You are on page 1of 348

Robert Jordan

RG VALERE

(Przeoya Katarzyna Karowska)
ROZDZIA 1
NOWI PRZYJACIELE I STARZY WROGOWIE
Egwene, prowadzona przez Przyjt, wdrowaa korytarzami Biaej Wiey. ciany,
rwnie biae jak zewntrzne mury wiey, pokryway gobeliny i malowida, posadzk tworzyy
wzorzyste ceramiczne pytki. Biaa szata Przyjtej w zasadzie nie rnia si niczym od jej
ubioru, wyjwszy siedem wskich, barwnych paskw przy kraju i mankietach. Egwene
krzywia si, gdy jej spojrzenie padao na t sukni. Wanie tak od wczoraj nosia Nynaeve,
wygldao jednak, e bynajmniej nie sprawia jej radoci, podobnie zreszt jak zoty piercie
- w poerajcy wasny ogon - oznaka rangi. Podczas tych kilku okazji, gdy Egwene moga
zobaczy Wiedzc, oczy tamtej wypenia mrok, jakby zobaczya co, czego caym sercem
pragna nie widzie nigdy.
- To tutaj - powiedziaa oschle Przyjta, wskazujc gestem drzwi. Pedra, tak j
przynajmniej przedstawiano, niska, ylasta kobieta, nieco starsza od Nynaeve, zawsze prze-
mawiaa ostrym tonem. - Tym razem ci darowano, bo to twj pierwszy dzie, ale spodziewam
si zobaczy ci w pomywalni, gdy gong zabrzmi na prim. Ani chwili pniej.
Egwene dygna, po czym pokazaa jzyk oddalajcym si plecom Przyjtej. Od
pierwszej chwili, gdy tylko Sheriam umiecia jej imi w ksidze nowicjuszek, Egwene
wiedziaa, e nie lubi Pedry. Otworzya teraz z rozmachem drzwi i wesza do rodka.
Wystrj niewielkiej izby by niewyszukany, wntrze okalaa biel cian, a na jednej z
dwch twardych aw siedziaa moda kobieta o rudozotych wosach opadajcych na ramiona.
Posadzka bya goa, nowicjuszek raczej nie przyzwyczajano do pomieszcze z dywanami.
Egwene stwierdzia, e dziewczyna jest mniej wicej w jej wieku, tyle e godno i
opanowanie, jakie od niej biy, powodoway, i wydawaa si starsza. Na niej prosto skrojona
suknia nowicjuszki prezentowaa si jakby lepiej. Elegancko. O wanie!
- Mam na imi Elayne - przedstawia si i przekrzywiwszy gow, zacza si Egwene
przyglda. - A ty jeste Egwene. Z Pola Emonda w Dwu Rzekach.
Wypowiedziaa to takim tonem, jakby w tym stwierdzeniu kryo si co wanego,
zaraz jednak przesza do innego tematu.
- Staym obowizkiem tych, ktrzy przebywaj tu ju od jakiego czasu, jest
udzielanie pomocy nowym, dopiero co przybyym nowicjuszkom. Mamy im pomc odnale
si w tym miejscu. Usid, prosz.
Egwene przysiada na drugiej awie, wprost naprzeciwko Elayne.
- Mylaam, e Aes Sedai bd mnie uczy, skoro ju jestem nowicjuszk. Ale jak
dotd zdarzyo si tylko tyle, e Pedra obudzia mnie na dobre dwie godziny przed pierwszym
brzaskiem i kazaa zamiata korytarze. Twierdzi, e bd te musiaa pomaga przy
zmywaniu naczy po obiedzie.
Elayne skrzywia si.
- Nienawidz zmywania. Nigdy dotd mnie nie zmuszano... zreszt niewane.
Bdziesz pobieraa nauki. W rzeczy samej, poczwszy od dzisiaj, bdziesz codziennie po-
bieraa nauki wanie o tej porze. Od niadania do primy, a potem znowu od obiadu do tercji.
Jeli okaesz si wybitnie zdolna, wzgldnie wybitnie tpa, by moe zagospodaruj ci
rwnie czas midzy kolacj a komplet, zazwyczaj jednak bd to zwyke posugi. - Bkitne
oczy Elayne przybray zamylony wyraz. - Ty si urodzia z Jedyn Moc, prawda?
Egwene przytakna.
- Tak, zdawao mi si, e j czuj. I j a si z tym urodziam. Nie czuj si zawiedziona,
e si nie poznaa na tym. Nauczysz si jeszcze wyczuwa zdolnoci u innych kobiet. Ja
mam t przewag, e wychowaam si w otoczeniu Aes Sedai.
Egwene miaa ochot zapyta: "Kog to wychowuj w otoczeniu Aes Sedai?" - ale
Elayne nie przestawaa mwi.
- Nie czuj si zawiedziona, jeli troch potrwa, zanim cokolwiek osigniesz. To
znaczy w korzystaniu z Jedynej Mocy. Nawet najprostsza rzecz wymaga nieco czasu. Cier-
pliwo jest cnot, ktrej trzeba si uczy. - Zmarszczya nos. - Sheriam Sedai zawsze to
powtarza i dokada wszelkich stara, abymy wszystkie te si tego nauczyy. Sprbuj pobiec,
gdy ona rozkae ci i, a nawet nie zdysz mrugn, jak ci wezwie do swego gabinetu.
- Ju miaam kilka lekcji - powiedziaa Egwene, starajc si, by to zabrzmiao
skromnie.
Otworzya si na saidara - ta partia nauk stawaa si coraz atwiejsza - i poczua, jak
ciepo wypenia jej ciao. Postanowia, e sprbuje jednej z najbardziej efektownych rzeczy,
ktr nauczya si robi. Wycigna rk i ponad powierzchni doni utworzya kul ponc
czystym wiatem. Pomie chybota si - wci nie potrafia utrzyma go nieruchomo - ale
by.
Elayne spokojnym ruchem wycigna rk i pojawia si nad ni wietlna kula. Te
migotaa.
Po chwili wok caego ciaa Elayne rozbyso blade wiato. Egwene jkna ze
zdumienia, a jej pomie znikn.
Elayne ni std, ni zowd zachichotaa, emitowane przez ni wiato zagaso, zarwno
kula, jak i powiata.
- Widziaa? Widziaa, jak mnie otoczyo? - spytaa podnieconym gosem. - Ja je
dookoa ciebie widziaam. Sheriam Sedai obiecaa, e je w kocu zobacz. To by pierwszy
raz. Dla ciebie te?
Egwene skina gow, miejc si razem ze swoj towarzyszk.
- Podobasz mi si, Elayne. Myl, e si zaprzyjanimy.
- Ja te tak myl, Egwene. Jeste z Dwu Rzek, z Pola Emonda. Czy znasz moe
chopca, ktry si nazywa Rand alThor?
- Znam go. - Egwene nagle przypomniaa sobie histori opowiedzian jej przez Randa,
histori, w ktr ani troch nie wierzya, o tym, jak spad z muru do jakiego ogrodu i
pozna... - Jeste dziedziczk tronu Andoru? - wykrztusia.
- Tak - odpara z prostot Elayne. - Gdyby Sheriam Sedai wpado w ucho, choby
dalekim echem, e w ogle o tym wspomniaam, to pewnie wezwaaby mnie do gabinetu,
jeszcze zanim skoczyabym gada.
- Wszystkie wkoo opowiadaj o wezwaniach do gabinetu Sheriam. Nawet Przyjte.
Czy a tak dotkliwie potrafi zbeszta? Na mnie sprawia wraenie dobrotliwej.
Elayne zawahaa si, a odezwawszy si, mwia wolno, nie patrzc Egwene w oczy.
- Trzyma wierzbow rzg na biurku. Twierdzi, e jeli nie potrafisz nauczy si
przestrzega regu w cywilizowany sposb, to ona nauczy ci ich inn metod. Nowicjuszki
zwizane s tyloma reguami, e bardzo trudno jest ktrej z nich nie zama - zakoczya.
- Ale to.., to potworne! Nie jestem dzieckiem, ty te nie. Nie dam si traktowa jak
dziecko.
- A wanie, e jestemy dziemi. Aes Sedai, pene siostry, to dorose kobiety. Przyjte
s modymi kobietami, dostatecznie dojrzaymi, by mona im byo ufa i nie patrze
bezustannie przez rami. Za nowicjuszki s dziemi, ktre trzeba chroni i otacza opiek,
wskazywa im kierunek, w ktrym winny si uda, a take kara, gdy uczyni co, czego nie
powinny. W taki wanie sposb wyjania to Sheriam Sedai. Nikt ci nie ukarze podczas
lekcji, o ile nie bdziesz prbowaa zrobi czego, czego ci nie wolno. Czasami trudno jest si
powstrzyma, sama si przekonasz. Masz ochot przenosi Moc rwnie mocno, jak oddycha.
Jeli jednak zbijesz zbyt wiele naczy, bo co ci si zaroi w gowie podczas zmywania, jeli
okaesz lekcewaenie ktrej z Przyjtych, opucisz Wie bez zezwolenia, albo przemwisz
do jakiej Aes Sedai, nie czekajc a ona odezwie si do ciebie pierwsza albo... Wszystko, co
powinna robi, to dokada wszelkich stara. Nic innego robi nie wolno.
- Tak to brzmi, jakby one usioway nas zmusi, abymy zapragny opuci to miejsce
- zaprotestowaa Egwene.
- Wcale nie, cho jednoczenie tak wanie jest. Egwene, w Wiey przebywa zaledwie
czterdzieci nowicjuszek. Tylko czterdzieci i nie wicej jak siedem albo osiem wejdzie do
grona Przyjtych. To za mao, powiada Sheriam Sedai. Jej zdaniem jest teraz za mao Aes
Sedai do zrobienia tego, co musi zosta zrobione. Jednak Wiea nie... nie moe... zaniy
swoich wymogw. Aes Sedai nie mog uzna adnej kobiety za swoj siostr, jeli brak jej
zdolnoci, siy i woli. Nie mog ofiarowa piercienia i szala takiej, co nie potrafi dostatecznie
dobrze przenosi Mocy, daje si zastraszy albo rezygnuje, gdy droga robi si wyboista. Od
przenoszenia s nauki i prby, jeli za idzie o si i wol... C, jeli bdziesz chciaa odej,
pozwol ci, ale wtedy, gdy ju nauczysz si tyle, by nie umrze z powodu swej ignorancji.
- Wydaje mi si - wolno powiedziaa Egwene e Sheriam ju troch nam o tym
napomykaa. Ale nigdy nie przyszo mi do gowy, e mogabym by w niedostatecznym
stopniu Aes Sedai.
- Ona gosi pewn teori. Twierdzi, e dokonaymy selekcji gatunku ludzkiego. Czy
wiesz, co to jest selekcjonowanie? Usuwanie ze stada zwierzt, ktrych cechy ci si nie
podobaj.
Egwene przytakna z rozdranieniem: kady, kto wyrasta w otoczeniu hodowcw
owiec, musia si zna na selekcji stad.
- Sheriam Sedai mwi, e dziki Czerwonym Ajah, ktre od trzech tysicy lat poluj
na mczyzn zdolnych do przenoszenia Mocy, wytrzebiymy w nas zdolno do prze-
noszenia. Na twoim miejscu nie wspominaabym o tym w towarzystwie Czerwonych. Sheriam
Sedai uczestniczya w niejednej awanturze na ten temat, a zreszt jestemy tylko
nowicjuszkami.
- Nie powiem ani sowa.
Elayne umilka, po czym dodaa:
- Czy Rand ma si dobrze?
Egwene poczua nage ukucie zazdroci - Elayne bya bardzo pikna - lecz zaraz
potem jeszcze silniejsze drgnienie serca, ktre oznaczao strach. Przywoaa na myl te strzpy
wspomnie, ktre zachowaa z opowieci Randa na temat spotkania z dziedziczk tronu i jej
niepokj rozproszy si: Elayne raczej nie moga wiedzie, e Rand potrafi przenosi Moc.
- Egwene?
- Ma si jak najlepiej.
"Mam nadziej, e ten wenianogowy idiota ma si dobrze".
- Ostatnim razem, jak go widziaam, odjeda konno w towarzystwie shienaraskich
onierzy.
- Shienaraskich onierzy! Mnie powiedzia, e jest pasterzem. - Potrzsna gow. -
Zdarza mi si o nim myle w najdziwniejszych momentach. Zdaniem Elaidy on jest z
jakiego powodu wany. Wprawdzie nie powiedziaa tego otwarcie, ale rozkazaa go szuka i
wpada w furi, gdy si dowiedziaa, e wyjecha z Caemlyn.
- Elaida?
- Elaida Sedai. Doradczyni mojej matki. Naley do Czerwonych Ajah, ale mimo to
moja matka zdaje si j lubi.
Egwene zascho w ustach.
"Czerwona Ajah, ktra interesuje si Randem".
- Ja... nie wiem, gdzie on teraz jest. Opuci Shienar i nie sdz, by mia tam wrci.
Elayne obdarzya j krytycznym spojrzeniem.
- Nie zdradziabym Elaidzie, gdzie ma go szuka, gdybym to wiedziaa, Egwene. Nic
mi nie wiadomo, aby uczyni co zego; obawiam si nadto, e ona chce go w jaki sposb
wykorzysta. W kadym razie nie widziaam jej od dnia, w ktrym tu przybyymy, wlokc za
sob Biae Paszcze, ktre niczym gocze psy szy naszym ladem. Wci jeszcze obozuj na
zboczu Gry Smoka. - Poderwaa si znienacka na rwne nogi. - Porozmawiajmy o czym
weselszym. S tu jeszcze dwie inne dziewczyny, znajce Randa, chciaabym, aby poznaa
jedn z nich.
Uja Egwene za rk i wycigna j z pokoju.
- Dwie dziewczyny? Rand najwyraniej poznaje wiele dziewczyn...
- Hmmmm? - Elayne przyjrzaa si jej bacznie, nadal cignc za sob w gb
korytarza. - Tak. No c. Jedna z nich to leniwa dzierlatka, nazywa si Else Grinwell. Moim
zdaniem nie pobdzie tu dugo. Wymiguje si od codziennych posug i wiecznie wykrada, by
mc podpatrywa Stranikw przy ich wiczeniach z mieczami. Twierdzi, e Rand trafi do
farmy jej ojca razem ze swym przyjacielem, Matem. Niechybnie nakadli jej do gowy
wyobrae o wiecie, ktry ley za nastpn wsi, wic ucieka z domu, eby zosta Aes
Sedai.
- Mczyni - mrukna Egwene. - Jak ja podaruj kilka tacw jakiemu miemu
chopcu, to Rand zaraz zaczyna si boczy niczym pies, ktrego bol zby, a on...
Urwaa, w dalszej czci korytarza pojawia si bowiem ludzka sylwetka. Elayne te
przystana w p kroku i cisna mocniej do Egwene.
Mczyzna nie mia w sobie nic takiego, co mogoby wywoa niepokj, jedynie to
jego niespodziane pojawienie si mogo zaniepokoi. By wysoki i przystojny, wchodzi ju w
redni wiek, mia dugie, ciemne, wijce si wosy, jednake garbi ramiona, a w jego oczach
czai si smutek. Nie wykona ani jednego ruchu w stron Egwene i Elayne, sta tylko i patrzy
na nie, a w kocu za jego ramieniem pojawia si jedna z Przyjtych.
- Nie powinno ci tu by - powiedziaa do niego tonem nie pozbawionym uprzejmoci.
- Chciaem si przej. - Mwi gbokim gosem, rwnie smutnym jak oczy.
- Moge si przej po ogrodzie, tam gdzie ci kazano przebywa. Soce dobrze ci
zrobi.
Mczyzna parskn gorzkim miechem.
- Przy czym dwie albo trzy z was bd pilnoway kadego mojego kroku? Boicie si
po prostu, e znajd jaki n. - Widzc wyraz oczu Przyjtej, znowu si zamia. - Dla siebie,
kobieto. Dla siebie. Prowad mnie do waszego ogrodu i waszych czujnych oczu.
Przyjta uja go lekko za rami i poprowadzia przed siebie.
- Logain - powiedziaa Elayne, gdy mczyzna znikn ju z korytarza.
- Faszywy Smok!
- Zosta poskromiony, Egwene. Nie jest ju bardziej niebezpieczny ni inni mczyni.
Pamitam jednak, jak wyglda przedtem, kiedy a sze Aes Sedai musiao go pilnowa, by
nie wykorzysta Mocy i nie zniszczy nas wszystkich.
Zadygotaa.
Egwene te poczua, jak przeszywa j dreszcz. Wanie to Czerwone Ajah mogy
zrobi z Randem.
- Czy zawsze trzeba ich poskramia? - spytaa.
Elayne zapatrzya si na ni z ustami otwartymi ze zdumienia, wic szybko dodaa:
- No, bo mogabym pomyle, e Aes Sedai znajd jaki inny sposb na radzenie sobie
z nimi. Anayia i Moiraine mwiy, e najwiksze dziea Wieku Legend wymagay
wspdziaania mczyzn i kobiet przy korzystaniu z Mocy. Po prostu wydawao mi si, e
bd prboway znale jak inn drog.
- C, nie dopu, by jaka Czerwona siostra syszaa, jak gono o tym mylisz.
Egwene, one istotnie prboway. Prboway przez trzysta lat od czasu zbudowania Biaej
Wiey. Podday si, ponosiy kolejne poraki. Chod. Chc, eby poznaa Min. Na szczcie
nie w ogrodzie, do ktrego uda si Logain, dziki wiatoci.
Imi to wydawao si Egwene dziwnie znajome, a gdy zobaczya mod kobiet,
wiedziaa ju dlaczego. W ogrodzie pyn wski strumyk, przez ktry przerzucony by niski
kamienny mostek. Na ograniczajcym go murze siedziaa na skrzyowanych nogach Min.
Bya ubrana w obcise mskie spodnie i workowat koszul, dziki krtko przycitym wosom
moga nieomal uchodzi za chopca, jakkolwiek bardzo urodziwego. Obok niej, na
zwieczeniu muru, lea szary kaftan.
- Znam ci - powiedziaa Egwene. - Pracowaa w karczmie w Baerlon.
Powierzchni wody pyncej pod mostkiem marszczy lekki wiatr, wrd drzew
rosncych w ogrodzie wierkay szaropirki.
Min umiechna si.
- A ty bya z tymi, ktrzy sprowadzili Sprzymierzecw Ciemnoci, co to usiowali
nas spali. Nie, nie przejmuj si. Posaniec, ktry przyby mnie zabra, przywiz z sob do
zota, by pan Fitch mg odbudowa karczm, i to dwukrotnie wiksz ni mia uprzednio.
Dzie dobry, Elayne. Nie lczysz przy swoich naukach? Ani przy jakich garnkach?
Zostao to wypowiedziane artobliwym tonem, jakby obydwie kobiety przyjaniy si
ze sob i mogy przekomarza si, nie wywoujc urazy. Umiech Elayne to potwierdzi.
- Widz, e Sheriam nie potrafia ci jeszcze zmusi, by ubraa si w sukni.
W miechu Min zabrzmiaa zoliwa nuta.
- Nie jestem nowicjuszk.
Zacza mwi piskliwym gosem:
- Tak, Aes Sedai. Nie, Aes Sedai. Czy mog zamie jeszcze ktr podog, Aes
Sedai? Ja - dodaa, powracajc do swej zwykej, niskiej barwy gosu - ubieram si tak, jak
chc. - Zwrcia si do Egwene. - Czy Rand ma si dobrze?
Egwene zacisna usta.
"On powinien nosi rogi jak jaki trollok" - pomylaa ze zoci.
- Bardzo mi byo przykro, gdy wasza karczma stana w pomieniach i ciesz si, e
pan Fitch mg j odbudowa. Po co przyjechaa do Tar Valon? Najwyraniej wcale nie
chcesz zosta Aes Sedai.
Min wygia brwi w uk, Egwene bya pewna, e czyni to z rozbawienia.
- Ona go lubi - wyjania Elayne. - Wiem.
Min zerkna na Egwene, ktrej przez chwil wydawao si, e widzi w jej oczach
smutek - a moe al?
- Jestem tu - odpara dobitnie Min - bo przysano po mnie i dano mi wybr, e albo
usid samodzielnie na koskim grzbiecie, albo przywi mnie do niego, zapakowan w
worek.
- Ty zawsze przesadzasz - skarcia j Elayne. Sheriam Sedai widziaa ten list i
powiada, e to bya proba. Min widzi rzeczy, Egwene. Dlatego wanie tu jest, by Aes Sedai
mogy zbada, jak ona to robi. To nie polega na korzystaniu z Mocy.
- Proba - achna si Min. - Kiedy jaka Aes Sedai prosi o twoje przybycie, to
przypomina to rozkaz wydany przez krlow, rozkaz, za ktrym kryje si stu onierzy.
- Kady czowiek przecie widzi rzeczy - zauwaya Egwene.
Elayne potrzsna gow.
- Nie tak jak Min. Ona widzi... powiaty, ktre otaczaj ludzi. Ma take wizje.
- Nie zawsze - wtrcia Min. - Nie przy kadym. - Potrafi te z nich rne rzeczy
wyczytywa, cho ja nie jestem pewna, czy zawsze mwi prawd. Powiedziaa mi, e bd
musiaa dzieli ma z dwoma innymi kobietami, i e nigdy si z tym nie pogodz. Nie
podoba mi si to, ale ona tylko si z tego mieje i mwi, e jej samej nigdy nie interesowao
dbanie o rozwj spraw. Ale powiedziaa, e ja zostan krlow, jeszcze zanim si
dowiedziaa, kim jestem. Mwia te, e widzi koron i to bya Rana Korona Andoru.
Wbrew sobie Egwene spytaa:
- Co widzisz, gdy na mnie patrzysz?
Min zerkna na ni.
- Biay pomie i... och, rne rzeczy. Nie wiem, co one znacz...
- Czsto to powtarza - powiedziaa Elayne cierpkim tonem. - Jedn z rzeczy, ktre
zobaczya, gdy na mnie spojrzaa, bya odcita do. Nie moja do, orzeka. Twierdzi te, e
nie wie, co ona oznacza.
Chrzst butw na ciece kaza im si odwrci. Zobaczyy dwch modych
mczyzn, koszule i kaftany nieli przewieszone przez rami, ukazujc obnaone, okryte
potem torsy, w doniach trzymali schowane do pochew miecze. Egwene mimo woli zagapia
si na najprzystojniejszego mczyzn, jakiego widziaa w yciu. Wysoki i szczupy, a przy
tym mocno zbudowany, porusza si z koci gracj. Nagle zauwaya, e modzieniec pochyla
si nad jej doni - nawet nie poczua, kiedy j uj - musiaa poszuka w mylach imienia,
ktrym si przedstawi.
- Galad - powtrzya pgosem.
Ciemne oczy wpatryway si w jej oczy. By od niej starszy. Starszy od Randa. Na
myl o Randzie otrzsna si i przysza do siebie.
- A ja jestem Gawyn. - Drugi modzieniec umiecha si szeroko. - Zdaje si, nie
dosyszaa za pierwszym razem.
Min rwnie si umiechaa, tylko Elayne zmarszczya czoo.
Egwene nagle przypomniaa sobie o swej doni, wci pozostajcej w ucisku Galada,
i uwolnia j.
- Jeli nasze obowizki nam pozwol - powiedzia Galad - pragnbym ci zobaczy
raz jeszcze, Egwene. Moglibymy uda si na przechadzk albo, jeli uzyskasz zezwolenie na
opuszczenie Wiey, zrobi sobie piknik za murami miasta.
- To... byoby bardzo przyjemnie. - Poczua si skrpowana obecnoci Min, ktra
wci umiechaa si z tym samym rozbawieniem, Elayne, z grymasem wok ust i Gawyna.
Prbowaa odzyska spokj, myle o Randzie.
"On jest taki... pikny".
Drgna, troch przestraszona, e wypowiedziaa t myl na gos.
- Do zobaczenia zatem. - Galad, ktry wreszcie oderwa wzrok od jej oczu, ukoni si
Elayne. - Siostro!
Sprysty niczym ostrze miecza wszed na mostek.
- On bdzie zawsze czyni to, co naley - mrukna Min, ukradkiem odprowadzajc go
wzrokiem - nie zwaajc, kogo tym zrani.
- Siostro? - zapytaa Egwene.
Grymas na twarzy Elayne zela tylko odrobin.
- Mylaam, e to twj... Chodzi mi o to skrzywienie na twojej... - Przyszo jej do
gowy, e Elayne jest zazdrosna i nadal nie bya pewna, czy nie ma racji.
- Nie jestem jego siostr - owiadczya surowym tonem Elayne. - Nie ycz sobie ni
by.
- Nasz ojciec by rwnie jego ojcem - wtrci sucho Gawyn. - Nie moesz temu
zaprzeczy, chyba e pragniesz kam zarzuci matce, a co takiego, jak sdz, wymagaoby
wicej tupetu, ni w sumie razem posiadamy.
Egwene dopiero teraz zauwaya, e Gawyn ma takie same rudawozote wosy jak
Elayne, pociemniae teraz i sklejone od potu.
- Min ma racj - orzeka Elayne. - Galadowi brakuje cho krztyny ludzkich odruchw.
Stawia prawo ponad miosierdziem, litoci czy bodaj... Nie jest bardziej czowiekiem ni
trollok.
Na twarz Gawyna powrci szeroki umiech.
- Nic mi o tym nie wiadomo. W kadym razie nie wynika to ze sposobu, w jaki patrzy
si tutaj na Egwene. - Pochwyci jej spojrzenie, a take spojrzenie swej siostry i wycign
przed siebie rce, jakby chcia si przed nimi osoni mieczem schowanym do pochwy. - A
poza tym w yciu nie widziaem lepszej rki do miecza. Wystarczy pokaza mu co tylko raz,
a on z miejsca to umie. Jeli chodzi o mnie, to omal nie kazali wypoci si na mier, bym si
nauczy bodaj poowy tego, co Galad umie od razu, wcale wczeniej nie wiczc.
- Czyby umiejtno posugiwania si mieczem starczaa za wszystko? - zadrwia
Elayne. - Mczyni! Egwene, jak si zapewne ju domylia, ten haniebnie obnaony tuman
to mj brat. Gawyn, Egwene zna Randa alThora. Pochodzi z tej samej wsi.
- Doprawdy? Czy on naprawd urodzi si w Dwu Rzekach, Egwene?
Egwene zmusia si, by spokojnie mu przytakn.
"Co on wie?"
- Oczywicie, e tak. Dorastalimy razem.
- Oczywicie - wolno powtrzy Gawyn. - C za dziwny czowiek. Mwi, e jest
pasterzem, ale zupenie nie wyglda ani nie zachowywa si jak wszyscy pasterze, ktrych
dotd widywaem. Dziwny. Stale napotykam najrniejszych ludzi, ktrym zdarzyo si
pozna Randa alThora. Niektrzy nawet nie znali jego imienia, ale opis nie mgby pasowa
do nikogo innego, a nadto on wprowadzi zmian w ycie kadego z nich. By taki jeden stary
rolnik, ktry przyby do Caemlyn po to tylko, by zobaczy, jak bd tamtdy wiedli Logaina
do Tar Valon i ten rolnik zosta w miecie, by wesprze matk, kiedy zaczy si rozruchy.
Zosta za spraw modego czowieka wdrujcego po wiecie, ktry pokaza staremu, e moe
w yciu zobaczy co jeszcze ni tylko swoj zagrod; za spraw Randa alThora. Mona by
nieomal pomyle, e on jest taveren. Elaida z pewnoci si nim zainteresowaa. Ciekaw
jestem, czy to, e go poznalimy, przemieci nasze pozycje we Wzorze?
Egwene popatrzya na Elayne, potem na Min. Bya przekonana, e nie maj podstaw,
by sdzi, e Rand jest rzeczywicie taveren. Nigdy wczeniej nie zastanawiaa si nad tym
elementem caej historii. By Randem i dotkno go przeklestwo, jakim jest umiejtno
przenoszenia Mocy. Jednake taveren istotnie przemieszczali przypisane ludziom przez
Wzr pozycje, cakowicie niezalenie od ich woli.
- Naprawd was lubi - wyznaa znienacka, obejmujc przyjaznym gestem obydwie
dziewczyny. - Pragn by wasz przyjacik.
- I ja chc by twoj przyjacik-przyrzeka Elayne. Egwene uciskaa j
impulsywnie, a potem Min zeskoczya z muru i wszystkie trzy objy si na samym rodku
mostu.
- My trzy jestemy z sob zwizane - owiadczya Min - i nie moemy dopuci, by
jaki mczyzna przerwa t wi. Nawet on.
- Czy ktra z was zechciaaby mi powiedzie, o co w tym wszystkim chodzi? - spyta
agodnie Gawyn.
- Nie zrozumiaby - wyjania jego siostra i wszystkie trzy dziewczyny zachichotay.
Gawyn podrapa si w gow, potem potrzsn ni.
- C, jeli to ma co wsplnego z Randem alThorem, to dopilnujcie, by nie
dowiedziaa si o tym Elaida. Ju trzy razy od naszego przyjazdu napadaa mnie niczym
ledczy Biaych Paszczy. Nie sdz, by ona uwaaa go za... - Drgn, przez ogrd sza jaka
kobieta, kobieta w szalu z czerwonymi frdzlami. - "Wezwij Czarnego - zacytowa - a wnet
si zjawi". Nie mam ochoty na kolejny wykad o obowizku noszenia koszuli, gdy jestem
poza dziedzicem wicze. ycz wam wszystkim dobrego dnia.
Elaida ledwie raczya spojrze w stron oddalajcego si Gawyna, powoli zbliaa si
do mostka. Zdaniem Egwene bya kobiet raczej przystojn nili pikn, jednake pozba-
wiony wieku wygld naznacza j rwnie nieomylnie jak szal - szali nie nosiy jedynie wieo
upieczone siostry. Gdy obja j wzrokiem, zatrzymujc go jedynie na chwil, Egwene
dostrzega nagle, ile srogoci jest w Aes Sedai. W Moiraine zawsze widziaa si, stal ukryt
pod jedwabiem, Elaida natomiast obywaa si bez jedwabiu.
- Elaido - powiedziaa Elayne - to jest Egwene. Ona te urodzia si z zalkiem
talentu. I ju zostao jej udzielonych kilka lekcji, wic zaawansowana jest zapewne w takim
samym stopniu jak ja. Elaido?
Twarz Aes Sedai pozostaa obojtna, nieodgadniona.
- W Caemlyn, dziecko, jestem doradczyni panujcej tam krlowej a twojej matki,
tutaj za znajdujemy si w Biaej Wiey, natomiast ty jeste nowicjuszk.
Min wykonaa taki ruch, jakby zbieraa si do odejcia, jednake Elaida powstrzymaa
j, mwic ostrym tonem:
- Stj, dziewczyno. Bd z tob rozmawiaa.
- Znam ci od urodzenia, Elaido - powiedziaa Elayne tonem niedowierzania. -
Patrzya, jak dorastam i sprawiaa, by ogrody rozkwitay zim, dziki czemu mogam si w
nich bawi.
- Dziecko, tam bya dziedziczk tronu. Tutaj jeste nowicjuszk. Musisz si tego
nauczy. Ktrego dnia bdziesz dysponowaa potg, ale najpierw musisz si uczy!
- Tak, Aes Sedai.
Egwene bya zdumiona. Gdyby kto zruga j w taki sposb w obecnoci innych osb,
wpadaby w furi.
- A teraz odejdcie std obydwie.
Rozlego si brzmienie gongu, gbokie i dwiczne, Elaida przekrzywia gow.
Soce osigno zenit swej wdrwki.
- To na prim - powiedziaa Elaida. - Musicie si popieszy, jeli nie chcecie
wysuchiwa kolejnych nagan. A Elayne? Po wypenieniu swych obowizkw id do gabinetu
mistrzyni nowicjuszek. Nowicjuszka nie odzywa si pierwsza do Aes Sedai, o ile jej nie
rozka. Biegnijcie obydwie. Spnicie si. Biegnijcie!
Pobiegy, zadzierajc spdnice do gry. Egwene spojrzaa na Elayne. Elayne miaa
dwie barwne plamy na policzkach, wyraz determinacji na twarzy.
- Zostan Aes Sedai. - Elayne wypowiedziaa to cichym gosem, ale zabrzmiao to jak
przyrzeczenie.
Egwene usyszaa jeszcze dobiegajce j z tyu pierwsze sowa Aes Sedai:
- Dano mi do zrozumienia, dziewczyno, e zostaa tu sprowadzona przez Moiraine
Sedai.
Miaa ochot przystan i posucha, sprawdzi, czy Elaida bdzie wypytywaa o
Randa, jednake Bia Wie przepenio brzmienie dzwonu na prim i byo to dla niej jak
wezwanie do obowizkw. Biega, gdy rozkazano jej biec.
- Zostan Aes Sedai - warkna.
Na twarzy Elayne rozbys przelotny umiech zrozumienia, teraz obie popdziy
jeszcze szybciej.


Koszula Min dokadnie oblepiaa ciao, gdy wreszcie zesza z mostka. To nie soce
wycisno z niej pot, lecz ar pyta Elaidy. Obejrzaa si przez rami, chcc si upewni, czy
Aes Sedai nie idzie jej ladem, jednake w zasigu wzroku nigdzie tamtej nie byo.
Skd Elaida wiedziaa, e to Moiraine j wezwaa? Min ywia przekonanie, e jest to
sekret znany wycznie jej, Moiraine i Sheriam. I wszystkie te pytania o Randa. Trudno
zachowa niezmcone oblicze i nie mrugn powiek, gdy mwia Aes Sedai prosto w twarz,
e nic o nim nie syszaa, e ani troch go nie zna.
"Czego ona od niego chce? wiatoci, czego chce od niego Moiraine? Kim on jest?
wiatoci, ja nie chc kocha si w czowieku, ktrego widziaam tylko raz w yciu i ktry
na dodatek jest prostym wiejskim chopcem".
- Moiraine, niech ci wiato olepi - mrukna - niewane po co mnie tu cigna,
wyjd stamtd, gdzie si ukrya, i powiedz; powiedz a bd moga std wreszcie odej!
Odpowiedziaa jej tylko sodka melodia wypiewywana przez szaropirki. Krzywic
si, ruszya na poszukiwanie miejsca, w ktrym mogaby ochon.
ROZDZIA 2
CAIRHIEN
Gdy Rand po raz pierwszy zobaczy miasto Cairhien - od strony pnocnych szczytw,
w wietle poudniowego soca - jego wzrok ogarn otaczajce je wzgrza i rzek Alguenya.
Wraenie, e Elricain Tavolin i pidziesiciu cairhieskich onierzy stanowi jego stra,
wci nasilao si, a wzmogo szczeglnie, odkd przekroczyli most na Gaelin - im dalej
jechali na poudnie, tym bardziej napuszeni si stawali - poniewa jednak Loialowi i
Hurinowi najwyraniej to nie przeszkadzao, wic on te stara si na nich nie zwaa.
Przypatrywa si miastu, najwikszemu z wszystkich, jakie do tej pory widzia. Rzek
wypeniay brzuchate statki i rozoyste barki, a wzdu przeciwlegego brzegu rozciga si
szereg wysokich spichlerzy, natomiast samo Cairhien zdawao si uoone podle siatki
wytyczonej precyzyjnie w obrbie wyniosych, szarych murw. Same mury tworzyy idealny
kwadrat, ktrego jeden z bokw bieg rwnolegle do brzegu rzeki. Jakby pobudowane
zgodnie z okrelonym z gry wzorem wznosiy si za nimi wiee, po dwadzieciakro od nich
wysze, szybujce prosto ku niebu, Rand jednak ze swego stanowiska na wzgrzu widzia, e
kada z nich koczy si nierwnym, wyszczerzonym szczytem.
Poza murami miasta rozpocieraa si - a do samego brzegu rzeki - wypeniona rojem
ludzi pltanina ulic, krzyujcych si pod najrozmaitszymi ktami. Rand wiedzia od Hurina,
e to miejsce to podgrodzie; kiedy przy kadej bramie wiodcej do miasta znajdowaa si
wioska targowa, a w miar upywu lat wszystkie te wioski zlay si w jedn, tworzc labirynt
ulic i alejek, rozrastajcych si we wszystkich kierunkach.
Kiedy Rand wraz z eskort wjecha midzy botniste ulice, Tavolin nakaza kilku
swoim onierzom utorowa ciek przez ludzk cib. Pokrzykiwali i poganiali konie,
niemale chcc stratowa kadego, kto w por nie ustpi drogi. Ludzie schodzili na bok,
powicajc im tylko przelotne spojrzenia, jakby takie epizody byy na porzdku dziennym.
Rand mimo woli musia si umiechn.
Mieszkacy podgrodzia przewanie mieli na sobie obszarpane ubrania, z reguy
jednak barwne, a miejsce wok nich ttnio zgrzytliwym gwarem ycia. Straganiarze okrzy-
kami zachwalali swoje wyroby, waciciele sklepw namawiali ludzi, by kosztowali towarw
wyoonych na stoach ustawionych na ulicy. Wrd tumu pltali si fryzjerzy, sprzedawcy
owocw, ostrzcy noe, mczyni i kobiety oferujcy dziesitki usug i setki przedmiotw na
sprzeda. Z niejednej budowli dobiegaa wplatajca si w zgiek muzyka, z pocztku Rand
sdzi, e to karczmy, jednake wszystkie tablice wywieszone na frontach przedstawiay ludzi
grajcych na fletach albo harfach, wykonujcych akrobacje czy onglujcych, i mimo e domy
byy due, nie miay adnych okien. Wikszo budynkw podgrodzia wygldaa na
drewniane, niezalenie od wielkoci, a cakiem sporo najwyraniej postawiono niedawno i na
dodatek do niedbale. Rand gapi si z niedowierzaniem na niektre, liczce siedem i wicej
piter, jednake ludzie, ktrzy popiesznie do nich wchodzili lub wychodzili, zdawali si
nawet nie zauwaa, e ich ciany chwiej si nieznacznie.
- Wieniacy - mrukn Tavolin, patrzc przed siebie z niesmakiem. - Patrzcie na nich,
zepsuci cudzoziemskimi obyczajami. Nie powinno ich tu by.
- A gdzie by powinni? - spyta Rand.
Cairhieski oficer zmierzy go gronym spojrzeniem i pogna konia do przodu,
harapem chostajc toczcych si przechodniw.
Hurin dotkn ramienia Randa.
- To przez Wojn o Aiel, lordzie Rand. - Sprawdzi wzrokiem, czy aden z onierzy
nie jest dostatecznie blisko, by mc cokolwiek posysze. - Wielu wieniakw bao si
powrci do swych ziem pooonych przy grzbiecie wiata, a przyjechali tu, bo mieli
wzgldnie blisko. Dlatego wanie Galldrianowi trafio si, e ma rzek pen barek ze
zboem, pyncych tu z Andoru i zy. Z zagrd na wschodzie plony nie docieraj, bo adnych
zagrd ju tam nie ma. Lepiej jednak nie napomyka o tym adnemu Cairhieninowi, mj
panie. Oni wol udawa, e wojny nigdy nie byo, albo e j wygrali.
Mimo harapa Tavolina zmuszeni byli si zatrzyma, bowiem drog przecia im
dziwaczna procesja. Kilka postaci, uderzajcych w tamburyny i taczcych, wiodo za sob
szereg ogromnych marionetek. Kada z nich bya o ptora raza wiksza od nioscych je na
dugich tykach ludzi. Ogromne figury mskie i kobiece, z koronami na gowach, okryte
dugimi, zdobnymi szatami, kaniay si tumowi spomidzy ksztatw baniowych zwierzt.
Lew ze skrzydami. Dwugowy kozio, idcy na zadnich nogach - obydwie gowy
najwyraniej udaway, e zion ogniem, bowiem z ich paszczy powieway szkaratne wstki.
Stwr, ktry zdawa si w poowie kotem, a w poowie orem; jeszcze inny, z bem
niedwiedzia wyrastajcym z ludzkiego ciaa, ktrego Rand uzna za trolloka. Toczcy si
ludzie witali t parad owacjami i miechem.
- Ten, ktry to wykona, na oczy nie widzia trolloka - burkn Hurin. - eb za wielki,
cielsko zbyt wychude. Pewnie w ogle w nie nie wierzy; mj panie, podobnie jak w te inne
stwory. Jedyne monstra, w ktre ludzie z podgrodzia wierz, yj na Pustkowiu Aiel.
- Czy tu si odbywa jakie wito? - spyta Rand.
Wprawdzie nie widzia adnych innych oznak prcz tej procesji, ale uzna, e nie
zostaa zorganizowana bez powodu. Tavolin nakaza onierzom ruszy dalej.
- Tylko zwyky dzie, Rand - odpowiedzia mu Loial. Ogir idcy obok konia, ktry
wci dwiga okryt kocem, przywizan rzemieniami do sioda szkatu, przyciga tyle
samo spojrze co kuky. - Obawiam si, e Galldrian utrzymuje spokj wrd ludzi,
dostarczajc im rozrywek. Ofiarowuje bardom i muzykantom krlewski gociniec, hojn
zapat w srebrze, by wystpowali na podgrodziu. Finansuje take wycigi konne, ktre
odbywaj si codziennie nad rzek. Czsto te wieczorami odbywaj si pokazy fajerwerkw.
- Mwi to z wyranym niesmakiem. - Starszy Haman powiada, e Galldrian poprzez swoje
zachowanie okrywa si niesaw.
Zamruga, uwiadomiwszy sobie, co wanie powiedzia i popiesznie rozejrza si, by
sprawdzi, czy nie usysza tego ktry z onierzy. Najwyraniej jednak aden nie zwrci
uwagi.
- Fajerwerki - powiedzia Hurin, kiwajc gow. Syszaem, e iluminatorzy
wybudowali tu sobie kapitularz, taki sam jak w Tanchico. Nawet mi nie postao w gowie,
eby oglda fajerwerki, jak tu byem ubiegym razem.
Rand pokrci gow. Nigdy nie widzia fajerwerkw tak wyszukanych, by wymagay
pracy bodaj jednego iluminatora. Sysza, e opuszczali Tanchico tylko po to, by urzdza
pokazy dla wadcw. Do dziwnego miejsca trafi.
Pod wysokim, kwadratowym sklepieniem miejskiej bramy Tavolin zarzdzi postj i
zsiad z konia przy przysadzistym pomieszczeniu, wbudowanym we wntrze muru. Zamiast
okien miao szczeliny strzelnicze, do rodka wchodzio si przez cikie, okute elazem
drzwi.
- Jedn chwil, lordzie Rand - powiedzia oficer.
Cisn wodze jednemu z onierzy i znikn w rodku.
Czujnie ogldajc si na onierzy - ustawili konie w dwa dugie, znieruchomiae
szeregi - Rand zastanawia si, co by zrobili, gdyby on wraz z Hurinem i Loialem prbowali
teraz odjecha i korzysta z okazji, by ogarn spojrzeniem rozcigajce si przed nim miasto.
Waciwe Cairhien stanowio ostry kontrast wobec chaotycznego harmideru
podgrodzia. Przestronne, brukowane ulice, tak szerokie, e ludzi na nich wydawao si mniej,
ni ich byo w istocie, przecinay si z sob pod prostymi ktami. Dokadnie tak jak w
Tremonsien, w zboczach wzgrz wyrzebiono tarasy zakoczone rwnymi liniami. Po ulicach
niepiesznie przemieszczay si obudowane lektyki, niektre wyposaone w proporce z
herbami rodw, wolno toczyy si powozy. Milczcy ludzie wdrowali w ciemnych strojach,
zdobionych ywsz barw paskw na piersiach kaftanw i sukien. Im wicej tych paskw
byo, tym dumniej porusza si noszcy, nikt jednak nie mia si w gos, ani nawet nie
umiecha. Wszystkie budynki na tarasach wykonano z kamienia, za ich ornamentacje podle
prostych linii i ostrych ktw. Na ulicach nie byo ani straganiarzy, ani przekupniw, nawet
sklepy wyglday na wyciszone, ogaszay si niewielkimi tablicami, na zewntrz nie
wystawiono adnych towarw.
Mg teraz przyjrze si dokadniej wielkim wieom. Otaczay je rusztowania z
powizanych z sob pali, uwijali si na nich robotnicy, dokadajcy nowe kamienie, ktre
miay podbi wierzchoki wie jeszcze wyej.
- Niebotyczne wiee Cairhien - mrukn smutno Loial. - C, ongi byy tak wysokie,
e uzasadniay sw nazw. Gdy Cairhien opanowali Aielowie, mniej wicej wtedy, gdy ty si
urodzie, wiee stany w ogniu, popkay i rozpady si. Nie widz adnych ogirw wrd
mularzy. adnemu ogirowi praca w takim miejscu nie mogaby przypa do gustu,
mieszkacy Cairhien chc mie wszystko zgodnie ze swymi yczeniami, bez upiksze,
niemniej, gdy byem tu poprzednio, widziaem ogirw.
Z budynku wyoni si z powrotem Tavolin, w lad za nim szed jeszcze jeden oficer i
dwch urzdnikw, jeden nis wielk, oprawn w drewno ksig, drugi tac z przyborami do
pisania. Oficer mia czoo wysoko wygolone, podobnie jak Tavolin, jakkolwiek to raczej
postpujca ysina uja mu wosw nili brzytwa. Obydwaj oficerowie powiedli wzrokiem od
Randa do szkatuy ukrytej pod prkowanym kocem Loiala, po czym ponownie spojrzeli na
niego. aden nie zapyta, co jest pod kocem. Tavolin nierzadko spoglda w t stron w
drodze z Tremonsien, ale te nigdy nie zada pytania. ysiejcy mczyzna popatrzy rwnie
na miecz Randa i przez chwil wydyma wargi.
Tavolin poda, e oficer nazywa si Asan Sandair, po czym gono obwieci:
- Lord Rand z domu alThor, z Andoru i jego czowiek, zwany Hurmem, oraz Loial,
ogir ze Stedding Shangtai. Urzdnik z ksig rozoy j sobie na wycignitych ramionach i
Sandair wpisa tam wymienione imiona rondowym pismem.
- Jutro, o tej samej porze, bdziecie musieli powrci do wartowni, mj panie -
owiadczy Sandair, pozostawiajc zadanie osuszenia liter piaskiem drugiemu urzdnikowi - i
poda nazw karczmy, w ktrej si zatrzymacie.
Rand popatrzy na stateczne ulice Cairhien, a potem obejrza si w stron oywienia
panujcego na podgrodziu.
- Czy moecie mi poda nazw jakiej dobrej gospody, ktr tam znajd? - Skinieniem
gowy wskaza podgrodzie.
Hurin wyda z siebie dramatyczne "psst" i nachyli si w jego stron.
- Nie uchodzi, lordzie Rand - wyszepta. - Jeli zatrzymasz si na podgrodziu, mimo
e jeste lordem, oni nabior przekonania, e co knujesz.
Rand widzia, e wszyciel ma racj. W odpowiedzi na to pytanie Sandair rozdziawi
szeroko usta, a Tavolin unis brwi; obydwaj wci przygldali mu si natarczywie. Mia
ochot owiadczy, e nie bierze udziau w ich Wielkiej Grze, lecz zamiast tego powiedzia:
- Wynajmiemy pokoje w miecie. Czy moemy ju rusza?
- Rzecz jasna, lordzie Rand. - Sandair wykona ukon. - Ale co z... karczm?
- Powiadomi was, gdy ju jak sobie znajdziemy. - Rand zawrci Rudego, po czym
zatrzyma si. W kieszeni zaszeleci mu list od Selene. - Musz odnale pewn mod
kobiet z Cairhien. Lady Selene. W moim wieku, bardzo pikna. Nazwy rodu nie znam.
Sandair i Tavolin wymienili spojrzenia, po chwili Sandair powiedzia:
- Zasign informacji, mj panie. By moe bd w stanie co ci powiedzie, gdy
stawisz si tutaj jutro.
Rand przytakn i powid Loiala oraz Hurina ku centrum miasta. Nie przycigali
wikszej uwagi, mimo i dookoa niewielu byo konnych. Nawet Loial nie przykuwa
niemale niczyich spojrze. Ludzie wydawali si wrcz ostentacyjnie zajmowa wycznie
wasnymi sprawami.
- Czy oni mog niewaciwie przyj - spyta Rand Hurma - moje wypytywanie o
Selene?
- Kto zrozumie Cairhienina, lordzie Rand? Oni najwyraniej myl, e wszystko ma
zwizek z Daes Daemar.
Rand wzruszy ramionami. Mia wraenie, e ludzie patrz si na niego. Nie mg si
doczeka, kiedy znowu przywdzieje mocny, zwyczajny kaftan i przestanie wreszcie udawa
kogo, kim nie jest.
Hurin zna kilka karczm w miecie, jakkolwiek poprzedni pobyt w Cairhien spdzi
gwnie w podgrodziu. Wszyciel zawid ich do karczmy zwanej "Obroca Muru Smoka",
jej godo przedstawiao ukoronowanego mczyzn, ktry trzyma nog na piersi i miecz przy
gardle drugiego czowieka. Lecy mia rude wosy.
Pojawi si stajenny, by zabra ich konie i kiedy zdawao mu si, e nikt go nie
obserwuje, ciska szybkie spojrzenia w stron Randa i Loiala. Rand stwierdzi, e musi
wyzby si uroje, nie wszyscy w tym miecie musieli si bawi w t ich gr. A jeli nawet
tak byo, to on przecie nie bra w niej udziau.
Wntrze gwnej izby byo schludne, stoy uszeregowano tak rwno jak cae miasto,
siedziao przy nich zaledwie kilku goci. Podnieli wzrok na widok nowo przybyych i
natychmiast wbili go z powrotem w swoje wino, Rand jednak mia uczucie, e nadal ich
obserwuj i podsuchuj. W palenisku ogromnego kominka pon skpy ogie, mimo e
dzie by ciepy.
Karczmarz by przysadzistym, tustym mczyzn, ubranym w ciemnoszary kaftan z
biegncym przeze pojedynczym paskiem zieleni. Z pocztku przestraszy si na ich widok,
czym Rand wcale nie by zdziwiony. Loial, z owinit w pasiasty koc szkatu w ramionach,
musia pochyli gow, by przej przez drzwi. Hurin ugina si pod ciarem sakiew i
tobow, a jego czerwony kaftan mocno si wyrnia na tle ponurych barw, ktre nosili
ludzie siedzcy przy stoach.
Karczmarz odebra od Randa kaftan i miecz, na jego twarz powrci oleisty umiech.
Ukoni si, zacierajc gadkie donie.
- Wybacz mi, mj panie. To dlatego, e przez chwil wziem ci za... Wybacz mi.
Mj mzg nie pracuje ju tak jak dawniej. Chcecie wynaj pokoje, mj panie? - Doda
jeszcze jeden, nie tak gboki ukon w stron Loiala. Zw mnie Cuale, mj panie.
"Jemu si wydawao, e jestem Aielem" - pomyla z gorycz Rand.
Mia wielk ochot wyjecha ju z Cairhien. Ale to byo jedyne miejsce, w ktrym
mg ich odszuka Ingtar. Ponadto Selene obiecaa, e bdzie na niego czekaa w Cairhien.
Przygotowanie pokoi zabrao troch czasu, Cuale wyjani, nieco zbyt skwapliwie
okraszajc wypowied umiechami i ukonami, e trzeba przenie ko dla Loiala. Rand i
tym razem chcia, eby wszyscy dzielili t sam izb, lecz pod wpywem zgorszonych
spojrze karczmarza i nalega Hurina - "Musimy pokaza temu Cairhieninowi, e rwnie
dobrze jak oni wiemy, co wypada, lordzie Rand" ulokowali si ostatecznie w dwch izbach
(jedna przypada jemu samemu) poczonych z sob wsplnymi drzwiami.
Pokoje byy mniej wicej takie same, tyle e u nich stay dwa oa, jedno dopasowane
do rozmiarw ogira, natomiast u niego stao tylko jedno ko i to nieomal rwnie wielkie jak
tamte dwa, z masywnymi, kwadratowymi postumentami, ktre prawie dosigay sufitu.
Wycieane krzeso z wysokim oparciem i umywalka rwnie byy kwadratowe i masywne,
szafa za, stojca pod cian, zostaa wykonana w cikim, monumentalnym stylu, co
powodowao wraenie, i zaraz zwali si na niego. Dwoje okien, pod ktrymi ustawione byo
oe, z wysokoci dwu piter wygldao na ulic.
Zaraz po wyjciu karczmarza Rand otworzy drzwi i wpuci Loiala i Hurina do swojej
izby.
- To miasto mnie przygniata - powiedzia im. Wszyscy patrz na czowieka w taki
sposb, jakby uwaali, e co przeskroba. Zreszt, wybieram si na podgrodzie, wrc za
jak godzink. Tam przynajmniej ludzie si miej. Ktry z was zechce pierwszy obj wart
przy Rogu?
- Ja zostan - szybko odpar Loial. - Chciabym skorzysta z okazji i troch poczyta.
To, e nie widziaem adnego ogira, wcale nie oznacza, e nie ma tu mularzy ze Stedding
Tsofu. To niedaleko std.
- Mogaby si wydawa, e miaby ochot si z nimi spotka.
- Ach... nie, Rand. Ostatnim razem zadawali do pyta o powody, dla ktrych wcz
si samotnie po wiecie. Jeli dostali jakie wieci ze Stedding Shangtai... C, chyba jednak
wol sobie odpocz i poczyta.
Rand pokrci gow. Czsto zapomina, e Loial, aby zobaczy wiat, w istocie uciek
z domu.
- A ty co, Hurin? Na podgrodziu gra muzyka i ludzie si miej. Zao si, e tam
nikt si nie bawi w Daes Daemar.
- Ja osobicie nie bybym tego taki pewien, lordzie Rand. W kadym razie, dzikuj za
zaproszenie, ale nie mam chci. Na podgrodziu odbywa si tyle bjek, a take morderstw, e
to miejsce prawdziwie cuchnie, o ile rozumiesz, panie, co mam na myli. Nie to, e byliby
skonni zadziera z lordem, rzecz jasna, w takim przypadku zaraz mieliby na karku onierzy.
Jeli jednak nie masz nic przeciwko, chtnie bym si napi w gwnej izbie.
- Hurin, na nic nie potrzebujesz mojej zgody. Wiesz przecie.
- Jako rzeczesz, mj panie. - Wszyciel wykona ruch, ktry wyranie naleao
odebra jako ukon.
Rand zrobi gboki wdech. Jeli wkrtce nie opuszcz Cairhien, Hurin zacznie
kania si na lewo i prawo, szurajc przy tym nogami. A jeli Mat i Perrin to zobacz, nigdy
nie pozwol mu zapomnie.
- Licz, e nic nie zatrzyma Ingtara. Jeli nie pojawi si tutaj odpowiednio szybko,
wwczas bdziemy musieli sami zawie Rg do Fal Dara. - Dotkn listu Selene przez po
kaftana. - Bdziemy zmuszeni. Loial, ja wrc, eby ty mg obejrze cho cz miasta.
- Wolabym nie ryzykowa - odpar Loial.
Hurin towarzyszy Randowi na d. Ledwie dotarli do gwnej izby, a Cuale ju
kania si przed Randem, podsuwajc mu tac. Na tacy leay trzy zwoje zapiecztowanego
pergaminu. Rand wzi zwoje, jako e z tak najwyraniej intencj podszed do niego
karczmarz. Pergamin by wybornego gatunku, mikki i gadki w dotyku. Kosztowny.
- Co to takiego? - spyta.
Cuale znowu si ukoni.
- Zaproszenia, ma si rozumie, mj panie. Z trzech szlacheckich domw.
- Kto mgby mi przysya zaproszenia? - Rand obrci zwoje w doniach. aden z
goci siedzcych przy stoach nie podnis wzroku, Rand mia jednak uczucie, e i tak go
obserwuj. Pieczcie nie byy mu znajome. adna nie przedstawiaa pksiyca i gwiazd,
ktrych uywaa Selene. - Kto mg si dowiedzie, e tu jestem?
- Do tego czasu wszyscy, lordzie Rand - cicho odpar Hurin. Najwyraniej on te czu
obserwujce go oczy. - Stranicy przy bramie nie trzymaj w tajemnicy przybycia do Cairhien
cudzoziemskiego lorda. Stajenny, karczmarz... wszyscy mwi to, co wiedz, wszdzie tam,
gdzie ich zdaniem to moe im si najbardziej przyda, mj panie. Krzywic si, Rand zrobi
dwa kroki i cisn zaproszenia do kominka. Natychmiast ogarny je pomienie.
- Nie bawi si w Daes Daemar - owiadczy tak gono, by wszyscy to usyszeli.
Nawet Cuale na niego nie spojrza. - Nie mam nic wsplnego z wasz Wielk Gr. Czekam tu
tylko na swoich przyjaci.
Hurin zapa go za rami.
- Prosz, lordzie Rand. - Mwi bagalnym szeptem. - Prosz, nie rb tego wicej.
- Wicej? Naprawd mylisz, e dostan nastpne?
- Jestem pewien. wiatoci, na twj widok przypomina mi si, jak Teva tak si
wciek z powodu szerszenia, ktry brzcza mu nad uchem, e kopn gniazdo. Najpra-
wdopodobniej wanie przekonae wszystkich w tej izbie, e jeste mocno zaangaowany w
gr. W ich oczach owo zaangaowanie musi by naprawd wielkie, skoro zapierasz si swego
w nim udziau. W niej uczestnicz wszyscy lordowie i wszystkie damy w Cairhien. -
Wszyciel zerkn na zaproszenia, ju pokarbowane czerni przez pomie i skrzywi si. - I z
pewnoci narobie sobie wrogw w trzech domach. Nie s to znaczce rody, bo inaczej nie
dziaayby tak szybko, ale bez wtpienia zacne. Bdziesz musia odpowiedzie na wszystkie
inne zaproszenia, jakie otrzymasz, mj panie. Odmw, jeli chcesz, ale oni bd si czego
dopatrywali w zaproszeniach, ktre odrzucisz. A take w tych, ktre przyjmiesz. Oczywicie,
jeli odmwisz wszystkim, albo wszystkie przyjmiesz...
- Nie bd bra w tym udziau - cicho powiedzia Rand. - Wyjedziemy z Cairhien,
najszybciej jak si da.
Wepchn zacinite w pici donie do kieszeni kaftana, poczu, e gniecie list od
Selene. Wycign go i rozprostowa, uywajc przodu kaftana jako podkadki.
- Jak tylko si da - mrukn, chowajc list z powrotem do kieszeni. - Moesz teraz si
napi, Hurin.
Gniewnie wycofa si z izby, niepewny, czy czuje gniew na samego siebie, na Cairhien
i Wielk Gr, na Selene za jej zniknicie czy wreszcie na Moiraine. To ona wszystko zacza,
kradnc mu kaftany i ofiarowujc w zamian strj lorda. Nawet teraz, gdy uzna, e uwolni si
od Aes Sedai, znowu jakiej udao si dokona ingerencji w jego ycie i na dodatek wcale nie
musiaa by tu, na miejscu.
Wyszed z miasta t sam bram, ktr do niego wjecha, bo tylko t drog zna.
Mczyzna stojcy przed wartowni zauway go - jaskrawym kaftanem, a take wzrostem
odrnia si mocno od mieszkacw Cairhien - i popiesznie wbieg do rodka, natomiast
Rand nie zwrci na niego uwagi. Cigny go miech i muzyka podgrodzia.
O ile czerwony kaftan haftowany zotem sprawia, e rzuca si w oczy w obrbie
murw miasta, o tyle do podgrodzia pasowa znakomicie. Wielu ludzi, poowa mniej wicej,
kbicych si na tocznych ulicach, odzianych byo rwnie buro jak ci z miasta, lecz inni
ubrali si w kaftany czerwonej, niebieskiej, zielonej albo zotej barwy - niektre tak jaskrawe,
e uj mogy za odzienie druciarzy - natomiast zdecydowana wikszo kobiet miaa
haftowane suknie i kolorowe przepaski albo szale. Stroje przewanie byy podarte i le
dopasowane, jakby pierwotnie uszyto je na inne osoby, o ile jednak niektrzy z noszcych je
lustrowali wzrokiem jego wspaniay kaftan, nikt nie zdawa si patrze na krzywo.
Raz musia przystan, aby przepuci kolejn procesj ogromnych marionetek.
Artyci wybijali rytm na tamburynach i plsali w podskokach, a trollok o wiskiej twarzy
obdarzonej kami walczy z mczyzn w koronie. Po kilku bezadnych ciosach trollok zwali
si na ziemi, wywoujc wybuch miechu i owacje gapiw.
Rand sarkn w duchu.
"One tak atwo nie gin".
Spojrza na jeden z wielkich, pozbawionych okien budynkw, zatrzyma si, by
zajrze przez drzwi do rodka. Ku wasnemu zdziwieniu zobaczy tylko jedn, ogromn izb,
otwart na goe niebo, otoczon balkonami, z duym podium w jednym kocu. Nigdy nie
widzia ani nie sysza o niczym takim. Na balkonach i pododze toczyli si widzowie, ktrzy
przypatrywali si ludziom wystpujcym na podwyszeniu. Po drodze zaglda do innych
domw i widzia onglerw, muzykw, niezliczonych akrobatw, a nawet jednego barda, w
paszczu uszytym z atek, ktry dwicznym, wzniosym gosem recytowa jedn z opowieci
wzitych z Wielkiego Polowania na Rg.
To sprawio, e przypomnia sobie o Thomie Merrilinie i popiesznie ruszy dalej.
Wspomnienia o Thomie zawsze zasmucay. Thom by przyjacielem. Przyjacielem, ktry za
niego zgin.
"A ja uciekem i pozwoliem mu umrze".
W innej wielkiej budowli kobieta w obszernych, biaych szatach sprawiaa, e
przedmioty schowane do jednego koszyka giny i pojawiay si w drugim, po czym znikay z
jej rk w asycie wielkich kbw dymu. Obserwujcy j tum wydawa gone "ooch!" i
"aach!"
- Dwa miedziaki, askawy panie - powiedzia szczurowaty czowieczek, stojcy w
drzwiach. - Dwa miedziaki, jeli chcesz obejrze Aes Sedai.
- Nie sdz. - Rand obejrza si raz jeszcze na kobiet. W jej doniach pojawi si
wanie biay gob.
"Aes Sedai?"
- Nie. - Ukoni si nieznacznie szczurowatemu czowieczkowi i wyszed.
Przepycha si przez cib, nie mogc zdecydowa, co teraz obejrze, gdy zza drzwi,
nad ktrymi wisiaa tablica
przedstawiajca onglera, dobieg go tubalny gos, wspomagany dwikami harfy.
- ...chd przynosi wiatr, co wieje przez Przecz Shara, chd bije od nie
oznakowanego grobu. Alici co roku, w niedziel, na tych spitrzonych kamieniach pojawia
si samotna ra, pojedyncza krysztaowa za niczym kropla rosy na patkach kwiatu, uoona
tam bia doni Dunsinin, bo dotrzymuje ona targu ubitego przez Rogosha Sokole Oko.
Gos cign Randa ku sobie niczym powrz. Wepchn si do rodka w momencie,
gdy zerway si owacje.
- Dwa miedziaki, askawy panie - powiedzia szczurowaty mczyzna, ktry mg by
bratem bliniakiem tamtego. - Dwa miedziaki, jeli chcesz zobaczy...
Rand wygrzeba jakie monety i wcisn mczynie. Szed przed siebie oszoomiony,
wpatrzony w czowieka, ktry ukonami dzikowa z podwyszenia za oklaski suchaczy,
tulc harf pod jednym ramieniem, a drug rozpocierajc po aciatego paszcza, jakby
chcia w ni schwyta wszystkie odgosy owacji. Wysoki mczyzna, wyndzniay i
niemody, mia dugie wsy, rwnie biae jak wosy na gowie. A kiedy si wyprostowa i
spostrzeg Randa, oczy, ktre rozwary si szeroko, zalniy przenikliwie, niebiesko.
- Thom. - Szept Randa zgin w haasie panujcym w izbie.
Nie odwracajc wzroku od oczu Randa, Thom Merrilin skin nieznacznie gow w
stron niewielkich drzwiczek za podwyszeniem. Potem znowu si kania, umiechajc si i
pawic aplauzem.
Rand przedar si do drzwi, potem wszed. Za nimi by tylko wski korytarzyk, z
trzema stopniami wiodcymi na podwyszenie. Po przeciwlegej stronie Rand zobaczy on-
glera, ktry wiczy podrzucanie kolorowych pieczek, i szeciu wyginajcych si akrobatw.
Na stopniach pojawi si Thom, kula, jego lewa noga wyranie utracia dawn
sprawno. Spojrza czujnie na onglera i akrobatw, z pogard wyd wsy i zwrci si do
Randa.
- Oni chc tylko sucha Wielkiego Polowania na Rg. Wydawa by si mogo, e
dziki tym wszystkim wieciom, ktre napywaj z Haddon, Mirk i Saldaei, kto mgby
poprosi o Cykl Karaethon. C, moe nie za to, ale zapacibym sam sobie, by mc
opowiedzie cokolwiek innego. - Wzrokiem zmierzy Randa od stp do gw. - Wygldasz,
jakby dobrze ci si wiodo, chopcze. - Dotkn palcami jego konierza i wyd wargi. -
Bardzo dobrze.
Rand nie mg powstrzyma si od miechu.
- Opuciem Whitebridge przekonany, e zgine. Moiraine twierdzia, e ty yjesz,
ale ja... wiatoci, Thom, jak dobrze znowu ci zobaczy! Powinienem by wtedy zawrci,
eby ci pomc.
- Dopiero byby gupcem, gdyby to zrobi, chopcze. Tamten pomor - rozejrza si
dokoa, nie byo w pobliu nikogo, kto by mg go sysze, ale na wszelki wypadek zniy
gos - nie zainteresowa si mn. Pozostawi mi drobny upominek w postaci sztywnej nogi i
pobieg w lad za tob i Matem. Jedyne, co moge wtedy zdziaa, to umrze. - Urwa,
popadajc w zamylenie. - Moiraine twierdzia, e ja yj, tak? Czy wic jest teraz z tob?
Rand pokrci gow. Ku jego zdziwieniu, Thom wyglda na rozczarowanego.
- To niedobrze, w pewien sposb. To wspaniaa kobieta, nawet jeli jest... - Nie
dokoczy. - A wic chodzio jej o Mata albo Perrina. Nie bd pyta, o ktrego. To dobrzy
chopcy, dlatego nie chc wiedzie.
Rand niespokojnie przestpi z nogi na nog i wzdrygn si, gdy Thom dgn go
kocistym palcem.
- Chc natomiast spyta, czy masz jeszcze moj harf i flet? Pragnbym je odzyska.
Na tym, co mam teraz, prosi nie potrafioby gra.
- Mam je, Thom. Przynios ci je, obiecuj. Wci nie potrafi uwierzy, e yjesz. I
nie rozumiem, dlaczego jeszcze nie jeste w Illian. Rusza Wielkie Polowanie. Nagroda dla
tego, ktry najlepiej opowie Wielkie Polowanie na Rg. Umierae z chci pojechania tam.
Thom parskn.
- Po Whitebridge? Gdybym tam pojecha, to tak jakbym rzeczywicie zgin. Nawet
gdyby mi si wtedy udao dotrze do odzi, zanim odpyna, Domon i caa jego zaoga
rozpuciliby po caym Illian opowie o tym, jak to cigay mnie trolloki. Gdyby zobaczyli
pomora albo o nim usyszeli, zanim Domon zdy odci cumy... Wikszo mieszkacw
Illian wkada trolloki i pomory midzy bajki, ale do jest takich, ktrzy chcieliby zna
powd, dla ktrego te stwory kogo cigay, sprawiajc, e Illian staoby si miejscem co
najmniej niewygodnym.
- Thom, mam ci tyle do opowiedzenia.
Bard przerwa mu.
- Pniej, chopcze. - Na przestrza sali wymieni ponure spojrzenia z czowiekiem o
wskiej twarzy, ktry sta przy drzwiach. - Jeli nie wrc i nie opowiem jeszcze czego, bez
wtpienia pole na podium onglera i wtedy ten motoch rozwali ca bud. Przyjd do "Kici
Winogron", za Bram Jangai. Wynajmuj tam izb. Kady ci powie, gdzie to jest. Bd tam
mniej wicej za godzin. Jeszcze jedna opowie powinna im wystarczy. - Ruszy na gr po
schodach, rzucajc przez rami: - I przynie moj harf oraz flet!
ROZDZIA 3
WA
Rand przemkn przez gwn izb "Obrocy Muru Smoka" i wbieg pdem na gr,
umiechajc si szeroko na widok zaskoczonego spojrzenia, ktrym obdarzy go karczmarz.
Mia ochot umiecha si do wszystkich.
"Thom yje!"
Gwatownie otworzy drzwi swojego pokoju i ruszy prosto do szafy.
Loial i Hurin wytknli gowy z ssiedniej izby, obydwaj byli w samych koszulach, z
fajkami w zbach, a z fajek unosiy si rzadkie smuki dymu.
- Czy co si stao, lordzie Rand? - spyta z niepokojem Hurin.
Rand przewiesi przez rami toboek zwinity z paszcza Thoma.
- Wyjwszy przybycie Ingtara, nic lepszego nie mogo nas spotka. Thom Merrilin
yje. I jest tutaj, w Cairhien.
- Ten bard, o ktrym mi opowiadae? powiedzia Loial. - To wspaniale, Rand.
Chciabym go pozna.
- To chod ze mn, jeli Hurin zechce przez jaki czas peni wart.
- To bdzie przyjemno, lordzie Rand. - Hurin wyj fajk z ust. - Ta zgraja w
gwnej izbie cay czas usiowaa ze mnie wydusi, nie zdradzajc oczywicie, co robi, kim
jeste, mj panie, i po co przyjechalimy do Cairhien. Wyjaniem im, e czekamy tu na
przyjaci, ale jako rdzenni mieszkacy Cairhien uznali, e co ukrywam.
- Niech sobie myl, co chc. No chod, Loial.
- Chyba nie. - Ogir westchn. - Naprawd wolabym zosta tutaj. - Podnis ksik,
wetknitym do niej grubym palcem zaznacza miejsce, w ktrym skoczy czyta. - Mog
pozna Thoma Merrilina innym razem.
- Loial, nie moesz si tu gniedzi w ukryciu przez ca wieczno. Nawet nie
wiemy, jak dugo bdziemy w Cairhien. A zreszt nie widzielimy adnych ogirw. A nawet
gdybymy ich spotkali, to przecie nie mog ci szuka, nieprawda?
- Niezupenie szuka, ale... Rand, by moe opuciem Stedding Shangtai w zbyt
pochopny sposb. Gdy wreszcie wrc do domu, mog popa w powane tarapaty. Uszy mu
oklapy. - Nawet jeli bd ju wtedy tak stary jak Starszy Haman. By moe mgbym
poszuka sobie jakiego porzuconego stedding, by tam przeczeka do tego czasu.
- Jeli Starszy Haman nie pozwoli ci wrci, bdziesz mg zamieszka w Polu
Emonda. To adne miejsce.
"To pikne miejsce".
- Jestem tego pewien, Rand, ale to si nigdy nie uda. Widzisz...
- Porozmawiamy o tym, gdy przyjdzie czas, Loial. A teraz idziesz pozna Thoma.
Wyprostowany ogir by ptora raza wyszy, jednak Randowi udao si wcisn na
niego dug tunik i paszcz, a potem sprowadzi go na d. Gdy szli omoczcymi krokami
przez gwn izb, Rand mrugn do karczmarza, a potem rozemia si na widok jego
zaskoczonej miny.
"Niech sobie myli, e id si bawi w t jego przeklt Wielk Gr. Niech sobie
myli, co chce. Thom yje".
Za Bram Jangai, we wschodniej czci miejskich murw, wszyscy zdawali si
wiedzie, gdzie jest "Ki Winogron". Rand i Loial szybko tam trafili, docierajc do ulicy,
ktra jak na podgrodzie bya cakiem spokojna. Soce zawiso w poowie swej drogi przez
popoudniowe niebo.
Liczcy trzy pitra budynek by stary, drewniany i rachityczny, lecz w gwnej izbie
panowaa czysto i tok. W jednym kcie kilku mczyzn grao w koci, w innym kobiety
zabawiay si gr w rzutki. Poowa, szczupa i blada, wygldaa na mieszkacw Cairhien,
lecz Rand posysza tam rwnie akcent z Andoru i inne, ktrych nie zna. Wszyscy jednak
nosili ubrania typowe dla podgrodzia, stanowice mieszank md z kilku krain. Par osb
obejrzao si, gdy z Loialem weszli do rodka, ale zaraz powrcili do tego, czym si akurat
zajmowali.
Karczma naleaa do kobiety, siwej tak samo jak Thom, obdarzonej przenikliwymi
oczyma, ktre spojrzay badawczo nie tylko na Loiala lecz rwnie Randa. Sdzc po ciemnej
skrze i sposobie mwienia, nie bya rodowit Cairhieniank.
- Thom Merrilin? A tak, ma tu pokj. Na samej grze, pierwsze drzwi na prawo.
Pewnie Dena kae wam tutaj poczeka na niego - zmierzya wzrokiem czerwony kaftan
Randa, z czaplami na wysokim konierzu i zotymi gazkami wyhaftowanymi na rkawach,
oraz jego miecz - mj panie.
Schody zatrzeszczay pod butami Randa, nie wspominajc ju o odgosach, jakimi
zareagoway na stopy Loiala. Rand mia spore wtpliwoci, czy budynek jeszcze dugo postoi.
Znalaz drzwi i zapuka, zastanawiajc si, kim jest Dena.
- Wejd - odpowiedzia mu kobiecy gos. - Nie mog ci otworzy.
Rand z wahaniem otworzy drzwi i wsun gow do rodka. Pod jedn cian stao
wielkie oe z pociel w nieadzie, pozostaa cz izby bya cakowicie zastawiona przez
dwie szafy, kilka okutych mosidzem kufrw i skrzy, st oraz dwa drewniane krzesa. Na
ou, skrzyowawszy nogi, siedziaa szczupa kobieta, spdnic miaa podwinit pod siebie,
a midzy jej domi wirowa krg utworzony przez sze kolorowych pieczek.
- Cokolwiek to jest - powiedziaa, nie odrywajc oczu od pieczek - pozostaw to na
stole. Thom ci zapaci, kiedy przyjdzie.
- Czy to ty jeste Dena? - spyta Rand.
Zapaa pieczki w powietrzu i obrcia si, by zlustrowa go wzrokiem. Bya zaledwie
kilka lat starsza od niego, urodziwa, obdarzona jasn cairhiesk karnacj i ciemnymi
wosami, ktre spaday jej luno na ramiona.
- Nie znam ci. To jest mj pokj, mj i Thoma Mernlina.
- Karczmarka powiedziaa, e moe pozwolisz nam zaczeka na Thoma - odpar Rand.
- O ile to ty jeste Dena?
- Nam?
Rand wszed dalej, dziki czemu Loial mg wsun gow do rodka. Moda kobieta
uniosa brwi.
- A wic ogirowie wrcili. To ja jestem Dena. Czego chcecie? - Spojrzaa na kaftan
Randa tak ostentacyjnym wzrokiem, e brak sw "mj panie" na kocu wypowiedzi musia
by celowy, po chwili brwi uniosy si ponownie na widok czapli na pochwie i rkojeci
miecza.
Rand unis w gr toboek.
- Odnosz Thomowi jego harf i flet. Chciaem mu take zoy wizyt - doda
popiesznie, Dena najwyraniej zamierzaa powiedzie, e ma to wszystko zostawi i wyj. -
Dawno go nie widziaem.
Zmierzya wzrokiem toboek.
- Thom wiecznie utyskuje, e straci najlepszy flet i najlepsz harf, jakie w yciu
posiada. Tak si nosi, e mona by uzna go za nadwornego barda. No dobrze. Moecie
poczeka, ale ja musz wiczy. Thom twierdzi, e pozwoli mi wystpi w przyszym
tygodniu. - Penymi gracji ruchami wstaa i wzia jedno z krzese, gestem nakazujc Loialowi
usi na ku. - Zera zmusiaby Thoma, by zapaci za sze krzese, gdyby poama cho
jedno, przyjacielu ogirze.
Rand poda ich imiona, gdy ju si usadowi na drugim krzele, ktre zatrzeszczao
niepokojco pod jego ciarem, i spyta tonem niedowierzania:
- Jeste uczennic Thoma?
Dena umiechna si nieznacznie.
- Mona to tak okreli. - Znowu zaja si onglowaniem, jej spojrzenie przylgno
do wirujcych pieczek.
- W yciu nie syszaem o kobiecie wystpujcej jako bard - odezwa si Loial.
- Ja bd pierwsz. - Pojedynczy, obszerny krg przemieni si w dwa mniejsze,
krzyujce si z sob. Zobacz cay wiat, jak ju si wszystkiego naucz. Thom twierdzi, e
jak bdziemy mieli do pienidzy, to pojedziemy do zy. - Zacza onglowa, wyrzucajc
po trzy pieczki z kadej rki. - A potem moe na wyspy Ludu Morza. Athaan Miere dobrze
pac bardom.
Rand rozejrza si po zastawionej skrzyniami i kuframi izbie. Nie wygldao to na
wntrze zamieszkae przez kogo, kto niebawem rusza w podr. Na parapecie staa nawet
doniczka z kwiatem. Jego wzrok pad na jedyne, wielkie oe, na ktrym siedzia Loial.
"To jest mj pokj, mj i Thoma Merrilina".
Dena obdarzya go wyzywajcym spojrzeniem przez na powrt utworzony, wielki
krg. Randowi poczerwieniaa twarz.
Chrzkn.
- Moe powinnimy zaczeka na dole - zacz, ale w tym momencie otworzyy si
drzwi i do pokoju wszed Thom, paszcz oplata mu kostki i furkota atkami. Na plecach nis
flet i harf, schowane do futeraw z czerwonawego drewna, wypolerowanego do poysku od
cigego dotykania.
Pieczki Deny znikny pod sukni, ona sama podbiega do Thoma i zarzucia mu
ramiona na szyj, stajc na czubkach palcw, by mc to zrobi.
- Tskniam za tob - powiedziaa i pocaowaa go.
Pocaunek trwa pewien czas, by tak dugi, e Rand zacz si zastanawia, czy on i
Loial nie powinni raczej std wyj, ale Dena westchna i w kocu opucia pity na podog.
- Czy wiesz, co ten pozbawiony rozumu Seaghan zrobi, dziewczyno? - powiedzia
Thom, spogldajc na ni. - Zatrudni band prostakw, ktrzy mieni si "aktorami".
Szwendaj si po miecie, udajc, e s Rogoshem Sokole Oko, Blaesem, Gaidalem Cainem
i... Fuj! Wieszaj strzp pomalowanego ptna, dziki ktremu widownia ma niby wierzy, e
ci durnie s na Dworze Matuchin albo na wysokich przeczach Gr Przeznaczenia. Ja
sprawiam, e suchacz widzi kady proporzec, czuje zapach bitew, przeywa wszystkie
emocje. Ja pozwalam im uwierzy, e to oni s Gaidalem Cainem. To bdzie oznaczao
koniec sali Seaghana, jeli po moich wystpach wystawi teraz t szajk.
- Thom, mamy goci. Loial, syn Arenta syna Halana. Ach, i jeszcze chopiec, ktry
twierdzi, e nazywa si Rand alThor.
Thom spojrza ponad jej gow na Randa, zmarszczy czoo.
- Zostaw nas na chwil samych, Dena. Masz. - Wcisn jej do rki kilka srebrnych
monet. - Twoje noe s gotowe. Moe by tak posza zapaci za nie Ivonowi? Potar jej
policzek skatym kykciem. - No id. Wynagrodz ci to.
Obdarzya go mrocznym spojrzeniem, narzucia jednak paszcz na ramiona, mruczc
pod nosem:
- Lepiej dla Ivona, eby te noe okazay si dobrze wywaone.
- Ktrego dnia zostanie minstrelem - powiedzia po jej wyjciu Thom z wyran
dum. - Wystarczy, e posucha opowieci jeden raz, zwrcie uwag, tylko jeden raz!, a wnet
j zapamituje, nie tylko sowa, ale kady niuans, kad zmian rytmu. Ma dobr rk do
harfy, a na flecie graa lepiej ni ty kiedykolwiek, ju wtedy, gdy j znalazem.
Odstawi drewniane futeray z instrumentami na wieko jednego z wikszych kufrw,
po czym usadowi si na wanie zwolnionym krzele.
- Gdy przejedaem przez Caemlyn w drodze do tego miasta, Basel Gill powiedzia
mi, e wyjechae w towarzystwie jakiego ogira. Midzy innymi. - Ukoni si w stron
Loiala, zdoajc nawet zamaszycie wywin po paszcza, mimo e na nim siedzia. - Mio
mi ci pozna, Loialu, synu Arenta syna Halana.
- A mnie pozna ciebie, Thomie Merrilin. - Loial wsta, by odwzajemni ukon. Kiedy
si wyprostowa, omal nie uderzy gow o sufit, wic szybko usiad z powrotem. - Ta moda
kobieta powiedziaa, e chce by bardem.
Thom lekcewaco potrzsn gow.
- To nie jest ycie dla kobiety. Nawet mczynie nie jest atwo. Wdrwka od miasta
do miasta, od wsi do wsi, gowic si, jak ci tym razem oszukaj albo jak drog zdoby
nastpny posiek. Nie, wybij jej to z gowy. Jeli ju, zostanie nadwornym bardem, u
jakiego krla albo krlowej, jak ju si wszystkiego nauczy. Aaaach! Nie przyszlicie tu
rozmawia o Denie. Moje instrumenty, chopcze. Przyniose je?
Rand pchn toboek przez blat stou. Thom rozwin go popiesznie - zamruga, gdy
zobaczy, e to jego stary paszcz, taki sam jak ten, ktry mia na sobie, ozdobiony
kolorowymi atkami - i otworzy futera z twardej skry, kiwajc gow na widok
spoczywajcego w nim srebrnozotego fletu.
- Po tym jak si rozczylimy, zarabiaem z jego pomoc na ko i jedzenie - wyzna
Rand.
- Wiem - odpar sucho bard. - Zatrzymywaem si niekiedy w tych samych karczmach,
ale musiaem radzi sobie samym onglowaniem i kilkoma prostymi opowieciami, jako e
ty... Nie dotykae harfy? - Otworzy futera z ciemnej skry i wyj ze zoto-srebrn harf,
rwnie zdobn jak flet, tulc j w ramionach niczym mae dziecko. - Przeznaczeniem twych
niezdarnych palcw pasterza nigdy nie bya gra na harfie.
- Nie tknem jej - zapewni go Rand.
Thom trci dwie struny, krzywic si.
- Przynajmniej moge j stroi - burkn.
Rand pochyli si w jego stron przez st.
- Thom, chciae jecha do Illian, eby zobaczy wymarsz Wielkiego Polowania i by
jednym z pierwszych, ktrzy uo o nim nowe opowieci, ale nie moge. Co by powiedzia,
gdybym ci przyrzek, e nadal moesz mie w tym swj udzia. Znaczcy udzia?
Loial poruszy si niespokojnie.
- Rand, jeste pewien...?
Rand gestem rki nakaza mu milcze, nie odrywajc oczu od Thoma.
Thom zerkn na ogira i zmarszczy czoo.
- To by zaleao od tego, jaki to udzia i na czym bdzie polega. Jeli masz podstawy,
by sdzi, e ktry z polujcych tutaj przybywa... Przypuszczam, e do tej pory mg ju
opuci Illian, ale nawet jeli jedzie prost drog, dotrze tu dopiero za kilka tygodni, a zreszt
po co miaby to robi? Czy to jeden z tych, ktrzy nigdy nie byli w Illian? Bez tego
bogosawiestwa nigdy nie zasuy, by sta si bohaterem opowieci, jakkolwiek by si nie
stara.
- To niewane, czy Polowanie opucio ju Illian czy jeszcze nie. - Rand usysza, jak
Loial gono apie oddech. - Thom, to my mamy Rg Valere.
Przez chwil panowaa martwa cisza. Przerwa j Thom, zanoszc si rubasznym
rechotem.
- Wy dwaj macie Rg? Pasterz i ogir todzib maj Rg... - Zgity wp, wali
pici w kolano. - Rg Valere!
- Kiedy my naprawd go mamy - owiadczy z powag Loial.
Thom zrobi gboki wdech. Nie mg si opanowa od sabncych, lecz wci
targajcych nim wybuchw miechu.
- Nie wiem, co znalelicie, ale mog was zaprowadzi do dziesiciu tawern, gdzie
zawsze znajdzie si jaki czowiek, ktry zna czowieka, ktry ju znalaz Rg i on wam take
opowie, jakie byy okolicznoci odnalezienia Rogu, o ile bdziecie stawiali mu piwo. Mog
was zaprowadzi do trzech ludzi, ktrzy sprzedadz wam Rg i bd przysigali na swoje
dusze pod wiatoci, e to ten jedyny, najprawdziwszy. yje nawet w tym miecie pewien
lord, ktry zarzeka si, e Rg jest ukryty bezpiecznie w jego paacu. Twierdzi, e ten skarb
zosta przekazany jego rodowi po Pkniciu. Nie wiem, czy polujcy kiedykolwiek odnajd
Rg, ale przedtem bd musieli i ladem dziesiciu tysicy kamstw, ktre napotkaj na
swej drodze.
- Moiraine mwi, e to jest ten Rg - odpar Rand.
Rozbawienie Thoma znikno w mgnieniu oka.
- Ona mwi, mwi? Zdawao mi si, e powiedzia, e jej z tob nie ma.
- Nie ma jej, Thom. Nie widziaem jej od wyjazdu z Fal Dara, ze Shienaru, a przedtem
nie wypowiedziaa do mnie wicej jak dwa sowa przez cay miesic.
Nie potrafi mwi tego bez goryczy.
"A kiedy ju co mwia, to wolaem, eby dalej mnie ignorowaa. Ju nigdy nie
zatacz tak, jak ona mi zagra, niechaj wiato spali j i wszystkie inne Aes Sedai. Nie
wszystkie. Bez Egwene. I Nynaeve".
Zauway, e Thom przypatruje mu si uwanie.
- Jej tu nie ma, Thom. Nie wiem, gdzie ona jest i nie obchodzi mnie to.
- No c, przynajmniej miae do rozumu, eby zachowa wszystko w tajemnicy. W
przeciwnym razie wie o Rogu rozniosaby si po caym podgrodziu i poowa Cairhien
czaiaby si, eby go zdoby. Poowa wiata.
- Och, zachowalimy to w tajemnicy, Thom. A ja musz go zawie z powrotem do
Fal Dara i nie dopuci, by Sprzymierzecy Ciemnoci albo kto inny go ukrad. Ty bye
wszdzie, znasz si na rzeczach, jakich ja nawet nie umiem sobie wyobrazi. Loial i Hurin
wiedz wicej ni ja, ale wszyscy trzej ugrzlimy po pas.
- Hurin...? Nie, nie mw mi, w jaki sposb. Nie chc wiedzie. - Bard odepchn
krzeso i podszed do okna, by wyjrze na ulic. - Rg Valere. To oznacza, e zblia si
Ostatnia Bitwa. Kto to zauway? Widziae rozemianych ludzi na tutej szych ulicach? Niech
tylko barki z ziarnem przestan przypywa przez tydzie, a zaraz przestan si mia.
Galldrian pomyli, e oni wszyscy przemienili si w Aielw. Szlachetnie urodzeni bd si
zabawiali i snuli intrygi, jak zbliy si do krla, jak zdoby jeszcze wicej wadzy ni ma
krl, jak obali Galldriana i zosta nastpnym krlem. Albo krlow. Bd myleli, e
Tarmon Gaidon to tylko cz gry. - Odwrci si od okna. - Ty chyba nie masz zamiaru
zwyczajnie pojecha do Shienaru i wrczy Rg... komu?... Krlowi? Dlaczego Shienar?
Wszystkie legendy cz Rg z Illian.
Rand spojrza na Loiala. Ogirowi oklapy uszy.
- Dlatego Shienar, bo wiem, komu go tam odda. A poza tym cigaj nas trolloki i
Sprzymierzecy Ciemnoci.
- Czy to mnie dziwi? Nie. Moe jestem starym gupcem, ale bd starym gupcem na
swj wasny sposb. Sawa naley do ciebie, chopcze.
- Thom...
- Nie!
Zapada cisza, ktr zakcio jedynie skrzypienie ka, bowiem Loial si poruszy.
W kocu odezwa si Rand:
- Loial, czy mgby zostawi mnie i Thoma na chwil samych? Prosz.
Loial wyglda na zdziwionego - kpki na uszach stany mu nieomal dba - ale skin
gow i wsta.
- Gra w koci w gwnej izbie wygldaa na interesujc. Moe pozwol mi si
przyczy.
Gdy za ogirem zamkny si drzwi, Thom spojrza podejrzliwie na Randa.
Rand zawaha si. Byy rzeczy, ktre musia wiedzie, rzeczy, ktre jego zdaniem
Thom na pewno wiedzia - kiedy bard wydawa si wiedzie mnstwo na temat zaskakujcej
liczby rzeczy - nie by tylko pewien, jak o nie pyta.
- Thom - powiedzia w kocu - czy istniej ksigi, w ktrych zawarty jest Cykl
Karaethon?
Ten tytu atwiej przechodzi przez usta ni Proroctwa Smoka.
- W wielkich bibliotekach - wolno odpowiedzia mu Thom. - Niezliczona ilo
przekadw, nawet na Dawn Mow, tu i wdzie.
Rand ju chcia spyta, w jaki sposb mgby tak ksig zdoby, ale bard mwi
dalej.
- Dawna Mowa zawiera w sobie muzyk, jednake w obecnych czasach zbyt wielu,
nawet szlachetnie urodzonych, niecierpliwi si podczas jej suchania. Uwaa si, e wszyscy
arystokraci powinni wada Dawn Mow, jednak wielu z nich opanowuje j tylko w takim
stopniu, by robi wraenie na tych, ktrzy jej nie znaj. Przekady nie brzmi tak samo, o ile
nie wygosi si ich Wzniosym Gosem, i to bywa powodem jeszcze wikszej zmiany
znaczenia ni sam przekad. Jest w Cyklu taka jedna strofa, rytm ma kiepski, jako e
przetumaczono j sowo w sowo, ale znaczenie nie zostao zatracone. Brzmi nastpujco:

Dwa razy podwjnie bdzie naznaczony,
dwakro na ycie, dwakro na mier.
Raz czapl, ktra drog mu wyznaczy.
Drugi raz czapl, by miano zyska prawdziwe.
Raz Smoka, przez pami utracon.
Drugi raz Smoka, przez cen, ktr musi zapaci.

