Professional Documents
Culture Documents
Glenn Gould
czyli sztuka fugi
słowo/obraz terytoria
© by Stefan Rieger
© by w y d a w n i c t w o s ł o w o / o b r a z terytoria, Gdańsk 2007
W y d a n i e drugie, p o s z e r z o n e
ISBN 978-83-7453-834-3
Zosi i Marysi
Od autora
Nie jest to biografia Glenna Goulda ani nawet sensu stricto monogra
fia, raczej wariacje na temat wielkiego Kanadyjczyka, jego idei i jego
sztuki. Niektóre z tych wariacji mają postać „fugi", w której Gould jest te
matem, a spośród rozmaitych kontrapunktów najważniejszymi, być może,
sq - Bach, Gombrowicz, Beethoven i Czas.
Dla większej czytelności wywodu teksty i wypowiedzi samego Goulda
wydrukowane sq inną czcionką. Przy bardzo krótkich lub powtarzających
się kwestiach pozwala mi to zbytnio nie obciążać tekstu przypisami.
Wszystkie te cytaty pochodzą albo z filmów i audycji, albo - najczęściej
- z jednej z antologii tekstów Goulda, wyszczególnionych w bibliografii.
Przede wszystkim jednak pragnąłbym, aby pomogło to uniknąć nieporo
zumień. Ponieważ w książce roi się od dygresji, zmuszony jestem podkreślić,
co następuje: za wszelkie kontrowersyjne tezy i opinie, które nie są wyraź
nie przypisane Gouldowi lub innemu z cytowanych autorów, odpowiedzial
ność należy zrzucać wyłącznie na niżej podpisanego.
Mam równocześnie nadzieję, że dokonując niejednokrotnie śmiałych
ekstrapolacji poglądów Goulda, pozostaję w grubszych zarysach wierny
jego filozofii. Składa się na nią wiele paradoksów i sprzeczności, ale
w głębszym sensie wydaje mi się ona spójna. Byłbym zmartwiony, gdyby
dostrzeżono głównie ekstrawagancje i bluźnierstwa, wyjęte z kontekstu.
Niekiedy sam rozmyślnie przerysowuję dyskusyjne wątki (polemika z Mo
zartem i Beethovenem, paszkwil na Horowitza i tak dalej), aby podbić
stawkę w zakładzie o otwartość umysłu: sobie i czytelnikowi utrudnić do
konanie przekonywającej syntezy. Jeśli to się uda i ze skontrastowanych
elementów ułoży się obraz postrzegany jako spójny - satysfakcja będzie
tym większa.
Starałem się odwzorować pewne formy muzyczne, a przynajmniej
skonstruować całość na schemacie kilku emblematycznych dzieł. Dosłow
ne potraktowanie takiego projektu jest, rzecz prosta, zadaniem ponad siły,
jeśli nie zgoła absurdalnym. Anthony Burgess przełożył co prawda na
angielski Symfonię g-moll Mozarta, ale - jak sam uprzedził - „czasami
robi się coś po to, by wykazać, że zrobienie tego jest niemożliwe". Zachę
cił mnie jednak sam Gould, który w swych kontrapunktycznych audycjach
radiowych próbował dowieść, że wszystko może być muzyką. Myślę, że
5
mu się to udało, ale mój projekt jest dużo skromniejszy: w niektórych tylko
miejscach pokusiłem się o zbudowanie wyraźniejszych, formalnych analo
gii między tekstem a muzycznymi utworami.
Część I, Sztuka fugi, to próba ujęcia fenomenu Goulda w całości,
złożonej z odbić w lustrach czternastu Kontrapunktów.
W części I I , Fortepian dobrze utemperowany, zawarłem zasadniczo
rozważania na temat jego sztuki pianistycznej, przeplecione dygresjami
na temat Baroku, interpretacji Bacha, innych wykonawców i tak dalej.
Część I I I , Sonata, chce być nieortodoksyjnym spojrzeniem na historię
muzyki przez pryzmat upodobań Goulda - lecz niekoniecznie jego
oczyma.
Wreszcie w części IV, Wariacje Gouldbergowskie - obok uwag na
temat koncertów, techniki nagraniowej, pracy w radiu i telewizji - znalazło
się chyba najwięcej elementów biograficznych.
Każdą z tych części można uznać za mniej lub bardziej samodzielny
esej (zwłaszcza Sztukę fugi i Sonatę), ale chyba dopiero wszystkie razem
składają się na pełny obraz.
Na koniec muszę wyjawić najgorsze: nie wiem, do kogo ta książka
jest adresowana. Zapewne do wszystkich, czyli - do nikogo? Dla fachow
ców będzie pewnie nie dość fachowa, dla laików - nazbyt przemądrzała,
dla sztywnych - chwilami niepoważna, dla lekkoduchów - ciężko straw
na. Jeśli każdego uda mi się choć trochę mile zaskoczyć - zanim nastro
szony ciśnie książkę w kąt - poczytam to sobie za sukces.
A jeśli Gould, Bach, Gombrowicz, Beethoven... zyskają dzięki temu
jeszcze paru dodatkowych wyznawców - świat się może od tego nie
zmieni, ale będzie w nim żyć nieco przyjemniej.
6
Część pierwsza
Sztuka fugi
1. Message
Pod koniec 1 9 7 7 roku, na pięć lat przed śmiercią Glenna Goulda,
Ziemię opuściły dwie bliźniacze sondy kosmiczne, „Voyager I" i „II", kieru
jąc się w stronę Jowisza i Saturna. Po dokonaniu bezcennych zdjęć dalekich
planet, w roku 1 9 8 7 i 1 9 8 9 kolejno pożegnały się z systemem słonecznym,
wypływając na ocean międzygwiezdnej pustki. Ich żywot ocenia się na
prawie miliard lat, jeśli zatem nie przytrafi im się nic złego, dotrzeć mogą
w odległej przyszłości do bardziej przytulnych zakątków Wszechświata.
Ewentualny adresat znajdzie na pokładzie „Voyagerow" garść symboli,
mających być wizytówką homo sapiens, złotą tabliczkę z sylwetkami ko
biety i mężczyzny, matematyczne wzory, jak również miedzianą płytę, na
której zarejestrowano „odgłosy Ziemi". Na ten dźwiękowy list złożyły się
najróżniejsze hałasy, przemówienia dygnitarzy, życzenia w wielu językach,
elementy muzycznego folkloru, śpiew wielorybów, a także - nagranie
Preludium i Fugi Gdur z drugiej części Das wohltemperierte Klavier}. S. Ba
cha w wykonaniu Glenna Goulda.
Jeśli artysta widzi się misjonarzem, idącym za głosem „wyższego po
wołania"- to czy może wymarzyć sobie lepszy los? Sądzę, że taka podróż
mogłaby być dla Goulda metaforą szczęścia. Jest w swoim żywiole: wy
rwany z ziemskiego c z a s u (który zawsze starał się oszukać), skazany
na s a m o t n o ś ć (która była dlań naturalną sytuacją artysty), rzucony
w zimne pustkowie (które musi mu przypominać ukochaną Daleką Północ),
zaczarowany w f u g ę (ową ulubioną przezeń „formę bez założonej
z góry formy", która dialektycznie godzi wieczny ruch z nieruchomością
kryształu, poziomy rozwój z harmonicznym pionem, czas z przestrzenią,
w dobroczynnym geście p o j e d n a n i a - jakże inaczej niż w konflikto
wej formie sonaty), unoszony na skrzydłach najnowocześniejszej t e c h
n o l o g i i (a stale tropił wszelkie nowinki, wierząc w „miłosierdzie
technologii", która zarazem o d d a l a od siebie ludzi, oddziela ich elek
tronicznym buforem, eliminując konflikty rodzące się ze starcia egoizmów
- i tym bardziej z b l i ż a , rozpinając nić bezpośredniej i czystej
łączności).
Wszystko zdaje się wskazywać na to - choć o życiu duchów wiemy
wciąż niewiele - że zaklęty w fugę Gould znalazł receptę na stan trwałej
e k s t a z y . Znalazł ją już za życia - międzygwiezdna podróż jest jedynie
metaforycznym tego przedłużeniem. Ekstaza i intelekt, intymnie splecione,
ale zdumiewająco też autonomiczne względem siebie, wyznaczały jego
sposób obcowania ze sztuką. Nie mylmy ekstazy z orgazmem (choć cza
sami zdarza im się spotkać) ani ze stanem euforii lub egzaltacji.
Celem sztuki - pisał Gould - nie jest s p o w o d o w a n i e chwilowego
wydzielania się adrenaliny, ale stopniowe budowanie, na przestrze
ni całego życia, stanu oczarowania i w e w n ę t r z n e g o spokoju'. Eksta
za jest dla niego doświadczeniem wewnętrznym, które przeżywa się
w samotności. Jej przeciwieństwem jest a p a t i a : stan ducha jednostki
pośród tłumu.
S z t u k a znajduje s w e usprawiedliwienie w w e w n ę t r z n y m spa
laniu, które r o z ż a r z a serce człowieka, a nie w swych publicznych,
powierzchownych, z e w n ę t r z n y c h manifestacjach 2 .
Ekstaza to stan uniesienia, dający poczucie wzbicia się ponad siebie
i ponad czas, przeżywany indywidualnie - lecz zarazem k o m u n i k a
t y w n y , w tym sensie, że przerzuca nić najgłębszego porozumienia
między muzyką, odtwórcą i odbiorcą (jednym, jedynym odbiorcą - a nie
ich tłumem), urzeczywistniając wspólnotę wewnętrznego przeżycia.
Lecąc w nieznane jako ambasador ziemskiego ducha i podśpiewując
sobie jak zwykle pod nosem, Gould-wpisany-w-fugę sprowadzony zostaje
10
MESSAGE
3. Struktura
Struktura, sposób organizacji przestrzeni, podobnie jak w einstei-
nowskiej fizyce - determinuje czas; czas muzyczny jest jej funkcją. C z y
to oznacza, że zjawisko muzyki sprowadzić można do tych dwóch
parametrów?
Andre Boucourechliev próbuje zdefiniować muzykę jako „system zróż
nicowań, który strukturyzuje czas w kategoriach dźwięku" 1 3 . Szukaj intruza.
Z tej lakonicznej definicji Gould, w porywach idealizmu, byłby nawet
skłonny wyrzucić jeszcze d ź w i ę k .
Kiedy słuchamy muzyki, ona już wybrzmiała. To, co jest jej brzmienio
wą aktualizacją, znika już w chwili narodzin. Obraz dźwiękowy, który
do nas dociera, muska nasze zmysły i pryska jak bańka mydlana. Atrybut
16
STRUKTURA
kiwania publiczności. Zqdano Bacha? Był Bach, ale za karę trzeba było
przełknąć też Schoenberga, Kfenka, Hindemitha lub Farteina Valena...
Nie doczekaliśmy się całości D/e Kunst c/er Fuge, kompletu sonat Beetho-
vena albo Haydna, drugiej wersji Das Wohltemperierte Klavier - gdyż
zajęty był nagrywaniem Istvana Anhalta, Oskara Moravca lub niezbyt
pasjonujących, młodzieńczych utworków Ryszarda Straussa. Robił, co mu
się podobało - był a u t o k r a t q.
5. Płodna zdrada
Autokratą był nie tylko w doborze repertuaru: jeszcze bardziej samo
władnie podchodził do samej idei i n t e r p r e t a c j i . Wychodził z zało
żenia, że jeśli odtwórca nie ma czegoś r a d y k a l n i e n o w e g o do
powiedzenia na temat dzieła, to jego granie - a tym bardziej nagrywanie
- jest stratą czasu. Powielanie tego, co już istnieje, jest nieusprawiedliwio
ne i bezsensowne.
Pojęcia „wierności" lub „autentyczności" mało go interesują. Zapis
nutowy jest otwartą propozycją, niedoskonałą, aproksymatywną formą
przekazu, i istnieje nieskończona ilość sposobów jego realizacji. Tekst nie
jest więzieniem, w którym należy zamknąć odtwórcę. Ten ostatni cieszy
się pewną autonomią, ma prawo podejść k r y t y c z n i e do zapisanego
dzieła. Nie musi być niewolnikiem tradycji. Nazbyt często wykonawcy
przypominają owych turystów zwiedzających muzeum, którzy rzucają się
na tabliczkę identyfikującą obraz i czują się przez to zwolnieni z obowiąz
ku spojrzenia na samo płótno.
Interpretację oryginalną konstruujemy uwolniwszy się od wszelkich
historycznych uwarunkowań, idąc za głosem czystej „muzykalności".
W y k o n a w c a musi w i e r z y ć , choćby i ślepo, w trafność tego, co robi,
i musi być przekonany, że jest w stanie odkryć możliwości interpre
tacyjne, jakich nie p r z e w i d z i a ł nawet sam k o m p o z y t o r 2 4 .
Sposobu interpretacji nie narzuca ani tradycja, ani „duch epoki": może
go podyktować jedynie wymóg unaocznienia w e w n ę t r z n e j spój
n o ś c i dzieła - o ile taka spójność istnieje. A wystarczającym sprawdzia
nem jest spójność samej interpretacji.
Bruno Monsaingeon powiada, że dzieło dla Goulda „pozuje" jak
model dla malarza; jest dlań tym, czym książka dla reżysera, który podjął
się jej adaptacji filmowej. Gould kreuje, a nie odtwarza. Nie widzi siebie
w roli skromnego rzemieślnika i wiernego sługi, który nie śmie podnieść
24
PŁODNA ZDRADA
25
S Z T U K A FUGI
6. Lustro fugi
Bach jest p i e r w s z y m powodem, dla którego zostałem muzy
kiem. Miłość do jego m u z y k i przyświecała w jakiejś mierze w s z y s t
kim innym przedsięwzięciom, które poza t y m podejmowałem 2 9 .
26
L U S T R O FUGI
34
która osłania ich przed presją mody , jak również dyscyplinę wymaga
jącą skupienia i oderwania się od wszystkich innych spraw.
Do bractwa należą też twórcy żyjący w epoce niechętnej kontrapunk-
tycznym przekonaniom, którzy - jak Beethoven - odkrywają uroki fugi
i starają się nią nasycić formy podporządkowane całkiem innym zasadom
konstrukcyjnym.
Ostatnią wreszcie (czy może pierwszą) kategorię tworzą muzycy - jak
Bach i Byrd, do pewnego stopnia także Brahms, Strauss, Wagner czy
Hindemith - którzy fugę mają we krwi, których myśl niemal bezwiednie
krystalizuje się od razu w formie kontrapunktycznego dialogu. A ponieważ
przyświeca im stale troska o naładowanie f o r m y subiektywizmem,
stać ich na to, aby, jak Bach, rzucić dumne w y z w a n i e tyranii w r o g i e j
35
im chronologii historycznej .
Wspólnota duchowa, która łączy członków bractwa, odczuwalna
jest bez względu na dzielące ich dziesięcio- lub nawet stulecia. O jej
istnieniu przypomina nam nie tylko polifoniczna faktura i tematyczna
inwencja, lecz nawet pewien pokrewny rodzaj brzmienia. W ich fugach
wysłyszeć można arystokratycznie wzgardliwy stosunek do obowiązu
jących w danej epoce „harmonicznych konwenansów". Jeśli kompono
wali je w czasach wrogich muzyce indukcyjnej (Klasycyzm w wersji
galant, Romantyzm), starali się unikać łatwych, modnych rozwiązań
harmonicznych, które by je d a t o w a ł y. W rezultacie, jak zauważa
trafnie Gould, wystarczy minimalny spadek czujności, aby p r z y p i s a ć
fugę M o z a r t a B r a h m s o w i , fugę M e n d e l s s o h n a M i a s k o w s k i e m u
- albo, jak to z a s u g e r o w a ł n i e z b y t w i e l k o d u s z n i e J o s e p h de
M a r l i a v e , f u g ę Beethovena - d e m o n o w i 3 6 .
Kwartet smyczkowy op. J Goulda „przypisać" można wszystkim po
trochu. Brahmsowski lub regerowski sposób prowadzenia kontrapunktu,
brucknerowski mroczny rygor, mendelssohnowski instynkt harmoniczny,
schoenbergowski schemat formalny, straussowskie „schyłkowe" brzmienia
żywcem z Metamorfoz - składają się na eklektyczne wyznanie wiary
w przynależność do wspólnoty duchowej Wielkich Braci. Również ułożo
na przezeń facecja, wokalno-instrumentalny quodlibet pod tytułem So you
want to write a fugue, roi się od żartobliwych cytatów z Bacha, Wagnera
i Straussa.
Gould marzył zapewne o tym, by zostać pełnoprawnym członkiem
bractwa. Podejmował dziesiątki prób, ale nigdy naprawdę nie wyszedł
poza Opus 1. Tylko z Kwartetu był względnie zadowolony, godząc się na
jego publikację. I rzeczywiście, przy całym swoim smaczku retro i nie-
29
S Z T U K A FUGI
33
S Z T U K A FUGI
34
MÓZG K O N T R A P U N K T Y C Z N Y
36
FUGA PODWÓJNA
8. Fuga podwójna
Samotność o d uczynić samotnością d o: w taki sposób (by spara
frazować Marksowskie spekulacje na temat wolności) zaistniało w świecie
dwóch wielkich outsiderów: Gombrowicz i Gould.
Uciec o d świata, uwolnić się od deformującej Formy - by okrzep
nąć w samotności, dotrzeć do siebie i tym donośniej krzyknąć d o
świata: „Ja!"
Powstały dwie „fugi" do jakiegoś stopnia symetryczne, o odwróconych
tematach. Gombrowicz wiedział to, czego Gould wiedzieć „nie musiał":
że całkiem uciec od g ę b y się nie da, że człowiek skazany jest na „mię-
dzyludzie", i „przychwycenie" przez formę narzuconą mu przez innych
jest nieuniknione; że domniemane „Ja" to co najwyżej w o l a , a b y b y ć
s o b ą („najpierwszy obowiązek moralny" - pisze w Testamencie). Gould
tego wiedzieć nie musiał, gdyż poruszał się w całkiem innej materii: pod
czas gdy Gombrowicz próbował przyszpilić k o n k r e t , czyli człowieka,
czyniąc treścią swego dzieła „przychwycenie go przez formę" - on starał
się uwolnić od „gęby" muzykę, by dotrzeć do tego, co uważał za jej
istotę, czyli do a b s t r a k t u . Pisarz musi w jakimś sensie posługiwać się
m e t a j ę z y k i e m , aby opisać „od zewnątrz" ludzką kondycję - muzyk
ma do dyspozycji j ę z y k s a m w s o b i e , a być może nawet d I a
37
SZTUXAFUGI
9. Maszyna
Dawanie i dzielenie się radością kojarzy nam się zazwyczaj z kon
taktem fizycznym. Gould doszedł do wniosku, że lepiej to czynić za
pośrednictwem m a s z y n y . Tą maszyną mógł być telefon, radio, tele
wizja, płyta, film. Uważał, że technika stwarza optymalne możliwości
komunikowania „jeden do jednego": oddziela w przestrzeni istoty, zdol
ne się nienawidzieć i ranić, nadeptywać sobie na odciski i kierować się
bezwiednymi impulsami, a równocześnie pozwala im wspiąć się na
w y ż s z y szczebel intelektualnego porozumienia, w nie skażonych agresją
rejonach abstrakcji. Umożliwia działanie z dystansu, eliminuje konflikty,
stwarza k o m u n i ę dusz.
„Gould chciał wierzyć w odkupicielską moc technologii" - pisze Bruno
Monsaingeon. „Grzech popełniono z końcem XVIII wieku. Jeśli technika
pozwoli zerwać z kultem indywidualnej tożsamości i odejść od hierarchicz
nych podziałów przyjętych w sztuce, powstanie szansa zrównania na
powrót w prawach kompozytora, wykonawcy i odbiorcy, których rozdzie
liła epoka Romantyzmu" 53 .
Gould wyciąga z tej utopijnej wizji skrajne konsekwencje. Najpierw
tłumaczy, że z chwilą pojawienia się muzyki zapisanej mechanicznie słu
chacz przestał być biernym analitykiem i zaczął intensywniej uczestniczyć
w doświadczeniu muzycznym. Stał się przez to również z a g r o ż e n i e m ,
potencjalnym uzurpatorem, nieproszonym gościem na bankiecie
sztuki. Jego obecność z a g r a ż a tradycyjnej hierarchii muzycznego
establishmentu - pisze Gould w świetnym eseju Przyszłość nagrań. Co się
bowiem stanie, jeśli publiczność, wbrew „przyjętym obyczajom", zechce się
wyemancypować i współuczestniczyć w procesie podejmowania decyzji,
przejmując funkcje należące przedtem do specjalisty? Owieczki wymykają
się z rąk kapłanom, kiedy zniechęcone do obrzędów chronią się ze swymi
przeżyciami - religijnymi, estetycznymi - w s f e r z e p r y w a t n e j .
P r z e ż y c i a z w i ą z a n e ze słuchaniem m u z y k i przekazanej elek
tronicznymi środkami nie l e ż ą w domenie publicznej. M o ż n a to
ująć w p r a w o , w y r a ż o n e w paradoksie, że teoretyczna m o ż l i w o ś ć
dotarcia do nieograniczonej publiczności, na co p o z w a l a dopiero
elektroniczna transmisja, oznacza w istocie nieograniczoną liczbę
41
S Z T U K A FUGI
43
Z T U K A FUGI
10. Inversus
M u t a n t przeszkadza. Pianistów zniechęca do grania Bacha, więk
szość artystów - do myślenia. Jak chcemy utopić psa, mówimy, że jest
wściekły. Aby pozbyć się intruza, najlepiej przyprawić mu gębę wariata
lub zboczeńca. Zwrócić się o diagnozę do psychoanalityka i psychiatry.
Gould jest wdzięcznym obiektem: wystarczy odrobina złej woli, cynizmu
lub ignorancji, by zobaczyć w nim głównie hipochondryka i mizantropa,
hochsztaplera i ekscentryka. Niejednemu z wielkich wścibscy biografowie
grzebali już w koszu na śmiecie i w apteczce, zaglądali do kuchni i alkowy
i wrzeszczeli triumfalnie: „Eureka! to zwyczajny śmiertelnik, niby geniusz,
a jakże m a ł y człowiek!"
W wypadku Goulda nie trzeba nawet grzebać. Jego dziwactwa,
pozy, „prowokacyjny" sposób bycia ułatwiły zadanie poszukiwaczom
sensacji. Postać obrosła legendą ulepioną z tików i pikantnych anegdot.
To był smaczny dziennikarski kąsek. Dziennikarska powierzchowność
udzieliła się też wielu przygłuchym krytykom, którzy wybałuszali oczy,
zamiast nadstawić uszu.
O e k s c e n t r y z m i e Goulda rozpisywano się pasjami: o karłowa
tym, dziurawym krzesełku, z którym nigdy się nie rozstawał; o dwóch
płaszczach, szaliku i rękawiczkach, które nosił nawet w największy upał;
0 próbach lub koncertach, podczas których zdejmował buty, przeglądał
gazetę i popijał wodę; o unikaniu uścisków dłoni, w obawie przed uszko
dzeniem sobie palców, i o chorobliwym lęku przed jakimkolwiek kontaktem
fizycznym; o miłości do zwierząt i wstręcie do ludzi, lekomanii i jarzynofo-
bii (VegefaJb/es are damned - mówił); o podśpiewywaniu podczas
grania i dyrygowaniu wolną ręką; o panicznym strachu przed samolotem
1 o upodobaniu do życia po zachodzie słońca...
Listę można by wydłużać. Gould zachowywał się dziwacznie w spo
sób naturalny, a nie teatralny. W jednym z tekstów zapewnia zresztą, że
„nie ma w sobie nic z ekscentryka". Owszem, wlecze wszędzie za sobą
45
S Z T U K AFUGI
11. Rectus
Zbawienie poprzez sztukę, a może „spalanie się w sztuce", to był jego
pomysł na życie. Oddalał od siebie wszystko, co z tym pomysłem się
gryzło. Jeśli chował się za parawan ekscentryzmu, osłaniał tarczą humoru,
zamykał w kokonie hipochondrii, to była to może forma s a m o o b r o n y
- dla ocalenia tego, co najistotniejsze.
Zgorzkniały pustelnik? Zdziwaczały mizantrop? Ktokolwiek dostał się
za parawan, znajdował najlepszego z kompanów i przyjaciół. „Glenn
miał niespotykany dar wprowadzania natychmiast każdego w swobodny
nastrój" 64 - wspomina Lorne Tulk, inżynier dźwięku z CBC w Toronto, który
współpracował z nim przez szesnaście lat. Gould mógł godzinami rozma
wiać o życiu, rodzinie, zwierzętach lub polityce; wygłupiał się, imitował
różne postacie i pasjami zadawał zagadki.
Margaret Pacsu nigdy nie spotkała nikogo o równie silnej osobowości
i ujmującej powierzchowności. Gould był duszą CBC, wszystkich stymulo
wał intelektualnie i zarażał śmiechem. Był „podszyty dzieckiem", nawet
w chwilach największej powagi; i odwrotnie - nigdy nie był równie poważ
ny jak wtedy, gdy żartował. Nie potrafił się powstrzymać od „przekłuwania
nadętych balonów", wykpiwania pseudoautorytetów i niby-wartości, lecz
nie było w tym nigdy złośliwości - raczej łagodny dystans.
47
S Z T U K A FUGI
„Sqdze, że Glenn żył w innym świecie. Ten, kto był jego przyjacielem,
mógł tam wejść. Był to świat jak ze snu, pełen entuzjazmu i radości. Glenn
był ciekaw wszystkiego, co się wokół dzieje, i o wszystkim był znakomicie
poinformowany. Zycie ułożył sobie tak, aby było najbardziej produktywne:
musiało to wymagać wiele siły i odwagi i nie zostawiało mu dużo czasu
66
na rozrywki" . Ale Roxalana Rosiak zapamiętała szczególnie jego nie
zmienną „pogodę ducha".
W swojej ładnej skqdinqd ksiqzce o Gouldzie [Glenn Gould, piano
solo) Michel Schneider chyba zupełnie mija się z prawdq, kiedy przypisu
je mu rysy „postaci tragicznej". Historia tego pustelnika nie jest historią
smutnq. Niezliczone świadectwa wskazujq na to, że Gould cieszył się jak
dziecko tym, co robił, i jeśli „spalał się w sztuce", to z ekstatycznym uśmie
chem na twarzy.
To prawda, że pod koniec wydawał się uśmiechać coraz bardziej do
wewnqtrz. Na zewnqtrz było go coraz m n i e j .
