You are on page 1of 3

Wojciech Sadrakula

PIJAK-NIERÓB I ZNANY NARKOMAN

"W środowisku tym roi się od wszelkiej maści wykolejeńców. Są więc poeci, których
wierszy nikt nie czyta, powieściopisarze nie umiejący pisać, »niezrozumiani malarze« i aktorzy
wyróżniający się brakiem talentu. Młodzież zawiedziona, której kiedyś śniły się wielkie
artystyczne kariery, sława i pieniądze zdobyte bez większego wysiłku. Cała ta czereda krąży
dokoła paru poetów z prawdziwego zdarzenia".
No to zagadka. Które środowisko opisuje powyższy fragment? Wrocławia? Śląska?
Warszawki? Trójmiasta?
Co, przydałby się telefon do przyjaciela? Niewiele by pomógł. Nie sądzę, że przyjaciel
czytał i pamięta wydaną w 1960 roku książkę Stanisława Mierzeńskiego "Amerykanie".
Zacytowany kawałek pochodzi właśnie z niej i dotyczy Greenwich Village i środowiska "Beat
generation". Mierzeński poddaje beatników druzgocącej krytyce, która dziś wywołuje
politowanie zmieszane z podziwem, że można było aż tak. Nie mogę sobie i Wam odmówić
przyjemności dalszych cytat. Kolejna dotyczy Jacka Kerouaka i zaczyna się uroczym
spolszczeniem nazwy amerykańskiego ruchu: "...rzucił hasło »bitej generacji«, tzw. beat
generation, rozczarowanej po drugiej wojnie światowej. Jack Kerouac jest Amerykaninem
francuskiego pochodzenia. W czasie wojny służył w piechocie morskiej, a po wyjściu z wojska
rozpoczął studia na uniwersytecie Columbia, gdzie wyróżnił się... grą w piłkę nożną. (...) Przez
jakiś czas był trampem i wędrował bez grosza w kieszeni po kraju. Owocem tej włóczęgi była
doskonała książka pt. "On the Way"[sic!], uznana swego czasu za bestseller. W pewnym
wywiadzie prasowym oświadczył, że pisząc ją nigdy nie poprawiał ani jednego zdania. Złośliwi
krytycy napisali, że to widać i że nie potrzeba tego mówić. Niemniej książka miała ogromne
powodzenie i dla beatników stanowi coś w rodzaju Biblii. (...) W sumie napisał dwie powieści i
trochę wierszy. Treścią drugiej książki – "The Dharma Bums" – jest życie pijaków-nierobów,
tzw. bumsów, lecz ta nie miała już takiego powodzenia".
Jasne. Ciężko napisać dwie Biblie za jednego życia. Zgodnie z pseudoaforyzmem Jeana
Rostanda mówiącym, że "Biolog przemija, żaba zostaje", pamięć o panu Mierzeńskim i jego
dziele szybko i bezboleśnie wygasła, a "dwie powieści i trochę wierszy" Kerouaka wystarczyły,
aby jeszcze dziś wydawać np. poświęcone jego pamięci płyty. Na tej, którą chcę pokrótce
przedstawić, "kicks joy darkness", wykorzystano wiersze i fragmenty listów amerykańskiej
legendy. Muzycznie oprawiły zewłok Kerouaka mniejsze i większe gwiazdy, m. in. Patti Smith,
Lydia Lunch, Johny Depp, Morphine, Lenny Kaye, John Cale. We fragmencie "Visions of Cody"
w wykonaniu Roberta Huntera można też usłyszeć w charakterze backgroundu samego Kerouaka
igrającego z magnetofonem kasetowym w aucie Huntera. Towarzyszy temu numerowi
znamienna notka: "Recorded by Robert Hunter on the road". Wreszcie zjawiają się na tej
sympatycznej stypie inne literackie legendy, panowie Ginsberg, Ferlinghetti i Burroughs. W
