You are on page 1of 8

Kasis

Zadanie na Minseli

Opowiadanie zajęło 2 MIEJSCE w Urodzinowym Konkursie Star Wars


The Outer Rim na najlepsze opowiadanie, zorganizowanym z okazji
drugiej rocznicy powstania strony!

158 lat przed bitwą o Yavin


Minsela

Belan potarł piekące oczy dłonią. Czuł narastające znużenie, które najczęściej
ogarniało go pod koniec nocnej zmiany.
- Już niedługo – pomyślał.
Wyciągnął swoje smukłe, blade ciało myśląc o tym, jak nudne było jego życie i
praca na stacji meteorologiczno – przeładunkowej na Minseli.
Venirianin spojrzał przez okno na dziedziniec. Nagle jego uwagę przykuł ruch obok
sterty skrzyń. Wpatrując się w widok za szybą dojrzał przysadzistą sylwetkę poruszającą
się ostrożnie wzdłuż ogrodzenia. Po posturze od razu zorientował się, że to nowy członek
załogi – człowiek o nazwisku Skurlk.
- Co on tam robi?
Wstał, sięgając po kurtkę wiszącą na oparciu krzesła i skierował się do wyjścia.
Zatrzymał się w drzwiach. Zawahał się, a potem podszedł do szafki z bronią. Oprócz
dwóch ciężkich balsterów znajdowały się tam też trzy mniejsze. Belan sięgnął po jednego
z nich i schował w wewnętrznej kieszeni kurtki.
Znalazłszy się na zewnątrz rozejrzał się uważnie i spostrzegł mężczyznę przy
panelu kontrolnym bramy.
- Co robisz, Skurlk?
- Belan. To ty. Przestraszyłeś mnie.
- Co tu robisz? – Venirianin ponowił pytanie mrużąc czarne oczy.
Jego współpracownik uśmiechnął się i odparł:
- Widzisz, mam tu mały interes do załatwienia.
W tym momencie Belan poczuł potężne uderzenie w tył głowy i ogarnęła go
ciemność.

Gdy odzyskał przytomność otworzył oczy i powoli, czując ból głowy, podniósł się.
Na dziedzińcu stacji było jasno. Światło pochodziło od płomieni trawiących
budynki. Belan usłyszał w oddali pojedyncze strzały z blastera i jakieś krzyki.
Rozejrzał się uważnie i wyciągnął broń. Brama była otwarta, na dziedzińcu stały
dwa ścigacze.
Ruszył w kierunku zabudowań zastanawiając się gorączkowo, kto ich zaatakował i
dlaczego?
W stołówce znalazł ciało jednego z towarzyszy. Błękitna krew nasączyła
kombinezon martwego Venirianina. Belan poczuł mdłości. Nigdy nie widział trupa.
Mocniej ścisnął mały blaster i ruszył dalej.
Nie rozumiał, co się wokół niego działo. Przecież byli niewiele znaczącą placówką
naukowo-techniczną. Skradając się cicho zbliżał się do walczących. Wyjrzał zza zakrętu i
cofnął się gwałtownie.
Dapperyjczycy! Nie mógł w to uwierzyć. Niewdzięczni zdrajcy! Wstrząśnięty
odkryciem zawrócił i pobiegł do pobliskiego centrum łączności. Nie wiedział czy ktoś
zdołał powiadomić Venirię o ataku.
Pomieszczenie było puste. Szybko wybrał odpowiedni kanał i nadał wiadomość:
- Veniria. Tu stacja Minsela Jeden. Zostaliśmy zaatakowani przez Dapperyjczyków.
Powtarzam. Zaatakowali …
W tym momencie usłyszał strzał i konsola wybuchła opryskując go masą
odłamków.
- Belan, obudziłeś się.
Venirianin odwrócił się i ujrzał Skurlka oraz dwóch czerwonoskórych
Dapperyjczyków celujących w niego z blaserów.
Belan rzucił się w bok unikając trafienia i strzelił na oślep. Usłyszał syk mężczyzny.
W tym momencie dosięgła go laserowa błyskawica jednego z napastników i padł martwy.
- To już ostatni – powiedział morderca i sięgnął dłonią do swej twarzy. Ściągnął
maskę, spod której ukazała się twarz Venirianina.
- Zadanie wykonane. Zamelduj – Skurlk pocierając policzek rozkazał drugiemu z
zamaskowanych towarzyszy.