13. Na krawędzi
Niepotrzebny, acz niezbędny... Tak i n , że aż o u t? Czy tak o u t ,
że aż i n? Słuchając większości nagrań Goulda, stykamy się z trudno
wytłumaczalnym paradoksem „obecności-nieobecności"
w maksymalnym stężeniu. Kiedy gra ktoś inny, za „polem magnetycznym"
muzyki czujemy żywego człowieka; czasem nawet słyszymy b a r d z i e j
tego człowieka niż muzykę. Ale przecież Gould jest fizycznie o b e c n y
jeszcze intensywniej. Daje znać o swojej obecności nie tylko skrzypiącym
krzesełkiem, nie tylko nieodłącznym „mruczandem" - lecz również
natychmiast rozpoznawalną artykulacją, niepodobnym do niczego brzmie
niem, elektrycznym natężeniem frazy... A mimo to trudno oprzeć się wra
żeniu, że go n i e ma. Tylko krzesełko i śpiew przypominają - nadarem
nie - o jego istnieniu.
Jest w tym tajemnicza, ontologiczna dwuznaczność. Akt urzeczywist
nienia się sztuki ma podwójne oblicze: transcendencji i efemerycznej kru
chości. Michel Schneider powiada, że interpretacje Goulda brzmią często
tak, jakby muzyka właśnie została skomponowana i zaraz potem miała
się ulotnić: „Pozostawiają wrażenie p i e r w s z e g o i o s t a t n i e g o
s ł o w a , a ich ekstatyczne napięcie bierze się z balansowania w stanie
kruchej równowagi na k r a w ę d z i między bytem a niebytem"70.
To metafizyczne rozdarcie wydaje się adekwatnym przełożeniem na
język r e-k r e a c j i tego, co zasadniczo ambiwalentne w samym akcie
twórczym, u kompozytora (malarza, poety). Dzieło sztuki cechuje równocze
śnie k o n i e c z n o ś ć i a r b i t r a l n o ś ć . Mogłoby w ogóle nie zaist
nieć albo zaistnieć inaczej (wolność, arbitralność), ale skoro już j e s t, nie
może być inne (konieczność). To bezustanne przekraczanie ontologicznego
progu na każdym kroku widoczne jest - niejako „gołym okiem" - zwłaszcza
u Beethovena. Nigdzie chyba równie nieokiełznana wolność nie przemienia
S|
ę, za sprawą aktu woli, w równie bezapelacyjny werdykt konieczności.
Mozolne dzieło tworzenia (które śledzić możemy krok po kroku w jego szki-
cowniku, wraz z Romain Rollandem) to nieprzerwany ciąg takich genialnie
arbitralnych decyzji. W niektórych dziełach (jak Adagio sostenuto czy zwłasz
cza Largo z Sona/y op. 106 Hammerklavier) cała alchemia procesu twórcze-
51
i Z T U K A FUGI
B o s k o ś ć . A b s t r a k c j a . C z y s t o ś ć . H a r m o n i a . . . U schyłku życia
Gould coraz bardziej się wycisza, oddala, coraz go m n i e j między
dźwiękami ostatnich nagrań. Nieobecność bierze górę nad obecnością.
Silniej niż kiedykolwiek czuje wspólnotę ducha ze starzejącym się Bachem,
który przestaje p r z y w i ą z y w a ć w a g ę do pragmatycznej s t r o n y mu
zycznego rzemiosła, przenosząc się w w y i d e a l i z o w a n y ś w i a t bez
kompromisowej inwencji 7 9 .
54
F U G A N I E - D O - S - K O N C Z O N A
Boskość Albo Czas bez Historii... Gould myśli również o Bachu, kiedy
- w eseju o Ryszardzie Straussie - stawia za przykład twórców, którzy
wzbogacają s w q epokę, do niej nie przynależąc; m ó w i ą za w s z y s t
kie generacje, nie należąc do żadnej 8 0 ; siłą indywidualności dokonują
„własnej syntezy czasu", nie poddając się jego konformistycznej presji.
Boski Anachronizm Certyfikatem Heroizmu... Dla takiej filozofii sztuki
Kunst der Fuge jest dziełem emblematycznym. Kiedy Gould gra ostatnią,
niedokończoną fugę - w filmie nakręconym przez Bruno Monsaingeona
- wydaje się z tą muzyką organicznie stopiony. Wyłączmy obraz - znika.
Na ścieżce dźwiękowej jest n i e o b e c n y .
Fortepian
dobrze
utemperowany
1. Stonoga
„Odpowiedni palec, w odpowiednim momencie, na odpowiedni kla
w i s z " - powiadał stary Bach. Ot i cała sztuka. Gould przechwalał się
kiedyś na spotkaniu z profesorami, że każdego może nauczyć w pół go
dziny wszystkiego, co trzeba wiedzieć, by dobrze grać na fortepianie.
Eksperymentalnie nigdy niestety tego nie dowiódł - pedagogika w ogóle
go nie interesowała. Zresztą nie byłby chyba w stanie uczyć innych: cóż
może wiedzieć o mękach inicjacji ktoś, komu prawie wszystko przyszło
s a m o ? „Talent to predyspozycje do uczenia się, geniusz rozwija się sam"
- mawiał inny wielki samouk, Arnold Schoenberg.
Pani Florence Gould, czterdziestodwuletnia nauczycielka śpiewu,
wybrała mu zawód pianisty, jeszcze zanim się urodził. Noszqc go w brzu
chu, rozmyślnie grała wciąż na fortepianie. Ale nie wiedziała, że powi
je zjawisko nadprzyrodzone. Po kilku dniach fenomen zaczął wysyłać
pierwsze sygnały: wyciągał rączki do sufitu, przebierając paluszkami,
jakby grał Bacha. Kiedy był na tyle duży, by zasiąść babci na kolanach,
miast walić pięścią w klawiaturę jak każde zdrowe niemowlę - wciskał
z namaszczeniem jeden jedyny klawisz, czekając, aż dźwięk wybrzmi
do końca. Był tym zafascynowany.
Dokładnie tak samo opisuje swe pierwsze muzyczne kroki Camille
Saint-Saens, którego w dzieciństwie często porównywano do Mozarta.
Jego matka również „wiedziała", nim się urodził, że będzie muzykiem...
Mały Glenn czytał nuty, zanim potrafił czytać słowa. Mama zaczę
ła uczyć go gry na fortepianie, gdy miał t r z y lata. Często bawili się
w zgadywanki: wysyłała go na drugi koniec domu, a on bezbłędnie
rozszyfrowywał grane przez nią akordy. Kiedy miał pięć lat, oznajmił
ojcu, właścicielowi dobrze prosperującej firmy futrzarskiej, że zamierza
zostać koncertującym pianistą. Trzymał się tego niewzruszenie.
W rok później rodzice zabrali go na pierwszy koncert, recital Józefa
Hofmana. Odwieziono go do domu w półprzytomnym stanie. W głowie
grała mu orkiestra zamiast fortepianu, a wszystkie dźwięki wydobywał
sam - i nagle poczuł, że jest Hofmanem. Znamienne, że nawet w dziecię
cych halucynacjach „uciekał od fortepianu" ku orkiestrze. Zapamiętał tylko
tyle, że było to euforyczne.
Dziesięcioletni Glenn udał się do swego pierwszego i zarazem ostat
niego nauczyciela, chilijskiego emigranta Alberto Guerrero. Grał już
59
ORTEPIAN DOBRZE UTEMPEROWANY
2. Odkurzacz
Gould nie tylko nie musiał ćwiczyć: nie musiał również dźwigać ze
sobą nut. Na festiwalu w Stratford - miał wtedy dwadzieścia jeden lat
- zjawił się z pustymi rękami. „Będę grał z pamięci" - powiedział do
skrzypka Alexandra Schneidera, który z wrażenia złapał się pulpitu.
W swej długiej karierze kameralisty nigdy nie zetknął się z pianistą,
który miałby w głowie cały repertuar skrzypcowy. W Stratfordzie, od
ległym o sto kilometrów od Toronto, spotykali się regularnie wybitni
artyści, aby eksperymentować i pograć sobie dla przyjemności. Gould
bywał tam potem częstym gościem. Jeśli nie liczyć paru występów w ra
diu i telewizji, było to jedyne miejsce, w którym gotów był ocierać się
o innych muzyków.
W s z y s t k o czytał a wsta i natychmiast zapamiętywał. Swemu przyja
cielowi Johnowi Robertsowi kazał czasem wystawiać siebie na próbę:
Robe rts zamawiał konkretne fragmenty dowolnych utworów - na przy
kład Burleski Straussa, V// Sonaty Prokofiewa, Opusu 31 numer 3 Beetho
vena i wielu innych - a Gould na żądanie grał je z pamięci.
Izraelski pianista, David Bar-lllan, należący do grona jego przyjaciół,
grał przed nim kiedyś Rondo Capriccioso Mendelssohna. Z n a m t o !
chyba musiałem to grać w w i e k u dziesięciu czy jedenastu lat - pod-
61
}RTEPIAN DOBRZE UTEMPEROWANY
3. Wiwisekcja
Nawet w umyśle par excel/ence dialektycznym zdarza się zwichnięcie
równowagi: nagły przerost syntezy nad analizq. U Goulda należało to
jednak do rzadkości - z reguły całość i wszystkie jej części były niezawod
nie interaktywne. Tylko znając z osobna wszystkie elementy budulca,
można, krok po kroku, świadomie konstruować całość. Grając cokolwiek,
Gould może nie wiedział (lub nie chciał wiedzieć), jak technicznie to robi,
ale w każdej chwili dokładnie wiedział, c o robi.
Znamienna jest scena z filmu Bruno Monsaingeona, gdy Gould anali
zuje Fugę £-dur z II zeszytu WtK, grając i podśpiewując. Jest to krótka,
dość niedoceniana fuga z niezbyt wdzięcznym, archaizującym tematem,
o gęstej, typowo „chóralnej" fakturze. Nie ma tu ani jednej zmarnowanej
nuty, nie ma żadnych naddatków, wszystko jest z jednego surowca, wypły
wa organicznie z sześcionutowego tematu - nawet kontrapunkt jest jego
lekko przyozdobioną transpozycją.
Po ekspozycji rzecz zaczyna się komplikować. Pojawia się pierw
sze z owych nadzwyczaj zwartych, zwiniętych w kłębek stretti (Gould
gra i śpiewa), co więcej - w tym przypadku kontrapunkt również s z y
ty jest „na zakładkę" i wchodzi we własne stretto. Oba motywy zaczy
nają ewoluować w tandemie: [...] w ł a ś c i w i e t r u d n o p o w i e d z i e ć , by
r a z e m m o d u l o w a ł y [gra dalej], r a c z e j poniekąd p o d s k a k u j ą na
w y b o j u [śmieje s i ę ] , staczając się w s p ó l n i e do s u b m e d i a n t o w e j
tonacji cis-moll. T e r a z Bach r o b i coś s p r y t n e g o . B i e r z e o r y g i n a l
ny t e m a t i o r y g i n a l n ą o d p o w i e d ź , k t ó r e z a c z y n a j ą się, jak na
początku, od d ź w i ę k ó w E i H, ale h a r m o n i z u j e je w taki s p o s ó b ,
aby o t r z y m a ł y s w e g o rodzaju t o n a l n ą w i z ę t r a n z y t o w ą na
p r z e j a z d p r z e z tonację cis-moll... N a s t ę p n i e w y c h o d z ą p o z a jej
o r b i t ę , o ile m o ż n a p o w i e d z i e ć , że w ogóle t a m były, p r z e
skakując t a k i m s a m y m jak w c z e ś n i e j susem do fis-moll. I t a m
Bach r o b i coś b a r d z o ł a d n e g o [zatrzymuje się na chwilę, by
wyjaśnić]: b i e r z e temat, p o z b a w i a g o jedynego e k s p r e s y j n e g o
i n t e r w a ł u , małej tercji [ p o k a z u j e ] , w y p e ł n i a g o , j a k b y k t o ś
o d ś p i e w a ł g a m ę [śpiewa i gra] i d o d a j e d o ń k o m e n t a r z w alcie,
t e ż r o d z a j w y p e ł n i e n i a f o r m y [gra i śpiewa]. T y l e że w alcie z a
c z y n a igrać z tonacją, p o d j e ż d ż a j ą c n a j p i e r w do g ó r y [gra
wznoszącą się gamę], a p o t e m z j e ż d ż a j ą c z p o w r o t e m na dół.
W r e s z c i e dodaje w basie n o w y k o n t r a p u n k t [śpiewa i gra], t e ż
o p a r t y n a p i e r w o t n y m m o t y w i e , r ó w n i e ż r o z p i n a g o n a inter-
I66
Z DYSTANSEM
w a l e k w i n t y , po c z y m z a r a z p o w t a r z a w f o r m i e k a n o n u w te
n o r z e , tak n a w s z e l k i w y p a d e k , g d y b y k t o ś nie z a u w a ż y ł [gra
i śpiewa]. T e r a z j u ż o p u s z c z a m y fis-moll [mówi nadal grajqc] p r z e z
t ę s a m q s u b m e d i a n t o w q f u r t k ę cis-moll. S t w a r z a t o o k a z j ę d o
przejścia p r z e z n o w e p r z e p y s z n e s t r e t t o , p o c z y m Bach nagle
r o b i coś s z a l e n i e interesującego, w p r o w a d z a j ą c r z ą d e k sześciu
diatonicznych d ź w i ę k ó w . N i e w y d a j e się t o n a p o z ó r n i c z y m
s p e c j a l n y m , ale w s z y s t k i e m o t y w y , k t ó r y c h d o t ą d u ż y w a ł ,
s k ł a d a ł y się z czterech [pokazuje] lub - w w y p a d k u k o n t r a p u n k
t u - z pięciu d ź w i ę k ó w [ p o k a z u j e ] . T u n a g l e w p r o w a d z a
n a s t ę p s t w o sześciu, a w kanonie aż s i e d m i u nut [ponownie gra
2
fugę i śpiewa], jakby j u ż c e l e b r o w a ł z b l i ż a j ą c e się z a k o ń c z e n i e .
I tak dalej.
Gould dokonał tu swoistej wiwisekcji, unaoczniajqc wszystkim mimo
woli, jak pracuje jego umysł; wprowadzajqc nas na chwilę w wewnętrz
ny świat, w którym żyje. Czasem trudno mu towarzyszyć, ale warto po
próbować.
Rzecz najgłębiej przemyslanq trzeba jeszcze zrealizować. Jak najwier
niej przełożyć na język dźwięków tak świadome, wewnętrznie logiczne
kreacje umysłu? To nie tylko kwestia techniki, ale i doboru odpowiednich
środków wyrazu - adekwatnych do zamierzonego celu - spośród tych,
jakie oferuje instrument, który ma się pod rękq. A Gould pod rękq miał
głównie fortepian.
4. Z dystansem
F o r t e p i a n jako taki nie jest i n s t r u m e n t e m , za k t ó r y m szczegól
nie bym p r z e p a d a ł . Z a w s z e na nim grałem i s t a n o w i dla mnie
najlepszy ś r o d e k do w y r a ż e n i a mych idei, g d y ż jest szalenie w y
godny. O p r ó c z o r g a n ó w to jedyny i n s t r u m e n t pozwalający na
jakie takie s y m u l o w a n i e e f e k t ó w o r k i e s t r o w y c h . G d y t y l k o mam
p r z e d s o b ą klawiaturę o r g a n ó w lub k l a w e s y n u , z a r a z z a p ę d z a m
się w s z a l o n e improwizacje ä la W i d o r , co z a w s z e było dla mnie
znakiem, ż e to, c o robię, s p r a w i a m i p r a w d z i w ą przyjemność. N a
fortepianie i m p r o w i z u j ę szalenie r z a d k o . . . 3
Do fortepianu stosunek miał nieufny. Mówił, że ten instrument rozpra
sza, wiedzie nas na muzyczne płycizny; palce podsuwajq mdłe i najczę
ściej nielogiczne pomysły, dajemy zwieść się tanim urokom łatwości. Jeśli
67
UTEMPEROWANY
A-dur. Technik był niepocieszony. Gould nic nie powiedział, ale kiedy
puszczono w ruch kamery, zamiast grać kolejnq wariację - puścił się
w improwizację na temat szopenowskiego motywu. „Trwało to ze
dwadzieścia minut i było absolutnie niewiarygodne" - wspomina Bruno
5
Monsaingeon .
Gould lubił się czasem popisywać przed przyjaciółmi. Urządzał
zabawy w rodzaju „gram na zamówienie cokolwiek w dowolnym stylu".
Na przykład sonatę Beethovena, której nie napisał Beethoven, albo
nieznaną fugę. „Zagraj mi nokturn Chopina" - prosił go przyjaciel,
6
dr Shapiro, i w okamgnieniu gotów był przepiękny, zmyślony nokturn .
5. Na przekór
Z fortepianem wojował, często wolał trzymać się odeń z daleka, ale
przecież musiał się z nim jakoś układać - był pianistą z krwi i kości. Ten
instrument, zarazem ułomny i nadmiernie wybujały, ciężkawy i nachalny
w swej szczodrobliwości, trzeba było jakoś okiełznać, aby stał się sprzy
mierzeńcem czystej idei - i równocześnie wehikułem czasu, umożliwia
jącym podróże poza wielki repertuar, organicznie doń przypisany.
Na pytanie, czy Bacha należy - czy Bacha wolno grać na forte
pianie, po Gouldzie być może jeszcze trudniej nam odpowiedzieć. Na
swój niepowtarzalny sposób dowiódł, że można - ale innych skutecznie
do tego zniechęcił. Przelot tego meteora spowodował, przynajmniej
w sztuce interpretacji dzieł Bacha, kataklizm podobny temu (no, śmiało...),
jaki w prehistorii zgładził dinozaury. Pozostało na pustyni paru dość
bladych epigonów (Zoltan Kocsis, Andrós Schiff...). Innym opadły ręce:
nie dający się sklasyfikować fenomen Goulda i krzepnący nurt „auten
tyzmu" w interpretacji muzyki dawnej wyznaczały pozycję historycz
nego pata, w jakiej się znaleźli. Droga wstecz była zamknięta. Era dino
zaurów z mgiełką pedału i dźwięcznymi alikwotami pancernego stein-
waya bezpowrotnie przeminęła, a tocząca się w międzyczasie debata
między „barokowcami" a „modernistami" została ostatecznie rozstrzy
gnięta: zmiażdżeni muzykologiczną argumentacją pianiści dyskretnie
wycofali się z tego repertuaru, zostawiając go legalnym plenipotentom
- klawesynistom.
U ż y w a n y zgodnie z tradycją romantyczną fortepian istotnie nadaje
się do muzyki polifonicznej tak mniej więcej, jak mikroskop z zaparowa
nym szkiełkiem do obserwacji mikroorganizmów: coś tu i ówdzie widać,
I
NA PRZEKÓR
przesuwają się barwne, cieszące oko plamy, ale gdzie ten pierwotniak
ma rzęski, a gdzie nóżkę - diabli wiedzą... Z a ś do ta ń c a (a to drugi,
zasadniczy wymiar muzyki barokowej) fortepian - ze swą ciężką mecha
niką i topornymi ozdobnikami - nadaje się jak hipopotam do walczyka.
C z y zatem skazani jesteśmy na „klatkę kanarka drapaną widelcem",
jak Britten uprzejmie nazywał klawesyn? A może jest inne wyjście
z impasu zasuszonego autentyzmu? Być może najkrótszą drogą między
dwoma punktami nie jest wcale prosta, a to, co „naturalne", niekoniecz
nie bywa najbardziej płodne? Zamiast iść po linii najmniejszego opo
ru, może ciekawiej jest iść n i e w p r o s t , na przekór, zmagając się
z materią?
Bach symulował polifonię przy pomocy jednego głosu; muzyka
Beethovena najbardziej jest śpiewna wówczas, gdy nie jest przeznaczo
na na ludzki głos; fortepian Liszta brzmi niezmiennie jak orkiestra;
u Schumanna dzieła symfoniczne i kwartety nasycone są pianistycznym
myśleniem, choć nie sposób sporządzić z nich fortepianowego wyciągu,
podczas gdy utworów na fortepian, lśniących barwami orkiestry, nie da
się właściwie „zorkiestrować"... Innymi słowy, wartość dodatkowa rodzi
się jakby z nieadekwatności środków i tworzywa.
Dla Goulda nie ma instrumentu idealnego: każdy jest jakoś ułomny
i trzeba szukać zadowalających kompromisów - grać wbrew instrumen
tom, zadając im gwałt. Toteż swój fortepian Gould pieczołowicie kastro
wał, kazał tak ustawiać mechanizm, by maksymalnie skrócić czas reakcji
i by muzyka wychodziła prosto spod palców. Oddaje to jego metafora
o samochodzie z kierownicą bez hydraulicznego wspomagania: to my
go prowadzimy, a nie on nas...
O różnicach dzielących instrumenty klawiszowe Gould mówił tak:
Fortepian m o ż e analizować, ale analiza musi być szalenie w y o s t r z o
na: t r z e b a dokładnie wiedzieć, jak działa k a ż d y głos. Na klawesy
nie lub organach m o ż n a się z t y m uporać znacznie m n i e j s z y m
kosztem, g d y ż same z siebie oferują n i e z w y k ł ą klarowność. Kiedy
siadasz do klawesynu, on m ó w i do ciebie tak: „ P o k a ż ę klarowniej
niż którykolwiek instrument, jak s p r a w n e są twoje palce". Fortepian,
przeciwnie, rzecze nam tak: „Cokolwiek mi powiesz, uczynię to
maksymalnie niechlujnym, chyba że dostarczysz mi na tyle jasnej
analizy, abym dokładnie z r o z u m i a ł , o co ci chodzi". Na fortepianie
w s z y s t k o zatem p r z y b i e r a f o r m ę b a r d z o szczególnej i wielce spe-
kulatywnej propozycji... N i e chcę, broń B o ż e , oczerniać klawesynu,
ale jest on d u ż o mniej wymagający od f o r t e p i a n u , nie narzuca tak
71
FORTEPIANDOBRZEUTEMPEROWANY
72
NA PRZEKÓR
73
FORTEPIANDOBRZEUTEMPEROWANY
6. Pimko
Gdy słucham solidnych, historycznych wersji Das wohltemperierte
Klavier (Fischer, Gieseking, Richter), razi mnie dydaktyczny makijaż:
temat jest podkreślony grubą kreską, zupełnie jakby ktoś podmalował
czerwoną szminką łuki i filary nośne gotyckiej katedry, abyś nie prze
gapił (ciemniaku), jak pięknie to zbudowane, byś odczytał bezbłędnie
(analfabeto), na czym to stoi i dzięki czemu (niedowiarku) piąć się
może w górę do Boga Wszechmocnego, p r z y którym ty (maluczki)
pyłem jesteś i pod-chłystkiem...
Pimko, belfer niezbywalny! Spójrzmy na tę katedrę: czy stojąc tak
bezwstydnie, nie stacza się aby w k i c z ? W Bacha na rykowisku? A po
cóż nam te podpórki, pozamuzyczne konotacje - które przywołują owe
namaszczone ekspozycje i mistyczne podświetlenia - skoro w e w n ą t r z
samej muzyki Bacha tyle się dzieje, że nawet Wszechmocny musi brać
lekcje kontrapunktu? Przecież w fudze, Bogiem a prawdą, najmniej intere
sujący jest temat: to jedyny element, który w kółko się powtarza.
Kiedy gra Gould, przemawiają także głosy środkowe, ukazują się
przęsła i zwodzone mosty, rozplątują się węzły harmoniczne, uśmiecha
się pizzicato lub strofuje nas marcato ukryty w kontrapunkcie refren. For
tepian umożliwia niezliczone, subtelne manewry.
Powiedzmy, że w głosie s o p r a n o w y m p r z e w i j a się seria figura-
cji emitowanych z p e w n ą siłą - mówi Gould. Równocześnie w alcie
w t ó r u j e im seria innych m o t y w ó w , k t ó r y m i w przeciągu jednego
taktu pragniemy podeprzeć s o p r a n , ściszając go o jedną trzecią,
w następnym z a ś takcie czynimy o d w r o t n i e 8 .
Permutacjom i kombinacjom efektów nie ma końca: dopuszczalne
jest każde t a k t y c z n e posunięcie, pod warunkiem że mieści się w ra
mach przekonywającej, spójnej s t r a t e g i i . Dwuwymiarowy obraz
staje się płaskorzeźbą, której relief odczytać może nawet ślepy.
Ale klawesyn ma jeszcze inny argument: b a r w ę . Dwuwymiarowe
płótno pokryć potrafi bajecznymi kolorami, nasyconymi górnymi harmo
nicznymi tonami. Brzmiący matowo fortepian przegrywa z nim w niektó
rych preludiach, allemandes, sarabandach, „orkiestrowych" introdukcjach
- wszędzie tam, gdzie uroda i przepych harmonicznych pióropuszy liczą
się bardziej niż plastyczność linearnych, polifonicznych metamorfoz.
No cóż, nie można mieć wszystkiego. Oba instrumenty mają poza
tym inny ciężar gatunkowy, z czym łączy się kwestia zachowania odpo
wiednich proporcji. Gould powiada, że w pewnych szczególnych przy-
74
FORTEPIANDOBRZEUTEMPEROWANY
7. Księgowy i Einstein
Gould należał do pierwszego pokolenia muzyków, którzy poddali
Bacha kuracji odmładzającej. W tym samym czasie gdy on, jako młody
pianista, buntował się przeciwko charyzmatycznym spadkobiercom dzie
więtnastowiecznych tradycji, na scenę wkraczali pionierzy „barokowej
rewolucji": Deller, Harnoncourt, Leonhardt. Ale mimo pozornej wspólnoty
celów Gould poniekąd sam wykluczył się z nurtu muzykologicznej orto
doksji, wybierając - a tego się nie wybacza - „niewłaściwy" instrument.
Odpłacał purystom pięknym za nadobne, szydząc z ich archeologicz
nej skrupulatności. Po cóż się jałowo spierać, w imię p o w i e r z c h o w n i e
rozumianej autentyczności, o wyższość stroju „barokowego" (415 H z )
nad strojem obowiązującym dzisiaj ( 4 4 0 Hz)? Niekoniecznie trzeba wra
cać do instrumentów, na których grał Bach:
76
KSIĘGOWY I EINSTEIN
78
NÓŻKA WYŻEJ
8. Nóżka wyżej
Puryści mają kłopot z Gouldem: na początku był w porządku (gdyż
jak oni odrzucił tradycję wywodzącą się z romantycznej wizji Baroku), ale
później ich drogi się rozeszły, więc jako heretyk nie dający się sklasyfiko
wać - został odrzucony. Trudno go jednak przygwoździć koronnymi ar
gumentami, jakimi rozprawiano się z dziewiętnastowiecznym dziedzictwem
- nieadekwatne instrumentarium, niewłaściwa artykulacja wynikająca
z nieznajomości figur retorycznych - wywijał się bowiem jak piskorz.
