Jeżeli założyć, że zgon
spowodowała trucizna, to musiała ona zostać podana jeszcze w
stolicy. Chłopiec zachorował wkrótce po wypłynięciu w morze.
Starożytność znała środki działające bardzo wolno, przynoszące
zamierzony efekt dopiero po wielu dniach. Czyżby zatem Liwia
ryzykowała aż tak bardzo? Możliwe, że liczyła, iż jad zacznie
działać wolniej, ale Lucjusz był słabowitego zdrowia, a podróż
morska mogła przyspieszyć oddziaływanie toksyny. Właściwie,
mimo braku dowodów, jest niemal pewne, że Lucjusz został
zamordowany. Tyberiusz był już w Rzymie i tylko dwóch ludzi
dzieliło go od tronu. Jeden z nich niebawem zmarł, i nie był to
raczej przypadek.
W tym czasie Gajusz prowadził kampanię wojenną na
Wschodzie. Wkroczył do Armenii, buforowego państwa między
cesarstwem i monarchią Partów. Osadził na tronie własnego
kandydata, po czym rozpoczął pacyfikację kraju. W czasie
rozmów z dowódcami armeńskimi jeden z nich zdradziecko go
zranił. Gajusz w miarę szybko odzyskał sprawność fizyczną, ale
zaczął przejawiać oznaki szoku nerwowego. Przestał się
zajmować sprawami militarnymi, popadł w depresję, dręczyły go
przywidzenia. Napisał do cesarza list z prośbą o dymisję.
Zamierzał zrezygnować z wszelkich godności i jako osoba
prywatna osiąść w jednym z miast Syrii. Postępowanie następcy
tronu musi budzić zdumienie. Teorię o skutkach szoku
nerwowego spowodowanego zdradziecką napaścią możemy
spokojnie odrzucić. Gajusz liczył sobie dwadzieścia cztery lata i
wychowano go w tradycji rzymskiej, wyjątkowo hartującej
charakter. Od dzieciństwa przygotowywany był do wojny, we
wszelkich jej aspektach. Rzymianin nie miał prawa załamać się
nerwowo z powodu zdrady przeciwnika! Odniesiona rana
również nie stanowiła większego problemu. Młodzieniec
wyleczył się z niej stosunkowo szybko, nie pozostawiła więc
żadnego uszczerbku fizycznego. W czym więc tkwiła przyczyna
załamania nerwowego następcy tronu? Gajusz nie nadużywał
alkoholu, bo gdyby tak było, zachowałyby się na ten temat jakieś
informacje. Stany lękowe, przywidzenia kojarzą się nam z
działaniem dzisiejszych środków psychotropowych. Narkotyków
nie wymyślono w dwudziestym wieku, są one równie stare jak
ludzkość. Niewykluczone, że Gajuszowi podawano zbyt silne
środki uśmierzające ból, które spowodowały depresję. W
otoczeniu następcy tronu mogli być ludzie nasłani przez Liwię i
Tyberiusza, którzy mieli wpływ na leczenie Gajusza. Jedno nie
ulega wątpliwości. Po śmierci Lucjusza syna Liwii dzieliło od
tronu już tylko jedno życie ludzkie. Zbrodnia z premedytacją
zawsze ma swój cel, a mordercą jest zwykle człowiek, który
czerpie z niej najwięcej korzyści.
August ze wstydem przedstawił senatowi prośbę wnuka. Nie
mógł zrozumieć, co się stało z Gajuszem. Pamiętał go jako
energicznego, pełnego radości życia młodzieńca. A teraz
otrzymał list od człowieka o rozchwianej psychice, niegodnego
imienia Rzymianina. Poza tym ile razy można prosić senat o
zwolnienie z pełnionych funkcji członków najbliższej rodziny.
Agrypa, Tyberiusz, a teraz Gajusz. August wezwał wnuka do Italii,
mając nadzieję, że zdoła go skłonić do zmiany decyzji. Liczył też
na to, że w bliskim mu otoczeniu Gajusz szybciej odzyska
równowagę psychiczną.
Tyberiusz

C esarz nie zobaczył już jednak następcy tronu. Gajusz zmarł w


czasie podróży do Italii, w półtora roku po śmierci brata.
Kiedy szok minął, August musiał podjąć wiążące decyzje w
sprawie sukcesji. Adoptował więc Tyberiusza, a wraz z nim
ostatniego już żyjącego wnuka, Agrypę Postumusa. Według
prawa rzymskiego o następstwie tronu decydował wiek
adoptowanego, a więc Tyberiusz jako starszy miał dziedziczyć
pierwszy, Agrypa zaś dopiero po nim. Cesarz postąpił w jedynie
słuszny sposób. Sam skończył już sześćdziesiąt lat i coraz
bardziej zapadał na zdrowiu. Nie wiadomo, jakim władcą mógł
się okazać młody Agrypa, który dotychczas pozostawał w cieniu
starszych braci. Być może August nie zdążyłby go przygotować
do objęcia rządów. W każdym razie wreszcie spełniały się
marzenia Liwii: jej ukochany Tyberiusz miał zasiąść na tronie.
Niepokoił ją jedynie Agrypa, który dominował nad jej synem
pochodzeniem. Był przecież rodzonym wnukiem Augusta, a
Tyberiusz tylko pasierbem. Cesarzowa wyczekiwała więc
odpowiedniego momentu, aby zgubić ostatniego potomka męża.
Wkrótce nadarzyła się po temu sposobność.
W rodzinie cesarskiej wybuchł nowy skandal obyczajowy, a
jego bohaterką okazała się rodzona siostra Agrypy, Julia Młodsza.
Jej mąż, zamieszany w spisek przeciwko Augustowi, został
stracony jako zdrajca. Ona sama przebywała jakiś czas na
wygnaniu. Ułaskawiona, powróciła do Rzymu, gdzie szybko
zaczęła naśladować matkę. Tym razem jednak otoczenie cesarza
nie ukrywało przed nim prawdy. Julię skazano na wygnanie na
bezludną wyspę Trimerus. Kiedy w dodatku wyszło na jaw, że
jest ona w ciąży, mimo iż jej mąż nie żył od kilku lat, cesarz
polecił zabić dziecko (swojego prawnuka!) natychmiast po
urodzeniu. Julia Młodsza nigdy nie opuściła miejsca wygnania.
Zmarła po dwudziestu latach, przez cały czas utrzymywana w
ścisłym więziennym reżimie.
Liwia była zbyt doświadczonym politykiem, aby zmarnować
podobną okazję. Wykorzystując oburzenie męża na Julię
Młodszą, nakłoniła cesarza, by osadził wnuka na innej bezludnej
wysepce, u wybrzeży Italii. Podobno bowiem młodzieniec
zachowywał się wyjątkowo prostacko i gustował w gminnych
rozrywkach. W dodatku ostentacyjnie okazywał niechęć
Tyberiuszowi. Ponoć publicznie twierdził, że tylko jemu należy
się tron po śmierci Augusta. Cóż, miał zaledwie szesnaście lat, a
w tym wieku różne myśli przychodzą do głowy. Główną jednak
winą chłopca było jego pochodzenie. Ale cesarz dokonał już
wyboru i pozostał konsekwentny. Zdecydował, że jego następcą
będzie sprawdzony wódz i polityk. Liwia doskonale odegrała
swoją rolę, sprytnie wyolbrzymiając zagrożenie płynące dla
państwa ze strony młodego Agrypy.
U schyłku życia cesarz zaczął jednak odczuwać wyrzuty
sumienia. Obie Julie prowadziły się skandalicznie i zasłużyły na
swój los, ale Agrypa nic właściwie nie zawinił. W tajemnicy przed
Liwią i Tyberiuszem August wybrał się na Planazję, gdzie długo
rozmawiał z wnukiem. Podobno obiecał mu pełną rehabilitację i
powrót do Rzymu. Niestety, nie zdążył już nic zmienić. Wkrótce
po powrocie z wyspy zachorował i po kilku dniach zmarł.
Oficjalna wersja wypadków głosi, że cesarz, czując zbliżającą się
śmierć, wezwał do siebie Tyberiusza, aby osobiście przekazać mu
ostatnie wskazówki. Pasierb zastał jeszcze Augusta przy życiu, po
czym oboje z matką byli obecni przy jego zgonie.
Prawdopodobnie jednak przebieg wypadków wyglądał inaczej.
Cesarzowa otoczyła dom ścisłą strażą i zataiła fakt śmierci męża.
Kiedy przyjechał Tyberiusz, August już nie żył. Zwłoka w
ogłoszeniu śmierci cesarza była konieczna, aby raz na zawsze
skończyć z Agrypą. Na Planazję udał się oficer pretorianów, który
— powołując się na wolę Augusta — zabił chłopca. Zgodnie z
obyczajami epoki pretorianin musiał mieć przy sobie
pełnomocnictwo ostemplowane pierścieniem cesarza.
Przypuszczalnie więc Liwia i Tyberiusz zwlekali z
poinformowaniem o śmierci władcy, aby pozbyć się konkurenta
do tronu. Kiedy jednak w kilka dni po morderstwie oficer
zameldował Tyberiuszowi o wykonaniu rozkazu, ten
kategorycznie wyparł się udziału w zabójstwie. Zapowiedział
nawet dochodzenie w tej sprawie, do którego oczywiście nigdy
nie doszło. Zwolennicy Tyberiusza sugerowali, że to sam August
wydał dyspozycję dotyczącą wnuka na wypadek swojej śmierci.
Jednocześnie rozpowszechniano tezę, że usunięcie Agrypy było
konieczne ze względu na rację stanu. Dopóki bowiem żył, istniała
realna groźba wybuchu wojny domowej. A to oznaczałoby
nieszczęścia dla państwa i jego obywateli. Trzeba przyznać, że
takie tłumaczenie trafiło do społeczeństwa.
Tyberiusz przejął władzę bez większych przeszkód. Matka i
syn wspólnie pozbyli się jeszcze jednego wroga — przebywającej
nadal w Regium córki Augusta. Podobno zagłodzono ją na śmierć.
Wydawać by się mogło, że Liwia osiągnęła cel swojego życia:
ukochany syn został cesarzem, a zatem i jej udział we władzy się
zwiększył. August podejmował wiele decyzji sam, na przykład w
sprawie sukcesji. A Tyberiusz jak na razie był wyjątkowo
posłusznym synem. Wkrótce jednak się okazało, że nowy cesarz
pragnie rządzić samodzielnie. Konflikt rozpoczął się od spraw
drobnych. Senat obdarzył Tyberiusza wieloma zaszczytami i
chciał nadać część z nich również jego matce. Wówczas cesarz
odmówił w imieniu Liwii, powołując się na jej skromność.
Cesarzowa w istocie pragnęła blichtru i tytułów, toteż postępek
syna bardzo ją dotknął. Z czasem doszło do oficjalnego zerwania.
Liwia publicznie odczytywała listy Augusta, w których wyrażał
on niepochlebne opinie o Tyberiuszu. Kiedy cesarz urządził
wystawne przyjęcie, postarała się zorganizować konkurencyjny
bankiet, który przebił ucztę u Tyberiusza. Demonstracyjnie
okazywała przychylność wrogom syna, krytykując wszelkie jego
decyzje. Nie wiemy jednak, jaki był jej stosunek do polityki
rodzinnej Tyberiusza. A ten kolejno eliminował członków swojej
rodziny. Jego ofiarami padli popularny wśród ludu i wojska
Germanik (bratanek cesarza) wraz z żoną i dwoma synami.
Zginął również, otruty przez własną żonę, syn Tyberiusza
Druzus. Wydaje się, że Liwia nie miała specjalnych skrupułów z
tego powodu, niepokoiło ją jednak, że w ten sposób Tyberiusz
wyeliminował wszystkich odpowiednich kandydatów do władzy.
Mimo wszystko bowiem uważała, że nadrzędnym celem jest
zawsze dobro państwa. Z satysfakcją natomiast obserwowała
malejącą popularność syna. Kiedy Tyberiusz osiadł na Capri,
przestała się widywać z ukochanym niegdyś synem. Zmarła w 33
r. n.e. w wieku blisko dziewięćdziesięciu lat. Tyberiusz nie
przybył na pogrzeb, sprzeciwił się również zaliczeniu matki w
poczet bogów. Uczynił to dopiero w kilka lat później wnuk Liwii,
cesarz Klaudiusz.
M IŁOŚĆ , SEKS I RODZINA W CZASACH
CESARSTWA

Reformy Augusta

D ziałalność Augusta nie mogła oczywiście ominąć tak ważnej


dziedziny życia jak sfera obyczajowa. Cesarz zapoczątkował
kampanię powrotu do starorzymskich cnót jako jedynych
godnych obywateli imperium światowego. Ironią losu pozostaje,
że hasła tego rodzaju głosił sukcesor Cezara, a w praktyce
niewiele różniły się one od poglądów jego zapamiętałego wroga,
Katona Młodszego. Państwo potrzebowało jednak zdrowego
rdzenia moralnego i jego władca dobrze to rozumiał. Miał zresztą
już trzydzieści sześć lat, a w tym wieku zmienia się optyka
postrzegania spraw obyczajowych. Obiektywnie zaś trzeba
przyznać, że w tej dziedzinie działo się nie najlepiej. Wojny
domowe i związane z nimi represje spowodowały dalszy spadek
liczby mężczyzn, a konfiskaty i zniszczenia zakończyły się ruiną
ekonomiczną wielu rodzin. Wyczerpanemu państwu potrzebni
byli nowi obywatele, i to ze wszystkich klas społecznych.
Szczególnie duży ubytek zanotowały dwie klasy rządzące (stan
senatorski i ekwici), których przedstawiciele najczęściej padali
ofiarą represji. Warto przypomnieć, że na listach
proskrypcyjnych ogłoszonych przez Antoniusza, Oktawiana i
Lepidusa znalazło się ponad dwa tysiące obywateli wyjętych
spod prawa! I w większości byli to członkowie klas panujących.
Nie można więc traktować Augusta jak pruderyjnego osobnika,
któremu przeszkadzała swoboda obyczajowa poddanych.
Cesarz przejął uprawnienia cenzorskie i przede wszystkim
przeprowadził ostrą selekcję stanu senatorskiego. Nie chodziło
mu o pozbycie się wrogów reżimu ani też o osobiste porachunki.
W senacie nie zostało już wielu przeciwników Augusta, zresztą
po pokonaniu Antoniusza zarządzono amnestię. Okres wojen
domowych sprzyjał jednak dziwnym karierom i w składzie
senatu znalazła się pewna liczba osób nie zasługujących zdaniem
cesarza na ten zaszczyt. August postępował bardzo rozważnie i
ostrożnie. Przecież chodziło o najwyższy organ państwa. Ogłosił
więc, że każdy z senatorów może w oznaczonym terminie
zrezygnować z przynależności do tego stanu, czyli dał wszelkim
karierowiczom czas na wycofanie się z honorem. I trzeba
przyznać, że znaczna grupa senatorów skorzystała z okazji. Po
upływie terminu ultimatum cesarz przystąpił do działania, bez
skrupułów usuwając osoby niegodne. Następnie zajął się
sprawami obyczajowymi. Szczególnie martwiła go spadająca
liczba zawieranych małżeństw. Początkowo planował ustawę
obligatoryjnie nakazującą mężczyznom zawarcie związku
małżeńskiego po osiągnięciu pewnej granicy wieku. Potem
jednak zorientował się, że ustawa ośmieszyłaby jej twórcę. Cóż
jest bowiem łatwiejszego niż fikcyjne śluby? A jak w takim
wypadku zmusić pary do pożycia zgodnie z wymogami polityki
rodzinnej państwa? Za pomocą nakazów prawnych? Kto miałby
to nadzorować? Wobec tego cesarz opracował system ułatwień i
przywilejów dla rodzin posiadających dzieci. Szczególną opieką
państwa cieszyły się rodziny wielodzietne. Mogły one liczyć na
zwolnienia od opłat podatkowych, a także na przyspieszenie
kariery urzędniczej. Dla kobiet cesarz przewidział uwolnienie
spod władzy opiekuńczej. Towarzyszyła temu hałaśliwa akcja
propagandowa reklamująca wartości zalecane przez władcę.
Rodziny wielodzietne były zaszczycane osobistymi łaskami
cesarza, który nie stronił też od publicznego okazywania
zadowolenia. Następnie August wydał wojnę cudzołóstwu.
Wprowadził zasadę, że cudzołożnicy mają być karani wygnaniem
z Italii i konfiskatą części majątku. W praktyce ustawa okazała się
martwym przepisem. Prawo rzymskie nie przewidywało bowiem
urzędowego dochodzenia w sprawach rodzinnych, rezerwując je
dla trybunału familijnego. Ten zaś mógł działać wyłącznie na
mocy zgłoszenia dokonanego przez stronę poszkodowaną.
Obywatele prali więc brudy rodzinne we własnym gronie,
rezygnując z wątpliwej satysfakcji. Poza tym ważny był również
aspekt ekonomiczny. Zdradzany mąż wolał zadowolić się cichym
rozwodem, zachowując posag żony, niż zdobyć publiczną sławę
rogacza, tracąc przy tym na rzecz państwa część majątku. Nic
więc dziwnego, że ustawa działała niemal wyłącznie w
odniesieniu do osób z domu cesarskiego.

Owidiusz i „Sztuka kochania”

K iedy August starał się przywrócić starorzymskie cnoty, w


stolicy żył i tworzył pewien poeta, którego imię na zawsze
miało być wiązane z miłością. Publiusz Owidiusz Nazo nie
poszedł drogą nadwornych poetów cesarza: Wergiliusza i
Horacego. Stał się kronikarzem życia obyczajowego stolicy.
Głównym tematem jego twórczości była miłość, ale
przedstawiona w otoczce obyczajowej towarzyszącej sprawom
erotyki. W swoim najbardziej znanym utworze, Sztuce kochania,
opiewa Owidiusz miłość wolną od zahamowań, jakie stwarza
małżeństwo. Stwierdza wręcz, że miłość i małżeństwo wzajemnie
się wykluczają. Autentyczna jest jedynie miłość pozbawiona
nakazu prawnego. Małżeństwo uważał Owidiusz za instytucję
wyjątkowo nieodpowiednią dla miłości i namiętności. A przecież
Rzym to miasto miłości! Po jego ulicach spacerują tłumy kobiet
złaknionych uczucia. Miłość zaś nierozerwalnie wiąże się z
seksem. Bez pożądania i zaspokojenia nie istnieje w ogóle. Każda
kobieta, bez względu na wiek i status społeczny, jest opanowana
namiętnością. Ogarnięte pożądaniem niewiasty stosują szeroki
wachlarz uwodzicielskich sztuczek. Same z kolei łatwo i chętnie
ulegają kusicielom. Według poety naprawdę nie trzeba dużego
wysiłku, aby posiąść wybraną kobietę. Najtańsze są
komplementy, szczególnie skuteczne wobec pań dojrzałych.
Niewiele drożej kosztuje zachowanie pełne galanterii. Kobiety z
natury lubią grzecznych mężczyzn, a uprzejmość w połączeniu z
komplementami daje wręcz rewelacyjne efekty.
Owidiusz zauważył zmianę pozycji kobiety w świecie
rzymskim na przestrzeni wieków. W dawnych czasach stosunki
męsko-damskie opierały się na zdrowym rozsądku. Rzymianie z
epoki Katona Starszego bali się namiętności. Kobieta miała być
matką dla potomstwa i panią dla służby. Należało ją szanować,
ale strefę jej wpływów ograniczono wyłącznie do spraw
domowych. A teraz mężczyźni stali się niewolnikami kobiet,
namiętności i pożądania. Dawniej żona obowiązana była
okazywać mężowi szacunek i posłuszeństwo. Teraz szczęście
mężczyzny zależy od woli ukochanej. Potomkowie Romulusa
robią wszystko, aby tylko utrzymać kochanki przy sobie. Tolerują
nawet ich niewierność i wręcz udają nieświadomych, by nie
stawiać partnerki przed koniecznością wyboru. Ale nie ma się co
oburzać. Zazdrość przystoi jedynie małżeństwom, a w wolnym
związku jest po prostu przejawem złego wychowania.
Wolną miłość uważał poeta za najwyższą z cnót. Swoboda
uczuciowa i seksualna dawała gwarancję, że pary żyjące w
wolnym związku staną się uosobieniem miłości w stanie
czystym. Przecież partnerzy pozostawali ze sobą nie z powodu
nakazów moralnych czy prawnych, lecz wyłącznie z własnej
nieprzymuszonej woli. Odnajdywali więc czystą radość z
uprawiania niczym nie skrępowanej miłości. A cóż mogło być
wspanialszego ponad to?
Okazało się jednak, że August miał inne zdanie. Dzieła
Owidiusza ocenił jako szkodliwe moralnie i polecił usunąć z
bibliotek publicznych. Sam poeta otrzymał polecenie
opuszczenia stolicy. Do końca życia pozostał na krańcach
imperium, nad Morzem Czarnym. Okolica wydawała mu się
okropna, klimat straszny, a mieszkańcy wyjątkowo nieokrzesani.
I pomyśleć, że surowa kara władcy dotknęła człowieka, który w
życiu prywatnym był przykładnym mężem!
Dynastia julijsko-klaudyjska

W dzięcznym tematem do analiz jest życie seksualne dynastii


julijsko-klaudyjskiej. Nawet August miał na swoim koncie
sprawki co najmniej dwuznaczne pod względem moralnym,
odbiegające od haseł, które głosił. Jego córka i wnuczka
prowadziły się skandalicznie, ale było to niczym w porównaniu z
inwencją, jaką wykazywały następne pokolenia. Tyberiusz
początkowo nie wzbudzał poważniejszych zastrzeżeń. Wydał
nawet kilka ustaw zaostrzających normy obyczajowe. Zmiana
nastąpiła po kilkunastu latach panowania, po wyjeździe władcy
na Capri. Zbliżający się już do siedemdziesiątki cesarz zaszył się
na tej uroczej wyspie i korespondencyjnie zarządzał imperium. Z
czasem przestał się tym interesować, poświęcając się całkowicie
studiowaniu wszelkich możliwych rodzajów dewiacji
seksualnych. Udało się mu zgromadzić największą w dziejach
antyku bibliotekę pornograficzną. Nie ograniczał się wyłącznie
do dzieł pisanych, chętnie ściągając też obrazy i rzeźby o
tematyce erotycznej. Podobno kiedyś otrzymał w spadku do
wyboru: albo znaczną sumę pieniężną, albo obraz o treści
pornograficznej (dzieło Parrhasiosa z Miletu przedstawiające
parę mitycznych kochanków, Atalantę i Meleagra, w trakcie
uprawiania miłości francuskiej). Po zapoznaniu się z warunkami
spadku cesarz wybrał obraz, który następnie zawiesił w swojej
sypialni.
Na Capri wybudowano dla władcy okazałą siedzibę. Tam z
dala od oczu ciekawskich mógł on spokojnie oddawać się
fantazjom erotycznym. Zgromadził wokół siebie pokaźny harem
złożony z osobników obojga płci i w ich towarzystwie realizował
przeróżne pomysły seksualne. Podobno był wynalazcą pozycji
zwanej „sprintrie”, w której co najmniej trójka partnerów płci
męskiej wzajemnie się sobie oddawała i brała jednocześnie.
Według kronikarzy sędziwy władca u schyłku życia wręcz
obsesyjnie lubował się w oglądaniu miłości uprawianej przez
innych. Wybierał określoną pozycję seksualną i wskazywał na
Tyberiusz
osoby ze swego haremu, które miały ją realizować. Wszędzie na
terenie pałacu rozmieszczono rzeźby i malowidła
pornograficzne, więc wykonawcy nie musieli długo szukać
wzorów do naśladowania. Z upływem lat Tyberiuszowi zdarzały
się coraz gorsze wybryki. Pewnego dnia w czasie składania ofiar
zachwycił się urodą młodego niewolnika podającego mu
kadzidło. Natychmiast po zakończeniu uroczystości religijnej
zgwałcił chłopca, zmuszając do uprawiania miłości również jego
brata. Kiedy doszły go słuchy, że bracia żałują uległości wobec
władcy, polecił obu połamać nogi. Zgwałcił niejaką Malonię,
pochodzącą z senatorskiego rodu, a gdy kobieta stawiała dalszy
opór, polecił ją zniszczyć. Nękana procesami, Malonia popełniła
samobójstwo. Po ukończeniu siedemdziesiątego roku życia
cesarz oddał się już zupełnie zwyrodniałym praktykom.
Przyuczał kilkuletnich chłopców do nowej rozrywki seksualnej.
Wchodził mianowicie nagi do wody, a chłopcy (nazywani
„rybkami”), nurkując wokół niego, drażnili jego uda i członka
zębami. Potem wpadł na pomysł, że przecież do tego celu można
wykorzystywać niemowlęta! Polecił więc przykładać sobie do
penisa dzieci nie odstawione jeszcze od piersi. Ssanie członka
przez te niewinne istotki cenił sobie wyjątkowo wysoko! Wieści
o dewiacjach władcy docierały do Rzymu. W rezultacie poddani
zaczęli określać Tyberiusza epitetami, wśród których
porównanie do starego, śmierdzącego capa uchodziło za
najprzyzwoitsze.
Cesarz miał jednak na tyle przyzwoitości, że ze swoimi
wybrykami krył się z dala od Rzymu. O jego następcach nie
można już tego powiedzieć. August rumieniłby się ze wstydu,
gdyby wiedział, co wyprawia jego prawnuk, Kaligula. Oprócz
oficjalnego konkubinatu z rodzonymi siostrami nowy cesarz w
nader oryginalny sposób zawierał i rozwiązywał małżeństwa.
Zdarzyło się na przykład, że zaszczycił swoją obecnością
zaślubiny Gajusza Pizona z Liwią Orestyllią. Po uroczystości
polecił odprowadzić pannę młodą do swoich komnat, a następnie
z właściwym sobie specyficznym poczuciem humoru oznajmił, że
zawarł właśnie małżeństwo na wzór Romulusa (Sabinki) i
Augusta (Liwia). Po kilku dniach rozwiódł się i zainteresował
piękną Lolią Paułiną. Wezwał ją wraz z mężem do Rzymu i
zarządził ich rozwód, po czym poślubił ją sam i po kilku
tygodniach również porzucił. Na koniec pod karą śmierci zakazał
Lolii obcowania cielesnego z innymi mężczyznami. Ostatecznie
poślubił niejaką Cezonię, córkę piekarza. Mimo jej wieku (była od
niego znacznie starsza) i pochodzenia społecznego pozostał u jej
boku do końca życia. Nie oznaczało to oczywiście, że władca
zrezygnował zupełnie z innych rozrywek. Do jego stałych
praktyk należało wykorzystywanie seksualne żon zapraszanych
do siebie dostojników. Uprowadzał je na stronę, po czym, jak
gdyby nigdy nic, wracał do stołu, nie zważając nawet na stan
własnej odzieży. Co więcej, nabrał bezczelnego obyczaju
informowania na gorąco mężów o wadach i zaletach ich żon. Nie
gardził również stosunkami homoseksualnymi. Waleriusz
Katullus skarżył się publicznie, że z powodu witalności władcy
wciąż chodzi posiniaczony. Kaligula współżył również z Markiem
Lepidusem, mężem ukochanej Druzylli i niedoszłym cesarzem.
Głównym jednak jego partnerem seksualnym był aktor
pantomimy Mnester. Cesarz uwielbiał teatr, a Mnester uchodził
za najlepszego tancerza swoich czasów. Kiedy występował, w
teatrze musiała panować absolutna cisza. Biada temu, kto
rozmową lub kaszlem zakłócił występ. Kaligula traktował to jako
osobistą zniewagę i nie był skłonny darować winy. Rzym
wkroczył w epokę uwielbienia dla artystów czy też gladiatorów,
a formy zachwytu nie odbiegały specjalnie od znanych nam z
autopsji przypadków „beatlemanii” czy też „presleyomanii”. W
szczególną histerię popadały damy rzymskie, chociaż również
mężczyźni nie pozostawali głusi na wdzięki artystów. Zachował
się namacalny dowód uwielbienia dla gwiazd areny. Podczas
wykopalisk w Pompejach w koszarach gladiatorów odkryto dwa
szkielety złączone na wieki w miłosnym uścisku. Dama z dobrej
rodziny była właśnie z wizytą u miejscowego gwiazdora areny,
kiedy nastąpiła erupcja Wezuwiusza. Kochankowie zginęli w
czasie stosunku płciowego, zbyt sobą zajęci, aby zauważyć
zagrożenie.

Kaligula
Wśród wybryków przypisywanych Kaliguli szczególne
miejsce zajmuje zorganizowanie luksusowego domu publicznego
w pałacu cesarskim. Rolę prostytutek przejęły siostry cesarza
oraz inne damy z arystokracji. Sam Kaligula wcielił się w
sutenera i inkasował należności. Nie zapomniał również o innych
orientacjach seksualnych, zapewniając dostateczną liczbę
młodzieży męskiej dla tego typu rozrywek.
Katalog dewiantów seksualnych z dynastii julijsko-
klaudyjskiej uzupełnia osoba trzeciej żony cesarza Klaudiusza,
słynnej Mesaliny. Rodzice dziewczyny byli wnukami siostry
Augusta, Oktawii. Bliskie pokrewieństwo między nimi nie
pozostało bez wpływu na psychikę ich dziecka. Mesalina
wykazywała niezwykle wybujały temperament. Z czasem doszło
u niej do ciągłego głodu seksualnego, który przerodził się w
nimfomanię. Jak pamiętamy, przypadki tej choroby notowano już
w dziejach dynastii. Wystarczy przypomnieć obie Julie, córkę i
wnuczkę Augusta.
Dla ambitnej Mesaliny, młodszej od męża o trzydzieści lat,
ułomny Klaudiusz z pewnością nie był wymarzonym wybrańcem.
Prawdopodobnie stał za tym Kaligula. Oddając dziewczynę
stryjowi, zapewnił sobie stały i łatwy dostęp do niej. Hipotezę tę
potwierdza zadziwiające podobieństwo syna Klaudiusza i
Mesaliny (urodzonego w rok po ślubie) do ojca Kaliguli. Brytanik
był bowiem przypuszczalnie owocem romansu Mesaliny z
cesarzem.
24 stycznia 41 r. n.e. opozycja senatorska dokonała udanego
zamachu na Kaligulę. Natychmiast po morderstwie senat
uchwalił przywrócenie republiki. Tymczasem po opustoszałym
pałacu błąkali się zdezorientowani pretorianie. Jeden z nich
wywlókł zza jakiejś zasłony ukrywającego się Klaudiusza.
Pozdrowił go imieniem cesarza, co podjęli pozostali gwardziści.
Pretorianie nie chcieli przywrócenia republiki. Tylko osoba
cesarza mogła utrzymać ich przywileje. Po śmierci Kaliguli
potrzebny był natychmiast kandydat na władcę, którego
zaakceptowałyby armia i lud. A kto nadawał się do tego lepiej niż
Klaudiusz, stryj Kaliguli i bratanek Tyberiusza? Umarł cesarz,
niech żyje cesarz. Ave Caesar!
Klaudiusz
W ciągu dwóch dni Klaudiusz opanował sytuację w stolicy.
Ogłosił amnestię, wyłączając z niej jedynie bezpośrednich
sprawców mordu na poprzedniku. Uzyskał w ten sposob uznanie
senatu, co pozwoliło ostatecznie przywrócić spokój w kraju.
Rozpoczął energiczne starania, by zapewnić właściwe
funkcjonowanie państwa, zachwiane kilkuletnimi rządami
szaleńca. W swoich działaniach opierał się na osobach, do
których miał największe zaufanie. Byli nimi wyzwoleńcy jego
matki oraz żona. Osobę Mesaliny już poznaliśmy, warto więc
przyjrzeć się bliżej wspomnianym wyzwoleńcom. Trafili oni do
domu matki Klaudiusza przed wielu laty i przyszły cesarz
wychowywał się w ich otoczeniu. Po latach służby zostali
obdarzeni wolnością, ale nadal pozostawali domownikami.
Teraz, po objęciu władzy przez ich pryncypała, zaczęli odgrywać
znaczącą rolę w państwie. Najwybitniejsi z nich: Pallas, Narcyz i
Feliks, wraz z Mesaliną stanowili faktyczny rząd imperium.
Rychło też miało się okazać, jak bardzo cesarz jest od nich
zależny.
Początkowo Mesalina zgodnie współpracowała z
wyzwoleńcami. Wspólnie eliminowali niewygodnych dla siebie
ludzi, nie przebierając specjalnie w środkach. Doprowadzili do
wygnania Seneki, zamordowania Azjatyka, Sylanusa i Julii
(bratanicy cesarza). Umiejętnie wykorzystywali nieufność
Klaudiusza, sprytnie podsycając jego obawy. Na przykład jedyną
winą Waleriusza Azjatyka było posiadanie wspaniałego
kompleksu ogrodów, którymi pragnęła zawładnąć Mesalina.
Cesarzowa wraz z wyzwoleńcami doprowadziła więc do śmierci
Azjatyka i na swoje nieszczęście przejęła owe ogrody na
własność.

