You are on page 1of 2

20.07.

1958
Pamiętnik Zenka Wójcika
Mój drogi pamiętniku oto kolejny lipcowy dzień,
kiedy jeszcze nie odnalazłem mojego wujka Antoniego
Jonicę.
Wcześnie rano obudziłem się bardzo głodny,
poszedłem do sadu, który nie był pilnowany i najadłem
się jasnych papierówek.
Po drodze spotkałem Mariana, Pestkę, Julka,
Urszulę. Zaczerwieniłem się i schowałem owoce za
plecami. Potem roześmiałem się i spytałem skąd się tu
wzięli. Julek wyjaśnił, że chcieli wyjść mi naprzeciw.
Poczęstowałem ich jabłkami, nikt nie chciał ruszyć
owoców.
Następnie Marian zaproponował, abyśmy wrócili
na wyspę.
Kiedy znaleźliśmy się na szosie Marian, zapytał mnie,
czy chcę iść do sklepu.
Odpowiedziałem, że najadłem się już jabłkami i nie
potrzebuję chleba.
Pestka zdecydował, że pójdziemy do sklepu po
oranżadę. Całą paczką usiedliśmy na ławeczce.
Przed budynkiem sklepu zatrzymał się szeroki
wózek, którego prowadziła młoda kobieta. Przywiązała
lejce do konicy i weszła po zakupy. Na wozie zostawiłem
śpiącego chłopczyka.
Nagle przed sklep podjechał traktor.
W tym momencie przerażony koń ruszył szybko przed
siebie, ciągnął za sobą wózek z dzieckiem.
Wszyscy wystraszyli się. Jedynie ja ruszyłem za
koniem . W ostatniej chwili zdążyłem wskoczyć na wóz i
chwyciłem za lejce.
Następnie do zatrzymanego wózka dobiegła
matka chłopczyka i porwała dziecko w ramiona.
Kobieta podziękowała mi, lecz je byłem skrępowany
. Przed sklepem zgromadził się spory tłum ludzi.
Sprzedawca ze sklepu wskazał na mnie że, to ja
uratowałem dziecko. Podałem fałszywe nazwisko Zenon
Wójczak, abym nie znalazł się w gazecie.
Pestka z podziwem wpatrywała we mnie.
Powiedziała, że mogłem się zabić a zachowuje się tak
jakby nic nie wydarzyło.

You might also like