You are on page 1of 3

Uganda.

Poznał prawdziwą Afrykę bo nauczył się języka ludu Iteso

Józef Lonczak; j.lonczak@nowiny24.pl

Losy

Uganda, którą zachował w pamięci Grzegorz Petryniak nie przypomina


pięknego obrazka rodem z biura podróży. - Bo ja poznałem prawdziwą Ugandę,
rozmawiając z ludźmi. I nie mógłbym zrozumieć problemów i potrzeb tubylców,
gdybym nie nauczył się ich języka - mówi. Nauka nie poszła na marne.
Petryniak jest współautorem pierwszego w świecie afrykańskiego słownika
frazeologicznego Ateso.

Językiem Ateso posługuje się plemię Iteso w Ugandzie. Historia słownika


frazeologicznego Ateso zaczyna się 10 lat temu.

- W 2008 roku pojechałem do Ugandy jako student zgromadzenia Misjonarzy Afryki.


Spędziłem tam rok i 4 miesiące - opowiada Grzegorz Petryniak z Brzózy Stadnickiej
w pow. łańcuckim.

Ten barwny, egzotyczny kraj oczarował niejednego podróżnika. Ugandę podziwiał


Ernest Hemingway, Winston Churchill, zachwycony wspaniałym kolorytem, obfitością
form życia, nazwał Ugandę perłą Afryki.

Co pan na to, panie Grzegorzu?- Nie jestem pewien, czy byłem w tych miejscach,
które zachwyciły Churchilla - mówi Petryniak. - Uganda to ekscytujący kraj, piękny,
ale także nieszczęśliwy. Nie wszystko jest tam też takie piękne.

Język angielski to grzech

- Ja nie poznałem Ugandy jako turystycznej atrakcji widzianej z okien luksusowych


apartamentów - kontynuuje Petryniak. - Nie widziałem lwów ani goryli górskich, nie
spłynąłem najdłuższą rzeką świata, ani nie zdobyłem najwyższego szczytu tego
kraju. Za to spoglądałem prosto w oczy ludziom naprawdę biednymi ciężko
dotkniętym przez los. Taka jest moja Uganda.

Zgromadzenie Misjonarze Afryki powstało w 1868 roku w celu niesienia pomocy


Afrykańczykom. W Polsce jest mało znane. Założyciel zgromadzenia pochodzący z
Francji późniejszy kardynał Karol Lavigerie przywiązywał tak dużą wagę do tego, aby
Afrykańczycy pozostali sobą, że pod groźbą grzechu śmiertelnego" zabronił
misjonarzom używania języków europejskich. Nawet w rozmowach między sobą.
Zabraniał też korzystania z usług tłumaczy podczas rozmów z Afrykańczykami. Mało
tego, mieli oni spisywać języki lokalnych plemion, robić słowniki i zbierać ustne
przekazy. Dzięki temu Lavigerie zainspirował pracę, bez których współczesne
badania języków i kultur Afryki byłyby znacznie trudniejsze.

-Więc zacząłem poznawać język ludu Iteso - opowiada Grzegorz. - Nie było jednak
nauczyciela i musiałem się uczyć sam. Pochodzący z Holandii misjonarz dał mi dwa
stare angielskie podręczniki. Jeden słownik był z 1915 roku, a książka z gramatyki z
lat 50. XX wieku. Posługując się nimi poruszałem się po okolicy i rozmawiałem z
miejscowymi ludźmi. No... rozmawiałem, to może za dużo powiedziane.
Nawiązywałem kontakty.
A jak wróciłem do Polski, to za nimi tęskniłem, bo pokochałem tych ludzi.
Wtedy postanowiłem, że muszę zrobić coś dla ludu Iteso
Poznać problemy Afrykańczyka
Bieda w tym półsawannowym rejonie Ugandy była niesamowita. To był okres po
zakończeniu 30-letniego konfliktu, a właściwie to prawdziwej wojny. Lud Iteso walczył
z ludem Karimojong. Kraina wielkości całego Podkarpacia i Małopolski razem
wziętych była zniszczona, a wioski spalone. Najbardziej ucierpiały wioski na granicy
tych dwóch plemion.
- I to właśnie w Katakwi, miasteczku na granicy, przyszło mi mieszkać. Dotarłem tam
5 lat po tym, jak postawiono wojsko na ich granicach, by pilnowało pokoju.
Większość ludzi wciąż mieszkała w obozach przejściowych - wspomina pan
Grzegorz.

O czym biały człowiek mógł rozmawiać z tubylcami?


