Professional Documents
Culture Documents
Kevin J. Anderson
Czerwie Diuny
Sandworms of Dune
- Omnius
CZERWIE DIUNY
DWADZIEŚCIA
JEDEN LAT
PO UCIECZCE
Z KAPITULARZA
Nie narodziło się jeszcze ponownie tak wiele
osób, które kiedyś znałam. Brakuje mi ich,
chociaż ich nie pamiętam. Dzięki kadziom
aksolotlowym wkrótce się to zmieni.
- Missionaria Protectiva,
Podręcznik dla początkujących.
- Bene Gesserit,
studium ludzkiej kondycji
- Duncan Idaho,
wpis w dzienniku pokładowym
- nawigator Edryk,
wiadomość dla Wyroczni Czasu
- ghola Leto II
- Droga szariatu
- Duncan Idaho,
wpis w dzienniku pokładowym
- Liet-Kynes, pierwowzór
- nawigator Edryk,
niepotwierdzona wiadomość dla
Wyroczni Czasu
- Wyrocznia Czasu
- Waff z Tleilaxa
- Duncan Idaho,
dzienniki pokładowe Itaki
- starożytne porzekadło
- dyrektywa KHOAM
- Pieśń szariatu
- dziennik pokładowy,
wpis Duncana Idaho
Maskaradnicy na Itace.
Siedząc w swojej kabinie z małą Alią i
dwunastoletnim Leto, Jessika znowu - po tylu wiekach -
czuła się jak matka. Cała trójka miała wspólną
przeszłość, a w ich żyłach płynęła ta sama krew, ale nie
mieli ani tej samej wiedzy, ani wspólnych wspomnień.
Jeszcze nie. Jessice wydawało się, że są tylko aktorami
uczącymi się na pamięć tekstu i odgrywającymi role, w
których ich obsadzono, starającymi się być osobami,
które chciano w nich widzieć. Miała ciało
siedemnastolatki, lecz czuła się dużo starsza, kiedy
pocieszała młodszą dwójkę.
- Kto to jest maskaradnik? - zapytała trzyletnia Alia,
bawiąc się ostrym nożem, który nosiła u boku. Odkąd
zaczęła chodzić, przejawiała fascynację bronią i często,
zamiast bawić się zabawkami bardziej odpowiednimi
dla dziewczynki w jej wieku, prosiła, by pozwolono jej
ćwiczyć władanie nią. - Nadlatują, żeby nas złapać?
- Oni są już na statku - powiedział Leto. Był nadał
wstrząśnięty tym, co się stało. Nie mógł uwierzyć, że
Thufir był maskaradnikiem, a on o tym nie wiedział. -
Dlatego wszystkich nas przebadano.
- Nie znaleziono jeszcze innych - rzekła Jessika.
Wydobyto ją z kadzi aksolotlowej w tym samym roku
co Thufira. Wychowywała się w żłobku razem z gholą
wojownika i mentata i nigdy nie zauważyła zmiany jego
osobowości. Nie wydawało się możliwe, by Thufir był
od samego początku maskaradnikiem.
Prawdziwy Hawat, mistrz asasynów i były mistrz
uzbrojenia rodu Atrydów, był - podobnie jak baszar
Miles Teg - weteranem wielu zwycięskich kampanii i
służył trzem pokoleniom Atrydów. Nic dziwnego, że
Sziena i pozostałe Bene Gesserit uważały go za cennego
sprzymierzeńca. Właśnie dlatego chciały sprowadzić go
z powrotem. I było już oczywiste, dlaczego
wyzwalający wspomnienia kryzys w jego przypadku nie
doprowadził do przełomu.
Teraz - jeśli nie znajdzie się czystych komórek, z
których można by wyhodować nowego gholę -
pasażerowie Itaki nigdy nie będą mogli skorzystać z
mentackich i taktycznych umiejętności Hawata. Prawdę
mówiąc, Jessika uświadomiła sobie, że choć minęło już
tyle czasu, program tworzenia gholi przyniósł im
niewiele pożytku. Tylko Yuemu, Stilgarowi i Lietowi-
Kynesowi przywrócono wspomnienia z ich poprzednich
istnień, ale dwaj ostatni opuścili ich, a Yueh, mimo iż
utalentowany lekarz Akademii Suka, nie był
szczególnie cennym nabytkiem.
