Professional Documents
Culture Documents
KSIĘGA ZIÓŁ
FÜVES KÖNYV
DEDYKACJA
Książkę tę dedykuję Senece, ponieważ uczył, że bez moralności nie ma
człowieka.
I Epiktetowi, ponieważ uczył o tym, co jest w naszej mocy.
I Markowi Aureliuszowi, który nauczył się od Epikteta, czym jest to, co
jest w naszej mocy — i był cierpliwy.
I Montaigne'owi, ponieważ był pogodnego usposobienia i nie przejmował
się tym, co stanie się z jego dziełem po śmierci.
I w ogólności stoikom, którzy pocieszali, kiedy nie było pociechy na
ziemi, i nauczali, aby nie bać się śmierci ani niewolnictwa, ani biedy, ani
choroby.
I dwóm – trzem mężczyznom, którzy byli moimi przyjaciółmi i
prawdziwymi mężczyznami.
I dwóm – trzem kobietom.
O WARTOŚCI ŻYCIA
Wartość życiu może nadać jedynie służba sprawie człowieka. Brzmi to
cokolwiek oschle i ogólnikowo. Ale to jedyna prawda, jaką poznałem, z
wszystkimi następstwami. Nikt nie może siedzieć, jak byczek Fernando,
na kwitnącej łące i bezkarnie wąchać pięknych kwiatów. Jesteś
człowiekiem, musisz więc żyć po ludzku, pośród ludzi.
Żyjesz po ludzku, jeżeli żyjesz sprawiedliwie. Jeżeli u spodu każdego
twojego uczynku i słowa leży ten oto zamiar — nie szkodzić ludziom.
Jeżeli usiłujesz — nie zwracając na siebie uwagi i nie popisując się —
pomagać ludziom. Czasami tylko w ten sposób, że nie przemilczasz
prostych prawd. Czasami, że nie przekazujesz dalej cudzych kłamstw.
Czasami jedynie przez to, że nie mówisz tak, kiedy wszyscy wołają tak,
tak! Nie godzić się — przez całe życie, konsekwentnie — z kłamstwem
większe to bohaterstwo, niż okazyjnie, bijąc się w piersi, głośno przeciwko
niemu protestować.
Tylko wtedy spoczniesz w spokoju na łożu śmierci, jeżeli każdego
dnia, w pełni tego świadom, służyłeś prawdzie. Czasami prawda jest
prosta i skromna. Lecz ty nie przebieraj. Taka jest wartość życia.
O LUDZKIM CHARAKTERZE
Najciekawszym zjawiskiem, z jakim spotykamy się w życiu człowieka,
jest jego charakter. Nic nie jest tak interesujące, zaskakujące,
nieobliczalne, jak proces, w którym człowiek zdradza
właściwości swojego charakteru. Cokolwiek przedstawia świat —
krajobrazy i cuda natury, nieprzejrzane odmiany ziemskiej fauny i flory,
nic nie jest tak swoiste, jak charakter jednego czy drugiego człowieka.
Kiedy naszą ciekawość, z jaką obserwujemy rzeczy tego świata,
przeniesiemy na człowieka, od razu poczujemy, że poznanie ludzkiego
charakteru było prawdziwym zadaniem naszego życia. Wszystko inne, co
poznaliśmy, jedynie wzbogaciło naszą wiedzę. Lecz nasza dusza wzbogaci
się tylko poprzez poznawanie charakterów. Jest to bowiem najbardziej
bezpośrednie ludzkie doświadczenie, tak — charakter to człowiek.
A skoro charakter — to człowiek, daremnie próbujemy go zataić; bo
człowiek w równie znikomym stopniu może ukryć swój charakter, jak
jakaś czapka – niewidka zdolna jest ukryć istotę jego
ciała. Do jakiegoś czasu możemy nosić sztuczne brody i chodzić w
przebraniu, lecz w jednej chwili spada z nas wszelki kostium i ukazuje się
prawda. W końcu jeden gest, jedno słowo, jeden postępek odsłania nasz
prawdziwy charakter — bal maskowy może być tylko krótkotrwały.
Natomiast spotkanie z prawdziwymi właściwościami charakteru jest
największym ludzkim przeżyciem.
O POZNANIU CIAŁA
Równocześnie z poznawaniem naszego charakteru winniśmy poznawać
naturę naszego ciała. Ale tylko tak, jakby to była natura złego i
niewiernego sługi. Nasz charakter jest panem, nasz umysł wydaje rozkazy;
ciało jest tylko sługą. Tak też należy się z nim obchodzić, rozumnie i
godnie, bezstronnie i surowo, jak ze sługą, który w każdej chwili jest skory
do niewierności, ucieczki i buntu. Musimy poznać jego naturę, skłonności
i, na ile to możliwe, pojednać go ze światem, z perspektywami, z
odwiecznym rytmem życia. Sługą jest ciało i jest całkiem dziecinne.
Skłonności naszych organów są tak pierwotne, jak żądania małego
dziecka. Ciało domaga się wszystkiego, każdej przyjemności,
nieprzerwanie żąda wszelkiego rodzaju zaspokojenia. Wtedy trzeba
obchodzić się z nim surowo. Materia, z jakiej jest wykonane, zachowuje
więzy krwi z ziemią, wodą i gwiazdami; w ciele jest coś odwiecznego, a
jednocześnie tak śmiesznie ulega rozkładowi i przemija. W bardzo krótkim
czasie, kiedy ów sługa znajduje się pod naszymi rozkazami, musimy
poznać jego naturę i jakość, jego tajemnicze potrzeby oraz życzliwie i
zdecydowanie dać mu to wszystko, co może być mu niezbędne, by
wypełnił swoje zadanie i nie mącił naszego umysłu ani nie wadził
naszemu charakterowi. Zaś sam charakter niech nie toleruje żadnego buntu
niewolników.
O ZMYSŁACH
Rozumiem to tak — musimy zachować godność wbrew naszym
zmysłom. Jedynie dzięki ostrożności i godności oraz doświadczeniu
możemy pozostać panami naszych zmysłów. Kto jest gwałtowny wobec
siebie, ponosi klęskę. Wojsko zmysłów to jest dzika horda. Zmysły walczą
przeciwko człowiekowi wszystkimi sposobami, niczym zapaśnicy catch –
as – catch – can, nie przestrzegają żadnych reguł gry, kopią, szczypią i
gryzą. W ich buncie jest coś trwożliwego i zarazem wspaniałego.
Człowiek żyje dopóty, dopóki są w nim namiętności. Ale namiętności
można wychowywać. Samolubstwo, lubieżność, cielesne głody można
zaczarować w coś człowieczego. Zachłanność można przekształcić w
pożyteczną człowieczą wolę. Tak jak można oswoić wiatr, ogień i światło,
i stosowne siły oddać w pożyteczną służbę człowiekowi — nawet jeżeli są
tak potężne, iż biczują morze, podpalają lasy i miasta — człowiek jest
silniejszy! — tak samo można poskromić siły i namiętności, które
przenikają na wskroś ludzkie ciało, panują nad naszymi sercami i
nerwami. Te dzikie siły można wychować tak, by służyły człowiekowi. Ku
temu trzeba wiele doświadczenia, wiele smutku, wiele woli i nadludzkiej
siły.
O LUDZKIM ZACHOWANIU SIĘ
Jakakolwiek postawa, która wyraża się chęcią zbudowania własnego
ładu życia, porządku dnia poza porządkiem ludzkim, nie jest prawomocna.
Sprawy i postępki świata mają dla człowieka sens dopóty, dopóki chcą
wpływać na ludzi i współdziałają z ludzkim światem. To współdziałanie
może być bezpośrednie i pośrednie. Jednakże nikt nie ma prawa żyć
tylko dla siebie, a nawet tylko dla siebie tworzyć.
O PRZESĄDACH
Nie wolno żyć przesądami. Piątek, trzynastkę, rzucanie uroku,
wróżbiarskie objaśnianie liczb i znaków przynieśli na nasz świat gnostycy,
niezborne, chaotyczne sekty, Syryjczycy i aleksandryjscy kuglarze,
zezowaci objaśniacze pisma, obłudni zapaleńcy z pianą na ustach,
napływający do wczesnochrześcijańskiego Rzymu. Młode chrześcijaństwo
nie miało jeszcze dość siły, aby pobić tych, którzy rzucają urok, na piątek
mówią — zwykły dzień, na trzynastkę — liczba jak inne. Były to czasy
zamętu i fermentu. Stoicy już nie rozkazywali w Rzymie, chrześcijanie
jeszcze nie panowali. Zagubiony człowiek był przeciwny naturze w ogóle i
swojej w szczególności. Bał się, skowyczał, oddawał przesądom i czarom.
Jesteś człowiekiem, masz wiarę, wiesz, że za zjawiskami jest porządek,
wyższy rozum. Wzgardź zabobonami.
Ale wiedz i to, że dumna świadomość twojego umysłu i wiary nie
dyscyplinuje i nie trwoży tajemniczych sił tego świata, które od twojego
urodzenia aż do śmierci skradają się i czają wokół ciebie. Wypadek,
zgodność liczb, prawo wielkich liczb, ziemia, powietrze, niezrozumiałe
zamiary i plany słonecznych promieni, wszystko to nie daje się ogarnąć
wzrokiem. Dlatego możesz zachować w sercu odrobinę pokory i drżenia.
Świat nie jest tylko ciemny i jasny, o nie; świat jest zmącony. Jest w nim
nie tylko słoneczny promień, blask i ciepło; są też demony (Goethe
wierzył w demony). Świat jest nie tylko rozumny i konsekwentny; gdzieś
tam w zjawiskach ukrywają się również czary. Nie
możesz być przesądny, albowiem to nie przystoi człowiekowi. Ale też nie
możesz całkowicie pogardzać przesądami, bo to nadludzka, niestosowna
pycha. Już raczej powinieneś się do przesądów odnosić z łagodną ironią,
jak ktoś, kto się uśmiecha — ale i trochę boi.
O POKUSIE I DOŚWIADCZENIU
Na pytanie, czy doświadczenia życiowe uzbrajają nas przeciwko tanim
lub niebezpiecznym, odzywającym się z wielką siłą pokusom, trzeba
odpowiedzieć przecząco. Takimi pokusami są — fałszywa ambicja,
rozliczne pasje — jak miłość, publiczne występy, światowy sukces,
podniety zmysłów, przesadne, szkodliwe dla naszego zdrowia obżarstwo,
pijaństwo i środki odurzające, cielesne namiętności i bardziej od nich
szkodliwe i niebezpieczne dewiacje ducha i charakteru, jak choćby żądza
zemsty, zakłamanie i chciwość. Wszystkie te niebezpieczeństwa i powaby
uwodzą człowieka z zawziętą powtarzalnością, w każdym okresie życia.
Doświadczenie, które uczy, że wszelka przesada, kłamstwo i nieczysty
zamiar prowadzą do oszustwa, obrzydzenia, upokorzenia i choroby, nie
daje nam gwarancji, iż nie staniemy się ofiarami pokus. Przed upadkiem
może nas ochronić jedynie wierność naszemu charakterowi, a nie nasze
doświadczenia. W przyrodzie nie występuje bezwzględne dobro i zło; lecz
dla człowieka bezwzględnie złe jest to, czego nie potrafimy bezkarnie
pogodzić z naszym charakterem. A więc i w tym przypadku, jak zawsze,
gdy musimy się na coś zdecydować, nie badajmy kwestii, czy nadarzająca
się pokusa jest sama w sobie dobra lub zła, lecz spytajmy wprost — czy to,
co zamierzamy zrobić, jest zgodne z naszym charakterem? Doświadczenie
życiowe nie jest tak ważne, jak gruntowna i bezwzględna znajomość
naszego charakteru. Są ludzie niedoświadczeni, którzy wszakże pozostają
wierni swojemu charakterowi i dlatego nie oblewają egzaminu przed
światem, i są też stare, szczwane lisy, które nie potrafią dostosować
pragnień do swojego charakteru, i dlatego co rusz ponoszą porażkę i
haniebnie padają na nos.
O NAMIĘTNOŚCI
Wierzyć w to, że możemy uciec od namiętności, jest takim samym
szaleństwem, jakby ktoś wierzył, że można zbudować dom z piasku w
środku pustyni, kryjówkę przed samumem.
Namiętność jest bowiem tak samo sensem naszego życia, jak rozum,
umiar i rozważna obrona. Tylko ten może być pełnym człowiekiem, z
mądrą uległością respektującym porządek przyrody, kto szczerze i na
miarę własnej natury potrafi powierzyć samego siebie porywom swego
ciała i charakteru. Ale nie stanie się zwierzęciem, zna bowiem granice,
których musi się chwycić zębami i pazurami, gdy — na krawędzi rozumu
— atakuje go trąba powietrzna. Nie wypieraj się własnego ciała, ale
obchodź się z nim godnie i wyniośle, jak poskramiacz z dziką bestią. Nie
wypieraj się żądz, lecz wyznacz im zakres. Nie wypieraj się zmysłów, lecz
stań w samym ich centrum, jak kapitan pośród zbuntowanej
załogi na statku miotanym przez burzę — surowy i rozumiejący,
nieubłagany i bohaterski. Nie możesz zrobić nic innego. To wszystko, co
może uczynić człowiek.
O WYGODZIE I SAMOTNOŚCI
Na próżno mówimy — nie ma znaczenia ani nagana, ani uznanie
świata! wszystko przemija! — jeśli w głębi duszy nie czujemy, że
sumiennie wypełniliśmy naszą powinność wobec świata. Dobrze znam ten
rodzaj samooskarżenia. Nie tak trudno jest zrezygnować z tego, co oferuje
świat — z próżnego uznania, z niezliczonych zabaw, z możliwości
zaspokojenia aspiracji towarzyskich i materialnych — i odgrodzić się od
ludzi, i żyć tylko pracą, w ciasnym kręgu spraw, dla których podjęliśmy
człowieczą służbę. Zarazem nie tak łatwo to zrobić, ale też nie jest to
niemożliwe; nasze wycofanie się mają nam za złe, bo w takiej postawie
dopatrują się krytyki i pogardy dla rzeczy tego świata;
nazywają nas dziwakami, a jednocześnie pewien szacunek otacza
ponurego pustelnika, i właśnie ten szacunek zaspokaja naszą próżność.
Poza tym, odgradzając się od ludzi, wyzwolimy się od wielu
niedogodności.
A przecież jakiś głos szepcze nam, że postępujemy dla własnej
wygody, samolubnie, gdy rezygnujemy ze styczności z ludźmi i, uciekając
w wyniosłą samotność pustelnika, błąkamy się po pustyni naszego dzieła i
naszego sposobu bycia. Po pierwsze, każdy pustelnik — wedle
francuskiego przysłowia — który dokładnie zna rozkład jazdy, jest
podejrzany; większość z tych, którzy się stali pustelnikami, czy to wskutek
obrazy, czy też na skutek kompleksu niższości, doskonale zna czas
odjazdu pociągów, które mogą ich z powrotem zawieźć do świata! — a
wokół większości wielkich samotników unosi się aura próżności, niczym
zorza polarna, która tylko lśni, ale nie ogrzewa i nie daje światła. Wreszcie
nie każdy ma prawo być samotnikiem. Tylko ten ma prawo do samotności,
tylko ten ma rzeczywiście prawny tytuł do odgrodzenia się od ludzi, kto w
ten sposób lepiej potrafi służyć sprawie człowieka. Nikt bowiem nie ma
prawa być samotnikiem z powodu spleenu, uporu albo próżności. Ale jeśli
natura naszego temperamentu lub charakter naszej pracy, którą chcemy
służyć człowiekowi, są takie, że niezbędna jest nam samotność, wtedy i
tylko wtedy możemy unikać towarzystwa ludzi. Wszelako taki robotnik i
taka praca są czymś rzadkim, i człowiek, który wybiera samotność,
najpierw powinien gruntownie rozliczyć się z własnym sumieniem.
O PRÓŻNOŚCI
Czy najwięcej i najokrutniej nie cierpiałeś z próżności? Czy nie
chciałeś stale czymś się popisać? Biegłością umysłu i ducha, albo też
innymi, bardziej podejrzanymi i śmieszniejszymi, uzdolnieniami,
towarzyską przebojowością, swoim entree lub znajomością ludzkich
rzeczy? Kręciłeś się na targowisku świata i byłeś tak śmieszny, jak clown
na posypanej trocinami cyrkowej arenie, kiedy naśladuje niebezpieczne
pokazy poskramiaczy zwierząt i siłaczy. I dlaczego nigdy nie pomyślałeś,
że poklask, jaki możesz zdobyć, jest tylko przypadkowym poklaskiem
nudzącego się, zawistnego i dziecinnego tłumu? Jedna chwila samotności,
samopoznania, kiedy przezwyciężyłeś próżność, więcej dała tobie i światu
niż wszystkie żałosne przedstawienia, jakie dawałeś przed światem. Jeden
gest pokory jest bardziej bohaterski niż wszystkie cyrkowe numery, jakie
ludzie oklaskują. Pomyśl o tym, póki nie jest za późno.
OGÓLNIE O CHOROBIE
Chorobę należy przyjmować z taką samą pokorą, z jaką przestępca
przyjmuje zasłużony i sprawiedliwy wyrok. Albowiem choroba zawsze
wynika z konfliktu naszego charakteru, natury, gniewu i namiętności,
słabości i grzesznych skłonności. Jeżeli na ulicy potrącił cię tramwaj,
również i ty jesteś przyczyną tego wypadku — dlaczego nie
byłeś bardziej czujny, rozważny i przezorny niż nieprzyjazny świat!
Nie mówię, że zachowując zdwojoną czujność, rozwagę i przezorność,
możesz uniknąć choroby. Choroba jest jednym z naturalnych rekwizytów i
instrumentów życia, które wszystko stwarza i wszystko niszczy. Jednakże
tryb egzekucji zazwyczaj wybierasz sobie sam. Natura jest dobrotliwym
katem — jeżeli zechcesz, przydzieli ci mądry, pełen godności rodzaj
śmierci — ciche zgaśnięcie, powolne wypalenie się. Lecz jeśli nie
zachowujesz się stosownie do twojego charakteru — zakładając, że masz
dobry, ludzki charakter — przypiecze cię na wolnym ogniu. Pamiętaj o
tym, gdy zaatakuje cię choroba.
