Professional Documents
Culture Documents
c=mag
Buddyzm Zen
Zewnętrzne formy różnych szkół Zen różnią się nieco miedzy sobą, ale istota ich pozostaje
taka sama. Tą istotą jest wskazanie na umysł, na indywidualne doświadczenie
medytującego prowadzące do bezpośredniego doświadczenia pierwotnego stanu
umysłu. Wtedy następuje przekroczenie umysłu indywidualnego i bezpośrednie
doświadczenie umysłu Buddy.
Zasadnicza praktyką w treningu Zen jest medytacja zazen (siedząca). Istnieją trzy
zasadnicze praktyki medytacyjne wykorzystywane w praktyce Zen: liczenie oddechów,
podążanie za oddechem i Shinkantaza. W istocie jest to ta sama praktyka wykonywana
na rożnych poziomach praktyki i zrozumienia medytacji.
Niektóre szkoły Zen np. koreańska szkoła Kuan Um, japońska szkoła Rindzaj używa
specyficznej charakterystycznej tylko dla Zen metody nauczania tzw. Konganów.
(http://www.zen.pl/kongan.htm)
Koan jest pytaniem na które nie można uzyskać odpowiedzi na drodze rozumowania
czy intelektualnej analizy. Odpowiedz na Koan można uzyskać tylko poprzez głęboki
intuicyjny wgląd w naturę swojego umysłu. Rozwiązanie Koanu równoznaczne jest z
praktycznym zintegrowaniem uzyskanego wglądu z naszym doświadczeniem. Te sama
wiedzę można uzyskać studiując teksty jednak wtedy wiedza ta jest tylko wiedza czysto
intelektualną. Koan daje wiedzę zintegrowaną z naszym życiem, która przejawia się w
naszym działaniu.
Praktyka ZEN
Zazwyczaj rozpoczyna się trening od liczenia oddechów. Praktyka ta może mieć różne
formy od liczenia wdechów i wydechów przez liczenie wydechów do praktyk łączenia
oddechów z różnymi sentencjami. Celem tej praktyki jest rozwinięcie koncentracji i
wyciszenie umysłu. Kiedy rozwinie się te zdolności, lub jeśli ktoś ma je już rozwinięte
może wykonywać praktykę koncentracji na oddechu, na wysokim poziomie
zaawansowania praktykuje się Shinkantaza praktykę która można określić jako
pozostawanie w czystym stanie wyciszonego umysłu.
Niekiedy jako praktykę równorzędną z liczeniem oddechów używa się mantry. W tym
aspekcie praktyki Zen, nie jest istotne znaczenie ani funkcja mantry w istocie może to być
dowolne słowo ponieważ używa się go jak to się mówi do odcięcia myślenia. Niekiedy
używa się w praktyce Zen mantr w celach zdrowotnych lub do rozwinięcia określonej
właściwości wówczas istotna staje się funkcja mantry i dobiera się ją zależnie od celu
któremu ma to służyć. Np. w celu rozwinięcia współczucia jest to mantra OM MA NI PE
ME HUN.
Obok siedzącej medytacji Zazen praktyka formalna Zen obejmuje medytację chodzoną,
medytację śpiewania, pokłony i pracę. Wszystkie te aspekty praktyki służą zintegrowania
nie
Spróbuję to wytłumaczyć. Normalnie nasz umysł cały czas wędruje podążając za myślami
i emocjami i tak naprawdę pozostaje w ciągłym rozproszeniu. Nie posiada zdolności
koncentracji i spoczywania w wyciszeniu. Kiedy próbujemy koncentrować się na liczeniu
oddechów; wdech 1, wydech 2 itd. aż do 10 to mimo iż wydaje się to banalne, okazuje się
to bardzo trudne. Już po kilku minutach możemy spostrzec że ulegliśmy rozproszeniu i
nasz umysł myśli o czymś innym, nie pamiętamy ostatniej cyfry, itp. Gdy tylko to
spostrzeżemy powinniśmy porzucić rozpraszające myśli i zacząć znów od jednego.
Jeśli regularnie wykonujemy tę praktykę po pewnym czasie nasza koncentracja wzrośnie i
będziemy w stanie wykonywać bez rozproszenia tę praktykę przez pewien czas.
Nauczymy się też czegoś znacznie cenniejszego a mianowicie dystansować do naszych
myśli i emocji przestając być ich niewolnikiem. Uzyskujemy zdolność do decydowania
za czym podążyć a za czym nie. Nasz umysł stanie się spokojniejszy i potrafimy
dostrzegać subtelniejsze aspekty naszej mentalnej aktywności.
Istnieje powiedzenie wyrażające znaczenie koncentracji, ze jeśli ktoś opanuje liczenie
do 10 to zasługuje na wielki szacunek, jeśli ktoś opanuje liczenie do stu to nie ma
dla niego rzeczy niemożliwych.
Praktyka obserwowania oddechu wygląda podobnie z tym ze obiekt przykucia uwagi jest
subtelniejszy i utrzymanie świadomości oddechu bez liczenia może być trudniejsze,
pozwala jednak głębiej się wyciszyć i skoncentrować (praktykę tę poleca się też w celu
poprawy zdrowia). Wraz ze wzrostem wyciszenia i stanu nie rozproszenia wzrasta nasza
percepcja i poznanie własnego umysłu, wzrasta nasz wgląd w nas samych. O ile na
początku praktyki utrzymywanie koncentracji wymaga wysiłku i może powodować napięcie
to wraz z jej rozwojem nasza praktyka staje się coraz bardziej zrelaksowana i czysta.
W końcu osiągamy zdolność utrzymywania czystego umysłu bez punktu odniesienia, bez
oparcia jakim jest liczenie czy oddech i możemy praktykować Shinkantaza, które można
określić jako spoglądanie w naturę umysłu. Wraz ze wzrostem tej praktyki wzrasta nasze
zrozumienie siebie, rozpuszczają się nasze uwarunkowania, przywiązanie i iluzje
pojawiają się doświadczenia wglądu, aż w końcu osiąga się zrozumienie swojej natury i
natury wszechświata.
Varela jest biologiem, szefem działu badań w Centre National de Recherche Scientifique,
profesorem cognitive science i epistemologii w paryskiej Ecole Polytechnique. Autor
"Principles of Biological Autonomy" (1979), "Autopoiesis and cognition" (wraz z Humberto
Maturaną, 1980), "Embodied Mind" (z Evanem Thompsonem i Eleanor Rosch, 1982)
Odnoszę nieraz wrażenie, że przez całe życie poszukuję odpowiedzi na jedno i to samo
pytanie. Oto, jak grzyby po deszczu, pojawiają się coraz to nowe, obdarzone tożsamością
byty, które tworzą nowe światy, a właściwie same się nimi stają - jako zbiór komórek,
osoba, grupa. Jak to się dzieje?
Zjawisko pojawienia się tożsamości trwa nieprzerwanie; dzięki niemu co chwila powstają
zupełnie nowe jakości: życie, umysł, społeczeństwo. Jednocześnie to, czego pojawienie
się obserwujemy, tylko pozornie jest konkretnym, namacalnym bytem. Faktycznie bowiem
jego istnienie opiera się na procesach tak niestabilnych, że aż trudno uwierzyć, że mogą
one stanowić podstawę istnienia czegokolwiek trwałego. Jest to paradoks, który moim
zdaniem, leży u podstaw zrozumienia istoty zagadnienia.
Moja praca nad autopoiesis była wprowadzeniem w te zagadnienia; starałem się ściśle
ustalić, jaka jest minimalna struktura, którą można by określić mianem żywej, a następnie
opracować adekwatne modele automatów komórkowych. Było to na początku lat
siedemdziesiątych, czyli zanim ruszyła lawina badań nad sztucznym życiem. Cały pomysł
opierał się na założeniu, że świadomość biologiczna nie jest bierną reprezentacją świata
zewnętrznego, lecz nieustającą kreacją świata poprzez te same procesy, które stanowią o
istnieniu życia (...)
Buddyzm stał się inspiracją dla stworzonej przeze mnie wizji umysłu. Nikomu pojęcie
niejednorodnej tożsamości nie jest tak bliskie, jak buddystom. Wiedzą oni, że ja nie
istnieje, czują to, jest to ich własne, przeżywane doświadczenie. Dlatego między innymi
filozofia buddyzmu wydaje mi się tak pociągająca.
Fragment eseju "Gdy pojawia się ja" [w:] "Trzecia kultura" pod redakcją Johna Brockmana,
seria: Nauka u progu trzeciego tysiąclecia - Wydawnictwo CIS, Warszawa 1996.
Osobę Alberta Einsteina nie potrzeba nikomu specjalnie przybliżać, mało kto jednak zdaje
sobie sprawę ze stosunku wielkiego uczonego do buddyzmu. Określił on Dharmę jako
ścieżkę "mającą wszelkie znamiona religii przyszłości".
Właśnie dlatego uważamy, że można sensownie rozważać takie pytania, jak: "Dlaczego
nie powinniśmy kłamać?" Sądzimy, że takie pytania są sensowne, ponieważ we
wszystkich takich dyskusjach milcząco przyjmujemy, że pewne założenia są oczywiste.
Jesteśmy usatysfakcjonowani, gdy uda się nam związać rozważaną regułę etyczną z tymi
podstawowymi założeniami. W przypadku kłamstwa takie rozumowanie może wyglądać
następująco. Kłamstwo narusza zaufanie do stwierdzeń innych ludzi. Bez takiego zaufania
współpraca społeczna jest niemożliwa lub przynajmniej bardzo trudna. Współpraca taka
jest konieczna, by życie ludzkie było znośne. To oznacza, że regułę "nie kłam" udało się
nam wywieść z postulatów" "Należy chronić ludzkie życie" i "Na ile to możliwe, należy
zwalczać ból i cierpienie".
Jakie jest jednak pochodzenie takich aksjomatów etycznych? Czy są one arbitralne? Czy
opierają się wyłącznie na autorytecie? Czy może wynikają z ludzkich doświadczeń i są
pośrednio przez nie uwarunkowane?
Tych, co praktykują Dharmę, jest wiele jak gwiazd na niebie, lecz wśród nich ci, którzy są
odporni na demoniczne przeszkody, są mniej liczni niż słońce i księżyc. Gdyby nie te
przeszkody, uzyskanie urzeczywistnienia byłoby łatwiejsze od zgromadzenia cnotliwych
czynów w ciągu jednego roku. Oto dlaczego demony muszą zostać rozpoznane i
przechytrzone.
Na początku, kiedy jesteś uwięziony w mieście cierpień samsary, możesz posiadać trochę
wiary w Dharmę, lecz wkrótce zostanie ona wyparta przez demona lenistwa i wulgarnego
realizmu. Wypełniony nienawiścią do wrogów, przywiązany do bliskich, nastawiony na
współzawodnictwo, rozproszony przez światowe sprawy, poniechasz myśli o śmierci;
pochłonięty różnymi rodzajami innych działań będziesz zawsze zaniedbywać Dharmę.
Właśnie to jest demonem. Aby go odpędzić, poszukaj doświadczonego Guru, który jest
korzeniem niezmiennej wiary, a także rozmyślaj o śmierci i nietrwałości, co jest korzeniem
niezmiennej gorliwości. Porzucając małe sprawy, oddaj się wielkiej sprawie Dharmy.
Następnie pojawi się demon odmieniający twój umysł. Może on przyjąć postać kochanka,
rodziny lub przyjaciół, którzy powiedzą: "Nie praktykuj Dharmy", i w ten sposób będzie
stwarzał różnorakie przeszkody. Innym razem może pojawić się jako lęk przed wrogami,
duch współzawodnictwa lub bogactwo. Spowoduje, że Dharma będzie odkładana z dnia
na dzień; życie przepełnione przynętami będzie ci przeciekać przez palce i w końcu
całkowicie pogrążysz się w bagnie samsary. Aby pokonać tego demona, zaufaj tylko
opiece Guru i Najwyższego Schronienia, decyduj sam o sobie i nie pytaj zwykłych ludzi o
radę.
Kiedy będziesz przebywał razem z Guru, pojawi się demon zwątpienia w niego i
traktowania go jako równego sobie. Oznaką tego wpływu stanie się to, że będziesz ślepy
na zalety Guru i zaczniesz dostrzegać w nim najdrobniejsze wady; rozwiniesz wrogie sądy
o czynach tej istoty obdarzonej mądrością; będziesz posługiwał się religią dla zdobycia
bogactwa i pożywienia. Zaczynając od Dharmy, skończysz w piekle. To jest prawdziwie
groźny demon. Aby go unieszkodliwić, ucz się widzieć Guru jako Buddę.
Kolejnym będzie demon odwrotu. Oznaką jego przyjścia jest to, że myśląc o kobietach,
pieniądzach, interesach, nieuczciwym handlu i gromadzeniu bogactw, porzucasz religijne
szaty, duchowych przyjaciół i braci praktykujących Dharmę; przestając interesować się
słuchaniem Dharmy, popadasz w przywiązania i niechęci tego świata; pragniesz kobiet i
wina; odwracasz się plecami do nauk Buddy. Aby pokonać tego demona, rozwiń nieugiętą
determinację w praktyce Najwyższej Dharmy; niezależnie od rodzaju inspirujących cię
nauk, trwaj przy nich z całym przekonaniem; trzymaj się z dala od kobiet i unikaj czynów
niezgodnych z Dharmą; rozmyślaj o życiu wielkich świętych przeszłości. To jest ważne.
Następnym demonem, który się pojawia, jest niedbałość wobec nauk. Oznaką jego
obecności jest to, że zarozumiale rozpowiadasz o otrzymaniu tych lub tamtych nauk. Nie
przenikasz ich znaczenia i pozostają one tylko w sferze teorii. Znając jedno lub dwa
zdania, rozprzestrzeniasz tajemne instrukcje jak na targowisku. Bez względu na to, jak
głębokich nauk ci się udziela, mówisz: "Już to słyszałem" - w taki sposób rzeczywiste
zrozumienie nigdy się nie pojawi. "Demonem" jest właśnie niemożność osiągnięcia
ostatecznego poziomu Dharmy. Aby go pokonać, stale rozmyślaj o naukach, które
otrzymałeś i wchłoń dogłębnie ich znaczenie.
W tym czasie pojawi się demon tych twoich cech, które są wysoko oceniane przez innych,
w masce opiekuna lub ucznia. Zamiast poświęcić się praktyce, w przekonaniu, że jesteś
bardzo uczony, staniesz się zaślepiony samym sobą i chciwy bogactwa. Stworzy to
przeszkody odwracające cię od ścieżki Dharmy. Aby pokonać tego demona spróbuj
przebywać długi czas w pustelniach górskich i poniechaj wszelkich zajęć poza Dharmą.
