You are on page 1of 264

Toksyczne

namiętności
SusanForward
Craig Buck

Toksyczne
namiętności

Przełożył
Krzysztof Drozdowski

JACEK SANT0RSK1 & CO


TOAWNICTTO
Tytuł oryginału
OBSESSIVE LOVE: WHEN IT HURTS TOO MUCH TO LET GO

Przekład zredagowany przez WIESŁAWĘ KARACZEWSKĄ


opracował JACEK SANTORSK1

Redakcja techniczna, skład i korekta


PAWEŁ LUBOŃSK1

Ilustracja na okładce
TOMASZ WAWER

projekt serii i opracowanie graficzne


MAŁGORZATA ŚLIWIŃSKA

Copyright (ej 1991 by Susan Forward, Ph.D.

Published by arrangement with Bantam Books, a division of Bantam Doubleday


Dell Publishing Group

Copyright for the Polish edition © 7997 by Jacek Santorski & Co Wydawnictwo

JACEK SANTORSKJ & CO


WYDAWNICTWO

Adres do korespondencji: 03-912 Warszawa 33, skrytka pocztowa 54


Biuro: Warszawa, ul. Podwale 11, tel./fax 8311461 w. 353

Druk i oprawa: Zakład Poligrafii Instytutu Technologu Eksploatacji


26-600 Radom, ul Pułaskiego 6/10, teł 442-21. fax: 447-65

ISBN 83-36821-30-2
Spis treści

Od wydawcy polskiego 9

Podziękowania U

Wprowadzenie 13
Dlaczego postanowiłam napisać tę książkę 16
Co to jest obsesyjna miłość 18
Mit najwyższej namiętności 19
Obsesyjna miłość: sprzeczność w terminologii 20
Czy jesteś obsesyjnym kochankiem? 20
Czy jesteś obiektem obsesji? 23
Co może ci dać ta książka? 24

C Z Ę Ś Ć PIERWSZA. OBSESYJNI KOCHANKOWIE 27

I. Ta jedyna, cudowna osoba 29


Dreszcz nowego romansu 30
Wyidealizowany kochanek 31
Rzeźbiarz świadomości 33
Siła wielkiego seksu 37
Od romansu do odrzucenia 38
Zaprzeczanie niezaprzeczalnemu 43

II. Otwieranie śluz 47


Acting out przez karanie samego siebie 48
Obsesyjna pogoń 50
I I I . Od pogoni do zemsty 69
Gdy wściekłość i miłość idą ręka w rękę 69
Fantazjowanie na temat zemsty 71
Akt zemsty 73
Atak na dobytek 75
Przemoc fizyczna 80
Z e m s t a nie jest słodka 80

IV. Kompleks wybawcy 83


Inny rodzaj pogoni 84
Potrzeba bycia potrzebnym 84
Czy jesteś wybawcą? 85
O p ę t a n i przez kochanków, których życie jest chaosem 86
O p ę t a n i przez kochanka-oszusta 92
O p ę t a n i przez kochanka-nałogowca 101
Nierównowaga sił 107

C Z Ę Ś Ć D R U G A . OBIEKTY NAMIĘTNOŚCI OBSESYJNYCH


KOCHANKÓW 109

V. Obiekty współobsesyjne 111


Związek współobsesyjny 112
Czy jesteś współobsesorem? 113
Gdy namiętność staje się uciążliwa 114
R u c h o m e piaski współobsesji 117
Punkt zwrotny 123

VI. Zerwanie nie jest łatwe 125


Gdy uczucia obiektów stają na przeszkodzie 126
Podwójne komunikaty 130
Asertywny obiekt 133
Ostateczny szantaż emocjonalny 143

V I I . Gdy obsesja zamienia się w przemoc 145


Niszczenie dobytku: wstęp do napaści? 146
Przemoc seksualna 149
Przemoc fizyczna 152
Gdy obsesja prowadzi do morderstwa 157
Być ostrzeżonym w p o r ę 159
Jak się bronić 161
C Z Ę Ś Ć T R Z E C I A . U W A L N I A N I E SIĘ O D OBSESJI 163

VIII. Przymus połączenia: korzenie obsesyjnej miłości 165


Błogie połączenie 165
Przymus połączenia 167
Odrzucenie: kamień węgielny przymusu połączenia 168
Podjęcie walki: symboliczny rodzic 174
Korzenie kompleksu wybawcy 179
Zapotrzebowanie na wielki d r a m a t 183
Dlaczego tylko ta jedna, cudowna osoba? 184

IX. Ustalanie kursu 187


Uzdrawiająca podróż 187
Dziennik 190
Przykłady zapisów w dzienniku 195

X. D e m o n t a ż systemu obsesyjnego 201


Wakacje emocjonalne 202
Zablokowanie pierwszego trybu: zachowanie 206
Jak zmienić swoje zachowanie 209
Jak opanować obsesyjne myśli 216

XI. Jak sobie poradzić z prawdą o waszym związku 223


Dzień czternasty 223
Koniec wakacji emocjonalnych: co dalej? 225
Jeśli związek się zakończył 226
Gdy związek nie może trwać w obecnej formie 229
Odnawianie kontaktów 230

XII. Wypędzanie upiorów przeszłości 239


Jak u p o r a ć się z odrzuceniem z okresu dzieciństwa? 240
Rezygnacja ze zmagań okresu dzieciństwa 248

X I I I . Utrzymywanie równowagi 253


Stare czynniki uruchamiające, nowe postrzeganie 254
Stare czynniki uruchamiające, nowe reakcje 256
Czy po obsesji możliwa jest miłość? 260
Od wydawcy polskiego
Obsesyjna miłość? Powiesz, że są większe cierpienia. I masz rację —
do chwili, gdy sam padniesz jej ofiarą. Do chwili, gdy wszystkie Twoje
myśli znajdą się we władzy tego uczucia. L ę k przed odrzuceniem pchnie
cię do czynienia rzeczy do tej pory niewyobrażalnych; będziesz śledzić,
prześladować i zadręczać telefonami. Kiedy to nie p o m o ż e — czasem
nawet grozić samobójstwem.
Obsesyjna miłość to głęboko skrywana wewnętrzna u d r ę k a lub
ślepa, toksyczna namiętność. Dotyka i kobiety, i mężczyzn. Bez względu
na wiek, wykształcenie, miejsce zamieszkania. Granica między roman­
tycznym związkiem a wyniszczającym uczuciem jest bardzo cienka i ła­
two ją przekroczyć. Pułapka czyha na tych, którzy nie są w stanie przejść
od zauroczenia do konfrontacji z rzeczywistością. Wtedy raj zamienia
się w piekło, oddanie w wykorzystanie i poniżenie, pragnienie bliskości
miesza się z wściekłością i zazdrością.
Obsesyjni kochankowie prędzej czy później muszą stanąć twarzą
w twarz z negatywnymi skutkami swoich zachowań. Frustracja i poniże­
nie, których wówczas doświadczają, mogą przekształcić się we wście­
kłość i pragnienie zemsty.
Dzięki lekturze fascynującej książki Susan Forward i Craiga
Bucka dowiesz się, czy jesteś obsesyjną kochanką lub kochankiem.
Dowiesz się, jak wyzwolić się z obsesyjnej miłości i jak sobie radzić
z zazdrością. W skrajnych przypadkach będzie ci potrzebna p o m o c
psychoterapeuty. Nie wahaj się o nią prosić. Jeżeli masz za sobą
historię p o d o b n ą do opisanych w tej książce i nie chcesz, by się
powtórzyła, musisz nauczyć się stawiać czoło lękowi przed odrzuceniem.
Uczucia przychodzą i odchodzą. Ty chroń swoją godność. Jesteś
wartościową, niepowtarzalną istotą. Zasługujesz na miłość i na pewno
1 o OD W Y D A W C Y P O L S K I E G O

ją znajdziesz. Obsesyjna miłość nie jest bowiem skazą genetyczną, lecz


tylko jednym ze sposobów, za pomocą których próbujemy zaspokoić
naturalną potrzebę kochania i bycia kochanym.
Mamy nadzieję, że książka Susan Forward i Craiga Bucka zain­
teresuje również psychoterapeutów. Opisana w ostatniej części tech­
nika pracy nad sobą, prowadzącej krok po kroku do uwolnienia się
od obsesyjnych myśli i zachowań, może znaleźć zastosowanie w wielu
programach terapeutycznych, także wykraczających poza tematykę tej
książki. Nasze obsesje różnią się bowiem treścią i występują w różnych
obszarach życia, ale zawsze są. związane z utratą kontroli nad myślami,
emocjami i zachowaniem.
Jak pisaliśmy, obsesyjna miłość dotyka w równym stopniu kobiety
i mężczyzn. Książka jest więc adresowana do Was wszystkich. W tych
przypadkach, gdy a u t o r k a zwraca się bezpośrednio do czytelnika, tłu­
maczyliśmy jej wypowiedzi tak, jakby były adresowane do osób płci
żeńskiej. Uczyniono to wyłącznie dla uniknięcia komplikacji stylistycz­
nych i nie należy z tego faktu wyciągać żadnych wniosków.

Jacek Santorski
Podziękowania
Chciałabym podziękować kilku osobom, które pomogły mi stworzyć tę
książkę.
Przede wszystkim dziękuję mojemu nieocenionemu współpracow­
nikowi i przyjacielowi, Craigowi Buckowi. Jest to nasza trzecia wspólna
książka, a jego intuicja, talent, fachowość, cierpliwość i niezawodne
poczucie h u m o r u wciąż mnie zadziwiają.
Jest to także trzecia książka powstała przy współpracy mojej re­
daktorki, Toni Burbank. Chciałabym Państwu powiedzieć więcej, jaka to
znakomita, mądra, dbała, o d d a n a i niezwykle k o m p e t e n t n a osoba, jest
jednak zbyt skromna, by pozwoliła mi na tego rodzaju pochwały.
Pragnęłabym również podziękować Lindzie Grey, Stuartowi Ap-
plebaumowi oraz innym wspaniałym ludziom z wydawnictwa Bantam
Books, którzy są zawsze gotowi do pomocy, a także moim agentom,
Lynnowi Nesbitowi i Kenowi Shermanowi, za ich nieustające wsparcie
i zachętę.
Moja koleżanka i droga przyjaciółka Nina Miller, M.F.C.C., oraz
Marty Farash, M.F.C.C., były niezwykle hojne, pozwalając mi na ko­
rzystanie ze swoich przemyśleń podczas opracowywania koncepcji tej
książki.
Jak zawsze moja rodzina i przyjaciele — a w szczególności moja
córka Wendy — byli przy mnie w czasie całego okresu powstawania
książki, udzielając mi moralnego i emocjonalnego wsparcia, gdy co­
dziennie stawałam wobec nieuniknionych problemów związanych z pisa­
niem. Również niektórzy znajomi, zarówno nowi, jak i dawni, podtrzy­
mywali mnie na duchu — dr Barbara De Angelis, Madelyn Cain, Lynn
Fischer, Dorris Gathrid, M o n a Gołąbek, Roy Johnston, Paul Kent,
1 2 P O D Z I Ę K O W A N I A

D i a n a M a r k e s Levitt, Lisa Rafel, Neil Stearns, dr Shelley Ventura i D o n


Weisberg.
Karina Friend Buck godna jest podziwu za cierpliwość i hojność
— otóż pozwoliła mi zmonopolizować Craiga, wypić całą herbatę Earl
Grey i na dziewiętnaście miesięcy zmagań z czystymi kartkami papieru
zagnieździć się w jej d o m u . Osiągnięcie naszego celu znacznie ułatwiły
przytulanki czteroletniego dziecięcia, Z o e Buck.
Wreszcie chciałabym ze szczerego serca podziękować tym wspa­
niałym kobietom i mężczyznom, bez których książka ta nie mogłaby
zostać napisana — pacjentom, przyjaciołom i znajomym — za to, że
pozwolili mi łaskawie wykorzystać swe historie. Niezależnie od tego,
czy byli dręczeni przez obsesję, czy starali się uciec od obsesyjnych
kochanków, ich dzielne zmagania z obsesyjną miłością oraz osiągnięty
sukces zainspirowały mnie do napisania tej książki.
Susan Forward
Wprowadzenie
Coś tu nie grało, kiedy Gloria zjawiła się w pracy. Wszystkie oczy były
na nią zwrócone, gdy przez salę newsów szła do swego gabinetu. Wielu
z jej współpracowników uśmiechało się, jakby byli gośćmi zaproszo­
nymi na urodzinowe przyjęcie i właśnie zobaczyli w drzwiach jubilatkę.
Poziom adrenaliny zaczął rosnąć. Czyżby miała dostać awans? Może
wreszcie bratu i bratowej urodziło się dziecko? A może jej podanie
o urlop zostało przyjęte?
Gdy Gloria otworzyła drzwi do swojego gabinetu, przytłoczył ją
zapach róż. Całą powierzchnię biurka pokrywał zapierający dech w pier­
siach o r n a m e n t z co najmniej sześciu tuzinów najpiękniejszych, jakie
kiedykolwiek widziała, czerwonych róż. Co to za okazja? Spojrzała na
kalendarz w zegarku. Drugi maja. D a t a nic jej nie mówiła.
Nagle doznała olśnienia: były od Jima.
Ogarnęła ją fala strachu i wściekłości. Dlaczego Jim nie może
zrozumieć, że o n a nie chce go więcej widzieć? Dlaczego nie zostawi
jej w spokoju? Bezradnie oparła się o framugę drzwi i zaczęła płakać.
Kilka mil dalej, w swej skromnej kancelarii adwokackiej, czekał
przy telefonie Jim. Czuł się tak, jakby nerwy miał podłączone do kon­
taktu. Z jednej strony był pewien, że telefon od Glorii to jedynie kwestia
czasu. Kwiaty miały jej przypomnieć święte wydarzenie: rocznicę wie­
czoru, kiedy się poznali. Był przekonany, że róże obudzą w niej ten
sam co u niego przypływ romantycznych wspomnień — noc, gdy kochali
się p o d gwiazdami spoglądającymi na Big Sur, zdjęcie, na którym on
śpi błogo w jej ogrodzie (zrobiła je ukradkiem i oprawiła w ramkę, by
postawić w sypialni), jazdę konną traktem prowadzącym przez sady na
plażę w P u e r t o Yallarta...
14 W P R O W A D Z E N I E

Był przeświadczony, że tak naprawdę ona wcale nie chce z nim


zerwać. Nie mogłaby. Ich miłość jest taka czysta. Nie miał wątpliwości,
że Gloria po prostu boi się, ponieważ jej uczucia do niego są zbyt silne.
Miłość i namiętność, które jej ofiarował, to dar trafiający się raz w życiu;
wiedział, że wcześniej czy później ona doceni ich wartość.
Z drugiej strony ogarniało go przerażenie na myśl, że Gloria może
nie zadzwonić. Ból, jakiego doznał, gdy po raz pierwszy powiedziała mu,
że nie chce go więcej widzieć, był tak wielki, iż myślał, że umrze. Przez
ostatnie dwa miesiące odsyłała mu prezenty i nie otwarte listy miłosne.
Rozmowy telefoniczne ograniczył do dwóch dziennie, ponieważ zaczęła
odkładać słuchawkę. Niemal co wieczór jeździł samochodem koło jej
domu, wprawił ją jednak we wściekłość, gdy nie mogąc się oprzeć,
kilka razy zapukał do jej drzwi. Ostatnio bez słowa zatrzasnęła mu
drzwi przed nosem. Porażała go myśl o uczuciach, jakie mogłyby nim
targać, gdyby nie zareagowała na róże. Rozdzierały go przeciwstawne
siły nadziei i strachu.
Gloria wiedziała, że Jim jej potrzebuje, i czuła się winna, że nie
jest w stanie tego odwzajemnić, ale nie mogła. Mówiła mu to wyraźnie,
aż do bólu. Nie chciała, żeby cierpiał; kiedyś byli sobie tacy bliscy,
planowali wspólną przyszłość. Stopniowo jednak miłość Jima stawała
się coraz intensywniej przesycona zazdrością, tak że Gloria w końcu
poczuła, iż się dusi. To, czego z początku doświadczała jako namiętno­
ści, coraz bardziej stawało się więzieniem. Starała się wyjaśnić Jimowi
swe uczucia, chciała, żeby zrozumiał, iż potrzebuje więcej wolności, że
chciałaby w mniejszym stopniu czuć się jego własnością, ale na nic,
co mówiła, nie reagował. Wreszcie straciła cierpliwość i powiedziała
mu, że nie chce go więcej widzieć. Gdy błagał ją, żeby jeszcze to
przemyślała, starała się rozstanie uczynić dla niego łatwiejszym, ale
pozostała nieugięta.
Przez następne miesiące nie dawał za wygraną. Jego nie kończące
się zabiegi o jej odzyskanie sprawiły, że stawała się coraz bardziej apo­
dyktyczna. Była przekonana, że najlepsze, co może uczynić, to postarać
się, by z niej zrezygnował i zaofiarował swą ogromną namiętność komuś,
kto byłby w stanie ją przyjąć.
Jim siedział przy swoim biurku w oczekiwaniu na telefon od Glo­
rii, powtarzając sobie to, co miał zamiar jej powiedzieć. Na wypadek,
gdyby ktoś wszedł do biura, otworzył teczkę, żeby wyglądało, że prze­
gląda jakiś kontrakt. Ale praca była ostatnią rzeczą, o której mógł teraz
myśleć. Po trzech godzinach oscylowania pomiędzy nadzieją i niepoko-
W P R O W A D Z E N I E 15

j e m poczuł narastającą złość na ślepotę Glorii wobec jego miłości i jej


własnych pragnień. Zwalczał j e d n a k tę złość, tłumacząc sobie, że Gloria
nie dzwoni ze swego biura, ponieważ brakłoby jej czasu na wyczerpującą
rozmowę. Głowę miał jednak tak pełną tego wszystkiego, co chciał
jej powiedzieć, że wziął pióro do ręki i zaczął pisać do niej list. Gdy
skończył, okazało się, że zapisał dwanaście stron.
Gloria również nie mogła skoncentrować się na pracy. Za każdym
razem, gdy próbowała się zabrać do redagowania leżącego na biurku
artykułu, jej myśli wędrowały do Jima. Czy nieświadomie go zachęcała?
M o ż e gdy z nim zrywała, pozwoliła sobie na jakąś dwuznaczność, chcąc
oszczędzić mu cierpień, ale przecież od tego czasu niczego już nie
owijała w bawełnę, była wręcz brutalna. Zmroziła ją myśl: a jeśli będzie
chciał się zabić? Czy byłaby to jej wina? W końcu rozbolała ją głowa.
Tego wieczora, około ósmej, Jim postanowił już dłużej nie czekać.
Najwyraźniej róże nie spełniły pokładanej w nich nadziei, ale przestało
go to obchodzić. Zdawało mu się, że zaraz eksploduje pod ciśnieniem
własnego niepokoju. Musiał usłyszeć jej głos. Zadzwonił. Odłożyła słu­
chawkę. Był zdruzgotany.
Gdy następnego ranka Gloria obudziła się, wyjrzała przez okno
i zobaczyła Jima siedzącego na schodach przed jej drzwiami. W rozpa­
czy wezwała policję, ale ponieważ nie był to nagły wypadek, powiedzieli
jej, że może minąć kilka godzin, zanim będą w stanie przyjechać. Po­
czuła się uwięziona we własnym mieszkaniu; bała się nawet otworzyć
drzwi, żeby zabrać poranną gazetę. Była zdecydowana w razie potrzeby
zwolnić się z pracy, byle tylko uniknąć kontaktu z Jimem, ale ku jej
zdziwieniu po jakiejś godzinie Jim postanowił sobie pójść.
Gloria przyjechała do pracy spóźniona. Przy swoim miejscu na
parkingu zobaczyła czekającego Jima. Była tak załamana i wściekła, że
zaczęła krzyczeć, żeby dał jej spokój. Jim jednak tylko uśmiechał się
wyrozumiale i przekonywał ją, żeby się uspokoiła. Przechodnie patrzyli
na nią, jakby to o n a była wariatką. Do biura weszła zapłakana. Ból
głowy zaatakował ją ze zdwojoną siłą.
Jim wrócił do d o m u niezadowolony, że nie potrafił znaleźć klucza,
który by ją otworzył dla jej własnej miłości do niego. Wiedział, że gdyby
tylko udało mu się namówić Glorię na jeszcze jedną randkę, jego miłość
przezwyciężyłaby jej o p ó r przed wspólną przyszłością.

* * *
16 W P R O W A D Z E N I E

Historia Jima i Glorii jest klasycznym przypadkiem obsesyjnej miłości.


Osaczające zachowanie Jima i jego niechęć przyjęcia do wiadomości,
że Gloria nie chce dłużej pozostawać z nim w związku, na różny sposób
niszczyły życie ich obojga. Obsesyjna miłość jest więzieniem zarówno dla
-
obsesyjnego kochanka , jak i dla osoby będącej obiektem jego niszczącej
namiętności.

Dlaczego postanowiłam
napisać tę książkę
Jim przyszedł do mnie mniej więcej miesiąc po incydencie z różami.
Racjonalnie na to patrząc, zdawał sobie sprawę, że musi zrezygnować
z Glorii, emocjonalnie jednak nie był w stanie tego zrobić. Błagał mnie,
żebym mu pomogła.
W miarę, jak wypłakiwał się przede mną, moją uwagę zwróciło,
jak wiele oboje, on i Gloria, wycierpieli i nadal cierpią z powodu jego
obsesji. Co spowodowało, że tak obiecujący i romantyczny związek tak
się powikłał? Jim bardzo chciał poznać odpowiedź na to pytanie.

JIM: Co sprawia, że robię takie rzeczy? Jestem prawnikiem — powinienem


postępować logicznie. Ale kiedy chodzi o Glorię, po prostu nie mogę. Czy
zostanę taki na zawsze? Wydaje mi się, że nigdy się z tego nie otrząsnę. Czy już
do końca życia b ę d ę niszczył moje związki? Nie mogę tak dalej. To zbyt bolesne.
Czy jest coś, co mógłbym zrobić, żeby się uwolnić?

Powiedziałam Jimowi, że rozumiem, jak bardzo czuje się samotny,


zakłopotany i zdezorientowany. Większość obsesyjnych kochanków czu­
je się podobnie, tylko że zazwyczaj nie mają się do kogo zwrócić o po­
moc. Ich przyjaciele i rodzina nie mogą zrozumieć, dlaczego po prostu
nie „zapomną" o swym kochanku czy kochance i nie przejdą nad sprawą
do porządku. Ponieważ ich zachowanie jest bardzo często uciążliwe,
rzadko znajdują przyjaznego słuchacza, chyba że szukają porady fa­
chowca, a i wtedy nie zawsze im się udaje. Zapewniłam Jima, że jeśli
naprawdę chce się zmienić, pomogę mu. Fakt, że postanowił przyjść do
mnie, jest już pierwszym, bardzo istotnym krokiem.
Kiedy rozpoczęłam pracę z Jimem w celu znalezienia odpowiedzi
na jego pytania, uświadomiłam sobie, że te same pytania muszą zadawać
sobie miliony innych boleśnie zranionych obsesyjnych kochanków.
W P R O W A D Z E N I E 1 7

Wiedziałam też, że i Gloria dręczy się własnymi pytaniami. Czy


nie powinna uświadomić sobie już wcześniej, że coś jest nie tak? Czy aby
nieświadomie nie podsycała obsesji Jima? Czemu nie mogła sprawić, by
potraktował poważnie jej decyzję? Czy kiedykolwiek będzie w stanie
zaufać innemu kochankowi? Choć rozumiałam ból Jima, miałam rów­
nież wiele współczucia dla Glorii. Obiekty obsesyjnej miłości są często
zapomnianymi ofiarami. Powiernikom często ich los wydaje się zabawny
lub sądzą, że przyjaciele przesadzają, opowiadając o zachowaniu swych
kochanków.
G d y Jim wyszedł, pomyślałam o setkach obsesyjnych kochanków
i wielu obiektach obsesyjnej miłości, którymi zajmowałam się w ciągu
tych lat. Za każdym razem wzruszali mnie ci mężczyźni i kobiety, któ­
rych życie uległo dramatycznej odmianie z powodu tej szczególnej, nisz­
czącej obsesji. Wielu z nich było inteligentnymi, atrakcyjnymi ludźmi
sukcesu, których szokowało i zawstydzało ich własne zachowanie, a jed­
nak nie byli w stanie nad nim zapanować. Często mówili o sobie, że
czują się, jakby byli „opętani", ulegają impulsom, wiedząc, że są o n e
dla nich niszczące.
Niewielu z nas ominęło doświadczenie bolesnej tęsknoty lub fru­
stracji związanej z obsesją wobec kogoś, kogo rozpaczliwie, ale bezna­
dziejnie pragnęliśmy, lub napięcia i obawy, że staniemy się obiektem
czyjejś obsesji, albo też jednego i drugiego. Chciałam p o m ó c obu stro­
n o m tych d r a m a t ó w nauczyć się zmagania z obsesyjną miłością, która
monopolizuje myśli, zniekształca oceny i opanowuje bez reszty ich życie;
chciałam p o m ó c nauczyć się, jak się od niej wyzwolić. Z tego właśnie
względu postanowiłam napisać tę książkę.
Kiedy Craig i ja zaczęliśmy pisać, zdumiała mnie liczba przyjaciół,
znajomych, pacjentów, a nawet przygodnych znajomych, którzy nama­
wiali mnie do wykorzystania ich własnych historii. Jakkolwiek działo
się tak przy okazji pisania każdej mojej książki, nigdy j e d n a k z takim
natężeniem. Obsesyjna miłość dotyka nas wszystkich.
Historie opisane w niniejszej książce są prawdziwe. Chociaż dla
zachowania tajemnicy zawodowej zmieniłam imiona, zawody i inne dane
dotyczące osób, z którymi pracowałam (oraz ludzi przewijających się
przez ich życie), słowa i przeżycia odtworzyłam możliwie jak najdokład­
niej.
18 W P R O W A D Z E N I E

Co to jest obsesyjna miłość?


Na podstawie ponaddwudziestoletniej praktyki klinicznej wyodrębniłam
cztery okoliczności, które pomagają mi ustalić, zarówno na potrzeby
własne, jak i dla moich pacjentów, czy zmagają się oni z 'obsesyjną
miłością:

1. Muszą być zaabsorbowani całkowicie, aż do bólu, rzeczywistym


lub wymarzonym kochankiem.
2. Muszą odczuwać niezaspokojoną tęsknotę za tym, by posiadać
obiekt swojej obsesji lub być przezeń posiadanym.
3. Obiekt ich uczuć musiał ich odrzucić lub pozostaje w jakiś sposób
nieosiągalny, fizycznie bądź emocjonalnie.
4. Nieosiągalność obiektu lub odrzucenie przezeń musi prowadzić
do działań autodestrukcyjnych.

Aby opisać pewien rodzaj zachowania, b ę d ę w tej książce uży­


wała słowa „obsesyjny". Terminologicznie jest to niewłaściwe, ponieważ
tradycyjnie odnosi się o n o do myśli. Właściwym przymiotnikiem stoso­
wanym w psychologii na określenie zachowania powodowanego obsesją
jest „kompulsywny". Niemniej dla ułatwienia postanowiłam używać tu
przymiotnika „obsesyjny" do opisu zarówno zachowań, jak i myśli.
Obsesyjna miłość nie rozróżnia płci. I kobieta, i mężczyzna może
popaść w obsesję, ale też i kobieta, i mężczyzna może stać się jej obiek­
tem. Obsesorzy mogą w innych dziedzinach życia postępować zupełnie
racjonalnie, a na ich zachowanie mogą wpływać także inne czynniki. Się­
gają one od alkoholizmu poprzez narkomanię lub nałogowy hazard po
mniej rozpowszechnione nałogi, takie jak pracoholizm czy bezwzględny
perfekcjonizm. Każdy może być obsesorem.
Podobnie nie ma reguły na to, jakiego pokroju ludzie stają się
obiektami1 obsesyjnej miłości. Niektóre obiekty zachęcają swoich ob-
sesorów, inne zdecydowanie odmawiają wszelkich kontaktów. Niektóre

Choć nie brzmi to po polsku najlepiej, zdecydowaliśmy się utrzymać w prze­


kładzie termin „obiekt", który adekwatnie oddaje uprzedmiotowiający osobę
ludzką aspekt „zainteresowań" obsesora (przyp. red. pol.).
W P R O W A D Z E N I E 1 9

obiekty początkowo dzielą namiętność swych kochanków, inne natych­


miast ją odrzucają. Niektóre obiekty są związane z obsesorem małżeń­
stwem, inne zaledwie go znają. Jedyne, co łączy wszystkie obiekty, co
jest im wspólne, to nie chciany, niezmordowany prześladowca.

Mit najwyższej namiętności


Kultura masowa długo kultywowała romantyczną fascynację obsesyjną
miłością. W mini-serialu Napoleon i Józefina jest wspaniała scena ero­
tyczna, w czasie której A r m a n d Assante (Napoleon) wyraża swą miłość
do Jacąueline Bisset (Józefina) mówiąc: „Jesteś moją obsesją". Na tej
samej zasadzie działa telewizyjna reklama popularnych perfum, obiecu­
jąc osobom, które ich używają, drogę na skróty do namiętności i ro­
mansu. W bestsellerze Przypuszczalnie niewinny (oraz w nakręconym
następnie na jego podstawie filmie) główny b o h a t e r ciągle, także po
śmierci kochanki, tęskni za gorącą seksualnością swego obsesyjnego
romansu. Nawet takim filmom jak Zagraj mi, Misty, Star 80 i Śmiertelne
zauroczenie, które prezentują czarny i psychopatyczny obraz obsesyjnej
miłości, wciąż udaje się przedstawiać obsesję jako stan niezrównanej
namiętności.
Wszelkie inne objawy miłości w porównaniu z obsesją wydają
się m o n o t o n n e i pospolite. Miłość obsesyjna wydaje się gwałtownym,
kuszącym światem podwyższonej emocjonalności oraz transcendentnej
seksualności. Filmy, telewizja, reklamy, popularne piosenki — wszystko
sprzysięgło się, by przekonać nas, że miłość dopiero wtedy jest praw­
dziwa, gdy pochłania wszystko inne. Nawet wówczas, gdy obsesyjna
miłość staje się gorzka, bez względu na to, jak bardzo fikcyjni kochanko­
wie cierpią, informacja, jaka się za tym kryje, jest ta mianowicie, że tak
czy inaczej było to najintensywniejsze przeżycie, jakiego można doznać.
Wygląda na to, że kochankowie ci znaleźli jakieś źródło emocjonalnego
paliwa, k t ó r e podtrzymuje płomień namiętności jeszcze długo po prze­
kroczeniu punktu, w którym większość realnych związków stygnie.
Obsesyjna miłość zdaje się być najwyższą namiętnością, ten ro­
mantyczny pogląd zamazuje jednak ciemną stronę obsesji. W rzeczy­
wistym świecie obsesyjni kochankowie wprawdzie unoszą się na fali
radosnej nadziei i podwyższonej zmysłowości, ale nieuchronnie muszą
2O W P R O W A D Z E N I E

zapłacić za swe nierealne oczekiwania rozczarowaniem, pustką i rozpa­


czą.
Obsesyjna miłość może początkowo wydawać się jej obiektowi
schlebiająca, a nawet podniecająca, j e d n a k w końcu nieuchronnie staje
się dławiąca. Życie obiektu pogrąża się wtedy w emocjonalnym zamęcie,
niepokoju, bezsilności i obawie przed dokuczliwością natręta. Wiele
obiektów staje się dosłownie zakładnikami nie chcianego, uciążliwego
przywiązania.

Obsesyjna miłość:
sprzeczność w terminologii
W rzeczywistości obsesyjna miłość ma niewiele wspólnego z miłością —
wiele łączy ją z tęsknotą. Tęsknota jest pragnieniem czegoś, czego się nie
posiada. Nawet wówczas, gdy obsesyjnych kochanków łączy jakiś zwią­
zek, nie mają wystarczająco dużo tego, czego by chcieli. Zawsze pragną
więcej miłości, więcej uwagi, więcej zaangażowania, więcej ponawianych
zapewnień o zaufaniu. Bez względu na to, jak bardzo obiecujący może
się wydawać związek na początku, nienasycona, wymagająca n a t u r a
obsesji odstręcza w końcu większość obiektów. Niezależnie od tego, jak
bardzo kochającymi mogą się sobie wydawać obsesyjni kochankowić,
rządzą nimi ich własne potrzeby i pragnienia, często ze szkodą dla
potrzeb i pragnień obiektu ich uczuć.
Z d r o w a miłość dąży do zaufania, troskliwości i wzajemnego
szacunku. Z drugiej strony obsesyjna miłość jest zdominowana przez
strach, pragnienie posiadania i zazdrość, jest także zmienna, czasami
nawet niebezpieczna. W efekcie nigdy nie zadowala, nigdy nie syci
i rzadko przynosi radość.

Czy jesteś obsesyjnym kochankiem?


Z całą pewnością nie mam zamiaru przyczepiać etykietki obsesyjno-
ści każdemu intensywnemu, romantycznemu związkowi. Sama jestem
osobą romantyczną. Lubię kolacje przy świecach, piękne przedstawienia
W P R O W A D Z E N I E 21

operowe, lubię tańczyć. W początkowym rozkwicie namiętności ja też


— tak jak niemal wszyscy — przechodzę przez okres, który bardzo
przypomina obsesyjną miłość. Wielkie zaangażowanie w nowy związek
nie musi j e d n a k ż e być powodowane obsesją.
Obsesyjni kochankowie natomiast pozostają na stałe w tym sta­
dium zaangażowania. Ich świat coraz bardziej się zawęża, w miarę
jak zaniedbują rodzinę, przyjaciół i zajęcia, które dotąd były dla nich
ważne, by skoncentrować całą uwagę na swym kochanku czy kochance.
Wraz z zawężaniem się ich świata odpowiednio zwiększa się pragnienie
ukochanej osoby. Gdyby przestała odwzajemniać ich uczucia, cios byłby
nie do zniesienia. Odrzucenie jest dla obsesora najgorszym koszmarem.
Obsesor nie przyjmuje do wiadomości utraty kochanka lub ma­
lejącego zainteresowania z jego strony. Przeciwnie, coraz rozpaczliwiej
pożąda miłości obiektu swych uczuć. O t o klucz do zrozumienia obsesji:

Odrzucenie wyzwala obsesyjną miłość.

Obsesyjni kochankowie są tak bardzo uwikłani w wir swej na­


miętności, że po prostu odmawiają przyjęcia do wiadomości, iż związek
przestał istnieć.
Wielu z was już wie, że. jesteście opanowani obsesją. Dla innych
związek może być przyczyną wielkiego bólu; mogą oni nawet być prze­
rażeni swoim zachowaniem, ale właściwie sami nie wiedzą, co się tak
naprawdę dzieje. By p o m ó c ci ustalić, czy w twojej relacji z kochankiem,
byłym kochankiem lub znajomym jesteś opanowana obsesją, opracowa­
łam specjalny zestaw pytań kontrolnych.
Niektóre z tych pytań mogą trafić w twój czuły punkt i sprawić, że
ze zrozumiałych względów poczujesz się zażenowana, winna, s m u t n a lub
rozzłoszczona. Jeśli coś takiego nastąpi, proszę się nad tym zastanowić.
Taka przykrość stanowi pozytywny znak: o t o coś cię poruszyło i to coś
wydobywa się na powierzchnię. Kiedy już się dowiesz, co to takiego,
będziesz mogła coś z tym zrobić.

1. Czy ciągle wzdychasz do kogoś, kto fizycznie lub emocjonalnie jest


dla ciebie niedostępny?
2. Czy żyjesz dniem, kiedy ta osoba stanie się dla ciebie dostępna?
3. Czy wierzysz w to, że jeśli będziesz wystarczająco mocno pragnęła
tej osoby, będzie o n a musiała cię pokochać?
2 2 W P R O W A D Z E N I E

4. Czy wierzysz, że jeśli będziesz wystarczająco zdecydowanie (lub


w odpowiedni sposób) oblegała tę osobę, będzie zmuszona cię
zaakceptować?
5. Czy odrzucenie sprawia, że jeszcze bardziej pragniesz tej osoby?
6. Czy ponawiane próby odrzucenia sprawiają, że twoja namiętność
wobec tej osoby zamienia się w zasępienie lub wściekłość?
1
7. Czy czujesz się ofiarą dlatego, że ta osoba nie chce ci dać tego,
czego pragniesz?
8. Czy zaangażowanie w tę osobę jest tak intensywne, że wpływa na
twoje przyzwyczajenia związane z jedzeniem i snem lub zdolność
do wykonywania pracy?
9. Czy uważasz, że ta osoba jest jedyną, która sprawia, że twoje życie
ma sens?
10. Czy wydzwaniasz do tej osoby bezustannie, często o najdziw­
niejszych porach, lub godzinami wyczekujesz, że o n a do ciebie
zadzwoni?
11. Czy nie zapowiedziana pojawiasz się w domu lub miejscu pracy
tej osoby?
12. Czy sprawdzasz w miejscach, w których ta osoba powinna przeby­
wać, czy tam jest i z kim? Czy kiedykolwiek potajemnie śledziłaś
tę osobę?
13. Czy kiedykolwiek zachowałaś się brutalnie lub nawet użyłaś prze­
mocy wobec tej osoby lub wobec siebie?

Jeśli odpowiedziałaś „tak"' na trzy lub więcej pytań, jesteś obsesyj­


nym kochankiem. Ale nie martw się — obsesyjna miłość nie jest skazą
genetyczną, tylko sposobem, w jaki ty i wielu innych ludzi nauczyło się
dążyć do zaspokojenia normalnej potrzeby kochania i bycia kochanym.
Możesz przezwyciężyć obsesję. Możesz oduczyć się wszystkiego, czego
się nauczyłaś.
Z a n i m uwolnisz się od d e m o n ó w obsesyjnej miłości, musisz zo­
rientować się, jak dalece zawładnęły twoim życiem. Wiem, że łatwiej to
powiedzieć niż zrobić. Obsesja tworzy własną skorupę odmowy i zmie­
szania, w którą następnie się chowa. Obiecuję ci jednak, że to rozpo­
znanie p o m o ż e ci dokonać pozytywnych zmian w twoim życiu.
(Uwaga: jeśli odpowiedziałaś „tak" na ostatnie pytanie zestawu
kontrolnego, to poza przeczytaniem niniejszej książki musisz natych-
W P R O W A D Z E N I E 23

miast postarać się o profesjonalną pomoc, zanim trwale skrzywdzisz


siebie lub kogoś).

Czy jesteś obiektem obsesji?


Jeśli trwasz w kłopotliwym związku lub jeśli jesteś obiektem czyjegoś
nie chcianego zainteresowania, pierwszy krok na drodze do skutecznego
poradzenia sobie z tą sytuacją to stwierdzenie, czy twój kochanek lub
admirator rzeczywiście jest opanowany obsesją. Poniższy zestaw py­
tań kontrolnych p o m o ż e ci to ustalić. Kiedy już to uczynisz, będziesz
w stanie przyjąć odpowiednią strategię postępowania, mającą na celu
odzyskanie panowania nad własnym życiem.

1. Czy zachowanie twojego p a r t n e r a jest dla ciebie dławiące?


2. Czy ktoś, kogo zniechęcałaś, stara się nieustannie przekonać cię,
że nie znasz własnych uczuć lub pragnień, że tak naprawdę to go
kochasz?
3. Czy były kochanek lub małżonek nie chce zrozumieć, ze to koniec,
i w dalszym ciągu nagabuje cię mimo twoich sprzeciwów?
4. Czy odbierasz nie chciane telefony, listy, prezenty lub wizyty tej
osoby?
5. Czy nagabywanie przez tę osobę wnosi tyle niepokoju w twoje
życie, że wpływa to na twój stan fizyczny lub emocjonalny, bądź
twoją zdolność koncentracji (np. przy pracy)?
6. Czy odrzucenie tej osoby sprawia, że z jeszcze większą zaciekłoś­
cią stara się ciebie mieć?
7. Czy odrzucenie przez ciebie tej osoby sprawia, że p o p a d a o n a
w zasępienie lub wściekłość?
8. Czy ta osoba sprawdza, dokąd chodzisz i z kim się spotykasz? Czy
udało ci się przyłapać ją na śledzeniu ciebie?
9. Czy obawiasz się wyjść z d o m u , bo ta osoba może na ciebie
czekać?
10. Czy nachodzenie cię przez tę osobę sprawia, że czujesz się jak
zakładnik?
11. Czy obawiasz się, że ta osoba może cię skrzywdzić lub wejść na
drogę samozniszczenia?
2 4 W P R O W A D Z E N I E

12. Czy ta osoba groziła ci przemocą lub zachowywała się gwałtow­


nie?

Jeśli odpowiedziałaś „tak" choćby na j e d n o z tych pytań, wówczas


najprawdopodobniej jesteś obiektem obsesyjnej miłości. O ile niektó­
rzy z was mogą uważać niepożądane zainteresowanie obsesora za coś
zaledwie irytującego, inni jego natrętność i zmiany nastrojów odbierają
jako dławiące. Jeszcze inni mogą znajdować się w prawdziwym niebez­
pieczeństwie i nie powinni lekceważyć zagrożenia. Książka ta p o m o ż e
ci lepiej zrozumieć, sytuację i wskaże drogi wyjścia.

Co może ci dać ta książka?


Obsesyjna miłość ma wiele twarzy. Ulega jej pielęgniarka, która nie
jest w stanie wykonywać swoich obowiązków z powodu bezustannych
fantazji seksualnych na temat żonatego lekarza; ogarnia męża, który
dzień i noc śledzi swoją wierną żonę, by się upewnić, że go nie oszukuje;
jest nią dotknięta była kochanka niedawno ożenionego reżysera, która
pojawia się w jego mieszkaniu naga, okryta jedynie płaszczem, by w ten
dramatyczny sposób odzyskać go. Ofiarą obsesji jest lesbijka zniewolona
do przygody seksualnej przez swoją przełożoną, a także kobieta, która
poroniła, zepchnięta ze schodów przez odrzuconego męża.
Jeśli wiesz, że jesteś obsesorem, lub podejrzewasz, że możesz nim
być, chcę ci p o m ó c przezwyciężyć twój ból, zakłopotanie i lęk.
W tej książce przedstawię nowe metody i sposoby postępowania,
które pozwolą ci odzyskać panowanie nad własnymi emocjami i nie
dopuszczą, by emocje panowały nad tobą. Niektórzy z was powiedzą,
że to niemożliwe, zapewniam jednak, że tak nie jest. Możesz nauczyć
się postrzegać, wyciągać wnioski i dokonywać właściwych ocen, nie zwo­
dzona przez swoją obsesję. Możesz nauczyć się odnosić do innych ludzi
w sposób mniej rozpaczliwy i sterowany emocjami. Konfrontacja ze
źródłami obsesji może znacznie zmniejszyć potrzebę posiadania lub
bycia posiadanym przez inną ludzką istotę tylko po to, by poczuć się
pełniejszym.
Jeśli jesteś obiektem czyjejś obsesyjnej miłości, ta książka da ci
pewność, że nie jesteś w tym odosobniona, i pokaże ci, jak sprawić,
by twoje życie znów stało się normalne. Ludzie, których spotkasz na
W P R O W A D Z E N I E 25

jej stronicach, pomogą ci zrozumieć, z czym masz do czynienia, a nie­


kiedy także — co sama mimo woli robisz, by zwracać na siebie uwagę
swojego obsesora. Nauczysz się stawiać czoło trudnym decyzjom, które
będziesz musiała podjąć, by powstrzymać jego zaborcze zachowanie.
Książka przedstawia sposoby porozumiewania się, zachowania i dzia­
łania prawnego, mające na celu wyswobodzenie się z uścisku obsesora,
bez względu na to, czy jest on tylko dokuczliwy, czy już niebezpieczny.
Jakkolwiek może się wydawać, że obsesorzy i obiekty mają od­
mienne problemy, wspólne jest im poczucie bezsilności wobec własnego
życia. Życie obsesora jest zdominowane przez pozornie niekontrolo-
walne impulsy, namiętności i fantazje, podczas gdy życie obiektu bywa
często zdominowane przez potrzebę ucieczki od dręczącego i nieustę­
pliwego nagabywania. Dzięki tej książce mam nadzieję p o m ó c zarówno
obsesorom, jak i obiektom ich obsesji w ucieczce od napięcia, bólu,
chaosu, tęsknoty, bezsilności i niszczącej potęgi obsesyjnej miłości.
CZĘŚĆ PIERWSZA

Obsesyjni
kochankowie
I. Ta jedyna, cudowna osoba
Nie rnogę uwierzyć, że to wszystko robiłam. Tele­
fony, ciągłe jeżdżenie wokół jego domu, listy, na­
pady złego humoru, groźby... To po prostu nie by­
łam ja. Ale tyle czasu zabrało mi wyrzucenie go
z moich myśli. To, jak patrzył, jak pachniał, jak
mnie dotykał... doprowadzało mnie do szaleństwa.
Margaret

To był ostatni dzień kuracji Margaret. Ciężko pracowała, by wyzwolić


się z trapiących ją przez ostatnie trzy lata bolesnych schematów obsesji,
i w znacznej mierze jej się to udało. Była zupełnie inną kobietą niż
ta załamana, d o p r o w a d z o n a do rozpaczy, przeżywająca ciągłe zmiany
nastrojów Margaret, którą poznałam p ó ł t o r a roku wcześniej.
Margaret jest smukłą, rudą, trzydziestoczteroletnią rozwódką,
pracującą jako p o m o c prawna w dużej firmie prawniczej. Przyszła
do mnie, ponieważ jej zaabsorbowanie Philem — kochankiem, który
najwyraźniej nie był zainteresowany monogamicznym związkiem —
sprawiało, że odnosiła wrażenie, iż traci panowanie zarówno nad swym
życiem osobistym, jak i zawodowym. Coraz częściej bywała rozgniewana
na swego dziesięcioletniego syna. W pracy przez nieuwagę popełniała
błędy. Zrażała przyjaciół, unikając ich nie tylko dlatego, że chciała być
wolna na wypadek, gdyby Phil zadzwonił, ale również dlatego, że byli
oni w zasadzie jednomyślni w krytycznej ocenie Phila.
3O O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

Dreszcz nowego romansu


Margaret poznała Phila mniej więcej sześć lat po rozwodzie. Od czasu
do czasu chodziła na randki, ale nie mogła znaleźć nikogo, z kim
chciałaby wejść w poważny związek. Po sześciu latach była już mocno
zniechęcona. Nie była już w stanie spotykać się po barach. Poznała
większość kawalerów znanych jej przyjaciołom, ale nic z tego nie wy­
chodziło. Była nawet w matrymonialnym biurze wideo, ale obie randki
ją rozczarowały.
Phila poznała w gmachu sądu, gdzie asystowała swemu szefowi
podczas obrony podejrzanego o defraudację. Phil był oficerem policji
składającym zeznania w głośnej sprawie o morderstwo. Po raz pierwszy
Margaret zobaczyła go w kawiarni podczas przerwy obiadowej.

M A R G A R E T : Ten wspaniały facet usiadł naprzeciwko mnie i to było pożądanie


od pierwszego wejrzenia, czyli coś, czego od lat nie doznałam. Zaczęliśmy roz­
mawiać i umówiliśmy się na spotkanie tego samego wieczora. Pamiętam powrót
do domu z tej randki i taniec zwycięstwa, jaki odstawiłam, gdy tylko zamknęłam
za sobą drzwi. Nie minął tydzień, a już spotykaliśmy się niemal co wieczór. Żyłam
jak w narkotycznej euforii. W ciągu dnia dzwonił do mnie do pracy; słysząc jego
głos odczuwałam pod sercem cudowne łaskotanie. Byłam naprawdę w raju.

Jakkolwiek Margaret opisuje tu początek czegoś, co miało stać się


wysoce obsesyjnym związkiem, w jej relacji nie ma niczego, co nie
mogłoby stanowić zaczątku związku zdrowego. Większość z nas znajduje
przyjemność w tego rodzaju zawrotach głowy, o jakich mówi Margaret.
Kiedy po raz pierwszy zakochujemy się, zdaje nam się, że stąpając nie
dotykamy ziemi. Kwiaty ładniej pachną, muzyka zdaje się piękniejsza,
niebo błękitniejsze, nasz puls bije szybciej i jesteśmy w cudownym na­
stroju.
Te podniosłe doznania nie są wyłącznie imaginacją. Romantyczne
odczucia, nadzieje i fantazje wyzwalają w naszych ciałach określone
zmiany fizyczne. Serce zaczyna n a m szybciej bić, mamy wypieki na twa­
rzy, wzrasta poziom adrenaliny, odczuwamy zmiany h o r m o n a l n e , mózg
zaś wyzwala endorfiny — naturalny opiat organizmu. W efekcie całej
tej aktywności chemicznej, miłość jest zarówno specyficznym stanem
fizycznym, jak również zmienionym stanem świadomości.
1A J E D Y N A . C U D O W N A OSOBA 31

Wyidealizowany kochanek
Patrzenie na kochanka przez -różowe okulary jest naturalnym rezulta­
t e m namiętności i podniecenia nowym romansem. Robimy wszystko,
by widzieć tylko to, co chcemy widzieć, filtrując nasze postrzeganie
przez romantyczne oczekiwania i marzenia. Takie właśnie optymistyczne
filtrowanie rzeczywistości nazywa się idealizacją. ,
Jak funkcjonuje idealizacją, zobaczycie w d o k o n a n y m przez Mar­
garet opisie Phila:

M A R G A R E T : Po paru tygodniach powiedział mi, że mnie kocha. Nie posia­


dałam się z radości. Był taki doskonały. Zdawało mi się, że wreszcie moje
życie zyskało sens. Nie tylko miałam pracę, którą lubiłam, a mój syn dobrze
sobie radził, ale także wreszcie trafiłam na wspaniałego faceta. Uprawianie seksu
było fantastyczne, rozmowy cudowne, Phil przygotowywał romantyczne kolacje,
nawet naprawił mi samochód. Czułam się z nim całkowicie bezpieczna, nie tylko
fizycznie, ale i emocjonalnie. Wreszcie znalazłam mężczyznę, z którym przeżyję
resztę życia. Sprawiał, że czułam się kimś lepszym, niż byłam dotąd, że wreszcie
mogłam się w pełni zrealizować. Wiedziałam, że nie istnieje na świecie nikt inny,
1
kto mógłby sprawić, żebym tak się czuła.

Margaret wyciągała daleko idące wnioski na temat Phila tylko dla­


tego, że był dobrym kochankiem i kimś, z kim miło jest przebywać.
W rzeczywistości niewiele wiedziała na jego temat. W ciągu dwóch krót­
kich, pełnych namiętności tygodni spędzonych razem z pewnością nie
było możliwe głębsze poznanie jego charakteru lub dawnych związków.
A j e d n a k była przekonana, że Phil jest „idealny", że zwiąże się z nią na
całe życie i że on — i tylko on — ma moc sprawiającą, iż o n a czuje się
w pełni sobą.
Bądźcie pewni, że nie zamierzam sugerować, iż Margaret zacho­
wała się w sposób odbiegający od normy. Wszyscy idealizujemy. Jest to
częste, zwłaszcza że w początkowym stadium znajomości nowi kochan­
kowie zazwyczaj postępują jak najpoprawniej. Gdy czujemy, że pociąga
nas ktoś nowy, wszyscy staramy się pokazać z najlepszej strony. Podej­
mujemy szczególne starania, by zaprezentować się jako osoby p o n ę t n e ,
czarujące, dowcipne, sympatyczne, schlebiające i uprzejme. Należy to
do rytuału zdobywania partnera.
32

Takie zachowanie odsłania pewne strony naszej osobowości,


w żadnym jednak wypadku nie ujawnia wszystkiego. Wszyscy mamy
złe dni, małe zazdrości, stałe odruchy, jakieś utrwalone poglądy
i nieatrakcyjne przyzwyczajenia. I z pewnością nie zamierzamy ich
ujawniać wobec nowego kochanka.
W miarę, jak rozwija się nasz nowy związek, staramy się pomniej­
szać własne ułomności i nie myślimy o tym, że nasz kochanek robi to
samo. W tych warunkach idealizowanie znajduje bardzo podatny grunt
— i kwitnie.

Jedyny
W zdrowych związkach idealizowanie pozwala kochankom wierzyć, że
— być może — znaleźli wymarzoną osobę. Ale na szczęście zdrowi ko­
chankowie rozciągają jeszcze siatkę zabezpieczającą, zwaną realizmem.
Mają nadzieję, że ich związek będzie udany, ale zdają sobie sprawę, że
nie musi tak być.
Z drugiej strony obsesyjni kochankowie, starając się utrzymać
równowagę na linie romantycznych oczekiwań, działają bez tej siatki.
W nierealnym świecie obsesyjnej namiętności brak miejsca na wątpliwo­
ści. Obsesyjni kochankowie żyją zgodnie z niezachwianym credo:

To jest ta jedyna, cudowna osoba, która może spełnić wszystkie moje


wymagania.

Obsesyjni kochankowie szczerze wierzą — czasami nie zdając sobie


z tego sprawy — że tylko ta „jedyna, cudowna osoba" może uczynić
ich szczęśliwymi i spełnionymi, rozwiązać wszystkie ich problemy, dać
im upragnjoną namiętność i sprawić, że poczują się bardziej chciani
i kochani niż kiedykolwiek dotąd. Mając tę olbrzymią moc, „jedyna,
cudowna o s o b a " staje się czymś więcej niż tylko kochankiem — staje
się koniecznością życiową.
Dla „jedynej, cudownej osoby" nie istnieją warunki wstępne. Nie
musi o n a być szczególnie atrakcyjna, inteligentna, dowcipna, nie musi
odnosić sukcesów ani posiadać szczególnych zalet.
W rzeczy samej, niektórzy obsesorzy zakochują się w osobach
mocno pobudzonych, a nawet w nałogowych kochankach. Są nieodpar­
cie wciągani w związki przez swą głęboko zakorzenioną potrzebę bycia
potrzebnym i wiarę, że jedynie oni mogą uratować swych kochanków
(jak to zobaczymy w rozdziale czwartym).
U J E D Y N A . C U D O W N A OSOBA 33

Fantazje i oczekiwania obsesorów związane z wybraną przez nich


jedyną, cudowną osobą mogą mieć niewiele wspólnego z tym, kim ta
osoba jest w rzeczywistości, wiele natomiast wspólnego z tym, czego
sami potrzebują, oraz z ich oczekiwaniami, że owa osoba spełni te
potrzeby. Nikt tak naprawdę do końca nie wie, dlaczego j e d n a osoba ma
taki potężny wpływ na drugą. Ale coś, co się wiąże z tą jedyną, cudowną
osobą, najwyraźniej odpowiada indywidualnym potrzebom i pragnie­
niom głęboko zakorzenionym w podświadomości obsesyjnego kochanka.

Rzeźbiarz świadomości
W zdrowych związkach, w miarę jak kochankowie stają się emocjonal­
nie coraz bliżsi sobie, zaczynają czuć się na tyle bezpiecznie, by móc
stopniowo odkrywać swą prawdziwą, ludzką naturę, nie pozbawioną
ułomności i wad. Romantyczne oczekiwania tych kochanków naturalnie
ewoluują w taki sposób, aby odzwierciedlać zmiany, jakie ta zwiększona
szczerość wprowadza do ich związku. Jeśli tych zmian nie akceptują,
mogą wycofać się ze związku.
AJe dla kochanków obsesyjnych wycofanie się ze związku nie
wchodzi w grę. Bez względu na to, jaka jest rzeczywistość, oni we
własnej wyobraźni tworzą taki związek, jakiego pragną. Tb prawdziwi
rzeźbiarze świadomości, którzy wykorzystują jako tworzywo w większym
stopniu swoje pragnienia niż prawdę. Ich oczekiwania są niewiarygodnie
o d p o r n e na nieuniknione ciosy rzeczywistości.
Mój przyjaciel D o n to prawdziwy Rodin, jeśli chodzi o rzeźbie­
nie świadomości. D o n jest krępym, łysiejącym, czterdziestodwuletnim
adwokatem o aksamitnym głosie, który dzięki okularom a la J a m e s
Joyce wygląda bardzo uczenie. Urodził się i wychował w Georgii, i do­
tąd zachował ślady czarującej, południowej, śpiewnej wymowy. Gdy się
dowiedział, że pracuję nad tą książką, opowiedział mi historię swego
zagmatwanego, trwającego pięć lat, wielokrotnie zrywanego i wznawia­
nego obsesyjnego romansu z zamężną kobietą.

D O N : Poznałem ją w czasie ostatniego roku studiów prawniczych. Pracowałem


dorywczo w księgarni, gdzie któregoś dnia przyszła ona — najwdzięczniejsza,
najelegantsza, najwspanialsza kobieta, jaką kiedykolwiek widziałem. Byłem za­
uroczony od chwili, gdy ją zobaczyłem. Moją pierwszą reakcją było: „Boże,
chciałbym się z nią związać". Tak się złożyło, że rozmawiałem akurat z przyjacie­
lem, a ona jakoś włączyła się do rozmowy. Miała ten wspaniały brytyjski akcent,
34 O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

piękną, niemal półprzezroczystą skórę, i te oczy... Po prostu rzuciła mnie na


kolana. Przez chwilę rozmawialiśmy, polem mój przyjaciel opuścił nas i nagle
zapragnąłem ją zapytać, czy pozwoli się zaprosić na kolację. Spojrzała na mnie
i powiedziała: „Przykro mi, ale jestem mężatką". Normalnie dałbym za wygraną,
tym razem jednak słowa te nic dla mnie nie znaczyły. Po prostu nie mogłem
pozwolić jej odejść z mego życia. Musiałem znaleźć sposób, obojętne jaki, by
spędzić z nią trochę czasu. Zapytałem więc, czy nie zechciałaby pójść ze mną na
kawę, żebyśmy mogli porozmawiać. Gdy powiedziała „dobrze", poczułem się jak
w niebie.

D o n zakochał się od pierwszego wejrzenia, tak jak to bywa na filmach.


Istniał j e d n a k pewien problem — od pierwszej chwili wiedział, że Cyn-
thia jest mężatką. W innych okolicznościach to by go zniechęciło, ale
wszakże był przekonany, że znalazł właśnie tę jedyną, cudowną osobę.
Zaczął więc kształtować swą własną rzeczywistość tak, by pomniejszyć
rolę tej przeszkody.

D O N : Dosyć regularnie zaczęliśmy chodzić na obiady i rozmawiać, rozmawiać,


rozmawiać. Była bardzo brytyjska, nie nawykła do otwartego rozmawiania o swo­
ich uczuciach, ale to jeszcze bardziej mnie intrygowało. Wreszcie pewnego dnia
poszliśmy na spacer plażą. Słońce świeciło, morze szumiało... Spojrzałem na nią
i po prostu... pochyliłem się i pocałowałem ją. To była najbardziej zdumiewająca
chwila w moim życiu. W końcu wszystko, czego chciałem, to być z nią, a wszystko,
co mogłem, to myśleć o niej. Gdy trochę lepiej się poznaliśmy, zaczęła nieco
więcej mówić o sobie i o swoim małżeństwie.

Do Stanów Zjednoczonych Cynthia przyjechała, gdy miała osiemnaście


lat, studiować grę na fortepianie w Juilliard School of Musie. Rok
później p o z n a ł a swego męża, piętnaście lat od niej starszego fizyka.
Pobrali się, a o n a zrezygnowała z dalszych studiów, by przenieść się
z nim na Z a c h o d n i e Wybrzeże.

DON: Zawsze żałowała, że musiała zrezygnować z muzyki, nigdy jednak nie


mówiła o tym mężowi. Zresztą nigdy o niczym mu nie opowiadała. Mówiła,
że nie była w stanie otworzyć się przed nim, tak jak to uczyniła przede mną.
Powiedziała, że dotąd jeszcze żaden mężczyzna nie był wobec niej tak czuły,
ciepły, troskliwy i szczery jak ja. Poznałem wreszcie kobietę, o jakiej marzyłem
od czasu, gdy byłem nastolatkiem: sprawiała też, że czułem, jakbym i ja był
dla niej tym jedynym mężczyzną. Wiedziałem, że jej odejście od męża to tylko
kwestia czasu, choć nigdy o tym nie mówiła. Zacząłem przeglądać ogłoszenia,
aby się zorientować, ile by kosztowało wynajęcie większego mieszkania, kiedy
Cynthia już dojrzeje do przeniesienia się do mnie. Zacząłem nawet rozpytywać
TA J E D Y N A , C U D O W N A O S O B A 3 5

o dobrego adwokata od rozwodów, by móc udzielić jej odpowiednich informacji,


kiedy przyjdzie na to czas.

Jak dotąd D o n a i Cynthię łączyła jedynie platoniczna przyjaźń. Pozwolili


sobie na j e d e n pocałunek na plaży, ale to wszystko. Jednakże ten jeden
pocałunek i kilka czułych słów sprawiły, że D o n nabrał przekonania, iż
on i Cynthia są dla siebie przeznaczeni.
Zaczął więc coraz intensywniej fantazjować na temat ich wspól­
nego życia. Po pierwsze, pomógłby jej przeprowadzić rozwód, a p o t e m
zamieszkałby z nią. O n a pracowałaby jako agentka biura podróży do
czasu, gdy on skończy studia prawnicze. Potem byłby w stanie utrzymać
ich oboje, co pozwoliłoby jej rzucić pracę i wrócić do muzyki. Wyobra­
żał ją sobie, jak siedzi przy pianinie w salonie, obok pali się w ko­
minku, a on sam poddaje się czarowi zmysłowego brzmienia Chopina
1 Brahmsa. Widział już, jak lecą do Londynu, by odwiedzić jej rodzinę,
a p o t e m robią wypad do Paryża na butelkę młodego Beaujoulais nad
brzegiem Sekwany. I zawsze, zawsze kulminacyjnym m o m e n t e m tych
scen było szaleństwo namiętnej miłości.
Cynthia nigdy nie sugerowała, że byłaby skłonna opuścić męża,
ale D o n mimo to był coraz głębiej przekonany, że jego ukochana to
zrobi. Pełne przesady, fantastyczne rojenia D o n a pomniejszały znacze­
nie małżeństwa Cynthii do rozmiaru niewiele znaczącej dokuczliwości.

Wyznawcy z oddali
Większość rzeźbiarzy świadomości dysponuje przynajmniej pewnymi ro­
mantycznymi zachętami, które stanowią odskocznię dla ich fantazji,
nawet jeśli jest to tylko kilka randek. Ale obsesor nie potrzebuje zachęty
ze strony obiektu. W skrajnych przypadkach jedyna, cudowna osoba
może nawet nie znać jego imienia.
Pewnego ranka do mojego programu radiowego zadzwoniła za­
płakana Laurie, dyplomowana pielęgniarka pracująca w dużym szpitalu
na Środkowym Zachodzie. Powiedziała mi, że jest po trzydziestce i że
dwa lata wcześniej rzuciła męża, rezygnując z nieudanego małżeństwa.
Od tamtej pory nie była z nikim związana. Teraz jest zakochana do
szaleństwa w lekarzu ze szpitala, gdzie pracuje — lekarzu, który, być
może, widział ją kiedyś na korytarzu, ale poza tym nie ma z nią żadnej
styczności.
3 fi O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

LAURIE: Nie wiem, co m a m robić. To przecież takie zwariowane... On nawet


nie wie, że ja istnieję. Dla niego jestem jedną z miiiona pielęgniarek. On to ktoś
naprawdę wspaniały, czarujący, dowcipny, doskonały. Nie mogę przestać o nim
myśleć. W wyobraźni przygotowuję dla niego kolację przy świecach; widzę nas
oboje nagich, on obejmuje mnie ramionami, trzyma w uścisku, kochamy się...
A najgorsze jest to, że wiem, iż jego małżeństwo jest szczęśliwe. Któregoś dnia
jego żona przyszła, by zjeść z nim lunch, a ja nie mogłam opanować płaczu. Mój
przełożony powiedział mi w końcu, żebym poszła wcześniej do domu. Za każdym
razem, gdy z kimś się umówię, czuję się fatalnie, ponieważ cały czas myślę o nim.
Nigdy jednak bym się nie zdobyła na to, żeby zaprosić go na przykład na drinka
lub nawet na kawę albo coś w tym rodzaju. Chodzi o to, że on jest żonaty;
to nie byłoby w porządku. Wiem, że to głupie, ale czasami w nocy nie mogę
z tego powodu p o h a m o w a ć płaczu. Tak bardzo z tego wszystkiego chudnę, że
moi przyjaciele zamartwiają się o mnie. No cóż, facet zawładnął moim życiem
i nawet nie wie o tym.

Romans Laurie został wyrzeźbiony w całości z elementów wyimagino­


wanych. Nie miała ona żadnych podstaw do tego, żeby oczekiwać, że jej
wyimaginowany kochanek kiedykolwiek choć w najmniejszym stopniu
się nią zainteresuje. W rzeczy samej wszystko wskazywało na to, że
jest wręcz przeciwnie. A jednak, mimo iż Laurie wiedziała, że nie
ma nadziei na związek, nadal była całkowicie zapatrzona w tę jedyną,
cudowną osobę.
Takich ludzi jak Laurie nazywam „wyznawcami z oddali", obsesyj­
nymi kochankami, którzy nie pozostają ani w romantycznym, ani w sek­
sualnym związku z obiektami swej obsesji. Ci ludzie budują niekiedy
w wyobraźni skomplikowane więzi z obiektami, z którymi nigdy nawet
się nie poznali (często z gwiazdami filmowymi lub innymi znanymi
osobistościami).
Choć ta forma obsesyjnej miłości może się wydawać łagodna i nie­
szkodliwa, jej siła nie powinna być niedoceniana. Dla osoby dotkniętej
obsesją na odległość może o n a być równie destrukcyjna jak każdy inny
rodzaj obsesyjnej miłości i jeśli nie zostanie opanowana, może prze­
rodzić się w zachowanie mające drastyczny wpływ na życie zarówno
obsesora, jak i jego obiektu.
TA J E D Y N A . C U D O W N A OSOBA 37

Siła wielkiego seksu


Wyznawcy z oddali stanowią wyjątek od reguły. Większość obsesyjnych
kochanków pozostaje w jakieś formie związku ze swoją jedyną, cudowną
osobą, począwszy od sporadycznych randek aż po małżeństwo. Bez
względu j e d n a k na charakter związku, niemal zawsze zasadniczą rolę
odgrywa seks. A obsesyjni kochankowie często mówią o niezwykłych
doświadczeniach seksualnych ze swymi obiektami.

M A R G A R E T : Gdy po raz pierwszy spaliśmy razem, czułam się tak, jakbym


odkryła seks po raz pierwszy w życiu. Kiedy to robił, zapytał mnie, co lubię, co
mi się przedtem nigdy z nikim nie przydarzyło. Nim skończył, wiedział o mnie
wszystko, naprawdę wszystko. Językiem robił takie rzeczy, że zdawało mi się, iż
za chwilę eksploduję. Kochaliśmy się przez jakieś trzy godziny i bvło coraz lepiej.
I tak za każdym razem.

Pobudzone emocje Margaret, romantyczne fantazje i skrajne oczekiwa­


nia pomogły wznieść jej doświadczenia seksualne z Philem na absolutne
wyżyny. Upojenie przyjemnością, jakiej doświadczała podczas uprawia­
nia gorącej miłości, spowodowało, że jeszcze bardziej zaczęła Phila
idealizować. To z kolei sprawiło, iż wydawał jej się coraz ponętniejszy
i coraz bardziej niezastąpiony, co zwiększało napięcie seksualne Marga­
ret.
W taki o t o sposób erotyczny krąg seksu, idealizacji i oczarowa­
nia powoduje coraz mocniejsze zaangażowanie obsesyjnych kochanków
w ich związki. Dla obsesorów własna gorąca reakcja seksualna jest
swego rodzaju znakiem kosmicznym, że oni i ich kochankowie są dla
siebie stworzeni.

M A R G A R E T : To po prostu nie mógł być tylko jeszcze jeden facet, z pewnością


byliśmy sobie przeznaczeni. Kiedy się kochaliśmy, tak bardzo nas to zbliżało,
że odnosiłam wrażenie, jakbyśmy się ze sobą stapiali. To znaczy, jedynie wtedy
naprawdę czułam jego miłość... Zawsze zamykał się, kiedy zaczynałam mówić
o naszym związku.

Margaret wierzyła, że o n a i Phil pozostają w bliskim miłosnym związku,


chociaż on nigdy nie wyraził słownie swych uczuć wobec niej. Była
przekonana, że intensywność seksualności Phila wyraża intensywność
jego uczuć. Jedynie mężczyzna, który naprawdę ją kochał, mógł sprawić,
3 8 O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

że w łóżku czuła się tak fantastycznie. Podobnie jak wielu innych obse­
syjnych kochanków, Margaret myliła namiętność seksualną z miłością,
a czyniąc tak, sama ustawiała się w pozycji, która zawsze grozi bolesnym
upadkiem. ' (

Od romansu do odrzucenia
Uczucia, które Margaret wydawały się tak wspaniałe, niczym nie różniły
się od uczuć, których doświadcza wielu z nas w czasie wielkiej fali
przypływu nowej miłości. Z tego względu w początkowej fazie prawie
nie sposób rozpoznać potencjalnie obsesyjnego związku. Gdy rodzi się
romantyczne uczucie, niemal wszyscy jesteśmy pochłonięci myśleniem
i fantazjowaniem na temat nowego kochanka. Niemal wszyscy też zmie­
niamy rytm życia, aby spędzać z nim lub nią jak najwięcej czasu. Ta
łagodna forma obsesji jest najzupełniej zdrowa, jak długo jest to faza
przejściowa, a uczucia są odwzajemnione.
Kiedy j e d n a k kochankowie są kochankami naprawdę obsesyjnymi,
w ich zaangażowaniu nie ma niczego tymczasowego. A jeśli po pierwszej
fazie romansu ich obiekt zacznie się wycofywać, zakocha się w kimś
innym lub po prostu odejdzie, zaangażowanie to zamienia poczucie
odrzucenia w emocjonalne piekło.

Odrzucenie: koszmar obsesora


Różnica między zdrowymi i obsesyjnymi kochankami staje się widoczna,
gdy w grę wchodzi odrzucenie. Jeśli odrzucony zostaje zdrowy kocha­
nek, na ogół boleje nad r o z p a d e m związku, ale dalej wiedzie normalne
życie. Obsesyjnych kochanków natomiast ogarnia panika, niepewność,
strach i ból, które sprawiają, że pazurami bronią się przed rozkładem
związku.

Odrzucenie wyzwala obsesją.

Odrzucenie może być wyraźnie widoczne lub d o m n i e m a n e , rzeczywiste


lub wyimaginowane, aktualne lub spodziewane, trwałe lub przerywane.
(Może być błyskawiczne i ostateczne, jak nagła powódź, lub powolne
i wyrafinowanejniczym chińska tortura kropli wody. Każda forma od­
rzucenia może wyzwolić obsesyjną miłość.
IA J E D Y N A . C U D O W N A OSOBA

Obawa przed odrzuceniem


Nikt nie lubi być odrzucany. To bardzo boli. Każdemu jednak zdarza się
przynajmniej raz w życiu. Odrzucenie należy do ryzyka, jakie podejmu­
jemy, wstępując w nowy związek. Większość z nas odczuwa okresowo
niepokój związany z ewentualnością odejścia ukochanej osoby. Nazy­
wam to „obawą przed odrzuceniem".
W miarę rozwoju zdrowego związku i wzajemnego zaufania oba­
wa ta ma tendencję malejącą. Niestety, większość obsesorów pozosta­
jących w związku żyje w ciągłej obawie, że ich jedyna, cudowna osoba
odejdzie od nich.
Mimo podniecenia romansem Margaret od samego początku ży­
wiła obawę o swój związek z Philem. Gdy po trzech miesiącach znajo­
mości zgodził się przeprowadzić do niej, miała nadzieję, że ta zmiana
sprawi, iż będzie pewniejsza jego zaangażowania. Ale ku jej przerażeniu
stało się coś wręcz przeciwnego.

M A R G A R E T : Pewnego wieczoru zadzwonił, aby mi powiedzieć, że będzie długo


grał w pokera z kumplami. Nie zjawił się do trzeciej nad ranem, a ja cały ten czas
rozmyślałam, czemu woli przebywać z nimi niż ze mną? Czyżby się mną znudził?
Może jest zniecierpliwiony? Chciałam stłumić moje przeczucia, ale to mnie
naprawdę przestraszyło. Za każdym razem, kiedy wychodził z domu, pytałam
go, czy naprawdę mnie kocha. Widziałam, że to go denerwuje, ale nie mogłam
się powstrzymać — musiałam usłyszeć, jak to mówi. Tak bardzo go kochałam.
Nienawidziłam chwili, gdy wychodził do pracy; chciałam w każdej sekundzie być
z nim. Gdy go nie było, ogarniało mnie przerażenie, że nie wróci do domu.

Gdy strach Margaret przed odrzuceniem osiągnął apogeum, jej po­


trzeba przywrócenia zaufania stała się nie do zaspokojenia. Bała się
wszystkiego, co Phila od niej odciągało. Bardzo się przywiązała i stała
się wymagająca, co jeszcze bardziej zwiększało jej obawę, wiedziała
bowiem, iż jej zachowanie może Phila tylko odstręczyć. Nie była j e d n a k
w stanie tego opanować. Jej obsesyjne tendencje wywołane przez obawę
przed odrzuceniem zaczęły żyć własnym życiem. Trzeźwe myślenie Mar­
garet nie dorównywało potędze jej obsesyjnej miłości.
Ponieważ obsesorzy uważają, że ich emocjonalne przetrwanie za­
leży od pomyślności związku, często stają się nadwrażliwi na wszelkie
niuanse w zachowaniu swych kochanków — czy to będzie zmiana tonu
głosu, czy przerwana randka, czy nowe hobby. Każde zachowanie, które
4O O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

nic wyraża całkowitego poświęcenia i zainteresowania, może spowodo­


wać, że obsesyjny kochanek będzie się czuł odrzucony przez obiekt swej
miłości.
Wielu obsesorów, chcąc uniknąć odrzucenia, którego się oba­
wiają, zastanawia się, jakimi chcieliby ich widzieć kochankowie. Dręczą
się swym wyglądem, zachowaniem w łóżku, sposobem mówienia, pozio­
mem inteligencji — nie ustając w wysiłkach, by być pożądanym przez tę
jedyną, cudowną osobę.

Nie pomaga upływ czasu


Obawa przed odrzuceniem nie ogranicza się do świeżych związków.
Mój pacjent Hal zmagał się z nią niemal przez dwadzieścia lat. Był to
drobny, czterdziestodwuletni dentysta o rzednących brązowych włosach
i rozbrajającym uśmiechu. Przyszedł do mnie, ponieważ obsesja wobec
własnej żony omal nie zniszczyła jego małżeństwa.
Hal i Fran byli małżeństwem przez dziewiętnaście lat. Hal zawsze '
czuł się niepewnie w tym związku. Fran była tak dowcipna i błyskotliwa,
że ludzie zawsze pragnęli jej obecności, podczas gdy on był raczej,
wstydliwy i trzymał się na uboczu. Hal stale martwił się, że Fran ocza­
ruje jakiegoś mężczyznę, który namówi ją, żeby opuściła męża, ale
przez całe lata udawało mu się trzymać te obawy na wodzy. Potem
ich jedyna córka podjęła naukę w szkole średniej, a Fran wróciła do
poprzedniego zawodu agenta handlu nieruchomościami. Ponieważ wiele
czasu spędzała poza d o m e m , obawa przed odrzuceniem zaczęła u Hala
dramatycznie narastać.
I lal nerwowo bawił się obrączką ślubną, gdy relacjonował mi
swoje obawy.

HAL: Kiedy tylko rozpoczęła pracę, zauważyłem, że wiele opowiada o facetach,


z którymi pracuje. Potem zaczęła zdobywać klientów, a jeśli to był mężczyzna
i przez cały dzień miała mu pokazywać te wszystkie puste 1 domy... To było jak
zgrzytanie żelazem po szkle, nie mogłem tego znieść. Byłem pewien, że któregoś
dnia umówi się z klórymś z nich.

Hal nie miał powodów, żeby podejrzewać, iż Fran robi coś choćby w naj­
mniejszym stopniu niewłaściwego lub że ma takie zamiary. Przeżywał
tortury spowodowane przez własną wyobraźnię, nie poparte najmniej­
szymi dowodami.
TA J E D Y N A , C U D O W N A OSOBA 41

Ale Hal nie potrzebował dowodów. Podobnie jak Margaret, za­


mieniał obawy na dowody. Bojąc się, że Fran od niego odejdzie, stwo­
rzył w d o m u atmosferę podejrzeń i i zazdrości, która w końcu wbiła
emocjonalny klin pomiędzy niego i żonę.
Obawa przed odrzuceniem może znaczyć dla obsesyjnych kochan­
ków tyle samo co rzeczywiste odrzucenie. Tak więc obawa przed odrzuce­
niem często prowadzi do zachowania irytującego partnerów i prowokuje
właśnie do odrzucenia, którego tak się obawiają. Zbyt często obawa
przed odrzuceniem staje się samosprawdzającą się przepowiednią.

Sporadyczne odrzucanie
Odrzucenie nie zawsze jest trwałe. Gdy obiekty nie mają pewności co do
własnych uczuć, często w jednej chwili odrzucają, a w następnej kochają.
Tak jak obawa przed odrzuceniem, tak i ten rodzaj sporadycznego
odrzucania jest dla obscsorów potężną siłą sprawczą. Działa niczym
oświadczenie: „Nie chcę cię już więcej widzieć".
W miarę rozwoju związku z Cynthia D o n coraz częściej doświad­
czał sporadycznego odrzucania. Po pierwszym pocałunku ich wzajemne
zainteresowanie szybko rozwinęło się w namiętny romans. Spotykali
się w mieszkaniu D o n a trzy, cztery razy tygodniowo, by oddawać się
potajemnej, popołudniowej miłości. Ten układ sprawiał jednak, że D o n
stawał się coraz bardziej niespokojny. Chciał czegoś więcej niż tylko
romansu — pragnął ułożyć sobie życie z tą jedyną, cudowną osobą. Był
pewien, że Cynthia dąży do tego samego. W końcu przecież zapewniała
go o swej miłości.

D O N : Dwa lata cierpliwie czekałem na to, żeby odeszła od swego męża, ale nic
się nie zmieniło. Ciągle sobie mówiłem: no dobrać, muszę być cierpliwy, muszę
być cierpliwy... Ale nie chciała od niego odejść. Czułem' się jak na torturach,
rozdzierany. W jednej chwili była moja, w następnej była z nim. W tym tygodniu
zdawało mi się, ze zbliżamy się do siebie, w następnym odnosiłem wrażenie,
że chce ze mną zerwać. Nie mogłem tego znieść. Dziś kochała się ze mną,
a nazajutrz oznajmiała, że nie może się ze mną spotkać. Nie wiedziałem, co
się dzieje, i to doprowadzało mnie1 do szaleństwa.

Miotając się pomiędzy miłością w jednej chwili a odrzuceniem w następ­


nej, Cynthia dawała Donowi t o , k a fachowo nazywamy „wzmocnieniem
nieregularnym". Być może manipulowała, aby utrzymać obu mężczyzn,
może nie mogła się zdecydować na j e d n e g o z nich, może wykorzystywała
4 2 O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

Dona, aby podtrzymać swoje małżeństwo, a może po prostu brakowało


jej sił, aby opuścić męża. Bez względu na motywy, jakie nią kiero­
wały, końcowy wynik był dla D o n a taki sam. D o b r e chwile dawały mu
zachęcające przebłyski tego, czego, pragnął, podczas gdy złe momenty
wzmagały w nim obawę przed odrzuceniem.
Sporadyczne odrzucanie utrzymuje obsesora na huśtawce e m o ­
cjonalnej. Waha się on pomiędzy obawą przed życiem bez tej jedynej,
cudownej osoby a nieprzyjmowaniem do wiadomości, że ich związek
może się rozpaść.

