You are on page 1of 8

Ślepy grajek na erhu

W chłodny październikowy wieczór 1996 roku wszedłem do


restauracji huo guo [chiński odpowiednik fondue] przy ulicy
Wangjianmu w Chengdu. Kiedy usiadłem przy stoliku, zobaczy‑
łem, że kelner wprowadza do środka niewidomego ulicznego
grajka. Niósł w ręku erhu, chińskie skrzypce o dwóch strunach,
i powoli, po omacku przechodził między stolikami, kłaniając się
gościom. Zrobiło mi się go żal i zamówiłem u niego melodię. Ku
mojemu zdumieniu pięknie ją zagrał.
Grajek powiedział, że ma sześćdziesiąt trzy lata i nie chciał
zdradzić swojego prawdziwego nazwiska. Przedstawił się jako
Bezimienny Zhang.

Liao Yiwu: Nauczycielu, bardzo pięknie pan zagrał. Może mi pan


zagrać inną melodię, Woda w rzece?
Bezimienny Zhang: Najpierw musi pan zapłacić. Według tutej‑
szych zasad płaci się dziesięć juanów za melodię.
Liao: Proszę, pięćdziesiąt juanów [sześć dolarów czterdzieści cen‑
tów]. Proszę dotknąć, sprawdzić, że są prawdziwe. Zwykle nie
można wycenić muzyki. Na więcej mnie nie stać. Muszę zostawić
sobie trochę pieniędzy, żeby zapłacić za posiłek.
Zhang: Jest pan koneserem. Jeżeli pan chce, mogę grać dla pana
całą noc. Gra na erhu jest jak siedzenie do późna w nocy dla
pisarza. Im dłużej się gra, tym bardziej to wciąga. Woda w rzece
to smutny utwór. Może zagram panu Ptaki świergoczą na pustej
górze?

315
Liao: Dobrze. Piję za pana zdrowie. Od zawsze kocham dwa instru‑
menty: erhu i flet. Takie erhu ma tylko dwie struny, a potrafi wy‑
razić wszystkie historie i emocje ludzkiego życia. Wychowałem
się w wiosce Lijiaping, która z trzech stron była otoczona górami.
Mieszkaliśmy u podnóża góry, w zniszczonym domu z dziedziń‑
cem. Kiedy widzę, jak pan gra, zalewają mnie wspomnienia z dzie‑
ciństwa. Pamiętam nauczyciela z naszej wsi, który lubił w desz‑
czowe dni siadać przed swoim domem i grać na erhu. Grał też,
kiedy księżyc był w pełni. Jego muzyka zawsze wywoływała we
mnie smutny nastrój. Dzisiaj słyszę tę jego muzykę tylko w głowie.
Zhang: Od pana słów zbiera mi się na płacz. Ja już od wielu lat
sprzedaję muzykę na ulicy. Umiem zagrać wszystkie melodie,
jakie sobie ludzie zażyczą, różnymi technikami. Ale większość
słuchaczy nie ma dobrego ucha. To pretensjonalni goście re‑
stauracji, którzy po prostu chcą się rozerwać i myślą, jak by tu
ożywić atmosferę. Ich życzenia mógłbym spełnić z łatwością. Ale
kiedy mam grać dla takiego konesera jak pan, to się denerwuję.
Muzyka musi płynąć prosto z serca.
Liao: Proszę mi o sobie opowiedzieć. Jak stracił pan wzrok?
Zhang: Zmagam się z ciemnością, odkąd wyciągnęli mnie z łona
matki. Nie wiem, za jakie grzechy, ale trójka mojego rodzeń‑
stwa też urodziła się ślepa. Moją rodzinę nazywali w okoli‑
cy „przeklętą jaskinią ciemności”. Kiedy miałem trzy lata, oj‑
ciec włożył mi do ręki erhu i batem zmuszał mnie do grania.
Gra na erhu to dla ślepców jedyna miska ryżu. Nie było to ta‑
kie romantyczne, jak w pana opowieści. Kiedy skończyłem sie‑
dem lat, rodzice nie mogli już dłużej znieść tego, że wszystkie
ich dzieci urodziły się ślepe. Oboje wypili truciznę i popełnili
samo­­bójstwo. Na ich pogrzeb zostałem ubrany w biały strój ża‑
łobny; siedziałem przy ich ciałach i grałem na erhu bez c­ hwili
przerwy. Miałem nadzieję, że zbiorę dość datków, żeby kupić
im trumny. Siedziałem tak i grałem przez trzy dni. Ich ciała się
rozkładały, a ja b
­ yłem na skraju wyczerpania. Ale nie miałem
odwagi przestać, czułem, jakby wisiał nade mną bat. Nawet te‑
raz, kiedy wspominam ojca, kojarzy mi się z cienkim batem,
który sprawiał mi tyle bólu. Ostatecznie przyjaciele pomogli
nam ­pochować ­rodziców. Moje rodzeństwo i mnie adoptowała