Gdy zaczniesz praktykować na Jidama, pojawi się demon zwątpienia w bóstwo. Powstaną
myśli o "lubieniu i nielubieniu" Jidama. Swymi magicznymi mocami będziesz chciał
ujarzmiać duchy, powstanie w tobie pragnienie, aby praktykować różne działania przed
ukończeniem recytacji, dzierżyć moce i wypowiadać destrukcyjne dźwięki. Aby wypędzić
tego demona, który jest przeciwieństwem mądrości, niezależnie od Jidama, na którego
medytujesz, bez koncentrowania się na jego atrybutach i cechach, pozwól po prostu
naturze świadomości pojawić się i wzmocnić samaja Ciała, Mowy i Umysłu.
Kiedy uwolnisz się od tego demona i będziesz medytował na "kanały i wiatry", pojawi się
demon nazywany "przerywającym praktykę" i będzie stwarzał on przeszkody dla twego
duchowego rozwoju. Nie będąc zdolnym do znoszenia nawet najmniejszego cierpienia,
zaczniesz przerywać praktykę i wskutek tego później będziesz bardzo spięty podczas
medytacji. Gdy tak się stanie, rozmyślaj o nieszczęściach samsary, a uwolnisz się od tych
przeszkód.
Gdy uda ci się pokonać te trudności i spróbujesz robić dalsze postępy posługując się
środkami "Wielkiej Szczęśliwości", pojawi się przy tobie demon Dakini. Podając się za
jogina, zapłodnisz wiele dziewcząt i jeżeli nie zatroszczysz się później o nie, wyniknie z
tego wiele niewłaściwych czynów. W tym wypadku przerwij więzy pożądania i ignoruj
opinie ludzi.
Kiedy wywikłasz się z tego i zaczniesz medytować na pustkę, właśnie ona stanie się
kolejnym demonem. Będziesz mówił "nie istnieje nic" zamieniając w swoich czynach cnotę
na grzech. Nie będziesz miał wiary w Trzy Klejnoty ani współczucia dla istot. Kiedy do tego
dojdzie, pielęgnuj cnotę i oczyść się z grzechów. Ćwicz się w postrzeganiu, że wszystko
jest czyste, rozwijaj gorące oddanie, zrozumienie wzajemnych powiązań i nierozdzielności
pustki i współczucia.
W tym czasie pojawi się również jako wróg demon współczucia. Nie będąc sam
wyzwolonym, zaczniesz niecierpliwie pracować dla dobra innych i zaniedbasz własną
praktykę. Kiedy tak się stanie, rozwijaj aspiracje Bodhiczitty, lecz na razie odłóż jej
zastosowanie.
Kiedy uwolnisz się od tego, następnym wrogiem, jaki się pojawi będzie demon
przepowiedni. Przybierając maskę Buddy lub Guru, powie do ciebie: "Pracuj dla innych"
lub "Praca dla dobra innych jest praktyką". Bez względu na to, czy wypowiadają te
przepowiednie w rzeczywistości, w wizji czy w snach, rozpuść ich w Yeszie-sempa9.
Jeżeli staną się wtedy jeszcze bardziej wyraźne, oznacza to, że są prawdziwym bóstwem
lub Guru, jeśli nie, są demonem stwarzającym przeszkody. Musisz jasno rozpoznać, czym
naprawdę są.
Gdy to pokonasz, demonem staną się ścieżki Jogi. Wędrując po wioskach, będziesz pił i
zachowywał się jak szaleniec, czyny twoje staną się nierozważne i sprzeczne z Dharmą.
Kiedy tak się stanie, udaj się na odosobnienie, praktykuj Tummo i pozostań obojętny na
osiem światowych spraw.
Jest powiedziane, że zanim osiągniesz Stan Buddy, demoniczne przeszkody będą się
pojawiały bez końca, jedna za drugą. Jeżeli jednak zwalczywszy wszystkie rozproszenia,
oddasz się całkowicie praktykowaniu spełnienia, żadne demony nie znajdą do ciebie
dostępu.
Kiedy Guru Rinpocze skończył mówić, uczniowie spisali jego słowa, Mistrz pobłogosławił
je i ukrył pod postacią wielu skarbów.
To co jest umysłem
jest tym, co nazywamy Buddą
VI Patriarcha Hui-Neng
VI Patriarcha Hui-Neng (jap. Eno) żył w Chinach w latach 638-713. Był największym
mistrzem zen (ch'an) po Bodhidharmie. Znany jest jako ten, który osiągnął najwyższe
zrozumienie, będąc analfabetą, bez żadnego przygotowania, praktyki czy pobierania nauk.
Jego zachowane mowy cechuje niezwykła prostota i bezpośredniość w ukazywaniu głębi
doświadczenia.
Był pewien mnich o imieniu Fa Hai, pochodzący z Ch'u Chiang w prefekturze Shao Chou,
który po raz pierwszy odwiedził Patriarchę i zapytał go:
- Czy zechciałbyś łaskawie objaśnić mi, co znaczą słowa: "To co jest umysłem, jest tym,
co nazywamy Buddą".
Mistrz odpowiedział:
- Kiedy poprzedzająca myśl nie ma swojego początku, jest to umysł, a kiedy następująca
po niej myśl nie ma swojego kresu, jest to Budda. Umysł jest tym, co wytwarza wszelkie
zjawiska, natomiast uniezależnienie się od tych zjawisk jest Buddą. Gdybym miał ci to
objaśnić wyczerpująco, musiałoby to trwać do końca kalpy, a i tak nie wyczerpałbym
tematu. Posłuchaj więc mojego wiersza:
Fragment książki "Sutra Szóstego Patriarchy" - Wrocław 1997, tłumaczenie: Adam Sobota.
Pracownia "Borgis", Jan Kurtyka, 50-338 Wrocław, ul.M.Reja 41/1
Według buddyzmu, znikąd się wzięliśmy i donikąd wracamy. Również zachodnia nauka
twierdzi, że ludzki organizm co siedem lat całkowicie podlega pełnej zmianie na poziomie
komórkowym, molekularnym, dowodząc w ten sposób pustej natury naszego Ja. Jednakże
wiara w konkretne jakościowo, wyizolowane, własne Ja jest fikcją przede wszystkim
dlatego, że możemy sami tej prawdy doświadczyć. Nie ma potrzeby już wtedy nigdzie
gonić, ani nigdzie uciekać. Nauki Buddy mówią o tym momencie jako o urzeczywistnieniu
przejrzystego, kryształowego światła naszego umysłu, świetlistej obecności, czy też
osiągnięciu stanu arhata. Nazywany jest również ten poziom samourzeczywistnienia
rozpoznaniem siebie jako otwartej, świetlistej przestrzeni bez centrum w środku oraz
będącej bez granic we wszystkich kierunkach. Mówi się również wtedy, o
urzeczywistnieniu siunjaty to znaczy pustego miejsca, mogącego zaistnieć na
nieskończoną ilość sposobów bądź o rozpoznaniu mądrości Dharmadhatu (Dharma -
natura, dhatu - przestrzeń). Teksty Dharmy nazywają także rozpoznanie świata, życia,
Umysłu, siebie, "zobaczenie" pustości własnego Umysłu: rozpoznaniem własnej,
nienarodzonej twarzy. Mówi się zwłaszcza wtedy często o urzeczywistnieniu Dharmakaji -
"ciała prawdy", czyli siebie samego jako wolnej od sztuczności i dualizmu naturalnej,
duchowej egzystencji. Często możemy też usłyszeć o urzeczywistnieniu, w związku z tym
faktem, czystej, nagiej, niestworzonej świadomości. Czysta, naga świadomość - owoc
praktyki medytacyjnej to nic innego jak rozpoznana umiejętność koncentracji, skupiania
się.
Koncentracja, skupianie się jest jakby "opieraniem się" czy też zaczepianiem się Umysłu
na jakimś wybranym przez siebie obiekcie. Jest to zawsze równocześnie jeden z tych
obiektów, który składa się na całość naszego Umysłu. Kiedy zaś Umysł spoczywa,
koncentruje się sam w sobie - jest w stanie pełnej, afirmatywnej relaksacji. To w tym stanie
rozpoznaje się siebie, jako samą rozległość braku konieczności punktu zaczepiania się na
jakimkolwiek obiekcie. Rozpoznaje siebie jako samą świadomość, która na poziomie
tworzących ja przeżyć (obiektów koncentracji), nieustannie się zmienia - a u samej zaś
podstawy jest pusta, nie istniejąca. Pusty Umysł "jest" samą świadomością, która nie musi
wkładać żadnego wysiłku w "opieraniu się" na wszystkich bez wyjątku, wypełniających ją i
zmieniających się obiektach, ponieważ nie jest od nich różna. Ten stan pustki jest jak
przestrzeń idealnym stanem bezruchu. Jest naturalną przytomnością, bezpośrednią
obecnością, uważnością, źródłem i ujściem dla całej aktywności. Nie ma tu żadnego
dualizmu, ani żadnej potrzeby kultywowania wyizolowanego ego, co nie znaczy, że nie
mamy poczucia siebie. Wręcz odwrotnie, dopiero teraz możemy oddychać własną
"pełnią".
Lee Smolin jest fizykiem-teoretykiem, profesorem fizyki i członkiem Center for Gravitional
Physics and Geometry na Uniwersytecie Pensylwanii. Autor "The Life of The Cosmos: A
New View of Cosmology, Particle Physics, and Meaning of Quantum Physics" (1995).
Przez ostatnie osiem lat wraz z kilkoma przyjaciółmi zajmowałem się nową metodą
połączenia ogólnej teorii względności z mechaniką kwantową (...). W naszej pracy łączymy
bardzo piękne sformułowanie ogólnej teorii względności Einsteina, znalezione przez
mojego przyjaciela Abhaya Ashtekara, z pewnymi ideami dotyczącymi kwantowej teorii
czasu i przestrzeni, opisanej za pomocą pętli. Zamiast opisywać świat podając
współrzędne każdej cząstki, mówimy o nim określając jak pętle są związane i połączone z
innymi. Takie podejście do teorii kwantowej zaproponowaliśmy wraz z Carlo Rovellim,
moim przyjacielem, oraz Rodolfo Gambinim, bardzo interesującym fizykiem z Paragwaju.
Główny wynik naszej pracy, to twierdzenie, że w skali Plancka, czyli dwadzieścia rzędów
wielkości mniejszej niż promień jądra atomowego, przestrzeń wygląda jak sieć czy też
tkanina zrobiona z dyskretnych pętli. Te pętle można uważać za atomy, z których
zbudowana jest przestrzeń. Przewidujemy, że - podobnie jak zwykły atom może mieć tylko
określone, dyskretne wartości energii - gdy zbadamy własności przestrzeni w skali
Plancka, okaże się, że powierzchnia lub objętość pewnego obszaru przestrzeni też może
mieć tylko dyskretne wartości. Przestrzeń wydaje się gładka w skali makroskopowej tylko
dlatego, że jest zbudowana z ogromnej liczby połączonych pętli, podobnie jak na pozór
gładka tkanina składa się z oddzielnych nici.
Obraz, jaki wyłania się z połączenia teorii względności i mechaniki kwantowej, to świat
rozumiany jako sieć relacji. Hierarchiczny obraz newtonowski, w którym atomy z
ustalonymi i niezmiennymi własnościami poruszają się na ustalonej scenie absolutnego
czasu i przestrzeni, jest już martwy. To nie znaczy jednak, że należy je rozumieć w inny,
bardziej subtelny i piękny sposób. Kwantowa grawitacja, na ile można obecnie stwierdzić,
idzie dalej w tym kierunku. Opis geometrii czasoprzestrzeni utkanej z pętli i węzłów jest
wspaniałym matematycznym wyrazem idei, iż własność jednego obszaru świata są
określone przez jego związki i relacje z pozostałymi.
Świadomość i mózg
Hoimar von Ditfurth
(...)
Aby nie być posądzonym o nadmierną pedanterię, chcę się ograniczyć do tego, żeby za
pomocą analogii wyjaśnić dualistyczne spojrzenie na związek między mózgiem,
bezspornie "stworzonym" przez ewolucję, i również bez wątpienia zależną od niego
"świadomość". Wydaje mi się, żę między mózgiem i przeżywaną przez jego posiadacza
świadomością powstaje związek, który porównywalny jest z instrumentem muzycznym (lub
"nosicielem tonów") i kompozycją. Również w tym przypadku "powstanie instrumentów
muzycznych" - historia rozwoju budowy instrumentu jak też konkretne wyprodukowanie
aktualnie wykorzystywanego instrumentu - jest nieodzownym warunkiem wstępnym, aby
zabrzmiała konkretna kompozycja w stwierdzanej zmysłowo rzeczywistości. Również tutaj
można bez zastrzeżeń konstatować: "muzyka występuje jedynie w związku z
instrumentami muzycznymi".
Ale jak bardzo by to nie było bezsporne, nikomu nie wolno z tego wyciągać wniosku, że
instrument (lub jego użytkownik) stwarza aktualnie dostarczaną do zmysłu słuchu
kompozycję. Instrument i osoba posługująca się nim umożliwiają jej zaistnienie w naszej
rzeczywistości. Jednak sonata Mozarta nie przestanie w żadnym przypadku egzystować,
jeśli instrument zostanie odłożony (lub gdy spali się nuty), za pomocą którego została
odtworzona. Tego, że o "stworzeniu" przez instrument nie może być mowy, dowodzi
możliwości jego wymiany oraz to, że ten sam utwór może być wykonywany na skrzypcach
lub na flecie, albo na jeszcze innym instrumencie; jest to możliwość, z której Bach i jemu
współcześni całkiem świadomie obficie korzystali.
Tak, jak ja - aktywnie, jako grający lub pasywnie, jako słuchacz - jestem zależny od
pośrednictwa instrumentu, aby uzyskać kontakt ze światem, w którym muzyka obiektywnie
egzystuje, lub od odczytania partytury w jej fizycznej reprezentacji, jaką jest zapis nutowy,
tak też, w całkiem analogiczny sposób, jestem skazany na pośrednictwo żywego mózgu,
jeśli nie chcę uczestniczyć w świecie, w którym egzystuje "obiektywny duch". Dlatego
mogę uznać mózg za warunek mojej świadomości, nie akceptując zarówno stwierdzenia,
że moja świadomość musi być "wytworem" (lub cechą "systemową") fizycznego organu
znajdującego się w głowie. Dlatego też mogę uznać i opisać historię rodową, ewolucyjnie
rozwijającą się naturę mojej świadomości, bez potrzeby uznania jej za produkt "stworzony"
przez tę historię. Tak, masz pełne prawo mówić o tym, że ewolucja "wydobyła" moją
świadomość bez zmuszania mnie do uznania tego za "akt stworzenia". Również
możliwość dostępu do świata muzyki została najpierw stworzona przez historyczny postęp
w budowie instrumentów i potem poprzez ciągłe ich doskonalenie.
