You are on page 1of 6

17

Do licha! Zrobiło się jej gorąco, mimo że stała przemoczona, bo


jeszcze przed chwilą dygotała w wodzie.
Nigdy nie widziała na żywo brzucha dorosłego mężczyzny.
Zimne rzeźby nijak się miały do rzeczywistości. Był zupełnie
inny od jej gładkiego – jak go teraz porównała – bezkształtnego
brzucha. Na tamtym rysowały się poziome, wyraźnie odznaczone
mięśnie, których w jednej chwili zapragnęła dotknąć. Aż bała się
pomyśleć, co kryje się pod tym pokaźnych rozmiarów liściem…

2.

K sawery ubrał się niespiesznie w swoje rzeczy i podszedł do


zdrętwiałej – bynajmniej nie z zimna – przerażonej dziewczyny.
Wyglądała cudownie. Nigdy wcześniej nie widział tak kształtne-
go ciała. W  dodatku ten jej ostry ton i  niczym nieuzasadniony
upór zrobiły na nim wrażenie. Aż dziw brał, że dał radę opanować
się i przeprowadzić tę dziwną pogawędkę.
Sam był zdumiony własnym zachowaniem, zwłaszcza że wal-
czył nie tylko ze swoimi słabościami, ale i z alkoholem szumią-
cym mu w głowie.
– Co pan zamierza? – spytała, rozglądając się w poszukiwaniu
drogi ucieczki.
– Zamierzam dowiedzieć się, jak pani na imię. Ja zdradziłem swo-
je, a etykieta wymaga, by i pani odpłaciła mi tym samym – odparł.
– Małgorzata Strzelecka – szepnęła, nie wiedząc, co powinna
teraz zrobić. Wyciągając rękę, puściłaby połę szlafroka i odsłoniła
18

dekolt. Domyślił się, że była skrępowana. Dygnęła jednak lekko


niczym debiutantka przedstawiana na królewskim dworze i  po-
nownie oblała się rumieńcem. Z upiętych włosów strugami spły-
wała jej po szyi woda.
– Wiem, że nie powinienem się na panią gapić jak jakiś sztubak,
ale nie mogłem się wprost powstrzymać. To było głupie. Powinie-
nem się wycofać, kiedy tylko zorientowałem się, że nie jestem tu
sam – wyjaśnił, choć doskonale wiedział, że to nieprawda, bo obser-
wował jej popisy z daleka i dołączył do niej z pełną premedytacją.
– Rozumiem. Nikt nie spodziewa się zastać o tej porze pływa-
jącej damy.
– Zwłaszcza nagiej pływającej damy – podkreślił.
– Och, proszę mi już tego nie przypominać! – Spojrzała na po-
gniecione pantalony, których brzeg wystawał z kieszeni szlafroka,
a na jej policzki ponownie wypłynęły urocze rumieńce.
– Czy pani mąż nie ma nic przeciwko takim wypadom w świetle
księżyca?
– Mąż?
– Hrabia Strzelecki – wyjaśnił. – Zakładam, że jest pani jego
młodą żoną, bo chyba nie córką? Słyszałem, że ubiegłego lata od-
był się tutaj ślub. Nie mogłem w nim uczestniczyć, bo nie było
mnie akurat w kraju. Mój przyjaciel zaprosił mnie na swój statek
handlowy, dzięki czemu mogłem zwiedzić choćby mały kawałek
świata i przeżyć wymarzone wakacje.
– Chyba się panu troszkę te wakacje przedłużyły, panie… Wi-
gura. – Przypomniała sobie.
– Nieważne. Proszę mi wybaczyć, ale ciekawość mnie zżera –
ponaglił ją.
– Nie jestem żoną hrabiego Jerzego Strzeleckiego, bo takowej nie
posiada. Ślub, który miał miejsce ponad rok temu, to ślub jego syna.
19

– A więc jest pani jego synową, jeśli dobrze rozumiem?