Zapomniana planeta

Narida wynurzyła się powoli na powierzchnię jeziora. Odgarnęła włosy z twarzy i


ruszyła do brzegu. Mokra skóra błyszczała w świetle trzech księżyców.
- Dairen, czy coś się stało?
- Nix. Ma dla nas zadanie – odparł młody mężczyzna podając jej płaszcz.
- Wiesz coś więcej?
- Nie.
- Gdzie i kiedy mamy się z nim spotkać? – kobieta wypytywała, podczas gdy
opuszczali skaliste wybrzeże kierując się w stronę lasu.
- Za pięć dni. Na Naboo.
Podążali wąską ścieżką pomiędzy drzewami. W lesie nie było tak jasno jak nad
jeziorem, jednak droga była dobrze widoczna. Pomiędzy drzewami błyskały czasami żółte
i czerwone oczy leśnych mieszkańców. Po pięciu minutach marszu dotarli do niewielkiego
obozu.
Narida zsunęła buty i zrzuciła płaszcz. Skierowała się w stronę leżącej na krześle
tuniki.
- Mmmm – mruknął Dairen z zachwytem wodząc za nią wzrokiem.
- Jesteś niepoprawny, wiesz? – powiedziała. Dairen zauważył jednak uśmiech na
jej twarzy.
- Nic na to nie poradzę – wyszczerzył zęby w uśmiechu. W jego pomarańczowych
oczach pojawiły się figlarne błyski. – Po prostu wyglądasz pięknie nago.
- Skupmy się na nowym zadaniu – odparła spinając fioletowe włosy i podchodząc
do komputera. – Naboo. To na skraju Odległych Rubieży?
- Tak. Dokładnie w sektorze Chommell. Jutro rano możemy wyruszać, wszystko
jest gotowe do drogi.
- Mhm – kiwnęła głową przeglądając informacje o Naboo wyświetlane na ekranie.
Po chwili westchnęła i odwróciła się do mężczyzny czyszczącego blaster.
- Wiesz, spodobało mi się tu.
Spojrzał na nią z nad lufy:
- Przypomina Kaerth, prawda?
- Tak, to chyba to – potrząsnęła głową odpędzając myśli i wróciła do studiowania
danych o Naboo.

Wysokie języki ognia lizały wszystko dookoła. Nieznośny żar ogarniał ją tak samo,
jak strach. Rodzice. Rodzice leżeli na ziemi, nieruchomo. Wokół krew. Wszystko
czerwone. Zaczęła krzyczeć. Dym wdarł się do gardła, płuc. Zakrztusiła się. Spomiędzy
płomieni wyłonił się mężczyzna. Jego ciemne włosy miały zielonkawy połysk. Wyciągnął
szpony. Zbliżał się do niej...
Narida zerwała się z posłania zlana potem. To tylko sen. Koszmar z przeszłości.
Próbując się uspokoić wsłuchała się w znajomy, kojący szum silników. Spojrzała na
chronometr. Zbliżali się do Naboo. Wstała więc, ubrała się i udała do kokpitu.
Dairen siedział w fotelu pilota z założonymi za głowę rękoma i nogami na pulpicie.
Nie odwracając się spytał:
- Wyspałaś się?
- Ściągnij te cholerne buciory.
Chłopak posłuchał i spojrzał na nią. Od razu wiedział, co się stało.
- Znów ten sen?
Dziewczyna kiwnęła głową i zmieniła temat.
- Zaraz będziemy na miejscu?
- Tak. Za dziesięć minut wychodzimy z nadprzestrzeni.