O UGODZIE
Najważniejsze jest, abyśmy naszą pracę, nasze skłonności i tempo
naszego życia godzili z wielkim i odwiecznym rytmem przyrody. Ruch
księżyca, zmiana kierunku wiatrów, skwar dnia, prądy nocy, wszystko to
tworzy nasz osobisty los, także porządek naszych dni powszednich —
człowiek słyszy z bardzo daleka przestrogi i ostrzeżenia, sygnały
ostrzegawcze wszechświata… Trzeba żyć jednocześnie ze słońcem i z
księżycem, z wezbraniem wód, z zimnem i ciepłem — nigdy przeciwko
światu, lecz zawsze w zgodzie z harmonią świata, z powszechnym
porządkiem stwarzania i niszczenia. Tylko ci potykają się w życiu, którzy
są wewnętrznie głusi na głosy świata.
O UBIERANIU SIĘ
W ogóle nie należy przejmować się ubiorem.
O DOBROWOLNYCH ŚLUBOWANIACH
Te śluby, jakie składamy sobie — od jutra nie robię tego czy tamtego,
żyję tak albo siak, nie zajmuję się tym czy tamtym — być może należy
przemyśleć jeszcze gruntowniej, niż przyrzeczenia składane innym
ludziom. Bowiem dane komuś słowo możemy odwołać, jeśli widzimy, że
świat zmienia się wokół naszego słowa, inaczej sytuują się ludzkie sprawy
wokół idei, uznanej kiedyś za prawdziwą i wyznawanej dobrowolnie.
Prawda również się zmienia. Ale słowo dane sobie znaczy tyle, że
zawarliśmy umowę z naszym charakterem, który się nie zmienia, i dlatego
nie można zmienić zawartej z nim umowy. Gdy świat wzgardzi nami, bo z
jakiejś przyczyny tyczącej kwestii sumienia nie potrafiliśmy dotrzymać
danego słowa, to tę wzgardę da się przeżyć, ponieważ z dwóch
układających się stron świat wcale nie jest wzorem cnót. Jeśli natomiast
oszukujemy własny charakter, to i wtedy da się dalej żyć, ale nasza
wewnętrzna postawa będzie niepewna, grzeszna i chwiejna.
O RYTMIE ŻYCIA
Nieustannie zmieniać rytm życia. Świadomie i uważnie wymieniać
pracę i odpoczynek, niedostatek i dostatek, trzeźwość i odurzenie, ba,
nawet zmartwienie i radość; świadomie wstawać od nakrytego
stołu życia, kiedy najwięcej wysypuje się z rogu obfitości, świadomie
sprzęgać ze sobą troski z zadaniami, które mają energię wychowawczą. W
żadnej sytuacji nie stawać się butnym. Fundamentem wszystkiego jest
boska myśl, duch, który rządzi światem; i ten duch nie znosi żadnej
zadufanej w sobie przyjemności, zarozumiałego zadowolenia, ślepawego,
leniwego samozaspokojenia. Zawsze kształtować się i zmieniać,
dostosowywać się i coś ofiarować, zawsze dawać, gdy coś otrzymujesz,
cokolwiek zdobyłeś, zawsze, tak czy inaczej, przekaż drugiemu… Byleby
nie żyć w pewności. Zawsze oczekiwać burzy i pożaru. A kiedy
nawiedza nas burza i pożar, nie dziwić się i nie lamentować. Spokojnie
mówić — zdarza się. I gasić, i bronić się.
O RZECZYWISTEJ POTRZEBIE
Więcej, o wiele więcej masz żywić się trawą, rośliną, owocem. Mniej,
o wiele mniej tłustym i czarnym mięsem! Masz jeść więcej ryb i
codziennie żytni chleb. Nigdy nie pić w ciągu dnia żadnych napojów
alkoholowych, a jeśli już pijesz, to tylko wieczorem, tylko po posiłku,
tylko czyste wino, nigdy o innej porze i nic innego. Jeśli piłeś któregoś
dnia, to przez następne dwadzieścia cztery godziny nie waż się tknąć
kieliszka. Masz słuchać szumu krwi, kiedy ze szczerym pragnieniem chce
wymieszać się z rytmem krwi drugiego ciała. Masz odwracać się od każdej
przygodnej pokusy. Masz wiedzieć, kiedy ty chcesz czegoś naprawdę, ty,
czyli twoje ciało, twój smak, twój temperament, a kiedy jesteś głodny lub
spragniony z żarłoczności, z próżności, z nudy lub kiedy jesteś ciekaw
swoich zmysłów.
Masz żyć podług rzeczywistych potrzeb twojego ciała i na miarę
twojego charakteru.
O WROGU
Są ludzie tobie obojętni, twoi przyjaciele, twoi przeciwnicy, którzy w
imię idei lub przekonania walczą przeciwko tobie. To naturalny porządek
życia, tylko w ten właśnie sposób — pomiędzy przyjaciółmi i wrogami, w
wielkim tłumie ludzi obojętnych życie ma chwile pięknego napięcia.
Co innego wróg. To nie jest przeciwnik, to coś znacznie więcej. Jakby
los wam dwóm kazał zmierzyć się w pojedynku bez żadnego powodu i bez
sensu. Wiesz o nim, tak jak on wie o tobie, choć drogi waszego
życia, waszych karier nigdy się nie skrzyżowały. Nienawidzi cię, nastaje
na twój kawałek chleba, na twoje życie — a przecież
nigdy nie zrobiłeś mu nic złego. Przez całe życie unikacie się i szukacie
wzajemnie.
Cóż możesz uczynić przeciwko niemu? Nade wszystko staraj się go
zrozumieć. On nadaje równowagę twojemu życiu. W przeciwnym razie
walka, jaką toczy twoje życie, byłaby niezdarna, koślawa. Potrzebujesz go.
Musisz pokonać samego siebie, aby móc pokonać jego. Musisz poznać
prawdę, abyś mógł mu przeciwstawić twoją rację. Musisz być lepszy, bo
on wierzy i rozgłasza wszem i wobec, że jesteś zły. Bóg wyznaczył go na
twojego towarzysza na ziemi. Macie wspólną sprawę, jak dwaj szermierze.
Nie przebij go przed czasem — w ogóle go nie przebij. On uczy cię żyć,
walczyć, bronić się. Wiedz, że potrzebujesz go.
O KOBIETACH W OGÓLE
KOBIETOM W PODZIĘCE
Dziękuję tobie, która mnie urodziłaś. I tobie, która zostałaś moją żoną.
I tobie, trzeciej, dziesiątej, tysięcznej, która posłałaś mi uśmiech, znak
czułości, ciepłe spojrzenie na ulicy, na odchodnym; pocieszałaś, kiedy
byłem samotny, ukołysałaś, kiedy bałem się śmierci. Dziękuję ci, bo byłaś
jasnowłosa. I tobie, bo byłaś biała. I tobie, bo miałaś piękne
ręce. I tobie, bo byłaś głupia i dobra. I tobie, bo byłaś mądra i wesoła. I
tobie, bo byłaś cierpliwa i wielkoduszna. I tobie, bo swoimi włosami
zakryłaś moją twarz, kiedy poniosłem porażkę i chciałem ukryć się przed
światem, i tobie, bo ciepło swojego ciała oddałaś mojemu ciału, kiedy
marzłem sam na sam z moim życiem. I tobie, bo urodziłaś mi
dzieci. I tobie, bo miękkimi palcami zamkniesz mi oczy. I tobie, bo dałaś
mi chleba i wina, kiedy byłem głodny i spragniony. I tobie, bo z
twojego ciała promieniowała rozkosz. Wielkie dzięki i tobie, bo byłaś
dobra jak zwierzęta. I tobie, bo twoje ciało miało ten sam zapach, co
ziemia u zarania życia. Wielkie dzięki kobietom, wielkie
dzięki.
O OJCZYŹNIE I PAŃSTWIE
Czy możemy nauczyć kogoś miłości ojczyzny? To tak, jakbym
powiedział — batem i knutem zmuszę cię, abyś pokochał samego siebie.
Ojczyzna — to nie tylko pola i góry, polegli bohaterowie, mowa
ojczysta, kości przodków na cmentarzach, chleb i kraj — nie. Ty jesteś
ojczyzną, ty od stóp do głów, w całej twej cielesnej i
duchowej istocie; ona cię urodziła, ona cię pogrzebie, żyjesz nią i
wyrażasz ją w każdej kalekiej, wspaniałej, gorejącej i nudnej chwili,
których suma tworzy twoje życie. A twoje życie jest chwilą w życiu
ojczyzny.
Nie umiem nauczyć cię miłości ojczyzny — szaleńcem jest ten, kto
zaprzecza samemu sobie. Twoja ojczyzna jest osobistością ponadczasową,
zwielokrotnioną w wymiarze historycznym. Ojczyzna jest losem, także
indywidualnym. To nieważne, czy kochasz ją, czy nie. Jesteście jednią. Ale
zdaje mi się, a nawet wiem, że ty… — słowem, uroczyście, w
piśmie i na podium — dajesz raczej świadectwo miłości i wiary w
państwo. Bowiem niczego nie należy oczekiwać od ojczyzny. Ojczyzna
nie daje odznaczeń, ni posad, ani chleba z masłem. Ojczyzna jedynie jest.
Ale państwo daje wyśmienite stalle, śliczne breloczki do twojego surduta,
pierwszorzędny ochłap, jeżeli sprawnie mu służysz, jeżeli chodzisz wokół
niego z kadzidłem, jeżeli — po męsku, z wypiętą piersią — wyznajesz
przed światem, że kochasz państwo, także wtedy, gdy łamią cię kołem.
Człowieka za coś takiego w ogóle nie łamie się kołem. I właśnie dlatego
każda miłość do państwa jest podejrzana. Ten, kto kocha państwo, kocha
interes. Ten, kto kocha ojczyznę, kocha przeznaczenie. Pomyśl o tym,
kiedy charczysz na podium i bijesz się w piersi.
O CZYTANIU
Czytać należy intensywnie. Czasami powinieneś czytać z
intensywnością większą od tej, z jaką pisano tekst, który czytasz. Czytać
należy gorliwie, z pasją, z uwagą i bezlitośnie. Autor może
paplać, lecz ty czytaj rozumnie; każde słowo, jedno po drugim, tam i z
powrotem, wsłuchując się w książkę, wypatrując śladów, które prowadzą
w gąszcz, uważając na tajemnicze sygnały, które sam autor mógł
przeoczyć, gdy kroczył naprzód w puszczy swojego dzieła. Nigdy nie
należy czytać lekceważąco, od niechcenia, jak ktoś, kogo zaproszono na
królewską ucztę, a on tylko dłubie końcem widelca w potrawach. Czytać
trzeba elegancko, wielkodusznie. Czytać należy tak, jakbyś w celi śmierci
czytał ostatnią książkę, którą ci przyniósł strażnik więzienny. Czytać
trzeba na śmierć i życie, bo to największy ludzki dar. Pomyśl — tylko
człowiek umie czytać.
O PORZĄDKU I OPATRZNOŚCI
Przekonałem się, że u fundamentów ludzkiego życia jest porządek. A
ponieważ życie ludzkie jest najbardziej skomplikowaną formą dzieła
Stworzenia, można domniemywać, że gdzie indziej również jest porządek
— w świecie egzystencji prostszej i prymitywniejszej, w przyrodzie skał,
szopów praczy, gadów i planet. We wszystkim jest porządek, rzeczy i
sprawy dochodzą do nas także wtedy, gdy nawet nie ruszymy palcem,
porządek jest także w tym, że co jakiś czas dajemy znak palcem albo
głową po to, by rzeczy i sprawy dotarły do nas, abyśmy my dotarli do
pewnych miejsc, ludzi, myśli, z którymi łączy nas coś osobistego i
nieuchronnego. Wierzę, że we wszystkim jest porządek.
Ale wierzę również, że za tym porządkiem jest zamysł, którego nie
znam. Nazwij go, jak chcesz. Ja nazywam go Opatrznością. Ów zamysł
troszczy się o mnie, osobiście, karze mnie, prowadzi, urządza moje
sprawy, pcha w głąb, każdej chwili kontroluje, buduje wokół mnie świat i
mnie buduje w tym świecie, wykorzystuje mnie. Kto sobie tego z czasem
nie uzmysłowi, znaczy to, że jest ślepy i głuchy. Za wszystkim jest
Opatrzność — w to również wierzę.
O SPRAWIEDLIWYM ORZEKANIU
Z takim samym poczuciem sprawiedliwości orzekaj we własnej
sprawie, z jakim zwykłeś orzekać w sprawie drugich. Względem siebie nie
wolno ci być niecierpliwym, niesprawiedliwym, przesadnie
wymagającym. Jeżeli chcesz, aby świat uznał twoją ludzką wartość, ty
sam musisz ją uznać. Zachowuj się przeto odpowiedzialnie, bądź cierpliwy
i wielkoduszny. Nie wymagaj od siebie więcej, ani niczego innego, ani
niczego gorszego ponad to, co uważasz za sprawiedliwe względem innych.
Nie można być bezwzględnie wymagającym wobec siebie. Staraj się być
skromniejszy, wiedz, że twoje siły są żałośnie ograniczone. W pracy,
w zaspokajaniu ambicji i wszelkich ludzkich pragnień — miarkuj nie tylko
siebie, ale i innych. Nie wystarczy współczuć ludziom; współczuj także
sobie. Bo ty także jesteś człowiekiem — tak łatwo o tym zapomnieć
pośród powszechnej rywalizacji. Nie tylko inni zapominają; najczęściej ty
sam.
O DUSZY I WŁADZY
Palącym pytaniem każdego dawnego filozofa było — co człowiek ma
w swojej władzy? I wszyscy odpowiadali jednogłośnie — tylko swoją
duszę.
To najstarsza, ba, jedyna prawda, której sens człowiek poznał i uznał za
bezwarunkowo prawdziwy. Czas, doświadczenie, odczuwanie i zaduma
nie odmieniły tej prawdy. Tylko nasza dusza jest w naszym władaniu, nic
innego. Lecz jest to władza nieograniczona. Nikt nie może nam pomóc,
nikt nie może nam odebrać władzy sprawowanej nad naszą duszą, nie ma
takiego tyrana, nie ma takiego systemu społecznego, prawa naturalnego,
które mogłoby nam przeszkodzić, iżbyśmy byli wolni w naszej duszy. Jest
to wolność absolutna. I stosując miarę tej wolności, każda inna wolność,
jaką może nam dać społeczeństwo, władza i pieniądze, jest ułamkowa
i względna.
O PODRÓŻY
Nie wolno podróżować samemu. Samotny podróżny wykonuje coś w
rodzaju pracy przymusowej. Podróżować można jedynie w towarzystwie
taktownym, budzącym zaufanie. Towarzystwo kobiety o duszy wrażliwej i
czułej bądź uważnego i cierpliwego przyjaciela uwielokrotnia przeżycia
doznawane w podróży, potęguje barwność rzeczy godnych zobaczenia,
pomaga zrozumieć to wszystko, co pokazuje nam szlak podróży i sam
świat.
Bo człowiek tylko w towarzystwie potrafi oglądać i odczuwać świat.
Towarzystwo przydaje ludzkiego wymiaru posępnemu czarowi podróży,
ustawicznej zmianie. W latach moich wędrówek po świecie często
podróżowałem sam, z małym bagażem, zawsze rozgorączkowany,
niespokojny, goniący za czymś. Brakowało mi mądrego towarzysza, który
by stał przy mnie w trakcie pełnego niebezpieczeństw i niepokojów
doświadczania świata, który by mnie ostrzegał, który by dzielił ze mną
posępną samotność zajazdów i obyczaje kolei, przyprawiające o rozstrój
nerwowy. W towarzystwie odpowiedniego człowieka możesz odbyć
podróż dookoła świata, a będzie ci się zdawało, że wszystko to trwa jedną
chwilę. W pojedynkę jedynie wleczesz się przez świat, nawet jeśli jedziesz
ekspresem albo lecisz samolotem.
O NIKCZEMNOŚCI I POMOCY
Skala ludzkiej nikczemności jest tak nieograniczona, temperatura tak
wysoka, pomysłowość tak oryginalna i urozmaicona, formy, w jakich
objawia się, tak zaskakujące, że niekiedy cofamy się przed nią i czujemy,
że jest to największa ludzka siła.
Później przekonujemy się, że gdziekolwiek naciera ludzka
nikczemność, tam natychmiast pojawia się ludzka pomoc. Najczęściej ów
zamysł pospieszenia z pomocą jest bardziej nieudolny niż
nikczemność, bardziej tchórzliwy i niezdecydowany. Trudniej jest
zorganizować energię pomocy. Ale zjawia się, nieproszona, niekiedy
bardzo zawstydzona, i naraz zmuszony jesteś dostrzec, że w obliczu
nikczemności budzi się w człowieku gotowość pospieszenia z pomocą.
Czasami za późno. Czasami niedoskonale. Jednak w końcu tryumfalnie.
Przekonałem się o tym.
O ROZLICZANIU SIĘ
Pewnego dnia trzeba się rozliczyć ze wszystkiego. Ale to ze
wszystkiego. Rzecz to nieuchronna. I jakkolwiek to odkładasz — to, w
czym się myliłeś, co jesteś dłużny, przed czym stchórzyłeś, w czym jest
twoja wina, z tego wszystkiego rozliczysz się pewnego dnia. Dlatego
bezustannie wzmacniaj swoją duszę — bo nie jesteś bez grzechu. A kiedy
prowadzą cię na stos, powtarzaj w duchu — jestem niewinny, ale jestem
też winny. I rozlicz się dobrowolnie, wprzód, nim tego zażądają — czyń
roztropnie, a ludzie będą cię bardziej szanować, jeżeli to uczynisz. Nie
zwlekaj z tym rozliczeniem. Bo i na co możesz liczyć? Jesteś
człowiekiem, a przeto jesteś winny.
O MARCHWI
Przekonałem się, że drobno utarta, surowa marchew, podlana sokiem
cytrynowym, jest nie tylko orzeźwiającym pożywieniem, lecz koi nerwy, a
zwłaszcza nerwy oczne. Słyszałem — osobiście tego nie doświadczyłem
— że jeden z komponentów marchwi, karoten, pod każdym względem
wzmacnia nerwy wzrokowe i niekiedy zapobiega procesowi
ślepnięcia, powoduje zanik tworzącego się bielma. Nie jest to pewne, lecz
możliwe. Natomiast pewne jest, że podlana sokiem cytrynowym surowa
marchew, którą w trakcie posiłku możemy spożywać zamiast sałaty,
wzmacnia organizm, orzeźwia, jest w niej coś pożytecznego
i uzdrawiającego. I na pewno nie szkodzi. Tak samo polecam obfite
spożywanie nieobranych jabłek — jeśli w sezonie, to codziennie jedno —
oraz picie soku cytrynowego i pomarańczowego. Zauważyłem, że w tych
latach, kiedy pod koniec zimy spożywam obficie marchew, piję sok
cytrynowy i pomarańczowy, jestem odporny na przeziębienie i choroby
zakaźne.