Wycign rk i dotkn czapli wyhaftowanej na wysokim konierzu Randa.
Przez chwil Rand by zdolny tylko gapi si na niego z rozdziawionymi ustami, a
kiedy wreszcie odzyska mow, jego gos brzmia niepewnie.
- Razem z tymi na mieczu jest ich pi. Rkoje, pochwa i ostrze. - Obrci do
wntrzem do blatu stou, ukrywajc pitno. Poczu je po raz pierwszy, odkd ma Selene
dokonaa swego dziea. Nie bolao, ale wiedzia, e tam jest.
- A wic s. - Thom zanis si urywanym miechem. - Oto jeszcze jeden, ktry
przychodzi mi na myl.

Dwakro dzie wita, gdy rozlana jest krew,
Raz na aob, drugi raz na narodziny.
Czerwie na czerni, krew Smoka znaczy
Shayol Ghul skay.
W otchani potpienia krew jego uwolni
ludzi z Cienia.

Rand potrzsn gow, pragnc zaprzeczy, Thom jednak zdawa si tego nie
zauwaa.
- Nie rozumiem, w jaki sposb dzie moe dwukrotnie zawita, ale w ogle mao co
w tej strofie ma sens. Kamie zy nigdy nie padnie, dopki Smok Odrodzony nie ujmie
Callandora, ale przecie Miecz Ktrego Nie Mona Dotkn spoczywa w samym Sercu
Kamienia, wic jakim cudem on miaby go najpierw uj, ha? C, niech si stanie, co ma si
sta. Podejrzewam, e Aes Sedai chciayby na si dopasowa wydarzenia do proroctw.
Zgin gdzie na Przekltych Ziemiach to wysoka cena, ktr przyszoby zapaci za
przystanie do nich.
Randowi udao si zachowa spokojny ton gosu, mimo e kosztowao go to sporo
wysiku.
- adna Aes Sedai do niczego mnie nie wykorzystuje. Powiedziaem ci, ostatni raz
widziaem Moiraine w Shienarze. Twierdzia, e mog odej dokd chc, wic wyjechaem.
- I teraz nie towarzyszy ci adna Aes Sedai? Absolutnie adna?
- adna.
Thom pogadzi kykciami swe obwise, siwe wsy. Wyglda na zadowolonego i
jednoczenie zaciekawionego.
- Po c wic pytae o proroctwa? Dlaczego odprawie ogira z izby?
- Ja... nie chciaem go niepokoi. Ju do jest zdenerwowany z powodu Rogu. O Rg
wanie chciaem spyta. Czy jest wzmianka o Rogu w... w proroctwach? Nadal nie potrafi
wydusi z siebie tej nazwy do koca. Jakby nie do byo wszystkich tych faszywych
Smokw, a teraz jeszcze odnalaz si Rg. Kady sdzi, e przeznaczeniem Rogu Valere jest
wezwa polegych bohaterw, by stanli do walki podczas Ostatniej Bitwy, a... Smok Odro-
dzony... ma walczy z Czarnym podczas Ostatniej Bitwy. To chyba do naturalne, e
zapytaem.
- Myl, e tak. Niewielu wie o walce Smoka Odrodzonego podczas Ostatniej Bitwy, a
ci ktrzy wiedz, uwaaj, e bdzie walczy po stronie Czarnego. Niewielu czytao
proroctwa, by pozna prawd. Co takiego mwie o Rogu? e ma "przeznaczenie"?
- Dowiedziaem si kilku rzeczy po naszym rozstaniu, Thom. Oni przybd na
wezwanie kadego, kto zadmie w Rg, nawet Sprzymierzeca Ciemnoci.
Krzaczaste brwi Thoma uniosy si tak wysoko, e nieomal zetkny si z lini
wosw.
- O tym nie wiedziaem. Rzeczywicie dowiedziae si kilku nowych rzeczy.
- To wcale nie znaczy, e pozwolibym Biaej Wiey wykorzysta siebie jako
faszywego Smoka. Nie chc mie nic wsplnego z Aes Sedai, faszywymi Smokami, Moc,
albo... - Rand ugryz si w jzyk.
"Wciekasz si i zaczynasz papla, co lina na jzyk przyniesie. Dure!"
- Przez jaki czas, chopcze, mylaem, e to ty jeste tym, ktrego szuka Moiraine i
nawet mi si wydawao, e wiem dlaczego. Widzisz, aden mczyzna nie przenosi Jedynej
Mocy z wasnej woli. Jest to co, co go nawiedza, zupenie jak choroba. Nie mona nikogo
wini za to, e jest chory, nawet jeli z tego powodu miaby umrze kto inny.
- Twj siostrzeniec te potrafi przenosi, prawda? Powiedziae, e dlatego nam
pomagasz, bo twj siostrzeniec mia kopoty z Bia Wie i nie znalaz si nikt, kto mg mu
pomc. Istnieje tylko jeden rodzaj kopotw, jakie mczyni mog mie z Aes Sedai.
Thom wpatrywa si uporczywie w blat stou, wydymajc wargi.
- Sdz, e wszelkie zaprzeczanie nie bdzie miao sensu. Rozumiesz, posiadanie
krewnego, ktry potrafi przenosi, nie jest czym, o czym si opowiada. Aaaach! Czerwone
Ajah nigdy nie day Owynowi szansy. Poskromiy go, a potem umar. Po prostu odechciao
mu si y... - Westchn smutno.
Rand zadra.
"Dlaczego Moiraine nie zrobia mi tego?"
- Szansy, Thom? Czy to oznacza, e istnia jaki inny sposb, w jaki mg sobie
poradzi? Nie popa w obd? Nie umrze?
- Owyn boryka si z tym przez blisko trzy lata. Nigdy nikogo nie skrzywdzi.
Korzysta z Mocy tylko wtedy, gdy musia i to tylko po to, by pomc swojej wiosce. On... -
Thom wyrzuci rce w gr. - Sdz, e nie byo wyboru. Ludzie, ktrzy mieszkali tam gdzie
on, powiedzieli mi, e przez cay ostatni rok zachowywa si dziwnie. Nie chcieli za bardzo o
tym rozmawia i omal mnie nie ukamienowali, gdy si dowiedzieli, e byem jego wujem.
Przypuszczam, e popad w obd. Ale czya nas ta sama krew, chopcze. Nie mog kocha
Aes Sedai za to, co mu zrobiy, nawet jeli musiay. Skoro Moiraine ci pucia, to ju z tym
skoczye na dobre.
Rand milcza przez chwil.
"Dure! Jasne, e nie istnieje sposb na poradzenie sobie z tym. Popadniesz w obd i
umrzesz, choby nie wiem, co robi. Ale Baalzamon powiedzia..."
- Nie! - Poczerwienia pod wpywem badawczego wzroku Thoma. - Chciaem
powiedzie... skoczyem z tym, Thom. Ale nadal mam Rg Valere. Pomyl o tym, Thom.
Rg Valere. Inni bardowie mog opowiada o nim bajki, a ty bdziesz mg powiedzie, e
trzymae go w rkach. - Uwiadomi sobie, e przemawia dokadnie tak samo jak Selene, co
z kolei mu przypomniao, e nadal nie wie, gdzie ona jest. - Gdyby ju kto mia nam
towarzyszy, to tylko ty, Thom.
Thom zmarszczy czoo, jakby rozwaa ca kwesti od nowa, w kocu jednak
zdecydowanie pokrci gow.
- Chopcze, naprawd ci lubi, ale wiesz rwnie dobrze jak ja, e przedtem
pomagaem, bo bya w to zamieszana Aes Sedai. Seaghan nie prbuje oszukiwa mnie
bardziej ni si tego po nim spodziewam, a jak jeszcze doliczy Krlewski Gociniec, to
wystpami po wsiach nigdy bym tyle nie zarobi. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu Dena
chyba mnie rzeczywicie kocha, a ja, co rwnie dziwne, odwzajemniam jej uczucia. Pomyl,
po co miabym to wszystko rzuca, w zamian zmieniajc si w ofiar pocigu trollokw i
Sprzymierzecw Ciemnoci? Rg Valere? Och, to jest pokusa, przyznaj, ale nie. Nie, nie
dam si ju wicej w to wcign.
Pochyli si nad stoem, by wzi do rki jeden z drewnianych futeraw, dugi i
wski. Otworzy go. W rodku by flet, zwyczajny, lecz ozdobiony srebrem. Zamkn futera i
pchn go przez st.
- Moe ktrego dnia znowu bdziesz musia zarobi na wieczerz, chopcze.
- To cakiem moliwe - odpar Rand. - Ale przecie moemy chocia pogada. Bd
w...
Bard pokrci gow.
- Najlepsze jest cakowite zerwanie, chopcze, bo za kadym razem jak si pojawisz,
bd myla o Rogu, nawet jeli nie wspomnisz o nim ani sowa. Ja si nie dam w to
wmiesza. Nie dam.


Po wyjciu Runda, Thom rzuci paszcz na ko i usiad przy stole, wspierajc si na
okciach.
"Rg Valere. W jaki sposb ten chopak znalaz..."
Przerwa ten strumie myli. Jeli za dugo bdzie myla o Rogu, to nawet si nie
obejrzy, jak pomknie w drog z Randem, by zawie Rg do Shienaru.
"Z tego to by dopiero bya opowie, jak si wiozo Rg Valere do Ziem Granicznych,
z trollokami i Sprzymierzecami Ciemnoci na karku".
Spospniay przypomnia sobie o Denie. Nawet gdyby go nie kochaa, takiego talentu
jak u niej nie znajduje si co dnia. A poza tym rzeczywicie kochaa, mimo i jeszcze nie
dociek, z jakiego waciwie powodu.
- Stary gupiec - mrukn.
- A jake, stary gupiec - powiedziaa Zera od drzwi.
Wzdrygn si, tak go pochony wasne myli, e nie usysza, jak otwieraj si
drzwi. Zna Zer cae lata, z przerwami na wdrwki, i ta kobieta zawsze w peni wykorzy-
stywaa ich przyja, by powiedzie, co myli.
- Stary gupiec, ktry znowu zacz si bawi w gr prowadzon przez poszczeglne
Domy. O ile mnie uszy nie zawiody, w mowie tego modego lorda sycha dwiki waciwe
dla Andoru. Nie pochodzi z Cairhien, to rzecz oczywista. Daes Daemar jest i tak
niebezpieczna, nawet jak czowiek nie pozwala, by cudzoziemscy lordowie wpltywali go w
swoje intrygi.
Thom zamruga, po czym zastanowi si nad wygldem Runda. Kady lord bez
wahania woyby taki wyborny kuf tan. Musia si starze, skoro takie rzeczy umykay jego
uwadze. Przysza mu do gowy smtna myl, e nie wie, czy powiedzie karczmarce prawd,
czy te pozwoli jej myle po swojemu.
"Do bodaj pomyle o Wielkiej Grze, a ju czowiek bierze w niej udzia".
- Ten chopiec to pasterz, Zero, z Dwu Rzek.
Zamiaa si lekcewaco.
- A ja jestem krlow Ghealdan. Powiadam ci, w cigu ostatnich kilku lat, w Cairhien,
gra zrobia si niebezpieczna. Niczego takiego w Caemlyn nie poznae. Ju padaj trupy.
Podern ci gardo, jeli nie bdziesz si pilnowa.
- Powtarzam ci, nie bior ju udziau w Wielkiej Grze. Bdzie ze dwadziecia lat, jak
z tym skoczyem.
- A jake. - Powiedziaa to takim tonem, jakby mu nie wierzya. - Mniejsza o to i o
modych lordw, zacze wystpowa we dworach.
- Dobrze pac.
- I wcign ci do swych spiskw, jak znajd sposb. Oni ledwie spojrz na
czowieka, a ju si gowi, jak go wykorzysta, tak naturalnie, jakby oddychali. Ten twj
mody lord ci nie pomoe, oni zjedz go ywcem.
Zrezygnowa z dalszych prb przekonywania karczmarki, e caa sprawa go nie
dotyczy.
- Czy to wanie przysza mi powiedzie, Zero?
- Tak. Zapomnij o Wielkiej Grze, Thom. Oe si z Den. Ona ci wemie, cho to
wiadczy o jej gupocie, bo kocisty i siwy. Oe si z ni, zapomnij o tym modym lordzie i
Daes Daemar.
- Dzikuj za rad - odpar oschle.
"Oeni si z ni? Obarczy j starym mem. Nigdy nie zostanie bardem, gdy moja
przeszo zaciy jej u szyi".
- Jeli mi wybaczysz, Zero, chciabym chwil poby sam. Wystpuj dzi wieczorem
dla lady Arilyn i jej goci, musz si przygotowa.
Karczmarka prychna w odpowiedzi, potrzsna gow i haaliwie zatrzasna za
sob drzwi.
Thom zabbni palcami po stole. Kaftan nie kaftan, Rand to nadal tylko pasterz.
Gdyby by czym wicej, tym, o co kiedy Thom go podejrzewa - mczyzn, ktry potrafi
przenosi Moc - wwczas ani Moiraine ani adna inna Aes Sedai nigdy nie pozwoliaby mu
odej wolno, nie poskramiajc go uprzednio. Rg nie Rg, ten chopiec to tylko pasterz.
- On ju z tym skoczy - powiedzia gono - i ja te.
ROZDZIA 4
CIE PORD NOCY
Nic nie rozumiem - owiadczy Loial. - Prawie cay czas wygrywaem. A potem
przysza Dena, przyczya si do gry i natychmiast wszystko wygraa. Kady rzut. Nazwaa to
krtk lekcj. Co chciaa przez to powiedzie?
Rand i ogir wdrowali przez podgrodzie, zostawiajc za sob "Ki Winogron".
Soce, czerwona kula do poowy skryta za horyzontem, stao nisko na zachodniej stronie nie-
ba, rzucajc za nimi dugie cienie. Na ulicy nie byo nikogo oprcz jednej z wielkich kukie,
trolloka o kolim pysku z mieczem zatknitym za pas, ktra nadcigaa w ich stron w
otoczeniu piciu mczyzn, nioscych j na dugich tykach, wci jednak sycha byo
odgosy zabawy, z tych czci podgrodzia, gdzie znajdoway si domy rozrywki i tawerny.
Dookoa wszak drzwi byy ju zaryglowane, a okiennice zatrzanite.
Rand przesta obraca w doniach drewniany futera z fletem i przewiesi go sobie
przez plecy.
"Raczej nie naleao si spodziewa, e rzuci wszystko i przyczy si do mnie, ale
przynajmniej mg porozmawia. wiatoci, niech ten Ingtar pojawi si wreszcie".
Wepchn rce do kieszeni i wymaca list Selene.
- Chyba nie sdzisz, e ona... - Loial urwa speszony. - Chyba nie sdzisz, e ona
oszukiwaa, prawda? Wszyscy si tak umiechali, jakby robia co wyjtkowo sprytnego.
Rand narzuci na siebie paszcz.
"Musz wzi Rg i jecha. Jeli bdziemy czekali na Ingtara, wszystko moe si
zdarzy. Prdzej czy pniej zjawi si Fain. Musz si trzyma z dala od niego".
Mczyni z kukami ju prawie zrwnali si z nimi.
- Rand - powiedzia nagle Loial. - To chyba nie jest...
Raptem mczyni rzucili z omotem tyki w udeptane boto ulicy, trollok zamiast
run na ziemi, skoczy na Randa z wycignitymi rkami.
Nie byo czasu na mylenie. Instynktownie wyrwa miecz z pochwy lnicym ukiem.
Ksiyc Wschodzcy nad Jeziorami. Trollok zachwia si w ty z bulgotliwym okrzykiem,
szczerzc ky jeszcze wtedy, gdy ju lea.
Przez chwil wszyscy stali jak zamurowani. Potem mczyni - niechybnie
Sprzymierzecy Ciemnoci przenieli wzrok z trolloka lecego na ulicy na Randa, z
mieczem w rkach i Loialem stojcym u boku. Gawrcili i uciekli.
Rand te wpatrywa si jak oniemiay w trolloka. Pustka otoczya go, jeszcze zanim
do dotkna rkojeci miecza, w umyle zabysn saidin, przywoywa, przyprawia o mdo-
ci. Z nie lada wysikiem postara si, by pustka znikna i obliza wargi. Bez niej pod skr
mrowi si strach.
- Loial, musimy wraca do karczmy. Hurm jest sam, a oni... - Stkn gucho, gdy
grube rami, tak dugie, e mogo obj oboje jego ramion, unioso go w gr i przycisno do
piersi.
W gardo Randa wczepia si wochata do. Przelotnie dostrzeg wyszczerzony kami
pysk, tu nad swoj gow. Nozdrza wypeni mu cuchncy zapach, mieszanina kwanego
potu i chlewa.
Tak samo szybko jak go chwycia, do pucia gardo. Kompletnie oszoomiony Rand
wytrzeszczy oczy, wpatrujc si w grube palce ogira ciskajcego przegub trolloka.
- Wytrzymaj, Rand! - Gos Loiala by jakby zduszony. Z drugiej strony pojawia si
druga rka ogira, chwycia rami wci trzymajce Randa w powietrzu. - Wytrzymaj!
Ciaem Randa wci wstrzsao z lewa na prawo, z prawa na lewo, a tymczasem ogir i
trollok mocowali si z sob.
Dyszcy z wysiku Loial sta za plecami trolloka o pysku dzika, rozciga jego rce na
boki, ciskajc za nadgarstek i przedrami. Trollok warkn co gardowo w swojej chropawej
mowie, odrzuci gow w ty, usiujc trafi Loiala kem. Podeszwy ich butw gono szuray
po ubitym bocie ulicy.
Rand prbowa ugodzi trolloka w taki sposb, by nie zrani przy tym Loiala,
jednake ogir i trollok obracali si w swym nieporadnym tacu tak szybko, e Rand nie mg
znale sposobnej okazji.
Pochrzkujc, trollok wyswobodzi lewe rami, ale zanim uwolni si cay, Loial
owin rami wok jego karku, ciasno oplatajc stwora. Trollok usiowa rozcapierzonymi
pazurami sign miecza, podobne do sierpu ostrze wisiao po niewaciwej stronie, by mogo
zosta uyte lew rk, jednake cal po calu czarna stal wysuwaa si z pochwy. Walczyli z
sob, trwali spleceni, wic Rand nie mg zada ciosu, nie ryzykujc, e trafi Loiala.
"Moc".
Ona moga pomc. W jaki sposb, nie wiedzia, ale nie przychodzio mu do gowy nic
innego. Trollok zdoa ju do poowy wycign miecz z pochwy. Gdy zakrzywione ostrze
wyswobodzi si do koca, zabije Loiala.
Przepeniony niechci Rand utworzy pustk. Saidin zabysn, zacz wabi. Raio
mu si, e mglicie pamita, jak kiedy piewa dla niego, teraz jednak jedynie mami go, tak
jak wo kwiatu kusi pszczo, jak smrd mietnika przyciga much. Otworzy si, sign.
Niczego nie znalaz. Rwnie dobrze mg siga do wiata prawdy. Oblaa go, zabrudzia
skaza, ale wiato nie chciao przepyn. Wiedziony niejasno wyczuwan rozpacz, prbowa
i prbowa. I za kadym razem bya tam tylko skaza.
Loial nagle naty si i pchn trolloka w bok, z tak si, e stwr potoczy si, na eb
na szyj, na cian najbliszego budynku. Z dononym omotem uderzy gow, i osun si na
ziemi, z karkiem wykrconym pod nieprawdopodobnym ktem. Loial wyprostowa si i
zapatrzy na niego; ze zmczenia falowaa mu pier.
Rand dobr chwil patrzy zza skorupy pustki, zanim poj, co zaszo. Wtedy pozby
si pustki, skaonego wiata i popiesznie przypad do boku Loiala.
- Nigdy przedtem... nikogo nie zabiem, Rand. - Ogir wcign drcy oddech.
- On by ciebie zabi, gdyby pierwszy tego nie zrobi - uspokaja go Rand.
Niespokojnie obj wzrokiem najblisze uliczki, zatrzanite okiennice i zaryglowane drzwi.
Skoro napotkali ju dwa trolloki, to wokoo mogo czai si wicej. - Przykro mi, e musiae
to zrobi, Loial, ale on mg nas zabi obydwch albo posun si do jeszcze gorszych rzeczy.
- Wiem. Ale wcale mi si to nie podoba. Mimo e to trollok. - Wskazujc na stron
zachodzcego soca, ogir zapa Randa za rami i rzek. - Tam jest jeszcze jeden.
Olepiony socem Rand nie potrafi wyrni szczegw, ale wyranie wida byo
jeszcze jedn grup ludzi, nioscych ogromn kuk, nadchodzili w ich stron. Lecz wiedzia
ju teraz, na co ma zwraca uwag. Kuka stawiaa kroki w zbyt naturalny sposb, obdarzony
ryjem pysk unosi si, by wszy i nikt nie nis tego stwora na tyce. Nie sdzi, by trollok i
Sprzymierzecy Ciemnoci widzieli wrd wieczornych cieni jego, ani te co si znajduje naj-
bliej - zbyt wolno si poruszali. Nie mia jednak wtpliwoci, e poluj na nich, e s coraz
bliej.
- Fain wie, e gdzie tu jestem - powiedzia, popiesznie wycierajc miecz o kaftan
martwego trolloka. - To on kaza im mnie znale. Boi si jednak, by kto nie zauway
trollokw, bo inaczej by ich tak nie przebra. Jeli uda nam si dotrze do jakiej ulicy, na
ktrej s ludzie, bdziemy bezpieczni. Musimy wrci do Hurina. Jeli Fain go znajdzie,
samego z Rogiem...
Pocign Loiala do nastpnego rogu i skrci w stron, z ktrej dobiegay
najgoniejsze odgosy miechu i muzyki, duo jednak wczeniej, zanim tam dotarli,
naprzeciwko nich, na wyludnionej ulicy, pojawia si jeszcze jedna grupa ludzi z kuk, ktra
nie bya kuk. Razem z Loialem skrcili za nastpnym rogiem w ulic wiodc na wschd.
Za kadym razem, gdy Rand usiowa dotrze w otoczenie muzyki i miechu, drog
zagradza mu trollok, czsto wcigajc powietrze do nozdrzy, by zwszy zapach. Niektre
trolloki poloway, kierujc si wchem. W miejscach, gdzie nie byo nikogo, kto mgby go
zauway, trollok skrada si w pojedynk. Nieraz Rand by przekonany, e to ten sam,
ktrego widzia ju wczeniej. Osaczali ich z wszystkich stron, pilnujc, by on i Loial nie
wymknli si z labiryntu opustoszaych ulic, gdzie okiennice byy zatrzanite. Stopniowo
zmuszano ich, by szli na wschd, z dala od miasta i Hurina, z dala od innych ludzi, wskimi, z
wolna ciemniejcymi ulicami, ktre biegy we wszystkich kierunkach, w gr i w d. Z
niemaym alem Rand bada wzrokiem mijane domy, wysokie budynki pozamykane szczelnie
na noc. Nawet gdyby zacz omota do czyich drzwi i zaczeka, a mu otworz, albo nawet
wpuszcz jego i Loiala do rodka, to adne z tych drzwi by nie stanowiy przeszkody dla
trolloka. W ten sposb naraaby wicej ludzi ni tylko siebie i Loiala.
- Rand - stwierdzi wreszcie Loial - ju nie mamy dokd pj.
Dotarli do wschodniego skraju podgrodzia, otaczajce ich z obu stron wysokie
budynki byy ostatnimi. wiata w oknach wyszych piter wabiy, jednake dolne poziomy
pozostaway szczelnie zamknite. W oddali przed nimi wznosiy si wzgrza, spowite w
pierwszym mroku, na nagich zboczach nie byo wida adnych chopskich zagrd. Ale nie
byy zupenie puste. Spostrzeg blade mury otaczajce jedno z wyszych wzniesie, oddalone
o jak mil, a za nimi domy.
- Jak ju tam nas zagnaj - powiedzia Loial - nie bd si musieli przejmowa, e kto
ich zauway.
Rand wskaza mury otaczajce wzgrze.
- One powinny zatrzyma trolloka. To pewnie posiado jakiego lorda. Moe
wpuszcz nas do rodka. Ogir i cudzoziemski lord? Prdzej czy pniej ten kaftan musi si na
co przyda. - Obejrza si na ulic. Trolloki jeszcze si nie pokazay, ale i tak pocign
Loiala za rg domu.
- To chyba kapitularz Iluminatorw, Rand. Iluminatorzy cile strzeg swych
sekretw. Moim zdaniem nie wpuciliby do rodka nawet samego Galldriana.
- Jakiej to biedy tym razem sobie napytalicie? - spyta znajomy kobiecy gos.
Znienacka w powietrzu roztoczya si wo korzennych perfum.
Rand wytrzeszczy oczy. Zza rogu, ktry wanie minli, wyonia si Selene, w sukni
janiejcej biel na tle mroku.
- Jak si tu znalaza? Co ty tu robisz? Musisz std natychmiast znikn. Uciekaj!
cigaj nas trolloki.
- Zauwayam. - Mwia zmatowiaym gosem, chodnym jednak i opanowanym. -
Znalazam si tutaj, eby was odszuka i okazuje si, e pozwolilicie, by trolloki zaganiay
was niczym stado owiec. Jak czowiek, ktry wszed w posiadanie Rogu Valere, moe
dopuszcza, by traktowano go w taki sposb?
- Nie mam go przy sobie - achn si - i nie wiem, na co mgby mi si przyda,
gdybym go mia. Martwi bohaterowie nie po to maj powstawa z grobu, eby mnie ratowa
przed trollokami. Selene, musisz std ucieka. I to zaraz!
Wyjrza ostronie zza rogu.
W odlegoci nie wikszej ni sto krokw pojawi si rogaty eb trolloka, nos owi
zapachy nocy. Towarzyszcy mu wielki cie z pewnoci nalea do drugiego trolloka, byy
te z nimi mniejsze cienie. Sprzymierzecy Ciemnoci.
- Za pno - powiedzia pgosem Rand. Przesun futera z fletem, by cign z
siebie paszcz i otuli j nim. Paszcz by tak dugi, e zakry cakowicie bia sukni i wlk
si po ziemi. - Bdziesz musiaa go zadrze, aby pobiec - wyjani. - Loial, jeli oni nas tam
nie wpuszcz, bdziemy musieli wlizgn si do rodka w jaki inny sposb.
- Ale Rand...
- Czy wolisz raczej poczeka na trolloki? - Popchn Loiala, wprawiajc go w ruch i
uj Selene za rk, by pobiec w lad za nim. - Wyszukaj jak ciek, na ktrej nie
poamiemy karku, Loial.
- Dajesz si wytrci z rwnowagi - zauwaya Selene. Najwyraniej bieg za Loialem
w bledncym wietle przychodzi jej z mniejszym trudem ni Randowi. - Poszukaj Jednoci i
zachowaj spokj. Ten, ktry kiedy bdzie sawny, winien by zawsze spokojny.
- Trolloki mog ci usysze - skarci j. - Nie pragn sawy.
Wydao mu si, e syszy zirytowane fuknicie. Niekiedy kamyk obsun si pod
stop, jednak drog pod gr utrudniay jedynie cienie zmierzchu. Ju dawno temu ludzie
poszukujcy drewna na opa ogoocili te wzgrza z drzew, a nawet krzakw. Nic na nich nie
roso z wyjtkiem sigajcej do kolan trawy, szeleszczcej cicho pod stopami. Podnis si
agodny, nocny wiatr. Rand zaniepokoi si, e moe zanie ich zapach trollokom.
Loial zatrzyma si, gdy dotarli do muru, ktry by dwakro wyszy, a kamienie, z
ktrych go pobudowano, byy otynkowane na biao. Rand obejrza si ostronie w stron
podgrodzia. Ponad murami miasta, niczym szprychy koa, sterczay snopy wiate padajcych
z okien.
- Loial - szepn. - Widzisz ich? Id za nami?
Ogir spojrza w kierunku podgrodzia i skin gow, robic nieszczliw min.
- Widz tylko kilka trollokw, ale id wanie t drog. Biegn. Rand, naprawd nie
sdz...
Przerwaa mu Selene.
- Jeii on chce gdzie wej, alantinie, to potrzebne mu s drzwi. Takie jak te.
Wskazaa ciemn plam, znajdujc si nieco dalej na murze. Wbrew jej sowom,
Rand wcale nie by przekonany, e to rzeczywicie s drzwi, jednak otworzyy si, gdy Selene
podesza do nich i pchna.
- Rand... - zacz Loial.
Rand pchn go w stron drzwi.
- Pniej, Loial. I cicho. Pozostajemy w ukryciu, zapamitasz?
Wprowadzi ich do rodka i zamkn drzwi. W futryn wbite byy podprki na sztab,
adnej sztaby jednak nie byo. Drzwi nie mogy stanowi dla nikogo przeszkody, jednak bya
szansa, e trolloki zawahaj si, zanim wejd midzy mury.
Stali w alejce wiodcej w gr wzgrza, midzy dwoma dugimi, pozbawionymi okien
budynkami. Z pocztku wydawao mu si, e i one zostay zbudowane z kamienia, ale po
chwili zauway, e biay tynk pooono na drewnie. Byo ju tak ciemno, e dziki
odbijajcym si od nich promieniom ksiyca, mury zdaway si promieniowa wiatem.
- Lepiej da si aresztowa Iluminatorom, ni zosta pojmanym przez trolloki -
mrukn, zaczynajc si wspina w gr zbocza.
- O tym wanie usiowaem ci przypomnie, Rand zawoa Loial. - Syszaem, e
Iluminatorzy zabijaj intruzw. S nieubagani w strzeeniu swych sekretw.
Rand stan jak wryty i obejrza si na drzwi. Za nimi wci byy trolloki. Gdyby
jednak miao przyj do najgorszego, lepiej mie do czynienia z ludmi ni z trollokami.
Iluminatorw moe uda mu si namwi, eby wpucili ich do rodka, trolloki za nie
suchay, tylko zabijay z miejsca.
- Wybacz, e ci w to wmieszaem, Selene.
- Niebezpieczestwo to rzecz nieuchronna - powiedziaa mikko. - A jak dotd, dobrze
sobie z nim radzisz. Moe sprawdzimy, co tam jest dalej?
Mina go na ciece, ocierajc si. Rand ruszy za ni, z nozdrzami penymi
korzennej woni jej ciaa.
Na szczycie wzgrza cieka przechodzia w rozleg poa rwno wygadzonej gliny,
nieomal rwnie jasnej jak tynk, otoczon biaymi, pozbawionymi okien budynkami, ktre
przedzielay cienie wskich uliczek. Budowla stojca po prawej rce Randa posiadaa okna,
wiato z nich padao na blad glin. Wycofa si z powrotem w cienie zalegajce ciek, gdy
pojawia si nagle para ludzi, jaki mczyzna z kobiet, szli wolno przez pust przestrze.
Po ubraniach sdzc, z ca pewnoci nie pochodzili z Cairhien. Mczyzna mia na
sobie spodnie rwnie workowate jak rkawy koszuli, jedno i drugie jasnotego koloru, z
haftem na nogawkach i na piersi. Kobieta ubrana bya w zdobion kunsztownie przy staniku
sukni, barwy bodaj jasnozielonej, wosy jej uczesano w nieskoczon ilo krtkich
warkoczykw.
- Wszystko w pogotowiu, powiadasz? - dopytywaa si kobieta. - Jeste pewien,
Tammuz? Wszystko?
Mczyzna rozoy rce.
- Ty zawsze przeprowadzasz kontrol za moimi plecami, Alluro. Wszystko w
pogotowiu. Pokaz moe si odby w kadej chwili.
- Bramy i drzwi, czy wszystkie zaryglowane? Wszystkie...? - Jej gos zacz stopniowo
cichn, gdy odchodzili w stron przeciwlegego kraca owietlonego budynku.
Rand zbada wzrokiem plac, nie dostrzegajc na nim nieomal nic znajomego.
Porodku, na wielkich drewnianych podstawach wspierao si kilkadziesit ustawionych
pionowo rur, kada nieomal rwnie wysoka jak on, gruboci mniej wicej stopy. Od kadej
rury odchodzia ciemna, skrcona wstga, ktra gina z drugiej strony niskiego murku,
dugoci okoo trzech krokw. Na caym placu panowa galimatias stworzony przez
drewniane rynny ustawione na stojakach, rury, rozdwojone prty i cae mnstwo innych
rzeczy.
Wszystkie fajerwerki, jakie do tej pory widzia, daoby si policzy na palcach jednej
rki. Wiedzy o nich posiada te niewiele, tyle wiedzia, e wybuchay przy akompaniamencie
dononego ryku, pomykay ze wistem przy samej ziemi, rozsyajc spirale iskier albo
niekiedy wybijay si prosto w niebo. Iluminatorzy zawsze opatrywali je ostrzeeniem, e przy
odpalaniu moe nastpi wybuch. Fajerwerki byy skdind kosztowne i Rada Wioski nie
godzia si, by odpala je kto niedowiadczony. Doskonale pamita, jak pewnego razu Mat
usiowa co takiego wanie zrobi, a potem musia upyn prawie tydzie, zanim
ktokolwiek prcz rodzonej matki odezwa si do niego. Jedyn znajom rzecz, ktr Rand w
tym miejscu rozpozna, byy wstgi - lonty fajerwerkw. Wiedzia, e to wanie one su do
odpalania.
Obejrza si teraz na nie zaryglowane drzwi, da znak Loialowi i Selene, e maj i za
nim i zacz okra ustawione pionowo rury. Skoro mieli znale jak kryjwk, chcia, by
bya jak najdalej od bramy.
Oznaczao to, e musz przej midzy stojakami. Wstrzymywa oddech za kadym
razem, gdy trci ktry. Najlejsze dotknicie powodowao, e przedmioty na nich spoczy-
wajce drgay, poszczkujc. Wszystkie stojaki wyglday na zbudowane cakowicie z
drewna, bez kawaka metalu. Wyobraa sobie huk, jaki by powsta, gdyby ktry z nich si
przewrci. Spojrza czujnie na wysokie rury, przypomniawszy sobie, jak gono detonowa
fajerwerk wielkoci jego palca. le, e tak blisko nich szed, jeli to naprawd byy fajerwerki.
Loial bezustannie co do siebie mamrota, szczeglnie wtedy, gdy wpad na jeden ze
stojakw i zaraz cofn si tak gwatownie, e z miejsca zderzy si z innym. Brn do przodu,
zostawiajc za sob odgosy szczka i pomrukw.
Zachowanie Selene byo nie mniej denerwujce. Sza krokiem tak beztroskim, jakby
si znajdowali na ulicy w samym rodku miasta. Na nic nie wpadaa, nie wydawaa adnych
dwikw, ale z kolei nie raczya zapi szczelnie paszcza. Biel jej sukni wydawaa si
janiejsza ni biel wszystkich murw razem wzitych. Zerka lkliwie w stron owietlonych
okien, oczekujc, e lada chwila kto si w nich pojawi. Wystarczyaby jedna osoba - Selene
nie mona byo nie zauway - i alarm gotowy.
Okna jednak pozostay puste. Rand wanie wzdycha z ulg - podchodzili ju do
niskiego murku i rozpocierajcych si za nim uliczek oraz budynkw - gdy Loial otar si o
nastpny stojak, ustawiony tu przy cianie. Mieci dziesi prtw, mikkich z wygldu,
dugich jak rami Randa, a z czubkw unosiy si cieniutkie smuki dymu. Stojak upad
nieomal bezgonie, za tlce si kije runy na jeden z lontw. Zapali si z trzaskiem i
sykiem, a pomie pomkn w stron rur.
Przez uamek sekundy Rand wpatrywa si w to wytrzeszczonymi oczyma, potem
sprbowa krzykn szeptem.
- Kry si za murem!
Selene wydaa gniewny okrzyk, przeskakujc bowiem przez murek, pocign j za
sob na ziemi. Zrobi to zupenie bezwiednie. Usiowa nakry j opiekuczo wasnym cia-
em; Loial przycupn tu obok nich. W oczekiwaniu na wybuch, zastanawia si, czy co
potem zostanie z ich osony. Rozleg si guchy omot, ktry nie tylko usysza, lecz rwnie
poczu echem w ziemi. Ostronie unis si z ciaa Selene na tyle, by mc wyjrze ponad
krawdzi. Z caej siy zdzielia go pici w ebra i wywina si, ciskajc przeklestwo,
ktrego nawet nie zauway, mimo i zna ten jzyk.
Z czubka jednej z rur uchodzi strumie dymu. I to byo wszystko. Pokrci gow z
niedowierzaniem.
"Jeli tylko na tym to polega..."
Razem z oskotem, przypominajcym grom, wysoko ku pociemniaemu ju niebu
wykwit olbrzymi, czerwono-biay kwiat, po czym zacz si wolno rozwiewa w postaci
iskier.
W trakcie gdy wpatrywa si w niego otwartymi szeroko oczyma, w owietlonym
budynku wybuch zgiek i wrzawa. Okna wypeniy si tumem pokrzykujcych mczyzn i
kobiet - starali si wzrokiem przebi nocny mrok i wymachiwali rkoma.
Rand tsknie spoglda ku skrytej w mroku ciece, oddalonej od nich o zaledwie
kilkanacie krokw. Gdyby da cho jeden krok, ukazaby si ludziom stojcym w oknach w
caej krasie. Z budynku dochodzi odgos omoczcych stp.
Rand przycisn Loiala i Selene do muru, mia nadziej, e wygldaj jak zwyke
cienie.
- Nie ruszajcie si i milczcie - szepn. - To nasza jedyna nadzieja.
- Czasami - cicho odpara Selene - jak czowiek zamrze nieruchomo, nikt go zupenie
nie widzi. - W jej gosie nie sycha byo ani cienia zdenerwowania.
Po drugiej stronie muru rozleg si omot cikich butw, biegajcych tam i z
powrotem, a take gosw podniesionych w gniewie. Szczeglnie wyrnia si wrd nich
gos, po ktrym Rand rozpozna Aludr.
- Ale z ciebie bawan, Tammuz! winia! Twoja matka bya koz, Tammuz! Ktrego
dnia pozabijasz nas wszystkich.
- Ja nie jestem temu winien, Aludra - zaprotestowa mczyzna. - Sprawdziem, czy
wszystko odoyem na miejsce, hubki leay...
- Nawet si do mnie nie odzywaj, Tammuz! Taka winia jak ty nie zasuguje, by j
wysuchano jak czowieka! - Ton gosu Aludry zmieni si, odpowiadaa pytaniem na pytanie.
- Nie ma teraz czasu na nowe przygotowania. Galldrian musi si zadowoli tym, co pozostao.
Ej ty, Tammuz! Przygotujesz wszystko jak naley, a jutro wyjedziesz razem z wozami
kupowa gnj. Jak jeszcze co pjdzie le dzisiejszej nocy, to nie pozwol ci nawet zajmowa
si gnojem!
Kroki cichy, oddalajc si w stron budynku, wraz z nimi milko zrzdzenie Aludry.
Tammuz pozosta na miejscu, burkliwie skarc si pod nosem na ogln niesprawiedliwo.
Rand wstrzyma oddech, gdy mczyzna zbliy si, by postawi przewrcony stojak.
Wcinity w cienie padajce na murek, widzia plecy i rami Tammuza. Wystarczyo, by
mczyzna odwrci gow, a z pewnoci nie przeoczyby caej ich kompanii. Tammuz,
nadal uskarajc si, uoy dymice patyki na stojaku, a potem wylkniony powdrowa
niepewnym krokiem w stron budynku, we wntrzu ktrego zniknli pozostali.
Rand pozwoli sobie na gboki wdech i szybko wyjrza w lad za mczyzn, po
czym zaraz wycofa si w cie. W oknach wci stao kilku ludzi.
- Wicej szczcia tej nocy spodziewa si nie moemy - szepn.
- Mwi si, e wielcy ludzie sami stwarzaj swoje szczcie - odpara agodnie Selene.
- Moe wreszcie przestaniesz o tym gada - rzek Rand znuonym gosem. Bardzo
pragn, by jej zapach przesta wreszcie wypenia mu gow: przeze trudno mu byo jasno
myle. Pamita jej ciao pod palcami, gdy pchn j na ziemi - niepokojce poczenie
mikkoci i sprystoci - i to te wcale nie pomagao.
- Rand? - Loial wyjrza teraz zza tego kraca murku, ktry by bardziej oddalony od
owietlonego budynku. - Myl, e przydaoby si jeszcze troch szczcia.
Rand przesun si, by popatrze ponad ramieniem ogira. Za placem, na ciece
wiodcej od drzwi w zewntrznym murze, skryte w cieniach trzy trolloki ostronie wycigay
gowy w stron owietlonych okien. W jednym staa kobieta, ktre prawdopodobnie stworw
nie widziaa.
- I w ten sposb - powiedziaa cicho Selene wpade w puapk. Ci ludzie mog ci
zabi, jeli ci pojmaj. Trolloki zrobi to z ca pewnoci. Moe jednak uda ci si zabi
trolloki szybciej, ni one zd wyda cho jeden okrzyk. Moe uda si nie dopuci, by ci
ludzie ci zabili w obronie swych mizernych sekretw. Moe nie pragniesz sawy, ale do
dokonania takiego dziea potrzeba wielkiego czowieka.
- Nie musisz mi tego owiadcza takim radosnym tonem - odpar Rand.
Prbowa przesta myle o tym, jak ona pachnie, jaka jest w dotyku, i omal nie
otoczy si pustk. Odepchn j gwatownie. Trolloki najwyraniej jeszcze ich nie wypatrzy-
y. Oparty o murek, bada wzrokiem najblisz, pogron w mroku ciek. Wystarczy, e
wykonaj bodaj jeden ruch w tym kierunku, a wtedy trolloki z pewnoci ich zauwa,
podobnie kobieta w oknie. Stawka pocigu bdzie polegaa na tym, kto pierwszy ich
dopadnie, trolloki czy Iluminatorzy.
- Twoja chwaa mnie uszczliwi. - Wbrew tym sowom Selene chyba si zocia. -
Moe powinnam ci zostawi, by przez jaki czas szuka wasnej drogi. Skoro nie chcesz
sign po saw, gdy ona znajduje si w zasigu twojej rki, to by moe zasugujesz na
mier.
Rand nie chcia na ni patrze.
- Loial, czy widzisz moe jakie drzwi przy tej ciece?
Ogir pokrci gow.
- Tu jest za jasno, tam jest za ciemno. Gdybym stan na ciece, to bym widzia.
Rand przejecha palcem po rkojeci miecza.
- Zabierz Selene. Jak tylko zobaczysz jakie drzwi... jeli je rzeczywicie zobaczysz...
to tylko zawoaj, a zaraz do was docz. Jeli za tam na kocu nie ma adnych drzwi, to
bdziesz musia j podnie, by moga sign szczytu muru i przej przez niego.
- W porzdku, Rand. - W gosie Loiala sycha byo niepokj. - Ale jak tylko
wykonamy ruch, trolloki zaraz zaczn nas ciga, nie baczc, czy kto patrzy. Nawet jeli tam
s drzwi, bd nam deptay po pitach.
- Kopotanie si trollokami pozostaw mnie.
"S trzy. Z pomoc pustki moe sobie poradz".
Myl o saidinie rozstrzygna za niego. Zbyt wiele dziwnych rzeczy si wydarzao,
gdy dopuszcza do siebie msk poow Prawdziwego rda.
- Docz do was najszybciej, jak si da. Ruszajcie. - Odwrci si, by zza muru
spojrze na trolloki.
Ktem oka zowi zarys poruszajcego si ogromnego cielska Loiala, biaej sukni
Selene, czciowo skrytej pod jego paszczem. Jeden z trollokw, zaczajony za rzdem rur,
wskaza ich z wyranym podnieceniem, jednake wszystkie trzy zawahay si, patrzc na
okno, z ktrego wci wygldaa kobieta.
"Trzy. Musi istnie jaki sposb. Tylko nie pustka. Nie saidin".
- Tu s drzwi! - dobiego go ciche wezwanie Loiala.
Jeden z trollokw wystpi na krok z cienia, pozostae ruszyy za nim gromad. Jakby
z oddali Rand usysza krzyk kobiety w oknie, potem Loial co zawoa.
Nie mylc wiele, Rand poderwa si na rwne nogi. Musia w jaki sposb zatrzyma
trolloki, bo inaczej mogy dogoni nie tylko jego, ale rwnie Loiala i Selene. Pochwyci
dymicy prt i cisn nim w stron najbliszej rury. Przechylia si, ju miaa upa, gdy
przytrzyma drewnian podstaw i wycelowa prosto w trolloki. Zwolniy niepewnie - kobieta
w oknie krzyczaa przeraliwie - a Rand przyoy dymicy koniec prtu do lontu, dokadnie
w miejscu, w ktrym lont przymocowany by do rury.
Natychmiast rozleg si guchy oskot i gruba, drewniana podstawa zwalia si na
niego caym swym ciarem, obalajc go na ziemi. Huk przypominajcy uderzenie pioruna
zakci noc, ciemnoci rozdar wybuch olepiajcego wiata.
Rand podnis si chwiejnie na nogi, targa nim kaszel wywoany przez gsty, gryzcy
dym. Dzwonio w uszach. Ze zdumienia wytrzeszczy oczy. Poowa rur i wszystkie stojaki
leay poprzewracane, natomiast rg budynku, obok ktrego stay trolloki, przesta po prostu
istnie, brzegi dachwek i krokwi liza ogie. Po trollokach nie byo ani ladu.
Mimo dzwonienia w uszach Rand wychwyci okrzyki Iluminatorw dobiegajce z
budynku. Pobieg chwiejnym krokiem i wpad na ciek. W poowie drogi potkn si o co,
zauway, e to poa paszcza. Zagarn j i bieg dalej. Noc przeszyway krzyki Iluminatorw.
Loial podskakiwa niecierpliwie w miejscu, obok otwartych drzwi. By sam.
- Gdzie jest Selene? - spyta zdenerwowanym gosem Rand.
- Zawrcia, Rand. Usiowaem j zapa, ale wylizgna mi si z rk.
Rand obrci si w stron, z ktrej dobiegaa wrzawa. Ledwie mg odrni tre
okrzykw z powodu nieustajcego szumu wypeniajcego mu uszy. Pomienie rozjaniay
mrok.
- Wiadra z piaskiem! Natychmiast przynie wiadra z piaskiem!
- To katastrofa! Katastrofa!
- Kilku pobiego tdy!
Loial chwyci Randa za rami.
- Nie moesz jej pomc, Rand. Na pewno nie, jeli sam dasz si zapa. Musimy
ucieka.
Na kocu cieki pojawia si jaka posta, cie na tle uny pomieni, ktra
pokazywaa ich rk.
- Chod, Rand!
Rand pozwoli si pocign za drzwi, w ciemno. Poar, ktry zostawili za sob,
teraz zblad, stajc si jedynie blaskiem rozjaniajcym noc. Zbliyli si za to do wiate
podgrodzia. Rand nieomal zapragn zobaczy nastpne trolloki, kogo, z kim mgby
walczy. Jednake tylko nocny, lekki wiatr marszczy traw.
- Usiowaem j zatrzyma - tumaczy si Loial.
Zapado dusze milczenie.
- Naprawd nic nie moglimy zrobi. Mogli nas te zapa.
Rand westchn.
- Wiem, Loial. Zrobie, co moge. - Cofn si o kilka krokw, wpatrujc si w un.
Wyranie przyblaka, Iluminatorzy z pewnoci skutecznie gasili pomienie.
- Musz jej jako pomc.
"Jak? Saidin? Moc?"
Zadygota.
- Musz.
Minli owietlone ulice podgrodzia, pogreni w milczeniu, ktre odcinao ich od
otaczajcej ich wesooci.
Gdy zaszli pod "Obron Muru Smoka", karczmarz poda Randowi tac z
zapiecztowanym pergaminem.
Rand wzi go i zagapi si na bia piecz. Pksiyc i gwiazdy.
- Kto to zostawi? Kiedy?
- Jaka staruszka, mj panie. Niespena kwadrans temu. Suka, ale nie powiedziaa, z
jakiego domu. - Cuale umiechn si, jakby zaprasza do poufnych zwierze.
- Dzikuj - odpar Rand, nadal wpatrzony w piecz.
Karczmarz odprowadza ich czujnym spojrzeniem, gdy udawali si na gr.
Na widok Randa i Loiala wchodzcych do izby, Hurin wyj fajk z ust. Uoy swj
krtki miecz i amacz mieczy na stole i polerowa je naoliwion szmatk.
- Dugo zabawi u barda, mj panie. Czy on dobrze si miewa?
Rand wzdrygn si.
- Co? Thom? Tak, on... - Rozerwa piecz kciukiem i zacz czyta.

"Zawsze, gdy mi si wydaje, e wiem, co masz zamiar zrobi, robisz co innego.
Jeste niebezpiecznym czowiekiem. Moe niebawem znowu bdziemy razem. Pamitaj o
Rogu. Pamitaj o sawie. I pamitaj o mnie, bo zawsze bdziesz mj".

I tym razem pod spodem nie byo adnego podpisu, tyle e list napisaa ta sama do,
zamaszystymi pocigniciami pira.
- Czy wszystkie kobiety s szalone? - zapyta Rand, kierujc to pytanie w sufit.
Hurin wzruszy ramionami. Rund zwali si na drugie krzeso, to, ktre wielkoci
pasowao do ogira, stopy zadynday ponad podog, ale nie zwaa na to. Wpatrywa si w
okryt kocem szkatu wystajc spod oa Loiala.
"Pamitaj o sawie".
- Niech Ingtar ju wreszcie przyjedzie.
ROZDZIA 5
NOWY WTEK WZORU
Podczas jazdy Perrin z niepokojem przyglda si Sztyletowi Zabjcy Rodu. Droga
nadal pia si w gr, jakby miaa si tak wznosi w nieskoczono, cho jego zdaniem do
grzbietu przeczy nie mogo ju by daleko. Po jednej stronie szlaku teren opada stromo do
pytkiego grskiego strumienia, pienicego si na ostro zakoczonych skaach, z drugiej
strony gry wzbijay si ku niebu szeregiem strzpiastych szczytw, przywodzcych na myl
zamarze wodospady. Sam szlak bieg midzy gazami, czasem wielkoci ludzkiej gowy,
niekiedy tak duymi jak fura. Nie trzeba byo szczeglnych umiejtnoci, by mc si wrd
nich ukry.
Wilki powiedziay, e w grach s ludzie. Perrin zastanawia si, czy to
Sprzymierzecy Ciemnoci z grupy towarzyszcej Fainowi. Wilki tego nie wiedziay, a moe
ich to nie obchodzio. Wiedziay jedynie, e gdzie w przedzie s Wykolawieni. Nadal mieli
szmat drogi przed sob, mimo e Ingtar bezlitonie pogania kolumn. Perrin spostrzeg, e
Uno lustruje otaczajce ich gry podobnie uwanie jak on.
Mat, z ukiem przewieszonym przez plecy, jecha z pozoru beztroski, onglujc trzema
kolorowymi pieczkami, ale by teraz o wiele bledszy ni przedtem. Verin badaa go dwa, a
czasem i trzy razy dziennie, marszczc przy tym czoo. Perrin przekonany by, e
przynajmniej raz prbowaa uzdrawiania, nie spowodowaa jednak adnej poprawy, ktr
umiaby zauway. W kadym razie zdawaa si pochonita czym, o czym nie mwia.
"Rand" - pomyla Perrin, spogldajc na plecy Aes Sedai. Zawsze jechaa na czele
kolumny, obok Ingtara, i zawsze domagaa si, by jechali jeszcze szybciej ni shienaraski
lord pozwala.
"Jakim sposobem dowiedziaa si o Randzie".
W gowie migotay mu wizje przesyane przez wilki kamienne chopskie domostwa i
usadowione na tarasach wioski, wszystko za grami. Wilki nie postrzegay ich inaczej ni
wzgrza albo ki, tylko odnosiy przy nich wraenie, e to zanieczyszczona ziemia. Przez
moment czu, e dzieli z nimi al, wspomniawszy miejsca, ktre dwunodzy dawno temu
opucili, przypomniawszy sobie chyy pd powietrza wrd drzew i trzask przerywanych
cigien w ucisku szczk, udaremniajcy jeleniowi ucieczk i... Z wysikiem wypar wilki ze
swoich myli.
"Te Aes Sedai jeszcze zniszcz nas wszystkich".
Ingtar zwolni konia, chcc zrwna si z Perrinem. Pksiyc na hemie
Shienaranina czasami jawi si oczom Perrina jako rogi trolloka.
- Powtrz jeszcze raz, co powiedziay wilki - poprosi spokojnym gosem Ingtar.
- Mwiem ci to ju dziesi razy - burkn Perrin.
- Powtrz jeszcze raz! Wszystko, co mogem przeoczy, wszystko, co mogoby mi
dopomc w odnalezieniu Rogu... - Ingtar wcign powietrze do puc i wolno je wypuci. -
Musz odnale Rg Valere, Perrin. Powtrz mi raz jeszcze.
Po tylu powtrkach Perrin nie musia ju niczego ukada w mylach. Wyrzuci to z
siebie beznamitnym gosem.
- Kto, albo co, zaatakowa Sprzymierzecw Ciemnoci w nocy i zabi te trolloki,
ktre znalelimy. - odek przesta mu si wreszcie przewraca na to wspomnienie, bo
kruki i spy z natury poywiaj si niechlujnie. - Wilki nazywaj tego kogo albo to co
Zabjc Cienia. Moim zdaniem to czowiek, ale one nie chciay podej bliej, aby sprawdzi.
One nie boj si Zabjcy Cienia, on przepenia je raczej zgroz. Mwi, e trolloki podaj
teraz w lad za Zabjc Cienia. Twierdz te, e jest z nimi Fain - na sam myl o zapachu
Faina jeszcze po tak dugim czasie wykrzywiay mu si usta - wic musz te by pozostali
Sprzymierzecy Ciemnoci.
- Zabjca Cienia - mrukn Ingtar. - Istota wywodzca si od Czarnego, tak jak
Myrddraal? W Ugorze widywaem stwory, ktre daoby si nazwa Zabjcami Cienia,
jednake... Czy nie zauwayy jeszcze czego?
- Nie chciay podchodzi blisko. To nie by pomor. Powiedziaem ci, one zabiyby
pomora jeszcze prdzej ni trolloka, nawet gdyby miay utraci poow stada. Ingtar, te wilki,
ktre widziay, przekazay to innym, ktre z kolei podaway to nastpnym, a w kocu
wiadomo dotara do mnie. Mog ci tylko powiedzie to, co przekazay, a poniewa
podawano to tyle razy... - Pozwoli sowom zamrze, jako e przyczy si do nich Uno.
- Aiel na skaach - powiedzia cicho jednooki mczyzna.
- Tak daleko od Ugoru? - spyta z niedowierzaniem Ingtar. Zapytanemu udao si w
jaki sposb, bez zmiany wyrazu twarzy, zademonstrowa, e czuje si obraony, wic Ingtar
doda: - Nie, nie powtpiewam w twoje sowa. Po prostu dziwi si.
- Ten przeklty chcia, ebym go zobaczy, bo inaczej by mi si to nie udao. - Uno
owiadczy to z wyranym niesmakiem. - A jego cholerna twarz nie bya osonita, czyli nie
wyprawi si mordowa. Ale jak czowiek zauway jednego przekltego Aiela, to wiadomo,
e jest z nim wicej, ktrych nijak nie wida. - Raptem jego oko rozszerzyo si. - Niech
sczezn, jeli nie wyglda na to, e on chce czego wicej, ni eby go tylko zobaczono.
Wycign rk - w oddali na drodze pojawia si sylwetka czowieka.
Lanca Masemy natychmiast pochylia si, a on sam wbi pity w boki wierzchowca,
ktry poderwa si do galopu na eb na szyj. Nie tylko on - cztery stalowe ostrza leciay w
stron stojcego na ziemi czowieka.
- Wstrzymajcie si! - krzykn Ingtar. - Wstrzymajcie si, powiedziaem! Oberw uszy
kademu, kto nie zatrzyma si tam, gdzie wanie jest!
Masema ze zoci zatrzyma konia, z caej siy cigajc wodze. Pozostali rwnie
przystanli, w tumanie pyu, w odlegoci zaledwie dziesiciu krokw od mczyzny, wci
celujc czubkami lanc w jego pier. Obcy podnis rk, by przegna nadlatujcy w jego
stron kurz, dopiero wtedy poruszy si po raz pierwszy.
By wysoki, o skrze ogorzaej od soca i krtko przystrzyonych, rudych wosach,
nad karkiem mia pozostawion dug kit, spywajc mu na plecy. Poczwszy od mikkich
sznurowanych do kolan butw, a skoczywszy na skrawku materii udrapowanej luno wok
szyi, cay jego przyodziewek utrzymany by w odcieniach brzw i szaroci, ktre mogy
stapia si z kolorem ska czy ziemi. Znad ramienia wyziera koniec krtkiego, wykonanego z
rogu uku, przy pasie jey si koczan peen strza. Przy drugim boku wisia dugi n. W
lewej rce ciska okrg, skrzan tarcz i trzy krtkie wcznie, dugoci nie wikszej nili
poowa jego wzrostu, z grotami rwnie dugimi jak te przy shienaraskich lancach.
- Nie mam kobziarzy, ktrzy mogliby odegra melodi - obwieci z umiechem
mczyzna - lecz j e 1 i m a c i e ch zataczy...
Nie zmieni pozycji, jednake Perrin czu zbudzon, nag czujno.
- Nazywam si Urien, pochodz z klanu Dwch Iglic Reynu Aiel. Nale do
Czerwonych Tarcz. Zapamitajcie mnie.
Ingtar zsiad z konia i ruszy do przodu, zdejmujc hem. Perrin waha si tylko
chwil, zanim rwnie stan na ziemi, by doczy do niego. Nie mg straci szansy
zobaczenia Aiela z bliska, kogo zachowujcego si jak zamaskowany Aiel. We wszystkich
opowieciach, co do jednej, Aielowie byli rwnie zabjczy i niebezpieczni jak trolloki -
niektrzy nawet powiadali, e oni s Sprzymierzecami Ciemnoci - jednake umiech Uriena
jako wcale nie przestrzega przed niebezpieczestwem, mimo e stan tak, jakby zaraz mia
poderwa si do skoku. Mia bkitne oczy.
- Wyglda zupenie jak Rand.
Perrin obejrza si i zobaczy, e Mat rwnie si do nich przyczy.
- Moe Ingtar ma racj - doda cicho Mat. - Moe Rand jest Aielem.
Perrin pokiwa gow.
- Ale to niczego nie zmienia.
- Nie, nie zmienia. - Mat wygosi to takim tonem, jakby mia co innego na myli ni
Perrin.
- Obydwaj znajdujemy si daleko od domw - powiedzia Ingtar do Aiela - i naszym,
przynajmniej, celem jest co innego ni walka.
Perrin zmieni swoje zdanie odnonie do umiechu Uriena - mczyzna wyglda w
istocie na rozczarowanego.
- Jak sobie yczysz, Shienaraninie. - Urien zwrci si w stron Verin, wanie
zsiadajcej z konia, i wykona dziwaczny ukon, wbijajc czubki wczni w ziemi i unoszc
praw do, wntrzem w jej stron. W jego gosie zabrzmia szacunek. - Rozumna, moja woda
naley do ciebie.
Verin podaa wodze jednemu z onierzy. Podesza bliej do Aiela i przyjrzaa mu si
badawczo.
- Dlaczego tak mnie nazwae? Uwaasz, e nale do Aielw?
- Nie, Rozumna. Ale wygldem przypominasz te, ktre wyprawiy si do Rhuidean i
przeyy t wypraw. Lata nie dotykaj Rozumnych w taki sam sposb jak inne kobiety, ani
tak jak dotykaj mczyzn.
Na twarzy Aes Sedai pojawio si poruszenie, w tym jednak momencie odezwa si
niecierpliwym gosem Ingtar.
- Gonimy Sprzymierzecw Ciemnoci i trollokw, Urienie. Czy widziae gdzie ich
lady?
- Trolloki? Tutaj? - Oczy Uriena pojaniay. - To jeden ze znakw, o ktrych mwi
proroctwa. Kiedy trolloki ponownie przybd na Ugr, opucimy Ziemi Trzech Sfer i na
powrt obejmiemy w posiadanie nasze dawne krainy.
Od strony konnych dobieg pomruk. Urien zmierzy ich spojrzeniem penym durny,
zdawao si, e patrzy na nich z gry.
- Ziemia Trzech Sfer? - powtrzy Mat.
Perrinowi wydao si, e przyjaciel jest jeszcze bledszy, nie cakiem jak kto chory, ale
jakby przebywa nazbyt dugo z dala od soca.
- Wy nazywacie to Ugorem - odpar Urien. - Dla nas jest to Ziemia Trzech Sfer.
Ziemia kamiennego budulca, ktry suy naszemu stworzeniu, opornej gleby, bymy udo-
wodnili, comy warci, i kary za grzech.
- Jaki grzech? - spyta Mat.
Perrin wstrzyma oddech, czekajc na bysk jednej z wczni, ktre Urien trzyma w
rku.
Aiel wzruszy ramionami.
- To si stao tak dawno, e nikt ju nie pamita. Z wyjtkiem Rozumnych i wodzw
klanw, a oni nie chc mwi. Musia to by wielki grzech, skoro nie potrafi nam go
wyzna, jednake Stwrca karze nas dotkliwie.
- Trolloki! - obstawa przy swoim Ingtar. - Czy widziae trolloki?
Urien pokrci gow.
- Gdybym je zobaczy, pozabijabym, ale nie widziaem nic prcz ska i nieba.
Ingtar potrzsn gow, tracc zainteresowanie rozmow, odezwaa si natomiast
Verin, gosem ujawniajcym gbok koncentracj.
- To Rhuidean. Co to jest? Gdzie to jest? W jaki sposb wybiera si dziewczta, ktre
tam musz pj?
Z twarzy Uriena znik wszelki wyraz, oczy skryy si za powiekami.
- Nie mog o tym mwi, Rozumna.
Mimo woli do Perrina zacisna si na trzonku topora. Ton gosu Uriena
spowodowa, e Ingtar rwnie znieruchomia, gotw sign do miecza. Wrd ludzi na
koniach zapanowao poruszenie. Jednake Verin podesza do Aiela, tak blisko, e nieomal
dotkna jego piersi, i spojrzaa mu w twarz.
- Nie jestem Rozumn, Urien - powiedziaa dobitnie. - Jestem Aes Sedai. Powiedz mi
to, co ci wolno, o Rhuidean.
Czowiek, ktry by gotw stawi czoo dwudziestu ludziom, wyglda teraz tak, jakby
mia ochot uciec przed t jedn, pulchn kobiet o siwiejcych wosach.
- Mog... ci powiedzie tylko tyle, co jest wszystkim wiadome. Rhuidean ley na
ziemiach nalecych do Jenn Aiel, trzynastego klanu. Mog tylko wymieni ich nazw i nic
wicej. Nikomu nie wolno tam si wyprawia z wyjtkiem kobiet, ktre pragn zosta
Rozumnymi, albo mczyzn, ktrzy chc zosta wodzami klanw. By moe Jenn Aiel
dokonuj wrd nich wyboru, nie wiem. Wielu tam si wyprawia, niewielu powraca i zyskuj
oni miano tego, czym s: Rozumnych albo wodzw klanw. Nic wicej powiedzie nie mog,
Aes Sedai. Nic wicej.
Verin nie przestawaa na niego patrze, wydymajc wargi.
Urien spojrza na niebo takim wzrokiem, jakby chcia je zapamita.
- Czy zabijesz mnie teraz, Aes Sedai?
Zamrugaa.
- Co takiego?
- Czy teraz mnie zabijesz? Jedno z dawnych proroctw powiada, e jeli kiedykolwiek
znowu zawiedziemy Aes Sedai, to one nas zabij. Wiem, e posiadasz wiksz moc ni
Rozumne. - Aiel rozemia si nagle, bez ladu rozbawienia. W jego oczach zataczyo dzikie
wiato. - Sprowad swe byskawice, Aes Sedai. Zatacz z nimi.
Aiel by przekonany, e zaraz umrze i wcale si nie ba. Perrin zorientowa si, e usta
ma szeroko otwarte, wic zamkn je ze syszalnym niemale trzaskiem.
- Czego ja bym nie daa - mrukna Verin, podnoszc wzrok na Uriena - eby ci
cign do Biaej Wiey. Albo eby zwyczajnie zechcia mwi. Och, uspokj si,
czowieku. Nic ci nie zrobi. Chyba e to wanie ty swoim gadaniem o tacu dajesz do
zrozumienia, e co mi zrobisz.
Urien wyranie si zdumia. Spojrza na shienaraskich onierzy, siedzcych dokoa
na koniach, jakby podejrzewa jaki podstp.
- Nie jeste Pann Wczni - powiedzia wolno. - Jak mgbym zaatakowa kobiet,
ktra nie zostaa polubiona wczni? To zabronione, chyba e w obronie ycia, a wwczas i
tak dabym si zrani, eby tego unikn.
- Dlaczego si tutaj znalaze, tak daleko od swoich ziem? - spytaa. - Dlaczego do nas
podszede? Moge pozosta na skaach i nigdy bymy ci nie zobaczyli. - Aiel wyranie si
waha, dodaa wic: - Powiedz tylko tyle, ile chcesz. Nie wiem, co robi te wasze Rozumne,
ale ja nic ci zego nie zrobi, nie bd te prbowaa do czegokolwiek zmusza.
- To samo mwi Rozumne - odpar sucho Urien - jednake nawet wdz klanu musi
mie silne trzewia, by nie postpowa zgodnie z ich wol. - Wyranie starannie dobiera
sowa. - Ja kogo... szukam. Pewnego mczyzny. - Zmierzy wzrokiem Perrina, Mata,
Shienaran, eliminujc wszystkich. - Tego Ktry Nadchodzi Ze witem. Mwi si, e jego
przyjciu bd towarzyszyy wielkie znaki i cuda. Po zbrojach twojej eskorty zorientowaem
si, e przybywasz ze Shienaru, a z wygldu przypominaa Rozumn, wic pomylaem, e
moe znasz wieci o wielkich wydarzeniach, wydarzeniach, ktre by moe zapowiadaj jego
przyjcie.
- Mczyzna? - Gos Verin brzmia agodnie, lecz oczy miaa ostre jak sztylety. - C
to za znaki?
Urien potrzsn gow.
- Mwi si, e rozpoznamy je wtedy, gdy je usyszymy, tak samo jak jego poznamy,
gdy go zobaczymy, bdzie on bowiem naznaczony. Przybdzie z zachodu, zza grzbietu
wiata, lecz bdzie w nim pyna nasza krew. Uda si do Rhuidean i wyprowadzi nas z Ziemi
Trzech Sfer.
Przeoy jedn wczni do prawej doni. Rozlego si skrzypienie metalu i skry,
onierze signli bowiem do swych mieczy, a Perrin zauway, e sam ponownie chwyci
topr, jednake Verin nakazaa im gestem i zirytowanym spojrzeniem zachowa spokj.
Urien czubkiem wczni wyrysowa w pyle koo, nastpnie przekreli je falist lini.
- Mwi si, e bdzie zwycia pod tym znakiem.
Ingtar zmarszczy brwi na widok symbolu, wyranie go nie rozpoznajc, natomiast
Mat mrukn co do siebie chrapliwie, a Perrin poczu, jak zasycha mu w ustach.
"Staroytny symbol Aes Sedai".
Verin zamazaa znak w pyle czubkiem stopy.
- Nie mog ci powiedzie, gdzie on jest, Urien owiadczya - nie syszaam te o
adnych znakach albo cudach, ktre mogyby ci do niego poprowadzi.
- Wobec tego bd kontynuowa swoje poszukiwania.
Nie byo to pytanie, jednake Urien zaczeka, dopki nie skina gow i dopiero
wtedy spojrza dumnie, wyzywajco na Shienaran, a potem odwrci si do nich plecami.
Odszed sprystym krokiem i znikn wrd ska, nie ogldajc si ani razu za siebie.
Paru onierzy zaczo pomrukiwa. Uno powiedzia co o "stuknitych, przekltych
Aielach", a Masema warkn, e powinno si wyda Aiel na pastw krukw.
- Zmarnowalimy nasz cenny czas - obwieci gono Ingtar. - Bdziemy jecha
szybciej, eby odrobi zwok.
- Tak - zgodzia si Verin - musimy jecha szybciej.
Ingtar zerkn na ni, lecz Aes Sedai wpatrywaa si w smug na drodze, tam gdzie jej
stopa zamazaa symbol.
- Z koni - rozkaza. - Zaadowa zbroje na juczne konie. Jestemy ju na ziemiach
Cairhien. Lepiej, by Cairhienowie nie pomyleli, e przybywamy z nimi walczy. Popieszcie
si z tym!
Mat podszed bliej do Perrina.
- Czy ty...? Mylisz, e on mwi o Randzie? Wiem, e to szalestwo, ale nawet Ingtar
uwaa, e on jest Aielem.
- Nie wiem - odpar Perrin. - Odkd wpltalimy si w t afer z Aes Sedai, wszystko
oszalao.
Verin odezwaa si, cicho, jakby mwia do siebie, nadal wpatrzona w ziemi.
- To na pewno czy si z ca reszt, tylko w jaki sposb? Czy Koo czasu wplata do
Wzoru wtki, o ktrych nic nie wiemy? A moe Czarny znowu dotkn Wzoru?
Perrin poczu, jak przeszywa go dreszcz.
Verin podniosa wzrok na onierzy zdejmujcych zbroje.
- Popieszcie si! - rozkazaa, z tak oschoci w gosie, na jak nawet Ingtara i Uno
razem wzitych nie byo sta. - Musimy si spieszy!
ROZDZIA 6
SEANCHANIE
Geofram Bornhald ignorowa swd poncych domw i widok cia rozcignitych w
bocie ulicy. Byar i stu stranikw w biaych paszczach, czyli poowa caej towarzyszcej mu
grupy, wjechali tu za nim do wioski. Nie bardzo mu byo w smak, e jego legion uleg
takiemu rozproszeniu i e ledczy wydawali tyle rozkazw, jednake instrukcje dosta
wyrane: okazywa ledczym posuszestwo.
Opr stawiano tu raczej niewielki, zaledwie poowa z kilkunastu domostw dymia
kolumnami ognia. Zobaczy, e karczma wci stoi, bielony kamie, z ktrego budowano
nieomal wszystko na Rwninie Almoth, by nietknity.
Przed sam karczm cign wodze, powid wzrokiem od winiw, pilnowanych
przez jego onierzy, do dugiej szubienicy, zakcajcej widok na wioskow k. Zostaa
sklecona popiesznie, z dugiego supa ustawionego na stojakach, ale pomiecia trzydziestu
ludzi, ktrym lekki wiatr rozwiewa ubrania. Wrd starszych wisiay te mae ciaka. Nawet
Byar zapatrzy si na nie z niedowierzaniem.
- Muadh! - rykn.
Od grupy strzegcej winiw podbieg siwy mczyzna. Muadh wpad kiedy w rce
trollokw, na widok jego pokancerowanej twarzy cofali si nawet najodporniejsi.
- To twoje dzieo, Muadh, czy Seanchanw?
- adnego z nas, lordzie kapitanie. - Gos Muadha, chrapliwy, niewyrany pomruk, by
jeszcze jedn pamitk po Sprzymierzecach Ciemnoci. Nic wicej nie powiedzia.
Bornhald spojrza z dezaprobat.
- Z pewnoci nie moga zrobi tego ta zgraja stwierdzi, wskazujc winiw.
Synowie z jego oddziau nie mieli ju takiego schludnego wygldu jak wtedy, gdy
przeprowadza ich przez Tarabon, jednake w porwnaniu z dzicz, ktra przycupna pod ich
czujnymi oczyma, sprawiali wraenie gotowych do parady. Mczyni odziani w achmany i
fragmenty zbroi, o ponurych twarzach. Niedobitki armii, ktr Tarabon wysao przeciwko
uczestnikom inwazji na Gow Tomana.
Muadh zawaha si, po czym odpar, wyraajc si ogldnie:
- Wieniacy powiadaj, e mieli na sobie taraboskie paszcze, lordzie kapitanie. By
wrd nich jaki rosy mczyzna, o szarych oczach i dugich wsach: pasuje to jak ula do
Syna Earwina, a take mody chopak, prbujcy skry twarz za jasn brod, ktry walczy
lew rk. To brzmi jak opis Syna Wuana, lordzie kapitanie.
- ledczy! - rzuci z pogard Bornhald.
Earwin i Wuan naleeli do tych, ktrych musia odda pod rozkazy ledczych. Ju
przedtem mia mono zaobserwowa, jak taktyk posuguj si ledczy, niemniej jednak
po raz pierwszy widzia na wasne oczy dziecice ciaa.
- Skoro lord kapitan tak twierdzi. - Muadh wymwi to takim tonem, jakby caym
sercem si z nim zgadza. - Odci ich - powiedzia zmczonym gosem Bornhald. - Odci i
powiadomi wieniakw, e nie bdzie wicej egzekucji.
"Chyba e jaki dure postanowi wykaza si swoj odwag, poniewa bdzie na
niego patrzya jego kobieta, a ja bd musia uczyni ze przykad dla innych".
Zsiad z konia, znowu przypatrujc si winiom, natomiast Muadh oddali si
popiesznie, woajc, by szykowano drabiny i noe. Mia ju dosy rozmylania o gorliwoci
ledczych, ca dusz pragn w ogle przesta myle o ledczych.
- Oni specjalnie nie garn si do walki, lordzie kapitanie - powiedzia Byar - ani ci z
Tarabonu, ani ci ostatni, pozostali przy yciu z Arad Doman. Ksaj niczym osaczone
szczury, ale uciekaj, jak tylko kto ich uksi w odwecie.
- Sprawdmy, jak postpowa z najedcami, Byar, zanim obejrzymy tych ludzi,
zrozumiane?
Na obliczach jecw odznaczay si lady pogromu, ktry przeyli tu jeszcze przed
przybyciem jego ludzi.
- Ka Muadhowi wybra jednego z nich dla mnie.
Sama twarz Muadha wystarczya, by zmikczy opr wikszoci ludzi.
- Najlepiej niech to bdzie oficer. Taki, ktry wyglda do inteligentnie, by mg
powiedzie to, co widzia bez upiksze, a przy tym mody, o jeszcze nie w peni ukszta-
towanym charakterze. Ka Muadhowi, by nie obchodzi si zbyt agodnie, zrozumiane? Niech
ten czowiek uwierzy, e za moimi zamiarami kryj si gorsze rzeczy, ni mu si
kiedykolwiek niy i zgotuj mu je, o ile nie przekona mnie, bym postpi inaczej.
Cisn wodze w rce jednego z Synw i wszed do karczmy.
O dziwo, karczmarz by na miejscu, paszczcy si, spocony, brudna koszula opinaa
mu brzuch tak ciasno, e zdobicy j pas czerwonego haftu wyglda, jakby zaraz mia pkn
z gonym trzaskiem. Bornhald odprawi go machniciem rki, kobiet i grupki dzieci
toczcych si w drzwiach byby nawet nie zauway, gdyby tusty karczmarz ich stamtd nie
przepdzi.
cign rkawice i usadowi si przy jednym ze stow. Niewiele wiedzia o
najedcach, inaczej nazywanych obcymi. Nieomal wszyscy tak ich nazywali, ci ktrzy nie
pletli, o Arturze Hawkwingu, co im lina na jzyk przyniosa. Wiedzia, e oni sami
przedstawiaj si jako Seanchanie, albo Hailene. Zna w dostatecznym stopniu Dawn Mow,
by wiedzie, e to oznacza Tych Ktrzy Przybyli Wczeniej albo Zwiastunw. Przedstawiali
si take jako Rhyagelle, Ci Ktrzy Wracaj, mwili take o Corenne, Powrocie. Byo tego
do, by omal nie uwierzy w opowieci o powrocie armii Artura Hawkwinga. Nikt nie
wiedzia, skd si wzili Seanchanie, prcz tego, e przybyli na statkach. Proby Bornhalda o
informacje skierowane do Ludu Morza przyjmowano milczeniem. Amador nie przepada za
Athaan Miere i odwzajemniano mu tym samym. Wszystko, co wiedzia o Seanchanach
pochodzio od takich ludzi, jak ci na zewntrz karczmy. Zamana, pokonana tuszcza, ktra z
rozszerzonymi oczyma, zlana potem, opowiadaa o wojownikach, ktrzy do bitwy przybyli na
grzbietach potworw, u boku ktrych walczyy potwory i ktrzy sprowadzili Aes Sedai, by
wyryway ziemi spod stp ich wrogw.
Syszc omot cikich butw w drzwiach, uzbroi twarz w wilczy grymas, jednake
Byarowi nie towarzyszy Wuadh. Synem wiatoci, ktry sta obok niego, z rkoma
zaoonymi na plecach i hemem pod pach, okaza si Jeral, o ktrym Bornhald sdzi, e jest
z dala od nich o sto mil. Modzieniec mia na zbroj narzucony paszcz skrojony zgodnie z
mod panujc w Arad Doman, oblamowany bkitem, nie za paszcz Synw.
- Muadh rozmawia w tej chwili z jakim modym czowiekiem - powiedzia Byar. -
Syn Jeral przyby wanie z posaniem.
Bornhald gestem zezwoli Jeralowi przemwi.
Modzieniec nie wyzby si sztywnej postawy.
- Wyrazy szacunku od Jaichima Carridina - zacz, patrzc prosto przed siebie - ktry
kieruje Rk wiatoci w...
- Niepotrzebne mi wyrazy szacunku ledczych warkn Bornhald i zobaczy
zdziwienie na twarzy posaca. Jeral by jeszcze mody. Zreszt Byar rwnie wyglda na
zmieszanego. - Sam mi przekaesz wiadomo od niego, zrozumiane? Nie sowo w sowo,
chyba e tego zadam. Po prostu powiedz mi, czego on chce.
Syn, gotw recytowa, przekn lin, nim zacz.
- Lordzie kapitanie, on... powiada, e prowadzisz za wielu ludzi nazbyt blisko Gowy
Tomana. Twierdzi, e trzeba wypleni Sprzymierzecw Ciemnoci z Rwniny Almoth, a ty,
wybacz mi lordzie kapitanie, masz natychmiast zawraca i rusza do samego serca rwniny.
Sta sztywny, wyczekujcy.
Bornhald przypatrzy mu si dokadnie. Twarz Jerala, jak rwnie jego paszcz i
wysokie buty, pokrywa kurz rwniny.
- Id i znajd sobie co do zjedzenia - powiedzia mu Bornhald. - W jednym z domw
powinna by jaka woda, jeli chcesz si umy. Wr do mnie za godzin. Dam ci wtedy
odwrotn wiadomo.
Odprawi modzieca gestem rki.
- ledczy mog mie racj, lordzie kapitanie - powiedzia Byar po wyjciu Jerala. - Po
caej rwninie rozsianych jest wiele wiosek i Sprzymierzecy Ciemnoci...
Bornhald wszed mu w sowo, uderzajc doni o st.
- Jacy Sprzymierzecy Ciemnoci? W adnej z wiosek, ktre on nakaza przej, nie
widziaem nic prcz chopw i rzemielnikw, zamartwiajcych si, e spalimy im ich bydo,
a take kilka starych kobiet dogldajcych chorych.
Twarz Byara moga by przykadem na brak wyrazu i zawsze byo mu pilniej szuka
Sprzymierzecw Ciemnoci ni Bornhaldowi.
- A te dzieci, Byar? Czyby tutejsze dzieci byy Sprzymierzecami Ciemnoci?
- Za grzechy matki odpowiadaj dzieci w pitym pokoleniu - zacytowa Byar - a za
grzechy ojca w dziesitym.
Wyranie jednak si zmiesza. Nawet Byar w yciu nie zabi dziecka.
- Czy ci nie przyszo do gowy, Byar, by si zastanowi, dlaczego Carridin zabra nam
sztandary a paszcze ludziom, ktrych prowadz ledczy? Nawet sami ledczy zdjli biel. To
daje do mylenia, nieprawda?
- Musi mie swoje powody - wolno odpar Byar. - ledczy zawsze maj swoje
powody, mimo e nie zawsze o nich mwi nam pozostaym.
Bornhald przypomnia sobie, e Byar jest dobrym onierzem.
- Synowie na pnocy nosz taraboskie paszcze, Byat, a ci na poudniu domaskie.
Nie podoba mi si, czym to pachnie. S tutaj Sprzymierzecy Ciemnoci, ale w Falme, nie na
rwninie. Gdy Jeral wyruszy w drog, nie ma jecha w pojedynk. Posania maj dotrze do
wszystkich zgrupowa Synw, ktre wiadomo, jak znale. Chc poprowadzi legion na
Gow Tomana, Byar, i sprawdzi o co chodzi tym prawdziwym Sprzymierzecom
Ciemnoci, Seanchanom.
Byar wyglda na zakopotanego, lecz zanim zdy co powiedzie, pojawi si
Muadh z jednym z jecw. Spocony mody mczyzna w powyginanym, strojnym
napierniku, ciska ukradkowe spojrzenia w stron szpetnej twarzy Muadha.
Bornhald wycign sztylet i zacz czyci nim sobie paznokcie. Nigdy nie udao mu
si poj, dlaczego niektrych wprawiao to w zdenerwowanie, niemniej stale ucieka si do
tego wybiegu. Mimo dobrodusznego umiechu brudna twarz winia zbielaa.
- Nue, mody czowieku, opowiadaj wszystko, co wiesz o tych obcych, tak? Jeli
uznasz, e musisz si zastanowi nad swoimi sowami, odel ci z powrotem do Syna
Muadha, eby je sobie przemyla.
Wizie spojrza szybko rozwartymi szeroko oczyma na Muadha. Po chwili sowa
zaczy wylewa si z niego prawdziw rzek.


