You are on page 1of 154

„ , '.

-///fik
PANOWANIE
JANA OLBRACHTA i ALEKSANDRA
JAGIELLOŃCZYKÓW
(lZ fC )2 — 1 ^ 0 6 )

S P I S A Ł NA P O D S T A W I E Ź R Ó D E Ł

R A N C ISZ E K j^ Z E E ^ N Y .

W o viel F reiheit, ist viel Irrthum.


S c h iller.

W KRAKOWIE
W DRUKARNI „CZASU" W INC ENTEG O K IR C H M A Y E R A

N A K ŁA D EM AUTORA.

1871.
SKŁAD CtOWNYuG^miNERAiWOLFFA
_________ w WAHSZAWI Ł.
PANOWANIE
JANA OLBRACHTA i ALEKSANDRA
JAGIELLOŃCZYKÓW,
.-V ęj?\\
, r. - as !■»
^N,
>Ai
*•;
//
j;"1 ;*

> . 'i*, •>


'" 7 1 'ś > *
PANOWANIE
JANA OLBRACHTA i ALEKSANDRA
JAGIELLOŃCZYKÓW

SPISAŁ NA P O D S T A W IE ŹRÓ D EŁ

pR A N C ISZEK pZEF^NY.

-V -

W o viel F re ih e it, is t viel Irrthum .


S c h ille r.

W KRAKOWIE
W D R U K A R N I ,,C Z A S U “ W I N C E N T E G O K IR C H M .A Y E R A .
N A K Ł A D E M A U TO R A .

187 1.
14000?3f
. .
SŁOWO WSTĘPNE.

Jestto nieraz ju ż skonstatow aną praw dą w psycho­


logii narodów, że po u t r a t o ^ fe e g o politycznego bytu
te ni chętniej zag ląd ają w utfięgle swych dziejów stólecia,
aby wobec dusznej atm osfery teraźniejszości z całej n a ­
tom iast piersi odetchnąć — przeszłością. N igdzie może
żywiej nie w ystępuje to ciekawe zjaw isko, ja k w łaśnie
w historyi narodu polskiego. Jak długo nasi przodko­
wie - szlach ta pędzili swobodnie swój żywot hulaszczy,
gw arantow any z każdym rokiem coraz to rozleglejszem i
egzem pcyam i, — nie czuł też żaden z nich potrzeby
odleglejszych w spom nień, nie oglądał się na tradycyę,
na swe pierwotne wychow anie, rz ek łb y m , że obaw iał
się p rzeszło ści, skoro ona była wyraźnym protestem p rz e­
ciw jego przywilejom. W ięc też wpośród biegu ośmio-
wiekowych dziejów Polski ani znaleźć te g o , co już da-
l*
IV

wno na Zachodzie m nogich około siebie liczyło praco­


wników, t. j. historyi traktow anej um iejętnie. W obec
złotej wolności i panegiryków, m usiała w Polsce k ry ty k a
milczeć.
Inaczej już m iała się rzecz, począwszy od drugiej
połowy X V III stólecia. Pod grozą niepociesznych wróżb
na p rz y szło ść, w obliczu ściśniętej falangi wrogów ościen­
nych, wielce zdał się już naglić czas, aby wraz z sum ie­
niem n a ro d u , garnącego się spiesznie ku refo rm ie, ozwał
się zarazem i interes badań historycznych. I w istocie
taż sam a doba opam iętania się i poprawy narodu — sta ła
się oraz m atką h isto ry ografii polskiój. W szak wiadomo,
że argum entam i tej to broni próbowano naw et zniszczyć
uroszczenia autorów rozbioru P olski. Tern pilniej rz u ­
cono się na jej p o le, skoro — po Ł o jk ach , N aruszew i­
czach, K onarskich — z W oroniczem i naród cały, zada­
ją c k łam upadkow i, przeniósł się duchem w przeszłość
ku szukaniu i znalezieniu niej pociechy, wzorów, do­
świadczeń i nauki. Odtąd-fo mnoży się z każdym n ie­
m al rokiem zastęp badaczów dziejów ojczy sty ch , aby
w swych ułom kowych pracach przygotować następcom
m atery ał do spisania — .wzorem M artin’a , M acaulay’a,
Palackiego i innych — jednej wielkiej księgi naszej
historyi.
Z tera w szystkiem zanadto m łodą je st jeszcze w na-
szem piśm iennictw ie g ałąź um iejętności historycznych,
aby nie uczuć w wielu jeszcze względach mnogich jćj
niedostatków a czasem i błędów. Nie każde też ogniwo
w łańcuchu krytycznych dzieł historyi polskiój, je st z a ­
równo silne a zdrowe i w ykluczające wszelkie dalsze poszu­
kiw ania. Przedew szystkiem do działów, bardzo m ało jeszcze
V

u nas opracow anych, należy epoka, do którćj sięgają


prace Naruszew icza, Gołębiowskiego, R oepella, Caro i S zaj­
nochy, poczynająca się od unii ho ro d elsk iej, a kończąca
się w stąpieniem na tro n Z ygm unta I — niespełna więc
cały wiek X V . Pochlebiałem sobie od la t k ilk u , że
peryod ten będzie kiedyś przedm iotem m ych badań. Dziś
postanow iłem choć w części tem u odpowiedzieć zadaniu
i spisałem polityczne dzieje P olski pod berłem dwóch
Jagiellończyków — J a n a O lbrachta i A leksandra.
Nie tuszę sobie, iż w zupełności uczyniłem zadość
wymogom tego tem atu . W szelako w znacznej części znajdę
może w tóm w y tłum aczenie, że czasy te najm niej obfi­
tu ją w źródła. Naiwni bowiem nasi k ro n ik arze, pilniejsi
w opowiadaniu przeróżnych cudowności, lub przesądnem
tłum aczeniu m eteorologicznych zjaw isk, są nader ubogim i
w przedstaw ianiu pojedynczych faktów , a i t e , nie um ie­
jące ich ocenić, zbyw ają częstokroć kilk u tylko słowy,
lub co g o rs z a , nie zupełnie w wiernem m alują św ietle.
Z tych powodów m usiałem się w wielu względach zapo­
życzać od obcych historyków , a naw et w brak u doku-
nnentów, jak ie m ieli przed so b ą, wierzyć im nieraz
dosłownie. Pozbawiony wy czerpu jących archiw alnych zbio­
rów krajow ych, udaw ałem się do w szystkich sąsiednich
narodów i śledziłem w ich historyi choćby najm niejszej
w zm ianki o stosunkach ich z P o ls k ą , aby tylko o ile
można ja k najwięcej rozjaśnić te oba m ało znane pano­
wania.
W ypada mi wreszcie uprzedzić szanownych czytel­
ników, iż głównie i jedynie celem niniejszej pracy była
histo ry a czysto p rag m aty czn a, polityczna. Jeźli zatem
nie znajdą osobnych rozdziałów, dotyczących życia domo-
VI

wego, wychowania, nauk i sztuk, jednem sło w em : oświaty


ówczesnej, niechaj mi wybaczą, uwzględniając, iż ja k ie ­
kolwiek w tej mierze sprawozdanie, byłoby ze względu
na ciasne ramy tego czternastolecia zanadto oderwane
i w każdym razie niedokładne.

A u for.
.
W iek K olum ba, A riosta, M ichała A nioła, K opernika
i L u tra , pozostanie podobno nazawsze głęboko wyrytym w p a­
mięci całej ludzkości — jako wiek olbrzymieli w świecie
wypadków, które wyraźnie rozgraniczyły dwie epoki historyi
pow szechnej: wieki średnie od czasów nowożytnych. A właśnie
w tej-to ważnej chwili przejściowej jednej epoki w drugą
w czasie, kiedy ci nieśm iertelni mężowie bądź już w ystępo­
wali na scenie dziejow ej, bądź też dopiero przygotowywali się
do swej wiekopomnej r o li, — dzierżyli w Polsce tron Jan Ol­
b racht i Aleksander. Z ciekawością zaglądam y też do starych
ksiąg i dokumentów, by odczytać z nich ten ustęp z naszej
przeszłości, zw łaszcza, skoro P o lsk a, ja k się o tern prze­
konamy, stanow iła także jed n ą scenę p ro lo g u , odgryw a­
jącego się podówczas na całym teatrze dziejowym Europy,
podczas gdy Zachód odgrywał scenę d ru g ą , ro zleg lejszą,
ogólniejszą.
Dość tylko pobieżnem rzucić okiem na ostatnie dzie­
siątki lat XV w ieku, a spostrzeżem y bez tru d u , iż ludzkość
dobiegała w nich niejako swego kulm inacyjnego punktu. Niby
przebudzona z długiego letargu a świadoma nieobliczonej straty
tylu przespanych stuleci, rzuca się odtąd rączo do pracy, by
czćmrychlej wynagrodzić to , co była dotychczas zaniedbała.
Ignorując swą ubogą p rzeszłość, sięga po wzory starożytne,
10

z nich czerpie dośw iadczenie, nadaje swym dążeniom , nie­


dawno jeszcze tak małoznacznym i m ętnym , fizyonomię coraz
wybitniejszą i pew niejszą, aż niebawem występuje z szeregiem
d zieł, którem i wprawia cały świat w zdum ienie, a które go
już wybitnie na nowe wprowadzały tory dziejowego rozwoju.
Główną charakterystyką tej epoki, je st stopniowe zrywanie
z przeszłością i wypowiadanie posłuszeństw a średniowiecznym
prawdom i zasadom. Rozliczne w ypadki, pojaw iające się p ra ­
wie jednocześnie przy schyłku XV stulecia, były właśnie za­
powiedzią a zarazem przyczyną tego olbrzymiego zwrotu. M ia­
nowicie w ynalazki, jakoto druku i prochu, wydoskonalenie ,
i ubezpieczenie żeglugi, odkrycia nieznanych dotąd światów
i wypływający ztąd w zrost handlu i p rzem y słu , wreszcie emi­
grujący z K onstantynopola uczeni g reccy wszystko to sp ra­
wia wielki u ro k , uderza i potęguje w yobraźnię, nęci ku so­
bie ludzkość średniowieczną. Nie dziw zatem , że taż ludzkość,
żyjąc przez owe wynalazki i odkrycia w prądzie nowatorstwa,
olśniona przytem świeżo odgrzebanem i pięknościam i pogańsko-
klasycznego św iata, przejm ow ała się z łatw ością zasadam i
Greków i Rzymian i z uwielbieniem słuchała apostołów sta ­
rożytnej ośw iaty; niedziw7, m ów ię, że ludzkość ówczesna,
ujęta czarem n a u k , które jej obiecywały wolność myśli i su­
m ienia, nam iętnie się rzucała w ich objęcia.
Atoli ta rozstrzygająca chwila w dziejach cyw ilizacji,
nie m ogła przejść bez znacznych w strz ąśn ień , bez w alki;
owszem , ja k każde wiekopomne zjaw isko, tak i ona przyszła
na św iat z wielkiemi bólami porodu. Z tąd też bliższemi ce­
chami tej epoki je st powszechne niezadowolenie i rozdrażnie­
n ie , z którego powoli wywiązuje się rozpaczliwy spór kon­
serwatyzm u z now atorstw em , rozum u z przesądam i. Przede-
wszystkiem feudalizm i w ładza pap iezka, cesarska i królewska,
poczynają wobec apoteozy wolności rzeczypospolitych greckich
i rzymskiej tracić z dniem każdym coraz więcej na powadze.
P ra w d a , że skoncentrow anie wszystkich prawie lennictw w7ręku
królów francuzkich przez szczęśliwe m arjaże lub bezpotomne wy­
m ieranie pojedynczych panów feudalnych, że znaczne osłabienie
11

arystokracyi angielskiej w długoletniej wojnie domu Yorków z do­


mem L a n k a ste r, że tyran ia inkwizycyi hiszpańskiej, d ziała­
jącej na rękę absolutnego k ró la, a szczególnie, że upadek
średniowiecznego rycerstw a, w skutek rozpow szechnienia broni
p a ln e j, a zaprowadzenie natom iast arm ij stałych i płatnych, —
były potężnym środkiem dla m onarchów zachodnich do zaklę­
cia jeszcze na czas jak iś owego powszechnego zam achu na
średniowieczne powagi. W szelako inaczej m iała się rzecz
w N iem czech, na tej ziem i, gdzie srożej i krwawiej niż gdzie­
indziej m iały wystąpić w szranki nowe żywioły z starem i.
Spotykamy tam bowiem już wcześnie liczne oznaki opozycyi
przeciw cesarzowi, opozycyi, wywołanej przew ażnie k o n tra ­
stem , jaki zachodził między wchodzącem dopiero w życie
prawem rzym skiem a tradycyam i germ ańskiem i. R eprezento­
wali ją panowie te rry to ry a ln i, którzy na podstaw ie zasad
germ ańskich wzdychali do założenia dziedzicznych m onarchij,
chociaż sam i, opierając się znów na ustawach rzym skich, nie
przestaw ali być tyranam i swych własnych wazalów. P ro te stu ­
ją c zaś przeciw władzy c esarsk iej, powstawano zarazem prze­
ciw papieżow i, jako rozdawcy tej władzy, zw łaszcza, skoro
i samo hierarchiczne stanowisko Kościoła począwszy od XIV
wieku chyliło się widocznie ku u p ad k o w i, a duch c z a su , hoł-
dujący racyonalizm ow i, tch n ął coraz więcej skeptycyzmem
i przestaw ał słuchać R zym u, jedynego niegdyś try bunału na
królów i narody. W szystko to składało się wówczas na jeden
walny opór starym tradycyom i powagom , a ta k przygoto­
wywało wybuch rewolucyi socyalnej, politycznej i religijnej,
znanej pod nazwą protestantyzm u i reform acyi.
Równie ważną je st ta chwila i dla Polski. I tu , po­
dobnie jak na Zachodzie, nader bliskiem było przesilenie.
A ciekaw a, z aiste, że w łaśnie to , do czego z takiem u pra­
gnieniem wzdychały inne narody, było w Polsce oddawna
w pełni swego rozw oju, podczas gdy znów tej ostatniej nie-
dostawało w łaśnie tych in sty tu c y j, przeciw którym zbroiły
się tam te do wałki, a w braku których Polska cierpiała. Mó­
wię tu o nadm iarze wolności szlacheckiej, k tó ra , jako nie-
12

zasłużona i należytą bronią niezdobyta, n arażała tylko p a ń ­


stwo na rozprzężenie jego potęgi nazew nątrz, a wewnątrz,
nie harm onizując z ośw iatą, z k tó rą zawsze winna iść w p a ­
rz e , zam ieniała się w swawolę. Sm utniejsza ząś jeszcze, że
o przyw róceniu absolutyzm u, tego wprawdzie gorzkiego ale
zbawiennego lek arstw a, trudno już było m yśleć, skoro rok
rocznie w zm agała się liczba przywilejów, a szlach ta, zaśle­
piona n iem i, tra c iła z oczu względy wyższe, potęgując pry­
w atę kosztem spraw y publicznej.
Gdybyśmy zechcieli dopatrzyć się początku przejścia
pierwotnego absolutyzm u w lib eralizm , przekonalibyśm y się,
że już skon ostatniego P ia s ta , K azim ierza W ielkiego, zachw iał
znacznie fundam entam i absolutnych w Polsce rządów. Bez-
potom ność jego spowodowała króla polskiego po raz pierwszy
odwołać się do woli narodu względem proponowanego po so­
bie następcy. Zwołany z tego powodu zjazd do Sącza (r. 1355),
a więcej jeszcze zjazd w Koszycach (r. 1374), mogą już ucho­
dzić za zapowiedź przyszłych sejmów; nadto na zjeździe ko­
szyckim, spisano po raz pierwszy przywileje dla szlachty. O dtąd
zjazdy te staw ały się coraz częstszemi. Już po śm ierci L ud­
w ika, króla węgierkiego i polskiego, kw estya obioru jego
córki, Jadw igi, wywołała potrzebę nowych zjazdów, m ianowi­
cie W ielkopolan w Radom sku (r. 1382), a M ałopolan w W i­
ślicy (1382) i w Sieradzu (1383). Z w stąpieniem Ja g iełły na
tron polski, zajaśn iała dla szlachty tern silniej i pewniej zorza
wolności, skoro sam już jego łagodny a pobłażliwy charak ter
był najlepszą tego rękojm ią. A gdy nadto przyłączyła się do
tego potrzeba pieniędzy, nie m ógł i nie um iał oprzeć się
król krzykliwej szlachcie i rozpoczął z nią handel nowemi
k artam i wolności, za zezwolenie wszelakich poborów i podat­
ków. Tym sposobem przyszedł do skutku w r. 1404 zjazd
w Nowym - K orczynie, gdzie mu się udało wytargować od
szlachty wyjątkowy podatek 12 skotów w celu wykupna od
Zakonu ziemi dobrzyńskiej. Podobnie i trw oga starzejącego
się k ró la , aby przy elekcyjności tronu nie pom inięto synów
po jego śmierci, wzniecając w nim pragnienie zapewnienia się
13

w tej m ierze jeszcze za życia, wywołała potrzebę nowych


przywilejów w Jedlnie (r. 1432). O dtąd nie było już w ątpie­
n ia , ze szlachta podąży jeszcze dalej. W istocie, dwunasto­
letnia wojna z Zakonem , lubo ukończona z chw ałą dla Pol­
ski , była w rzeczy samej nową klęską królew skości, wobec
pnącej się coraz wyżej szlachty. Z tego-to bowiem czasu da­
tują się: przywilej cerekw icki, a mianowicie nieszawski (1454),
w którym sejm polski, będący dotychczas jedynie prawem
zwyczaju, otrzym ał ostatecznie królew ską sankcyę, jak o kor-
p o racy a, bez której zezwolenia nie śm iał odtąd król wydawać
nowych ustaw i ogłaszać pospolitego ruszenia. Za tym przy­
wilejem podążyła w krótce bliższa organizacya sejmu (w r. 1468),
na mocy której m iał on się składać z posłów wybieranych
z łona szlachty na sejm ikach prowincyonalnych po dwóch
z każdej ziemi.
W idocznie przywilej nieszawski wraz z swem określe­
niem z r. 1468, był ostatnim tchem konającego w Polsce ab ­
solutyzmu. Od tej chwili poczyna m ajestat królew ski schodzić
już z swego p ied estału , na który n atom iast coraz śmielej
wdziera się stógłowa szlach ta, lubo, niestety, nieświadoma
trudów, jak ie ta k lekkom yślnie podjęła i niepomna na od­
pow iedzialność, przed której trybunałem prędzej czy później
przecież stanąć będzie winna.
Z tego krótkiego obrazu widzimy dostatecznie, że jak
w całej ówczesnej E u ro p ie, tak i w Polsce wiał jeden i tenże-
sam duch opozycyi i buntu przeciw dotychczasowym władzom.
Po bliższem wszakże badaniu historyi polskiej, przekonywamy
się , że m otorem tej opozycyi w Polsce były całkiem inne
żywioły, aniżeli gdzieindziej. Podczas gdy bowiem E uropa
zachodnia zryw ała zupełnie z swem rodzimem wychowaniem,
upatrując swą jedyną m odłę w spuściznie oświaty greckiej
i rzymskiej, Polska tym czasem pow racała tylko do swych sta ­
rosłow iańskich tradycyj, które jej obiecywały tak ą wolność,
o jakiej wówczas ani marzyć nie mogły narody zachodnie,
a która i dziś jeszcze je s t dla nich odległym ideałem. Oczy­
w iście, iż nikt nie potępiał wówczas tej reakcyi co do jej
14

tre śc i; ale z drugiej strony, każdy wolałby był słuchać roz­


kazów absolutnego króla, gdyby wprzód uczuł, że reakcya ta
była jeszcze zawczesną i bynajmniej nie spełniała wszystkich
swych warunków. A w łaśnie staw ała się ona wtedy nietylko
niebezpieczną tejżesam ej szlachcie, która była jej autorką,
ale co w ięcej, groziła i innym sta n o m , a które przecież,
lubo ignorow ane, stanow iły znaczną większość w narodzie.
W szelako szlachta nie um iała sobie zdać sprawy z tej
krytycznej chwili, owszem niew ykształcona a potężna je d y ­
nie w swych groźbach, zm ierzała tern uporczywiej w raz
w ytkniętym kierunku — nieszczęśliwa! jeźli tą drogą zajdzie
do upadku.
Podobnie chm urzy się w Polsce horyzont wypadków po­
litycznych. Pomimo blasku trzech koron, zdobiących skronie
Jagiellonów, dopatrujem y się przecież cieni, które z każdym
rokiem większe, zdają się chcieć przyćmić ten wspaniały wi­
dok. Rzeczywiście, niedługo cieszyła się Polska swemi zwy-
cięstwy w P ru sa c h , które powaliły wreszcie Zakon krzyżacki
o ziemię. Pokój tak dla niej zbawienny, zdał się jej unikać
ja k świątyni Janusa. Miejsce Krzyżaków zajął wkrótce wróg
inny, jeszcze może straszniejszy — Moskwa. Panow ał tam od
r, 14 62 wielki książę Iwan Bazylewicz, istny prototyp później­
szych despotycznych carów, którego groźny charakter i surowe
obchodzenie się z poddanym i, zjednały mu już u współcze­
snych imię „Srogiego'-' ,). Niedawno wybiwszy się sam z pod
jarzm a M ongołów — i z tego względu słusznie zwany założy­
cielem państw a rosyjskiego — odziedziczywszy wszakże po nich
dążność do ujarzm ienia św iata, poczyna on natychm iast my­
śleć o podbojach i grabieży. Przedew szystkiem Litwa i In ­
flanty były ową stro n ą , w którą zm ierzały jego pociski.
Otw arło mu ku temu drogę zagarnięcie rzeczypospolitej no­
wogrodzkiej w r. 1480; i odtąd też datuje się szereg s tra ­
sznych spustoszeń, jakie zrządzał prawie rokrocznie na Litwie.

’) S tra iil „Gesch. des russischen Staates* (H am burg 1 839)


I I , 431.
15

Nie w tem atoli całe niebezpieczeństwo jego postawy. Twórca


tej polityki, jakiej Moskwa winna swą dzisiejszą wielkość,
um iał 011 nadto siać niezgody pom iędzy kniaziam i litewskimi
a ich wielkim księciem, czemu zaw dzięczał już r. 1490 shoł-
dowanie sobie kniaziów siewierskich. Zarazem z a ś, aby tern
lepiej upewnić się swej przyszłej zdobyczy, sta ra ł się ją za­
wczasu okolić siecią nieprzyjaciół, i łączy ł się w tej mierze
to z Mendligierejem, hanem perekopskich Tatarów, zniewalając
go do napadów na Ruś i L itw ę, to z Stefanem, hospodarem
mołdawskim, um acniając nawet sojusz ten małżeństwem swego
syna z córką Stefana. A obok tego znaczenia u bliższych sobie
sąsiadów, używał on także, jako mąż Zofii, córki brata osta­
tniego cesarza bizantyńskiego, niepospolitej wziętości i u reszty
Europy, tak, że już Maciej Korwin król w ęgierski, a później
Maksymilian c e sa rz , skrzętnie ubiegali się o jego przyjaźń.
Maciej Korwin zapraszał go nawet r. 1482 do wspólnej prze­
ciw Polsce wyprawy 1). Taki nieprzyjaciel, wobec corocznych
prawie napadów tatarskich, był w istocie nader strasznym dla
Polski, zw łaszcza, skoro i Turcya ostatniem i laty coraz g ro ­
źniejszą przybierała postawę, a zająwszy Kilię i B iałogród 2),
stanęła niejako u w rót Polski ze W schodu.
W takim to stanie rzeczy odziedziczyli po swym ojcu
królew ską koronę Jan O lbracht i Aleksander. Atoli słabi cha­
rakterem i m ało energiczni, nie zdołali oni w niczem popra­
wić doli zagrożonego od nieprzyjaciół narodu, a wewnątrz nie-
tylko, że nie um ieli poskrom ić swawoli szlachty, ale co gorsza,
popchnęli ją, ja k to zobaczymy, jeszcze dalej na śliską drogę
przywilejów. Badajmyż więc ich panowania, które aczkolwiek
zapełniają kilkanaście tylko lat z naszych dziejów, przecież
w wielu względach mogą posłużyć za klucz do historyi wie­
ków następnych.

’) Tamże, str. 366 —367.


2) Ham m er „Gesch. des osmaniscken R eiches“ (P e sz t 1834 )
I. 629.
IG

(Jan Olbracht kandydatem do korony węgierskiej. — Śmierć i testament


Kazimierza Jagiellończyka).

Pewnie ani m arzył Jagiełło wśród ciemnych borów Litwy,


że kiedyś jego synom i wnukom będą niosły obce narody
swoje trony w olierze. A przecież trudno znaleźć szczęśliwszą
dynastyę, któraby w XV wieku z Jagiellonam i m ogła ryw ali­
zować. Ona była dopiero pierw szą po Karolingach, co pano­
w ała nad połową blisko Europy, a później przyćm ił ją tylko
dom Habsburgów i ród wielkiego Napoleona. To też nigdy,
przedtem ani potem, nie była już Sławiańszczyzna tak po tę­
żnie reprezentow aną wobec Pom ańszczyzny i Germanizmu,
a jeżeli praw dę mamy w yrzec, byłato w łaśnie jedyna epoka
jej świetności w historyi.
W rzeczy samej, z dum ą przychodzi nam spojrzeć na
ten poczet królów, tyle drogiej nam pam ięci a sławy tak roz­
ległej, ja k daleko Grunwald i Puck od W arny, lub Smoleńsk
od czeskiego lasu i bagien Mohaczu. A jednak nie przew ro­
tnością i podbojem , praktykow anym przez Zachód, roznosili
oni sławę swą po świecie, owszem, łagodność ich a dobroć,
były owym sztandarem , pod który zbiegały się sąsiednie n a­
rody, aby złożyć swe korony u stóp tych najwięcej chrześci­
jańskich monarchów. Gdziekolwiek też tylko stanęli ci istni
apostołow ie swobód szlacheckich, ustępow ały przed nimi czem-
prędzej rządy absolutystyczne, a konstytucyonalizm zajmował
w całej pełni ich miejsce. ' W szak w ten sposób dobiła się
szlachta czeska ostatecznie praw i przywilejów, do jakich da­
rem nie jeszcze w zdychała pod Jerzym P o d jeb rad em r) ; nie
inaczej oraz zakw itły napowrót swobody arystokracyi w ęgier­
skiej, lekceważone wTprzód nader często przez Macieja K or­
w in a 2). A jakkolw iek sami przyznamy, że liberalizm podobny

') Czyt. P alacky „Gesch. v. Bohmen“ (Prag. 1865) V, I, 395 i nast.


2) Zob. M ajlath „Gesch. d. M agyaren“ (Regenburg 1852) II,
291 i dal.
17

bynajmniej może wówczas nie był na czasie, trudno przecież


winić Jagiellonów o to , że swemi przym iotam i daleko prze­
ścigali monarchów współczesnych.
Ja k szybko sta ł się dom Ja g ie łły popularnym w Europie,
dowodzi, że już jem u samemu ofiarowywali Czesi w swej naj-
krytyczniejszej chwili k o ro n ę, w żadnym innym księciu nie
pokładając ufności, że losem ich szczerze zająć się będzie
umiał. Atoli skrupuły religijne i opór duchowieństwa nie po­
zwoliły mu przyjąć berła, które go mogło przypraw ić o poje­
dynek z Papieżam i i Cesarstwem Niemieckiem. Szczęśliwszymi
w tej m ierze byli jego synowie. Starszy, W ładysław , otrzym ał
obok polskiej także koronę w ęgierską, a choć krótko tylko
nosił ją na głow ie, wyrył jednak głęboko swe bohaterskie
imię w pam ięci bohaterskich W ęgrów. N adto śm ierć jego po­
k azała Europie, z ja k ą bezinteresow nością winno się ratow ać
chrześciaństwo. Cóż dopiero mówić o młodszym, K azimierzu,
tym prawdziwym p atryarsze królów, który z swego mnogiego
potomstwa widział już za życia jednego syna kró lem , d ru ­
giego świętym, trzeciego biskupem krakow skim — i trzy córki,
które wydane za książąt niem ieckich, m iały coraz dalej roz­
mnażać Jagiellonów po kądzieli. Nie bez dumy i rozkoszy
p a trza ł też starzejący się król na resztę swego rodzeństw a:
Ja n a O lbrachta, A leksandra i Z ygm unta, a czując się już
bliskim grobu, snuł naw et plany, aby wprzód każdem u z nich
zapewnić osobne królestwo, a tak um rzeć potem — na rękach
ukoronowanych dzieci. K łopotał się wszakże, że dla tych trzech
synów m iał dwa tylko do rozdania tro n y : polski i litewski.
Gdzież zatem posadzić trzeciego? dum ał niespokojny K azi­
mierz, gdy śm ierć króla węgierskiego, M acieja Korwina (6 kwie­
tn ia 1490), rozw iązała mu nagle zagadkę.
W ięc czemprędzej licznemi zabiegi ją ł się król starać
o stronników, i podczas gdy Aleksandrowi i Zygmuntowi m iały
się po jego śm ierci dostać korona polska i m itra w ielko-ksią-
żęca litewska, postaw ił Jan a O lbrachta kandydatem do tronu
węgierskiego i z całą popierał go energią. W szelako, jak
często dawniej, tak i tą razą, bogata spuścizna św. Szczepana
2
18

nie jednego tylko liczyła pretendenta. Wkrótce stanęło obok


królewicza polskiego czterech innych rywali: Beatryks, wdowa
po Macieju, jego naturalny syn, Jan Korwin, Maksymilian,
syn cesarza Fryderyka III. i Władysław król czeski. Z pośród
nich zatem mieli sobie Węgrzy wybrać jednego królem. W tym
celu zjechano się 15 maja 1490 pod Peszt, na pola Rakos.
Stronnictwo Jana Olbrachta, chcąc corychlej roztrzygnąć
niepewność, okrzyknęło go pierwsze królem. Przekonano się
wszakże, iż znaczna tylko mniejszość była jego zwolenniczką.
Podobnie także upadła kandydatura Beatryksy, Jana Korwina
i Maksymiliana wobec przedstawień wymownego posła cze­
skiego, zaczem szala głosów przechyliła się na stronę W ła­
dysława. Zaraz też udała się deputacya do Czech, by za­
prosić go na tron.
Tak więc nader szybko zachwiały się rachuby króla Ka­
zimierza. Z tern wszystkiem nie tracił on jeszcze nadziei, i po­
stanowił przemocą zadać kłam elekcyi W ładysława; a skoro
i Jan Korwin i Maksymilian podobnych chwycili się środków,
rozpoczął się więc żwawyturniej o koronę węgierską. Nie­
bawem przeszedł też Jan Olbracht Karpaty z 8000 (według
innych z 12000) wojskiem, a zostawiwszy część jego pod Ko­
szycami, spieszył z drugą czemprędzej pod Peszt, aby uprze­
dzić Maksymiliana , który również zbliżał się już pod jego
mury, zajmując po drodze mniejsze miasteczka i zamki. Wsze­
lako, lubo obaj tak bliscy swego celu, wahali się zakołatać
do bram stolicy; co więcej, Maksymilian, nie mogąc się utrzy­
mać dla braku pieniędzy, cofnął się wkrótce w granice Au-
s tr y i*), a Jan O lbracht, którego trapiły niepocieszne wieści
z pod Koszyc, wolał swoim podążyć na pomoc 2), aniżeli
z nielicznym swym zastępem oczekiwać pod Pesztem wójsk
czeskich. A właśnie, kiedy jeszcze mamiono czas i pieniądze3)

') „Gesch. der Magyaren“ II, 288.


M a jla th
2) „Gesch. der Magyaren. II, 284.
M a jla th
3) Z pod Koszyc udawał się nawet Jan Olbracht o pomoc pie­
niężną do Gdańszczan; czyt. S c h u t z „Historia rerum prussiacarum“ (wyd.
z r. 1599) fol. 381 i 382.
19

nad obleganiem Koszyc, zbliżał się już W ładysław od strony


Moraw do W ęgier, aby odebrać hołd od swych nowych pod­
danych i wraz z nimi oczyścić kraj od nieprzyjaciół. Z m ierzał
zaś prosto pod Koszyce. W zimie (w styczniu r. 1491), wśród
dokuczliwych mrozów, stanęły wreszcie dwie arm ie dwóch
rodzonych braci naprzeciw siebie; nie przyszło jednak do
bitwy. W iększa część wojska polskiego, ujęta obietnicam i
W ładysław a, opuściła zaraz z początku spraw ę Ja n a O lbrachta
i zniewoliła go tern samem do układów 1). Po długich ne-
gocyacyach stan ął też pokój na dniu 20 lutego 1491, w k tó ­
rym Jan O lbracht zrzek ał się wszelkich pretensyj do korony
w ęgierskiej, a W ładysław a uznawał w swojem i ojca imieniu
jedynym prawnym jej dziedzicem. N atom iast W ładysław od­
d ał mu w posiadanie księstwo głogow skie, O paw ę, Zieloną
G ó rę, Sprotaw ię, Snobodyn, K oźle, W arten b erg , Cieniawę,
Kaniów i t. d. na S zląsku, a w W ęgrzech Preszów, Cybin
i Saros, z tern wszakże zastrzeżeniem , iż posiadłości te, wra-
zie wyniesienia Jan a O lbrachta na tron polski, m iały znów po­
wrócić do koron czeskiej i w ęgierskiej 2).
Ja k dalece nie chciał się K azim ierz pożegnać z swemi
nadziejam i ujrzenia Ja n a O lbrachta na tronie węgierskim, św iad­
czy najwyraźniej ta okoliczność, iż pomimo zaw artego pokoju
z W ładysław em , w yruszył Ja n O lbracht jeszcze tegoż samego
roku w listopadzie pod Koszyce, aby za wolą ojca raz jeszcze
orężem popróbować szczęścia. Jednakże wyprawa ta jeszcze
gorzej się skończyła, aniżeli poprzednia. Mianowicie Stefan
Zapolja, palatyn węgierski, wyprawiony przez W ładysław a na
odsiecz zagrożonem u m iastu , zadał zupełną klęskę wojsku
polskiemu. Między pojmanymi znajdował się sam nawet Jan
O lbracht, a lubo W ładysław natychm iast k azał go wypuścić,
boleśnie przecież wyglądał jego powrót do Polski z g arstk ą

1) K r o m e r (wyd. z r. 1554) str. 656; B i e l s k i ( w „Zbiorze dzie-


jopisów polskich14 T. I, Warszawa 1764) str. 429; P a l a c k y „Geseh. v.
Bohm en44 V, I, 354; Majlath II, 289.
2) D o g i k l „Codex diplom. regni P o l.14 1, 7 9 —85., C a t o n a „Histo­
ria rerum hungaricarum44 XYH, 155— 178.; M a j l a t h XI, 289.

2*
20

rycerzy, którzy w niczem nie zdołali zadość uczynić życze­


niom swego stroskanego króla. Nadto klęska ta pozbawiła
Ja n a O lbrachta posiadłości jego w W ęgrzech, jak ie dopiero-
co otrzym ał był od W ładysław a t, j. P reszow a, Cybina
i Saros *).
Zatem znowu pow racał król Kazim ierz do dawnego py­
tania, tern sm utniejszy, skoro nie m iał już widoków rozw ią­
zania go jeszcze przed śmiercią, podczas gdy najsposobniej­
sza chwila do wyniesienia Jana O lbrachta na tron w ęgierski
przeszła bezpow rotnie. Bolało go też niem ało, że głównie m u­
siał w tej m ierze winić W ładysław a, który nie chciał uledz
jego woli. O dtąd nie m arzył już więcej o niczem , jak tylko
aby po jego skonie Litwini obrali swym księciem A leksandra,
a Polacy Ja n a O lbrachta królem. Zygm unt z a ś, jako naj­
m łodszy, m iał tym czasem zadowolnić się jakiem księstwem ,
którem by go bracia o b d a rz y li2). Jeszcze na śm iertelnem łożu
nie przestaw ał Kazim ierz prosić i napom inać panów litewskich
i p o lsk ic h , aby przy zbliżającej się elekcyi według jego po­
stąpili życzeń, aby wszakże nie zapom inali przytem o zgodzie
i braterstw ie, jak ie zaprzysięgły sobie oba narody za czasów
jego ojca, i wzajemnie się w spierali w wszelakich niebezpie­
czeństwach. Z tą też o statnią wolą na ustach um arł K azi­
m ierz Jagiellończyk w Grodnie 7 czerwca 1492 roku.

(Elekcya na Litwie i w Polsce).