O LUDZKIM MATERIALE
Przez pięć, dziesięć tysięcy lat nie zmienił się materiał ludzki. Zmieniły
się tylko kostiumy, ustroje i warunki życia. To, co jest człowiekiem —
dusza i charakter — nie zmieniło się. W mieście Ur,
w Babilonie, żyli tacy sami ludzie, jak w dzisiejszym Budapeszcie — tak
samo postrzegali w swoich duszach świat i dokładnie tak
samo reagowali na świat. Tyle że — bez narzędzi — bliżej byli tajemnic
świata, bliżej czasu, bliżej gwiazd i migowego języka natury. Mieli
subtelniejszy słuch, wzrok — nawet i bez teleskopu ostrzejszy, więcej
postrzegający, czulszy, więcej przeczuwający, więcej ogarniający. Materiał
ludzki nie zmienił się, ale człowiek — dzięki paru geniuszom i
przyrządom — jest w cywilizacji technicznej bardziej ślepy i głuchy, niż
był u zarania ludzkich dziejów. Gnuśniejszy i głupszy. Lepiej
poinformowany i zarazem mniej wykształcony. Wydaje mu się, że za
pociśnięciem guzika kieruje wszechświatem. Ta olbrzymia struktura —
cywilizacja — skazała człowieka na wygnanie z wielkiej, tajemniczej,
intymnej wspólnoty świata.
O ZAWIŚCI
Są ludzie nieuleczalnie okaleczeni, których chciwość i próżność skaziła
tak głęboko, że nie ma żadnego sposobu, aby się zbliżyć do ich chorej
duszy i zjednać ją sobie. Takim ludziom współczuj, lecz ich omijaj. Nie
ma takiego wielkodusznego uczynku, bezinteresownej postawy, dzielnego
i szlachetnego podejścia, które mogą pomóc tym ludziom. Osobliwie
zawiść dręczy tych ludzi. Wymiotują żółcią, krzyczą we śnie, miotają się
w swoich legowiskach jak epileptycy, plują pianą, gdy widzą, że ktoś
zdobył coś z łaski życzliwego losu, że czegoś w życiu dopiął. To ludzie
chorzy, zaraźliwie chorzy. Unikaj ich towarzystwa, nie sądź, że
argumentacja i dowód mogą ich przekonać. To tak, jakbyś chciał
udowodnić trędowatemu, że zdrowi są bezgrzeszni i niewinni! Nie
uwierzy ci. Gdy odkryjesz przed nimi prawdziwy powód ich choroby,
znienawidzą cię. Gdy chcesz oddziaływać na ich uczucia, chwytają za
maczugę. Tak głęboko pogrążają się w swoich gniewach, jak zesłaniec w
swoim wygnańczym losie — nie widzą innego wyjścia niż zemsta. Nie
układaj się z nimi, omijaj ich i znoś ich istnienie na ziemi jak dopust losu.
O PRZYJAŹNI
Nie istnieje związek między ludźmi, który byłby głębszy, bardziej
poruszający, niż przyjaźń. Ileż jest egoizmu i próżności wśród
zakochanych, a także w związku uczuciowym, łączącym rodziców i
dzieci! Tylko przyjaciel nie jest egoistą; w przeciwnym razie żaden z niego
przyjaciel. Jedynie przyjaciel nie jest samolubny, bowiem nie dla siebie,
ale dla przyjaciela pragnie wszystkiego, co dobre i piękne. Kochanek
(kochanka) zawsze czegoś się domaga; przyjaciel niczego nie oczekuje dla
siebie. Dziecko zawsze chce coś dostać od rodziców, chce przeróść ojca;
przyjaciel nie chce otrzymywać ni przerastać. Nie ma w życiu człowieka
bardziej tajemniczego, szlachetniejszego daru niż skąpa w słowa,
wyrozumiała, cierpliwa i ofiarna przyjaźń. I nie ma nic rzadszego.
Montaigne, kiedy zadumał się nad uczuciem, jakie wiązało go z La
Boetie, powiedział — byliśmy przyjaciółmi… bo on to był on, a ja byłem
ja. Nad wyraz to precyzyjne. A Seneka w jednym z listów
do Lucyliusza pisze tak — ten, kto jest przyjacielem, kocha, lecz ten, kto
kocha, nie zawsze jest przyjacielem. To stwierdzenie — to
nawet więcej niż precyzja — to już sama prawda. Każda miłość jest
podejrzana, bowiem w jej popiele tli się samolubstwo i sknerstwo. Jedynie
sympatia przyjaciela jest bezinteresowna — nie ma w niej interesu ani gry
uczuć. Przyjaźń jest służbą, mocną i poważną służbą, największą
człowieczą próbą i rolą.
O MIŁOŚCI
W harcach kobiety i mężczyzny nie dopatruj się niczego innego prócz
beznadziejnej walki, do której zagrzewają bezlitosny egoizm i pozbawiona
hamulców próżność. Oby czarujące chwile, spokojniejsze sytuacje
życiowe, okazjonalne złagodnienie nigdy nie pozwoliły ci zapomnieć, że
kiedy stoisz naprzeciw kobiety, jesteś wojownikiem, którego skóry, ba,
życia domaga się strona przeciwna. Walcz po rycersku, ale walcz. Jeśli
czasem spotkasz się z wielkodusznością, odpłać wielkodusznością; jeżeli
otrzymasz czułość, odpłać czułością, bez czułostkowości. Ale nigdy, na
jedną chwilę nie zapomnij, że u spodu każdego czułego spotkania tli się
nagi egoizm i próżność. Ten, który leży w łóżku w objęciach kobiety, leży
na żarzących się węglach. Może przypalić sobie skórę; musi wszakże
chronić swoją ludzką rangę i szacunek dla siebie. Bacz pilnie i walcz.
Wokół ciebie stoją przeciwnicy, z piórami we włosach, z farbą na
twarzach, jak dzicy wojownicy.
O CZEKANIU
Jeżeli ktoś nie przychodzi w porę na umówione spotkanie — czy to
kobieta, czy mężczyzna, przyjaciel czy obcy — możesz czekać piętnaście
minut. Potem odejdź. Jeżeli nie potrafi usprawiedliwić się uzasadnionym
pretekstem, nie szukaj już nigdy towarzystwa takiego człowieka. Nie
zachowuj w sercu gniewu czy urazy, bo to nie przystoi człowiekowi. Ale
też nie stwarzaj komu innemu okazji, by przestał na ciebie czekać.
Bowiem ludzie obrażają się także wskutek arogancji i
tchórzostwa. Kazać na siebie czekać też jest taką impertynencką obelgą.
W każdej, ale to w każdej sprawie bądź punktualny co do sekundy. Nie
możesz być tak zmęczony, smutny, ponury, abyś mógł uchybić prawu
uprzejmej punktualności. Punktualność nie jest tylko grzecznością królów,
lecz obowiązkiem każdego odpowiedzialnego, mającego poczucie rangi
człowieka. Człowiekiem pierwszorzędnym jest ten, kto, nie mając w tym
interesu, jest punktualny. Człowiek leniwy, arogancki, frywolny zawsze się
spóźnia. W końcu taki człowiek spóźni się na spotkanie życia — na
poznanie samego siebie.
O FANATYKU
Zawsze i wszędzie, na wszelki sposób i przy każdej okazji należy
walczyć z fanatyzmem. Z epileptyczną furią o spienionych ustach, która
wydostaje się z ludzkich schowków i chce posiekać, przerobić świat.
Walczyć z fanatyzmem trzeba cierpliwością, objaśnieniem, rozumem,
konsekwentną pedagogiką. Także współczuciem. Współczuj fanatykowi.
Napada na ciebie, lecz w ataku furii odgryzie sobie język i poobija się.
O BOHATERSTWIE
Największym bohaterstwem jest trwać przy swojej pracy, cokolwiek
świat o tym mówi. A jeszcze większym bohaterstwem jest zniszczyć swoją
pracę, jeżeli czujesz, że nie umiesz w stopniu doskonałym zrobić tego, na
co podpisałeś umowę z samym sobą. Żyj pomiędzy tymi dwoma
zamysłami, nie mów o tym, żyj całkowicie oddany swojej pracy i bądź
bezlitosny względem swojego dzieła. Bądź surowy dla twojego dzieła,
daleko bardziej surowy niż nawet cały świat.
O ŚWIĘTACH
Gdy w twoim życiu nadchodzi czas świąt, świętuj je całym sobą. Włóż
czarne ubranie. Zaczesz włosy wilgotną szczotką. Przestrzegaj higieny
osobistej — wewnątrz i na zewnątrz. Zapomnij o wszystkim, co jest
rytuałem i zadaniem codzienności. Święto nie tylko w kalendarzu zapisane
jest czerwonymi literami. Popatrz na starożytnych, jak zapamiętale
świętowali, jak bezwarunkowo, w jakże skomplikowany sposób i z jaką
dziką radością! Święto jest odmianą. Święto jest głębokim i czarownym
zawieszeniem ładu. Niech święto będzie świąteczne. Niech będzie w nim
taniec, kwiaty, piękne kobiety, wyborne potrawy, trunki, które burzą krew i
skłaniają do wyznań. A nade wszystko niech będzie w nim coś z dawnego
poczucia harmonii, z dnia siódmego, z przerwy, z całkowitego wyłączenia,
niech będzie w nim gorliwość i bezwzględność. Święto jest godnością
życia, jego najwyższą mądrością. Gotuj się na nie ciałem i duszą.
I nie tylko w kalendarzu są dni zapisane czerwonymi literami. Także
życie przynosi wiele różnorodnych, niewidocznych świąt. W takich razach
zapomnij o wszystkim, bacz, byś nie przeoczył święta.
O SZCZĘŚCIU
Szczęścia, naturalnie, nie ma w tym — poddającym się destylacji,
łatwym do opakowania, dającym się zaopatrzyć w etykietkę — sensie, jak
to sobie wyobraża większość ludzi. Jakby wystarczyło wejść do apteki,
gdzie za trzy sześćdziesiąt wydają pewien lek, po którym nic już nie boli.
Jakby dla jakiejś kobiety żył gdzieś jakiś mężczyzna lub jakaś kobieta dla
jakiegoś mężczyzny i gdy kiedyś spotkają się, już nigdy nie będzie w ich
życiu nieporozumień, samolubstwa, gniewu, jedynie wiecznie pogodne,
nieustanne zadowolenie, dobry nastrój i zdrowie. Jakby szczęście w ogóle
było czymś innym niż tęsknotą za nieosiągalnym!
Większość ludzi spędza życie na metodycznym, żmudnym, pilnym,
niezmordowanym przygotowywaniu się do szczęścia. Ci ludzie planują
sobie, że będą szczęśliwi, w tym celu podróżują i trudzą się, z
pracowitością mrówki i drapieżną chciwością tygrysa kolekcjonują
rekwizyty szczęścia. A gdy okazuje się, że życie minęło, dowiadują się, że
nie wystarczy gromadzić wszelkie rekwizyty szczęścia. Bo czyniąc to,
trzeba też być szczęśliwym. A o tym właśnie zapomnieli.
O SEKSIE I SMUTKU
U podstawy rzeczy jest seks. Może także w życiu kryształów. Ale
wszelka seksualność jest smutna.
Tak widzieć kwestię ciała, jak rodzaj wyroku. Tylko czułość jest
ludzka. Namiętność jest nieludzka i beznadziejna.
Ale wyrok, który każdą żyjącą istotę skazuje na namiętność, jest
okrutny. Pomiędzy żądzą a spełnieniem buduje się żywy świat, posługując
się antyhumanitarną wolą, tak jak faraonowie, posługując się nagimi
tłumami, budowali piramidy.
Czego oczekujesz, biedny, nagi niewolniku, kiedy nabijany
gwoździami bicz rozkoszy smaga cię po grzbiecie?
Szczęścia? Zaspokojenia?
Budujesz gmach świata, używając jako spoiwa krwi i spermy,
wykonujesz katorżniczą robotę. Jedynie delikatność i czułość pozwala na
kilka chwil zapomnieć o smutnym przymusie bezlitosnego
niewolnictwa seksualizmu.
O KULTURZE CHARAKTERU
Z dumą i pychą myślisz o tym, że przeczytałeś i zrozumiałeś kilka
książek, pomnożyłeś wiadomości, dowiedziałeś się czegoś o przyrodzie
albo o marzeniach ludzkiego ducha. Czujesz, że jesteś wykształcony,
lepszy niż niewykształceni. Pomyśl tylko, jak nieskończenie wielką masę
wiedzy zawiera w sobie suma wszystkich książek, a ile jeszcze trzeba by
ich przeczytać, aby w pełni zrozumieć zaledwie jedną? Pomyśl o
biegnących wokoło żelaznych regałach biblioteki British Museum, jak
długo musiałbyś żyć, aby poznać coś z materiału ludzkiej myśli, jaki
zawierają w sobie zgromadzone tam książki! Ale wystarczy, abyś rozejrzał
się po swojej domowej bibliotece — przyznaj się, jak wielu książek nie
przeczytałeś spośród tych, które stoją na twoich własnych regałach, a
pośród tych przeczytanych ileż trafiło się takich, które w pełni
zrozumiałeś, czytając je z natężoną uwagą? Jałowe i daremne jest
wykształcenie, które pozwala bez mrugnięcia okiem mierzyć się z
wszechświatem ludzkiego ducha. Raczej pomyśl, że zrozumienie,
ogarnięcie, odczucie już tylko jednego przedmiotu wiedzy wymaga sumy
wysiłków całego życia. Pomyśl też o tym, ile tego wszystkiego napisano,
przemyślano przed tobą, jakież to oceany myśli spoczywają w przeszłości
i z jaką siłą, w każdej nowej epoce, wybucha z uniwersum zjawisk
bogactwo ludzkiej myśli. Pomyśl o tym i zawstydź się. Kultura twojego
mózgu jest ograniczona i dziecinna. Ale kultura twojego charakteru i serca
może być pełna i godna człowieka, także wtedy, gdy zasoby twojej
duchowej wiedzy są ograniczone.
O LENISTWIE
Są dwa rodzaje lenistwa — poziome i pionowe. Istnieje taki rodzaj
człowieka, który jest leniwy tylko w wielkich perspektywach życia; w
planach; w tym, że odkłada na później własne postanowienia i decyzje;
powoli buduje dzieło swojego życia, wszystko wbudowuje w czas, w
wielkie odległości. Jest też inne lenistwo, pionowe, kiedy pozostajemy
leniwi względem chwili, kiedy nie myślimy, nie mówimy lub nie robimy
tego, co moglibyśmy pomyśleć, powiedzieć, zrobić właśnie w tej
konkretnej chwili. Nie sięgamy po coś, co moglibyśmy zdobyć bez
specjalnego trudu, a co później, być może, zdołamy zdobyć tylko za cenę
wielkiego poświęcenia, nie podejdziemy do telefonu, nie napiszemy tego
listu albo nie zanotujemy tej myśli natychmiast, wtedy, w tej właśnie
chwili. Ten ostatni rodzaj lenistwa jest bardziej niebezpieczny. W takich
chwilach, przegapionych, zaniedbanych z lenistwa, przemija nasze życie.
O PRZYKAZANYCH ZADANIACH
Pewnego dnia odzywa się w tobie głos. Akurat czymś się zajmujesz lub
coś zajmuje ciebie — obowiązki, które, tak uważasz, są pierwszorzędnej
wagi i dotyczą tylko ciebie, są tylko twoją sprawą. Przygotowywałeś się
do tego zadania i z zapałem kończysz pracę. I naraz odzywa się głos, który
mówi — twoja sprawa jest inna. I nagle błyska możliwość
zadania, o jakim nigdy przedtem nie pomyślałeś. Wiesz, że to zadanie nie
będzie dla ciebie całkowicie bezpieczne. Odwiedzie cię od
dotychczasowego kierunku twojej pracy i zażąda nadzwyczajnego
wysiłku, wywoła wiele nieporozumień, sporów, serię niebezpieczeństw. A
jednak teraz wszystko musisz porzucić. To nowe zadanie poważnie
zagraża twoim praktycznym interesom. A jednak wszystko musisz
odłożyć, musisz podjąć się tego wysiłku, tego niebezpieczeństwa, tego
poświęcenia, zakresu nowych obowiązków, tego zasugerowanego i
niezrozumiałego nowego zadania. Nakazu tego głosu nie można pomylić z
niczym innym.
Kto w takim przypadku dobrze słyszy i jest posłuszny, być może
padnie pośród ziemskich niebezpieczeństw, wywołanych przez to zadanie,
ale ocali swoją duszę. A kto jest głuchy i wygodny albo jest tchórzem, ten
dalej będzie sobie spacerkiem szedł przez życie, lecz z duszą zranioną,
niezaspokojoną i niespokojną. Wybieraj, przyjacielu.
O MĄDROŚCI I FILOZOFII
Mądrzy ludzie zawsze mnie męczyli i wyczerpywali. W ich
towarzystwie czułem się jak przed uprzedzoną do mnie komisją
egzaminacyjną. Wiecznie musiałem uważać, ponieważ oni również nie
spuszczali mnie z oka, obserwując mnie spod ściągniętych brwi, jak
myśliwy zwierzynę, czy też właściwie reaguję na ich mądre uwagi, czy
jestem dostatecznie mądry, by oni, ludzie mądrzy, odzywali się do mnie?
Niestety, mądrzy ludzie zawsze mnie męczyli. I nigdy niczego się od nich
nie dowiedziałem, niczego istotnego. Najczęściej wyjaśniali, dlaczego coś
nie jest dobre — życie, dzieło jakiegoś człowieka, wiosna albo jesień.
Lecz nigdy nie powiedzieli, że życie jest również dobre, śmierć — czymś
naturalnym, a człowiek nie tak całkiem beznadziejny; na to byli zbyt
mądrzy.
Mądrość nie jest filozofią. Mądrość jest to biegłość, ruchliwość
systemu nerwowego, lotność umysłu. Filozofia jest prawdą, uspokojeniem,
wyrozumiałością i zgodą. Mądrzy ludzie nigdy nie są mędrcami,
zbyt są podnieceni, niemal stale upici własną mądrością; lecz mędrcy są
także mądrymi ludźmi i jednocześnie kimś więcej niż tamci, ponieważ
niczego nie chcą udowodnić. Unikaj towarzystwa mądrych, bowiem
rozdrażnią cię, a w końcu obrażą. Szukaj towarzystwa mędrców.
Z mądrymi można rozmawiać. Z mędrcami można milczeć.