Gbokie fale wd oceanu Aryth wprawiay "Spray" w gwatowne koysanie, jednak
kapitan Domon utrzymywa rwnowag na szeroko rozstawionych stopach i przyoywszy
dug tub ze szkem powikszajcym do oka, obserwowa cigajcy ich wielki statek. ciga
ich i stopniowo dogania. Wiatr popychajcy "Spray" nie by ani specjalnie przyjazny ani te
najsilniejszy, natomiast tam, gdzie ten drogi statek pru dziobem wzburzone fale,
przeksztacajc je w zwaowiska piany, nie mg d lepiej. Na wschodzie majaczy zarys
wybrzea Gowy Tomana, ciemne klify i wskie achy piasku. Wczeniej nie zadba, by
"Spray" wypyna gbiej w morze i teraz obawia si, e przyjdzie mu za to zapaci.
- Obcy, kapitanie? - Gos Yarina wydobywa si z trudem i jakby przedziera si przez
co. - Czy to statek obcych?
Domon opuci szko powikszajce, mia jednak wraenie, e oko wci wypenia mu
cakowicie wysoki, jakby kwadratowy statek wyposaony w dziwaczne, ebrowane agle.
- Seanchanie - odpar i usysza tylko jk Yarina. Zabbni tustymi palcami po relingu,
po czym rozkaza sternikowi: - Steruj do brzegu. Ten statek nie odway si wpyn na pytkie
wody, a "Spray" da rad po nich eglowa.
Yarin wyda krzykiem komendy i czonkowie zaogi pobiegli wciga maszty,
natomiast sternik przechyli rumpel, nakierowujc dzib w stron wybrzea. "Spray" zacza
pyn wolniej, ustawiona teraz pod wiatr, Domon by jednak pewien, e zdy dotrze na
pytsze wody, zanim dogoni ich tamten statek.
"Nawet gdyby miaa pene adownie, i tak daaby rad utrzyma si na pyciznach,
podczas gdy temu wielkiemu kadubowi to si nigdy nie uda".
d miaa teraz nieco mniejsze zanurzenie ni w drodze do Tanchico. Jej adunek
zmniejszy si o trzeci cz, to znaczy fajerwerki, ktre zabra w tamt stron i sprzeda w
wioskach rybackich na wybrzeu Gowy Tomana, jednake srebru, ktre spyno w zamian
za ten towar, towarzyszyy niepokojce wieci. Ludzie opowiadali o wizytach wysokich,
kanciastych statkw najedcw. Gdy statki Seanchan zarzuciy kotwice, wieniakw, ktrzy
organizowali si do obrony domostw, trafi piorun, a tymczasem mae dki wci dowoziy
najedcw do brzegu i ziemia stawaa w ogniu pod ich stopami. Domonowi wydawao si,
e opowiadaj jakie brednie, dopki nie pokazano mu sczerniaej ziemi i to w zbyt wielu
wioskach, by dalej wtpi w te opowieci. U boku seanchaskich onierzy walczyy monstra,
mimo e nie napotykali na powaniejszy opr, twierdzili wieniacy, a niektrzy nawet upierali
si, e sami Seanchanie to te monstra, z gowami, ktre nadaway im wygld ogromnych
insektw.
W Tanchico nikt przedtem nie wiedzia, jak nazywaj samych siebie, a Taraboni
chepili si, e ich onierze przepdzaj najedcw na morze. Jednake w kadym miaste-
czku na wybrzeu sytuacja bya inna. Seanchanie mwili zdumionym ludziom, e musz na
nowo zoy zapomniane przysigi, jakkolwiek nie raczyli wyjani, kiedy to o nich
zapomnieli albo, jakie jest znaczenie owych przysig. Mode kobiety, jedne po drugich,
zabierano na przesuchania, a niektre wsadzano na pokady statkw i wszelki lad po nich
gin. Znikno rwnie kilka starszych kobiet, wrd nich par Przewodniczek i
Uzdrowicielek. Seanchanie wybierali nowych burmistrzw i nowe rady, a kady, kto poway
si na protest w sprawie znikania kobiet albo niemonoci wzicia udziau w wyborach, mg
by powieszony, stan nagle w pomieniach albo zosta zignorowany, niczym ujadajcy pies.
Nie byo jak przewidzie, co si stanie, dopki nie okazywao si, e jest za pno.
I gdy ludzie zostali ju gruntownie zastraszeni, gdy ju wprowadzono im taki zamt
do gw, e nauczyli si klka i skada przysigi, okazywa Zwiastunom posuszestwo,
oczekiwa Powrotu i oddawa wasne ycie za Tych Ktrzy Wracaj, Seanchanie odpywali,
by na og ju nigdy wicej si nie pojawi. Powiadano, e Falme to jedyne miasto, ktrego
nie wypucili z rk.
W niektrych, opuszczonych ju przez nich wsiach, mczyni i kobiety ukradkiem
powracali do swego uprzedniego trybu ycia, przebkujc nawet o dokonaniu ponownych
wyborw do rad, wikszo jednak spozieraa nerwowo na morze i z pobladymi licami
zarzekaa si, e dochowaj przysig, do zoenia ktrych ich zmuszono, nawet jeli ich nie
rozumiej.
Na tyle, na ile da si tego unikn, Domon nie mia zamiaru poznawa adnego
Seanchanina.
Wanie przykada szko do oczu, by obejrze, co si dzieje na zbliajcym si
pokadzie Seanchan, gdy nagle, przy akompaniamencie oguszajcego ryku, w odlegoci
mniejszej ni sto krokw od bakburty, ponad powierzchni oceanu wytrysna fontanna wody
i ognia. Zanim w ogle zdy wytrzeszczy oczy na to zjawisko, taka sama ponca kolumna
wybia si z morza po drugiej stronie, a gdy odwrci si, by tam spojrze, jeszcze jedna
wyskoczya od przodu. Wybuchy zamieray rwnie szybko, jak powstaway, wzniecony przez
nie py wodny opada na pokad. W miejscach eksplozji morze bulgotao i parowao jak za-
gotowane.
- Zdymy... wpyn na pytkie wody, zanim zbli si do nas - wolno powiedzia
Yarin. Wyranie stara si nie patrze na morze, skbione pod mgielnymi chmurami.
Domon potrzsn gow.
- Cokolwiek to byo, oni s w stanie roztrzaska nas na kawaki, nawet gdyby d
wpyna do strefy przyboju. - Zadra, gdy skojarzy w mylach pomienie we wntrzu
morskiej fontanny i swoje adownie, pene fajerwerkw. Fortuno, okalecz mnie, moglimy
nawet nie doy zatonicia.
Skubn brod i potar wygolon, grn warg, ocigajc si z wydaniem rozkazu -
statek i to, co si na nim znajdowao, byo wszystkim, co w ogle posiada - a w kocu
zmusi si do mwienia.
- Ustawi d pod wiatr i opuci agle. Nue, czowieku, piesz si! Nim pomyl,
e nadal prbujemy ucieka!
Marynarze pobiegli opuszcza trjktne agle, natomiast Domon obrci si, by
patrze na nadpywajcych Seanchan. "Spray" wytracia szybko, teraz podrzucao j
wzburzone morze. Tamten statek by znacznie wyszy ni d Domona, przy dziobie i
sterach mia wbudowane wieyczki. Po olinowaniu wspinali si ludzie, podnosili cudaczne
agle, na wieyczkach stay postacie w zbrojach. Od jednej z burt odbi barkas i mkn teraz w
stron "Spraya", napdzany dziesitk wiose. Nis na swym pokadzie zakute w zbroje
sylwetki oraz - Domon unis brwi ze zdziwienia dwie kobiety, przycupnite przy sterze.
Barkas uderzy z gonym omotem o kadub "Spraya".
Pierwszy na pokad wspi si jeden ze zbrojnych, a Domon z miejsca zrozumia,
dlaczego niektrzy wieniacy twierdz, e sami Seanchanie s potworami. Hem przypomina
gow monstrualnego insekta, zdobice go cienkie czerwone pira przypominay czuki:
wojownik zdawa si patrze poprzez szczk. Dla zwikszenia efektu hem pomalowano i
pozocono, reszt zbroi rwnie zdobia farba i zoto. Pier, powierzchnie doni i uda
zakryway zachodzce na siebie, czarne i czerwone pytki ze zotymi brzegami. Nawet stalowe
rkawice mieniy si czerwieni i zotem. W miejscach nie zakrytych zbroj wida byo
ciemn skr odzienia. Mczyzna przez plecy mia przewieszony obosieczny miecz o
zakrzywionym ostrzu, schowanym do pochwy, rkoje wykonano z czarno-czerwonej skry.
Posta w zbroi zdja hem i Domon wybauszy oczy. Zobaczy kobiet. Ciemne
wosy miaa krtko przystrzyone, a twarz surow, lecz nie byo wtpliwoci, e to kobieta.
Nigdy w yciu nie sysza o czym takim, jedynie w opowieciach o Aielach, a wszak
powszechnie byo wiadomo, e Aielowie s szaleni. Rwnie mocno zbija z tropu fakt, e jej
twarz niczym si nie wyrniaa, cho tego si spodziewa po Seanchanach. Oczy byy
wprawdzie bkitne, a skra nadzwyczaj jasna, ale ju takie widywa. Gdyby ta kobieta miaa
na sobie sukni, nikt nie spojrzaby na ni wicej ni raz. Przyjrza si jej dokadniej i zmieni
zdanie, stalowy wzrok i twarda linia policzkw wyrniayby j wszdzie.
W lad za kobiet na pokad weszli pozostali onierze. Domon stwierdzi z ulg, gdy
niektrzy zdjli swe dziwaczne hemy, e przynajmniej oni s mczyznami, mczyznami o
czarnych albo brzowych oczach, ktrzy w Tanchico albo Illian przeszliby nie zauwaeni. Ju
zdya opa go wizja armii bkitnookich kobiet uzbrojonych w miecze.
"Aes Sedai z mieczami" - pomyla, przypomniawszy sobie wybuchajce morze.
Kobieta aroganckim spojrzeniem zlustrowaa statek, po czym zdecydowaa, e
kapitanem jest Domon - sdzc po ubraniach, musia nim by albo on, albo Yarin, a poniewa
Yarin przymkn oczy i niesyszalnie mamrota modlitwy, wypadao na Domona - i wbia w
niego wzrok, jakby to by gwd.
- Czy wrd zaogi albo pasaerw znajduj si jakie kobiety? - Mwic, mikko
poykaa niektre goski, przez co trudno j byo zrozumie, jednake w jej gosie sycha
byo szorstk nut, wskazujc, e kobieta przywyka uzyskiwa odpowiedzi na swoje
pytania. - Gadaj, czowieku, jeli to ty jeste kapitanem. Jak nie, to obud tamtego durnia i ka
mu mwi.
- To ja jestem kapitanem, moja pani - odpar przezornie Domon. Nie mia pojcia, jak
si do niej zwraca, a nie chcia popeni gafy. - Nie przewo adnych pasaerw i nie ma
kobiet wrd mojej zaogi.
Przypomniay mu si wywiezione dziewczta i kobiety, nie po raz pierwszy
zastanowio go, czego ci ludzie od nich chc.
Z barkasa na pokad wspinay si dwie kobiety ubrane jak przystao kobietom, z tym
tylko, e jedna wcigaa drug za smycz ze srebrzystego metalu, w co Domon nie mg
prawie uwierzy. Smycz cigna si od bransolety na doni pierwszej do obrczy na szyi
drugiej. Domon nie by w stanie stwierdzi, czy smycz zostaa przywizana, czy te przy-
mocowana na stae - jako wydawao si, e jest tak i tak - lecz wyranie stanowia cao z
bransolet i obrcz. Pierwsza kobieta zwijaa smycz w piercienie w miar jak druga
wchodzia na pokad. Kobieta w obrczy, noszca proste, ciemnoszare szaty, stana ze
splecionymi domi, wbijajc wzrok w deski pod swymi stopami. Druga ubrana bya w
niebiesk sukni, na piersi i bokach spdnicy, koczcej si tu nad cholewami wysokich
butw, naszyte miaa czerwone wstawki z rozszczepionymi, srebrnymi byskawicami. Domon
przypatrywa si kobietom z niepokojem.
- Mw wolniej, czowieku - zadaa niebieskooka kobieta sw niewyran mow.
Przesza przez pokad, by stan mu twarz w twarz, wbia w niego wzrok, z jakiego
niewiadomego powodu wydawaa si wysza i mocniej zbudowana od niego. - Jeszcze
trudniej ci zrozumie ni innych na tej przekltej przez wiato ziemi. Wszak nie twierdz,
e nale do Krwi. Jeszcze nie. Dopiero po Corenne... Jestem kapitan Egeanin.
Domon powtrzy raz jeszcze swoje poprzednie sowa, starajc si mwi wolno i
doda:
- Jestem spokojnym kupcem, kapitanie. Nie chc wam zrobi nic zego i nie bior
udziau w waszej wojnie. Nie potrafi si powstrzyma, by znowu nie spojrze na dwie
kobiety poczone smycz.
- Spokojny kupiec? - zadumaa si Egeanin. W takim razie bdzie ci wolno od razu
odpyn, jak tylko jeszcze raz zoysz hod. - Zauwaya jego ukradkowe spojrzenia i
odwrcia si, by umiechn si do kobiet z dum posiadacza. - Podziwiasz moj damane?
Sono mnie kosztowaa, lecz warta kadej monety. Zaledwie kilku wysoko urodzonych
posiada damane, wikszo stanowi wasno tronu. Ona jest silna, kupcze. Umiaaby rozbi
twj statek w drzazgi, gdybym tylko zechciaa.
Domon zagapi si jak oniemiay na kobiety i srebrn smycz. T w sukni ozdobionej
byskawicami skojarzy z pomienistymi fontannami z morza i zaoy, e to Aes Sedai.
Egeanin wywoaa kompletny zamt w jego gowie.
"Nikt by nie mg tego zrobi..."
- Czy ona jest Aes Sedai? - spyta z niedowierzaniem.
Nawet nie zauway zbliajcego si ciosu, ktry zadany zosta od niechcenia
wierzchem doni. Zachwia si, gdy stalowa rkawica rozcia mu warg.
- Tego imienia si nie wymawia - powiedziaa Egeanin aksamitnym gosem. - S tylko
damane, Wzite Na Smycz, i teraz su prawdzie, a take swojemu mianu.
Ld wydawa si ciepy w porwnaniu z tymi oczyma.
Domon przekn krew i nie oderwa doni zacinitych przy bokach w pici. Nawet
gdyby mia w zasigu miecz, nie poprowadziby zaogi na rze, jednake zachowanie po-
kornego tonu kosztowao go nie lada wysiek.
- Nie chciaem okaza braku szacunku, kapitanie. Nie wiem nic o was ani o waszych
obyczajach. Jeli obraziem, to z ignorancji, a nie z rozmysu.
Popatrzya na niego, po czym odpara:
- Wszyscy jestecie ignorantami, kapitanie, lecz ty spacisz dug swych przodkw. Ta
ziemia naleaa do nas i na powrt stanie si nasza. Wraz z Powrotem znowu stanie si nasza.
Domon nie wiedzia, co powiedzie. - "Przecie ona nie moe uwaa tych bredni o
Arturze Hawkwingu za prawd?" - pomyla i nie otwiera ust.
- Poeglujesz do Falme... - Prbowa zaprotestowa, lecz jej grone spojrzenie
uciszyo go i mwia dalej - gdzie ty i twoja d zostaniecie poddani badaniu. Jeli nie
okaesz si czym wicej ni spokojnym kupcem, jak twierdzisz, bdzie ci wolno odpyn
wasn drog, gdy ju zoysz przysig.
- Przysiga, kapitanie? Jaka przysiga?
- By posusznym, oczekiwa i suy. Twoi antenaci winni to byli zapamita.
Zabraa swych ludzi - z wyjtkiem jednego czowieka w prostej zbroi, ktra tak jak i
niski ukon, wiadczya o jego niskiej randze - i barkas odpyn w stron wikszego statku.
Pozostawiony Seanchanin nie wyda adnych rozkazw, tylko usiad ze skrzyowanymi
nogami na pokadzie i zabra si za ostrzenie miecza, natomiast zaoga wcigna agle i
uruchomia statek. Wydawa si zupenie nie przestraszony faktem, e zosta sam, a Domon
osobicie wyrzuciby za burt kadego czonka zaogi, ktry podnisby na niego rk,
bowiem pyncej wzdu linii wybrzea "Spray" cay czas towarzyszy statek Seanchan,
znajdujcy si na gbszych wodach. Obydwa statki dzielia mila, Domon wiedzia jednak, e
nie ma co liczy na powodzenie prby ucieczki, postanowi wic, i przekae na powrt tego
czowieka kapitan Egeanin, caego i zdrowego, niczym niemowl, ktre matka tulia przedtem
w ramionach.
Droga do Falme bya duga, Domon w kocu namwi Seanchanina, by cokolwiek
powiedzia. Ciemnooki mczyzna w rednim wieku, z jedn zastarza blizn nad okiem i
drug, przecinajc szyj, nazywa si Caban i nie ywi nic innego prcz pogardy wobec
wszystkich po tej stronie oceanu Aryth. To wzbudzio chwilowe wtpliwoci Domom.
"Moe oni naprawd s... Nie, to istne szalestwo".
Caban wymawia sowa rwnie bekotliwie jak Egeanin, lecz gdy jej sposb mwienia
przywodzi na myl jedwab zelizgujcy si z elaza, jego podobny by do skry skrzypicej
na kamieniu, przewanie chcia opowiada o bitwach, pijatykach i kobietach, ktre pozna.
Domon nie by do koca przekonany, czy mwi o rzeczach, ktre zdarzyy si tu i teraz, ani
te skd ten czowiek waciwie pochodzi. Z pewnoci nie opowiada o przyszych
zdarzeniach, na ktrych zaleao mu najbardziej.
Domon spyta go raz o damane. Caban, siedzcy przed sternikiem, wycign w gr
rk i przyoy czubek miecza do garda Domona.
- Strze si przed tym, czego dotyka twj jzyk, bo inaczej go utracisz. To sprawa
Krwi, nie za tobie podobnych. Ani mnie.
Po tych sowach wyszczerzy zby w umiechu, a potem ponownie zabra si za
wygadzanie osek cikiego, zakrzywionego ostrza.
Domon dotkn miejsca nad konierzem, z ktrego cieka krew i postanowi, e o to
przynajmniej nie bdzie wicej pyta.
Im bliej byo do Falme, tym wicej mijali seanchaskich statkw, wysokich i
kanciastych, niektre miay postawione agle, lecz wikszo staa na kotwicy. Wszystkie
miay zaokrglone dzioby i byy wyposaone w wiee; najwiksze okrty, jakie Domon
widzia w yciu, nawet w porwnaniu ze statkami Ludu Morza. Zauway kilka miejscowych
odzi, z ostro zakoczonymi dziobami i przechylonymi aglami, pomykay po zielonych
grzywaczach. Dziki temu widokowi nabra pewnoci, e Egeanin mwia prawd, gdy
twierdzia, e puci go wolno.
Gdy "Spray" dopyna do cypla, na ktrym znajdowao si Falme, Domon zagapi si
na rzesze seanchaskich statkw zakotwiczonych w porcie. Usiowa je policzy, ale podda
si przy setnym, nie dochodzc nawet do poowy. Widywa ju tyle statkw zgromadzonych
w jednym miejscu - w Illian, zie, a nawet w Tanchico - jednake tam ta liczba obejmowaa
rwnie mniejsze odzie. Mruczc ponuro do siebie, wprowadzi "Spray" do portu, niby owc
zaganian przez ogromnego, seanchaskiego psa pasterskiego.
Falme byo pooone na cyplu wyrastajcym z samego czubka Gowy Tomana, tylko
od zachodu nie otacza je ocean Aryth. Z obu stron, przy ujciu portu, zbiegay si szeregi
wysokich klifw, a na szczycie jednego z nich, ktry musia min kady statek wpywajcy
do portu, stay wiee Obserwatorw Morskich. Z boku jednej z wie zwisaa klatka, siedzia
w niej jaki zrezygnowany czowiek, dyndajc nogami przewieszonymi przez kraty na
zewntrz.
- Kto to jest? - spyta Domon.
Caban wreszcie przesta ostrzy miecz, bo Domon zacz si ju zastanawia, czy on
przypadkiem nie chce si nim ogoli. Seanchanin spojrza w kierunku wskazanym przez
Domom.
- Och, to jest Pierwszy Obserwator. Oczywicie nie ten, ktry siedzia na tronie,
wwczas gdy tu na samym pocztku przybylimy. Kiedy on umiera, wybieraj nastpnego i
wtedy wsadzamy go do klatki.
- Ale po co? - dopytywa si Domon.
Szeroki umiech odsoni liczne zby.
- Wypatrywali niewaciwej rzeczy i czsto si zapominali.
Domon oderwa oczy od Seanchanina. "Spray" zsuna si z ostatnich wzburzonych fal
penego morza i wpyna na spokojniejsze wody portu.
"Ja naprawd jestem kupcem i to nie mj interes".
Falme rozcigao si od kamiennych nabrzey przystani, poprzez kotlin, na dnie
ktrej gniedzi si port a po wzgrza. Domon nie umia stworzy sobie obrazu Falme, nie
wiedzia, czy te domy z ciemnego kamienia tworz wie sporej wielkoci, czy raczej
pomniejsze miasto. Z ca pewnoci nie zauway w nim adnej budowli, ktra mogaby
rywalizowa z najskromniejszym paacem w Illian.
Wprowadzi "Spray" do jednej z przystani i w trakcie, gdy zaoga wizaa cumy,
zastanawia si, czy Seanchanie nie zechcieliby kupi fajerwerkw, ktre ma w adowni.
"To nie mj interes".
Ku jego zdziwieniu, Egeanin osobicie przywiosowaa do przystani razem ze swoj
damane. Tym razem bransolet nosia inna kobieta, z czerwonymi naszywkami i rozdwojo-
nymi byskawicami na sukni, natomiast damane bya ta sama, kobieta o smutnej twarzy, ktra
nie podnosia wzroku, dopki kto do niej nie przemwi. Egeanin kazaa Domonowi i
zaodze statku zebra si na przystani i czeka na pomocie pod okiem dwch onierzy -
najwyraniej uznaa, e nie potrzeba ich wicej, a Domon nie mia zamiaru si z ni sprzecza
- podczas gdy pozostali onierze przeszukiwali pod jej kierunkiem "Spray". Wrd
przeszukujcych bya te damane.
Nagle na przystani co si pojawio. Domon nie potrafi wymyli lepszego okrelenia.
Bya to zwalista bestia, o skrzastej, szarozielonej skrze i dziobie zamiast ust, wystajcym z
trjktnego ba, oraz trojgiem oczu. Suna ociale obok mczyzny, na zbroi ktrego
namalowanych byo troje oczu, takich samych, jak jej lepia. Miejscowi, dokerzy i eglarze w
prymitywnie haftowanych koszulach i kamizelach sigajcych do kolan, umykali w popochu
na widok tej pary, natomiast Seanchanie w ogle nie zwracali na nich uwagi. Czowiek
wydawa si kierowa potworem za pomoc sygnaw dawanych rk.
Mczyzna i stwr skrcili midzy budynkami, zostawiajc za sob zagapionego
Domona i jego marynarzy, szemrzcych midzy sob. Dwch seanchaskich stranikw
naigrawao si z nich w milczeniu.
"Nie mj interes" - przypomnia sobie Domon. Jego interesem by statek.
W powietrzu unosi si znajomy zapach soli i smoy. Domon siedzia na kamieniu
rozgrzanym od soca, wierci si i zastanawia si, czego Seanchanie szukaj. Czego szuka
damane. Czym byo tamto stworzenie. Nad portem kryy rozkrzyczane mewy. Zaciekawio
go, jakie dwiki wydaje z siebie czowiek z klatki.
"Nie mj interes".
W kocu Egeanin przyprowadzia pozostaych do przystani. Niosa co owinitego w
skrawek tego jedwabiu, zauway przytomnie Domon. Co tak maego, e dawao si nie
jedn rk, niemniej ona niosa to ostronie obydwoma.
Podnis si - powoli, ze wzgldu na onierzy, w ich oczach widniaa ta sama
pogarda, jak okazywa Caban.
- Widzisz, kapitanie? Naprawd jestem tylko spokojnym kupcem. Moe twoi ludzie
raczyliby kupi kilka fajerwerkw?
- By moe, kupcze.
Od bijcego od niej tumionego podniecenia zrobio mu si nieswojo, a nastpne
sowa jeszcze spotgoway to uczucie.
- Pjdziesz ze mn.
Nakazaa dwm onierzom, by jej towarzyszyli, jeden z nich popchn Domona, by
ruszy z miejsca. Nie byo to brutalne pchnicie, Domon bywa wiadkiem, jak chopi w taki
sam sposb traktuj krowy. Zaciskajc zby, poszed ladem Egeanin.
Brukowana ulica pia si w gr zbocza, zostawiajc za sob wo portu. Kryte
dachwkami domy robiy si coraz wiksze i wysze w miar, jak ulica wspinaa si po
zboczu. Zadziwiajce, bo miasto w istocie opanowali najedcy, ale po drodze snuo si
wicej miejscowych nili seanchaskich onierzy i co jaki czas mijali osonity palankin
niesiony przez mczyzn z obnaonymi torsami. Mieszkacy Falme krztali si i zabiegali
wok swoich spraw w taki sposb, jakby Seanchan wcale nie byo. Albo prawie wcale. Na
widok palankinu czy onierza, zarwno biedacy, z zaledwie pojedynczym albo podwjnym
wijcym si szlaczkiem zdobicym brudne ubranie, jak i bogacze, w koszulach, kamizelach i
sukniach, pokrytych od ramienia po pas zawiymi haftami, zginali si w ukonie i nie
prostowali, dopki Seanchanin nie znikn z zasigu wzroku. Tak samo postpowali, gdy
mija ich Domon i jego stra. Ani Egeanin, ani jej onierze nie raczyli nawet na nich
spojrze.
Domon przey szok, gdy zauway, e niektrzy z miejscowych nosz sztylety u pasa,
a w kilku przypadkach nawet miecze. Tak go to zadziwio, e nie mylc wiele, powiedzia:
- Niektrzy przeszli na wasz stron?
Egeanin obejrzaa si na niego ze srogim marsem na czole, najwyraniej zdumiona.
Bez zwalniania kroku popatrzya na ludzi i przytakna.
- Chodzi ci o miecze. To s nasi ludzie teraz, kupcze, zoyli przysig. - Znienacka
przystana, wskazujc na wysokiego mczyzn o zwalistych barkach, w pokrytej gstym
haftem kamizeli i z mieczem koyszcym si na zwykym, skrzanym pendencie. - Ty.
Mczyzna zatrzyma si w p kroku, z jedn stop zawis w powietrzu. Na jego
twarzy pojawi si teraz wyraz przeraenia, cho twarz z natury miaa mocne rysy i m-
czyzna wyglda tak, jakby mia ch rzuci si do ucieczki. Zamiast tego obrci si w jej
stron i ukoni, z rkoma na kolanach i oczyma wbitymi w jej buty.
- Czyme mog suy kapitanowi? - spyta gosem penym napicia.
- Jeste kupcem? - spytaa Egeanin. - Czy zoye przysig?
- Tak, kapitanie. Tak. - Nie odrywa wzroku od jej stp.
- Co mwisz ludziom, gdy wjedasz swymi wozami w gb ldu?
- e musz by posuszni Zwiastunom, kapitanie, oczekiwa Powrotu i suy Tym,
Ktrzy Wracaj.
- I nigdy ci nie przychodzi do gowy, eby uy tego miecza przeciwko nam?
Mczyzna zacisn z caych si rce na kolanach, a zbielay mu od tego kykcie;
zdawa si ocieka potem.
- Zoyem przysig, kapitanie. Jestem posuszny, oczekuj i su.
- Widzisz! - powiedziaa Egeanin, zwracajc si do Domona. - Nie ma powodu, by
zabrania im noszenia broni. Handel jest potrzebny, a kupcy musz si chroni przed
bandytami. Pozwalamy ludziom przyjeda i odjeda wedle woli, pod warunkiem, e s
posuszni, oczekuj i su. Ich przodkowie nie dotrzymali przysigi, jednake ci ju dostali
nauczk.
Ponownie zacza si wspina po zboczu, onierze popchnli Domona, nakazujc, by
poszed w jej lady.
Domon obejrza si na kupca. Mczyzna trwa w miej scu nadal zgity w ukonie,
dopki Egeanin nie pokonaa dziesiciu krokw w gr ulicy, wtedy wyprostowa si i
popieszy w przeciwn stron, dugimi susami schodzc w d zbocza.
Egeanin i stranicy nie obejrzeli si rwnie wtedy, gdy min ich seanchaski oddzia
udajcy si pod gr. onierze jechali na stworzeniach, ktre wyglday jak koty, z tym e
byy wielkoci koni, a ich skra, nakryta siodami, marszczya si jaszczurcz usk barwy
spiu. Obdarzone pazurami apy szuray gono na kamieniach bruku. Trjoki eb obrci si,
by spojrze na Domona, gdy oddzia wymija ich w drodze na szczyt wzniesienia. Potkn si
i omal nie upad. Wzdu caej ulicy wida byo mieszkacw Falme, ktrzy wciskali si w
mury budynkw, niektrzy zamykali oczy. Seanchanie nie zwracali na nich adnej uwagi.
Domon rozumia, dlaczego Seanchanie zezwalaj ludziom na tyle wolnoci.
Zastanawia si, czy jemu starczyoby odwagi, by stawia opr. Damane. Monstra. Zada so-
bie pytanie, czy w ogle istnieje sposb na zatrzymanie Seanchan w ich marszu do samego
grzbietu wiata.
"Nie mj interes" - szorstko skarci si w duchu i j si gowi nad tym, w jaki sposb
zapobiec udziaowi Seanchan w jego przyszych transakcjach handlowych.
Dotarli na sam szczyt wzniesienia. Tutaj koczyo si miasto, ustpujc miejsca
wzgrzom. Nie byo otoczone adnymi murami. Dalej pobudowano karczmy udzielajce
gociny kupcom, ktrzy handlowali w gbi kraju, a take dziedzice dla powozw i koni.
Zabudowania mogy konkurowa z rezydencjami pomniejszych lordw w Illian. Przed
najwikszym domostwem wystawiono gwardi honorow zoon z seanchaskich onierzy,
a ponad wszystkim powiewa niebieski sztandar ze zotym sokoem rozpocierajcym szeroko
skrzyda. Egeanin oddaa gwardzistom miecz i sztylet, zanim wprowadzia Domona do
rodka. Obaj jej onierze zostali na ulicy. Domon zacz si poci. Pachniao mu to wszystko
arystokracj, a z arystokratami nigdy nie zaatwiao si dobrze interesw na ich wasnym te-
renie.
We frontowym holu Egeanin pozostawia Domona pod jakimi drzwiami, a sama
wdaa si w rozmow ze sucym, czowiekiem miejscowym, sdzc po obszernych r-
kawach koszuli i haftowanych spiralach zdobicych pier. Domonowi wydao si, e posysza
te sowa ,jego lordowska mo". Sucy oddali si popiesznie, ale wnet powrci, by
zaprowadzi ich do najwikszej bez wtpienia izby w caym budynku, z ktrej wyniesiono
wszystkie meble, cznie z dywanami, a kamienn podog wypolerowano do lnicego
poysku. ciany i okna skryte byy za parawanami zdobionymi w wizerunki nieznanych
ptakw.
Egeanin zatrzymaa si na samym rodku izby. Gdy Domon prbowa j wypyta, co
to za miejsce i z jakiego powodu si tutaj znaleli, uciszya go wciekym spojrzeniem i
nieartykuowanym warkniciem. Nie ruszaa si, nie zrobia najmniejszego kroku, a mimo to
zdawao si, e zaraz zacznie podskakiwa na czubkach palcw. W doniach trzymaa jaki
przedmiot zabrany z jego statku. Usiowa si domyli, co to moe by.
Nagle rozlego si ciche brzmienie gongu i Seanchanka pada na kolana, ostronie
ukadajc obok siebie owinity w jedwab przedmiot. Pod wpywem jej spojrzenia Domon
rwnie uklk. Lordowie maj dziwne obyczaje i spodziewa si, e seanchascy lordowie
maj jeszcze dziwniejsze ni te, ktre byy mu w miar znajome.
W drzwiach po przeciwlegej stronie izby stano dwch mczyzn. Jeden z nich mia
Lew cz gowy wygolon, a pozostae jasnozote wosy zaplecione w warkocz i zaoone
za ucho. Warkocz opada mu na rami. Szata o barwie intensywnej ci bya tak duga, e
wyzieray spod niej jedynie czubki tych kamaszy. Drugi mia na sobie szat z bkitnego
jedwabiu, przybran brokatowymi ptakami i tak dug, e pid materii wloka si w lad za
nim po pododze. Czaszk mia cakowicie wygolon, a paznokcie wyhodowane na dugo
cala, przy czym te przy palcach wskazujcych byy polakierowane na niebiesko.
- Znajdujecie si przed obliczem jego lordowskiej moci, Turaka - zaintonowa
towosy mczyzna - ktry przewodzi Tym Ktrzy Przybyli Wczeniej i wspomaga
Powrt.
Egeanin przypada plackiem do ziemi, z rkoma przycinitymi do bokw. Domon
skwapliwie poszed w jej lady.
"Nawet lordowie zy nie wymagaj czego takiego". Ktem oka spostrzeg, e
Egeanin cauje podog. Skrzywi si na widok tego i stwierdzi, e s granice, do ktrych jest
skonny j naladowa.
"Zreszt i tak nie widz, czy ja to robi, czy nie."
Nagle Egeanin wstaa. Zacz si rwnie podnosi i ju klcza na jednym kolanie,
gdy warkot z gbi garda kobiety i zgorszone spojrzenie czowieka z warkoczem kazay mu
pa z powrotem twarz do podogi.
"Nie robibym tego przed Krlem Illian i Rad Dziewiciu razem wzitych".
- Nazywasz si Egeanin? - rozleg si gos nalecy chyba do czowieka w niebieskiej
szacie. W jego bekotliwej mowie sycha byo rodzaj piewnego rytmu.
- Tak mnie nazwano w moim dniu miecza, wasza lordowska mo - odpara pokornie.
- To rzadki okaz, Egeanin. Bardzo rzadki. Czy yczysz sobie zapat`?
- Zadowolenie jego lordowskiej moci stanowi dostateczn zapat. yj, by suy,
wielmony lordzie.
- Wspomn twe imi cesarzowej, Egeanin. Po Powrocie nowe imiona zostan
powoane do Krwi. Spisuj si naleycie, a by moe zamienisz imi Egeanin na jakie szla-
chetniejsze.
- Jego lordowska mo mnie zaszczyca.
- Tak. Moesz odej.
Domon nie by w stanie zobaczy nic wicej oprcz jej butw opuszczajcych izb,
ktre co jaki czas robiy przystanki przeznaczone na ukon. Drzwi zamkny si. Zapada
duga cisza. Wanie wpatrywa si w krople potu spadajce mu z czoa na posadzk, gdy
Turak ponownie przemwi.
- Moesz wsta, kupcze.
Domon wsta i zobaczy, co Turak trzyma w palcach obdarzonych dugimi
paznkociami. By to krek cuendillaru, z ktrego wykonano staroytn piecz Aes Sedai.
Na wspomnienie reakcji Egeanin, gdy wspomnia Aes Sedai, Domon zacz si poci na
dobre. W ciemnych oczach jego lordowskiej moci nie byo gniewu, jedynie lekka ciekawo,
jednake Domon nie ufa lordom.
- Czy wiesz, co to jest, kupcze?
- Nie, jego lordowska mo. - Domon udzieli odpowiedzi niewzruszenie jak skaa.
aden handlarz nie miaby szans na przetrwanie, jeli nie potrafiby kama absolutnie
spokojnym gosem i bez mrugnicia okiem.
- Ale trzymae to w ukryciu.
- Zbieram starocie, jego lordowska mo, od niepamitnych czasw. S tacy, ktrzy
takowe kradn, jeli znajd si w ich zasigu.
Turak przez chwil przypatrywa si biao-czarnemu krkowi.
- To jest cuendillar, kupcze. Czy znane ci to sowo? Jest starszy ni sobie pewnie
zdajesz spraw. Chod ze mn.
Domon ruszy za nim ostronym krokiem, nabierajc odrobin wikszej pewnoci
siebie. Wszyscy lordowie ze znanych mu krajw ju w tym momencie wezwaliby strae,
gdyby powzili taki zamiar. Ale z kolei to, co zobaczy, przekonao go, e nie postpowali tak
samo jak inni ludzie. Zmusi twarz, by znieruchomiaa.
Zosta wprowadzony do innej izby. Przyszo mu na myl, e stojce w niej meble
musiay zosta sprowadzone przez Turaka. Byy zaokrglone, wszystkie wykoczenia byy w
ksztacie uku, bez adnych prostych linii, a drewno mocno wypolerowano, wydobywajc na
wierzch dziwaczne soje. Stao tam tylko jedno krzeso, na jedwabnym dywanie utkanym w
ptaki i kwiaty, a jedna z wikszych komd miaa ksztat koa. Parawany nadaway cianom
wiey wygld.
Mczyzna z warkoczem otworzy drzwiczki w komodzie, odsaniajc pki, na
ktrych staa niezwyka kolekcja figurynek, kubkw, mis, waz, co najmniej pidziesit naj~
rozmaitszych przedmiotw, z ktrych aden nie przypomina drugiego bodaj wielkoci albo
ksztatem. Domonowi oddech uwiz w gardle, gdy Turak ostronie uoy krek obok
innego, bliniaczo podobnego.
- Cuendillar - powiedzia Turak. - To wanie zbieram, kupcze. Jedynie sama
cesarzowa posiada wspanialsz kolekcj.
Domonowi omal oczy nie wyskoczyy z orbit. Jeeli na tych pkach byy same
prawdziwe cuendillary, to starczyoby ich do kupna krlestwa albo co najmniej zaoenia
wielkiego domu. Nawet krl doprowadziby si do ruiny, gdyby w ogle wiedzia, gdzie
szuka tylu egzemplarzy. Zmusi twarz do umiechu.
- Prosz, niech jego lordowska mo zechce przyj ten egzemplarz jako dar. - Nie
chcia go utraci, ale to byo lepsze wyjcie ni gniew Seanchanina.
"Moe Sprzymierzecy Ciemnoci bd teraz jego ciga".
- Naprawd jestem tylko prostym kupcem. Chc zajmowa si wycznie handlem.
Pozwl mi odpyn, a obiecuj , e...
Wyraz twarzy Turaka ani na moment nie uleg zmianie, natomiast mczyzna z
warkoczem przerwa Domonowi brutalnymi sowami:
- Nie ogolony psie! Ty mwisz o darowaniu jego lordowskiej moci tego, co kapitan
Egeanin ju mu daa. Targujesz si, jakby wielmony lord by jakim... jakim handlarzem!
Dziesi dni bd ci obdziera ze skry, psie, i...
Nieznaczny ruch palca Turaka kaza mu umilkn.
- Nie mog pozwoli, aby mnie opuci, kupcze powiedzia lord. - W tym ciemnym
kraju nie potrafi znale nikogo, kto umiaby rozmawia z wraliwym czowiekiem. Ty
natomiast jeste kolekcjonerem. By moe rozmowa z tob okae si interesujca.
Przysun sobie krzeso, zapadajc si w nie mikko i przypatrywa si uwanie
Domonowi.
Domon przywoa na twarz umiech, ktry mia nadziej, bdzie ujmujcy.
- Jego lordowska mo, ja naprawd jestem prostym kupcem, prostym czowiekiem.
Nie umiem rozmawia z wysoko urodzonymi lordami.
Mczyzna z warkoczem spiorunowa go wzrokiem, lecz Turak zdawa si nie
sucha. Zza parawanu przydreptaa szybkimi krokami szczupa i pikna moda kobieta,
uklka obok jego lordowskiej moci i podsuna mu emaliowan tac, na ktrej staa jedna
tylko, wska filianka, bez ucha, w ktrej znajdowa si jaki parujcy, czarny pyn. Jej nia-
da, owalna twarz odlegle przypominaa twarze Ludu Morza. Turak uj ostronie filiank
palcami o dugich paznokciach, ani razu nie spojrzawszy na kobiet, i wcign w nozdrza
dobywajce si z niej opary. Domon zerkn raz na dziewczyn i natychmiast oderwa oczy ze
zduszonym jkiem - miaa na sobie sukni z biaego jedwabiu, haftowan w kwiaty, tak
jednak przezroczyst, e widzia wszystko pod materiaem, a tam nie byo nic, oprcz jej
smukych ksztatw.
- Aromat kaf - owiadczy Turak - jest nieomal rwnie zachwycajcy jak smak. No
dobrze, kupcze. Wiadomo mi, e cuendillary wystpuj tutaj jeszcze rzadziej ni w Seanchan.
Powiedz mi, w jaki sposb prosty kupiec wszed w jego posiadanie.
Upi yk kaf i czeka.
Domon zrobi gboki wdech i podj prb wygania si i opuszczenia Falme.
ROZDZIA 7
DAES DAEMAR
Rand wyjrza przez okno izby, ktr dzielili Hurin i Loial, na rwno wytyczone linie i
tarasy Cairhien, kamienne budowle i kryte upkami dachy. Nie widzia stamtd kapituy
Iluminatorw - nawet gdyby na drodze nie stay wysokie wiee i domostwa monych lordw,
widok przesaniayby miejskie mury. Iluminatorzy byli na jzykach caego miasta, jeszcze
teraz, mimo e upyno wiele dni od tamtej nocy, gdy posali w niebo tylko jeden nocny
kwiat i to o wiele za wczenie. Przekazywano sobie kilkanacie wersji skandalu, nie liczc
pomniejszych wariacji, z oczywistych przyczyn adna jednak nie bya bliska prawdzie.
Rand odwrci si. Mia nadziej, e nikomu nie stao si nic zego podczas poaru,
natomiast Iluminatorzy jak dotd nie przyznali si, e u nich si palio. Na temat tego, co
dziao si we wntrzu ich siedziby, w ogle nie otwierali ust.
- Przejm wart, jak tylko wrc, obieca Hurinowi.
- Nie ma potrzeby, mj panie. - Hurin skoni si rwnie gboko, jak zwykli si
kania Cairhienowie. Mog trzyma wart. Mj pan doprawdy nie musi si kopota.
Rand zrobi gboki wdech i wymieni spojrzenia z Loialem. Ogir tylko wzruszy
ramionami. Z kadym dniem ich pobytu w Cairhien wszyciel zachowywa si coraz bardziej
ceremonialnie - ogir skomentowa to ogldnie, mwic, e ludzie czsto zachowuj si
dziwnie.
- Hurin - powiedzia Rand - kiedy nazywae mnie lordem Randem i nie kaniae si
za kadym razem, gdy na ciebie spojrzaem.
"dam od niego, eby si wyprostowa i znowu nazywa mnie lordem Randem. Lord
Rand! wiatoci, musimy si std wydosta, zanim zaczn od niego wymaga, by mi si
kania".
- Moe by tak usiad? Mcz si, jak na ciebie patrz.
Hurin sta sztywno, wyprostowany, niemniej wyglda tak, jakby by gotw w
podskokach wykona kade zadanie, o jakie Rand mgby go poprosi. Ani nie usiad, ani nie
rozluni postawy.
- To nie uchodzi, mj panie. Musimy pokaza tym Cairhienom, e potrafimy
zachowywa si odpowiednio pod kadym wzgldem...
- Przesta wreszcie tak gada! - krzykn Rand.
- Jak sobie yczysz, mj panie.
Rand musia si bardzo wysili, eby nie westchn.
- Hurin, przepraszam. Nie powinienem by na ciebie krzycze.
- To twoje prawo, mj panie - odpar z prostot Hurin. - Jeli ja nie postpuj tak, jak
ty chcesz, to masz prawo na mnie krzycze.
Rand zrobi krok w stron wszyciela, majc zamiar chwyci go za konierz i
potrzsn.
Pukanie do drzwi, czcych pokj z izb Randa, sparaliowao wszystkich, Rand
jednak z zadowoleniem zauway, e Hurin nie czeka na pozwolenie, czy moe chwyci za
miecz. Ostrze ze znakiem czapli mia u pasa, idc do drzwi, dotkn rkojeci. Zaczeka, a
Loial usadowi si na swoim dugim ou, tak ukadajc nogi i poy kaftana, by jeszcze lepiej
zamaskowa okryt kocem szkatu wsunit pod ko, i dopiero wtedy uchyli drzwi.
Za nimi sta karczmarz, z nadmiaru gorliwoci przestpowa z nogi na nog, podsuwa
Randowi tac. Leay na niej dwa zapiecztowane pergaminy.
- Wybacz mi, mj panie - wydysza Cuale. - Nie mogem si doczeka, kiedy zejdziesz
na d, potem okazao si, e nie ma ci w twojej izbie, wic... wic... Wybacz mi, ale... -
Potrzsn tac.
Rand porwa zaproszenia - tyle ich ju dotychczas byo - nie patrzc na nie, uj
karczmarza za rami i obrci go w stron drzwi wychodzcych na korytarz.
- Dzikuj ci, Cuale, za to e zaj si tym kopotem. Jeli zechcesz nas teraz
zostawi samych, prosz...
- Ale mj panie - zaprotestowa Cuale - to od...
- Dzikuj ci. - Rand wypchn mczyzn na korytarz i stanowczym ruchem zamkn
drzwi. - Dotychczas tego nie robi, lecz, jak mylisz, Loial, czy on podsuchiwa za drzwiami,
zanim zapuka?
- Zaczynasz ju myle jak Cairhienowie. - Ogir zamia si, ale z zadum zastrzyg
uszami i doda: - On jednak jest Cairhieninem, wic rzeczywicie mg podsuchiwa. Moim
zdaniem nie powiedzielimy nic, czego nie powinien by sysze.
Rand usiowa sobie przypomnie. aden z nich nie wspomnia Rogu Valere,
trollokw albo Sprzymierzecw Ciemnoci. Otrzsn si z rozmyla na tym, c takiego
Cuale mg wyczyta z rzeczywistego tematu ich rozmowy.
- To miasto naprawd dziaa na czowieka - mrukn do siebie.
- Mj panie? - Hurin trzyma pergaminy i wpatrywa si szerokimi oczyma w
pieczcie. - Mj panie, ten jest od lorda Barthanesa, gowy domu Damodred, a ten od... - ze
zgroz zniy gos - krla.
Rand zlekceway je machniciem rki.
- I tak powdruj do ognia jak pozostae. Bez otwierania.
- Ale mj panie!
- Hurin - powiedzia cierpliwie Rand - sam mi tumaczye, a wraz z tob Loial,
zasady Wielkiej Gry. Jeli udam si dokdkolwiek, gdzie mnie zapraszaj, wwczas
Cairhienowie bd si czego w tym doczytywali i pomyl, e nale do czyjego spisku.
Jeli nie pjd, te bd si czego dopatrywali. Jeli wyl odpowied; bd si w tym
doszukiwali znaczenia i podobnie, jeli nie odpowiem. A poniewa poowa Cairhienw
ewidentnie szpieguje drug poow, wszyscy tutaj wiedz, co robi. Spaliem pierwsze dwa i
spal take te, tak jak wszystkie inne.
Ktrego dnia nadszed stos liczcy a tuzin pergaminw, wrzuci je do kominka w
gwnej izbie, bez przeamywania pieczci.
- Niewane, co o tym pomyl, przynajmniej postpuj z wszystkimi jednakowo. Nie
popieram nikogo w Cairhien i przeciwko nikomu nie wystpuj.
- Cay czas prbuj ci powiedzie - odezwa si LoiaI - e moim zdaniem to nie dziaa
w taki sposb. Cokolwiek by zrobi, Cairhienin bdzie si w tym dopatrywa jakiej intrygi.
W kadym razie to zawsze powtarza Starszy Haman.
Hurin poda Randowi zapiecztowane zaproszenia takim gestem, jakby wrcza mu
zoto.
- Mj panie, na tym odbito osobist piecz Galldriana. Jego osobist piecz, mj
panie. A to jest osobista piecz lorda Barthanesa, ktry zaraz po krlu dziery najwiksz
wadz. Mj panie, jak je spalisz, to zyskasz najpotniejszych wrogw, jakich tylko mgby
znale. Dotychczas palenie zaprosze uchodzio ci na sucho, bo inne rody czekaj, by
zobaczy, do czego ty dysz i myl, e musisz mie potnych sojusznikw, skoro
ryzykujesz obraaniem ich. Ale lord Barthanes... i krl! Jak ich obrazisz, to z pewnoci
przystpi do dziaania.
Rand przeczesa wosy palcami.
- A jeli odmwi obydwm?
- To nie uchodzi, mj panie. Do tej pory zaproszenia przysay ci wszystkie domy bez
wyjtku. Jeli odrzucisz te, to c, co najmniej jeden z pozostaych domw uzna, e skoro nie
jeste sprzymierzony z krlem albo lordem Barthanesem, wwczas mog odpowiedzie na
obraz, jak byo spalenie ich zaprosze. Mj panie, syszaem, e obecnie rody w Cairhien
zatrudniaj zabjcw. N na ulicy. Strzaa z dachu. Trucizna w winie.
- Moesz przyj obydwa - podpowiedzia Loial. - Wiem, e nie chcesz, Rand, ale to
moe by nawet zabawne. Wieczr na dworze lorda albo nawet w krlewskim paacu. Rand,
Shienaranie uwierzyli w ciebie.
Rand skrzywi si. Wiedzia, e Shienaranie przez przypadek uznali go za lorda,
przypadkowe podobiestwo nazwisk, plotki wrd suby, a wszystko to nakrciy Moiraine i
Amyrlin. Ale Selene rwnie uwierzya.
"Moe ona te tam gdzie bdzie".
Jednak Husin gwatownie potrzsn gow.
- Budowniczy, nie znasz Daes Daemar tak dobrze, jak ci si wydaje. Nie wiesz, jak
obecnie w ni graj w Cairhien. W wikszoci domw to by nie miao znaczenia. Mimo i tak
spiskuj przeciwko sobie, e a noe s w ruchu, udaj, e niczego nie robi tam, gdzie
wszyscy mog zauway. Ale nie w przypadku tych dwch. Dom Damodred dziery tron,
dopki Laman go nie utraci i teraz chce go odzyska. Krl by ich zniszczy, gdyby nie byli
nieomal rwnie potni jak on. Nie znajdziesz zagorzalszych rywali nili dom Riatin i dom
Damodred. Jeli mj pan przyjmie oba zaproszenia, obydwa domy bd o tym wiedziay
natychmiast po tym, jak wyle odpowiedzi, i w obu pomyl, e on naley do spisku, jaki
knuje druga strona. Uyj noa i trucizny rwnie szybko, jak spojrz na ciebie.
- I jak sdz - warkn Rand - wystarczy, e przyjm tylko jedno zaproszenie, drugi
dom uzna, e jestem sprzymierzony z tym pierwszym.
Hurin przytakn.
- I pewnie bd usiowali mnie zabi, eby udaremni cokolwiek, w co jestem
zamieszany.
Hurin ponownie przytakn.
- Czy w takim razie masz jakie pomysy, jak mam nie dopuci, by ktrykolwiek z
tych domw chcia zobaczy mego trupa?
Hurin potrzsn gow.
- Bardzo auj, e spaliem te dwa pierwsze.
- Tak, mj panie. Zgaduj jednak, e to by nie sprawio wikszej rnicy. Czyjego by
zaproszenia nie przyj albo odrzuci, Cairhienanie czego by si w tym dopatrywali.
Rand wycign do, a Hurin uoy na niej dwa zwoje pergaminu. Pierwszy by
opiecztowany, nie drzewem i koron domu Damodred, lecz szarujcym dzikiem Barthane-
sa. Na drugim widnia jele Galldriana. Najwyraniej przez to, e nic nie robi, udao mu si
wzbudzi zainteresowanie w najwyszych krgach.
- Ci ludzie s szaleni - powiedzia, starajc si wymyli jakie wyjcie z sytuacji.
- Tak, mj panie.
- Pozwol, eby mnie z nimi zobaczyli w gwnej izbie - powiedzia wolno. Wszystko,
co kto z gwnej izby zauway w poudnie, docierao do dziesiciu rodw jeszcze przed
zmrokiem, a do pozostaych przed nastpujcym po nim witem. - Nie bd przeamywa
pieczci. Dziki temu dowiedz si, e jeszcze nie odpowiedziaem na adne z nich. Podczas
gdy oni zaczaj si, by zobaczy, w ktr stron skocz, ja moe zarobi kilka dni. Ingtar musi
ju niebawem nadcign. Musi.
- Teraz to jest mylenie godne Cairhienina, mj panie - zauway Hurin, umiechajc
si szeroko.
Rand obdarzy go srogim spojrzeniem, po czym wepchn pergaminy do kieszeni,
dokadajc je do listw od Selene.
- Chodmy, Loial. Moe Ingtar ju przyjecha.
Gdy razem z Loialem weszli do gwnej izby, nikt ze znajdujcych si w niej kobiet i
mczyzn nie spojrza na Randa. Cuale polerowa srebrn tac, jakby od jej poysku zaleao
jego ycie. Usugujce dziewczta pomykay midzy stoami, jakby Rand i Loial w ogle nie
istnieli. Wszyscy gocie przy stoach co do jednego, wpatrywali si w swoje kielichy, jakby
wino czy piwo, mieciy wszystkie tajniki wadzy. Nikt nie odezwa si do nich ani sowem.
Po jakiej chwili wycign z kieszeni zaproszenia i przypatrzy si pieczciom, po
czym schowa je z powrotem. Cuale podskoczy nieznacznie, gdy Rand skierowa si do
drzwi. Zanim zamkn je za sob, usysza, jak na nowo oywaj rozmowy.
Kroczy ulic tak szybko, e Loial nie musia skraca swoich krokw, by i rwno z
nim.
- Musimy znale sposb na wydostanie si z miasta, Loial. Ta sztuczka z
zaproszeniami nie bdzie dziaaa duej ni dwa albo trzy dni. Jeli Ingtar nie przybdzie do
tego czasu, bdziemy musieli i tak wyjecha.
- Zgoda - odpar Loial.
- Ale jak?
Loial zacz wygina czubki grubych palcw.
- Gdzie tutaj jest Fain, bo inaczej na Podgrodziu nie byoby trollokw. Jeli
wyjedziemy, napadn na nas, gdy tylko znikniemy z oczu straom miejskim. Jeli bdziemy
podrowali z jak karawan kupieck, na pewno na ni napadn. aden kupiec nie najmuje
wicej jak piciu albo szeciu stranikw, a ci prawdopodobnie uciekn na widok trolloka.
Gdybymy chocia wiedzieli, ile trollokw i ilu Sprzymierzecw Ciemnoci ma Fain.
Przerzedzie jego zastp.
Nie wspomnia trolloka, ktrego sam zabi, lecz sdzc po marsie na czole i sposobie,
w jaki dugie brwi obwisy mu na policzki, nie mg o nim zapomnie.
- Niewane, ilu ich ma - powiedzia Rand. - Dziesi to liczba rwnie fatalna jak sto.
Jeli zaatakuje nas dziesi trollokw, to chyba tym razem ju nam si nie upiecze.
Nie chcia si zastanawia nad sposobem, w ktry by moe mgby poradzi sobie z
dziesicioma trollokami. Ostatecznie to wcale nie wyszo, kiedy prbowa przyj z pomoc
Loialowi.
- Te myl, e si nam nie uda. Wydaje mi si, e brak nam pienidzy, by zajecha
do daleko, ale nawet gdybymy usiowali dotrze do dokw podgrodzia... c, Fain na
pewno kaza Sprzymierzecom je obserwowa. Gdyby mu wpado do gowy, e wsidziemy
na jaki statek... nie sdz, by si przejmowa, czy kto zobaczy trolloki. Nawet gdyby udao
nam si im jako wyrwa, musielibymy si wytumaczy straom miejskim, a oni by z
pewnoci nie uwierzyli, e nie moemy otworzy szkatuy, wic...
- Nie pozwolimy, by jaki Cairhienanin zobaczy szkatu, Loial.
Ogir przytakn.
- A miejskie doki to te nie jest najlepszy pomys.
Miejskie doki byy zarezerwowane dla barek z ziarnem i statkw wycieczkowych
nalecych do arystokracji. Nikt do nich nie wchodzi bez zezwolenia. Mona byo na nie
popatrze z muru, lecz grozio to upadkiem z tak wysoka, e nawet Loial mgby skrci
sobie przy tym kark. Ogir wykrci kciuk, jakby prbowa przemyle rwnie t kwesti.
- Moim zdaniem to fatalne, e nie moemy dotrze do Stedding Tsofu. Trolloki nigdy
by nie weszy na teren stedding. Ale nie sdz, by pozwoliy nam zajecha tak daleko, nie
atakujc przedtem.
Rand nie odpowiedzia. Dotarli do wielkiej wartowni znajdujcej si we wntrzu
bramy, przez ktr za pierwszym razem wjechali do Cairhien. Na zewntrz ttnio i wrzao
podgrodzie, przy bramie stao dwch stranikw. Randowi wydao si, i zauway czowieka
ubranego w shienaraskie, niegdy przyzwoite, rzeczy, ktry na jego widok umkn z
powrotem w tum, ale nie mg by tego pewien. Zbyt wielu tam byo ludzi ubranych w stroje
ze zbyt wielu krajw, wszyscy ogarnici popiechem. Wszed po stopniach do wartowni,
mijajc stojcych przy drzwiach stranikw w napiernikach.
W przestronnej poczekalni znajdoway si twarde, drewniane awy przeznaczone dla
interesantw, przewanie prostych ludzi, czekajcych z pokorn cierpliwoci, ubranych w
niewyszukane, ciemne stroje, ktre wyrniay ich jako uboszych przedstawicieli gminu.
Byo wrd nich paru mieszkacw podgrodzia, rzucajcych si w oczy achmanami w
jaskrawych barwach; bez wtpienia liczyli na to, e otrzymaj zezwolenie na szukanie pracy
w obrbie murw.
Rand podszed prosto do dugiego stou stojcego w tyle izby. Siedzia za nim tylko
jeden czowiek, nie onierz, na piersi mia pojedyncz, zielon prg. Zaywny jegomo,
ktrego skra wygldaa, jakby bya na niego za ciasna, poprawi dokumenty lece na stole i
dwukrotnie przestawi kaamarz, zanim podnis wzrok na Randa i Loiala, umiechajc si
przy tym faszywie.
- Jak mog ci pomc, mj panie?
- W taki sam sposb, w jaki liczyem, e mi pomoesz wczoraj - powiedzia Rand z
wiksz ni czu cierpliwoci - a take przedwczoraj i jeszcze poprzedniego dnia. Czy lord
Ingtar przyby?
- Lord Ingtar, mj panie?
Rand wcign powietrze do puc i wolno je wypuci.
- Lord Ingtar z rodu Shinowa, z Shienaru. Ten sam czowiek, o ktrego codziennie
pytam, odkd tu przybyem.
- Nikt o tym imieniu nie wjecha do miasta, mj panie.
- Jeste pewien? Czy przynajmniej nie powiniene spojrze na wasze spisy?
- Mj panie, spisy cudzoziemcw, ktrzy przybywaj do Cairhien, wymieniane s
midzy wartowniami o wschodzie i zachodzie soca, a ja studiuj je natychmiast, jak do
mnie dotr. Od jakiego czasu aden shienaraski lord nie zawita do Cairhien.
- A lady Selene? Zanim znowu usysz to pytanie, odpowiem, e nie znam nazwy jej
domu. Jednake podawaem ci jej imi i opisywaem j ju trzykrotnie. Czy to nie wystarczy?
Mczyzna rozoy rce.
- Przykro mi, mj panie. Przez to, e nie znam nazwy jej domu, sprawa jest wielce
utrudniona.
Na jego twarzy malowa si drwicy wyraz. Rand wtpi, by ten czowiek co zdradzi,
nawet gdyby wiedzia.
Oko Randa przyku ruch przy jednych z drzwi za stoem - jaki mczyzna zamierza
wej do poczekalni, po czym nagle popiesznie zrejterowa.
- Moe kapitan Caldevwin bdzie mg mi pomc powiedzia urzdnikowi Rand.
- Kapitan Caldevwin, mj panie?
- Wanie go spostrzegem za tob.
- Przykro mi, mj panie. Gdyby kapitan CaIdevwin goci w wartowni, wiedziabym o
tym.
Rand gapi si na niego tak dugo, a w kocu Loial dotkn jego ramienia.
- Rand, chyba ju std pjdziemy.
- Dzikuj za pomoc - powiedzia Rand cinitym gosem. - Przyjd tu znowu jutro.
- To dla mnie przyjemno wywizywa si ze swych obowizkw - odpar
mczyzna z faszywym umiechem.
Rand wypad z wartowni tak szybko, e Loial musia biec, aby go dogoni na ulicy.
- On kama, wiesz przecie, Loial. - Nie zwolni, ale wrcz przypieszy, jakby za
pomoc fizycznego wysiku mg uwolni si cho czciowo od swojej frustracji. Caldevwin
tam by. On by moe kamie cay czas w zwizku z t spraw. Ingtar mg tu by i nas
szuka. Zao si rwnie, e on wie, kim jest Selene.
- By moe, Rand. Daes Daemar...
- wiatoci, ju nie mam siy sucha o Wielkiej Grze. Nie chc si w ni bawi. Nie
chc bra w niej udziau.
Loial szed obok niego, nic nie mwic.
- Wiem - powiedzia wreszcie Rand. - Im si wydaje, e ja jestem lordem, a w
Cairhien nawet cudzoziemscy lordowie staj si czci gry. auj, e w ogle ubraem si w
ten kaftan.
"Moiraine - pomyla z gorycz. - Przez ni wci wpadam w opay".
Jednake nieomal natychmiast przyzna, e prawie nie mona jej za to wini. Zawsze
istniay powody do udawania, e jest si tym, kim si nie jest. Najpierw podtrzymanie na
duchu Hurina, potem prba zrobienia wraenia na Selene. Po Selene za wydawao si, e nie
ma ju odwrotu. Zwolni kroku, a w kocu przystan.
- Kiedy Moiraine pozwolia mi odej, mylaem, e wszystko znowu stanie si proste.
Nawet mimo tego pocigu za Rogiem, nawet... mimo wszystkiego. Mylaem, e stanie si
proste.
"Mimo saidina w twojej gowie?"
- wiatoci, czego ja bym nie odda, eby wszystko na powrt stao si proste.
- Taveren - zacz Loial.
- O tym te nie mam chci sucha. - Rand ruszy z miejsca rwnie szybko jak
przedtem. - Ja chc tylko odda Matowi sztylet, a Ingtarowi Rg.
"A potem co? Popa w obd? Umrze? Jeli umr wczeniej ni popadn w obd, to
przynajmniej nie zrobi nikomu nic zego. Ale ja wcale te nie chc umiera. Lan moe sobie
gada o chowaniu miecza, ale ja jestem pasterzem, nie stranikiem."
- Gdybym go po prostu nie dotyka - mrukn to moe bym mg... Owynowi prawie
si udao.
- Co, Rand? Nie dosyszaem.
- Nic takiego - odpar Rand znuonym gosem. Chciabym, eby Ingtar ju tu
przyjecha. A take Mat i Perrin.
Przez jaki czas wdrowali obok siebie w milczeniu, Rand pogrony w mylach.
Siostrzecowi Thoma udao si przey prawie trzy lata dziki temu, e przenosi Moc tylko
wtedy, gdy myla, e musi. Skoro Owynowi udao si ograniczy sytuacje, podczas ktrych
przenosi, wwczas musiaa istnie moliwo, e nie bdzie si w ogle przenosio, choby
nie wiadomo jak uwodzicielski by saidin.
- Rand - odezwa si Loial. - Przed nami poar.
Rand wyzby si niepodanych myli i spojrza na miasto, marszczc czoo. Ponad
dachami domw unosia si gruba kolumna czarnego, kbicego si dymu. Nie mg dojrze,
co jest jej rdem, lecz bya stanowczo za blisko karczmy.
- Sprzymierzecy Ciemnoci - powiedzia, wpatrujc si w dym. - Trolloki nie mog
si przedrze przez mury niezauwaenie, ale Sprzymierzecy... Hurin!
Poderwa si do biegu, Loial bez trudu dotrzyma tempa.
Im bardziej si zbliali, tym bardziej rosa pewno, a w kocu pokonali ostatni prg
kamiennego tarasu i oto ich oczom ukaza si "Obroca Muru Smoka", z grnych okien
wylewa si dym, dach przebijay pomienie. Przed karczm zgromadzi si tum. Cwale,
krzyczc i skaczc we wszystkie strony, kierowa ludmi, ktrzy wynosili na zewntrz sprz-
ty. Podwjny szereg podawa do wntrza wiadra napenione wod z ulicznej studni i odbiera
puste. Wikszo ludzi jednak staa i gapia si, a gdy przez kryty dachwkami dach
wytrysna nowa plama ognia, gono zawoali "Aaach!"
Rand przepchn si przez tum w stron karczmarza.
- Gdzie jest Hurin?
- Ostronie z tym stoem! - krzykn karczmarz. Nie porysujcie go! - Spojrza na
Randa i zamruga. Mia twarz usmolon dymem. - Mj pan? Kto? Suga mojego pana? Nie
pamitam, bym go widzia. Wyszed bez wtpienia. Nie upu tych lichtarzy, durniu! S ze
srebra!
Cwale okrci si na picie, by gosi dalsze oracje ludziom wynoszcym jego dobytek
z karczmy.
- Hurin nie mg wyj - powiedzia Loial. - Nie zostawiby...
Rozejrza si dookoa i pozostawi to zdanie nie dokoczone. Niektrzy z gapiw
wyranie uznali ogira za widok rwnie interesujcy jak poar.
- Wiem - odpar Rand i zanurkowa do wntrza karczmy.
W gwnej izbie ledwie byo wida, e budynek ponie. Podwjny rzd mczyzn
cign si w gr schodw, podawali wiadra, inni wdrapywali si na pitro, by wynosi
pozostae meble, lecz tu na dole dymu byo tylko tyle, jakby w kuchni co si przypalao. Gdy
Rand dopad do schodw, tam okaza si gstszy. Wbieg na gr, zanoszc si kaszlem.
Szereg koczy si tu przed podestem pitra, ludzie chlustali z rozmachem wod do
wypenionego dymem korytarza, stojc w poowie schodw. Pomienie lice ciany migotay
czerwieni poprzez czer dymu.
Jeden z mczyzn chwyci Randa za rami.
- Nie moesz tam wej, mj panie. Tam ju prawie wszystko przepado. Ogirze,
przemw do niego.
Rand dopiero teraz zauway, e Loial mu towarzyszy.
- Wracaj, Loial. Ja go wyprowadz.
- Nie dasz rady ponie jednoczenie Hurina i szkatuy, Rand. - Ogir wzruszy
ramionami. - A poza tym nie zostawi moich ksiek na pastw pomieni.
- No to pochyl si. Pod dymem. - Rand opuci si na rce i kolana, zacz wdrapywa
na sam gr.
Tu nad podog powietrze byo czystsze, ale zawierao tyle dymu, e przyprawio go
o kaszel, cho ostatecznie jako nadawao si do oddychania. Niemniej wydawao si tak
gorce, jakby miao parzy. Nie mg wcign go przez nos w dostatecznych ilociach.
Oddychajc przez usta czu, jak wysycha mu jzyk.
Obla go strumie wody chlustanej przez mczyzn, przemaczajc do suchej nitki.
Chd przynis ulg jedynie chwilow, ar natychmiast powrci. Pez dalej z determinacj,
wiedzia o obecnoci Loiala za swymi plecami tylko dziki temu, e ogir kaszla.
Jedna ze cian w korytarzu przemienia si w lity ogie, z podogi tu pod ni zaczy
si ju wydobywa cienkie smuki, przyczajce si do chmury, ktra wisiaa nad gow. By
zadowolony, e nie widzi, co si dzieje nad ni. Wystarczay zowieszcze trzaski.
Drzwi do izby Hurina jeszcze nie zaczy pon, ale byy ju tak rozgrzane, e musia
dwukrotnie prbowa, zanim zdoa je otworzy. Pierwsz rzecz, na jak pado jego oko,
byo ciao Hurina, rozcignite na pododze. Rand podpez do wszyciela i unis go. Na
skroni mia guza wielkoci liwki.
Hurin otworzy zmtniae oczy.
- Lord Rand? - wymamrota niewyranie. - ...pukanie do drzwi... mylaem, e to
nastpne zapro...
Oczy zapady mu si w gb czaszki. Rand zacz nasuchiwa bicia serca i odetchn
z ulg, gdy znalaz ttno.
- Rand... - wykaszla Loial. Klcza przy ku, odrzucona narzuta ukazywaa pod
spodem goe deski. Szkatua znikna.
Ponad chmur dymu sufit zatrzeszcza, a na podog sypno poncymi kawakami
drewna.
- Bierz swoje ksiki - powiedzia Rand. - Ja ponios Hurina. Spiesz si!
Zacz ju przewiesza bezwadnego wszyciela przez rami, ale Loial odebra od
niego Hurina.
- Ksiki bd musiay spon, Rand. Nie moesz go nie i jednoczenie si czoga,
a jeli si wyprostujesz, to nigdy nie dotrzesz do schodw. - Ogir wcign Hurina na swj
szeroki grzbiet, ramiona i nogi wszyciela wisiay luno z obu stron. Sufit gono
zatrzeszcza. - Musimy si pieszy, Rand.
- Id, Loial. Id, ja pjd za tob.
Ogir wypez na korytarz ze swoim ciarem, Rand ruszy za nim. Po chwili zatrzyma
si, ogldajc na drzwi czce z jego izb. Sztandar wci tam by. Sztandar Smoka.
"Niech si spali - pomyla i w odpowiedzi przyszy mu do gowy sowa, jakie
mogaby wypowiedzie Moiraine. - Twoje ycie moe zalee od niego. Ona prbuje mnie
wykorzysta. Twoje ycie moe od niego zalee. Aes Sedai nigdy nie kami".
Jknwszy pod brzemieniem niesprawiedliwoci, przeturla si po pododze i
kopniakiem otworzy drzwi do swojej izby.
Za nimi pulsowaa ciana ognia. ko przypominao ognisko, podog oplatay ju
czerwone macki. Nie mona byo pezn. Wsta i skulony wbieg do rodka, cofajc si przed
arem, kaszlc i dawic si. Z wilgotnego kaftana unosia si para. Jedno skrzydo szafy ju
pono. Gwatownym ruchem otworzy drzwi. W rodku znajdowaa si sakwa, pozostajc
jeszcze poza zasigiem ognia, jej bok wybrzusza sztandar Lewsa Therina Telamona, obok
lea futera z fletem. Waha si chwil.
"Jeszcze mog pozwoli, by spon".
Sufit ponad jego gow stkn. Chwyci sakw, futera i rzuci si z powrotem do
drzwi, ldujc na kolanach, gdy tymczasem, na miejsce gdzie przed chwil sta, runy z
trzaskiem ponce deski. Wlokc za sob ciar, wypez na korytarz. Podoga trzsa si od
oskotu kolejnych padajcych belek.
Gdy dotar do schodw, ludzi z wiadrami ju tam nie zasta. Zsun si do nastpnego
podestu, poderwa na nogi i minwszy opustoszay budynek, wypad na ulic. Gapie wbili w
niego zdumiony wzrok, na jego uczernion twarz i powalany sadz kaftan, on za chwiejnym
krokiem przebieg na drug stron ulicy, gdzie Loial opar Hurina o mur. Jaka kobieta z
tumu wycieraa Hurinowi twarz cierk, nadal mia zamknite oczy, oddech dobywa ury-
wanie.
- Czy w ssiedztwie mieszka jaka Wiedzca? spyta Rand podniesionym gosem. - On
potrzebuje pomocy.
Kobieta spojrzaa na niego tpo, wic usiowa sobie przypomnie inne okrelenia,
jakie ludzie nadawali kobietom, ktre w Dwu Rzekach nazywano Wiedzcymi.
- Mdra Kobieta? Kobieta, ktr nazywacie Matk Jak-tam? Kobieta, ktra zna si
na zioach i uzdrawianiu.
- Ja jestem Wieszczk, jeli to o ni ci chodzi - odpara kobieta - ale jedyne, co mog
dla niego zrobi, to sprawi, by nie cierpia. Obawiam si, e co mu pko w gowie.
- Rand! To ty!
Rand wytrzeszczy oczy. To by Mat, wid swego konia przez tum, uk mia
przewieszony przez plecy. Mat, o bladej i cignitej twarzy, lecz nadal ten sam Mat,
umiechnity, nawet jeli sabo. A w lad za nim szed Perrin, jego te oczy poyskiway na
tle ognia, przycigajc tyle samo spojrze co una poaru. I Ingtar, obok swego konia, w
kaftanie z szerokim konierzem zamiast zbroi, lecz ponad ramieniem nadal wystawaa mu
rkoje miecza.
Rand poczu, jak przeszywa go dreszcz.
- Za pno - powiedzia. - Przyjechalicie za pno.
Usiad na rodku ulicy i zacz si mia.
ROZDZIA 8
PO ZAPACHU
Rand nie wiedzia, e obok jest Verin, dopki Aes Sedai nie uja jego twarzy w
donie. Przez chwil widzia w jej oczach niepokj, moe nawet strach, a potem poczu
znienacka, jakby go oblano zimn wod, nie wilgo, ale szczypanie. Wzdrygn si raz
gwatownie i przesta si mia, a Verin zostawia go, by przykucn przy Hurmie. Wieszczka
przypatrywaa si jej uwanie. Podobnie Rand.
"Co ona tu robi? Jakbym nie wiedzia".
- Dokd ty pojechae? - spyta ochryple Mat. Cakiem znikne, a teraz znalaze si
w Cairhien wczeniej ni my. Loial?
Ogir niepewnie wzruszy ramionami i potoczy wzrokiem po tumie, strzygc uszami.
Poowa ludzi odwrcia si plecami do ognia, by przypatrywa si nowo przybyym. Kilku
przysuno si bliej, eby podsuchiwa.
Rand pozwoli Perrinowi podnie swoj rk.
- Jak znalelicie karczm? - Zerkn na Verin, klczaa, trzymajc donie na gowie
wszyciela. - Ona?
- W pewien sposb - odpar Perrin. - Stranicy przy bramie chcieli zna nasze
nazwiska i jaki czowiek, ktry wanie wychodzi z wartowni, podskoczy, gdy usysza imi
Ingtara. Twierdzi, e go nie zna, ale mia na twarzy umiech, ktry krzycza "kamstwo" na
ca mil.
- Chyba znam tego, o ktrym mwisz - powiedzia Rand. - On si tak cay czas
umiecha.
- Verin pokazaa mu swj piercie - wtrci Mat - i szepna co do ucha.
Wyglda i mwi tak, jakby by chory, twarz mia zaczerwienion i cignit, ale
zdoby si na umiech. Rand nigdy przedtem nie dostrzega tak wyranie jego koci po-
liczkowych.
- Nie dosyszaem, co powiedziaa, ale nie wiedziaem, czy najpierw oczy wyjd mu z
orbit, czy te udawi si wasnym jzykiem. Zupenie znienacka zacz wyazi ze skry, tak
bardzo chcia co dla nas zrobi. Powiedzia nam, e na nas czekasz, a take dokadnie gdzie
si zatrzymae. Zaproponowa, e osobicie nas zaprowadzi, ale jak Verin mu odmwia,
wyranie odetchn z ulg. - Parskn. Lord Rand z domu alThor.
- To za duga historia, eby teraz wyjania - powiedzia Rand. - Gdzie jest Uno i
reszta? Bd nam potrzebni.
- Na podgrodziu. - Mat zmarszczy czoo i mwi dalej wolno: - Uno owiadczy, e
wol zosta tam, ni wej do miasta. Z tego co widz, wolabym by z nimi. Rand, do czego
bdzie nam potrzebny Uno? Czy ty ich... znalaze?
Rand uwiadomi sobie raptem, e tej wanie chwili dotychczas unika. Zrobi gboki
wdech i spojrza przyjacielowi w oczy.
- Mat, ja miaem sztylet i go straciem: Sprzymierzecy Ciemnoci mi go odebrali.
Usysza, jak podsuchujcym ich Cairhienom gono zapiera dech, ale nie dba o to.
Mogli si bawi w t swoj Wielk Gr, jeli chcieli, ale pojawi si ju Ingtar i on z tym
nareszcie mg skoczy.
- Ale nie mogli uciec daleko.
Ingtar milcza do tej pory, lecz w tym momencie zrobi krok do przodu i silnie cisn
Randa za rami.
- Miae go? A... - Rozejrza si po tumie gapiw - ...co z t drug rzecz?
- Te mi j odebrali - cicho powiedzia Rand.
Ingtar uderzy pici w do i odwrci si. Na widok wyrazu jego twarzy niektrzy
Cairhienowie cofnli si.
Mat zagryz warg, po czym potrzsn gow.
- Nie wiedziaem, e zosta odnaleziony, wic to wcale tak nie jest, jakbym go na
nowo utraci. Cigle jest utracony. - Byo oczywiste, e mwi o sztylecie a nie o Rogu Valere.
- Znajdziemy go znowu. Mamy teraz dwch wszycieli. Perrin jest jednym. Doszed po tropie
a do samego podgrodzia, po tym jak znikne razem z Hurmem i Loialem. Mylaem, e
pewnie ucieke... no c, wiesz, o czym mwi. Dokd ty pojechae? Nadal nie pojmuj, jak
wam si udao tak nas wyprzedzi. Tamten czowiek twierdzi, e jestecie tu od wielu dni.
Rand zerkn na Perrina - "On wszycielem?" i stwierdzi, e Perrin rwnie mu si
przypatruje. Wydao mu si, e przyjaciel co mrukn.
"Zabjca Cienia? Chyba si przesyszaem".
Spojrzenie tych oczu Perrina wizio go przez chwil, wydajc si kry jakie
tajemne myli. Tumaczc sobie, e co mu si przywiduje - "Nie oszalaem. Jeszcze nie". -
oderwa wzrok.
Verin wanie pomagaa trzscemu si nadal Hurinowi wsta na nogi.
- Czuj si jak gsie pira - powiedzia. - Cigle jeszcze zmczony, ale... - Zawiesi
gos, jakby dopiero teraz j zobaczy, jakby wreszcie uwiadomi sobie, co si waciwie stao.
- Zmczenie bdzie si utrzymywao przez kilka godzin - wytumaczya mu. - Ciao
musi si wyta, eby szybko ozdrowie.
Cairhieska wieszczka wyprostowaa si.
Aes Sedai? - powiedziaa cicho.
Verin nachylia gow i wieszczka dygna gboko.
Rwnie cicho, jak tamte, sowa "Aes Sedai" przebiegy przez tum, tonami goszcymi
wszystko, poczwszy od grozy, przez strach, po nienawi. Wszyscy teraz patrzyli nawet
Cuale nie zwraca ju uwagi na ponc karczm a Rand pomyla, e bynajmniej nie
zawadzioby zachowanie odrobiny ostronoci.
- Czy wynajlicie ju pokoje? - spyta. - Musimy porozmawia, a tutaj zrobi tego nie
moemy.
- Dobry pomys - odpara Verin. - Ostatnim razem zatrzymaam si w "Wielkim
Drzewie". Pojedziemy tam.
Loial poszed po konie - dach karczmy zapad si do tego czasu cakowicie, lecz
stajnie pozostay nietknite i wkrtce pokonywali ju ulice, wszyscy konno z wyjtkiem
Loiala, ktry twierdzi, e zdy na powrt przywykn do poruszania si o wasnych nogach.
Perrin trzyma powrz jednego z jucznych koni, ktre sprowadzili z poudnia.
- Hurin - powiedzia Rand - jak szybko bdziesz w stanie odnale ponownie ich trop?
Czy dasz rad za nim i? Ludzie, ktrzy ci uderzyli i podoyli ogie, zostawili trop,
prawda?
- Ju teraz mog za nim i, mj panie. I czuem ich na ulicy. Ale dugo si nie
utrzyma. Nie byo z nimi trollokw i nikogo te nie zabili. To tylko ludzie, mj panie.
Sprzymierzecy Ciemnoci, jak mi si zdaje, ale czowiek nie zawsze moe by tego pewien
po samym zapachu. Dzie moe, zanim si rozwieje.
- Nie sdz, e potrafi otworzy szkatu, Rand odezwa si Loial - bo inaczej
zabraliby sam Rg. atwiej byoby go nie.
Rand przytakn.
- Musieli zaadowa j na jaki wz albo na konia. Jak ju wyjad z podgrodzia, to bez
wtpienia pocz si na powrt z trollokami. Dasz rad i za tropem, Hurin.
- Dam, mj panie.
- Potem bdziesz odpoczywa tak dugo, a nie odzyskasz krzepy - obieca mu Rand.
Po wszycielu byo wida, e ju odzyska cz si, odjecha jednak zgarbiony, twarz
mia zmczon.
- Wyprzedz nas co najwyej o kilka godzin. Jeli bdziemy jecha szybko... - Nagle
zorientowa si, e wszyscy pozostali patrz na niego, Verin z Ingtarem, Mat i Perrin.
Uwiadomi sobie, co wanie zrobi i poczerwieniaa mu twarz. - Przepraszam, Ingtar. To
pewnie dlatego, bo przyzwyczaiem si dowodzi. Nie staram si zaj twojego miejsca.
Ingtar wolno skin gow.
- Moiraine dokonaa susznego wyboru, gdy kazaa lordowi Agelmarowi mianowa ci
moim nastpc. By moe byoby lepiej, gdyby Zasiadajca na Tronie Amyrlin tobie zlecia
dowodzenie. - Shienaranin zanis si gwatownym miechem. - W kadym razie to wanie
tobie udao si dotkn Rogu.
Dalej jechali w milczeniu.
"Wielkie Drzewo" mona by uzna za bliniaczo podobne do "Obrocy Muru
Smoka". Bya to wysoka kamienna brya z gwn izb wykadan drewnem i udekorowan
srebrami, na pce nad kominkiem sta wielki wypolerowany zegar. Karczmarka moga by
siostr Cuale. Pani Tiedra miaa tak sam, nieco zaywn sylwetk i taki sam, sualczy
sposb bycia - a take to samo widrujce spojrzenie, ten sam obyczaj uwanego
wsuchiwania si w to, co niby miay kry wypowiadane do niej sowa. Poza tym jednak
Tiedra znaa Verin i umiech, ktrym powitaa Aes Sedai, by ciepy - ani razu nie wymienia
gono imienia Aes Sedai, Rand jednak nie wtpi, e wie.
Tiedra wraz z rojem sucych zaja si komi i rozlokowaa ich po pokojach. Izba
Randa bya rwnie okazaa jak ta, ktra spona, bardziej jednak zainteresowa si wielk,
miedzian wann, ktr dwch posugaczy przepchno z wielkim trudem przez drzwi oraz
wiadrami parujcej wody, ktre pomywaczki przydwigay z kuchni. Jedno spojrzenie do
lustra nad umywalk ukazao mu twarz, ktra wygldaa tak, jakby j natar wglem
drzewnym, czerwon wen kaftana powalay czarne smugi.
Rozebra si i wdrapa do wanny, lecz podczas mycia ani na moment nie przesta
rozmyla. Bya tu Verin, jedna z trzech Aes Sedai, co do ktrych wierzy, e nie bd go
prboway poskromi albo odda tym, ktre to zrobi. W kadym razie tak mogo si
wydawa. Jedna z tych trzech, ktre chciay mu wmwi, e jest Smokiem Odrodzonym, by
go wykorzysta jako faszywego Smoka.
"Ona jest pilnujcymi mnie oczyma Moiraine, rk Moiraine, usiujc manipulowa
moimi sznurkami. Ale ja przeciem sznurki".
Przyniesiono jego sakw i toboek, bagae zdjto z grzbietu konia jucznego, zawieray
one czyste ubrania. Wytar si do sucha, otworzy toboek - i westchn. Zapomnia, e
pozostae dwa kaftany s rwnie strojne jak ten, ktry rzuci na oparcie krzesa, by pokojwka
zabraa go do prania. Po jakiej chwili zdecydowa si na pasujcy do nastroju kaftan w
kolorze czarnym. Na wysokim konierzu odznaczay si srebrne czaple, w d rkaww
spyway srebrne, wartkie strumienie, woda spieniona na ostrych skaach.
Podczas przekadania drobiazgw, ktre mia w starym kaftanie, do nowego, znalaz
pergaminy. Bezmylnie wsadzi zaproszenia do kieszeni, pochonity czytaniem dwch listw
od Selene. Zachodzi w gow, jak mg si zachowywa tak gupio. Bya pikn, mod
kobiet ze szlachetnego domu. On za pasterzem, ktrego prboway wykorzysta Aes Sedai,
czowiekiem skazanym na obd albo przedwczesn mier. A jednak patrzc na to pismo,
wci czu jej ciao pod palcami, w nozdrzach wci piewaa wo jej perfum.
- Jestem pasterzem - wyjani listom - a nie kim sawnym i gdybym mg si oeni,
to tylko z Egwene, ale ona chce by Aes Sedai, a poza tym, jak mgbym polubi, pokocha
jakkolwiek kobiet, a potem popa w obd i moe nawet j zabi?
Sowa jednak nie potrafiy zaciemni wspomnienia o urodzie Selene ani te o jej
spojrzeniach, pod wpywem ktrych wrzaa w nim krew. Wydao mu si nieomal, e razem z
nim jest w tej izbie, e czuje jej perfumy. Wraenie byo tak silne, e a rozejrza si dokoa i
rozemia, stwierdziwszy, e jest sam.
- Co mi si roi, jakby mi ju powoli mtnia umys - mrukn.
Gwatownym ruchem odchyli oson lampy stojcej na nocnym stoliku, zapali knot i
przytkn papiery do ognia. Wiatr, ktry znienacka zahucza za murami karczmy, wdar si
przez szczeliny w okiennicach do rodka i podsyci pomienie, ktre z miejsca ogarny
pergamin. Popiesznie cisn ponce listy do zimnego paleniska, zanim ogie zdy
poparzy mu palce. Czeka tak dugo, a ostatni, poczerniay zwitek rozpad si, dopiero
wtedy zapi sprzczk pasa i wyszed z pokoju.
Verin zaja prywatn jadalni, gdzie na pkach, cigncych si wzdu ciemnych
cian, miecio si wicej srebra ni w gwnej izbie. Mat onglowa trzema ugotowanymi
jajkami i prbowa demonstrowa nonszalancj. Ingtar z dezaprobat zajrza do paleniska, na
ktrym jeszcze nie rozpalono ognia. Loial wci mia w kieszeniach kilka ksiek z Fal Dara,
teraz czyta jedn z nich, stojc obok lampy.
Perrin zgarbi si nad stoem, wpatrzony w swoje rce, splecione na blacie. Nos mu
podpowiada, e w izbie pachnie pszczelim woskiem, sucym do pastowania drewnianych
boazerii.
"To by on - pomyla. - Rand jest Zabjc Cienia. wiatoci, co si dzieje z nami
wszystkimi?"
Zacisn donie w pici, wielkie i kanciaste.
"Te rce miay trzyma kowalski mot, a nie topr".
Podnis wzrok, gdy do izby wszed Rand. Zdaniem Perrina wida w nim byo
determinacj, jakby si zdecydowa na jakie konkretne posunicia. Aes Sedai gestem
nakazaa Randowi, by ten usiad naprzeciwko niej na fotelu z wysokim oparciem.
- Jak si czuje Hurin? - spyta j Rand, poprawiajc miecz, by mc usi. -
Odpoczywa?
- Upiera si, by ju rusza w drog - odpowiedzia mu Ingtar. - Wyjaniem, e udamy
si w pocig dopiero wtedy, gdy wyczuje trolloki. Jutro wyruszymy tropem. Chyba e chcesz
ich ciga jeszcze dzisiejszej nocy?
- Ingtar - powiedzia Rand nieswoim gosem. Naprawd nie chciaem przejmowa
dowodzenia. Po prostu si nie zastanowiem.
"Kiedy zdenerwowaby si o wiele bardziej - pomyla Perrin. - Zabjca Cienia.
Wszyscy si zmieniamy".
Ingtar nie odpowiedzia, tylko wci wpatrywa si w palenisko kominka.
- Jest par spraw, ktre mnie mocno interesuj, Rand - odezwaa si cichym gosem
Verin. - Jedna to sposb, w jaki udao ci si znikn bez ladu z obozu Ingtara. Drug jest
kwestia twego wczeniejszego o tydzie przybycia do Cairhien. Ten kancelista nie mia co do
tego adnych wtpliwoci. Musiaby tu przyfrun.
Jedno z jajek Mata upado na podog i rozbio si. Mat nawet nie spojrza. Patrzy na
Randa, obrci si natomiast Ingtar. Loial udawa, e wci czyta, jednake na jego twarzy
malowao si napicie, a uszy uniosy si, podobne do wochatych stokw.
Perrin zorientowa si, e i on si tak gapi.
- Pewnie e nie przyfrun - powiedzia. - Nie widz skrzyde. Moe ma nam do
opowiedzenia znacznie waniejsze rzeczy.
Verin przeniosa uwag na niego, ale zaledwie na moment. Udao mu si wytrzyma
jej wzrok, lecz pierwszy spojrza w inn stron.
"Aes Sedai. wiatoci, dlaczego bylimy tacy gupi, e przyczylimy si do Aes
Sedai?"
Rand spojrza na niego z wdzicznoci, na co Perrin umiechn si do szeroko. Nie
by to dawny Rand wydawao si, e wrs w ten paradny kaftan, pasowa teraz na niego jak
ula - wci jednak by to ten sam chopak, razem z ktrym Perrin dorasta.
"Zabjca Cienia. Czowiek, ktry w wilkach budzi groz. Czowiek, ktry potrafi
przenosi Moc".
- Prosz bardzo - odpar Rand i prostymi sowami opowiedzia swoj histori.
Perrin mimo woli rozdziawi usta. Kamienie Portalu. Inne wiaty, w ktrych teren
zdawa si przemieszcza. Hurin, idcy za tropem do miejsca, gdzie Sprzymierzecy Ciemno-
ci dopiero mieli si znale. I pikna kobieta w strapieniu, jakby ywcem wzita z opowieci
barda.
Mat cicho zagwizda, wyraajc powtpiewanie.
- I to ona was sprowadzia z powrotem? Przez jeden z tych... Kamieni?
Rand waha si przez sekund.
- To musiaa by ona - powiedzia. - Rozumiecie teraz, w jaki sposb was
wyprzedzilimy. Gdy pojawi si Fain, razem z Loialem udao nam si wykra mu noc Rg
Valere i z miejsca ruszylimy w drog do Cairhien, poniewa uznaem, e moemy si
stamtd nie wydosta, kiedy ju si obudz, a poza tym wiedziaem, e Ingtar bdzie si
kierowa ich ladem na poudnie i ostatecznie dotrze do Cairhien.
"Zabjca Cienia".
Rand spojrza na niego, mruc oczy, i Perrin zorientowa si, e wymwi to na gos.
Najwyraniej jednak nie tak gono, by jeszcze kto dosysza. Nikt inny na niego nie spojrza.
Poczu w sobie ch opowiedzenia Randowi o wilkach.
"Wiem o tobie. Sama sprawiedliwo wymaga, by ty take pozna moj tajemnic".
Jednak bya z nimi Verin. Nie mg o tym mwi w jej obecnoci.
- Interesujce - stwierdzia Aes Sedai z wyrazem zamylenia na twarzy. - Bardzo
chtnie bym poznaa t dziewczyn. Jeli ona potrafi korzysta z tych... Kamieni. Nawet jej
imi nie naley do czsto spotykanych. - Otrzsna si. - C, innym razem. Nie powinno
by trudno odnale tak wysok dziewczyn w cairhieskich domach. Ach, oto i nasz posiek.
Perrin wyczu wo jagniciny, jeszcze zanim pani Tiedra wprowadzia do izby orszak
nioscy tace z jedzeniem. Poczu w ustach wilgo, ale to na widok i zapach misa, nie za
groszku, rzepy, marchwi i kapusty, ktre pojawiy si razem z nim, czy te gorcych,
chrupicych buek. Nadal uwaa, e jarzyny s smaczne, jednak ostatnimi czasy zdarzao mu
si marzy o czerwonym misie. Zazwyczaj nawet nie ugotowanym. Niepokojce byo
przyapa si na myli, e te paty jagnicego misa, piknej, rowej barwy, ktre kroia
karczmarka, s zbyt wypieczone. miao naoy sobie po trochu wszystkiego. A jagniciny
podwjn porcj.
Posiek przebiega w spokoju, kady skupi si na wasnych rozmylaniach. Perrin
cierpia katusze, gdy patrzy na jedzcego Mata. Przyjaciel cieszy si rwnie potnym ape-
tytem jak zawsze, tylko na twarzy wykwit mu gorczkowy rumieniec, a jedzenie wsuwa do
ust w taki sposb, jakby to mia by jego ostatni posiek przed mierci. Perrin stara si w
miar moliwoci nie odrywa oczu od talerza i aowa, e w ogle wyjechali z Pola
Emonda.
Po tym, jak posugaczki sprztny ze stow i chwil pniej znikny z izby, Verin
upara si, by pozostali razem, pki nie wrci Hurin.
- Moe przyniesie takie wieci, ktre bd si wizay z koniecznoci
natychmiastowego wyruszenia w drog.
Mat zabra si od nowa za onglowanie, a Loial za lektur. Rand spyta karczmark,
czy ma jakie inne ksiki, a ona przyniosa mu Podre Jaina Dugi Krok. Perrin te lubi t
ksik, lubi opowie o przygodach wrd Ludu Morza i podrach do krain pooonych za
Pustkowiem Aiel, z ktrych przywoono jedwab. Nie przepada jednak za czytaniem, wic
rozstawi plansz na stole i zasiad z Ingtarem do gry w kamienie. Shienaranin gra
ofensywnie i brawurowo. Perrin zwyk zawsze gra wytrwale, niechtnie ustpujc pola, teraz
jako tak si jednak stao, e zacz przestawia kamyki z tak sam miaoci jak Ingtar.
Wczesnym wieczorem, gdy wrci wszyciel, Shienaranin patrzy na niego z nowo nabytym
szacunkiem.
Umiech na twarzy Hurina wyraa zarwno triumf, jak i zaambarasowanie.
- Znalazem ich, lordzie Ingtar. Lordzie Rand. Wyledziem, gdzie jest ich jaskinia.
- Jaskinia? - spyta przenikliwie Ingtar. - Chcesz powiedzie, e ukryli si tu gdzie w
pobliu?
- Tak jest, lordzie Ingtar. Dotarem po tropie prosto do tych, co zabrali Rg, i wszdzie
wok tego miejsca unosi si smrd trollokw, tyle e zakamuflowany, jakby oni bali si, e
ich wykryj nawet w tym miejscu. I nie dziwota. Wszyciel zrobi gboki wdech. - To wielki
dwr, ktry lord Barthanes dopiero co sobie wybudowa.
- Lord Barthanes! - zakrzykn Ingtar. - Wic on... on jest... on jest...
- Sprzymierzecw Ciemnoci napotkasz zarwno wrd wysoko, jak i nisko
urodzonych - wyjania mu spokojnie Verin. - Potni ofiarowuj swe dusze Cieniowi rwnie
czsto jak sabi.
Ingtar odpowiedzia jej chmurnym spojrzeniem, jakby nawet nie chcia o tym myle.
- Tam s stranicy - cign Hurin. - W dwudziestu nie wejdziemy do rodka, ani te
stamtd nie wyjdziemy. Stu by sobie poradzio, ale dwustu te by nie byo za mao. Tak
uwaam, mj panie.
- Co z krlem? - zainteresowa si Mat. - Skoro Barthanes jest Sprzymierzecem
Ciemnoci, to krl powinien nam pomc.
- Jestem absolutnie przekonana - odpara sucho Verin - e Galldrian Riatin ruszyby na
Barthanesa Damodreda na sam tylko pogosk, e Barthanes jest Sprzymierzecem
Ciemnoci i jeszcze by si cieszy, e ma wymwk. Jestem te absolutnie pewna, e
Galldrian nigdy by nie wypuci Rogu Valere z rk, gdyby tylko mu w nie wpad. Wycigaby
go z ukrycia na dni witeczne, by pokazywa ludziom i opowiada, jakie to wielkie i potne
jest Cairhien, ale poza tym nikt nigdy by go ju nie oglda.
Perrin zamruga zaszokowany.
- Przecie Rg Valere ma si znajdowa tam, gdzie zostanie stoczona Ostatnia Bitwa.
Nie mgby go zatrzyma ot tak sobie.
- Niewiele wiem o Cairhienach - odpowiedzia mu Ingtar - ale sporo syszaem o
Galldrianie. On nas ugoci i bdzie dzikowa za splendor, jaki przynosimy Cairhien. Wypcha
nam kieszenie zotem i obsypie nas zaszczytami. A gdybymy prbowali odjecha z Rogiem,
obetnie nam te zdobne w zaszczyty gowy, nie zatrzymujc si nawet dla nabrania oddechu.
Perrin przejecha doni po wosach. Im wicej si dowiadywa o krlach, tym mniej
ich lubi.
- Co ze sztyletem? - spyta niemiao Mat. - Jego by nie chcia mie, prawda? - Pod
wpywem karccego wzroku Ingtara, poruszy si niespokojnie. - Wiem, e Rdg jest wany,
ale ja nie mam zamiaru bra udziau w Ostatniej Bitwie. Ten sztylet...
Verin wspara donie na oparciach fotela.
- Jego Galldrian te nie dostanie. Musimy tylko znale jaki sposb na dostanie si do
wntrza dworu Barthanesa. Jeli znajdziemy Rg, to odkryjemy te sposb, by go wydosta.