Dziwnie w istocie p rzypadał do ducha i dążeń Litwy


testam ent zm arłego króla. Od najdawniejszych czasów nie
zdradzała ona bowiem najmniejszej nawet harm onii z insty-
tucyam i P o ls k i; owszem, jako feudalna, zaborcza, na pół szy-
zmatycka, a nadto złożona z dwóch elem entów : ruskiego i li-

') C atona XVII, 258—272; S c h u t z fol. 382., P a l a c k y V, I,


3 5 6 -3 5 7 ; M a jl a t h II. 292.
,
2) K o j a ł o w i c z „Historiae Litkuanae libri V III“ (Antwerpia 1669)
str 258; S t r y j k o w s k i w „Zbiorze dziejopisów polskich14 (Warszawa 1766)
T. II, str. 641; M i e c h o w i t a (wyd. z r. 1521) str. 347; B i e l s k i , str. 431-
N a r b u t t „Dzieje narodu litew sk.14 (Wilno, 1840) V III, 258—259.
21

Newskiego, przedstawiała Litwa zawsze odmienny widok wobec


Polski, najczyściej katolickiej, liberalnej, a względnie do swych
składowych pierwiastków jednolitej. Prawda, że groźna postawa
Krzyżaków natchnęła raz oba narody do podania sobie brater­
skiej ręki; wszelako po tryumfach, jakie odniesiono nad wspól­
nym wrogiem, szybko zacierała się pamięć unii i tem spie­
szniej wracały stare tradycye Litwinów, zapewne silniejsze od
pierścienia, który ich z Polską, zjednoczył, a którego matką
była jedynie chwilowa potrzeba. Nadto raziło wielce Litwinów,
że Polska, pomimo zawartej unii, odgrywała jako starsza
w cywilizacyi znaczniejszą od nich rolę i nieraz z góry pa­
trzała na swą młodszą siostrzycę. Szczególnie upatrywali
tego dowody w ostatniem panowaniu, kiedyto Polacy pod
groźbą obrania innego króla, zniewolili Kazimierza do przy­
sądzenia Polsce Wołynia i Podola kosztem Litwy. Niedziw
więc, że w oczach Litwinów coraz bardziej malały korzyści
unii z Polską, a rosła natomiast trwoga, aby ich takowa kie­
dyś o większe jeszcze nie przyprawił^ straty.
Skoro tylko odwieziono zwłoki zmarłego króla z Grodna
do Krakowa, gdzie je na Zamku w kaplicy św. Krzyża uro­
czyście pochowano (11 lipca 1492 r.), natychmiast pomyśleli
Litwini o wyborze wielkiego księcia, w myśl testam entu nie­
boszczyka i zjechali się w tej mierze do Wilna (28 lipca).
Między matadorami zgromadzenia znajdowali się książęta Mści-
sławscy, Olszanscy, Wasyl i Michał Glińscy. Najwięcej wszakże
znaczenia zdawał się używać Siemion Olelkowicz, książę słucki,
który przybył na elekcyę z pocztem 500 rycerzy. Zajmował
też, jako najbliższy krwią domu panującego, pierwsze miejsce
w zgromadzeniu. Jak zaś był popularnym między Litwinami,
dowodzi, że i jego postawiono z początku jako kandydata do
książęcego tronu *). Wszelako trudno było mu współzawodni­
czyć z Aleksandrem, za którym przemawiały nietylko wola ojca,
ale więcej jeszcze prawo dziedzictwa, którego zawsze w Li­
twie gorąco przestrzegano. Więc też niedługo oczekiwano

l) K o ja ło w ic z 261; S tr y jk o w sk i 643 .
22

w ypadku elekcyi. Już w dwa dni (30 lipca) po zjechaniu się


panów litewskich, obchodzono w W ilnie obrządek wyniesienia
A leksandra na wielkie księstwo. Po nabożeństwie, które ja k
zazwyczaj, rozpoczynało cały cerem oniał, przystąpił do A leksan­
d ra Wojciech T ab o r, biskup wileński, i włożył mu na głow ę
m itrę w ielko-książęcą, poczem Litaw or Chreptow icz, w. m ar­
szałek litew ski, podając mu miecz i berło, krótkiem i słowy
zagrzew ał go do energicznych a sprawiedliwych rządów, a m ia­
nowicie upom inał, aby rządy te nie wedle obcych sprawował
obyczajów, lecz ażeby raczej zapatryw ał się w tej m ierze na
w łasnych poprzedników, szczególnie na W itolda, i jego we
w szystkiem naśladow ać zechciał, rokując mu, iż przez to je ­
dynie może z każdym innym królem stanąć na ró w n i*).
Tym sposobem ukończono uroczystość elekcyi Aleksandra.
Aby ją uwiecznić w pam ięci narodu, w ydał nowo obrany książę
p rzy w ilej, w którym nietylko zaprzysięgał wszystkie przez
swych poprzedników nadane Litwinom prawa, ale nadto zna­
cznie takow e pow iększał. I w nim zatem spotykamy się z tym -
samym duchem , jak i w iał ze wszystkich nadań Jagiellonów,
a który był ich charakterystyczną cechą. Mianowicie postana-
naw iał A leksander, iż odtąd nic nie może wielki książę przed--
sięwziąść, bez poprzedniej rady panów duchownych i świeckich.
Ci zaś m ają tychsam ych używać prerogatyw , co polscy t. j.
m ają być w yłącznym i piastunam i wyższych godności i u rz ę ­
dów, zaczem „plebejuszom “ najniższe tylko zostawiono posady.
N adto urzędów tych i godpości niewolno było nikom u od­
bierać bez poprzedniego zgodzenia się na to panów litew skich
i bez złożenia dowodów, że ten lub ów rzeczywiście źle urząd
swój sprawował. W iększą jeszcze swobodę nadaw ał A leksan­
der duchow ieństw u, które w yłączał od podlegania sądom
świeckim. Te ostatnie ogłaszał zaś bezpłatnym i szafarzam i
sprawiedliwości. Niemniej dotyczył ten przywilej i kmieci,
uw alniając ich od wszelkich podwód, opłat i danin, a zobo-

') Mowę powyższą podaje J u st u s D e c iu s „de familia Jagiell.“-


<wyd. z r . 1521) str. 48 i 49; oraz S t r y jk o w sk i 643—644.
23

wiązując ich tylko do naprawy dróg, mostów i budowania lub


napraw iania zamków obronnych J). Zarazem wydał A leksander
podobny ak t dla Żm udzi, gdzie również potw ierdzał dawne
jej praw a i swobody
Niedługo po wyborze A leksandra wielkim księciem li­
tew skim , zjechali się i panowie polscy na elekcyę do P io tr­
kowa (w połowie sierpnia). Bynajmniej wszakże nie przy stą­
piono do niej tak zgodnie z o statnią wolą K azim ierza, ja k to
widzieliśmy na Litwie. W praw dzie wielu oświadczyło się za
Janem O lbrachtem , jako najstarszym z pozostałych synów
K azim ierza, wychwalając zarazem jego m ęztw o, z jakiem n ie­
dawno pokonał Tatarów w dwukrotnej walce pod K opestrzy-
nem i nad rzeką Szaw raną (r. 1489); — atoli stronnictwo to
wobec innych znaczną przedstaw iało mniejszość. W ięcej już
głosów liczył A lek san d er, za którym przem aw iała raz ta oko­
liczność, iż był już na Litwie obwołanym w. księciem , drugi
ra z , a co mu najwięcej ujmowało szlach tę, że był „pokor­
niejszym i szczodrzejszym “ od Ja n a O lbrachta 3), zaczem
można było znaczne z jego wyboru rokować sobie korzyści.
Obok Ja n a O lbrachta i A leksandra m iał i najm łodszy Zygm unt
dość licznych zwolenników; szczególnie ary sto k racya, ja k T ę-
czyńscy i R afał L eszczyński, w. m arszałek k o r., podnosząc
jego cnoty i wysokie zdolności, życzyła sobie ujrzeć go k ró ­
lem. Było jeszcze i takich niem ało, co wotowali za W łady­
sław em , królem czesko - w ęgierskim ; ale W ładysław bądź iż
zrażał się ciężarem trzech k o ro n , których obowiązkom zadość
uczynić nie czuł się na s iła c h , bądź t e ż , że nie chciał w spół­
zawodniczyć z żądnym panow ania Janem O lbrachtem , którego
nadto usilnie popierała m a tk a , wyprawił zawczasu postów do
P iotrkow a, w ich liczbie swego kan clerza, Jan a von Schellen-

’) Przywilej ten nosi datę 6 sierpnia 1492; patrzD a n i ł o w i c z a


„Skarbiec dyplomatów L itw y“ N. 2044 — oraz B z y s z c z e w s k i e g o i K u c z ­
k o w s k ie g o „Kodeks dypl. pol.“ T. I , N. 194.
2) D a n i ł o w i c z „Skarbiec." N. 2046.
3) K r o m e r 658; B i e l s k i 431.
24

b e rg , zlewając swe praw a do korony polskiej na Jana Ol­


b rachta *).
Nierównie wszakże niebezpieczniejszem kandydaturze Ol­
brachta było stronnictw o, które podniosło głos za Januszem ,
księciem mazowieckim.
Mazowsze było jedynem księstw em , które już od dawien
dawna zdradzało chęć oderwania się od Polski i utw orzenia
osobnej, niezawisłej całości, a jakkolw iek za K azim ierza W iel­
kiego przeszło w stosunek lenniczy do Polski, a jego książęta
byli zm uszeni składać królom polskim h ołdy, przecież nie­
trudno się dopatrzyć, ze mimo to książęta ci często bardzo
kierow ali się w łasną polityką i tylko nader bierne wobec
swych zwierzchników zajmowali stanowisko. Szczególniej dało
się to uczuć ostatniem i laty, kiedy Kazim ierz Jagiellończyk
p rzyłączył do korony ziemię Rawską i Sohaczewską 2). P a ­
nowało wówczas na Mazowszu dwóch b raci: Ja n u sz , książę
p ło ck i, i K onrad, książę czerski. U trata wspomnionych ziem
uczyniła ich bacznym i, aby ich z czasem całego nie pozba­
wiono dziedzictwa. Z tego względu postanow ili nadal silnie
opierać się wszelakim pretensyom Jagiellonów do Mazowsza,
a co w ięcej, szukać naw et sposobności do pomszczenia się na
nich za oderwanie ziem rzeczonych.
T aką dogodną dla nich chwilą, była w łaśnie obecna
w Polsce elekcya. Jako potomkowie panującej niegdyś familii
piastow skiej, mogli snadnie upomnieć się o swe praw a do
korony polskiej i tym sposobem zakwestyonować wyniesienie
na tron jednego z Jagiellończyków. W istocie, w tym a nie
innym celu przybyli też obaj bracia do P iotrkow a, wiodąc
z sobą tysiąc przeszło rycerzy i liczne grono panów m azo­
w ieckich, między innym i Krzysztofa z Kępy, wojewodę płoc­
kiego, Ja n a z Lipy, wojewodę w izkiego, oraz kasztela-

') C a to n a „Historia rerum huugaric.“ X V II, 524; P a la c k y V,


1 , 374.
2) K ozłowski „ Dzieje Mazowsza. “ ( Warszawa 1858) str.
3 4 3 -3 5 0 .
25

nów płockiego, w arszaw skiego, w yszogrodzkiego, ciechanow­


skiego x).
Rzeczywiście, w wielce krytycznem położeniu znaleźli się
nagle Jagiellonowie. W stronnictw ie mazowieckiem widzieli
bowiem znaczną część zgrom adzonych panów polskich, a m ię­
dzy nimi najwyższego naw et dygnitarza w p aństw ie, Zbigniewa
Oleśnickiego, prym asa; a ztąd przekonyw ali się, że kredyt
ich w Polsce bynajm niej nie był tak silnym , ja k się tego n a­
leżało spodziewać. Owszem, sym ptom ata podobnej opozycyi
mogły w nich łatw o obudzić trw ogę, aby naród — przy elek­
cyjności tronu — nie zechciał pom inąć ich na korzyść obcego
księcia, zapom inając, niewdzięczny, o zasługach założyciela
ich dynastyi. A przecież nie inaczej była usposobioną zgro­
m adzona w Piotrkow ie sz ła c h ta , któ ra widocznie już przy­
znaw ała sobie nietylko prawo w ybierania panującego domu
w miejsce wygasłej fam ilii, ale co więcej prawo wybierania
osoby, i to lekceważąc w tej m ierze wszelkie dynastyczne
względy.
W takim stanie rzeczy, skoro interes Jagiellonów w isiał
tylko na w łosku, nie można było przebierać w środkach.
Czego nie zdołał przeprow adzić testam ent K azim ierza i prawo
dziedzictw a, m usiała rozstrzygnąć siła zbrojna. Mianowicie
królowa E lżb ieta, przypatrując się z Krakowa na upadającą
sprawę swych synów, a szczególnie Jan a O lbrachta, którego
nadewszystko życzyła sobie widzieć k rólem , pom yślała n aj­
przód o tym jedynym jeszcze, lubo gwałtownym środku. W ła ­
snym kosztem uzbroiła też czem prędzej 1600 żołnierzy i po­
sła ła je do Piotrkow a pod rozkazy syna F ry d ery k a, biskupa
krakow skiego, w celu poparcia kandydatury Ja n a O lbrachta.
Oczywiście, zastęp ten już co do liczby silniejszy od rycerzy
J a n u s z a , m ógł dać rękojm ię znacznego przew ażania szali na
stronę O lbrachta, a skoro nadto zasłab ł w łaśnie arcybiskup
Zbigniew i wskutek tego usunął się od elekcyi, nie trudnem

') K o z ło w s k i „Dzieje Mazowsza" 352—353; M ie c h o w ita 347;


K ro m e r 658; B ie ls k i 431.
26

ju ż b yło zw ycięztw o królew icza n ad stro n n ictw em J a n u sz a ,


pozbaw ionem n ag le swego najw ażniejszego czło n k a, a zarazem
m ę ż a , k tó ry po d czas bezk ró lew ia b y ł n ie za p rz ec zen ie głow ą
w P olsce. P o d p rezy d en cy ą F ry d e ry k a , k tó ry z a ją ł m iejsce
p ry m a s a , o k rzy k n ię to te ż w reszcie n a d niu 27 sie rp n ia J a n a
O lb rac h ta królem polskim 1). N iesp ełn a w m iesiąc po tem
(23 w rześnia) o d b y ła się w K rakow ie ko ro n acy a. K oro n o w ał
now ego k ró la Z bigniew O le ś n ic k i, k tó ry , lubo m u b y ł n ie ­
chętnym a p rzy te m sam w ielce c ie rp ią c y m , n ie m ó g ł się
p rzecież wymówić od spraw ow ania teg o u rzę d u . A systow ali
m u : P io tr M oszczyński, b isk u p kujaw ski i U riel G órka, b isk u p
p oznański. Jeszc ze w ięcej w szakże u św ie tn ia ła cały te n a k t
szanow na p o sta ć k ró lo w ej-m a tk i, E lżb iety , k tó ra ju ż drugiego
z rzę d u syna w ita ła ty tu łe m k rólew sk im -).
Tym sp o so b e m , ja k k o lw iek w śród n iem ały ch p rzeszk ó d
i niebezpieczeństw , z iśc iła się n are szc ie o s ta tn ia w ola K az i­
m ierza, a J a n O lb rac h t i A lek san d e r zasied li n a tro n a c h p o l­
skim i litew skim . L itw a w ięc i stro n n ictw o J a n a O lb rac h ta
m ogły słu szn ie w inszow ać sobie zw ycięztw a, a p obożna E lż b ie ta
z a se ła ć do B oga dziękczynne m odły za szczęśliw e ro zw iązan ie
spornej elekcyi. W szelako każd y dobry p a try o ta , um iejący so ­
b ie zdać sp raw ę z te j nowej sy tu a c y i, m u sia ł n iek o n ieczn ie
pogodnem spoglądać okiem n a te n ro z d z ia ł dwóch narodów ,
ta k długo spojonych pod b e rłe m K azim ierza je d n ą m y ślą
i je d n e m dążeniem . W obec ro k ro c zn y c h sp u sto sze ń ta ta rs k ic h
w oboc groźnej postaw y M oskwy, zaw sze zdradliw ej W ołoszy
i p rze w ro tn eg o Z a k o n u , k tó rem u znów m o g ła odróść głow a
hydry, — m u sia ł on zapew ne boleć obecnie n ad p rzy sz ło śc ią
P o lsk i i Litw y, k tó re ju ż p rze d tem czu ły aż n ad to dotkliw ie
cięż ar sw ych tru d n y c h obow iązków . N ie zdziw ilibyśm y się n a ­
w e t, gdyby z se rc a ta k ieg o o b y w ate la -p a try o ty w yrw ała się
w ów czas s k a rg a n a zm arłeg o K a z im ie rz a , k tó ry , w ierny tr a -
dycyom lite w sk im , w n ajn iek o rzy stn ie jsze j chwili w zniecał

‘) K romer 658—659; M ie c h o w it a 347; B ielsk i 431—432.


2) 348.
M ie c h o w it a
27

myśl podziałów. Szczęściem w szakże, że tym dwugłowym


królem byli tą, rażą, dwaj b racia, uczniowie jednych i tychże-
samych nauczycieli, zatem ludzie, których łączyły jedna krew
i jedna szkoła wychowania. D alekiem więc było niebezpie­
czeństwo , aby trony t e , dwa co do liczby, nie m iały stanowić
harm onii duchowej i odrębną kierow ały się polityką. Owszem
spodziewać się n a le ż a ło , że ci synowie wspólnej m atki i wspól­
nych zasad będą przedstaw iać widok duum w iratu, skrzętnie
się wspierającego nawzajem.

(K alim ach i jego rady).

Jeżeli kiedykolwiek potrzebowali królowie polscy dw oraka-


doradcy, to pew nie, przyznać należy, koniec XV wieku był ku
tem u chwilą najodpowiedniejszą. Zważywszy ówczesne socyalne
i polityczne stosunki Polski, a mianowicie m ając na względzie
coraz to znaczniejsze postępy szlachty na drodze liberalizm u
kosztem m onarchii i monarchów, którzy w niczem tem u za-
pobiedz nie um ieli, wielce zbawiennym zdaw ał się być czło­
wiek, któryby łagodnych i pobłażliwych Jagiellończyków n a­
uczył być czasem u p a rty m i, sro g im i, ab solutnym i, i któryby
im podał skuteczne środki przeciw niebezpiecznem u żywio­
łowi szlachty, w skazał, ja k ją powstrzym ać w jej szalonym
biegu, i naprawić złe, jakie zrządzała, a które p rz e cie ż, nie­
baczna, swem największem nazyw ała dobrem. W samej rzeczy
znalazł Jan O lbracht podobnego m ęża; niestety jednak nie
był nim P o lak , ale obcy przybysz, W łoch — Filip Buona-
corsi.
Pochodził on z San-G em iniano w T o sk a n ii, gdzie uro­
dził się 1437. G łośna sława Pom poniusa L a e tu sa , jako uczo­
nego w literatu rach klasycznych, pow ołała go do Rzymu, gdzie
w łaśnie ten ż e , protegowany przez papieża P iusa I I , założył
był akadem ię. Tam to wedle ówczesnego obyczaju ludzi, h o ł­
dujących oświacie sta ro ż y tn e j, p rzy b rał sobie Filip Buonacorsi
nazwisko K alim acha. W krótkim czasie, pozyskawszy sobie
względy P iusa I I , dostał się do nowo założonej redakcyi brew
28

papiezkich. U rząd swój sprawował tam jeszcze, kiedy po


śm ierci P iusa w stąpił na stolicę apostolską Paw eł II. Z nim
wszakże zupełnie inny wzięły obrót rzeczy. Paw eł II bowiem
w niczem nie był podobny swemu jenialnem u poprzednikowi.
Zaraz też począł oskarżać abbrew iatorów o rozm aite naduży­
cia i zd zierstw a, aż wreszcie zniósł zakład i ro zkazał wszyst­
kim , a w ich liczbie i K alim achow i, natychm iast Rzym opu­
ścić. W praw dzie opierał się tem u zrazu K alim ach, ale gdy
rzucono na jego towarzyszy podejrzenie, jakoby knuli spiski
przeciw papieżow i, u jrzał się wkońcu zmuszonym wyjechać
z Rzymu a wkrótce i z W łoch. O dtąd rozpoczął żywot tu ła ­
czy, szukając nowej w świecie ojczyzny. W ielka przeszłość
H ellady i O ryentu znęciła go najprzód pod nieba Grecyi, zkąd
udał się następnie do E giptu i Azyi. W reszcie po długich
podróżach zaw itał przez W ęgry do Polski. Pierw szą znajo­
m ością, ja k ą tutaj z ro b ił, był Grzegorz z Sanoka. Przez niego
wprowadzony był niebawem w inne domy, mianowicie w dom
Zbigniewa Oleśnickiego i D ersław a Ja strz ę b c a , aż w końcu
na ich przedstaw ienie d ostał się na dwór króla K azim ierza
i objął tutaj po D ługoszu obowiązki nauczyciela m łodych k ró ­
lewiczów. Zaszczytny ten urząd otw arł mu wkrótce drogę do
wyższych godności. Kazim ierz bowiem począł go z czasem
używać do rady, w tajem niczał go powoli w interesa państw a,
a szczególnie w ysełał go w ważnych nieraz spraw ach do dwo­
rów zagranicznych, ja k do T u rcy i, do cesarza F ryderyka III,
do papieża Innocentego V1H i do W enecyi J).
W ięcej jeszcze zaczął K alim ach doświadczać faworów
królew skich, gdy po K azim ierzu otrzym ał tron polski Jan
O lbracht. Szczególny ulubieniec królewicza jeszcze za jego lat
m łodocianych, sta ł on się teraz nieodstępnym jego doradcą.
Atoli jako wychowaniec Z achodu, tak różnego co do obycza­
jów od tradycyj słow iańsko-polskich, a nadto zażyły przyja­
ciel Machiawellego jeszcze z czasów pobytu swego we W łoszech,

*) Obszerniej W is z n ie w s k i „Historya literatury polskiej “ III, 443


i następne.
29

nie dziw, że Kalim ach nie pochw alał instytucyj polskich, tem
w ięcej, skoro obznajomiony z historyą rzeczypospolitych wło­
skich , m ógł przez analogię wnosić z niewczesnego liberalizm u
Polski na jej bliskie nieszczęścia. T reścią rad jego nie było
też co innego, ja k tendencye absolutystyczne, m ające na celu
wzmocnienie m onarchizm u a śm ierć przywilejom. W yprzedza­
ją c o całe dw adzieścia la t głośne dzieło Machiawellego „II
principe,“ spisał już K alim ach, ja k się zdaje, zaraz po w stą­
pieniu Jan a O lbrachta na tron (r. 1492) szereg rad dla no­
wego k ró la, które m iały m u być norm ą w jego panowaniu.
A dziwna w istocie, że kiedy E uropa już wcześnie złorzeczyła
polityce królów, hołdujących m achiaw ellizm ow i, my tym czasem
pomni naszej nieszczęśliwej historyi u p ad k u , z rozkoszą m u­
simy spoglądać na te rady K alim acha i żałować ty lk o , że
nigdy u nas Spełnionemi nie zostały. Przypatrzm y się więc
nieco bliżej, ja k ą one zam ierzały przeprow adzić reformę.
Przedew szystkiem winien był król dążyć do absolutyzm u
(„absolutum dom inium “) , wszelako z zam iaram i swemi m iał
starannie ukrywać się przed senatem , i jedynie dwóch lub
trzech wybrać sobie powierników, o którychby z pew nością
był przekonany, iż tajem nic jego nie zdradzą. Mając głównie
to wielkie zadanie na oku, winien dalej król trzym ać na
dworze gwardyę p rzy b o czn ą, starać się o powiększenie skarbu,
starostw nie rozdawać dożywociem, inne zaś urzędy obsadzać
ludźmi zasłużonymi i uczonym i, a bynajmniej nie kierować
się w tem innemi względam i; nadto urzędy te m iał ścisłej
poddawać kontroli. Szczególnie rad ził K alim ach, aby król
coraz więcej zyskiwał sobie m ieszczaństwo i takow e protego­
w ał, ubogich bronił przed bogatszym i a „plebejom “ nie za­
kazywał ubiegać się o wyższe benefieya kościelne, albowiem,
dow odził, ludzie ci będą mu posłuszniejszym i, aniżeli butna
szlachta. N astępnie winien król wszelkiemi siłam i starać się
o zaniechanie sejmów, a zatem w ładzę prawodawczą znów
przenieść na swą osobę i tym sposobem stać się jedynym
wyrokującym panem w królestwie. W tej m ierze m iał nawet
król zakazać odwoływania się do R zym u, aby przypadkiem

/
30

i ztam tąd nie paraliżow ało nic powiększenia jego władzy.


W reszcie, ażeby tern pewniej owo „absolutum dom inium u osią­
gn ąć, pozw alał Kalim ack używać królowi niekoniecznie nawet
prawych ku tem u środków. Mianowicie winien on b y ł, prze­
prow adzając wewnątrz powyższą reform ę, trzym ać zawsze uwagę
narodu skierow aną na zew nątrz, grozić bezustannie nieprzy­
jaciółm i , zwoływać rok rocznie pospolite ruszenia. W razie zaś
jakiego niezadowolenia w narodzie, m iał zyskiwać sobie tych,
którzyby m u byli potrzebnym i, nie szczędzić w tej m ierze
obietnic, na wszelkie zaś prośby i pytania dawać odpowiedzi
dwuznaczne, spiskom wszelkim kosztem zapobiegać a „excessy“
k arać surow o; szczególnie za zabójstwo znieść karę pieniężną
„głów szczyznę“, a zaprowadzić karę śm ierci ’). W ogóle na
każdym kroku winien był król poskram iać wyuzdane swobody
szlacheckie, które nie dozwalały Polsce oprzeć się nieprzyja­
cielow i, „jedno zaw sze, ja k powiada B ielski, trzym ały króla
w niewoli u szlachty, a szlachtę u nieprzyjaciela. “
Najw ażniejszą jednak — bo zapow iadającą zupełny prze­
w rót społecznych stosunków Polski — zdaje mi się rada ge­
nialnego K alim acha, aby król zniew alał szlachtę do porzuca­
nia swych posiadłości ziem skich, a do zam ieszkania natom iast
w m iastach; zkąd oczywiście m ógł chwilowo znacznie król
k o rz y sta ć , rek ru tu jąc szlachtę do arm ii stałej i nakładając na
nią regularne p o d atk i, co wszakże na przyszłość pod wzglę­
dem ekonomicznym daleko bogatsze obiecywało owoce, i kraj
wyłącznie rolniczy mogło uczynić choć w połowie przem ysło­
wym, a szlachcie przeciwstawić panujący dziś przeważnie w świę­
cie — stan m ieszczański.
W obec tych zm ian rządowych i socyalnych, jakie K ali­
mack zam yślał w Polsce przeprow adzić, nie uszły także jego
uwagi względy polityczne. A ja k ta m , tak i tu , dowiódł do-

2) W to samo uderzył niedługo potem F r y c z M o d r z e w s k i w swych


czterech rozprawach „De poena homicidii“ — wydawanych od r. 1543—1546.
Mimo to dopiero w r. 1588 otrzymała kara śmierci moc obowiązującą —
i to na Litwie w trzecim statucie lit., a w Koronie jeszcze później, bo
r. 1767/68 na sejmie warszawskim.
31

statecznie, ja k pilnie a szczerze m yślał nad przyszłą potęgą


swej drugiej ojczyzny. Mianowicie dom agał s i ę , aby Mazowsze
w całości przyłączono do Korony, a w Prusach ustanowiono
gubernatorem biskupa F ry d e ry k a ,» przezcoby Zakon krzy­
żacki łatwiejszej podlegał k o n tro li; niem niej m iał on radzić
królow i, aby osadził b ra ta Zygm unta na hospodarstw ie moł-
dawskiem , w którym to celu winien był O lbracht zmówić się
z ówczesnym hospodarem Stefanem , uczynić do W ołoch po­
spolite ru sz e n ie , wystawić szlachtę na klęskę i tym sposobem
j ą osłabić, następnie z a ś, oskarżając o to S tefana, odebrać
mu rzeczone hospodarstwo *).
Tak opiewał ów głośny kodek s, napisany przez naszego
Machiawellego dla króla Ja n a O lbrachta. Doniosłość jego
każdy sobie dopowie, kto choć w części zapoznanym je st
z dziejami Polski. W ciągu naszego opowiadania przekonam y
się , o ile Jan O lbracht szedł za tem i rad am i, a gdzie słaby
jego charakter nie m ógł wyrównać trudnem u ich zadaniu.
Ciekawa ty lk o , dla czego W iszniewski („H istorya lit. polsk.“
I I I , 455) zdaje się powątpiewać o autentyczności tychże rad
Kalim acha i skłania się do nazwania ich paszkw ilem , wyda­
nym dla ohydzenia go w narodzie. W szak tradycya silniejszą
okazuje się w takich ra z a c h , niźli dzieło pojedynczych ludzi,
a ona to w łaśnie, wychodząc z łona szlachty, rzu cała po tę­
pienia na pam ięć tego W łocha-dw oraka i w każdem nieprzy-
jaznem jej dziele Jana O lbrachta upatryw ała ukrytej ręki
Kalimachowej 2). W iadomo n ad to , że król nader często usu­
wał swego faworyta z przed oblicza zagniewanej szlachty i wy­
praw iał go pod rozinaitem i pretekstam i to do Rzym u, to do
W enecyi, powołując go znów na dwór, skoro um ysły zdawały

') Rady te przytacza w całości W i s z n i e w s k i („Historya liter,


polsk. “ I I I , 455—459) z rękopisu, jaki się znajdował w bibliotece Zału­
skich, oraz G o ł ę b i o w s k i („Dzieje Polski za panowania Jagiellonów14 III*
361—365 nota 11); B i e l s k i 434, podaje z tychże rad tylko niektóre. N ie ­
źle, lubo niezupełnie wyczerpująco, scharakteryzował Kalimachowe rady
H o f f m a n („Historya reform politycznych w dawnej Polsce44 str. 4 6 —58).
2) K r o m e r 661; M i e c h o w i t a 358.
32

się nieco uspokojonerai. W idocznie więc owo niezadowolenie


między szlachtą z jednej strony, a obawa króla z drugiej, nie
m ogły być bez słusznych powodów; owszem, byłby to tylko
jeden dowód w ięcej, iż K alimach rzeczywistym je s t autorem
rad powyższych. Z resztą choćby nawet udało się kiedyś wy­
śledzić krytykom , że słusznem je s t zdanie W iszniewskiego
a niniejsze b łę d n e m , zawsze przecież pozostanie jeszcze fakt
niezbity, bo pow tarzany przez wszystkich naszych kronikarzy,
że powyższe rady istniały rzeczywiście. A wówczas m niejsza
naw et o ich a u to ra , skoro w takim razie wypadnie nam
je poczytać niejako za głos sum ienia narodowego, k tó re, jakby
zbawczy geniusz, odzywało się w łaśnie w chwili najwięcej
decydującej swą gorzką przestrogą.

(Przymierze Jana Olbrachta z W ładysław em , królem czesko-w ęgierskim .


Sejm w Piotrkowie. Hołd w. mistrza krzyżackiego. Posłowie weneccy
i tureccy w Polsce).

Już pierw sze dzieło Ja n a O lbrachta zdradzało wielki


wpływ podszeptów K alim acha. W prawdzie sporna elekcya
w P iotrkow ie, m ogła sam a, ja k to widzieliśmy, łatwo króla
p rzekonać, czem groziła w swych następstw ach wygórowana
wolność szlachecka, a szczególnie jak niebezpieczną m ogła
się stać z czasem dla intererów dynastyi. Atoli więcej zape­
wne m usiał mu dopowiedzieć bystry K alim ach, który wolny
od u przedzeń, m ógł w tym względzie najlepszym być k ry ty ­
kiem. Nie podlega też w ątpliw ości, że on-to n atchnął Jan a
O lbrachta m yślą tajnego sprzym ierzenia się z bratem W łady­
sławem przeciw wszelkim możliwym rokoszom ze strony pod­
danych 1). W tej m ierze wyprawił król do W ęgier Dobiesława
z K urozw ęk, wojewodę lubelskiego i R afała Leszczyńskiego,
m arszałka w. k o r., z pełnom ocnictwem zawarcia rzeczonego
przym ierza. Na dniu 5 grudnia podpisały obie strony trak tat,
obowiązując się do wzajemnego popierania się tak przeciw
wspólnym nieprzyjaciołom zew nętrznym , jak niemniej przeciw

') Patrz: W isz n ie w sk i „Historya lit. pols.“ III, 459.


33

własnym poddanym, w razie, gdyby takowi okazali się kie­


dykolwiek skłonnymi do buntu *). W idocznie przym ierze to
było skierowanem przeciw stronnictw u prym asa, Zbigniewa
Oleśnickiego, który tak niechętnym okazał się Janowi O lbrach­
towi podczas elekcyi, szczególnie zaś przeciw książętom m a­
zowieckim, którzy odsądzeni od tronu, jakiego byli już tak
blisko, tern nieprzyjaźniej spoglądali na króla Jagielloń­
czyka. Wszelako prędka śm ierć (1493 r.) Zbigniewa Oleśnic­
kiego, pozbawiła króla wszelkiej z jego strony obawy, a nie­
długo potem przeszło i Mazowsze, ja k to zobaczymy, w sto­
sunek większej od niego zależności, niźli dotychczas. Godność
prym asa otrzym ał obecnie Fryderyk, dotychczasowy biskup
krakowski, poczem niebawem ozdobił go nadto papież Ale­
ksander VI kapeluszem kardynalskim .
Przepędziwszy król zimę w Krakowie, udał się z koń­
cem lutego 1493 do Piotrkow a, gdzie się właśnie m iał odbyć
sejm. Niestety, wszakże nader tylko szczupłe posiadamy o nim
wiadomości. Ustaw tego sejmu m iało być 25 i dotyczyły p rze ­
ważnie spraw cywilnych i karnych. W edle wszelkiego praw do­
podobieństwa były i one owocem rad Kalim acha 2). M ia­
nowicie zabraniały szlachcie stawać przed sądem zbrojno, pod
karą 14 grzyw ien; ktoby się zaś ośm ielił grozić w sądach
bronią, m iał zapłacić 60 grzywien, a jeźliby kogo skaleczył,
odpowiadał za to głową. Dalej orzekały, iż starostow ie mają
wyrokować tylko w czterech przestępstw ach krym inalnych, tj.
w razach podpalenia, rozboju, rabunku i gw ałtu uczynionego

') K r o m e r , 659. — Traktat teń podają: D o g i e l „Kodeks" I, 86,


oraz C a t o n a „Hist. rerum hungaric." XVII, 5 2 5 — 52 7 .
2) Można to poniekąd wnosić z wysokości przepisanych kar i z su­
rowego tonu, jakim te ustawy przemawiają. Okoliczność, że ich Ł a s k i ,
żywy świadek owych czasów, nie um ieścił w swoim „Statucie,u dowodzi­
łaby tylko, że musiały one nader rychło utracić swoją moc obowiązującą.
Pierwszy podał o nieb wiadomość L e l e w e l „Bibliograficznych ksiąg
dwoje" I, 236 i następ., odwołując się na rękopis, jaki się znajdował
w bibliotece Puławskich. W całości podaje je B a n d t k i e „ J u s polonicum"
3 2 3 -3 3 0 .
3
34

kobietom . M orderca szlachcica, winien był zapłacić karę 120


grzywien i odsiedzieć jeden rok w w ięzieniu; chcący się zaś
ratować ucieczką, bądźby to był szlachcic, bądź nie, m iał
uchodzić za „infam isa." Duchowni winni w sprawach świec­
kich odnieść się do sądów świeckich. Kmieciom niewolno
przenosić się z m iejsca na miejsce, inaczej srogiej podlegają
karze. A kta sądowe m ają być pilnie strzeżone i przechowy­
wane itd. W reszcie, przestrzegając słuchania praw, potw ierdza
król wszystkie ustawy i przywileje, wydane przez jego po­
przedników.
Po odprawionym sejmie, wyjechał Jan O lbracht z począt­
kiem wiosny do W ielkopolski. Prawdopodobnie głównym ce­
lem tej podróży było odebranie hołdu od Zakonu. P rzypatrz­
my się więc, jak takowy był dla niego wówczas usposobionym.
Tuszyli sobie zapewne Polacy, że poddanie się m iast
pruskich Koronie (r. 1454) a nadewszystko tyle korzystny po­
kój toruński (r. 14G6) były ostatecznym ciosem dla potęgi
zdradliwego Zakonu. Szybko wszakże musiano się rozczarować,
skoro już w kilka lat po owym pokoju oparł się M arcin
Truchses, ówczesny w. m istrz krzyżacki, żądaniom K azim ierza
Jagiellończyka, co do złożenia mu przysięgi wierności. N ie­
m ałą g rała rolę w tej niespodzianej opozycyi Zakonu głośna
podówczas spraw a Tungena, kandydata do biskupstw a w ar­
m ińskiego, którego K azim ierz pomimo domagania się kap i­
tu ły i gróźb papieża Paw ła II J), nie chciał uznać biskupem,
m ianując w jego m iejsce raz W incentego K iełbasę, biskupa
chełm ińskiego, drugi raz Andrzeja Oporowskiego, arckidya-
kona gnieźnieńskiego. Mianowicie um iał Tungen swej sprawie,
zrazu tylko pryw atnej, nadać wkrótce rozleglejsze znaczenie
i połączyć ją z ogólnym interesem Zakonu; co więcej, ją ł się
nawet znosić z M aciejem Korwinem, królem węgierskim, który
w łaśnie zawistnem p a trz a ł okiem na Jagiellończyków, wyprze­
dzających go w opanowaniu tronu czeskiego. Atoli mimo tę
groźną postawę Tungena i Zakonu z jednej, a zbrojenie się

') Patrz T h ein er „Monumenta Poloniae“ II, nr. 199.


35

już króla K azimierza z drugiej strony, nie przyszło wtedy do


nowej z Krzyżakami wojny. Zapowiedziany bowiem na dzień J
2 lutego 1479 r. zjazd Kazim ierza i W ładysław a z Maciejem
w Ołomuńcu i spodziewana tam że zgoda zwaśnionych królów'
czeskiego i węgierskiego — znacznie w płynęły na złagodzenie
Tungena i w. m istrza. Tungen począł nawet widocznie odtąd
pochlebiać Kazimierzowi, aż wreszcie przyrzekł mu wierność
i posłuszeństwa, zaczem otrzym ał wkońcu rzeczone biskup­
stwo. W takim stanie rzeczy nie pozostawało i Marcinowi
Truchsesowi nic innego, ja k złożyć należny królowi hołd, co j
też uskutecznił w Nowym Korczynie 9 października 1479^ 1).
Z tern wszystkiem, acz szczęśliwie rozwiązano całą sprawę,
przekonano się przecież w Polsce dostatecznie, ja k mało wiary
należało pokładać w przysięgi i trak taty , podpisywane ręką
Krzyżaków.
Mniej już m ogła się Polska obawiać nowrej zdrady z ich
strony, skoro po śmierci M arcina Truchsesa (5 stycznia 1489)
otrzym ał godność w. m istrza Jan Tiefen, dotychczasowy wielki
komtur. Sam już podeszły wiek jego pozwalał przypuszczać,
że nie będzie się w zbraniał tak, ja k jego poprzednik, w p e ł­
nieniu obowiązków względem swego suwerena. W rzeczy
samej, zaraz po objęciu swych rządów, posłuszny zaproszeniu
Kazimierza, przybył Jan Tiefen do Radomia i wykonał mu
przysięgę wierności (18 listopada 1489), przyrzekając nadto
zawsze gotową pomoc w razie niebezpieczeństwa od strony
Turków lub Tatarów -).
Nie było też powodu, aby mogło coś Kazimierzowi
w ostatnich latach jego panowania zakłócić pokój z Zakonem.
Równą uległością i przyjaźnią tch n ął Jan Tiefen ku jego sy­
nom, Janowi Olbrachtowi i Aleksandrowi, i zaraz też po ich
wyniesieniu na tron polski i wielko-książęcy litewski, wypra­
wił do nich posłów (w listopadzie 1492) upewniając ich, m ia­
nowicie Jan a Olbrachta, o swej wierności, oraz prosząc ich

') Czytaj V o i g t „Gescli. Preussens“ (Królewiec 1839) IX, 109—120.


2) Tamże, str. *174—175.
3*
36

o przychylność i przyjacielskość dla Zakonu *). Jan Olbracht,


jako nowy król, zażądał wówczas przez tychże posłów od
Tiefena złożenia powtórnego hołdu, i wyznaczył w tej mierze
term in na Boże Narodzenie. Gdy atoli takowy nie przybył na
czas oznaczony, zaprosił go więc obecnie, będąc w W ielko-
polsce, do Poznania. Uległy Jan Tiefen, wyruszył bez wahania
w podróż (z początkiem m aja 1493 r.) W Toruniu czekała
już na niego straż honorowa królewska, zkąd odprowadziła go
do Poznania. Tutaj p rzyjął go Jan O lbracht ze zwykłą P ol­
sce gościnnością, wydał dla niego okazały obiad; skoro jednak
zażądał od niego złożenia hołdu, wymawiał się zrazu w. m istrz,
tłum acząc, iż złożył go już raz zm arłem u królowi, zaczem
powtarzać przysięgę byłoby rzeczą zbyteczną. Po długich wszak­
że naleganiach ze strony króla i obecnych panów polskich,
skłonił się wreszcie Jan Tiefen do ponownego złożenia hołdu,
poczem i Jan O lbracht, jako zwierzchnik Zakonu, przyrzekł
uroczyście stawać zawsze w jego obronie przeciw wszelkim
nieprzyjaciołom 2).
W łaśnie wśród tego przybyli do Polski posłowie od
dwóch dworów zagranicznych, a nie znalazłszy króla w sto­
licy, podążyli za nim do Poznania. Byli to mianowicie posło­
wie weneccy i tureccy. Chciejmy pokrótce zważyć ówczesne
stosunki Południa i W schodu, a odgadniemy z łatwością, co
sprowadzało obecnie oba te poselstw a na dwór Olbrachta.
Wiadomo, jak szybko postępował szczęśliwy oręż potęgi
tureckiej. N iespełna w sto la t po jej założycielu, jęczały już na­
rody, niedawno jeszcze wolne i potężne, w jarzm ie tych nowych
najezdców. E uropa znów zadrżała, jak niegdyś przed naw ałą A ra­
bów i Mongołów, na wieść o klęskach chrześcijaństwa na Ko­
sowem polu i pod Nikopolis. Atoli sądząc się daleką jeszcze od
niebezpieczeństwa, nie przedsięw zięła nic, coby takowe w zu­
pełności od niej odwróciło na przyszłość. Prawda, był król jeden,
co m yślał o jej zbawieniu, ale Zachód głuchym pozostał na

‘) D a m ł o w i c z „Skarbiec." Nr. 2050. 2) Tamże, nr. 2059; V o ig t


„Gesch. Preusens" IX, 192—193.
37

jego rady. Również i pod W arną nikt z obcych królów i k siążąt


nie dzielił losu dzielnego W ładysław a. To też runęło wreszcie
miasto K onstantyna, a na gruzach jego rozsiadło się nowe
mocarstwo, straszniejsze zapewne chrześciaństw u od bezwła­
dnych Greków szyzmatyków, \ i niebezpieczniejsze, bo pełne
młodzieńczego zapału i pijane ciągłem powodzeniem. Wów­
czas dopiero przyznano -się do błędu i zaczęto szczerze my­
śleć nad jego popraw ą; ale i tu okazała się nowa trudność.
Europa bowiem w piętnastym wieku ostygła już była znacznie-
z owego religijnego zapału, jak i ją p a rł niegdyś na zdobycie
św. G robu; więc też krucyaty, na które usilnie dzwonili p a­
pieże, nie mogły dojść do skutku, a tymczasem przechodzili
już Turcy Dunaj, kołacząc do granic W ęgier i Wołoszy. Nie
brakło jeszcze sposobnej chwili, w której można było pomy­
śleć o ratunku, mianowicie podczas wojny Machomeda II z S za­
chem p e rsk im ; ale i ona przeszła bezowocnie. O dtąd nie było
już kresu dla zaborczego oręża Turków, a wobec bezsilnych
Niemiec i obojętnego Zachodu, cały ciężar tej nieszczęsnej
wojny spadł jedynie na Polskę i na jej sąsiada za K arpatam i.
One jeszcze były wyjątkowo najżarliwszym i a bezinteresownymi
obrońcami chrześciaństw a. Niedziwna zatem , że w razie ja ­
kiego niebezpieczeństwa, pospieszą do nich najprzód poselstwa
zagraniczne z prośbą o pomoc i obronę. W samej rzeczy, nie-
inaczej się stało, gdy po śm ierci M achomeda II (1481) za­
siadł na tronie sułtanów B ajazet II. W prawdzie i on pokusił
się zrazu posunąć tureckie granice nieco głębiej na północ,
i zajął, ja k to wyżej wspomniałem, Kilję i Białogród, pośre­
dnio niby klucz do Polski; wszelako wkrótce już zaw arł po­
kój z Kazimierzem, gdzieindziej natom iast kierując całą swą
uwagę. Pociski jego zm ierzały przedewszystkiem ku P o łu ­
dniowi, a mianowicie nęciła go Grecya i jej bogate porty, b ę­
dące w ręku kupczącej Wenecyi. Niedługo, a Albania i Dyr-
rachium były już w tym kierunku pierwszemi jego zdobyczami.
Znów więc głośniej odezwały się skargi na tę wrogą potęgę;
szczególniej ze strony wspomnionej rzeczypospolitej, k tó ra
cały swój byt ujrzała nagle podminowanym.'
38

W łaśnie w chwili skonu Kazim ierza, znajdował się na


dworze W ładysław a w Budzie poseł wenecki, Marek D anda-
lus, pracując skrzętnie nad koalicyą przeciw Bajazetowi. Gdy
atoli W ładysław w zbraniał się udzielić pomocy, wymawiając
się brakiem pieniędzy *), polecił senat wenecki rzeczonemu
posłowi udać się do Polski (gdzie właśnie wyniesiono na tron
Jan a Olbrachta), w nadziei, że tu będzie szczęśliwszym. Tym­
czasem równocześnie zdążał także na dwór polski poseł tu ­
recki. Pierw szy w długim panegiryku wychwalając przym ioty
Jan a O lbrachta, oraz sławiąc pam ięć jego ojca i dziada, u p ra­
szał go o wytrwanie w sojuszu i przyjaźni, jakiem i tam ci od-
dawna zaszczycali rzeczpospolitą wenecką, i zachęcał go do
podjęcia wspólnej z nią wyprawy przeciw Turkom 2). P rz e­
ciwnie drugi, niosąc bogate dary od swego pana, winszował
Olbrachtowi w stąpienia na tron, i gorąco go upom inał, aby
n iezakłócał pokoju, zawartego przez Kazim ierza, i takowy
zechciał przedłużyć. W idocznie więc życzył sobie B ajazet za­
pewnienia się ze strony Polski, aby tern bezpieczniej opero­
wać na Południu.
Łatwo sobie wyobrazić, w jak trudnej alternatyw ie zna­
lazł się niespodziewanie Jan Olbracht. W iara katolicka, w k tó ­
rej obronie zawsze w pogotowiu jego poprzednicy stawali, n a­
k ład ała nań obecnie więcej niż kiedykolwiek obowiązek sta ­
nia się jej filarem, wobec gwałtownych postępów machome-
tanizm u. Chętnie też uczyniłby on zadość tem u zaszczytnem u
powołaniu, gdyby nie wzgląd inny, że mógłby znów przez to
naród swój narazić na wojnę, której wobec innych nieprzy­
jaciół, z trudnością byłoby mu sprostać. Długo więc w ahał
się Jan O lbracht z odpowiedzią stanowczą. W idać wszakże, iż
więcej m usiał się przychylać do wojny z Turcyą, albowiem
czynił nawet potrzebne kroki ku zapewnieniu się jakiej-takiej
pomocy ze strony cesarza niemieckiego Maksymiliana. D o­
piero, skoro się przekonał, że wcale odmiennemi były dąże-

’) W a g n e r „Geschichte v. Polen.“ (Lipsk 1775) I, 360.


fi D o g ie l „Codex“ I, 435—438.
nia zakłóconych wówczas Niemiec, przeniósł neutralność i
odmówił posłowi weneckiemu swej interwencyi, przedłużając
natom iast pokój z B ajazetem na dalsze trzy lata *).