O GOTOWOŚCI
Jako że jesteśmy śmiertelni — największym darem ludzkiego życia jest
to, że z każdym dniem uważamy ten fakt za nader oczywisty i rozumiemy
go coraz lepiej — tak musimy urządzać nasze życie codzienne, jak
człowiek, który żyje w ciągłej gotowości. Jak Seneka, kiedy w Urbs
panuje Neron; jak damy i panowie w lochach Conciergerie; jak każdy
człowiek, który żyje w czas rewolucji. Bo życie to jest rewolucja. W
każdym razie czasami; na przykład w okresie, w którym teraz żyjemy i
kiedy masy przechwytują władzę.
Dlatego musimy żyć a jour. Każdego dnia dawać światu odpowiedź, w
liście, uczuciem albo myślą. Z nagła uważnie przyjrzeć się zwątpieniu,
jakie rodzi się w nasze dni powszednie; pełnią sił, jeśli to tylko
możliwe, odpowiedzieć na każde pytanie; przepracować i dokończyć
aktualny etap naszego zadania. Natura także żyje a jour, każdego dnia
wszystko przetwarza, załatwia i odkłada na miejsce.
O URZĘDZIE I URZĘDNIKACH
Nie ma takiego okresu w dziejach ludzkości zaawansowanej w
rozwoju, żyjącej w społeczeństwach, aby co znamienitsi poeci i myśliciele
nie złorzeczyli na urząd i urzędników. Jedynie koczownik, jedynie horda
nie znała owej skargi. Grupy ludzkie zorganizowane w społeczeństwo nie
mogą się obejść bez tego zła koniecznego, jakim jest urząd — Cyceron
łajał go tak samo, jak Szekspir lub Monteskiusz, i żadna epoka nie może
bez niego istnieć. Bowiem na początku była agora, plac, na którym ludzie,
wychodząc z koczowniczego życia, zebrali się, aby omówić wspólne im,
ludziom, zadania; dokoła placu powstało miasto, polis; wokół miasta
powstało państwo wskutek chorobliwego, naturalnego pączkowania. Ten
proces powtarza się przez tysiąclecia, w jednostajnym rytmie. Urzędnik
jest konsekwencją społeczeństwa, urząd — warunkiem funkcji życia
miasta. Jeszcze nikt nie wynalazł w ich miejsce czegoś innego lub
lepszego.
Urząd zawsze był zły i zawsze był arogancki; pomyśl o tym, kiedy
stoisz w kolejce do kasy, by po grzecznym i pokornym czekaniu móc
uiścić podatek albo uratować coś, co zresztą, zgodnie z prawem, jest także
twoje. Nie jest celem urzędu być dobrym. Jego cel nie jest ludzki, lecz
państwowy. Najlepszym urzędnikiem i najdoskonalszym
urzędem jest ten, który zbyt nie utrudnia życia. Który przesadnie nie
działa. Jeżeli życie dogada się z urzędem, jeżeli pójdą na ugodę, mniej
więcej pół na pół, i nie będą się nawzajem zbytnio dręczyć, to jest
najlepsze, co może być. Do tego jednak zdolne są jedynie bardzo
rozwinięte, przejrzałe, a nawet przekwitające już społeczeństwa i urzędy.
O UTARTYM JABŁKU
Mądrze czyni ten, kto co rano, po obudzeniu, a przed posiłkiem, zjada
na czczo jedno, dwa utarte jabłka. Jabłko — to tajemniczy owoc.
Nieprzypadkowo jest jednym z najstarszych symboli w świadomości
człowieka. Jabłoń była drzewem wiadomości, jabłko było biblijnym
zakazanym owocem. No, ten zakazany owoc ma coś wspólnego z
człowiekiem. Może jabłko odegrało swoją rolę, kiedy człowieka
wypędzano z Raju; nie wiemy tego na pewno. Ale zauważyłem, że utarte
na surowo jabłko jest jednym z niezawodnych elementów codziennej
higieny. Orzeźwia, uspokaja żołądek, ma regulujący wpływ na jelita.
Zwłaszcza jeśli przed utarciem umyjesz jabłko starannie, czystymi rękami,
następnie pokropisz sokiem cytrynowym. Ta delikatna odżywka nie
zapewnia długiego życia, lecz twój żołądek i jelita z
wdzięcznością przyjmują ten codzienny, czysty prezent o właściwościach
leczniczych. Bo człowiek jest człowiekiem nie tylko przez serce i umysł,
ale także przez żołądek i jelita.
O PRAWDZIWEJ GŁUPOCIE
Bo i głupota jest wieloraka. Są ludzie inteligentni, w których duszach
wygasł migoczący promyk rozumu, ponieważ urodzili się i wychowali w
niefortunnych warunkach. Są też ludzie głupi, bo nie umieją panować nad
własnym ciałem, otumania ich namiętność, płomień ich duszy dławi pycha
zmysłów. Są i tacy głupi ludzie, którzy po prostu stali się ofiarami
okoliczności. Tych należy żałować. Ale prawdziwa głupota jest dość
rzadka, a przez to bardziej niebezpieczna i beznadziejna. Człowiek z
natury jest istotą rozumną. Prawdziwą, ciemną, beznadziejną głupotę
należy obserwować z takim samym zaciekawieniem, jak pradawne,
budzące trwogę zjawisko przyrody, jak cielę o dwu głowach, jak
zwyrodniały, niepojęty wybryk natury, w którym nie ma — dosłownie —
krzty rozumu. Prawdziwa głupota jest niezniszczalna. Czego nie dostaje
duszy i ciału takiego człowieka? Ducha Świętego czy też pewnych soków,
produktów i gruczołów? Jodu? Hormonu płciowego? Dokładnie nie
wiadomo. Co jednak powinniśmy wiedzieć — to, że jest wskazane, aby
wszelkimi sposobami unikać prawdziwych głupców i w sposób nie
rzucający się w oczy bronić się przed nimi. Nie staraj się ich przekonać,
ponieważ nie ma w nich życzliwości. Kochany, biedny idiota jest
poczciwcem; człowiek głupi jest złośliwcem. Idioci — to biedne dzieci
Boga; głupcy są sprzymierzeńcami piekła. Są nieszczęściem, które trzeba
znosić.
O SMUTKU
Nie odpędzaj smutku. Przychodzi bez przyczyny; może w takich
chwilach starzejesz się, może coś zrozumiałeś, może w tę godzinę smutku
żegnasz się z czymś. A jednak smutek upiększa życie. Nie trzeba, abyś ze
zwieszoną głową włóczył się po ziemskich traktach, obnosząc swój
sztuczny weltschmerz, medytując o beznadziejnym
przemijaniu życia i wszelkich zjawisk, uganiając się za niknącymi
fantomami radości. Bo też po pierwsze, owe rozliczne radości, które
znikają, być może nie były prawdziwymi radościami. Przypomnij sobie…
Poza tym — smutek w nieoczekiwanej chwili przykrywa świat, na który
patrzysz, cudowną, szarosrebrną mgłą, i wszystko staje się szlachetniejsze,
rzeczy i wspomnienia. Smutek jest wielką siłą. Wszystko widzisz z
większego oddalenia, jakbyś w czasie wędrówki wspiął się na szczyt.
Sprawy okażą się bardziej tajemnicze, prostsze i prawdziwsze w tej
szlachetnej mgle, w perłowym świtaniu. Naraz sam poczujesz się bardziej
ludzki. Jakbyś słuchał muzyki bez melodii. Świat też jest smutny. Jakże
podły, jakże trywialny, jakże bekający z przeżarcia, jakże nie do zniesienia
byłby świat całkowicie z siebie zadowolony, jakże smutny byłby świat bez
smutku!
O ZDROWIU I PRAWDZIE
Kiedy osacza cię choroba, jeszcze przez jakiś czas, ogromną siłą woli,
możesz panować nad nią. Na początku. Kiedy przeznaczenie dopiero
skrada się wokół ciebie. Mierzy twoje siły, jak zawodnik siły przeciwnika.
Jeśli wtedy napinasz uwagę, jeśli jesteś bardzo silny, jeśli zachowujesz
prawdziwy ład w duszy, we wszelkich twoich sprawach — zdrowie równa
się prawda — być może w pierwszej fazie walki będziesz silniejszą stroną.
Pozostać przy zdrowiu — to tyle samo, co pozostać uczciwym i
sprawiedliwym.
O KOBIETACH I PTAKACH
Kobiety z takim samym instynktem znajdują sobie miłosny pokarm na
ziemi, jak ptaki ziarna lub ryby. Krążą w nieskończonej przestrzeni,
instynkt prowadzi je ponad jeziorami, rzekami, morzami, nizinami, aby, po
skomplikowanych zygzakach i zakolach, nagle runąć w dół. W takich
razach cudownie przejawia się ich instynkt i dobre oko. Bardzo rzadko się
mylą i tylko niekiedy zdarza się, że ofiara jest silniejsza albo zręczniejsza i
wyślizguje się im z dziobów jak kijanka z dzioba mewy. Wówczas trochę
skrzeczą, jak mewa; i odlatują dalej, krążąc, kołując, niezmordowanie,
czujnie.
O JEZUSIE I SAMOTNOŚCI
Każdy człowiek, któremu Bóg wyznaczył misję, jest samotny. Jezus
zwrócił się z krzyża do matki jak ktoś, kto odrzuca wszelkie ludzkie
współodczuwanie. Są to najokrutniejsze słowa pisma świętego. Bo Jezus
powiedział, że ten, kto chce pójść jego śladem, musi porzucić rodzinę,
porzucić wszystkich. Ten człowiek z misją nie żąda mniej od siebie i od
swoich wyznawców. Nie można zbawić świata i jednocześnie być
najlepszym mężem, synem i ojcem z czwórką dzieci, z małżonką,
z kanarkiem i starczą zapomogą. Misja zawsze wymaga całkowitego
osamotnienia, pustynnej samotności, okrutnej, omal nieludzkiej postawy.
Każdy człowiek, który bierze na siebie brzemię ludzkich spraw, musi także
przyjąć tę samotność, także nieludzkość. Kto jej nie podejmie, jest
kuglarzem; nawet wtedy, gdy go ukrzyżują.
O ZŁODZIEJACH PRĄDU
Znam ludzi, których kulturę podziwiam, których sposób myślenia
zaskakuje mnie, którzy wszelako we współżyciu są męczący. Znam też
innych ludzi, którzy nie są szczególnie mądrzy lub wykształceni, nigdy nie
mówią nic zaskakującego lub oryginalnego, a jednak gdy po spotkaniu
żegnam się z nimi, mam uczucie, że coś od nich otrzymałem.
Wydaje się, że człowiek to nie tylko jego wykształcenie, inteligencja,
lecz również pewien rodzaj prądu, który ze zmienną mocą i obfitością
promieniuje z jednostki. Są ludzie ubodzy w ów rodzaj
prądu, którzy bezustannie czerpią siły ze swojego otoczenia. Ci są jak owi
złodzieje prądu, którzy za pomocą kabla, podłączonego do przewodu w
sąsiednim mieszkaniu, podkradają prąd do swojego mieszkania lub
warsztatu, wskutek czego w ich mieszkaniu jest widniej,
a w warsztacie są lepsze warunki do produkcji. Tacy ludzie zamęczają na
śmierć. Gadają bez przerwy, wreszcie ty, ich słuchacz, biedny i
wyczerpany, rozstajesz się z nimi. Tych ludzi należy unikać.
O WYPADKACH
Natomiast o nieszczęśliwych wypadkach — podobnie jak o
czarownicach, których nie ma — ani słowa więcej! Nie wierzę w wypadki.
Jest tylko nieuwaga. Potrąca cię tramwaj, w czasie podróży kradną ci
bagaż, szantażuje cię jakiś cham i miesza z błotem twoje nazwisko,
jedzeniem i piciem rujnujesz sobie żołądek — i cóż z tego? Dlaczego
bardziej nie uważałeś? Świat jest niebezpieczny, możliwość wypadku tli
się w każdej życiowej sytuacji, w każdym twoim działaniu, owo
niebezpieczeństwo i możliwość wypadku są tożsame z ludzkim życiem.
Ba, możliwe, że ta szansa wytwarza w człowieku napięcie, ma głębszy
wpływ na jego postawę. Pomyśl tylko, jaki byłby świat, jakie byłoby
ludzkie życie bez szansy na nieszczęśliwy wypadek? Jakże zuchwale
byłoby pewne swego, jakże bezwstydnie wyniosłe i pełne
pychy! Nie, możliwość wypadku tli się w każdej twojej chwili; wszystko
— rzeczy, sytuacje, ludzie, substancje chemiczne, wzory z dziedziny
statyki i fizyki, wszystko to jest przeciwko tobie. Zatem uważaj. Nie z
duszą na ramieniu, lecz stosownie do twojej ludzkiej rangi, poważnie i
rzeczowo, bacznie. I zawsze, ilekroć przytrafi ci się nieszczęśliwy
wypadek, wiedz, że to nie świat samowolnie knuje intrygę przeciwko
tobie, lecz ty byłeś słaby, leniwy i małostkowy. Nie ma potrącenia przez
tramwaj. Jesteś tylko ty i tramwaj, i porządek świata.
O GADUŁACH
Przymus gadania dla większości ludzi jest jednoznaczny z prawem
życia; gadają, póki żyją; dopóki gadają, żyją; nie myślą, lecz gadają, a
więc, tak im się wydaje, są. W rzeczywistości jednak nie ma ich, w tym
sensie, w jakim jest ten, kto myśli; jedynie gadają; a ten, kto gada, nie
myśli. Człowiek myślący, gdy tylko może, milczy; a gdy już nie może
dłużej milczeć, wówczas mówi lub pisze. Ale czyni to tylko w ostatecznej
potrzebie. Dla gaduły natomiast wartkie mówienie, za pomocą którego
wysyła w świat mnóstwo niezbornych informacji, alkaliczne tęsknoty,
niezgrabne spostrzeżenia, powierzchowne uwagi, jakie zmysły dostarczają
do jego świadomości — jest życiową potrzebą. Możliwe, że pękłby, gdyby
nie gadał. Nie przetrawia materii świata; natychmiast ją wypluwa, wyrzuca
z siebie w stanie równie surowym, w jakim ją przyjął. Nie ma
takiej prośby ni groźby, która mogłaby mu zamknąć usta. Zagada cały
świat, który potem będzie nie do wytrzymania — bo kiedy przemówi
gaduła, znikną pojęcia, a świat napełni się słowami.
O MUZYCE
Tołstoj miał rację, muzyka jest największym rajfurem,
najniebezpieczniejszym uwodzicielem. Rozum zaczyna skowyczeć, gdy
słyszy muzykę. Muzyka sprzeciwia się zdrowemu rozumowi. Nie chce
rozumieć, jak rozum, ale rozlewać się, rujnować, rozbrajać, uwodzić;
dotyka w nas tego, co tajemnicze i bolesne, odsłania to, co tak troskliwie
ukrywaliśmy przed sobą, co trzymaliśmy w karbach wszelkimi
dostępnymi nam narzędziami; muzyka jest jak wiosenna woda z tajania
śniegu, rujnuje obszary nie bez skrupułów przez rozum rozparcelowane,
uprawiane, obrabiane, wreszcie uporządkowane i zdyscyplinowane.
Dokądkolwiek wtargnie muzyka, tam prawa rozumu tracą ważność. W
rozkoszy, jakiej dostarcza muzyka, jest coś chorobliwego — zmysłowa
potrzeba zaspokojenia tęsknoty za śmiercią. Muzyka to jest atak.
Człowiek, który swoje życie buduje na fundamencie poznania, dyscypliny,
rzeczywistości, powinien zatkać uszy i trzymać się z dala od muzyki.
Życie bez muzyki jest o wiele uboższe. Ale też bardziej ludzkie, twardsze,
smutniejsze i rozumniejsze.
O SZCZĘŚCIU
Herodot, który tak czarująco plotkuje o Grekach, Persach, Medach i
Lidyjczykach, o losie starożytnych ludów i ich przywódców, powiada, iż
nie zawadzi samowolnie i wbrew naturze przeciwstawiać się szczęściu,
które zapala przed nami swoją gwiazdę. Każdy starożytny lud, Persowie,
Babilończycy, Fenicjanie, każda starożytna religia ostrzega szczęśliwych
ludzi przed ich gwiazdą. Bogowie, Los — nie znoszą trwałego szczęścia
— doświadczył tego Herodot w czasie swych wędrówek, uczą tego
wszystkie dawne przypowieści, religie, przesądy. Twój dom nie jest twój,
twoje złoto, twoja żona, twoje dziecko, twoje zdrowie, twoja sława,
wszystko to jest twoje tylko w takim stopniu, w jakim może dopisać ci
szczęście w grze w kości. Wszystko to jest twoje tylko na jedną chwilkę
— potem los się odmienia. Tak chcą bogowie.
Dlatego nic nie jest tak wzruszające jak historia o pierścieniu
Polikratesa, rybie i rybaku. Człowiek przeczuwa swój los i chciałby,
składając ofiary, uciec przed tym losem. Ale ofiara także nie pomaga,
bogowie są bezlitośni. Okrutnie uśmiecha się do ciebie szczęście i gdy,
dygocąc, odwracasz się od niego, spieszy za tobą, aby los później dopadł
cię, upokorzył i obrabował.
Co zatem jest twoje, co to takiego, czego bogowie nie mogą ci
odebrać? Twoja jest tylko praca. Ta praca, która nie oczekuje nagrody, ani
laurów, ani chwały u potomności. Tak też będzie z tobą, jeśli
teraz jej nie unikasz i nie przejmujesz się jej losem. Tylko zmęczenie jest
twoje, pot i poświęcenie. Wszystko inne jest bardziej ulotne niż poranna
mgła, kruchsze niż skrzydełko motyla.
O TOWARZYSZACH PODRÓŻY
W pociągu albo na pokładzie okrętu ludzie czują się tak, jakby
wyzwolili się spod rutynowych prawideł dotychczasowego życia,
zaczynają trajkotać wylewniej i ufniej niż zwykle, oczekują cudu,
z tupetem i nadzieją mrugają do towarzyszy podróży. Bacz, byś ich nie
obraził. Kiedy głupkowato i niezdarnie, lecz nade wszystko ze
wzruszającą, ludzką nadzieją zwrócą się także do ciebie z pytaniami w
rodzaju — jak pan myśli, czy o północy w varad będzie bagażowy? —
odpowiadaj z uśmiechem, w kilku słowach. Nie unikaj ich, bo w tym
stanie ducha, kiedy pociąg lub okręt pcha ich w kierunku domniemanego
cudu — wszelka zmiana jest oczekiwaniem na cud — są nadzwyczaj
wrażliwi. Uśmiechaj się, potakuj głową, potem wracaj do książki albo do
krajobrazu. Nie daj im odczuć, że cudów nie ma. Ale też nie łudź ich
cudami. Masz powiedzieć tylko tyle, że może trafi się bagażowy, o
północy, w Varad. I ani słowa więcej.