A może ima się go wobec tego zarzut najcięższy, jaki stawiano Klem-
pererom, Fischerom et consortes: że nie czuli należycie barokowej p u l -
79
FORTEPIANDOBRZEUTEMPEROWANY
możemy być wszędzie, czyli nigdzie; oświeceni, ale nie przyszpileni jak
motyle w gablocie, z numerkiem i datq.
Właściwie Gould postulował interpretacyjne d z i e w i c t w o : wejść
w muzykę jak noworodek, rozszyfrować jq od środka bez żadnej pomo
cy z zewnqtrz, ignorujqc tradycję. On, który wchłonqł uprzednio całq
historię muzyki? Otóż to: pogodzić wiedzę z naiwnosciq - być „starym
dzieckiem".
Jeden z najzdolniejszych pianistów średniego pokolenia, Christian
Zacharias, mówi o Gouldzie, że jest „jedynym, który spalił mosty, jedynym
pianistq XX wieku; wszyscy pozostali to odgrzewany wiek X I X " " .
Co jeszcze nie znaczy, by Zacharias (jak i każdy z nas) z Gouldem
we wszystkim się zgadzał - wskazuje tylko na to, co absolutnie wyodręb
nia go z masy odtwórców.
9. Zajqc i żółw
Wyrzucano mu za szybkie lub za wolne tempa. Ale czy mikroskop
nie jest równie potrzebny jak teleskop? W zwolnionym tempie zagłębia
my się w substancję dźwięku i każde znaczqce, choćby mikroskopijne
wydarzenie staje się kosmicznq katastrofq. Im szybciej zaś, tym bardziej
się oddalamy, aż wirujqcq fugę kontemplować możemy w całości, niczym
obracajqce się wokół własnej osi ciało niebieskie.
C z y Panoramę racławicką da się oglqdac z nosem w płótnie? Gdy
wpatrujemy się z bliska w Damę z łasiczką, dostrzeżemy wykrój rzęs i żyłki
w oku, ale nie poznamy jeszcze jej sekretu - dopiero przesuwajqc się pod
przeciwlegtq scianq, odkryjemy, że wodzi za nami spojrzeniem.
Jeśli istnieje coś takiego jak „optymalna odległość" dla każdego
obrazu, to musi być z definicji kompromisem - znawca i smakosz tym się
nie zadowolq i będq szukać też innych punktów obserwacyjnych, po-
zwalajqcych czasem na uchwycenie nowej jakości - niekiedy wręcz na
odkrycie tajemnicy, zakodowanej w kompozycji.
Taki był sens eksperymentów ze skrajnymi tempami u Karlheinza
Stockhausena. W Carre lub Kontakte zwalnia lub przyspiesza ruch
w skali przekraczajqcej to, co uchodzi za m o ż I i w e. W pewnych mo
mentach pęd jest tak zawrotny, że nie sposób już odróżnić poszczegól
nych dźwięków. Stockhausen mówi, że wówczas „cała struktura staje się
faktem statycznym. « Z b y t s z y b k o » oznacza, że wchodzimy w inny
świat" 1 2 .
82
ZAJĄC I Ż Ó Ł W
85
10. Ukryty zegar
Zacząłem odczuwać z biegiem lał, że muzyczny u t w ó r , jakkol
w i e k byłby długi, p o w i n i e n mieć zasadniczo jedno - j u ż miałem
rzec: tempo, ale to złe s ł o w o - jedno tętno, stały r y t m i c z n y punkt
15
odniesienia .
W dziele złożonym istnieje zazwyczaj taka podskórna pulsacja, wią-
żqca poszczególne części w organicznq całość. Pomocna jest znów
metafora „strumienia" („Bach"...): źródło bije w c i q z z tq samq mocq - sta
ła ilość wody spływa ze zmieniajqcq się szybkosciq - spiętrza się na
przeszkodach, staje dęba na kamyczkach rytmu, pędzi wqskim gardłem,
rozlewa się statecznie na gładkiej powierzchni...
Przy zmiennej intensywności przebiegu sztuka rytmicznego scalania
polega na wyważeniu odpowiednich proporcji, co daje s i ę - jak dowo
dził Gould - niemalże matematycznie wyliczyć. Takiego wzajemnego
sprzężenia poszczególnych temp brakowało mu w pierwszej, nie dość
organicznej wersji Goldbergowsk/cfi. Nagrywajqcdrugq, szukał „złotego
podziału" całości, wynikajqcego z wzajemnych relacji trzydziestu seg
mentów o zindywidualizowanym metrum, rytmie i stylu.
Podobne wymagania stawiajq Partity. Jeśli widzimy w nich tylko se
kwencję t a ń c ó w , z których każdy miałby mieć zapisane w genach
zwyczajowe tempo, okazujemy brak szacunku wobec geniuszu Bacha.
Wielki architekt i poeta potrafił z barokowego schematu uczynić ż y w y
organizm i wbudować weń ukryty „biologiczny zegar", odmierzajqcy
niepostrzeżenie puls - mimo wszelkich „tanecznych" perypetii. Wyczucie
tego tętna nie zawsze jest proste. W największych arcy dziełach - jak
V/ Partita e-mo/l, wyciosana z jednej, połyskujgcej melanch oliq bryły - do
skonałość proporcji i jedność klimatu wydajq się ułatwia ć zadanie. Ale
wystarczy najmniejsze odchylenie od pulsu, by zachwiać konstrukcjq.
Wymowne jest porównanie dwóch wersji tej partity, pozostawionych przez
Goulda. Na pozór nagranie płytowe i to uwiecznione na filmie przez
Bruno Monsaingeona niemal niczym się nie różnig - a ż do finałowej
g/gue, którq w drugim wypadku Gould minimalnie p r z y s p i e s z a . I wspa
niała, nieco ociężała lokomotywa z zacinajqcym się kołem zamachowym,
której „lepkość melancholii" nie pozwala naprawdę się rozrpędzić - rusza
nagle z kopyta, odrywajqc się od wagonów.
W takich dziełach, jak Partity, wszelkie arbitralne, skraj jne opcje w od
niesieniu do jednej ich części muszq pociqgnqc za sobą konsekwencje dla
wszystkich pozostałych. Jeśli decydujemy się, powiedzmy, nadać posępny,
86
UKRYTY ZEGAR
12. ABS
Nie wystarczy się rozpędzić, trzeba jeszcze umieć się zatrzymać.
Gould miał fenomenalne h a m u l c e - z harmonicznym wspomaganiem
i systemem przeciwblokujqcym. Nigdy nie hamuje z piskiem i nie staje
dęba.
Bywalcy koncertowych estrad wiedzq, jak postqpic, by u słuchaczy
wywołać klimaks: końcowy akord trzeba umiejętnie podprowadzić; winien
być na tyle potężny, by zapanować nad przedwcześnie rozpętaną burzq
oklasków. Wielu koncertujqcym pianistom wchodzi to później w krew.
Podobnie jak Benedetti, Gould do publiczności ż y w i ł zdrowq awer
sję i nawet w czasach, gdy skazany był na fizyczny kontakt z salq, ni
czego z niej wyciskać nie miał ochoty. Kadencja nie służy do tego, by
zamaszyście się ukłonić, stuknąć szarmancko obcasami lub zatrzasnąć
z hukiem wrota Wielkiej Bramy Kijowskiej. Innymi słowy, koniec utworu
lub jego części nigdy nie bywa u niego sztucznie doczepionym „efektem
pożegnalnym" - jest naturalnym zwieńczeniem struktury, organicznie
z nią zespolonym.
Jeśli w kodzie formuły kadencyjne sq gładkie, nie ma się nad tym co
rozwodzić; im bardziej strome i kręte sq harmoniczne wiraże, tym zwinniej
trzeba redukować biegi i z tym wiekszq precyzjq wciskać hamulec, by
uniknqc poślizgów.
Gould hamuje często z takq maestriq, że „nie czujemy końca": nie
zdajemy sobie sprawy (jak pasażer jadqcy z dobrym kierowcq), że samo
chód stanqł... A jest to szczególnie istotne u Bacha, który - jak każdy
wielki budowniczy fug - umie się zatrzymać tak właśnie, by s k o ń c z y ć
nie konczqc.
Wystarczy posłuchać dla porównania, jak w Das Wohltemperierte
Klavier radzi sobie z zamykaniem rozdziałów znakomity skqdinqd Fried
rich Gulda: raz po raz psuje pieczołowicie wznoszone konstrukcje,
zwienczajqc je doklejonym na siłę ekspresyjnym daszkiem - łupniętym
znienacka akordem, emfatycznym rozszerzeniem frazy, efekciarskim
91
IAN D O B R Z E U T E M P E R O W A N Y
i blisko, przeguby miał poniżej dłoni, a łokcie trzymał blisko siebie, mięk
ko zawieszone poniżej poziomu klawiatury.
Ciekawe, że jest to akurat pozycja, którg opisywano jako idealng
w szesnastowiecznych traktatach o sztuce gry na klawikordzie. Gould
przyznawał, że nie jest uniwersalna. Nie gra się wtedy ciałem, masa nie
spływa w palce i brakuje siły uderzenia, kiedy muzyka - jak u Brahmsa
lub Skriabina - wymaga szerokiego rozstawu rąk. Ale przecież dowiódł,
że można grać Brahmsa i Skriabina, nie łupiąc z furią w klawisze. W żad
nym z jego nagrań nie ma śladu brutalnego fortissimo: siłę zastępuje
z powodzeniem sugestywna artykulacja.
Z kolei „szkoła pruska", jak mówił, czyli sztywny kręgosłup i chłodny
dystans ä la Wilhelm Backhaus, nie daje nam kluczy do każdego króle
stwa: w muzyce Bacha i jego poprzedników lub Mozarta ręce pozostają
w układzie skupionym; operowanie masą jest niepotrzebne lub wręcz
niepożądane - im niższa pozycja, im nos bliżej klawiszy, tym łatwiej
0 subtelne dawkowanie i cieniowanie dźwięku.
Tylko że do tego przydałoby się jeszcze mieć palce Goulda: długie,
nieprawdopodobnie ruchliwe, elastyczne, absolutnie niezależne. Podob
nie jak Liszt, dla swych własnych potrzeb wypracował on też całkiem
nową technikę pianistyczną. Być może to i owo zasugerował mu pierwszy
1 ostatni nauczyciel. Jeden z uczniów Alberto Guerrero, którego cytuje
Otto Friedrich, przypomina sobie ćwiczenie polegające na tym, że grać
trzeba było każdą ręką z osobna, bardzo powoli, wydobywając dźwięk
poprzez uderzanie w poszczególne palce dłonią. Pozwalało to na
uświadomienie sobie, jak precyzyjnych i oszczędnych ruchów mięśni
wymaga szybka gra. Guerrero uczył w istocie techniki czysto p a l c o
w e j . Ale nawet gdyby uczył innej, dziwoląg, który mu się trafił, i tak
by poszedł własną ścieżką.
110
ENTUZJAZM DOBRZE UTEMPEROWANY
2 1 . Drzewo genealogiczne
Pośród zmarłych i żywych pianistów Glenn Gould zajmuje miejsce
wyjątkowe. Wydaje się trochę przybyszem z innej planety. Nie ma właści
wie poprzedników i nie mógł stworzyć żadnej szkoły, a wszelkie próby
naśladowania jego gry kończą się kompromitacją.
Od niego samego dowiemy się niewiele. Przyznaje tylko, że prze
możny wpływ wywarł na niego Arthur Schnabel. Ów wpływ zaznacza
się czasem w interpretacji, zwłaszcza Beethovena, ale jeszcze silniej
daje się odczuć w jego naznaczonej idealizmem postawie filozoficznej
wobec muzyki. Natomiast rewolucji w sposobie grania Bacha dokonał
właściwie bez niczyjej pomocy. Nie znał nagrań Edwina Fischera, jako
dziecko słuchał Wandy Landowskiej, ale raczej bez przekonania. Twierdził,
że jedynym wzorem była dlań Rosalyn Tureck. W jej zdyscyplinowanej,
dość suchej grze znalazł być może receptę na „odromantyzowanie"
Bacha. Jego publiczne hołdy nie zostały w każdym razie odwzajemnio
ne: pani Tureck nie chciała przyznać się do takiego epigona, traktując
go jak uzurpatora. Dość to zabawne, jako że słuchając Amerykanki, ma
się wrażenie, jakby grał nie najlepszy naśladowca Goulda...
Na upartego można by powiedzieć, że Gould jest w pewnym sensie
b l i ż s z y wielkim wirtuozom początków stulecia niż wytworom dzisiejszych
konserwatoriów: perfekcyjnym maszynom do sczytywania nut. Z poko
leniem następców Liszta i Leszetyckiego łączy go lwi pazur, twórcza
dezynwoltura, rodzaj dzikiej pychy. Jak oni, przemawia własnym głosem,
natychmiast rozpoznawalnym w tłumie. Ale jest fundamentalna różnica:
DRZEWO GENEALOGICZNE
2 2 . Z życia borsuków
Albo życzliwie, albo wcale... Gould niechętnie wypowiadał się o ży
jących muzykach, a jeśli już, to z podziwem. Teksty poświęcone innym
114
Z ŻYCIA B O R S U K Ó W
Gould ze Światosta-
wem Richterem
115
FORTEPIAN DOBRZE UTEMPEROWANY
120
Columbia okazywała niezmiennie, jak pisze Friedrich, „monumentalny
brak zainteresowania". Gould przyczaił się przez następnych siedem lat,
ale w 1 9 8 0 roku znowu mu się przypomniało. Horowitz tymczasem
przeniósł się do RCA Victor, więc przedsięwzięcie zdawało się mniej za
latywać siarką. Ale dyrekcja CBS ciągle o niczym nie chciała słyszeć.
Gould mimo wszystko postawił na swoim. Jego wspólniczką była
Margaret Pacsu, zdolna dziennikarka węgierskiego pochodzenia. Rezul
tatem spisku była nagrana w lecie 1 9 8 0 roku płyta, A Glenn Gould Fan
tasy. Jeszcze jeden kontrapunktyczny dokument, tyleż zwariowany w for
mie, co poważny w swych autobiograficznych podtekstach.
W studiu toczy się uczona dyskusja. Herr Karlheinz Klopweisser, twór
ca niezapomnianej Panzersymfonii, krzyżuje szpady z sir Nigelem Twitt-
-Thornwaite'em, wytwornym dyrygentem BBC Light Orchestra: buch go
starogermańskim bemolem, ciach go oksfordzkim kasownikiem, a tu pau
za - i wchodzi flegmatycznym ostinato smętny Theodore Slutz, nowojor
ski krytyk z włosem na języku, którego rozpracuje klasowo - w partii
sopranu - węgierska „Zofia Lissa", M i s s Märta Hortävanyi, autorka f a
szystowskich implikacji p r z e w r o t u k w a r t s e k s t o w e g o u R y s z a r d a
Straussa.
W dyskusji przewijają się ulubione Gouldowskie tematy: Nowa Filo
zofia nagrań, eksperymentalne radio, awersja do publicznych koncertów...
I dopiero, gdy M i s s Hortävanyi rzuca pytanie, czy i on (w domyśle: jak
Horowitz) nie mógłby zadziwić świata swym „histerycznym powrotem"
na scenę, Fantasy ześlizguje się nagle w dziki surrealizm.
Polarna, biała noc na M o r z u Beauforta. Blade promienie słońca
pieszczą g r z y w y fal. Podmuchom lodowatego wiatru opiera się dzielnie
platforma wiertnicza „Rig XB 6 7 " Geyser Petroleum. Na platformie roz
stawiono z tuzin fortepianów, każdy na inną część koncertu. Wirtuoz
zajeździ je wszystkie. Bo też program wieczoru jest na miarę histerycz
nego wydarzenia, na które świat czekał od tylu lat: w chwili rozpoczęcia
transmisji Gould ma już za sobą / Koncert Czajkowskiego, // Koncert
Rachmaninowa oraz /// (!) Koncert Chopina. Właśnie dorzyna dziesiąty
fortepian finałową kawalkadą z Konzertstücka Webera. Z braku miejsca
orkiestrę ulokowano o dwie mile dalej, na pokładzie atomowej łodzi
podwodnej „Inextinguishable" (nie do ugaszenia), skąd przygrywa Mi
strzowi w zamkniętym obiegu telewizyjnym. W eterze nie ustaje tymcza
sem burza mózgów: wyczyn komentują na gorąco najwyższe autorytety,
wtrąca się wiecznie zagubiony technik ciamajda, najświeższe doniesienia
z artystycznego frontu przekazuje sprawozdawca CBC, Byron Rossiter.
FORTEPIAN DOBRZE UTEMPEROWANY
122
Część trzecia
Sonata
1. Allegro agitato
Die Kunst der Fuge po jednej stronie, Tristan po drugiej, w środku
zieje z górg stuletnia, czarna dziura: tak mniej więcej z lotu ptaka widzi
Gould historię muzyki. Dla tego, co znajduje się między dwoma kamie
niami milowymi, żywić może co najwyżej podziw; rzadko darzy to
miłościg. Czyni wyjgtek dla kilku dzieł Haydna lub synów Bacha, dla
„bukolicznego" Beethovena z pierwszej części Sonaty opus 101 (naj
piękniejszej części ze w s z y s t k i c h jego sonat) i z całej Sonaty opus
28 (o k w a r t e t o w e j f a k t u r z e ) , oszczędza też Wielką fugę ( z a p e w n e
n a j b a r d z i e j zdumiewające dzieło w historii) oraz Mendelssohna,
jeśli trzyma się z dala od fortepianu.
Ta czarna dziura odpowiada w przybliżeniu okresowi panowania
formy sonaty: muzyka dedukcyjna, czyli taka, której treść
wtłacza się w gorset danej a priori formy, triumfuje nad muzyką i n d u k
c y j n ą , która własną formę kreuje a posteriori wychodząc od podstawo
wej cegiełki - czy jest nią temat Bacha, czy wagnerowski leitmotiv.
125
iONATA
niu. Spoistość takiej składance „skeczów" - o ile nie istnieją żadne we
wnętrzne, strukturalne wiązania, widoczne „na papierze" - nadać mogą
tylko odtwórca i słuchacz, jeśli zdołają ją uwiarygodnić, emocjonalnie
zrytmizować, słowem: wypełnić subiektywnym s o b ą ów cykl zdarzeń
i klimatów. A wiemy już skądinąd, że jeśli Gould nie mógł się doszukać
spójności „na papierze", to niekiedy - jak choćby w Sonacie KV 3 3 1
Mozarta - kreował ją na siłę.
131
ON ATA
2. Scherzando
Gould był słusznego wzrostu i niechętnie odwiedzał Alfreda Jarry'ego.
Uważał, że dorosłym nie przystoi wchodzić na czworakach do kojca
i, machajqc grzechotkq, robić niewinne oczęta, by ściqgnqć na siebie
uwagę otoczenia.
Podobno małemu Mozartowi zdarzało się i dziesięć razy dziennie
pytać starszych: „Czy mnie kochacie?" Cóż w tym niestosownego u wun-
derkinda, noszonego przez wszystkich na rękach? Potem jednak dzieciń
stwo się kończy. Trzydziestoletniemu mężczyźnie nie wypada już pytać:
„Czy mnie kochacie?". To był dramat Mozarta, cudownego dziecka, które
nie chciało przestać być cudownym dzieckiem, choć dzieciństwo dawno
minęło. Niemożność przystosowania się do dorosłego życia była praw-
dziwq przyczynq jego choroby i jego zguby, pisze Alberto Savinio:
„Mozart ż y ł trzydzieści pięć lat: piętnaście lat życia naturalnego
i dwadzieścia lat życia przeciw naturze. [...] Gdybyż tak jego życie
mogło zatrzymać się wraz z końcem dzieciństwa! [...] Reszta jest długim
i smutnym przydatkiem, błędem natury, który z upływem lat staje się
coraz bardziej żałosny, by znaleźć w końcu dojmujqce odbicie w por
trecie, namalowanym przez jego szwagra, Josepha Lange, a przecho
wywanym w Muzeum Mozarta w Salzburgu; ów portret ukazuje nam
134
SCHERZANDO
14
napisał na f o r t e p i a n . Wszystko, co przyszło później, skażone jest
teatralnością.
Savinio dowodzi, że każda muzyka ma „płeć"; jest mniej lub bardziej
męska albo żeńska: „Muzyka Verdiego ma brodę i wqsy, [...] natomiast
nawet adwokat diabła nie podjąłby się bronić tezy o męskości Peleasa
i Melizandy". Otóż wdzięk wczesnych utworów Mozarta bierze się
z tego, „iż jest to muzyka bez płci. Ot i cały powód jej nieśmiertelności.
15
To seks zabija poezję. To seks wiedzie człowieka ku śmierci" .
Aczkolwiek Gould nie powiedziałby tego słowami Savinio, niewyklu
czone, że i to może tłumaczyć jego sympatię do wczesnego Mozarta,
gasnącą z chwilą, gdy do niewinnego umysłu zakrada się bakcyl „maleń
kiej różnicy", który nasyca muzykę dramatyzmem, nadaje tematom „wek
tory płci", słowem: uruchamia podstępnie całą teatralną maszynerię.
Ale purytańska natura Goulda - choć potępia sforzando, diminuendo
i temu podobne diabelskie wynalazki - nie wzdraga się przecież przed
zanurzeniem się w lepkiej i mrocznej, postromantycznej zmysłowości:
gotowa jest wręcz spłonąć w ogniu Wagnerowskich ekstaz i ekspresjoni-
stycznych fajerwerków oper Straussa.
M o ż e zatem raziło go to, że dramatyzm „dorosłego" Mozarta nie
zmiennie podszyty jest dzieckiem, jakby istotnie było coś przeciwnego
naturze w fakcie, iż tej muzyce „nie wysypały się wąsy" we właściwym
po temu czasie?
136
SCHERZANDO
nie przekonało, że Gould potrafił grać Mozarta jak nikt - jeśli mu się
chciało - niechaj posłucha Sonaty KV 3 3 0 z recitalu w Salzburgu w 1959
roku. Udajqc się do paszczy Iwa, wytłumił w sobie krytycyzm. Podstarza
łym duchessom, które czekały na afront jak Westalki na najazd Hunów,
podał Mozarta wyważonego do ostatniej wycyzelowanej nutki, czyst
szego od źródlanej wody, przejrzystego jak wypolerowana szyba,
w której nic odbić się nie zdoła. Konia z rzędem temu, kto znajdzie pięk
niejsze wykonanie tej muzyki.
Gould utrzymywał, że przedkłada geniusz Haydna nad geniusz Mo
zarta (i słuchając Haydnowskich kwartetów, sami popadamy w zamyśle
nie, z którego budzi nas głos Komandora i świergot Zerliny...), ale o Hayd
nie wypowiadał się mało. Twierdził, że lubi grywać go nocami, dla własnej
przyjemności - ale zarejestrował tylko sześć ostatnich sonat. Mozarta
nagrał całego. Z przekory? Trochę tak, trochę nie.
Któż, poza Bachem, lepiej nadawał się do „przepierki" niż Mozart?
Pierwszego odebrać należało pianistom (i Gould zrobił to skuteczniej od
klawesynistów); drugiego zaś wyrwać z rąk ciotek, trzymających go na
kolanach i napychających słodyczami, trochę zbesztać i postawić na
ziemi: albo sam ustoi, albo nie.
Strategię Goulda można ująć jeszcze tak: odsączamy różaną wodę,
którą wiktoriańscy pedagodzy obficie podlali tę muzykę, i wraz z kąpie
lą wylewamy dziecko.
3. Prestissimo
Wielki repertuar pianistyczny? Kolosalna s t r a t a czasu 3 3 - mówi
Gould w rozmowie z Timern Page'em, mając na myśli wszystko to, włącznie
z Chopinem, Lisztem i Schumannem, co jest chlebem powszednim koncer
tujących pianistów.
Książkę życzeń i zażaleń otwiera wpis o Domenico Scarlattim, które
go garstkę Sonat zwykło się podawać w charakterze zakąski na otwar
cie recitalu. Gould sam tak robił w latach studenckich, zapewne pod
wpływem Horowitza. Potem Scarlatti całkowicie wypadł z jego repertuaru.
Dopiero w 1968 roku powstał projekt płyty, ale po jednym seansie nagrań,
z którego wyszły trzy Sonaty, przedsięwzięcie go znudziło.
Przyznaje, że ta muzyka ma mnóstwo wdzięku, że nikt, poza być
może Skriabinem i Chopinem, nie miał takiego instynktu pianistycznego
i choć Scarlatti pisał na klawesyn, wszystkie jego sztuczki, przekładanki
i figuracje funkcjonują równie dobrze na nowoczesnym fortepianie. Coś
jednak, już w samej tej ł a t w o ś c i , Gouldowi przeszkadza. Zapewne
brak kręgosłupa, nazbyt wysoki „współczynnik kapryśności" - rodzaj
motylkowania, który kojarzy mu się z estetyką taniej awangardy: Scar
latti czuje się n a p r a w d ę w s w o i m ż y w i o l e , g d y galopuje z jednej
iskrzącej się sekwencji do drugiej, przeskakując z d e z y n w o l t u r ą
d o sąsiedniej o k t a w y , ż o n g l u j ą c w z a w r o t n y m t e m p i e s k r a j
nościami 3 4 .
Przy innej okazji mówi, że ta muzyka wydaje mu się p o z b a w i o n a
p r a w d z i w e g o emocjonalnego ś r o d k a ciężkości; ś l i z g a się z polo-
145
ON ATA
chologii tonalnej? „Liście drżą, ale pień ani drgnie" - mówił Liszt o Cho
pinowskim rubato. C z y Bach by się z tym nie zgodził?
Mystico
Najpiękniejsza minuta z całej muzyki? Hymn Thus ange/s sang Orlan
do Gibbonsa. Tych kilka t a k t ó w d o s ł o w n i e mnie hipnotyzuje. N i e
byłbym w stanie zliczyć, po ilekroć o d t w a r z a ł e m je w głowie,
149
ON ATA
49
nemu, młodemu mieszczuchowi o semickim rodowodzie . Z punktu widze
nia naszych sentymentalnych oczekiwań, Mendelssohn miał istotnie same
wady: ani potępieniec, ani gruźlik, nawet nie syfilityk gnijqcy na ciemnym
poddaszu, po prostu - F e l i x : szczęśliwy, bogaty, wszechstronnie uzdol
niony. Co z tego, że żył trzydzieści osiem lat - niewiele dłużej od Mozar
ta - skoro nie skończył w zbiorowym grobie? Czegóż można się spodzie
wać po eleganckim notariuszu? M o ż e muzyki lekkiej, łatwej i przyjemnej,
ale na pewno pozbawionej głębi.