Tak, Mat, sztylet rwnie. Jak ju si rozniesie, e w miecie przebywa Aes Sedai... c, na
og unikam takich metod, ale jeli pozwol, by Tiedrze wpado w ucho, e mam ch
obejrze nowy dwr Barthanesa, wwczas winnam za dzie albo dwa dosta zaproszenie. Nie
powinno by trudno wprowadzi tam przynajmniej kilku z was. O co chodzi, Hurin?
Wszyciel koysa si nerwowo na pitach, od momentu w ktrym wspomniaa o
zaproszeniu.
- Lord Rand ju takie dosta. Od lorda Barthanesa.
Perrin nie by jedyny, ktry wytrzeszczy oczy na Randa.
Rand wycign dwa zapiecztowane pergaminy z kieszeni kaftana i bez sowa poda
je Aes Sedai.
Ingtar podszed bliej, by niedowierzajcym wzrokiem zerkn przez jej rami na
pieczcie.
- Barthanes i... I Galldrian! Rand, skd ty je masz? Co ty zrobi?
- Nic - odpar Rand. - Nic nie zrobiem. Oni mi je po prostu przysali.
Ingtar zrobi dugi wydech. Usta Mata otworzyy si szeroko.
- Oni naprawd mi je po prostu przysali - cicho powtrzy Rand.
Bio od niego poczucie godnoci, ktrej Perrin nie zna, spoglda na Aes Sedai i
Shienaranina jak na rwnych sobie. Perrin potrzsn gow.
"Pasujesz jak ula do tego kaftana. Wszyscy si zmieniamy".
- Lord Rand spali ca reszt - wyjani Hurin. Przychodziy codziennie i codziennie
on je pali. Z wyjtkiem tych dwch, ma si rozumie. Co dzie z coraz to potniejszych
domw. - W jego gosie sycha byo dum.
- Koo Czasu wplata nas wszystkich do Wzoru tak, jak chce - owiadczya Verin,
przypatrujc si pergaminom. - Czasami jednak ofiarowuje nam to, co potrzebne, jeszcze
zanim si dowiemy, e bdziemy tego potrzebowa.
Niedbaym gestem zmia zaproszenie od krla i cisna je do kominka, by odtd tam
leao, odznaczajc si biel na tle zimnych kd. Kciukiem przeamaa piecz na drugim,
przeczytaa.
- Tak. Tak, to si znakomicie przyda.
- Jak ja miabym tam i? - spyta j Rand. - Poznaj, e nie jestem lordem. Jestem
pasterzem i rolnikiem.
Na twarzy Ingtara pojawi si sceptycyzm.
- Jestem, Ingtarze. Mwiem ci.
Ingtar wzruszy ramionami, wci nie wyglda na przekonanego. Hurin zagapi si na
Randa z tpym niedowierzaniem.
"Niech sczezn - pomyla Perrin - gdybym go nic zna, te bym nie uwierzy".
Mat obserwowa Randa z przekrzywion gow, marszczc si, jakby dostrzeg co,
czego nigdy przedtem nie widzia.
"On te to teraz widzi".
- Moesz to zrobi, Rand - powiedzia Perrin. Moesz.
- Najlepiej bdzie - odezwaa si Verin - jeli nikomu nie powiesz, kim nie jeste.
Ludzie widz to, co spodziewaj si zobaczy. Poza tym, patrz im prosto w oczy i mw z
przekonaniem. Dokadnie tak, jak rozmawiae ze mn - dodaa oschym tonem i policzki
Randa nabray koloru, nie spuci jednak oczu. - To niewane, co powiesz. Kad rzecz nie na
miejscu bd przypisywali twemu cudzoziemskiemu pochodzeniu. Przydaoby si take,
gdyby sobie przypomnia sposb, w jaki si zachowywae przed obliczem tronu Amyrlin.
Jeli okaesz si rwnie arogancki, uwierz e lord, nawet gdyby mia na sobie achmany.
Mat wykrzywi si szyderczo.
Rand gwatownie wyrzuci rce w gr.
- W porzdku. Zrobi to. Ale nadal uwaam, e zorientuj si w pi minut po tym,
jak otworz usta.
- Barthanes wymienia pi dat i jedna z nich to jutrzejszy wieczr.
- Jutro! - eksplodowa Ingtar. - Do jutrzejszego wieczora Rg moe std odpyn
rzek na odlego pidziesiciu mil, albo...
Verin przerwaa mu.
- Uno i twoi onierze mog obserwowa dwr. Gdyby prbowali wywie Rg w
jakimkolwiek kierunku, bez trudu pjdziemy ich ladem i by moe odzyskamy go z jeszcze
wiksz nawet atwoci ni u Barthanesa.
- Moe i tak - zgodzi si niechtnie Ingtar. - Po prostu nie chciabym czeka, teraz,
gdy Rg jest ju prawie w moich rkach. Bd go mia. Musz go mie! Musz!
Hurin wbi w niego zdziwiony wzrok.
- Ale lordzie Ingtar, to nie tak. Co ma si sta, si stanie, a co trzeba zrobi, bdzie...
- Grone spojrzenie Ingtara kazao mu przerwa, doda jednak ledwie syszalnie: - To nie tak,
tu nie ma adnego "musz".
Ingtar sztywno zwrci si z powrotem do Verin.
- Verin Sedai, Cairhienowie bardzo skrupulatnie przestrzegaj etykiety. Jeli Rand nie
przele odpowiedzi, Barthanes poczuje si tak uraony, e nas nie wpuci, nawet jeli stawimy
si z pergaminem w rkach. Jeli za Rand odpowie... no c, przynajmniej Fain go zna. W
ten sposb moemy ich ostrzec, e maj przygotowa puapk.
- Wemiemy ich z zaskoczenia. - Krtki umiech Verin nie by miy. - Myl jednak,
e Barthanes bdzie chcia zobaczy Randa niezalenie od wszystkiego. Sprzymierzeniec to
Ciemnoci czy nie, wtpi czy zaprzesta knu intrygi przeciwko tronowi. Rand, on twierdzi,
e ty si zainteresowa jednym z przedsiwzi krla, tylko nie okrela, ktre to. O co mu
chodzi?
- Nie wiem - wolno odpar Rand. - Odkd tu przyjechaem, nie zrobiem absolutnie
nic. Czekajcie. Moe chodzi mu o posg. Przejedalimy przez wiosk, w ktrej wy-
kopywano ogromny posg. Mwiono, e pochodzi jeszcze z Wieku Legend. Krl chce go
przewie do Cairhien, cho ja nie wiem, w jaki sposb mona by przewie co rwnie
wielkiego. Ale przecie spytaem tylko, co to takiego.
- Mijalimy go onegdaj i nie zatrzymalimy si, by pyta. - Verin pozwolia, by
zaproszenie wypado jej z rk na kolana. - Galldrian raczej nie postpuje roztropnie, chcc go
wykopa. Nie chodzi tu tyle o realne niebezpieczestwo, jednake ci, ktrzy nie wiedz, co
robi, nie postpuj mdrze, jeli majstruj przy przedmiotach pochodzcych z Wieku
Legend.
- Co to jest? - spyta Rand.
- Saangreal.
Powiedziaa to takim tonem, jakby caa sprawa nie bya nadzwyczaj wana, jednak
Perrin znienacka nabra wraenia, e tych dwoje wdao si wanie w prywatn rozmow,
mwic sobie rzeczy, nie przeznaczone dla uszu innych ludzi.
- To jeden z pary najwikszych, kiedykolwiek wykonanych, o jakich nam wiadomo. A
przy tym dziwna to para. Jeden, nadal zagrzebany w Tremalking, moe by uyty wycznie
przez kobiet. Ten moe za tylko przez mczyzn. Zostay wykonane podczas Wojny o
Moc, jako bro i jeli koniec tamtego Wieku albo Pknicie wiata maj jakkolwiek
pozytywn warto, to na pewno streszcza si ona w tym, i nastpiy, zanim zdoano
wykorzysta te dwa saangreale. Wesp s tak potne zapewne, e mog spowodowa
nastpne Pknicie wiata, gorsze jeszcze nili poprzednie.
Donie Perrina zwiny si w ciasne supy. Unika patrzenia bezporednio na Randa,
ale nawet ktem oka widzia bia obwdk wok jego ust. Przyszo mu do gowy, e Rand
boi si i ani troch go za to nie wini.
Ingtar wyglda na wstrznitego, by moe nawet naprawd go to poruszyo.
- To co powinno si na powrt zakopa i to gboko, pod jak najwikszym kopcem z
ziemi i kamieni. Co by si stao, gdyby odnalaz to Logain? Albo jaki inny nikczemnik, ktry
potrafi przenosi Moc, nawet i taki, ktry mieni si Smokiem Odrodzonym. Verin Sedai,
powinna ostrzec Galldriana, co waciwie robi.
- Co takiego? Ach, nie ma takiej potrzeby, jak mniemam. Trzeba wry jednoczenie
obydwu saangreali, by udwign tak ilo Mocy, jaka jest niezbdna do Pknicia wiata.
Tak to si odbywao w Wieku Legend, mczyzna i kobieta pracujcy pospou byli zawsze
dziesi razy silniejsi ni wtedy, gdy kade dziaao z osobna, a jaka Aes Sedai w dzisiejszych
czasach wsparaby mczyzn przenoszcego Moc? Kady z tych saangreali jest sam w
sobie potny, jednake zdaje mi si, e niewiele jest kobiet tak silnych, by przetrwa
przepyw Mocy przez ten, ktry si znajduje w Tremalking. Rzecz jasna Amyrlin. Moiraine i
Elaida. Moe jeszcze jedna albo dwie. A trzy nadal jeszcze s szkolone. Jeli za idzie o
Logaina, to musiaby powici wszystkie swoje siy, by zwyczajnie nie da si spali na
popi, po czym nie zostaaby mu ju adna rezerwa na swobodne dziaanie. Nie, Ingtarze, nie
sdz, by mia powody do obaw. W kadym razie adnych, pki jeszcze Smok Odrodzony
nie proklamowa swych roszcze, a potem i tak bdzie si czym zamartwia. Martwmy si
teraz o to, co zrobimy, gdy bdziemy ju na dworze Barthanesa.
Mwia to do Randa. Perrin o tym wiedzia, i wiedzia te Mat, bowiem wyglda,
jakby zbierao mu si na mdoci. Nawet Loial poruszy si nerwowo na siedzeniu.
"Och wiatoci, Rand - pomyla Perrin. - wiatoci, nie pozwl, by ona go
wykorzystaa".
Rand wciska donie w blat stou z tak si, e a zbielay mu kykcie, mwi jednak
pewnym gosem. Ani na moment nie spuci wzroku z Aes Sedai.
- Najpierw musimy odebra Rg i sztylet. Wtedy ju wszystko si uda, Verin.
Wszystko.
Na widok umiechu Verin, ukradkowego i tajemniczego, Perrin poczu, jak przeszywa
go dreszcz. Nie sdzi, by Rand cho w poowie zdawa sobie spraw z tego, co on o nim wie.
Cho w poowie.
ROZDZIA 9
NIEBEZPIECZNE SOWA
Dwr lorda Barthanesa, razem z wszystkimi murami i przybudwkami, rozsiad si
niczym ogromna ropucha przyczajona w mroku, na takiej poaci ziemi, jak zajaby forteca.
Nie by jednak fortec, wszdzie widziao si wysokie okna, wiata, syszao napywajce z
wntrz odgosy miechu i muzyki, przy czym Rand wypatrzy stranikw spacerujcych po
szczytach wie i ciekach wiodcych skrajami dachw, za adne z okien nie znajdowao si
blisko ziemi. Zsiad z grzbietu Rudego, wygadzi kaftan, poprawi pas z mieczem. Pozostali
zgromadzili si dokoa niego, u stp szerokich, zbudowanych z biaego kamienia stopni,
wiodcych do ogromnych, bogato rzebionych drzwi dworu.
Eskort stanowio dziesiciu Shienaran, dowodzonych przez Uno. Jednooki
mczyzna skin nieznacznie Ingtarowi gow, zanim doczy ze swymi ludmi do suby
pozostaych goci, ktrej podawano piwo przy wielkim ronie z pi8kc si na nim woow
tusz.
Pozostaych dziesiciu Shienaran zostao razem z Perrinem. Wszyscy mieli
przydzielone okrelone zadania, jak wyjania Verin, tylko Perrin tego wieczora nie mia co
robi. Eskorta bya czym niezbdnym dla dodania powagi w oczach mieszkacw Cairhien,
jednake gdyby liczya wicej ni dziesi osb, mogaby wyda si czym podejrzanym.
Rand tam by, bo dosta zaproszenie. Ingtar poszed z nim, by przyda prestiu zwizanego z
jego tytuem, natomiast Loial dlatego, bo towarzystwo ogirw byo podane w wyszych
krgach cairhieskiej arystokracji. Hurin udawa, e jest przybocznym sug Ingtara. Jego
prawdziwym zadaniem byo wywszenie Sprzymierzecw Ciemnoci i trollokw - Rg
Valere musia znajdowa si blisko nich. Mat, wci utyskujcy z tego powodu, mia
wystpowa jako sucy Randa, poniewa mg wyczu sztylet, jeli znajdzie si w jego
pobliu. Gdyby Hurin zawid, to by moe on mgby znale Sprzymierzecw Ciemnoci.
Gdy Rand spyta Verin, po co ona idzie na przyjcie, umiechna si tylko i odpara:
- eby chroni ciebie i pozostaych przed kopotami.
Gdy wstpowali na schody, Mat mrukn pod nosem:
- Nadal nie pojmuj, dlaczego miabym by czyim sug. - Razem z Hurinem szed
nieco z tyu. - Niech sczezn, skoro Rand moe by lordem, to i ja mgbym naoy taki
fikuny kaftan.
- Suga - odezwaa si Verin, nie ogldajc si na niego - moe wchodzi do miejsc,
do ktrych nie maj wstpu inni ludzie i wielu wysoko urodzonych nawet tego nie dostrzee.
Ty i Hurin macie przydzielone zadania.
- Bd teraz cicho, Mat - skarci go Ingtar - chyba e chcesz nas zdradzi.
Zbliali si ju do drzwi, przy ktrych sta oddzia dwunastu stranikw z Drzewem i
Koron Domu Damodred na piersiach, towarzyszy im tuzin ludzi w ciemnozielonych
liberiach z Drzewem i Koron na rkawach.
Rand zrobi gboki wdech i wrczy im zaproszenie.
- Jestem lord Rand z domu alThor - wyrzuci popiesznie, by mie ju to za sob. - A
to s moi gocie. Verin Aes Sedai z Brzowych Ajah. Lord Ingtar z domu Shinowa, ze
Shienaru. Loial, syn Arenta syna Halana, ze Stedding Shangtai.
Loial prosi, by omin ten stedding, jednak Verin twierdzia uparcie, e naley
wykorzysta kady element etykiety, jaki tylko jest im naleny.
Suga, ktry pierwej odebra zaproszenie z niedbaym ukonem, teraz niemale
widocznie wzdryga si przy kadym tytule. Gdy pado imi Verin, wybauszy oczy. Prze-
mwi zduszonym gosem:
- Witajcie w domu Damodred, moi panowie. Witaj, Aes Sedai. Witaj, przyjacielu
ogirze.
Rk da znak pozostaym, by otworzyli szeroko drzwi, nastpnie ukonem zaprosi
Randa i jego towarzyszy do rodka, gdzie popiesznie poda zaproszenie innemu, ubranemu w
liberi sudze i szepn mu co do ucha.
Drzewo i Korona na piersi tego czowieka byy doprawdy niebanalnych rozmiarw.
Sta, wspierajc si na dugiej lasce.
- Aes Sedai - powiedzia i ukoni si, nieomal zginajc wp. W podobny sposb
pozdrowi kadego z osobna. - Moi panowie. Przyjacielu ogirze. Zw mnie Ashin. Idcie za
mn, prosz.
Zewntrzn sal wypenia tylko tum suby, nastpnie Ashin wprowadzi ich do
wielkiej komnaty penej szlachetnie urodzonych, gdzie w jednym kocu dawa przedstawienie
ongler, a w drugim trupa akrobatw. Dobiegajce zewszd gosy i muzyka zdradzay, e nie
s to jedyni gocie, ani te jedyne propozycje rozrywki. Arystokraci stali w parach oraz w
trzy- i czteroosobowych grupach, niekiedy mczyni i kobiety razem, czasami tylko jedni,
albo drudzy, zawsze odgradzajc si stosown przestrzeni, by nikt nie mg podsucha, co
si gdzie indziej mwi. Gocie ubrani byli w ciemne cairhieskie barwy, do poowy piersi
poznaczone jaskrawymi paskami, u niektrych za sigay one a do pasa. Kobiety miay
pukle spitrzone w postaci kunsztownych wieyc, w kadym przypadku inne od pozostaych,
a ich ciemne spdnice byy tak obszerne, e musiay stawa bokiem, by mc przej przez
wszystkie drzwi wsze od tych, ktrymi wchodzio si do dworu. aden mczyzna nie goli
czaszki na mod wojownika - wszyscy nosili ciemne, aksamitne kapelusze na dugich
wosach, jedne o ksztacie dzwonw, inne paskie - natomiast donie kobiet nieomal
cakowicie skryway mankiety z koronki barwy ciemnej koci soniowej.
Ashin zastuka lask i obwieci dononym gosem ich przybycie, w pierwszej
kolejnoci wymieniajc Verin.
Wszystkie oczy zwrciy si ku nim. Verin miaa na sobie szal z brzowymi frdzlami,
haftowany w gazki winoroli; obwieszczenie przybycia Aes Sedai wywoao pomruk wrd
zgromadzonych lordw i dam, a ongler upuci jedno ze swych kek, nikt jednak i tak ju go
nie oglda. Wikszo spojrze skupia si na Loialu, nawet jeszcze zanim Ashin wymieni
jego imi. Pomimo srebrnych haftw na konierzu i rkawach, niczym nie urozmaicona czer
kaftana Randa nadaa mu nieomal surowy wygld, wiele uwagi przycigny miecze; jakie on
i Ingtar mieli przytroczone do pasa. aden z obecnych lordw nie wydawa si uzbrojony.
Rand nie jeden raz posysza, wygaszane szeptem sowa: "ostrze ze znakiem czapli". Niektre
ze skierowanych na spojrze wyraao dezaprobat, podejrzewa, e pochodziy od ludzi,
ktrych obrazi, odrzucajc ich zaproszenia.
Podszed do nich szczupy, przystojny mczyzna. Mia dugie, lekko siwiejce wosy,
wielobarwne paski przecinay przd jego ciemnoszarego kaftana, od karku prawie po sam
rbek szaty sigajcej kolan. Jak na Cairhienina by wyjtkowo wysoki, zaledwie p gowy
niszy od Randa; dziki przyjmowanej postawie wydawa si jeszcze wyszy, stan bowiem
z uniesionym podbrdkiem, jakby patrzc na wszystkich z gry. Jego oczy przypominay
czarne kamyki. Jednak do Verin odnosi si z dalece posunitym respektem.
- Zaszczytem jest dla mnie mc ci goci, Aes Sedai. - Barthanes Damodred mwi
gbokim i pewnym siebie gosem. Powid wzrokiem po pozostaych. - Nie spodziewaem
si towarzystwa a tak znamienitego. Lordzie Ingtar. Przyjacielu ogirze.
Ukony, jakie rozda im wszystkim, niewiele rniy si od zwykego skinienia gow:
Barthanes doskonale rozumia rozmiar swej wadzy.
- I ty, mj mody lordzie Rand. Wiele komentarzy sprowokowae na miecie i wrd
rodw. By moe nadarzy si sposobno, bymy porozmawiali dzisiejszego wieczora.
Tonem gosu dawa do zrozumienia, e nie bdzie aowa, jeli taka sposobno go
ominie, a komentarze, o ktrych mwi bynajmniej nie wzbudziy jego zainteresowania,
jednak spojrzenie na uamek sekundy duej zawiso na Randzie, nim przenioso si na
Ingtara, Loiala i pniej na Verin.
- Witajcie.
Odszed na bok z przystojn kobiet, ktra pooya mu na ramieniu upiercienion
do skryt w koronkach, lecz gdy ju odchodzi, jego oczy raz jeszcze powdroway w
kierunku Randa.
Gwar rozmw ponownie rozla si po sali, a ongler podrzuci swe kka, ktre
zawiroway ciasn ptl na wysokoci dobrych czterech pidzi, o may wos zawadzajc o
gipsowe sztukaterie na suficie. Akrobaci w ogle nie przerywali przedstawienia - wystpujca
z nimi kobieta wyskoczya w gr ze zoonych rk jednego z towarzyszy, naoliwiona skra
rozbysa w wietle stu lamp, gdy wykonaa obrt, po czym wyldowaa stopami na doniach
mczyzny, ktry z kolei sta na barkach innego. Unis j wyprostowanymi rkoma, po czym
stojcy na samym dole podwign jego w taki sam sposb i na koniec kobieta rozpostara
rce, jakby w oczekiwaniu na oklaski. aden z Cairhienian nie powici jej jednak
szczeglnej uwagi.
Verin i Ingtar wmieszali si w tum. Shienaranin przycign zaledwie kilka czujnych
spojrze, na Aes Sedai jedni patrzyli szeroko otwartymi oczyma, inni z wykrzywion
grymasem przestrachu twarz kogo, kto na odlego ramienia zauway nagle wciekego
wilka. Do tych drugich zaliczali si czciej mczyzna, nili kobiety, wrd ktrych znalazy
si i takie, ktre do niej zagadyway.
Rand zauway, e Mat i Hurin zdyli ju si oddali w stron kuchni, gdzie wszyscy
sucy, ktrzy przybyli razem z gomi, mieli si zebra i czeka, dopki po nich nie pol.
Mia nadziej, e nie bdzie im trudno si stamtd wymkn.
Loial pochyli si, by szepn co, co byo przeznaczone wycznie dla jego ucha.
- Rand, tu gdzie blisko jest brama. Czuj to.
- Chcesz powiedzie, e tu by gaj ogarw? - spyta cicho Rand, a Loial pokiwa
gow.
- Nie zaoono ponownie Stedding Tsofu ju po posadzeniu gaju, a moe ogirowie,
ktrzy wspomagali budow Alcairrahienallen nie potrzebowali gaju, by im przypomina o
stedding. Gdy poprzednim razem przejedaem przez Cairhien, tu wszdzie rs las nalecy
do krla.
- Barthanes prawdopodobnie go odebra w wyniku jakiego spisku. - Rand rozejrza
si nerwowo po komnacie. Wszyscy nadal rozmawiali, lecz niemao byo takich, ktrzy
przypatrywali si im. Ingtara nie zauway. Verin staa otoczona wiankiem kobiet. -
Wolabym, ebymy wszyscy trzymali si razem.
- Verin mwi, e nie powinnimy, Rand. Powiada, i wszyscy nabraliby podejrze i
zaczli si zoci, mylc, e zadzieramy nosa. Musimy rozprasza wszelkie podejrzenia,
dopki Mat i Hurin czego nie znajd.
- Rwnie syszaem, co powiedziaa, Loial. Ale nadal twierdz, e jeli Barthanes jest
Sprzymierzecem Ciemnoci, to musi wiedzie, dlaczego przyszlimy. Porusza si tutaj w
pojedynk, to prowokowa niebezpieczestwo.
- Verin twierdzi, e nic nie zrobi, dopki si nie rozezna, jak mgby nas wykorzysta.
Po prostu rb to, co kazaa, Rand. Aes Sedai wiedz, jak postpowa.
Loial zagbi si w tum, gromadzc wok siebie krg lordw i dam, jeszcze nim
uszed dziesi krokw.
Inni ruszyli w stron Randa, korzystajc z okazji, e znalaz si sam, on jednak
zboczy w przeciwnym kierunku i popiesznie si oddali.
"Aes Sedai moe wiedz, jak postpowa, ja natomiast niestety nie. Nie podoba mi si
to. wiatoci, jak ja bym chcia wiedzie, czy ona mwia prawd. Niby Aes Sedai nigdy nie
kami, ale ta prawda, ktr si syszy, moe by zupenie inna, ni si wydaje".
Nie przestawa spacerowa, chcc unikn rozmw z arystokratami. Szed przez
kolejne komnaty, wszystkie wypenione zgromadzeniem lordw i dam, w kadej odbyway si
jakie przedstawienia: trzech rnych bardw w charakterystycznych paszczach, onglerzy i
akrobaci, muzykanci grajcy na fletach, bitternach, cymbaach i lutniach, a take skrzypcach
piciu rozmiarw, szeciu odmianach rogw, prostych, rzebionych albo skrconych, oraz
bbnach, od tamburynu poczwszy, a na kotle koczc. Grajcym na skrconych rogach
przyjrza si uwaniej, ich instrumenty byy jednak ze zwykego mosidzu.
"Nie pokazywaliby tutaj Rogu Valere, ty durniu - pomyla. - Chyba e Barthanes
chciaby przywoa umarych bohaterw, by dostarczyli mu rozrywki".
Wrd zebranych by nawet nadworny bard w taireskich butach, ozdobionych
srebrem, i tym kaftanie, ktry przechadza si po salach, trcajc struny harfy, zatrzymujc
si niekiedy, by zadeklamowa co wzniosym gosem. Mierzy pogardliwym wzrokiem
zwykych bardw i w komnatach, w ktrych oni wystpowali, nie zatrzymywa si na duej,
Rand jednak nie zauway, by rni si od nich czym wicej z wyjtkiem pysznego ubioru i
postawy.
Nagle zorientowa si, e u jego boku kroczy Barthanes. Natychmiast pojawi si suga
w liberii i zgity w ukonie podsun mu srebrn tac. Barthanes wzi napeniony winem
puchar z dmuchanego szka. Zwrcony ku nim twarz suga zacz si wycofywa, nadal cay
w ukonach, podtyka tac Randowi pod nos tak dugo, a ten w kocu potrzsn gow, i
dopiero wtedy wtopi si w tum.
- Niespokojny jeste, panie - zacz Barthanes, upijajc yk.
- Lubi spacerowa. - Rand zastanawia si, jak skorzysta z rady Verin, a
przypomniawszy sobie, co powiedziaa o jego audiencji u Amyrlin, zdecydowa si na krok
kota przechodzcego przez dziedziniec. Nie zna kroku bardziej penego pychy. Barthanes
zacisn wargi i Rand pomyla, e by moe rwnie jego gospodarz uzna to za zbytni
arogancj, jednake nie majc innego wyjcia, ni korzysta z rady Verin, nie zatrzyma si.
By troch zaagodzi sytuacj, powiedzia uprzejmym tonem:
- To imponujce przyjcie. Masz, panie, wielu przyjaci, nigdy te nie widziaem
takiej rozmaitoci rozrywek.
- Przyjaci mam wielu - zgodzi si Barthanes.
Moesz powiedzie Galldrianowi, mj panie, ilu ich jest i ktrzy to. Niektre
nazwiska pewnie go zadziwi.
- Nigdy nie poznaem krla, lordzie Barthanes, i nie spodziewam si pozna.
- Naturalnie. W tamtej wiosce, do muszego ajna podobnej, znalaze si przypadkiem.
Nie bye tam przecie, by sprawdzi, jak postpuj prace przy wykopywaniu posgu. To
wielkie przedsiwzicie.
- Tak. - Znowu zacz myle o Verin, aujc, e nie poradzia mu, jak rozmawia z
czowiekiem, ktry zakada, e wszystko co powie, jest kamstwem. Bez zastanowienia doda:
- Ci, ktrzy nie wiedz, co czyni, nie postpuj roztropnie, jeli majstruj przy przedmiotach
pochodzcych z Wieku Legend.
Barthanes zapatrzy si na swoje wino, z zadum na twarzy, jakby Rand powiedzia
wanie co o doniosym znaczeniu.
- Twierdzisz zatem, e nie wspomagasz Galldriana w tym przedsiwziciu? - spyta na
koniec.
- Powiedziaem ci, panie, nie poznaem krla.
- Tak, oczywicie. Nie miaem pojcia, e ludzie z Andoru tak udatnie graj w Wielk
Gr. Rzadko ich tu w Cairhien widujemy.
Rand zrobi gboki wdech, by nie odpowiedzie gniewnie temu czowiekowi tego, co
powtarza zawsze - e wcale nie bierze udziau w grze.
- Na rzece jest wiele barek z ziarnem z Andoru.
- Kupcy i handlarze. Kogo interesuj tacy jak oni? Zasuguj na tyle samo uwagi co
chrzszcze na drzewach. - W gosie Barthanesa sycha byo jednakow pogard dla
chrzszczy i kupcw, znowu jednak unis brew, jakby w sowach Randa dopatrzy si jakiej
aluzji. - Niewielu ludzi podruje w towarzystwie Aes Sedai. Wydajesz si zbyt mody, by
mg by stranikiem. Domniemuj, i to lord Ingtar jest stranikiem Verin Sedai?
- Jestemy tymi, za ktrych si podalimy - powiedzia Rand i skrzywi si.
"Z wyjtkiem mnie".
Barthanes nieomal otwarcie studiowa twarz Randa.
- Mody. Zbyt mody, by nosi miecz ze znakiem czapli.
- Nie ukoczyem jeszcze roku ycia - wypali automatycznie Rand i natychmiast
zapragn to cofn. Zabrzmiao to gupio, jego zdaniem, ale Verin powiedziaa, e ma si
zachowywa tak, jak przed obliczem Zasiadajcej na Tronie Amyrlin, a tak wanie
odpowied podsun mu Lan. Ludzie z Ziem Granicznych uwaali, e dzie, w ktrym
czowiek dostaje miecz, staje si jego dniem narodzin.
- Ach tak. Mieszkaniec Andoru, a przy tym szkolony na Ziemiach Granicznych. A
moe to rezultat szkolenia na stranika? - Oczy Barthanesa zwziy si, wpatrzone badawczo
w Randa. - Z tego, co wiem, Morgase ma tylko jednego syna. Zwie si Gawyn, jak syszaem.
Musisz by, panie, w jego wieku.
- Poznaem go - odpar ostronie Rand.
- Te oczy. Te wosy. Syszaem, e andoraski rd krlewski ma we wosach i oczach
anielskie nieomal barwy.
Rand potkn si, mimo e posadzka kryta bya gadkim marmurem.
- Nie jestem Aielem, lordzie Barthanesie, nie wywodz si te z krlewskiego rodu.
- Tak rzeczesz. Wiele mi dae do mylenia. Sdz, e znajdziemy wsplne tematy,
gdy znowu przyjdzie nam z sob rozmawia.
Barthanes skin gow i unis kielich, egnajc go niedbale, po czym odwrci si,
by zagada do siwowosego mczyzny z licznymi kolorowymi paskami na kaftanie.
Rand pokrci gow i ruszy przed siebie, uciekajc przed dalsz konwersacj.
Rozmowa z jednym cairhieskim lordem bya dostatecznie paskudna, by odebra mu ochot
do nastpnej. Barthanes najwyraniej dopatrywa si ukrytych znacze w najbardziej
trywialnych stwierdzeniach. Rand zauway, e wanie tyle si dowiedzia o Daes Daemar,
i straci ju wszelkie pojcie o tym, jak naley w ni gra.
"Mat, Hurin, znajdcie co szybko, ebymy mogli si std wydosta. Ci ludzie s
szaleni".
I wtedy wszed do nastpnej komnaty, w ktrej wystpowa bard; siedzia w
przeciwlegym kocu, trca struny harfy i recytowa opowie z Wielkiego Polowania na
Rg. Thom Merrilin. Rand zatrzyma si jak wryty. Thom wydawa si go nie zauwaa,
mimo e dwukrotnie kierowa na niego wzrok. Najwyraniej Thom naprawd chcia tego, co
powiedzia. Cakowite zerwanie.
Rand ju mia wyj, jednak drog zagrodzia mu zrcznie jaka kobieta, koronka
spyna na delikatny nadgarstek, gdy przyoya do do jego piersi. Gow nie sigaa mu
nawet ramienia, lecz wysoka korona z lokw znajdowaa si na wysokoci jego wzroku.
Koronki, ktrymi miaa obszyty wysoki konierz przy sukni, sigay podbrdka, przd sukni,
pod piersiami, zakryway kolorowe paski.
- Jestem Alaine Chuliandred, a ty jeste tym synnym Randem alThorem. W swoim
wasnym dworze, jak sdz, Barthanes ma prawo rozmawia z tob pierwszy, ale my wszyscy
jestemy zafascynowani tym, co si o tobie mwi. Syszaam nawet, e potracisz gra na
flecie. Czy moe to by?
- Gram na flecie.
"Skd ona...? Caldevwin. wiatoci, w Cairhien wszyscy dowiaduj si o wszystkim".
- Jeli wybaczysz...
- Syszaam, e niektrzy cudzoziemscy lordowie potrafi gra na instrumentach
muzycznych, lecz nigdy w to nie wierzyam. Bardzo bym chciaa posucha, jak grasz. Moe
zechcesz ze mn porozmawia, o tym i o owym. Barthanes zdawa si uwaa rozmow z
tob za fascynujc. Mj m spdza cae dnie na kosztowaniu owocw swoich winnic i
pozostawia mnie w zupenej samotnoci. Zawsze nieobecny, nigdy nie ma czasu, by ze mn
porozmawia.
- Musi pani za nim tskni - powiedzia Rand, starajc si wymin j i jej szerokie
spdnice. Wybuchna dwiczcym miechem, jakby powiedzia najmieszniejsz rzecz na
wiecie.
U boku kobiety stana inna, druga do delikatnie dotkna jego piersi. Miaa tyle
samo paskw co Alaine i obydwie byy w tym samym wieku, dobre dziesi lat starsze od
Randa.
- Masz zamiar zatrzyma go dla siebie, Alaine?
Obydwie kobiety umiechny si do siebie, mimo i ich oczy ciskay sztylety. Ta
druga skierowaa umiech na Randa.
- Jestem Belevaere Osiellin. Czy wszyscy z Andoru s tak wysokiego wzrostu? I tacy
przystojni?
Chrzkn.
- Ach... niektrzy s wysocy. Wybacz mi, pani, ale jeli...
- Widziaam, jak rozmawiae z Barthanesem. Powiadaj, e znasz rwnie
Galldriana. Musisz do mnie przyj na pogawdk. Mj m wanie wizytuje majtki na po-
udniu.
- Masz w sobie subtelno tawernianej dziewki sykna Alaine i natychmiast obdarzya
Randa umiechem. - Brak jej ogady. adnemu mczynie nie mogaby si spodoba kobieta
o tak wulgarnych manierach. Przyjd z fletem do mojego dworu, to porozmawiamy. A moe
nauczyby mnie gra?
- To, co Alaine uwaa za subtelno - przymilnym tonem wtrcia Belevaere - to tylko
brak odwagi. Mczyzna, ktry nosi miecz ze znakiem czapli, musi by odwany. To
naprawd miecz ze znakiem czapli, nieprawda?
Rand usiowa oddali si od nich.
- Jeli mi, panie, wybaczycie, to...
Szy za nim krok w krok, a w kocu wpakowa si plecami na cian - zczone z
sob szerokie spdnice utworzyy przed nim jeszcze jeden mur.
Drgn nerwowo, gdy trzecia kobieta doczya do tamtych dwch, jej spdnice
dodatkowo powikszyy mur. Bya od nich starsza, lecz rwnie pikna, rozbawiony umiech
nie agodzi ostroci spojrzenia. Na sukni miaa o poow wicej paskw ni Alaine i
Belevaere: modsze kobiety dygny i obdarzyy j ponurymi spojrzeniami.
- Czyby te dwa pajki usioway ci zaplta w swoje sieci? - Starsza kobieta
rozemiaa si. - Na og zapltuj si same cilej ni kto inny. Chod ze mn, mj pikny
chopcze z Andoru, a powiem co nieco o kopotach, jakich mogyby ci przysporzy. Ja przede
wszystkim nie mam ma, ktrym naleaoby si kopota. A mowie s zawsze przyczyn
kopotw.
Ponad gow Alaine widzia Thoma, prostujcego si z ukonu, ktrym dzikowa za
cakowity brak owacji, a nawet uwagi. Bard krzywic si, porwa kielich z tacy zaskoczonego
sucego.
- Widz kogo, z kim musz porozmawia - powiedzia Rand kobietom i wylizgn
si z klatki, w ktrej go zamkny, dokadnie w chwili, gdy ta trzecia wycigna do, by
zapa go za rami. Wszystkie trzy odprowadzay go wytrzeszczonymi oczyma, gdy mkn w
stron barda.
Thom zlustrowa go badawczym wzrokiem znad brzegu pucharu, po czym upi
kolejny, dugi yk.
- Thom, wiem, mwie, e to cakowite zerwanie, ale ja musiaem uciec od tych
kobiet. Niby opowiaday tylko o swoich mach, ktrzy wyjechali, ale daway do zrozumienia
rne rzeczy.
Thom zakrztusi si winem i Rand klepn go w plecy.
- Jak si pije za szybko, to co zawsze spynie niewaciw drog. Thom, oni tu myl,
e ja spiskuj z Barthanesem, albo z Galldrianem, i nie uwierz, jak im powiem, e to
nieprawda. Potrzebowaem wymwki, eby mc od nich odej.
Thom pogadzi dugie wsy kykciem i zerkn na trzy kobiety po przeciwlegej
stronie komnaty. Nadal stay razem, obserwujc Randa.
- Znam te trzy, chopcze. Sama Breane Taborwin daaby ci takie wyksztacenie, jakie
kady mczyzna winien otrzyma przynajmniej raz w yciu, o ile oczywicie byby w stanie
je przey. Przejmuj si swoimi mami. To mi si podoba, chopcze. - Nagle w jego oczach
pojawi si ostrzejszy bysk. - Powiedziae mi, e ju si uwolnie od Aes Sedai. Poowa
rozmw, jakie si tutaj odbywaj tego wieczora, dotyczy andoraskiego lorda, ktry si.
zjawi bez uprzedzenia, z Aes Sedai u boku. Barthanes i Galldrian. Tym razem sam
pozwolie, by Biaa Wiea wpakowaa ci do swego garnka.
- Przyjechaa dopiero wczoraj, Thom. I jak tylko Rg bdzie zabezpieczony, znowu si
od nich uwolni. Naprawd mam zamiar tego dopilnowa.
- Tak mwisz, jakby teraz nie by bezpieczny - powiedzia wolno Thom. - Wczeniej
twierdzie co innego.
- Sprzymierzecy Ciemnoci go ukradli, Thom. Przynieli go tutaj. Barthanes jest
jednym z nich.
Thom udawa, e wpatruje si w kielich z winem, lecz jego rozbiegane oczy upewniy
si, e nikt nie jest dostatecznie blisko, by co posysze. Nie tylko trzy kobiety obdarzay ich
ukradkowymi spojrzeniami, udajc jednoczenie, e s pochonite rozmow, ale wszystkie
grupki gapiw zachoway midzy sob waciwy dystans. Thom jednak na wszelki wypadek
nie podnosi gosu.
- To niebezpieczne mwi co takiego, jeli nie jest to prawd, a jeszcze
niebezpieczniej, jeli jest przeciwnie. Takie oskarenie przeciwko najpotniejszemu
czowiekowi w krlestwie... Powiadasz, e to on ma Rg? Sdz, e znowu szukasz mojej
pomocy, gdy ponownie zamieszae si w sprawy Biaej Wiey.
- Nie. - Uzna, e Thom mia racj, nawet jeli nie zna prawdziwego charakteru
sytuacji. Nie mg wciga nikogo w swoje tarapaty. - Chciaem tylko uciec od tych kobiet.
Bard wyd wsy, zaskoczony.
- C. No tak. Bardzo dobrze. Po ostatnim razie, gdy udzieliem ci pomocy, zaczem
kule, a ty najwyraniej pozwolie, by Tar Valon znowu ci uwizao na swoich sznurkach.
Tym razem bdziesz musia sam si z tego wywika. - Brzmiao to tak, jakby przekonywa
samego siebie.
- Tak si stanie, Thom. Tak si stanie.
"Jak tylko Rg bdzie bezpieczny, a Mat odzyska ten przeklty sztylet. Mat, Hurin,
gdzie jestecie?"
Myl ta stanowia jakby wezwanie, bo w komnacie pojawi si Hurin i przyglda si
wszystkim zgromadzonym. Spogldali na niego jak na powietrze - sudzy nie istnieli, dopki
nie byli potrzebni. Gdy znalaz Randa i Thoma, zacz si przepycha midzy grupkami
arystokratw, po czym ukoni si Randowi.
- Mj panie, przysano mnie do ciebie z wiadomoci. Twj suga upad i skrci
kolano. Nie wiem, czy to powany upadek, mj panie.
Rand przez chwil gapi si tylko na niego, dopki nie zrozumia. wiadom
wszystkich wbitych w niego spojrze, przemwi tak gono, by usyszeli go stojcy najbliej.
- Niezdarny dure. Na co mi on, skoro nie moe chodzi? Chyba pjd sprawdzi, czy
mocno si porani.
Wydawao si, e powiedzia waciw rzecz. W gosie Hurma wyranie zabrzmiaa
ulga, gdy po zoeniu kolejnego ukonu powiedzia:
- Jak sobie mj pan yczy. Czy mj pan zechce i za mn?
- Znakomicie udajesz lorda - cicho zauway Thom. - Ale zapamitaj jedno.
Cairhienianie mog gra w Daes Daemar, ale to przede wszystkim Biaa Wiea wymylia
Wielk Gr. Pilnuj si, chopcze.
Spogldajc spode ba na arystokratw, odstawi pusty kielich na tac przechodzcego
obok sucego i wolnym krokiem odszed, trcajc struny harfy. Zacz recytowa Kumoszk
Mili i Kupca Jedwabiem.
- Prowad, czeku - rozkaza Hurinowi Rand, wstydzc si swego gupiego
zachowania. Gdy wychodzi w lad za wszycielem z komnaty, czu na sobie odprowadzajce
go oczy.
ROZDZIA 10
PRZESANIE Z MROKU
- Znalelicie go? - spyta Rand, gdy prowadzony przez Hurina schodzi w d ciasn
klatk schodow. Kuchnie znajdoway si na niszych poziomach i tam posyano wszystkich
sucych, ktrzy usugiwali gociom. A moe Mat rzeczywicie mia wypadek?
- Och, z Matem wszystko w porzdku, lordzie Rand. - Wszyciel zmarszczy brwi. -
W kadym razie na takiego wyglda, utyskuje jak czek peen krzepy. Nie chciaem niepokoi,
tylko potrzebowaem wymwki, eby ci jako cign na d. Trop znalazem cakiem
atwo. Ludzie, ktrzy podoyli ogie w karczmie, pokonali mur ogrodu znajdujcego si na
tyach dworu. Doczyy do nich trolloki i potem razem weszli do kuchni. Stao si to wczoraj,
jak mi si zdaje. Moe nawet jeszcze ubiegej nocy. Zawaha si. - Lordzie Rand, oni ju std
nie wyszli. Musz gdzie tu by.
U stp schodw rozlegay si, dobiegajce z gbi komnaty, odgosy zabawiajcej si
suby, miech i piewy. Kto mia bittern, wybrzdkiwa chropaw melodi, ktrej
akompaniowao rytmiczne klaskanie i omot roztaczonych stp. Nie byo tu ani zdobnych
sztukaterii, ani zachwycajcych gobelinw, sam nagi kamie i proste drewno. Wntrza
owietlay wiece knotami z sitowia, zasnuwajc dymem sklepienia, a rozstawione w takich
odlegociach, e przestrze pomidzy nimi tona w mroku.
- Ciesz si, e znowu przemawiasz do mnie zwyczajnie - powiedzia Rand. - Tyle
byo tych ukonw i szurania stopami, e ju zaczynaem myle, e jeste bardziej
Cairhieninem ni Cairhienin.
Twarz Hurina poczerwieniaa.
- No c, jeli o to... - Zerkn w gb sali, w stron, z ktrej dobiegaa wrzawa i zrobi
tak min, jakby mia ochot splun. - Oni wszyscy udaj, e s tacy ukadni, ale... Lordzie
Rand, kady tu mwi, e jest lojalny wzgldem swego pana albo pani, ale wszyscy daj do
zrozumienia, e chtnie sprzedadz, co wiedz albo co podsuchali. A jak ju si troch
napij, to mwi, zawsze szeptem do ucha, takie rzeczy o swoich chlebodawcach, od ktrych
czowiekowi wosy staj dba. Ja wiem, e to Cairhienianie, ale w yciu nie syszaem o
niczym podobnym.
- Niebawem si std wydostaniemy, Hurin. - Rand mia nadziej, e to prawda. -
Gdzie ten ogrd?
Hurin skrci w boczny korytarz wiodcy na tyy dworu.
- Czy sprowadzie ju na d Ingtara i innych?
Wszyciel pokrci gow.
- Lord Ingtar pozwoli si osaczy szeciu albo siedmiu takim, co mieni si damami.
Nie mogem podej dostatecznie blisko, by mc z nim zamieni sowo. A Verin Sedai
towarzyszy Barthanes. Takim mnie spojrzeniem obrzucia, kiedym podszed blisko, e w
ogle nie prbowaem jej nic mwi.
W tym momencie pokonali kolejny rg, za nim stali Loial, Mat i Perrin, lekko
zgarbieni pod niskim sklepieniem.
Umiech Loiala omal nie rozpoowi mu twarzy.
- Jestecie nareszcie. Rand, w yciu si tak nie cieszyem, kiedy mogem od kogo
uciec, jak w chwili, gdy opuszczaem towarzystwo tych wszystkich ludzi na grze. Stale mnie
wypytywali, czy ogirowie wracaj i czy Galldrian postanowi spaci swoje dugi. Wydaje si,
e mularze ogirw opucili to miejsce, bowiem Galldrian nie paci im ju inaczej ni tylko
obietnicami. Stale im powtarzaem, e nic mi o tym nie wiadomo, ale jedna poowa
zgromadzonych najwyraniej uwaaa, e kami, a druga, e sugeruj co nie istniejcymi
podtekstami wypowiedzi.
- Niebawem si std wydostaniemy - zapewni go Rand. - Mat, dobrze si czujesz?
Nie pamita, kiedy twarz przyjaciela wygldaa mizerniej, lepiej wyglda nawet
wtedy w karczmie, teraz jeszcze mocniej uwydatniy si koci policzkowe.
- Czuj si wietnie - burkn opryskliwie Mat tyle e z pewnoci nie miaem
adnych problemw z opuszczeniem towarzystwa pozostaych sucych. Ci, ktrzy nie
pytali, czy mnie godzisz, uwaali, e jestem chory i nie chcieli podchodzi zbyt blisko.
- Czy wyczue sztylet? - spyta Rand.
Mat pospnie pokrci gow.
- Przez wikszo czasu czuem tylko, e kto mnie obserwuje. Ci ludzie w skradaniu
si s rwnie podstpni jak pomory. Niech sczezn, omal nie wyskoczyem ze skry, gdy
Hurin powiedzia, e odnalaz trop Sprzymierzecw Ciemnoci. Ja go zupenie nie czuj, a
zwiedziem ten przeklty budynek od krokwi po piwnice.
- To wcale nie znaczy, e go tu nie ma, Mat. Przypomnij sobie, schowaem go razem z
Rogiem do szkatuy. Moe z tego wanie powodu go nie czujesz. Moim zdaniem Fain nie
wie, jak si j otwiera, bo inaczej nie zadawaby sobie trudu targania z sob takiego ciaru,
gdy ucieka z Fal Dara. Przecie cae zoto, z jakiego j zrobiono, nie jest wiele warte w
porwnaniu z Rogiem Valere. Jak znajdziemy Rg, znajdziemy rwnie sztylet. Zobaczysz.
- O ile nie bd wicej musia udawa twego sugi burkn Mat. - O ile ty nie
popadniesz w obd i...
Pozwoli, by dalsze sowa zamary mu na wykrzywionych grymasem ustach.
- Rand nie jest obkany, Mat - skarci go Loial. Cairhienianie nigdy by go tu nie
wpucili, gdyby nie by lordem. To oni s obkani.
- Nie jestem obkany - powiedzia oschle Rand. - Jeszcze nie. Hurin, poka mi ten
ogrd.
- Tdy, lordzie Rand.
Wyszli w mrok nocy przez drzwi tak niskie, e Rand musia pochyli gow, za Loial
zgi si wp i przygarbi ramiona. Z okien w grnej czci budynku wyleway si te
kaue wiata, dziki ktrym Rand widzia cieki midzy kwietnymi rabatami. Po obu
stronach ogrodu wybrzuszay si w mroku cienie stajni i innych zabudowa. Sycha byo
strzpy muzyki, dobiegajce z piwnic, w ktrych zabawiali si sucy, albo z grnej
kondygnacji, gdzie dostarczaa rozrywki ich chlebodawcom.
Hurin prowadzi ciekami przez miejsca, gdzie zblada ju mtna una i musieli dalej
wdrowa przy samym wietle ksiyca, nasuchujc cichego chrobotania butw po ceglanym
podou. Krzewy, ktre w wietle dziennym pyszniyby si kwiatami, wyglday teraz jak
dziwaczne garby. Rand muska palcami miecz i uwaa, by jego wzrok nie zatrzyma si zbyt
dugo w jednym miejscu. Dokoa moga si kry, niezauwaenie, setka trollokw. Wiedzia,
e Hurin wykryby trolloki, gdyby one tu byy, ale ta wiadomo nie bardzo pomagaa. Jeli
Barthanes by Sprzymierzecem Ciemnoci, wwczas przynajmniej paru jego sucych i
stranikw te nimi musiao by, a Hurin nie zawsze wyczuwa Sprzymierzeca Ciemnoci.
Gdyby wyskoczyli raptem z mroku, nie byliby mniej groni od trollokw.
- Tutaj, lordzie Rand - szepn Hurin, wskazujc rk.
Kamienne mury, sigajce niewiele ponad gow Loiala, otaczay placyk o bokach
liczcych jakie pidziesit krokw. W otaczajcych ciemnociach Rand nie mg by tego
do koca pewien, wydawao si jednak, e ogrody cign si jeszcze dalej za murami.
Zastanawia si, po co Barthanes obudowa cz przestrzeni w samym rodku swego ogrodu.
"Dlaczego tu weszli? Po co mieliby tu wci pozostawa?"
Loial pochyli si, by mc szepn prosto do ucha Randa.
- Mwiem ci, e tu kiedy by gaj ogirw. Rand, w obrbie tych murw znajduje si
brama. Czuj to.
Rand usysza, jak Mat wzdycha z rozpacz.
- Nie moemy si poddawa, Mat - upomnia go.
- Ja si nie poddaj. Po prostu mam do oleju w gowie, aby nie mie ochoty na
ponown przepraw przez drogi.
- Moe bdziemy zmuszeni - powiedzia mu Rand. - Id poszuka Ingtara i Verin.
Postaraj si jako porozmawia z nimi na osobnoci, nie obchodzi mnie, jak to zrobisz, i
przeka im, e moim zdaniem Fain wynis Rg przez bram. Tylko nie pozwl, by kto obcy
to usysza. I pamitaj, e masz kule, rzekomo miae wypadek.
Bardzo to dziwne, e nawet Fain ryzykowa przepraw przez drogi, wygldao jednak,
e nie ma innego wytumaczenia.
"Nie siedzieliby przecie tutaj przez cay dzie i noc, nie majc nawet dachu nad
gow".
Mat wykona zamaszysty ukon, a jego gos wrcz kipia sarkazmem.
- Natychmiast, mj panie. Jak mj pan sobie yczy. Czy mam ponie twj sztandar,
mj panie? - Szed ju w stron dworu, jego utyskiwania powoli cichy. - Teraz musz
kutyka. Potem ka mi skrci kark albo...
- On si po prostu niepokoi spraw sztyletu, Rand - powiedzia Loial.
- Wiem - odpar Rand.
"Tylko jak dugo to jeszcze potrwa, zanim, choby nawet niechccy, powie komu,
czym jestem?"
Nie sdzi, by Mat celowo chcia go zdradzi, ostatecznie co jeszcze zostao z
czcej ich przyjani.
- Loial, podsad mnie, chciabym zobaczy, co jest za murem.
- Rand, jeli Sprzymierzecy Ciemnoci s jeszcze...
- Nie ma ich. Podsad mnie, Loial.
Caa trjka podesza do muru, Loial zrobi ze swych doni strzemiono, w ktre Rand
mg woy stop. Ogir wyprostowa si, bez wikszego trudu pomimo dodatkowego
ciaru, unoszc Randa na tak wysoko, by mg wystawi gow ponad murem.
wiato wskiego sierpa ubywajcego ksiyca byo blade i rozproszone, nieomal
wszystko okrywa gsty cie, mona jednak byo dostrzec, e na ograniczonym murem
obszarze nie rosn adne kwiaty ani zarola. Samotn aw z kamienia ustawiono jakby po to,
by mg na niej przysi pojedynczy czowiek i przyglda si konstrukcji, ktr wzniesiono
porodku ograniczonej przestrzeni - ogromnej, wbitej pionowo w ziemi, kamiennej tablicy.
Rand uchwyci rkoma szczyt muru i podcign si. Loial ostrzeg go stumionym
"psst" i zapa za stop, wyrwa mu si jednak i przerzuci ciao przez mur, spadajc na drug
stron. Trawa pod jego stopami bya krtko przystrzyona: zawitaa mu mglista myl, e
Barthanes pewnie wpuszcza tam owce, a moe nie tylko owce. Zagapiony na ocienion
kamienn tablic - bram - przestraszy si, gdy tu obok niego zaomotay buty. Kto poszed
w jego lady.
Hurin wsta i otrzepa si z ziemi.
- Naleao to zrobi ostroniej, lordzie Rand. Tu mg si kto ukry. Kto albo co. -
Zbada wzrokiem zamknity w kwadratowym murze mrok, a jego do powdrowaa do pasa,
jakby szukaa krtkiego miecza i amacza mieczy, ktre musia zostawi w karczmie: sucy
w Cairhien nie chodzili uzbrojeni. - Wskocz do byle jamy, nie sprawdziwszy jej pierwej, a
niechybnie znajdziesz tam wa.
- Wyczuby ich - rzek Rand.
- Moe. - Wszyciel wcign powietrze do puc. - Tylko e ja czuj to, co ju zrobili,
a nie to, co dopiero zamierzaj.
Nad gow Randa rozlego si szuranie i po chwili z muru zsun si Loial. Ogir nawet
nie musia wyciga rk na ca dugo, by dotkn stopami ziemi.
- Pochopno - mrukn. - Wy ludzie zawsze postpujecie pochopnie i popiesznie. I
teraz ja sam tak przez ciebie postpuj. Starszy Haman skarciby mnie surowo, za moja
matka...
Na jego twarz pada cie, Rand jednak by pewien, e ogir energicznie strzye uszami.
- Rand, jeli nie zaczniesz wreszcie uwaa, to wpakujesz mnie w tarapaty.
Rand podszed do bramy, po czym okry j dookoa. Nawet z bliska wygldaa jak
zwyky, gruby plaster kamienia, wyszy od niego. Z tyu bya gadka i chodna pogadzi j i
natychmiast cofn do - z przodu natomiast ozdobiy j rzebieniami rce artysty.
Winorola, licie i kwiaty, wszystkie oddane tak wiernie, e w mtnym blasku ksiyca
zdaway si nieomal ywe. Zbada rk grunt - w darni wyobione byy dwa pkola,
dokadnie takie, jakie mogy powsta przy otwieraniu skrzyde bramy na ocie.
- Czy to jest brama? - spyta niepewnym gosem Hurin. - Syszaem, co o nich
opowiadano, ale... Wcign powietrze do nozdrzy. - Trop dochodzi do tego miejsca i tutaj si
urywa, lordzie Rand. W jaki sposb bdziemy teraz ich ciga? Syszaem, e jak czowiek
przejdzie przez bram, to wychodzi z niej szalony, o ile w ogle.
- To si da zrobi, Hurin. Przeszedem przez to, podobnie Loial, Mat i Perrin.
Rand oderwa wzrok od pltaniny lici wyrzebionej w kamieniu. Wiedzia, e jest tu
jeden li rnicy si od pozostaych. Potrjny li legendarnej avendesory, Drzewa ycia.
Pooy na nim do.
- Zao si, e wywszysz ich trop na drogach. Wszdzie tam, gdzie oni mogli si
uda, my moemy ich ciga.
Udowodni sobie, e umie si zmusi do przejcia przez bram. To przecie nie boli.
- Udowodni ci to.
Usysza gony jk Hurina. Tak jak inne licie, rwnie i ten by wyrzebiony w
kamieniu, zosta jednak w rku Randa. Loial jkn rwnie.
W mgnieniu oka iluzja ycia, jak mamiy oko kamienne roliny, znienacka niemale
staa si rzeczywistoci. Licie zatrzepotay na wietrze, kwiaty nabray barw, mimo otula-
jcego je mroku. Na samym rodku rolinnej kaskady pojawia si kreska i dwie poowy
tablicy zaczy wolno sun w stron Randa. Odstpi o krok, by mogy si otworzy na ca
szeroko. Nie zobaczy drugiej strony otoczonego murem placu, ale nie dostrzeg te, jak si
spodziewa, mtnego, srebrzystego odbicia. Przestrze dzielc otwarte skrzyda wypeniaa
czer tak gboka, e okalajca noc wydawaa si janie przy niej. Niezgbiony mrok
wycieka z gbi wci odmykajcej si bramy.
Rand uskoczy w ty z krzykiem, z popiechu upuszczajc li avendesory, za Loial
zawoa z przeraeniem:
- Machin Shin. Czarny Wiatr!
Uszy wypeni im szum, dba trawy pokoniy si pod fal czarnego oddechu, w gr
wzbiy tumany pyu, wsysane przez powietrze. I zdao si, e w wietrze zamknity by krzyk
tysica, dziesiciu tysicy, obkanych gosw, gosw, ktre zaguszajc jedne, tony w
innych. Wbrew swej woli Rand rozrnia niektre.
"...jaka sodka krew, jak sodko pi krew, krew, ktra kapie, kapie, kroplami tak
czerwonymi, pikne oczy, cudne oczy, nie mam oczu, wyrw oczy z twej gowy, przemiel
twe zby, rozszczepi koci w twym ciele, wyssam szpik, gdy bdziesz krzycze, krzycze,
krzyk, piewny krzyk, piewaj krzykiem..."
A najgorszy w tym wszystkim by szept uporczywie wybijajcy si ponad inne gosy.
"AlThor. AlThor. AlThor".
Rand zaton w pustce i przyj j, zupenie ju nie zwaajc na zwodnicz, mdlc
un saidina, tu poza zasigiem pola widzenia. Czarny Wiatr stanowi najwiksze z wszy-
stkich niebezpieczestw czyhajcych na drogach: porywa dusze tym, ktrych zabi, a tych,
ktrym darowa ycie, doprowadza do szalestwa. Jednake Machin Shin stanowi cz drg
- nie mg ich opuci. Rozpraszajc si, uchodzi tylko w noc i wzywa jego imi.
Brama jeszcze nie otworzya si na pen szeroko. Gdyby tylko udao im si uoy
li avendesory na miejsce... Zauway, e Loial peznie niezdarnie na czworakach,
obmacujc i rozgarniajc niewidoczn w mroku traw.
Wypeni go saidin. Mia wraenie, e koci mu wibruj, jego wntrze rozgrzane byo
do czerwonoci, jednake poczu zimny jak ld przepyw Jedynej Mocy, poczu, e teraz
dopiero yje naprawd, jak nigdy przedtem, poczu oleist skaz...
"Nie!"
I wtedy odpowiedzia sobie niemym krzykiem zza skorupy pustki:
"On przybywa po ciebie! Zabije nas wszystkich!"
Cisn co w stron czarnego wybrzuszenia, wystajcego z bramy na ca pid. Nie
wiedzia, czym waciwie cisn, ani te w jaki sposb to zrobi, niemniej w samym sercu
ciemnoci wykwita fontanna roziskrzonego wiata.
Czarny Wiatr zaskrzecza dziesicioma tysicami bezsownych wrzaskw w agonii.
Powoli, niechtnie, cal po calu, wybrzuszenie zapado si, wylew ustpowa stopniowo,
pochaniao je wntrze wci otwartej bramy.
Moc popyna rwcym potokiem. Czu wi czc go z saidinem, jak rzek zlan z
powodzi, czc go z rozszala katarakt, czystym ogniem poncym w samym sercu
Czarnego Wiatru. Przepeniajcy go gorc ochd do biaego aru, a potem byo lnienie,
ktre mogo stopi kamie, zmieni stal w obok pary i sprawi, e powietrze stanie w po-
mieniach. Chd narasta, by tak wielki, e oddech w pucach mg skrzepn w ld, w
twardy jak metal monolit. Czu, jak go opanowuje, jak ycie ulega erozji, niczym mikka
glina rzecznego brzegu, jak to, czym jest, ulega zatarciu.
"Nie mog si cofn! Jeli si wydostanie na zewntrz... Musz go zabi! Nie...
mog... si cofn!
Rozpaczliwie czepia si rozproszonych okruchw swej osobowoci. Jedyna Moc
mkna przez niego z rykiem, unosi si w niej niczym drewniana drzazga porwana przez
wodny wir. Pustka zacza topnie i wycieka, jej skorupa zaparowaa lodowatym chodem.
Skrzyda bramy zatrzymay si i po chwili zaczy pezn ponownie, w drug stron.
Rand patrzy, mroczne myli unoszce si na powierzchni pustki niosy pewno, e
widzi tylko to, co chce widzie.
Skrzyda bramy powoli zbliay si do siebie, spychajc Machin Shin do rodka, jakby
by utkany z substancji materialnej. W oddechu Czarnego Wiatru wci szalao inferno.
Pogrony w niejasnym, odlegym zadziwieniu Rand zobaczy Loiala, nadal na
czworakach umyka przed zamykajcymi si skrzydami.
Otwr zacienia si, zanika. Licie i winorola zleway si, tworzc lit cian, na
powrt kamienne.
Rand poczu, e wi midzy nim a ogniem pka, e przepyw Mocy ustaje. Jeszcze
chwila, a byby go zupenie zmit. Rozdygotany pad na kolana. By tam jeszcze. Saidin. Nie
pyn ju, tylko by, tworzy kau. Sta si kau Jedynej Mocy. Dra razem z ni. Czu
wo trawy, ziemi, na ktrej rosa trawa, kamienia murw. Mimo ciemnoci widzia kade
dbo trawy, kade z osobna i z wszystkimi szczegami, wszystkie dba jednoczenie.
Czu najlejsze podmuchy powietrza na twarzy. Jzyk cierp od smaku skazy, odek ciga
si i przewraca, targany spazmami.
Jak oszalay szarpa si z ograniczajc go pustk, walczy o wolno, wci na
kolanach, nie ruszajc si. I nagle nie zostao ju nic, prcz zanikajcego smaku ohydy na
jzyku, skurczu w odku i pamici. Jake ywej.
- Uratowae nas, budowniczy. - Hurin sta, wcinity plecami w mur, mwi
ochrypym gosem. - To co, czy to by Czarny Wiatr? To byo gorsze od... czy ten ogie
lecia na nas? Lordzie Rand! Czy nic ci nie zrobi? Czy dotkn ci?
Podbieg, gdy wanie Rand wstawa, pomg wyprostowa si do koca. Loial te si
podnosi, otrzepywa rce i kolana z ziemi.
- Nigdy nie zapiemy Faina tym sposobem. - Rand dotkn ramienia Loiala. - Dzikuj
ci. Naprawd nas uratowae.
"W kadym razie uratowae mnie. To mnie zabijao. Mimo e zabijao, uczucie byo
cudowne".
Przekn lin, do wntrza ust wci jeszcze przywiera odlegy posmak.
- Chciabym si czego napi.
- Ja tylko znalazem li i odoyem go na miejsce - powiedzia Loial, wzruszajc
ramionami. - Wygldao na to, e jeli nie zamkniemy bramy, to Wiatr nas zabije. Obawiam
si, e aden ze mnie bohater, Rand. Ze strachu omal nie postradaem zmysw.
- Obaj si balimy - pocieszy go Rand. - Moe kiepscy z nas bohaterowie, ale
ostatecznie kady jest tym, czym jest. Dobrze, e Ingtar jest z nami.
- Lordzie Rand - wtrci niemiao Hurin - czy moglibymy... ju std pj?
Wszyciel narobi zamieszania, upierajc si, e Rand nie powinien pierwszy
przechodzi przez mur, skoro nie wie, co tam na zewntrz go czeka. Rand musia mu
wskaza, e tylko on ma przy sobie bro. Nawet pomimo tego Hurinowi wyranie si nie
podobao, gdy Loial podnis Randa, by ten mg uczepi si szczytu muru i przeskoczy na
drug stron.
Wyldowa stopami z gonym omotem, nasuchujc i rozgldajc si w mroku. Przez
chwil zdawao mu si, e dostrzega jaki ruch, e syszy skrzyp podeszew na ceglanym
chodniku, dwiki te jednak si nie powtrzyy, wic zrzuci wszystko na karb
zdenerwowania. Odwrci si, by pomc Hurinowi zej z muru.
- Lordzie Rand - powiedzia wszyciel, gdy ju sta na pewnym gruncie - w jaki
sposb bdziemy ich dalej ciga? Z tego, co wiem o drogach, caa banda moga wyruszy w
dowolnym kierunku i do tej pory pokona poow wiata.
- Verin co wymyli.
Randowi nagle zachciao si mia: eby znale Rg i sztylet - o ile to jeszcze byo
moliwe - musia wrci do Aes Sedai. Puciy go wolno, a on musia teraz do nich wrci.
- Nie pozwol, by Mat umar dlatego, e nie dooyem wszelkich stara.
Przyczy si do nich Loial i razem ruszyli w stron dworu. W drzwiach napotkali
Mata - otworzy je dokadnie w tym samym momencie, w ktrym Rand sign do klamki.
- Verin mwi, e nie masz nic robi. Powiada, e na razie wystarczy, jeli Hurin
znalaz miejsce, w ktrym schowany jest Rg. Mwi, e jak tylko wrcicie, to zaraz std
pjdziemy, a potem uoymy jaki plan. A ja z mojej strony powiadam, po raz ostatni
biegaem w t i z powrotem z posaniami. Jeli chcesz co komu przekaza, to od tej pory
bdziesz mu to mwi sam. - Mat zbada wzrokiem znajdujc si za nimi ciemno. - Czy
Rg jest gdzie tam? W jakim bocznym budynku? Widzielicie sztylet?
Rand obrci go w drug stron i wepchn do rodka. - Nie zosta ukryty w adnym
bocznym budynku, Mat. Licz, e Verin wpadnie na jaki dobry pomys, co teraz robi, bo ja
nie mam adnych.
Po twarzy Mata wida byo, e ma ochot na dalsze pytania, pozwoli si jednak
poprowadzi le owietlonym korytarzem. Przypomnia sobie nawet, e powinien kule, gdy
zaczli si wspina po schodach.
W momencie, gdy wkraczali z powrotem do komnat wypenionych gomi, ponownie
natknli si na czujne spojrzenia. Rand zastanawia si, czy ci ludzie jakim cudem nie
dowiedzieli si o tym, co zaszo w ogrodzie albo czy nie powinien by odesa Hurina i Mata
do frontowego hallu, by tam zaczekali, ale potem stwierdzi, e spojrzenia nie wyraay
adnego dodatkowego znaczenia, byy takie jak przedtem, dociekliwe i kalkulujce, pytay, co
on i ogir razem robili. Sudzy dla nich nie istnieli. Jako e stanli w jednej grupie, nikt si nie
zbliy. Na tym najwyraniej polega protok konspiracji Wielkiej Gry: kady mia prawo do
podsuchiwania prywatnej rozmowy, nikt natomiast nie mg si do niej wtrca.
Verin i Ingtar stali obok siebie, dziki czemu i oni byli sami. Ingtar wyglda na nieco
oszoomionego. Verin obdarzya Randa i pozostaych trzech przelotnym spojrzeniem, uniosa
brew na widok tego, co wyraay ich twarze, potem poprawia szal i ruszya w stron
wejciowego hallu.
Gdy ju tam dotarli, pojawi si Barthanes, jakby kto mu donis, e wychodz.
- Opuszczacie mnie tak wczenie? Verin Sedai, czy nie dasz si ubaga i nie
zostaniesz duej?
Verin pokrcia gow.
- Musimy ju i, lordzie Barthanesie. Nie byam w Cairhien od kilku lat. Ucieszyam
si, e zaprosi modego Randa. Byo... interesujco.
- Niechaj zatem aska opatrznoci odprowadzi was bezpiecznie do waszej karczmy.
"Wielkie Drzewo", nieprawda? A moe zaszczycicie mnie raz jeszcze sw obecnoci? Przy-
niesiesz mi zaszczyt, Verin Sedai, i ty, lordzie Rand, tako i ty, lordzie Ingtarze, nie
wspominajc ju o tobie, Loialu.
Aes Sedai ofiarowa ukon nieco bardziej uprzejmy, jednake nawet dla niej nie
pochyli si zbyt gboko.
Verin podzikowaa skinieniem gowy.
- By moe. Niechaj ci wiato opromienia, lordzie Barthanesie.
Odwrcia si w stron drzwi.
Gdy Rand ruszy w lad za wychodzcymi, Barthanes zatrzyma go, chwytajc dwoma
palcami za rkaw. Mat wyranie te by gotw zosta, dopki Hurin nie pocign go do
przodu, by doczy do Verin i reszty.
- Zabrne w gr mocniej ni mylaem - powiedzia cicho Barthanes. - Nie
wierzyem, gdy poznaem twoje miano, a jednak si pojawie, pasowae do opisu i...
Ofiarowano mi wiadomo dla ciebie. Mimo wszystko myl, e chyba ci j przeka.
Gdy Barthanes si odezwa, Rand poczu, e ciarki mu przechodz po krgosupie,
przy ostatnich sowach natomiast otworzy szeroko oczy.
- Wiadomo? Od kogo? Od lady Selene?
- Od mczyzny. Nie naley do tego pokroju ludzi, od ktrych zwykem przyjmowa
posania, jednak ten ma... pewne... roszczenia wzgldem mnie, ktrych zignorowa nie mog.
Nie przedstawi si, ale pochodzi z Lugard. Aaach! Znasz go.
- Znam go.
"Czyby Fain zostawi wiadomo?"
Rand rozejrza si po przestronnym hallu. Mat i Verin czekali przy drzwiach wraz z
pozostaymi. Pod cian sta szereg sztywno wyprostowanych sucych w liberiach,
gotowych skoczy na kady rozkaz, mimo e zdawali si niczego teraz ani nie sysze, ani nie
widzie. Z gbi dworu dobiegay odgosy przyjcia. Nie przypominao to miejsca, ktre
mogliby zaatakowa Sprzymierzecy Ciemnoci.
- Co to za wiadomo?
- On mwi, e bdzie na ciebie czeka na Gowie Tomana. Ma to, czego ty szukasz i
jeli chcesz to mie, musisz ruszy w lad za nim. Mwi, e jeli nie zechcesz tego uczyni, to
on bdzie nka tw krew, twoich ludzi i tych, ktrych kochasz dopty, dopki nie staniesz z
nim twarz w twarz. Brzmi to, rzecz jasna, niedorzecznie, gdy kto taki mwi, e bdzie nka
lorda, ale w tym czeku byo co szczeglnego. Moim zdaniem jest szalony: zaprzecza nawet,
e jest lordem, mimo e kady to przecie widzi. A jednak, jak powiadam, w tym si co
kryje. C to takiego on z sob niesie i kae strzec trollokom? Czy wanie tego szukasz?
Barthanes uda, e jest zgorszony obcesowoci swych pyta.
- Niechaj ci wiato opromienia, lordzie Barthanesie. - Randowi udao si w jaki
sposb wykona ukon, ale uginay si pod nim nogi, gdy szed w stron Verin i reszty
kompanii.
"On chce, ebym go ciga? I bdzie szkodzi Polu Emonda, Tamowi, jeli go nie
posucham".
Nie mia wtpliwoci, e Fain jest do tego zdolny, e zrobi to na pewno.
"Przynajmniej Egwene jest bezpieczna w Biaej Wiey".
Miewa ju, przyprawiajce o mdoci, wizje hord trollokw napadajcych na Pole
Emonda, bezokich pomorw czyhajcych na Egwene.
"Ale jak ja go mam ciga? Jak?"
Znajdowa si ju na zewntrz, w mroku nocy, dosiada Rudego. Verin, Ingtar i inni
siedzieli ju na koniach, shienaraska eskorta zamykaa wok nich krg.
- Czego si dowiedzielicie? - spytaa Verin. - Gdzie on go ukry?
Hurin chrzkn gono, a Loial poprawi si na swym wysokim siodle. Aes Sedai
przyjrzaa im si badawczo.
- Fain wywiz Rg na Gow Tomana przez bram - odpar tpym gosem Rand. - W
tej chwili ju tam najprawdopodobniej na mnie czeka.
- Porozmawiamy o tym pniej - orzeka Verin gosem tak stanowczym, e w drodze
do miasta i "Wielkiego Drzewa" nikt si nie odezwa ani sowem.
Uno zostawi ich tam, po czym zabra onierzy do karczmy na podgrodziu, uprzednio
odebrawszy jaki cichy rozkaz od Ingtara. Hurin tylko raz spojrza w wietle gwnej izby na
cignit twarz Verin, mrukn co o piwie i samotnie umkn do stou stojcego w kcie.
Aes Sedai zbya karczmark i jej ochoczo wyraon nadziej, e dobrze si bawia, po czym
bez sowa poprowadzia Randa i ca grup do prywatnej sali jadalnej.
Perrin podnis wzrok znad Podry .laina Dugi Krok, gdy weszli do rodka, na
widok ich twarzy zmarszczy czoo.
- Zdaje si, e nie poszo najlepiej? - zagai, zamykajc oprawion w skr ksik.
Lampy i woskowe wiece, otaczajce wntrze izby, daway duo wiata: pani Tiedra
daa sutej zapaty od swych goci, ale nie szczdzia im niczego.
Verin starannie zoya szal i przewiesia go przez oparcie krzesa.
- Powtrzcie teraz wszystko. Sprzymierzecy Ciemnoci wywieli Rg przez bram?
Bram na terenie dworu Barthanesa?
- Tam, gdzie teraz stoi dwr, rs kiedy gaj ogirw - wyjani Loial. - Gdy
zbudowalimy...
Pod wpywem jej spojrzenia gos mu zamar i oklapy uszy.
- Hurin doszed po ich ladach a do samej Bramy. - Rand zwali znuone ciao na
krzeso.
"Teraz musz ich ciga jeszcze zacieklej ni dotd. Tylko jak?"
- Otworzyem j, eby mu pokaza, e moe ich tropi wszdzie, dokdkolwiek si
udali, ale by tam Czarny Wiatr. Usiowa nas zapa, jednak Loialowi udao si zamkn
skrzyda bramy, zanim wydosta si cakiem na zewntrz. - Mwic to poczerwienia
odrobin, ale ostatecznie Loial naprawd zamkn bram, a z tego co wiedzia, Machin Shin
uwolniby si, gdyby nie to. - On jej strzeg.
- Czarny Wiatr - powiedzia bez tchu Mat, zastygy bez ruchu w poowie drogi do
krzesa.
Perrin te wgapia si jak oniemiay w Randa. Podobnie Verin i Ingtar. Mat opad na
krzeso z gonym omotem.
- Chyba si mylisz - stwierdzia w kocu Verin. - Nie da si wykorzysta Machin Shin
jako stranika. Nikt nie potrafi nakoni Czarnego Wiatru, by cokolwiek zrobi.
- Wiatr jest dzieem Czarnego - zauway Mat odrtwiaym gosem. - Oni s
Sprzymierzecami Ciemnoci. Moe wiedzieli, jak go poprosi o pomoc albo jak go zmusi,
by pomg.
- Nikt nie wie, czym dokadnie jest Machin Shin odpara Verin - poza by moe tym,
e jest to czysta esencja szalestwa i okruciestwa. Nie mona go do niczego nakoni, Mat,
ani te handlowa z nim albo rozmawia. Nikt nie potrafi go do niczego zmusi, nawet adna
z yjcych Aes Sedai, a by moe nie potrafia tego ani jedna w przeszoci. Naprawd
sdzisz, e Padan Fain umiaby zrobi co, czego nie potrafi dziesi Aes Sedai?
Mat potrzsn gow.
W izbie czuo si rozpacz z powodu utraty nadziei i celu. Przedmiot ich poszukiwa
znikn i nawet po twarzy Verin wida byo, e stana w martwym punkcie.
- W yciu by mi nie przyszo do gowy, e Fain si odway skorzysta z drg. - Ingtar
wypowiedzia to spokojnie, ale potem znienacka uderzy pici w cian. - Nie obchodzi
mnie, jak to si stao, e Machin Shin dziaa w imieniu Faina, nie obchodzi mnie nawet, czy to
prawda. Oni zabrali Rg Valere na drogi, Aes Sedai. Teraz s ju z pewnoci na Ugorze albo
w poowie drogi do zy lub Tanchico, a moe po drugiej stronie Pustkowia Aiel. Rg zosta
stracony. Ja jestem stracony. - Opuci rce i zgarbi ramiona. - Stracony.
- Fain wiezie go na Gow Tomana - powiedzia Rand i natychmiast znalaz si pod
ostrzaem wszystkich spojrze.
Verin przyjrzaa mu si z ukosa.
- Ju to raz mwie. Skd o tym wiesz?
- Zostawi dla mnie wiadomo Barthanesowi - wyjani Rand.
- To podstp - powiedzia drwicym tonem Ingtar. - Nie zdradziby nam, gdzie mamy
go ciga.
- Nie wiem, co wy wszyscy macie zamiar teraz robi - owiadczy Rand - ale ja jad na
Gow Tomana. Musz. Wyruszam z pierwszym brzaskiem.
- Ale Rand - zdumia si Loial - na Gow Tomana bdziemy jecha caymi
miesicami. Na jakiej podstawie mylisz, e Fain zaczeka tam?
- Zaczeka.
"Tylko jak dugo, zanim uzna, e ja jednak tam nie przybd? Dlaczego ustawi
Czarny Wiatr na stray, skoro chce, bym go ciga?"
- Loial, bd jecha najszybciej, jak si da, jeli zajed Rudego na mier, to kupi
nowego konia albo i nawet ukradn, jeli zajdzie taka konieczno. Jeste pewien, e chcesz
mi towarzyszy?
- Trzymaem si ciebie tak dugo, Rand. Dlaczego miabym ci teraz opuci? - Loial
wycign fajk i mieszek, po czym zacz upycha kciukiem tyto w wielkiej lufce. -
Widzisz, ja ci lubi. Lubibym ci nawet wtedy, gdyby nie by taveren. A moe lubi ci
nawet pomimo to. Ty chyba naprawd sprawiasz, e cay czas po szyj pogram si w
ukropie. W kadym razie jad z tob. - Woy cybuch do ust, by sprawdzi, czy moe si
zacign, potem wyj drewnian drzazg z kamiennego naczynia stojcego na kominku i
przypali j od pomienia wiecy. - I wydaje mi si, e mnie nie zatrzymasz.
- No to ja te jad - zdecydowa Mat. - Fain cigle ma sztylet, wic te jad. Tylko od
tego wieczora koniec z udawaniem sugi.
Perrin westchn, wyraz jego tych oczu odzwierciedla wewntrzn walk.
- Myl, e te pojad. - Po chwili umiechn si szeroko. - Kto musi pilnowa
Mata, eby nie napyta sobie jakiej biedy.
- Podstp nawet niezbyt sprytny - burkn Ingtar. - Dopadn w jaki sposb Barthanesa
na osobnoci i dowiem si prawdy. Chc mie Rg Valere, a nie goni za bdnymi ognikami.
- To moe nie by podstp - z namysem zacza Verin, pozornie badajc wzrokiem
podog pod swymi stopami. - W lochach Fal Dara zostay pewne rzeczy, napisy, ktre
wskazyway na zwizek midzy tym, co si wydarzyo tamtej nocy, a... Gow Tomana. Nadal
nie rozumiem ich do koca, ale uwaam, e musimy jecha. I wierz, e tam odnajdziemy
Rg.
- Nawet jeli oni wyprawi si do Gowy Tomana zauway Ingtar - to zanim tam
dotrzemy, Fain albo jaki inny Sprzymierzeniec Ciemnoci zdy w Rg zad ze sto razy i
bohaterzy, ktrzy powstan z grobw, rusz do boju pod sztandarem Cienia.
- Fain mg zad w Rg ju sto razy od wyjazdu z Fal Dara - uprzytomnia mu Verin.
- I moim zdaniem zrobiby to, gdyby umia otworzy szkatu. Martwi to my si musimy
tym, by przypadkiem nie znalaz kogo, kto wie, jak si j otwiera. Musimy ruszy za nim w
pocig za pomoc drg.
Perrin unis gow gwatownym ruchem, krzeso Mata zaszurao. Loial jkn gucho.
- Gdybymy nawet przeliznli si jako przez strae Barthanesa - powiedzia Rand -
to moim zdaniem tam nadal jest Machin Shin. Nie moemy skorzysta z drg.
- Ilu z nas mogoby si przedosta na tereny Barthanesa? - spytaa, lekcewac to
Verin. - S jeszcze inne bramy. Stedding Tsofu jest pooony niedaleko miasta na
poudniowym wschodzie. To mody stedding, odkryty ponownie zaledwie przed szeciuset
laty, ale starsi ogirowie utrzymywali jeszcze wwczas drogi. W Stedding Tsofu bdzie brama.
I do niego wanie wyruszymy razem z pierwszym brzaskiem.
Loial wyda jaki nieco goniejszy dwik, a Rand nie umia zdecydowa, czy ten
dwik odnosi si do bramy czy do stedding.
Ingtar nadal nie wyglda na przekonanego, natomiast twarz Verin bya tak
zdecydowana i nieprzejednana jak nieg osuwajcy si z grskiego zbocza.
- Nakaesz onierzom przygotowa si do jazdy, Ingtarze. Polij Hurina z
wiadomoci dla Uno, zanim pooy si spa. Uwaam, e wszyscy powinnimy pooy si
jak najwczeniej. Sprzymierzecy Ciemnoci maj nad nami przewag co najmniej jednego
dnia i mam zamiar nadrobi jutro, ile si da.
W zachowaniu zaywnej Aes Sedai byo tyle zdecydowania, e Ingtar praktycznie da
si jej zapdzi do drzwi, jeszcze zanim skoczya mwi.
Rand wyszed z izby razem z innymi, jednake ju przy drzwiach przystan obok Aes
Sedai i odprowadzi wzrokiem Mata przemierzajcego owietlony wiecami korytarz.
- Dlaczego on tak wyglda? - spyta j. - Mylaem, e go uzdrowiycie, w kadym
razie w takim stopniu, by ofiarowa mu troch czasu.
Odczekaa, a Mat i reszta skrc na schody, zanim zacza mwi.
- Najwidoczniej uzdrawianie nie zadziaao tak dobrze, jak oczekiwaymy. Ta
choroba ma w nim interesujcy przebieg. Nie traci si, zachowa je do samego koca, jak mnie-
mam. Natomiast jego ciao marnieje. Powiedziaabym, jeszcze kilka tygodni, co najwyej...
Jak widzisz, istniej powody do popiechu.
- Nie potrzebuj dodatkowej ostrogi, Aes Sedai odpar Rand, wymawiajc tytu nieco
ostrzejszym tonem.
"Mat. Rg. Pogrki Faina. wiatoci, Egwene! Niech sczezn, nie potrzebuj
dodatkowej ostrogi".
- A jak tam z tob, Randzie alThor? Dobrze si czujesz? Nadal walczysz, czy ju si
poddae nakazom Koa?
- Pojad z tob szuka Rogu - obieca jej. - Poza tym nie istnieje nic pomidzy mn a
Aes Sedai. Czy mnie rozumiesz? Nic!
Verin nie odpowiedziaa i wtedy zostawi j sam, lecz gdy ju skrca, by wej na
schody, zauway, e nadal na niego patrzya swymi ciemnymi oczyma, przenikliwie i ba-
dawczo.
ROZDZIA 11
KOO OBRACA SI
Pierwsze wiato poranka perlio si ju na niebie, kiedy Thom Merrilin wlk si z
powrotem do "Kici Winogron". Nawet w najwikszym zgromadzeniu sal widowiskowych i
tawern nadchodzia taka krtka pora, gdy podgrodzie cicho, nabierajc oddechu. W swoim
obecnym nastroju Thom nawet by nie zauway, gdyby pusta ulica stana nagle w
pomieniach.
Paru goci Barthanesa uparo si, by zatrzyma go jeszcze dugo po zakoczeniu balu,
dugo nawet po tym, jak sam Barthanes uda si na spoczynek. To bya j ego wina, e wybra
Wielkie Polowanie na Rg zamiast opowieci i pieni, ktre odtwarza po wioskach, typu
Mara i trzech gupich krok, Jak Susa usidlia Jaina Dugi Krok albo opowiadania o Anli,
mdrym doradcy. Dokona takiego wyboru, bo chcia skomentowa ich gupot, ale nawet mu
si nie nio, e bd go sucha, a jeszcze mniej, e kogo zaintryguje. Zaintryguje w
specyficzny sposb. Czsto kazali sobie co powtarza, ale miali si w nieodpowiednich
miejscach, z niewaciwych rzeczy. miali si rwnie z niego, najwyraniej mylc, e tego
nie widzi, albo e pena sakiewka wepchnita do kieszeni kad uleczy ran. Dwa razy omal
jej nie wyrzuci.
Cika sakiewka, ktra przepalaa mu kiesze i dum, nie bya jedyn przyczyn zego
nastroju, podobnie zreszt jak pogarda arystokratw. Wypytywali go o Randa, nie bawic si
z prostym bardem w adne subtelnoci. Po co Rand przyjecha do Cairhien? Dlaczego
andoraski lord odcign jego, zwykego barda, na bok? Za duo pyta. Nie by pewien, czy
udziela dostatecznie sprytnych odpowiedzi. Refleks niezbdny do udziau w Wielkiej Grze -
zardzewia.
Zanim skierowa kroki w stron "Kici Winogron", powdrowa do "Wielkiego
Drzewa" - nie byo trudno si dowiedzie, gdzie kto si otrzyma w Cairhien, jeli wcisn w
kilka garci odrobin srebra. Nadal nie bardzo zdawa sobie spraw, co zamierza powiedzie.
Rand ju wyjecha razem ze swymi przyjacimi i Aes Sedai. Pozostao poczucie, e naleao
co uczyni, co czego nie dopatrzyo si wczeniej.
"Ten chopak idzie teraz wasn drog. Niech sczezn, ja z tym skoczyem!"
Min gwn izb, pust jak mao kiedy, i zacz pokonywa schody, po dwa za
jednym razem. To znaczy prbowa - prawa noga nie uginaa si zbyt sprawnie i omal nie
upad. Burczc w duchu, wspi si do koca wolniejszym krokiem, potem cicho otworzy
drzwi do pokoju, starajc si nie obudzi Deny.
Mimo woli umiechn si, gdy zobaczy j lec na ku, z twarz zwrcon do
ciany, nadal ubran w sukni.
"Zasna, czekajc na mnie. Gupia dziewczyna".
Ta myl rozgrzaa serce - raczej nie moga zrobi nic, czego by jej nie zapomnia, ani
nie wybaczy. Pod wpywem chwilowego impulsu postanowi, e najbliszego wieczora
pozwoli jej wystpi po raz pierwszy. Naleao jej od razu o tym powiedzie - ustawi futera
z harf na pododze i pooy do na ramieniu Deny, chcc j zbudzi.
Opada bezwadnie na plecy, znad rozcitego garda spojrzay prosto na niego szkliste,
otwarte szeroko oczy. Ta strona ka, ktr dotd zasaniao jej ciao, bya ciemna i
nasiknita wilgoci.
odek skrci si - gdyby nie mia garda cinitego tak mocno, e nie mg zapa
tchu, byby zwymiotowa i zaczby krzycze, uczyniby zapewne jedno i drugie naraz.
Ostrzego go skrzypnicie drzwi szafy. Byskawicznie odwrci si, z rkaww
wyskoczyy noe, donie przeduyy tor ich ruchu. Pierwsze ostrze utkno w gardle tustego,
ysiejcego mczyzny ze sztyletem w doni. Ugodzony zatoczy si w ty, spomidzy
zacinitych palcw wytrysny baki krwi w chwili, gdy prbowa krzykn.
Obrt na chorej nodze wytrci drugi n z rki Thoma, ostrze utkno w prawym
ramieniu mocno uminionego mczyzny z twarz pokryt bliznami, ktry wanie gramoli
si z drugiej szafy. Zraniona rka, ktra nagle odmwia posuszestwa, wypucia n,
napastnik zatoczy si w stron drzwi.
Nim zdy wykona drugi krok, Thom doby kolejny n i smagn od tyu jego nog.
Wielki mczyzna wrzasn i potkn si, wtedy bard schwyci w gar tuste kudy i z caej
siy wyrn jego twarz o cian przy drzwiach. Rozleg si kolejny, przeraliwy krzyk, gdy
rkoje noa, wystajca z ramienia, uderzya o podog.
Thom zatrzyma ostrze noa w odlegoci cala od ciemnego oka napastnika. Blizny na
jego twarzy nadaway mu srogi wygld, jednak w tym momencie jego wzrok zamar, utkwio-
ny w czubek klingi, morderca nie mruga i nie porusza nawet jednym miniem. Tucioch,
ktrego ciao czciowo spoczywao w szafie, wierzgn po raz ostatni i znieruchomia,
- Zanim ci zabij - powiedzia Thom - wyjanij mi co. Dlaczego? - pyta cichym,
zduszonym gosem, cay odrtwiay w rodku.
- Wielka Gra - odpar szybko pytany. Akcent mia typowy dla ulicy, podobnie jak
ubranie, odrobin jednak zbyt porzdne, za mao znoszone. Mieszkacy podgrodzia
zazwyczaj za bardzo nie szafowali groszem. - Nic do ciebie nie mam, rozumiesz? To tylko
gra.
- Gra? Ja si nie mieszam do Daes Daemar! Kto chciaby mnie zabi w imi Wielkiej
Gry?
Mczyzna zawaha si. Thom przybliy n. Gdyby lecy mrugn oczyma, rzsy
musnyby czubek ostrza.
- Kto?
- Barthanes - pada chrapliwa odpowied. - Lord Barthanes. Nie mielimy ci zabi.
Barthanes chce informacji. Zamierzalimy tylko sprawdzi, co ty wiesz. Mgby dosta za to
sowit zapat w zocie, zot koron za to, co wiesz. Moe nawet dwie.
- esz! Byem tej nocy we dworze Barthanesa, tak blisko niego jak przy tobie. Gdyby
chcia czego, nigdy nie wyszedbym stamtd ywy.
- Powiem ci, e od wielu dni szukalimy ciebie albo obojtnie kogo, kto wie cho
krztyn o tym andoraskim lordzie. Twoje imi poznaem dopiero wczoraj, na dole w go-
spodzie. Lord Barthanes to hojny czowiek. Dostaniesz pi koron.
Mczyzna usiowa odsun gow od noa, Thom przycisn go silniej do ciany.
- Jaki andoraski lord?
Wiedzia jednak, o kogo chodzi. wiatoci dopom, wiedzia.
- Rand. Z domu alThor. Wysoki. Mody. Mistrz miecza, w kadym razie nosi miecz
przysugujcy takiemu. Wiem, e przyszed si z tob spotka. Razem z jakim ogirem,
rozmawialicie. Powiedz mi, co wiesz. Sam bym dorzuci koron, moe nawet dwie.
- Ty durniu - wydysza Thom.
"To z tego powodu umara Dena? O wiatoci, ona nie yje.
Mia wraenie, e zaraz si rozpacze.
- Ten chopiec jest pasterzem.
"Pasterz w paradnym kaftanie, przy ktrym Aes Sedai uwijaj si niczym pszczoy
wok pczka ry".
- To zwyky pasterz. - Zwar uchwyt na wosach mczyzny.
- Czekaj! Czekaj! Moesz zarobi wicej ni pi koron, nawet dziesi. Najpewniej
ze sto. Wszystkie domy chc si czego dowiedzie o tym Randzie alThorze. Dwa albo trzy
ju si ze mn kontaktoway. Dziki twojej wiedzy i temu, e ja wiem, kto chce j naby,
obydwaj moglibymy napcha kieszenie. Jest te pewna kobieta, dama, na ktr nieraz si
natknem, gdy rozpytywaem o niego. Gdybymy si dowiedzieli, kim ona jest... te bymy
mogli to sprzeda, a jake.
- W tym wszystkim popenie jeden, powany bd - odpar Thom.
- Bd?
Rka mczyzny suna ju w stron pasa. Bez wtpienia mia drugi sztylet. Thom
zignorowa to.
- Nie trzeba byo tyka dziewczyny.
Do mczyzny pomkna do pasa i wtedy jego ciaem targny konwulsyjne drgawki
- n barda dosign celu.
Thom pozwoli, by ciao osuno si na podog, chwil sta bez ruchu i dopiero wtedy
nachyli si z wysikiem, by uwolni ostrze. Gdy drzwi otworzyy si z gwatownym
trzaskiem, odwrci si byskawicznie z drapienym grymasem na twarzy.
Zera uskoczya w ty, z doni przy gardle, spojrzaa na niego wytrzeszczonymi
oczyma.
- Ta gupia Ella wanie mi powiedziaa - zacza niepewnie - e dwch ludzi
Barthanesa wypytywao o ciebie minionej nocy, a po tym, com usyszaa tego ranka... Wyda-
wao mi si, e mwi, e ju nie bierzesz udziau w grze.
- Znaleli mnie - odpar znuonym gosem.
Wzrok Zery oderwa si od niego i natychmiast jej oczy rozszerzyy si, gdy zobaczya
ciaa dwch mczyzn. Popiesznie wesza do rodka, zamykajc za sob drzwi.
- Niedobrze, Thom. Bdziesz musia wyjecha z Cairhien. - Powioda wzrokiem w
stron ka i w tym momencie oddech uwiz jej w gardle. - Och, nie. Och, nie. Och, Thom,
tak mi przykro.
- Jeszcze nie mog wyjecha, Zera. - Zawaha si, po czym delikatnie okry Den
kocem, zakrywajc jej twarz. - Najpierw musz zabi jeszcze jednego czowieka.
Karczmarka otrzsna si i oderwaa wzrok od ka. Jej gos ledwie wydobywa si z
garda.
- Jeli chodzi ci o Barthanesa, to si spnie. Wszyscy ju o tym gadaj. On nie yje.
Sucy znaleli go dzi rano, rozdartego na kawaki, w jego wasnej izbie sypialnej.
Rozpoznali go tylko dziki temu, e jego gowa wbita bya na szpikulec w kominku. -
Pooya mu do na ramieniu. - Thom, nie uda ci si zatai, e tam by ubiegej nocy, w
kadym razie przed nikim, kto bdzie chcia to wiedzie. Dodaj jeszcze do tego tych dwch i
ju nikt w Cairhien nie uwierzy, e nie bye w to zamieszany.
Ostatnie sowa zostay wypowiedziane tonem odrobin pytajcym, jakby i ona nie
wierzya.
- Myl, e to chyba nie ma znaczenia - odpar tpym gosem. Nie potrafi si
powstrzyma, by nie patrze na okryty kocem ksztat spoczywajcy na ku. - By moe
wrc do Andoru. Do Caemlyn.
Uja go za ramiona, odwracajc od ka.
- Och, wy mczyni - westchna - zawsze mylicie miniami albo sercem, nigdy za
gow. Dla ciebie Caemlyn jest rwnie niedobre jak Cairhien. Tu, czy tam, zginiesz albo
wyldujesz w lochu. Mylisz, e ona by tego chciaa? Ratuj ycie, jeli chcesz uczci jej
pami.
- Czy zajmiesz si... - Nie potrafi powiedzie na gos.
"Starzej si - pomyla. - Robi si mikki".
Wycign cik sakiewk z kieszeni i splt na niej donie Zery.
- To powinno starczy... za wszystko. I nie mw nic, jak zaczn o mnie wypytywa.
- Dopatrz wszystkiego - zapewnia go ciepym gosem. - Musisz i, Thom. Ju zaraz.
Zgodzi si z ni niechtnie i zacz wolno upycha wybrane rzeczy do sakwy. Gdy
oddawa si tej czynnoci, Zera po raz pierwszy przyjrzaa si z bliska ciau tustego m-
czyzny, ktre wylewao si z wntrza szafy. Wydaa zduszony okrzyk. Spojrza na ni
pytajco, nigdy dotd, tak dugo jak j zna, nie bya skora do omdle na widok krwi.
- To nie s ludzie Barthanesa, Thom. Przynajmniej ten nim nie jest. - Skinieniem
gowy wskazaa tustego mczyzn. - W Cairhien jest tajemnic poliszynela, e on pracuje
dla rodu Riatin. Dla Galldriana.
- Galldrian - powtrzy beznamitnie.
"W co ten przeklty pasterz mnie wcign? W co nas obu wcigny Aes Sedai? Ale
to ludzie Galldriana j zamordowali".
Co z tych myli musiao si uwidoczni na twarzy, bo Zera zareagowaa ostrym:
- Dena chce, by y, ty durniu! Sprbuj zabi krla, a zginiesz, nim zbliysz si do
niego na odlego stu pidzi, o ile w ogle uda ci si podej tak blisko!
Od strony murw miasta dobiega ich wrzawa, tak gona, jakby poowa Cairhien
nagle zacza krzycze. Thom zmarszczy brwi i wyjrza przez okno. Ponad dachami pod-
grodzia, za szczytami szarych murw, ku niebu wznosia si kolumna gstego dymu. Daleko
od murw. W pobliu tego pierwszego czarnego supa kilka szarych smug szybko zespoio si
w drugi, obok natychmiast pojawiy si nastpne wstgi. Oceni odlego i zrobi gboki
wdech.
- Moe ty te si zastanowisz nad wyjazdem. Zdaje si, e kto podpala spichlerze.
- Przeyam niejedne zamieszki. Id ju, Thom. Rzuci ostatnie spojrzenie na zakryte
ciao Deny, pozbiera rzeczy i ju mia wyj, gdy Zera powiedziaa jeszcze:
- Masz w oczach niebezpieczny wyraz, Thomie Merrilin. Wyobra sobie Den,
siedzc tu ca i zdrow. Pomyl, co by powiedziaa. Czy ona by pozwolia, by poszed i da
si zabi bez adnego powodu?
- Jestem tylko starym bardem - powiedzia od drzwi.
"A Rand aIThor tylko pasterzem, obydwaj jednak robimy to, do czego jestemy
zmuszeni".
- Komu niby miabym zagraa?
Gdy zamyka drzwi, odgradzajce go od niej i od Deny, na jego twarzy pojawi si
wilczy grymas, umiech pozbawiony cienia wesooci. Bolaa go noga, prawie jednak tego nie
czu, gdy zacisnwszy zby, popiesznie schodzi ze schodw i wybiega z gospody.


