You are on page 1of 12

„Potop” - TOM I - streszczenie szczegółowe

Rozdział XI
U państwa Skrzetuskich we wsi Burzec na ziemi łukowskiej pan Jan Onufry Zagłoba –
człowiek w starszym wieku, lecz „obdarzony siłą ducha” – odpoczywał w sadzie. Przy
nim bawiło się dwóch synów gospodarzy: pięcioletni Jeremek i czteroletni Longinek.
Chłopcy byli weseli i nazywali bohatera dziadkiem. Po pociechy przyszła ich matka
Helena, kobieta wysoka, tęga, ciemnowłosa i piękna. Pojawiła się z najmłodszym synkiem
na ramieniu. Zabrała potomstwo, by nie przeszkadzało odpoczywającemu. Skrzetuska
zwracała się do Zagłoby „Ojcze”, a on do niej „córuchno”, choć nie byli spokrewnieni.
Gdy pan Zagłoba drzemał, obudził go mąż Heleny – Jan. Przyszedł wraz ze swym
stryjecznym bratem – Stanisławem (rotmistrz kaliski). Ten drugi opowiedział o
wydarzeniach z pospolitego ruszenia szlachty: o zajęciu Wielkopolski przez Szwedów,
poddaniu się pod Ujściem wielu wojewodów, którzy podpisali ugodę (wyrzekli się króla i
Rzeczypospolitej). Stanisław komentował opisywane zajście, a Zagłoba nie mógł
uwierzyć w taką zdradę i pakty z Wittenbergem, na które nie zgodziło się zaledwie kilku
żołnierzy (Stanisław Skrzetuski, dwóch Skoraczewskich i paru innych). Jan postanowił, że
nazajutrz odwiezie rodzinę do krewnego Stabrowskiego do Puszczy Białowieskiej w
bezpieczne miejsce, a sam z dwoma towarzyszami pojedzie służyć pod chorągiew księcia
Janusza Radziwiłła.
Tak też się stało. Rankiem mężczyźni wyruszyli do Puszczy, do której dojechali po
sześciu dniach. Stabrowski – łowczy królewski – przyjął ich serdecznie, obiecując opiekę
nad Heleną i dziećmi. Nazajutrz Jan, Stanisław i Zagłoba pożegnali się ze Skrzetuską i
odjechali do hetmana Radziwiłła.
Rozdział XII
Zagłoba z Janem i Stanisławem pojechali najpierw do Upity do Wołodyjowskiego, czym
go niewymownie ucieszyli. Opowiedział gościom, jak z rozkazu księcia: „czynił
zaciąg” wraz z Kmicicem i Stankiewiczem. Poinformował ich również o zaproszeniu
przez Radziwiłła do Kiejdan. Przyjaciele postanowili pojechać do zamku razem.
W drodze Michał opowiadał o szlachcie laudańskiej, pojedynku z Andrzejem i odrzuceniu
przez Billewiczównę.
Rankiem następnego dnia przybyli do Kiejdan – dziedzictwa księcia Janusza Radziwiłła.
Zauważyli obcych żołnierzy, co złożyli na karb nadchodzącego zjazdu. Gdy przypadkiem
spotkali Charłampa, skorzystali z zaproszenia odpoczynku w jego kwaterze. Mężczyzna
opowiedział im, jak Radziwiłł całe noce naradzał się z Harasimowiczem – gubernatorem i
szlachcicem z Zabłudowa na Podlasiu. Ponadto zdradził, że przed dwoma dniami na
zamek przyjechał kawaler maltański, wielki rycerz Judycki i hetman polny Gosiewski.
Wczoraj cała trójka długo radziła z księciem, zaś w nocy Radziwiłł ustawił wartowników
pod ich drzwiami, zakazując opuszczania sypialni i rozmowy z kimkolwiek. Po tym
incydencie Harasimowicz ogłosił na zamku, że goście to zdrajcy, co oburzyło
Skrzetuskich i Zagłobę (aresztowanie bez sądu). Charłamp poinformował jeszcze
zebranych, że poprzedniego dnia hetman wysłał Kmicica do Czejkiszek po regiment

1
piechoty. Gdy towarzysze słuchali relacji, do kwatery przyszedł Harasimowicz z
wiadomością o zajęciu przez Szwedów całej Wielkopolski, Łowicza oraz o ucieczce z
Warszawy króla Jana Kazimierza. Mężczyzna zaprosił zabranych na rozmowę do księcia
Janusza Radziwiłła.
W zamku było mnóstwo szlachty i rycerstwa. Harasimowicz małymi drzwiami
wprowadził Zagłobę, Wołodyjowskiego i Skrzetuskich do komnaty, w której siedzieli
już Janusz i Bogusław Radziwiłłowie. Pierwszy z nich miał czterdzieści parę lat, był
barczysty, a z jego ogromnej twarzy biła pycha, powaga i potęga. Po wyjściu Bogusława,
przywitał gości. Dziwił się, że Jan Skrzetuski nie otrzymał w nagrodę za bitwę pod
Zbarażem starostwa. Wołodyjowskiemu zaś ofiarował dokument, czyniący go dożywotnie
właścicielem Dydkemii za służbę dla kraju. W czasie rozmowy okazało się, że Zagłoba i
Radziwiłł pochodzili z Litwy, a Jan Skrzetuski opowiedział o hańbie i zdradzie, którą
Stanisław widział pod Ujściem. Na koniec wszyscy czterej ofiarowali księciu swą służbę i
zostali zaproszeni na wieczorną ucztę. Jutro mieli wyruszyć pomścić Wilno, zajęte przez
Szwedów. Gdy towarzysze wyszli od Radziwiłła, Zagłoba stwierdził, że książę tak
przypadł mu do serca, że gotów byłby wejść za nim w ogień. Z kolei Wołodyjowskiego i
Skrzetuskich zdziwiła hojność i łaska gospodarza. Przewidywali, że miał ukryte zamiary i
dlatego przekupywał ludzi. Po wyjściu na zamkowy dziedziniec, co chwilę mijały ich
oddziały konnych, karety. Przejechał ksiądz biskup Żmudzki, pan Korf – wojewoda
wendeński, Tokarzewski oraz szwedzcy posłowie z Inflant (eskortowani przez
Tokarzewskiego od Birż). Wszyscy spieszyli na spotkanie z księciem. Gdy posłowie
weszli na naradę, Zagłoba wznosił na dziedzińcu okrzyki za zdrowie Janusza Radziwiłła.
Przemawiał ponadto do zebranej szlachty, rozprawiając o nadchodzącym nieprzyjacielu, o
konieczności obrony ojczyzny. Krzyczał przy tym nieustannie:
„Na Szweda! Panowie, bracia! Na Szweda”. Zebrani mu wtórowali.
Z kolei książę, słysząc te okrzyki i prowadząc pertraktacje z posłami czuł coraz większą
złość na Zagłobę, który denerwował go swym krzykliwym postępowaniem.
Wołodyjowski ujrzał w kolasce, która zajechała na dziedziniec, Oleńkę w towarzystwie
mężczyzny, w którym Zagłoba rozpoznał Tomasza Billewicza – miecznika rosieńskiego,
sługę i przyjaciela Radziwiłła.
Rozdział XIII
W Kiejdanach rozeszła się wieść o aresztowaniu hetmana polnego Gosiewskiego z
powodu odmówienia połączenia swych chorągwi z radziwiłłowskimi. Po obiedzie książę
odbył pojedyncze rozmowy z pułkownikami: Mirskim, Stankiewiczem, Wołodyjowskim,
Charłampem, Ganchofem, Sółłahubą, którzy byli zdziwieni poufnym charakterem dysput.
Wieczorem do miasta powrócił Kmicic. Po serdecznym przywitaniu z Wołodyjowskim,
udał się na wezwanie do zamku hetmana. Usłyszał tam, że Janusz pokłada w nim wiele
ufności i nadziei, został nazwany „przyjacielem”. Ostatnie słowa zdziwiły
Andrzeja. Przyrzekł Radziwiłłowi na święty krzyż (książe mu go podsunął), że nigdy go
nie opuści. Książe zaś oznajmił rozmówcy, że sprowadził do siebie Billewiczównę by
doprowadzić do zgody narzeczeństwa. Wzruszyło to Kmicica. Nie mógł wyrazić słów
wdzięczności: „- Wasza książęca mość, ja chyba oszaleję!... Życie, krew moja do waszej
książęcej mości należą!... Co mam czynić, aby się wywdzięczyć? co? Mów wasza książęca

