You are on page 1of 28

Część I

Pierwsze zdania powieści przywołują obraz Petersburga i postać głównego bohatera – Rodiona
Romanowicza Raskolnikowa:
Na początku lipca, w dzień nadzwyczajnie upalny, przed wieczorem wyszedł na miasto ze swego
nędznego, sublokatorskiego pokoiku, odnajmowanego przy uliczce S-kiej, pewien młody człowiek i
wolnym krokiem, jakby niezdecydowanie, skierował się w stronę mostu K-go.
Raskolnikow kieruje swe kroki do Alony Iwanownej, starej lichwiarki, która przyjmuje pod zastaw
różne przedmioty w zamian za pieniądze. Jej klientami są głównie ubodzy studenci, którym brakuje
pieniędzy na życie i opłacenie czynszu. Raskolnikow przynosi tu nawet ostatnie pamiątki rodzinne,
do których należą srebrny zegarek ojca i pierścionek Duni. Rodion dochodzi do wniosku, że stara
lichwiarka żeruje w ten sposób na biednych studentach i bogaci się. Uważa, taka sytuacja jest
niesprawiedliwa. Wtedy rodzi się w nim straszna myśl o zgładzeniu starej. Podczas jednej z wizyt
uważnie przygląda się mieszkaniu, stara się zapamiętać jak najwięcej szczegółów - rozmieszczenie
pokojów i przedmiotów znajdujących się w mieszkaniu. W jego głowie rodzi się pewien plan. Po
opuszczeniu mieszkania starej lichwiarki Raskolnikow zachowuje się jak ktoś, kogo opętały
koszmary. Prowadzi ze sobą wewnętrzną walkę.

Po wyjściu z domu staruszki Raskolnikow udaje się do szynku, by napić się piwa. Tu zostaje
zaczepiony przez Marmiełodowa, który zaczyna mu opowiadać o swoim życiu. Z rozmowy
dowiadujemy się, że Marmieładow i jego rodzina cierpią biedę i głód. Sonia, córka Marmieładowa
zarabia na rodzinę trudniąc się prostytucją (posiada tzw. żółtą kartę), a on sam jest alkoholikiem.
Żona Marmieładowa, Katarzyna Iwanowa, jest chora na gruźlicę.

Raskolnikow otrzymuje list od matki. Donosi ona, że Dunia, siostra Raskolnikowa - po


wcześniejszych upokorzeniach, jakie ją spotkały w domu Swidrygajłowów (Dunia pracowała tam
jako guwernantka) – zamierza wyjść za mąż za Piotra Pietrowicza Łużyna. W liście znajduje się
również zapowiedź ich przyjazdu do Petersburga.

Raskolnikow rozmyśla o liście i dochodzi do wniosku, że decyzja o tak rychłym małżeństwie


siostry została podjęta zbyt pochopnie, domyśla się również, że z jego powodu. Mężczyzna
dojrzewa do podjęcia decyzji o popełnienia zbrodni i coraz bardziej się w tej myśli upewnia.

Raskolnikow ma koszmarny sen. Śni mu się pewne wydarzenie, którego był świadkiem jeszcze
jako dziecko. W wizji sennej na nowo widzi i przeżywa śmierć zabiedzonej szkapy, którą w
brutalny sposób zabija Mikołka. Dzieje się to na ulicy, na oczach rozbawionego tłumu gapiów.
Przedstawiona scena szokuje swoim realizmem.

Raskolnikow podsłuchuje w szynku rozmowę studenta z oficerem; mężczyźni z odrazą wyrażają się
o starej lichwiarce. Są przekonani, że powinna ona umrzeć, gdyż bogaci się kosztem biedaków,
swój majątek po śmierci zamierza przekazać na klasztor. Student tłumaczy towarzyszowi, iż
zabójstwo starej lichwiarki przyniosłoby korzyści całemu społeczeństwu, któremu za zrabowane
pieniądze można by pomóc. Oficer podziela to stanowisko i dodaje, że taki czyn, dokonany w imię
dobra ludzkości, nie powinien wywołać wyrzutów sumienia. Raskolnikow, przysłuchujący się tej
rozmowie, zgadza się z przedstawionymi argumentami. Widzi, że w swych planach nie jest
odosobniony, że są ludzie, którzy podzielają jego poglądy.

W drodze powrotnej do domu dowiaduje się przypadkowo z rozmowy siostry staraj lichwiarki,
Lizawiety, z kupcami. Kobieta mówi, że następnego dnia będzie poza domem, a więc jej siostra,
Alona, będzie w mieszkaniu sama.
Następnego dnia Rodion budzi się wypoczęty, pełen chęci do działania i z silnym postanowieniem
zrealizowania swych planów. Ze swej starej koszuli robi pętlę, na której zamierza umieścić siekierę.
Starannie pakuje podróbkę papierośnicy, którą obiecał zanieść Alonie. Siekierę pożycza od stróża,
skorzystawszy z jego czasowej nieobecności. Jak dotąd nie spotyka żadnych przeszkód na drodze
do zrealizowania swego zamierzenia.

Po dojściu do domu puka do drzwi mieszkania lichwiarki. Alona Iwanowna jest bardzo nieufna, a
Rodion zaczyna się przez kilka chwil wahać, czy nie odstąpić od swojego planu. W końcu jednak
decyduje się dokończyć to, o czym tak długo myślał. Zabija Alonę siekierą - w pełni świadomie i z
premedytacją. Szybko odnajduje skrytkę z biżuterią i pieniędzmi. Jego ruchy zdradzają
zdenerwowanie. Niespodziewanie do domu wraca Lizawieta, nieco wcześniej niż zamierzała.
Dostrzega leżącą w kałuży krwi siostrę. Na jej twarzy maluje się bolesne przerażenie. Zaskoczony
tą sytuacją Raskolnikow, chcąc uniknąć kłopotów, pozbywa się niewygodnego świadka i zabija
Lizawietę. Po tym nieplanowanym morderstwie postanawia czym prędzej opuścić miejsce zbrodni.
Chcąc zatrzeć ślady starannie wyciera swoje ręce oraz siekierę. Nagle dociera do niego z klatki
schodowej odgłos czyichś kroków. Pośpiesznie zamyka mieszkanie, nie robi jednak tego
dostatecznie dokładnie i dwaj mężczyźni, znajdujący się na zewnątrz, domyślają się, że ktoś
niepowołany jest w mieszkaniu Alony. Postanawiają to sprawdzić i zbiegają na dół, by powiadomić
o tym strażnika. Rodion, korzystając z chwilowego zamieszania, wybiega z mieszkania i ukrywa się
w innym, chwilowo opuszczonym przez pokojowych malarzy. Czeka na odpowiedni moment i
niepostrzeżenie wymyka się z kamienicy. Klucząc po mieście wraca do siebie.
Raskolnikow po dokonaniu zbrodni znajduje się w malignie, próbuje zatrzeć ślady.
Niespodziewanie dostaje wezwanie na policję. Na komisariacie dowiaduje się, że właścicielka
mieszkania, które Raskolnikow wynajmuje, żąda od niego zapłacenia zaległego czynszu. W
pewnym momencie policjanci przypadkowo zaczynają rozmawiać o dokonanym morderstwie.
Raskolnikow, słysząc ich rozmowę, mdleje.

Raskolnikow w obawie przed rewizją postanawia lepiej ukryć łupy i wyrusza na miasto w celu
odnalezienia stosownej kryjówki. Wreszcie ją znajduje na przypadkowym podwórzu, a skarb chowa
pod kamieniem. Odwiedza swego przyjaciela Razumichina. Ten, dowiedziawszy się o trudnym
położeniu przyjaciela, proponuje mu pracę przy tłumaczeniu tekstu. Jednakże Raskolnikow
kategorycznie odmawia. Wychodzi od przyjaciela i włóczy się nocą bez celu ulicami Petersburga.
Omal nie wpada pod koła dorożki, za co dorożkarz bije go batem. Od przypadkowych
przechodniów otrzymuje jałmużnę w wysokości 20 kopiejek i, mimo że potrzebuje pieniędzy,
wyrzuca je do rzeki Newy. Wraca wreszcie do domu i traci przytomność.

Część II

Po dokonaniu zbrodni Raskolnikow zaczyna chorować. Dostaje od matki 35 rubli. Za część tych
pieniędzy Razumichin kupuje mu ubranie. Chory jest pod stałą obserwacją lekarza Zosimowa, który
odwiedza go bardzo regularnie. Pewnego dnia ich rozmowa schodzi na temat zbrodni.

Do Raskolnikowa przychodzi Piotr Pietrowicz Łużyn, wychodzą na jaw kolejne informacje


dotyczące śledztwa. Raskolnikow nie kryje swej niechęci do Łużyna. Dowiadujemy się, że do
morderstwa przyznał się malarz pokojowy Mikołaj.

Raskolnikow wychodzi z domu. Nadal jest chory i ma obłąkańcze, a nawet samobójcze myśli.
Zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo jest uwikłany i zastanawia się, jak to wszystko zakończyć.
Wstępuje do gospody „Pałac Kryształowy” i zaczyna przeglądać gazetę. Przysiada się do niego
Zamietow, który jest sekretarzem na komisariacie. Mężczyźni zaczynają rozmawiać o zbrodni.
Raskolnikow prowokacyjnie pyta Zamietowa:
– A co by było, gdybym to ja zamordował tę starą i Lizawietę?

Zamietowowi to stwierdzenie odbiera głos. Nie dowierza, jest skłonny uważać, że Raskolnikow
zwariował.

Raskolnikow, opuszczając knajpę, wpada na Razumichina. Po tym spotkaniu udaje się na most,
gdzie jest świadkiem próby samobójstwa pewnej kobiety, która w geście rozpaczy skacze do rzeki,
ale zostaje uratowana. Raskolnikow nieświadomie kluczy wokół domu starej lichwiarki. Wchodzi
nawet do środka pod pretekstem wynajęcia mieszkania.

Marmiełodow dostaje się pod koła powozu i wkrótce potem umiera. Przypadkowo nieopodal
miejsca tego zdarzenia przebywa Raskolnikow, który udziela rodzinie zmarłego finansowej pomocy
(oddaje im wszystkie pieniądze, które otrzymał od matki). W tym tragicznym momencie poznaje
córkę Marmieładowa Sonię i czuje, że w jego życiu ma miejsce jakiś przełom:

Dosyć! – orzekł stanowczo i uroczyście – precz złudzenia, urojone obawy i majaki!... Życie
istnieje! Czyż nie żyłem przed chwilą? Moje życie nie skończyło się wraz ze śmiercią starej!
Wieczny odpoczynek jej – i dosyć tego! Rozpoczyna się okres panowania rozsądku i światła...
woli... i siły... Teraz zobaczymy! – dodał, jakby wyzywając jakieś ciemne moce. – A jednak byłem
już zdecydowany żyć na takim małym skrawku ziemi!

Raskolnikow wpada z krótką wizytą do Razumichina, który urządza przyjęcie w swoim nowym
mieszkaniu. Przyjaciel, zaniepokojony nie najlepszym stanem zdrowia Raskolnikowa, odprowadza
go do domu. Tu okazuje się, że od dłuższego czasu czekają na Raskolnikowa matka i siostra.
Raskolnikow traci ponownie przytomność. Zostaje wezwany lekarz.

Część III

Po oprzytomnieniu Raskolnikow rozmawia ze swoją rodziną. Obie kobiety są przerażone stanem


jego zdrowia i zachowaniem. Rodion nie okazuje bowiem radości wynikającego z faktu ich
przybycia. Przychodzą następnego dnia. Raskolnikow jest już zdrowszy i inaczej odnosi się do
swoich bliskich. Kobiety pokazują mu list od Łużyna, który bardziej przypomina pismo urzędowe
niż korespondencję prywatną. Rodion nie ukrywa swej niechęci do narzeczonego Duni i stara się
przekonać ją, by nie popełniała błędu i nie wychodziła za mąż za Łużyna. Ponadto Łużyn w swoim
liście życzy sobie, by na kolacji nie było Raskolnikowa.

Raskolnikow wraz z Razumichinem udają się do domu Porfirego w celu odzyskania zastawu (są to
cenne pamiątki rodzinne). Raskolnikow wdaje się w dyskusję z sędzią śledczym Porfirym
Pietrowiczem na temat swojego artykułu O zbrodni zamieszczonego w Wiadomościach
Periodycznych . Raskolnikow w tymże artykule wykłada swoją teorię na temat wyższości jednych
ludzi nad drugimi, przy czym ci pierwsi to grupa jednostek wybitnych, nie podlegająca żadnym
ograniczeniom i zasadom.
Po opuszczeniu komisariatu Raskolnikow błąka się po mieście. Nieznany przechodzień wypowiada
słowo morderca skierowane pod adresem Rodiona. Epizod ten rozstraja nerwy Rodiona, mężczyzna
wraca do domu i zasypia. Z sennych majaczeń wybudza go przybycie Swidrygajłowa.
Część IV

Swidrygajłow składa Raskolnikowowi propozycję: 10 tysięcy rubli w zamian za zerwanie zaręczyn


Duni z Łużynem. Rodion odmawia przyjęcia pieniędzy, jest bowiem przekonany o nieczystych
zamiarach Swidrygajłowa względem jego siostry.

Pulcheria Aleksandrowa, matka Raskolnikowa, urządza kolację, w której uczestniczą: Dunia,


Raskolnikow, Razumichin oraz Łużyn. Ten ostatni czuje się urażony w swojej dumie, gdyż
uprzednio zastrzegł, że nie będzie siedział przy jednym stole z Raskolnikowem. Każe Duni
wybierać: on albo brat. Podczas tej wizyty obnaża swój prawdziwy charakter. W swej
zapalczywości i pewności siebie obraża kobiety i Raskolnikowa. Zaręczyny zostają zerwane.

Raskolnikow odwiedza Sonię, rozmawiają o jej sytuacji. Raskolnikow prosi ją, by przeczytała mu
opowieść o wskrzeszeniu Łazarza. Sonia bardzo przejętym głosem spełnia jego prośbę, a Rodia
słucha jej z wielką uwagą.

Raskolnikow udaje się na komisariat w celu poddania się przesłuchaniu. Sędzia śledczy Porfiry
Pietrowicz, przekonany o winie Raskolnikowa, nie stawia mu na razie żadnych zarzutów, czekając,
aż zbrodniarz sam się zdemaskuje. Sprawa przybiera nieoczekiwany dla wszystkich obrót,
przybywa Mikołaj, malarz, który przyznaje się do zabicia staruchy i jej siostry, choć w istocie nie
on jest sprawcą.

Część V

Łużyn, ochłonąwszy po wydarzeniach z poprzedniego wieczoru, zorientował się w swoim trudnym


położeniu. Usiłuje wszystko „odkręcić” i zatrzeć niemiłe wrażenie, jakie wywarł na Duni i jej
matce. Knuje pewną intrygę. Zaprasza Sonię do siebie i wręcza jej 10 rubli, a 100 rubli podrzuca
ukradkiem do jej kieszeni. Całej tej scenie przygląda się współlokator Łużyna Liebieziatnikow.

