Professional Documents
Culture Documents
Czornyj Max - Kat Z Płaszowa
Czornyj Max - Kat Z Płaszowa
pogrzebowe.
kłąb dymu.
wybucha śmiechem.
śmierci?
Robi krok w tył, jakby bał się, że go uderzę lub zastrzelę. Unoszę
Co wy na to?
docenić.
strażników.
swoich poprzedników.
Będziecie zafascynowani.
2.
wojnie.
Pewnie niewiele was interesują moje pierwsze lata, prawda?
naprawdę bliscy.
który chce się bawić i wiele śmiać. Myślę, że to właśnie przez nią
w takim razie…
3.
i pokiwał głową.
bardzo lubiłem.
Lauder chciał podkreślić to, jak bardzo pewni siebie się czujemy,
silniku stało ulicę dalej. Nasz plan zakładał nie tyle wysadzenie
z samochodu.
– Ruszamy!
w lusterku żandarmów.
– Wyłazić! Rzućcie to!
duszno.
– Proszę… – wyszeptałem.
4.
Okazało się, że ktoś był znajomym kogoś, kto również miał pewne
wybuchowe znikły, nikt nie puścił pary z gęby, słowem nie istniały
zrobić.
uderzają tak głęboko, że nie potrafi się o nich ani mówić, ani
pisać.
– Do widzenia.
jak groźba.
5.
Nikt nie zalegalizował naszych działań. Po chwilowym strachu
gazety znów zaczęły z nas kpić, a wszystkie cele wydawały się tak
dorzuciłem: – Tato.
– Co z tego?
cię donikąd, a ja nie będę mógł cię przez całe życie wyciągać
z tarapatów.
lokalnego wydawnictwa.
uwadze.
oczywiste, gdy ojciec zaczął rozwodzić się nad tym, jak długo zna
do rzeczywistości.
6.
w grobach.
kości.
szansy. Rozumiesz?
możliwości.
Oczywiście, że tak.
Niebawem znów miało stać się o nas głośno. Niemcy w Rzeszy nie
robić.
7.
25 lipca 1934 r.
przyłożył ją do ucha.
wszyscy.
Jakim cudem?
stracenia…
cele…
– Panowie…
8.
Nie wiem, jakie układy Lauder miał z Berlinem i czy góra partii
sprawy Austrii.
bez ogródek.
lecz lepiej, aby Berlin nie słyszał tego, co działo się na podwórzu.
zagonionego w pułapkę.
stężał.
9.
– Stój!
– Powiedziałem: stój!
– Zamknij się.
komunistów.
10.
– Ale…
– Dość…
zrobiłem.
opuszczaliśmy mieszkanie.
11.
wielkopańską krew.
12.
świat tak samo jak ja, po raz pierwszy naprawdę się zakochałem.
opłaca.
– Kochanie… – wyszeptałem.
13.
uwagi.
Proszę mi pomóc.
w milczeniu go badał.
słuchawki.
– Trzy, może cztery dni. Raczej trzy, choć mogliśmy czegoś nie
zauważyć.
jakieś lekarstwa?
okrągłych oczu.
wyzdrowieć?
– Tak.
– I wyzdrowieje?
dodał Żyd.
14.
ruszał ani nie płakał. Z jego ust dobywał się jedynie cichy świst.
– Ci Żydzi nie znają się na tym, co robią. Nie wiem, skąd mój
ojciec go wytrzasnął.
robi, co może.
– Bo musimy czekać.
– Nie bluźnij.
cicha modlitwa.
drugiego łóżka.
Byłem wyczerpany.
15.
Nie pojawiłem się na pogrzebie Petera. Nie wierzyłem w Boga ani
lecz osunął się w nicość. Takie jest życie i nic nie możemy na to
rękę, co?
– Ale…
– Zamknij się.
zasnąć.
pijany.
– A ty nie mów mi, co mam robić.
– Amon!
szai.
16.
Coraz częściej sięgałem po wina lub destylaty, ale nawet one nie
więcej. W końcu nie łączyło nas już zupełnie nic poza mało
znaczącą przeszłością.
w moją stronę.
włącznie z tymi kilkoma, na których był nasz syn. Już nigdy nie
jego kawał. Olga? To był ich cholerny wymysł, tak samo jak ten
Zostawmy to.
to tylko kwestia czasu. Już teraz byliśmy panami, choć jeszcze nie
nigdy nie były tak dobre. Czuliśmy, że lada tydzień lub lada
wszystkich.