Naboo, miasto Theed

Para najemników weszła do lokalu o nazwie „Muza Theed”. Od razu dojrzeli


siedzącego przy jednym ze stolików mężczyznę z łysiną i czarną, krótką brodą.
Nix spojrzał na nich. Ile to już lat minęło od dnia, gdy przygarnął dwoje brudnych i
przerażonych siedmiolatków? Wiele. Narida wyrosła na piękną kobietę, zaś Dairen był
niezwykle podobny do swego ojca. Ciekawe, co ich rodzice powiedzieliby wiedząc, że
zrobił z nich najemników. Na pewno się tego nie spodziewali. Tak samo jak tego, że zginą
tamtej nocy, w święto żniw. Mężczyzna westchnął odganiając wspomnienia.
Jego młodzi wychowankowie przeciskali się między stolikami w jego kierunku. Na
pierwszy rzut oka byli zwykłymi ludźmi, wyróżniał ich tylko niespotykany kolor włosów
dziewczyny. Tak samo jak on należeli do rasy Kaeran pochodzącej z planety Kaerth.
Jednak różnica między Kaeranami a ludźmi była większa niż nietypowe kolory włosów i
oczu. Ich zmysły były znacznie lepiej rozwinięte niż ludzi.
Kaerth była niewielką planetą znajdującą się na obrzeżach galaktyki w niedalekim
sąsiedztwie planety Ansion. Był to świat słabo zaludniony, głównie rolniczy. Nix opuścił
Kaerth i został najemnikiem. Jego najbliżsi przyjaciele, ojcowie Naridy i Dairena, wybrali
spokojne życie w ich niewielkiej, rodzinnej osadzie, gdzie założyli rodziny.

- To co dla nas masz? – spytał Dairen przywitawszy się.