O ZMYSŁOWOŚCI
Większość ludzi odnosi śmiertelne rany w walce płci. Ich próżność nie
znosi ani miłości, ani braku miłości; tak samo doskwiera im samotność,
jak życie we dwoje; tarzają się w rozpuście albo wcielają się
w rolę obrażonego samotnika, który pała żądzą zemsty.
Nad naszymi zmysłami możemy zapanować tylko wtedy, gdy w swoim
czasie nauczymy się skromności. Nie ma trwałych rozwiązań
uczuciowych; możliwe, że nawet przyjaźń nie jest trwała; nic, co ludzkie,
nie jest trwałe. Na płaszczyźnie ludzkiego życia nie ma uczuciowych
planów pięcioletnich; są jedynie sytuacje, zawsze niedoskonałe. wielkie
uczucia zadają najgłębsze rany i zawsze przed czasem. Chwilowy bunt
naszych zmysłów musimy znosić jako jedno z naszych życiowych
doświadczeń. Trzeba się pogodzić z tym, że nie ma rozwiązania, jest tylko
cierpliwość. A jeśli ktoś jest tak silny, że przekuwa swoje namiętności na
szlachetne zamiary, rozpuszcza je w tyglu pracy, jeśli z tych sił
odparowuje w kolbach próżność — postępuje mądrze. Ale to jest
najtrudniejsze zadanie w życiu.
O WYBREDNOŚCI
I ćwicz swoją duszę w nieubłaganym poczuciu wybredności. To jest
najważniejsze. Masy są tylko chciwe, nie zaś wybredne. Ty pozostań
umiarkowany i wymagający. Świat coraz bardziej
upodabnia się do domu towarowego Woolwortha, gdzie za szóstaka jest do
nabycia, w marnym wykonaniu, wszystko, co może zadowolić — szybko,
tanio i w lichym gatunku — powszednie marzenia tłumów, skłonnych do
rozkoszowania się byle czym. Niebezpieczeństwa owego zaspokajania
tłumów już ujawniają się na wszystkich obszarach życia i ducha. Kultura
nie tylko wtedy ginie, gdy na wykwintnych placach Aten i Rzymu
pojawiają się barbarzyńcy z bojowymi toporami, ale również
wtedy, gdy tacy sami barbarzyńcy pojawiają się na publicznych placach
kultury i załatwiają sobie, bez jakiejkolwiek wybredności, podaż i popyt
oraz wymianę towarową na wielką skalę. Wybieraj! Nie grymasząc i
kręcąc nosem, ale surowo i bezlitośnie. Nigdy nie możesz być
wystarczająco wybredny w kwestiach moralności i ducha. I nigdy nie
możesz być wystarczająco konsekwentny, gdy mówisz — to jest
szlachetne, a to fałszywe, to jest wartościowe, a to tandetne. Oto
twoja powinność, skoro jesteś człowiekiem i chcesz zachować to miano.
O BÓLU GŁOWY
Kiedy migrena uporczywie powraca przez kilka dni, poszukajmy
godnego zaufania okulisty, poprośmy go, aby poddał nas niezbędnym
badaniom; i dopiero potem wybierzmy się do internisty.
Pospolite, powszednie bóle głowy najczęściej powoduje nikotyna;
następnie pogoda, ciśnienie atmosferyczne i zmiany temperatury dnia w
zależności od przesunięcia się frontu atmosferycznego; rzadziej błąd
dietetyczny; jeszcze rzadziej zakłócenia w krążeniu krwi. Również może
je powodować nerwowość, tchórzostwo, lęk przed trudnymi zadaniami czy
sytuacjami. A oto moje propozycje na ostry skurcz żyły — wypijmy
filiżankę gorącej, mocnej kawy, zaciemnijmy pokój, połóżmy się do łóżka,
połknijmy jedną albo dwie tabletki algocratiny, bolącą czaszkę ogrzejmy
elektryczną poduszką i pozostańmy w łóżku jedną, dwie godziny.
Ta metoda jest niezawodna i bezwarunkowo leczy nieskomplikowany
skurcz żył i migrenę. W przypadku innego rodzaju bólu głowy natychmiast
zwróćmy się do okulisty i internisty.
O PRZYSTOSOWANIU SIĘ
W naszej pracy, w porządku życia, w stylu, w sposobie, w jaki nasz
charakter, nasz rozum, nasz smak odpowiada na zjawiska świata, w tym
wszystkim jest wewnętrzne prawo, którego nie możemy samowolnie a
bezkarnie ominąć. Nie chciej pracować inaczej, niż określa to twój
charakter, twoje uzdolnienia, natura samej pracy. Nie chciej inaczej być
szczęśliwy, inaczej wypoczywać i podejmować się śmiałych zadań, niż
nakazuje ci twój charakter i twój system nerwowy. Przystosuj się do
prawa, które nieubłaganie wyznacza twoje miejsce, twoja praca i twoja
postawa względem życia. Wszystko należy po kolei doprowadzić do końca
i przyjąć — radość, żal, powołanie, zadanie, porażkę, a także śmierć.
Przystosuj się do siebie, do niepojętego i twardego prawa twojego życia,
które precyzyjnie wyznacza kolejność twoich działań, temperaturę
intelektu i uczuć. Nie chciej być zręczniejszy, mądrzejszy, szczęśliwszy i
zdolniejszy, ani też bardziej nieszczęśliwy i wyzbyty nadziei, niż jesteś.
Prawo płonie ognistymi literami na fasadzie gmachu twojego życia. Czytaj
to prawo codziennie, w każdej chwili.
O ZWIERZĘTACH
Nie wstydź się tego, że kochasz zwierzęta. Nie rumień się dlatego, że
jakiś pies bliższy jest twojemu sercu niż większość ludzi, których znasz
osobiście.
Kłamią prorocy i ci grubiańscy, kiepscy ludzie, którzy karcą cię za tę
nić sympatii, i mówią tak — kradnie ludziom uczucia, które trwoni na psy!
samolubny, zimny typ! — nie przejmuj się nimi. Spokojnie kochaj
swojego psa, tego niezmordowanego przyjaciela o lśniących oczach, który
za swoją przyjaźń nie prosi o nic więcej niż byle jaki ochłap i pogłaskanie.
Nie wierz w to, jakoby słabość i egoizm skłoniły cię do miłości do
zwierząt. To są nasi bracia, wyrabia się ich w tym samym warsztacie, co
człowieka, i mają rozum, częstokroć bardziej skomplikowany i
subtelniejszy niż większość ludzi. Niech sobie drudzy nazywają słabością
miłość do zwierząt i szydzą z niej — a ty spaceruj sobie ze swoim psem.
Jesteś w dobrym towarzystwie; i Bóg o tym wie.
O ARCYDZIEŁACH
Jeżeli tylko możesz, żyj zawsze tak, abyś choć kilka chwil z każdego
dnia mógł poświęcić któremuś z zaklętych w kryształ arcydzieł ludzkiego
ducha! Niech nie minie bodaj jeden dzień, byś nie przeczytał paru linijek
Seneki, Tołstoja, Cervantesa, Arystotelesa, pisma świętego, Rilkego albo
Marka Aureliusza. Każdego dnia wysłuchaj paru taktów muzyki, jeżeli nie
sposób inaczej, choćby z pozytywki jakiś temat z Bacha, Beethovena,
Glucka bądź Mozarta. Niech nie minie jeden dzień, byś nie popatrzył
przez kilka minut na dobre reprodukcje obrazu lub rysunku Breughla, albo
Dürera, albo Michała Anioła. Wszystko to można bez trudu zaaranżować,
tak łatwo przecież znaleźć pół godziny, która jest niezbędna dla arcydzieł!
Jakże łatwo napełnisz swoją duszę szczęśliwą harmonią ludzkiej
doskonałości.
Jesteś bogaty, nawet jeżeli jesteś nędzarzem. Pełnia ludzkiego ducha
jest także twoją własnością. Żyj nią, każdego dnia, tak jak człowiek
oddycha.
O CIERPLIWOŚCI
To jest ta ludzka zdolność, na którą najtrudniej zdobyć środek, ta
właściwość, przeciwko której buntują się najbardziej tajemnicze instynkty
naszej istoty, ponieważ jesteśmy śmiertelni, ponieważ nasz czas jest
odmierzony, ponieważ nasza gwiazda spada — jest to najboleśniejszy
obowiązek, wobec nas samych, wobec naszego losu i jego najgłębszego
sensu — naszej pracy. Nie ma prawdziwej twórczości bez nieskończonej,
rozumnej cierpliwości, zdolnej zapanować nad najsekretniejszą strukturą
człowieka. Bowiem twórczość nigdy nie jest kuglarskim pokazem,
błyskawicznym sans gene – passe, dzieła sztuki nie można wyjąć z
cylindra. Nie jest ono tylko kwestią geniuszu — samo dzieło jest już
cierpliwością, cierpliwością organicznego rozwoju, cudem spowalnianego
i przyspieszanego dojrzewania. Nauczyć się cierpliwości, w życiu i w
pracy, to tyle, co nauczyć się tajemnic Stwórcy. Wykuj tę lekcję, ty, który
jesteś niespokojny i śmiertelny.
O WYBORZE I WIERNOŚCI
Zastanów się, zanim weźmiesz do ręki książkę i zaczniesz ją czytać,
rozważ to, przynajmniej tak, jak wtedy, gdy z ufnością podajesz rękę
drugiemu człowiekowi. Bowiem na pewien czas skupiasz na książce
uwagę swojej duszy; a to dużo, ponieważ życie jest krótkie, a dusza jest
tylko twoja. A kiedy już się zdecydowałeś i zacząłeś
czytać, czytaj powoli, bardzo uważnie i cierpliwie, jakbyś polemizował ze
słusznym wnioskowaniem. I jeśli nawet książka nie odpowiada twojemu
gustowi i twoim przekonaniom albo narracja jest nudna i powikłana,
doczytaj ją do końca. Właśnie dlatego, że życie jest krótkie, a książek jest
nieomal tyle, co kropli wody w oceanie, starannie wybieraj książkę, zanim
otworzysz jej stronice. Czytaj konsekwentnie i wiernie, ale wybieraj
uważnie, ponieważ książce, którą akurat czytasz, podarowujesz cząstkę
własnego życia i rozumu. Skoro już zabrałeś się do czytania, bądź wierny
książce, także wtedy, gdy ona zwraca się przeciwko tobie, przeciwko
twojej duszy i twojemu rozumowi. Książka potrafi być również wrogiem;
trzeba stoczyć z nią pojedynek do samego końca. Ale odzywaj się tylko do
godnych przeciwników; którym — jak powiada pewien poeta — nawet w
czasie pojedynku należy dać lekcję fechtunku.
O POTĘDZE ROZUMU
Cokolwiek dzieje się na świecie, nie zapominaj o prawdzie, że państwo
i władza polityczna nigdy nie może się obejść bez władzy mędrców i
rozumu. Także wtedy, gdy w życiu wspólnoty na czas jakiś górę biorą
instynkty albo miejsce odchodzących cesarzy zajmują pretorianie. Oni
także nie mogą uczynić niczego trwałego przeciwko potędze rozumu.
Pomyśl o tym, jak to dzięki wychowaniu Arystotelesa — za
pośrednictwem pewnego zdolnego człowieka — powstało imperium. Bo
przecież imperium macedońskie co najmniej w takim samym stopniu
stworzył Arystoteles, co Aleksander Wielki. Nigdy nie ociągaj się, gdy
trzeba dowieść racji zdrowego rozumu przeciwko racji władzy politycznej
i państwowej. Państwo pozbawione kierownictwa rozumu — to tylko
horda; państwo, które jest własnością władzy politycznej, niechybnie
rozpadnie się. Jedynie zespolone siły rozumu mogą nadać kształt ludzkiej
wspólnocie. Państwo może zabić filozofa; ale żyć bez niego i
uchować się — nie może.
O ZAGROŻENIU ŻYCIA
W sytuacjach zagrażających życiu powinniśmy myśleć o tym, że nasz
czas, pod każdym względem, minął, także wówczas, gdy ręka losu
dosięgnie nas dziesięć lat wcześniej czy później; bo tylko silne napięcie,
twórcze chwile — nie zaś kalendarzowe miary fizycznego istnienia —
oznaczają treść życia. Żyłeś, jeśli ze wszystkich sił wyrażałeś ten boski
nakaz, jaki był treścią twojego życia, jeśli wypełniałeś, z ochotą i
sumiennie, swoje obowiązki. Takie chwile były czasem prawdziwego
życia. Wszystko inne było tylko przygotowaniem, oczekiwaniem. A natura
jest ekonomiczna — tych, którzy są jej niezbędni w twórczym dziele, nie
wypuszcza przed czasem; dopiero wtedy przestaje się nimi zajmować, gdy
zrobią to, na co świat zawarł z nimi umowę. Zatem zagrożenie życia jest
jednoznaczne z tym, czy żyłeś dobrze, czy żyłeś dzielnie, wypełniając
swoje obowiązki. Reszta to sprawa prywatna, która w głębi serca nie
interesuje nawet ciebie.
O KĄPIELI
Kiedy tylko możesz — ale nigdy kradnąc czas przeznaczony na pracę,
z nieczystym sumieniem, działając w pośpiechu! — idź dwa, trzy razy w
tygodniu do którejś z publicznych łaźni z termami. Kąpiel jest starym
ludzkim obyczajem i nie tylko ćwiczy i odświeża ciało, lecz także duszę.
Kąp się powoli, wedle praw twojego ciała, rozważnie i nie skąpiąc czasu.
Wody lecznicze przenikną w głąb ciebie przez twoje ciało i ożywią duszę,
uspokoją nerwy umęczone przez świat i pracę. Kąpieliska lecznicze są to
takie nasycone wilgocią klasztory, gdzie bez przeszkód możesz oddać
ciało i duszę trzeźwemu i godnemu wypoczynkowi. Wody siarczane i
żelaziste przesączają się przez pory do wewnętrznych organów, do
systemu nerwowego; atmosfera łaźni, zawoalowane, zaparowane
otoczenie uwalnia od tandetnych wyobrażeń zewnętrznego świata. Zatem
kąp się systematycznie i metodycznie jak Rzymianie.
Nie przejmuj się tym, że Spartanie pogardzają twoim obyczajem;
pamiętaj, że Sparta nie dała światu ani jednego oryginalnego myśliciela i
w końcu zmarniała. Kąp się ze spokojnym sumieniem. Kąp się
metodycznie, zmieniaj baseny i prysznice gorące na letnie, a potem na
zimne, powierz swoje ciało sprawnym rękom masażystów, przesiaduj
długo w ciepłej wodzie, pozwól owinąć twoją czaszkę turbanem zimnej
wody, oddaj ciało i duszę spokojowi ciepłej wody i letniej ciszy, myśl, ucz
się cierpliwości wody, wypoczywaj. W ramionach hurys nie można tak
wypoczywać, jak w basenach leczniczych kąpielisk z gorącą wodą. W
komorze ogrzanej gorącym powietrzem nigdy nie przebywaj dłużej niż
dwie, trzy minuty. A obsłudze daj pokaźny napiwek. I wiedz, że jesteś
śmiertelny, lecz póki żyjesz, coś jesteś winien swojemu ciału. Na przykład
kąpiel leczniczą dwa razy w tygodniu; najwyżej trzy razy.
O NIKOTYNIE
Nikotyna jest największym podarunkiem współczesnego życia i
najsilniejszym ciosem — wynalazł ją diabeł, i człowiek nie może nic
przeciwko niej uczynić, dopóki na ziemi panuje nuda. Nikotyna jest silną
trucizną, nadto ogłupia. Ilekroć jednego dnia dużo palę, aby móc
pracować, nazajutrz jestem półgłówkiem, niezdolnym do pracy. Poza tym
może wywołać uczucie niepokoju, pocenie się, wzmożone bicie serca i
inne niebezpieczne dla życia powikłania. Nie można nic przeciwko niej
uczynić. Dymek z papierosa okrywa świat miłosierną zasłoną z mgły; owo
gorzkie szczęście i zapomnienie — to tylko pospolite, chwilowe upojenie;
któż jest tak silny, by z niego zrezygnować czy bodaj zrezygnować o
chwilę wcześniej, niż to będzie bezwzględnie konieczne? Bo pewnego
dnia będzie to konieczne… Serce, nerwy wzrokowe, żołądek,
jelita, wszystko zbuntuje się przeciwko nikotynie. Wtedy odrzucimy ten
gorzki niedopałek, raptownie przybierzemy na wadze, będziemy zdrowi,
tędzy i nieszczęśliwi.
Ale do tej chwili! Jakbyśmy co dnia ssali gorzką pierś złej, a jednak
uszczęśliwiającej pramatki! Wszak jakiś rodzaj gry i trucizny też jest
niezbędny do życia; w przeciwnym razie nie byłoby to życie,
lecz tylko zdrowie i rutyna.
O LUDZKIEJ POSPOLITOŚCI
Tłum, jako siła społeczna, rozpanoszył się za mojego życia w takim
stopniu, że nie ma takiej jaskini, postawy, światopoglądu, dokąd jeszcze
moglibyśmy się przed nim schronić. Naturalnie, nierozumny, głupi jest ten,
kto się obraża na sam fakt istnienia tłumu i szuka schronienia, przyjmując
postawę wybrednego i skwaszonego indywidualizmu.
Tłum po prostu jest, jak deszcz, wiatr, ziemia. Trzeba się z nim liczyć.
Jednakże powiada Arystoteles — wielki tłum ma duszę
niewolnika i postępuje jak bydło. Dwa i pół tysiąca lat mija, jak padło to
stwierdzenie; nigdy nie było tak aktualne, jak dzisiaj.
Ludzka pospolitość przybrała w naszych czasach rozmiary tak
beznadziejne, że nie ma już systemu pedagogicznego, który by umiał
skutecznie z nią walczyć. Odruchy tłumu nie są już odruchami ludzkimi w
tym rozumieniu, w jakim poznawaliśmy to, co ludzkie, a więc w
rozumieniu chrześcijańskiej kultury oraz klasycznego i
starożytnego wychowania. Nie można polemizować z masami; to tak,
jakbyś polemizował z pijakiem albo z głupcem, którzy w odpowiedzi
wyjąkują wyłącznie swoje urojenia. Nie można wpłynąć na ich uczucia;
czują inaczej, niż człowiek czuł do tej pory. W ich duszach litość, poczucie
wspólnoty uległy wypaczeniu; chciwość, żądza krwi panują w ich
nerwach, nieograniczona i zachłanna, żarłoczna i smutna pogoń za
rozkoszą. Jeden powód więcej, aby każdy prawdziwie ludzki osobnik
uporczywie i dzielnie trwał na swoim miejscu, aby myślał, czuł tak, jak
przystało człowiekowi.