W rozmowie z Jonathanem Cottem Gould przytacza z pamięci opinię
Musorgskiego, który oskarżał Mendelssohna o „zrujnowanie dziewiętna
stowiecznej muzyki europejskiej", mając na myśli wypranie jej z fantazji.
I stwierdza dalej, że twórca Borysa Godunowa - którego z d a r z a mi się
lubić, choć nie był technicznie n a z b y t kompetentny - czyni trafne
obserwacje, lecz wyciąga błędne wnioski: M e n d e l s s o h n był s z t y w n y ,
jakby kij połknął, i lubił r ó w n o przycięte, s z e s n a s t o t a k t o w e para
g r a f y ? Ś w i ę t a p r a w d a , ale M u s o r g s k i z a p o m i n a , jak nadzwyczaj
n ą m i a ł p r z y t y m inwencję. A b y t o d o s t r z e c , t r z e b a n a j p r z ó d
zaakceptować ów ład, spokój i pogodę ducha, w ł a ś c i w e jego
s t y l o w i . D o p i e r o w ó w c z a s z a s k o c z y nas s w ą subtelnością: najdy-
skretniejsze p r z e j ś c i e , jak m a w i a j ą j a z z m a n i , daje p o ż ą d a n y
efekt. [...] Przyjęło się błędnie uważać, że miarą inwencji jestłoskot,
jaki rozlega się w ó w c z a s , g d y łamie się p r a w a . [...] U Mendelssoh
na „współczynnik n i e p r z e w i d y wolności" jest szalenie niski i k a ż d a
z m i a n a rzuca się w oczy. U M u s o r g s k i e g o , Janacka czy, by nie
sięgać daleko - u B e r l i o z a . . . jest on b a r d z o w y s o k i : coś nieoczeki
w a n e g o z d a r z a się co chwila i k a ż d a p r ó b a z a d z i w i e n i a słuchacza
czymś n o w y m w y m a g a kolosalnych inwestycji. M e n d e l s s o h n prze
s u w a jeden w ł o s e k i to w y s t a r c z a 5 0 .
Ale czyż nie jest podobnie u Mozarta? Bywa i tak, ale większość
Mozartowskich „niespodzianek" przypomina raczej kaprys dziecka, któ
re nagle tupie nóżką, krzycząc „chcę tego bemola i już, i na złość mamie
niech mi uszy zmarzną!"
N a s z sposób oceniania sztuki skażony jest myśleniem h i s t o r y c z
n y m . Zwykliśmy utożsamiać oryginalność z postępem, a brak wyraźnych
znaków szczególnych - z jałowym naśladownictwem. C z y jednak praw
dziwe wartości w sztuce powstają wyłącznie przez d o d a w a n i e , a nie
- również - przez o d e j m o w a n i e , filtrowanie, syntetyzowanie? Kto
powiedział, że w sztuce nie wolno nawracać? Gombrowicz powiedział,
ale czy opisana przezeń w Dzienniku „klęska artystyczna Czajkowskiego
152
ANDANTE QUASI VARIATIONI
Retro
Nad przepaścią
Orka na ugorze
Trio
169
SONATA
Coda
Gould z Yehudi
Menuhinem
Wariacje
Gouldbergowskie
Aria
„Uciec można na wiele sposobów. Niektórzy używają narkotyków.
Inni uciekają w psychozę. Są tacy, którzy wybierają samobójstwo. Dla
innych ucieczką jest samotne żeglowanie. Ale jest jeszcze być może jeden
sposób: uciec w inny świat - świat wyobraźni. Ryzyko, aby ktoś nas tam
ścigał, jest niewielkie. Możemy tam sobie zagospodarować rozległe te
rytorium, na którym czuć się będziemy u siebie. Taka postawa wyda się
niektórym narcystyczna, lecz nie należy się tym przejmować: uciekinier
znajdzie się bowiem poza zasięgiem stresogennych układów uległości
i buntu, dominacji i konserwatyzmu... obowiązujących w świecie mienią
cym się rzeczywistym, z chwilą gdy zdoła spojrzeć na to jak na nieszko
dliwą g r ę, w której dla świętego spokoju warto wziąć udział - jedynie
1
po to, aby być akceptowanym jako istota «normalna»" .
Autor tych słów, Henri Laborit, był uczonym i filozofem, który chadzał
jak kot własnymi ścieżkami. Odszedł bez wielkiego rozgłosu 18 maja 1995
roku w Paryżu. Przypomniano sobie co najwyżej przy okazji jego występ
w filmie Alaina Resnais Mój wujaszek z Ameryki, w którym ukazywał po
dobieństwa między zachowaniem się szczurów i ludzi. Jako neurobiolog
zyskał światową sławę dzięki odkryciu w 1951 roku jednej z pierwszych
substancji psychotropowych, chlorpromazyny. Stworzył dyscyplinę, nazwa
ną przezeń „agresologią", a zajmującą się badaniem reakcji organizmu
na agresję otoczenia. Źródło wszystkich nieszczęść widział we współza
wodnictwie. Idea rywalizacji była dlań synonimem obrzydliwej, bezmyślnej
trywialności. „Ci, którzy ludzkości coś dali - Van Gogh, Nietzsche, Beetho
ven - z nikim się nie ścigali. To byli po prostu s z a l e ń c y " - mówił
w jednym z ostatnich wywiadów. A na pytanie, czy potrzeba zmierzenia
się z innymi nie leży w naturze człowieka, odpowiadał, że „w pustej prze
strzeni nie rywalizowalibyśmy z nikim. Nie kryje się więc za tym żaden
instynkt - jedynie wyuczona walka w celu osiągnięcia gratyfikacji. U zwie
rząt zwycięża na ogół najsilniejszy, u ludzi - zazwyczaj ten, kto najbar
dziej prostacki, gdyż kluczem do dominacji nad innymi jest opanowanie
paru abstrakcyjnych pojęć" 2 . Kilku pojęć jak cepy...
Laborit nie ukrywał swych lewicowych przekonań, ale nie wierzył,
by świat dało się łatwo zmienić. Można natomiast grać z nim w kotka
i myszkę; poddawać go testowi na wytrzymałość, nie posuwając się do
175
ARIACJE G O U L D B E R G O W S K I E
176
C Z A R O D Z I E J S K A GÓRA
1. Czarodziejska góra
Wieczorem 10 kwietnia 1 9 6 4 roku Gould odzyskał wolność. Przed
chwilq po raz ostatni wystąpił publicznie. O tym, że jego decyzja jest
nieodwołalna, nie wiedział jeszcze nikt. Nie wierzono mu wcześniej, gdy
zapowiadał zejście ze sceny, tak jak nie dowierzano mu później, że
zdoła wytrwać przy swoim. Któż przy zdrowych zmysłach i w pełni sił,
u szczytu międzynarodowej sławy, w trzydziestym drugim roku życia
ucieka nagle od wiwatujących tłumów, dobrowolnie skazując się na
splendid Isolation? Zdobądźcie się na samotność, kontemplacja jest
stanem łaski - doradzał parę miesięcy później studentom Królewskiego
Konserwatorium w Toronto.
Od pierwszych recitali w 1947 roku, gdy jeszcze grywał nawet
Liszta i Chopina, wydarzyło się tak wiele... Amerykański debiut w Wa
szyngtonie w roku 1 9 5 5 , po którym krytyk Paul Hume odważnie się
wychylił, pisząc, że „nie zna żadnego pianisty dającego się z Gouldem
porównać"... Pierwszy, słabo zauważony występ w Nowym Jorku,
11 stycznia 1955 roku, kiedy to David Oppenheim z Columbia Records,
szukający rozpaczliwie „następcy Lipattiego", już po kilku taktach Sweelin-
cka wiedział, że takiej okazji przegapić mu nie wolno. Producent opo
wiada Otto Friedrichowi, że niespokojnie rozglądał się po sali Town Hall,
lecz szczęśliwie nie dostrzegł konkurentów z innych wytwórni. Od następ
nego dnia - i aż do końca życia - Gould związany był kontraktem z CBS.
Dla Columbii nagrał łącznie ponad osiemdziesiąt płyt.
Pierwsza z nich, z Wariacjami Goldbergowskimi, z dnia na dzień
staje się absolutnym bestsellerem, wynosząc Goulda na orbitę sławy.
Jego impresario, Walter Homburger, będzie miał odtąd ręce pełne robo
ty. Sypią się oferty, a Gould rzadko odmawia. W latach 1 9 5 7 - 1 9 5 9 , po
występach z orkiestrą w Ameryce, trzykrotnie zdecyduje się na przelot
przez ocean, podbijając serca melomanów i krytyków w Moskwie, Lenin
gradzie, Berlinie, Wiedniu, Salzburgu, Brukseli, Sztokholmie, Wiesbaden,
Florencji, Tel Awiwie, Hajfie, znów w Berlinie, Londynie, raz jeszcze Salz
burgu i Lucernie.
O pojawieniu się tej pierwszej komety z Dalekiego Zachodu wielu
Rosjan do dzisiaj nie zapomniało. W maju 1 9 5 7 roku Gould spędził dwa
tygodnie w ZSRR jako ambasador Kanady, Bacha i Szkoły Wiedeńskiej,
wzbudzając niebywałą sensację. T o było w s p a n i a ł e ! Czułem się t r o
chę tak, jakbym był p i e r w s z y m m u z y k i e m lądującym na M a r s i e
lub W e n u s . . . 3 - pisał w jednym z listów.
177
WARIACJE G O U L D B E R G O W S K I E
Takiego afrontu marsjańska elita nie mogła puścić płazem: kiedy za
czął ilustrowane muzyką wykłady z Schoenberga, Weberna i Krenka,
czcigodne ciało profesorskie dało odpór degeneratom, demonstracyjnie
opuszczając salę.
Po pierwszym występie w niemalże pustej Małej Sali Moskiewskiego
Konserwatorium wieść rozniosła się lotem błyskawicy: na następne kon
certy waliły tłumy, z Moskwy wydzwaniano do Leningradu, by uprzedzić
znajomych o nadprzyrodzonym zjawisku.
Podobny triumf czekał go w innych miastach Starego Kontynentu.
Europa była bardziej od Ameryki wyrozumiała dla jego idiosynkrazji
i dziwacznego zachowania, słuchając przede wszystkim muzyki. Ale po
roku 1 9 5 9 nie zdołał już przezwyciężyć lęku przed samolotem. Wystę
pował jedynie w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, coraz więcej rów
nocześnie nagrywając. Koncerty zaczęły się przerzedzać; odwoływał
je coraz częściej, pod byle pretekstem.
Jeszcze podczas drugiego europejskiego tournee w 1958 roku sko
rzystał z przeziębienia, by zaszyć się w hamburskim hotelu „Vier Jahres
zeiten". Jeśli s z y b k o się nie wyleczę, odwołuję w y s t ę p y i w y r u s z a m
na Z a u b e r b e r g 4 - pisał do Homburgera. Później zwierzał się Jonatha
nowi Cottowi: B y ł to n a j l e p s z y o k r e s w moim życiu, pod w i e l o m a
w z g l ę d a m i n a j w a ż n i e j s z y , g d y ż najbardziej samotny... T o , ż e ni
kogo w H a m b u r g u nie znałem, o k a z a ł o się p r a w d z i w y m błogo
sławieństwem... Poczułem się w ó w c z a s w s k ó r z e H a n s a Castorpa:
cudowny okres... 5
2. Okaz zdrowia
„Cierpieć, irytować się, unosić się gniewem, płakać - to ludzki los.
Sam nic innego nie robiłem przez trzydzieści lat i mam już dosyć" - mówi
narrator powieści Natsume Soseki. „Tym gorzej znoszę literaturę i teatr,
które na powrót chciałyby mi to narzucić. Szukam poezji unikającej pod
sycania ziemskich namiętności; takiej, która uwalnia mnie od doczesnych
trosk i choć przez moment pozwala cieszyć się złudzeniem, że można
wyrwać się z tego nędznego świata" 6 .
Lata, podczas których koncertował, Gould wspominał potem z dresz
czem obrzydzenia. Twierdził, że były to lata jałowe i trudne do zniesienia.
Zaciskał zęby, wiedząc, że musi zadbać o nadanie swym płytom rozgło
su i odłożyć dość pieniędzy. Odliczał miesiące i wieczory, dzielące go
178
OKAZ ZDROWIA
od końca tej gehenny. Nie szło nawet o tremę: po prostu „źle się czuł
w swej skórze", a nie ma lepszej motywacji, by coś zmienić. Sam szczerze
przyznaje, że dobudował sobie do tego system racjonalnych uzasadnień,
co nie przeszkadza temu, że wielu z jego argumentów trudno odmówić
logiki - teorie często rodzą się z konieczności.
Jest oczywiste, że publiczne koncertowanie prowadzi do zubożenia
repertuaru i utrwalenia się rutyniarskich nawyków; że występ na estradzie
miewa coś z corridy, a chęć popisania się przed słuchaczami skłania
nieraz wykonawcę do zniekształcania muzycznego przesłania; że spon
taniczność ekspresji i osobista charyzma bywają mylące, maskując luki
w koncepcji.
Oko jest łatwowierne i chętnie daje się zwodzić. Ucho zmylić trudniej,
zwłaszcza gdy oko mu nie przeszkadza - powiada Gould - i istotnie
potwierdzają to niezbicie naukowe eksperymenty. Dlatego nagranie wy
maga od nas czegoś definitywnego, co oprze się próbie czasu.
Z tego też powodu Gould odrzuca nagrania live, zgadzając się
z Claudio Arrauem, że nie należy dopuszczać do produkcji płyt opartych
na żywym wykonaniu, gdyż publiczne w y s t ę p y z m u s z a j ą do ucieka
nia się do forteli, które mają spełnić akustyczne i psychologiczne
w y m o g i sytuacji koncertowej, są natomiast irytujące i antyarchi-
tektoniczne p r z y w i e l o k r o t n y m p r z e g r y w a n i u 7 .
Argumenty Goulda są znakomite, jeśli zanadto ich nie uogólniać.
Wszystko jest kwestią charakteru i indywidualnych predyspozycji, a nawet
on sam zostawił nam w spadku garść paradoksów... Bez fenomenalnej
Sonaty KV 3 3 0 z recitalu w Salzburgu moglibyśmy mieć mylne wyobra
żenia o jego sztuce interpretacji Mozarta; w Wariacjach Goldbergowskich
z tegoż recitalu jest zapewne więcej fantazji niż w obu legendarnych
nagraniach, dokonanych w studiu; Sonata opus HO Beethovena z wy
stępu w Sztokholmie wydaje się głębiej odczuta niż w wersji studyjnej;
niektóre z trzygłosowych Inwencji Bacha z pirackiego nagrania dokona
nego podczas moskiewskich koncertów są daleko bardziej poruszające
od zimnych, geometrycznych wzorów, które zapisał później na taśmie.
C z y są to tylko wyjątki potwierdzające regułę - tego się nigdy nie dowie
my. Niewątpliwie wielu fascynujących wizji, bez uciekania się do montażu
i innych technicznych sztuczek, nie udałoby się skonstruować.
Jedno jest pewne: tego dnia, wróciwszy po ostatnim koncercie do
hotelu w Los Angeles, Gould musiał odczuć prawdziwą ulgę. Wiedział,
że będzie miał odtąd czas na zajęcie się mnóstwem pasjonujących go
rzeczy. Sądził, że czeka go w y ż s z e p o w o ł a n i e . Tak powiedział
179
SYMULANT
3. Symulant
Przywitawszy się z Gouldem przez telefon, pianista David Bar-lllan
zaczął kaszleć i kichać. „«Co się dzieje?» - zaniepokoił się Gould. Od
powiedziałem, że jestem przeziębiony. Szybko odłożył słuchawkę. Myślę,
że naprawdę wierzył w to, że może się zarazić przez telefon"9.
Gould był ciężkim hipochondrykiem, ale jeśli był symulantem, to ra
czej z gatunku tych, co u Haska „tej nocy umarli". Nie bez powodu
bezustannie mierzył sobie ciśnienie: stale było niebezpiecznie wysokie.
Otto Friedrich ze skrupulatnością księgowego wylicza inne trapiące go
dolegliwości, które z upływem lat stawały się coraz bardziej kłopotliwe na poprzedniej stronie
Gould z Leonardem
i bolesne:
Bernsteinem
„Przepuklina, zaburzenia krążenia, mrowienie w rękach i nogach,
zapalenie błędnika powodujące stany zakłócenia równowagi, zaburzenia
wzroku, hemoroidy, bolesne wzdęcia, chroniczny ból gardła, zadyszka
i astmatyczny oddech, zapalenie prostaty, ucisk w piersi i tak dalej, i tak
dalej...'" 0
Prowadził się i odżywiał fatalnie, stroniąc od wszelkiego fizycznego
ruchu i biorąc dziesiątki wzajemnie się zwalczających leków, o trudnych
do przewidzenia skutkach ubocznych.
Zapłaci za to później... Prawdziwemu artyście zawsze coś przeszka
dza żyć „normalnie": ułomność, choroba, obłąkanie, homoseksualizm...
Wielu to było krzepkich i długowiecznych geniuszów? Miernoty czas kon
serwuje lepiej. Tak jakby oddawał im wspaniałomyślnie (w przyrodzie nic
nie ginie) to, co wykradli mu ci wielcy, zdolni go poskromić lub oszukać.
180
WARIACJE G O U L D B E R G O W S K I E
4. Przystanek na żądanie
Praca w studiu w y m a g a ustanowienia specjalnej relacji z par
t y t u r ą . Ś w i a d o m o ś ć , że g r a m u t w ó r wyłącznie w celu u t r w a l e n i a
go na taśmie i że w z a s a d z i e nigdy do niego nie powrócę, s p r a w i a ,
iż w t y m krótkim dość okresie obcuję z nim w sposób szaleńczo
i n t e n s y w n y . M o g ę dzięki temu objąć n a g r y w a n e dzieło zupełnie
ś w i e ż y m s p o j r z e n i e m ; nie czuję się z m u s z o n y do szukania kom
p r o m i s o w e j , u m i a r k o w a n e j koncepcji, k t ó r a nie o d s t a w a ł a b y
z b y t n i o od pięciu czy dziesięciu znakomitych w e r s j i , znajdujących
się j u ż w k a t a l o g u " .
Gould powraca z uporem do swojego credo: jeśli nie widzimy spo
sobu na ukazanie dzieła w nowym świetle, rejestrowanie go na taśmie
absolutnie mija się z celem. Interpretacja m u s i być aktem twórczym.
Całą winę ponosi wiek XVIII, który rozdzielił funkcje wykonawcy i kom
pozytora. Praca w studiu pozwala ten podział do pewnego stopnia
przezwyciężyć.
Artysta s t u d y j n y - w świetle tego, co Geoffrey Payzant na
z y w a Nową Filozofią - to całkiem nowa rasa wykonawcy. Do pewnego
stopnia trafna jest analogia z aktorem, który inaczej musi grać w teatrze,
a inaczej przed kamerą. N i e k t ó r z y aktorzy nie umieją się powstrzy
mać od przenoszenia na ekran scenicznych tików. Zamaszysty gest,
wibrujące „r", teatralny szept, karykaturalny grymas... zaadresowane są
do panienki w ostatnim rzędzie lub do studenta na jaskółce.
Gould doświadczył tego na przykładzie V Partity Bacha, figurującej
w programach większości jego recitali. Nagrywając ją w 1 9 5 7 roku, miał
jeszcze świeżo pod palcami wszystkie owe pianistyczne sztuczki, służą
ce do podbicia audytorium. I dlatego to nagranie znienawidził, odgra-
182
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE
zajqc się pół żartem, pół serio, że wycofa z rynku wszystkie płyty. Prze
ciwstawiał mu dokonane trzy lata wcześniej nagranie tejże Partity dla ka
nadyjskiego radia, nie skażone jeszcze „koncertową retorykq", polegajq-
cq na rozdymaniu efektów kadencyjnych, demonstracyjnym rozdzielaniu
fraz i paragrafów, strzelaniu z bata tam, gdzie Bach przepisał prztyczka.
Strzelanie z bata ma swój zniewalajqcy urok, ale stuchajqc radiowego
recitalu z 1 9 5 4 roku, trudno tym razem nie przyznać mu racji.
Styl interpretacji to ostateczny, widoczny efekt. Filmowa metafora sięga
jednak głębiej, dotykajqc kwestii warsztatu. Mowiqc o „filozofii nagrań",
Gould ma na myśli nowy rodzaj sztuki: proces twórczy, rzqdzqcy się
własnymi prawami, które gruntownie trzeba poznać i przemyśleć wszelkie
ich implikacje. Artysta studyjny potrafi objąć spojrzeniem całość i po
siada w i z j ę tak jasną, że m o ż e zacząć grać r ó w n i e d o b r z e od
środka taktu lub w połowie części; że z d o l n y jest działać nielinear-
nie, cofając się jak rak; że umie się z a t r z y m a ć na z a w o ł a n i e i po
n o w n i e w y s t a r t o w a ć , nie wypadając z klimatu i z r a z obranej
koncepcji dzieła 1 2 .
Cóż to byłby bowiem za aktor, który potrafiłby zagrać jedynie c a -
łe g o Hamleta od A do Z, nie umiejąc wygłosić tyrady „Być albo nie
być" w sposób równie przekonywający, gdy wyrwana jest z kontekstu?
Ustawiajqc poprzeczkę i formułując retoryczne pytania, Gould
po prostu opisuje siebie. Aby sprostać postawionym przezeń wymaga
niom, trzeba bardzo szczególnych predyspozycji. Jego ewentualnym
epigonom w sukurs przychodzi jednak technika. Gould nie dożył czasów,
w których manipulowanie nie tylko dźwiękiem, ale i obrazem stało się
dziecinną igraszkq. Można w nim jednak widzieć jednego z pionierów
rzeczywistości w i r t u a l n e j : nieważne, czy to, co słyszymy lub widzi
my, jest ułudq - liczy się jedynie samoistna wartość docierajqcego do nas
przekazu. Gdy owym przekazem jest obraz, staje się to potencjalnie nie
bezpieczne. C z y da się jednak dowieść szkodliwości w i r t u a l n e j
muzyki?
Dlaczego nikt nie ma pretensji do malarza, że zamiast raz szczerze
machnqc pędzlem, podchodzi do płótna w przypływie natchnienia,
dzióbnie tam i siam, po czym wraca do swej niszy, by medytować nad
następnym sztychem? A czy kompozytor wysypuje z siebie nutki pod
dyktando metronomu? Pomyślmy, jak pracowitym i genialnym montaży-
stq był Beethoven, który pocił się nad każdym taktem, skracał, kalibrował,
ścieśniał, dynamizował: temat, potem pół tematu, ćwierć tematu, t r z y
nutki, w końcu nawet i jedna, uporczywie wystukiwana - elipsa, zgęsz-
183
WARIACJE GOULD BE RGOW5 KIE
5. Puzzle
David Bar-lllan przypomina sobie krótki telefon od Goulda, który
wpadł do Nowego Jorku: „«Nagrywam po południu Sonatę Księżycową.
Mam grać ją wolno czy szybko?» Wydawało mi się, że Księżycową gra
no zazwyczaj zbyt wolno, więc poradziłem mu, by zagrał szybko. Powie
dział «Good» i odwiesił słuchawkę. Nie dał potem znaku życia przez
następne pół roku" 1 3 .
Przychodził na ogół do studia bez wybranej koncepcji. Miał w zapa
sie kilka lub kilkanaście wariantów. „Gdy nagrywał pierwszy z e s z y t Das
Wohltemperierte Klavier, zdarzało nam się robić po dziesięć lub piętnaście
wersji niektórych preludiów lub fug; wszystkie, lub prawie wszystkie, były
w każdym szczególe doskonałe, ale zasadniczo się od siebie różniły pod
względem tempa i dynamiki, jak również pod względem wybranych «re-
jestrow», czyli brzmienia poszczególnych głosów, oraz emocjonalnego
zabarwienia. Było to nadzwyczajne, jak za każdym kolejnym podejściem
wytryskiwało spod jego palców coś zupełnie nowego" - wspomina pro
ducent Paul Myers 1 4 .
Był to zatem dopiero początek procesu twórczego, który następnie
przenosił się do sali montażowej. Nie szło bynajmniej, jak w wypadku
większości nagrywających artystów, o retuszowanie błędów i doklejanie
zgubionych nutek. Gould rzadko cokolwiek gubił: jeśli uciekał się do mon
tażu - a nie zdarzało się to wcale często - to jedynie w celu skonstruowa
nia najbardziej przekonywającej interpretacji. Jeśli udaje się to zrobić za
jednym zamachem - tym lepiej! Ale jeśli trzeba ciąć i skleić idealną wizję
z dwu lub dwustu kawałków - proszę bardzo! Nie ma w tym nic moralnie
nagannego.
Aby zilustrować ten sposób postępowania, Gould powoływał się
chętnie na przykład Fugi a-moll z I części Das Wohltemperierte Klavier.
184
VARIACJE G O U L D B E R G O W S K I E
ó. Oko w uchu
S t u d i o jest dla mnie r ó w n i e ż t y m , czym dla filmowca - sala
projekcyjna. By w y r a z i ć to językiem f i l m u : po zakończeniu zdjęć
17
chcę obejrzeć cały nakręcony materiał .
Był zapalonym kinomanem, jednym z gatunku tych, którzy przyglq-
dajq się „jak to jest zrobione". Swe ulubione filmy, wśród których wy
mienia Kobietę z wydm, nagrywał na magnetowid, po czym był w sta
nie oglqdac je po czterdzieści razy, studiujqc dosłownie każdy plan.
Podobnie zresztq słuchał muzyki: w różnych okresach życia „prze
śladowały" go pewne dzieła - jak Metamorfozy Straussa - bez reszty
pochłaniajqce jego uwagę.
Filmowe metafory powracajq stale w jego wypowiedziach. D o s z e d
łem s t o p n i o w o d o w n i o s k u , ż e s t r u k t u r ę interpretacji d a się ana
lizować tak jak f i l m . U w a ż a m w r ę c z , ż e t e r m i n o l o g i a znakomicie
pasuje. P r z y m o n t o w a n i u n a g r a n i a mogę, d a j m y n a to, p o w i e
dzieć do technika: „ T a sklejka tutaj będzie nie na miejscu. T r z e b a
to połączyć p r z e z p r z e n i k a n i e . S p r ó b u j m y i n s e r t nr 2 z trzeciego
ujęcia, m o ż e z a d z i a ł a ; w tej chwili z a n a d t o p r z y p o m i n a to mon
taż na styk"18.
Niekiedy jeszcze bliższe istoty rzeczy było porównanie z filmem
animowanym. Fugę Bacha można poniekqd złożyć nutka po nutce („od
powiedni palec, w odpowiednim momencie, na odpowiedni klawisz"...)