(Zjazd Jan a O lbrachta z W ładysław em w Lewoczy. Zakupno Zatora.


Pożar K rakowa. N ajazd Tatarów ).

W strętnem zapewne było Olbrachtowi, że nie mógł o


własnych siłach podążyć w pomoc rzeczypospolitej weneckiej,
i że raczej widział się zniewolonym przystać na proponowany
pokój z Turcyą. Polityka ta jego była wszakże tylko chwi­
lową, a na razie konieczną. Szczere bowiem a prawdziwe jego
zamysły tkw iły jeszcze w przyszłości. N iem ałą ich wska­
zówką był znany z swej tajem niczości zjazd Jan a O lbrachta
z W ładysławem w Lewoczy (w ziemi Spizkiej) w m arcu roku
1494. Obok O lbrachta, przybyli tam oraz dwaj jego bracia,
Zygmunt i Fryderyk, kardynał. Podejm ował Jagiellończyków
z wielką wystawnością i bogactwem palatyn węgierski, Stefan
Zapolja. Sam jednak nie był z początku obecnym, z powodu,
że Jan O lbracht czuł do niego urazę od czasu klęski swej
pod Koszycami. P rzybył dopiero, gdy W ładysław w płynął na
brata, aby się z nim pogodził. Z resztą, prócz szerokich opi­
sów turniejów i bogatych strojów, w czem z upodobaniem ry ­
walizowali z sobą panowie polscy i węgierscy 2), nie podają
nam nic więcej o tym zjeździe skąpe ówczesne zapiski, same
się nawet uskarżając, że nie zdołały podsłuchać jego tajnych
postanow ień; tern więcej natom iast możemy się domyślać.
Jeżeli niemylnem było powyższe zapatryw anie się na
stanowisko Polski i W ęgier wobec Turcyi, to bezsprzecznie
nie gdzieindziej też była skierow aną uwaga braci Jagielloń­
czyków w Lewoczy. Pozbawieni nadziei sprzym ierzenia się
z Niemcami, które, zawichrzone, same u siebie wyglądały po-

') K r o m e r 6 5 9 — 6 6 0 ; M i e c h o w i t a 3 4 8 ; B i e l s k i 4 3 2 .
2l M a jla th II, 301; P a la c k t V, 1, 414; M ie c h o w it a 348; K ro­
m e r 660.
40

rządku, i tym sposobem ograniczeni na własną tylko potęgę,


nie dziw, że debatowali tam Ja n O lbracht z W ładysławem
nad kwestyą wschodnią, pewnie dla nich wówczas najżywo­
tniejszą. Być m oże, że zarazem, ja k sądzą nasi kronikarze,
myślano tam już nad k a b a łą , mocą której dałoby się wpro­
wadzić Zygm unta na hospodarstwo mołdawskie. W szelako
głównym przedm iotem obrad, m usiała być wojna turecka, która
prędzej czy później, a nawet wówczas, gdyby tylko zacze­
piono hospodara Stefana, zdaw ała się nieuchronną, a im p ie r­
wej, tern więcej m iała szansy zwycięztwa. Niemało przem a­
wia za tern i ta okoliczność, że zjazd ten właśnie m iał m iej­
sce wkrótce po odpraw ieniu posłów weneckiego i tureckiego,
podczas gdy inne zdarzenia w niczem nie mogły zasługiwać
na tę tajem niczość, jakiej tam że z tak ą przestrzegano pilno­
ścią. Nadto wiadomo nam, że na sam ą już wieść o zjeździe
w Lewoczy, przybyło natychm iast (w czerwcu r. 1494) po­
wtórne poselstwo tureckie, i to jedynie w celu zapewnienia się
co do zawartego dopiero trzechletniego pokoju *). W idocznie
przeczuw ał B ajazet treść uchw ał lewockich i przeczuw ał ją
niemylnie, lubo ziszczenie jej m iało dopiero nastąpić w przy­
szłości.
Tym sposobem rozpoczynało się więc nader szczęśliwie
panowanie Jan a O lbrachta. Główny oponent jego podczas
elekcyi już nie ży ł; książęta mazowieccy nie śmieli rzucić
mu powtórnie rękaw icy; uległy m istrz krzyżacki złożył po
krótkim tylko oporze przysięgę w ierności; — a tej błogiej
ciszy w domu wtórował rozgłos im ienia Jagiellonów za g ra ­
nicą, zkąd przybyw ały poselstwa, współubiegając się o ich
przyjaźń. Co więcej, w podobnym składzie rzeczy, mógł król
polski już wcześnie pomyśleć o zaczepnych krokach na ze­
wnątrz, i ja k to widzieliśmy, układać już nawet w tej mierze
plany z bratem W ładysławem . W krótce do tych pomyślnych
wypadków przybył jeszcze jeden, mianowicie przyłączenie do
Korony księstw a Zatorskiego. N abył je Jan O lbracht (w lipcu

l) M i e c h o w i t a . 348; S try jk o w sk i 646; B ie l sk i 433.


41

1494) od księcia Janusza i jego żony B arbary za 80,000 zło­


tych oraz dożywotnią pensyę ‘2 00 grzywien srebra i pewnej
ilości soli l).
W szelako niedługo trw ały te piękne horoskopy na przy­
szłość. Jeszcze w tym samym roku zasępiło się niebo polskie
dymem dwóch pożarów. Jeden pochłonął większą część sto­
łecznego m iasta Krakowa, mianowicie część jego zachodnią
i północną 2); drugi, okropniejszy, zrządzili na Podolu i Wo­
łyniu — Tatarzy.
Byli to T atarzy krym scy (perekopscy), którzy zapom ­
niawszy, że niegdyś korzyli się przed wielmożnym W itoldem,
a nadto pozbawieni zwierzchnictwa Złotej Hordy, która sama
jęczała już w niewoli moskiewskiej, urośli właśnie podówczas
pod swym hanem, Mendligierejem, w potęgę, która znowu
m iała Polsce i Litwie przypomnieć czasy dawnych napadów
mongolskich. W rzeczy samej, hołdownicy, a raczej przyjaciele
Bajazeta, przytem sprzym ierzeni z Moskwą — byli Tatarzy
równie strasznym , ja k wspomnione mocarstwa, sąsiadem Pol­
ski i Litwy. Cała tajem nica złego, jakie zrządzali, leżała w ich
nagłych, niespodziewanych napadach i jeszcze szybszym od­
wrocie, który wszakże zostaw iał po sobie niezatarte ślady po­
żogi i rabunku. Było to w istocie wielkim błędem naszych
monarchów, że w czasach, kiedy jeszcze nie było Kozaczyzny,
nie pomyślano o ubezpieczeniu granic ze W schodu, i nie utwo­
rzono nic podobnego do dzisiejszych pograniczy wojskowych.
Co gorsza, napady tatarsk ie zastaw ały prawie zawsze Polskę
nieprzygotow aną; często nie wyprawiano nawet przeciw nim
odsieczy, lub wyprawiwszy, przybywała takowa zapóźno. Z tych
to powodów przekonamy się w dalszym ciągu, ja k głęboko
nieraz sięgały zagony tatarskie, i jak bezkarnie grasowały po
bezbronnym kraju.
Po kilkoletnim spokoju z ich strony, mianowicie od czasu

') Akt kupna znajduje się w „V olum ina legum .u (Petersburg 1859)
I, 1 1 1 -1 1 3 .
2) M i k c h o w i t a , 348 —349.
42

klęski, ja k ą im zadał w r. 1489 Jan O lbracht pod Kopestrzy-


nem i nad rzeką Szawraną, odnowili więc obecnie Tatarzy
znowu swoje napady, i jak wspomniano, najechali W ołyń i Po­
dole (z końcem września 1494). W prawdzie wyprawił król
natychm iast — w braku innego wojska — swoją gwardyę przy­
boczną, do której przyłączyło się trochę szlachty, wszelako
siły te były za słabe, aby pokonać daleko liczniejszego wroga
i odebrać mu zdobyte łupy. To też pod Wiśniowcem, gdzie
w łaśnie przyszło do spotkania, nietylko że nic Polacy nie
wskórali, ale, co więcej, ponieśli zupełną porażkę. Między sto­
sunkowo ogrom ną liczbą poległych, wymieniają źródła jako
znaczniejsze osoby: H enryka Kamienieckiego i D ersław a G ło­
wińskiego 1). Atoli klęska ta była tylko zapowiedzią większych
jeszcze nieszczęść, jakich wkrótce m iała Polska doświadczyć
od strony M endligiereja.

(E ów u oczesn e wypadki na L itw ie).

W spom niało się już w yżej, ja k nagle z końcem XV wieku


podniosła się Moskwa, jako nowy potentat Północy, i jak
śm iałe zakreśliła sobie plany swej zaborczej polityki. Zapo­
znaliśmy się oraz z Iwanem B azylew iczem , jej ówczesnym
w. księciem , który, silny przym ierzem z samymi nieprzyjaciółm i
Jagiellończyków, zdradzał nadto wysokie przym ioty restau rato ra
i energicznego władcy tego najm łodszego państw a w Europie.
Powiedzieliśmy n iem n iej, że po ujarzm ieniu złotej hordy Kip-
czaku i po zajęciu rzeczypospolitej nowogrodzkiej, najbliższym
jego łupem m iały być Litwa i Inflanty, na które też całą swą
skierow ał uwagę. Używał on otóż dwojakiej ku temu broni:
jedna zasadzała s ię , ja k zwykle, na pustoszeniu i zdobywaniu
pojedynczych m iast i zam ków ; druga nie przelew ała wprawdzie
k rw i, ale dopinała swego celu może skuteczniej jeszcze aniżeli
pierwsza. Była nią mianowicie w iara szyzm atycka, której Iwan
m ienił się być apostołem i obrońcą, a nastręczała mu ją nie-

') K rom er 6 6 0 ; B ie l s k i 4 3 3 .
43

wątpliwie sama L itw a, będąca w łaśnie w połowie wyznania


szyzmatyckiego. W ięc też nie trudno było Iwanowi wystąpić
z hasłem protektora szyzmy, wobec katolickiej dynastyi J a ­
giellonów, i prze« sympatyę dla swej religii jednać sobie przy­
jaciół między Litwinami. W samej rzeczy, aż nadto prędko
mógł on się przekonać, w ja k słabą stronę raził przeciwnika,
skoro już w r. 1490 złożyli mu hołd książęta siewierscy, wy­
powiadając posłuszeństw o Litwie 1).
Ale jeźli Iwan zdołał już tak system atycznie operować
przeciw Litwie za czasów K azim ierza, który w jednej osobie
był królem w Polsce i w. księciem litew skim , to niezawodnie
musiało mu być tern więcej na rę k ę , że obecnie oba te trony
dwóch osobnych reprezentow ało monarchów. Rzeczywiście, oko­
liczność ta budziła w nim tern silniejszą zachętę do działania
w raz wytkniętym kierunku. Zaraz też po elekcyi Jana O lbra­
chta i A leksandra pom yślał nad zgotowaniem wielkiej na Litwę
wyprawy. W tej m ierze nalegał nawet przez posłów (3 0 sier­
pnia 1492 r.) na M endligiereja, ażeby korzystając z tej spo­
sobnej chwili, najechał czem prędzej polskie i litewskie kraje;
podobne propozycye czynił także przez innych posłów Stefanowi,
hospodarowi mołdawskiemu. Szczęściem je d n a k , że Stefan
i Mendligierej nie usłuchali wówczas podszeptów Iw ana, bo
pewnie połączone ich siły bolesnąby zadały klęskę niebacznej
Polsce i Litwie. Mimo to , choć ograniczony na samego siebie,
odniósł wtedy Iwan i tak niem ałe korzyści. W ojska jego
bowiem, wyprawione na Litwę pod wodzą Fiedora Oboleńskiego,
zajęły M ceńsk, Lubczewsk, Chlepin i Rochaczew, uprowadzając
przytem znaczną ilość jeńców 2).
Niepocieszną zapewne musiało to być dla A leksandra
wróżbą, w chw ili, kiedy właśnie obejmował rządy wielkiego
księcia. Atoli obcy usposobieniem szałom wojennym, a może

') B y li to m ianow icie kniaziow ie W orotyń sk a, B ielew a i Odojewa;


patrz 2 5 5 — 257 ; K r o m e r 655.
K o ja ł o w ic z

2 ) D a n i ł o w i c z „Skarbiec" Nr. 2040; K a ra m zin „H istorya państwa


rossyjsk." (W arszaw a 1 8 2 6 ) V I , 2 1 8 —219.
44

zdając sobie przytem dobrze sprawę z trudów i wysileń, ja-


kichby wymagała wojna z Moskwą, dalekim był Aleksander
od chęci pomszczenia się za ostatni najazd, i całkiem inne a po­
kojowe snuł w głowie projekta. Przedsięwziął on mianowicie
starać się o rękę jednej z córek Iw a n a , przez c o , jak sądził,
mógłby zasłonić kraj przed dalszemi napadami Moskali. Być
może, jak mniema Narbutt J ), że autorem tej myśli był już
sam Kazimierz, dość wszakże na tern, że Litwa bynajmniej
wówczas nie chciała próbować niepewnego zwycięztwa, i chętnie
myślała o sprzymierzeniu się z swym niebezpiecznym sąsia­
dem. Zanim jednak przystąpił Aleksander do otwartego oświad­
czenia swoich zamiarów, postanowił pierwej uprzedzić o nich
Iwana pośrednio. W tej mierze polecił Janowi Zabrzezińskiemu,
namiestnikowi Połocka, przedstawić całą tę sprawę Jakóbowi
Zachariewiczowi, wojewodzie nowogrodzkiemu, któryby znow
zapytał pod tym względem Iwana. Wyprawiając zaś niebawem
do Moskwy Stanisława Hlebowicza, swego marszałka i Iwaszka
W ładyczkę, pisarza lit., z żądaniem zadośćuczynienia za ostatni
najazd, dał im też oraz tajne polecenie wybadania gabinetu
moskiewskiego w kwestyi zamierzonego małżeństwa 2 ). W sze­
lako tak c i , jak i tamten otrzymali odpowiedź, iż niepodobna
0 maryażu tym mówić przed zawarciem uroczystego pokoju.
Również nic nie wskórali wówczas posłowie względem zwrotu
dopieroco zabranych ziem litewskich, albowiem Iwan poczytywał
je za posiadłości od dawien dawna moskiewskie, oskarżając
jeszcze Litwinów, jako główną przyczynę powyższego napadu.
Znów z a te m , skoro poselstwo Aleksandra z niczem wra­
cało do W ilna, stała otworem droga dla zaczepnych kroków
ze strony Moskwy. Niedługo wpadli też kniaziowie worotyńscy,
Siemion i J a n , służalcy Iwana od roku 1490, zajmując Serpejsk
1 Miechowsk. Wprawdzie zdołano ich wygnać, ale wkrótce
powrócili wsparci wojskiem Iwana, które zapędzając się aż po
Smoleńsk, ogromnie kraj zniszczyło, zajęło Wiazmę i znów

') „D zieje narodu lite w sk .“ V I I I , 271.


2 ) Karamzin „H ist. państw a rossyjsk.“ V I , 220.
45

mnóstwo uprowadziło jeńców7 *). Na dom iar nieszczęścia, p o d ­


dało się wtedy Iwanowi pięciu kniaziów lite w s k ic h : worotyński,
m ezecki, wiazemski i dwróch bielewskich.
W tem sm utnem położeniu nie było dla Litwy innej
rady, ja k zbroić się do rozpaczliwej wralki. W ypa dało atoli
Aleksandrowa zapewnić się wprzód w tej m ierze koniecznie ze
strony M en d lig ie re ja; ofiarował m u też przez kniazia Iwana
Glińskiego bogaty d a r pieniężny (1 3 ,5 0 0 dukatów ), byle tylko
za p rzes tał n a p a d ać na Litw ę i zwrócił dawniejszych jeńców a).
Skoro wszakże M endligierej w zgardził p o d a r u n k ie m , i w yru­
szywszy pod Kijów , nie pierwej za p rz e s ta ł pustoszyć jego
okolic, póki dopiero wylew D n iep ru nie zm u sił go do odwrotu 3),
u jrz a ł się tern sam em znów A lek san der zniewolonym powrócić
do swych pierw otnych dążeń pokojowych.
Tym czasem dziwnie zm ieniła się postaw a Moskwy. Iwan,
ja k gdyby się u lą k ł swych w łasnych zwycięztw, ja k ie w ta k
kró tk im odniósł cz asie, a może i bacząc na t o , aby p rz y ­
padkiem nie zechciał A leksander wezwać przeciw niemu pomocy
J a n a Olbrachta, i W ł a d y s ła w a , z a p rz e s ta ł nagle napadów na
Litwę i począł coraz ła godniejszym przem aw iać językiem.
O dtąd prze sy łały sobie oba dwory n a d e r częste poselstwa.
Je d n ak ż e długo je szcze nie mogły się p o g o d z ić , albowiem Iwan
żadną m ia rą nie daw ał się nak ło nić do wydania zdobytych na
Litwie zamków, oraz ziem , z którem i poddali mu się wyżej
rzeczeni kniaziowie litewscy. Co w ię c e j, polecił on swym p o ­
słom żądać od A le k s a n d r a , aby go tenże nie ty tu ło w a ł nadal
wielkim księciem moskiewskim, ale „hosudarem (carem) wszech
Rusi" 4). Tłumaczyli mu wprawdzie A le k s a n d e r i panowie
litewscy przez p o sła F e d k a H aw ryłow icza (w lutym 1493), że
ty tu ł ten je s t za dumny i obraża w. księcia Litwy, który
w niczem nie czuje się niższym od Iwana 5). Skoro atoli

1) K aram zin „Hist. państwa rossyjsk." str. 221.


2) D a n iło w ic z „Skarbiec," Nr. 2041.
3) K a r a m z i n V I, 222 i 223.
4) D a n i ł o w i c z „Skarbiec" Nr. 2055.
5) K o j a ł o w i c z , 263; D a n i ł o w i c z „Skarbiec" Nr. 2057 i 2058.
46

przekonano s i ę , że Iwan niezłomnym je st w swoich żądaniach,


wolał takowym Aleksander raz w końcu u led z, aniżeli zawsze
pozostawać w szachu wobec wrogiego sąsiada. W samej rzeczy
wyprawił nareszcie (6 listopada 1493) do Moskwy poselstwo,
złożone z P iotra Janow icza, wojewody trockiego, i S tanisła­
wa Janow icza, starosty żm udzkiego, z stałem przedsięw zię­
ciem zaw arcia pokoju, rozkazując im w instrukcyach raz
jeszcze domagać się od Iwana zwrotu zajętych przez niego
m iast i zam ków , polecając im wszakże zarazem na wszystko
wkońcu p rzy stać, byleby tylko wytargowali pokój ^ .P o s ło w ie
stanęli w Moskwie 17 stycznia 1494. Po długim sporze, po­
słuszni swym instrukcyom , podpisali wreszcie tra k ta t, mocą
którego uznaw ała najprzód Litwa Iwana panem Nowogrodu
W ielkiego, Pskowa i Tw eru, a następnie przyznaw ała mu na
w łasność: W iazm ę, A leksin, R oslaw ł, Cieszylew, Mścisław,
T orussę, Oboleńsk, Kozielsk, Szereńsk, W orotyńsk, Perem yśl,
Bielew i Meczerę. Nadto tytułow ali go przytem posłowie carem
wszech Rusi, i p rz y rz e k ali, że pan ich pilnie tego tytułu będzie
nadal przestrzegał. Litwie za tyle ustępstw z jej strony zwracał
Iwan jedynie: L ubuck, M szczeńsk, B rańsk, Sierpejsk i kilka
pomniejszych zamków 2).
W ten sposób przyszedł więc wreszcie do skutku tyle
upragniony dla A leksandra pokój. Nie pozostawało mu już
obecnie nic w ięcej, jak postarać się tylko o jego gwarancyę.
W łaśnie m iało mu dać takową małżeństwo z córką Iwana.
Z araz też po zaprzysiężeniu i ratyfikacyi pokoju 3) (w lutym
1494 r .) przystąpiono do oświadczyn. Iw an, me mając już
powodu opierać się d łu ż e j, przedstaw ił posłom litewskim jako
przyszłą żonę A leksandra swą córkę H elenę, i sam nawet
uwiadomił go o tern osobnem poselstwem (w marcu 1494) 4)

') D a n iło w ic z „Skarbiec" Nr. 2066.


2) K o ja ło w ic z 265; S t r y j k o w s k i 645 —646; D a n iło w ic z „Skar­
biec" Nr. 2067.
3) D a n ił o w ic z Nr. 2068.
4) D a n ił o w ic z „Skarbiec" Nr. 2068.
47

Zastrzegał sobie atoli ważne tegoż m ałżeństw a warunki. Ż ądał


on m ianowicie, aby córka jego w niczem nie była żenowaną
pod względem swego w yznania, aby m iała w W ilnie swą własną
cerkiew , o ra z , a to szczególnie, aby A leksander nie ważył się
jej zniewalać do przejścia na wiarę rzym ską. Uległy A leksander
nie myślał i w tern sprzeciwiać się woli Iw ana, i przyrzekł
owszem przez posła Litaw ora Chreptow icza, m arszałka w.
litewskiego, pozostawić swej przyszłej żonie zupełną wolność
w rzeczach religii *); uczynił tylko m ałe zastrzeżenie, że
w razie, gdyby H elena z własnego popędu chciała przejść na
łono kościoła katolickiego, nie powinno to być jej wzbrania-
nem. Aliści i ta uwaga w ystarczyła, aby w Iwanie nowe wzniecić
oburzenie. Na sam ą już m yśl, że córka jego m ogłaby się
kiedyś sprzeniewierzyć religii ojcow skiej, był on zdolen zerwać
wszystkie układy. Nowa zatem pow stała zaw iłość, która odwlo­
kła tak blizkie już śluby jeszcze na pół roku. Dopiero, skoro
A leksander uroczyście zaręczy ł, że dotrzym a dosłownie wło­
żonych nań ze strony Iwana w arunków , mogło wreszcie przy­
być do Moskwy poselstwo litewskie, w celu odwiezienia Heleny
do Wilna. Posłowali wtedy (w styczniu 1495) A leksander
Juriew icz, gubernator w ileński, i Jan Z ab rzeziń sk i, nam iestnik
sm oleński; zarazem przybyło z nimi wiele panów i panien
litewskich dla konwojowania Heleny. Iw an, oddając im córkę,
jeszcze raz dawał jej p rzestro g i, ja k się ma zachowywać na
dworze litew skim ; przede wszy stkiem upom inał j ą , aby unikała
kościołów katolickich i nie dała się uwieść niczyim podszeptom,
któreby jej radziły porzucić wiarę przodków.
Z tein opuściła H elena dom rodzicielsk i, wioząc w swej
osobie nader ważny zastaw przyszłego sojuszu między Litwą
a Moskwą. Już o milę przed W ilnem w itał ją Aleksander
z świetnym orszakiem panów litew skich, poczem odwiózł ją
do swego zaniku (15 lutego 1495). Niedługo potem odbyła
się uroczystość ślubu, a dawali go książęcym małżonkom biskup

1) D a n iło w ic z „Skarbiec" Nr. 2069.


48

w ileński i T o m a sz, pop m oskiew ski a). B yłże w szakże ten


p ie rśc ie ń , co dziś niby z a p rzy ja źn ia ł L itw ę z jej wrogiem ,
rzeczyw istym sym bolem zgody i p o k o ju ? i z d o łalż e on stłu m ić
żądze Iw a n a , zapew ne w yższego ponad w zględy pokrew ieństw a,
gdy szło o ro zsz erze n ie g ran ic M oskwy k osztem L itw y ?

(Jan Olbracht w Prusach. Jego stanowisko wobec sporu biskupa warmiń­


skiego z Zakonem).

W ła śn ie kiedy obchodzono w W iln ie w esele A lek san d ra


z H e le n ą , znajd o w ał się J a n O lb rach t w P ru s a c h , dokąd b y ł
p rzy b y ł ju ż w sty czn iu 1495 roku, w celu o d eb ran ia h o łd u od
m ieszkańców . O b jeżdżał te ż głów niejsze m ia s ta , ja k T oruń,
M a lb o rg , E lb lą g , w szędzie o d b ie ra jąc p rzy się g i w ierności.
Z a m ie rz a ł ta k że u d ać się do G d a ń sk a , ale w strzy m a ła go od
tej podróży p an u jąc a tam wówczas zaraza. Z tej przyczyny
w y słał w ięc tylko M ikołaja B a jz e n a , w ojew odę m alborskiego,
z poleceniem o d eb ra n ia w jego osobie od G dańszczan h o łd u ;
sam zaś pow rócił tym czasem do T o ru n ia - ) .
K o rz y sta jąc z tej obecności J a n a O lb rac h ta w P ru sa ch
k ró le w sk ic h , rzućm y znów okiem poza ich g ran ice, i spytajm y,
co p o ra b ia ł wówczas w ielki m is trz , J a n Tiefen.
P o d eszły w ie k ie m , w ięc ostygły z w szelkich m ło d zień ­
czych z a p a łó w , nie z a k re śla ł on sobie żadnych w ojow niczych
planów , i nie m y ślał b y n a jm n ie j, jak jego poprzednicy, o buncie
przeciw sw em u zw ierzchnikow i. Z ad an iem jeg o było raczej
u trzy m an ie p o k o ju , tyle w ów czas p o trzeb n eg o Z akonow i, o sła ­
b łe m u po dłu g ich w ysileniach w ojennych. W sam ej rzeczy nie
innem i były jego chw alebne d ą ż e n ia , ja k ty lk o , aby podnieść
w k ra ju k u ltu r ę , popraw ić jego b y t, a tern sam em p rzy g o to ­
wać m u drogę do nowej św ietności i p o tęg i 3 ). Je d n ą tylko

') K o ja ł o w ic z , 266—268; D a n ił o w ic z , Nr. 2085; K a ra m z in VI,


2 2 4 -2 3 3 .
2 ) S chutz „Hist. rerum prussiae“ f o l. 398; V o ig t „Gesch. Preu-
ssens“ IX , 202.
3 ) Czyt. V o ig t IX , 233—237.
4<J

znalazł on w tej mierze p rzeszk o d ę, a która znacznie pochła­


niała jego uw ag ę, tą zaś był długoletni jego spór z biskupem
warmińskim.
Po śmierci M ikołaja Tungena (w lutym 1489 r.), który,
ja k się wyżej w spom niało, przeprosiwszy króla Kazim ierza,
otrzym ał wreszcie biskupstwo w arm ińskie, w ybrała k ap ituła
jego następcą kanonika w arm ińskiego, Ł ukasza W aisselrodta.
Wprawdzie opierał się tem u K azim ierz, podobnie ja k poprze­
dnio elekcyi T u n g en a, chcąc w miejsce Ł ukasza posadzić
swego syna, Fryderyka. Również sam wielki m istrz, Jan Tiefen
okazywał się Łukaszowi niechętnym i zakazał naw et uznawać
go w kraju biskupem. W szelako, skoro papież Innocenty VIII,
pow tarzając nagany Paw ła I I , skarcił króla za m ieszanie się
w sprawy kościelne *), zdołał wkońcu Ł ukasz utrzym ać się
przy biskupstwie. Mimo to nie zapom niał on Zakonowi, że
tenże należał do jego przeciw ników , co w ięcej, w danym razie
był on nawet gotów stoczyć z nim walny pojedynek. Rzeczy­
wiście nie długo na to czekał. Już poróżnienie się jego z m ar­
szałkiem Z akonu, Erazm em von R eisenstein, rozdrażniło prze­
ciw niemu znacznie umysły krzyżackie. Jeszcze większego
jednak stał się spraw cą oburzenia, skoro w r. 1493 obrzucił
klątw ą pewnego księdza z B arten za to , że się przed nim
nie staw ił, i skoro n ad to , zawezwany o usprawiedliwienie się
z tego k ro k u , upierał się przy swych prawach wzywania przed
siebie i sądzenia tak świeckich jak i duchownych członków
Zakonu. Nie pom agały przedstaw ienia w tej m ierze samego
nawet w. m istrza, oraz skargi całego Z akonu, który, pomny
swoich przywilejów i dotychczasowej praktyki biskupów, widział
w tern zdarzeniu istną uzurpacyę ze strony Łukasza. Biskup
żadną m iarą nie chciał się uznać winnym nadużycia. W tym
stanie rzeczy nie było innego śro d k a , jak obrać sędziów ku
rozstrzygnieniu, któ ra z obu stron m iała słuszność. Apelowano
więc w tym celu to do Rzym u, to do arcybiskupa rygskiego,
to znów do duchowieństwa polskiego i akademii krakowskiej.

‘) V o ig t, IX, 1 7 6 , n o t a 3.
4
50

Niemniej odnosił się Ja n Tiefen do króla Jana Olbrachta,


żądając od niego, w myśl pokoju toruńskiego, obrony przy­
wilejów Z akonu, przyczem wzywał do współudziału mistrzów
inflanckiego i niem ieckiego, których zarówno spraw a ta in te­
resować była winna 1).
Niepodobna wchodzić nam tutaj we wszystkie szczegóły
tego sporu. W ystarczy pow iedzieć, że obie strony siliły się
z równą zaw ziętością na pokonanie przeciw nika, że nie szczę­
dziły w tej m ierze hojnych podarunków dla swych adwokatów
w R zy m ie; że jednak Ł ukasz um iał zawsze utrzym ać się górą,
co znów wielce kłopotało i niecierpliwiło w. m istrza 2). W ięcej
natom iast obchodzi nas p ytanie, czy i o ile wchodził w tę
sprawę Ja n Olbracht.
W spom nieliśm y co dopiero, że zaraz z początku odwo­
ływ ał się Ja n Tiefen do k ró la , prosząc go, aby w ystąpił
przeciw biskupowi w obronie przywilejów Zakonu. Niemało
też obiecywał sobie od jego podróży do Prus. Tymczasem
dziwna z aiste, że Ja n O lbracht, lubo nie m iał nic do zarzu­
cenia w. mistrzowi, głuchym pozostał na jego nalegania, i raczej,
ja k są tego poszlaki, przechylał się na stronę Łukasza. Praw do­
podobnie m usiał mu się podobać sposób tłum aczenia się biskupa,
który tw ierdził, że Zakon posiadał wprawdzie przywileje, będąc
jeszcze w P alestynie i walcząc tam że z innow iercam i, że
wszakże obecnie, nie prowadząc wojen z poganam i, niepo-
winien do nich mieć tem samem p re te n sy j, skoro przyczyna
ich u sta ła ; jeźli zaś takowe przywileje pomimo tego jeszcze
istn ieją, nie powinny już obowięzywać nikogo. Jeszcze więcej
pozyskał sobie Łukasz króla podczas pobytu jego w Toruniu,
gdzie, przybywszy go odwiedzić, podawał mu gotowy już plan
do odwrócenia raz na zawsze niebezpieczeństw ze strony K rzy­
żaków. Mianowicie nam aw iał O lb ra ch ta, ażeby przeniósł Zakon
na P o d o le, gdzieby tenże odpowiedniej mógł służyć swej misyi
walczenia z niew iernym i, podczas gdy w Prusach pozostawał,

‘ ) VoibT IX , 1 9 3 -1 9 4 .
2 ) Obszerniej tamże str. 195 -2 0 0 .
51

wbrew swemu powołaniu, w bezczynności x). Co w ięcej, n a­


legał on nawet na k ró la, aby postarał się w tej m ierze czem-
prędzej o pozwolenie w Rzym ie; sam zaś zyskiwał już sobie
F ry d e ry k a , m argrabiego brandenburskiego, usiłując znów przez
niego wyrobić dla króla zezwolenie ze strony cesarza niem ie­
ckiego i kurfirsztów 2).
W istocie, podobny projekt m usiał być wielce na rękę
Olbrachtowi, albowiem nietylko obiecywra ł mu ubezpieczenie
granic państw a ze W schodu, ale co w ięcej, urzeczywistniony,
zdołałby przerw ać raz na zawsze wszelką styczność Zakonu
z Niemcam i, które nader skrzętnie zasilały go zawsze rycer­
stwem i p ieniądzm i, gdy w dzierał się w granice Litwy i Polski.
Kto w ie, czy Jan O lbracht nie poczynił nawet wtedy
potrzebnych ku tego kroków , l i o k tó ry c h , ja k może i o wielu
innych w ypadkach, zam ilkły ówczesne źródła. W ięcej wszakże
przychodzi nam żałow ać, że projekt ten nigdy nie został
zrealizow anym , bo pewnie wpłynąłby on wielce na następne
losy naszego n a ro d u , a może nakreśliłby naw et nieco odmienną
od dzisiejszej mapę Europy, na którejby Prus nie było.
Zjazd biskupa z Janem O lbrachtem w Toruniu, nie uszedł
uwagi w. m istrza; owszem, wzmocnił w nim jeszcze podejrzenie,
że król już oddaw na, lubo sk ry c ie , sprzyjał Łukaszowi. M ar­
tw ił się tern niem ało Jan Tiefen, zw łaszcza, skoro prow a­
dzony w Rzymie proces staw ał się coraz zawilszym i nie
obiecywał prędkiego rozw iązania, podczas gdy z drugiej strony
przybierał Łukasz z każdym dniem śmielszą wobec Zakonu
postawę (zak azał np. pod k arą interdyktu odprawiać nabo­
żeństwa w K reuzburgu). Z tern wszystkiem postanowił wielki
m istrz raz jeszcze udać się do Jan a O lbrachta i w ysłał do
niego ostateczne zap y tan ie, czyli zechce w myśl trak ta tu to ­
ruńskiego bronić przywilejów Zakonu, a zarazem zakazać bis­
kupowi dalszych sporów. K ró l, czyniąc zadość swym obowiąz­
kom, zażądał wprawdzie, aby obie strony staw iły się do Lublina

') D an iło w icz „Skarbiec*4 Nr. 2076; V o ig t I X , 203—205.


2) V o ig t IX , 207.
4 *
52

we wrześniu r. 1495, ale i tam wśród wzajemnych skarg nie


mogło przyjść do zgody, a skoro się pełnomocnicy w. m istrza
znów odwołali do k ró la, widocznie dał im tenże odpowiedź
dwuznaczną x).
W tern położeniu, ujrzał się więc Jan Tiefen znowu zmu­
szonym wszystkie swe nadzieje skierować na dwór papiezki
i poprzeć je nowemi daram i. Mimo to nie ztam tąd m iały przybyć
zwiastuny ukończenia sporu.

(Śmierć Janusza, księcia mazowieckiego. Sejm piotrkowski 1496 roku.


Śmierć Kalimacha).

Od czasu elekcyi, me dawali jakoś nic znać o sobie książęta


mazowieccy. Po tak odważnem wówczas wystąpieniu przeciw
Jagiellonom , tern prędzej przycichli z swemi pretensyam i,
skoro się przekonali, ja k tru d n ą była rywalizacya z nowo
panującym domem. N adto szybka śmierć najpotężniejszego ich
sprzym ierzeńca, Zbigniewa Oleśnickiego, osłabiła w wysokim
stopniu ich rachuby, że kiedyś raz jeszcze będą mogli konku­
rować o koronę polską.
W szelako, przypatrzyw szy się im bliżej, spostrzeżemy,
że niekoniecznie zgadzali się z swym losem , i że owszem,
zaw iść, k tó rą żywili przeciw Jagiellończykom już od czasów
K azim ierza, kipiała tern silniej w ich p iersi, im niepodobniej
było jej się wydostać na zew nątrz. Co gorsza, według wszel­
kiego prawdopodobieństwa, knuli oni nawet niepostrzeżenie
nową kabałę przeciw Jagiellonom , która w szakże, szczęściem,
nie przyszła do skutku. Niepodobna nam dzisiaj wykryć
w zupełności jej tajem nic, ale to pew na, że głównym w niej
czynnikiem m iała być Moskwa. W idać to z poselstw a, jakie
wyprawił K onrad, książę czerski, w r. 1493 w osobie Jan a
Podazyi, nam iestnika w arszaw skiego, do Iw ana, prosząc go
o rękę jednej z jego córek. Car nie dał mu wprawdzie odrazu
przyrzeczenia, ale wyprawił natychm iast posłów, którzyby się

1) V o ig t I X . 208 i 209.
bliżej z Konradem porozum ieli, a nadewszystko starali się
wciągnąć go w przym ierze z Moskwą przeciw Litwie *). Oto
w szystko, co w tym względzie możemy pow iedzieć; o dalszych
układach nie posiadamy żadnych wiadomości. Zdaje się jednak,
że one wkrótce m usiały się rozchwiać i to w m iarę tego, im
więcej okazywał się Iwan skłonnym do zawarcia pokoju z Ale­
ksandrem . W miejsce carównej, ożenił się K onrad w trzy lata
potem z Anną R adziw iłłów ną, córką wojewody wileńskiego.'
Jeżeli istotnie konspirowali książęta mazowieccy przeciw
królow i, to niezawodnie wielką było dla ich interesów klęską,
gdy w r. 1495 um arł starszy z nich, Ja n u sz , i to bezpotomnie.
W myśl bowiem prawa feudalnego niepodobna było bratu
odbierać spadku po bracie, zaczem posiadłości zm arłego m u­
siały przejść w ręce zwierzchnika. Tem więcej natom iast
m usiała cieszyć ta okoliczność Jan a O lbrachta, skoro go uwal­
niała od jednego z domowych nieprzyjaciół, a nadto przy łą­
czała do Korony księstwo płockie i ziemie: W arszawską, W y­
szogrodzką, Zakroczym ską, Ciechanowską, Łom żyńską i No­
wogrodzką. Udobruchany wszakże król prośbam i i obietnicami
K onrada, który bolesnem spoglądał okiem na upadającą potęgę
swego dom u, oddał mu jeszcze powyższe ziemie w dożywocie 2),
wyjąwszy księstwo płockie, które wcielono do Korony. Również
i reszta Mazowsza, t. j. ziem ia Czerska m ia ła , jako lenno
polskie, pozostać nadal w posiadaniu K onrada i jego męzkich
potomków 3). W zam ian za te nadania p rzyrzekał zaś K onrad
składać królowi h o łd , dostawiać mu posiłki na każde zawo­
łanie , nie bronić jego wojskom przejścia przez swoje księztwo,
a co najw ażniejsza, zaprzysięgał wyrzec się wszelkiej zdrady
i spisków z nieprzyjaciółm i Polski 4), którato okoliczność nie­
m ałe rzucałaby światło na poprzednie zachowanie się książąt
mazowieckich, a nas um acniała w powyższych domysłach.

') K a r a m z i n „Hist. państwa rossyjsk.“ V I, 223 —224.

2 ) K o d e x dyplom , m azowiecki Nr. 262.


3 ) Tamże Nr. 261.
4) Tamże.
54

C ała ta u g o d a, jakoteż wystawienie dotyczących aktów, miały


miejsce na sejmie piotrkow skim we wrześniu r. 1496. Uroczystą
przysięgę wierności odebrał dopiero król od K onrada w pier­
wszych dniach stycznia następnego roku w Lublinie 1).
O dtąd stosunki księcia mazowieckiego do króla wydawały
się pełne przyjaźni. W prawdzie przyszło jeszcze wkrótce potem
z powodu pewnego szlachcica mazowieckiego, Radzimińskiego,
do sporu między K onradem a Janem O lbrachtem , wrszelako
król miasto d z ia ła ć , więcej tylko K onrada stra sz y ł, a wszystkie
jego odgrażania się obracał na dworze w żarty 2). W idać
w ięc, że czuł się już całkiem z jego strony bezpiecznym.
W samej rzeczy, rola Piastów mazowieckich w historyi m iała
się już odtąd widocznie ku końcowi.
Tenżesam sejm piotrkowski (w e wrześniu 14 9 6 ), na
którym stan ęła powyższa z Konradem ugoda, był oraz świad­
kiem daleko ważniejszych jeszcze wypadków, a jeźli prawdę
mamy w yrzec, był on sam wypadkiem największej może do­
niosłości w całem panowaniu Jan a Olbrachta. Stanowi on bo­
wiem nader ważną k a rtę w historyi konstytucyjnego rozwoju
R zeczypospolitej, wzbogacając znów szlachtę nowemi przywi­
lejami.
Uchwały jego dzieliły się na dwie części. Pierwsza była
powtórzeniem i potwierdzeniem przywileju nieszawskiego z r.
1454, druga obejmowała własne Jan a O lbrachta nadania.
Przywilej nieszaw ski, o którym niesłusznie niektórzy pow ąt­
piew ają 3), liczył artykułów trzydzieści trzy. Zobowięzywał

*) K o d e x mazow. Nr. 266; K o z ł o w s k i „Dzieje Mazowsza14 356.