„Zabił mojego księcia Leto - pomyślała. - Ponownie".
Wobec zagrożenia ze strony maskaradników,
zaginięcia min i różnych aktów sabotażu potrzebowali
bardzo gholi i ich dawnych umiejętności. Pozostałe
nieprzebudzone ghole muszą mieć szczególne
zdolności. Jessika wiedziała, że ich wszystkich
sprowadzono z jakiegoś powodu. Paul, Chani i ona byli
w odpowiednim wieku, nawet Leto II powinien mieć
dość lat. Stopniowe, ostrożne kroki już nie wystarczały.
Westchnęła. Jeśli nie teraz, to kiedy ich umiejętności
mogą się przydać?
„Muszę odzyskać wspomnienia!" - pomyślała.
Gdyby dano jej szansę, mogłaby zaoferować tak dużo
dla wspólnego dobra pasażerów statku. Bez wspomnień
ze swego pierwotnego życia czuła się jak pusta skorupa.
Wstała tak szybko, że aż przestraszyła Alię i Leto.
- Powinniście wrócić do swoich pokojów -
powiedziała. Jej szorstki głos nie pozostawiał
wątpliwości, że nie dopuszcza żadnej dyskusji. - Muszę
zrobić coś ważnego. Te Bene Gesserit są tchórzami,
chociaż nie zdają sobie z tego sprawy. Dłużej nie może
tak być.
Z jednej strony Sziena była zuchwała i popędliwa, z
drugiej nadmiernie ostrożna. Jessika znała jednak
kogoś, kto nie cofnie się przed zadaniem jej bólu.
- Z kim chcesz się zobaczyć? - zapytał Leto.
- Z Garimi.
*
Matka Wielebna przyjrzała jej się z kamienną twarzą,
po czym się uśmiechnęła.
- Dlaczego miałabym to zrobić? - zapytała. -
Zwariowałaś?
- Po prostu podchodzę do tego pragmatycznie.
- Masz pojęcie, jak bardzo będzie to boleć?
- Jestem na to przygotowana. - Jessika spojrzała na
czarne, kręcone włosy Garimi, na jej płaską,
nieatrakcyjną twarz. W przeciwieństwie do niej była
ideałem klasycznego piękna i w zamysłach Bene
Gesserit miała odgrywać rolę kusicielki, matki, której
cechy będą odtwarzane przez wieki po jej śmierci. - I
wiem, naczelna opiekunko, że jeśli ktoś może zadać ten
ból, to tym kimś jesteś ty.
Garimi wydawała się rozdarta między rozbawieniem
a niepokojem.
- Wyobrażałam sobie niezliczone sposoby wbicia ci
noża, Jessiko - powiedziała. - Często zastanawiałam się
nad tym, ile szkód wyrządziły staremu zgromadzeniu
żeńskiemu twoje działania. Przekreśliłaś cały nasz
program Kwisatz Haderach, stworzyłaś potwora, nad
którym nie miałyśmy kontroli. Po Paulu, który był
bezpośrednią konsekwencją twojego nieposłuszeństwa,
cierpiałyśmy tysiące lat pod rządami Tyrana. Z jakiego
powodu miałabym chcieć cię przebudzić? Zdradziłaś
nas.
- To ty tak twierdzisz. - Słowa Garimi raniły ją jak
ciskane kamienie. Ta kobieta od lat dręczyła zarówno
ją, jak i biednego Leto. Jessika znała te oskarżenia i
zdawała sobie sprawę, jak postrzega ją konserwatywna
frakcja Bene Gesserit, ale nigdy nie doświadczyła
wstrząsającej głębi nienawiści i złości, jaką okazywała
jej teraz przywódczyni twardogłowych. - Twoje słowa
dużo mówią, Garimi. S t a r e zgromadzenie żeńskie.