Krótkotrwała namiętność, długotrwały ból


W przypadku D o n a romans karmiący jego obsesyjne fantazje trwał kilka
lat. Wielu jednak obsesyjnym kochankom wystarczy kilka namiętnych
nocy, by utwierdzić ich w przekonaniu o realności związku. Jeśli po
kilku randkach obiekt traci zainteresowanie, reagują tak, jakby zostali
porzuceni po długotrwałym związku
To właśnie przytrafiło się Norze, mojej dwudziestodziewięciolet-
niej pacjentce o kruczoczarnych włosach i zielonych oczach, prowa­
dzącej ekskluzywny sklep z odzieżą w Beverly Hills. N o r a ma za sobą
niezwykle burzliwe dzieje. Jako czternastolatka zaszła w ciążę i opuściła
szkołę, by zostać samotną matką. Aby utrzymać siebie i dziecko, praco­
wała na dwóch posadach, co sprawiało, że prowadzenie życia towarzy­
skiego było dla niej niemal niemożliwe. Później zrezygnowała z nocnej
pracy i zapisała się do szkoły wieczorowej, aby zdobyć maturę, Jakkol­
wiek w ciągu tych lat umawiała się czasami na randki, nie była naprawdę
zaangażowana w żaden związek.
Gdy córka Nory rozpoczęła naukę w szkole średniej i stała się
bardziej niezależna, Nora zaczęła coraz bardziej odczuwać samotność.
Rozpuściła więc wśród znajomych wieść, że gotowa jest zaangażować
się w poważny związek. Kilkoro z jej przyjaciół umówiło ją na randki
„w c i e m n o " i to właśnie na jednej z nich poznała Toma.
N o r a i Tom spotkali się kilka razy i wyglądało na to, że trafili
w dziesiątkę. N o r a zadzwoniła do przyjaciółki, dzięki której się poznali;
mówiła o swoim przekonaniu, że resztę życia spędzi z Tomem.
W krótki czas p o t e m N o r a przyszła na leczenie. Od pięciu tygodni
nie spotykała się z Tomem i z niepokoju i przygnębienia nie wiedziała
wprost, co ze sobą zrobić.
H J E D Y N A . C U D O W N A OSOBA 43

N O R A : To jedyna sprawa, o której mogę myśleć. Siedzę w domu, jem i czekam,


żeby telefon zadzwonił. Chodzi o to, że kiedy go spotkałam, sprawił, iż poczułam
się tak dobrze, że naprawdę myślałam: to jest to. Spałam z nim pierwszej nocy
i było wspaniale. Miałam wrażenie, że nasze ciała tak pasują do siebie jak
pierwiastki yin i yang. Powiedział, że odczuwa to samo. Po prostu wiedziałam,
że to jest to. To musiało być to. Spotkaliśmy się jeszcze parę razy, wyglądało na
to, że temperatura rośnie. I wtedy po prostu przestał dzwonić. Tak po prostu.
Kilka razy nagrałam się na jego sekretarce, ale nigdy nie oddzwonił. Jak mógł
mnie tak potraktować po tym wszystkim, co przeżyliśmy?

t
To, „co przeżyli", to cztery randki i trochę dobrego sekstv ale N o r a
była przekonana, że właśnie Tom jest jej jedyną, cudowną osobą. Gdy
przestał dzwonić i nie odpowiadał na jej telefony, naprawdę zdawało jej
się, że utraciła ważny, znaczący związek. Nora, podobnie jak Margaret,
pomyliła seks z miłością.
To zdumiewające, jak niewiele elementów prawdziwego związku
emocjonalnego potrzebują niektórzy obsesyjni kochankowie, by prze­
kształcić kilka okruchów uczucia w całą kromkę miłości. Po czterech
randkach ból z powodu odrzucenia był dla Nory tak wielki, jak mógłby
być po czterech latach. Jest jasne, że głębia jej bólu nie wynikała
z zażyłości związku. Rozstrzygała o tym głębia jej obsesji. Obsesyjna
miłość zniekształca percepcję czasu i potęguje uczucia, tworząc własną
rzeczywistość.

Zaprzeczanie niezaprzeczalnemu
Gdy widmo odrzucenia rzuca cień na rzeczywistość obsesyjnego ko­
chanka czy kochanki, niezmiennie poszukują oni ucieczki w nieprzyjmo-
waniu tego do wiadomości. Nieprzyjmowanie do wiadomości jest jed­
nym z naszych najbardziej podstawowych i skutecznych mechanizmów
obronnych. W swej najbardziej skrajnej formie nieprzyjmowanie do
wiadomości może być wykorzystywane do totalnego negowania rze­
czywistości — czyli do trwania w wierze, że prawda nie jest prawdą.
Większość ludzi stosuje jednak mniej ekstremalne formy nieprzyjmowa-
nia do wiadomości:

1. Racjonalizują odrzucenie za pomocą pozornie rozsądnych uspra­


wiedliwień lub wyjaśnień.
2. Minimalizują znaczenie świadczących o odrzuceniu wydarzeń.
44 OBSESYJNI KOCHANKOWIE

Może się wydawać, że nieprzyjmowanie do wiadomości chroni nas


przed bólem, jednak nie pozwala nam go uniknąć — jedynie chwilowo
go odsuwa". M o ż n a oszukiwać się tylko przez jakiś czas. sOgólnie uj­
mując, im dłużej nie przyjmujesz prawdy db wiadomości, tym więcej
sprawia o n a bólu, aż wreszcie staje się trudna do wytrzymania. Nie-
przyjmowanie do wiadomości zawsze prowadzi do autodestrukcji.

Racjonalizacja odrzucenia
Racjonalizacja to najpospolitsza forma nieprzyjmowania do wiadomo­
ści. Jest to proces samoprzekonywania się. W obliczu odrzucenia ob­
sesyjni kochankowie mogą być niezwykle twórczy w wymyślaniu racjo­
nalnych argumentów pozwalających wybaczyć, porzucić złe myśli lub
usprawiedliwić zachowanie kochanka.
O t o kilka zaobserwowanych przeze mnie sposobów racjonalizo­
wania z repertuaru obsesyjnych kochanków:
„Wiem, że spotyka się z innymi kobietami, ale o n e nic dla niego
nie znaczą. Jestem jedyną, na której mu naprawdę zależy."
„Ciągle odkłada słuchawkę, ale to dlatego, że sama nie pojmuje,
jak silne jest jej uczucie do mnie."
„Wiem, że nie postępuje jak osoba kochająca, ale zacznie, gdy
tylko odciągnę go od picia."
„Od trzech tygodni nie kontaktuje się ze mną. Musi naprawdę
dużo pracować."
„Wprowadziła się do tamtego faceta, ale wiem, że zrobiła to, żeby
wzbudzić we mnie zazdrość."
Jakkolwiek ten sposób nieprzyjmowania do wiadomości jest dość
powszechny, obsesyjni kochankowie okazują się w tym bardziej wytrwali
niż inni. Starają się zracjonalizować uraz spowodowany odrzuceniem
jeszcze długo po tym, gdy ich związek się rozpadł. Szczególnie twórcza
pod tym względem była Nora. ;

N O R A : Może pewnego dnia zadzwoni i powie: „Chciałem tylko zobaczyć, co


byłabyś gotowa zrobić, zeby mnie zdobyć". To jest jak gra. On mnie sprawdza, ale
pewnego dnia podniosę słuchawkę i on powie: „Dobrze, pobierzmy się". Wiem,
że to właśnie musi mu chodzić po głowie. Znam go lepiej niż on sam siebie.

Racjonalizacje Nory nie pozwalały jej zrobić tego, co powinna była


zrobić, żeby poradzić sobie z bólem, rozczarowaniem i zawiedzionymi
TA J E D Y M A . C U D O W N A OSOBA 45

nadziejami. Zamiast stawić czoło rzeczywistości i przyjąć do wiadomo­


ści, że Tom ją odrzucił, kurczowo trzymała się wiary w to, że:

On naprawdę mnie kocha, tylko o tym nie wie.

Niejeden obsesyjny kochanek wierzy, że lepiej zna prawdziwe


uczucia kochanej osoby niż o n a sama. Wierzy, że gdyby tylko zdołał
dowieść głębi i intensywności swej miłości, w partnerze obudziłyby się
te „prawdziwe uczucia" i odwzajemniłby miłość. Uciekając się do racjo­
nalizacji, obsesyjni kochankowie mogą ograniczyć znaczenie odrzucenia,
oceniając je jako chwilowe odchylenie od normy.

Minimalizowanie przez wybiórczą koncentrację


Jeśli powiesz obsesorowi: „To już koniec. Nie chcę cię więcej widzieć
i nie chcę, żebyś się ze mną próbował kontaktować. Jesteś wspaniałym
człowiekiem, ale nam to nie wychodzi", typowy obsesor usłyszy tylko:
„Jesteś wspaniałym człowiekiem". Wyrywając z kontekstu korzystny dla
siebie fragment zdania, którego całość mówi o odrzuceniu, obsesor
drastycznie minimalizuje ogólnie negatywne znaczenie przekazu. Ten
rodzaj minimalizowania nazywam „wybiórczą koncentracją". Obsesorzy
stale się nim posługują.

D O N : Wreszcie po dwóch i pół roku opuściła swego męża. Pomyślałem: „Na­


reszcie, teraz wprowadzi się do mnie". Ale się nie wprowadziła. W zasadzie
wyglądało na to, że chce się ze mną widywać rzadziej. Po prostu nie mogłem
tego zrozumieć. Wynajdywała wymówki usprawiedliwiające to, że nie przychodzi:
zmęczenie albo jakiś problem w pracy. Do szaleństwa doprowadzało mnie to, że
nie rozwiodła się, lecz poprzestała na separacji. A co będzie, jeśli do niego wróci?
Albo znajdzie sobie kogoś innego? Zadręczałem się tymi myślami przez dzień
lub dwa, a potem uznałem: „Ona po prostu potrzebuje czasu na przystosowanie
się. Jest najzwyczajniej wystraszona. Po prostu potrzebuje czasu. 'Ib wszystko".
W poniedziałek byłbym gotów rzucić się w przepaść, a we wtorek wmawiałem
sobie, że jeśli tylko cierpliwie poczekam, ona do mnie wróci. W końcu nigdy
dotąd nie znała mężczyzny, który by zaofiarował jej tyle co ja — to' były jej właSne
słowa.

Te słowa Cynthii stały się dla D o n a kołem ratunkowym. Rzucał się


gorliwie na pozostawione przez nią okruchy zachęty, by zminimalizować
znaczenie sprzecznych informacji, jakie niosło jej niespójne zachowanie.
4 6 O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

W dwa tygodnie po wyprowadzeniu się od męża Cynthia do niego


wróciła. D o n był wstrząśnięty. Ale wówczas o n a zaczęła znów oży­
wiać związek z D o n e m . Wróciła mu nadzieja na przyszłość z Cynthia,
podtrzymywana przez nieprzyjmowanie do wiadomości ( znaczenia jej
powrotu do męża. D o n utrzymywał romans z Cynthia przez następne
dwa lata, w czasie których miotał się pomiędzy nie przyjmowaniem do
wiadomości faktów i rozpaczą. Gdy tracił nadzieję, wydawało mu się, że
małżeństwo Cynthii jest przeszkodą nie do pokonania. Gdy znajdował
się w fazie nieprzyjmowania do wiadomości tego, co się dzieje, minima­
lizował tę przeszkodę do rozmiarów przejściowej niedogodności.
Margaret ten sposób widzenia spraw doprowadziła do formy eks­
tremalnej.

M A R G A R E T : Parę razy w tygodniu Phil wracał późno, a któregoś dnia wsiał


i wyprowadził się. Nie mogłam w to uwierzyć. Jego kolega podjechał ciężarówką,
wrzucili do niej wszystkie rzeczy Phila i już go nie było. Tak jak łatwo się
wprowadził, tak samo łatwo się wyprowadził. Powiedział, że potrzebuje trochę
więcej przestrzeni, i to mnie najbardziej zabolało, ponieważ... od czego chciał
się odseparować? Ode mnie. Ale przynajmniej w dalszym ciągu raz lub dwa razy
w tygodniu przychodził na noc, więc wiedziałam, że wciąż mu na mnie zależy.

Margaret minimalizowała znaczenie faktu, że ich związek ograniczał


się do seksu. Phil wyraźnie przestawał się nią interesować. Wobec
tego skoncentrowała się na jedynym istniejącym aspekcie ich związku.
W wysiłkach mających na celu zatrzymanie przy sobie jedynej, cudownej
osoby obsesoj wyłuskuje każdy okruch nadziei, że kochankowi jeszcze
na nim zależy^ Równocześnie wszelkie dowody na to, że jest przeciwnie,
stara się zlekceważyć. Jest mistrzem nieprzyjmowania do wiadomości.
Obsesyjni kochankowie mają ogromne, magiczne oczekiwania co
do tego, jak wymarzony związek wypełni im życie. Te oczekiwania często
są p o d b u d o w a n e wspaniałym seksem i początkową, intensywną namięt­
nością. Obsesorzy stają się tak zaangażowani w swe związki, że gdy
przychodzi im stanąć w obliczu' odrzucenia, szczerze wierzą, że już
nigdy nie będą kochani, że nigdy nie będą kochali, że nigdy nie będą
szczęśliwi, nigdy się nie pozbierają. Z tego powodu po prostu nie chcą
od siebie puścić tej jedynej osoby, gdy chce odejść. Nie mogą jej puścić.
Kurczowe zatrzymywanie lub odzyskiwanie odrzucającego p a r t n e r a to
dla obsesyjnych kochanków coś więcej niż sprawa pragnienia. To kwestia
przetrwania.
II. Otwieranie śluz
Dzwoniłem do późna w nocy, ale ona nie odbierała
telefonu. Więc dzwoniłem znowu i znowu. Zupeł­
nie jak robot. Raz po raz wykręcałem numer jej
telefonu... Musiałem z nią porozmawiać, inaczej
oznaczałoby to dla mnie koniec świata.
Robert

Odtrącenie może u każdego otworzyć śluzy emocjonalnego bólu — bólu


związanego 1 z uczuciem, że się jest niepotrzebnym, bólu związanego
z uczuciem poniżenia, uczuciem, że jest się kimś nieodpowiednim, bólu
związanego z odżywaniem doświadczeń odrzucenia z przeszłości.
Ból — bez względu na to, czy ma charakter fizyczny, czy emo­
cjonalny — jest sposobem, w jaki natura informuje nas, że coś wy­
maga naprawienia. Naturalną reakcją na ból jest chęć zaradzenia mu.
Zdrowi kochankowie radzą sobie z bólem odtrącenia konstruktywnie.
Jakkolwiek może to nie być łatwe, przyjmują swój ból do wiadomości,
zdają sobie sprawę, że są na przegranej pozycji, potrafią odciąć się od
kochanków, z którymi się rozstali. '
1
Większość jednak obsesyjnych kochanków nie umie się oddzie­
lić. Zamiast tego próbują „coś zrobić" ze swym bólem, uciekając się
do pewnych stałych, powtarzających się zachowań: jest to wymierzanie
sobie kary lub dokuczanie obiektowi, albo j e d n o i drugie. Obsesorzy
starają się ucięć od odczuwanego bólu przez zapamiętanie się w tym, co
robią. To przełożenie bolesnych odczuć na negatywne zachowanie jest
czymś, co w moim zawodzie nazywamy acting out — odreagowywaniem
nie ukierunkowanym na rzeczywiste źródło stresu.
4 8 O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

Acting out przez karanie


samego siebie
Obraz zachowań obsesyjnych kochanków, jaki uzyskujemy z gazet, fil­
mów i telewizji, obejmuje wtargnięcie obsesora w życie obiektu i groźby
pod jego adresem, a nawet krzywdzenie go. Wielu j e d n a k obsesyj­
nych kochanków reaguje na ból odtrącenia, nieświadomie zwracając się
przeciw sobie. Postępowaniem tym naruszają swe własne emocjonalne,
a nawet fizyczne d o b r e samopoczucie.
Gdy na przykład Tom przestał wydzwaniać do Nory, jej ból był
tak wielki, że się rozchorowała, zaś jej samokaranie się tylko pogarszało
sprawę.

N O R A : Zaczęłam odczuwać jakby ssanie w żołądku. Ból był niewyobrażalny.


To było coś jak... Boże, czemu nie zadzwoni? Nie poszłam do pracy. Po prostu
siedziałam w domu, popadałam w coraz większe przygnębienie i patrzyłam na
telefon. Siedziałabym tak i popijała schłodzone wino kieliszek za kieliszkiem,
jadła byle co, piła wino, znowu jadła, odczuwała jeszcze większy ból, znowu jadła,
znowu piła... i cały czas myślała o nim.

N o r a znalazła się w prawdziwym kieracie obsesji. Jej rozmyślania o To­


mie prowadziły do intensywnego bólu emocjonalnego, który chciała
leczyć za pomocą dwóch ulubionych m e t o d odtrąconych kochanków:
jedzenia i alkoholu. Obsesorzy karzący samych siebie często uciekają
się do nadmiernego picia, przejadania się lub niedojadania, używania
narkotyków, uprawiania hazardu; w pracy stają się nerwowi lub nie­
uważni, śpią za dużo lub zbyt mało, zaniedbują rodzinę i przyjaciół,
a w krańcowych przypadkach mogą targnąć się na własne życie.
Przyczyną ssania w żołądku było prawdopodobnie napięcie e m o ­
cjonalne Nory. Nie mogła powstrzymać się przed konsumowaniem rze­
czy, które jeszcze bardziej jątrzyły jej problem. Miała nadzieję, że al­
kohol zlikwiduje ból, a przyjemność jedzenia podniesie ją na duchu.
Efekt stosowania takiego systemu nie był zaskakujący. Norze łatwiej
było jednak zmagać się ze ssaniem w żołądku niż z bólem serca.
• T W I E R A N I E . Ś Ł U Z 4 9

Efekt bumerangu
Kiedy wyjaśniłam Norze, jak bardzo karze samą siebie zmieszała się.
Czy to nie Tom spowodował cały ten ból? Czemu miałaby sama pogłę­
biać swoje cierpienie? Powiedziałam jej, że obok zmagań z uświadamia­
nymi uczuciami smutku i bólu, sporo działo się także w jej podświado­
mości.
Odrzucenie jest obrazą, policzkiem emocjonalnym. To bolesny
cios w poczucie naszej godności własnej i w nasze marzenia. Jest rzeczą
naturalną, że na odrzucenie reagujemy nie tylko rozpaczą, ale i złością.
Pamiętając sposób, w jaki N o r a została niespodziewanie porzucona,
rozumiemy, że nie mogła nie być wściekła. Nie zdawała sobie j e d n a k
sprawy ze swojej złości. Co się zatem z tą złością działo?
Zasugerowałam Norze, że całą swą złość na Toma kierowała do
wewnątrz, przeciwko sobie. Olbrzymi zaś wysiłek emocjonalny związany
z tłumieniem wściekłości wciągał ją w spiralę rozmyślań i przygnębienia.
Głębokie cierpienie, takie jak u Nory, jest u obsesyjnych kochan­
ków czymś powszechnym. Większość psychologów nazywa tę transfor­
mację złości w przygnębienie „odreagowaniem do wewnątrz" (acting in).
Słowo acting sugeruje pewien typ zachowania, ten typ cierpienia jest jed­
nak związany nie tyle z zachowaniem, co z emocjami. Czasami nazywam
to „efektem b u m e r a n g u " , ponieważ gdy nie udaje nam się przebrnąć
przez uczucie złości, wraca o n o do nas jak bumerang. Wówczas złość
ukrywa się w naszej podświadomości, gdzie przybiera barwy o c h r o n n e
niczym emocjonalny kameleon, wyrażając się w najrozmaitszych posta­
ciach czy symptomach, od bólu głowy po wyczerpanie i przygnębienie.

Cierpienie: beznadziejny łącznik


Niektórym obsesyjnym kochankom bardzo t r u d n o przychodzi wyrażanie
złości. Jakkolwiek odnosi się to do obsesorów obojga płci, jest szczegól­
nie widoczne u kobiet, którym aż nazbyt często wpajano, że okazywanie
złości w sposób bezpośredni jest niestosowne. Wiele kobiet, podobnie
jak Nora, nauczyło się powstrzymywać swą złość; wolą raczej cierpieć
niż przyjąć ją do wiadomości.
Cierpienie odgrywa szczególną rolę w dramacie obsesyjności. Dla
obsesyjnych kochanków — zarówno kobiet, jak i mężczyzn — stanowi
o n o ostatni, kruchy łącznik z obumarłym bądź umierającym związkiem.
5 O O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

Cierpienie pozwala obsesorom na utrzymanie obiektu w ich życiu.


Związek może już realnie nie istnieć, ale cierpienie pozwala zapobiegać
jego emocjonalnemu zakończeniu. Utrzymując ten rodzaj łącznika
obsesor nie zyskuje jednak nic poza bólem i rezygnuje z możliwości
zrobienia jakiegokolwiek kroku naprzód.
Cierpienie, poza tym, że zapewnia jakiś związek z obiektem, ofe­
ruje obsesyjnemu kochankowi również szczególny emocjonalny efekt
uboczny. N o r a zauważyła, że jej cierpienia w przedziwny sposób spra­
wiły, iż zaczęła je odczuwać jako bohaterstwo.

N O R A : Nawet gdy już byłam na dnie, wiedziałam, że przechodzę przez to


z miłości. Dzięki temu cała ta sprawa wydawała się bez znaczenia. To tak, jakbym
była jakąś męczennicą miłości.

Podobnie jak dla wielu innych obsesyjnych kochanków, dla Nory roz­
miary jej cierpienia były porównywalne z rozmiarami jej miłości. Świa­
domość faktu, że nikt nie może cierpieć dla Toma bardziej niż ona,
sprawiała, że N o r a czuła się prawie d u m n a z tego powodu.
Na początku obsesyjnego związku obsesorzy żywią się siłą swej
namiętności. Gdy odrzucenie rozładowuje tę namiętność, pustkę emo­
cjonalną musi coś zapełnić. Cierpienie jest jednym z nielicznych stanów,
które generują emocje na tyle silne, aby to uczynić.
Jakkolwiek niemal wszyscy obsesorzy stosują acting out przez ka­
ranie samych siebie i acting in przez przeżywanje cierpień, niewielu
z nich na tym poprzestaje. Te samodestrukcyjne reakcje na odtrące­
nie oddziaływują na życie obsesora, aż nazbyt często jednak stanowiąc
zaledwie wstęp do bardziej agresywnego zachowania. Ma o n o p o m ó c
w odreagowaniu napięcia skierowanego pod adresem obiektu. Jest to
zachowanie określane jako „obsesyjna pogoń".

Obsesyjna pogoń
Gdy w wyniku odtrącenia obsesorzy czują, że własne życie wymyka im
się spod kontroli, zazwyczaj widzą tylko jedną m e t o d ę postępowania:
zapobiec zerwaniu związku, a jeśli został już zerwany, o d b u d o w a ć go.
Celem obsesyjnej pogoni jest odzyskanie zainteresowania tej jedynej,
cudownej osoby. Próbując osiągnąć ten cel, obsesorzy niezmiennie prze­
kraczają istotną granicę pomiędzy acting out na sobie i na kimś innym.
O T W I E R A N I E SLUZ 5 1

Sama p o g o ń nie musi być obsesyjna. Nowi kochankowie często


chwilowo się wycofują, niekiedy dlatego, że początkowa fala emocji
wywołuje lęk przed zranieniem. W takich wypadkach pewna dawka
aktywności wobec p a r t n e r a może rozładować niepokój. Tym niemnjej
ewentualna pogoń powinna być ograniczona do kilku p r ó b . Jeśli druga
osoba konsekwentnie wycofuje się, znajduje sobie nowego kochanka,
wraca do dawnego lub w inny sposób opiera się p r ó b o m odtworzenia
związku, wówczas trzeba zrezygnować, bez względu na to, jak bardzo
może to być bolesne.
Obsesorzy uważają to za równoznaczne ze skokiem w emocjo­
nalną przepaść. W obliczu odrzucenia widzą tylko jedną drogę: pogoń,
pogoń i jeszcze raz pogoń.

Taktyka pogoni
Obsesorzy starają się uratować związek, uciekając się do rozmaitych
taktyk pogoni — zachowań, które na ogół są nieumiarkowane, zaborcze,
budzące strach, a czasami niebezpieczne. Najbardziej powszechne z nich
to:

• posyłanie obiektowi nie chcianych podarków, kwiatów lub listów;


• wymyślanie pretekstów do spotkań z obiektem;
• bezustanne telefonowanie do obiektu;
• ciągłe przejeżdżanie pod d o m e m lub miejscem pracy obiektu;
• nie zapowiedziane pojawianie się w d o m u lub pracy obiektu;
• śledzenie obiektu;
• grożenie wyrządzeniem krzywdy sobie lub obiektowi.

Niektóre z tych taktyk mogą wydawać się stosunkowo łagodne, ale


w rzeczy samej wszystkie są w intencji pokazem siły. Nawet pozor­
nie romantyczny p o d a r u n e k Jima' dla Glorii, sześć tuzinów róż, był
demonstracją. Jimowi zdawało' się, że demonstruje miłość, tymczasem
tak naprawdę demonstrował własną bezsilność wobec odrzucenia przez
Glorię. Próbował ją zmusić do myślenia o nim. Wciskał się z p o w r o t e m
w jej życie. O n a nie chciała się z nim kontaktować, nie chciała żad­
nych sentymentalnych pamiątek. Tymczasem on je narzucał. Obsesyjni
kochankowie wykorzystują taktykę pogoni, by demonstrować siłę tam,
gdzie czują się najbardziej bezsilni — czyli w obliczu utraty tej jedynej,
cudownej osoby.
5 2 O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

Wymyślanie pretekstów
Gdy związek Margaret z Philem ograniczył się do niezbyt częstych
kontaktów seksualnych, zaczęła próbować tak nim manipulować, by spo­
tykali się częściej. Sięgnęła do pozornie nieszkodliwej taktyki pogoni:
tworzenia pretekstów do kontaktowania się.

M A R G A R E T : Chodziłam spać o pierwszej i wstawałam o czwartej. Miałam


koszmary senne. Traciłam na wadze. Zycie bez niego było dla mnie jak powolna
śmierć. Dlatego wynajdowałam najróżniejsze preteksty, by się z nim spotkać.
A to dostałam dodatkowy bilet na koncert, a to zepsuło mi się coś w domu i pro­
siłam go, żeby mi to naprawił. Pewnego razu wymyśliłam nawet typa, który kręci
się koło domu, tak że Phil musiał przyjechać i sprawdzić, co się dzieje. Dzwo­
niłam do niego na posterunek, dzwoniłam do domu, próbowałam telefonować do
jego brata, do baru, w którym przesiadywał... Wszędzie, gdzie przypuszczałam,
że może być. Wymyślałam powody, dla których miałby do mnie przyjść. Niemal
zawsze podawał jakąś przyczynę, dla której nie mógł tego zrobić, to jednak nie
zniechęcało mnie do podejmowania dalszych prób.

Starając się sfabrykować preteksty do spotkań z Philem, Margaret usiło­


wała samodzielnie podtrzymać ich związek. Jakkolwiek jej taktyka praw­
d o p o d o b n i e irytowała Phila, była jednak dla niego stosunkowo nie­
groźna. Bardzo szkodliwa natomiast była dla niej samej. Jej własne
zachowanie powodowało, że wciąż czuła się upokarzana. Od niej wy­
chodziła cała inicjatywa, o n a go ścigała. Oferowała mu wszystko, a on
nie dał jej nawet tej satysfakcji, by cokolwiek z tego przyjąć. Oczywiście
chciała widywać go o wiele częściej niż on ją, a jednak bez względu na
to, jak często odmawiał, wciąż dążyła do dalszych kontaktów. Wymyśla­
jąc preteksty do spotkań, próbowała zwalczać swe poczucie bezsilności
wobec sytuacji, która wymykała jej się spod kontroli.

Telefoniczna linia życia ,


Telefon jest jednym z najpowszechniejszych narzędzi służących obsc-
sorom do uzyskania kontaktu z niechętnym obiektem. Nie m a m na
myśli okazjonalnego telefonowania, ale nieustanne, powtarzające się
wydzwanianie. Często telefon jest jedynym środkiem, jaki obsesorowi
pozostał, by usłyszeć głos obiektu.
Obsesorzy wykorzystują rozmowy telefoniczne, żeby w ten sposób
zapobiec ignorowaniu ich przez obiekt. Chodzi także o zaspokojenie
OTWIERANIE Ś l O l 53

potrzeby ustalenia miejsca jego pobytu i stwierdzenie, czy jest sam, czy
z kimś. '
Trzydziestodziewięcioletni Robert jest kuzynem mojego przyja­
ciela. Gdy dowiedział się, że pracuję nad tą książką, zadzwonił do
mnie po poradę. Był coraz bardziej przerażony nasileniem złości, jaką
odczuwał wobec kobiety, która ostatnio z nim zerwała i nie chciała się
więcej widywać (jak się okazało, miała do tego konkretny powód).
Robert, piegowaty blondyn w amerykańskim typie, pracuje jako
sprzedawca w sklepie radiotechnicznym. Po dwóch rozwodach przeżył
wiele burzliwych związków, z których żaden nie trwał dłużej niż kilka lat.
Ze sposobu, w jaki je opisywał, wynikało, że praktycznie we wszystkich
był ogarnięty obsesją.
Gdy przyszedł do mnie, był zakochany w Sarah, sekretarce me­
dycznej i swej dawnej klientce. Po dwóch latach niezwykle niestabilnego
związku Sarah miała dość jego zazdrości i powiedziała, że już go nie
kocha. Nie uwierzył jej. Przez miesiąc do niej dzwonił, wystawał przed
jej domem, słał listy. Daremnie.
Robert nie poddawał się, mimo że Sarah w dalszym ciągu nie
miała ochoty na spotkanie. Wierzył, że jest coś, co może zrobić, by
Sarah zrozumiała, jaką pomyłkę popełnia, odrzucając go. Telefon stał
się jego linią życia.

R O B E R T : Pamiętam, że było to w moje urodziny. Zatrzymałem się przed jej


domem z myślą, że zrobię jej niespodziankę. Niespodziankę jednak miałem ja,
ponieważ był lam ktoś jeszcze. To złamało mi serce. Widziałem, ze w tej sytuacji
czuta się nieswojo. Wróciłem więc do domu i zacząłem bez końca dzwonić.
Musiałem z nią porozmawiać, by to naprawić, przekonać ją, że powinniśmy się
spotkać. To były moje urodziny i ona musiała być ze mną. Nie miało wówczas
znaczenia, czy ona tego chce, czy nie.

„Wydzwaniacze" w rodzaju Roberta zadziwiająco ( mało przejmują się


tym, jak takie natarczywe zachowanie oddziałuje na ich obiekt. W in­
nych związkach lub obszarach swego życia mogą mieć wiele empatii,
ale z chwilą, gdy opanuje ich obsesja, intensywność uczucia do obiektu
przesłania wszystkie inne uwarunkowania.
Robert był przekonany, że jeśli tylko uda mu się ściągnąć Sarah
do telefonu, będzie w stanie przekonać ją, że ich związek jeszcze nie
umarł. To, że ciągłe wydzwanianie, i nie tylko, denerwuje Sarah, narusza
jej prywatność i po prostu ją męczy, nie miało dla niego żadnego znacze­
nia. Nie pamiętał, że ma ona prawo do własnych uczuć i własnego życia.
5 4 O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

Był przekonany, że w jej najlepiej pojętym interesie leży przebywanie


z nim, i traktował ją tak, jakby istniała tylko po to, aby służyć jego
potrzebom.

Wymowne odkładanie słuchawki


Nora, którą obsesja wobec Toma opanowała po zaledwie czterech rand­
kach, wypracowała zupełnie inny system ciągłego wydzwaniania niż ten,
który stosował Robert. Zamiast zmuszać Toma do rozmowy, kiedy od­
bierał telefon, zawsze odkładała słuchawkę.

N O R A : Zadzwoniłam do niego w zeszły weekend i wreszcie odebrał telefon, ale


kiedy powiedział „halo", spanikowałam i odłożyłam słuchawkę. Co mu miałam
powiedzieć? Wiedziałam, że nie chce ze mną rozmawiać. Potem pomyślałam, że
może jeszcze raz spróbuję, i zaraz zadzwoniłam, ale odezwała się automatyczna
sekretarka. Doszłam do wniosku, że jedyny powód, dla którego ją włączył, to ten,
że ma tam jakąś kobietę, więc wciąż dzwoniłam i odkładałam słuchawkę, kiedy
włączał się a u t o m a t . Zrobiłam to chyba ze dwadzieścia, trzydzieści razy. Odtąd
dzwonię do niego co wieczór. Nic nie mówię, muszę tylko... Nawet nie wiem,
co muszę, po prostu wciąż to robię. Może muszę wiedzieć, czy jest w domu. Po
prostu dzwonię i odkładam słuchawkę, gdy się odzywa. To naprawdę straszne.
Wiem, że on wie, że to ja, ale... Nie wiem, może właśnie o to chodzi?

Tak, o to właśnie chodziło: Tom wiedział, że to ona. Bez względu na to,


czy odbierał Tom, czy włączała się sekretarka, N o r a dokładała starań,
by czuł jej obecność, by nie zapomniał o niej, by nie mógł cieszyć się
bez zakłóceń towarzystwem innej kobiety.
Określam wydzwanianie Nory jako taktykę pogoni, choć było bar­
dziej prawdopodobne, że jej zachowanie odepchnie Toma, niż że go
przyciągnie. Zmuszając obiekt do zwrócenia na nią uwagi, korzystała
z jedynego dostępnego jej, wątłego łącznika.
Obsesorzy żywią przemożną chęć utrzymywania kontaktu z obiek­
tami swych uczuć (bez względu na to, jak dalece jest on pośredni), aby
udowodnić, że j e d n a k jakiś związek wciąż istnieje, nawet jeśli polega
on na stałym odrzucaniu. Obiektywnemu obserwatorowi n a t r ę t n e doku­
czanie tej jedynej, cudownej osobie wydaje się pozbawione sensu, jeśli
celem obsesora ma być odtworzenie związku. Obsesyjna miłość kieruje
się jednak własną logiką.
O T W I E R A N I E ŚLUZ 5 5

Krążenie wokół domu


Wydzwanianie rzadko jest p u n k t e m kulminacyjnym obsesyjnej pogoni
— częściej zaledwie początkiem. Dla większości obsesyjnych kochanków
kontakt telefoniczny szybko staje się niewystarczający i odczuwają coraz
większą potrzebę zbliżenia się do obiektu swych uczuć.
Po tygodniu wydzwaniania N o r a poczuła, że wątłe poczucie więzi
z Tomem zaczyna zanikać. Poczuła potrzebę wzmożenia pogoni.

N O R A : Zaczęłam podjeżdżać pod jego dom i wysiadywać godzinami w samo­


chodzie. Po prostu musiałam wiedzieć, czy jest w domu sam, ale nie chciałam,
żeby mnie widział, bo czułam się jak jakiś podglądacz szpiegujący go w środku
nocy. Wynajmowałam więc różne wozy, żeby mieć pewność, że nie będzie wie­
dział, że to ja. Wstawałam o drugiej lub trzeciej nad ranem i przejeżdżałam obok
jego d o m u . by sprawdzić, czy nic parkuje ktoś w miejscu, w którym ja parko­
wałam swój samochód, kiedy zostawałam na noc. W garażu Tom trzyma łódź,
więc ktokolwiek przyjedzie, musi parkować na zewnątrz. Podjeżdżałam zatem,
i jeśli zobaczyłam samochód zaparkowany za jego samochodem, wiedziałam, ze
to dziewczyna. A za każdym razem, gdy taki samochód zobaczyłam, ból stawał
się jeszcze straszniejszy. Ale mimo to co noc przejeżdżałam obok jego domu.
Wiedziałam, że to głupie, ale musiałam tam jechać.

Tb, ile trudu zadawała sobie Nora, wynajmując samochody, by ukryć


swoją tożsamość, i ile ją to kosztowało, świadczy, jak bardzo była za­
wstydzona własnym zachowaniem. Ale ani te koszty, ani trud, ani wstyd
nie powstrzymały jej.
l\)czątkowo chciała wiedzieć, czy Tom porzucił ją dla innej ko­
biety, i rzeczywiście znalazła na to dowody... Zamiast j e d n a k wyko­
rzystać je do uświadomienia sobie, że Tom już się nią nie interesuje,
' i zacząć rozluźniać z nim więzy, w dalszym ciągu kręciła się koło jego
domu. Teraz już nie tylko zbierała informacje: Wyprawy te stały się dla
niej dodatkowym źródłem cierpienia, podtrzymującym obsesję,
' Może się zdawać, że mylnie określam takie zachowanie jako po­
goń, gdyż nie zakłada o n o bezpośredniego kontaktu z obiektem. W wię­
kszości wypadków obiekt może nawet nie zdawać sobie sprawy z po­
dejmowanych przez obsesora kroków. Tak czy inaczej, stanowią one
rodzaj pogoni, ponieważ motywowane są pragnieniem nawiązania jakie­
goś kontaktu z obiektem albo chęcią uzyskania strategicznej przewagi
przez zbieranie informacji na temat miejsc przebywania obiektu, jego
zwyczajów i towarzystwa.
5 6 O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

„Nie mogłem się powstrzymać"


Podobnie jak inne rodzaje pogoni, tak i owo krążenie s a m o c h o d e m ma
paskudny zwyczaj — zaczyna żyć własnym życiem. Obsesorzy często są
zaskoczeni i zmieszani tym, że przejeżdżają pod d o m e m lub biurem
swych kochanków, tak jakby ich zachowaniem kierowały jakieś siły ze­
wnętrzne. Często są po prostu niezdolni do powstrzymania się przed
takim postępowaniem, mimo świadomości, że jest o n o bezsensowne
i poniżające.
Tak właśnie się stało, gdy Cynthia na krótko wyprowadziła się
z d o m u swego męża. D o n był niezwykle zawiedziony, gdy zamiast wpro­
wadzić się do niego, przeniosła się do koleżanki. Zaczął zadręczać się
obawą, że ukochana stara się go unikać.

D O N : Pomyślałem sobie: „Jeśli mogła okłamywać i oszukiwać swego męża,


czemu nie miałaby robić tego wobec mnie?". Kiedy dzwoniłem do niej do pracy,
nigdy jej nie było, bo „załatwiała sprawy". Stałem się bardzo, bardzo podejrzliwy.
Jeździłem sprawdzić, czy stoi tam jej samochód. A wieczorami coś zmuszało
mnie do (ego. by wsiąść do wozu i przejechać obok domu jej męża, by sprawdzić,
czy jej tam nic ma. Ani razu jej u niego nic zastałem, ale nie mogłem się
powstrzymać przed jeżdżeniem.

W tym momencie swego związku z Cynthia D o n był praktykującym


adwokatem, a jednak jego wyszkolony prawniczy umysł nic mu nie
pomógł. Donowi nie przychodziło do głowy, że mógłby zrezygnować
z takiego zachowania. Kiedy mówił, że nie może się powstrzymać,
powtarzał jedynie to, co słyszałam od każdego niemal obsesyjnego ko­
chanka, z którym miałam jako fachowiec do czynienia:

Nie. mam wpływu na własne zachowanie.

Podpisując się pod tym przekonaniem, D o n skutecznie eliminował


wszystkie inne rodzaje zachowania. Wyrzekając się wolnej woli, pozwa­
lał, by powodowała nim panika.
O T W I E R A N I E ŚLUZ 5 7

"Po prostu muszę być blisko niego"


W przypadku Margaret nocne wyprawy s a m o c h o d e m wywołała tęsk­
nota, a nie podejrzliwość lub zazdrość. Potrzebowała codziennego ob­
cowania z Philem, a on na to nie pozwalał. Zdecydowała się więc
na przejeżdżanie koło jego domu, żeby przynajmniej czuć obecność
ukochanego.

M A R G A R E T : Jeśli nie mogłam być z nim, musiałam być blisko niego. W prze­
ciwnym razie siedziałabym w domu i cierpiała. Kłamałam synowi mówiąc, że
muszę iść do sklepu (lub coś w tym rodzaju) i żeby w razie czego zadzwonił do
sąsiadów, po czym zostawiałam go samego w domu. Co też, do diabla, robiłam?
Czułam się jak zakochana uczennica, tyle że byłam już po trzydziestce. Ale
musiałam zobaczyć jego samochód albo zapalone światła w domu. Raz albo dwa
nawet widziałam go przez okno. Dobrze się czułam wiedząc, że on tam jest i że
ja jestem blisko niego. Potem jednak zawsze miałam niesmak. Zawsze było mi
mało.

Z wyżyn namiętnego romansu Margaret spadła do poziomu paskudnego


samopoczucia, do samotnego wyczekiwania w samochodzie i wpatrywa­
nia się w d o m kryjący jej marzenie bez szans.
Do cierpień Margaret dochodziło jeszcze poczucie winy wywo­
łane tym, że obsesja niszczyła jej najcenniejszy związek — z synem.
Nie tylko coraz częściej złościła się na niego, była także wobec niego
nieszczera i zostawiała go samego w d o m u . Obsesyjni kochankowie
będący rodzicami są często przerażeni, gdy nagle uświadamiają sobie,
że dzieci zajmują w ich życiu coraz dalsze miejsce w miarę, jak pogoń
za obiektem pochłania coraz więcej czasu i energii

Niezapowiedziane odwiedziny
Jelefonowanie i przejazdy samochodowe nie satysfakcjonują obsesorów
spragnionych bezpośredniego kontaktu. W rezultacie tak bardzo pragną
zobaczyć swych kochanków, żc wymyślają preteksty do nie zapowie­
dzianych odwiedzin. Twierdzą, że „właśnie byli w pobliżu", że upiekli
świetne ciasto, że zostawili sweter w d o m u obiektu, że zwracają poży­
czoną książkę, że muszą znać opinię obiektu na temat swej nowej części
garderoby, że się martwili, bo telefon chyba nie działał, że muszą się po­
radzić w ważnych sprawach życiowych lub że, ot tak, chcą zabrać obiekt
na lunch do nowej restauracji. W kontekście związku miłosnego żaden
58 O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

z tych pretekstów nie byłby specjalnie przykry. Jednakże dla obiektu


obsesyjnego kochanka wszystko to wygląda na zwykłą manipulację. Re­
akcją jest zazwyczaj złość i jeszcze bardziej zdecydowane odtrącenie.
O b o k innych rodzajów taktyki, Margaret zaczęła kilka razy w ty­
godniu wpadać po pracy do Phila, w nadziei, że uda jej się namówić
go na wspólnego drinka. Raz lub dwa zatrzymała się pod jego d o m e m
nawet nocą, twierdząc, że „właśnie przejeżdżała". Na ogół przy takich
okazjach Phil bywał uprzejmy, jednak tylko do czasu, gdy Margaret
niespodziewanie pojawiła się w nieodpowiednim momencie.

M A R G A R E T : Pewnej soboty urządzał w lokalu kawalerski wieczór, ale powie­


dział, że może po zakończeniu zadzwoni. Byłam podniecona, bo myślałam, że
przynajmniej noc spędzimy razem, ale nie zadzwonił. Około trzeciej nad ranem
zrezygnowana poszłam spać. Rano zadzwoniłam do niego, ale telefon był zajęty.
Sprawdziłam w biurze napraw i okazało się, że ma odłożoną słuchawkę. Coś mnie
tknęło, ubrałam się i pojechałam do jego domu. Przez całą drogę ćwiczyłam,
co mam mu powiedzieć. Wiedziałam, że nie będzie zachwycony, gdy nagle się
pojawię, ale pomyślałam sobie, że kiedy tylko mnie wpuści, zrobię śniadanie
i humor mu się poprawi. Kiedy jednak otworzył drzwi ubrany w szlafrok, zbladł,
i wiedziałam, że popełniłam poważny błąd. „Nie jestem sam — powiedział. —
Upiłem się i ona przyjechała ze mną do domu". Byłam załamana. To prawda,
ostatnio nie byl specjalnie miły. ale myślałam, że jeśli zostawię mu trochę czasu...
To znaczy, sądziłam, że mam kogoś, kto w głębi serca naprawdę mnie kocha.
A teraz... Po prostu ścięło mnie z nóg.

Na długo przedtem, nim Margaret zastała inną kobietę w d o m u Phila,


powinna była wiedzieć, że jej związek to ślepa uliczka. Phil mógł lego
nie wyrazić słowami, jednakże jego wycofanie się ze związku było wy­
raźnie widoczne.
Niestety, o n a tych sygnałów nie odbierała. Obsesorzy tacy jak
Margaret mają własne metody przetwarzania informacji. D o w o d o m
świadczącym o braku zainteresowania ze strony kochanków nie po­
zwalają przeniknąć przez barierę nieprzyjmowania tego do wiadomości.
Jeśli obsesor pięć razy pojawia się nie zapowiedziany i zastaje drzwi
zamknięte, najprawdopodobnie pojawi się po raz szósty. Zamiast
wyciągać wnioski z własnego doświadczenia, pozostaje w przekonaniu,
że wcześniej czy później opór obiektu zostanie złamany.
Nawet jeśli obsesor dysponuje faktami ujawniającymi prawdę o
uczuciach obiektu, zawsze jest gotów odwrócić się do tej prawdy plecami
w zamian za szansę choćby przelotnego ujrzenia ukochanej osoby. Gdy
w grę wchodzi konflikt między faktami i obsesyjną miłością, obsesorzy
O T W I E R A N I E ŚLUZ 5 9

niezmiennie przyjmują stanowisko Don Kichota, który ujął sprawę


zwięźle: „Fakty są wrogiem prawdy".

„Jak mogła mi to zrobić?"


Nadzieje Margaret były przynajmniej w jakimś stopniu związane z rze­
czywistością. Jeśli już nie pozostało nic innego, to przynajmniej więź
seksualna łączyła ją z Philem. Natomiast Jim miał wystarczające dowody
na to, że Gloria nie chce mieć z nim żadnych kontaktów. Zażądała,
by przestał do niej dzwonić, nie chciała się z nim spotkać pod żadnym
pozorem, wszystkie listy zwróciła mu nie otwarte, odrzuciła wspaniałe
róże i nawet zagroziła, że wezwie policję.

J I M : Kilka tygodni po tym, jak wydarła się na mnie na ulicy, postanowiłem po


prostu pójść i spróbować z nią porozmawiać. Pomyślałem sobie, że skoro wokół
będą ludzie, będzie mniejsze prawdopodobieństwo, że znów zrobi scenę. Cza­
sami jest taką histeryczką! Prześlizgnąłem się więc obok strażnika, pojechałem
windą na górę i przeszedłem przez pokój newsów. Byłem tak zdenerwowany,
że cały dygotałem. Gdy podszedłem pod jej drzwi, chciałem po prostu wejść,
wiedziałem jednak, że będzie wściekła, jeśli akurat trwa jakieś zebranie czy coś
w tym rodzaju, więc zapukałem. Kiedy otworzyła drzwi, myślałem, że serce wy­
skoczy mi z piersi, ale zaraz zatrzasnęła mi je przed nosem i zamknęła na klucz.
Nie wiem, dlaczego była aż tak niezadowolona, chciałem tylko porozmawiać, ale
nagle poczułem się jak gówno. Wszyscy się na mnie gapili. Błagałem, żeby nie
była nierozsądna, ale ona powiedziała mi tylko, żebym sobie poszedł, bo wezwie
policję. W obecności tych wszystkich gapiących się ludzi czułem się naprawdę
poniżony. Jak ona mogła mi to zrobić? Chciałem tylko porozmawiać. Wtedy
pojawili się strażnicy i to mnie do reszty załamało. Nie pamiętam za wiele z tego,
co się później działo, poza tym, że strażnicy musieli mnie siłą wyrzucić, ponieważ
krzyczałem, kopałem i waliłem w jej drzwi. Po raz pierwszy w życiu poczułem,
że straciłem kontrolę nad sobą, i to mnie naprawdę przeraziło.

Prawda jest j e d n a k taka, że Jim nie panował nad sobą na długo przed­
tem, zanim straż musiała wyciągać go z biura Glorii. Tu nie chodziło
o nagłą utratę kontroli. Przez wiele miesięcy jego nie zapowiedziane
wizyty przerażały i dręczyły Glorię do granic paniki. Tymczasem Jimowi
wydawało się, że czyni jedynie niewinne próby, by porozmawiać ze
swą byłą kochanką. Gdy wreszcie Gloria musiała wezwać odpowiednie
służby, by usunęły Jima, był przekonany, że został potraktowany nie­
sprawiedliwie. Wreszcie uzewnętrzniła się wściekłość i frustracja, które
tłumił od czasu, gdy został przez Glorię odrzucony. Jim, podobnie jak
6 O O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

wielu innych obsesorów, odnosił wrażenie, że staje się ofiarą, gdy tym
czasem to on zamieniał w koszmar życie swego obiektu.
W p o p r z e d n i m rozdziale dowiedzieliśmy się, jak obsesor znie­
kształca percepcję w celu zminimalizowania wagi odtrącenia, które go
spotkało, ale w czasie pogoni zawężenie świadomości odgrywa równie
wielką rolę, pomagając obsesorom w minimalizowaniu skali ich wła­
snych zachowań. Jim był w tym świetny. Nieistotne było dla niego,
że przerażał i doprowadzał do wściekłości Glorię swym nie zapowie­
dzianym pojawianiem się wszędzie, gdziekolwiek bywała — „tunelowe
postrzeganie" Jima sprawiało, że własne zachowania odbierał jako nie­
wyraźne tło. Jim po prostu nie mógł zrozumieć, czemu Gloria jest tak
„zdenerwowana". Koncentrując się na celu, którym było odzyskanie
Glorii, przeoczył fakt, że stosowana przez niego taktyka czyni jej życie
nieznośnym.
Jim wierzył, że nie ma alternatywy dla pogoni za Glorią. Po prostu
czynił to, co czyniłby każdy tak bardzo zakochany mężczyzna: walczył,
by p o k o n a ć „nierozsądny" opór Glorii. W końcu on tutaj był niewinną
ofiarą — chciał tylko porozmawiać. Gzy to tak wiele? Czemu była aż
tak nieugięta?
Jim nic był w stanie zrozumieć, że to właśnie z powodu jego
uciążliwego zachowania Gloria nie chciała z nim rozmawiać. Zapędził
ją w ślepą uliczkę, toteż broniła się w jedyny dostępny jej sposób. Jeżeli
ktokolwiek robił z Jima ofiarę, to tym kimś był on sam. Przez ciągłe
narzucanie się Glorii Jim zmierzał prostą drogą do własnej katastrofy.

Podchody
Podobnie jak traper niepostrzeżenie śledzi swą ofiarę bez zwracania
na siebie jej uwagi, tak wielu obsesyjnych kochanków prowadzi skryte
podchody swych obiektów. Osoby prowadzące podchody często naśla­
dują widziane przez siebie w kinie lub w telewizji metody z filmów
gatunku płaszcza i szpady. Śledzą obiekt, przemieszczając się z miejsca
na miejsce, szpiegują w restauracjach, barach lub innych miejscach
publicznych, przychodzą pod d o m lub biuro.
Hal — stomatolog, którego spotkaliśmy w poprzednim rozdziale
— czynił takie podchody, śledząc własną żonę. Gdy wraz z podjęciem
przez córkę nauki w szkole średniej Fran wróciła do pracy, Hal zaczął
podejrzewać ją o skryte pragnienia seksualne wobec innych mężczyzn.
Stał się bardzo zaborczy ze strachu, że żona porzuci go dla innego.
O T W I E R A N I E ŚLUZ 61

Oskarżał ją o flirt, gdy na przyjęciu rozmawiała po prostu z jakimś


mężczyzną. Tracił humor, gdy dzwonili do niej do d o m u koledzy z pracy.
I ciągle wypytywał ją, co robiła przez cały dzień.
Fran była coraz bardziej urażona brakiem zaufania Hala i zaczęła
się od niego odsuwać. To odsunięcie traktował Hal jako jeszcze jeden
dowód potwierdzający jego podejrzenia i nasilił swoje „śledztwo". Nie­
chęć Fran przekształciła się w złość. Wykańczał ją emocjonalnie, co
z kolei sprawiało, że nie miała ochoty na seks. W związku z dławią­
cym postępowaniem H a l a jego obawa przed odrzuceniem stawała się
samorealizującą się przepowiednią.
Gdy ich córka poszła na uczelnię, Fran pozwoliła sobie wreszcie
na wzięcie pod uwagę możliwości opuszczenia Hala. Wciąż zależało jej
na nim, ale sytuacja stawała się nie do zniesienia. Hal wpadł w panikę,
kiedy mu o tym powiedziała. Przyrzekł, że zrobi wszystko, o co o n a
poprosi, jeśli tylko da mu jeszcze jedną szansę. Powiedziała mu, że chce
próbnej separacji i że nawet nie będzie próbowała się z nim pogodzić,
dopóki on nie zasięgnie fachowej porady w sprawie swego zachowania.
Jakkolwiek Hal przyszedł do mnie w wyniku nacisku Fran, zrozu­
miał jednak, że jego postępowanie było skrajnie nieopanowane, i bardzo
chciał coś z tym zrobić. W czasie naszej pierwszej sesji niechętnie mówił
o swoim zachowaniu. Był nim zawstydzony. W końcu udało mi się
otworzyć go i nakłonić do opowiedzenia, jak przeżył ostatnie miesiące.
Hal mówił o swych „zwariowanych oskarżeniach", o „hiszpańskiej
inkwizycji" i cogodzinnych telefonach do Fran do pracy. Ta taktyka
niewiele mu pomogła w złagodzeniu podejrzeń, jako że wszystko i tak
zależało od jego wiary w słowo Fran. A pozostając w kleszczach obse­
syjnej zazdrości, Hal nie potrafił żonie uwierzyć.

H A L : Jakiś miesiąc temu zacząłem ją szpiegować. Zadzwoniłem do niej do


pracy, by ją zaprosić na lunch, a o n a powiedziała, że nie może, ponieważ jest
umówiona na lunch służbowy. Coś mi się tu nie zgadzało, więc odwołałem
wszystkie sprawy i pojechałem do jej biura. Zaparkowałem za rogiem, tak by nie
mogła zobaczyć mojego samochodu, i czekiałem, aż wyjdzie. Zobaczyłem ją około
12.30. Wyszła ze swoim szefem i odniosłem wrażenie, że rozmawiają w sposób
bardzo zażyły. Nie wyglądało mi na to, by rozmawiali o interesach. Ruszyłem
za nimi do restauracji i znalazłem miejsce, gdzie nie mogli mnie widzieć, ale ja
ich widziałem. Ryłem całkowicie przekonany, że obserwuję coś w rodzaju lunchu
zakochanych. Po chwili jednak dołączyło do nich kilku biznesmenów. Zoriento­
wałem się, że wszystko to sam wymyśliłem. Było tak, jakbym po raz pierwszy
przyglądał się sobie, i poczułem, że mam gęsią skórkę, po prostu paskudnie. To
powinno otworzyć mi oczy, ale kilka tygodni później... zrobiłem to samo.
61 O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

Hal wiedział, że Fran odsuwa się od niego. Kochając ją tak bardzo, nie
mógł uwierzyć, że to on robi coś, co ją odpycha. Winien musiał być
ktoś inny. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że jej odrzucenie może być
reakcją na jego zachowanie. W rezultacie życie Hala została o p a n o w a n e
przez dążenie do odnalezienia rywala-widma.
Osoby prowadzące podchody usprawiedliwiają swoje zachowanie
w sposób irracjonalny. Hal uważał, że jego podchody, chociaż są źró­
dłem wstydu i wyrzutów sumienia, w jakiś sposób uśmierzają jego podej­
rzenia i uwalniają go od nieustannej, obsesyjnej zazdrości. Tak jednak
nie było, ponieważ bez względu na to, jak często Fran okazywała się
niewinna, nie miał gwarancji, że w przyszłości nie pojawią się nowe
wątpliwości.

Obsesyjna zazdrość
Uporczywość i głębia nieuzasadnionej zazdrości i podejrzliwości Hala
sugerowały możliwość istnienia tego, co specjaliści od spraw zdrowia
psychicznego nazywają paranoidalnym zaburzeniem osobowości. Okre­
ślenie „osobowość paranoidalna" odnosi się do kogoś, kto często bywa
zazdrosny, podejrzliwy, przewrażliwiony, a nieraz wrogi (nie mylić z pa­
ranoją, ciężką chorobą umysłową obejmującą wysoce usystematyzowane
iluzje na temat prześladowań lub własnej wielkości).
Gdy obsesor cierpi na paranoidalne zaburzenia osobowości lub
choćby tylko ma skłonności w tym kierunku, zawsze obawiam się, że
może dojść do użycia przemocy. Gdyby Hal nie był już w separacji
z Fran, postawiłabym to jako warunek prowadzenia terapii, bez względu
na fakt, że w przeszłości nie zachowywał się gwałtownie ani nie naduży­
wał narkotyków czy alkoholu. Ponieważ skrajna zazdrość i podejrzliwość
są często zwiastunami przemocy, zawsze sugeruję, by pacjenci, którzy
mieszczą się w opisanym schemacie, odseparowali się od swoich ko­
chanków czy małżonków na okres przynajmniej trzech miesięcy, kiedy
terapia dociera do psychologicznego podłoża tych problemów.
W istocie miłość Hala do Fran sprawiła, że miał on silną motywa­
cję, by się zmienić. W miarę, jak w trakcie terapii coraz głębiej spoglądał
w siebie, zarówno jego podejrzliwość, jak i obsesyjne zachowanie zaczęły
słabnąć.
O T W I E R A N I E ŚLUZ E 3

Grożenie samobójstwem
Gdy zawiodą wszystkie inne taktyki pogoni, niektórzy obsesyjni ko­
chankowie obierają desperacką taktykę grożenia samobójstwem. Jak­
kolwiek te samobójcze groźby stanowią ekstremalną reakcję na głęboki
ból emocjonalny i często prowadzą do faktycznych p r ó b samobójczych,
mogą być j e d n a k traktowane jako taktyka pogoni. Obsesorzy, którzy
dokonują p r ó b samobójczych, zazwyczaj czynią to, by wywołać u swych
obiektów silne uczucia obawy i winy, a także mając nadzieję, że zmusi
ich to do powrotu. Moja pacjentka A n n e zastosowała tę taktykę w stylu
szczególnie dramatycznym.
Anne, efektowna, trzydziestoośmioletnia kobieta o długich blond
włosach, jest współwłaścicielką dużego salonu piękności. Sześć miesięcy
po maturze wyszła za swego chłopaka z liceum. Małżeństwo skończyło
się po dwóch latach, kiedy mąż został aresztowany za posiadanie ko­
kainy — ukrywał przed A n n e swój nałóg. Po rozwodzie zaangażowała
się w kilka krótkotrwałych związków, ale żaden z mężczyzn nie był
zainteresowany związaniem się z nią na dłużej. Kilkakrotnie rozpoczy­
nała terapię, ale nigdy nie udało jej się dowiedzieć, dlaczego nie jest
w stanie wejść w stabilny związek. O b e c n i e , gdy pozostało jej już tylko
kilka płodnych lat, coraz bardziej pragnęła znaleźć mężczyznę, w którym
mogłaby się zakochać i stworzyć z nim rodzinę.
Pewnego wieczoru A n n e została zaproszona na czterdzieste uro­
dziny aktorki telewizyjnej, jednej ze swoich klientek. Ku jej zadowoleniu
wyglądało na to, że jest nią zainteresowany najatrakcyjniejszy mężczyzna
na sali. Nim skończył się wieczór, zaprosił ją na kolację w następną
sobotę. A n n e nie wierzyła, że mogło się to jej zdarzyć. J o h n był odno­
szącym sukcesy reżyserem. Miał zmysłowy wygląd i d o b r e maniery, był
kulturalny, wesoły i zamożny. Krótko mówiąc, był mężczyzną, o jakim
marzyła, a on zdawał się ją lubić. Zaczęli się widywać coraz częściej. Po
trzech miesiącach byli już nierozłączni. I

A N N E : TObyło jak bajka. Wszędzie mnie zabierał, wszędzie z nim latałam, robił
dla mnie wszystko... Każde z nas miało własne mieszkanie, ale byliśmy albo
u mnie, albo u niego. Stałam się bardzo uzależniona od Johna. Chciałam za
niego wyjść. Chciałam z nim być przez resztę życia. Cały czas.

Po sześciu lub siedmiu miesiącach ich sprawy zaczęły się psuć. J o h n


spędzał mniej czasu z A n n e , mówiąc jej, że dla niego związek staje
6 4 O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

się zbyt intensywny. Wiedział, że A n n e chce wyjść za mąż, ale jego


zdaniem ich znajomość trwała za krótko, aby rozważać taką możliwość,
Im bardziej się oddalał, tym mocniej A n n e trzymała się go. W końcu
J o h n powiedział, że się dusi, że musi jakiś czas spędzić bez niej.
A n n e starała się zrozumieć, gdzie popełniła błąd. Była przeko­
nana, że jego decyzja została spowodowana przez jakieś jej braki. Może
nie była dla niego wystarczająco stymulująca intelektualnie. Może nie
dość wykształcona. Postanowiła stać się taka, jaką w jej przekonaniu
chciałby ją mieć. Zapisała się na francuski i historię sztuki w miejscowej
uczelni. Zaczęła również uczęszczać do logopedy, by poprawić dykcję.
Nie była zachwycona tymi lekcjami i zajęciami, ale uważała, że warte są
wysiłku, jeśli miałyby sprawić, iż stanie się dla J o h n a bardziej pociąga­
jąca.

A N N E : Cały czas miałam złamane serce. Dzwoniłam do niego co parę dni i py­
tałam, czy nic miałby ochoty umówić się ze mną, ale nie miał. Chciał delikatnie
się mnie pozbyć, ale im bardziej był nieosiągalny, tym bardziej za nim szalałam.
Po prostu nie rozumiałam, czemu mi to robi, czemu nie chce być ze mną. Tyle
razy mówił, że mnie kocha, tak wiele dla mnie zrobił i był taki pomocny, aż nagle
zerwał wszystkie więzy. To mnie załamało. Nie wiedziałam, co począć ze swymi
uczuciami. Nie wiedziałam, co zrobić ze swym bólem. Zaczęłam przejeżdżać
w pobliżu jego domu, robić co się da, by zwrócić uwagę Johna, ale nic nie
skutkowało. Naprawdę zaczęłam wariować. Myślałam o samobójstwie. Gdybym
umarła, musiałby spojrzeć na mój grób i poczuć się winny. Kazałabym napisać
na nagrobku: „ Z m a r ł a z powodu serca złamanego przez J o h n a " .

Telefony i jeżdżenie wokół domu ukochanego przekształciły się u Anne


w myśli o samobójstwie. Taka ewentualność zapowiadała osiągnięcie
dwóch celów: skończenie ze swym własnym bólem i ukaranie J o h n a za
jego spowodowanie.

„Zabiję się, jeśli mnie opuścisz"


Pewnego wieczoru w chwili załamania Anne zadzwoniła do J o h n a i po­
wiedziała mu, że musi się z nim widzieć. Nie wyraził chęci i pokłócili
się. W desperacji po raz pierwszy głośno wyraziła swe samobójcze myśli,
grożąc, że się zabije, jeśli John nie przyjdzie.

A N N E : Nie mogłam uwierzyć, że coś takiego powiedziałam. Tego wieczoru


piłam dżin, którego nie cieipię, ale po prostu wlewałam go w siebie i myślałam:
„Już ja mu p o k a ż ę " . Pamiętam, że wpadłam we wściekłość, tupałam i krzyczałam
O T W I E R A N I E Ś L U Z 65

do słuchawki. W końcu powiedział: „Dobrze, przyjdę, ale nie zostanę na n o c " .


A ja pomyślałam sobie: „Wspaniale! Jeśli udało mi się go ściągnąć, to na pewno
zostanie".

A n n e wykorzystała groźbę popełnienia samobójstwa, próbując obarczyć


J o h n a odpowiedzialnością za swe życie. W istocie mówiła mu, że jej
śmierć obciąży jego sumienie, jeśli nie przyjdzie. Było to niezwykle
p o k r ę t n e ultimatum. Ale poskutkowało. J o h n przyszedł. Jego wizyta nie
miała jednak wiele wspólnego z jej oczekiwaniami. Został zaledwie kilka
minut, żeby ją uspokoić, a następnie powiedział, że chce, by separacja
była trwała. Zrozumiał, że ich związek nie ma przyszłości. Mówił, że
wciąż jest dla niego ważna, ale już jej nie kocha i nie decyduje się być
razem.

ANNE: Zbierał się do wyjścia, więc powiedziałam, że naprawdę się zabiję, jeśli
teraz wyjdzie. On odpowiedział tylko: „Słuchaj, naprawdę m a m nadzieję, że nie
zrobisz nic tak nierozsądnego. Muszę już iść" i zaczął schodzić po schodach
do drzwi. Musiałam coś zrobić, żeby potraktował mnie poważnie, więc zaczę­
łam demolować mieszkanie, ciskając rzeczami na prawo i na lewo. Zniszczyłam
wszystkie światła, wszystkie talerze, wszystko, co wpadło mi pod rękę... Wszystko,
co powodowało hałas lub zwracało uwagę. Słyszałam, jak sąsiadka krzyczy do
męża: „Harry, wezwij policję", ale wciąż tłukłam co się da. Wtedy John wrócił na
górę. Rozbiłam już wszystkie lampy, więc było zupełnie ciemno. Zapalił świecę
i lak siedzieliśmy w mroku — na dywanie było chyba ze dwa centymetry szkła —
aż przyszły gliny. Była chyba trzecia lub czwarta nad ranem. Ja siedziałam tak,
podczas gdy J o h n przekonywał ich, że wszystko jest w porządku, więc wreszcie
poszli. Potem wyszedł John, a ja siedziałam, nienawidząc się za to, że byłam taką
idiotką.

Zmuszenie J o h n a do przyjścia było więc pustym triumfem. A n n e


wiedziała, że wycofał się ze związku, gdyż dławiła go, jej obsesyjna
miłość. Teraz, grożąc samobójstwem, tylko pogorszyła sprawę,
zwiększając w postępie geometrycznym to nieprzyjemne odczucie
Johna. Jej histeryczne, nieopanowane zachowanie sprawiłri, że jeszcze
bardziej się oddalił, jeszcze bardziej utwierdził się w postanowieniu
o odejściu. Siedząc w ciemnym mieszkaniu pełnym potłuczonego szkła
A n n e nienawidziła siebie za tak nierozsądne postępowanie.
Jakkolwiek osoby dotknięte obsesyjną miłością czują się bezsilne
wobec swych acting in i acting out, co wywołuje u nich poczucie niskiej
wartości, to jednak w dalszym ciągu uważają, że powinni umieć pa­
nować nad sobą. Winą za własne cierpienia obarczają samych siebie
6 6 O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

na równi ze swymi kochankami. Bolesne samopotępienie jest pierw­


szym następstwem niemal wszystkich obsesyjnych zachowań. Dla pewnej >
zaś części obsesyjnych kochanków ostatecznym wyrazem tego samopo-
tępienia może być unicestwienie znienawidzonej własnej osoby przez
samobójstwo.
W dwa tygodnie od chwili, gdy groziła, że się zabije, i zdemo­
lowała swoje mieszkanie, A n n e naprawdę próbowała popełnić samo­
bójstwo (wrócimy do tego w rozdziale dziesiątym). D o p i e r o otarcie się
o śmierć skłoniło ją wreszcie do wizyty u mnie.
Próby samobójcze nigdy nie skutkują jako środek odzyskania utra­
conego p a r t n e r a . Nawet jeśli obiekt obsesyjnego kochanka chwilowo
powróci, będzie to powrót z obawy lub litości, a nie z wyboru — i nie
jest to odpowiedni fundament trwałego związku.
(Uwaga: jeśli brałaś pod uwagę samobójstwo, często fantazjujesz
na temat samobójstwa lub w wyniku odrzucenia przez kochanka groziłaś
samobójstwem, musisz szybko zwrócić się do specjalisty po p o r a d ę . Nie
ma nic romantycznego w umieraniu z miłości.)

Bezowocność pogoni
Bez względu na to, czy obsesyjni kochankowie uporczywie telefonują,
jeżdżą wokół d o m u obiektu, wpadają nie zapowiedziani, śledzą ukocha­
nych czy grożą samobójstwem, są przekonani, że wszystko, co robią,
robią w imię wielkiej, wspaniałej, patetycznej miłości. W świetle takiej
miłości zadręczanie kogoś, naruszanie jego prywatności czy stałe nęka­
nie nieuchronnie traci na znaczeniu.
Jak to ujęła A n n e :

ANNE: Myślę o nocy, kiedy zrujnowałam swoje mieszkanie, i co zabawne, z jed­


nej strony jest mi naprawdę wstyd, a z drugiej wydaje mi się, że nie zrobiłam
wszystkiego, co mogłam. Gdy na kimś tak bardzo ci zależy, uczynisz wszystko,
naprawdę wszystko, jak bardzo by to nie było szalone. Aby odzyskać tę osobę,
nie cofniesz się przed niczym.

Nie zdając sobie z tego sprawy, A n n e przyjęła j e d n o z podstawo­


wych błędnych założeń obsesyjnej pogoni:

Cel uświęca środki.

Oczywiście rezultat pogoni niemal zawsze jest inny od oczekiwa­


nego. Nie można zmusić obiektu uczuć do miłości.
O T W I E R A N I E ŚLUZ 6 7

Obsesyjna pogoń tworzy wyczerpujący, samonapędzający się cykl,


który sprawia, że obsesorzy czują się coraz bardziej beznadziejnie, coraz
boleśniej poniżeni. Im gwałtowniej wyładowują swoje emocje, tym bar­
dziej zrażają swoje obiekty, tym gorzej się czują, a im gorzej się czują,
tym bardziej są skłonni próbować uniknąć bólu przez coraz silniejsze
zachowania acting out. W ten sposób obsesyjna pogoń n a p ę d z a sama
siebie.

* * *

Zachowanie obsesyjne staje się nieuniknione, gdy tylko odrzucenie ot­


worzy śluzy obsesji. Ale bez względu na to, czy obsesja przyjmuje formę
acting in przez karanie samego siebie, czy też formę acting out przez
pogoń, obsesyjne zachowanie zawsze jest samoniszczące. Wcześniej czy
później wszyscy obsesyjni kochankowie muszą stanąć twarzą w twarz
z negatywnymi rezultatami swego zachowania, a kiedy to się stanie,
frustracja i poczucie poniżenia często przekształcają się w prawdziwą
wściekłość.
Aż nazbyt wielu obsesyjnych kochanków wściekłość ta popycha do
zemsty.
III. Od pogoni do zemsty
Zaczęłam myśleć o tym, żeby sam zakosztował tro­
chę tego bólu, jaki mi sprawił. Naprawdę wariowa­
łam. Myślałam o pocięciu mu opon, o powybijaniu
szyb, a w pewnym momencie... zaczęłam fantazjo­
wać na temat spalenia mu domu.
Anne

Większość obsesyjnych kochanków osiąga w końcu p u n k t krytyczny,


po którego przekroczeniu nie da się już opanować frustracji związanej
z niepowodzeniem pogoni. Ich optymistyczne fantazje na temat oży­
wienia związku wypierane x są przez niewesołe przekonanie, że obiekt
celowo rujnuje ich życie. Są wściekli na tę jedyną, cudowną osobę za to,
że ich zdradziła, za celowe pozbawienie ich tak potrzebnego uczucia.
Może się wydawać, że obsesyjna miłość jest skazana na unicestwienie
w obliczu takiej furii, tymczasem wściekłość podsyca tylko ogień obse­
syjnej namiętności, powodując dalszy wzrost temperatury.

Gdy wściekłość i miłość


idą ręka w rękę
Mogłoby się wydawać, że wściekłość i miłość są diametralnie sprzecz­
nymi stanami, a jednak współistnieją w ramach obsesji. Wściekłość
nigdy całkowicie nie pochłania obsesyjnej miłości; przeciwnie, obie wal­
czą o dominację w duszy obsesora. Margaret miotała się pomiędzy
wściekłością i miłością, obijając się o nie jak piłeczka pingpongowa.
7 O O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

Margaret spotykała się z Philem jeszcze sześć miesięcy po tym,


jak zastała go z inną kobietą. Potem dowiedziała się, że ta kobieta
sprowadziła się do Phila.

M A R G A R E T : Nigdy nie odczuwałam tego rodzaju bólu. Nawet trudno mi go


opisać. Pbil musiał wiedzieć, co mi robi. Musiał widzieć, jak mnie zabija, ale
nie przestawał tego czynić. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego to robi. Byłam tak
wściekła, że miałam ochotę rozkwasić mu tę jego cholerną gębę. Parę dni nie
myślałam o niczym innym. Ale potem zaczęłam wspominać dobre chwile, jakie
przeżyliśmy razem, przypomniałam sobie, jak wspaniale się dzięki niemu czułam.
Na swój sposób był czarujący, bardzo seksowny, wiesz? Ale były także momenty,
kiedy naprawdę chciałam go skrzywdzić. Naprawdę chciałam go skrzywdzić. Mia­
łam nadzieję, że mu ptaszek odpadnie. Nie wydaje mi się, żeby Phil kiedykolwiek
naprawdę zrozumiał, jak ten związek mnie zniszczył. M a m nadzieję, że nigdy
więcej tego faceta nie zobaczę, ponieważ w przeciwnym razie... obawiam się, że
mogłabym do niego wrócić.

Nie wiem, dlaczego Phil odrzucił Margaret. Być może był rzeczywiście
wspaniałym facetem, który jednak po prostu nie był w tym czasie zain­
teresowany poważnym związkiem. Być może był typem jednorazowego
kochanka. Może odpychało go zachłanne, zaborcze zachowanie Marga­
ret. Może znalazł inną kochankę. Lub po prostu przestał się Margaret
interesować. Ale bez względu na to, co nim powodowało, Margaret
była przekonana, że jego odrzucenie stanowi celową p r ó b ę zranienia
jej, wyrwania jej spod nóg „emocjonalnej podłogi". Była wściekła na
Phila za to, że poczuła się samotna, zdradzona i głęboko zraniona.
A jednak te negatywne odczucia w najmniejszym stopniu nie wpłynęły
na zmniejszenie pożądania, jakie wobec niego odczuwała.
Margaret nie mogła odejść od Phila, ponieważ wściekłość utrzy­
mywała w stanie wrzenia jej myśli i uczucia, właśnie wtedy, gdy on sam
już je studził. Obsesyjna wściekłość, podobnie jak obsesyjne cierpienie,
jest pułapką. Podtrzymuje obecność kochanka w życiu obsesora. Po­
zwala obsesorowi na podtrzymywanie uczucia namiętnego przywiązania
do dawnego p a r t n e r a także wtedy, gdy już wszystkie inne więzi zostały
zerwane.
OD POGONI DO Z E M S T Y 11

Fantazjowanie na temat zemsty


Gdy obsesyjna wściekłość staje się zbyt silna, by ją pohamować, więk­
szość obsesorów co najmniej fantazjuje na temat odwetu. Nic w tym
złego. Każdy od czasu do czasu zabawia się złośliwymi myślami. U ob­
sesyjnych kochanków fantazje związane z zemstą tworzą jednak często
bolesny splot i nieustannie powracają; stanowi to jeszcze j e d e n nega­
tywny element emocjonalnego samopoczucia.
Gdy J o h n odtrącił A n n e , zaczęła ona obsesyjnie fantazjować na
temat zemsty, tak jak wcześniej fantazjowała na temat miłości. Kilka dni
po tym, gdy zostawił ją płaczącą w ciemnym, zdewastowanym mieszka­
niu, zaczęła rozmyślać, jak odpłacić mu za ból, który jej zadał. O p ę t a ł a
ją myśl o spaleniu jego ukochanego domku przy plaży — domku, w któ­
rym spędzili razem wiele romantycznych wieczorów.

A N N E : Rozczesywałam włosy klientce i zastanawiałam się, skąd wziąć benzynę


lub jak ją rozlać czy podpalić. Początkowo chciałam spalić dom razem z Johnem,
alc potem uznałam, że wolę, by żył i widział, jak domek się pali. Godzinami
o tym rozmyślałam. Wiem, że to było chore, ale jedynie dzięki temu mogłam
zapomnieć o swoim bółu.

Kiedy A n n e mówi, że dzięki rozmyślaniom o zemście zapominała o bó­


lu, nieświadomie opisuje typową o b r o n ę przed depresją. Wściekłość
tkwiąca u podstaw rozmyślań o odwecie daje ludziom poczucie siły
1 energii. Z drugiej strony depresja powoduje efekt dokładnie odwrotny.
Sprawia, że ludzie czują się bezbronni, wyczerpani, zdesperowani. Z te­
go względu rzadko doświadczają równocześnie wściekłości i depresji,
jakkolwiek oba te stany mogą dotyczyć tej samej osoby.
W rzeczy samej wściekłość i depresja są dwoma biegunami tej
samej siły: gniewu. Wściekłość jest zazwyczaj gniewem wymierzonym
w czyimś kierunku, podczas gdy depresja to zwykle gniew skierowany
przeciwko sobie.
A n n e mogła częściowo uwolnić się od uczucia bezsilności, prze­
kształcając swą złość w fantazje o odwecie na Johnie. Ulga była jednak
krótkotrwała.

ANNE: To był melodramat jak z kiepskiego filmu. Wiedziałam, że tak naprawdę


nie zdobędę się na to, by spalić mu dom, nie mogłam jednak przestać o tym
7 2 O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

myśleć. To mi dawało poczucie, jakbym przygotowywała atak. Dla odmiany to ja


go zranię. Przez kilka dni nawet czułam się lepiej, ale im więcej o tym myślałam,
tym wyraźniej widziałam, jakie to bezsensowne.

W miarę jak scenariusz zemsty rozwijał się w umyśle A n n e , zyskiwała


poczucie, że panuje nad sytuacją. Już nie była bezradną ofiarą odtrą­
coną przez J o h n a . W swych fantazjach to o n a robiła następny ruch.
W dramacie swego życia przez krótki czas grała wreszcie główną rolę.

Mordercze fantazje
Fantazje A n n e koncentrowały się na zniszczeniu czegoś ważnego dla
J o h n a . Fantazje R o b e r t a były znacznie bardziej śmiercionośne.
Robert był sprzedawcą w sklepie ze sprzętem telewizyjnym i przy­
szedł do mnie, ponieważ bał się własnej złości po tym, jak jego ko­
chanka, Sarah, wyprowadziła się. Kiedy zamieszkała z innym mężczyzną,
złość R o b e r t a przekształciła się w niepokojąco gwałtowne fantazje o ze­
mście.

R O B E R T : Jeśli ja nie mogę mieć Sarah, on też nie będzie jej miał. Ten facet
po prostu chciał się wtrącić w moje życie, a ja nie miałem zamiaru mu na to
pozwolić. Wszystko już obmyśliłem. Miałem pójść do jakiegoś baru i znaleźć
faceta, któiy by mu połamał obie nogi. Obliczyłem, że zapłacę jakieś dziesięć
tysięcy dolarów, ale to nie miało znaczenia. Po prostu bardzo pragnąłem go
skrzywdzić. Wiele razy poważnie myślałem, żeby to zrobić.

Początkowo fantazje R o b e r t a o zemście były skierowane przeciwko męż­


czyźnie, który w jego przekonaniu skradł mu Sarah. Im dłużej jednak
Sarah odtrącała Roberta, tym bardziej jego fantazje kierowały się rów­
nież w stronę jej osoby.

R O B E R T : Nie miał pieniędzy, nie miał wykształcenia, łysiał... W myśli wciąż


zadawałem sobie pytanie: „Jak to możliwe, że ona woli go ode m n i e ? " . Miałem
ochotę zabić ich oboje, bo „jeśli ja nie mogłem jej mieć, to ona nie powinna
istnieć". Po prostu chciałem ich zdmuchnąć. Myślałem o tym facecie z wieży
w Teksasie i o tym z M c D o n a l d a . Można człowieka doprowadzić do stanu,
w którym trudno przewidzieć, co zrobi, mnie zaś zdawało się, że oni doprowadzili
mnie właśnie do tego stanu.

Wściekłość R o b e r t a była tak wielka, że jego fantazje zaczęły nabie­


rać zabójczego charakteru. Zdawało mu się, że eliminując Sarah i jej
OD P O G O N I DO Z E M S T Y 7 3

kochanka, pozbyłby się narastającego bólu. A im dłużej się nad tym za­
stanawiał, tym bliższy był niebezpiecznej granicy oddzielającej fantazję
od realnego działania.

Akty zemsty
Zwieńczeniem dzieła jest dla obsesorów zemsta. To właśnie ten mo­
ment, w którym ostatecznie rezygnują z krucjaty o odzyskanie jedynej,
cudownej osoby i poświęcają się nowemu celowi: ukaraniu jej za to, że
sprawiła im tyle bólu. Gdy obsesorzy nastawiają się na zemstę, wów­
czas ostatecznie kończą się zmagania o dominację pomiędzy miłością
i wściekłością — wściekłość zwycięża.

„Miałem romans z twoją żoną"


Gdy po pięciu latach przerywanego od czasu do czasu romansu z a m ę ż n a
k o c h a n k a D o n a , Cynthia, w końcu go odtrąciła, jego n a m i ę t n a miłość
została zniszczona przez równie namiętną wściekłość.

D O N : Nigdy nie z a p o m n ę , jak to srę skończyło. Zadzwoniła do mnie i powie­


działa: „Już nie wytrzymuję tego napięcia. Chcę naprawić moje małżeństwo.
Potrzebuję w życiu spokoju. Kocham cię, ale nic z tego nie będzie. Zbyt różnimy
się od siebie". Nie mogłem w to uwierzyć. Zapytałem: „Dlaczego zawsze tak
łatwo ci przychodzi odejście ode mnie, czemu nie opuścisz jego? Czemu tak
łatwo rezygnujesz z naszego związku, a nie z tamtego? Wiem, że jestem lepszy.
Wiem, że mogę ci zaoferować więcej. To, że wolisz go ode mnie, wydaje mi się
bezsensowne". Ona jednak odpowiedziała coś w tym rodzaju: „To nie podlega
dyskusji". Jak ta suka mogła tak po prostu wyrzec się pięciu lat miłości, załatwia­
jąc sprawę jedną nędzną rozmową telefoniczną? Wyglądało na to, że byłem dla
niej jakąś zabawką, klownem. Postanowiłem, że tego pożałuje.