2 ) Ów Kadzimiński m iał się odznaczyć podczas wyprawy wołoskiej.
Niewiadomo z jakiego powodu wyzuty z swego majątku przez Konrada,
szukał sprawiedliwości u króla. Jan Olbracht, widząc słuszność po jego
stronie, żądał zadośćuczynienia od Konrada, grożąc mu w przeciwnym
razie odebraniem tych ziem , jakie oddał mu b ył w dożywocie. Konrad
oponował, czynił Olbrachtowi ostre wyrzuty, a nawet chciał go wyzwać
na pojedynek. Czyt. K o z ł o w s k i „Dzieje Mazowsza14 357. . «
3 ) Mam tu głównie na uwadze B a n d t k i e g o i ty c h , którzy idąc
za nim kwestyonują do dziś dnia jeszcze autentyczność powyższego statutu.
55

się w nich król przedewszystkiem trzymać się zawsze ustaw,


wydanych przez jego poprzedników i nigdy ich nie cofać (1);
nikogo nie więzić i nikomu nie zabierać dóbr, ktoby wprzód
nie był „jure convictus" (2); każdemu zaś szlachcicowi, któ­
ryby brał udział w pospolitem ruszeniu poza granicami Rzpltej,
zapłacić 5 grzywien i wynagrodzić mu wszelkie szkody, jakieby
wskutek tego poniósł. Postanawiał dalej, że wyjąwszy starostę
krakowskiego, żaden inny starosta nie ma piastować jednocześnie
godności wojewody lub kasztelana (3). Wakujące dygnitarstwa
winny być rozdawane tylko ludziom zasłużonym, a pochodzą­
cym z krwi szlacheckiej; nadto każdy z nich miał piastować
urząd w tej ziem i, z której ród swój wiedzie (4), wyjąwszy
tylko urzędy kanclerza, podkanclerzego i marszałka w. kor.
(5). Królowi niewolno wydzierżawiać ziem i grodów, w któ-

Tymczasem nie widzę racyonalnej przyczyny oskarżania go o fałszywość


i przypisywania mu śladem B a n d t k i e g o ( „ J u s polonicum “ str. 270 nota 1)
„artem m alam et fraudem .“ Wszak były to czasy aż nadto blizkie, aby
Ja n O lbracht nie m ógł nic o nim w iedzieć, a trudno przypuścić, aby go
p otw ierdzał, będąc przekonanym o jego podrobieniu. N adto powiada on
przecież sam : „....cum in praesenti Conventione produceretur in m edium
p rivilegium , originaliter continens constitutiones m ultas Nobis et Reipu-
blicae R egni nostri peru tiles, in Niessovia per olim genitorem nostrum
d a tu m , illu d ... confirm aturi decrevim us. . . u (V olum ina legum I 114).
Również sta tu t ów zaopatrzony je st licznemi podpisami obecnych w łaśnie
przy jego nadaniu panów p o lsk ich , a m ianowicie pieczęciami kanclerza
Ja n a Koniecpolskiego i podkanclerzego Tomasza ze Strzem pina. Ja k się zaś
z daty jego pokazuje (die sabatho proximo post festum S. E lisabethae)
w ydanym on byl w listopadzie r. 1454, niedługo po klęsce, jak ą K azi­
mierz poniósł od Krzyżaków pod Chojnicami (18 w rześnia). i po zw ołaniu ^
pospolitego ruszenia do wsi Opoki, któreto okoliczności niem niej także
wymownym są jego kom entarzem . Zresztą świadczą o jego autentyczności
najw yraźniej i słowa D ł u g o s z a (L ipsk 1712) I I , 162, aczkolwiek ogól­
nikowe: „Exercitibus terra ru m R egni Poloniae ad villam Opoki.... conve-
nientibus.... Casim irus Rex in Opoki quindecim diebus et am plius absum -
ptis... gentium R egni sui... praestolabatur adventum . Quibus ad plenum
confiuentibus, m otis castris, ad Nieschova perv en it, e t ibi omnem exer-
citum suum per pontes... per fluvium Visla tra d u c it, ju r ib u s tam en R e g n i
praedecessorum suorum p e rp riu s confirm atis et a liq u ib u s lib erta tib u s et
p ra e ro g a tivis de novo a d jec tis.u
56

rych znajdują się starostw a (6). Jedyny po d atek , jakiego się


król może dom agać, stanowią dwa grosze od łanu (7). Spory
graniczne między stołowemi dobram i królewskiemi a posia­
dłościam i poddanych rozstrzygają urzędnicy, umyślnie w tym
celu przez króla wybrani (8). Król nie ma przesądzać wyroków
sądowych (9). N astępnie określa statu t władzę sądowniczą
starostów (12), dając im prawo wyrokowania wr razach gwałtu
uczynionego kupcom , podpalenia, rozboju i gwałcenia kobiet-
W 13tym artykule zastrzega królowi prawo sądzenia procesów
w tych ziem iach, w którychby właśnie przebyw ał; w 14tym
orzeka o sądach generalnych; w 16tym przestrzega, aby
w każdej ziemi znajdowała się księga wyroków i aktów' są­
dowych. W reszcie zawiera kilka nowych rozporządzeń co do
postępowania karnego. Na szczególną wszakże uwagę zasługuje
a rty k u ł 32gi, w którym przyrzeka król żadnych nowych nie
wydawać ustaw i nie wzywać szlachty do pospolitego ruszenia
bez poprzedniego zwołania w tej m ierze sejmu 1).
Zbyteczną byłoby zastanaw iać się nad znaczeniem tego
sta tu tu ; tłum aczy on je bowiem sam aż nadto wymownie. Dość
powdedzieć, że w nim żegnała się już nazawrsze królewskość
z władzą praw odaw czą, któ ra natom iast w zupełności prze­
chodziła na sejm, resp. na szlachtę. Ztem wszystkiem przy­
stąp ił Jan O lbracht do nowych rozporządzeń, które jeszcze
obszerniejsze obiecywały szlachcie swobody. Mianowicie uwal­
niał ją król od wszelkich o p łat celnych, nadaw ał jej wyłączne
prawo propinacyi i rozszerzał wolność żeglugi aż do Gdańska,
zakazując wszelkich pod tym względem przeszkód, na jakie
się dotychczas skarżono, pod k arą „siedm nadziesta“; a pomimo
tych trzech wysokich prerogatyw', ogłosił je sz c z e , iż tylko pos-
sesyonaci mogą ubiegać się o wyższe godności kościelne, wy­
łączając od nich ludzi z gminu (,,plebejos“), którym niższe
tylko zostaw ił posady, a i pod tym względem znacznie liczbę
takowych ograniczywszy.

') Czyt. Ł a s k i „Statut“ (w y d . z r. 1506) fol. 92—96; Volum ina


legum I, 114—117.
57

Wobec tak uprzywilejowanego stanu szlacheckiego, jakże


smutnem natom iast wydawało się położenie kmieci i mieszczan.
Kmieć nie śm iał przenosić się z miejsca na m iejsce; jeźli
m iał kilku synów, mógł tylko jednego z nich wysełać do
m iasta na nau k i, innych winien był zatrzym ać przy sobie;
tożsamo obowiązywało g o , gdyby m iał tylko jedynaka; w prze­
ciwnym razie surowe czekały go kary. Bolesny to w istocie
objaw , skoro tym sposobem zabraniano się chłopu uczyć, aby
jak najdłużej pozostał niewolnikiem u szlachty, a przedewszyst-
k iem , aby jej był bezpiecznym wedle reguły „ ignoti nulla
cupido.“ A przecież, na co w łaśnie uskarżał się Jan O lbracht J),
chłop ówczesny bynajmniej nie był biednym , a naw et lubiał
zbytkować; snać więc posiadał środki do kształcenia się, by­
leby mu drogę ku tem u wskazano. Prawdopodobnie czuł on
już wcześnie ciężary swego jarzm a i często bardzo m usiał
przed swawolą szlachty szukać ratunku w ucieczce, albowiem
obecnie ostre na uciekających przepisano kary. Podobnie skrę-
powanem czuło się m ieszczaństw o, którem u zakazano nabywać
wszelkich m ajętności ziem skich, zm uszając je nadto do sprze­
daży i tych posiadłości, jakie drogą dziedzictwa przeszły na
nie po przodkach 2). Również i co się tyczy Żydów, widzimy,
że to leran cy a, jak ą się odznaczał wobec nich Kazimierz W ielki,

1) Voluviina legum 1 , 119.


2) Z tego, co się wyżej o Kalimacliu powiedziało, można się było prze­
konać, że głównym nerwem projektowanej przez niego reformy było nie co in­
nego, jak wyniesienie stanu mieszczańskiego ponad szlachtę, a nawet, o ile się
da, przetopienie takowej z czasem w mieszczaństwo. Nigdzie też z tego
względu nie stanął Jan Olbracht w większej z radami swego dworaka
sprzeczności, jak właśnie pozwalając na powyższą ustawę. Niesprawiedliwość
jej była aż nadto uderzającą, aby stan mieszczański w Polsce nie miał
prędzej lub później nowego znaleść adwokata. W rzeczy samej, zjawił on
się niebawem w osobie A n d r z e j a F r y c z a M o d r z e w s k i e g o . Przemawia on
już atoli wcale różnym od Kalimacha językiem. Podczas gdy bowiem dla
wychowańca Zachodu mieszczaństwo, to dla szlachcica polskiego miała być
właśnie szlachta tym wyniosłym szczeblem, do którego zmierzać i na który
wdzierać się winną była i reszta stanów, mianowicie mieszczaństwo. Nie
trudno dopatrzyć się tej myśli w jego broszurze, wydanej r. 1543 z powodu
58

poczynała już znacznie podówczas sła b n ą ć , skoro postanowiono


obecnie, acz tylko ogólnikowo, „aby nadane im swobody,
sprzeciwiające się prawu Bożem u, zostały zniesione.“
Obszerny ten sta tu t Jan a Olbrachta, zawiera wiele jeszcze
postanow ień, a które poczęści już dawniej wydano, jako-
to : że sądy ziem skie mają się odbywać w pojedynczych zie­
miach cztery razy do ro k u ; że starostowie nie m ają wychodzić
poza zakres swej władzy sądow niczej, określonej już statutem
nieszaw skim ; że stan duchowny w sprawach świeckich winien
się odwoływać do sądów świeckich; że szlachcie niewolno
stawać przed sądem zbrojno, pod karą 60 grzyw ien; że każdą
wyprawę wojenną winny poprzedzać sejmiki i sejmy etc. W re­
szcie następują liczne przepisy karne na pojedyncze przestępstwa.
Na osobną wzmiankę zasługuje przepis O lbrachta, mocą k tó ­
rego oznaczał stałą wartość złota. Pieniądze bowiem zm ieniały
wielce wówczas swąj cenę, na co zapewne niem ało wpływały
ciągłe potrzeby wojenne i w zrost stosunków handlowych z za­
granicą. I tak od czasów Ł o k ietka, kiedy jeden czerwony
złoty w artał 12 groszy, aż do roku 1476 powiększyła się
wartość złota w dwójnasób 1). O dtąd w zrastała jeszcze szybciej

powyższej uchwały sejmu piotrkowskiego, a powtórzonej potem w latach 1538


i 1543 p.t.: „Oratio Philaletis Peripatetici in senatulo hominum scholasticorum
de decretu conventus, quo pagi civibus adimi perm ittuntur, habita.“ Po­
słuchajmy kilku przynajmniej zdań jego: „...Cur non liceat plebeis pagos
possidere? Quia, inquiunt, non sunt nobili genere. Hoc vero quid aliud
est, quam terram solis nobilibus datam, hos solos homines e sse?... Cur
au tem , inquam , nobiles et domus et praeturas et possesiones habent in
oppidis, si oppidanis non licet pagos habere? Cur nobiles mercaturam
exercent, si mercatori non licet villam et agrum colere?... Insolentia haec
et licentia immoderata profecto non aliud huic regno, quam interitum
portendit... Dico igitur legem illam... inhumanissimam esse, ab omni ra-
tione prorsus alienam , legibus divinis et bumanis repugnantem.... Si mibi
in Senatum regni dicendum esset,... non desinerem orare atque obtestari
regem, u t moderaretur equitum consilia et a crudelitate flecteret ad hu-
manitatem et aequitatem.... suaderemque regi, u t po tiu s pagorum quo-
rum vis possesores oppidanos nobiles crearet.u
') Czyt. W i s z n i e w s k i „Pomn. hist, i lit. poi-“ (Krak 1835) 1 ,72 —93.
59

i tak stała się nareszcie niepewną,, że Jan O lbracht, zapo­


biegając mnogim nadużyciom i skargom , ujrzał się zmuszonym
postanow ić, aby w całem państwie przyjmowano i wydawano
jeden czerwony złoty za 30 groszy.
Takim był szereg uchwał tego pam iętnego sejmu w P io tr­
kowie *). Jakże jednak różnemi wydają się one od rad Kali-
macha! Z aiste, odczytując je , niepodobna nawet zdać sobie
sprawy z tego liberalizm u, jaki z nich wieje ze względu na
kastowe interesa szlachty, zważywszy, że autorem ich był król,
który właśnie o niczem innem zdawał się nie m arzyć, ja k
o rządowej reform ie w duchu podszeptów swego ulubionego
dworaka, A przecież nietylko, że jej obecnie Jan O lbracht
w niczem zadość nie uczynił, ale co gorsza, powracając do
swych pierwotnych familijnych tra d y c y j, zadawał jej oczywisty
kłam i znów pochlebne p isał szlachcie przywileje. Gdzież zatem
klucz do wytłumaczenia tej niekonsekwencyi k ró la , oskarżonego
przecież powszechnie o dążności absolutystyczne ?
Kalimach niedługo przeżył to w strętne mu dzieło Jana Ol­
brachta. Przepędziwszy ostatnie lata po największej części za g ra ­
nicą, aby w kraju nie narazić się zawistnej mu szlachcie, um arł
wkrótce po sejmie piotrkowskim — w listopadzie 1496 w K ra­
kowie. Król wyprawił mu suty pogrzeb, w czem brały u d z ia ł:
całe wyższe duchowieństwo, wszystkie zakony m iejskie oraz
licznie zgromadzona młodzież akadem icka. Najwięcej uświe­
tniała cały orszak obecność czternastu biskupów. Pochowano
go w kościele św. Trójcy u księży Dominikanów 2).

(Wyprawa na Wschód).

Kto wie, czyli powyższe przywileje piotrkow skie nie były


tylko maską, po za którą kryły się całkiem inne, a wręcz prze-

') Porów. Ł a s k i rStatut“ fol. 97 —110 W o l u m i n a legum 1 ,1 1 7 —128.


*) Testamentem, o którym wspomina bawiący wówczas w Polsce
pewien Włoch, Ottaviano di Gucio de Calvani, zapisał Kalimach Królowi
4000 zł. cz., kardynałowi Fryderykowi bibliotekę i karetę z 4 końmi,
60

ciwne zam iary Jana O lbrachta? i czyli nie miały przypad­


kiem na celu zniweczyć wszelkich podejrzeń szlachty, aby n a­
stępnie przez jakie niespodziane coup d’etat tein pewniej i
skuteczniej przygnieść wszystkie jej swobody? Lubo pozba­
wionym wszelkich danych, przychodzi nam przecież nie z je ­
dnego względu postawić sobie podobne pytania. W szak opi­
nia obwinia po dziśdzień jeszcze króla o zamach na szlachtę,
a lepiej jeszcze kom entują go rady Kalimachowe i owa ta ­
jemniczość celu, z jak ą Jan O lbracht przedsięw ziął głośną
w swem panowaniu wyprawę na Wschód. A jednak z drugiej
strony, ja k tu posądzać o podobne zamysły króla, który nie­
zawodnie szczerze myślał o wojnie z Turcyą, i jak to widzie­
liśmy wyżej, tylko zmuszony i po długiem wahaniu się przy­
stał na trzechletni z nią pokój? Gdzież więc znajdzie on
środki obronne w razie zerw ania tego pokoju, przypuszcza­
jąc, że chciał istotnie wygubić szlachtę, która przecież w yłą­
cznie w polu stanow iła stan ry cerski?
W samej rzeczy przystępujem y do faktu, pełnego za­
gadki, równie ważnej ja k trudnej, a tern zawilszej, skoro i
późniejsze wypadki ani na jedno ani na drugie, nie dają nam
najmniejszej odpowiedzi. Z tein wszystkiem dalekimi jesteśm y
od upatryw ania w wyprawie wschodniej jakichś skrytych za­
machów króla na stan szlachecki. Śmierć Kalimacha, którego
tak m ało słuchał za jego życia, tern mniej dozwalała wnosić
to obecnie — po nadaniach piotrkowskich, którem i dowiódł
król tylko, że silniejszym był wrodzony jego ch arakter od
wymowy W łocha. Z resztą zanadto bystrym i rozumnym był
Jan Olbracht, aby m iał przypuścić, że zguba kilkunastu ty ­
sięcy szlachty, może uspokoić resztę do dobrowolnego wyda­
nia swoich k a rt wolności. Należy raczej wnosić, że plany Jana
O lbrachta zm ierzały przedew szystkiem przeciw Turcyi, z którą
zawarty pokój właśnie się był ukończył, i że w tej mierze,

inne sprzęty Aleksandrowi, w. ks. l i t , akademii krakowskiej 100 zł. cz.


i tyleż na odnowienie Colegium majus czyt. W i s z n i e w s k i „Hist. litera­
tury polsk.u III, 449 —453.
61

chcąc upewnić się ze strony Mołdawy, któ ra oddawna słynęła


z swej chwiejnej polityki J), skierow ał najprzód swe kroki
przeciw Stefanowi, być może, w nadziei, że na jego miejsce
zdoła posadzić Zygmunta. Tym sposobem zam ierzona wyprawa
miałaby na celu urzeczyw istnienie obrad w Lewoczy.
Jakkolwiekbądź, rok 1497 rozpoczął się od wielkich
przygotowań. Poprzedził je zjazd Jan a O lbrachta z A leksan­
drem w Parczowie, gdzie się obaj bracia przez dwa tygodnie
tajnie naradzali 2), zapewne co do przeprow adzenia całego
planu wyprawy i co do posiłków, jakie m iała postawić Litwa.'
Już wcześnie nakazał król szlachcie stanąć pospolitem rusze­
niem w maju we Lw ow ie; i aby tern liczniej się zebrała, roz­
puścił z um ysłu pogłoskę, że Turcy w ogromnej sile zbliżają
się już ku Podolowi. Nadto zaciągnął kilka tysięcy żołnierza
płatnego, podczas gdy posłowie biegali to do K onrada, księ­
cia mazowieckiego, to do w. m istrza, to wreszcie do Stefana,
wzywając ich do w spółudziału w wojnie z Bajazetem. H asłem
jej a celem, miało być odebranie Turcyi B iałogrodu i Kilii 3).
Sam król, wyprzedzając wszystkich, udał się w towarzystwie
Zygmunta z wojskiem zaciężnem do Przem yśla, postanawiając
tam czekać na szlachtę i posiłki.
Była to rzeczywiście najważniejsza chwila w życiu Jan a
Olbrachta. Niby zapalony myślą, że dzieło jego zgotuje mu
u narodu nieśm iertelny pom nik sławy, używał on obecnie ca­
łej swej energii i wszystkich środków do jego spełnienia.
W szelkie inne względy były mu wobec tego ideału malucz-
kiemi. Nie dziw też, że na przedstaw ienia b rata kardynała,
Fryderyka, i Krzesława z Kurozwęk, biskupa kujawskiego a

‘) Politykę hospodarów mołdawskich — a względnie Stefana — do­


skonale scharakteryzował król węg., Maciej Korwin, w liście do Kazimie­
rza Jagiellończyka (r. 1488): „Die Wojewoden dieser Lander schmeicheln
abwechselnd den Tiirken, Tataren, Polen und Ungarn, ut inter tot domi­
nos perfidia eorum maneat im punita.“ Czyt. E n g e l „Gesch. v . Moldau"
(Halle 1804) str. 182.
2) S t r y j k o w s k i , 647—648.
3) M i e c h o w i t a 350; K r o m e k 662; B i e l s k i 435.
62

kanclerza w. kor., aby zaniechał zamierzonej wyprawy, uniósł


się król oburzony i zaw ołał: „Niech kardynał mszy pilnuje,
a nie kłopoci się o wojny. “ Zapewne musiano także na niego
nalegać, aby objawił rzeczywisty cel wyprawy, skoro dodał
p rz y te m : „gdybym wiedział, że koszula moja wie o moich za­
m iarach, spaliłbym j ą “ *). W idoczna więc ztąd, że Jan Ol­
b racht gotował jak ąś niespodziankę dla narodu i ta ił ją przed
szlachtą, której gadatliwość wielce mu mogła zaszkodzić.
Zboczmy wszakże na chwilę do w. m istrza i wojewody m oł­
dawskiego.
Już w sierpniu r. 1496 odezwał się po raz pierwszy król
do Jan a Tiefena z żądaniem posiłków na wojnę z Turcyą.
Atoli Jan Tiefen, ujrzawszy w tern doskonałą sposobność do
upom nienia się znowu o interwencyę króla w sporze z bisku­
pem warmińskim, odpowiedział posłom, że nie pierwej opuści
Prusy i połączy się z wojskiem polskiem, póki Jan Olbracht
nie wpłynie na pogodzenie go z b iskupem ; odpowiedź ta, jak
powiada Voigt, wielkie m iała sprawić wrażenie na królu,
mimo to, nie było znać, aby poczynił jakie kroki w celu po­
jednania obu stron zwaśnionych. Dopiero, skoro zbliżył się
czas wyprawy, uległ król, jak się zdaje, konieczności, i sp eł­
niając warunki Tiefena, skłonił biskupa do zaprzestania dal­
szych zatargów. Kzeczywiście bowiem odezwał się nagle Ł u­
kasz z propozycyą zjazdu do H eilsbergu (z początkiem roku
1497), i tam podał pierwszy w. mistrzowi dłoń zgody, przy
rzekając nie występować jąż nigdy nadal przeciw przywilejom
Zakonu 2).
Że istotnie Jan O lbracht był motorem tego zbliżenia
się stron rzeczonych, świadczy niemało okoliczność, że za­
raz po owym zjeździe w Heilsbergu, przybyło do Tiefena po-

‘) K r o m e r 662.
„Gesch. Preussens“ IX , 215 — 221. W prawdzie nie w p ły ­
2) V o i g t
n ęło to jeszcze na całk ow ite zakończenie sporu, ale osłab iło go znacznie.
Odtąd coraz len iw iej prowadzono w R zym ie proces, aż wreszcie r. 1503
p rzyszło do ostatecznej zgody.
63

wtórne poselstwo od króla, domagając się posiłków przeciw


Turkom. W Glinianach pode Lwowem, m iał w. m istrz p o łą­
czyć się z wojskiem polskiem. Niebyło powodu, aby i tą razą
Jan Tiefen odmowną dał posłom odpowiedź; z tern wszyst-
kiem niewielkie mógł on postawić posiłki. W pływały na to
ubóstwo .kraju, wyczerpany skarb i niedawno grasująca za­
raza. To też z pocztem 400 tylko ludzi zbrojnych, między
którymi było 200 jeźdźców, wyruszył Jan Tiefen w podróż
(z końcem maja 1497 r.) Odradzano mu podobno, aby sam
z powodu starości i osłabienia nie b rał w wyprawie u d z ia łu ;
atoli trudno było go powstrzymać, równie wówczas zapalo­
nego, ja k Jan Olbracht, i chcącego dzielić los swoich rycerzy.
W jeżdżającego do Lwowa, witały radosnem i okrzykami tłum y
ludu, który po raz pierwszy oglądał w tam tych stronach pię­
knie uzbrojonych rycerzy krzyżackich. Ztąd udał się Jan T ie­
fen do Halicza, gdzie m iał oczekiwać dalszych rozkazów króla.
Tymczasem wszakże zasłabł niebezpiecznie (5 sierpnia), co
zniewoliło go oddać dowództwo nad rycerstw em komturowi
Ludwikowi von Steinssheim, a samemu powrócić do Lwowa.
Tam z każdym dniem bliższy śmierci, um arł wreszcie na dniu
25 sierpnia. Jeszcze na łożu śm iertelnem nieprzestaw ał zaj­
mować się sprawami Zakonu, i pilnie korespondował z za­
stępcą swoim w Prusach, w. kom turem W ilhelmem von Eisen-
berg. Niepocieszne wieści z Inflant, znów wówczas więcej za­
grożonych ze strony Moskwy, spowodowały go nawet prosić
króla o pozwolenie powrócenia jego rycerstw u i pospieszenia
na pomoc mistrzowi inflanckiemu Plettenbergow i x). Król je ­
dnak odmówił. — Wedle przepisów Zakonu, zwłoki w. mi­
strza miały być pochowane na ziemi pruskiej. W ięc też wy­
prowadziła je poza bramy Lwowa wielka procesya z bisku­
pem na czele, poczem orszak pogrzebowy ruszył w drogę do
Królewca 2).
Śmierć Jan a Tiefena nie zdawała się sprawić na królu

') D a n i ł o w i c z„Skarbiec“ nr. 2101.


2) K r o m e b , 664; S c h u t z , fo l. 400; V o i g t , IX, 2 2 9 —232.
64

jakiegokolwiek w rażenia; w spółudział jego w wyprawie był


bowiem nadto słabym. N atom iast przedewszystkiem zajmowało
uwagę króla zachowanie się wojewody Stefana. Prawdopodobnie
od niego zależał nawet kierunek wyprawy. W yczekiwał też nie­
spokojnie Jan Olbracht, z jak ą odpowiedzią powrócą jego po­
słowie, Krzesław z Kurozwęk, biskup kujawski, i Mikołaj Pod-
lodowski, kasztelan radom ski. Ale Stefan oświadczył się ocho­
czo z daniem pomocy, zastrzegłszy sobie tylko, iż nie pier­
wej sam wystąpi, póki król nie nadciągnie wprzód pod Bia-
łogród, zapewne obawiając się zaczepiać pierwszy tak groź­
nego sąsiada, jakim była Turcya 1). Niewiadomo nam, jak
przyjął król tę odpowiedź, i czyli raczej nie życzył sobie
wręcz przeciw nej; dość na tern, że po jej odebraniu zaraz wy­
ruszono w drogę; na czele ogromnego wojska, bo 80,000
szlachty i 30,000 ciurów i wozów zm ierzał Jan O lbracht ku
Pokuciowi.
Tymczasem zm ienił nagle front wojewoda Stefan. Bądźto, —
że podróż króla ku Pokuciowi wznieciła w nim jakie podej­
rzenie, bądź też, o czem mówią nasi kronikarze, że W ęgrzyni,
którzy rywalizowali z P olską o zwierzchnictwo nad W ołoszą,
uczynili go bacznym na skryte zamysły króla polskiego, przy­
pom inając wojewodzie w tej m ierze tajem ne umowy w Lewo-
czy 2), czyli też oba względy razem, spowodowały Stefana do
wyprawienia posłów do Jana O lbrachta z zapytaniem , ażali
w ybrał się przeciw Turkom czyli przeciw W ołoszy; w pierw­
szym bowiem razie mógł obrać prostą drogę ku Kilii i Bia-
łogrodowi tj. przez Kamieniec, w drugim zaś razie, gdyby
przeciw niemu kierow ał nieprzyjacielskie kroki, ostrzegał króla
zawczasu, aby kiedyś tego nie żałował. W szelako Jan Olbracht,
m iasto odpowiedzieć, oburzony krnąbrnem zachowaniem się
wojewody, kazał wbrew prawu narodów posłów pojmać, ode­
słać ich do Lwowa i tam uw ięzić; sam zaś nie czekając na
posiłki litewskie i mazowieckie, w targnął w ziemie Stefana.

') M i e c h o w i t a , 350; K rom er, 663; B ie lsk i, 435 .


2) Tamże.
65

W tern szybkiem zdecydowaniu się króla a powyższem prze­


czuciu wojewody można poniekąd upatrywać klucza do roz­
wiązania pytania, jakiem i to były owe tajem nicze króla zam y­
sły. W ahał się zrazu Jan Olbracht, czy ma wprzód uderzyć
na Chocim, czyli też na Suczawę. W reszcie (w lipcu) podstą-
piono pod mury Suczawy, w nadziei, że m ieszkańcy gnębieni
przez surowego Stefana, poddadzą się czemprędzej. Omylono
się jednakże, znalazłszy nadspodziewanie silny opór. Pomimo
nieporównanie przew ażającej liczby wojska polskiego, niepo-
dobnem okazało się zdobycie twierdzy, nie tak może silnie
obwarowanej, ja k obronnej swem położeniem na wysokiej gó­
rze. Przytem skrzętność i czujność oblężonych tak była w iel­
ką, iż zrządzone pośród dziennej walki wyłomy w m urze n a­
praw iali w nocy i zniewalali tym sposobem Ja n a O lbrachta
codziennie na nowo rozpoczynać prace oblężnicze 1). W krótce
przybyły królowi większe jeszcze do zwalczenia trudności;
mianowicie, skoro tylko u jrzał się Stefan zaczepionym, wy­
praw ił natychm iast do B ajazeta posłów, tłum acząc mu, że Jan
O lbracht po zajęciu Mołdawy, nieom ieszka także zwrócić się
przeciw Turcyi, że zatem winno leżeć w interesie sułtana,
przysłać mu jak najprędzej pomoc 2). Z drugiej zaś strony,
aby się na każdy sposób zabezpieczyć, udał się równocześnie
do W ładysława, króla czesko - węgierskiego, usiłując znów
przez niego wpłynąć na wycofanie wojsk polskich z M ołda­
wy 3). W samej rzeczy wielce skutecznem i okazały mu się
oba poselstwa. W ładysław bowiem począł niezwłocznie łożyć
starania ku skłonieniu b ra ta do odwrotu, podczas gdy Baja-
zet czemprędzej wyprawił wojsko swe nad Dunaj, rozkazaw ­
szy jednej jego części obserwować tam że dalsze kroki Jana
Olbrachta, drugiej zaś udać się natychm iast Stefanowi w po-

') K r o m e r , 664; B i e l s k i , 435.


2) Z i n k e i s e n „Gesch. d, osmanisch. Reiches44 ( Gotha 1854), II
Theil, 507.
3) K r o m e r , 664.
5
V
66

moc 1). Niemniej T atarzy i Rumuni pospieszyli wojewodzie


z posiłkam i. O dtąd z każdym dniem pogorszało się położenie
króla. Stefan, wspomagany przez swych mnogich sprzym ierzeń­
ców, ogromnie n ęk ał podjazdami wojsko polskiej; obleganie
Suczawy przeciągało się bezowocnie, a nadto poczęła się
szlachta buntować i napierać do domu, niezadowolona, że z L i­
twy i Mazowsza nie nadchodziły posiłki; co więcej, jako za­
bobonna, w różyła sobie z każdego najmniejszego naw et nie­
fortunnego zdarzenia -) jakieś bliskie nieszczęścia i upadała
coraz więcej na odwadze i wytrwałości 3). Do tego przyłączyła
się wreszcie i ta okoliczność, że król zachorzał i z tego wzglę­
du sam już zaczął tęsknić za wygodami stolicy.
W tym stanie rzeczy nie było innej rady, ja k pomyśleć
o odwrocie. Atoli w tern w łaśnie spoczywała cała groza p a ­
m iętnej klęski Ja n a O lbrachta. Czego później doświadczyła
w racająca z pGd Moskwy arm ia Napoleona, tożsamo spotkało
obecnie polskiego króla, z tą jedynie różnicą, że śnieg i m ro­
zy Rosyi zastępow ał tutaj las bukowiński i podstęp W oło­
chów. Gdzież wszakże m alarz, któryby zdołał zręcznie naszki­
cować wszystkie szczegóły tego smutnego wypadku?
Obrano do pow rotu nieszczęsną drogę przez gęsty, dwu-
milowy las. Podobno sam nawet Stefan m iał w tej m ierze od-

') Z i n k e i s e n „Geseh. d. o s m a n . R eiches“ II, 507— 508.


2) Np. ksiądz podczas mszy upuścił hostyę; piorun zabił szlachcica
i 12 koni; koń królewski utonął itd.
3) K r o m e b 664; B i e l s k i 436. Świadczy o tern i F r y c z M o d r z e w ­
s k i (w swej rozprawie „de poena homicidii,M dedykowanej Zygmuntowi I
r. 1543), przypisując głównie poniesioną przez Olbrachta klęskę, długo­
letniem u odwyknieniu szlachty od wojny, a zniewieszczeniu jej do tego
stopnia, że zaprzestała była nawet przywdziewać puklerze, a szable prze­
rabiała na lemiesze. Oto p o w iad a:... „Ante illud bellum (quod ad Buco-
viam cum Valachis gestum est) quiete usi erant diuturna maj ores nostri,
ac luxui et voluptatibus sese dediderant; armorumque curam adeo abje-
cerant, ut et galeis ad pullos educendos abuterentur et reliqua arma in
vomeres conflarent. Itaque . . . adduxerant se . . . in discrimen m agnum ;
cedere enim coacti sunt ei hosti, qui semper patribus eorum cedere co-
gebatur."
67

radzać królowi, ale ten go nie słuchał. Wojsko, złożywszy po


większej części broń na wozy, rozpoczęło m arsz bez troski i
nie przeczuwając nic złego. W ielkopolanie postępowali n a­
przód, po nieb Ruś i M ałopolska, naostatku zaciężne wojsko
z królem. Nagle, w połowie drogi, wypadają z nienacka chłopi -
wołoscy, podcinają drzewa, zawalając niemi dalszą drogę,
gdzie zaś to nie pomaga, zapalają traw ę i tym sposobem
wstrzymują pochód wojska polskiego; w trop za nimi przy­
biega Stefan z swojem żołdactw em ; — rozpoczyna się m order­
czy bój, podobniejszy tą razą do rzezi. Długo szalała rozna-
m iętniona dzicz, a szlachta, wśród powszechnego popłochu, nie
widząc nigdzie sposobów ucieczki, ginęła złorzecząc królowi
lub wiązana przez chłopów szła w niewolę Stefana.' Nareszcie
wszakże wysuwa się naprzód przyboczna gwardya królewska,
za nią szykują się niedobitki, rozpacz dodaje im odw agi; za-
czem wojewoda i chłopstwo zostają zm uszeni ustąpić. Nie tu
atoli koniec wszystkiego. W krótce zabiegł Stefan znów k ró ­
lowo drogę pod Czerniowcami, w zbraniając przepraw y przez
Prut. W szelako na wolnem polu inną już była rozprawa. Nie
dali sobie Polacy wydrzeć tą razą zwycięztwa 1).
Znużone wojsko rozłożyło się obozem pod Czerniowcami,
by cokolwiek odpocząć po doznanych trudach i razach. U nie­
siona szlachta żądzą zemsty, pom yślała w pierwszej chwili o
rabowaniu i paleniu posiadłości wołoskich. Niebawem jednak
ogarnęła ją tem większa trwoga, skoro rozbiegła się pogło­
ska, że Stefan ponownie nadciąga z licznemi wojskami. W iel­
kopolanie chcieli już pierw si uciekać. Ledwie tylko udało się
królowi, objeżdżając obóz wraz z bratem Zygmuntem, zaże­
gnać ten hańbiący zamysł szlachty, i wytłumaczyć jej, jak
płonnem i były podobne wieści 2). Najwięcej otuchy dodał jej
oddział zaciężnych Litwinów, przybywających właśnie pod wo­
dzą Stanisław a Kiszki, starosty lidzkiego. Sam Aleksander,
pomimo poprzednich zaręczeń królowi, nie mógł się stawić,

') M i e c h o w i t a , 3 5 2 ; K r o m e r , 665—666; B ie lsk i, 4 3 6 — 437 .


2) K r o m e r , 6 6 7 ; B i e l s k i , 437 .
5*
68

będąc wstrzymanym przez panów litewskich x), lękających się


prawdopodobnie, aby przez tak otw arte zaczepienie wojewody,
sojusznika i pokrewnego Iwana, nie został znów zerwanym
tak drogo okupiony pokój z Moskwą 2). Przyczyną zaś tego
znacznego spóźnienia się posiłków litewskich mieli być rów­
nież W ołosi, którzy im przeszkadzali połączyć się z wojskiem
polskiem, i dopiero porażeni, pierzchnęli 3). Nie tak szczęśli­
wym był oddział 600 Mazowszan, których W ołosi już nieco
pierwej całkiem , ja k się zdaje, wygubili. W prawdzie napierali
się jeszcze Litwini, aby im król pozwolił pomścić jego k lę­
sk ę; atoli Jan Olbracht, sam już ostygły z zapału, zganił im
ten niewczesny zam iar, jako zbyteczny wobec całkiem prze­
granej sprawy. Z pod Czerniowic bezpiecznie już odbywał się
dalszy pochód. To też w Śniatyniu rozpuścił król szlachtę do
dom u; sam zaś udał się do Lwowa, zkąd wyleczywszy się,
powrócił wreszcie do Krakowa 4).
Tragicznie więc skończyła się wyprawa, w której zrazu
tyle zaufania pokładał Ja n Olbracht. W szystkie zabiegi i kil-
koletnie starania, szczególnie zaś arm ia tak liczna i potężna,
przed którą, zdawało się, zadrży W schód cały, strasznie tą
razą zawiodły, zw iększając tylko m iarę niedoli. W prawdzie,
podają nam kronikarze kilka imion znaczniejszych panów p o l­
skich, którzy wówczas zginęli (jakoto Mikołaj i Gabryel Tę-
czyńscy, dwaj Grotowie, H erburt, Gniewosz, Rafał Humie-
niecki), lub którzy się dostali do niewoli (Jan Tęczyński, P iotr
Pruchnicki, Stanisław Targowicki, Odrowąż 5), ale któż zdoła
policzyć wszystkich, których grzebał las bukowiński? N ieza­
wodnie cyfra poległych m usiała być wysoką. W szak długo
jeszcze potem powtarzano sobie z ust do ust za całą treść

') K o j a ł o w i c z , 271—272; S t r y j k o w s k i , 653.


2) Słusznie zauważył to A l b e r t r a n d y „Panowanie Kazimierza, Ja­
na Olbrachta i Aleksandra Jagiell.“ II, 128; i N a r b u t t „Dzieje nar. lit.“
V III, 341.
3) S t r y j k o w s k i , 653.
4) K r o m e r , 6 6 7 ; B i e l s k i , 437.
5) M i e c h o w i t a , 352; K r o m e r , 666; B i e l s k i , 4 36—437.
69

zadów Jan a O lbrachta ów w ierszyk: „za króla Olbrachta, wy­


ginęła szlachta." Cóżby on zatem znaczył, gdyby nie padł
tam wówczas kwiat rycerstw a polskiego? Tym ważnym a bo­
lesnym dniem w panowaniu Jan a O lbrachta był 26 paździer­
nika 1497 r. *).

(Niebezpieczeństwa grożące Polsce i Litwie. Sprzym ierzenie sią trze ch braci


Jagiellończyków. Odnowienie aktu Unii).

Jeżeli wielką była tak pod względem m oralnym jak i


materyalnym klęska bukowińska, to bezsprzecznie jeszcze stra ­
szniejszą okazała się ona w swych następstw ach. Nikt za­
pewne, patrzący trzeźwo na rzeczy, nie w ątpił, że ona p rę ­
dzej czy później obudzi wrogów, tak czujnych zawsze na nie­
szczęścia Polski, i zniewoli ich do pohulanki po bezbronnym
kraju. W rzeczy samej niepomyślna wyprawa Jan a O lbrachta
pokłóciła go z całym W schodem i wystawiła kraj, cieszący
się przedtem kilkoletnim pokojem, na srogie spustoszenia.
Mianowicie za spraw ą Turcyi m iały Polskę obecnie srogie do­
tknąć pociski.
Klęska, ja k ą co dopiero ponieśli Polacy, nie zadaw al-
niała w niczem jeszcze Bajazeta, który przez najechanie ziem
Stefana czuł się oraz sam pośrednio zaczepionym. W ięc też
z wiosną r. 1498 wyprawił 40,000 wojska pod wodzą Bali-
bega, nam iestnika Sylistryi, do którego przyłączył się nadto
Stefan z 6000 Wołochów i posiłkam i Tatarów. S iła ta pewnie
do 60,000 wynosząca, przeprawiwszy się przez D niestr, roz­
dzieliła się następnie na trzy oddziały, aby tern szerzej i dalej

‘) W edług M i e c h o w i t y , 352; podług S c h u t z a „hist. rer. prussiac.“


fol. 400, — 24 października. Dziwna rzecz, że Z i n k e i s e n („Gesch. d. osm.
Reiches “ II, 507) wyprawę na W schód kładzie pod r. 1496 i z tego po­
wodu wszystkie następne wypadki podaje o rok wcześniej. W idocznie je st
w błędzie, albow iem w r. 1496 we wrześniu odbyw ał się sejm w P io tr­
kowie, zaczem równocześnie nie m ogła szlachta oblegać Suczawy. N adto
H a m m e r ('„Gesch. d. osm. Reichesu I, 645) i wszyscy nasi kronikarze, za­
dają mu pod tym względem oczywisty kłam .
70

nieść zniszczenie w ziemie polskie i sąsiednie litewskie. W ten


sposób ucierpiały okropnie m iasta: Kańczuga, Dereczny, Kle-
bania, Bracław, Drohobycz, Jarosław , Przem yśl, Sambor, P rze­
worsk, Ł ań cu t; aż po W isłokę bowiem sięgnął ów zagon tu ­
recki, nigdzie nie znalazłszy jakiegokolwiek oporu. Powiększały
ten rozległy widok zniszczenia jęki i rozpacz tysięców rodzin,
którym nietylko rabowano cały dostatek, ale co więcej, wy­
dzierano z ognisk domowych synów i córki, ojców i m atki,
uprowadzając w jassy r do 100,000 jeńców 1).
Łatwo sobie wyobrazić, ja k strasznym był to cios dla
kraju, który świeżą jeszcze był okryty żałobą po stratach na
Bukowinie. Zapewne m usiał on w wysokim stopniu wpłynąć
na zubożenie znacznej liczby mieszkańców i spotęgować dro­
żyznę, k tó ra już dostatecznie dała się czuć przedtem , w cza­
sie wyprawy wschodniej 2). W prawdzie pom yślał król zaraz,
znaglony niebezpieczeństwem , o odpornych krokach i zawe­
zwał szlachtę do pospolitego ru sz e n ia ; atoli trwoga, jaka wów­
czas całą niemal ogarnęła P o lsk ę , paraliżow ała wszelkie
przedsięwzięcie, a skoro wreszcie zebrało się kilka tysięcy
szlachty pod Sandomierzem, było już poniewczasie. Sm utniej­
sza jeszcze, o czem wspom inają kroniki 3), że tażsam a szlachta,
nie chcąc powrócić z próżnem i rękam i, łu p iła okolice San­
dom ierza, jakby w nieprzyjacielskim kraju. Jedno tylko dzieło
zdołał w tenczas przeprow adzić Jan Olbracht, w celu ubezpie­
czenia się przed najezdcam i, a tern było obwarowanie stolicy.
W samej rzeczy od owej to chwili datują się rów i wał,
któ re na długo potem m iały nadawać Krakowowi charakter
obronnego m iasta, szczególnie zaś baszty i bram a św. Florya-
n a 4), stojąca podziśdzień jeszcze, jako m onum ent tego p a­
m iętnego napadu Turków.