2
mość! rozkazuj!”. Gdy usłyszał: „- Dobrem za dobro mi odpłać... Miej wiarę we mnie,
miej ufność, że co uczynię, to dla dobra publicznego uczynię. Nie odstępuj mnie, gdy
będziesz widział zdradę i odstępstwo innych, gdy się złość wzmoże, gdy mnie samego...”,
obiecał: „stać przy osobie waszej książęcej mości, mego wodza, ojca i dobrodzieja!”. Po
tych słowach przeszli do wypełnionej ucztującymi ludźmi sali i wmieszali się w tłum.
Po chwili podeszli do Tomasza Billewicza i Oleńki, która zbladła na widok kawalera.
Radziwiłł przywitał się z panną i jej wujem mówiąc, że przyprowadził przed ich oblicze
grzesznika, który potrzebuje pokuty. Gdy Kmicic pozostał sam z narzeczoną, obiecał jej
poprawę. Zamierzał pojednać się z ludźmi oraz prosił, by mu wybaczyła i czekała na jego
powrót (bał się, że wstąpi do klasztoru). Aleksandra zgodziła się. Para przeszła do sali
jadalnej, zastawionej na trzysta osób.
Goście zasiedli do stołu. Gdy wybiła północ, nastała cisza i wszyscy odliczali działowe
wystrzały. Janusz Radziwiłł wzniósł toast za Karola Gustawa – nowego władcę! Po tych
słowach zapadło milczenie. Zdekoncentrowani pułkownicy i szlachcice nie wierzyli w to,
co przed chwilą padło z ust księcia. Zaraz potem ktoś odczytał ugodę podpisaną przez
hetmana i szwedzkiego monarchę. Oto jej fragment:
„1) Łącznie wojować przeciw wspólnym nieprzyjaciołom, wyjąwszy króla i Koronę
Polską.
2) Wielkie Księstwo Litewskie nie będzie do Szwecji wcielone, lecz z nią takim sposobem
połączone, jak dotąd z Koroną Polską, to jest, aby naród narodowi, senat senatowi, a
rycerstwo rycerstwu we wszystkim było równe.
3) Wolność głosu na sejmach nikomu nie ma być bronioną.
4) Wolność religii ma być nienaruszona (...)”.
Mimo, iż zebrani zaczęli prosić o litość: „- Nie czyń tego! Zmiłuj się nad nami!”,
Radziwiłł był nieprzejednany: „- Kto nie ze mną, ten przeciw mnie! Znałem was,
wiedziałem, co będzie!... A wy wiedzcie, że miecz wisi nad waszymi głowami!...”.
Buławę pierwszy rzucił Stankiewicz. Za nim uczyniła ten gest reszta oficerów. Wszyscy
krzyczeli: „Zdrajca! Zdrajca!”, a Janusz rzekł: „-Kto za mną, niech przejdzie na prawą
stronę sali!”. Posłuchał go Charłamp, Mieleszko i Niewiaromski, a pozostali, czyli Mirski,
Stankiewicz, Hoszczyc, Wołodyjowski, dwaj Skrzetuscy, Zagłoba i Oskierko zostali
otoczeni przez książęcych rajtarów, pod dowództwem Ganchofa. Kmicic stał niczym
rażony piorunem. Po toaście Jana Radziwiłła szeptał:„-Boże, Boże, Boże, com ja uczynił!”.
W tej trudnej chwili nie pomogła mu ukochana, która uważała popleczników hetmana za
zhańbionych. Gdy kazała narzeczonemu wybierać, ten oszołomiony poszedł za oddziałem
rajtarów. Odchodząc, słyszał za sobą słowa:
„-Precz zdrajco!”.
Rozdział XIV
Tej nocy hetman naradzał się ze szwedzkimi posłami i wojewodą wileńskim Korfem.
Oficerów, którzy się do niego nie przyłączyli, nakazał aresztować. W jego duszy gościł
niepokój. Obawiał się groźnego przeciwnika Pawła Sapiehy, przy którym z pewnością
staną największe siły kraju. Harasimowicz przyniósł mu list od Michała Kazimierza
Radziwiłła, w którym krewny donosił, by nie liczył na jego pomoc, ponieważ nie udzieli
jej zdrajcy Rzeczpospolitej. Po jakimś czasie doniesiono Januszowi, że Andrzej chciał