D o n był zdruzgotany. Wprawdzie jakoś udawało mu się nadal pracować,


ale co dzień, kiedy wieczorem wracał do d o m u , kładł się na łóżku, pił
i pogrążał się w myślach o wyrównaniu rachunków.

D O N : Jakiś tydzień później, po wypiciu pół butelki wina, wreszcie zdecydowałem


się coś zrobić. Wiedziałem, że zostawiła mnie, żeby podjąć próbę odbudowania
swojego małżeństwa, więc postanowiłem naprawdę ją załatwić. Zadzwoniłem do
jej męża i powiedziałem: „Cześć, nie znasz mojego nazwiska, ale to nie ma
znaczenia. Przez pięć lat miałem romans z twoją żoną. Wyznała mi, że mnie
7 4 O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

kocha, że w swoim małżeństwie czuje się bardzo nieszczęśliwa i że chce się od


niego uwolnić, ale nie wie jak". On przez cały czas nic nie mówił, w słuchawce
panowała cisza. Spodziewałem się raczej, że odłoży słuchawkę albo zacznie
krzyczeć, tymczasem on w ogóle się nie odzywał. Ciągnąłem więc: „Powiedziała
mi, że przedtem miała już kilka romansów. Nie wiem, czy powinienem to mówić,
ale musi się pan orientować, jakiego rodzaju kobietę pan poślubił". Długa chwila
ciszy, po czym odłożył słuchawkę. To dziwne, po raz pierwszy postawiłem się
w jego sytuacji i od razu poczułem się fatalnie. To zabawne, ale stanąłem po
jego stronie. Oszukiwała i zdradzała nas obu, co sprawiło, że poniekąd byliśmy
towarzyszami broni.

Cynthia zerwała swój związek z Donem, by poświęcić się ratowaniu


swojego małżeństwa — telefon D o n a okazał się jednak zbyt niszczyciel­
ski, by mogła przezwyciężyć jego skutki. Niebawem mąż rozwiódł się
z nią. W zadziwiający sposób odrodziły się nadzieje D o n a na związek
z Cynthia. Ze swego egocentrycznego punktu widzenia oceniał, że wciąż
ma szanse na odtworzenie związku, mimo że jego nieszczęsny telefon
boleśnie zaważył na życiu Cynthii. Jak się okazało, była tak rozgory­
czona postępkiem Dona, że więcej się do niego nie odezwała.
Wyjawienie przed małżonkiem lub kochankiem swego romansu
z jego p a r t n e r e m jest typowym aktem zemsty obsesora. Ujawniając swój
związek, obsesyjny kochanek trafia jednym strzałem dwa zające: swój
obiekt i swego rywala. Jednocześnie, jak to widzieliśmy na przykładzie
D o n a , gdy obsesor niszczy konkurencyjny związek, skrywana pod po­
kładami wściekłości miłość często przebija się na zewnątrz, by podsycić
nikłą nadzieję na pojednanie.

Przemoc emocjonalna
D o n nikogo ani niczego fizycznie nie atakował, a j e d n a k jego akt zemsty
był aktem przemocy — przemocy emocjonalnej. Przemoc emocjonalna
może być równie niszcząca dla psychicznego samopoczucia obiektu jak
przemoc fizyczna, ponieważ rodzi takie same poczucie upokorzenia,
lęku, bezbronności, frustracji i wściekłości.
Wiele ofiar przemocy emocjonalnej przeżywa podwójną frustrację,
ponieważ nie istnieje prawo, które by je chroniło. Ofiary przemocy
fizycznej mogą wezwać policję. Dla ofiar przemocy emocjonalnej nie
ma ratunku. D o n mógł zniszczyć małżeństwo Cynthii, nie łamiąc przy
tym żadnego prawa.
OD P O G O N I DO Z E M S T Y 7 5

Jakkolwiek ujawnienie romansu jest bodaj jednym z pospolitszych


aktów zemsty, inne formy przemocy emocjonalnej są równie gwałtowne.
Z n a ł a m obsesyjnych kochanków, którzy powodowani desperacją i cier­
pieniem usiłowali złamać karierę swych eks-partnerów, robiąc im sceny
w miejscu pracy lub w sytuacjach związanych z pracą zawodową. Z n a ł a m
też innych, którzy niszczyli życie towarzyskie byłych kochanków, oczer­
niając ich przed wspólnymi znajomymi i kolegami. Z n a ł a m i takich,
którzy nadszarpywali finanse dawnych ukochanych, płacąc wysokie ra­
chunki wspólnymi kartami kredytowymi. Miałam nawet pacjentkę, która
podała się za żonę swego eks-kochanka i podczas, gdy on był na urlopie,
kazała wymienić dach na jego domu, choć poprzedni był w doskonałym
stanie. Przypomina to raczej sytuację z komedii telewizyjnej niż fakt
z prawdziwego życia. Eks-kochanek wrócił do domu, by zastać tam ra­
chunek za położenie dachu na sumę 7000 dolarów. Przez rok przeżywał
o g r o m n e stresy ze względu na komplikacje prawne i finansowe, jakie
p o t e m nastąpiły.
Choć p r z e m o c emocjonalna może być dla życia obiektu ogrom­
nie niszczycielska, niektórym obsesorom i to nie wystarcza. Potrzebują
fizycznego ujścia dla swej wściekłości.

Atak na dobytek
Dla obsesyjnego kochanka dobra materialne należące do p a r t n e r a czę­
sto symbolizują jego osobę. Obsesyjni kochankowie, którym się wydaje,
że są niezdolni do przemocy fizycznej wobec innej osoby, często sami
bywają przerażeni tym, jak bardzo potrafią stać się gwałtowni, gdy swoją
wściekłość skoncentrują na majątku partnera.
Jeśli już obsesor skupi uwagę na przedmiocie symbolizującym
partnera, na ogół bywa to coś, co jest na co dzień konieczne do życia,
coś, do czego p a r t n e r jest szczególnie przywiązany lub co w ich związku
miało szczególne znaczepie. Właściwie wszystko nadaje się do wyłado­
wania wściekłości obsesora — dom, samochód, ubrania, meble, różne
urządzenia, naczynia, zastawa, biżuteria, dzieła sztuki, ogród i tak dalej.

„Po prostu oszalałem"


Gdy fantazjowanie nie wystarczało już Robertowi, by wyładować swą
wściekłość, uderzył w łatwo dostępny symbol swego związku z Sarah.
7 6 O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

R O B E R T : Przez cały ten czas podtrzymywała nasze kontakty i robiła różne


aluzje do przyszłości. Mogłem poznać inną dziewczynę, umówić się na randkę
lub dwie, ale wtedy dzwoniła, mówiła, że chce odejść od Danny'ego, a ja znowu
zaczynałem rozmyślać o tym, że oto pojawiła się szansa. Potem szła ze mną na
lunch i na tym koniec. Wracała do niego. Przychodziła, mąciła mi w głowie,
a potem odchodziła. Raz nawet przespała się ze mną, a kiedy odeszła, po
prostu oszalałem. Podjechałem pod jego dom i chciałem kogoś zabić... Wtedy
nagle zobaczyłem jej samochód. Boże, przecież ja również podpisywałem umowę
0 pożyczkę na ten samochód. Pomagałem go wybierać. Jak mogła parkować ten
wóz na jego podjeździe? To był niemal nasz samochód. Byłem tak wściekły, że
musiałem coś zrobić. A on tam stał. Więc wziąłem młotek i zdewastowałem go.
Powybijałem szyby, lampy, zniszczyłem maskę, błotniki. Naprawdę wydaje mi się,
że gdybym nie rozwalił tego samochodu, to... nie wiem, co bym zrobił.

Samochód Sarah był czymś więcej niż tylko wygodnym przedmiotem,


na którym Robert mógł wyładować wściekłość. Był symbolem jego więzi
z nią i marzeń związanych z ich związkiem. Robert wiedział również, ile
ten samochód dla niej znaczy. Był jedynym wartościowym przedmiotem,
jaki posiadała. Dwa lata na niego oszczędzała. Niszcząc jej wóz, Robert
zadawał cios jednocześnie ich związkowi i samej Sarah.
Sarah wciąż zwodziła Roberta sygnałami, że może porzuci swego
nowego kochanka, Danny'ego. Jej wieloznaczne uwagi utrzymywały Ro­
b e r t a w stanie podwyższonej niepewności. Toteż gdy się z nim przespała,
uważał, że wreszcie zdecydowała się rozstać z Dannym. Wtedy j e d n a k
znów odeszła od Roberta, równie niespodziewanie, jak p r z e d t e m do
niego wróciła, unicestwiając jego marzenia. Nie zamierzam sugerować,
że prowokacja Sarah w jakimkolwiek stopniu usprawiedliwiała atak Ro­
berta, j e d n a k dla obsesyjnych kochanków taka zniszczona nadzieja bywa
często silnym katalizatorem przemocy.

„Czemu miałabym być jedyną poszkodowaną?"


Akty zemsty stanowią jedynie wyraz konfliktu wewnętrznego; nigdy go
nie rozwiązują. Kay dowiedziała się o tym w sposób brutalny. Przyszła
po p o r a d ę , ponieważ bardzo cierpiała i czuła olbrzymi ból i winę z po­
wodu przeistoczenia fantazji o zemście w rzeczywistość.
Kay była pięćdziesięciodwuletnią, rozwiedzioną, nie pracującą
matką trzech dorosłych synów. Jej ciemne włosy były lekko
przyprószone siwizną, a na wciąż młodej twarzy właśnie zaczynały
pojawiać się pierwsze zmarszczki. Piwne oczy były p o d p u c h n i ę t e
1 zaczerwienione; najwyraźniej płakała w drodze do mojego gabinetu.
D O P O G O N I DO Z E M S T Y 7 7

Powiedziała mi, że przez dwadzieścia sześć lat była żoną Lewisa,


dobrze prosperującego przedsiębiorcy budowlanego. U schyłku ich mał­
żeństwa Lewis stawał się stopniowo coraz bardziej oschły, Kay sądziła,
że jest to tylko objaw ich wspólnego starzenia się. Ale kiedy ostatni
z synów ożenił się i wyprowadził z domu, Lewis powiedział jej, że przez
ostatnie kilka lat nie był szczęśliwy i że chce rozwodu. Kay poczuła się
zdradzona, opuszczona i przerażona.

KAY: Czułam się tak, jakby mnie czołg przejechał. Całe moje życie koncentro­
wało się na rodzinie. Odeszły dzieci. Teraz bez powodu odchodził on. To ma być
zapłata za to, że poświęciłam mu połowę życia? Czego, do cholery, oczekiwał
ode mnie? Byłam załamana.

Lewis był hojny podczas załatwiania rozwodu. Wiedząc, że Kay nie ma


żadnego fachu, zapewnił jej po rozwodzie dosyć pieniędzy, by starczyło
na wygodne życie. Pozostał przyjazny i pomocny, mając nadzieję, że
w ten sposób złagodzi ból, jaki jej zadał. W dalszym ciągu raz lub dwa
razy w miesiącu chodzili razem na kolację, na Dzień Matki przesyłał jej
kwiaty, na urodziny — prezenty.
Niestety, dla Kay p o m o c Lewisa stanowiła dowód na to, że wciąż
jeszcze ją kocha. Trzy lata trwała w nadziei, że zrozumie on swój błąd
i wróci do niej. Gdy znajomi chcieli poznać ją z innymi mężczyznami,
odmawiała, twierdząc, że o n a i Lewis próbują się pogodzić.
Choć wiedziała, że były mąż spotyka się z innymi kobietami,
wierzyła, iż „po prostu przeżywa kryzys okresu drugiej młodości".
Pozornie rzucając się w wir pracy społecznej i oddając się do­
skonaleniu swych umiejętności w tenisie, w rzeczywistości Kay wciąż
czekała na to, by „Lewisowi wrócił rozum".
W tym czasie namówiła jego matkę i siostrę, aby spróbowały go
nakłonić do dania jej jeszcze jednej szansy. Wciąż namawiała dzieci, by
porozmawiały z ojcem i odwiodły go od rozbijania rodziny. Zadzwoniła
nawet do jego wspólnika i wypłakała mu się przez telefon, prosząc, aby
wstawił się za nią. Wciąż przesyłała Lewisowi romantyczne prezenty
i kartki, także po tym, gdy powiedział jej, że czuje się z ich powodu nie­
swojo. Codziennie do niego dzwoniła „po prostu, żeby porozmawiać",
ale zawsze wtrącała parę słów o tym, jak beznadziejne jest jej życie bez
niego.
I wtedy stało się to, o czym nawet nie ważyła się pomyśleć. Lewis
zadzwonił, że zamierza się ożenić.
7 8 O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

KAY: Zdawało mi się, że w tym momencie serce mi pęknie. Nie mogłam w to


uwierzyć. Przez cały ten czas byłam przekonana, że wróci. Byłam pewna, że wciąż
mnie kocha! Z u p e ł n i e oniemiałam. Czułam się tak podle, że bałam się wprost
spojrzeć w oczy znajomym. Byli zresztą zakłopotani całą tą sytuacją; nie bardzo
wiedzieli, o czym przy mnie rozmawiać, bo nie chcieli mnie urazić. No i nadszedł
ten wielki dzień, Lewis wyjechał na swój miodowy miesiąc, a dla mnie sama myśl,
że będą spali razem w jakimś tropikalnym raju, była nie do zniesienia. Czemu
miałabym być jedyną poszkodowaną? To on sprawił, że tak się czułam. Traciłam
zmysły.

Nie mogąc dłużej ukrywać się za m u r e m zaprzeczania oczywistości, Kay


dręczyła się wizjami szczęścia Lewisa i jego nowej żony. Każdą z nich
odbierała jako kolejny policzek dla siebie.

„Nigdy w życiu nie zachowałam się w ten sposób"


Jest zupełnie zrozumiałe, że Kay była zgnębiona. Zamiast j e d n a k opła­
kać swoją stratę i rozpocząć nowe życie, stawała się coraz bardziej
zawzięta. Wszystkie myśli poświęcała zemście.

KAY: Wciąż wyobrażałam sobie ich powrót do domu po miesiącu miodowym,


upojonych miłością: on przenosi ją przez próg i rzuca na łóżko, jak to zrobił ze
mną, kiedy się pobraliśmy. Nie mogłam tego znieść. Bez ustanku myślałam, że
muszę zniszczyć tę chwilę. Ich szczęście było niby cios sztyletem w serce. Nawet
nie pamiętam, jak tam jechałam, prowadziłam jak automat. Dokładnie jednak
wiedziałam, co zrobię, kiedy tam dotrę. Myślałam o tym przez tydzień. Podje­
chałam do domu od tyłu i wybiłam okno, żeby się dostać do środka, a kiedy już
się tam znalazłam, zaczęłam drzeć wszystko, co mi się nawinęło pod rękę. Jego
garnitury, koszule, jej sukienki, pościel (to było najważniejsze), obicie kanapy,
zasłony, wszystko, co się dało podrzeć. Po prostu chciałam ściągnąć ich z nieba na
ziemię, chciałam im zepsuć tę chwilę, sprawić im ból, żeby wiedzieli, jak bardzo
mnie boli.

W d r o d z e powrotnej z d o m u Lewisa do siebie Kay zaczęła dygotać.


Nigdy w życiu nie postąpiła tak gwałtownie, a teraz ogarnęło ją uczucie
wstydu i niedowierzania. Gdy kilka dni później Lewis wrócił z podróży
poślubnej, poczucie winy z powodu tego, co zrobiła, kazało jej zatele­
fonować do niego i przeprosić. Powiedział, że jeśli ona zgłosi się do
lekarza, to on wstrzyma się z wniesieniem sprawy do sądu.

KAY: Moją pierwszą reakcją było oskarżenie go o arogancję, skoro po tym, co


zrobił, próbuje mi wmówić, że to ja potrzebuję pomocy. Zaraz jednak załamał
OD P O G O N I 00 Z E M S T Y 7 9

się i zaczął płakać. Wymienił całą listę rzeczy, które w ciągu ostatnich trzech
lat zrobiłam, żeby wyprowadzić go z równowagi, a wtedy ja zaczęłam płakać. To
było tak, jakby opisywał inną osobę, ale przecież chodziło o mnie. Przypomnia­
łam sobie, jak wychowywałam trzech wspaniałych synów, jak prowadziłam duży
dom, jak aktywnie działałam w wielu organizacjach charytatywnych... i wtedy
zobaczyłam siebie w ich sypialni z nożyczkami w ręku, jak tnę i drę ich pościel
i... i zrozumiałam, że Lewis ma rację. Potrzebowałam pomocy.

Przedstawiona przez Lewisa lista obsesyjnych zachowań Kay tak wyraź­


nie odbiegała od jej wyobrażenia o sobie, że wreszcie to do niej d o t a r ł o .
Jej taktyka o b r o n n a rozsypała się w proch, a o n a po raz pierwszy
zrozumiała, że nie jest jedyną osobą, która cierpi. Uświadomienie sobie
tego stanowiło pierwszy krok na drodze do podniesienia się po ciosie,
jakim było odrzucenie przez Lewisa.

„Nie wiem, jak daleko mogę się posunąć"


Niektórzy obsesyjni kochankowie wierzą, że atakując przedmioty,
wstrzymują się przed atakiem na samą osobę obiektu, tak jakby atak
na jej dobytek był usprawiedliwiony, ponieważ dzięki niemu unika się
popełnienia większego przestępstwa. O ile jednak zniszczenie dobytku
może przynieść krótką ulgę w napięciu spowodowanym nagromadzoną
wściekłością, to napięcia nie likwiduje. Ponieważ wściekłość pozostaje,
ataki na przedmioty stanowiące własność obiektu nie dają gwarancji, że
nie nastąpi atak na osobę.

R O B E R T : Gdyby Sarah wyszła z domu, kiedy rozwalałem jej samochód, to sam


me wiem... To znaczy, nigdy w życiu nie uderzyłem kobiety, ale wtedy nic byłem
sobą. Miałem wrażenie, jakby to ktoś inny machał tym młotkiem, ktoś, nad kim
nie mogłem zapanować. Przerażenie mnie ogarnia, kiedy myślę, co mogło się
stać.

Obawy Roberta były uzasadnione. Gdy obsesyjni kochankowie dają


upust wściekłości, wówczas trudno przewidzieć, gdzie zatrzyma się jej
potok. Można przypuszczać, że nawet tych obsesorów, którzy nigdy
przedtem nie stosowali przemocy, atak na dobytek obiektów doprowa­
dzi stopniowo do ataku na same obiekty.
8 O O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

Przemoc fizyczna
Ogarnięci obsesją ludzie w zapamiętaniu tracą poczucie własnej tożsa­
mości, nie m o ż n a przewidzieć ich zachowań; robią wtedy rzeczy, o któ­
rych nigdy by nie pomyśleli, że są w stanie je zrobić. Przemoc fizyczna
wobec innych osób jest tego skrajnym przykładem.
Obsesyjni kochankowie, którzy uciekają się do fizycznej przemocy,
są tak o p ę t a n i wściekłością, że często zakłóca to ich zdolność funkcjo­
nowania. Dla tych obsesorów napad spowodowany mściwością stanowi
p r ó b ę odzyskania panowania nad obiektem przez wyładowanie wście­
kłości. Napaść fizyczna jest jednak d a r e m n y m katharsis. Obsesorzy,
którzy dążą do sprawienia bólu innym, nieświadomie próbują przenieść
na nich własny ból. Niestety ta forma transferu nieuchronnie zawodzi,
przede wszystkim dlatego, że poczucie odrzucenia, czyli przyczyna bólu,
nie zostało usunięte, lecz podsycone.
Niektórzy obsesorzy tracą panowanie nad sobą i atakują swe obie­
kty tylko j e d e n raz. Inni, o poważnych zaburzeniach osobowości, są
chronicznymi niszczycielami. To tragiczne, że wystarczy j e d e n nieopa­
nowany wybuch, by ofiara straciła życie (dokładniej przeanalizujemy
sprawę obsesyjnych napaści w rozdziale siódmym).

Zemsta nie jest słodka


Jeśli zauważysz, że twoją uwagę zaprzątają fantazje o zemście, nalegam,
byś zwróciła się po p o r a d ę do specjalisty, aby mieć pewność, że fantazje
owe nie przerodzą się w rzeczywistość. Jeżeli już przekroczyłaś granicę
niszczącego acting out wobec dobytku, koniecznie musisz się postarać
o p o m o c , zanim jeszcze kogoś skrzywdzisz.
Jeżeli już zdarzyło ci się dokonać fizycznej napaści — choćby tylko
raz — musisz postarać się o pomoc. Sterujące twoimi poczynaniami
impulsy znajdują się poza twoją świadomą kontrolą. Przekonanie, że
można samodzielnie odzyskać panowanie nad własnym zachowaniem, to
złuda. W takiej sytuacji leczenie jest absolutnie niezbędne — to może
być kwestia życia lub śmierci.
OD P O G O N I BO Z E M S T Y 8 1

Z e m s t a pod każdą postacią jest autodestrukcyjna. Nasila ból spo­


wodowany odtrąceniem, a zarazem jeszcze bardziej oddala obiekt. Mi­
mo chwilowej satysfakcji, w ostatecznym rozrachunku zemsta nigdy nie
jest słodka.
IV. Kompleks wybawcy
Wszyscy mają problemy. Jego problem jednak wy­
dawał się wyjątkowo przytłaczający, przygniatający.
Ten mężczyzna naprawdę rozczulił ,mnie. Musia­
łam mu pomóc. Wiedziałam, że jeżeli go z tego
wyciągnę, wszystko będzie dobrze. Ależ ze mnie
była idiotka.
Natalie

Niektórych obsesyjnych kochanków niemal magnetycznie przyciągają


obiekty, które bezustannie mają o g r o m n e kłopoty życiowe. Partner mo­
że mieć problemy z utrzymaniem pracy, może być alkoholikiem, który
stale jest pijany lub ma kaca, n a r k o m a n e m , którego życie obraca się wo­
kół następnej działki, bądź hochsztaplerem, którego sprawy wciąż wiszą
na włosku. Partner może zmagać się z poważnymi, często chronicznymi
problemami seksualnymi lub, w przypadkach skrajnych, maltretować
kogoś fizycznie albo być niepoprawnym kryminalistą.
Jednakże obsesorzy, których pociągają tacy kochankowie, wierzą,
że bez względu na rodzaj problemu są w stanie mu zaradzić. Wie­
rzą, że jeśli tylko będą kochali wystarczająco mocno, wystarczająco
dużo z siebie dawali, wystarczająco dużo robili i wystarczająco m o c n o
troszczyli się o obiekt, wówczas uda im się uratować kochanka przed
jego osobistymi d e m o n a m i i wejść z nim w idylliczny związek, którego
tak bardzo pragną. Z e s p ó ł silnych przekonań tego rodzaju nazywam
„kompleksem wybawcy", obsesorów zaś, którzy się nimi żywią — „wy­
bawcami".
Słowo „wybawca" wywołuje u wielu ludzi obrazy rycerzy mieczami
powalających smoki, kawalerii pędzącej z odsieczą lub bohaterskich su-
p e r m e n ó w ratujących świat. Słowo to zawiera w sobie siłę, szlachetność,
8 4 O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

cnotę i litość. Spośród wszystkich ról, jakie w naszym życiu odgrywamy,


rola wybawcy jest najbardziej romantyczna i kusząca.

Inny rodzaj pogoni


W każdym z obsesyjnych związków, które dotąd poznaliśmy, podsta­
wowym e l e m e n t e m było odrzucenie: albo obiekt po pewnym czasie się
wycofywał, albo zrywał związek bądź znajdował innego p a r t n e r a . Z wy­
bawcami jest inaczej, ich związek zazwyczaj pozostaje nie rozerwany.
Wielu z nich żyje ze swymi obiektami, niektórzy nawet w małżeństwie.
Zdawałoby się, że ta fizyczna bliskość powinna eliminować u wybawców
potrzebę pogoni, angażują się oni j e d n a k w swoją własną, zakamuflo­
waną pogoń, równie wyczerpującą jak w przypadku innych obsesyjnych
kochanków.
Życie wybawców opanowane jest nie tyle przez czynną pogoń,
ile przez poszukiwanie rozwiązania problemów przytłaczających ich ko­
chanków. Wierzą, że na drodze do wymarzonego związku nie będzie
przeszkód, gdy tylko te problemy zostaną rozwiązane. Wówczas wdzię­
czny kochanek będzie wreszcie tą jedyną, cudowną osobą.

Potrzeba bycia potrzebnym


Rola wybawcy wiąże się silnie z naszym pragnieniem dawania, bycia
potrzebnym i postrzeganym jako człowiek dobry i współczujący. Odnosi
się to szczególnie do kobiet, które zarówno natura, jak i społeczeństwo
ukształtowały na opiekunki. Niemal każdy jednak może osiągnąć po­
czucie satysfakcji i dowartościowania dzięki udzielaniu pomocy innym
w rozwiązywaniu problemów. Dla wybawców ratowanie kochanka ma­
jącego kłopoty stanowi fundament poczucia własnej wartości i podstawę
samookreślenia; to cel ich istnienia. Życie wybawców jest zdominowane
przez intensywną p o t r z e b ę bycia potrzebnym. Wyraża się to w bardzo
szczególny sposób. Wybawcy czują się szlachetni, gdy dźwigają część
ciężaru problemów swych partnerów. Czują się potrzebni, gdy uda im
się część z nich rozwiązać. Czują się niezastąpieni, gdy ich p o m o c
staje się czynnością ciągłą, a kochanek jest od nich uzależniony. Kiedy
zaś uwierzą, że nie może się bez nich obyć, wówczas na pewien czas
K O M P L E K S W Y B A W C Y 8 5

mogą stłumić swoją największą obawę — największą obawę każdego


obsesyjnego kochanka — strach przed opuszczeniem. Nic dziwnego, że
rola wybawcy pociąga tak wielu obsesyjnych kochanków.
Dawni, mityczni wybawcy, nie tracąc wiary, bohatersko stawiali
czoło nieprawdopodobnym wyzwaniom. Zabijali olbrzymów, walczyli
z dzikusami, rzucali wyzwanie śmierci. Obsesyjni kochankowie zajmu­
jący się poważnymi i trwałymi problemami p a r t n e r a również, nie tracąc
wiary, starają się sprostać nieprawdopodobnym wyzwaniom. Ich mo­
tywację podtrzymuje przemożna potrzeba bycia potrzebnym. J e d n a k
wiara nie wystarcza, aby poradzić sobie z prawdziwymi problemami,
jakie wybawca zamierza rozwiązać. W przeciwieństwie do legendarnych
wybawców obsesyjni kochankowie nigdy nie zwyciężają.

Czy jesteś wybawcą?


Sporządziłam poniższą listę zjawisk, aby p o m ó c ci stwierdzić, czy jesteś
wybawcą. Zastanawiając się nad odpowiedziami pamiętaj, że nie ma nic
złego w tym, iż czasem pomagasz swemu partnerowi. Wszyscy od czasu
do czasu potrzebujemy pomocnej dłoni. Jeżeli jednak twoje życie kon­
centruje się na problemach partnera, jeśli wkładasz w ich rozwiązywanie
cały wysiłek, jeśli twój p a r t n e r wykazuje bardzo małe zainteresowanie
swymi sprawami życiowymi lub nie wykazuje go wcale, wówczas cierpisz
na kompleks wybawcy.
Zastanów się i odpowiedz, czy któreś z tych stwierdzeń opisuje
twoją sytuację.

Wydaje ci się, że możesz dokonać przemiany w swoim kochanku, mimo


że...
1) ciągle łapiesz się na tym, że kłamiesz lub coś ukrywasz, by uchro­
nić go przed konsekwencjami jego zachowania;
2) ciągle musisz wyciągać go z trudności finansowych;
3) ciągle pożycza od ciebie pieniądze i nigdy ich nie oddaje;
4) ciągle kłamie na temat swojej rodziny, poprzednich miejsc pracy
lub stanu cywilnego;
5) ciągle cię oszukuje;
6) nadużywa alkoholu lub narkotyków;
S 6 O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

7) nałogowo uprawia hazard;


8) odnosi się do ciebie obelżywie, raniąc cię słownie, emocjonalnie
lub fizycznie;
9) stale p o p a d a w konflikt z prawem.

Ciągle, starasz się...


1) namówić go na leczenie lub na dwunastopunktowy p r o g r a m walki
z nałogiem;
2) namówić go, żeby przestał pić, narkotyzować się lub uprawiać
hazard;
3) załatwić mu pracę;
4) p o m ó c mu przezwyciężyć problemy seksualne;
5) zrobić jeszcze więcej, by nie mieć poczucia winy, że niewystarcza­
jąco mu pomagasz;
6) ukazać mu, jak wspaniale wszystko mogłoby wyglądać, gdyby
zmienił swoje autodestrukcyjne zachowanie.

Jeśli chociaż j e d n o z tych stwierdzeń na którejkolwiek z list odnosi się


do twojej sytuacji, wówczas prawdopodobnie jesteś wybawcą. Niewąt­
pliwie weźmiesz na siebie odpowiedzialność za rozwiązywanie proble­
mów bliskiej ci osoby — bez względu na to, czy będą to problemy
finansowe, seksualne, emocjonalne, czy związane z nałogami — na­
wet jeśli w istocie nie będziesz w stanie tych problemów rozwiązać.
Bardzo dużo czasu i energii zmarnujesz na beznadziejną walkę z wiatra­
kami, pozostawiającą uczucie wyczerpania i frustracji. Miało to miejsce
w przypadku Natalie, której słowami rozpoczęłam ten rozdział.

Opętani przez kochanków,


których życie jest chaosem
Natalie, czterdziestotrzyletnia brunetka o piwnych oczach, jest histo­
ryczką, wykłada naukę o społeczeństwie w szkole średniej w Los An­
geles. Przystąpiła do jednej z moich grup terapeutycznych, ponieważ
pozostawała w związku, który zarówno emocjonalnie, jak i finansowo
okazał się dla niej bardzo kosztowny. Jej spokojny, łagodny sposób
K O M P L E K S W Y B A W C Y 8 7

mówienia był zaprzeczeniem wewnętrznego pobudzenia, jakie zaprezen­


towała pierwszego dnia w grupie.

N A T A L I E : Chcę po prostu, żeby odszedł. To jest zbyt toksyczne, zbyt niszczące,


zbyt szalone. Nie obchodzi mnie, że mogę nigdy nie odzyskać ani grosza z moich
pieniędzy — za to będzie mi lepiej bez niego. Nie mogę go jednak tak po prostu
przegonić. Byliśmy ze sobą ogromnie związani. Nasze życie jest tak splecione.

Natalie odeszła od męża dwa i pół roku wcześniej, gdy odkryła jego
długotrwały r o m a n s z sekretarką. Od tego czasu, z potrzeby zemsty,
przez dwa lata romansowała ze swoim żonatym kolegą. Skończyło się to
fatalnie, gdy żona kolegi któregoś popołudnia niespodziewanie wróciła
do d o m u i zastała ich razem w łóżku. Jakiś miesiąc później Natalie
spotkała Ricka. Stał za nią w kolejce na popołudniowy seans filmowy
i tak się złożyło, że oboje byli tam samotnie. Zaczęli rozmawiać i usiedli
w kinie razem. Po filmie poszli na kawę i tak to się zaczęło.

N A T A L I E : Prawdopodobnie w tym czasie byłam w największej potrzebie. Był


to dla mnie najgorszy, najbardziej samotny okres w życiu. Naprawdę chciałam
być z kimś, a tu pojawił się ten wspaniały, niebieskooki, trzydziestopięcioletni
blondyn spod znaku Ryb, który niejako od pierwszego dnia przylgnął do mnie.
To znaczy, byłam o osiem lat starsza, a jemu to nie przeszkadzało. Czułam się
wspaniale. Zanim się obejrzałam, myślałam już tylko o nim. Chciałam ciągle być
z nim.

Rick pracował sporadycznie jako sprzedawca używanych samochodów.


Kiedy Natalie go spotkała, mieszkał w jednym pokoju z przyjacielem,
ponieważ nie było go stać na wynajęcie własnego mieszkania. Powie­
dział, że pracował w firmie zajmującej się leasingiem samochodów,
która zbankrutowała i nie wypłaciła mu pensji za ostatni miesiąc. Z m u ­
siło go to do wydawania kurczących się oszczędności. Czekał na wia­
d o m o ś ć w sprawie pracy od dealera Mercedesa w Beverly Hills. Po
trzech tygodniach, sądząc, że to, by stanął na własnych nogach, jest
tylko kwestią czasu, Natalie zaproponowała mu wprowadzenie się do
jej gościnnego pokoju. Niestety, jak szybko się przekonała, pieniądze
nie były jedynym p r o b l e m e m Ricka.
O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

Kopalnia problemów
Związek emocjonalny Ricka i Natalie zdawał się rozwijać b a r d z o szyb­
ko, ale Rick nigdy nie okazywał zainteresowania seksem. To zbiło Na­
talie z tropu.

NATALIE: Kiedy zaczęliśmy się spotykać, po prostu myślałam, że jest nieśmiały.


Nigdy się do mnie nie zbliżył. Może mały pocałunek, ale to wszystko. Doprowa­
dzało mnie to do szaleństwa. Jeszcze zanim się do mnie wprowadził, czułam,
że chodzi mu o bardziej intymny związek, ale coś go powstrzymywało... To zaś
sprawiało, że jeszcze bardziej go pragnęłam.

Jakkolwiek gorący, namiętny seks stanowi rdzeń obsesyjnych związków


miłosnych, Rick unikał seksu. To jednocześnie niepokoiło i męczyło
Natalie. Coraz bardziej intrygował ją brak zainteresowań seksualnych
Ricka. Była zdecydowana dowiedzieć się, o co chodzi, i coś w tej sprawie
przedsięwziąć.

NATALIE: To było naprawdę dziwaczne. On nie chciał o tym mówić, a ja nie


chciałam go naciskać, ale doprowadzało mnie to do rozpaczy. Pewnego wieczoru
wypożyczył Body Heat. Oglądaliśmy film, siedząc na moim łóżku, byłam coraz
bardziej podniecona i zaczęłam rozpinać mu koszulę. Najwyraźniej nie bardzo
mu się to podobało, więc w końcu zapytałam go prosto z mostu, o co chodzi. Bar­
dzo przepraszał i powiedział, że jest tak przygnębiony problemami pieniężnymi,
że nie jest w stanie odpowiednio się nastroić. Miał problemy z płatnością za nie­
ruchomość w Bakersfield, którą nabył jako inwestycję — jego ojciec zostawił mu
trochę pieniędzy — i to naprawdę go dręczyło. Wynajął ten dom próżniakowi,
któiy od sześciu miesięcy nie płacił czynszu, ale on nie mógł tam pojechać, by
faceta wyrzucić, ponieważ zepsuła mu się skrzynia biegów w samochodzie i nie
miał ośmiuset dolarów, żeby ją zreperować... Chciał za wszelką cenę utrzymać
się na powierzchni. Nie mogłam patrzeć na niego w tym stanie. Musiałam mu
pomóc.

Im więcej Rick mówił Natalie o swych kłopotach finansowych, tym więk­


szą darzyła go sympatią. Kierowana litością, pożyczyła mu pieniądze
na naprawę s a m o c h o d u , nie zastanawiając się nad tym, że nie będzie
w stanie ich zwrócić. Dla niej Rick był ofiarą p e c h a i nieuczciwych ludzi.
Natalie ochoczo zaakceptowała wizerunek Ricka jako nieszczę­
śliwej ofiary, ponieważ znaczyło to, że potrzebuje on kogoś, kto by
tego p e c h a odwrócił. Pociągała ją, p o d o b n i e jak innych wybawców,
bezbronność jej obiektu. Natalie nie była w stanie o p r z e ć się t e m u
K O M P L E K S W Y B A W C Y 8 9

mężczyźnie, który nie tylko pociągał ją fizycznie, ale także pobudził jej
potrzebę bycia potrzebną. Uznała, że ma on szansę zostać jej jedyną,
cudowną osobą, jeśli tylko o n a zajmie się rozwikłaniem jego problemów
finansowych i seksualnych.

Wybawca seksualny
Natalie „kupiła" historyjkę Ricka, że jego brak pożądania seksualnego
wynika bezpośrednio z kłopotów natury finansowej. Obecnie, pożyczyw­
szy mu pieniądze, oczekiwała, że będzie żywiej reagował seksualnie.
Gdy jednak ich związek seksualny — lub raczej jego brak — nie zmienił
się, postanowiła działać bardziej agresywnie.

N A T A L I E : W końcu postanowiłam go uwieść. To dopiero była katastrofa. Po


prostu leżał. Pomyślałam: „No, nigdy nie miał prawdziwej kobiety, kogoś tak
doświadczonego jak ja... Kogoś równie wiele dającego i równie dobrego w łóżku.
Będę mogła go poduczyć, a kiedy mu pokażę, jak może być wspaniale, będziemy
mieli jeszcze przed sobą całe życie". Próbowałam wszystkiego — to znaczy na­
prawdę wszystkiego — ale po prostu nie byłam w stanie doprowadzić go do
erekcji. Wtedy poczułam się nieswojo. Przestraszyłam się, że przeze mnie ma
odczucie, że do niczego się nie nadaje. To było straszne. Nie poddawałam się
jednak. Pomyślałam, że następnym razem będzie lepiej.

Reakcja Natalie na problemy seksualne Ricka była identyczna jak jej


reakcja na jego problemy finansowe. Wzięła na siebie odpowiedzial­
ność za rozwiązanie tych problemów, zanim jeszcze poznała ich głębię
i powagę. Rozbudzenie seksualne Ricka stało się dla niej osobistym
wyzwaniem i to wystarczało jej jako motywacja do zmagania się z nie­
zadowalającym związkiem seksualnym.

N A T A L I E : On nigdy nie chce uprawiać seksu, ale jakże często ulega. Sprowadza
się to do tego, że go pieszczę i, no wiesz, próbuję gó podniecić ustami. On jednak
dotyka mnie właściwie dopiero wtedy, gdy... no, kiedy ja już jestem gotowa
przyjąć go w siebie. Musi chwycić moje brodawki, by je szczypać i miętosić,
dopiero wtedy sztywnieje. Nie wiem, może mu się wydaje, że to mnie podnieca.
Potem ma wytrysk i koniec. Wciąż mówię sobie: „Muszę mu pozwolić tak robić,
ponieważ tylko tego chce, a musimy zacząć od czegoś, co on uważa za dobre
dla siebie". Niekiedy to nawet boli, ale jeśli tylko sprawia mu przyjemność, ja
wytrzymam. Bez względu na wszystko.

Natalie poświęcała się na ołtarzu wybawienia seksualnego Ricka. Wy­


bawcom seks bez spełnienia, poniżający lub nawet bolesny wydaje się
9 O O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

bez znaczenia w porównaniu ze spodziewanym szczęściem, jakie przy­


niesie wybawienie p a r t n e r a od problemów w tym zakresie.
Kiedy Natalie po raz pierwszy odegrała wobec Ricka rolę wy­
bawcy seksualnego, jego kłopoty wydawały się stosunkowo niewielkie.
Wielu mężczyzn w okresach szczególnego napięcia nerwowego lub zała­
mania przeżywa chwilowe zahamowanie pożądania seksualnego. Wraz
z częstszymi kontaktami seksualnymi wyszła jednak na jaw powaga pro­
blemu. Natalie mogła powiedzieć Rickowi, że to, co robi, nie sprawia jej
przyjemności, ale obawiała się go ostudzić, nie chciała ryzykować utraty
terytorium zdobytego w krucjacie podjętej dla jego wybawienia.
Gdy zapytałam Natalie, czemu nie namawiała Ricka do leczenia,
powiedziała mi, że bała się; mógłby poczuć się urażony jej sugestią, że
coś z nim jest nie w porządku. A poza tym, po co miałby się leczyć,
skoro o n a była całkowicie przekonana, że sama wybawi go z kłopotów?

Zawsze na skraju przepaści


Podjęta przez Natalie próba wyciągnięcia Ricka z problemów seksual­
nych i finansowych była porywaniem się z motyką na słońce.

N A T A L I E : Sprawy Ricka zaczęły przybierać coraz gorszy obrót, a im było trud­


niej, tym bardziej był załamany. Kiedy wreszcie pojechał do Bakersfield, by
sprzedać swoją nieruchomość, okazało się, że najemca doprowadził ją do ruiny.
D o m był w opłakanym stanie... Wymagał nowych wykładzin, zasłon, malowania,
masy napraw. Rick był załamany, kiedy do mnie zadzwonił. Nie mógł sprzedać
domu bez remontu, nie mógł go też wyremontować, bo był bez grosza. Wiedzia­
łam, że to będzie kosztowało, ale powiedziałam mu, żeby wrócił do domu, to coś
wymyślimy.

Natalie, p o d o b n i e jak wszyscy wybawcy, pozwalała swemu kochankowi


wciągać się w wir jego problemów. Rick był przykładem klasycznego
pechowca, zawsze na krawędzi przepaści. Jeśli nie psuła mu się skrzynia
biegów, to nawalały hamulce. Gdyby nie było kwestii r e m o n t u domu,
to pewnie miałby wierzyciela na karku. Kiedy znajdował pracę, nie był
w stanie wytrzymać ze swoim szefem. Zawsze brakowało mu pieniędzy,
ale zdaniem Ricka, nigdy z jego winy. Po prostu miał pecha.
Rozwiązaniem dla niego było pożyczanie pieniędzy od Natalie, by
odeprzeć n a p ó r kolejnych nierzetelnych osób, które z reguły oszukiwały
go, wykorzystywały lub zawodziły. Przytłoczonemu nie kończącymi się
problemami Rickowi nigdy nawet przez myśl nie przeszło, że on sam
oszukuje, wykorzystuje lub naraża Natalie.
K O M P L E K S W Y B A W C Y 9 1

Jest, lecz go nie ma


Trudno zrozumieć, co ten związek dawał Natalie.

NATALIE: Czasami odnosiłam wrażenie, że j e m u jest obojętne, czy ja w ogóle


żyję. Wchodził do pokoju, padał na łóżko i po prostu gapił się w sufit. Kiedy zaś
wchodziłam, żeby go pocieszyć, mówił mi, że nie chce o tym rozmawiać. To mnie
naprawdę bolało, bo przecież chciałam, żeby wiedział, iż jestem tu dla niego,
tymczasem on mnie odtrącał.

Potrzeby emocjonalne Natalie były zatem ignorowane. Ani o n a sama,


ani Rick nie zwracali żadnej uwagi na to, jak ona się czuje lub czego jej
brak. W cieniu jego przytłaczających problemów jej uczucia i pragnienia
zdawały się nieistotne.
Natalie cierpiała na szczególnie bolesną formę samotności: łączył
ją związek z kimś, od kogo w zamian nie otrzymywała niemal nic.
Podobnie jak wszyscy wybawcy, miała poczucie odrzucenia p o m i m o
fizycznej obecności partnera, ponieważ był on niedostępny emocjonalnie
— nie był w stanie kochać jej, pomagać ani nawet docenić.
Partner emocjonalnie niedostępny odtrąca w takim samym stop­
niu jak ktoś, kto odchodzi. Dawanie i branie, plany, marzenia i doświad­
czenia — to wszystko składa się na emocjonalną bliskość. W zdrowym
związku dawanie i branie mogą przeplatać się w zależności od naporu
codziennych stresów — nikt nie jest w stanie kochać i dawać dwa­
dzieścia cztery godziny na dobę. W związku wybawcy niedostępność
emocjonalna p a r t n e r a bywa jednak częściej regułą niż wyjątkiem.

Nigdy dosyć
Gdy Rick wrócił z Bakersfield, Natalie nie spodziewała się, ile ją będzie
kosztował — zarówno finansowo, jak i emocjonalnie — jego najnowszy
kryzys.

NATALIE: Na r e m o n t nieruchomości potrzebował siedem tysięcy dolarów. Po­


wiedziałam mu, że nie m a m takich pieniędzy, i wtedy się rozkleił. Zaczął się
rozwodzić nad tym, jak to wszystko w jego życiu w końcu zamienia się w gówno.
Czemu miałby oczekiwać, że teraz cokolwiek się zmieni? Sądził, że jestem tą
jedyną osobą, która wreszcie stanęła po jego stronie, ale teraz nie może już
nawet na mnie polegać. Im dłużej to ciągnął, tym gorzej się czułam, aż w końcu
9 2 O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

nie mogłam już tego znieść. Zaczęłam przepraszać, że go zawiodłam, i zanim się
spostrzegłam, byłam w drodze do banku, by wziąć kredyt.

Gdy Rick wyczuł, że sympatia i uczucia macierzyńskie Natalie nie są


dość silne, aby skłonić ją do tak wielkiego poświęcenia, wytoczył ciężką
artylerię: poczucie winy. Sprawił, że Natalie poczuła się jak łajdaczka.
Teraz jego nieszczęściu winna była o n a — opuszczała go w najgor­
szym momencie życia. Nieważne, że przyjęła go do swego domu, że
wyciągnęła go z wielu zatorów finansowych, że troszczyła się o niego,
kiedy był „w d o ł k u " , że znosiła bolesne i nie dające satysfakcji stosunki
seksualne — to wszystko nic nie znaczyło.
Dla tak zaangażowanego wybawcy jak Natalie poczucie winy było
nie do zniesienia. Zadając kłam jej własnemu przekonaniu, że jest
osobą uczynną i kochającą, Rick naruszał podstawy jej samooceny. Miał
ją w garści, gdy tylko zdołał wmówić przyjaciółce, że jest samolubna.
Jedynym sposobem na to, by mogła pozostać w zgodzie ze sobą, było
zadłużyć się dla niego.
Im głębiej Natalie była zaangażowana, tym trudniej było jej się
z tego wyplątać. Ciągłe ratowanie Ricka z opresji stało się stylem życia
ich obojga; wyczerpywało ją to emocjonalnie, seksualnie, a także finan­
sowo.

Opętani przez kochanka-oszusta


Obsesyjna miłość Natalie i jej potrzeba bycia potrzebną uczyniła ją
bezbronną wobec nie kończącej się passy kłopotów Ricka. Te same
czynniki powodują, że inni wybawcy — tacy jak D e b r a — stają się
bezbronni wobec patologicznych kłamców i hochsztaplerów.
Debra, moja długoletnia przyjaciółka, pracuje jako referent do
spraw finansowych w średniej wielkości firmie reklamowej. Ta atrak­
cyjna, pełna życia, inteligentna blondynka ma głowę do biznesu, ale
w życiu prywatnym zwykła angażować się na całego w różne przedziwne
związki.
Gdy D e b r a poznała Hala, miała czterdzieści siedem lat, troje do­
rosłych dzieci i była od pięciu lat rozwiedziona. Któregoś dnia wybrała
się ze swym dawnym kolegą szkolnym, Dave'em, do restauracji nad
zatoką, by wrzucić coś na ząb, i kiedy czekali na stolik, Dave natknął się
na Hala, swego starego znajomego. W efekcie Hal zjadł razem z nimi
K O M P L E K S W Y B A W C Y 9 3

kolację i wyglądało na to, że on i D e b r a mają się ku sobie. Po posiłku


Hal zapytał, czy nie poszłaby z nim nad wodę popatrzeć na łodzie.

DEBRA: Pamiętam, że pomyślałam, że wygląda jak gwiazdor filmowy. Był z nie­


go prawdziwy czaruś, potrafił pociągnąć mnie za język. Za każdym razem, gdy
o coś go zapytałam, odbijał pytanie jak piłeczkę w moim kierunku. Pamiętam,
że pomyślałam: „Czy to nie interesujące? Wreszcie znalazł się ktoś, kto chce się
czegoś dowiedzieć o m n i e " . No i sposób, w jaki patrzył mi w oczy... N a p r a w d ę
wyglądał na faceta, z którym mogłabym się związać. Tego wieczoru rozmawiając
obeszliśmy całą zatokę... Pamiętam, że nogi mi odpadały, ale byłabym głupia,
gdybym dała to po sobie poznać. Gdy wróciliśmy na parking, nie chciał po­
wiedzieć, który samochód jest jego. Nie chciał też powiedzieć, jak zarabia na
życie. Oświadczył po prostu: „To nie ma znaczenia. Ważne jest, co czujemy do
siebie jako ludzie". Byłam tak przez niego nakręcona, że dałam mu swój n u m e r
telefonu. Wracając do domu, zdałam sobie sprawę, że całą noc przegadaliśmy,
a ja nawet nie wiem, gdzie mieszka, czy jest żonaty, czy ma dzieci... W zasadzie
nic o nim nie wiedziałam. Był bardzo tajemniczy i z jakiegoś powodu szalenie
mnie to podniecało.

W samej rzeczy D e b r a wiedziała znacznie więcej o Halu, niż była to


skłonna przyznać. Znalazłszy się pod jego fizycznym urokiem, nie wzięła
pod uwagę istotnych wskazówek, które — jak się p o t e m okazało —
mogły jej oszczędzić nie tylko sporo cierpień, ale również pieniędzy. Hal
stosował uniki w udzielaniu nawet najbardziej podstawowych informacji
0 sobie. Zamiast potraktować to jako ostrzeżenie, D e b r a pozwoliła,
by jej zauroczenie wzięło górę nad trzeźwą oceną. Unikanie przez
Hala odpowiedzi na pytania powinno wywołać u niej pewne podejrze­
nia co do jego charakteru, szczerości i sytuacji życiowej, ona jednak
wolała określić tę dziwną powściągliwość tak romantycznymi słowami
jak „tajemniczy" i „podniecający". Była tak oczarowana sposobem bycia
1 wyglądem Hala, że żadne podejrzenia nie mogły zmącić jego wize­
runku. Ograniczona zdolność dokonania trafnej oceny na pierwszym
etapie znajomości to charakterystyczna trudność osób z kompleksem
wybawcy i innych osób podatnych na obsesyjną miłość.

Gotowa odpowiedź na wszystko


Hal zadzwonił następnego dnia i zaprosił D e b r ę na plażę. Gdy przyje­
chał, by ją zabrać, była zaskoczona, zobaczywszy go w piętnastoletnim
chevrolecie o pordzewiałych zawiasach, niedobranych, obsypanych pur-
chlami błotnikach i podartej tapicerce.
94 O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

DEBRA: Wręcz oniemiałam z wrażenia, widząc go w takim wraku... To znaczy,


jego sposób mówienia i ubierania się sprawiały wrażenie, że... dobrze mu się
wiedzie. Musiał odgadnąć moje myśli, ponieważ pierwsze jego słowa brzmiały:
„To tylko pożyczony. Ktoś walnął w tył mojego maserati i wóz od miesiąca jest
w warsztacie". To wydało mi się prawdopodobne, ale w drodze do domu poprosił
mnie, żebym mu podała chusteczki higieniczne ze skrytki, a kiedy to robiłam,
zobaczyłam, że samochód jest zarejestrowany na jego nazwisko. Zmartwiłam się
trochę, że mnie okłamuje, ale sądziłam, że to z powodu zakłopotania, więc nic
już nie mówiłam.

Nie ma niczego nadzwyczajnego w tym, że w niektórych sprawach ży­


ciowych ludzie nieco przesadzają lub koloryzują, starając się zrobić
wrażenie na nowych lub potencjalnych kochankach. J e d n a k ż e wybieg
H a l a w sprawie s a m o c h o d u był najpospolitszym kłamstwem, po którym
D e b r a powinna poważnie zwątpić w jego prawdomówność.
Na początku każdego związku wszyscy odbieramy r ó ż n e wska­
zówki co do osobowości i charakteru naszego p a r t n e r a . Z chwilą jednak,
gdy zawładnie nami kompleks wybawcy, interpretacja tych wskazówek
ulega zniekształceniu w taki sposób, by mogły o n e służyć misji r a t u n k o ­
wej obsesora — bez względu na to, jakie bajki opowiada k o c h a n e k .
D e b r a była tak zaślepiona aparycją i urokiem Hala, że zamiast
powiedzieć mu, co czuje, będąc przez niego okłamywaną, zaczęła go
usprawiedliwiać. Bała się zaszkodzić nadziejom, jakie z nim wiązała. Ich
związek ledwie powstał, a o n a już stworzyła sobie model krycia jego
kłamstw.
Z czasem Hal zaczął w tygodniu w p a d a ć do niej do biura. Za­
stanawiało ją, dlaczego sam nie jest w pracy. Kiedy go o to zapytała,
miał gotową odpowiedź. Powiedział, że inwestuje w nieruchomości i za­
łatwia kilka interesów; do chwili sfinalizowania j e d n e g o z nich ma sporo
wolnego czasu.

DEBRA: Nigdy nie wydawał pieniędzy. Zawsze spędzaliśmy czas u mnie. Przy­
gotowywałam kolację, a potem się kochaliśmy. Dostawałam wypieków na widok
jego nagiego ciała. Był'wspaniały... Oblewał mnie szampanem i bardzo powoli
go zlizywał albo przynosił pachnące olejki do masażu i sprawiał, że godzinami
się rozpływałam... Było jak w raju. Gdzieś w podświadomości jednak zawsze
zastanawiałam się, czemu nigdy nie wychodzimy. Pewnego wieczoru zmusiłam go
wreszcie, żeby mi powiedział. Był nieco zakłopotany, ale wyznał, że całą gotówkę
utopił w wielomilionowych interesach z nieruchomościami. Każdy z nich miał
jakiś chwilowy haczyk, który powodował opóźnienie lub odłożenie płatności.
Dopóki choć jeden z interesów nie wypali, ma sporo ziemi, ale mało gotówki.
K O M P L E K S W Y B A W C Y 9 5

Jednocześnie, jak powiedział, płaci byłej żonie, która dąży do tego, by nie mógł
widywać syna, ponad dwa tysiące dolarów alimentów i zasiłku na dziecko, co
sprawiło, że jest czasowo do tyłu z pieniędzmi. Po raz pierwszy usłyszałam wtedy
o żonie i synu, ale pomyślałam: „Przynajmniej zaczyna się przede mną otwierać".

Zamiast dostrzegać wyraźną niespójność pomiędzy tym, jak Hal sam sie­
bie opisywał, a jego stylem życia, D e b r a wolała widzieć w opowieściach
przyjaciela osobiste wyznania. Przyjmowała je jako oznaki rodzącego się
zaufania. Nie darzyć go w zamian własnym zaufaniem znaczyłoby tyle
samo, co podkopywać swoje marzenia o prawdziwie szczerym związku.
Jak mogłaby Halowi nie wierzyć?
Debra, wzorem wszystkich wybawców, unikała wyszukiwania luk
w opowieściach swego kochanka. Ważniejsze dla niej było stworzenie
związku o p a r t e g o na zaufaniu. Obawiała się, że będzie postrzegana
jako podejrzliwa cyniczka, że w jego oczach będzie uchodzić za osobę
mniej kochającą lub mniej dającą się kochać. Powodowana pragnie­
niem stworzenia trwałego związku z Halem, skłonna była nie dostrzegać
sprzeczności w jego relacjach.
W miarę, jak związek się rozwijał, D e b r a coraz częściej przyłapy­
wała go na drobnych oszustwach. Na przykład zauważyła, że bez pytania
o zgodę korzysta z jej karty kredytowej. Przeprosił mówiąc, że zamierzał
jej powiedzieć, ale „po prostu zapomniał". Przy innej okazji znalazła
rozliczenie długich rozmów z Kostaryką na swym rachunku telefonicz­
nym. Hall twierdził, że to nie jego rozmowy, choć mówił jej kiedyś,
że mieszka tam jego dobry kumpel. Każde z tych oszustw z osobna
można by traktować jako pomyłkę, wszystkie razem j e d n a k składały się
na alarmujący obraz nieszczcrości i wykorzystywania. A mimo to D e b r a
nie traciła zaufania do Hala i przyjmowała wszystkie jego przeprosiny.

„Nie jestem jak ona"


Kiedy wreszcie Hal opowiedział Debrze o swojej byłej żonie, opisał ją
jako osobę chciwą, bezwzględną i ordynarną — siebie zaś jako biedną,
bezbronną ofiarę. Przyznał się nawet do tego, że od czasu rozwodu
obawiał się kobiet, bał się im zaufać. Biorąc opowieść H a l a za dobrą
m o n e t ę , D e b r a czuła się zobowiązana chronić go przed emocjonalnymi
ranami, udowadniając, że nie wszystkie kobiety są tak złe jak jego była
żona.
96 O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

DEBRA: Kiedy przepraszał, że chwilowo nie stać go, żeby mnie gdzieś zaprosić,
powiedziałam, że raz na jakiś czas ja mogę zabrać go do restauracji lub na
koncert. Co za różnica, kto wypisuje czek, jeśli tylko jesteśmy razem? Długo bił
się z myślami. Musiałam go błagać, żeby pozwolił się zaprosić. Zdaje się, że jego
nastrój się poprawił, ja zaś poczułam się cudownie, kiedy wreszcie zaczęliśmy
bywać w różnych miejscach. Naprawdę chciałam mu pokazać, że pieniądze nie
mają dla mnie znaczenia: dla mnie miał znaczenie on. Nie byłam samolubną,
podstępną suką, jak jego była żona.

Dla Debry Hal był żołnierzem rannym na polu małżeńskiej bitwy. Po­
stanowiła więc zostać jego Florence Nightingale i uleczyć jego rany.
Wykuruje go, a p o t e m będą razem szczęśliwi. Pokazując mu, że jest
tą, która daje, a nie bierze, ponownie nauczy go zaufania do kobiet.
Sprawa płacenia rachunków w restauracjach to był zaledwie po­
czątek. Kilka miesięcy później pozwoliła mu sprowadzić się do swego
domu, żeby mógł zaoszczędzić na czynszu. Po następnym miesiącu na­
kłoniła go, by pozwolił przyjść sobie z pomocą w opresji prawnej i finan­
sowej, przyjmując pożyczkę sześciu tysięcy dolarów na spłatę zaległych
alimentów dla żony i dziecka.

DEBRA: J e d e n z jego interesów skomplikował się; powstał jakiś problem geolo­


giczny, którego rozwiązanie wymagało dodatkowych dwudziestu tysięcy dolarów
od każdego z partnerów. Oczywiście nie miał takiej sumy, więc zgodziłam się
wyłożyć ją w zamian za część jego odsetek. Zdaje się, że nie miał ochoty brać
ode mnie pieniędzy, ale ponieważ wyglądało na to, że sprawa jest pewna, uznał,
że może wziąć. To nie była pożyczka, lecz inwestycja. Cieszyłam się, że mogę to
dla niego uczynić, a poza tym miałam na tym interesie zarobić.

Jakkolwiek problemy Hala stawały się dla Debry coraz kosztowniejsze,


nie przejmowała się tym, ponieważ wszystkie wydatki składały się na
kampanię ratowania przyjaciela. Hal nawet nie musiał prosić o pienią­
dze. Wystarczyło ponarzekać, że ma problemy, a o n a już była gotowa
służyć mu swymi ciężko zapracowanymi oszczędnościami.

Nie widzieć zla, me słyszeć zta


D e b r a nie obawiała się pożyczyć Halowi pieniędzy. Nie miała wątpliwo­
ści, że zwróci jej, jak tylko któryś z jego interesów wypali. Wierzyła, że
Hal może być najbardziej dynamicznym, odnoszącym sukcesy, kocha­
jącym mężczyzną... Jeśli tylko wyjdzie z kłopotów. Wierzyła w to, bo
tak mówiło jej serce. Wiedziała, że jeśli tylko pomoże Halowi przetrwać
K O M P L E K S W Y B A W C Y 9 7

trudny okres przejściowy, będzie w końcu miała swą jedyną, cudowną


osobę.
Wtedy właśnie ziemia usunęła się jej spod nóg.

D E B R A : Na rynku wpadłam na Dave'a. Zdawał się rozbawiony tym, że chodzę


z Halem. Poszliśmy na kawę i zapytałam go, czy zna byłą żonę Hala. Zdziwił
się. Powiedział: „Byłą żonę? Nigdy nie był żonaty". Pomyślałam, że Dave się
wygłupia. Ale przysiągł, że nie. Tak się tym przejęłam, że myślałam, że dostanę
zawału. Zaczęłam krzyczeć, że to niemożliwe. „Hal płaci miesięcznie dwa tysiące
dolarów alimentów na żonę i dziecko! Nie wiesz, co mówisz! Jak możesz sobie
tak żartować ze mnie!...". Powiedziałam mu nawet, że nie chcę go więcej widzieć.
Wyrzucałam z siebie potoki słów, bredziłam, a potem wybiegłam. Nigdy nie
z a p o m n ę wyrazu zaskoczenia i zmieszania na twarzy Dave'a.

Rewelacje Dave'a groziły zniszczeniem świata Debry. Gdyby w nie uwie­


rzyła, musiałaby wówczas przyjąć, że Hal ją okłamuje, a jej jedyna,
cudowna osoba nie może przecież kłamać. Wybawcy, p o d o b n i e jak
większość innych obsesyjnych kochanków, nie tolerują rzeczywistości,
gdy grozi o n a erozją ich wyidealizowanych wyobrażeń.
Złość na Dave'a była dla Debry metodą obrony przed paniką,
jaka ogarnęła ją na myśl, że kochanek ją oszukuje. Jeśli kłamał o byłej
żonie, mógł kłamać również mówiąc o swej miłości do Debry, o tym,
że jej potrzebuje, że jej pragnie. Mógł kłamać również, opowiadając
o swoich interesach finansowych, by wykorzystać jej łatwowierność. Te
możliwości były dla niej zbyt przerażające, by je w ogóle rozpatrywać.
Aby powstrzymać rozpad swego świata, całą furię skierowała na Dave'a,
niby starożytny monarcha, który zabijał posłańca przynoszącego złe wie­
ści.

„Pomogłabym ci, gdybyś tylko powiedział prawdę"


Jakkolwiek D e b r a starała się nie słyszeć i nie widzieć niczego, co by źle
świadczyło o Halu, to jednak mur obronny, jaki sobie zbudowała, nie był
w stanie oprzeć się niszczącym słowom Dave'a. Jego informacje musiały
być prawdziwe. Nagle zaczęły ją dręczyć wyjaśnienia Hala na temat jego
samochodu, kart kredytowych i zagranicznych rozmów telefonicznych.
Dotąd łatwo je zbywała jako pojedyncze przypadki, obecnie j e d n a k
zaczęła się obawiać, że mimo wszystko padła ofiarą oszustwa.

D E B R A : Wpadłam w szał, nim dotarłam do domu. Musiałam poznać prawdę.


On beztrosko leżał przy basenie, popijając colę. Powiedziałam mu, czego się
98 O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

dowiedziałam od Dave'a, i błagałam, żeby wyznał mi prawdę. Jak może nas


coś łączyć, jeśli nie będziemy ze sobą szczerzy? Bardzo się zmartwił. Prosił,
żebym mu przebaczyła. Prawda jest taka, że nie istnieje eks-żona, nie istnieje
dziecko, nie ma zaległych alimentów. Jego młodszy brat został aresztowany za
włamanie i on potrzebował sześciu tysięcy dolarów na kaucję. Bał się, że nie
dam mu tych pieniędzy, jeśli się dowiem, na co naprawdę są przeznaczone,
a strach go oblatywał na myśl, co może się stać w więzieniu z jego młodszym
bratem. Powiedziałam mu, że boli mnie brak zaufania i to, że nie mówił prawdy.
Zapewniłam Hala, że go kocham, ale że musimy zacząć od nowa. Żadnych więcej
kłamstw, żadnych historyjek, żadnego mydlenia oczu.

Gdy doszło do tej konfrontacji, D e b r a sądziła, że oczekuje prawdy.


W rzeczywistości jednak chciała, żeby Hal umocnił jej nadszarpnięte
zaufanie do niego. Tak też przyjęła jego jeszcze bardziej skomplikowane
i nieprawdopodobne wyjaśnienia. Oczekiwała, że Hal odsunie od niej
ból i obawę, że potwierdzi istnienie ich związku. A on raz jeszcze zrobił
jej tę przyjemność.

D E B R A : Przysiągł, że już nigdy nie usłyszę od niego żadnego kłamstwa, i oboje


sobie popłakaliśmy. Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby go wyrzucić, ponie­
waż wiedziałam, że przed nami jeszcze długa droga. Tej nocy kochaliśmy się tak,
jak jeszcze nigdy przedtem. Gdy następnego ranka się obudziłam, jego już nie
było.

D e b r a nigdy więcej nie zobaczyła Hala. Gdy przejrzała papiery doty­


czące swojej „inwestycji", odkryła, że dotyczyły nie istniejącego przed­
sięwzięcia. Hal popełnił dobrze zaplanowane i starannie zrealizowane
oszustwo. Gdy obliczyła swoje straty finansowe, okazało się, że wynoszą
prawie trzydzieści tysięcy dolarów. Była to jednak kropla w morzu
w porównaniu z poniesionymi przez nią szkodami emocjonalnymi.

„Jak mogłam na to pozwolić?"


D e b r a opowiedziała mi tę historię podczas lunchu w tydzień po znik­
nięciu Hala. Z początku byłam zdumiona. Dawniej zawsze otwarcie
mi mówiła o swoich związkach, lecz podczas trwania tego romansu
widywałam się z nią kilkakrotnie i nigdy nawet słowem nie wspomniała
o żadnych problemach. Trudno natomiast dziwić się jej milczeniu, kiedy
sprawa się wyjaśniła. Typowym zachowaniem wybawcy jest kłamstwo
w interesie kochanka, usprawiedliwianie go, osłanianie i o b r o n a przed
resztą świata i nim samym.
K O M P L E K S W Y B A W C Y 9 9

D e b r a uświadomiła sobie w końcu, że nie dostrzegała oczywistych


dowodów ciągłych oszustw Hala. Kiedy przyznał się do kłamstwa w spra­
wie byłej żony i dziecka, twierdził, że zrobił to, by zdobyć sześć tysięcy
na kaucję dla brata. Hal wymyślił j e d n a k historyjkę o alimentach i po­
mocy dla dziecka co najmniej na miesiąc przed rzekomym aresztowa­
niem brata. Jakim c u d e m mógł wiedzieć miesiąc wcześniej, że jego brat
będzie potrzebował pieniędzy na kaucję?
Gdy D e b r a doszła do tego m o m e n t u w swojej opowieści, jej oczy
napełniły się łzami i powiedziała: „O Boże, przecież jestem inteligentną
kobietą, Susan. Jak mogłam na to pozwolić?". Powiedziałam jej, żeby
przestała się biczować. Nie była pierwszą inteligentną osobą, która
została tak załatwiona, i na pewno nie będzie ostatnią. Wytrawnemu
hochsztaplerowi jej kompleks wybawcy bardzo dopomógł, ustawiając ją
w pozycji doskonałej ofiary.
Kiedy ostatnio widziałam D e b r ę , wyglądała znacznie lepiej.
Z uśmiechem na ustach i bez żadnej goryczy w głosie oceniała
samą siebie jako „biedniejszą, ale mądrzejszą". Wciąż zmagała
się z p r o b l e m e m odtworzenia zasobów na czarną godzinę, ale
w odbudowywaniu emocjonalnej sfery życia, po szczególnie trudnym
roku, zrobiła znaczne postępy.

Umizgi socjopaty
Hal wpadł w życie Debry i wypadł z niego jak huragan, pozostawiając
po sobie chaos i zniszczenie. Bezwzględnie wykorzystywał jej obsesyjną
miłość do niego, dopóki nie zaczęła przyłapywać go na tak poważ­
nych kłamstwach, że poczuł się zagrożony niechybnym zdemaskowa­
niem. Wtedy się wyprowadził, prawdopodobnie do następnej ofiary.
Niestety, świat jest pełen Halów — czarujących ludzi bez sumie­
nia, którzy nie są zdolni do empatii lub skruchy z powodu krzywd
wyrządzonych innym. Umiejętnie, na wiele sposobów, z których naj­
powszechniejszy ma na celu wyłudzanie pieniędzy, manipulują swymi
kochankami. Medyczny termin na określenie takiego człowieka to „so-
cjopata".
Socjopaci oszałamiają, fascynują, niszczą, kuszą i przekonują.
Emanują d r a m a t y z m e m i podnieceniem. Obiecują namiętność, przy­
godę i romans. Gdy mówią, ich słowa zdają się wyrażać samą prawdę.
Socjopaci błyszczą na zewnątrz, ale jak to bywa w filmach z życia
1oo O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

wyższych sfer, obietnicę równie olśniewającego wnętrza demaskuje


rzeczywistość — w środku nie ma nic, jest tylko pusta skorupa.
Socjopaci wykorzystują, chronicznie kłamią i manipulują. Idą
przez życie, przyprawiając o cierpienie każdego, kto im zaufa, czy to
w interesach, czy w sprawach osobistych. Sami j e d n a k rzadko cierpią,
ponieważ brakuje im mechanizmu emocjonalnego, który u większości
ludzi działa we wzajemnych, ludzkich stosunkach. Brakuje im także
wewnętrznej busoli moralnej i etycznej, która u większości z nas
wywołuje poczucie winy i niepokoju, gdy kogoś zranimy.
Wybawcy często wplątują się w związki z socjopatami, ponieważ
są dawcami, a dawcy stanowią łatwy ł u p dla drapieżnych biorców. So­
cjopaci mają dodatkową przewagę: często są nadzwyczaj biegli w sztuce
uwodzenia. Niestety, celem ich zabiegów nie jest miłość, lecz dobra
materialne.
Większość socjopatów działa tak szybko, że ich ofiary niewiele
mogą się o nich dowiedzieć, nim zostaną ostatecznie usidlone. Pozwa­
lając Halowi wprowadzić się do siebie, D e b r a nie miała pojęcia, gdzie
wcześniej mieszkał, jak zarabiał na życie, z jakiej rodziny pochodził.
Z a n i m miała okazję zastanowić się nad podejrzanym charakterem jego
opowieści, uniosła ją fala namiętności, a kiedy na dobre już zaangażo­
wała się w związek, nie chciała o tym myśleć.
Gdyby ktoś, p o d o b n i e jak Debra, zmuszony był do ciągłego wspie­
rania finansowego swego p a r t n e r a (lub chociaż raz miał pokusę, by
przekazać mu dużą sumę pieniędzy, czy to w formie prezentu, czy
pożyczki, czy inwestycji), niech się nie boi skontaktować z prawnikiem
lub doradcą finansowym w celu zabezpieczenia swych interesów. Nie za­
mierzam sugerować, że jeśli twój kochanek poprosi o pieniądze, znaczy
to, że musi być socjopatą, ale w rzeczywistym świecie jedynym sposobem
zabezpieczenia się przed kimś takim jak Hal jest uzyskanie obiektywnej
porady trzeciej strony, której postrzeganie nie jest zabarwione e m o ­
cjonalnie. Włączenie trzeciej strony może rozzłościć twojego kochanka
i nadszarpnąć zaufanie, na którym, jak sądzisz, opiera się wasz związek,
j e d n a k w sprawach finansowych nie wolno kierować się sercem.
Na początku związku socjopaci zawsze oferują gwiazdkę z nieba,
j e d n a k z chwilą, gdy odchodzą, gwiazdy są przesłonięte chmurą zdrady.
K O M P L E K S W Y B A W C Y 1D1

Opętani przez kochanka-nalogowca


Na najpotężniejsze d e m o n y wybawcy natrafiają wówczas, gdy starają się
uratować partnera-alkoholika lub n a r k o m a n a . Nie da się przezwyciężyć
fizycznego nałogu samą miłością, bez względu na to, jak bardzo ko­
chanka czy kochanek troszczy o partnera, rozumie go, łaja czy błaga.
Bez silnego zaangażowania osobistego samego nałogowca wszelkie sta­
rania o jego uratowanie są skazane na niepowodzenie. Natomiast często
przyczyniają się do pogłębienia problemu, gdyż łagodzą konsekwen­
cje zachowań wynikających z nałogu. Obsesorzy, którzy kochają osoby
pozostające we władzy jakiegoś nałogu, mają tendencję do p o p a d a n i a
w szczególnie pogmatwane związki. Dramatyczną tego ilustracją jest
opowieść Kirka.
Kirk, programista w dużej firmie komputerowej, jest trzydzie-
stoośmioletnim alkoholikiem wychodzącym z nałogu. Skierował go do
mnie jego sponsor AA, 1 podzielając obawy Kirka, że jego kochanka,
Loretta, wciągnie go z powrotem w poprzedni styl życia. Kirk był za­
angażowany w obsesyjny, burzliwy związek z owładniętą przez nałóg
alkoholowy i narkotykowy Lorettą, która nie miała ochoty niczego zmie­
niać w swym autodestrukcyjnym postępowaniu.
Loretta żyła z Kirkiem lub odchodziła od niego na przemian przez
ostatnie dwa lata. Na miesiąc lub dwa wprowadzała się do niego, a po­
lem znowu bez uprzedzenia wyprowadzała. Nieraz przez parę miesięcy
nie miał od niej żadnych wiadomości, aż nagle pojawiała się w jego
drzwiach, zazwyczaj mając jakieś kłopoty. Gdy Kirk do mnie przyszedł,
L o r e t t a właśnie groziła, że odejdzie, choć zaledwie kilka tygodni wcze­
śniej wprowadziła się do niego po raz kolejny.

K I R K : Piekielnie mnie to teraz boli. Ostatniej niedzieli powiedziała mi, że się


wyprowadza, a tymczasem w pięć dni później wciąż nie wiem, czy odchodzi,
czy zostaje. Naprawdę chciałbym to wiedzieć. Naprawdę chcę, żeby została.
Naprawdę chcę, żeby się z tego wyrwała. Ta kobieta sprawia, że tracę zmysły.
Szaleję na jej punkcie.

„Sponsor" to w terminologii Anonimowych Alkoholików opiekun pomaga­


jący osobie walczącej z nałogiem wykonywać kolejne kroki na tej drodze
(przyp. red. pol.).
1 O 2 O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

Z a n i m Kirk spotkał L o r e t t ę , przez cztery lata miał r o m a n s za roman­


sem. G ł ę b o k o przeżywał odejście żony, k t ó r a po dziesięciu latach mał­
żeństwa z p o w o d u jego pijaństwa przeniosła się wraz z czwórką dzieci
na drugi koniec kraju, na Florydę. Zawsze gdy zwrócił uwagę na jakąś
kobietę, ból powracał i powstrzymywał go przed zaangażowaniem się
w nowy związek.
Wszystko to się zmieniło, gdy spotkał L o r e t t ę . Była urzędniczką
z biura po drugiej stronie korytarza.

K I R K : Któregoś dnia samochód nie chciał mi zapalić, a ponieważ wiedziałem,


że ona mieszka niedaleko mnie, więc zapytałem, czy nie mogłaby mnie podwieźć
do domu. Kiedy dojechaliśmy, zaprosiłem ją na drinka i przyjęła zaproszenie.
Czułem się trochę nieświeżo, więc powiedziałem, że muszę wziąć prysznic, ale
kiedy tylko te słowa wyszły z moich ust, ogarnęło mnie to uczucie... Zapytałem,
czy nie miałaby ochoty się przyłączyć. Jasne, powiedziała, i skończyło się na
kochaniu się pod prysznicem. Potem nabraliśmy rozpędu i mieliśmy jeszcze
więcej zwariowanego i namiętnego seksu, i zakochałem się. Wszystko zdawało
się piękne. N a s t ę p n e dziesięć dni, nie licząc czasu na jedzenie, pracę, picie
i narkotyki, spędziliśmy w łóżku.

Związek Kirka z L o r e t t ą powstał w aurze rzeczywistości zniekształco­


nej alkoholem, narkotykami i pożądaniem. Podwyższona w ten sposób
t e m p e r a t u r a emocjonalna była idealnym podłożem dla obsesji.

Inny rodzaj idealizacji


Idealizując swoich kochanków, większość obsesorów stosuje system nie-
przyjmowania do wiadomości ich wad i braków. Tym niemniej wybawcy
często są świadomi niedomagań lub destrukcyjnego stylu życia swych
kochanków.

K I R K : Pewnie że była bezwartościową pijaczką, ale kiedy zaczynaliśmy, również


ja byłem taki. To znaczy, niby jakie miałem prawo, żeby ją oceniać? Wiedziałem,
że wewnątrz jest dobra, czuła. Pamiętam, że kiedyś rozgniotłem pająka i bardzo
się tym przejęła. W głębi duszy wiedziałem, że jest dla mnie idealną dziew­
czyną, absolutnie wspaniałą. Cudownie wyglądała, sprawiała, że sam czułem się
wspaniale, naprawdę wiedziała, jak mnie podniecić. Byliśmy całkowicie sobą
opętani. A p o t e m , po upływie owych dziesięciu dni — najwspanialszych, jakie
kiedykolwiek przeżyłem — ona zniknęła. Po prostu zabrała wszystkie swoje
rzeczy i tyle ją widziałem. Byłem jak odrętwiały.
K O M P L E K S W Y B A W C Y 1 O3

Kirk patrzył na L o r e t t ę tak, jakby mógł ją emocjonalnie prześwietlać.


Wydawało mu się, że poprzez zewnętrzną, pełną problemów skorupę
dostrzega jądro dobroci i piękna.
Mógł się nie przejmować nadużywaniem przez L o r e t t ę alkoholu
i narkotyków, ale sposób, w jaki zniknęła, powinien był go ostrzec przed
jej niestałością. Opuściła go bez uprzedzenia, nie wykazując żadnego za­
interesowania jego uczuciami. Ponadto przestała pokazywać się w pracy.
Jej rażąca nieodpowiedzialność w najmniejszym stopniu nie umniejszyła
przekonania Kirka, że Loretta jest właśnie tą jedyną, cudowną osobą.

„Przestań mi mówić, co mam robić"


Kirk kochał L o r e t t ę nie taką, jaką była, tylko taką, jaką mogłaby być. To
wzmacniało jego postanowienie, żeby gonić za nią i ją odzyskać.

K I R K : W dziale personalnym zdobyłem adresy obojga jej rodziców, następnie


pojechałem do domu jej matki w Hollywood, p o t e m do domu ojca w H u n t i n g t o n
Beach... Jedyne, co od nich usłyszałem, to: „Nie ma jej tu. Nie ma jej tu. Nie ma".
Kręciłem się koło Winchell's Donuts, bo myślałem, że może się tam pojawić.
Nie mogłem jej znaleźć. Doprowadzało mnie to do szaleństwa. Ciągle płakałem,
brałem narkotyki i tankowałem whisky. Zacząłem się spóźniać do pracy lub
zawiadamiać, że jestem chory i nie przyjdę. Mój szef szybko zorientował się, co
się dzieje, i powiedział, że albo zgłoszę się do przychodni AA, albo m a m sobie
szukać innej pracy. Wtedy wszedłem w program.

Kirk rzeczywiście skontaktował się z Anonimowymi Alkoholikami. Za­


czął chodzić do klubu cztery razy tygodniowo i wyglądało na to, że nie
ma trudności z utrzymywaniem trzeźwości. Ale kilka miesięcy później
L o r e t t a znów pojawiła się w jego życiu.

KIRK: Kompletnie urżnięta stanęła w moich drzwiach i powiedziała: „Muszę


gdzieś zamieszkać". Zapytałem, gdzie była, a ona na to, że jeśli zamierzam bawić
się w gliniarza, to sobie pójdzie i będzie sypiała w samochodzie, więc ja na to:
„ D o b r a . Mieszkaj ze mną, ale żadnych narkotyków ani alkoholu". Zgodziła się.

Tego samego dnia L o r e t t a wprowadziła się i już wieczorem zaczęła


pić. Utrzymując L o r e t t ę przez następne kilka miesięcy, Kirk starał się
namówić ją, żeby chodziła z nim na zebrania AA. Odmawiała, wyraźnie
niezadowolona z tego, że mówił jej, co ma robić.

KIRK: Wiedziałem od AA, że nie będę mógł jej pomóc, jeśli sama nie będzie
chciała sobie pomóc, ale to nie powstrzymywało mnie przed p r ó b a m i . Loretta
O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

nie miała żadnych ambicji, nie miała pracy i zmierzała donikąd. Starałem się
ją namówić, żeby znalazła sobie zajęcie, ale nie zrobiła nic w tym kierunku.
Zacząłem zaznaczać ogłoszenia o pracy w gazecie i zostawiać ją na łóżku, ale to
tylko rozwścieczało L o r e t t ę . Wydzierała się, jaki to ja jestem sukinsyn, że chcę
kierować jej życiem. Robiłem dla niej wszystko, a ona krzyczała na mnie, jakbym
był jakimś p o t w o r e m .