316
­rodzina ­niewidomych. W ­wieku ­trzynastu lat zacząłem chodzić
po ulicach i żyć z grania. ­Zacząłem w moim mieście rodzinnym,
Qiaolai, a potem zjeździłem całą prowincję.
Liao: Czy komuś takiemu jak pan łatwo jest podróżować?
Zhang: Ślepi mają własną społeczność. Zawsze kiedy przyjeż‑
dżam w nowe miejsce, muszę złożyć hołd szefowi miejscowej
społeczności. Zmiękczam go pochlebstwami, a potem wręczam
w prezencie pieniądze. Za tę łapówkę przydziela mi za przewod‑
nika ślepe dziecko. Ono prowadzi mnie po ulicach i zaułkach,
mówiąc, gdzie trzeba skręcić i kto gdzie mieszka. Mówi mi też,
które domy są bogate i dlatego jest większe prawdopodobień‑
stwo, że zatrudnią muzyków, jaki temperament mają mieszkańcy
danego domu i kiedy jest dobra pora, żeby zapukać do ich drzwi.
Wszystkim rządzą reguły. Kiedy się je opanuje, można zacząć
własny biznes.
Liao: Takie były pewnie reguły i zwyczaje przed rewolucją komuni‑
styczną. Teraz mamy koniec dwudziestego wieku. Wszędzie jest
pełno artystów ulicznych, niektórzy śpiewają, inni grają na in‑
strumentach, jeszcze inni dają pokazy akrobatyczne. Mam wra‑
żenie, że nie stosują się do żadnych reguł. Większość z nich ciągle
występuje w coraz to innym miejscu. Jak zobaczą, że gdzieś krę‑
ci się więcej ludzi, zaczynają tam występować. Czasami przega‑
nia ich policja. W zeszłym roku w sezonie wakacyjnym pod mój
dom przyszło pięciu ślepych grajków i razem zagrali Wychodzi
słońce i ludzie się cieszą. Wręczyłem każdemu czerwoną koper‑
tę* z nowiutkimi banknotami w środku.
Zhang: To nie byli prawdziwi muzycy. Żyjemy w dużym mieście.
Fałszywi muzycy chodzą od dzielnicy do dzielnicy i wyłudzają
od mieszkańców pieniądze. W naszej społeczności są reguły,
których wszyscy przestrzegają. Grajkowie uliczni pomału two‑
rzą cech i zasady zawodowe. Każdy liczy na to, że będzie zara‑
biał dzięki prawdziwym umiejętnościom. Rynek na oszustów
i podróbki jest coraz mniejszy.
Liao: Co pan rozumie przez „zasady zawodowe”?

* Zgodnie z tradycją chińską pieniądze lub życzenia wręcza się w czer­­wonych


kopertach, kolor czerwony symbolizuje bowiem fortunę i s­ zczę­ście.