3
uciec z Billewiczami, lecz przeszkodzili mu czujni wartownicy. Tymczasem Kmicic nie
chciał pozostawać na usługach Janusza, po związaniu uderzał głową w ścianę z rozpaczy
nad swym losem.
Radziwiłł nakazał przyprowadzenie do swej komnaty Kmicica. Gdy wprowadzono
mężczyznę i książe przypomniał mu przysięgę złożoną na krzyż, Andrzej odparł: „-
Potępiony będę, gdy tej przysięgi nie dotrzymam; potępiony będę, gdy jej dotrzymam!
(…)Wszystko mi jedno! (…)- Przed miesiącem groziły mi sądy i kary za zabójstwa... dziś
wydaje mi się, żem wonczas był niewinny jak dziecko!”. Janusz nie ustępował jednak w
indoktrynacji dzielnego żołnierza. Zaczął go przekonywać do swych racji: „- Słuchaj (…)
czas powiedzieć ci wszystko... Rzeczpospolita ginie... i zginąć musi. Nie masz dla niej na
ziemi ratunku. Chodzi o to, by naprzód ten kraj, tę naszą ojczyznę bliższą, ocalić z
rozbicia... a potem... potem wszystko odrodzić z popiołów, jako się feniks odradza... Ja to
uczynię... i tę koronę, której chcę, włożę jako ciężar na głowę, by z onej wielkiej mogiły
żywot nowy wyprowadzić... Nie drżyj! ziemia się nie rozpada, wszystko stoi na dawnym
miejscu, jeno czasy nowe przychodzą...Oddałem ten kraj Szwedom, aby ich orężem
drugiego nieprzyjaciela pohamować, wyżenąć go z granic, odzyskać, co stracone, i w jego
własnej stolicy mieczem traktat wymusić... Słyszysz ty mnie? Ale w onej skalistej, głodnej
Szwecji nie masz dość ludzi, dość sił, dość szabel, aby tę niezmierną Rzeczpospolitą
zagarnąć. Mogą zwyciężyć raz i drugi nasze wojsko; utrzymać nas w posłuszeństwie nie
zdołają... (…)Jana Kazimierza nie pozbawią Szwedzi państwa ni panowania, ale go w
Mazowszu i Małopolsce zostawią Bóg mu nie dał potomstwa. Potem przyjdzie elekcja...
Kogóż na tron wybiorą, jeśli chcą dalszy sojusz z Litwą utrzymać? Kiedyż to tamta
Korona doszła do potęgi i zgniotła moc krzyżacką? Oto gdy na jej tronie zasiadł
Władysław Jagiełło. I teraz tak będzie... Polacy nie mogą kogo innego na tron powołać,
jeno tego, kto tu będzie panował. Nie mogą i nie uczynią tego, bo zginą, bo im między
Niemcami i Turczynem powietrza w piersi nie stanie, gdy i tak rak kozacki pierś tę toczy!
Nie mogą ! Ślepy, kto tego nie widzi; głupi, kto tego nie rozumie! A wówczas obie krainy
znowu się połączą i zleją się w jedną potęgę w domu moim!”.
Starania nie poszły na marne. Kmicic uwierzył w słowa i intencje księcia, w pozorną tylko
ugodę ze Szwecją. Ufał, że Janusz Radziwiłł wzmocni Litwę, zostanie królem i wówczas –
potężny i niepokonany – zacznie wojnę ze Szwedami.
Rozdział XV
Zagłoba, dwaj Skrzetuscy, Wołodyjowski i inni oficerowie po aresztowaniu zostali
zamknięci w zamkowych podziemiach. Czuli się oszukani i zdradzeni przez księcia,
któremu wierzyli. Ciągle radzili nad możliwościami ucieczki, za wszelką cenę chcieli
sprowadzić chorągiew Wołodyjowskiego z Upity na ratunek. Zagłoba poprosił Michała o
jego pierścień, który byłby znakiem dla żołnierzy pułkownika w razie, gdyby udało mu się
do nich dotrzeć.
Z podwórza zamkowego zaczęły dochodzić do nich krzyki. Michał, podsadzony do
okienka, zdał relację z sytuacji, którą zaobserwował: na dziedziniec wytoczono armaty
przeciw piechocie węgierskiej chorągwi Oskierki (również był aresztowany), która
czekała w szyku bojowym na oswobodzenie dowódcy. Naprzeciw nich stanęły wojska
Charłampa, Mieleszki i Niewiaromskiego. Michał miał nadzieję, że ludziom Oskierki z

4
pomocą przyjdzie Kmicic (nie wiedzieli, po której stronie stanął). Na podwórzu powstał
bunt. Wystrzały z armat rozpoczęły walkę. W pewnej chwili przybył Andrzej ze swym
oddziałem i… zaczął wybijać i „siekać” ludzi Oskierki. Wówczas zdruzgotany i
wstrząśnięty Michał zeskoczył na ziemię. Choć podał przyjazną dłoń chorążemu, ten
stanął przeciw ojczyźnie. Andrzej wygrał tę bitwę, dowodząc tym samym, iż z całego
serca popiera dążenia Janusza Radziwiłła.
Rozdział XVI
Hetman Radziwiłł kazał Andrzejowi sprowadzić do Kiejdan chorągwie Mirskiego,
Stankiewicza i Wołodyjowskiego, czyniąc go przedtem regimentarzem. Gdy powiedział,
że Zagłobę, Wołodyjowskiego i Skrzetuskich każe rozstrzelać, Kmicic zaczął błagać na
kolanach o darowanie im życia. Wówczas Janusz zmienił zdanie komunikując, że
oficerów internuje do Birż, do Szwedów. Taki los miał spotkać wszystkich prócz Zagłoby.
Ten zaś miał umrzeć, ponieważ jako pierwszy nazwał księcia na balu zdrajcą. Słysząc to,
pułkownik począł całować Janusza po rękach i tłumaczyć, że Zagłoba z pewnością nie
wiedział co mówi ze względu na wypity alkohol. Radziwiłł przystał na prośby Kmicica –
Jan Onufry miał także jechać do obozu do Birż. Na koniec rozmowy książe nakazał
Andrzejowi sprowadzenie na czas wojny do zamku Billewiczówny i jej stryja (odjechali
zaraz po północy). Jeśliby stawiali opór – miał użyć siły. Hetman obawiał się, że miecznik
przyłączy się ze swymi towarzyszami laudańskimi do Sapiehy. Andrzej przystał na to
rozwiązanie. Przywożąc Oleńkę do Kiejdan, zyska pewność, że panna nie wstąpi do
klasztoru.
Rozdział XVII
Kmicic nie wyruszył po chorągwie Stankiewicza i Mirskiego następnego dnia, gdyż te już
zbliżały się do Kiejdan na pomoc swym pojmanym dowódcom. Wieść o zdradzie
hetmańskiej rozniosła się po okolicy bardzo szybko, powodując, iż wszystkie chorągwie
postanowiły się połączyć w obronie ojczyzny przeciw Radziwiłłowi.
Wieczorem wyprowadzono z piwnicy oficerów-aresztantów. Do Birż miał ich dostarczyć
Roch Kowalski ze swym oddziałem. Oskierko słyszał o nim same superlatywy, podobno
mieli podążać z człowiekiem silnym i odważnym. Bohaterowie wyruszyli w końcu w
drogę. Podczas jazdy Zagłoba ułożył plan ucieczki: Rochowi wmówił, że są rodziną,
zapraszając go do wozu zajmowanego przez siebie i towarzyszy. Onufry upił
Kowalskiego, a gdy ten zasnął, sprytny żołnierz założył opończę i hełm śpiącego Rocha na
siebie, wsiadł na jego konia (jechał obok wozu) i oddalił się. Ludzie Kowalskiego nie
zatrzymali uciekiniera, ponieważ wzięli go za swego komendanta. Dopiero nad ranem
odkryto nieobecność jeńca.
Roch był wściekły. Zagłoba zabrał mu konia i list polecający hetmana do komendanta
Birż. Z kolei Wołodyjowski i inni oficerowi cieszyli się z takiego obrotu spraw. Byli
pewni, że Zagłoba sprowadzi na pomoc chorągiew z Upity. Mimo ucieczki, podróż trwała
dalej. Żołnierze jechali przez wsie i miasteczka.
Zagłoba faktycznie wkrótce powrócił z posiłkami laudańskimi i uwolnił aresztantów.
Doszło do bójki Rocha i Józwy Butryma, w trakcie której Wołodyjowski wziął buławę z
rąk Zagłoby i przejął dowództwo nad chorągwią. Wybawca opowiedział przyjaciołom o
ucieczce. Wspominał rolę pierścienia Michała po dotarciu do oddziału. Mówił również o

