Professional Documents
Culture Documents
Zadanie na Minseli
Belan potarł piekące oczy dłonią. Czuł narastające znużenie, które najczęściej
ogarniało go pod koniec nocnej zmiany.
- Już niedługo – pomyślał.
Wyciągnął swoje smukłe, blade ciało myśląc o tym, jak nudne było jego życie i
praca na stacji meteorologiczno – przeładunkowej na Minseli.
Venirianin spojrzał przez okno na dziedziniec. Nagle jego uwagę przykuł ruch obok
sterty skrzyń. Wpatrując się w widok za szybą dojrzał przysadzistą sylwetkę poruszającą
się ostrożnie wzdłuż ogrodzenia. Po posturze od razu zorientował się, że to nowy członek
załogi – człowiek o nazwisku Skurlk.
- Co on tam robi?
Wstał, sięgając po kurtkę wiszącą na oparciu krzesła i skierował się do wyjścia.
Zatrzymał się w drzwiach. Zawahał się, a potem podszedł do szafki z bronią. Oprócz
dwóch ciężkich balsterów znajdowały się tam też trzy mniejsze. Belan sięgnął po jednego
z nich i schował w wewnętrznej kieszeni kurtki.
Znalazłszy się na zewnątrz rozejrzał się uważnie i spostrzegł mężczyznę przy
panelu kontrolnym bramy.
- Co robisz, Skurlk?
- Belan. To ty. Przestraszyłeś mnie.
- Co tu robisz? – Venirianin ponowił pytanie mrużąc czarne oczy.
Jego współpracownik uśmiechnął się i odparł:
- Widzisz, mam tu mały interes do załatwienia.
W tym momencie Belan poczuł potężne uderzenie w tył głowy i ogarnęła go
ciemność.
Gdy odzyskał przytomność otworzył oczy i powoli, czując ból głowy, podniósł się.
Na dziedzińcu stacji było jasno. Światło pochodziło od płomieni trawiących
budynki. Belan usłyszał w oddali pojedyncze strzały z blastera i jakieś krzyki.
Rozejrzał się uważnie i wyciągnął broń. Brama była otwarta, na dziedzińcu stały
dwa ścigacze.
Ruszył w kierunku zabudowań zastanawiając się gorączkowo, kto ich zaatakował i
dlaczego?
W stołówce znalazł ciało jednego z towarzyszy. Błękitna krew nasączyła
kombinezon martwego Venirianina. Belan poczuł mdłości. Nigdy nie widział trupa.
Mocniej ścisnął mały blaster i ruszył dalej.
Nie rozumiał, co się wokół niego działo. Przecież byli niewiele znaczącą placówką
naukowo-techniczną. Skradając się cicho zbliżał się do walczących. Wyjrzał zza zakrętu i
cofnął się gwałtownie.
Dapperyjczycy! Nie mógł w to uwierzyć. Niewdzięczni zdrajcy! Wstrząśnięty
odkryciem zawrócił i pobiegł do pobliskiego centrum łączności. Nie wiedział czy ktoś
zdołał powiadomić Venirię o ataku.
Pomieszczenie było puste. Szybko wybrał odpowiedni kanał i nadał wiadomość:
- Veniria. Tu stacja Minsela Jeden. Zostaliśmy zaatakowani przez Dapperyjczyków.
Powtarzam. Zaatakowali …
W tym momencie usłyszał strzał i konsola wybuchła opryskując go masą
odłamków.
- Belan, obudziłeś się.
Venirianin odwrócił się i ujrzał Skurlka oraz dwóch czerwonoskórych
Dapperyjczyków celujących w niego z blaserów.
Belan rzucił się w bok unikając trafienia i strzelił na oślep. Usłyszał syk mężczyzny.
W tym momencie dosięgła go laserowa błyskawica jednego z napastników i padł martwy.
- To już ostatni – powiedział morderca i sięgnął dłonią do swej twarzy. Ściągnął
maskę, spod której ukazała się twarz Venirianina.
- Zadanie wykonane. Zamelduj – Skurlk pocierając policzek rozkazał drugiemu z
zamaskowanych towarzyszy.