317
Zhang: Po pierwsze, każdy grajek uliczny musi mieć wyzna‑
czone miejsce czy rewir. Po drugie, grajkowie muszą sami wy‑
bierać szefów cechu. W Chinach kiedyś wszyscy byli zatrud‑
nieni w państwowych zakładach pracy, które gwarantowały
pracę i mieszkanie. Grajkowie uliczni też muszą się zorgani‑
zować i działać według ustalonych reguł. Na przykład ja gram
w okolicy W ­ angjianmu od prawie siedmiu lat. Wszyscy mnie
znają i wiedzą, że traktuję muzykę poważnie. Ludzie chętnie
zamawiają u mnie melodie i chętnie mi płacą. Na pewno widu‑
je pan ślepych grajków w innych okolicach, choćby przy Dro‑
dze Chunxi czy ulicy Świątyni Wuhou. Nie obchodzi mnie to,
nie mam zamiaru się dowiadywać, kto tam gra. Obchodzi mnie
tylko to, żeby tutaj dobrze wykonywać swoją pracę. Zakładam,
że uliczni gitarzyści, skrzypkowie, żebracy, naprawiacze rowe‑
rów i pucybuci w tej okolicy podzielają moje zdanie. Gdybyśmy
któregoś dnia chcieli przenieść się gdzie indziej, to musimy ne‑
gocjować. Inaczej nas z tego nowego miejsca przepędzą.
Liao: Nie martwi się pan, że mamy trudne czasy i zamyka się w tej
okolicy wiele restauracji?
Zhang: Znam wiele restauracji, które zamknięto, ale to nie miało
na mnie większego wpływu. Nigdy nie brakowało mi klientów.
Wielu przedsiębiorczych ludzi marzy o tym, żeby się wzbogacić
na prowadzeniu restauracji. Zamknięcie jednej oznacza, że zaraz
otworzą inną. W tej okolicy nigdy nie ma zastoju. Kiedy zamyka
się restauracja chińska, w jej miejsce powstaje zachodnia. Kiedy
zamyka się restauracja z owocami morza, otwiera się bar huo
guo. Okolice Wangjianmu były w starożytnych czasach miejscem
pochówku młodego cesarza. Mają dobre feng shui i pełno tu
przyjaznych ludzkich duchów. Latem przy ulicy sprzedawcy huo
guo ustawiają swoje budki tak ciasno, że ledwo można przejść.
Kiedy tam gram, zapachy przypraw bardzo zakłócają moje wy‑
czucie otoczenia. Istnieje niebezpieczeństwo, że wpadnę na czyjś
rozgrzany piecyk*. Kiedy wszystkie piecyki są w ruchu, zwiększa

* Małe, przenośne piecyki szamotowe z kilkoma rozżarzonymi brykietami


w środku są typowym elementem wyposażenia ulicznych sprzedawców
i małych restauracyjek.