Gdzie jesteś myślami? Żyjemy już w przyszłości.
- To nie zaprzecza temu, że spowodowałaś straszne
cierpienia.
- Cały czas upierasz się, że powinnam mieć poczucie
winy. Ale jak mogę czuć się winna, skoro nie
pamiętam? Jesteś zadowolona, że robisz ze mnie kozła
ofiarnego, chłopca do bicia za całe zło z przeszłości?
Sziena chce powrotu moich wspomnień, żebym mogła
nam wszystkim pomóc. Ale ty, Garimi, również
powinnaś pragnąć mnie obudzić. Przyznaj, przychodzi
ci do głowy lepsza kara niż zalanie mnie
wspomnieniami o tych wszystkich niewybaczalnych
krzywdach, które - jak mówisz - wyrządziłam
zgromadzeniu? Obudź mnie! Spraw, bym sama to
zobaczyła!
Garimi wyciągnęła rękę i chwyciła ją za nadgarstek.
Jessika chciała się instynktownie wyrwać, ale nie udało
jej się. Spojrzenie naczelnej opiekunki stwardniało.
- Połączę się z tobą - oznajmiła. - Przekażę ci
wszystkie moje myśli i wspomnienia, żebyś
w i e d z i a ł a. - Przysunęła się bliżej. - Wrzucę do
twojego mózgu istnienia tych setek pokoleń, które
przyszły na świat po popełnionej przez ciebie zbrodni,
żebyś mogła zobaczyć pełen obraz i konsekwencje tego,
co zrobiłaś. - Przyciągnęła do siebie Jessikę.
- To niemożliwe. - Dziewczyna próbowała się cofnąć.
- Tylko Matki Wielebne mogą się połączyć.
Wzrok Garimi był twardy jak stal.
- A ty jesteś Matką Wielebną... albo nią byłaś.
Dlatego żyje ona w tobie. - Ujęła Jessikę za potylicę,
chwyciła ją za brązowe włosy i przyłożyła czoło do jej
czoła. - Potrafię tego dokonać. Jestem wystarczająco
silna. Jak myślisz, dlaczego to robię? Może żal będzie
tak głęboki, że cię sparaliżuje!
Jessika szarpała się.
- Albo... uczyni... mnie... silniejszą.
Owszem, chciała odzyskać wspomnienia, ale nie
zamierzała przyjmować również wszystkich
doświadczeń Garimi ani tych licznych przodkiń, które
cierpiały prześladowania za rządów Boga Imperatora
Diuny, jej wnuka. Wszystkich tych, które przetrwały
Czasy Głodu, zmagając się z uzależnieniem od
niedostępnego już melanżu. Okropieństwa, które
przeżyły te pokolenia, zostawiły głębokie blizny w
ludzkiej psychice.
Jessika w ogóle tego nie chciała.
„Garimi upiera się, że ja to spowodowałam" -
pomyślała.
Poczuła, że coś wdziera się do jej głowy, i stawiła
temu opór, ale Garimi była silniejsza. Połączyła się z
nią i zalewała strumieniem Innych Wspomnień, które
waliły od wewnątrz w jej czaszkę z taką siłą, że miała
wrażenie, iż rozłupią kości i wydostaną się. Zapadła w
ciemność, usłyszała trzask i pomyślała, że Garimi chyba
zwyciężyła...
*
Wstrząśnięta Jessika - p r a w d z i w a Jessika,
konkubina księcia Leto Atrydy, Matka Wielebna Bene
Gesserit - rozejrzała się ze zdziwieniem, jakiego nigdy
sobie nawet nie wyobrażała. Widziała tylko ściany
statku pozaprzestrzennego, ale wspominała, jak dobre
miała życie z księciem i ich synem, Paulem. Pamiętała
błękitne niebo Kaladanu i wspaniałe wschody słońca na
Arrakis.
W końcu pokonała jednak Garimi. Zataczając się od
ogromu przepełniającej ją wiedzy, wyszła z kabiny
rozzłoszczonej naczelnej opiekunki. Ten zalew
wspomnień miał zalety i wady, ponieważ wprawdzie
przypomniała sobie ukochanego księcia, ale nie było go
przy niej.