5
liście skradzionym Kowalskiemu, w którym Radziwiłł rozkazał komendantowi
szwedzkiemu rozstrzelać jeńców po dotarciu do Birż. Słysząc to, oficerowie nie mogli
uwierzyć, że za długoletnią, wierną służbę Janusz skazał ich na śmierć.
Dragoni Kowalskiego przeszli na stronę niedawnych aresztantów, którzy postanowili
połączyć się z oddziałami Sapiehy. Podczas podróży ujrzeli w Klewanach ogień. Okazało
się, że to Szwedzi zaatakowali wieś. Wszyscy zgodnie zamierzali pomóc ciemiężonym,
zaś Zagłoba został w lasku pod Klewanami, pilnując Rocha, by nie zbiegł do Radziwiłła.
Rozdział XVIII
Gdy żołnierze dojechali do wsi, zastali krzyczących ludzi. Kobiety i wieśniacy byli targani
i poniewierani przez szwedzkich rajtarów, którzy zabierali ich inwentarz i palili chałupy.
Wołodyjowski z chorągwią zaatakowali. Walka przeistoczyła się w zaciętą
rzeź: „Gdzieniegdzie bito się większymi kupami, po kilkunastu na szable i rapiery,
gdzieniegdzie bitwa zmieniła się w szereg pojedynków i mąż potykał się z mężem, rapier
krzyżował się z szablą, czasem strzał pistoletowy buchnął. Tu i owdzie rajtar, wymknąwszy
się spod jednej szabli, biegł jak pod smycz pod drugą. Tu i owdzie Szwed lub Litwin
wydobywał się spod obalonego rumaka i padał zaraz pod cięciem czekającej nań szabli”.
Po godzinie bitwa zakończyła się zwycięstwem Michała.
W tym czasie Zagłoba przekonał Kowalskiego, by przystąpił do ich oddziału. Po powrocie
Wołodyjowskiego do lasku, przekazał tę wieść przyjacielowi. Michał przywiózł siedmiu
jeńców i rotmistrza szwedzkiego. Na „pożegnanie” powiedział, że pojmali i wypuścili ich
ludzie Janusza Radziwiłła, którzy walczyli z jego rozkazu. Okłamali Szwedów, że zawarta
ugoda między ich królem a hetmanem była tylko fikcją. Wiedzieli, że Radziwiłł szybko
się o tym nie dowie, ponieważ byli daleko od zamku w Kiejdanach. Podejrzewali za to
rychłą reakcję urażonych zerwaniem umowy Szwedów.
Rozdział XIX
Na Litwie rozpoczęła się wojna domowa. Wojsko komputowe podzieliło się na dwa
obozy. Jedni stali przy hetmanie, drudzy opowiedzieli się przeciw unii ze Szwecją i
poparli Sapiehę. Wołodyjowski z chorągwią przybył do Poniewieża, gdzie otrzymał wieści
o zniszczeniu przez Janusza oddziałów Mirskiego i Stankiewicza. Tych, którzy nie chcieli
przystąpić do księcia – pomordowano. Części udało się uciec do lasów. Przyczynił się do
tego Kmicic. Zbiedzy każdego dnia dołączali do Michała, przynosząc nowe
wieści: „Najważniejszą z nich była wiadomość o buncie chorągwi komputowych,
stojących na Podlasiu, wedle Białegostoku i Tykocina. Po zajęciu Wilna przez wojska
moskiewskie miały owe chorągwie stamtąd przystęp do krajów koronnych osłaniać. Lecz
dowiedziawszy się o zdradzie hetmana, utworzyły konfederację, na której czele stanęli
dwaj pułkownicy: Horotkiewicz i Jakub Kmicic, stryjeczny najwierniejszego poplecznika
radziwiłłowskiego, Andrzeja (…)”. Do buntu dołączyła również chorągiew
Niewiaromskiego, wypowiadając hetmanowi posłuszeństwo. Sprzeciw jednak nie trwał
długo – niegodzący się na politykę Radziwiłła zostali wybici przez Andrzeja. Po tych
wieściach Wołodyjowski zmienił najbliższe plany. Do momentu przyłączenia się do
Sapiehy musieli poczekać. Teraz należało ruszyć na Podlasie, do chorągwi tworzących
konfederację. Zbiegowie donieśli Michałowi, że król Jan Kazimierz kazał wracać
oddziałom z Ukrainy i dołączyć do obrony przeciw Szwedom nad Wisłą. Wołodyjowski

