You are on page 1of 3

By�o cymbalist�w wielu,

Ale �aden z nich nie �mia� zagra� przy Jankielu


(Jankiel przez ca�� zim� nie wiedzie� gdzie bawi�,
Teraz si� nagle z g��wnym sztabem wojska zjawi�).
Wiedz� wszyscy, �e mu nikt na tym instrumencie
Nie wyr�wna w bieg�o�ci, w gu�cie i talencie.
Prosz�, a�eby zagra�, podaj� cymba�y,
�yd wzbrania si�, powiada, �e r�ce zgrubia�y,
Odwyk� od grania, nie �mie i pan�w si� wstydzi;
K�aniaj�c si� umyka; gdy to Zosia widzi,
Podbiega i na bia�ej podaje mu d�oni
Dr��ki, kt�rymi zwykle mistrz we struny dzwoni;
Drug� r�czk� po siwej brodzie starca g�aska
I dygaj�c: �Jankielu, m�wi, je�li �aska,
Wszak to me zar�czyny, zagraj�e Jankielu,
Wszak nieraz przyrzeka�e� gra� na mym weselu!�

Jankiel nie�miernie Zosi� lubi�, kiwn�� brod�


Na znak, �e nie odmawia; wi�c go w �rodek wiod�,
Podaj� krzes�o, usiad�, cymba�y przynosz�,
K�ad� mu na kolanach, on patrzy z rozkosz�
I z dum�; jak weteran w s�u�b� powo�any,
Gdy wnuki ci�ki jego miecz ci�gn� ze �ciany,
Dziad �mieje si�, cho� miecza dawno nie mia� w d�oni,
Lecz uczu�, �e d�o� jeszcze nie zawiedzie broni.

Tymczasem dwaj uczniowie przy cymba�ach kl�cz�,


Stroj� na nowo struny i probuj�c brz�cz�;
Jankiel z przymru�onymi na po�y oczyma
Milczy i nieruchome dr��ki w palcach trzyma.

Spu�ci� je, zrazu bij�c taktem tryumfalnym,


Potem g�ciej siek� struny jak deszczem nawalnym,
Dziwi� si� wszyscy � lecz to by�a tylko proba,
Bo wnet przerwa� i w g�r� podnios� dr��ki oba.

Zn�w gra: ju� dr�� dr��ki tak lekkimi ruchy,


Jak gdyby zadzwoni�o w strun� skrzyd�o muchy,
Wydaj�c ciche, ledwie s�yszalne brz�czenia.
Mistrz zawsze patrzy� w niebo, czekaj�c natchnienia.
Sp�jrza� z g�ry, instrument dumnym okiem zmierzy�,
Wznios� r�ce, spu�ci� razem, w dwa dr��ki uderzy�,
Zdumieli si� s�uchacze. �

Razem ze strun wiela


Buchn�� d�wi�k, jakby ca�a janczarska kapela
Ozwa�a si� z dzwonkami, z zelami, z b�benki.
Brzmi Polonez Trzeciego Maja! � Skoczne d�wi�ki
Rado�ci� oddychaj�, rado�ci� s�uch poj�,
Dziewki chc� ta�czy�, ch�opcy w miejscu nie dostoj� �
Lecz starc�w my�li z d�wi�kiem w przesz�o�� si� unios�y,
W owe lata szcz�liwe, gdy senat i pos�y
Po dniu Trzeciego Maja w ratuszowej sali
Zgodzonego z narodem kr�la fetowali;
Gdy przy ta�cu �piewano: �Wiwat Kr�l kochany!
Wiwat Sejm, wiwat Nar�d, wiwat wszystkie Stany!�

Mistrz coraz takty nagli i tony nat�a,


A wtem pu�ci� fa�szywy akord jak syk w�a,
Jak zgrzyt �elaza po szkle � przej�� wszystkich dreszczem
I weso�o�� pomi�sza� przeczuciem z�owieszczem.
Zasmuceni, strwo�eni, s�uchacze zw�tpili,
Czy instrument niestrojny? czy si� muzyk myli?
Nie zmyli� si� mistrz taki! on umy�lnie tr�ca
Wci�� t� zdradzieck� strun�, melodyj� zm�ca,
Coraz g�o�niej targaj�c akord rozd�sany,
Przeciwko zgodzie ton�w skonfederowany;
A� Klucznik poj�� mistrza, zakry� r�k� lica
I krzykn��: �Znam! znam g�os ten! to jest T a r g o w i c a!�
I wnet p�k�a ze �wistem struna z�owr�ca;
Muzyk bie�y do prym�w, urywa takt, zm�ca,
Porzuca prymy, bie�y z dr��kami do bas�w.