Przez tę nagłą, spowodowaną jego brakiem pustkę
czuła się, jakby się zapadała w bezdenną przepaść.
„Leto, mój Leto! - myślała. - Dlaczego siostry nie
sprowadziły cię z powrotem w tym samym czasie, co
mnie, jak Paula i Chani? A ciebie, Yueh, niech piekło
pochłonie za to, że odebrałeś mi go dwa razy!"
Czuła się bardzo samotna, w sercu miała pustkę, a w
głowie tylko wspomnienia i wiedzę o przeszłości. Była
zdecydowana znaleźć jakiś sposób, by ponownie stać
się użyteczną dla sióstr.
Wróciwszy do swojej kabiny, zastała tam czekającą
na nią Alię. Dziewczynka, obdarzona przenikliwą,
ponad wiek rozwiniętą inteligencją, przyjrzała jej się
spokojnie.
- Mamo, powiedziałam doktorowi Yuemu, że
odzyskasz wspomnienia. Teraz boi się ciebie jeszcze
bardziej. Mogłabyś zabić go wzrokiem. Pobiegłam za
nim i kopnęłam go za to, co ci zrobił.
Jessika przemogła nienawiść do Yuego, która
automatycznie ogarnęła ją na dźwięk jego nazwiska.
Nienawiść do starego Yuego.
- Nie wolno ci tego robić - rzekła. - Zwłaszcza teraz.
Zdrajca słusznie obawiał się powrotu jej wspomnień,
chociaż już wcześniej wiedziała przecież o jego
zbrodniach i przebaczyła mu.
„Ale zrobiłam to w głowie, nie w sercu" - pomyślała.
Odzyskane wspomnienia i emocje wbiły ten sztylet
jeszcze głębiej.
Pod wpływem nagłej fali uczuć przygarnęła Alię i
mocno objęła. Potem po raz pierwszy w swym nowym
wcieleniu spojrzała na nią jak na córkę.
- Znowu jestem twoją matką - powiedziała.
Zanim będzie można użyć testu, trzeba go
dobrze określić. Jakie parametry ma badać? Z
jaką dokładnością? Nazbyt często bowiem
zdarza się, że test służy jedynie analizowaniu
samej testującej.
- Miles Teg,
Pamiętniki starego dowódcy
Śmierć.
Paul ominął skraj wewnętrznej czerni, zanurzył się na
krótko w nieskończoności i wrócił. Wahał się na
granicy swojej śmiertelności. Rana od ciosu sztyletem
była głęboka.
Nieświadomy tego, co się dzieje dookoła, czuł wielki
ziąb ogarniający go od czubków palców po potylicę.
Słyszał buchającą roztopionym metalem fontannę jak
odległy szept. Mimo iż leżał na twardej kamiennej
posadzce, miał wrażenie, jakby się unosił w powietrzu,
jego duch uchodził z wszechświata i wracał.
Wyczuł na skórze ciepłą, kleistą wilgoć. Nie była to
woda. Krew... jego krew... tworząca powiększającą się
kałużę. Wypełniała jego usta i płuca. Ledwie mógł
oddychać. Z każdym słabym uderzeniem serca
wypływało jej więcej...
Wydawało mu się, że nadal czuje w boku długą
klingę sztyletu Imperatora. Teraz przypomniał sobie...
W ostatnich, rozpaczliwych dniach Dżihadu Muad'Diba
dźgnął go przebiegły hrabia Fenring. A może zdarzyło
się to kiedy indziej? Ale już wcześniej zasmakował
ostrza noża.
Albo był tym niewidomym Kaznodzieją
przemawiającym na zakurzonych ulicach Arrakin,
pchniętym jeszcze innym nożem? Tak wiele zgonów jak
na jedną osobę...
Nic nie widział. Ktoś ścisnął jego dłoń, choć ledwie
to czuł, i usłyszał głos młodej kobiety.