O SATYSFAKCJI
Oto jedyna satysfakcja, co więcej, jedyny sposób osiągnięcia
zadowolenia w życiu — dokończyć tę cichą, nienachalną, lecz fachowo
wykonywaną pracę, do której wyznaczyły cię twoje skłonności i
uzdolnienia, nie uciekać przed tą pracą w jakąś tam próżną rolę, zadowolić
się przeświadczeniem, że twoja praca, w miarę możliwości, była
sumienna, a może i pożyteczna dla ludzi. Niczego więcej życie dać nie
może.
O CYGARNICZKACH Z FILTREM
Po czterdziestce wskazane jest palić papierosy przez cygarniczkę z
filtrem. Te cygarniczki napełnione mineralnym wkładem wchłaniają
jedynie nieznaczną część produktów spalania nikotyny i papierosowej
bibułki, a przecież w niemałym stopniu pomagają. Nie uchronią przed
zatruciem nikotyną, ale łagodzą poranny kaszel i śluzowatą
chrypkę. Polecam wszystkim.
O PISARZU I O ŚWIECIE
Pisarz nie powinien niczego oczekiwać od świata. To wszystko, co
może dać mu świat — pieniądze, majątek, pozycję, społeczne uznanie —
odbije się na jego pracy, naruszy duchową równowagę, źle wpłynie na
moralną siłę jego dzieła. Pisarz nie powinien być autorytetem społecznym;
jego dzieło dokładnie tyle samo straci ze swego ciężaru etycznego, na ile
wzniesie się w uznaniu społecznym. Pisarzowi nie jest potrzebny żaden
tytuł, żadne stanowisko; jedynym jego tytułem, jedynym stanowiskiem
może być tylko jego nazwisko. A jedynym majątkiem na świecie jest jego
dzieło. I niech pisarz nie ciuła pieniędzy ani przedmiotów wartościowych
w postaci ruchomości i nieruchomości; niech tak zorganizuje sobie życie,
aby nie musiał napisać ani jednej linijki wbrew sobie, i niech przyjmuje
jedynie taką zapłatę, jaką w najlepszej wierze, nie oglądając się na modę i
względy społeczne, może uznać za równowartość swojej pisarskiej pracy. I
niechaj nie przejmuje się tym, czy to, co pisze, podoba się, czy nie, niech
nie przejmuje się tym, co stanie się z jego dziełem po jego śmierci. Pisarz
powinien żyć ubogo. A jeśli się zdarzy, że będą mu łopatami sypać złoto,
oby miał dość sił, by odwrócić się od tego sukcesu. I jeśli zachłanne ręce
przypinają mu do piersi order, niech jego ręka odtrąci natrętów. Niech
nigdy nie politykuje; zawsze niech osądza; naturalnie przede wszystkim i
najsurowiej — samego siebie. W przeciwnym razie nie ma prawa mienić
się pisarzem.
O LUDZKIEJ MATERII
Ludzka materia jest trująca, należy postępować z nią z największą
ostrożnością i przezornością. Ludzka materia to jest to, co żyje w duszy
człowieka; co tworzy substancję naszej duszy; ta niepochwytna, a
jednocześnie rzeczywista materia, która sprawia, że nie jesteśmy
drzewami, nie jesteśmy zwierzętami, lecz ludźmi. Ta materia jest taka
sama jak trucizna. Jest to materia szkodliwa. Człowiek nie jest
stworzeniem bezpiecznym, lecz niebezpiecznym, jak cyjanek albo
muchomor czerwony. Człowiek jedynie wtedy nie zatruwa duszną materią
swojego bliźniego, jeżeli nie ma ku temu sposobności, gdy próba wydaje
mu się niebezpieczna lub zbyt trudna. Gdy jednak ma ku temu sposobność,
wówczas — bezinteresownie, bezcelowo i bez pożytku — natychmiast
rozsiewa swoją truciznę po świecie. Ludzka materia jest tak trująca, że bez
zagrożenia śmiercią można ją tolerować tylko w minimalnych dawkach.
Jedynie rozumem można je wszystkie zneutralizować, rozumem i
świadomością beznadziei. Bowiem człowiek jest beznadziejny, nie można
go wychować do prawdziwych zadań, nie można zneutralizować
odwiecznej trucizny w jego duszy. Człowiek jest zagrożeniem dla świata.
O BOGU
Nigdy nie umiałem wyobrazić sobie Boga, prawdopodobnie dlatego, że
nie jest ludzki ni ziemski, lecz boski. Człowiek, gdy wyobraża sobie Boga
lub oddaje Boga na obrazie czy w postaci rzeźby, zawsze wyobraża sobie i
przedstawia brodatego praojca, kogoś w rodzaju wodza plemienia, z
bujnym włosem, w peplum, z wełnistą brodą, niczym rabina bądź
francuskiego inspektora szkolnego. Jak Grecy i Rzymianie przedstawiali
Zeusa i Jowisza, tak chrześcijanie przedstawiają Ojca. To wyobrażenie
zawsze mi przeszkadzało, napełniało mnie uczuciem wstydu. Takiego
człekokształtnego Boga, który ma ondulowaną brodę, ma także nos, który
co jakiś czas wyciera, nie mogłem odczuwać jako prawdziwego Boga.
Spośród wizerunków Ojca, Syna i Ducha Świętego, jedynie wyobrażenie
Ducha Świętego wydawało się godne Boga. Bóg stworzył świat i zarządza
nim, i dlatego jest pewne, że świat jest podobny do Niego — lecz Bóg nie
może być człowieczy, ponieważ w takim razie musiałby także chodzić do
fryzjera. Ta naiwność zawsze mnie rozdrażniała. Mój Bóg nie ma brody
ani peplum. Stoi — za wszelką rzeczą — jako Siła i Rozum. Dla mnie Bóg
jest to Zamysł, który przenika świat. Ten Zamysł jest świadomy. Dlatego
mogę z nim rozmawiać, bez fałszywych wyobrażeń, tak jak drobniutki
rozum rozmawia z definitywnym Rozumem przez duże r.
O TAKCIE I DELIKATNOŚCI
Bo istnieje coś takiego, co jest czymś więcej, czymś wartościowszym
niż wiedza, rozum, ba, czymś cenniejszym niż dobro. Istnieje pewien
rodzaj delikatności, który jest najwyższym osiągnięciem, na jakie człowiek
może się zdobyć. Jest nim czułość, która jest niewidoczna, pozbawiona
koloru i smaku, a przecież tak niezbędna, jak na terenie skażonym przez
zarazę gotowana woda, bez której człowiek umrze z pragnienia albo się
rozchoruje. To jest takt i delikatność, które niczym cudowny słuch
muzyczny wiecznie przypominają człowiekowi, ile jest człowieczeństwa
w tym, co robi — dużo czy mało, co wolno, a co jest przesadą, co boli
drugiego i co jest aż tak dobre, że stanie się naszym wrogiem ten, którego
tym obdarzymy, a on nie potrafi okazać wdzięczności. To jest ta
delikatność, która zna nie tylko stosowne słowa i właściwą intonację, lecz
także czułość milczenia. Rzadko, ale spotyka się ludzi, którzy to potrafią.
Którzy dobro, zawsze przecież samolubne, wydestylowali i uszlachetnili, a
swoją przyjaźnią lub sympatią nikomu nie sprawiają bólu, nie
naprzykrzają się ciągłą gotowością zacieśniania znajomości i nigdy nie
wypowiadają o jedno słowo za wiele ponad to, co potrafi znieść drugi
człowiek, i jakby mieli jakieś szczególne, subtelne narządy słuchu, w lot
wychwytują to, co by mogło sprawić ból drugiemu człowiekowi. I zawsze
potrafią zmienić temat. A wszystko to, co zagraża ludziom, słyszą tak
przenikliwie, jak radary, które postrzegają nieprzyjacielski samolot
zbliżający się na wielkich wysokościach, pomiędzy chmurami. Takt i
delikatność odbierają w sposób nadludzki. Tak, obie te właściwości są
nadludzkie.
O GOŚCINIE
Bycie gościem — to jedno z najmilszych i najbardziej uprzykrzonych
zniewoleń. Bo daremnie powiadają gospodarze — u nas gość robi to, co
chce! wstaje i kładzie się spać, kiedy chce! je, co chce! nie
musi przejmować się domownikami! — naturalnie, ani goście, ani
gospodarze nie robią nic innego, jak od rana do wieczora wzajemnie się
sobą przejmują, jedni obserwują tryb życia drugich, odgadują ich życzenia,
dostosowują się do siebie. Przy czym gospodarze są swobodniejsi, bo
znajdują się w swoim domu, i stosując terror ukształtowanego w ten
sposób porządku dnia, wpływają na gościa, który od rana do wieczora
zmuszony jest zachowywać się tak, jakby robił to, co chce, choć nie robi
nic innego, prócz tego, że dostosowuje się do gospodarzy. Szczególnym
grubiaństwem jest zapraszanie kogoś w gości na dzień czy zgoła na noc,
poza miasto. Jest to zamach na poczucie smaku człowieka, jego zwyczaje,
czas, przyjemności, pracę i w ogóle tryb życia. niczego więcej nie zabieraj
ze sobą oprócz piżamy i szczoteczki do zębów! — mówią gospodarze; i
proszę, na dzień, dwa jesteś wygnany ze swojego życia, pozbawiony
swobody działania, a nierzadko i swobody myślenia.
Bycie gościem — to niewola. Zapraszanie kogoś w gości jest
świadectwem dużej duchowej szorstkości i samolubstwa. Nawet przyjęcie
zaproszenia na kolację jest nad wyraz ciężkim, nudnym i męczącym
obowiązkiem. Najstosowniej jest spotkać się z przyjaciółmi w restauracji,
wieczorem o godzinie dziewiątej, by o jedenastej wrócić
do domu; przy czym każdy zapłacił swój rachunek. Wszystko inne jest
zamachem na czyjąś wolność i samolubstwem.
O POKUSIE
Zawsze, ilekroć nachodzi cię pokusa, która obiecuje ci przyjaźń,
namiętność, poufałość, przywiązanie — wiedz i pamiętaj, że materiał, z
którego powstaje takie przywiązanie, łatwo się psuje, ponieważ jest to
materiał ludzki. Co dzisiaj jest przysięgą, jutro będzie utrapieniem, co
dzisiaj jest namiętnością i pożądaniem, jutro będzie niezrozumiałym,
karykaturalnym wspomnieniem, co dzisiaj jest wiernością, jutro będzie
smutnym obowiązkiem. Pokusa daremnie uśmiecha się i obiecuje.
Daremnie żyje w twoim sercu, aż do śmierci, pragnienie podzielenia się z
kimś, całkowicie i z ufnością, twoim samotnym życiem. Nie ma na to
sposobu, bo jesteś człowiekiem. Zawsze pamiętaj o tym.
O CZYMŚ NADZWYCZAJNYM
Zanim wyrobisz sobie opinię o czymś nadzwyczajnym, wrzuć to do
młynka rzeczy powszedniego użytku i miel przez jakiś czas. Spotkałeś się
z nadzwyczaj piękną kobietą, której uroda oślepiła cię i wprawiła w
zakłopotanie? Przyglądaj się temu nadzwyczajnemu pięknu czas jakiś,
przez pryzmat powszednich dni, a raptem zrozumiesz, że każde piękno jest
beznadziejne i smutne, nie warto się nim specjalnie zajmować. Oślepia cię
nadzwyczajna inteligencja jakiegoś człowieka? Sprawdź to, co mówi, w
praktyce powszedniego dnia, a rychło zrozumiesz, że mądrość nie jest
czymś nadzwyczajnym i nieuchwytnym, lecz zgoła prostym i naturalnym.
Spotkałeś człowieka wyposażonego w nadzwyczajną władzę? Pomyśl
tylko, jak krucha jest potęga tego człowieka, w poniedziałek czy wtorek
może go zabić najemny morderca, zmiana politycznego kursu, czy nawet
coś tak drobnego jak zakaźny mikrob. Spotkałeś się z nadzwyczajną
ludzką dobrocią? Tedy zdumiewaj się i pozostań pobożny. Tylko że to nie
zdarza ci się tak często.
O TARPEJSKIEJ SKALE
Wcale nie jest pewne, że Spartanie, zrzucając z Tarpejskiej Skały dzieci
o wątłym ciele, wraz z mizernymi ciałkami nie wyrzucali silnych,
potężnych dusz. Zawsze kochałem wątłe dzieci; nie tylko żywiłem
naturalną słabość do tak bezbronnych, małych, bladych istot, ale i respekt,
a nawet pociąg. Wcale nie jest pewne, że największe wysiłki ludzkości
biorą na siebie i wykonują je doskonale zbudowani zapaśnicy i nienaganni
gladiatorzy, co więcej, sądzę, że chuchra też mają swoją sprawę na
świecie, i być może ta ich sprawa wcale nie jest błahym zadaniem.
Naturalnie, nie mówię, że mamy hodować mizeroty, mówię jedynie,
żebyśmy ufali życiu, jego zamiarom względem ludzi, i uwierzyli, że istoty
o wątłej posturze też mają swoją sprawę na naszym świecie. Być może
życie właśnie ich wypatrzyło sobie do tak potężnych zadań, pod których
ciężarem padłby gladiator. Tarpejska Skała zatem nigdy nie może być
rozwiązaniem. Życie wie lepiej niż Spartanie, kogo ma zachować do
współpracy, a kogo odrzucić.
O KŁAMSTWACH
Kłamca zawsze mówi prędko, trajkocząc i mieląc językiem. Pilnie
uważa, by błahy szczegół kłamstwa przyozdobić wszelkimi odcieniami
prawdopodobieństwa. Drobiazgowo opisuje ubranie tego, z którym się nie
spotkał, ale kłamie, że dopiero co go widział. Łże płynnie jak dobry uczeń,
który monotonnie wyklepuje wyuczoną lekcję.
Kłamca nie ma prawdziwej wyobraźni, najczęściej kłamie bez celu; nie
wie, że najprostsza rzeczywistość jest o wiele ciekawsza niż to wszystko,
co on zdoła nałgać.
O ZADANIU I O CHWILI
Uważaj, abyś nie przeoczył chwili, która jest tylko twoją chwilą, porą
wyznaczoną przez los na realizację twojego dzieła. Wygoda, marudzenie,
tchórzostwo, lenistwo niekiedy opóźniają wykonanie twojego zadania,
choć w głębi serca dobrze wiesz, że czas naładowany jest czymś, co chce
wypowiedzieć tylko poprzez ciebie, i nie wolno ci przeoczyć tej chwili,
ponieważ ktoś inny powie zamiast ciebie i nie da świadectwa twojej
wierze w dobro i prawdę. W nauce, w sztuce, w literaturze, w
życiu publicznym są takie naglące chwile, kiedy prawda jest już w pełni
dojrzała i trzeba ją wypowiedzieć. Jeżeli tak to odczuwasz, bez wątpienia
właśnie ciebie wyznaczył los do tego zadania, nie spóźnij się jak lichy
aktor, który przegapił moment swojego wejścia na scenę.
Bo istnieje nie tylko twoje dzieło, istnieje również czas. I wewnątrz
tego czasu mieści się ta twoja chwila, której nie wolno przegapić.
O SAMOTNOŚCI
Gdy patrzę w moje serce i dobrze sprawdzam to wszystko, czego
doświadczyłem, żyjąc wśród ludzi, muszę powiedzieć, że każda
społeczność jest beznadziejna, i człowiek, chcąc właściwie żyć i samemu
doprowadzić do końca swoją pracę, do której los wyznaczył jego, właśnie
jego, postępuje rozumnie, gdy żyje zupełnie sam. Wszelkie tkliwe, ludzkie
uczucie przekształca się w praktyce w egoizm; postąpisz tedy rozumnie,
jeżeli pozostaniesz sam, nawet wtedy, gdy będzie to bardzo bolesne
i trudne. Nie ma kobiety, nie ma przyjaciela, nie ma takiego ludzkiego
związku, który by z czasem nie upokarzał. Pozostań uprzejmy i samotny,
bo ludzie są beznadziejni.
Właściciela sklepu z obuwiem albo statecznego finansisty i w ogóle
przygniatającej większości ludzi nie możesz nakłaniać, żeby żyli samotnie;
znakomita większość ludzi nadaje się do tego, by żyć we wspólnocie, w
rodzinie i wśród przyjaciół, i rozmnażać się do końca świata. Taka jest
zasada, i tak jest w porządku. Ale dla człowieka twórczego
ducha prawdziwym życiowym zadaniem nie jest rodzina ani
pielęgnowanie przyjacielskiej wspólnoty, lecz jego dzieło, do którego
konieczna jest całkowicie czysta atmosfera. Tam, gdzie ludzie oddychają,
powietrze będzie zmącone, zduszone i nieczyste. Dlatego pozostań sam,
jeżeli masz swoją sprawę — w pracy i w życiu.
O SERCU
Ale dopóki wierzysz, że gdzieś bije serce, które bije dla ciebie,
wybaczaj ludziom. Jedno ludzkie serce, które, bezinteresownie, żywi
uczucie do ciebie, wystarczy, abyś wybaczył tym wszystkim, których
samolubne i marne serca zdążyłeś poznać; wystarczy, abyś wybaczył
wszystkim ludziom. Tak niewiele trzeba, aby przebłagać cię wśród tej
beznadziei. Wystarczy jeden człowiek. I nie jest prawdą, że nie spotkałeś
takiego człowieka. Tylko że akurat byłeś zdenerwowany albo niecierpliwy
i zachłanny, i poszedłeś dalej. Bo jesteś człowiekiem, bo takie jest ludzkie
serce.
O WSPÓLNEJ SPRAWIE
Mało znam pojęć, którymi by w mojej epoce żonglowano tak zuchwale
i tak niekonsekwentnie, jak pojęciem wspólnej sprawy. Ludzie, o których
można by słusznie domniemywać, że nigdy nie dali żebrakowi dwudziestu
filerów, z hasłem wspólnej sprawy na ustach stawali do walki o postęp
ludzkości, przemawiali, stojąc na beczkach i z trybun ludowych wieców.