Kirkowi wydawało się, że jeśli się zaopiekuje Loretta, wówczas będzie


musiała go pokochać. Stałby się dla niej tak niezastąpiony, że nigdy nie
chciałaby od niego odejść, jak to uczyniła jego żona. L o r e t t a j e d n a k
odbierała jego p o m o c jako naruszenie wolności. Tak, zależała od niego,
ale nienawidziła tej zależności i walczyła z nią, bo starania Kirka pod­
kreślały, jak wielkim jest nieudacznikiem.
W związkach z kochankami, którzy mają różne problemy, wy­
bawcy często znajdują się w takiej sytuacji, że jednocześnie kochają
i nienawidzą. Im więcej partnerzy będący w kłopotach biorą od swych
wybawców, tym bardziej czują się uzależnieni, a im większa zależność,
tym większa ich wściekłość z powodu utraty zdolności do kierowania
własnym życiem.
Jeśli j e d n a k wybawca zawaha się z ratunkiem — jak to uczyniła
Natalie, gdy Rick potrzebował więcej pieniędzy, niż miała oszczędności
— wówczas będący w tarapatach kochanek jest równie wściekły, tym
razem z tej przyczyny, że został opuszczony. Wybawcy są przeklinani
zarówno wtedy, gdy pomagają, jak i wtedy, gdy tego nic robią.

„Jej powolny taniec śmierci"


Pomimo wściekłości Loretty Kirk był przekonany, że kochając ją, trosz­
cząc się i łagodząc jej opór, będzie w stanie nakłonić ją do ułożenia
sobie życia.

K J R K : Z u p e ł n i e nie wiem, co więcej mógłbym zrobić poza wyrzuceniem jej,


a tego nie potrafiłbym uczynić nawet za milion lat. Byłem jej jedyną szansą. Od
czasu do czasu gotowała dla mnie, była wspaniała w łóżku, ale ja płaciłem za
wszystko, ja kupowałem papierosy, paliwo, żywność, płaciłem za p o m o c lekar­
ską... Nawet dawałem jej pieniądze na własne wydatki. Bałem się, że jeśli ich nie
dam, to mnie opuści. Byłem szaleńczo zakochany, ale ja się zaharowywałem,
a ona jedynie wykonywała powolny taniec śmierci, pijąc coraz więcej whisky
i biorąc coraz więcej narkotyków.
K O M P L E K S W Y B A W C Y 1 O5

L o r e t t a była primabaleriną tego „powolnego tańca śmierci", ale sce­


nografię i muzykę przygotowywał sam Kirk. Swym dążeniem do po­
mocy za wszelką cenę zwyczajnie pogarszał sprawę. Zamiast próbować
ograniczyć używanie przez Lorettę narkotyków, w istocie za nie pła­
cił. Zamiast nalegać, by wzięła za siebie odpowiedzialność, dawał do
zrozumienia, że jeśli czegoś sama dla siebie nie zrobi, on to zrobi dla
niej. Pozwolił Loretcie przetrwać bez potrzeby troszczenia się o siebie,
a czyniąc tak, umożliwiał jej prowadzenie autodestrukcyjnego trybu
życia.
Kirk miał dwóch potężnych rywali w zmaganiach o uczucie Lo-
retty: narkotyki i alkohol. Na Loretcie koncentrowało się jego życie, jej
życie zaś koncentrowało się na osiągnięciu ekstazy narkotycznej. Kirk
zrozumiał, że nie stanowi głównego ośrodka zainteresowań Loretty,
naiwnie wierzył jednak, że jest w stanie wyeliminować swych rywali.
Większość wybawców działa łudząc się, że sama siła ich miłości d o p r o ­
wadzi w końcu p a r t n e r a do zaniechania picia lub narkotyzowania się.
Nałóg jest jednak zjawiskiem nader skomplikowanym i nieustępliwym.
Dążenie do wyrwania się z niego wymaga odważnego, aktywnego za­
angażowania ze strony samego n a r k o m a n a czy alkoholika. Bez tego
zaangażowania nic się nie zmieni.

„Moja miłość się wypaliła"


Życie zarówno Loretty, jak i Kirka było zrujnowane przez jej nałóg.
Wcześniej czy później nawet zdolni do największych poświęceń wybawcy
osiągają granice swych możliwości. Kirk także w końcu się wypalił.

K I R K : Miałem w końcu dość płacenia rachunków. Miałem już dość jej narzekań.
Zabrakło mi pieniędzy. Zabrakło mi miłości. Zabrakło współczucia. Ciągle tylko
na siebie warczeliśmy i łajaliśmy się, i miałem tego powyżej uszu. Postanowiłem
zatem przywołać złotą zasadę, która mówi, że kto posiada złoto, ten ustala
prawa. Powiedziałem jej: „Słuchaj. Płaciłem za wszystko. Nie stać mnie dłużej
na płacenie takiej ceny. Czas, żebyś odeszła". Nazajutrz spakowała wszystkie
swoje rzeczy, zjawiło się kilkoro jej przyjaciół narkomanów, wrzucili bagaż na
ciężarówkę i odjechali. Miałem nadzieję, że wreszcie odczuję ulgę, tymczasem
zaś czułem się chory.

Kirk nie czuł się nawet w połowie tak silny, jak to okazał. Oparty
na współuzależnieniu związek z L o r e t t a przytłaczał go. Wykorzystanie
wybawców przez kochanków i doprowadzenie ich do skrajnego wyczer­
pania jest zjawiskiem typowym, toteż nic dziwnego, że wielu w końcu
1O 6 O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

rezygnuje. Niestety, rzadko mają dość siły, by wytrwać w zdrowym


postanowieniu o rozstaniu.

Cena wybawienia
Być m o ż e w Kirku wypaliła się miłość, ale z całą pewnością nie obsesja.

K I R K : Pierwsza noc bez niej była straszna. Nie mogłem spać. Co pięć minut
musiałem chodzić do łazienki. Bolał mnie żołądek, pociły mi się dłonie, głowa
mi pękała od rozmyślań, co może się stać Loretcie beze mnie. Plułem sobie
w brodę za to, że pozwoliłem jej odejść. Parę dni później zacząłem jej szukać, ale
bez rezultatu. Sponsor siedział mi na karku, nalegając, żebym sobie ją odpuścił,
więc w końcu powiedziałem mu, żeby się odchrzanił i że pieprzę AA. Kiedy
mnie odnalazł, byłem już po kilku butelkach whisky. Obudziłem się na oddziale
detoksykacji.

Kirk znalazł się na samym dnie. W swym własnym mniemaniu rzucił


L o r e t t ę wilkom na pożarcie. Opuścił swą jedyną, cudowną osobę. Był
samolubny, nieczuły i okrutny. Znalazł w sobie siłę i rozsądek, by odciąć
się od swej kochanki, ale zapłacił za to wysoką cenę. Było nią poczucie
winy i wyrzuty sumienia. O t o dylemat wybawcy:

Im więcej robisz w swoim własnym interesie, tym gorzej się czujesz.

Kirk czynił to, co było najlepsze dla niego samego (i być może
dla Loretty), starając się usunąć ją ze swego życia, ale narastało w nim
poczucie, że robi coś wręcz przeciwnego.

„Sądziłem, że między nami już koniec"


Kiedy Kirk stanął znowu na własnych nogach, zaczął organizować sobie
życie bez Loretty.

K I R K : W ciągu następnych kilku miesięcy naprawdę oczyściłem swoje życie.


Z całym zaangażowaniem wróciłem do AA, spotykałem się z kilkoma kobietami
z prog ra mu i wyglądało na to, że dobrze' nam się układa, nadrobiłem zaległości
w pracy, które powstały, kiedy byłem z Loretta... Nie mogłem przestać o niej
myśleć, ale postanowiłem zapomnieć. Sądziłem, że wreszcie koniec między nami.
I wtedy znowu się pojawiła. Powiedziała mi, że potrzebuje stu pięćdziesięciu
dolców dla jakiegoś dealera narkotyków, który zagroził, że ją zniszczy, jeśli mu
nie przyniesie forsy. D a ł e m jej te pieniądze, ale powiedziałem, że moim zdaniem
postępuje jak oszustka. Bardzo się z tego powodu zmartwiła. Przyznała, że trochę
K O M P L E K S W Y B A W C Y 1 07

czasu spędziła na Hollywood Boulevard, ale udało jej się przyciągnąć jedynie
uwagę gliniarzy. Była naprawdę w złym stanie. Brała sporo narkotyków i wyglą­
dała beznadziejnie. Bała się powrotu na ulicę, więc jak zwykle zaoferowałem jej
pomoc. Zanim się obejrzałem, ponownie się wprowadziła. Teraz żywię ją, żywię
jej nędznych przyjaciół, daję jej pieniądze... Jesteśmy dokładnie w punkcie startu,
z tą jedynie różnicą, że ja zachowuję trzeźwość.

Kirk nie zauważył, że p o m i m o starań, by oczyścić swe życie z tok­


sycznego wpływu Loretty, wciąż jest niezwykle podatny zarówno na
obsesyjną miłość do niej, jak i na potrzebę bycia potrzebnym. Nie­
słusznie wierzył, że czas i odległość wystarczą, by wymazać jego uczucie
do niej. Jak m o ż n a się było spodziewać, kiedy L o r e t t a wróciła, prośba
o p o m o c wystarczyła, by postanowienie Kirka o życiu bez niej legło
w gruzach.
Wiele obsesyjnych związków, szczególnie tych między wybawcami
i kochankami w tarapatach, kończy się nie raz, lecz wielokrotnie. Zwią­
zki te łatwo popadają we frustrujący, powtarzany schemat zerwań i po­
wrotów.
Jeśli jesteś wybawcą i znalazłaś w sobie dość siły i zdolności prze­
widywania, by w pewnej mierze ograniczyć świadczenia na rzecz part­
n e r a lub nawet wywikłać się ze związku, ważne jest, abyś nie popełniła
błędu przypuszczając, że sprawa jest zamknięta. Większości wybawców
ogromną trudność sprawia powstrzymanie się przed przyjęciem po raz
kolejny kochanków, gdy ci są w tarapatach, choć zdrowy rozsądek nie­
zmiennie doradza im coś przeciwnego.

Nierównowaga sil
Kochankowie w tarapatach grają na współczuciu, litości i poczuciu winy
swych wybawców niczym na idealnie nastrojonych skrzypcach. L o r e t t a
w pełni wykorzystała fakt, że dla Kirka myśl, iż mogłaby ponownie
znaleźć się na ulicy, była nie do zniesienia i że zrobiłby wszystko, by
ją uratować. Hal wykorzystał obsesyjną miłość Debry, by wciągnąć ją
w pajęczynę kłamstw, i po mistrzowsku wmanewrował ją w przekonanie,
że chce mu p o m ó c z własnej woli. Rick opierał się na prostej zależności:
im bardziej był załamany z powodu swoich problemów finansowych,
tym bardziej Natalie otwierała swoje serce i tym częściej — książeczkę
czekową.
1 O8 O B S E S Y J N I K O C H A N K O W I E

Paradoks kompleksu wybawcy polega na tym, że będący w tara­


patach kochankowie sprawiają wrażenie słabych i bezbronnych, jednak
w związkach to oni właśnie kontrolują sytuację. I odwrotnie, wybawcy
zdają się panować, a przecież w istocie rzeczy są bezwzględnie manipu­
lowani i wykorzystywani przez swych kochanków.
Obsesyjnym kochankom bardzo t r u d n o oprzeć się impulsowi rato­
wania obiektu miłości, gdyż kompleks wybawcy trąca struny ich emocji.
M o ż n a j e d n a k uwolnić się od tego powtarzającego się schematu rato­
wania. W trzeciej części tej książki przeanalizujemy sposoby odrzucenia
raz na zawsze roli wybawcy.
CZĘŚĆ DRUGA

Obiekty
namiętności
obsesyjnych
kochanków
V. Obiekty współobsesyjne
Do szału doprowadza mnie ten związek. Kocham
w nim troskę, której nienawidzę.
Karen

M o d n y jest dziś pogląd, że oboje partnerzy są w związku na równi odpo­


wiedzialni za problemy, jakie między nimi powstają. Jednakże w przy­
padku wielu obiektów obsesyjnej miłości koncepcja dzielenia odpowie­
dzialności po prostu nie ma zastosowania. Niektóre osoby nie zdają
sobie nawet sprawy z tego, że ktoś oszalał na ich punkcie; inne nie
czynią nic, by zachęcić swych obsesorów do kontynuowania związku;
jeszcze inne, gdy dowiadują się, że ich p a r t n e r p o p a d ł w obsesję, podej­
mują bardzo jednoznaczne starania, by go usunąć ze swego życia. Tacy
ludzie nie przyciągają obsesji, obsesja nie sprawia im przyjemności, nie
pragną jej.
Istnieją j e d n a k obiekty równie głęboko związane ze swymi ko­
chankami, jak kochankowie z nimi. Ich postawa pobudza obsesyjnych
partnerów, a przynajmniej nie jest w stanie ich zniechęcić. W gruncie
rzeczy takie osoby same mają pewne tendencje obsesyjne. Często dzielą
potrzebę obsesora w kwestii intensywnej namiętności i podniecenia;
dzielą jego strach przed odrzuceniem, a także głębokie poczucie we­
wnętrznej pustki. Nazywamy je „współobsesorami".
111 OBIEKTY O B S E S Y J N Y C H K O C H A N K Ó W

Związek wspólobsesyjny
W związku współobsesyjnym zaczyna się zacierać granica między obse-
sorem a obiektem. Klasycznym przykładem są tu Karen i Ray.
Karen, b r u n e t k a o posągowej urodzie i sarnich oczach, jest zawo­
dową tancerką w filmie i telewizji. Po raz pierwszy spotkała Raya —
o p e r a t o r a filmowego — na planie filmowym. Natychmiast zwrócił jej
uwagę swoim niebywałym podobieństwem do Harrisona Forda.
Karen i Raya wiele łączyło: oboje mieli po trzydzieści dwa lata,
oboje byli jedynakami wychowanymi w Chicago i oboje nie byli z nikim
związani. Oboje też mieli za sobą małżeństwo — Ray pięcio-, Karen
siedmioletnie — i oboje od kilku lat byli rozwiedzeni. Ż a d n e nie miało
dzieci.
Od czasu rozwodu Ray nie był w stanie związać się z kimkolwiek
na dłużej niż parę miesięcy. Również Karen od czasu rozwodu nie
stworzyła stałego związku, „ponieważ oni zawsze stają się niespokojni
i odchodzą". Tego problemu nie miała z Rayem.
Związek Karen z Rayem był od początku burzliwy. Nie zgadzali
się niemal w żadnej sprawie z wyjątkiem seksu, zaś żar sporów jedynie
rozpalał ich seksualnie. Przez dwa lata żyli w stanie ciągłego pobudze­
nia. Co pewien czas Karen odczuwała zmęczenie tym chaosem i zrywała
z Rayem, wytworzyli jednak między sobą tak silne więzy emocjonalne,
że zawsze udawało mu się przekonać ją, by dała mu jeszcze jedną
szansę.
Za którymś razem Karen zażądała, by Ray poddał się wraz z nią
terapii, co miało być warunkiem ponownego zejścia się. Miała nadzieję,
że dzięki fachowej pomocy uda im się wreszcie wyrwać z tej wyniszcza­
jącej formy związku. Gdy przyszli do mnie po poradę, oboje zdawali się
mieć silną motywację do znalezienia sposobu na odbudowanie z gruzów
tego, co było trwałe i dobre w ich związku.

K A R E N : M a m sprzeczne uczucia, ponieważ duszę się i czuję na sobie presję;


zawsze miałam za złe Rayowi, gdy mi się narzucał. Jednocześnie naprawdę
bardzo się kochamy, a wiem, jak trudno znaleźć taką miłość. On zaspokaja moją
potrzebę miłości i nie m a m zamiaru z tego rezygnować.

Karen opisywała zmagania wewnętrzne, jakich doświadczają niemal


wszyscy współobsesorzy. W jednej chwili chciała, w następnej nie
OBIEKTY W S P Ó Ł O B S E S Y J N E 113

chciała. Podobnie jak większość współobsesorów, miotała się między


miłością i frustracją, a jej niezdecydowanie podsycało obawę Raya przed
odtrąceniem, prowokując go do jeszcze większej zaborczości.

RAY: Kiedy mi mówi, że chce z tym skończyć, jest to dla mnie zawsze śmiertelny
cios. Wyrzuca mnie, a potem, po kilku tygodniach zmienia zdanie. To mnie
doprowadza do szału. Tak bardzo ją kocham... To naprawdę boli. Wdajemy się
w te szaleńcze walki, a potem się godzimy. W górę i w dół, w górę i w dół. Ja
walczę, żeby zdobyć, a ona się wycofuje, żeby nie dać. Więc tym usilniej próbuję.
No i tak przez większość czasu, odkąd pozostajemy w związku. Zupełnie jakby
jej choroba walczyła z moją.

Schemat powtarzających się zerwań i powrotów, jak u Karen i Raya, jest


dla współobsesorów czymś zwyczajnym. Ale nawet jeśli współobsesorzy
nigdy nie dojdą do punktu, w którym naprawdę starają się zerwać ze
swoim p a r t n e r e m , zawsze opisują go jako kogoś, z kim t r u d n o żyć, ale
równie trudno żyć bez niego. Ten rodzaj związku musi być burzliwy,
wyczerpujący i w efekcie osłabiający.

Czy jesteś wspólobsesorem?


Aby p o m ó c ci stwierdzić, czy jesteś współobsesorem, opracowałam listę
pytań bliżej określających sprzeczne tendencje powszechnie doświad­
czane przez współobsesorów.

Czy jako obiekt obsesyjnego kochanka...

1) wahasz się pomiędzy namiętnością a poczuciem przytłoczenia?


2) w jednej chwili kochasz swojego partnera, by w następnej wściekać
się na niego?
3) czujesz, że intensywność troski twojego partnera pochlebia ci
i jednocześnie powoduje poczucie inwazji w twoje sprawy?
4) ekscytuje cię nicprzewidywalność waszego związku?
5) miewasz poczucie winy, gdy bronisz swoich praw w związku?

Jeśli odpowiedziałaś „tak" na którekolwiek z tych pytań, może


to znaczyć, że jesteś współobsesorem. Prowadząc pełen emocji pojazd
współobsesyjnego związku, masz oczywiście wielkie trudności w ocenie,
które z twoich zachowań — aktywnych lub pasywnych — pobudzają
114 OBIEKTY O B S E S Y J N Y C H K O C H A N K Ó W

obsesyjne zachowanie partnera. Jednakże do czasu uzyskania zupełnej


jasności co do twojej roli w związku wszelka jego zmiana na lepsze
będzie t r u d n a do osiągnięcia.

Gdy namiętność staje się

Obsesyjna namiętność jest dla współobsesyjnych obiektów mieczem


obosiecznym. Z jednej strony intensywność i romantyzm uczuć
pochlebiają im i wywołują podniecenie, z drugiej — niestabilność
emocjonalna ich kochanków sprawia, że czują się przytłoczeni
i wytrąceni z równowagi.

K A R E N : Jego desperację wyczuwałam od pierwszej rozmowy telefonicznej.


Chciał mnie widzieć natychmiast, cały czas. Codziennie w mojej skrzynce pocz­
towej znajdowałam wiersz. Dzwonił kilka razy dziennie. Były kwiaty. Bardzo
mnie pociągał, w łóżku było cudownie i uwielbiałam jego troskliwość... To była
ta dobra strona. Wiedziałam jednak, że coś jest nie tak — tego było po prostu za
wiele, stawało się to zbyt intensywne — ale przecież wyrwałam się z małżeństwa
z alkoholikiem, który mnie ignorował i miał wiele przygód, więc fakt, że Rayowi
tak na mnie zależy, ogromnie podnosił mnie na duchu.

Poczucie własnej wartości Karen zostało zrujnowane przez złe małżeń­


stwo i długi szereg nieudanych prób nawiązania nowego związku. Była
obolała wewnętrznie i potrzebowała potwierdzenia, że może stanowić
obiekt pożądania. Desperackie i natrętne zabiegi Raya były właśnie
tym, czego potrzebowała. Ray mocno wczepił się w p o t r z e b ę Karen
odzyskania wiary w swą kobiecość. Awanse z jego strony były dla niej
znacznie ważniejsze niż własne obawy.

Czuję się strasznie stiamszona


Od samego początku swego związku z Rayem Karen dostrzegała pewne
aspekty osobowości kochanka, które ją niepokoiły. Początkowo jego
romantyczne zabiegi sprawiały jej przyjemność, niebawem j e d n a k prze­
rodziły się w silną zazdrość. To było zasadniczym źródłem konfliktu
między nimi.
O B I E K T Y WSPfJŁOBSESYJNE 116

K A R E N : Miałam wielu przyjaciół-mężczyzn, zanim go poznałam... Od sześciu,


siedmiu, dziesięciu lat... Platonicznych przyjaciół. Umawialiśmy się na obiady,
załatwialiśmy różne sprawy zawodowe i tak dalej. Kiedy jednak w moim życiu
pojawił się Ray, od razu stał się bardzo, bardzo zazdrosny o tych wszystkich
mężczyzn. Gdy dzwonił telefon, pytał: „Kto to? Ile razy do ciebie dzwonił?
Czemu do ciebie dzwoni? O co mu chodzi?". Nie wierzył mi, że to po prostu
znajomi. Chciał wiedzieć, co robię cały dzień, z kim przebywam, nawet w pracy.
Nie mogłam zrozumieć, czemu tak się denerwuje.

RAY: Niemal każdy, kto ją znał, chciał się z nią związać. To zwiększało moją
niepewność. Nie wiedziałem, co robi, jak spędza czas. Pytałem ją: „Jak ci upłynął
dzień?" i nie otrzymywałem odpowiedzi. Albo też otrzymywałem taką, w której
pomijała jakieś cztery godziny. To mnie doprowadzało do cholernego szału —
proszę wybaczyć ten język.

K A R E N : Zawsze było tak, jakby mnie przytłaczał. Nie mogłam swobodnie oddy­
chać. Czułam się urażona i nie potrafiłam tego wyrazić. Wciąż miałam wrażenie,
że powinnam go w pełni zadowolić, więc szczegółowo odpowiadałam na pytania
i jednocześnie nienawidziłam tego, co robię.

Przesłuchania Raya ocenilibyśmy jako niestosowne w każdych warun­


kach, ale na tak wczesnym etapie znajomości były szczególnie nie na
miejscu. Jego zazdrość przytłaczała Karen, powodując powstawanie od­
czuć negatywnych, przebijających przez uniesienia seksualne i e m o ­
cjonalne, które pierwotnie ją w ten związek wciągnęły. Radziła sobie
w ten sposób, że uspokajała go, odpowiadając na niestosowne pytania.
Niestety, jej uległość utwierdzała go tylko w przekonaniu, że te przesłu­
chania są uzasadnione.

Inwazja w granice prywatności


Karen czuła, że przesłuchania Raya gwałcą jej prywatność. Naruszał
pewną granicę — linię demarkacyjną określającą terytorium osobiste,
składające się z jej uczuć, myśli, pragnień, potrzeb i praw. Bezcere­
monialnie gwałcił prawo Karen do odrębności i niezależności, a to
doprowadzało ją do szału.

K A R E N : Może się we mnie wszystko gotować, ale nigdy tego nie okazuję. Czuję,
że on mnie przytłacza i wtrąca się w moje sprawy, że nie mam żadnej prywatności
ani własnego życia. Zupełnie jakbym nie należała do siebie. Zawsze musiałam
być taka, jaką on chciał mnie mieć. To doprowadzało mnie do wściekłości, ale
jedynym sposobem, w jaki to wyrażałam, było wycofywanie się. To był mój sposób
116 O B I E K T Y O B S E S Y J N Y C H K D C H A N K Ó W

okazywania złości, trochę okrężną drogą. Zaczęłam wznosić mury. Co rano,


zamiast rozmawiać z nim, zagłębiałam się w gazetach. Zostawałam do późna
w pracy. Na spacerach nie trzymałam go za rękę. Tylko dzięki temu mogłam
znowu poczuć się sobą.

Zamiast otwarcie oprzeć się naruszaniu przez Raya jej sfery prywatno­
ści, Karen wycofywała się. Zbudowała mur emocjonalny i schowała się
za nim. Współobsesorzy w sytuacji, gdy ich prawa są naruszane, stawiają
opór — kłócą się, robią sceny, oskarżają partnerów albo odchodzą (bez
wątpienia po to, żeby ich zatrzymywano). Wierzą, że robiąc trochę
hałasu, mogą odzyskać nieco autonomii. Kiedy jednak opadnie kurz po
bitwie, ich związek zazwyczaj powraca w stare koleiny.
Karen sądziła, że wycofując się, d o k o n a przegrupowania sił i sta­
nie na własnych nogach. Mogłaby tego dokonać w związku innego
rodzaju, jednym wszakże z paradoksów współobsesyjności jest to, że
stosowane przez wiele obiektów w celu pohamowania złości wycofy­
wanie się służy jedynie pobudzeniu bardziej natarczywego zachowania
partnera, co właśnie jest tak irytujące.

RAY: Szła do łazienki i zamykała drzwi. Tylko tyle. Ale mnie doprowadzało to
do szału. Te zamknięte drzwi oznaczały w pewnym sensie odrzucenie i to mnie
przerażało. Nie chodziło o to, żeby drzwi miały być otwarte, kiedy szła do łazienki
załatwić się. Ale rano, po wstaniu, czesaliśmy się lub myliśmy zęby razem. Aż tu
nagle zachciało się jej mieć łazienkę do swojej dyspozycji, a tego nienawidziłem.
Myślałem sobie: „Przecież tylko się czeszesz. O co chodzi? To n i e n o r m a l n e " .

K A R E N : Myślałam: „Do cholery! Przestań! Chcę, żebyś mi dał trochę swo­


body!". Ten facet nie ma żadnego poczucia prywatności. Moje życie nie może
przecież kręcić się wokół niego. Nie pozwoli mi nawet spokojnie umyć zębów.
Ale nic nie mówię... Po prostu zostawiam otwarte drzwi. No bo kto chciałby
walczyć od samego rana?

Karen w dalszym ciągu obłaskawiała Raya, pozwalając mu na narusza­


nie swojej prywatności praktycznie w każdej sferze życia. Stopniowo
oddawała pod jego kuratelę coraz większe obszary własnego życia fizycz­
nego i emocjonalnego, a czyniąc to, wyrażała cichą zgodę na dalsze,
jeszcze boleśniejsze dręczenie przez kochanka.
O B I E K T Y W S P O Ł O B S E S Y J N E 117

Ruchome piaski współobsesji


Współobsesorzy często postrzegają siebie jako ofiary swych obsesyjnych
kochanków. W końcu to obsesor postępuje w sposób szalony, nie­
obliczalny i irracjonalny. I z całą pewnością to on jest odpowiedzialny
za swe postępowanie. Jednakże współobsesorzy nie są wyłącznie nie­
winnymi świadkami. Sami dokonują wyboru i jeśli decydują się pozostać
w takim właśnie związku, w istocie gwarantują sobie, że nadal będą czuli
się ofiarami.
Współobsesorzy są ściśle związani ze swymi obsesyjnymi kochan­
kami i zdominowani przez dramatyzm i namiętność związku. Nie są
w stanie ani zrezygnować z istniejącego układu, ani ustalić takich granic
postępowania partnera, które z jednej strony byłyby dla nich do zaak­
ceptowania, z drugiej zaś mogłyby się przyczynić do skierowania związku
na zdrowszy kurs. Współobsesorzy ugrzęźli w ruchomych piaskach nie­
pewności, ambiwalencji, wzajemnych wyrzutów, poczucia winy i — co
najważniejsze — krzywdy.

Współobsesyjna krzywda
Istnieją pewne różnice pomiędzy obsesorami i współobsesorami — po­
legające głównie na tym, że obsesorzy mają tendencje do dominacji
i zachowania agresywnego, podczas gdy współobsesorzy bywają zazwy­
czaj pasywni. Łączy ich natomiast j e d n a wspólna cecha: nie zaspokojona
potrzeba miłości, która mogłaby wypełnić ich pustkę emocjonalną.

K A R E N : Wszyscy moi przyjaciele powtarzają mi, żebym się z tego wycofała, że


Ray to człowiek chory i że ten związek jest zbyt niebezpieczny, żebym w nim
pozostawała. Ale istnieje we mnie jakaś wielka pustka, a ja chcę ją wypełnić, być
z kimś, kto ją wypełni. On robi to lepiej niż ktokolwiek na świecie.

Gdy Karen mówi o swojej „pustce", opisuje emocjonalną próżnię, wy­


kraczającą daleko poza wspólne n a m wszystkim pragnienie miłości i ro­
mantycznych przeżyć. Z a r ó w n o w przypadku obsesorów, jak i współob-
sesorów nic — ani praca, ani rodzina, ani przyjaciele — nie jest w stanie
zaspokoić ich na tyle, by zlikwidować to głębokie poczucie pustki.
Gdy Ray wkroczył w życie Karen, wypełnił tę pustkę. Niestety,
wypełnił ją chaosem obsesji zamiast zdrową miłością. Karen nie zauwa-
118 D B I E K T Y O B S E S Y J N Y C H K O C H A N K Ó W

żyła tej różnicy. Jej pragnienie było zbyt wielkie — pielęgnowała je od


dziecka.
Małżeństwo rodziców Karen było bardzo burzliwe. Karen zapa­
miętała, że kiedy ojciec był w domu, zawsze krzyczał zarówno na nią,
jak na m a t k ę . Często nie wracał na noc, a matkę Karen ogarniała
coraz większa obawa, że go utraci. Gdy małżeństwo zaczęło ulegać
rozkładowi, popadła w ciężką depresję, co sprawiło, że przez większą
część dzieciństwa była dla Karen emocjonalnie niedostępna.

K A R E N : Spoglądając wstecz, myślę, że nie zdarzyło się, bym spędziła w towa­


rzystwie ojca więcej niż dziesięć minut, chyba że się akurat na mnie wydzierał.
A zawsze, gdy była przy tym moja matka, to jakby jej nie było. Ciągle spała
lub płakała... Nie miała zbyt wiele do powiedzenia. Toteż kiedy pojawił się Ray,
kiedy chciał być ze mną cały czas i uczynić mnie swoim światem... to zaspokajało
potrzeby tej części mnie, która odczuwała brak ojca i brak matki. Ray zaspokajał
we mnie ten właśnie głód.

Nie zdziwiło mnie odkrycie, że Karen miała „toksycznych rodziców".


Tak jest z większością współobsesorów — jak również z większością
obsesorów. Jako „toksycznych" określam rodziców, którzy znęcając się
emocjonalnie lub fizycznie, albo też lekceważąc dziecko, drastycznie
ograniczają jego rozwój psychiczny. Rodzice Karen nie czynili tego
otwarcie, pozbawili ją jednak uwagi i troski, która umożliwiłaby jej
rozwój jako jednostki emocjonalnie zrównoważonej.
Jako osoba dorosła Karen starała się przez związki z mężczyznami
zaspokoić swe o g r o m n e pragnienie miłości i bezpieczeństwa. Niestety,
miała w dzieciństwie do czynienia z tak negatywnymi wzorami, że nie
było jej d a n e dowiedzieć się, czym naprawdę jest miłość i na czym
polega zdrowy związek. Jak wiele innych dzieci toksycznych rodziców,
poślubiła mężczyznę, który jej nie kochał i odrzucał ją. Odtworzyła po
prostu jedyny model związku, jaki kiedykolwiek poznała.
Karen wyszła ze swego małżeństwa ciężko zraniona. Raz jeszcze
mężczyzna sprawił, że czuła się niekochana — więc pewnie nie nada­
wała się do tego, by ją kochać. Negatywny wizerunek własny, jaki od
dawna na swój użytek ukształtowała, był złożony. Podobnie zresztą jak
jej krzywda.
I wtedy poznała Raya. Po raz pierwszy w życiu mężczyzna chciał
umieścić ją w c e n t r u m swego wszechświata. Chwyciła się tego jak tonący
koła ratunkowego — i jak tonącemu wydawało się jej, że zginie, jeśli
wypuści je z rąk.
O B I E K T Y W S P Ó Ł O B S E S Y J N E 119

K A R E N : Boję się pustki, którą odczuwałam. Czuję strach, że ona wróci. Całko­
wita pustka. Po tym, kiedy ktoś daje ci tyle co Ray... po czymś takim nie byłabym
w stanie znieść tej pustki.

Jak mówiła Karen, jej strach był niemal dotykalny. Postrzegała swój
związek z Rayem jako sytuację albo-albo — albo musiała się godzić na
powodowany przez niego zamęt i chaos, albo wrócić do swej pustki. Co
za wybór!

Kiedy zazdrość myli się z miłością


Od początku ich związku Ray był szalenie zazdrosny o Karen. Jego
podejrzenia i oskarżenia powodowały u niej uczucie, że się dusi. Godziła
się jednak z sytuacją, ponieważ jak większość współobsesorów — a także
większość obsesorów •— tłumaczyła sobie zazdrość jako wyraz miłości.

K A R E N : Jest zły, kiedy zostawiam nie zapięty guzik u bluzki. Mówi, że za


dużo pokazuję. Jeśli m a m na sobie sukienkę z rozcięciem, twierdzi, że widać
wszystko, co mam pod spodem, aż do kroku. Odnoszę wrażenie, że chciałby,
żebym się ubierała tak jak te kobiety z Iranu, żeby nikt nie widział nawet mojej
twarzy. Chce mnie całą mieć tylko dla siebie... Całą... Więcej niż mogę mu dać.
Nienawidzę tego, ale także potrzebuję. Kiedy staje się zazdrosny, czuję, jak wiele
dla niego znaczę; cała ta miłość, cały ten strach... to podniecające i jednocześnie
irytujące.

Karen zorientowała się, że kiedy Ray krytykował jej sposób ubierania


się, mówił znacznie więcej o sobie niż o niej. Tak naprawdę to tylko
komunikował, jak bardzo czuje się zagrożony z powodu jej atrakcyjno­
ści, jak bardzo się boi, że ktoś zajmie jego miejsce. Postrzegała więc
jego coraz bardziej przerażającą zazdrość jako wyraz tego, jak bardzo
mu na niej zależy. Czy zamartwiałby się tak, gdyby nie była dla niego
wszystkim?
Ray, podobnie jak Karen, nadawał swej zazdrości romantyczny
sens.

RAY: Kiedy się kłócimy, nigdy nie słyszę od niej tego, co powinienem usłyszeć,
co by rozwiało moje wątpliwości. Więc dalej drążę... i wiem, że moje słowa
ją obrażają... Staję się coraz bardziej przykry, ale i tak nigdy nie czuję się
przez nią usatysfakcjonowany. Więc staram się fizycznie powstrzymać ją przed
wyjściem z domu. Chwytam ją za rękę lub tarasuję drzwi. Wiem, że robię jakieś
niegodziwe, zwariowane rzeczy, ale to dlatego, że tak bardzo ją kocham.
I2O OBIEKTY O B S E S Y J N Y C H K O C H A N K Ó W

Uciążliwa zazdrość jest wszystkim, tylko nie oznaką miłości. Powtarza­


jące się schematy przesłuchań, oskarżeń i podejrzeń są w rzeczywistości
objawem głębokiej niepewności i emocjonalnego niezrównoważenia ko­
chanków. Uniemożliwiają rozwój wzajemnego zaufania i poszanowanie
intymności, bez tego zaś istnienie związku opartego na prawdziwej miło­
ści nie jest możliwe.

Ambiwalencja współobsesorów
Gdy Karen odsunęła się od Raya, by odtworzyć swą niezależność
emocjonalną, on zaczął wzmacniać nacisk. W rezultacie jej odsunięcie
się spowodowało zmniejszenie przestrzeni życiowej, której poszukiwała.
Zaczęła coraz gwałtowniej miotać się między chęcią pozostania
w związku a chęcią wyzwolenia się z niego. Opętało ją własne
niezdecydowanie, p o d o b n i e jak Iiaya — potrzeba posiadania jej.
Zamiast rozwiązać swoje konflikty, Karen przykuła się do nich. Dała
się wciągnąć w trzęsawisko ambiwalencji.

K A R E N : Czuję się jak sparaliżowana. Chcę zerwać i nie chcę zrywać. Już kiedyś
zrywałam i nigdy się nie udawało. On wie, że przy odrobinie cierpliwości i wysiłku
może zawsze mnie złamać. A mnie się wydaje, że chcę być złamana. Ponieważ
zaczynam tęsknić za nim... otwiera się przepaść przede mną. Po prostu nie wiem
co robić, więc nic nie robię i wtedy czuję się jak idiotka przez to, że jestem taka
chwiejna.

Ambiwalencja jest dla Karen, jak dla niemal wszystkich współobseso­


rów, czymś więcej niż stanem sprzecznych emocji. To stan niemożności
podjęcia jakiejkolwiek decyzji, frustracji, wściekłości, huśtawka pomię­
dzy strachem przed opuszczeniem związku i bólem pozostania w nim.
Znalazłszy się w takiej sytuacji, współobsesorzy reagują w dwo­
jaki sposób. Albo swe ambiwalentne uczucia tłumią, godząc się na
niewiarygodną ilość konfliktów wewnętrznych, albo uzewnętrzniają swą
ambiwalencję, wciąż na nowo stając we własnej obronie i wycofując się.
Jednego dnia Karen sprzeciwia się żądaniom Raya, ale następ­
nego im ulega. W jednym tygodniu zrywa z nim, ale w następnym
z p o w r o t e m go przyjmuje.
^Większość współobsesorów jest w swej ambiwalencji tak niepewna
tego, ćo naprawdę czuje i czego naprawdę chce, że nie potrafi pod­
jąć najbardziej podstawowych decyzji w sprawie swego związku. Tacy
współobsesorzy tracą wiarę we własny instynkt i zdolność postrzegania,
OBIEKTY W S P O Ł O B S E S Y J N E I 2 I

co sprawia, że jeszcze trudniej im zdobyć się na stanowczość. Ten


szczególny paraliż powoduje, iż czują się niepełnowartościowi i słabi,
a to z kolei prowadzi do przykrego wstydu i wyrzutów pod własnym
adresem.

Wyrzuty pod własnym adresem


Czynienie s a m e m u sobie wyrzutów jest dla współobsesorów stałym źró­
dłem cierpienia. Nie tylko mają sobie za złe to, że nie są w stanie
podjąć decyzji; obwiniają się również za okazywanie słabości w obliczu
żądań obsesyjnego kochanka, a czasami nawet za świadome trwanie
w niezdrowym związku.

K A R E N : Kiedy zachowuje się podle, nigdy mu się nie stawiam i nie mówię:
„Ray, to nie twoja sprawa" lub: „Nie m a m ochoty się z tego tłumaczyć". I wtedy
wstyd mi za siebie, że mu się nie przeciwstawiłam. Czuję się „gorsza", dlatego
że pozostaję w tym związku. Z powodu własnej decyzji o pozostaniu czuję się
równie chora jak on.

Pomimo tej wnikliwej autodiagnozy Karen nie była w stanie zmienić


swego kapitulanckiego nastawienia. Popadała we frustrujące błędne ko­
ło ulegania, a następnie poczucia winy.

• Im więcej czyniła sobie wyrzutów, tym mniej była pewna siebie.


• Im mniej była pewna siebie, tym bardziej czuła się bezsilna.
• Im bardziej czuła się bezsilna, tym bardziej stawała się bierna.
• Im bardziej stawała się bierna, tym częściej tolerowała niesto­
sowne zachowanie Raya.
• Im częściej tolerowała jego niestosowne zachowanie, tym więcej
czyniła sobie wyrzutów.

Czynienie sobie wyrzutów w niewielkich dawkach może być kon­


struktywne. Nieraz motywuje nas do dokonywania zmian we własnym
życiu. Jeśli j e d n a k zaczyna być naszym nieodstępnym towarzyszem —
jak w przypadku Karen — staje się coraz bardziej destrukcyjne, pogłę­
biając w nas brak pewności siebie i niezależności.
1 2 2 O B I E K T Y O B S E S Y J N Y C H K O C H A N K Ó W

Winawspółobsesora
Współobsesorzy nie są w stanie zaspokoić oczekiwań i żądań swych ob­
sesyjnych kochanków. Przyczyna leży w charakterystycznym dla obsesji
nienasyceniu. Współobsesorzy nie mają wyboru; nie potrafią sprostać
wymaganiom obsesora, obsesor zaś — którego satysfakcja jest całko­
wicie uzależniona od współobsesora — bardzo cierpi. Gdy obsesyjny
kochanek okazuje swój ból i zawód, współobsesorzy czują się o g r o m n i e
winni, tak jakby oni za to odpowiadali.

K A R E N : W jakiś rok od chwili, kiedy zamieszkaliśmy razem, poczułam, że


potrzebuję trochę czasu dla siebie samej, więc powiedziałam Rayowi, że na
weekend wyjeżdżam z miasta. Naprawdę dał mi wtedy popalić, bo też chciał
jechać, ale ja się postawiłam — musiałam po prostu być sama. Pojechałam więc
na wybrzeże odwiedzić moich kuzynów w Ventura. To była wielka ulga, ta myśl
o pobycie u rodziny i czasie, który będę miała tylko dla siebie, ale w godzinę po
moim przyjeździe on się pojawił. Nie mogłam w to uwierzyć.

RAY: Wiedziałem, że najpierw będzie wściekła, ale potem ucieszy się z mojego
przyjazdu. To przecież takie romantyczne, zaszyć się gdzieś na plaży. Chyba nie
potrafiłaby miło spędzać czasu beze mnie? No i jak się okazało, pozwoliła mi
zostać.

K A R E N : Błagał mnie, żebym pozwoliła mu zostać, mimo tej wielkiej kłótni


0 mój wyjazd. Poczułam się naprawdę urażona, ale wtedy on się rozpłakał
1 ogarnęło mnie poczucie winy. Wylazła ze mnie prymitywna mamuśka — on
potrzebuje tego, on potrzebuje tamtego, a ze mnie taka cholera. To było tak,
jakby Ray bardziej mnie kochał niż ja jego, i czułam się z tym źle. Więc w końcu
powiedziałam: „W porządku, zostań" i przez cały weekend opowiadał mi, jak
fajnie dzięki niemu spędzam czas. To było straszne.

K a r e n zareagowała na cierpienie Raya tak, jakby miała na sumieniu


jakieś przestępstwo, choć przecież nie zrobiła niczego o k r u t n e g o ani
nieprzyjaznego. Raz jeszcze zatem wyszła naprzeciw jego uczuciom
kosztem swoich własnych i przez cały w e e k e n d czuła się paskudnie.
Znosiła j e d n a k swe cierpienie, ponieważ łagodziło o n o jej nieuzasad­
nione poczucie winy. Niestety, nie zmniejszało złości.
I23

Punkt zwrotny
Z ł a m a n i e przez Raya obietnicy, że pozwoli przyjaciółce spędzić week­
e n d samotnie, przeważyło szalę. W końcu dotarło do Karen, że płaci
zbyt wysoką c e n ę .

K A R E N : Przez całą drogę do miasta wszystko się we mnie gotowało. Uświado­


miłam sobie, że nasz związek polega wyłącznie na zaspokajaniu potrzeb Raya, na
tym, że on jest najważniejszy. Ale przecież miłość to poszanowanie pragnień dru­
giej osoby, a nie chęć bycia zawsze na pierwszym miejscu. Miałam już dosyć jego
zazdrości, dosyć jego kłótni, dosyć jego samego. Byłam zmęczona budzeniem
się w środku nocy z uczuciem kamienia w żołądku. Kiedy dojechaliśmy, cała aż
buzowałam w środku. A on miał uśmiech na ustach. Byłam po prostu wściekła,
ale on nawet tego nie zauważył. Wciąż gadał, jaki to był wspaniały weekend.
Miałam tego już dosyć. Naprawdę wtedy wybuchnęłam i powiedziałam, że chcę,
aby wyniósł się z mego życia.

Wielu współobsesorów nigdy nie dostrzega niszczycielskiego charak­


teru swoich związków i przez lata podsyca obsesyjne zapędy swych
kochanków. J e d n a k wielu innych, takich jak Karen, stwierdza w końcu,
że negatywne aspekty związku przeważają nad pozytywnymi. Decyzja
K a r e n wiązała się z pewnym odkryciem.

K A R E N : Kiedy go wyrzuciłam, był tak zaszokowany, że po prostu sobie poszedł.


Byłam zdumiona. Ale kilka godzin później wrócił. Z a p u k a ł do drzwi kuchennych.
Nie odzywałam się. Podszedł do drzwi od frontu. Nie odzywałam się. Podszedł
do okna. Nie odzywałam się. Byłam wściekła, gdyż powodował, że we własnym
domu czułam się jak w więzieniu. 1 wtedy uświadomiłam sobie coś zupełnie
niesamowitego — to była bardzo przykra świadomość — że potrzebowałam
kogoś chorego jak Ray i że ja sama byłam chora. Nie mogłam wprost uwierzyć,
że potrzebowałam tego tak bardzo. Przysięgłam sobie więc, że tym razem się
nie poddani. W końcu, aby zmusić go do odejścia, musiałam zagrozić, że wezwę
policję.

Gdy K a r e n w końcu zrozumiała, jak niezdrowy był jej związek, znów


poczuła wstyd i robiła sobie wyrzuty. Tym razem, zamiast pozwolić, by
uczucia te ją paraliżowały, zapanowała nad własnym życiem, zdecydo­
wana w końcu działać samodzielnie. Wtedy właśnie nakłoniła Raya, by
u d a ł się razem z nią do specjalisty po fachową p o m o c .
124 OBIEKTY O B S E S Y J N Y C H K O C H A N K Ó W

Granica pomiędzy współobsesją i obsesją jest bardzo cienka, po­


nieważ skłonności i potrzeby współobsesorów i obsesorów są niemal
identyczne. Podstawowa różnica pomiędzy współobsesorami i obseso-
rami polega na zakresie, w jakim odreagowują te skłonności i potrzeby.
Współobsesją jest szaleńczym przeciąganiem liny pomiędzy cudzą
zaborczością i własną namiętnością. Współobsesorzy znoszą olbrzymi
nacisk tej przytłaczającej zaborczości, aby w zamian otrzymać miłość,
której potrzebują do wypełnienia wewnętrznej pustki, dzielonej z obse-
sorami. Tolerując nadmiarowe zachowanie partnerów, współobsesorzy
mimo woli podsycają ich obsesje. Wikłają się coraz bardziej w cha­
otyczny, niezdrowy związek, dopóki nie znajdą w sobie odwagi i de­
terminacji, by wprowadzić w swym życiu jakieś pozytywne zmiany.
VI. Zerwanie nie jest łatwe
Potrzeba dwojga ludzi, by stworzyć związek, i dwojga, by go zlikwido­
wać. Dlatego właśnie niełatwo zerwać z obsesyjnym kochankiem. Obse­
syjni kochankowie niezmiennie odmawiają zgody na odejście, a obiekty
często mają własne problemy, które komplikują ten proces.
W poprzednim rozdziale omawialiśmy problemy obiektu obse­
syjnej miłości rozdartego sprzecznymi uczuciami i wahającego się, czy
opuścić związek. Obecnie poznamy sytuację obiektów, które nie mają
żadnych wątpliwości w tej sprawie. Trudno im jednak znaleźć sposób
odejścia ze związku.
To normalne, że aby zerwać rozpadający się związek, trzeba mieć
czas na podjęcie decyzji, a jeszcze więcej na jej wykonanie. Zazwy­
czaj mamy do czynienia z pewnymi etapami rozwiązywania związku,
podobnie jak etapami się go buduje. Dla obsesyjnego kochanka e t a p
końcowy — realizacja decyzji — j e s t sam w sobie procesem frustrującym
i emocjonalnie wyczerpującym.
Szczęśliwa mniejszość obiektów podejmuje twardą decyzję o za­
kończeniu związku i wprowadza ją w życie. Inni grzęzną w walce o ode­
rwanie się od obsesora, który nie chce przyjąć do wiadomości, że zwią­
zek się rozpadł. Jednakże wiele obiektów ma problemy z zerwaniem
związku, ponieważ są doń przykuci przez własne uczucia — litość, po­
czucie winy, a także pożądanie seksualne.
1 2 6 O B I E K TV O B S E S Y J N Y C H K O C H A N K Ó W

Gdy uczucia obiektów stają


na przeszkodzie
Nikt nie lubi być świadomie przyczyną czyjegoś bólu. Wszakże w skom­
plikowanym i powikłanym labiryncie ludzkich związków nieuniknione
jest, że kochankowie czasami bywają ranieni. Nawet jeśli nie mamy
złych intencji, nawet jeśli nie robimy nic złego, i tak możemy czuć się
podle, kiedy ranimy p a r t n e r a swym odejściem. W związku obsesyjnym
odczucia te są wzmocnione poprzez ogrom cierpienia obsesora.

"Nie mogłem znieść jej płaczu"


Elliot, trzydziestopięcioletni, krzepki, brodaty blondyn, jest producen­
tem filmów dokumentalnych. Mieszka w Nowym Jorku. Na jakimś
przyjęciu poznał Lisę, graficzkę i projektantkę. W tym czasie, od mniej
więcej roku, widywał się dość regularnie z Hanną. Oboje — on i H a n n a
— spotykali się również z innymi partnerami. Kiedy Elliot zaczął cho­
dzić z Lisą, szczerze powiedział jej o tym i wyglądało, że Lisie to nie
przeszkadza. Zdawała się godzić z faktem, że skoro o n a i Elliot do­
piero co się poznali, przedwczesne byłoby oczekiwanie zaangażowania
emocjonalnego. Elliot szybko zorientował się, że akceptacja Lisy dla
jego związku z drugą kochanką jest tylko pozorna. Lisa w subtelny
sposób zaczęła mu dawać do zrozumienia, że w głębi duszy jego zwią­
zek z Hanną odczuwa jako coś ogromnie przykrego. Stawała się coraz
bardziej zaborcza.
Wystarczyło pięć tygodni, by Elliot zaczął dusić się w związku
z Lisą. Zrozumiał, że nie ma ochoty dalej się z nią spotykać.

E L L I O T : Zdecydowanie chciałem się z tego wyrwać. Ale tak głęboko wmówiłem


sobie, że muszę postąpić z. nią delikatnie, iż w ogóle nie sprawiałem jej przy­
krości. Tak naprawdę to nie chciałem Lisy więcej widzieć, ale nie potrafiłem
jej tego powiedzieć. Więc wymyśliłem bajeczkę o potrzebie posiadania odrobiny
swobodnej przestrzeni. Nie powiedziałem, że powinniśmy przestać się widywać,
tylko że powinniśmy widywać się trochę rzadziej. Zdawało mi się, że jestem
dosyć delikatny, ale ona i tak poczuła się odtrącona. Zaczęła szlochać, że to
niemożliwe, że przecież wszystko tak dobrze się układało, że byliśmy razem
tacy szczęśliwi... Pomyślałem sobie: „O jakim związku ona mówi? Chyba nie
Z E R W A N I E NIE J E S T ŁATWE 1 27

o naszym". Ale wyglądała tak żałośnie i była tak zraniona, że poczułem się
strasznie winny. O t o dorosła, inteligentna kobieta, z której ja zrobiłem bez­
bronną, szlochającą, małą dziewczynkę. Musiałem coś uczynić, żeby ją uspokoić,
więc wycofałem się ze swojej propozycji. Wymyśliłem jakiś kiepski pretekst, że
w związku z pracą jestem w stanie wielkiego napięcia i że pewnie to nie najlepszy
moment na taką rozmowę.

W przeciwieństwie do Karen, Elliot wiedział, że chce skończyć z Lisą.


Niestety, nie potrafił przezwyciężyć litości i poczucia winy. Własne e m o ­
cje Elliota osłabiały jego stanowczość, uniemożliwiając mu zdecydowane
zerwanie.
Elliot błędnie uważał, że „postępując z Lisą delikatnie", wyrządza
jej mniejszą krzywdę. W trudnej, nieprzyjemnej sytuacji chciał działać
po ludzku. Na dłuższą m e t ę jednak tylko odwlekał i rozjątrzał cierpienie
Lisy, to samo cierpienie, które starał się złagodzić.

„Jak mogłabym go skrzywdzić,


skoro on tak mnie kocha?"
Jeśli Elliot odczuwał tak wielką odpowiedzialność za uczucia Lisy po
romansie trwającym zaledwie miesiąc, i to nie na prawach wyłączności,
to proszę sobie wyobrazić, jaką odpowiedzialność odczuwała Shelly,
kiedy postanowiła skończyć z trwającym dwa lata małżeństwem.
Shelly, dwudziestosiedmioletnia, zielonooka brunetka, pracuje ja­
ko asystentka w gabinecie dentystycznym. Marka, pedagoga szkolnego,
poznała na dobroczynnej wyprzedaży w kościele, w którym oboje bardzo
aktywnie działali.
Na pierwszej randce Mark poprosił Shelly, żeby przestała widywać
się z innymi mężczyznami. Miała poważne wątpliwości, zgodziła się
jednak, zaintrygowana intensywnością jego zainteresowania. W począt­
kowym okresie trwania związku pociągała ją rosnąca adoracja ze strony
Marka, ale z czasem ciągła potrzeba rozwiewania jego podejrzeń stała
się męcząca.
Sześć miesięcy później Mark poprosił ją o rękę. Zgodziła się
z pewnym wahaniem, mając nadzieję, że „święta przysięga małżeńska"
uspokoi jego obawy. Nic poskutkowało. Pod koniec pierwszego roku
małżeństwa Shelly miała dosyć ciągłych wybuchów podejrzeń i oskarżeń.
Była przekonana, że nie uda im się utrzymać tego związku. J e d n a k ż e nie
potrafiła zmusić się, żeby powiedzieć o tym Markowi. Przyszła do mnie
jako pacjentka w kilka tygodni po drugiej rocznicy ich ślubu.
1 2 8 OBIEKTY O B S E S Y J N Y C H K O C H A N K Ó W

SHELLY: Nawet nie wiem, czy kiedykolwiek byłam w nim naprawdę zako­
chana, ale on był tak zakochany we mnie, że pomyślałam, że tak musi być.
Bóg pewnie miał jakiś plan i cel, żebym znalazła się w tym związku. Wiele
rzeczy w Marku niepokoiło mnie (ma okropny charakter), ale sądziłam, że
jeśli naprawdę się zaangażuję i otworzę wobec niego, to się uspokoi. No więc
wzięliśmy ślub i rzeczywiście starałam się go pokochać, ale stale psuły mu h u m o r
nawet najdrobniejsze sprawy. Rozmawiałam o tym z moim księdzem, k t ó r y
zaproponował, żebyśmy przyszli razem, chciał uratować nasze małżeństwo... Ale
mnie nie o to chodzi. Ja chcę wyjść z tego związku. Po prostu chcę się z niego
wydostać. Tylko nie wiem, jak o tym Markowi powiedzieć. Jest taki... Po prostu
nie wiem, co może zrobić. Zawsze powtarza: „Nie potrafię bez ciebie żyć... Tak
bardzo cię kocham, że to mnie przeraża... Jesteś całym moim życiem...".

Shelly poślubiła M a r k a z absolutnie niewłaściwych pobudek. To jego,


a nie wzajemna miłość zaprowadziła oboje do ołtarza. P o n a d t o Shelly
popełniła błąd, jak większość obiektów, nie doceniając niestabilności
obsesora. Sądziła, że małżeństwo sprawi, iż Mark poczuje się na tyle
pewnie, by „uspokoić się", podczas gdy w istocie nawet największe zaan­
gażowanie drugiej osoby nie daje obsesorowi wystarczającej gwarancji,
by mógł p o k o n a ć zazdrość. Nadzieje Shelly były od początku nierealne.
A kiedy już się zaangażowała, źle ulokowane poczucie obowiązku uwię­
ziło ją w tym związku.
Mówiąc Shelly: „Nie jestem w stanie żyć bez ciebie" i p o d o b n e
rzeczy, Mark wyraźnie dawał jej do zrozumienia, iż uważa ją za gwa­
ranta swego dobrego samopoczucia. Było tak, jakby starannie zapako­
wał swoje szczęście i oddał jej na przechowanie. Dla Shelly stanowiło
to straszne obciążenie, ale przecież nie mogła tego zlekceważyć. Skoro
podjęła się obowiązków strażniczki szczęścia Marka, to gdyby go zawio­
dła, musiałaby mieć poczucie winy.
Walkę Shelly o zakończenie tego związku komplikowało jej uwa­
runkowane religijnie przekonanie, że małżeństwo jest nienaruszalne,
oraz wstyd, że wyszła za człowieka, którego właściwie nie kochała. Zna­
lazła się — niby między młotem a kowadłem — między tymi samymi
demobilizującymi uczuciami, które psuły szyki Elliotowi: litością i po­
czuciem winy.

SHELLY: Mówi mi: „Jesteś taka doskonała. Nie ma w tobie nic, czego bym nie
kochał", a mnie się chce po prostu wyć. Nie mogę bez niego pójść po zakupy;
nie mogę zająć się ogrodem, żeby on nie był gdzieś w pobliżu; nie mogę napisać
listu, żeby on nie chciał go przeczytać; nie widuję się już z moimi przyjaciółmi,
bo go nie lubią, a on nie pozwala mi wychodzić samej. On bardzo mnie kocha...
Z E R W A N I E NIE J E S T Ł A T W E 129

i to jeszcze pogarsza sprawę. Zawsze uważałam się za osobę, która p o m a g a


i daje. Od dzieciństwa właściwie pracowałam na rzecz kościoła. A tu nagle chcę
zniszczyć człowieka, który nie pragnie od życia niczego więcej, jak tylko w każdej
minucie kochać mnie i adorować. A więc co ze mnie za chrześcijanka? Czy nie
powinnam dawać, a nie tylko brać?

Shelly była przekonana, że gdyby powiedziała Markowi, co naprawdę


czuje, okazałaby się kimś złym — zarówno we własnej opinii, jak i w
oczach Boga. Jak mogłaby sprawić tyle bólu człowiekowi, który tak
całkowicie jest jej oddany? Chociaż pozostając z nim w związku czuła się
nieszczęśliwa, przed podjęciem jakichkolwiek kroków, żeby się uwolnić,
powstrzymywały ją głęboko zakorzenione wyobrażenia, jak kochająca,
wysoce moralna osoba powinna postępować.

Pułapka wspaniałego sebu


Przyjemność seksualna to potęga, która również może utrudnić obiek­
towi podejmowanie zdecydowanych działań w celu zakończenia związku.
Niektórzy obsesorzy są równie niewrażliwi na potrzeby seksualne swych
obiektów, jak na ich potrzeby emocjonalne. Inni jednak angażują się tak
bardzo, że stają się niezwykle wrażliwi na potrzeby seksualne partnerów.
Ci właśnie mogą być kochankami dającymi wiele zadowolenia.
M i m o że Elliot podjął, nie wyrażoną jeszcze słowami, decyzję
o zaprzestaniu spotkań z Lisą, to jednak w dalszym ciągu pożądał jej
seksualnie. Początkowo to pożądanie było silniejsze niż jego postano­
wienie zerwania. W tej sytuacji seks prowadził jedynie do narastania
poczucia winy. Tak więc kilka tygodni po nieudanej próbie zaprzestania
spotkań z Lisą Elliot powiedział jej, że chce, aby „zostali tylko przyja­
ciółmi".

E L I O T : Zgodziła się na wszystko, czego chciałem, bylebyśmy tylko mogli się


widywać. Spotkania z nią zredukowałem do jednego tygodniowo, przestaliśmy
też sypiać ze sobą, ale ona w dalszym ciągu próbowała skusić mnie do powrotu
nowymi technikami wysyłania informacji seksualnych. Pokazywała mi na przy­
kład swoją nową bieliznę pod pretekstem, że kupiła ją na spotkanie z jakimś
innym facetem, a kończyło się na tym, że półnaga siedziała mi na kolanach,
próbując mnie uwieść. Któregoś wieczoru, po wypiciu butelki wina, masowała
mi stopy i... sposób, w jaki pocierała moją skórę, był naprawdę zmysłowy...
W końcu zaczęła powoli posuwać się w górę łydki i potem uda... Strasznie mnie
to podniecało. Z a d a ł e m więc sobie pytanie: „Co ja robię?". Seks był jedyną
w naszym związku rzeczą, która sprawiała mi przyjemność, i jedyną, której sobie
13O O B I E K T Y O B S E S Y J N Y C H K O C H A N K Ó W

odmawiałem. Nie wyglądało też na to, że abstynencja sprawia jej różnicę —


w dalszym ciągu wydzwaniała do mnie dziesięć razy dziennie. Pomyślałem zatem:
„ D o diabła z tym!". I nim się obejrzałem, znowu widywaliśmy się trzy razy
w tygodniu.

Elliot p o d d a ł się jeszcze raz, ulegając o g r o m n e m u napięciu seksual­


n e m u . Mógł powiedzieć „nie". Mógł oprzeć się Lisie. Ale nie zrobił
tego. W jego oczach jej uwodzicielskie praktyki były czymś, czemu
nie był w stanie się oprzeć, czymś, co mu się po prostu przytrafiło.
Kiedy, świadomie czy intuicyjnie, Lisa zorientowała się, że może zostać
z Elliotem dzięki seksowi, w jej dyspozycji znalazła się p o t ę ż n a siła.
Mężczyźni nie mają bynajmniej wyłączności na uleganie wzmożo­
nym potrzebom seksualnym. Wiele obiektów-kobiet wpada w te same
pułapki.

S H E L L Y : Gdy dorastałam, seks był zawsze tą wielką marchewką na końcu kija.


To było coś, dla czego trzeba było się oszczędzać. Nigdy nie spałam z innym
mężczyzną, więc sypianie z Markiem było dla mnie czymś wspaniałym. Odbie­
rałam to jako coś więcej niż tylko spełnianie — w oczach Boga — obowiązków
małżeńskich (jakkolwiek ten aspekt był dla mnie ważny). Po prostu naprawdę
sprawiało mi to przyjemność. I wciąż sprawia. Trudno będzie z tego zrezygnować,
kiedy w końcu z nim zerwę. Wydaje się, że znalezienie mężczyzny nie jest rzeczą
łatwą, szczególnie jeśli nie uznaje się seksu przedmałżeńskiego.

W tym właśnie cały szkopuł — przekonania religijne Shelly uniemoż­


liwiały jej uprawianie seksu do czasu ponownego wyjścia za mąż. Jed­
nakże obawa przed wyrzeczeniem się przyjemności, jaką daje seks, nie
dotyczy jedynie osób religijnych. Niebezpieczeństwo chorób przenoszo­
nych drogą kontaktów seksualnych, w tym A I D S , odstrasza dziś wiele
samotnych osób. To powoduje, że wiele obiektów, zarówno mężczyzn,
jak i kobiet, długo zastanawia się przed podjęciem decyzji o wycofaniu
się z obsesyjnego związku.

Podwójne komunikaty
Gdy obiekty opóźniają podjęcie decyzji o zerwaniu związku, wówczas
nieuchronnie zaczynają zachowywać się nieszczerze, mówiąc i robiąc
rzeczy sprzeczne z ich prawdziwymi odczuciami. Wysyłają serie mylą-
ZERWANIE NIE JEST tA T W E I 31

cych komunikatów, czego rezultatem jest podsycanie płomienia obse­


syjnego zachowania swoich kochanków.
Większość ludzi błędnie uważa, że informujemy o naszych uczu­
ciach przede wszystkim mówiąc o nich. Badania psychologiczne wska­
zują jednak, że aż 7 5 % informacji przekazujemy bez słów. Język ciała
i zachowanie są często bardziej wymowne niż słowa. Kiedy jesteśmy
skłóceni lub chcemy ukryć nasze prawdziwe uczucia, często mówimy
j e d n o , a robimy drugie, wysyłając przekazy określane potocznie jako
podwójne komunikaty.

Mówić jedno, robić drugie


Mimo złych przeczuć Elliot trwał w swym związku seksualnym z Lisą.
W dalszym ciągu jednak widywał się z Hanną, a to coraz bardziej
drażniło Lisę. Któregoś wieczoru wreszcie wybuchła. Tym razem Elliot,
zamiast położyć uszy po sobie, rozzłościł się i powiedział, że tak dalej nie
może i że nie chce jej już więcej widzieć. Potem wybiegł, pozostawiając
kochankę w łzach.
Nie miał wieści od Lisy przez dwa tygodnie, co pozwoliło mu
przypuszczać, że koszmar wreszcie się skończył. Ale wtedy Lisa niespo­
dziewanie pojawiła się w jego mieszkaniu.

E L L I O T : Otworzyłem drzwi i ona stała w progu uśmiechnięta i słodka, jak gdyby


nic się nie stało. Miała na sobie elegancki płaszcz i bardzo seksowne pantofelki;
pamiętam, że zastanowiłem się, po co się tak ubrała. Wtedy rozpięła płaszcz —
pod spodem była całkiem naga. W pierwszej chwili pomyślałem: „O nie, tylko
nie jeszcze raz od nowa!". Starałem się nie zranić jej uczuć, ale powiedziałem,
żeby sobie poszła, że to nie jest dobry pomysł. Równie dobrze mogłem mówić
w języku suahili. O n a po prostu weszła. Mówiłem sobie: „Nie bądź idiotą. To
wariatka. Wszystko zacznie się od nowa". Ale wyglądała tak wspaniale i była
taka seksowna... Naga kobieta ukazująca się w twoich drzwiach to jak odwieczne
marzenie, które raptem się spełnia. Powtarzałem: „Nie, nie, nie", ale nie byłem
w stanie zmusić się do tego, żeby to brzmiało przekonywająco. O rany, wiedziała,
jak mnie zażyć.

Elliot przesłał Lisie klasyczny podwójny komunikat. Jego słowa mówiły:


„Nie chcę cię", jednakże jego przekaz pozasłowny, którego p u n k t e m
kulminacyjnym było przespanie się z nią, był wręcz przeciwny. Równie ^
dobrze mógł nic nie mówić.
Rozpinając płaszcz, Lisa obnażyła się nie tylko fizycznie, ale rów­
nież emocjonalnie. Trudności, jakie miał Elliot z oparciem się Lisie,
1 3 2 O B I E K T Y O B S E S Y J N Y C H K O C H A N K Ó W

wynikały wyraźnie z pożądania seksualnego sprzężonego z niechęcią do


poniżenia jej, zwłaszcza, że była tak bezbronna. Miotając się między
swoim pożądaniem i współczuciem dla Lisy z jednej strony a decyzją
pozbycia się jej z drugiej, Elliot znalazł się w sytuacji, w której nie był
w stanie przekazać jasnej, jednoznacznej informacji o swych uczuciach.
Zamiast tego Lisa otrzymała komunikat, że w jego życiu w dalszym
ciągu jest dla niej miejsce, jeśli tylko będzie wytrwała w swym dążeniu.
Nic dziwnego, że nie chciała się p o d d a ć — przecież Elliot sam pozwolił
jej wrócić, zarówno dosłownie, jak i w przenośni.

Prawda wyjdzie na jaw


Lisa mogła nie brać słów Elliota poważnie, kiedy mówił, że chce zerwać
ich związek, ale on przynajmniej je wypowiedział. Shelly natomiast nie
mogła zmusić się do oznajmienia Markowi, że chce się z nim rozstać.
Zamiast tak zrobić, używała słów, by ukryć to, czego naprawdę pragnęła.

S H E L L Y : Doszło do sytuacji, w której już naprawdę nie chciałam z nim być.


Naprawdę sądzę, że popełniłam poważny błąd, i bardzo mi z tym źle, ale nie
byłam gotowa powiedzieć Markowi, co naprawdę czuję. Przybrałam więc pewną
pozę. Nie wszystko jednak da się ukryć. Na przykład kiedy jesteśmy w kościele,
on ciągle musi mnie dotykać. Ciągle gmera mi we włosach, dotyka moich ramion
albo trzyma mnie za rękę. Przez niego wpadłam w klaustrofobię, wydaje mi się,
że coś mnie przytłacza, przygniata, otrząsam się i odpycham jego rękę. On wtedy
pyta: „Dobrze się czujesz?", a ja na to: „Tak, świetnie". Ale Mark nie wierzy i do
końca dnia czuję jego ręce na sobie, bo stara się, „żebym się lepiej poczuła".
A mnie chce się krzyczeć: „Pozwól mi oddychać!".

Kiedy Shelly odpychała rękę Marka, nie musiała mu mówić, że nie


chce, żeby jej dotykał; komunikowała to swoim zachowaniem. On zaś
pytając dawał do zrozumienia, że o d e b r a ł ten komunikat. Shelly miała
nadzieję, że nie wyrażając głośno swych uczuć, zdoła je jakoś ukryć
przed Markiem, on jednak wyczuwał, że żona mu się wymyka. Rów­
nocześnie jej zapewnienia utwierdzały go w przekonaniu, że jest coś,
co mógłby zrobić, żeby ją odzyskać. Był więc coraz bardziej przymilny
i troskliwy, a to jeszcze silniej ją irytowało.
Gdy obiekt chce zakończyć związek, trudno mu ukryć negatywne
odczucia, jest bowiem zbyt wiele okazji, przy których wychodzą na
jaw prawdziwe emocje. A kiedy obsesyjni kochankowie wyczują owe
negatywne emocje, wówczas niezmiennie nasila się ich zaborczość, po­
wodując, że zerwanie staje się jeszcze trudniejsze.
Z E R W A N I E NIE J E S T Ł A T W E 1 3 3

Obiekty z reguły wpadają we wzorzec wysyłania podwójnych ko­


munikatów, j e d n a k czyniąc to, zawsze płacą wysoką cenę emocjonalną.
Jak już widzieliśmy, gdy obiekt mówi j e d n o , a czyni drugie, rzadko bywa
mu z tym dobrze. Przeważnie czuje się słaby i niespokojny. Sam obwinia
się o oszustwo, dodając to oskarżenie do poczucia winy, co potęguje
i tak już niemałe problemy z zakończeniem związku.
Jeśli jesteś obiektem obsesyjnego kochanka i podjęłaś postano­
wienie o zakończeniu waszego związku, musisz zrozumieć, że podwójne
komunikaty zwiększają tylko zamęt emocjonalny w i tak już chaotycznej
sytuacji. W końcu przedłużasz jedynie własne cierpienie i odwlekasz to,
co nieuniknione.
Wiele obiektów nie rozumie swej roli w utrwalaniu rozpadają­
cego się związku, ponieważ są skoncentrowane wyłącznie na tym, jak
się zachowuje albo jak może się zachować obsesor. Nie twierdzę, że
z chwilą, gdy przestaniesz wysyłać podwójne komunikaty, twój obsesyjny
kochanek po prostu spakuje manatki i potulnie odejdzie. Partner nie
jest j e d n a k jedyną osobą, która utrudnia zdecydowane zerwanie. D o ­
póki nie rozprawisz się z własnymi sprzecznymi odczuciami i chwiejnym
zachowaniem, nie uda ci się nawet przyjąć zdecydowanej i rzeczowej
postawy wobec kochanka. A jeśli nie będziesz stanowcza w postępowa­
niu z obsesyjnym p a r t n e r e m , nie ma żadnej szansy na to, by zgodził się
odejść.

Asertywny obiekt
W potocznym znaczeniu „asertywność" oznacza stanowcze, jasne, szcze­
re i bezpośrednie komunikowanie własnych chęci i p o t r z e b bez powodo­
wania przy tym konfliktu. Ja jednak w kontekście obsesyjnego związku
używam tego terminu w rozszerzonym znaczeniu. Asertywny obiekt
musi nie tylko jasno wyrażać swoją decyzję zakończenia związku, lecz
także podejmować wszelkie działania niezbędne do wprowadzenia owej
decyzji w życie.
Proces zrywania z obsesyjnym kochankiem jest w istocie walką
0 władzę. Obiekt chce odejść, a obsesor pragnie temu zapobiec. Obiek­
ty, które chcą mieć nadzieję na wygranie tej walki, powinny rozpocząć
od ustalenia jednoznacznego stanowiska. Muszą wiedzieć, czego chcą,
1 stale, wyraźnie o tym informować, nigdy się nie wycofując.
134 OBIEKTY O B S E S Y J N Y C H K O C H A N K Ó W

„Nie jestem do tego stworzona"


Shelly wiedziała, że musi być stanowcza w swych działaniach, ale nie
miała pojęcia, od czego zacząć. Wychowanie, jakie odebrała, nie przy­
gotowało jej do tego.

SHELLY: Co drugi dzień zbieram się na odwagę i przyrzekam sobie, że powiem


Markowi, co czuję, ale kiedy wchodzi, ręce zaczynają mi się pocić, cała się
w środku trzęsę i po prostu nie mogę tego zrobić. W moim domu rodzinnym
nie było takiego zwyczaju. Nawet jeśli coś nam się nie podobało, musieliśmy się
z tym godzić. Tak już było. Podobnie czuję się przy Marku. Wiem, że to głupie...
To znaczy mam własną pracę i uważam, że kobiety powinny być niezależne
i w ogóle... ale kiedy dochodzi do konkretnej sytuacji... tak właśnie się czuję.
M a m różne pomysły na to, jaka powinnam być, ale w środku jestem wciąż małą
dziewczynką, która nigdy nie nauczyła się walczyć o swoje sprawy.

Shelly dorastała we względnie normalnej rodzinie. Rodzice kochali ją,


ale — j a k wielu rodziców — uważali, że dzieci powinno być widać, a nie
słychać. Nic wolno było Shelly odgryzać się ani dyskutować z rodzicami.
Jeśli była smutna, kazano jej iść do swojego pokoju i pozostać tam,
„dopóki uśmiech nie powróci na jej usta". Ciągle n a p o m i n a n o ją, by
lepiej nie mówiła nic, jeśli nie ma do powiedzenia czegoś miłego.
Matka Shelly (a zarazem jej wzorzec postępowania) również żyła
według tych przykazań, rzadko wyrażając negatywne opinie przy dzie­
ciach. Shelly nigdy nie widziała, by jej rodzice się kłócili, tak więc
konflikt rodzinny był dla niej zjawiskiem nienormalnym, którego należy
za wszelką cenę unikać. Nie wiedziała, że spory stanowią naturalną
część stosunków międzyludzkich i są niezbędnym narzędziem rozwią­
zywania konfliktów.
Jako osoba dorosła Shelly nie miała osobistego doświadczenia,
z którego mogłaby czerpać, chcąc okazać Markowi swe niezadowolenie.
Wiedziała, że to, co chce powiedzieć, sprawi mu przykrość, i czuła
się znacznie lepiej ukrywając swe emocje niż angażując się w spory.
Przez całe życie unikała konfliktów. Sama myśl o wyrażeniu negatyw­
nych odczuć wprawiała ją w niepokój. Doprowadzenie do konfrontacji
z Markiem stanowiłoby dla niej postępowanie nietypowe; jak większość
z nas, opierała się wszystkiemu, co było wbrew jej nawykom.
Niewielu z nas dorastało w domach, gdzie zachęcano do otwar­
tego wyrażania negatywnych odczuć. Odnosi się to zarówno do męż­
czyzn, jak i do kobiet. Jakkolwiek niektórzy ludzie potrafili odrzucić
Z E R W A N I E NIE J E S T Ł A T W E 135

zasady rodzinnego wychowania i sami wypracowują sobie umiejętność


asertywnego komunikowania, to wielu się nie udaje. Ludzie z niedosta­
tecznie wykształconą asertywnością nie mają ani odpowiedniego oręża
słownego, ani dość pewności siebie, aby utrzymać swą pozycję w związku
z władczym kochankiem. A obsesyjni kochankowie są niemal zawsze
osobami władczymi.
Uznałam, że Shelly nie potrzebuje intensywnej psychoterapii, aby
poradzić sobie ze swym związkiem z Markiem. Musiała się tylko na­
uczyć, jak zaprzestać wysyłania podwójnych komunikatów i zacząć prze­
kazywać mężowi prawdziwe informacje. Z a p r o p o n o w a ł a m krótkoter­
minową pracę nad p r o b l e m e m rozwiązywania sytuacji kryzysowych, po­
łączoną z treningiem asertywności. Po kilku miesiącach była wreszcie
gotowa powiedzieć Markowi szczerze i zdecydowanie, że decyduje się
zakończyć małżeństwo. Był tym zupełnie załamany, ale kiedy wygłosił
długą, pełną elokwencji i łzawą mowę, błagając Shelly, by z nim została,
a o n a nie ustąpiła, w końcu zaakceptował jej decyzję.
Niestety, większość obsesyjnych kochanków nie jest tak ugodowa.

Stanowcze oświadczenie
Jeśli nie udało ci się tak skutecznie jak Shelly przekonać obsesyjnego
kochanka, że wasz związek się rozpadł, to możesz skorzystać z podanych
tu dla przykładu kilku stanowczych oświadczeń, które być może sprawią,
że p a r t n e r zacznie traktować cię poważnie.
Oświadczenia te mogą wydawać się ostre, ale kiedy chce się prze­
kazać komunikat osobie, która nie chce słyszeć, co się do niej mówi,
wówczas nie ma miejsca na subtelności czy niedopowiedzenia. Celem
wszystkich tych oświadczeń jest niedopuszczenie, byTcóchanek zepchnął
cię z powrotem na pozycje defensywne.

( i ) T o już koniec. To nie podlega dyskusji. Nie chcę więcej na ten


temat rozmawiać.
• Teraz odłożę słuchawkę, a jeśli zadzwonisz jeszcze raz, zrobię
znowu to samo, nie odzywając się do ciebie.
• Chcę, żebyś teraz odszedł i już nie wracał. Jeśli wrócisz, nie
wpuszczę cię.
• Nie dzwoń, nie pisz, nie przychodź, nie kontaktuj się ze mną ,
w żaden sposób.
1 3 6 O B I E K T Y O B S E S Y J N Y C H K O C H A N K Ó W

• Jeśli w dalszym ciągu będziesz mnie molestował, to b ę d ę musiała


zwrócić się o p o m o c do policji.

Pamiętaj, obsesorowi wydaje się, że zna twoje prawdziwe uczucia


lepiej niż ty sama, więc nie uzyskasz nic, pozwalając wciągnąć się w wy­
jaśnianie własnego stanowiska. Zamiast tego wygłoś jasne, jednoznaczne
oświadczenie, informując, czego chcesz i co zrobisz, jeśli p a r t n e r nie zo­
stawi cię w spokoju. Wyjaśnienia wprawdzie mogą sprawić, że będziesz
się czuła mniej okrutna, jednakże zaciemniają obraz, dając obsesorowi
nadzieję, że uda się mu nakłonić cię do zmiany decyzji. Obsesor nie
p o d d a się tak długo, jak długo będziesz gotowa prowadzić rozmowy.

„Nie myślałem, że mogę być tak okrutny"


Stanowcze, asertywne komunikaty mogą mieć na obsesora poważny
wpływ, a dla każdego obiektu, który chce zakończyć związek, z pewno­
ścią powinny stanowić pierwszy krok w tym kierunku. Niemniej j e d n a k
wielu obsesyjnych kochanków okazuje denerwującą głuchotę na najbar­
dziej nawet wyraźne, dobitne, niedwuznaczne i zdecydowane oświadcze­
nia.

E L L I O T : Kiedy po raz pierwszy chciałem zerwać z Lisą, powiedziałem coś


w rodzaju: „Nie sądzę, byśmy powinni się jeszcze widywać", ale p o t e m poszedłem
z nią do łóżka. Oczywiście był to błąd, więc spróbowałem inaczej: „Nie będziemy
już ze sobą sypiać. Nadal możemy pozostać przyjaciółmi, ale nic więcej". Kiedy
i to nie poskutkowało, oświadczyłem: „Jesteś naprawdę wspaniała, ale nie pa­
sujemy do siebie i wydaje mi się, że istniejące między nami uczucia są zbyt
pogmatwane, by mógł łączyć nas jakikolwiek związek, nawet platoniczny". Kiedy
i ten komunikat do niej nie dotarł, zmuszony zostałem do stwierdzenia: „Nie
chcę cię widzieć, nie chcę, żebyś do mnie dzwoniła, nie chcę mieć z tobą do
czynienia". A gdy nawet i to nie poskutkowało, musiałem odkładać słuchawkę
słysząc jej głos, i zatrzaskiwać jej drzwi przed nosem.

Wiedzę o tym, że do Lisy dociera jedynie postawienie sprawy jasno


i bez osłonek, Elliot posiadł drogą p r ó b i błędów. Kiedy chciał po­
traktować kochankę łagodnie, Lisa źle odczytała jego starania, żeby być
uprzejmym i pomocnym, przyjmując je jako dowód, że Elliotowi na niej
zależy. Nie miało znaczenia, co mówił. Nie słuchała tego, szukała luki.
Jej niechęć do poważnego potraktowania jego odmowy nie pozostawiła
Elliotowi pola manewru, więc musiał postąpić tak, jak postąpić nie
chciał.
Z E R W A N I E NIE J E S T Ł A T W E 1 37

E L L I O T : Zawsze uważałem się za bardzo wrażliwego, szczerego faceta. Ona


jednak wydobyła ze mnie wszystkie najgorsze cechy. To znaczy zmusiła mnie,
żebym zachował się jak cham. Wierzę w możliwość porozumienia między ludźmi,
bo tak się rozwiązuje problemy. Przedtem nigdy w życiu nie rzuciłem słuchawki,
gdy ktoś do mnie dzwonił. Naprawdę paskudnie się przez to czułem.