- Słyszeliście o Minseli?
- Hmm, zdaje się, że jakiś spór tam wybuchł ostatnio?
Mężczyzna pokiwał głową.
- Dapper i Veniria to dwie planety systemu Venir. Znajdują się niedaleko stąd,
lecąc w kierunku Ando. Ponad 50 lat temu dwa okręty Venirian na skutek awarii jednego
z nich, zderzyły się i rozbiły na powierzchni Dapperu. Przewoziły radioaktywny ładunek.
Jaki miało to skutek, chyba nie muszę tłumaczyć? Liczba ofiar wśród Dapperyjczyków i
straty były ogromne, a najgorsze było to, że praktycznie cała planeta uległa skażeniu.
Należało ewakuować jak najszybciej tych, którzy przeżyli, by nie zabiło ich
promieniowanie.
Katastrofa była winą Venirian. Senat postanowił, że jako zadośćuczynienie,
oddadzą ocalałym swój księżyc - Minselę. Panowały tam ciężkie, ale zdatne do życia
warunki. Klimat ostry, nieprzyjazny, a gleby nieurodzajne. Sami Venirianie praktycznie
nie odwiedzali tego satelity. Ale Dapperyjczycy nie mieli wyjścia. Venirianie, trochę
niezadowoleni oddali większą część księżyca i zorganizowali ewakuację. Uchodźcy z
Dapperu jakoś się tam urządzili – stary najemnik pociągnął solidny łyk piwa.
- Kiedy sprawa po latach ucichła, niespodziewanie pojawiły się nowe okoliczności –
Nix zawiesił głos. – Trzy lata temu Dapperyjczycy odkryli na Minseli złoża kryształu Nova.
Dairen gwizdnął.
- No, no. Ale im się trafiło. Niczym Rozdanie Głupca w sabacca.
- No właśnie. Zaczęli je wydobywać. Zbudowali też rafinerię potrzebną do obróbki
kryształów. Venirian bardzo to wkurzyło. Zapragnęli położyć łapę na interesie. Zaczęli się
burzyć, chcieli odzyskać księżyc lub chociaż złoża. Zaczęli naciskać na senat.
- A co na to Dapperyjczycy? – spytała Narida.
- Naturalnie ani myślą choćby dopuścić Venirian do zysków. Twierdzą, że to dalsza
część rekompensaty za krzywdy. Za te pieniądze ratują swoją ojczystą planetę. Zresztą
złoża znajdują się w części księżyca, którą im prawnie oddano w posiadanie.
- Ale Venirianie nie wiedzieli wtedy o kryształach – wtrącił chłopak.
- Dokładnie taki argument przytaczają. Już trzy lata trwa batalia w senacie.
Dapperyjczycy w tym czasie rozpoczęli regularne wydobycie i handel. Robią na tym dużą
kasę. Sytuacja jest napięta, obie strony zaczęły się zbroić.
- Wojna?
- Wisi w powietrzu. Zwłaszcza po tym, co wydarzyło się dwa tygodnie temu. Na
Minseli, oprócz osiedli Dapperyjczyków, znajdowała się od dawna Veniriańska stacja
meteorologiczno-przeładunkowa. Jednej nocy została zrównana z ziemią a wszyscy
pracownicy zginęli.
- Atak Dapperyjczyków?
- Zaprzeczają. Venirianie są tego pewni. Sprawa jest niejasna. Jedyny dowód to
krótkie nagranie wołania o pomoc z Minseli Jeden. Osobiście, atak Dapperyjczyków na
stację, wydaje mi się trochę bez sensu. Sprawdziłem, sami korzystali z jej informacji.
Zdarzało się, że dokonywali tam też przeładunków. Sami sobie zaszkodzili. Venirianie są
gotowi do odwetu, chcą szturmem odebrać Minselę i pomścić stację. Senat i Jedi robią co
mogą, by zapobiec rozlewowi krwi. Śledztwo jest w toku, posuwa się powoli. Venirianom
to nie na rękę, bo każdy dzień zwłoki pozwala na dalsze wydobycie, a co za tym idzie,
Dapperyjczycy rosną w siłę. Za kryształy zbroją się i ściągają najemników. I tu wy
wchodzicie do gry, jeśli zechcecie.
Przerwał i rozejrzał się po sali. Ich stolik stał w kącie. Była wczesna godzina i w
lokalu znajdowało się niewielu gości.
Nachylił się do pary i podjął wypowiedź ściszając głos:
- Venirianie chcą pozbawić przeciwników dochodów. Mielibyście dostać się do
kopalni kryształów i skutecznie uniemożliwić ich wydobycie. Dapperyjczycy nie będą
ciągnąć korzyści ze złóż przez dłuższy czas, a Venirianie nie wykluczają, że wtedy
zaatakują. Dostaniecie za to 25000. Ja biorę moją zwykłą dolę. Wchodzicie?
- Zawsze bierzemy zadania, które nam znajdujesz.
- W takim razie chodźmy na mój statek. Zapoznam was ze szczegółami.

Trzy godziny później młodzi Kaeranie szykowali się do startu. Nix uścisnął dłoń
chłopakowi i przytulił dziewczynę.
- Uważajcie na siebie, moje dzieci.
- Nix, nie traktuj nas jak smarkaczy – roześmiała się Narida.
- Już tyle lat minęło od kiedy uczyłeś nas fachu – dodał Dairen.
- Wiem, wiem – mężczyzna pokiwał głową.
- Ale ja i tak będę to zawsze mówił. Powodzenia – dorzucił i skierował się do
wyjścia.
Kiedy statek unosił się w kierunku kosmicznej pustki, mężczyzna odprowadzał go
wzrokiem.
- Starzeję się – pomyślał i ruszył kulejąc na swoje lądowisko. Jego krokom
towarzyszył miarowy stukot, gdy mechaniczna noga uderzała o podłoże.