Tym hasłem zapełniali pierwsze strony gazet znakomici publicyści,
których działalność, rozwijana w interesie wspólnotowej zasady, w końcu
naprawdę przynosiła skutek — piękny dom albo posiadłość, którą
załatwiali sobie tytułem rachunku kompensacyjnego za ukończoną pracę w
dziele popularyzowania poczucia wspólnoty. Tylko ci nie mówią o
wspólnej sprawie, którzy, o każdym czasie, oddawali społeczeństwu swoją
pracę, energię i życie — a lud milczał. Wydaje się,
że lud, czyli społeczeństwo, nie ma poczucia wspólnoty. Po prostu żyje dla
siebie i dla wspólnoty, bez haseł.
O DUMIE ZAWODOWEJ
Duma zawodowa wzrasta dokładnie w takiej mierze, w jakiej ludzie z
usłużną pokorą zrezygnowali ze swojej osobistej dumy. Za moich czasów
większość ludzi bez słowa pozwalała, aby Państwo, Urząd, Instytucja
pozbawiły ją przywilejów jednostki, danych od Boga. Ludzie przystawali
na to, by bezduszny, kiepski i sztywny regulamin cywilizacji nakazywał
im, jak mają mieszkać, ubierać się, bawić i używać życia, ba, w tej epoce
określono nawet, jak mają chodzić po ulicy. Godzono się, by na komendę
myśleć i mówić. Godzono się, by sztucznie nadmuchany potężny krąg
interesów, który nazywano Partią, Urzędem lub Zasadą, wmieszał się we
wszystkie sfery prywatnego życia, by przystrzygał i kształtował charaktery
i sposób myślenia. Wszystko to znoszono bez słowa sprzeciwu. Każdy
mógł tresować jednostkę; w milczeniu podporządkowywała
się. Ale ten sam oswojony i wytresowany człowiek, którego pozbawiono
wszystkich przywilejów przypisanych jednostce, zaczynał charczeć, gdy
ktoś ośmielił się osądzać zawód, do którego przynależał. Mogłeś
wypowiadać dowolną opinię o kotlarzu, znosił to z gnuśną cierpliwością,
mrugając oczami; ale gdy ośmieliłeś się mówić o Profesji Kotlarzy,
natychmiast zaczynali krzyczeć i protestować wszyscy kotlarze świata.
Podobna sytuacja była z urzędnikami, lekarzami, pisarzami. Dentysta w
milczeniu godził się, abyś w cztery oczy nazwał go głupcem, ale
natychmiast odwoływał się do Światowego Stowarzyszenia Dentystów,
gdy ktoś publicznie ośmielił się twierdzić, że dentyści nie są
najdoskonalszymi i nienagannymi ludźmi na ziemi. Jednostka przełykała
wszystko, profesja szczerzyła kły. To także przeżyłem.
O POMYŚLE I PRZEŻYCIU
Uważaj, by pomysł nigdy cię nie porwał, i nie zmuszaj się do twórczej
pracy przed czasem. Bo sam pomysł jest niczym. Pies też ma pomysły.
Każdy partacz ma notes pełen doskonałych pomysłów — literackich,
socjalnych, politycznych. dobry pomysł błyska, bo coś przeczytałeś,
usłyszałeś, bądź czegoś doświadczyłeś, bo jakieś ziemskie zjawisko
dotknęło naskórka twojej duszy — a ty już ostrzysz ołówek i z pomysłu
wyciosujesz dzieło, powodujesz, że do rozmiarów dzieła puchnie to, co
jest niczym innym i niczym więcej, niż zaledwie pomysłem! Uważaj, bo to
pokuszenie jest częste w życiu twórcy. Nie tylko dzieła winny leżakować
latami; także pomysły. Jeżeli z pomysłu nie wyniknie przeżycie, odrzuć
go, jakkolwiek byłby mądry, kuszący i gustowny. Przeżycie pisze się
samo; pomysł piszesz ty. A to niedobrze.
O MIŁOŚCI
Miłość można dać i można ją otrzymać. Nie można tylko jednego —
szantażować miłości. A tego najczęściej nie wiedzą ci biedacy i
nieszczęśliwcy, którzy są złaknieni miłości.
To oczywiste, że człowiek albo kocha, albo jest kochany — ten prąd
zmienny wytwarza natura z nieubłaganą konsekwencją. Najdoskonalsza i
najszczęśliwsza forma harmonii jest wtedy, kiedy jedno bez specjalnego
buntu godzi się na to, by drugie go kochało. W końcu natura jest także
łaskawa — prawda, że nigdy nie pozwala, by kochał ten, od którego tego
oczekujemy, ale zgadza się, byśmy bezgranicznie kochali tego, który nas
nie kocha. Tylko na jedno nie daje zgody — byśmy łzami, oskarżeniami,
atakiem lub błaganiem wymuszali miłość na drugiej osobie. Jeszcze
można wyłudzić tkliwość czy namiętność; ale miłość jest suwerenna.
O ŚWIECIE I WYPACZENIU
Zdecydowałeś się na wielkie działanie. Postanowiłeś, że wypowiesz to,
co poznałeś. Chcesz wykrzyczeć na cały świat sekret twojego życia, twoje
najgłębsze przekonanie. Staniesz przed ludźmi i — tak to postanowiłeś —
powiesz, nareszcie, prawdę. Podejmujesz walkę, odrzucasz szyderstwo,
porzucasz dom, ojczyznę. Tak, zdecydowałeś, że staniesz przed światem,
świadom wszystkich następstw, i wypowiesz prawdę.
Wszystko to bardzo piękne. Takie jest powołanie człowieka na ziemi,
to jego prawdziwe zadanie. Lecz nigdy nie zapominaj o jednym — świat
jest przerażającym, krzywym zwierciadłem. Takim, jak te w gabinecie
krzywych luster, które wysokich ludzi pokazują jako małych, a grubasów
jako chudych golców. Nie możesz liczyć na to, że trafi się na świecie
choćby jeden tylko człowiek, który twoje słowa, twoje działanie dokładnie
tak zrozumie, przyjmie i zinterpretuje je, jak to sobie obmyśliłeś. Zawsze
tylko ty jeden wiesz, czego chciałeś naprawdę; świat tyle tylko widzi i
pojmuje z twoich zamysłów, ile zagadkowe krzywe lustro ludzkiego
umysłu uchwyci i odbije. Dlatego nigdy nie lamentuj — nie zrozumieli
mnie! nikczemnicy! Zawsze mów tylko to — ja chciałem to i to, ale świat
pojął mnie tak i tak. Bo taka jest prawda.
O REWOLUCJI I REWOLUCJONIŚCIE
Kiedy to stulecie było młode, ja też byłem młody; jako że byliśmy
młodzi, naturalnie oboje byliśmy rewolucjonistami. A potem mijał czas, i
stulecie, a wraz z nim jego dziecię wkroczyli w wiek męski; i pragnęliby
mądrze się starzeć. Już chciałbym włożyć papucie albo szlafrok; już
chciałbym odrzucić wszystkie hasła rewolucji, ponieważ czas spowodował
dojrzewanie tych haseł w moim sercu i w mojej świadomości, i już
wiedziałem, że w praktyce wolność, równość, braterstwo wcale nie są
takimi ideałami, za jakie je za młodu, jak przystoi rewolucjoniście,
uważałem. I już pragnąłbym mówić o tym, że chronić jest o wiele trudniej,
niż odrzucić stare i budować nowe ze skorup; teraz już
chciałbym się pogodzić z ludźmi, budować ład i opuścić wszystkie
sztandary. Lecz czas mi tego nie umożliwił. Zrozumiałem, że muszę
pozostać beznadziejnym rewolucjonistą, ponieważ pokolenie, które
przychodzi po mnie, dziwnym sposobem w ogóle nie jest rewolucyjne; nie
mam komu przekazać sztandaru, jak nakazywałyby natura i porządek
spraw ludzkich; ja muszę zostać tym, który protestuje i wznosi barykady,
ponieważ żyję w epoce, której młodzi synowie gotowi są przyjąć
wszystkie ograniczenia nie przyjęte przeze mnie i mój wiek, gdy byliśmy
młodzi. Bezzębny i posiwiały, muszę pozostać rewolucjonistą, uparcie
powtarzającym święte słowa o wolności myśli, równości i braterstwie, w
które chyba nawet już tak bezwarunkowo nie wierzę. Muszę,
w sędziwym wieku, pozostać sankiulotą; chociaż byłoby tak dobrze raz
wreszcie ubrać się w szlafrok!
O GNUŚNOŚCI JELIT
Unikaj środków przeczyszczających. A kiedy już dręczący ból głowy
lub ostry nieżyt żołądka zmusza cię, byś je zażył, zadowól się — i to
bardzo rzadko — szklanką ciepłej wody z angielską
solą. W preparacie ze strączyńca jest siłowy zamysł, aby sztucznie
wmieszać się w porządek natury. Za niedowładem jelit najczęściej kryje
się sknerstwo, kurczowa chciwość, cierpiąca na febrę ambicja; a także
leniwy tryb życia; za gnuśnością jelit kryje się, całkowicie i bez reszty,
gnuśność życia i człowieka. Jeżeli ty sam jesteś gnuśny, dlaczego
spodziewasz się, że twoje trawienie będzie żwawe? Za każdą chorobą
kryje się charakter całego człowieka. Pogódź się ze swoim charakterem, a
będziesz również żył w zgodzie ze swoim trawieniem.
O PŁOMIENIACH I AZBEŚCIE
Wiedz, że kiedy wypowiadasz prawdę — najprostszą prawdę — raptem
wybuchają wokół ciebie płomienie — istna pożoga namiętności,
obrachunków i obrazy. Kto mówi prawdę, przechodzi przez morze ognia, i
czyni roztropnie, gdy wkłada na siebie swego rodzaju ubranie z azbestu, w
przeciwnym razie natychmiast zginie w płomieniach. To
azbestowe ubranie nie może być niczym innym niż obojętnym,
nieubłaganym spokojem, spokojem nakazu i służby — nie możesz
postąpić inaczej, tak musisz czynić nawet wtedy, gdy cię palą. Pisarz, w
jakimś stopniu, zawsze płonie na stosie. Czasami pieką go na powolnym
ogniu, czasami wydają na pastwę sążnistych płomieni. Pisarz jest jak fakir,
który opętany swoją wiarą, w zimnej ekstazie, bosą stopą, bez czucia, bez
obrażeń przechodzi przez ognisko, bo i pisarza nic innego nie chroni przed
oparzeniami trzeciego stopnia, jak jego wiara i opętanie — które są zimne,
nieubłagane i bezlitosne zarówno względem niego, jak i drugich. Włóż na
siebie to azbestowe ubranie, wypowiedz swoją prawdę, przejdź przez
płomienie.
O CUDZIE
Ty nie wierzysz w cud, negujesz go? Ale widzisz, nie mogę cię
przekonać, ponieważ główną cechą cudu jest to, że jest cudowny — nie
można go udowodnić, jak udowadnia się fakt życiowy, nie można
sfotografować ani zawczasu wywróżyć i wyliczyć podług
matematycznych reguł. Nigdy też nie jest łatwo postrzegać formy
objawiania się cudu — nie zawsze chodzi na dwóch nogach, nie można go
sfotografować, nie ma jego danych hipotecznych ni metrykalnych. Cud,
całkiem po prostu, objawia się — i niekiedy dopiero znacznie później
pojmujemy, co było cudem, w jaki sposób wmieszał się w nasze życie i co
w tym wmieszaniu się było ponadnaturalnego i cudownego. Nie umiem
zademonstrować ni udowodnić cudu. Ale pomyśl, jak bardzo
niepochwytne i cudowne jest w prawdziwej rzeczywistości to wszystko, co
uważasz za powszednie i naturalne — już sam fakt istnienia jakże jest
cudowny! To, że się urodziłeś, żyjesz i pewnego dnia umrzesz! Wszystko
to uważasz za naturalne? Wobec tego jesteś ślepy i głuchy jak pień. Już
sama rzeczywistość jest cudowna, niepochwytna, ze wszystkimi swoimi
naturalnymi rekwizytami, z materią także jest nadnaturalna! Bo też
dlaczego cud miałby być bardziej niepojęty niż nieprawdopodobnie
skomplikowana rzeczywistość? Cud jest duszą świata, która objawia się
we wszystkim. Dlatego jestem jego wyznawcą — bowiem dusza świata
jest obecna i we mnie, w każdym moim dniu powszednim, w
moim smutnym i cichym losie.
O POKUSIE
Ilekroć zwątpisz w swoją pracę, ilekroć skusi cię zmęczenie, mdłości,
dręczące uczucie utraty celu! — samooskarżenie, że to tylko próżność,
mroczne pożądanie, że lepiej byłoby porzucić to wszystko, doprowadzić
do końca jedynie działania najkonieczniejsze i samozachowawcze, a więc
— czytać i żyć; żyć bez znaczenia i przeminąć bez śladu — wiedz, że to
najcięższa pokusa, jaką ci podsunie życie. Wówczas musisz być silniejszy
niż prawdziwi bohaterowie, kiedy stoją oko w oko z
niewykonalnym zadaniem.
Wiedz, że do wszystkiego masz chyba większe prawo, aniżeli uciec
przed pracą, jaką los wybrał dla ciebie.
O STRACHU
Nie upłynie wiele czasu, a świat zapomni całkowicie i bez reszty nie
tylko twoje imię i twoją osobę, pył zapomnienia pokryje nie tylko pamięć
o twoim dziele, lecz zbutwieje także materia twojego dzieła, zadrukowany
papier i oprawa płócienna ulotnią się w nicości, nikt na świecie nie
zobaczy już nigdy obrazów, jakie namalowałeś, rzeźby z marmuru —
twoje prace czas zetrze na drobny pył. Wszystko to z całą pewnością
nastąpi i w swoim czasie, i upłyną zaledwie sekundy na zegarze czasu,
zanim w pełni i bez reszty ulegniesz zniszczeniu ty i wszystko, co w
świecie znaczyłeś. Czego zatem boisz się w życiu? Co jest aż tak ważne
lub niebezpieczne, lub godne zazdrości, abyś uciekał przed prawdą? Nie
rozumiem cię.
O OFIARACH I ZAMACHOWCACH
Zawsze i wszędzie myśl tylko o tym, że ludzie, którzy zbliżają się do
ciebie, są jednocześnie grzeszni i niewinni, i że to samo prawo działa w
ich sercach, co w twoim sercu i w pulsie wszechświata, i są
tak samo śmiertelni jak ty. Ludzkie zło i ludzkie dobro są po równi prądem
i częścią składową życiodajnego rytmu świata. Na największego złoczyńcę
— nawet na tego, który nastaje na moje życie — nie umiem spojrzeć
inaczej, jak na jedno z narzędzi całego mechanizmu życia. Nastaje na moje
życie, ale on także jest ofiarą — dlaczego mam go nienawidzić?
O TYM, CO ISTOTNE
Uważaj, aby w życiu i w pracy nie uwiodły cię komunał i błahostka,
możliwości rozwiązań łatwych i przyjemnych. Zawsze trafi się szansa,
która rozwiąże napięcie koniecznego wysiłku, wskaże boczne wyjście,
zaoferuje tańszą możliwość. Mów o tym, co istotne, pisz to, co istotne,
działaj konstruktywnie. To zawsze jest trudniejsze i wymaga więcej
życiowej energii — ale w tym samym czasie, kiedy zdecydujesz się oddać
swoje istotne siły sytuacji lub pracy, zrozumiesz, że było to rozwiązanie
prostsze, ba, jedyne i idealne. Rzecz uboczna, półrozwiązanie, komunał,
pustosłowie, unik, staranne owijanie w bawełnę, wszystko to w końcu
wymaga więcej wysiłku, i to podlejszego, niż to, co istotne, proste,
idealne. Kiedy wybierasz boczne wyjście, marnujesz czas i siebie. To, co
istotne, zawsze jest tańsze, pożyteczniejsze, skuteczniejsze. Żyj
ekonomicznie, twórz oszczędnie, całą swoją energię kieruj tylko na to, co
istotne, i na nic innego.
O CZŁOWIEKU SUWERENNYM
Człowiek suwerenny, który poświęcił życie na głoszenie i
praktykowanie prawd, które poznał i za które ponosi konsekwencje, jest —
co naturalne — zawsze skromny i grzeczny. Także wtedy, gdy głosi
prawdę. Najbardziej znamiennym rysem człowieka suwerennego jest to, iż
niczego się nie boi, jedynie własnego sumienia, i jednocześnie o nic się nie
obraża. Bo ten, kto się obraża, nie jest odważny i nie jest suwerenny. Ten,
kto się boi i obraża, nie potrafi na śmierć i życie, konsekwentnie
reprezentować prawdy w świecie. Ten, kto się obraża, wdaje się w kłótnie.
Człowiek suwerenny nigdy się nie kłóci, co więcej, nawet nie wdaje się w
polemiki. Wypowiada swoją prawdę, po czym trwa na pozycji, do ostatniej
chwili, i bierze na siebie wszystko, co wynika z prawdy i z niecierpliwych
nieporozumień świata. Wszystko inne to tylko gardłowanie. Jeśli masz
swoją pozycję, nie wolno ci się bać. Tylko partacze zwykli się obrażać i ci,
dla których opinia świata ważniejsza jest od prawdy.
O TALENCIE I GŁUPOCIE
Bardzo trzeba uważać na tych ludzi, których natura pobłogosławiła
talentem, ale do talentu nie dodała im rozumu. Ci bowiem są
najgroźniejszymi rywalami każdej umiejętności i w ogóle ludzkiej
wspólnoty. Można współpracować z człowiekiem mniejszego talentu, lecz
rozumnym, natomiast z utalentowanym, ale głupim — nie ma zgody. W
ten sposób obdarowany i pokarany człowiek wiecznie podejrzewa, że coś
wyjdzie na jaw; podejrzewa słusznie. W końcu naprawdę wychodzi na jaw,
że jest głupi, i ten smutny defekt oddziałuje na jego dzieło i talent.
Podobnie jak piękna kobieta, która potrafi się wdzięcznie uśmiechnąć i
stroić czarujące miny, nie jest już taka piękna w chwili, gdy w trakcie
rozmowy wychodzi na jaw, że ta piękność jest głupia jak but. Istnieje
bezrozumna piękność tak samo, jak pozbawiony rozumu talent. Są to
paskudne fenomeny. Głupcy — co w ciągu dnia zbudują, w nocy zburzą.
Są też nadzwyczaj podejrzliwi. Więcej może być pożytku dla świata
z człowieka rozumnego, pozbawionego szczególnego talentu niż z
człowieka utalentowanego, ale nie obdarzonego rozumem. W końcu to oni
będą prorokami — znam to z doświadczenia.
O NIEPOROZUMIENIU
Na ziemi żyje, jak powiadają, dwa miliardy kilka milionów ludzi.
