Professional Documents
Culture Documents
Maisey Yates - W Poszukiwaniu Utraconej Milosci
Maisey Yates - W Poszukiwaniu Utraconej Milosci
Yates
– Co to jest?
Gabriella wyszła z sypialni w tylnej części prywatnego odrzu-
towca Alexa. Miała na nosie okulary, ciemne włosy ściągnęła
w koński ogon, a ubrana była w strój, który Alex dostarczył jej
tego ranka, przed wylotem na Isolo D’Oro.
– Twój kostium – odparł spokojnie.
Poprzedniego dnia, za obopólną i całkowicie milczącą zgodą,
w pewnym momencie przeszli na „ty”.
– Nieszczególnie pochlebny.
– Podobnie jak bluza, którą miałaś na sobie wczoraj wieczo-
rem.
– Wczoraj wieczorem siedziałam w domu, w bibliotece. I czy-
tałam.
– Jakże by inaczej…
Zmarszczyła brwi.
– Co to ma znaczyć, w zasadzie?
– Wyglądasz na taką, co bez przerwy czyta, to wszystko.
Skrzywiła się lekko.
– Pewnie tak, ale nie jestem kompletnie pozbawiona próżno-
ści, a to… – Szerokim gestem ogarnęła czarne wąskie spodnie,
białą koszulową bluzkę i dużą broszkę w staroświeckim stylu,
która mimo wszystko jakoś do niej pasowała. – To nie jest strój,
w jakim zazwyczaj pokazuję się publicznie.
Nie wyglądała jak księżniczka, to fakt, lecz nieco biurowy styl
w żadnym stopniu nie ujmował jej urody.
– W czym problem? – zagadnął Alex.
– Spodnie są bardzo obcisłe.
– Moim zdaniem to ich największy plus.
Zarumieniła się gwałtownie.
– Nie lubię skupiać uwagi na ciele.
– Możesz mi wierzyć albo nie, ale naprawdę nie musisz nic ro-
bić, by przyciągać ludzkie spojrzenia. Sam fakt, że twoje ciało
istnieje, skupia na nim uwagę postronnych.
Mówił prawdę. Gabriella z całą pewnością była bardzo atrak-
cyjna, chociaż być może nie spełniała wszystkich kryteriów
współczesnej urody – nie miała wyraźnie widocznych, wypraco-
wanych na siłowni mięśni, a między jej udami nie było dużej
luki.
Była niezwykle kobieca. Miękka. Przeciętnej wielkości piersi
zwracały uwagę wyłącznie z racji swego istnienia, zaokrąglone
biodra podkreślały szczupłą talię. I to właśnie te biodra stały
się widoczne dzięki krojowi spodni, na które narzekała.
– Och… Cóż… Czy mam rozumieć to jako komplement?
– Tak, ze wszech miar.
– Przepraszam, nie zorientowałam się. Nie przywykłam do
komplementów z ust mężczyzn.
Trudno było mu w to uwierzyć. Ostatecznie Gabriella była
przecież księżniczką, a na dodatek naprawdę była ładna.
– Czy czasami wychodzisz poza teren rezydencji?
– Niezbyt często, szczerze mówiąc.
– Więc pewnie w tym tkwi problem. Gdybyś częściej wycho-
dziła, zasypywano by cię komplementami, szczerymi i nie tylko.
– Dlaczego?
– Głównie dlatego, że masz co najmniej kilka zalet, które męż-
czyźni uznają za wyjątkowo pożądane.
– Pieniądze…
– To jedna z nich. Tak czy inaczej, w tej chwili śmiało można
by cię wziąć za osobistą asystentkę, i właśnie o to nam chodzi-
ło.
Alex usiadł w jednym z miękkich foteli i sięgnął po kubek
z kawą.
– A te inne zalety? – zagadnęła Gabriella.
– Twoje ciało oraz jego rozmaite uroki. Sądziłem, że wyrażam
się dość jasno.
Popatrzyła na niego uważnie. Nie miała wątpliwości, że spo-
dziewał się, że wpadnie w gniew albo skuli się pod ścianą, jak
przystało zakochanej w książkach dziewicy. Postanowiła za-
wieść jego oczekiwania, usiadła naprzeciwko niego, założyła
nogę na nogę i splotła dłonie na kolanach.
– Jesteś bardzo bezpośredni.
– Tak, większość moich rozmówców jest tym przerażona, co
sprawia mi sporą przyjemność.