- Usul, jestem tutaj.
„Chani". Ją pamiętał najlepiej ze wszystkich i cieszył
się, że jest teraz z nim.
- Jestem tutaj - powtórzyła. - Całą sobą, ze
wszystkimi wspomnieniami, ukochany. Wróć, proszę.
Jego uwagą szarpnął inny głos, jakby do jego umysłu
przywiązane były sznurki.
- Paul, musisz mnie posłuchać. Przypomnij sobie,
czego cię nauczyłam.
Głos jego matki. „Jessika".
- Przypomnij sobie, czego rzeczywista lady Jessika
nauczyła prawdziwego Paula Muad'Diba. Wiesz, kim
jesteś. Masz w sobie moc. To dlatego jeszcze nie
umarłeś.
Znalazł słowa i wybulgotał je przez krew. Był
zdumiony dźwiękiem własnego głosu.
- To niemożliwe... Nie jestem... t y m Kwisatz
Haderach... ostatnim...
Nie był superistotą, która zmieni wszechświat.
Powieki Paula drgnęły. Otworzył oczy i zobaczył, że
leży w wielkiej katedrze maszyn. Ta część widzenia
była prawdziwa. Widział w tej wizji Paola śmiejącego
się, cieszącego się zwycięstwem i spożywającego
przyprawę... ale teraz Paolo spoczywał na posadzce jak
obalony posąg, zastygły w bezruchu i bezmyślny,
patrząc w nieskończoność. Baron leżał martwy z
wyrazem niedowierzania i irytacji na ziemistej twarzy.
A zatem wizja była prawdziwa, lecz nie ujrzał w niej
wszystkich szczegółów.
Obok Omniusa i Erazma zapanowało poruszenie.
Paul spojrzał tam mętnym wzrokiem. W tę i z powrotem
śmigały patrzydła, przekazując obrazy. Staruszek stał z
wyrazem zniecierpliwienia na twarzy. Maskaradnik
Khrone wydawał się zaniepokojony. Paul słyszał krzyki.
Cała ta kakofonia głosów docierała do niego w dziwnie
niezrozumiałych pasmach przez szum w głowie.
- Atakują czerwie... jak demony... niszczą budynki.
- ...spustoszenie... ze statku pozaprzestrzennego
wyłaniają się armie... trujący gaz, który zabija...
- Wysłałem roboty bojowe i maskaradników do walki
z nimi, ale może jest ich za mało - rzekł oschle
staruszek. - Czerwie i ludzie dokonują znacznych
zniszczeń.
- Zbierz więcej maskaradników, Khrone - podjął
Erazm. - Nie wysłałeś wszystkich.
- To marnowanie moich ludzi - odparł Khrone. - Jeśli
będziemy walczyć z ludźmi, ta trucizna nas zabije. Jeśli
staniemy przeciwko czerwiom, zmiażdżą nas.
- No to zostaniecie otruci albo zmiażdżeni - rzekł
lekkim tonem Erazm. - Nie ma się czym przejmować.
Zawsze możemy stworzyć was więcej.
Rysy maskaradnika poruszyły się i zamazały, po
zmieniającej wyraz twarzy widać było, że w jego
umyśle wrze burza. Odwrócił się i wyszedł ze
sklepionej nawy.
Tymczasem Yueh podniósł głowę Paula i poddawał
go zabiegom medycznym stosowanym przez
absolwentów Akademii Suka. Ale Paul znowu zamknął
oczy i osunął się w ból. Ponownie balansował na brzegu
otchłani, która otwierała się przed nim coraz szerzej.
- Paul. - Głos Jessiki był natarczywy. - Przypomnij
sobie, co ci mówiłam o zgromadzeniu żeńskim. Może
nie j e s t e ś największym Kwisatz Haderach, którego
chcą myślące maszyny, ale jednak jesteś Kwisatz
Haderach. Wiesz o tym i wie o tym twoje ciało. Masz
część zdolności Matki Wielebnej. Matki
W i e l e b n e j , P a u l!