3 5 3 ; B i e l s k i , 4 3 8 ; Z i n k e i s e n II,
') K r o m e r , 6 6 7 ; M i e c h o w i t a ,
508 ; H am m er I, 6 4 5 .
2) Skarżył się na to Jan Tiefen podczas swej podróży do Lwowa,
p. V o i g t , IX, 2 2 8 .
3) K rom er, 6 6 8 ; B e il s k t , 4 3 8 ; S t r y jk o w s k i. 665.
4) M ie c h o w it a , 3 5 3 ; K r o m er , 6 6 8 ; B ie l s k i, 4 3 8 .
71

W szelako nietylko w własnym kraju szukał Jan O lbracht


środków obrony. Opieszałość szlachty, która nadto straciła weń
ufność, spowodowała go do postarania się o sprzym ierzeńca za
granicą. Postanow ił też mianowicie udać się do cesarza nie­
mieckiego, Maksymiliana. W tym celu wyprawił już z końcem
m aja 1498 posła w osobie M ikołaja R osenberga na reichstag
do Fryburga, gdzie tenże w przemowie do M aksymiliana i p a­
nów niemieckich, przedstaw iając opłakany stan Polski, naje­
chanej przez Turków za spraw ą zdrajcy Stefana, wzywał ce­
sarza, jako głowę rzeczypospolitej chrześcijańskiej („tam ąuam
prim arium Christianae reipublicae principem “) do dania po­
mocy królestwu, które zawsze dotychczas było przedm urzem
dla reszty chrześciańskiego świata („quod sem per singulare
C hristianorum propugnaculum e x titit“ *). W prawdzie propo-
zycya ta wielce pochlebiała panom niemieckim i cesarzowi,
ale mimo to wymawiali się posłowi polskiemu, tłum acząc, że
samym Niemcom byłoby wielkim ciężarem wydać Turcyi woj­
n ę; przyrzekli jednak udać się w tej sprawie do papieża, a
nawet wyprawić posłów do wszystkich monarchów chrześci­
jańskich, aby się co do wspólnej porozum ieć wyprawy 2). N ie­
stety wszakże nigdy nie przyszło do spełnienia tych pięknych
obietnic; snać, że gorliwość Niemców tkw iła jedynie w szum­
nych frazesach.
W takiem położeniu, skoro Jan O lbracht ani w kraju
ani za granicą nie mógł znaleść rękojm i zabezpieczenia się
wobec Turcyi, pozostawała więc jedna jeszcze droga, a tą
było pogodzić się z wojewodą Stefanem a z Bajazetem przy­
wrócić dawny pokój. Rolę pośrednika m iał w tej m ierze ode­
grać W ładysław. Niewiadomo nam z jakich powodów, ale nie­
zawodnie na przedstaw ienia W ładysław a, odezwał się pierw­
szy Stefan z propozycyą tejże zgody. Za jego też prośbą
przybyło (20 lipca 1498) do Krakowa poselstwo w ęgierskie

„Rerum germanie. scriptoresu T. II, Cz. 2 . , 484—488.


') S t r u y i a s
„Annales ecclesiastici“ XI, 307 — 308; H e g e w i s c h
2) R a j n a i . p j
„Gesch. d. Regierung Kaiser Maximilian’s 1“ (Lipsk s. A.) 197 i 198.
72

z Janem Wythczem, biskupem weszprymskim, i M ikołajem


z Lindwy, m arszałkiem nadwornym węg., na czele, w celu
um ocnienia dawnego przym ierza między Polską a W ęgrami,
a przedewszystkiem zaw arcia wiecznego pokoju z Stefanem i
jego następcam i. Zarazem proponowali posłowie sojusz m ię­
dzy Janem Olbrachtem , W ładysław em i Stefanem przeciw
Turkom , w myśl którego mieli się wszyscy trzej wzajemnie
wspierać, razem prowadzić wojnę i zawierać pokój. W przy­
padku wojny obowiązali się królowie porozumieć się poprze­
dnio przez posłów, Stefan zaś winien był pilnie baczyć na
zachowanie się Turcyi i o wszelkich podejrzanych jej ruchach
natychm iast zawiadamiać dwór polski i węgierski. Do przym ie­
rza tego miano oraz zaprosić w. księcia lit., A leksandra. Jeńcy
wojenni, tak polscy jak mołdawcy, winni być zaraz po zawarciu
przym ierza obustronnie wymienieni *). Oczywiście, iż podobne
propozycye wielce były na ręk ę Janowi Olbrachtowi, zw ątpiałe-
m u po dwukrotnej k lę sc e ; podpisał też natychm iast wszystkie
p u n kta zaprojektow anego przym ierza, zaczem i panowie pol­
scy, u patrując w niem błogie dla narodu następstw a, w ysta­
wili akt, w którym zgadzali się na wszystko ,J). Ratyfikacya
tego przym ierza ze strony W ładysław a nastąpiła 1 sierpnia
w B u d z ie 3).
T rudniejszą była spraw a z sułtanem . W instrukcyach,
danych swemu posłowi do K onstantynopola, czynił W ładysław
Bajazetowi wyrzuty, iż tenże, nie szanując zawartego z nim
pokoju (w r. 1495 na lat LO), najechał Polskę, która lubo
pod berłem Ja n a O lbrachta, należy jednak prawem starszeń­
stw a do niego; nadto daw ał mu do zrozum ienia, że jeżeli W ę­
gry przystały na pokój z Turcyą, to jedynie w tej myśli, że ta ­
kowy będzie także dotyczył i Polski. Co się zaś tyczy wyprawy
k róla polskiego przeciw Stefanowi, tłum aczył, że takowa nie-
powinna być poczytaną za zaczepkę Turcyi, skoro Mołdawa

') D o g ie l „Codex dipl. regni Poloniae“ I, 8 6 - 8 9 .


*) Tamże, str. 89— 91 i 91—92.
*) Tamże, str. 92—95.
73

od najdawniejszych czasów należała zawsze do korony węgier­


skiej J), zaczem owa wyprawa może tylko obchodzić króla W ę­
gier ale nigdy Bajazeta. Z tych powodów żądał zatem W ła­
dysław, aby sułtan natychm iast uczynił zadość za spustosze­
nia zrządzone w Polsce, oraz aby na przyszłość warunki po­
koju z W ęgrami obowiązywały go zarazem odnośnie do Pol­
ski. W razie odmowy groził król Bajazetowi wojną, i to nie-
tylko z swej ale i ze strony wszystkich katolickich m onar­
chów Europy. Dla okazania zaś tern większego oburzenia ga­
binetu węgierskiego, m iał poseł natychm iast po zaniesieniu
tychże skarg Konstantynopol opuścić 2).
Mimo tę groźną postawę W ładysław a, nie odniosło jego
poselstwo żadnego skutku. Już w listopadzie tegoż samego
roku ponowili Turcy napad i to w dwa razy większej sile, bo
w 80,000, znów pustosząc okolice D niestru aż po Halicz. T ru ­
dno przesądzać, gdzieby wówczas zdołała się oprzeć ta po­
tęga ognia i miecza, gdyby nie mrozy i śniegi, które nagle
wystąpiły z nią w szranki. W istocie niespodziewany ten
sprzymierzeniec bezbronnej Polski, pom ścił ją tą razą najzu­
pełniej. Odwrót Turków rów nał się najboleśniejszej klęsce.
Cała ich droga była zasłaną trupam i, zwłaszcza skoro i S te­
fan, uderzywszy na powracających, okropną spraw ił rzeź m ię­
dzy nimi. Zaledwie 20,000 ocalonych znalazło się po tam tej
stronie Dunaju 3).
Z tern wszystkiem i ta straszna katastrofa wojsk turec­
kich nie była jeszcze dostateczną gwarancyą, że B ajazet za­
przestanie najazdów na P o lsk ę; owszem wobec środków, ja-

') Pokazuje się ztąd dokładnie, o czem już wyżej wspomniałem, jak
niejasnem było wówczas stanowisko Mołdawy wobec ościennych mocarstw,
skoro obok Polski rościły sobie nad nią i Węgry i Turcya pretensye
zwierzchnictwa.
2) Catona „hist. rerum liungaric.“ XVIII, 39—53; myli się tylko
co do daty, odnosząc poselstwo to do r. 1496, lubo sam się przyznaje, że
pod tym względem nie umie „nihil certi statuere.“
3) K r o m e k , 668 — 669; S t r y j k o w s k i , 655; B i e l s k i 438; Z i n k e i -
s k n , II, 509.
74

kiemi rozrządzał, wydała się ona bardzo tylko nieznaczną,


a m ogła go tem gorzej usposobić przeciw Polsce i do tem
energiczniejszych zniewolić kroków. W niczem zatem nie
zmniejszyło się niebezpieczeństwo. Zdawało się, że na Polskę,
tyle już razy zranioną, nadszedł czas próby; nigdy bowiem
nie czuła bardziej ciężaru swych trudnych obowiązków, i n i­
gdy jeszcze nie zagrażało jej w tym stopniu państwo P ó ł­
księżyca. Przypatrzm y się współczesnym stosunkom Litwy, a
przekonam y się, że i tam niekoniecznie pocieszne rysow ały się
na przyszłość widoki.
Słusznie wyrzekł K aram zin, że m ałżeństwa, zaw arte m ię­
dzy m onarcham i z pobudek politycznych, rzadko kiedy roko­
wały w historyi szczęście dla podwładnych im narodów. Do­
świadczyła tej prawdy aż nadto prędko Litwa. Też same bo­
wiem śluby A leksandra z H eleną, które m iały zaprzyjaźnić
Litwę z wrogą jej Moskwą, stały się nader rychło, niestety,
m otorem nowych między nimi nieporozum ień i zawiści.
Zaczęło się od obopólnych skarg i wyrzutów o niedo­
trzym ywanie zawartego pokoju. Pierwszy znalazł ku temu
przyczynę A leksander, albowiem Moskale, odwożący Helenę
do W ilna, dopuścili się w powrocie rabunku, a ci, którzy po­
zostali w jej służbie, wzniecali coraz większe między Litw i­
nami podejrzenie, jakoby byli szpiegami Iwana. Szczególnie
zaś słusznem było oburzenie A leksandra, że Stefan i Mendli-
gierej, nie szanując pokoju między Moskwą a Litwą, pom a­
gali Turkom w wyprawie 1498 pustoszyć ziemie litewskie
a naw et spalili B racław . Żaląc się więc z tych powodów przed
carem, upraszał go, aby natychm iast odwołał bawiących na
dworze wileńskim Moskali, za zrządzony rabunek dał mu sa-
tysfakcyę a na Stefana i M endligiereja w płynął, aby zaprze­
stali dalszych napaści J).
Iwan p rzyrzekł wprawdzie w odpowiedzi pogodzić wiel­
kiego księcia ze Stefanem a Tatarom zakazać nadal kroków
nieprzyjacielskich, wszelako, prócz kilku, pozostaw ił swych

') D a n i ł o w i c z „Skarbiec" nr. 2087 i nr. 2089.


75

dworzan w otoczeniu Heleny, a całkowicie zaprzeczył, jakoby


jakikolw iek rabunek m iał miejsce. Co więcej, wystąpił sam
z oskarżeniami, że A leksander nie tytułuje go carem wszech
Rusi, co jednak był przyobiecał, że namawia Helenę do od­
dalenia służby moskiewskiej, że każe jej ubierać się po pol­
sku, a nadewszystko, że jej jeszcze nie zbudował osobnej cer­
kwi. Daremnie sta ra ł się wytłumaczyć A leksander, że nie
może działać wbrew ustawom przodków, a te zakazywały w ła­
śnie budowy obcych kościołów. Iwan pozostaw ał głuchym na
podobne wymówki i sta ra ł się owszem wynaleźć jakibądź p re ­
tekst do zerw ania z Litwą. Daje się to najlepiej poznać z je ­
go dwulicowej polityki, mocą której wyprawił w r. 1498 knia­
zia Romadonowskiego do M endligiereja, namawiając go niby
do zawarcia pokoju z w. księciem litewskim, zostawiając mu
wszakże zupełną wolność działania, a w każdym razie upe­
wniając go o gotowości pom agania mu z swej strony *). Je sz­
cze bardziej powiększyła się niechęć cara ku Aleksandrowi,
gdy tenże zabronił udającem u się do Moskwy poselstwu tu ­
reckiemu przejechać przez Litwę, w obawie, żeby takowe nie
było przypadkiem wyprawione w celu szpiegowania 2). Szcze­
gólnie zaś bodło go, że A leksander zam yślał w łaśnie oddać
bratu Zygmuntowi księstwo kijowskie, podczas gdy sam, jak
się to pokazuje z jego korespondencyi z M endligierejem 3),
łakomem okiem spoglądał na Kijów, zam ierzając go w n aj­
krótszym czasie przyłączyć do Moskwy. Przytem drażniły cara
nieustające skargi w. księcia raz co do nieszanowania granic
litewskich przez Moskali, drugi raz co do zachowania się W o-
łoszy i Turków, których ciągle jeszcze omieszkiwał Iwan od­
wieść od nieprzyjaźni z Litwą 4).
Podobna niechęć i zażalenia wzajemne nie mogły rokować
długiego pokoju. W idoczna owszem z tych kroków dyploma-

‘) K a r a m z i n YI, 265.
2) K o j a ł o w i c z , 273; D a n i ł o w i c z „Skarbiec" nr. 2094 i 2096.
3) K a r a m z i n VI, 266 - 267.
4) D a n i ł o w i c z „Skarbiec" nr. 2100.
76

tycznych, że obie strony poczęły sobie coraz bardziej niedo­


wierzać, tak Aleksander, który bolał nad stra tą tylu m iast i
zamków, odstąpionych Moskwie trak tatem w r. 1494, jakoteż
i Iwan, który jedynie może pomnąc na Helenę hamował wy­
buch swego gniewu, lubo pokątnie bynajmniej nie sprzeciwiał
się napadom M endligiereja na Litwę. Bliskiem więc znowu
było niebezpieczeństwo, że wojna z Moskwą może się stać
nieuchronną, zwłaszcza, skoro Iwan zawsze bezczelny w wy­
m aganiach, zdradzał coraz większą skłonność do zaczepki.
Niebezpieczeństwo to było o tyle groźniejszem, o ile, ja k tego
dowodził spalony Bracław, napady tureckie, wymierzone niby
przeciw samej Polsce, bynajmniej także nie uwzględniały g ra­
nic Litwy, zaczem i jej zarówno zagrażały.
W rzeczy samej do nader sm utnych rezultatów zmie­
rzały wypadki w Polsce i na Litwie. Wobec niepewnego po­
koju z Moskwą a zawsze skorego do napadów M endligiereja,
straszn ą wydała im się Turcya, k tó ra nagle zawisła nad niemi
jako miecz Damoklesa. Było to poraź pierwszy, kiedy po
ujarzm ieniu Słowian południowych przyszło Słowiańszczyznie
północnej postawić sobie pytan ie: być albo niebyć.
W takich wszakże chwilach, jak tego dzieje dają nieraz
przykłady, zwykł się zawsze duch narodów tem rączej rwać
do dzieła i zadając kłam nieszczęściom, które go chwilowo
przygniotły, szuka tem skwapliwiej środków, z pomocą k tó ­
rych m ógłby napraw ić dawne błędy i wyjść jeszcze boha-
tyrem .
Nie inny w istocie przedstaw iały obecnie widok Polska
i Litwa. Doświadczywszy sm utnych kolei, pod presyą zewsząd
grożących niebezpieczeństw, przekonyw ały się mianowicie oba
narody, ja k trudno będzie im sprostać w walce z wrogami,
jeżeli interes ich nie stanie się wspólnym, a głowa, któraby
im obom przewodniczyła, nie będzie jedną. Przyznaw ały zatem
nareszcie, ja k nierozsądnym był ich krok podczas elekcyi, ja k
błędnym testam ent Kazim ierza, i szczerze poczęły myśleć nad
ich napraw ą. Tym sposobem pracę ubezpieczenia się przed
77

nieprzyjaciółm i m iało rozpocząć dzieło odnowienia unii Litwy


z Polską.
W yprzedził jeszcze takow ą osobisty sojusz między braćm i
Jagiellończykam i. Obok Jan a O lbrachta i A leksandra uczuł
się również i W ładysław nagle zaszachowanym od strony Tur-
cyi. W idzieliśmy wyżej, jak bezowocnem było jego poselstwo
do Konstantynopola, skoro B ajazet odpowiedział na nie po­
wtórnym napadem na Polskę. Słusznie też mógł w tern upa­
trywać W ładysław zerwanie pokoju między wielką P o rtą a
W ęgrami, i obawiać się, aby Bajazet, podobnie ja k ignorował
jego skargi, nie zechciał przekroczyć granic jego państwa.
Pomimo więc, że przym ierze między Polską, W ęgram i a Wo-
łoszą istniało już od lipca r. 1498, chodziło jeszcze W ła­
dysławowi, aby je potwierdzić i nanowo upewnić, a oraz wcią­
gnąć w nie A leksandra. W tym celu wyprawił 8 grudnia 1498
poselstwo do Krakowa, złożone z Dominika, biskupa wara-
dyńskiego, i B altazara Bathiana, starosty bośniackiego, zap ra­
szając Jana O lbrachta i A leksandra do zgody („Concordia,
rnutua intelligentiaK) i unii braterskiej („fratern a unio“), przy-
czem proponował, aby do takowej przypuszczono także Ste­
fana 1). Jan O lbracht podpisał to nowe przym ierze na dniu
19 kwietnia 1499, przyrzekając zachować wieczną przyjaźń i
zgodę z W ładysław em i popierać go wraz z A leksandrem
w razie wojny z Turcyą. Tegoż samego żądał wzajemnie od
W ęgier. Co do Stefana przyobiecał utrzymywać z nim pokój,
byleby tylko wojewoda zawsze szedł ręk a w ręk ę z nim i
W ładysławem a). Na te oświadczenia króla polskiego — wy-,
stawili posłowie węgierscy podobny ak t ze strony W ładysław a
i podpisali takowy w jego imieniu 3); wkrótce potem zaprzy­
sięgli to przym ierze panowie węgierscy w Budzie 4). Tejże
samej treści wystawiono ak t dla wojewody Stefana, przyczem

‘) D o g i e l „Codex" I, 95—96.
2) Tamże, 96—99.
3) Tamże, 9 9 -1 0 3 .
4) Tamże, 1 0 3 -1 0 4 .
78

pieczęciami i podpisam i zobowiązali się panowie polscy do­


trzym ać wiernie wszystkich jego punktów. Aby zaś uniknąć
z nim wszelkich nadal zatargów , postanowiono sędziami
w sprawach między poddanymi polskimi a mołdawskimi sta ­
rostów kam ienieckiego, okocimskiego i czernichowskiego *).
Niedługo po tern uroczystem zaręczeniu wzajemnego wspie­
ran ia się trzech panujących Jagiellończyków , przystąpiono do
pow tórzenia dawnych ślubów między Polską a Litwą. N iestety
jednak nie znaną nam historya sejmu piotrkowskiego r. 1499
(w lutym ), na którym pierwsze ku tem u uczyniono kroki.
Tyle tylko pew na, że już 10 m aja zatw ierdził Jan O lbracht
unię zaw artą m iędzy panam i polskimi a litewskimi 2). F o r­
m alny zaś ak t takowej wystawili dopiero panowie litewscy na
sejmie wileńskim 24 lipca 1499 r., zatw ierdzając w całej pełni
unię horodelską z r. 1413, w którejto mianowicie zaprzy-
sięgały sobie Litwa i Polska wzajem się w spierać, wojen na
w łasną ręk ę nie p rzed sięb rać, a przedewszystkiem nie obierać
wielkiego księcia i króla polskiego bez poprzedniego porozu­
m ienia się obu narodów. W e wszystkiem bowiem m iała pano­
wać „unanim is identitas et voluntas.“ O pierając się na tej
umowie swych przodków , przyrzekali więc obecnie panowie
litewscy przystąpić po śm ierci A leksandra do elekcyi wielkiego
księcia tylko za w spółudziałem panów polskich, ja k również
i Polacy, obierając sobie nowego k ró la, winni byli udać się
w tej m ierze po radę do Litwy 3).
Ten szereg przym ierzy zakończył nareszcie sojusz, jak i
zaw arł A leksander z S zach -A ch m etem , hanem zam ierającej
już hordy złotej. S kłaniała go niezawodnie ku tem u obawa
blizkiej wojny z M oskwą, a przedewszystkiem zawsze mu nie­
przyjazna postaw a M endligiereja, którego uwagę chciał tym
sposobem od Litwy odwrócić. N iem ało, zdaje się , przem a-

') D o g ie l „Codex" I, 603—606; K bom eb 669; M ie c h o w ita 353;


B ie ls k i 438.
2) D a n i ł o w i c z „Skarbiec“ nr. 2109.
3) Volumina legum I 129 i 130; D a n i ł o w i c z „Skarbiec" Nr. 2111.
79

wiała zatem i ta okoliczność, że ojciec Szach-Ackmeta, Achmet,


zawsze szczerą odznaczał się wobec K azim ierza p rzyjaźnią,
tern łatwiej zatem było takową odnowić synom.
Spoglądając dziś na w ypadki, jakie dopiero co przesunęły
nam się przed oczym a, przychodzimy mimowolnie do wniosku,
że dalsze rezultaty klęski bukowińskiej i groźnych napadów
tureckich nie były bynajmniej bez korzyści’. Któż wie bowiem,
czyli to nie w tej bolesnej szkole doświadczenia ważyły się
właśnie przyszłe losy Litwy i P o lsk i, i czyliby bez niej nie
zapomniano na przysięgi w H orodle, uniem ożebniając tym
sposobem na zawsze dzieło, do którego ostatecznie przyłożył
później ręk ę Zygmunt August? W istocie mając podobne na
uwadze względy, przychodzi nam niejako cieszyć się z owych
nieszczęść, skoro one nie dopuściły, aby kiedyś roztargano
pierścień Jadwigi i Jagiełły. Nadto stały się one, jak to wi­
dzieliśmy, m atką potrójnego przym ierza między W ładysławem,
Janem Olbrachtem i A leksandrem , oraz zaprzyjaźniły Polskę
i Litwę z W ołoszą i Szach-A chm etem .

(Projekt k ru c ja ty przeciw Turcyi. N apady Tatarów . Pięcioletnie zawieszenie


broni z Bajazetem . Sejm piotrkow ski r. 1501).

W ten sposób, jednocząc s ię , gotowały się Polska,


Litwa i Węgry do pojedynku z m ahom etanizm em , a czyniły
to niejako w interesie całego świata chrześciańskiego, który
sobą zasłaniały, jakkolwiek wśród tych przygotowań nie odezwał
się Rzym ani z jednem słowem rady lub zachęty. Ale dziwnie
tymczasem zmieniła swą politykę Turcya. Zaprzestawszy nagle
dalszych najazdów na państwa Jagiellończyków , zwróciła n a­
tom iast znowu całą swą uwagę na sąsiednie sobie wybrzeża
m orza Śródziem nego, wyzywając rzeczpospolitą wenecką do
walki o śmierć lub życie. B ajazet wyprawił nawet z tego
względu posłów do Jan a O lbrachta z ofiarowaniem mu pokoju *),
nie bez obawy zapew ne, aby P o lsk a , która weszła była właśnie

1) K romer, 670.
80

w tak silne p rzy m ierza, nie zechciała paraliżować jego działań


na Południu. Równocześnie zaś zajmowały już jego wojska
C zarnogórę, L epanto, Modonę i Koron T).
Nie dziw, że ten nagły zwrot oręża tureckiego znów
silniej zelektryzow ał papieztw o, k tó re, obojętne wprzód na
niebezpieczeństw a P o lsk i, teraz samo wobec tak blizkiego
te a tru wojny czuło się zagrożonem. Krzykom W enecyi poczęły
więc wtórować bulle i poselstw a A leksandra VI do wszystkich
niem al gabinetów Europy. Do Jana O lbrachta wyprawił papież
K aspra biskupa z Caglio. L eg at, zatrzymawszy się jak iś czas
na dworze w ęgierskim , przybył do Krakowa w sierpniu roku
1500. Zadaniem jego było namówić obu Jagiellończyków do
podjęcia przeciw Turkom krucyaty 2). W tej mierze nalegał
na O lbrachta, aby odpraw ił poselstwo tureckie z niczem , a
czem prędzej zbierał wojsko „krzyżowe." Pieniędzy m iały do­
starczyć kapituły z d ziesięcin ; nadto cały dochód z jubileuszu,
jaki właśnie legat ogłosił, m iał być ku tem u obróconym.
Z obszerniejszem i jeszcze instrukcyam i przybył wkrótce
potem (w grudniu r. 1500) na dwór W ładysław a kardynał P iotr
z Reggio (Reginus), w zam iarze pracowania około olbrzymiej
przeciw Turcyi wyprawy. W edług planu stolicy Apostolskiej,
m iała w takowej wziąść udział niemal cała Europa. Armiom
lądowym mieli przewodniczyć W ładysław , król czesko-węgier-
s k i, i cesarz M aksym ilian; flocie król francuzki w towarzystwie
papieża i kardynałów. N adto zobowiązywał się papież wypłacać
z swego skarbu rocznie 40,000 dukatów na koszta wyprawy,
100,000 dukatów p rzyrzekała z a ś, jako roczną ofiarę, W e-
necya 3).
W samej rzeczy, zdawało się z początku, że głos pa­
pieża będzie tą razą więcej niż kiedykolwiek wysłuchanym,
i że w ten sposób zdołają Jagiellończykowie ze stanowiska
odpornego zająć nagle wobec Turcyi stanowisko zaczepne.

1) Z in k e ise n II 525 i następ.; H a m m e r I 649 i dalej.


2) R a jn jm /d i „Annal. ecclesiastici“ X I, 383; K r o m e r 671.
3) T h e in e r „Monnm. P ol.“ I I ; Nr. 297
81

Szczególnie W ładysław okazywał wielką skłonność do podjęcia


stanowczej z Turcyą wojny i nawet żarliwie zagrzew ał ku tem u
swego brata O lbrachta, radząc mu na krótki tylko przystać
z Bajazetem rozejm , byle zyskać czas ku lepszemu przygo­
towaniu się do wspólnej wyprawy 1). Sam też przystąpił już
w maju r. 1501 do ligi z papieżem i W enecyą przeciw W.
Porcie 2), a nieco pierwej (14 lipca 1500 r.), uroczyście za­
proszony przez króla francuzkiego, Ludwika X I I , wszedł
i z nim także w ścisłe przym ierze przeciw wspólnym nieprzy­
jaciołom a mianowicie Turcyi i objął niem zarazem Jana
O lbrachta (lubo obecni w Budzie posłowie polscy, P iotr Km ita
i Mikołaj z W ilkanow a, kanonik p ło ck i, tłum aczyli się w tej
m ierze brakiem pełnomocnictwa 3). W r. 1502 przyłączył się
jeszcze do tego przym ierza H enryk V II, król angielski.
Ztemwszystkiem, pomimo tak znacznej a rozległej koalicyi,
rozchwiały się i teraz piękne projektu krucyaty. W ęzłem bo­
wiem wszystkich ówczesnych wypadków, które przeważnie
zwracały na siebie uwagę Zachodu i N iem iec, nie były nie­
bezpieczeństwa ze strony m ahom etanizm u, ale W łochy, a m ia­
nowicie Medyolan i N eapol, do których podniósł był pretensye
Ludwik XII. Słusznie też mogli W ładysław i Jan O lbracht
podejrzywać ofiarowany sobie sojusz z F rancyą jedynie za
wybieg dyplomatyczny, mocą którego zam yślał król francuzki
zaszachować cesarza M aksymiliana od W schodu, by niedozwolić
mu nieść pomocy księciu m edyolańskiem u, Ludwikowi Moro,
którego siostrzenicę (B lankę M aryą) m iał tenże za żonę.
Nadto M aksymilian, na którego współudziale w wyprawie
przeciw Bajazetowi bardzo Jagiellończykom zależało, sam
właśnie podówczas m yślał zbliżyć się do T urcyi, nie chcąc
wobec aliansu francuzko-węgiersko-polskiego pozostać izolowa-

1) Patrz list W ładysława do Olbrachta z 23 list. 1500 u G o ł ę ­


b io w sk ieg o „Dzieje Jagiell.“ I I I . 400, nota 68.
2 ) R a j n a l d i „Annal. eccles.“ X I, 354.

3 ) D o g i e l „Codex“ I , 447—452; C a t o n a X V III, 245 —261.


6
82

nym 1). Podobne mając na oku względy, ostygał też W łady­


sław coraz bardziej z swego pierwotnego zap ału , póki wreszcie
(2 0 sierpnia 1503) nie zaw arł ponownego, siedmioletniego
z Turcyą pokoju 2).
Trudniej jeszcze było myśleć o jakichkolw iek krokach
przeciw Turcyi Janowi O lbrachtow i, którem u prócz powyższych
względów wiązały nadto ręce niebezpieczeństwa ze strony
M endligiereja. Straszny ten sojusznik Moskwy i Turcyi zgotował
bowiem znowu w lecie r. 1500 dwukrotny najazd na Polskę
i Litwę. Po raz pierwszy (w końcu lipca) zapędził się aż po
L ublin, pustosząc okolice B ełza, Ł u ck a, W łodzim ierza, K ra-
snostawu i Turobina. W powtórnym napadzie (we wrześniu),
ogromnie znów ucierpiały okolice Brześcia litewskiego, Opa­
tow a, Zawichostu i Leżajska. W prawdzie w obu razach kazał
król czemprędzej spieszyć z odsieczą, ale takowa nie zdołała
nigdy dognać Tatarów i w racała nic nie sprawiwszy, podczas
gdy wojsko krzyżow e, które właśnie zbierało się wówczas
w Krakowie na T urków , m iasto pospieszyć przeciw Tatarom ,
uderzyło raczej na Żydów, łupiąc ich i zabijając 3). W obec
takiego stanu rzeczy sk łaniał się więc Jan O lbracht coraz
bardziej do pokoju z T urcyą, aż wkońcu, wyprzedzając w tern
W ładysław a o dwa przeszło l a t a , zaw arł takowy podczas sejmu
piotrkowskiego (w' styczniu 1501) na lat pięć, poczem odpra­
wił posłów B ajazeta, którzy aż do tej chwili oczekiwali odpo­
wiedzi 4).
T ak więc przem inęła znów jedna z wielce sposobnych
chwil do osłabienia potęgi tureckiej. Nie dziw , że odtąd,
ośmielona niedołęztwem chrześciańskich m onarchów , coraz
groźniejsze przybierała rozmiary, póki też wkońcu nie zyskała
sobie uznania i nie została przypuszczoną do grona państw
europejskich.

1) Świadczy o tern właśnie wspomniony co dopiero list W ładysława


do Olbrachta, cytowany przez G o ł ę b i o w s k i e g o .
2 ) M a j l a t h II , 304—305; P a l a c k y V , 2 , 24.
3 ) K r o m e r 671; M i e c h o w i t a 351 i 354; B i e l s k i 440 — 441.
4 ) K r o m e r 673; B i e l s k i 441.
83

Wspomniony sejm piotrkowski załatw ił nadto jeszcze


dwie sprawy. W łaśnie bowiem przybyły do króla dwa posel­
stw a: jedno wołoskie, domagające się wydania P io tra , syna
E liasza, poprzedniego hospodara mołdawskiego, a który był
właśnie zbiegł do P olski; drugie od Szach - Achmeta. Król,
dziwnie pochlebiając Stefanow i, lękającem u się, aby rzeczony
Piotr nie zechciał podnieść przeciw niemu rokoszu i wyrugo­
wać go z hospodarstw a, kazał takowego pojmać i uciąć mu
głowę, podając za powód, jakoby dopuścił się fałszerstw a n a j
listach królewskich. Był to jedyny k ro k , którym skalał się Jan
Olbracht w swojem panowaniu.
W iększej doniosłości było poselstwo od Szach - Achmeta.
Przynosiło ono mianowicie wiadomość, że han stanął już na
żądanie w. księcia A leksandra z swą 100,000 hordą nad Dnie­
prem i gotów je st do podjęcia wojny z Iwanem i Mendligie-
rejem , wzywa tylko w tej m ierze Polskę i Litwę do szybkiego
współdziałania. Niewątpliwie m usiało podobne oświadczenie
niem ałą przejąć radością króla i sejm ującą szlachtę. P rzystą­
piono też natychm iast do obustronnego zaprzysiężenia przy­
m ierza, a odprawiając rzeczonych posłów, przydano im za
towarzyszy Krzysztofa Teślika z polskiej i M ichała Haleckiego
z litewskiej strony, aby zanieśli hanowi podziękowanie od
króla wraz z jurgieltem w suknie i kożuchach, wartości 30,000
złotych J). Pomni ostatnich napadów tatarsk ich , łatwo poj­
miemy, jak cennym obecnie staw ał się ten sojusznik dla Polski.’
Ujrzymy zaraz, że i ze względu na stosunki Litwy z Moskwą
przypadała mu jednocześnie rola niepoślednia.

(W ojn a z Moskwą).

Przekonaliśmy się w yżej, jak m ałą gwarancyą pokoju


było dla Aleksandra jego m ałżeństwo z H eleną, skoro Iwan
pomimo tego pałał i nadal przeciw niemu zawiścią i coraz
widoczniej szukał pretekstu do w ojny, co też z drugiej strony

') M ie c h o w ita 361; K rom er 673; B ie ls k i 4 41 .


6*
84

niem ało wpłynęło na Litwinów do odnowienia unii z Polską,


i sprzym ierzenia się z Szach - Achmetem. W krótce wszakże
jaw niejszem i jeszcze stały się zam iary Iw ana, a powodów do
zerwania z Litwą m iały mu dostarczyć jej stosunki religijne.
Na L itw ie, o czem już raz się wspom niało, panował
pod względem wyznania dualizm. Oddawna wiódł tam k ato ­
licyzm zacięty z szyzmą pojedynek. Zawarta w roku 1439 unia
florencka dowodziła jego znacznego już a zwycięzkiego postępu
*ku Północy i Wschodowi. Zdawało się , że odtąd dni szyzmy
są już policzone, zw łaszcza, skoro równocześnie wytępiali ją
na południu wyznawcy Koranu. Atoli pokazało s ię , że wspo-
m niona unia bynajmniej nie zapuściła trw ałych korzeni, albo­
wiem wkrótce oświadczyła się znowu większa część unitów za
patry arch ą carogrodzkim , wypowiadając posłuszeństwo papie­
żowi. To spowodowało więc K azim ierza a więcej jeszcze A le­
ksandra do ponowienia na Litwie propagandy religii rzymskiej.
Szczególniej gorliwym okazał się w tej m ierze Jan Józef,
biskup smoleński. On to , mając od A leksandra przyrzeczone
następstw o po śmierci M akarego na metropolię kijowską i chcąc
okazać się ja k najgodniejszym tej wysokiej posady, rozpoczął
z pomocą W ojciecha T ab o r, biskupa wileńskiego, i zakonu
B ernardynów apostołkę po wsiach i m iastach , nawracając lud
i bojarów szyzmatyków na wiarę katolicką 1). Znajdował on
w tern niem ałą zachętę i poparcie ze strony p a p ież a, Aleksan­
dra V I, który według potrzeby to groził bullami opierającym
się , to znów, przysyłając, z Rzymu relikw ie, w yrażał swą
radość z postępów , jakie czyniły starania Jan a Józefa 2 ). Kto
w ie , czyli zarazem już wów czas, na co wkrótce potem ogromnie
nalegał papież 3), nie namawiano Heleny do przejścia na łono

*) K a r a m z in V I, 268 i 269.
2 ) T h e in e r „Monum. P ol.“ I I , Nr. 300.
3 ) W odpowiedzi danej posłowi litewskiem u, Erazmowi Ciołkowi
( T h e in e r I I , Nr. 310), i w umyślnych pismach do prymasa Fryderyka
i Wojciecha Tabor, biskupa wileńskiego ( T h e in e r I I , Nr. 311 i 312).
85

kościoła rzymskiego; przynajmniej dałaby to wnosić okoliczność,


że wypędzono z W ilna jej spow iednika, Tom asza *).
Ztemwszystkiem, jakkolwiek prozelityzm ten płynął z serc
pobożnych, nie spostrzeżono się , że działał on właśnie w ręce
Iwanowi. Co później w opłakanej dobie upadającej Polski
zrządzili Jezuici, wypowiadając śm iertelną wojnę szyzmie 2),
toż samo poczęło się już objawiać obecnie. N acisk bowiem
katolicyzmu a brak tolerancyi ze strony duchowieństwa sp ra ­
wiały, że pojedynczy kniaziowie litewscy szukali protekcyi u Iwana
i poddawali się mu wraz z swemi ziemiami. Tym sposobem,
jak to widzieliśmy wyżej, shołdował on już sobie kniaziów
odojewskich, w orotyńskich, m ezeckich i bielewskich. W iększą
jeszcze emigracyę wywołał m etropolita Jan Józef, albowiem
wkrótce przeszli także pod zwierzchnictwo Moskwy kniaziowie:
czernichow ski, ry lsk i, trubeccy i mossalscy, zaczem Czerni­
chów, Starodub, Nowogródek siew ierski, R ylsk, Trubczewsk
i Mossalsk odpadły od Litwy 3).
Nie dosyć wszakże było Iwanowi przyjmować zbiegów
litewskich i anneksować ich posiadłości. Przew rotność jego
szła jeszcze dalej. Aby pokryć swoje łakom stw o, wyrzucał
więc Aleksandrowi, że wytępia greckie wyznanie na Litwie,
że nalega na H elenę, aby przyjęła wiarę k ato lick ą, oskarżając
go przytem , że wzbrania mu ty tu łu „cara wszech R usi“ i łączy
się z Szach -Achmetem. Daremnie sta ra ł się A leksander dowieść
Iwanowi, że on raczej burzy podwaliny pokoju, skoro bez
powodu powstaje przeciw wierze katolickiej i przyjmuje k n ia­
ziów poddanych Litw ie, a M endligiereja bynajmniej jeszcze
nie odwiódł od napadów 4). Również nic nie wskórało posel­
stwo litewskie (w kwietniu 1500), złożone z Stanisław a Pio-

') K a r a m z i n V I, 268.
2 ) W iad om o, że g łó w n ie n ietoleran cya, podniecana przez rzeczo­
nych kontrareform atorów , przerzuciła kozaczyznę do obozu carów m osk iew ­
skich.
3) K oja ło w ic z 27 7 — 279.
4) K a r a m zin V I, 2 6 9 ; S t r a h l I I , 4 1 2 .
trow icza, nam iestnika smoleńskiego i Fedki Hryhorowicza,
pisarza lit., które czyniąc zadość żądaniom cara co do tytułu,
domagało się wydania zbiegłych kniaziów i zwrotu zajętych
m iast i zamków 1). Iwan bowiem d a le k i, aby oddawał to, co
już raz trzym ał w r ę k u , za całą odpowiedź wyprawił na Litwę
wojsko pod Jakóbem Zachariewiczem. Upadły więc skrupuły
pokrew ieństw a, a Moskwa ję ła znów pustoszyć ziemie męża
Heleny.
Podzielone wojsko Iwana na dwa oddziały, posiłkowane
przytem przez hana k azań sk ieg o , M echm et-A m ina, ogromne
wówczas wyrządziło Litwie straty. Jeden oddział zajął Mszczeńsk,
S erpejsk, B rańsk i Putyw l, zkąd uprowadzono kniazia Gliń­
skiego wraz z żoną w niew olę, podczas gdy drugi dobył Do-
rohobuża i spustoszył okolice Smoleńska 2). Jak powiada
K aram zin , prawie cała E uś litew ska za Dnieprem aż po Kijów
ujrzała się po tym napadzie w ręku Iwana. W istocie niebez­
pieczeństwo było aż nadto w ielkiem , aby nie nagliło ze wszech
m iar A leksandra do pomyślenia o środkach obrony. U dał się
też natychm iast do W altera P le tte n b erg a, m istrza inflanckiego,
zapraszając go do sojuszu z Litwą przeciw Moskwie 3), z d ru ­
giej zaś strony wyprawił czemprędzej wojsko pod wodzą hetm ana
Konstantego Ostrogskiego pod S m oleńsk, dokąd właśnie zmie­
rz a ł już nieprzyjaciel. N iestety wszakże, wyprawa ta wzmogła
jeszcze niedolę Litwy. Moskale zajęli silną pozycyę nad rzeką
W iedroszą. Ostrogski w nadziei, że śmiałem natarciem uda
mu się ich pokonać, pospieszył na spotkanie. Przyszło do
bitwy 14 lipca 1500. Jak iś czas walczono po obu stronach
z równem powodzeniem , pom im o, że Litwini w znacznej byli
mniejszości (14,000 przeciw 40,000). Ale nagle wybiegł z lasu
nowy oddział M oskali, zabiegając im tyły. W tern położeniu
nic już nie zdołało uchronić Litwy od klęski. Liczba poległych
dochodziła do 8000, zwłaszcza, że wielu ratujących się ucieczką

1) D an iło w icz „Skarbiec14 Nr. 2119.


2) K aram z in V I, 269—272.
3) D a n i ł o w i c z Nr. 2124 i 2126.
87

utonęło w W iedroszy lub w poblizkich bagnach. Niemało także


dostało się do niewoli, a między nimi sam nawet hetm an
Konstanty Ostrogski wraz z m arszałkiem w. lit., Litaworem
Chreptowiczem ] ). Korzystając z tak świetnego zwycięztwa,
wyprawił Iwan wkrótce świeże siły pod wodzą Andrzeja Cze-
ludina, gubernatora Nowogrodu, i to wyłącznie przeciw Smo­
leńskowi, aby jego zajęciem uwieńczyć tegoroczną kampanię.
Jedynie późna już jesień i dający się czuć brak żywności
zniewoliły wojsko moskiewskie nader prędko do odwrotu.
Niewątpliwie wielce krytycznem było położenie, w jakiem
niespodzianie znalazła się L itw a, zw łaszcza, jeźli zważymy,
że właśnie równocześnie (w lipcu i wrześniu 1500 r . ) m iał
miejsce dwukrotny najazd T atarów , przez co znów niemało
ucierpiały okolice B rześcia litew skiego, W łodzim ierza i Łucka.
Nie upadał jednak A leksander na duchu. Owszem, godząc się
z losem , próbował przetrw ać tę groźną burzę od strony
Moskwy i Krymu i w istocie niem ałej w tern dowiódł energii.
J ą ł się bowiem czemprędzej do fortyfikowania Orszy, Smo­
leńska , W itebska i P o ło ck a, wyprawił swego podskarbiego do
Poznania w celu werbowania ochotników z W ielkopolan, Cze­
chów i Szlązaków, podczas gdy równocześnie zawezwał przez
posłow Szach-Achmeta do przysłania mu ja k najspieszniejszej
pomocy 2). N adto, za wstawieniem się papieża A leksandra V I 3),
przystąpił wreszcie i m istrz inflancki do przym ierza z Litwą
na lat 10, mocą którego obowiązały się obie strony do wspól­
nego walczenia z Moskwą, przyrzekając nie zawierać pokoju
bez obopólnej wiedzy i zgody a wszelkie zdobycze, jakieby
poczyniły, dzielić między siebie w stosunku do s ił, jakie po­
stawią 4 ).
Zdaje się w szakże, że przygotowania te były raczej obli-

‘ ) K o j a ł o w i c z 279—281; S t r y j k o w s k i 658 i 659; K a r a m z i n VI,


2 7 4 -2 7 5 .
2) K o j a ł o w i c z 281; S t r y j k o w s k i 659.
3) Pismem z dnia 28 kwietnia 1501 r. p. T h e i n e r „Monum. P ol.“
I I , Nr. 302.
4 ) D o g i e l „Codex“ V , 159— 162.
czone na przyszłość. Na razie bowiem życzył sobie widocznie
A leksander rozejm u i udał się nawet w tej m ierze po inter-
wencyę do b raci, W ładysław a i Jana Olbrachta. Rzeczywiście
przybyło z początkiem r. 1501 poselstwo w ęgiersko-polskie,
a z niern i poseł A leksandra Stanisław N arb u tt, w celu u k ła­
dów do Moskwy, i wyrzucając carowi niesłuszność jego napa­
dów na L itw ę, zażądało od niego wydania jeńców i zwrotu
wszystkich zdobyczy; w przeciwnym razie groziło wojną x).
Iwan okazał się skłonnym do pokoju, domagał się jednak za
wydanie jeńców i m iast okupu, skoro wedle jego m niemania
spraw cą złam ania pokoju był Aleksander. Z tern opuściło po­
selstwo M oskwę, mając od Iwana zezwolenie na przysłanie
pełnomocników w celu ułożenia warunków pokoju. A toli, nim
takowi mogli przybyć, um arł tymczasem nagle Jan Olbracht,
a śm ierć je g o , ja k to zobaczymy, pozwoliła Iwanowi ignorować
rozpoczęte układy i znów dalej napadać na Litwę.