318
się też zapotrzebowanie na moją muzyką, ale czasami aż jej nie
słychać w hałasie ulicy. Poprosiłem kolegę, żeby załatwił mi
wzmacniacz. Podłączyłem erhu do wzmacniacza. Kiedy gram,
noszę ten wzmacniacz na plecach. Zrobię wszystko, żeby tylko
goście restauracji byli zadowoleni, żebym mógł zarobić trochę
pieniędzy.
Liao: Nie ma pan poczucia, że marnuje pan życie, grając tutaj?
Zhang: Życie? Nigdy nie myślałem o tak głębokich sprawach.
Dla ślepca takiego jak ja każdy dzień jest taki sam, chyba że
jestem chory albo zrobię sobie krzywdę, wchodząc w ścianę.
Kiedy miałem piętnaście lat, pewnego dnia grałem w herbaciarni.
Nagle w powietrzu wybuchły fajerwerki, jak bomby, od których
zaraz miały pęknąć uszy, i całkowicie zagłuszyły moją muzykę.
Nie przestałem grać, dopóki właściciel nie złapał mnie za rękę.
Powiedział, że herbaciarnia jest pusta, wszyscy wyszli. Po omac­
­ku wyszedłem za zewnątrz. Ludzie walili w bębny i gongi. Ktoś
mi powiedział, że do miasta weszły wojska komunistyczne. No
i tak. Nic nie wiedziałem o tym, że obalono rząd nacjonalistyczny.
Później, kiedy wprowadzono rządy komunistyczne, dostałem
trochę pieniędzy i zostałem wysłany, razem z wieloma robotni‑
kami napływowymi, na wieś do Syczuanu. Przydzielono mnie
do pracy jako muzyka w miejscowym domu kultury. Przez rok
uczyłem się Braille’a i nawet miałem dziewczynę.
Liao: Jak zdobył pan dziewczynę?
Zhang: To był rok 1957. Muzyka ludowa była na fali. W Chinach
bardzo popularne były wtedy melodie znanego kompozytora,
grajka na erhu, Ai Binga. Wypłynąłem na jego popularności, za‑
praszano mnie, żebym grał na scenie dla dużego tłumu. Grałem
też dla profesorów muzyki. Jedna firma nagrała moją muzykę.
Później miejscowe władze chciały, żebym wziął sobie ucznia.
Powiedziałem im, że nie chcę nikogo, kto normalnie widzi. Ci,
którzy widzą, nigdy nie wejdą do świata ślepych.
Przysłali mi więc ślepą uczennicę, trzy lata ode mnie młodszą.
Ćwiczyliśmy dzień i noc, żeby przygotowywać się do występów
na koncertach muzyki ludowej. Pewnego dnia koło południa
uciąłem sobie drzemkę. Poczułem, że coś mi chodzi po twarzy.
Najpierw myślałem, że to mucha, i chciałem ją odgonić ręką.

319
Ale dotknąłem delikatnej dłoni. Przesuwała palcami po moim no‑
sie i oczach, a mnie od tego aż paliło w sercu. Wyciągnąłem ręce
i dotykałem jej, jakbym śnił. Miała grube warkocze, duże oczy,
długie rzęsy i gładką skórę. Wreszcie przytuliliśmy się i przylgnę‑
liśmy do siebie. W tamtym okresie grałem najlepiej w życiu. Nie
czułem nawet, że gram. Czułem, jakby grał za mnie ktoś w moim
sercu. Widziałem w muzyce moją ukochaną. Była piękna. Czy
nie byłoby miło, gdybym mógł wziąć ją ze sobą i zejść cały świat?
Liao: Wzięliście ślub? Mieliście dzieci?
Zhang: Kochaliśmy się i ona zaszła w ciążę. W tamtych latach
seks przedmałżeński uznawany był za niemoralny i nielegalny. Za
uprawianie seksu można było trafić do więzienia. Ponieważ byli‑
śmy niepełnosprawni, dyrektor mojego zakładu pracy nie zgłosił
nas na policję. Ale kazał mojej dziewczynie usunąć dziecko,
żebyśmy nie ponieśli konsekwencji. My chcieliśmy tego dziecka
i moja dziewczyna nie zgodziła się na aborcję. Złożyliśmy po‑
danie o zgodę na ślub. Dyrektor powiedział, że to wyjątkowy
przypadek i że muszą odbyć kilka zebrań, żeby go omówić. Po
kilku zebraniach nadal nie podjęli decyzji. A w tym czasie ciąża
mojej dziewczyny była coraz bardziej widoczna.
Niedługo potem zaczęła się ogłoszona przez Przewodniczą‑
cego Mao kampania przeciwko prawicowcom. Mój dyrektor
został napiętnowany jako prawicowiec i stracił pracę. Niektórzy
jego byli podwładni oskarżyli go o zapłodnienie mojej dziew‑
czyny. Nie sądzili, że ślepiec taki jak ja może sypiać z kobietą. Nie
dostaliśmy zgody na ślub, tylko zostaliśmy publicznie poniżeni.
Mnie napiętnowano jako zgniły element społeczny, bo usiłowa‑
łem wstawić się za moim dyrektorem. Chwała Bogu, że byłem
ślepy; gdyby nie to, ci fanatycy zamęczyliby mnie na śmierć. Moją
uczennicę spotkał gorszy los. Kilku mężczyzn przytrzymało ją
siłą i przeprowadzono jej aborcję. Została też napiętnowana jako
zepsuta za to, że uprawiała seks z dyrektorem.
Liao: Co było dalej?
Zhang: Rozstaliśmy się. Taki był los, nie mogłem od niego uciec.
Gdyby działo się to dzisiaj, skończyłoby się inaczej. Ludzie mają
inny stosunek do seksu. Poza tym, czy gdyby ślepy mężczyzna
wziął sobie ślepą żonę, nie byłaby to idealnie dobrana para?