6
wyruszył z towarzyszami. Aby dotrzeć na Podlasie, musieli jechać obok Kiejdan, w
których stał Kmicic z piechotą, jazdą konną i armatami.
Gdy hetman dowiedział się o ucieczce oficerów, o zbuntowanej chorągwi laudańskiej, o
wygranej przez nią bitwie klewańskiej, w której śmierć poniosło stu dwudziestu żołnierzy
szwedzkich – dostał ataku astmy, na którą cierpiał od dawna. Do pogorszenia jego stanu
przyczynił się również list od szwedzkiego komendanta z Birż – Pontusa de la Gardie
(głównodowodzący siłami szwedzkimi). Radziwiłł dowiedział się, że żołnierze szwedzcy
pod przysięgą zeznali o napadzie wojska Janusza w Klewanach... Hetmana ogarnęła
ogromna wściekłość. Choć starał się listownie wszystko wyjaśnić, adresat nie uwierzył.
Gdy Kmicic otrzymał korespondencję od księcia z wiadomościami o poczynaniach
zbiegów, o ocalenie głów których błagał niegdyś na kolanach, ucieszył się, że udało im się
uciec. Z rozkazu Radziwiłła, obawiającego się ataku Michała, Andrzej umocnił obronę
Kiejdan. Pułki Mieleszki i Ganchofa zrobiły zasadzkę na drodze do zamku. Choć czekali
w gotowości, pułkownik i jego ludzie „zapadli się pod ziemię”.
Tymczasem książe podupadł na zdrowiu, wychudł. Przerażała go groźba ruiny i
niespełnienia planów.
Rozdział XX
Kmicic zakończył ubezpieczanie Kiejdan, a następnie pojechał z rozkazu księcia po
Oleńkę i Tomasza, by sprowadzić ich do zamku. Gdy dojechał do Billewicz, pozostawił
swych dragonów w karczmie, a sam z wachmistrzem Soroką i jednym pachołkiem udał się
do miecznika i panny. Widząc narzeczonego, Aleksandra wyszła do drugiej izby. U
Tomasza Billewicza przebywał akurat sąsiad Dowgirg z Plemborga i pan Chudzyński –
dzierżawca z Ejragołów. Po przywitaniu i wypiciu kieliszka wina, Andrzej oznajmił, że
zamierza ich zabrać z zaproszenia hetmana do Kiejdan. Mieli tam mieszkać do czasu
zapanowania pokoju w kraju. Po powrocie do komnaty, Oleńka razem ze stryjem
sprzeciwiła się przedstawionym planom. Nie chciała jechać do domu zdrajcy. Gdy Kmicic
zapowiedział, że zabierze ich siłą, usłyszeli tętent koni. Nagle otworzyły się drzwi i stanęli
w nich Wołodyjowski, Mirski, Zagłoba, dwaj Skrzetuscy, Stankiewicz, Oskierko i Roch
Kowalski. Gospodarz zaczął ich prosić o ratunek przez Andrzejem, a Michał przemówił
do pułkownika, nazywając go zdrajcą i renegatem, mordercą niewinnych żołnierzy -
przeciwników zdrady. Na koniec powiedział, że Kmicic poniesie za to słuszną karę –
zginie. Sześciu ludzi otrzymało rozkaz rozstrzelania zdrajcy ojczyzny. Po wyprowadzeniu
pułkownika, Oleńka zemdlała.
Zagłoba, chcąc dać upust swemu wścibstwu, pojechał za żołnierzami, by przeszukać
Andrzeja. Miał nadzieję znalezienia jakiegoś ważnego listu (tak, jak przy Rochu).
Tymczasem omdlałą Aleksandrę odnalazł wuj, który natychmiast zawołał na pomoc
oficerów. Po odzyskaniu przytomności panna była świadkiem takiej sceny: nagle pojawił
się zziajany Zagłoba mówiąc, że chcieli zabić zacnego kawalera, który uratował im życie.
Podał pismo zdziwionemu Wołodyjowskiemu. Okazało się, że ową korespondencją
okazała się ta, w której Janusz Radziwiłł gorzko wymawiał Kmicicowi, że tylko za jego
wstawiennictwem darował oficerom życie w Kiejdanach (zaraz po ogłoszeniu ugody ze
Szwedami). List kończył się poleceniem, by pułkownik przywiózł Billewiczów. Zebrani
byli pewni, że gdyby nie interwencja Andrzeja, byliby już martwi. Zagłoba był pod

7
wrażeniem postawy Kmicica, który nawet w chwili nadchodzącej śmierci nie próbował się
tłumaczyć.
Gdy do izby przyprowadzono bohatera, Wołodyjowski rzekł: „-Wolny jesteś, panie
kawalerze (…) i pókiśmy żywi, żaden z nas się na ciebie nie targnie”. Powiedział, że
pułkownik może wrócić do hetmana-zdrajcy lub przyłączyć się do nich, na co Andrzej
odparł, że tylko Janusz Radziwiłł pragnie uratować Rzeczpospolitą. Wówczas głos zabrał
Zagłoba. Zapytał, czy Kmicic, gdy błagał o życie towarzyszy, otrzymał przyrzeczenie
księcia, że nie zabije oficerów. Otrzymawszy potwierdzenie, pokazał zaślepionemu
pułkownikowi list Radziwiłła (ukradziony Rochowi) do szwedzkiego komendanta, w
którym to nakazywał rozstrzelanie przybyłych do Birż mężczyzn. Po odczytaniu polecenia
Andrzej zbladł i, powiedziawszy „-Bądźcie zdrowi! (…) Lepiej mi było zginąć z rąk
waszych” – wyszedł.
Pożegnawszy się z miecznikiem, Wołodyjowski zaproponował mu, by wraz z Oleńką
wyjechał do Białowieży, do Heleny Skrzetuskiej. Tylko tam mogli być bezpieczni.
Z kolei Billewiczówna podziękowała Zagłobie, całując go w rękę, za uratowanie życia
Andrzejowi.
Rozdział XXI
Gdy Wołodyjowski wraz ze swą chorągwią odjechał, tej samej nocy do Billewicz
przybył… Janusz Radziwiłł! Hetman porwał Oleńkę i miecznika do swego zamku.
W kraju u boku Michała byli najlepsi oficerowie, mogący zmienić trudną sytuację na
Podlasiu. Wojska rosły w siłę, codziennie przybywało im stronników, toteż hetman –
obawiając się o swe zwycięstwo – kilkakrotnie wysyłał listy do Sapiehy. Chciał się z nim
pojednać, jednak korespondencja wracała do nadawcy bez odpowiedzi. Do księcia
dochodziły wieści, że Sapieha z każdym dniem rośnie w wojskową potęgę. Srebra
przetapiał na monety, sprzedawał swoje stada, nie liczył się z groszem, wyposażając
oddziały w armaty, szable, pistolety i żywność. Garnęła się do niego szlachta, patrioci,
wszyscy nieprzyjaciele hetmana.
Janusz Radziwiłł zdziwił się, że wracając z Billewiczami do zamku, nie spotkał Andrzeja.
O uszy obiły mu się wieści, że dragonów pułkownika zabrało wojsko Wołodyjowskiego.
Tymczasem Kmicic już czekał w Kiejdanach. Wyznał, że wie o liście do szwedzkiego
komendanta w Birż, a co za tym idzie, o złamanym słowie księcia. Powiedział, że nie
przystąpił do Michała, choć ten mu to proponował. Ponad wszystko cenił sobie wierność i
szczerość. Gdy opuścił komnatę władcy, który dostał kolejny atak astmy, od Charłampa
dowiedział się, że w zamku przebywają Billewicze. Wrócił do księcia, gdy wyszedł od
niego medyk. Radziwiłł zaczął wpierać pułkownikowi, że to przez jego nierozstrzelanych
przyjaciół wybuchła wojna domowa, zachwiała się przyjaźń ze Szwedami, a Michał z
chorągwią krzyżuje mu plany obrony ojczyzny. Na koniec rozmowy hetman zaprosił
Andrzeja na wieczorną ucztę.
Rozdział XXII
Wieczorem na zamkowy dziedziniec zajechało dużo bryczek i kolasek z zaproszonym na
ucztę gośćmi. Miecznik rosieński długo musiał namawiać Oleńkę by towarzyszyła mu w
kolacji.Kmicic z rozkazu hetmana został posadzony przy stole między panną a jej stryjem.
Gdy rozpoczęła się kolacja, narzeczeni rozmyślali o ostatnich wydarzeniach, które miały