(Fryderyk, wielki mistrz krzyżacki i jego stanowisko wobec Polski.


Skon Jana Olbrachta).

O statnie miesiące w panowaniu Jana O lbrachta wypeł­


niały przeważnie jego negocyacye z w. m istrzem krzyżackim.
Obejrzmy się zatem na ówczesne sprawy Zakonu.
Nie pod jednym względem w yrządziła Polsce znaczną
stratę śm ierć Jan a Tiefena. Był to bowiem m ąż, posiadający
w szystkie przym ioty dobrego zakonnika, księcia pruskiego, a
przedew szystkiem hołdownika P o lsk i, i z tego względu stano­
wił uderzający w yjątek z licznego szeregu swych poprzedników.
Podczas gdy tam ci, goniąc za sławą w ojenną, z równą łatw o­
ś c ią łam ali i zawierali tra k ta ty pokojowe, nazew nątrz okry­
wali się cnotami a w skrytości popełniali zbrodnie i wiedli
.żywot bezwstydny, skrom ny Jan Tiefen odznaczał się życiem
bogobojnem i przykładnem , łagodnością a przedewszyskiem
praw ością charakteru. Obok jednego tylko sporu z biskupem

1) D a n ił o w ic z „Skarbiecu Nr. 2 1 2 8 ; K o ja ł o w ic z 282.


4

89

warmińskim, który zaniepokajał jego ciche zresztą ośmioletnie


rządy, uwaga jego była wyłącznie skierowaną na podniesienie
w kraju kultury, a tern samem dobrobytu. Szczególnie stosunek
jego do króla polskiego, jako jego zw ierzchnika, mógł słusznie
posłużyć za wzór dla następców. W szelako takowi wcale różną,
niestety, obrali drogę, a chociaż wprawdzie nieszczerość ich
i przewrotność doprowadziły wreszcie potęgę P rus do wiel­
kości, przecież mimo to nie zdołają się wyprzeć wyroku
historyi, która ich poprostu nazywa pasożytami Polski.
W tym a nie innym charakterze wystąpił nowo obrany
w. m istrz, F ryderyk, landgraf turyngski, syn Albrechta, księcia
saskiego. Już sam Jan Tiefen, czując zbyt ciężary swego
urzędu, m yślał za życia jeszcze przelać go na kogo innego,
a mianowicie na rzeczonego Fryderyka. Zawezwany jednak
przez Jan a Olbrachta na wyprawę bukowińską, m usiał w tej
mierze przerwać dalsze układy 1). Tern skwapliwiej zajęto się
więc elekcyą landgrafa po śmierci Tiefena. Niemało zaś
obiecywano sobie po nim , skoro należąc do rzeszy panów
niemieckich mógł tern samem łatwo w danym razie znaleźć
protekcyę i pomoc na dworze cesarskim. Mianowicie wydał
się podobny mąż nader zbawiennym w chw ili, kiedy po klęsce
Jana O lbrachta grasowali w Polsce Turcy i Tatarzy, zaczem
słuszną była obawa, że takowi mogą snadnie zawitać oraz
w kraje Z akonu, które podobnie, ja k P o lsk a , stały bezbronne.
Pomimo największych s ta ra ń , aby wybór Fryderyka przy­
spieszyć, zjechano się na elekcyę do Królewca dopiero w kwie­
tniu r. 1498, gdzie też jednogłośnie obwołano go w. m istrzem.
Uwiadomiony o tern Jan O lbracht wielce się okazał Frydery­
kowi sprzyjającym , tern b ardziej, że b ra t tegoż Jerzy, książę
saski, m iał jego sio strę, B arb arę, za żonę (o d roku 1496);
przytem tuszył sobie król niezaw odnie, że wobec niebezpie­
czeństw ze strony Turcyi i M endligiereja uzyska z łatw ością
przez Fryderyka pomoc od książąt niemieckich 2). Atoli aż

' ) V o i g t IX , 238-2 40 .
2) Tenże, str. 246.
90

nadto prędko przekonał się król, jak grubo mylił się w swych
rachubach. Głownem bowiem hasłem rządów Fryderyka miało
być uchylenie się wszelkiemi sposobami od składania Polsce
ho łdu; wyraził on się z tem nawet jeszcze przed elekcyą. Nie
dawał też żadnej odpowiedzi na kilkakrotne poselstwa Jana
Olbrachta, oczekując raczej chwili, ażeby tenże odezwał się
do niego z jakiemi żądaniami, zamierzając dopiero wówczas
wymówić mu się od wszystkiego 1). Skoro zatem z początkiem
r. 1499 przybyło rzeczywiście poselstwo od króla, domagając
się od w. mistrza posiłków przeciw Turkom a oraz przybycia
na sejm do Piotrkowa (w lutym ) w celu złożenia hołdu,
zwołał Fryderyk czemprędzej zjazd komturów, panów i repre­
zentantów miast do Królewca i wpłynął tamże na uchwałę,
aby żądanej pomocy odmówić. W odpowiedzi zaś tłumaczył
królowi, że kraj z powodu biedy nie jest w stanie uzbroić
wojska, a co do przybycia swego na sejm oświadczył, iż nie
widzi, na jakiej podstawie miałby być obowiązanym stawić się
przed królem 2). Wkrótce okazało się jeszcze wyraźniej, że
Fryderyk istotnie szukał z królem zaczepki. Skoro bowiem
wielu z tych, których posiadłości leżały w granicach Prus
królewskich a oraz ziem Zakonu, złożyło hołd Janowi Ol­
brachtowi , wystąpił także w. mistrz z żądaniem , aby mu takowi
podobną złożyli przysięgę wierności. Zaprotestował przeciw
temu w imieniu króla Mikołaj llajzen, wojewoda malborski,
tłum acząc, iż dwom panom nie można służyć i hołdować.
Podobno sam nawet Jan Olbracht miał z tego względu
przybyć do Prus z wojskiem, aby sprawę rozstrzygnąć, i je­
dynie wstrzymały go wówczas od tego kroku napady Tatarów
i zabiegi względem krucyaty przeciw Turcyi. Widocznie więc
oziembiał się coraz bardziej stosunek w. m istrza do króla,
podczas gdy równocześnie zapewniał się już Fryderyk od
strony cesarza i książąt niemieckich i nie szczędził im po-

' ) V o i g t IX, 2 5 0 -2 5 2 .
2 ) Tenże, str. 253 i 254.
91

darunków , aby tylko mieć ich za plecami w razie wojny


z Polską 1).
Tak stały rzeczy z końcem r. 1500. Z początkiem roku
1501 znów groźniej upom niał się Jan O lbracht o swoje prawa
i zawezwał Fryderyka na sejm do Piotrkow a (w lutym ). Ale
w. m istrz wyprawił tam jedynie posłów , którzy go mieli wy­
tłumaczyć. Cierpliwy król wyznaczył mu jeszcze jeden, a osta­
teczny term in na początek maja w T oruniu, dokąd m iał sam,
jak mówiono, przybyć z silnem w ojskiem , zapewniwszy się
już właśnie pokojem od strony B ajazeta. W szelako okoliczność
ta miasto upokorzyć krnąbrnego F ry d ery k a, spowodowała go
raczej do werbowania czemprędzej wojska i ubezpieczania
zamków. W zywał on nawet ku tem u pomocy od m istrza
inflanckiego 2). Skoro jednak P letten b erg , zagrożony od strony
Moskwy, nietylko nie mógł mu żadnych przysłać posiłków,
lecz sam nadto sk łaniał się właśnie do sojuszu z Litwą, nalegał
więc znów na niego, aby przynajm niej sojuszem tym zobo­
wiązał w. księcia A leksandra do wstawienia się u króla pol­
skiego o uwolnienie Zakonu od obowiązku hołdowania 3).
Tymczasem niespodzianie nadeszło do w. m istrza pismo od
cesarza Maksymiliana (z datą Norym berg d. 16 m arca 1501),
w którem tenże tłum acząc zadanie i stanowisko Zakonu
w historyi, oraz odwołując się na przyw ileje, nadane K rzy­
żakom przez papieży i królów niem ieckich, zakazywał najuro-
czyściej w. mistrzowi złożyć Janowi Olbrachtowi należny hołd,
skoro jedynymi jego zwierzchnikami i opiekunami są tylko
papież i on. Co się zaś tyczy tra k ta tu toruń sk ieg o , w którym
właśnie przyrzekali wielcy mistrzowie składać królom polskim
przysięgi posłuszeństw a i w ierności, dowodził mu cesarz, że
do zawarcia podobnego tra k ta tu byli poprzednicy Fryderyka
tylko gwałtem („durch m erkliche G ew alt“) zm uszeni, zaczem
już jego nie powinien takowy obowięzywać. Równocześnie prawie

‘) V o ig t IX , 254—262.
2) D a n ił o w ic z„Skarbiec* Nr. 2129.
3) V o ig t IX , 278 -279.
92

(11 m a rc a ), wystosował także M aksymilian podobnej treści


pismo do p a p ie ż a , gdzie przedstaw iając m u , jak wielce Polska
zagraża przywilejom Z akonu, zanosił oraz skargi, że dzie­
sięciny, jakie papież pozwolił przez legata, biskupa kalieńskiego
użyć na krucyatę przeciw T urcyi, obracał Jan O lbracht na
zbrojenie się przeciw Fryderykowi 1).
Łatwo pojąć, nie wchodząc już w krytykę tej przew ro­
tności cesarza 2) , ja k pożądaną była jego interwencya w.
mistrzowi. W idocznie czuł on się przez nią tem bardziej jeszcze
utwierdzonym w zajętej opozycyi. W zgardził też otwarcie na-

> ) V o i g t I X , 2 7 9 -2 8 1 .
2 ) M aksym ilian, zmuszony po śm ierci M acieja Korwina przycichnąć
z swemi pretensyam i do W ęgier na rzecz W ładysław a, zdradzał od tej
chw ili gorzką zawiść do domu Jagiellońskiego i nie bez obawy patrzał na
trony Czech, W ęgier, Polski i L itw y, silnie z sobą braterstw em złączone.
N iedziw więc, że przy danej sposobności m yślał czynem stwierdzić swą
niechęć; a do tego posłużyła m u w łaśnie spraw a hołdow nictw a Zakonu.
Ciekawsza jeszcze, że owocem tej zawiści była już wcześnie myśl sprzy­
m ierzenia się domu austryackiego z Moskwą. W samej rzeczy w yprawiając
M aksym ilian roku 1490 poselstwo (Jerzego D elatora) do Iw ana z propozycyą
m aryażu między swym ojcem Fryderykiem I I I , cesarzem, a córką cara,
zaw arł wówczas z Moskwą przymierze, pierwsze w historyi, w jakie oba
te m ocarstwa wchodziły. Głównie i jedynie było ono skierowanem przeciw
Jagiellończykom . Iw an bowiem zobowiązał się dopomagać M aksym ilianowi
w opanowaniu W ęgier, ten znowu carowi w zajęciu Kijowa i innych pro-
wincyj litew sko - ruskich, do których sobie Moskwa rościła pretensye.
O dprawiając poselstwo niem ieckie, w ysłał z niern oraz Iw an T rakhaniota
i W asyla Kuleszefa z poleceniem żądania od M yksym iliana: a ) zaprzysię­
żenia tego sojuszu, b) zredagow ania go dla dworu rosyjskiego w języku
m oskiew skim , a nadto c) aby ambasadorów nie przesyłano nadal przez
k raje polskie lub litew skie, gdzieby m ogli być skom prom itowanym i, ale
przez Danię i Szwecyę (czyt. K a r a m z i n VI, 197—198). Posłow ie spotkali
M aksym iliana w Norymberdze, a spełniwszy swe instrukcye, powrócili 30
sierpnia 1491 do Moskwy. O dtąd utrzym yw ały oba dwory ciągłe z sobą
stosunki. O chłódły one dopiero, gdy w r. 1493 obiecał W ładysław M aksy­
m ilianowi, w celu udobruchania go, 100,000 dukatów i następstw o po swej
śm ierci ( K a r a m z i n VI, 199—206). Wszelako już roku 1502 czytamy, iż
M aksym ilian ponownie w ypraw ił pewnego H a rtin g e ra do Iw ana, w celu
odświeżenia z nim powyższego sojuszu ( K a r a m z i n VI, 304).
93

pom nieniam i, jakie p rzesłał mu z swej strony W ładysław,


król czesko-w ęgierski, a gdy wreszcie przybył Jan O lbracht
w maju do T orunia, kazał mu przez posłów oświadczyć, że
nie pierwej stawi się przed nim , pókiby niektóre punkta
trak ta tu toruńskiego nie zostały wypuszczone lub zmienione,
mianowicie co do składania hołdu i stawiania przez Zakon
posiłków. Proponował on nawet w tej m ierze królowi pośre­
dników i sędziów. Atoli Jan O lbracht nie m yślał w niczem
ustąpić z swych słusznych żądań a niebawem raz jeszcze
zawezwał w. m istrza przed siebie. Fryderyk znowu zbył po­
słów wymówkami, postanowiwszy czekać na pośredników , ja ­
kich mu m iał przysłać jego b ra t Jerzy. W reszcie przybyli ta ­
kowi z początkiem czerw ca, J a n , biskup m iśn ień sk i, dr. U lryk
yon W olfersdorf, dziekan m iśnieński, i hr. H enryk von Stolberg
i udali się natychm iast do Torunia. Zastali wszakże króla
ciężką już złożonego chorobą, bo tkniętego nagle apopleksyą.
W prawdzie zdołali jeszcze otrzymać krótkie posłuchanie, atoli
wzmagająca się słabość niedozwoliła dalszych negocyacyj,
zaczem w. m istrz odwołał ich napowrót. Nim odjechali, zm arł
już Jan O lbracht na dniu 17 czerwca r. 1501 *). W ten
sposób poszła też sprawa hołdownictwa Zakonu w odwłokę.
Ciało króla przywieziono następnie z T orunia do Krakowa,
gdzie na dniu 26 lipca 1501 złożono je na Zamku w grobach
królewskich.
Jan O lbracht u m a rł, licząc lat 4 0 , nie zostawiwszy, jako
bezżenny, żadnego potomstwa. Bacząc na cały bieg jego prze­
ważnie nieszczęśliwego panow ania, nie zdziwimy się, że naród
nie okrył się po jego śmierci żało b ą, i że owszem nie pod
jednym względem znajdował powody do obrzucania go sk ar­
gami.

') M ie c h o w itą . 3 5 6 ; K r o m e r 6 7 4 ; B i e ls k i 442; S c h u tz fol. 40


V o ig t, IX, 281—284.

W-------
.

'
LEKSANDEą,
(Położenie Polski i L itw y w chwili skonu Ja n a O lbrachta).

Aczkolwiek nie zdołał wprawdzie Jan O lbracht zjednać


sobie u narodu błogich wspomnień i wdzięczności, to poka­
zało się jednak w krótce, że śmierć jego przypraw iła Polskę
i Litwę o niem ałe straty, w ydzierając go właśnie w najnie­
korzystniejszej dla nich chwili. Związany mnogiemi sojuszami,
kto w ie, czyliby Jan O lbracht nie u k arał przykładnie niepo­
słusznego w. m istrza i łącznie z Szach-Achmetem nie p rzy ta rł
rogów hanowi Perekopców, a nawet czyliby swym wpływem
nie zagwarantow ał L itw ie, przynajm niej na jak iś czas, pokoju
z jej nieubłaganym wrogiem, Moskwą. Tym czasem , um ierając
n ag le, pozostawił wszystkie te pytania nierozw iązane, podczas
gdy bezkrólewie w niczem nie um iało im odpowiedzieć i tern
trudniejsze zostawiło zadanie dla następcy.
Przedewszystkiem Iw an, ów wierny hołdownik raz wy­
tkniętej dążności, spoglądał radosnem okiem na tę świeżą
a korzystną sposobność do ponowienia grabieży w ziemiach
litew skich, tern w ięcej, skoro owdowiały tron zarówno zaj­
mował uwagę P olski, nie dozwalając jej nieść pomocy Litw i­
nom , jak i samego A lek san d ra, którego n apełniał nadzieją,
że go zdoła posiąść. Nie pomnąc też na obietnice, z jakiem i
niedawno odpraw ił z Moskwy posłów W ładysław a i Ja n a 01-
7
98

brachta, ją ł znowu car namawiać Mendlingiereja, aby wpadł


w granice Polski i Litwy od Wschodu; sam zaś wyprawił
niezwłocznie swego syna, Dymitra, w celu zdobycia Smoleń­
ska, podczas gdy równocześnie kniaź mozajski, Siemion Iwa-
nowicz, uderzył na Mścisław. Wprawdzie wytrwałość i męztwo
załogi z jednej, jakoteż szybka odsiecz z drugiej strony, zdo­
łały Moskali zniewolić do odwrotu 1) a tern samem uratować
oba wspomnione m iasta; z tern wszystkiem nie dawały one
bynajmniej jeszcze rękojm i, że niezmordowany w swych na­
padach Iwan nie podniesie znów wkrótce przeciw Litwie
oręża.
Nie rozpaczał wszakże w tern kłopotliwem położeniu
A leksander, i to dzięki przymierzom, jakie był zaw arł z Szach-
A chm etem i m istrzem inflanckim; Im to bowiem przypadła
niejako rola powstrzym ać zamachy Moskwy w chwili, kiedy
Polska i Litwa m yślały nad obiorem wspólnie panującego im
pana. W ierni przyrzeczeniom , spieszyli też obecnie czem-
prędzej z pom ocą, i podczas gdy S zach-A chm et, spustoszy­
wszy okolice Nowogródka siewierskiego i B rańska (należących
już do Moskwy), rozłożył się nad Dnieprem -), zasłaniając
Polskę od strony K rym u, w targnął tym czasem Plettenberg
(w sierpniu 1501) z swem nielicznem ale bitnem rycerstwem
w ziemię pskow ską, wszystko naokół niszcząc i paląc.
Moskale pod dowództwem Bazylego Szujskiego, w łaśnie
m ając zam iar uderzyć na L itw ę, byli z tego powodu zniewo­
leni zwrócić się spiesznie przeciw mistrzowi. Przyszło do
spotkania pod Izborskiem (27 sierpnia 1501). Zdawało się
zrazu , że 40,000-ne wojsko moskiewskie niechybnie odniesie
zwycięstwo nad szczupłym , bo 4,000-nym zastępem P letten-
berga. Tymczasem broń p aln a, stanow iąca przeważne uzbro­
jenie Inflantczyków, spraw iła tak wielki popłoch między ciemną
dziczą, zatrw ożoną nieznanym jej jeszcze widokiem, iż w końcu
zupełnie pokonani Moskale rozpierzchli się w haniebnej

') K o ja ło w ic z , 286 — 2 8 8 ; S t r y j k o w s k i , 659 — 660 .


2) M ie c h o w it a 3 6 1 ; K r o m e r , 673 — 674 .
99

ucieczce !). Tym sposobem mógł P lettenberg wskutek tego


jednego zwycięstwa zająć nietylko całą ziemię pskow ską, po­
zbawioną nagle wszelkiej obrony, ale pokusić się nawet jeszcze
o coś więcej. W samej rzeczy w wielkim był strachu Psków,
zw łaszcza, że i Litwini przypuszczali jednocześnie szturm do
O poczka, a spalony przez Inflantczyków Ostrów oznajmiał
podobny los miastom innym. W szelako, na szczęście Iwana,
wszczęła się między rycerstwem infianckiem zaraźliwa cho­
ro b a, która z każdym dniem coraz znaczniej zm niejszała jego
bitne szyki. W obawie w ięc, aby całego wojska m arnie nie
stra c ił, powrócił Plettenberg czemprędzej do dom u, zaczern
tożsamo uczynili Litwini; a tak nietylko że m inęła bezowo­
cnie wielce sposobna chwila do upokorzenia Moskwy, lecz, co
gorsza, sta ła takowej znowu droga do Litwy otworem.

(Elekcya i koronacya Aleksandra. Smutny koniec kordy


Szach - Ackmeta).

W śród takiego stanu rzeczy skrzętnie przystąpiono


w Polsce do elekcyi k ró la, któryby dzielnością i potęgą w ła­
sną mógł zażegnać wszystkie niebezpieczeństw a grożące k ra ­
jowi. W tej m ierze radzono też już wiele na sejmikach p a r­
tykularnych. Jedni, i to M ałopolanie, proponowali W ładysław a,
króla czesko-węgierskiego, głównie z powodu, że on, dzierżąc
już dwa trony, tern skuteczniej stawi czoło ościennym nie­
przyjaciołom -). Głową tego stronnictw a był P iotr Kmita,
m arszałek w. kor.; również F ry d ery k , k a rd y n ał, i królow a
Elżbieta trzym ali stronę W ładysława. Niebawem wyprawiono
też poselstwo, złożone z P io tra M yszkowskiego, wojewody
łęczyckiego, i Mikołaja W róblew skiego, kanonika krakow ­
skiego, z ofiarowaniem W ładysławowi korony. Inni wszakże
wotowali za Zygm untem , wynosząc jego m ądrość i energię,

’) K a r a m z in VI, 280—281; S t b a h l II, 417; S c h u t z , f o l. 400


2) K ro m e r 675; M i e c h o w i t a 361.
7*
100

z jakiem i wówczas jako książę głogowski J) sprawował swe


rządy. Atoli najzdrowszemi były rady stronnictw a trzeciego,
które staw iało kandydatem w. księcia lit., Aleksandra. Sprze­
ciwiając się ja k najsilniej elekcyi W ładysław a, przywodziło
na pam ięć czasy Ludwika i W ładysław a W arneńczyka, k tó ­
rzy siedząc na dwóch tro n a c h , polskim i w ęgierskim , nie
zdołali równocześnie uczynić zadość wymogom obu narodów,
przez co się wielu klęsk Polski stali przyczyną. Podobnie
i W ładysław , argum entow ali stronnicy A leksandra, będąc już
królem węgierskim i czeskim , nie mógłby oraz z całą skwa-
pliwością dbać o interes P o lsk i, a oddalając się z kraju lub
rezydując gdzieindziej, stałby się raczej dla narodu powodem
nieszczęść a nie korzyści. Tymczasem elekcya A leksandra
może niechybnie urzeczywistnić unię Litwy z P o lsk ą , zwłaszcza,
skoro takow a staje się coraz bardziej niezbędną tak Litwie,
któ ra nic wielkiego sa m a , bez P o lsk i, nie uczyniła i nie uczyni,
jakoteż i P o lsc e , która już wiele Litwie ma zawdzięczyć 2).
W istocie nader zbawiennemi były przedstaw ienia zwolenników
A leksandra, pod którego berłem złączone oba narody znów
mogły się. nawzajem uzupełnić.
Z takiem i to zdaniami zjechano się we wrześniu 1501
na sejm do Piotrkowa. Przybyło tam również — w myśl od­
nowionego aktu unii z 24 lipca 1499 — i poselstwo litewskie,
mianowicie W ojciech T abor, biskup w ileński, Jan Zabrze-
ziński, m arszałek w. lit., M ikołaj Radziwiłł, podczaszy, i Olech­
nowicz , w. kuchm istrz lit. A był t o , z a is te , krok wielkiej do­
niosłości, skoro tym sposobem podawała znów Litwa po d łu ­
goletniej przerw ie dłoń jedności i braterstw a Koronie. To też
poselstwo rzeczo n e, przynosząc pełnomocnictwo od panów
litew skich, zgromadzonych w Bielsku 3), znacznie pomnożyło

‘) Już na sejmie w Preszburgu r. 1497 starał się W ładysław


wynieść Zygmunta na margrabstwo morawskie; skoro jednak sprzeciwiły
się temu stany czeskie, mianował go natomiast księciem głogowskim
(27 listop. 1499 r.). Czyt. P a l a c k y V, 2 , 25.
a) K r o m e r 675.
3) D a n i ł o w i c z „Skarbiec“ N, 2134.
101

swem żarliwem obstawaniem za wyborem A leksandra obóz


jego stronników 1). Niemało zdziałał także swem w staw ie­
niem się w. m istrz, F ry d ery k , uproszony podobno w tej m ie­
rze przez samego w. księcia 2). A gdy nadto rozeszła się
umyślnie przez posłów lit. rozpuszczona w ieść, jakoby Ale­
ksander nadciągał z wojskiem, w celu poparcia swej kandy­
datury 3), przechyliła się też szala głosów ostatecznie na jego
stronę. Jakoż obwołano go królem na dniu 10 października
1501, poczem niezwłocznie wyprawiono do niego z zaprosze­
niem na tron posłów : Andrzeja R o ż ę , arcybiskupa lwowskiego,
Jan a z L ubraniec, biskupa poznańskiego, A ndrzeja z Szamo­
tu ł, wojewodę poznańskiego i Jana Tarnow skiego, wojewodę
lubelskiego. Zarazem spisali wówczas panowie polscy wespół
z obecnymi posłam i lit. a k t, w którym obie strony wyrażały
żądanie, aby odtąd Polska i Litwa w jedno niepodzielne zlały
się ciało, „ut sit una gens, unus populus, una fra te rn ita s ,w
i aby im przewodniczyła jedna głowa t. j. jeden k ró l, obie­
rany w Polsce przy równym w tej m ierze współudziale rep re­
zentantów polskich i litewskich. N adto obrady winny być
wspólne, sejm jed en , wspólna obrona kraju i jedna moneta.
W reszcie domagano się , aby nadal każdy nowo obrany król,
zarówno przy swej koronacyi składał przysięgę na dochowa­
nie praw polskich jako i litew skich; poczem nastąpiło uro­
czyste zaprzysiężenie tego aktu ze strony posłów litewskich
(4 października 1501) 4).
Podobny ak t wydał oraz A leksander w M ielniku (23
października), gdzie go w łaśnie, spieszącego do Krakowa,
spotkała deputacya polska. Podnosząc ogólną zasadę „Con­
cordia parvae res c re sc u n t,“ zagrzew ał wr nim Aleksander
Polaków i Litwinów do wytrwania w sojuszu i przywoływał
w tej mierze na pamięć czasy swego ojca, pod którego ber-

1) K o ja ł o w ic z289 i 290; S t r y j k o w s k i 664.


2) V o ig t IX , 287.
3) M i e c h o w i t a 362; K r o m e r 675.

*) R z y s z c z e w s k i i M p c z k o w s k i „Kodex“ I, N. 196 i 197 ; D a -


xiiiowicz N. 2137 i 2138.
łem kw itnęły oba narody w szczęściu i p o tę d z e , a którego
wielkie im ię daleko i szeroko sławili podw ładni, ze czcią zaś
i bojaźnią wymawiali sąsiadujący nieprzyjaciele. W dalszym
ciągu w yrażał też same życzenia, jakie już kilkanaście dni
przedtem zaprzysiężono w Piotrkow ie J). Prócz tego wydał
jednocześnie z powodu wyniesienia swego na tron przywilej,
z którego treści możnaby w nosić, że zam ierzał inaugurować
szlachcie zawczasu szeroką perspektyw ę nowych swobód. W y­
kazując mianowicie, o ile zbawienniejszym je st rząd konsty­
tucyjny od samowoli monarchy, postanaw iał, aby na przyszłość
wszelkie procesa krym inalne, wytoczone przed króla, nie sam
k ró l, lecz cały rozsądzał senat podczas walnego sejmu, w czem
dwie trzecie głosów winno rozstrzygać. Toż samo ma się ty ­
czyć procesów cywilnych m iędzy panującym a poddanymi.
W procesach zaś samych poddanych między sobą winien p a­
nujący przychylać się zawsze do wyroku większości senatu.
Gdyby atoli godził król na życie i m ajątki zacnych i nieska­
żonych obyw ateli, nie powodował się radą senatorów, jednem
słowem działał wbrew spraw iedliw ości, a tern samem sprze­
ciwiał się dobru R zp ltej, wówczas przysięga złożona królowi
przestaje obowiązywać, a naród może sobie innego obrać pana.
Co więcej niewinnie pokrzywdzonemu wolno nawet wówczas
szukać zadośćuczynienia z pomocą państw ościennych 2).

') Volum. legum I , 131 — 132.


2) Przywilej ten, cytowany przez D a n i ł o w i c z a („Skarbiec dyplom.“
N. 2140) w niejednym względzie ściąga na siebie podejrzenie podrobie­
nia. Pomimo bowiem wysokiego liberalizm u, jaki wieje z współczesnych
mu przywilejów, tchnie on cokolwiek jeszcze anachronizmem, nie już wzglę­
dnie do nich samych ale nawet i późniejszych nadań. Nadto nie ma go
w statucie Łaskiego w szeregu praw i przywilejów, jakie Aleksander na
sejmie radomskim r. 1505 zatwierdził. Owszem wyraźnie zasankcyonował
tam król (obok praw nadanych przez swoich poprzedników) jedynie prawa
i przywileje, jakie nadał „post coronationem,“ wyłączając tem samem
z pod sankcyi wszelkie nadania swoje przed koronacyą. Wreszcie już
w XVI w ., mianowicie r. 1585 podczas procesu Krzysztofa Zborowskiego
(czyt. B r o e l - P l a t e b „Zbiór pam iętn.“ I I , 137 i nast.), gdy obrońcy ta ­
kowego odwoływali się na rzeczony przywilej Aleksandra, dowodzili se-
103

Jeżeli istotnie ważny ten przywilej jest autentycznym,


to niezawodnie był on wyrachowany na sprawienie między
szlachtą efektu, a tłumaczyłby się niepokojem Aleksandra, aby
go Władysław nie zechciał ubiedz w opanowaniu tronu. Po­
spieszył też z Mielnika czemprędzej do Krakowa z pocztem
1400 rycerzy. Płonną jednak była jego obawa, albowiem
Władysław, lubo wprawdzie wyprawił już posłów do Niemiec
i Francyi z oznajmieniem, że został zaproszony na tron pol­
ski , natychmiast kazał takowych gonić i w rócić, skoro tylko
usłyszał o wypadku elekcyi, a nawet umyślnem pismem chwa­
lił Polaków, że sobie wyborem Aleksandra znów Litwę zje­
dnali t). W samej rzeczy odstraszała go odpowiedzialność
dzierżenia trzeciej jeszcze korony, zaczem nie myślał konku­
rować z Aleksandrem, podobnie jak przed dziewięciu laty nie
chciał być rywalem Jana Olbrachta. Z tern wszystkiem nie
zupełnie szczerze sprzyjał on wyniesieniu Aleksandra i chę­
tniej widziałby był królem polskim Zygmunta, ku któremu
szczególniejszą pałał miłością. Usiłował też, choć bezsku­
tecznie, wyjednać mu przynajmniej w miejsce tronu jakieś
udzielne księstwo na Litwie 2), podczas gdy sam przydał mu
do księstwa głogowskiego jeszcze księstwo opawskie 3).
Wkrótce za Aleksandrem przybyło do Krakowa posel­
stwo od Szach-Achmeta, który, jak nam już wiadomo, stał
wówczas nad Dnieprem. Nie trudno odgadnąć, poco je han
wyprawił. Wszak w myśl przymierza, jakie zawarł był z J a ­
giellończykami, należało takowym połączyć się z nim czem-
rychlej w celu uderzenia na Mendligiereja i Moskwę. Tym­
czasem Aleksander, zaskoczony niespodzianie śmiercią brata

natorowie jego nieważności i wątpili w jego autentyczność, zwiąc go


„ohydzonym przez nadużycie."
') K rom er 6 7 6 .
2) Czyt. G o ł ę b i o w s k i III, 4 6 2 — 4 6 8 noty 2 1 — 2 5 ; oraz B r o e l -
P later „Zbiór pamiętników do dziejów polskich" (Warszawa 1 8 5 8 ) I ,
3 2 -3 4 .
3) D o g ie l „Codex" I , 546; P at . a c k t V , 2, 25.
104

i ztąd sk rz ę tn ie s ta ra ją c się odzierżyć po nim k o ro n ę , p rzy -


tem sam z a tru d n io n y wojną z Iw anem ta k na L itw ie ja k
w In fla n ta c h , nie m ógł hanow i pospieszyć w p o m o c, podczas
gdy ten że w późnej je sie n n ej p o rze obozow ał w śród stepu,
w ystaw iony na n ie p o g o d ę, g łó d i zim no. W ielk ie też sk a rg i
wyw odziło p rz e d królem w spom nione p o se lstw o , w yrzucając
m u n ie d o trzy m a n ie zobow iązań i lekcew ażenie w iernego m u
so ju szn ik a 1). U m iał je d n a k A lek san d er uspokoić słu szn e z a ­
ża le n ia posłów , a obdarzyw szy ich p o d aru n k am i dla liana,
k a z a ł m u zanieść odpow iedź, iż niebaw em w yruszy, ab y się
z nim połączyć.
O dpraw iw szy w ten sposób p o se lstw o , p rzy stąp io n o 12
g ru d n ia do koronacyi. K oronow ał A lek san d ra b r a t je g o , k a r ­
d y n ał F ry d e ry k , o d b ie ra jąc zaraze m od niego u ro cz y stą p rz y ­
sięg ę na dochow yw anie w szystkich p raw i przyw ilejów n a ro d u -).
A ssystow ali m u p rzy te rn : A ndrzej Roża, a rc y b isk u p lwowski,
C zesław z K u ro z w ęk , bisk u p k u jaw sk i i w. k an c le rz kor.,
J a n L u b ra ń sk i, bisk u p poznański, W in cen ty P rz e rę b sk i, b isk u p
p ło c k i, Ł u k a sz W a isse lro d t, bisk u p w arm iń sk i i w ielu innych
infułatów . O bok m nóstw a ludu i d y g n ita rzy p o lsk ich i litew skich,
u cz estn icz y li tej ce rem o n ii: k ró lo w a-m atk a E lż b ie ta , K onrad,
k sią żę m azow iecki i zn aczn a liczb a posłów . Szczególniej g ra ­
tulow ali A lek san d ro w i posłow ie w. m is trz a F ry d e ry k a , k tó ry ,
ju ż pop rzed n io zaw sze m u przyjazn y , tern więcej p ra g n ą ł ująć
go sobie o b e c n ie , wobec n ie ro z strzy g n ię te j sp raw y swego h o ł-
dow nictw a 3). Po skończonym o b rząd k u k o ro n ac y jn y m , w y p ra­
w ił k ró l w sp an iałą u cz tę dla obecnych p ra ła tó w i panów ,
ja k o te ż dla ak ad em ii k ra k o w sk ie j, czem u w edle zw yczaju
tow arzy szy ły tu rn ie je 4j. W k ilk a dni p o tem p rz y b y ł do
K rakow a i Z ygm unt z pow inszow aniem A lek san d ro w i k rólew -

') K bom er 676; S t r y jk o w sk i 665.


2) V olum . leg. I, 133.
3) V oigt I X , 288.
M ie c h o w it a 363.
105

skiej godności, oraz poseł wenecki, Jan B aduarius, polecając


się względom nowego króla 1).
Ale kiedy w ten sposób obchodzono jeszcze w Krakowie
wśród zabaw i uciech k o ro n ację A leksandra, rozgrywały się
właśnie na W schodzie nader sm utne wypadki. Mianowicie
Szach-A chm et, zwątpiwszy już w przybycie wojsk polsko-
litewskich, i z tego powodu upadając z każdym dniem coraz
bardziej na duchu, począł się znosić z Iwanem i ofiarowywał
mu nawet swą pomoc i usłu g i, byleby tylko zerwał przym ie­
rze z Mendligierejem -). Nim jeszcze atoli zdołały jego zd ra­
dliwe zam ysły odnieść na dworze moskiewskim jakikolw iek
skutek, zgotowała tymczasem niepostrzeżenie gorsze jeszcze
złe własna jego żo n a, k tó ra , sprzykrzywszy sobie uciążliwości
i niewygody życia obozowego, nagle z większą częścią zbun­
towanej hordy uciekła do K rym u, poddając się łasce p o tę­
żnego Mendligiereja. Łatw em oczywiście dla ostatniego było
obecnie zwycięstwo nad bezwładnym potomkiem strasznych
niegdyś hanów Kipczaku. W yruszywszy też nad D niepr, po­
bił i rozprószył resztki jego wojska doszczętu, ta k , iż Szach-
Achmet zaledwie tylko zdołał umknąć do Kijowa. Z tam tąd
pospieszył wkrótce do B iałogrodu, zam ierzając udać się do
Turcyi i błagać od niej posiłków przeciw A leksandrow i, k tó ­
rego winie wyłącznie przypisywał wszystkie swe straty i po­
niesioną klęskę. Poznawszy a to li, że mu niemniejsze grozi
niebezpieczeństwo ze strony su łta n a , jednym związanego in­
teresem z M endligierejem , powrócił znowu spiesznie do K i­
jow a, tą rązą w szakże, aby nazawsze wolność utracić. Poj­
manego osadzono bowiem za wiarołomstwo i dw ukrotną chęć
zdrady w więzieniu w ileńskiem 3). Z tych powodów spełzła
też na niczem zamierzona na W schód wyprawa Aleksandra,

') M iech o w ita 363.


2) K aram zin V I , 284.
3) K r o m e r 676; K o j a ł o w i c z 290—291; S t r y j k o w s k i 666 ; S ie-
strz e ń ce w ic z „Histoire de la Tauride* (Brunszwik, 1800) II , 224
i 225.
106

dla którego słusznie m ogła uchodzić horda Szach-Achmeta za


główną rękojm ię pokonania hana krymskiego i cara.

(Dalszy ciąg wojny z Moskwą aż do zawarcia


sześcioletniego rozejmu).

A właśnie tymczasem pogarszało się coraz znaczniej


położenie Litwy i sprzym ierzonych z nią Inflant wobec Mo­
skwy. Zaraz bowiem po sierpniowej P lettenberga wyprawie,
w targnęły wojska Iw ana pod wodzą Daniela Szczeni w oko­
lice D orpatu, aby pomścić swą przegraną pod Izborskiem.
Nieprzygotowany m istrz nie zdołał im stawić należytego oporu,
zaczem M oskale, zapędzając się z ogniem i mieczem w ręku
aż po R ew el, niezm iernie wówczas spustoszyli Inflanty i w zi­
mie dopiero powrócili do domu *). Z drugiej strony w padł
równocześnie inny ich oddział na Litwę pod dowództwem
Sym eona, kniazia czernichow skiego, Bazylego Szemiakina,
A leksandra Rostowskiego i bojara W orońcow a, niszczcząc
i paląc około Mścisławia. W prawdzie wyruszyło przeciw nim
rycerstw o litewskie pod M ichałem Iżesław skim i Eustachym
D aszkiew iczem , wszelako bitw a, jak ą stoczono (14 listopada
1501) pod M ścisław iem , skończyła się zupełną klęską Litw i­
nów. Obok licznych stosunkowo jeńców m iało podobno 7000 (?)
poległych zakryć pobojowisko 2).
Zatem w smutnej niespodzianie znalazł się A leksander
sy tu acy i, skoro rozbita horda Szach-A chm eta otw ierała znowu
wolną a bezpieczną drogę M endligierejowi do Rusi i M ało­
polski, podczas gdy nawiedzony sam srogim najazdem Mo­
skali m istrz inflancki w niczem nie zdołał zapobiedz świeżemu
Litwy nieszczęściu. W ypadało więc z tych powodów królowi
powrócić czemprędzej na L itw ę , aby być bliżej teatru wojny.
Opuścił też Kraków na dniu 3 m aja 1502 w towarzystwie
Ja n a L ask ieg o , kanonika krak. i sekretarza k o r., poleciwszy

■) K aram zin V I, 282; S t r a b l I I , 418; S c h u t z f o l. 401.


a) K aram zin V I, 279—280.
107

rządy w Polsce na czas swej niebytności kardynałow i F ry ­


derykowi.
Ale czelna postaw a Moskwy nietylko w królu i Inflant­
czykach budziła słuszny niepokój. Znaleźli oni owszem gorli­
wego na razie sprzym ierzeńca w osobie w. m istrza krzyżackiego,
wezwanego spiesznie przez P lettenberga na pomoc ’). W łaśnie
bowiem w chw ili, kiedy Moskale wracali z pod Rewia i Mści-
sław ia z trofeam i do d o m u , zwołał Fryderyk radę i w płynął
w niej na uchwalenie postaw ienia natychm iast dla Inflant po­
siłków i rozpisania potrzebnych w tej m ierze podatków. Prócz
tego wyprawił ze swej strony do Rzymu p o s ła , aby przedsta­
wić papieżowi zrządzone dotychczas przez M oskali zniszczenia
i wskazać niebezpieczeństw a, jakich się i nadal z ich strony
należy obaw iać, usiłując tem sam em skłonić papieża do ogło­
szenia przeciw nim krucyaty. W liście zaś do kardynała P ra-
xedis (z dnia 4 grudnia 1501) u praszał w jego osobie całe
kolegium kardynałów, aby pieniądze podczas jubileuszu w zie­
miach Zakonu już zebrane i zebrać się m ające mogły być
obrócone na koszta wojny z Moskwą 2). Sam tym czasem zaj­
mował się werbunkiem wojska i w łaśnie m iał je wysłać do
Inflant, gdy doniesiono m u , że wojska moskiewskie już się
cofnęły a P lettenberg sposobniejszej oczekuje chwili do pom­
szczenia doznanych szkód; więc też Fryderyk rozkw aterow ał
zebrane wojsko po zam kach i oczekiwał aż Inflanty powtór­
nie jego pomocy zawezwą 3).
Na podobne kroki F ry d ery k a, tak pełne energii, nie
w pływ ała, zdaje się , sam a wyłącznie wspólność jego intere­
sów z m istrzem inflanckim. Prawdopodobnie d ziałał on nie­
mniej w chęci obudzenia w A leksandrze zaufania, mocą któ­
rego spodziewał się tern korzystniej rozwiązać kwestyę swego
hołdownictwa. Nieom ieszkiwał bowiem równocześnie znosić
się w tej m ierze z królem listownie i wzywać swego brata

') „Skarbiec" N. 2143.