Elliot kierował oskarżenia p o d własnym adresem, gdyż postępował


w sposób sprzeczny z własnymi wyobrażeniami o sobie samym.
Zamiast uznać, że jest człowiekiem zdecydowanym, czuł się jak brutal.
Zachowanie Lisy wpędziło go w ślepą uliczkę. W końcu jedyną
alternatywą dla „okrucieństwa" wobec partnerki byłoby pozostanie
w związku, który stał się nie do zniesienia.

„Myślałem, że to się węszcie skończyło"


Ku wielkiej uldze Elliota zdawało się, że związek z Lisą jest wreszcie
zakończony. Nie kontaktowała się z nim niemal dwa miesiące. I nagle
zadzwoniła.

E L L I O T : Powiedziała, że przeszła terapię i dowiedziała się, iż wiele z konfliktów,


jakie miewała ze swoimi rodzicami, wyładowywała na mnie. Chciała się ze mną
spotkać, tylko na lunchu, aby oczyścić atmosferę między nami. Powiedziała, że
nie może znieść sytuacji, kiedy ktoś uważa ją za wariatkę. Naprawdę sprawiała
wrażenie, że jest inna, i wszystko, co mówiła, brzmiało rozsądnie. W końcu
zakończenie naszego związku było dosyć przykre... no, i chodziło tylko o jeden
lunch... Pomyślałem sobie, czemu nie, jeśli takie spotkanie ma pomóc, abyśmy
mieli już to wszystko za sobą.

W tej sytuacji większość z nas pewnie powiedziałaby „czemu n i e " . Myśl


o tym, żeby post factum zmienić złe zakończenie w przyjazne, była
bardzo kusząca. Elliot miał podstawy, by uwierzyć, że Lisa w końcu
zaakceptowała ich rozejście się. Minęły przecież dwa miesiące, a o n a
nie próbowała się z nim kontaktować. Relacja z przemyśleń, do jakich
doszła w trakcie terapii, brzmiała wiarygodnie. No i prosiła tylko o j e d e n
lunch — co w tym może być złego?

E L L I O T : Z chwilą, kiedy ją zobaczyłem, wiedziałem, że popełniłem błąd. Miała


na sobie bardzo seksowną sukienkę i powitała mnie, przytulając się w imię
„dawnych dobrych czasów". Ledwie zdążyliśmy coś zamówić, zaczęła mnie na­
kłaniać do umówienia się na następną randkę. Mówiła na przykład, że chodzi na
kursy kuchni chińskiej, więc może zechciałbym być jej królikiem doświadczal­
nym, gdy coś przyrządzi? Albo że jest zaproszona na ślub naszego wspólnego
I 3 8 OBIEKTY O B S E S Y J N Y C H K O C H A N K Ó W

znajomego i chciałaby pojechać tam z kimś samochodem, bo sama zawsze się


gubiła. Na wszystko odpowiadałem „nie", aż wreszcie zapytała mnie prosto
z mostu, dlaczego jej odmawiam, skoro to całkiem niewinne. Powiedziałem, że
po prostu jej nie ufam. Zaczęła więc spokojnie, klarownie dowodzić, że w ciągu
ostatnich dwóch miesięcy zmieniła się i że to bardzo niesprawiedliwe z mojej
strony osądzać ją teraz na podstawie tamtego burzliwego okresu jej życia. Nim
skończyła, znowu tonąłem w poczuciu winy. Byłem bardzo blisko wyrażenia
zgody na ponowne spotkanie. Ale nie zrobiłem tego. Wiedziałem, że jeśli dam
jej palec, ona chwyci rękę.

Gdy Elliot godził sie na lunch z Lisą, w istocie rzucił jej parę okru­
chów nadziei. Ale obsesyjni kochankowie z okruchów potrafią stworzyć
całe bochenki. Elliot powinien był wiedzieć, że Lisa nie ma zamiaru
łatwo się poddać. To, co zdawało się nieszkodliwym spotkaniem, szybko
przekształciło się w kolejny szturm Lisy. Tylko, że teraz zamiast seksu
zaczęła wykorzystywać logiczną argumentację. Wiedziała, że Elliot oba­
wia się jej zmienności i emocjonalności, więc potrafiła jakoś utrzymać na
wodzy te elementy swojej osobowości. Zaprezentowała się jako kobieta
odmieniona. Ałe Elliot wyczuł, że zmieniła tylko metody działania, a nie
cel.
Obsesorzy traktują najmniejszy objaw przyjaźni, a nawet zwy­
kłej ciekawości, za oznakę tego, iż obiekt jest wciąż wobec nich am­
biwalentny, a więc prawdopodobnie można go odzyskać. W niektórych
przypadkach istnieje możliwość utrzymywania z byłym p a r t n e r e m przy­
jacielskich kontaktów. Wskazana jest jednak maksymalna ostrożność,
gdyż nie sposób przewidzieć, jak obsesor zinterpretuje lub przeżyje
krótkie akty życzliwości. Dla osób, które już podjęły decyzję i udało
im się wyplątać z obsesyjnego związku, umożliwienie byłemu p a r t n e ­
rowi ponownego wejścia w ich życie w jakiejkolwiek formie jest dużym
ryzykiem.
Po lunchu z Lisą Elliot ponownie postanowił uciąć wszelkie z nią
kontakty, bez względu na to, jak przekonywająco by go do nich zachę­
cała. Po prostu nie miał ochoty narażać się więcej na jej manipulacje.
Tym niemniej przez następne dwa lata dzwoniła do niego co p a r ę mie­
sięcy, za każdym razem serwując inną zmyśloną historyjkę. Robiła to
nawet po jego ślubie z Hanną. W miarę upływu czasu jej telefony
stawały się jednak coraz rzadsze. Właśnie minął rok od chwili, gdy Elliot
po raz ostatni rozmawiał z Lisą.
Z E R W A N I E NIE J E S T ŁATWE 139

Stanowcze działanie
Niekiedy stanowcze słowa — nawet bardzo okrutne — nie wystarczają.
Jim — jak się Gloria zorientowała — po prostu nie wierzył, że o n a
nie chce go więcej widzieć, chociaż wyraźnie to powiedziała. W końcu
podjęła stanowcze działanie, wzywając ochronę, by usunęła Jima z jej
biura.

G L O R I A : Słyszałam, jak krzyczy i wali w drzwi, i pomyślałam sobie: „Do diabła


z nim, m a m już dosyć jego wciskania się we wszystkie sfery mego życia. To moje
życie". Kiedy po raz pierwszy powiedziałam mu, że nie chcę go więcej widzieć,
nie byłam tego tak całkiem pewna, ale po sześciu miesiącach jego popisów
miałam naprawdę dosyć. Byłam zmęczona rolą ofiary. Myślałam, że będę miała
poczucie winy patrząc, jak ochroniarze wywlekają go z mego gabinetu, ale nic
takiego nie stało. Byłam dumna, że wreszcie przejęłam inicjatywę.

W przeciwieństwie do Elliota, którego gnębiło poczucie winy, Glo­


ria znalazła w swym stanowczym działaniu nową siłę, pewność siebie
i ulgę. Wiele osób dostrzega, że stanowcze działanie wyzwala z poczucia
bezradności, jakiego doświadczały wobec obsesyjnych kochanków odma­
wiających odejścia.
Jednakże nawet jeśli stanowcze działanie jest emocjonalnie satys­
fakcjonujące, to rzadko bywa łatwe. Często natomiast powoduje w życiu
obiektu poważne niewygody. O t o niektóre przykłady stanowczego dzia­
łania:

• odkładanie słuchawki lub nawet zmiana numeru telefonu,


• odsyłanie nie otwartych listów,
• odsyłanie prezentów,
• powiadomienie wspólnych znajomych, że nie chcesz, by na to
samo przyjęcie zapraszano ciebie i twojego eks-partnera,
• nieotwieranie drzwi eks-partnerowi, gdy zechce ci złożyć niespo­
dziewaną wizytę,
• wzywanie ochrony lub policji,
• uzyskanie dla eks-partnera sądowego zakazu zbliżania się do cie­
bie. 1

1
Jeśli miejscowe prawo na to pozwala. Jak widać, jest to możliwe w U S A
(przyp. red. pol.).
1 4 O O B I E K T Y O B S E S Y J N Y C H K O C H A N K Ó W

Nie potrzeba terapeuty, by nauczył cię tego rodzaju zachowania


— po prostu musisz być na tyle zdecydowana, by powyższe wskazówki
wprowadzić w życie. Z początku jest to zawsze trudne, jeśli j e d n a k
twój obsesyjny kochanek nie przestanie cię nagabywać, to zapewniam,
że z czasem stanowcze działanie będzie się stawało coraz łatwiejsze.
I wcześniej czy później, w obliczu naprawdę zdecydowanego i jasnego
w intencjach postępowania większość obsesyjnych kochanków p o d d a się.
Wiem, że możesz mieć poczucie winy spowodowane tym, że tak
daleko musiałaś się posunąć; w tej sytuacji j e d n a k nie oznacza to wcale,
że postępujesz niewłaściwie. Po prostu robisz coś, czego nie przywykłaś
robić. Aby być zupełnie wolną od obsesyjnego kochanka i odzyskać kon­
trolę nad własnym życiem, musisz to poczucie winy wytrzymać, z cza­
sem ustąpi bowiem samo, w przeciwieństwie do twego niechcianego
partnera, który tego na pewno nie uczyni, jeśli nie będziesz działać
stanowczo.

Gdy można stracić coś więcej niż kochanka


Niekiedy stanowcze działanie utrudniają nie tylko czynniki emocjonal­
ne, ale również względy praktyczne. Niektórzy obsesorzy wykorzystują
własną pozycję czy władzę, by prześladować swe obiekty. Niezależ­
nie od tego, czy będzie to duchowny molestujący członka kongregacji,
psycholog prześladujący jednego z pacjentów, lekarz uganiający się za
asystentką czy profesor wyższej uczelni nagabujący studentkę — władza
w ręku obsesora zawsze powoduje, że dla obiektu zerwanie związku jest
niepomiernie bardziej skomplikowane.
R h o n d a jest wykładowcą literatury na dużym uniwersytecie w po­
łudniowej Kalifornii. To d r o b n a brunetka, której przesadnie duże oku­
lary w szylkretowej oprawce nadają nieco dziwny wygląd, upodabniając
ją do sowy. R h o n d a przyszła do mnie po spotkaniu, na którym wspo­
mniałam, że pracuję nad tą książką, i zaproponowała, że opowie mi
swoją historię.
R h o n d a walczyła o stały etat na wydziale, o stanowisko, które
ostatecznie miało zostać przyznane na podstawie rekomendacji wpły­
wowej dziekan wydziału, nieco starszej kobiety imieniem Lynn. W świe­
cie akademickim stały etat jest często kwestią przetrwania, ponieważ
jedynie on daje gwarancję zatrudnienia. Czterdziestoletnia R h o n d a pra­
gnęła wreszcie jakiejś stabilizacji w życiu. Już od pięciu lat starała się
o to stanowisko.
Z E R W A N I E NIE J E S T Ł A T W E 1 4 1

Rok wcześniej zerwała z kobietą, z którą pozostawała w długo­


trwałym związku lesbijskim. W tym czasie Lynn była bardzo uprzejma
i pomocna, pomagała Rhondzie przetrzymać jakoś ból spowodowany
zerwaniem. R h o n d a zdawała sobie sprawę z tego, że Lynn ma do
niej słabość, jej samej jednak Lynn fizycznie nie interesowała. Tak czy
inaczej, w miarę jak ich przyjaźń się pogłębiała, R h o n d a uświadomiła
sobie, że inteligencja Lynn, jej czułość i ciepło coraz bardziej ją pocią­
gają. Lynn nie śpieszyła się z rozwijaniem związku z R h o n d a , toteż gdy
w końcu zdecydowała się na wyjście z propozycją seksualną, R h o n d a
była już na nią p o d a t n a .

R H O N D A : Wiedziałam, że wejście z nią w układ jest niebezpieczne — trzymała


w swych rękach całą moją przyszłość — ale zapewniała mnie, iż potrafi oddzielać
nasze stosunki osobiste od zawodowych. Wiedziałam, że to nie takie proste, ale
mówiła mi, że jestem naprawdę utalentowana, a przy tym naturalna, że jestem
najzdolniejszym wykładowcą, jakiego kiedykolwiek spotkała, więc pomyślałam,
że i tak z d o b ę d ę stanowisko, na którym mi zależało. A wtedy naprawdę po­
trzebowałam kogoś w życiu... Lynn była tak pomocna, pełna pomysłów, życia,
miłości. Działała na mnie jak magnes. Po prostu przyciągała mnie.

Rhondzie wydawało się, że pociągają ją walory osobiste Lynn, ale jak


kiedyś powiedział H e n r y Kissinger, władza jest najlepszym afrodyzja­
kiem. Bez wątpienia na zainteresowanie Rhondy wpływał kuszący urok
władzy wiążącej się ze stanowiskiem Lynn.
R h o n d a wiedziała, że jej związek z Lynn będzie skomplikowany
z powodu nierównej pozycji służbowej, ale jak wielka będzie to kom­
plikacja, pojęła dopiero, gdy zaczęła się ujawniać obsesyjna n a t u r a Lynn.
Gdy związek seksualny Lynn i Rhondy ustabilizował się, Lynn stała
się zazdrosna, podejrzliwa i coraz bardziej zaborcza. Gdy R h o n d a po­
jechała do San Francisco na dwutygodniowe seminarium, Lynn trzy
razy przylatywała, by ją odwiedzić. Dzwoniła też do niej cztery, pięć
razy dziennie, wypytując, czy uprawia seks z kimś innym. Potem, kiedy
R h o n d a wróciła, Lynn zaczęła ją przedstawiać znajomym w taki sposób,
jakby były zaręczone i miały się pobrać.

R H O N D A : Poczułam się jak jej prywatna własność. Wiedziałam, że muszę z tym


skończyć, ale bałam się, że nie będę mogła się wyrwać. Ona by nie tylko oszalała;
byłam również pewna, że mogę pożegnać się z etatem. Pięć lat mojego życia
poszłoby na m a r n e . Naprawdę miała mnie w garści.
1 4 2 O B I E K T Y O B S E S Y J N Y C H K O C H A N K Ó W

R h o n d a znalazła się w pułapce, z której nie było łatwego wyjścia. We


wcześniejszych związkach na ogół starała się wyrażać swe uczucia jasno
i zdecydowanie, ale gdyby spróbowała uczynić to wobec Lynn, poważnie
ryzykowałaby swą karierę. Z drugiej strony, gdyby pozostała w tym
związku wyłącznie dla osiągnięcia stanowiska, wówczas utraciłaby d o b r e
samopoczucie.

R H O N D A : Któregoś wieczoru jadłyśmy kolację u jej siostry i Lynn zaczęła snuć


jakieś plany na przyszłość, o których nigdy przedtem nie słyszałam. Mówiła, że
jestem kobietą, z którą zamierza spędzić resztę życia. Wiedziałam, że nie mogę
dłużej odkładać sprawy. To nie było uczciwe ani wobec niej, ani wobec mnie
samej. Niezależnie od tego, jakie miałam ponieść koszty zawodowe, musiałam
się z tego wyplątać. Kiedy wróciłyśmy do mnie do domu, powiedziałam jej, co
myślę.

Lynn była głęboko z r a n i o n a odrzuceniem przez R h o n d ę . W p a d ł a we


wściekłość, i tak jak się R h o n d a obawiała, wyładowywała swą złość
w pracy.

R H O N D A : Jakieś trzy dni później odbywało się zebranie rady wydziału i ona
zaatakowała mnie za jakieś drobne zmiany, które chciałam wprowadzić w pro­
gramie nauczania. Zaczęła się odnosić bardzo krytycznie do pomysłów, które ja
uważałam za dobre, i robiła wszystko, żeby mnie poniżyć przed całym wydzia­
łem. Nic nie mówiłam, mając nadzieję, że jej przejdzie, ale nie przeszło. Przez
następne kilka tygodni nie pominęła żadnej okazji, by mi wbić szpilkę. Wydawało
się całkiem oczywiste, że przeszkodzi mi w uzyskaniu etatu, więc postanowiłam
zagrać równie ostro. Zarzuciłam Lynn, że pozwoliła, by jej osobiste uczucia
wpłynęły na moją karierę, i ostrzegłam ją, że jeśli się nie uspokoi, to złożę na nią
raport do zarządu za molestowanie seksualne. To wreszcie ukróciło jej docinki,
ale wciąż istnieje między nami spore napięcie. Utrudnia mi to pracę, dochodzi
do konfliktów, ale wygląda na to, że w przyszłym roku dostanę etat.

Aby wyrwać się swej obsesyjnej zwierzchniczce, R h o n d a mogła zmienić


pracę, jak to czyni wiele obiektów, ale takie wyjście nie zawsze jest
możliwe lub praktyczne. W przypadku R h o n d y bardzo t r u d n o byłoby
znaleźć równie dobrą pracę, a nawet gdyby jej się to udało, praw­
d o p o d o b n i e musiałaby spędzić n a s t ę p n e pięć lat, walcząc o e t a t . Tak
więc p o m i m o zagrożenia swojej kariery R h o n d a postanowiła zdecydo­
wanie rozegrać sprawę z Lynn, a czyniąc to, maksymalnie wykorzystała
sytuację. Wprawdzie atmosfera w pracy nadal bywała czasami p e ł n a
napięcia, ale dla R h o n d y było to mniejsze zło.
Z E R W A N I E NIE J E S T Ł A T W E 143

Zawsze niebezpiecznie jest angażować się w związek z kochan­


kiem, który ma władzę. Odnosi się to szczególnie do sytuacji, gdy jest on
kochankiem obsesyjnym, ponieważ obsesorzy, którzy zostają odrzuceni,
mają skłonność do karania obiektów i mszczenia się. Doprowadzenie
do zerwania z obsesyjnym kochankiem jest wystarczająco trudne, nawet
gdy nie trzeba dodatkowo martwić się o pracę.

Ostateczny szantaż emocjonalny


Dla obsesyjnych kochanków grożenie samobójstwem w desperackiej
próbie zatrzymania obiektu (jak to widzieliśmy w przypadku A n n e
w rozdziale drugim) nie jest niczym nadzwyczajnym. Gdy obsesor
oświadcza, że jego życie spoczywa w rękach obiektu, stanowi to
straszliwą presję, mającą zmusić obiekt do pozostania w związku. Coś
takiego przydarzyło się Glorii, gdy po raz pierwszy powiedziała Jimowi,
że chce go opuścić.

G L O R I A : Po jakimś miesiącu od chwili, gdy zaczęliśmy ze sobą chodzić, uzna­


łam, że nic z tego nie wyjdzie, ale potrzebowałam jeszcze paru miesięcy, żeby
coś w tej sprawie zrobić. Kiedy mu powiedziałam, że odchodzę, zaczął szlo­
chać i grozić, że zjedzie s a m o c h o d e m w przepaść, bo beze mnie nie ma po co
żyć. Naprawdę podchodził do tego melodramatycznie, a jest taki nieobliczalny...
Przeraziłam się, że naprawdę może to zrobić. Uspokoiłam go więc i powie­
działam, że dam mu jeszcze jedną szansę, ale musi przestać być tak zaborczy.
Zaklinał się na wszystkie świętości, że się zmieni... Oczywiście nie dotrzymał
obietnicy.

Gloria uległa emocjonalnemu szantażowi i wycofała się z zamiaru


opuszczenia Jima, aby uspokoić swą zrozumiałą obawę przed
spełnieniem przez niego jego groźby i w konsekwencji przed poczuciem
winy. Ulegając, Gloria w zasadzie udzielała Jimowi gwarancji, że będzie
mógł powtórzyć swą groźbę zawsze, gdy ogarnie go strach, że o n a
odejdzie.

G L O R I A : Nie minęły dwa tygodnie, gdy znowu stanął przede mną ten sam
problem. Sprawy zaszły tak daleko, że poczułam: albo on, albo ja. Postanowiłam
więc za wszelką cenę wywalczyć zerwanie i modlić się, żeby nie zrobił tego, co
zapowiedział. Błagałam go, żeby skorzystał z fachowej porady, ale tylko na tyle
mogłam się zdobyć. Kiedy odeszłam, dzwonił do mnie i jeszcze parę razy usiłował
grozić, że się zabije, ale nie zrobił tego.
I 4 4 O B I E K T Y O B S E S Y J N Y C H K O C H A N K Ó W

Gloria nie wiedziała, czy groźby Jima są poważne. Nikt nie może tego
wiedzieć. Niektórzy ludzie grożący samobójstwem nigdy nawet nie pró­
bują go popełnić. Wielu innych jednak to robi. Zawsze j e d n a k samobój­
stwo jest w ostatecznym rozrachunku sprawą indywidualnego wyboru.
Jeśli jesteś, p o d o b n i e jak Gloria, obiektem obsesyjnego kochanka,
który grozi p o p e ł n i e n i e m samobójstwa w razie twojego odejścia, musisz
traktować tę groźbę poważnie. Nie oznacza to jednak, że masz przyjmo­
wać odpowiedzialność za jego życie. Najbardziej konstruktywną rzeczą,
jaką możesz zrobić, jest zachęcenie partnera, żeby skorzystał z któregoś
z wielu źródeł fachowej pomocy dla ludzi przeżywających kryzys. Jeśli
twój kochanek ma życzliwych członków rodziny lub przyjaciół, możesz
ich uprzedzić o jego samobójczych groźbach i twojej stanowczej decyzji
zakończenia związku. Poza tym j e d n a k odpowiedzialność za życie two­
jego p a r t n e r a musi spoczywać w jego własnych rękach.
Wiem, że może ci być bardzo t r u d n o przyjąć to do wiadomo­
ści, ale nie masz moralnego obowiązku poświęcania własnego dobrego
samopoczucia, jeśli twój obsesyjny kochanek grozi irracjonalnym dzia­
łaniem w odpowiedzi na twoją decyzję o odejściu — decyzję, do której
masz wszelkie prawo.
Zrywanie z obsesyjnym kochankiem może być bardzo bolesnym,
wyczerpującym nerwowo procesem. Gdy już postanowisz zakończyć
obsesyjny związek, musisz być przygotowana na poważne przeszkody
nie tylko ze strony obsesyjnego kochanka, ale również z własnej. Jeśli
stwierdzisz, że nie ma sposobu, by związek się utrzymał, wówczas
zerwanie — choć może być trudne do przeprowadzenia — zawsze
będzie lepsze niż pozostanie w związku.
VII. Gdy obsesja zamienia się w przemoc
Zamierzamy teraz zbadać mroczną sferę ludzkiego życia — chaos wy­
pełniający życie osób, których odrzuceni obsesyjni kochankowie posu­
wają się do przemocy. To trudny dla mnie rozdział, ponieważ wiem,
jak szokujące mogą być dla czytelnika niektóre opowieści. W żadnym
wypadku nie chciałabym odstraszyć kogokolwiek od wstąpienia w nowy
związek ani odwieść od zerwania złego związku. Jednakże z tragicznych
niekiedy pomyłek popełnionych przez kobiety i mężczyzn, których nie­
bawem poznacie, można wyciągnąć znaczące wnioski.
Przemoc to dla niektórych obiektów obsesyjnej miłości strasz­
liwa rzeczywistość, której nie można zmienić udając, że nie istnieje.
Wszyscy znamy mocno nagłaśniane historie popularnych postaci, które
padły ofiarą przemocy ze strony obsesyjnych kochanków — od akto­
rek Dominiąue D u n n e i Dorothy Stratton poczynając, na doktorze
H e r m a n i e Tarnowerze ze Scarsdale kończąc. Akty przemocy nie ogra­
niczają się jednak do środowiska ludzi bogatych i znanych — gazety
są pełne opowieści o odrzuconych obsesorach, którzy napastowali lub
nawet mordowali swych byłych partnerów.
Jeśli planujesz zakończenie obsesyjnego związku lub już to uczy­
niłaś, ważne jest, byś nie pomyliła się w ocenie rozmiarów pierwotnej,
potężnej wściekłości, jaką w obsesyjnym kochanku odrzucenie może
wywołać. Jeśli jesteś — lub obawiasz się, że możesz być — obiektem
potencjalnie gwałtownego obsesora, wówczas musisz poczynić odpo­
wiednie kroki, żeby się ochronić. Nie gwarantują one w pełni bezpie­
czeństwa, ale im lepiej jesteś przygotowana, tym większe masz szanse,
by nie stać się ofiarą, a przynajmniej nie być nią wielokrotnie.
1 4 6 O B I E K T Y O B S E S Y J N Y C H K O C H A N K Ó W

Niszczenie dobytku: wstęp do napaści?


Liczący pięćdziesiąt siedem lat Walter jest szerokim w barach, łysieją­
cym, niebieskookim mechanikiem. Jest właścicielem warsztatu samo­
chodowego, w którym spędzam więcej czasu, niż bym sobie życzyła.
Na szczęście to człowiek życzliwy i lubi pogawędzić, więc moje wizyty
u niego są całkiem przyjemne. W ciągu minionych lat całkiem do­
brze poznałam Waltera, więc gdy powiedziałam mu, że pracuję nad tą
książką, z własnej inicjatywy podzielił się ze mną swoim niepokojącym
doświadczeniem z obsesyjną kochanką.
Pierwsza żona Waltera zmarła cztery lata temu, po długiej i wy­
czerpującej walce z rakiem. Sporo czasu minęło, zanim wrócił do rów­
nowagi w sferze emocjonalnej, pomagało mu w tym j e d n a k kilkoro
dobrych przyjaciół, dwoje kochających dzieci i troje cudownych wnucząt.
W jakieś dwa lata po śmierci żony, po usilnych naleganiach ze strony
rodziny, Walter zaczął umawiać się na randki. Kilka miesięcy później
poznał Nan.
Kiedy ją spotkał, czterdziestoośmioletnia Nan pracowała jako ho­
stessa w dużej kafeterii. Od razu przypadli sobie do gustu i tego samego
wieczoru Walter zaprosił ją na drinka. W ciągu tygodnia spotkali się
jeszcze dwukrotnie. Przy czwartej randce poszli do łóżka. Nan była
pierwszą kobietą od śmierci żony, z którą Walter czuł się na tyle blisko,
by pozwolić sobie na seks.
Nan była namiętną kochanką, toteż kiedy się spotykali, Walter
czuł się tak podniecony i ożywiony, jak nie był od lat. O n a jednak
stawała się coraz bardziej wymagająca i zaborcza. Po jakichś czterech
lub pięciu miesiącach zaczęła naciskać, żeby się z nią ożenił. Walter
powiedział, że nie jest gotów do ponownego małżeństwa, ale o n a coraz
mocniej nalegała i zachęcała. W końcu oświadczył, że chce zerwać len
związek.
Nan nie uwierzyła, że Walter mówi poważnie. Zaczęła wydzwaniać
do niego do warsztatu po kilka razy dziennie, wpadać do mieszkania,
słać listy w nadziei, że zmieni zdanie. Gdy Walter na to nie reago­
wał, zaczęła histeryzować. Któregoś razu w jego własnej kuchni rzuciła
w niego filiżanką kawy. Innym razem rzuciła kluczami w o k n o jego
warsztatu. Waltera coraz bardziej irytowało, że Nan nie chce się wy­
cofać, mimo jego jednoznacznego stanowiska. Nie miał j e d n a k pojęcia,
GDY O B S E S J A Z A M I E N I A SIE W P B Z E M O C 1 4 7

jak ją powstrzymać. Liczył, że w końcu zabraknie jej energii i zostawi


go w spokoju.
Jakiś miesiąc po zerwaniu z Nan Walter poznał Betty, agentkę
ubezpieczeniową. Zaczęli się spotykać i szybko się w sobie zakochali.

W A L T E R : Kiedy zaręczyliśmy się z Betty, pomyślałem, że N a n wreszcie odczepi


się ode mnie. Oznajmiłem jej to, kiedy kolejny raz przyszła do warsztatu. Z a ­
mieniła się w sopel lodu. Po prostu zatkało ją. Pamiętam, że mamrotała coś, że
zrobi tak, że nigdy jej nie zapomnę, i po prostu wyszła. Uznałem, że to nareszcie
koniec, i wróciłem do roboty.

Ponieważ wyglądało na to, że Nan wiadomość o jego zaręczynach przy­


jęła spokojnie, Walter, podobnie jak wiele innych obiektów, uległ fał­
szywemu uczuciu ulgi. Spodziewał się wybuchu, a kiedy ten nie nastąpił
natychmiast, przyjął, że wszystko jest w porządku. Jednakże, jak czy­
taliśmy na kartach tej książki, obsesyjna wściekłość rzadko pozwala
się zdusić. M o ż e się obrócić przeciwko zupełnie niewinnej, postronnej
osobie; może wybuchnąć do wewnątrz, powodując, że obsesor będzie
niszczył sam siebie; zazwyczaj jednak kieruje się przeciwko obiektowi,
aż nazbyt często w formie przemocy.
Nan udzieliła Walterowi dość jednoznacznej wskazówki, że jeszcze
będzie miał z nią do czynienia. Sens tego komunikatu nie dotarł jednak
do niego. Gdyby zwrócił większą uwagę na to, co Nan mówiła, może
dostrzegłby groźbę w jej słowach, kiedy „mamrotała coś, żc zrobi tak,
że nigdy jej nie zapomni".

„Nie przypuszczałem, ze posunie się tak daleko"


Gdy tego wieczoru Walter wrócił do domu, zastał drzwi frontowe sze­
roko otwarte. W pierwszej chwili pomyślał, że było włamanie, ale kiedy
wszedł do środka, poczuł dym.

W A L T E R : Adrenalina skoczyła mi, jakby ją pompował czterocylindrowy silnik.


Wszedłem do sypialni. Wszędzie porozrzucane były moje ubrania, jakby prze­
szło tornado. Skarpetki, koszule, wszystko razem, wszędzie... poza garniturami.
Żadnej marynarki, żadnych spodni... Nos powiedział mi, żeby skierować się
do łazienki — tam była reszta rzeczy... zwęglona. Nan spaliła w wannie całą
zawartość mojej szafy. Łazienka była zupełnie czarna od dymu, ściana osmalona.
Wezwałem policję, nie miałem jednak dowodu na to, że to jej sprawka, więc nic
nie mogłem zrobić. Ale wiedziałem, że to Nan, bo drzwi były otwarte, a tylko
1 4 8 OBIEKTY O B S E S Y J N Y C H K O C H A N K Ó W

ona miała klucz. Myślę, że postąpiłem głupio, nie zmieniając zamków, ale nie
sądziłem, że jest zdolna do czegoś takiego.

Podobnie jak wiele obiektów miłości obsesyjnych kochanków — szcze­


gólnie obiektów płci męskiej — Walter miał skłonność do lekceważenia
własnego bezpieczeństwa. Był w końcu znacznie roślejszy i silniejszy niż
N a n ; nie przyszło mu na myśl, że o n a może go skrzywdzić. A przecież
wiedział, że Nan bywa gwałtowna, ponieważ w chwilach wściekłości
rzucała różnymi przedmiotami. Wiedział też, że ma łatwy d o s t ę p do jego
mieszkania, ponieważ w czasach, gdy sypiali ze sobą, dał jej klucz. Do
powstrzymania Nan przed wyładowaniem złości na Walterze prawdopo­
dobnie nie wystarczyłoby tak proste zabezpieczenie jak zmiana zamków,
ale kto wie... Czasami wystarczy nawet d r o b n a przeszkoda, by zniechęcić
obsesora do działania podjętego pod wpływem nagłego impulsu.

W A L T E R : Miałem cholerne szczęście, że nie spaliła mi całego domu. I muszę


ci powiedzieć, że przez następne dwa miesiące o niczym innym nie myślałem.
No bo co niby miało ją powstrzymać przed ponownym przyjściem i spaleniem
chałupy, na przykład w nocy, gdy śpimy? Walczyłem w Korei — potrafię troszczyć
się o swoje bezpieczeństwo. Ale bałem się. Naprawdę się bałem. Wciąż się
boję. Słyszałem, że przedawkowała i znalazła się w jakimś szpitalu, ale wciąż
się obawiam, że wróci. Minęły dwa lata, ale nadal o tym myślę.

Walter, któremu początkowo nawet przez myśl nie przeszło, że może


znaleźć się w niebezpieczeństwie, dwa lata później wciąż jeszcze się bał.
Mimo że gwałtowne wybuchy Nan skierowane były tylko przeciwko jego
dobytkowi, wyraziście zademonstrowała swą żądzę brutalnej zemsty.
Obawy Waltera, że następnym razem może pokusić się o napaść na
niego lub jego nową żonę, były całkowicie uzasadnione. Nie znajdo­
wał pocieszenia w tym, że Nan więcej się nie pokazała — przeciwnie,
był zaprzątnięty obawą, że może powrócić. Gdy obsesyjny kochanek
przekształca gwałtowne emocje w gwałtowne czyny, wówczas nie sposób
określić, jak długo będzie trwać w swych zamiarach lub do czego się
posunie. Nawet jeśli nigdy nie wyjdzie poza ataki na dobytek dawnego
partnera, strach, jaki wzbudza, może wisieć niczym miecz nad głową
ofiary.
GDY O B S E S J A Z A M I E N I A S I { W P R Z E M O C 149

Przemoc seksualna
Janey jest wyjątkowo uroczym dwudziestoletnim rudzielcem, córką mo­
ich bliskich przyjaciół. Z n a m ją od urodzenia. Dwa lata temu, kiedy była
na pierwszym roku college'u Ivy League, poznała Victora; miał dwadzie­
ścia cztery lata i był absolwentem wydziału zarządzania. Janey nie była
zainteresowana Victorem w jakiś szczególnie romantyczny sposób, ale
łączyło ich zamiłowanie do klasyki filmowej i w weekendy często chodzili
do kina, zawsze zresztą w grupie przyjaciół. Janey zdawała sobie sprawę,
że Victor coraz bardziej się nią interesuje, dbała jednak, by nigdy nie
wychodzić tylko z nim samym, i robiła wszystko, by nie podsycać jego
zainteresowania. A mimo to któregoś wieczoru pojawił się w drzwiach
jej pokoju i wyznał miłość.

J A N E Y : Stał tak na korytarzu z miną zbitego psa i czekał, aż powiem, że ja


również go kocham. Oświadczyłam mu, że jest bardzo miłym facetem, ale że
nie mam ochoty się z nim wiązać. Powiedział wtedy: „Nie podejmujmy teraz
żadnych decyzji, poczekamy, zobaczymy". W całej tej sprawie było coś naprawdę
dziwacznego, ale znałam wielu facetów, którzy mówili mi, że mnie kochają,
i zazwyczaj była to tylko gadka-szmatka, więc starałam się o tym zapomnieć. No,
ale on mi na to nie pozwalał. Zaczął pojawiać się wszędzie, gdzie chodziłam.
Czekał pod salami wykładowymi. W stołówce stawał za mną w kolejce i siadał
obok, także kiedy mówiłam, żeby tego nie robił — więc przestałam tam jadać.
Nawet kiedy go nie widziałam, zawsze miałam uczucie, że mnie śledzi. Nasilało
się szczególnie wtedy, kiedy byłam z kimś — czułam się paskudnie. W końcu,
żeby tego więcej nie przeżywać, nie poszłam na parę randek. Kolega pogonił
mnie, żeby coś w tej sprawie zrobić, więc zwróciłam się do ochrony uczelni.
Odbyli z nim długą rozmowę i obiecał, że da mi spokój, ale tego nie zrobił.
Więc coraz częściej zamykałam się w pokoju. Tak było lepiej niż wychodzić gdzieś
z poczuciem, że jakiś świr mnie szpieguje.

M i m o że nie łączył ich związek intymny, obsesja Victora ograniczała


życie Janey. Znalazła się o n a w znanym wielu obiektom frustrującym
stanie uwięzienia, nie mogąc jednocześnie podjąć żadnych kroków prze­
ciwko swemu obsesorowi, ponieważ ani jej otwarcie nie groził, ani nie
złamał żadnego prawa. Gdy po raz drugi poskarżyła się na Victora,
pewien funkcjonariusz ochrony uczelnianej powiedział jej: „Gdybyśmy
chcieli aresztować każdego faceta na uczelni, który napalił się na dziew­
czynę, to musielibyśmy wezwać Gwardię Narodową".
1 5 O OBIEKTY O B S E S Y J N Y C H K O C H A N K Ó W

J A N E Y : Któregoś wieczoru wychodziłam z biblioteki i zorientowałam się, że


idzie za mną, więc odwróciłam się, stanęłam naprzeciw niego... i powiedziałam
mu, żeby zostawił mnie w spokoju. W odpowiedzi usłyszałam: „Kocham cię
tak bardzo, że to mnie zabija. Tylko mnie pocałuj". Odpowiedziałam: „Chyba
żartujesz" i zaczęła się szarpanina, podczas której on chciał mnie pocałować,
a ja go odpychałam, i przez cały ten czas on mówił mi, jak bardzo mnie kocha.
Nawet nic widziałam, kiedy wyjął nóż i znaleźliśmy się w krzakach. Zagroził, że
mnie zabije, jeśli nic będzie mógł mnie mieć. Potem mnie zgwałcił.

Po gwałcie Janey p o p a d ł a w depresję, odizolowała się od ludzi, opuściła


college i wróciła do d o m u . Powiedziała rodzicom, że potrzebuje trochę
czasu, żeby przezwyciężyć uraz. Nic chciała rozmawiać o gwałcie, nie
chciała zasięgnąć porady psychologa ani złożyć oskarżenia. Podobnie
jak wiele ofiar gwałtu, odżegnywała się od całej procedury sądowej, i to
p o m i m o nękającej obawy, że Victor może ją odnaleźć i powtórzyć swój
czyn.
Trwało to niemal rok. Rodzice Janey byli coraz bardziej zanie­
pokojeni. Jakkolwiek zdawało się, że córka funkcjonuje normalnie, do­
strzegali, że bardzo się od czasu gwałtu zmieniła: nie robiła nic, żeby po­
wrócić na uczelnię, podjęła pracę nic stwarzającą żadnych perspektyw,
z nikim się nie umawiała. Z rzadka widywała się ze starymi przyjaciółmi,
a gdy pytali ją, czemu jest smutna, odpowiadała, że wszystko w porządku
i że niebawem zajmie się swoim życiem.

,jMam już dosyć takiego uczucia"


Od czasu kiedy wróciła do domu, nalegałam, by pozwoliła mi p o m ó c
w znalezieniu odpowiedniego terapeuty, który popracowałby z nią nad
emocjonalnym przezwyciężeniem urazu, jednakże Janey stanowczo od­
mówiła. Podobnie jak wiele innych ofiar przemocy, tak bardzo pragnęła
zapomnieć o tym, co zaszło, że kiedy tylko rany fizyczne zagoiły się,
wolała ignorować rany emocjonalne, niż stawić im czoło.
Czułam się ogromnie sfrustrowana, nie mogąc zapobiec cierpieniu
Janey, bowiem odmawiała przyjęcia pomocy. Chwila przemocy Victora
zamieniła się dla niej w miesiące męczarni i bólu. Do wściekłości, jak
zawsze zresztą w takich przypadkach, doprowadzała mnie świadomość,
że życie niewinnej, młodej kobiety tak łatwo mogą zniszczyć impulsywne
działania zdeprawowanego obsesora.
Ku mej wielkiej radości któregoś wieczoru Janey zadzwoniła i po­
prosiła, żebym zjadła z nią lunch. Spotkałyśmy się następnego dnia
GDY O B S E S J A Z A M I E N I A S I Ę W P R Z E M O C 151

i ucieszyłam się widząc, że po raz pierwszy od czasu gwałtu chce roz­


mawiać.

J A N E Y : Oglądałam akurat w telewizji jakąś staroświecką opowieść o miłości,


gdy nagle spostrzegłam, że siedzę i beczę. Wciąż myślałam, że nigdy nie będę
się czuła na tyle normalnie, by znowu się zakochać. Susan, m a m już tego dosyć.
Proszę cię, pomóż mi.

Jakkolwiek zwrócenie się z prośbą o p o m o c może wydawać się czymś


zupełnie prostym, od Janey wymagało to sporo odwagi i uczciwości.
Skierowałam ją do znajomego, który specjalizuje się w pracy z ofiarami
napaści seksualnych. Gdy tylko w wyniku terapii Janey stała się sil­
niejsza, postanowiła zrobić coś we własnej obronie i wreszcie zaskarżyć
Victora.
Siłę jej oskarżenia osłabiał upływ czasu, p o n a d t o musiała jeździć
składać zeznania do innego stanu, ale przeszkody te okazały się dla niej
nieistotne. Musiała zdobyć się na ten krok, by wreszcie przestać być
ofiarą. Nawet jeśli sprawa nie zakończy się procesem, Janey wie teraz,
że ma dość ambicji, by się odegrać na sprawcy gwałtu, i właśnie to,
bardziej niż jakikolwiek werdykt sądu, pomaga jej w odzyskaniu dawnej
pewności siebie.

Odgrywanie się
Gwałt zazwyczaj kojarzy się nam z napaścią obcego człowieka, tymcza­
sem przypadki kobiet gwałconych przez kogoś, kogo znają, są alarmu­
jąco częste. Dla ofiary każda sprawa o gwałt jest okropnym przeżyciem,
ale jeśli gwałcicielem był ktoś, kogo ofiara znała i kiedyś lubiła, a nawet
kochała, wówczas jeszcze trudniej jej znaleźć w sobie dość siły, by wy­
stąpić z oskarżeniem. Jeżeli napastnikiem był mąż lub przyjaciel, ofierze
może być szczególnie ciężko obronić swą wiarygodność przed sądem.
Pomimo trudności związanych z procesem, zawsze zalecam ofiarom
gwałtu, by postępowały stanowczo i wystąpiły z oskarżeniem. Jest to
sposób na przezwyciężenie bólu i strachu — a to na pewno lepsze, niż
godzenie się z nimi.
Gdy gwałciciel jest obsesorem, jego ofiara ma dodatkowe powody
do obaw. W przeciwieństwie do innych sytuacji, taki gwałt nie jest
działaniem przypadkowym. Ofiara została wybrana. Istnieje też wów­
czas większe prawdopodobieństwo, że gwałciciel jeszcze raz spróbuje
przemocy.
152 O B I E K T Y O B S E S Y J N Y C H K O C H A N K Ó W

Chociażby z tego właśnie powodu kobiety, które są seksualnie na­


pastowane przez obsesyjnych kochanków, powinny występować z oskar­
żeniami i być przygotowane na żmudną procedurę prawną, by w końcu
doprowadzić gwałcicieli za kratki. Nawet jeśli proces nie zakończy się
wyrokiem skazującym na więzienie, to obiekt wysyła obsesorowi jasny
komunikat, że nie godzi się na rolę ofiary. Odstrasza to niektórych
obsesorów od dalszych p r ó b kontaktowania się.
Janey była zmuszona opuścić środowisko swoich znajomych i na­
uczycieli z college'u, bowiem Victor pozostał studentem. Zaczęła jednak
starać się o przyjęcie na inną uczelnię. Mniej boi się chodzić samotnie
i wieczorami; uczęszcza na kursy samoobrony i nosi przy sobie pojemnik
z gazem. Wzmacnia się również psychicznie. Raz w tygodniu bierze
udział w spotkaniach grupy ofiar gwałtu, dwa razy w miesiącu pracuje
w telefonie zaufania dla zgwałconych kobiet. Od czasu incydentu z Vic-
t o r e m Janey dręczyły koszmary, ale obecnie zdarzają się coraz rzadziej;
dzięki terapii dziewczyna zaczyna odzyskiwać zdolność cieszenia się
życiem.

Przemoc fizyczna
Przemoc to w związkach intymnych bardzo realne zagrożenie — przy­
najmniej j e d n a amerykańska kobieta na dziesięć bywa bita przez męża
lub kochanka. Dla obiektów obsesyjnej miłości niebezpieczeństwo trwa
nawet po zakończeniu związku. Obsesyjni kochankowie, którym zdaje
się, że tracą tę jedyną, cudowną osobę, mogą kierować się bądź potrzebą
odzyskania władzy nad byłym partnerem, bądź pragnieniem zemsty.
Jakkolwiek także mężczyźni bywają obiektami gwałtownych ob­
sesyjnych zachowań, to jednak większość odnotowanych ofiar stanowią
kobiety. Gwałtowny cks-kochanck lub mąż może użyć przemocy w każ­
dej dziedzinie życia partnerki, uniemożliwiając jej normalną egzysten­
cję. Każde wspomnienie to przerażający sygnał jego istnienia. Każde
pukanie do drzwi, każdy odgłos kroków, każdy cień uwalnia upiora
obsesyjnego napastnika gotowego do ataku. Większość obsesyjnych ko­
chanków, gdy kończy się ich związek, nie ucieka się do aktów fizycznej
agresji; jest to j e d n a k niewielkie pocieszenie dla tych obiektów, których
kochankowie stają się agresywni.
GDY O B S E S J A Z A M I E N I A SIE. W P R Z E M O C 1 5 3

,JMie przyszłoby mi do głowy,


że może mnie uderzyć"
Samantha, dwudziestosiedmioletnia, wysoka, bardzo szczupła dziew­
czyna o popielatoblond włosach i porcelanowej cerze, pracowała jako
kasjerka w dużej instytucji pożyczkowo-kredytowej. Przez dwa i pół
roku była żoną JTarry'ego, trzydziestojednoletniego lekarza kardiologa
ze szpitala w Los Angeles. Obsesyjny charakter Harry'ego ujawnił się
we wczesnym okresie ich małżeństwa. Mąż wpadał we wściekłość, jeśli
Samanthy nie było w domu, gdy wracał z pracy. Potrzebował ciągłych
zapewnień o jej wierności i oddaniu.
Jak wiele obiektów, Samantha początkowo znosiła wątpliwości
Harry'ego, ponieważ uważała, że znikną one wraz z pogłębieniem się
ich związku. Po roku małżeństwa zaczęła jednak dostrzegać fizyczny
aspekt złości męża, z jakim się nigdy wcześniej nie zetknęła. Kiedyś
Harry przebił pięścią szafę, innym razem rzucił butelką piwa w lustrzaną
ścianę. Wybuchy te przestraszyły Samanthę, mimo to pomniejszała ich
znaczenie, przypisując je przejściowym stresom w pracy. Nie wyobrażała
sobie, że mąż mógłby ją uderzyć.
Tuż po drugiej rocznicy ślubu S a m a n t h a zaszła w ciążę. Jak się
zdaje, rozbudziło to w Harrym jeszcze większą zazdrość — u obse­
syjnych kochanków nie jest niczym niezwykłym poczucie zagrożenia
wywołane perspektywą dzielenia p a r t n e r a z dzieckiem. Dwa miesiące
później, gdy S a m a n t h a późno wróciła do d o m u z wizyty u kuzynki,
Harry wybuchnął. Oskarżając żonę, że była z innym mężczyzną, uderzył
ją w twarz tak mocno, że aż się przewróciła.

S A M A N T I I A : Czułam się ogłuszona, bardziej emocjonalnie niż fizycznie. By­


łam tak pewna, że go znam! Tak pewna, że nie zrobi nic, żeby mnie zranić!
W tym momencie coś we mnie umarło. Po raz pierwszy wydał mi się wstrętny.
Wiedziałam, żc nie mogę z nim dłużej żyć. To był koniec.

Tego wieczoru wyprowadziła się do matki. Kilka dni później wystąpiła


o rozwód. Aby uniemożliwić Harry'emu powtórzenie napaści, adwokat
Samanthy wystąpił do sądu o zakaz zbliżania się do niej. W rezultacie
Harry nie miał prawa bezpośrednio kontaktować się z S a m a n t h a ani
podchodzić do niej bliżej niż na na odległość trzystu jardów.
1 5 4 OBIEKTY OBSESYJNYCH KOCHANKÓW

Żal po gwałtownym związku


Przez dwa lata Samantha znosiła wybuchy wściekłości Harry'ego, nie
miała jednak zamiaru znosić bicia. Wiedziała, że będzie musiała od
niego odejść z chwilą, kiedy przekroczy tę granicę, więc uczyniła to
szybko i w sposób zdecydowany. A jednak decyzja wcale nie była łatwa.

S A M A N T H A : Przez pewien czas byłam naprawdę załamana. W końcu nosiłam


w sobie jego dziecko i przeżyliśmy razem trochę wspaniałych chwil. Zawsze
sądziłam, że będę z nim do końca życia, a tli nagle... Trudno było z tego zre­
zygnować.

Wiele osób takich jak Samantha uważa, że jeśli kończą związek z gwał­
townym obsesorem, robią dla siebie coś dobrego, a więc wyjdą z tego
bez szkód emocjonalnych. Jednakże szok i przerażenie, jakie S a m a n t h a
przeżyła z powodu brutalnego zachowania H a r i y e g o , nie zapobiegły
uczuciu żalu spowodowanego śmiercią ich związku i załamaniem się
oczekiwań dotyczących przyszłości.
Większości ludzi trudno zrozumieć, jak obiekt może żałować utra­
ty gwałtownego związku. Ale bez względu na to, jak nieznośny stał
się taki związek u swego kresu, większość obiektów odczuwa pewną
tęsknotę za dobrymi czasami, za bezpieczeństwem wynikającym zc stałej
obecności drugiej osoby oraz za tym, „co mogłoby być".

Racjonalizowanie przemocy
Naturalny żal Samanthy złagodził jej uczucia wobec IIarry'ego, usuwa­
jąc na dalszy plan uzasadnioną obawę przed nim. Samantha rozpoczęła
znany wielu ofiarom gwałtownych obsesorów proces racjonalizowania
spotykających ją ze strony męża napaści emocjonalnych i fizycznych.

S A M A N T H A : Wiedziałam, że nie mam ochoty na pozostawanie w związku


z facetem, który może uderzyć kobietę, ale w myślach wciąż odtwarzałam ten
wieczór... Może częściowo to była moja wina... Może powinnam była zadzwonić,
że wrócę później; już nieraz strasznie się wściekał, kiedy nie wiedział, gdzie
jestem. Może to był jednorazowy wyskok, bo przecież Harry nigdy wcześniej
mnie nie uderzył... I zdawał się tym równie zaskoczony jak ja... Chyba tego
żałował... Chcę powiedzieć, że nie jest żadnym potworem. Nie wyszłabym za
niego, gdyby nim był.
GDY O B S E S J A Z A M I E N I A SIE. W P R Z E M O C 1 55

S a m a n t h a nie wahała się w swym postanowieniu o rozwodzie z Harrym,


ale wciąż igrała z niebezpiecznymi myślami. Przejmując na siebie część
odpowiedzialności za przemoc Harry'ego wobec siebie, osłabiała swe
pozycje o b r o n n e . Wiele ofiar tak czyni, przede wszystkim po to, aby
podbudować swoje przekonanie, iż nie byli głupcami, wybierając sobie
takich partnerów, oraz że czas i energia, jakie włożyli w związek, nie
poszły na marne.

Gdy obiekt opuszcza pozycje obronne


Brak konsekwencji w opiniach Samanthy na temat H a n y e g o związany
był z faktem, że nosiła jego dziecko. Zrozumiałe więc, że targały nią
sprzeczne uczucia, gdy w miesiąc po jej odejściu zadzwonił i poprosił
o spotkanie.

S A M A N T H A : Powiedziałam mu, że zakaz sądowy dotyczy również rozmów


telefonicznych, ale zaczął mówić, jakie to bolesne dla niego, że odeszłam w prze­
konaniu, że mógłby znowu podnieść na mnie rękę. Wtedy poczułam się winna.
Powiedział, że chce tylko zrzucić z siebie trochę ciężaru. Wic, że to już koniec, ale
chce przeprosić i w sposób cywilizowany załatwić sprawy między nami, choćby dla
dobra naszego dziecka. Sprawiał wrażenie człowieka tak spokojnego, tak łagod­
nego i pełnego żalu... Po prostu nie mogłam mu odmówić. Więc oświadczyłam,
żc może przyjść na dziesięć minut, ale potem będzie musiał odejść. Przystał na
to.

Kiedy S a m a n t h a zgodziła się na rozmowę z Harrym p o m i m o zakazu


sądowego, zakomunikowała mu tym samym, że właściwie ten zakaz nic
dla niej nie znaczy. W zasadzie udzieliła mu pozwolenia na to, by od
nowa zaczął ją prześladować. Zawsze trudno jest pozostać nieugiętym
w obliczu skruszonego i zbolałego dawnego kochanka, ale bez względu
na to, jak gorąco Harry ją przepraszał, Samantha nie powinna była
tracić z oczu zasadniczego faktu, że to wciąż ten sam człowiek, który
ją uderzył — to się nie zmieniło.
Przystając na rozmowę z m ę ż e m postąpiła nieostrożnie, ale skoro
już podjęła taką decyzję, nie wolno jej było zgodzić się na spotkanie
w d o m u jej matki, gdzie była sama, a więc bezbronna i pozbawiona
pomocy.

S A M A N T H A : Zaczęliśmy rozmawiać i zachowywał się normalnie. Powiedział


mi, jak źle się czuł z powodu tego, co się stało, jak mu było przykro, i że chce,
żebym do niego wróciła, żebyśmy mieli dziecko i żebyśmy byli rodziną. Starałam
i5e OBIEKTY O B S E S Y J N Y C H K O C H A N K Ó W

się być delikatna, ale powiedziałam, że na to za późno, że już nie jestem w stanie
mu zaufać. Nigdy nie czułabym się bezpiecznie. Usiłował mnie przekonać, że
mogłabym, a kiedy mu się to nie udało, wpadał w coraz większą frustrację,
aż w końcu zaczął na mnie wrzeszczeć. Byłam mocno wystraszona, więc po­
wiedziałam mu, że dziesięć minut minęło i że tak jak obiecał, powinien wyjść.
Ale kiedy otworzyłam drzwi, odmówił wyjścia, więc go wypchnęłam. A kiedy
chciałam zamknąć drzwi, zupełnie oszalał i wyciągnął mnie na korytarz. Wtedy
zaczęłam krzyczeć, a on po prostu zepchnął mnie ze schodów. Następna rzecz,
jaką pamiętam, to to, że byłam w karetce, cała obolała. Tego wieczoru straciłam
dziecko. Nigdy sobie nie wybaczę, że byłam taka głupia.

W jednej chwili życie Samanthy zamieniło się w koszmar. Poza poronie­


niem doznała wstrząsu, miała złamane dwa żebra i krwotok wewnętrzny,
którego omal nie przypłaciła życiem. Popadła również w głęboką d e p r e ­
sję, obwiniając się o śmierć dziecka.
Patrząc na to z perspektywy czasu, S a m a n t h a zdała sobie sprawę,
że dysponowała wystarczającymi przesłankami, by przewidywać, iż Har­
ry może powtórzyć swoje gwałtowne zachowanie. Jeśli mógł wybuchnąć
w tak błahej sprawie jak jej późny powrót do domu, to w obliczu
bolesnego zakończenia związku rozwodem mogła spodziewać się praw­
dziwej erupcji wściekłości. Harry jednak nie był chronicznym damskim
bokserem i po części właśnie dlatego S a m a n t h a odsłoniła się. Popełniła
zaledwie jedną krótkotrwałą omyłkę w ocenie sytuacji, a tak słono za to
zapłaciła.
W rezultacie Harry został skazany za napaść na S a m a n t h ę i nie­
umyślne zabójstwo ich nic narodzonego dziecka. Obecnie przebywa
w więzieniu stanowym. Fizycznie Samantha wyzdrowiała i odbywa obec­
nie terapię, aby przezwyciężyć uraz emocjonalny. Planuje przeniesienie
się do innego stanu, zanim Harry uzyska po pięciu latach zwolnienie
warunkowe.
Trzeba zdawać sobie sprawę, że obsesyjni kochankowie, wyłado­
wując swoją wściekłość i frustrację w formie przemocy fizycznej, d e m o n ­
strują wyraźnie niezdolność do panowania nad sobą. Gdy taką osobę
ogarnie wściekłość, zazwyczaj traci zdolność do powściągania swych
emocji drogą racjonalnego myślenia i nie zastanawia się nad konse­
kwencjami swego zachowania. Gwałtowne działanie staje się zwykłym
sposobem rozładowywania emocji. U bardzo niewielu ludzi ogranicza
się to do jednorazowego incydentu.
GDY O B S E S J A Z A M I E N I A SIE. W P R Z E M O C t57

Gdy obsesja prowadzi do morderstwa


Partnerzy obsesyjnych kochanków rzadko traktują groźbę użycia prze­
mocy wystarczająco poważnie, nawet jeśli zagrożenie jest realne, chyba
że mają już za sobą związek, w którym byli napastowani fizycznie.
Ellie, lat trzydzieści trzy, zgłosiła się do mnie tuż po tragicznej
śmierci siostry. Od chwili gdy weszła, z trudem powstrzymywała łzy. Jej
mała, szczupła figurka zdawała się szczególnie krucha. Powiedziała mi,
że od pogrzebu siostry ma kłopoty ze snem i dużo straciła na wadze. Jej
żal wzmacniało jeszcze silne poczucie winy za śmierć siostry.
Ellie opowiedziała mi, że jej siostra Rachel postanowiła po po­
nadrocznym pożyciu zerwać związek z przystojnym, bardzo inteligent­
nym architektem imieniem G r a n t . Zwierzyła się Ellie jedynie, że „ma
już dosyć h u m o r ó w G r a n t a " . Jednakże G r a n t nie miał ochoty ustąpić.
W dniu, w którym Rachel wyprowadziła się, rozpoczął kampanię, żeby
ją odzyskać. Codziennie przysyłał jej kwiaty, czekoladki lub namiętne
listy miłosne. Zostawiał wiadomości za wycieraczkami samochodu —
nawet poza jej zwykłymi miejscami pobytu, co wskazywało, że ją śledzi.
Reakcją Rachel na te prześladowania było całkowite ignorowanie go
i wyrzucanie jego prezentów. Było to dla niej niezwykle denerwujące,
ale wierzyła, że w końcu zmęczy go stałe odtrącanie i p o d d a się. Nie
widziała powodu, dla którego miałaby się G r a n t a obawiać.

E L L I E : I wtedy, pewnego dnia pojawił się w moim domu i błagał mnie, żebym
mu pomogła. Wyglądał na tak przygnębionego i tak zakochanego... Zresztą
zawsze uważałam go za miłego faceta, a już na pewno znacznie milszego od
niektórych innych świrów, z którymi Rachel chodziła... No i chodziło mu o tylko
to, żeby mógł z nią porozmawiać. Powiedziałam mu, że Rachel jest naprawdę
wkurzona tym, że on nie chce zostawić jej w spokoju. Przysiągł mi wtedy, że jeśli
ją nakłonię, żeby jeszcze raz się z nim spotkała, a nic z tego nie wyjdzie, to da
za wygraną i nigdy więcej nie będzie zawracał jej głowy. Pomyślałam sobie: „Cóż
w tym złego?" i zaprosiłam Rachel na kolację, nie mówiąc jej, że on ma przyjść.

Gdyby Ellie znała całą skalę obsesyjnych zachowań Granta, to nigdy


by się nie zgodziła na zaaranżowanie spotkania. Ale Rachel nikomu
z rodziny nie mówiła, jaki G r a n t jest naprawdę.
Wiele obiektów niechętnie przedstawia osobom bliskim czy znajo­
mym cały zakres obsesyjnych zachowań kochanka. Niektóre obiekty nie
158 OBIEKTY O B S E S Y J N Y C H K O C H A N K Ó W

mogą po swoich krewnych spodziewać się pomocy lub wsparcia nawet


w przypadku, gdyby ujawniły swe osobiste uczucia lub doświadczenia.
Inne, tak jak Rachel, obawiają się wyjść na durnia, jeśli się przyznają,
że tolerują zachowanie w oczywisty sposób nieprzyzwoite. Mogą się
wstydzić swego związku i czuć się niezręcznie, stając w jego obronie.
W przypadku Rachel brak szczerości w stosunkach z siostrą okazał się
śmiertelnym błędem.

„Jeśli ja nie mogę ciebie mieć,


to nikt nie będzie mial"
Po śmierci Rachel jej najbliższa przyjaciółka — i jedyna powiernica
— powiedziała Ellie, że chociaż G r a n t nigdy nie napastował Rachel
fizycznie, to z pewnością nękał ją emocjonalnie. Często wpadał we
wściekłość, jeśli uważał, że nie poświęcała mu całej swej uwagi, i wtedy
przez wiele dni nie odzywał się do niej. Parę razy schował Rachel
kluczyki samochodu, żeby uniemożliwić jej spotkanie z przyjaciółmi.
Kiedyś wyrzucił jej nową, drogą sukienkę, bo uważał, że „zbyt wiele
odsłania", by mogła pokazać się w niej publicznie.
Gdy Rachel powiedziała Grantowi, że go opuszcza, wściekł się
i powiedział, że jeśli odejdzie od niego, to ją zabije, ale o n a nie wzięła
tego poważnie. Kiedy koleżanka zasugerowała jej, że powinna jednak
zawiadomić policję, Rachel wyśmiała ten pomysł, przekonując ją, że
G r a n t po prostu przybrał jedną ze swych zwykłych, mclodramatycznych
póz. Przecież nigdy nawet jej nie uderzył.

E L L l l i : Gdyby mi opowiedziała, co jej mówił albo nawet co wyczyniał, kiedy


razem mieszkali, to nigdy bym się nic zgodziła mu pomóc. Ale zawsze opowia­
dała mi o nim tak wspaniale rzeczy. No więc przyszła na kolację i zastała jego.
Spodziewałam się, że będzie zirytowana, ale ona była po prostu wściekła. Nawet
nie chciała wejść. Powiedziała, że nie miałam prawa tego zrobić, i wyszła. Wtedy
po raz ostatni widziałam ją żywą.

W tym miejscu relacji Ellie zaczęła szlochać. Nie musiała opowiadać


reszty — czytałam o tym w gazecie. G r a n t wyszedł za Rachel na ulicę,
mieli krótką sprzeczkę, po czym wyjął pistolet i strzelił trzy razy. Zginęła
natychmiast.
Ellie miała straszne poczucie winy w związku ze swą rolą w wy­
darzeniach, które doprowadziły do śmierci siostry. Ale przecież G r a n t
GDY O B S E S J A Z A M I E N I A SIE. W P R Z E M O C 159

mógł łatwo manipulować Ellie, nie wiedziała bowiem, jak szaleńczą


ogarnięty jest obsesją.

Ryzyko bierności
Wielu ludzi, p o d o b n i e jak Rachel, odczuwa ogromną potrzebę wiary,
że nic mogliby zakochać się w kimś, kto byłby zdolny ich skrzywdzić.
Nie dopuszczamy do siebie myśli, żę źle oceniliśmy kochanka, że zosta­
liśmy po prostu wmanewrowani w pseudoromantyczny związek. Chcemy
wierzyć, że nasza ocena była słuszna, że naprawdę dobrze znamy ludzi,
którzy są nam bliscy.
P o n a d t o p r z e m o c jest na ogół czymś tak obcym naszej naturze,
że nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, iż ktoś, z kim pozostawaliśmy
w zażyłych stosunkach, mógłby nas skrzywdzić. Rachel popełniła ten
błąd, interpretując groźbę G r a n t a w ten sposób, że jej przyjaciel po
prostu raz jeszcze przybrał swą zwykłą, melodramatyczną pozę.
Trudno powiedzieć, czy mogła coś zrobić, żeby uniemożliwić
Grantowi spełnienie pogróżek, powinna jednak zmniejszyć jego
szanse, traktując pogróżki poważnie. Powinna zgłosić je na policji.
Powinna powiedzieć o nich rodzinie i przyjaciołom, prosząc ich, by
pomogli jej unikać go. Nie chcę oczywiście twierdzić, że Rachel
została zamordowana z własnej winy. Nawet gdyby podjęła bardziej
zdecydowane działania obronne, nic byłaby w stanie zagwarantować
sobie pełnego bezpieczeństwa. Popełniła bardzo ludzki błąd, nic
doceniając wściekłości swego odrzuconego kochanka, co uczyniło
ją jeszcze bardziej bezbronną — a drobna różnica może czasami
przeważyć szalę na stronę życia lub śmierci.

Być ostrzeżonym w porę


Chciałabym mieć kryształową kulę, z której można wywróżyć, czy masz
się czego obawiać ze strony twojego obsesyjnego kochanka, bo tak na­
prawdę nikt nie może przewidzieć z całą pewnością ludzkiego postępo­
wania. Istnieją j e d n a k pewne cechy osobowościowe, rodzaje zachowań
i inne przesłanki, jak choćby stosunki rodzinne, na podstawie których
można z dużą dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, iż odrzucony
kochanek dopuści się przemocy fizycznej.
16O O B I E K T Y O B S E S Y J N Y C H K O C H A N K Ó W

D Z I E J E P R Z E M O C Y : Historia zazwyczaj się powtarza, indywidualne losy ludzi


nie stanowią tu wyjątku. Istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że obsesor, który
w trakcie trwania związku bił partnera, z chwilą odrzucenia zacznie stosować
przemoc fizyczną jako drogę do odzyskiwania dominacji lub wywarcia zemsty.
Ale nawet jeśli nigdy nie podniósł na partnera ręki, mógł gwałtownie wyrażać
złość na inne sposoby. Kto wie, czy nie ma za sobą bójek, rzucania rzeczami,
walenia w ścianę. Takiego obsesora charakteryzuje skłonność do brutalnego
zachowania w chwili zdenerwowania lub szczególnego stresu wywołanego od­
rzuceniem', istnieje wówczas duże prawdopodobieństwo, że straci panowanie nad
sobą i dokona napaści na ex-partnera.

N A R K O T Y K I I A L K O H O L : Nadużywanie narkotyków czy alkoholu i prze­


moc często idą w parze. Trwa dyskusja nad tym, czy nadużywanie narkotyków
i alkoholu jest chorobą fizyczną, czy psychiczną; tak czy inaczej skłonność ta sy­
gnalizuje niezdolność do panowania nad niszczycielskimi odruchami i do uświa­
damiania sobie konsekwencji własnych czynów. Ponadto alkohol i narkotyki
zniekształcają oceny i percepcję nadużywającego. Gdy ten zniekształcony obraz
potęguje w nim uczucie złości i ogranicza strach przed konsekwencjami czynów,
rezultatem często bywa przemoc. Niektóre narkotyki — szczególnie takie środki
pobudzające, jak amfetamina, kokaina i jej pochodne — często bezpośrednio
nasilają bodźce do stosowania przemocy, bądź przez osłabianie hamulców, bądź
przez podsycanie irracjonalnej zazdrości i podejrzeń.
Osoby nadużywające narkotyków i alkoholu, gdy kogoś ranią, mają ten­
dencję do coraz głębszego popadania w uzależnienie. Przemoc jest lego tragicz­
nym i jakże powszechnym rezultatem.

G R O Ź B Y Z A S T O S O W A N I A P R Z E M O C Y : Wielu ludzi szermuje pustymi


groźbami. Ale, jak już przeczytaliśmy w tym rozdziale, obsesorzy, którzy grożą
przemocą, często te groźby realizują. Dlatego ich pogróżki powinny być zawsze
traktowane poważnie.

P O C H O D Z E N I E Z R O D Z I N Y , W K T Ó R E J S T O S O W A N O P R Z E M O C : Ist­
nieją dwa rodzaje przemocy w rodzinie — przemoc wobec małżonka i przemoc
wobec dziecka. Jedna i druga uczy dziecko, że jej stosowanie to skuteczny
sposób zdobywania władzy i narzucania innym swojej woli. Jakkolwiek wielu
ludzi pochodzących z rodzin, w których stosowano przemoc, jest zdecydowanych
nie powtarzać tego wzoru, to jest również sporo takich, którzy nie znają innego
sposobu radzenia sobie z frustracją. Obsesorzy, którzy wyrośli wśród przemocy,
często się do niej uciekają.
GDY O B S E S J A Z A M I E N I A SIE W P R Z E M O C 161

Jat się bronić


Żyjemy w świecie pełnym niepewności. Nie ma sposobu na to, by zabez­
pieczyć się przed wszelkimi wyobrażalnymi niebezpieczeństwami, można
j e d n a k ograniczyć prawdopodobieństwo stania się ofiarą gwałtownego
obsesora, jeśli wykorzysta się wszelkie dostępne środki ochrony.
Pracując przez wiele lat z ofiarami przemocy, aż nadto dobrze
zdaję sobie sprawę z ograniczeń i niedociągnięć systemu prawnego i są­
dowego. Może on zacząć funkcjonować dopiero po zaistnieniu przestęp­
stwa, kiedy aż nazbyt często jest już za późno. Nazywam to syndromem
„Zadzwoń, kiedy cię zabije". Tym niemniej, odpowiednie instytucje
i agencje stają się coraz wrażliwsze na sygnały ludzi, którzy sądzą, że
są w niebezpieczeństwie, choć realnie nie zostali jeszcze zaatakowani.
Nie sposób przesadzić w podkreślaniu, jak ważne jest, byś się skontak­
towała z miejscowym posterunkiem policji, jeśli obawiasz się o swoje
bezpieczeństwo.
Ośrodki dla maltretowanych kobiet, własny adwokat i biura udzie­
lające pomocy prawnej to ważne instytucje dla każdego, kto ma podej­
rzenia co do zamiarów swego gwałtownego eks-kochanka. Być może
będą tam mogli pomóc ci w uzyskaniu zakazu zbliżania się do ciebie
obsesyjnego partnera albo nawet nakazu jego aresztowania — w niektó­
rych stanach bowiem przestępstwem jest samo grożenie komuś napaścią
fizyczną.
W sytuacjach skrajnych zdarzało mi się doradzać pacjentom zmia­
nę pracy, mieszkania, a nawet miasta celem ucieczki od obsesyjnego
kochanka, l e g o rodzaju krok to karkołomna decyzja osobista, którą
każdy musi podjąć na własny rachunek. Ale widywałam również tra­
giczne konsekwencje, jakie dotknęły mężczyzn i kobiety, którzy takich
kroków nic podjęli lub nie skorzystali z pomocy systemu prawnego,
po prostu dlatego, żc uważali to za reakcję przesadną lub zbyt dra­
matyczną. Proszę, nie wstydź się informować rodziny, przyjaciół czy
przedstawicieli prawa o swoich obawach. Kiedy mamy do czynienia
z grożącymi lub agresywnymi obsesyjnymi kochankami, zawsze lepiej
jest być przesadnie ostrożnym niż dopuścić do tragedii.
162 O B I E K T Y O B S E S Y J N Y C H K O C H A N K Ó W

To nie twoja wina


Na szczęście większość obsesyjnych kochanków nie stosuje przemocy.
Nie wiń j e d n a k siebie, jeśli należysz do pechowej mniejszości osób,
które trafiają na gwałtownego obsesora. Jeśli nawet podsycałaś jego
obsesję, nadając podwójne komunikaty, lub ignorowałaś znaki ostrze­
gawcze, w żadnym stopniu nie czyni cię to odpowiedzialną za p r z e m o c
stosowaną przez obsesyjnego kochanka.

Odpowiedzialność za przemoc spoczywa na napastniku.

Proszę, nie powiększaj szkody, jakiej doznało twoje wnętrze, ob­


winiając się za czyjeś zbrodnicze i tchórzliwe poczynania.
Jeśli byłaś obiektem gwałtownego obsesora, to uraz ten może
mieć poważne następstwa w innych dziedzinach twojego życia. Z pew­
nością będzie miał wpływ na twoją gotowość do wstępowania w na­
stępne związki. Wszystkich, którzy padli ofiarą przemocy, gorąco nama­
wiam do znalezienia terapeuty, który może p o m ó c w odzyskaniu, choćby
w pewnym stopniu, nadszarpniętej ufności.
Obiekty potrzebują uwolnienia od obsesji w takiej samej mierze
jak obsesorzy.
CZĘŚĆ TRZECIA

Uwalnianie się
od obsesji
VIII. Przymus połączenia:
korzenie obsesyjnej miłości
Co chcesz powiedzieć twierdząc, że to nie miłość
zmusza mnie do tego, co robię? Jeśli to nie miłość,
to co to, do diabła, jest?
Robert

Cóż to za tajemnicza siła, która popycha obsesyjnych kochanków do


odczuwania, myślenia i działania tak bardzo sprzecznego z potrzebą
równowagi emocjonalnej, zdrowym rozsądkiem i miłością?
Czemu obsesorzy są tak wymagający? Czemu są tak rozwście­
czeni? Tak wystraszeni? Tak niepewni?
Aby odpowiedzieć na te pytania, musimy zacząć od m o m e n t u ,
w którym uczymy się obsesyjnego zachowania.

Błogie połączenie
Jako niemowlęta jesteśmy istotami działającymi czysto emocjonalnie.
Gdy nasze podstawowe potrzeby nie są zaspokojone — gdy jesteśmy
głodni, zmęczeni, jest n a m zimno, niewygodnie, albo coś nas boli —
stajemy się przygnębieni i zdenerwowani. Ale kiedy znajdziemy się
bezpieczni w ramionach matki i ciepłe mleko zaspokaja nasz głód,
wówczas doznajemy prawdziwej błogości, stanu doskonałego połączenia
z matką, całkowitego bezpieczeństwa, ciepła i spełnienia. Nasz wszech­
świat jest po prostu wewnętrznym światem potrzeb i zadowolenia, pra-
1 6 6 U W A L N I A N I E SIĘ OD O B S E S J I

gnienia i błogości. Poza własnym istnieniem niczego nie doznajemy.


M a t k a stanowi część nas samych. Ja i M a m a to jedność.
Niezależnie od wieku i płci, działa w nas nie uświadomiona część
naszego ja, która pragnie odzyskać ten błogostan pierwotnej symbiozy,
powrócić do bezpiecznego stanu jedności z matką. Oczywiście nie jest
to możliwe, ale tęsknota za odczuciami, jakie nam ten stan zapewniał,
pozostaje w nas głęboko zakorzeniona.

Odłączenie
W miarę, jak rozwija się świadomość i dziecko zaczyna odczuwać swoją
odrębność od matki, stopniowo uświadamia sobie, że źródła zaspokoje­
nia potrzeb, na których przywykło polegać, znajdują się poza nim, nie są
jego częścią. Poczucie doskonałej jedności, absolutnej łączności z matką,
musi wówczas lec w gruzach. Wszystko, na co w swoim mniemaniu
dziecko mogło liczyć, okazuje się niepewne. G r u n t zaczyna mu się
usuwać spod nóg akurat wtedy, kiedy zaczyna uzyskiwać równowagę
emocjonalną. Po raz pierwszy doświadcza obawy, że matka może nie
przyjść, kiedy będzie jej potrzebować. Po raz pierwszy w pełni odczuwa
pierwotny strach przed opuszczeniem.
Jest to pierwszy krok w „procesie separacji" i dla wszystkich bez
wyjątku krok bolesny. Nie można tak po prostu odciąć owego błogiego
połączenia, jak lekarz odcina pępowinę. I chociaż następne kroki nie
muszą być tak bolesne, niekoniecznie są łatwiejsze.
Oddzielanie się od matki jest burzliwym, stresującym, narastają­
cym i gasnącym zmaganiem między naturalnym pragnieniem bycia kimś
oddzielnym a strachem przed utratą bezpieczeństwa, jakie gwarantuje
błogie połączenie. Proces ten, który ciągnie się poprzez dzieciństwo
i dorastanie, bywa dla nas wszystkich od czasu do czasu przykry. Dla
niektórych zaś nic kończy się nawet, gdy wejdą już w dorosłe życie.
Jesteśmy w stanie rozwinąć wystarczające zaufanie do siebie i in­
nych, konieczne do pokonywania burzliwych, nieznanych wód pogłębia­
jącej się separacji, tylko wtedy, gdy rodzice zaspokoili w zadowalającym
stopniu naszą p o t r z e b ę szacunku, miłości, akceptacji i bezpieczeństwa.

Zakłócenia procesu separacji


Miłość rodzicielska jest jedyną miłością, której ostatecznym celem jest
rozstanie. Dobrzy rodzice starają się tak wychować swe dzieci, by wyro-
K O R Z E N I E O B S E S Y J N E J M I Ł O Ś C I 1 6 7

sły na pewnych siebie, samodzielnych i niezależnych ludzi. Niekiedy jed­


nak, jak bardzo by się nie starali, rzeczywistość i tak sprawia, że proces
oddzielania się jest szczególnie trudny. C h o r o b a kogoś z bliskich, na­
rodziny rodzeństwa, nieobecność rodziców związana z ich pracą, śmierć
któregoś z rodziców — każde z tych zdarzeń, nawet w bardzo troskliwej
rodzinie, potrafi zakłócić przejście od zależności do niezależności, spra­
wiając, że dzieci czują się opuszczone. A jeśli dzieci czują się opusz­
czone, to zazwyczaj tracą odwagę do oddzielenia się, tak jakby wraz
z pierwszym krokiem postawionym na linie usunięto siatkę zabezpie­
czającą.
Jeśli w zdrowych rodzinach tak łatwo zakłócić proces separacji,
pomyślcie, co się dzieje, jeśli rodzice przerażają nas, krzywdzą, poniżają,
ignorują potrzeby emocjonalne lub po prostu lekceważą. Niszcząc na­
szą pewność siebie i zaufanie do innych, tak potrzebne w drodze do
niezależności, rodzice tacy uniemożliwiają nam odłączenie się. Jeśli
wyrastamy w niezdrowej rodzinie, w atmosferze stałego ignorowania
i deptania naszej potrzeby szacunku, miłości, akceptacji i bezpieczeń­
stwa, wówczas proces odłączania się nie tylko ulega zakłóceniu, lecz
niemal z pewnością będzie wynaturzony.

Primus połączenia
Gdy, niezależnie od przyczyny, doznajemy niepowodzenia w procesie
odłączania się, możemy wówczas dokonać psychicznej wolty. Pozornie
możemy sprawiać wrażenie coraz bardziej niezależnych, ale wewnętrz­
nie czujemy się przerażeni i rozpaczliwie usiłujemy przywrócić połącze­
nie z nieosiągalnym już pierwotnym uczuciem całkowitego zaspokojenia
i bezpieczeństwa. Dla obsesyjnych kochanków chęć odzyskania owego
błogiego połączenia jest czymś więcej niż tylko pragnieniem; to przytła­
czający przymus — nazywam go „przymusem połączenia".
Aby ten przymus lepiej zrozumieć, wyobraź sobie małe dziecko,
które opuszcza szczęśliwą chatkę w lesie, by zwiedzić okolicę. Gdzieś
po drodze spotyka stworzenie, którego nigdy przedtem nie widziało.
Wystraszone biegnie z powrotem do d o m u . Jeśli pochodzi ze zdrowej
rodziny, znajduje t a m słowa otuchy i zapewnienie bezpieczeństwa. Ro­
dzice wypytują, co się stało, stwierdzają, że stworzenie było niegroźne,
i zachęcają, by dziecko nazajutrz znów podjęło wyprawę.
168 UWALNIANIE SIĘ OD OBSESJI

Natomiast dziecko z rodziny niezdrowej napotka zamknięte drzwi.


Wali w nie w zapamiętaniu, błagając o pomoc, bo wyobraża sobie, że
potwór skrada się za nim. Widzi światło w szczelinie pod drzwiami,
promyk nadziei zachęcający je do jeszcze mocniejszego kołatania, ale
nikt nie przybywa na ratunek. Im mocniej wali, tym bardziej chce się
dostać do środka.
Obsesyjni kochankowie wciąż kołaczą do drzwi, ale są to już drzwi
obiektów ich obsesyjnej miłości, a nie rodziców. Są przekonani, że
właśnie za tymi drzwiami znajduje się jedyne antidotum na samotność,
rozpacz i opuszczenie. Jakkolwiek rozum podpowiada im, że nowym
mieszkańcem chatki jest obiekt ich miłości, to jednak promyk, który
widzą w szczelinie pod drzwiami, przynosi im tę samą ekstatyczną na­
dzieję, jaka była ich udziałem w dzieciństwie — nadzieję powrotu do
stanu pierwotnego zespolenia.
Gdy obsesor wyczuje, że jego mistyczne, nieuchwytne odczucie
owego czystego połączenia jest w zasięgu ręki, wówczas wszystko inne
staje się dla niego nieważne. O t o wreszcie odnalazł swego Świętego
Graala i nic go nie odstraszy od walki o jego odzyskanie. Jego pierwotna
energia, napędzana wielkimi nadziejami i oczekiwaniami, może spra­
wić, że poczuje w sobie więcej życia niż poprzednio całymi latami. To
pobudzi go do jeszcze intensywniejszych starań o osiągnięcie błogiego
połączenia.