Zapomniana planeta
Wysokie języki ognia lizały wszystko dookoła. Nieznośny żar ogarniał ją tak samo,
jak strach. Rodzice. Rodzice leżeli na ziemi, nieruchomo. Wokół krew. Wszystko
czerwone. Zaczęła krzyczeć. Dym wdarł się do gardła, płuc. Zakrztusiła się. Spomiędzy
płomieni wyłonił się mężczyzna. Jego ciemne włosy miały zielonkawy połysk. Wyciągnął
szpony. Zbliżał się do niej...
Narida zerwała się z posłania zlana potem. To tylko sen. Koszmar z przeszłości.
Próbując się uspokoić wsłuchała się w znajomy, kojący szum silników. Spojrzała na
chronometr. Zbliżali się do Naboo. Wstała więc, ubrała się i udała do kokpitu.
Dairen siedział w fotelu pilota z założonymi za głowę rękoma i nogami na pulpicie.
Nie odwracając się spytał:
- Wyspałaś się?
- Ściągnij te cholerne buciory.
Chłopak posłuchał i spojrzał na nią. Od razu wiedział, co się stało.
- Znów ten sen?
Dziewczyna kiwnęła głową i zmieniła temat.
- Zaraz będziemy na miejscu?
- Tak. Za dziesięć minut wychodzimy z nadprzestrzeni.
Trzy godziny później młodzi Kaeranie szykowali się do startu. Nix uścisnął dłoń
chłopakowi i przytulił dziewczynę.
- Uważajcie na siebie, moje dzieci.
- Nix, nie traktuj nas jak smarkaczy – roześmiała się Narida.
- Już tyle lat minęło od kiedy uczyłeś nas fachu – dodał Dairen.
- Wiem, wiem – mężczyzna pokiwał głową.
- Ale ja i tak będę to zawsze mówił. Powodzenia – dorzucił i skierował się do
wyjścia.
Kiedy statek unosił się w kierunku kosmicznej pustki, mężczyzna odprowadzał go
wzrokiem.
- Starzeję się – pomyślał i ruszył kulejąc na swoje lądowisko. Jego krokom
towarzyszył miarowy stukot, gdy mechaniczna noga uderzała o podłoże.
Wysokie języki ognia lizały wszystko dookoła. Nieznośny żar ogarniał ją tak samo
jak strach. Rodzice leżeli na ziemi, nieruchomo. Wokół krew. Zaczęła krzyczeć. Dym
wdarł się do gardła, płuc. Zakrztusiła się. Spomiędzy płomieni wyłonił się mężczyzna.
Jego ciemne włosy miały zielonkawy połysk. Wyciągnął szpony. Zbliżał się do niej.
Chciała uciekać, ale nie mogła ruszyć się z miejsca. W tym momencie z płomieni wyłonił
się Nix. Miał zakrwawioną twarz i ubranie. W ręku trzymał stalowy pręt.
Nim przeciwnik zorientował się, co się stało, Nix wytrącił mu z dłoni blaster.
Mężczyzna klnąc rzucił się na niego. Pręt dosięgną jego brzucha, następne razy spadły na
jego kark, plecy i głowę. Padł na ziemię niedaleko swoich ofiar.
Nix sięgnął po blaster, wycelował w leżącego.
- Kayen. Zdradziłeś nas – już miał nacisnąć spust, ale spostrzegł skuloną Naridę.
Dziewczynka patrzyła na niego wielkimi oczami, a po policzkach płynęły jej łzy.
Cała się trzęsła. Nagle rozległ się jęk przeciążonej konstrukcji i część dachu w sąsiednim
pomieszczeniu runęła.
Nix odrzucił blaster i złapał dziecko za rękę.
- Szybko. Musimy uciekać.
- Mamusia...
- Mamusia z nami nie pójdzie – powiedział czując, że coś dławi go w gardle. Żar
stawał się coraz bardziej nieznośny.
- Boję się...
Wziął ją na ręce i ruszył biegiem do wyjścia.
Gdyby nie świetny słuch i węch, poruszający się cicho osobnicy zaskoczyliby ich.
Ale gdy drzwi się rozsunęły, byli przygotowani. Otworzyli ogień. Nie spodziewali się
natomiast tego, co ujrzeli. Jedi. Laserowe błyskawice poleciały w kierunku wysokiego
błękitnoskórego Chagrianina oraz niskiego Duga dzierżącego miecz świetlny w tylnej
łapie. Rycerze z niesamowitą szybkością odbijali pociski. Ich zielone miecze nie
przepuściły żadnego strzału.