Padan Fain cign wodze na szczycie wzgrza grujcego nad Falme, w jednym z
nielicznych, rzadkich zagajnikw, ktre si dotd ostay w tej okolicy. Juczny ko,
dwigajcy na grzbiecie bezcenne brzemi, uderzy go w nog. Kopn zwierz w ebra, nie
patrzc - parskno i szarpno za powrz, ktrym go uwiza do sioda. Kobieta ze swego
konia nie zechciaa zrezygnowa, podobnie jak aden z podajcych za nim
Sprzymierzecw Ciemnoci za nic nie chcia, by go pozostawiono na wzgrzach w to-
warzystwie samych trollokw, bez tej ochrony, jak dawaa im jego obecno. Bez trudu
poradzi sobie z obydwoma problemami. Miso w garnku trollokw wcale nie musiao by
koskie. Podczas przeprawy przez drogi, do bramy znajdujcej si w dawno opustoszaym
stedding na Gowie Tomana, Sprzymierzecw Ciemnoci porzdnie wytrzso, ci za, ktrzy
to przeyli, na widok trollokw gotujcych sobie wieczorn straw stali si nad podziw
posuszni.
Fain sta na skraju lasku i z szyderczym umiechem przyglda si pozbawionemu
murw miastu. Jego granice wytyczay stajnie, wybiegi dla koni i podwrce dla powozw,
gdzie wanie wjedaa z gonym turkotem niedua karawana kupiecka, jednoczenie inne
wozy wytaczay si, wzniecajc drobiny pyu z ziemi ubitej wieloma latami cigego ruchu.
Po przyodziewku sdzc, wonice i kilku towarzyszcych im uzbrojonych jedcw zaliczali
si do miejscowych, zbrojni mieli miecze przywieszone na pendentach, niektrzy nawet
wcznie i uki. onierze, ktrych udao mu si wypatrze, a nie byo ich wielu, zdawali si
zupenie nie zwraca uwagi na uzbrojonych ludzi, ktrych rzekomo przecie podbili.
Podczas jednego dnia i jednej nocy spdzonych na Gowie Tomana zdoa co nieco si
dowiedzie na temat ludzi, ktrych zwano Seanchanami. Tyle przynajmniej, ile wiedzia
ujarzmiony przez nich lud. Nigdy nie byo trudno znale kogo poruszajcego si w
pojedynk, a tacy zawsze udzielali odpowiedzi na zadane w stosowny sposb pytania. Ludzie
zbierali kolejne informacje dotyczce najedcw, jakby naprawd wierzyli, e w kocu co z
pomoc tej wiedzy zdziaaj, niektrzy jednak prbowali tai uzyskane wiadomoci. Kobiety,
oglnie rzecz biorc, pozornie nie pragny nic wicej, jak tylko y po dawnemu, niezalenie
od tego, kto sprawowa nad nimi wadz, zauwaay jednak szczegy, ktre umykay
mczyznom, a ponadto mwiy chtniej, gdy tylko przestaway krzycze. Najszybciej z
wszystkich mwiy dzieci, rzadko jednak co uytecznego.
Trzy czwarte z tego, co usysza, odrzuci jako niedorzecznoci i plotki, urastajce do
rozmiarw legend, teraz jednak wycofa si z niektrych wnioskw. Wygldao, e do Falme
mg wej kady. Wzdrygn si, spostrzegszy prawd w jeszcze innej "niedorzecznoci",
gdy z miasta wyjechao dwudziestu onierzy. Nie widzia wyranie wierzchowcw, ale z
pewnoci nie byy to konie. Cwaoway z pynn gracj, ciemne skry iskrzyy si w
porannym socu, jakby pokryte usk. Wycigajc szyj, odprowadzi je wzrokiem do
samego horyzontu, a gdy znikny, uderzeniami pit zmusi konia, by ruszy w stron miasta.
Rdzenni mieszkacy Falme, krccy si wrd stajni, zaparkowanych wozw i
ogrodzonych potami zagrd dla koni, nie obdarzyli go wicej ni jednym lub dwoma spoj-
rzeniami. Rwnie on nie interesowa si nimi, jecha dalej, by znale si w rodku miasta,
na brukowanych ulicach opadajcych w stron portu. Port widzia wyranie, a w nim
zakotwiczone wielkie, dziwaczne ksztaty statkw Seanchan. Nikt mu nie przeszkodzi, gdy
przeszukiwa ulice, ani specjalnie zatoczone, ani te zupenie opustoszae. Tu onierzy
seanchaskich byo wicej. Ludzie krztali si wok swych spraw ze spuszczonym
wzrokiem, kaniajc si zawsze mijajcemu ich onierzowi, Seanchanie natomiast zupenie
nie zwracali na nich uwagi. Na pozr wydawao si, e w miecie panuje spokj, mimo
uzbrojonych Seanchan na ulicach i statkw w porcie, Fain czu jednak przyczajone pod tym
wszystkim napicie. Zawsze dobrze mu si wiodo tam, gdzie ludzie yli w napiciu i strachu.
Dojecha do sporego budynku, strzeonego przez co najmniej tuzin onierzy.
Zatrzyma si i zsiad z konia. Z wyjtkiem jednego, bez wtpienia oficera, wikszo strani-
kw zakuta bya w zbroje barwy niczym nie urozmaiconej czerni, a ich hemy przywodziy na
myl by szaraczy. Z obu stron frontowych drzwi waroway dwie bestie o skrzastych
pancerzach, obdarzone trojgiem oczu i rogowatymi dziobami zamiast ust - takie samo troje
oczu mieli namalowane na napiernikach onierze stojcy u boku stworze. Fain przyjrza si
obrzeonemu bkitem sztandarowi z wizerunkiem jastrzbia z rozpostartymi do lotu
skrzydami, ktry opota na dachu, i zarechota w duchu.
Przez drzwi budynku po drugiej stronie ulicy przechodziy tylko kobiety powizane z
sob srebrnymi smyczami, ignorowa je jednak. Wiedzia o damane od wieniakw. By
moe pniej mogy si do czego przyda, na razie jednak jeszcze nie.
onierze zaczli mu si przypatrywa, szczeglnie oficer odziany w zbroj mienic
si zotem, czerwieni i zieleni.
Fain uoy twarz w przymilny umiech i wykona gboki ukon.
- Moi panowie, mam tu co, co zainteresuje jego lordowsk mo. Zapewniam was, e
on zechce to obejrze, a tako i mnie, we wasnej osobie.
Wskaza rk kanciasty przedmiot umocowany na grzbiecie jucznego konia, nadal
owinity w wielki, prkowany koc, taki, jakim go znaleli jego ludzie.
Oficer zmierzy go wzrokiem od stp do gw.
- Wydajesz si obcy na tej ziemi. Czy zoye przysig?
- Jestem posuszny, oczekuj i bd suy - wyrecytowa bez zajknienia Fain.
Wszyscy, ktrych przesucha, opowiadali o przysigach, mimo i nikt nie rozumia,
co oznaczaj. Jeli ci ludzie wymagali skadania przysig, to on by gotw przysiga na co
tylko zechc. Ju dawno temu straci wszelk rachub zoonych przez siebie przyrzecze.
Oficer da rk znak dwm onierzom, by sprawdzili, co jest pod kocem. Zdumione
posapywania po zestawieniu ciaru z sioda na ziemi przeszy w gone bulgotanie, gdy po
odrzuceniu koca zaparo im dech. Oficer zapatrzy si z cakiem obojtn twarz na
ornamentowan srebrem zot szkatu spoczywajc na bruku, po czym przenis wzrok na
Faina.
- Dar godny samej cesarzowej. Pjdziesz ze mn.
Jeden ze stranikw brutalnie zrewidowa Faina, znis to w milczeniu, zwrci jednak
uwag, e oficer i dwch onierzy, ktrzy nieli szkatu, przed wejciem do rodka
pozostawili miecze i sztylety. Wszystko, czego by w stanie dowiedzie si o tych ludziach,
nawet zupene drobiazgi, mogo si przyda, mimo e ju nie wtpi w powodzenie swego
planu. Nigdy nie ywi wtpliwoci wzgldem swych planw, najmniej jednak tam, gdzie
lordowie obawiali si skrytobjczego noa w rkach czonkw swej wity.
Podczas wchodzenia do rodka oficer spojrza na niego krzywo. Fain zastanawia si
przez chwil nad przyczyn.
"To przecie bestie".
Niewane, czym byy, z pewnoci nie mogy by gorsze od trollokw, groz daleko z
pewnoci ustpoway Myrddraalom - nawet nie spojrza na nie po raz drugi. Za pno
udawa, e si ich boi. Seanchanin nic jednak nie powiedzia i poprowadzi go w gb
budynku.
I tak oto Fain zmuszony by lec twarz do posadzki, w izbie nie wyposaonej w adne
meble z wyjtkiem parawanw zdobicych ciany, a tymczasem oficer opowiada jego
lordowskiej moci, Turakowi, o nim i o darze. Sucy wnieli st, na ktrym miaa stan
szkatua, eby jego lordowska mo nie musia si pochyla - Fain zobaczy jedynie
popiesznie pomykajce kamasze. Niecierpliwie czeka na swj moment. Kiedy w kocu
nadejdzie ten czas, kiedy to nie on bdzie musia si kania.
Potem onierzy odprawiono, a Fainowi kazano powsta. Zrobi to niepiesznie,
przypatrujc si zarwno ogolonej gowie, dugim paznokciom i niebieskiej, jedwabnej szacie
ozdobionej brokatowymi kwiatami, skadajcym si na posta jego lordowskiej moci, jak i
stojcemu obok mczynie, ktry czaszk mia wygolon tylko w poowie, natomiast reszt
jasnych wosw splecion w dugi warkocz. Fain by przekonany, e jegomo w zieleni to
tylko sucy, moe nawet i wany, ale z kolei i sucy potrafili si niekiedy przyda,
szczeglnie wtedy, gdy pan mia o nich wysokie mniemanie.
- Imponujcy dar. - Wzrok Turaka podwign si ze szkatuy i przenis na Faina.
Jego lordowska mo roztacza wok siebie wo r. - Jednakowo pytanie nasuwa si samo:
jakim sposobem czowiek takiego pokroju wszed w posiadanie szkatuy, na jak wielu
poledniejszych lordw pozwoli by sobie nie mogo? Czy jeste zodziejem?
Fain obcign swj zniszczony, nie grzeszcy czystoci kaftan.
- Czasami czowiek bywa zmuszony udawa ndzniejszego ni jest w istocie, wasza
lordowska mo. Dziki obecnej lichej prezencji mogem przynie dar, nie bdc mo-
lestowanym. Ta szkatua jest stara, wasza lordowska mo, rwnie stara jak Wiek Legend, a
kryje w sobie skarb, jaki nieliczne dotd oczy widziay. Niedugo, cakiem ju niedugo,
wasza lordowska mo, bd potrafi j otworzy i podarowa ci to, co pomoe zagarn te
ziemie, tak daleko, jak tylko sobie zayczysz, a po Grzbiet wiata, Pustkowie Aiel, a po
krainy, ktre le dalej. Nic ci si nie oprze, wasza lordowska mo, jak tylko...
Urwa w momencie, gdy Turak j szkatu gadzi doni obdarzon dugimi
paznokciami.
- Widywaem podobne szkatuy, szkatuy pochodzce z Wieku Legend - oznajmi jego
lordowska mo adnej jednak rwnie misternej. Obmylone s tak, i tylko ten, ktry zna
wzr, potrafi je otworzy, ja jednak... Ach!
Wbi silniej palce w skomplikowane spirale i wypukoci, rozleg si gony szczk i
Turak podnis wieko. Przez jego twarz przebieg cie, w ktrym mona byo wyczyta
rozczarowanie.
Fain do krwi wgryz si we wntrze swoich warg, eby nie warkn. Jego mocna
pozycja w przetargu ulega osabieniu, bo to nie on otworzy szkatu. Niemniej caa reszta
moga jeszcze poj zgodnie z planem, o ile zmusi si do cierpliwoci. Tylko ju od jak
dawna przymusza si do cierpliwoci...
- To skarby z Wieku Legend? - rzek Turak, podnoszc krty Rg jedn rk, a drug
zakrzywiony sztylet z rubinem osadzonym w zotej rkojeci.
Fain zacisn donie w pici, by nie rzuci si na niego i nie wyrwa sztyletu z jego
rki.
- Wiek Legend - cicho powtrzy Turak, obwodzc czubkiem ostrza srebrne litery,
ktrymi inkrustowana bya zota czasza Rogu.
Brwi uniesione w zdziwieniu stanowiy pierwszy widomy znak emocji, jaki Fain u
niego spostrzeg, po chwili jednak oblicze Turaka byo znowu gadkie.
- Czy masz jakiekolwiek pojcie, co to takiego?
- To Rg Valere, wasza lordowska mo - odpar bez zajknienia Fain, widzc z
zadowoleniem, e mczynie z warkoczem opada szczka.
Turak tylko skin gow, jakby przytakiwa samemu sobie.
Jego lordowska mo odwrci si. Fain zamruga i otworzy usta, ale zaraz, na
gwatownie dany przez jasnowosego mczyzn znak, ruszy za nim bez sowa.
Znalaz si w innej izbie, w ktrej cae pierwotne umeblowanie zastpiono
parawanami i pojedynczym krzesem, ustawionym naprzeciwko okrgej komody. Spojrzenie
Turaka, wci trzymajcego Rg i sztylet, pado na komod i zaraz si cofno. Nic nie
powiedzia, natomiast drugi Seanchanin rzuci ostrym gosem kilka rozkazw i w mgnieniu
oka w drzwiach ukrytych za parawanami pojawili si ludzie w prostych wenianych szatach,
dwigajcy jeszcze jeden st. Towarzyszya im moda kobieta o wosach tak jasnych, e
nieomal biaych, niosa cae narcze niewielkich podprek z polerowanego drewna,
rozmaitych wielkoci i ksztatw. Biay jedwab jej szaty by tak cienki, e Fain widzia
dokadnie przewitujce pod nim ciao, jednake jego oczy nie dostrzegay nic prcz sztyletu.
Rg by rodkiem wiodcym do celu, sztylet natomiast stanowi jego, Faina, udzia.
Turak musn palcami jedn z podprek trzymanych przez dziewczyn, a ta umiecia
j na rodku stou. Mczyni odwrcili krzeso tak, by stano naprzeciwko stou zgodnie z
zaleceniami czowieka z warkoczem. Wosy niszych rang sucych opaday luno do
ramion. Umknli z izby, kaniajc si tak gboko, e nieledwie wciskali gowy midzy
kolana.
Turak najpierw wspar Rg na podprce, w pozycji pionowej, nastpnie uoy przed
nim sztylet, a potem podszed do krzesa i usiad.
Fain nie mg ju duej wytrzyma. Wycign rk w stron sztyletu.
Jasnowosy mczyzna zapa jego nadgarstek w miadcy ucisk.
- Nie ogolony psie! Wiedz, e ucina si do, ktra samowolnie siga po wasno
jego lordowskiej moci.
- To moje - warkn Fain.
"Cierpliwoci! Jake dugo..."
Turak, niedbale rozwalony na krzele, wystawi w gr pomalowany na niebiesko
paznokie i Fain zosta odsunity na bok, dziki czemu jego lordowska mo mg bez ad-
nych przeszkd oglda Rg.
- Twoje? - zdziwi si Turak. - W szkatule, ktrej nie umiae otworzy? Jeli uda ci
si dostatecznie wzbudzi moj ciekawo, to moe zwrc sztylet. Ten przedmiot mnie nie
interesuje, nawet jeli pochodzi z Wieku Legend. Pierwej jednak odpowiedz na jedno pytanie.
Dlaczego przyniose Rg Valere wanie mnie?
Fain jeszcze chwil patrzy tsknie na sztylet, potem wyswobodzi nadgarstek i roztar
go drug rk, jednoczenie wykonujc ukon.
- Aby to ty w niego zad, wasza lordowska mo. Potem bdziesz mg wzi ca t
ziemi, jeli zechcesz. Zburzysz Bia Wie, a Aes Sedai zetrzesz na proch, nawet one
bowiem sw potg nie zatrzymaj umarych bohaterw przed ich powrotem z grobu.
- Ja mam w niego zad. - Gos Turaka nie zdradza adnych emocji. - I zburzy Bia
Wie. Jeszcze raz, dlaczego? Twierdzisz, e posuszny, e oczekujesz i e bdziesz suy,
ale to ziemia amicych przysigi. Czemu ofiarowujesz mi t ziemi? Czyby wda si w jaki
prywatny spr z tymi... kobietami?
Fain bardzo si stara mwi przekonujcym tonem.
"Cierpliwy, niczym robak wywiercajcy sobie drog do wyjcia na zewntrz".
- Wasza lordowska mo, rodzina moja zwyka przekazywa pewn tradycj, z
pokolenia na pokolenie. Suylimy jego wysokoci krlowi; Arturowi Paendragowi Tan-
reallowi, a kiedy zamordoway go te wiedmy z Tar Valon, nie wyparlimy si swych
przyrzecze. Gdy inni pokonali i zrwnali z ziemi dokonania Artura Hawkwinga, nadal
dotrzymywalimy przysig, mimo e za nie cierpielimy. Oto nasza tradycja, wasza lordowska
mo, przekazywana z ojca na syna, z matki na crk, przez te wszystkie lata, ktre upyny
od zamordowania krla. Oczekujemy powrotu armii Artura Hawkwinga przegnanych na drugi
brzeg oceanu Aryth, oczekujemy powrotu potomnych Artura Hawkwinga, aby zniszczyli
Bia Wie i odebrali to, co naleao si Jego Wysokoci, Krlowi. A kiedy potomni Ha-
wkwinga powrc, bdziemy suy i wspiera ich rad, tak jak to czynilimy za ycia Jego
Wysokoci, Krla. Wasza lordowska mo, gdyby nie to obramowanie, sztandar, ktry
powiewa nad tym dachem, byby sztandarem Luthaira, syna Artura Paendraga Tanrealla
posanego wraz z jego armiami za ocean.
Fain pad na kolana, zrcznie udajc przygnbienie.
- Jego lordowska mo, ja pragn tylko suy i wspiera rad potomnym Jego
Wysokoci Krla.
Turak milcza tak dugo, e Fain zacz si zastanawia, czy przypadkiem nie oczekuje
dalszych zapewnie, mia ich na podordziu wicej, tyle, ile by od niego wymagano, ale jego
lordowska mo przemwi wreszcie.
- Zdajesz si wiedzie to, o czym nikt, ani z wysoko, ani z nisko urodzonych, nie
mwi, odkd ujrzaem t krain po raz pierwszy. Ludzie tutaj mwi o tym, jakby to bya
jedna z dziesiciu plotek, ty natomiast wiesz. Widz to w twoich oczach, sysz to w twoim
gosie. Mgbym niemal pomyle, e przysano ci, by mnie podstpem schwyta w
puapk. Kto jednak, bdcy w posiadaniu Rogu Valere, chciaby go wykorzysta w taki
sposb? aden z potomnych, ktrzy przybyli wraz z Hailene, nie mg mie Rogu, zgodnie
bowiem z legend, ukryty by w trzewiach tej ziemi. I z pewnoci kady lord z niej rodem
wolaby go wykorzysta przeciwko mnie, nili zoy go w me rce. Jak wszede w
posiadanie Rogu Valere? Czy, zgodnie z legend rocisz sobie prawo do miana bohatera? Czy
masz za sob jakie waleczne czyny?
- aden ze mnie bohater, wasza lordowska mo. Faro zaryzykowa umiech
wyraajcy dezaprobat dla samego siebie, jednak wyraz twarzy Turaka nie uleg zmianie,
wic zrezygnowa ze natychmiast. - Rg zosta znaleziony przez mego przodka podczas
zamieszek, ktre wynikny po mierci Jego Wysokoci, Krla. Wiedzia, jak si otwiera
szkatu, jednake sekret ten powdrowa wraz z nim do grobu podczas Wojny Stu Lat, ktra
rozdara imperium Artura Hawkwinga, tak wic my wszyscy, nalecy do jego stronnikw,
wiedzielimy, gdzie znajduje si Rg i e trzeba go strzec w bezpiecznym miejscu, dopki nie
powrc potomni Jego Wysokoci, Krla.
- Nieomal mgbym ci uwierzy.
- Uwierz, wasza lordowska mo. Gdy ju zadmiesz w Rg...
- Nie niszcz dobrego wraenia, jakie udao ci si zrobi swymi zapewnieniami. Nie
zadm w Rg Valere. Po powrocie do Seanchan sprezentuj go cesarzowej jako najcenniejsze
z moich trofew. By moe zadmie we sama cesarzowa.
- Ale, wasza lordowska mo - zaprotestowa Fain - musisz...
Kiedy si ockn, lea skulony na posadzce, z szumem w gowie. Gdy odzyska
jasno spojrzenia, zobaczy, e mczyzna z jasnym warkoczem rozciera kykcie i wtedy
dopiero poj, co zaszo.
- S takie sowa - wycedzi cicho jegomo w zieleni - ktrych si nigdy nie uywa w
obliczu jego lordowskiej moci.
Fain podj decyzj co do sposobu, w jaki ten czowiek mia umrze.
Turak przenis wzrok z Faina na Rg tak spokojnie, jakby nic nie widzia.
- By moe razem z Rogiem Valere podaruj cesarzowej rwnie ciebie. Moliwe, i
zabawnym wyda jej si czowiek, ktry twierdzi, e jego rodzina dochowaa wiernoci w
czasach, gdy inne amay przysigi albo o nich zapominay.
Fain podnis si niezdarnie z podogi, tajc podniecenie, ktre znienacka nim
owadno. Nie mia pojcia o istnieniu cesarzowej, dopki Turak o niej nie wspomnia.
Dostp do wadczyni... to otwierao nowe cieki, dawao pocztek nowym planom. Dostp
do wadczyni, ktra ma pod sob ca potg Seanchan, a oprcz tego Rg Valere. Co
jeszcze lepszego, ni uczyni z Turaka monego krla. Mg zaczeka z realizacj niektrych
etapw swojego planu.
"Ostronie. On nie moe si dowiedzie, jak bardzo tego pragniesz. Po tak dugim
czasie jeszcze odrobina cierpliwoci nie zawadzi".
- Jak sobie wasza lordowska mo yczy - odpar, starajc si przemawia tonem
czowieka, ktrego jedynym yczeniem jest suy.
- Wydaje si, e gorliwie tego pragniesz - stwierdzi Turak, a Fainowi ledwie udao si
zdusi grymas. - Powiem ci, czemu nie zadm w Rg Valere, ani nawet go sobie nie
zatrzymam, leczc ci by moe z tej gorliwoci. Nie ycz sobie, by mj dar swym
oddziaywaniem urazi cesarzow, a jeli twa gorliwo jest nieuleczalna, to nigdy nie
zostanie zaspokojona, nie opucisz bowiem tych wybrzey. Czy wiesz, e ten, ktry zadmie w
Rg Valere, na zawsze ju si z nim zwie? Przez co za ycia takiego czowieka dla innych
stanowi on bdzie nic wicej jak zwyky rg?
Wnoszc z tonu jego gosu, raczej nie spodziewa si odpowiedzi na swoje pytania, w
kadym razie nie zaczeka na nie.
- Jestem dwunasty w sukcesji do Krysztaowego Tronu. Gdybym zatrzyma Rg
Valere, wszyscy dzielcy mnie od tronu pomyleliby, e chc ju teraz by pierwszy, jednake
cesarzowa, ktra wprawdzie yczy sobie, abymy wspzawodniczyli ze sob, w wyniku
czego w skad jej orszaku wchodz najsilniejsi i najsprytniejsi, obecnie faworyzuje sw drug
crk i nie spojrzy askawym okiem na co, co stanowi zagroenie dla Tuon. Gdybym zad w
Rg i zoy go pniej u jej stp, pojmawszy wszystkie kobiety z Tar Valon na smycz,
cesarzowa, oby ya wiecznie, z pewnoci uznaaby, i chc by kim znaczniejszym nili
tylko jej spadkobierc.
Fain pohamowa si przed wyraeniem sugestii, e z pomoc Rogu widoki na to
znacznie by wzrosy. Jaka nuta w gosie jego lordowskiej moci ostrzegaa - z si rwn
trudowi, z jakim Fainowi przychodzio w to uwierzy e on naprawd chce, by cesarzowa ya
wiecznie.
"Musz by cierpliwy. Niczym robak drcy korze".
- Suchacze Cesarzowej mog by wszdzie - cign Turak. - Suchaczem moe by
kady. Huan urodzi si i wychowa w domu Aladon, podobnie jak caa jego rodzina od
jedenastu pokole, a jednak nawet on mgby by suchaczem.
Mczyzna z warkoczem zaprotestowa jednym gestem rki i natychmiast
konwulsyjnym ruchem przymusi swe ciao do cakowitego bezruchu.
- Nawet lordowie i damy z najszacowniejszych domw mog odkry, e ich
najtajniejsze sekrety wyszy na jaw, przekona si po przebudzeniu, e ju przekazano je w
rce suchaczy prawdy. Prawdy zawsze trudno si doszuka, jednake suchacze nie szczdz
trudu w swych poszukiwaniach i szukaj dopty, dopki ich zdaniem zachodzi taka potrzeba.
Rzecz jasna dokadaj wszelkich stara, by jaki wysoko urodzony lord albo dama, znajdujcy
si pod ich piecz, nie umarli, jako e niczyj doni nie wolno zabija tych, w yach ktrych
pynie krew Artura Hawkwinga. W przypadku, gdy to cesarzowa jest zmuszona zaordynowa
tak mier, ciao nieszcznika wkada si do jedwabnego worka, a worek w przywiesza do
muru Wiey Krukw i pozostawia tak dugo, a zgnije. Takiego jak ty nikt by nie potraktowa
z rwn dbaoci. Sd Dziewiciu Miesicy w Seandar przekazaby go suchaczom za
rozbiegany wzrok, za niewaciwie wypowiedziane sowo, za skowytanie. Nadal trawi ci
gorliwo?
Fain opanowa drenie kolan.
- Pragn tylko suy i wspiera rad, wasza lordowska mo. Wiem wiele
uytecznych rzeczy.
Ten sd w Seandar wydawa si miejscem, w ktrym jego plany i umiejtnoci mogy
znale podatn gleb.
- Dopki nie odpyn z powrotem do Seanchan, bdziesz mnie zabawia opowieciami
o swej rodzinie i jej tradycjach. Z ulg znajduj drugiego ju czowieka na tej zapomnianej
przez wiato ziemi, ktry potrafi mnie zabawi, nawet jeli obydwaj ecie, jak si
domylam. Moesz mnie opuci.
Ani jedno sowo ju wicej nie pado, chyymi stopami przydreptaa natomiast tamta
dziewczyna o prawie biaych wosach, w nieomal przezroczystej szacie. Uklka ze spu-
szczon gow obok jego lordowskiej moci, podajc mu samotn, parujc filiank na
emaliowanej tacy.
- Wasza lordowska mo - odezwa si Fain.
Mczyzna z warkoczem, Huan, schwyci go za rami, ale Fain wyrwa mu si. Huan
zacisn gniewnie usta, gdy Fain wykona swj najgbszy do tej pory ukon.
"Bd zabija go powoli, o tak".
- Wasza lordowska mo, jest kilku takich, ktrzy mnie cigaj. Chc zabra Rg
Valere. To Sprzymierzecy Ciemnoci i gorsi jeszcze od nich, wasza lordowska mo, nie
moe ich ode mnie dzieli wicej jak dzie albo dwa drogi.
Turak upi yk czarnego pynu ze smukej filianki, trzymanej w czubkach
obdarzonych dugimi paznokciami palcw.
- W Seanchan niewielu znajdziesz Sprzymierzecw Ciemnoci. Ci, ktrzy uchodz
suchaczom prawdy, zawieraj znajomo z toporem kata. Poznanie Sprzymierzeca
Ciemnoci mogoby by zabawne.
- Wasza lordowska mo, oni s niebezpieczni. Towarzysz im trolloki. Prowadzi ich
jeden taki, ktry zwie si Rand alThor. Mody to czek, ale nikczemny ponad wszelk miar,
nikczemny jak sam Cie, obdarzony kamliwym, przebiegym jzykiem. W wielu miejscach
rne rzeczy o sobie twierdzi, jednake zawsze tam, gdzie on akurat jest, pojawiaj si
trolloki, wasza lordowska mo. Trolloki zawsze tam przybywaj i... morduj.
- Trolloki - zaduma si Turak. - W Seanchan nie byo adnych trollokw. Jednake
armie nocy miay innych poplecznikw. Inne stwory. Czsto si zastanawiam, czy grolm
umiaby zabi trolloka. Ka pilnowa przed tymi twoimi trollokami i Sprzymierzecami
Ciemnoci, o ile to nie jest jakie nowe kamstwo. Ju przykrzy mi si od nudy na tej ziemi.
Westchn i wcign do nozdrzy opary unoszce si z filianki.
Fain pozwoli, by wykrzywiony Huan wywlk go z izby, ledwie suchajc goszonego
warkliwym gosem wykadu o tym, co si stanie, jak jeszcze raz nie opuci lorda Turaka po
tym, gdy zostanie mu udzielone zezwolenie. Ledwie zauway, kiedy wypchnito go na ulic
z monet w garci i zaleceniem ponownego przyjcia nastpnego ranka. Rand alThor nalea
ju do niego.
"Nareszcie zobacz go martwym. A wtedy wiat zapaci za to, co mi zrobi".
Zamiewajc si w duchu wprowadzi konie do miasta, w poszukiwaniu jakiej
gospody.
ROZDZIA 12
STEDDING TSOFU
Nadrzeczne wzgrza, na ktrych wznosio si Cairhien, ustpiy miejsca terenom
nizinnym, czsto poronitym lasami, gdy Rand i caa grupa mieli ju za sob poow dnia
jazdy. Shienarascy onierze nadal jeszcze wieli swe zbroje na grzbietach jucznych koni.
Skierowali si w strony, w ktrych nie byo adnych gocicw, tylko nieliczne polne drogi.
Zagrody i wsie te napotykao si rzadko. Verin nakaniaa do popiechu, natomiast Ingtar -
ktry bezustannie utyskiwa, e pozwolili si wywie w pole, e Fain nigdy by nie zdradzi,
dokd si naprawd wybiera i jednoczenie nie przestawa narzeka, e jad w kierunku
przeciwnym do Gowy Tomana, jakby po trosze ywi przekonanie, e od Gowy Tomana
bynajmniej nie dziel ich miesice jazdy, nawet jeli pojad tam drog inn ni ta, ktr obrali
- Ingtar by jej posuszny. Nad ich gowami powiewa sztandar Szarej Sowy.
Rand jecha z determinacj, zawzity, unikajc rozmw z Verin. Zrobi to, co musi -
speni t powinno, mwic sowami Ingtara - a potem bdzie mg si uwolni od Aes
Sedai, raz na zawsze. Perrin zdawa si czciowo podziela jego nastrj, podczas jazdy
pustym wzrokiem wpatrywa si w dal. Gdy wreszcie zatrzymali si na noc na skraju lasu, z
cakowit ciemnoci siedzc im ju prawie na karkach, Perrin wypyta Loiala o stedding.
Trolloki nigdy nie wchodz do stedding, a jak to jest z wilkami? Loial odpar mu zwile, e
jedynie istoty z Cienia rodem nie kwapi si z wchodzeniem do stedding. A take Aes Sedai,
rzecz jasna, jako e w stedding nie mog ani dotyka Prawdziwego rda, ani te przenosi
Jedynej Mocy. Sam ogir rwnie wyglda na ostatniego, ktry by mia ch jecha do
Stedding Tsofu. Natomiast Mat wyranie si do tego garn, wrcz rozpaczliwie. Jego skra
przybraa tak barw, jakby od roku nie zaznaa soca, a policzki zaczynay zaklsa, wbrew
zapewnieniom, e gotw byby biega na wycigi. Zanim otuli si w koce, Verin przyoya
donie do jego ciaa, dokonujc uzdrawiania, rankiem powtrrya raz jeszcze t czynno, gdy
ju dosiadali koni, nie przyczyniajc si jednak do adnej zmiany w wygldzie Mata. Nawet
Hurin marszczy brwi, kiedy na niego spoglda.
Nastpnego dnia soce stao ju wysoko na nieboskonie, gdy Verin wyprostowaa si
nagle w siodle i rozejrzaa dokoa. Jadcy obok niej Ingtar drgn nerwowo.
Rand nie zauway, by w otaczajcym ich lesie zasza jaka zmiana. Poszycie byo
niezbyt gste, a droga atwa pod baldachimem z gazi dbw, orzecha, czarnego eukaliptusa i
brzz, tu i wdzie przeszytego na wylot przez wysok sosn lub drzewo skrzane,
urozmaiconego te biaymi maniciami kory papierowca. W miar jednak dalszej jazdy
poczu znienacka dreszcz, taki jak po wskoczeniu do ktrego ze staww Wodnego Lasu w
samym rodku zimy. Dreszcz przeszy go i znikn w mgnieniu oka, pozostawiajc po sobie
uczucie wieoci, a jednoczenie przytpione i niewyrane wraenie zatraty czego,
aczkolwiek Rand nie potrafi sobie uzmysowi, co to takiego mogo by.
Wszyscy jedcy po osigniciu tego miejsca wzdrygali si albo wydawali jaki
okrzyk. Hurinowi opada szczka, a Uno wyszepta:
- Cholerny, przeklty...
Potrzsn gow, jakby ju nic wicej nie mg wymyli. W tych oczach Perrina
pojawi si wyraz zrozumienia.
Loial najpierw dugo i powoli nabiera powietrza do puc, po czym je wypuci.
- Jak... cudownie... wrci do stedding.
Rand rozejrza si dookoa, marszczc czoo. Oczekiwa, e w stedding bdzie jako
inaczej, a wyjwszy ten jeden dreszcz, las niczym si nie rni od tego, przez ktry jechali
cay dzie. No i oczywicie to niespodziane uczucie, e jest si wypocztym. W tym wanie
momencie zza drzewa wyonia si dziewczyna-ogir.
Mimo e nisza od Loiala - co oznaczao, e przewyszaa Randa tylko gow i
ramionami - miaa taki sam szeroki nos i wielkie oczy, identyczne szerokie usta i wochate
uszy. Obdarzona bya jednak krtszymi brwiami, a w porwnaniu z Loialem rysy jej twarzy
wyglday na agodniejsze, kpki na uszach delikatniejsze. Ubrana w dug, zielon sukni i
zielony paszcz haftowany w kwiaty, niosa bukiet srebrnych dzwonkw, jakby wanie
zajmowaa si ich zbieraniem. Spojrzaa na nich spokojnie, wyczekujco.
Loial gramoli si ze swego wysokiego konia i wykona popieszny ukon. Rand i
reszta kompanii poszli w jego lady, moe nie a tak wawo, i nawet Verin skonia gow.
Loial przedstawi ich ceremonialnie, nie wymieni jednak nazwy swego stedding.
Dziewczyna - Rand by przekonany, e ogir nie jest starsza od Loiala - przygldaa im
si badawczo przez chwil, potem umiechna si.
- Witajcie w Stedding Tsofu.
Rwnie jej gos stanowi agodniejsz wersj gosu Loiala: delikatniejsze buczenie
mniejszego trzmiela.
- Jestem Erith, crka Ivy crki Alar. Witajcie. Tak niewielu mielimy goci, odkd
mularze opucili Cairhien, a tu nagle tylu jednoczenie. Ale skd! Gocilimy przecie kilku
wdrowcw, wyjechali, gdy... Och, za duo gadam. Zaprowadz was do starszych. Tylko... -
Omiota ich wzrokiem w poszukiwaniu osoby nimi dowodzcej i zatrzymaa si ostatecznie
na Verin. - Aes Sedai, tylu towarzyszy ci mczyzn, wszyscy uzbrojeni. Czy zechciaaby,
prosz, pozostawi niektrych po zewntrznej stronie? Wybacz mi, zbyt wielu uzbrojonych
ludzi w stedding zawsze budzi niepokj.
- Oczywicie, Erith - zgodzia si Verin. - Ingtarze, zajmiesz si tym?
Ingtar wyda rozkazy Uno, stano na tym, e on i Hurin bd jedynymi Shienaranami,
ktrych Erith zawiedzie w gb stedding.
Podobnie jak pozostali Rand szed pieszo, prowadzc za sob konia, podnis oczy,
gdy zbliy si do Loial, ktry bezustannie oglda si na Erith idc przodem obok Verin i
Ingtara. Za nimi szed Hurin, ktry wodzi dokoa zdumionym wzrokiem, jakkolwiek Rand
nie bardzo wiedzia, co waciwie tak zdumiewa wszyciela. Loial pochyli si, by szepn:
- Czy ona nie jest pikna, Rand? Jej gos brzmi jak piew.
Mat umiechn si szyderczo, gdy jednak Loial spojrza na niego pytajcym
wzrokiem, powiedzia:
- Bardzo pikna, Loialu. Zdziebko za wysoka jak na mj gust, chyba rozumiesz, ale
bez wtpienia bardzo pikna.
Loial niepewnie zmarszczy czoo, ale pokiwa gow.
- O tak, bardzo. - Twarz mu si rozjania. - Na prawd cudownie jest wrci do
stedding. Co wcale nie znaczy, e pokonuje mnie tsknota, rozumiecie?
- Tsknota? - powtorzy Perrin. - Nie rozumiem, Loialu.
- Nas, ogirw, czy ze stedding wi, Perrinie. Podobno przed Pkniciem Swiata
moglimy udawa si, dokd nam si ywnie chciao, na tak dugo, jak sobie yczylimy, tak
samo jak wy, ludzie, ale po Pkniciu to jednak si zmienio. Ogirowie rozproszyli si po
caym wiecie jak inni ludzie i ju nie potrafili odnale adnego stedding. Wszystko ulego
przemieszczeniu, wszystko pado ofiar zmian. Gry, rzeki, nawet morza.
- O Pkniciu wie kady - powiedzia niecierpliwie Mat. - Co ma z nim wsplnego
ta... ta tsknota?
- To podczas tuaczki, gdy zagubieni bkalimy si, po raz pierwszy opada nas
tsknota. Pragnienie, by raz jeszcze zazna stedding, by ponownie poczu dom. Wielu od niej
umaro. - Loial ze smutkiem pokrci gow. Wicej umaro, nili zostao wrd ywych. Gdy
wreszcie zaczlimy na powrt odnajdywa stedding, po jednym co czas jaki, w latach
Przymierza Dziesiciu Narodw, zdawao si, e nareszcie pokonalimy tsknot, ona jednak
nas zmienia, zasiaa w nas swoje ziarna. Teraz, gdy jaki ogir zbyt dugo przebywa po
zewntrznej stronie, tsknota odzywa si na nowo, ogir taki zaczyna marnie, a jeli nie
wrci, umiera.
- Czy nie powiniene zosta tu na jaki czas? - spyta z niepokojem Rand. - Nie ma
potrzeby, by jadc z nami mia si z ni rozmin.
- Rozpoznam j, gdy nadejdzie. - Loial zamia si. - O wiele wczeniej, nim zdy
nabra takiej siy, by okaza si dla mnie zgubna w skutkach. No przecie! Dalar spdzia
dziesi lat wrd ludu morza, na oczy nie widzc stedding, a jednak wrcia do domu caa i
zdrowa.
Zza drzew wyonia si kobieta-ogir, zatrzymaa si na chwil, by zamieni sowo z
Erith i Verin. Zmierzya Ingtara spojrzeniem od stp do gw i jakby przestaa si nim in-
teresowa - on widzc to, zamruga. Obejrzaa sobie jeszcze Loiala, przelotnie ogarna
wzrokiem Hurina i trjk z Pola Emonda, po czym wrcia do lasu. Loial wyranie stara si
ukry za cielskiem swojego konia.
- A poza tym - doda, ostronie zerkajc w jej stron zza sioda - ycie w stedding si
przykrzy w porwnaniu z wdrwk w towarzystwie trzech taveren.
- Znowu zaczynasz o tym gada - fukn Mat, wic Loial poprawi si szybko:
- Trzech przyjaci w takim razie. Mam nadziej, e jestecie moimi przyjacimi.
- Ja na pewno - zapewni go Rand, a Perrin skin gow.
Mat rozemia si.
- Jak mgbym si nie przyjani z kim, kto tak fatalnie gra w koci?
Wyrzuci rce w gr, gdy Rand i Perrin zgromili go wzrokiem.
- No ju dobrze. Lubi ci, Loial. Jeste moim przyjacielem. Tylko ju wicej nie...
Aaach! Czasami by przy tobie jest rwnie paskudnie jak w towarzystwie Randa. Jego gos
cich, przechodzc w mamrotanie. - Przynajmniej tutaj, w stedding, jestemy bezpieczni.
Rand skrzywi si. Wiedzia, o czym mwi Mat.
"Tutaj, w stedding, nie mog przenosi Mocy".
Perrin uszczypn Mata w rami, czego poaowa na widok krzywego umiechu na
jego wyndzniaej twarzy.
Jako pierwsza do wiadomoci Randa dotara muzyka, skoczna melodia wygrywana na
niewidzialnych skrzypcach i fletach, ktra napywaa spomidzy drzew, a take chralne
piewy i miech dudnicych gosw.