sumie: dokument epoki zręcznie oprawiony i funkcjonujący jako element samodzielnego, w pełni
współczesnego dzieła. Przy słuchaniu przyjemnie zaciera się granica między Ameryką lat 50-
tych a Ameryką samego końca XX wieku. Kerouac wiecznie żywy. Wyrazem hołdu dla niego, a
może – strach pomyśleć – dla literatury w ogóle, jest forma "kicks joy darkness" zdominowana
przez orację. Nikt tu nie śpiewa, choć niektórzy umieją. Zamiast tego mówi się, deklamuje i
czyta. Sporo nagrań to rejestracje dokonane na żywo, na przykład podczas odbywającego się w
Lowell w Massachussetts festiwalu "Lowell Celebrates Kerouac!", ale również przy okazji
prywatnych performance'ów: taki Eric Andersen w celu recytacji "Bluesa Brooklyńskiego
Mostu" i jej rejestracji wdrapał się na tenże most. To znaczy, wdrapał... Autem pewnie wjechał.
"Drugim znanym i uznanym »prorokiem« beatników jest Allen Ginsburg, 33-letni poeta"
– to znowu Stanisław Mierzeński. "...głosi zasadę, że ruch beatnikowski jest »religią« i że tylko
abnegacja może człowieka napełnić uczuciem absolutnej błogości. Ginsburg, znany narkoman,
pali marihuanę i prowadzi kampanię na rzecz swobodnego handlu narkotykami, dowodząc, że
konstytucja gwarantuje wolność we wszystkich dziedzinach. Bardzo lubi ekstrawaganckie
popisy. Kiedyś, w jakiejś kawiarence w San Francisco, Ginsburg deklamował swoje wiersze.
Ktoś z publiczności, do którego najwidoczniej poezja Ginsburga nie przemówiła, zapytał autora,
co znaczy to wszystko i co poeta chciał wyrazić w swoich wierszach.
– Nagość – odpowiedział Ginsburg.
– Co to znaczy nagość... nic z tego nie rozumiem?
Ginsburg w odpowiedzi zaczął się rozbierać i stanął nagi wśród licznej publiczności".
Trzydzieści parę lat później "Ginsburga" uhonorowano dość monumentalną edycją
zapisów jego ekstrawagancji. Czteropłytowe wydawnictwo nosi tytuł "Holy Soul Jelly Roll –
Poems And Songs 1949-1993". Mogłoby być jeszcze obszerniejsze, bo według wspomnień
producenta albumu, Hala Wilnera, podczas przeszukiwania "depozytu Ginsberga" na
uniwersytecie Columbia wśród wielu ciekawostek odnaleziono nie tylko foliową torbę ze ściętą
we wczesnych latach 70-tych brodą poety, ale i szesnastopłytowy zbiór jego nagrań,
skompletowany przez Barry Milesa i nigdy nie wydany. Najstarsze nagranie w opublikowanym
wyborze rzeczywiście pochodzi z 1949 roku, jest to amatorska rejestracja głośnej lektury wiersza
"Mad Gleam" na przyjęciu u Johna Clellona Holmesa. Udało się nawet zidentyfikować stację
radiową, której bebopowy program nocny pobrzmiewa w tle. Ledwie o pięć lat późniejsze są
nagrania dokonane w domu Neala Cassady'ego za pomocą szpulowca należącego wcześniej do
Kerouaka. Potem coraz częściej pojawiają się fragmenty publicznych występów Ginsberga
(gdzież on nie czytał i gdzie go nie nagrywano: w Spoleto, w Rotterdamie, w Managui!) oraz
nagrania dokonywane w profesjonalnych studiach. Prawie każdy numer to, z tego czy innego
powodu, rarytas.
Recytację "Przypisu do Skowytu" zarejestrowano w 1956 roku i jest to ten właśnie
wspomniany przez Mierzeńskiego występ, podczas którego Ginsberg obrazuje, czym jest nagość.