8
wpływ na ich obojętność wobec siebie. Kmicic nadal bardzo kochał Aleksandrę, oddałby
za nią życie. Cały czas spoglądał na nią ukradkiem. Ona również darzyła kawalera
gorącym uczuciem. Ceniła w nim odwagę, męstwo i wierność przyjaźni. Zdawała sobie
sprawę, że służył Radziwiłłowi, ponieważ był ślepo przekonany o jego dobrych
intencjach. Gdy ich oczy się spotkały, panna dojrzała w nich ból i zmęczenie. Janusz
wznosił toasty, które musieli pić wszyscy, którzy nie chcieli być uznani za wrogów. Potem
odczytał listy od Bogusława Radziwiłła, w których ten donosił wiele rzeczy:
województwo sieradzkie i wielkopolskie poddało się Szwedom, król Jan Kazimierz został
pobity pod Widawą i Żarnowem (dlatego cofnął się do Krakowa). Wieści te ucieszyły
wszystkich gości. W pewnej chwili Oleńka źle się poczuła. Nagle wstała do stołu i,
wskutek zawrotu głowy, upadłaby, lecz Andrzej chwycił ją na ręce i wyniósł z dusznej
sali.
Rozdział XXIII
Kmicic nie chciał siedzieć bezczynnie w Kiejdanach. Udało mu się przekonać hetmana, by
pozwolił mu wyjechać i dostarczyć w jego imieniu listy: do Harasimowicza, by przysłał
pieniądze z publicznych podatków do Tylży, do księżnej, do Bogusława Radziwiłła,
przebywającego w Tykocinie, do Karola Gustawa, by przekonać go o braku winy za
epizod w Klewanach, do marszałka koronnego Jerzego Lubomirskiego, by namówić go do
przystąpienia do księcia. W zamian hetman ofiarowywał rękę swej córki synowi
marszałka Herakliuszowi.
Na koniec Radziwiłł powiedział Kmicicowi: „Szwedzi wprawdzie górą: zajęli
Wielkopolskę, Mazowsze, Warszawę, województwo sieradzkie poddało im się, gonią Jana
Kazimierza pod Kraków i Kraków oblegną, jak Bóg w niebie. Czarniecki ma go bronić,
ów świeżo wypieczony senator, ale muszę przyznać, żołnierz dobry. Kto może przewidzieć,
co się stanie?... Szwedzi wprawdzie umieją zdobywać fortece, a nie było nawet czasu na
wzmocnienie Krakowa. Wszelako ten pstry kasztelanik może się trzymać miesiąc, dwa,
trzy. Dzieją się czasem takie cuda, jako wszyscy pamiętamy pod Zbarażem... Owóż, jeśli
się będzie zacięcie trzymał, diabeł może wszystko na wspak obrócić. Ucz się arkanów
polityki. Wiedz tedy naprzód, że w Wiedniu nie będą chętnym okiem patrzeć na rosnącą
potęgę szwedzką i mogą pomoc dać... Tatarzy też, wiem to dobrze, skłonni są pomagać
Janowi Kazimierzowi, na kozactwo i Moskwę nawałem ruszą, a wówczas wojska ukrainne
pod Potockim przyjdą na pomoc... Desperat dziś Jan Kazimierz, a jutro może jego
szczęście przeważyć...”. Podlasie leżało nieopodal Mazowsza. Hetman przewidywał, że
albo zajmą je Szwedzi, albo Prusacy. Książe Bogusław miał być ogniwem łączącym
Szwedów i Jana Kazimierza. Dlatego też miał jechać do Tylży i czekać tam na przyjazd
Prusaków.
Andrzej zebrał ludzi do wyprawy za swe pieniądze (książe nie chciał nic sponsorować,
mimo iż ostatnio ograbił Wilno). Chorągiew pułkownika – przekazana pod dowództwo
Ganchofa - musiała pozostać w Kiejdanach, by w razie ataku bronić Radziwiłła. Wkrótce
okazało się to zbawienne, ponieważ zbliżał się Sapieha… Przed wyjazdem Kmicic
poprosił Janusza, by w czasie jego nieobecności czuwał na Billewiczami, na co ten
oznajmił, że dla bezpieczeństwa odeśle pannę do Taurogów pod Tylżę, do swej żony.
Rozdział XXIV