Messalina
Informacje o swobodnym trybie życia Mesaliny pojawiły się
już na początku panowania Klaudiusza. Wspominaliśmy o
podejrzeniach, związanych z ojcostwem Brytanika. W wypadku
Kaliguli trudno zresztą mówić o romansie czy też zdradzie
małżeńskiej w normalnym tego słowa znaczeniu, jako że
utrzymywał on stosunki seksualne z dużą liczbą partnerów
obojga płci, nie zwracając uwagi na normy moralne ani nie
pytając nikogo o zgodę. Natomiast po jego śmierci Mesalina
podobno miała haremy kochanków, zupełnie nie wzbudzając
podejrzeń męża. Największy plotkarz wśród kronikarzy tego
okresu, Swetoniusz, piętnował ją jako skończoną rozpustnicę.
Sekundował mu w tym Tacyt, znany przecież ze swych
wyważonych opinii. Żaden z nich jednak nie wymienił z imienia
kochanków cesarzowej. Ograniczyli się do odnotowania
wyuzdanych wybryków Mesaliny, specjalnie nie rozwodząc się
nad szczegółami. Dziwi to zwłaszcza u Swetoniusza, który wszak
z detalami opisywał orgie Kaliguli i Tyberiusza. Żaden z
kronikarzy nie wspominał też o głośnej sprawie rzekomego
wynajmowania przez cesarzową pomieszczenia w domu
publicznym, gdzie ponoć bezpłatnie świadczyła usługi seksualne
przygodnym klientom. Bardziej prawdopodobne wydaje się
jednak, że Mesalina przyjmowała wybranych kochanków w
swoich komnatach pałacowych, korzystając z tego, że Klaudiusz
lubił wcześnie chodzić spać, a sen miał wyjątkowo twardy.
Przypuszczalnie pod nieobecność męża organizowała też orgie
seksualne z udziałem przedstawicieli arystokracji rzymskiej. Nie
była jednak prostytutką! Najlepszym argumentem na poparcie
tej tezy jest fakt, że utrzymała się na tronie przez siedem łat,
zanim ją zdemaskowano.
Godnym naśladowcą tradycji rodzinnych okazał się
siostrzeniec Kaliguli, Neron, w życiu prywatnym jeszcze większy
od wuja potwór. Na swoim koncie miał on przeróżne dewiacje
seksualne, na czele ze współżyciem z własną matką. Zamordował
dwie żony, w tym drugą osobiście (kopnął ją w brzuch, kiedy
była w ciąży). W jego otoczeniu stale przebywało dwóch
nałożników. Jednego z nich, o imieniu Sporus, cesarz polecił
wykastrować i traktował go jak kobietę. Co więcej, oficjalnie
poślubił kochanka, dając do zrozumienia, że wreszcie Rzym
otrzymał właściwą cesarzową. Mało tego. W związku z drugim
Neron w młodości
nałożnikiem, niejakim Doryforosem, Neron odgrywał rolę
kobiety. I wyszedł za niego za mąż! Podobno w czasie aktów
seksualnych z „mężem” cesarz z lubością naśladował okrzyki
gwałconych dziewic. Jeden z kronikarzy przypisuje Neronowi
jeszcze jedną wyrafinowaną rozrywkę seksualną. Podobno
przebrany w skóry zwierząt drapieżnych cesarz wygryzał
przywiązanym do słupa skazańcom genitalia! Bez względu na to,
ile prawdy jest w tej relacji, świadczy ona, jakie zdanie mieli
współcześni o moralności swego władcy. I to potomka Augusta!
Warto jednak zauważyć, że niektórzy z partnerów
Witeliusz (prawdopodobnie)
seksualnych Nerona wykazali wobec niego niezwykłą wierność.
Sporus towarzyszył mu w ostatnich chwilach, już po detronizacji
i wyjęciu spod prawa. Był świadkiem śmierci cesarza. Akte,
pierwsza nałożnica Nerona, dopełniła formalności
pogrzebowych i dbała o jego grób. Może przynajmniej dla nich
cesarz nie był takim potworem, za jakiego się go powszechnie
uważa? Nie zmienia to jednak prawdy, że Neron należał do
największych dewiantów seksualnych w dziejach ludzkości.
Następcy cesarza: Galba, Othon i Witeliusz, nie okazali się już
tak barwnymi osobowościami w sferze seksualnej. Być może
zabrakło im czasu, aby zasłynąć w tej dziedzinie życia (panowali
łącznie niecały rok). Othon wziął do swojego domu Sporusa, co
świadczy, że z wiekiem „żona” Nerona nie utraciła uroku.
Natomiast skłonności homoseksualne Galby stały się
bezpośrednią przyczyną jego upadku. Po obaleniu i śmierci
Nerona władzę w Rzymie przejął Galba, który liczył już sobie
ponad siedemdziesiąt lat i nie miał bliższej rodziny. Spodziewano
się, że cesarz zaadoptuje jednego ze swoich współpracowników,
wyznaczając go w ten sposób na swego następcę. Najlepszym
kandydatem wydawał się Salwiusz Othon, który pierwszy poparł
rebelię Galby i liczył na taki obrót sprawy. Tymczasem cesarz
postanowił inaczej. Przeżywał wówczas gwałtowny romans z
młodym Gajuszem Pizonem. Starcza namiętność przyćmiła mu
ostrość spojrzenia i wyznaczył kochanka na swojego następcę.
Tego Othon nie mógł mu darować. Podburzył pretorianów (i tak
zawiedzionych skąpstwem władcy) i dokonał zamachu stanu.
Cesarza i jego kochanka zamordowali w biały dzień gwardziści.
Władzę objął rebeliant, ale niebawem i jego obalił zbuntowany
namiestnik jednej z prowincji, Witeliusz. Ten wprawdzie nie
pozwalał, aby miłostki odbijały się na jego rządach, ale za to
przez większość życia uwikłany był w mocno humorystyczny
związek homoseksualny. W czasach gdy jeszcze nikt nie
przypuszczał, że Witeliusz zostanie kiedyś cesarzem, zakupił on
wielce urodziwego niewolnika. Chłopiec bardzo mu się podobał i
rychło został jego nałożnikiem. Witeliusz, zachwycony
kochankiem, wyzwolił go, ale pod żadnym pozorem nie chciał go
od siebie puścić. Chłopak jednak notorycznie uciekał od swojego
dobroczyńcy. Stałym obrazkiem życia w Rzymie w połowie I w.
n.e. był widok senatora Witeliusza poszukującego wraz ze służbą
swojego kochanka. Wreszcie nawet i on miał dość. Uznał, że
partner jest istotą wyjątkowo niewdzięczną i postanowił dać mu
nauczkę. Sprzedał go więc do szkoły gladiatorów. Kiedy jednak
zbliżał się termin igrzysk, Witeliusza zaczęły ogarniać
wątpliwości. Owszem, wyzwoleniec sprawiał mu zmartwienia,
lecz w nadchodzących igrzyskach raczej nie miał żadnych szans,
wystawiony na ataki zawodowych rębajłów. Był przecież
delikatnym, wychowanym w luksusie młodzieńcem. Przed
oczami przyszłego cesarza stanął widok posiekanych resztek
ulubieńca, rozrzuconych na piasku areny. Senator bił się z
myślami, aż wreszcie tuż przed igrzyskami wykupił kochanka ze
szkoły. Jeżeli myślał, że w ten sposób zaskarbi sobie wdzięczność
wyzwoleńca, to się grubo mylił. Chłopak nadal sprawiał mu
kłopoty. Kiedy Witeliusz objął zarząd Germanii, zabrał go
oczywiście ze sobą. Powrócił do Rzymu jako cesarz. W dniu, w
którym zwycięskie legiony wkraczały do stolicy, w ogólnym
zamieszaniu nowy cesarz ponownie szukał uciekiniera. Chcąc go
sobie zjednać, zaliczył go nawet do stanu ekwitów, ale i to
niewiele pomogło. Już u kresu swego panowania władca wciąż
narzekał na niewdzięczność kochanka...

Nowoczesne małżeństwa

D zieje erotyczne dynastii julijsko-klaudyjskiej są niewątpliwie


wdzięcznym polem do analizy patologii seksualnych.
Wprawdzie na tej rodzinie Rzym się nie kończył, ale obyczaje
princepsów bez wątpienia rzutowały na zachowanie arystokracji.
W I w. n.e. ugruntowały się zmiany w obyczajowości erotycznej,
zapoczątkowane w okresie upadku republiki. Powoli odchodziły
w zapomnienie stare formy zaślubin. W dobie Tyberiusza z
trudem znaleziono w stolicy trzech senatorów pochodzących ze
związków zawartych poprzez conferratio. Wcześniej zniknęły
pozostałe formy zaślubin wywodzące się z czasów republiki.
Uznanie zdobyła natomiast ceremonia ślubna przypominająca
nowożytne obyczaje małżeńskie. Od niej w prostej linii wywodzą
się współczesne formy zaślubin, z chrześcijańskimi włącznie.
Zawarcie małżeństwa musiały poprzedzać zaręczyny,
odbywające się w obecności świadków i za zgodą rodziców
obydwu stron. Zewnętrzny ich wyraz stanowiło przekazanie
przez narzeczonego wybrance podarunków i pierścionka
zaręczynowego. Obyczaj ten wyraźnie nosi cechy dawnego
zwyczaju kupowania żony (ofiarowanie zadatku). Podobnie jak
dzisiaj, narzeczona była obowiązana nosić pierścionek
zaręczynowy na serdecznym palcu prawej ręki. W dniu ślubu
panna młoda wkładała ceremonialny strój złożony z białej tuniki,
szafranowego płaszcza i płomienistego welonu, a na głowę
wieniec z mirtu i kwiatów pomarańczy. Jej fryzura przypominała
uczesanie westalek. Po porannej toalecie do domu narzeczonej
przybywał jej wybranek w otoczeniu rodziny i przyjaciół.
Wspólnie składano ofiarę zwierzęcą w świątyni oraz
wysłuchiwano horoskopu stawianego przez wróżbitę na
podstawie wnętrzności owego ofiarnego zwierzęcia. Jeżeli
wróżba wypadła pomyślnie, młodzi wyrażali wzajemną zgodę na
zawarcie małżeństwa, wypowiadając znaną już formułę: „Gdzie
ty Gajusz, tam i ja Gaja”. Przysięga stanowiła kulminacyjny
moment uroczystości. Zebrani witali ją okrzykami radości i
głośnymi życzeniami szczęścia. Z nadejściem nocy panna młoda
przechodziła do domu męża. Pochód otwierali muzykanci i ludzie
z pochodniami. Pozostali uczestnicy orszaku śpiewali pieśni
religijne i rzucali orzechy na znak szczęśliwego pożycia. Za panną
młodą szły jej towarzyszki, niosąc symbole prac domowych:
kądziel i wrzeciono. Przed drzwiami sypialni mąż ofiarowywał
żonie wodę i ogień, po czym wprowadzał ją do komnaty. Kiedy
rozwiązywał małżonce pasek od tuniki, goście dyskretnie
opuszczali pomieszczenie.
Po raz pierwszy w kulturze europejskiej małżeństwo
zawierano na zasadzie wolnej woli obydwu stron, wyrażonej w
obecności kapłana i świadków. Podstawę związku stanowiła
deklaracja woli, a nie kupno czy legalizacja konkubinatu. Zmiana
formy zaślubin symbolizuje wręcz drogę, jaką odbyło
społeczeństwo rzymskie od ludu pasterskiego do obywateli
imperium światowego. Rozwój intelektualny przyniósł zmiany w
obyczajowości rodzinnej. Po raz pierwszy w dziejach kobieta
uzyskała prawo do decydowania o swojej osobie. A skoro do
zawarcia małżeństwa potrzebna była jej zgoda, zaczęło jej
również przysługiwać prawo do rozwodu. Do pierwszych
rozwodów z inicjatywy kobiet doszło u schyłku republiki. W
latach cesarstwa proces ten się nasilił, aż wreszcie liczba
małżeństw zrywanych przez obie płcie się wyrównała. Zjawisko
to stało się tak powszechne, że już August wprowadził
odpowiednie przepisy utrudniające rozwody, wychodząc ze
słusznego założenia, że nic bardziej nie boli niż utrata majątku.
Zarządził więc, aby porzucany współmałżonek zachowywał część
majątku wniesionego do związku przez rozwiązującego
małżeństwo. Z reguły strona zrywająca była znacznie
zamożniejsza od współmałżonka, toteż cesarz pragnął w ten
sposób dać porzuconym szansę założenia nowej rodziny. Liczba
rozwodników wstępujących ponownie w związki małżeńskie
szybko wzrosła i znacznie przewyższyła liczbę wolnych
związków. Można wręcz odnieść wrażenie, że mnogość
zawieranych małżeństw rekompensowała kobietom konieczność
życia w związkach monogamicznych. Znaczna bowiem część
przedstawicielek arystokracji rzymskiej preferowała seks
małżeński i dla tej właśnie grupy rozwody oznaczały
urozmaicenie życia erotycznego. Rozluźnienie norm
obyczajowych spowodowało niemal całkowity zanik instynktu
rodzinnego w tej grupie społecznej. Arystokratyczne rody były
tak zajęte ustawicznymi ślubami i rozwodami, że dopiero późna
starość przerywała ten obłędny przekładaniec. Zanotowano
przypadek, że pewna dama miała ośmiu (!) mężów w ciągu
pięciu lat. Inna pani za czasów cesarza Domicjana (schyłek I w.
n.e.) dorobiła się łącznie dziesięciu małżonków. Słusznie więc
proponował jeden ze współczesnych kronikarzy, aby kobiety
liczyły lata nie imionami konsulów (tak jak państwo), lecz
nazwiskami kolejnych mężów. Rzymianki rozwodziły się
wyłącznie po to, aby ponownie wyjść za mąż. Zmiana partnera
odbywała się poprzez nowe małżeństwo, co w praktyce
oznaczało zalegalizowanie poligamii.
Ustawodawstwo Augusta zmierzało nie tylko w kierunku
poprawy moralności. Cesarz niepokoił się spadkiem rozrodczości
klasy rządzącej i wszelkimi sposobami próbował poprawić
sytuację. Niestety, poniósł klęskę na całej linii. Rozwój
antykoncepcji spowodował, że współżycie seksualne nie wiązało
się z ryzykiem zajścia w ciążę. Małżeństwa rzymskich nobilów
zadowalały się najczęściej jednym dzieckiem, równie częste były
przypadki całkowitej bezdzietności. Przykład zresztą szedł z
góry. Tyberiusz i Kaligula mieli po jednym dziecku, Neron umarł
bezpotomnie. Wszelkie rekordy pobiła jednak panująca w II w.
n.e. dynastia Antoninów. Jej pierwszych trzech przedstawicieli
nie doczekało się w ogóle potomstwa, a kolejnego los obdarzył
tylko córką! Dopiero Marek Aureliusz zdołał przekazać władzę
rodzonemu synowi i, jak na ironię, okazało się to jego
najgorszym posunięciem. Spadek liczby urodzeń wśród elity
rzymskiej mógł wręcz sugerować wyczerpywanie się rasy czy też
kryzys genetyczny. W II w. n.e. Rzymianka, która urodziła trójkę
dzieci, uchodziła za osobę nadzwyczajną. Poeci poświęcali jej
wiersze, władze obdarzały licznymi przywilejami. W czasie
obchodów igrzysk stuletnich dwukrotnie (!!!) uhonorowano
matronę, która urodziła pięciu synów. Czy jednak można się
dziwić hołdom, skoro inne Rzymianki (najczęściej bezdzietne)
oddawały się typowo męskim rozrywkom, jak miłostki,
szermierka, myślistwo czy pijaństwo?
Jak zwykle, wszędzie i zawsze w dziejach zdarzały się jednak
piękne przypadki miłości i wierności małżeńskiej. Były one na
tyle rzadkie, że kronikarze poświęcili im wiele uwagi, traktując
jako ewenement na tle obyczajów epoki. Za czasów Tyberiusza
odnotowano dwa przykłady żon, które z własnej i
nieprzymuszonej woli nie chciały przeżyć mężów skazanych
przez cesarza na śmierć. Za panowania Klaudiusza wsławiła się
Aria Starsza. Jej mąż, senator Caecinus Petus, został aresztowany
za bunt przeciwko władcy i pod silną strażą przewieziony do
stolicy. Żona błagała żołnierzy o zgodę na towarzyszenie
małżonkowi, a kiedy prośby nie poskutkowały, wynajęła łódź i
popłynęła za aresztowanym. Gdy mąż otrzymał wyrok skazujący,
postanowiła podzielić jego los. Nie zważając na perswazje
rodziny, udała się do więzienia i tam pierwsza wbiła sobie sztylet
w pierś. Po czym wyrwała go z rany i podała stojącemu przed nią
małżonkowi ze słowami: „Petusie, to nie boli”, dając do
zrozumienia, że czeka na akt odwagi z jego strony. W
dwadzieścia lat później Neron wykrył zorganizowany przeciwko
sobie spisek, w który zamieszany był sędziwy wychowawca
cesarza, Seneka. Zgodnie z obyczajami epoki Neron nakazał
filozofowi popełnienie samobójstwa. Stary mędrzec spokojnie
przyjął decyzję władcy i poczynił odpowiednie przygotowania.
Nie protestował, kiedy wraz z nim zdecydowała się umrzeć jego
żona, młodziutka Paulina. Oboje otworzyli sobie żyły, ale krew
zbyt wolno wyciekała ze starczego ciała. Seneka polecił więc
przeciąć sobie żyły na nogach, a gdy i to okazało się nieskuteczne,
zaniesiono go do łaźni. Tam w kłębach pary ostatecznie wyzionął
ducha. Informowany na bieżąco cesarz wzruszył się oddaniem
Pauliny i nakazał siłą uratować młodą kobietę. Jakie wrażenie
musiała robić miłość silniejsza niż śmierć, skoro nawet taki
zwyrodnialec jak Neron dał się ponieść wzruszeniu?

Kościół, rodzina i seks w czasach późnego cesarstwa

W IV w. n.e. dominującą rolę w świecie rzymskim zaczęło


zdobywać chrześcijaństwo. Przyjęcie nowej religii przez
dwór cesarski spowodowało ogromne zmiany w życiu imperium.
Powoli kształtował się nowy kodeks obyczajowy, a zalecenia
religijne przenikały do prawodawstwa. Jednocześnie jednak
rozpoczął się proces łagodzenia rygorów chrześcijaństwa, a
właściwie przystosowywania jego wymogów do praktyki
życiowej. Na pierwszy ogień poszła sprawa dziewictwa i
czystości seksualnej. Dla gmin chrześcijańskich z I w. n.e. znaczny
problem stanowiły wzajemne relacje między małżeństwem i
dziewictwem. Nigdy nie kwestionowano wyższości dziewictwa
nad małżeństwem, ale zdarzały się poważne wypaczenia
doktryny. Niektórzy wierni posuwali się do twierdzenia, że
ludzie żonaci niezachowujący czystości seksualnej nie mogą być
członkami Kościoła w sposób doskonały. Sprawa stała się na tyle
istotna, że zajął się nią święty Paweł z Tarsu w Pierwszym liście
do Koryntian. Odrzucił zachowanie czystości jako obowiązek,
zalecał jednak jej przestrzeganie. Można więc zrozumieć to
zalecenie jako ukłon w stronę niedoskonałości wiernych. Mimo
to przypadki całkowitej rezygnacji ze współżycia seksualnego
przyjmowano z najwyższym uznaniem. Dzieje apostolskie
wspominają o czterech córkach diakona Filipa, które do końca
życia pozostały dziewicami. W połowie II w. n.e. w gminach
chrześcijańskich spotykało się mężczyzn i kobiety od urodzenia
żyjących w całkowitej abstynencji płciowej. Szczególnie
radykalne formy przybrało zalecenie czystości seksualnej na
wschodzie imperium. Dziewictwo Marii było nie tylko
dogmatem, ale także obowiązującym ideałem. Rychło uznano, że
związku małżeńskiego nie da się pogodzić z praktykowaniem
chrześcijaństwa. Pojawiły się liczne teksty polemiczne na temat
małżeństwa, w których określano je jako „gorzkie ziele”. Pewne
kręgi Kościoła sugerowały, aby do chrztu dopuszczać wyłącznie
osoby bez przeszłości seksualnej. Wyjątek mieli stanowić
małżonkowie, którzy zobowiązali się do złożenia ślubu czystości.
Jedyną formą małżeństwa akceptowaną przez radykałów stało
się wspólne życie ascety z wtórną dziewicą. Praktyka narzuciła
jednak modyfikację poglądów. Pod koniec II w. n.e. pojawiły się
głosy, aby nie nakładać braciom ciężkiego brzemienia czystości,
lecz raczej mieć wzgląd na słabość wielkiej liczby wiernych.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że nakaz abstynencji seksualnej
skutecznie hamował ekspansję Kościoła. Życie w czystości było
możliwe jedynie dla niewielkiej liczby wiernych, a perspektywa
taka odstraszała potencjalnych członków wspólnoty. Radykalizm
ustąpił jednak opiniom, że małżeństwo i chrześcijaństwo dadzą
się pogodzić. Dziewictwo uznano za święte, jeżeli miało swoje
źródło w miłości do Boga. Jeśli natomiast stanowiło przejaw
pogardy dla małżeństwa, nie oznaczało żadnej świętości. A zatem
życia małżeńskiego nie powinno się uważać za przejaw
nieczystości. Niebawem więc Kościół zdecydowanie potępił
obyczaj oczyszczania po małżeńskim akcie seksualnym.
Nie uległy natomiast zmianie poglądy Kościoła na
pozamałżeńskie życie seksualne. Skoro potępiano nawet seks
małżeński, to oczywista wydaje się całkowita negacja związków
erotycznych poza małżeństwem. Były one kategorycznie
zakazane, a za ciężki grzech uważano samo uczucie podniecenia
czy też pożądania seksualnego. Tego rodzaju uczucia wykluczano
zresztą nawet w małżeństwie. Męża i żonę powinny łączyć
miłość, czułość i tkliwość, a nie cielesna namiętność. Pożądanie
małżonków uchodziło za grzech niemal równy współżyciu
seksualnemu w wolnym związku.
W tym miejscu doszliśmy do szczególnej rozbieżności między
etyką pogańską a chrześcijańską. Moraliści pogańscy, nawet
jeżeli piętnowali rozwiązłość, to niemal wyłącznie w obrębie
własnej klasy społecznej. Uwiedzenie czy wykorzystywanie
seksualne służącej (lub służącego) nie miało większego
znaczenia. Wierność małżeńska dotyczyła tylko partnerów
równych sobie pochodzeniem, czyli praktycznie elity.
Małżeństwo traktowano z największą powagą, ale służyło ono
jedynie celom prokreacyjnym i ekonomicznym. Mężczyzna nie
szukał oparcia duchowego czy emocjonalnej radości seksualnej
— tę znajdował u kurtyzan lub partnerów z niższych warstw.
Dopiero około III w. n.e. zaczęła się powolna przemiana
obyczajowości. Kryzys polityczny cesarstwa przyniósł ze sobą
zaostrzenie norm obyczajowych. Moraliści pogańscy zalecali, aby
żona była nie tylko przyjaciółką, lecz także równorzędnym
partnerem seksualnym, w pełni akceptującym akt płciowy i
uczestniczącym w nim na równych prawach. Taką postawę
uważano też za warunek zdrowia i szczęścia dzieci. Te pogańskie
zalecenia wydają się więc całkiem bliskie naszym współczesnym
poglądom na temat seksu małżeńskiego! Trzeba jednak przyznać,
że pogaństwo antyczne do końca nie potrafiło zniwelować
różnicy między mężczyzną i kobietą w dziedzinie erotyki. Mąż
zachowywał prawo do utrzymywania wolnych związków z
osobami spoza swojej sfery, ale żonie tego odmawiano. Mimo to
jednak po raz pierwszy zaczęto w niej dostrzegać oparcie dla
męża, jego towarzyszkę życiową. Rozwinięcie tego poglądu
stanowiły głoszone przez chrześcijan opinie o nakazie
bezwzględnej wierności małżeńskiej. Natomiast ograniczenia
seksualne w ramach małżeństwa można uznać za naturalną
reakcję na rozwiązłość świata pogańskiego. Warto jednak
zauważyć (z czym się jeszcze spotkamy), że nawet
chrześcijaństwo nie potrafiło zrównać w prawach obu płci: takie
same przewinienia ojcowie Kościoła i prawodawstwo traktowali
zupełnie odmiennie.
Przez dwa pierwsze wieki swojego istnienia chrześcijaństwo
skupiało niemal wyłącznie przedstawicieli niższych warstw
społecznych. Jeszcze około 180 r. dało się słyszeć ironiczne
uwagi o religii szewców, praczek i niewolników. Nakazy religijne
uniemożliwiały uczestnictwo w kultach państwowych, a co za
tym idzie — hamowały karierę. W praktyce odstraszało to elitę
rzymską od przyjęcia nowej wiary. Przypadki chrystianizacji
przedstawicieli bogatych warstw społeczeństwa zdarzały się w
tym okresie sporadycznie, chociaż nowa religia trafiła już nawet
do rodziny cesarskiej (Klemens, kuzyn cesarza Domicjana).
W tym czasie chrześcijaństwo rozwijało się właściwie bez
specjalnych przeszkód. Prześladowania miały charakter
przypadkowy i dotykały niewielu wiernych. Długotrwałe,
zorganizowane prześladowania Kościoła przez państwo nie
wchodziły jeszcze w rachubę. Dopiero kryzys cesarstwa
spowodował cykliczne poszukiwania wrogów państwa wśród
jego obywateli. Idealnie nadawali się do tego wyznawcy
Chrystusa, od dawna bacznie obserwowani. Odmowa udziału w
kulcie władców i uroczystościach o charakterze państwowym
budziła zrozumiałe podejrzenia, a stąd już tylko krok dzielił ich
od oskarżeń o nielojalność. Tym bardziej że ich religia przestała
być wiarą wyłącznie niewolników. Około 270 r. donoszono o
szlachetnie urodzonych damach, które zgodnie z ewangelicznymi
nakazami zapisywały swój majątek na rzecz Kościoła. W czasie
prześladowań w 303 r. chrześcijanie znajdowali się w
najbliższym otoczeniu cesarza Dioklecjana (jego
szambelanowie), a nawet w jego rodzinie (żona i córka).
Dostojne matrony (najczęściej wdowy) z gorliwością neofitek
oddawały swoje dobra i koneksje na potrzeby Kościoła.
Korzystali z tego biskupi, słusznie widząc w kobietach siłę
napędową nowej religii. Jeszcze na początku V w. senatorowie
rzymscy broniący resztek starych, pogańskich tradycji wracali do
domów rozbrzmiewających nabożnymi pieśniami w wykonaniu
ich żon i córek.
Wraz z przystąpieniem arystokracji do wspólnoty
chrześcijańskiej złagodzono wymogi dla nowych członków
Kościoła. Zniknęła gorliwość z pierwszych lat chrystianizmu.
Biskupi zmuszeni byli uzgodnić formy pokuty za aborcję,
cudzołóstwo i bigamię. Pasterze oficjalnie zakazywali małżeństw
mieszanych (z poganami), gier hazardowych, lichwy i
uczestnictwa w składaniu ofiar przez pogan. Zachowały się
bardzo interesujące zalecenia biskupa Bazylego z Cezarei
dotyczące życia seksualnego i rodzinnego. Biskup, człowiek o
ogromnym autorytecie moralnym, ostro upominał swoje
owieczki, które wcale nie zamierzały stosować w życiu zasad
ewangelii. Ale nawet u niego widać już znaczne zmiany w
podejściu do intymnej sfery życia. Po pierwsze, dopuszczał on
więcej niż jeden tylko związek między kobietą i mężczyzną.
Dopiero osoba, która dwukrotnie zawarła małżeństwo, nie mogła
się rozwieść ani w razie śmierci partnera zawrzeć nowego
związku. Mimo tej tolerancji biskup dawał jednak do
zrozumienia, że lepiej będzie, jeśli mężczyźni i kobiety
poprzestaną na jednym małżeństwie. Ostro natomiast potępiał
związki pozamałżeńskie. Na równi z cudzołóstwem traktował
oddalenie żony. Wyjątek stanowił przypadek niewierności
małżeńskiej, kiedy to mąż miał nawet obowiązek oddalić żonę,
aby móc się ponownie ożenić. Podobna relacja nie zachodziła
jednak w drugą stronę. Obowiązkiem kobiety było wybaczenie
mężowi i pozostanie z nim w związku. Ciekawe, że Bazyli
przewidywał mniejszą karę za uprawianie nierządu niż za
cudzołóstwo. Być może wynikało to z uznawania małżeństwa za
sakrament i z chęci obrony jego nierozerwalności.
Oddzielny temat stanowiło współżycie seksualne
małżonków. Biskupi byli zgodni co do tego, że mąż i żona nie
powinni współżyć w soboty i niedziele, podczas świąt
kościelnych oraz w czasie wielkiego postu. Jeżeli już jednak
doszło do zbliżenia, para taka pod żadnym pozorem nie mogła
przystąpić do komunii. Mimo to Bazyli nie potępiał całkowicie
małżonków nie potrafiących wyrzec się współżycia seksualnego
w dni świąteczne. Po prostu zalecał unikanie kontaktów
cielesnych i ubolewał, że wiele par nie potrafi opanować
pożądania.
Szczególną uwagę warto zwrócić na zmianę poglądów
hierarchów Kościoła w sprawie powtórnych małżeństw.
Najwyraźniej dostosowano teorię do realiów życiowych.
Przeciętna wieku była dość niska, wiele kobiet umierało przy
porodzie lub bezpośrednio po nim, a trudno wymagać od
młodego wdowca, by żył w czystości do końca swoich dni.
Uznano więc, że lepiej, aby człowiek taki ponownie się ożenił, niż
miałby pozostawać w wolnym związku lub korzystać z usług
prostytutek. Poza tym interes państwa wymagał dużej
rozrodczości. Tym bardziej że śmiertelność wśród dzieci była
znaczna i tylko posiadanie kilkorga potomków mogło zapewnić
kontynuację rodu.
W odróżnieniu od swoich poprzedników, hierarchowie
Kościoła nie zamierzali wykluczać grzeszników na stałe ze
wspólnoty. W IV w. zalecano ostre kary, ale nawet najsurowsza
pokuta mogła trwać najwyżej kilka lat. Ze współczesnego punktu
widzenia wydaje się to drakońską karą, lecz warto przypomnieć,
co się działo dwa wieki wcześniej: wiernych niezachowujących
zaleceń obyczajowych relegowano wówczas z Kościoła
dożywotnio!
Ustawodawstwo cesarskie powoli zbliżało się do wymogów
chrześcijańskich, z jednym wszakże wyjątkiem: Kościół nie
potrafił skłonić władców do energicznego przeciwstawienia się
rozwodom. Osiągnięto co prawda pewien postęp, ale było to
niewiele, jeśli porównać prawodawstwo z oczekiwaniami
Kościoła. Konstantyn Wielki zabronił kobietom wysyłać listy
rozwodowe swoim mężom z tak „błahych” powodów jak
pijaństwo, hazard i niewierność. Rozwód dopuszczano jedynie w
razie zabójstwa, uprawiania magii i niszczenia grobów.
Natomiast mężczyzna mógł się rozwieść z żoną, jeśli była mu
niewierna, zajmowała się stręczycielstwem lub uprawiała magię.
Wszczęcie postępowania rozwodowego bez podanych wyżej
przyczyn groziło zesłaniem i konfiskatą mienia. Prawodawstwo
dopuszczało, aby strona poszkodowana zawarła nowy związek
małżeński, ale dopiero po kilku latach oczekiwania. Jak zwykle w
starożytności, okres ten dla mężczyzny był krótszy niż dla
kobiety. Z czasem za powody uprawniające kobietę do
wystąpienia o rozwód uznano również zdradę małżeńską i
przemoc. Ostatnim krokiem cywilizującym prawodawstwo
rodzinne było zaakceptowanie w 497 r. rozwodów za
porozumieniem stron, bez orzekania o winie.