To  nieco krzyżowało jego plany, bo żonę starszego mężczy-
zny zdecydowanie łatwiej skusić, jak twierdzili jego doświadcze-
ni przyjaciele. Małżonka młodego mężczyzny nie musi szukać
uciechy w ramionach innego, bo mąż potrafi jej jeszcze zapew-
nić to, czego potrzebuje. Mężatka to jednak mężatka. Skoro już
się zebrał na odwagę…
– Źle pan rozumie. Młodzi państwo Strzeleccy wyjecha-
li niedawno w podróż. Chcą odwiedzić rodzinę młodej małżon-
ki mieszkającą w okolicach Ostrołęki, a następnie załatwić jakieś
pilne sprawy w Warszawie, nim na świat przyjdzie ich pierwszy
potomek. Ja jestem córką Alberta Strzeleckiego, brata hrabiego,
i  chciałabym wiedzieć, co robi pan na ziemiach mojego stryja
o tak niegodziwej porze?
Córką brata hrabiego  – dotarło do niego. Ciotka wspomina-
ła o pannach Strzeleckich, z których jedna wyjechała do Francji,
a druga… Boże! Ona z pewnością nie jest mężatką. Ależ się wpa-
kował!
– To samo co pani – starał się odpowiadać spokojnie. – Przy-
szedłem się schłodzić, bo, bo, bo, bo… bo nie mogę już znieść
tego żaru.
Powiedział to zupełnie innym tonem, zaskoczony jej wyjaśnie-
niami na temat koligacji rodzinnych. Tembr jego głosu w jednej
chwili zmienił się z  pewnego siebie i  szyderczego w  spokojny,
a nawet nieśmiały. Impertynencki uśmiech ustąpił miejsca szcze-
rej konsternacji.
Cały misterny plan diabli wzięli! A przecież tyle tygodni po-
święcił na przekonywanie samego siebie, że da radę uwieść hra-
binę Strzelecką.
– Czy coś się stało? – zapytała nimfa, świdrując go wzrokiem.
20

– Nie. A  właściwie t-t-tak. –  Znów dopadła go ta straszna


przypadłość, która prześladowała go jedynie w  obecności nie-
zamężnych młodych kobiet. –  Sądziłem, że mam do czynienia
z doświadczoną, może zbyt ro-ro-rozpasaną mężatką, a tymcza-
sem natknąłem się na niewinną pa-pa-panienkę. To zmienia po-
stać rzeczy – wyznał absolutnie szczerze, choć wcale nie powi-
nien tego robić. Idiota!
Pół butelki przywiezionego z zagranicy burgunda, które wypił
dla kurażu przed wyjściem z domu, albo nagle wyparowało, albo
zupełnie inaczej zaczynało na niego działać, niż to zaplanował.
Zdołał się jakoś pozbierać, ale kosztowało go to wiele nerwów.
Jąkał się od czasów dojrzewania, kiedy w grę wchodziła kobie-
ta, z którą groziłoby mu zawarcie małżeństwa. Długo przygotowy-
wał się do poderwania młodej hrabiny. Był niemal dumny z tego,
że potrafił zachować spokój. A tu proszę, znów to samo co zawsze.
Postanowił myśleć o  niej jak o  kuzynce. Nie było to łatwe,
zwłaszcza że doskonale pamiętał, jaką ją przed chwilą widział, ale
to trochę mu pomogło.
– Czyli z  zimną krwią zaplanował pan uwiedzenie hrabi-
ny Strzeleckiej, a  tymczasem zaskoczył pan niezamężną damę
i mogą z tego wyniknąć pewne konsekwencje?! – zapytała ostrym
tonem. –  Czy dobrze zrozumiałam nasze położenie? Czy może
jednak czegoś tu nie pojmuję?! – Zaatakowała.
– Chyba nie zamierza waćpanna nikomu mówić o naszym spo-
tkaniu? Wie pani, że oznaczałoby to rychłe zaślubiny z zupełnie
obcym człowiekiem? – ostrzegł, mając nadzieję, że ta taktyka od-
niesie sukces.
– Czyżby łotr zamienił się miejscami z  ofiarą? –  Małgorzata
spojrzała wyniośle na człowieka, który przed chwilą z niej szydził,
jak czyniła to niegdyś jej siostra, obserwując swoich wielbicieli,
21