W tym samym czasie w mieszkaniu Marmieładowych odbywa się stypa po zmarłym. Pojawia się
Łużyn i oskarża Sonię o kradzież 100 rubli. Oburzona Katarzyna Iwanowa zaciekle broni
niewinności swej pasierbicy . Jednak znalezione w kieszeni dziewczyny pieniądze są niezbitym
dowodem świadczącym o jej winie. Lebieziatnikow, który wcześniej był świadkiem knucia tej
intrygi, demaskuje Łużyna, dowodząc, że jest on nikczemnym oszustem. Zarówno on, jak i
Raskolnikow stają w obronie Soni i udowadniają jej niewinność.
Raskolnikow przyznaje się przed Sonią do popełnienia zbrodni. Jest to przejmujące wyznanie,
przypominające spowiedź. Wbrew swoim oczekiwaniom młodzieniec nie zostaje potępiony.
Niestety rozmowa młodych zostaje podsłuchana przez sąsiada Soni - Swidrygajłowa.

Niespodziewanie zjawia się Lebieziatnikow i przynosi nieciekawe wieści dotyczące zachowania i


stanu zdrowia Katarzyny Iwanownej. Powzięła zamiar, że od tej pory będzie razem z dziećmi
chodzić po ulicach i żebrać, by w ten sposób zdobyć pieniądze na utrzymanie. Każe dzieciom
śpiewać, grać, tańczyć i recytować wierszyki. Wygląda przy tym i zachowuje się jak obłąkana,
często kaszle, aż nagle pada na ulicę i dostaje krwotoku. Zostaje zabrana do mieszkania Soni i tu
umiera.

Część VI

Raskolnikow żyje na granicy obłędu, traci pamięć, krąży bez celu po mieście. Nie daje mu spokoju
osoba Swidrygajłowa. Rodionowi wydaje się, i całkiem słusznie, że Swidrygajłow zna prawdę o
zbrodni, jednocześnie nie wątpi, że ma on nadal jakieś zamiary względem jego siostry. Toteż
Raskolnikow usiłuje porozmawiać ze Swidrygajłowem, ten jednak ciągle jest zajęty
przygotowaniami do pogrzebu Katarzyny Iwanowny.

Widok zmarłej Katarzyny Iwanowny, leżącej w trumnie, wywiera na Rodionie dziwne wrażenie –
przykre, a zarazem mistyczne. Tymczasem Swidrygajłow bacznie obserwuje Raskolnikowa, kiedyś
przypadkiem nawet pyta:
„Dlaczego jest pan taki jakiś nieswój?”
Rzeczywiście Raskolnikowowi jest niezwykle ciężko, jego zachowanie może wzbudzić
zainteresowanie każdego i zdemaskować go. Nawet u Razumichina budzą się pewne podejrzenia,
przyjaciel Rodiona zaczyna kojarzyć niektóre fakty.

Raskolnikow czuje się psychicznie wyczerpany, wszystko go męczy. Szuka samotności, miejsc
odludnych, ale „im odludniejsze było to miejsce, tym silniej odczuwał czyjąś obecność, nie tyle
straszną, co dokuczliwą”. Ucieka zatem, kryjąc się w tłumie ludzi, gdyż źle mu jest z samym sobą.
Jednocześnie z przerażeniem myśli o swoich bliskich, o matce i Duni. Lęka się o ich przyszłość.
Boi się potępienia z ich strony. Zdaje sobie sprawę z tego, że zawiódł najbliższe mu osoby,
zaprzepaścił nadzieje w nim pokładane. Matka i Dunia kochają go bezgranicznie i z poświęceniem;
wspierają go finansowo, mimo że same wiele nie mają. Dla niego znoszą wszelkie trudy i
upokorzenia. Dunia jest nawet gotowa zrezygnować ze swego osobistego szczęścia po to tylko, by
ułatwić życie bratu. Jest to przykład ofiarnej miłości matki i siostry. Podobną miłością darzy
Raskolnikowa Sonia i, mimo że cierpi, nie poddaje się.
Raskonikow zachowuje się bardzo podejrzanie, śpi w różnych miejscach, np. w krzakach, a po
przebudzeniu nie pamięta, jak się tu znalazł. Znów pogrąża się w malignie. Nie uczestniczy w
pogrzebie Katarzyny Iwanowny, gdyż zbyt późno się budzi. Czuje się usprawiedliwiony.
Raskolnikowa odwiedza Razumichin, który nie kryje swojego zaniepokojenia stanem zdrowia
przyjaciela. Czuje się odpowiedzialny za Rodiona i za jego rodzinę, dlatego chce znać prawdę.
Widząc, że sytuacja go przerasta, grozi, że zacznie pić. Raskolnikow odwodzi go od tego zamiaru
przywołując osobę swojej siostry i matki. Prosi, by był dla nich oparciem w każdej chwili.
Razumichin podejrzewa nawet, że Raskolnikow jest politycznym spiskowcem w przeddzień
jakiegoś decydującego kroku i przestaje drążyć temat. Razumichin informuje Raskolnikowa, że
Dunia dostała od kogoś list. Informacja ta niepokoi bardzo Raskolnikowa. Razumichin wychodzi, a
Raskolnikow postanawia niezwłocznie dowiedzieć się czegoś więcej o tym tajemniczym liście.

Raskolnikowa przepełnia uczucie nienawiści. Odzyskuje pewną równowagę umysłową. Chce


wyjaśnić sprawę ze Swidrygajłowem i sprawdzić, czy jego dotychczasowe podejrzenia co do niego
są słuszne. Wychodząc z pokoju niespodziewanie wpada na Porfirego i wraca z gościem do pokoju.
Zapada niezręczne milczenie, które przerywa Porfiry. Obu mężczyznom sytuacja ta niezwykle
ciąży. Porfiremu trudno jest przedstawić wprost cel wizyty. Dla sędziego śledczego jest to ostatnia
szansa na potwierdzenie jego przypuszczeń. Przeprasza Raskolnikowa, że niesłusznie posądził go o
morderstwo, nie mając żadnych dowodów. Niemniej jest przekonany i pewny, że to właśnie
Raskolnikow zabił. Następnie przedstawia mu całą wersję wydarzeń dotyczących dochodzenia,
kładąc nacisk na jej psychologiczny aspekt. Uświadamia Raskolnikowowi, że wielokrotnie zdradził
siebie swoim zachowaniem. Sugeruje mu, aby dla dobra śledztwa i dla samego siebie przyznał się
do winy. Darzy Raskolnikowa sympatią, a wizyta ma charakter bardziej prywatny niż urzędowy.
Chce mu pomóc:

„Całe to psychologiczne dochodzenie zniszczę, wszystkie podejrzenia w stosunku do pana


sprowadzę do zera, tak że pańskie morderstwo będzie wyglądało na coś w rodzaju chwilowego
obłędu, bo między nami mówiąc, to naprawdę był obłęd. Jestem uczciwym człowiekiem i
dotrzymuję słowa”.
Raskolnikow jest zbyt dumny, nie chce niczyjej łaski. Porfiry uderza w czuły punkt Rodiona,
mówiąc:
„Wykombinował pan sobie teorię i wstyd panu, że go zawiodła”.
Radzi, by Raskolnikow nie uciekał przed cierpieniem, którego i tak nie uniknie. Stwierdza, że

„cierpienie to także dobra rzecz”,


gdyż
„w cierpieniu jest pewna idea”.
Po wyjściu Porfiry jest jakby przygnębiony i zrezygnowany.

Chwilę potem Raskolnikow opuszcza swój pokój i udaje się na poszukiwania Swidrygajłowa.
Spotyka go w triaktierni. Swidrygajłow boi się śmierci i unika rozmów na ten temat. Rządzą nim
namiętności, nigdy nie krył się z tym, że kocha uwodzić i wykorzystywać kobiety, jest
niepoprawnym erotomanem. Na swym sumieniu ma nawet gwałt nieletniej dziewczynki.
Raskolnikow prowokuje go do zwierzeń. Swidrygajłow zdradza, że właśnie zaręczył się z pewną
szesnastolatką. Obdarowawszy ją kosztownym prezentem usłyszał od niej, że nie żąda
kosztowności, ale by jej przyszły mąż ją szanował. Swidrygajłowa uderzają te słowa
wypowiedziane przez tak młodą dziewczynę. Swidrygałow zostaje przyjęty, gdyż uchodzi za dobrą
partię, jest bogaty, nikt w tym wielkim mieście nie zna go i jego prawdziwej przeszłości.
Mężczyzna czuje się osaczony, czuje, że Raskolikow chce wydobyć z niego jak najwięcej
informacji, toteż próbuje zakończyć rozmowę, pozbyć się go. Czyni to także dlatego, że jest
umówiony z Dunią, której chce wyjawić prawdę o jej bracie.

Swidrygajłowowi w końcu udaje się pozbyć Raskolnikowa i zwabić Dunię do siebie. Mężczyzna
podstępem zwabia dziewczynę do swego pokoju i zamyka drzwi na klucz. Dunia po zorientowaniu
się, w jakim jest położeniu, prosi o wypuszczenie, a gdy to nie skutkuje, w geście rozpaczy celuje
do Swidrygajłowa z rewolweru, który niegdyś ofiarowała jej Maria Pietrowna. Kobieta rani
Swidrygajłowa w prawą skroń. Swidrygajłow cały czas jest przekonany, że uda mu się uwieść
Dunię. Ta jednak nie daje mu żadnej nadziei, kategorycznie stwierdza, że nigdy go nie pokocha.
Słowa te ranią Swidrygajłowa. Oddaje on bez słowa klucz Duni.

Po spotkaniu z Dunią Swidrygajłow odwiedza Sonię. Wręcza jej 3 tys. rubli i informuje o swoim
wyjeździe do Ameryki. Odwiedza również swoją narzeczoną, której oddaje resztę swoich pieniędzy.
Błąka się w ulewie po ulicach Petersburga, a resztę nocy spędza w jakimś lichym hotelu.
Prześladują go senne koszmary, widzi w trumnie piękną postać dziewczynki. W pewnej chwili do
jego uszu dobiega głos płaczącego dziecka. Budzi się i wychodzi na korytarz. Tam dostrzega
pięcioletnie przemoczone i przestraszone dziecko, które zabiera do pokoju i otula kołdrą. Zaczyna
majaczyć, bo oto ta niewinna istota zaczyna się do niego lubieżnie uśmiechać. Rano Swidrygajłow
opuszcza hotel i popełnia samobójstwo na jednej z petersburskich ulic, strzelając sobie w głowę.
W tym samym czasie wieczorem Raskonikow odwiedza matkę i żegna się z nią, mówiąc, że będzie
musiał na dłużej wyjechać. Nie wyjawia matce prawdy o zbrodni, ta jednak ma jakieś przeczucia.
Po powrocie do swego pokoju zastaje Dunię, która niemal cały dzień czekała na niego. Dunia,
znająca już całą prawdę, próbuje wpłynąć na decyzję brata. Podobnie jak Sonia uważa, że
Raskolnikow powinien pójść na komisariat i przyznać się do winy. Raskolnikow daje Duni portret
jego zmarłej narzeczonej i mówi:
„Najważniejsze jest to, że teraz wszystko zacznę od nowa, teraz będzie przełom!”

Pod koniec powieści akcja zdecydowanie przyspiesza. Raskolnikow idzie do Soni. Dostaje od niej
cyprysowy krzyżyk – symbol cierpienia. Następnie udaje się na plac Sienny, gdzie gromadzi się
najwięcej ludzi, tu:
Klęknął pośrodku placu, pokłonił się, pocałował brudną ziemię z upojeniem i radością. Wstał,
pokłonił się raz jeszcze.
- Ludziska kochani, on idzie do Jerozolimy, żegna się z dziećmi i z ojczyzną, całemu światu się
kłania, stołeczne miasto Sankt-Petersburgi jego grunt całuje!

Następnie Raskolnikow udaje się na komisariat policji. Tam przeżywa jeszcze chwile wahania, czy
się przyznać. Próbuje się nawet wycofać, ale dostrzegłszy w bramie postać Soni wraca i przyznaje
się do popełnienia zbrodni:

To ja zabiłem wtedy siekierą i obrabowałem starą lichwiarkę i jej siostrę.

Słowa te wywołują ogromne poruszenie na komisariacie. Raskolnikow powtarza swoje zeznanie.

Epilog

Podczas procesu Raskolnikow dokładnie potwierdza swoje zeznania, bardzo szczegółowo zdaje
relację z przebiegu zbrodni. W jego sprawie wypowiadają się liczni świadkowie: doktor Zosimow,
dawni koledzy, gospodyni, służąca. Ich zeznania przedstawiają Raskolnikowa w korzystnym
świetle i sprzyjają przekonaniu, że nie jest on pospolitym mordercą, rozbójnikiem i rabusiem.

Zeznania Razumichina i przedstawione przez niego dowody wskazują, że Raskolnikow podczas


swych studiów na uniwersytecie przez pół roku wspierał materialnie pewnego ubogiego kolegę,
suchotnika. Gdy zaś ten umarł, pielęgnował jego sparaliżowanego i starego ojca, a następnie
umieścił go w szpitalu, a po jego śmierci urządził mu pogrzeb. Również dawna gospodyni
Raskolnikowa, matka jego zmarłej narzeczonej, wdowa Zarnicyna, zeznała, że gdy mieszkali
jeszcze w innym domu, przy Pięciu Rogach, Raskolnikow w czasie pożaru w nocy wyniósł z
płonącego mieszkania dwoje małych dzieci i sam się przy tym poparzył.
Oskarżony Raskolnikow zapytany o motywy zbrodni, wyznał, że powodem było jego złe położenie
materialne, nędza i bezradność oraz chęć zabezpieczenia sobie pierwszych kroków kariery. Na
pytanie zaś, co skłoniło go do zgłoszenia się z samooskarżeniem, odpowiedział po prostu, że
szczera skrucha. Po uwzględnieniu wszystkich okoliczności łagodzących Raskolnikow został
skazany na osiem lat ciężkich robót.

Jeszcze na początku trwania procesu rozchorowuje się matka Raskolnikowa. Objawy wskazują na
chorobę psychiczną. Dunia i Razumichin ukrywają przed nią prawdę o Raskolnikowie. Instynkt
macierzyński podpowiadał jej jednak, że z jej synem dzieje się coś złego. Bardzo prawdopodobne,
że znała całą prawdę z przypadkowo zasłyszanych nocą majaczeń Duni. Nigdy się jednak do tego
nie przyznała. Bywało, że całymi dniami potrafiła milczeć, innym znowu razem w histerycznym
podnieceniu opowiadała o swoim synu, o planach, nadziejach i o przyszłości.