320
Można by w ten sposób rozwiązać wiele problemów społecz‑
nych. Ale wtedy cały kraj był jak jedno wielkie więzienie. Partia
kontrolowała każdy aspekt życia – jedzenie, picie, sikanie, sranie,
narodziny, małżeństwo i śmierć. Skoro mówimy o śmierci: moja
uczennica zmarła podczas klęski głodu w 1960 roku.
Liao: Ludzie mają dziś bardziej otwarte umysły niż kiedyś. Seks
przedmałżeński nie jest już kwestią polityczną. Można też sprze‑
dawać muzykę na ulicy. Zakładam, że nikt nie wymaga od pana
płacenia podatków.
Zhang: Miałbym płacić podatki? Komu? Moim zdaniem rząd
powinien wprowadzić fundusz opieki społecznej, żeby pomagać
takim ludziom jak my. Nie mam pracy od lat sześćdziesiątych,
kiedy zwolniono mnie z domu kultury. Gdyby nie te wszystkie
kampanie polityczne, byłbym dzisiaj sławny, pewnie byłbym
nawet profesorem Chińskiej Akademii Muzycznej. Mają tam
wydział erhu, wie pan?
Liao: Co jest takiego wyjątkowego w byciu profesorem? Żaden zawód
nie daje większej wolności niż zawód grajka ulicznego.
Zhang: Bycie grajkiem ulicznym jest przyjemne, ale nie daje
stabilizacji. Nigdy nie wiadomo, co przyniesie jutro. A skoro
tak się panu ta „wolność” podoba, d laczego sam pan jej nie
spróbuje?
Liao: Gdyby zgodził się pan być moim przewodnikiem, chętnie
bym spróbował już od jutra. Przyniosę swój flet i stworzymy
duet. Wszystkie pieniądze, które zarobimy, może pan zatrzymać
dla siebie. Mam nadzieję, że pozna mnie pan z innymi ślepymi
­grajkami.
Zhang: Dlaczego?
Liao: Chcę znaleźć agenta, który pomógłby nam pozyskać sponso‑
rów i zorganizować koncert ślepych muzyków. Gdybyśmy zebrali
dwudziestu, to mogłoby się udać.
Zhang: Dobry pomysł. Pójdę i omówię go z szefem naszego
cechu.
Liao: Chce pan powiedzieć, że jest w okolicy starszy od pana grajek
uliczny?
Zhang: Nie, szef cechu jest ode mnie młodszy i nie jest śle­
­py. Jest szefem miejscowej triady, która kontroluje ten obszar.

321
­Nazywamy go „Ważnym Panem od Ślepych”. To jedyny czło‑
wiek, który może negocjować z muzykami w okolicach ulicy
Świątyni Wuhou, ulicy Chunxi i Dworca Autobusowego przy
Bramie Zachodniej. A ma pan pieniądze? Bo on sobie drogo li‑
czy za swoje usługi.
Liao: Niech się pan tak bardzo nie przejmuje pieniędzmi. To psuje
moje pierwsze wrażenie stworzone przez pana grę na erhu.
Zhang: Robi się późno. Zacznę grać.

You might also like