You are on page 1of 3

– Nic mi nie będzie. Naprawdę.

Poza tym możesz


choć raz nie bawić się w terapeutkę? Weź sobie jakiś
urlop czy coś.
– I kto to mówi?
– Ja nie przypominam ci co chwilę, żebyś się nie
garbiła.
– Jędza.
Majka się uśmiechnęła, zdjęła dłoń Patrycji ze
swojego ramienia, po czym wysiadła z samochodu.
Szymon właśnie wyciągał z plecaka kamerę, z któ-
rą praktycznie się nie rozstawał, a Pati założyła na ra-
miona plecak i powoli zaczęła zmierzać w kierunku
góry.
Majka spojrzała na Roberta. Nie zwracał na nią
uwagi. Powyciągał ostatnie tobołki i zatrzasnął ba-
gażnik. Ona wciąż stała w miejscu, jakby trzymana
przez niewidzialną siłę. Zaczęła sobie zdawać spra-
wę z nieuchronności dalszych wydarzeń. Nie chcia-
ła iść pod Wielki Mur i przeżywać tego wszystkiego
na nowo. Niepotrzebnie tu przyjechała. Podjęła decy-
zję, z której nie mogła się już wycofać.
Mogła, ale nie chciała.
Nie powinna.
Robert podszedł i stanął tak blisko, że poczuła
delikatną nutkę potu przebijającą się przez ulubio-
nego Hugo Bossa. Kiedyś ta przedziwna mieszanka
aromatów potrafiła ją ukoić; teraz zapach wydawał się
natarczywy, wręcz agresywny, choć wciąż pociągający.
– Maja, spójrz na mnie.
Niechętnie uniosła wzrok.
– Nic złego się nie wydarzy. Nie tym razem.

18
Nie doczekawszy się reakcji, objął żonę jedną
ręką w pasie, a drugą przyciągnął jej potarganą gło-
wę do piersi. Przeczesał palcami krótkie włosy i zło-
żył na nich pocałunek. Majka miała wrażenie, że to
wyłącznie pusty gest, nie było w nim prawdziwej
czułości. Opierając głowę na ramieniu męża, dostrze-
gła, że kilka metrów dalej Szymon poprawia rozwią-
zaną sznurówkę. Ukradkiem przyglądał się tej scenie.
Ich spojrzenia na chwilę się spotkały i była niemal
pewna, że wie, co chciałby jej powiedzieć. Może na-
wet wykrzyczeć. Opuściła wzrok, a on po chwili się
podniósł, poderwał z ziemi plecak i ruszył w ślad
za Patrycją.

2.
Most był krótki, ale szeroki. Na drugim końcu sta-
ła dziewczyna, która przyglądała się Majce. Wiatr
delikatnie unosił jej króciutką niebieską sukienkę.
Uśmiechała się i zachęcająco wyciągała przed siebie
dłonie. Coś w nich trzymała. Poruszała ustami, lecz
szum płynącej w dole rzeki zagłuszał wypowiadane
przez nią słowa.
Majka miała złe przeczucia, mimo to nogi same
prowadziły ją naprzód. Gdy była już blisko dziewczy-
ny, w jej dłoniach dostrzegła uwite z gałązek gniazdo.
Zachęcona przyjaznym uśmiechem chwyciła za nie
i zajrzała do środka. Na dnie leżały rozłupane sko-
rupki jaj, a między nimi cztery pisklaki trzepotały
błoniastymi skrzydełkami. Poruszały się nieporad-
nie, próbowały unosić łebki, rozpychały się i wpadały
na siebie.

19
Jednak coś było z nimi nie tak. Nie wyglądały
na zdrowe. Błękitno-różowa nie do końca upie-
rzona skóra nagle zaczęła wybrzuszać się i pękać,
wypuszczając na powierzchnię całą masę wijących
się białych robaków. Ptaki przeraźliwie piszczały,
a larw wciąż przybywało. Rozłaziły się po całym
gnieździe.
Majka nie mogła na to patrzeć. Chciała uciec, ale
dziewczyna przytrzymała jej dłonie. Nie była już
uśmiechnięta. Teraz jej twarz wykrzywiał makabrycz-
ny grymas.
Majka szamotała się bez skutku. Kilka robaków
wylądowało na jej nadgarstkach i wlazło pod ręka-
wy, a ona wciąż nie mogła się wyswobodzić. Czuła,
że z każdą sekundą ma coraz płytszy oddech, jakby jej
szyję ściskało wielkie imadło. Chciała wrzasnąć, żeby
dziewczyna dała jej spokój, lecz nie mogła wydobyć
głosu. W końcu szarpnęła się z całych sił, uwalniając
dłonie z uścisku. Krzyknęła resztą powietrza, jakie
zostało jej w płucach, i opadła na ziemię.
– Maja! Ocknij się! Maja!
Natarczywy głos wciąż powtarzał te same słowa,
podczas gdy Majka klęczała, podpierając się rękoma
wbitymi w trawę. Wpatrywała się w dużą mrówkę,
która właśnie spacerowała po czyjejś dłoni. Była pra-
wie pewna, że to jej dłoń, bo czuła delikatne łaskota-
nie. Powoli wracała do siebie, a obraz otoczenia się
klarował. Gdy uniosła głowę, zobaczyła poruszające
się szybko pomalowane na ciemnośliwkowy kolor
usta, ale słowa wciąż docierały do niej jakby zza nie-
widzialnej szyby.

20

You might also like