Oczymy pole, z ziemi go zrwnajmy je,
Oby aden krzak ni pniak nie osta tu si.
Tutaj nasz znj, tutaj nasz trud,
Tu kiedy wielkich drzew wyronie br.

Nieomal w tym samym momencie uwiadomi sobie, e ogromny ksztat, ktry widzi
midzy drzewami, to take drzewo, o prgowanym, rozoystym pniu, gruboci bez wtpienia
dwudziestu krokw. Oniemiay, wdrowa oczyma w gr, mijajc warstw gstych gazi, ku
konarom rozkadajcym si niczym kapelusz gigantycznego grzyba na wysokoci dobrych stu
stp ponad ziemi. A za tym drzewem rosy jeszcze wysze.
- Niech sczezn - wykrztusi Mat. - Z jednego takiego moglibycie zbudowa dziesi
domw. Pidziesit domw.
- ci Wielkie Drzewo? - Loial wyranie si zgorszy, a nawet bardziej ni troch
rozgniewa. Uszy mu zesztywniay i znieruchomiay, kocwki dugich brwi signy
policzkw. - Nie cinamy Wielkich Drzew, zanim nie umr, a nie umieraj prawie nigdy.
Niewiele ocalao po Pkniciu, niemniej kilka z tych najwikszych posadzono jeszcze w
Wieku Legend.
- Przepraszam - bkn Mat. - Ja tylko chciaem powiedzie, jakie one s due. Nie
zrobi nic zego waszym drzewom.
Loial pokiwa gow, wyranie udobruchany.
Pojawiao si coraz wicej ogirw, wdrowali wrd drzew. Sprawiali wraenie
cakowicie pochonitych swymi zajciami - mimo e wszyscy popatrywali na przybyszw, a
nawet obdarzali ich przyjaznym skinieniem gowy albo nieznacznym ukonem, aden si nie
zatrzyma, ani nie zagada. Ruchy mieli osobliwe, czce rozwag z nieomal dziecicym,
beztroskim rozigraniem. Wiedzieli i lubili to, kim, czym i gdzie s, wygldali na pogodzonych
z sob i wszystkim, co ich otaczao. Rand poczu, e im zazdroci.
Niewielu ogirw przewyszao wzrostem Loiala, nietrudno jednak byo wyowi
wrd nich starszych wiekiem: wszyscy jak jeden m nosili wsy tej samej dugoci co
obwise brwi, a take mae brdki. Modsi byli jednakowo gadko ogoleni, podobnie jak Loial.
Sporo mczyzn nie miao na sobie nic prcz koszul, ci nieli szpadle i oskardy lub piy i
wiadra ze smo; pozostali ubrani byli w proste kaftany, zapinane po szyj i rozkloszowane
nad kolanami na podobiestwo krtkich spdniczek. Kobiety wyranie ywiy upodobanie do
haftowanych kwiatw, niejedna te miaa kwiaty wpite we wosy. U modszych hafty
ograniczay si do paszczy, starsze nosiy rwnie haftowane suknie, kilka za niewiast o
siwych wosach paradowao w girlandach od karku a po sam kraj. Grupka zoona z kobiet,
w wikszoci modych dziewczt, szczegln uwag zdawaa si darzy Loiala, ten szed z
wzrokiem wbitym w przestrze, w miar pokonywanej drogi coraz zawziciej strzygc
uszami.
Rand przerazi si na widok ogira, ktry wyoni si jakby spod ziemi, z jednego z
poronitych traw i kwiatami kopcw, stojcych midzy drzewami. Po chwili dostrzeg w
tych kopcach okna, a w jednym rwnie kobiet, ktra wyranie zagniataa ciasto i poj, e
patrzy na domy ogirw. Ramy okien byy kamienne, lecz nie do e wygldem przypominay
twory natury, to zdawao si, i wiatr i woda rzebiy je przez wiele pokole. .
Wielkie Drzewa, z masywnymi pniami i rozoystymi korzeniami, grubymi jak
koskie brzuchy, potrzeboway wprawdzie duej przestrzeni, niemniej kilka roso w samej
osadzie. Zway ziemi usypane na korzeniach suyy za cieki. W rzeczy samej, z wyjtkiem
nich, na pierwszy rzut oka dawao si odrni osad od lasu jedynie po rozlegej, pustej
przestrzeni w samym jej centrum, wok pnia, jaki mg pozosta jedynie po Wielkim
Drzewie. Jego powierzchni, liczc blisko sto stp w przekroju, wypolerowano tak gadko
jak posadzk, z kilku stron wiody do niej schody. Rand wanie sobie wyobraa, jakie
wysokie musiao by to drzewo, gdy Erith przemwia dononym gosem, starajc si, by
wszyscy j usyszeli.
- A oto nadchodz nasi pozostali gocie.
Zza ogromnego pnia wyoniy si trzy kobiety, przedstawicielki gatunku ludzkiego.
Najmodsza niosa drewnian mis.
- Kobiety z Aiel - powiedzia Ingtar. - Panny wczni. A ja kazaem Masemie zosta z
reszt poza stedding.
Odsun si jednak od Verin i Erith, po czym przeoy do ponad ramieniem, by
wyswobodzi miecz z pochwy.
Rand przypatrywa si pannom wczni z niepokojem i ciekawoci. Zbyt wielu byo
ludzi, ktrzy prbowali mu wmwi, e jest Aielem. Dwie osigny ju wiek dojrzay,
trzecia za jeszcze niedawno bya podlotkiem, wszystkie bardzo wysokie jak na kobiety.
Krtko przycite wosy wahay si w odcieniu od czerwonawego brzu nieledwie po zoto,
nad karkiem pozostawione miay dugie do ramion kosmyki. Lune spodnie, woone w
mikkie, wysokie buty, ubranie w barwach brzu, szaroci lub zieleni. Randowi przyszo na
myl, e taki strj z pewnoci roztapia si w tle skay albo lenego gszczu, prawie tak
skutecznie jak paszcz stranika. Znad ramion wystaway krtkie uki, z pasw zwisay
koczany i dugie noe, kada niosa take niewielk okrg tarcz wykonan ze skry, oraz
kilka wczni, skonstruowanych z krtkich drzewcy i dugich grotw. Nawet ta najmodsza
poruszaa si z gracj, sugerujc, e dziewczyna wie, jak posugiwa si broni.
Kobiety zauwayy nagle nowo przybyych ludzi mimo e wyranie zbite z tropu tym,
e day si zaskoczy widokiem Randa i innych czonkw jego grupy, poruszay si z
chyoci byskawicy. Najmodsza krzykna: "Shienaranie!" i odwrcia si, by ostronie
ustawi mis na ziemi. Pozostae dwie byskawicznie uniosy brzowe pachty okrywajce im
ramiona i owiny nimi gowy. Starsze kobiety nasuny czarne woale na twarze, zakrywajc
wszystko prcz oczu, modsza wyprostowaa si, by pj w ich lady. Przybliay si
zdecydowanym krokiem, na nisko ugitych kolanach, tarcze wysunite do przodu trzymay w
tej samej rce co wcznie, z wyjtkiem jednej, gotowej do rzutu w drugiej doni.
Miecz Ingtara opuci pochw.
- Zejd z drogi, Aes Sedai. Erith, odsu si.
Hurin doby amacza mieczy, druga do wahaa si midzy pak a mieczem;
zerknwszy raz jeszcze na wcznie panien, porwa si do miecza.
- Nie wolno wam - zaprotestowaa Erith. Zaamujc rce, przeniosa wzrok z Ingtara
na trzy wojowniczki i znowu spojrzaa na niego. - Nie wolno wam.
Rand zorientowa si, e w doniach ciska ju miecz ze znakiem czapli. Perrin
wycign do poowy topr z ptli przy pasie i teraz waha si, krcc gow.
- Czy wycie obaj zwariowali? - spyta ostrym tonem Mat. Swj uk mia nadal
przewieszony przez plecy. - Mnie nie obchodzi, e one pochodz z Aiel. To kobiety.
- Przestacie! - rozkazaa Verin. - Przestacie natychmiast!
Trzy kobiety nawet nie zmyliy kroku, wic Aes Sedai zacisna pici z rozpaczy.
Mat cofn si, by woy stop w strzemiono.
- Wyjedam - oznajmi. - Syszycie mnie? Nie zostan tu, pozwalajc, by mnie
naszpikoway tymi patykami, a nie mam zamiaru strzela do kobiet!
- Pakt! - krzykn Loial. - Przypomnijcie sobie o pakcie!
Nie przynioso to wikszego skutku ni nieustajce proby Verin i Erith.
Rand spostrzeg, e zarwno Aes Sedai, jak i dziewczyna z plemienia ogirw stany
jak mogy najdalej od kroczcych w ich stron kobiet. Nie wiedzia, czy Mat rozumuje
waciwie. Sam nie by pewien, czy umiaby zrani kobiet, nawet gdyby ona naprawd
prbowaa go zabi. Zadecydowaa za niego myl, e nawet jeli uda mu si dotrze do sioda
Rudego, to kobiety dzieli od niego nie wicej ni trzydzieci krokw. Podejrzewa, e krtkie
wcznie mona ciska z takiej odlegoci. Gdy kobiety podeszy jeszcze bliej, wci jakby
czajc si do skoku, z wystawionymi wczniami, przesta si zadrcza, e zrobi im krzywd,
a zacz si w zamian trapi, jak teraz nie dopuci, by one zrobiy krzywd jemu.
Zdenerwowany zacz szuka pustki. Przybya. A poza jej skorup uniosa si mglista
myl, e oprcz pustki nic wicej nie ma. Nie towarzyszya jej una saidara. Nie pamita, by
kiedykolwiek bya rwnie jaowa, przepastna, podobna do godu tak wielkiego, e mgby go
do cna strawi. Godu czego wicej - czego, co przecie miao tam by.
Nagle midzy dwie grupy ludzi wkroczy jaki ogir, jego maa brdka draa.
- Co to ma wszystko znaczy? Schowajcie bro. Sdzc z tonu jego gosu, by
oburzony. - Dla was obj gronym spojrzeniem Ingtara z Hurmem, Randa i Perrina, nie
szczdzc nawet Mata, mimo e ten mia puste rce - mona znale jakie wytumaczenie,
ale dla was... zaatakowa panny wczni, ktre przerway ju swj marsz. - Czybycie
zapomniay o pakcie?
Kobiety odkryy gowy i twarze tak popiesznie, jakby chciay udawa, e w ogle ich
nie zakryway. Twarz jednej dziewczyny przyoblek jaskrawy rumieniec, a pozostae dwie
wyranie si zmieszay. Jedna ze starszych, ta o rudawych wosach, powiedziaa:
- Wybacz nam, drzewny bracie. Pamitamy o pakcie i nie obnayybymy stali, gdyby
nie to, e na ziemi zabjcw drzew, gdzie kada rka podnosi si przeciwko nam,
zobaczyymy uzbrojonych mczyzn.
Rand zauway, e kobieta ma takie same szare oczy jak on.
- Znajdujecie si w stedding, Rhian - odpar agodnym gosem ogir. - W stedding
nikomu nic nie grozi, maa siostro. Tu nikt nie walczy, adna rka nie podnosi si na nikogo.
Skina gow, zawstydzona, natomiast ogir spojrza na Ingtara i pozostaych
mczyzn.
Ingtar schowa miecz do pochwy, Rand zrobi to samo, nie tak jednak szybko jak
Hurin, ktry wyglda na nieomal rwnie zaenowanego jak trzy przedstawicielki narodu
Aiel. Perrin nawet nie wycign topora do koca. Po zdjciu doni z rkojeci miecza Rand
wyswobodzi rwnie pustk i zadygota. Pustka odesza, ale pozostawia po sobie roz-
brzmiewajce w caym jego wntrzu, powoli tracce na mocy, echo, a take pragnienie, by
czym to wntrze wypeni.
Ogir stan twarz do Verin i skoni si.
- Aes Sedai, jestem Juin, syn Lacela syna Lauda. Przybyem, by zaprowadzi ci do
starszych. Bd chcieli si dowiedzie, z jakiego to powodu zawitaa do nas Aes Sedai, w
towarzystwie uzbrojonych mczyzn i jednego z naszych modzianw.
Loial skuli ramiona, jakby prbowa znikn.
Verin obdarzya trzy kobiety spojrzeniem, ktre zdawao si wyraa al, e nie moe
z nimi porozmawia, po czym daa Juinowi znak, e ma rusza. Zabra j bez zbdnego
sowa, nawet raz nie spojrzawszy na Loiala.
Przez kilka chwil Rand i inni stali, patrzc zmieszanym wzrokiem na panny wczni.
W kadym razie Rand czu, e jest mu nieswojo. Ingtar znieruchomia tak, e przypomina
kamie i tyle samo co kamie zdradza emocji. Kobiety wprawdzie odkryy twarze, ale wci
trzymay w doniach wcznie i przyglday si badawczo czterem mczyznom, jakby
prboway przejrze ich na wylot. Szczeglnie Rand przyciga coraz to bardziej gniewne
spojrzenia. Posysza, jak najmodsza mruczy do siebie: On nosi miecz - tonem, w ktrym
zgroza splataa si z pogard. Po chwili wszystkie trzy odeszy, zatrzymujc si, by podnie
drewnian mis. Oglday si przez rami na Randa i pozostaych czterech tak dugo, a nie
znikny wrd drzew.
- Panny wczni - mrukn Ingtar. - Nigdy bym nie pomyla, e zrezygnuj, jak ju
zacigny woale na twarz. Z pewnoci nie po to, by zamieni kilka sw. Popatrzy na
Randa i jego dwch przyjaci. - Powinnicie kiedy zobaczy szar czerwonych tarcz albo
kamiennych psw. Rwnie atwo zatrzyma lawin.
- One nie naruszaj paktu, gdy ju si go im przypomni - odpara Erith z umiechem. -
Przybyy po wypiewane drzewo. - Do jej gosu wkrada si nuta dumy. - W Stedding Tsofu
mamy dwch drzewnych pieniarzy. W dzisiejszych czasach rzadko si ich spotyka.
Syszaam, e w Stedding Shangtai mieszka jeden mody drzewny pieniarz, bardzo
utalentowany, my za to mamy dwch.
Loial zaczerwieni si, na co ona zdawaa si nie zwraca uwagi.
- Jeli zechcecie pj ze mn, poka wam miejsce, w ktrym moecie zaczeka,
dopki starsi nie przemwi.
Gdy ruszyli w lad za ni, Perrin mrukn pgosem:
- Wypiewane drzewo, na moj lew stop! Te kobiety szukaj tu Tego, Ktry
Nadchodzi Ze witem.
Z kolei Mat doda uszczypliwie:
- One szukaj ciebie, Rand.
- Mnie! Co za bzdura. Na jakiej podstawie sdzisz...
Urwa, gdy Erith sprowadzia ich po stopniach do poronitego kobiercem dzikich
kwiatw domu, prawdopodobnie przeznaczonego dla goszczcych w stedding ludzi. Jeli
nawet tak byo, zbyt due meble nie zapewniay wygody, pity czowieka, ktry usiad na
krzesach, dynday nad podog, blat stou znajdowa si wyej ni pas Randa. Do kominka,
ktry wyglda tak, jakby wykua go w kamieniu woda nie za do, Hurin przynajmniej
mgby wej cakiem wyprostowany. Erith spojrzaa na Loiala, dzielc z nim swoje
wtpliwoci, on jednak zby jej zatroskanie machniciem rki i zanis jedno z krzese do kta
najmniej widocznego od strony drzwi.
Zaraz po wyjciu Erith Rand odcign Mata i Perrina na bok.
- Dlaczego mwisz, e one szukaj mnie? Po co? Z jakiego powodu? Popatrzyy na
mnie i poszy sobie.
- Patrzyy na ciebie w taki sposb - powiedzia Mat, szczerzc si od ucha do ucha -
jakby od miesica nie bra kpieli, tylko polewa si rodkiem dezynfekujcym dla owiec. -
Jego umiech zblak. - Ale moliwe, e naprawd ci szukaj. Spotkalimy ju wczeniej
jednego Aiela.
Rand wysucha z rosncym zdziwieniem relacji ze spotkania na Sztylecie Zabjcy
Rodu. Gwnie opowiada Mat, a Perrin co jaki czas wnosi poprawki, gdy tamten za bardzo
upiksza. Mat z wyjtkowym dramatyzmem ukaza, jak niebezpieczny by ten Aiel i jak owo
spotkanie omal nie zakoczyo si walk.
- A poniewa jeste jedynym znanym nam Aielem zakoczy - to, no c, mogo
chodzi o ciebie. Ingtar powiada, e Aielowie nie mieszkaj poza granicami Pustkowia, wic
to ty musisz nim by.
- Moim zdaniem to wcale nie jest zabawne, Mat warkn Rand. - Nie jestem Aielem.
"Amyrlin powiedziaa, e jeste Aielem. Ingtar te tak sdzi. A Tam powiedzia... By
chory, majaczy w gorczce".
Myla, e ma jakie korzenie, a Aes Sedai mu je podciy, a razem z nimi zrobi to
rwnie Tam, tyle e Tam by wtedy zanadto chory, by wiedzie, co mwi. Wykarczoway go,
by wiatr mg nim targa, a potem ofiaroway co nowego, do czego mg przylgn.
Faszywy Smok. Aiel. Do takich korzeni przyzna si nie mg. Nigdy si do nich nie
przyzna.
- By moe jestem znikd. Ale Dwie Rzeki to jedyny dom, jaki znam.
- Ja nic takiego nie powiedziaem - zaprotestowa Mat. - To tylko... Niech sczezn,
Ingtar mwi, e jeste Aielem. Masema te tak sdzi. Urien by mg by twoim kuzynem, a
gdyby Rhian woya jak sukni i powiedziaa, e jest twoj ciotk, to sam by w to
uwierzy. Och, ju dobrze. Nie patrz tak na mnie, Perrin. Skoro on chce mwi, e nie jest
Aielem, to niech tak robi. Co zreszt za rnica?
Perrin potrzsn gow.
Kilka modych ogir przynioso wod i rczniki, by mogli umy twarze i rce;
przyniosy te ser, owoce i cynowe puchary, troch za wielkie, wic mao porczne. Pojawiy
si rwnie kobiety, w sukniach caych pokrytych haftami. Przychodziy jedna po drugiej, w
sumie dwanacie, by pyta, czy ich gociom jest wygodnie, czy czego im nie potrzeba. Tu
przed wyjciem kada kierowaa uwag na Loiala. Udziela odpowiedzi z szacunkiem, Rand
jednak nigdy przedtem nie sysza, by ogir uywa tak niewielu sw, przyciskajc do piersi
oprawn w drewno ksig, wielkoci do niego proporcjonalnej, jakby to bya tarcza, a po ich
wyjciu kuli si na krzele, przesaniajc ow ksig twarz. W tym domu ksiki byy jedyn
rzecz nie dostosowan wielkoci do ludzi.
- Powchaj tylko to powietrze, lordzie Rand - powiedzia Hurin, z umiechem
napeniajc puca. Jego stopy zwisay z krzesa przystawionego do stou, majta nimi jak may
chopiec. - Dotd nigdy mi nie przyszo do gowy, jak paskudnie cuchnie wikszo miejsc, tu
natomiast... Lordzie Rand, tu bodaje nigdy nikogo nie zabito. Nawet nie zraniono, chyba e
przypadkiem.
- Uwaa si, e stedding s bezpieczne dla wszystkich - odpar Rand. Obserwowa
Loiala. - W kadym razie to wanie mwi opowieci.
Przekn ostatni ks biaego sera i podszed do ogira. Mat mu towarzyszy, z
kielichem w doni.
- Co si dzieje, Loial? - spyta Rand. - Odkd tu przyjechalimy, jeste zdenerwowany
jak kot na wybiegu dla psw.
- To nic takiego - odrzek Loial, ktem oka niespokojnie popatrujc w stron drzwi.
- Boisz si, e oni wykryj, e wyjecha ze Stedding Shangtai bez zezwolenia
starszych?
Loial rozejrza si dokoa zdziczaym wzrokiem, kpki na jego uszach zawibroway.
- Nie mw tego - wysycza. - Nie tam, gdzie kady to moe usysze. Gdyby si
dowiedzieli... - Opad na oparcie z cikim westchnieniem, przenoszc wzrok z Randa na
Mata. - Nie wiem, jak to robi ludzie, ale wrd ogirw... Gdy jaka dziewczyna spotyka
chopca, ktry jej si podoba, to udaje si do swej matki. Albo czasami to matka zauwaa
kogo, jej zdaniem, odpowiedniego. W kadym razie, jeli oboje wyra zgod, matka
dziewczyny udaje si do matki chopca i potem chopiec dowiaduje si tylko, e maestwo
zostao ju do koca zaaranowane.
- Czy on nie ma nic do powiedzenia? - spyta z niedowierzaniem Mat.
- Nic. Kobiety zawsze powtarzaj, e gdyby t spraw pozostawiono w naszych
rkach, to dokonywalibymy ywota jako wieczni oblubiecy drzew. - Loial poprawi si na
krzele, krzywic twarz. - Poow zwizkw maeskich zawieraj u nas mieszkacy
rnych stedding, cae grupy modych ogirw wdruj od stedding do stedding, by mc
oglda i samemu stawa si przedmiotem ogldzin. Jeli si dowiedz, e znalazem si na
zewntrz bez zezwolenia, wwczas starsi z nieomal cakowit pewnoci postanowi, e
potrzeba mi ony, abym si ustatkowa. Nim si poapi, pol wiadomo do Stedding
Shangtai, do mojej matki, a ona tu przyjedzie i oeni mnie, nie otrzepawszy nawet pyu z
podry. Zawsze powtarzaa, e jestem nierozwany nad miar i e potrzebuj ony. Myl,
e szukaa jej dla mnie, gdy wyjedaem. Jakkolwiek by dla mnie on wybraa... c,
adna ona nigdy mi nie pozwoli ponownie wyj na zewntrz, dopki siwizna nie przyprszy
mej brody. ony zawsze powtarzaj, e mczyzny nie powinno si wypuszcza na zewntrz,
dopki nie ustatkuje si dostatecznie, by potrafi utrzyma si w ryzach.
Mat parskn rechotem tak gonym, e wszystkie gowy zwrciy si w jego stron,
jednake pod wpywem gwatownego gestu Loiala odezwa si cichym gosem.
- U nas to mczyni dokonuj wyboru i adna ona nie powstrzyma mczyzny, gdy
ten zechce co zrobi.
Rand skrzywi si, przypomniawszy sobie, jak to Egwene zacza chodzi za nim krok
w krok, gdy oboje byli jeszcze mali. Wtedy wanie pani alVere zacza obdarza go
szczegln uwag, wiksz ni innych chopcw. Pniej, podczas wit jedne dziewczta
mogy z nim taczy, a inne za nie - te, ktre mogy, byy zawsze przyjacikami Egwene, te
inne natomiast zaliczay si do tych, ktrych Egwene nie lubia. Wydao mu si nawet, e pa-
mita, jak pani alVere wzia kiedy Tama na bok "A przy tym przebkiwaa, e z Tamem
rozmawia si nie da przez to, e on nie ma ony!" - a pniej Tam i wszyscy tak si
zachowywali, jakby on i Egwene byli po sowie, mimo e wcale nie klkali przed Koem
Kobiet, by sobie lubowa. Nigdy przedtem nie myla o tym w taki sposb - wszystko, co
byo midzy nim a Egwene zawsze wydawao si po prostu takie, jakie jest i na tym do.
- Moim zdaniem my to robimy tak samo - mrukn, a kiedy Mat si rozemia, doda: -
Czy przypominasz sobie, by twj ojciec kiedykolwiek zrobi co, czego by twoja matka nie
pochwalaa?
Mat otworzy usta rozcignite w szerokim umiechu, po czym w zamyleniu
zmarszczy brwi i zamkn usta z powrotem.
Na stopniach wiodcych do wntrza domu pojawi si Juin.
- Czy mgbym prosi, abycie wszyscy zechcieli pj ze mn? Starsi chc was
zobaczy.
Nie spojrza na Loiala, natomiast Loial omal nie wypuci ksiki z rk.
- Jeli starsi bd prbowali ci zmusi, by zosta uspokaja go Rand - to powiemy, e
jeste nam potrzebny.
- Zao si, e wcale nie chodzi o ciebie - doda Mat. - Zao si, e oni nam tylko
chc oznajmi, e moemy skorzysta z bramy. - Otrzsn si, a jego gos jeszcze bardziej
cich. - Naprawd musimy to zrobi, czy nie tak? - Nie byo to pytanie.
- Zosta i oe si albo podruj drogami. - Loial wykrzywi si aonie. - Nie mona
si ustatkowa, jak si ma taveren za przyjaci.
ROZDZIA 13
WRD STARSZYCH
Gdy Juin prowadzi ich przez osad, Rand zauway, e Loial robi si z kad chwil
coraz bardziej zdenerwowany. Zesztywnia mu nie tylko grzbiet, ale rwnie uszy, oczy coraz
bardziej ogromniay na widok wpatrzonych we innych ogirw, szczeglnie kobiet i
dziewczt, zreszt spora ich rzesza rzeczywicie kierowaa na niego uwag. Mia tak min,
jakby czeka na wasn egzekucj.
Brodaty ogir wskaza stopnie wiodce do wntrza poronitego traw kopca,
wikszego ni wszystkie, ktre do tej pory widzieli; waciwie byo to raczej wzgrze, wzno-
szce si tu przy podstawie pnia jednego z Wielkich Drzew.
- A moe by poczeka na zewntrz, Loial? - zaproponowa Rand.
- Starsi... - zacz Juin.
- ... Prawdopodobnie ycz sobie zobaczy tylko nas - dokoczy za niego Rand.
- Dlaczego nie mieliby zostawi go w spokoju wtrci Mat.
Loial skwapliwie pokiwa gow.
- Tak, tak, wydaje mi si...
Obserwowao go kilka mieszkanek stedding, zarwno siwowose babcie, jak i
dziewczta w wieku Erith, niby caa grupa pochonita bya rozmow, ale wszystkie oczy
patrzyy na Loiala. Zastrzyg uszami, spojrza na szerokie drzwi, do ktrych wiody stopnie i
raz jeszcze przytakn.
- Tak, posiedz sobie tutaj i poczytam. O wanie. Poczytam.
Woy do do kieszeni i wyszpera jak ksik. Usadowi si na cianie kopca, tu
obok schodw, stronice, w ktre wbi wzrok, zupenie giny w jego doniach.
- Posiedz tu sobie i poczytam, dopki nie wrcicie.
Uszy drgay mu gwatownie, jakby czu na sobie wzrok obserwujcych go kobiet.
Juin potrzsn gow, wzruszy ramionami i podszed znowu do schodw.
- Gdybym mg was prosi. Starsi czekaj.
Ogromna, pozbawiona okien izba we wntrzu kopca dostosowana bya wielkoci do
postury ogirw, sklepienie znajdujce si na wysokoci czterech pidzi z okadem wspieray
grube belki - ju samym ogromem nadawaaby si na paacowe wntrze. Siedmiu ogirw,
siedzcych na podwyszeniu dokadnie naprzeciwko drzwi, sprawiao, e wydawaa si
odrobin jakby kurczy, Rand jednak nie mg si wyzby wraenia, e znajduje si w jaskini.
Ciemne kamienie posadzki, mimo e wielkie i nieregularne w ksztacie, miay gadk
powierzchni, natomiast szare ciany byy tak nierwne, e mogyby tworzy zbocze
skalistego wzgrza. Belki sklepienia, z grubsza obciosane, przypominay wielkie korzenie.
Oprcz krzesa z wysokim oparciem, na ktrym naprzeciwko podwyszenia usadzona
zostaa Verin, na cae umeblowanie skaday si cikie, zdobne w rzebione pncza krzesa
starszych. Na samym rodku podwyszenia siedziaa kobieta, nieco wyej od pozostaych, po
jej lewej rce trzech brodatych mczyzn w dugich, rozszerzanych ku doowi paszczach, po
prawej trzy kobiety, ubrane podobnie jak ona, w suknie haftowane w pncza i kwiaty od karku
po sam kraj. Wszyscy mieli naznaczone wiekiem twarze oraz wosy barwy czystej bieli,
cznie z kpkami na czubkach uszu. Roztaczali atmosfer niezgbionego dostojestwa.
Hurin wytrzeszczy na ich widok oczy, a Rand poczu, e te ma ochot si gapi.
Takiej mdroci, jak kryy w sobie ogromne oczy starszych, nie widziao si nawet w twarzy
Verin, takiego autorytetu nie miaa Morgase z jej koron, Moiraine nie dorwnywaa im
opanowaniem i spokojem. Pierwszy ukon zoy Ingtar, rwnie ceremonialny jak zawsze,
natomiast wszyscy inni stali nieruchomo, jakby zapucili korzenie.
- Jestem Alar - powiedziaa kobieta siedzca na najwyszym krzele, gdy wreszcie
zajli miejsca obok Verin. - Najstarsza ze starszych Stedding Tsofu. Odzyskanie Rogu Valere
to sprawa doprawdy najwyszej potrzeby, my jednak nie pozwalamy, by kto podrowa
drogami czciej ni raz na sto lat. Nie pozwalamy na to ani my, ani starsi z innych stedding.
- Znajd Rg - odpar gniewnie Ingtar. - Musz. Jeli nie pozwolicie nam skorzysta z
bramy...
Spojrzenie Verin kazao mu umilkn, ale chmurny wyraz nie znikn z jego twarzy.
Alar umiechna si.
- Nie bd taki w gorcej wodzie kpany, Shienaraninie. Wy ludzie nigdy nie
powicacie czasu myli. Jedynie podejmowane w spokoju decyzje s waciwe. - Jej umiech
zblak, ustpujc miejsca powadze, natomiast gos nie straci nic ze swego zamierzonego
opanowania. - Ani niebezpieczestwom czyhajcym na drogach, ani atakujcym Aielom, ani
drapienym trollokom nie naley stawi czoa za pomoc miecza. Musz was uprzedzi, e
wejcie na drogi czy si z ryzykiem nie tylko mierci i szalestwa, lecz rwnie utraty
duszy.
- Widzielimy Machin Shin - powiedzia Rand, a Mat i Perrin mu przytaknli. Jako
jednak nie pieszyli si z zapewnieniem, e s gotowi obejrze go raz jeszcze.
- Pojad po Rg nawet do samego Shayol Ghul, jeli zajdzie taka potrzeba -
owiadczy dobitnie Ingtar.
Hurin tylko pokiwa gow, jakby chcia si przyczy do sw Ingtara.
- Sprowad Trayala - rzeka Alar do Juina, ktry do tej pory sta przy drzwiach, i Juin
skoni si i wyszed. Nie wystarczy - zwrcia si do Verin - usysze, co si stanie. Musicie
to zobaczy, pozna swoim sercem.
Do powrotu Juina panowaa nieprzyjemna cisza, a staa si jeszcze bardziej przykra,
gdy wraz z nim przyszy dwie kobiety, wiodce z sob ciemnobrodego ogira w rednim
wieku, ktry powczy nogami, jakby nie cakiem wiedzia, jak naley si nimi posugiwa.
Obwisej twarzy brakowao wszelkiego wyrazu, a wielkie oczy byy puste i nieruchome, ani
zagapione, ani zapatrzone, wydaway si w ogle nic nie widzie. Jedna z kobiet delikatnie
otara mu kropelk liny z kcika ust. Musiay go zapa za rce, eby si zatrzyma - stopa
zrobia ruch do przodu, zawahaa si, wreszcie cofna i opada na posadzk z gonym
omotem. Wydawao si, e jest mu obojtne, czy stoi, czy idzie, w kadym razie nie
przykada wagi do adnej z tych czynnoci.
- Trayal by jednym z ostatnich ogirw, ktrzy przeprawiali si przez drogi -
powiedziaa cicho Alar. Wyszed w takim stanie, w jakim go teraz widzicie. Czy zechcesz go
dotkn, Verin?
Verin obdarzya j przecigym spojrzeniem, wstaa i podesza do Trayala. Ani drgn,
gdy pooya donie na jego szerokiej klatce piersiowej, nawet nie mrugn okiem na
potwierdzenie, e czuje dotyk. Z ostrym sykiem gwatownie odskoczya w ty, podniosa
wzrok na jego twarz, potem odwrcia si na picie, by stan twarz do starszych.
- On jest... pusty. To ciao yje, lecz w jego wntrzu nic nie ma. Nic.
Na twarzach wszystkich starszych pojawi si wyraz niezgbionego smutku.
- Nic - powtrzya cicho jedna ze starszych, siedzcych po prawicy Alar. Jej oczy
wydaway si odzwierciedla cay bl, ktrego Trayal ju nie mg czu. - adnego umysu.
adnej duszy. Po Trayalu nie zostao nic prcz ciaa.
- By wspaniaym Drzewnym Pieniarzem - westchn jeden z mczyzn.
Na znak dany rk przez Alar dwie kobiety skieroway Trayala w stron wyjcia,
musiay go najpierw rozrusza, zanim zacz i o wasnych siach.
- Ryzyko, jakie nam grozi, znamy - oznajmia Verin. - Jednak niezalenie od niego
musimy ruszy w pocig za Rogiem Valere.
Najstarsza skina gow.
- Rg Valere. Nie wiem, ktra z wieci jest gorsza: e znalaz si w rkach
Sprzymierzecw Ciemnoci czy raczej, e w ogle zosta odnaleziony.
Popatrzya z wysoka na siedzcych rzdem starszych kolejno kiwali gowami, jeden z
mczyzn poskuba najpierw brod, wyraajc w ten sposb zwtpienie.
- Bardzo dobrze. Verin zapewnia mnie, e sytuacja jest wyjtkowa. Zaprowadz was
osobicie do bramy.
Rand poczu po czci ulg, a po czci strach, gdy dodaa:
- Towarzyszy wam pewien mody ogir. Loial, syn Arenta syna Halana, ze Stedding
Shangtai. Daleko od domu si znalaz.
- Jest nam potrzebny - szybko zapewni j Rand. Pod wpywem zaskoczonych
spojrze, ktre skierowali ku niemu starsi i Verin, zacz wypowiada sowa wolniej, uparcie
jednak brn dalej. - Jest nam potrzebny w drodze, a poza tym on sam tego chce.
- Loial jest przyjacielem - doda Perrin w tym samym momencie, w ktrym Mat
powiedzia: - Nikomu nie zawadza i sam nosi swj baga.
adnemu nie zrobio si przyjemnie, gdy cignli uwag starszych na siebie, ale ju
si nie wycofali.
- Czy istnieje jaki powd, dla ktrego nie mgby jecha z nami? - spyta Ingtar. - Tak
jak mwi Mat, jest bardzo samodzielny. Nie wiem, do czego mielibymy go potrzebowa, ale
skoro chce jecha, to czemu...?
- Naprawd go potrzebujemy - wtrcia zgrabnie Verin. - Mao kto dzisiaj zna drogi,
natomiast Loial interesowa si nimi naukowo. Potrafi odczytywa treci drogowskazw.
Alar przyjrzaa si wszystkim po kolei, na koniec zatrzymaa wzrok na Randzie.
Wygldaa na osob, ktra niejedno wie - wszyscy starsi sprawiali takie wraenie, ona jednak
w najwikszym stopniu.
- Verin twierdzi, e jeste taveren - przemwia w kocu - i ja czuj to w tobie. Skoro
czuj, to znaczy, e musisz by doprawdy bardzo silnym taveren, z wszystkich bowiem
talentw, ten u nas objawia si najsabiej, o ile w ogle. Czy ty wcigne Loiala, syna
Arenta syna Halana, do tamaralailen, do splotu, ktry wzr tka wok ciebie?
- Ja... ja tylko chc znale Rg i... - Rand uzna, e reszta moe uton w milczeniu.
Alar nie wspomniaa o sztylecie Mata. Nie wiedzia, czy Verin opowiedziaa o nim starszym,
czy raczej z jakiego powodu zataia t informacj. - Loial to mj przyjaciel, starsi.
- Twj przyjaciel - powiedziaa Alar. - Zgodnie z waszym sposobem mylenia Loial
jest mody. I ty jeste mody, ale za to taveren. Bdziesz si nim opiekowa, a gdy wzr
ukoczy swe dzieo, dopilnujesz, by powrci bezpiecznie do Stedding Shangtai.
- Zrobi to - obieca. Odczu to jak zobowizanie, jakby skada przysig.
- W takim wic razie udamy si teraz do bramy.
Widzc ich, z Alar i Verin na czele, Loial poderwa si niezdarnie na nogi. Ingtar kaza
Hurinowi pobiec po Uno i pozostaych onierzy. Loial bacznie przyjrza si starszym, po
czym zrwna si z Randem, zamykajcym pochd. Wszystkie mieszkanki stedding, ktre go
wczeniej obserwoway, gdzie przepady.
- Czy starsi co o mnie mwili? Czy ona...?
Spojrza na szerokie plecy Alar, nakazujcej wanie Juinowi, by przyprowadzi ich
konie. Juin jeszcze si kania na odchodnym, gdy ju ruszya z miejsca razem z Verin,
pochylajc w jej stron gow, dziki czemu mogy z sob cicho rozmawia.
- Przykazaa Randowi, e ma si tob opiekowa odpowiedzia mu powanym tonem
Mat podczas marszu i zaj si twym powrotem do domu, jakby by niemowlciem. Nie
rozumiem, dlaczego nie zostaniesz tu i nie oenisz si jednak.
- Powiedziaa, e moesz jecha z nami.
Rand spojrza gronie na Mata, ktry odpowiedzia zduszonym chichotem. miech
dobywajcy si z tej wymizerowanej twarzy brzmia dziwacznie. Loial obraca w palcach
odyk mika wiosennego.
- Poszede nazrywa kwiatw? - spyta go Rand.
- Erith mi go ofiarowaa. - Loial zapatrzy si na wirujce te patki. - Ona jest
naprawd bardzo pikna, nawet jeli Mat tego nie widzi.
- Czy to znaczy, e jednak nie chcesz jecha z nami?
Loial wzdrygn si.
- Co? Och, nie. To znaczy, tak. Naprawd chc jecha. Ona tylko daa mi kwiat.
Zwyky kwiat. - Wyj jednak z kieszeni ksik i wsun go pod okadk. Potem mrukn
pod nosem, tak cicho, e Rand ledwie usysza: - I powiedziaa te, e jestem przystojny.
Mat chrzkn gono, zgi si wp i zatoczy, jednoczenie chwytajc za boki. Loial
poczerwienia.
- C.., to ona to powiedziaa. Nie ja.
Perrin z caej siy zdzieli Mata rozwart doni w czubek gowy.
- O Macie nikt nigdy nie powiedzia, e jest przystojny. On po prostu zazdroci.
- To nieprawda - zaprzeczy Mat, prostujc si gwatownie. - Neysa Ayellin uwaa, e
jestem przystojny. Nieraz mi to mwia.
- Czy Neysa jest adna? - spyta Loial.
- Z twarzy przypomina koz - odpar szyderczym tonem Perrin.
Mat prbowa zaprotestowa tak gwatownie, e a si zakrztusi.
Rand mimo woli umiechn si. Neysa Ayellin bya prawie tak adna jak Egwene. A
ta sowna utarczka, jakby na wiecie nic nie byo waniejsze, oprcz miechu i prawienia
sobie zoliwoci, przypominaa nieomal dawne czasy, jakby na powrt znaleli si w domu.
W trakcie, gdy przemierzali osad, napotkani po drodze ogirowie pozdrawiali
najstarsz, kaniajc si albo dygajc, z zainteresowaniem take przypatrywali si gociom.
Skupiona twarz Alar odstraszaa jednak wszystkich przed prb zatrzymania na pogawdk.
Brak kopcw stanowi jedyny widomy znak, e opucili osad, nadal napotykali ogirw,
ktrzy dogldali drzew, tu i wdzie z pomoc smoy, pi albo toporw usuwali martwe konary
lub te gazie, ktre zasaniay wiato soca. Prace te wykonywali z niezwyk
pieczoowitoci.
Doczy do nich Juin, ktry przyprowadzi konie, nadjecha take Hurin, Uno i
onierze z jucznymi komi, chwil za pniej Alar wycigna rk i powiedziaa:
- To tam.
To by koniec wymiany uszczypliwoci.
Rand zdumia si na moment. Brama winna bya si znajdowa na zewntrz stedding -
do stworzenia drg uywano Jedynej Mocy, wic nie mogy powstawa we wntrzu stedding -
a nic nie wskazywao na to, by przekroczyli granic. Potem jednak zauway rnic, znikno
wraenie utraty, ktre towarzyszyo mu od chwili wejcia na teren stedding. To przyprawio
go o dreszcz innego rodzaju. Saidin powrci. Czeka.
Alar poprowadzia ich obok wysokiego dbu, za ktrym, na niewielkiej polanie, staa
wielka tablica bramy, z przodu pokryta misternie wyrzebion pltanin pnczy i lici stu
odmian rolin. Wok skraju polany ogirowie wybudowali niski, kamienny wieniec, ktry
wyglda tak, jakby tam rs, przywodzc na myl kolisty kb utworzony z korzeni. Na jego
widok Randowi zrobio si nieswojo. Po chwili spostrzeg, e te korzenie przypominaj
korzenie jeyn, dzikich r, poncych krzakw i kolczastych dbw. Rolin, w ktre nikt nie
ma ochoty wdepn.
Najstarsza zatrzymaa si tu przed wiecem.
- Ten mur ma odstrasza wszystkich, ktrzy tu przyjd. Mao kto to robi. Ja sama nie
przekrocz go. Ale wam wolno.
Juin nie podszed tak blisko jak ona, bezustannie ociera rce o kaftan i nie patrzy w
stron bramy.
- Dzikuj ci - powiedziaa Verin. - Potrzeba jest naprawd wielka, bo inaczej nie
prosiabym o to.
Rand cay cierp, gdy Aes Sedai daa krok ponad wiecem i podesza do bramy. Loial
zrobi gboki wdech i mrukn co do siebie. Uno i inni onierze poruszyli si niespokojnie
w siodach i wyswobodzili miecze z pochew. Na drogach nie byo nic takiego, przeciwko
czemu daoby si zrobi uytek z miecza, ale przynajmniej w taki sposb mogli si utwierdzi
w przekonaniu o swej gotowoci do walki. Tylko Ingtar i Aes Sedai wygldali na spokojnych
- nawet Alar wczepia donie w poy spdnicy.
Verin oderwaa li avendesory, a Rand pochyli si z napiciem do przodu. Kusio go,
by wezwa pustk, znale si tam, gdzie w razie potrzeby bdzie mg dotkn saidina.
Ziele wyrzebiona na bramie zafalowaa na niewyczuwalnym wietrze, zatrzepotay
licie, gdy w samym rodku ich gszczu otwara si szczelina i po chwili obie poowy bramy
zaczy si rozsuwa na boki.
Rand wbi wzrok w szczelin, gdy tylko si zarysowaa. Nie byo za ni mtnego,
srebrzystego odbicia, jedynie czer ciemniejsza ni smoa.
- Zamknij bram! - krzykn. - Czarny Wiatr! Zamknij j!
Verin obdarzya go jednym zaskoczonym spojrzeniem i wcisna potrjny li z
powrotem midzy inne, rnorodne licie. Pozosta tam, gdy odja do i cofna si w stron
kamiennego wieca. Gdy tylko li avendesory powrci na miejsce, brama natychmiast
zacza si zamyka. Szczelina znikna, pncza i licie z obu pow sploty si z sob,
ukrywajc czer Machin Shin, a brama na powrt staa si blokiem kamienia, nawet jeli
rzebieniom na jego paszczynie nadano wiksze podobiestwo ycia, ni to si zdawao
moliwe.
Alar wypucia drcy oddech.
- Machin Shin. Tak blisko.
- Nie prbowa si wydosta na zewntrz - zauway Rand.
Juin wyda zduszony okrzyk.
- Powiadam ci - powiedziaa Verin - Czarny Wiatr to istota naleca do drg. Nie
moe ich opuci.
Gos miaa spokojny, nie przestawaa jednak wyciera doni o spdnic. Rand
otworzy usta, jakby chcia co powiedzie, ale zrezygnowa.
- Nadal nie rozumiem - cigna - dlaczego on tu jest. Najpierw w Cairhien, teraz tutaj.
Drgn, gdy spojrzaa na niego z ukosa. Spojrzenie to byo tak przelotne, e nie sdzi,
by kto inny je zauway, wydao mu si jednak, e w jaki sposb czyo go z Czarnym
Wiatrem.
- Nigdy o czym takim nie syszaam - owiadczya Alar. - By Machin Shin si czai na
otwarcie Bramy. Zawsze bka si po drogach. Duo jednak czasu upyno, by moe
Czarny Wiatr goduje i liczy, e zapie kogo nieostronego, kto wejdzie do ktrej z bram.
Verin, z ca pewnoci nie moecie skorzysta z tej bramy. I choby nie wiadomo jak wielka
bya wasza potrzeba, nie mog powiedzie, e jest mi przykro. Drogi nale ju do Cienia.
Rand spojrza krzywo na bram.
"Czy to moliwe, eby on mnie ciga?"
Za wiele rodzio si pyta. Czyby Fain w jaki sposb rozkazywa Czarnemu
Wiatrowi? Verin twierdzia, e to niemoliwe. I po c Fain miaby da, by on go ciga, a
potem prbowa go zatrzyma? Wiedzia tylko tyle, e wierzy w wiadomo od Faina. Musi
pojecha na Gow Tomana. Nawet gdyby nastpnego dnia znaleli Rg Valere i sztylet Mata
pod jakim krzakiem, i tak musi tam pojecha.
Verin staa nieruchomo, oczy zasnuwaa jej myl. Mat usiad na wiecu, z gow
skryt w doniach, Perrin za przypatrywa mu si ze wspczuciem. Loial wyranie ode-
tchn, e nie bd musieli korzysta z bramy i jednoczenie si wstydzi, e z tego powodu
odczu ulg.
- Rozstajemy si z tym miejscem - obwieci Ingtar. - Verin Sedai, przyjechaem tu za
tob, wbrew wasnemu zdaniu, dalej jednak towarzyszy ci nie mog. Mam zamiar wrci do
Cairhien. Barthanes moe zdradzi, dokd udali si Sprzymierzecy Ciemnoci i ja go zmusz
do tego.
- Fain pojecha na Gow Tomana - powiedzia znuonym gosem Rand. - A tam,
dokd on pojecha, jest Rg, a take sztylet.
- Uwaam... - Perrin wzruszy ramionami, demonstrujc zniechcenie - uwaam, e
moglibymy sprawdzi jak inn bram. W jakim innym stedding?
Loial pogadzi si po podbrdku i zacz mowi bardzo szybko, jakby chcia
skompensowa t ulg, ktr odczu w wyniku poniesionej przez nich poraki.
- W grze rzeki Iralell ley Stedding Cantoine, a na wschd od niego, na Grzbiecie
wiata, znajduje si Stedding Taijing. Bliej jednak jest do bramy w Caemlyn, w miejscu po
dawnym gaju, a ju najbliej do bramy w gaju koo Tar Valon.
- Obawiam si, e z ktrejkolwiek bramy bymy skorzystali - odpara nieobecnym
gosem Verin - wszdzie natkniemy si na Czarny Wiatr.
Alar spojrzaa na ni pytajco, ale Aes Sedai nie dodaa ju nic wicej, w kadym
razie nic takiego, co kto jeszcze mgby usysze. Mrukna za to co do siebie, krcc go-
w, jakby wioda wewntrzny spr.
- To, czego nam trzeba - zacz niemiao Hurin - to ktrego z kamieni portalu. -
Popatrzy na Alar, potem na Verin, a gdy adna nie kazaa mu zamilkn, mwi dalej, z
rosncym przekonaniem. - Lady Selene powiedziaa, e dawne Aes Sedai baday tamte wiaty
i dziki temu wanie wiedziay, jak tworzy drogi. A to miejsce, w ktrym bylimy... no c,
pokonanie stu lig zabrao nam dwa, nawet niecae dwa dni. Gdybymy posuyli si
kamieniem portalu, by uda si do tamtego wiata, albo innego, podobnego, to, no przecie,
starczyoby nam tygodnia lub dwch, by dotrze do oceanu Aryth i stamtd moglibymy
pojecha prosto na Gow Tomana. Moe nie tak szybko jak przez drogi, ale to, jakby nie
patrzy, szybciej ni gdyby jecha na zachd. Co ty na to, lordzie Ingtarze? Lordzie Rand?
Odpowiedziaa mu Verin.
- To, co proponujesz, byoby nawet moliwe, wszycielu, jednake liczy na
znalezienie jakiego kamienia jest tym samym, co mie nadziej, e po ponownym
otworzeniu bramy, nie bdzie za ni czeka Machin Shin. Nic mi nie wiadomo o adnym,
ktry by sta gdzie bliej ni Pustkowie Aiel. Ale moglibymy powrci do Sztyletu Zabjcy
Rodu, gdyby ktry z was, ty, Rand albo Loial uwaa, e potrafi raz jeszcze odnale kamie.
Rand spojrza na Mata. Podczas rozmowy o kamieniach przyjaciel podnis z nadziej
gow. Kilka tygodni, powiedziaa Verin. Jeeli pojad zwyczajn drog na zachd, wwczas
Mat nie doyje, by zobaczy Gow Tomana.
- Umiem go znale - przyzna z niechci Rand. Byo mu wstyd.
"Mat umiera, Sprzymierzecy Ciemnoci porwali Rg Valere, Fain bdzie szkodzi
Polu Emonda, jeli nie bdziesz go ciga, a ty si boisz przenosi Moc. Wejdziesz tam tylko
raz i tylko raz stamtd wrcisz. Dwa dodatkowe razy jeszcze nie doprowadz ci do obdu".
Tak najbardziej jednak przestraszya go ta ochota, ktra w nim wezbraa na myl, e
znowu bdzie przenosi, e znowu wypeni go Moc, e znowu poczuje, e yje naprawd.
- Ja nic nie rozumiem - wolno powiedziaa Alar. Kamieni nie uywano od czasu
Wieku Legend. Moim zdaniem nie ma nikogo takiego, kto by dzi wiedzia, jak si nimi
posugiwa.
- Brzowe Ajah znaj si na rnych rzeczach - sucho odpara Verin. - Ja wiem, jak si
posugiwa kamieniem portalu.
Najstarsza przytakna.
- W Biaej Wiey doprawdy dziej si cuda, o jakich nam nawet si nie nio. Jeli
jednak potrafisz posuy si kamieniem portalu, wwczas nie musicie jecha do Sztyletu
Zabjcy Rodu. Nie opodal miejsca, w ktrym wanie si znajdujemy, stoi taki kamie.
- Koo obraca si tak, jak chce, a wzr dostarcza tego, co niezbdne. - Roztargnienie
cakowicie znikno z twarzy Verin. - Prowad nas do niego - rzucia oywionym gosem. -
Stracilimy ju wicej czasu, nili nas byo sta.
ROZDZIA 14
CO MOE BY
Opucili polan wok bramy, prowadzeni przez Alar, ktra sza penym dostojestwa
krokiem, w odrnieniu od Juina, najwyraniej z czym wicej ni lkiem odwracajcego si
plecami do bramy. Przynajmniej Mat rano patrzy na drog, rwnie Hurin wyglda na
jakby mielszego, natomiast po Loialu wida byo, e bardziej ni czegokolwiek boi si, e
Alar zmieni zdanie odnonie do jego wyjazdu. Rand prowadzi Rudego za uzd, bynajmniej
si nie pieszc. Nie sdzi, by Verin istotnie miaa zamiar posuy si osobicie kamieniem
portalu.
Kolumna z szarego kamienia staa obok brzozy o wysokoci blisko stu stp i pniu
gruboci czterech krokw, gdyby Rand przedtem nie widzia Wielkich Drzew uznaby j za
due drzewo. Nie byo tam adnego ostrzegawczego wieca, jedynie kilka dzikich kwiatw
przebijao si przez liciaste poszycie lasu. Powierzchnia kamienia bya zwietrzaa, jednake
wyryte w niej symbole wci daway si odczyta.
Siedzcy na koniach shienarascy onierze rozsypali si w luny krg wok
kamienia portalu i tych, ktrzy stali przy nim.
- Wyprostowalimy ten kamie - powiedziaa Alar - wiele lat temu, gdy zosta
odnaleziony, ale nie moglimy przenie go nigdzie. Wydawao si... e stawia opr, jeli go
prbowa przestawi. - Podesza do kamienia i przyoya do niego sw wielk do. - Zawsze
o nim mylaam jako o symbolu czego, co zostao utracone, zapomniane. W Wieku Legend
mona go byo zbada i co nieco zrozumie. Dla nas to zwyky kamie.
- Mam nadziej, e to co wicej. - Gos Verin z kad chwil stawa si coraz
ywszy. - Najstarsza, doprawdy dzikuj ci za pomoc. Wybacz, e opuszczamy ci bez
naleytego ceremoniau, jednake nie na kobiet czeka Koo. W kadym razie duej nie
bdziemy zakca spokoju twojego stedding.
- Sprowadzilimy z powrotem kamieniarzy z Cairhien - odpara Alar. - Nadal jednak
dochodz nas wieci o tym, co dzieje si w wiecie, na zewntrz. Faszywe Smoki. Wielkie
Polowanie na Rg. Wieci dochodz nas i nikn w zapomnieniu. Nie sdz, by Tarmon
Gaidon nas omino, albo pozostawio w spokoju. egnaj, Aes Sedai. egnajcie wszyscy i
obycie znaleli schronienie w doni Stwrcy. Juin.
Zatrzymaa si jeszcze, by zerkn przelotnie na Loiala i upomnie Randa
spojrzeniem. Po chwili para ogirw znikna wrd drzew.
Rozlego si trzeszczenie siode pod poruszajcymi si onierzami. Ingtar obieg
wzrokiem utworzony przez nich krg.
- Czy to konieczne, Verin Sedai? Nawet, jeli to daje si zrobi... Nawet nie wiemy,
czy Sprzymierzecy Ciemnoci wywieli Rg na Gow Tomana. Nadal uwaam, e potrafi
zmusi Barthanesa...
- Nie mamy adnej pewnoci - przerwaa mu agodnym gosem Verin - a zatem Gowa
Tomana jest miejscem rwnie dobrym do prowadzenia poszukiwa jak kade inne. Nieraz ju
syszaam, e gdyby zasza taka potrzeba, jeste gotw pojecha do samego Shayol Ghul, by
odzyska Rg. Czy teraz si wycofujesz?
Wskazaa gestem kamie portalu stojcy obok gadkiego pnia brzozy.
Ingtarowi zesztywniay plecy.
- Z niczego si nie wycofuj. Zabierz nas na Gow Tomana albo do Shayol Ghul. Jeli
na kocu drogi czeka Rg, wwczas pojad za tob.
- To dobrze, Ingtarze. Rand, ciebie kamie portalu przenosi nie tak dawno. Chod.
Przywoany gestem Rand podszed z Rudym do niej, stojcej tu obok kamienia.
- Posugiwaa si kamieniem portalu. - Obejrza si przez rami, chcc si upewni,
e nikt nie stoi dostatecznie blisko, by ich sysze. - Wic nie chcesz, bym ja to zrobi. - Z
ulg wzruszy ramionami.
Verin spojrzaa na niego z dobrotliw ironi.
- Ja nigdy nie posugiwaam si kamieniem portalu, dlatego wanie ty korzystae z
niego nie tak dawno. Doskonale znam wasne ograniczenia. Zginabym podczas prby
przeniesienia dostatecznej iloci Mocy, by mc operowa kamieniem. Troch jednak si na
nich znam. Do, by ci w tym odrobin pomc.
- Kiedy ja nic nie wiem. - Powid konia dokoa kamienia portalu, mierzc go
wzrokiem z gry na d. Jedyne, co pamitam, to symbol naszego wiata. Pokazaa mi go
Selene, tutaj jednak go nie widz.
- Jasne e nie. Nie ma go na adnym kamieniu portalu w naszym wiecie, symbole
su do przenoszenia do innych wiatw. - Potrzsna gow. - Czego ja bym nie daa, by
mc porozmawia z t twoj dziewczyn? Albo jeszcze lepiej, by mc pooy rce na jej
ksice. Uwaa si powszechnie, e ani jeden egzemplarz Zwierciade Kola nie zachowa si
w caoci po Pkniciu. Serafelle zawsze mi powtarza, e nie daabym wiary, ile ksiek,
ktre uwaamy za stracone, czeka na odnalezienie. C, nie ma si co przejmowa tym, czego
nie wiem. Wiem natomiast kilka innych rzeczy. Te symbole na grnej poowie kamienia
oznaczaj wiaty. Nie wszystkie wiaty Ktre Mog By, rzecz jasna. Najwyraniej nie kady
kamie czy z kadym wiatem, a Aes Sedai w Wieku Legend uwaay, e istniej wiaty
moliwe, z ktrymi kamienie w ogle nie maj kontaktu. Nie widzisz tu nic, co by ci
rozjanio pami?
- Nic.
Jeli odszuka waciwy symbol, bdzie w stanie odnale Faina i Rg, uratowa Mata,
nie dopuci, by Fain szkodzi Polu Emonda. Jeli odszuka symbol, bdzie musia dotkn
saidina. Pragn uratowa Mata i powstrzyma Faina, ale saidina dotyka nie chcia. Ba si
przenosi Moc i jednoczenie akn jej tak, jak umierajcy z godu czowiek aknie chleba.
- Nic sobie nie przypominam.
Verin westchna.
- Symbole na dolnej czci oznaczaj kamienie w innych miejscach. Gdyby wiedzia,
na czym polega cay fortel, mgby nas zabra nie do odpowiednika tego kamienia w innym
wiecie, lecz do jakiego innego kamienia, moe nawet w tym wiecie. Wydaje mi si, e jest
to co podobnego do podrowania, lecz podobnie jak nikt nie pamita, na czym polega
podrowanie, nikt ju nie pamita tej sztuki. A bez tej wiedzy wszelkie prby mogyby nas
wszystkich zabi. - Wskazaa dwie rwnolege, faliste linie przecite dziwacznym zakrtasem,
ktre wyryto na samym dole kolumny. - To oznacza kamie na Gowie Tomana, jeden z
trzech kamieni, ktrych symole s mi znajome, jedyny z tych trzech, ktre widziaam. A to,
czego si nauczyam, omal nie grzznc w niegach Gr Mgy i nie zamarzajc podczas
przeprawy przez Rwnin Almoth, byo absolutnie niczym. Grasz w koci albo karty, Randzie
alThor?
- Mat lubi hazard. Czemu pytasz?
- Tak. Jego, myl, wyeliminujemy z tego. Te inne symbole te mi s znajome.
Obwioda palcem prostokt, ktry zawiera osiem symboli, zasadniczo identyczne koa
i strzay, z tym wyjtkiem, e u poowy z nich strzaa miecia si w caoci we wntrzu koa,
natomiast przy pozostaych grot wystawa poza obwd. Strzay skierowane byy w lewo,
prawo, w gr i d, a kade koo otaczaa linia znakw. Rand by przekonany, e to jakie
pismo, jednake jzyk by nieznajomy. Faliste linie znienacka przechodziy w nieregularne
haczyki, po czym znowu ukaday si w szereg.
- Tyle przynajmniej - cigna Verin - o nich wiem. Kady oznacza jaki wiat,
zbadanie ktrych doprowadzio w rezultacie do stworzenia drg. Nie s to wszystkie zbadane
wiaty, lecz tylko te, ktrych symbole znam. W tym wanie miejscu zaczyna si hazard. Nie
wiem, jakie s te poszczeglne wiaty. Uwaa si, e s takie, w ktrych rok trwa tyle, co u
nas dzie i takie, w ktrych dzie trwa tyle, co nasz rok. Podobno istniej te wiaty, w
ktrych powietrze mogoby nas zabi jednym podmuchem i takie, w ktrych realnoci jest tak
mao, e ledwie potrafi go scali w cao. Nie bd spekulowaa, co by si stao, gdybymy
si znaleli wanie w nim. Ty musisz dokona wyboru. Jakby powiedzia mj ojciec,
najwyszy czas rzuci koci.
Rand wytrzeszczy oczy, potrzsajc gow.
- Mgbym nas wszystkich zabi swoim wyborem.
- Nie chcesz podejmowa tego ryzyka? Dla Rogu Valere? Dla Mata?
- A dlaczego ty tak bardzo chcesz je podj? Nawet nie wiem, czy potrafi. To... to nie
zawsze si udaje, gdy prbuj. - Wiedzia, e nikt nie podszed bliej, ale na wszelki wypadek
rozejrza si. Wszyscy czekali w lunym krgu wok kamienia, patrzyli na nich dwoje, lecz
nie z tak bliska, by moc podsucha. - Niekiedy saidin po prostu tam jest. Czuj go, ale rwnie
dobrze mgby by na ksiycu, gdy prbuj go dotkn. A nawet jeli si uda, to co bdzie,
jeli nas wszystkich przenios do miejsca, w ktrym nie mona oddycha? Co dobrego zyska
na tym Mat? Albo co bdzie z Rogiem?
- Jeste Smokiem Odrodzonym - powiedziaa cicho. - Och tak, ty moesz umrze, ale
nie sdz, by Wzr pozwoli ci umrze, dopki z tob nie skoczy. Ale z kolei na Wzorze
kadzie si teraz cie i kto moe przewidzie, w jaki sposb oddziauje na powstawanie
wtkw? Jedyne, co moesz zrobi, to postpowa zgodnie ze swym przeznaczeniem.
- Jestem Rand alThor - warkn. - Nie jestem Smokiem Odrodzonym. Nie zostan
faszywym Smokiem.
- Jeste tym, czym jeste. Dokonasz wyboru, czy bdziesz tu sta, czekajc na mier
przyjaciela?
Rand usysza zgrzytanie wasnych zbw i z wysikiem zacisn szczki. Te
wszystkie symbole rwnie dobrze mogy wyglda identycznie, tyle z nich rozumia. Pismo
rwnie dobrze mogy wydrapa pazurami kurczta. W kocu zdecydowa si na ten, w ktrym
strzaa skierowana bya w lewo, w stron Gowy Tumana, a poza tym przebijaa koo, a wic
uwalniaa si, tak samo jak on pragn si uwolni. Chciao mu si mia. Co tak maego, a
mia tego uy w grze o ich ycie.
- Podejdcie bliej - rozkazaa oczekujcym w krgu Verin. - Bdzie lepiej, jeli
staniecie bliej.
Posuchali, niewiele si wahajc.
- Czas zaczyna - powiedziaa, gdy zebrali si przy samym kamieniu.
Odrzucia w ty poy paszcza i przytkna donie do kolumny, Rand jednak widzia, e
obserwuje go ktem oka. Docieray do niego pokasywania i odchrzkiwania mczyzn
stojcych przy kamieniu, sysza przeklestwo, ktrym Uno skarci kogo, kto si ociga,
jaki kiepski dowcip Mata, gony bulgot, z jakim Loial przekn lin. Przywoa pustk.
Nie byo to wcale atwe. Pomie strawi strach i zapa, znikn, nim sobie
przypomnia, e powinien nada mu ksztat. Znikn, pozostawiajc po sobie jedynie prn
skorup i byszczcy saidin, mdlcy, uwodzicielski, targajcy odkiem, kuszcy. Sign...
do niego... i saidin wypeni go, uczyni go ywym. Nie drgn ani jeden misie, mia jednak
wraenie, e cay dry od napywajcego do rwcego potoku Jedynej Mocy. Pojawi si
symbol, koo przebite strza, unosi si tu obok pustki, rwnie twardy jak tworzywo, w
ktrym go wyryto. Pozwoli, by Jedyna Moc przepyna przez symbol.
Symbol srebrzycie zalni i zamigota.
- Co si dzieje - powiedziaa Verin. - Co...
wiat zamigota.


elazny zamek zawirowa na posadzce, a Rand wypuci z rk gorcy imbryk, gdy w
drzwiach, na tle mroku zimowej nocy, pojawia si znienacka ogromna posta z gow ob-
darzon baranimi rogami.
- Uciekaj! - krzykn Tam. Ostrze jego miecza zalnio i trollok run na podog,
zdy jednak pochwyci Tama i pocign za sob.
Przez drzwi przepychay si nastpne sylwetki w czarnych kolczugach, o ludzkich
twarzach znieksztaconych pyskami, dziobami i rogami, dziwacznie zakrzywione miecze
wbiy si w ciao Tama, gdy z najwyszym trudem usiowa si podnie, wiroway topory,
krew lnia na stali.
- Ojcze! - zawoa Rand. Wyszarpn n z pochwy u pasa, rzuci si caym ciaem
przez st, by pomc ojcu i krzykn raz jeszcze, gdy pierwszy miecz ci go przez pier.
Do ust podeszy baki krwi, a w gowie rozleg si szept:
"Znowu zwyciyem, Lewsie Therinie."
Migotanie.


Rand wyta wszystkie siy, by nie wypuci symbolu, ledwie syszc gos Verin.
...jest nie...
Moc wylaa z brzegw.
Migotanie.


Gdy Rand poj Egwene za on, czu si szczliwy i bardzo si stara nie ulega
nastrojom w te dni, gdy przychodzio mu na myl, e wszystko powinno by lepsze, inne.
Nowiny z zewntrznego wiata docieray do Dwu Rzek wraz z handlarzami i kupcami,
ktrzy przybywali po wen i tyto, zawsze peni wieci o najwieszych kopotach, wojnach i
faszywych Smokach. By taki jeden rok, gdy nie pojawi si aden kupiec ani handlarz, za to
w nastpnym, gdy znowu si pokazali, przywieli opowieci o powrocie armii Artura
Hawkwinga czy te raczej potomkw tej armii. Mwio si, e dawne kraje zostay podbite, a
nowi wadcy wiata, ktrzy podczas bitew wykorzystywali zakute w acuchy Aes Sedai,
zburzyli Bia Wie i zasypali sol ziemi, na ktrej kiedy stao Tar Valon. Nie byo ju
adnych Aes Sedai.
W Dwu Rzekach to wszystko nie miao wikszego znaczenia. Wci trzeba byo
obsiewa pola, strzyc owce, doglda jagnit. Jego ojciec mia wnuki i wnuczki, ktre mg
huta na kolanie, zanim pooy si spa obok swej ony, a staremu domostwu w ich
zagrodzie przybyo nowych izb. Egwene zostaa Wiedzc i powszechnie uwaano, e jest
nawet lepsza od poprzedniej Wiedzcej, Nynaeve alMeara. Moe i tak byo, jakkolwiek te
mikstury, ktre tak cudownie dziaay na innych, Randa potrafiy jedynie utrzyma przy yciu,
ratujc przed chorob, ktra wydawaa si zagraa mu nieprzerwanie. Jego nastroje staway
si coraz gorsze, coraz czarniejsze, szala wtedy, e nie tak to wszystko miao wyglda.
Egwene coraz bardziej si baa, gdy te nastroje nim owaday, do dziwnych bowiem rzeczy
dochodzio, gdy Rand ldowa na samym dnie rozpaczy - burze z piorunami, ktrych nie
syszaa podczas wsuchiwania si w wiatr, w lasach wybuchay dzikie poary - jednake
kochaa go, dbaa o niego i pomagaa mu pozosta przy zdrowych zmysach, wbrew tym,
ktrzy przebkiwali, e Rand alThor jest szalony i niebezpieczny.
Po mierci Egwene caymi godzinami przesiadywa samotnie przy jej grobie,
zalewajc zami przyprszon siwizn brod. Marnia od choroby, ktra na nowo go zaatako-
waa, straci ostatnie dwa palce u prawej doni i jeden u lewej, jego uszy przypominay dwie
blizny, ludzie szeptali ukradkiem, e cuchnie od niego rozkadem. Jego rozpacz bya coraz
czarniejsza.
A jednak aden z tych ludzi nie wzbrania Randowi, by stan u ich boku, gdy
nadeszy tamte straszliwe wieci. Z Ugoru wyryway hordy trollokw, pomorw i stworze, o
jakich nikomu si nawet nie nio. Nowi wadcy wiata, pomimo caej swej potgi, zostali
zmuszeni do odwrotu. I tak oto Rand wzi uk, jako e do strzelania z niego starczao mu
jeszcze palcw, i pokutyka razem z tymi, ktrzy maszerowali na pnoc, do rzeki Taren, z
ludmi z wszystkich wiosek, zagrd i zaktkw Dwu Rzek, uzbrojonymi w uki, topory,
wcznie i miecze, ktre do tej pory rdzewiay na strychach. Rand te przypasa miecz, miecz
z czapl wygrawerowan na ostrzu, ktry znalaz po mierci Tama, mimo e nie mia pojcia,
jak si nim posugiwa. Kobiety te poszy, zarzucajc na rami wszelk bro, jak umiay
sobie znale, maszeroway rami w rami z mczyznami. Niektrzy ze miechem
opowiadali o dziwnym uczuciu, jakoby to wszystko robili nie po raz pierwszy.
I nad brzegiem Taren ludzie z Dwu Rzek napotkali najedcw, nieprzeliczone szeregi
trollokw, ktrymi dowodziy podobne do mar sennych pomory, pod czarnym jak mier
sztandarem, zdajcym si poera wiato. Rand zobaczy ten sztandar i pomyla, e na nowo
owadn nim obd, bo wydawao si, e wanie po to si narodzi, by walczy z tym
sztandarem. W jego stron posya wszystkie strzay, tak celnie, jak mu w tym pomagay
wprawa i pustka, zupenie nie zwracajc uwagi na trolloki przeprawiajce si przez rzek, ani
te na mczyzn i kobiety, ktrzy umierali obok niego. To wanie jeden z trollokw go
stratowa i wielkimi susami, wyjc dz krwi, pobieg w gb Dwu Rzek. I kiedy tak lea na
brzegu Taren, wpatrzony w niebo, ktre zdawao si zasnuwa mrokiem w samo poudnie,
coraz rzadziej nabierajc oddechu, usysza czyj gos mwicy:
"Znowu zwyciyem, Lewsie Therinie."
Migotanie.


Strzaa i koo wykrzywiy si w rwnolege, faliste linie. Z wielkim wysikiem
przywrci je do poprzedniego stanu.
Gos Verin:
- ...tak. Co...
Moc rozszalaa si.
Migotanie.


Tam prbowa jako pocieszy Randa po tym, jak Egwene zachorowaa i umara na
tydzie przed uroczystoci lubn. Nynaeve te si staraa, sama jednak bya wstrznita,
poniewa mimo caej swej wiedzy nie miaa pojcia, co waciwie zabio dziewczyn. Gdy
umieraa, Rand siedzia pod jej domem i wydawao si, e nie ma takiego miejsca w Polu
Emonda, gdzie mgby pj i nie sysze jej przeraliwego krzyku. Wiedzia, e ju tu duej
nie zostanie. Tam ofiarowa mu miecz z ostrzem, na ktrym wygrawerowany by wizerunek
czapli i cho skpo wyjani, w jaki sposb prosty pasterz z Dwu Rzek wszed w posiadanie
takiej rzeczy, nauczy syna, jak si nim posugiwa. W dniu wyjazdu zaopatrzy Randa w list,
dziki ktremu, jak twierdzi, Rand bdzie mg si zacign do armii w Illian, uciska go i
powiedzia:
- Nigdy nie miaem i nie chciaem mie innego syna. Jeli bdziesz mg, to wracaj z
on, tak jak to ja uczyniem, chopcze, wracaj take bez niej.
Ale Randowi w Baerlon ukradziono pienidze, a take list polecajcy, omal rwnie
nie straci miecza, poza tym pozna kobiet o imieniu Min, ktra opowiadaa mu tak
niestworzone rzeczy o nim samym, e w kocu wyjecha z miasta, by przed ni uciec.
Tuaczka zawioda go w kocu do Caemlyn, a tam dziki wprawie we wadaniu mieczem
zdoby posad w gwardii krlowej. Czasami przyapywa si na tym, e ukradkiem przyglda
si dziedziczce tronu, Elayne, i wtedy przepeniay go dziwne myli, e nie tak wszystko
miao wyglda, e w jego yciu powinno by co wicej. Elayne oczywicie nie raczya
nawet na niego spojrze, polubia taireskiego ksicia, mimo e wyranie nie bya szczliwa
w maestwie. Rand by tylko onierzem, pasterzem z maej wioski, pooonej tak daleko
pod zachodni granic, e jedynie linie na mapie wyznaczay jej przynaleno do Andoru.
Cieszy si ponadto ponur saw czowieka, ktry ma skonnoci do gwatownych nastrojw.
Niektrzy twierdzili, e jest obkany i by moe w zwykych czasach nawet wprawa
w posugiwaniu si mieczem nie pozwoliaby mu zosta w gwardii, lecz te czasy zwyke nie
byy. Niczym zielsko pleniy si faszywe Smoki. Ledwie pojmano jednego, a wnet ogaszao
si dwch albo i trzech nastpnych, a wreszcie cay kraj rozdara wojna. A gwiazda Randa
rosa, pozna on bowiem sekret swego obdu, sekret, o ktrym wiedzia, e nie moe go
wyjawi i tak te czyni. Potrafi przenosi Moc. Zdarzay si takie miejsca, chwile, bitwy, w
ktrych odrobina przeniesionej Mocy, tak maa, by nikt jej w zamieszaniu nie zauway,
przynosia szczcie. Przenoszenie czasami przynosio skutek, innym razem nie, ale do
czsto udawao si. Wiedzia, e jest obkany, ale nie dba o to. Owadna nim wynisz-
czajca choroba, ale tym rwnie si nie przejmowa, ani te nikt inny, nadesza bowiem
wie, e armie Artura Hawkwinga powrciy, by ponownie obj ziemie w swe wadanie.
Rand prowadzi tysic ludzi, gdy gwardia krlowej przeprawiaa si przez Gry Mgy -
zupenie nie przyszo mu do gowy, by zboczy z drogi i odwiedzi Dwie Rzeki, w tych
czasach rzadko kiedy je wspomina - i dowodzi niedobitkami rozbitej gwardii uciekajcymi
przez gry. Walczy i cofa si przez cay Andor, razem z rzeszami uchodcw, a wreszcie
powrci do Caemlyn. Wielu mieszkacw Caemlyn zdyo do tej pory zbiec, a wielu radzio
armii, by wycofywaa si dalej w gb kraju, jednake krlow teraz bya Elayne, a ona
przysiga, e nie opuci Caemlyn. Nie chciaa patrze na jego twarz, pokiereszowan przez
chorob, on jednak nie potrafi jej zostawi i tak niedobitki, ktre zostay po gwardii, zaczy
si szykowa do obrony krlowej, podczas gdy reszta poddanych nadal uciekaa.
Podczas bitwy o Caemlyn Moc przybya do niego, ciska piorunami i ogniem w
najedcw, rozszczepia ziemi pod ich stopami, ale znowu owadno nim uczucie, e
urodzi si dla jakiego innego celu. Mimo e robi co mg, siy wroga byy zbyt liczne, by
mona je byo pokona i wrd nich te byli tacy, ktrzy potrafili przenosi Moc. W kocu
byskawica strcia Randa z paacowego muru, a gdy poamany, zakrwawiony i poparzony
wydawa ostatnie, chrapliwe tchnienie, usysza czyj szept:
"Znowu zwyciyem, Lewsie Therinie."
Migotanie.