Veniria, sala odpraw

- Te wymienione w rafinerii plus ostatni ładunek w tym miejscu – Narida stuknęła


palcem w ekran, na którym wyświetlone były plany kopalni. – To załatwi sprawę.
- A dodatkowo, nie spowoduje dużych zniszczeń pod ziemią. Kiedy zajmiecie
kopalnię będzie łatwiej ponownie rozpocząć wydobycie, jeśli zniszczymy głównie rafinerię
– uzupełnił Dairen.
Ciemne, błyszczące oczy kilku Venirian powędrowały z planów na twarze młodych
najemników.
- Dobrze – powiedział jeden z nich – generał Gerad i dodał:
- Pozostaje kwestia dostania się na miejsce. Doprowadzi was tam nasz człowiek,
który dobrze zna całą Minselę. To jedyny ocalały członek stacji Minsela Jeden.
- Myślałem, że wszyscy zginęli – zdziwił się Dairen
Generał sięgnął po komunikator.
- Proszę przyprowadzić Skurlka.
Czekając na wezwanego Narida pochyliła się nad elektronicznym notesem
wprowadzając dodatkowe informacje. Gdy otwarły się drzwi za jej plecami, podniosła
głowę i spostrzegła nagłą bladość Dairena. Chłopak zacisnął dłonie w pięści, a oczy miał
szeroko otwarte. Kobieta szybko obejrzała się. W drzwiach stał niewysoki, przysadzisty
mężczyzna. Jego policzek szpeciła świeża szrama. Ciemne włosy miały zielonkawy
połysk. Poczuła, że robi jej się słabo.

Wysokie języki ognia lizały wszystko dookoła. Nieznośny żar ogarniał ją tak samo
jak strach. Rodzice leżeli na ziemi, nieruchomo. Wokół krew. Zaczęła krzyczeć. Dym
wdarł się do gardła, płuc. Zakrztusiła się. Spomiędzy płomieni wyłonił się mężczyzna.
Jego ciemne włosy miały zielonkawy połysk. Wyciągnął szpony. Zbliżał się do niej.
Chciała uciekać, ale nie mogła ruszyć się z miejsca. W tym momencie z płomieni wyłonił
się Nix. Miał zakrwawioną twarz i ubranie. W ręku trzymał stalowy pręt.
Nim przeciwnik zorientował się, co się stało, Nix wytrącił mu z dłoni blaster.
Mężczyzna klnąc rzucił się na niego. Pręt dosięgną jego brzucha, następne razy spadły na
jego kark, plecy i głowę. Padł na ziemię niedaleko swoich ofiar.
Nix sięgnął po blaster, wycelował w leżącego.
- Kayen. Zdradziłeś nas – już miał nacisnąć spust, ale spostrzegł skuloną Naridę.
Dziewczynka patrzyła na niego wielkimi oczami, a po policzkach płynęły jej łzy.
Cała się trzęsła. Nagle rozległ się jęk przeciążonej konstrukcji i część dachu w sąsiednim
pomieszczeniu runęła.
Nix odrzucił blaster i złapał dziecko za rękę.
- Szybko. Musimy uciekać.
- Mamusia...
- Mamusia z nami nie pójdzie – powiedział czując, że coś dławi go w gardle. Żar
stawał się coraz bardziej nieznośny.
- Boję się...
Wziął ją na ręce i ruszył biegiem do wyjścia.

- Chciałam uciekać... a zarazem rzucić się na niego i zabić – Narida mówiła z


gniewem. Oczy jej płonęły, cała drżała.
Dairen podszedł do niej i objął.
- Wiem, co czułaś. Jak tylko zobaczyłem go w drzwiach to wiedziałem, że to on.
Kayen.
- Od razu wszystko do mnie wróciło...
Mężczyzna głaskał ją po włosach próbując uspokoić. Sam również czuł narastające
pragnienie zemsty.
- On musi za to zapłacić, Dairen. Musi. Za śmierć moich rodziców i twoich. Za tych
wszystkich ludzi z wioski, którzy tej nocy zginęli lub zostali sprzedani handlarzom
niewolników.
- Tak. Ale nie możemy zapominać o zadaniu. Jest nam potrzebny. Najpierw
zadanie potem zemsta. Jesteśmy zawodowcami. Prawda?
Dziewczyna kiwnęła głową.
- Tak. Najpierw zadanie, ale potem sprawiedliwość – dokończyła z naciskiem.
Minsela, miasto Dapperan