Odrzucenie: kamień węgielny


przymusu połączenia
Odrzucenie jest najgorszym koszmarem obsesorów, czują bowiem, że
emocjonalny ratunek jest w zasięgu ręki. Odrzucenie jest jak magiczne
drzwi, które zatrzaskują się im przed nosem. Bez względu na to, czy
odrzucono ich rzeczywiście, czy tylko doznają frustracji, ponieważ ich
potrzeby są zbyt nienasycone, by dało się je zaspokoić, obsesyjni ko­
chankowie muszą wciąż od nowa uśmierzać swój ból, strach i rozpacz
z czasów dzieciństwa.
Przymus połączenia jest nieodmiennie reakcją na owe odczucia
z czasów dzieciństwa. Nie oznacza to, że każde dziecko, które doznało
odrzucenia, wyrośnie na obsesyjnego kochanka. Ludzkie zachowania nie
K O R Z E N I E O B S E S Y J N E J M I Ł O Ś C I 169

są tak łatwe do przewidzenia. Ludzie to nie elementy układanki, które


w końcu ładnie do siebie pasują. Na nasze zachowania w związkach
miłosnych, gdy już jesteśmy dorośli, wpływa wiele innych czynników,
z których najważniejsze to:

• zdeterminowane genetycznie skłonności charakterologiczne,


• poziom równowagi biochemicznej, wpływającej na nastrój i tem­
perament,
• relacje z rodzeństwem,
• relacje z rówieśnikami z okresu dzieciństwa,
• młodzieńcze doświadczenia miłosne.

Każdy z tych czynników może mieć wpływ na kształtowanie naszych


związków uczuciowych. Najnowsze badania wykazały, że uwarunkowa­
nia genetyczne mogą silnie wpływać na nasze podstawowe rysy osobo­
wości. Brak równowagi biochemicznej w naszym ciele może powodo­
1
wać przygnębienie lub nadmierną zmienność nastrojów. Rezultatem
wadliwych relacji z rodzeństwem lub rówieśnikami bywa agresywność,
skłonność do zazdrości lub zamykania się w sobie. Nieudane zaś mło­
dzieńcze romanse mogą nas zranić akurat w czasie, kiedy nasze wyobra­
żenie o sobie jest bardzo p o d a t n e na ciosy.
J e d n a k ż e dla większości z nas to zachowanie rodziców jest pierw­
szą lekcją na drodze, która prowadzi do przyszłych związków miłosnych.
Od rodziców uczymy się, jak mężczyźni i kobiety powinni odnosić się do
siebie. Sposób, w jaki nasi rodzice traktują się wzajemnie, jest dla nas
wzorem. Sami zazwyczaj podobnie traktujemy naszych partnerów oraz
takiego traktowania oczekujemy od nich. Sposób, w jaki nasi rodzice
traktują nas, stanowi podstawę dla naszego rozumienia miłości.

„Nikt mnie me kochał"


Historia Nory ilustruje to, co dla większości z nas oznacza „dziecięce
odrzucenie". Nora, kierowniczka sklepu z odzieżą w Beverly Hills, już
po kilku randkach p o p a d ł a w obsesję na punkcie swego kochanka Toma.
N o r a wychowała się w małym mieście w stanie Missisipi. Jej ojciec

1
Z o b . na ten t e m a t : Peter Kramer, Wsłuchując sie w Prozac. Przełom w psy-
chofarmaakoterapii depresji, Jacek Santorski & Co, Warszawa 1995 (przyp.
red. pol.).
17O U W A L N I A N I E S I E. OD O B S E S J I

zginął w wypadku samochodowym, kiedy była jeszcze małym dzieckiem,


a matka w krótki czas p o t e m wyszła ponownie za mąż.

N O R A : Moja matka zawsze biła mnie paskiem do ostrzenia brzytwy i stale mó­
wiła, że się za mnie wstydzi. Wstydziła się mojego południowego akcentu, wsty­
dziła się moich stopni... Kiedy miałam trzynaście lat, zaczęłam chodzić z chłopa­
kami. Odkąd matka dowiedziała się o tym, zaczęła szaleć, kiedykolwiek zbliżałam
się do ojczyma. Nikt nigdy do nikogo się nie przytulał w moim domu, więc i ja
ojczyma nie dotykałam, ale ona i tak mnie posądzała o to, że chcę go podniecić,
podczas gdy ja tylko siedziałam obok w stroju gimnastycznym albo prosiłam go,
żeby mi pomógł zapiąć korale. Kiedy w wieku czternastu lat zaszłam w ciążę,
nazwała mnie dziwką i tak mocno zbiła przedłużaczem, że wciąż jeszcze m a m
blizny. A ja wciąż chodziłam z chłopakami, bo znajdowałam w nich odrobinę
czułości. Wystarczyło, że chłopak odprowadził mnie z kościoła do domu, a ja już
się zakochiwałam. Kiedy nie ma się miłości w domu, to szuka się jej gdziekolwiek.

W sytuacji Nory nie ma niczego szczególnego. W jej doświadczeniach


z dzieciństwa i wieku młodzieńczego dominowało poczucie, że jest nie­
chciana i niekochana. M a t k a odtrąciła ją zdecydowanie i bez niedomó­
wień. Z n a m y jednak wiele mniej wyraźnych form odrzucenia.

N O R A : Mój tata zmarł, kiedy miałam cztery lata. Pamiętam, jak się zastanawia­
ł a m : „Czemu odszedł, jeśli mnie wciąż k o c h a ? " . Nie rozumiałam, co to znaczy
umrzeć, wiedziałam tylko, że mi go brakuje.

Dla Nory, podobnie jak dla wielu innych dzieci w takiej sytuacji, śmierć
ojca była równoznaczna z odrzuceniem. Dzieci reagują p o d o b n i e rów­
nież na rozwód lub na zwykłą nieobecność rodziców. Rodzice nie muszą
jawnie odtrącać dzieci, by czuły się emocjonalnie odrzucone.
Nawet najbardziej życzliwi rodzice mogą sprawić, że dzieci w ja­
kiejś chwili tak się poczują. Wystarczy zwykłe odesłanie ich za karę
do innego pokoju lub odmowa poświęcenia im uwagi, gdy jesteśmy
zajęci. Poczucie odrzucenia bywa doświadczeniem bardzo subiektyw­
nym. Czynnikiem, który może zapobiec przekształceniu się tego rodzaju
subiektywnego odrzucenia w przymus połączenia, jest pocieszanie dzieci
i wyraźne zapewnianie ich o miłości i o tym, że nie chciało się ich
odrzucić.
Większość dzieci wyrastających na obsesorów pochodzi z rodzin,
w których często czują się niekochane, niechciane, ignorowane lub od­
rzucone przez rodziców. Tego rodzaju trwałe poczucie odrzucenia po­
woduje, że dzieci pożądają miłości, ale znają tylko j e d n o jej źródło —
K O R Z E N I E O B S E S Y J N E J MIŁOŚCI 1 71

swych odrzucających rodziców. Im usilniej starają się odzyskać połącze­


nie z rodzicielską miłością, tym bardziej są odpychane. Im bardziej są
odpychane, w tym większą desperację wpadają. A im bardziej rozwija
się w nich rozpaczliwy przymus połączenia, tym pewniejsze jest, że
dojdzie on do głosu także wtedy, kiedy wejdą w dorosłe życie.

„Zrobiłabym wszystko, żeby odzyskać ojca"


Obsesja Margaret na punkcie Phila była pod wieloma względami powtó­
rzeniem jej dziecięcego przymusu łączności z ojcem po jego rozwodzie
z matką. Margaret to ten rudzielec, który nie zapowiedziany zjawił się
w d o m u Phila, swego kochanka-policjanta, i zastał go z inną kobietą.

M A R G A R E T : Mój ojciec porzucił matkę, kiedy miałam siedem lat. Okazało


się, że odszedł do innej kobiety, ale nikt mi wtedy tego nie powiedział. Nie
mogłam zrozumieć, czemu mnie opuścił. Sądziłam, że musiałam zrobić coś, co
go ode mnie odepchnęło, ale nie miałam pojęcia, co to było. Po prostu uznałam,
że już mnie nie kocha. W jednej chwili był, a w następnej już go nie było.
Wyprowadził się, nie widziałam go ponad rok, ale niemal co noc o nim śniłam.
W czasie tego pierwszego roku tylko raz do mnie zadzwonił, na moje urodziny.
Pamiętam, że m a m a kupiła mi rower, ale i tak uważałam, że najwspanialszy
prezent to ten telefon od niego. Bardzo za ojcem tęskniłam. Mama bardzo
starała się wynagrodzić mi jego nieobecność, ale bez względu na to, jak bardzo
mnie kochała, nie była w stanie zwrócić mi części serca, którą zabrał ojciec.
Zrobiłabym wszystko, żeby go odzyskać.

Margaret tęskniła i martwiła się o ojca, którego uwielbiała, a który


po odejściu okazywał jej niewiele miłości i zainteresowania. Gdyby
zachował jakieś pozory związku z Margaret, mógłby p o m ó c jej zro­
zumieć swą decyzję odejścia i nie czułaby się odrzucona. Mógłby jej
również ułatwić zrozumienie, że nie jest winna jego odejścia. Takie
przekonanie często nęka dzieci rozwiedzionych małżeństw. Ale skoro
ojciec Margaret właściwie wyrzucił ją ze swego życia, pozbawił ją także
odpowiedzi na pytania, które miały ją dręczyć przez następne lata.
Sprawił zatem, że czuła się winna, zraniona, niekochana, opusz­
czona i poniżona. Naturalną reakcją Margaret na ból, jaki zadał jej
ojciec, była wściekłość na niego. Podobnie jak większość opuszczonych
dzieci, nie znajdowała dla niej ujścia. Obawiając się, że agresywne
uczucia jeszcze bardziej odsuną od niej ojca, pogrzebała swą wściekłość
w podświadomości.
1 7 2 U W A L N I A N I E SIE. OD O B S E S J I

Była przekonana, że tylko ojciec może spowodować, by jej ból


zniknął. Bez względu na to, jak bardzo cierpiała z powodu jego odej­
ścia, czuła nieodpartą potrzebę odzyskania z nim łączności. I tę samą
potrzebę reaktywowała dwadzieścia siedem lat później wobec Phila.

„Czułam się niedostrzegana"


U Margaret poczucie odrzucenia wynikało z rzeczywistego opuszczenia
jej przez ojca w okresie dzieciństwa. J e d n a k dziecięce poczucie odrzu­
cenia bynajmniej nie musi być związane z realną utratą rodzica. Może
być równie intensywne, jeśli dziecko czuje się opuszczone emocjonalnie.
Na przykład A n n e wychowała się w pełnej rodzinie, ale jako
osoba dorosła była tak samo obciążona nie wyjaśnionymi do końca
sprawami emocjonalnymi jak Margaret. A n n e to ta fryzjerka, która gro­
ziła popełnieniem samobójstwa i potłukła wszystkie szkła we własnym
mieszkaniu, gdy jej kochanek J o h n próbował zakończyć ich związek.
Kiedy po raz pierwszy do mnie przyszła, opisała swe dzieciństwo jako
szczęśliwe i p e ł n e miłości. Ale gdy zaczęłam analizować jej wspomnie­
nia, zrozumiała, że rodzice byli tak zajęci jej starszym bratem, iż dla niej
ledwie starczało im czasu.

A N N E : Mój starszy brat był złotym chłopcem. Wszystko, co robił, było dosko­
nałe. Wszyscy, włącznie ze mną, naprawdę go kochali. Ale kiedy miałam jakieś
osiem czy dziewięć lat — on był o siedem lat starszy — coś się nagle zmie­
niło, wciąż się kłócił z rodzicami, zabierali go do lekarza, zaczął mieć problemy
w szkole, interesowała się nim policja. Dopiero później się zorientowałam, że
bierze narkotyki. To, co działo się w domu, sprawiło, że poczułam się, jakbym
w ogóle nie istniała, i nie mogłam zrozumieć dlaczego. Zawsze dawałam znać
o swojej obecności, wołając: „Hej, hej, jestem tutaj!", ale chyba nikogo to nie
obchodziło. Po prostu rodzice już w ogóle nie mieli dla mnie czasu. Zdawało mi
się, że przestali mnie kochać i postanowili ignorować. Nienawidziłam tego.

Być może rodzice A n n e kochali ją i mieli dobre intencje, ale przy swoim
zaaferowaniu sprawą syna opuszczali emocjonalnie córkę. Zamieszanie,
jakie wprowadził do d o m u brat Anne, sprawiło, że czuła się odtrącona,
ponieważ jej zapotrzebowanie na zainteresowanie i wsparcie emocjo­
nalne pozostawało w znacznym stopniu nie zaspokojone.
A n n e jako dziecko nie mogła zrozumieć, że to niespodziewane
kłopoty z synem odsunęły rodziców od niej; wiedziała tylko, że jest
lekceważona, i to ją bolało. Poniżający komunikat, jaki odebrała, mówił,
że nie jest dla rodziców ważna, co przetłumaczyła sobie na „niechciana".
K O R Z E N I E O B S E S Y J N E J NI I t O Ś C I 1 7 3

Potrzebowała miłości i uwagi, należnej wszystkim dzieciom, a kiedy


o d e b r a n o jej to bez słowa wyjaśnienia, odrzucenie wytworzyło w niej
pustkę, której nie miała czym zapełnić.
Anne, podobnie jak Margaret, była ofiarą przytłaczającego, choć
„dyskretnego" kryzysu rodziny. Nikt nie odszedł i nikt nie umarł, a jed­
nak jej poczucie odrzucenia emocjonalnego było równie bolesne.

„To, co robię, nigdy nie jest wystarczająco dobre"


Istnieje jeszcze j e d n a forma odrzucenia — niekiedy jawna, niekiedy
nie — odnajdowana przeze mnie w przeszłości rodzinnej zadziwiająco
dużej liczby obsesyjnych kochanków. To odrzucenie ma swe źródło w ro­
dzicach, którzy wstrzymują się z akceptacją dziecka, którzy pielęgnują
tak nierealistyczne oczekiwania, że dzieci nie mają szans ich spełnić.
Tacy rodzice są z reguły dominującymi i ultrakrytycznymi perfekcjo­
nistami.
Właśnie taki był ojciec Roberta. Robert to ten sprzedawca sprzętu
stereo, który tak się wściekł na swą kochankę, Sarah, kiedy go rzuciła,
że aż zniszczył jej samochód. Jego ojciec był wyjątkowo wymagającym
porucznikiem policji. ~^

R O B E R T : Dla niego nigdy to, co zrobiłem, nie było wystarczająco dobre. Ja


sam nie byłem dla niego wystarczająco dobry. Jeśli zostawiłem książkę na biurku,
słyszałem wykład o tym, że jestem rozlazły. Jeśli przynosiłem do domu stopień
niższy niż szóstka, dowiadywałem się, że za mało się uczę. Jeśli wypuściłem piłkę
podczas gry, znaczyło to, że za słabo się staram. W tych rzadkich wypadkach,
kiedy zrobiłem coś prawidłowo, mawiał: „Najwyższy czas!". Wciąż czułem, że
jestem dla niego wielkim rozczarowaniem, że nie chce mnie, bo nie jestem takim
synem, na jakiego we własnym przekonaniu zasłużył.

Robertowi wydawało się, że jeśli nie może spełnić oczekiwań ojca, to


winne są wyłącznie jego własne wady i słabości. Nigdy nie przeszło mu
przez myśl, że wymagania te mogą być nierealistyczne. Po prostu stale
ponawiał wysiłki, by je spełnić. A im bardziej się starał, tym większe
było poniżenie, gdy mimo wszystko mu się nie udawało.

Odtrącenie przez rówieśników


Niemal wszystkie dzieci odrzucone przez rodziców doświadczają p o t e m
dalszych, ustawicznych poniżeń. Tego rodzaju doznania niewątpliwie
pozostawiają piętno na osobowości dziecka, wpływając na jego zdolność
1 7 4 U W A L N I A N I E SIE. OD O B S E S J I

do zawierania i podtrzymywania przyjaźni. Robert stanowi tu doskonały


przykład.

R O B E R T : W szkole było mi naprawdę ciężko. Byłem tak zalękniony i nieśmiały,


że przezywano mnie Myszą. Nienawidziłem tego, ale nic nie mówiłem. Za każ­
dym razem, kiedy zobaczyłem, że ktoś się śmieje, zdawało mi się, że śmieje
się ze mnie. Szczególnie dotyczyło to dziewczyn. Każdego dnia z utęsknieniem
czekałem na koniec zajęć.

Odrzucenie R o b e r t a przez rówieśników, dołożyło kolejny ciężar do


brzemienia, które już dźwigał, jeszcze bardziej niszcząc jego poczucie
własnej wartości. W rezultacie stał się nieśmiałym odludkiem.
Aż nazbyt często dzieci odrzucone w domu stają się ofiarami
odrzucenia przez rówieśników w szkole lub na podwórku. Wiele z nich
obawia się kontaktów z innymi dziećmi, ponieważ z góry przewidują,
że nie będą docenione lub staną się celem okrutnych kawałów. Inne
znowu mają tak p o n u r e usposobienie, że trudno im zdobyć przyjaciół.
Często są wyśmiewane, ponieważ łatwo płaczą. Jeszcze inne starają się
kompensować swe poczucie niepełnej wartości, stając się rozrabiakami
lub podejmując głupie ryzyko, byle tylko ściągnąć na siebie uwagę.
Wyśmiewanie lub ostracyzm rówieśników dosypują soli do rany,
jaką jest odrzucenie przez rodziców, jeszcze bardziej podsycają dziecięcy
przymus odzyskania łączności z miłością, której odmawiają im rodzice.

Podjęcie walki: symboliczny rodzic


Dzieci zmagają się z odrzuceniem na wiele sposobów. Ponieważ na ogół
są zniechęcane do słownego wyrażania swych zmartwień, obaw i złości,
więc owe bolesne odczucia wyrażają poprzez działania.
Niektóre dzieci bezwzględnie dążą do osiągania najlepszych wy­
ników w szkole, w sporcie, w działalności kulturalnej, a nawet w pracach
domowych, a wszystko to w nadziei na zdobycie rodzicielskiej akcepta­
cji. I n n e , chcąc wyrazić frustrację lub próbując ściągnąć na siebie uwagę,
odreagowują ból odrzucenia, robiąc wokół siebie szum za pomocą nar­
kotyków, alkoholu, niestosownych zachowań seksualnych, chuligaństwa
lub przemocy. Niezależnie od tego, jak tę walkę prowadzą, nie mogą jej
oczywiście wygrać, ale to tylko p o b u d z a je do jeszcze większego wysiłku.
K O R Z E N I E O B S E S Y J N E J M I Ł O Ś C I 175

Obsesyjni kochankowie, już jako osoby dorosłe, odbierają odrzu­


cenie przez swój obiekt jako coś więcej niż zdarzenie o ograniczonym
zasięgu: otwiera o n o bolesne rany z dzieciństwa. Nagle na nowo roz­
poczynają dawne, znane sobie zmagania, ponieważ jednak jako dorośli
są więksi, silniejsi, mądrzejsi i odporniejsi, szanse wydają się im wy­
raźnie większe. Spodziewają się, że po latach cierpień w końcu tę
walkę wygrają. Ich obiekty nieświadomie ofiarowują im niespodziewaną,
cudowną drugą szansę, życiową możliwość. Ogarnięci nierealistycznym
optymizmem, obsesorzy raz jeszcze przyjmują wyzwanie do walki z od­
rzuceniem.
W niektórych związkach obiekty obsesyjnych uczuć od samego
początku przyjmują postawę odrzucającą. Jednakże w związkach, w któ­
rych obiekty przynajmniej w jakimś stopniu kochają i akceptują part­
nera, obsesorzy odczuwają nie uświadomioną potrzebę znalezienia spo­
sobu na przyśpieszenie odrzucenia. Ponowne przeżycie dziecięcego od­
rzucenia w dorosłym związku jest podstawową potrzebą wszystkich ob­
sesyjnych kochanków. Bez odrzucenia nie ma walki, a bez walki nie ma
szansy na zwycięstwo.
Obsesorzy natrafiają wszakże na dylemat: jak wygrać nie roz­
strzygniętą walkę z dzieciństwa, nie mając przeciw sobie pierwotnego
obiektu tej walki — odrzucającego rodzica. Jedynym rozwiązaniem jest
przekształcenie kochanka w „symbolicznego rodzica", zastąpienie nim
oryginału.
Gdy obsesyjnym pacjentom sugeruję, że ich kochankowie stali
się dla nich symbolicznymi rodzicami, niezmiennie reagują niedowie­
rzaniem lub zażenowaniem, tak jakbym sugerowała, że chcą iść do
łóżka ze swym ojcem lub matką. Z a p e w n i a m ich wówczas (abstrahując
od Freudowskiej teorii kompleksu Edypa), że uważam symbolicznych
rodziców za zastępstwo emocjonalne, a nie seksualne.
Przekształcając kochanka w symbolicznego rodzica obsesorzy nie
tyle ponownie przetwarzają zwykłe dziecięce wyobrażenia na temat ma­
my i taty, ile odtwarzają tragedię dzieciństwa. Ich związek staje się
teatrem, w którym wystawiają starą, ponurą sztukę z nowym, ekscytu­
jącym aktorem w obsadzie. A jedynym celem tego przedsięwzięcia jest
przydanie owej starej sztuce nowego zakończenia.
U W A L N I A N I E SIE OD O B S E S J I

Znajome zdarzenia, znajome uczucia


Gdy Margaret po raz pierwszy opowiedziała mi historię nagłego odej­
ścia swego ojca, sprzeciwiła się sugestii, że wykorzystywała Phila jako
symbolicznego ojca. Wykazałam jej jednak uderzające podobieństwa
obu mężczyzn:

• Ojciec odszedł bez uprzedzenia.


Phil odszedł bez uprzedzenia.

• Ojciec odszedł z powodu innej kobiety.


Phil odszedł z powodu innej kobiety.

• Sporadyczne telefony ojca podtrzymywały jej nadzieję.


Sporadyczne zainteresowanie seksualne Phila podtrzymywało jej
nadzieję.

• Ojciec wykazywał po odejściu niewielkie zainteresowanie utrzy­


mywaniem bliskiego związku.
Phil wykazywał po odejściu niewielkie zainteresowanie utrzymy­
waniem bliskiego związku.

Phil mimo woli naciskał klawisze emocjonalne, które włączały


w Margaret tę samą rozpacz i tęsknotę, jakie odczuwała, kiedy została
o d r z u c o n a przez ojca. Była przerażona tym, że Phil może ją opuścić, tak
jak to zrobił ojciec, i równie przerażona tym, że jeszcze raz musiałaby
doznawać tych samych uczuć. Postanowiła więc nie akceptować odrzu­
cenia Phila, tak jak nie chciała pogodzić się z odrzuceniem ze strony
ojca.
Jako mała dziewczynka nie mogła nic zrobić dla odzyskania ojca,
ale obecnie, z Philem, miała okazję do przezwyciężenia dziecięcego
uczucia bezradności. Zamiast więc pozostać bierna, do czego była jako
dziecko zmuszona, aktywnie przeciwstawiała się próbom odrzucenia jej
przez Phila. Podświadomie wierzyła, że jeśli uda jej się go zmienić,
wówczas ostatecznie zatriumfuje także nad odrzuceniem przez ojca.
Gdy Margaret i ja porównywałyśmy to, co czuła do ojca, z tym, co czuła
do Phila, podobieństwa stawały się dla niej coraz bardziej oczywiste.
K O R Z E N I E O B S E S Y J N E J MIŁOŚCI 177

Inne zdarzenia, znajome uczucia


Dla Raya podobieństwa między jego rzeczywistym rodzicem a rodzicem
symbolicznym nie były tak oczywiste jak w przypadku Margaret. Ray
(znany n a m już o p e r a t o r filmowy) był tak zaborczy i czuł się tak nie­
pewnie, że wpadał w panikę nawet wtedy, kiedy jego współobsesyjna
kochanka Karen zamykała za sobą drzwi do łazienki.
Ray jako dziecko czuł się nieustannie odrzucany przez matkę-
-alkoholiczkę. Kiedy już jako dorosłego mężczyznę opuściła go Karen,
jego wewnętrzne doświadczenia były bardzo p o d o b n e . Natomiast nie
było praktycznie żadnych bezpośrednich podobieństw między zewnętrz­
nymi doświadczeniami jego związku z Karen a zewnętrznymi doświad­
czeniami z dzieciństwa.

RAY: Moja matka stale na mnie krzyczała albo nie było jej. To było tak, jakby
chciała, żebym zniknął, jakbym był dla niej jakimś ciężarem. Ojciec zawsze był
w pracy. Trudno byłoby mi winić go za to, że nie chciał przebywać z nią taką, jaka
była, w domu, ale przez to zostawaliśmy tylko we dwoje — ona i ja. Próbowałem
dla niej robić różne rzeczy, aby zrozumiała, jak bardzo ją kocham, ale nigdy nie
udawało mi się nic zrobić wystarczająco dobrze.

Poczucie odrzucenia Raya wynikało z emocjonalnej niedostępności


obojga rodziców, ale szczególnie z agresywnego zachowania matki.
Matka fizycznie go nie opuściła ani nie wyrzuciła z domu, ale zmieniła
Raya w sierotę psychiczną.
Jako człowiek dorosły Ray ani razu po przyjściu do d o m u nie
zastał Karen pijanej. Karen nigdy go nie poniżała słownie ani e m o ­
cjonalnie. W gruncie rzeczy starała się być kochającą partnerką. Ale
nawet jej niewygórowane żądanie prywatności w łazience odradzało jego
dziecięce obawy przed opuszczeniem oraz uczucia zawodu i wściekłości.
Chociaż wydarzenia z dzieciństwa nie miały odzwierciedlenia w zacho­
waniu Karen, reakcja emocjonalna Raya była wyraźnie odtworzeniem
dawnych zdarzeń. Kto poza dzieckiem wpada w przerażenie, kiedy
rodzic znika za drzwiami łazienki? Kto poza dzieckiem wścieka się,
kiedy rodzic nie otwiera tych drzwi?
Gdy wreszcie Karen odtrąciła Raya, powiedziała mu, żeby sobie
poszedł — było to doświadczenie, które nie miało bezpośredniego od­
niesienia do jego dzieciństwa. Niemniej działanie Karen spowodowało,
że Ray ponownie przeżywał frustrację i wściekłość wynikające z od-
178 U W A L N I A N I E SIE OD O B S E S J I

czucia, że nie jest dosyć dobry, że nikt go nie kocha. Więc znowu
pomstował na tę samą utratę i opuszczenie. Odczuwał równie rozpacz­
liwą chęć odzyskania Karen, jak w dzieciństwie chęć zdobycia matczynej
akceptacji.
Mimo różnic pomiędzy zdarzeniami w jego stosunkach z matką
i z Karen, Raya ogarniało to samo dziecięce uczucie odrzucenia. Prze­
kształcając Karen w symboliczną matkę, podejmował na nowo walkę.

W jaki sposób ona może być nim?


Jak nie potrzeba analogii w przebiegu zdarzeń, żeby przekształcić ko­
chanka w symbolicznego rodzica, tak niepotrzebne jest i podobieństwo
fizyczne. Wielu z moich pacjentów zaprzecza, by ich kochankowie wy­
glądem, postępowaniem, sposobem mówienia czy w jakikolwiek inny
sposób przypominali im rodziców, ale tego rodzaju cechy zewnętrzne
są nieistotne.
Przypadek Roberta jest tu przykładem szczególnie poruszającym,
choć nie ma w nim nic niezwykłego.

R O B E R T : Kiedy miałem jakieś czternaście lat, mój ojciec miał romans i w końcu
odszedł od matki. To było straszne. W głowie cały czas kotłowała mi się myśl, że
on nie może, nie może, po prostu nie może odejść. Musi być jakiś sposób, żebym
to odwrócił. Naprawdę zdawało mi się, że cale nasze życie się zawali i że nie mam
wyjścia, tylko muszę znaleźć jakiś sposób na to, by go zatrzymać. Pamiętam,
że kiedyś schowałem się w jego ciężarówce i wyskoczyłem, żeby przyłapać go
z tą kobietą. Był naprawdę wściekły, ale ja go błagałem, żeby wrócił do domu.
Wrzeszczał na mnie, żebym się zamknął, aleja dalej błagałem. Więc on po prostu
odjechał, zostawiając mnie w tamtym miejscu.

Ponad dwadzieścia pięć lat później, gdy Sarah odrzuciła Roberta, uczu­
ciem, które przyćmiło wszystkie inne i zawładnęło nim — p o m i m o
wielości doświadczeń, jakie zdobył w życiu — był ten sam ból, jaki
odczuwał, kiedy opuścił go ojciec. Jego niechęć do pogodzenia się
z odejściem Sarah miała ten sam posmak co niechęć do pogodzenia się
z odejściem ojca. Fakt, że jego symbolicznym ojcem była kobieta, nie
miał znaczenia. Emocjonalnie wciąż był tam, w tej ciężarówce, zdecy­
dowany zmienić bieg zdarzeń. I raz jeszcze nie okazał się wystarczająco
dobry. Raz jeszcze jego emocjonalne przetrwanie zostało zagrożone
stratą, której nie potrafił zaakceptować. Raz jeszcze został poniżony.
Uczucia, jakie wzbudziła w nim Sarah obsadzona w roli jego dziecięcego
d r a m a t u , były właśnie tym, czego potrzebował.
K O R Z E N I E O B S E S Y J N E J M I Ł O Ś C I I 79

Mimo że Sarah poruszała w Robercie te same struny emocjonalne


co jego ojciec, zrozumiałe jest, że Robert miał trudności z zaakcepto­
waniem faktu, iż w jego psychice kobieta zaczęła symbolizować ojca —
mężczyznę.

R O B E R T : Posłuchaj, on to on, a ona to ona, więc niby jak mógłbym ich mylić?
Mogę być wkurzony, ale wciąż jestem świadomy różnicy pomiędzy nią a nim.

Sprawa polega na tym, że płeć nie ma znaczenia w wyborze symbolicz­


nego rodzica. Mężczyźni mogą zajmować miejsca matek, kobiety mogą
zajmować miejsca ojców. Niektórzy kochankowie zajmują nawet miejsce
obu rodziców obsesora.
O ile niektórzy obsesyjni kochankowie są w stanie przekształcić
w symbolicznego rodzica każdego partnera, o tyle inni zdają się reago­
wać tylko na określone cechy oraz określony oddźwięk ze strony ko­
chanka. Te cechy i oddźwięk są niezwykle osobiste i subiektywne, często
tkwiące głęboko w podświadomości obsesora. Wspólne dla wszystkich
symbolicznych rodziców jest tylko jedno: tajemnicza zdolność do roz­
budzania potężnego przymusu połączenia, kryjącego się gdzieś głęboko
w psychice ich obsesyjnych kochanków.

Korzenie kompleksu wybawcy


Wybawcy stanowią wyjątek wśród obsesyjnych kochanków ze względu na
potrzebę posiadania określonego typu obiektu dla odgrywania własnego
obsesyjnego dramatu. Ich potrzeba wybawiania kochanka znajdującego
się w poważnych tarapatach niemal zawsze ma korzenie w szczególnym
rodzaju dziecięcych zmagań.
Wybawcy zazwyczaj pochodzą z domów, w których przynajmniej
j e d n o z rodziców było alkoholikiem, narkomanem, osobą chronicznie
chorą, szczególnie depresyjną lub fizycznie bądź umysłowo niepełno­
sprawną. Ci rodzice, ze względu na ciężar własnego problemu, mieli nie­
wiele możliwości zaspokojenia potrzeb emocjonalnych dzieci, a nawet
swych własnych. W rezultacie ich dzieci miały poczucie chronicznego
opuszczenia i, jak dowiedzieliśmy się z tego rozdziału, nieuchronnie
przeżywały to jako odrzucenie.
Dziecięce doświadczenia odrzucenia są u wybawców często sprzę­
żone z kłopotliwym odwróceniem ról. Dzieci starają się przezwyciężyć
18O U W A L N I A N I E SIE OD O B S E S J I

poczucie odrzucenia i w nadziei na zdobycie akceptacji biorą na siebie


obowiązki, których rodzice nie wypełniają. Dzieci przyjmują więc w za­
sadzie rolę rodzica wobec własnego rodzica.
I n n a p o d o b n a forma odwrócenia ról często występuje w rodzinach
rozbitych w wyniku rozwodu, śmierci lub opuszczenia, gdzie pozosta­
łemu z rodziców dziecko służy za surogat partnera. Zostaje o n o obar­
czone odpowiedzialnością za uszczęśliwienie rodzica, co nawet dla do­
rosłego jest wielkim ciężarem, a cóż dopiero dla słabego dziecka.
Wszystkie te dzieci, opanowane przez pragnienie sprawdzenia się
w odwróconej roli, stają się strażnikami, zarówno z życiowej potrzeby,
jak i dla zmierzenia się z odrzuceniem.
Jako dorośli odtwarzają te zmagania, starając się ratować swych
symbolicznych rodziców. Wobec kochanków występują w roli strażnika
— której się nauczyli w dzieciństwie — w nadziei, że w końcu uda im
się przeprowadzić akcję ratunkową i zdobyć akceptację, której zawsze
2
pragnęli.

„Tym razem zrobię to tak, jak trzeba"


Natalie wcześnie i dobrze wyuczyła się roli wybawcy. To ta nauczycielka
języka angielskiego w szkole średniej, która poświęciła swoje oszczędno­
ści, żeby wybawić kochanka z nie kończących się kłopotów finansowych.

N A T A L I E : Mój ojciec był alkoholikiem. Na trzeźwo zabawny, kochający i wspa­


niały, kiedy się upił, po prostu gapił się w ścianę jak jakiś zombie. To było
straszne. M a m a musiała pracować na dwóch etatach, bo on nawet jednego nie
mógł utrzymać, więc musiałam codziennie wracać ze szkoły prosto do domu,
by zająć się gospodarstwem i zacząć gotować obiad. Pamiętam, że musiałam
stawać na krześle, bo nie byłam dość wysoka, żeby sięgnąć do garnków na kuchni.
R a n o robiłam sobie i ojcu kanapki na lunch, modląc się, by w ciągu dnia coś
zjadł. To było takie straszne, kiedy wracałam do domu i widziałam te kanapki
nietknięte w lodówce, a jego siedzącego tuż obok z butelką w ręku, zagapionego
w pustkę. Czułam wtedy, że nie postępuję właściwie. Wieczorem odgrywałam
różne sztuczki, żeby wyrwać go z odrętwienia, ale on zawsze usypiał w połowie,
a mnie się wydawało, że nie byłam dość zabawna. Tak bardzo go kochałam, że
chciałam, aby mu było lepiej, aby się pozbierał i przestał pić. Wówczas mógłby
znaleźć pracę, a m a m a nie musiałaby już tak ciężko harować. Moglibyśmy wtedy

2
Zobacz: Anna Suchańska, Gry ratownicze, [w:] J. Santorski (red.), ABC
psychologicznej pomocy, Jacek Santorski & Co, Warszawa 1994 (przyp. red.
pol.).
K O R Z E N I E O B S E S Y J N E J M I Ł O Ś C I

być szczęśliwą i kochającą się rodziną. Jednakże nic z tego, co robiłam nie
udawało się. On się w ogóle nie zmieniał.

W dążeniu do tego, by jej ukochanemu ojcu było lepiej, Natalie posu-


nęła się znacznie poza zwykłe spełnianie obowiązków, ale nikt tego nie
zauważał. M a t k a wracała z pracy bardzo późno, więc Natalie widywała
ją tylko podczas śniadania i w weekendy, ale i wtedy alkoholizm ojca
absorbował większość emocjonalnej energii matki. Ojciec oczywiście
w ogóle nie był w stanie udzielić córce żadnego wsparcia emocjonal-
nego.
Dzięki swoim obowiązkom Natalie czuła się ważna, czuła się
nak również s a m o t n a i niekochana. Im bardziej brakowało jej czułości
tym usilniej przez dogadzanie ojcu starała się przezwyciężyć swe poczu-
cie odrzucenia. Gdyby udało jej się sprawić, by ojciec poczuł się lepiej,
życie stałoby się lepsze dla wszystkich, i wiedziała, że kochałby ją za to.
Natalie prowadziła grę, w której karty sprzysięgły się przeciwko
niej. Nie tylko brała na siebie obowiązki dorosłej osoby, do czego nie
była w tym wieku przygotowana, ale starała się również dokonać rzeczy
niemożliwej, próbując p o m ó c dorosłemu, który nie miał ochoty pomóc
sam sobie. Była więc skazana na przegraną.
Niezdolność do rozwiązania problemów ojca przyczyniła się do
powstania w Natalie głębokiego poczucia winy spowodowanego po­
rażką. Przeniosła je, jak niemal zawsze bywa w takich przypadkach,
w dorosłe życie.
Wiele lat później, kiedy skończyły się jej pieniądze na p o m o c dla
Ricka, jego oskarżenie o brak troskliwości trafiło celnie w jej bogate
pokłady poczucia winy. Oskarżenie Ricka było dla niej odrzuceniem,
więc radziła sobie ze swoimi uczuciami tak, jak to czyniła w dzieciństwie:
jeszcze bardziej się starając, jeszcze więcej pracując i jeszcze bardziej się
poświęcając.

„Czemu wybieram kochanków z tyloma problemami?"


Podczas pracy z Natalie dowiedziałam się, że Rick nie był pierwszym
kochankiem z problemami, którego czuła się w obowiązku uratować. Jej
były mąż był alkoholikiem. A mężczyzna, za którego omal nie wyszła
w czasie studiów, cierpiał na ataki psychozy maniakalno-depresyjnej.
Gdy zastanowiła się nad swymi dawnymi związkami, zaczęła w nich
dostrzegać pewien wzorzec — pociągali ją mężczyźni potrzebujący po­
mocy.
I82 U W A L N I A N I E SIE OD O B S E S J I

Kirka również pociągały kochanki z problemami. Kirk to ten


alkoholik, który zerwał z nałogiem i którego nadużywająca alkoholu
i narkotyków kochanka Loretta wciąż opuszczała, tylko po to, żeby
znów się pojawić, gdy potrzebowała pieniędzy lub dachu nad głową.
Doświadczenia Kirka z Loretta odzwierciedlały model typowy dla nie­
mal wszystkich jego związków i podobnie jak Natalie, on sam w końcu
dostrzegł, że ten model sięga korzeniami głęboko w jego dzieciństwo.

K I R K : Już jako małe dziecko wiedziałem, że moja matka nie jest taka jak
wszyscy. Mówiła sama do siebie, wpadała w złość i rzucała wszystkim, co miała
pod ręką, posądzała ludzi, że kradną jej rzeczy. No i miała wszystkich tych swoich
„wrogów". Wciąż trafiała do szpitali, ale wszystko szło na marne. Czuła się
coraz gorzej. Naprawdę ciężko było na to patrzeć. Stale wraca do mnie wspo­
mnienie, jak mi śpiewała, kiedy byłem mały... i jak często się razem śmialiśmy.
Ale nim skończyłem dziesięć lat, żyła już w zupełnie innym świecie. Pękało mi
serce. Musiałem patrzeć, jak matka cofa się do punktu, w którym już nie jest
w stanie zatroszczyć się o siebie. Mój ojciec wynajmował w ciągu tygodnia jakąś
pielęgniarkę, a w czasie weekendów dbanie o matkę było moim zadaniem. On
szedł do swego gabinetu i pracował tam bądź robił co innego, a ja przebywałem
z matką i karmiłem ją. Zdarzało się, że ukrywałem lekarstwa w jedzeniu, bo
myślała, że to trucizna. Czasami rzucała talerzem i potem musiałem sprzątać.
Najtrudniej było utrzymać ją w spokoju. Miewała paranoiczne urojenia, że do
domu wchodzą jej wrogowie i milion razy kazała mi sprawdzać wszystkie drzwi
i okna. Zapewniałem matkę, ze nikt nie mozc tu się dostać, ale dziesięć minut
później znów wpadała w panikę. Żeby ją uspokoić, próbowałem wszystkiego,
co przychodziło mi do głowy, ale ona stawała się coraz bardziej zdenerwowana
i pobudzona. To było tak cholernie frustrujące.

Zmuszony do zajmowania się matką, cierpiącą na poważne zaburzenia


psychiczne, Kirk rozwinął w sobie nie tylko opiekuńczość, ale również
daleko posuniętą tolerancję na chaotyczne i niestosowne zachowania.
Jego dziecięce doświadczenie z miłością wiązało się z potężną dawką
niepokoju. Zaczął kojarzyć miłość z zaburzeniami, zarówno zewnętrz­
nymi, jak i wewnętrznymi.
Wiele lat później, gdy autodestrukcyjne, impulsywne zachowanie
Loretty zamieniło i tak już niestabilne życie Kirka w totalny chaos, obu­
dziło się w nim wiele znajomych, dawnych uczuć, które nieświadomie
kojarzył z miłością. W powiązaniu z faktem, iż Loretta potrzebowała
wybawienia z pozornie nie kończącego się ciągu kłopotów, było to dla
Kirka nieodpartym wyzwaniem. Poprzez L o r e t t ę mógł raz na zawsze
osiągnąć symboliczne zwycięstwo nad mimowolnym, niemniej j e d n a k
bolesnym odtrzuceniem przez matkę.
K O R Z E N I E O B S E S Y J N E J MIŁOŚCI 1 83

Z a n i m Kirk poznał Lorettę, prowadził tę samą walkę w innych


związkach.

K I R K : Loretta nie była pierwsza. Miałem już za sobą związki z trzema kobie­
tami, czy może raczej trzy kobiety przeszły przez moje życie, zależnie jak na
to patrzeć. Zawsze była to ta sama historia — te kobiety stanowiły uosobienie
wszelkich klęsk życiowych. Udało mi się uniknąć szpitali, więzień i nie zabiłem
się, a nawet znalazłem swoją drogę w życiu. Ale wygląda na to, że nie potrafię
skończyć z tym ciągłym wikłaniem się w związki z kobietami, które same siebie
niszczą. A teraz jest Loretta. Wiem, że traktuje mnie nieprzyzwoicie, ale nie
umiem z niej zrezygnować.

W związku z L o r e t t a Kirk starał się symbolicznie ocalić swą matkę. Pod­


świadomie wierzył, że jeśli uda mu się rozwiązać problemy partnerki,
to przezwycięży poczucie bezsilności, które dręczyło go w dzieciństwie,
kiedy walczył z pogarszającym się stanem matki.
Tacy wybawcy jak Kirk i Natalie jako dzieci wierzą, że to problemy
rodziców stoją pomiędzy nimi a tak potrzebną im miłością. Jako dorośli
ludzie pragną odtworzyć swą walkę o przezwyciężenie osobistych pro­
blemów rodziców, pociągają ich więc właśnie partnerzy z problemami.
Ż a d e n inny typ kochanka nie jest w stanie odegrać roli symbolicznego
rodzica.
Jednakże p o m i m o odtwarzania wciąż tego samego modelu walki,
wybawcy są również motywowani przez ból wynikający z odrzucenia,
jaki stanowi motywację wszystkich obsesyjnych kochanków. Pozostają
mianowicie we władzy przymusu połączenia.

Zapotrzebowanie na wielki dramat


Obsesyjni kochankowie, którzy wyrośli w burzliwym środowisku
rodzinnym — a tak często bywa — uczą się kojarzyć miłość z
„wielkim d r a m a t e m " . Używając terminu „wielki d r a m a t " , m a m na
myśli taki klimat emocjonalny, w którym stres, chaos, nieobliczalność,
podniecenie, wściekłość i miłość są beznadziejnie wymieszane. Gdy
obsesyjni kochankowie wychowani w takiej atmosferze odtwarzają
w dorosłych związkach swe dziecinne zmagania, wówczas niezmiennie
odtwarzają również znajomy niepokój wielkiego dramatu.
O t o co powiedziała na ten temat Margaret:
I84 U W A L N I A N I E SIĘ OD O B S E S J I

M A R G A R E T : Przypominam sobie wszystkie te zwariowane rzeczy, jakie ro­


biłam, i myślę, że to było bardzo melodramatyczne. Ale tak właśnie żyli moja
matka i mój ojciec. Stale się kłócili, atmosfera była bardzo napięta. Taki w każ­
dym razie zachowałam obraz. To było zawsze takie teatralne. Pełno krzyku,
wrzasku, bijatyki i miłości. Taka sama była matka wobec mnie. I ja tak samo
postępowałam z Philem. To właśnie podtrzymywało stan podniecenia. Bardzo
mnie bolało, że zaczął spotykać się z inną kobietą, ale nawet ten ból był pod­
niecający, ponieważ stanowił część namiętności, jaką wobec niego odczuwałam.
Kiedy było dobrze, było bardzo dobrze. Kiedy było źle, było bardzo źle. Ale
powiem ci jedno, nigdy nie było nudno.

W ciągłej pogoni za Philem Margaret wydawało się, że żyje na krawędzi


przepaści, tak jak w czasach, kiedy była małą dziewczynką. U k r a d k o w e
nocne podjazdy samochodem, poniżające telefony, niepewność nie za­
powiedzianych wizyt, pulsujący żar zbliżeń seksualnych, dotkliwy ból po
odkryciu, że Phil ma inną kobietę — cóż za mydlana o p e r a ! To musi
być prawdziwa miłość, tylko o n a bywa tak burzliwa.
Bez tego żywiołowego niepokoju obsesorzy czują się w swych do­
rosłych związkach tak, jakby spuszczono powietrze z ich emocjonalnych
opon, jakby ich miłość była beznamiętna i trywialna.
Niepokój jest źródłem wielkiego d r a m a t u . Chociaż wiele osób źle
go znosi, dla obsesorów jest on jak impuls elektryczny, który przebiega
przez ich nerwy i powoduje, że zagrożenia emocjonalne są równie
podniecające jak jazda na łyżworolkach.

Dlaczego tylko ta jedna, cudowna osoba?


Pęd do odtwarzania zmagań z dzieciństwa zawęża obsesyjnym kochan­
kom pole widzenia w sensie psychicznym. Ponieważ ich p a r t n e r staje
się symbolicznym rodzicem, a rodziców nie można sobie wybrać, p r z e t o
obsesyjni kochankowie nie widzą alternatywy w wyborze partnera.
Margaret była przekonana, że jej przetrwanie emocjonalne za­
leży od ponownego połączenia się z Philem, i tylko z Philem. Nawet
po szoku poniżenia, którego doznała, gdy przyłapała kochanka z inną
kobietą, Margaret nie potrafiła zmusić się do rezygnacji z niego.

M A R G A R E T : Czułam się tak, jakbym wisiała wczepiona samymi paznokciami


w skalną ścianę. Jak mogłabym puścić? Musiałam albo trzymać się Phila, albo
spaść.
K O R Z E N I E O B S E S Y J N E J M I Ł O Ś C I 185

Gdy j e d e n z członków grupy terapeutycznej zapytał Margaret, dlaczego


nie próbowała umówić się z kimś innym, powiedziała, że nie była w sta­
nie nawet rozważać takiej możliwości. Nie zdziwiłam się. W końcu Phil
był jej symbolicznym rodzicem. Margaret nie wyobrażała sobie zamiany
Phila na innego mężczyznę, tak jak dwadzieścia siedem lat wcześniej nie
wyobrażała sobie zastąpienia swego ojca kimś innym.
Jeśli zamieniłaś swój obiekt w substytut odrzucającego rodzica, to
wciąż prowadzisz rozpaczliwą kampanię, by przezwyciężyć odrzucenie
z lat dzieciństwa. Twoje życie zdominowała walka o odzyskanie tej
jedynej, błogiej, idealnej miłości, której zawsze tak bardzo pragnęłaś
— podobnie jak mała dziewczynka w lesie, wciąż kołacząca do drzwi
rodziców. W dążeniu do wypełnienia pustki wewnętrznej stałaś się więź­
niem własnego przymusu połączenia.
Zapewniam cię, że możesz się uwolnić z tego więzienia. W na­
stępnych rozdziałach nauczę cię, jak to zrobić.
IX. Ustalanie kursu
Gdy obserwuję obsesyjnych pacjentów, zawsze uderza mnie ponury pa­
radoks: o t o uczucie, które sprawia im tyle cierpień, nazywają miłością.
Opowiadają mi, że czują się, jakby tonęli, jakby rozpadali się na kawałki.
Mówią, że nie potrafią normalnie myśleć, że nienawidzą tego, w co
się przeistoczyli, że czują się zagubieni. Obawiają się swych nagłych
wybuchów płaczu lub wściekłości. Wydaje im się, że wariują. Martwią
się, że już nigdy nie będą normalnie odczuwali.
To nie miłość przynosi takie uczucia. Takie uczucia przynosi ob­
sesja. Ci pacjenci nie opisują miłości, lecz ciągły kryzys emocjonalny.
Kryzys j e d n a k może być pożyteczny. Chińskie słowo oznaczające
„kryzys", wei chi, jest doskonałą ilustracją tego, co m a m na myśli. Wei
chi to kombinacja dwóch znaków, symbolizujących „niebezpieczeństwo"
i „szansę". W takim pojmowania kryzysu zawarta jest głęboka mądrość,
mądrość, która stawia obsesyjną miłość w innym świetle. Obsesja sta­
nowi wyraźne niebezpieczeństwo dla twojego 'dobrego samopoczucia
psychicznego (a czasami nawet fizycznego). Niebezpieczeństwo to jed­
nak jest często jedynym dzwonkiem alarmowym dostatecznie głośnym,
by cię obudzić i zasygnalizować ci potrzebę zmiany, a przebudzenie daje
wszak okazję do podjęcia kroków w kierunku wyzwolenia się z obsesji.

Uzdrawiająca podróż
Obsesja jest s t a n e m poddającym się leczeniu. To nieważne, czy polega
na tym, że nie potrafisz wydobyć się z żałoby po związku, który właśnie
się rozpadł, czy na tym, że wciąż prześladujesz kochanka, który cię
odrzucił, czy też na tym, że próbujesz uratować związek, choć czujesz,
1 8 8 U W A L N I A N I E SIE. O U O B S E S J I

że niszczy go twoja własna obsesja. Jakkolwiek droga do wyzwolenia nie


jest łatwa, przyrzekam, że jeśli jesteś gotowa iść nią razem ze mną, to
twój ból osłabnie i do twojego życia powróci spokój.
O t o zaczynamy razem ważną podróż, p o d r ó ż mającą na celu prze­
łamanie starych schematów i wypędzenie dawnych widm. Poprowadzę
cię przez szereg specjalnych ćwiczeń i technik, które pomogą ci pozbyć
się obsesji lub przynajmniej panować nad nią w pewnym stopniu.
Podczas pierwszego etapu tej podróży wyodrębnimy i określimy
twoje obsesyjne myśli, uczucia i zachowania, abyś zobaczyła, jak na
siebie wzajemnie oddziaływują. Następnie będziemy mogli przejść do
ich rzeczywistego opanowania. Gdy będą już w znacznym stopniu pod
kontrolą, zajmiemy się niektórymi zagadnieniami z twojego dzieciństwa,
aby przystąpić do wykorzeniania obsesji u jej źródła. Na koniec przeana­
lizujemy nowe sposoby życia i miłości bez obsesji.
Oczywiście jeśli chcesz pokonać d e m o n a obsesyjnej miłości, po­
trzeba na to czasu, siły, odwagi, zdecydowania i wytrwałości. W przy­
padku moich pacjentów te ćwiczenia i techniki były skuteczne. Jestem
pewna, że okażą się skuteczne również i w twoim przypadku.

Zanim rozpoczniemy
Często słyszę pytanie, czy opisane w mojej książce metody można sto­
sować bez fachowej pomocy. Oczywiście, możesz również samodzielnie
uczyć się strategii zachowania i komunikowania się z ludźmi. Niejed­
nemu wystarczy to, by przełamać obsesyjne skłonności.
Jeśli j e d n a k zmagasz się dodatkowo z takimi problemami jak
powracająca depresja, silne ataki niepokoju, zaburzenia fizyczne o pod­
łożu emocjonalnym lub gwałtowne wybuchy, to ćwiczenia zawarte w tej
książce powinnaś wykonywać równolegle z psychoterapią i w porozu­
mieniu z lekarzem.
P o n a d t o wielu obsesorów ma skłonności do zachowań przymuso­
wych także w obszarach życia nie związanych z miłością. Jeśli używasz
narkotyków lub alkoholu, by wyciszyć swe uczucia, to musisz najpierw
rozwiązać problem nałogu. D o p i e r o wtedy możesz przystąpić do pracy
w oparciu o tę część książki. Alkohol i narkotyki zniekształcają oceny
i postrzeganie, co poważnie osłabia również zdolność do skutecznego
rozprawienia się z obsesyjnym zachowaniem i myślami. Jeśli walczysz
z nadużywaniem takich środków, to nalegam, byś nie traciła czasu,
U S T A L A N I E K U R S U 1 89

tylko skorzystała z wyjątkowo cennej pomocy, jaką zapewniają liczne


doskonałe programy dwunastostopniowe w rodzaju AA.
Możesz mieć opory przed robieniem tego, o co b ę d ę cię prosiła
w dalszych rozdziałach. Niektóre z ćwiczeń mogą wydawać się n u d n e
lub zbyt czasochłonne. Niektóre mogą wyzwalać nieprzyjemne emocje.
Wolno mi j e d n a k przypuszczać, że skoro doczytałaś książkę do tego
miejsca, to znaczy, iż uznałaś, że jesteś gotowa przezwyciężyć schematy
niszczących cię zachowań. Nie ma gwarancji, że praca, którą zamierzasz
podjąć, ocali twój związek, ale z pewnością przyniesie wymierne efekty,
jeśli chodzi o ocalenie ciebie samej.

Zmiana kierunku zainteresowania


Większość obsesyjnych kochanków, z którymi stykam się podczas tera­
pii, przychodzi z nadzieją, że pomogę im odnaleźć sposób na odzyskanie
kochanka. Chcą, żebym ich „naprawiła", aby dla ich jedynej, cudownej
osoby stali się sympatyczniejsi i bardziej pożądani. Niestety, zmierzają
w niewłaściwą stronę. Celem naszej wspólnej pracy nie może być odzy­
skanie twojego kochanka, chodzi o odzyskanie samego siebie.

Jeśli chcesz uniknąć udręk powodowanych obsesją, musisz zwrócić


w stronę własnej osoby uwagę, którą poświęcasz kochankowi.

Dotychczas swoje d o b r e samopoczucie emocjonalne oddawałaś


w ręce p a r t n e r a . Jeśli cię akceptował, to czułaś się jak w raju; jeśli od­
trącał, było to prawdziwe piekło. Taka źle ulokowana odpowiedzialność
jest niesprawiedliwością zarówno wobec twego kochanka, jak i wobec
ciebie samej. Koncentrując się na sobie, zaczniesz wreszcie przyjmować
odpowiedzialność za swe zdrowie psychiczne, tak jak być powinno.
Nie martw się, że będziesz zbytnio zajęta sobą. Ten j e d e n raz
obsesja się opłaci. Chcę, żebyś pozwoliła opanować się obsesji odna­
lezienia swojej dotąd zapomnianej godności, pewności siebie, poczucia
własnej wartości i zdolności do kochania w zdrowy, ożywczy sposób.
Przypominam raz jeszcze: nie rozpoczynaj tych ćwiczeń w błęd­
nym przeświadczeniu, że robisz to w celu odzyskania kochanka. Je­
śli kochanek powróci do ciebie po tym, jak dokonasz pewnych zmian
w swoim życiu, to świetnie. Jeśli nie, praca, którą wykonasz, pozwoli
ci żyć w zgodzie ze sobą, związać się z nowym p a r t n e r e m w nowy
sposób bądź pozostać w ogóle bez partnera. Najważniejszym twoim
osiągnięciem będzie ponowne odkrycie siebie.
1 9 O U W A L N I A N I E SIE OD O B S E S J I

Powoli
Przez pierwsze dwa tygodnie uzdrawiającej podróży nie b ę d ę cię prosiła
o to, byś przestała widywać się ze swym kochankiem lub przestała o nim
myśleć. W istocie nie zamierzam prosić cię nawet o to, byś przestała
postępować w sposób obsesyjny.
Wiem, jak przerażająca może być dla ciebie sama tylko myśl
o rezygnacji z obsesji. Możesz się obawiać, że jeśli z niej zrezygnujesz,
to zrezygnujesz z miłości. Obsesja i miłość tak bardzo splotły się w umy­
słach większości obsesorów, że nie potrafią wyobrazić sobie j e d n e g o bez
drugiego. Nie musimy się śpieszyć. Będziemy wchodzili do wody powoli,
ostrożnie i o ile to możliwe, bezboleśnie.

Dziennik
Z a n i m przystąpisz do pracy nad wyzwalaniem się z myśli, odczuć i za­
chowań cechujących obsesyjną miłość, musisz być świadoma, czym o n e
są i w jaki sposób na ciebie wpływały. Pierwszym krokiem do uzyska­
nia tej świadomości będzie prowadzenie dziennika schematów twojej
obsesji. 1
Kapitanowie statków od dawna znali wartość dziennika pokłado­
wego, w którym pozostawał zapis pływów, zjawisk niebieskich, odczytów
kompasu, zmian kursu, warunków pogodowych, zachowania załogi —
wszystkich tych czynników, które w razie zboczenia z kursu pomagały
stwierdzić, gdzie p o p e ł n i o n o l>łąd.
Aby p o m ó c ci ocenić, jak dalece twoje życie zboczyło z kursu,
proszę o prowadzenie przez kilka tygodni dziennika schematów twojej
obsesji. Uzbrojona w te zapiski, będziesz w stanie prześledzić niektóre
ścieżki, którymi twój świat wewnętrzny prowadził cię do samozniszcze­
nia.

1
Z doświadczeń moich pacjentów wynika, że tego rodzaju dziennik może
być pomocny także w uwalnianiu się od innego rodzaju obsesji, jak rów­
nież nawracających stanów i zachowań depresyjnych lub agresywnych. Bar­
dzo korzystne jest łączenie pracy z dziennikiem z treningiem uważności,
wzmacnianiem „wewnętrznego obserwatora" nałogowych stanów świadomo­
ści (przyp. J.S.).
USTALANIE KURSU 1 91

Prowadzenie dziennika zmusi cię do znacznie obiektywniejszego


niż dotąd spojrzenia na siebie. Uczyni cię obserwatorem własnego życia
i zacznie cię oddalać od twojej obsesji. Możesz zacząć wychodzić z cha­
osu, a kiedy już znajdziesz się poza jego centrum, wówczas odczujesz,
że wcale nie musi cię pochłaniać. Także poza nim istnieje życie.

W jaki sposób prowadzić dziennik


Forma dziennika będzie prosta. Twoje obsesyjne zachowanie — nie­
zależnie od tego, czy obejmuje kontakty z partnerem, czy nie — jest
pobudzane intensywnymi myślami o nim i uczuciami, jakie do niego
żywisz. Chcę, żebyś dokonywała zapisu za każdym razem, kiedy zaab­
sorbuje cię myśl o partnerze lub kiedy się z nim zetkniesz.
Nie musisz odnotowywać każdej przelotnej myśli o nim. Jeśli
jednak ta myśl cię nie opuszcza lub wzbudza w tobie niepokój, to
koniecznie ją zapisz.
Każdy zapis będzie zawierał datę i godzinę oraz odpowiedzi na
sześć pytań:

1 . C O P O P R Z E D Z I Ł O ( S P O W O D O W A Ł O ) P O J A W I E N I E SIĘ MY­
ŚLI? . .
2. CO M Y Ś L A Ł A M ? .
3. J A K SIĘ C Z U Ł A M ?
4. CO CHCIAŁAM ZROBIĆ?
5. CO Z R O B I Ł A M ?
6 . J A K I BYŁ R E Z U L T A T M O I C H D Z I A Ł A Ń ?

Nie ma znaczenia, czy odpowiedź na pytanie zajmie kilka stron,


czy pół linijki. Ważne jest, żebyś zapisywała swoje myśli, uczucia i za­
chowania tak, by p o t e m można było dokładnie je odtworzyć.
Niektórzy ludzie cały czas noszą ze sobą notesy i dokonują wpisów
na gorąco. Inni siadają co wieczór na pół godziny i odtwarzają je
z pamięci lub z małych notatek, które przez cały dzień prowadzą. Nie­
zależnie od tego, jak to robisz, przykładaj się do tej pracy i bądź
konsekwentna.
Wielu ludziom prowadzenie dziennika wydaje się sporym obcią­
żeniem, szczególnie wówczas, gdy są tak bardzo zaaferowani swoimi
partnerami, że wydaje się im, iż mogliby wypełnić całe tomy. Trudno
również wykrzesać z siebie energię, by robić coś takiego, gdy człowiek
19Z U W A L N I A N I E SIE. OD O B S E S J I

jest załamany i nie ma ochoty na nic poza wczołganiem się do łóżka


i naciągnięciem kołdry na głowę.
Prowadzenie zapisków sprawi, że poczujesz się lepiej. Jeśli chcesz
wydobyć swe życie z kolein obsesji, musisz we własnym interesie uczynić
ten wysiłek.

Czy zrozumiałaś pytania?


Każde z powyższych pytań odnosi się do innego aspektu obsesji i jej
wpływu na twoje życie. Ze względu na to, że aspekty te są ściśle ze sobą
powiązane, istnieje tendencja do mylenia ich ze sobą. Prowadząc za­
piski, nauczysz się rozróżniać obsesyjne myśli, uczucia i zachowania. To
rozróżnienie p o m o ż e ci w lepszym ich zrozumieniu, co jest konieczne,
by móc przystąpić do opanowywania obsesyjnych schematów.
A o t o co powinnaś mieć na uwadze, odpowiadając na pytania.

1 . C O P O P R Z E D Z I Ł O P O J A W I E N I E SIĘ MYŚLI?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, musisz uświadomić sobie, jakie są
twoje osobiste „przełączniki" — jakieś szczególne widoki, dźwięki,
zapachy, smaki, doznania, miejsca i rzeczy, które wyzwalają myśli
o twoim obiekcie. Takim przełącznikiem może być piosenka o miłości,
zapach perfum, ulubiona restauracja, określona pora dnia, film
o miłości, dźwięk dzwonka do drzwi, znacząca data w kalendarzu, foto­
grafia, pragnienie seksualne, prezent otrzymany kiedyś od kochanka...
Wszystko, co sprawia, że myślisz o nim.

2. CO M Y Ś L A Ł A M ?
To pytanie wydaje się łatwe, ale takie nic jest, ponieważ kiedy zaczynasz
myśleć o swoim kochanku, może to trwać godzinami. Chodzi o to,
by zawrzeć złożone myśli w kilku zdaniach, bez względu na to, czy
dotyczą wspomnień, marzeń, pragnień, czy planów. Mogą być zarówno
bardzo konkretne („Pamiętam, jak pił szampana z filiżanki do kawy"),
jak i bardzo ogólne („Ciekawa jestem, co on teraz robi?").

3. J A K SIĘ C Z U Ł A M ?
Uczucia można zwykle opisać jednym lub dwoma słowami — czułam
się „szczęśliwa", „smutna", „zła", „winna", „kochająca", „zazdrosna",
„podniecona", „zaniepokojona", „pobudzona", „ekstatyczna", „wystra­
szona" lub „poniżona", by wymienić tylko kilka możliwości. Nie zawsze
j e d n a k uczucia są takie proste. Można doznawać kilku uczuć jednoczę-
USTALANIE KURSU 1 9 3

śnie. Odpowiadając na to pytanie, postaraj się uświadomić sobie całą


gamę swych uczuć.

4. CO CHCIAŁAM ZROBIĆ?
Zawsze, kiedy zaczynasz myśleć o swoim kochanku, chcesz coś zrobić.
Możesz chcieć się z nim zobaczyć. Możesz chcieć się upić. Możesz
chcieć wyrównać rachunki. Cokolwiek chciałabyś zrobić, zapisz to. Py­
tanie może okazać się nieco krępujące, jeśli ogarnie cię pragnienie
zrobienia czegoś irracjonalnego lub wstydliwego. Ale niech to nie po­
wstrzymuje cię przed szczerą odpowiedzią.

5. CO ZROBIŁAM?
Odpowiadając na to pytanie pamiętaj, że mam na myśli nie tylko za­
chowania prześladowcze. Chodzi mi o wszelkiego rodzaju zachowania
będące wynikiem myśli lub uczuć dotyczących twojego partnera. Może
to być zjedzenie pięciu kilogramów lodów, kręcenie się koło jego domu,
oglądanie filmu o miłości, zapamiętanie się w pracy albo po prostu
gapienie się w ścianę. Powinnaś zapisać wszystko, co zrobiłaś pod wpły­
wem obsesyjnych myśli lub uczuć.

6. J A K I BYŁ R E Z U L T A T M O I C H D Z I A Ł A Ń ?
Odpowiedź na to pytanie powinna być bardziej rozbudowana. Jeśli
utrzymujesz jakikolwiek kontakt ze swym obiektem, opisz też jego reak­
cję. Czy twój obiekt rzucił słuchawkę? Zaczął płakać? Wezwał policję?
Chodzi też o wszelkie skutki fizyczne twoich działań: zniszczony samo­
chód, kac, zaniedbana praca. I wreszcie o uczucia, których doznałaś
w wyniku działania — smutek, poniżenie, ulgę, wściekłość — wszystko,
co można o tym powiedzieć. Zachowanie ma zawsze konsekwencje
fizyczne i emocjonalne — chcę, żebyś skupiła się na jednych i drugich.

Ważne rozróżnienie
Niemal wszyscy moi pacjenci są zakłopotani, gdy po raz pierwszy starają
się spisać odpowiedzi na pytania, ponieważ, jak większość z nas, mają
niekiedy problemy z rozróżnieniem między myślami a uczuciami.
Myśli i uczucia są w naszej świadomości tak mocno ze sobą sple­
cione, że różnica między nimi wydaje się często bardzo mglista. Ale
istnieje prosty sposób na ich rozróżnienie. Może to wyglądać na ja­
łowe ćwiczenie intelektualne, ale — jak wie każdy, kto czytał moje
poprzednie książki — opieram się na założeniu, że w pracy nad zmianą
194 U W A L N I A N I E SI{ 00 O B S E S J I

zachowania studiowanie relacji między myślami i uczuciami jest czyn­


nikiem podstawowym.
Większość z nas popełnia pospolity błąd wyrażania myśli tak,
jakby były uczuciami. Stale używamy takich sformułowań jak: „Czułem,
że film jest za długi". AJe takie uczucie nie istnieje. To jest myśl. Uczu­
cia, jakie widz stara się w tym wypadku wyrazić, to prawdopodobnie
zniecierpliwienie, znudzenie lub rozczarowanie.
Myśli, w przeciwieństwie do uczuć, bywają na ogół wyrażane peł­
nymi zdaniami. Są wyrazem pomysłów, percepcji i opinii. Aby wyjaśnić
tę sprawę, przyjrzyjmy się przykładom. O t o co mówili obsesyjni kochan­
kowie:

„Odnoszę wrażenie, że mój kochanek nigdy nie myśli tego, co


mówi."
MYŚL: Mój kochanek nigdy nie myśli tego, co mówi.
U C Z U C I E : niepokój, strach, niepewność.

„Odnoszę wrażenie, że resztę życia spędzimy razem."


MYŚL: Resztę życia spędzimy razem.
U C Z U C I E : nadzieja, podniecenie, radość, miłość.

„Odnoszę wrażenie, że mój kochanek spotyka się z kim innym."


MYŚL: Mój kochanek spotyka się z kim innym.
U C Z U C I E : obawa, zazdrość, złość, poniżenie.

W codziennych rozmowach rozróżnienie między myślami i


uczuciami nie jest szczególnie ważne. Ale kiedy twoje uczucia stanowią
e l e m e n t obsesyjnego schematu, nad którym chcesz zapanować, wówczas
oddzielenie ich od myśli i sprecyzowanie ma znaczenie zasadnicze.

Zachowania
Jeśli będziesz mieć problemy z odpowiedzią na pytanie „Co zrobiłam?",
to być może dlatego, że zachowujesz się raczej pasywnie niż aktywnie.
Istnieją pewne zachowania obsesyjne, które są w sposób oczywisty ak­
tywne — na przykład bezustanne wydzwanianie, kręcenie się w pobliżu
d o m u obiektu, podkradanie się. Są inne, równie aktywne, choć w mniej
oczywisty sposób — jak przejadanie się lub nadużywanie narkotyków
czy alkoholu. Są wreszcie zachowania pasywne.
Zachowania pasywne często polegają na zaniechaniu działania,
a nie na działaniu. Charakterystyczne jest to, czego nie robisz, a nie to,
U S T A L A N I E KURSU 1 96

co robisz. Obsesorzy pasywni często cały dzień pozostają w łóżku, nie


dzwonią do znajomych, nie chodzą do pracy i lekceważą swe osobiste
potrzeby. Przejście do zachowań pasywnych zawsze wiąże się z wpad­
nięciem w depresję.
Być może sądzisz, że takiego pasywnego trwania nie można w
ogóle nazwać „zachowaniem", ale zapewniam cię, że nie masz racji.
Gapienie się w ścianę jest tak samo zachowaniem, jak nieustanne wy­
dzwanianie. J e d n o i drugie stanowi szczególną reakcję na obsesyjne
myśli i uczucia i może być równie niebezpieczne dla twojego zdrowia
emocjonalnego.
Jeśli jesteś obsesorem o skłonnościach pasywnych, nie przeocz
niczego, co faktycznie robiłaś, nawet jeśli miałby to być zapis: „Spa­
łam cały dzień". Zobaczysz, że w miarę, jak zaczniesz skupiać uwagę
na swoim pasywnym zachowaniu, stanie się o n o bardziej przejrzyste,
a wraz z każdym.dokonanym zapisem twoja praca nad prowadzeniem
dziennika będzie łatwiejsza.

Przykłady zapisów w dzienniku


Większość moich pacjentów początkowo odstrasza sama koncepcja pro­
wadzenia dziennika, zwłaszcza przed dokonaniem pierwszego, przeła­
mującego uprzedzenia zapisu. N o r a jest tego znakomitym przykładem.

N O R A : W szkole średniej nienawidziłam robienia notatek i teraz tego nie lubię


ani odrobinę więcej. Zbyt ciężko pracuję cały dzień, by odrabiać prace domowe.
Jestem załamana, jestem wyczerpana. Gdy przychodzę do domu, mam ochotę
rzucić się na kanapę. Nie mam sił na te bzdury.

N o r a przyszła na terapię, tak jak wielu ludzi, w nadziei, że posiadam


jakąś czarodziejską różdżkę, za pomocą której mogę sprawić, że poczuje
się lepiej. Prawda j e d n a k jest taka, że nikt w ciągu godziny lub dwóch
tygodniowo nie jest w stanie poradzić sobie z poważnymi problemami
osobistymi. Nawet gdyby N o r a mogła przychodzić do mnie codziennie,
to i tak jej życie toczyłoby się poza terapią. Jeśli chciała, żeby coś się
zmieniło, musiała zintegrować ze swoim życiem to, co robiliśmy podczas
zajęć terapeutycznych.
Nie zdziwiło mnie, że czuje się zbyt wyczerpana, by zająć się
notowaniem — olbrzymią ilość energii poświęcała bowiem Tomowi.
196 U W A L N I A N I E SIE OD O B S E S J I

Powiedziałam jednak, że gdyby tylko zechciała spróbować prowadzenia


dziennika, mogłybyśmy przystąpić do przetwarzania tej zmarnowanej
energii w pozytywne zmiany w jej życiu.
Przypomniałam Norze, że nie musi zapisywać każdej błahej myśli
czy działania. Liczba i szczegółowość zapisów jest u poszczególnych
ludzi bardzo różna. Jej notatki powinny być na tyle pełne, by za parę
tygodni mogła obiektywnie zrekonstruować obraz swego obsesyjnego
schematu. N o r a jeszcze trochę pogrymasiła, ale wreszcie zgodziła się
spróbować. W następnym tygodniu przyniosła garść luźnych kartek. O t o
kilka z jej zapisków:

Poniedziałek, 8.20 rano


CO S P O W O D O W A Ł O P O J A W I E N I E SIĘ MYŚLI? — zadzwonił
telefon
CO P O M Y Ś L A Ł A M ? — może to on
J A K SIĘ C Z U Ł A M ? — miałam nadzieję, byłam podniecona, zde­
nerwowana
CO C H C I A Ł A M Z R O B I Ć ? — porozmawiać z nim
CO Z R O B I Ł A M ? — odebrałam telefon
J A K I BYŁ R E Z U L T A T M O I C H D Z I A Ł A Ń ? — to była moja mama,
nie on — a ja bez powodu wściekłam się na nią

Poniedziałek, 8.30 (dziesięć minut później)


CO S P O W O D O W A Ł O P O J A W I E N I E SIĘ MYŚLI? — to nie był on
CO P O M Y Ś L A Ł A M ? — musiałam usłyszeć jego głos
J A K SIĘ C Z U Ł A M ? — zawiedziona
CO C H C I A Ł A M Z R O B I Ć ? — porozmawiać z nim
CO Z R O B I Ł A M ? — zadzwoniłam do niego
J A K I BYŁ R E Z U L T A T M O I C H D Z I A Ł A Ń ? — wiedziałam, że bę­
dzie wściekły, więc kiedy odebrał, odłożyłam słuchawkę i poczu­
łam się jak świr

Poniedziałek, 8.30-11.00 rano


CO S P O W O D O W A Ł O P O J A W I E N I E SIĘ MYŚLI? — jak już raz
zaczęłam o nim myśleć, to nie mogłam przestać
CO P O M Y Ś L A Ł A M ? — wie, że to ja dzwoniłam, i nienawidzi
mnie za to, że mu zawracam głowę
J A K SIĘ C Z U Ł A M ? — poniżona, smutna, zrozpaczona
CO C H C I A Ł A M Z R O B I Ć ? — wczołgać się z powrotem do łóżka
i płakać
U S T A L A N I E K U R S U I 9 7

CO Z R O B I Ł A M ? — zjadłam lody na śniadanie


J A K I BYŁ R E Z U L T A T M O I C H D Z I A Ł A Ń ? — cały ranek myślałam
o nim, nawet po przyjściu do pracy

M o ż n a zauważyć istotną różnicę pomiędzy pierwszymi dwoma


zapisami, a trzecim. Pierwsze dwa odnosiły się do konkretnych zdarzeń:
telefonu, który rozbudził oczekiwania Nory, i w efekcie tego, że sama
zadzwoniła. Trzeci zapis jest znacznie bardziej ogólny, odnosi się do
przedziału czasu, w którym tonęła w natłoku myśli o swym byłym ko­
chanku, tak że t r u d n o jej było je skonkretyzować.
N o r a powiedziała mi, że czuła niesmak, gdy na pytanie: „Co spo­
wodowało pojawienie się myśli?" odpowiedziała: „Jak już raz zaczęłam
o nim myśleć, to nie mogłam przestać". Uważała, że właściwie nie jest
to żadna odpowiedź. Powiedziałam jej to, co mówię wszystkim moim
pacjentom: nie ma odpowiedzi prawidłowych i nieprawidłowych. Niech
te zapiski cię nie niepokoją, nikt nie będzie ich oceniał.

Styl się nie liczy


Styl Nory jest oszczędny. Ray, o p e r a t o r filmowy, miał skłonność do ob­
szerniejszych zapisów. Pomimo dużego obciążenia pracą, niecierpliwie
oczekiwał chwili, gdy będzie mógł zabrać się do dziennika, ponieważ
wiedział, że robi coś, co p o m o ż e mu zwalczyć obsesyjne skłonności,
niszczące jego związek z Karen.
Kiedy Ray i Karen przyszli na konsultacje, mieli za sobą dwa ty­
godnie mieszkania osobno. Chociaż chcieli p o d d a ć się wspólnej terapii,
ja wolałam przez kilka miesięcy popracować tylko z Rayem, ponieważ
to jego obsesyjne schematy postępowania wymknęły się spod kontroli.
W tym samym czasie skierowałam Karen do grupy pomocy dla kobiet,
gdzie koncentrowano się na nauce dostrzegania ograniczeń, wyraźnego
komunikowania i asertywności. Zapewniłam ich, że wspólna terapia
będzie znacznie bardziej konstruktywna po pewnym okresie osobnego
zajmowania się niektórymi ich indywidualnymi problemami. Oboje zgo­
dzili się i przystąpili do pracy.
Ray miał silną motywację i niebawem rozpoczął prowadzenie
dziennika. O t o j e d e n z jego zapisów:
198 U W A L N I A N I E SIE. OD O B S E S J I

Niedziela, p o r a śniadania
CO SPOWODOWAŁO POJAWIENIE SIĘ MYŚLI? — Zapach kawy
zawsze przypomina mi o Karen, ponieważ o n a robi wspaniałą
mocha-java.
CO POMYŚLAŁEM? — Myślę o tym, o ile byłbym szczęśliwszy,
gdyby Karen była tu ze mną. Kawa lepiej by smakowała, miałbym
z kim porozmawiać, może doszłoby do tego, że byśmy się kochali.
Zawsze razem czytywaliśmy niedzielne gazety. Naprawdę tęsknię
za nią. Ciekaw jestem, co o n a teraz robi. Obawiam się, że jest
z jakimś innym facetem. Jest taka piękna, że każdy skorzystałby
z okazji. Gdyby rzeczywiście była z jakimś innym facetem, to
chciałbym skręcić mu kark. Szkoda, że jej tu nie ma.
JAK SIĘ CZUŁEM? — Czuję się samotny i sfrustrowany, ponieważ
nic w tej sprawie nie mogę zrobić. J e s t e m wściekły na siebie, że
nie potrafię opanować zazdrości i złości. Jestem wściekły na nią
za to, że mnie wyrzuciła. Czuję się przygnębiony.
CO CHCIAŁEM ZROBIĆ? — Chcę pójść do niej, zobaczyć ją,
upewnić się, że jest sama, kochać się z nią namiętnie.
CO ZROBIŁEM? — Przejechałem koło d o m u Karen i zobaczyłem,
że nie ma jej samochodu.
JAKI BYŁ REZULTAT MOICH DZIAŁAŃ? Byłem zbyt przygnę­
biony, żeby jak zawsze pójść na siłownię, zamiast tego siedziałem
w domu, oglądałem mecz piłki nożnej i użalałem się nad sobą.

Coś tak ulotnego jak zapach kawy wystarczyło, by rozbudzić


w Rayu na tyle intensywne wspomnienia i pragnienia, że pojechał pod
d o m Karen i w końcu przez resztę dnia był przygnębiony.
Z w r ó ć uwagę, że odpowiedzi na pierwsze cztery pytania są pisane
w czasie teraźniejszym, na dwa ostatnie zaś w czasie przeszłym. Ray
pisał, jak się czuje, pijąc poranną kawę. Zostawił jednak notatnik, kiedy
coś go popchnęło, żeby pojechać pod dom Karen. Później dokończył
prowadzenie zapisków. Ten sposób dzielenia zapisków na części jest
dobry, jeśli nie gubisz przy tym żadnych informacji.
Ray w dalszym ciągu spędzał czas z Karen. A więc, inaczej niż
Nora, musiał sporządzać także zapiski o bezpośrednich kontaktach z ko­
chanką. O t o przykład:

Czwartek, wieczór
CO SPOWODOWAŁO POJAWIENIE SIĘ MYŚLI? — Idziemy na
kolację. Myślałem o tym od chwili, kiedy się obudziłem.
USTALANIE KURSU 199

CO M Y Ś L A Ł E M ? — Martwię się o to, w jakim będzie nastroju.


Spędziłem jakieś dwadzieścia minut na wybieraniu koszuli, nie
wiem, czy b ę d ę dobrze wyglądał.
Kiedy weszliśmy do lokalu, wciąż myślałem o tym, że o n a przy­
gląda się jakiemuś facetowi w restauracji. Wszystko, co mówiłem,
to było tylko taka sobie paplanina, a tak naprawdę chciałem za­
pytać ją, czy po kolacji pójdzie do mnie, ale tego nie zrobiłem,
ponieważ Karen się wścieka, kiedy ją naciskam. Nie wiedziałem,
co robić, bo skoro teraz oboje poddajemy się terapii, to już nie je­
stem pewien, jakie obowiązują zasady. Sprawiała wrażenie, jakby
nie chciała być nawet tutaj. Po kolacji poprosiła, żebym ją zawiózł
do domu, a ja nie mogłem opędzić się od myśli, że o n a nie chce
sypiać ze mną, bo już mnie nie kocha.
JAK SIĘ C Z U Ł E M ? — Jestem naprawdę zdenerwowany i niespo­
kojny, ponieważ wszystko się zmienia i nie mam pewności, czy na
lepsze. Boję się, że ją tracę, i czuję, że jestem słabeuszem, gdyż
nie jestem w stanie nic w tej sprawie zrobić.
Kiedy nie chciała do mnie przyjechać, czułem się odtrącony i pod­
niecony.
CO C H C I A Ł E M Z R O B I Ć ? — Chciałem ją namówić do przyjścia
do mnie.
CO Z R O B I Ł E M ? — Próbowałem namówić ją do przyjścia do
mnie.
J A K I BYŁ R E Z U L T A T M O I C H D Z I A Ł A Ń ? — Wściekła się i czu­
łem się jak idiota.

Być może zauważyłaś, że cały wieczór Ray zamknął w jednym


zapisie (znowu zaczynając pisać w jednym momencie, a kończąc kiedy
indziej). N o r a natomiast wybrała j e d n o zdarzenie i podzieliła je na trzy
oddzielne zapisy. Stosuj taką metodę, jaka ci najbardziej odpowiada.
W twoim dzienniku tylko dwie rzeczy są istotne:

f) autentyczny wysiłek wyodrębnienia i określenia myśli, uczuć i za­


chowań;
2) odwaga dokładnego opisania swojego zachowania, nawet jeśli się
go wstydzisz.