17.
wrażeniem.
Lauderowi.
i wolałem, żeby nikt inny o tym nie wiedział. Nikt nie powinien
poprzednim pokoleniem.
potoczyć.
w talerzu.
zachlupotało.
Rozumiesz?
Wzruszyłem ramionami.
matki.
wsiadając do pociągu.
Natomiast Anne…
kobiety mężczyźnie…
podnóża Alp.
Telefon.
śmierć.
19.
oraz albumy militarne. Interes kręcił się jak nigdy dotąd. Można
zaglądała mi śmierć.
20.
– To dziewczynka?
wokół.
– Ona nie żyje – odezwałem się, nie siląc się nawet na łagodny
płaczu?
lat. Wtedy nie zostanie po nas choćby ślad. Proch z kości zostanie
stało się to chyba jednym z moich mott życiowych. Nie było w nim
21.
miejsca służby.
Weisel oraz Lauder nie do końca rozumieli mój zapał. Dla nich
zerowym kosztem.
22.
Anne nie mogła mi tego wybaczyć przez szereg kolejnych dni, ale
szczegóły. Istotne było, by nikt nie tylko nie uciekł, ale i nie ukrył
zaczął nieskładnie.
23.
– Co, u licha?
– Można wprowadzać!
– Szybciej, szybciej!
oficera łącznikowego.
z ekscytacji.
– Ćwierć miliona.
zadania.
– Ja…
na miejsce.
[1] Anne Geiger przyjęła oświadczyny Amona Götha złożone dwa dni po
11 lutego 1943 r.
– Piąty dzień.
się uśmiecham.
– Z Lublina.
historią.
zabiedzonymi dziećmi?
Te słowa przyprawiają mnie o furię. Zaciskam dłoń w pięść
spokojną podróż…
26.
ramionami.
energii.
dokładnie o czasie.
Odpocznie pan i…
czeka mnóstwo roboty, ale już się nie mogę doczekać jej
rezultatów.
27.
i ciepło.
obozu…
– Obozu?
przybyciu do Krakowa.
w szeroką ulicę.
odpowiedzialności.
Rzeszy. Amen…
– Nie od razu.
wysiadłem z pociągu.
28.
najlepiej?
ruiny?
Jerozolimska?
europejską tożsamość.
– Oczywiście.
Künde?
wyobraża.
29.
– Zatrzymaj się.
– Tutaj?
zewnątrz.
w niej zamieszkać.
lokum do zamieszkania.
– Tak jest.
w Krakowie…
domy…
salutuje.
inspektorzy z Berlina.
prawda?
robotniczej o nic nie muszę się martwić. Mam już przed oczami
tysiące więźniów z krakowskiego getta wznoszących baraki,
tego wzmaga się lodowaty wiatr. Nie czuję już alkoholu we krwi
30.
ziemię.
przeszkadza lód?
– Tamte kobiety…
buty?
Sturmscharführer.
choć słowa.
31.
i się uśmiecha.
zysk.
– O tak…
– Zgadza się.
dobrze zrozumiany.
zobaczycie.
32.
Opieram głowę o szybę i wyglądam w noc. Szwarcwaldzki zegar,
Dwie lub trzy butelki dobrego wina, kilka szklanek koniaku lub
przy obozie idą pełną parą. Za godzinę rozpocznie się ich kolejny
do cholery, jesteś?
Pociągam kolejny wielki łyk i zdaję sobie sprawę, że butelka jest
żydowska służąca.
Zbieraj!
którymś razem.
33.
– Usiądźmy.
w szczegóły.
– To nie jest żadnym problemem. Dam ich panu dwa razy tyle.
Wagner z zadowoleniem kiwa głową. Wpadające zza okna słońce
spuszcza wzrok.
szczegóły.
34.
robotników.
Macham dłonią.
– Rozumiem. Nie zamierzam zabierać panu zaufanej
– Lecz?
zazwyczaj po alkoholu.
podwyżka?
niej szeroko.
35.
najwyższe kierownictwo.
młodego żołnierza.