S�ycha� tysi�ce coraz g�o�niejszych ha�as�w,


Takt marszu, wojna, atak, szturm, s�ycha� wystrza�y,
J�k dzieci, p�acze matek. � Tak mistrz doskona�y
Wyda� okropno�� szturmu, �e wie�niaczki dr�a�y,
Przypominaj�c sobie ze �zami bole�ci
R z e � P r a g i, kt�r� zna�y z pie�ni i z powie�ci,
Rade, �e mistrz na koniec strunami wszystkiemi
Zagrzmia�, i g�osy zdusi�, jakby wbi� do ziemi.

Ledwie s�uchacze mieli czas wyj�� z zadziwienia,


Znowu muzyka inna � zn�w zrazu brz�czenia
Lekkie i ciche, kilka cienkich strunek j�czy,
Jak kilka much, gdy z siatki wyrw� si� paj�cz�j.
Lecz strun coraz przybywa, ju� rozpierzch�e tony
��cz� si� i akord�w wi��� legijony,
I ju� w takt post�puj� zgodzonymi d�wi�ki,
Tworz�c nut� �a�osn� tej s�awnej piosenki
�O �o�nierzu tu�aczu, kt�ry borem, lasem
Idzie, z biedy i z g�odu przymieraj�c czasem,
Na koniec pada u n�g konika wiernego,
A konik nog� grzebie mogi�� dla niego�.
Piosenka stara, wojsku polskiemu tak mi�a!
Poznali j� �o�nierze, wiara si� skupi�a
Wko�o mistrza; s�uchaj�, wspominaj� sobie,
�w czas okropny, kiedy na Ojczyzny grobie
Zanucili t� piosnk� i poszli w kraj �wiata;
Przywodz� na my�l d�ugie swej w�dr�wki lata,
Po l�dach, morzach, piaskach gor�cych i mrozie,
Po�rodku obcych lud�w, gdzie cz�sto w obozie
Cieszy� ich i rozrzewnia� ten �piew narodowy.
Tak rozmy�laj�c, smutnie pochylili g�owy!

Ale je wnet podnie�li, bo mistrz tony wznosi,


Nat�a, takty zmienia, co� innego g�osi,
I znowu sp�jrza� z g�ry, okiem struny zmierzy�,
Z��czy� r�ce, obur�cz w dwa dr��ki uderzy�:
Uderzenie tak sztuczne, tak by�o pot�ne,
�e struny zadzwoni�y jak tr�by mosi�ne
I z tr�b znana piosenka ku niebu wion�a,
Marsz tryumfalny: Jeszcze Polska nie zgin�a!...
�Marsz D�browski do Polski!� � I wszyscy klasn�li,
I wszyscy �Marsz D�browski!� chorem okrzykn�li!

Muzyk, jakby sam swojej dziwi� si� piosence,


Upu�ci� dr��ki z palc�w, podnios� w g�r� r�ce,
Czapka lisia spad�a mu z g�owy na ramiona,
Powiewa�a powa�nie broda podniesiona,
Na jagodach mia� kr�gi dziwnego rumie�ca,
We wzroku, ducha pe�nym, b�yszcza� �ar m�odzie�ca,
A� gdy na D�browskiego starzec oczy zwr�ci�,
Zakry� r�kami, spod r�k �ez potok si� rzuci�:
�Jenerale, rzek�, ciebie d�ugo Litwa nasza
Czeka�a � d�ugo, jak my �ydzi Mesyjasza,
Ciebie prorokowali dawno mi�dzy ludem
�piewaki, Ciebie niebo obwie�ci�o cudem,
�yj i wojuj, o Ty nasz!�� M�wi�c, ci�gle szlocha�,
�yd poczciwy Ojczyzn� jako Polak kocha�!
D�browski mu podawa� r�k� i dzi�kowa�,
On, czapk� zdj�wszy, wodza r�k� uca�owa�.

You might also like