Raskolnikow zostaje zesłany na Syberię, do miasta położonego nad rzeką Irtysz. Tu znajduje się
twierdza, a w niej więzienie. W ślad z Raskolnikowem wyrusza Sonia.

Dunia wychodzi za mąż za Razumichina. Ślub był cichy i smutny. Wśród gości obecni byli m.in.
sędzia śledczy Porfiry oraz doktor Zosimow. Choroba matki pogłębia się i wkrótce potem Pulcheria
Aleksandrowna umiera. Młodzi snują plany, by za kilka lat przeprowadzić się na Syberię.
Tymczasem o losie brata dowiadują się z listów od Soni. Donosi ona, że Raskolnikow jest ciągle
ponury i milczący, i że nawet nie interesuje się wiadomościami z ich listów. Wiadomość o śmierci
matki nie robi na nim żadnego wrażenia.
Warunki, w jakich Raskolnikow odbywa karę, są bardzo skromne. Mieszka w obskurnej i ciasnej
celi wraz z innymi więźniami. Śpi na pryczy, ubrany jest w ciepłą odzież, przystosowaną do
warunków, ma na sobie kajdany. Raskolnikow nie skarży się na nic, traktuje swój los z obojętnością
i nie załamuje się.

A jednak Raskolnikow wstydzi się swego wyglądu i warunków, w jakich przyszło mu żyć. Czuje
się urażony w swojej dumie. Wstydzi się nawet przed Sonią, którą traktuje pogardliwie i brutalnie.
Nie dostrzega jej poświęcenia. Nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, że dzięki niej cieszy się
względami władz i często wyznacza się mu lżejsze prace. Współtowarzysze jego doli nie lubią go,
w końcu zaczęli go nawet nienawidzić. Gardzą nim, wyśmiewają się z niego i szydzą, mówiąc:
- Te, jaśnie panie!
Podczas rekolekcji wielkopostnych miało miejsce pewne zajście, podczas którego współwięźniowie
rzucili się na Raskolnikowa ze słowami:
-Ty bezbożniku! W Boga nie wierzysz! – krzyczeli. – Ukatrupić cię trzeba!
On sam nie wiedział, dlaczego tak się dzieje.

Pewnego dnia Raskolnikow zapada na ciężką chorobę. W tym czasie nie widuje się z Sonią, ta
jednak regularnie przychodzi na podwórze, po to tylko, by popatrzeć na szpitalne okna. Podczas
jednych z takich „odwiedzin” Raskolnikow dostrzega ją z okna i jakiś ból przeszywa mu serce.
Sonia jednak przestaje go odwiedzać, a Raskolnikow uświadamia sobie, że za nią tęskni.
Wyzdrowiawszy, dowiaduje się, że Sonia zachorowała. Tym razem to Rodion niepokoi się o stan jej
zdrowia i dowiaduje się o nią. Serce bije mu mocno i boleśnie. Sonia uspokaja go w liście i
zapewnia, że już czuje się lepiej i że wkrótce się spotkają. Do spotkania dochodzi wczesnym
rankiem nad brzegiem rzeki, gdzie Raskolnikow przybył pracować. Scena ta jest niezwykle
wzruszająca.

Chcieli coś powiedzieć, lecz słowa więzły im w gardle. Łzy stanęły im w oczach. Obydwoje byli
bladzi i wychudli, ale w ich chorych i bladych twarzach jaśniała już zorza nowej przyszłości,
zmartwychwstania ku nowemu życiu. Wskrzesiła ich miłość, ich serca kryły niewyczerpane źródła
życia dla nich obojga.
Postanowili cierpliwie czekać. Mieli przed sobą jeszcze siedem lat niewysłowionej męki i
bezgranicznego szczęścia! Ale on zmartwychwstał i wiedział o tym, czuł to całym swym
odnowionym jestestwem, a ona – ona żyła przecież tylko jego życiem!

Poszukiwanie filozofii

Marta Ziółkowska-Sobecka w rozdziale Pozytywizm zawartym w „Vademecum polonisty”,


stwierdza, że:
każda powieść Dostojewskiego jest jakby poszukiwaniem filozofii
. Pisarz, powołując się na różne ideologie filozoficzne, pokazuje różne sposoby pojmowania świata.
Filozofia ujawnia się głównie w poglądach Rodiona Raskolnikowa. Przedstawia on swój
światopogląd we fragmencie rozmowy z Porfirym Pietrowiczem dotyczącej omawiania artykułu
jego autorstwa.

[…] bynajmniej nie nastaję, jakoby ludzie niezwykli koniecznie musieli i byli obowiązani
wyczyniać wszelkie łotrostwa, jak pan [Porfiry] to nazwał. Sądzę nawet, że takiego artykułu nie
ogłoszono by drukiem. Po prostu napomknąłem, że człowiek >>niezwykły<< ma prawo…
właściwie nie prawo urzędowe, tylko sam sobie może w sumieniu pozwolić na przekroczenie…
niektórych zapór, i to jedynie w razie, gdy tego wymaga urzeczywistnienie jego idei (niekiedy może
zbawiennej dla całej ludzkości). (…) Moim zdaniem, gdyby odkrycia kuplera i Newtona, wskutek
jakiś okoliczności, żadną miarą nie mogły stać się wiadome ludziom inaczej niż przez ofiarę życia
jednego człowieka, dziesięciu, stu i tak dalej, ludzi, którzy by temu odkryciu przeszkadzali lub
stawali mu w poprzek, wówczas Newton miałby prawo, owszem, byłby obowiązany… u s u n ą ć
tych dziesięciu czy stu ludzi, ażeby całą ludzkość zapoznać ze swymi odkryciami. Ale bynajmniej
nie wynika stąd, by Newton miał prawo zabijać, kogo mu się spodoba, ani dzień w dzień kraść ze
straganów. Dalej, o ile pamiętam, snuję w swoim artykule myśl, że wszyscy… na przykład
prawodawcy i założyciele fundamentów ludzkości, poczynając od najstarożytniejszych, poprzez
Likurgów, Solonów, Mahometów aż do Napoleonów i tak dalej, wszyscy co do jednego byli
przestępcami już choćby przez to, że dając nowe prawo, tym samym naruszali dawne, święcie
czczone przez społeczeństwo i odziedziczone po ojcach… no i nie wzdragali się przed rozlewem
krwi, jeśli tylko ta krew (czasem niewinna całkiem i bohatersko przelana w obronie dawnego
prawa) mogła być im pomocna. (…) Słowem, wywodzę, że wszyscy – nie tylko najwięksi, lecz
również ludzie choć trochę nietuzinkowi, choć trochę zdolni powiedzieć coś nowszego, muszą na
mocy swej natury koniecznie być przestępcami – w stopniu większym lub mniejszym (…)”.
Raskolnikow w swojej filozofii:
za Heglem daje prawo wybitnej jednostce do zbrodni dla dobra ludzkości,
ślepo wierzy w siłę poznania rozumowego (racjonalizm Kanta),
twierdzi, że jednostka ma prawo do nieograniczonej wolności,
uważa, że do osiągnięcia zamierzonego celu należy wykorzystać wszelkie dostępne środki.

Zupełnie odmienną filozofię życia reprezentuje Swidrygajłow, w którego postawie i poglądach


odnajdujemy elementy nihilizmu: odrzuca on normy, zasady i wartości obowiązujące w
społeczeństwie. Przed Raskolnikowem przyznaje się, że nie umie filozofować, a do Petersburga
przyjechał jedynie z powodu kobiet i całe dnie przesiaduje w knajpach. Raskolnikow napomina go,
że dopiero pochował żonę i oskarża go o rozpustę. Swidrygajłow mu odpowiada:

Uczepił się pan tej rozpusty. [...] W rozpuście jest przynajmniej coś stałego, opartego nawet na
prawach natury, nie podlegającego fantazjom, coś, co jak rozżarzony węgielek stale tli się we krwi,
coś wiecznie podniecającego, czego przez bardzo długi czas, nawet przez lata całe nie można
ugasić.
Przyznaje jednak, że we wszystkim należy zachować umiar. Panicznie boi się rozmów o śmierci i
po części uważa siebie nawet za mistyka, mimo ze nie wierzy w Boga. Raskolnikowa natomiast
nazywa idealistą.

W konsekwencji dochodzimy do następujących wniosków:


tracą sens wartości poznawcze: Raskolnikow przegrywa, wierząc ślepo w rację rozumu: jeżeli nie
ma prawdy boskiej, to wszystkie inne prawdy są dozwolone; traci wartość poznanie zmysłowe,
bowiem nie jest możliwe przeprowadzenie granicy między jawą i snem.
tracą wartość wszelkie wartości etyczne: fałszywa idea wolności absolutnej prowadzi jednostkę do
zbrodni (Raskolnikow) i do samobójstwa (Swidrygajłow)
tracą wartość wartości estetyczne, w sytuacji, gdy upada kultura, pozostaje tylko sfera ekonomii;
przyczyną wszelkiego zła jest nierówność ekonomiczna, która popycha jednostkę do myśli
przestępczych, poczucie niesprawiedliwości społecznej rodzi bunt Raskolnikowa.

W myśleniu pozytywistów dominował pogląd o wyższości poznania naukowego, rozumowego nad


poznaniem intuicyjnym. Nauka w myśl tej zasady jest jedynym narzędziem pozwalającym
stwierdzić obiektywność faktów i zdarzeń. Na mocy takich praw buntował się właśnie Raskolnikow
jako obdarzony siłą, zdolny, by powiedzieć „ostatnie słowo”; nie może przyznać, że naruszył reguły
etyczne: dobro, szlachetność, miłość bliźniego to słowa bez pokrycia. Wartości etyczne to tylko
postulaty marzycieli.
Raskolnikow to skrajny indywidualista, dopuszczający moralny relatywizm. Jest przekonany o
istnieniu ludzi wyjątkowych, mogących łamać zasady i prawo moralne. Wyznaje Soni:
[...] postawiłem sobie kiedyś pytanie: co zrobiłby na moim miejscu, na przykład, Napoleon, gdyby
dla rozpoczęcia kariery miał pod ręką nie Tulon, nie Egipt, nie przeprawę przez Mont Blanc czy
inne monumentalne i piękne rzeczy, lecz po prostu jakąś śmieszną starowinę, wdowę po
registratorze, którą w dodatku trzeba zabić, żeby z jej kuferka zabrać pieniądze (dla tej kariery,
rozumiesz?), czy zdecydowałby się na to, gdyby nie było innego wyjścia? Czy powstrzymałoby go
przeświadczenie, że jest to czyn zbyt mało monumentalny i... występny?

W tym miejscu należy odwołać się do filozofii Nietzschego. Zawarta w niej jest między innymi
koncepcja człowieka fizycznie i duchowo silnego (nadczłowieka), który jest zdolny dokonać
twórczego czynu. Wielkość owej jednostki polega właśnie na przekraczaniu ludzkiej małości,
wydobywaniu się ponad nędzę ludzkiej kondycji po to, by tworzyć nową kulturę.

Według Nietzschego Bóg nie istnieje, a w istocie to człowiek jest wyłącznym twórcą własnego losu.
Jeżeli nie ma Boga, to człowiek jest jednostką wolną, suwerenną, staje się podmiotem działań i
może sam stanowić o swoim losie. Natomiast świat jest procesem, w którym nie ma z góry
ustalonego porządku, w związku z tym wszystko jest relatywne, zmienne. W swej filozofii
Nietzsche dąży do przewartościowania wartości (por. nihilizm, który dąży do zanegowania
wartości); człowiek, jednostka samodzielna i twórcza, ma prawo powołać do istnienia swój własny
system wartości.

W duchu nietzscheańskiej filozofii postępuje główny bohater Zbrodni i kary , Raskolnikow, który
na pytanie Soni: "Czyż wolno?", odpowiada dumnie: "przecież zabiłem tylko [...] bezużyteczną,
plugawą wesz" i wygłasza tyradę o tym, że człowiek "mocny i silny rozumem i duchem" ma prawo
gwałcenia norm i zakazów, ustanowionych na użytek pospolitej większości.

W powieści Zbrodnia i kara rzeczywistość ukazuje się nam w ponurych epizodach i tragicznych
scenach stolicy olbrzymiego państwa rosyjskiego – Petersburgu. Dostojewski pokazuje zepsucie
tego miasta: nędzę, głód, pijaństwo, choroby, chciwość pieniądza.

Smutny, odstręczający i smrodliwy, letni Petersburg – pisał Dostojewski w okresie


najintensywniejszych prac nad

Zbrodnią i karą – pasuje do mojego nastroju i mógłby mi dać nawet nieco kłamliwego natchnienia
dla mojej powieści ...

Gdy zaczynamy czytać powieść, dowiadujemy się, że:


Na początku lipca, w dzień nadzwyczajnie upalny, przed wieczorem wyszedł na miasto ze swego
nędznego, sublokatorskiego pokoiku, odnajmowanego przy uliczce S-kiej, pewien młody człowiek i
wolnym krokiem, jakby niezdecydowanie, skierował się w stronę mostu K-go.

Nietrudno zauważyć, że losy głównego bohatera są nierozerwalnie związane z miastem, w którym


żyje. Petersburg zdaje się być nie tylko tłem jego przeżyć. Przytłaczająca atmosfera tego miejsca,
warunki życia jego i innych ludzi w decydujący sposób wpływa na psychikę Raskolnikowa.

Na dworze był okropny upał, przy tym panował nieznośny zaduch, tłok, na każdym kroku wapno,
rusztowania, kurz i specyficzny smród tak dobrze znany każdemu petersburżaninowi, który nie jest
w stanie wynająć letniska – wszystko to razem działało deprymująco na nadszarpnięte już nerwy
młodzieńca. A nieznośny odór, buchający z szynków, których w tej części miasta jest szczególnie
dużo, i pijani, spotykani na każdym kroku, mimo, że był to dzień powszedni, dopełniali ohydnego i
ponurego wyrazu. [...] Była to jednak taka dzielnica, że żadnym strojem nie można tu było nikogo
zadziwić. Bliskość placu Siennego, mnogość pewnych przybytków oraz przeważająca tu ludność
rzemieślnicza i cechowa, stłoczona na tych centralnych petersburskich ulicach i zaułkach,
wzmagały pstrokaciznę ogólnej panoramy obecnością takich indywiduów, że dziwne wydawałoby
się zwracanie uwagi na tego typu postacie.
Oprócz wnikliwie naszkicowanych portretów psychologicznych postaci Dostojewski bardzo
szczegółowo opisuje wygląd miasta - zwyczajne ulice stolicy, z ich smrodem i pyłem. Akcja przez
cały czas przerzuca się z wąskich i niskich pokojów na ludne ulice i place Petersburga. Na ulicy
składa siebie w ofierze Sonia, tutaj pada Marmieładow, na bulwarze przed wieżą strażacką strzela
do siebie Swidrygajłow, na placu Siennym usiłuje dokonać publicznej spowiedzi Raskolnikow.