Słucham panią.
tonem.
Być może utrzyma ciężar dachu przez dzień lub kilka dni, ale
metra.
– A to ciekawe…
nachylenia.
Więźniarka ponownie zerka mi w oczy. Jest wyraźnie
niemal namacalnie.
oczy…
– Zastrzel ją.
– Panie komendancie…
36.
– A co, jeśli…
poinformuję ją o sytuacji.
– Więc?
konsternację, lecz jak zwykle nie mam pojęcia, czy nie jest to
tylko część swoich rzeczy, ale obiecaj, że nigdy nie zmusisz mnie,
bym…
Zaraz wracam.
37.
co-wać!
Wściekły podchodzę do grupki więźniów stojących przy
więźniów.
– Wstawaj!
nawet otworzyć.
– Jedźcie dalej.
stronę.
– Ale…
wagonika.
leżącego dobywa się jęk, ale trwa on tylko sekundę lub dwie. Po
w pracy.
38.
– Cała akcja nie może trwać dłużej niż dobę. Pojutrze miasto musi
przeszukanie terenu.
odpowiadam służbowo.
tam ofiar.
39.
40.
14 marca 1943 r.
się komenda:
elementem kuracji.
całe plutony.
strzelać.
łamiąc sobie zapewne jedynie nogi. Słyszę jego krzyk pełen bólu.
osobliwe cele.
pełna walizy. Kilka kobiet tuli do piersi dzieci. Płacz miesza się ze
– Raus, raus!
41.
Szpital w getcie mieści się przy placu Zgody, lecz główne wejście
oraz pacjentów.
minuty!
– Raus! Raus!
wy robicie? To niebezpieczne!
dokończenie ewakuacji…
– To niemożliwe.
42.
43.
sześciu tysięcy.
Wdycham zapach spalin oraz dymu. W okolicy wybuchło kilka
zmieszane z radością.
szczególną ostrożność.
– Straty?
roboty granat.
– Zabiliście ich?
Usiłuje odciągnąć od szyi pętlę, lecz nie ma dość siły. Nagle lina
wisielca, odchodzą.
odpowiednio wynagrodzić.
– Tak jest.
się, a spojrzenia wbijają się w ziemię. Wokół niesie się tak dobrze
masowej eksterminacji.
44.
– Do dna!
a policzki zaczerwienione.
pogrzeb?
– Grzebiemy jedynie wrogów ojczyzny – odpowiada jej Franz
– To ci sadysta!
z salonu.
45.
sportowych.
Biorę go na cel.
– Patrzcie uważnie.
– Czy on…
wybaczą…
chciałabym strzelać…
46.
i zapewniam…
– Do rzeczy, proszę.
Polka…
dyspozycje co do pogrzebu?
Künde, powstrzymując uśmieszek, kręci głową.
– Co proponujesz?
w przyśpieszonym tempie.
Obraca ją w moją stronę tak, bym mógł przyjrzeć się jej twarzy.
– Co tak?
– Potrafię mówić.
– Bardzo dobrze.
47.
czegoś mocniejszego.
– Oczywiście.
udaje się jej nie uronić choćby kropli zupy. Odkłada chochlę do
sięgając po łyżkę.
Tym razem zaczynam jeść, gdy kobieta wciąż znajduje się obok.
– Powinnaś być.
– Dziękuję.
zapachem.
– Ralf! – wołam go, a pies natychmiast, merdając ogonem,
obecność Helen.
– Kości?
posiłków.
z równowagi. One zawsze czegoś nie wiedzą lub tylko tak gadają.
spadają na nią coraz szybciej. Nie potrafię się opanować. Nie chcę
się opanowywać.
wrzeszczę. – Rozumiesz?
48.
rozlega się dźwięk dzwonka, ale poza nim nadal panuje cisza.
brzęczeniem.
pukania.
przyzywam służbę.
49.
rozczaruje.
powtarzam niezmiennie.
stanowczością.
mięśnie.
– Jedenaście sześćset…
– Helen Sternlicht.
Słysząc moje słowa, kobieta zaczyna się trząść jak osika. Nie
wie, czy powinna zejść z drabiny, czy na niej pozostać. Jej i tak
50.