9
Kmicic i jego ludzie byli gotowi do drogi. Pułkownik zebrał sześciu żołnierzy, w tym
wachmistrza Sorokę. Na koniec hetman wręczył mu listy i glejt do szwedzkich
komendantów, zapewniając tym samym wolny przejazd. Andrzej pożegnał się z
Aleksandrą, starając się odzyskać sympatię narzeczonej: „- Moja mościa panno! (…)
Chciałem jechać bez pożegnania, ale nie mogłem. Bóg raczy wiedzieć, kiedy wrócę i czy
wrócę, bo i o przygodę nietrudno. Lepiej nie rozstawajmy się z gniewem w sercu i z urazą,
aby kara boska na które z nas nie spadła. Ej! siła by mówić, siła by mówić, a tu język
wszystkiego nie wypowie. No! szczęścia nie było, woli bożej, widać, nie było, a teraz, choć
ty, człeku, i łbem w mur bij, nie ma już rady nijakiej! Nie winujże mnie, waćpanna, to i ja
cię nie będę winował. Już na ów testament nie trzeba zważać, bo jako rzekłem: na nic
ludzka wola przeciw boskiej. Daj ci Boże szczęście i spokojność. Grunt, żeby sobie winy
odpuścić. Nie wiem,, co mnie tam spotka, gdzie jadę... Ale już mi dłużej nie wysiedzieć w
męce, w kłótni, w żalu... Człek się o cztery ściany w izbie rozbija, bez rady, mościa panno,
bez rady!... Nie masz tu nic do roboty, jeno się ze zgryzotą w bary brać, jeno myśleć po
całych dniach, aż głowa boli, o nieszczęsnych terminach i w końcu nic nie wymyślić...
Trzeba mi tego wyjazdu, jako rybie wody, jako ptakowi powietrza, bo inaczej bym oszalał
(…)Trzeba też waćpannie wiedzieć, że uraza i gniew to co innego, a żal co innego.
Gniewum się wyzbył, ale żal we mnie siedzi - może nie do waćpanny. Bo ja sam wiem do
kogo i czego?... Myśląc nic nie wymyślę, ale tak mi się zdaje, że lżej będzie i mnie, i
waćpannie, gdy się rozmówiem. Waćpanna masz mnie za zdrajcę... i to mnie najgorzej
kole, bo jak zbawienia duszy mojej pragnę, tak nie byłem i nie będę zdrajcą! (…)Wiedzże
o tym, że zbawienie w księciu Radziwille i w Szwedach, a kto inaczej myśli, a zwłaszcza
czyni, ten właśnie ojczyznę gubi. Ale nie czas mi dyskursować, bo czas jechać. Wiedz
tylko, żem nie zdrajca, nie przedawczyk. Bodajem zginął, jeżeli nim kiedy będę!... .Wiedz,
żeś niesłusznie mną pogardziła, niesłusznieś na śmierć skazała... To ci mówię pod
przysięgą i na wyjezdnym, a mówię dlatego, ażeby zarazem powiedzieć: odpuszczam z
serca, ale za to i ty mnie odpuść!”. Oleńka też poprosiła kawalera o wybaczenie. Gdy
zaczęła płakać, on przytulił ją do swej piersi, całował oczy i usta. Billewiczówna nie
stawiała oporu, a Andrzej padł jej do nóg. W pewnej chwili wybiegł jak oszalały.
Rozdział XXV
Andrzej wyruszył w drogę, podczas której słyszał opowieści napotkanych ludzi. Mówili o
oddziałach Zołtarenki, mordujących ludzi, palących wsie, równających wszystko z ziemią.
Kmicic przejeżdżał przez opustoszałe tereny, niegdyś tętniące życiem. W Pilwiszkach nad
Szeszupą mieszczanie opowiedzieli mu o napadzie Zołtareńki i jego pięciuset ludzi. Ofiary
ocaliła nieznana chorągiew z małym rycerzem na czele, która rozgoniła agresorów.
Andrzej domyślił się, że ową chorągwią dowodził Wołodyjowski.
Zatrzymał się z oddziałem na odpoczynek w okolicznym zajeździe. Karczmarz doniósł mu,
ze w starościńskim domu przebywał książe Bogusław Radziwiłł ze swym wojskiem.
Wiadomości ta ucieszyła pułkownika, który teraz mógł dostarczyć list adresatowi, a nie
jechać aż do Tykocina. Udał się zatem do Bogusława – człowieka w wieku trzydziestu pięciu
lat, o drobnej twarzy. Książe zaczął czytać na głos list od krewnego: „Sam WXMć w drodze
bądź ostrożnym, a o tych frantach konfederatach, którzy się przeciw mnie zbuntowali i na
Podlasiu grasują, dla Boga pomyśl WXMć, żeby ich rozprószyć, żeby do króla nie szli.

10
Gotują się na Zabłudów, a tam piwa mocne; jako się popiją, żeby ich wyrżnęli, każdy
gospodarz swego. Bo nie godzi się nic lepszego; ale capita uprzątnąwszy poszłoby to w
rozdrób (…)”, gdy w pewnym momencie zapytał: „- Słuchajże; panie Kmicic (…) więc ja
mam razem wyjeżdżać do Prus i razem urządzać rzeź w Zabłudowie? Razem udawać jeszcze
stronnika Jana Kazimierza i patriotę, i razem wycinać tych ludzi, którzy króla i ojczyzny nie
chcą zdradzić?”. W odpowiedzi zdruzgotany Andrzej oznajmił, że musi dostarczyć jeszcze
korespondencję do Zabłudowa, do pana Harasimowicza. Po chwili dowiedział się, że ów
przebywał akurat u Bogusława. Harasimowicz stanął przed Kmicicem. Gdy mężczyzna
otrzymał swój list, Radziwiłł kazał mu czytać na głos. Z kartki wynikało: „...starostwa moje
tłoczą i na Zabłudów się gotują idąc snadź do króla. Z którymi bić się trudno, bo przecie
gromada, ale albo ich wpuściwszy, pięknie popoić, a w nocy śpiących wyrżnąć /każdy
gospodarz uczynić to może/, albo ich w piwach mocnych potruć, albo o co tam nietrudno,
swawolną także kupą na nich zemknąć, co by się na nich obłowili...(…) Win, jeśli nie można
wywieźć(bo tu już u nas nigdzie ich nie dostanie), tedy w skok za gotowe posprzedawać(…)
jeżeli się zaś kupiec nie znajdzie (czytał żałosnym głosem Harasimowicz), tedy w ziemię
pozakopywać, byle nieznacznie, żeby nad dwóch o tym nie wiedziało. Beczkę jednak jaką i
drugą w Orlu i w Zabłudowie zostawić, a to z lepszych i słodszych, co by się ułakomili na
nią, a podprawić mocno trucizną, żeby starszyzna przynajmniej powyzdychała, to się
drużyna rozbieży. Dla Boga, życzliwie mi w tym posłużcie, a sekretnie, przez miłosierdzie
boże!... A palcie, co piszę i ktokolwiek o czym wiedzieć będzie, odsyłajcie go do mnie. Albo
sami najdą i wypiją, albo jednając może im ten napój podarować...”.
Po wyjściu Harasimowicza, Kmicic zbladł, a pot wystąpił mu na czoło. Musiał się
opanować. Poprosił Bogusława o szczerą odpowiedź na pytanie, czy hetman miał na celu
dobro Rzeczypospolitej, na co usłyszał ze zdziwieniem spowodowanym nieświadomością
Kmicica, że: „Rzeczpospolita to postaw czerwonego sukna, za które ciągną Szwedzi,
Chmielnicki, Hiperborejczykowie, Tatarzy, elektor i kto żyw naokoło. A my z księciem
wojewodą wileńskim powiedzieliśmy sobie, że z tego sukna musi się i nam tyle zostać w ręku,
aby na płaszcz wystarczyło; dlatego nie tylko nie przeszkadzamy ciągnąć, ale i sami
ciągniemy. Niechaj Chmielnicki przy Ukrainie się ostaje, niech Szwedzi z
Brandenburczykiem o Prusy i wielkopolskie kraje się rozprawiają, niech Małopolskę bierze
Rakoczy czy kto bliższy. Litwa musi być dla księcia Janusza, a z jego córką dla mnie!”.
Po tych słowach Andrzej myślał, że upadnie. Powiedział Radziwiłłowi, że jest zmęczony i
musi odpocząć. Obiecał przyjść później, po czym opuścił komnatę. Zrozumiał wówczas, że
został oszukany i wykorzystany przez hetmana, któremu wierzył jak ojcu.
Po powrocie do zajazdu obmyślił plan uprowadzenia Bogusława by postawić go przed
obliczem polskiego króla. Przebrawszy się, przedstawił swym ludziom powzięty zamiar: „-
Słuchać! (…)Jeśli chytrością go nie weźmiem, to inaczej wcale nie weźmiem... Słuchać! Ja
wejdę do komnat i po chwili wyjdę z księciem... Jeśli książę siądzie na mego konia, tedy ja
siądę na drugiego i pojedziem... Jak odjedziemy ze sto albo z półtorasta kroków, tedy go we
dwóch porwać pod pachy i w skok, co tchu w koniach!”. Na koniec kazał dla siebie
przyszykować dwa konie i czekać dwóm ludziom przy pobliskim lesie. Wszyscy popierali
Kmicica całym sercem.