Nie wolno tego porównania nadużywać. Podkreślam jeszcze raz, że pozornie wszystkie te
przemyślenia stanowią tylko analogię, za pomocą której możliwe jest realne odróżnienie
"wytworzenia" zjawisk w drodze procesu fizycznego od jego "stworzenia". Nie uważam
więc, że stosunek między instrumentem muzycznym i kompozycja na nim wykonywaną
mógłby być uznany za model, za pomocą którego dałoby się wytłumaczyć zależności
między mózgiem i świadomością, której jest on pośrednikiem. Ale z drugiej strony, nie
uważam tej analogii za przypadkową. W każdym razie wydaje mi się dopuszczalne
założenie, że szczególny i swoisty wymiar rozkoszowania się muzyką mógłby być
związany z tym, że pozwala nam przeżyć odkrycie tej struktury "właściwej rzeczywistości",
którą mamy przyjąć poniekąd, za niedoskonałym odbiciem w naszych głowach, jako
oryginał. To samo obowiązywałoby wówczas, z tych samych powodów, wobec
intelektualnej rozrywki, jaką może dać kontakt z "czystą" matematyką. (...)
ragment eseju "Mózg, świadomość i perspektywa tamtego świata" zamieszczonego w zbiorze
F
tekstów
Hoimara von Ditfurtha p.t. "Pozwólcie nam zasadzić jabłonkę. Już nadszedł czas".
Wydawnictwo PARNAS Ltd, 1997. Tłumaczenie Edeltrauta Janik.
O umyśle
Bodhidharma
Ktoś kto szuka Drogi nie patrzy poza siebie. Wie, że umysł jest Drogą. Lecz kiedy odkryje
umysł, nie odkryje niczego. Kiedy odkryje Drogę, nie odkryje niczego. Łudzisz się jeśli
uważasz, że możesz użyć umysłu do znalezienia Drogi. Kiedy żyjesz w złudzeniu stan
buddy jest czymś istniejącym. Kiedy jesteś świadomy - nie istnieje. Ponieważ właśnie
świadomość jest stanem buddy.
Kiedy nie ma złudzeń, umysł jest krainą buddów. Kiedy istnieją złudzenia, umysł jest
piekłem.
Kiedy umysł osiąga nirwanę, nie dostrzegasz nirwany, ponieważ właśnie umysł nią jest.
Jeśli widzisz nirwanę gdzieś na zewnątrz siebie, tylko się oszukujesz.
Ktokolwiek zdaje sobie sprawę, że umysł jest fikcją pozbawioną czegokolwiek realnego,
ten wie, że również jego własny umysł ani istnieje, ani nie istnieje. Tymczasem śmiertelni
zwykli tworzyć realność umysłu, utrzymując że istnieje, a arhatowie odrzucają to, mówiąc
że nie istnieje. Jedynie bodhisattwowie i buddowie ani nie stwarzają ani nie negują
umysłu. Taki właśnie jest sens umysłu, który ani istnieje, ani nie istnieje. Nazywany on jest
Drogą Środka.
Budda nie zważa na przykazania, nie czyni dobra ani zła. Budda nie staje się energiczny
ani leniwy. Jest to ktoś, kto nie czyni niczego, i nie potrafi nawet skupić swego umysłu na
buddzie. Budda nie jest buddą. Nie myślcie o buddzie. Jeśli nie rozumiecie tego o czym
mówił, nigdy nie poznacie własnego umysłu.
O pustce
Jean-Claude Carriere
Fizycy odrzucają hipotezę, że świat powstał z niczego, ex nihilo, bo gdyby nie było materii,
nie mieliby właściwie nic do powiedzenia. Najśmielsi współcześnie naukowcy, jak Michel
Casse mówią o "odwadze w konfrontacji z zerem" i po prostu odrzucają nicość. Odróżniają
wyraźnie pustkę metafizyczną lub nicość - czystą koncepcję umysłu - od pustki kwantowej,
którą postrzegają jako wypełnioną nieskończoną liczbą możliwości.
Ta pustka nie jest nicością. Zakłada istnienie pola, które nam umyka i jest niewykrywalne.
Możemy widzieć efekty jego działania, ponieważ łączy z sobą rzeczywiste cząsteczki i
chociaż wydaje się być w ruchu, nie możemy go obserwować. Dlatego nazywamy je
pustym, chociaż jest pełne. Pełne potencji materii.
Połączenia cząsteczek wirtualnych stają się widoczne dopiero wtedy, kiedy wprawi się je
w ruch i już sam fakt ich obserwacji może wpłynąć na wynik obserwacji. Jesteśmy bardzo
blisko zniknięcia dualizmu między obserwatorem, a obserwowanym, o czym nieustannie
uczy historia hinduizmu i buddyzmu. "Rzecz widziana nigdy nie jest oddzielona od rzeczy,
która widzi", mówił w XVI wieku Kun Khyen Pema Karpo.
Astrofizyk Michel Casse twierdzi wręcz, że "poznanie stanu pustki stało się koniecznym
warunkiem zbudowania spójnego modelu przyrody". Uważa tę pustkę za "rzecz pełną i
posiadającą swoją celowość" i sytuuje ją "na kosmicznym i logicznym szczycie dyskursu o
początkach". Pisze nawet pod koniec książki: "Być w pustce to być u siebie".
Na razie mało który fizyk zapuszcza się w te rejony. Większość woli traktować materię tak,
jak się nam ona jawi. I wydaje się, że zachowała ona dla nich tradycyjnie sens czegoś
solidnego, ciężkiego, właśnie - pełnego. Wielki Wybuch wyznacza dokładną granicę, poza
którą nie sięgają mową, myślą i wyobrażeniem. To prawda, że trudno uznać materię za
pustkę, przyznać, że przez wieki obserwacji praktycznie ulegała stopniowej
dematerializacji.
Być może w tej kwestii elastyczność buddyzmu pomoże nam zaakceptować to, co sami
odkryliśmy, a czego zwykły język nie pozwala nam wyrazić.
Dalajlama przypomina mi, że to zaufanie oczywiście nie powinno być ślepe. Buddyzm
dysponuje ogromnym arsenałem zabezpieczeń, aby ochronić umysł przed nim samym i
zaprowadzić go na własny szczyt. Najwyższy i ostateczny zabieg prowadzi do zniknięcia
tegoż umysłu, demonów i samego Buddy. Najważniejszym celem jest pustka. Jak śpiewał
Milarepa, po osiągnięciu ostatecznej pustki:
Nie ma medytującego, nie ma obiektu medytacji,
Nie ma oznak realizacji,
Nie ma etapów ani ścieżki do przejścia,
Nie ma najwyższej mądrości ani ciała Buddy.
Dlatego nirwana nie istnieje.
Wszystko to tylko słowa, sposób mówienia.
Chociaż roztopienie w pustce tego jest upragnionym celem i daje dostęp do pełni życia,
nie próbujmy osiągnąć go na początku drogi. Trzeba sobie od razu powiedzieć, że
doprowadziłoby to nas tylko do samotności i zniechęcenia - skutku nihilizmu - lub do
egoizmu i niepohamowanej przemocy. Bo przecież skoro nic nie istnieje i nie kontroluje
nas żaden autorytet, to dlaczego nie mielibyśmy zdać się na najgorsze instynkty?
W jedno nie wolno nam zwątpić, mówi na zakończenie Dalajlama: w to, że wszyscy
posiadamy tę zdolność, która tylko czeka, aby się ujawnić. Nazywa się pradżnią. Mozemy
wszystko zakwestionować oprócz tej możliwości stania się lepszymi.
Fragment książki "Siła buddyzmu" wydanej przez Jacek Santorski & CO. Przekład: Barbara Kuchta.
Mówi się, że praktykowanie zen jest trudne, lecz powód tych trudności jest często źle
rozumiany. Jest ono trudne nie dlatego, że nie jest łatwo siedzieć w postawie ze
skrzyżowanymi nogami lub osiągnąć oświecenie. Jest ono trudne, ponieważ niełatwo jest
utrzymać umysł i praktykę czystymi w swym fundamentalnym znaczeniu. Szkoła zen, po
tym jak została ustanowiona w Chinach, rozwijała się na wiele sposobów. Jednocześnie
jednak stawała się coraz bardziej i bardziej nieczysta. Lecz nie mam zamiaru mówić o
chińskim zen czy o historii zen. Chodzi mi o to, aby pomagać wam utrzymywać waszą
praktykę wolną od tych zanieczyszczeń.
Dla studiujących zen najważniejszą rzeczą jest nie być rozdwojonym. Nasz "pierwotny
umysł" zawiera w sobie wszystko. Sam w sobie jest zawsze bogaty i pełny. Nie
powinniście gubić tego samowystarczalnego stanu waszego umysłu. Nie oznacza to
umysłu zamkniętego, lecz właśnie umysł pusty i gotowy. Jeżeli wasz umysł jest pusty, to
jest on zawsze na wszystko gotowy i na wszystko otwarty. W umyśle początkującego jest
wiele możliwości, w umyśle eksperta - parę. Jeśli dokonujecie zbyt wielu rozróżnień,
ograniczacie siebie. Jeśli jesteście zbyt wymagający lub zbyt zachłanni, wasz umysł nie
jest bogaty i samowystarczalny. Jeśli tracimy nasz pierwotny, samowystarczalny umysł,
tracimy wszystkie wskazówki. Kiedy wasz umysł pożąda, kiedy tęsknicie za czymś,
skończy się na tym, że pogwałcicie swoje własne wskazania: nie kłamać, nie zabijać, nie
być niemoralnym i tak dalej. Jeżeli będziesz utrzymywać swój pierwotny umysł, to
wskazania będą utrzymywać się same.
W umyśle początkującego nie ma myśli "osiągnąłem coś". Wszystkie egocentryczne myśli
ograniczają nasz bezmierny umysł. Jeśli nie ma w nas żadnej myśli o dokonaniu czegoś,
żadnej myśli o sobie, jesteśmy wówczas prawdziwie początkującymi. Wówczas możemy
naprawdę nauczyć się czegoś. Umysł początkującego jest umysłem współczucia. Gdy
nasz umysł jest współczujący, to jest nieograniczony. Założyciel naszej szkoły zenji Dogen
zawsze podkreślał, jak ważne jest odzyskanie naszego bezgranicznego pierwotnego
umysłu. Wówczas jesteśmy zawsze wierni sobie, serdeczni dla wszystkich istot i
naprawdę możemy praktykować.
A zatem najtrudniejszą rzeczą jest to, aby zawsze utrzymywać nasz umysł
początkującego. Nie ma potrzeby posiadania głębokiego rozumienia zen. Nawet jeśli
czytacie dużo literatury zen, musicie czytać każde zdanie ze świeżym umysłem. Nie
powinniście mówić "wiem czym jest zen" lub "osiągnąłem oświecenie". Oto również
prawdziwy sekret sztuki: być zawsze początkującym. Bądźcie bardzo, bardzo pod tym
względem ostrożni. Jeżeli rozpoczniecie praktykę zazen, zaczniecie doceniać swój umysł
początkującego.
Lwi Ryk Buddy wzywa nas wszystkich do przebudzenia. Jeśli wiemy, jak szukać,
odkrywamy mądrość i współczucie, prawdziwą naturę naszego umysłu. Wielu z nas,
zainspirowanych tą możliwością, uczy się patrzeć, pytać, sprawdzać samemu.
W pewnym sensie większość nauk Buddy odbieramy jako subtelną i głęboką psychologię
wolności. Nauki te dogłębnie badają umysł i opisują, w jaki sposób kształtuje on nasz świat
- ciało, czyny, nawet fizyczne otoczenie i to, co się nam przytrafia.
Jeżeli Dharma jest duchowa psychologią, jaki jest jej stosunek do zachodnich koncepcji
umysłu? Porównanie psychologii buddyjskiej z zachodnią to ogromny temat. W niniejszej
książce pragnę jedynie napomknąć o paru rozróżnieniach, które mogą okazać się istotne
dla ludzi tą relacją zainteresowanych.
W rozumieniu zachodnim ego, "jaźń" oznaczają pewien rodzaj równowagi i siły umysłu.
Posiadanie silnie wykształconego ego w tym znaczeniu tego słowa jest zasadniczym
warunkiem naszej najbardziej fundamentalnej pomyślności. Aby funkcjonować w świecie
jako harmonijna istota ludzka, musimy tę równowagę w sobie mieć. Ludzie z
niedorozwiniętym czy mylnie postrzeganym poczuciem "ja" nie mogą prawidłowo
funkcjonować w świecie zewnętrznym ani osiągnąć wewnętrznego spokoju.
Znaczenie, w jakim Budda używa wyrazu "jaźń"/"ja", różni się od koncepcji równowagi czy
dojrzałości umysłowo-emocjonalnej. Kiedy używa wyrazu "ja", ma na myśli koncepcję,
przekonanie o niezmienności bytu, będącego podmiotem doświadczenia. Tak więc, gdy
Budda mówi o nieobecności "ja", co w języku pali określa się jako anata, myśli o
zrozumieniu prawdy, że doświadczenie do nikogo się nie odnosi - i to jest najistotniejsze,
przeobrażające zrozumienie, które tak głęboko tkwi w naszej praktyce.
Wgląd oznacza jasne i głębokie postrzeganie, iż wszystko w umyśle i ciele jest zmiennym
procesem i że proces ten nie przydarza się nikomu konkretnemu. Myśl jest myślącym; nie
ma myślącego w oderwaniu od myśli. To gniew się gniewa, to uczucie czuje. Wszystko
jest dokładnie tym, czym jest, i tylko tym, czym jest. Doświadczenie nie jest nikomu
przypisane. Właśnie ów zbędny i błędny proces powoływania się na kogoś, na jakiś
rdzenny byt, tworzy to, co Budda nazwał ego lub "ja". Nakładamy ideę "ja" na
rzeczywistość w istocie nieosobową, pozbawioną "ja".
Jednak czasami w praktyce pojawia się zmaganie spowodowane jakimś zjawiskiem - czy
to w ciele, w uczuciach, bądź myślach - na które nie jesteśmy w stanie się otworzyć. Nie
lubimy pewnych emocji: gniewu, braku poczucia wartości, depresji, rozpaczy, samotności,
nudy, strachu. Akceptacja tamtej ciemnej strony samego siebie może przychodzić nam z
trudem. Gdy takie uczucia przychodzą i łapiemy się na walce z nimi, to nie dlatego że są,
czym są, lecz że w dane chwili nie chcemy uznać ich istnienia.
To samo można powiedzieć o pewnych doznaniach fizycznych. Kiedy stają się zbyt
dojmujące lub bolesne, zamykamy się na nie, opieramy im się, wycofujemy. Rozwijając
ważność, rozwijamy także samoakceptację w najszerszym znaczeniu tego słowa - uczymy
się akceptować pełnię doświadczenia bez względu na to, czy jest przyjemne, czy przykre.
Wgląd w anatta, w brak "ja", wyrasta z samoakceptacji. Zdrowe "ja" i puste "ja" nie są
sprzeczne; sprzeczność wynika wyłącznie z faktu, iż używamy tych samych słów na
opisanie różnych rzeczy. Całym sensem podążania ścieżką medytacji jest zrozumienie, że
"ja" jako byt niezmienny jest fikcją, iluzoryczną konstrukcją myślową. Lecz aby pojąc tę
prawdę, potrzebujemy równowagi, którą ma na myśli zachodnia psychologia, mówiąc o
silnym ego. Bez równowagi i siły umysłu nie możemy dostrzec, że nie istnieje jedno,
niezmienne "ja", które wszystkiego doświadcza. Tak więc żonglując dwoma znaczeniami
tego samego słowa, można powiedzieć, iż aby zrezygnować z ego, musisz je najpierw
zbudować.