- Na szczęście od kiedy wydobywają kryształy, kręci się tu wielu obcych z


przeróżnych światów – mówił Skurlk-Kayen prowadząc młodą parę ulicami przemysłowej
części nowej stolicy Dapperyjczyków.
Cała trójka miała na sobie ubrania, w których nie wyróżniali się z tłumu
robotników śpieszących do kopalni i rafinerii na nocną zmianę.
Dął silny wiatr niosący ze sobą tumany piasku. Niebo było granatowe i częściowo
zasnute chmurami. Okoliczne budynki, pomimo, że były nowe, nie zachwycały. Przed
nimi na tle nieba, oświetlone licznymi światłami, górowały szyby kopalni i kominy
rafinerii. Wydawało się dziwne, że w tak brzydkim miejscu wydobywa się tak cenny i
piękny minerał.
Przysadzisty mężczyzna prowadził ich pewnie szarymi ulicami. Byli coraz bliżej
głównego celu.
Dotarli na malutki plac pomiędzy trzema budynkami a ogrodzeniem rafinerii. W
pobliżu nie było nikogo.
- To, że wznosili cały ten kompleks w takim tempie, daje nam teraz nad nimi
przewagę – ich przewodnik uśmiechnął się chytrze, schylając nad włazem w chodniku.
- Szybkie plany, szybkie wykonanie, proste rozwiązania i kiepskie zabezpieczenia
– kontynuował, odsuwając na bok żeliwną płytę.
- Tak jak ustaliliśmy. Robicie co trzeba i wracacie. Powodzenia – uśmiechnął się
krzywo. Żadne nie odpowiedziało, gdy znikali w ciemnym otworze.

- Zrobione – zameldowała Narida kilka godzin później, gdy skończyli podkładanie


ładunków w rafinerii i kopalni.
- Przyjąłem – usłyszeli głos Skurlka w słuchawkach. – Czekam na miejscu.
Zadanie dobiegało końca. Oboje myśleli o nagrodzie. I nie chodziło im o kredyty.

Będąc już blisko miejsca spotkania musieli opuścić na chwilę przewody


wentylacyjne. Przechodzili przez niewielkie magazyny. Mijali już trzeci, gdy Dairen
zatrzymał dziewczynę.
- Słyszysz? Ktoś idzie.
Stanęli w ciszy nasłuchując. Kroki zbliżały się.
- Dwie osoby.
Narida wciągnęła powietrze nosem. Oprócz woni narzędzi, maszyn i smarów
wyczuła obcych.
- To nie Dapperyjczycy.
- I nie robotnicy – dodał Dairen otwierając oczy i wyciągając blaster.- Lepiej się
pośpieszmy.

Gdyby nie świetny słuch i węch, poruszający się cicho osobnicy zaskoczyliby ich.
Ale gdy drzwi się rozsunęły, byli przygotowani. Otworzyli ogień. Nie spodziewali się
natomiast tego, co ujrzeli. Jedi. Laserowe błyskawice poleciały w kierunku wysokiego
błękitnoskórego Chagrianina oraz niskiego Duga dzierżącego miecz świetlny w tylnej
łapie. Rycerze z niesamowitą szybkością odbijali pociski. Ich zielone miecze nie
przepuściły żadnego strzału.
- Skurlk! Znajdź nam inne wyjście! Szybko! – krzyknął Dairen do słuchawki.
Powoli wycofywali się w kierunku bocznych drzwi. Z trudem unikali pojedynczych
odbitych przez Jedi strzałów.
Gdy drzwi zamknęły się za nimi pobiegli w kierunku turbowindy, o której
powiadomił ich Skurlk. Gdy wagon wznosił się na wyższe piętra, oparli się o ściany
oddychając ciężko.
Patrzyli na siebie w milczeniu. Byli zdenerwowani. Oboje wiedzieli co oznaczają
Jedi. Kłopoty. I to duże.