Ale było mu zbyt trudno skupić się na jej słowach,
przypomnieć sobie... Zapadał się coraz głębiej w
nieświadomość i jej głos cichł. Nie słyszał już też ani
nie czuł uderzeń swego serca. O co chodziło jego
matce?
Skoro Jessika pamiętała teraz swoje minione życie,
pamiętała też agonię przyprawową. Każda Matka
Wielebna miała zdolność zmieniania swojej biochemii,
manipulowania cząsteczkami w krwiobiegu. Dzięki
temu wybierały moment zajścia w ciążę i przeobrażały
trującą Wodę Życia. Dlatego właśnie - bo tylko Matki
Wielebne potrafiły zwalczyć straszną zarazę
rozprzestrzenianą przez myślące maszyny - Dostojne
Matrony tak zawzięcie starały się znaleźć Kapitularz.
Dlaczego matka chciała, żeby to sobie przypomniał?
Uwięziony w ciemności Paul czuł pustkę w swoim
ciele. Całkowicie się wykrwawił.
Dawno temu na Arrakis, jako pierwszy mężczyzna,
przeszedł własną odmianę agonii. Wiele tygodni leżał w
śpiączce. Fremeni twierdzili, że jest martwy, ale Jessika
uparła się, by utrzymać go przy życiu. Zobaczył tę
styksową krainę, do której nie mogły się dostać kobiety,
i z niej wziął siłę.
Tak, miał teraz w sobie tę zdolność. Był męskim
Bene Gesserit. Nadal panował nad swoim ciałem, nad
każdą komórką, nad każdym włóknem mięśniowym.
Zrozumiał w końcu, co matka próbowała mu
powiedzieć.
Ból konania i kryzys, jakim było przetrwanie, dały
mu dźwignię, której potrzebował. Wykorzystał ból jako
punkt podparcia dla niej i otworzył swoje życie, swoje
pierwsze istnienie, zyskując dostęp do wspomnień Paula
Atrydy, Muad'Diba, późniejszego Imperatora i
Kaznodziei. Popłynął pod ich nurt, cofając się do
czasów dzieciństwa i pierwszych ćwiczeń na Kaladanie
pod okiem Duncana Idaho, włącznie z sytuacją, kiedy
omal go nie zabito jako zakładnika podczas wojny
asasynów, do której wciągnięto jego ojca.
Przypomniał sobie przybycie swego rodu na Arrakis,
planetę, na której - jak wiedział książę Leto -
Harkonnenowie zastawili na nich pułapkę. Przez jego
umysł pędziły wspomnienia: zagłada Arrakin, ucieczka
z matką na pustynię, śmierć pierwszego Duncana
Idaho... spotkanie z Fremenami, walka na noże z
Dżamisem, pierwszym człowiekiem, którego zabił...
pierwsza jazda na czerwiu, stworzenie fedajkinów, atak
na Harkonnenów.
Obrazy z przeszłości przyspieszyły: obalenie
Szaddama i rozbicie jego Imperium, rozpoczęcie
dżihadu, walka o to, by rodzaj ludzki przetrwał bez
wchodzenia na tę ponurą drogę. Ale nie udało mu się
uniknąć rozgrywek politycznych - wygnany Imperator
Szaddam próbował odzyskać władzę, do tronu
pretendowała córka Feyda-Rauthy i lady Fenring... a
potem sam hrabia Fenring usiłował zabić Paula...
Nie czuł się już pusty, lecz - przeciwnie - pełen
doświadczeń i wielkiej wiedzy, pełen zdolności.
Pamiętał miłość do Chani i fikcyjne małżeństwo z
księżniczką Irulaną, pierwszego gholę Duncana
imieniem Hayt i śmierć Chani przy porodzie bliźniąt,
Leto II i Ganimy... Nawet teraz ból z powodu utraty
Chani wydawał się silniejszy od obecnych fizycznych
mąk. Gdyby umarł w jej ramionach, sprawiłby jej takie
samo cierpienie.
Pamiętał, jak odchodził na pustynię, oślepiony przez
wizje... i jak przeżył. Jak stał się Kaznodzieją. Jak
umierał w tłumie na zakurzonej ulicy.