D a n iło w ic z
J) I X , 289.
Y o tg t
3) Tenże str. 290.
Jerzego ku pośredniczeniu. W szelako prowadzone układy n a­
der leniwym szły krokiem ') , zw łaszcza, skoro nieustające
najazdy wojsk moskiewskich gdzieindziej kazały królowi całą
kierować uwagę. Mianowicie już w lutym (r. 1502) nawiedzili
Moskale ponownie Inflanty, pom nażając zeszłoroczne łupy
świeżą grabieżą. Niedługo potem (w lipcu) wpadli także na
Litwę pod wodzą syna Iwanowego, D ym itra, a zdobyta Orsza,
spalony W itebsk i spustoszone okolice Połocka świadczyły
tą razą znów o ich zwycięzkim pochodzie. Kusił się Dym itr
zająć oraz Sm oleńsk, ale dzielny opór załogi pod kierownic­
twem Stanisław a K iszki, wojewody sm oleńskiego, i wieść
o nadciąganiu A leksandra z odsieczą zm usiły go do zanie­
chania oblężenia a w krótce i do opuszczenia Litwy -).
Tymczasem zdołał już skrzętny P lettenberg, zasilony
przytem posiłkam i F ry d ery k a, zebrać około 15.000 bitnego
żołnierza. W yruszył też na czele tej siły, podobnie jak roku
zeszłego, w sierpniu prosto w okolice Pskowa. Napotkawszy
jeden oddział nieprzyjacielski nad jeziorem Sm olin, nie przy­
ją ł bitwy i udał ucieczkę, nie w innym jednak celu, aby
zwróciwszy się nagle, tern w iększą zadać mu klęskę. P rze­
rażeni tym wypadkiem Moskale skoncentrowali czemprędzej
swoje siły około 90.000 w jedno m iejsce, w nadziei, że tą
straszn ą liczbą zgniotą od jednego zam achu garstkę Inflant­
czyków. Przyszło nareszcie pod Pskowem do pożądanej bitwy
(13 września). W szelako nadspodziewanie Moskali mężnie
potykały się szyki P le tte n b e rg a ; piechota jego zdobyła sobie
naw et nazwę żelaznej. Nie dziw te ż , że i teraz w alka, co do
liczby obu wojsk tak nierów na, przechyliła szalę zwycięstwa
ta m , gdzie była górą ta k ty k a ; a lubo rycerz H am m erstadt,
z d ra d z a jąc , przeszedł z jedną chorągwią Inflantczyków na
stronę M oskali, nie zdołał wszakże w niczem zapobiedz cał­
kowitej ich klęsce. Długo jeszcze potem wspominało rycer-

*) V o ig t , IX, 291.
2) K romer 677; K o j a ł o w i c z 293; K a r a m z in VI, 291.
109

stwo inflanckie dzień 13 września 1502, jako dzień bo h ater­


skiej walki *).
Z tem wszystkiem bynajmniej nie wpłynęło zwycięztwo
pod Pskowem na dalszy los wojny z Iwanem. Niewątpliwie
należy w tern głównie winić A leksandra, który nie um iał lub
nie chciał korzystać z tak sposobnej chwili i nie poparł z całą
energią dzielnego Plettenberga. Nigdy nie grzesząc anim u­
szem wojennym, up ad ł on owszem po ostatnich napadach
Moskali na Litwę tem więcej jeszcze na duchu i przedsię­
biorczości i znów coraz wyraźniej począł tęsknić za pokojem.
Niemało pom agała mu w jego zam ysłach żona, Helena,
z ubolewaniem skarżąc się w listach do swego ojca na nie­
dolę Litwy, ciągle a niewinnie pustoszonej. Co w ięcej, wy­
chwalając w nich swego m ęża, który w niczem nie łam ał
danych przyrzeczeń co do szanow ania wolności jej wyznania,
czyniła raczej wyrzuty ojcu, że ignoruje trak taty , i prosiła
go usilnie, aby zap rzestał napadów a znów z Aleksandrem
przywrócił dawny pokój. Podobnie pisała do m atki i braci,
prosząc ich , aby i oni, popierając jej przedstaw ienia, w sta­
wili się u ojca za jej m ałżonkiem 2).
Skuteczniejsze atoli poparcie znalazły pokojowe projekta
króla na dworze papiezkim. Powiedziało się już w yżej, z jak ą
pilnością sta ra ł się właśnie podówczas Rzym przywieść do
skutku krucyatę przeciw T urcyi, która swemi nagłem i zwy-
cięztwy nad W enecyą zdaw ała się srożej, niż kiedykolwiek,
zagrażać chrześcijaństwu. Mianowicie przekonaliśm y się o tem
z rozległych in stru k cy j, z jakiem i w ysłał papież swego legata,
kardynała R eginusa, na dwór króla W ładysław a. Z tych
względów m usiał więc A leksander VI nie bez niechęci przy­
patrywać się wojnie na Północy, któ rą rok rocznie wszczynał
chciwy podboju Iw a n , a któ ra paraliżow ała jakikolw iek współ­
udział ze strony Polski i Litwy w zamierzonej krucyacie.
W ielkie też łożył papież s ta ra n ia , by wyjednać mocą swej

1) K a ra m z in V I, 292; S t r a h l I I , 419 i 420.


2) D a n iło w ic z N. 2151 i 2152.
110

interw encyi pokój między walczącymi, a nawet upominał cara


w tej m ierze listow nie, dom agając się niezwłocznego zaw ar­
cia pokoju, tyle wówczas zbawiennego dla powszechnego do­
b ra i bezpieczeństwa Europy. W ręczył Iwanowi przedstaw ie­
nia papiezkie Zygm unt Z an taj, poseł w ęgierski, a popierając
je nadto persw azyam i W ładysław a, żądał zarazem w jego
imieniu paszportów dla posłów polsko-litew skich, którzy mieli
przybyć do Moskwy w celu rokowania 1). W rzeczy samej
Iw an, którem u snać niem ało pochlebiało wstawienie się ta ­
kich pow ag, ja k papieża i króla czesko-w ęgierskiego, przytem
pomnąc może na prośby swej c ó rk i, okazał się wielce skłon­
nym do układów i zaraz wydał żądane dla posłów paszporty.
W ięc też niebawem wyprawił A leksander poselstwo do Moskwy,
uw iadam iając jednocześnie P lettenberga (7 grudnia 1502)
o rozpoczętych układach i polecając m u, aby i on ze swej
strony stosowne czynił kroki 2). Posłow ali w tedy: P io tr Mysz­
kow ski, wojewoda łęczycki, Jan B uczacki, podczaszy lit.,
Stanisław Chlebowicz, nam iestnik połocki i Ja n Sapieha, p i­
sarz lit. Ż ądania ich dotyczyły uwolnienia jeńców, zwrotu
zabranych ziem litewskich i oraz zawarcia pokoju między
Moskwą a m istrzem inflanckim. W szelako Iw an, spodziewa­
jący się sam dyktować w arunki pokoju a nie takowych słu ­
chać , hardo odpowiedział na dom agania się posłów, tłum acząc,
że wszystkie m iasta i ziem ie, ja k ie zawojował, należały p ier­
wotnie do Rosyi i tylko nieprawnie pozostawały w posiadaniu
Litwy. W zbraniał się też cośkolwiek odstąpić, a nawet śm iał
jeszcze dopominać się Kijowa i Sm oleńska, które również,
wedle jego historycznych wywodów, miały leżeć niegdyś w g ra ­
nicach Piosyi. Nic nie pom agały przedstaw ienia posłów polsko-
litew skich, którzy silili się udowodnić bezzasadność jego
roszczeń. Iwan stale obstaw ał przy raz wypowiedzianem zda­
niu i wkońcu na m ałe tylko ustępstw a zezwolił 3). Tym

') K a ra m z in VI, 293; S t r a h i . II, 421.


2) D o g ie l „Codexu V, Nr. 92.
3) D a n i ł o w i c z Nr. 2156; K a r a m z i n VI, 295; S tra h l II, 421.
Ill

sposobem , skoro posłowie żadną m iarą nie mogli się zgodzić


na warunki Iw ana, nie przyszedł też do skutku upragniony
pokój, zaczem zaw arto jedynie sześcioletni rozejm , odnoszący
się zarazem i do Inflant.
Niezadowolony A leksander, że jego widoki co do zaw ar­
cia wieczystego pokoju z Moskwą spełzły na niczem , a r a ­
czej, że nie odzyskał nic z teg o , czego żądał przez posłów,
wielką rozgorzał przeciw carowi zaw iścią, a n a w e t, uniesiony
w pierwszej chwili gniewem , kazał zatrzym ać jako zakładni­
ków jego posłów, którzy właśnie w celu raty fik acji zawartego
rozejm u p rzy b y li, sądząc m o że, że w ten sposób zmusi Iwana
do większych ustępstw. Gdy atoli stanowczo upom niał się
Iwan o ich wypuszczenie, i skoro sam wreszcie Aleksander
p o zn ał, że podobne środki do niczego nie w iodą, odprawił
niebawem rzeczonych posłów *), zniewolony oczekiwać spo­
sobności , kiedyby skuteczniej m ógł upomnieć się o poniesione
straty.
Tak więc wychodziła Moskwa i z tego wtórego poje­
dynku z Litwą zwycięzko, przybierając tern samem bardziej
jeszcze niebezpieczną na przyszłość p o staw ę, zw łaszcza, skoro
przew rotna jej polityka pozw ałała nawet i obecnie po zaw ar­
ciu rozejmu znosić się z M endligierejem i namawiać go, aby
bez względu na tenże rozejm nie przestaw ał z swej strony
najeżdżać i pustoszyć krajów litewsko-polskich 2).

(Napady Tatarów. Sejm piotrkowski r. 1503. Utrata Pokucia.


Sejm lubelski 1503 r.).

Rok 1502, tak nieszczęsny dla Litwy, nie był pom yśl­
niejszym i dla Korony. Praw ie równocześnie bowiem, kiedy
wojska moskiewskie rabow ały okolice Orszy i W itebska, wpadł
Mendligierej (w sierpniu) w 30,000 swej hordy na Ruś czer­
woną, zapędzając się po Jarosław , a przeszedłszy następnie

‘) K a r a m z in V I, 296.
2) Tamże.
112

W isłę , spalił Opatów, Łagów i Kunów. K ardynał Fryderyk


wśród powszechnego p rzestrach u , tem większego, skoro nie
było na razie gotowych środków obrony, w ysłał w pierwszej
chwili na pow strzym anie najezdców swego dworzanina, Jana
W apowskiego, z oddziałem łuczników a niebawem wyruszył
sam za nim w 500 k o n i, nakazawszy tymczasem zebrać się
szlachcie pospolitem ruszeniem w Korczynie. Atoli Tatarzy,
spostrzegłszy zbliżającą się odsiecz, w obawie, by im nie od­
cięto odwrotu i nie w ydarto obfitych łupów, rzucili się czem-
prędzej do ucieczki, a przechodząc W isłę utopili nawet do
1000 jeńców, którzy, ja k się zdaje, byli im zawadą w szybkim
odwrocie *).
W obec tych bolesnych wypadków, m usiało naturalnie
wielce zależeć Polsce na utrzym ywaniu ja k najstaranniej przy­
jaznych z Turcyą stosunków ; to też wyprawiony do K onstan­
tynopola Mikołaj Firlej, starosta lubelski (9 października 1502),
przedłużył zaw arty przez Ja n a O lbrachta pokój z Bajazetem
na dalszych lat p ię ć 2). Niemniej było oraz rzeczą naglącą
obmyśleć dla kraju potrzebne środki bezpieczeństwa, a zada­
nie to m iał znów rozwiązać zwołany z początkiem r. 1503
sejm do Piotrkow a. Jednakże szlachta, pilnująca przedewszyst-
kiem własnego pryw atnego interesu, znów ję ła się tam pisać
dla siebie przyw ileje, mniej bacząc na niebezpieczeństwa ze
strony Tatarów, na których postanow iła wprawdzie wyruszyć,
ale tego nie uczyniła. Uchwały tego sejmu były po większej
części powtórzeniem ustaw, wydanych na sejmie piotrkowskim
r. 149G. Gwarantow ały bowiem raz jeszcze szlachcie wyłączne
piastow anie wszelkich dygnitarstw, podczas gdy z drugiej
strony uderzały z całą zuchwałością na stan wieśniaczy, nie
dozwalając synom kmiecym oddalać się z swych zagród do
m iasta, chyba za zezwoleniem swoich panów i to w celu nauk,
grożąc im w przeciwnym razie u tra tą ojcowizny; co więcej,
chłopa idącego gdzieindziej na zarobek dozwalały pojmać

‘) M ie c h o w it a 364; K rom er 677.


2) K rom er 677.
113

i więzić przez m ie sią c !) ; przez co więc u tracał wieśniak


wszelką samodzielność i staw ał się w zupełności glebae
astrictus.
Niedługo po odbytym sejmie (14 m arca) um arł k a r­
dynał F ry d ery k , piastując od lat piętnastu godność biskupa
krakowskiego a od dziesięciu arcybiskupa gnieźnieńskiego.
W brew tym wysokim dostojeństwom kościelnym, zarzucają
mu kroniki, że zanadto wiódł życie hulaszcze a często nawet
niemoralne.
Jeszcze bawił A leksander na L itw ie, kiedy ponownie
(w sierpniu 1503 r.) wpadli Tatarzy w 6000 pod wodzą Bi-
tygereja, syna Mendligerejowego, na Ruś i Litwę, zapuszcza­
jąc swe zagony aż po Nieśwież i Kiecko. Spaliwszy to osta­
tn ie , podstąpili pod S łu ck , a nie mogąc go dobyć dla m ę­
żnego oporu, jak i im staw ił kniaź Siem ion, spustoszyli jego
okolice i z łupem uciekli. Niebawem jednak powrócili w 3000,
zapędzając się również pod S łu c k ; wszelako wyruszyli tą
razą przeciw nim z swoją drużyną kniaź Siem ion, O lbracht
Gastold, Stanisław Kiszka i Jerzy Niemirowicz, i dogoniwszy
ich za G ródkiem , pobili ich najupełniej i łupy o d e b ra li2).
Nie przeszkadzało im to w targnąć jeszcze raz tegoż roku
w listopadzie na Podole; ale i te ra z , szczęściem , nie uszło
im to bezkarnie. Mianowicie Rusini pod wodzą niejakiego
Zemelki dognali uciekających, a chociaż w bitwie zginął sam
Zemelko, zadali najezdcom całkow itą porażkę. Niemało miał
się do tego przyczynić wielki śnieg, jaki właśnie wtenczas
upadł, utrudniając Tatarom u cieczk ę3).

‘) V olum ina legum I, 134.


2) S try jk o w s k i 668; ( t ł u m . Paszkowskiego) 2 7 0 .
G w a g n in
3) Kronikarze, mówiący o tym napadzie Tatarów na Podole, nie
podają bliższych jego szczegółów ani też miejsca, gdzie Tatarzy zostali
przez Rusinów pobici. Nawet co do czasu tego najazdu w zupełnej są
niezgodzie. Niedbały bowiem o chronologię S t r y j k o w s k i (str. 6 6 8 ) nie
wymienia dokładnie roku, G w a g n i n (str. 2 7 1 ) opisuje ten wypadek pod
r. 1 5 0 4 , K r o m e r zaś (str. 6 7 9 ) pod r. 1 5 0 3 . Mimo tę niepewność daty,
zdaje się być wszakże rzeczą niezawodną, że napad rzeczony m iał miejsce

8
114

Z tern wszystkiem podobne zwycięstwa nigdy nie wy­


nagradzały szkód, jakie zrządzali ci straszni najezdcy. Przy-
tem, na domiar nieszczęścia, doznała wówczas niespodzianie
Polska nowego ciosu ze strony hospodara Stefana, który nie­
wiadomo z jakich powodów, łamiąc zawarte z Janem Olbrach­
tem traktaty, wpadł nagle na Pokucie i takowe zawojował1).
Snać, że zwykłe w Polsce nieprzygotowanie, a więcej jeszcze
opieszałość w wysełaniu jaknajszybszej odsieczy, znęcały często
jej wrogów, dając im rękojmię łatwych zdobyczy.
W takim stanie rzeczy, kilkakrotnie przez panów pol­
skich wzywany, ujrzał się wreszcie Aleksander znaglonym
powrócić do Krakowa (we wrześniu). Ztamtąd udał się wkrótce
do Lublina, dokąd był zwołał sejm na 1 listopada 1503 r.
Pierwszą tam czynnością króla było obsadzenie arcybiskupstwa
gnieźnieńskiego oraz biskupstw krakowskiego i kujawskiego,
które wakowały właśnie z powodu śmierci kardynała Fryde­
ryka i Czesława z Kurozwęk. Zaraz też zamianował dotych­
czasowego arcybiskupa lwowskiego Andrzeja Rożę arcybisku­
pem gnieźnieńskim, oddając w jego miejsce arcybiskupstwo
lwowskie Bernardowi Wilczkowi; biskupstwo krakowskie otrzy­
mał zaś Jan Konarski, kujawskie Jan Przerębski, przemyskie
Maciej Drzewiecki2). Zarazem oddał król po Czesławie z Ku-

w listopadzie r. 1503, albowiem r. 1504, w którym wyprawiono zaciężne


wojsko przeciw hospodarowi Stefanow i, nie odważyliby się T atarzy najść
P o d o la, jak też słusznie wnioskuje K r o m e r (str. 6 8 0 ) , nie wspominając
pod r. 1504 o żadnym napadzie tatarskim .
‘) K r o m e r 679; S t r y j k o w s k i 669.
2) Praw o m ianow ania kandydatów na wakujące dygnitarstw a ko­
ścielne było pierw otnie w ręku k a p itu ł i R zym u, który takow ych za­
tw ierdzał. Pierw szy dopiero Kazimierz Jagiellończyk począł sobie prawo
to przyw łaszczać, zaczerń już w r. 1460 po śm ierci Tomasza Strzem piń-
skiego, biskupa krak., zam ianow ał jego następcą Ja n a Gruszczyńskiego,
nie zważając na opór k ap itu ły i upom nienia Piusa II. Podobnie w ystąpił
Kazim ierz w. r. 1468 przeciw kandydaturze M ikołaja T ungena na b isk u ­
pstwo w arm ińskie, m ianując w jego m iejsce W incentego Kiełbasę, biskupa
chełm ińskiego. A mimo że groźna bulla P a w ła II. upew niła T ungenow i
następstw o, nie pierwej wszakże czuł się takow y na swej posadzie bez-
115

rozwęk wielką pieczęć kanclerską Janowi Łaskiem u. N astępnie


przystąpiono do obrad nad obroną kraju a mianowicie nad
zebraniem zaciężnego wojska w celu odzyskania Pokucia.
Już nieco pierwej, bo w październiku, poczynił Aleksan­
der niektóre potrzebne ku tem u kroki. R ozkazał bowiem
wszystkiej szlachcie Wielko - i Mało - Polski zebrać się pospo-
litem ruszeniem w Glinianach x), podczas gdy z drugiej strony
uskarżając się listownie przed W ładysław em na Stefana i jego
wiarołomstwo, upraszał go o sp ieszn ą, zbrojną interwencyę.
W szelako W ładysław tłum acząc swoje stanowisko wobec Ale­
ksandra i Stefana, z którym i łączyły go raz braterstw o drugi
raz przym ierze, wymówił się od podobnej interwencyi i obie­
cał neutralność. Owszem radził sam królow i, aby miasto
z orężem w ręku żądał satysfakcyi na drodze pokojowej,
a w tej m ierze przyrzekał pośredniczyć2). Zaraz też polecił
swym posłom, bawiącym w łaśnie w Mołdawie: Stefanowi Te-
ledgiem u, Franciszkow i Bolassa i Emerykowi Czoborowi, aby
na wszelki sposób usiłowali skłonić Stefana do układów
z A leksandrem 3). Atoli mimo te zabiegi W ładysław a, nie
przyszło do p o k o ju , zaczem obecny sejm postan ow ił, aby
zaraz z początkiem r. 1504 wyruszyło wojsko przeciw Ste­
fanowi , a następnie po odebraniu Pokucia rozłożyło się

piecznym, póki nie ukorzył się przed królem. Odtąd zaprzestało papiestwo
i kapituły dalszej opozycyi i przychylało się coraz widoczniej do woli
króla, chociaż z drugiej strony pewną jest rzeczą, że aż po r. 1525 tj. aż
do zawarcia konkordatu przez Zygmunta I. z Klemensem VII. nie mieli
królowie polscy od papieży wyraźnego przyzwolenia na nominacye bisku­
pów ; jakkolwiek bowiem Sykstus IV. nadał Kazimierzowi w r. 1484
( T h e i n e r „Monum. P ol.u II., Nr. 255) prawo patronatu i stawianie kan­
dydatów na wakujące beneficya w arcybiskupstwie gnieźnieńskiem, biskup­
stwie krakowskiem i poznańskiem, a Juliusz II. rozszerzył to prawo
w r. 1505 Aleksandrowi ( T h e i n e r II. Nr. 337) odnośnie do biskupstwa
płockiego, dotyczyło ono jedynie beneficyów niższych — „postpontificales.“
‘) R a c z y ń s k i „Kodex dypl. wielkopol.“ Nr. 137.
2) C a t o n a „Hist. rer. hung." X V III, 339—342.
3) Tenże, str. 343 i 344.

8*
116

u granic wschodnich ku strzeżeniu ich przed napadem T a­


tarów 1).

(Negocyacye z w. mistrzem Fryderykiem.


Sejm w Piotrkowie r. 1504).

Ten obraz niedoli Polski i Litwy, najeżdżanych to przez


Iw ana, to znów Tatarów i podstępnego S tefana, uzupełnia
jeszcze lekcew ażenie, jakiego doznał król od strony niepo­
słusznego mu w. m istrza Zakonu. Przekonaliśm y się wyżej,
jak skrzętnie pochlebiał takowy na każdym kroku królowi, aby
tylko módz wywinąć się od obowiązku złożenia hołdu. Co
dziw niejsza, że A leksander wielce okazywał mu się przy­
jaznym , a zatrudniony pilniejszem i sprawami państwa, zdawał
się naw et nie myśleć o upom nieniu się o swoje prawa. Zwró­
ciły dopiero z jego strony pilniejszą na Zakon baczność mno­
gie zażalenia na Fryderyka, mianowicie, że nie wzbrania swo-
mu rycerstw u niepokoić granic polskich, szczególnie zaś wieści,
jakoby werbował w Niemczech wojsko i znosił się skrycie
z K onradem , ks. mazowieckim. O dtąd też zaczął coraz b a r­
dziej niedowierzać w. m istrzow i, a natychm iast oświadczył
w liście do jego b ra ta , Jerzego, że aczkolwiek chodzi mu
o przyjaźń z domem saskim , nie myśli jednak bynajmniej
abdykować z swych praw do Zakonu; zarazem skarżył się,
że kupcy polscy nie znajdują w ziemiach Zakonu należytego
bezpieczeństw a. Niedługo zaś potem p rzesłał sam odręczne
pismo Fryderykowi, żądając spiesznego zdania sprawy z n ad­
użyć, o jakie go w łaśnie posądzano.
W cale nie było to m iłą niespodzianką dla w. m istrza,
którem u tyle zależało na dobrych z królem stosunkach. Nie-
om ieszkał też poruszyć wszystkich możliwych sprężyn, aby
czemprędzej odeprzeć uczynione mu zarzuty i przekonać króla
o ich fałszywości. Udawał się więc do swego b rata z prośbą
o pośrednictwo, to znów do kniazia M ichała Glińskiego, na

') K bo m eb 679.
117

którego jako na szczególniejszego faworyta królewskiego nie­


mało mógł liczyć, to wreszcie, wyprawiając umyślne poselstwo:
hr. Hohenstein, Gablenza i radcę swego, D ytrycha W erterde
(z początkiem sierpnia), usiłow ał w prost wytłumaczyć się przed
Aleksandrem i obudzić w nim napow rót dawne do siebie za­
ufanie. W końcu ją ł się nawet obostrzać wr swym kraju wszyst­
kie nakazy co do szanowania granic polskich i surowo prze­
strzegać bezpieczeństwa dróg handlow ych, byle tylko króla
udobruchać 1).
W niczem wszakże nie zdołały zabiegi Fryderyka zado-
wolnić A leksandra, którem u widocznie o co innego chodziło.
D ał on to już najwyraźniej poznać tern, że nie chciał nawet
słuchać wyżej rzeczonych posłów w. m istrza, usiłujących wejść
na tem at hołdownictwa. W krótce też zawezwał przed siebie
Fryderyka ku złożeniu przysięgi w ierności, na styczeń 1504
do Piotrkowa. Ale w łaśnie byłto szkopuł, o który rozbiła się
nagle cała dotychczasowa grzeczność i zabiegliwosć w. m istrza.
Ujrzawszy on bezowocność wszystkich użytych przez siebie
środków, czemspieszniej powrócił do taktyki, ja k ą posługiw ał
się już raz wobec Jan a O lbrachta i znów zbył poselstwo kró­
lewskie wymówkami, iż nie może przyjechać osobiście, obie­
cując natom iast przysłać wraz z swoim bratem pełnomocników,
którzyby z królem weszli w układy. W samej rzeczy w ypra­
wił niebawem z swej strony pełnomocników do Piotrkowa,
gdzie się już król i panowie polscy zjechali byli w celu od­
praw ienia sejm u ; ale ponieważ nie przybyli tam oraz posłowie
sascy i książę Jerzy o inny ku tem u upraszał te rm in , wró­
cili też czemprędzej pełnomocnicy F ry d ery k a, nic nie sp ra ­
wiwszy 2).
Tymczasem przystąpiono do obrad sejmowych. Najprzód
zajęło uwagę sejmujących M azowsze, które wskutek śm ierci
księcia K onrada (w m arcu 1503) miało obecnie w zupełności
powrócić do Korony. Ale usilne prośby księżnej Anny, wdowy

') V o i g t IX ., 3 1 0 -3 1 1 .
2) Tenże, str. 312.
118

po Konradzie, a m atki pozostałych po nim nieletnich synów,


Stanisław a i Janusza, zdołały jeszcze sprawić, że A leksander
pozwolił młodym książętom i ich męzkim potomkom trzym ać
dalej w posiadaniu ziem ie: warszawską, wyszogrodzką, zakro­
czym ską, ciechanow ską, łom żyńską i now ogrodzką, warując
sobie wszakże, że w razie, gdyby nie pozostawili męzkich po­
tomków. ziemie te miały już nieodwołalnie przejść pod bez­
pośredni zarząd króla. Gdyby zaś pozostały tylko po nich
córki, zobowiązywał się i swoich następców do wyposażenia
takowych *). W dalszych uchw ałach tego sejmu określono bli­
żej kom petencyę m arszałka państw a i m arszałka dworu, po­
stanaw iając, aby w nieobecności jednego którykolwiek z nich
utrzym yw ał rejestra dw orzan, gości i senatorów przyjmował,
przyczem jednak m arszałek w. kor. ma posiadać pierwszeń­
stwo. Tenżesam stosunek ma zachodzić między podskarbim
państw a a podskarbim królewskim, a z czynnościami jednego
winien być zapoznanym i drugi, aby w razie jego nieobecno­
ści m ógł bez szkody zawiadywać skarbem państwa. Podskarbi
państw a winien odtąd zasiadać w senacie. Kanclerz i pod­
kanclerzy w. kor. nie mogą obok swych urzędów piastować
jeszcze urzędów wojewody, kasztelana lub b isk u p a 2), winni
mieć wszakże po złożeniu swych godności pierwszeństwo do
wakansów. Co do ceł, ustanowiono, aby je opłacano jedynie od
towarów przeznaczonych na sprzedaż, przeciwnie towary, słu ­
żące do osobistych potrzeb podróżującego, m ają być od nich
wolne. W reszcie, aby położyć koniec niezwykłej hojności,
z ja k ą A leksander szafowhł dobram i królewskiemi, orzeczono,
aby nadal wyrokowali senatorowie na sejmie, czy i o ile mają
być takowe dobra ro zdaw ane3).

’) K o d e x m azowiecki Nr. 276; K r o m e r 678—679; K o z ł o w s k i


„Dzieje Mazow.u 360.
2) Wykroczenia przeciw tej ustawie zwały się „incompatibilia,“
albowiem dwa podobne urzędy razem „compati se nequeunt.“
3) Volumnina legum I. 134—136. Dobra królewskie, „bona mensae
regiae,“ lubo służyły królom na ich prywatne potrzeby, uważane jednak
były za „patrimonium Reipublicae,“ za „aerarium publicum,“ a dochody
119

Po ukończonym sejmie wyjechał król czemprędzej do


Prus, niemałem przejęty oburzeniem na w. m istrza, który
śmiał go nieusłuchać i na sejm nie przybył. Już w kilka
dni przed Wielkanocą stanął król w Toruniu, zkąd udał się
następnie do Elbląga, Malborga i Gdańska, wszędzie odbie-

z nich miały być obracane na ubezpieczenie kraju przed nieprzyja­


ciółmi (patrz R o m a n o w s k i „Otia cornicensia“ (Poznań 1861) str. 8 ) . Aż
nadto więc widocznie wypływała ztąd ich nienaruszalność. Tymczasem
już wcześnie bardzo wkradło się było nadużycie, mocą którego królowie
pod rozmaitemi tytułam i dobra takowe to zastawiali to darowywali w do­
żywocie lub na wieczność. Przedewszystkiem grzeszył tą szczodrością
Aleksander, o którym też słusznie wyrzekł B ielski, że zawczasu um arł,
bo byłby wszystko rozdarował. Niezawodnie m usiały się przeciw temu
nadużyciu głośne podnieść w kraju szemrania, skoro ustawa powyższa
m iała właśnie na celu położenie mu tamy. Z tem wszystkiem nie zaże-
gnywała ona jeszcze złego w zupełności, albowiem sama przypuszszała
w zasadzie możność rozdawania dobr królewskich, stawiając tylko w tej
mierze w miejsce króla senatorów. Z tego powodu wystąpił też niedługo
potem (r. 1507) znamienity podówczas prawnik polski, Stanisław Zabo­
rowski, z dziełem: „Tractatus de natura jurium et bonorum regis et de
reformatione regni ac ejus reipublice regim ine,44 gdzie dowodząc umiejętnie
nienaruszalności dóbr królewskich, odmawia tak królowi jak senatorom
prawa szafowania niemi. Powiada on w y ra ź n ie :... „Non possunt reges,
nec duces regni, nec alii bona regni seu dignitatis suae quovis modo alie-
nare aut disponere in enorme regni praejudicium.... Nec ad dictam alie-
nationem validandam prodest consensus praelatorum seu procerum regni.
In nullo enirn jure cautum reperitur, u t consensus procerum illegitimam
regni alienationem roboret; imo eadem ratio, quae prohibet regem alie-
nare, prohibet etiam et proceres consentire.... Et.... si consensus omnium
regnicolarum etiam adesset, dictam alienationem non valideret in enorme
praejudicium posterorum.... Licet illi potuerint consentire in suum prae­
judicium..., non tamen petuerunt consentire in praejudicium suorum po­
sterorum.., Rex non dominus ipsorum (sc. bonorum regni), sed admini-
nistrator censendus est... Reges... tamquam administratores et tutores ac
conservatores regni, quibus dispensatio sed non dissipatio commissa est...
Rex., conservator et defensor coronae, nequaquam dimidiare debet vel
diminuere coronam in praejudicium futuri regis44... etc. Ale mimo podo­
bne głosy ostrzeżeń i krytyki, trw ało i nadal owo nadużycie rozdawania
dóbr królewskich, póki dopiero szlachta za Zygmunta Augusta (co sain
o sobie powiedział: „zastawiałem, bom nie m iał co jeść, tak mi wszystko
rozebrano44) nie wymogła rewindykacji takowych.
120

rając hołd od mieszczan i potwierdzając takowym ich prawa


i przywileje 1). Z Gdańska zawezwał też Fryderyka do Mal-
borga, gdzie mu takowy m iał nareszcie złożyć należny hołd.
Ale i tą razą udało się w. mistrzowi uchylić się od tej po­
winności. O trzym ał bowiem właśnie zawezwanie od cesarza
M aksymiliana na raichstag do F ran k fu rtu , w czem też jego
krnąbrność doskonały znalazła w ybieg2). W takiem położeniu,
skoro wszystkie dotychczasowa usiłowania nie odnosiły skutku,
nie widział król innej rady, jak zanieść na Zakon skargi przed
stolicę A postolską i próbować z jej pomocą dochodzić lekce­
ważonych swoich praw zwierzchniczych. Wróciwszy też (pod
jesień r. 1504) do Krakowa, wyprawił natychm iast do Rzymu
E razm a Ciołka, biskupa p ło ck ieg o 3), polecając mu przedsta­
wić ówczesnemu papieżowi, Juliuszowi II., nieszczęsny stan
Polski, wystawionej na napady Tatarów', Wołochów i Moskali 4),
przedew szystkiem wszakże upraszać go o należyte skarcenie
F ryderyka i zniewolenie takowrego do ścisłego przestrzegania
przepisanych mu pokojem toruńskim obowiązków.
W rzeczy samej skutkiem tego poselstwo otrzym ał wkrótce
w\ m istrz upom nienie z Rzymu, w którem nalegał nań Papież,
„ne omagii et obedientiae hujusmodi praestationem nullo modo

') D o g ie l „Codex“ IV. Nr. 140.


2) S c h u tz fol. 403; V o i g t IX. 315.
3) Erazm C io łek , znany za granicą Polski pod nazwą Viteliusa,
należał do znakomitszych mężów swego czasu. Chociaż z rodu „plebejusz,“
um iał już wcześnie, dzięki swym zdolnościom i nauce, przypodobać się
Aleksandrowi jeszcze za jego rządów wielko-książęcych, zaczem otrzymał
od niego szlachectwo z herbem „Sulim ą“ i został jego sekretarzem. Jako
mąż wielkiej erudycyi i wymowy, posłował on już r. 1501 w marcu do
Rzym u, a mowę jego, jaką składał wówczas od w. księcia winny hołd
Aleksandrowi VI., chwalił tenże Papież jako „non minus elegentem, quam
gravem“ ( T h e i n e r „Monum. Pol.“ II., Nr. 309). W r. 1503 mianował go
Juliusz II. biskupem płockim i jako taki sprawował też obecnie Ciołek
urząd posła do Rzymu. N iem ałą rolę odgrywał on i później, za Zy­
gm unta I., posłując mianowicie r. 1518 na raichstag do Augsburga. Ob­
szerniej: O s s o l i ń s k i „Wiadomości hist.-krytycz.“ (Kraków 1819) I. 356—
375; Ł ^ t o w s k i „Katalog bisk. krak.“ II., 127.
4) T h e i n e r „Monum. P ol.“ II. Nr. 324.
differat, sed earn sic, uti alii M ag istri, ejns predecessores,
omnino observet et adim pleat w przeciwnym bowiem razie,
przyrzekał wszelkich użyć środków, aby go zmusić do przy­
wrócenia z królem zgody i szanowania zaw artych przez Zakon
traktatów z P o lsk ą.1) W szelako Fryderyk, ufając poparciu ze
strony cesarza M aksym iliana, miasto usłuchać przestróg pa-
piezkich, wysłał pismo na raichstag do Kolonii, w którem ,
usprawiedliwiając swoje postępowanie względem króla pol­
skiego, przywodził cesarzowi i panom niemieckim pojedyncze
punkta pokoju turuńskiego i tłum aczył niepodobieństwo trzy ­
mania się ich n a d a l, bez oczywistego uszczerbku dla interesów
Zakonu, zw łaszcza, skoro jego poprzednikom dyktowała ta ­
kowe jedynie chwilowa konieczność i bojaźń utraty Prus
całych. W ykazywał w ięc, ja k wielkie tym pokojem poniósł
Zakon terytoryalne straty, jak bardzo się on sprzeciwia pier- w
wotnej jego praktyce i przywilejom, skoro zam iast papieżom,
ako bezpośrednim jego zw ierzchnikom , każe składać hołdy
królom polskim, ja k wreszcie zagraża samej istocie i charak­
terowi Zakonu, wymagając, aby takowy sk ład ał się w połowie
z żywiołu polskiego. W końcu, skarżąc się na uciążliwy obo­
wiązek staw iania Polsce na każde wezwanie posiłków, wyświeca
zręcznie fałszywość stanowiska, jakieby Zakon niemiecki m u­
siał zająć wówczas, gdyby Polska wydała wojnę Niemcom/2)
Niewątpliwie zanadto wielkiej doniosłości była wniesiona przez
Fryderyka sprawa, aby M aksymiljan nie m iał z ochotą po raz
wtóry w ystąpić w roli jego adwokata. W rzeczy samej, aprobując
w zupełności jego przedstaw ienia, wystosował w ich duchu
bezzwłocznie okólnik do k siążąt niem ieckich, jakoteż umyślne
pismo do Papieża i kardynałów (z Kolonii 4go sierpnia 1505).
Mianowicie w ostatniein, wynosząc zasługi Zakonu, walczą­
cego zawsze w imieniu obrony chrześcijaństw a, usiłow ał do-

') „Aleksandro de remediis ad hujusmodi concordiam et pacem


0 nservandam opportunis nostra apostolica auctoritate providebimus“.
T h e i n k r II, Nr. 326.
2) S c h u t z fo l. 404 —409
122

w ieść, że takowy dopiero skutkiem zawistnych zaczepek ze


strony Polski wielkość swą utracił. Nadewszystko uderza
śladem Fryderyka na tra k ta t to ru ń s k i, jako „zawarty wbrew
wszelkiemu praw u bożemu i ludzkiem uu, a wywodząc zgubne
jego następstw a, wyraźnie się domaga odebrania mu mocy
obowiązującej, szczególnie co się tyczy ubliżającej Zakonowi
powinności hołdowania Polsce. Z tych względów nalega też
wkońcu na Papieża, aby nie zatw ierdzał artykułów tego tra ­
ktatu, gdyż, sankcyonując je, zachwiałby zupełnie stanowisko
Z a k o n u , a między panam i niemieckimi wielkie wywołałby
oburzenie.
Pism o to, pełne tylu ostrych uw ag, miało być podobno
niem ałym powodem, że Papież nagle od pośrednictwa m ię­
dzy Polską a Zakonem odstąpił. W szelako nie było ono,
zdaje się, jedyną a najważniejszą tego przyczyną. W prawdzie
kościół, ulegający od XIY wieku coraz widoczniej wpływom
monarchów świeckich, mógł i teraz kierować się wolą cesarza;
ale wiadomo z drugiej strony, iż siedział wówczas na stolicy
apostolskiej Juliusz II., papież pod wieloma względami przy­
pom inający postacie Grzegorza VII, Innocentego III, Bonifa­
cego VIII, któryby zatem nie dał się tak łatwo zachwiać
w swem postępow aniu, a tern mniej powyższem M aksmiliana
pismem. W iększą tu rolę odgrywała prawdopodobnie okolicz­
ność, że w łaśnie Juliusz II. przedsięwziąwszy państwu Ko­
ścielnemu pierw otne przywrócić granice, zam yślał wówczas
wydać wojnę rzeczypospolitej weneckiej, w celu odebrania jej
m iast, zajętych przez nią w Romanii. Aby zaś tem lepiej
upewnić się co do wypadku tejże wojny, dążył w tej m ierze
do połączenia się z Maksymilianem' i połączył się z nim rze­
czywiście wkrótce potem w Cambray. Opuszczenie więc sprawy
króla A leksandra co do hołdownictwa Zakonu, należy tylko
poczytać za jeden ze środków, którem i p rag n ął sobie papież
zyskać w cesarzu alianta. Oczywiście, iż z tego nie wynika
jeszcze, jakoby podobne postępow anie Juliusza II. było wobec

') S c h u t z , fol. 410 - 411 .


123

Polski sprawiedliwem. W takim stanie rzeczy, nie mogąc


A leksander nigdzie drogą pokojową znaleźć zadośćuczynienia,
a niechcąc wobec innych niebezpieczeństw kraju dopomnieć
się o nie o rężem , przerw ał milczeniem dalsze w tej m ierze
starania.

(Odzyskanie Pokucia. M ichał Gliński i zamieszki na Litwie. Sejm


w Brześciu litew. Sejm w Radomiu r. 1505).

Tymczasem pomyślnie udała się wyprawa przeciw Ste­


fanowi , a Pokucie znów odzyskano z łatwością. W szelako
wojsko zaciężne, m iasto rozłożyć się u granic wschodnich
i strzedz ich przed T ataram i, jak to w łaśnie uchwalono na
sejmie lubelskim r. 1503 , pospieszyło czemprędzeej do K ra­
kowa, aby domagać się należnego żołdu. Ponieważ zaś ocią­
gano się z w ypłatą takowego, rzucili się zbuntowani żołnierze
na dobra biskupie i jęli takowe rabować i niszczyć, czemu
dopiero k ró l, powróciwszy z P ru s, zdołał nareszcie położyć
koniec ]). Sm utne to zdarzenie, przywodzi nam mimowoli
na pam ięć tyle groźne w późniejszych czasach konfede-
racye wojskowe. I tu i tam był m otorem buntu żołd,
którego nie miano zkąd zapłacić przy zwykłej próżni w sk ar­
bie, a która pochodziła znów z szczególniejszej niedbałości
w uregulowaniu budżetu dochodów i rozchodów państwa.
Ze wszech stron zatem spadały gromy na nieszczęśliwe
berło Aleksandra. Zdawało s ię , że błędy i niedostatki we­
wnętrznej organizacyi państwa, ściśle zawarowane niezm ier-
nemi swobodami kasty szlacheckiej, podawały ręk ę wrogom
ościennym, co tak wyraźnie już zm ierzali do zdław ienia Polski
i Litwy swym zabójczym uściskiem . A w łaśnie jeszcze na
dom iar złego wybuchły niespodziewanie na Litwie zamieszki
domowe.
Przyczyną ich był kniaź M ichał G liński, starosta biel­
ski, pan rozległych posiadłości na Rusi i Litwie. Człowiek
ten, pełen wyższej ogłady, jakiej n ab rał podczas swych dale-

') K kom er, t80.