Osobowość zen
Zenkei Shibayama
Pewnego razu Ungan przygotowywał herbatę. Zdarzyło się, że nadszedł Dogo i zapytał:
- Dla kogo robisz herbatę?
- Jest pewien człowiek, który chce się napić - odpowiedział Ungan.
- Dlaczego zatem nie sprawisz, żeby ten człowiek sam sobie zrobił herbaty? - kontynuował
Dogo. Ungan odrzekł obojętnie:
- No cóż, tak się składa, że tutaj jestem.
Dogo był zadowolony z tej odpowiedzi i odszedł. Logicznie rzecz ujmując, uwaga Ungana,
że "jest (pewien) człowiek, który chce się napić może być naturalnie rozumiana w
odniesieniu do innego - niż mówiący to Ungan - człowieka. W rzeczywistości mamy tutaj
tylko jednego Ungana. Człowiek oznaczałby więc tutaj transcendentalną, absolutną
osobowość - osobowość zen - która jest Unganem albo w Unganie. Oczywiście Dogo
doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Choć wyraźnie docenił duchowość zen zawartą w
pierwszej odpowiedzi Ungana, sprawdzał dalej, jak głębokie i prawdziwe jest jego
osiągnięcie zen.
W drugim pytaniu "dlaczego nie sprawisz, żeby ten człowiek sam sobie zrobił herbaty",
Dogo celowo przyjmuje punkt widzenia indywidualne jaźni Jednakże zenistyczne
osiągnięcie Ungana było tak głębokie, że w ogóle nie zostało zachwiane. Jaźń
transcendentalna powinna działać również jako jaźń indywidualna, inaczej bowiem straci
swoje znaczenie i swoją prawdę jako jaźń transcendentalna. Ungan działał tu jako jaźń
indywidualna i powiedział: "No cóż, tak się składa, że tutaj jestem". Indywidualna jaźń,
której zdarzyło się być tutaj, jest jednocześnie jaźnią transcendentalną, która chce pić
herbatę. Oto osobowość zen, nie będąca ani dwoma, ani jednym. To było żywe mondo
Dogo i Ungana na temat "żywego", w którym zademonstrowali oni rzeczywiste, konkretne,
żywe osobowości zen. W zen, pomiędzy mistrzem a uczniami lub pomiędzy
współuczniami, mondo służy wzajemnemu sprawdzaniu oraz trenowaniu osiągnięcia zen i
wewnętrznej duchowości w taki właśnie bezpośredni, dynamiczny sposób. Być może jest
to unikalna metoda zen.
Gdy osobowość zen żyje w tym świecie, naturalnie tworzy i rozwija szczególną etykę
wyrażaną w zachowaniu.
Zenkei Shibayama "Milczenie kwiatu. Eseje zen". Wydawnictwo "A", Kraków 1998.
Przekład: Beata i Dariusz Stobeccy
Nieobecność jaźni
Mistrz Szeng-jen
Mistrz Szeng-jen został mnichem w wieku lat trzynastu, wstępując do klasztoru pod
Szanghajem. Podczas komunistycznego przewrotu w Chinach zbiegł na południowy
Tajwan. Spędził tam sześć lat na samotnym odosobnieniu. Następnie kontynuował
formalne studia, uzyskując doktorat na Uniwersytecie Rissho w Tokio. Otrzymał przekaz w
dwu głównych liniach czan: Tsao-tung (Soto) oraz Lin-czi (Rinzai), gdzie jest spadkobiercą
w linii mistrza czan Hsu-Yuna. Obecnie dzieli swój czas pomiędzy Bowym Jorkiem, gdzie
jest nauczycielem w Ośrodku Medytacji Czan, który założył w 1978 roku, a Taipei, gdzie
jest opatem dwóch klasztorów.
Aby odnaleźć swą prawdziwą jaźń, musicie się zatracić. Mówię swym uczniom, że muszą
odłożyć na bok myśli o własnych narodzinach i śmierci, jeśli chcą dokądkolwiek zajść.
Medytujący, którzy pełni są myśli o sobie, o polepszeniu własnego zdrowia czy osiągnięciu
bezgranicznej wolności, nie zdobędą ani mądrości, ani wolności.
Jaźń bierze się z trzech trucizn - pożądania, agresji i złudzeń. Praktykując czan możecie
stopniowo pozbyć się tych trzech trucizn. Kiedy przestają one działać, zdobywacie
mądrość i rozpuszczacie fałszywą koncepcję jaźni, tak że ujawnia się wasza prawdziwa
natura jaźni. W tym punkcie odkrywacie, że natura jaźni to nieobecność jaźni. Gdy
osiągniecie ten etap, wiecie, co oznacza żywy buddyzm i natura jaźni.
Chociaż jaźń musi ostatecznie ulec rozpuszczeniu, zanim to nastąpi potrzebujemy tej
jaźni, aby pomogła nam osiągnąć nieobecność jaźni. Myślenie o nieposiadaniu jaźni od
samego początku, bez przejścia ścieżki praktyki, zwane jest "czan dzikiego lisa". Tak jak
małe dziecko musi raczkować, zanim nauczy się chodzić, musicie wyjść od zwyczajnej
jaźni, zanim odnajdziecie naturę jaźni Stamtąd podążacie poprzez poszczególne etapy
praktyki ku mądrości. Powinniście zatem zrozumieć, dlaczego musimy rozpoczynać
praktykę od naszej zwykłej egoistycznej jaźni. Nie należy nią pogardzać; jest ona naszym
pojazdem na drodze ku nieobecności jaźni.
Iluzja a rzeczywistość
III Dziamgon Kongtrul Rinpocze
Dziamgon Kongtrul Rinpocze Karma Lodro Czieki Sendzie (1954-1992) był trzecią
inkarnacją słynnego mistrza tybetańskiego z XIX wieku - Dziamgona Kongtrula Lodro Taje.
Był jednym z czterech głównych regentów szkoły karma kagyu. Zginął w wypadku
samochodowym w wieku trzydziestu dziewięciu lat.
Pyt.: Na początku Rinpocze mówił, że wszystko jest iluzją, a dzisiaj dowiedziałem się, że
powinniśmy umieć rozróżnić pomiędzy tym co jest, a tym, co nie jest iluzją. Jak mam to
rozumieć?
Odp.: Są dwie prawdy: względna i ostateczna. To, czego doświadczamy w tej chwili, co
się nam jawi pod postacią zjawisk, jest prawdą względną. Natomiast prawda ostateczna
jest nie tylko tym, co nam się wydaje, że jest, ale jest tym, co jest naprawdę, jest istotą
tego, co jest. Ważne jest to, że prawda względna i ostateczna są nierozdzielne. W istocie
cały świat, wszystkie zjawiska, posiadają dwa aspekty - pustkę i świetlistość. Ponieważ
jednym z aspektów świata jest świetlistość, dlatego możliwe jest powstawanie względnego
przejawiania się prawdy. Ponieważ w swej naturze cały świat jest również pusty, dlatego
nie istnieje on w sposób rzeczywisty. Iluzja polega na tym, że obie te prawdy są z sobą
nierozdzielnie związane, że rzeczywistość posiada równocześnie oba te aspekty. Iluzja
polega więc na tym, że to co jawi się jako świat względny, traktujemy jako coś
rzeczywistego Gdzieś po drodze zatraciliśmy świadomość ostatecznej prawdy zjawisk.
Nawet jeśli w jakiś sposób uda nam się zrozumieć znaczenie prawdy ostatecznej o
naturze wszystkich rzeczy, to w dalszym ciągu czynimy rozróżnienie pomiędzy prawdą
względną a ostateczną. To rozróżnienie jest iluzją, o której była mowa.
Rozumienie iluzji można wyjaśnić jeszcze inaczej; mianowicie, że nic nie istnieje w sposób
samoistny, niezależny od czegoś innego. Jeśli np. przyjrzymy się jakiemuś przedmiotowi
istniejącemu w sposób względny, tak jak obecnie doświadczamy całego świata, to jeśli
przeanalizujemy go, stwierdzimy, że składa się z bardzo wielu części składowych, które
razem sprawiają, że jest on taki, jaki jest. Nie widzimy tych poszczególnych części i
uważamy, że dany przedmiot jest całością, czymś jednym. Jeśli jednak uważnie
przeanalizujemy to, czemu się przyglądamy, dojdziemy do wniosku, że jako całość nie
istnieje on w sposób niezależny, ale że zależy od tego, z czego się składa I to jest
podstawowa prawda nauk buddyjskich; mówi ona, że nic nie istnieje w sposób samoistny.
Na tym polega iluzja. Jeśli np. patrzymy na filiżankę, to dla każdego jest oczywiste, że jest
to jedna filiżanka, ale jeśli się zastanowimy, to dojdziemy do wniosku, że słowo "filiżanka"
jest tylko nazwą dla czegoś, co stworzył umysł, a sama filiżanka w istocie nie istnieje. Jest
to tylko pojęcie stworzone przez umysł dla pewnej zbiorowości, czegoś, co w tej chwili
widzimy jako filiżankę. Jeśli spojrzymy na nią z punktu widzenia tego, co się składa na
filiżankę, to dojdziemy do wniosku, że składa się z wielu różnych elementów. Aby mogła
ona zaistnieć, musiały się zebrać różne składniki; w ostatecznym sensie nie ma więc
czegoś takiego jak filiżanka. Ulegamy złudzeniu, ponieważ uważamy, że ona naprawdę
jest. Z absolutnego punktu widzenia nic takiego, jak filiżanka nie istnieje, ale na poziomie
względnym możemy temu czemuś nadać nazwę filiżanki i będzie to odpowiadało
rzeczywistości. Nierozdzielność prawdy względnej i ostatecznej wyraża się tym, że z
jednej strony dana rzecz istnieje, a z drugiej strony nie istnieje.
Jego Świątobliwość Dalajlama, laureat Pokojowej Nagrody Nobla w 1989 roku, jest głową
państwa i duchowym mistrzem narodu tybetańskiego. Uważany jest za manifestację
Czenreziga, Bodhisattwy Współczucia. Dalajlama jako uczony głoszący idee pokoju
podróżuje po całym świecie nie tylko po to, aby poruszyć światową opinię publiczną,
przedstawiając ogrom cierpienia, jakiego doświadczają Tybetańczycy, ale również by
głosić nauki buddyjskie i potęgę współczucia.
Ponieważ nie jesteśmy tylko i wyłącznie istotami materialnymi, więc błędem jest lokowanie
wszystkich naszych nadziei na szczęście jedynie w rozwoju zewnętrznym. Kluczem jest
budowanie pokoju wewnętrznego. Działania i wydarzenia w dużym stopniu zależą od
motywacji. Z mego buddyjskiego punktu widzenia wszystkie rzeczy biorą początek w
rozumie. Jeśli wypracujemy sobie serdeczną postawę, to niezależnie od tego, czy polem
naszej działalności będzie nauka, rolnictwo, czy tez polityka - rezultaty będą przynosić
korzyści, a to dlatego, że motywacja jest niezmiernie istotna. Dzięki odpowiedniej
motywacji działania te mogą pomóc człowieczeństwu, bez nich natomiast są wymierzone
dokładnie w przeciwnym kierunku. Oto dlaczego współodczuwanie jest tak ważne dla
rodzaju ludzkiego. Mimo że tak trudno rozpocząć tę wewnętrzną przemianę dającą
początek współczuciu, to jednak na pewno warto próbować
Jeśli uznasz, że wszystkie istoty są sobie równe, że podobnie jak ty dążą do szczęścia i
mają prawo je osiągnąć, to automatycznie rozwiniesz w sobie poczucie empatii i więzi z
nimi. Rozwiniesz poczucie odpowiedzialności za innych: chęć aktywnej pomocy w
rozwiązywaniu ich problemów. Prawdziwe współczucie to nie tylko reakcja emocjonalna,
lecz mocne wyrozumowane zobowiązanie. Dlatego prawdziwe współczucie otwarte na
innego nie zmienia się nawet wtedy, gdy ten inny zachowuje się niewłaściwie.
Rosi Dennis Genpo Merzel urodził się w Brooklynie w Nowym Jorku w roku 1944, dorastał
w Kaliforni. Zajmował się wyczynowo pływaniem, był także szkolnym naucycielem.
Praktyką zen zajął się w 1972 roku pod przewodnictwem Rosiego Maezumi.
Czym jest to Jedno? Twoim życiem: Jednym Umysłem. Czym jest Jeden Umysł? Tym! To
ty! Twoje "ja". Czym jest to "ja"? Nie da się go określić, urzeczywistnić, osiągnąć; to
rozległa pustka, nieograniczona przestrzeń. To twoje życie, bez początku, bez narodzin, a
więc bez końca, bez śmierci. Ta nie narodzona natura rodzi się w każdej chwili, więcej niż
64 000 razy na sekundę. Aby mogła się rodzić w każdej chwili, musi też w każdej chwili
umierać. Tym właśnie jest życie: rodzeniem się i umieraniem w każdej chwili, szybciej niż
jesteśmy w stanie to zauważyć. Jeśli jesteś naprawdę uważny, życie jest jak film
puszczony w zwolnionym tempie; każda klatka jest odrębną i całkowitą chwilą. W
normalnym tempie film daje złudzenie ruchu, wierzymy, że wszystko zdarza się naprawdę.
Nasze umysły nie są w stanie tego pojąć: z jednej strony życie ani nie rodzi się, ani nie
umiera, z drugiej - rodzi się i umiera w każdej chwili. To paradoks, jak to, że światło jest
zarówno falą, jak i cząsteczką, lub jak moja teoria, że wszechświat rozszerza się i kurczy
jednocześnie.
Być albo nie być - było to dla mnie bardzo ważne pytanie. "Istnieję, czy nie istnieję?"
Nasze racjonalne umysły widzą to, oczywiście, alternatywnie: albo - albo. Albo istniejemy,
albo nie istniejemy. Praktykując wystarczająco długo zaczynamy rozumieć: "A może nie
istnieję?" Rozglądamy się wokół: "Więc kto się porusza, kto słyszy, kto widzi, kto się
przechadza? Ktoś to musi robić?! A więc istnieję!" Cogito ergo sum! A jednak nawet nasze
płytkie wglądy i doświadczenia mówią nam, że nic nie istnieje. Nic! Logiczny umysł nie jest
w stanie złożyć tych dwóch połówek razem. Albo istniejemy, albo nie istniejemy. Chcesz to
pojąć, chcesz wiedzieć. Co wybrać: życie czy śmierć? Istnienie czy nieistnienie? Być albo
nie być?
Sądzimy, że życie i śmierć to osobne zjawiska. Nigdy nie myślimy, że są tym samym -
byłoby to nielogiczne. Ale jest jeden problem, jeden malutki problem: rzeczywistość jest
nielogiczna. Prawda jest nielogiczna - to tylko nasze umysły są logiczne. Jesteśmy tak
egotyczni, tak zadufani w sobie, tak aroganccy, że chcemy zmienić rzeczywistość w
pojęcie, zredukować życie do znaku logicznego. Spędzamy cały czas poszukując pojęcia
Prawdy, ale Prawdą jest to, co pozostaje, gdy odrzucimy wszystkie pojęcia. A wówczas?