i nabrała chęci na odwet za upokorzenie, jakiego z jego strony do-


znała. – Może jestem łowczynią posagów lub panną, której nikt
nie chce poślubić, i tylko czyham na okazję, by zwabić jakiegoś
niewinnego kawalera?
– M-m-mam nadzieję, że nie. – Zbladł.
Zaśmiała się w duchu.
– Widzę, że stracił pan całą butę. Czyżbym była aż tak strasz-
na, panie Wigura? – zapytała szczerze.
– Wprost przeciwnie. Jest pa-pa-pani niezwykle ponętną ko-
bietą, jednak gdyby ktoś nas tu teraz zo-zo-zobaczył… – Wyglą-
dał, jakby przestał panować nad tym, co mówi.
– Jakoś nie dbał pan o to jeszcze kilka chwil wcześniej! – nie-
mal krzyknęła oburzona i… zawiedziona jednocześnie.
Może i wydawała się niepozorna, ale każdy, kto znał ją bliżej,
doskonale zdawał sobie sprawę z  tego, że zawsze w  sytuacjach
spornych zachowuje jasność umysłu. Bliscy wiedzieli, że była
zbyt inteligentna, aby z nią zadzierać.
– Wtedy brałem panią za kogoś zupełnie innego – usprawie-
dliwiał się.
– I  nagle straciłam na atrakcyjności?!  – wymknęło się jej.
– Niech pan nie odpowiada – ostrzegła. – Wiem, jak wyglądam,
i żadne czułe słówka tego nie zmienią. Chciał pan po prostu za-
bawić się kosztem mężatki, a kiedy poznał pan moją prawdziwą
tożsamość…
Po  co ciągnęła tę grę? Przecież to dobrze, że się wycofał.
A jednak…
– To nie tak! – jęknął przerażony. – Chyba nie chciałaby pani
wyjść za mąż za kogoś, ko-ko-kogo pani w ogóle nie zna?
– Oczywiście, że nie! Nie wiem, czy w  ogóle chciałabym
wyjść za mąż za kogokolwiek. Ale mówimy tu o panu. Chciał pan
22

wykorzystać urojoną słabość żony pana tych ziem do swoich nie-


cnych celów i to według pana byłoby całkowicie w porządku.
– E-e-e.
– A może ja również szukałam takiej przygody, nie pomyślał
pan? – Nie dała mu dokończyć.
– Ale waćpannie nie wolno!
– Jak to mi nie wolno?! – Nie poznawała samej siebie. – Panu
wolno, a  mnie nie?! Czym się niby różnimy? Jesteśmy wolni,
przebywamy poza domem i zdaje się, że mamy mniej więcej tyle
samo lat.
Od lat mierziło ją to, że kobiety były w każdej kwestii trakto-
wane zupełnie inaczej niż mężczyźni, a najmniejsze uchybienia,
wybaczane płci brzydszej, w ich przypadku były penalizowane.
– Ale pani jest kobietą! Damą, p-p-panną. Do cholery! Co pa-
-pa-pani sobie w ogóle myśli?!
– Nic takiego! – Zadarła nos i zerknęła uważnie na jego wil-
gotne spodnie.
Nie znosiła tego typu poglądów. Wystarczyła niewielka iskra,
aby ją na tym polu doprowadzić do furii; przynajmniej wewnętrz-
nie. Zwykle na zewnątrz zachowywała się nienagannie. Dlaczego
przy tym bezwstydniku było inaczej?
Czyżby atakując go, chciała ukryć swoje zainteresowanie jego
powierzchownością? Trudno było jej się przyznać przed sobą do
tego, że nie znając mężczyzny, zaczęła wzdychać do jego nagiego
ciała. To było poniżej jej godności. Nie, ona nigdy by czegoś ta-
kiego nie zrobiła. To musiała być słabość wynikająca z szoku, jaki
przeżyła przez ten impertynencki wybryk.
Ksawery pospiesznie narzucił koszulę i puścił dziewczynę wol-
no, by przysłonić uwypuklenie na spodniach. Jeszcze nikt go tak
nie zawstydził. Boże! Co za nieznośna diablica. Gdyby wiedział,

You might also like