Professional Documents
Culture Documents
Booth
Niespodziewane zauroczenie
Tłumaczenie:
Katarzyna Ciążyńska
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Aiden miał mnóstwo pracy, ale nie mógł się skupić nawet
w ciszy domowego gabinetu. Zegar na ścianie z niego drwił.
Trzecia czterdzieści pięć. Piętnaście minut do chwili, gdy matka
przyjedzie poznać Olivera.
Sarah zajrzała do gabinetu, trzymała Olivera na biodrze.
Chłopiec uśmiechnął się i przekrzywił głowę.
– Jeśli pan wciąż pracuje, posiedzę z Oliverem do przyjazdu
pana matki – oznajmiła. – Potem was zostawię.
Aiden starał się myśleć pozytywnie, trzymał się myśli, że Oli-
ver zasypie przepaść między nim a matką, ale miał zbyt wiele
powodów, by wątpić, że do tego dojdzie.
– Dokąd się pani wybierała?
– Pobiegać. Myślę o Miami, jestem taka przejęta. I spięta.
Poza tym od dawna nie biegałam. Zaniedbałam się.
Aiden objął ją spojrzeniem. Miała na sobie czarne legginsy,
podkreślające jej figurę i odsłaniający ramiona top. Włosy zwią-
zała w koński ogon. Wstał zza biurka i wziął od niej Olivera,
wciąż na nią patrząc. Miał ochotę ją pocałować, i to tak, by póź-
niej przez chwilę trwała w bezruchu z przymkniętymi oczami.
– Wygląda pani fantastycznie.
– Mówi pan tak, bo ma pan wyrzuty sumienia z powodu roz-
mów z kandydatkami na nianię.
– Mówię tak, ponieważ jest pani piękną kobietą i byłbym idio-
tą, gdybym nie powiedział tego na głos.
Poczuła ciepło na policzkach, powściągnęła uśmiech.
– Dziękuję. – Zacisnęła wargi i podniosła wzrok. – Skoro weź-
mie pan Olivera, to ja już pójdę. Za jakąś godzinę powinnam
wrócić. Nie wiem, jak długo zostanie pana mama, ale mogę
wpaść gdzieś na kawę, jeśli potrzebuje pan więcej czasu.
Trybiki w głowie Aidena kręciły się jak szalone. Z początku
myślał, że będzie lepiej, jeśli zostaną z matką sami. Ale właści-
wie nie wyobrażał sobie, by nie było z nimi Sarah. Obecność Sa-
rah go uspokajała. Dzięki niej wierzył, że wszystko się uda.
Poza siostrą nie znał innej osoby, która tak na niego działała.
– A gdybym poprosił, żeby pani została?
– Naprawdę? – Zmarszczyła nos.
– Przydałoby mi się moralne wsparcie. Z matką nie zawsze
układa nam się najlepiej. Chyba się pani tego domyśliła.
– Owszem. Chociaż nie podał pan powodu.
Bo nie miał ochoty o tym rozmawiać.
– To skomplikowane. Jeśli pani zostanie, rozmowa będzie swo-
bodniejsza i milsza.
Sarah spojrzała na swój strój.
– O Boże. Powinnam się przebrać. Nie chcę, żeby mnie w tym
widziała.
Niewiele myśląc, ujął ją pod brodę. Nie powinien był przekra-
czać tej linii, ale to było silniejsze od niego.
– Wygląda pani świetnie. Proszę się nie przebierać.
Sarah ani drgnęła. Oboje zamilkli, nie przerywając kontaktu
wzrokowego, jakby chcieli sobie zajrzeć głębiej w oczy. Jakby
próbowali coś tam odkryć.
Czar prysł, gdy Sarah pokręciła głową.
– Jest pan miły, ale mowy nie ma, żebym się tak pokazała
pana matce. – Odwróciła się do drzwi. – Będę za pięć minut.
Odprowadzał ją wzrokiem. Legginsy podkreślały mięśnie jej
zgrabnych nóg. Pomyślał o wszystkim, co chciałby z nią robić,
a nie były to niewinne myśli. Dawno już nie pragnął kobiety tak,
jak pragnął Sarah. Pytanie, czy to pragnienie da się urzeczy-
wistnić. Dotąd wciąż coś mu stawało na drodze.
Wszedł do kuchni, gdzie gosposia ustawiła dzbanek z kawą.
Napełniła też słój na ciasteczka, który kupiła Sarah. Ząbkujący
Oliver regularnie coś żuł.
– Chcesz ciasteczko? – Podał jedno chłopcu.
Oliver od razu włożył je do ust. Aiden oparł się o blat, ciesząc
się tą chwilą. Sarah zostawi po sobie o wiele więcej niż słój na
ciasteczka.
– Smaczne, co? Poczekaj, aż podrośniesz, zabiorę cię na deser
lodowy z masą karmelową albo pójdziemy na mecz i kupimy so-
bie hot dogi. – Nie mógł się doczekać, kiedy doświadczy tego
z Oliverem, a jednak pewne rzeczy stracił bezpowrotnie. Ta
myśl przyniosła z sobą mieszankę nadziei i melancholii.
Sarah zbiegła po schodach w pośpiechu.
– Szkoda, że mnie pan nie uprzedził. Wzięłabym prysznic
i zrobiła coś z włosami. – Była zarumieniona, zapewne z pośpie-
chu. Miała na sobie czarną spódnicę do kolan i biały top. Włoży-
ła też sandały, które miała w dniu, kiedy ją poznał, dodawały jej
kilka centymetrów. Podobały mu się jej nogi na obcasach.
– Mogę tylko powtórzyć, że wygląda pani świetnie.
Zadzwonił dzwonek.