Wielopiętrowe kamienice, wąskie zaułki, pełne kurzu skwery i garbate mosty – to obraz
przytłaczającego miasta stanowiącego idealne tło dla ciężkich zmagań Raskolnikowa z samym
sobą. Petersburga nie da się oddzielić od osobistego dramatu Raskolnikowa: jest on osnową
wszystkich wydarzeń. Carska stolica wsysa go w swoje piwiarnie, cyrkuły, restauracje, hotele. I nad
całym tym życiem z jego beznadziejnymi pijakami, szpiclami, złodziejami, gruźlicą, chorobami
wenerycznymi, mordercami i szaleńcami wznosi się surowym konturem swej architektury miasto
wielkich budowniczych i rzeźbiarzy, roztaczając w całej wspaniałości swoją majestatyczną
panoramę i tchnąc beznadziejnym duchem niemoty i głuchoty. Pisarz obnaża

prawdziwe oblicze życia wielkiej stolicy.

Swidrygajłow o Petersburgu mówi, że:


Lud się rozpija, wykształcona młodzież z bezczynności marnuje się w nierealnych snach i
mrzonkach, wyrodnieje w teoriach; nazjeżdżało się skądś Żydów, zbijają pieniądze, wszyscy
pozostali zaś oddają się rozpuście. Od razu powiało na mnie od tego miasta znajomym zapachem.

A oto kolejny obrazek:


Była mleczna, gęsta mgła. Swidrygajłow szedł po śliskim, brudnym, drewnianym bruku w stronę
Małej Newy. Majaczyły mu się jej wezbrane przez noc wody, Wyspa Piotrowska, mokre ścieżki,
wilgotna trawa, mokre drzewa, krzaki i wreszcie ten właściwy krzak... Zniecierpliwiony, chcąc
myśleć o czymś innym, zaczął przyglądać się domom. Prospekt, którym szedł, był pusty, ani
jednego przechodnia, ani jednej dorożki. Jaskrawożółte, drewniane domki z zamkniętymi
okiennicami miały wygląd ponury i niechlujny. Chłód i wilgoć przenikały go do szpiku kości, miał
dreszcze. Od czasu do czasu napotykał szyldy, które odczytywał uważnie. Oto skończył się już
drewniany bruk. Swidrygajłow doszedł do dużego, murowanego domu. Brudny, zziębnięty psiak z
podkulonym ogonem przebiegł mu drogę. Jakiś człowiek w szynelu, śmiertelnie pijany, leżał twarzą
w dół w poprzek chodnika. Popatrzył na niego i poszedł dalej. Na lewo mignęła mu wysoka wieża
strażacka. „Ba – pomyślał – to doskonałe miejsce! Po co mi Park Piotrowski?Przynajmniej w
obecności urzędowego świadka...” Omal się nie uśmiechnął do tej nowej myśli i skręcił w
ulicę ..ską. Tutaj wznosił się wielki gmach z wieżą. Pod zamkniętą ogromną bramą domu stał i
opierał się o nią niewielki człowieczek otulony w szary, żołnierski płaszcz, w mosiężnym
achillesowskim hełmie na głowie. Sennym spojrzeniem obrzucił zbliżającego się Swidrygajłowa.
Na twarzy jego malował się ten odwieczny, zrzędliwy smutek, którym zawsze zakwaszone są
wszystkie bez wyjątku twarze ludzi żydowskiego pochodzenia.

Wątek miłości Soni i Raskolnikowa

„Sonia była blondynką lat może osiemnastu, niskiego wzrostu, szczupła, lecz dość przystojna, o
cudownych, niebieskich oczach”
– tak wyglądająca córka pijaka i zarazem prostytutka w powieści Dostojewskiego jest
ucieleśnieniem wszelkich chrześcijańskich cnót. Cechuje ją wielka pokora, dobroć, zdolność do
poświęcenia dla najbliższych, a także bardzo niska samoocena. Jak pisze Danuta Polańczyk:
„Hańbiący zawód jeszcze bardziej utwierdza dziewczynę w pokorze, poczuciu własnej niskiej
wartości oraz w wierze w boskie miłosierdzie i łaskawość dla tak wielkich grzeszników jak ona
sama” (D. Polańczyk, „«Zbrodnia i kara» Fiodora Dostojewskiego”, Lublin 2005, s. 36).

Rodion natomiast, to
„(…) były student Rodion Raskolnikow, młodzieniec wrażliwy i «myślący krytycznie», jak zresztą
większość ówczesnej inteligencji rosyjskiej, a przy tym znajdujący się w trudnej sytuacji, bez
złamanego grosza przy duszy. Na żaden cud nie liczy, bo w Boga nie wierzy. Nie zamierza też
poświęcać się w imię «świetlanej przyszłości», którą łatwowiernym obiecują socjaliści (…)”
(D. Kułakowska, „Fenomen Dostojewskiego” [w:] F. Dostojewski „Zbrodnia i kara”, Warszawa
1998, s. 8).

Jakim więc cudem między tą dwójką bohaterów powstało wielkie uczucie, skoro ona miała siebie
za nic, a on uważał, że jest lepszy niż inni. Ponadto ona gorliwie wierzyła w Boga, podczas gdy on
był zdeklarowanym ateistą. Sonia pogodziła się ze swoim losem, była bierna, z drugiej strony
Rodion postanowił odmienić swoje życie zdecydowanym działaniem. Różnice dzielące bohaterów
można mnożyć bez końca.

Zostało już powiedziane, że to Raskolnikow reprezentował aktywność życiową, a Sonia pasywność,


dlatego nie dziwi, iż Rodion pierwszy zakochał się w dziewczynie. Zaimponowała mu jej
wyrozumiałość, dobroć, bezinteresowność i duchowa wielkość, która „zupełnie rozmija się z jej
skromną postacią” (D. Polańczyk, „«Zbrodnia i kara» Fiodora Dostojewskiego”, Lublin 2005, s.
37). To właśnie dla niej zdobył się na akt największej skruchy i odwagi, kiedy jako pierwszej
przyznał się do popełnionej zbrodni. W ten sposób obdarzył ją kredytem zaufania. Ponadto dzięki
niej zrozumiał, że musi ponieść konsekwencje swojego czynu, czyli poddać się sprawiedliwej
karze. Jej reakcja na to wyznanie świadczyła o jej wielkiej empatii:

„Co pan zrobił, co pan zrobił ze sobą! – powtarzała z rozpaczą. Zerwawszy się z kolan, rzuciła mu
się na szyję, oplotła go rękami i bardzo mocno uścisnęła. Raskolnikow żachnął się i spojrzał na nią
ze smutnym uśmiechem. (…) Nie, na całym świecie nie ma człowieka nieszczęśliwszego od ciebie,
nie ma! – krzyknęła Sonia, nie słysząc wcale jego uwagi, i wybuchła histerycznym płaczem. Fala
od dawna nieznanego uczucia zalała jego duszę i rozczuliła go. Nie bronił się: dwie łzy zawisły mu
na rzęsach”.Dla Rodiona Sonia była ucieleśnieniem jego poglądów na temat wyzysku najuboższych
przez resztę społeczeństwa. Uważał, że to brutalne życie i niegodne warunki życia zmusiły ją do
podjęcia niegodnego kobiety zawodu. Ona dopatrywała się w nim z kolei zagubionego, wrażliwego
i dobrego człowieka. Dlatego też postanowiła zrobić wszystko, co w jej mocy, aby ułatwić mu
powrót na „dobrą ścieżkę”. Poświęciła się dla niego do tego stopnia, że nawet pojechała za nim na
Syberię, by towarzyszyć mu na wygnaniu. Niejednokrotnie doświadczała złych słów lub przejawów
pychy czy braku wdzięczności ze strony Raskolnikowa, lecz trwała przy nim niczym skała.

Jak pisze Danuta Polańczyk:


„Miłość Soni staje się źródłem ocalenia duchowego Rodiona. Ona wskazuje mu drogę pokuty i
cierpienia, pomaga pokonać pychę i na nowo przywraca wiarę. Jej nauczanie wspomagane
przykładem własnego życia pozwala mu w końcu znaleźć odpowiedzi na owe «przeklęte pytania»,
stale dręczące i trudne”
(D. Polańczyk, „«Zbrodnia i kara» Fiodora Dostojewskiego”, Lublin 2005, s. 38). Co ciekawe,
bohaterowie dopiero w ostatniej części powieści
wyznają sobie miłość i snują wspólne plany na przyszłość. Jednak nie zmienia to faktu, iż wielkie
uczucie istniało między nimi przez długi czas, tyle tylko, że niewypowiedziane. Ostatecznie to
dzięki miłości Soni dokonała się ostateczna przemiana wewnętrzna Raskolnikowa, który zrozumiał,
że dotychczas nie żył prawdziwie. Pragnął wrócić na wolność, aby razem z ukochaną wieść „nowe
życie”. Szczęście, jakim się nawzajem obdarowywali sprawiało, że nawet perspektywa kolejnych
siedmiu lat spędzonych na wygnaniu w katorżniczych warunkach nie przerażała ich.

Wątek religijny

Wątek religijny najlepiej widać na przykładzie dwóch bohaterów, odzwierciedlających dwie


odmienne postawy: Raskolnikowa i Soni. Różnicę w systemach etycznych, którą reprezentują,
dotyczy pojmowania wiary i Boga. Dochodzi między nimi do ostrej konfrontacji:

– Ach, nie! Bóg do tego nie dopuści! – wyrwało się wreszcie udręczonej Soni. Słuchała, patrząc na
niego błagalnie, składając ręce w niemej prośbie, jak gdyby wszystko zależało od niego. [...]

Z Poleńką na pewno będzie to samo, co z panią – rzucił nagle.


Nie, nie. To niemożliwe, nie! – jak szalona krzyknęła głośno Sonia, niczym pchnięta nożem. – Bóg,
Bóg na taką potworność nie pozwoli!
Względem innych zezwala.
Nie, nie! Pan Bóg ją obroni, Bóg!... – powtarzała nieprzytomnie.
A może Boga wcale nie ma – powiedział Raskolnikow ze złośliwą satysfakcją, roześmiał się i
spojrzał na nią.

Opozycja pomiędzy wyznającym „nowożytne idee” Raskolnikowem a opowiadającą się za


ewangeliczną prostotą Sonią jest główną osią napięcia powieściowej struktury.

Sonia to córka degenerata i prostytutka. Jednak nie jest przesadą nazwanie jej „świętą”. Bohaterka
głęboko wierzy w zbawczą moc Biblii. I to właśnie ona ze swoją niezachwianą wiarą w Boga
zwycięży. Zapowiedź „zmartwychwstania” Raskolnikowa dobrze oddaje przywoływana przez nią
przypowieść biblijna o wskrzeszeniu Łazarza.

Raskolnikow natomiast jest ateistą. Nie interesuje go Bóg. System moralny Rodiona jest
zaprzeczeniem chrześcijańskiej etyki – wedle niego można zabijać „ludzkie wszy”, które stoją
innym na drodze. Buntuje się przeciw Bogu, próbując stworzyć świat bez Niego, gdzie wszystkie
prawa ustanawia człowiek. Twierdzi, że
„wszystko jest w rękach człowieka, a on pozwala sobie zdmuchnąć wszystko sprzed nosa”.

Raskolnikow wyznaje kult rozumu i chłodnej inteligencji. Ze swoimi ideałami i pozycją społeczną
bohater jest z góry skazany na niepowodzenie, zwłaszcza wtedy, gdy ratunku szuka w
indywidualistycznej filozofii. Rozum prowadzi bohatera na manowce.

Nawet Marmieładow przyznaje się , że jest człowiekiem wierzącym. Wrażenie robią bełkotliwie
wypowiadane przez niego frazy z Ewangelii:

– Żałować! A po cóż mnie żałować! – krzyknął rozpaczliwie Marmieładow, wstając z wyciągniętą


przed siebie ręką, w prawdziwym natchnieniu, jakby tylko czekał na te słowa.
- Po co, powiadasz żałować? Słusznie! Żałować mnie nie ma za co! Ukrzyżować mnie trzeba, do
krzyża przybić, a nie żałować! Lecz ukrzyżuj, sędzio, ukrzyżuj, a ukrzyżowawszy, ulituj się nad
nim! Wówczas sam przyjdę do ciebie na mękę ukrzyżowania, albowiem pragnę nie uciech, lecz
bólu i łez! Myślisz może, szynkarzu, że ta twoja butelka na dobre mi poszła? Boleści, boleści
szukałem na jej dnie, boleści i łez, i znalazłem je, doświadczyłem; a ulituje się nad nami Ten, który
ulitował się nad wszystkimi, który wszystko i wszystkich zrozumiał, On jeden jedyny, On też jest
sędzią. W dniu tym przyjdzie i zapyta: „Gdzie jest ta córa, co dla złej macochy, suchotami toczonej,
dla cudzych dzieci nieletnich siebie w ofierze złożyła? Gdzie jest ta córa, co nad swoim ziemskim
ojcem, pijanicą szkodliwym, nie brzydząc się opuszczenia jego, ulitowała się?” I powie: „Przybądź
do mnie! Odpuściłem ci raz już winy twoje... Odpuściłem już raz... I teraz odpuszczone ci są liczne
grzechy twoje, jako że ty wiele umiłowałeś... I daruje winy Soni mojej, jestem świecie przekonany,
że daruje... Sercem to poczułem, kiedy ostatnio do niej przyszedłem i spojrzałem na nią!... I
wszystkim sprawiedliwość uczyni, dobrym i złym, wyniosłym i pokornym... I gdy już ukończy sąd
nad wszystkimi, wtedy i nas wezwie. „Przyjdźcie – powie- i wy! Przyjdźcie, opoje, przyjdźcie słabi,
przyjdźcie, pohańbieni!” I staniemy wszyscy przed obliczem Jego, wstydu zapomniawszy. I
usłyszymy głos Jego: „ Świnie jesteście! Na obraz i podobieństwo bestii, aliści przyjdźcie i wy!” I
rzekną mędrcy, rzekną szlachetni: „Boże łaski swej im udzielasz?” I tak Pan im odrzecze: „Dlatego
łaski swej im udzielam, o medrcy, że ani jeden z nich nigdy nie pomyślał nawet, że godny jest jej
dostąpić...” I wyciągnie ku nam ręce swoje, a my przypadniemy, przez łzy przejrzymy... i wszystko
zrozumiemy! O, wtenczas wszystko zrozumiemy!... Wszyscy przejrzą... nawet Katarzyna
Iwanowna... i ona zrozumie... Panie, przyjdź królestwo Twoje.