Zbrodnia na cesarskim dworze

Z achowały się do naszych czasów kazania niedzielne z


przełomu IV i V w., wygłaszane przez biskupa Cezarego z
Arles w Galii, które są kapitalnym przykładem kościelnej teorii i
praktyki w sprawach dotyczących seksu. Biskup wciąż
przypominał wiernym, aby przed komunią zachowywali czystość
przez kilka dni. Jak można wnioskować z częstości tych
napomnień, owieczki kompletnie ignorowały polecenia swojego
pasterza. Wyznawcy nie przestrzegali również abstynencji
płciowej w okresie świąt i wielkiego postu. A przecież w
początkowych kazaniach biskup zalecał niemal całkowitą
wstrzemięźliwość płciową: seks w małżeństwie miał służyć
wyłącznie do celów prokreacji! Zderzenie teorii z praktyką
okazało się jednak wyjątkowo przykre dla pasterza. W rezultacie
prosił wiernych już tylko o wzgląd na święta kościelne i unikanie
kontaktów seksualnych w czasie menstruacji. Ciekawe, że o ile
Bazyli nakazywał konkretną pokutę, o tyle Cezary ograniczał się
jedynie do mglistych gróźb o karze boskiej w postaci trądu czy
też paraliżu dla potomstwa. Proszę, jak dalece różniły się poglądy
obu hierarchów. I pomyśleć, że minęło zaledwie sto lat! Po
prostu praktyka życia wymusiła zmianę postaw. Cezary wprost
stwierdzał, że nie usuwa ze wspólnoty cudzołożników, albowiem
jest ich zbyt wielu. Gdyby więc zgodnie z zaleceniami Bazylego,
nałożyć na każdego z nich wieloletnią pokutę, biskup zostałby
zapewne sam ze starcami i dziećmi! Na domiar złego jego
owieczki wcale nie uważały cudzołóstwa za grzech.
Zdesperowany pasterz, nie mogąc dać sobie rady z rozwiązłością
i pijaństwem, apelował do wiernych, żeby przynajmniej mieli
wzgląd na swoje zdrowie, jeśli nie przejmują się sądem boskim!
Ale czego można się było spodziewać po maluczkich, skoro
zły przykład szedł z góry. Konstantyn Wielki, który doprowadził
do uznania chrześcijaństwa za religię państwową, przyjął chrzest
dopiero na łożu śmierci. Rozumował bardzo pragmatycznie. Jeśli
sakrament zmazuje wszelkie grzechy popełnione przed jego
przyjęciem, to lepiej zostać chrześcijaninem dopiero tuż przed
śmiercią. Wiedział, że ma dużo na sumieniu, a co więcej, nadal
będzie musiał czynić wiele złego. Jako polityk będzie
krzywoprzysięzcą, mordercą, oszustem. Lepiej więc zachować
sobie odpuszczenie grzechów na ostatnią chwilę życia. Poza tym
wcale nie chciał podporządkowywać się wymogom etyki
chrześcijańskiej w życiu prywatnym. Będąc dzieckiem z
nieprawego łoża, sam również doczekał się następcy tronu ze
związku z konkubiną. Miał jednak także oficjalną małżonkę,
której dzieci aspirowały do władzy. Między pasierbem i macochą
powoli narastało napięcie. Wreszcie Fausta oskarżyła Krisposa o
próbę gwałtu. Zapewne przedstawiła też świadków zajścia. W
pałacu, gdzie zwalczały się różne koterie, nie sprawiało to
specjalnej trudności. Cesarz uwierzył żonie. Mimo zaprzeczeń
syna, polecił go aresztować i stracić. A przecież mógł łatwo
odtworzyć sposób myślenia Fausty i zorientować się, jakie
przyświecały jej cele. Kiedyś wszak poświęciła dla własnej
korzyści ojca i brata. Ale wówczas okazała absolutną lojalność
wobec niego i dlatego teraz on obdarzył ją zaufaniem.
Konstantyn Wielki

Kronikarze powątpiewają w winę Krisposa. Wcześniej


młodzieniec prowadził się bez zarzutu, chociaż jako
królewskiemu synowi nie brakowało mu możliwości
zaspokojenia popędu płciowego. Nie musiał próbować gwałtu na
macosze, tym bardziej że znał charakter ojca. Ryzykowałby swoją
przyszłość dla chwili mocno kontrowersyjnego uniesienia? A
Fausta miała wystarczająco dużo powodów, aby chcieć jego
zguby. Przecież zamykał jej dzieciom drogę do tronu! Aż dziwne,
że Konstantynowi nie przyszło to do głowy. Zorientował się
dopiero po śmierci syna. I wówczas poszedł po linii
najmniejszego oporu: oskarżył żonę o fałszywe zeznania
przeciwko Krisposowi i polecił natychmiast ją zamordować.
Rodzaj śmierci wybrał dla niej osobiście. Faustę zamknięto w
łaźni i, stale podnosząc temperaturę, ugotowano żywcem. Kaźń
żony Konstantyna weszła do ponadczasowego kanonu makabry,
a cała sprawa doskonale wykazuje, że polityka rodzinna nie
zmieniła się od czasów pogańskich.

Synowie Konstantyna Wielkiego

S ynowie Fausty przejęli władzę po ojcu. Podobnie jak on


popierali rozwój chrześcijaństwa, ale dwaj najstarsi, wzorem
Konstantyna, nie przyjęli chrztu. Z niewiadomych przyczyn
uczynił to najmłodszy z braci, Konstans, sprawiając Kościołowi
nie lada kłopoty etyczno-moralne. Był, o czym wszyscy wiedzieli,
zatwardziałym homoseksualistą. Przez wiele lat na jego dworze
przebywała oficjalna narzeczona, ale cesarz nie mógł się zdobyć
na jej poślubienie. A chrześcijaństwo, zmuszone do tolerowania
zwyczajnej rozwiązłości, występowało gwałtownie przeciwko
wszelkim odstępstwom od normy. Inaczej niż w czasach
pogańskich, pederastię uważano za grzech równy sodomii czy
nekrofilii. Na dodatek cesarz miał wielu partnerów seksualnych,
głównie spośród swojej straży germańskiej oraz zakładników
przysyłanych przez plemiona osiadłe za Renem. W jego więc
wypadku można było mówić nie tylko o pederastii. ale wręcz o
nierządzie, który co prawda był mniejszym przewinieniem niż
cudzołóstwo, lecz i tak podlegał karze wykluczenia na siedem lat
ze wspólnoty religijnej. Konstans jednak sprawował władzę na
obszarze jednej trzeciej imperium, a po wojnie z rodzonym
bratem zajął i jego dzielnicę. Czy takiego człowieka mógł Kościół
potraktować jak zwykłego wiernego? Oczywiście nie. W pewnych
sytuacjach nakazy wiary muszą ustąpić przed wymogami
polityki. Wykluczyć cesarza ze wspólnoty oznaczałoby skierować
go wprost w ręce pogan albo do jednej ze schizm kościelnych. A
konkurencja wykazałaby znacznie większą wyrozumiałość
wobec słabości monarchy. Starano się więc zachować problem w
tajemnicy. Ale jaką tajemnicą może być rozpusta władcy?
Przecież maluczcy są wyjątkowo wyczuleni na słabości panów
tego świata. Czy można polegać na dyskrecji służby albo
współpracowników cesarza? Kapłani pomijali wprawdzie
sprawę milczeniem, niemniej zapewne problemy erotyczne
Konstansa przyczyniły się do jego upadku. Chrześcijaństwo nie
było jeszcze religią trwale ugruntowaną w społeczeństwie
rzymskim. Większość ludności (szczególnie na wsi oraz armia)
pozostawała przy dawnych wierzeniach. Na pewno władca, który
przyjął chrzest, a tak bardzo odbiegał od zasad głoszonych przez
religię, nie mógł wzbudzać zaufania. Nie można przecież ufać
hipokrycie. Nie można również go szanować. Kiedy więc doszło
do wybuchu rebelii, na której czele stanął poganin Magnecjusz,
okazało się, że prawowity cesarz nie ma poparcia poddanych. W
dodatku w chwili wybuchu powstania władca przebywał na
polowaniu, które stanowiło okazję, by z dala od pałacu i
złośliwych języków oddawać się ulubionym praktykom
homoseksualnym. Kiedy powrócił, prowincje przeszły już na
stronę buntownika. Cesarz zginął, opuszczony przez wszystkich, i
potrzeba było ogromnego wysiłku jego brata, Konstancjusza II,
aby znów narzucić Zachodowi panowanie legalnej dynastii.
Wiązało się to oczywiście z restauracją chrześcijaństwa.
Konstancjusz nie przysparzał hierarchom Kościoła
specjalnych problemów natury obyczajowo-moralnej. Nie miał
jednak pod tym względem szczęścia do współrządców. Rodzony
brat był zdeklarowanym pederastą, a nowy współwładca,
stryjeczny brat Gallus, rychło okazał się zwyrodnialcem godnym
Kaliguli czy Tyberiusza. Po pokonaniu Magnecjusza został on
zarządcą prowincji wschodnich i pojął za żonę siostrę cesarza,
Konstancję. W Antiochii nowi władcy szybko dali się poznać z jak
najgorszej strony. Łapówkarstwem, sprzedażą urzędów czy
skrytobójstwami nie ustępowali monarchom pogańskim.
Również pod względem obyczajowości erotycznej nie odbiegali
od wzorców wypracowanych przez dynastię julijsko-klaudyjską.
Niestety, kronikarze chrześcijańscy okazali się o wiele bardziej
dyskretni (czy też pruderyjni) od swoich pogańskich
Konstancjusz II

poprzedników, toteż niewiele szczegółów z tej sfery życia


przekazali potomnym. Zachowała się jednak ciekawa historia o
Konstancji, będącej złym duchem męża, dająca próbkę
możliwości cesarzowej. Otóż zwróciła się do niej z prośbą o
pomoc jedna z szacownych dam Antiochii, której córka niedawno
wyszła za mąż za bogatego kupca imieniem Klematius. Teściowa
straciła rozsądek i zakochała się w zięciu. Mimo że była gorliwą
chrześcijanką, postanowiła uwieść młodego człowieka. Ten
jednak wcale nie miał ochoty zdradzać żony z jej rodzoną matką.
Mimo to starsza pani nie ustawała w zabiegach, aż wreszcie
Klematius postanowił wraz z żoną wrócić do rodzinnej
Aleksandrii. Wówczas teściowa poprosiła Konstancję o
interwencję. Cesarzowa rozstrzygnęła problem we właściwy
sobie sposób. Poleciła aresztować i zamordować kupca.
Następnie zwłokom odcięto genitalia i odesłano teściowej. Do
przesyłki Konstancja dołączyła karteczkę o ironicznej treści:
„Nareszcie twoje”. Matrona straciła zmysły, a sprawa stała się
głośna na całym Wschodzie.
Jest wyjątkowym paradoksem, że najbliżej etycznych ideałów
chrześcijaństwa był jedyny członek dynastii, który oderwał się
od nowej wiary. Julian Apostata, człowiek ogromnej inteligencji i
wiedzy, powrócił do tradycyjnych wierzeń, co więcej starał się je
zmodyfikować zgodnie z duchem czasu. Nie prześladował
Kościoła, lecz jedynie próbował zdegradować go do roli jednego
z wielu kultów. Cesarz był wręcz ideałem moralności. Nie miał
kochanek, po śmierci żony żył w celibacie. Niestety, ten ideał za
bardzo odbiegał od swoich chrześcijańskich poprzedników i
stanowił wręcz jawne zaprzeczenie tezy o rozpustnych,
zdegenerowanych poganach. Na szczęście dla kościelnych
moralistów panowanie Juliana nie trwało zbyt długo. Jego
następcy byli już bez wyjątku chrześcijanami i z reguły stosowali
się w życiu seksualnym do wzorców zalecanych przez Kościół.
W RODZINIE CESARSKIEJ
Germanik

N a tle obyczajów erotycznych dynastii julijsko-klaudyjskiej


chlubny wyjątek stanowiło małżeństwo Germanika i
Agrypiny Starszej, członków rodziny panującej dość blisko ze
sobą spokrewnionych. Germanik był synem Druzusa, pasierba (a
może syna?) Augusta, czyli wnukiem Liwii, przez matkę zaś
wnukiem siostry cesarza, Oktawii, a jego żona, córka Julii i
Agrypy, rodzoną wnuczką Augusta. Pochodzenie rodzinne mogło
więc rokować jak najgorzej. Matka i siostra Agrypiny zakończyły
życie na wygnaniu, zmuszone do opuszczenia Rzymu. Stryj
Germanika i jego rodzona siostra mieli w przyszłości dać się
poznać z jak najgorszej strony. O Liwii i jej specyficznym
kodeksie etycznym mówiliśmy w jednym z poprzednich
rozdziałów. Tymczasem małżeństwo Germanika i Agrypiny
okazało się chyba jedynym udanym związkiem w obrębie
dynastii. Małżonkowie żyli ze sobą w wyjątkowej zgodzie i
doczekali się aż dziewięciorga potomków. Nic nie wiadomo o
pozamałżeńskich przygodach Germanika. Również Agrypina
dochowywała mężowi wierności. Co więcej, towarzyszyła mu w
wyprawach wojennych, dzieląc z nim trudy służby dla ojczyzny.
W Rzymie oboje cieszyli się wielką popularnością dzięki swemu
życzliwemu stosunkowi do ludzi. Ich dom zawsze stał otworem
dla przyjaciół, nie notowano przypadków wywyższania się nad
innych. W dodatku Germanik był chyba najbardziej
utalentowanym wodzem rzymskim tego okresu. On i jego żona
uosabiali ideały, które August starał się zaszczepić w
społeczeństwie. Jeżeli do tych zalet dodamy jeszcze absolutną
lojalność wobec monarchy, otrzymamy obraz doskonałego
sukcesora władzy cesarskiej. Mając taki ideał w najbliższym
otoczeniu, August zaczął się zastanawiać nad zmianą kolejności
dziedziczenia. Pięć lat przed śmiercią wyznaczył na swojego
następcę Tyberiusza. Po nim władzę mieli przejąć jego
potomkowie. August jednak nie lubił starszego pasierba i decyzję
na jego korzyść podjął wyłącznie z konieczności. Kiedy z dumą
obserwował Germanika, ogarniały go wątpliwości, czy słusznie
postanowił. Niewykluczone przecież, że Germanik był jego
rodzonym wnukiem! A nawet jeżeli nim nie był, to i tak był
wnukiem jego rodzonej siostry. W każdym razie Germanik
przypadł cesarzowi do serca o wiele bardziej niż zimny i
zamknięty w sobie Tyberiusz. Na dodatek pasierb ogromnie
przypominał swojego ojca, którego August wręcz obsesyjnie nie
znosił. Dobrze pamiętał, że pół wieku wcześniej ojciec
Tyberiusza ośmielił się zaproponować, aby zabójcom Cezara
przyznać nagrody. A teraz syn tego zajadłego republikanina miał
objąć władzę w państwie rzymskim jako jedynowładca! Po
głębokim namyśle cesarz doszedł jednak do wniosku, że nie
może usunąć Tyberiusza. Pasierb zajmował zbyt silną pozycję w
strukturach militarnych i administracyjnych imperium, aby po
prostu zrezygnować z sukcesji. Poza tym stała za nim Liwia,
która bezwzględnie realizowała swój zamiar osadzenia syna na
tronie. August nie zapomniał o tajemniczych zgonach, które
utorowały Tyberiuszowi drogę do władzy. Wolał więc nie
narażać ulubieńca na niebezpieczeństwo, tym bardziej że zmiana
ustalonego porządku groziłaby katastrofą dla całego państwa. Po
śmierci Augusta Tyberiusz i Liwia mogliby doprowadzić do
wybuchu wojny domowej. A pasierb cesarza miał licznych
zwolenników w armii. W związku z tym cesarz znalazł inne
wyjście z sytuacji. W trosce o zapewnienie sukcesji po
Tyberiuszu polecił mu adoptować Germanika, który w ten
sposób — jako starszy od jedynego syna Tyberiusza —
uzyskiwał zgodnie z prawem rzymskim pierwszeństwo w
dziedziczeniu. Pasierb nie mógł odmówić cesarzowi i acz
niechętnie, adoptował bratanka.
W 14 r. n.e. zmarł August. Przejęcie władzy przez Tyberiusza
nie obyło się bez pewnych wstrząsów. Wojska stacjonujące w
Germanii usiłowały obwołać cesarzem Germanika. Sytuację
opanował dopiero sam zainteresowany, ostro sprzeciwiając się
tej próbie. Tyberiusz jednak, który dotychczas ' nie zdawał sobie
sprawy z popularności bratanka w armii, od tej chwili zaczął go
traktować jako konkurenta do władzy. Nie można się temu
specjalnie dziwić, albowiem nowy cesarz był osobnikiem
wyjątkowo podejrzliwym i nieufnym. Z drugiej wszakże strony
obawy Tyberiusza trudno uznać za bezpodstawne. Każdy
przejaw niezadowolenia przeciwko cesarzowi mógł łatwo
znaleźć oddźwięk w Germaniku. I to nawet wbrew jego woli.
Chociaż wydaje się to na pozór absurdalne, dzieje ludzkości
notują podobne przypadki. Germanik stanowił wzór lojalności,
ale gdyby Tyberiusz padł ofiarą zamachu, czy odmówiłby
przyjęcia władzy? Był przecież następcą cesarza i miał takie
prawo, a nawet obowiązek. Potencjalni zamachowcy zaś nie
musieliby się długo rozglądać za kandydatem do tronu.
Znajdował się pod ręką i rokował jak najlepsze nadzieje.
Sama osoba Germanika hamowała złe instynkty Tyberiusza.
Z czasem miało się okazać, że cesarz był wyjątkową kanalią o
sadystycznych skłonnościach. Dopóki jednak istniało zagrożenie
ze strony bratanka, władzę Tyberiusza cechowały rozwaga i
umiarkowanie. Zastanawia tylko, czy cesarz liczył się z opinią
Germanika, czy też po prostu obawiał się buntu i wysunięcia
bratanka przez opozycję. Następca wykazywał wobec niego
całkowitą lojalność, ale czy dla dobra imperium i dynastii nie
przejąłby władzy? Cesarz wolał nie ryzykować.
Agryppina Starsza, żona Germanika
W piątym roku panowania Tyberiusza Germanik wraz z
rodziną wyjechał na Wschód. Podróż miała charakter
inspekcyjny i przypominała działalność, którą swego czasu
prowadzili August i Agrypa. W Syrii Germanik popadł w konflikt
z tamtejszym namiestnikiem, Gnejuszem Pizonem. Bratanek
cesarza zarzucił mu liczne nadużycia, a znając uczciwość
Germanika, należy przypuszczać, że nie były to bezpodstawne
zarzuty. Problem tkwił w czym innym. Pizon był zaufanym
człowiekiem Tyberiusza, a jego żona uchodziła za jedną z
najbliższych przyjaciółek Liwii. Prawdopodobnie cesarz
przymykał oczy na malwersacje namiestnika w zamian za
bezwzględną lojalność. Niewykluczone, iż Germanik wiedział o
tym, ale nie zważał na żadne układy. Namiestnik popełnił
nadużycia, a zatem musi za nie odpokutować. Następca tronu
zapowiedział wyciągnięcie surowych sankcji, po czym udał się w
drogę powrotną do Rzymu. Nie dotarł jednak do domu. Zmarł po
krótkiej chorobie, a wszystkie symptomy wskazywały, że
przyczyną śmierci była trucizna. Kariera Pizona opierała się na
łasce rodziny cesarskiej, toteż trudno przypuszczać, aby
zamordował Germanika bez wiedzy panującego. Nigdy nie
odważyłby się zrobić czegokolwiek poważnego bez zgody
cesarza, a cóż dopiero mówić o otruciu jego bratanka. Zwróćmy
przy tym uwagę na przyjaźń żony Pizona z Liwią. Jakie kontakty
mogły łączyć żonę urzędnika z wdową po Auguście i matką
aktualnie panującego? Tylko związek patrona i klienta. W tym
czasie Tyberiusz i Liwia prowadzili wspólną politykę,
przeciwstawiając się stronnictwu Germanika. Bratanek sprawiał
kłopoty, więc należało się go pozbyć. Podanie trucizny w Rzymie
było ryzykowne, groziło rozruchami przeciwko inspiratorom
zbrodni. Okazało się jednak, że śmierć idola tłumów nawet w tak
odległej prowincji wywołała powszechne oburzenie w stolicy.
Mordercy nie docenili również Agrypiny. Młoda kobieta nie
zamierzała poprzestać wyłącznie na opłakiwaniu męża.
Natychmiast po przybyciu do Rzymu rozpoczęła kampanię
propagandową przeciw zbrodniarzom. Oficjalnie oskarżyła
Pizona o dokonanie mordu, co szybko podchwyciła opinia
publiczna. W tej sytuacji cesarz musiał zareagować, aby uchronić
się przed zarzutem o współdziałanie. Agrypina nie poczuwała się
do takiej lojalności wobec panującego jak Germanik. Możliwe
zresztą, że uznała, iż w tych okolicznościach lojalność jej nie
obowiązuje. I trudno się temu dziwić. Przyciśnięty do muru
cesarz musiał znaleźć kozła ofiarnego, na którym skupiłaby się
nienawiść poddanych. A któż się do tego lepiej nadawał niż
Pizoń? Wszak jego oskarżała wdowa po zmarłym, przeciwko
niemu więc należało skierować nienawiść tłumów. Obawiano się
wprawdzie, czy przypadkiem nie zacznie zbyt dużo mówić w
czasie przesłuchań w senacie, ale i ten problem rozwiązano.
Namiestnik Syrii otrzymał wezwanie do stolicy i w drodze do
Rzymu popełnił samobójstwo. W ten sposób przyznał się do
winy, a opinia publiczna miała kogo obciążyć za śmierć swojego
idola.
Sejan i Liwilla

P o śmierci Germanika rządy Tyberiusza uległy zaostrzeniu. Na


dodatek cesarz poróżnił się z matką, co przyniosło opłakane
efekty. O Liwii można powiedzieć wiele złego, ale trzeba
przyznać, że była wysokiej klasy politykiem. Kto wie, czy pod tym
względem nie przewyższała Augusta. Działali wspólnie, a w
kwestiach spornych (np. w sprawie następstwa tronu) i tak Liwia
potrafiła postawić na swoim. Ostatecznie polityka rozlicza się ze
skuteczności działania, nie z etyki. Liwia zawsze osiągała
zamierzone cele i to najlepiej świadczy o jej umiejętnościach.
Tyberiusz czuł się już jednak na tyle dojrzały (miał sześćdziesiąt
lat!), że postanowił pozbyć się kurateli matki. W odpowiedzi
Liwia skutecznie obrzydzała synowi życie. Kiedy cesarz urządzał
przyjęcie dla senatorów, ona zapraszała ich żony do siebie. I
zawsze się okazywało, że uczta u Liwii przewyższa splendorem
przyjęcie u syna. Zresztą cesarzowa nie musiała się specjalnie
wysilać. Tyberiusz całe życie słynął z oszczędnego trybu życia, a
w starszym wieku stał się wyjątkowym skąpcem. Gorzej, że Liwia
nabrała zwyczaju zabawiania gości lekturą adresowanych do niej
listów Augusta. Tendencyjnie dobierała fragmenty zawierające
wyłącznie negatywne opinie męża o Tyberiuszu. Cesarz starał się
ignorować te praktyki matki, co uznać chyba trzeba za jedyne
rozsądne wyjście z sytuacji. Słusznie podejrzewał, że w rękach
Liwii znajdują się jeszcze bardziej kompromitujące materiały. A
droga Tyberiusza do tronu była wystarczająco podejrzana, aby
zmusić go do milczenia.
Nie mogąc dać sobie rady z matką, cesarz rozpoczął
rywalizację z Agrypiną i jej dziećmi. Oficjalnie zgadzał się na
wszelkie uchwalane przez senat splendory, ale jednocześnie
polecił otoczyć wdowę po Germaniku siecią agentów. Ich
zadaniem było gromadzenie dowodów obciążających rodzinę
bratanka. A to nie stanowiło specjalnej trudności. Agrypiną była
wspaniałą żoną i matką, lecz zupełnie pozbawioną umiejętności
politycznych. Wiele również pozostawiały do życzenia jej talenty
dyplomatyczne, a one właśnie miały się okazać szczególnie
cenne. Wkrótce bowiem w życiu politycznym stolicy pojawiła się
kolejna siła, z którą należało się liczyć. Do rozgrywek o władzę
włączyła się aktywnie Liwilla, żona Druzusa. aktualnego
następcy tronu (syna Tyberiusza). Była ona rodzoną siostrą
Germanika, co jednak zupełnie nie wpływało na jej uczucia
rodzinne. Ambitna kobieta nie zamierzała realizować swoich
planów przy pomocy męża. Zwróciła uwagę na prefekta
pretorianów, Marka Eliusza Sejana. Została jego kochanką,
sugerując dalszy rozwój jego kariery. Tyberiusz przekroczył już
sześćdziesiątkę i nikt nie wróżył mu długiego życia. Po
poślubieniu kochanki Sejan mógł zostać następcą cesarza.
Tyberiusz coraz bardziej zniechęcał się do Agrypiny, przenosząc
swoje uczucia również na jej dzieci. Kochankowie zaś byli
pozbawieni skrupułów natury moralnej i oboje pragnęli przede
wszystkim władzy. Zastanawia tylko, dlaczego Liwilla wybrała
Sejana, nie zaś własnego męża jako narzędzie realizacji swoich
ambicji. Przecież po śmierci Germanika największe szanse na
objęcie władzy miał syn cesarza. Czyżby romans Liwilli i Sejana
zaczął się jeszcze za życia Germanika? Niewykluczone. Bardziej
prawdopodobne jest jednak inne wytłumaczenie. Siostrze
Germanika nie układało się pożycie z Druzusem. Sejan był
osobnikiem bardzo męskim, czego nie można powiedzieć o synu
Tyberiusza. Podobno Druzus prezentował wszystkie wady swojej
rodziny, a żadnej zalety. Liwilla zakochała się w Sejanie i razem z
nim zamierzała zasiąść na tronie. Czy dla kobiety jej pokroju nie
było to bardziej emocjonujące? Mieć u swojego boku mężczyznę,
który do wszystkiego doszedł sam, nie zawdzięczając niczego
urodzeniu? A na dodatek ten człowiek doskonale sprawdzał się
jako mężczyzna. To wiele wyjaśnia.
Pierwszą przeszkodą w osadzeniu na tronie Sejana okazał się
mąż Liwilli. Kochankowie poradzili sobie z tym dość łatwo.
Liwilla podała Druzusowi wolno działającą truciznę. Wyciągnęła
wnioski ze śmierci brata i nie chciała powtórzyć błędu Pizona.
Tak więc Druzus najpierw dość długo chorował, a jego śmierć nie
wywołała podejrzeń. Świadczy to o fachowości morderców.
Należy zresztą przyznać, że całą sprawę zabójcy przeprowadzili
wyjątkowo umiejętnie. Sprzyjały im zmiany w umysłowości
cesarza, który z czasem zaczął tracić zapał do kierowania
państwem, coraz bardziej pochłonięty wyuzdanymi praktykami
seksualnymi, które wszakże starał się ukrywać. Trudno
powiedzieć, czy zachowywał się tak z obawy przed opinią
publiczną, czy też z pewnego poczucia przyzwoitości. Ostatecznie
wychował się pod okiem Augusta, który był niebywale czuły na
punkcie zachowania pozorów moralności. Tyberiusz obawiał się
również reakcji matki, która niewątpliwie wykorzystałaby jego
skłonności przeciwko niemu. Tak więc cesarz powoli szykował
się do wyjazdu z Rzymu, coraz więcej spraw zlecając Sejanowi.
Prefekt wywiązywał się z nich celująco, co bardzo cieszyło
władcę.
W pięć lat po śmierci Germanika Tyberiusz po raz pierwszy
dał publiczny wyraz niechęci do jego rodziny. Senat uchwalił
modlitwy za zdrowie i pomyślność cesarza, włączając do nich
dwóch najstarszych synów Germanika. Zirytowany tym
Tyberiusz bez ogródek skrytykował senatorów. Zauważył, że na
podobny zaszczyt należy sobie najpierw zasłużyć. Nie było
bowiem przyjęte, aby modlić się wspólnie za pomyślność władcy,
który kilkadziesiąt lat poświęcił dla dobra państwa, i dwóch
młodzieńców niemających jeszcze żadnych zasług. Otoczenie
odebrało krytykę cesarza jako oficjalny sygnał do rozpoczęcia
kampanii przeciwko rodzinie Germanika. Sytuację pogorszyła
Agrypina, publicznie obrażając monarchę. Kiedy bowiem w
czasie przyjęcia Tyberiusz poczęstował ją owocami, odmówiła
ich przyjęcia, sugerując, że boi się otrucia. Nieprzemyślane
zachowanie wdowy po Germaniku wywołało wielkie wrażenie w
stolicy. Z okazji natychmiast skorzystali Liwilla i Sejan. Między
stronnictwami wybuchła cicha wojna, podczas której Agrypina
popełniła dalsze błędy. Zamierzała odwołać się do pomocy armii,
w której pamięć o Germaniku była wciąż żywa, ale zrobiła to tak
niedyskretnie, że jej plany szybko dotarły do cesarza. Tyberiusz
uzyskał wreszcie upragnioną szansę pozbycia się wdowy po
bratanku. Ogłosił ją zdrajczynią i polecił aresztować. Następnie
skazał na dożywotnie więzienie na jednej z wysepek u wybrzeży
Italii. W czasie przesłuchań oskarżonej cesarz dał folgę swoim
sadystycznym skłonnościom, osobiście nadzorując tortury. Na
jego polecenie wybito Agrypinie oko! Teraz nadszedł czas na jej
synów. Opuszczeni przez matkę, popełniali błąd za błędem, a
Sejan i Liwilla skwapliwie informowali o wszystkim cesarza.
Mieli o tyle ułatwioną sytuację, że Tyberiusz wyjechał z Rzymu i
osiadł na wyspie Capri. Zajął się tam głównie orgiami
seksualnymi, a państwem zarządzał korespondencyjnie. W
praktyce większość spraw trafiała do Sejana. Prefekt realizował
dwa cele. Po pierwsze, próbował w imieniu władcy
unieszkodliwić kandydatów do tronu, po drugie zaś, po cichu
dyskredytował cesarza w oczach opinii publicznej. W ten sposób
zwiększał swoje i Liwilli szanse na objęcie tronu po śmierci
Tyberiusza. Kochankowie postępowali bardzo umiejętnie.
Rozpoczęły się procesy o obrazę majestatu, które szybko
zamieniły się w tragifarsę. Skazano i stracono pewnego senatora,
który skorzystał z szaletu, mając przy sobie monetę z
wizerunkiem Augusta. Inny nieszczęśnik sięgnął niebacznie po
nocnik ręką ozdobioną pierścieniem z wizerunkiem zmarłego
władcy. W celu usprawnienia postępowania oficjalnie
zalegalizowano donosicielstwo. Od tej pory osoba, która
wykazała się obywatelską postawą (tzn. kogoś zadenuncjowała),
w uznaniu swoich zasług otrzymywała znaczny procent majątku
ofiary. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Stolica imperium
stała się miastem, w którym nikt z elity rzymskiej nie mógł być
pewien dnia jutrzejszego.
Nie można jednak o wszystko oskarżać Sejana i Liwilli.
Ostatecznie terror firmował cesarz i z jego to ust padły słynne
słowa: „Niech się boją, byleby tylko słuchali”[10]. Sam Tyberiusz

[ 1 0 ] – S w e t o n i u s z , Żywoty Cezarów – Tyberiusz (59),


Warszawa 1987.
czasami przerywał orgie seksualne, aby przyglądać się
egzekucjom skazańców przywożonych specjalnie w tym celu z
Rzymu. W atmosferze ogólnego terroru Sejan bez problemu
rozprawił się ze starszymi synami Germanika. Na pierwszy ogień
poszedł Neron, oskarżony o zdradę stanu. Nieostrożny
młodzieniec wypowiadał się krytycznie o metodach rządzenia
reżimu, co wystarczyło, by go uwięzić. Jako wróg państwa został
osadzony na bezludnej wysepce o nazwie Ponzja. Następnie
aresztowano jego młodszego brata, Druzusa. Z dzieci Germanika
i Agrypiny przy życiu pozostał jedynie najmłodszy syn, noszący
przydomek Kaligula, oraz trzy córki. Sejan i Liwilla
zneutralizowali również młodszego brata Germanika,
Klaudiusza. Ożeniono go z siostrą prefekta, włączając w ten
sposób w orbitę wpływów stronnictwa.
Wydawać się mogło, że teraz nic już nie powstrzyma pary
kochanków przed przejęciem władzy. Najważniejsi konkurenci
zostali wyeliminowani z rozgrywki, uwięzieni lub zamordowani.
Z całej rodziny na wolności przebywali jedynie Kaligula,
Klaudiusz oraz wnuk Tyberiusza (syn Liwilli), Gamellus. Kaligulę
można było łatwo wyeliminować (np. za pomocą trucizny),
Klaudiusza uznawano za upośledzonego umysłowo, Gamellus był
niepełnoletni, poza tym pozostawał pod wpływem matki. Sejan
wraz z kochanką spokojnie więc czekali na śmierć cesarza, który
przekroczył już siedemdziesiątkę. Władca zaczął jednak
podejrzewać prefekta o prowadzenie własnej gry. Przezornie
odmówił mu zgody na poślubienie Liwilli, po czym wezwał do
siebie Kaligulę i zatrzymał na Capri. Najwyraźniej nie chciał, aby
młodzieńcowi stało się coś złego w Rzymie. Niebawem otrzymał
nader interesujący list od swojej bratowej (matki Germanika i
Klaudiusza). Starsza pani nie mieszała się dotychczas do polityki,
zajmując się wyłącznie sprawami domowymi. Teraz jednak
wpadły jej w ręce materiały świadczące o tym, że Liwilla i Sejan
planują przewrót. Przez zaufanego człowieka przesłała dowody
na Capri, prosząc cesarza o podjęcie stosownych działań. Po
zapoznaniu się z nimi Tyberiusz wpadł w panikę. Zorientował
się, że Sejan skupił w swoich rękach wielką władzę i usunięcie go
nie będzie sprawą prostą. Prefekt nie przyjąłby zwykłej dymisji i
zapewne próbowałby przeciwstawić się zbrojnie. A miał pod
sobą pretorianów, którzy bez problemu mogli opanować sytuację
w stolicy. Cesarz musiał więc działać bardzo ostrożnie, nie
wzbudzając podejrzeń Sejana. Wyznaczył go zatem na konsula, i
to razem ze sobą, co oznaczało kolejny zaszczyt dla prefekta i
kolejny krok w jego karierze. Zobowiązał się też przekazać
Sejanowi uprawnienia trybuna ludowego, co równało się uznaniu
go za współrządcę. Wyraził również zgodę na małżeństwo z
Liwillą. Uspokoiwszy w ten sposób prefekta, spokojnie
przygotowywał jego zgubę. Znalazł wśród pretorianów oficera
imieniem Makron, który wydał mu się odpowiedni do usunięcia
Sejana. Oficer zgodził się obalić swego dowódcę i zapanować nad
gwardią w zamian za stanowisko prefekta. O desperacji cesarza
najlepiej świadczy jego polecenie, aby w razie niepowodzenia
uwolnić Druzusa (młodszego syna Germanika) i postawić go na
czele kohort miejskich. Popularny młodzieniec na pewno
pociągnąłby za sobą wahających się żołnierzy, nie mówiąc już o
ludzie stolicy. Okazało się to jednak niepotrzebne. Podczas
posiedzenia senatu odczytano list Tyberiusza, w którym cesarz
oskarżał Sejana o wszelkie.możliwe zbrodnie. Następnie przy
aplauzie senatorów prefekta aresztowano i niezwłocznie
uduszono. Nie tracąc czasu, rozpoczęto polowanie na jego
stronników. Jak zwykle w takich sytuacjach, z ludzi wychodziły
najniższe instynkty. Ci, którzy jeszcze wczoraj drżeli przed
Sejanem, teraz robili wszystko, aby przypodobać się nowemu
reżimowi. Doszło do niespotykanej w dotychczasowej historii
Rzymu orgii zbrodni, której ofiarami padali często zupełnie
przypadkowi ludzie. Zwykle ich jedyną winą było
pokrewieństwo lub przyjaźń z Sejanem. Najbardziej
spektakularnych mordów dokonano na najbliższej rodzinie
prefekta. Skazano na śmierć jego dzieci i wówczas okazało się, że
jeden z synów jest niepełnoletni. Prawo rzymskie kategorycznie
zabraniało w takich wypadkach egzekucji i wydawało się, że
chłopiec ocali życie. Ale od czego zdolności legislacyjne
oprawców! Dziecku polecono w więzieniu przybrać togę męską,
tzn. uznano je za pełnoletnie, a następnie w majestacie prawa
ścięto. Inny problem dotyczył córki Sejana. Dziewczynka, choć
już pełnoletnia (miała ponad dwanaście lat), była jeszcze
dziewicą. A powszechnie uważano, że egzekucja dziewicy
stanowi zły prognostyk dla państwa. Makron jednak nie zwykł
zrażać się trudnościami. Tak więc kat najpierw zgwałcił
dziewczynkę, a dopiero potem udusił. Nowy prefekt od początku
sprawowania urzędu ściśle wypełniał zalecenia cesarza. Próbę
przejęcia władzy przypłaciła życiem również Liwilla.
Upadek Sejana nie spowodował przywrócenia do łask
rodziny Germanika. Cesarz nie zamierzał złagodzić wyroków.
Może wierzył w winę Agrypiny i jej synów, a może uznał, że jest
już za późno na pogodzenie, Neron nie żył, jego matka zaś była
kaleką. Los skazańców musiał się wypełnić i rzeczywiście żadne z
nich nie przeżyło Tyberiusza. W dwa lata po śmierci Sejana
Agrypina odmówiła przyjmowania pokarmów i niebawem
zmarła. Jej śmierć spodobała się cesarzowi do tego stopnia, że
postanowił w ten sam sposób zgładzić Druzusa. Osoby, które
oglądały jego zwłoki, mówiły, że syn Germanika miał w ustach
resztki siennika więziennego, który jadł, by oszukać głód.
Upadek Sejana nie oznaczał też złagodzenia terroru w Italii.
Rolę kata przejął obecnie Makron, który wywiązywał się z niej
równie dobrze jak poprzednik. Od początku związał się z
ostatnim synem Germanika, Kaligulą. Młodzieniec uchodził za
następcę Tyberiusza i sprytny prefekt wolał zapewnić sobie jego
poparcie już wcześniej. Tym bardziej że z całej dynastii przy
życiu pozostało razem z cesarzem jedynie czterech mężczyzn.
Klaudiusza uważano za niezdolnego do przejęcia władzy, a
Gamellus był niepełnoletni. W tej sytuacji pozycja Kaliguli
wydawała się niepodważalna, zwłaszcza że cieszył się poparciem
Makrona. Sprytny prefekt podstawił mu nawet własną żonę jako
kochankę, aby tylko uzyskać większy wpływ na jego osobę. Stary
cesarz sprawił jednak Kaliguli i Makronowi przykrą
niespodziankę, sporządzając przed śmiercią nowy testament. W
dokumencie mianował swoimi następcami Kaligułę i Gamellusa
na równych prawach. Mimo to po jego śmierci Kaligula przejął
pełnię władzy, oficjalnie uznając Gamellusa za swojego
sukcesora. Następnie polecił zabić chłopca, po czym usunął ze
świata żywych Makrona wraz z żoną. Nowy cesarz zamierzał
rządzić sam i żadni pomocnicy nie byli mu do tego potrzebni.