Wówczas kiedy cię swędzi, pozostaje ci się tylko podrapać ... (25, 90, 146 - 7)
"Buddyjska wizja śmierci i umierania", Wydawnictwo TT, Kraków 1997. Red. Jacek Sieradzan.
Grupa lekarzy odkryła naukowe dowody wspierające hipotezę istnienia życia po śmierci.
Założyli niedochodową fundację, której celem jest dalsze badanie ludzkiego umysłu pod
koniec życia.
Przez rok badali ludzi wskrzeszonych do życia po zawale serca w Southampton General
Hospital. Wszyscy pacjenci przez dłuższy lub krótszy okres czasu byli w stanie śmierci
klinicznej: mieli rozszerzone źrenice, nie oddychali a puls zanikł.
Pojawia się tu pytanie, jak możliwe jest pojawienie się tak klarownych procesów
myślowych kiedy mózg jest martwy. Dr Parnia, badacz przypadków klinicznych powiedział
"Doświadczenia NDE są tak ważne, ponieważ rzucają światło na związek pomiędzy
mózgiem a umysłem, temat gorąco dyskutowany w kręgach współczesnej filozofii,
psychologii i neurologii."
Zapisy NDE znaleźć można w wielu różnych kulturach i w historii. Szacuje się, że sześć
procent ludzi przechodzących wstrzymanie akcji serca ma takie doświadczenia."
Obecnie mamy trzy hipotezy wyjaśniające wyniki przeprowadzonych badań. Pierwsza jest
natury psychologicznej - halucynacje, których doświadczają pacjenci wynikają z
zakłócenia procesów chemicznych w mózgu, takimi czynnikami jak kuracja lekowa, brak
tlenu czy zmiany w poziomach dwutlenku węgla.
Dr Parnia dodaje "Badane przez nas doświadczenia NDE nie przypominają pomieszanych
halucynacji. Posiadają jasną strukturę, pacjenci łatwo je sobie przypominali i mówili o nich
w przejrzysty sposób."
Dr Parnia dodaje "Podczas wstrzymania akcji serca aktywność mózgu zostaje gwałtownie
wstrzymana. Mózg nie jest w stanie wyprodukować tak żywych procesów ani przechować
po nich trwałych wspomnień."
"Potrzebujemy badań zakrojonych na szeroką skalę, żeby dowiedzieć się, czy umysł jest
produkowany przez mózg, czy też jest osobnym bytem. Jeżeli prawdą jest to drugie,
będzie to miało niewyobrażalne implikacje."
External Relations
University of Southampton, Highfield, Southampton SO17 1BJ
Telephone: +44 (0)23 8059 3807/ 2114/ 2116
Fax: +44 (0)23 8059 3285
Email: external@soton.ac.uk
Wiadomości w Internecie:
http://www.soton.ac.uk/~external
Iluminacja i mózg
Stanisław Lem
Ludzka istota jest częścią czegoś większego, czegoś co nazywamy Wszechświatem, jest
częścią ograniczoną czasem i przestrzenią. Doświadcza siebie, swoich myśli i uczuć jako
oddzielnych od całej reszty - jest to rodzaj "optycznego złudzenia" świadomości, które
stanowi pewną formą zniewolenia ponieważ ogranicza nas do osobistych pragnień oraz
wyróżniania kilku najbliższych nam osób. Nasze zadanie powinno polegać na uwolnieniu
się z tych ograniczeń poprzez poszerzanie zakresu współczucia, tak żeby objęło ono
wszystkie żywe istoty i całą naturę w jej pięknie.
- Albert Einstein -
Odczuwał ją Einstein - ową moc, która przyciąga ludzi do kościołów, skłania ich do
modlitwy, świętych tańców i spełniania rozmaitych rytuałów. Podobne przeżycia bywają
naszym udziałem w wysokich górach czy nad morzem.
Ale czym one są? Czy to obecność Boga, dotknięcie transcendencji, czy też mistyczny
ekwiwalent tak zwanego déja vu, trick odgrywany przez nasz umysł?
Wybrano ośmiu wprawionych w medytacji buddystów, którzy zgodzili się poddać swoje
mózgi badaniom. Technik wprowadzał im cienką rureczkę do żyły, a potem w samotności i
zupełnym spokoju oddawali się medytacji, koncentrując się na jakimś szczególnie sobie
bliskim religijnym symbolu. Tymczasem przez rureczkę wstrzykiwano badanemu do
krwiobiegu radioaktywną substancję znaczącą. Jej zagęszczenie w mózgu, stwierdzone
dzięki komputerowej tomografii, wskazywało na okolicę najbardziej ukrwioną, a więc
najbardziej aktywną podczas medytacji. Później uczeni zestawiali wyniki z aktywnością
mózgu badanych w czasie, kiedy nie oddawali się oni religijnym ćwiczeniom.
Poczucie jedności z uniwersum nie jest jedyną cechą doświadczeń religijnych. Mają one
także szczególnie silny podtekst emocjonalny. Uczucie podziwu i czci, objawienie, czyli
illuminatio, rodzi się na ogół, jak powiadają badacze, w okolicach odległych od płatów
ciemieniowych, w tym, co nazywamy emotional brain - mózg przeżywający emocje.
Chodzi o system limbiczny, spoczywający w głębi obu płatów skroniowych. Uruchamia się
on przy szczególnie znaczących, afektywnie silnie zaznaczonych doznaniach, jak ujrzenie
twarzy własnego dziecka. Podczas intensywnych doświadczeń religijnych system
limbiczny staje się niesłychanie aktywny. Dlatego ludzie, którzy takie doświadczenia
przeżywają, mają trudności w ich przekazaniu. Ująć werbalnie potrafimy tylko ich
zewnętrzną treść, składową wzrokową czy zmysłową, która nie różni się wiele od
codziennego doświadczenia, natomiast najistotniejsza część przeżycia, owo uczucie
radosnej harmonii, jest nieprzekazywalne.
Podobna do tych stanów jest niezwykle silna aura, jaką odczuwają ludzie cierpiący na
epilepsję skroniową. Dostojewski mówił o "dotknięciu Boga", którego doznaje tuż przed
atakiem. Natomiast kiedy pojawia się choroba Alzheimera, często towarzyszy jej
stopniowy zanik zainteresowań religijnych; u takich chorych system limbiczny ulega
zniszczeniu. Bogactwo stymulacji limbicznej pozwala wyjaśnić, dlaczego rozmaite religie w
tak znacznym stopniu opierają się na rozmaitych rytuałach - twierdzi Newberg.
Ceremonialne ruchy, liturgia, muzyka - wszystko, co się odróżnia od aktywności
codziennej, pomaga wzmóc religijne uczucia.
Poczucie wyłączenia bardzo się zbliża do osobistego doświadczenia obecności Boga. Jest
taki uczony nazwiskiem Persinger, który uważa, że właściwie każdy może spotkać Boga,
nosząc specjalny hełm, wytwarzający tzw. stymulację transczaszkową (transcranial
stimulation). Najzwyklejsi ludzie doznają wtedy ponadrealnych doświadczeń. Najlepsze
rezultaty daje słabe pole magnetyczne o natężeniu jednego mikrotesli. Aktywizuje ono
płaty skroniowe i na pięć osób badanych - cztery doznają poczucia obecności kogoś
niewidzialnego. Konkret przeżycia poszczególnych jednostek zależy od ich osobistej
skłonności i wiary. Jeśli komuś na przykład zmarła niedawno jakaś szczególnie ukochana
osoba, doznaje on poczucia jej powrotu.
Trzeba podkreślić, że nasz system limbiczny rozwinął się w bardzo dawnych czasach i
należy do najstarszych ewolucyjnie części mózgu. Dzięki niemu jesteśmy zdolni do uczuć,
do których nie dorastają inne żywe istoty. To, co znajduje się w mózgu, nie jest oczywiście
Bogiem. Interpretacja naszych doznań zależy od specyfiki wiary, jaką się wyznaje. Nie jest
ona częścią eksperymentu, ale rezultatem wpływu kultury, w której dany osobnik się
rozwinął.
Można tylko powiedzieć, że ewoluująca biologia wykryła coś, co dotyczy stosunku naszych
umysłów do wszechświata. Czy to dowód, że jesteśmy zjednoczeni z Bogiem albo
Kosmosem? Na to dręczące pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Rzecznik
Amerykańskiego Stowarzyszenia Ateistów w New Jersey mówi: nie, chodzi tylko o
pewnego rodzaju aktywność mózgową. Osoba o usposobieniu religijnym powie natomiast:
to oczywiste, że nasz mózg umie przeżywać takie stany, został przecież w odpowiedni
sposób ukształtowany, ponieważ istnieje Bóg.
Jeden z ekspertów dał taki przykład: sonety Szekspira można traktować jako pewną
kombinację ruchów pióra i celulozy. Można jednak również uważać je za skoncentrowany
głos wielkiego ducha - i to także będzie prawda. Istnieją rozmaite wyjaśnienia, z których
każde jest na swoim poziomie prawdziwe, nie dają jednak łącznie jednoznacznej
odpowiedzi. My tylko prowadzimy doświadczenia - tłumaczy Newberg - natomiast ich
wykładnia leży już poza granicami empirii. Potrzebujemy nie tylko nauki, ale i bardziej
subiektywnego, uduchowionego rozumienia zjawisk, by pojąć naturę rzeczywistości. Mózg
jest odbiornikiem, nauka może zbadać zasady jego działania - nie potrafi jednak
odpowiedzieć na pytanie, co on właściwie odbiera.
"Jest to tak, iż Prawda sprawia, że umierasz od siebie samego i to ona ożywia cię na
nowo"
Al-Gunayd
Najogólniej mówiąc, termin "sufizm" odnosi się do spekulacji dotyczących istoty Boga i
dróg wiodących nie tylko do poznania Go, ale i "zjednoczenia się" z Nim. Mimo iż prąd ten
powstał i trwa w łonie islamu, religii rygorystycznie monoteistycznej i odwołującej się do
bezpośredniego objawienia w postaci Koranu, teksty i wypowiedzi czołowych postaci
klasycznego sufizmu sprawiają wrażenie nieortodoksyjnych, niekiedy wręcz heretyckich.
Doktryna ta jest raczej zabarwioną panteizmem, teozofią sugerującą, że "prawdziwe"
poznanie dostępne jest jedynie wybranym, niż teologią wypracowującą w jednoznacznym
języku model określonego systemu metafizycznego. Z drugiej strony jednak mimo iż
programowa mglistość i aluzyjność orientalnych "objaśnień" i "wprowadzeń" do tej
dziedziny (posługujących się zazwyczaj poetyckimi alegoriami i przypowieściami)
uniemożliwia jej ścisłą kodyfikację, z klasycznych tekstów sufizmu wyłania się pewna
koncepcja, którą można uznać za jego esencję.
Istotnym punktem doktryny jest sugestia, że Bóg jest w jakimś sensie immanentny, czyli że
szukać Go należy we własnej jaźni, gdyż prawdziwe, ostateczne poznanie jest rodzajem
utożsamienia się z Absolutem, którego część stanowi ludzka świadomość. Zapatrywanie
to znalazło najjaskrawszy wyraz w wypowiedziach arabskiego mistyka Husain ibn Mansur
al-Halladża (ur. ok. 858), którego ekstatyczny okrzyk "ana l-Haqq" ("jam jest Prawdą")
kosztował go oskarżenie o herezję i męczeńską śmierć w Bagdadzie w 922 roku. Arabski
termin "al-haqq" ("prawda/słuszność") jest bowiem według muzułmańskiej teologii jednym
z imion boskich, a więc w oczach ortodoksów Halladż dopuścił się bluźnierstwa
najwyższego stopnia.
Halladż był ekstremistą sufizmu i choć pamięć jego w tych kręgach pozostała na zawsze
otoczona czcią, późniejsi przedstawiciele doktryny byli powściągliwsi w wypowiedziach.
Można przypuszczać, że grała tu rolę nie tylko zwykła ostrożność, ale też i chęć unikania
skandalu i "gorszenia maluczkich". Ta właśnie powściągliwość przyczyniła się do
wytworzenia charakterystycznego stylu komunikowania myśli za pomocą przypowieści i
wieloznacznych wypowiedzi.
Niżej zamieszczone poezje napisał Rumi, jeden z najbardziej znanych perskich sufich:
Księżyc w pełni.
Wschodzi teraz bezgłośnie.
***
Transkrypt audycji:
Inny główny gość owego spotkania to urodzony we Francji Matthieu Ricard. Jest on
buddyjskim mnichem od ponad 20 lat mieszkającym w Kathmandu, a także tłumaczem
Dalajlamy w krajach francuskojęzycznych. Swoją karierę rozpoczął zdobywając doktorat z
mikrobiologii i jest autorem takich książek jak "Nieskończoność w jednej dłoni" (The
Quantum and the Lotus), oraz "Mnich i Filozof" (The Monk and the Philosopher).
Przeprowadziłam z nimi wywiad w zeszłym miesiącu, jeszcze zanim wyjechali na
konferencję w Madison, która odbywa się w tym tygodniu. Z Matthieu łączyłam się poprzez
kiepskiej jakości łącze z Nepalem, a z Richardem Davidsonem bezpośrednio w studio.
***
Richard Davidson: W pewnym sensie dla mnie jako dla naukowca praca z osobami,
które spędziły sporo czasu trenując swój umysł, jest właściwie szybszą i bardziej naukową
drogą mającą na celu odnalezienie związków zachodzących między aktywnością mózgu a
aktywnością mentalną, ponieważ jest to praca z ludźmi, których umysły funkcjonują równie
precyzyjnie jak nasze urządzenia pomiarowe. Jesteśmy w stanie zobaczyć i zilustrować
silniejsze związki pomiędzy mentalnymi stanami, i ich odzwierciedleniem w pracy mózgu,
u ludzi systematycznie pracujących ze swoim umysłem niż u tych, którzy nie są
wyszkoleni.
Kiedy pracuję z tymi niezwykłymi osobami coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu,
że istnieje coś bardzo ważnego i pozytywnego, co możemy uzyskać w wyniku
praktykowania medytacji, co zmienia nasze rozumienie umysłu jako niezmiennego i
ustalonego. Zamiast tego możemy zacząć postrzegać umysł jako coś, co podlega
kształtowaniu poprzez systematyczne ćwiczenie się w praktykach medytacji.
Natasha Mitchell: Matthieu Ricard, ten związek buddyzmu z nauką z pewnością nie jest
Panu obcy, ponieważ sam jest Pan buddyjskim mnichem z dwudziestoletnim
doświadczeniem a ponadto zaczynał Pan kiedyś jako naukowiec, biolog molekularny,
zdobywając doktorat z genetyki molekularnej.