– Jest pan bardzo miły. Musi pan odpowiedzieć.
Aiden nie zawracał sobie głowy domofonem, tylko nacisnął
przycisk, który pozwalał matce wjechać na piętro.
– Raz kozie śmierć – powiedział i stanął przy drzwiach z Oli-
verem, który zajadał herbatnika.
Gdy drzwi windy się otworzyły, Aiden przywołał na twarz
uśmiech. Kochał matkę, niezależnie od tego, że była powodem
jego ogromnej frustracji. Matka była jak zwykle ubrana na czar-
no, tylko na szyi miała barwny szal.
– Aiden, on wygląda tak samo jak ty – powiedziała i potrzą-
snęła głową z niedowierzaniem, ale tak, by nie naruszyć mister-
nej fryzury z krótkich ciemnych włosów. – Prawdziwy aniołek. –
Łza spłynęła jej po policzku, a zaraz potem strumień łez.
Takiej reakcji matki Aiden się nie spodziewał.
– Mogę go potrzymać? – spytała.
Chciał chronić Olivera, a równocześnie czuł głębokie pragnie-
nie, by matka go zaakceptowała i pokochała. Musiał zrobić ten
krok, niezależnie od tego, że matka mogła któregoś z nich zra-
nić.
– Tak, oczywiście.
Podał jej Olivera, który wydawał się zmieszany.
– Chodź, mamo, chciałbym, żebyś poznała Sarah.
Sarah nalewała sobie właśnie wodę.
– Pani Langford, miło mi panią poznać. Ja… – urwała i spoj-
rzała na Aidena. – Tyle o pani słyszałam.
– Proszę mi mówić Evelyn. Byłoby mi miło, gdybym też mogła
zwracać się do pani po imieniu. Mój syn jest wyjątkowo skryty.
– Odwróciła się i posłała Aidenowi pełne żalu spojrzenie, taką
jakby niemą reprymendę.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Chyba nigdy nie czuła tak ogromnego zmęczenia. Ani nie była
tak szczęśliwa. W łóżku Aidena, w półśnie, w świetle wczesnego
ranka, odtwarzała spędzone z nim chwile. Najbardziej zniewa-
lający był ten moment, gdy w środku nocy wstała do łazienki,
a po powrocie zastała przebudzonego Aidena. Nie wiedziała,
kiedy znalazła się znów w jego objęciach, czuła jego ręce na ca-
łym ciele. Zaprowadził ją z powrotem do łazienki.
Przestronna kabina prysznicowa z marmuru i szkła robiła
wrażenie. Aiden puścił gorącą wodę, choć przysięgłaby, że to
gorąco płynęło z jego rąk. Namydlił ją i całował tak, że nie mia-
ła czasu nabrać powietrza. W kłębach pary trzeci raz w ciągu
dwudziestu czterech godzin miała wrażenie, że unosi się w po-
wietrzu.
Aiden był czarodziejem. Zawsze był o krok przed nią, wyprze-
dzał jej życzenia. Nigdy o nic nie prosiła, a mimo to robił to,
o co by go błagała, gdyby starczyło jej odwagi. Poprosił ją, by
usiadła na prysznicowej ławce, a potem padł przed nią na kola-
na. Uniósł jedną z jej nóg i oparł ją na swoim ramieniu, i dopro-
wadził ją na szczyt, jakiego dotąd nie widziała. Przywykła do
bycia stroną, która daje, a nie tą, która bierze. Cudownie było
odwrócić te role.
Ale oczywiście później błagała, by wrócić do roli tej, która
sprawia rozkosz, więc tym razem to on usiadł na ławce i wsunął
palce w jej włosy. Sądząc ze słów, które mu się wymknęły,
uszczęśliwiła go, i to bardzo. Nic jeszcze tak jej nie podnieciło.
Aiden odsunął się od niej przez sen. Była zawiedziona, że nie
szukał bliskości, ale może tak jest lepiej. Nadszedł ranek, rze-
czywistość zaglądała przez okno. W niedzielę Sarah miała wró-
cić do domu. Aiden i Oliver rozpoczną nowe życie. Wszystko
szło zgodnie z planem. Aiden nie zamierza się ustatkować. Po-
trzebuje swojej przestrzeni. Ojcostwo to i tak wystarczająco
trudny egzamin dla mężczyzny, dla którego wolność jest tak
niezbędna jak dla innych woda i powietrze.
Obiecywała sobie, że nie przywiąże się do niego. Że nie prze-
kroczy pewnej granicy, niezależnie od tego, jak bardzo go pra-
gnęła. Więc to był błąd. Pora wracać do dawnego życia. Jeden
błąd można wybaczyć. Drugi byłby głupotą. Ostrożnie odsunęła
kołdrę i usiadła, zerkając na budzik. Minęła piąta. Weźmie
prysznic i ubierze się, spakuje rzeczy i będzie gotowa do drogi.
Na palcach podeszła po koszulę nocną. Widok czarnego jedwa-
biu na białym dywanie przypomniał jej ostatnie chwile z Jaso-
nem, kiedy grzebała w stercie ubrań u stóp łóżka, rozpaczliwie
szukając swojej nocnej koszuli i godności. Tamtego ranka Jason
zadrwił z niej, mówiąc, że „sypianie z nianią” nic nie znaczy.
Tamtego ranka śmiał się, kiedy wyznała mu miłość.
Zamknęła oczy, powstrzymując łzy. To nie to samo. Może się
zatrzymać, nim zajdzie za daleko. Podniosła koszulę i po cichu
wyśliznęła się z pokoju Aidena. To, co się wydarzyło w Miami,
więcej się nie powtórzy.
www.harlequin.pl
ISBN 978-83-276-3835-9