- Skurlk! Znajdź nam inne wyjście! Szybko! – krzyknął Dairen do słuchawki.
Powoli wycofywali się w kierunku bocznych drzwi. Z trudem unikali pojedynczych
odbitych przez Jedi strzałów.
Gdy drzwi zamknęły się za nimi pobiegli w kierunku turbowindy, o której
powiadomił ich Skurlk. Gdy wagon wznosił się na wyższe piętra, oparli się o ściany
oddychając ciężko.
Patrzyli na siebie w milczeniu. Byli zdenerwowani. Oboje wiedzieli co oznaczają
Jedi. Kłopoty. I to duże.
- Przez ciebie o mało nie zginęliśmy! Zawaliłeś rozpoznanie! Nie ostrzegłeś nas
przed Jedi! – Dairen zrobił krok w kierunku Skurlka.
- Nie moja wina – bronił się mężczyzna.- Miało nie być tu Jedi.
- A może zrobiłeś to specjalnie? – spytała Narida. – Co, Kayen?! Może ktoś ci za to
zapłacił?
Mężczyzna stężał i wyszarpnął blaster. Spojrzał na nią badawczo, mrużąc ciemne
oczy.
- Jak mnie nazwałaś?
Dziewczyna wiedziała, że nie ma już odwrotu. Przyszedł czas na zemstę.
- Kayen – wycedziła powoli. – Kayen. Zdrajca, który sprzedał swoich ludzi –
skoczyła w bok unikając strzału. Przeturlała się i poderwała wyciągając broń.
Dairen rzucił się na Skurlka i razem padli na ziemię. Podczas szamotaniny obaj
wypuścili broń. Młodszy mężczyzna znalazł się na górze i zacisnął dłonie na szyi
przeciwnika. Ten jednak zdołał oswobodzić się i odepchnął chłopaka, zasłaniając
dziewczynie linię strzału. Skurlk szybkim ruchem złapał upuszczoną broń i odskoczył na
bok. Narida chybiła. Odwrócił się i nacisną spust, w tym samym momencie, co
dziewczyna. Laserowe pociski minęły się. Mężczyzna osunął się na posadzkę. W klatce
piersiowej ziajała wypalona dziura.
- Załatwiłaś go – Dairen szturchnął ciało z satysfakcją. Nie usłyszawszy
odpowiedzi, odwrócił się.
Narida leżała pod ścianą, obok niej spoczywał porzucony blaster. Przerażony
chłopak ujrzał osmaloną ranę na boku. Przypadł do dziewczyny.
- Kochanie, odezwij się...
Ku jego uldze dziewczyna otwarła oczy i uśmiechnęła się blado:
- Zapłacił za wszystko...
Przytulił ją mocno, głaszcząc po włosach.
- Przestraszyłaś mnie.
Rozchylił spalony kombinezon i obejrzał ranę.
- Nie jest źle. Możesz wstać?
Pomógł jej się podnieść i zabrał blastery. Narida ruszyła w stronę drzwi.
- Jakoś dam radę. Zabierajmy się stąd.
Dairen podał jej broń.
- Kocham cię – powiedział przyciągając ją do siebie.
- Wiem.
Ich usta spotkały się na krótką chwilę.
- Ruszajmy – Dairen otworzył drzwi.
Chagrianin rzucił swój miecz, który rozpłatał blaster Naridy. Dziewczyna sięgnęła
do pasa i cisnęła w Jedi detonator termiczny. Rycerze odskoczyli unikając obrażeń.
Chagrianin nie zdążył przywołać miecza, gdy za pierwszym ładunkiem podążyły
jednocześnie dwa kolejne. Dziewczyna puściła się pędem w kierunku wyższego z
przeciwników, dobywając z kieszeni lekki miotacz. Zaczęła strzelać do bezbronnego Jedi.
Ten wyskoczył wysoko unikając pocisków. Opadając chciał wybić jej z ręki broń,
Kaeranka jednak wykonała szybki unik, okręciła się na pięcie i znów wycelowała w
przeciwnika, który wylądował za jej plecami. Osmaliła rękaw jego szaty, a Jedi odepchnął
ją daleko, używając Mocy. Dziewczyna uderzyła z impetem o ścianę.