Był teraz wszystkim tym, czym był kiedyś: Paulem
Atrydą we wszystkich przebraniach, które
przywdziewał, każdą maską z legendy, każdą siłą i
słabością. Co najważniejsze, posiadał zdolności Matki
Wielebnej, możliwość kontrolowania najdrobniejszych
cząstek swego ciała. Matka, jak latarnia morska w
ciemnościach, oświetliła mu drogę i pozwoliła ujrzeć to
wszystko.
W przerwach między ostatnimi uderzeniami serca
przeszukiwał swoje ciało. Znalazł ranę od noża,
zobaczył śmiertelne uszkodzenie i odkrył, że
mechanizmy obronne jego organizmu nie są w stanie
same tego naprawić. Musiał pokierować procesem
zdrowienia.
Chociaż jeszcze przed chwilą gasł, teraz sprężył się i
zogniskował energię w sercu, które już przestało bić.
Ujrzał prawy przedsionek, który otworzyło ostrze
sztyletu Paola. Aorta została rozcięta i nie było w niej
krwi.
Zebrał komórki i zasklepił rany. A potem zaczął
ściągać, kropla po kropli, krew z jam ciała, do których
wyciekła, i ponownie napełniać nią serce. Dosłownie
tchnął w siebie na powrót życie.
*
Paul nie wiedział, jak długo trwał jego trans.
Wydawał się równie nieskończony jak śpiączka
spowodowana jedną zaledwie kroplą Wody Życia, która
dotknęła jego języka. Nagle ponownie uświadomił
sobie, że obejmuje go Chani. Jej ręka była ciepła, a poza
tym znowu czuł swoje ciało. Nie było już zimne i nie
wstrząsały nim drgawki.
- Usul! - usłyszał słaby szept Chani i wyczuł
niedowierzanie w jej tonie. - Jessiko, coś się zmieniło!
- Paul robi to, co musi.
Kiedy w końcu zebrał dość sił, by unieść powieki,
dołączył do żywych, mając w sobie zarówno minione,
jak i obecne życie. Powracał nie tylko z dawnymi
wspomnieniami i zdolnościami, ale także z
fantastycznym, jeszcze wspanialszym objawieniem...
Akurat wtedy wpadł do katedry zbryzgany krwią
Duncan Idaho, powalając po drodze kilka robotów
wartowniczych. Erazm skinął niedbale na pozostałe, by
pozwoliły mu wejść. Oczy Duncana rozszerzyły się,
kiedy zobaczył krwawiącego Paula podtrzymywanego
przez matkę i Chani. Podbiegł do nich.
Starając się zebrać myśli, Paul umieścił rozgrywającą
się wokół niego scenę w kontekście swojej wewnętrznej
wiedzy. Wiele się dowiedział, umierając po raz
pierwszy, wracając jako ghola i niemal odchodząc w
niebyt po raz wtóry. Zawsze miał fenomenalny dar
jasnowidzenia. Teraz wiedział jeszcze więcej.
Mimo cudownego ozdrowienia i odrodzenia nie był
doskonałym Kwisatz Haderach. Najwyraźniej nie był
nim też Paolo. Kiedy jego wzrok się wyostrzył, skupił
się na tym, czego nie dostrzegł nikt inny - ani Omnius,
ani Erazm, ani Sziena, ani żaden z pozostałych gholi.
- Duncan - powiedział ochrypłym głosem. - Duncan,
to ty!
Po krótkim wahaniu jego stary przyjaciel, ów wierny
wojownik Atrydów, który przeszedł proces odradzania
się w gholi więcej razy niż ktokolwiek w dziejach,
podszedł bliżej.
- Ty jesteś tym, którego szukali, Duncan - rzekł Paul.
- To ty.
Nawet jasnowidzenie ma granice. Nikt nigdy
nie będzie znał wszystkiego, co mogłoby się
zdarzyć.
- Khrone,
wiadomość przekazana maskaradnikom
- Paul Muad'Dib