- zupełnie tak, jak składa się kreskówkę z poszczególnych planszy,
aby w momencie projekcji p o w s t a ł o z ł u d z e n i e absolutnie natural
nego i płynnego ruchu. [...] I nikt nie p o w i n i e n z a u w a ż y ć , że od
s t r o n y w a r s z t a t o w e j w y m a g a ł o to szalenie p o w o l n e g o i precyzyj
nego składania, kawałek po kawałku 1 9 .
Ktoś kiedyś ładnie powiedział, że Gould „wkłada nam oko do ucha".
W i d z i tak jasno granq przez siebie muzykę, że i nam często udaje się jq
zobaczyć.
Niektóre eksperymenty akustyczne służq nam pomocq. Nagrywajqc
Sibeliusa, Gould zastosował swego rodzaju c h o r e o g r a f i ę , dawku-
187
WARIACJE G O U L D B E R G O W S K I E
7. F-moll
W latach sześdziesiątych kanadyjskie radio i telewizja były prawdzi
wą wylęgarnią talentów, eksperymentalnym laboratorium, tyglem, w któ
rym kipiała radosna twórczość. „Po korytarzach CBC biegały stada
dzikich neurotyków, a spośród owych neurotyków Glenn był okazem
najbardziej egzotycznym" 21 - wspomina reżyser John McGreevy. Dyrek
cja okazywała anielską cierpliwość. Gouldowi dawano wolną rękę, tole
rując wszelkie kaprysy i ekstrawagancje.
Terenem większości jego eksperymentalnych poszukiwań było radio,
do którego od dzieciństwa miał szczególną słabość. Nie stronił jednak
bynajmniej od kontaktów z kamerą. Mariaż telewizji z muzyką rzadko
bywa szczęśliwy. Równie rzadko kamerę trzyma ktoś, kto chce i potrafi
„sfilmować muzykę". Najczęściej otrzymujemy sztywną, statyczną formę
„sfilmowanego koncertu": teatr zamiast kina.
Całkiem inne było podejście Bruno Monsaingeona, z którym Gould
rozpoczął współpracę w roku 1974. Pracowali wspólnie nad scenopisem
188
F-MOL
Gould z Bruno
Monsaingeonem
189
'WARIACJE G O U L D B E R G O W S K I E
8. Creative cheating
Nieszczerze, na ukos, okrężnie: dobra jest każda droga, choćby
i przez Galapagos, jeśli wiedzie do celu.
W kontrapunktycznym dokumencie radiowym The Latecomers, które
go montowanie zabrało mu czterysta godzin, jest scena rozgrywająca
się między mężczyzną a kobietą, najwyraźniej mężem i żoną, prowadzą
cymi intymną rozmowę. W rzeczywistości te dwie osoby nigdy się ze
sobą nie spotkały: ich monologi zarejestrowane na taśmie są tak finezyj
nie przycięte, przeplecione i akustycznie zharmonizowane, że powstaje
złudzenie autentycznego dialogu. Za pomocą żyletki, sklejki i miksera
strzępom „prawdziwej" rzeczywistości, amorficznej w swoim rozprosze
niu, Gould nadaje fikcyjną spójność, czyli k r e u j e s e n s .
„Kłamiesz, gdyż jesteś artystą" - pisał Gombrowicz w listach do
Jeana Dubuffeta. „Cóż za kłamliwa rasa, artyści! Artysta nie szuka praw
dy, on ma zrobić dobry obraz, dobry poemat, spełnić się w swoim dzie
le. I wszystko jest dobre, by ten cel osiągnąć 23 .
Jak w niemal każdym przedsięwzięciu Goulda, jest w tej audycji bas-
so cont/nuo. Komuś, kto ma za sobą doświadczenie organisty, potrzebne
jest to poczucie harmonicznej stabilności, jakiego dostarcza cont/nuo.
W audycji Tfie Idea of North funkcję tę spełnia hałas pociągu, w doku
mentach o Stokowskim i Schoenbergu - nieprzerwany strumień muzyki,
którego kolejne metamorfozy stanowią kontrapunkt dla wypowiadanych
zdań, w The Latecomers - fale bijące o brzeg Nowej Fundlandii. Aby
akustycznie zróżnicować tło, Gould potrzebował wszelkiego rodzaju fal:
wyjących, zamierających, pluskających, pomrukujących... I choć inwencja
oceanu wydaje się niewyczerpana, przesłuchując godzinami zarejestro
wane szumy, nie znalazł właściwego kontrapunktu dla jednej ze scen. To,
czego szukał, odkrył dopiero przypadkiem, na ścieżce dźwiękowej filmu
z wysp Galapagos, zrealizowanego w tym czasie przez CBC. Jest zatem
miejsce w dokumencie o ludziach z Dalekiej Północy, gdzie o skute lodem
wybrzeże biją fale gorącego oceanu spod równika.
191
WARIACJE G O U L D B E R G O W S K I E
9. Van Meegeren
Nowa Filozofia nagrań, dopuszczając wszelkie t w ó r c z e o s z u
s t w a , stwarza tym samym możliwość o s z u k a n i a c z a s u . N a
przekór purystom, którzy w imię pseudoetycznych imperatywów stają się
zakładnikami czasu. Gould nazywa to chętnie s y n d r o m e m van
M e e g e r e n a.
H a n s van Meegeren od d a w n a j u ż n a l e ż y do moich ulubionych
bohaterów. B y ł b y m n a w e t s k ł o n n y t w i e r d z i ć , ż e ó w w s p a n i a ł y
m o r a l i t e t , jakim był jego proces, oddaje kwintesencję starcia
m i ę d z y t y m i w a l o r a m i tożsamości i i n d y w i d u a l n e j o d p o w i e d z i a l
ności za a u t o r s t w o , k t ó r e p o s t r e n e s a n s o w a s z t u k a jeszcze do
n i e d a w n a u w a ż a ł a za s w o j e , a pluralistycznymi w a r t o ś c i a m i , po
których stronie stają elektroniczne ś r o d k i p r z e k a z u 2 5 .
Hans van Meegeren genialnie podrabiał płótna swego rodaka Ver-
meera, po czym sprzedawał je prywatnym kolekcjonerom w Trzeciej
Rzeszy. Kiedy po wojnie oskarżono go o kolaborację i uszczuplenie
skarbów narodowych, wyznał, że były to wszystko jego dzieła i że
z punktu widzenia obowiązujących na świecie kryteriów nie przedsta-
192
wiajq żadnej wartości. Ale to wyznanie doprowadziło do szału krytyków
i historyków, którzy zdążyli już poświadczyć autentyczność obrazów.
W rezultacie van Meegeren oskarżony został z kolei o fałszerstwo i spę
dził parę lat w więzieniu.
10. W celi
W zwariowanym wywiadzie z samym sobą Gould mówi, że chęt
nie popróbowałby żyć w więzieniu. U w a ż a to za całkiem niezłą, alter
natywną karierę. Oczywiście p r z y założeniu, że byłby absolutnie
niewinny.
N i g d y n a p r a w d ę nie mogłem z r o z u m i e ć trawiącej zachodni
ś w i a t obsesji wolności. S w o b o d a r u c h ó w w y d a j e mi się najczęściej
synonimem bezmyślnej g o n i t w y , a w o l n o ś ć s ł o w a nie jest z a z w y
czaj niczym i n n y m , jak społecznie akceptowaną f o r m ą s ł o w n e j
agresji. Zamknięcie w celi s t a n o w i ł o b y z a t e m d o s k o n a ł y test, po
zwalający n a z m i e r z e n i e naszej w e w n ę t r z n e j mobilności, s i ł y
ducha, zdolności do t w ó r c z e g o p r z e z w y c i ę ż e n i a naszej ludzkiej
kondycji 2 6 .
Aż się prosi zacytowanie Gombrowicza: „Więzienie nie jest najgor
szym miejscem dla ducha, który staje się prężny w zamknięciu. Podczas
gdy tak łatwo rozpuścić się w bezmiarze swobody - jak kawałek cukru,
który ze statku wpadł do oceanu"27.
Gould jednak stawia twarde warunki: cela ma być wyposażona
w system ogrzewania i klimatyzacji, który można własnoręcznie regulo
wać, a przede wszystkim - musi być pomalowana na s z a r o . Tylko
neutralna szarość zapewnia mu spokój duszy. Jakikolwiek inny, krzyczą
cy kolor jest generatorem rywalizacji, a więc agresji.
11. Corrida
Concertare - pierwotnie znaczy tyle, co „sprzeczać się, walczyć, ry
walizować". Gdy jakieś pojęcie budzi nasze podejrzenia, zawsze warto
sięgnąć po słownik etymologiczny.
D o formy k o n c e r t u f o r t e p i a n o w e g o Gould ż y w i ł głębo
ką awersję. Walka solisty wirtuoza z orkiestrą wydawała mu się czymś
równie amoralnym jak spektakl corridy. Poddał się temu rytuałowi aż sto
CORRIDA
panujqc nad sobq tylko wtedy, gdy sam gra" - skarżył się krytyk po
33
występie czternastoletniego Goulda .
Młody artysta w istocie zbulwersowany był odkryciem, którego do
konał w pauzie wolnej części /V Koncertu Beethovena: ciemne spodnie
jego najlepszego garnituru całe były pokryte długimi, białymi włosami.
A przestrzegał tato, żeby od Nicka trzymać się z daleka! Na szczęście
w finałowym Rondzie, po każdej ekspozycji tematu, jest długie orkiestro
we tutti. Na nieszczęście każde solowe wejście zaczyna się tak samo,
lecz prowadzi do innego interludium. Pochłonięty zbieraniem kłaków
angielskiego settera, młody artysta stwierdził z przerażeniem - gdy
spodnie były niemal czyste - że nie wie, k t ó r e fuffi dobiega właśnie
końca: czy prowadzi ono do dominanty, czy do tonacji molowej, a może
do kadencji? To była nauczka: albo t r z e b a u w a ż a ć , albo t r z y m a ć
34
krótkowłose psy .
Cóż jednak ma robić ktoś, kto z muzykq obcuje w trybie ekstatycznym,
wówczas, gdy kompozytor odstawia go na boczny tor i skazuje na
bezczynność? Robi, co może: „pada na krzesło jak wycieńczony gladia
tor", „żongluje chustkq do nosa", „sprawia wrażenie, jakby mdlał po
każdej solowej partii", „kiwa głowq jak zaaferowana papuga", „krzyżu
je nogi", „masuje sobie nadgarstki", „gestykuluje jak orangutan" - te
wqtki powracajq obsesyjnie w recenzjach z występów Goulda. Krytykom,
zwłaszcza anglosaskim, powinno się zawiqzywac oczy przed wpusz
czeniem ich do filharmonii.
W s z y s t k o to jeszcze nic wobec spektaklu, jakim bywały próby
i sesje nagraniowe. Świadkowie pierwszego nagrania Wariacji Gold-
bergowskich w czerwcu 1 9 5 5 roku do d z i ś wspominają z rozczuleniem
szalonego młodzieńca, który w słoneczny, letni dzień przybył do no
wojorskiego studia CBS w płaszczu, berecie, szaliku i rękawiczkach,
wyposażony w krzesełko, plik ręczników, herbatniki, wodę mineralną
i flakonik z lekarstwami.
Pocztą pantoflowq, nie bez zachęty ze strony Columbii, rozeszła się
wieść, że w studiu przy Trzydziestej ulicy dziejq się rzeczy nadprzyrodzo
ne. Zlatywali się dziennikarze, niekoniecznie zwabieni muzycznq stronq
wydarzenia. Reporter z Toronto donosił, że melodramatyczne gestykula
cje Goulda nad klawiaturq kojarzq się z czymś pomiędzy „ostatnim aktem
Makbeta a imitacjq oświadczyn w wykonaniu faceta, który właśnie połk-
nqł muchę"35.
Dwudziestotrzyletni Glenn w sposób najzupełniej naturalny robił do-
brq minę do złej gry. Gra nie była zresztą aż tak zła: wizerunek ekscen-
199
WARIACJEG O U L D B E R G O W S K I E
201
WARIACJE G O U L D B E R G O W S K I E
18. Dyktator
Same zabiegi kosmetyczne nie budzą żadnych obiekcji. Ale zdarza
ło się, że ofiary Goulda oskarżały go o manipulowanie ludźmi. Profesor
Roy Vogt, którego głos słyszymy w audycji o menonitach, protestuje już
z góry - zanim jeszcze doszło do zmontowania programu - przeciwko
instrumentalnemu potraktowaniu jego wypowiedzi i odebraniu jej wszel
kiego indywidualnego charakteru: „Nawet w totalitarnym społeczeństwie
trudno sobie wyobrazić aż takie zanegowanie jednostki. Muzyczna
204
DYKTATOR
19. Demiurg
Granica między demiurgiem a egocentrykiem jest cienka. C z y ż de
miurg nie stwarza świata „na podobieństwo swoje"?
Gould rozpisywał swoją psychikę na głosy występujących w jego
słuchowiskach postaci, układając mozaikowy autoportret. Mówi nam
wiele o sobie i o swym stosunku do rzeczywistego świata, jaki znamy,
kreując światy, w których - na podobieństwo świata fugi - dominuje idea
pojednania i harmonii. „Nie przeciwstawiał nas sobie, dążył raczej do
tego, by nasze głosy wzajemnie sią uzupełniały. Grał na nas jak na for
tepianie" - wspomina antropolog James Lötz, jeden z bohaterów audycji
The Idea of North. „W gruncie rzeczy powinno się to było nazywać The
Idea otGlenn Gould"48.
W niezliczonych programach telewizyjnych i radiowych, które zreali
zował lub w których występował, nie było prawie nigdy miejsca na im
prowizację. Demiurg nie może zdać się na łaskę i niełaskę nieprzewidzia
nych żywiołów. Tekst każdego monologu, dialogu lub dyskusji był z góry
przezeń napisany. Od dziesięciu p r z y n a j m n i e j lat - pisał w 1 9 7 7 roku
- nie p o s z y b o w a ł o w eter choćby jedno w y p o w i e d z i a n e p r z e z e
mnie spontanicznie s ł o w o 4 9 .
Następnego roku skarży się żartobliwie w jednym z listów, że Yehu-
di Menuhin zupełnie zignorował ułożony przez niego, z dokładnością
206
MY ECSTASY IS MY MUSIC
odnosił się do kobiet. Czuł się w ich towarzystwie lepiej niż wśród męż
czyzn. Kobiety ze swej strony były czułe na jego osobliwy wdzięk; nie
jedna zadurzyła się po uszy.
Niektórzy podejrzewali go o homoseksualne inklinacje. Friedrich
daje do zrozumienia, że nawet jeśli znalazł w jego papierach kilka
tekstów podszytych lekkq dwuznacznością, nic na to jasno nie wskazu
je. Kiedy w piśmie „People" Joseph Roddy nieopatrznie coś takiego
zasugerował, Gould mało nie wyszedł z siebie. Jego wierny pomocnik,
Ray Roberts, stwierdza kategorycznie, że „homoseksualistą absolutnie
53
nie był" .
Inny ze współpracowników Goulda wysuwa przypuszczenie, że
„przeraźliwie lękał się seksu. Bał się własnych popędów, a że nie był ani
naiwny, ani głupi, ani prostoduszny [...], zapewne wiedział, czego się boi.
Walczył z jakimiś potężnymi demonami. Ale proszę mnie źle nie zrozu
54
mieć: Glenn prędzej by skonał, niż uczyniłby cokolwiek złego" .
Ujście dla swych popędów znalazł w sztuce. Ale miał mimo wszyst
ko długi romans - z żoną pewnego znanego muzyka. Na początku
ciągle do niej wydzwaniał, za każdym razem podszywając się dla
niepoznaki pod jedną z wymyślonych przez siebie postaci. Często telefon
odbierała chińska służąca. Dopiero nieco później dowiedział się, że
w istocie Chinkę udawał zdradzany mąż. W połowie lat sześćdziesiątych
dama jego serca, wraz z dwojgiem swoich dzieci, przeniosła się ze
Stanów do Toronto. Mieszkała tam przez cztery lata. Inżynier Lorne Tulk
zachował wspomnienie osoby pełnej uroku, o nadzwyczaj żywym umyśle.
Przypominała mu pod tym względem Goulda, znakomicie do siebie
pasowali. On bardzo chciał się z nią ożenić, lecz ona nie mogła się na
to zdecydować. Bała się, że życie z nim będzie nazbyt trudne. W końcu
wróciła z dziećmi do męża. Gould przez dwa lata telefonował do niej
każdej nocy, aż zdołała mu to wyperswadować. Nigdy więcej się nie
zobaczyli.
Najbliższą mu osobą, aż do samego końca, była z pewnością kuzyn
ka, Jessie Greig. Kochał ją nad życie, powierzając jej swoje sekrety. Za
pytana przez Friedricha, dlaczego, jej zdaniem, nigdy się nie ożenił,
Jessie odpowiada ze śmiechem, że „współczułaby kobiecie, która by za
niego wyszła, gdyż tak naprawdę - ożeniony był z muzyką" 5 5 .
Kiedy pewnego razu ktoś zagadnął go na temat seksu, Gould powie
dział: M o j ą e k s t a z ą jest m u z y k a .
210
ESTETYCZNYDYSTANS
2 1 . Estetyczny dystans
„Obmyśliłem sobie tę podróż jako poetycką i nawet jeśli nie zdobędę
się na całkowicie chłodny dystans, postaram się trzymać me namiętności
na wodzy, aby do tego stanu się zbliżyć..."
Malarz, będący narratorem w książce Kusama/cura Natsume Soseki,
usiłuje wyabstrahować się z fizycznego świata: zdobyć się na estetyczny
dystans, który uwalnia od cierpienia.
„[...] Wszystkie osoby, które od tej chwili spotkam - wieśniaków, pa
stuszków, sołtysów, starców i staruszki - potraktuję tak, jakby były figura
mi wkomponowanymi przez malarza w pejzaż natury. Lecz, w odróżnie
niu od drugoplanowych postaci obrazu, będą mogły robić, co im się
żywnie podoba. Gdybym usiłował, na wzór autora romansów, szukać
wytłumaczenia ich gestykulacji w psychologii, rozsupłując splątane nici
międzyludzkich więzi - dałoby to efekt wulgarny. Cóż z tego, że gesty
kulują? Wystarczy sobie wyobrazić, że to figury obrazu: mogą ruszać
się, ile dusza zapragnie - i tak nie wyjdą z kadru. Kłopoty zaczynają się
dopiero wtedy, gdy wydaje nam się, że istotnie wychodzą z ram i ewo
luując w trójwymiarowej przestrzeni, wchodzą z nami w kolizję. Im łatwiej
o konflikt interesów, tym trudniej o czysto estetyczne spojrzenie. Na ludzi,
z którymi los każe mi się zetknąć na mej drodze, spoglądać muszę bez
interesownie, aby uniknąć nazbyt łatwego iskrzenia namiętności. Choćby
kręcili się jak frygi i rzucali mi się na szyję, będę ich obserwował jak ktoś
stojący przed wiszącym płótnem. Wystarczy, że odsunę się od nich na
odległość dobrego metra. Z takiego dystansu nic mi nie grozi.
Innymi słowy, nie wchodzi wówczas w grę żaden interes i mój umysł
może oceniać ich gestykulacje z czysto estetycznej perspektywy. Jestem
zdolny rozpoznać, co jest, a co nie jest piękne" 56 .
2 2 . Gracz
Malarz z powieści Natsume Soseki odkrywa na swój sposób - by
ująć to językiem Schopenhauerowskiej teorii sztuki, streszczonej z aplau
zem przez Gombrowicza - że „kontemplacja świata «tak jakby był on
g r q» ma absolutną wyższość nad życiem", które jest „nieustannym i zbrod
niczym niedomaganiem"57. Goulda fascynowała kultura Dalekiego Wscho
du zapewne dlatego właśnie, że uczy, jak dzięki kontemplacji dotrzeć do
możliwości przezwyciężenia życia.
211
WARIACJE G O U L D B E R G O W S K I E
23. Pacyfista
Wszyscy, którzy mieli okazję współpracować z Gouldem, podziwiali
jego profesjonalizm. Kiedy z początkiem 1982 roku zaproponowano mu
zrobienie podkładu muzycznego do filmu The Wars, zaprosił do swego
studia producenta Richarda Nielsena i reżysera Robina Phillipsa. „Była
to jedna z najbardziej fascynujących nocy w moim życiu" - wspomina
212
PACYFISTi
60
Nielsen. „Glenn dokonał absolutnego four-de-force , zabierając nas
w podróż przez cały swój nagrany repertuar, żonglując taśmami, synchro
nizując na naszych oczach muzykę z obrazem, zgrywając i modulując,
01
sugerując wszelkie możliwe warianty" . W y s z l i stamtąd oszołomieni
o siódmej rano, ustaliwszy jeszcze, że Gould dokomponuje parę sekwen
cji na wiolonczelę i kontrabas oraz poprowadzi chór chłopięcy, mający
odśpiewać hymny.
Z zapałem zabrał się do dzieła. Książka Timothy Findleya The Wars
była w swym duchu bardzo gouldowska: podczas I wojny światowej jej
bohater podejmuje heroiczną próbę uratowania stada koni, które znalazły
się pod niemieckim ostrzałem. Gouldowi spodobały się też przesłane mu
próbki filmu, za wyjątkiem ujęć przedstawiających martwego konia i kró
lika, który „sprawia wrażenie, jakby za chwilę miał zostać zabity". Wy
kluczał współpracę, jeśli konia ukatrupiono specjalnie dla filmu. Dał się
uprosić dopiero po licznych zapewnieniach, że koń zdechł sam i przysła
no go z rzeźni.
Na filmie słychać stare wiktoriańskie hymny, które w latach I wojny
śpiewano w kościołach, by natchnąć patriotycznym duchem młodych
Kanadyjczyków, wysyłanych na bezsensowną r z e ź . Gould dokonał
własnych aranżancji, pracując z wybranymi chłopcami z dziecięcych
chórów w kościele St. Martin-in-the-Fields na peryferiach Toronto. Od
naleźć mógł wreszcie nastrój owych hymnów z dzieciństwa, w których
rozbrzmiewało echo modlitwy o „pokój, którego nie może dać nam
ziemia".
Z własnych nagrań wybrał do filmu głównie dzieła Brahmsa i Straus
sa. Dopiero później, gdy dysponował już całym materiałem, zaczęło się
prawdziwe twórcze prestidigitatorstwo. Na temat młodzieńczego Klavier
stücke! Straussa, który miał być podkładem do pierwszej sceny filmu, Gould
pisał do inżyniera dźwięku: O b a segmenty S t r a u s s a t r z e b a skopio
wać i/albo puścić bezpośrednio z mastera w trakcie m i k s o w a n i a .
Jeśli zdecyduje się pan na ten drugi w a r i a n t , konieczne będzie
w y r ó w n a n i e d i a p a z o n u ( p r z y przejściu z e S t u d e r a 5 0 0 n a 5 0 4 )
pod koniec taktu 18, t u ż p r z e d doklejką z taktu 4 7 ; inaczej mówiąc,
następuje to w 1 min. 51 sek. p i e r w s z e g o segmentu. Inna ogólna
u w a g a na temat S t r a u s s a : bas, przynajmniej w S o u n d m i x T h e a t r e ,
w y d a j e się przesterowany. P r z y p o m i n a m , że podczas kopiowania
w moim studiu, z o b o w i ą z a ł e m Kevina [...], aby radykalnie ujął
basu w celu s k o m p e n s o w a n i a dynamicznych p a r a m e t r ó w samej
kopiarki... 6 2 I tak dalej przez siedem stron...
213
WARIACJE G O U L D B E R G O W S K I E
chajqcego Janis Joplin. I ja także usiłuję zrozumieć, lecz nie wiem, na
prawdę nie wiem..."
Początek kontrapunktycznego dokumentu radiowego Qu/et in the
Land z 1 9 7 7 roku to jedna z najpiękniejszych, najbardziej poruszających
kreacji Goulda. W ostatniej odsłonie „Trylogii Samotności", poświęconej
menonitom, znalazł wreszcie idealną receptę - dzięki subtelnej grze luster
i wyważeniu akustycznych proporcji - na nadanie polifonicznej łamigłów
ce sugestywnej klarowności i urody.
W latach mej młodości T o r o n t o n a z y w a n o „miastem kościo
ł ó w " i n a j ż y w s z e me w s p o m n i e n i a z tego czasu łączą się w ł a ś n i e
z kościołami. Podczas niedzielnych, wieczornych n a b o ż e ń s t w , g d y
w i t r a ż e r o z ś w i e t l a ł y się blaskiem zachodzącego słońca, pastor
kończył b ł o g o s ł a w i e ń s t w o słowami: „Panie, racz nam dać pokój,
którego nie z n a j d z i e m y na tej ziemi". W poniedziałek r a n o t r z e b a
było iść do s z k o ł y i stawić czoło zatrważającej, codziennej rzeczy
wistości. Te chwile s p ę d z a n e w kościele n a b r a ł y t e ż dla mnie
szczególnego znaczenia: pojąłem, że n a w e t w mieście znaleźć
m o ż n a spokój, pod w a r u n k i e m wyłączenia się z miejskiego życia.
Później przestałem chodzić do kościoła, lecz zdanie o „pokoju,
k t ó r e g o ś w i a t nam dać nie m o ż e " z a p a d ł o mi głęboko w pamięć
i w c i ą ż dodaje mi otuchy - mówił Gould, występujący w 1 9 7 9 roku
w roli przewodnika i narratora w dokumentalnym filmie o Toronto.
Aby przeżyć w wielkomiejskiej dżungli, znalazł w końcu receptę po
dobną do tej, która pozwalała mu znieść torturę poniedziałkowych po
wrotów do szkoły: odgrodził się od świata, jak tłumaczy, swego rodzaju
metaforycznym w i t r a ż e m 6 4 .
Menonici to ż y w e odgałęzienie ruchu anabaptystów, zdziesiątkowa
nego represjami z błogosławieństwem samego Lutra, którego przeraził
nazbyt radykalny charakter buntu pod wodzą Thomasa Münzera. Ana
baptystom śniła się „deifikacja człowieka" i Królestwo Boże na ziemi;
głosili egalitaryzm i wspólnotę majątkową, odrzucając wszelkie formy
przemocy w stosunkach międzyludzkich. Bezlitośnie prześladowani,
szukali schronienia między innymi w Rosji. Wielu przedostało się za oce
an. Ich pośrednich spadkobierców, menonitów, jest dziś na świecie od
2 0 0 do 5 0 0 tysięcy. Najliczniejsze ich skupiska - przeważnie wiejskie
wspólnoty - spotyka się w Ameryce Północnej. Menonici są kongregacją,
która ma swoich kapłanów, własną wykładnię Pisma Świętego i która
sama decyduje o swoich powinnościach. Do społeczności wiernych na
leżą tylko dorośli, zdolni do świadomego przyjęcia chrztu. Okrutne
215
AWRIACJE GOULDBERGOWSKIE
26. Off
Zbliżał się niepewnym krokiem do symbolicznego progu, jakby prze
czuwając, że będzie to w jego życiu punkt zwrotny. W sobotę 25 września
1982 roku, w dniu jego pięćdziesiątych urodzin, ukazała się płyta z drugą
wersją Wariacji Goldbergowskich. Planowano różne przyjęcia i akademie
ku czci, ale Gould zapowiedział z góry, że nigdzie nie pójdzie. Nie zno
sił ceremonii i celebracji. Puścił nawet mimo uszu wyborny dowcip dzie ko
na wydziału muzyki Uniwersytetu Western Ontario, który zapraszał go
do wykonania w dniu urodzin antyutworu Johna Cage'a 4 min. 33 sek.