Pogoda sprawiła, że mam naprawdę dobry humor. Cieszy mnie też
z tym imieniem?
tworzywa.
jego rozkazy.
przed nimi.
sądzicie?
trafi się żadna wadliwa partia. Tak, tak… Wiem o nich. Ale
i ty.
wyróżnieni.
51.
– Ralf, do nogi!
– Chcesz jeszcze?
się kolejny dzień pracy. W nocy znów nie mogłem zasnąć, jednak
się przyzwyczaić.
sytuacja nie jest zła, ale większość „zorientowanych” zdaje się nie
nierobów.
– Odpowiadaj!
– Ja…
podłogę. Kobieta cicho jęczy, ale się nie opiera. Klnąc, wlokę ją ku
– Jak śmiesz!
Jednym szarpnięciem stawiam ją na nogi i dostrzegam, że
Przyznaj się!
w stronę pokojówki.
Rozumiesz?
dokonywano sabotażu.
dobrych wieści.
52.
a na jego czole perli się pot. Od kilkunastu tygodni nikt nawet nie
transportu.
– Dalej, dalej!
pozwalają na przestój.
– Szukajcie, szukajcie!
Nikt bez mojej zgody nie wydostanie się stąd inaczej niż kominem
zaprząta mi umysł.
53.
– Wszyscy wstać!
smród zaduchu.
ruch.
pokornie prostuje.
– Tylko czapkę.
– Czy ktoś ma pomysł, gdzie nasz zbieg mógł się schować albo
w poszukiwaniach?
– Ktoś jeszcze?
ewentualnie przydatne.
wczoraj. Poza tym zdaje się, że moja renoma staje się coraz
mucha nie obija się o szybę. Czekam sekundę, dwie, trzy, po czym
który trzeszczy.
54.
pan brat. Niech mają mnie za diabła, Szatana lub demona. Niech
się boją.
sporo wypić. Poza tym jego twarz ginie wśród dziesiątek innych
willi, komendancie.
– Dobrze zrobiłeś.
zawszonych Żydów.
się wokół.
mieszkańców getta.
– Na podstawie kart?
transportowe.
– Tak jest!
przebiegającej akcji.
mężczyzn – rozkazuję.
problemów…
rozwiązań.
– Co pan proponuje?
poruczniku?
57.
Sztywnym krokiem maszeruję ku bocznej uliczce. Widzę w niej
jechać razem.
Rozumiecie?! Nie chcę, żeby te dzieci żyły bez matek, więc zabijam
ich oboje!
krematorium.
58.
na dworzec.
potrawy.
jak szczury.
59.
– Halo?
osadzonych.
rozruchy.
– Oczywiście.
odstraszający.
jeśli miałoby się jutro nie otworzyć oczu. Myśli mi się plączą, lecz
dobre.
– Przetransportujemy więźniów?
Kiwam głową.
– Dostałem zgodę na zajęcie się siedmioma setkami z nich, co
– Zdecydowanie!
w jednej kolumnie.
– Wszystkich siedmiuset?
– Tak, wszystkich.
do Auschwitz, prawda?
plan.
61.
Kiwam głową.
– Tak.
nas kapo.
i chorych.
żywcem.
– Tak jest.
– A potem…
– Tak jest.
nie jest mój dom. Że to nie jest miejsce, w którym powinienem być
tego poranka.
Na życie…
niebawem przyjdzie czas, ale wolę na razie o tym nie myśleć. Nie
– Cholera…
Susanna! Susanna!
z wściekłości, gdy w progu staje Helen, Susanna czy jak jej tam.
Oddycha, ale nie jest w stanie się podnieść. Z jej ucha wycieka
zdrowia.
63.
i zniechęcony.
w nas bogów.
są potwornie tłuści?
w stronę towarzyszy.
rosyjska piosenka?
niemczyzną.
się uśmiecham.
64.
pomóc.
– Uciekinier… – szepczę.
języków. Jak bardzo nie cierpię tego skomlenia! Cofam się jeszcze
Za zdradę.
patrzy.
– Zaczynać!
65.
– Błagam…
mnie obrzydza.
– Ty tchórzu – cedzę.
– Błagam…
Nie wiem, czy inżynier wypowiada te słowa, czy tylko mi się tak
obok żołnierzy.