Nie próbuj natychmiast analizować ani interpretować swych za­


pisów. Później będzie na to dużo czasu. Ważne, byś dokonywała ich
swobodnie i nie czuła się zażenowana ich znaczeniem i tym, co mogą
2 OO UWALNIANIE SIE OD OBSESJI

o tobie powiedzieć. Im mniej będziesz analizować swe zapisy, tym


mniejsze prawdopodobieństwo, że będziesz próbowała je cenzurować.
Ten dziennik jest tylko dla ciebie (choć możesz też udostępnić go
swojemu terapeucie), więc nie ma powodu rezygnować z pełnej szcze­
rości. Kiedy już przełamiesz wszelkie tkwiące w tobie opory, odkryjesz,
że jest to brulion tej części twojego życia, która wymaga zmian, a im
staranniej prowadzony jest brulion, tym łatwiej będzie wnieść do niego
poprawki.
X. Demontaż systemu obsesyjnego
Istnieje tylko j e d e n sposób na ucieczkę od bólu obsesyjnej miłości:
zdemontować „system obsesyjny". System ten ma trzy składniki — obse­
syjne myśli, obsesyjne uczucia i obsesyjne zachowania. Te trzy elementy
wzajemnie się podsycają i podobnie jak w przypadku trybów maszyny,
jeśli zacznie pracować wolniej jeden, inne także nieuchronnie zwolnią
pracę.
Związane ze sobą i współzależne części systemu obsesyjnego od­
działują na siebie wzajemnie w sposób przewidywalny i powtarzalny.

MYŚLI BUDZĄ UCZUCIA,


które
SĄ ŹRÓDŁEM ZACHOWAŃ,
które
URUCHAMIAJĄ DALSZE MYŚLI,
które
NA NOWO ROZPOCZYNAJĄ CYKL.

Proces wyłączania twojego systemu obsesyjnego rozpoczniemy od


skupienia się na zmianie myśli i zachowań. Być może zastanawiasz
się, dlaczego nie zamierzam na tym etapie zajmować się bezpośrednio
uczuciami. Z całą pewnością nie chcę pomniejszać znaczenia uczuć,
ale w ciągu minionych lat miałam zbyt wielu pacjentów przekonanych,
że przed przystąpieniem do pracy powinni najpierw poczuć się silniejsi
i spokojniejsi. Innymi słowy, wykorzystywali swe uczucia jako wymówkę,
by odłożyć to, co mieli do zrobienia.
W istocie to właśnie twoja praca sprawi, że poczujesz się sil­
niejsza i spokojniejsza. Kiedy zmienisz myśli i zachowania, wówczas
2 O 2 UWALNIANIE SIE, OD OBSESJI

twoje uczucia — jako element systemu — również będą musiały się


zmienić. Nie ma zatem powodu, żeby zwlekać. Będziemy mieli mnóstwo
czasu, aby dogłębnie zająć się twoimi uczuciami, w rozdziale jedenastym
i dwunastym.
Wszystkie te godziny, które w ciągu ostatnich dwóch tygodni po­
święciłaś na prowadzenie dziennika, zaczną teraz przynosić owoce. Za­
pisy pomogą ci zrozumieć, w jaki sposób funkcjonuje twój osobisty
system obsesji. Usiądź i przeczytaj swój dziennik.
Zwróć szczególną uwagę na to, w jaki sposób odpowiedzi na pyta­
nie „Co myślałam?" prowadzą do uczuć opisywanych w odpowiedziach
na pytanie „Jak się czułam?".
Następnie przyjrzyj się, w jaki sposób te uczucia popychały cię do
ponawiania zachowań, które odnotowałaś w odpowiedzi na pytanie „Co
zrobiłam?".
Wreszcie, rozważając swoje odpowiedzi na pytanie „Jaki był rezul­
tat moich działań?", zastanów się, w jaki sposób te zachowania stwarzały
problemy w twoim życiu. Obsesyjne zachowanie nie istnieje w próżni;
pociąga za sobą konsekwencje, a te konsekwencje są zazwyczaj bolesne
zarówno dla obsesora, jak i dla jego obiektu.
Gdy zapiski ułatwią ci dostęp do wewnętrznych mechanizmów
twojego systemu obsesyjnego, będziesz mogła przystąpić do jego de­
montażu.

Wakacje emocjonalne
Schematy obsesyjnego zachowania dezorientują cię niby bezlitosna psy­
chiczna burza piaskowa. Jeśli chcesz odzyskać równowagę psychiczną,
musisz wydostać się poza obszar burzy. Poproszę cię teraz, byś zrobiła
odważny krok — wyrwała się na chwilę ze swoich obsesyjnych zacho­
wań i myśli. To właśnie nazywam „wakacjami emocjonalnymi". Chodzi
o spędzenie jakiegoś czasu z dala od kochanka i/lub bez pogoni za nim.
W tym czasie skoncentrujesz się na sobie samej, poznasz techniki p a n o ­
wania nad swoimi schematami obsesyjnymi i nabierzesz nieco dystansu
do swojej sytuacji.
Wiem, że jeśli trwasz w związku, to perspektywa wyrwania się
z niego na pewien okres przeraża cię — i dlatego proszę cię tylko
o dwa tygodnie. Dostaniesz również do wykonania sporo konstruktyw-
D E M O N T A Ż S Y S T E M U O B S E S Y J N E G O 2 O 3

nych zadań, emocjonalnych i poznawczych, które pomogą ci znaleźć siłę


i zapełnić pustkę, jaką prawdopodobnie będziesz odczuwać.
Nie spodziewaj się, że dokonasz głębokich, dramatycznych zmian
w swym życiu w ciągu zaledwie dwóch tygodni. Ale przerywając
niszczące schematy działania, zainicjujesz łańcuch małych, stopniowych
zmian, które w końcu mogą wyprowadzić cię z tragicznego zamętu
obsesji.

„Wszystko, tylko nie to!"


Moim pacjentom sam pomysł zrezygnowania nawet na krótki czas z ko­
chanka lub z pogoni za byłym kochankiem wydaje się niepojęty. To tak,
jakby prosić ich, żeby zrezygnowali z oddychania.
Przypomina mi się alkoholik, który wiele lat temu przyszedł do
mnie po pomoc, żaląc się, że jego żona odeszła, dzieci zerwały z nim
kontakt, on sam został wyrzucony z pracy, wydał wszystkie oszczędności
i w d o d a t k u ma zmarnowaną wątrobę. Kiedy oświadczyłam mu, że
pierwsza rzecz, jaką powinien zrobić, to przestać pić, jego odpowiedzią
było: „Wszystko, tylko nie t o " — wszystko, tylko nie to, czego najbar­
dziej potrzebował.
„Wszystko, tylko nie t o " . Przez lata pracy słyszałam tę odpowiedź
niczym echo z ust setek obsesyjnych kochanków, kiedy prosiłam, żeby
zrobili sobie emocjonalne wakacje.
Margaret wpadła w panikę na myśl o dwóch tygodniach bez moż­
liwości usłyszenia głosu kochanka, zobaczenia jego twarzy, bez wiedzy
o tym, co on w danej chwili robi. Margaret to ta kobieta, której związek
z partnerem, Philem, sprowadzał się jedynie do kontaktów seksualnych.

M A R G A R E T : Zrobię wszystko, czego zechcesz, pod warunkiem, że będę mogła


nadal go widywać. Już czuję, jak mi umyka. Boję się, że jeśli wezmę sobie te
wakacje, to po dwóch tygodniach go nie zastanę. Nie zniosłabym tego.

S U S A N ( C Z Y L I JA): Nie mam pewności, czy w waszym związku z Philem


zostało jeszcze coś do uratowania, ale jeśli tak, to jedynym sposobem, jaki ci
pozostał, jest uwolnienie się od obsesji. Jeśli wasz związek nie może wytrzymać
dwutygodniowej przerwy, to i tak nic z niego nie będzie. A skoro tak, to musisz
uwolnić się od obsesji, żeby przetrwać emocjonalnie. W każdym razie nie masz
nic do stracenia poza sporą dozą cierpienia.

Pod koniec sesji o p ó r Margaret zelżał. Wakacje emocjonalne miały stać


się dla niej p u n k t e m zwrotnym.
Z O 4 UWALNIANIE SIE OD OBSESJI

Dylemat wybawcy
Wybawcy mają dodatkowy problem przy planowaniu emocjonalnych
wakacji, ponieważ ich kochankowie są tak bardzo od nich uzależnieni.
Kirk obawiał się, że jeśli na dwa tygodnie zostawi L o r e t t ę samą, to o n a
tego nie wytrzyma.

K I R K : Co będzie, jeśli wrócę do domu i zastanę ją martwą? Jak będę się wtedy
czuł? Chodzi o to, że tylko ja stoję pomiędzy nią i rynsztokiem.

S U S A N : No to bądź przygotowany na to, że będziesz tak stał do końca życia,


ponieważ nie pomagasz jej, tylko pozwalasz, żeby przedłużała istnienie swego
problemu. Loretta ma przed sobą te same możliwości, jakie ty miałeś, kiedy
piłeś. Nie możesz jej pomóc, dopóki ona sama nie będzie gotowa sobie pomóc.
Musisz wziąć odpowiedzialność za siebie samego i pozwolić Lorettcie na to samo.
To bardzo proste.

K I R K : Ale ja nie mogę.

S U S A N : Nie bardzo widzę, jak mogłabym ci pomóc, jeśli sam sobie nie poma­
gasz.

Kirk był zdumiony stanowczością mojego oświadczenia. Jak każdy wy­


bawca, miał nadzieję, żc pomogę mu poprawić samopoczucie, pozwa­
lając jednocześnie na ciągłe ratowanie Loretty. Ja jednak nie miałam
zamiaru być sprzymierzeńcem ich zachowań, którymi niszczyli się na­
wzajem. Jeśli chciał się lepiej poczuć, to musiał zacząć od zerwania
z obsesyjnymi schematami, które źle na niego wpływały. A podstawo­
wym takim schematem było przywiązanie do problemów Loretty —
problemów, których nie był w stanie rozwiązać.
Kirk rozumiał, co mówiłam. Słyszał ten sam komunikat kilka
razy tygodniowo podczas spotkań AA. W praktyce jednak zrozumienie
prostej prawdy nie zawsze ułatwia podjęcie odpowiedniego działania.
Kirk zgodził się na wakacje emocjonalne dopiero wtedy, gdy zna­
lazł sposób, by odsunąć na ten czas L o r e t t ę od siebie bez rezygnowania
z poczucia odpowiedzialności za nią. To kompromisowe rozwiązanie
polegało na tym, że namówił kochankę na dwutygodniowy wyjazd do
matki. Chociaż Kirk jeszcze nie był gotów przestać być strażnikiem,
j e d n a k to rozwiązanie pozwoliło mu przynajmniej wziąć wakacje, a we
wstępnym etapie naszej pracy nie potrzebował niczego więcej.
DEMONTAŻ SYSTEMU OBSESYJNEGO 2O6

Planowanie wakacji emocjonalnych


Przygotowania do wakacji emocjonalnych, które musisz poczynić, zależą
od tego, jak bliskie masz kontakty ze swym partnerem lub ex-partnerem.
Jeśli wciąż żyjecie razem (lub jesteście małżeństwem), to oczywiś­
cie wyrwanie się na dwa tygodnie będzie trudniejsze. Jednakże tak czy
inaczej ważne jest, byś otwarcie powiedziała kochankowi, że musisz na
dwa tygodnie usunąć się ze związku, a następnie znalazła sposób, żeby
to zrobić. Niektórzy mieszkają w tym czasie u krewnych lub znajomych.
Inni przenoszą się do motelu. Możesz nawet podróżować, jeśli tylko
potrafisz podczas wycieczki wygospodarować czas na pracę, którą ci
zadam. Jeśli twój kochanek mieszka w twoim domu lub mieszkaniu,
to zamiast samemu się usuwać, możesz poprosić go o wyprowadzenie
się na dwa tygodnie. To zależy od ciebie. W sumie jednak to na tobie
spoczywa odpowiedzialność za znalezienie sposobu na fizyczne odsepa­
rowanie się od kochanka.
Niezależnie od tego, czy mieszkasz ze swoim kochankiem, czy
spotykasz się z nim regularnie lub sporadycznie, musisz mu krótko, lecz
zdecydowanie oznajmić, że:

1. Zdajesz sobie sprawę, że coś w waszym związku nie gra.


2. Potrzebna ci jest dwutygodniowa przerwa na rozjaśnienie umysłu
i podjęcie pewnych decyzji.
3. Chcesz, żeby respektował fakt, iż podjęta praca jest dla ciebie
ważna, i żeby uszanował dwutygodniową przerwę, nie kontaktując
się z tobą.

Możesz powiedzieć mu to osobiście, telefonicznie albo napisać


list — forma nie jest istotna, ważne, aby wiadomość dotarła. A p o t e m
na dwa tygodnie po prostu wyłączasz się — żadnych kontaktów pod
żadnym pozorem.
Łatwo wpaść w pułapkę marzenia, że takie nagłe wycofanie się
rozbudzi zainteresowanie kochanka. Strzeż się tego. Te wakacje to
nie okazja do odgrywania trudnej do zdobycia twierdzy. Celem twoich
dwutygodniowych wakacji emocjonalnych jest skupienie się na własnym,
indywidualnym rozwoju i zmianach. Jeśli zanadto będzie cię zaprzątać
marzenie o tym, że twój kochanek czuje się samotny i tęskni za tobą, to
nie skupisz się na pracy, którą masz do wykonania.
2O6 UWALNIANIE SIE 00 OBSESJI

W istocie twój obiekt zapewne odetchnie. Może będzie sprzyjać


twoim poczynaniom, może pozostanie obojętny, a może nawet
(zwłaszcza jeśli jesteś wybawcą) przejawić wrogość. Jaka by j e d n a k
nie była reakcja twojego kochanka, nie pozwól, żeby osłabiła twoje
zdecydowanie. Gdyby partner usiłował odwieść cię od twych zamiarów,
przekonując, że we dwoje łatwiej rozwiążecie wspólne problemy, musisz
być stanowcza. Zdecydowałaś się przecież pracować nad sobą dla
własnego dobra, i to pracować samodzielnie.
Zdarzają się sytuacje, gdy dwutygodniowa fizyczna rozłąka jest po
prostu niemożliwa — w grę mogą wchodzić dzieci, jakieś powiązania
finansowe czy komplikacje zdrowotne. Jeśli separacja rzeczywiście nie
wchodzi w rachubę, to mimo wszystko praca, którą zamierzamy zapro­
ponować w tym rozdziale, może być skuteczna. Będzie jednak znacznie
trudniejsza i zajmie więcej czasu. Ogromnie trudno wywikłać się psy­
chicznie z obsesyjnych więzów, gdy w dalszym ciągu ma się z p a r t n e r e m
kontakt fizyczny. Tam, gdzie potrzeba jasności, panuje chaos. Fizyczna
obecność obiektu podsyca obsesję, podczas gdy ty chcesz ją stłumić.
Jeśli nie możesz odseparować się fizycznie, to w celu pokona­
nia przeszkody, jaką jest obecność partnera, bezwarunkowo musisz się
postarać o profesjonalną pomoc. Dokładnie jednak przemyśl swoją sytu­
ację, by mieć pewność, że naprawdę jesteś ograniczona okolicznościami,
że nie chodzi o zwykłą wymówkę.
Oczywiście, jeśli — jak w wielu przedstawionych tu przypadkach
— twój obiekt sam ci oznajmił, że nie chce cię więcej widzieć, albo po
prostu zniknął, to masz przewagę już na starcie — nie musisz się zasta­
nawiać, jak mu powiedzieć o planowanej przez ciebie dwutygodniowej
przerwie. Jednakże fakt, że jesteś fizycznie odseparowana od partnera,
nie oznacza, iż jesteś od niego odseparowana psychicznie. I tak musisz
udać się na emocjonalne wakacje, aby pozwolić ostygnąć przegrzanej
maszynerii swojego systemu obsesyjnego.

Zablokowanie pierwszego trybu:


zachowanie
Jakkolwiek nie możesz tak po prostu zmusić swoich obsesyjnych myśli,
by odpłynęły, to możesz użyć siły woli, by zerwać z obsesyjnym zacho­
waniem. W ten sposób możesz sobie stworzyć emocjonalną przestrzeń
DEMONTAŻ SYSTEMU OBSESYJNEGO 2D7

życiową, która będzie ci potrzebna do pracy nad opanowaniem myśli


i uczuć.
Mocno wierzę w konieczność rozpoczynania pracy od zachowań,
ponieważ jest to czynnik zewnętrzny, namacalny, jawny — czynnik naj­
łatwiejszy do określenia z wszystkich trzech. Możesz wypierać się obse­
syjnych myśli, trudno wszakże oszukiwać samego siebie w kwestii takich
zachowań, jak kręcenie się przed d o m e m kochanka czy telefonowanie
mimo świadomości, że obiekt nie chce się z tobą widzieć ani rozmawiać.
Z a n i m podejmiesz próbę zaprzestania obsesyjnych zachowań,
musisz je rozpoznać. Wykorzystaj zapisane w dzienniku odpowiedzi na
pytanie: „Co zrobiłam?". Pomogą ci one precyzyjnie zidentyfikować te
zachowania. Sporządź ich listę i wynotuj metody pogoni i zemsty.
Teraz wprowadzisz moratorium na te wszystkie zachowania. Przez
najbliższe dwa tygodnie:
— żadnych nie zapowiedzianych wizyt,
— żadnych rozmów telefonicznych,
— ani odwieszania słuchawki po usłyszeniu głosu kochanka,
— żadnego szpiegowania,
— żadnego kręcenia się wokół domu,
— żadnych listów,
— żadnych podarunków,
ani nic innego.
Jeśli jesteś obsesorem pasywnym, może ci się zdawać, że twoje
zachowania są za mało konkretne, by można było ich zaniechać. Zada­
nie dla ciebie to skupienie się na unikaniu zachowań samokarzących.
Jeśli nadużywasz jedzenia, narkotyków lub alkoholu dla stłumienia bólu
odrzucenia, to teraz jest właśnie doskonały moment, by znaleźć odpo­
wiedni dwunastostopniowy program, grupę wsparcia lub terapeutę.
Jakie by nie było twoje zachowanie, skoro raz się przekonasz, że
można z wyboru zaniechać działania, które wydawało się być silniejsze
od ciebie, zyskasz nową świadomość własnej siły. Jeśli tego pragniesz,
możesz wybrać zachowanie nieobsesyjne. Nie zawsze jest to łatwe, a czę­
sto wręcz sprzeczne z twoimi pragnieniami, ale jeśli włożysz w to jeszcze
trochę wysiłku, sama się zdziwisz, ile zyskasz siły i spokoju.
2D 8 UWALNIANIE SIE OD OBSESJI

Zrodzenie obsesora:
„Nie jestem w stanie sobie pomóc"
Twoje obsesyjne zachowanie nie jest tak naprawdę poza twoją kontrolą,
to tylko złudzenie. Przekonanie, że nie jesteś w stanie sama sobie
pomóc, jest kuszącą formą wymówki, która pozwala uniknąć przyjęcia
odpowiedzialności za własne działania. Za to przekonanie zapłaciłaś
swoją ambicją, szczęściem, godnością i być może szansą na zdrowy
związek. Kluczem do panowania nad obsesyjnymi zachowaniami jest
przeświadczenie, że to nie jest coś, co się przydarza, lecz coś, o czym
sama zadecydowałaś.
Wielu obsesorom trudno zaakceptować fakt, że obsesyjne zacho­
wanie wynika z ich własnego wyboru. Większość moich pacjentów opi­
suje swe zachowanie w takich na przykład słowach:

„Zrobiłam to, zanim się spostrzegłam."


„Miałem wrażenie, jakbym obserwował kogoś innego."
„Starałam się powstrzymać, ale nie mogłam."
„Coś mnie po prostu o p ę t a ł o . "
„Nie mogłem nic na to poradzić."

Ogólna wymowa tych stwierdzeń jest taka, jak gdyby obsesorzy


nie mieli wyboru, jakby działali wyłącznie pod wpływem impulsu lub byli
w jakimś dziwnym stanie. W rzeczywistości u większości z nich obsesyjne
zachowanie nie wynika z nagłego impulsu. Kiedy ktoś się wścieka i bez
zastanowienia tłucze talerz, to owszem, jest to działanie p o d wpływem
impulsu. Kiedy ktoś na ścisłej diecie odruchowo chwyta herbatnik z tacy
i zjada, to też jest impuls. Działanie pod wpływem impulsu jest nagłe,
bez większego albo w ogóle bez żadnego zastanowienia pomiędzy bodź­
cem i odruchem.
A przecież większość obsesyjnych zachowań jest końcowym re­
zultatem długotrwałych rozmyślań. Choć impuls może być p u n k t e m
wyjścia, zazwyczaj grzęźnie w obsesyjnych rozważaniach, zanim prze­
kształci się w działanie. To zasadnicza różnica, ponieważ jeśli myślisz
o czymś, zanim to uczynisz, to nie działasz już pod wpływem impulsu,
lecz z wyboru. Kiedy robisz coś po wcześniejszym przemyśleniu, wów­
czas zawsze wybierasz jedną z przynajmniej dwóch możliwości, nawet
jeśli jesteś przekonana, że nie było alternatywy.
DEMONTAŻ SYSTEMU OBSESYJNEGO 2O9

Pamiętacie, jak Nora opowiadała, że wynajęła samochód, by Tom


nie rozpoznał jej, kiedy będzie przejeżdżała koło jego d o m u ? Gdy po­
wiedziałam, że to, co zrobiła, było jej własnym wyborem, nie uwierzyła
mi.

N O R A : Nie myślałam o tym, po prostu zrobiłam to. To było tak, jakbym była
marionetką i ktoś pociągał za sznurki.

S U S A N : Wiem, że tak to można było odczuwać, ale przyjrzyjmy się bliżej temu,
co zrobiłaś. Gdybyś pojechała tam w wyniku impulsu, zrobiłabyś to w chwili, gdy
takie pragnienie się pojawiło. Tymczasem pomyślałaś o tym, jak byś się czuła,
gdyby Tom cię rozpoznał. Dokonałaś wyboru, by pod jego dom nie jechać wła­
snym wozem. D o k o n a ł a ś wyboru, by wyjść z domu. Dokonałaś wyboru, by udać
się do firmy wynajmującej samochody. Dokonałaś wyboru, by wydać pieniądze
na wynajem samochodu. Dokonałaś wyboru, by wypełnić formularz. Dokonałaś
wyboru, by wynajętym samochodem pojechać pod dom Toma. A później kilka­
krotnie dokonałaś wyboru, by znów tam pojechać. Ty dokonałaś tych wszystkich
wyborów, ale przecież w dowolnym momencie mogłaś dokonać wyboru, by za­
przestać tych działań — czyli zrobić coś, czego nie można zrobić, kiedy działa się
pod wpływem impulsu. Za każdym razem, gdy myślisz o tym, żeby coś zrobić, tym
samym bierzesz pod uwagę możliwość, by tego nie robić.

Nora, podobnie jak wszyscy obsesyjni kochankowie, musiała przestać


zasłaniać się złudnym przekonaniem, że w obliczu swej obsesji jest
bezbronna. Z chwilą, gdy zyskała świadomość dokonywanych wyborów,
zaczęła wybierać coraz zdrowsze możliwości.

Jak zmienić swoje zachowanie


Kiedy zorientujesz się, że możesz wybierać, zaczynasz wydobywać swoje
zachowanie spod kontroli systemu obsesyjnego. By p o m ó c ci w osiągnię­
ciu dalszego postępu, pokażę, jak można przerywać obsesyjne schematy.
Stosowane codziennie, strategie te mogą się znacznie przyczynić do
odzyskania panowania nad własnym życiem.

Twoje zachowanie na dywaniku


Twoje zachowanie jest jak trudne dziecko — potrzebuje ostrzeżenia, że
nieposłuszeństwo nie będzie dłużej tolerowane, i określenia dokładnych
granic, poza które nie wolno mu się posunąć. Śmiało udziel mu nagany
21O UWALNIANIE SI { OD OBSESJI

za wszystkie problemy, jakich ci przysporzyło. Chcę, żebyś wezwała


swoje zachowanie na rozmowę, jak nieposłuszne dziecko, precyzując,
na czym polegają twoje frustracje, ograniczenia i oczekiwania.
W tym celu znajdź spokojny czas i miejsce, wyłącz na chwilę
telefon i postaw przed sobą puste krzesło. Wyobraź sobie swoje zacho­
wanie jako niesforne dziecko siedzące na tym krześle. Wyobraź sobie
siebie jako kochającego, ale stanowczego rodzica. Dziecko d o k o n a ł o
prawdziwego spustoszenia, a ty już masz tego dosyć. Co byś temu
dziecku powiedziała?
Nigdy nie z a p o m n ę dnia, kiedy poprosiłam Anne, żeby przepro­
wadziła to ćwiczenie. A n n e to ta fryzjerka, która zdemolowała wła­
sne mieszkanie, próbując zatrzymać swego kochanka J o h n a . Później,
kiedy John zerwał z nią wszelkie kontakty, połknęła całe opakowanie
proszków przeciwbólowych, a następnie zadzwoniła do Johna, żeby po­
wiedzieć, co zrobiła. Miała nadzieję, że przybiegnie, żeby ją ratować,
tymczasem on wezwał pogotowie.
Gdy po raz pierwszy powiedziałam Anne, żeby pogadała ze swoim
zachowaniem, miała, podobnie jak wiele innych osób, trudności z po­
ważną rozmową z pustym krzesłem. Ale kiedy już zaczęła mówić, coraz
bardziej się angażowała, złorzecząc swemu zachowaniu za to, co jej
w przeszłości uczyniło. Kiedy doszła do swej próby samobójczej, wstała,
oskarżycielskim gestem wskazując palcem krzesło, niczym prokurator.

A N N E : Omalżeś mnie nie zabiło, wiesz o tym? Aż trudno w to uwierzyć. Obu­


dziłam się w szpitalu, nie mając pojęcia, jak się tam znalazłam... Za kratami,
przywiązana... Byłam oszołomiona. Przyszła do mnie koleżanka i powiedziała,
że John zadzwonił do niej, ponieważ za nic nie chciał sam się angażować w tę
sprawę. Wstyd mi było okropnie, a tymczasem to twoja wina. Ale koniec z tym.
Nie pozwolę ci już panować nad sobą ani mnie poniżać. Od teraz ja panuję
nad tobą. Dość ranienia mnie, dość niszczenia rzeczy. Przez następne dwa
tygodnie nie podniesiesz słuchawki i nie zadzwonisz do Johna. Nie wsiądziesz
do samochodu i nic pojedziesz pod jego dom. Nawet nie będziesz dzwoniło do
jego znajomych, by się dowiedzieć, co u niego słychać. Rozumiesz?

A n n e była tak przekonywająca, że niemal spodziewałam się, iż to puste


krzesło odpowie. Pochwaliłam jej zaangażowanie i zapewniłam ją, że
jeśli nawet nie czuje w sobie takiej odwagi, jak na to wygląda, to w ciągu
dwóch tygodni jej uczucia zaczną dorównywać słowom. Gdy przyszła do
mnie w następnym tygodniu, powiedziała, że od chwili, gdy posadziła
to dziecko na krześle, by powtarzać mu swe zakazy, każdego dnia czuła
się nieco silniejsza.
DEMONTAŻ SYSTEMU OBSESYJNEGO 211

Nalegam, byś tak jak Anne codziennie powtarzała to ćwiczenie.


Nie zabiera o n o zbyt wiele czasu, a pomoże ci zaangażować się w sie­
bie. Istotne jest, żebyś pozwoliła „twojemu zachowaniu" usłyszeć, czego
nie będziesz już tolerować. Gdy głośno wypowiadasz słowa, wyrażone
w nich intencje znacznie głębiej wnikają w twój wewnętrzny świat niż
samo myślenie o nich.

Przekształcanie impulsów w wybory


Jak już widzieliśmy, samo myślenie o tym, co zamierzasz zrobić, prze­
kształca impuls w świadomy wybór. W rezultacie w przewód łączący
impuls z zachowaniem wstawiasz wyłącznik. Sytuacja byłaby idealna,
gdyby ten wyłącznik był zaopatrzony w dzwonek alarmowy dzwoniący
zawsze, ilekroć pojawia się impuls do działania obsesyjnego. Oczywiście
nic takiego nie istnieje, jednak możesz zastąpić ten dzwonek odpowied­
nimi znakami wizualnymi.
Jednym z najsilniej działających symboli zakazu w naszej cywiliza­
cji jest zwykły drogowy znak stopu. Większość z nas jest tak zapro­
gramowana, by na widok znaku stopu zatrzymywać się. Codziennie
mamy z nim do czynienia podczas jazdy samochodem. Tak więc przez
następne dwa tygodnie wykorzystuj to zaprogramowanie i otocz się
miniaturowymi znakami stopu, by w razie, gdybyś poczuła nagły impuls
do działania, posłużyły ci jako wizualny sygnał alarmowy.
Dla moich pacjentów te znaki stopu okazały się bardzo skutecz­
nym narzędziem przerywania obsesyjnych impulsów. Wyrysuj je pisa­
kiem lub kredką na samoprzylepnych karteczkach i umieść wszędzie
tam, dokąd mogłabyś się skierować, by odreagować obsesyjnym za­
chowaniem. Zazwyczaj będzie to telefon, miejsce przy kierownicy sa­
mochodu i wewnętrzna strona drzwi wejściowych. Być może zechcesz
umieścić taki znak na lustrze w łazience, na swoim portfelu, na lo­
dówce, na poduszce, na biurku w pracy. Przez następne dwa tygodnie
zawsze, kiedy zobaczysz znak stopu, przypomnij sobie, że postanowiłaś
powstrzymać swe obsesyjne zachowanie, i pomyśl o tym, co w danej
chwili robisz.
Może się to wydawać prymitywne, jednakże liczne badania nad
podświadomością wykazały, że znaki wizualne mają na nas często znacz­
nie większy wpływ niż słowa. Te znaki stopu pomogą ci zmienić impulsy
w akty wyboru, przypominając, że masz moc przerywania obsesyjnych
schematów.
2 1 2 UWALNIANIE SIE. OD OBSESJI

Wyszukiwanie kotwicy emocjonalnej


Dwunastostopniowe programy, takie jak AA, przewidują obecność
„sponsora", gotowego zawsze przyjść z pomocą uczestnikowi, gdy
potrzebuje wsparcia i zachęty. Gdy członek AA czuje, że przegrywa
walkę, jego sponsor niczym kawaleria przybywa z odsieczą. Ten sam
system może być niezwykle skuteczny w zwalczaniu obsesyjnej miłości.
Jeśli masz bliskiego przyjaciela lub krewnego, z którym czujesz się
na tyle bezpiecznie, by powierzyć mu szczegóły swej sytuacji, to zwróć
się do niego po p o m o c podczas dwutygodniowych wakacji emocjonal­
nych. Poproś tę osobę, by zechciała być twoją „kotwicą", emocjonalną
cumą chroniącą przed dryfowaniem w kłopoty.
(Uwaga: Jeśli bierzesz udział w dwunastostopniowym programie,
to twój sponsor prawdopodobnie już pełni rolę kotwicy. Możesz go
zapytać, czy gotów jest pełnić ją także w sprawie twojego obsesyjnego
związku, czy też wolałby, abyś zwróciła się do kogoś innego. Najczęściej
j e d n a k role sponsora i kotwicy nazbyt się pokrywają, by można je było
rozdzielić.)
Zasadniczym zadaniem twojej „kotwicy" jest gotowość do roz­
mowy, osobistej bądź telefonicznej, gdy poczujesz się niebezpiecznie
blisko jakiegoś obsesyjnego zachowania. Wiem, jak trudno zaniechać
odreagowania, gdy nie umiesz znaleźć innego sposobu rozładowania
napięcia, które w tobie narosło. Jeśli jednak chcesz przerwać ten cykl,
to musisz skończyć z zachowaniem, które cię pogrąża. Gdy twoja siła
woli zaczyna zanikać, zadzwoń do swojej „kotwicy".

Gdy się wygadasz, mniejsza jest szansa, że będziesz chciała gwałtownie


odreagować emocję.

Możesz mieć opory przed proszeniem przyjaciela o tak głębokie


zaangażowanie w twoje sprawy. Może to wydawać się zbyt dużym obcią­
żeniem, jeśli potrzebujesz mocnego zakotwiczenia. Jednak zaskakująco
wielu przyjaciół i krewnych chętnie się godzi. Widzą przecież, jakich
cierpień przysparza ci obsesja, i z radością wykorzystają szansę przyjścia
z pomocą.
Niektórym mężczyznom szczególnie trudno jest znaleźć „kotwi­
cę", ponieważ wpojono im, że powinni ukrywać swe emocje. Mężczyźni
często uważają, że prośba o pomoc jest oznaką słabości. Wielu moich
DEMONTAŻ SYSTEMU OBSESYJNEGO 213

pacjentów płci męskiej wykonuje więc swoje ćwiczenia w czasie emo­


cjonalnych wakacji bez pomocy „kotwicy". Obecność „kotwicy" nie jest
oczywiście czymś absolutnie koniecznym, wszakże p o m o c życzliwego
przyjaciela lub krewnego może sprawić, że uporanie się z obsesyjnym
zachowaniem będzie o wiele łatwiejsze.
Z a d a n i e m „kotwicy" jest nie tylko wysłuchiwanie cię, ale i odwo­
dzenie od działania pod wpływem obsesji. Oznacza to, że musisz opo­
wiedzieć tej osobie o swoich schematach obsesyjnych zachowań i o tym,
jak zamierzasz je przerywać w okresie emocjonalnych wakacji. Wyjaśnij,
powtórzenia jakich dawnych zachowań obawiasz się w ciągu najbliższych
dwóch tygodni, i p o p r o ś „kotwicę" o uczynienie tego, co uzna za sto­
sowne, aby p o m ó c ci w chwilach bezradności.
N o r a z trudem zmusiła się do poproszenia swej najlepszej przy­
jaciółki Anity o pomoc, ponieważ czuła się skrępowana absurdalnością
własnego zachowania, wobec faktu, że spotkała się z Tomem zaledwie
kilka razy.

N O R A : Nie byłam całkiem szczera z Anitą, kiedy mówiłam o swoich uczuciach,


ponieważ sądziłam, że mnie po prostu wyśmieje. Trudno mi było prosić ją,
żeby była moją „kotwicą". Ale kiedy w końcu otwarcie z nią pogadałam, wcale
nie była specjalnie zaskoczona. Chyba lepiej, niż przypuszczałam, orientowała
się, co przeżywam. Nie wiem, jak bym bez niej przetrwała te dwa tygodnie.
Pamiętam, że w pierwszy sobotni wieczór po prostu skręcało mnie, żeby pojechać
i sprawdzić, gdzie on jest. Więc zadzwoniłam do niej i ona przez jakiś czas
ze mną rozmawiała, ale to nie na wiele się zdało, więc przyjechała do mnie
i oglądałyśmy telewizję, i rozmawiałyśmy do północy. Kiedy wstała, aby jechać
do domu, zapytała, czy chcę, żeby zabrała na noc moje kluczyki do samochodu,
ale poczułam, że już tego nie potrzebuję. Nasza rozmowa jakby wygasiła ogień.

Spędzając wieczór ze swą „kotwicą", zamiast pojechać do Toma, N o r a


miała okazję zorientować się, jakie to uczucie: oprzeć się impulsowi.
Zauważyła również, że kiedy dokonała wyboru, by się powstrzymać,
impuls zanikł. Przed swymi wakacjami emocjonalnymi była przekonana,
że opieranie się obsesji jest bezsensowne. Teraz zrozumiała, że może
wybierać.
N o r a powiedziała mi, że obawia się, iż wykorzystując przyjaciółkę
jako p o d p o r ę , nigdy nie nauczy się zmieniać swego zachowania. Za­
pewniłam ją, że nie ma nic złego w korzystaniu z pomocy w czasie
dwutygodniowych wakacji. Tak jak kula p o m a g a w początkowym okresie
po złamaniu nogi, tak „kotwica" pomaga ci w okresie emocjonalnych
21 4 UWALNIANIE SIE. 00 OBSESJI

wakacji, a także później, przynajmniej do czasu, kiedy będziesz na tyle


silna, by stanąć na własnych nogach.

Wychodzenie z izolacji
Obsesja jest stanem samotności i wyizolowania. Gdy obsesorów absor­
buje kochanek czy kochanka, często odsuwają się od przyjaciół, krew­
nych, współpracowników. Zazwyczaj lekceważą innych ludzi, sprawiając,
że ci czują się niepotrzebni, nie przychodzą na spotkania lub są stale
nieosiągalni. Wielu obsesorów zanudza osoby ze swego otoczenia nie
kończącymi się monologami o kochanku, bólu i frustracji.
W czasie emocjonalnych wakacji odwróć te tendencje. Z a p r o ś
dawnych przyjaciół na posiłek, koncert lub film. O d n ó w telefonicznie
dawne znajomości. Odwiedź zaniedbywanych dotąd krewnych.
Gdyby twoi bliscy i przyjaciele bronili się przed twoim towarzy­
stwem, ponieważ w ciągu ostatnich kilku tygodni, miesięcy lub lat byłaś
jak zepsuta płyta, zapewnij ich, że nie zamierzasz opowiadać o swoim
kochanku — a nawet szczególnie zależy ci na unikaniu tego tematu
rozmowy. Starasz się odkryć na nowo dawne zainteresowania.
Wróć do cotygodniowego tenisa, zajęć jogi lub gry w brydża, które
zaniedbałaś w czasie trwania obsesyjnego związku.
Nie myśl o tym jako o zajęciach tymczasowych, które podejmu­
jesz, ponieważ nie możesz spotykać się z p a r t n e r e m . Aktywność ze­
wnętrzna i podtrzymywanie przyjaźni to czynniki o podstawowym zna­
czeniu dla dobrego samopoczucia emocjonalnego, czy przeżywasz aku­
rat związek miłosny, czy też nie. W zdrowym związku istnieje dosyć
miejsca zarówno na partnerstwo w miłości, jak i własne sprawy. Jedynie
obsesyjna miłość żąda takiego przywiązania, które odcina cię od reszty
życia.
Jeśli twoje obsesyjne zachowanie było w zasadzie pasywne, to
możesz mieć skłonność do bierności również w innych obszarach życia.
I d e a wycofania się z życia celem opłakiwania związku przemawia o wiele
silniej niż zaangażowanie w jakąś nową działalność. Chociaż wycofanie
może zdawać się kojące, to jedynym sposobem na zwalczenie izolacji
i samotności jest wyjście ze skorupy i spędzanie czasu z innymi ludźmi.
Jeśli zdecydowałaś się wyrwać z kokonu obsesji, będziesz może
zaskoczona odkrywając, że potrafisz dobrze się bawić bez swojego ko­
chanka. Wiele rzeczy może sprawić, że poczujesz się lepiej. Sama so­
bie kup kwiaty, idź na plażę, spraw sobie nowe ubrania, wybierz się
DEMONTAŻ SYSTEMU OBSESYJNEGO 2I5

z kumplem na mecz piłkarski, zapisz się na jakieś zajęcia, zajmij się


jakimś hobby — rób wszystko, na co masz ochotę. Spróbuj przywołać
wspomnienia i uczucia, które sprawiały ci przyjemność, zanim obsesyjny
związek opanował twoje życie.

Zmiana kierunku
Gdy nawiedzi cię pragnienie zrobienia czegoś obsesyjnego, warto mieć
p o d ręką gotową strategię kierowania energii emocjonalnej w stronę
bardziej produktywnej działalności. Jeśli w chwili pojawienia się im­
pulsu, by podjechać pod d o m kochanka lub skontaktować się z n i m ,
zamiast tego zmusisz się do wykonania paru ćwiczeń gimnastycznych,
to u d a ci się ukierunkować znaczną część obsesyjnego p ę d u na działal­
ność nie tylko zdrową w znaczeniu fizycznym, lecz także poprawiającą
samopoczucie emocjonalne.
Kiedy podejmujesz wysiłek fizyczny, twój mózg produkuje sub­
stancje chemiczne zwane endorfinami. Stanowią one część naturalnego
systemu obrony przed bólem i podobnie jak wiele farmaceutycznych
środków przeciwbólowych, w rezultacie podnoszą cię na duchu. W prze­
ciwieństwie jednak do tabletek, endorfiny nie mają efektów ubocznych,
a po ustaniu ich działania nie doznajesz obniżenia nastroju.
Poświęć pięć minut na spisanie form aktywności fizycznej, które
sprawiają ci przyjemność (albo przynajmniej tych, które uprawiasz dla
podtrzymania sprawności). Może to być wszystko — od badmintona
poprzez aerobic i jogging aż po podnoszenie ciężarów. Na przykład
moją ulubioną formą aktywności fizycznej jest stepowanie w grupie
tanecznej. Miałam kilku pacjentów, którzy podobnie jak ja czuli awer­
sję do zorganizowanych ćwiczeń, a przyjemność sprawiała im jazda na
rowerze, piesze wędrówki czy taniec. D o b r e jest wszystko, co zmusi cię
do wysiłku i wyciśnie z ciebie poty.
Kiedy już sporządzisz listę ulubionych ćwiczeń, postanów sobie,
że raz dziennie, kiedy poczujesz impuls, by zrobić coś obsesyjnego,
skierujesz go na ćwiczenia. Zamiast dzwonić do kochanka, idź popły­
wać. Zamiast jechać pod jego dom, poskacz przez skakankę. Raz na
dzień wykonaj jakieś ćwiczenia fizyczne, zamiast telefonować do „ko­
twicy" lub stosować techniki zmiany kierunku myślenia, które przedsta­
wię w dalszej części rozdziału. W ten sposób nie tylko uaktywnisz swoje
endorfiny, lecz także nauczysz się jeszcze jednego sposobu pokonywania
obsesyjnych impulsów. Z a n i m miną dwa tygodnie emocjonalnych waka­
cji, będziesz ich miała spory zasób.
21 6 UWALNIANIE SIE. OD OBSESJI

Jak opanować obsesyjne myśli


Jeśli możesz zmienić obsesyjne myśli, to możesz również zmienić swoje
życie. Rozpoczęłaś ten proces, poskramiając obsesyjne zachowania.
Spowalniając ruch tego trybu w swoim obsesyjnym systemie, zmniejszysz
liczbę obsesyjnych myśli. Im mniej masz obsesyjnych myśli, tym łatwiej
jest nad nimi zapanować. Im lepiej nad nimi panujesz, tym łatwiej
ci przekształcić je w myśli nieobsesyjne. Im skuteczniej przekształcasz
w ten sposób swoje myśli, tym mniej czujesz się zrozpaczona i tym mniej
obsesyjnie działasz.

Unikanie czynników uruchamiający eh obsesję


Najłatwiejszy sposób, by poskromić obsesyjne myśli, polega na unika­
niu możliwie jak największej liczby czynników uruchamiających obsesję.
Wiele z tych czynników określiłaś, odpowiadając na pytanie: „Co spo­
wodowało pojawienie się myśli?".
Poświęć parę minut na przejrzenie swego dziennika i sporządź
listę tych czynników. Następnie, schowaj lub wyrzuć tyle przedmiotów
z listy, ile tylko zdołasz. Mogą to być wasze wspólne fotografie, po­
darunki od kochanka, ulubione przez was oboje nagrania lub albumy,
perfumy albo woda kolońska, których używałaś, by sprawić kochankowi
przyjemność — wszystko, co kojarzy ci się z p a r t n e r e m . Staraj się unikać
restauracji lub innych miejsc, w których często razem bywaliście. Nie
chodź na filmy o miłości. Nie słuchaj rzewnych piosenek. Opróżnij
lodówkę z jedzenia, które zgromadziłaś z myślą o kochanku. Z r ó b ,
co tylko możesz — oczywiście w granicach rozsądku — by usunąć
poszczególne czynniki uruchamiające ze swego życia.
Czynniki uruchamiające, które dotąd rozpatrywaliśmy, były ze­
wnętrznej natury. Istnieją także inne, generowane wewnątrz ciebie. Na
przykład, jeśli jest ci smutno, to smutek może uruchomić myśli o ko­
chanku, ponieważ chciałabyś, żeby był z tobą, żeby cię pocieszał. Jeśli
jesteś rozzłoszczona, możesz myśleć o urządzeniu sceny kochankowi.
Jeśli czujesz pożądanie seksualne, możesz pragnąć, żeby był z tobą, bo
wtedy moglibyście się kochać.
Powszednie sytuacje życiowe również mogą działać jako czynniki
uruchamiające. Nic tak nie wzmaga tęsknoty za objęciami kochanka jak
DEMONTAŻ SYSTEMU O B S E S Y J N E G O 211

kłótnia z matką, zniszczenie przez pralnię twojej ulubionej bluzki czy


wrzaski szefa.
Nie sposób wyeliminować ze swego życia wszystkich zewnętrznych
czynników uruchamiających. Nie można też uniknąć mechanizmów we­
wnętrznych, tak jak niepodobna uchronić się przed różnymi sytuacjami
życiowymi. Bez względu jednak na to, jak nieuchronne bywają niektóre
z tych czynników, ich siła polega na myślach, które wywołują, a z nimi
możesz sobie wszak poradzić.

Identyfikacja obsesyjnych myśli


Z a n i m będziesz mogła opanować swoje obsesyjne myśli, musisz je roz­
poznać. Również w tym wypadku p o m o ż e ci dziennik. Przeczytaj o d p o ­
wiedzi na pytanie: „Co myślałam?" i spróbuj podzielić obsesyjne myśli
na trzy podstawowe kategorie:

1) wspomnienia,
2) marzenia,
3) monologi wewnętrzne.

Wspomnienie to dowolna myśl o przeszłości dotycząca twojego


kochanka. Może być bolesne lub miłe. Może przywoływać wszystko, od
szczególnie podniecającego zbliżenia seksualnego po szczególnie bole­
sne odtrącenie.
Marzenie to powstający w wyobraźni obraz jakiegoś miejsca i cza­
su (w przeszłości, teraźniejszości lub przyszłości), w którym jesteś razem
z kochankiem. W obsesyjnych marzeniach często toczysz z nim dłu­
gie, wyimaginowane rozmowy, w których pozbywasz się ciężaru myśli
i uczuć. Marzenia mogą być poprawioną wersją przeszłości, w której
wszystko kończy się lepiej niż w rzeczywistości. Mogą być prostym,
miłosnym interludium. Mogą też być wizją zemsty.
Monolog wewnętrzny jest rozmową, którą prowadzisz ze sobą
w myślach bądź na głos. Może być o tym, jak chciałabyś widzieć wasze
wspólne sprawy, o samoobwinianiu się, pogoni albo zemście. Monologi
te często zaczynają się od takich zwrotów jak:

„Gdyby tylko on chciał..."


„Czemu zrobiłam (nie zrobiłam) tak, że..."
„Któregoś dnia on zda sobie sprawę..."
„Czemu on nie rozumie..."
218 UWALNIANIE SIĘ OD OBSESJI

„On naprawdę nie wie, czego chce..."


„On nie może mi tego zrobić..."

Monologi wewnętrzne mogą łatwo udawać wgląd we własną sytu­


ację, ale zazwyczaj to tylko gierki intelektualne — wymówki, uzasadnie­
nia lub usprawiedliwienia mające na celu ucieczkę przed perspektywą
stawienia czoła obsesji.
Inny rodzaj monologu wewnętrznego wywodzi się z impulsów do
działania. Te myśli można wyłowić z twoich odpowiedzi na pytanie: „Co
chciałam zrobić?". Są o n e na przykład takie:

„Muszę się z nim zobaczyć."


„Zadzwonię do niego."
„Może po prostu podjadę pod jego d o m . "
„Musi mi za to zapłacić."

Niezależnie od charakteru twoich obsesyjnych myśli, jeśli chcesz


skończyć z ich wszechwładzą, musisz nauczyć się panować nad nimi.
Techniki powstrzymywania lub zmiany obsesyjnych myśli nie opie­
rają się na zasadzie „wszystko albo nic". Wielu z moich pacjentów
sądzi, że muszą, niczym psychiczni gladiatorzy, walczyć do upadłego
z tymi myślami. Próby powstrzymywania lub zmieniania myśli nie znie­
chęcają tak łatwo, jeśli człowiek wdraża się do nich stopniowo. Nie
oczekuj natychmiastowego powodzenia już w pierwszym podejściu do
któregokolwiek z poniższych ćwiczeń. To stała praktyka czyni je coraz
skuteczniejszymi.

Etykietowanie obsesyjnych myśli


Jeśli lekarz powie ci, że lody mogą przyczynić się do zawału, to nigdy
więcej nie spojrzysz na porcję lodów, nie pomyślawszy przy tym o poten­
cjalnym niebezpieczeństwie. Kiedy już popatrzysz na lody innym okiem,
to również przykleisz im w myślach inną etykietkę. To, co kiedyś spra­
wiało ci przyjemność, nie budząc obaw o konsekwencje, jest na zawsze
napiętnowane jako „szkodliwe". W ten sam sposób etykietowanie może
ci p o m ó c napiętnować obsesyjne myśli.
Gdy już zidentyfikujesz swe obsesyjne myśli, pomyśl o etykietce
„obsesyjne" zawsze, gdy przyjdą ci do głowy. Gdy złapiesz się na my­
śleniu o tym, jak bardzo chciałabyś usłyszeć głos kochanka lub jaki on
DEMONTAŻ SYSTEMU OBSESYJNEGO 219

byłby szczęśliwy, gdyby tylko dopuścił do siebie twoją miłość, powiedz


sobie w duchu: „To jest obsesyjne".
Skoro już zaakceptowałaś fakt, że twoje obsesyjne myśli działają
przeciwko tobie, etykieta „obsesyjne" sprawi, że będą mniej kuszące.
Zawsze, gdy się pojawią, będziesz pamiętać, że stanowią coś niszczą­
cego, destrukcyjnego i szkodliwego. Etykietowanie jest zadziwiająco
łatwym sposobem studzenia obsesyjnych myśli.

Limitowanie czasu
Gdy po raz pierwszy wspominałam swoim pacjentom o przerywaniu
obsesyjnych myśli, wszyscy jak jeden mąż narzekali, że kiedy taka myśl
wykluje się w ich głowie, nie są w stanie się jej pozbyć. Zazwyczaj
są zaskoczeni, gdy dowiadują się, że wcale tego od nich nie oczekuję.
Zapoznaję ich za to z metodą limitowania czasu.
Limitowanie czasu jest prostą techniką, dzięki której pozwalasz
sobie raz dziennie pofolgować obsesyjnym myślom — ale tylko przez
ściśle określony czas.
Znajdź na to ćwiczenie wolną chwilę — zazwyczaj zalecam pa­
cjentom, by wykonywali je tuż przed pójściem spać. Połóż się i pozwól
swym obsesyjnym myślom harcować. Upewnij się, że masz przy sobie
stoper lub zegarek, i kontroluj upływ czasu. Gdy wyznaczony okres
minie, głośno powiedz swoim myślom, żeby sobie poszły. Większość
moich pacjentów stosuje w tym celu krótki monolog. A n n e nazwała swój
tekst mantrą:

A N N E : W porządku, już czas. Czas, żebyście odeszły. Zobaczymy się jutro o tej
samej porze. Wiem, że nie jesteście dla mnie dobre, i teraz nie chcę tracić na
was więcej czasu. Jeśli koniecznie chcecie wrócić, to musicie zaczekać do jutra,
dzisiaj nie m a m ochoty dłużej wam folgować.

Gdy A n n e po raz pierwszy zaczęła limitować czas swoim myślom,


sądziła, że to śmieszne i prymitywne ćwiczenie. Zauważyła, że w dalszym
ciągu miewała przez cały dzień obsesyjne myśli, niezależnie od tego,
jaki limit ustaliła dla nich przed snem. Zapewniłam ją, że to ćwiczenie
nie ma na celu całkowitego usunięcia obsesyjnych myśli, ale stosowane
przez dwa tygodnie znacznie ograniczy ich czas trwania i częstotliwość.
Pierwszego dnia emocjonalnych wakacji daj swoim myślom czter­
naście minut. Drugiego daj im trzynaście, trzeciego — dwanaście, i tak
dalej. Pod koniec wakacji zdziwisz cię własną umiejętnością okiełznania
psychicznych dzikich koni, które tratowały twój umysł.
22O UWALNIANIE SIE OD OBSESJI

Zmiana kierunku myśli


Podobnie jak nauczyłaś się zmieniać kierunek swych zachowań, reagując
na pokusę zachowania obsesyjnego aktywnością innego rodzaju, tak
samo możesz zmieniać kierunek obsesyjnych myśli, podejmując dzia­
łania, które wymagają skupienia. Jeśli chcesz rozpocząć naukę obcego
języka, pomalować mieszkanie, sporządzić spis adresów czy rozwiązywać
krzyżówki, to właśnie jest na to pora.
Kiedy zaczną się pojawiać obsesyjne myśli, zmuś się do zrobienia
czegoś, co wymaga zmiany obszaru koncentracji. Upewnij się, że w razie
potrzeby będziesz to mogła łatwo uczynić. Jeśli zaczęłaś malować, niech
sztalugi stoją w pogotowiu. Jeśli zajmujesz się grami wideo, to niech
k o m p u t e r będzie włączony. Jeśli grasz w szachy, to zaproś znajomego
lub kup sobie program szachowy.
Obojętne, jakie wybrałaś sobie zajęcie; jeśli tylko zmusza cię do
skupienia, pomoże ci pozbyć się obsesyjnych myśli. Pomysł jest prosty,
ale skuteczny.

Niszczenie obsesyjnych myśli


W psychologii, podobnie jak w dziennikarstwie, obraz może być wart ty­
siąca słów. Ostatnia technika panowania nad obsesyjnymi myślami, jaką
przedstawię, jest ćwiczeniem wizualizacyjnym, podczas którego będziesz
sobie wyobrażać, jak niszczysz te myśli.
Wizualizacja ta jest bardzo skutecznym sposobem zyskania dy­
stansu psychicznego do swej obsesji. Pomoże ci postrzegać obsesyjne
myśli jako nie identyczne z tobą, osobne byty. Jakkolwiek musisz przyjąć
osobistą odpowiedzialność za swą obsesję i jej podtrzymywanie — nie
jest o n a istotą twojego istnienia. Twoje obsesyjne myśli nie stanowią
części twojej osoby — to twoje kłopoty, twoi wrogowie.
Mimo że ćwiczenie zajmuje tylko kilka minut, to aby niepotrzeb­
nie nie rozpraszać uwagi, powinnaś znaleźć chwilę spokoju i wygodne
miejsce do siedzenia. Z r ó b kilka głębokich oddechów, odpręż się, za­
mknij oczy...

Wyobraź sobie swoje obsesyjne myśli jako olbrzymi głaz przygniatający ci ra­
miona. A teraz wyobraź sobie, jak się wyprostowujesz, żeby zrzucić z siebie
len ciężar. Patrz, jak głaz z hukiem wali się na ziemię. Odczuwaj ulgę przy
DEMONTAŻ SYSTEMU OBSESYJNEGO 2 21

rozprostowywaniu mięśni i zdaj sobie sprawę z uczucia ulgi i lekkości po pozbyciu


się brzemienia.
A teraz spójrz na głaz i poczuj wściekłość na myśl o tym, jak bardzo cię
przygniatał i jaki ból ci sprawiał. Wyobraź sobie, że bierzesz do ręki potężny młot
i rozbijasz nim głaz na kawałki. Przy każdym uderzeniu wyzwalasz z siebie coraz
więcej wściekłości.
Gdy już roztrzaskałaś głaz na kawałki, wyobraź sobie, że zbierasz te od­
łamki do kosza.
Zabierz teraz kosz na tropikalną wyspę. Skacząc przez fale, wrzuć do
morza to, co kiedyś było twoimi obsesyjnymi myślami. Patrz, jak okruchy osiadają
na dnie i powoli rozmywają się, aż zamienią się w piasek.
Fale omywają ci stopy. Poczuj ciepło słońca i słony smak morskiego powie­
trza, słuchaj krzyku mew i ciesz się poczuciem triumfu, ulgi i wolności. Pokonałaś
swojego tyrana.

Do tej wizualizacji możesz powrócić zawsze, kiedy poczujesz brze­


mię obsesji, a znajdziesz w niej nieco ulgi. Im częściej będziesz stosować
wizualizację, tym skuteczniej będzie usuwać obsesyjne myśli.
Opisaną wizualizację stosuję z moimi pacjentami od lat. Nie zna­
czy to, że masz się ściśle jej trzymać. Może będziesz wolała strącać
obsesyjne myśli w przepaść, wrzucać je do ogniska lub grzebać w trum­
nie. Masz pełną swobodę wykorzystywania takich wyobrażeń, jakie ci
najbardziej odpowiadają.
Dzięki wizualizacji możesz zaprząc siłę wyobraźni do pracy nad
przemianą twoich myśli i podświadomości.

* * *

Techniki zaprezentowane w tym rozdziale będą na ciebie działały z róż­


ną mocą. Wypróbuj wszystkie i wybierz te, które okazały się skuteczne.
Nie ma znaczenia, czy otoczysz się znakami stopu, czy będziesz polegać
na „kotwicy", czy staniesz się fanatyczką krzyżówek, czy też włożysz
sobie wisiorek z ząbkiem czosnku na szyję, jeśli tylko uda ci się nasy­
pać piachu w tryby swojego obsesyjnego systemu. Kiedy już znajdziesz
sposób na odpędzanie obsesyjnych myśli i zachowań, obsesyjny system
ulegnie zmianie i przekonasz się, że demony, z którymi miałaś do
czynienia, nie były tak wszechpotężne, jak się wydawało.
Wiem, że na okres dwutygodniowych wakacji zadałam ci dużo
pracy i sporo tematów do przemyślenia, ale przezwyciężenie obsesji
wymaga zaangażowania i dużego wysiłku. Jeśli czujesz się przeciążona,
zawsze wolno ci przedłużyć wakacje o tydzień lub dwa, celem lepszego
2 2 2 UWALNIANIE SIE, OD OBSESJI

przyswojenia sobie opisanych technik. Jeśli od czasu do czasu zdarzy ci


się poślizgnąć, nie przejmuj się. Obsesja to potężna siła — j e ś l i będziesz
robić dwa kroki do przodu i jeden do tyłu, to i tak będzie postęp. Jeżeli
uda ci się uczynić choćby nieznacznie lżejszym uścisk, w jakim trzyma
cię obsesja, to na dłuższą metę te dwa tygodnie opłacą się.
XI. Jak sobie poradzić z prawdą
o waszym związku
Przystępujemy do budowy pomostu pomiędzy wakacjami emocjonal­
nymi a resztą twojego życia. Abyś jednak mogła przejść po tym po­
moście p o n a d mętnymi wodami obsesyjnej miłości, musisz być gotowa
wnikliwie przyjrzeć się swojemu związkowi — lub sytuacji braku związku
— i uczciwie odnieść się do tego, co zobaczysz.
Wiem, że bywa to straszne. Wiem, jak ważne może być zachowa­
nie choćby najmniejszej iskierki nadziei, że istnieje dla ciebie przyszłość
z twoim kochankiem. Ale aż nazbyt często jest to fałszywa nadzieja,
a fałszywa nadzieja jest pułapką, która potrafi uniemożliwić n o r m a l n e
życie.

Dzień czternasty
Ostatni dzień wakacji emocjonalnych będzie dniem oceny. Jeśli to moż­
liwe, tak sobie zaplanuj wakacje, żeby był to dzień wolny od pracy. Nie
umawiaj się z przyjaciółmi; postaraj się spędzić go samotnie. Musisz
dobrze zastanowić się nad charakterem swojego związku.
Jeśli jesteś taka jak większość obsesyjnych kochanków, to surowe,
krytyczne spojrzenie na swój związek będzie ostatnią rzeczą na świecie,
jakiej byś pragnęła, ponieważ w głębi serca czujesz, że skończy się to
jakimś przykrym odkryciem.
Wielu z was już utraciło partnerów. Inni pozostają w związkach,
dla których nie widać nadziei, związkach przegranych. Niektóre związki
22 4 UWALNIANIE SIE 00 OBSESJI

mogą mieć szanse przetrwania jedynie wówczas, gdy obsesor powstrzy­


ma swe obsesyjne zachowania, odpychające partnera. Po dwóch tygo­
dniach spędzonych na wypracowywaniu dystansu pomiędzy tobą i twoją
obsesją jesteś przygotowana, by określić, który z tych przypadków doty­
czy ciebie.

Sprawdzanie stanu związku


Aby p o m ó c ci w wyrobieniu sobie poglądu na stan twojego związku,
opracowałam poniższy sprawdzian. Niektóre z punktów na obu listach
mogą wydawać ci się oczywiste, ale znam dziesiątki obsesyjnych ko­
chanków, których o p ó r był tak silny, że zamykali oczy na najbardziej
ewidentne znaki. Nie popełnij tego błędu.

TWÓJ ZWIĄZEK JUŻ SIĘ SKOŃCZYŁ, JEŚLI...


1) kochanek zerwał z tobą wszelki kontakt.

TWÓJ ZWIĄZEK NIE MOŻE TRWAĆ DŁUŻEJ W OBECNEJ POSTACI,


JEŚLI... '
1) musisz sama inicjować niemal wszystkie kontakty z kochankiem;
2) kochanek rzadko odpowiada na twoje telefony;
3) dotąd związany wyłącznie z tobą, kochanek pragnie teraz rozpo­
cząć lub już rozpoczął związki z innymi osobami;
4) jedynym sposobem na to, by kochanek spędził z tobą jakiś czas,
jest wywołanie u niego poczucia winy lub litości;
5) twoja zazdrość, zaborczość, gwałtowność i prześladowania raz po
raz wprawiają twojego kochanka w złość lub przerażenie;
6) jedynym waszym wspólnym zajęciem lub jedyną rzeczą, którą
wspólnie robicie z przyjemnością, jest seks;
7) twój kochanek jest w związku małżeńskim i mimo obietnic nie
robi nic w kierunku separacji czy rozwodu;
8) twój kochanek jest nieodpowiedzialny finansowo i oczekuje, że
będziesz stale wybawiać go z kłopotów;
9) twój kochanek ma problemy z alkoholem, narkotykami, hazardem
lub innymi nałogami i nie chce przyjąć na siebie odpowiedzialno­
ści za te sprawy.

Pierwsza lista kontrolna zawiera tylko j e d n o stwierdzenie, którego


nie trzeba wyjaśniać. Jeśli jest w twoim przypadku prawdziwe, a ty
JAK SOBIE P O B A D Z I Ć Z PRAWDĄ 225

żyjesz wyobrażeniem, że związek trwa nadal, to najwyższy czas spojrzeć


prawdzie w oczy. Bez względu na to, jak bardzo może to być bolesne,
przykrość będzie z pewnością mniejsza niż ból i poniżenie, jakich do­
świadczałaś w pogoni za odrzucającym cię kochankiem.
Jeśli potwierdzisz przynajmniej j e d n o stwierdzenie z drugiej listy,
to musisz zrezygnować ze związku w jego obecnej formie, nawet jeśli
miałoby to oznaczać ostateczne zerwanie. Szansa na zdrowy związek
pojawi się, jeśli będziesz gotowa do wysiłku na rzecz zmiany swojego
obsesyjnego zachowania, a partner będzie skłonny dać ci czas i okazję
do dokonania zmian.
Jeśli na którykolwiek z punktów odpowiesz „tak, ale...", po czym
nastąpią jakieś uzasadnienia, to będą to uzasadnienia p o z o r n e . Na
przykład na pytanie o to, czy sama musiałaś inicjować niemal wszystkie
kontakty z kochankiem, mogłaś odpowiedzieć stwierdzeniem w rodzaju:
„Owszem, ale wiem, że jest bardzo zajęty". Jeśli tak brzmiała twoja od­
powiedź, to znaczy, że boisz się stanąć twarzą w twarz z bolesnym, choć
bardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem: że kochanek nie ma ochoty
spędzać z tobą czasu.
Proszę, nic pozwól, by taka racjonalizacja — lub jakakolwiek
inna forma negowania rzeczywistości — powstrzymywała cię przed
szczerością wobec samej siebie. Negowanie może być jedynie
utrudnieniem.
Teraz, kiedy kończą się dwutygodniowe wakacje emocjonalne, je­
steś w stanie bardziej obiektywnie niż kiedykolwiek zastanowić się nad
swoim związkiem. Biorąc pod uwagę swój dziennik, ćwiczenia przepro­
wadzone w ciągu ostatnich dwóch tygodni oraz końcową ocenę stanu,
powinnaś mieć znacznie jaśniejszy pogląd na charakter, jeśli nie przy­
szłość swojego związku. Dzięki temu powinnaś być gotowa pogodzić się
z jego utratą, jeśli jest już martwy, lub wejść weń na nowych warunkach,
jeśli to możliwe.

Koniec wakacji emocjonalnych:


co dalej?
Przez dwa tygodnie żyłaś w emocjonalnym zawieszeniu. Sztucznie od­
izolowałaś się od swojego obiektu i od swoich obsesyjnych schematów.
226 UWALNIANIE SIE OD OBSESJI

W tym czasie poznałaś rozmaite sposoby panowania nad myślami, uczu­


ciami i zachowaniami tworzącymi twój obsesyjny system. Domyślam
się, że w ciągu tych dwóch tygodni potknęłaś się parę razy, ale i tak
dokonałaś postępu i masz prawo sobie pogratulować. Jednakże zmiany,
których dokonałaś, są tymczasowe.
Teraz musi się rozpocząć trwałe gojenie ran — żadnych tymcza­
sowych plastrów! Jeśli twój związek zakończył się, pomogę ci poradzić
sobie z bolesną prawdą i dalej pracować nad opanowaniem obsesyjnych
skłonności. Jeśli powracasz do związku, pomogę ci zachować panowanie
nad obsesyjną miłością w obecności kochanka, czyli twojego najsilniej­
szego czynnika uruchamiającego.
Mamy dzień piętnasty. Zawieszenie emocjonalne dobiegło końca.
Czas zaakceptować to, czego dowiedziałaś się o swojej sytuacji i obse­
syjnym zachowaniu, czas na nowo włączyć się w codzienne życie.

Jeśli związek się zakończył


Jeśli ocena stanu twojego związku przekonała cię, że jest zakończony,
to emocjonalne wakacje kończysz smutno. Dobrą stroną sytuacji jest to,
że masz już z sobą chaos, wątpliwości i spekulacje, które doprowadzały
cię do szaleństwa. Uzyskawszy jasność widzenia, możesz przystąpić do
umacniania poczucia życiowej stabilności i wydobywania się z kolein
obsesyjnej miłości.
Zdaję sobie sprawę, że czasami ludzie schodzą się ponownie długo
po zerwaniu, ale w naszej pracy ważne jest, byś nie trzymała się kur­
czowo słabego promyka nadziei. Zdziwiłabyś się, ilu mam pacjentów nie
będących w żadnych związkach, a wciąż przekonanych, że jest inaczej.
Nadzieja, że kochanek okaże się tym jednym na milion, który
wróci do ciebie po zdecydowanym zerwaniu związku, może jedynie
spowodować, iż ugrzęźniesz w trzęsawisku obsesyjnych myśli. Opóźni
również twoją emocjonalną rekonwalescencję po bólu, który jest nie­
uniknionym skutkiem wszelkiej straty.

Żałoba po utraconym związku


Koniec związku miłosnego jest jak śmierć. To — przynajmniej na jakiś
czas — śmierć nadziei, oczekiwań, namiętności, marzeń, a w niektórych
JAK SOBIE PORADZIĆ Z PRAWDĄ 227

przypadkach śmierć miłości. Rezygnacja z obsesyjnego związku jest


czymś niezwykle bolesnym. Poczucie straty może być olbrzymie, nawet
jeśli związek trwał krótko i byłaś w nim nieszczęśliwa. J e d n a k — tak jak
w przypadku śmierci człowieka — zgon związku można przeżyć dzięki
skutecznemu procesowi gojenia ran, jakim jest żałoba.
Norze było szczególnie trudno zrezygnować ze swych marzeń o
Tomie, i to p o m i m o tego, że w swoim sprawdzianie stanu nie wyszła
poza punkt pierwszy. Nie miała wieści od Toma od ponad dwóch mie­
sięcy, a jednak wciąż oczekiwała, że zadzwoni i powie, że bardzo za nią
tęskni i że chciałby zacząć od nowa.
Razem z Norą przejrzałam jej dziennik i zwróciłam uwagę, że
każda notatka dotycząca Toma była odzwierciedleniem bądź smutku
z powodu braku wieści od niego, bądź nie spełnionych pragnień, by
z nim być. Oczywiście ten związek nie był niczym więcej niż sennym
marzeniem, podsycanym wspomnieniami kilku podniecających wieczo­
rów.
Gdy N o r a zaakceptowała wreszcie fakt, że Tom prawdopodobnie
już do niej nie zadzwoni, była bardzo przybita.

N O R A : Nie mam żadnego związku, nie mam Toma... Pozostał mi tylko ból. Więc
co mam robić?

S U S A N : Jeśli chodzi o wasz związek, Toma i twój ból, jedynie bólowi można
jakoś zaradzić. Nie stworzysz związku z niczego... Nikt tego nie potrafi. I nie
możesz zmusić Toma, żeby mu na tobie zależało, jeśli nie jest tobą zaintereso­
wany. Możesz jednak zrobić coś dla pozbycia się bólu.

Chcąc p o m ó c Norze, zaleciłam, by zrobiła to, co ludzie robią od tysięcy


lat, kiedy muszą zaakceptować ostateczny charakter straty — aby odbyła
ceremonię pogrzebową.

Pochwala związku
Często proszę moich pacjentów, by wyrazili swój żal, wygłaszając mowę
pochwalną pod adresem swego związku i wszystkich towarzyszących mu
fantazji i marzeń. Po latach praktyki mogę stwierdzić, że ten rytuał jest
niezwykle skuteczny.
Jeśli, jak Nora, zrozumiałaś, że nie masz już żadnego związku,
usiądź na kilka minut z kartką papieru i ołówkiem w ręku. Napisz, co
2 2 8 UWALNIANIE SIE OD OBSESJI

ten związek dla ciebie znaczył i jak jego śmierć na ciebie wpłynie. Na­
stępnie odczytaj głośno swoją mowę, wyobrażając sobie, że ten związek
jest właśnie opuszczany do grobu.
Kiedy poprosiłam Norę, żeby to zrobiła, urządziła w moim ga­
binecie ceremonię pogrzebową, wykorzystując krzesło jako mównicę.
Początkowo, gdy tak stała za krzesłem, wydawała się nieco onieśmie­
lona, ale kiedy skończyła swą zaimprowizowaną mowę pogrzebową,
sama była zdziwiona tym, ile miała do powiedzenia. O t o fragment jej
wystąpienia:

N O R A : Wierzyłam, że Tom jest odpowiedzią na wszystkie moje modlitwy, ale


dzisiaj jestem tu, by wszystko pogrzebać. Niech spoczywają w spokoju, cała
miłość, jaką do niego czułam, wszystkie marzenia, jakie miałam, wszystkie wspa­
niałe chwile, które przeżyliśmy... O n e przeminęły i muszę się z tym pogodzić.
N a p r a w d ę myślałam, że mamy przed sobą wspólną przyszłość, lecz dzisiaj pozwa­
lam tej przyszłości odejść w nicość, ponieważ tego sukinsyna to nic nie obchodzi.
Zdaje się, że oczekiwałam za wiele i za szybko, ale teraz... Nigdy więcej takich
oczekiwań! Myślałam, że to miłość, ale to był tylko krótki romans... Zmarł, zanim
jeszcze się narodził, i to sprawia, że jest mi naprawdę smutno. Nadszedł jednak
czas na życie i na myślenie o żywych, czyli o sobie. Jestem silna i poradzę sobie
z tym. Muszę tylko złożyć ten związek do grobu, by spoczywał w spokoju.

N o r a rozpłakała się, nim doszła do końca przemówienia. Powiedziała,


że będzie potrzebowała czegoś więcej niż kilku słów, by pogodzić się
z utratą Toma, ale że poczuła się znacznie lepiej. Zapewniłam ją, że
jej przemowa to właśnie miała na celu. Dała jej okazję do uzewnętrz­
nienia smutku, złości i frustracji, które składają się na żal. Grzebiąc
symbolicznie myśli i uczucia, w których grzęzła, Nora wzmacniała swe
postanowienie, by przejść nad nimi do porządku. To nie były słowa
zaklęcia — to było wyrażenie jej celów. Mowa pogrzebowa nie była
zakończeniem niczego — to był początek.
Możesz być sceptyczna, ale nie wolno lekceważyć znaczenia tego
rodzaju symbolicznych obrzędów. Wyrażenie smutku za pomocą o d p o ­
wiedniego rytuału ma potężny wpływ na podświadomość. Twoja mowa
może mieć zasadnicze znaczenie dla procesu gojenia ran emocjonal­
nych.

Żałoba nie ma reguł


Nie istnieją żadne reguły określające, jak mocno i jak długo należy
boleć nad stratą. Wbrew powszechnie przyjętym teoriom, jakoby proces
JAK SOBIE PORADZIĆ Z PRAWDĄ 229

żałoby składał się z charakterystycznych, zawsze takich samych etapów,


ostatnie badania wykazały, że każdy przeżywa żałobę inaczej. Wspólne
dla wszystkich w jej przeżywaniu jest tylko to, że musi być świadoma
i wyrażona bezpośrednio, bo w przeciwnym razie utkwi głęboko w pod­
świadomości i będzie się objawiała pośrednio jako depresja, złość, cho­
roba fizyczna lub zachowanie autodestrukcyjne.
Powiedziałam Norze, że w ciągu następnych kilku tygodni może
sporo płakać, ale że jest to żal, który ma cel i jest ukierunkowany. To
znacznie lepsze niż zamiana smutku na bóle żołądka, depresję i pro­
blemy z przejadaniem się czy alkoholem. Żałoba, którą obecnie prze­
żywa, nie będzie trwała wiecznie: kiedyś się skończy. Aktywny żal zawsze
się kończy.
Skoro mowa żałobna Nory zapoczątkowała proces żałoby, to do
niej też należało jego kontynuowanie. N o r a dostrzegła, że najlepiej skut­
kowało omawianie z przyjaciółmi zakończenia jej związku. Za każdym
razem, kiedy o tym mówiła, stawało się to dla niej nieco bardziej realne.
Niektórzy ludzie muszą rozmawiać o swoich uczuciach. Inni po­
trzebują ramienia, na którym mogliby się wypłakiwać, dopóki nie opuści
ich smutek. Jeszcze inni przeżywają smutek w samotności, radząc sobie
z bólem dzięki pisaniu dziennika, wypowiadaniu się przez sztukę lub
muzykę, albo dzięki uprawianiu wyczerpujących zajęć fizycznych. Nie­
którzy szybko radzą sobie ze smutkiem; inni potrzebują na to więcej
czasu. W gruncie rzeczy nie ma znaczenia, jak się smucisz — jeśli tylko
nie unikasz bólu.

Gdy związek nie może trwać


w obecnej formie
Doskonale zdaję sobie sprawę z możliwości, że po zakończeniu dwuty­
godniowych wakacji wrócisz prosto do kochanka, nawet jeśli ze związku
pozostał tylko cień. Jeśli jednak odpowiedziałaś „tak" na którykolwiek
z punktów drugiej listy kontrolnej, nie możesz działać tak, jakby nic się
nie stało. Jeśli to uczynisz, znajdziesz się dokładnie w punkcie wyjścia,
tkwiąc nadal w obsesyjnym, nieszczęśliwym związku.
Jeśli przyjęłaś do wiadomości, że twój związek nie może dalej ist­
nieć w dotychczasowej formie, musisz wziąć na siebie odpowiedzialność
za to, żeby tę formę zmienić. Jeśli jesteś taka jak większość obsesorów,
2 3 O U W A L N I A N I E SIĘ OD O B S E S J I

prawdopodobnie już dawno zdałaś sobie sprawę, że forma związku musi


ulec zmianie, ale chciałaś to uczynić przez dokonanie przemiany w part­
nerze. Tymczasem powinnaś zmienić nie jego, lecz siebie. Zmieniając
siebie, zmienisz swój związek. Albo stanie się lepszy, albo znajdziesz
dość sił, by z niego odejść.

Odnawianie kontaktów
Bez względu na to, czy mieszkasz ze swoim kochankiem, widujesz się
z nim raz lub dwa razy w tygodniu, czy też spotykacie się tylko spora­
dycznie, powrót do związku może być bardzo ryzykowny.
Po dwóch tygodniach wolnych od obsesyjnych zachowań jesteś na
ogół w sytuacji człowieka, który przebył intensywną kurację odchudza­
jącą. Teraz, gdy dieta się skończyła, widzisz wszędzie wokół pokusy
i wydaje ci się, że po tak długiej wstrzemięźliwości możesz sobie po­
zwolić na nieco mniejszą ostrożność. Niestety, tak jak w przypadku
odchudzania się, musisz kontynuować pozytywne działania i zachować
czujność wobec pokusy powrotu do starego, znajomego schematu za­
chowań.
Twój partner ma wszelkie powody, by — pamiętając uciążliwość
twojej obsesyjnej taktyki w przeszłości — obawiać się ciebie. Na zwią­
zane z kochankiem czynniki uruchamiające reagowałaś w sposób moż­
liwy do przewidzenia — obsesyjnie. Obecnie, wracając do związku,
powrócisz do środowiska, w którym te czynniki nadal działają. Cho­
ciaż w ciągu minionych dwóch tygodni ostro pracowałaś nad swoim
zachowaniem, istnieje prawdopodobieństwo, że p a r t n e r zacznie od mo­
m e n t u , w którym przerwał. Jeśli przedtem cię odrzucał lub przekazywał
podwójne komunikaty, bądź był nieosiągalny emocjonalnie, przypusz­
czalnie będzie tak nadal.
Gdy w czasie wakacji emocjonalnych uczyłaś się panować nad
swoimi zachowaniami, było to jak nauka pływania w płytkiej części
basenu. Teraz skaczesz do oceanu. Nabyte umiejętności pomogą ci
utrzymać się na powierzchni, ale fale i prądy będą przeciwko tobie,
powodując, że pływanie będzie wymagało znacznie większego wysiłku.
JAK SOBIE PORADZIĆ Z PRAWDĄ 2 3 1

Margaret i Phil
Gdy Margaret odnawiała kontakty ze swoim kochankiem, policjantem
Philem, wiedziała, że nie jest to powrót do wszystkich elementów daw­
nego związku. Potwierdziła pięć z dziewięciu punktów drugiej listy kon­
trolnej. Kiedy zadzwoniła do niego po zakończeniu wakacji emocjonal­
nych, uczyniła to z innym nastawieniem.

M A R G A R E T : Tego wieczoru przyszedł do mnie, jak zawsze, około godziny


jedenastej i jak zwykle pierwsza rzecz, jakiej chciał, to iść do łóżka. Powiedziałam
mu, że nie chcę teraz tego robić. Drżałam cała, kiedy to mówiłam, tak się
bałam, że Phil wyjdzie. Ale wiesz co? Jestem warta czegoś więcej niż kotłowanina
w łóżku dwa razy w miesiącu, i powiedziałam mu, że jeśli on nie potrafi zapewnić
mi nic p o n a d t o , to ja na taki układ nie m a m już ochoty. Był naprawdę zakłopo­
tany. To była ostatnia rzecz, jaką spodziewał się ode mnie usłyszeć. Powiedział,
że pomyśli o tym i zadzwoni do mnie. Potem wyszedł. Kiedy zamknął za sobą
drzwi, poczułam nieodpartą ochotę, żeby za nim pobiec. To było tak, jakby cała
ta praca, jakiej dokonałam, i wszystkie rozmyślania, które włożyłam w to, co
miałam powiedzieć, spłynęły po mnie niby woda po kaczce, i gotowa byłam zrobić
wszystko, żeby go zatrzymać. Ale nie zrobiłam tego! Nie wiem dlaczego, ale nie
zrobiłam. Minął tydzień i wciąż nie mam od niego żadnych wieści. Wiem jednak,
że jeśli ja zadzwonię, to wszystko zacznie się od początku, a to za wiele jak na
moje siły, więc tego nie zrobię. Kiedy pomyślę, jak nam było na początku — to
naprawdę boli, ale wiem, że tamto nigdy nie wróci; najważniejsze, że stanęłam
na wysokości zadania.