Kaligula

W krótce po objęciu władzy Kaligula wysunął na plan


pierwszy swoje trzy siostry. Dziewczęta dotychczas
pozostawały w cieniu wydarzeń politycznych, dzięki czemu
zapewne przeżyły atak Tyberiusza na rodzinę. Stosunki władcy z
siostrami od samego początku budziły kontrowersje. Szczególnie
najstarszej z nich, Druzylli, cesarz okazywał wyjątkowe względy,
daleko wykraczające poza normy przyjęte w społeczeństwie
rzymskim. Podobno Kaligula od lat utrzymywał z Druzyllą
regularne stosunki płciowe, co więcej — on właśnie ją
zdeflorował. Mimo iż teraz była mężatką, traktował ją jako stałą
partnerkę seksualną. Podobno nie mogąc znieść myśli, że mógłby
ją dzielić z innym mężczyzną, zmusił Druzyllę do rozwodu.
Kazirodcze upodobania władcy nie ograniczały się wyłącznie do
niej. Kaligula utrzymywał również kontakty seksualne z
pozostałymi siostrami. Im jednak nie kazał się rozwodzić, a
nawet zgodził się, aby ich mężowie zamieszkali w pałacu
cesarskim.
Kaligula był człowiekiem chorym psychicznie, ale bez
wątpienia jego rządy uległy znacznemu zaostrzeniu po śmierci
ukochanej Druzylli. Cesarz załamał się psychicznie, a po
zakończeniu uroczystości pogrzebowych w stolicy zapanował
terror większy niż za „najlepszych” lat Tyberiusza. Na fali
rosnącego niezadowolenia dwie „gorsze” siostry władcy wzięły
udział w spisku przeciwko niemu. Przywódcami buntowników
byli Lucjusz Getulik (namiestnik Germanii Górnej) i Marek
Emiliusz Lepidus. Ten ostatni po zamordowaniu Kaliguli miał
zostać cesarzem. Udział w spisku namiestnika odległej prowincji
zdaje się świadczyć o znacznym zasięgu przygotowań. Nie było to
na pewno sprzysiężenie ograniczające się wyłącznie do murów
pałacu. Uczestnictwo w nim Agrypiny Młodszej i Julii wydaje się
bezsporne. Wystarczy zauważyć, iż nowym władcą miał zostać
Lepidus — były mąż Druzylli i kochanek obu sióstr; Kaligula nie
miał wobec nich tak zaborczych instynktów jak wobec Druzylli i
nie przeszkadzała mu ich swoboda obyczajowa. Co więcej,
według słów kronikarza „często oddawał fje] swoim ulubieńcom
na uciechę”[11]. Należy jednak wątpić, czy owo „oddawanie na
uciechę” sprawiało przykrość Agrypinie i Julii. Zepsute pod
względem moralnym do szpiku kości, nie mogły one specjalnie
narzekać na nowych kochanków. Chyba że niektórzy budzili w
nich odrazę, co jest jednak mało prawdopodobne, albowiem
cesarza otaczał kwiat młodzieży rzymskiej. Zresztą przebywające
na dworze osoby niższego stanu też nie mogły narzekać na swój
nieatrakcyjny wygląd. Na przykład aktor i tancerz Mnester,
ulubieniec władcy i całej stolicy, który swoją karierę zawdzięczał
talentom scenicznym, niewątpliwie musiał być przystojny, bo w
tej epoce wszelkie odstępstwo od ideału męskiej urody
natychmiast by go zdyskwalifikowało. Urodę Mnestera doceniła
po latach cesarzowa Mesalina, zaliczając go do grona swoich
kochanków. W otoczeniu władcy znajdowali się najlepsi
gladiatorzy i woźnice. A obie te profesje wymagały doskonałej
koordynacji ruchowej, z czym się wiązała idealna budowa ciała.
Damy rzymskie zawsze miały słabość do gwiazd areny (świadczą
o tym chociażby wykopaliska w Pompejach) i zapewne siostry
cesarza nie należały do wyjątków. Co zatem skłoniło obie kobiety
do wzięcia udziału w spisku na życie brata? Skoro nie wchodziły
w grę osobiste urazy, to jakie były tego przyczyny? Najprostszym
wyjaśnieniem jest po prostu żądza władzy. Kaligula panował
samodzielnie, a ambitne kobiety chciały też mieć udział w

[11] – Tamże, Kaligula (24).


rządach, nie zaś pozostawać w cieniu. Inne wytłumaczenie
wydaje się równie logiczne. Kaligula był osobnikiem chorym
psychicznie i prędzej czy później musiało dojść do rewolty
przeciwko niemu. Uważano, że w rodzinie nie ma już mężczyzny
zdolnego do objęcia władzy (nikt nie traktował poważnie
Klaudiusza), czyli princepsem zostałby ktoś spoza dynastii, a do
tego Julia i Agrypina nie chciały dopuścić. Wolały, żeby władzę
przejął ich kandydat, osoba z nimi związana. Zapewne potem
któraś z nich poślubiłaby Lepidusa, zachowując w ten sposób
tron w rękach rodziny.
Wszelkie dywagacje na ten temat nie przyniosą nigdy
jednoznacznej odpowiedzi. W każdym razie Kaligula dowiedział
się o spisku i zareagował błyskawicznie. Getulika i Lepidusa
uwięziono i stracono, a Agrypinę i Julię aresztowano. Cesarz w
przypływie niespotykanej u niego wspaniałomyślności darował
siostrom życie. Nie odmówił sobie jednak przyjemności
upokorzenia zarozumiałych kobiet. Zmusił je, aby osobiście
zawiozły do Rzymu urny z prochami straconych spiskowców,
następnie pod silną strażą wygnał obie na Wyspy Liparyjskie. Na
pożegnanie zagroził, że w razie dalszych knowań nie zawaha się
użyć zdecydowanych środków. Powiedział wprost, że ma nie
tylko wyspy, ale także miecze.
Panowanie Kaliguli zakończyło się tak, jak się musiało
skończyć. Żaden tyran nigdy nie zdoła wykryć wszystkich
skierowanych przeciwko sobie spisków. W rok po stłumieniu
rewolty Getulika i Lepidusa zawiązało się nowe sprzysiężenie.
Tym razem buntownicy mieli więcej szczęścia i w styczniu 41 r.
n.e. Kaligula padł pod ich mieczami. Po dwudniowym
zamieszaniu władzę objął ostatni żyjący mężczyzna z dynastii
julijsko-klaudyjskiej, Klaudiusz. On też odwołał z wygnania
bratanice. Pobyt na Wyspach Liparyjskich nie osłabił ich
zainteresowania polityką. W zmienionej sytuacji dostrzegły dla
siebie szansę, ale każda z nich postanowiła podążać do celu
własną drogą. Julia zdecydowała się na sposób najprostszy.
Próbowała uwieść stryja, aby go następnie poślubić. Zupełnie nie
przejęła się tym, że Klaudiusz jest już żonaty, a do tego
nieprzytomnie zakochany w żonie. Widocznie nie uważała
Mesaliny za groźną rywalkę. Za złą ocenę sytuacji zapłaciła

Seneka

najwyższą cenę. Klaudiusz miał do żony całkowite zaufanie,


podobnie jak do reszty współpracowników. Ci zaś wcale nie
pragnęli zmiany cesarzowej. Wyniesienie Julii oznaczałoby
wprowadzenie do otoczenia władcy nowych ludzi, i to
związanych z poprzednim reżimem, a tego nikt w tym
środowisku sobie nie życzył. Kiedy awanse Julii stały się
widoczne, Mesalina i dworacy przystąpili do przeciwuderzenia.
Znaleziono kozła ofiarnego w osobie filozofa Lucjusza Seneki.
Zrobiono z niego spiskowca, a że Julia była jego kochanką,
uznano, iż spiskowała wraz z nim. Oboje zostali pospiesznie
osądzeni i skazani na banicję. Senekę zesłano na Korsykę, gdzie
spędził najbliższych kilka lat. Julia niebawem zmarła na
wygnaniu, bynajmniej nie śmiercią naturalną. Mesalina nie
zamierzała powtarzać błędów Kaliguli.
Czy Seneka i Julia rzeczywiście spiskowali przeciwko
Klaudiuszowi? Bardzo wątpliwe. Seneka był przeciwnikiem
nowego reżimu, ale aktywne uczestnictwo nie leżało w jego
naturze. Domenę filozofa z krwi i kości stanowiła teoria, a nie
praktyka. Natomiast Julia zamierzała po prostu wyjść za
Klaudiusza, nie zaś go zdetronizować. Filozofa i córkę Germanika
łączył zapewne tylko związek erotyczny. Seneka nie gardził
przyjemnościami życia codziennego, a temperament Julii był
powszechnie znany. I to wystarczyło, by uznać filozofa za
spiskowca.

Śmierć Mesaliny

A grypina spokojnie obserwowała upadek siostry. Znacznie od


niej inteligentniejsza, obrała zupełnie inną drogę wiodącą do
władzy. Szybko zorientowała się, że Mesalina prowadzi
podwójne życie. O ekscesach seksualnych cesarzowej szeptano
coraz głośniej i dla Agrypiny było jasne, że prędzej czy później
Mesalinie powinie się noga. Los Julii stanowił jednak
wystarczającą przestrogę, toteż jej siostra postanowiła cierpliwie
czekać na rozwój wydarzeń. Na razie musiała zapewnić sobie
stabilizację materialną, czyli bogato wyjść za mąż. Praktycznie
mogła wybierać spośród najlepszych partii w Rzymie. Któryż
mężczyzna odmówiłby poślubienia siostry i bratanicy cesarza?
Nawet jeżeli miała wątpliwą reputację. Mimo to pierwszy wybór
Agrypiny okazał się mocno niefortunny. Postanowiła rozwieść i
poślubić Serwiusza Sulpicjusza Galbę. Uwodziła go z dużą
wprawą, ale szyki pokrzyżowała jej teściowa Galby. W czasie
uczty doszło między paniami do ostrej scysji. Teściowa Galby
publicznie ujawniła zamiary Agrypiny wobec jej zięcia, a
następnie poddała surowej ocenie moralność cesarskiej
bratanicy. Gorszącą scenę zakończyły rękoczyny, a trzeba
przyznać, że zacietrzewione damy nie szczędziły sił.
Publiczna zniewaga nie obeszłaby specjalnie córki
Germanika, gdyby nie hałas, jaki powstał wokół jej osoby.
Agrypinie przede wszystkim zależało na tym, żeby nie zwracać
na siebie uwagi Mesaliny, a tymczasem afera w domu Galby
odbiła się w stolicy głośnym echem. Sprawa wydawała się o tyle
Galba

niebezpieczna, że Galbie wróżono cesarską przyszłość (może


dlatego właśnie zainteresowała się nim córka Germanika), a
Klaudiusz i jego żona byli przesadnie wyczuleni na punkcie
przepowiedni związanych z władzą. Ostatecznie Agrypina
znalazła sobie inną ofiarę, bogatego senatora Kryspina
Pasjenusa. Wybraniec, oprócz majątku, miał jeszcze jedną zaletę:
był bezdzietny i pozbawiony bliższej rodziny, co dla ambitnej
kobiety z dorastającym synem stanowiło istotny atut. Agrypina
umiejętnie pokierowała sprawą. Odgrywanie w przekonujący
sposób miłości do męża nie sprawiło jej najmniejszej trudności.
Lata życia na dworze nauczyły ją talentów aktorskich, a Pasjenus
należał do osób bardzo łatwowiernych. W rezultacie z właściwą
sobie dobrodusznością poinformował małżonkę o swoim
zadowoleniu ze związku oraz o zmianach w testamencie.
Dowiedziawszy się, że ona i jej syn zostali jedynymi
spadkobiercami, siostra Kaliguli przezornie nie czekała na
zmianę sytuacji i od razu otruła męża. Teraz, wolna od trosk
materialnych, mogła całą uwagę poświęcić sprawom
politycznym.
Szybko zorientowała się, że Mesalina poróżniła się ze
współpracownikami męża. Sprawy szły więc w dobrym kierunku
i należało tylko zdobyć oparcie na dworze cesarskim. Klaudiusza
otaczało grono jego wyzwoleńców, mających decydujący wpływ
na postępowanie władcy. Cesarz był człowiekiem wyjątkowo
nieufnym i oprócz Mesaliny wierzył jedynie swoim
domownikom. Ci dawni niewolnicy, którzy od kilku dopiero lat
cieszyli się wolnością osobistą, zajęli w administracji Klaudiusza
główne stanowiska. Wybór Agrypiny padł na Pallasa,
zajmującego się finansami państwa. Córka Germanika szybko
zbliżyła się do wyzwoleńca, po czym została jego kochanką.
Wprawdzie należała do panującej dynastii, on zaś jeszcze
niedawno był niewolnikiem, ale teraz on był jednym z
najpotężniejszych ludzi w państwie, a ona zaledwie podejrzaną
kuzynką władcy. Cóż to za splendor dla wyzwoleńca! Czy
kilkanaście lat wcześniej ten skromny niewolnik matki
Klaudiusza mógł choćby marzyć o awansach prawnuczki
Augusta?
Związek erotyczny cementował przymierze polityczne.
Romans Pallasa z Agrypiną miał na celu osadzenie bratanicy
cesarza na tronie. Skoro Mesalina cieszyła się dobrym zdrowiem
i była wyjątkowo dobrze strzeżona, pozostawały jedynie dwa
wyjścia: tozwód lub egzekucja. Cesarz bardzo kochał żonę i
pierwsza możliwość nie wchodziła w ogóle w rachubę. Wielką
niewiadomą stanowiła reakcja Klaudiusza na ujawnienie
rozpustnego trybu życia małżonki. Niewykluczone, że
wspaniałomyślnie by jej wybaczył, a wówczas cesarzowa
zemściłaby się na donosicielu. Najlepiej zatem było połączyć
sprawę amoralności władczyni ze spiskiem politycznym. Pallas
zaczął przepytywać innych wyzwoleńców i rychło się okazało, że
wszyscy mają już dość nimfomanki na tronie. Wyzwoleniec mógł
więc poinformować Agrypinę, że w otoczeniu Klaudiusza narasta
opór przeciwko Mesalinie. Cesarzowa coraz bardziej zatracała
się w uciechach seksualnych, poza tym chciała rządzić bez
porozumienia z wyzwoleńcami. A to nie uśmiechało się
współpracownikom cesarza. Milczeli, kiedy pod nieobecność
męża urządzała w pałacu orgie, udawali, że nie wiedzą, iż liczbę
jej kochanków liczono w dziesiątki. Nawet słynna rywalizacja z
jedną z rzymskich prostytutek (która z pań może przyjąć więcej
klientów w ciągu jednej nocy) nie spowodowała reakcji
wyzwoleńców. Dopiero gdy kochankiem cesarzowej został
ambitny arystokrata Gajusz Syliusz, uznali, że nadeszła pora
działania. Syliusz nie zamierzał się bowiem zadowolić wyłącznie
ciałem cesarzowej. Jego interesowała władza, a Mesalina miała
mu ułatwić jej zdobycie. Cesarzowa zrezygnowała z innych
kochanków, poświęcając się wyłącznie Syliuszowi.
Obdarowywała go licznymi prezentami, w tym elementami
wyposażenia pałacu cesarskiego. Wyzwoleńcy postanowili więc
nie czekać dłużej. Doskonale rozegrał sprawę Pallas. Mimo że to
jemu najbardziej zależało na usunięciu Mesaliny, na pierwszy
plan wysunął sekretarza cesarza, Narcyza. Ten otoczył
kochanków gęstą siecią agentów, co zapewniło mu bieżące
wiadomości o rozwoju sytuacji. Nie był specjalnie zaskoczony,
dowiedziawszy się, że Syliusz wymógł na Mesalinie obietnicę
małżeństwa. Według prawa rzymskiego jeśli kobieta opuściła
męża, uznawano to za fakt rozwodu. A Mesalina pochodziła z
bocznej linii dynastii julijsko-klaudyjskiej i mogła przenieść na
męża prawo do władzy! Poza tym była matką następcy tronu, co
również nie pozostawało bez znaczenia. Gdy więc Narcyz
otrzymał informacje o przygotowaniach do ślubu, niezwłocznie
przystąpił do przeciwdziałania. Nie oponował, kiedy Klaudiusz
postanowił wyjechać do Ostii (portu w pobliżu Rzymu), wiedział
bowiem, że na taką okazję od dawna czekają Syliusz i Mesalina.
Możliwe zresztą, że sam postarał się sprowokować w ten sposób
kochanków do czynu. Nie pomylił się w swoich rachubach.
Cesarzowa ogłosiła rozwód z Klaudiuszem i natychmiast
poślubiła kochanka. Prawdopodobnie zaraz potem miał nastąpić
zamach stanu. Gdy Narcyzowi doniesiono, że w stolicy
rozpoczęły się uroczystości weselne, bez zwłoki powiadomił o
tym Klaudiusza. Cesarz wpadł w panikę, zapominając, że bez
poparcia armii rewolta skazana jest na niepowodzenie.
Następnie na jego (a właściwie Narcyza) rozkaz gwardia
pretoriańska ruszyła na Rzym. Bez problemu aresztowano
wszystkich uczestników wesela z Mesaliną i Syliuszem na czele.
Zatrzymanych (z wyjątkiem cesarzowej) poddano surowym
przesłuchaniom, podczas których wyszły na jaw nazwiska
kolejnych kochanków Mesaliny. Zostali oni aresztowani i straceni
wraz z gośćmi weselnymi. Jak zwykle w takich sytuacjach, terror
dotknął również osoby przypadkowe, które miały nieszczęście
narazić się oprawcom. Pełnej listy ofiar nie znamy, ale możemy
przypuszczać, że liczba zamordowanych była znaczna. Za swoje
ambicje Syliusz zapłacił głową, zabito także ulubieńca Kaliguli (i
byłego kochanka Agrypiny), aktora Mnestera. Ocalała jednak
cesarzowa i wyglądało na to, że Klaudiusz zamierza darować jej
życie. Do tego nie mogli dopuścić wyzwoleńcy. Pallas zamierzał
przecież podstawić władcy Agrypinę, a Narcyz słusznie obawiał
się zemsty Mesaliny. Kiedy więc cesarz udał się na spoczynek,
Narcyz wysłał pretorianów z poleceniem zamordowania
władczyni. Dowodzący oddziałem oficer dłuższą chwilę czekał na
samobójstwo cesarzowej, po czym zniecierpliwiony zadał jej cios
mieczem.

Klaudiusz i Agryppina

K laudiusz nie zareagował na samowolę Narcyza. Mimo że


bardzo przeżył wiarołomstwo i śmierć żony, było oczywiste,
iż niebawem zechce zawrzeć nowy związek. Bratanica zaczęła
okazywać mu dużo czułości, a jako kobieta doświadczona
potrafiła wywrzeć na stryju odpowiednie wrażenie. Zresztą
cesarz wolał nie zwlekać z ponownym ożenkiem. Kiedy
wyzwoleńcy przedstawili mu swoje kandydatki, okazało się, że
podopieczna Pallasa ma największe szanse. Prawdopodobnie
Agrypina oddała się Klaudiuszowi przed ślubem i ten fakt chyba
przeważył. Doświadczona kochanka z pewnością dostarczyła
cesarzowi maksimum satysfakcji seksualnej. I tak oto
sześćdziesięcioletni władca padł ofiarą intryg bratanicy i swojego
wyzwoleńca.

Agrypina Młodsza, matka Nerona

Od samego początku małżeństwa z Klaudiuszem Agrypina


dążyła do przejęcia osobistej władzy w państwie. Napotkała
jednak opór Narcyza, który nie ukrywał niechęci do nowej żony
cesarza. Ostatnie lata panowania Klaudiusza wypełniła walka o
władzę między frakcją Agrypiny i Pallasa a stronnictwem
Narcyza. Cesarz opowiadał się raz po jednej, raz po drugiej
stronie. Z czasem przewagę zaczęła uzyskiwać Agrypina.
Odniosła znaczne sukcesy, takie jak nakłonienie cesarza do
adopcji jej syna oraz zgoda na małżeństwo tegoż z córką
Klaudiusza. Niewątpliwie po mistrzowsku umiała wykorzystać
swoje walory kobiece i uległość męża wobec partnerek
erotycznych. Jej syn, Lucjusz Domicjusz, był o kilka lat starszy od
Brytanika (syna Klaudiusza i Mesaliny). Według prawa więc od
chwili adopcji stał się następcą tronu. Dlaczego Klaudiusz
skrzywdził własne dziecko, przenosząc prawa sukcesyjne na
pasierba? Czy zadecydowały o tym wyłącznie walory erotyczne
Agrypiny? Na pewno sprawę popierał Pallas, ale czy to mogło
wystarczyć do podjęcia takiej decyzji? Wydaje się, że władca
zraził się do syna w związku z reputacją jego matki.
Prawdopodobnie podejrzewał (co zresztą było bardzo
prawdopodobne), że nie jest rzeczywistym ojcem Brytanika. Co
prawda w chwili poczęcia dziecka Mesalina nie prowadziła
jeszcze tak bujnego życia erotycznego, ale z pewnością nie
dochowywała mężowi wierności. Brytanik wykazywał
podobieństwo do swoich przodków z dynastii julijsko-
klaudyjskiej, lecz do tej rodziny należała również jego matka, a
ojcem mógł być chociażby Kaligula. Klaudiusz jednak przez całe
lata uważał Brytanika za swojego następcę, a teraz oto bez
podania przyczyny odtrącił go i pozbawił prawa pierwszeństwa
sukcesji. Od dziesięcioletniego chłopca odsunęli się niemal
wszyscy i niedawny następca tronu popadał w coraz większe
zaniedbanie. Wreszcie zaopiekował się nim morderca jego matki.
Narcyz. Wyzwoleniec rozpaczliwie szukał wyjścia z sytuacji, w
której znalazł się z własnej woli. Wiedział, że może być pewny
swojej pozycji (i życia), tylko dopóki na tronie zasiada Klaudiusz.
Potem, gdy władzę przejmie syn Agrypiny, nastąpi kres jego
kariery. Narcyz rozumiał, że nawet'gdyby udało się skłonić
cesarza do zmiany kolejności dziedziczenia, wola zmarłego
znaczy mniej niż poparcie armii. Zaczął więc zabierać ze sobą
wszędzie Brytanika, aby ludzie przyzwyczajali się do osoby
chłopca jako jedynego sukcesora ojca. I to bez względu na plotki
krążące o jego pochodzeniu. Pracował również usilnie nad
Klaudiuszem, starając się wzbudzić w nim uczucie do dziecka.
Odniósł nawet na tym polu znaczne sukcesy: Klaudiusz zaczął
okazywać synowi względy, na dworze szeptano o zmianach w
testamencie. Tymczasem przeciwnicy nie próżnowali. Nawiązali
współpracę z prefektem pretorianów Burrasem oraz
wychowawcą pasierba cesarza Seneką, filozofem i
ekskochankiem siostry Agrypiny. odwołanym z wygnania na
Korsyce. Dobrany kwartet postanowił nie zwlekać. Cesarz musiał
umrzeć, zanim zmieni kolejność dziedziczenia. Ale nad jego
bezpieczeństwem czuwał Narcyz. Oba stronnictwa pilnie się
obserwowały, czyhając na błąd drugiej strony. Wreszcie
Agrypina doczekała się upragnionej okazji. Narcyz wyjechał z
Rzymu i Klaudiusz pozostał bez opiekuna. Cesarzowa szybko
przekupiła jednego z wyzwoleńców, który miał obowiązek
próbować potraw przed ich spożyciem przez władcę. W czasie
posiłku podano cesarzowi silną truciznę, która spowodowała
jego zgon. Na razie jednak śmierć Klaudiusza utrzymano w
tajemnicy, oficjalnie ogłaszając wiadomość o chorobie władcy.
Przez cały następny dzień podawano zmienne informacje o
zdrowiu cesarza. W tym czasie aresztowano Narcyza i nikt więcej
nie zobaczył wyzwoleńca żywego. Wreszcie wieczorem wezwano
na dziedziniec pałacu gwardię pretoriańską. Tam Burrus ogłosił
śmierć władcy i pierwszy pozdrowił pasierba Klaudiusza jako
jego następcę, a okrzyk dowódcy podjęli gwardziści. Tak
rozpoczęło się panowanie Lucjusza Domicjusza Ahenobarbusa,
który do historii przeszedł jako cesarz Neron.

Matka i syn

W obronie praw Brytanika nie podniósł się żaden głos.