Powyższy fragment to przykład niezłomnej wiary w miłosierdzie Boga, który jest łaskawym Ojcem,
nikogo nie potępia i odpuszcza wszystkie grzechy.
W powieści wyraźnie widać, jak ateizm przeplata się z postulatami religii chrześcijańskiej; w
ostateczności zwycięża to drugie, tylko wiara i nawrócenie są w stanie uratować człowieka,
pomagają mu odnaleźć drogę, odzyskać utraconą godność, nadać sens jego życiu i cierpieniu.
Sonia, choć pohańbiona przez zawód, jaki wykonuje, jest uosobieniem czystości i niewinności.
Równowagę duchową zapewnia jej głęboka wiara w Boga. Raskolnikow powoli dojrzewa do
przemiany – przede wszystkim pod wpływem Soni i lektury Ewangelii. Jego przełom ma charakter
mistyczny – bohater, który dotąd hołdował prawom rozumowym, zetknął się z czymś, na co rozum
nie daje odpowiedzi – objawioną wiarą. Prawda wiary okazuje się silniejsza od prawdy rozumu.

Wątek społeczny w Zbrodni i karze

Zbrodnia i kara to przykład powieści realistycznej bardzo dokładnie przedstawiającej obraz


społeczeństwa rosyjskiego drugiej połowy XIX wieku. Dostojewski uwagę czytelnika kieruje na
najniższą warstwę społeczną. Jego bohaterowie to ludzie borykający się z nędzą (Raskolnikow,
rodzina Marmieładowów), uwikłani w zbrodnie i inne występki (Raskolnikow, Swidrygajłow),
degeneraci społeczni i alkoholicy (Marmieładow), prostytutki (Sonia).

Kryzys ekonomiczny i przemysłowy przyczynia się do ubożenia ludności, kwitnie przestępstwo i


prostytucja. Pisarz porusza problem alkoholizmu i materialnej nędzy. Codziennością dla ludzi z
marginesu społecznego jest zmaganie się z bezrobociem, chorobami (gruźlica Katarzyny
Iwanownej), głodem.

Nędza rodziny Marmieładowa była już taka, że nikt z nich nie miał bielizny na zmianę. Katarzyna
Iwanowna nie mogła znieść brudu i wolała męczyć się nad siły po nocach, gdy wszyscy śpią, aby
do rana wysuszyć mokrą bieliznę na rozciągniętym sznurze i dać każdemu czystą.

Codzienna egzystencja razi swą brzydotą. Szczególną litość wzbudzają dzieci Marmieładowa:
Najmłodsza dziewczynka, może sześcioletnia, spała na podłodze w jakiejś dziwnej, siedzącej pozie,
z głową wtuloną w kanapę. Chłopiec, o rok starszy od niej, drżał w kącie na całym ciele i płakał.
Wyglądało na to, że przed chwilą go wygrzmocono. Starsza dziewczynka, w wieku lat dziewięciu,
wysoka i cienka jak zapałka, w nędznej, podartej koszulinie i w narzuconym na ramionka
kortowym paltociku, sprawionym jej prawdopodobnie ze dwa lata temu, bo nie sięgał teraz nawet
do kolan, stała w kącie obok młodszego braciszka, obejmując go długą, chudą jak patyk ręką.
Zdawała się go uspokajać, coś mu szeptała, różnymi sposobami usiłowała powstrzymać go, żeby się
znów nie rozbeczał, równocześnie zaś ze strachem śledziła za matką swymi wielkimi, ciemnymi
oczyma, które wydawały się w jej wychudłej i wystraszonej twarzyczce jeszcze większe, niż były w
rzeczywistości.

Dostojewski przedstawia tragiczny los dziecka cierpiącego, zaniedbanego, pozbawionego miłości,


prawdziwego dzieciństwa oraz opieki rodzicielskiej.

Miejsce i czas akcji – wizja Petersburga w powieści


Zasadniczo dramat Raskolnikowa powstaje i rozwija się na tle głębokiego kryzysu finansowego
Rosji lat sześćdziesiątych XIX wieku. Jego szczególne nasilenie nastąpiło właśnie w roku 1865, w
którym Dostojewski umiejscowił akcję Zbrodni i kary. Okrutna rzeczywistość ekonomiczna sprzyja
pogłębianiu i udoskonalaniu planów Raskolnikowa. W powieści ta rzeczywistość ukazuje się nam
w ponurych epizodach i tragicznych scenach stolicy olbrzymiego państwa – Petersburg.
Dostojewski pokazuje zepsucie tego miasta: nędzę, głód, pijaństwo, choroby, chciwość pieniądza.
Czasami autor przywołuje pewne zdarzenia z przeszłości bohaterów. Do ostatecznego i zarazem
kluczowego rozwiązania akcji dochodzi na Syberii, gdzie główny bohater odbywa karę i ulega
przemianie.

Smutny, odstręczający i smrodliwy letni Petersburg – pisał Dostojewski w okresie


najintensywniejszych prac nad Zbrodnią i karą – pasuje do mojego nastroju i mógłby mi dać nawet
nieco kłamliwego natchnienia dla mojej powieści ...

Gdy zaczynamy czytać powieść, dowiadujemy się, że:

Na początku lipca, w dzień nadzwyczajnie upalny, przed wieczorem wyszedł na miasto ze swego
nędznego, sublokatorskiego pokoiku, odnajmowanego przy uliczce S-kiej, pewien młody człowiek i
wolnym krokiem, jakby niezdecydowanie, skierował się w stronę mostu K-go.

Nietrudno zauważyć, że losy głównego bohatera są nierozerwalnie związane z miastem, w którym


żyje. Petersburg zdaje się być nie tylko tłem jego przeżyć. Przytłaczająca atmosfera tego miejsca,
warunki życia jego i innych ludzi w decydujący sposób wpływa na psychikę Raskolnikowa.

Na dworze był okropny upał, przy tym panował nieznośny zaduch, tłok, na każdym kroku wapno,
rusztowania, kurz i specyficzny smród tak dobrze znany każdemu petersburżaninowi, który nie jest
w stanie wynająć letniska – wszystko to razem działało deprymująco na nadszarpnięte już nerwy
młodzieńca. A nieznośny odór, buchający z szynków, których w tej części miasta jest szczególnie
dużo, i pijani, spotykani na każdym kroku, mimo, że był to dzień powszedni, dopełniali ohydnego i
ponurego wyrazu. [...] Była to jednak taka dzielnica, że żadnym strojem nie można tu było nikogo
zadziwić. Bliskość placu Siennego, mnogość pewnych przybytków oraz przeważająca tu ludność
rzemieślnicza i cechowa, stłoczona na tych centralnych petersburskich ulicach i zaułkach,
wzmagały pstrokaciznę ogólnej panoramy obecnością takich indywiduów, że dziwne wydawałoby
się zwracanie uwagi na tego typu postacie.
Oprócz wnikliwie naszkicowanych portretów psychologicznych postaci Dostojewski bardzo
szczegółowo opisuje wygląd miasta - zwyczajne ulice stolicy, z ich smrodem i pyłem. Akcja przez
cały czas przerzuca się z wąskich i niskich pokojów na ludne ulice i place Petersburga. Na ulicy
składa siebie w ofierze Sonia, tutaj pada Marmieładow, na bulwarze przed wieżą strażacką strzela
do siebie Swidrygajłow, na placu Siennym usiłuje dokonać publicznej spowiedzi Raskolnikow.
Wielopiętrowe kamienice, wąskie zaułki, pełne kurzu skwery i garbate mosty – to obraz
przytłaczającego miasta stanowiącego idealne tło dla ciężkich zmagań Raskolnikowa z samym
sobą. Petersburga nie da się oddzielić od osobistego dramatu Raskolnikowa: jest on osnową
wszystkich wydarzeń. Carska stolica wsysa go w swoje piwiarnie, cyrkuły, restauracje, hotele. I nad
całym tym życiem z jego beznadziejnymi pijakami, szpiclami, złodziejami, gruźlicą, chorobami
wenerycznymi, mordercami i szaleńcami wznosi się surowym konturem swej architektury miasto
wielkich budowniczych i rzeźbiarzy, roztaczając w całej wspaniałości swoją majestatyczną
panoramę i tchnąc beznadziejnym duchem niemoty i głuchoty. Pisarz obnaża prawdziwe oblicze
życia wielkiej stolicy.

Swidrygajłow o Petersburgu mówi, że:


Lud się rozpija, wykształcona młodzież z bezczynności marnuje się w nierealnych snach i
mrzonkach, wyrodnieje w teoriach; nazjeżdżało się skądś Żydów, zbijają pieniądze, wszyscy
pozostali zaś oddają się rozpuście. Od razu powiało na mnie od tego miasta znajomym zapachem.

A oto kolejny obrazek:


Była mleczna, gęsta mgła. Swidrygajłow szedł po śliskim, brudnym, drewnianym bruku w stronę
Małej Newy. Majaczyły mu się jej wezbrane przez noc wody, Wyspa Piotrowska, mokre ścieżki,
wilgotna trawa, mokre drzewa, krzaki i wreszcie ten właściwy krzak... Zniecierpliwiony, chcąc
myśleć o czymś innym, zaczął przyglądać się domom. Prospekt, którym szedł, był pusty, ani
jednego przechodnia, ani jednej dorożki. Jaskrawożółte, drewniane domki z zamkniętymi
okiennicami miały wygląd ponury i niechlujny. Chłód i wilgoć przenikały go do szpiku kości, miał
dreszcze. Od czasu do czasu napotykał szyldy, które odczytywał uważnie. Oto skończył się już
drewniany bruk. Swidrygajłow doszedł do dużego, murowanego domu. Brudny, zziębnięty psiak z
podkulonym ogonem przebiegł mu drogę. Jakiś człowiek w szynelu, śmiertelnie pijany, leżał twarzą
w dół w poprzek chodnika. Popatrzył na niego i poszedł dalej. Na lewo mignęła mu wysoka wieża
strażacka. „Ba – pomyślał – to doskonałe miejsce! Po co mi Park Piotrowski? Przynajmniej w
obecności urzędowego świadka...” Omal się nie uśmiechnął do tej nowej myśli i skręcił w
ulicę ..ską. Tutaj wznosił się wielki gmach z wieżą. Pod zamkniętą ogromną bramą domu stał i
opierał się o nią niewielki człowieczek otulony w szary, żołnierski płaszcz, w mosiężnym
achillesowskim hełmie na głowie. Sennym spojrzeniem obrzucił zbliżającego się Swidrygajłowa.
Na twarzy jego malował się ten odwieczny, zrzędliwy smutek, którym zawsze zakwaszone są
wszystkie bez wyjątku twarze ludzi żydowskiego pochodzenia.
Powyższy obrazek budzi uczucia przygnębienia, smutku, melancholii i beznadziejności. W takiej
scenerii trudno zdobyć się na optymizm, toteż Swidrygajłow, widząc wokół siebie taką
rzeczywistość utwierdza się w swoim zamiarze popełnienia samobójstwa.
Przesłanie „Zbrodni i kary”

We wstępie do polskiego wydania powieści z 1998 roku możemy przeczytać:


„Dostojewski w «Zbrodni i karze», podobnie jak i w późniejszych swoich powieściach, nie tyle
rozwiązuje problemy, co je formułuje. Z rzadko spotykaną pasją tropi fałsz i odsłania ryzyko
rozwiązań pozornych, demaskuje prawdy pseudooczywiste, jak na przykład ta, że postęp wymaga
ofiar, że godziwy cel uświęca środki, że przyszła harmonia zrównoważy zbrodnie historii, a
upragniona pomyślność materialna wyczerpie aspiracje człowieka i wyeliminuje jego «przeklęte
problemy» egzystencjalne”
(D. Kułakowska, „Fenomen Dostojewskiego” [w:] F. Dostojewski „Zbrodnia i kara”, Warszawa
1998, s. 10). Właśnie te elementy decydują o ponadczasowej i uniwersalnej wymowie powieści
wielkiego rosyjskiego pisarza.

Na kartach „Zbrodni i kary” znajdziemy wiele tak zwanych „odwiecznych pytań” ludzkości.
Pojawiają się tu między innymi takie zagadnienia jak sens życia, istnienie Boga, niesprawiedliwość
społeczna, słabość człowieka, różnorodność systemów wartości, ponoszenie konsekwencji
własnych czynów, odpowiedzialność za swoje życie, egzystencja w społeczeństwie, alienacja
jednostki i wiele innych.

Chociaż Dostojewski nie starał się nikomu narzucać swoich poglądów, to wymowa utworu jest
wybitnie prochrześcijańska. Zauważa to również Danuta Polańczyk:
„Postawa zbrodniarza, który odszedł od Boga i przez grzech, a potem pokutę, do Niego wraca jest
swoistym drogowskazem dla innych wątpiących, ,jest również przyznaniem słuszności takiej
hierarchii wartości, która zasadza się na przykazaniach dekalogu. «Nie zabijaj! » wiąże się
wyraźnie z prospołeczną postawą miłości bliźniego”
(D. Polańczyk, „«Zbrodnia i kara» Fiodora Dostojewskiego”, Lublin 2005, s. 45).

Dużo bardziej uniwersalne są już wątki związane z moralnością w kontekście prawa naturalnego
(nazywanego też boskim) i pozytywnego (utworzonego przez człowieka). Do najważniejszych
przesłań „Zbrodni i kary” w tym kontekście należy zaliczyć fakt, iż żadna zbrodnia, a zwłaszcza tak
okrutna jak morderstwo z premedytacją, nie może być popełnione w imię jakiejkolwiek idei, nawet
jeśli przez to sytuacja ogółu społeczeństwa miałaby się poprawić. W tym przypadku konieczne jest
poszanowanie zarówno prawa naturalnego i pozytywnego, które jasno głoszą, że pozbawienie życia
drugiej osoby to najcięższe przestępstwo. Ponadto nikt nie powinien uważać się za jednostkę
wielką, doskonalszą, lepszą niż pozostałe, ponieważ wszyscy jesteśmy tacy sami w oczach Boga
(prawo boskie uważa pychę za jeden z grzechów śmiertelnych).
Przede wszystkim jednak powieść Dostojewskiego usiłuje przekonać czytelnika, że człowiek musi
brać pełną odpowiedzialność za własne czyny, co wiąże się także z ponoszeniem ich konsekwencji.
W samym tytule jest już zawarte to wielkie przesłanie. Każda zbrodnia musi zostać ukarana.
Konsekwentnie, niezależnie od tego kim jest osoba popełniająca przestępstwo i jaka jest jej
motywacja, należy doprowadzić do tego, by za to zapłaciła. W przypadku Rodiona, który dopuścił
się najcięższego przestępstwa, samo więzienie nie było wystarczającą karą. Jak czytamy na
ostatniej stronie powieści:
„Raskolnikow jeszcze nie zdawał sobie sprawy z tego, że to nowe życie nie jest darem, że musi je
okupić, zapłacić za nie w przyszłości wielkim czynem...”
. Widzimy zatem, że za swoją wielką zbrodnię będzie musiał odkupić się równie wielkim dobrym
uczynkiem.