11
Andrzej z ludźmi zajechali przed dom starościński, a potem pułkownik poszedł pożegnać się z
Radziwiłłem przed odjazdem w dalszą drogę. Bogusław dał mu listy do dostarczenia, a Kmicic
poprosił go o opiekę nad drugim koniem, którego szkoda mu było ciągnąć po polach i
wertepach. Gdy wyszli przed dom, Radziwiłł był zachwycony urodą zwierzęcia, zachwalanego
nadal przez pułkownika. Książę skorzystał z propozycji przejażdżki. Obok krewnego Janusza
jechali „dla bezpieczeństwa” ludzie Andrzeja. Skierowali się pędem w stronę lasu, gdzie
czekający dwaj ludzie Kmicica chwycili Bogusława za ramiona i trzymając mocno – wszyscy
ruszyli dalej, pozostawiając za sobą tumany kurzu.
Rozdział XXVI
Uciekali lasem. Książe, który wiedział już o porwaniu, siedział w kolbace. Ostrzegał Kmicica,
że za swój postępek poniesie śmierć, lecz ten nazwał Radziwiłłów zdrajcami i nic nie robił
sobie z pogróżek. Tyle wycierpiał przecież dla hetmana myśląc, że poświęca się w słusznej
sprawie: „Zababrałem ręce w krwi bratniej, w tej myśli, iż sroga to dla ojczyzny necessitas!
Często mnie dusza bolała, gdy dobrych żołnierzów rozstrzeliwać kazał; często natura
szlachecka rebelizowała przeciw niemu, gdy raz i drugi przyrzekł mi coś, a potem nie
dotrzymał. Alem to myślał: ja głupi, on mądry! - tak trzeba! Teraz dopiero, gdym się o onych
truciach z listów dowiedział, aż mi szpik w kościach zdrętwiał! Jakże to? Takaż to wojna? To
truć chcecie żołnierzów? I to ma być po hetmańsku? To ma być po radziwiłłowsku? Ja to mam
takie listy wozić?...(…) To z Chmielnickim, ze Szwedami, z elektorem, z Rakoczym i z samym
diabłem na zgubę tej Rzeczypospolitej się zmawiacie?... To płaszcz z niej chcecie sobie
wykroić? Zaprzedać? Rozdzielić? Rozerwać jako wilcy tę matkę waszą. Takaż wasza
wdzięczność za wszystkie dobrodziejstwa, którymi was obsypała, za one urzędy, honory,
godności, substancje, starostwa, za takie fortuny, których królowie zagraniczni wam
zazdroszczą?... I gotowiście nie zważać na onej łzy, na mękę, na ucisk? Gdzie w was sumienie?
Gdzie wiara, gdzie uczciwość? !.. Co za monstra na świat was wydały?”. Na szczęście miał
przy sobie dowody winy krewnych. Były nimi listy od Bogusława, zaadresowane do króla
szwedzkiego, pana Wittenberga, pana Radziejowskiego. Był też w posiadaniu kartki napisanej
przez Janusza, którą zamierzał zawieść królowi polskiemu i szwedzkiemu, by ujawnić niecne
palny Radziwiłłów.
Wszyscy byli bardzo zmęczeni. Zatrzymali się obok przydrożnej kuźni. Gdy Kmicic zawołał
groźnie: „- Proszę na ziemię!”, książę wyrwał mu z szybkością błyskawicy krócicę zza pasa
i „huknął mu w samą twarz”, krzycząc „- A ty w ziemię!”. Dalsze wypadki potoczyły się
bardzo szybko: „W tej chwili koń pod księciem, uderzony ostrogami, wspiął się tak, iż
wyprostował się prawie zupełnie, książę zaś przekręcił się jak wąż w kulbace ku Lubieńcowi i
całą siłą potężnego ramienia pchnął go lufą między oczy. Lubieniec wrzasnął przeraźliwie i
spadł z konia”. Radziwiłł zbiegł, nim ktokolwiek się zorientował. Po chwili trzech ludzi
Kmicica ruszyło w pościg, a Soroka poprosił kowala o wodę i obmył twarz rannego. Jego oczy
były przymknięte, a lewy policzek rozerwała kula. Na szczęście oddychał. Wachmistrzowi łzy
stanęły w oczach. Kilka minut później wrócił jeden z goniących Bogusława mówiąc, że
Radziwiłł zabił pozostałych żołnierzy (jednego przebił wyrwaną mu szablą, drugiemu ściął
głowę). Oddział Kmicica obawiał się, że zbieg naśle na nich swe wojsko. Postanowili uciekać.
Ułożywszy rannego na związanych miedzy końmi noszach, odjechali. Natomiast sprytny
uciekinier przekonany o śmierci Kmicica wrócił do Pilwiszek do swego wojska.

12

You might also like