Zresztą Neron przejął władzę zgodnie z prawem. Ze
względu na jego młody wiek (niespełna siedemnaście lat)
rzeczywistą władzę miał sprawować kwartet jego doradców z
cesarzową na czele. Szybko jednak między opiekunami Nerona
doszło do rozdźwięku. Pierwszy odpadł z rywalizacji Pallas.
Otrzymał honorową dymisję i nakaz poświęcenia się wyłącznie
sprawom prywatnym. Od tej chwili Agrypina musiała samotnie
przeciwstawiać się wpływom Burrusa i Seneki. Niebawem z
irytacją stwierdziła, że miała więcej władzy za czasów
Klaudiusza niż za panowania własnego (niepełnoletniego!) syna.
Całość spraw związanych z rządzeniem przejęli Burrus i Seneka,
a jej została wyłącznie tytularna rola matki cesarza. W tej sytuacji
Agrypina zaczęła oficjalnie głosić prawa Brytanika do tronu! W
ten sposób podważała politykę, którą prowadziła od swego
powrotu z wygnania. Przecież intronizacja pasierba musiałaby
się odbyć kosztem jej rodzonego syna! Najwyraźniej jednak
bardziej kochała władzę niż własne dziecko.
Czy jednak cesarzowa była w stanie dokonać zamachu stanu
wbrew woli Burrusa i Seneki? Mniejsza o filozofa, za którym nie
stała żadna realna siła. Wychowawca Nerona mógł pisać ładne
przemówienia dla swojego podopiecznego łub występować w
jego imieniu w senacie, ale w sytuacji zagrożenia nie dysponował
żadnymi atutami. Te znajdowały się w rękach Burrusa,
dowodzącego gwardią pretoriańską. Nigdy dotychczas w
dziejach państwa nie zdarzyło się, aby ktoś objął władzę wbrew
woli gwardii. Bywało natomiast, że armia wynosiła na tron.
Wystarczą przykłady Klaudiusza czy Nerona. Burrus cieszył się
sporym uznaniem swoich podwładnych, cesarzowa natomiast
opierała swoje nadzieje na magii imienia Germanika. Zapomniała
jednak, że jej syn był również jego wnukiem, a więc w prostej
linii dziedzicem wodza. Wprawdzie Brytanik także był jego
potomkiem, ale po co właściwie pretorianie mieliby zmieniać
sobie cesarza? Żyło im się wygodnie i dostatnio, nowy władca nie
wtrącał się do rządów i nic złego nie dało się o nim powiedzieć.
Natomiast o wadach jego matki można było mówić godzinami.
Mimo to Neron przestraszył się pogróżek Agrypiny. Uznał, że
nawet jeżeli zamiar wprowadzenia na tron Brytanika jest
obecnie nierealny, to za kilka lat chłopiec może się stać groźny.
Ileż to razy w dziejach podnoszono czyjeś prawa do tronu,
choćby i wbrew woli zainteresowanego. A Brytanik był synem
Klaudiusza i wcale nie krył, że czuje się okradziony przez Nerona
ze swoich praw. Należało go zatem dla dobra państwa usunąć.
Tak więc chłopiec został otruty w czasie posiłku, niemal na
oczach całego dworu, a następnej nocy pogrzebany. Jego śmierć
przeszła bez echa.
Choć plany związane z osobą Germanika spaliły na panewce,
cesarzowa nadal stwarzała problemy. Dobrym przykładem
ilustrującym sytuację na dworze cesarskim jest incydent
związany z audiencją udzielaną przez Nerona posłom
armeńskim. W czasie uroczystości na salę weszła Agrypina i
zamierzała usiąść obok cesarza jako równorzędna władczyni. I to
w obecności posłów orientalnego państwa, gdzie kobieta
odgrywała rolę zdecydowanie podrzędną! Sytuację uratował
Seneka, wysyłając Nerona naprzeciw matki z synowskim
powitaniem, a zaraz potem pod błahym pozorem przerywając
audiencję.
Z upływem czasu cesarzowa stawała się w stosunku do syna
coraz bardziej zaborcza. Do szału doprowadziła ją wiadomość, że
Neron ma kochankę. Cesarz skończył już osiemnaście lat i
potrzebował partnerki seksualnej. Jego nominalna żona (córka
Klaudiusza) była na to za młoda, więc Neron musiał rozejrzeć się
za jakąś inną kobietą. Jego wybranką została młoda wyzwolenica
o imieniu Akte. Przypominała nieco urodą Agrypinę, co dało
powód do plotek o kompleksie Edypa u cesarza. Co więcej
opowiadano, że Neron spotkał na ulicy dziewczynę jeszcze
bardziej podobną do matki i ją również uczynił swoją nałożnicą.
Akte zaakceptowali Seneka i Burrus, zadowoleni, że ich
podopieczny zainteresował się dziewczyną bez koneksji
rodzinnych i ambicji politycznych. Natomiast Agrypina nie mogła
zrozumieć, że w życiu jej syna może być jeszcze miejsce dla innej
kobiety niż ona. Oczywiście sprzeciw cesarzowej na nic się nie
zdał. Zirytowany Neron zaczął nękać matkę psychicznie,
nasyłając na nią różnych ludzi. Zgłaszali pod jej adresem
wszelkie zarzuty i roszczenia, a następnie kierowali sprawy do
sądu. Niebawem Agrypina przodowała w stolicy pod względem
liczby spraw sądowych. Poza tym dręczono ją anonimami,
pogróżkami, plotkami. Wkrótce syn osiągnął swój cel: cesarzowa
niemal całkowicie wycofała się z życia publicznego,
pozostawiając władzę w rękach regentów.
W trzy lata później Neron poznał żonę swojego przyjaciela,
Poppeę Sabinę. Nie znamy daty jej urodzin, ale prawdopodobnie
była rówieśnicą cesarza, córką Tytusa Oliusza i Poppei Sabiny.
Matka, po której odziedziczyła imię i powierzchowność, zginęła z
rozkazu Mesaliny w 47 r. n.e. Podobno cesarzowa pozazdrościła
jej urody. Ukochana Nerona w młodym wieku poślubiła Rufiusza
Kryspina, uważanego za jednego z najbardziej obiecujących
senatorów. Karierę męża przerwała jednak Agrypina,
pozbawiając go wraz z życiem stanowiska prefekta pretorianów.
Poppea związała się następnie z najbliższym przyjacielem
Nerona, Salwiuszem Othonem. Jej wybraniec był jedną z
najbarwniejszych postaci tych czasów. Wywodził się z rodziny
etruskiej i dopiero jego ojciec, namiestnik Afryki, został zaliczony
w poczet stanu senatorskiego. Zasługi ojca ułatwiły karierę
synowi. A zaczął ją na dworze cesarskim. Podobno upatrzył sobie
wiekową wyzwolenicę, mającą duży wpływ w otoczeniu cesarza,
uwiódł ją, udając do niej namiętną miłość, po czym porzucił,
kiedy nie była mu już potrzebna. Szybko stał się najbliższym
towarzyszem Nerona. Cesarzowi wyjątkowo imponował ten
trochę od niego starszy hedonista. Będąc osobnikiem
obdarzonym nieszczególną urodą (niski wzrost, słabe włosy i
bardzo krzywe nogi), Othon niezwykle dbał o wygląd
zewnętrzny. Od wczesnej młodości nosił dobrze dopasowaną
perukę, używał maseczek z chleba do pielęgnacji twarzy, olejków
zapachowych do stóp. Współcześni patrzyli na to z niesmakiem,
ale Neronowi odpowiadała taka dbałość o siebie. W tym czasie
Othon był już żonaty. W Poppei znalazł idealną dla siebie
partnerkę. Była piękna, bogata i podobnie jak on pozbawiona
hamulców moralnych. Zastanawiać może natomiast, dlaczego
Poppea związała się z takim człowiekiem. Wszak nie stanowił dla
niej wymarzonej partii, a cała jego kariera opierała się na łasce
Nerona. Przypuszczalnie od początku miała na względzie
cesarza, a Othon był jedynie środkiem wiodącym do celu. Trzeba
przyznać, że Poppea rozegrała sprawę po mistrzowsku. Oddała
się Neronowi, po czym ograniczyła ich kontakty seksualne do
minimum. Obiecywała mu więcej, ale dopiero po ślubie. Taktyka
okazała się skuteczna. Cesarz postanowił rozwieść się z żoną i
poślubić kochankę. Tu jednak napotkał ostry sprzeciw Seneki i
Burrusa, którzy uznali ten pomysł za błąd polityczny. Seneka
wprost oznajmił, że jeżeli władca rozwiedzie się z Oktawią,
będzie musiał zwrócić jej posag, czyli państwo rzymskie.
Protestował również Othon, lecz ten akurat miał najmniej do
powiedzenia. Poza tym cesarz postraszył go, że zna dobre
sposoby na uciszanie zazdrosnych mężów. Mimo to Othon
utrudniał kochankom życie jak tylko mógł. Po raz pierwszy od lat
z regentami zgodziła się Agrypina. Co więcej, w rozdźwięku
Nerona z opiekunami dostrzegła szansę dla siebie. Znając ukryte
upodobania syna, zaproponowała mu współżycie seksualne. Nie
wiemy na pewno, czy cesarz przyjął ofertę matki. Relacje
kronikarzy są podzielone, ale wszystko wskazuje na to, że nie
oparł się pokusie. Neron bez wątpienia cierpiał na kompleks
Edypa, a w przyszłości miał się popisać rozpustą co najmniej
równą wyuzdaniu matki. Agrypina nie miała hamulców
moralnych, jeżeli w grę wchodziła władza. W przeszłości
współżyła z rodzonym bratem, potem wyszła za mąż za stryja. Co
zatem przeszkadzało jej dołączyć do tego grona jeszcze własnego
syna? Ale tym razem nie osiągnęła zamierzonego celu. Neron po
zaspokojeniu pożądania ochłonął i nie zrezygnował z planów
matrymonialnych. Natomiast Seneka i Burrus nalegali na
ostateczne rozwiązanie problemu Agrypiny. Zgadzała się z nimi
ukochana Nerona. Co więcej, postawiła go przed wyborem: albo
ona, albo matka. Poppea potrafiła narzucić kochankowi swoją
wolę. Przestała z nim w ogóle współżyć, a tego cesarz nie potrafił
znieść. Naciskany z kilku stron, zdecydował się pozbyć Agrypiny.
Starą metodą podano jej truciznę, która jednak — mimo
trzykrotnych prób — nie zadziałała. Prawdopodobnie cesarzowa
od lat zażywała niewielkie ilości różnych jadów, uodparniając się
w ten sposób na ich działanie. Sięgnięto więc po inne środki.
Zarządzono przebudowę sypialni Agrypiny w taki sposób, aby w
czasie snu spadło na nią sklepienie. Kiedy jednak sprawa się
wydała, postanowiono cesarzową utopić. Pewnego dnia Agrypina
przybyła w odwiedziny do syna bawiącego pod Rzymem.
Wieczorem miała odpłynąć do stolicy na pokładzie własnego
statku. Na polecenie cesarza statek ów uszkodzono, wskutek
czego zatonął, a wraz z nim wiele osób. Cesarzowa dotarła
jednak wpław do brzegu i stamtąd zawiadomiła syna o wypadku.
W ścisłym gronie doradców Nerona odbyła się dramatyczna
narada. Sprawy zaszły tak daleko, że nie można już było się
wycofać. Seneka zapytał Burrusa wprost, czy pretorianie
wykonają rozkaz uśmiercenia Agrypiny. Prefekt odparł, że nie.
Gwardziści nigdy nie zgodzą się zgładzić córki legendarnego
Germanika. Zapanowało ciężkie milczenie, które przerwał
dowódca floty, Anicetus. Zauważył, że jego ludzie nie są związani
pamięcią ojca cesarzowej, więc ich można użyć do zabójstwa.
Następnie wraz z niewielkim oddziałem wyruszył, aby osobiście
dopilnować wykonania egzekucji.
Agrypina do końca nie mogła uwierzyć, że syn chce ją zabić.
Kiedy wreszcie to do niej dotarło, przestała się bronić. Poleciła
tylko oprawcom, aby pierwszy cios zadali jej w brzuch —
miejsce, w którym przez dziewięć miesięcy nosiła swojego
mordercę...
Niedługo potem zmarł Burrus. Po oddaleniu Seneki Neron
przejął osobiste rządy. Teraz mógł spokojnie rozpocząć
przygotowania do ślubu z Poppeą Sabiną. Zdecydował się na
rozwód z Oktawią, a zarazem postanowił pozbyć się Othona. Były
przyjaciel został mianowany namiestnikiem Luzytanii (prowincja
w Hiszpanii) i opuścił Rzym. Trzeba przyznać, że cesarz
potraktował go wyjątkowo łaskawie. Mógł przecież oskarżyć
Othona o zdradę lub skrytobójczo zamordować. W przyszłości
miał jeszcze gorzko pożałować swojej słabości.
Othon

Poppea Sabina

R ozwód z Oktawią napotkał niespodziewane przeszkody.


Orzeczono rozwiązanie małżeństwa pod pozorem
bezpłodności żony, ale kiedy cesarz polecił Oktawii opuścić
stolicę, ujął się za nią lud rzymski. Doszło do ostrych zamieszek,
więc przerażony Neron wezwał byłą żonę do powrotu. Wtedy
sprawę wzięła w swoje ręce Poppea, zniecierpliwiona już
sytuacją. Zgodnie z najlepszymi wzorami dynastii zaaranżowała
proces o niewierność. Służbę Oktawii poddano torturom,
jednakże ku konsternacji oprawców nikt nie chciał oskarżyć
cesarzowej. Jedna ze służących krzyknęła do nadzorującego
przesłuchanie zausznika Nerona: „Łono mojej pani jest czystsze
niż twoje usta”. Wówczas do akcji wkroczył dowódca floty
Anicetus, wsławiony już zabójstwem Agrypiny. Oficjalnie
przyznał się do cudzołóstwa z Oktawią. Nieszczęsną córkę
Klaudiusza z miejsca aresztowano i wywieziono na małą
wysepkę u wybrzeży Italii. Wkrótce potem została tam
zamordowana. Głowę ofiary przywieziono do Rzymu i
przekazano Poppei.
Neron i jego wybranka pobrali się, a w rok później przyszło
na świat ich dziecko, Klaudia Augusta. Matko- i żonobójca okazał
się wyjątkowo czułym ojcem. Gdy po kilku miesiącach
dziewczynka zmarła, oboje małżonkowie bardzo rozpaczali.
Wkrótce jednak cesarzowa ponownie zaszła w ciążę, więc Neron
nabrał nadziei, że doczeka się następcy tronu.
W lipcu 64 r. n.e. w Rzymie zaszło wydarzenie, które
wywarło ogromny wpływ na kulturę europejską. Straszliwy
pożar zniszczył większą część miasta. Niektórzy przypisywali
winę Neronowi, co nie było prawdą, ale bezpośrednio po
kataklizmie groziło niekontrolowanym wybuchem buntu. W tej
sytuacji należało znaleźć winnych i rzucić ich na pożarcie opinii
publicznej. Wybór cesarza padł na mało znaną sektę religijną
wywodzącą się z Judei. Po brutalnym śledztwie zapadły surowe
wyroki. Kilkadziesiąt osób zginęło na arenie od kłów dzikich
zwierząt, inną grupę spalono żywcem. Według zgodnej relacji
kronikarzy autorką pomysłu zrzucenia winy na chrześcijan była
cesarzowa. Podobno przejawiała znaczną sympatię do judaizmu i
chętnie posłuchała swoich żydowskich doradców. Gmina
chrześcijańska w Rzymie liczyła wówczas zaledwie kilkaset osób.
Prawdopodobnie Neron nigdy wcześniej o chrześcijaństwie nie
słyszał i gdyby nie Poppea, do końca życia nie zetknąłby się z
wyznawcami tej religii. Według tradycji, ofiarami prześladowań
padli święci: Piotr i Paweł. Już sam ten fakt wystarcza, aby imię
cesarza na zawsze źle się zapisało w historii Kościoła. A tytuł
pierwszego w dziejach prześladowcy chrześcijan zawdzięcza
Neron wyłącznie żonie. Dotychczas jedynymi przeciwnikami
wyznawców Chrystusa byli wyznawcy judaizmu, teraz dołączyło
do nich państwo rzymskie.
Trzeba jednak przyznać, że pierwsi chrześcijanie nie mogli
podobać się władzom. Do sekty należeli niemal wyłącznie ludzie
pochodzący z nizin społecznych, często wschodniego
pochodzenia. Kult miał niezrozumiały charakter, a jego
Neron

wyznawcy odmawiali uczestnictwa w wielu obrzędach


państwowych, powołując się na zakazy religijne. Przy całym
eklektyzmie religijnym stolicy nie było w niej miejsca dla
chrześcijan. W ciągu kilkuset lat swojego istnienia Rzym przejął
wiele kultów, które pokojowo współistniały ze sobą. Ale żadna z
tych religii nie aspirowała do rangi jedynej prawdziwej ani nie
zabraniała okazywania czci boskiej cesarzowi i uczestnictwa w
publicznych uroczystościach połączonych ze składaniem ofiar.
Jedyny wyjątek zrobiono dla Żydów, którzy byli zwolnieni z
okazywania lojalności poprzez kult państwowy, lecz i dla nich
miały nastać ciężkie czasy. W dwa lata po pożarze Rzymu
wyznawcy judaizmu zerwali się do walki z Rzymem. Po kilku
latach powstanie stłumiono kosztem ogromnej liczby ofiar i
zniszczenia świątyni jerozolimskiej. Znamienne, że powstanie w
Judei wybuchło już po śmierci Poppei Sabiny, którą
podejrzewano o popieranie Żydów.
Cesarzowa nie nacieszyła się władzą. Po trzech latach
małżeństwa ponownie zaszła w ciążę. Pewnego wieczoru Neron
wrócił do domu późno i do tego pijany. Między małżonkami
doszło do kłótni, którą cesarz zakończył kopnięciem żony w
brzuch. Cesarzowa poroniła i wkrótce potem zmarła.
Neron straszliwie rozpaczał. Pośmiertnie obsypał żonę
zaszczytami, na jego żądanie senat zaliczył ją w poczet bogów.
Prawdopodobnie była jedyną miłością jego życia, jedyną kobietą,
którą naprawdę kochał. Równie zepsuta i pozbawiona hamulców
moralnych jak on, przewyższała go jednak inteligencją. Gdyby
żyła dłużej, zapewne losy cesarstwa potoczyłyby się inaczej.
Chociaż w pewnych sytuacjach zachowywała się jak typowa
kobieta i to właśnie przyczyniło się do jej śmierci. Przecież
dobrze znała Nerona i wiedziała, do czego jest zdolny. Dlaczego
więc wdała się w bezpodstawną dyskusję z pijanym mężem? Ale
czy ona jedna w dziejach popełniła taki błąd...
Othon nigdy nie wybaczył Neronowi odebrania żony. W trzy
lata później cesarzem ogłosił się namiestnik jednej z prowincji w
Hiszpanii, Serwiusz Galba (ten, za którego kiedyś chciała wyjść
Agrypina). Pierwszy poparł go właśnie Othon, namiestnik
sąsiedniej Luzytanii. On to przyczynił się do zwycięstwa Galby, a
następnie sam na krótko został cesarzem.
RODZINA S EWERÓW
Julia Domna

D wudziestego ósmego marca 193 r. z rąk gwardii


pretoriańskiej zginął cesarz Helwiusz Pertinaks. Zaraz po
zabójstwie mordercy dokonali wyboru między dwoma
kandydatami do tronu. Cesarzem został bogaty senator Dydiusz
Julianus, który złożył pretorianom najwyższą ofertę finansową.
Praktycznie był to jawny przetarg na władzę cesarską. Na tronie
zasiadł zwycięzca licytacji, jemu też złożył przysięgę wierności
senat rzymski.
Nowy władca nie przewidział jednak reakcji legionów,
stacjonujących nad granicami państwa. A ich dowódcy nie
zamierzali bynajmniej przyglądać się bezczynnie wydarzeniom w
stolicy. W ciągu kilkunastu dni pojawiło się trzech kolejnych
pretendentów do tronu. Armia Dunaju obwołała cesarzem
Septymiusza Sewera, armia Eufratu — Pesceniusza Nigra, a
legiony stacjonujące w Brytanii ofiarowały władzę swojemu
dowódcy, Klodiuszowi Albinowi.
Najenergiczniej działał Septymiusz Sewer. W maju wkroczył
do Italii i w krótkim czasie zajął stolicę. Julianus zginął, oddziały
pretoriańskie zaś rozwiązano. Senat posłusznie uznał Sewera za
cesarza, ogłaszając Nigra uzurpatorem i wrogiem państwa. Nowy
władca zawarł porozumienie z Klodiuszem Albinem, proponując
mu współrządzenie.
W chwili objęcia tronu Sewer miał około pięćdziesięciu lat.
Pochodził z Afryki Północnej, z miasta Leptis Magna. Wśród jego
przodków nie było członków stanu senatorskiego, nikt też nie
piastował wyższych urzędów. Sam Sewer karierę publiczną
zaczął w wieku dwudziestu lat, za panowania Marka Aureliusza.
Pełnił różne funkcje, aż wreszcie objął dowództwo legionu
stacjonującego w Syrii. Tam poznał ambitną i inteligentną
dziewczynę, Julię Domnę. Nie znamy daty jej urodzin, ale
możemy przypuszczać, że była młodsza od Sewera o blisko
dwadzieścia lat. Pochodziła z bardzo bogatej rodziny, od pokoleń
sprawującej urząd arcykapłana w słynnej na całym Wschodzie
świątyni Baala w Einesie. Podobno kiedyś przepowiedziano
dziewczynie, że czeka ją królewska przyszłość. Zachowały się
informacje, że Sewer traktował ten horoskop z całą powagą i że
w dużym stopniu wpłynęło to na jego zainteresowanie osobą
Julii. Nie bez znaczenia były też inteligencja dziewczyny oraz jej
zamożność. Współcześni oceniali Julię jako piękność,
podkreślając, że ten fakt również odegrał poważną rolę w
wyborze dokonanym przez przyszłego cesarza. Zachowane
wizerunki żony Sewera nie potwierdzają jednak tej oceny.
Widzimy na nich kobietę tęgą o okrągłej, zdecydowanej twarzy.
Pamiętajmy wszakże, że kanony estetyki zmieniają się z czasem,
ponadto mogło wystąpić coś w rodzaju braku fotogeniczności.
Piękności rubensowskie budzą obecnie uśmiech politowania, a
najbardziej urodziwa kobieta doby napoleońskiej, Paulina
Bonaparte, nigdy nie została dobrze sportretowana, mimo iż
próbowali tego najwięksi mistrzowie epoki. Poza tym zachowane
wizerunki przedstawiają cesarzową w wieku późniejszym, a
kobiety z Południa szybko się starzeją.
Ślub z Sewerem oznaczał dla Julii szansę wyjazdu z rodzinnej
Syrii, szansę kariery u boku męża. Małżeństwo zawarto po kilku
latach znajomości, kiedy Sewer był namiestnikiem Galii
Lugduńskiej. Wkrótce awansował, obejmując dowództwo armii
Dunaju. Tym samym stał się jedną z najważniejszych osób w
państwie, wodzem armii osłaniającej centrum państwa przed
najazdami. Gorzej przedstawiała się praktyczna strona nominacji
Sewera. W czasach starożytnych tereny naddunajskie
zamieszkiwała ludność uboga, w niewielkim stopniu
zromanizowana. Rodziny oficerów (a więc i rodzina Sewera)
mieszkały w obozach wojskowych, których standard znacznie
odbiegał od warunków miejskich. Znając jednak ambicje Sewera i
Julii, możemy się domyślać, że oboje traktowali ten stan jako
przejściowy, jako konieczny krok w karierze.

Septymiusz Sewer

Kiedy po zabójstwie Pertinaksa Sewer wyruszył do Italii,


Julia Domna została wraz z dziećmi nad Dunajem. Pretendentowi
zależało na czasie, a wszelkie tabory znacznie opóźniały marsz.
Zresztą rozłąka nie trwała długo, bo po trzech miesiącach Sewer
powrócił na Bałkany, już jako cesarz imperium rzymskiego,
oficjalnie panujący nad całym jego terytorium. W praktyce
jednak jego władza ograniczała się do centralnej części państwa.
W Brytanii i Galii panował Klodiusz Albin, uznający tylko
nominalnie zwierzchnictwo Sewera, na Wschodzie zaś rządził
Pesceniusz Niger, uważający się za jedynowładcę i konkurentów
traktujący jako uzurpatorów. Męża Julii czekała więc trudna
rozgrywka, której wynik pozostawał niewiadomy. Mając
wyjaśnioną sytuację z Albinem (przypomnijmy, że Sewer uznał
go za współrządcę), cesarz skierował uderzenie przeciwko
Nigrowi. Znaczną część armii wysłał na Wschód, a sam pozostał
przez kilka miesięcy z rodziną. Na placu boju pojawił się dopiero
wówczas, kiedy uchwycono przyczółki w Azji Mniejszej. Tym
razem towarzyszyła mu rodzina. Kampania zapowiadała się na
wiele miesięcy, a Sewer nie lubił rozstawać się z najbliższymi.
Ponadto obawiał się, że przebywając z dala od jego armii, rodzina
może wpaść w ręce wroga. Sam przecież, zająwszy Rzym, wziął
dwóch synów Nigra w charakterze zakładników. Z kolei Julia
Domna prawdopodobnie chciała jak najszybciej wrócić w
rodzinne strony jako cesarzowa. Wojna miała się toczyć na
terenach wschodnich, więc obecność u boku władcy kobiety
wywodzącej się z Syrii mogła stanowić dobry argument
propagandowy.
Sewer pokonał Nigra, a w trzy lata później rozbił siły
Klodiusza Albina. W ten sposób stał się jedynowładcą,
niekwestionowanym panem imperium rozciągającego się od
Atlantyku do Eufratu. Postanowił założyć własną dynastię.
Jeszcze w czasie walk z Albinem powołał na współrządcę
starszego syna, zwanego Karakallą. Uroczystość odbyła się w
obozie wojskowym w okolicach dzisiejszego Belgradu. Chłopiec
miał wówczas dziesięć lat i nie mógł oczywiście sprawować
żadnej realnej władzy. Cesarzowi chodziło jednak o
przyzwyczajenie poddanych do osoby syna, aby ułatwić mu
objęcie władzy w przyszłości. Od tej chwili w państwie było
dwóch władców i w razie nagłej śmierci Sewera całość
uprawnień przechodziła automatycznie na Karakallę. W rok
później cesarz powołał kolejnego współrządcę. Został nim jego
drugi syn, ośmioletni Geta.
Julia Domna towarzyszyła mężowi w czasie walk z Albinem, a
potem podczas wojny z Partami. Pod jej wpływem rodzina
cesarska spędziła następne dwa lata we wschodnich prowincjach
imperium. Sewerowie podróżowali po Syrii i Palestynie,
odwiedzili też Egipt. Naśladując Cezara, popłynęli w górę Nilu,
docierając do granic państwa. Julia Domna nie spieszyła się z
powrotem do Rzymu. Na Wschodzie czuła się dobrze, były to
przecież jej rodzinne strony. Imponowało jej odgrywanie roli
władczyni wobec otoczenia, w którym wyrastała, tym bardziej że
na terenach tych istniała wielowiekowa tradycja monarchii
absolutnej. Kiedy w 200 r. rodzina Sewera przybyła do Rzymu,
towarzyszyła jej siostra cesarzowej, Julia Meza. W stolicy wyszła
ona za mąż za przedstawiciela stanu senatorskiego i urodziła mu
dwie córki. Obie wychowywały się w Rzymie i z czasem poślubiły
stołecznych arystokratów. Te trzy kobiety miały jeszcze odegrać
wielką rolę w dziejach państwa.
Wkrótce po powrocie do Rzymu w otoczeniu cesarza doszło
do konfliktu między jego żoną a prefektem pretorianów,
Plautianem. Najbliższy przyjaciel i współpracownik Sewera od
lat wywierał znaczny wpływ na jego politykę. Od dawna też
toczył cichą wojnę z Julią Domną i jej synami. Za wszelką cenę
pragnął udowodnić władcy niewierność żony. Podobno posunął
się nawet do torturowania służących Julii, aby wymusić
obciążające cesarzową zeznania. Sewer przyjmował wszystko ze
spokojem, uważając, że w ten sposób zachowuje równowagę w
najbliższym otoczeniu. Co więcej, zgodził się na małżeństwo
starszego syna z córką prefekta, wiedząc, że przyczyni się to do
wzmocnienia jego pozycji. Tak więc Plautian stał się zięciem
przyszłego cesarza i wszedł do rodziny panującej. Julia nie
znosiła synowej, Karakalla również. Wspólnie zatem uknuli
intrygę w celu pozbycia się prefekta i jego córki. W 204 r. kilku
żołnierzy złożyło zeznania, jakoby Plautian planował
wymordowanie rodziny cesarskiej i przejęcie władzy. Dowody
były co najmniej wątpliwe, ale tym razem cesarz uwierzył.
Prawdopodobnie znużyła go nieustanna wojna podjazdowa w
najbliższym otoczeniu. Sewer wezwał przyjaciela do siebie i w
obecności starszego syna oskarżył go o zdradę. Następnie na
bezbronnego rzucił się z mieczem Karakalla, a konającego dobili
żołnierze ze straży przybocznej. Głowę prefekta zaniesiono Julii,
która właśnie rozmawiała z synową! Cesarzowa zareagowała
wybuchem żywiołowej radości, nie zważając na uczucia
dziewczyny. Dzieci Plautiana pozostały wprawdzie przy życiu,
ale zesłano je na Wyspy Liparyjskie. W kilka lat później zginęły z
rozkazu Karakalli.
Do tego czasu synowie Sewera wspólnie zwalczali prefekta,
ukrywając wzajemne animozje. Odtąd zaczęli rywalizować
między sobą. Karakalla cieszył się poparciem armii, Geta zdobył
sympatię aparatu administracyjnego i ludu. Próby
doprowadzenia do zgody kończyły się niepowodzeniem, a
nienawiść między braćmi rosła. Wreszcie para cesarska musiała
się z tym pogodzić. Podobno Sewer powiedział kiedyś, że obawia
się, iż Karakalla zamorduje w przyszłości Getę, następnie zaś
padnie ofiarą własnych wad.
U schyłku życia cesarz podjął jeszcze jedną wyprawę
wojenną. Udał się do Brytanii, aby rozprawić się z plemionami
Piktów, najeżdżającymi prowincję. Tradycyjnie towarzyszyła mu
rodzina. Tam też w 211 r. zmarł, pozostawiając synom równe
kompetencje. Przed śmiercią zalecił porozumienie i zgodę, co
oczywiście należy zaliczyć do kategorii pobożnych życzeń. Sam
doskonale zdawał sobie sprawę, że tylko śmierć jednego z synów
zakończy konflikt.

Karakalla

K arakalla i Geta wraz z matką wrócili do Rzymu. Przez kilka


miesięcy państwo miało dwóch władców, wydających
sprzeczne polecenia. Do starć dochodziło zwłaszcza przy
obsadzie urzędów, kiedy to obaj chcieli przeforsować własnych
kandydatów. Spory między nimi z reguły rozsądzała Julia Domna.
Wygląda na to, że taka rola bardzo jej odpowiadała. Stając się
arbitrem w konflikcie synów, w praktyce otrzymała znaczny
zakres władzy. Najważniejsze negocjacje odbywały się w jej
komnatach; nakłaniając współrządców do zgody, cesarzowa
zachowywała dla siebie głos decydujący.
Po kilku miesiącach jeden z doradców braci zaproponował
proste rozwiązanie konfliktu: niech współrządcy podzielą
państwo między siebie i panują niezależnie. Pomysł wydawał się
całkiem rozsądny, już bowiem w czasach Augusta stwierdzono,
że imperium jest zbyt rozległe, aby zarządzać nim z jednego
ośrodka władzy. Bracia przystali na propozycję. Rozmowy w
sprawie podziału państwa były już mocno zaawansowane, kiedy
na scenę wkroczyła Julia Domna. Zaprosiła synów do siebie i
urządziła im histeryczną scenę. Krzyczała, żeby przecięli również
i ją na pół, skoro dzielą imperium. Oczywiście nie chodziło jej o
jedność państwa. Po prostu bała się, że utraci rzeczywisty wpływ
na rządy. Pragnęła utrzymać swoją pozycję arbitra w sporach
między synami, a co za tym idzie — władzę. W ten sposób
wydała wyrok na jednego z synów.

Karakalla

26 lutego 212 r. bracia mieli przybyć do matki na kolejne


spotkanie. Pierwszy wkroczył Karakalla w otoczeniu zbrojnych
żołnierzy. Kiedy wszedł Geta, oprawcy rzucili się na niego z
mieczami. Młodszy brat zdążył dobiec do matki, krzycząc:
„Mamo, boli!”, po czym padł martwy. Karakalla, upewniwszy się,
że Geta nie żyje, ruszył do koszar pretorianów. Tam oskarżył
brata o zbrodniczy zamach, który rzekomo z trudem udaremnił.
Gwardziści zaakceptowali to wyjaśnienie, tym bardziej że
Karakalla obiecał im sowite wynagrodzenie. W ciągu następnych
dni cesarz polecił wymordować przyjaciół, zwolenników i służbę
brata. Nie oszczędzono nawet kobiet i dzieci. Podobno liczba
ofiar sięgnęła dwudziestu tysięcy. Przy okazji pozbyto się wielu
osób z różnych względów niewygodnych dla nowego reżimu.

Geta w wieku chłopięcym

W całej tej sprawie ciekawą rolę odegrała Julia Domna.


Chociaż zagwarantowała synom bezpieczeństwo, nie
zareagowała, kiedy Karakalla przyszedł z siepaczami. Nie starała
się ostrzec Gety, a cały jej opór ograniczył się do próby osłonięcia
go własnym ciałem przed mieczami morderców. Czyżby
Karakalla sterroryzował matkę? Kronikarze zgodnie twierdzą, że
cesarzowa została ranna, usiłując osłonić młodszego syna.
Dlaczego jednak nie ostrzegła go przed niebezpieczeństwem?
Przecież wystarczyło krzyknąć, gdy zaanonsowano Getę.
Wydaje się, że Julia wybrała po prostu mniejsze zło. Wyrok
na jednego z synów wydała już wcześniej, nie zgadzając się na
podział państwa. Gdyby Geta uszedł z życiem, zapewne
wybuchłaby wojna domowa. Natomiast próba osłonięcia syna
była zwykłym, nie kontrolowanym odruchem matki.
Bratobójca zabronił okazywać żałobę w państwie.
Zarządzeniu temu podporządkowała się również Julia Domna:
nigdzie w źródłach nie znajdziemy wzmianki, że publicznie
wyrażała żal po śmierci młodszego syna. W następnych latach
często towarzyszyła Karakalli w podróżach po imperium. W trzy
lata po śmierci Gety mszyli razem na Wschód, cesarz bowiem
planował wojnę przeciwko Partom. Po blisko dwuletnich
przygotowaniach, w kwietniu 217 r., władca wyjechał do Edessy.
Tam zamordował go żołnierz z jego własnej straży przybocznej.
Zabójca działał z pobudek osobistych i prawdopodobnie zamach
nie wiązał się z żadnym szerszym spiskiem. Morderca zginął na
miejscu, zabity przez rozwścieczonych legionistów. Armia
powołała niezwłocznie nowego cesarza. Został nim
dotychczasowy prefekt pretorianów, Makrynus.
Wiadomość o śmierci syna zastała cesarzową w Antiochii.
Kronikarze zgodnie stwierdzają, że Julia straszliwie rozpaczała.
Jednocześnie podkreślają główny powód jej żalu. Była nim utrata
zajmowanej pozycji, a więc władzy, splendorów, przywilejów.
Julia nie mogła pogodzić się z myślą, że od tej pory już na zawsze
pozostanie osobą prywatną. Podobno usiłowała nawet popełnić
samobójstwo, lecz próba zakończyła się niepowodzeniem.
Makrynus starał się nie zaogniać sytuacji. Znając charakter
cesarzowej, pozwolił jej zachować tytuł cesarski wraz z licznymi
przywilejami. Julia jednak nie potrafiła odnaleźć się w nowej
rzeczywistości. Zaczęła spiskować przeciwko władcy, co szybko
wykryto. Cesarz odebrał jej świeżo przyznane przywileje i polecił
opuścić Antiochię. Wkrótce potem Julia zmarła i do dziś nie
wiadomo, czy przyczyną zgonu było samobójstwo, czy też
choroba ' związana z poprzednią, nieudaną próbą zamachu na
własne życie. Bez względu na bezpośrednią przyczynę śmierci,
na pewno przyspieszyły ją ostatnie wydarzenia.
Nowy cesarz nakazał opuścić Rzym również rodzinie Julii. Do
Syrii wróciła siostra cesarzowej, Julia Meza, wraz z dwiema
córkami, Soemias i Mammeą. Wszystkie trzy były już wówczas
wdowami i nic nie wskazywało na to, że odegrają jeszcze
jakąkolwiek rolę w dziejach państwa. Makrynus wolał wydalić je
z Rzymu na wszelki wypadek, obawiając się, że ze względu na
pokrewieństwo z dynastią Sewerów mogą przysporzyć mu
kłopotów. Okazało się jednak, iż znacznie większe problemy
powstały w Syrii. Ambitne kobiety znalazły tam bowiem oparcie
wśród miejscowej ludności i żołnierzy sprowadzonych przez
Karakallę.