Ponadto Dostojewski w „Zbrodnia i karze” w doskonały sposób uchwycił złożoność natury


ludzkiej. Z jednej strony jesteśmy zdolni do najszlachetniejszych i światłych zachowań, do
współczucia, niesienia pomocy innym, miłości, a z drugiej strony nawet wrażliwe jednostki są w
stanie chwycić za siekierę i rozłupać głowę drugiemu człowiekowi. Powieść wielkiego Rosjanina
mówi jednak nie tylko o tym, że każdy w każdym z nas drzemie zbrodniarki potencjał, ale również
o tym, że nawet z najniższego upadku jesteśmy w stanie się podnieść. Można więc powiedzieć, że
„Zbrodnia i kara” to także powieść o ludzkiej niezłomności i sile charakteru. Dostojewski posłużył
się tutaj bardzo ciekawym zabiegiem – Rodion, czyli były student prawa, okazał się zdolny do
morderstwa, podczas gdy Sonia, osiemnastoletnia prostytutka, w rzeczywistości była „istnym
aniołem”. Autor w ten sposób uzyskał pewien paradoks, ponieważ bohaterowie po bliższym
poznaniu okazali się być zupełnie inni, niż można byłoby przypuszczać po pierwszym zetknięciu
się z nimi. To kolejny dowód na to, że Dostojewski był mistrzem ukazywania złożoności ludzkich
charakterów i natury człowieka w ogóle.

Zbrodnia i kara jako powieść psychologiczna

Dostojewski, zafascynowany „mrocznymi” stronami natury ludzkiej, stworzył nowy typ prozy
psychologicznej, analizującej wieloznaczne motywacje działań człowieka uwikłanego w walkę
pomiędzy dobrem i złem.

Powieść daje wnikliwy rysunek psychologiczny zbrodniarza, jego przeżycia, uczucia. Pokazuje, jak
rozwija się mechanizm zbrodni. Obok studium zbrodni mamy również rozważania nad istotą
kłamstwa i jego znaczeniem w życiu jednostki, która próbuje dojść do prawdy. Autor pokazuje
również zmiany, jakie dokonały się w życiu bohatera po dokonaniu zbrodni, jak zmienia się jego
świat, życie, system wyznawanych wartości. W Zbrodni i karze widzimy różne reakcje mordercy;
możemy śledzić wewnętrzną walkę człowieka wrażliwego, dręczonego wyrzutami sumienia.

Do przedstawienia portretu psychologicznego Raskolnikowa autor wykorzystuje różne techniki:

1. monolog wewnętrzny (tu przytaczam myśli Raskolnikowa przed popełnieniem zbrodni):

Nie stanie się? A cóż ty takiego przedsięweźmiesz, żeby to się nie mogło stać? Zabronisz?
A jakie masz po temu prawo? Co ty możesz im w zamian obiecać, żeby posiąść takie prawo?
Obiecasz poświęcić im swoje życie, całą swoją przyszłość, gdy ukończysz uniwersytet i otrzymasz
posadę? Słyszeliśmy już o tym, ale to są obiecanki cacanki, a teraz co? Przecież tu trzeba teraz coś
przedsięwziąć, czy ty to rozumiesz? A ty co teraz robisz? Okradasz je właśnie. Przecież pieniądze
dostają pod zastaw sturublowej emerytury i u państwa Swidrygajłowów! A w jaki sposób uchronisz
je przed Swidrygajłowami albo przed Afanasijem Iwanowiczem Wachruszynem ty, milionerze
przyszły, Zeusie rozporządzający ich losem? Za lat dziesięć? W ciągu tych dziesięciu lat matka
zdąży oślepnąć od wyszywania albo od łez przelanych, zmarnieje z głodu, a siostra? No, pomyśl
tylko, co może się stać z siostrą za dziesięć lat albo i w ciągu tych lat dziesieciu? Domyśliłeś się?

2. narracja 3-osobowa (relacja ze stanu psychicznego Raskolnikowa tuż po dokonaniu zbrodni):

Coraz bardziej opanowywał go strach, zwłaszcza po tym drugim, zupełnie nieprzewidzianym


morderstwie. Chciał jak najprędzej stąd uciec. I gdyby był w stanie w owej chwili dokładniej
widzieć i rozumować, gdyby mógł uświadomić sobie wszystkie trudności swojej sytuacji, całą
grozę, ohydę i bezsensowność oraz zrozumieć wreszcie, ile czeka go przeszkód, a może i
przestępstw, żeby się stąd wyrwać i dostać do domu, to bardzo możliwe, że porzuciłby wszystko,
poszedłby, gdzie należy, i sam na siebie zrobiłby doniesienie, nawet nie ze strachu o siebie, a z
przerażenia i obrzydzenia do tego, co uczynił. Szczególne uczucie obrzydzenia potęgowało się w
nim z minuty na minutę. Za nic na świecie nie wróciłby teraz do kufra ani do pokoi.
A oto kolejny przykład narracji 3-osobowej:

W pierwszej chwili przekonany był, że dostaje obłędu. Przeszedł go zimny dreszcz, ale dreszcz ten
spowodowany był również gorączką, która zaczęła go trawić jeszcze we śnie. Teraz zaś tak nim
rzucało, że ząb na ząb nie trafiał i wszystko w nim drżało.

Autor bardzo skrupulatnie zdaje relację ze stanu psychicznego Raskolnikowa. Informacje tego typu,
bardzo zresztą szczegółowe, przewijają się przez całą powieść:

Z wyglądu można go było wziąć za rannego albo za człowieka zgnębionego silnym bólem
fizycznym – brwi miał ściśnięte, wargi zaciśnięte, oczy mu błyszczały. Mówił mało i niechętnie,
jakby sprawiało mu to ból lub wypełniał niemiły obowiązek, a w ruchach jego można było
spostrzec oznaki niepokoju. [...] Blada i chmurna jego twarz rozjaśniła się na chwilę, gdy weszły
matka i siostra, lecz zaraz w miejsce poprzedniego ponurego roztargnienia osiadł na niej wyraz
wewnętrznej udręki.

Posługując się tymi nowatorskimi technikami autor kreuje bardzo sugestywnie przemawiającą do
czytelnika postać człowieka uwikłanego w morderstwo. Fascynujące studium zwichniętej psychiki,
jakie przynosi dzieło Dostojewskiego, stało się dla wielu pisarzy niedościgłym wzorem analizy
najtajniejszych zakamarków ludzkiej duszy.

Bohaterowie
Raskolnikow - charakterystyka
Rodion Romanowicz Raskolnikow jest głównym bohaterem powieści Zbrodnia i
kara. Jest to postać niezwykle złożona, niejednoznaczna i pełna sprzeczności.
Przekonany o swej niezwykłości Raskolnikow podejmuje ryzyko, chce sprawdzić
sam siebie i dopuszcza się zbrodni. Zadaje sobie pytanie, czy taki ktoś jak on ma
prawo stanowić o czyimś losie, a tym samym próbuje się przekonać, czy
osamotniona w swych działaniach wybitna jednostka jest zdolna decydować o
losie całej ludzkości, wpłynąć na bieg historii.

Raskolnikow to typ bohatera, który na oczach czytelnika ulega daleko idącej


duchowej przemianie. Jego losy zaczynamy śledzić już od pierwszych zdań
powieści. Narrator tak oto opisuje jego wygląd zewnętrzny:

był to młodzian wyjątkowej urody, miał piękne ciemne oczy, wzrost powyżej
średniego, sylwetkę wysmukłą i zgrabną. Był tak nędznie ubrany, że ktoś inny na
jego miejscu, nawet przyzwyczajony do tego, krępowałby się w biały dzień
wychodzić na ulicę w takich łachmanach.

O naszym bohaterze dowiadujemy się, że jest byłym studentem prawa. Boryka


się z problemami finansowymi, żyje w skrajnym ubóstwie i samotności.
Wynajmuje maleńki pokoik na poddaszu, który przypomina raczej klitkę, niż
mieszkanie (odwiedzający Raskolnikowa goście mają wrażenie, że są w
trumnie). Wyposażenie jest bardzo nędzne i liche, znajduje się tu stół, kanapa i
trzy sfatygowane krzesła. Na ścianie odstaje żółta, poszarpana tapeta. Pokoik
robi wrażenie opuszczonego, panuje tu bałagan, wszystko pokryte jest grubą
warstwą kurzu.
ad

Warunki, w jakich żyje nasz bohater, wpływają negatywnie na jego psychikę i


usposobienie.
Z dnia na dzień staje się człowiekiem wyalienowanym, unika ludzi i zamyka się
w sobie. Od jakiegoś czasu znajduje się w stanie wysokiego napięcia nerwowego
graniczącego z hipochondrią.
Doznaje pewnej gradacji negatywnych uczuć: przytłacza go nędza i budzi się w
nim zupełne zobojętnienie do życia. W jego głowie kłębią się bardzo różne
złowrogie myśli, które doprowadzają go do popełnienia zbrodni (w konsekwencji
mogły stać się przyczyną samounicestwienia, gdyż Raskolnikow, chcąc raz na
zawsze z tym wszystkim skończyć, jest o krok od popełnienia samobójstwa).

Samotność i bunt – uczucia charakteryzujące Raskolnikowa – pozwalają


zaliczyć go do typu bohatera romantycznego. Raskolnikow jest niezmiernie
ambitny i wrażliwy, boleśnie odczuwa swoją poniewierkę i nędzę, doświadcza
silnego poczucia rozziewu pomiędzy własnymi możliwościami duchowymi i
intelektualnymi a ograniczeniem przypisanej mu kondycji społecznej. Pisze
artykuł O zbrodni . Tu przedstawia swoją ideologię o wyższości jednych ludzi
nad innymi i na tym przykładzie pokazuje swoją własną teorię na temat
społeczeństwa. Podzielił ludzi na dwie grupy. Raskolnikow uznawał wyższość
jednostek wybitnych, które odrzucają wszelkie istniejące prawa i tworzą nową
moralność. Według bohatera, jednostki należące do wyższej kategorii ludzi są
zdolni tworzyć historię. Ideałami studenta były wielkie postacie historyczne, np.
Napoleon, który popełnił zbrodnie przekraczające granice moralności.

Bohater, ukuwszy taką ideologię, chce sprawdzić sam siebie. Nurtuje go pytanie „czy jestem drżącą
kreaturą, czy też mam prawo?” Jest zdolnym człowiekiem i może zajść daleko. On sam jest
przekonany, że jest zobowiązany dla dobra ludzkości dokonać jakiegoś wielkiego czynu.
Spotkanie w szynku z Marmiełodowem i refleksja nad bezmiernym upodleniem ojca Soni
Marmiełodowej uświadamia Raskolnikowoi niesprawiedliwość świata i budzi poczucie solidarności
ze skrzywdzonymi i upadłymi. Jego zagubienie i świadomość sytuacji bez wyjścia pogłębiają listy
od matki, z których dowiaduje się o ciężkiej sytuacji materialnej swoich bliskich i upokorzeniach
swojej siostry Duni, skompromitowanej przez Swidrygajłowa i gotowej dla ratowania finansów
rodziny oddać rękę znacznie starszemu od niej i antypatycznemu radcy Łużynowi. Obrazy
ludzkiego cierpienia, wizje okrutnych zdarzeń z dzieciństwa (bestialskie zatłuczenie konia przez
jego prymitywnego i brutalnego właściciela) konkretyzują w świadomości Rodiona rozpaczliwą
decyzję zamordowania starej lichwiarki i zdobycia w ten sposób pieniędzy, które umożliwią godne
życie jemu i rodzinie, pomogą nieść pomoc cierpiącym i poniżonym. W zamiarze tym utwierdza go
rozmowa podsłuchana w triaktierni: oficer i student rozważają moralną słuszność tego czynu,
przywołując dla przykładu rozpaczliwą postać starej.

Alona Iwanowna, lichwiarka bogacąca się na nędzy innych, staje się dla Raskolnikowa ohydnym
wybrykiem natury, do którego boskie przykazanie „nie zabijaj” się nie stosuje. Dla bohatera nie
istnieją żadne święte prawa. Jak dowodzi śledczemu Porfiremu Pietrowiczowi, postęp w
jakiejkolwiek dziedzinie zmusza do naruszenia tych podstawowych zasad etycznych. Zły czyn, jeśli
posłuży ludzkości, z czasem uzyska legitymację moralną.

Raskolnikowa nie interesuje Bóg. System moralny Rodiona jest zaprzeczeniem chrześcijańskiej
etyki – wedle niego można zabijać „ludzkie wszy”, które stoją innym na drodze. Opętany
szaleństwem Raskolnikow kieruje się wyłącznie pychą.

Cierpienie i udręka, jakich doznaje Raskolnikow po dokonaniu zbrodni, są dowodem, że nie traci
on wrażliwości i serca. Mimo że sam cierpi biedę, pomaga innym materialnie: daje pieniądze na
pogrzeb Marmieładowa, w czasie studiów opiekuje się kolegą i jego ojcem, oddaje ostatnie
pieniądze żebraczkom na ulicy. Czyny te dają nadzieję, że bohater może się zmienić. Stopniowo
Raskolnikow zaczyna zdawać sobie sprawę, że jego przekonania były błędne. Zmiana podejścia do
zbrodniczej idei dokonuje się poprzez obserwację życia toczącego się wokół i znajomość z Sonią
Marmieładow. Wyrzuty sumienia stają się dla niego początkiem drogi do duchowego odrodzenia.
Koniecznym elementem oczyszczenia jest pokuta – dlatego do „zmartwychwstania” bohatera
dochodzi na katordze. Tu Raskolnikow powoli dojrzewa do przemiany – przede wszystkim pod
wpływem Soni i lektury Ewangelli. Uświadamia sobie, jak strasznego czynu dokonał.
Przebywszy ciężką, groźną dla życia chorobę przeżywa także głęboką duchową przemianę. Kiedy
Raskolnikow uświadamia sobie, jak bardzo się pomylił, zaczyna odczuwać pustkę, czuje się
człowiekiem przegranym. Tę pustkę wypełnia miłość do Soni. Nawraca się. Powraca do dawno
porzuconej wiary religijnej, pod wpływem Soni zaczyna rozumieć wartość transcendentnych praw
moralnych i chrześcijańskie podstawy wiary w odkupienie win skruchą i cierpieniem. Pod
wpływem Soni Raskolnikow zmienia się, zdziwiony tym faktem pyta samego siebie:
Czyż jej przekonania mogą teraz nie być moimi przekonaniami? A przynajmniej jej uczucia,
dążenia...

Zrozumiał, że oto staje przed nim nowe życie. Zaczyna budzić się w nim nadzieja.
Tu zaczyna się już nowa historia, historia stopniowego odradzania się człowieka, stopniowego
przechodzenia z jednego świata do drugiego, poznawania nowej, nie znanej dotychczas
rzeczywistości.