Inżynier wciąż żyje i się miota, gdy zapadnia się otwiera. Lina
66.
zachowywać, jakby nic się nie stało. Od czasu do czasu jedynie jej
przez jakiś tik nerwowy. Wydaje się, jakby się krzywo uśmiechała.
gabinetu.
– Tak.
– Co tak?
przerażona. Nie wie, jak powinna się zachować, byle mi dzisiaj nie
podpaść.
– Natychmiast!
Stara się przy tym nie patrzeć mi w oczy oraz trzymać się na
– Jedną, ale…
– Czy… mam…
w piwnicy słyszę już nawet na górze. Mimo to nie robi przerw. Nie
się.
uginają się pod nią i wali się na podłogę. Jej ciałem wstrząsa
schodach.
67.
żywych istot.
zadania.
się opierać. Gdy kobiety dowiadują się, że mają oddać swoje dzieci
karabinowych kolb.
z nogi na nogę.
krzyk i opór!
się szarpać z kobietami. Nie wiem, skąd w nich tyle ducha walki
się dzieje. Żydowskie bękarty mają ohydne, koźle głosy, niosące się
moje polecenia.
Mężczyzna pośpiesznie do mnie podbiega i pręży się na
administracyjnym.
więcej dzieci od matek, ale po placu wciąż niosą się krzyki oraz
o to mi chodziło.
wychodzi.
dziecięce piosenki.
68.
30 września 1943 r.
fiesty.
apelowy.
69.
Są ich dwa, może trzy tysiące. Za mną dumnie kroczą Ralf i Rolf.
świąt…
minutę.
prawda?
70.
U ich stóp ciągnie się długi rów pełen ciał. Został już naniesiony
wszelką ewentualność.
przeżyć?
Chcą – odpowiadam sam sobie. Widzę to w determinacji ich
zastrzelcie.
dla samych siebie. Może właśnie dlatego tak bardzo brzydzę się
tymi bydlętami.
Warstwa ziemi jest już na tyle gruba, że nikt się spod niej nie
odchodząc.
71.
do tego brandy lub koniaku, moje myśli ledwie się plączą. Wraz
Teraz i to stało się rutyną, taką samą jak konne lub samochodowe
A może jednak?
dzieją się różne rzeczy i że wszystkich nas łączy jakaś więź krwi,
matce pruderyjnością?
72.
– Chodź, proszę.
prywatną przestrzeń.
zdziwienie.
– Amon?
w moją duszę wkrada się również jakaś pustka. Nie, wcale nie
– Po co to zrobiłeś?
– Żeby się zabawić. Czy to nie jest śmieszne? No, kochanie,
smutkiem.
73.
– Co tu się dzieje?
plecami.
sposób.
– Wiesz czyj?
mężczyzn.
Przysięgam.
– To on, powiadasz?
– Tak, tak…
razem ze mną.
pobłażliwości.
74.
skupić od dawna. Nie pomaga w tym ani alkohol, ani sen, ani
się, ale wciąż męczy mnie myśl, że wie o nich zbyt wiele osób.
na pęczki.
starzec.
75.
– Ralf!
Nie wiem, gdzie się zapodział Rolf, ale Ralf idzie tuż przy mnie.
– Ralf, siad!
– Chodź, idziemy.
– Gdzieś ty był?
– Chodźcie.
plaskanie kroków.
ciała leje się krew. Psy, jak pobudzone słodkim zapachem piranie,
swoją zabawę.
błyskawicznie gryźć.
wrzeszczeć. Nieruchomieje.
zwłok.
dłonie do kieszeni.
cholerny bachor.
76.
– Co tu się dzieje?
– Bo…
– Zgodnie z regulaminem…
– Tak?
raz trzeci.
kary od nowa. Zazwyczaj mylą się tuż przed tym, jak chłosta
chłosty.
rzadko.
77.
Wpadłem w furię. Słyszałem, jak ktoś tak o mnie mówi, ale nie
garażu.
Wzruszam ramionami.
najdrobniejszej rysy.
i zdaje mi się, że chciałbym, aby mój syn był właśnie taki jak
wszystkiego.
za oknem w garażu.
– Kto, u licha?
– Pracuje. Choć…
Mrużę oczy. Spoglądam na Sarę, albo Trudl, obserwując, jak
samochód.