Heliogabal

P o przyjeździe na Wschód rodzina osiadła w Emesie. Zgodnie z


wielowiekową tradycją dwaj nieletni wnukowie Julii Mezy
(Awitus miał czternaście lat, Aleksjan jedenaście) podjęli służbę
w miejscowej świątyni Baala. Awitus jako arcykapłan prowadził
ekstatyczne nabożeństwa, w których uczestniczyło wielu
legionistów. W armii nadal żywa była pamięć o dynastii Sewerów
i Julia Meza postanowiła to wykorzystać. Wśród żołnierzy
zaczęły krążyć pogłoski, że młodziutki arcykapłan jest w
rzeczywistości synem Karakalli. Podobno w dawnych czasach
jego matka miała romans z ówczesnym następcą tronu i owocem
tego związku jest właśnie Awitus. Pogłoskom towarzyszyły
obietnice znacznych gratyfikacji finansowych za odstąpienie od
Makrynusa. Sprytne posunięcia Julii Mezy doprowadziły
wreszcie do wybuchu otwartego buntu. Awitusa obwołano
cesarzem. Oddziały wysłane przeciwko niemu przez Makrynusa
przeszły na stronę rebeliantów. W miesiąc po ogłoszeniu
uzurpacji doszło do decydującej bitwy. Makrynus poniósł klęskę i
został zamordowany. Władzę w imperium objął czternastoletni
chłopiec, arcykapłan wschodniego bóstwa z syryjskiej mieściny.
Jego prawdziwym ojcem był senator Waleriusz Maksymus,
który zakończył swoją karierę na stanowisku namiestnika
Numidii. Nigdy jednak nie zdementowano pogłosek o ojcostwie
Karakalli. Racja stanu wymagała, aby chłopiec był synem cesarza,
a nie jego odległym kuzynem. Dlatego zdecydowano, że lepiej
podać w wątpliwość cnotę Soemias niż ryzykować oficjalne
sprostowanie. Wydaje się jednak, że reputacja matki cesarza nie
ucierpiała specjalnie na skutek plotek o romansie z Karakallą.
Przekazy źródłowe zgodnie stwierdzają, iż Soemias była kobietą
rozpustną, próżną i zarozumiałą. Podobnie jak jej ciotka (Julia
Domna, żona Sewera) uwielbiała luksus, splendory, przywileje.
W odróżnieniu jednak od niej interesowała się wyłącznie
zewnętrzną stroną władzy, rzeczywistą pozostawiając w rękach
matki.
Młodziutki Awitus okazał się jednym z najgorszych władców,
jacy kiedykolwiek zasiadali na tronie cesarskim. Po objęciu
władzy nie zrezygnował z godności arcykapłana. W jego świątyni
szczególną czcią otaczano czarny kamień będący wyobrażeniem
boga słońca. Z połączenia słów Helios (grecki bóg słońca) i Baal
powstał przydomek cesarza — Heliogabal. Kiedy po zwycięstwie
nad Makrynusem władca wyruszył do Italii, zabrał ze sobą
swojego boga. Nie spieszył się zresztą zbytnio. W czasie podróży
interesowały go głównie nabożeństwa odprawiane według
odwiecznego ceremoniału. Cesarz Rzymu, ubrany we wschodni
strój, tańczył w otoczeniu dziewcząt przy dźwiękach orientalnej
muzyki! Nic zatem dziwnego, że podróż z Antiochii do Rzymu
zabrała mu ponad półtora roku. Po przybyciu do stolicy cesarz
nie tylko nie zaniechał praktyk religijnych, ale nawet nadał im
charakter państwowy. W dziwacznych obrzędach brali też udział
senatorowie, odgrywając rolę ministrantów. Oprócz kultu słońca
cesarz interesował się wyłącznie infantylnym luksusem i
zwyrodniałym seksem. Dobre wyobrażenie o osobie władcy daje
lista jego ulubionych potraw. Znaleźć na niej można pięty
wielbłądów, grzebienie kogutów, języki ptaków. Heliogabal
używał wyłącznie najdroższych wonności, pijał perły
rozpuszczone w winie, sprowadzał najrzadsze kwiaty. Szukał
rzeczy najbardziej wyszukanych, uważając, że tylko takie należą
się władcy. Podobnie było z jego życiem seksualnym. Zawierał
małżeństwa i rozwiązywał, porywał żony dostojników, aż
wreszcie poślubił westalkę! Przede wszystkim jednak okazał się
zagorzałym biseksualistą o wyraźnych skłonnościach
masochistycznych. Pokryty ordynarnym makijażem, odwiedzał
lupanary, wcielając się w postać taniej prostytutki. Aby uniknąć
nocnych wypraw, zorganizował wreszcie dom publiczny w
pałacu, gdzie regularnie przyjmował klientów.
Szczególną rolę w jego życiu odgrywał niewolnik z Azji
Mniejszej, Hierokles. Cesarz oficjalnie wyszedł za niego za mąż i
we wszystkim mu ulegał. Hierokles uzyskał znaczne wpływy w
stolicy, co szybko doprowadziło do konfliktu z babką cesarza.
Heliogabal nie wyobrażał sobie jednak życia bez „męża”, a to
zaostrzało napięcia na dworze.
Zastanawiać może postępowanie Julii Mezy. Jako kobieta
inteligentna musiała zdawać sobie sprawę, że tryb życia
niezrównoważonego psychicznie wnuka ze skłonnościami do
okrucieństwa prędzej czy później doprowadzi do buntu
przeciwko niemu. Prawdopodobnie na początku była nawet
zadowolona, że chłopiec nie interesuje się bezpośrednim
sprawowaniem rządów. Z czasem jednak zorientowała się, że
działa przeciwko interesom dynastii. Heliogabalem powszechnie
pogardzano i naprawdę aż dziw bierze, że utrzymał się na tronie
już cztery lata. Julia Meza postanowiła związać los państwa z
drugim wnukiem. Nakłoniła cesarza, aby adoptował
dwunastoletniego Aleksjana i ogłosił go swoim następcą.
Jednocześnie chłopiec otrzymał nowe imię, bardziej pasujące do
Heliogabal

aktualnej godności. Od tej chwili nazywał się Aleksander


Sewerus, co podkreślało jego łączność z dynastią. Babka
sprawnie pokierowała rozwojem wydarzeń. Związała swoje
nadzieje z osobą Aleksandra, nie przejmując się zbytnio tym, że
działa na szkodę Heliogabala. Młodziutki następca tronu szybko
zyskał popularność, zagrażając pozycji brata. Dostrzegł to nawet
Heliogabal i postanowił usunąć konkurenta. Efekt był odwrotny
od zamierzonego. W marcu 222 r. pretorianie zamordowali
cesarza, jego matkę, Hieroklesa i powiązane z nimi osoby.
Heliogabalowi nawet nie wyprawiono pogrzebu. Ciała zabitych
wrzucono po prostu do kanału, skąd popłynęły do Tybru.
Cesarz Aleksander Sewer

J ulia Meza mogła być zadowolona. Pozbyła się obłąkanego


wnuka i jego matki, a rodzina nadal utrzymała się przy
władzy. Postanowiła, że za żadną cenę nie dopuści więcej do
podobnej sytuacji. Aleksandra poddano surowym rygorom
wychowawczym. Dokładnie dobierano mu nauczycieli, dokonano
również starannej selekcji osób z najbliższego otoczenia.
Gorliwie wspomagała Mezę matka chłopca, Mammea.
Przewyższała siostrę inteligencją, a ponadto los Soemias był dla
niej ostrzeżeniem. Babka i matka powoli wprowadzały
Aleksandra w arkana władzy, starannie przygotowując go do roli
cesarza.
Przez pierwsze cztery lata jego panowania praktycznie
rządziła Julia Meza. I trzeba przyznać, że wykazała się dużymi
zdolnościami politycznymi. Jako osoba inteligentna wiele
nauczyła się, obserwując poczynania Sewera, a potem jego
następców. Nieudany epizod z Heliogabalem nie wpłynął
negatywnie na wizerunek Julii i jej rodziny w oczach
społeczeństwa. Przypuszczalnie poddanym zaimponowała
konsekwencja babki cesarza. Heliogabal okazał się osobnikiem
chorym psychicznie, więc został usunięty, a władzę przejął drugi
jej wnuk. Liczył się przede wszystkim interes państwa, a nawet
wrogowie Mezy nie mogli jej zarzucić braku zaangażowania.
Julia Meza zmarła w 226 r. Po śmierci została zaliczona w
poczet bogów, co dotychczas było przywilejem zastrzeżonym
wyłącznie dla władców (i to nie wszystkich) oraz ich żon. Fakt
ten najlepiej ilustmje rolę, jaką odgrywała w państwie. A
oficjalnie była tylko wdową po namiestniku Mauretanii.
Po śmierci babki cesarza decydujący głos w państwie
zdobyła jego matka. Niestety, z wiekiem zaczęły się ujawniać
gorsze strony osobowości Mammei. Współcześni zarzucali jej
zwłaszcza chciwość i skąpstwo. Podobno dopuszczała się wręcz
prostackich nadużyć: sprzedawała urzędy, zagarniała spadki,
brała łapówki. I robiła to jawnie, nie przejmując się opinią
Julia Mammea

publiczną. Najgorsze jednak, że młody cesarz nie potrafił wyrwać


się spod kurateli matki. Zastosowane wobec niego metody
wychowawcze przyniosły skutki odmienne niż u Heliogabala, ale
równie złe, jeśli chodzi o interes państwa. Przez całe życie
Aleksander pozostał miłym chłopcem, przyzwyczajonym do
wypełniania poleceń babki, a później matki. Widząc nadużycia
Mammei, słabo protestował, po czym znów się jej
podporządkowywał. Nawet przychylni cesarzowi kronikarze
wspominają, że Aleksander okazywał rodzicielce zbyt wiele
szacunku, ulegając jej także wtedy, gdy miał inne zdanie. Pewne
wyobrażenie o stosunkach panujących na dworze daje sprawa
małżeństwa cesarza. Mammea wybrała synowi odpowiednią
kandydatkę, wychodząc z założenia, że władca musi mieć żonę i
legalne potomstwo. Kiedy jednak Aleksander przywiązał się do
dziewczyny, matka ostro zareagowała: zażądała, aby się
natychmiast rozwiódł. Cesarz oponował, ale ostatecznie ustąpił.
Dziewczynę wygnano, a jej ojca (teścia cesarza!) stracono. Nie
mogą zatem dziwić epitety, jakimi poddani obdarzali swojego
władcę. Określenia typu „dzieciuch” czy „maminsynek” były na
porządku dziennym. Szczególne jednak niebezpieczeństwo
zagrażało Aleksandrowi ze strony armii, legioniści bowiem coraz
gorzej znosili skąpstwo Mammei. I tu dochodzimy do
szczególnego paradoksu w dziejach cesarskiego Rzymu: nawet
najgorsi władcy mogli się czuć bezpiecznie, dopóki cieszyli się
popularnością w armii. A uznanie żołnierzy można było zdobyć
zdolnościami dowódczymi, wojskowym trybem życia lub
dotacjami finansowymi. Aleksander nie urodził się żołnierzem,
nie miał żadnego doświadczenia wojennego, a wydatki na wojsko
ograniczała jego matka. Nic więc dziwnego, że popularność
cesarza w armii malała i sytuacja zaczynała stawać się
niebezpieczna. Tę trudną sytuację pogorszyło jeszcze poważne
zagrożenie zewnętrzne. W roku śmierci Julii Mezy upadła
zmurszała monarchia Partów. Stary przeciwnik Rzymu od
kilkudziesięciu lat przeżywał problemy wewnętrzne i nie
stwarzał większych kłopotów na granicy wschodniej. Teraz
jednak monarchią perską rządziła prężna dynastia Sasanidów.
Głosząc powrót do granic państwa Achemenidów (a więc sprzed
blisko sześciuset lat, sprzed podbojów Aleksandra
Macedońskiego), Persja rozpoczęła agresywną politykę
przeciwko Rzymowi, dążąc do odzyskania Egiptu, Azji Mniejszej i
Syrii.
Aleksander Sewer zdecydowanie lepiej czuł się w pałacu niż
w obozie wojskowym. Nie mógł jednak pozostać obojętny na
rozwój wydarzeń na Wschodzie. Sytuacja wymagała osobistej
interwencji cesarza. W związku z Wrzeniem w armii nie mógł
również oddać znacznych sił zbrojnych pod komendę jednego
człowieka, bo groziłoby to wybuchem rebelii. Potencjalny
pretendent do tronu wcale nie musiał odnieść sukcesów w
wojnie z Persami, aby obalić dotychczasową władzę.
Wystarczyłoby zdobyć popularność żołnierzy. W historii Rzymu
odnotowano przypadki, że wysłany z konkretnym rozkazem
Aleksander Sewer
dowódca obalał legalne rządy, nie przejmując się bynajmniej
wykonaniem zadania. Tak więc Aleksander zebrał potężną armię
i osobiście wyruszył na Wschód. Niestety, nawet w takiej chwili
nie potrafił uwolnić się od wpływu matki. Mammea towarzyszyła
synowi, wtrącając się do wszystkich spraw. W ten sposób cesarz
zaprzepaścił ostatnią szansę odzyskania popularności w wojsku.
W czasie wyprawy popisał się zresztą wyjątkową nieudolnością.
Armia poniosła duże straty i sytuacja Aleksandra stała się
krytyczna. Doraźnie załagodzono sprawę dużymi nagrodami dla
legionistów, ale było oczywiste, że upadek władcy jest tylko
kwestią czasu. W rok później cesarz (oczywiście razem z matką)
wyruszył przeciwko Germanom. Tym razem również wykazał się
kompletną ignorancją wojskową. To przesądziło jego los. Armia
miała już dosyć cesarza i Mammei. Oficerowie zawiązali spisek,
na którego czele stanął prefekt pretorianów, Maksymin. Do
rebeliantów masowo przyłączali się żołnierze, niezadowoleni z
rządów „dzieciucha i skąpej baby”. Do otwartego buntu doszło w
obozie wojskowym w okolicach dzisiejszej Kolonii. Cesarz zginął
w taki sposób, w jaki panował. Widząc, że wszystko stracone,
uciekł do namiotu w objęcia matki, z płaczem zarzucając jej winę
za swój upadek. Nie miał zresztą zbyt wiele czasu na żale i
wyrzuty, w namiocie bowiem pojawili się rebelianci i zgładzili
mieczami ostatnich przedstawicieli dynastii Sewerów.
Aleksander miał wówczas dwadzieścia siedem lat, jego matka
niespełna pięćdziesiąt. Po ich śmierci zaczął się w dziejach
Rzymu okres zamętu trwający prawie siedemdziesiąt lat. W tym
czasie panowało czterdziestu cesarzy, a niemal każdy z nich
doszedł do władzy po trupie poprzednika. Jak się wyraził jeden z
historyków, po zabójstwie Aleksandra Sewera cesarzem mógł
zostać każdy.
Rodzina Sewerów, zwana też dynastią syryjską, rządziła
państwem blisko pięćdziesiąt lat. W jej dziejach, jak w żadnej
innej rodzinie panującej świata starożytnego, znaczną rolę
odegrały kobiety. I trzeba stwierdzić, że w większości wypadków
była to rola negatywna. O ile Julia Domna swoimi ambicjami
umacniała Septymiusza Sewera w drodze na tron, o tyle potem
przyczyniła się do tragedii własnych synów. Jej pragnienie
wywierania wpływu na rządy doprowadziło do śmierci Gety, a w
konsekwencji do utraty władzy przez rodzinę. Znacznie
zdolniejszym politykiem okazała się jej siostra Julia Meza. Bez
skrupułów pozbyła się obłąkanego wnuka, aby tylko utrzymać
władzę w rękach dynastii. Niestety, młodsze pokolenie nie
dorównało tym dwom paniom. Soemias i Mammea nie miały
żadnego zmysłu politycznego. Szczególnie zawiodła Mammea w
okresie po śmierci Julii Mezy. Swoim postępowaniem (zwłaszcza
osławionym skąpstwem) przyczyniła się do deprecjacji
wizerunku syna w oczach społeczeństwa, a następnie do jego
zguby. Inna sprawa, że sam Aleksander nigdy właściwie nie
dojrzał. Do końca pozostał miłym chłopcem, od którego
oczekiwano, że będzie mężczyzną i władcą.
C ESARZOWA I B ARBARZYŃCY
Potomkowie Teodozjusza Wielkiego

W IV w. n.e. stało się regułą, że władzę w imperium


sprawowało jednocześnie dwóch cesarzy. Jeden zarządzał
prowincjami wschodnimi, drugi zachodnimi. Z reguły
współrządzili bracia lub ojciec z synem. Nieraz podnoszono do
godności cesarskiej zasłużonego wodza albo polityka, oferując
mu dodatkowo związki rodzinne. Inną cechą charakterystyczną
tego okresu była zwiększająca się obecność elementu
germańskiego w życiu politycznym państwa. Armia cesarstwa
powoli traciła swój rzymski charakter, stając się zbieraniną
najemników z plemion barbarzyńskich. Obcy wodzowie
dochodzili z czasem do dużego znaczenia. Niemal przy każdym
władcy tego okresu odnaleźć można wodza pochodzącego z
któregoś z plemion germańskich. Niekiedy ich działalność
przybierała postać znaną z czasów nowożytnej Turcji
(wezyrowie).
W 386 r. cesarz Teodozjusz Wielki ożenił się po raz drugi.
Jego wybranką została siostra Walentyniana II (współrządcy
cesarza) imieniem Galla. Małżeństwo miało więc podłoże czysto
polityczne, ale małżonkowie raczej przypadli sobie do gustu. Nie
zaakceptował natomiast Galii następca tronu, młody Arkadiusz.
Kiedy ojciec wyjechał w sprawach państwowych,
bezceremonialnie wygnał macochę z pałacu. Potem jednak
Teodozjusz sprowadził ją ponownie na dwór. Po ośmiu latach
cesarzowa zmarła, pozostawiając córeczkę, Galię Placydię. W rok
później z życiem pożegnał się również Teodozjusz, a władzę
objęli jego dwaj synowie z pierwszego małżeństwa. Wschodnią
część państwa otrzymał Arkadiusz, zachodnią Honoriusz. Mała
Galla Placydia wychowywała się na dworze tego drugiego.
Widocznie Arkadiusz przeniósł na dziewczynkę niechęć, jaką
darzył jej matkę, dlatego Teodozjusz zdecydował, żeby córeczka
wychowywała się na Zachodzie.
W chwili wstąpienia na tron Honoriusz miał jedenaście lat.
Oczywiście nie mógł sprawować osobistych rządów i wyręczał go
w tym doświadczony wódz. Stylichon. Był on klasycznym
przykładem najemnika germańskiego, robiącego karierę w
służbie cesarstwa. Zaczynał jako prosty żołnierz i stopniowo
osiągał coraz wyższe godności, aż doszedł do stanowiska
naczelnika wojsk i dwukrotnie konsula. Wreszcie spowinowacił
się z rodziną panującą. Poślubił bratanicę Teodozjusza, a swoją
córkę wydał za małoletniego Honoriusza.
W jedenaście lat po śmierci Teodozjusza Italii zagrozili Goci.
Plemiona tych bitnych barbarzyńców od ponad trzydziestu lat
przebywały na terenie imperium, cyklicznie sprawiając kłopoty
władzom rzymskim. Ćwierć wieku wcześniej zadały armii
rzymskiej druzgocącą klęskę pod Adrianopolem; zginął wówczas
cesarz Walens. W następnych latach Goci to bywali
sprzymierzeńcami Rzymu, to znów z nim walczyli. Wkroczyli na
teren cesarstwa jako pierwsze z plemion germańskich i już nigdy
go nie opuścili. Kiedy więc po raz kolejny doszło do starcia
gocko-rzymskiego, Germanie skierowali się wprost na Italię. Nie
mając na miejscu sił do odparcia barbarzyńców, Stylichon
ściągnął posiłki znad Renu. Niestety, w ten sposób odsłonił
granicę, co wykorzystały plemiona germańskie osiadłe po drugiej
stronie rzeki. W noc sylwestrową 406 r. umocnienia
nadgraniczne przełamali Swewowie, Wandalowie, Alanowie i
Burgundowie. Barbarzyńcy od lat usiłowali przedostać się do
Galii, ale posterunki rzymskie w miarę skutecznie odpierały
najazdy. Teraz jednak Rzymianie, osłabieni odejściem
najlepszych oddziałów, nie potrafili utrzymać pozycji. Najeźdźcy
rozlali się szerokim strumieniem po Galii, łupiąc i mordując. Co
gorsza, Germanie nie zamierzali poprzestać wyłącznie na
grabieży. Gdyby chodziło im tylko o łupy, sytuacja nie byłaby
jeszcze taka zła. Ostatecznie cesarstwo od wieków najeżdżały
różne plemiona, które grabiły nadgraniczne krainy i wycofywały
się na swoje terytoria. Teraz jednak celem najeźdźców było
znalezienie ziemi pod osadnictwo. Wyparci ze swoich siedzib
przez Hunów (podobnie jak Goci), ruszyli na zachód. Dotychczas
zagradzały im drogę silne oddziały graniczne, ale po ich
odwołaniu przez Stylichona droga do Galii stanęła otworem.
Opinia publiczna oskarżała Stylichona o zdradę. Wódz był z
pochodzenia Wandalem, w armii również dominowali Germanie.
W atmosferze ogólnej histerii krążyły pogłoski o spisku
germańskim, na którego czele miał rzekomo stać Stylichon.
Rozruchy objęły wojsko i przybrały formę pogromu germańskich
najemników. Sytuacja stała się jeszcze bardziej niebezpieczna,
gdy oskarżenia potwierdził cesarz Honoriusz. Nie wiadomo, czy
zrobił to z wrodzonego konformizmu, czy też postanowił pozbyć
się kurateli wodza. Możliwe zresztą, że dał wiarę plotkom o
rzekomym zamachu stanu przygotowywanym przez wodza. Ale
po co właściwie Stylichon miałby obalać prawowitego władcę?
Był najwyższym dostojnikiem w państwie, jego rodzina
ustępowała znaczeniem tylko rodowi cesarskiemu, z którym w
dodatku się spokrewniła! Co więcej, syn Stylichona zaręczył się z
Galią Placydią. Ponieważ Honoriusz (zięć Stylichona), był
bezdzietny, istniała szansa, że syn cesarskiej siostry, a wnuk
wodza przejmie władzę na Zachodzie. Może cesarz poczuł się
osaczony przez rodzinę dowódcy i dlatego poparł jego
przeciwników. Nie miał dzieci, a bez zgody Stylichona nie mógł
się rozwieść z jego córką. Oznaczało to zatem, że bez względu na
rozwój wypadków na tronie Augusta w przyszłości zasiądzie
wnuk Wandala. No, ale skoro cesarzami mogli być Filip Arab czy
ledwie zromanizowani żołdacy z Bałkanów, to dlaczego władcą
nie miałby zostać wnuk wykształconego przecież Germanina?
Tym bardziej że hipotetyczny następca tronu byłby wnukiem
Teodozjusza Wielkiego. Niewątpliwie jednak Honoriusz miał już
dosyć Styłichona wraz z jego rodziną i wykorzystał okazję, aby
się wszystkich pozbyć. W sierpniu 408 r. wódz, oskarżony o
zdradę, szukał ocalenia w jednym z kościołów Mediolanu. Jego
przeciwnicy nie uszanowali jednak azylu świątyni (robili tak
nawet poganie!), dopadli go i zamordowali. W ten sposób zginął
najlepszy wódz rzymski na Zachodzie, szczerze oddany swemu
władcy. Mimo bowiem wywyższania własnej rodziny, bez
wątpienia służył cesarstwu z całego serca. Na opłakane rezultaty
nie trzeba było długo czekać. Przy okazji zabito również jego
syna, narzeczonego młodej Galii Placydii, a Honoriusz rozwiódł
się z żoną.
W tym czasie Galla przebywała w Rawennie w otoczeniu
Honoriusza. Po śmierci Styłichona wróciła jednak do Rzymu i ta
decyzja zaważyła na jej losach. W 410 r. stolicę zdobyli Wizygoci i
cesarzówna wpadła w ich ręce. Dowodzący najeźdźcami Alaryk
potraktował brankę ze wszystkimi honorami. Córka Teodozjusza
była wymarzoną zakładniczką, tym bardziej że powszechnie
wiedziano o przywiązaniu Honoriusza do siostry. Nie
oszczędzono jej natomiast widoku grabieży miasta. Wizygoci
przebywali w stolicy tylko trzy dni, ale to wystarczyło, żeby
dokładnie ją splądrować. Jednakże większe znaczenie niż zysk
materialny miał efekt psychologiczny zdobycia kolebki świata
rzymskiego. Ostatni raz poważyli się na to Galowie przed
ośmiuset laty, ale wtedy Rzym był nieliczącą się jeszcze małą
mieściną. Od kilku wieków wszakże odgrywał już rolę stolicy
świata śródziemnomorskiego i dla wszystkich mieszkańców
imperium stanowił symbol państwowości. A teraz oto
barbarzyńcy bezkarnie plądrowali budowle Kapitolu, rabowali
miasto i ludzi. Pożary trawiły świątynie i pomniki, kosztowności
przetapiano na złom. Współczesnym wydawało się, iż nastąpił
koniec cywilizowanego świata. Święty Hieronim wołał z
rozpaczą: „Cóż ocaleje, skoro Rzym ginie!”[12]. A na dodatek
młoda niezamężna córka i siostra cesarzy była branką na łasce
barbarzyńskiego kacyka!
Galla towarzyszyła Wizygotom w dalszym marszu na
południe. Germanie dotarli na sam skraj Półwyspu Apenińskiego

[12] – Św. H i e r o n i m , Listy, Warszawa 1953, t. II. s. 402.


z zamiarem przeprawienia się do Afryki. Podobnie jak inni
najeźdźcy, Wizygoci mieli już serdecznie dość ciągłych
wędrówek. Pragnęli znaleźć tereny nadające się do osiedlenia,
najlepiej niezniszczone wojną i zabezpieczone przed najazdami.
Afryka rzymska nadawała się do tego celu idealnie. Obszar nieco
mniejszy niż dzisiejsza Polska zamieszkiwało około trzech
milionów ludzi. Sprawny system nawadniający zapewmiał
doskonałą jakość upraw, dzięki czemu Afryka Północna
stanowiła spichlerz Italii. Jej opanowanie oznaczałoby więc
zdobycie znacznego wpływu na politykę imperium. Władca
tamtejszych prowincji mógł w każdej chwili odciąć dostawy
zboża i zmusić cesarza do uległości. A dysponując flotą wojenną,
można było w praktyce zapewnić sobie całkowite
bezpieczeństwo od strony rzymskiej. Alaryk rozumował
genialnie i tylko brak środków technicznych uniemożliwił mu
przeprawę. Po kilku latach jego zamysł podjął król Wandalów
Genzeryk.

Galla Placydia i Wizygoci

W krótce po fiasku planów przeprawy Alaryk zmarł. Zmiana


na tronie nie pogorszyła sytuacji córki Teodozjusza.
Następca Alaryka, Ataulf, okazywał jej jeszcze więcej względów
niż poprzednik. Miał wobec Galii dalekosiężne plany i nie
zamierzał jej zrażać do siebie. Na razie postanowił wydostać się z
Italii. Zniszczony i przeludniony Półwysep Apeniński nie był
najlepszą bazą dla jego ludu. Po rocznym pobycie w Italii Ataulf
ruszył na północ, wf kierunku Galii. Tam na terenach dzisiejszej
południowej Francji Goci osiedlili się na dłużej. Rozpoczęli
również rokowania z Honoriuszem w celu usankcjonowania tego
stanu rzeczy. Obie strony były już zmęczone wojną. Cesarz miał
wystarczająco dużo problemów z innymi ludami pustoszącymi
Galię i Hiszpanię, żeby jeszcze przedłużać konflikt z Gotami. Poza
tym doszedł do wniosku, że skoro nie potrafił spacyfikować
poddanych Ataulfa, to przynajmniej wykorzysta Wizygotów
przeciwko Wandalom i Swewom. Ostatecznie zawarto
porozumienie, na którego mocy Wizygoci otrzymali status
sprzymierzeńców. W zamian za dostawy żywności Germanie
zobowiązali się respektować granice terytorium wskazanego im
do osiedlenia oraz służyć Rzymowi posiłkami wojskowymi.
Ataulf nie wydał jednak cesarzowi siostry, mimo jego
kategorycznych żądań. Honoriusz musiał się z tym pogodzić,
ponieważ za bardzo zależało mu na opanowaniu sytuacji. Zresztą
pokój trwał tylko kilka miesięcy. Rzymianie nie wywiązali się z
przyrzeczonych dostaw zboża, co spowodowało ponowny
wybuch wojny. Germanie obiegli i zdobyli szturmem stolicę
prowincji, Narbonne. Następnie uczynili z miasta swoją stolicę i
tam też w 414 r. doszło do wydarzenia bez precedensu w
dziejach Rzymu: Galla Placydia, córka i siostra cesarzy, poślubiła
Ataulfa, króla barbarzyńców. Co więcej, zrobiła to z własnej i
nieprzymuszonej woli!
Warto się zastanowić, jakie cele przyświecały Galii i
Ataulfowi. pogodzenie Gotów z Rzymem? Jeżeli tak. to na jakich
zasadach? W uroczystościach uczestniczyli zarówno Goci, jak i
miejscowi Rzymianie. Co więcej, król Wandalów wystąpił w
rzymskiej todze! W pewnej chwili na salę wkroczyli chłopcy z
tacami, na których znajdowały się zrabowane cztery lata
wcześniej w Rzymie klejnoty i pieniądze. Przekazali je Galii
Placydii. Gest ten można odczytać jako przejaw impertynencji
barbarzyńskiego kacyka, ale można też uznać za symbol
pojednania. Oto zdobywca zwrócił prawowitej właścicielce
zagrabione kosztowności. I takie chyba były intencje małżonków.
Kiedy doczekali się dziecka, nazwali je Teodozjuszem. Jedyny raz
w dziejach Gotów królewski syn otrzymał rzymskie imię! I to
imię cesarza, któremu potomni nadali przydomek Wielkiego.
Niestety, dziecko zmarło, a wkrótce potem Ataulf został
zamordowany. Szkoda, bo unia rzymsko-gocka mogła się okazać
ostatnią szansą ocalenia upadającego cesarstwa. Wizygoci byli
wyjątkowo prężnym ludem, dysponującym dużą siłą zbrojną. W
późniejszym okresie wykazali się również znacznymi
Honoriusz

zdolnościami administracyjnymi. Po osiedleniu się w Hiszpanii


zorganizowali własne państwo, które osiągnęło niespotykany w
ówczesnym świecie poziom rozwoju. W czasach kiedy w Europie
na dobre rozgościli się barbarzyńcy, funkcjonowały dwa centra
kulturowe. Jednym z nich było cesarstwo bizantyjskie,
spadkobierca całej kultury i dorobku starożytności, drugim zaś
państwo wizygockie. I pomyśleć, że istniała pewna szansa na to.
aby zachodni Rzymianie i Wizygoci stworzyli wspólny organizm
państwowy, wspólny lud! Może nie zapadłyby wówczas mroki
średniowiecza, a w Italii nie panoszyliby się jacyś
Longobardowie, których władcy mieli zwyczaj pijać trunki z
czaszek zabitych przeciwników! Niestety, śmierć Ataulfa
przekreśliła wszystko.
Jego następca traktował Galię Placydię wyjątkowo brutalnie.
Zdarzyło się, iż musiała iść (boso!) za jego wierzchowcem ponad
dwadzieścia kilometrów. Była też świadkiem egzekucji dzieci
Ataulfa z pierwszego małżeństwa. Na jej szczęście szaleniec
został wkrótce zamordowany, a jego następca wydał Galię
Rzymianom.