– Nie jestem pewna, czy jestem tak bezpośrednia jak ty, ale
zazwyczaj mówię to, co myślę, nawet jeśli czasami nie ma to
bezpośredniego związku z daną sytuacją. Zauważyłam, że to
również wprawia ludzi w zmieszanie. Dotyczy to zwłaszcza
mężczyzn.
– Uważasz, że to dlatego nie prawią ci komplementów?
– Matka zawsze mi powtarzała, żeby konwersację ograniczyć
do tematu pogody, ale mieszkamy na wyspie, więc jeśli nie gro-
zi nam huragan lub tsunami, to można umrzeć z nudów.
– I w tym sęk. Wielu mężczyzn woli, by ich kobiety były nudne
jak flaki z olejem, lecz miały fascynujący wygląd.
– Ty też się do nich zaliczasz?
Zaśmiał się cicho.
– O, ja jestem ich królem!
Przechyliła głowę i zmierzyła go krótkim spojrzeniem spod
rzęs.
– Dlaczego?
– Dlaczego co, cara mia?
– Dlaczego tylu mężczyzn woli, by ich kobiety były zupełnie
inne od osób, z którymi normalnie chcieliby przebywać i rozma-
wiać?
– Bo tak już jest i zawsze było. Taki rodzaj mężczyzn, wśród
nich ja, nie chce, by kobiety zachwycały ich umiejętnością pro-
wadzenia rozmowy oraz siłą swego intelektu. Kobiety są im po-
trzebne w jednym, jedynym celu.
Gabriella westchnęła ciężko, z nieskrywanym rozdrażnie-
niem.
– Rozumiem, że mówisz o seksie.
Jej bezpośredniość zaskoczyła go na moment, zaraz jednak
odzyskał równowagę.
– Tak – rzekł, nie widząc powodu, by udawać.
– Jakież to nudne i całkowicie przewidywalne… Pewnie wła-
śnie dlatego moja matka zawsze zachowywała się w tak nie-
skomplikowany sposób. Ona może posłużyć za najlepszy przy-
kład tego, o czym mówisz. Cała zawsze błyszczy i lśni. Ojciec od
dawna ani błyszczy, ani lśni, lecz w jego przypadku jako siła
przyciągania służy majacząca w oddali perspektywa odziedzi-
czenia sporego majątku.
– Znam to.
Przez twarz księżniczki przemknął wyraz zaskoczenia.
– Ale przecież – i tu również posłużę się tą samą metaforą – ty
też błyszczysz i lśnisz…
Alex parsknął śmiechem.
– Nie myślałem o sobie. Mam własny zestaw zalet, które przy-
ciągają kobiety. Pieniądze, podobno wygląd. Tak czy inaczej,
w tym kontekście miałem na myśli moich rodziców.
– Naprawdę?
– Tak. Kiedy usłyszałem, jak opisujesz swoich, od razu dosze-
dłem do wniosku, że należą do ścisłej grupy dobrych przyjaciół.
– Czy twoi rodzice lubią narkotyki, skandaliczne przygody
i romanse oraz mocno wyzywające stroje?
Tym razem śmiech Alexa zabrzmiał dziwnie gorzko.
– Uwielbiali to wszystko. Tak bardzo, że ten entuzjazm w koń-
cu ich zabił.
Gabriella skuliła się w sobie, wyraźnie zmieszana.
– Bardzo mi przykro, nie powinnam pozwalać sobie na takie
żarty, zwłaszcza że tak niewiele o tobie wiem…
Alex sięgnął po przeźroczysty kubek z kawą i uniósł go, ba-
wiąc się grą światła na szkle.
– Z niektórych rzeczy lepiej żartować niż traktować je śmier-
telnie poważnie – rzekł. – Bo po co wchodzić w nieprzeniknioną
ciemność?
– Obawiam się, że niektóre sprawy są wyłącznie ciemne.
Wzruszył ramionami i pociągnął łyk napoju.
– Nie muszą takie być.
– Co stało się z twoimi rodzicami?
Jej pytanie szczerze go zdumiało. Nie przypuszczał, że nie
wiedziała, chociaż pewnie było to w pewien sposób logiczne –
gdy się poznali, nie miała pojęcia, kim on jest. Rzadko się zda-
rzało, by ktoś nie znał historii jego rodziny, lecz Gabriella była
dziwnym stworzeniem. Jej inteligencja i wiedza budziły w nim
skomplikowane uczucia, z każdą chwilą odkrywał w niej jednak
takie cechy, które były niczym haust świeżego powietrza
w dusznym, zatęchłym pomieszczeniu.