- Na początku były pozdrowienia, grzecznościowe zapytania o zdrowie,
samopoczucie, jedzenie, ubrania, o dzieci, wiek, o rodzinę, o dom... To ludzie
szczerzy, ale inieufni. Zwłaszcza w stosunku do białych. Wkrótce okazało się, że
jestem jednym z kilku białych w całej ogromnej okolicy. Byłem tam brany za Anglika,
a trzeba wiedzieć, że w Ugandzie Anglicy mają marne notowania, bo są kojarzeni z
kolonializmem, wyzyskiem i brutalnie tłumionymi powstaniami.
Uganda proklamowała niepodległość dopiero w 1962 r., aw 1963r. kraj ogłoszono
republiką. Co nie znaczy, że była to republika w stylu europejskim, niepodległość nie
oznaczała też życia w pokoju. Zaczęły się zamachy stanu, konflikty i walki. Ludzie
ginęli tysiącami. W 1971 r. w wyniku zamachu stanu rządy objął generał Idi Amin.
Zasłynął choćby z tego, że... Wyzwał na pojedynek bokserski (był bokserem wagi
półciężkiej) Elżbietę II. Królowa Wielkiej Brytanii nie raczyła się stawić w ringu i to
pozwoliło dyktatorowi nazwać siebie ,pogromcą Imperium Brytyjskiego".
Idi Amin nie był jednak zabawną postacią, ale psychopatą. Podczas jego
dyktatorskich rządów wymordowano setki tysięcy ludzi. Kraj popadł w ogromny
kryzys. Do dziś blisko 90 proc. ludzi nie ma codziennego dostępu do prądu.
Tak więc w 2008 r. niedoszły misjonarz z Brzózy Stadnickiej w nadrównikowym
buszu tłumaczy tubylcom mieszkającym w obozach przejściowych dla uchodźców, że
nie jest Anglikiem. Bo Anglik jest zły. Nie chciał być także postrzegany jako
Amerykanin, który jest dobry i da pieniądze. Grzegorz pochodził z kraju
doświadczonego przez historię, ale nie o tym miał mówić. Miał być misjonarzem.
Rzeczywistość nie pasowała do jego wyobrażeń o mieszkańcach Afryki żyjących
wprawdzie skromnie, ale szczęśliwie w buszu, w którym wystarczy domek czy szałas
z kilkunastu patyków i liści.
Uganda nie przypominała sielskiego obrazka z folderu biura podróży. Dzikie
zwierzęta zostały praktycznie wybite. W czasie wojny niszczono zbiory, palono
wioski. Przez wieki kolonizatorzy czynili z nich niewolników, prowadzili rujnującą
eksploatację ich ziem, a tubylców spychali na coraz to gorsze tereny. Co najwyżej
mogli tyrać na plantacjach zakładanych przez chciwych przybyszów.
Kto zrozumie krzywdę Afrykańczyków? Grzegorz Petryniak próbował. Szybko poznał
najczęściej wymawiane słowo - głód. - Poznałem zresztą tyle wyrazów, że mogłem
zrozumieć miejscowych. Chciałem im też pomóc. Rozmowy były trudne. Bo niełatwo
pomóc komuś, kto nie ma nogi, stracił rodziców albo dzieci, a na dodatek jest głodny,
a jego dom i majątek rozgrabili krajanie z innego plemienia... Przez 15 miesięcy
bardzo się z nimi zżyłem. Miałem na tyle dobre relacje, że rozumiałem ich potrzeby i
tłumaczyłem je przedstawicielom organizacji charytatywnych, że ich forma pomocy
nie zawsze pomaga Afrykańczykom, a niekiedy im nawet szkodzi. Tubylcom
tłumaczyłem zaś, jak działają organizacje białych i że oni sami nie mogą się
uzależniać tylko od pomocy organizacji zachodnich.

Wróciłem i zatęskniłem
Po 15 miesiącach Petryniak zdecydował, że nie będzie misjonarzem. Wrócił
- A jak wróciłem, to za nimi tęskniłem, bo pokochałem tych ludzi - mówi pan
Grzegorz. - Wtedy postanowiłem, że muszę zrobić coś dla ludu Iteso. I tak moje
zaangażowanie w poznanie Ateso po 10 latach przyniosło efekt w postaci słownika.
Korzystają z niego lingwiści z Brazylii i USA, misjonarze i wolontariusze z 45 krajów.
Dzięki temu słownikowi mogą poznać piękny i ciekawy język Ateso.
Współautorami słownika są: Opus Oselle (Wielka Brytania), Omoding James
(Tanzania), Raphael Eboku (Japonia) i Grzegorz Petryniak, który jest również
wydawcą książki. Wydrukował ją zakład poligraficzny w Mielcu.

You might also like