Widziałeś, jak się leniła? Zastrzel ją, tylko z dala od garażu. Nie
78.
gdyż błaga mnie o litość. Musicie zdać sobie sprawę, że aby błagać
– Ale co?
Dziewczyna spuszcza głowę i wierzchem dłoni ociera nos. Już
udręczone oblicze człowieka, który nie może spać, jeść ani pić.
wszystkiego.
– Co za bzdury… – szepczę.
grube!
– Panie komendancie…
piersi.
79.
z Ruth niż ze mną. Nikt nie odmówił zaproszenia. Poza tym ten
wskroś pozytywnym.
dodaje drugi.
– Przepraszam…
– Kempke!
zwariował.
roboty.
– Ale…
– Tak?
– Tak powiedziałaś!
podłogę krew.
życia.
80.
– Co ma pan na myśli?
bydło.
– Ale…
ścianę.
Obiad powinien już być gotowy. Nie chcę spędzić z tymi pajacami
ziemniaków…
willi. – Gausch!
przyrządzanie obiadu.
81.
Nie mam ochoty iść po kolejną butelkę, lecz nie wyobrażam sobie
Stukot maszyny wżyna mi się w mózg, ale nie daję tego po sobie
poznać. Pemper stara się pracować jak najciszej i choć brzydzę się
nim jako Żydem, doceniam jego sprawność. Poza tym nie odzywa
palce.
górę.
mi z oczu.
wiem…
82.
11 grudnia 1943 r.
Część gości już się zjawiła. Kolejni mają przybyć lada moment.
perfekcyjnie.
Ukończenie trzydziestu pięciu lat jest okazją dobrą jak każda
władca.
– Panie komendancie…
– Wiem, co z tego?
pomysł.
83.
– Nie musisz przedstawiać się numerem – rzucam, patrząc na
– I planowałaś ucieczkę.
– Ja…
– Zdejmij chustę.
oczy i zawstydzona cofa się o pół kroku, jakbym kazał jej się
rozebrać.
– Strauss, Wagner…
Jest niższa ode mnie o jakieś dwie głowy i wydaje się niemal
Widzę, że jej ręce drżą, lecz będzie musiała nad tym zapanować.
postarać.
84.
dziwne.
się należycie…
85.
Brakuje mi humoru.
zostawiłem.
oknu.
piersiach. Pokojówka nie wie, co zrobić. Cofa się, lecz boi się
krzyczeć.
mnie jej drobne, delikatne ciało. Podniecają mnie nawet jej sińce,
Ponoć przez kolejnych kilka dni Göth nie tknął nawet kropli
alkoholu.
86.
tematu.
możesz odpowiedzieć.
– Wiem.
– I tak dziękuję.
sztucznie służalcza ani uległa. Znosi swój los, lecz stara się to
robić z choćby odrobiną godności. Starała się to robić również
wczoraj…
nigdy się nie doliczy. A jednak… Jeśli coś do niej czuję, brzydzę
zwierzęcymi popędami.
Dawida na ramieniu.
się choćby cień zadowolenia. Od dawna nosi maskę, wiem to. Nie
jest już w stanie jej zdjąć i być może nigdy nie będzie.
87.
ostatnią myśl.
Wydaje się, jakby starzec przez cały czas płakał. Kiwa głową
z domu?
– Panie komendancie…
słońca śnieg.
konspiracyjnym tonem.
obozie.
88.
poza to odludzie? Może być już pewny, że żaden przedmiot dla jego
nic mi nie mówi. Na szczęście zdaje się, że nie zjawią się czołowi
89.
– Mamy tu taką drobną tradycję. Ilekroć zjawia się ktoś, kogo nie
Rzeszy!
wody w usta.
przełożonych…
paczkę.
więźniowie…
Pochylam się w jego stronę i podaję paczkę. Bierze ją ochoczo, po
– Co z nimi? – dopytuję.
zgadzać.
prawda?
90.
tyle, ile mogę. Liczy się tylko ta chwila i ta bezsenna noc. Nie ma
rozliczanie mojej.
znacznie ostrożniejszy.
w moją stronę.
91.