– Zginęli w wypadku samochodowym – powiedział. – Skoczyli
sobie do gardła, jak to mieli w zwyczaju, oszołomieni alkoho-
lem, narkotykami i seksem, i tak to się skończyło.
– Straszne.
– Pewnie tak, lecz ja byłem wtedy całkiem mały i raczej nie
stanowiłem części ich życia.
Ze wszystkich sił starał się trzymać na dystans wspomnienia
tamtej nocy. Padającego śniegu, oblodzonej drogi, rodziców ob-
rzucających się obscenicznymi wyzwiskami.
– Dziś są dla mnie tragicznymi postaciami i ostrzeżeniem –
dodał. – Na pewno jestem cynikiem, ale nie kompletnym liberty-
nem, i to chyba właśnie dzięki ich historii.
Kiwnęła głową, jakby doskonale rozumiała, o czym mówił.
A przecież było dla niego oczywiste, że libertynów mogła spo-
tkać najwyżej na kartkach książki.
– Kto wie, kim bym była, gdyby nie moi rodzice – powiedziała
powoli. – To ich przykład sprawił, że niechętnie opuszczam po-
siadłość na Aceenie. To dzięki im od zawsze pragnęłam spokoj-
nego życia.
Znowu go zaskoczyła. Cóż, wiele wskazywało, że faktycznie
go rozumiała. Trochę lepiej, niż większość ludzi. Wszyscy jego
bracia i siostry rozpoczęli życie z tymi samymi rodzicami, a jed-
nak tylko on nosił w sercu te dziwne blizny. Jego dwaj bracia
byli playboyami, którzy żyli tak, jak im się podobało, no, w każ-
dym razie do momentu, gdy na drodze każdego z nich stanęła
prawdziwa miłość. Tak czy inaczej, w ich życiu zawsze było wię-
cej pasji niż w życiu Alexa. Nawet teraz, gdy już dawno wyszu-
mieli się i uspokoili, nadal przejawiali większą namiętność niż
on sam.
– Wszystko staje się bardziej sensowne, kiedy podchodzimy
do życia jak do biznesu – rzekł.
I natychmiast dotarło do niego, że wcale nie chciał tego po-
wiedzieć.
– Tak uważasz?
– Tak. Biznes jest nieskomplikowany, wszyscy wchodzą w to,
żeby zarobić. I to tyle. Dlatego motywy graczy są od początku
całkowicie transparentne. Każdy gra dla siebie i tylko czasami
niezbędna jest jakaś wymiana; podpisuje się wtedy umowy, dba
o dotrzymanie terminów, i tak dalej.
– Wszystko znacznie bardziej proste niż w układach między-
ludzkich – zauważyła Gabriella.
– Zawsze mnie dziwiło, że przeprowadzenie rozwodu jest ła-
twiejsze od zerwania biznesowego kontraktu. Gdyby ludzie
traktowali małżeństwo tak poważnie jak stosunki w interesach,
świat wyglądałby zupełnie inaczej.
Odchylił się do tyłu w fotelu i znowu pociągnął łyk kawy.
– Oczywiście można co chwilę wskakiwać do łóżka z różnymi
partnerami, metaforycznie mówiąc, mimo wcześniejszego pod-
pisania umowy na wyłączność z kimś innym, lecz w takim wy-
padku natychmiast straciłabyś i wiarygodność, i firmę. Osobiste
związki są dużo bardziej mętne i czasami trudno określić obo-
wiązujące w nich reguły, jeżeli w ogóle jakieś istnieją. Nie podo-
ba mi się to.
– Wiem, o co ci chodzi. – Skinęła głową. – Nigdy nie myślałam
o tym w tych kategoriach, ale to pewnie dlatego, że raczej nie
mam głowy do interesów.
– A do czego masz głowę?
– Chyba głównie do książek.
– Jakich?
– Książek, po prostu.
Zmrużył oczy.
– Podobno interesuje cię genealogia…
– Tak, historia naszej rodziny to moja pasja. Wierzę, że w hi-
storii kryje się mnóstwo ważnych prawd. Nawet historia współ-
czesna to przecież coś dużo więcej niż tylko przekaz medialny.
To, co pokazują media, to jedynie drobne detale, odpryski praw-
dziwych historii.