Raskolnikow jest postacią, którą niezwykle trudno ocenić. Jakkolwiek by nie spojrzeć, ta ocena
będzie zawsze niejednoznaczna. Dostojewski celowo przedstawia bohatera jako człowieka
rozdwojonego – raz jest dobry i uczynny, innym razem chłodny i wyniosły. Ten duchowy dualizm
staje się przyczyną zamętu, dotykającego psychikę bohatera. Raskolnikow to skrajny
indywidualista, dopuszczający moralny relatywizm. Dopuścił się haniebnego czynu w myśl pewnej
ideologii. A jednak w miejsce spodziewanej ulgi pojawiła się odraza i lęk. Ten stan doprowadza go
do choroby pełnej złych snów i majaczeń. Staje się jednostką uwikłaną w haniebny czyn, który
niszczy ją wewnętrznie. Jego postawa każe zastanowić się nad kondycją człowieka, nad istotą dobra
i zła. Śledząc losy bohatera, widzimy, jak długą drogę musiał przejść, by ulec uzdrawiającej
przemianie. Dostojewski celowo tak przedstawił swojego bohatera, by pokazać złożoność natury
ludzkiej i mechanizmy kierujące jej postępowaniem

Sonia - charakterystyka

Poleca: 96/100 % użytkowników, liczba głosów: 1185

Zofia Siemionowna Marmieładowa (Sonia) jest jedną z głównych postaci powieści. Pierwsza
wzmianka na jej temat pojawia się podczas rozmowy Marmieładowa z Raskolnikowem w szynku.
Natomiast bezpośrednio poznajemy ją w momencie, gdy umiera jej ojciec Marmieładow.

Sonia była blondynką lat może osiemnastu, niskiego wzrostu, szczupła, lecz dość przystojna, o
cudownych, niebieskich oczach.
Jej pojawienie się w pokoju umierającego wywołuje zgorszone szepty tłumu gapiów. Już sam jej
ubiór jest rażąco nieprzyzwoity, jednoznacznie wskazujący na profesję prostytutki; ma na sobie
jedwabną suknię z nadzwyczaj długim i śmiesznym ogonem i jasne buciki, na głowie zaś słomiany,
okrągły kapelusik ozdobiony jaskrawym piórem ognistego koloru. Mimo wieczornej pory w ręku
trzymała parasolkę od słońca. Tylko jej blada i wychudła twarz zdradzała przerażenie.

Powyższy obraz mocno kontrastuje z innym, gdy Sonia odwiedza Raskolnikowa, by podziękować
mu za okazaną pomoc. W pierwszej chwili wszyscy spojrzeli na nią ze zdziwieniem i ciekawością.
Sam Raskolnikow ledwo ją poznał. Oto stanęła przed nimi bardzo młoda, nieśmiała i skromnie, a
wręcz ubogo ubrana dziewczyna.
Miała na sobie zwyczajną, codzienną sukienkę, na głowie zaś niemodny, stary kapelusz; z
wczorajszego stroju pozostała jej jedynie parasolka, którą trzymała w ręku.
Jej ruchy zdradzały wielkie zakłopotanie, nie do końca wie, jak ma się zachować w towarzystwie.
Ale jej skromność, dziecięca nieśmiałość i przyzwoite maniery sprawiają, że zjednuje sobie ludzi.

Sonia jest córką Marmieładowa z pierwszego małżeństwa. Z powodu złych warunków materialnych
rodziny (spowodowanych w znacznej części przez pijaństwo ojca), nie zdobyła żadnego
wykształcenia. Nękana prze macochę, Katarzynę Iwanowną, pretensjami o status "darmozjada",
kiedy nie może znaleźć zatrudnienia jako szwaczka, decyduje się (mając także na względzie biedę
przyrodniego rodzeństwa) pójść na ulicę: uprawia profesję prostytutki z policyjnym "żółtym
biletem", odcinającym jej powrót do normalnego życia i społeczeństwa "przyzwoitych ludzi".

Pełna pokory i dobroci, zawsze gotowa do chrześcijańskiego przebaczenia zachowuje w


poniżających okolicznościach życiowych godność i człowieczeństwo. Napotyka na swej drodze
Raskolnikowa poznaje go przy łożu umierającego ojca. Ujęta jego dobrocią (student ofiarowuje
ostatnie pieniądze na pogrzeb nieszczęśliwego alkoholika) zaczyna go odwiedzać. Dostrzega, że
jest to jedyny znany jej człowiek, który traktuje ją z szacunkiem, bez cienia wyższości i pogardy dla
jej sposobu zdobywania środków na utrzymanie siebie i rodziny. Ich kontakty i spotkania stają się
coraz częstsze: w obskurnym i biednym pokoiku Soni "morderca i jawnogrzesznica" czytają razem
Nowy Testament, znajdując w księdze wybaczenia duchową podporę. Losy Soni coraz silniej
sprzęgają ją z życiem Raskolnikowa: dziewczyna omal nie pada ofiarą intrygi Łużyna, odtrąconego
konkurenta siostry Raskolnikowa, Duni. Z nienawiści do jej brata Łużyn chce się zemścić
ugodziwszy w Sonię podrzuca jej sturublowy banknot, by oskarżyć o złodziejstwo. Triumf Łużyna
uniemożliwi bystry świadek całej intrygi, także Raskolnikow stanie w obronie posądzonej.
Zakochana w swym obrońcy i człowieku, przywracającym jej poczucie godności, Sonia dowiaduje
się od Raskolnikowa

o popełnionej przez niego zbrodni. Reaguje bardzo nietypowo, mówiąc: „cóżeś sobie wyrządził",
ofiarowując mu wybaczenie i miłość, deklarując chęć pójścia z Raskolnikowem na katorgę. Nie
znajduje jednak jeszcze wówczas odzewu na propozycję oddania się w ręce sprawiedliwości,
wzięcia na siebie odpowiedzialności za popełniony czyn i zmazania go pokutą. Kiedy jednak po
pewnym czasie Raskolnikow uda się na policję, by przyznać się do zabójstwa, stanie przed sądem i
zostanie skazany na osiem lat katorgi, Sonia będzie mu towarzyszyć na Syberii. Wraz z
odmienionym Raskolonikowem przeżywa odrodzenie się jego wiary i powrót do wywiedzionej z
najgłębszych podstaw

chrześcijaństwa filozofii wybaczającej miłości.


Postać Soni to uosobienie pokory i poświęcenia. Swój los dziewczyna przyjmuje bez buntu, bo wie,
że każdy człowiek musi dźwigać własny krzyż. Wszystkich stara się zrozumieć, wszystkim pomóc.
Sonia każdego traktuje z miłością; kocha ojca pijaka, który ją wysłał na ulicę oraz Raskolnikowa –
zbrodniarza, bo wierzy, że miłością i dobrocią można uleczyć świat. Jednak jej dobre serce i
łagodność często wykorzystuje ojciec, prosząc o pieniądze na wódkę.

Tragiczne podobieństwo losu Soni i Raskolnikowa polega na tym, że oboje musieli złamać swoje
zasady, aby uszczęśliwić siebie i innych. Oboje budzą litość i przerażenie, oboje naznaczeni są
przez fatum czasów i pochodzenia, przez co są postaciami tragicznymi. Zarówno Raskolnikow, jak i
Sonia, żyją w nędzy i niedostatku. Warunki, w jakich przyszło im przebywać, są podobne. Pokój
Raskolnikowa przypominający kształtem i nastrojem trumnę, trudno nawet nazwać domem.
Natomiast dom Marmieładowa to przykład krańcowo skromnych warunków życia, gdzie bieda i
pijaństwo ojca zmuszają Sonię do wyprowadzenia się z domu.

W tych warunkach poniekąd usprawiedliwione i zrozumiałe stają się czyny moralne: Raskolnikow
zabija lichwiarkę, bo nie ma pieniędzy, jak również żyje w poczuciu niesprawiedliwości,
pozwalającej na to, by jedni żyli dostatnio, a inni w całkowitej nędzy. Sonia natomiast dostaje żółty
bilet, aby utrzymać rodzinę, gdyż ojciec, ze względu na swój nałóg, nie jest w stanie zapewnić
rodzinie godnego życia.

Sonia i Raskolnikow poświęcają się dla dobra innych, jednak to Sonia budzi większą sympatię
czytelnika, ponieważ robi to z pokorą, natomiast Rodion zabija dwoje ludzi, jak twierdzi, dla
zasady.

W opozycji do koncepcji społecznych Raskolnikowa pozostaje wiara Soni. Jej cierpienie jest ofiarą
dla rodziny - została prostytutką namówiona przez swą macochę, przy milczącej akceptacji ojca.
Dziewczyna, choć pohańbiona przez zawód, jaki wykonuje, jest uosobieniem czystości i
niewinności. Równowagę duchową zapewnia jej głęboka wiara w Boga. Matka Rodiona i Dunia
odnoszą się do niej z życzliwością. Również na Syberii Sonia jest skłonna do altruizmu, zawsze
gotowa do bezinteresownej pomocy. Wszyscy ją bardzo kochają. Jest cicha, spokojna i pełna
pokory. Przypomina postać ewangelicznej jawnogrzesznicy Marii Magdaleny.
Swidrygajłow - charakterystyka

Poleca: 97/100 % użytkowników, liczba głosów: 1033

Arkadiusz Swidrygajłow to
człowiek nie pierwszej już młodości, barczysty, z gęstą jasną brodą, dziwną twarzą przypominającą
maskę. Była to dziwna twarz, jak maska: biała, rumiana, z mocno czerwonymi ustami, jasnoblond
brodą i dosyć jeszcze gęstymi, jasnoblond włosami. Oczy miał jakieś zbyt niebieskie, o spojrzeniu
ciężkim i nieruchomym. Było coś wyjątkowo niesympatycznego w tej twarzy, ładnej i bardzo
młodej, jak na jego lata. Swidrygajłow ubrany był w elegancki, lekki letni garnitur; miał na sobie
wytworną koszulę. Na palcu nosił wielki pierścień z kosztownym kamieniem.

Postać Swidrygajłowa nie budzi sympatii czytelnika. Jego wygląd zewnętrzny koresponduje z
cechami charakteru. Swidrygajłow to pozorant, który pod maską przyzwoitych manier i elegancji
kryje prawdziwe oblicze. Oceny charakteru Swidrygajłowa dokonuje znający go Piotr Pietrowicz
Łużyn:
Spośród ludzi tego pokroju jest to najbardziej wyuzdany, upadły, w występkach pławiący się
człowiek.
ad

Historia jego życia nie jest świetlana. Z pochodzenia jest szlachcicem, służył dwa lata w kawalerii,
potem włóczył się po Petersburgu. Pobyt w więzieniu to istotny epizod w jego życiu. Trafił tu za
długi i z pewnością spędziłby tu więcej czasu, ale wykupuje go Marfa Pietrowna. Wkrótce
pobierają się i zamieszkują na wsi.

Swidrygajłow nie stroni od hazardu, przyznaje, że jest szulerem. To cynik i brutal, zachowujący
jednak pozory człowieka światowego i układnego. Był chlebodawcą siostry Raskolnikowa, Duni,
która pracowała w jego domu jako guwernantka i musiała odejść z powodu jawnie uwodzicielskich
zachowań Swidrygajłowa. Niedawno owdowiał, ale wspominając zmarłą Marfę Piotrowną, nie
ukrywa, że ich pożycie niezbyt się układało i zdarzało mu się uderzyć żonę (notabene opinia
sąsiedzka pomawia go o jej śmierć).

Porfiry mówi także o całkiem zasadnych podejrzeniach dotyczących śmierci żony Swidrygajłowa,
zawieszonym śledztwie w sprawie samobójstwa głuchoniemej, piętnastoletniej dziewczynki
zapewne zgwałconej przez Swidrygajłowa, samobójstwie służącego, który był obiektem
okrucieństw swego pana.

Swidrygajłow to człowiek podstępny i przebiegły. Nie cofnie się przed niczym i wykorzysta każdą
możliwą sposobność, by osiągnąć swój cel. Chcąc zdobyć Dunię, spotyka się z Raskolnikowem w
Petersburgu, by zaproponować studentowi sześć tysięcy rubli dla Duni, a także powiadomić o
trzytysięcznym zapisie dla niej w testamencie jego zmarłej żony. Pieniądze mają pozwolić
dziewczynie zerwać z jej bogatym konkurentem i dręczycielem Łużynem.
Zaintrygowany Raskolnikowem wynajmuje pokój, przylegający do izdebki Soni i podsłuchuje
rozmowę studenta i młodej prostytutki, z których dowiaduje się o zamordowaniu starej lichwiarki.
Jego dalsze działania są w równym stopniu nieoczekiwane, co niewytłumaczalne: nie przyjęte przez
Dunię 10 tys. rubli Swidrygajłow spożytkuje na zapewnienie opieki w sierocińcu dzieciom
Marmieładowych po śmierci ich matki, Katarzyny Iwanownej. W długiej rozmowie z
Raskolnikowem w restauracji spowiada się ze swego życia pełnego szalbierstw, krzywd
wyrządzanych ludziom, podłości, uwiedzeń, perwersji erotycznych będących skutkiem upodobania
do nieletnich dziewcząt. Swidrygajłow powiadamia także Dunię o zbrodni brata i proponuje, (dla
zdobycia jej względów) pomoc w ucieczce Rodiona. Nie udaje mu się jednak zdobyć w ten sposób
dziewczyny, która odtrąca zdecydowanie względy uwodziciela. Wreszcie spotyka się z Sonią i
ofiarowuje jej tysiąc rubli, by mogła towarzyszyć Raskolnikowi w jego rychłej wędrówce na
katorgę. Wszystkie te postępki Swidrygajłowa, nieoczekiwane u człowieka bez zasad moralnych i
skrupułów, nie tylko są dowodem jego nieobliczalności, ale także rodzajem ekspiacji za
dotychczasowe życie, z którego ohydy i skutków autodestrukcyjnych inteligentny cynik zaczyna
zdawać sobie sprawę.

Nawet Raskolnikowa dziwią jego altruistyczne odruchy. Próbuje dociec, na czym polega ich
wspólne podobieństwo:
Jednak co oni mogą mieć ze sobą wspólnego? Nawet ich zbrodnie nie mogły być do siebie
podobne. Przy tym ten człowiek był niesympatyczny, ewidentnie bardzo zepsuty, na pewno chytry i
obłudny, prawdopodobnie bardzo zły. Opowiadają o nim przeróżne rzeczy. Zajął się dziećmi
Katarzyny Iwanowny, to prawda, ale kto wie, po co i dlaczego to zrobił. Widocznie ma jakieś
zamiary i plany.

Raskolnikow widzi w takim postępowaniu jakieś nieczyste zamiary. Nie wierzy w czyste intencje
Swidrygajłowa. Mówi o nim:
Że też mogłem choć przez chwilę czegoś spodziewać się po tym łotrze, lubieżnym rozpustniku i
łajdaku!