Galla Placydia

Honoriusz odzyskał siostrę po pięciu latach. Niezwłocznie


polecił jej poślubić swojego zasłużonego wodza, Konstancjusza.
Galla ostro zaprotestowała. Nie wiemy dlaczego. Wydaje się, że
kilkuletni pobyt wśród Gotów znacznie zmienił jej sposób
postrzegania świata. Wzięta do niewoli, początkowo traktowała
swoich gnębicieli z góry. Miała poczucie przynależności do
wyższego kręgu kulturowego, którego początki ginęły w
pomroce dziejów. Wola jej ojca była prawem od Atlantyku po
Eufrat. Co prawda ostatnio cesarstwo przeżywało trudności, ale
w mniemaniu cesarzówny były one przejściowe. Dla ludzi
współczesnych istnienie Rzymu stanowiło jeden z nielicznych
pewników. Mogła się zmienić religia czy obyczaje, ale cesarstwo
rzymskie trwało zawsze. Galla, jako przedstawicielka panującej
dynastii, symbolizowała więc (również we własnym mniemaniu)
majestat Rzymu. Z czasem jednak życie pośród Wizygotów
zmieniło jej sposób widzenia świata. Duża w tym zasługa Ataulfa,
który od początku chyba zamierzał ją poślubić. Nie chciał jej do
tego zmuszać, więc wybrał drogę perswazji. Uznając przewagę
kulturową Rzymu, wskazywał na jego słabość militarną.
Wizygoci natomiast znajdowali się w dokładnie odwrotnej
sytuacji. Nie mogli jednak być ludem prymitywnym czy też
odrażającym, skoro Galla ich zaakceptowała. Mimo iż to oni
zdobyli i splądrowali Rzym! Wiemy, że cesarzówna nauczyła się
mówić biegle po gocku, przejęła również niektóre obyczaje tego
ludu. I zachowała je po powrocie do Rawenny. Konstancjusza
uznała prawdopodobnie za niegodnego swojej osoby
karierowicza. Mógł być zasłużonym wodzem, lecz nie
dorównywał Ataulfowi. Cesarz złamał jednak opór siostry i
doprowadził do jej małżeństwa z Konstancjuszem, niebawem
uznanym za współrządcę Rzymu. Ze związku tego narodziło się
dwoje dzieci, które ogłoszono następcami tronu. Sam szwagier
Honoriusza nie cieszył się zbyt długo nową godnością. Zmarł w
dwa lata po uznaniu go za współrządcę imperium, nie
przeżywszy nawet trzydziestu lat. Galla po raz drugi została
wdową.
Po śmierci Konstancjusza zaczął się najbardziej tajemniczy
okres w życiu Galii Placydii. Według jednego z kronikarzy między
Honoriuszem i jego siostrą doszło do kazirodztwa. Podobno
oboje jawnie okazywali sobie czułości znacznie przekraczające
Konstancjusz. mąż Galii Placydii

normy przyjęte w stosunkach między rodzeństwem. Publiczne


pocałunki i pieszczoty szokowały współczesnych,
podejrzewających, iż w zaciszu pałacowych komnat rodzeństwo
nie ogranicza się wyłącznie do tego. Wkrótce jednak coś zaszło
między Honoriuszem i Galią, cesarz bowiem polecił siostrze
opuścić dwór. a niedługo potem wygnał ją wraz z dziećmi poza
granice państwa.
Historycy raczej odrzucają skandaliczne podłoże konfliktu
między rodzeństwem. Przypuszcza się, że doszło między nimi do
różnicy zdań na temat Wizygotów. Galla nigdy nie ukrywała
sympatii do tego narodu, a w jej otoczeniu nadal przebywało
wielu Germanów. W tym czasie Wizygoci zadawali Rzymianom
klęski w Hiszpanii, wskutek czego sentymenty cesarzowej
budziły powszechne oburzenie. Poza tym Honoriusz nigdy nie
wybaczył siostrze małżeństwa z Ataulfem i planów unii rzymsko-
wizygockiej. Jednakże tak całkowicie nie odrzucajmy czysto
osobistych przyczyn konfliktu między rodzeństwem. W dziejach
chrześcijańskich władców Rzymu zdarzały się różne dewiacje,
więc kazirodztwo między tymi dwojgiem wcale nie jest
wykluczone. Tym bardziej że byli rodzeństwem przyrodnim. A
skoro stryjeczne rodzeństwo mogło oficjalnie zawierać związki
małżeńskie (Gallus i Konstancja, Julian Apostata i Helena), to
dlaczego przyrodnie nie miałoby się dopuszczać kazirodztwa?
Poza tym jeżeli Honoriusz odczuwał do siostry pociąg seksualny,
a ona go nie odwzajemniała lub też odwzajemniała w
niedostatecznym stopniu, cesarz zapewne wyrzucał jej uległość
wobec króla Wizygotów. Tych samych Wizygotów, którzy teraz
wydzierali mu Hiszpanię!

Aecjusz

G alla wraz z dziećmi wyjechała do Konstantynopola. W kilka


miesięcy później zmarł bezpotomnie Honoriusz. Wówczas
wschodniorzymski cesarz Teodozjusz II (bratanek Galii) uznał,
że nadeszła odpowiednia chwila, aby przywrócić jedność
państwa. Ignorując prawa Galii i jej synka, ogłosił się władcą
zachodniej części imperium. Galla wraz z dziećmi miała pozostać
w Konstantynopolu w charakterze honorowych więźniów.
Władze z Konstantynopola nie przewidziały jednak reakcji
urzędników zachodniorzymskich. Zjednoczenie państwa
oznaczało dla nich utratę zajmowanych stanowisk, a wraz z nimi
dochodów i przywilejów. W pół roku po śmierci Honoriusza w
Rzymie obwołano własnego cesarza. Został nim jeden z
urzędników zmarłego władcy noszący imię Jan. Teodozjusz
zorientował się, że Zachód nigdy go nie uzna. Doszedł więc do
wniosku, że jeżeli już ma tam panować odrębny cesarz, to niech
będzie nim przedstawiciel prawowitej dynastii. Oficjalnie
przywrócono zatem tytuły cesarskie Galii i jej synowi, po czym
wyprawiono do Italii znaczną armię. Uzurpator poniósł klęskę i
został stracony. Cesarzem ogłoszono pięcioletniego
Walentyniana III.
Panowaniu chłopca zagroziło niebezpieczeństwo już w trzy
dni po egzekucji Jana. Do Italii wkroczyły potężne oddziały
Hunów pod wodzą Aecjusza. Wódz przybył zbyt późno, aby
uratować Jana, lecz dysponował wystarczającymi siłami, by
obalić Walentyniana. Do starcia jednak nie doszło. Wobec śmierci
Jana walka mijała się z celem. Aecjusz nawiązał więc rokowania z
władzami. Uzyskał stanowisko komesa, a jego podwładni
otrzymali sowite wynagrodzenie. Placydia zaczęła w imieniu
syna sprawować regencję.
W tym czasie terytorium cesarstwa zachodniorzymskiego
ograniczało się już niemal wyłącznie do obszaru Italii i Afryki
Północnej. Galię i Hiszpanię opanowali Germanie, plądrując
tamtejsze tereny. O władzy rzymskiej w Brytanii zdążono
zapomnieć, podobnie jak o granicy na Renie. Decydującą rolę w
państwie odgrywali barbarzyńcy, z których rekrutowała się
większość armii. Dodatkowym utrudnieniem okazały się spory
między najwyższymi dostojnikami w państwie. Placydia starała
się wygrywać antagonizmy między wodzami, ale czyniła to w
sposób nader nieudolny. Efektem tych działań była utrata
prowincji afrykańskich. W dwa lata po śmierci Jana zbuntował
się tamtejszy namiestnik Bonifacjusz. Wysłana przeciwko niemu
wyprawa poniosła klęskę, wobec czego przygotowano następną.
Zagrożony buntownik zaprosił do Afryki Wandalów, obiecując im
ziemię pod osadnictwo. Na taką okazję od dawna czekali niemal
wszyscy barbarzyńcy plądrujący zachodnią część imperium.
Władca Wandalów Genzeryk błyskawicznie przeprawił się z
Hiszpanii do Afryki i ruszył wzdłuż wybrzeża na Wschód. Wraz
ze swoim ludem (około osiemdziesięciu tysięcy ludzi)
przemierzył trzy tysiące kilometrów, aż dotarł na tereny
dzisiejszej Tunezji. Bonifacjusz szybko stracił kontrolę nad
sytuacją. Inna sprawa, że Germanie nie zamierzali respektować
żadnych wcześniejszych umów z namiestnikiem. Przybyli na jego
zaproszenie, ale planowali wyłącznie zdobyć dla siebie ziemię,
nie zaś przejmować się jakimikolwiek poleceniami. Zapłonęły
miasta i wsie. Siły Wandalów były niewielkie (liczyły około
piętnastu tysięcy wojowników), lecz w zupełności wystarczające
do obalenia władzy rzymskiej w Afryce. W tej sytuacji Galla
ponownie mianowała Bonifacjusza (buntownika i zdrajcę!)
namiestnikiem. Poleciła mu wyprzeć najeźdźców, których sam
przecież ściągnął na teren prowincji. Pozornie postępowanie
cesarzowej wydaje się pozbawione sensu. Bonifacjusz, który
zbuntował się przeciwko prawowitej władzy i zaprosił
barbarzyńców, miał teraz z ramienia cesarza bronić prowincji
przeciwko swoim podopiecznym! Ale cesarzowa wiedziała, co
robi. Zdawała sobie sprawę, że jedyną szansą na odzyskanie
Afryki jest ugoda z Bonifacjuszem. Wysłanie innego wodza
doprowadziłoby do bratobójczej wojny pod bokiem Wandalów.
Pozostawało więc robienie dobrej miny do złej gry i okazanie
zaufania Bonifacjuszowi.
Niestety, namiestnik był marnym wodzem. Potwierdził
regułę, że zdolni intryganci nie sprawdzają się na polu bitwy.
Poniósł kilka porażek i utracił na rzecz Wandalów najżyźniejsze
tereny rzymskiej Afryki.
W tym czasie w Italii rozegrał się ponury dramat, będący
efektem polityki personalnej cesarzowej. Ludzie komesa
Aecjusza zamordowali naczelnika sił zbrojnych Feliksa.
Morderstwa dokonano w biały dzień na jednej z ulic Rawenny.
Nazwiska morderców były doskonale znane, motywy ich
działania również. Galla jednak nie zareagowała. Podobnie jak w
sprawie Bonifacjusza przeważyła racja stanu. Aecjusz był jej
potrzebny. Okazał się dobrym wodzem, miał doskonałe kontakty
z Hunami, odnosił sukcesy w walce z Germanami. Wprawdzie
Feliks nie żył, ale cesarzowa nie mogła sobie pozwolić na kolejną
rebelię. Aecjusz zajął więc stanowisko Feliksa, a Galla
zalegalizowała bezprawie, które rozegrało się pod jej bokiem.
Wydaje się, że cesarzowa nie potrafiła stosować w praktyce
zasady „dziel i rządź”. Nie umiała wykorzystać z pożytkiem dla
siebie rywalizacji między wodzami. Jej postępowanie przynosiło
efekty odwrotne od zamierzonych. Utracono Afrykę i poważnie
nadszarpnięto autorytet cesarski.

Ostatnia cesarzowa

N iestety, Galla nie potrafiła też wyciągnąć wniosków z


wcześniejszych porażek. W dwa lata po zabójstwie Feliksa
sama doprowadziła do wybuchu kolejnej wojny domowej.
Stwierdziła, że Aecjusz jest zbyt samodzielny i należy go zastąpić
kim innym. Uznała, że idealnym kandydatem byłby
skompromitowany w Afryce Bonifacjusz. Liczyła na to, że zależny
wyłącznie od jej łaski, okaże się on doskonałym wykonawcą
poleceń. Odwołała go więc do Italii i mianowała naczelnym
wodzem armii cesarstwa. Zgodnie z przewidywaniami Aecjusz
nie podporządkował się rozkazom niedawnego zdrajcy. Doszło
do otwartego starcia, w czasie którego Bonifacjusz pokonał
rywala w bitwie. Nie nacieszył się jednak zwycięstwem, gdyż
wkrótce zmarł na skutek rany odniesionej w walce. Cesarzowa
ponownie znalazła się w sytuacji bez wyjścia. Nie mając wyboru,
przywróciła Aecjuszowi pierwszą pozycję w państwie. I znów
nadszarpnęła swój autorytet, ustępując przed faktami
dokonanymi.
Zajęcie Afryki przez Wandalów zadało decydujący cios
władzy rzymskiej na Zachodzie. Od tej chwili zaopatrzenie Italii
w zboże zależało wyłącznie od kaprysu barbarzyńców. W ręce
Wandalów wpadła flota wojenna, co oznaczało bezpośrednie
zagrożenie inwazją. Już wkrótce Germanie złupili Sycylię, a
najazd na Italię pozostawał jedynie kwestią czasu. Aecjusz
rozpoczął pertraktacje z Germanami, starając się przynajmniej
odwlec ten moment. Uznał zdobycze najeźdźców w zamian za
dostawy zboża. Jednocześnie ogłoszono zaręczyny wandalskiego
królewicza Huneryka z wnuczką Placydii. Można przypuszczać,
że ten ostatni argument odegrał niebagatelną rolę w zawarciu
porozumienia. Rzymianie zawsze imponowali Germanom, a o
spokrewnieniu się z rodziną cesarską marzyła większość
władców. Układ z Wandalami był więc umiarkowanym sukcesem
Rzymu. Zalegalizowano stan posiadania, zapewniono dostawy
zboża, zabezpieczono Italię przed najazdami. Jednocześnie
Wandalowie uznali nominalne zwierzchnictwo cesarza, co miało
duże znaczenie propagandowe.
Wspomnieliśmy o wnuczce Placydii, Eudokii. Była dzieckiem
Walentyniana III i córki Teodozjusza II (cesarza
wschodniorzymskiego). Do zawarcia małżeństwa doprowadził
dwór w Rawennie. Teodozjusz II nie miał więcej dzieci i w
przyszłości rysowała się perspektywa zjednoczenia cesarstwa.
Ze względów politycznych nie wydano natomiast za mąż córki
Galii, Honorii. Obawiano się bowiem, że ewentualny szwagier
cesarza może się stać pretendentem do tronu. Z czasem jednak
temperament Honorii zaczął sprawiać kłopoty. Dziewczyna
wdała się w romans z jednym z urzędników, co stało się
przyczyną stracenia jej kochanka. Aby uniknąć niespodzianek na
przyszłość, postanowiono ostatecznie wydać ją za mąż. Wybór
Galii i Walentyniana padł na leciwego senatora, kompletnie
pozbawionego ambicji politycznych. Ale Honoria kategorycznie
odmówiła zgody na małżeństwo. Nie zamierzała wychodzić za
nudnego i aseksualnego starca po to tylko, aby zapewnić rodzinie
komfort psychiczny. Szukając oparcia przeciwko bratu i matce,
wpadła na pomysł poproszenia o mediację króla Hunów. Attyla
jednak opacznie zrozumiał jej prośbę jako propozycję
małżeństwa. Natychmiast wysłał do Rawenny poselstwo, żądając
zgody na ślub i połowy cesarstwa w posagu. Na dworze
zapanował popłoch. Hunowie stanowili przecież największą
potęgę ówczesnego świata, a ich państwo rozciągało się od Renu
do Uralu. Mimo to Walentynian okazał hart ducha i kategorycznie
odmówił. Podobno w porywie szału chciał zabić siostrę i tylko
wstawiennictwo Galii ocaliło dziewczynę. W końcu Honoria
poślubiła senatora Herkulanusa i wkrótce potem zniknęła z kart
historii.
Obrona Honorii przed gniewem Walentyniana jest ostatnią
zachowaną informacją o Galii Placydii. Zmarła w Rawennie w
listopadzie 450 r., w czasie przygotowań do odparcia najazdu
Hunów. W rok po jej śmierci Aecjusz odniósł ostatnie zwycięstwo
w dziejach Rzymu. W 451 r. połączona armia rzymsko-wizygocka
pokonała Hunów na Polach Katalaunijskich. Los okazał się dla
naszej bohaterki niezbyt łaskawy. Nie doczekała ostatniego
wielkiego triumfu oręża rzymskiego, i to we współpracy z
Wizygotami, do których zawsze miała wielką słabość. Ale z
drugiej strony gdyby żyła kilka lat dłużej, byłaby świadkiem
klęsk, przy których wcześniejsze wydarzenia wydałyby się
drobiazgiem bez znaczenia.
Galię Placydię można oceniać różnie. Na pewno nigdy nie
zapomniała, że jest przedstawicielką dynastii, rządzącej w
imperium od ponad stu lat. Poślubiając Ataulfa, pragnęła
doprowadzić do trwałego przymierza rzymsko-gockiego. Po
śmierci drugiego męża skoncentrowała się na zdobyciu i
utrzymaniu władzy dla syna. Popełniała jednak błędy, co odbiło
się na losach państwa. Nie była wolna od osobistych uprzedzeń,
co z kolei zaważyło na jej stosunkach z Aecjuszem. Mimo to przez
ćwierć wieku stanowiła symbol władzy cesarskiej na zachodzie
imperium. Po jej śmierci inne jeszcze kobiety nosiły tytuł
Augusty, ale to ona zasługuje na miano ostatniej cesarzowej.
Żadna już żona władcy nie cieszyła się takim uznaniem i
szacunkiem jak Galla. Dla mieszkańców imperium uosabiała
ciągłość i majestat władzy rzymskiej istniejącej od ponad
dziesięciu wieków.
Cesarstwo zachodniorzymskie przeżyło Galię o dwadzieścia
sześć lat. W dwa lata po śmierci Placydii zmarł Attyla.
Walentynian III uznał, że w tej sytuacji Aecjusz nie jest mu już
potrzebny i polecił go zamordować. W pół roku później sam
zginął z rąk przyjaciół zabitego. Władzę objął na krótko
Petroniusz Maksymus. W czerwcu 455 r. Rzym zdobyli
Wandalowie. Maksymus zginął, a miasto zostało doszczętnie
splądrowane. W ręce najeźdźców wpadły córka Walentyniana III,
przyrzeczona niegdyś Hunerykowi, oraz jej siostra i matka.
Germanie uprowadzili kobiety do Afryki, gdzie Eudokia poślubiła
królewicza. Po pięciu latach wdowę po Walentynianie i młodszą
córkę wydano władzom z Konstantynopola; w mieście tym
pozostały aż do śmierci. Natomiast Eudokia urodziła swojemu
mężowi sukcesora, po czym uzyskała zgodę na wyjazd i
osiedlenie się w Palestynie. Tam wstąpiła do klasztoru i
pozostała w nim do końca życia. Ostatnia przedstawicielka starej
dynastii przeżyła upadek cesarstwa na Zachodzie, ale nigdy
więcej nie zobaczyła rodzinnej italskiej ziemi.
J USTYNIAN I T EODORA
Bałkańska dynastia

W V w. n.e. świat śródziemnomorski uległ całkowitemu


przeobrażeniu. Wędrówka ludów zadała ostateczny cios
władzy rzymskiej na Zachodzie, gdzie od 476 r. nie rezydował już
nawet tytularny cesarz. Na gruzach imperium tworzyły się
narodowe państwa germańskie. W Italii osiedli Ostrogoci, w
Afryce Północnej — Wandalowie. W Hiszpanii powstały państwa
Wizygotów i Swewów, a w Galii — Franków. Na przekór
wszelkim rokowaniom trwało nadal cesarstwo
wschodniorzymskie, co więcej — nie utraciło na rzecz
barbarzyńców żadnej prowincji. Wprawdzie i tam dużą rolę w
armii i na dworze odgrywał element germański, ale nigdy
zjawisko to nie osiągnęło takich rozmiarów jak na Zachodzie.
Wschodnia część imperium przetrwała raczej dzięki zbiegowi
przypadków niż specjalnym zabiegom władz z Konstantynopola.
Od pewnego momentu plemiona germańskie skierowały całą
swoją uwagę na Zachód, pozostawiając prowincje wschodnie w
spokoju. Ucierpiały tylko Bałkany, lecz tamtejsze prowincje
zawsze stanowiły przedmurze świata rzymskiego. Barbarzyńcy
nie dysponowali z reguły flotą, więc dotarcie do Azji Mniejszej,
Syrii czy Egiptu było dla nich niemożliwe. Zresztą na Zachodzie
znaleźli wystarczająco duży obszar pod osadnictwo, a pozostała
część imperium interesowała ich wyłącznie jako ewentualny
teren wypraw łupieżczych. W samym zaś Konstantynopolu
powoli dokonywała się przemiana łacińskiego państwa
wschodniorzymskiego w greckie cesarstwo bizantyjskie.
Imperium nigdy nie stało się jednością językową. Przez Półwysep
Bałkański przebiegała granica między częścią łacińską i grecką.
Ludzie pracujący w administracji państwowej byli więc z
konieczności dwujęzyczni, ale po upadku części zachodniej łacina
zaczęła popadać w coraz większą niełaskę. Tym bardziej że od
wieków większość osób wykształconych przyznawała prymat
grece. Po grecku pisano traktaty filozoficzne i dzieła historyczne,
na Wschodzie był to również język armii. Administracja rzymska
przestała oficjalnie działać dopiero w 1453 r., po zdobyciu
Konstantynopola przez Turków. Oczywiście od wieków oprócz
nazwy państwo nie miało już nic wspólnego z cesarstwem
rzymskim. Należy jednak przyznać, że mimo upadku władzy
cesarskiej na Zachodzie, przez dłuższy czas (co najmniej do VII
w.) utrzymywała się faktyczna rzymskość. Nawet jeżeli łacina
wyszła z użycia na co dzień, to nadal pozostawała
obowiązkowym językiem administracji państwowej. Dlatego też
nie można przyjmować roku 476 jako umownego końca antyku
we wschodniej części cesarstwa.
W 518 r. w Konstantynopolu zmarł bezpotomnie cesarz
Atanazjusz. Zamieszanie trwało kilkanaście godzin, aż wreszcie
okrzyknięto cesarzem oficera straży przybocznej Justyna. Był on
człowiekiem mocno już zaawansowanym wiekowo, miał bowiem
około sześćdziesięciu sześciu lat. Pochodził z terenów dzisiejszej
Serbii, a do Konstantynopola przybył jako niespełna
dwudziestoletni młodzieniec. Ze względu na swoją urodę dostał
się do gwardii cesarskiej i tam powoli przechodził wszelkie
szczeble kariery. Umiejętnie rozegrał zamieszanie po śmierci
Atanazjusza i niespodziewanie dla wszystkich objął władzę.
Będąc jeszcze oficerem, zaczął ściągać do siebie kuzynów z
rodzinnej wioski. Jako jeden z pierwszych przybył do
Konstantynopola dwunastoletni Petrus Sabbatus. Wuj zapewnił
mu gruntowne wykształcenie (sam do końca życia pozostał
analfabetą), po czym pokierował jego karierą. Kiedy Justyna
obwołano cesarzem, stało się oczywiste, że państwo zyskało nie
tylko władcę, ale również następcę tronu. Istotnie, Justyn
niebawem usynowił Petrusa, który przyjął imię Justynian. Stary
cesarz coraz mniej interesował się sprawami państwa,
przekazując je w ręce siostrzeńca. Wreszcie w 527 r. cesarz
ogłosił Justyniana współrządcą, a w kilka miesięcy później zmarł.
Petrus Sabbatus Justynianus rozpoczął samodzielne rządy.
Można byłoby przypuszczać, że skoro nowy władca pochodził z
nizin społecznych, to przynajmniej wybierze sobie żonę z
arystokratycznego rodu. Nic podobnego. Razem z Justynianem
koronowana została jedna z najbardziej kontrowersyjnych
postaci w dziejach, Teodora. Była córką aktorki i opiekuna
niedźwiedzi cyrkowych, a więc trudno jej pochodzenie uznać za
szczególnie imponujące. Sama Teodora od najmłodszych lat
pracowała na scenie. Aktorki tego okresu nie stanowiły wzoru
cnotliwego życia, wprost przeciwnie — uchodziły za odmianę
prostytutek. Teodora nie należała do wyjątków. Zachowała się
niezwykle interesująca relacja na ten temat, tym cenniejsza, że
pochodząca od człowieka, który osobiście znał cesarzową i
przebywał w jej otoczeniu.

Niedyskrecje kronikarza

P rokopiusz z Cezarei (bo o nim mowa) wyjątkowo nie znosił


Teodory, więc jego opinie są na pewno subiektywne. Relacja
jednak jest tak skandaliczna, że warto przytoczyć jej obszerne
fragmenty. Według kronikarza cesarzowa od najwcześniejszych
lat zajmowała się nierządem i odnotowała na tym polu znaczne
osiągnięcia:
„Do pewnego momentu, zanim dojrzała, Teodora nie mogła
spać z mężczyzną jak dorosła kobieta, ale już wtedy uprawiała
niejako męskie stosunki z różnymi łajdakami — i to
niewolnikami, którzy towarzyszyli swym panom do teatru,
wykorzystując okazję na tego rodzaju bezeceństwa. Dużo czasu
spędzała w burdelu, wystawiając swe ciało na sprzeczne z naturą
praktyki”.
Kronikarz nie ukrywał, że sztuka aktorska Teodory niewiele
miała wspólnego z talentem scenicznym:
„Kiedy zaś wyrosła i była już zupełnie dojrzała, przyłączyła
się do kobiet na scenie i natychmiast stała się jedną z tych
Justynian w otoczeniu dostojników
kurtyzan, o których dawniej mówiono, że są w piechocie; nie
grała na flecie ani na lirze, nie uprawiała nawet sztuki tanecznej,
po prostu sprzedawała swe wdzięki pierwszemu lepszemu, całe
niemal ciało wystawiając na sprzedaż. Później wraz z aktorkami
brała udział we wszystkim, co działo się w teatrze, pomagając im
w różnych komicznych błazeństwach, bo była wyjątkowo bystra i
zabawna; wkrótce też zaczęła przyciągać wszelkie spojrzenia.
Była to dziewczyna pozbawiona wstydu i nikt nie widział u niej
nigdy najmniejszego śladu zmieszania — przeciwnie, bez
najmniejszego wahania zgadzała się wyświadczyć najbardziej
bezwstydne usługi [...]. Swoich kochanków traktowała wyniośle i
szyderczo, ale coraz to nowymi miłosnymi sztuczkami potrafiła
zdobyć sobie serca rozpustników [...]. Nieraz zjawiała się na
składkowych przyjęciach w towarzystwie kilkunastu doskonale
zbudowanych młodzieńców, których jedynym zajęciem była
rozpusta, i spędzała całą noc z biesiadnikami w łóżku, a kiedy już
wszyscy mieli dosyć, szła do ich niewolników, a było ich ze
trzydziestu, i parzyła się z każdym z osobna. I tak nie była nigdy
syta tego bezeceństwa”.
Można powiedzieć, że istny demon seksu. Nimfomanka to za
mało. Ale gdyby przyszłej cesarzowej zarzucano tylko
rozwiązłość! Prokopiusz wspominał coś o sprzecznych z naturą
praktykach i niebawem ujawnił, co miał na myśli:
„Przyszła kiedyś do domu pewnego dostojnika w czasie
jakiejś pijatyki i jak wszyscy powiadają, na oczach biesiadników
stanęła w nogach łoża, bezwstydnie zadarła do góry suknie i bez
wahania dała pokaz całej swojej rozwiązłości. I chociaż robiła
użytek aż z trzech otworów, utyskiwała na przyrodę, że nie dała
jej szerszych otworów także na piersiach, aby mogła tą drogą
wypróbować jeszcze jeden sposób spółkowania”.
Kronikarz czynił zarzuty, że Teodora obnażała się publicznie.
Prawdopodobnie była po prostu wziętą striptizerką:
„Nieraz obnażała się nawet w teatrze, na oczach wszystkich
widzów, za cały ubiór mając jedynie przepaskę na biodrach, nie
dlatego bynajmniej, że krępowała się także i to ludziom pokazać,
lecz ponieważ nikomu nie wolno tam było wejść zupełnie nago,
bez chociażby takiej osłony. W tym stroju rzucała się na ziemię i
leżała na wznak, a przeznaczeni do tego służący sypali na jej
srom jęczmień, który ziarnko po ziarenku wydziobywały gęsi do
tego celu specjalnie trzymane. Ona zaś podnosiła się z ziemi nie
tylko nie zawstydzona, lecz przeciwnie, jak gdyby pyszniąc się
swoim czynem”[13].
Nie chcemy wchodzić w szczegóły, dociekając, ile rewelacji
Prokopiusza jest prawdą, a ile tylko wrogą propagandą. Dzieło, z
którego zostały zaczerpnięte powyższe fragmenty, nie było
przeznaczone do opublikowania. Prawdopodobnie krążyło w
wąskim kręgu arystokracji konstantynopolitańskiej
nieprzychylnie nastawionej do cesarza i jego małżonki. Ale, jak
mówi przysłowie, nie ma dymu bez ognia. Relacja Prokopiusza
musiała zawierać ziarno prawdy. Nawet jeśli Teodora nie była

[13] – P r o k o p i u s z z C e z a r e i , Historia sekretna, Warszawa


1969, s. 79-82.
demonem seksu, jak pragnie przedstawić ją kronikarz, bez
wątpienia brała udział w niezbyt przyzwoitych farsach
scenicznych, w których niepoślednią rolę odgrywały inscenizacje
mitów greckich i rzymskich. A bądźmy szczerzy, niewiele mitów
spełnia normy przyzwoitości obyczajowej. Są pełne przemocy,
seksu i gwałtu. Cóż jednak zyskuje największą popularność
wśród szerokich kręgów społeczeństwa? Właśnie przemoc, seks i
gwałt. Pewne upodobania okazują się ponadczasowe. Wystarczy
przyjrzeć się repertuarowi dzisiejszych kin czy wypożyczalni
kaset wideo. Ludzie sprzed piętnastu wieków nie różnili się
nazbyt w swoich upodobaniach od społeczeństwa nam
współczesnego. Zmieniły się tylko realia i tematyka. Rozrywka
lekka, łatwa i przyjemna zawsze miała swoich amatorów, a nagie
zgrabne ciało dziewczęce tylko przydawało jej uroku. Teodora
była więc prawdopodobnie dość popularną aktorką, wszelkie zaś
rodzaje striptizu, które uprawiała, stanowiły integralną część
inscenizacji. W tym zawodzie cnota raczej przeszkadzała, trudno
zatem uznać przyszłą cesarzową za osobę o niewzruszonych
zasadach moralnych. Prokopiusz napisał paszkwil, ale oparty na
dobrze znanych faktach z jej życia. Czyż jednak Justynian
ożeniłby się z kobietą, która zaspokajała potrzeby seksualne
całego Konsantynopola? Z pewnością nie. Mógł zaryzykować ślub
z aktorką lekkiej konduity, lecz nie z prostytutką!

Kariera Teodory

W postępowaniu Teodory zawsze można odnaleźć sens i


logikę. Od początku zdawała sobie sprawę, że kariera
aktorki nie trwa wiecznie i trzeba myśleć o przyszłości. Szukała
więc mężczyzny, który zapewniłby jej dostatnią przyszłość.
Wybór padł na niejakiego Hecebulosa, pełniącego
odpowiedzialne funkcje w administracji. Kiedy otrzymał on
namiestnictwo jednej z prowincji afrykańskich, Teodora
wyjechała wraz z nim jako jego oficjalna utrzymanka. Nie wiemy,
co zaszło między kochankami w czasie pobytu w Afryce.
Podobno przyszła cesarzowa nie ograniczała swoich względów
wyłącznie do osoby Hecebulosa... W każdym razie namiestnik
zerwał z nią gwałtownie i polecił wracać do stolicy. I tam
Teodora poznała następcę tronu, Justyniana. Spotkanie wywarło
na obojgu niezwykłe wrażenie. Od chwili kiedy aktorka została
jego kochanką, nie zanotowano żadnego (!) przypadku
kontaktów seksualnych Justyniana z inną kobietą. Również ona
była mu absolutnie wierna. I trudno się temu dziwić. Następca
tronu był nieprzeciętną gratką dla każdej kobiety, a cóż dopiero
dla aktorki niemającej praktycznie żadnych stałych dochodów!
Romans Teodory z Justynianem rozwijał się powoli. Wreszcie
następca tronu stwierdził, że nie wystarcza mu, aby partnerka
odgrywała w jego życiu rolę jedynie konkubiny, i postanowił się
z nią ożenić. W ówczesnych czasach było to nie do pomyślenia.
Druga osoba w imperium, przyszły cesarz wybiera sobie za żonę
podejrzanej reputacji aktorkę (właściwie striptizerkę),
dorabiającą prostytucją! Niedawno przecież wygnano ją z domu
jednego z namiestników (a więc podwładnego Justyniana) za
nieprzyzwoite zachowanie! Co prawda w ówczesnym Bizancjum
zachowano właściwą dla Rzymu łatwość awansu społecznego,
ale dotyczyło to niemal wyłącznie mężczyzn. Łatwiej było
chłopskiemu synowi z zabitej deskami wioski zrobić karierę w
armii niż kurtyzanie zostać damą. A cóż dopiero cesarzową!
Justynian jednak nie zamierzał przejmować się konwenansami.
Postanowił poślubić Teodorę i nikt mu w tym nie mógł
przeszkodzić. Stary cesarz Justyn nie interesował się już zupełnie
tego rodzaju sprawami, grono cesarskich doradców nie chciało
zrażać sobie przyszłego szefa. Zajadły opór stawiła jedynie
cesarzowa Eudokia, żona Justyna. Ta prosta kobieta nigdy nie
interesowała się polityką ani żadnymi rozgrywkami na dworze.
Ale teraz stanowczo oświadczyła, że nie zgodzi się przyjąć na
dwór ladacznicy. I Justynian skapitulował. Przekonał kochankę,
że dla świętego spokoju należy poczekać, aż wiekowa władczyni
zamknie oczy, co zresztą niebawem nastąpiło. Dopiero po jej
śmierci następca tronu rozpoczął przygotowania do ślubu. Na
początku należało pokonać barierę legislacyjną, albowiem prawo
zabraniało małżeństw między senatorami a aktorkami. Wydano
więc bardzo dziwny akt prawny, na mocy którego zezwalano
aktorkom zrywającym z dawną profesją na zawieranie związków
małżeńskich z senatorami. Bez wątpienia akt ten przygotowano
specjalnie dla Justyniana i Teodory, ponieważ nie odnotowano
żadnego innego małżeństwa zawartego na jego podstawie. Kiedy
prawo weszło w życie, Justynian poślubił swoją partnerkę.
Niebawem został współrządcą cesarza Justyna, a w kilka
miesięcy później jedynowładcą. Wraz z nim koronowana została
eksstriptizerka i kurtyzana, córka niedźwiednika z hipodromu.