- Przez ciebie o mało nie zginęliśmy! Zawaliłeś rozpoznanie! Nie ostrzegłeś nas
przed Jedi! – Dairen zrobił krok w kierunku Skurlka.
- Nie moja wina – bronił się mężczyzna.- Miało nie być tu Jedi.
- A może zrobiłeś to specjalnie? – spytała Narida. – Co, Kayen?! Może ktoś ci za to
zapłacił?
Mężczyzna stężał i wyszarpnął blaster. Spojrzał na nią badawczo, mrużąc ciemne
oczy.
- Jak mnie nazwałaś?
Dziewczyna wiedziała, że nie ma już odwrotu. Przyszedł czas na zemstę.
- Kayen – wycedziła powoli. – Kayen. Zdrajca, który sprzedał swoich ludzi –
skoczyła w bok unikając strzału. Przeturlała się i poderwała wyciągając broń.
Dairen rzucił się na Skurlka i razem padli na ziemię. Podczas szamotaniny obaj
wypuścili broń. Młodszy mężczyzna znalazł się na górze i zacisnął dłonie na szyi
przeciwnika. Ten jednak zdołał oswobodzić się i odepchnął chłopaka, zasłaniając
dziewczynie linię strzału. Skurlk szybkim ruchem złapał upuszczoną broń i odskoczył na
bok. Narida chybiła. Odwrócił się i nacisną spust, w tym samym momencie, co
dziewczyna. Laserowe pociski minęły się. Mężczyzna osunął się na posadzkę. W klatce
piersiowej ziajała wypalona dziura.
- Załatwiłaś go – Dairen szturchnął ciało z satysfakcją. Nie usłyszawszy
odpowiedzi, odwrócił się.
Narida leżała pod ścianą, obok niej spoczywał porzucony blaster. Przerażony
chłopak ujrzał osmaloną ranę na boku. Przypadł do dziewczyny.
- Kochanie, odezwij się...
Ku jego uldze dziewczyna otwarła oczy i uśmiechnęła się blado:
- Zapłacił za wszystko...
Przytulił ją mocno, głaszcząc po włosach.
- Przestraszyłaś mnie.
Rozchylił spalony kombinezon i obejrzał ranę.
- Nie jest źle. Możesz wstać?
Pomógł jej się podnieść i zabrał blastery. Narida ruszyła w stronę drzwi.
- Jakoś dam radę. Zabierajmy się stąd.
Dairen podał jej broń.
- Kocham cię – powiedział przyciągając ją do siebie.
- Wiem.
Ich usta spotkały się na krótką chwilę.
- Ruszajmy – Dairen otworzył drzwi.

Kiedy wydostali się poza teren kopalni odetchnęli z ulgą.


- Teraz na statek i możemy zdetonować ładunki – powiedział Dairen.
Ruszyli szybko uliczką pomiędzy dwoma hangarami. Nagle u jej wylotu pojawiły
się dwie sylwetki. Jedi. Kłopoty.
Para zatrzymała się. Nie mieli szans na ucieczkę. Wyciągnęli blastery. Dairen
zasłonił Naridę szepcząc:
- Wysadzaj.
Dziewczyna sięgnęła po detonatory. Jedi ruszyli w ich stronę. Narida odpaliła
ładunek z kopalni. Za ich plecami rozległ się huk, ziemia zadrżała, zawyły syreny,
pojawiły się pierwsze płomienie.
Zaskoczeni Jedi zaczęli biec. Dairen otworzył ogień i pociągnął towarzyszkę za
stojące obok skrzynie. Dziewczyna ujęła drugi detonator. Już miała wcisnąć przycisk, gdy
poczuła, że urządzenie samo wyrywa się jej z dłoni. Nim zdumiona zareagowała, wzniosło
się w powietrzu, a po chwili roztrzaskało o ziemię.
- Przeklęci Jedi – syknął Dairen nieprzerwanie zasypując ich pociskami. Narida
przyłączyła się do niego.
Ostatnie ciemności nocy rozświetlał pożar oraz laserowe błyskawice odbijane przez
miecze świetlne. Zielone smugi tworzyły fantazyjne wzory w powietrzu.
Para najemników ramie przy ramieniu strzelała do zbliżających się przeciwników.