Wiedz zatem, iż są dwa miliardy kilka milionów szans na to, aby opacznie
zrozumieć twoje słowa i działania. Ilu ludzi żyje na ziemi, tyle jest
możliwych nieporozumień. I to właśnie jest w życiu ludzkim wspaniałe i
przerażające, to właśnie jest tragiczne w każdym ludzkim
wystąpieniu i przedsięwzięciu. Powiadasz — białe albo czarne. Ale na
ziemi żyją przecież biali i czarni, czyż nie? I w oczach białego czarny jest
inny niż w oczach czarnego. I nieskończenie rozmaicie odbija się świat w
każdej ludzkiej duszy. Każde wypowiedziane, napisane słowo ma
całkowicie inne brzmienie w duszy każdego z dwóch
miliardów paru milionów ludzi. Wiedzieć powinieneś i to, i nigdy nie
powinien zaskoczyć cię oddźwięk, jakim jeden człowiek odpowiada na
słowa drugiego człowieka. Życie ludzkie jest wieczną cyrkulacją
nieskończonych nieporozumień. Suma tych nieporozumień to jest dopiero
ów barwny, skomplikowany, trwożliwy i doskonały cud, którego
rzeczownikiem zbiorowym — człowiek.
O ZMIANIE I NADZIEI
Życie — czasami tak to odczuwasz — naprawdę jest nie do zniesienia.
Żyjesz w chwili przełomowej, gdy wszystko drży i zmienia się —
tradycja, prawa moralne, znane formy życia. Jakbyś już nie mieszkał w
domu, ale w puszczy życia, gdzie ustawicznie grzmi niebo i szaleje burza.
I masz nadzieję na zmianę. Ufasz, że kiedyś wszelki gniew spali się w
sercach na popiół, a proch i gorzki dym, jakie zalegają serca, rozproszą się.
I znowu blask słońca padnie na ludzką okolicę. Niebo będzie niebieskie, a
owoce drzew pachnące. Zmiana sprowadzi pokój.
Zmiana, naturalnie, nastąpi wtedy, gdy tutaj będzie odpowiednia pora,
gdy odpoczną namiętności. Lecz jedno się nie zmieni — ludzka natura.
Nie ma takiej moralności, argumentacji, cudu, które prawdziwie i głęboko
potrafiłyby odmienić ludzką naturę. Ci, co przyniosą zmianę i posłużą się
nią, będą przecież tylko ludźmi, a więc będą niesprawiedliwi,
nietolerancyjni, okrutni, chciwi i rozpustni. Zmiana, odmiana wszelkich
ludzkich spraw nastąpi, ale człowiek nie zmieni się. Dotychczas zawiodły
wszelkie próby wychowania człowieka. Czasami bardzo silny charakter,
indywidualność, na krótki czas, na czterdzieści, pięćdziesiąt lat ludzkiego
życia, potrafi w praktyce urzeczywistnić moralne wymagania wielkich
wychowawców ludzkości. Te okresy są sporadyczne i rzadkie w dziejach
rodzaju ludzkiego. I to jest moment najwyższego wzlotu człowieka. Ale to
nader rzadkie zjawisko. Człowiek pozostaje taki, jaki był. Materiał ludzki
jest beznadziejny, ognia i ługu też nie da się zmienić.
O TEATRZE I WIDZACH
Epiktet zaleca, abyśmy, jeśli to możliwe, w ogóle nie chodzili do teatru.
Lecz skoro już tam przyszliśmy, zachowujmy się skromnie i cicho.
W teatrze bowiem siedzą dzieci. Dzieci, a nawet niemowlęta. Podnosi
się kurtyna, błyska reflektor na czerwonym pluszu, a na widowni w tej
właśnie chwili siedzi tysiąc niemowląt z rozdziawionymi ustami, które
czekają na cud. Owe niemowlęta przed kilku minutami, w życiu
prywatnym, były poważnymi lekarzami, rozsądnymi adwokatami,
sumiennymi i oświeconymi nauczycielami, ludźmi dorosłymi,
odpowiedzialnymi, rozważnymi. Ale w chwili, gdy zajęli miejsce na
widowni teatralnej, gdy na czerwonym pluszu kurtyny błysnął żar
reflektora, cały ów teatralny tłum możemy już uważać za lokatorów — o
drobnych, rozdziawionych buziach — gigantycznego dziecięcego pokoju.
Tysiąc niemowląt czeka na smoczek. I kiedy dostaną smoczek — słodki
czy gorzki, wszystko jedno — siedzą cicho, nieprzytomne ze szczęścia.
Ale jeśli w ciągu pięciu minut nie dostaną smoczka, zaczynają się wiercić,
pokasłują, ziewają, kwękają, nierzadko szczebiocąc, protestują. Co to jest
smoczek? Napięcie. Dlatego więc nie bądź w teatrze zbyt dumny, jeśli coś
ci się spodoba. Powiedz tak — byłem dobrym dzieckiem i dostałem
smoczek.
O TWÓRCZOŚCI I WYKSZTAŁCENIU
Człowiek twórczy i utalentowany nie ma prawa podkradać czegoś dla
własnej twórczości z czasu koniecznego do samokształcenia. Nie jest
znowu tak ważne, abyś pisał codziennie; ważniejsze, byś codziennie
czytał. Zawsze miej czas na kształcenie, codziennie. Bo nie jest takie
pewne, że kiedy coś tworzysz, pomagasz sobie i ludzkości; do
tego niezbędna jest łaska Boża. Ale z pewnością pomagasz również sobie,
ojczyźnie i ludzkości, gdy codziennie poświęcasz czas na kształcenie
swojej duszy, odczytujesz urywek dzieła wyjątkowo twórczego ducha,
dokładnie poznajesz pewną prawdę lub gałąź wiedzy. Nie jest istotne, by w
jakiejś wspólnocie ludzkiej było wielu pisarzy, natomiast jest istotne, by
było wielu czytelników. Nieważne, czy ty opiszesz piękno i prawdę;
ważne, abyś je poznał.
O ŚWIATOWYM DOSTOJEŃSTWIE
Światowe dostojeństwo — to złota folia i żeton do gry; lecz ludzkie
dostojeństwo — to realność, szczere złoto. Dlaczego grasz o fałszywe
pieniądze, skoro Bóg napełnił ci kieszeń szczerym złotem?
O SPRAWIEDLIWOŚCI
Z kimkolwiek się prawujesz, wiedz, że jest on tylko człowiekiem, który
ma jeden jedyny tytuł do wielkości — sprawiedliwość.
To wszystko, co mówi, co wie, jakąż ma rangę?
Tylko wtedy ma do tego prawo, byś uważał go za człowieka, gdy
pokona w sobie próżność, żądzę, pychę i chciwość, i powie prawdę w
twojej sprawie i w sprawie świata, o której właśnie
mówiliście. Wszystko inne jest może i miłe, bądź ujmujące, ale ciebie
niechaj nie niepokoi i nie kusi.
O PERSPEKTYWIE
Rzeczy nie są tylko same w sobie — mają swoją perspektywę. Dlatego
nigdy nie mów o jakimś zjawisku — jest takie czy siakie — mów jedynie
— kiedy patrzy się z tej perspektywy, wydaje się, że jest takie.
O POKORZE I GODNOŚCI
Ludzie chętnie pysznią się i nienawidzą, gdy nadarza się ku temu
okazja; najczęściej naprawdę są osobliwie okrutni, jak dzieci. Lecz ty bądź
pokorny i jednocześnie strzeż swojej godności.
Bowiem obu możesz strzec jednocześnie. Twoja godność zmieni się w
zwyrodniałą maskę, jeśli nie zaświta za nią świadomość pokory twojej
omylnej osoby; twoja pokorna postawa będzie kalką tchórzostwa
mięczaka, jeśli inni nie poczują za nią twojej człowieczej rangi. Skoro
musisz żyć wśród ludzi — i nie jesteś tapirem ni sępem, gdzież indziej
tedy możesz żyć? — jednocześnie musisz panować i być posłuszny,
zawsze z klasą i skromnie, zawsze poważnie i chętnie, zawsze pokornie
i godnie. W przeciwnym razie będziesz tylko zuchwałym facetem,
budzącym litość tchórzliwym niewolnikiem. Epiktet w rzeczywistości był
niewolnikiem, a jednak — z pokorą znosił ten los i
panował nad ludźmi.
O PRÓŻNOŚCI
Największą, tragiczną pokusą wieku męskiego nie jest kobieta, lecz
próżność. Naraz napada cię ziemski głód — chcesz zaszczytów, pozycji
między ludźmi, tytułu lub orderu, wszystkiego, co błyszczy, co możesz
przypiąć do piersi w postaci wisiorków, co możesz wydrukować na swojej
wizytówce w słowach pustych i wzniosłych. Chcesz fotela, kiedy
większość boso tłoczy się na wielkich traktach i miejskich kocich łbach.
Chcesz dostojeństwa, kiedy dla niezliczonych ludzi życie jest tak nędznie
puste, że większość traci swoją ludzką godność.
To ciężka godzina w życiu mężczyzny. Większość w tym czasie ponosi
porażkę. Tylko ten pozostaje człowiekiem i mężczyzną, kto umie pochylić
się nad ludzką biedą, kto zadowala się jedynym zaszczytem, jaki przystoi
człowiekowi — znajomością swojego rzemiosła i gotowością służenia
pomocą, a odrzuca wszystko, co może dać mu świat w geście
bezwartościowego uznania. Zważ tylko, jacy nikczemni ludzie dostąpili
najwyższych zaszczytów i tytułów! Kto paraduje z orderami! Ty pozostań
człowiekiem, bez tytułu, bez ozdób. A wtedy naprawdę będziesz miał
rangę pośród ludzi. W przeciwnym razie będziesz tylko wielce szanownym
panem — taki jesteś skromny? Myślałem, że pragniesz więcej.
O CIELE
Dwojako możesz zawinić przeciwko ciału — rozpustą lub tchórzliwą,
próżną i obrażoną ascezą. Nie wytrzyma żadnej z nich, przekornie i
definitywnie odpowie na obrazę. Ciało znosi jedynie szczerość.
O UMOWACH
Do pracy — która jest tylko twoja, od której nie masz możliwości ani
prawa uciec, która jest twoim przeznaczeniem — nie wystarczy sama
gotowość, zdolność, wiedza, doświadczenie, nie. Do pracy potrzeba nie
tylko inspiracji i łaski. I nie tylko pilności pociągowego zwierzęcia.
Wszystko to jest potrzebne i wszystko to nie wystarcza.
Do pracy potrzebna jest także boska cnota. Tą cnotą jest cierpliwość.
Nie porzucić pracy. Nie wycofać się. Nie uciec przed nią. Cierpliwie ją
znosić, jak tajemniczą chorobę, z dnia na dzień, latami, żyć z nią przez
całe życie, jak więzień ze swoim więzieniem, jak chory z dolegliwością,
którą Bóg mu wymierzył.
Cierpliwość nie jest cnotą człowieka. Jeśli jednak ją podjął i ćwiczy się
w niej, wtedy, tylko wtedy, chwilami podobny jest do Boga.
O ŻYCIU I O ŚMIERCI
Czasami czujesz, że w następnej chwili umrzesz. Wtedy nie trzeba
bezwarunkowo wzywać lekarza. Naucz się nie bać i nie żywić nadziei.
Śmierć nie jest czymś najgorszym, co może się przydarzyć śmiertelnikowi,
nie, śmierć w ogóle nie jest zła — śmierć jest nijaka. Umierajmy, skoro tak
trzeba, po ludzku, a więc z godnością, bez pośpiechu i bez pisku.
Ale i żyjmy, póki można, po ludzku, a więc uważnie, szukając sensu
zjawisk, badając ich prawdziwą naturę. Bo też co byś mógł powiedzieć
lekarzowi, gdybyś go wezwał w chwili niebezpiecznej, a on jął wypytywać
o przyczynę twojego złego samopoczucia? Umysł twój działa, a więc
wypadałoby, byś wszystko wiedział, co się tyczy twojego ciała. I kiedy tak
przyglądasz się sobie, to zarazem dziwisz się, jak bardzo powikłana jest
rzeczywistość — każda ludzka sprawa ma nieskończoną ilość przyczyn,
każdy związek, jaki cię łączy z wszechświatem, jest przyczyną czegoś, co
w pewnej chwili zdarzy się w naszym życiu albo w naszym organizmie,
zaś z wszystkich przyczyn główną jestem ja sam — fakt
istnienia. Ta przyczyna kryje się za każdym fenomenem życia. Tę
przyczynę można samowolnie usunąć, ale nie można jej całkowicie
rozebrać, ani objaśnić, ani zrozumieć.
O LUDZKIEJ WRAŻLIWOŚCI
Cudowne jest i to, jak bardzo ludzie są wrażliwi. Jak róża. Jak
pierwiosnek. Z takim poczuciem tragizmu wsłuchują się w każde słowo,
które może obrazić ich próżność, jak żadna z żyjących w świecie istot.
Pewien ton potrafi śmiertelnie zranić takiego człowieka, a już to, że akurat
nie napomkniesz o nim, kiedy on czeka, abyś go pochwalił bądź mu
przytaknął — zmienia go w twojego śmiertelnego wroga. I ci sami ludzie,
którzy bojaźliwie, wyostrzonym słuchem odbierają wszystko, co tyczy ich
osoby, którzy w poufałym uścisku ręki, w tonacji rozmowy telefonicznej
widzą sygnały opinii lub prawdy, wysłane w ich kierunku, ciż sami ludzie,
delikatniejsi i wrażliwsi od mimozy, beztrosko podążają śladem
najbardziej grubiańskiej nikczemności, znęcają się bez mrugnięcia okiem,
z zimną krwią, a niekiedy także nie bez przyjemności. Nie warto osądzać
tej akurat elastyczności ludzkiej duszy; lecz wiedzieć o niej trzeba. I nigdy
niczemu się nie dziwić.
O GRZECZNOŚCI
Na ogół ludzie obrażają się, gdy odnosimy się do nich z nadmierną
uprzejmością. Mówię o Europejczykach i Amerykanach. Jedynie
Chińczycy potrafią znosić bezwzględną, całkowitą i ostateczną
grzeczność, która już nasyciła tkaninę ich ciał i dusz, tworzy jedność z
życiem, zarówno dla czyściciela flaków, jak i księcia. Ta
grzeczność, która jest równoznaczna z formą życia całego narodu, jest
najwyższym przejawem ludzkiego współżycia.
Ale nasza grzeczność jest całkowicie powierzchowna. Francuzi mają
jedynie uprzejmą literaturę i sposób wypowiadania wojny, ale jadalnia,
sklep, salon to już nie to. Nie wystarczy powiedzieć — pardon, gdy
nadepniemy komuś na nogę. Trzeba też czuć owo pardon — a to już
znacznie trudniejsze. Nasza epoka jest jedną z najbardziej
niegrzecznych w dziejach ludzkości. Średniowieczny kat jeszcze klękał
przed ofiarą i prosił ją o przebaczenie, ponieważ musiał jej ściąć głowę —
zaś Maria Antonina na szafocie powiedziała Sansonowi — pardon. A
dzisiaj nie proszą siebie o przebaczenie ni kat, ni ofiara. Jest to wysoce
zasmucające.
I jeśli ktoś w naszych czasach jest doskonale grzeczny, współcześni
odbierają tę postawę z zimną, beznamiętną obojętnością. Dzisiaj każdy
domaga się wyjawienia prawdziwych zamiarów i grzeczność uważa za
wykręt i zdradę. Chociaż to nie to — to po prostu jest tylko
doświadczenie. Nie ma innego rozwiązania. Kiedy jedni, z namiętnym
zapamiętaniem bądź z durną nienawiścią, grzebią w trzewiach drugich, ty
pozostań grzeczny.
O FORMACH
Natomiast form należy przestrzegać do ostatniej chwili. W trakcie
posiłku, w trakcie rozmowy. W łóżku i przy stole. W czasach, gdy
współżycie między ludźmi staje się coraz bardziej bezforemne, ty pozostań
wierny ostatecznie i krystalicznie ukształtowanym formom powitania,
ukłonu, uścisku ręki i wyrażania uczuć i sądów. W czasie, gdy wszyscy
domagają się, abyś włożył uniform, ty konsekwentnie chodź w marynarce,
a wieczorem, gdy akurat wybierasz się na przyjęcie, włóż czarny garnitur.
Nie dla samego garnituru, lecz dla formy.
Nie tylko książki ocalają kulturę. Kulturę ocalają drobne, powszednie
odruchy. Kiedy jakaś epoka idzie przeciwko tobie ze wniesionymi
pięściami, ty się jej odkłoń, spokojnie i grzecznie, tak jak uchylasz
kapelusza.
Nie możesz uczynić nic innego.
O OJCZYŹNIE
Czy jest ci wszystko jedno, kim są ci, którzy zabierają głos w imieniu
twojej ojczyzny? Czy jest ci obojętne i to, co mówią ci, którzy uważają się
za uprawnionych do zabierania głosu w imieniu twojej ojczyzny?
Słuchaj tylko swojej ojczyzny.
Zawsze, wszystko oddaj ojczyźnie. Świat bez twojej ojczyzny nie ma
dla ciebie żadnej wartości. Nie oczekuj od niej dobra, i nie lamentuj, gdy
cię skrzywdzą w imieniu ojczyzny. To nieistotne. W ogóle
niczego nie oczekuj od ojczyzny. Tylko daj jej to, co masz w życiu
najlepszego.
To najwyższy nakaz. Łotrem jest ten, kto nie zna tego nakazu.
O ŚWIECIE
I nigdy nie zapominaj, że byłeś także synem świata. Krewnym
Murzynów i gwiazd, gadów i Leonarda da Vinci, Golfsztromu i Malajek,
trzęsień ziemi i Lao Tse. Z tym wszystkim miałeś coś wspólnego,
jesteście z jednej materii, jeden duch was stworzył i ten sam duch przyjmie
was z powrotem. To jest pewne.
O SOBIE
Z ostatnim tchnieniem podziękuję losowi, że byłem człowiekiem i iskra
rozumu świeciła także w mojej mrocznej duszy. Widziałem ziemię, niebo,
pory roku. Poznałem miłość, ułamki prawdy, żądze i rozczarowania.
Żyłem na ziemi i powoli nabierałem wewnętrznej pogody. Pewnego dnia
umrę; i to także jest cudownie zwyczajne i proste! Czy mogło zdarzyć się
ze mną coś innego, lepszego, doskonalszego? Nie mogło. Przeżyłem coś
największego i najwspanialszego, los człowieka. Nie mogło mi się
przydarzyć nic innego i nic lepszego.