Matthieu Ricard: Tak, myślę że jest to dla mnie swego rodzaju kontynuacja naukowych
badań. Zgłębiałem genetykę i starałem się nakreślić mapę chromosomu pewnej bakterii,
była to dla mnie prosta droga do zabrania się za coś, co nazywam "nauką
kontemplacyjną", ponieważ istotą nauki jest odkrywanie, a w "nauce kontemplacyjnej"
główną dziedziną jest umysł patrzący na siebie samego. Zawsze postrzegamy naukę
przez pryzmat skomplikowanych urządzeń i aparatury, więc jeśli to umysł bada sam siebie
-obserwując jak myśli i emocje powstają, jak się rozwijają, jak z powrotem znikają, oraz
szukając sposobów jak można by uwolnić się od przeszkadzających emocji - to w tym
sensie, od narodzin aż do śmierci posiadamy najlepsze urządzenie, jakie można sobie
wyobrazić.
W ostatnich 10 -15 latach podczas spotkań naukowców kognitywnych i ludzi, którzy wiele
medytują, okazało się, że medytacja nie jest tylko 'przyjemnym relaksem', ale czymś, co
dzięki wytrwałemu wysiłkowi naprawdę prowadzi do trwałej i głębokiej przemiany, która
jest rzeczywiście pozytywna.
Natasha Mitchell: Opisał Pan buddyzm jako naukę kontemplacyjną. Robert Thurman,
inny buddyjski naukowiec, określił buddyzm jako "wewnętrzną naukę, empiryczną
dyscyplinę mającą na celu urzeczywistnienie potencjału naszego umysłu" Jest to coś, co
bardzo mnie interesuje, ponieważ istotą nauki jest obiektywizm. W centrum naukowej
metody badania zjawiskowego świata znajduje się pojęcie obiektywizmu, tymczasem w
buddyzmie kluczową rolę odgrywa subiektywizm, a konkretnie subiektywizm umysłu, który
bada samego siebie. Z pewnością musi być to przyczyną głębokiej głębokiego rozdźwięku
pomiędzy zachodnią nauką a buddyzmem?
Matthieu Ricard: Pod koniec XIX wieku, kiedy psychologowie poświęcali swoje badania
zagadnieniu introspekcji okazało się, że jest to bardzo grząski grunt (kruchy to raczej lód),
gdyż nie było dwóch ludzi, którzy doświadczyliby w identyczny sposób tej samej rzeczy.
Powodem tego było to, że ich umysły nie były odpowiednio wytrenowane.
Myślę, że 'subiektywizm' nie jest aż takim negatywnym terminem, oznacza on po prostu
doświadczenie osoby pierwszej. Jeśli umysł dokładnie spogląda na to jak funkcjonuje, jak
powstaje myśl - a zazwyczaj nie jesteśmy w tym względzie zbyt spostrzegawczy,
przytomni i czujni - to po prostu pozwalamy jej się pojawić, a później tylko obserwujemy jej
rezultat. Jeśli precyzyjnie spoglądamy na myśli, kiedy powstają, w jaki sposób działają, i
jak rozpuszczają się zamiast pociągać za sobą kolejne - wówczas podchodzimy do tego
procesu w empirycznym stylu. Tego rodzaju obserwacje mogą zostać powtórzone. Jeśli
ludzie ciągle opisują ten sam proces, to ich podejście ma charakter naukowy, ponieważ
jest doświadczalne, można je powtórzyć, można stworzyć hipotezę np., co stanie się, jeśli
coś zrobię, i w ten oto sposób uzyskujemy te same rezultaty, które doświadczają i
powtarzają różni ludzie.
Natasha Mitchell: Panie Davidson, porozmawiajmy może o tym, nad czym Pan pracował,
a co jest kontynuacją Pańskiej długoletniej pracy nad emocjami, ich ekspresją oraz rolą,
jaką odgrywają w naszym życiu i w naszej tożsamości jako ludzi. Ostatnio badał Pan
mnichów i ludzi doświadczonych w medytacji skanując ich mózgi.
Drugiego rodzaju badania były oparte na pracy z ekspertami, z ludźmi, którzy spędzili
wiele lat na doskonaleniu swoich umiejętności i którzy w znacznym stopniu je rozwinęli.
Badania te trwają nadal i są przykładem rewolucyjnego eksperymentu w nauce, ponieważ
buddyjscy praktykujący nie tylko są podmiotem badań, lecz także, współpracując i
udzielając wyjaśnień na temat tego, czym jest nauka kontemplacyjna, pomagają nam
lepiej zrozumieć wyniki, które otrzymaliśmy. Biorą oni także aktywny udział w planowaniu
doświadczeń, które pomogą nam uchwycić pewne specyficzne właściwości umysłu. Myślę,
że jedną z ważniejszych dziedzin, którymi się zajmowaliśmy była praca mająca na celu
ukazać plastyczność mózgu, co wskazywałoby, że mózg jest organem zmieniającym się
pod wpływem doświadczenia. To daje solidną odpowiedź na pytanie: czy i w jaki sposób
medytacja może zmienić mózg, aby lepiej mógł funkcjonować.
Natasha Mitchell: Porozmawiajmy o wynikach, które otrzymał Pan dzięki pracy z ludźmi
poddanymi krótkiemu treningowi medytacyjnemu. Rezultaty te są częścią serii badań
trwających już od kilku lat i mających na celu dać odpowiedź na pytanie: w jaki sposób
emocje "zamieszkują" mózg, i jaka jest zależność pomiędzy emocjami i dwiema półkulami
mózgowymi.
Richard Davidson: To prawda. Jedno z głównych pytań, na które staraliśmy się znaleźć
odpowiedź dotyczyło tego czy medytacja może przyczynić się do zmiany specjalnego
wzorca aktywności znajdującego się w przedczołowej korze mózgowej, a który wcześniej
utożsamialiśmy z różnymi stanami emocjonalnymi.
Mamy dowód na to, że ludzie, wykazujący - w stanie relaksu - większą aktywność w lewej
przedczołowej korze mózgowej doświadczają bardziej przyjemnych stanów umysłu,
szczęścia czy radości. Odkryliśmy ponadto całe mnóstwo różnego rodzaju charakterystyk
utożsamianych z tym wzorcem.
Chcieliśmy także zbadać czy krótki kurs medytacji, w tym przypadku dwumiesięczny, w
którym brała udział pewna grupa ludzi przyniesie zmianę w tego rodzaju aktywności
mózgu i czy ta różnica będzie zauważalna w porównaniu z inną grupą badanych nie
zaangażowanych w medytacje.
Kluczową kwestią w badaniach naukowych nad działaniem medytacji jest to, czym różni
się medytacja od zwykłego siedzenia. Czy jest jakaś różnica między siedzeniem
nieruchomo a medytacją? Głos zabierze Richard Davidson.
Natasha Mitchell: W takim razie zdaje się to potwierdzać, że medytacja aktywnie wpływa
na emocjonalną zawartość naszych umysłów. Matthieu, kolejne pytanie kieruję do Pana.
Jaki jest tradycyjny pogląd buddyjski na funkcje emocji, a zwłaszcza tych, które uważane
są za destrukcyjne? Z pewnością praktyka buddyjska ma na celu wyeliminowanie
destrukcyjnych emocji.
Matthieu Ricard: W buddyzmie nie klasyfikujemy emocji w ten sam sposób, w jaki czynią
to współcześni naukowcy.
Silne pragnienie czegoś mogłoby być uznane przez współczesnych psychologów jako
pozytywne w tym sensie, że dobrze jest, jeśli przyciąga cię to, co chcesz. Ale z
buddyjskiego punktu widzenia silne pragnienie albo pożądanie doprowadzi ostatecznie do
frustracji, wewnętrznego konfliktu czy wewnętrznego utrapienia, dlatego uważamy coś za
negatywnego albo destrukcyjnego w zależności od tego jak bardzo nas to ogranicza i
kontroluje wpływając na nasze działania.
Zasadniczo rozróżniamy emocje na podstawie zmiany, którą wywołują w umyśle, w
zależności czy jest to stan spokoju, wyciszenia, kreatywności, i wówczas emocje
nazywamy pozytywnymi. Ale jeśli niszczą one twoją wewnętrzną harmonię a także spokój
innych, wówczas nazywamy je emocjami negatywnymi, przeszkadzającymi,
destrukcyjnymi albo też przypadłościami umysłu. Jeżeli zatem naszym celem jest
usunięcie cierpienia zarówno własnego jak i innych, to jasne jest, że poprzez kultywowanie
i wzbudzanie pozytywnych emocji, takich jak życzliwość, otwartość czy cieszenie się
szczęściem innych i nie uleganie na przykład zazdrości, zmieniamy swój temperament.
Istnieje poziom, na którym to wszystko wydarza się naturalnie i spontanicznie, ponieważ to
nie gniew, lecz współczucie jest naszą prawdziwą naturą.
Natasha Mitchell: Pana kolega, obecny z nami Richard Davidson, dokonał fascynujących
odkryć dotyczących roli, jaką odgrywa medytacja wpływając na efektywną zmianę w
neurobiologii emocji. Co sądzi Pan o medytacji jako o sposobie pracy z negatywnymi i
destrukcyjnymi emocjami? To zdaje się być esencją praktyk buddyjskich?
Matthieu Ricard: Myślę, że będzie lepiej, gdy użyjemy innego słowa niż medytacja.
Tybetański zwrot 'zapoznanie się' jest o wiele bardziej trafny.
Natasha Mitchell: Czy zatem emocje mają jakiś wrodzony cel w buddyzmie? Może w tym
sensie, że mogą nas one zachęcić do praktyki buddyjskiej?
Jednym z elementów gniewu jest stan umysłu powstający, kiedy nie potrafimy osiągnąć
celów, które sobie wyznaczyliśmy. Spostrzegliśmy, że to, co może leżeć u podstawy
gniewu to zdolność do pokonywania przeszkód, natomiast destrukcyjność gniewu, jego
tendencja do niszczenia obiektu, który nie pozwala nam osiągnąć celu może być
elementem nabytym poprzez kulturę nałożonym na to, co jest wynikiem ewolucji.
Natasha Mitchell: To interesujące, jak wskazał Matthieu Ricard, buddyzm jest po części
procesem pracy z destrukcyjnymi emocjami, takimi jak gniew czy pożądanie, oraz ich
usuwaniem z naszej psychiki. Zastanawiam się czy w twoich badaniach również jest to
widoczne? Czy skanowanie i badanie mózgu medytujących od wielu lat mnichów odsłoniło
jakieś fakty w tym temacie?
Richard Davidson: Jeszcze nie znaleźliśmy dokładnej odpowiedzi na to pytanie, ale cały
czas nad tym pracujemy. Jedno z doświadczeń, które przeprowadzamy polega na
dostarczeniu pewnego rodzaju emocjonalnego bodźca osobom biorącym udział w
eksperymencie. Bodziec ten wywołuje określoną reakcję, np. strach lub gniew, aby
sprawdzić czy mnich praktykujący od wielu lat medytacje zareaguje w ten sam sposób, co
osoba niewyszkolona.
Przewidujemy, że mnisi zareagują inaczej, ale rzeczą istotną dla nauki jest zbadanie
powstałego w mózgu współczucia, oraz jak negatywny bodziec, który u niewytrenowanych
ludzi wywołuje zazwyczaj strach lub gniew może wywołać współczucie u tych poddanych
systematycznemu treningowi.
Natasha Mitchell: Matthieu, Pan także był poddany badaniu mózgu przez prof.
Davidsona, który zwrócił uwagę na fakt, że część mózgu utożsamiana z pozytywnymi
emocjami jest bardziej aktywna u ludzi praktykujących medytację. Zdaje się, że jest to
bardziej aktywna koncepcja medytacji, która, przynajmniej w moim mniemaniu, ludziom
niemedytującym wydaje się raczej dość pasywnym zajęciem.
Matthieu Ricard: Właśnie dlatego wolę używać wyrażenia 'zapoznanie się'. Jak już
wspomniałem medytacja nie jest po prostu siedzeniem w neutralnym stanie i czekaniem
aż coś się stanie. Uważam, że można postrzegać medytacje jako edukację emocjonalną,
która stopniowo zmienia sposób bycia i przeżywania świata. Celem takiej praktyki jest
bycie szczęśliwszym, mniej opanowanym przez destrukcyjne emocje i frustracje, i w końcu
stać się lepszym człowiekiem. Jeśli nawet rezultaty miałyby pojawić się po 10-15 latach
medytacji, to będzie to solidna i trwała zmiana w mózgu oraz w sposobie w jaki reagujesz
na negatywne emocje. Pozytywne emocje powstałe w wyniku takiego długiego procesu
medytacji staną się nieodzowną częścią mentalnego krajobrazu, prowadząc do równowagi
emocjonalnej.
Natasha Mitchell: Poruszamy tutaj temat podobieństw w buddyzmie i nauce, jednak nie
powinniśmy chyba rezygnować ze sceptycyzmu? Co sądzicie Panowie na temat słów
Dalajlamy: "Sama nauka nie jest w stanie dowieść istnienia nirwany, prawdziwe
zrozumienie natury umysłu może być tylko doświadczone dzięki medytacji". Profesorze
Davidson...
Richard Davidson: Jasnym dla mnie jest fakt, że aby uzyskać pełne zrozumienie natury
umysłu, zarówno z perspektywy trzeciej osoby, czyli zewnętrznego obserwatora, jak
również z perspektywy wewnętrznej wymaga zarówno nauki jak i praktyki kontemplacyjnej.
Moim zdaniem sposoby te współdziałają ze sobą i wzajemnie się wzmacniają, ponieważ
na fundamentalnym poziomie są z sobą zgodne.
Matthieu Ricard: Uważam dokładnie tak samo. Można opisać umysł i jego
funkcjonowanie tak jak widzi się to z zewnątrz - ale jest dla mnie zupełnie oczywiste, że
doświadczenie umysłu, który jest siebie świadomy jest niezastąpione. Doświadczenia w
pierwszej osobie nie można opisać z zewnątrz, potrzebujesz tego opisu z wewnątrz w
przeciwnym razie nie masz do niego dostępu. Jest to nadrzędne doświadczenie i warto
jest porównać je z sobą.
Natasha Mitchell: Dzisiaj moimi gośćmi byli profesor Richard Davidson, szef laboratorium
neurobiologii afektywnej na Uniwersytecie Wisconsin w Madison, oraz Matthieu Ricard,
mnich buddyjski i autor takich książek jak: Nieskończoność w jednej dłoni, Mnich i Filozof
oraz W obronie szczęścia. Więcej szczegółów na temat konferencji, w której obaj
uczestniczą wraz z Dalajlamą na stronie internetowej www.mindandlife.org.
Źródło: http://www.abc.net.au/rn/science/mind/s943369.htm.
Tłumaczył Tomasz Pardus.
Buddyzm a fizyka
recenzja książki "Nieskończoność w jednej dłoni"
Prof. dr hab. Michał Tempczyk jest fizykiem i filozofem. W swej karierze zawodowej
związany m.in. z Instytutem Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk, Uniwersytetem
Mikołaja Kopernika, Uniwersytetem Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Autor takich
książek jak m.in.: "Teoria chaosu dla odważnych", "Czy Bóg gra w kości? Nowa
matematyka chaosu", "Nowa fizyka", "Teoria chaosu a filozofia". Praktykujący buddysta.