Nika!

J ustynian przeszedł do historii jako największy zdobywca w


dziejach imperium wschodniorzymskiego i bizantyjskiego. Ale
zanim rozpoczął restaurację władzy rzymskiej na Zachodzie,
omal nie utracił tronu na skutek przewrotu w stolicy. Bunt
wywołały stronnictwa hipodromowe. Dla ludzi z dwudziestego
stulecia niezrozumiała jest rola stronnictw w życiu politycznym i
obyczajowym miasta. Chodziło o to, że w związku z likwidacją
walk gladiatorskich i zawodów gimnastycznych jedyną
popularną rozrywką sportową pozostały wyścigi kwadryg.
Odbywały się one na ogromnym torze wyścigowym zwanym
hipodromem. Widzowie dzielili się na kilka grup nazywanych od
barw powozów (Błękitni, Zieloni itd.). Nieważne były
indywidualne zwycięstwa, liczyła się głównie wygrana
stronnictwa. Wrogość między poszczególnymi stronnictwami
przewyższała nawet wzajemne animozje dzisiejszych kibiców
piłkarskich. Stronnictwa hipodromowe nie ograniczały się
jedynie do kibicowania swoim zawodnikom i bijatyk z innymi
kibicami. Wobec władzy absolutnej, sprawowanej przez cesarza,
odgrywały one rolę wyraziciela poglądów ludu stolicy czy wręcz
mechanizmu nacisku na aparat administracyjny. Władze
tolerowały antagonizmy między stronnictwami, a czasem je
nawet stymulowały, uważając, iż jest to rodzaj wentyla
bezpieczeństwa. Niekiedy można wręcz odnieść wrażenie, że
stronnictwa pełniły funkcję partii politycznych czy też
zgromadzenia ludowego. W każdym razie władze dbały o dobre
stosunki przynajmniej z jednym z nich, wychodząc z założenia, że
żaden reżim nie utrzyma się bez poparcia ludu.
Po pięciu latach panowania Justynian stanął w obliczu
poważnego kryzysu. Państwo nawiedziły w ostatnich latach
klęski żywiołowe, zmuszając władze do dużych nakładów
finansowych. Przewlekła wojna z Persją również zubożyła skarb,
co doprowadziło do przerzucenia ogromnej części wydatków na
obywateli. Naturalną koleją rzeczy posunięcie to spotkało się z
niezadowoleniem podatników. W pierwszych dniach stycznia
532 r. w Konstantynopolu doszło do zaciekłych bójek między
stronnictwami Błękitnych i Zielonych. Interweniowały służby
porządkowe i kilku prowodyrów skazano na karę śmierci.
Egzekucja miała publiczny charakter i ściągnęła tłumy widzów.
Atmosfera była ciężka i najwyraźniej napięcie udzieliło się
katowi. Zabijał skazańców nad wyraz nieudolnie, wskutek czego
dwaj z nich (jeden Błękitny i jeden Zielony) spadli z szafotu
jeszcze żywi. Gapie żądali darowania im życia, ale kierujący
egzekucją urzędnik nakazał jej powtórzenie. Wówczas z
pobliskiego klasztoru wybiegło kilku zakonników i pod osłoną
coraz bardziej agresywnego tłumu przeniosło skazańców do
kościoła. Prefekt miasta polecił otoczyć kościół strażą, ale nie
mógł zapobiec demonstracjom w stolicy. W trzy dni później,
podczas wyścigów na hipodromie, oba stronnictwa wznosiły
okrzyki, domagając się łaski dla skazańców. Wieczorem
zaprzestano wzajemnych obelg i zjednoczeni widzowie prosto z
hipodromu wylegli na ulice. Podeszli pod pałac prefekta,
skandując wrogie hasła, później siłą wdarli się do więzienia i
uwolnili wszystkich aresztantów. Spalono więzienie, podpalono
również bramę pałacu cesarskiego. Potem tłum się rozproszył, a
władze, obawiając się dalszej eskalacji nastrojów, nie odwołały
wyścigów zaplanowanych na następny dzień. Kiedy rano
wznowiono zawody, okazało się, że stronnictwa występują z
żądaniami politycznymi. Cesarz ugiął się i odwołał najbardziej
znienawidzonych urzędników, wśród nich prefekta miasta. Ale
było już za późno. Rozwydrzony tłum podpalał sklepy i pałace, w
mieście zapanował terror. Rozpoczęto oblężenie pałacu
cesarskiego, a wierność niektórych oddziałów wojskowych
wyraźnie zaczęła się chwiać. Co więcej, zaczęli się wahać również
senatorowie, asekurując się na dwie strony. Justynian, bojąc się
zamachu wewnątrz pałacu, polecił opuścić go wszystkim osobom
postronnym, w tym także jednemu z siostrzeńców Anastazjusza.
Trzeciego dnia buntu cesarz postanowił osobiście pokazać się
tłumowi, licząc na to, że majestat władcy przywróci spokój. Kiedy
jednak stanął w swojej loży na hipodromie, posypały się
wyzwiska, a chwilę potem kamienie. Monarcha wycofał się do
pałacu, na hipodromie zaś obwołano nowego cesarza. Został nim
Hypacjusz, wspomniany siostrzeniec Anastazjusza. Sytuacja
Justyniana stała się wyjątkowo trudna, tym bardziej że nie
powiodła się próba porwania Hypacjusza, podjęta przez
najemników pod dowództwem sławnego Belizariusza. Nawet
bowiem gwardia cesarska zaczęła przechodzić na stronę
buntowników. Wówczas Justynian polecił ewakuować pałac i
zarządził wyjazd z Konstantynopola. I wtedy okazało się, że w
pałacu jest ktoś, kto nie upadł jeszcze na duchu. Cesarzowa
Teodora, która dotychczas w milczeniu przysłuchiwała się
naradom, teraz, słysząc rozkaz Justyniana, wstała ze swojego
miejsca i zwróciła się do męża:
„Czy przystoi, aby niewiasta dawała mężowi przykład
odwagi, czy nie przystoi, nie pora tu rozważać. W chwili
ostatecznego niebezpieczeństwa trzeba czynić to, co można
uczynić. Podług mnie ucieczka, nawet jeżeli przywiodłaby nas w
bezpieczne miejsce, nie leży w naszym interesie. Każdy człowiek,
który narodził się po to, aby ujrzeć światłość dnia, musi umrzeć.
Ale żeby ten, kto został cesarzem miał się stać wygnańcem, tego
nie zniosę. Obym nigdy nie zbyła się purpury, którą noszę, obym
nie dożyła dnia, w którym przestaną mnie nazywać Cesarską
Wysokością. Jeżeli pragniesz bezpieczeństwa, panie mój, to
sprawa jest łatwa. Jesteśmy bogaci, morze jest tuż, a na nim
nasze okręty. Wszelako rozważ, czy osiągnąwszy
bezpieczeństwo, nie zapragniesz zamienić tego na śmierć. Co do
mnie, to podoba mi się dawne powiedzenie, iż purpura cesarska
jest najwspanialszym całunem”[14].

Teodora z dworem
Wypowiedź Teodory poskutkowała natychmiast. Była
kurtyzana pokazała cesarzowi i przestraszonym wodzom, jak być
odważnym. Co więcej, mówiąc o godności osobistej, dała do
zrozumienia, że ucieczka przed tłumem jest czynem niegodnym
mężczyzny i władcy. Coś odblokowało się w psychice
przerażonych mężczyzn. Poszli po rozum do głowy i niebawem
sytuacja została opanowana. Na hipodromie pojawili się cesarscy
prowokatorzy, wzniecając zamieszki, a kiedy zwolennicy
stronnictw zaczęli się bić, wtargnęły między nich oddziały
najemników Belizariusza. Doszło do potwornej rzezi: najemnicy

[14] – P r o k o p i u s z , De bello Persico, [za:] R. B r o w n i n g ,


Justynian i Teodora, Warszawa 1977, s. 106.
mordowali każdego, kto był w zasięgu broni. Gdy przewaga
przechyliła się na stronę Justyniana, odzyskała lojalność gwardia
cesarska. Jej żołnierze popisali się wyjątkowym okrucieństwem,
nie przepuszczając absolutnie nikomu. Tego dnia zginęło
trzydzieści tysięcy ludzi (!), a hipodrom i jego okolice dosłownie
spływały krwią. Najemnicy Belizariusza schwytali niedoszłego
cesarza Hypacjusza i doprowadzili go przed oblicze Justyniana i
Teodory. Uzurpator błagał władcę o litość i może nawet by ją
uzyskał, bo Justynian nie był okrutnikiem, gdyby nie Teodora.
Potrząsnęła głową na znak sprzeciwu i Hypacjusz został ścięty, a
jego ciało wrzucone do morza. Scena ta doskonale ilustruje, jak
bardzo wzrosło znaczenie cesarzowej w czasie buntu. Okazała
przecież hart ducha i odwagę, których zabrakło mężowi i jego
wodzom z Belizariuszem na czele. Prawdopodobnie gdyby nie
ona, rebelia zmiotłaby z tronu Justyniana. Cesarz nigdy tego
żonie nie zapomniał i od tej chwili głos Teodory coraz bardziej
się liczył. Podczas buntu zniszczeniu uległa katedra Mądrości
Bożej, zbudowana przez Konstantyna Wielkiego. Justynian
postanowił na jej miejscu wznieść nową świątynię, jeszcze
okazalszą niż poprzednia. Wspólnie z Teodorą zdecydowali, że
będzie to pomnik ich panowania i zwycięstwa nad
buntownikami. W rezultacie powstała jedna z najbardziej
znanych budowli świata, kościół Mądrości Bożej, który pod
nazwą Hagia Sophia przetrwał do dziś jako najwspanialszy
zabytek Stambułu. Nawet zamieniona w meczet (z dodanymi
minaretami), świątynia ta pozostała świadectwem wielkości
cesarza Justyniana. Paradoksalne: gdyby nie rebelia, która omal
nie zmiotła go z tronu, nie powstałaby jedna z najsłynniejszych
budowli wszech czasów. A kto wie, czy nie jedna z
najpiękniejszych.

Amalasunta, królowa Gotów

R ebelia nie spowodowała zmiany w planach cesarskiej pary.


Nadal ich głównym celem pozostała restauracja władzy
rzymskiej na zachodzie imperium. Na pierwszy ogień poszło
królestwo Wandalów w Afryce. Dawni zdobywcy, rozleniwieni
klimatem i luksusowym trybem życia, nie przedstawiali już
szczególnej siły. Na dodatek król, wnuk Walentyniana III
(prawnuk Galii Placydii), był zakochany w tradycji rzymskiej i
bardziej czuł się Rzymianinem niż Wandalem. Wprawdzie
niebawem został on zdetronizowany, ale mimo to państwo
Wandalów nigdy już nie odzyskało swojej prężności i niezwykle
łatwo uległo Belizariuszowi w 533 r. Tak więc Justynian i
Teodora uczynili pierwszy krok na drodze przywracania władzy
rzymskiej na Zachodzie. Następnym celem stała się Italia,
kolebka cesarstwa rzymskiego.
Pół wieku wcześniej jeden z wodzów germańskich imieniem
Odoaker usunął z tronu ostatniego cesarza rzymskiego Romulusa
Augustusa. Insygnia władzy cesarskiej odesłał do
Konstantynopola i rozpoczął na Półwyspie Apenińskim
samodzielne rządy, występując oficjalnie jako namiestnik cesarza
z Konstantynopola. W rzeczywistości zwierzchnictwo
wschodniorzymskie miało charakter wyłącznie symboliczny.
Odoaker bowiem ani myślał respektować niczyich poleceń.
Trzeba przyznać, że okazał się zręcznym politykiem i
administratorem. Rządził Italią przez trzynaście lat i nie były to
najgorsze lata dla jej mieszkańców. Utrzymał rzymski aparat
administracyjny, skutecznie bronił półwyspu przed najazdami.
Udało mu się nawet odzyskać z rąk Wandalów Sycylię.
W 489 r. na półwysep wkroczyli Ostrogoci pod
przywództwem Teodoryka z rodu Amalów i pokonali armię
Odoakra; ten z resztą wojsk schronił się w Rawennie. Oblężenie
miasta trwało dwa i pół roku i nie przyniosło rozstrzygającego
rezultatu. Zniecierpliwiony Teodoryk zaproponował rywalowi
kompromis. Na mocy zawartego porozumienia obaj antagoniści
mieli wspólnie rządzić Italią. Zawarcie układu okazało się jednak
podstępem władcy Ostrogotów. W kilka dni po wkroczeniu do
Rawenny, w czasie uczty, osobiście zabił on rywala. Wkrótce
ponownie obwołał się królem. Tym razem przyjął tytuł władcy
Italii. Pokazał w ten sposób, że jego lud zakończył wędrówkę i
Półwysep Apeniński stał się jego ojczyzną. Wzorem Odoakra nie
próbował dokonywać rewolucyjnych zmian. Zachował dawny
aparat administracyjny, oddając sprawy cywilne w ręce
autochtonów. Sprawy wojskowe natomiast pozostały wyłącznie
w gestii Gotów. Na całym półwyspie rozmieszczono garnizony
wojskowe w celu utrzymania porządku. Teodoryk nie starał się
stworzyć wspólnego narodu zwycięzców i zwyciężonych. Władzę
nad Ostrogotami sprawował jako król, nad Rzymianami – jako
namiestnik cesarza wschodniorzymskiego. Jeżeli dodamy do tego
podział religijny (Ostrogoci wyznawali arianizm), stanie się
zrozumiałe, że obie społeczności żyły obok siebie.
Teodoryk zapewnił Italii kilkadziesiąt lat spokoju. Nie było
prześladowań religijnych, garnizony wojskowe strzegły granic.
Wojownicy goccy przejęli posiadłości podwładnych Odoakra, nie
zanotowano więc przypadków wywłaszczeń i grabieży. Nowy
władca Italii okazał się politykiem wielkiego formatu. Do
posiadanych Italii i Sycylii przyłączył Prowansję i Dalmację. Od
samego początku prowadził ożywioną politykę zawierania
aliansów z najpotężniejszymi państwami regionu; przymierze z
państwami Burgundów, Wizygotów i Wandalów przypieczętował
związkami rodzinnymi. Wobec Konstantynopola trzymał się
rozsądnej zasady symbolicznych ustępstw, zachowując całkowitą
niezależność od władzy cesarza. W 507 r. Teodoryk skutecznie
interweniował po stronie Wizygotów w czasie ich konfliktu z
Frankami. Po śmierci króla Wizygotów objął regencję w imieniu
małoletniego Amalaryka (swojego wnuka). Dzięki takiej
działalności w ciągu trzydziestu lat panowania stał się
hegemonem basenu Morza Śródziemnego. Polityka regionu
obracała się wokół dworu w Rawennie, a Teodoryk umiejętnie
korzystał z każdej okazji wzmocnienia swojej pozycji.
Jedyną chyba porażką w życiu króla Ostrogotów był brak
męskiego potomka. W tej sytuacji Teodoryk zdecydował się
mianować sukcesorką jedną z córek. Jego wybór padł na
Amalasuntę. Jako ulubienica ojca i jego przypuszczalna
sukcesorką otrzymała ona bardzo staranne wykształcenie.
Zgodnie z najlepszymi wzorami rzymskimi władała łaciną i
greką, znała zasady retoryki, wprowadzono ją w arkana filozofii.
Jej nauczycielami byli Rzymianie, którzy przekazali uczennicy
sympatię i szacunek do kultury własnego narodu. W wieku
siedemnastu lat Amalasunta poślubiła Eutaryka z rodu Bałtów,
panującego wśród Wizygotów. Mąż księżniczki został oficjalnie
ogłoszony następcą tronu i uznany przez państwa ościenne z
Bizancjum na czele. Zewnętrznym przejawem uznania Eutaryka
za sukcesora władcy Ostrogotów było przyznanie mu urzędu
konsula przez cesarza Justyna. Zgodnie z tradycją sięgającą
czasów republiki rzymskiej co roku wybierano dwóch konsulów.
Od kiedy ustanowiono cesarstwo, konsulat stał się funkcją czysto
honorową, ale mimo to niezwykle cenioną. Imionami konsulów
oznaczano lata kalendarzowe i ta miara czasu zachowała się aż
do wprowadzenia kalendarza liczonego od urodzin Chrystusa. Za
panowania Teodoryka powołanie na stanowisko konsula w
Konstantynopolu stanowiło dowód wyjątkowej łaski cesarskiej.
Król Ostrogotów wprowadzał zięcia w sprawy państwa,
powoli znajdując w nim coraz większe oparcie. Gdy jednak
wydawało się, że sprawy dynastyczne zostały już
uporządkowane, przyszedł niespodziewany cios. Po siedmiu
latach małżeństwa Eutaryk zmarł.
Pozbawiony wyboru sędziwy król Ostrogotów ogłosił
następcą tronu sześcioletniego syna Eutaryka i Amalasunty.
Regencję do czasu osiągnięcia przez chłopca pełnoletności miała
sprawować matka dziecka. Teodoryk zdawał sobie sprawę, że
tylko córka może zapewnić kontynuację dotychczasowej linii
politycznej oraz zagwarantować małemu Atalarykowi
bezpieczeństwo.
Król zmarł cztery lata później. Wkrótce po jego śmierci
doszło do konfliktu między starszyzną gocką a Amalasuntą.
Starożytność, podobnie jak średniowiecze, niechętnie widziała
kobiety aktywne w życiu politycznym. W większości wypadków
politycy płci pięknej dbali o zachowanie pozorów. Nawet słynna
Kleopatra egipska zawsze miała u swojego boku męską
marionetkę. Amalasunta była w jeszcze trudniejszej sytuacji.
Wśród plemion germańskich istniał silny etos mężczyzny-
wojownika, a rola kobiety ograniczała się do zadań typowo
domowych. Do pierwszego starcia doszło z powodu kwestii
wychowania małego króla. Regentka pragnęła zapewnić mu
edukację zgodną z rzymskim obyczajem, podobną do tej, jaką
sama otrzymała. Protestowali przeciw temu możni goccy, żądając
oddania Atalaryka na wychowanie wojsku. W rzeczywistości
sprawa wychowania młodocianego władcy stanowiła tylko
pretekst: w istocie chodziło o kierunek polityki gockiej, a
zwłaszcza o stosunek do Bizancjum. Amalasunta, kontynuując
linię ojca, prowadziła politykę ugodową. Starszyzna gocka
sprzeciwiała się temu, żądając ostrego kursu wobec
Konstantynopola. Regentka nie miała charyzmy Teodoryka,
ponadto była przecież kobietą.
Obiektywnie patrząc, trzeba przyznać, że opozycjoniści
Amalasunty mieli sporo racji. Regentka zdecydowanie
przesadzała z uprzejmościami w stosunku do Bizancjum. Kiedy
doszło do wojny między cesarstwem a Wandalami, Amalasunta
udostępniła flocie bizantyjskiej bazy na Sycylii. Pomogła
cesarstwu zniszczyć państwo Wandalów, tracąc tym samym
naturalnego sprzymierzeńca. W ten sposób państwo ostrogockie
zostało otoczone od południa i wschodu przez posiadłości
bizantyjskie.
W rok po podboju Afryki przez Bizancjum zmarł młody
Atalaryk. Wraz z jego śmiercią sytuacja prawna Amalasunty
uległa gwałtownemu pogorszeniu. Opozycja zażądała wyboru
nowego władcy, nie chcąc zgodzić się na tytuł królewski dla
regentki. Przy okazji kolportowano pogłoski, że to Amalasunta
jest winna śmierci młodego króla. Podobno nie interesowała się
w ogóle życiem syna, koncentrując się wyłącznie na walce o
władzę. Pozbawiony nadzoru Atalaryk prowadził się
skandalicznie, rujnując własny organizm. Nikt jednak nie zwrócił
uwagi, że młodociany król prawdopodobnie odziedziczył słabe
zdrowie po ojcu. Ponadto klimat Rawenny był bardzo niezdrowy:
stolica leżała wśród bagien w wyjątkowo malarycznej okolicy.
Eutaryk zmarł przypuszczalnie na malarię i jego syn również.
Natomiast nadużywanie uciech stołu i łoża (co zarzucano

Amalasunta (prawdopodobnie)
Atalarykowi) stanowiło normalną rozrywkę arystokracji gockiej.
Amalasunta zaatakowała pierwsza. Poleciła aresztować i
stracić trzech najwybitniejszych opozycjonistów. Następnie
sprowadziła do Rawenny swojego kuzyna Teodahada. Był on
synem króla Wandalów Trasamunda i siostry Teodoryka.
Dotychczas trzymał się z dala od polityki, administrując
spokojnie w swoich dobrach. Interesował się głównie filozofią,
literaturą oraz sporami majątkowymi z sąsiadami. Współcześni
uważali go za dziwaka i sknerę. Amalasuncie jednak wydał się
idealnym kandydatem na współrządcę. Tak więc regentka
poślubiła kuzyna, zakładając, że będzie on tylko tytularnym
królem, a rzeczywista władza pozostanie w jej rękach. W ten
sposób pozbawiła przeciwników głównego argumentu
przeciwko sobie. Na tronie ponownie zasiadł król, mężczyzna z
rodu Amalów. Jednocześnie regentka podjęła działania
asekuracyjne na wypadek niekorzystnego rozwoju wydarzeń.
Część skarbu królewskiego zdeponowała na okręcie, mającym
umożliwić jej ewentualną ucieczkę do Konstantynopola.
Skontaktowała się z Justynianem i ten przygotował dla niej pałac
w Dyrrachium na wybrzeżu Adriatyku.
Królowa nie doceniła jednak Teodahada. Niedawny filozof
nagle zasmakował we władzy. Możliwe, że skłoniła go do tego
Teodora, malując w ponurych barwach los króla w razie
małżeństwa Amalasunty z Justynianem. Tak więc Teodahad
porozumiał się z opozycją i dokonał zamachu stanu. Córka
Teodoryka została pozbawiona władzy i internowana na jednej z
wysp jeziora Bolseno. Amalasunta poprosiła o pomoc Justyniana.
Co więcej, doszło podobno między nimi do wymiany listów na
temat ich planowanego małżeństwa! Analizując sytuację, wcale
nie można tego wykluczyć. Związek Justyniana i Teodory trwał
już kilkanaście lat i największe uniesienia małżonkowie mieli za
sobą. Amalasunta była kobietą piękną i inteligentną, a ponadto
pochodziła z królewskiego rodu i w posagu wniosłaby państwo
Ostrogotów. Oferta z pewnością musiała się wydać Justynianowi
kusząca — i jako mężczyźnie, i jako politykowi. Rozwód z
Teodorą mógł uzyskać w każdej chwili, jako że przeszłość
cesarzowej dawała po temu wystarczającą liczbę powodów.
Przypuszczalnie jednak Teodora domyślała się zamiarów męża.
Była osobą zbyt inteligentną i spostrzegawczą, aby jej uwagi
uszła korespondencja cesarza z Amalasuntą. Jak się miało później
okazać, odbiło się to tragicznie na losach córki Teodoryka.
Teodora postanowiła usunąć Amalasuntę rękami Gotów,
kompromitując ją w oczach poddanych. Skłoniła męża, aby
wysłał do Rawenny poselstwo z żądaniem uwolnienia królowej.
Jednocześnie poseł bizantyjski wziął Amalasuntę w imieniu
cesarza pod swoją opiekę. Nieoficjalnie jednak miał przekazać
władzom gockim informację, że cesarzowa będzie wdzięczna za
zamordowanie córki Teodoryka. Misterna intryga Teodory
okazała się wszakże zbyteczna. Kiedy poseł Justyniana przybył
do Italii, królowa już nie żyła. Została uduszona w czasie kąpieli
przez krewnych straconych wcześniej opozycjonistów.
Amalasunta przegrała ostatecznie walkę o władzę, a Bizancjum
uzyskało wygodny pretekst do interwencji.
Jeszcze w tym samym roku armia bizantyjska wylądowała na
Sycylii. Teodahad zawiódł na całej linii. Pozwolił, aby Belizariusz
bez walki zajął Sycylię i południową Italię. W tej sytuacji możni
goccy pozbyli się nieudacznika. Teodahada zdetronizowano, a
wkrótce potem zamordowano. Nowym królem został Witigis,
który ze względów dynastycznych poślubił córkę Amalasunty
Matasuntę wbrew woli dziewczyny. Mszcząc się na niechcianym
mężu, wnuczka Teodoryka rozpoczęła kolaborację z Bizancjum.
Nie musiała się zresztą specjalnie starać, albowiem Witigis
okazał się kiepskim wodzem. Po czterech latach walk
skapitulował i został odesłany do Konstantynopola. Jego poddani
walczyli jednak dalej. Pod wodzą kolejnego władcy, o imieniu
Totila, toczyli zacięte boje jeszcze przez ponad dwadzieścia lat.
Wreszcie w 550 r. zaświtała nadzieja na trwały pokój.
Głównodowodzącym w Italii mianowano Germanusa, kuzyna
Justyniana. W zamierzeniach cesarza miał on w przyszłości
zostać władcą odbudowanego cesarstwa zachodniorzymskiego.
Wkrótce po przybyciu do Italii poślubił Matasuntę. Wydawać się
mogło, że zapanuje wreszcie zgoda między Gotami i Bizancjum.
Niestety, Germanus rychło zmarł, a wojna rozgorzała na nowo. W
trzy lata później rozegrał się końcowy akt dramatu dzielnego
narodu. Otoczony u podnóża Wezuwiusza ostatni oddział liniowy
Ostrogotów ruszył do walki z przeważającymi siłami wroga. Do
boju stanęli wszyscy wojownicy, a król Teja walczył w
pierwszym szeregu. Mimo znacznej dysproporcji sił Germanie
bili się do utraty życia. Padli niemal co do jednego, a wraz z nimi
ich władca. W 561 r. poddała się Werona, ostatnia twierdza
gocka na półwyspie. Niedobitki dumnego plemienia uzyskały
zgodę na opuszczenie Italii z bronią w ręku. W ćwierć wieku po
śmierci Amalasunty Ostrogoci na zawsze zniknęli z kart historii.

Teodora (prawdopodobnie)

W tym czasie Teodora już nie żyła. Wielka władczyni nie


doczekała ostatecznego triumfu oręża bizantyjskiego w Italii.
Zmarła w 548 r. na skutek choroby nowotworowej. Justynian
miał więc czas, aby się przygotować do ciosu. Nie wiemy, czy
przejawiał jakieś oznaki żalu, zresztą był człowiekiem bardzo
powściągliwym w okazywaniu uczuć. Zachowała się natomiast
informacja, że w kilka lat po śmierci żony, wracając z wyprawy
wojennej, zatrzymał swój orszak przed kościołem, w którym była
pochowana. Samotnie wszedł do świątyni i spędził u grobu
cesarzowej dłuższy czas. Nie ożenił się po raz drugi i nic nie
wiadomo o jakichkolwiek konkubinach władcy.
Justynian przeżył żonę o osiemnaście lat. Kiedy umierał,
wydawało się, że państwo rzymskie wróciło do dawnej
świetności. Konstantynopol panował nad niemal całym dawnym
terytorium cesarstwa. Tylko Galia, północna Hiszpania i Brytania
pozostawały niezależne. Niestety, w kilka lat po śmierci
Justyniana do Italii wtargnęli Longobardowie, niszcząc niemal
zupełnie to, co osiągnięto w wyniku wieloletniej wojny. W
kilkadziesiąt lat później Półwysep Bałkański zalały plemiona
Słowian, a na południu Mahomet rozpoczął konsolidację Arabów.
W półtora wieku po zgonie Justyniana cesarstwo zostało
ograniczone do terytorium Azji Mniejszej i ciężko walczyło o
przetrwanie. Ale to już zupełnie inna historia...
WYBRANA BIBLIOGRAFIA
Źródła
A m m i a n M a r c e l i n u s , Rerum Gestarum, Lipsk 1978.
A p p i a n z A l e k s a n d r i i , Historia rzymska, Warszawa 1957.
C e z a r , O wojnie domowej, Warszawa 1951.
C y c e r o n , Filipiki, Paryż-Poznań 1870-1879.
C y c e r o n , Listy do Attyka, „Meander” 1973, nr 28.
D i o d o r S y c y l i j s k i , Biblioteka historyczna, Londyn 1967.
H e r o d o t , Dzieje, Warszawa 1954.
Historycy cesarstwa rzymskiego, Warszawa 1966.
H o m e r , Iliada, Warszawa 1981.
H o m e r, Odyseja, Warszawa 1953.
J u s t y n , Epistome Historarum Philippiarum, „Meander” 1976, nr 31.
J o r d a n e s , Getika, Lublin 1984.
L i w i u s z, Dzieje od założenia miasta, Wrocław 1968-1982.
O w i d i u s z , Sztuka kochania, Warszawa 1957.
P a u z a n i a s z , Wędrówki po Helladzie, Wrocław 1968.
P l u t a r c h , Moralia, Wrocław 1954.
P l u t a r c h , Żywoty sławnych mężów, Warszawa 1977.
P o l i b i u s z, Dzieje, Wrocław 1957-1962.
P r o k o p i u s z z C e z a r e i , Historia sekretna. Warszawa 1969.
P r o k o p i u s z z C e z a r e i , Wojna s Gotami, Moskwa 1950.
S o k r a t e s S c h o l a t y k , Historia Kościoła, Warszawa 1986.
S o z o m e n o s . Historia kościelna, Warszawa 1980.
S w e t o n i u s z, Żywoty sławnych mężów, Wrocław 1972.
T a c y t , Dzieje, Warszawa 1957.
T a c y t , Roczniki, Warszawa 1957.
T u k i d y d e s , Wojna peloponeska, Warszawa 1957.
W e r g i l i u s z, Eneida, Warszawa 1987.
Opracowania
A u r e t R . , Kaligula, Warszawa 1990.
B r o w n i n g R., Justynian i Teodora, Warszawa 1977.
C a r y M . , H a y e s - S c u l l a r d H . , Dzieje Rzymu, Warszawa
1992.
C i e c h a n o w i c z J., Cień Minotaura, Warszawa 1996.
C i e c h a n o w i c z J., Rzym. Ludzie i budowle, Warszawa 1989.
D o n i m i r s k i A., Niezwykłe kobiety, Kraków 1995.
D o r r z a p f R., Eros, małżeństwo, Lucyper w pludrach, Gdynia 1997.
E t i e n n e R., Życie codzienne w Pompejach, Warszawa 1966.
F l a c e l i e r e R., Życie codzienne w Grecji za czasów Peryklesa,
Warszawa 1989.
G i b b o n E., Zmierzch cesarstwa rzymskiego, Warszawa 1995.
G r a n t M., Dwunastu Cezarów, Warszawa 1997.
G r a n t M„ Mity rzymskie, Warszawa 1978.
G r a v e s P„ Mity greckie, Warszawa 1974.
G r i m a l P., Miłość w Rzymie, Warszawa 1990.
G r i m a l P., Seneka, Warszawa 1994.
H a m m o n d N . G. L., Dzieje Grecji, Warszawa 1977.
J a c z y n o w s k a M., Historia starożytnego Rzymu, Warszawa 1974.
K o t u l a T., Afryka Północna w starożytności, Warszawa 1972.
K o t u l a T., Septymiusz Sewer, Wrocław 1986.
K r a w c z u k A., Cesarz August, Wrocław 1973.
K r a w c z u k A., Gajusz Juliusz Cezar, Wrocław 1972.
K r a w c z u k A., Kleopatra, Wrocław 1972.
K r a w c z u k A., Neron, Warszawa 1974.
K r a w c z u k A., Perykles i Aspazja, Warszawa 1995.
K r a w c z u k A., Ród Argeadów, Kraków 1982.
K r a w c z u k A., Rzymianki, Warszawa 1992.
K r a w c z u k A., Sprawa Alkibiadesa, Warszawa 1995.
K r a w c z u k A.. Upadek Rzymu, Wrocław 1978.
K r a w c z u k A., Wojna trojańska. Warszawa 1995.
K u m a n i e c k i K., Cyceron i jego współcześni. Warszawa 1989.
L e v e q u e P ., Świat grecki, Warszawa 1973.
S t r z e l c z y k J., Goci. Rzeczywistość i fantazja. Warszawa 1984.
S t r z e l c z y k J., Wandalowie i ich afrykańskie państwo, Warszawa
1994.
Ś w i d e r k ó w n a A., Hellada królów, Warszawa 1967.
Ś w i d e r k ó w n a A., Hellenika. Wizerunek epoki od Aleksandra do
Augusta, Warszawa 1974.
Ś w i d e r k ó w n a A., Siedem Kleopatr, Warszawa 1978.
T a r n W., Cywilizacja hellenistyczna, Warszawa 1957.
W a l t e r G., Cezar, Warszawa 1983.
W i n n i c z u k L.. Ludzie, zwyczaje i obyczaje starożytnej Grecji i Rzymu,
Warszawa 1977.
W i p s z y c k a E . , Kościół w świecie późnego antyku, Warszawa
1992.
W i p s z y c k a E . , B r a v o B . , Historia starożytnych Greków,
Warszawa 1992.
W o l s k i J., Historia starożytności, Warszawa 1971.
Z i e n t a r a B., Świt narodów europejskich, Warszawa 1985.

You might also like