You are on page 1of 1

Dla Mendla Warszawa stanowi jego miejsce na ziemi symbolizowane w tekście przez uliczkę, na której

mieszka i prowadzi swój introligatorski warsztat od dwudziestu siedmiu lat: „[...] oczy jego spod brwi gęstych,
nawisłych, siwych patrzą na tę uliczkę, która jest wśród wielkiego miasta jakby odrębnym, zamkniętym w sobie
światem. Światem, którego drobne tajemnice zna Mendel na wylot”. Warszawa to dla niego także ludzie, pośród
których żyje i z którymi jest związany różnymi zależnościami. Zna ich codzienne czynności, wie jakie mają
zamiłowania. On również jest im świetnie znany: „I jego też znają wszyscy. Obcy człowiek rzadko zajrzy; każdy
jakby swój, jakby domowy”. Miasto jest jego „małą ojczyzną”. Porównuje się do drzewa, które mocno wrosło w
grunt. Był świadkiem powstania, w czasie którego los Polaków i Żydów z Warszawy był taki sam: „[...] ja w to
miasto więcej rzeczy widział do smutku niż do tańca [...] ten płaszcz bardzo duży jest. Ajaj, jaki duży!... Un
wszystkich nakrył, i ze Żydami też!...”; „Patrz pan dobrodziej na moje włosy, na moje brode... une widziały
wielgie ognie i wielgi pożar, i wielgie pioruny na to miasto bić...”.
Warszawa jawi się Mendlowi jako symbol całego jego życia. Uważa, że jest „swój” w tym mieście. Świadczą o
tym: jego długoletnia praca, nazwisko, groby jego bliskich na miejskim cmentarzu, wspólnota polskiego i
żydowskiego losu: „co jak tu deszcz pada, to un Żyda nie moczy, bo Żyd obcy?”; „Ale jak te ludzie do smutku
się zejdą, jak się uni do płakania zejdą, nu, to już nie jest nic”. Dlatego właśnie tak emocjonalnie reaguje na
słowa zegarmistrza udowadniając rozmówcy swą przynależność do polskości. Introligator unaocznia mu, że
antysemityzm jest problemem dla całej społeczności warszawskiej, nie tylko dla Żydów: „Niech pan dobrodziej
śpi spokojnie. I ja będę spokojnie spał, i to dziecko będzie spokojnie spało! Nasze miasto bardzo dużo smutku ma
i bardzo dużo ciemności, i bardzo dużo nieszczęścia, ale na nasze miasto jeszcze to nie przyszło, coby się w nim
ludzie gryźli jak psy. O to może pan dobrodziej spokojny być”. Wszelkie bowiem podziały społeczne osłabiają
naród. Antysemityzm jest także dla Mendla zaprzeczeniem odwiecznych praw boskich. Nauki dawane przez
Mendla wnukowi (będące reakcją na napaść na Kubusia) dowodzą, iż Mendel jest dumny ze swego pochodzenia
i chce tę dumę przekazać chłopcu. Jego zdaniem tylko wtedy, gdy człowiek staje się świadomy własnych
korzeni i kieruje się uczciwością, może coś pożytecznego uczynić dla miasta, w którym się urodził.
To właśnie dlatego stary Żyd nie może przyjąć pomocy sąsiadów. Zachwiałby w Kubusiu wiarę w godność i
prawo do własnej tożsamości. Broni wartości, które dla niego są najświętsze, z odwagą przyjmuje swój los
(gotów wystawić się na sprawdzian jak biblijny Hiob). Uważa, iż nie wolno mu się ugiąć przed zezwierzęconym
tłumem. Słowa Mendla kończące tekst świadczą o jego zwątpieniu w mądrość i dobroć ludzi, których utożsamiał
z ukochanym przez siebie miastem. Warszawa się go wyrzekła i odrzuciła, on wyrzuca ze swego serca uczucie
do niej. To deklaracja żałoby po umarłej miłości: „Nu, u mnie umarło serce do tego miasto!”

Napastnicy Obrońcy

– Anonimowy tłum (są to ludzie bez twarzy, – Najbliżsi sąsiedzi Mendla: student, Janowa,
bez imion, nie wiadomo, skąd przychodzą, kobiety, inni mieszkańcy kamieniczki.
kim są), którego zbliżanie się sygnalizowane Osoby, które znają Żyda, wiedzą, jakim
jest przez dźwięk (wrzawę porównaną jest człowiekiem.
do burzy, „gwizd przeciągły, śmiechy, – Janowa chce ukryć chłopca, a w oknie
wołania, wybuchy krzyków”, „świstania”, postawić święty obraz albo krzyż, by
„klątwy, złorzeczenia”, „ochrypłe pijackie zmylić agresorów.
głosy zlewające się w jedno z szatańskim – Student namawia Żyda do ucieczki.
piskiem niedorostków”, „trzask łamanych Kiedy Mendel decyduje się stawić czoło
okiennic, łoskot toczących się beczek, napastnikom, wskutek czego zostaje raniony
brzęk rozbijanego szkła, łomot kamieni, chłopiec, własnym ciałem zasłania
zgrzyt drągów żelaznych”) oraz fruwające starca i przegania tłum.
pierze (porównane do płatków śniegu)
z porozrywanych poduszek i betów; określony
jako „uliczna zgraja”, „banda”.
– Napastnicy traktują postawę Mendla jako
dowód zniewagi, „urągowisko”.
– Tłum jest pijany, kieruje się instynktem
(pastwienia się, okrucieństwa) porównany
do pożaru, „który przyczajony
w jednostce [...] porywa zbiegowisko,
ciżbę”.

You might also like