Rand wyta wszystkie siy, by utrzyma pustk, targan potnym naporem
migotania wiata, o utrzymanie tego jednego symbolu z tysica innych, ktre pomykay po jej
powierzchni. Wyta wszystkie siy, by uczepi si dowolnego symbolu.
- ... co zego! - krzykna przeraliwie Verin.
Wszystko stao si Moc.
Migotanie. Migotanie. Migotanie. Migotanie. Migotanie. Migotanie.


By onierzem. Pasterzem. ebrakiem i krlem. Rolnikiem, bardem, eglarzem,
ciel. Urodzi si, y i umar jako Aiel. Umar w obdzie, umar gnijc, umar z powodu
choroby, przypadku, wieku. Zosta stracony przez kata i cae rzesze powitay jego mier
wiwatami. Ogosi si jako Smok Odrodzony i rozpostar swj sztandar na niebie; ucieka i
ukrywa si przed Moc; y i umar nigdy nie poznany. Przez cae lata broni si przed
obdem i chorob - uleg im, nim miny dwie zimy. Czasami przyjedaa Moiraine i
wywozia go z Dwu Rzek, samego lub razem z tymi przyjacimi, ktrzy przeyli tamt
zimow noc, czasami dugo si nie pojawiaa. Czasami przybyway po niego inne Aes Sedai.
Czasami Czerwone Ajah. Polubia go Egwene; Egwene a surowym obliczu, w stule
Zasiadajcej na Tronie Amyrlin, kierowaa tymi Aes Sedai, ktre go poskromiy; Egwene ze
zami w oczach zatopia sztylet w jego sercu, a on umierajc, dzikowa jej. Kocha inne
kobiety, eni si z innymi kobietami. Elayne, Min, jasnowosa crka rolnika poznana przy
drodze do Caemlyn, kobiety, ktrych nigdy przedtem nie widzia na oczy, dopki nie przey
tych ywotw. Stu ywotw. Wicej. Tyle, e nie umia ich zliczy. A przy kocu kadego
ywota, gdy ju umiera, gdy wciga ostatni dech, sysza gos szepczcy mu do ucha.
"Znowu zwyciyem, Lewsie Therinie."
Migotanie. Migotanie. Migotanie. Migotanie. Migotanie. Migotanie. Migotanie.
Migotanie. Migotanie. Migotanie. Migotanie. Migotanie. Migotanie. Migotanie. Migotanie.
Migotanie. Migotanie. Migotanie. Migotanie.
Pustka znikna, kontakt z saidinem zosta zerwany, a Rand upad na ziemi z si, od
ktrej straciby dech, gdyby wczeniej nie odrtwia. Poczu pod policzkiem szorstki kamie i
wasne donie. Byo zimno.
Zobaczy Verin, ktra usiowaa podnie si na rce i kolana. Podnis gow,
syszc, e kto gwatownie wymiotuje. Uno klcza, ociera usta wierzchem doni. Wszy-
stkich zbio z ng, konie stay na zesztywniaych nogach i dygotay, przewracay zdziczaymi
oczyma. Ingtar doby miecza, zaciska rkoje z tak si, e ostrze cae si trzso,
wpatrzony w prni. Loial siedzia z rozrzuconymi nogami, oszoomiony wodzi dokoa
szeroko rozwartymi oczyma. Mat skuli si w kbek, z gow ukryt w ramionach, Perrin
wbi sobie palce w twarz, jakby chcia z niej wydrze to, co zobaczy, a moe wyrwa te oczy,
ktre co zobaczyy. aden z onierzy nie by w lepszym stanie. Masema ka otwarcie, zy
zaleway mu twarz, a Hurin rozglda si dokoa, jakby patrzy, w ktr stron mgby uciec.
- Co...? - Rand urwa, by przekn lin. Lea na chropawym, zwietrzaym kamieniu,
do poowy zagrzebanym w ziemi. - Co si stao?
- To fala Jedynej Mocy. - Aes Sedai stana na chwiejnych nogach i drc, otulia si
szczelnie paszczem. - To byo tak, jakby co nas pchao... tratowao... Zdawao si bra jakby
znikd. Musisz si nauczy to kontrolowa. Musisz! Taka ilo Mocy moga ci spali na
popi.
- Verin, ja... yem.., byem... - Zauway, e kamie, na ktrym siedzi, ma
zaokrglon powierzchni. Kamie portalu. Popiesznie, chwiejnie, poderwa si na nogi. -
Verin, yem i umieraem, nie wiem, ile razy. Za kadym razem byo inaczej, ale to byem ja.
To byem ja.
- Linie, czce wiaty Ktre Mog By, wykrelone zostay przez tych, ktrzy znaj
liczby chaosu. - Verin dygotaa, wydawao si, e mwi to wszystko do siebie. Nie syszaam
nigdy o takim przypadku, ale nie istnieje powd, abymy nie mogli si rodzi w tamtych
wiatach, aczkolwiek nasze ycie byoby zgoa inne. To oczywiste. Inne ywoty, w ktrych
wszystko mogoby si potoczy inaczej.
- Czy wanie to si stao? Widziaem... widzielimy... jak mogy si potoczy nasze
inne ywoty?
"Znowu zwyciyem, Lewsie Therinie. Nie! Jestem Rand alThor!"
Verin otrzsna si i spojrzaa na niego.
- Czy to ci dziwi, e twoje ycie mogo si potoczy inaczej, gdyby dokonywa
innych wyborw albo gdyby przytrafiy ci si inne rzeczy? Nigdy jednak nie przyszo mi do
gowy, e ja... No c. Wane, e znalelimy si tutaj. Mimo e nie jest to miejsce, do
ktrego mielimy nadziej si dosta.
- A gdzie jestemy? - spyta podniesionym gosem.
Lasy Stedding Tsofu znikny, zastpione przez falisty krajobraz. Nie opodal, na
zachodzie, rs chyba te jaki las, wida rwnie byo jakie wzniesienia. Wok kamienia w
stedding zgromadzili si w poudnie, tutaj natomiast soex stao nisko na zszarzaym niebie.
Gazie pobliskiej kpy drzew byy albo cakiem nagie, albo podtrzymyway nieliczne,
barwne licie. Ze wschodu d zimny wiatr, wzniecajc kby lici lecych na ziemi.
- Gowa Tomana - oznajmia Verin. - To ten sam kamie, ktry przyjechaam kiedy
obejrze. Szkoda, e cign nas bezporednio tutaj. Nie wiem, co si stao, chyba nigdy si
tego nie dowiem, ale sdzc po wygldzie drzew, wydaje mi si, e to pna jesie. Rand, nie
zyskalimy czasu. Stracilimy go. Powiedziaabym, e w drodze zmarnowalimy dobre cztery
miesice.
- Ale ja nie...
- Musisz pozwoli, bym ja ci w tych sprawach prowadzia. Nie potrafi ci uczy, to
prawda, ale moe bd przynajmniej umiaa zapobiec, aby sam siebie nie zabi, a take nas
wszystkich, jeli przesadzisz. Nawet jeli si nie zabijesz, to kto stawi czoo Czarnemu, gdy
Smok Odrodzony wypali si niczym wieczka?
Nie czekajc na jego dalsze protesty, podesza do Ingtara.
Shienaranin wzdrygn si, gdy dotkna jego ramienia i popatrzy na ni zdziczaymi
oczyma.
- Podam ciek wiatoci - wychrypia. Odnajd Rg Valere i obal moc Shayol
Ghul. Dokonam tego!
- Oczywicie, e dokonasz - uspokoia go.
Gdy uja domi jego twarz, gwatownie zapa oddech, raptem uwalniajc si od
tego, co nim owadno. Wyjwszy pami, wci yw w oczach.
- W porzdku - powiedziaa. - Tyle ci wystarczy. Zobacz, jak pomc innym. Nadal
jestemy w stanie odzyska Rg, mimo e nasza droga nie staa si mniej wyboista.
Gdy zacza obchodzi pozostaych czonkw grupy, zatrzymujc si przy kadym na
krtk chwil, Rand podszed do swoich przyjaci. Prbowa wyprostowa Mata, przyjaciel
drgn gwatownie i spojrza wytrzeszczonymi oczyma, a potem wczepi si obiema rkami w
jego kaftan.
- Rand, nigdy nikomu nie opowiem o... o tobie. Nie zdradz ci. Musisz mi uwierzy!
Wyglda gorzej ni kiedykolwiek, Rand uzna jednak, e to gwnie z powodu
przeraenia.
- Wierz - odpar. Ciekaw by, jakie ywoty przey Mat i co takiego uczyni.
"Pewnie komu powiedzia, bo inaczej tak by si tym nie przejmowa".
Nie mg go wini. To robiy tamte inne Maty, nie ten. A zreszt, po niektrych
wersjach, samego siebie...
- Wierz ci. Perrin?
Kudaty chopiec westchn i odj donie od twarzy. Czoo i policzki mia naznaczone
czerwonym plamkami, ladami po wbitych paznokciach. te oczy nie ujawniay myli.
- Tak naprawd to niewielki mamy wybr, prawda Rand? Cokolwiek by si dziao,
cokolwiek bymy zrobili, niektre rzeczy zawsze s takie same. - Jeszcze raz odetchn
gboko. - Gdzie jestemy? Czy to jeden z tych wiatw, o ktrych opowiadalicie z
Hurmem?
- To Gowa Tomana - wyjani mu Rand. - W naszym wiecie. Tak przynajmniej
twierdzi Verin. Poza tym jest ju jesie.
Mat rozejrza si dokoa przygnbionym wzrokiem.
- Jak to...? Nie, nie chc wiedzie, jak do tego doszo. Ale jak teraz znajdziemy Faina i
sztylet? Do tego czasu mg pojecha wszdzie.
- On jest tutaj - zapewni go Rand. Liczy, e ma racj. Fain mia czas, by wsi na
statek pyncy w dowolnym kierunku. Czas jecha do Pola Emonda. Albo do Tar Valon.
"wiatoci, bagam, niech mu si nie znudzi czekanie. Jeli on skrzywdzi Egwene
albo kogokolwiek z Pola Emonda, to ja... Niech sczezn, prbowaem przyby na czas".
- Wszystkie wiksze miasta Gowy Tomana le na zachd std - oznajmia Verin tak
gono, by j usyszano. Wszyscy ju si podnieli, z wyjtkiem Randa i jego dwch
przyjaci. Podesza do nich i przyoya donie do gowy Mata, nie przestajc mwi. - Nie
liczc caego mnstwa wsi, ktre s tak due, e zasuguj na miano miasta. Skoro mamy
znale jakikolwiek lad Sprzymierzecw Ciemnoci, to zachd jest kierunkiem, od ktrego
naley zacz. Poza tym uwaam, e nie powinnimy marnowa dnia, siedzc tutaj.
Gdy Mat zamruga i wsta - nadal wyglda na chorego, ale porusza si wawo -
przeniosa donie na Perrina. Rand cofn si, gdy prbowaa go dotkn.
- Nie wygupiaj si - ostrzega.
- Nie chc pomocy od ciebie - powiedzia cicho. Ani od adnej innej Aes Sedai.
Wargi jej zadray.
- Jak sobie yczysz.
Natychmiast dosiedli koni i pojechali na zachd, pozostawiajc za sob kamie
portalu. Nikt nie protestowa, a ju najmniej Rand.
"wiatoci, spraw, aby nie byo za pno".
ROZDZIA 15
NAUKA
Siedzca ze skrzyowanymi nogami na ku, ubrana w bia sukni Egwene bawia
si trzema wietlnymi kulkami, tworzcymi najrozmaitsze wzory nad jej domi.
Zobowizano j, by tego nie robia bez dozoru bodaj jednej Przyjtej, ale przecie Nynaeve,
rzucajca chmurne spojrzenia i spacerujca tam i z powrotem przed niewielkim kominkiem,
nosia piercie z wem, ktry dawano Przyjtym, a rbek jej biaej sukni zdobiy kolorowe
piercienie, mimo e jeszcze nie wolno jej byo nikogo uczy. Egwene natomiast, po tych
ostatnich trzynastu tygodniach, odkrya, e nie jest w stanie oprze si pokusie. Wiedziaa
teraz, jak atwo jest dotyka saidara. Czua go cay czas, czeka na ni, niczym wo perfum
albo dotyk jedwabiu, przyciga i wabi. A gdy ju raz go dotkna, ledwie potrafia si po-
wstrzyma przed przenoszeniem Mocy lub bodaj prbami uczynienia tego. Odnosia poraki
nieomal rwnie czsto jak sukcesy, to jednak stanowio dodatkowy bodziec, by dalej si
stara.
Czsto budzi si w niej lk. Przeraao j, e tak bardzo pragnie przenosi i to, e
czuje si taka bezbarwna i znudzona, gdy nie przenosi. Miaa ochot nasyci si tym, wbrew
ostrzeeniom, e to moe j do szcztu wypali od rodka, i to pragnienie przeraao j
najbardziej ze wszystkich. Czasami aowaa, e w ogle przyjechaa do Tar Valon. Ale ten
lk nie potrafi jej pohamowa, nie bardziej ni lk, e zostanie przyapana na gorcym
uczynku przez jak Aes Sedai albo Przyjt, wyjwszy Nynaeve.
Tak czy owak w swojej wasnej izbie bya cakiem bezpieczna. Odwiedzia j Min,
siedziaa na trjnogim stoku i przypatrywaa si jej, dostatecznie dobrze jednak znaa Min, by
wiedzie, e na ni nie doniesie. Przyszo jej do gowy, e ma wielkie szczcie, bo od
przyjazdu do Tar Valon dorobia si dwch dobrych przyjaciek.
Izba bya niewielka, pozbawiona okien tak jak wszystkie pokoje nowicjuszek.
Nynaeve trzema krokami pokonywaa przestrze dzielc jedn pobielon cian od drugiej,
sama miaa wiksz izb, ale poniewa nie zaprzyjania si z adn Przyjt,. przychodzia
do Egwene, gdy potrzebowaa rozmowy z kim, a nawet tak jak teraz, gdy w ogle nie chciaa
wyrzec ani sowa. Niepozorny ogie na wskim palenisku skutecznie odpiera ataki
pierwszego chodu nadcigajcej jesieni, aczkolwiek Egwene bya przekonana, e nie bdzie
suy tak dobrze, gdy nastanie zima. Maleki stolik do nauki dopenia umeblowania,
natomiast jej osobiste przedmioty wisiay rwnym rzdem na kokach wbitych w cian albo
leay na krtkiej pce nad stolikiem. Nowicjuszkom na og przydzielano zbyt wiele
obowizkw, by mogy spdza czas w swoich pokojach, ten dzie jednak by wolny, dopiero
trzeci taki, odkd razem z Nynaeve przybyy do Biaej Wiey.
- Else robia dzisiaj cielce oczy do Galada podczas jego wicze ze stranikami -
powiedziaa Min, koyszc stokiem ustawionym na dwch nogach.
Kuleczki nad domi Egwene dray przez chwil.
- Ona moe patrze na kogo ywnie zechce - odpara Egwene obojtnym tonem. - Nie
rozumiem, dlaczego miaoby mnie to interesowa.
- Bez powodu, myl. On jest okropnie przystojny, o ile komu nie przeszkadza, e
taki sztywny. Przyjemnie na niego popatrze, szczeglnie, gdy jest bez koszuli.
Kuleczki zawiroway z furi.
- Z pewnoci nie mam najmniejszej ochoty patrze na Galada, w koszuli ani bez niej.
- Nie powinnam si z tob droczy - powiedziaa Min ze skruch w gosie. -
Przepraszam za to. Ale ty naprawd lubisz na niego patrze, no nie krzyw si tak na mnie,
podobnie zreszt wszystkie inne kobiety w Biaej Wiey, ktre nie s z Czerwonych. Nieraz
widziaam Aes Sedai na dziedzicach do wicze, gdy wiczyy figury, szczeglnie Zielone.
Mwi, e kontroluj swoich stranikw, lecz ja nie widuj ich a tylu, gdy Galada tam nie
ma. Nawet kucharki i posugaczki wylegaj na zewntrz, eby si na niego gapi.
Kuleczki zamary w miejscu, a Egwene przypatrywaa im si przez chwil ogupiaym
wzrokiem. Znikny. Znienacka wybuchna miechem.
- On jest przystojny, nieprawda? Nawet kiedy idzie, to wyglda tak, jakby taczy. -
Rumiece na jej policzkach nabray jeszcze intesywniejszej barwy. - Wiem, e nie powinnam
tak si w niego wgapia, ale nie potrafi si oprze.
- Ja te nie - wyznaa Min - i widz te, jaki on jest.
- Ale skoro jest dobry..?
- Egwene, Galad ca t swoj dobroci potrafiby ci zmusi, by sobie wyrwaa
wszystkie wosy z gowy. Skrzywdziby kadego, gdyby musia suy sprawie jeszcze
wikszego dobra. Nawet by nie zauway, kogo krzywdzi, bo tak by si tej sprawie odda, a na
dodatek jeszcze by oczekiwa, e zostanie przez skrzywdzonego zrozumiany, przekonany o
susznoci i sprawiedliwoci swego postpowania.
- Podejrzewam, e ty co wiesz - powiedziaa Egwene.
Bywaa wiadkiem, jak Min wykorzystywaa swj dar patrzenia na ludzi i
wyczytywaa z nich najrozmaitsze rzeczy. Min nie mwia wszystkiego, co zobaczya, nie
zawsze te wszystko widziaa, ale byo tego do, by Egwene wierzya. Zerkna na Nynaeve -
nadal chodzia tam i z powrotem, mruczc co do siebie - signa raz jeszcze do saddara i na
powrt zaja si sw chaotyczn onglerk.
Min wzruszya ramionami.
- Waciwie mog ci chyba powiedzie. Nawet nie zauway, co robi Else. Spyta j,
czy moe ona wie, czy ty bdziesz po kolacji spacerowaa po Poudniowym Ogrodzie, skoro
dzisiaj jest wolny dzie? Zrobio mi si jej al.
- Biedna Else - mnikna Egwene, a wietlne pieczki nad jej domi jeszcze bardziej
si oywiy.
Min rozemiaa si.
Drzwi otworzyy si z oskotem, pochwycone przez wiatr. Egwene pisna i sprawia,
e pieczki zniky, zanim zobaczya, e to tylko Elayne.
Zotowosa dziedziczka tronu Andor zatrzasna drzwi i powiesia paszcz na koku.
- Wanie si dowiedziaam - zacza - e pogoski okazay si prawdziwe. Krl
Galldrian nie yje. To oznacza pocztek wojny o sukcesj.
Min parskna.
- Wojna domowa. Wojna o sukcesj. Mnstwo gupich nazw oznaczajcych jedn
rzecz. Czy zgodzicie si, abymy o tym nie rozmawiay? Bez przerwy o tym syszymy. Wojna
w Cairhien. Wojna na Gowie Tomana. Niby zapano faszywego Smoka w Saldaei, ale wojna
we zie nadal si toczy. Zreszt i tak wikszo to same pogoski. Wczoraj syszaam, jak
jedna z kucharek opowiadaa, e syszaa o marszu Artura Hawkwinga na Tanchico. Artur
Hawkwing!
- Wydawao mi si, e nie chcesz o tym rozmawia - zauwaya Egwene.
- Widziaam Logaina - powiedziaa Elayne. - Siedzia na awce na wewntrznym
dziedzicu i paka. Uciek na mj widok. Nie potrafi go nie aowa.
- Lepiej, by to on paka ni my wszystkie, Elayne odpara Min.
- Wiem, czym on jest - oznajmia spokojnie Elayne. - A raczej, czym by. Ju tym nie
jest i dlatego mog go aowa.
Egwene osuna si plecami na cian.
"Rand".
Logain zawsze przypomina jej o Randzie. Nie ni si jej ju od wielu miesicy, nie
tak jak wtedy na "Krlowej rzeki". Anayia kazaa spisa wszystko, co si jej wtedy przynio i
Aes Sedai sprawdziy te zapiski, doszukujc si w nich znakw lub powiza ze zdarzeniami,
jednake o samym Randzie nie byo adnej mowy, z wyjtkiem tych snw, ktre zdaniem
Anayi, oznaczay, e za nim tskni. Co dziwniejsze, miaa wraenie, e jego ju nie ma, jakby
przesta istnie, wraz ze snami, po upywie kilku tygodni od przyjazdu do Biaej Wiey.
"A ja tu si zachwycam Galadem i jego piknym krokiem - pomylaa z gorycz. -
Randowi nie mogo si nic sta. Doszyby mnie jakie suchy, gdyby go pojmano i
poskromiono".
Poczua dreszcz, jak zawsze na myl o Randzie, ktrego poskromiono, o Randzie
zalewajcym si zami i podobnie jak Logain pragncym umrze.
Elayne przysiada obok niej na ku, podkulajc pod siebie nogi.
- Jeli ty si durzysz w Galadzie, Egwene, to z mojej strony nie spotkasz si z adn
sympati. Poprosz Nynaeve, by ci zadaa ktr z tych koszmarnych mikstur, ktrymi
wiecznie straszy. - Popatrzya krzywo na Nynaeve, ktra zupenie nie zauwaya jej
obecnoci. - Co si z ni dzieje? Nie mw mi, e ona te zacza wzdycha do Galada!
- Ja bym jej nie denerwowaa. - Min pochylia si w stron przyjaciek i zniya gos.
- Ta kocista Przyjta, Irena, powiedziaa jej, e jest niezdarna jak krowa i e ma tylko poow
talentw. Nynaeve uderzya j za to w ucho.
Elayne skrzywia si.
- No wanie - mrukna Min. - Zanim wy zdyybycie mrugn, ju j wleczono do
gabinetu Sheriam i od tej pory w ogle z ni nie mona wytrzyma.
Najwyraniej Min za mao ciszya gos, poniewa usyszay warknicie Nynaeve.
Nagle drzwi raz jeszcze otworzyy si gwatownie i do izby wlecia podmuch silnego wiatru.
Nie zmarszczy kocw na ku Egwene, natomiast Min i jej stoek przewrciy si, ldujc
pod sam cian. Wiatr ucich, a Nynaeve znieruchomiaa z twarz cignit cierpieniem.
Egwene podbiega do drzwi i wyjrzaa na zewntrz. Popoudniowe soce wypalao
ostatnie pozostaoci ubiegonocnej ulewy. Na wci wilgotnym balkonie otaczajcym
dziedziniec nowicjuszek panowaa pustka, dugi rzd drzwi do izb by zamknity. Te
nowicjuszki, ktre wczeniej skorzystay z wolnego dnia, by zabawi si w ogrodach, bez
wtpienia nadrabiay zalegoci we nie. Nikt nie mg tego zobaczy. Zamkna drzwi i
powrcia na swoje miejsce obok Elayne. Nynaeve pomagaa Min si podnie.
- Przepraszam, Min - powiedziaa Nynaeve cinitym gosem. - Czasami mj
temperament... Nie mog ci prosi, by mi wybaczya, na pewno nie.... - Wcigna
powietrze do puc. - Jeli postanowisz donie na mnie Sheriam, zrozumiem. Zasuyam
sobie.
Egwene bardzo aowaa, e bya wiadkiem tego wyznania - Nynaeve potrafia niele
dopiec z powodu takich rzeczy. W poszukiwaniu czego, czym mogaby si zaj, czego
takiego, co by przekonao Nynaeve, e to wanie na tym skupion miaa uwag, bezwiednie
dotkna saidara i znowu zacza onglowa kulkami. Elayne natychmiast si do niej
przyczya - Egwene zauwaya powiat, ktra otoczya dziedziczk tronu, wczeniej ni
trzy mikroskopijne punkciki nad jej domi. Zaczy podawa do siebie te malekie,
rozjarzone kule coraz bardziej skomplikowanymi sposobami. Czasami taka kula gasa, gdy
jednej z dziewczt nie udao si jej utrzyma, po czym znowu rozbyskiwaa, nieco zmieniajc
kolor albo rozmiar.
Jedyna Moc napenia Egwene yciem. Poczua delikatny rany aromat myda,
ktrego Elayne uya w porannej kpieli. Czua chropawy tynk cian, gadkie kamienie posa-
dzki, a take ko, na ktrym siedziaa. Syszaa oddechy Min i Nynaeve, znacznie gorzej ich
ciche gosy.
- Skoro ju mowa o wybaczaniu - powiedziaa Min - to raczej ty powinna wybaczy
mnie. Masz krewki temperament, a ja wielkie usta. Wybacz ci, jeli ty wybaczysz mnie.
Po wymruczanym "przebaczone", ktre zabrzmiao prawdziwie z obu stron, obydwie
kobiety uciskay si.
- Jeli jednak to si powtrzy - zamiaa si Min to ja ci dam w ucho.
- Nastpnym razem - odpara Nynaeve - rzuc czym w ciebie. - Te si rozemiaa,
lecz jej miech zamar znienacka, gdy rzucia okiem na Egwene i Elayne. - Przestacie, bo w
kocu znajdzie si taka, ktra pjdzie do mistrzyni nowicjuszek. Nie jedna, a dwie.
- Nynaeve, nie zrobiaby tego! - zaprotestowaa Egwene. Jednake na widok wyrazu
oczu Nynaeve popiesznie zerwaa kontakt z saidarem. - No ju dobrze. Wierc ci. Nie ma
potrzeby tego udowadnia.
- Musimy wiczy - powiedziaa Elayne. - Wymagaj od nas coraz wicej. Gdybymy
nie wiczyy na wasn rk, nigdy bymy nie nadyy z nauk.
Na jej twarzy malowao si chodne opanowanie, ale rozstaa si z saidarem rwnie
popiesznie jak Egwene.
- A co si stanie, jeli zaczerpniecie za duo - spytaa Nynaeve - i nie bdzie przy tym
nikogo, kto mgby was powstrzyma? Wolaabym, ebycie si bardziej bay. Ja si boj.
Wydaje wam si, e nie wiem, co czujecie? On cay czas tam jest i czowiek ma ochot si
nim napeni. Czasami tylko dziki temu potrafi si przed tym powstrzyma, a wszak pragn
mie wszystko. Wiem, e to by mnie zwglio na sucharek, ale i tak tego pragn. - Zadraa. -
Chciaabym tylko, ebycie si bardziej bay.
- Boj si - odpara z westchnieniem Egwene. Jestem przeraona. Ale to najwyraniej
nie pomaga. A jak jest z tob, Elayne?
- Jedyna rzecz, ktra mnie przeraa - odpara beztrosko Elayne - to zmywanie naczy.
Mam wraenie, e jestem codziennie zmuszana do zmywania naczy.
Egwene cisna w ni poduszk. Elayne cigna j z gowy i odrzucia z powrotem,
potem jednak zwiesia ramiona.
- No ju dobrze. Tak si boj, e zupenie nie pojmuj, dlaczego nie szczkaj mi
zby. Elaida uprzedzaa mnie, e tak si bd baa, e zapragn uciec z wdrowcami, ale ja nie
rozumiaam. Nawet czowiek, ktry pogania bydo tak bezlitonie, jak one nas, by si przed
tym wzdraga. Jestem wiecznie zmczona. Budz si zmczona, kad si spa wyczerpana, a
czasami tak si boj, e nie dam sobie rady z Moc, ktrej przez pomyk przenios za duo,
e a... - Wpatrzona w swoje kolana, zawiesia gos.
Egwene wiedziaa to, czego nie dopowiedziaa Elayne. Ich izby ssiadoway z sob i
podobnie jak u wielu innych nowicjuszek, w dzielcej je cianie dawno temu wyborowana
zostaa maleka dziurka, zbyt maa, by zauway j kto, kto nie wiedzia, gdzie szuka,
przydawaa si jednak do rozmw, gdy po zgaszeniu lamp dziewcztom nie wolno ju byo
opuszcza pokojw. Egwene nieraz syszaa, jak przyjacika upakuje si do snu i nie
wtpia, e Elayne syszaa rwnie jej pacz.
- Ucieczka z wdrowcami to pokusa - zgodzia si Nynaeve - ale nic nie zmieni
waszego potencjau, dokdkolwiek bycie uciekay. Przed saidarem nie uciekniecie.
Sdzc z tonu jej gosu, bynajmniej nie bya zachwycona tym, co mwi.
- Co widzisz, Min? - spytaa Elayne. - Zostaniemy wszystkie potnymi Aes Sedai,
czy spdzimy reszt ycia na zmywaniu statkw jako nowicjuszki, albo moe...
Niespokojnie wzruszya ramionami, jakby nie chciaa wymienia na gos tej trzeciej
moliwoci, jaka jej przysza do gowy. Odesane do domu. Wyrzucone z Wiey. Od
przyjazdu Egwene odprawione zostay ju dwie nowicjuszki i wszyscy rozmawiali o nich
szeptem, jakby te kobiety umary.
Min poprawia si na stoku.
- Nie lubi czyta z przyjaci - burkna. - Przyja kci si z czytaniem. Zmusza
mnie, bym nadawaa temu co widz jak najkorzystniejszy wizerunek. Z tego wanie powodu
nie bd wicej robia tego dla was trzech. Zreszt nic si u was nie zmienio, co mogabym...
- Spojrzaa na nie zmruonymi oczyma inagle skrzywia si. Co nowego - powiedziaa bez
tchu.
- Co? - spytaa ostrym tonem Nynaeve. Min wahaa si chwil z odpowiedzi.
- Niebezpieczestwo. Wszystkim wam zagraa jakie niebezpieczestwo. Albo
zacznie zagraa ju cakiem niedugo. Nie umiem tego okreli, ale to naprawd co gro-
nego.
- Widzicie - powiedziaa Nynaeve do dwch dziewczt siedzcych na ku. - Musicie
uwaa. Wszystkie musimy. Obydwie musicie obieca, e nie bdziecie wicej prboway
przenosi Mocy, jeli kto wami nie bdzie przewodzi.
- Nie chc wicej o tym rozmawia - odpara Egwene.
Elayne przytakna skwapliwie.
- O tak. Porozmawiajmy o czym innym. Min, gdyby woya jak sukni, to zao
si, e Gawyn zaprosiby ci na spacer. Wiesz dobrze, e on si tobie przypatrywa, ale moim
zdaniem odstraszyy go te spodnie i mski kaftan.
- Ubieram si tak, jak mi si podoba, i nie bd si przebieraa dla jakiego lorda,
nawet jeli to twj brat. Min mwia roztargnionym gosem, nadal przygldajc im si
zmruonymi oczyma i marszczc czoo, tak rozmow ju kiedy z sob odbyy. - Czasami
wygodnie jest uchodzi za chopca.
- Nikt, kto spojrzy na ciebie wicej ni raz, nie uwierzy, e jeste chopcem. - Elayne
umiechna si.
Egwene poczua si nieswojo. Elayne udawaa, e jest jej wesoo, Min ledwie
suchaa, a Nynaeve wyranie miaa ochot ponownie je ostrzec.
Gdy drzwi po raz kolejny otworzyy si na ocie, Egwene skoczya na rwne nogi, by
je zamkn, zadowolona, e ma co innego do roboty, ni tylko obserwowa miny swych
przyjaciek. Nim jednak zdya podej do drzwi, do izby wesza ciemnooka Aes Sedai o
jasnych wosach Zaplecionych w dziesitki warkoczykw. Egwene zamrugaa, rwnie
zdziwiona na widok Aes Sedai, jak i tym, e jest ni Liandrin. Nic nie syszaa o tym, by
Liandrin wrcia do Biaej Wiey, a poza tym przysyano po nowicjuszki, gdy jaka Aes Sedai
chciaa je zobaczy. Osobiste pojawienie si siostry nie mogo oznacza nic dobrego.
W izbie, w ktrej znajdowao si teraz pi kobiet, zapanowa tok. Liandrin
przystana, by poprawi szal z czerwonymi frdzlami, i zmierzya je wszystkie wzrokiem.
Min ani drgna, natomiast Elayne wstaa i wszystkie trzy dygny, przy czym Nynaeve ledwie
ugia kolano. Zdaniem Egwene, Nynaeve nigdy nie przyzwyczai si do tego, by kto mia nad
ni wadz.
Liandrin utkwia oczy w Nynaeve.
- A czemu to znajdujesz si tutaj, gdzie mieszkaj nowicjuszki, dziecko? - Miaa gos
jak ld.
- Przyszam w odwiedziny do przyjaciek - odpara twardym tonem Nynaeve. Po
chwili dodaa spnione: - Aes Sedai.
- Przyjtym nie wolno si przyjani z nowicjuszkami. Winna ju bya nauczy si
tego do tej pory, dziecko. Ale to dobrze, e ci tu zastaam. Ty i ty - wycelowaa palec w
Elayne oraz Min - wyjdziecie.
- Przyjd pniej.
Min wstaa leniwym ruchem, demonstrujc, e nie pieszno jej z okazaniem
posuszestwa, a nastpnie spacerowym krokiem mina Liandrin, ktra zupenie nie zwrcia
uwagi na jej szeroki umiech. Elayne wpierw obdarzya Egwene i Nynaeve zaniepokojonym
spojrzeniem, dopiero wtedy dygna i wysza.
Gdy Elayne zamkna za sob drzwi, Liandrin przyjrzaa si badawczo Egwene i
Nynaeve. Egwene zacza si denerwowa pod wpywem tej lustracji, Nynaeve natomiast
staa niewzruszona, nabierajc tylko nieco ywszych rumiecw.
- Obydwie pochodzicie z tej samej wsi co ci chopcy, ktrzy podrowali razem z
Moiraine. Czy mam racj? spytaa raptem Liandrin.
- Masz moe jak wiadomo od Randa? - spytaa z nadziej Egwene.
Liandrin wygia brwi w uk.
- Wybacz mi, Aes Sedai. Zapomniaam si.
- Czy masz od nich jak wiadomo? - powtrzya Nynaeve, nieledwie rozkazujcym
tonem. Wobec Przyjtych zasada, e nie wolno si odzywa pierwszej do Aes Sedai, dopki
nie rozka, nie obowizywaa.
- Martwicie si o nich. To dobrze. Grozi im niebezpieczestwo i wy prawdopodobnie
moecie im pomc.
- Skd wiesz, e maj kopoty? - Tym razem nie naleao wtpi w rozkazujc nut w
gosie Nynaeve. Liandrin zacisna swe podobne do pczka ry usta, ale nie zmienia tonu.
- Mimo e wam to nie jest wiadome, Moiraine posyaa dotyczce was listy do Biaej
Wiey. Moiraine Sedai martwi si o was i o waszych modych... przyjaci. Tym chopcom
zagraa niebezpieczestwo. Czy chcecie im pomc, czy raczej wolicie pozostawi ich
wasnemu losowi?
- Tak - odpara Egwene, w tym samym momencie, w ktrym Nynaeve spytaa:
- Co to za kopoty? Dlaczego ty im chcesz pomaga? - Zerkna na czerwone frdzle
przy szalu Liandrin. Poza tym wydawao mi si, e nie lubisz Moiraine.
- Niech ci si za duo nie wydaje, dziecko - odparowaa ostrym tonem Liandrin. - By
Przyjt to nie to samo co siostr. Przyjte i nowicjuszki jednako suchaj tego, co mwi
siostry i czyni to, co one im ka. Odetchna gboko i mwia dalej, do jej gosu powrci
wprawdzie lodowaty spokj, ale biae plamy gniewu oszpeciy policzki. - Ktrego dnia,
jestem przekonana, zaczniesz suy sprawie i wtedy si dowiesz, e ta suba oznacza
przymus pracy z tymi nawet, ktrych nie lubisz. Powiem ci, e zdarzao mi si wsppracowa
z wieloma takimi, z ktrymi nie dzieliabym izby, gdyby wybr pozostawiono wycznie mnie
samej. Czy ty nie pracowaaby z osob najbardziej przez siebie znienawidzon, gdyby to
miao si przyczyni do uratowania przyjaci?
Nynaeve przytakna niechtnie.
- Wci jednak nie powiedziaa, jakie niebezpieczestwo im zagraa, Liandrin Sedai.
- rdem tego niebezpieczestwa jest Shayol Ghul. Znowu stali si ofiarami pocigu,
a o ile si nie myl, ju byli nimi kiedy. Jeli zechcecie uda si ze mn w drog, wwczas
przynajmniej cz niebezpieczestw uda si wyeliminowa. Nie pytajcie o sposb, bo
powiedzie wam tego nie umiem, stanowczo was jednak zapewniam, e to prawda.
- Pojedziemy, Liandrin Sedai - obiecaa Egwene.
- Dokd? - spytaa Nynaeve.
Egwene przeszya j rozdranionym spojrzeniem.
- Na Gow Tomana.
Egwene otworzya szeroko usta, a Nynaeve mrukna:
- Na Gowie Tomana toczy si jaka wojna. Czy to niebezpieczestwo ma co
wsplnego z armiami Artura Hawkwinga?
- Czyby wierzya w plotki, dziecko? Ale nawet gdyby one okazay si prawdziwe, to
czy mog ci powstrzyma? Wydawao mi si, e nazwaa tych mczyzn przyjacimi.
Liandrin wypowiedziaa te ostatnie sowa z grymasem na twarzy, ktry mwi, e ona
nigdy by czego takiego nie uczynia.
- Pojedziemy - powtrzya Egwene. Nynaeve otwara usta, ale Egwene nie
przerywajc cigna dalej. - Pojedziemy, Nynaeve. Jeli Rand, a take Mat i Perrin,
potrzebuj naszej pomocy, wwczas my musimy jej udzieli.
- Wiem o tym - odpara Nynaeve. - Chc jednak si dowiedzie, dlaczego to wanie
my? Co my moemy zrobi takiego, czego Moiraine, albo ty, Liandrin, nie moecie?
Biel policzkw Liandrin pogbia si - Egwene spostrzega, e podczas przemowy
Nynaeve zapomniaa o dodaniu tytuu - ale powiedziaa tylko:
- Obydwie pochodzicie z ich wsi. W jaki sposb, ktrego nie cakiem rozumiem,
jestecie z nimi zwizane. Nic wicej powiedzie nie mog. I nie bd te wicej odpowiadaa
na wasze gupie pytania. Czy pojedziecie ze mn przez wzgld na nich? - Urwaa, czekajc na
ich zgod, widoczne napicie opucio j, gdy przytakny - Znakomicie. Spotkamy si na
najbardziej wysunitym na pnoc skraju gaju ogirw na godzin przed zachodem soca,
przyjdcie ze swoimi komi i wszystkim, co potrzebne do podry. Nikomu o niczym nie
mwcie.
- Nie wolno nam opuszcza terenw Wiey bez pozwolenia - wolno odpowiedziaa
Nynaeve.
- Macie moje pozwolenie. Nic nikomu nie mwcie. Absolutnie nikomu. Komnaty
Biaej Wiey nawiedzaj Czarne Ajah.
Z ust Egwene wyrwa si okrzyk przestrachu i echo podobnego dwiku usyszaa od
strony Nynaeve, tyle e tamta szybciej si opanowaa.
- Wydawao mi si, e wszystkie Aes Sedai zaprzeczaj istnieniu... czego takiego.
Usta Liandrin wykrzywi szyderczy grymas.
- Wiele tak czyni, lecz zblia si Tarmon Gaidon i ju nie pora na zaprzeczenia.
Czarne Ajah to przeciwiestwo wszystkiego, czego opok jest Wiea, ale istniej, dziecko. S
wszdzie, nalee do nich moe kada kobieta, a su Czarnemu. Jeli wasi przyjaciele s
cigani przez Cie, to czy sdzicie, e Czarne Ajah pozwol wam y i chodzi wolno, bycie
mogy im pomc? Nie mwcie nikomu, nikomu! Inaczej moecie nie dotrze ywe na Gow
Tomana. Godzina przed zachodem soca. Nie zawiedcie mnie.
Z tymi sowami wysza, energicznie zatrzaskujc za sob drzwi.
Egwene usiada ociale na ku, ukadajc donie na kolanach.
- Nynaeve, ona jest Czerwon Ajah. Nie moe nic wiedzie o Randzie. Gdyby
wiedziaa...
- Ona nie wie - zgodzia si Nynaeve. - Bardzo bym chciaa si dowiedzie, dlaczego
jaka Czerwona pragnie przyj z pomoc. Albo z jakiego powodu jest skonna
wsppracowa z Moiraine. Przysigabym, e adna z nich nie podaaby szklanki wody,
gdyby ta druga umieraa z pragnienia.
- Mylisz, e ona kamie?
- Ona jest Aes Sedai - odpara sucho Nynaeve. Postawi moj najlepsz srebrn
zapink przeciwko jednej jagodzie, e kade sowo, ktre powiedziaa, byo prawdziwe.
Zastanawiam si jednak, czy usyszaymy rzeczywicie to, co nam si wydawao.
- Czarne Ajah. - Egwene zadraa. - Nie mona si myli, e to wanie powiedziaa,
wiatoci, dopom nam.
- Nie mona - popara j Nynaeve. - Z gry te nas uprzedzia, e nie mamy co pyta
kogo o rad, bo po tym wszystkim, komu moemy zaufa? wiatoci, zaiste dopom nam.
Do izby wtargny z haasem Min i Elayne, zatrzaskujc za sob drzwi.
- Naprawd jedziecie? - spytaa Min, a Elayne wskazaa malek dziurk w cianie
nad gow Egwene, mwic:
- Podsuchiwaymy z mojego pokoju. Wszystko wiemy.
Egwene zamienia spojrzenia z Nynaeve, zachodzc w gow, ile podsuchay i takie
samo zaniepokojenie dostrzega na twarzy Nynaeve.
"Jeli zdoaj rozszyfrowa to, co mwiymy o Randzie..."
- Musicie to zachowa dla siebie - ostrzega je Nynaeve. - Przypuszczam, e Liandrin
zaatwia u Sheriam pozwolenie na nasz wyjazd, ale nawet jeli tego nie zrobia, nawet jeli
jutro zaczn szuka nas po caej Wiey, od piwnic po dach, dalej nie wolno wam pisn ani
sowa.
- Zachowa to dla siebie? - powtrzya Min. O to si nie bjcie. Wszystko, co ja robi
przez cay dzie, polega na prbie wyjaniania jakiej Brzowej siostrze czy komu innemu
czego, czego sama nie rozumiem. Nawet nie mog przej si na spacer, bo zaraz dopada
mnie sama Amyrlin i da, bym czytaa w kadym, kogo napotkamy. Kiedy ta kobieta da,
by co dla niej zrobi, to nie ma jak si od tego wykrci. Musiaam dla niej odczyta poow
Biaej Wiey, ale ona zawsze chce nastpnej demonstracji. Potrzebowaam tylko wymwki,
by mc std wyjecha i oto j mam.
Na jej twarzy pojawia si determinacja, ktra nie dopuszczaa dalszej dyskusji.
Egwene bardzo chciaa wiedzie, dlaczego Min tak si upara jecha z nimi, zamiast
po prostu wyjecha na wasn rk, ale zanim zdya wyrazi co wicej ni zdziwienie,
odezwaa si Elayne.
- Ja te jad.
- Elayne - powiedziaa agodnie Nynaeve. - Egwene i ja jestemy spowinowacone z
chopcami z Pola Emonda. Ty jeste dziedziczk tronu Andoru. Jeli znikniesz z Biaej
Wiey, to staniesz si przyczyn wybuchu wojny.
- Matka nie wypowiedziaaby wojny Tar Valon, nawet gdyby one tutaj mnie ususzyy i
zasoliy, co by moe bd usioway zrobi. Skoro wy trzy moecie wyjecha i mie
przygody, to nie mylcie sobie, e ja tu zostan i bd zmywaa naczynia, szorowaa podogi,
a take pozwalaa, by jaka Przyjta rugaa mnie za to, e nie utworzyam ognia w dokadnie
takim odcieniu bkitu, jakiego ona sobie zayczya. Gawyn umrze z zazdroci, jak si dowie.
- Elayne umiechna si szeroko i wycigna rk, by artobliwie pocign Egwene za
wosy. - A poza tym, jeli ty zrezygnujesz z Randa, to moe ja bd miaa szans go zdoby.
- Nie sdz, by ktra z nas moga go mie - odpara ze smutkiem Egwene.
- No to dopadniemy t, ktr on rzeczywicie wybierze i uprzykrzymy jej ycie. Ale
on nie moe by takim gupcem, by wybra kogo innego, skoro moe mie jedn z nas. Och
prosz, umiechnij si, Egwene. Wiem, e on jest twj. Ja po prostu czuj - zawahaa si,
szukajc sowa - e jestem wolna. Nigdy dotd nie miaam adnych przygd. Zao si, e
przygody nie bd przyczyn wypakiwania si przed snem w poduszk. A gdyby nawet tak
byo, to dopilnujemy, by bardowie t cz wyeliminowali ze swych opowieci.
- To gupota - odpara Nynaeve. - Jedziemy na Gow Tomana. Syszaa, jakie
stamtd docieraj wieci i pogoski. To bdzie niebezpieczne. Musisz tu zosta.
- Syszaam te, co Liandrin Sedai mwia o... Czarnych Ajah. - Wymieniajc t
nazw, Elayne zniya gos nieomal do szeptu. - Na ile bdziemy bezpieczne tutaj, jeeli one
naprawd istniej? Gdyby matka bodaj podejrzewaa, e Czarne Ajah rzeczywicie tu si
krc, to cignaby mnie w sam rodek bitwy, eby mnie tylko przed nimi osoni.
- Ale Elayne...
- Jest tylko jeden sposb na to, bycie mnie powstrzymay przed wyjazdem. Musicie o
wszystkim powiedzie mistrzyni nowicjuszek. Stworzymy pikny obrazek, my trzy stojce
rzdem w jej gabinecie. Cztery. Nie sdz, by Min udao si czego takiego unikn. Tak wic
ja te jad, skoro nie macie zamiaru mwi o niczym Sheriam Sedai.
Nynaeve wyrzucia rce w gr.
- Moe ty co powiesz, eby j przekona - powiedziaa do Min.
Min, ktra dotychczas staa wsparta o drzwi i zmruonymi oczyma patrzya na Elayne,
teraz potrzsna gow.
- Myl, e ona te musi jecha, tak jak i wy. Tak jak my wszystkie. Otaczajce was
niebezpieczestwo widz teraz jeszcze wyraniej. Nie tak wyranie, by wiedzie, co to ta-
kiego, ale myl, e to ma co wsplnego z wasz decyzj o wyjedzie. Wida je wyraniej,
bo jest bardziej nieuchronne.
- To jeszcze nie jest powd, by ona te jechaa wskazaa Nynaeve, jednak Min znowu
pokrcia gow.
- J z tymi chopcami czy taka sama wi jak z tob, Egwene, albo ze mn. Ona jest
tego czci, Nynaeve, cokolwiek by to byo. Czci Wzoru, jak zapewne powiedziaaby
jaka Aes Sedai.
Elayne wygldaa na wstrznit i jednoczenie podniecon.
- Naprawd jestem? Jaka to cz, Min?
- Nie widz wyranie. - Min wbia wzrok w podog. - Czasami wolaabym w ogle
nic nie czyta w ludziach. Zreszt i tak wikszo ludzi wcale nie jest zadowolona z tego, co u
nich widz.
- Skoro wszystkie jedziemy - powiedziaa Nynaeve - to lepiej zabierzmy si za
sporzdzenie planu.
Mimo e wczeniej tak si spieraa, teraz, gdy decyzja ju zapada, przesza do spraw
praktycznych: co powinny z sob zabra, jak zimno bdzie, gdy ju dotr na Gow Tomana i
w jaki sposb wyprowadzi ze stajni konie, by nikt ich nie zatrzyma.
Suchajc jej, Egwene mimowolnie zastanawiaa si, jakie to niebezpieczestwo
widziaa u nich Min i co zagraa Randowi. Znaa tylko jedno niebezpieczestwo, ktre mogo
mu grozi i na sam myl robio jej si zimno.
"Trzymaj si, Rand. Trzymaj si, ty wenianogowy idioto. Jako ci pomog".
ROZDZIA 16
UCIECZKA Z BIAEJ WIEY
Podczas wdrwki przez Wie, Egwene i Elayne pochylay przelotnie gowy przed
kad napotykan grup kobiet. Zdaniem Egwene, dobrze si skadao, e tego dnia do Wiey
przybyo ich tak wiele z zewntrz, zbyt wiele, by kada z nich moga otrzyma eskort Aes
Sedai albo Przyjtej. Samotne lub w niewielkich grupkach, odziane bogato lub biednie, w
sukniach z kilkunastu rnych krain, niektre nadal okryte pyem po przebytej podry do Tar
Valon, trzymay si razem i czekay na swoj kolej, gdy bd wreszcie mogy zada swoje
pytania na temat Aes Sedai albo przedoy petycje. Niektrym kobietom - damom,
handlarkom albo onom kupcw - towarzyszyy suce. Z petycjami przybyo nawet kilku
mczyzn, trzymali si na uboczu, wyranie oniemieleni pobytem w Tar Valon, na
wszystkich popatrujc nieswoim wzrokiem.
Prowadzia Nynaeve, z wzrokiem wyzywajco utkwionym w dal, w rozwianym
paszczu, maszerowaa takim krokiem, jakby nie tylko wiedziaa, dokd id - co zreszt byo
prawd, dopki ich jeszcze nikt nie zatrzyma - lecz na dodatek miaa absolutne prawo tam
i, co z kolei byo cakiem inn spraw, rzecz jasna. Ubrane teraz w rzeczy, ktre przywiozy
z sob do Tar Valon, z pewnoci nie wyglday na mieszkanki Wiey. Kada wybraa swoj
najlepsz sukni, ze spdnic specjalnie rozcit do konnej jazdy, a take paszcze z
delikatnej weny, kapice od wyhaftowanych ozdb. Egwene uwaaa, e jeli bd si
trzymay z dala od tych osb, ktre mogy je rozpozna - ju umkny paru takim, ktrym ich
twarze byy znajome - to by moe wszystko si powiedzie.
- To by si bardziej nadawao jako strj do parku jakiego lorda ni do jazdy na Gow
Tomana - orzeka oschym tonem Nynaeve, gdy Egwene pomoga jej zapi guziki przy
popielatym jedwabiu przeplatanym zot nitk, z kwiatami wyhaftowanymi z pere na brzuchu
i rkawach - ale moe dziki temu uda nam si wyjecha niepostrzeenie.
Egwene poprawia paszcz, wygadzia haftowan zotem sukni z zielonego jedwabiu
i zerkna na niebieskoci z kremowymi wrbkami, ktre miaa na sobie Elayne, z nadziej, e
Nynaeve ma racj. Jak dotd, wszyscy brali je za petentki, szlachcianki, albo przynajmniej
bogate kobiety, ale jako si wydawao, e jednak powinny rzuca si w oczy. Zdziwia si,
zrozumiawszy przyczyn - czua si nieswojo w takiej piknej sukni po kilku miesicach
noszenia prostej, biaej szaty nowicjuszki.
Napotkay po drodze ma grupk wieniaczek w sukniach ze zgrzebnej, ciemnej
weny, ktre ukoniy si gboko na ich widok. Gdy ju je miny, Egwene obejrzaa si na
Min. Przyjacika ukrya spodnie i workowat msk koszul pod chopicym paszczem i
kaftanem brzowej barwy. Krtkie wosy nakrya starym kapeluszem z szerokim rondem.
- Jedna z nas powinna udawa sucego - powiedziaa miejc si. - Kobietom
ubranym tak jak wy zawsze towarzyszy co najmniej jeden. Jeszcze pozazdrocicie mi tych
spodni, gdy bdziemy musiay biec.
Uginaa si pod ciarem czterech sakiew, wypchanych ciep odzie, jako e z ca
pewnoci nie miay wrci przed zim. Byy w nich take pakunki z jedzeniem skradzionym
w kuchni, ktrego miao im wystarczy dopty, dopki nie bd mogy czego kupi.
- Jeste pewna, e nie mog czego ponie? - spytaa cicho Egwene.
- Je si tylko niewygodnie niesie - odpara z szerokim umiechem Min - nie s cikie.
- Najwyraniej uwaaa to wszystko za zabaw albo po prostu udawaa, e tak myli. - Poza
tym ludzie na pewno by si dziwili, e taka wytworna dama jak ty targa sakwy. Bdziesz je
moga nie, nie tylko swoje, lecz rwnie moje, jeli zechcesz, gdy ju...
Jej umiech zamar nagle, szepna ostrzegawczo:
- Aes Sedai!
Egwene byskawicznie przeniosa wzrok na drog. Z przeciwnej strony korytarza
nadchodzia Aes Sedai obdarzona dugimi czarnymi wosami i skr barwy postarzaej koci
soniowej, po drodze wysuchujc kobiety ubranej w prosty wiejski strj i poatany paszcz.
Jeszcze ich nie zauwaya, Egwene natomiast rozpoznaa j - Takima, z Brzowych Ajah,
uczya historii Aes Sedai i Biaej Wiey, swoje uczennice potrafia rozpozna z odlegoci stu
krokw.
Nynaeve skrcia w boczny korytarz, nie zwalniajc kroku, ale w tym samym
momencie mina je jedna z Przyjtych, szczupa kobieta z wiecznym marsem na czole.
Wloka za ucho nowicjuszk o poczerwieniaej twarzy.
Egwene musiaa najpierw przekn lin i dopiero potem bya w stanie co
powiedzie.
- To byy Irena i Else. Zauwayy nas?
Nie miaa odwagi spojrze za siebie, by sprawdzi.
- Nie - odpara po chwili Min. - Widziay tylko nasze ubrania.
Egwene odetchna z ulg, takie samo westchnienie usyszaa ze strony Nynaeve.
- Serce mi chyba wyskoczy, zanim dotrzemy do stajni - mrukna Elayne. - Czy
wanie na tym polegaj przygody, Egwene? e serce masz w gardle, a odek w nogach?
- Myl, e chyba tak - wolno odpara Egwene. Ledwie potrafia sobie przypomnie,
e kiedy rwnie ona tak bardzo chciaa mie przygody, robi co niebezpiecznego i
podniecajcego, tak jak ci wszyscy ludzie z opowieci. Teraz miaa wraenie, e cae uczucie
podniecenia pamita si dopiero wtedy, gdy czowiek wspomina przeszo i e bardowie
opuszczaj w swych opowieciach wiele nieprzyjemnych momentw. Powiedziaa o tym
Elayne.
- Ale i tak - orzeka bez wahania dziedziczka tronu - nigdy dotd nie przeyam
niczego naprawd podniecajcego i nigdy nie bd miaa takiej szansy, dopki matka bdzie
miaa swoje zdanie na ten temat, i tak bdzie zawsze, nim wreszcie sama nie zasid na
tronie.
- Uciszcie si obydwie - rozkazaa Nynaeve. Dla odmiany na tym korytarzu znalazy
si same, nikogo, gdzie spojrze, na nim nie byo. Wskazaa wskie stopnie wiodce w d. -
Chyba wanie tego szukaymy. O ile cakiem nie zmieniymy kierunku przez te wszystkie
zakrty i wirae.
Zacza jednak schodzi w d, jakby mimo wszystko nie stracia pewnoci,
dziewczta ruszyy w lad za ni. I rzeczywicie, mae drzwiczki na samym dole wychodziy
na zakurzony dziedziniec, gdzie nowicjuszki mogy trzyma swe konie do czasu, a znowu
ich bd potrzeboway, a na og zdarzao si to nie wczeniej, ni wtedy, gdy zostaway
Przyjtymi albo gdy odsyano je do domu. Za ich plecami wznosio si poyskliwe cielsko
Wiey, zajmujce obszar liczcy wiele hajdw ziemi, otoczone murami wyszymi od murw
miasta.
Nynaeve wkroczya do stajni takim krokiem, jakby bya jej wacicielk. W rodku
czuo si czyst wo siana i koni, w gb wntrza biegy dwa rzdy przegrd, niknce w cie-
niach pokratkowanych wiatem padajcym z otworw wentylacyjnych w grze. O dziwo,
kudata Bela i szara klacz Nynaeve stay w przegrodach blisko wejcia. Na widok Egwene
Bela wystawia pysk ponad drzwiczkami przegrody cicho zaraa. Zastay tylko jednego
stajennego, wyglda sympatycznie i mia brod przeplecion pasemkami siwizny. u dbo
siana.
- Prosimy o osiodanie naszych koni - powiedziaa mu Nynaeve swym najbardziej
rozkazujcym tonem. - To te dwa. Min, poszukajcie z Elayne swoich wierzchowcw.
Min postawia sakwy na pododze i pocigna Elayne w gb stajni.
Stajenny obejrza si za nimi, marszczc czoo, potem powoli wyj somk z ust.
- To chyba jaka pomyka, moja pani. Te zwierzta...
- ...nale do nas - odpara apodyktycznym tonem Nynaeve, krzyujc rce w taki
sposb, e piercie z wem mocno rzuca si w oczy. - Osiodaj je natychmiast.
Egwene wstrzymaa oddech - na tym wanie polega ich plan, e gdy ju nie bdzie
innego wyjcia, Nynaeve bdzie udawaa Aes Sedai przed kim, kto im sprawi trudnoci, a na
co takiego da si nabra. Oczywicie nie przed jak Aes Sedai, Przyjt ani nawet
nowicjuszk, ale przed stajennym...
Mczyzna zamruga oczami na widok piercienia, potem spojrza na sam Nynaeve.
- Mwiono mi, e bd dwie - powiedzia, takim tonem, jakby piercie nie wywar na
nim adnego wraenia. - Jedna Przyjta i jedna nowicjuszka. Nic nie mwiono o czterech.
Egwene miaa ochot si rozemia. To jasne, e Liandrin nigdy by nie wpada na to,
e bd w stanie wydosta konie na wasn rk.
Nynaeve wygldaa na rozczarowan, a jej gos nabra ostroci.
- Wyprowadzisz te konie i osiodasz, bo inaczej Liandrin bdzie ci musiaa
uzdrawia, nie wiadomo tylko, czy zechce.
Stajenny powtrzy bezgonie imi Liandrin, ale wystarczyo jedno spojrzenie na
twarz Nynaeve i zaj si komi, mruknwszy co tylko pod nosem, tak cicho, e nie sysza
tego nikt oprcz niego samego. Min i Elayne wrciy ze swymi wierzchowcami dokadnie w
chwili, gdy ju koczy zacienia drugi poprg. Min prowadzia wysokiego waacha o sierci
barwy kurzu, Elayne gniad klacz z gitym w uk karkiem.
Gdy ju dosiady koni, Nynaeve ponownie przemwia do stajennego.
- Bez wtpienia nakazano ci zachowa to wszystko w tajemnicy. Tu si nic nie
zmienio, niezalenie od tego czy jest nas dwie, czy sto. Jeli mylisz inaczej, to pomyl, co
zrobi Liandrin, jeli wygadasz si z tym, o czym kazano ci milcze.
Na odjezdnym Elayne cisna monet w stron mczyzny i wymamrotaa:
- To za fatyg, dobry czowieku. Dobrze si spisae. - Na zewntrz stajni pochwycia
spojrzenie Egwene i umiechna si. - Matka zawsze powtarza, e kij i mid zawsze odnosz
lepszy skutek ni sam kij.
- Mam nadziej, e nie bdziemy potrzeboway ani jednego, ani drugiego przy straach
- odpara Egwene. - Licz, e Liandrin te ich uprzedzia.
Jednake przy bramie Tarlomen, osadzonej od poudnia w wysokim murze
otaczajcym tereny Wiey, wcale si nie wyjanio, czy kto uprzedzi stranikw. Nakazali
czterem kobietom jecha dalej, bez jednego spojrzenia i zwyczajowego ukonu. Stranicy
obowizani byli nie wpuszcza na teren Wiey adnych podejrzanych osb, najwyraniej nie
wydano im rozkazu zatrzymywania kogo w rodku.
Chodny wiatr, wiejcy od rzeki, stanowi dobry pretekst do nakrycia gw kapturami,
gdy niespiesznie przemierzay ulice miasta. Brzk kopyt ich koni na bruku gin w gwarze
tumw wypeniajcych ulice i dwikach muzyki, ktra dochodzia z niektrych, mijanych
po drodze budynkw. Ludzie ubrani w stroje z wszystkich krajw, poczwszy od ciemnej,
ponurej mody Cairhien, a skoczywszy na jasnych, ywych barwach ludu wdrowcw,
niczym rzeka opywajca ska rozdzielali si na dwa strumienie przed kobietami na koniach,
ale i tak nie mogy si przemieszcza szybciej ni wolnym, spacerowym krokiem.
Egwene zupenie nie zwracaa uwagi na bajeczne wiee, z ich powietrznymi mostami,
ani na budynki, ktre bardziej wypominay zaamujce si fale, wyrzebione przez wiatr
wzgrza albo dziwaczne muszle, ni konstrukcje wyciosane Z kamienia. Aes Sedai czsto
wyprawiay si do miasta j w tym tumie mogy spotka si twarz w twarz z tak, ktra je
znaa. Po pewnym czasie zauwaya, e jej towarzyszki rwnie rozgldaj si bacznie, ale
poczua co wicej ni przebysk ulgi, gdy w zasigu wzroku dostrzega gaj ogirw.
Nad dachami pojawiy si ju Wielkie Drzewa, rozoyste korony o rednicach
liczcych bez maa sto pidzi. ogromne dby, wizy, drzewa skrzane i jody cakiem przy
nich giny. Gaj, w przekroju mierzcy dobre dwie mile, otaczao co na ksztat muru, nie
koczcy si szereg skrconych spiralnie, kamiennych ukw, kady o wysokoci piciu
pidzi i dwa razy grubszy. Po ulicy biegncej od zewntrznej strony przemieszczali si z
haasem wozy i ludzie, natomiast obszar skryty za murem porasta rodzaj dzikiej puszczy. Gaj
nie mia ani wygldu ujarzmionego parku, ani te cakowitej przypadkowoci lenych
ostpw. Stanowi raczej idea natury, jakby doskonay las, najpikniejszy las, jaki tylko
mona byo sobie wyobrazi. Cz lici ju zaczynaa zmienia barw, a zdaniem Egwene
nawet niewielkie plamki pomaraczu, ci i czerwieni na zielonym tle wyglday dokadnie
tak, jak powinna wyglda jesie.
Pod otwartymi ukami przechodzio niewielu ludzi i nikt nie spojrza po raz wtry, gdy
pod drzewami przejechay cztery kobiety. Miasto szybko znikno z widoku, nawet jego
odgosy przycichy, po chwili cakowicie zaguszone przez gaj. Po pokonaniu przestrzeni
dziesiciu krokw wydawao si, e oddaliy si o cae mile od najbliszej osady.
- Pnocny skraj gaju, powiedziano nam - mrukna Nynaeve, rozgldajc si uwanie
dookoa. - Nie ma innego punktu dalej wysunitego na pnoc ni...
Urwaa, poniewa zza kpy czarnego bzu wypada cwaem klacz o poyskliwej,
ciemnej sierci z jedcem na grzbiecie i lekko obciony juczny ko.
Ciemna klacz wierzgna, przebierajc kopytami w powietrzu, gdy Liandrin
gwatownie cigna wodze. Furia, w ktr przeobleka si twarz Aes Sedai, przypominaa
mask.
- Powiedziaam, e nie nie macie nikomu o tym mwi! Nikomu!
Egwene zauwaya ze zdziwieniem, e juczny ko niesie na swoim grzbiecie latarnie
na dugich tykach.
- To przyjaciki - zacza Nynaeve, prostujc plecy, lecz w sowo wesza jej Elayne.
- Wybacz nam, Liandrin Sedai. One nam o niczym nie powiedziay, mymy was
podsuchay. Nie chciaymy sysze tego, czego nam nie wolno, ale niestety podsuchaymy.
My te chcemy pomc Randowi alThorowi. I naturalnie rwnie pozostaym chopcom -
dodaa szybko.
Liandrin przyjrzaa si badawczo Elayne i Min. Promienie pnego, popoudniowego
soca, padajce ukonie midzy gaziami, ocieniao ich skryte pod kapturami twarze.
- No dobrze - odezwaa si w kocu, nie przestajc mierzy ich wzrokiem. -
Poczyniam przygotowania, by zajto si wami dwoma, ale skoro tu ju jestecie, to nie ma
odwrotu. Wszystko jedno, czy w t podr wybior si dwie, czy cztery.
- Zajto si nami, Liandrin Sedai? - spytaa Elayne.
- Nie rozumiem.
- Dziecko, wiadomo, e ty i ta druga przyjanicie si z tymi dwoma. Nie pomylaa o
tych, ktre by was wziy na spytki po odkryciu ich zniknicia? Sdzisz, e Czarne Ajah
obeszyby si z tob agodnie tylko dlatego, e jeste nastpczyni tronu? Gdyby pozostaa w
Biaej Wiey, mogaby nie przey najbliszej nocy.
To kazao im wszystkim na chwil umilkn, a Liandrin zawrcia konia i zawoaa:
- Za mn!
Aes Sedai powioda je w gb gaju, a w kocu dotary do wysokiego potu
wykonanego z grubych elaznych prtw, zwieczonych szpalerem ostrych jak brzytwa
szpikulcw. W ogrodzeniu osadzona bya brama, zamknita na wielki zamek. Liandrin
otworzya go kluczem, wycignitym z kieszeni paszcza, kazaa im wej do rodka, zamkn-
a zamek z powrotem i natychmiast pogalopowaa przed siebie. Gdzie z grnych gazi
odezwaa si na ich widok wiewirka, w oddali roznioso si dwiczne postukiwanie
dzicioa.
- Dokd jedziemy? - spytaa ostrym tonem Nynaeve. Gdy Liandrin nie odpowiedziaa,
popatrzya gniewnie na pozostae kobiety. - Dlaczego zagbiamy si w ten las? Powinnymy
przekroczy jaki most albo wsi na statek, skoro mamy wyjecha z Tar Valon, a przecie
adnych mostw ani statkw nie ma w...
- To tutaj - obwiecia Liandrin. - To ogrodzenie stanowi barier dla tych, ktrzy
mogliby sobie przysporzy nieszczcia, nas jednak przywioda tu dzisiaj konieczno.
W miejscu, w ktrym wskazaa rk, staa wysoka, gruba pyta, najprawdopodobniej
kamienna, ustawiona na jednym z bokw, z jednej strony pokryta pltanin rzebionych pn-
czy i lici.
Egwene poczua, jak co j ciska w gardle. Wiedziaa ju, po co Liandrin zabraa
latarnie, ale ta wiedza bynajmniej jej nie uradowaa. Usyszaa szept Nynaeve:
- Brama.
Obydwie a za dobrze pamitay, czym s drogi.
- Ju kiedy to zrobiymy - wytumaczya nie tylko sobie, lecz rwnie Nynaeve. -
Moemy to zrobi jeszcze raz.
"Skoro Rand i tamci nas potrzebuj, to my musimy im pomc. Tylko to jest wane".
- Czy to naprawd...? - zacza Min zdawionym gosem, ale nie potrafia skoczy.
- Brama - wyrzucia bez tchu Elayne. - Mylaam, e drg nie wolno uywa. W
kadym razie wydawao mi si, e to zabronione.
Liandrin zsiada ju z konia i wyja li avendesory spomidzy rzebie. Skrzyda
bramy, niczym ogromne drzwi utkane z liciastych pnczy, zaczy si rozchyla, odsaniajc
co, co przypominao mtne srebrzyste lustro, ukazujce ich niewyrane odbicia.
- Nie musicie tu wchodzi - powiedziaa Liandrin. - Moecie tu na mnie zaczeka,
ukryte bezpiecznie za ogrodzeniem, pki po was nie wrc. Chyba e wczeniej znajd was
Czarne Ajah.
Umiech Aes Sedai nie nalea do miych. Brama za jej plecami otworzya si ju na
pen szeroko i znieruchomiaa.
- Wcale nie powiedziaam, e nie pjd - odpara Elayne, spojrzaa jednak z wahaniem
na cienisty las.
- Skoro mamy to zrobi - wychrypiaa Min - to zrbmy. - Wpatrywaa si w bram, a
Egwene wydawao si, e syszy, jak mrukna: - Niech ci wiato spali, Randzie alThor.
- Ja powinnam wej na kocu - owiadczya Liandrin. - Wejdcie wszystkie do
rodka. Ja pjd za wami. Sama te badaa teraz wzrokiem las, jakby przyszo jej nagle do
gowy, e kto mgby je ledzi. - Szybko! Szybko!
Egwene nie wiedziaa, co Liandrin spodziewaa si zobaczy, gdyby jednak kto si
teraz pojawi, najprawdopodobniej nie pozwoliby im wej do bramy.
"Rand, ty wenianogowy idioto - pomylaa - dlaczego cho raz nie mgby popa w
takie tarapaty, przez ktre nie musiaabym si zachowywa jak bohaterka opowieci?"
Wbia pity w boki Beli i kudata klacz, udrczona zbyt dugim pobytem w stajni,
skoczya do przodu.
- Powoli! - krzykna Nynaeve, ale byo za pno.
Egwene i Bela pomkny w stron swoich niewyranych odbi, dwa kudate konie
zetkny si chrapami, jakby stapiay si z sob. Po chwili Egwene przeya lodowaty wstrzs,
gdy zacza si czy z wasnym odbiciem. Czas zdawa si rozciga w nieskoczono,
poniewa chd wdziera si do jej ciaa kolejno wszystkimi wosami, a jego wdrwka przez
jeden wos trwaa cae minuty.
Nagle Bela niezdarnie runa w ciemny jak smoa mrok, galopowaa tak prdko, e
omal nie potkna si o wasny eb. Zapaa jednak rwnowag i przystana, caa drc,
natomiast Egwene popiesznie zsiada na ziemi, obmacaa w ciemnoci koczyny klaczy, by
sprawdzi, czy si nie pokaleczya. Bya nieomal zadowolona z tego mroku, kry bowiem jej
spurpurowia twarz. Wiedziaa, e po drugiej stronie bramy zarwno czas, jak i odlegoci s
inne, a jednak ruszya do przodu zamiast najpierw pomyle.
Wszdzie, jak okiem sign, otaczaa j czer, z wyjtkiem prostokta otwartej
bramy, ktra, gdy si na ni spojrzao z tej strony, przypominaa okno z dymnego szka. Nie
przepuszczaa wiata - czer zdawaa si na ni napiera - Egwene jednak wydawao si, e
widzi swe towarzyszki poruszajce si niezwykle wolno, niczym zjawy ze zego snu. Nynaeve
domagaa si, by rozda wszystkim zapalone latarnie, Liandrin niechtnie udzielia jej zgody,
uparcie poganiajc do popiechu.
Gdy bram pokonaa Nynaeve - wprowadzia sw klacz powoli, nadzwyczaj powoli -
Egwene omal nie podbiega, by j uciska, przy czym t wylewno wywoa w niej
czciowo widok latarni, ktr trzymaa przyjacika. Latarnia roztaczaa znacznie mniejszy
krg wiata ni powinna - ciemno napieraa na wiato, usiujc je zdusi w zarodku - ale
Egwene zdya ju poczu napr niemale materialnej czerni. Poprzestaa na stwierdzeniu:
- Beli nic nie jest, a ja jako nie zamaam karku, mimo i zapewne zasuyam.
Kiedy na drogach byo wiato, jeszcze zanim zacza niszczy je skaza Mocy, z
ktrej pierwotnie je stworzono, skaza, ktr Czarny zostawi na saidinie.
Nynaeve wcisna jej do rki latarni i odwrcia si, by wycign drug spod
poprgu sioda.
- Dopki czowiek wie, e zasuy - mrukna dopty wcale nie zasuguje. - Nagle
wybuchna miechem. - Czasami wydaje mi si, e to bardziej takie powiedzonka ni co
innego stworzyy tytu Wiedzcej. O prosz, nastpne. Zam sobie kark, a tak ci go nastawi,
bym moga go jeszcze raz zama.
Zostao to powiedziane beztroskim tonem i Egwene mimo woli te musiaa si
rozemia - dopki nie przypomniaa sobie, gdzie jest. Rozbawienie Nynaeve take nie trwao
dugo.
Min i Elayne przeszy przez bram z wahaniem, prowadziy konie i niosy latarnie z
takimi minami, jakby si spodzieway, e w rodku czekaj na nie potwory. Z pocztku
wyranie poczuy ulg, gdy nie zobaczyy nic prcz ciemnoci, jednake stwarzana przez
mrok przygniatajca atmosfera sprawia, e zaraz zaczy nerwowo przestpowa z nogi na
nog. Liandrin uoya li avendesory na miejscu i przejechaa przez zamykajc si ju
bram, wiodc za sob jucznego konia.
Aes Sedai nie czekaa, a brama zamknie si do koca, tylko bez sowa rzucia w
stron Min powrz, za ktry prowadzio si konia jucznego i owietlajc sobie drog latarni,
ruszya ladem biaej linii, wiodcej w gb drg. Nawierzchnia wygldaa jak kamie
przearty przez kwas. Egwene popiesznie wdrapaa si na grzbiet Beli, ale nie ruszya w lad
za Aes Sedai szybciej ni inne dziewczta. Wydawao si, e na wiecie nie istnieje nic prcz
tej chropowatej posadzki pod koskimi kopytami.
Prosta jak strzaa biaa linia wioda przez ciemno do wielkiej kamiennej tablicy
pokrytej srebrnymi inkrustacjami w ksztacie pisma ogirw. Takie same dzioby, ktre pokry-
way nawierzchni, zniszczyy take w niektrych miejscach litery.
- Drogowskaz - mrukna Elayne, wykrcajc si w siodle, by niespokojnie rozejrze
dookoa. - Elaida udzielia mi kilku wykadw na temat drg. Nie opowiedziaa zbyt duo. Za
mao - dodaa pospnie. - A moe za duo.
Liandrin spokojnie porwnaa tre drogowskazu z pergaminem, ktry wycigna z
kieszeni paszcza, po czym wepchna go z powrotem, nim Egwene zdya rzuci na okiem.
wiato latarni znikno nagle, zamiast wolno blakn na krawdzi, Egwene zdoaa
jednak dostrzec grub, kamienn, miejscami poryt balustrad, nim Aes Sedai poprowadzia
je dalej od drogowskazu. Elayne nazwaa to wysp - z powodu ciemnoci trudno byo oceni
jej rozmiar, Egwene jednak uznaa, e moga mie okoo stu krokw rednicy.
Balustrad przecinay kamienne mosty i rampy, obok kadego sta kamienny sup
oznakowany pojedyncz lini pisma ogirw. uki mostw zdaway si gin w pustce. Rampy
wiody w gr i w d. Nie wida byo nic prcz ich pocztku, na ktry si akurat wjedao.
Zatrzymujc si tylko po to, by omie wzrokiem kamienne supy, Liandrin wybraa
ramp schodzc w d i niebawem nie byo ju nic prcz tej rampy i mroku. Wszystko
ociekao oguszajc cisz, Egwene miaa wraenie, e nawet stukot koskich kopyt na
chropawym kamieniu nie niesie si dalej ni do granicy krgu wytyczonego przez wiato
latar.
Rampa wioda bez koca w d, skrcajc si w ptl, a wreszcie doprowadzia do
kolejnej wyspy, z poaman balustrad czc mosty i rampy, a take drogowskazem, ktrego
tre Liandrin porwnaa ze wskazwkami na pergaminie. Wyspa przypominaa lit ska,
dokadnie tak jak tamta pierwsza. Egwene troch si baa, e tamta pierwsza wyspa znajduje
si by moe tu nad ich gowami.
Niespodzianie obawy Egwene gono wyrazia Nynaeve. Mwia miaym gosem, w
samym rodku przerwaa jednak, by przekn lin.
- To... to moliwe - odpowiedziaa jej sabym gosem Elayne. Podniosa wzrok w gr,
ale zaraz szybko go spucia. - Elaida twierdzi, e prawa natury na drogach nie obowizuj. W
kadym razie nie w taki sposb, jak poza nimi.
- wiatoci - mrukna Min, po czym podniosa gos. - Jak dugo chcesz nas tu
trzyma?
Miodowe warkocze zakoysay si, gdy Aes Sedai odwrcia gow, by na nie
spojrze.
- Dopki was std nie wyprowadz - odpara obojtnym tonem. - Im bardziej bdziecie
mi si naprzykrza, tym duej to potrwa. - Pochylia si znowu, by studiowa pergamin i
drogowskaz.
Egwene i pozostae dziewczta umilky.
Liandrin gnaa bez wytchnienia od drogowskazu do drogowskazu, przez rampy i
mosty, ktre zdaway si wisie w bezkresnej ciemnoci bez adnych podpr. Aes Sedai nie
zwracaa prawie adnej uwagi na towarzyszce jej kobiety, Egwene wrcz zacza si
zastanawia, czy gdyby ktra z nich zostaa w tyle, to czy Liandrin zawrciaby, by jej
szuka. Pozostae dziewczta wpady chyba na t sam myl, bo jechay zbit gromad, tu za
kopytami jej ciemnej klaczy.
Egwene ze zdziwieniem uwiadomia sobie, e nadal czuje przyciganie saidara,
zarwno obecno eskiej poowy Prawdziwego rda, jak i pragnienie, by go dotyka, by
kontrolowa przepyw Mocy. Z jakiego powodu dotychczas uwaaa, e skaza, ktr Cie
pozostawi na drogach, ukryje przed ni saidara. W pewien sposb czua t skaz. Uczucie to
byo niewyrane i nie miao nic wsplnego z saidarem, ale bya pewna, e dotykanie w tym
miejscu Prawdziwego rda to co takiego, jakby rozganianie rk cuchncego, gstego
dymu, by mc sign po czyst filiank. Wszystko, co zrobi, bdzie skaone. Po raz pier-
wszy od wielu tygodni, nie miaa adnych trudnoci z oparciem si przyciganiu saidara.
W wiecie poza drogami zapewne byby ju sam rodek nocy, gdy na ktrej z wysp
Liandrin niespodzianie zsiada z konia i obwiecia, e tu zatrzymaj si na wieczerz i spo-
czynek. Jedzenie znajdowao si w jukach konia.
- Rozpakujcie - powiedziaa, nie raczc nawet wyznaczy ktrej z nich do tego
zadania. - Upyn dobre dwa dni, zanim dotrzemy na Gow Tomana. Nie dopuciabym,
abycie dotary tam godne, gdybycie z powodu swej gupoty omieszkay zabra co do
jedzenia.
Energicznymi ruchami rozkulbaczya i sptaa klacz, potem za usadowia si na
siodle i czekaa, a ktra z nich poda jej posiek.
Elayne zaniosa Liandrin suchary i ser. Aes Sedai daa wyranie do zrozumienia, e
nie yczy sobie ich towarzystwa, tak wic wszystkie cztery zjady swj chleb i ser w pewnej
odlegoci, siadajc blisko siebie na siodach. Ciemno zalegajca poza wiatem latar nie
dodawaa smaku posikowi.
Po jakim czasie odezwaa si Egwene:
- Liandrin Sedai, co by si stao, gdybymy napotkay Czarny Wiatr?
Min powtrzya ostatnie sowa pytajcym tonem, Elayne natomiast pisna.
- Moiraine Sedai twierdzia, e nie mona go ani zabi, ani nawet cho odrobin
uszkodzi, a ja czuj, e skaza okrywajca to miejsce czeka tylko, by zniweczy wszystko,
czego dokonamy z pomoc Mocy.
- Nawet nie mylcie o Prawdziwym rdle, dopki wam nie rozka - odpara ostrym
tonem Liandrin. Przecie gdyby ktra z was prbowaa przenosi Moc tutaj, na drogach,
wwczas mogaby popa w obd, tak jakby bya mczyzn. Nie zostaycie przeszkolone w
obchodzeniu si ze skaz, dotykajc mczyzn, ktrzy j stworzyli. Jeli pojawi si Czarny
Wiatr, to ja si nim zajm. - Wyda wargi, przypatrujc si uwanie grudce biaego sera.
- Moiraine wcale nie wie tyle, ile jej si wydaje. Z umiechem wepchna ser do ust.
- Nie lubi jej - mrukna Egwene, tak cicho, by mie pewno, e Aes Sedai nie
usyszy.
- Skoro Moiraine moe z ni wsppracowa - szepna Nynaeve - to my te moemy.
Nie to, ebym lubia Moiraine bardziej ni Liandrin, ale skoro one mieszaj si do spraw
Randa i innych chopcw...
Umilka, otulajc si paszczem. W ciemnoci nie czuo si chodu, nieodparte
pozostawao jednak wraenie jego obecnoci.
- Co to jest Czarny Wiatr? - spytaa Min.
Gdy Elayne udzielia jej wyjanie, czsto powoujc si na sowa Elaidy i swojej
matki, Min westchna.
- Wzr jest odpowiedzialny za sporo rzeczy. Nie wiem, czy jakikolwiek mczyzna
jest tego wart.
- Nie musiaa jecha - przypomniaa jej Egwene. - Moga odej w kadej chwili.
Nikt ci nie powstrzymywa przed opuszczeniem Tar Valon.
- Och, mogam sobie pj - odpara kwanym tonem Min. - Z rwn atwoci jak ty
albo Elayne. Wzr wcale si nie przejmuje tym, czego chcemy. Egwene, a co si stanie, jeli
pomimo tego wszystkiego, przez co przechodzisz z jego powodu, Rand wcale si z tob nie
oeni? Co bdzie, jeli oeni si z jak kobiet, ktrej nigdy nie widziaa na oczy, albo z
Elayne, albo ze mn? Co wtedy?
Elayne zakrztusia si.
- Matka nigdy by tego nie pochwalia.
Egwene milczaa przez chwil. Rand mg i tak nie doy wasnego lubu. A jeli
nawet... Nie potrafia sobie wyobrazi Randa wyrzdzajcego komu krzywd.
"Nawet wtedy, gdy popadnie w obd?"
Musia istnie jaki sposb, by do tego nie dopuci, jaki sposb, by to zmieni - Aes
Sedai tyle przecie wiedziay, tyle mogy zrobi.
"Skoro mogy temu zapobiec, to czemu tego nie robi?"
Jedyna odpowied bya taka, e jednak nie mogy, a takiej wcale nie szukaa.
Postaraa si, by jej gos zabrzmia beztrosko.
- Nie przypuszczam, bym miaa go polubi. Aes Sedai rzadko wychodz za m, jak
wiesz. Ale na twoim miejscu nie otwieraabym dla niego serca. Ani ty, Elayne. Nie myl... -
Gos uwiz jej w gardle, zakaszlaa, by to ukry. Moim zdaniem, on nigdy si nie oeni. A
jeli nawet, to dobrze ycz tej, ktr wybierze, nawet jeli to bdzie ktra z was. - Mylaa,
e zabrzmiao to tak, jakby naprawd chciaa. - Jest uparty jak mu i nigdy si nie przyznaje
do bdw, ale jest delikatny. - Gos jej si trzs, ale jako udao jej si przeobrazi to drenie
w miech.
- Choby nie wiadomo jak zapewniaa, e ci to nic nie obchodzi - powiedziaa
Elayne - moim zdaniem, sprzeciwiaaby si jeszcze silniej ni matka. On jest interesujcy,
Egwene. Najbardziej interesujcy ze wszystkich mczyzn, ktrych poznaam w yciu, nawet
jeli to zwyky pasterz. Skoro jeste taka gupia, e chcesz go odrzuci, to tylko siebie
bdziesz moga wini, gdy postanowi, e stawi tobie i matce czoo. Nie bdzie to pierwszy
taki przypadek, e ksi Andoru nie mia tytuu przed lubem. Ale ty taka gupia nie
bdziesz, wic przesta udawa. Bez wtpienia wybierzesz Zielone Ajah i uczynisz go
jednym ze swoich stranikw. Wszystkie znajome mi Zielone z jednym tylko stranikiem s
im polubione.
Egwene poradzia z tym sobie, twierdzc, e gdyby rzeczywicie zostaa Zielon, to
bdzie miaa dziesiciu stranikw.
Min obserwowaa j ze zmarszczonym czoem, a Nynaeve w zamyleniu obserwowaa
Min. Wszystkie milczay, dopki nie zaczy si przebiera w wyjte z sakiew stroje, bardziej
zdatne do podroy. W tym miejscu nieatwo byo zachowa pogodny nastrj.
Sen przyszed do Egwene powolny, bolesny, peen koszmarw. Nie przyni jej si
Rand, tylko ten czowiek o poncych oczach. Tym razem nie mia maski na twarzy,
wygldaa strasznie z powodu ledwie zaleczonych poparze. Spojrza tylko na ni i rykn
miechem, ale to byo straszniejsze ni nastpne sny, sny o tym, e zgubia si na drogach na
zawsze i ciga j Czarny Wiatr. Bya wdziczna, gdy czubek buta Liandrin obudzi j
szturchniciem w ebra, miaa wraenie, e wcale nie spaa.
Liandrin bezlitonie gnaa je naprzd przez cay dzie, czy raczej to, co musiay uzna
za dzie, przy wietle latarni zastpujcym soce, nie pozwalajc im si zatrzyma na
odpoczynek, dopki nie zaczy si sania w siodach. Kamie twardym by oem, lecz
Liandrin obudzia je bezlitonie po kilku godzinach i ju galopowaa dalej, ledwie czekajc,
a dosid koni. Rampy i mosty, wyspy i drogowskazy. Egwene widziaa ich ju tyle pord
smolistej czerni, e stracia wszelk rachub. Rachub godzin albo dni stracia o wiele
wczeniej. Liandrin pozwalaa tylko na krtkie postoje na posiek i odpoczynek dla koni,
ciemno kada si im na ramionach niczym ogromny ciar. Wszystkie z wyjtkiem
Liandrin saniay si ze zmczenia, jakby ich ciaa byy workami z ziarnem. Zmczenie i mrok
wydaway si nie mie adnego wpywu na Aes Sedai. Bya wiea tak samo jak w Biaej
Wiey i rwnie zimna. Nie pozwalaa adnej zerkn na pergamin, ktrego tre
porwnywaa z drogowskazami, chowajc go do kieszeni z szorstkim: "Nie ma tu nic, co
mogaby zrozumie", gdy Nynaeve j pytaa.
I w pewnym momencie, gdy Egwene wanie zamrugaa zmczonymi oczyma,
Liandrin odjechaa od drogowskazu, nie w stron nastpnego mostu albo rampy, lecz w lad
za bia lini, wiodc w mrok. Egwene spojrzaa na swoje przyjaciki, po czym wszystkie
popiesznie ruszyy za Aes Sedai. W oddali, przy wietle latarni, Liandrin wanie odrywaa
avendesor od rzebie na bramie.
- Nareszcie - powiedziaa Liandrin z umiechem. - Nareszcie dowiozam was do
miejsca, w ktrym miaycie si znale.
ROZDZIA 17
DAMANE
Gdy brama otworzya si, Egwene zsiada z konia i na znak dany im przez Liandrin,
wyprowadzia kudat klacz na zewntrz. Mimo ostronoci obie z Bel potkny si o zarola
spaszczone przez bram, gdy znienacka zaczy porusza si o wiele wolniej. Bram otacza i
maskowa parawan z gstych krzakw. W pobliu roso tylko kilka drzew, poranny wiatr
trca licie odrobin barwniejsze ni te, ktre rosy na drzewach w Tar Valon.
Zapatrzona na wyaniajce si w lad za ni przyjaciki, staa w miejscu dobr
minut, zanim zdaa sobie spraw z obecnoci innych ludzi, skrytych za otwartymi skrzydami
bramy. Przyjrzaa si im niepewnie, nigdy nie widziaa rwnie dziwnego towarzystwa, a poza
tym dotaro do niej zbyt wiele pogosek o wojnie toczcej si na Gowie Tomana.
Zakuci w zbroje mczyni, co najmniej pidziesiciu, w napiernikach z
zachodzcych na siebie stalowych pytek i w czarnych, matowych hemach podobnych do
owadzich gw, siedzieli w siodach lub stali obok koni, wpatrzeni w ni i wyaniajce si
kobiety, wpatrzeni w bram, rozmawiajc z sob pgosem. Jedyny mczyzna z go gow,
wysoki, obdarzony ciemn karnacj i haczykowatym nosem, z pozoconym i pomalowanym
na kolorowo hemem przy biodrze, wyglda na zdumionego tym, co widzi. onierzom
towarzyszyy rwnie kobiety. Dwie miay na sobie proste, ciemnoszare suknie z szerokimi,
srebrnymi konierzami, stay, wpatrzone z napiciem w te, ktre wychodziy z wntrza bramy,
tu za plecami kadej staa jeszcze jedna kobieta, jakby gotowa szepta im co do ucha. W
pewnej odlegoci stay jeszcze dwie inne, w szerokich, rozcinanych sukniach, koczcych si
powyej kostek, brzuchy i spdnice zdobiy wstawki z rozszczepionymi byskawicami.
Najdziwniejsza z wszystkich bya ostatnia kobieta, spoczywajca w palankinie, niesionym
przez omiu muskularnych mczyzn z obnaonymi torsami, ubranych w workowate, czarne
spodnie. Boki czaszki miaa wygolone, midzy nimi za pozostawiony szeroki czub z
czarnych wosw, opadajcy jej na plecy. Fady dugiej, kremowej szaty, ozdobionej kwiatami
i ptakami na tle niebieskich piercieni, byy uoone w taki sposb, by odsaniay bia,
plisowan spdnic, paznokcie za miaa dugoci dobrego cala, pierwsze dwa u kadej doni
pomalowane na niebiesko.
- Liandrin Sedai - szepna nieswoim gosem Egwene - czy wiesz moe, kim s ci
ludzie? - Jej palce przesuny si po wodzach, jakby si zastanawiaa, czy nie dosi klaczy i
nie uciec, jednake Liandrin uoya li avendesory na miejsce i gdy brama zacza si
zamyka, miao zrobia krok do przodu.
- Czcigodna Suroth? - powiedziaa Liandrin, wypowiadajc to czciowo pytajcym, a
czciowo twierdzcym tonem.
Kobieta w palankinie przytakna niedbale.
- Ty jeste Liandrin.
Mwia niewyranie i Egwene zrozumiaa j dopiero po chwili.
- Aes Sedai - dodaa Suroth, wykrzywiajc wargi, a onierze co zaszemrali. -
Musimy szybko to zaatwi, Liandrin. Kr tu patrole, lepiej, by nas nie znalazy.
Uprzejmoci Suchaczy Prawdy nie spodobayby ci si bardziej ni mnie. Mam zamiar wrci
do Falme, zanim Turak si dowie, e mnie nie ma.
- O czym ty mwisz? - spytaa Nynaeve gronym tonem. - O czym ona mwi,
Liandrin?
Liandrin pooya jedn rk na ramieniu Nynaeve, drug na ramieniu Egwene.
- To s te dwie, o ktrych ci mwiono. A tu jest jeszcze jedna. - Skinieniem gowy
wskazaa Elayne. To dziedziczka tronu Andor.
Do grupy stojcej przed bram zbliay si dwie kobiety z byskawicami na sukniach -
Egwene zauwaya, e nios zwoje srebrzystego metalu - towarzyszy im onierz z go
gow. Nie podnis doni do rkojeci miecza wystajcej ponad ramieniem, a na twarzy mia
zdawkowy umiech, jednak Egwene i tak go obserwowaa zmruonymi oczyma. Liandrin nie
okazywaa ani ladu wzburzenia, w innym przypadku Egwene natychmiast wskoczyaby na
grzbiet Beli.
- Liandrin Sedai - powiedziaa z niepokojem kim s ci ludzie? Czy oni te maj
pomaga Randowi i chopcom?
Mczyzna z haczykowatym nosem chwyci nagle Min i Elayne za karki, a w
nastpnej sekundzie wszystko zaczo si dzia jakby rwnoczenie. Mczyzna zakl
gono, krzykna ktra z kobiet, moe nie tylko jedna, Egwene nie bya pewna. Lekki wiatr
nagle przeszed w porywisty, ktry roznis gniewny okrzyk Liandrin w tumanach kurzu i
lici i sprawi, e drzewa zaczy jcze pod jego naporem. Konie zaczy wierzga i
przeraliwie re. A jedna z kobiet wycigna rk i zapia co na szyi Egwene.
W paszczu opoczcym niczym agiel Egwene skulia si przed wiatrem i zacza
szarpa co, co w dotyku przypominao obro z gadkiego metalu. Ani drgna, pod jej
oszalaymi palcami wydawaa si jednym kawakiem, chocia Egwene wiedziaa, e powinna
by w niej jaka zapinka. Srebrne zwoje, niesione przez kobiety, cigny si teraz przez
rami Egwene, drugim kocem przymocowane byy do byszczcej bransolety na lewej doni
kobiety. Egwene zdzielia kobiet najsilniej jak potrafia doni zacinit w pi, prosto w
oko - po czym zachwiaa si i sama runa na kolana z szumem w gowie. Wielki mczyzna
najprawdopodobniej uderzy j w nos.
Gdy znowu zacza widzie wyranie, wiatr zamar. Niektre konie, wrd nich Bela i
klacz Elayne, wasay si samopas, kilku onierzy gono przeklinao i podnosio si z
ziemi. Liandrin spokojnie otrzepywaa kurz i licie z sukni. Min klczaa, wsparta na rkach,
chwiejnie usiujc si wyprostowa. Sta nad ni mczyzna z haczykowatym nosem, z doni
ciekaa mu krew. N Min lea tu poza zasigiem jej rki, ostrze z jednej strony zaplamia
czerwie. Nigdzie nie byo wida Nynaeve i Elayne, znikna te klacz Nynaeve. Podobnie
niektrzy onierze, a take jedna para kobiet. Pozostae dwie wci trway na miejscach,
Egwene widziaa teraz, e poczone s tak sam srebrn wstg jak ta, ktra wizaa j ze
stojc nad ni kobiet.
Kobieta rozcieraa policzek, przykucnwszy obok Egwene, wok jej lewego oka
pojawia si ju siniec. Bya pikna za spraw dugich ciemnych wosw i wielkich piwnych
oczu, jakie dziesi lat starsza od Nynaeve.
- Twoja pierwsza lekcja - powiedziaa z naciskiem. W jej gosie nie sycha byo
wrogoci, wrcz co, co nieomal przypominao yczliwo. - Tym razem nie bd ci wicej
kara, jako e winnam dba o nowo schwytan damane. Zapamitaj. Jeste damane, Wzita
Na Smycz, a ja jestem suldam, Dzierca Smycz. Gdy damane i suldam s poczone, to
kady bl zadany suldam, damane czuje podwjnie. Nawet mier. Musisz wic zapamita,
e nigdy nie wolno ci w jakikolwiek sposb podnosi rki na suldam i e musisz broni swej
suldam jeszcze zacieklej ni samej siebie. Na imi mi Renna. A jak ty si zwiesz?
- Nie jestem... t, ktr mnie nazwaa - wybkaa Egwene.
Szarpna raz jeszcze za obrcz, ktra podobnie jak wczeniej bynajmniej si nie
poddaa. Rozwaya pomys, czy nie powali tej kobiety na ziemi i nie sprbowa zedrze
bransolety z jej nadgarstka, ale zaniechaa tej myli. Nawet gdyby onierze nie prbowali jej
powstrzyma jak dotd zdawali si ignorowa zarwno j, jak i Renn - miaa mdlce
uczucie, e ta kobieta mwi prawd. Skrzywia si dotknwszy lewego oka, w dotyku nie byo
opuchnite, wic moe wcale nie miaa sica, harmonizujcego z sicem Renny, ale bolao i
tak. Jej lewe oko i lewe oko Renny. Podniosa gos.
- Liandrin Sedai? Dlaczego im na to pozwalasz?
Liandrin otrzepaa rce, zupenie nie patrzc w jej stron.
- Najwaniejsza rzecz, ktrej musisz si nauczy powiedziaa Renna - to robi
dokadnie to, co ci si kae i to bezzwocznie.
Egwene jkna gono. Znienacka zapieka j i zakua caa skra, poczwszy od pit,
a skoczywszy na gowie, jakby si wytarzaa w pokrzywach. Podrzucia gow, jako e
uczucie pieczenia zaczo si nasila.
- Wiele suldam uwaa - cigna Renna nieomal przyjaznym tonem - e damane nie
powinny posiada imion i e najwyej mona im nadawa nowe. Ale to wanie ja wziam
sobie ciebie, wic ja bd odpowiedzialna za twoj tresur i pozwol ci zachowa imi. O ile
nie rozgniewasz mnie zbyt mocno. Do tej pory jestem tob umiarkowanie zirytowana. Czy
naprawd masz zamiar dalej tak postpowa, a wreszcie si zezoszcz?
Egwene, caa dygoczc, zazgrzytaa zbami. Wbia paznokcie we wntrza doni, eby
tylko nie zacz si drapa jak szalona.
"Idiotka! To tylko twoje imi".
- Egwene - wykrztusia. - Nazywam si Egwene alVere.
Nagle uczucie piekcego swdzenia ustao. Wypucia dugi, niepewny oddech.
- Egwene - powtrzya Renna. - To dobre imi. - I ku przeraeniu Egwene, poklepaa
j po gowie jak psa.
To wanie, poja teraz, usyszaa w gosie kobiety pewn doz dobrej woli dla
tresowanego psa, a nie yczliwo, ktr czowiek moe odczuwa wobec drugiej ludzkiej
istoty.
Renna zamiaa si.
- Rozzocia si teraz jeszcze bardziej. Jeli masz zamiar znowu mnie uderzy, to
pamitaj, by cios by saby, poniewa sama odczujesz go dwakro silniej ni ja. Nie prbuj
przenosi Mocy, to ci si nigdy nie uda bez mojego wyranego rozkazu.
Egwene poczua pulsowanie w oku. Wstaa z wysikiem, usiujc ignorowa Renn na
tyle, na ile mona ignorowa kogo, kto trzyma smycz przymocowan do obrczy, ktr si
ma na szyi. Policzki jej zapony, gdy kobieta znowu wybuchna miechem. Chciaa podej
do Min, ale zatrzyma j zbyt krtki odcinek smyczy, wypuszczony przez Renn. Zawoaa
cicho:
- Min, czy nic ci si nie stao?
Min przytakna, siadajc powoli na pitach, po czym przycisna do do gowy,
jakby poaowaa, e ni poruszya.
Na czystym niebie zatrzeszczaa zygzakowata byskawica, uderzya midzy drzewa
rosnce w pewnym oddaleniu. Egwene podskoczya i nagle umiechna si. Nynaeve wci
bya wolna, Elayne tak samo. Jeli kto moe uwolni j i Min, to na pewno zrobi to Nynaeve.
Jej umiech zblad i przeszed w ponure spojrzenie na Liandrin. Niewane, z jakiego powodu
Aes Sedai je zdradzia, czekaa j zemsta.
"Kiedy. Jako".
Piorunujce spojrzenie na nic si nie zdao, Liandrin nie odwrcia wzroku od
palankinu.
Mczyzna o nagim torsie uklk, stawiajc palankin na ziemi, Suroth wysiada,
ostronie przytrzymujc szat, po czym ruszya w stron Liandrin, mikko obutymi stopami.
Obydwie kobiety dorwnyway sobie postur. Piwne oczy wpatryway si niezachwianie w
czarne.
- Miaa przywie mi dwie - powiedziaa Suroth. - Zamiast tego mam tylko jedn, a
dwie ucieky, jedna potniejsza ni kazano mi si spodziewa. Nie ujedzie dwch mil bez
przycignicia uwagi patrolu.
- Przywiozam ci trzy - odpara spokojnie Liandrin. - Skoro nie potrafisz nad nimi
zapanowa, to by moe nasz wadca powinien poszuka wrd was innej, ktra bdzie mu
suy. Lkasz si bahostek. Jeli pojawi si onierze z patrolu, to ich zabij.
W oddali znowu migna byskawica, a chwil pniej co zahuczao jak piorun nie
opodal miejsca, gdzie trafia, w powietrze wzbi si tuman pyu. Ani Liandrin, ani Suroth nie
zwrciy na to najmniejszej uwagi.
- Nadal mog powrci do Falme z dwiema damane - odpara Suroth. - To smutne
pozwala... Aes Sedai wykrzywia usta, jakby to byo przeklestwo - chodzi wolno.
Twarz Liandrin nie ulega zmianie, ale Egwene dostrzega powiat, ktra j nagle
otoczya.
- Uwaaj, Czcigodna - zawoaa Renna. - Ona jest gotowa!
Wrd onierzy zapanowao poruszenie, siganie do mieczy i lanc, ale Suroth tylko
zoya donie na ksztat wiey, umiechajc si do Liandrin znad dugich paznokci.
- Nie wykonasz adnego ruchu przeciwko mnie, Liandrin. Nasz wadca nie
pochwaliby tego, jako e z ca pewnoci ja jestem tu bardziej potrzebna ni ty, a poza tym
jego lkasz si bardziej ni stania si damane.
Aes Sedai umiechna si, mimo e na jej policzkach wystpiy biae plamy gniewu.
- A ty, Suroth, jego lkasz si bardziej ni mnie, ktra mog ci spali na popi w tym
miejscu.
- Ot to. Obydwie si go lkamy. Ale nawet potrzeby naszego wadcy zmieni si z
czasem. Wszystkie marathdamane zostan kiedy pojmane na smycz. By moe to ja wanie
nao obrcz na twe urodziwe gardo.
- Jak rzeczesz, Suroth. Potrzeby naszego wadcy si zmieni. Przypomn ci o tym tego
dnia, gdy przede mn uklkniesz.
Wysokie drzewo skrzane, rosnce w odlegoci jakiej mili, znienacka przemienio
si we wciekle buzujc pochodni.
- To ju si staje mczce - owiadczya Suroth. Elbar, przywoaj je.
Mczyzna z haczykowatym nosem wycign roek, nie wikszy od jego pici -
dwik by chrapliwy, przeszywajcy.
- Musicie odszuka t Nynaeve - powiedziaa rozkazujcym tonem Liandrin. - Elayne
nie jest wana, ale zarwno ta kobieta, jak i ta dziewczyna musz si znale na statku, gdy
bdziecie odpywali.
- Wiem doskonale, jak brzmi rozkazy, marathdamane, wiele bym jednak daa, by
zna ich powd.
- Niewane, ile ci powiedziano, dziecko - odpara szyderczym tonem Liandrin - to
dokadnie tyle, ile wiedzie ci wolno. Pamitaj, e suysz i jeste posuszna. Te dwie naley
przewie na drug stron oceanu Aryth i tam zatrzyma.
Suroth pocigna nosem.
- Nie zostan tu, by szuka tej Nynaeve. Moja przydatno dla naszego wadcy bdzie
zagroona, jeli Turak odda mnie Suchaczom Prawdy.
Liandrin gniewnie otworzya usta, jednake Suroth nie pozwolia jej wyrzec ani sowa.
- Ta kobieta nie pozostanie dugo na wolnoci. adna z nich. Gdy znowu wypyniemy
na morze, zabierzemy z sob wszystkie kobiety z tego ndznego skrawka ziemi, ktre
potrafi, choby nawet tylko troch, przenosi Moc, wzite na smycz i z obrcz na szyi. Jeli
chcesz tu zosta i jej szuka, to uczy to. Niebawem pojawi si patrole, z zamiarem
zwalczania tej haastry, ktra dotd si ukrywa w okolicy. Niektre patrole chwytaj damane i
nie bdzie ich obchodzio, jakiemu wadcy ty suysz. Jeli wyjdziesz cao z takiego
spotkania, wwczas smycz i obrcz ci uka, na czym polega nowe ycie, a ja nie wierz, by
nasz wadca raczy wspomc gupi, ktra pozwolia si pojma.
- Jeli ktrej z tych dwch pozwoli si tu zosta odpara cinitym gosem Liandrin -
wwczas nasz wadca pokwapi si osobicie po ciebie, Suroth. Zap je, bo inaczej zapacisz
cen.
Podesza do bramy, cignc za sob klacz. Niebawem skrzyda zamkny si za ni.
onierze, ktrzy ruszyli w pocig za Nynaeve i Elayne, wrcili galopem, a razem z
nimi dwie kobiety poczone z sob smycz, obrcz i bransolet, damane i suldam jadce
rami przy ramieniu. Trzej mczyni wiedli konie z ciaami przewieszonymi przez sioda.
Egwene poczua, e na nowo wstpuje w ni nadzieja, gdy spostrzega, e wszystkie ciaa s
odziane w zbroje. Nie zapali ani Nynaeve, ani Elayne.
Min zacza si podnosi, jednake mczyzna z haczykowatym nosem postawi but
midzy jej opatkami i przycisn j do ziemi. Walczc o oddech, resztkami si prbowaa si
wyrwa.
- Dopraszam si pozwolenia, bym mg przemwi, Czcigodna - powiedzia
mczyzna.
Na znak, niedbale dany przez Suroth, mwi dalej.
- Ta wieniaczka skaleczya mnie, Czcigodna. Jeli Czcigodna nie znajduje w niej
adnego poytku...?
Gdy Suroth uczynia jeszcze jeden nieznaczny gest, ju si odwracajc, sign ponad
ramieniem do rkojeci miecza.
- Nie! - krzykna Egwene.
Usyszaa, e Renna klnie cicho, i nagle poczua na skrze piekce swdzenie, gorsze
ni przedtem, ale nie umilka.
- Bagam! Czcigodna, bagam! Ona jest moj przyjacik!
Oprcz swdzenia, skrci j bl, jakiego nigdy w yciu nie zaznaa. Wszystkie
minie skurczyy si i zdrtwiay, upada twarz w boto, skowyczc, ale nadal widziaa ci-
kie, zakrzywione ostrze Elbara, wysuwajce si z pochwy, widziaa, jak podnosi je obiema
rkami.
- Bagam! Och, Min!
Bl znikn nagle, jakby go nigdy nie byo, pozostao tylko wspomnienie. Przed jej
twarz pojawiy si niebieskie, atasowe trzewiki Suroth, zabrudzone ju ziemi, lecz Egwene
patrzya tylko na Elbara. Sta z mieczem uniesionym nad gow, wgniatajc cay ciar swej
stopy w plecy Min... i nie porusza si.
- Ta wieniaczka to twoja przyjacika? - spytaa Suroth.
Egwene zacza si podnosi, widzc jednak, e brew Suroth wygia si w uk
zdumienia, nie wstaa, a tylko podniosa gow. Musiaa uratowa Min.
"Skoro trzeba si upodli..."
Rozchylia wargi, z nadziej, e zacinite z caej siy zby zostan odebrane jako
umiech.
- Tak, Czcigodna.
- I jeli j oszczdz, jeli pozwol jej odwiedza ci od czasu do czasu, to czy
bdziesz pracowaa ciko i uczya si wszystkiego, czego bd ci uczy?
- Tak, Czcigodna. - Obiecaaby o wiele wicej, eby tylko nie dopuci, by miecz
rozpata czaszk Min.
"A nawet dotrzymam sowa - pomylaa z gorycz - tak dugo, jak bd musiaa".
- Wsad dziewczyn na konia, Elbar - powiedziaa Suroth. - Przywi j, jeli nie da
rady usi w siodle o wasnych siach. Jeli damane przyniesie zawd, to moe pozwol ci
wzi sobie gow tej dziewczyny. - Ruszya ju w stron palankinu.
Renne brutalnie poderwaa Egwene z ziemi i pchna j w stron Beli, ale Egwene nie
spuszczaa wzroku z Min. Elbar nie obszed si z Min agodniej ni Renna z ni, uznaa
jednak, e przyjacice nie dzieje si nic zego. W kadym razie Min odepchna Elbara
wzruszeniem ramion, gdy prbowa przywiza j do sioda, a przy dosiadaniu swego waacha
wystarczya jej niewielka pomoc.
Ruszyli w drog, na zachd, na czele ich dziwacznej grupy jechaa Suroth w
palankinie, za ni, w niewielkiej odlegoci poda Elbar, dostatecznie blisko, by natychmiast
odpowiedzie na kade wezwanie. Renna i Egwene jechay na kocu, razem z Min, inn
suldam i damane, zamykajc szereg onierzy. Kobieta, ktra najwyraniej zamierzaa
zaoy obrcz Nynaeve, bawia si zwinit srebrn smycz i miaa zagniewan min.
agodnie pofadowany teren porasta rzadki las, dym z poncego za nimi drzewa skrzanego
niebawem przemieni si w jasn smug na niebie.
- Spotka ci zaszczyt - powiedziaa po jakim czasie Renna - jako e przemwia do
ciebie Czcigodna. Przy innej okazji pozwoliabym ci nosi wstk na pamitk tego
zaszczytu. Ale poniewa sama zwrcia na siebie jej uwag...
Egwene krzykna, gdy nagle poczua jakby smagnicie bata na swoich plecach, potem
jeszcze jedno na nodze i rce. Ciosy zdaway si spada z wszystkich stron, wiedziaa, e nie
ma jak si osoni, bronia si jednak wymachujc ramionami. Zagryza wargi, eby stumi
jk, ale zy i tak spyway jej po policzkach. Bela zacza re i wierzga, jednake Renna nie
pozwolia jej porwa Egwene, tak silnie ciskaa srebrn smycz. Nie obejrza si ani jeden
onierz.
- Co ty z ni robisz? - krzykna Min. - Egwene? Przesta!
- yjesz z aski... Min, czy tak? - powiedziaa agodnym tonem Renna. - Niech to
bdzie lekcj rwnie i dla ciebie. Bl nie ustanie, dopki bdziesz si wtrca.
Min podniosa pi i zaraz j opucia.
- Nie bd si wtrca. Tylko, bagam, przesta. Egwene, tak mi ci al.
Niewidzialne ciosy spaday jeszcze przez kilka chwil, jakby miay zademonstrowa
Min, e jej interwencja na nic si nie zdaa, potem ustay, ale Egwene nie moga przesta
dygota. Tym razem bl nie znik. Podcigna rkaw sukni, mylc, e zobaczy prgi - skra
okazaa si nietknita, ale nadal je czua. Przekna lin.
- To nie twoja wina, Min.
Bela podrzucia bem, przewracajc oczami i Egwene poklepaa j po szarym karku.
- Ani twoja.
- To bya twoja wina, Egwene - owiadczya Renna.
Egwene miaa ochot wrzasn co si w pucach, gdy widziaa t jej udawan
cierpliwo i yczliwo w traktowaniu kogo do tego stopnia tpego, e nie wie, co jest
suszne.
- Gdy damane ponosi za co kar, to zawsze jest to jej wina, nawet jeli ona nie wie,
dlaczego j karaj. Damane musi z wyprzedzeniem odgadywa yczenia swej sul dam. Ale
tym razem ty wiesz, dlaczego zostaa ukarana. Damane s jak meble albo narzdzia, zawsze
pod rk, ale nigdy nie wysuwaj si do przodu celem cignicia na siebie uwagi.
Szczeglnie jeli idzie o przyciganie uwagi kogo z Krwi.
Egwene zagryza warg tak silnie, e poczua smak krwi.
"To jaki koszmar. To si nie moe dzia naprawd. Dlaczego Liandrin to zrobia? O
co tu chodzi?"
- Czy... czy ja mog zada pytanie?
- Mnie moesz pyta. - Renna umiechna si. Przez wiele lat niejedna suldam
bdzie nosia tw bransolet, zawsze jest wicej suldam ni damane, i niektre z nich bd
dary z ciebie pasy, jeli oderwiesz wzrok od podogi albo otworzysz usta bez zezwolenia, ja
jednak nie widz powodu, by zakaza ci mwi, o ile bdziesz uwaaa na to, co mwisz.
Jedna z suldam prychna gono; bya poczona z pikn, ciemnowos kobiet w
rednim wieku, ktra nie odrywaa oczu od swych doni.
- Liandrin - Egwene nie zamierzaa ju nigdy w yciu wymienia jej tytuu - i
Czcigodna rozmawiay o jakim wadcy, ktremu obydwie su. - Przysza jej do gowy myl
o czowieku, o twarzy naznaczonej prawie zagojonymi bliznami po oparzeniach, o oczach i
ustach, ktre czasami przemieniay si w pomienie, nawet jeli by tylko postaci ze snw,
jakby zbyt potworn, by mona byo przyjrze si jej uwaniej. - Kim on jest? Czego on chce
ode mnie i... od Min?
Wiedziaa, e gupot jest pomijanie imienia Nynaeve, nie sdzia, by ci ludzie
zapomnieli o niej tylko dlatego, e jej imi nie pado, szczeglnie ta bkitnooka suldam ga-
dzca lun smycz - ale na razie wpada na tylko taki sposb okazywania oporu.
- Nie moj rzecz - odpara Renna - ani te z pewnoci twoj jest wtrcanie si do
spraw Krwi. Czcigodna powie mi to, co sama zechce, bym wiedziaa. Wszystko inne, co
usyszysz albo zobaczysz, winna odbiera tak, jakby to nigdy nie zostao powiedziane, jakby
nigdy si nie zdarzyo. Tak jest bezpieczniej, szczeglnie dla damane. Damane s zbyt cenne,
by od rki je zabija, ale moe si to dla ciebie tak skoczy, e nie tylko zostaniesz
przykadnie ukarana, ale nawet pozbawiona jzyka, by nie moga mwi, albo rk, by nie
moga pisa. Damane potrafi robi to, co musz, bez tych rzeczy.
Egwene zadraa, mimo e nie byo specjalnie zimno. Pyry narzucaniu paszcza na
ramiona jej do otara si o smycz. Wytrcona z rwnowagi pocigna j.
- To potworno. Jak wy moecie robi komu co takiego? C za chory umys to
wymyli?
Niebieskooka suldam z lun smycz warkna:
- Ta ju by moga sobie zacz radzi bez jzyka, Renno.
Renna tylko umiechna si wyrozumiale.
- Czemu potworno? Czy mogybymy pozwoli, by kto, kto potrafi robi to co
damane, chodzi wolny? Czasami rodz si mczyni, ktrzy stawaliby si marathdamane,
gdyby byli kobietami, i trzeba ich, rzecz jasna zabija, jednake kobiety nie popadaj w obd.
Lepiej jak staj si damane, niby miay sprawia kopoty w walce o wadz. Jeli za idzie o
umys, ktry pierwszy wymyli adam, to nalea on do kobiety, ktra zwaa si Aes Sedai.
Egwene wiedziaa, e na jej twarzy zapewne odmalowao si niedowierzanie,
poniewa Renna otwarcie si rozemiaa.
- Gdy Luthair Paendrag Mondwin, syn Hawkwinga, jako pierwszy stawi czoo
Armiom Nocy, znalaz wrd nich wiele takich, ktre zway si Aes Sedai. Walczyy midzy
sob o wadz, a na polu bitwy korzystay z Jedynej Mocy. Jedna z nich, niejaka Deain,
uznaa, e bdzie jej si wiodo lepiej, jeli bdzie suya cesarzowi, rzecz jasna, wwczas
jeszcze nie by cesarzem, poniewa nie mia adnych Aes Sedai wrd swych szeregw.
Przybya do niego z wasnorcznie wykonanym urzdzeniem, pierwszym adam, uwizanym
do karku jednej ze swych sistr. Mimo e tamta kobieta nie chciaa suy Luthairowi, adam
j do tego zmuszaa. Deain wykonaa wicej adam, znaleziono pierwsze suldam, a te
pojmane do niewoli kobiety, te, ktre zway si Aes Sedai, odkryy, e w rzeczywistoci s
tylko marath damane, Tymi Ktre Naley Wzi Na Smycz. Mwi si, e gdy pojmano na
smycz sam Deain, krzyczaa tak przeraliwie, e cae Wiee Pnocy si trzsy, lecz wszak
ona rwnie bya marathdamane, a marathdamane nie wolno puszcza na swobod. By
moe ty bdziesz jedn z tych, ktre posiadaj zdolno wykonywania adam. W takim
przypadku bdziesz traktowana z pobaliwoci, bd tego pewna.
Egwene z tsknot rozejrzaa si po okolicy, przez ktr jechali. Teren zaczyna si
wznosi niskimi wzgrzami, a z rzadkiego lasu pozostay jedynie rozproszone zagajniki, bya
jednak pewna, e zgubiaby si wrd nich.
- Czybym miaa z utsknieniem wypatrywa chwili, gdy bd traktowana z
pobaliwoci jak pies? - spytaa z gorycz. - By do koca ycia zwizana acuchem z
ludmi, ktrzy uwaaj mnie za zwierz?
- Nie z mczyznami. - Renna zachichotaa. Wszystkie suldam to kobiety. Jeli t
bransolet naoy mczyzna, nie stanie si nic, jakby nadal wisiaa na koku wbitym w
cian.
- Albo - wtrcia szorstkim gosem niebieskooka suldam - ty i on umarlibycie z
krzykiem.
Kobieta miaa ostre rysy i sztywne, wskie usta, Egwene zauwaya, e gniew
najwyraniej nigdy nie znika z jej twarzy.
- Cesarzowa od czasu do czasu bawi si lordami, przy wizujc ich do jakiej damane.
Tacy lordowie poc si i to przysparza rozrywki Dworowi Dziewiciu Miesicy. Taki lord
nigdy nie wie, czy bdzie y, czy umrze, nie wie te tego damane.
miech suldam zabrzmia zowieszczo.
- Jedynie cesarzowa moe sobie pozwoli na marnowanie damane w taki sposb,
Alwhin - achna si Renna - a ja nie mam zamiaru tresowa tej damane tylko po to, by si
zmarnowaa.
- Jak dotd nie widziaam adnej tresury, Renno. Tylko duo gadaniny, jakbycie ty i
ta damane byy przyjacikami z dziecistwa.
- By moe nadszed czas sprawdzi, co ona potrafi - odpara Renna, przypatrujc si
badawczo Egwene. Czy jeste ju zdolna do takiej kontroli, by mc przenie Moc na tak
odlego? - Wskazaa wysoki db, stojcy samotnie na szczycie wzgrza.
Egwene spojrzaa z namysem na drzewo rosnce w odstpie okoo mili od szlaku,
ktrym podali onierze i palankin Suroth. Nigdy dotd nie prbowaa robi nic dalej ni na
odlego wycignitego ramienia, uznaa jednak, e by moe potrafi.
- Nie wiem - przyznaa.
- Sprbuj - nakazaa jej Renna. - Poczuj to drzewo. Poczuj jego soki. ycz sobie, by
nie tylko je rozgrzaa, ale sprawia, by kada kropla we wszystkich gaziach w mgnieniu oka
przemienia si w par. Zrb to.
Egwene przeya szok, gdy odkrya w sobie silne pragnienie usuchania rozkazu
Renny. Od dwch dni nie tylko nie przenosia Mocy, ale nawet nie dotykaa saidara,
pragnienie wypenienia siebie jedyn Moc przyprawio j o dreszcz.
- Ja - w poowie jednego uderzenia serca odrzucia "tego nie zrobi", nie istniejce
prgi nadal pieky zbyt bolenie, by ju nie bya taka gupia - nie mog - zakoczya zamiast
tego. - Ono stoi za daleko, a poza tym nigdy przedtem czego takiego nie robiam.
Jedna z suldam zaniosa si ochrypym miechem, a Alwhin powiedziaa:
- Nigdy nawet nie prbowaa.
Renna nieomal ze smutkiem potrzsna gow.
- Jak czowiek dostatecznie dugo jest suldam zwrcia si do Egwene - to uczy si
orzeka rne rzeczy na temat damane nawet bez bransolety, natomiast dziki bransolecie
zawsze da si orzec, czy damane prbowaa przenosi. Nie wolno ci nigdy okamywa ani
mnie, ani adnej innej suldam, choby nawet o wos.
Nagle niewidzialne bicze wrciy, smagay po caym ciele. Gono krzyczc,
prbowaa zaatakowa Renn, jednake suldam niedbaym ruchem odtrcia jej pi, a Eg-
wene odczua to tak, jakby Renna uderzya j w rk kijem. Wbia pity w boki Beli, jednake
suldam tak mocno ciskaa smycz, e omal nie wyrwaa jej z sioda. Doprowadzona do biaej
gorczki signa do saidara, chcc tak zrani Renn, by przestaa, zada jej taki sam bl, jaki
jej zadano. Suldam zoliwie pokrcia gow, Egwene zawya, gdy znienacka poczua, e
poparzya wasn skr. Dopki nie ucieka cakowicie od saidara, piekcy bl nie sab, a
niewidzialne ciosy ani na moment nie ustay, ani nawet nie osaby. Usiowaa krzykn, e
sprbuje, ale potrafia tylko wrzeszcze jak optana i wykrca ciao to w jedn, to w drug
stron.
Mglicie zdawaa sobie spraw, e Min gniewnie pokrzykuje i prbuje podjecha do
jej boku, e Alwhin wydziera z rk Min wodze, e druga suldam mwi co ostrym tonem do
swojej damane, wpatrzonej w Min. I nagle Min te zacza krzycze, mcc przy tym
rkoma, jakby prbowaa osoni si przed razami albo przegoni atakujce j dami owady.
Sama rozdarta blem widziaa Min jakby z daleka.
Zdwojone okrzyki wystarczyy, by kilku onierzy obrcio si w siodach. Po jednym
spojrzeniu zaczli si mia i odwrcili z powrotem. Nie obchodziy ich metody jakimi
suldam traktoway damane.
Egwene wydawao si, e to ju trwa ca wieczno, ale wreszcie nastpi koniec.
Cakiem pozbawiona si opada na k sioda, z policzkami mokrymi od ez, wypakujc si w
grzyw Beli. Klacz raa niespokojnie.
- To dobrze, e masz w sobie ducha - owiadczya spokojnie Renna. - Najlepsze
damane to takie, ktre maj ducha nadajcego si do ksztatowania i formowania.
Egwene z caej siy zacisna powieki. Jake mocno aowaa, e nie moe zamkn
sobie rwnie uszu, by odgrodzi si od gosu Renny.
"Musz uciec. Musz, tylko jak? Nynaeve, pom mi. wiatoci, niech mi kto
pomoe".
- Bdziesz jedn z najlepszych - orzeka Renna tonem penym satysfakcji. Pogadzia
wosy Egwene niczym pani, ktra gaszcze swego psa.