W stronę domu. Tylko gdzie jest mój dom? Przez ostatnie lata
Z pewnością nie jest nim już Wiedeń, nie jest nim też Płaszów ani
interesują.
gryzipiórków.
zniknąć.
dusz.
w Berlinie…
Co przyniesie mi przyszłość?
92.
jedno wychodzi. Nic już nie może zmienić tego, kim jestem i kim
byłem.
Deficyty budżetowe.
Braki w kasie.
Niedostatek funduszy.
proste.
– Mów dalej…
– Chyba jeszcze mi się to nie wyklarowało.
dymu.
z pełnym skupieniem.
z zarządzeń administracyjnych.
93.
pewnie nie.
swoją kolej.
niewdzięczny gnój!
długą fajkę. Dłonią stara się rozegnać gęsty dym. Pali tani,
polski nierobie…
wsunąć dłonie między smycz i swoją grdykę, lecz nie ma dość siły.
– Jak śmiałeś?!
poluzowuję pętli.
– Ty leniwy bydlaku!
stają się fioletowe. Nie ma siły choćby charczeć, więc z jego gardła
– Cholera…
94.
Otrzymany przed kilkoma dniami rozkaz wprawił mnie
niedorzeczne.
Chyba że…
95.
przemodelowujemy plany…
z niedowierzaniem. – Bzdury.
Kempke przygląda się strażnikowi prowadzącemu owczarka
ściąga go, jakby się bał, że lada moment na kogoś się rzuci. Nigdy
się do baraku.
– Panie komendancie…
– Co ma pan na myśli?
Wzruszam ramionami.
dudnienie dział.
z kolejnymi obozami.
– Wiem.
96.
7 maja 1944 r.
z obozowego zaplecza.
– Cwane bestie.
bydlęta…
dłużej biec.
nami na stoliku.
– Za mało.
– Jeszcze?
tonem. – Ci ludzie wiedzą, co się z nimi stanie, i nie mają już nic
do stracenia.
jakby nic się nie stało. Jakby to były jedynie nowe ćwiczenia.
z wyraźną ulgą.
97.
w Krakowie buc czuje wyraźny kompleks wobec SS, ale to nie mój
frontowym…
jedynie czekać.
98.
patykowate kości.
i nie tak chude, jak ich poprzedniczki. Niektóre z nich wydają się
– To rozkaz.
wzrostu?
wyjścia…
– Rozumiem.
chaos.
Natychmiast!
z odbezpieczonych karabinów.
się kolumny. Staram się pośpiesznie przeliczyć, ile osób się w nich
w obliczeniach.
– Co to ma znaczyć?
służyli w SS.
ich wcale nie przeżył. Jakby mnie tu wcale nie było. Usuwam
kolejnych podpisów.
myśl, ale wiem, że tkwi w niej jakaś istotna prawda. Może kiedyś
się nad nią pochylę, lecz nie sądzę, bym o niej pamiętał choćby za
kilka godzin.
całkowicie w proch.
100.
bardzo ich to cieszy? Niestety pozbycie się go nie jest takie proste.
znacznie delikatniej.
– Oczywiście.
opuszczenie obozu.
Wilhelm Chilowicz pochyla się w moją stronę, jakby sądził, że
się uśmiech.
głową.
planować, jakby bez tego nie mogli zrobić pierwszego kroku. Nie
101.
szczątki.
frapować.
uzdę, lecz nie odzywam się nawet słowem. Działam jak w transie.
benzyny.
– Zaczynać!
z grobów zwłok.
Zgodnie z relacjami świadków z Hujowej Górki wywieziono
102.
wzajemnie do zabawy.
kilkuletni chłopiec.
– Ano.
losowi.
z gęby. Siedzi w tym tak samo głęboko jak ja. Łączy nas coś więcej
103.
przeszkadzać.
się krzywię. Od kilku dni gorzej się czuję. Niemal przez cały czas
zapowiedziana…
drzwi.
– Panie komendancie…
kawowym.
formalność.
wszystkim panu.
stwierdzam oględnie.
obozu.
przekonany.
105.
13 września 1944 r.
porannej odprawie, nic się nie stanie. Tak samo nic się nie stanie,
nie pojawię się w obozie. Nikt by się tym nie przejął. Już dawno
i wypijam duży łyk. Dziś zrobię sobie wolne. Niech się dzieje, co
tonem. – I gówno!
z przybyszów.