Herbert Russell Gould („Bert") też chciał urządzić urodzinowe party
dla syna, ale Glenn tłumaczył mu przez telefon, że jest przeziębiony
217
WARIACJE G O U L D B E R G O W S K I E
i czuje się kiepsko. Sprawiał wrażenie kogoś, kto zamknął się w swej
skorupie. Z ojcem od dłuższego czasu nie miał nazbyt ciepłego kontaktu.
Kiedy w cztery lata po śmierci żony Bert postanowił ożenić się z przyja
ciółką rodziny, Verq Dobson, i prosił syna, żeby był świadkiem na ślubie,
Gould był tym mocno zakłopotany: życzył im szczęścia, lecz zaproszenie
odrzucił. Tej soboty Vera upiekła mu jednak ciastek i kupiła sweter, po
czym wpadli razem do hotelu „Inn on the Park". Po wizycie odprowadził
ich do samochodu.
W poniedziałek 27 września zbudził się wcześniej niż zwykle, oko
ło drugiej po południu, i poczuł, że bardzo z nim źle. Zaczynała drętwieć
połowa ciała, wyglądało to na atak apopleksji. Zadzwonił do Raya Ro-
bertsa, który wkrótce się zjawił. Gould kazał wzywać lekarzy, nie chciał
jechać do szpitala, ale Roberts zdołał wciągnąć go do lincolna i zawiózł
go do Toronto General Hospital. Przez całą noc Gould powtarzał, że
chce się zobaczyć z Jessie Greig. Kiedy zjawiła się rano i próbowała
dodać mu otuchy, odpowiadał, że „jest już za późno". Później odwiedził
go ojciec, lecz Glenn wydawał się już nieprzytomny. Podniósł tylko w pew
nej chwili rękę i zaczął dyrygować.
Nastąpiło jeszcze krótkie przejaśnienie: Gould starał się uregulować
różne sprawy, pytał o notowania giełdowe, komentował nawet niezbyt
składnie jakiś program telewizyjny - ale we wtorek w nocy miał drugi
atak. W środę ostatecznie stracił przytomność. Z początku prasa o niczym
nie wiedziała. Dopiero 2 października dziennik „Globe and Mail" dono
sił na pierwszej stronie, że „Gould miał atak".
Utrzymywano go sztucznie przy życiu jeszcze przez kilka dni, ale nie
było już żadnej nadziei. W końcu, za zgodą rodziny, wyłączono apara
turę. W poniedziałek 4 października 1982 pozwolono mu umrzeć 6 6 .
28. Kusamakura
W pokoju, przy jego łóżku, znaleziono dwie książki: starą, zniszczo
ną Biblię z mnóstwem adnotacji i The Three-Cornered World. Powieść
Natsume Soseki, największego japońskiego pisarza przełomu stuleci, od
wielu miesięcy była jego fetyszem. Przeczytał ją w całości przez telefon
kuzynce Jessie. Chciał też dokonać radiowej adaptacji. Projektu w całości
nie zrealizował, ale odczytał w radiu obszerne fragmenty pierwszego
rozdziału.
Oryginalny tytuł książki, Kusamakura, trudny jest do przełożenia.
W japońskiej retoryce pojęcie to łączy się z podróżą, wędrówką przez
pola i łąki, „przechadzką samotnego marzyciela"... Jest w tej metaforze
idea wolności ducha, jest także odcień melancholii.
Malarz ucieka daleko od zgiełku, by w górach znaleźć spokój i do
trzeć do najczystszych źródeł sztuki. Odczytany przez Goulda fragment
przenosi nas w pierwszy dzień wiosny...
„[...] Spojrzałem w górę i ledwie zdążyłem dojrzeć obłoki o nieja
snych konturach zawieszone tuż nad moją głową, gdy już całe niebo jak
okiem sięgnąć przemieniło się w ocean groźnych, skłębionych chmur.
Zaczął padać rzęsisty, wiosenny deszcz. Minąłem już dawno pole rze
paku i otaczały mnie teraz góry. Co jakiś czas podmuch wiatru rozdzierał
zasłonę chmur i dostrzec mogłem po prawej stronie ciemnoszare szczyty.
219
WARIACJE G O U L D B E R G O W S K I E
Ale po drugiej stronie doliny też jest chyba górski łańcuch? W deszczu
i mgle trudno mi było ocenić odległość. Tu i ówdzie wynurzały się i zaraz
na powrót znikały w mrocznych oparach niewyraźne sylwetki jakby sosen.
C z y to deszcz zwodził me spojrzenie, czy drzewa przede mną uciekały?
A może wszystko było senną zjawą? [...] Mój kapelusz zaczynał już
ociekać wodą, gdy usłyszałem zbliżający się odgłos dzwoneczków
i z mroku wyłoniła się sylwetka woźnicy.
- Nie ma tu w okolicy jakiegoś schronienia? - spytałem.
- O półtora kilometra stąd jest herbaciarnia. Przemókł pan do suchej
nitki!
„Jeszcze półtora kilometra! - westchnąłem i zanim zdążyłem się
odwrócić, woźnica rozpłynął się w deszczu jak chiński cień.
Układające się dotąd w drobny deseń krople nabrały konsystencji
i mogłem teraz zobaczyć, jak każda z nich ociężale tańczy na wietrze.
Płaszcz miałem już od dawna przemoczony na wylot i woda przedosta
ła się pod bieliznę, nagrzewając się od ciała. Było to uczucie wielce
nieprzyjemne. Nacisnąłem kapelusz na oczy i przyspieszyłem kroku.
Wystarczyłoby jednak wyobrazić sobie, że patrzę na siebie z ze
wnątrz, jak na kogoś innego - przemoczoną do szpiku kości istotę, za
gubioną pośród rozbłyskującej srebrzystymi igiełkami, bezkresnej szaru
gi - aby scena ułożyła się w piękny poemat. W istocie tylko wtedy, gdy
udaje mi się zapomnieć o mej materialnej egzystencji i spojrzeć na siebie
czysto obiektywnym wzrokiem, dopiero wówczas, niczym postać nama
lowana na obrazie, poczuć się mogę w idealnej harmonii z otoczeniem.
Gdy tylko jednak przypomnę sobie o dokuczliwym deszczu i obolałych
stopach, natychmiast przestaję być postacią z wiersza lub obrazu, stając
się na powrót niewrażliwym, przyziemnym mieszczuchem. Tracę z oczu
tańczące mgły i obłoki, nie chwyta mnie za serce widok spadającego
płatka, puszczam mimo uszu śpiew ptaków. I nie potrafię naprawdę już
docenić, jak piękny tworzę obraz, gdy tak samotnie przemierzam góry,
w wiosennych oparach melancholii" 68 .
29. Kult
W roku 1 9 8 6 w świat wyruszyła jedyna w swoim rodzaju wystawa.
Odwiedziły ją tłumy wyznawców w Paryżu, we Włoszech i w Europie
Wschodniej. Można było obejrzeć około trzydziestu, w większości dotąd
niedostępnych, filmów wideo i podziwiać licznie zgromadzone eksponaty:
220
KULT
Cóż z tego, skoro rychło wyszło na jaw, że Gould jest kurą znoszącą
złote jaja. Każdy nowy transport kompaktów był okazją do zagospoda
rowania w sklepach płytowych specjalnych „kapliczek". Największy
handlowy sukces odniósł w Japonii, do której miał taką słabość. Ale choć
obnosił się stale (jak Gombrowicz) ze swą nieuleczalną frankofobią, to
we Francji właśnie (podobnie jak w wypadku Gombrowicza) - fala
uprzedzeń opadła najszybciej. Pomogli wierni przyjaciele: tym, czym dla
Gombrowicza byli Kot Jeleński i Jerzy Giedroyc, tym dla Goulda stał się
Bruno Monsaingeon. Z pomocą Therese Salviat przełożył i wydał w trzech
grubych tomach wszystkie jego pisma i wywiady, niezmordowanie pre
zentował w telewizji archiwalne filmy, nagrał nawet z kolegami Kwartet
Goulda.
Niewiele mniejszą popularność Gould zdobył w Niemczech i we
Włoszech. Na Węgrzech jego wpływ naznaczył całe pokolenie piani
stów (Schiff, Kocsis...). W Rosji wielbiony jest od czasu, gdy Henryk
Neuhaus zakrzyknął po jego koncercie, że „zmartwychwstał Bach".
W Polsce wielkie zasługi w spopularyzowaniu jego nagrań położyłjan
Weber. Tym bardziej może dziwić fakt, że w Encyklopedii muzycznej
P W N z 1 9 9 5 roku pod hasłem „Gould", w trzech wierszach są trzy
nonsensy: „pod koniec kariery" Gould „ograniczył występy publiczne",
„uprawiał także j a z z improwizowany" 6 9 . Primo: nie pod koniec, tylko
niemal na początku; secundo: nie ograniczył, lecz całkiem zarzucił;
tertio: nie znosił jazzu.
Jedyną broniącą się wciąż twierdzą konserwatyzmu pozostaje Wiel
ka Brytania. Sam Gould ubolewał już nad tym w latach sześćdziesiątych
i siedemdziesiątych. Tamtejsze przewodniki płytowe, przypominające
pod wieloma względami przedwojenne podręczniki dla grzecznych
panienek, najchętniej go ignorują, faworyzując jego kosztem różnych
mdłych epigonów. Anglosaska krytyka nijak nie może przełknąć „eks-
centryka". Nawet w sławnym Słowniku biograficznym muzyków Nicolas
Slonimsky, „Sherlock Holmes muzykografii", na blisko dwóch stronach
pławi się z lubością w opisach Gouldowskich idiosynkrazji, niemalże nie
wspominając o jego sztuce.
30. God-people
Fenomen Goulda wykracza daleko poza szeroki nawet krąg melo
manów. Dzięki niemu muzyka Bacha dotarła do wielu zupełnych profa-
222
GOD-PEOPLE
potem ritard., a w końcu nad słowem Tod, gdy siódmy stopień, ß, prze
chodzi w tonikę Ces, Sehr langsam (bardzo wolno)" .
72
228
Gdy raz wybierzemy los uciekiniera, nie ma od tego ucieczki. Temat
w fudze, którego zadaniem jest „uciekanie" przed innymi głosami (wł. fu-
gare), nie może od tego „uciec", skoro już się podjął roli tematu - gdyż
uciekanie i p o j e d n a n i e wyznaczają pospołu paradygmat fugi.
Uciekanie przed innymi i przed sobą, urobionym przez innych - pojed
nanie z sobą i dzięki temu: pojednanie z innymi. A przynajmniej z tymi,
którym również życie marzy się jako „fuga"; lub szerzej, gdyż twórczo
uciekać można na wiele sposobów - jako „wariacje na temat paradyg
matu fugi".
Uciekanie od narzuconej z góry formy i kreowanie własnej, siłą „woli
bycia sobą", bez względu na zmieniające się okoliczności - oto s z t u k a
fugi.
Aneks
do drugiego wydania
Autoportret: Gbur szuka Ćmy
„Przyjazny, towarzyski odludek, społecznie nie do przyjęcia, noto
ryczny antyalkoholik, niezmordowany gaduła, zazdrośnie niezazdrosny,
duchowo intensywny, minimalnie salonowy, maksymalnie ekstatyczny -
szuka nocnego motyla (i) podobnej natury w celu telefonicznego uwo
dzenia, Tristanowskich odlotów i nieustannego krążenia wokół świecy.
Zdjęcie niepotrzebne, sytuacja materialna obojętna, wiek bez znaczenia,
każde powołanie dobre, jeśli wyklucza współzawodnictwo. Proszę do
starczyć kasetę z próbką konwersacji, notarialne zaświadczenie o nie
przystosowaniu do małżeństwa, wokalne referencje gwarantujące niski
poziom decybeli i mapę trajektorii dotychczasowych, pozamiejskich lotów.
Poufność zapewniona. Precz z łapami, żadnych gwałtów. Przesłuchania
wszystkich obiecujących kandydatów odbędą się na półwyspie Anaton,
w Nowej Funlandii".
Ogłoszenie z 1977 roku, znalezione w papierach Goulda
233
ANEKS DO DRUGIEGO WYDANIA
234
A N E K S DO DRUGIEGO WYDANIE
że w wiek starczej rutyny, której na szczęście nie poddaje się kilka wielkich
indywidualności, na czele z Markiem Minkowskim, bez którego magicz
nego pośrednictwa poezja i zmysłowość muzycznego teatru (od Haendla
i Rameau, poprzez Mozarta, po Bizeta i nawet Offenbacha) nigdy by
pewnie do nas w pełni nie dotarła.
Wzbogaciłbym też zapewne faktograficzną tkankę tej niby-to-bio-
grafii, korzystając z poufnych źródeł, do jakich miał dostęp Kevin Bazza-
na przy redagowaniu swej „definitywnej biografii" Goulda: mógłbym na
przykład rozwinąć wątek „seksualny" (choć nic by to nie wniosło), mógł
bym też pokusić się o wzięcie większego dystansu do „sztubackich"
wyczynów bohatera i jego nazbyt jednowymiarowej filozofii, której Baz-
zana, zapewne trafnie, przykleja etykietkę „Jeża", ze znanego greckiego
aforyzmu, rozwiniętego twórczo przez Isaiaha Berlina: „Lis zna wiele
sztuczek. Jeż zna tylko jedną, ale znakomitą". Tyle, że najlepsza nawet
sztuczka, powielana ad infinitum, staje się rutyną i wiedzie do zubożenia
przekazu. Rozumiem anglosaski sceptycyzm Bazzany, ale mimo wszystko
lubię jeże. Co mi nie przeszkadza lubić lisów, kotów, kaczek i wszystkich
innych zwierząt.
Mógłbym też po latach przyznać, że Gould być może całkowicie
się pomylił, wieszcząc rychły koniec koncertów publicznych: płyt sprze
daje się coraz mniej, podczas gdy żywe koncerty lub festiwale cieszą się
wciąż rosnącą popularnością. Ale zaraz bym dodał, że Gould pomylił
się tylko w tym, w czym c h c i a ł się pomylić, natomiast druga część
jego przepowiedni (dotyczących zmiany statusu twórcy, artysty i odbior
cy, czy ogólniej: paradygmatu sztuki, w efekcie rewolucji technologicznej)
sprawdza się na naszych oczach. I pewnie sprawdzi się wkrótce w bar
dziej zaskakujący sposób, niż jemu się śniło.
Rozwinąłbym też obficiej wątek „pośmiertnej kariery" Goulda, gdyż
nie ma to zapewne precedensu, by tak nieustannie rosła sława, swoisty
kult i rynkowe notowania kogoś, kto od dawna jest fizycznie nieobecny
i nie dokłada wciąż drew do ognia. Dość powiedzieć, że do roku 2 0 0 0
sprzedało się w świecie około dwóch milionów kompaktów z samymi tylko
Wariacjami Goldbergowskimi, nie wspominając o innych nagraniach.
Poświęciłbym też więcej uwagi owej trudno wytłumaczalnej, magne
tycznej właściwości fenomenu Goulda, którego sztuka trafia w tajemniczy
sposób do zupełnych profanów, przeciągając ich nierzadko z muzycz
nego ugoru lub niewiedzy na stronę głębszych wtajemniczeń. Wspomniał
bym przy tej okazji o pięknym, pośmiertnym hołdzie Bruno Monsaingeona,
który w filmie Glenn Gould Hereafter portretuje dzisiejszych „gouldystów",
240
ANEKS DO DRUGIEGO WYDAŃ
Paryż, 18 sierpnia 2 0 0 7
Podziękowania
Chciałbym podziękować T H E GLENN GOULD ESTATE w Toronto za
zezwolenie na przekład fragmentów tekstów i wypowiedzi Goulda oraz
umieszczenie w książce zdjęć, jak również Kanadyjskiej Bibliotece Naro
dowej za możliwość skorzystania z Archiwum Glenna Goulda (m.in. za
pośrednictwem Internetu). Wielce jestem zobowiązany firmie S O N Y CLAS-
SICAL, która udostępniła nam liczne fotografie i zaoferowała współpracę.
Dziękuję Bruno Monsaingeonowi za życzliwość i cenne informacje,
pp. Bohdanowi Pociejowi, Markowi Stachowskiemu, Michałowi Głowiń
skiemu, Tiazie Bem oraz memu Ojcu za słowa otuchy i wiele trafnych
uwag, a mojej rodzinie za cierpliwość i wyrozumiałość. Winien jestem
wreszcie szczególną wdzięczność pp. Lechowi Bielakowi, Jackowi Ros
sowi i Januszowi Primuli, bez których pomocy książka pewnie jeszcze
długo by się nie ukazała.
Przypisy
Pełniejsze dane na temat cytowanych publikacji wyszczególnione sq
w bibliografii. Publikacje powtarzające się najczęściej oznaczone zostały
w przypisach skrótowo jak następuje:
„Reader" - The Glenn Gould Reader, red. T. Page, Nowy Jork 1990.
Friedrich - Otto Friedrich, Glenn Gould: A Life and Variations, Nowy Jork
1990.
Payzant - Geoffrey Payzant, Glenn Gould. Un homme du futur, Paryż 1983.
Cott - Glenn Gould. Entretiens avec J. Cott, Paryż 1983.
Gl - Glenn Gould: Le dernier puritain, Paryż 1983.
GM - Glenn Gould: Contrepoint a la ligne, Paryż 1985.
Gili - Glenn Gould: Non, je ne su/s pas du tout un excentrique, Paryż 1986.
TP - tekst Goulda dołączony do jednej z jego płyt.
CD - broszurki załączone do płyt kompaktowych z serii „Glenn Gould Edition",
pod red. Michaela Stegemanna (jeśli nie zaznaczono inaczej).
Wszystkie cytowane teksty, jeśli nie zaznaczono inaczej, przetłumaczone
zostały przez autora.
2
Ibidem.
3
„Piano Quarterly" 1978 (w: „Reader", s. 2 7 9 - 2 8 0 ) .
4
E . Cioran, Le Livre des leurres, Paryż 1992, s. 120.
5
G. Gould/Lerfres, Paryż 1992, s. 2 3 2 .
6
Prospects of recording, „High Fidelity" 0 4 / 1 9 6 6 .
7
Ibidem.
8
B . Pociej, Ideo, dźwięk, forma, Kraków 1972, s. 2 0 2 .
'Ibidem, s. 205.
10
Ibidem, s. 2 0 5 .
11
Cioran, op. cit., s. 142.
12
Pociej, op. cit., s. 7 1 .
A. Boucourechliev, Le Language musical, Paryż 1993, s. 2 1 .
13
,6
T P Byrd/Gibbons z 1973 r. (w: „Reader", s. 13).
17
Cioran, op. cit., s. 145.
PRZYPISY
18
GIII, s. 143.
"„Musical America" 1 2 / 1 9 6 6 .
20
W . Gombrowicz, Dziennik 1 9 5 3 - 1956, Paryż 1971, s. 4 6 .
21
„LOOK", 7 / 0 3 / 1 9 7 1 (także w: „Reader", s. 2 8 3 - 2 9 0 ) .
22
Gl, s. 12 (wstęp B. Monsaingeona).
23
Ibidem.
Stokowski: A Portrait for Radio, audycja CBC, 1971.
24
25
Cyt. za B. Monsaingeonem.
J . Hetu, Variafions et variantes (w: Glenn Gould, pluriel, 1988,
26
s. 1 7 - 2 2 ) .
„Music-Konzepte" Monachium 1984, nr 3 9 / 4 0 (w: Glenn
27
(„Reader", s. 2 3 4 - 2 4 5 ) .
C. Dalhaus, Idea muzyki absolutnej, Kraków 1988, s. 133.
33
"Ibidem.
36
Ibidem.
37
Friedrich, s. 172.
38
Payzant, s. 2 2 9 .
39
Radio as Musie, film TV CBC, 1975.
40
„Week-end-Magazine" 1 9 5 6 , t. 6, nr 2 7 , (także w: G i l i ,
s. 15).
Prospects of Recording, loc. cit.
41
42
Payzant, s. 2 3 0 - 2 3 1 .
43
„Le Monde de la Musique", 0 2 / 1 9 8 8 , Paryż, s. 2 9 .
44
Wywiad radiowy autora, 1982.
45
Ibidem.
46
G i l l , s. 9 (wstęp B. Monsaingeona).
W . Gombrowicz, Dziennik 1 9 5 7 - 1 9 6 1 , Paryż 1984, s. 1 9 7 -
47
-198.
48
Przewodnik po filozofii w sześć godzin i kwadrans, [w:] Gom
browicz filozof, Kraków 1991, s. 8 9 .
Gombrowicz w Europie, Kraków 1993, s. 3 4 5 .
49
50
Jean-Yves Clement, „Revue Piano" 1992, nr 6.
51
Pisarz i pieniądze, [w:] Varia, Paryż 1973, s. 5 2 4 .
52
The Age of Ecstasy, program TV CBC 2 0 / 0 2 / 1 9 7 4 .
53
Gl, s. 1 3 - 14 (wstęp B. Monsaingeona).
244
PRZYPISY
55
Ibidem („Reader", s. 3 5 3 ) .
56
Ibidem („Reader", s. 3 4 9 ) .
57
Ibidem.
58
Ibidem („Reader", s. 3 5 0 ) .
59
Gombrowicz, op. cit., s. 2 2 8 .
00
„Week-end-Magazine" 1956, t. 6, nr 27 (w: Gill, s. 17).
61
Ibidem (w: Gill, s. 3 3 ) .
62
Payzant, s. 105.
List do Teresy Ximenes z 1 4 / 0 8 / 1 9 8 2 , [w:] Selected Letters,
63
Toronto 1992, s. 2 4 9 .
G/enn Gould, Centrę Culturel Canadien, op. cit., s. 27.
64
(„Reader", s. 92).
66
Glenn Gould, Centrę Culturel Canadien, op. cit., s. 2 5 .
E. Cioran, Le Crepuscule des pensees, Paryż 1991, s. 138.
67
68
M. Schneider, op. cit., s. 182.
69
Ibidem, s. 200.
70
Ibidem, s. 176 [podkr. SR].
71
Ibidem, s. 1 7 7 - 1 7 9 .
72
Cott, s. 15 (wstęp J. Drillona).
B. Pociej, Bach, muzyka i wielkość, Kraków 1972, s. 4 6 - 4 7 .
73
77
Glenn Gould, Centrę Culturel Canadien, op. cit., s. 37.
78
Let's ßan Applause, op. cit. (w: „Reader", s. 2 4 6 ) .
79
T P WtK-l Bacha, 1972 (w: Gl, s. 126).
80
An Argument for Richard Strauss, op. cit. („Reader", s. 9 2 ) .
81
An Artofthe Fugue, film B. Monsaingeona (7981).
1
D. Dubai, The World of the Concert Pianist, Londyn 1 9 8 5 ,
s. 65.
An Art of the Fugue, film B. Monsaingeona (1981).
2
3
TP Partity Bacha, 1963 (w: Gil, s. 3 0 ) .
4
The Question of Instrument, film B. Monsaingeona (12/1979).
5
Friedrich, s. 3 0 8 - 3 0 9 .
6
Ibidem, s. 2 9 1 .
T P Partity Bacha, 1963 (w: Gil, s. 3 2 ) .
7
245
PRZYPISY
8
Ibidem (w: Gil, s. 31).
The Question of Instrument, op. cit. (w: Gil, s. 3 4 - 3 5 ) .
9
10
Ibidem (w: Gil, s. 3 6 ) .
11
„L'Express", No Special Mozart, Paryż 6 / 1 2 / 1 9 9 0 , s. 32.
,2
J . Cott, Conversaf/ons avec Sfockfiausen, Paryż 1979, s. 219.
13
A. Schweitzer, J. S. Bach, Kraków 1987, s. 2 7 9 .
14
Rozmowa z Timern Page'em, 1981 (w: Friedrich, s. 3 0 5 ) .
15
Ibidem.
]6
Of Mozart and Related Matters, „Piano Quarterly" Fall 1976
(bardziej kompletny tekst w: Gl, s. 1 5 8 - 159).
17
Cott, s. 8 1 - 8 2 .
18
„Keyboard Magazine", 0 8 / 1 9 8 0 (także w: Gl, s. 104).
"Ibidem (w: Gl, s. 103).
20
Of Mozart... op. cit. (w: Gl, s. 155).
21
Ibidem (w: Gl, s. 156, także w: „Reader", s. 3 8 ) .
22
Schweitzer, op. cit., s. 4 6 4 .
R. Barthes, Mythologies, Paryż 1957, s. 1 6 8 - 1 7 0 .
23
Paryż 1995, s. 6 2 - 6 5 .
25
D. Pignon, La ma/n sauvage, Paryż 1987, s. 2 2 3 .
26
„American Horizon", 0 1 / 1 9 6 2 (w: Gill, s. 71).
27
G I I I , s. 131-132.
Por. F. Delalande, La gesf/que de Gould, (w: Glenn Gould,
28
40
„Musical America" 0 9 / 1 9 6 6 .
41
„Le Monde de la Musique", Paryż 0 8 / 1 9 8 5 .
42
Ibidem.
43
„LOOK", 9 / 0 3 / 1 9 7 1 .
44
„Piano Quarterly" Summer 1980 (także w: „Reader", s. 290-291).
246
PRZYPISY
Friedrich, s. 2 3 9 .
Ibidem, s. 241 - 2 4 2 .
List do T. FrostazCBS, 11/12/1973 (w: Lettres, s. 351).
Por. Friedrich, s. 2 5 8 - 2 5 9 (także audycja „France Musique"
LesMotsefles notes, z 11/11/1992).
1
Payzant, s. 137.
GG Interviews himself about Beethoven, „Piano Quarterly" Fall
2
5
GG interviews himself..., op. cit. (w: „Reader", s. 4 4 ) .
6
A. Jolivet, Ludwig van Beethoven, Paryż 1955, s. 3 9 .
B . et J. Massin, Ludwig van Beethoven, Paryż 1967, s. 814.
7
33
„Piano Quarterly" Fall 1981 (w: „Reader", s. 4 5 3 ) .