Chociaż Margaret sądzi, że to ona popchnęła Phila do odejścia, prawda


jest taka, że on już dawno oddalił się od niej emocjonalnie.
Dzięki swojemu dziennikowi i liście kontrolnej Margaret zyskała
jasność sytuacji i ta jasność dodała jej odwagi, by odmówić kontynuacji
związku, który nic jej nie dawał. Prawdziwy sprawdzian nastąpił z chwilą
wyjścia Phila, kiedy Margaret została zalana falą obsesyjnych impulsów
popychających ją do pogoni. Okazało się jednak, że praca, jaką wyko­
nała w czasie emocjonalnych wakacji, dała jej siłę, dzięki której wytrwała
w swojej decyzji i przeżywszy żałobę po utracie Phila, nigdy więcej nie
wracała do tego myślami.
2 3 2 UWALNIANIE SIĘ OD OBSESJI

Ray i Karen
Kiedy Ray wracał do Karen, to — inaczej niż Margaret — powracał do
związku, w którym istniała wzajemność. Oboje, Ray i Karen, ciężko pra­
cowali podczas oddzielnych zajęć terapeutycznych, ucząc się, jak sobie
radzić z obsesyjnymi aspektami swego wzajemnego oddziaływania. Ray
zauważył jednak, że wciąż reaguje na te same czynniki uruchamiające,
k t ó r e przedtem doprowadzały go do szaleństwa. Nadal czuł się odtrą­
cony, kiedy Karen zamykała drzwi od łazienki, zazdrosny, kiedy usłyszał
męski głos nagrany na jej automatycznej sekretarce, zrozpaczony, gdy
nie wiedział, gdzie jego kochanka przebywa.
Teraz wszakże Ray zdawał sobie sprawę z tego, jak owe mecha­
nizmy na niego oddziaływują. Mógł im się przeciwstawić, stosując nową
strategię zachowania. Powoli, ale zdecydowanie pokonywał przeszkody
piętrzone przez obsesję.

RAY: Przewidywałem, że ciężko mi będzie bez niej przez dwa tygodnie, ale
jeszcze trudniej było po powrocie. Myślałem, że już nad tym panuję, ale teraz,
kiedy znowu się z nią spotykam... muszę strzec się swoich uczuć dwadzieścia
cztery godziny na dobę. I jestem tego świadom... Zastanawiam się nad każdą
swoją myślą, nad każdym ruchem... ale przynajmniej ona wciąż jest przy mnie.
Najtrudniejszą rzeczą jest nie wiedzieć. Wciąż drzemie we mnie pragnienie, by
znać każdy jej krok, każde posunięcie, lecz wiem, że w ten sposób odpychałbym
ją od siebie. Więc zamiast ją zadręczać, w kółko powtarzam sobie tę formułkę:
„Jeśli to zrobię, to ją stracę, jeśli to zrobię, to ją stracę" i zdaje się, że te słowa
skutkują. Nie zmieniają oczywiście moich uczuć, ale w każdym razie nie zżerają
mnie one tak bardzo. Wiem, że przede mną jeszcze daleka droga, ale widzę, że
robię postępy, a to właśnie się liczy.

Po raz pierwszy Ray wziął na siebie odpowiedzialność za swe obsesyjne


zachowanie. W przeszłości zawsze za własną zazdrość i opętanie winił
Karen. To o n a — jego zdaniem — powodowała, że czuł się niepew­
nie. O n a powodowała, że czuł się odtrącony. Zawsze sądził, że jego
napady złości i męczące przesłuchania mają uzasadnienie. Uważał to
po prostu za zupełnie normalną reakcję na postawę Karen. Dzięki
dziennikowi i dwutygodniowej wnikliwej analizie własnego zachowania
dostrzegł swoją rolę w wytwarzaniu chaosu, który przysparzał mu tylu
cierpień.
Samoobserwacja Raya sprawiała, że czuł zażenowanie, ale wresz­
cie zaczął zdawać sobie sprawę, co go napędza. Obserwowanie mecha-
JAK SOBIE PORADZIĆ Z PRAWDĄ 233

nizmów własnego postępowania było fascynujące. Przez dwa tygodnie


pracowaliśmy nad zewnętrznym sterowaniem jego postawą, ale teraz to
sterowanie działało już samorzutnie. W sytuacjach, w których dawniej
obsesyjne myśli pobudzały Raya do działania, teraz wyzwalały się inne
myśli — o potrzebie panowania nad sobą. I chociaż Ray miał jeszcze
wiele pracy przed sobą, to jednak najwyraźniej obrał właściwy kierunek.

Obsesor gwałtowny
Jeśli przekroczyłaś granicę i posunęłaś się do gwałtownych czynów wo­
bec swego obiektu lub jego własności, to zdecydowanie przestrzegam
przed odnawianiem pod jakimkolwiek pozorem kontaktu z partnerem.
Zdaję sobie sprawę z tego, że takie zalecenie może w tobie wzbudzić
uczucie gniewu i zawodu, szczególnie jeśli ciężko pracowałaś nad opa­
nowaniem obsesyjnego zachowania; faktem jest jednak, że gwałt ma
skłonność do powtarzania się.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że niektórym ludziom stosującym
przemoc udaje się pokonać osobiste demony, powrócić do związków
i nie powodować dalszych incydentów, są to jednak wyjątki potwier­
dzające regułę. Twój związek z obiektem wyzwalał przemoc. Jakkol­
wiek nie ma pewności, że to się powtórzy, możesz zmniejszyć ryzyko,
unikając sytuacji niosących znane zagrożenia. Masz przed sobą jeszcze
dużo trudnej pracy nad swoimi emocjami, nie warto zatem zaostrzać
problemów w związku, narażając się na działanie znanych czynników
uruchamiających.
Jeśli obok obsesji zmagasz się ze skłonnościami do przemocy,
to nie wystarczą ćwiczenia zawarte w tej książce. Skłonności te są
zakorzenione mocno i głęboko. Nigdy dość podkreślania, że przemoc
rodzi się poza twoją świadomością i nie zmienią tego żadne d o b r e chęci,
siła woli, przyrzeczenia i zobowiązania. Dla własnego dobra, dla dobra
wszystkich z twojego otoczenia i wszystkich tych, którzy w przyszłości
się w nim znajdą, musisz rozpocząć terapię u specjalisty. Powinien to
być terapeuta mający doświadczenie z pacjentami skłonnymi do gwał­
townych zachowań i powinien zająć się zarówno twoim obsesyjnym
zachowaniem, jak i twoją dziecięcą wściekłością.
2 3 4 UWALNIANIE SIE OD OBSESJI

Powrót wybawcy: Kirk i Loretta


Jeśli jesteś wybawcą, twój powrót do p a r t n e r a musi wiązać się z żąda­
niem zmiany jego postawy, chyba że gotowa jesteś do końca związku
wciąż go ratować i opiekować się nim. Jeśli koniecznie chcesz trwać
w roli opiekuna, to musisz być przygotowana na dalszą frustrację i nie­
dostatek uczuć, charakterystyczne dla takiego związku. Dopóki twój
p a r t n e r nie przyjmie na siebie odpowiedzialności za swoje problemy,
nic się między wami nie zmieni.
Musisz precyzyjnie ustalić granice zachowań partnera. Jeśli zare­
aguje pozytywnie i naprawdę wprowadzi zmiany w swoim postępowaniu,
to mogą istnieć szanse ocalenia związku. Jeśli jednak partner odmawia
respektowania tych ograniczeń, związek będzie dla ciebie w dalszym
ciągu niszczący. W tej sytuacji w imię własnego przetrwania emocjo­
nalnego musisz go zakończyć.
Kirk wciąż prosił swą uzależnioną kochankę, Lorettę, by chodziła
z nim na zebrania AA, o n a jednak zawsze znajdowała wymówkę, by
tego uniknąć. Dzięki dwunastostopniowemu programowi Kirk był przy­
gotowany na to, że będzie musiał zrzucić z siebie odpowiedzialność za
Lorettę, ale dopiero gdy dwutygodniowe wakacje emocjonalne uzbroiły
go przeciwko obsesyjnym uczuciom do niej, postanowił działać w sposób
zdecydowany.
Zachęcany z jednej strony przez swego sponsora z AA, a z drugiej
przeze mnie, Kirk zdobył się wreszcie na to, by ustalić bardzo precyzyjne
granice zachowań Loretty. Powiedział jej, że nie będzie więcej tolero­
wał w swoim d o m u używania narkotyków i alkoholu ani wychodzenia
na całą noc. Nalegał również, by Loretta włączyła się albo do dwu-
nastostopniowego programu AA, albo do programu detoksykacyjnego
dla narkomanów. Oznajmił jej, że jeśli nie podejmie walki ze swoimi
problemami, to będzie się musiała wyprowadzić.

K I R K : Wytoczyła wszystkie swoje argumenty — spierała się ze mną, płakała,


kręciła, uwodziła — ale wszystko to już znałem na pamięć. Nie zmieniłem
postanowienia. W końcu powiedziała mi, żebym się odpieprzył, i poszła sobie.
Muszę ci powiedzieć, że nie całkiem czułem się zwycięzcą. Właściwie to czułem
się tak, jakby kopnęła mnie w jaja. Wiedziałem jednak, że muszę być twardy, bo
nie ma mowy, żebyśmy byli razem, skoro ja mam wrócić do normy, a ona chce
wciąż leżeć w rynsztoku.
JAK SOBIE PORADZIĆ Z PRAWDĄ 23S

Kirk wiedział, że postawienie Loretcie takich warunków grozi tym, że


kochanka go opuści. Gdy narzucisz twarde granice zachowań partne­
rowi, który nie chce przyjąć na siebie odpowiedzialności za poważne
problemy życiowe, może dojść do jednej z poniższych sytuacji (lub
nawet do wszystkich trzech):

1) kochanek będzie wściekły;


2) będzie składać puste obietnice, żebyś tylko zmieniła zdanie;
3) zgodzi się poszukać pomocy.

Musisz zrozumieć, że jeśli twój p a r t n e r nie zechce d o k o n a ć zdro­


wego wyboru i poszukać pomocy, wówczas masz nie tylko prawo, ale
i obowiązek zaprzestać dalszego ratowania. Nie jest to akt zdrady;
to akt lojalności wobec samej siebie, niezbędny dla twojego własnego
przetrwania. Większości wybawców tak bardzo ciąży poczucie winy, że
z wielkim trudem akceptują tę prawdę. Jednakże, jak już widzieliśmy,
postawa opiekuna i wybawcy to część problemu, a nie część rozwiązania.
Nie utorujesz sobie drogi do zerwania z obsesją, jeśli zagrzebiesz się
w cudzych problemach.

Natalie i Rick
Granice ustalone przez Kirka były wyraźne. Dla Natalie, która miała
za sobą wyciąganie swego kochanka Ricka z problemów finansowych,
ustalenie granic było bardziej skomplikowane.
Natalie właściwie nie mogła żądać, by Rick przestał bujać w ob­
łokach i poprawił stan swoich finansów. Po wakacjach emocjonalnych
zażądała jednak, by ustalił h a r m o n o g r a m spłaty długów, jakie u niej
zaciągnął. Poprosiła go również, aby zaczął pokrywać przypadającą na
niego część wydatków domowych.
Rick zaskoczył Natalie, pozytywnie reagując na wprowadzone
przez nią zasady. Powiedział, że ma już dosyć poczucia, iż jest
pechowcem, i przyznał, że to się musi zmienić. Poprosił tylko
o trzydziestodniowy okres na „złapanie o d d e c h u " , by mógł znaleźć
pracę. Natalie zgodziła się.

NATALIE: Codziennie wychodził z ogłoszeniami pod pachą, ale jakoś nigdy nic
z tego nie wychodziło. Nie wiem dlaczego. Może tak naprawdę wcale tej pracy
nie szukał. Może zawalał rozmowy kwalifikacyjne. Niezależnie jednak od tego,
co to było, walczyłam z impulsem, by zrobić z tego mój problem. Nie chciałam
śledzić za niego ogłoszeń, nie chciałam pisać za niego listów, nie pożyczałam
2 3 6 UWALNIANIE SIE OD OBSESJI

mu nawet samochodu, kiedy jeździł na rozmowy. Po miesiącu, kiedy nic nie


znalazł, zmusiłam się na koniec, by mu powiedzieć, żeby się wyprowadził. Było
to dla mnie bardzo trudne, ponieważ wciąż uważałam, że jest coś wart, ale
wiedziałam również, że nie zmuszę go, by zaczął wykorzystywać swe możliwości.
No więc więcej go nie zobaczyłam. Nie zobaczyłam również swoich pieniędzy.
Przynajmniej jednak ograniczyłam straty, zarówno finansowe, jak i moralne.

Natalie znalazła się w typowej sytuacji wybawcy, którego partner ma


chroniczne kłopoty finansowe: jeśli chciała zakończyć związek, musiała
liczyć się z możliwością straty wszystkich pieniędzy, jakie Rickowi p o ­
życzyła. Kontynuacja związku przedłużyłaby jednak tylko jej cierpienie
i wyczerpała zasoby finansowe.
Natalie dokonała jedynego zdrowego wyboru, jakiego w tej sytu­
acji mogła dokonać, choć był to wybór trudny i wymagał sporej odwagi.
Kiedy związek w końcu przestał istnieć, pozostało w niej dużo bólu
i poczucia winy. W miarę kontynuowania terapii ujawniały się głębsze
źródła tych uczuć.

Sprawdzian po trzech miesiącach


Jeśli walczyłaś z obsesyjną miłością, nawet stosując nowo p o z n a n e
strategie działania, twoje postrzeganie związku może być w dalszym
ciągu nieostre. Mieć świadomość, że związek wymaga zmian, to jedno,
a umieć po jakimś czasie sprawdzić, czy zmiany nastąpiły, to zupełnie
co innego.
Ktoś, kto w pogoni za obiektem przyzwyczaił się znosić odtrącenia
i poniżenia, łatwo może wyolbrzymiać drobne zmiany na lepsze i tolero­
wać nadal zasadniczo zły związek. Z tego względu zamierzam poprosić
cię o szczere osądzenie, czy — zważywszy pracę, jaką wykonałaś — twój
związek ma przed sobą przyszłość.
Nazywam to „sprawdzianem po trzech miesiącach". To bardzo
proste: trzy miesiące po powrocie z wakacji emocjonalnych przeprowadź
kontrolę rzeczywistego stanu związku. Jeśli ponownie odpowiesz „tak"
na przynajmniej j e d e n z punktów listy kontrolnej, to znaczy, że nadal
tkwisz w bardzo burzliwym związku i lepiej byłoby, abyś go zakończyła.

Kryształowa kula nie istnieje


Niemal wszyscy moi pacjenci z rozpadających się obsesyjnych związków
przychodzą do mnie po zapewnienie, że jeśli zmienią swoje zachowa-
JAK SOBIE PORADZIĆ Z PRAWDA 237

nie, to uratują związek. Nikomu nie mogę dać takiej obietnicy. Każda
sytuacja jest inna.
Kochanek mógł cię odrzucić z powodów, które nie mają nic lub
mają niewiele wspólnego z twoim zachowaniem. Nawet jeśli to twoje
skłonności obsesyjne były wyłączną przyczyną odwrócenia się partnera,
zmiana zachowania mogła nastąpić zbyt późno, by zmienić jego uczucia.
Twój obiekt może nie mieć ochoty na powtórne ryzyko i nie chcieć ci
zaufać.Jeśli spełniałaś rolę wybawcy — może nadal odmawiać przyjęcia
odpowiedzialności za własne problemy. Może być i tak, że naprawdę
stracił dla ciebie zainteresowanie, a wówczas żadne zmiany z twojej
s t r o n y nie dokonają wyłomu w jego obojętności.
Bardzo ważne jest, byś nie stawiała wszystkich swoich emocjo­
nalnych kapitałów na jedną niepewną kartę swojego związku. Twoje
d o b r e samopoczucie emocjonalne jest zbyt ważne, by miało zależeć od
partnera, który — bez względu na przyczynę — już cię odrzucił.
Związek musi zejść na drugi plan, gdy w grę wchodzi twoje zdro­
wie emocjonalne. Jeśli w wyniku twojej pracy nad sobą związek poprawi
się, to bardzo dobrze. Jeśli nie, to i tak po rozstaniu z kochankiem
poczujesz się o całe niebo lepiej i w dodatku będziesz wyposażona
w nowe umiejętności, konieczne do zbudowania w przyszłości nowego,
zdrowego związku. Tak czy inaczej, wygrasz na tym.
XII. Wypędzanie upiorów przeszłości
Odrzucenie otwiera w każdym obsesyjnym kochanku puszkę Pandory,
uwalniając w nim wszystkie najgorsze obawy o to, że nie jest kochany
i nie można go kochać: oto toksyczna dwójnia niskiej samooceny. Od­
rzucenie powoduje, że zdaje ci się, iż jesteś okropna — nie dość ładna,
nie dość mądra, nie dość pociągająca, nie dość dowcipna, nie dość
utalentowana i tak dalej.
Jak już widzieliśmy, siła negatywnych odczuć dotyczących własnej
osoby rodzi się głównie z bólu wywołanego odrzuceniem w dzieciństwie.
Ta właśnie siła napędza twój przymus połączenia. Odrzucenie w wieku
dorosłym reaktywuje najgłębsze dziecięce obawy i niepokoje. Musisz
wtedy zmagać się z dwoma odrzuceniami naraz: dawnym i obecnym. Ból
odrzucenia wynika nie tylko z tego, co czuje do ciebie twój partner, ale
również z tego, co ty sama sądzisz o sobie. To są owe ciosy emocjonalne,
które powodują, że odrzucenie wydaje się nie do zniesienia.
Trudna, heroiczna praca, jaką wykonałaś, stanowi znaczny krok
naprzód w kierunku przerwania i zmiany wielu twoich obsesyjnych sche­
matów. Jeśli chcesz uwewnętrznić te zmiany, jeśli pragniesz, żeby stały
się częścią ciebie, to musisz wypędzić dawne upiory emocjonalne, w dal­
szym ciągu podsycające przymus połączenia. Czas pozbyć się upiorów
z przeszłości. \
24 O UWALNIANIE SIE OD OBSESJI

Jak uporać się z odrzuceniem


z okresu dzieciństwa?
Jeśli czytałaś którąś z moich poprzednich książek, nie będzie dla cie­
bie niespodzianką, że w celu rozprawienia się z problemami w twoich
dorosłych związkach cofnę się wraz z tobą do twojego dzieciństwa.
Ludzie, którzy wracają do swych głęboko zakorzenionych niepo­
kojów z czasów dzieciństwa, zazwyczaj czynią to przy pomocy zawodo­
wych terapeutów. Wielu jednak obsesyjnych kochanków — zwłaszcza
tych, których dzieciństwo nie było naznaczone szczególnymi przykro­
ściami — potrafi robić to samodzielnie. Jeśli zdecydujesz się zmierzyć
z tym zadaniem bez pomocy terapeuty, bądź przygotowana na rozbudze­
nie wielu dawnych uczuć, które mogą okazać się znacznie silniejsze, niż
się spodziewasz. Poszukaj wśród przyjaciół lub krewnych osoby, która
w razie potrzeby mogłaby służyć ci pomocą. Może być to „kotwica"
z okresu wakacji emocjonalnych. Jeżeli w dalszym ciągu z powodu
intensywności swych uczuć nie będziesz mogła złapać równowagi, to
zalecałabym, byś postarała się o konsultację z doświadczonym terapeutą.

„A co by było, gdybym miat dobrych rodziców?"


Być może będziesz twierdzić, iż w gruncie rzeczy rodzice kochali cię
i nigdy w dzieciństwie nie odrzucili. Jestem pewna, że w wielu przypad­
kach jest to prawda. Nie znaczy to jednak, że jako dziecko nigdy nie
doświadczyłaś odrzucenia. Jak już widzieliśmy, dzieci wcale nie muszą
być odrzucane, żeby czuły się odrzucone.
A n n e oczywiście wierzyła, że rodzice kochali ją. Chociaż dużo
opowiadała o tym, jak mimo woli ją zaniedbywali, całkowicie pochło­
nięci narkotykowym problemem syna, to jednak w dalszym ciągu uwa­
żała ich za dobrych rodziców. Nie rozumiała, dlaczego brak zaintereso­
wania rodziców jej osobą mógłby mieć cokolwiek wspólnego z jej próbą
samobójczą.

A N N E : Robili wszystko, co mogli. Oskarżając ich, po prostu źle bym się czuła.
Pewnie, że byłam trochę odsunięta, ale oni zawsze mnie kochali. To nie było
odrzucenie. Jestem z nimi w bardzo bliskich stosunkach i nie chcę robić niczego,
W Y P Ę D Z A N I E U P I O R Ó W P R Z E S Z Ł O Ś C I 241

co bv je popsuło. Wydaje mi się, że chcesz, żebym była na nich wściekła, ale ja


nie jestem. Nie istnieje nic, o co mogłabym być wściekła.

Tb prawda, żc w porównaniu z wieloma innymi obsesyjnymi kochan­


kami, z którymi pracowałam, A n n e nie miała wielu powodów do narze­
kań, przynajmniej jeśli chodzi o okres dzieciństwa. Nie była opuszczona;
nie była maltretowana fizycznie, seksualnie ani słownie; żadne z jej
rodziców nie było alkoholikiem ani n a r k o m a n e m . A n n e kochała ich
i oburzały ją sugestie, że mogli mieć jakieś wady lub byli okrutni.

S U S A N : Posłuchaj, teraz pewnie już rozumiesz, że to problemy twojego brata


odsunęły rodziców od ciebie, ale jako dziecko byłaś za mała, żeby to pojmować.
Wiele razy mi mówiłaś, jak bardzo czułaś się nie dostrzegana i lekceważona.

ANNE: Ale nie byłam odrzucona. Odrzucenie ma miejsce wtedy, kiedy ludzie
ciebie nie chcą. Tylko źli rodzice odrzucają własne dzieci. Moi rodzice po prostu
mieli pełne ręce roboty.

Zapewniłam A n n e , że nie posądzam jej rodziców o to, że są złymi


ludźmi, ani nawet o to, że byli nieodpowiednimi rodzicami. Ale fakt
pozostawał faktem: A n n e opowiadała, żc jako dziecko czuła się za­
niedbywana. Różnica między uczuciami „bycia zaniedbanym" i „bycia
odrzuconym" to tylko różnica terminologiczna. Opisywane tymi słowami
uczucia są identyczne.
W miarę naszej wspólnej pracy A n n e zaczęła rozumieć, że to,
z czym się zetknęła w dzieciństwie, było rzeczywiście pewnym rodzajem
odrzucenia. Wyposażona w tę wiedzę, potrafiła wreszcie dostrzec zwią­
zek między swoją przeszłością i swoją obsesją. Kiedy już ten związek
dostrzegła, mogła podjąć kroki w kierunku ograniczenia władzy obsesji
nad sobą.
Historia A n n e dowodzi, że doświadczenia odrzucenia w dzieciń­
stwie mogą być ledwo uchwytne. Odnosi się to także do niektórych
wybawców, szczególnie wówczas, gdy ich rodzice byli chorzy fizycznie
lub psychicznie, w przeciwieństwie do tych, których rodzice byli alkoho­
likami lub n a r k o m a n a m i . Zupełnie jednak nie ma znaczenia, czy twoje
rany są dostrzegalne, czy niewidoczne — jeśli chcesz, żeby się zagoiły,
musisz odważnie na nie spojrzeć.
2 4 2 UWALNIANIE SIE. OD OBSESJI

List do odrzucających rodziców


Margaret zrozumiała dzięki terapii, że jej ból był spowodowany nie
tylko nieudanym związkiem z Philem, lecz również tym, że związek ten
otworzył jej rany z dzieciństwa. Ojciec Margaret nie tylko ją opuścił,
lecz p o n a d t o zawiódł, nie utrzymując z nią kontaktu po odejściu.
Zapytałam Margaret, jak poradziła sobie z bólem, który pozostał
po odrzuceniu przez ojca. Odpowiedziała, że właściwie wcale. Dla Mar­
garet — tak jak dla większości ludzi — trauma z okresu dzieciństwa była
czymś, przez co po prostu trzeba przejść, a p o t e m o tym zapomnieć.
Takie postępowanie pozostawiło jednak zadrę tkwiącą głęboko w jej
sercu i w dalszym ciągu powodującą ból. Powiedziałam jej, że jeśli chce
raz na zawsze pozbyć się tego bólu, to musi przestać go tłumić.
Aby jej w tym pomóc, poprosiłam, żeby napisała list do ojca, który
ją odrzucił, opisując, jak się czuła, kiedy zostawił rodzinę. Przenosząc
swe uczucia na papier, musiała w jakiś sposób stawić czoło bólowi. A o t o
co napisała:

Kochany Tato,
Swoim odejściem złamałeś mi serce. Było mi strasznie źle. Mogę zrozumieć,
dlaczego odszedłeś od mamy, wielu ludzi się rozwodzi. Ale dlaczego również
mnie opuściłeś? Dlaczego mnie od czasu do czasu nie odwiedziłeś? Dlaczego nie
zadzwoniłeś? Czemu nie pisałeś? Cały czas myślałam, że już mnie przestałeś ko­
chać. Albo że zrobiłam coś złego i jesteś na mnie za to wściekły. Jeszcze bardziej
bolało mnie, kiedy widziałam inne dzieciaki ze swoimi ojcami. Myślę, że Ciebie
nigdy nie obchodziło, jak bardzo cię kocham. Nigdy nie zrozumiem, jak mogłeś
tak po prostu odwrócić się ode mnie. Nie zasłużyłam na takie traktowanie. Ja
przecież Cię kochałam.

Margaret

Kiedy Margaret przyniosła na zajęcia swój list, powiedziała, że potrze­


bowała czterech dni, aby się zabrać do jego napisania. Jej niechęć
wyraźnie świadczyła o tym, jak bardzo bała się konfrontacji z nie roz­
wiązanym p r o b l e m e m bólu.
Kiedy zaczęła odczytywać list na głos, kilka razy była zmuszona
przerwać, gdyż głos jej się załamywał. Kiedy obnażyła ból, wcześniej
zepchnięty głęboko w podświadomość, zrozumiała, że choć nie było
to doświadczenie przyjemne, to jednak znacznie mniej niszczące, niż
WYPĘDZANIE UPIORÓW PRZESZŁOŚCI 243

się obawiała. To było dla niej podniecające odkrycie — czuła ból, ale
potrafiła sobie z nim poradzić.
Nalegam, byś ty też pisała listy. Pomogą ci one wyjaśnić, nazwać
i skoncentrować się na uczuciu odrzucenia z okresu dzieciństwa, po to,
byś mogła następnie wypędzić szczególnie nieustępliwe upiory. Zacznij
list od słów, które najlepiej opisują specyfikę twojej sytuacji. Na przy­
kład:

„Kiedy mnie opuściłeś, poczułam..."


„Kiedy mnie zaniedbywałeś, czułam..."
„Kiedy mnie tłamsiłeś, czułam... "
„Kiedy mnie uderzyłeś, poczułam..."
„Kiedy musiałam się tobą zajmować i być twoim rodzicem,
czułam..."
„Kiedy się upijałeś, czułam..."

Postaraj się przypomnieć sobie i wyrazić możliwie jak najwięcej


swych odczuć z dzieciństwa. Nie oceniaj ich i nie powstrzymuj. Masz
prawo do pełnej gamy odczuć, niezależnie od tego, jakie one są.

Wściekłość Roberta
O ile list Margaret wyrażał wielki ból, o tyle inne listy — na przykład
Roberta — skupiały się na zupełnie innych uczuciach.
Robert, sprzedawca w sklepie ze sprzętem stereo, przyszedł do
mnie, kiedy rozwalił młotkiem samochód swej dziewczyny; obawiał się,
że jeśli nie uda mu się okiełznać swego t e m p e r a m e n t u , to w końcu
zrobi komuś krzywdę. To było dość nietypowe. Większości ludzi, którzy
odreagowują swą wściekłość lub fantazje o zemście przez przemoc, brak
odwagi lub samokrytycyzmu, by szukać pomocy. Robert zdawał się
szczerze przekonany, że powinien opanować swą złość.
Poprosiłam go, by napisał list do ojca, wyrażając to, co odczuwał
jako dziecko, kiedy ojciec rzucił matkę dla innej kobiety — bowiem te
same uczucia odtwarzał w sposób destrukcyjny w obsesyjnym związku
z Sarah. O t o wyjątek z pięciostronicowego listu, który Robert przyniósł
w następnym tygodniu:
2 4 4 UWALNIANIE SIE OD OBSESJI

Tato,
lego wieczora, kiedy zostawiłeś mnie stojącego na drodze i odjechałeś z tamtą
kobietą, poczułem się jak robak, który właśnie został rozdeptany. Sam miałem
ochotę Cię rozdeptać. (...)
Co to za cholerny ojciec, który bardziej martwi się o jakąś lalę niz o wła­
snego syna? To zwykły dupek. (...)
Nigdy nie daruję Ci, że mi to zrobiłeś. I nigdy nie daruję Ci, że zrobiłeś
to mamie. Potraktowałeś nas jak śmieci i nienawidzę Cię za to.
Twój syn, Robert

W przeciwieństwie do listu Margaret, list Roberta koncentrował się na


jego złości na ojca, a nie smutku. W rzeczywistości między R o b e r t e m
i Margaret było więcej podobieństw niż różnic. Złość i smutek idą ręka
w rękę, gdy są zakorzenione w odrzuceniu z czasów dzieciństwa.
Złość Roberta i smutek Margaret odzwierciedlały ten sam ból;
jedynie inaczej go uzewnętrzniali. Ich indywidualne schematy wyrażania
bólu były typowe dla sposobu, jaki dyktuje nasza kultura. W naszym
społeczeństwie — a w zasadzie w większości społeczeństw — kobiety
są zwykle mniej skrępowane wyrażaniem smutku niz złości, podczas
gdy z mężczyznami jest odwrotnie. Robert nieświadomie wykorzystywał
swą złość, by pokryć „kobiece" uczucie, z którym nic czuł się dobrze:
smutek. Margaret natomiast nieświadomie wykorzystywała smutek, by
uniknąć wyrażenia wściekłości. Aby się o tym przekonać, zarówno Ro­
bert, jak i Margaret musieli sięgnąć do swych głęboko ukrytych emocji.
Jest to coś, nad czym możemy popracować przy okazji innych ćwiczeń.
Pisząc listy nie należy zastanawiać się, czy są dobre, czy złe — pro­
blem oceny nie istnieje. Celem jest spisanie wszystkich uczuć, do jakich
potrafisz dotrzeć, aby otworzyć wewnętrzny zawór bezpieczeństwa.
Zanim zdecydujesz się na to ćwiczenie, powinnaś wiedzieć, że
napisanie listu to tylko polowa roboty. Kiedy skończysz pisanie, musisz
swój list przeczytać na głos komuś, z kim czujesz się bezpiecznie, albo
sobie samej. To właśnie głośne czytanie w pełni przybliży ci emocje,
które tak długo tłumiłaś.
Czytaj list tak często, jak masz ochotę. Im częściej będziesz go
czytać, tym będzie skuteczniejszy. Słuchanie słów, których dotąd unika­
łaś, ma potężny wpływ na twoją podświadomość.
Wielu moich pacjentów decyduje się na wysłanie swego listu do
rodzica, który ich odrzucił. Ciebie również do tego zachęcam. Muszę
cię jednak ostrzec, że może to wywołać między tobą i adresatem listu
niezwykle silne emocje i konflikty.
WYPĘDZANIE UPIORÓW PRZESZŁOŚCI

Ten rodzaj konfrontacji to poważna decyzja życiowa, która nie


powinna być podejmowana bez odpowiedniego przygotowania emocjo­
nalnego. Tym niemniej skuteczna konfrontacja jest jedną z najbardziej
efektywnych metod, jakie możesz zastosować. Zagadnienie to opisałam
i wnikliwie przeanalizowałam w mojej poprzedniej książce.

Smutek Roberta
Ze względu na skłonności Roberta do gwałtownych działań bardzo waż­
ne było, aby sięgnął dalej w głąb swej podświadomości i zbadał inne
emocje, z pewnością czające się p o d jego złością. Zaleciłam mu więc
napisanie jeszcze jednego listu do ojca, prosząc, aby tym razem po­
wstrzymał się od wyrażania złości. Chciałam sprawdzić, jakie inne uczu­
cia może łączyć z tą sprawą. Gdy Robert tydzień później przyniósł swój
list, okazało się, że ograniczył się do pół stroniczki. Przypominam, że
pierwszy list miał pięć stron.

Drogi Tato,
Gdy rnnic opuściłeś, czułem się jak psie gówno. Myślałem, że mnie nie kochasz,
że Cię nie obchodzę, że mnie nie chcesz, że mnie nie potrzebujesz, że mnie nic
lubisz. Płakałem tak bardzo, że myślałem, że nigdy nie przestanę. Czasami dalej
chce mi się płakać. Czasami dalej czuję się jak psie gówno.
Twój syn, Robert

Robert zawsze mógł się wściec na zawołanie, ale teraz dotarł do emocji
zalegających poniżej pokładów wściekłości — emocji „mniej męskich",
takich jak smutek, bezradność i poniżenie; do emocji, które sprawiały,
że od dzieciństwa czuł się słaby i zawstydzony.
To były te same emocje, które odczuwał zawsze, kiedy odrzucała
go kobieta. Jako dziecko cierpiał, ale był zbyt bezradny, by móc cokol­
wiek zrobić; jako człowiek dorosły mógł zareagować przemocą, która
natychmiast obdarzała go poczuciem siły i władzy, przesłaniając uczucie
niedowartościowania.
Drugi list Roberta pozwolił mu powtórnie przeżyć „niemęskie"
odczucia w sytuacji nie wzbudzającej w nim niepokoju. Mógł zacząć
je akceptować jako normalną część swej człowieczej natury. To z ko­
lei sprawiło, że uczucia te stały się dla Roberta mniej groźne, uległa
złagodzeniu potrzeba bronienia się przed nimi za pomocą gwałtownych
zachowań. Sięgając do emocji zalegających pod pokładami wściekłości,
246 UWALNIANIE SIE OD OBSESJI

Robert w zasadzie usuwał jeden z podstawowych czynników uruchamia­


jących jego gwałtowne zachowania (chociaż nie jedyny).
W miarę postępu terapii Robert w dalszym ciągu pracował nad
opanowaniem zarówno swej skłonności do gwałtu, jak i tendencji obse­
syjnych. Po pewnym czasie skończył z obsesją na punkcie Sarah. Związał
się z inną kobietą i układ ten sprawia wrażenie stabilnego. Od roku nie
zdarzył się Robertowi żaden gwałtowny epizod.

Spóźnione przeprosiny
Wszyscy nosimy w sobie aktywny ładunek emocji i wspomnień, k t ó r e
nie zmieniły się od czasów dzieciństwa — nasze „wewnętrzne dziecko".
Gdy obsesyjni kochankowie jako ludzie dorośli ponownie odgrywają
w swych związkach dawne zmagania, wówczas ciągną ze sobą tę bez­
bronną istotę. Poprzez obsesję ich „wewnętrzne dziecko" zmuszone jest
wciąż na nowo przeżywać ból rodzicielskiego odrzucenia.
Gdy wyjaśniłam to Norze — którą matka biła pasem i oskarżała
o uwodzenie ojczyma — zrozumiała, że stwarzała prawdziwe piekło
swojemu „wewnętrznemu dziecku". Zapytałam, czy chciałaby je prze­
prosić, i pomysł ten spodobał się jej.
Poprosiłam więc, by wyobraziła sobie siebie jako małą dziew­
czynkę i posadziła ją na pustym krześle, które przed nią postawiłam.
Następnie poleciłam, by powiedziała tej małej dziewczynce — swemu
„wewnętrznemu dziecku" — j a k bardzo to dla niej przykre, że sprawiała
jej tyle bólu i powodowała tyle zamętu. N o r a namyślała się chwilę,
a następnie z wahaniem zaczęła mówić:

N O R A : Kochanie, bardzo mi przykro. Zrobiłam ci niezły numer, i to ciągle


jeszcze trwa. Przepraszam, że sprawiłam, że tak się czujesz, jakby nikt cię nie
kochał, jakby nikogo nie obchodziło, jak bardzo jesteś zraniona. Szczególnie zaś
przykro mi z tego powodu, że wciąż od nowa musiałaś przez to przechodzić, i to
tylko dlatego, że nie potrafiłam poradzić sobie z odprawieniem Toma. Teraz już
pozbyłam się go z naszego życia i nie pozwolę, dla naszego wspólnego dobra, by
coś podobnego z kimkolwiek się powtórzyło — a przynajmniej będę się starała.-

Wzruszające przeprosiny Nory spowodowały nie tylko złagodzenie jej


wyrzutów sumienia wynikających ze sposobu, w jaki traktowała swe „we­
wnętrzne dziecko". Wzmocniły również poczucie, że jest w stanie jakoś
sobie poradzić ze swym dziecięcym uczuciem odrzucenia. Zrozumiała,
że potrafi zmniejszyć swój ból.
WYPĘDZANIE UPIORÓW PRZESZŁOŚCI 247

Uświadomienie sobie tego było dla niej dużym zaskoczeniem.


Dotąd zawsze szukała u kogoś — ostatnio u Toma — pomocy w prze­
pędzaniu bólu. Teraz po raz pierwszy zaczynała wierzyć, że uspokajanie
i pocieszanie „wewnętrznego dziecka" jest w jej mocy. Bardzo ją to
ekscytowało.

Ćwiczenie Nory: „dobra matka'


Gdy w następnym tygodniu N o r a przyszła na sesję, wprost rozpierała ją
chęć, żeby opowiedzieć o ćwiczeniu, jakie sama wymyśliła. Nazwała je
ćwiczeniem „dobra m a t k a " i wykonywała codziennie przed pójściem do
pracy.

N O R A : Rozmyślałam o tym, że moja matka nigdy nie mówiła mi nic miłego


i że byłoby zupełnie inaczej, gdybym słyszała od niej takie słowa. Miałam kiedyś
nauczycielkę, która była dla mnie bardzo miła, a ja nieraz wyobrażałam sobie,
jak by to było, gdyby ona była moją matką. No więc fantazjowałam, że jestem
małą dziewczynką, a ta nauczycielka idzie do mnie przez pokój z uśmiechem na
ustach i jest moją matką. Siada obok mnie, obejmuje mnie ramieniem i mówi
mi rzeczy, które zawsze chciałam usłyszeć od matki.

Z niepokojem czekałam na to, do czego N o r a doszła, więc poprosiłam,


żeby wykonała ćwiczenie w mojej obecności. O t o co powiedziała jej
„dobra m a t k a " z dziecięcej wyobraźni:

N O R A : Naprawdę cię kocham. Jesteś taka ładna, taka bystra. Jestem z ciebie
dumna. Wszystko, co robisz, jest doskonałe. Jesteś takim wspaniałym dziecia­
kiem, że nie zamieniłabym cię na żadne inne dziecko. Jestem bardzo zado­
wolona, że jesteś moją córką, ponieważ dzięki tobie jestem szczęśliwa. Zawsze
chciałam uczynić cię tak szczęśliwą, jak szczęśliwą ty czynisz mnie.

Gdy N o r a skończyła, jej oczy były wilgotne od łez. Moje również. Po­
trzebowała kochającego rodzica, by zastąpił tego, który ją maltretował,
i dzięki swemu niezwykle pomysłowemu ćwiczeniu znalazła go w sobie.
Ten uzdrawiający proces gojenia nazywa się odzyskiwaniem rodziców.
Za pomocą tego ćwiczenia Nora zaczęła pozbywać się negatywnych ko­
munikatów, które matka ulokowała w jej podświadomości. Zastępowała
je dowartościowującymi komunikatami pełnymi miłości, jakich zawsze
oczekiwała i na jakie zasługiwała.
Przykład Nory pokazuje, jak można zdobyte w czasie ćwiczeń
umiejętności z zakresu wizualizacji i odgrywania ról wykorzystywać do
2 4 8 UWALNIANIE SIE. 00 OBSESJI

opracowywania nowych ćwiczeń własnego pomysłu. Nora była zachwy­


cona, kiedy powiedziałam, że chciałabym wykorzystać jej ćwiczenie do
pracy z innymi pacjentami. Od tego czasu ćwiczenie „dobry rodzic" (bo
może to być również ojciec) stanowi stały element mojego programu
terapeutycznego i od wielu lat z powodzeniem je stosuję.
Nie możesz oczekiwać, że dzięki któremuś z ćwiczeń odrobisz
stracone lata, kiedy byłaś raniona, zwłaszcza jeśli przeprowadzisz je
tylko raz. Niektóre z ćwiczeń należy powtarzać tak regularnie jak gimna­
stykę poranną. Inne wystarczy wykonać tylko raz lub dwa razy. Nic mu­
sisz na przykład co tydzień pisać nowego listu do rodzica, który cię od­
rzucił, natomiast tak często, jak masz ochotę, możesz swój pierwszy list
odczytywać. Nie potrzebujesz też przepraszać „wewnętrznego dziecka'"
więcej niż jeden lub dwa razy, ale kiedy tylko poczujesz zdenerwowanie
lub lęk, możesz je uspokajać i pocieszać. Nie ma żadnych ograniczeń
w stosowaniu ćwiczenia „dobry rodzic" — to rodzaj emocjonalnych
witamin.

Rezygnacja ze zmagań okresu dzieciństwa


W miarę wykonywania ćwiczeń znajdziesz nową siłę i cel. Będziesz
czuła, jak stopniowo wydobywasz ze swej podświadomości zdolność do
panowania nad własnym życiem. Zanim jednak naprawdę będziesz mo­
gła wyzwolić się z okowów obsesji, musisz raz na zawsze pozbyć się
ciężaru dawnych zmagań, mających na celu zmianę rodzica, który cię
odrzucił.
Od lat Margaret nie czuła się tak lekko jak wtedy, gdy napisała
list do ojca i przeprowadziła ćwiczenie „dobry ojciec". Nim wszakże
naprawdę mogła zrezygnować z walki, musiała ujawnić złość, która
w niej zalegała pod warstwą łatwo dostępnego smutku. Robert zaś
musiał wydobyć smutek spod warstw złości.
Aby p o m ó c w tym Margaret, poprosiłam, żeby wyobraziła sobie,
iż gra w sztuce i została obsadzona w roli swego ojca. Sztuka była
improwizacją, w której ojciec miał czytać napisany przez nią list i tak
nań odpowiedzieć, jak by to zrobił dzisiaj.
Margaret przedstawiła człowieka, któremu zrobiła się przykro z
powodu bólu, jaki sprawił. Był to wizerunek raczej mało realistyczny,
zważywszy sposób, w jaki ojciec ją potraktował. Przerwałam więc Mar­
garet i poprosiłam, by odegrała ojca nie takim, jakim chciała go widzieć,
WYPĘDZANIE UPIORÓW PRZESZŁOŚCI 249

ale jaki mógł być w jej najgorszych wyobrażeniach. Było to dla niej
znacznie trudniejsze zadanie.

M A R G A R E T (JAKO W Ł A S N Y O J C I E C ) : Nie wiem, co chciałabyś, żebym


powiedział na temat twojego listu. Jeśli o mnie chodzi, jest to prehistoria. Nie
mogłem twojej matki dłużej znieść, więc odszedłem, a ty stanowiłaś część tego
koszmaru. Nie dzwoniłem, bo nie chciałem. Nie miałem ci nic do powiedzenia
i nie interesowało mnie to, co ty miałaś mi do powiedzenia. Wtedy mnie nie
obchodziłaś. A teraz stanowisz część przeszłości, o której chcę jak najszybciej
zapomnieć.

S U S A N : No dobrze. Oto twoje najgorsze obawy ubrane w słowa. Co się teraz


z tobą dzieje?

M A R G A R E T : Nie wiem, bo to były właściwie moje słowa, a nie jego. To są tylko


moje obawy. Nie wierzę, by mógł mi powiedzieć coś takiego.

S U S A N : Ale, Margaret... On naprawdę ci to powiedział. Swoim postępowaniem.

Przez chwilę Margaret sprawiała wrażenie, jakby zaraz miała się rozpła­
kać. Kiedy jednak ta prawda do niej dotarła, ogarnęła ją złość.

M A R G A R E T : Masz rację. Dokładnie to powiedział! Skurczybyk! Nic go nie ob­


chodziło! Po prostu nic go nie obchodziło! A Phil był dokładnie taki sam! Muszę
przestać tak się krzywdzić. Muszę przestać uganiać się za tymi skurczybykami,
którzy mnie nie kochają. Chcę z tym skończyć!

Margaret, akceptując fakt, że postępowanie ojca było wyrazem jego


uczuć do niej, uwalniała się od jednego z kluczowych przekonań na­
pędzających jej obsesyjne myślenie: że tak naprawdę to ojciec ją kochał
i że jakimś sposobem mogłaby odzyskać tę miłość. Sięgając do uczucia
złości, jakie ogarniało ją na myśl o jego zachowaniu, uświadomiła sobie,
jak bardzo czuła się urażona odrzuceniem przez Phila. >
Margaret była również zła na siebie, za to, że pozwoliła, by ją
tak traktowano. To pomogło jej wyjaśnić sobie, co jest, a czego nie jest
gotowa tolerować w związku. Wreszcie mogła ustalić granice zarówno
dla swego kochanka, jak i dla siebie — to wielkie zwycięstwo w walce
z obsesją.
Margaret, uzbrojona w nową świadomość, odkryła j e d e n z najsku­
teczniejszych sposobów uwalniania się od bólu wynikającego z odrzuce­
nia w dzieciństwie: rezygnację z dawnych zmagań.
2 5 O UWALNIANIE SIĘ 80 OBSESJI

Odrzucenie w dzieciństwie
i osobista odpowiedzialność
Nie jesteś odpowiedzialna za żadną formę odrzucenia, jakiego doświad­
czyłaś jako dziecko. To niezwykle ważne, więc powtarzam:

Nie jesteś odpowiedzialna za żadną formę odrzucenia, jakiego


doświadczyłaś jako dziecko.

To podstawowa prawda, która może mieć ogromny wpływ na to, co


sama o sobie myślisz, oraz na sposób, w jaki traktujesz siebie i innych.
A jednak... teraz, gdy już dostrzegasz pewne powiązania pomiędzy
odrzuceniem w dzieciństwie a obsesyjną miłością, możesz ulec pokusie
usprawiedliwienia sposobu, w jaki traktowałaś swój obiekt.
Ray uległ tej pokusie (Ray to ten o p e r a t o r filmowy, który zgłosił
się na terapię wraz ze swą kochanką Karen). Podczas analizowania
swego dzieciństwa zrozumiał, jak bardzo nadal cierpi z powodu odrzu­
cenia przez matkę-alkoholiczkę. Miał więc coraz większe pretensje do
Karen o to, że mu bardziej nie współczuje.

RAY: Oczywiście, żc jestem trochę arogancki. Muszę zajmować się wieloma


sprawami. Jeśli się miało takie dzieciństwo jak moje, to nie wyrasta się na chłopca
z reklamy zdrowia psychicznego. Dlaczego ona tego nie rozumie? Czemu mi
trochę nic poluzuje?

Rozumowanie Raya łatwo mogłoby stanąć na przeszkodzie naszej


wspólnej pracy. Powiedziałam mu, że stosował klasyczną wymówkę:
„Nic na to nie poradzę, że mam obsesję — jako dziecko byłem
odrzucany". Wskazałam, że Karen nie jest odpowiedzialna za ból
emocjonalny, jakiego doznał w dzieciństwie, i że nie ma obowiązku
znosić jego uciążliwego zachowania tylko dlatego, że on wciąż jeszcze
cierpi.
Ostrzegam, byś nie wpadła w tę samą pułapkę co Ray. Prawda jest
taka, że jesteś całkowicie odpowiedzialna za wszelki ból, jaki sprawiasz
swojemu obiektowi, i za znalezienie sposobu, by tego zaprzestać.
Zrozumienie silnego związku między odrzuceniem w dzieciństwie
a obsesyjnymi schematami wieku dorosłego nie daje powodu, by sądzić,
że nie ma sposobu na opanowanie obsesji. Podobnie fakt, że nie twoją
winą było to, co ci się przytrafiło, gdy byłaś dzieckiem, nie może być
WYPĘDZANIE UPIORÓW PRZESZŁOŚCI 251

w wieku dojrzałym usprawiedliwieniem dla unikania odpowiedzialności


za zmianę tych schematów.

Odsymbolizowanie kochanka
Będąc obsesyjnym kochankiem, oczekiwałaś od swego symbolicznego
rodzica, że zrekompensuje ci wszelkie odrzucenia, jakich doświadczyłaś
od rodzica rzeczywistego. Takie nastawienie ożywia tylko twoje dzie­
cięce zmagania. Nie uda się ich zakończyć pozytywnym rozwiązaniem,
dopóki nie odsymbolizujesz swojego partnera.
Rayowi było szczególnie trudno oddzielić Karen od swej matki.
Na poziomie intelektualnym rozumiał, że przeistoczył kochankę w sym­
boliczną matkę, jednak na poziomie emocjonalnym podtrzymywał tę
mistyfikację. Aby pomóc mu z tym skończyć, poprosiłam, żeby przyniósł
dwa zdjęcia, matki i Karen.
JNa następnej sesji terapeutycznej poleciłam mu, żeby położył fo­
tografie na jednym z wolnych krzeseł. Potem powiedziałam, by wyjaśnił
Karen — mówiąc do jej zdjęcia — w jaki sposób, jego zdaniem, powinna
była zrekompensować zniszczenia emocjonalne d o k o n a n e w nim przez
matkę.

RAY: Przepraszam, że pomieszałyście mi się obie z matką. Jesteście dwiema


oddzielnymi osobami, ale ja was tak nie traktowałem.

W tym momencie przerwałam mu i poleciłam, żeby odsunął od sie­


bie fotografie, symbolicznie rozdzielając przedstawione na nich osoby.
Wziął wtedy zdjęcie matki i przeniósł je na drugie, wolne krzesło. Gdy
znowu zaczął mówić do Karen, okazało się, że zawsze, kiedy nawiązywał
do matki, zwracał się do drugiego krzesła. Pomogło to^ unaocznić cel
ćwiczenia, które miało sprawić, żeby przestał widzieć w Karen swoją
matkę.

RAY: Moja matka doprowadzała mnie do szału, więc żeby tego uniknąć, sta­
rałem się, żeby zrozumiała, jak bardzo ją kocham. Kiedy spotkałem ciebie,
zacząłem robić to samo, tylko tym razem to ja ciebie doprowadzałem do szaleń­
stwa, a to było wstrętne. Ona była alkoholiczką, ty nie jesteś. Ona zawsze na mnie
wrzeszczała, ty tego nie robisz. Musiałem się nią opiekować, ty sama potrafisz
zatroszczyć się o siebie. Jej obowiązkiem było zajmować się mną, ty nie musisz.
Ona zawsze powodowała, że czułem się bezradny i wystraszony. Przy tobie też
czasami tak się czuję, ale wiem, że to wypływa ze mnie, a nie z ciebie, i muszę
252 UWALNIANIE SIE OD OBSESJI

o tym zawsze pamiętać w takich chwilach. O n a to ona, a ty to ty, i naprawdę


przykro mi, że was nie rozróżniałem.

Kiedy Ray przeprowadzał to ćwiczenie, nie tylko rozumiał, ale również


czuł różnicę pomiędzy matką a Karen. Powiedział, że był zaskoczony,
jałc bardzo go to ćwiczenie poruszyło. To było dla Raya ważne doświad­
czenie emocjonalne, coś, do czego mógł powracać zawsze wtedy, gdy
zaczynał reagować na Karen w taki sposób, jak w dzieciństwie reagował
na matkę.
Ray dokonywał na Karen projekcji wszystkich swych obsesyjnych
fantazji o zmienianiu matki. Odsymbolizowując Karen, uwalniał ją od
tych niemożliwych do spełnienia oczekiwań.

Żaden kochanek nie jest w stanie zagoić ran spowodowanych


odrzuceniem w dzieciństwie.

Ty i tylko ty masz możliwość, motywację i obowiązek tego dokonać.

* * * ^

Ból emocjonalny wywołany odrzuceniem w dzieciństwie nie zniknie


z dnia na dzień. Kształtował się przez długi czas i potrzeba czasu
na jego ustąpienie. Jeśli jednak omówione ćwiczenia uczynisz stałą
częścią swego życia, wówczas będziesz stopniowo ograniczać władzę,
jaką odrzucenie w dzieciństwie ma nad tobą i twoim postępowaniem
wobec kochanej osoby. Już nie jesteś bezradnym dzieckiem. Jesteś
osobą dorosłą, która ma nie tylko obowiązek, ale również siłę, aby
poradzić sobie z upiorami przeszłości.
XIII. Utrzymywanie równowagi
Masz ze sobą sporo ciężkiej pracy. Poznałaś metody zmieniania sche­
matów obsesyjnych zachowań i nauczyłaś się panować nad obsesyjnymi
myślami i uczuciami. W końcu albo zrezygnowałaś z obiektu swej obse­
syjnej miłości, albo usunęłaś ze swojego związku znaczną dozę obsesji.
Stanęłaś wreszcie twarzą w twarz z odrzuceniem, którego doświadczyłaś
w dzieciństwie, a które było fundamentem twojej obsesyjnej miłości.
J e d n o jeszcze pozostało do zrobienia: musisz umocnić w sobie
te zmiany, by mieć pewność, że w twoich przyszłych związkach lub
w zreformowanym związku obecnym gdzieś nie umkną, nie ulegną znisz­
czeniu.
Bez względu na to, czy teraz pozostajesz w związku, czy też szu­
kasz partnera, jakaś forma odrzucenia — choćby chwilowego — jest
właściwie nieunikniona. Nie jest to nic tak tragicznego, jak z pozoru
wygląda; to tylko sposób, w jaki układają się stosunki międzyludzkie.
Jeśli nawet twój związek jest udany, partner możć się odsunąć,
może w złości użyć słów, które sprawią, że poczujesz się niepotrzebna,
a nieporozumienie będzie wyglądać na odrzucenie. Możecie nawet stop­
niowo oddalać się od siebie i wreszcie zdecydować się na rozstanie.
Ludzkie uczucia przychodzą i odchodzą. Ż a d e n związek nie ma stu­
procentowej gwarancji przetrwania.
Jeśli natomiast poszukujesz partnera, to niewykluczone, że kilka
razy zostaniesz odrzucona, zanim znajdziesz właściwą osobę. Twój nowy
obiekt uczuć może nie być tobą zainteresowany, może przestraszyć się
poufałości, może uznać, że czas nie jest odpowiedni, mieć komplikacje
rodzinne, nie cierpieć twojego psa... Przyczyny można wyliczać bez
końca. Nawet jeśli w pełni panujesz nad swym obsesyjnym zachowa-
25 4 UWALNIANIE SIE OD OBSESJI

niem, możesz zostać odrzucona z powodów, na które nie masz żadnego


wpływu.
Oczywiście nie mam zamiaru sugerować, że twoje życie miłosne
będzie jedynym pasmem odrzuceń. Nie jesteś przecież tak zaprogramo­
wana, by pociągać jedynie tych ludzi, którzy będą cię krzywdzić. Nie
jest twoim przeznaczeniem'życie pełne tragicznych rozczarowań i bólu.
Nie zostałaś wybrana przez żadną siłę nadprzyrodzoną do tego, by na
zawsze trwać w obsesji.
Tym niemniej mogą ci się przydać pewne środki zapobiegawcze.
W każdym związku będziesz czuła się bezpieczniej i pewniej, jeśli bę­
dziesz umiała radzić sobie z odrzuceniem. W tym rozdziale zamierzam
ci pokazać, jak się do tego przygotować, wykorzystując zmianę w swoim
postrzeganiu odrzucenia i nowo poznane sposoby reagowania na nie.

Stare czynniki uruchamiające,


nowe postrzeganie
Jako obsesyjny kochanek byłaś często n i e p o m n a szkód, jakie twoje za­
chowanie wyrządzało związkowi. Często uważałaś się za niewinną ofiarę
bezdusznego partnera. Obecnie, już jako eks-obsesyjny kochanek, mo­
żesz być tak wyczulona na swoje dawne słabe punkty i tak zdecydowana
unikać poprzednich błędów, że zechcesz wziąć na siebie zbyt wiele
odpowiedzialności — za wszelkie problemy, jakie się pojawią w twoich
związkach.
Łatwo wpaść w tę pułapkę, zwłaszcza w sytuacji, gdy nowy kocha­
nek cię odrzuca, nie komunikując wyraźnie, dlaczego. W końcu nic jest
niczym nadzwyczajnym, że ludziom trudno jest szczerze mówić o przy­
czynach opuszczenia związku. Może być i tak, że kochanek odejdzie lub
przestanie dzwonić w ogóle bez żadnych wyjaśnień. Niektórzy ludzie
nawet nie wiedzą, dlaczego są niezadowoleni; wiedzą jedynie, że chcą
odejść. Gdy eks-obsesyjni kochankowie nie znają powodów odejścia
partnera, zakładają zazwyczaj, że gdyby zrobili coś inaczej, związek
mógłby zostać uratowany.
UTRZYMYWANIE RÓWNOWAGI 2 5 5

To me zawsze ty
Pod koniec pracy ze mną coś takiego przytrafiło się Norze — bez­
podstawnie zaczęła się obwiniać. Mniej więcej po roku od czasu, gdy
przestała w końcu fantazjować na temat Toma, poznała innego mężczy­
znę. Przez kilka miesięcy spotykali się, po czym on nagle odszedł.

N O R A : Aż trudno mi uwierzyć, że to zrobił. Wszystko tak dobrze szło. I było


zupełnie inaczej niż poprzednio. Przysięgam ci Susan, było inaczej. Nie czułam
żadnego przymusu. Nawet nie dzwoniłam codziennie. Prosił mnie o spotkanie
jakieś dwa razy w tygodniu i było świetnie. Naprawdę nie chciałam naciskać.
I wtedy b o m b a wybuchła. Powiedział, że już mnie nie kocha. Nie mogłam w to
uwierzyć. Zapytałam go, co zrobiłam nie tak, ale on tylko coś kręcił, nie mówiąc
nic konkretnego. Co ja, do diabła, takiego zrobiłam?

Powiedziałam Norze, że nie ma powodu, by podejrzewać, że zrobiła coś


nie tak jak trzeba, i że rozmyślanie o tym niszczy ją. Gdyby się bardzo
postarała, pewnie znalazłaby sobie coś do zarzucenia, jednak byłaby to
tylko hipoteza, a niekoniecznie rzeczywistość.
Aby p o m ó c Norze spojrzeć na jej sytuację z jaśniejszej strony,
poprosiłam, żeby sporządziła listę wszystkich, jakie przyjdą jej do głowy,
niezależnych od niej powodów, dla których mężczyzna mógł ją odrzucić.
O t o lista Nory:

Boi się angażować w związek.


Nie ufa kobietom.
Ma w Peorii żonę i dwanaścioro dzieciaków.
Postanowił zostać mnichem.
Ma opory emocjonalne.
Pozostało mu jedynie sześć tygodni życia.
Lubi tylko głupie kobiety.
Intymność go onieśmiela.
Ucieka przed mafią.
Ucieka przed prawem.
Ucieka przed żoną i tuzinem dzieciaków.
Wstyd mu, że już go nie stać na spotkania.
Jest przybyszem z innej planety.
25G UWALNIANIE SIĘ OD OBSESJI

Ucieszyło mnie, że podczas wykonywania tego ćwiczenia stać było


Norę na nieco humoru. Terapia — jak i nasze życie — nie musi być
śmiertelnie poważna. Związki miłosne często mają w sobie pewne ele­
menty ironii lub absurdu i jeśli można wykorzystać śmiech do złago­
dzenia ciosu, wówczas ból, spowodowany odrzuceniem jest mniejszy.
Chociaż nie zamierzam lekceważyć bólu lub smutku związanego z za­
kończeniem związku, trzeba jednak powiedzieć, że odrobina humoru
pozwala łatwiej znieść trudną sytuację.
Poczucie h u m o r u pomogło Norze złagodzić rozczarowanie i wcale
nie odebrało znaczenia liście. Żartobliwe wstawki ułatwiły jej nawet wy­
ciągnięcie ważnego wniosku: że kochanek mógł ją odrzucić z powodów,
które nie miały z nią nic wspólnego.
Pomiędzy krańcowymi podejściami do sprawy — braniem na sie­
bie zbyt dużej bądź zbyt małej odpowiedzialności za problemy powsta­
jące w związkach miłosnych — istnieje obszar pośredni: poczucie rze­
czywistości. Gdy w końcu ten obszar odkryjesz, zrozumiesz, że związek
tworzy dwoje ludzi i każde z nich ma własne konflikty wewnętrzne
i kłopoty. |
Jeśli przyjmiesz do wiadomości fakt, że odrzucenie niekoniecznie
musi odzwierciedlać czyjś stosunek do ciebie, wówczas twój świat nie
będzie walił się za każdym razem, gdy zostaniesz odrzucona. Nowe
spojrzenie p o m o ż e ci w znacznym stopniu zmniejszyć lawinę wyrzutów
i samooskarżeń, które uprzednio uruchamiało w tobie odrzucenie. Wy­
zbywając się tych uczuć, pozbędziesz się także wielu niszczących cię
obaw, co sprawi, że łatwiej ci będzie stanąć w obliczu ryzyka emocjo­
nalnego, jakie pociąga ze sobą nowy związek, i łatwiej będzie to ryzyko
podjąć.

Stare czynniki uruchamiające,


nowe reakcje
Wszyscy wiemy, jaka olbrzymia frustracja towarzyszy bolesnej, poniża­
jącej sytuacji, kiedy nie potrafimy wydobyć z siebie ani słowa. Później,
w samochodzie, w drodze do domu, przychodzi nam do głowy milion
rzeczy, które mogliśmy byli powiedzieć, ale w chwili napięcia słowa,
jakie nam się nasuwają, zdają się żałosne i nieodpowiednie.
UTRZYMYWANIE RÓWNOWAGI 2 5 7

Z tego względu, na wypadek, gdyby przyszło ci radzić sobie z od­


rzuceniem, dobrze jest mieć do dyspozycji coś więcej niż tylko intuicję
i świadomość. Warto być przygotowanym na wyartykułowanie tego, co
n a m one podpowiadają. Jeśli jesteś uzbrojona w stosowny oręż słowny,
to możesz zminimalizować poczucie bezsilności i zachować godność.
Zilustruję to przykładem.
Około czterech miesięcy po zerwaniu z Philem Margaret przyszła
na sesję grupową z dylematem.

M A R G A R E T : Od paru tygodni widuję się z tym nowym facetem i naprawdę


zaczynam go lubić. Ale taki strach mnie ogarnia na myśl, że nic z tego nie
wyjdzie, że za każdym razem po prostu boję się z nim umawiać. Nie wiem,
czy zniosłabym poniżenie jeszcze jednego odrzucenia. Sprawa z Philem załatwiła
mnie na dobre.

Margaret poczyniła już znaczne postępy w panowaniu nad swym ob­


sesyjnym zachowaniem. Zrobiła wielki krok naprzód w naprawianiu
zniszczeń, spowodowanych w dzieciństwie przez ojca, który ją odrzucił.
Wciąż jednak odczuwała emocjonalne rany powstałe po doświadczeniu
z Philem. Obawiała się, że nowe odrzucenie może znów uruchomić
stary, znajomy ból, a ona zareaguje jak dawniej, w sposób poniżający.

Niszczyciele godności '


Dawniej Margaret, jak większość obsesyjnych kochanków, reagowała na
odrzucenie zachowaniami, które nazywam „niszczycielami godności".
Nąjbardziej-powszechni niszczyciele godności to:

y błaganie o jeszcze jedną szansę;


«* odmowa przyjęcia do wiadomości, że to koniec związku;
• grożenie skrzywdzeniem drugiej osoby lub siebie samego;
• zapowiadanie, że nie przeżyjesz rozstania;
• deklarowanie, że zrobisz wszystko, byle tylko p a r t n e r pozostał.

W przeszłości niszczyciele godności Margaret sprawiali, że czuła


się głupio, beznadziejnie, a czasami miała wrażenie, że wariuje. Chcąc
złagodzić jej obawy przed powtarzaniem się w przyszłości takich zacho­
wań, zasugerowałam, by poćwiczyła nowe reakcje na działanie swych
dawnych czynników uruchamiających.
2 5 8 UWALNIANIE SIĘ OD OBSESJI

Strażnicy godności
J e d e n ze sposobów, których używam, by p o m ó c ludziom poznawać
nowe sposoby reakcji na odrzucenie, polega na symulowaniu najcięż­
szych przypadków odrzucenia w ich życiu, ale w środowisku nie stwa­
rzającym zagrożenia.
Z a n i m przeprowadziłam Margaret przez to ćwiczenie, pokazałam,
o co w nim chodzi, prosząc każdego członka grupy, by powiedział mi
coś odrzucającego, jakbyśmy właśnie kończyli związek. G r u p a Marga­
ret składała się z mężczyzn i kobiet, którzy starali się przezwyciężyć
obsesyjne schematy zachowań. Ponieważ odrzucenie było p r o b l e m e m
każdego z nich, nie mieli trudności ze sformułowaniem wypowiedzi,
stanowiących czynniki uruchamiające ich własne obsesje. Następnie za­
demonstrowałam Margaret, w jaki sposób może reagować na te czynniki
za pomocą nowych odpowiedzi.
Ten rodzaj odpowiedzi nazywam „strażnikami godności":

STARY CZYNNIK URUCHAMIAJĄCY: „Nie chcę cię więcej wi­


dzieć".
NOWA ODPOWIEDŹ: „To, co mówisz, jest dla mnie bolesne, ale
uszanuję twoją decyzję".

STARY CZYNNIK: „Dłużej tego nie zniosę. Jesteś dla mnie zbyt
zaborcza".
NOWA ODPOWIEDŹ: „Wiem, że jestem zaborcza, ale pracuję
nad tym. Przykro mi, że nie chcesz dać mi czasu na to, żebym
się zmieniła".

STARY CZYNNIK: „Już cię nie kocham".


NOWA ODPOWIEDŹ: „Doceniam twoją szczerość. Przykro mi, że
się nam nic ułożyło".

STARY CZYNNIK: „Już mnie nie pociągasz fizycznie. Pozostańmy


przyjaciółmi".
NOWA ODPOWIEDŹ: „Najwyraźniej każde z nas oczekuje od
tego związku czego innego, więc myślę, że będzie najlepiej, jeśli
się już więcej nie zobaczymy".

STARY CZYNNIK: „Nie chcę zranić twoich uczuć, ale nie jesteś
w moim typie".
UTRZYMYWANIE RÓWNOWAGI 259

NOWA ODPOWIEDŹ: „Żałuję, że sprawy nie potoczyły się ina­


czej, ale muszę się z tym pogodzić".

Po zademonstrowaniu ćwiczenia rozdałam wszystkim uczestnikom


sesji listę chroniących godność odpowiedzi. Następnie jeszcze raz prze­
prowadziliśmy ćwiczenie, przy czym Margaret zajęła główne miejsce.
Każdy członek grupy po kolei wygłaszał pod jej adresem odrzucające
słowa, a o n a odpowiadała zdaniem z listy nowych odpowiedzi lub wy­
myślała własną odpowiedź na podstawie tej listy. Kiedy skończyła, zdała
sobie sprawę, jak o d m i e n n e były w przeszłości jej reakcje na słowa
odrzucenia.
Tajemnica odpowiedzi chroniącej godność polega na tym, by nie
wchodzić w spór i nie przybierać postawy defensywnej. Dzięki temu nie
znajdziesz się w nieznośnej sytuacji błagania kogoś lub przekonywania
go, żeby cię kochał. .
Oczywiście, nawet jeśli dobrze znasz zasady budowania nowych
odpowiedzi, w obliczu konkretnej sytuacji odrzucenia może ci zabraknąć
języka w gębie. Dlatego namawiam cię do zapamiętania niektórych
spośród chroniących godność zwrotów, aby w razie potrzeby mieć je
gotowe. Nie musisz odbywać terapii grupowej, żeby się ich nauczyć albo
przećwiczyć. Wystarczy do tego magnetofon.
Nagraj pewną liczbę odrzucających wypowiedzi, pozostawiając po­
między nimi przerwy na swoje repliki. Możesz wykorzystać czynniki
uruchamiające, które wymyślili członkowie grupy Margaret, i d o d a ć
te, z którymi zetknęłaś się sama. Kiedy będziesz odtwarzać kasetę,
odpowiadaj słowami jednego lub kilku „strażników godności" z wyżej
podanej listy. Zauważysz, że prawie wszystkie te zadania mogą być
odpowiedzią na każdą niemal formę odrzucenia.
Dysponując zestawem nowych odpowiedzi na stare czynniki uru­
chamiające, nie wpadniesz w rozpacz, która zazwyczaj powodowała, że
mówiłaś i robiłaś rzeczy, których później żałowałaś. Te chroniące god­
ność odpowiedzi działają jak emocjonalne koło ratunkowe. Utrzymują
cię na powierzchni, gdy fale uczuć grożą, że znajdziesz się p o d wodą.

Radzenie sobie z podwójnymi komunikatami


Inny sposób unikania zachowań obsesyjnych polega na tym, by nauczyć
się rozszyfrowywać podwójne komunikaty, jakie obecny lub przyszły
kochanek może ci przekazać. Jak już się przekonaliśmy, podwójne ko­
munikaty naprawdę mogą wytrącić człowieka z równowagi. Kurczowo
260 UWALNIANIE SIE O D OBSESJI

trzymasz się tej części komunikatu, która mówi wprost lub sugeruje,
że kochanek cię potrzebuje, a równocześnie jesteś przerażona drugą,
tą, która mówi lub sugeruje, że jest inaczej. Najprostszy sposób na
przedarcie się przez mgławicę podwójnego komunikatu to nie pozwolić
sobie na zakłopotanie czy niepewność. Jeśli stwierdzisz, że kochanek
mówi jedno, a robi drugie, to nie próbuj zgadywać, co się dzieje —
zapytaj wprost.
O t o kilka przykładów pytań, jakie możesz zadać swemu kochan­
kowi:

„Czegoś tu nie rozumiem. Mówisz, że mnie kochasz, ale nie masz


dla mnie czasu. Czy nie wydaje ci się to sprzeczne?"

„Odbieram od ciebie sprzeczne sygnały. Widujemy się trzy razy


tygodniowo, ale i tak spotykasz się z innymi. O jaki związek ci
chodzi?"

„Działasz tak, jakbyś naprawdę chciał się zaangażować w związek


ze mną, ale za każdym razem, kiedy do tego nawiązuję, stajesz się
oschły. Czy ja aby nie tracę czasu w tym związku?"

„Mówisz, że chcesz się ze mną związać, ale nic nie robisz w tym
kierunku. O co ci naprawdę chodzi?"

„Kiedy jesteśmy sami, zachowujesz się tak, jakby naprawdę łą­


czyło nas coś szczególnego, ale kiedy spotykamy się z twoimi
znajomymi, zachowujesz się, jakbym była przypadkową znajomą.
Odnoszę wrażenie, iż chodzi ci tylko o seks. Czy mam rację?"

Oczywiście ta lista mogłaby się ciągnąć w nieskończoność. Naj­


ważniejsze jednak jest zadanie takich pytań, które wydobędą na wierzch
ukryty nurt twojego związku. Nawet jeśli ryzykujesz uzyskanie odpowie­
dzi, które mogą ci się nie spodobać, to i tak zawsze lepiej znać prawdę
niż pozostawać w mrocznym świecie obaw i spekulacji.

Czy po obsesji możliwa jest miłość?


Nawet jeśli zrobisz wszystko, co zalecam w tej książce (i niemal na
pewno poczujesz się lepiej), to i tak możesz mieć pewne opory przed
zaangażowaniem się w nowy związek. W końcu obsesja panowała nad
tobą przez tak długi czas, że trudno ci wyobrazić sobie związek bez niej.
O T R Z Y M Y W A N I E R Ó W N O W A G I 261

Znasz teraz wiele sposobów, by zaistnieć w związku w nowy,


zdrowszy i bardziej zadowalający sposób. To jednak niekoniecznie ozna­
cza, że jesteś gotowa do posłużenia się nimi. Zanim poczujesz się dobrze
i bezpiecznie z nowym partnerem, musisz nauczyć się czuć dobrze i bez­
piecznie ze sobą.

Nauka zaufania do siebie samego


Wielu ex-obsesorów tak bardzo boi się popełnienia w nowym związku
dawnych błędów, że z p a r t n e r e m obchodzą się jak z jajkiem. To po­
woduje, że na osobie, którą starają się poznać, sprawiają wrażenie
nerwowych, nieśmiałych i tajemniczych. Obawiają się zaufać sobie na
tyle, by być sobą.
Gdy A n n e zaangażowała się w swój pierwszy związek po zerwaniu
z J o h n e m , obawiała się, że jeśli pozwoli sobie na spontaniczność, to
straci z trudem zdobyte panowanie nad swym obsesyjnym zachowaniem.
Zapewniłam ją, że jeśli odpręży się na tyle, by podjąć pewne
ryzyko emocjonalne, to w miarę upływu czasu wzrośnie jej zaufanie >
do siebie samej. Nawet jeśli pewne sprawy nie zawsze układają się
pomyślnie, to także na niepowodzeniach, nie tylko na sukcesach, można
się wiele nauczyć. Ciągła czujność i powściągliwość emocjonalna może
być nadzwyczaj wyczerpująca zarówno dla ciebie, jak i dla twojego
partnera.
A n n e zgodziła się spróbować mniejszej powściągliwości wobec
swego nowego chłopaka. Kiedy ich związek miał już za sobą pół roku,
czuła znacznie mniej obaw przed otwarciem się wobec partnera.

A N N E : Nie wiern, czy teraz bardziej ufam jemu, czy sobie, ale mam znacznie
bardziej filozoficzne podejście do tego związku niż do poprzednich. Wydaje mi
się, że już nigdy nie rzucę się bez zastanowienia na głęboką wodę, więc się tym
zanadto nie przejmuję. Jeśli nic z tego związku nie wyjdzie, no to t r u d n o . No
wiesz, związek musi być dobiy również dla mnie. Przedtem nigdy nie zwracałam
na to uwagi. Zawsze byłam tak pochłonięta tym, żeby chłopak mnie kochał, że
nigdy nie obchodziło mnie, że w takim związku jestem nieszczęśliwa. Teraz wiem,
że jeśli nie będę szczęśliwa, to mogę odejść. Będę rozczarowana, ale będę żyła.
I to właśnie pozwala mi być sobą. To niezwykłe uczucie. Gdybyś sześć miesięcy
temu zapytała mnie, czy kiedykolwiek przypuszczałam, że będę się tak czuła,
to powiedziałabym: „To niemożliwe". Może sama się oszukuję, ale wiem, że nie
mam zamiaru umierać ze strachu o ten związek, a to samo w sobie jest cudowne.
2 6 2 UWALNIANIE SIE. OD OBSESJI

W nowym związku A n n e nie tylko potrafiła się odprężyć, osiągnęła


znacznie więcej. D o k o n a ł a mianowicie istotnych zmian w swym po­
dejściu i oczekiwaniach, co pomogło jej ujrzeć związek i całe życie
w odpowiedniej perspektywie. Z d a ł a sobie sprawę, że ten związek ma
istnieć dla niej tu i teraz, a nie w jakiejś wyimaginowanej przyszłości.
Aby umocnić się w tym przekonaniu, odnowiła niektóre przyjaźnie i za­
jęcia, które przerwała, kiedy popadła w obsesję ścigania Johna. Zamiast
czynić związek jedyną treścią swego życia, zaczęła go integrować z in­
nymi aspektami codzienności.
W miarę upływu czasu A n n e odkryła, że coraz mniej wysiłku
kosztuje ją panowanie nad swym obsesyjnym zachowaniem. Techniki
powściągania obsesji, nad których poznaniem tak ciężko pracowała
podczas swych wakacji emocjonalnych, działały niemal automatycznie.
A n n e nauczyła się bardziej sobie ufać, jej obawy przed własnymi
skłonnościami obsesyjnymi zanikały, a związek rozkwitł.

Obchody Lu czci nowej formy związku


Ray i Karen byli ze sobą przez burzliwe dwa lata, zanim zaczęli terapię.
Rok później wciąż byli razem, teraz jednak łączył ich związek zupełnie
innego rodzaju. Ray uczył się panowania nad znaczną częścią swych
obsesyjnych zachowań, a Karen — ustanawiania dla niego wyraźnych,
precyzyjnie zakreślonych granic zachowań, które gotowa była zaakcep­
tować.
Gdy moje zajęcia z Rayem zbliżały się do końca, przyniósł bardzo
wzruszający list, jaki dał Karen:

Moja kochana Karen,


Chociaż znamy się trzy lata, początkiem naszego związku jest dia mnie ta chwila
dokładnie rok temu. kiedy wróciłem do Ciebie po dwóch najbardziej wyczer­
pujących, a jednak pożytecznych tygodniach w moim życiu. Wiem, że to, czego
się nauczyłem w trakcie moich emocjonalnych wakacji, uratowało nasz związek,
i codziennie dziękuję za to Bogu.
Wciąż odczuwam ból na myśl o tych wszystkich udrękach, które musiałaś
przeze mnie znosić. Ile razy o tym myślę, przeraża mnie, jak bardzo byłem
nieczuły. Wiem, że poniżałem Cię i byłem okrutny, bo myślałem, że naprawiam
jakieś zło, które ty czujesz. Postępowałem zupełnie odwrotnie, niż powinno to
wynikać z moich uczuć do ciebie, nie szanując tego, co jest dla mnie najważniej­
sze, Twojej godności i indywidualności. Żal, mi dzisiaj zmarnowanego czasu.
Wiem teraz, że złość i ból, jakie były we mnie, nie miały z Tobą nic wspól­
nego i codziennie moja miłość do Ciebie pomaga mi o tym pamiętać. Wiem, że
U T R Z Y M Y W A N I E RÓWNOWAGI 2 6 3

będzie nam dobrze tak długo, jak długo będę umiał postępować konsekwentnie,
kierując się szacunkiem i miłością.
W głębi serca wiem, że to nie będzie łatwe. Wciąż jest wiele rzeczy,
których trzeba się nauczyć, i nawyków, które należy przezwyciężyć. Ale kocham
Cię za to, że znosiłaś to wszystko razem ze mną, pomimo bólu i cierpienia, jakie
w przeszłości Ci zadawałem. I kocham Cię za to, że nie pozwoliłaś mi uciec
w moje dawne szaleństwa. A zwłaszcza za to, że dałaś mi szansę, Najdroższa,
podczas gdy wiele innych kobiet po prostu zrezygnowałoby ze mnie. Ale najbar­
dziej kocham cię za to, że jesteś taka, jaka jesteś.
Gratulacje z okazji szczęśliwej rocznicy, Najdroższa. Kocham cię.
Ray

Jubileuszowy list Raya był radosnym sposobem uczczenia nie tylko odej­
ścia od obsesyjnych schematów, ale odkrycia przez niego nowej formy
kochania, która uwolniła go od obaw i złości, jakie w przeszłości ciążyły
nad jego życiem z Karen.
W wyniku pracy, jaką Ray wykonał, by zrozumieć, że naruszał
granice osobistej wolności Karen, przyjął do wiadomości fakt, że jest
o n a odrębną indywidualnością. To znaczy, że ma prawo do własnych
uczuć, myśli i zainteresowań i że on musi to prawo szanować.
Obsesja nie może współistnieć z tego rodzaju szacunkiem dla
osobistych praw kochanka, dobry związek zaś nie może istnieć bez
niego.

Intymność w miejsce niepokoju


AJe jak poznać dobry związek, kiedy się w nim znajdziesz? Skąd można
wiedzieć, że to właśnie to? Odpowiedź brzmi: nie można, przynajmniej
początkowo. Jeśli angażujesz się w nowy układ, z góry zakładając, że
„to jest t o " , wówczas zapełniasz go tego samego, rodzaju fantazjami
i rojeniami, jakie w przeszłości wyrządziły ci tyle szkód.
Nowy związek z natury rzeczy pełen jest niewiadomych. Dopóki
nie dasz mu wystarczająco dużo czasu, by się rozwinął, dopóki ty i twój
p a r t n e r nie będziecie ze sobą na tyle długo, by stwierdzić, że zmierzacie
w tym samym kierunku, dopóki nie będziesz miała okazji poznać naj­
głębszych obaw i marzeń swego kochanka i odkryć mu swych własnych,
dopóty nie będziesz miała pewności, że to jest to. Właśnie wzajemne
poznawanie się i odkrywanie jest prawdziwą intymnością.
Jeśli jesteś taka jak większość byłych obsesorów, to może być ci
trudno uwierzyć, że bezpieczny, spokojny związek, oparty na prawdziwej
2 6 4 UWALNIANIE SIE 00 OBSESJI

intymności, może być namiętny i podniecający. Ponieważ m o t o r e m jedy­


nej miłości, jaką kiedykolwiek znałaś, był dramat, może ci się wydawać,
że namiętność bez niepokoju wcale nie jest namiętnością.
Rezygnacja z obsesji wcale nie oznacza rezygnacji z namiętności.
Oznacza tylko rezygnację z cierpienia, niepokoju, chaosu, poniżenia, za­
zdrości i zaborczości. Kiedy pokonasz te przeszkody i stworzysz zdrowy
związek, odkryjesz z czasem radość płynącą z prawdziwej intymności —
jedynej podstawy w pełni satysfakcjonującej miłości.

You might also like