– Nie powinno mnie chyba dziwić, że wnuczka jednej z naj-
bardziej zniesławionych osób królewskiego rodu patrzy na rze-
czywistość z takiej perspektywy.
Uniosła jedno ramię w nieświadomym geście. Była bardzo de-
likatnej budowy i często kojarzyła mu się ze staroświecką lalką.
Niepokoiła go myśl, że czuje dziwną potrzebę, by wyciągnąć
rękę i zdjąć ją z półki, na której ją umieszczono.
– Pewnie masz rację – odezwała się po chwili milczenia. – Ale
to nie dlatego zdecydowałam się wyruszyć w tę podróż… Lubię
odkrywać prawdę, w ogóle lepiej się czuję w obliczu prawdy niż
jakiejś zafałszowanej wersji wydarzeń.
– I dlatego studiujesz dzieje swojej rodziny.
– Tak.
Przez głowę przemknęła mu myśl, że rozmowa z kobietą zain-
teresowaną czymś innym niż moda stanowiła naprawdę przy-
jemną odmianę. Czyżby Gabriella rzeczywiście była tak inna?
Ta refleksja zmusiła go do zastanowienia się, czy kobiety, z któ-
rymi zazwyczaj miał do czynienia, były tak płytkie, jak sądził,
czy też to może raczej one uważały jego za płytkiego. Dziwne,
że w ogóle go to obchodziło. Nie powinno, bo przecież starał
się, by łączące go z nimi stosunki były przelotne i pozbawione
jakiegokolwiek głębszego znaczenia. Nie liczyło się, co on my-
ślał o swoich chwilowych partnerkach ani co one sądziły o nim;
ważne było wyłącznie to, jakie były w łóżku.
– Wobec tego ta wyprawa do miejsca, gdzie tkwią korzenie
waszej dynastii, niewątpliwie dostarczy ci fascynujących wra-
żeń – zauważył uprzejmie.
– Na pewno – przytaknęła z entuzjazmem. – Babcia dużo opo-
wiadała mi o naszych dawnych posiadłościach, o rezydencjach
i pałacach. Ja znam je tylko ze starych, wyblakłych fotografii.
– Z jakiego właściwie powodu królewska rodzina skazana zo-
stała na wygnanie?
– Och, znam mnóstwo pogłosek o niesprawiedliwym systemie
podatkowym i o opinii tyrana, jaką cieszył się mój pradziadek,
podobno niezwykle chciwy. Nie jestem całkowicie przekonana,
czy to była prawdziwa przyczyna, zresztą babcia ma na ten te-
mat nieco inne zdanie. Tak czy inaczej, wybuchło zbrojne po-
wstanie i moi krewni musieli ratować się ucieczką pod osłoną
nocy. Mieli sporo szczęścia, którego zabrakło wielu innym kró-
lewskim rodzinom podczas gwałtownych politycznych przewro-
tów.
– To prawda.
– Wydaje mi się, że jako pierwsza z rodziny postawię nogę na
Isolo D’Oro po tamtej ucieczce. Może i dobrze, że zjawię się
tam incognito.
– Może.
Gdy Gabriella uśmiechnęła się, cała jej twarz pojaśniała. Ale-
xowi wydawało się, że patrzy na promień słońca, rozświetlający
ocean.
– Do złudzenia przypomina to jakąś przygodową historię, nie
sądzisz? – zagadnęła.
– Ja widzę to raczej jako zadanie do załatwienia – powiedział,
znowu unosząc kubek do ust. – Jako wyzwanie, któremu muszę
sprostać, bo przecież biznes to biznes. Szczerze mówiąc, dużo
zawdzięczam mojemu dziadkowi i bardzo zależy mi, żeby spła-
cić ten dług. I tyle.
Jego sucha odpowiedź przyćmiła jej promienny uśmiech.
– Z takim nastawieniem wszystko traktować można jako zada-
nie do załatwienia – mruknęła. – Ale to błąd…
Alex spojrzał w okno i zorientował się, że lada chwila będą
podchodzić do lądowania.
– Zapnij pasy, księżniczko – rzucił. – Zaraz będziemy na Isolo
D’Oro. I przez jakiś czas nikt nie będzie tytułował cię tak, jak ci
się to należy.
ROZDZIAŁ CZWARTY
www.harlequin.pl
ISBN 978-83-276-3818-2
www.harlequin.pl
Spis treści
Strona tytułowa
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Strona redakcyjna