34
Audycja CBC, 0 2 / 1 9 6 8 (w: „Reader", s. 14).
35
Gill, s. 192.
36
Rozmowa z T. Page'em, „Piano Quarterly" Fall 1981 (w: „Rea
der", s. 4 5 3 ) .
37
G i l l , s. 2 0 1 .
38
Friedrich, s. 2 3 4 .
T P Marienleben Hindemitha, 1978 (w: „Reader", s. 163).
39
40
T P Grieg/Bizet, 1973 (w: „Reader", s. 7 8 ) .
41
„Piano Quarterly" 1977 (w: Gil, s. 3 7 7 ) .
42
T P Grieg/Bizet, 1973 (w: „Reader", s. 7 9 - 8 0 ) .
List z 6 / 1 2 / 1 9 7 4 (w: Seleded Letters, s. 216).
43
44
Odpowiedź na ankietę CBC, 0 1 / 1 9 5 2 (w: Gill, s. 2 2 4 ) .
45
Of Mozart..., op. cit. (w: Gl, s. 148).
46
T P Byrd/Gibbons, 1973 (w: „Reader", s. 13).
47
Of Mozart..., op. cit. (w: „Reader", s. 149).
48
G I I I , s. 2 0 0 .
49
„Diapason Hors Serie" nr 22, Paryż 1994, s. 11.
50
Cott, s. 1 3 6 - 1 4 1 .
51
Dziennik 1 9 5 7 - 1 9 6 1 , s. 194.
Strauss and tfie Electronic Futurę, „Saturday Review", 3 0 / 0 5 /
52
248
PRZYPISY
70
Arnold Schoenberg - A Perspective, monografia wydana przez
University of Cincinnati, 1964 (w: „Reader", s. 119-120).
T. W. Adorno, Filozofia nowej muzyki, Warszawa 1974, s. 9 9 .
71
72
Film TV CBC, zrealizowany 2 6 / 1 0 / 1 9 6 5 .
73
Dziennik 1 9 5 7 - 1 9 6 1 , s. 198.
T . W. Adorno, Philosophie de la nouvelle musique, Paryż 1962,
74
s. 142.
2
„Sport et Vie" 1994.
List z 8 / 0 7 / 1 9 5 8 , [w:] Selected Letters, s. 14.
3
4
List z 1 8 / 1 0 / 1 9 5 8 , ibidem, s. 18.
5
Friedrich, s. 80.
N . Soseki, Oreiller d'herbes, Paryż 1987, s. 13.
6
«Friedrich, s. 124.
9
Dubai, op. cit., s. 6 4 .
10
Friedrich, s. 317.
" G i l l , s. 136.
12
Ibidem, s. 171.
13
Dubai, op. cit., s. 6 4 .
CD WtK-l Bacha.
14
15
Prospects of Recording, op. cit. (w: „Reader", s. 3 3 9 ) .
16
Friedrich, s. 136.
,7
G I I I , s. 178.
18
„Keyboard Magazine" 0 8 / 1 9 8 0 (w: Gl, s. 113).
19
CD WtK-H Bacha.
20
Cott, s. 112-113.
21
Friedrich, s. 219.
22
lbidem, s. 161.
23
„L'Herne", Gombrowicz, Paryż 1971, s. 3 4 9 .
24
Friedrich, s. 215.
25
Prospects of Recording, op. cit. (w: „Reader", s. 341).
26
„High Fidelity" 0 2 / 1 9 7 4 (w: „Reader", s. 3 2 6 ) .
27
Dziennik 1 9 5 7 - 1 9 6 1 , s. 178.
28
N'a/mez-vous pas Brahms, nie publikowany tekst z 1962 roku
(w: „Reader", s. 7 0 - 7 1 ) .
29
CD Musie and arts, CD682, 1985 (także w: Gil, s. 3 5 8 -
-359).
249
PRZYPISY
30
Friedrich, s. 104.
31
Ibidem.
32
N'aimez-vous pas Brahms, op. cit. (w: „Reader", s. 71 - 7 2 ) .
33
„Toronto Globe and Mail" 15/01/1947.
34
Friedrich, s. 36.
"Ibidem, s. 5 1 .
36
CD 5 koncertów Beethovena (także w: Friedrich, s. 71 - 7 2 ) .
37
GUI, s. 146.
38
Ibidem, s. 1 4 6 - 1 4 7
39
Ibidem, s. 145.
CD Pieśni Schoenberga.
40
CD Marienleben Hindemitha.
41
42
CD 5 koncertów Beethovena.
43
Ibidem.
44
Friedrich, s. 2 7 9 .
45
Ibidem, s. 2 8 2 - 2 8 3 .
46
Payzant, s. 232.
47
Friedrich, s. 1 9 8 - 1 9 9 .
48
Ibidem, s. 180.
49
Ibidem, s. 2 3 1 .
List z 2 6 / 6 / 1 9 7 8 , [w:] Selected Letters, s. 2 3 5 .
50
51
Friedrich, s. 2 9 6 .
"Ibidem, s. 188.
"Ibidem, s. 2 8 6 .
54
Ibidem.
"Ibidem, s. 2 8 9 .
56
Soseki, op. cit., s. 16-17.
Przewodnik po filozofii..., op. cit., s. 8 6 - 8 7 .
57
"Friedrich, s. 2 9 1 .
59
Ibidem, s. 2 9 2 .
60
Franc, „wyczyn".
61
Friedrich, s. 2 6 8 .
"Ibidem, s. 2 7 0 .
63
Por. Friedrich, s. 169.
64
„Reader", s. 4 1 5 - 4 1 6 .
"Friedrich, s. 314.
"Wszystkie fakty w Wariac/7 26 cyt. za: Friedrich, s. 3 1 9 - 3 2 6 .
67
Film z 1993 roku, reż. F. Girard.
" S o s e k i , op. cit., s. 17-19.
69
Encyklopedia muzyczna PWN, Warszawa 1995, s. 318.
70
„Le Monde de la Musique" 0 5 / 1 9 9 5 , Paryż, s. 4 2 .
71
Friedrich, s. 3 0 0 .
250
PRZYPISY
72
Cytat za: Schneider, op. cit., s. 190.
73
Dubai, op. cit., s. 2 9 1 .
74
Friedrich, s. 3 0 1 .
75
Laborit, op. cit., s. 16.
76
Dz.iennik 1 9 5 3 - 1 9 5 6 , Paryż 1971, s. 2 5 1 .
77
Ferdydurke, Kraków 1989, s. 1 7 9 - 1 8 0 .
78
Dzienn/k 1 9 5 7 - 1 9 6 1 , s. 186.
Gombrowicz i krytycy, Kraków 1984, s. 2 1 8 - 2 2 0 .
79
80
D. de Roux, Rozmowy z Gombrowiczem, Paryż 1969, s
81
Gombrowicz i krytycy, op. cit., s. 218.
82
D. de Roux, op. cit., s. 1 4 5 - 1 4 6 .
Bibliografia
The Glenn Gould Reader, pod red. Tima Page'a, Nowy Jork 1990, Vintage
Books (I wyd., Nowy Jork 1984, Knopf).
Oprócz tej podstawowej antologii istnieje trzytomowy zbiór tekstów, opraco
wanych i przełożonych na francuski przez Bruno Monsaingeona:
Glenn Gould. Le dernier puritain. Ecrits I, Paryż 1983, Fayard.
Glenn Gould. Contrepoint ó la ligne. Ecrits I I , Paryż 1985, Fayard.
Glenn Gould. Non, je ne suis pas du tout un excentrique. Ecrits III, Paryż
1986, Fayard.
Glenn Gould. Entretiens avec Jonathan Cott, przekład i wstęp J. Drillon,
Paryż 1988, J. C. Lattes (oryg. ang. J. Cott, Conversaf/ons with Glenn Gould,
1984).
Glenn Gould. Selected Letters, wybór i red. J. P. Roberts i G. Guertin, Toronto
1992, Oxford University Press.
Glenn Gould. Lettres, przekład A. Duchatel, Paryż 1992, Christian Bourgois
Editeur.
Glenn Gould. Journal d'une cr/se. Correspondance de concert, przekład
i wstęp B.Monsaingeon, Glenn Gould Estate/Fayard, Paryż 2 0 0 2
B A Z Z A N A Kevin
Wondrous Strange: The Life and Art of Glenn Gould, McClelland and Stewart
2 0 0 3 ; francuski przekład R.Martinez: Glenn Gould, le dernier puritain,
Buchet-Chastel 2 0 0 5 („definitywna" biografia, napisana z iście „anglo
saskim" obiektywizmem i krytycyzmem, a przy tym z dużym muzycznym
znawstwem. Bazzana miał dostęp do wszelkich możliwych dokumentów
i rozmawiał z setkami osób, co pozwala mu wydobyć na światło dzienne
wiele nieznanych faktów. Jako pierwszy też ukazuje głęboko kanadyjskie
korzenie GG)
F R I E D R I C H Otto
Glenn Gould: A Life and Variations, Nowy Jork 1990, Vintage Books (pierw
sza „oficjalna" biografia, świetnie udokumentowana).
252
BIBLIOGRAFIA
PAYZANT Geoffrey
Glenn Gould. Un homme du futur, przekład L. Minard i T. Shipiatchev, Paryż 1983,
Fayard (oryg. ang. Glenn Gould. Musie and Mind, Toronto 1978, Van Nostrand
Reinhold Ltd). (Ta pierwsza monografia o G. ukazała się w Polsce pod tytułem:
Glenn Gould. Muzyka i myśl, przekład J. Jarniewicz, Łódź 1995, Opus).
Glenn Gould, pluriel, pod red. Ghyslaine Guertin, Quebec 1988, Louise
Courteau Editrice (zbiór referatów z międzynarodowego kolokwium
poświęconego G. w październiku 1987 na Uniwersytecie UQUAM w Mont
realu).
Glenn Gould, Paryż 1986, album wyd. przez Centrę Culturel Canadien.
S C H N E I D E R Michel
Glenn Gould, piano solo, Paryż 1988, Gallimard.
Inne c y t o w a n e k s i ą ż k i ( w p o r z ą d k u a l f a b e t y c z n y m )
A D O R N O Theodor W.
Filozofia nowej muzyki, Warszawa 1974, PIW (oryg. niem. Philosophie der
neuen Musie, Frankfurt 1958; przekład franc. Paryż 1962, Gallimard).
B A R T H E S Roland
Myffiologies, Paryż 1957, Points Seuil.
B O U C O U R E C H L I E V Andre
Essai sur Beethoven, Arles 1 9 9 1 , Actes Sud.
Le language musical, Paryż 1993, Fayard.
B U R G E S S Anthony
Mozart et Amadeus, Paryż 1993, Grasset (oryg. ang. Mozart and the Wolf
Gang, Londyn 1991).
CIORAN Emile
Le L/vre des leurres, Paryż 1992, Gallimard (I wyd. rum. Bukareszt 1936).
Le crepuscule des pensees, Paryż 1 9 9 1 , L'Herne, (I wyd. rum. Bukareszt
1940).
CLAUDEL Paul
COTT Jonathan
Conversat/ons avec Sfoclcliausen, Paryż 1979, J. C. Lattes (I wyd. ang. 1974).
253
BI B L I O G R A F I A
D A L H A U S Carl
D U B A L David
The World of Concert Pianist, Londyn 1985, Victor Gollancz Ltd (m. in. wywiad
z Gouldem).
E I N S T E I N Alfred
Muzyka w epoce romantyzmu, Warszawa 1965, P W N .
Mozart, człowiek i dzieło, Kraków 1975, PWM.
G O M B R O W I C Z Witold
Dziennik 1953-1956, Paryż 1 9 7 1 , Instytut Literacki.
Dziennik 1957-1961, Paryż 1984, Instytut Literacki.
Ferdydurke, Kraków 1989, Wydawnictwo Literackie.
Przewodnik po filozofii w sześć godzin i kwadrans, 1969, [w:] Gombrowicz
filozof, Kraków 1991, Znak.
Rozmowy z Gombrowiczem, Dominique de Roux, Paryż 1969, Instytut
Literacki.
Varia, Paryż 1973, Instytut Literacki.
Gombrowicz, Cahier de 1'Herne No 14, Paryż 1 9 7 1 , L'Herne.
Gombrowicz filozof, wybór i oprać. F. M. Cataluccio i J. Ulg, Kraków 1 9 9 1 ,
Znak.
Gombrowicz i krytycy, wybór i oprać. Z. Łapiński, Kraków 1984, Wydawnictwo
Literackie.
G O M B R O W I C Z Rita
I S R A E L Lucien
J O L I V E T Andre
L A B O R I T Henri
L I E B E R T Georges
254
Nietzsche et la musique, Paryż 1995, PUF.
BIBLIOGRAFIA
Ł Ę T O W S K I Janusz
Galeria porfrefów muzycznych, Kraków 1987, PWM (m. in. rozdziało Goul
dzie).
MACH Elyse
Greaf Pianists Speak for Themselves, Nowy Jork 1980, Dodd, Mead and Cy
(m. in. wywiad z Gouldem).
M A S S I N Jean i Brigitte
Ludwig van Beethoven, Paryż 1967, Fayard.
N A B O K O V Vladimir
La defense Loujine, Paryż 1988, Folio Gallimard (I wyd. ros. 1930).
P I G N O N Dominique
La main sauvage, Paris 1987, Ramsey.
POCIEJ Bohdan
Bach, muzyka i wielkość, Kraków 1972, PWM.
Idea, dźwięk, forma, Kraków 1972, PWM.
ROLLAND Romain
S A V I N I O Alberto
La boite a musique, Paryż 1989, Fayard (oryg. wł. Scatola sonora, 1955).
S C H W E I T Z E R Albert
Jan Sebastian Bach, Kraków 1987, PWM.
S O S E K I Natsume
Oreiller d'herbes, Paryż 1987, Rivages (oryg. jap. Kusamakura, 1907; tłum.
ang. The Three-Cornered World).
Publikacje o G l e n n i e G o u l d z i e nie c y t o w a n e w k s i q z c e
A N G I L E T T E Elisabeth
Philosopher at the Keyboard: Glenn Gould, Nowy Jork 1992, Scarecrow
Press.
255
IBLIOGRAFIA
B A Z Z A N A Kevin
Glenn Gould: The Performer in the Work: A Study in Performance Practice,
Oxford 1997, Clarendon Press, (ciekawa praca o Gouldowskich interpreta
cjach i jego filozofii sztuki, krórq autor sytuuje w nurcie „postmodernizmu")
C A N N I N G Nancy
A Glenn Gould Catalog (dyskografia, repertuar, indeks tekstów), Westport
Connecticut 1992, Greenwood Press.
CARROLL Jock
Glenn Gould: Some Portraits of the Artist as a Young Man (tekst i zdjęcia
Jocka Carrolla), Toronto 1995, Stoddart.
ESTATE OF G L E N N GOULD
G/enn Gould: A Life in Pictures, Toronto 2 0 0 2 (specjalny album wydany na 70.
rocznicę urodzin, liczne fotografie; wstęp napisał Yo-Yo Ma, a szkic o życiu
i sztuce Goulda Tim Page; wypowiedzi znanych muzyków, jak Bernstein,
Menuhin czy Stokowski)
H A G E S T E D T Jens
Wie spielt Glenn Gould?: zu einer Theorie der Interpretation, Monachium
1991, P. Kirchheim
HAMEL-MICHAUD Susanne
Glenn Gould, mon bel ettendre amour, Quebec 1995, Edition Petit Hubolt.
K A Z D I N Andrew
Glenn Gould at Work: Creative Lying, Nowy Jork 1989, Dutton. (wspomnienie
reżysera dźwięku, który przez lata pracował z Gouldem)
K O N I E C Z N Y Vladimir
Struggling for Perfection: The Story of Glenn Gould, Toronto 2 0 0 4 (biografia
dla dzieci)
M A T H E I S Wera
McGREEVY John
Glenn Gould Variations: By Himself and His Friends (redakcja J. McGreevy),
Toronto 1983, Macmillan of Canada
256
O S T W A L D Peter. F.
Glenn Gould: The Ecstasy ond Tragedy of Genius, Nowy Jork 1997, Norton
(książka psychiatry, znającego GG od dzieciństwa i starajqcego się dowieść,
całkiem niepotrzebnie, że Gould cierpiał na tzw. syndrom Aspergera, czyli
lekką odmianę autyzmu)
S T E G E M A N N Michael
Glenn Gould: Leben und Werk, Monachium 1992, Piper (monografia autora
znakomitych tekstów, dołączonych do kompaktów z „białej serii" Sony The
GG Edition)
257
Chronologia
W wypadku ważniejszych zdarzeń podaję dokładną lub przybliżoną
datę. Pozostałe wydarzenia pogrupowane są latami w rubrykach oznaczo
nych skrótami:
(K): koncerty publiczne (najważniejsze)
(R): audycje radiowe (ibidem)
(TV): występy w telewizji (ibidem)
(S): nagrania studyjne (wszystkie)
(P): ważniejsze publikacje
(F): filmy.
W wypadku programów radiowych lub telewizyjnych podana data jest
z reguły datą ich emisji, wyjątkowo - datą realizacji. Skróty (CD) i (V) ozna
czają, że programy są w całości lub częściowo zarejestrowane na płytach
kompaktowych lub/i kasetach wideo (wideodyskach).
Data przy rubryce (S) jest datą studyjnego nagrania, a nie datą uka
zania się płyty. (+1967) znaczy, że nagranie zostało dokończone w 1967
roku.
Skrót (TP CBS) znaczy: tekst dołączony do płyty Goulda wydanej przez
CBS.
258
CHRONOLOGIA
1975 5 lutego (TV) Music of Our Time (2): The Flight From Order,
1910-1920 (Prokofiew, Ravel-Gould: La Valse,
Schoenberg, Strauss) (CD i V)
26 lipca śmierć matki, Florence Gould, I. 83
29 sierpnia (TV) Radio As Music - Gould dyskutuje m. in.
z Johnem Jessopem o swych kontrapunktycznych
dokumentach
26 listopada (TV) Musicof Our Time (3): NewFaces, OldForms,
1 9 2 0 - 1 9 3 0 (Hindemith, Poulenc, Schoenberg,
Walton) (CD i V)
(S) Hindemith: Sonafy na instrumenty dęfe i for
tepian (cztery)
Bach: Sonafy na skrzypce i klawesyn I-IV (Jaime
Laredo, skrzypce), VI Suita angielska (+1976)
(P) A Festschrift for „Ernst Who"??? („Piano Quar
terly", zima), An Epistle to the Parisians: Music
and Technology, Part I (ibidem), Tfie Grass Is
Always Greener on the Outtakes: An Experiment
in Listening („High Fidelity", sierpień)
1981 kwiecień-maj (TV) Glenn Gould Plays Bach (3): The Goldberg
Variations - trzecia część tryptyku w reż. B. Mon
saingeona. Nadana w 1983 roku (V)
271
CHRONOLOGIA
272
CHRONOLOGIA
273
CHRONOLOGIA
Główne źródła
przez Sony. CBC wydało już kilka kompaktów z nagraniami radiowymi z lat
pięćdziesiątych oraz dwa albumy z „kontrapunktycznymi dokumentami"
Goulda. Te płyty, oznakowane PSCD, sq z reguły godne najwyższego pole
cenia, podobnie jak album wydany przez szwedzkq firmę B I S .
Wszystkie nagrania, jeśli nie zaznaczono inaczej, dokonane zostały
przez Goulda na fortepianie. Dwie kreski (--) rozdzielajq różne wykonania
tych samych utworów. Inne wystepujqce znaki i skróty: CBC-TV - nagranie
dokonane w kanadyjskiej telewizji, radio - nagranie radiowe, live - nagranie
z koncertu, DDD - nagranie cyfrowe, VIDEO VI albo DVD - odsyła do jednego
z dokumentów filmowych, wydanych w ramach „The Glenn Gould Collection"
lub do DVD, które się ostatnio ukazały (patrz Fi/mografia).
A N H A L T Istvan
27'6
DYSKOGRAFIA
* The Unfinished Italian A/bum: Ario variata alla maniera italiana, BVW 9 8 9 (1970
lub 1971), Koncert wg Marcello BWV 974 (1979), 3 Fantazje, BVW906,917i 919
(1980), 2 Fugi nt Alb/n/oniego, BVW 9 5 0 - 1 (1979), Fantazja chromatyczna,
BVW 9 0 3 (CBC-TV/Clasart, 1979) S M K 5 2 6 2 0 „The Italian Album"
* Uwertura w stylu francuskim, BWV 8 3 1 : (radio CBC, 1969) Music and Arts
CD-654 Mono -- (1971, 1973) S M 2 K 5 2 6 0 9
* Wariacje Goldbergowskie, BVW 9 8 8 : (radio CBC, 1954) Original CBC
Broadcasts PSCD 2 0 0 7 Mono / Sony 5173282 - (1955) S M K 5 2 5 8 4 Mono
-- (Salzburg, live 1959) S M K 5 3 4 7 4 „GG Salzburg Recital 2 5 / 0 8 / 5 9 "
Mono / S M K 5 2 6 8 5 „GG live in Salzburg and Moscow" -- (1981, DDD)
S M K 5 2 6 1 9 (niemal identyczna wersja: VIDEO XIII) -- (Wariacje nr 3, 9,
10, 18, 24, 30, Moskwa, live 1957) Le Chant du Monde LDC 2 7 8 . 7 9 9 CM
201 -- Sześć wariacji (CBC-TV, 1964) VIDEO XI - „Birth of the Legend"
SonyBMG 8 2 8766 9 8 3 5 2 (wersja z 1955 roku + kilka próbek, improwizacji
oraz trzy Sinfonie Bacha) -- „A State ofWonder" S M 3 K 8 7 7 0 3 (wersje 1955
i 1981 + rozmowa z Timern Page'em) -- S K 7 0 3 3 5 0 (wersja z 1955 roku,
cyfrowo przefiltrowana i „rozdmuchana" z mono do stereo przez Studio Zenph,
z dyskusyjnym rezultatem)
* Wohltemperiertes Klavier, BWV 8 4 6 - 8 9 3 : I cz. 1-8 (1962), I cz. 9- 16
(1963), Icz. 17-24 (1965) S M 2 K 5 2 6 0 0 -- licz. 1-8 ( 1 9 6 6 - 1 9 6 7 ) , IIcz.
9 - 7 6 (1969), licz. 17-24 (1971) S M 2 K 5 2 6 0 3
- WtK-ll, Preludia i fugi: nr 9 E-dur (radio CBC, 1952), nr 9 E-dur, nr 14 fis-moll,
nr 22 b-moll (radio CBC, 1954) Original CBC Broadcasts PSCD 2 0 0 7 / Sony
5173282 -- WtK-ll, Fugi nr 14 fis-moll i nr 9 E-dur (1957) SMK 5 2 5 9 0 Mono
- W t K - l l , Fugi: nr 1 C-dur, nr 2 c-moll, nr 6 d-moll, nr 7 Es-dur (radio CBC,
1966) Music and Arts CD-679 Mono
- W t K - l l , Preludia i fugi: nr 3 Cis-dur i nr 22 b-moll: (1963 lub 1969) VIDEO
IV i XII
- W t K - l l : Fugi nr 9 E-dur i nr 22 b-moll, Preludium i Fuga nr 19 A-dur:
(CBC-TV/Clasart, 1980) VIDEO XV
- W t K - l l , Preludia i fugi: nr 9 E-dur i nr 14 fis-moll: (klawesyn, CBC-TV, 1969)
S M K 5 2 5 9 0 Mono, VIDEO IV
B E E T H O V E N Ludwig van
* Allegretto B-dur, W o 0 3 9 : (A. Schneider - skrzypce, Z. Nelsova wiolonczela,
radio CBC, 1954) Original CBC Broadcasts PSCD 2013
* Bagatele opus 33 nr 1-7: (1974) S M 2 K 5 2 6 4 6
* Bagatele opus 126 nr 1 -6: (radio CBC, 1952) Music and Arts CD-694 GG,
Early Recordings 7957 - 7955, Mono / Original CBC Broadcasts PSCD 2013
- - (1974) S M 2 K 5 2 6 4 6
- Bagatele opus 126 nr 1,2 i 5: (radio CBC, 1967) Music and Arts CD-680
Mono
278
DYSKOGRAFIIA
BERG Alban
* Sonata fortepianowa opus 1: (radio CBC, 1952) Original CBC Broadcasts
PSCD 2 0 0 8 -- (Moskwa, live 1957) Le Chant du Monde LDC 2 7 8 . 7 9 9 CM
201 -- (1958) S M K 5 2 6 6 1 Mono -- (Szwedzkie Radio, Sztokholm, live
1958) BIS CD-323/324 GG in Stockholm, 1958, M o n o - - (radio CBC, 1969)
Music and Arts CD-679 M o n o - - (CBC-TV, 1973) VIDEO I V - - (ORTF-TV,
1974) DVD GG, Tfie Alchemist
B I Z E T Georges
* Premier Nocturne F-dur: (1972) S M 2 K 5 2 6 5 4
* Variations chromafiques de concert opus 3: (1972) S M 2 K 5 2 6 5 4
B R A H M S Johannes
* Ballady nr 1 -4 opus 10: (1982, DDD) S M 2 K 5 2 6 5 1
280
DYSKOGRAFIA
BYRD William
* Hugfie Ashfon's Ground (1971), Pawana pierwsza i Galliarda (1967),
Pawana szósta i Galliarda (1967), Sellinger's Round (1971), A Voluntary
(1967): S M K 5 2 5 8 9 „Consort of Musicke by William Byrd and Orlando
Gibbons"
CASELLA Alfredo
* Due Ricercari sul nome BACH opus 52/1: (CBC-TV, 1976 lub 1977) VI
DEO XI
CHOPIN Fryderyk
* Sonata nr 3 h-mo/7 opus 58: (radio CBC, 1970) S M K 5 2 6 2 2
* Etiuda opus 10/2: (prywatne nagranie, 1948) DVD GG, Hereafter
C Z A J K O W S K I Piotr lljicz
* Uwertura-fantazja „Romeo i Julia" (fragm.): (orkiestra pod dyr. G.G., 1961)
VIDEO I
D E B U S S Y Claude
* I Rapsodia na klarnet i fortepian: (J. Campbell - klarnet, CBC-TV, 1973)
S M K 5 2 6 6 1 Mono, VIDEO X
G I B B O N S Orlando
* Allemande or Italian Ground (1968), Fantasy inC(l968), Pawana i Galliarda
„Lord ofSalisbury" (1969): S M K 5 2 5 8 9 „Consort of Musicke by William Byrd
and Orlando Gibbons"
- Pawana i Galliarda „Lord of Salisbury": (radio CBC, 1956) Music and
Arts CD-272 - - (radio CBC, 1968) Music and Arts CD-659 Mono - - (sama
Pawana, O R T F - T V , 1974) DVD GG, Tfie Alchemist / DVD GG, Hereafter
281
DYSKOGRAFIA
G L I N K A Michał
* Uwertura do „Rusłana i Ludmiły" (fragm.) (orkiestra pod dyr. G.G., 1961)
VIDEO I
GRIEG Edvard
* Sonafa e-moll opus 7: (1971) S M 2 K 5 2 6 5 4
HAYDN Joseph
* 6 ostatnich sonat fortepianowych: nr 56 D-dur, Hob. XVI/42, nr 58 C-dur, Hob.