Co za ironia losu.
106.
i kontaktów…
nie będę nawet dociekał kto. Pal ich wszystkich diabli. Niech ich
szlag…
Oficer przygląda mi się spode łba, przez chwilę się nad czymś
107.
o własne szczęście.
starość?
Słabości?
Ach, mamo…
same.
Jego twarz jest surowa, jednak ton głosu łagodniejszy niż zwykle.
poznać.
miało mieć moc eksplozji granatu. Nie chce stać w pobliżu pola
rażenia.
– Opuści pan Breslau – oznajmia. – Na razie mogę powiedzieć
tylko tyle.
108.
109.
w okrążeniu.
chudnąć.
Morgena.
wartości.
interes.
smaku.
110.
twarz, którą golę, należy do mnie. Tak samo jak do mnie należy
z nich.
i duchy.
zamieszanie na ulicach.
poza tą leczniczą?
sobie.
korytarzu.
111.
albo co…
Ból brzucha raz się nasila, raz niemal całkowicie zanika. Mimo
się, gdy nie zjawia się zbyt długo. Boję się, że nadejdzie
umieranie?
– Następny!
– Szybciej, szybciej!
emocji. Wiem, że mi się uda. Udało się już tyle razy, że nabrałem
doświadczenia.
112.
zasługa jankesów.
pułkownik.
– Kim byłeś.
stopnie. To niegodne.
– Czy wiesz, o co możesz być oskarżony? – dopytuje grubawy,
postawny oficer.
Odkasłuję.
wypuśćcie.
– Czyżby?
– W takim razie…
ale nic takiego się nie stało. Nie bałem się Polaków, a to, co się ze
113.
obowiązek.
pchły?
dziesięć.
obraz…
się szykuje.
przepisami.
Uśmiecham się.
z rzeczywistością.
z tymi zbrodniami.
114.
się ze mną stanie. Chyba są tego ciekawi znacznie bardziej niż ja.
mój czas minął, ale to był dobry czas. Nie mógłbym chcieć od życia
niczego więcej. Teraz mam już tylko dość bólu i jestem potwornie
różnica?
– Proszę powstać…
Mój obrońca daje mi znak, bym się podniósł. Robię to powoli,
Bla, bla, bla. Niemal tego nie słucham. Skupiam się na tym, by
w zarodku.
robi mi również różnicy, jak mnie zabiją. Każda śmierć jest taka
13 września 1946 r.
byłem bogiem.
[5] Przemowa Amona Götha do żołnierzy mających rozpocząć akcję likwidacji getta –
donosów.
Raimundem Titschem, gdyż jego zdaniem podana zupa była zbyt gorąca.
Należało dokonać selekcji podobnych scen, by książka nie stała się jedynie
w Paternion.
października 1946 r.
dręczy mnie myśl, że przez wiele lat swojego życia mogli czuć się
jak bogowie. Czy pocieszeniem może być przy tym zakład Pascala,
Ukłony
Max Czornyj
SPIS TREŚCI
Okładka
Karta tytułowa
Dedykacja
Cytat
Wiersz
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
23.
24.
25.
26.
27.
28.
29.
30.
31.
32.
33.
34.
35.
36.
37.
38.
39.
40.
41.
42.
43.
44.
45.
46.
47.
48.
49.
50.
51.
52.
53.
54.
55.
56.
57.
58.
59.
60.
61.
62.
63.
64.
65.
66.
67.
68.
69.
70.
71.
72.
73.
74.
75.
76.
77.
78.
79.
80.
81.
82.
83.
84.
85.
86.
87.
88.
89.
90.
91.
92.
93.
94.
95.
96.
97.
98.
99.
100.
101.
102.
103.
104.
105.
106.
107.
108.
109.
110.
111.
112.
113.
114.
115.
* * *
POSŁOWIE
Reklama
Karta redakcyjna
Copyright © by Max Czornyj, 2021
elektronicznych.
„DARKHART”
Dariusz Nowacki
darkhart@wp.pl
eISBN: 978-83-8195-901-8
Wydawnictwo Filia
ul. Kleeberga 2
61-615 Poznań
wydawnictwofilia.pl
kontakt@wydawnictwofilia.pl
Seria: FILIA NA FAKTACH