Ostatnie godziny swego życia Swidrygajłow spędza w hotelu wśród majaków wyobraźni,
przypomnień dawnych niegodziwości, nawiedza go wizja samobójczyni i perwersyjne, oniryczne
wyobrażenie lubieżnej dziewczynki. Świtem wychodzi z hotelu i na ulicy popełnia samobójstwo,
strzelając sobie w skroń z rewolweru.

Postać Swidrygajłowa to przykład człowieka o ciemnym charakterze i niechlubnej reputacji. Ma na


swoim koncie kilka zbrodni. Pod koniec życia próbuje się zrehabilitować i ma nadzieję, że uda mu
się to przy boku Duni. Nie otrzymuje jednak żadnej szansy. Czy zatem, podejmując decyzję o
samobójstwie, uważa się za człowieka przegranego?

Charakterystyka pozostałych bohaterów Zbrodni i kary

Poleca: 75/100 % użytkowników, liczba głosów: 692

Piotr Pietrowicz Łużyn jest dalekim krewnym Marfy Pietrownej. Informacje o nim czerpiemy
głównie z listu matki do Raskolnikowa. Jest to człowiek bardzo zajęty i pracowity. Już po
pierwszym spotkaniu oświadcza się Duni i zostaje przyjęty. Jego działania są szybkie i
przemyślane. Ma zabezpieczoną przyszłość, jest solidny, ma dwie posady i zebrał już własny
kapitalik. Ma już 45 lat, ale jest całkiem miły, przyzwoity i solidny, może tylko trochę ponury i
jakby wyniosły. Jest człowiekiem całkowicie godnym szacunku, trochę chełpliwy i obcesowy,
roztropny, otwarty. Postanowił pobrać się z dziewczyną uczciwą, ale bez posagu i obowiązkowo
taką, która już zaznała biedy, bo, jak się wyraził,
mąż nie powinien niczego zawdzięczać żonie, ale jest bardzo dobrze, gdy żona uważa swojego
męża za dobrodzieja.
Po zerwaniu zaręczyn z Dunią wyjeżdża do Petersburga, gdyż chce tam założyć kancelarię
adwokacką.

Siemon Zacharycz Marmieładow - były urzędnik państwowy niższego stopnia, człowiek z górą
pięćdziesięcioletni, "średniego wzrostu i krępej budowy", o twarzy nalanej wskutek ciągłego,
nałogowego pijaństwa. Marmiełodow jest żonaty po raz drugi z Katarzyną Iwanowną, znacznie od
niego młodszą kobietą ze szlacheckiego rodu, o żałosnych w sytuacji majątkowej i społecznej
rodziny "fumach" towarzyskich, przedwcześnie postarzałą, zniszczoną fizycznie i psychicznie
alkoholizmem męża. Siemon ma dorosłą córkę Sonię z pierwszego małżeństwa oraz troje
"drobnych dziatek" z Katarzyną Iwanowną. Po parudniowym pijaństwie (którego efektem jest
kolejna utrata pracy, przepicie oszczędności rodziny, a nawet sprzedanie munduru urzędnika)
spotyka w podrzędnym szynku Raskolnikowa, któremu z pijacką szczerością zwierza się poczucia
upadku, poniżenia, zmarnowania życia i usunięcia na margines społeczny. W tyradach
Marmiełodowa wygłaszanych do przygodnych słuchaczy widać rodzaj masochistycznego
samoupodlenia i samooskarżenia: ten znękany nałogiem i nędzą człowiek jest świadom krzywdy
wyrządzonej bliskim, przypisuje sobie winę za sytuację rodziny, udrękę Katarzyny Iwanowny,
zejście Soni na złą drogę, zaprzepaszczenie własnych szans i utratę godności. Ale ta przerażająca
spowiedź jest nie tylko dowodem upadku i utraty drogowskazu w życiu - jest także krzykiem
rozpaczy, spod której przeziera ludzki wstyd i cierpienie, obecność wyższych uczuć, których wódka
nie zdołała całkowicie zniszczyć, nadzieja na przebaczenie ze strony bliskich i Boga, nachylonego
nad cierpiącym człowieczeństwem. W parę dni po tym spotkaniu z Raskolnikowem Marmiełodow
wpada po pijanemu pod powóz. Przeniesiony do domu wkrótce umiera. Przed samą śmiercią prosi o
przebaczenie żonę, do Soni kieruje ostatni krzyk:
"Soniu! córko! Daruj!"
Porfiry Pietrowicz - sędzia śledczy policji petersburskiej, znakomity psycholog, wprawnie
manipulujący psychiką podejrzanego o zabójstwo Raskolnikowa. Porfiry jest
trzydziestopięcioletnim mężczyzną małego wzrostu, tęgawym, gładko ogolonym, z pulchną i
pozornie dobrotliwą twarzą, w której jednak zwracają uwagę oczy "o ciekłym, wodnistym
połysku". Już w pierwszej rozmowie z Raskolnikowem okazuje się niebezpiecznym przeciwnikiem:
żywo reaguje na każde wypowiadane słowo, potrafi usypiać czujność indagowanego i wyciąga
dalekosiężne wnioski z zachowania rozmówcy i sposobu jego wysłowienia. udaje mu się np.
zachwiać pozornym spokojem Raskolnikowa i sprowokować jego wzburzenie. Umiejętnie
nawiązuje do artykułu Raskolnikowa
ad
O zbrodni. Ponieważ nie dysponuje niepodważalnymi dowodami jego zbrodni, a także odczuwa coś
w rodzaju szacunku i sympatii dla intelektu i osobowości swojej ofiary, usilnie próbuje uzyskać
przyznanie się winowajcy. Prowadzi więc konsekwentnie swoją subtelną i ocierającą się o dobre
aktorstwo grę psychologiczną. Niby przypadkiem konfrontuje Raskolnikowa z malarzem
Mikołajem przyznającym się do zabójstwa, by wyzwolić w rzeczywistym sprawcy odruch
ratowania niewinnego przed oskarżeniem. Na koniec Porfiry sam odwiedza Raskolnikowa w jego
izdebce i przedstawia mu kolejne stadia i meandry żmudnego procesu osaczania podejrzanego.
Prezentuje też swoją trafną psychologiczną analizę pobudek zbrodniczego czynu i otwarcie
stwierdza: "Pan zabił". Proponuje Raskolnikowowi przyznanie się do winy dla zachowania resztek
godności i z potrzeby ekspiacyjnego "przyjęcia cierpienia" - jego postawa odnosi zamierzony
skutek.

Pulcheria Aleksandrowna Raskolnikowa - matka Raskolnikowa i Duni. Mimo swych czterdziestu


trzech lat wygląda na młodszą. Jej włosy zaczęły już siwieć i rzednąć, a wokół jej oczu pojawiły się
zmarszczki, lecz mimo to nadal jest kobietą piękną i starzeje się z godnością. Choć los jej nie
oszczędza, nigdy nie traci pogody ducha. Jest stateczną, zrównoważoną kobietą, posiadającą prawe
i czyste serce.
Pulcheria Aleksandrowna była uczuciowa, ale nie ckliwa; była nieśmiała i uległa, jednak tylko do
pewnej granicy: ustępowała w wielu rzeczach i godziła się nawet z tym, co było wbrew jej
przekonaniom, przy tym wszystkim jednak istniała pewna granica uczciwości, zasad moralnych i
wewnętrznego przekonania, której nie przekroczyłaby pod żadnym pozorem.

Awdotia Romanowna (Dunia) to młodsza siostra Raskolnikowa, ma dwadzieścia dwa lata; jest
wyjątkowo ładną dziewczyną. Z wyglądy jest bardzo podobna do brata: ma ciemne włosy, prawie
czarne, błyszczące oczy. Jej twarz jest blada i promienieje zdrowiem oraz świeżością. Usta ma
ładnie wykrojone, pąsowe, przy czym górna dolna warga nieco bardziej wysunięta do przodu
dodaje całości Wyraz jej twarzy jest zazwyczaj zamyślony, ale gdy się śmieje, to czyni to w sposób
radosny i beztroski.

Pewne elementy jej wyglądu wskazują jednocześnie na cechy charakteru, np. sposób poruszania się
zdradza jej pewność siebie, spojrzenie ma dumne, a zarazem łagodne, twarz natomiast zdradza jej
stanowczość i może trochę wyniosłość.

Dunia jest mądrą, szlachetną i rozsądną dziewczyną, chociaż o zapalczywym sercu. Wykształcenie
daje jej możliwość pracy w charakterze guwernantki w rodzinie Swidrygajłowów. Tu spotyka ją
wielkie upokorzenie, gospodarz domu próbuje ją uwieść. W konsekwencji Dunia zostaje posądzona
o rozbijanie małżeństwa, traci pracę i opuszcza dom Swidrygajłowów w atmosferze plotek i
powszechnego skandalu. Musi żyć dalej z niesłusznie zepsutą reputacją. Marfa Pietrowna dopiero
później dowiaduje się całej prawdy i próbuje zatrzeć ten niemiły epizod oraz zrehabilitować Dunię,
przeznaczając dla niej w testamencie 3 tys. rubli.

Dunia jest dobrą dziewczyną i bardzo kocha swoich bliskich. Jest nawet gotowa zrezygnować z
własnego szczęścia, by poprawić ich warunki bytowe. Toteż w bardzo krótkim czasie Dunia wikła
się w związek z Piotrem Pietrowiczem Łużynem. Nie kocha go, czyni to z rozsądku, chcąc ułatwić
karierę zawodową swego brata. Związek ten jednak zostaje udaremniony. Wreszcie Dunia
odnajduje miłość swojego życia i zostaje żoną Razumichina, najbliższego przyjaciela jej brata.

Dymitr Prokoficz Razumichin - oddany przyjaciel Raskolnikowa, student prawa. Jego wygląd
zewnętrzny jest charakterystyczny – wysoki, chudy, zawsze źle ogolony, czarnowłosy. Człowiek o
wrażliwym sercu, spieszy zawsze z pomocą potrzebującym. Jak wskazuje nazwisko (ros. рáзум
rozum, intelekt) jest człowiekiem mądrym, rozsądnym, kieruje się w życiu rozumem. Ma wrażliwe
serce i zawsze spieszy z pomocą potrzebującym. Jest to niezwykle pogodny i towarzyski chłopak,
lubiany ogólnie przez kolegów. Matkę Raskolnikowa i Dunię ujmuje swą roztropnością,
życzliwością i pogodą ducha. Nigdy się nie poddaje. Jest bardzo biednym studentem, lecz ciężkie
warunki życia nie zniechęcają go, gdyż Razumichin potrafi być zaradny i zawsze znajdzie dla siebie
uczciwe źródło utrzymania. Na pewien czas przerywa studia, by poprawić swoje warunki
materialne i móc je kontynuować. Gdy trzeba, oszczędza na czym się tylko da; pewnego razu całą
zimę spędził w nieogrzewanym mieszkaniu, on sam z humorem twierdził, że w takich warunkach
lepiej się śpi. Nie stroni od alkoholu i potrafi dużo wypić, ale może również całkowicie
powstrzymać się od picia. Czasami wszczyna awantury i uchodzi za osiłka, ale potrafi być również
potulny jak baranek.

Alona Iwanowna - lichwiarka, właścicielka pokoi, pożycza pieniądze na procent


[...] Była to mała, zasuszona starucha w wieku lat sześćdziesięciu, o świdrujących, złych oczkach i
małym, zadartym nosku. Wypłowiałe, jasne włosy były mocno wysmarowane tłuszczem. Dokoła
cienkiej szyi, przypominającej kurzą nogę, miała okręcony jakiś flanelowy gałgan i ubrana była,
mimo upału, w wystrzępiony i pożółkły futrzany serdak. Starucha co chwila kaszlała i stękała.
Jest to kobieta wyrachowana i bez skrupułów; bije i upokarza swoją przyrodnią siostrę, która jest
jednocześnie jej żywicielką; nie przeszkadza jej to jednak wpłacać pewnych sum pieniędzy na
cerkiew, gdyż jest przekonana, że postępując w ten sposób dostąpi po śmierci odpuszczenia
grzechów.

Lizawieta Iwanowna jest młodszą przyrodnią siostrą Alony Iwanownej (z różnych matek); ma
trzydzieści pięć lat, jest niezbyt urodziwą panną
strasznie niezgrabną, okropnie wysoką, o długich jakby powykręcanych nogach, w znoszonych
butach z koźlej skóry, nosiła się jednak bardzo czysto.
Ma charakterystyczny dobry wyraz oczu. Jest osobą spokojną, ma łagodne usposobienie, zawsze
potulna i zgodna, z pokorą traktuje swój los. Co i rusz bywała w ciąży. Niezwykle pracowita i ślepo
posłuszna swej siostrze, oprócz tego, że pracuje zawodowo (jest szwaczką), spełnia w domu rolę
służącej. Z Sonią łączy ją swego rodzaju przyjaźń (Lizawieta daje jej swój krzyżyk i Biblię).

Katarzyna Iwanowna - żona Marmiełodowa i matka trojga dzieci z poprzedniego małżeństwa,


macocha Soni.
Była to strasznie wychudzona kobieta, wysmukła, dość wysoka i przystojna, z pięknymi jeszcze
ciemnoblond włosami
. Ma gruźlicę w bardzo zaawansowanej fazie, ale mimo to haruje od świtu do nocy, próbując
utrzymać dom we względnym porządku. Nie pracuje zawodowo. Jest bardzo nerwowa i porywcza.
Wszyscy znają jej wybuchowy charakter i odnoszą się do niej z pewnym respektem, a dzieci i mąż
wręcz się jej boją.
ad

Katarzyna Iwanowna jest córką oficera sztabowego, otrzymała należyte wykształcenie i


odpowiednie wychowanie, które nadaje jej postaci pewien rys szlachetności. Jest dumna ze swego
pochodzenia i często powraca w swych głośno wypowiadanych wspomnieniach do swych lat
młodości. Chciałaby, aby i jej dzieci zdobyły odpowiednie wykształcenie, ale mimo swego
poświęcenia i usilnych starań nie udaje jej się to. Nieustanna bieda i skrajnie ciężkie warunki życia
muszą być dla niej czymś bardzo upokarzającym.

Zosimow – lekarz, profesjonalnie podchodzi do swego zawodu, doceniany przez ludzi, ale niezbyt
sympatyczny; ma około dwudziestu siedmiu lat. Jest wysoki i tęgi, ma obrzękłą, bladą i starannie
wygoloną twarz, jasne, szczeciniaste włosy; nosi okulary, duży złoty sygnet na tłustym palcu oraz
masywną dewizkę zegarka. Ubiera się w sposób nienaganny, jego ubrania są zawsze bardzo
eleganckie i starannie dobrane. Porusza się powoli, lecz z wystudiowaną swobodą. To on jest
wzywany do Raskolnikowa podczas jego choroby.

You might also like