Obraz świata materii, rysowany przez podstawowe teorie nowoczesnej fizyki, pod wieloma
względami znacznie różni się od tego, co znamy z obserwacji i co o świecie mówiła fizyka
klasyczna. Rewolucyjne teorie fizyki sformułowane na początku XX wieku, zmusiły
uczonych do zmiany zakorzenionych, i zdawałoby się dobrze uzasadnionych, poglądów na
temat czasu, przestrzeni, przyczynowości i własności obiektów fizycznych. Nowy obraz
świata powstawał z trudem i w toku zaciętych dyskusji i chociaż wspomniane teorie dawno
zostały uznane przez uczonych i są powszechnie stosowane, nie udało się stworzyć z nich
harmonijnej całości, która mogłaby zastąpić klasyczny model materii. Próby poglądowego
zrozumienia tego, co dzieje się w mikroświecie nieodmiennie prowadziły do paradoksów.
Nic dziwnego, że w tej sytuacji filozofujący fizycy starali się znaleźć filozofie opisujące
świat w podobnie paradoksalny sposób i kierowali swoją uwagę w stronę myśli Dalekiego
Wschodu. Rozważania tego rodzaju miały przeważnie charakter pomocniczy i nie były
przedmiotem systematycznych analiz. Przełomem w tej dziedzinie stała się książka Fritjofa
Capry "Tao fizyki" wydana w 1975 roku. Stała się ona natychmiast bestsellerem i była
inspiracją dla wielu książek podkreślających i omawiających podobieństwo tego co wynika
z fizyki kwantowej i relatywistycznej z tym, co o istocie świata mówią religie i filozofie
Dalekiego Wschodu.
Podobieństwo to jest rozważane z dwóch punktów widzenia. Po pierwsze, autorzy tych
prac mają nadzieję, że korzystając z pojęć i twierdzeń religii, które przez tysiące lat miały
wielu wyznawców i były rozważane w mnóstwie traktatów im poświęconych, uda się w
końcu przezwyciężyć paradoksy pojawiające się w wyniku analiz fizycznych i sformułować
spójny oraz zrozumiały obraz świata fizycznego. Drugim ważnym aspektem tego
podobieństwa ma być pokazanie jedności poznania religijnego i naukowego. Jest to
zagadnienie ważne filozoficznie, ponieważ w myśli europejskiej bardzo silna jest tradycja
przeciwstawiania sobie nauki i religii, często używana do walki z religią.
Cykl rozmów, które przeprowadzili obaj rozmówcy był starannie zaplanowany i jest dobrze
zreferowany. Ich bogata tematyka została podzielona na dziewiętnaście rozdziałów,
których treść skupiona jest wokół trzech ogólnych zagadnień: istoty materii, natury
świadomości i jej związku z materią, oraz poznawczych możliwości nauki i religii. Nie ma
sensu omawiać w krótkiej recenzji treści książki, można jedynie wskazać na pewne
ciekawe wątki i propozycje. Jak łatwo się domyślić, buddyjska koncepcja relatywnego
istnienia wszelkich zjawisk i braku ich substancjalnej podstawy jest bliska sposobowi, w
jaki mechanika kwantowa analizuje i opisuje mikroświat. Jej paradoksy i trudności ze
zrozumieniem wynikają z tego, że przyzwyczajeni do dominującego w naszej kulturze
substancjalnego podejścia do świata materii chcemy w taki właśnie sposób wyobrażać
sobie i wyjaśniać świat kwantowy. Obaj rozmówcy są zgodni co do tego, że usiłowania
wtłoczenia fizyki kwantowej w pojęciowe ramy filozofii substancjalnych nigdy nie zakończą
się sukcesem i że należy posłużyć się buddyjską doktryną współzależności wszystkich
zjawisk, które ze swej istoty nie mają substancjalnego podłoża, ponieważ są przejawem
pustki.
Jedno z takich ograniczeń widać wyraźnie pod koniec książki, gdy astrofizyk pyta mnicha
o poznawczą wartość buddyzmu, porównywanego z zachodnią nauką. Matthieu
odpowiada mu na to, że poznanie religijne jest też wiarygodne i sprawdzalne, gdy
zrezygnujemy ze zbyt wąskiego rozumienia wiedzy wzorowanego na nauce. Rozumienie
to dało dobre rezultaty w naukach przyrodniczych, lecz jest przeszkodą w rozwoju
psychologii, która boi się introspekcji jako metody badawczej. Prowadzi ono także do
nieufności wobec metod rozwoju osobowości stosowanych we wszystkich religiach,
zwłaszcza w buddyzmie, który za Buddą można nazwać psychologią oświecenia. Przez
tysiące lat liczni mistrzowie prowadzili uczniów do Oświecenia stosując określone praktyki
i skuteczność tych praktyk była i jest nieustannie potwierdzana, podobnie jak metody
naukowe są potwierdzane w eksperymentach. Czy rzesze buddystów, którzy wspaniale
się rozwijali, a nawet dochodzili do Oświecenia są gorszym testem weryfikującym
skuteczność i prawdziwość buddyzmu niż naukowe metody eksperymentalne?
Spotkanie umysłów
dyskusja panelowa
Czy nauka jest w stanie zweryfikować rezultaty medytacji? Czy praktyka buddyjska
zmienia strukturę naszych mózgów? Czy można okiełznać przeszkadzające emocje?
Magazyn Tricycle przeprowadził rozmowę z pionierami dialogu toczącego się między
nauką a buddyzmem.
Od 1987 roku, co dwa lata, Dalajlama spotyka się z grupami zachodnich naukowców
wymieniając poglądy na temat natury umysłu i rzeczywistości oraz aranżując wspólne
projekty nauki i buddyzmu. Celem tych sesji, zorganizowanych przez Instytut Umysł i Życie
(Mind & Life Institute), jest nie tylko ukazanie tego, co buddyzm i współczesna nauka
mogą się od siebie nawzajem nauczyć, lecz także tego, co mogą się nauczyć poprzez
aktywną współpracę. Badania sponsorowane przez Instytut Umysł i Życie zaczynają
odsłaniać i wyjaśniać mechanizmy mózgu, które zostają uaktywnione poprzez praktykę
medytacyjną, i które dostarczają naukowego potwierdzenia korzyści płynących z tejże
praktyki.
Tricycle odwiedził Instytut Umysł i Życie, aby dowiedzieć się czegoś więcej na temat tych
badań. Siedmiu przedstawicieli zarządu Instytutu zgodziło się zrobić sobie przerwę w
zajęciach na Uniwersytecie Princeton i porozmawiać z reporterami Tricycle Jamesem
Shaheenem i Joanem Duncanem Oliverem. Tematem rozmowy były nie tylko najnowsze
odkrycia Instytutu dotyczące wpływu medytacji na funkcjonowanie mózgu, ale także
sposoby wykorzystania możliwości oferowanych przez buddyzm, które mogłyby znaleźć
zastosowanie we współczesnej psychologii. Daniel Goleman, członek zarządu Instytutu
Umysł i Życie, wyjaśnia: "Jego Świątobliwość Dalajlama powiedział: Weźcie metody
buddyjskie i zbadajcie je dokładnie i naukowo. Jeżeli potwierdzicie ich użyteczność,
podzielcie się nimi z ludźmi. Jeżeli pomagają one zmniejszyć ludzkie cierpienie, to nie
powinny być zastrzeżone tylko dla buddystów - powinny służyć każdemu."
Jakimi rezultatami badań może się pochwalić Instytut Umysł i Życie, w jaki sposób
badania te będą się dalej rozwijać?
Czy jest jakiś szczególny rodzaj medytacji, który poprawiłby czas reakcji?
Bennet Shapiro: Czy trening koncentracji uwagi może być pomocny w pracy z
przeszkadzającymi emocjami?
Matthieu Ricard: Tak. W ten sam sposób w jaki uczymy się odróżniać kolory słów od ich
znaczeń, dzięki rozwijaniu w sobie umiejętności koncentracji będziemy mogli lepiej
odróżniać specyficzny typ emocji, nie będąc przy tym rozproszonym przez kontekst czy
ciąg zewnętrznych wydarzeń.
B. Alan Wallace: Kiedy pojawi się gniew lub jakiś inny rodzaj przeszkadzających emocji,
będziesz mógł wówczas śmiało powiedzieć: "Mniejsza o obiekt mojego gniewu czy też
jego kontekst, czyż to nie jest samo w sobie interesujące?", analizując raczej niż reagując
na swój stan emocjonalny. W ten sposób możesz pracować nad emocjonalną równowagą
dbając o własne zdrowie psychiczne.
Daniel Goleman: Wszystkie techniki, o których tutaj mowa, buddyści znają i stosują od
ponad 2500 lat. Obecnie, w centrach naukowych takich jak Princeton, naukowcy prowadzą
badania nad metodami takimi jak śamatha starając się odpowiedzieć na pytania: Czy
metody te wpływają na polepszenie koncentracji uwagi? Czy sprawiają, że nasza
koncentracja staje się bardziej plastyczna?. Celem tych przedsięwzięć jest zbadanie, czy
w całym bogactwie buddyjskich metod jest coś, co może być użyteczne dla całej ludzkiej
populacji, niezależnie czy są to buddyści czy też nie.
B. Alan Wallace: Interesujący jest także podział w buddyzmie na odpowiednie metody dla
odpowiednich typów osobowości oraz zastosowanie ich we współczesnej psychologii.
Mówią o tym zarówno Visuddhimagga [tekst Therawady ułożony przez Buddhaghośę w
drugiej połowie V wieku] jak i klasyczne teksty buddyzmu tybetańskiego: "Dla tego typu
osobowości, ta praktyka jest najlepsza". Fascynującym wydaje się przełożenie tego na
typy osobowościowe jakie mamy we współczesnej psychologii, nie tylko jako dziedziny
czysto naukowej lecz również pragmatycznie: każdy używałaby praktyki, która byłaby dla
niego/niej najskuteczniejsza.
Jon Jabat-Zinn: Zatem w skrócie chodzi tutaj o to, co jest korzystne dla danej osoby i w
jakich okolicznościach najlepiej funkcjonuje? Są to pewne niuanse, które wykraczają poza
technikę medytacji i koncentrując się raczej na tym, kogo ma ona dotyczyć i w jakich
okolicznościach. Różne elementy wpływają na skuteczność techniki przeznaczonej dla
konkretnej osoby i w konkretnej sytuacji, będąc zupełnie nieskuteczną w innej. Spojrzenie
na ten temat z medycznego punktu widzenia oraz opracowanie zabiegów opartych na
medytacji, które korzystają z tej właściwości, wydaje się być czymś bardzo interesującym.
***
Badania naukowe Instytutu Umysł i Życie zdają się potwierdzać buddyjski pogląd
mówiący, że procesy zachodzące w umyśle mogą zostać wiarygodnie zbadane z
perspektywy medytującego dzięki praktyce medytacyjnej. Stanowisko tradycyjnego
środowiska naukowego było co najmniej dwuznaczne jeśli chodzi o ten rodzaj
subiektywnej analizy. Czy wyniki badań zgromadzone przez Instytut Umysł i Życie zmienią
ten pogląd środowiska naukowego?
Daniel Goleman: To pewna nowość w sferze nauki, która nie postrzega subiektywnego
doświadczenia jako czegoś na czym można się oprzeć. Z drugiej strony, buddyści przez
stulecia dostrzegali użyteczność tej postawy.
B.Alan Wallace: Istnieje jednak pewna rónica w definicji, być może zbyt subtelna, aby
nauka mogła badać owe stany mentalne. Co znaczy "pozytywny"? Czy jest to po prostu
dobre samopoczucie? Które emocje albo stany mentalne są "pozytywne" w sensie bycia
użytecznym dla ogólnego dobrego samopoczucia lub prawdziwego szczęścia, w
przeciwieństwie do tych które powodują tylko chwilowe poczucie błogości?
Richard Davidson: To bardzo ważna kwestia. Jest ona coraz poważniej traktowana przez
neurobiologów, ponieważ informacja na temat mózgu pochodząca z konwencjonalnych
definicji tak zwanych pozytywnych i negatywnych stanów umysłu nie jest wystarczająco
precyzyjna by ukazać różnice. Jedną z możliwości byłoby użycie buddyjskiej taksonomii
stanów umysłu, dzięki której cała kwestia nabrałaby większej przejrzystości, a my
moglibyśmy więcej zrozumieć na tym polu wiedzy.
Matthieu Ricard: Patologie, czy negatywne stany umysłu, zwracają uwagę psychologii,
gdyż cechuje je duża ilość cierpienia, która im zazwyczaj towarzyszy. Jednak z
buddyjskiego punktu widzenia tzw. "normalne" stany umysłu są także nacechowane
przenikającym je cierpieniem. Nowa dziedzina pozytywnej psychologi reprezentuje właśnie
owo przesunięcie zainteresowania na ten rodzaj "normalnego" cierpienia.
Matthieu Ricard: Nie wydaje mi się, aby badania prowadzone przez Instytut Umysł i Życie
w znaczny sposób różniły sie od samej buddyjskiej praktyki. Są one częścią procesu
polegającego na przeanalizowaniu praktyki medytacyjnej i lepszemu jej zrozumieniu. Dla
praktykujących buddyzm motywacją jest pozybycie się przeszkadzających i
przynoszących cierpienie emocji; dla naukowców będzie nią lepsze zrozumienie tego jak
funkcjonuje cierpienie i jak najskuteczniej mu zapobiec.
Uczestnicy rozmowy:
Daniel Goleman, psycholog i autor takich pozycji jak m.in. bestseller Inteligencja
Emocjonalna oraz dwóch prac opartych na działalności Instytutu Umysł i Życie: Emocje
Destrukcyjne i Emocje Uzdrawiające.
B.Alan Wallace, dyrektor Instytutu Badań nad Świadomością w Santa Barbara oraz były
mnich buddyjski.
Wszyscy na tym świecie szukają szczęścia na zewnątrz, a nikt nie rozumie swojego
własnego wnętrza. Każdy mówi "ja", "ja chcę tego", "ja jestem jak tamto...". Ale nikt nie
rozumie tego "ja". Gdy się urodziłeś to skąd przyszedłeś ? Gdy umrzesz dokąd pójdziesz ?
Jeżeli będziesz uczciwie pytał: "Kim jestem ?" wtedy wcześniej czy później trafisz na
ścianę, gdzie całe myślenie jest odcięte. Nazywamy to "umysłem nie-wiem". Zen jest
utrzymywaniem tego umysłu "nie-wiem" zawsze i wszędzie.
Ostatecznie twój umysł staje się jasny. Wtedy możesz zobaczyć niebo - tylko błękit.