XVI/48, nr 59 Es-dur, Hob. XVI/49, nr 60 C-dur, Hob. XVI/50, nr 61 Mur, Hob.
XVI/51, nr 62 Es-dur, Hob. XVI/52 (1980-1981, DDD) S M 2 K 5 2 6 2 3
- Sonafa nr 5 9 , Hob. XVI/49: (pierwsze nagranie stereo GG, 1958) S M K
5 2 6 2 6 -- (Szwedzkie Radio, live 1958) BIS CD-323/324 GG in Stockholm,
7958, Mono
- Sonafa nr 62, Hob. XVI/52: (radio CBC, 1968) Music and Arts CD-659
Mono
H E T U Jacques
H I N D E M I T H Paul
GOÜID ^ ™
* Das Marienleben opus 27 (wersja z laf 7 9 2 2 - 7923): (Roxolana Rosiak
- sopran, 1 9 7 6 - 9 6 7 ) S M 2 K 52674 - - (fragm.: Le Doufe de Joseph, R. Rosiak
- sopran, CBC-TV, 1974 lub 1975) VIDEO VIII
* Sonaty na instrumenty dęte i fortepian (pięć): (M. Jones - róg i róg altowy,
G. Johnson - trqbka, H. C. Smith - puzon, A. Torchinsky - tuba, 1 9 7 5 - 1966)
SM2K 52671
* Sonaty fortepianowe (trzy): nr 7 A-dur (1966), nr 2 G-dur (1973), nr 3 B-dur
(1966) S M K 5 2 6 7 0
- Sonafa nr 7: (radio CBC, 1966) Music and Arts CD-679 Mono
- Sonafa nr 3: (radio CBC, 1968) Music and Arts CD-659 Mono - - (fragm.:
Finał, CBC-TV, 1963) VIDEO III -- (fragm., 1950) DVD GG, Hereafter
K R E N E K Ernst
* Gesänge des späten Jahres opus 71 - Wanderlied im Herbst: (Patricia Rideout
- kontralt, CBC-TV, Mono, 1977) S M 2 K 5 2 6 7 4
* Sonafa fortepianowa nr 3 opus 9 2 / 4 : (1958) S M K 5 2 6 6 1 -- (I i IV część,
Moskwa, live 1957) Le Chant du Monde LDC 2 7 8 . 7 9 9 CM 201
282
DYSKOGRAFIA
MAHLER Gustav
* Symfonia nr 2, IV część - Urlicht (Maureen Forrester - kontralt, orkiestra
pod dyr. GG, CBC-TV,1957) VIDEO I
M E N D E L S S O H N Felix
* Pieśni bez słów (pięć): opus 19/1 E-dur, opus 19/2 a-moll, opus 85/2 a-moll,
opus 85/5 A-dur, opus 3 0 / 3 E-dur (radio CBC, 1970) S M 2 K 5 2 6 2 2
* Variations serieuses opus 5 4 : (CBC-TV, 1960) S M K 5 2 6 4 9 (?)
* Rondo capriccioso: (fragm., prywatne nagranie 1948) DVD GG, Hereafter
M O R A W E T Z Oskar
M O Z A R T Wolfgang Amadeus
* Koncert fortepianowy nr 24 c-moll, KV 4 9 1 : (Orkiestra Symfoniczna
Szwedzkiego Radia, dyr. G.-L. Jochum, Szwedzkie Radio, live 1958) BIS CD-
- 3 2 3 / 3 2 4 , GG in Stockholm, 7958, Mono -- (CBC Symphony Orchestra,
dyr. W. Susskind, Toronto 1961) S M K 5 2 6 2 6
* Sona/y (komplet) i Fantazje: nr 1 -5, KV 2 7 9 - 2 8 3 (1967), nr 6, KV 2 8 4 , nr
7, KV 3 0 9 (1968), nr 8, KV 310 (1969), nr 9, KV 311 (1968), nr 10, KV 3 3 0 ,
nr U, KV 331 - Alla turca (1970), nr 12, KV 3 3 2 ( 1 9 6 5 - 1 9 6 6 ) , nr 13, KV
333 ( 1 9 6 5 - 1 9 6 6 , 1970), nr 14, KV 4 5 7 ( 1 9 7 3 - 4 ) , nr 75, F-dur, KV 5 3 3 +
Rondo, K V 4 9 4 ( 1 9 7 2 - 1 9 7 3 ) , nr 16, K V 5 4 5 - Sonato facile (1967), nr 17,
KV 5 7 0 , nr 18, KV 576 (1974), Fantazja d-moll, KV 3 9 7 (1972), Fantazja
c-moll, KV 4 7 5 (1966) S M 4 K 5 2 6 2 7
- Sonary nr 6, KV 2 8 4 , nr 7, KV 3 0 9 , nr 8, KV 310: (radio CBC, 1968) Music
and Arts CD-676 Mono
- Sonata nr 10, KV 3 3 0 : (1958) S M K 5 2 6 2 6 -- (Festiwal Salzburg, live,
1959) S M K 5 3 4 7 4 „GG Salzburg Recital, 2 5 / 0 8 / 5 9 " Mono
- Sonata nr 71, KV 3 3 1 : (fragm., CBC-TV, 1966) DVD GG, Hereafter
- Sonata nr 13, KV 3 3 3 : (CBC-TV, 1966) VIDEO IX -- (radio CBC, 1969)
Music and Arts CD-680 Mono
- Sonafa nr 17 , KV 5 7 0 : (radio CBC, 1969) Music and Arts CD-676 Mono
- Fantazja c-moll, KV 4 7 5 : (radio CBC, 1966) Music and Arts CD-679 Mono
* Fantazja c-moll, KV 3 9 6 : (radio CBC, 1970) Music and Arts CD-617
Mono
PENTLAND Barbara
* Shadows: (1967) S M K 5 2 6 7 7 „GG plays Contemporary Music"
283
DYSKOGRAFIA
POULENC Francis
* Aubade, koncert choreograficzny na fortepian i 18 instrumentów. (GG - fort.,
zespół pod dyr. B. Brotta, CBC-TV, 1974 lub 1975) S M K 5 2 6 7 9 „GG and
Chamber Music"
PROKOFIEW Sergiusz
* Sonata fortepianowa nr 7 B-duropus 83: (CBC-TV, 1961) Nuova Era 2 2 7 3 ,
VIDEO VII -- (1967) S M 2 K 5 2 6 2 2
RAVEL Maurice
SCARLATTI Domenico
* Sonaty d-moll, L. 413, D-dur, L. 4 3 0 , G-dur, L. 487: (1968) S M K 5 2 6 2 0
„Italian Album"
* Sonary, L. 4 6 3 i L. 4 8 6 : (radio CBC, 1968) Music and Arts CD-663 Mono
* Sonata D-dur, L. 4 6 5 : (1968) nie publikowane archiwa CBS
SCHOENBERG Arnold
* Fantazja na skrzypce i fortepian opus 47: (Israel Baker - skrzypce, 1964)
S M 2 K 5 2 6 6 4 -- (Yehudi Menuhin - skrzypce, CBC-TV, 1965) S M K 5 2 6 8 8
„Gould meets Menuhin" Mono / (fragm. 1965) DVD GG, Hereafter
* Koncert fortepianowy opus 42: (CBC Symphony Orchestra, dyr.J.-M. Beaudet,
radio CBC, 1953) Original CBC Broadcasts PSCD 2 0 0 8 -- (New York
Philharmonie, dyr. D. Mitropoulos, Nowy Jork, live 1958) Nuova Era 013.
6 3 0 6 / Memories HR 4 4 1 5 / 1 6 Mono -- (CBC Symphony Orchestra, dyr.
R. Craft, Toronto, 1961) S M 2 K 5 2 6 6 4
* Pieśni: 2 Gesänge opus 7 (Donald Gramm - baryton-bas, 1965), 4 Lieder
opus 2 (Ellen Fauli - sopran, 1964), „Das ßucfi der hängenden Gärten" opus 15
(Helen Vanni - sopran, 1965), 6 Lieder opus 3 (H. Vanni - sopran, D. Gramm
- baryton-bas, 1 9 6 4 - 1965), 2 Balladen opus 12 (H. Vanni - sopran, Cornelis
Opthof - baryton, 1968, 1971), 3 Lieder opus 48, 2 Lieder opus 14, 2 Lieder
opus posth. (H. Vanni - sopran, 1968, 1970) S M 2 K 5 2 6 6 7
* Oda do Napoleona opus 41 (wersja oryg. z 1942 r.): (John Horton - narrator,
Julliard Quarret, 1965) S M 2 K 5 2 6 6 4
* Pierrot Lunaire opus 21 (fragm.: Moonstruck, Colombine i Valse de Chopin):
(Patricia Rideout - recytacja, GG dyryguje od fortepianu zespołem, CBC-TV,
1974) S M 2 K 5 2 6 6 4 , VIDEO X
* Utwory na fortepian (komplet): 3 Klavierstücke opus 11 (1958), 5 Klavierstücke
opus 23 (1965), 6 Kleine Klavierstücke opus 19 ( 1 9 6 4 - 1965), Suita opus 25
(1964), Klavierstücke opus 33a i 33b (1965) S M 2 K 5 2 6 6 4
284
DYSKOGRAFIA
S C H U M A N N Robert
* Kwartet fortepianowy E-dur opus 47: (muzycy z Kwartetu Julliarda, 1968)
SMK 52684
S I B E L I U S Jean
* Kyllikki - Trzy liryczne utwory na fortepian opus 41: (1977) S M 2 K
52654
* Trzy sonatiny opus 67 nr 1-3: (1977) S M 2 K 5 2 6 5 4 - Sonafina opus 6 7 / 1
(1973) DVD GG, Hereafter
S K R I A B I N Aleksander
* Feuillet d'album opus 5 8 : (CBC-TV, Mono 1973) S M 2 K 5 2 6 2 2
* Preludia C-dur opus 33/3, Es-dur opus 45/3, F-dur opus 4 9 / 2 : (CBC-TV,
Mono 1973) S M 2 K 5 2 6 2 2 , VIDEO VII i XI
* Sonata fortepianowa nr 3 fis-moll opus 2 3 : (radio CBC, 1968) Music and
Arts CD-663 Mono -- (1968) S M 2 K 5 2 6 2 2
* Sonata fortepianowa nr 5 Fis-dur opus 53: (radio CBC, 1969) Music and
ArtsCD-683 Mono -- (1970) S M 2 K 5 2 6 2 2
* 2 utwory na fortepian opus 57 „Desir" i „Caresse dansee": (1972) S M 2 K
52622
S T R A U S S Richard
* Burleska na fortepian d-moll: (Orkiestra Symfoniczna z Baltimore, dyr. P. H.
Adler, live, 1962) Music and Arts CD-297 - - (Orkiestra Symfoniczna z Toronto,
V. Golschmann, CBC-TV, 1967) S M K 5 2 6 8 7 Mono, VIDEO IX
* Electra, fragm. (wyciąg i transkr. GG): (BBC-TV, 1966) Nuova Era 2310,
VIDEO X
* Enoch Arden, melodramat opus 38: (Claude Rains - lektor, GG - fortepian,
1961) S M 2 K 5 2 6 5 7
* Lieder opus 2 7 / 3 i 4, opus 4 8 / 4 , opus 4 9 / 7 : (Elisabeth Schwarzkopf
- sopran, 1966) nie publikowane archiwa CBS
* Ophelia Lieder opus 67 nr 1 -3: (E. Schwarzkopf - sopran, 1966) S M 2 K
5 2 6 5 7 -- (Roxolana Rosiak - sopran, CBC-TV, 1974) VIDEO XI
* Vier letzte Lieder (nr 3: „Beim Schlafengehen"): (Lois Marshall - sopran,
CBC-TV, 1962) Nuova Era 2310, VIDEO XI
* Pięć utworów na fortepian opus 3: (1979) S M 2 K 5 2 6 5 7
285
D Y S K O GR A F I A
S W E E L I N C K Jan Pieterszoon
* Fantazja D-dur na organy (transkr. fortep. - GG): (CBC-TV, 1964) VIDEO III,
S M K 5 2 5 8 9 -- (Salzburg, live, 1957) S M K 5 3 4 7 4 „GG Salzburg Recital
25/08/59"Mono
S Z O S T A K O W I C Z Dimitri
* Kwintet fortepianowy opus 57 (3 części): (Symphonia Quartetz Cleveland,
CBC-TV, 1961) S M 4 K 5 2 6 7 9 „GG and Chamber Music" Mono
VALEN Fartein
* Sonafa fortepianowa nr 2 opus 3 8 : (1972) S M K 52677 „GG plays
Contemporary Music"
WAGNER Richard
* Siegfried Idyll (oryg. wersja na 13 instrumentów): (muzycy z Orkiestry
Symfonicznej z Toronto, dyr. GG, 1982) Sony SK 4 6 2 7 9 „GG conducts and
plays Wagner" / S M K 5 2 6 5 0
* Transkrypcje fortepianowe (Goulda): Preludium do „Śpiewaków norymber
skich", Poranek i Zygfryda podróż po Renie ze „Zmierzchu bogów", Idylla
Zygfryda: (1973) Sony SK 4 6 2 7 9 „GG conducts and plays Wagner" / S M K
5 2 6 5 0 -- (fragm. Preludium do „Śpiewaków norymberskich", ORTF-TV, 1974)
DVD GG, Tfie Alchemist
WALTON William
* Facade, divertimento na matą orkiestrę (fragm.): (Patricia Rideout
- narratorka, GG - narrator, zespół pod dyr. B. Brotta, CBC-TV, 1974 lub
1975) VIDEO I
W E B E R N Anton
* Koncert na dziewięć instrumentów opus 24: (GG - fortepian, zespół pod
dyr. B. Brotta, CBC-TV, 1977) S M K 5 2 6 6 1 Mono
* Passacaille na orkiestrę opus 1 (trankr. - GG): (fragm., Moskwa, live, 1957)
Le Chant du Monde LDC 2 7 8 . 7 9 9 CM 201
286
DYSKOGRAFIA
* Wariacje na fortepian opus 27: (radio CBC, 1954) Original CBC Broadcasts
PSCD 2 0 0 8 -- (Moskwa, live, 1958) Le Chant du Monde LDC 2 7 8 . 7 9 9 CM
2 0 1 -- (radio CBC, 1964) S M K 5 2 6 6 1 Mono -- (ORTF-TV, 1974) DVD
GG, The Alchemist
* Glenn Gould 's Solitude Trilogy - Three Sound Documentaries: The Idea of North
(radio CBC, 1967) + The Latecomers (radio CBC, 1969) + Quief in the Land
(radio CBC, 1977) Original CBC Broadcasts PSCD 2 0 0 3 - 3 (trzy kompakty)
* Casals: A Portrait for Radio (1974), Stokowski: A Portrait for Radio (1974)
Original CBC Broadcasts PSCD 2 0 2 5 (dwa kompakty)
* Inne „kontrapunktyczne" audycje Goulda z archiwów CBC (nie wydane
dotąd na kompaktach):
- Arnold Schoenberg: The Man who changed Music (1962)
- Schoenberg: The First Hundred Years - A Documentary Fantasy (1974)
- Strauss: The Bourgeois Hero (1979)
- A Glenn Gould Fantasy (1980)
287
D Y S K O G RA F I A
Rozmowy i wywiady
Główne źródła
T h e G l e n n G o u l d Collection v o l . 1
I. PROLOGUE
* Beethoven: Sonafa nr 3 1 , III cz. (1963) * Bach: Partita nr 2, fragm. (1958-
-1959) * M. Forrester i B. Frum anonsują śmierć GG * Mahler: Symfonia nr 2,
IV cz. (M. Forrester, dyr. GG, 1957) * Beethoven: Wariacje „Eroica" (1960)
* Bach: W t K - l l , Preludium i Fuga nr 14 (klawesyn, 1969) * Walton: Szkocka
rapsodia z „Facade" (P. Rideout, GG - lektorzy, dyr. B. Brott, 1974 lub 1975)
SLV48401/SHV 48402
FFl L M O G R A F I A
II. S O N A T A S A N D DIALOGUES
* Dialogi GG i Y. Menuhina * Bach: Sonafa skrzypcowa nr 4, BWV 1017
* Beethoven: Sonata skrzypcowa opus 96 * Schoenberg: Fantazja opus 47
(Y. Menuhin - skrzypce, 1965)
SLV48401/SHV 48403
I I I . END O F CONCERTS
* Bach: Partita nr 5, A/Iemande-Sarabande-Couranfe (1957) * GG o kon
certowaniu *Sweelinck: Fantazja (1964) * Beethoven: Bagatela opus 126/3
(1970) *Krenek: Wanderlied im Herbst (P. Rideout, 1977) * GG jako „Karl-
-Heinz Klopweisser" * Bach: W t K - l l , Fuga nr 22 (1980) * Beethoven: Sonafa
nr 17 Burza (1960) * GG o Hindemicie * Hindemith: Sonafa nr 3, /V cz.
(1963)
SLV 4 8 4 0 4 / S H V 4 8 4 0 5
IV. S O Y O U W A N T T O W R I T E A F U G U E ?
* Bach: W t K - l l , Fuga nr 7 (1963 lub 1969) * Berg: Sonata opus 1 (1973)
* GG o Beethovenie * Beethoven: Sonata nr 30 (1964) * Bach: Koncert
fortepianowy g-moll, BWV 1058 (Toronto Symphony, V. Golschmann,
1967) * Bach: W t K - l l , Preludium i Fuga nr 9 (klawesyn, 1969) * Gould:
So You Want to Write a Fugue? (4 śpiewaków, Canadian String Quartet,
1963)
SLV 4 8 4 0 4 / S H V 4 8 4 0 6
V. T H E C O N D U C T O R
* GG jako „Sir Nigel Twitt-Thornwaite" * Bach: Kantata, BWV 54 (R. Oberlin,
dyr. GG, 1962) * Beethoven: Symfonia nr 6, fragm., transkr. Liszta (1968)
* Bach: Koncert brandenburski nr 5 (J. Baker, O. Shumsky, dyr. GG, 1962)
SLV 4 8 4 0 7 / S H V 4 8 4 0 8
VII. A R U S S I A N I N T E R L U D E
* Prokofiew: Vision fugitive nr 2 (1974),Sonafa nr7(1961) * Skriabin: Preludia
opus 33/3 i opus 45/3 (1973) * Szostakowicz: Kwintet fortepianowy opus
57 (Symphonia Quartet, 1961)
SLV 4 8 4 1 0 / S H V 48411
290
FILMOGRAFIA
VIII. I N T E R W E A V I N G V O I C E S
* Bach: KdF, Contrapunctus IV (1962) * Beethoven: 6 wariacji F-dur opus
34 (1970) * Hindemith: fragm. Das Marienleben (R. Rosiak, 1974 lub 1975)
* Webern: Wariacje opus 27 (1964) * Beethoven: Sonafa wiolonczelowa
opus 69 (L. Rose, 1960)
SLV 4 8 4 1 0 / S H V 48412
IX. M O S T L Y S T R A U S S
* GG o R. Straussie * Strauss: Lieder opus 27/2 (L. Marshall, 1962) * GG o Mo
zarcie * Mozart: Sonafa, Kv 333 (1966) * Strauss: Burleska (Toronto Sym
phony, V. Golschmann, 1967)
SLV 4 8 4 1 3 / S H V 4 8 4 1 4
X. RHAPSODIC I N T E R L U D E S
* Schubert: Symfonia nr 5, fragm., transkr. GG (1958-1959) * GG o Elektrze
* Strauss: Elektra, fragm., transkr. GG (1966) * Schoenberg: „Pierrot Lunaire",
fragm. (P. Rideout, GG - fortep. i dyr., 1974) * GG o „La Valse" * Ravel:
La Valse, franslcr. GG (1974) * Debussy: / Rapsodia na klarnet i fortepian
(J. Campbell, 1973) * Strauss: Sonafa skrzypcowa opus 18,1 cz. (O. Shumsky,
1962)
SLV 4 8 4 1 3 / S H V 48415
XI. E C S T A S Y A N D W I T
* Beethoven: Sonafa nr 17 Burza (1966) * Skriabin: Preludium opus 4 9 / 2
(1973) * GG o Straussie * Strauss: 3 Ophelia-Lieder (R. Rosiak, 1974) * GG
jako „Myron Chianti" * Bach: Goldberg, Aria i 6 Wariacji (1964) * Casella:
Ricercare opus 52/1 na temat BACH-a (1976 lub 1977)
SLV48416/SHV48418
XII. E P I L O G U E
* Bach: WtK-ll, Preludia i fugi nr 3 i 22 (1963 lub 1969) * GG o V Koncercie
* Beethoven: Koncert fortepianowy nr 5 (Toronto Symphony, K. Ancerl,
1970)
SLV48416/SHV48418
T h e G l e n n G o u l d Collection v o l . 2
GLENN GOULD: „Off the Record"/„On the Record" (National Film Board of
Canada, 1960) - dwa filmy czarno-białe, każdy po 30 min (GG m. in. na
grywa w studio Koncert Włoski Bacha)
DVD Image Entertainment, 2 0 0 4 , 59 min
32 SHORT FILMS ABOUT GLENN GOULD (CBC 1993) - reż. Francis Girard.
Kanadyjski film dokumentalny o Gouldzie, z elementami fikcji (w roli Goulda
- Colm Freore), co okazuje się bardzo irytujące, mimo zalet formalnych filmu,
obsypanego licznymi nagrodami.
DVD Columbia Tri-Star, 2 0 0 1 , 98 min
GLENN GOULD: LIFE & TIMES (CBC 1998) - filmowa biografia w reż. Davida
Langera, wiele materiałów archiwalnych, m. in. wykonanie Largo i Presto
z Koncertu f-moll Bacha, Gould przemawiający do dzieci, itd.
DVD CBC/Kultur Video, 2 0 0 3 , 60 min
Część I S z t u k a f u g i
1. Message 9
2. Fugit irreparabile tempus? 12
3. Struktura 16
4. Dar nie zamówiony 19
5. Płodna zdrada 24
6. Lustro fugi 27
7. Mózg kontrapunktyczny 32
8. Fuga podwójna 37
9. Maszyna 41
10. Inversus 45
11. Rectus 47
12. Per diminutionem 49
13. Na krawędzi 51
14. Fuga nie-do-s-kończona 53
Część II F o r t e p i a n d o b r z e u t e m p e r o w a n y
1. Stonoga 59
2. Odkurzacz 61
3. Wiwisekcja 66
4. Z dystansem 67
5. Na przekór 70
6. Pimko 74
7. Księgowy i Einstein 76
8. Nóżka wyżej 79
9. Zajqc i żółw 82
10. Ukryty zegar 86
11. Poślizg kontrolowany 88
12. ABS 91
13. Choinka bez ozdóbek 92
14. Bez intencji 94
15. Trochę anatomii 96
16. Walka o lepszy ustrój 97
17. Trzecia ręka 102
18. Still Point of the Turning World 104
19. Znaki szczególne 106
20. Entuzjazm dobrze uremperowany 110
2 1 . Drzewo genealogiczne 112
22. Z życia borsuków 114
23. Apollo i Dionizos 117
24. Fantasy 119
Część III S o n a t a
1. Allegro agitato 125
2. Scherzando 134
3. Prestissimo 145
4. Andante quasi variationi 149
Mystico 149
Meerestille und glückliche Fahrt 151
Retro 153
Nad przepasciq 157
Orka na ugorze 161
Trio 167
Coda 169
Część I V W a r i a c j e G o u l d b e r g o w s k i e
Aria 175
1. Czarodziejska góra 177
2. Okaz zdrowia 178
3. Symulant 181
4. Przystanek na zqdanie 182
5. Puzzle 184
6. Oko w uchu 187
7. F-moll 188
8. Creative cheating 191
9. Van Meegeren 192
10. W celi 193
11. Corrida 195
12. Votum separatum 196
13. Herbatka z bromem 198
14. Psie kłaki 199
15. Taniec parami 2 0 0
16. Koncert zaoczny 2 0 2
17. Męka wolności 203
18. Dyktator 2 0 5
19. Demiurg 2 0 6
20. My ecstasy is my music 2 0 7
2 1 . Estetyczny dystans 210
2 2 . Gracz 211
23. Pacyfista 212
24. Quiet in the Land 214
2 5 . Mesjasz na rozdrożu 216
2 6 . Off 217
27. Nuty spadające w ciszę 218
28. Kusamakura 219
2 9 . Kult 2 2 0
3 0 . God-People 2 2 2
Aria 2 2 6
Podziękowania 242
Przypisy 243
Bibliografia 2 5 2
Chronologia 258
Dyskografia 2 7 5
Filmografia 2 8 9
Indeks osób 2 9 5
Idee
Idee i historia
Idee i polityka
Idee i społeczeństwo
Dlaczego Sztuka fugi? Nie tylko dlatego, że Glenn Gould był żywym
wcieleniem polifonii, istotq z kontrapunktycznym umysłem i najlep
szym wykonawcq fug Bacha. Fuga znaczy po włosku „ucieczka".
W książce wszechobecny jest syndrom outsidera, który pragnie uciec
od zgiełku w świat wyobraźni i oszukać czas. Uciec od narzuconej
z góry formy i siłą woli wykreować własną. Szukając absolutu i trans
cendencji, Gould wypowiada wojnę tyranii mód, gustów i autoryte
tów, „wyzywa Zeitgeist".
Ale fuga - ów utwór bez narzuconej z góry formy - to także muzyka
ostatecznego pojednania. Gould-uciekinier, pustelnik stroniący od
wszelkiej rywalizacji, wierzył w „miłosierdzie technologii", która ludzi
oddziela od siebie buforem, eliminując konflikty - i tym bardziej ich
zbliża, rozpinając nić bezpośredniej i czystej łączności w nieskażo
nych agresją rejonach abstrakcji.
Yehudi Menuhin mówił o Gouldzie, że „kiedy ktoś wznosi się na
takie wyżyny, oświetla nam drogę lepiej niż ktokolwiek: wzbogaca
naszą egzystencję o nowy wymiar". Mówił także, że „jeszcze wiele
czasu nałożyć się musi na wiele miłości, aby prawdziwie doceniono
geniusz Goulda".
www.terytoria.com.pl