Tyle, że zdarzenie miało miejsce nie "w jakiejś kawiarence w San Francisco", ale w mieszkaniu
Lawrence'a Liptona w Los Angeles. Wśród gości obecna była m. in. Anaïs Nin, a
ekshibicjonistyczną reakcję Ginsberga spowodował młodzian przerywający deklamacje
Gregory'ego Corso. Sam Allen wspomina to zdarzenie z pewnym zażenowaniem i podkreśla, że
to j e d y n y taki przypadek w jego karierze.
W 1981 roku punkowy "The Clash" koncertował w Stanach. Przed występem w klubie
Bond's przy Times Square poszukiwano odważniaka, który wygłosiłby ze sceny parę zdań na
temat sytuacji w Nikaragui i Salwadorze, wystawiając się na cel pomidorów i jajek ciskanych
przez bezceremonialną publiczność. W ten sposób doszło do niepowtarzalnego zdarzenia, jakim
było wykonanie w konwencji punkowego protest-songu "Capitol Air", napisanego przez
Ginsberga "zaangażowanego" utworu nie tylko o Ameryce Środkowej. To jeden z najgorzej
wykonanych i najchętniej przeze mnie słuchanych numerów w całym wyborze. Zaś najbardziej
przemyślane i dopracowane realizacje to chyba nagrania Ginsberga z własną grupą "The Gluons"
oraz fragmenty sesji muzycznej z 1969 roku, podczas której Ginsberg recytuje i śpiewa liryki
Williama Blake'a.
Przez dźwiękowy świat Ginsberga przewija się przy okazji sporo sław literatury i muzyki.
W dokumentalnych nagraniach z "czytań" słychać m. in. Kennetha Rexrotha zapowiadającego
"Skowyt" (Berkeley 1956) i zabierającego głos Gregory'ego Corso (Waszyngton 1959). Wśród
muzyków pojawiają się na różnych sesjach m. in. Marc Ribot, Bill Frisell, Don Cherry, Bob
Dylan i Elvin Jones. Wśród kompozytorów m.in. Philip Glass, bowiem teksty Ginsberga
posłużyły za libretto do jego "Hydrogen Jukebox". To wspólne przedsięwzięcie "znanego
narkomana" i znanego minimalisty doczekało się zresztą edycji osobnej płyty, na koniec
poświęćmy parę zdań i jej. Ucieszyło mnie sporadyczne pojawianie się na niej głosu samego
Ginsberga, bo czego spodziewać się po Glassie mniej więcej wiadomo, a słyszalna obecność
poety to coś nietypowego. W ogóle jak na "nudziarza" Glassa, sporo się na tej płycie dzieje. Z
kolei usłyszeć znane z zupełnie innego kontekstu, skowyczące wiersze w interpretacji
regularnego chóru z towarzyszeniem orkiestry, to też dziwne doświadczenie. Z pewnym
niepokojem czekałem na kończący płytę "Father Death Blues", piosenkę bardzo osobistą, która
"przyszła" do Ginsberga w samolocie, w drodze na pogrzeb ojca. Włączenie tego tekstu do
libretta całkowicie osobnej całości pachniało mi jakąś sprzedajnością, ale kiedy usłyszałem, że
chór wykonuje ten utwór a capella na melodię, która napisała się Ginsbergowi, brzydkie
podejrzenia odpadły. Przy okazji usłyszałem, jak piosenka przemienia się w pieśń. I gdyby
Stanisław Mierzeński posłuchał tej właśnie płyty, może lepiej pojąłby Ginsberga i jego nagość.

"Kerouac – kicks joy darkness", CD, V.A., Rykodisc, Salem 1997.


Allen Ginsberg "Holy Soul Jelly Roll. Poems And Songs 1949-1993", 4CD, Rhino Records Inc.,
Los Angeles 1994.
Philip Glass "Hydrogen Jukebox", CD, Elektra Nonesuch, Nowy Jork 1993.

You might also like