Chagrianin rzucił swój miecz, który rozpłatał blaster Naridy. Dziewczyna sięgnęła
do pasa i cisnęła w Jedi detonator termiczny. Rycerze odskoczyli unikając obrażeń.
Chagrianin nie zdążył przywołać miecza, gdy za pierwszym ładunkiem podążyły
jednocześnie dwa kolejne. Dziewczyna puściła się pędem w kierunku wyższego z
przeciwników, dobywając z kieszeni lekki miotacz. Zaczęła strzelać do bezbronnego Jedi.
Ten wyskoczył wysoko unikając pocisków. Opadając chciał wybić jej z ręki broń,
Kaeranka jednak wykonała szybki unik, okręciła się na pięcie i znów wycelowała w
przeciwnika, który wylądował za jej plecami. Osmaliła rękaw jego szaty, a Jedi odepchnął
ją daleko, używając Mocy. Dziewczyna uderzyła z impetem o ścianę.

- Poddajcie się – krzyknął mniejszy z rycerzy do Dairena, odbijając jego strzały.


Nie doczekawszy się odpowiedzi, natarł na chłopaka zbijając go z nóg i wytrącając
mu blaster. Stanął nad nim. Dairen wyciągnął szybko wibroostrze i ciął kończynę Duga.
W odpowiedzi Jedi potężnym kopnięciem odrzucił młodego mężczyznę, który przeleciał
przez skrzynie. Rycerz ruszył za nim, ale Kaerańczyk już miał w ręku miotacz i strzelał.
Dug odbijał kolejne pociski bez problemu. Skoczył wybijając się na swoich przednich
kończynach. Dairen zwinie przeturlał się na bok i kontynuował ostrzał. Jedi szybko zbliżał
się, odbijając pociski w jego kierunku. Ten uniknął kilku pierwszych, w końcu jeden trafił
go w ramię, a następne w brzuch i nogi. Wypuścił miotacz. Fala bólu sprawiła, że
pociemniało mu przed oczami. Przemógł się jednak i sięgnął do pasa po ładunek. Nie
zdążył go jednak wyjąć. Dug był już przy nim i ciął.

- Daireeen!!! – Narida biegła w ich kierunku strzelając do Jedi.


Chagrianin zaszedł jej drogę i jednym cięciem ranił uzbrojoną dłoń. Mały blaster
upadł na ziemię, jednak dziewczyna zdołała wyminąć Jedi. Dopadła do martwego
ukochanego. Podniosła jego bezwładną głowę, tuląc do siebie. Dug stał spokojnie, nie
atakując jej.
- Opór był błędem.
Narida ucałowała Dairena i sięgnęła ostrożnie do jego pasa po detonator
termiczny. Wstała powoli, po policzkach płynęły jej łzy. Kiedy obracała się, Dug zrozumiał
i w ostatniej chwili przebił ją ostrzem. Ciało dziewczyny osunęło się na zwłoki jej
partnera. Detonator potoczył się po ziemi.
- Nieszczęsne istoty, powinny były się poddać.
Chagrianin kiwną głową podchodząc. – Wracajmy do kopalni, trzeba zobaczyć
jakie są zniszczenia.
Promienie wschodzącego słońca oświetliły leżące ciała.

You might also like