Professional Documents
Culture Documents
Kwiaty polskie
CZĘŚĆ PIERWSZA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
II
III
IV
vi
Wniebowziętym bełkotem
O zabawie coś plotę,
Będziesz miała za męża
Skończonego idiotę,
Słuchasz, chłodna i obca,
Cudo-chłopca, co hopsa,
Żebyś miała za męża
Wytwornego światowca.
A tu noga ugrzęzła,
Drzazga w dziurze uwięzła,
Bo ma dziurę w podeszwie
Twój pretendent na męża.
Ale szarpnę się, wyrwę -
I już wolny, odeszło,
I walcuję, szurając
Odwiniętą podeszwą.
ROZDZIAŁ DRUGI
Jekaterynoburskie zuchy
trzydziesty siódmy pułk piechoty)
Bezmyślnie patrzą w niemy, głuchy
Tłum.
Tylko czasami któryś zerknie
W bok,
Śledząc za małym oficerkiem.
I cisza, ciągle jeszcze cisza
Trwa.
"Niesie on
III
IV
VI
VII
Po odpowiedź
Pojechał autor w antypody.-
Wiedział i w Polsce oczywiście,
Lecz że tak mocno go to ściśnie,
O tym nie wiedział, wolny, młody,
Po tamtej stronie Wielkiej Wody,
Daleko — z tamtej strony Wisły,
Gdzie „kąpałasie" wrona,
A pan kapitan myślał,
Że to jego żona;
Panie kapitanie,
To nie twoja żona,
To jest taki ptaszek,
Nazywa się wrona...
Bo ta piosneczka — to też ona,
Jedyna i nieunikniona,
Dokąd poniosą wszystkie żagle,
Chociaż daleka — zawsze bliska...
Ojczyzna jest to Węch — i nagle:
Swąd dymu w polu, choć ogniska
nie widzisz. + Biała chata niska
w sadku wiśniowym. + Na mokradle
ognik wieczorem. + Róg Traugutta
i Mazowieckiej. Jak tam zdrowie,
kochana pani kwiaciareczko? +
Potem —
Potem to wszystko i mnie przedziel
Atlantykiem tęsknoty. Potem
Przez ten Atlantyk i tęsknotę
Sto razy pomnóż! Tysiąc! Mało!
Tysiąc i jeden! Będą klechdy
Szecherezady, którą niegdyś
Co dzień się żyło, oddychało,
Nie wiedząc wcale, że mitami
Na każdym kroku oddychamy!
Że Łódź Bagdadem jest bajecznym
Albo La Manczą manczesterską,
Tomaszów — ach! Tobosem wiecznym,
"Warszawa — Troją bohaterską
I Jeruzalem, której murom
Śpiewają, plącząc, dwa narody
Jednej niedoli pieśń ponurą...
Któż wtedy wiedział, że daleką
Stanie się Kraków świętą Mekką,
A góra Giewont — Siódmą Górą,
A rzeka "Wisła — Siódmą Rzeką?
IX
CZĘŚĆ DRUGA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Poezjo! to na jubileusz
Ten toast. Mija lat trzydzieści,
Jak mi przyniosłaś pierwsze wieści
W tę noc promienną — dziś we mgle już.
I odtąd, Adam i Orfeusz,
W raju czy w piekle — w twojej mocy —
Wyżyny zwiedzam, i przepaście...
Dziesięć tysięcy dni i nocy
Lub, bądźmy ściśli: jedenaście.
Bo komuż tysiąc podaruję?
Godziny jednej nie ustąpię,
Chwila — i chwili też poskąpię:
Tak w ciebie wierzę, gdy całuję,
Tak słodko męczę się, gdy wątpię.
II
III
IV
VI
VII
VIII
Nic. Milczenie.
Stoją złamani, osowiali,
W posadzkę wbili smutne oczy,
Żyć im się nie chce, świat się mroczy..
Nie! Tego się nie spodziewali!...
Na głowę by włożyli worki,
Popiołem by się osypali —
Taki ich straszny cios przywalił:
Te „kalefiorki".
Po błyszczącej trawie,
Zobaczyły chłopców,
Otoczyły mgiełką,
Nawionęło, zawoniało
Różowe mydełko.
Prosimy, prosimy
Panów kawalerów!
Na murawie obrus biały,
Tkany przez szpinerów.
Na obrusie bułki,
Serdelki, ogórki,
Jak zaczęli wtrajać,
Nie zostało skórki;
Po bajgiełkach, obwarzankach
Połykali dziurki.
Maczali w musztardzie
Kaszanki, blutwurszty,
Jak zajadą w pełny słoik,
To on zaraz pusty.
Chrupali, chrustali
Chrząskie korniszonki,
A w kapuście skwarki były
I kawał golonki.
Nie poodlepiają
Szprotek pozlepianych,
A w rolmopsach nie darują
Zatyczek drewnianych.
Czereśnie-kraszanki
I kwaskowe „szklanki"
Panny z drzewa otrząsały,
Napełniały dzbanki.
Przyfrunęły wróble,
By odziobać resztki,
A na trawie wokoluśko
Ani jednej pestki.
Potem im nosiły
Irysy, hopjesy,
Chałwę i cięguty,
Sachar maroż, rachat łukum,
Wafle i andruty.
Rąbały toporkiem
Białomiodu kamień:
Jak go zagryźć, to się w zębach
„Ciąga" pasemkami.
XI
XII
CZĘŚĆ TRZECIA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
W tę noc Anielka-----------
Witaj, mała,
Trzynastoletnia już! Pamiętasz
Goździki, grotę, pożar, cmentarz?
Jakżeś wyrosła, wypiękniała!
Pamiętasz „oko"? Zegar-zmorę?
II
III
CZĘŚĆ TRZECIA
IV
VI
VII
ROZDZIAŁ DRUGI
II
III
IV
Na karuzeli, obwieszonej
Strzępami kawalerskiej fety,
Krąży przed Fafem twarz poety,
Brzmi głos podniosły i wzruszony:
„Panowie szlachta! bije grom!"
Za oknem chór, za oknem szum...
Burzliwy bełkot... Wczoraj tłum
Przeciągał nocą pod kawiarnią,
A dziś pod jego przyszedł dom —
Hołota ciągnie groźną armią...
VI
VIII
IX
Po co mu było to gadanie?
Po co czarował, dął się, puszył?
Nie wiem. Bezdenne są otchłanie
Nawet najpłytszej ludzkiej duszy.
Tam — raj, potworny Raj Idiotów,
Imperium pragnień utajonych,
Ziszczonych i zaspokojonych,
Tam cyrk tyranów opętany,
Tam władzy gniją lewiatany,
Tam sobie siebie użyj, bracie!
Tam płonie Rzym! Tam Chamów Syjon!
Biesy odwetu na sabacie
Zwycięstwo trąbią, w bębny biją!
Tam szczurza zgraja hitlerydów
Podgryza krzyż paszczęką głodną,
Tam stosy z ksiąg, pogromy Żydów,
Tam — rzezie za rumieniec wstydu,
Masakry za urazę drobną!
Tam — w przepełnionym trzęsawisku
Nędznych tryumfów, szybkich zysków —
XI
Rozkazująco i świadomie
Wpala w nią za promieniem promień.
WARIANTY
1*
2*
3*
4*
5*
6*
7*
8*
9*
Koniec
Skanowanie i korekta
Skartaris
Wrocław 2003