Możesz zobaczyć drzewo - tylko zieleń. Twój umysł jest jak czyste lustro. Pojawia się
czerwień - lustro jest czerwone; pojawia się biel - lustro jest białe. Pojawia się głodny
człowiek - dać mu jeść; pojawia się spragniona osoba - dać jej coś pić. Nie ma pragnień
dla samego siebie, tylko dla wszystkich istot. Ten umysł jest już oświeceniem, które
nazywamy Wielką Miłością, Wielkim Współczuciem, Wielką Drogą Boddhisatwy. To
bardzo proste, wcale nie trudne !
Tak więc Budda powiedział, że wszystkie istoty mają naturę Buddy (zdolność do
osiągnięcia Oświecenia). Jednak Mistrz Zen Jo Ju powiedział, że pies nie ma natury
Buddy. Które stwierdzenie jest właściwe ? Które jest nie poprawne? Jeżeli odnajdziesz to,
odnajdziesz drogę prawdy.
Bodhidharma
Twórca szkoły buddyzmu Zen, żył w latach 470-532, przywędrował przez Tybet z Indii do
Chin; wprowadził oryginalną metodę nauczania buddyzmu - tzw. "przekaz poza słowami";
bezpośrednim spadkobiercą Bodhidharmy był rodowity Chińczyk - Drugi Patriarcha Zen -
Hui'ko.
Bodhisattwa
Sanskryt - bodhi przebudzenie, sattva właściwość czystej świadomości. Osoba, która
osiągnęła czystą, przebudzoną świadomość i w działaniu kieruje się współczuciem oraz
miłością do wszystkich istot.
Budda
Dwa znaczenia: (1) ostateczna Prawda, czyli absolutny Umysł ; (2) ktoś przebudzony, czyli
oświecony co do prawdziwej natury istnienia.
Budda Siakjamuni
Postać historyczna o imieniu Siddhartha i nazwisku Gautama (ok. 563-480 p.n.e.),
pochodził z książęcego rodu Siakjów na północy Indii. Po osiągnięciu przebudzenia przez
okres czterdziestu pięciu lat przemierzał Indie, głosząc swoje nauki; stał się założycielem
nowej religii.
Czukpi
Przyrząd w kształcie krótkiego miecza, służący do sygnalizacji (poprzez uderzenie w
niego) początku i końca medytacji.
Dharma
Kilka znaczeń: (1) zjawisko; (2) prawo; (3) Najwyższa Prawda; (4) nauki Buddy; (5)
doktryna buddyjska
Hapczang
Po koreańsku hapczang, po japońsku gassho. Rytualny gest buddyjski; złożenie dłoni na
wysokości serca, wyrażające wdzięczność i szacunek.
Karma
Suma działań człowieka, przynosząca określone skutki; prawo karmy (karmicznej odpłaty),
zwane też prawem przyczyny i skutku, mówi, że określone czyny przynoszą odpowiednie
skutki, stosownie do swego charakteru.
Kido
Jest odosobnieniem śpiewów, trwającym zwykle dwa lub trzy dni. Jest to forma praktyki
Zen wywodząca się z dawnych Chin i nawiązująca do koreańskich obrzędów
szamańskich. Grupa śpiewających głośno uczestników, akompaniując sobie na różnych
instrumentach perkusyjnych, robi mnóstwo hałasu tak, by nie powstawało myślenie. Plan
Kido jest taki sam jak YMJJ prócz tego, że cisza nie jest zachowywana, posiłki nie są
formalne i nie ma przerwy w śpiewach - jeżeli musisz wyjść to wychodzisz i wracasz.
Kong-an (Kongan)
Po koreańsku kong-an, po japońsku koan. Paradoksalna formuła, ucinająca intelektualne
spekulacje, stosowana w nauczaniu Zen.
Kyol Che
Po koreańsku znaczy "ściśnięta Dharma". Rocznie odbywają się dwie sesje Kyol Che -
latem i zimą. Jest to dłuższa sesja medytacyjna (trwa od kilku tygodni do 3 miesięcy). Jest
to odosobnienie ciszy, milczenia. Plan dnia obejmuje zwykle ok. ośmiu godzin medytacji,
śpiewy poranne i wieczorne oraz trzy formalne posiłki. Uczestnicy mają też rozmowy
konganowe z Nauczycielem który prowadzi sesję.
Moktak
Drewniany instrument perkusyjny o opływowym kształcie, służący do wybijania rytmu w
trakcie buddyjskich śpiewów.
Nauczyciel Dharmy
W Szkole Zen Kwan Um jest to osoba która przeszła odpowiedni trening trwający
minimum cztery lata i przyjęła dziesięć wskazań.
Sangha
Wspólnota praktykujących mnichów. W szerszym znaczeniu - wszyscy praktykujący.
Soen Sa Nim (SSN)
Po koreańsku: nim - czcigodny; sa - mistrz; soen - zen. Honorowy tytuł stosowany wobec
mistrza Zen.
Sunim
Tytuł używany wobec mnichów i mniszek.
Wesak
Święto narodzin Buddy.
Zen
Po koreańsku soen, po japońsku zenna, po chińsku ch'an, w sanskrycie dhjana. Buddyzm
Zen opiera się na medytacji i oznacza szkołę, której założycielem był Bodhidharma w
Chinach w VI w. n.e.
Wszyscy na tym świecie szukają szczęścia na zewnątrz, a nikt nie rozumie swojego
własnego wnętrza. Każdy mówi "ja", "ja chcę tego", "ja jestem jak tamto...". Ale nikt nie
rozumie tego "ja". Gdy się urodziłeś to skąd przyszedłeś ? Gdy umrzesz dokąd pójdziesz ?
Jeżeli będziesz uczciwie pytał: "Kim jestem ?" wtedy wcześniej czy później trafisz na
ścianę, gdzie całe myślenie jest odcięte. Nazywamy to "umysłem nie-wiem". Zen jest
utrzymywaniem tego umysłu "nie-wiem" zawsze i wszędzie.
Ostatecznie twój umysł staje się jasny. Wtedy możesz zobaczyć niebo - tylko błękit.
Możesz zobaczyć drzewo - tylko zieleń. Twój umysł jest jak czyste lustro. Pojawia się
czerwień - lustro jest czerwone; pojawia się biel - lustro jest białe. Pojawia się głodny
człowiek - dać mu jeść; pojawia się spragniona osoba - dać jej coś pić. Nie ma pragnień
dla samego siebie, tylko dla wszystkich istot. Ten umysł jest już oświeceniem, które
nazywamy Wielką Miłością, Wielkim Współczuciem, Wielką Drogą Boddhisatwy. To
bardzo proste, wcale nie trudne !
Tak więc Budda powiedział, że wszystkie istoty mają naturę Buddy (zdolność do
osiągnięcia Oświecenia). Jednak Mistrz Zen Jo Ju powiedział, że pies nie ma natury
Buddy. Które stwierdzenie jest właściwe ? Które jest nie poprawne? Jeżeli odnajdziesz to,
odnajdziesz drogę prawdy.
Tracąc to, dostajesz to
[ Dae Soen Sa Nim podnosi kij Zen ponad głowę, następnie uderza nim w podium ]
Osiągnięcie oświecenia jest utraceniem oświecenia. Utracenie oświecenia jest
osiągnięciem oświecenia.
Widzimy tutaj, że jeszcze jeden świat pojawił się. Nazywamy go światem funkcji. Na
zewnątrz śnieg jest biały, wewnątrz elektryczne światła świecą jasno. Tak więc, mówiliśmy
o świecie nietrwałości, świecie zmiany. Następnie mówiliśmy o całkowitej pustce, świecie
pustki. W końcu mówiliśmy o świecie prawdy - wszystko jest prawdą. Następnie idąc od
świata prawdy przez KATZ! - pierwotny punkt - przybyliśmy do świata momentu, funkcji.
Nazywamy to Wielką Drogą Bodhisatwy. Tak więc, najpierw osiągnijcie prawdę, następnie
drogę bodhisatwy. Świat za światem, żywot za żywotem, ślubuję podążać drogą
bodhisatwy, aż wszystkie istoty staną się Buddą. Ślubuję podążać Wielką Drogą
Bodhisatwy, aż wszystkie istoty zostaną wyzwolone od cierpienia. To jest wielkie
ślubowanie Ji Jang Bosal, Wielkie Ślubowanie Bodhisatwy. Utrzymując to wielkie
ślubowanie przeżywamy nasz życie. To jest cel naszego życia. Nie tylko tego życia, ale
życia za życiem, aż wszystkie istoty zostaną wyzwolone. Oto jak powinniśmy żyć. Wtedy
cel mojego życia jest bardzo jasny.
Wcześnie rano jest śniadanie, a później obiad - ale po co? Dlaczego żyję na tym świecie?
Rozważcie to właśnie teraz. W supermarketach Dongdaemun i Nomdaemun pojawia się
codziennie wielu ludzi... bardzo, bardzo zajęci, bardzo zachłanni. Pochłonięci pogonią za
pieniędzmi, nie mają czasu. Dlaczego żyjesz w tym świecie? Wy wszyscy którzy
zebraliście się tutaj w przeddzień Dnia Oświecenia Buddy, jesteście tacy sami jak Budda,
również chcecie osiągnąć wasze prawdziwe ja. Zebraliście się tutaj aby praktykować, tak
jak robił to Budda pod drzewem Bodhi. Jesteście tu aby dowiedzieć się czym jesteście,
Pytajcie więc, naprawdę "Kim jestem?" To jest moja głowa, to jest moja ręka - to jest moje
ciało. Ale czy to jestem ja? Co jest prawdziwym mną? Co jest tą jedną rzeczą, która
przyprowadziła to ciało do Hwa Gye Sah? i teraz siedzi w tej sali Dharmy? Musicie ją
znaleźć. Jeżeli jesteście przywiązani do rzeczy materialnych, jeśli jesteście poruszeni
emocjonalnie przez jakiś rodzaj rzeczy materialnych, czym różnicie się od świni lub od
krowy? Czym różnimy się od jakiegokolwiek zwierzęcia? "To jest osoba" - mówimy do
siebie. "To nie jest zwierzę". Musimy jednak zrozumieć naszą ludzką funkcję, zanim
nazwiemy siebie ludzką istotą. Musimy zrozumieć naszą prawdziwą drogę zanim powiemy
że nie jesteśmy po prostu jak zwierzęta. Budda zobaczył gwiazdę poranną i osiągnął
oświecenie. Gdy ją zobaczył, osiągnął swoją ludzką naturę, drogę ludzkiej istoty. Gdy
osiągniesz swoją ludzką naturę, możesz być nazwany ludzką istotą.
Buddyzm naprawdę, nie jest religią. Buddyzm oznacza osiągnij coś, osiągnij oświecenie.
Spójrzcie na ten świat, spójrzcie na nasz kraj - Koreę. Ostatnio kilka osób chciało zostać
prezydentem Korei. Poświęcili wiele pieniędzy i czasu, lecz żadna z nich nie została
prezydentem. Gdy przyjrzymy się blisko temu światu, zobaczymy wiele ludzi kierowanych
przez pięć pragnień: jedzenia, seksu, pieniędzy, snu i sławy. Wielu ludzi żyje tylko dla tych
rzeczy. Gdy odrzucimy te pragnienia, możemy znaleźć właściwą drogę. Powinniśmy pytać:
"Jak mogę osiągnąć prawdziwą drogę? Jak mogę zbawić wszystkie istoty?" To jest ważne
pytanie! Potrzebujemy wielkiego ślubowania. Potrzebujemy wielkiego ślubowania i silnej
woli by zbawić wszystkie istoty. Chociaż umrę, jeśli uczynię to wielkie ślubowanie,
sprowadzi mnie ono znowu tutaj jako ludzką istotę. Będę znowu podążał drogą
bodhisatwy, znowu przyjdę do Hwa Gye Sah, znowu osiągnę moje prawdziwe ja, znowu
uratuje wszystkie istoty. Musimy uczynić wielkie ślubowanie by zbawić wszystkie istoty.
Gdy nie zrobimy tego, jak się odrodzimy po śmierci? Co się z nami stanie? Nie trzymaj się
pięciu pożądań. Porzuć je i żyj w świecie wielkiego ślubowania bodhisatwy.
Dobrze! Dziękuję. Ty robisz właściwą praktykę, więc nie ma problemu. Tylko rób to!
Tantien, to punkt poniżej pępka, ta praktyka oznacza: w naszej świadomości wiele rzeczy
wciąż przychodzi i odchodzi... przychodzi i odchodzi. Kiedy robisz praktykę tantien, wtedy
powinieneś wdychać wolno i wolno wydychać i utrzymywać swoją uwagę właśnie poniżej
pępka. Wtedy twój tantien staje się coraz mocniejszy i mocniejszy. Jeśli praktykujesz w ten
sposób, wtedy twój tantien i twój umysł dostaną dużo energii. Ale jaka jest właściwa
funkcja tej energii? To jest bardzo ważne. Jeśli nie możesz znaleźć właściwej funkcji tej
energii, wtedy może użyjesz tej energii do złego działania. Czasami tak się dzieje z ludźmi
praktykującymi sztuki walki, jak np. karate. Oni robią praktykę tantien i dostają dużo
energii, ale jak używać tej energii? Nie rozumieją. Może piją dużo, mają dużo seksu, dużo
złego działania i wkrótce pojawią się problemy. Ale jeżeli praktykujesz właściwie, wtedy
kiedy dostaniesz energię, zawsze stajesz się jednym. I kiedy tantien stanie się coraz
mocniejszy i energia tantien rośnie, rośnie, rośnie, wtedy cały wszechświat i ty BOOM!
Stajecie się jednym. Jeśli nie staniesz się jednym, nie możesz kontrolować tej energii.
Jeśli dostaniesz dużo energii za wcześnie i twój kierunek nie będzie jasny, wtedy nie
będziesz mógł kontrolować swojej energii i dużo złego działania pokaże się. Wtedy także
cierpienie się pojawi. Praktyka tantien jest OK, ale twój kierunek jest bardzo ważny:
dlaczego robisz praktykę tantien? Jak użyjesz energii tantien? Jak ma funkcjonować
właściwie energia tantien, tak aby twoje życie stało się jasne? To bardzo ważny punkt!
Jeśli tylko jesteś przywiązany do praktyki tantien, będziesz miał duży problem.
Nie twórz razem. Porzuć to wszystko, OK? Jeśli właściwie praktykujesz, twój tantien
automatycznie staje się mocniejszy. Wtedy kiedy praktykujesz z kong-anami, twój tantien
wzrośnie. Wtedy cały wszechświat i tantien staje się jednym. Wtedy twój umysł jest
bardziej czysty i jakikolwiek kong-an nie stanowi problemu.
Chybiłeś!
Ałłł!
Dobrze! Kiedy myślisz, masz problem, prawda? Więc [ uderzenie ] znaczy: odciąć całe
myślenie. Chwila po chwili bądź jasny. Bardzo ważne. To jest "Kij Zen". Czasami ten kij
jest coraz większy i większy, połyka cały wszechświat. Czasami staje się wężem, czasami
pałką, ale niczego nie stwarzaj. Jeśli coś stworzysz, uderzę cię, BAM! Nie stwarzaj
niczego.