124

kich podróży zagranicą, mianowicie bawiąc jakiś czas na


dworze cesarza M aksymiliana, um iał sobie wcześnie pozyskać
szczególniejsze u króla fawory i został nawet nieodstępnym
jego m arszałkiem nadwornym. Gniewnem na to okiem spoglądali
od pewnego czasu L itw in i, znając dobrze nadzwyczajną kniazia
ambicyę i żądzę panow ania, a przytem niecierpiąc go jako
R usina i szyzmatyka. Przedew szystkiem lękali się, aby Gliński,
wszechwładny już za życia króla swojemi wpływy, nie zechciał
przypadkiem po jego śm ierci uzurpować sobie tronu w. księ­
cia. Długo wszakże nie m ogła się jawnie zamanifestować
żywiona przeciw niemu niechęć. Rozdmuchał ją nareszcie sam
Gliński, wyjednawszy u króla usunięcie ze starostw a lidzkiego
Krzysztofa Rnicza, w zam iarze posadzenia na niern swej k re­
atury, Andrzeja Drożdża, rodem Rusina. Skoro bowiem da­
rem nie odwoływał się skrzywdzony Ilnicz na przywilej, mocą
którego nikom u niewolno było odbierać u rz ę d u , jeźliby na to
nie zasłużył, i skoro nawet wstawienie się za nim samego
senatu litewskiego okazało się bezowocnem, wybuchła wkońcu
otw arta przeciw królowi opozycya, a na jej czele stanęło
trzech znam ienitszych panów litewskich : Jan z Zebrzezia , wo­
jewoda trocki. Stanisław z Żarnowie, starosta żmudzki i S ta­
nisław Kiszka, wojewoda smoleński. Aleksander, aby zażegnać
rosnące w zburzenie umysłów, zwołał czemprędzej sejm do
B rześcia litewskiego, dokąd też zaraz w pierwszych dniach
stycznia r. 1505 z Krakowa wyjechał 1). Ale niemało obeszło
to już Litwinów, że wyznaczono na sejm m iejsce, gdzie go
nigdy jeszcze nie odprawiano, a bardziej jeszcze wzmogło się
ich podejrzenie, gdy A leksander zawezwał przed siebie wspo-
mnionych przywódców partyi opozycyjnej, wskutek czego też
takowi, niedow ierzając królowi, nie przybyli. W samej rzeczy,
podbechtany król przez Glińskiego, knuł właśnie plan ich
zgładzenia, póki dopiero Jan Łaski, w. kanclerz koronny, nie
zdołał go odwieść od tak ohydnego zam ysłu2). Zdaje się

') K r o m e r 680; K o j a ł o w ic z 300 —301; S t r y j k o w s k i 670.


*) K r o m e r 680; K o j a ł o w ic z 302; S t r y j k o w s k i 671.
125

naw et, że też nikt inny, tylko Ł aski był głównym powodem
niestawienia się przed królem zawezwanych panów litew­
skich , których zapewne o grożącem im niebezpieczeństwie
uprzedził. W każdym razie jem u należy zawdzięczyć, że
uwolnił tę kartę dziejów polskich od podobnej plamy. W y­
leczony bowiem król z swego zbrodniczego zam iaru, poprzestał
na odebranim Janowi Zabrzezióskiem u województwa trockiego
na rzecz M ikołaja R adziw iłła1). Z tern wszystkiem aż nadto
dobrze czuli panowie litewscy słuszność swej sprawy, aby nie
mieli protestow ać przeciw krzyw dzie, jakiej doznali w osobie
Jana z Zabrzezia. W ięc też pałali i nadal wielkim ku kró­
lowi gniew em , postanaw iając zaraz za najbliższym sejmie
dopomnieć się o sprawiedliwość.
Korzystając z swego pobytu w B rześciu, zawezwał Ale­
ksander przed siebie Szach-A chm eta, który wciąż jeszcze od
czasu swego pojm ania wyczekiwał w więzieniu wyroku. Po­
dejmował go wszakże wielce gościnnie, w ydał na jego cześć
ucztę, podczas której oddawał mu nawet honory monarsze,
poczem wraz z nim ud ał się do R adom ia, dokąd zwołany
sejm m iał nareszcie jego sprawę rozsądzić. Tam też dopiero
wystąpił Szach - Achmet z gorzkiem i żalam i na k ró la , który,
jak pow iadał, zwiódł go próżnemi obietnicam i, a zawezwał
przeciw Moskwie i Mendligierejowi na to ty lk o , aby później
w niczem go nie wspomódz, pobitego zaś przez Perekopców
i szukającego w Kijowie schronienia niewinnie uwięzić. Gdy mu
jednak przypom niano, że horda jego, m iasto najeżdżać g ra­
nice moskiewskie, bynajm niej nie szanowała okolic Kijowa,
a on udając się do B iałogrodu, zam ierzał właśnie szukać
pomocy przeciw Polsce u S u łta n a , wówczas Szach - Achmet,
nie umiejąc się obmyć z tych zarzutów, rzucił się do gorą­
cych próźbł by mu wolno było powrócić w stepy lub przy­
najmniej przez b rata swego, C hazaka, zawezwać pokrewnych
sobie hanów nogajskich ku odzyskaniu utraconego haństwa.

') B r o e l - P l a t e r „Zbiór pamiętników do dziejów pol.u I. 49-51.


126

Prośbie tej nie miano powodu odm ów ić; wszelako Aleksander


rozkazał jeszcze Szach-Achmetowi pozostać w Trokach i tam
oczekiwać poselstwa od Nogajców. J)
Tymczasem przybyli do Radomia posłowie litewscy.
W niósł sprawę ich na sejm Jan Ł ask i, domagając się od
króla wraz z całą izbą poselską ułaskaw ienia niesłusznie prze­
śladowanych. A leksander nie odmówił wprawdzie żądaniu, ale
nie chciał również zająć się tą spraw ą na razie, obiecując za­
łatw ić ją dopiero za powrotem swym na Litwę. W niczem
też nie zadowolnił panów litewskich i polskich, którzy n a ­
tychm iast dopominali się wymiaru sprawiedliwości. Wówczas
to wystąpił W ojciech Tabor, biskup w ileński, odzywając się
tem i słowy:
„Miłościwy królu, niewinnie gniew Twój królewski był
na nas, za przyczyną niektórych ludzi, bośmy przeciw Tobie,
panu swemu, nie stali, aniśmyć się sprzeciw iali, aleśmy bro­
nili praw i przywilejów naszych , żebyśmy przy nich zostali.
A tak miłościwy k ró lu , ja jako litewskiego państwa i Twój,
jako w. księcia a pana naszego, pasterz, powinienem i Ciebie
od tego odwodzić, abyś Ty praw a nasze i listy swoje i przy­
sięgę nam zupełnie zachował. A jeśliby chciał ich kto łamać,
Boże! bądź pom stą każdem u takowem u142).
Na te w łaśnie słowa, świadczące nader wymownie o gro­
źnej postawie urażonych Litwinów, m iał podobno ruszyć Ale­
ksandra paraliż. Ale dotknąwszy k ró la, dotknął tenże sejm,
ja k się wyraża Czacki, zarazem i cały naród paraliżem . N ie­
baczna bowiem w swych dążeniach szlachta, w ytargow ała
tam sobie znów jed en , nader ważny przyw ilej, tern ważniej­
szy, że rozstrzygał on niezawodnie o przyszłych losach Polski.
Orzeczono mianowicie, iż król nic nie może nadal postanowić,
bez jednozgodnego przyzwolenia senatorów i posłów ziem-

') K r o m e r 6 8 1 ; S t r y j k o w s k i 673 .
2) K o j a ł o w i c z 3 0 5 ; S t r y j k o w s k i 674 .
127

skichł) — ustaw ę, której nieszczęsnem następstw em było


tyle głośne później liberum veto, zrywające sejmy w najkry-
tyczniejszych nieraz dla kraju chwilach. A leksander, k tóre­
gośmy już poznali jako człowieka słabego, dającego się po­
wodować podszeptam i podobnych lu d zi, ja k G liń sk i, którego
hojności w rozdawaniu dóbr królewskich m usiał dopiero za-
pobiedz sejm piotrkow ski (1504), zdradził obecnie, potw ier­
dzając nierozważnie rzeczoną ustawę, jeszcze jednę złą stronę
t. j. niedołężność monarchy. Zdawałoby się , że występując
w Brześciu litew. tak śm iało i absolutńie przeciw panom
litew skim , był on zarówno zdolnym z tąż sam ą odwagą
sprzeciwić się hardym żądaniom szlachty. Tym czasem , n aj­
pobłażliwszy z Jagiellonów charakterem , nie op arł się uchwale,
która wymierzona zrazu przeciw możliwym zamachom króla,
tak bolesną przecież okazała się w swych skutkach dla całego
narodu. Zaiste, staw iając ją dziś przed sądem historyi, dziwić
się tylko wypada nad ową jednom yślnością, z ja k ą dyktowała
ją szlachta, i żałować, że nieznalazł się wtedy n ik t, któryby
czyniąc pierwszy z niej użytek, założył przeciw niej swoje
veto!
W dalszych uchwałach tegoż sejm u, postanowił k ró l,
że na przyszłość tylko szlachcic, i to z ojca i m atk i, może się
ubiegać o godności bisk u p a, p ra ła ta lub kanonika, zaczem
wyłączył od nich „plebejów“ 2). Sądy duchowieństwa ogra-

') Statu im u s, ut deinceps futuris temporibus perpetuis nihil novi


constitui debeat per Nos et succesores nostros sine communi Consiliariorum et
Nunciorum terrestrium consensu.. . V olum in a legum I, 137. Klauzule:
„sine communi consensu", przetłumaczono później na „unanimitas", a z niej
nietrudno już było wyprowadzić prawa wetowania.
2) Lubo ustawę podobną wydano już za Jana Olbrachta r. 1496,
powtórzono ją obecnie, jak się zdaje, ze względu na Erazma Ciołka,
który był właśnie z rodu plebejuszem, a który dumny z faworów królew­
skich m iał się podobno narazić królowej Elżbiecie i kanclerzowi Janowi
Łaskiemu, zaczem takowi wyjednali u króla przywrócenie tej ustawie da­
wnej siły. Czyt. O s s o l i ń s k i „Wiadom. hist. kryt.“ I , 377—379; Ł ę -
to w s k i „Katalog bisk. krak.“ II, 127.
128

niczył je d y n ie n a spraw y tyczące się relig ii i kościoła, a samo


duchow ieństw o, ja k to ju ż daw niejsze o rze k ały ustaw y, pod­
d ał co do spraw cyw ilnych sądom św ieckim 1). S taro sto m
z a k a z a ł w ydaw ać g lejty skarżącym się k m iecio m , n ak azu jąc
n a to m ia st odesłać takow ych do sądów ziem skich. P ró cz tego
pow tó rzy ł k ró l w iele z daw niejszych ustaw , ja k o to : że nie-
wolno szlachcica w ięzić, nisi ju re v ic tu m , że żad en obyw atel
nie je s t w olny od słu żb y w o jsk o w ej, że jed y n ie possesionaci
m ogą p iastow ać d y g n ita rstw a etc. Rów nież po w tó rzy ł A le­
k sa n d e r p ra w a , n ad a n e żydom p rze z B olesław a Pobożnego,
ks. w ielkopolskiego r. 1264, a potw ierd zo n e p rzez K azim ierza
W ielkiego, je d n a k ż e nie czynił tego bynajm niej w m y śli, aby
takow e u d ziela ły im w s p a r c ia , ale owszem w y ra ź n ie , aby
przeciw nim słu ż y ły („non ćonfirm atione speciali, sed ad can-
telam defensionis co n tra J u d e o s “). D alej z a p rz y sią g ł przyw i­
leje ziem i k ra k o w s k ie j, w yk reślił n ie k tó re arty k u ły p raw a
m agdeb u rg sk ieg o , potęp io n e ju ż daw niej p rzez papieży, a w końcu
zasankcyonow ał uroczyście w szystkie praw a, przyw ileje i kon-
stytucye, w ydane p rzez jego poprzed n ik ó w o raz p rzez siebie
(po koronacyi) -) i polecił takow e sp isać Janow i Ł ask iem u
w je d n ą k się g ę ustaw . W sam ej rzeczy n a d e r p iln ie w ziął
się k an clerz do tego zad an ia i w ydał ju ż z p o czątk iem ro k u
1506 swój „ S ta tu t“, b ędący jedny m z n ajd aw n iejszy ch , d ru ­
kow anych zbiorów ustaw p olskich 3).

*) Zakres juryzdykcyi' duchowieństwa polskiego a stosunek jego


do sądów świeckich, nie był po owe czasy nigdy jasno sformułowanym,;
ztąd też trwały oddawna ciągłe zatargi stanu świeckiego z duchownym
o „kompetencyę forumu, a nawet same w tej mierze uchwały sejmowe nie
zdołały położyć im końca. Podobnie i sejm powyższy nie zażegnał tychże
sporów na przyszłość, jakkolwiek wyraźnie wyliczał sprawy, w jakich
duchowni winni się byli odnosić do sądów świeckich. Obszerniej: R o m a ­
n o w s k i „Otia cornicensia", str. 197—212.

2) Volum. leg. I. 136—162.


3) Już przed nim były dwa zbiory ustaw polskich, drukowane
z końcem XV w. u Lottera w Lipsku (patrz: B a n d t k t e „Historya prawa
pol.“ str. 476 i 477), jednakże dla swej niedokładności musiały ustąpić
129

(Bohdan, hospodar m ołdaw ski. Dalsze lo sj Szach-Achm eta. N apady


Tatarów . Skon królowej Elżbiety. Sejm lubelski. Nowe zabiegi około
zawarcia z Moskwrą pokoju. Dalsze u k ład y z w. m istrzem ).

Po odbytym sejmie udał się schorzały król do Krakowa.


Czekało tam już na niego poselstwo m ołdawskie od Bohdana,
syna i następcy S tefana, który zm arł już był zeszłego roku
(1504), niedługo po owej pomyślnej wyprawie wójsk polskich
na Pokucie. Przybyło zaś poselstwo rzeczone z propozycyą
m aryażu między hospodarem a siostrą A lek san d ra, Elżbietą,
przyczem oddawało w jego im ieniu Tyśmienicę i Czessybiezy,
jakie był jeszcze oderwał od Polski wraz z Pokuciem jego
ojciec. Trudno odgadnąć, jakie w tej m ierze kierow ały Boh­
danem widoki. W każdym jednak razie nie różnił on się
wiele charakterem od swego zdradliwego ojca, który nie prze­
staw ał go jeszcze na łożu śm ierteinem upom inać, aby nie
w Polsce lub W ęgrzech, ale w Turcyi szukał grawitacyjnego
punktu. Nie odniosły też oświadczyny Bohdana pożądanych
owoców, skoro już sama królewna w zdrygała się oddać mu swą
rękę, jako szyzmatykowi a przytem jednookiem u. Szczególniej
wszakże m iały wpłynąć na odmowną odpowiedź dworu pol­
skiego perswazye królow ej-m atki, E lż b ie ty 1).
Równocześnie przybyło na Litwę w ośm dziesiąt koni po­
selstwo do Nogajców. Na ich widok żywiej jeszcze ozwała się
w Szach-Achmecie tęsknota do stepu, zaczem przedsięw ziął zdo­
być sobie czem prędzej wolność ucieczką. Omyliły go wszakże
rachuby, albowiem pojmano go pod Kijowem i znów odprowa­
dzono do więzienia. Nikomu zapewne nie była wiadomość o tern
więcej na rękę, jak M endlingierejow i, którem u uwolniony Szach-
A chinet nader mógł się stać niebezpiecznym. Obiecywał też
z tych względów, wyprawiwszy posłów do A leksandra, wieczny

pierw szeństw a Satutow i Ł ask ieg o , choć i on sam n a tu ra ln ie w m iarę


m nożenia się nowych konstytucyj s ta ł się z czasem niewystarczającym.
*) K romer 682.
9
zachować pokój z Polską i L itw ą, a nawet zobowiązywał się
pomagać im w każdej wojnie z nieprzyjaciółm i, byleby tylko
Szach-A chm eta nie w ypuszczano1).
W szelako wbrew tym przyrzeczeniom wpadł już w po­
łowie sierpnia (1505) na Litwę, zapędzając się aż pod W ilno,
zrabow ał M ińsk i próbował dobyć S łucka, ale w idząc mężny
opór oblężonych, odstąpił z pod jego murów i pospieszył pod
Nowogródek. W łaśnie byli tam zgromadzeni panowie litewscy,
obradując nad spraw ą Ilnicza, gdy nagle ukazały się przed
m iastem tłum y Tatarów. Popłoch dał hasło ucieczce. Jeden
tylko O lbracht Gastold, jako wojewoda nowogrodzki, pozostał
z nieliczną g arstk ą rycerstw a ku obronie miasta. Jednakże
męztwo jego, lubo uchroniło Nowogrodek od zniszczenia, by­
najm niej nie zdołało wówczas przeszkodzić najezdcom w uprowa­
dzeniu ogromnych łupów i około 100,000 jeńców2). Dziwna rz e c z ,
że w tym napadzie Tatarów na Nowogródek upatryw ali L i­
twini zdrajczej ręk i Glińskiego. Z drugiej strony niezm ierne
szkody, jakie poniosła wtedy L itw a, wpłynęły niem ało na
lepsze utw ierdzanie odtąd m iast i zamków litew skich; jakoż
wkrótce obwiedziono W ilno m urem .
Tymczasem um arła w Krakowie (3go sierpnia) królowa
Elżbieta, córka cesarza A lbrechta II., wdowa po K azim ierzu
Jagiellończyku, kobieta „dziwnie pobożna i świątobliwa",
a pełna rzadkich cnót m acierzyńskich, które słusznie nadały
jej w historyi dum ną nazwę „m atki Jagiellonów" 3). Po jej
pogrzebie przybyło powtórnie poselstwo od B o h d an a , u p ra ­
szając o rękę królew ny, w nadziei pomyślniejszego obecnie
sk u tk u , skoro główna oponentka tego m aryażu już nie żyła.
Ale i tą razą wymówiła się E lżbieta żałobą po m atce i z ni-
czem odpraw iła posłów. Oburzony Bohdan pom yślał więc
0 z e m ście, a ofiarą jej było znowu P o k u cie, które najechał
1 zajął.

’) 682; S t r y j k o w s k i 674.
K rom er
307 ; S t r y j k o w s k i 676 ;
2) K o j a ł o w i c z K rom er 683.
3) Czyt. pod tym tytułem piękny ustęp S za jn o c h y„Nowe szkice
hist.“ (Lwów 1857) II. 83—111.
131

Tym nowym niebezpieczeństwom od strony Tatarów


i W ołoszy m iał zaradzić sejm w Lublinie (w listopadzie 1505).
Rzeczywiście uchwalono na nim wyprawić przeciw Bohdanowi
4000 wojska zaciężnego, przyczem przepisano potrzebne na
żołd podatki. Atoli wśród dysputy nad tymże podatkiem wy­
buchł spór między panam i duchownymi i św ieckim i, mia­
nowicie z przyczyny, że ci ostatni domagali się od duchownych ♦
równego w spółudziału w ponoszeniu ciężarów wojennych.
Duchowieństwo zdołało się jednak utrzym ać przy swych przy­
wilejach, dzięki pośrednictw u k ró la 1).
Niebawem wyruszyło więc wojsko polskie ku granicom
Mołdawy pod wodzą M ichała K am ienieckiego, kasztelana
lwowskiego. W yprawa powiodła się szczęśliwie, a Pokucie znów
Bohdanowi odebrano, przyczem pojm ał kasztelan podobno pięć­
dziesięciu bojarów m ołdawskich i k azał im pościnać głowy.
Zarazem i R usini, korzystając ze sposobności, pokusili się
napadać na w łasną rękę granice Mołdawy. Jako przykład
tego przywodzą kroniki dwóch braci Strusiów, Stanisław a
i Jana, którzy z garstk ą liczącą zaledwie 50 koni, nie ulękli
się przeważającej siły wojsk B ohdana, lubo obaj bohaterską
polegli śm iercią2). Alarmowany w ten sposób bezustannie
B ohdan, odniósłszy przytem bolesną klęskę od K am ieniec­
kiego, ujrzał się zniewolonym prosić o pokój. U dał się w tej
m ierze o pośrednictwo do W ładysław a, króla czesko-węgier-

‘) K r o m e r 684; S t r y j k o w s k i 677. Już od dawien - daw na, posia­


dając „iminunitatem ecclesiasticam“, mogło się duchowieństwo polskie
uważać wolnem od wszelakich obowiązków wojennych. W pływało to nie­
mało na zmniejszenie siły zbrojnej rzeczypospolitej, zwłaszcza, skoro du­
chowieństwo nabywało coraz to nowe dobra i rozciągało na nie ową
„imm unitas“. Mimo to w razach większych niebezpieczeństw nie byli
i duchowni wryjęci z pod ofiar; musieli bowiem płacić „subsidium chari-
tativum “ i to w wysokiej nieraz sumie, a często i sami z własnych po­
budek ekwipowali zbrojne oddziały i w ysełali na wojnę. Czyt. R o m a ­
n o w s k i „Otia cornic“. 152—173.
2) K r o m e r 684.
132

sk ieg o , a równocześnie wyprawił posłów do Aleksandra.


W samej rzeczy, ja k wprzód między Stefanem a Janem Ol­
brachtem . był też i teraz W ładysław tw órcą pokoju między
A leksandrem i B ohdanem 1). Po zaprzysiężeniu warunków
pokoju p rzystąpiło ponownie poselstwo m ołdawskie do oświad­
czyn o rękę królewny. A leksander, spodziewając się uzyskać
przez to rękojm ię bezpieczeństw a od strony Mołdawy, przy­
chylił się tą rażą do prośby hospodara, postaw ił mu jednak
warunek, żeby wprzód z całym swym krajem przeszedł na
łono kościoła rzymskiego. W szelako, aczkolwiek stanęła nawet
między nimi w tej m ierze ugoda w Lublinie (16 lutego 1506)2),
zw lekał Bohdan jej wykonanie, póki też w końcu nie zerw ał
jej powtórnem w targnieniem na Pokucie za Zygm unta I.
Tymczasem uśm iechnęła się nagle królowi nadzieja za­
warcia nareszcie z Moskwą tyle upragnionego pokoju; um arł
bowiem 27 października 1505 śm iertelny jego w róg, Iwan
Bazylewicz. Już niedługo po zaw arciu sześcioletniego rozejmu
odezwał się A leksander do Iwana z żądaniem , aby rozejm ten
zechciał zamienić w wieczysty pokój. Spowodowała go ku tem u
śm ierć Zofii, żony Iwana (r. 1503), a raczej zupełny przew rót
w charakterze cara, zrządzony w łaśnie jej u tratą. W ypraw ił
też wtedy (z początkiem r. 1504) do Moskwy posłów : S ta­
nisław a Chlebowicza, wojewodę płockiego, i Bohdana Sapiehę,
sek retarza kor., ale wszystkie jego zabiegi spełzły na niczem,
bo Iwan niechciał mówić o p o k o ju , pókiby mu nie wydano
Sm oleńska i Kijowa 3). Skoro zatem obecnie dowiedział się
A leksander o jego śmierci, sądził tę chwilę wielce obiecującą
i w ypraw ił znowu (z początkiem r. 1506) do Moskwy posłów
Jerzeg o Chlebowa, nam iestnika witebskiego, i Iwana Sapiehę,
nam iestnika b racław skiego, dom agając się zawarcia pokoju
i zwrotu zabranych m iast i ziem litewskich. Pokazało się

' ) C a t o n a „Hist. rer. hung.« XVIII, 397.


2) Podaje ją W i s z n i e w s k i „Pomniki historyi i literatury polskiej“
(Kraków 1835) IV, 1 0 9 -1 1 2 .
3) K a b a m z i n „Hist. państwa rossyj.* VI, 3 02.
133

wszakże, niestety, że płonnemi były wszelkie widoki trwałego


pokoju między Litwą, a caram i, albowiem syn i następca
Iwana, Bazyli, nie inną zamierzył postępować drogą od ojca,
i niechcąc nawet słuchać propozycyj posłów litew ., znów
z niczem ich odprawił *).
Obok tych usiłowań około pokoju z Moskwą nie zaprze­
stawał Aleksander myśleć także o sprawie hołdownictwa Za­
konu, a lubo takowa zdawała się, jak to widzieliśmy wyżej,
przycichnąć przez usunięcie się papieża Juliusza II od pośre­
dnictwa, nie zamarła przecież nazawsze. Owszem, już na sej­
mie lubelskim (z końcem r. 1505) przedsiębrał sobie król
przez biskupa warmińskiego, którego na ten sejm zaprosił
uczynić krok stanowczy ku zmuszeniu Fryderyka do zaprze­
stania opozycyi, i tylko panujące w Prusach choroby nie do­
zwoliły wówczas przybyć biskupowi na sejm. Niedługo zaś po­
tem (przed samą Wielkanocą r. 1506) zawezwał ponownie
w. mistrza przez posłów do złożenia hołdu. Fryderyk prosił
o zwłokę aż do Zielonych Świątek. Użyczono mu jej wraz
z oznajmieniem, że na rzeczony termin przybędą do Malborga
w celu układów pełnomocnicy króla. Ale zyskawszy w ten
sposób czas, użył go znowu w. mistrz na to, aby z pomocą
brata poczynić potrzebne kroki na dworze cesarskim, samemu
zaś o spieszną w Rzymie kołatać protekcyę. W samej rzeczy
znany nam już z swej utylitarnej polityki papież Juliusz El,
wielce mu się tą razą okazał przychylnym i potwierdził (pi­
smem z 9 lipca 1506) wszystkie prawa i przywileje, jakie
kiedykolwiek nadali Zakonowi papieże i cesarze niemieccy.
Tym sposobem znalazł też Fryderyk rękojmię odwołania się
na przywileje, wydane przed pokojem toruńskim, i mógł na
ich podstawie wyprzeć się obowiązku złożenia hołdu 2). Tym­
czasem, gdy nadszedł termin Zielonych Świąt, zebrali się
w Malborgu pełnomocnicy królewscy, między nimi sam nawet
prymas, Andrzej Roża. Niebawem przybyli tam również peł-

') K a r a m z in V I I , 9.
2) V o i g t „Gesch. Preussens“ IX , 3 2 4 — 326.
nomocnicy w. m istrza. Atoli wśród obrad przybiegła nagle
wiadomość o śm ierci króla. Przerażony nią Fryderyk odwołał
czemprędzej pełnomocników, a obawiając się ze strony Pol­
ski jakiej napaści lub rozbojów podczas bezkrólewia, rozka­
zał ja k najstaranniej strzedz i um acniać zamki i m iasta, roz­
pisał nawet umyślnie w tym celu podatki, tem bardziej, skoro
przy naprężonych z Polską stosunkach zdawała się być wojna
coraz więcej niechybną 1).

(Szach Aclnnet dożywotnim więźniem Litwy. Zwycięztwo pod Kłeckiem.


Skon Aleksandra).

Wobec tej smutnej perspektyw y na następne koleje Pol­


ski, ciągle jeszcze zagrożonej od caratu i krnąbrnych mistrzów
krzyżackich, coraz głębiej tonących w objęciach Niemiec, bo­
leśniejszy jeszcze przedstaw iają widok ludzie, którzy, objawia­
jąc sym patyę ku tym nieubłaganym wrogom a mianowicie
Moskwie, ułatw iali jej nadto drogę do tern szybszego pochło­
nięcia swej przyszłej ofiary. W samej rzeczy, chcąc dziś mó­
wić o historyi upadku Polski, niepodobna pominąć wszystkich
owych napiętnow anych imieniem zdrajców, skoro konspiracye
ich wyraźnie temuż upadkowi dopomagały. Dziwna zaś, zai­
ste, że szereg ich, tak mnogi później za Sasów i Stanisław a
A ugusta, m iał już obecnie — z początkiem XVI stulecia —
swego protoplastę w kniaziu Michale Glińskim. W prawdzie
główna jego rola nie przypadła jeszcze za czasów A leksan­
d ra — zręczny bowiem w hipokryzyi um iał się utrzym ać
w faworach królew skich; — z tern wszystkiem nie bez powo­
du podejrzywali już teraz jego politykę Litwini, oskarżając go
o skradanie się do m itry wielko - książęcej, a co gorsza, o
zaprzedaw anie się i zmowy z M endligierejem 2). Powiedziało
się wyżej, że niem ałą tego skazówką był już dla nich napad

') V o i g tIX , 327 i 328.


„Hist. de
2) S i e s t r z e ń c e w i c z la Thaurideu II, 227; N abbutt

„Dzieje nar. l it .“ VIII, 465.


135

Tatarów na Nowogródek r. 1505. W nosząc zaś z ścisłego


przymierza, jakie wiązało Moskwę z Krymem — kto wie, czyli
już sobie Gliński, ja k tw ierdzi Siestrzeńcewicz, nie przygoto­
wywał jednocześnie bezpiecznego asylum na dworze moskiew­
skim, w razie gdyby jego zdradliwe czyny jeszcze przed wy­
daniem owoców zostały wykryte. Przynajm niej bliska przy­
szłość uwalnia nas w tej m ierze od wszelkiej wątpliwości.
Jako wyraźny dowód tego porozum ienia się między Gliń­
skim a Mendligierejem je st bez w ątpienia — los Szach - Ach-
meta. Nikt zapewne niedopatryw ał się zbrodni w jego zam ie­
rzonej ucieczce, skoro pierwej czy później miano go wypu­
ścić w myśl uchwały sejmu radom skiego. W szelako A leksan­
der, dzięki podszeptom Glińskiego, złożył w W ilnie ostate­
czny sąd nad hanem i skazał go na dożywotnie więzienie
w Kownie, w nadziei, że tym czynem zdoła sobie okupić wie­
czny pokój z M endligierejem l). Tym sposobem poświęcono
więc Szach-Achm eta dla jakichś niepewnych korzyści, nie ba­
cząc, że przez to sprowadzono upadek ostatniego liana Kip-
czaku, który zanadto był już słabym , by mógł szkodzić Pol­
sce, aczkolwiek dość jeszcze potężnym, aby od W schodu trz y ­
m ał w ciągłym szachu hanów krym skich. Nie dziw też, że
Mendligierej i jego następcy, pozbawieni odtąd niebezpieczne­
go sąsiada, pustoszyli i nadal kraje Korony i Litwy — a pu­
stoszyli jeszcze przez dwa niemal stólecia.
Pokazało się, ja k krótko p a trz a ł uwiedziony król, gdy
już w maju najechał granice Litwy 5000 oddział Tatarów.
Ale była to dopiero zapowiedź groźniejszego jeszcze napadu,
jaki na ten rok gotował M endligierej. Skoro tylko bowiem
um knął rzeczony oddział z łupem , wyprawił znów 30,000 h o r­
dę, która stanąwszy głównym koszem pod Kłeckiem, daleko
i szeroko rozpuszczała swe zagony. Szczególnie cierpiały tą
razą ziemie litew skie, bo jakkolw iek jeden oddział Tatarów

') K o j a ł o w i c z , 308; K r o m e k , 685. Słusznie woła M i e c h o w i t a


z ubolewaniem: „O, insanum consilium, perverso hosti et nunquam sa-
tiabili magis, quam juramento et foederi credulum.“ .
136

w padł także na Podole, m usiał jednak natychm iast się cofnąć,


dzięki szczęśliwej utarczce M ichała Kamienieckiego, kaszte­
lana lwowskiego, pod Komorowem, gdzie położył do 2000
Tatarów. Król, wobec tego świeżego niebezpieczeństwa, kazał
szlachcie czem prędzej stanąć pospolitem ruszeniem i wyzna­
czył ku tem u za punkt zborny Lidę. Sam nawet, lubo coraz
niebezpieczniej zapadał na zdrowiu J), kazał się tam że prze­
nieść — niewątpliwie, aby swą obecnością przyspieszyć wy­
praw ę i wpłynąć na liczne zebranie się szlachty. Jednocześnie
zawezwał też swego brata, Zygmunta, aby bezzwłocznie przy­
bywał, „sive viveret rex, sive m oriretur et sive vincerent
L ithvani sive v in ceren tu r“ 2); snać więc przeczuw ał bliski już
skon i m yślał jeszcze za życia przelać na b rata swe rządy.
Niebawem k azał się znowu z Lidy przewieźć do W ilna, pod­
czas gdy wojsko ruszyło na Tatarów. Dowództwo objął nad
niem M ichał G liński, zastępując chorego w łaśnie hetm ana li­
tewskiego, Stanisław a Kiszkę. Po małych utarczkach z poje-
dynczemi oddziałam i, zbliżono się wreszcie pod Kiecko. P rzy­
szło do bitwy na dniu 6 sierpnia 1506. Jakkolw iek co do sił
nierówne — wojsko litew skie liczyło bowiem zaledwie 10,000 —
walczyły przecież zrazu obie strony równie mężnie, ja k szczę­
śliwie. Długo też niepewnem było zwycięztwo, gdy nagle uka­
zał się w dali hufiec 300 rycerzy Sędziwoja Czarnkowskiego,
wojewodzica poznańskiego, a wydając okrzyki przy odgłosie
trą b i bębnów, tak p rzeraził Tatarów, że takowi w mniemaniu,
jakoby jak ieś nowe a liczne przybywało wojsko w pomoc L i­
twinom, poczęli się miesżać i uciekać. Okoliczność ta rozstrzy-
g ła też bitwę, a obóz tatarsk i, 3000 koni i mnóstwo jeńców

') Kronikarze szeroko się rozwodzą nad niejakim Balińskim, który


wziąwszy króla w kuracyę po Mateuszu z Błonia, kanoniku gnieźnieńskim,
m iał swym przewrotnym sposobem leczenia przyspieszyć jego śmierć. B ył
on zaś, jak się zdaje, umyślnie nasadzonym przez Glińskiego; skoro bo­
wiem Jan Łaski, przekonawszy się o jego matactwie, chciał go pojmać i
uwięzić, Gliński u ła tw ił mu ucieczkę. Czyt. K r o m e r , 685; K o j a ł o w i c z ,
3 08—309; B i e l s k i , 450.
2) K r o m e r , 687.
137

obok podobno 20,000 trupów były trofeam i świetnego Litw i­


nów zwycięztwa x).
W iadomość o niem za sta ła już króla na łożu śmierci.
Nie mogąc już mówić, dziękow ał Bogu wzniesieniem rąk, że
pozwolił mu doczekać wesołej wieści — pierwszej i jedynej
w całem jego panow aniu; poczem wkrótce um arł 19 sierpnia
1506, nie pozostawiwszy, podobnie jak Jan O lbracht, żadnego
po sobie potomstwa.
Skon jego w W ilnie dał powód do niem ałego sporu co
do miejsca pogrzebu. Skoro bowiem panowie polscy z Janem
Łaskim na czele ozwali się z życzeniem przeniesienia zwłok
zm arłego do Krakowa, aby je wedle zwyczaju pochować w gro­
bach królewskich, wystąpili Litwini z gorącym przeciw temu
protestem , żądając owszem natychm iastowego pogrzebu króla
w W ilnie a przystąpienia do elekcyi, pełni niepokoju, ażeby
Gliński nie zechciał korzystać z niepotrzebnego przedłużenia
bezkrólewia i nie ogłosił się tymczasem w. księciem. P rzestali
dopiero obstawać przy swojem panowie polscy, gdy i Zy­
gmunt, który właśnie do W ilna zjechał, po p arł z swej strony
słuszne przedstaw ienia Litwinów; zaczem też pogrzebiono Ale­
ksandra w W ilnie 2).

Przebieżone przez nas czternastolecie przedstaw ia wiel­


ce treściwy obraz Polski, wchodzącej już wyraźnie w nową
fazę swego dziejowego żywota. Przedew szystkiem wzm aga­
jący się od czasów króla Ludw ika liberalizm wzbija się pod
berłem Ja n a O lbrachta i A leksandra do wysokości, która już

') K r o m e r , 687; K o ja lo w ic z , 312 — 3 1 4 ; S c h u tz f o l. 414 .


314 — 316 .
2) K o j a l o w i c z ,
138

z swej natury nie przypuszcza spoczynku, tern mniej odwrotu,


a zniewala piąć się wyżej jeszcze po szczeblach różnolitych
prerogatyw i egzempcyj. Przywileje bowiem, raz nadane szlach­
cie, upoważniając takow ą do coraz większych pragnień, stają
się już nieodwołalnie conditio sine qua non jej politycznego
zawodu. I nieinaczej — nadania nowych a rozległych swobód
i sankcye dawniejszych stanow ią główne, żywotne tętno uchwał
wszystkich sejmów za O lbrachta i Aleksandra, skutkiem czego
też szlachta, wolna już od podatków, występująca wyłącznie
w polu jako stan rycerski a w sejmie jako izba poselska,
uzurpow ała sobie nadto monopol wszystkich godności i urzę­
dów, wolność handlu i żeglugi, póki nareszcie konstytucya
sejmu radom skiego (1505 r.), oddając jej całkowicie w ręce
w ładzę praw odaw czą, wraz z ową zastraszającą klauzulą
„communis consensus," nie uczyniła oraz całej przyszłości
Polski zaw isłą jedynie od dobrej lub złej woli pojedynczych
indywiduów szlacheckich. Nic więc dziwnego, że w takim sta ­
nie rzeczy „stopniowo rozprzęgał się rząd, powoli gasła świe­
tność tronu, w frym arkach o podatki przechodziły jedna w ła­
dza m onarchy po drugiej na stany, na naród," tak. że nie­
wiele brakuje, aby król został „prim us inter pares," królem '
z tytułu. Pierw otny absolutyzm widzi zatem obecnie gruzy
z silnego niegdyś piastowskiego tro n u ; oktrojowany naród do
szczupłego kółka obywateli herbowych, przestaje już nazywać
rząd swój m onarchią, nie zwie go nawet m onarchią konstytu­
cyjną, zaczyna zwolna ignorować panującą dynastyę (jak to
m iało miejsce podczas elekcyi r. 1492), mianuje się, jakby
wiedziony instynktem , rzecząpospolitą, mimo że nie przywięzy-
wał jeszcze do niej dzisiejszego znaczenia. Sm utniejsza, że
ten ulegalizowany zam ach szlachty na królewskość dotykał
niemniej boleśnie i resztę stanów narodu. W m iarę bowiem
jak szlachta sam a gwałtownie ro sła w górę, tra ciła z oczu
coraz więcej interes klas innych i niedosyć, że lekceważyła,
lecz nadto uciskała kupczących m ieszczan i km iotka, który
podczas obu tych panowań zostaje rzeczywiście białym mu-
139

rzynem swych samolubnych panów. W ięc niewątpliwie ustawy


sejmów za Jana O lbrachta i A leksandra zdradzają już wielce
chorobliwy stan rządu i prawodawstwa, skoro, podkopując z je ­
dnej strony władzę m onarszą a z drugiej gniotąc całym cię­
żarem mieszczan i chłopów, rozwięzywały coraz bardziej ręce
ciemnej a przywilejami upojonej szlachcie.
Nader przykrą dźwigają też odpowiedzialność Jan Ol­
bracht i Aleksander — jako właśnie świadkowie tego niebez­
piecznego wywrotu dawnych instytucyj polskich. P ełni bowiem
zalet, jakieby słusznie w nowszych czasach mogły uchodzić
za ozdobę monarchów konstytucyjnych, byli tern samem da­
lekimi od tendencyj absolutystycznych, tyle wówczas dla Pol­
ski zbawiennych. Co więcej, sami żywiąc w sobie poczucie
królów liberalnych, nie kwapili się z zażegnaniem odtwarza­
jących się tradycyj starosłow iańskich, zaczem niem ało się
przyczynili, że obudzona przedwcześnie wolność, nie licując
bynajmniej z wychowaniem i ośw iatą Polski, wiodła w swych
następstwach naród raz do anarchii w domu, drugi raz jako
anomalia wobec sąsiednich absolutyzmów, staw ała się tako­
wym coraz bardziej nieznośną, póki nareszcie, złam ana przez
nie, nie zam ieniła się w obce jarzm o.
Tym sposobem panowania Jan a O lbrachta i A leksandra
Jagiellończyków stoją niejako na rozstajnych drogach dwóch
żegnających się z sobą epok historyi p o lsk iej: zostawiają
bowiem po-za sobą czasy świetności i wzrostu narodu, p eł­
nego siły wewnętrznej i potęgi nazew nątrz, przekazując zaś
następnym pokoleniom pod groźbą upadku naglące zadanie
przeprowadzenia radykalnych reform. Tymczasem wszakże ani
szczytne usiłowania wieku XVI, ani też wszystkie późniejsze
bohaterskie chwile narodu, które zkąd-inąd pełnym świadczyły
blaskiem o wysokim jego patryotyzm ie i poświęceniu poje­
dynczych jednostek, nie zdołały powstrzymać go nad przepa­
ścią, ja k ą sobie wykopał już obecnie ustawam i sejmów w P io tr­
kowie (r. 1496) i Radomiu (r. 1505). Dziwniejsza, zaiste, że
właśnie jednocześnie z tem i złowieszczemi wypadkami na polu
ustawodawstwa spotykam y się za panowania O lbrachta i A le­
ksandra w dążeniach caratu, w jawnej opozycyi w. m istrza
Zakonu i w zawiści domu habsburskiego z potęgami, które
godząc na Polskę w chwili, kiedy zasiew ała zatrute ziarna
przywilejów, m iały oraz sięgnąć w przyszłości po ich owoce —
w dziele rozbiorów.
B iblioteka N arodow a
W arszaw a

30001013286628
B I B LI OT t KA
NARODOWA

You might also like