Nynaeve wychylia si z sioda, by zajrze na drug stron zapory utworzonej z
kolczastych krzeww. Jej wzrok przykuy rzadko rosnce drzewa, niektre z listowiem o ju
odmienionej barwie. Dzielce je poacie trawy i niskich zaroli wyglday na puste. adnego
ruchu, tylko rzednca kolumna dymu, ktra unosia si z pnia drzewa skrzanego i chwiaa
pod naporem wiatru.
To drzewo to jej dzieo, podobnie jak byskawica przywoana z jasnego nieba i par
innych rzeczy, ktrych nawet nie miaa zamiaru prbowa, pki te dwie kobiety nie wyprbo-
way ich wczeniej na niej. Uznaa, e one pewnie jako z sob wsppracuj, mimo e nie
potrafia poj natury zwizku istniejcego midzy jedn a drug, najwyraniej poczonych z
sob smycz. Obrcz nosia tylko jedna, ale ta druga z ca pewnoci bya z ni zwizana.
Nynaeve nie miaa wtpliwoci, e albo jedna, albo obydwie, to Aes Sedai. Nie miaa okazji
przyjrze si im uwaniej, by dostrzec powiat powsta od przenoszenia Mocy, ale musiaa
si przecie pokaza.
"Nie odmwi sobie przyjemnoci opowiedzenia o nich Sheriam - pomylaa
zoliwie. - Wszak Aes Sedai nie uywaj Mocy w charakterze broni, nieprawda?"
Ona z pewnoci to zrobia. W kadym razie powalia obydwie kobiety uderzeniem
pioruna, widziaa te jednego onierza, czy raczej jego ciao, stajce w ogniu, gdy trafi we
stworzony przez ni piorun. Od jakiego jednak czasu aden z tych ludzi nie pojawi si w
zasigu wzroku.
Na czoo wystpiy jej paciorki potu, bdcego efektem nie tylko samego wyczerpania.
Kontakt z saidarem urwa si i nie potrafia go wznowi. W pierwszym napadzie furii, gdy
poja, e Liandrin je zdradzia, saidar pojawi si, zanim si poapaa, zalewajc j Jedyn
Moc. Czua, e potrafi zrobi wszystko. I dopki j cigali, dopty rozgrzewaa j
wcieko, e poluj na ni jak na zwierz. Pogo ju ustaa. Im duej jechaa nie widzc
wroga, ktrego moga zaatakowa, tym bardziej zaczynaa si niepokoi, e mog napa na
ni z ukrycia, i tym wicej miaa czasu, by martwi si o Egwene, Elayne i Min. Obecnie
musiaa si przyzna, e najsilniej czuje strach. Strach o nie, strach o siebie sam.
Potrzebowaa gniewu.
Co poruszyo si za drzewem.
Oddech uwiz jej w gardle i zacza gorczkowo szuka saidara, ale wszystkie
wiczenia; ktrych nauczyy j Sheriam i inne Aes Sedai, wszystkie pczki rozkwitajce w
umyle, wszystkie wyimaginowane strumienie, ktre obejmowaa ramionami, jakby to byy
brzegi, nie przyniosy adnego podanego rezultatu. Wiedziaa, e ono tam jest, czua
rdo, ale za nic nie moga go dotkn.
Zza drzewa wysza Elayne, ostronymi, skradajcymi si krokami, i Nynaeve
odetchna z ulg. Suknia dziedziczki tronu bya brudna i podarta, zote loki stanowiy jedn
pltanin kotunw i lici, a rozbiegane oczy byy tak wielkie jak u przestraszonego jelonka,
trzymaa jednak swj sztylet z krtkim ostrzem pewn rk. Nynaeve podniosa wodze i
wyjechaa na otwart przestrze.
Elayne drgna konwulsyjnie, przyoy do do garda i zrobia gboki wdech.
Nynaeve zsiada z konia i obydwie uciskay si, pocieszajc si tym wzajem.
- Przez chwil - powiedziaa Elayne, gdy wreszcie si rozczyy - mylaam, e ty...
Wiesz moe, gdzie jestemy? cigao mnie dwch ludzi. Jeszcze kilka minut i byliby mnie
dopadli, ale rozleg si dwik rogu, wtedy zawrcili i pogalopowali w przeciwn stron.
Widzieli mnie, Nynaeve, a zwyczajnie odjechali.
- Ja te syszaam ten rg i od tego czasu nikogo ju nie widziaam. Czy spotkaa
moe Egwene albo Min?
Elayne potrzsna przeczco gow i opada na kolana, by przysi na ziemi.
- Nie, odkd... Tamten czowiek uderzy Min, powali j na ziemi. A jedna z kobiet
prbowaa zaoy co Egwene na szyj. Tyle zdyam zobaczy, zanim uciekam. Moim
zdaniem, im nie udao si uciec, Nynaeve. Powinnam bya co zrobi. Min ugodzia noem
do, ktra mnie trzymaa, a Egwene... Po prostu uciekam, Nynaeve. Zrozumiaam, e jestem
wolna i biegam. Matka powinna wyj za Garetha Brynea i jak najszybciej urodzi jeszcze
jedn crk. Nie nadaj si do zasiadania na tronie.
- Nie zachowuj si jak g - skarcia j Nynaeve. - Pamitaj, e mam wrd swoich
zi paczuszk z baranim jzykiem.
Elayne ukrya twarz w doniach, nie zareagowaa na drwin nawet mrukniciem.
- Posuchaj mnie, dziewczyno. Czy widziaa, abym ja zostaa i wdaa si w walk z
dwudziestoma albo nawet trzydziestoma uzbrojonymi mczyznami, nie wspominajc ju o
Aes Sedai? Gdyby czekaa, pewnie ju by ci schwytali. O ile zwyczajnie nie zabili. Z
jakiego powodu wyranie interesowali si Egwene i mn. Mogo ich wcale nie obchodzi,
czy jeste ywa czy martwa.
"Dlaczego oni interesowali si Egwene i mn? Czemu wanie nami? Dlaczego
Liandrin to zrobia? Dlaczego?"
Podobnie jak wtedy, gdy po raz pierwszy zadaa sobie te pytania, nie znalaza
odpowiedzi.
- Gdybym zgina, prbujc im pomc... - zacza Elayne.
- ... to byaby martwa. Niewiele dobrego by z tego wyniko ani dla ciebie, ani dla
nich. A teraz wsta na nogi i otrzep sukni. - Nynaeve zacza grzeba w swojej sakwie w
poszukiwaniu szczotki. - I popraw wosy.
Elayne wstaa powoli i przyja szczotk, miejc si cicho.
- Mwisz zupenie jak Lini, moja stara piastunka. Zacza rozczesywa wosy,
krzywic si przy rozpltywaniu kotunw. - Ale jak my im pomoemy, Nynaeve? Ty jeste
moe tak silna jak pena siostra, gdy si zezocisz, ale oni te maj kobiety, ktre potrafi
przenosi. Jako nie chce mi si wierzy, e to Aes Sedai, ale cakiem moliwe, e tak jest.
Nawet nie wiemy, w ktrym kierunku je wywieli.
- Na zachd - odpara Nynaeve. - Ta potworna Suroth wspomniaa o Falme na Gowie
Tomana, to punkt wysunity najdalej na zachd. Pojedziemy do Falme. Mam nadziej, e
Liandrin tam jest. Ju ja dopilnuj, by przeklinaa dzie, gdy jej matka po raz pierwszy
spojrzaa na jej ojca. Uwaam jednak, e najpierw powinnymy znale jakie ubranie typowe
dla wiejskich okolic. Widziaam w Wiey kobiety z Tarabonu i Domanu, to, co one nosz
zupenie nie przypomina tego, co my mamy na sobie. Bdziemy wyrniay si w Falme jako
cudzoziemki.
- Mnie suknia z Doman nie przeszkodzi, cho pewnie matka dostaaby histerii, gdyby
mnie w takiej zobaczya, a Lini nie wysuchaaby mnie nawet do koca, lecz c, jeli
znajdziemy jak wie, to za co kupimy nowe suknie? Nie mam pojcia, ile masz pienidzy,
ale ja mam tylko dziesi zotych marek i pewnie dwa razy tyle w srebrze. Przeyjemy za to
jakie dwa albo trzy tygodnie, ale nie wiem, co zrobimy potem.
- Kilka tygodni przeytych jako nowicjuszka w Tar Valon - powiedziaa ze miechem
Nynaeve - nie pomogo, by przestaa myle jak dziedziczka tronu. Nie mam nawet dziesitej
czci tego co ty, ale dziki temu, co mamy razem, przeyjemy wygodnie dwa albo trzy
miesice. Duej, jeli bdziemy oszczdne. Nie mam zamiaru kupowa sukien, a zreszt one
nie mog by nowe. Moja suknia z szarego jedwabiu, dziki tym wszystkim perom i zotej
nitce, przyniesie nam sporo poytku. Jeli nie znajd kobiety, ktra zechce nam odda w
zamian za ni ze dwch albo trzech porzdnych ubra na zmian, to ofiaruj ci ten piercie i
zostan nowicjuszk.
Wychylia si z sioda i podaa Elayne rk, by wcign j na grzbiet konia.
- Co zrobimy, gdy wreszcie dojedziemy do Falme? spytaa Elayne, usadowiona ju na
zadzie klaczy.
- Tego nie bd wiedziaa, dopki si tam nie znajdziemy. - Nynaeve umilka,
zatrzymujc konia. - Jeste pewna, e chcesz tego? To bdzie niebezpieczne.
- Bardziej niebezpieczne ni dla Egwene i Min? One by za nami pojechay, gdyby
sytuacja bya odwrotna. Jestem o tym przekonana. Mamy zamiar siedzie tu cay dzie?
Elayne zamachaa pitami i klacz ruszya z miejsca.
Nynaeve pokierowaa ni w taki sposb, by soce, ktre jeszcze nie osigno zenitu,
wiecio im w plecy.
- Bdziemy musiay by bardzo ostrone. Znajome nam Aes Sedai potrafi rozpozna
kobiet, ktra umie przenosi, jeli tylko znajd si w odlegoci wycignitego ramienia. By
moe tutejsze Aes Sedai bd potrafiy wyuska nas z tumu, o ile bd nas szukay, wic
lepiej przyj zaoenie, e to nam grozi.
"Oni z ca pewnoci szukali Egwene i mnie. Tylko dlaczego?"
- Tak, ostrone. Przedtem te miaa racj. Nie przydamy si im na nic, jeli te damy
si zapa. - Elayne milczaa przez chwil. - Czy mylisz, e to wszystko byy kamstwa,
Nynaeve? Gdy Liandrin mwia, e Randowi grozi niebezpieczestwo? A take innym
chopcom? Aes Sedai nie kami.
Na Nynaeve przypada teraz kolej, by zamilkn, przypomniaa jej si Sheriam
opowiadajca o przysigach, ktrymi zwizywano kobiety szkolone na pene siostry, przy-
sigach skadanych we wntrzu terangreal, zobowizujcego do ich dotrzymania.
"Nie wymawia ani jednego sowa, ktre nie jest prawd".
To byo jedno, ale przecie kady wiedzia, e prawda Aes Sedai nie zawsze jest tym,
czym si wydaje.
- Podejrzewam, e w tej chwili Rand wygrzewa sobie nogi przed kominkiem lorda
Agelmara - powiedziaa.
"Nie mog si teraz nim przejmowa. Musz myle o Egwene i Min".
- Te tak myl - odpara Elayne z westchnieniem. Przesuna si za siodo. - Jeli do
Falme jest bardzo daleko, Nynaeve, to sdz, e poow drogi bd musiaa jecha w siodle.
To siedzenie nie jest najwygodniejsze. W yciu nie dotrzemy do Falme, jeli pozwolisz temu
koniowi, by cay czas sam wybiera krok.
Nynaeve uderzeniami butw przymusia rumaka do szybkiego cwau, Elayne jkna i
uczepia si jej paszcza Nynaeve przyrzeka sobie, e te usidzie za siodem, nie narzekajc,
gdy Elayne zmusi klacz do galopu, ale zasadniczo lekcewaya gone jki podskakujcej za
jej plecami. Za bardzo pochona j nadzieja, e zanim dotr do Falme, przestanie si ba, a
zacznie si zoci.
Wiatr nabra wieoci, chodny i rzeki zapowiada nad chodzce zimno.
ROZDZIA 18
NIEPOROZUMIENIA
Po szaroniebieskim, popoudniowym niebie przetoczy si grom. Rand nacign na
czoo kaptur paszcza w nadziei, e to go przynajmniej cho troch osoni przed chodnym
deszczem. Rudy wytrwale lawirowa midzy botnistymi kauami. Przesiknity wod kaptur
oblepi Randowi gow, podobnie jak paszcz ramiona, a paradny, czarny kaftan by rwnie
mokry i zimny. Temperatura raczej nie moga ju spa niej, zanim zamiast deszczu spadnie
nieg czy grad. Niebawem znowu mia spa nieg, ludzie z wioski, ktr po drodze minli,
mwili, e tego roku pada ju dwukrotnie. Cay dygota, aujc nieledwie, e nie pada teraz.
Przynajmniej nie przemoczyby go do goej skry.
Kolumna brna mozolnie naprzd, przepatrujc bacznie pofadowany teren. Szara
Sowa Ingtara zwisaa ciko nawet wtedy, gdy d wiatr. Hurin czasami zsuwa z gowy
kaptur, by wcha powietrze, twierdzi, e ani deszcz, ani zib nie maj adnego wpywu na
trop, z pewnoci nie na ten trop, ktrego on szuka, ale jak dotd niczego nie znalaz. Rand
usysza, jak jadcy za nim Uno klnie cicho. Loial stale sprawdza swoje sakwy, wyranie mu
nie przeszkadzao, e sam jest przemoczony, ale bezustannie troska si o stan swoich ksiek.
Wszyscy byli przygnbieni, z wyjtkiem Verin, ktra tak si zatopia we wasnych mylach,
e nawet nie zauwaya, gdy spad jej z gowy kaptur i twarz zostaa wystawiona na deszcz.
- Czy nie moesz czego z tym zrobi? - pyta j natarczywie Rand. Jaki cichy gos,
gdzie w zakamarku umysu, podszeptywa mu, e sam przecie mgby. Wystarczyo tylko
wzi saidina w objcia. Sodko nawoujcego saidina. Napeni si Jedyn Moc, sta si
jednym z burz. Rozwietli nieba sonecznymi promieniami albo dosi grzbietu nawanicy
i przejecha si na niej, takiej rozszalaej, wychosta j tak, by wpada w jeszcze wiksz
furi i grasowa po caej Gowie Tomana, od morza do rwniny. Wzi saidina w objcia.
Bezlitonie stumi t tsknot.
Aes Sedai wzdrygna si.
- Co? Ach. By moe. Odrobin. Nie mogabym zatrzyma tak wielkiej burzy, nie
sama, szaleje na zbyt wielkim obszarze, ale mogabym j troch osabi. Przynajmniej w
miejscu, w ktrym si znajdujemy. - Otara krople deszczu z twarzy, jakby dopiero teraz
zauwaya, e kaptur spad jej z gowy i roztargnionym ruchem nacigna go z powrotem.
- No to czemu tego nie zrobisz? - spyta Mat. Drca twarz wyzierajca spod kaptura
naleaa do czowieka, ktry stoi na progu mierci, ale gos brzmia rzeko.
- Bo gdybym uya takiej iloci Jedynej Mocy, to kada Aes Sedai znajdujca si
bliej nas ni w promieniu dziesiciu mil, wiedziaaby, e kto przenosi. Nie chc ciga
nam na gowy Seanchan z ich dawane. - Gniewnie zacisna usta.
W tamtej wiosce, zwanej Mynem Atuana, dowiedzieli si nieco na temat najedcw,
aczkolwiek to, co usyszeli raczej rodzio nowe pytania, zamiast odpowiedzie na stare.
Ludzie paplali jak najci w jednej chwili, a w nastpnej zamykali usta, dreli i ogldali si
przez rami. Wszyscy trzli si ze strachu, e Seanchanie powrc z ich monstrami i dawane.
Te kobiety, pojmane na smycz jak jakie zwierzta, zamiast by Aes Sedai, przeraay
wieniakw jeszcze bardziej ni dziwaczne stworzenia, ktrymi wadali Seanchanie, stwory,
ktre mieszkacy Mynu Atuana potrafili jedynie opisa szeptem jako zjawy ze zego snu. A
ju najgorsze z wszystkiego byy te kary, ktre dla przykadu Seanchanie wymierzyli przed
swym odjazdem, ich wspomnienie wci przejmowao ludzi dreszczem do szpiku koci.
Pogrzebali ju zmarych, ale bali si usun wielki obszar spalenizny na wiejskim placu. Nikt
nie chcia powiedzie, co si tam stao, ale Hurin zwymiotowa w chwili, gdy wjechali do
wioski i za nic nie chcia si zbliy do sczerniaej ziemi.
Myn Atuana by w poowie opuszczony. Jedni uciekli do Fahne, mylc, e
Seanchanie nie bd tacy brutalni w miecie, ktre twardo okupowali, inni udali si na
wschd. Pozostali rwnie si nad tym zastanawiali. Na Rwninie Almoth toczyy si walki,
powiadano, e mieszkacy Tarabon bij si z ludmi z Arad Doman, lecz poary, ktre
trawiy domostwa i zagrody, wzniecay pochodnie trzymane ludzk rk. atwiej byo stawi
czoo wojnie ni temu, co zrobili Seanchanie, temu, co mogli zrobi.
- Dlaczego Fain przywiz Rg tutaj? - mrukn Perrin.
To pytanie zadawa co jaki czas kady z nich, nikt jednak nie wpad na adn
odpowied.
- Tu toczy si wojna, a poza tym s Seanchanie i ich potwory. Czemu wic tutaj?
Ingtar obrci si w siodle, by spojrze na nich. Mia twarz nieomal tak samo
wyndznia jak Mat.
- Zawsze znajd si tacy, ktrzy w wojennym chaosie widz szans zyskania czego.
Fain naley do takich. Bez wtpienia chce znowu wykra Rg, tym razem Czarnemu, i
wykorzysta go z korzyci dla siebie.
- Plany ojca kamstw nigdy nie s proste - powiedziaa Verin. - Cakiem moliwe, e
on chce, by Fain przywiz tutaj Rg dla powodw znanych tylko w Shayol Ghul.
- Monstra - parskn Mat.
Mia zmizerowane policzki i zapadnite oczy, a fakt, e mwi, jak zdrowy czowiek,
dodatkowo pogarsza ten obraz.
- Zobaczyli trolloki albo jakiego pomora, jeli kto chciaby zna moje zdanie. No bo
czemu nie? Skoro Seanchanie potrafili zmusi Aes Sedai, by dla nich walczyy, to czemu nie
trolloki i pomory? - Widzc spojrzenie Verin, zacz si wycofywa. - No bo przecie to one,
wzite albo nie wzite na smycz. Potrafi przenosi, a wic s Aes Sedai. - Zerkn na Randa i
zanis si chrapliwym miechem. - Ty przecie te jeste Aes Sedai, wiatoci da pom
nam wszystkim.
Z naprzeciwka przygalopowa do nich Masema, przez boto i nieustajcy deszcz.
- Przed nami nastpna wioska, mj panie - powiedzia, podjedajc do Ingtara. -
Opustoszaa, mj panie. Ani wieniakw, ani Seanchan, w ogle nikogo. Domy wygldaj na
nietknite, prcz dwch albo trzech, ktre... c, one przestay istnie, mj panie.
Ingtar podnis pi i da znak przejcia w cwa.
Wioska znaleziona przez Masem leaa na zboczach wzgrza, brukowany plac na
samym szczycie otacza krg kamiennego muru. Wszystkie domy zbudowane byy z ka-
mienia, miay paskie dachy i rzadko kiedy skaday si z wicej ni jednego pitra. Trzy,
niegdy wiksze, stojce rzdem przy placu, przemieniy si w sterty poczerniaego gruzu, po
caym placu walay si kamienne odpryski i belki dachowe. Podmuch wiatru wywoa omot
nielicznych okiennic.
Ingtar zsiad z konia przed jedynym duym budynkiem, ktry nie lea w gruzach.
Trzeszczca tablica nad drzwiami przedstawiaa kobiet onglujc gwiazdami, ale nie bya
podpisana; deszcz rozbryzgiwa si na rogach i cieka dwoma jednostajnymi strumykami.
Verin popiesznie wbiega do rodka, a tymczasem Ingtar wydawa rozkazy.
- Uno, przeszukaj wszystkie domy. Jeli kto w nich zosta, to moe nam powie, co si
tu stao i moe co wicej o tych Seanchanach. Przynie te jedzenie, jeli jakie znajdziesz. I
koce.
Uno skin gow i zacz odprawia swoich ludzi. Ingtar zwrci si do Hurina.
- Co czujesz? Czy by tu Fain?
Hurin potrzsn gow, pocierajc nos.
- Jego tu nie byo, mj panie, ani te trollokw. Ale ten, kto to zrobi, zostawi po
sobie smrd. - Wskaza ruiny domw. - Tu by mord, mj panie. Tam byli ludzie.
- Seanchanie - warkn Ingtar. - Wejdmy do rodka. Ragan znajd co, co si nada na
stajnie dla koni.
Verin rozpalia ju ogie w dwch wielkich kominkach, znajdujcych si po
przeciwlegych stronach gwnej izby i ogrzewaa rce przy jednym z nich, z przemoczonego
paszcza rozpostartego na stole ciekay na podog krople wody. Znalaza te kilka wiec,
pony na stole, umocowane we wasnym wosku. Byo pusto i cicho, wyjwszy sporadyczne
pomruki grzmotw, ktre w poczeniu z roztaczonymi cieniami nadaway temu miejscu
atmosfer jaskini. Rand rzuci swj rwnie mokry paszcz wraz z kaftanem na st i przy-
czy si do niej. Jedynie Loial wyglda na bardziej zainteresowanego stanem swych ksiek
ni ogrzaniem si.
- W ten sposb nigdy nie znajd Rogu Valere stwierdzi Ingtar. - Trzy dni odkd...
odkd tu przybylimy - zadygota i przejecha doni po wosach; Rand bardzo by ciekaw, co
Shienaranin widzia w swych innych ywotach - jeszcze co najmniej dwa dziel nas od Falme,
a my nie znalelimy nawet wosa Faina ani Sprzymierzecw Ciemnoci. Na wybrzeu
znajduj si dziesitki wiosek. Mg pojecha do kadej z nich i do tej pory wsi ju na
jaki statek. O ile kiedykolwiek tu by.
- On tu jest - odpara spokojnie Verin - i pojecha do Falme.
- On tu na pewno jest - doda Rand.
"Czeka na mnie. Bagam, wiatoci, niech on dalej czeka".
- Hurin nie znalaz nawet najsabszego ladu jego zapachu - powiedzia Ingtar.
Wszyciel wzruszy ramionami, jakby sam czu si winny niepowodzeniu.
- Po co miaby wybra Falme? Jeli naley wierzy tym wieniakom, Falme znajduje
si w rkach Seanchan. Oddabym swego najlepszego ogara, by si dowiedzie, kim s i skd
si wzili.
- To dla nas niewane, kim s. - Verin uklka i otworzya sakwy, wycigajc z nich
such odzie. Przynajmniej mamy izby, w ktrych moemy si przebra, cho niewielki
bdzie z tego poytek, jeli pogoda si nie zmieni. Ingtar, cakiem moliwe, e ci wieniacy
mwili prawd, twierdzc, e to potomkowie powracajcej armii Artura Hawkwinga. Wane,
e Padan Fain pojecha do Falme. W napisach na cianach lochw w Fal Dara...
- ... nie byo wzmianki o Fainie. Wybacz mi, Aes Sedai, ale z rwn atwoci mg to
by podstp, a nie ciemne proroctwo. Moim zdaniem, nawet trolloki nie byyby tak gupie, by
zdradzi nam swe zamiary przed ich spenieniem.
Wykrcia szyj, by spojrze na niego.
- A co zrobisz, jeli nie skorzystasz z mej rady?
- Mam zamiar odzyska Rg Valere - odpar stanowczym tonem Ingtar. - Wybacz mi,
ale przedkadam wasne przeczucia nad sowa nagryzmolone przez trolloka...
- Najpewniej Myrddraala - mrukna Verin, ale on nawet na moment nie umilk.
- ... albo Sprzymierzeca Ciemnoci, ktry rzekomo sam si zdradzi. Mam zamiar
przetrzsa cay ten kraj, dopki Hurin nie wywszy tropu albo nie znajdziemy samego Faina.
Musz mie Rg, Verin Sedai. Musz!
- To nie tak - wtrci cicho Hurin. - Nie "musz". Bdzie, co ma by.
Nikt nie powici mu najmniejszej uwagi.
- Wszyscy musimy - burkna Verin, przegldajc zawarto sakwy - ale niektre
rzeczy s jeszcze waniejsze.
Nic ju nie dodaa, ale Rand skrzywi si. Z caej siy pragn uciec od niej, a take od
jej ponagle i aluzji.
"Nie jestem Smokiem Odrodzonym. wiatoci, jak ja bym chcia rozsta si na
zawsze z Aes Sedai".
- Ingtar, ja chyba zaraz pojad do Falme. Fain tam jest, jestem tego pewien, a jeli nie
znajd si tam jak najszybciej, to on co zrobi, eby zaszkodzi Polu Emonda.
W ogle do tej pory o tym nie wspomina.
Wszyscy wbili w niego wzrok, Mat i Perrin z marsami na czoach, co jednak mimo
zdenerwowania rozwaali, Verin z tak min, jakby wanie znalaza brakujcy kawaek
ukadanki. Loial wyglda na zdumionego, a Hurin na zdezorientowanego. Ingtar otwarcie nie
dowierza.
- Po co miaby to robi? - spyta Shienaranin.
- Nie wiem - odpar Rand - ale tak brzmiaa cz wiadomoci, ktr zostawi dla mnie
u Barthanesa.
- A czy Barthanes powiedzia, e Fain jedzie do Falme? - dopytywa si napastliwym
tonem Ingtar. - Nie. To zreszt nie miaoby znaczenia. - Zamia si pospnie. - Kamstwa dla
Sprzymierzecw Ciemnoci s czym rwnie naturalnym jak oddychanie.
- Rand - powiedzia Mat - gdybym wiedzia, jak nie dopuci, by Fain zaszkodzi Polu
Emonda, to bym to zrobi. Gdybym by pewien, e on ma taki zamiar. Ale ja musz odzyska
sztylet, Rand, a najwiksze szanse na jego znalezienie ma Hurin.
- Pojad wszdzie, gdzie ty, Rand - oznajmi Loial. Skoczy ju sprawdza, czy jego
ksiki s suche i wanie zdejmowa przemoczony paszcz. - Nie rozumiem jednak, w jaki
sposb kilka dodatkowych dni miaoby teraz co zmieni. Sprbuj cho raz nie dziaa
pochopnie.
- Dla mnie to bez znaczenia, czy pojedziemy do Falme teraz, pniej, czy nigdy -
powiedzia Perrin, wzruszajc ramionami - ale skoro Fain naprawd zagraa Polu Emonda...
c, Mat ma racj. Najlepiej szuka go przy pomocy Hurma.
- Potrafi go odszuka, lordzie Rand - wtrci Hurin. - Niech tylko wyniucham jego
trop, a zawiod was prosto do niego. Nikt inny nie zostawia takich ladw jak on.
- Sam musisz dokona wyboru, Rand - powiedziaa dyplomatycznie Verin - ale
pamitaj, e Falme jest w rkach najedcw, o ktrych nadal nic prawie nie wiemy. Jeli
udasz si do Falme w pojedynk, to nie wiedzc nawet kiedy, moesz dosta si do niewoli,
albo jeszcze gorzej, a z tego nie bdzie adnego poytku. Jestem przekonana, e kady wybr,
jakiego dokonasz, bdzie suszny.
- Ta veren - zagrzmia Loial.
Rand wyrzuci rce w gr.
Z placu wrci Uno, otrzsn ociekajcy wod paszcz.
- Nie dao si znale ani jednej duszy, mj panie. Wyglda mi na to, e uciekli jak
stado wi rozpdzonych batem. Znikn cay ywy inwentarz, nie ma te ani jednej cholernej
fury albo wozu. Z poowy domw zostay tylko ndzne posadzki. Stawiam cay od za
przyszy miesic, e mona ich tropi po tych cholernych meblach, ktre rzucali na pobocze
drogi, gdy pojli, e one tylko obciaj te ich przeklte wozy.
- A co z ubraniami? - spyta Ingtar.
Zaskoczony Uno zamruga swym jedynym okiem.
- Same szmaty i achmany, mj panie. Gwnie to, co ci przeklci uznali za niewarte
zabrania.
- Bd musiay wystarczy. Hurin, zamierzam przebra ciebie i innych za tutejszych,
tylu, ilu si uda, ebycie si nie wyrniali. Pjdziecie krgiem, na pnoc i poudnie, dopki
nie przetniecie tropu.
Do rodka wchodzili inni onierze, zbierali si wok Ingtara i Hurina, by sucha
polece.
Rand wspar rce o gzyms nad kominkiem i wpatrywa si w pomienie. Przypomniay
mu si oczy Ba alzamona.
- Czasu jest niewiele - powiedzia. - Czuj... e co cignie mnie do Falme i e czasu
jest mao. - Zauway, e Verin go obserwuje, wic doda opryskliwie: - Nie tak. Musz
znale Faina. To nie ma nic wsplnego z... tym.
Verin skina gow.
- Koo obraca si tak, jak chce, a my wszyscy jestemy wpleceni do Wzoru. Fain
przyby tu wiele tygodni przed nami, by moe miesicy. Kilka dodatkowych dni niewiele
zmieni w tym, co musi si wydarzy.
- Id si przespa - mrukn, podnoszc sakw. Chyba nie mogli zabra wszystkich
ek.
Na grze rzeczywicie znalaz ka, ale tylko na nielicznych leay materace, tak
zreszt zniszczone, e uzna podog za miejsce znacznie wygodniejsze do spania. W kocu
wyszuka ko, na ktrym materac tylko zapada si na samym rodku. Oprcz niego w izbie
nie byo nic poza jednym drewnianym krzesem i kulawym stoem.
Zdj mokre ubranie, a poniewa nie znalaz ani pocieli, ani nawet kocy, wic przed
pooeniem si woy such koszul i spodnie, miecz opar przy wezgowiu ka. Z we-
wntrzn przekor pomyla, e jedyna sucha rzecz, jak mgby si okry, to sztandar
Smoka, zostawi go jednak bezpiecznie ukryty w sakwie.
Krople deszczu bbniy o dach, gdzie w grze zadudni grom, co jaki czas okno
rozjaniaa byskawica. Cay dygota i przewraca si z boku na bok w poszukiwaniu jakiej
wygodniejszej pozycji, medytujc, czy jednak nie uy sztandaru jako koca i czy powinien
jecha do Falme.
Przewrci si na drugi bok, a tam obok krzesa sta Baalzamon, w rkach trzyma
rozpostarty, lnicy najczystsz biel sztandar Smoka. Wydawao si, e ta cz izby
pociemniaa, jakby Baalzamon sta na skraju chmury oleistoczarnego dymu. Twarz
przecinay mu ledwie wygojone blizny po oparzeniach, a gdy Rand przyjrza si uwaniej,
czarne jak wgiel oczy znikny na chwil, a w ich miejscu pojawiy si niezgbione jaskinie
ognia. U jego stp leaa sakwa Randa, z odpitymi sprzczkami, klapa kieszeni kryjcej
sztandar bya odchylona.
- Ten moment jest ju coraz bliszy, Lewsie Therinie. Tysic mocno napitych
wtkw wkrtce oplcze ci i schwyta w puapk, wczy w bieg wydarze, ktrych nie
potrafisz zmieni. Obd. mier. Czy przed mierci zabijesz raz jeszcze wszystko, co
kochasz?
Rand zerkn na drzwi i usiad na brzegu ka, nie wykonujc adnego innego ruchu.
Gdzie sens w prbie ucieczki przed Czarnym? W gardle czu smak piasku.
- Nie jestem Smokiem, ojcze kamstw! - wychrypia.
Baalzamon rykn miechem, powodujc, e otaczajca go ciemno zacza si
kbi, a z palenisk rozleg si przeraliwy huk.
- Zaszczycasz mnie. A siebie nie doceniasz. Zbyt dobrze ci znam. Tysic razy
stawaem z tob do walki. Tysic razy po tysickro. Znam ci na wskro, cznie z tw nie-
szczsn dusz, Lewsie Therinie, zabjco rodu.
Znowu rykn miechem, Rand musia przyoy do do twarzy, by j osoni przed
arem bijcym z poncych ust.
- Czego chcesz? Nie bd ci suy. Nie zrobi nic, czego chcesz ode mnie. Pierwej
umr!
- Umrzesz, robaku! Ile razy umierae przez wieki, gupcze, i jak miae korzy ze
mierci? Grb to zimno i samotno, nie wspominajc robakw. Ten grb naley do mnie.
Tym razem ju si nie odrodzisz. Tym razem Koo Czasu zostanie zamane, a wiat
stworzony na nowo, na podobiestwo Cienia. Tym razem twa mier bdzie trwaa zawsze!
Co wybierasz? Ostateczn mier? Czy wieczne ycie i wadz!
Rand ledwie zauway, e wstaje. Pustka bya ju wczeniej, pojawi si saidin,
napyna Jedyna Moc, omal nie miadc skorupy pustki. Jawa to bya czy sen? Czyby
potrafi przenosi podczas snu? Rwcy potok zmit wszystkie wtpliwoci. Cisn ni w
Baalzamona, cisn czyst Jedyn Moc, si, ktra obracaa Koem Czasu, si, od ktrej
morza staway w ogniu, si, ktra poeraa gry.
Baalzamon cofn si o p kroku, kurczowo przyciskajc do siebie sztandar.
Pomienie w jego wielkich oczach i ustach zaczy skaka, ciemno pada na niego niczym
cie. Wanie Cie. Moc zatopia si w tej czarnej mgle i znikna, wsikna w ni niczym
woda w spieczony piach.
Rand wchania saidina, czerpa coraz wicej. Ciao wydawao si tak lodowate, jakby
miao si roztrzaska od najlejszego dotknicia, tak rozpalone, jakby miao si wygotowa.
Czu, e jego koci rozsypi si wnet na zimny, krystaliczny popi. Nie przej si - to
przypominao spijanie samego ycia.
- Gupcze! - rykn Baalzamon. - Unicestwisz siebie!
"Mat".
Ta myl unosia si gdzie poza granicami trawicej go powodzi.
"Sztylet. Rg. Fain. Pole Emonda. Jeszcze nie mog umrze".
Nie bardzo wiedzia, jak tego dokona, ale Moc znikna nagle, a wraz z ni saidin i
pustka. Wstrzsany drgawkami, pad na kolana obok ka, obejmujc si ramionami w pr-
nym wysiku pohamowania drenia.
- Tak lepiej, Lewsie Therinie. - Baalzamon cisn sztandar na podog i uoy rce na
oparciu krzesa, spomidzy jego palcw uniosy si smugi dymu. Ju nie otula go cie. - Oto
twj sztandar, zabjco rodu. Przysporzy ci wiele dobra. Przycigny ci tu tysice sznurkw,
uwizywanych do ciebie przez tysice lat. Dziesi tysicy, tkanych przez cae wieki, ktre
krpuj ci niczym owc przeznaczon na rze. Wiek za wiekiem samo Koo czynio ci
winiem wasnego losu. Ale ja mog ci uwolni. Ty tchrzliwy kundlu, tylko ja na caym
wiecie mog ci nauczy wadania Moc. Tylko ja mog nie dopuci, by ci zabia, nim uda
ci si popa w obd. Tylko ja mog ci uratowa przed obkaniem. Suye mi ju kiedy.
Su mi znowu, Lewsie Therinie, albo na zawsze zostaniesz zniszczony!
- Nazywam si - wydusi Rand przez szczkajce zby - Rand alThor.
Drenie zmusio go do zamknicia oczu, a kiedy na powrt je otworzy, by sam.
Baalzamon znikn. Cie znikn. Sakwa staa obok krzesa, z zapitymi
sprzczkami, z bokiem wybrzuszonym przez sztandar Smoka, tak jak j zostawi. Ale nad
oparciem krzesa wci unosiy si smugi dymu, z wypalonych w ksztacie palcw ladw.
ROZDZIA 19
FALME
Na widok dwch kobiet zczonych srebrn smycz, wdrujcych brukowan ulic w
stron portu Falme, Nynaeve wepchna Elayne w wsk alejk midzy sklepem kupca
bawatnego i warsztatem garncarskim. Nie odwayy si znale za blisko tej pary.
Przechodnie ustpowali im z drogi jeszcze pieszniej ni seanchaskim onierzom albo
sporadycznie pojawiajcym si palankinom wielmonych, od czasu, gdy nastay chodne dni
zaopatrzonych w sute zasony. Nawet uliczni artyci nie proponowali, e wykonaj im portret
kred albo owkiem, mimo e nagabywali wszystkich pozostaych. Nynaeve zacisna usta,
odprowadzajc wzrokiem gince w tumie suldam i damane. Takie widoki wci
przyprawiay j o mdoci, mimo wielu tygodni spdzonych w miecie. Moe nawet mdlio j
od nich coraz silniej. Nie umiaa sobie wyobrazi, by sama moga zrobi co takiego drugiej
kobiecie, nawet gdyby to bya Moiraine albo Liandrin.
"C, moe Liandrin" - pomylaa mciwie.
Niekiedy noc, w wynajtej przez nie malekiej, cuchncej izdebce nad sklepem
rybnym, zastanawiaa si, co miaaby ochot zrobi Liandrin, gdyby ta wpada w jej rce.
Bardziej nawet Liandrin ni Suroth. Nieraz wasne okruciestwo j szokowao, nawet jeli
zachwycao pomysowoci.
Starajc si nie straci z oczu tej pary, zauwaya jednoczenie wychudego
mczyzn, stojcego spory kawaek dalej na ulicy, zanim ruchliwa ciba go nie skrya.
Zdya tylko dostrzec bysk wielkiego nosa na tle pocigej twarzy. Na zwyke odzienie
narzucon mia szat z grubego, brzowego aksamitu, uszyt na seanchask mod, uznaa
jednak, e nie jest Seanchaninem, aczkolwiek by nim towarzyszcy mu sucy, sucy
wysokiej rangi, z jedn skroni wygolon. Miejscowi nie zaadaptowali shienaraskich
obyczajw, szczeglnie tego.
"Wyglda jak Padan Fain - pomylaa z niedowierzaniem. - To niemoliwe. Nie
tutaj".
- Nynaeve - szepna Elayne - czy mogybymy ju std pj? Ten jegomo
handlujcy jabkami patrzy na swj st takim wzrokiem, jakby mu si wydawao, e jeszcze
kilka chwil temu mia ich wicej. Nie chc, by zacz docieka, co mam w kieszeniach.
Obydwie miay na sobie dugie paszcze uszyte z owczych skr, wywinite futrem do
rodka, z wyhaftowanymi na piersi jasnoczerwonymi spiralami. Nosili takie wieniacy, wic
nie rzucay si w oczy w Falme, do ktrego przybyo wielu mieszkacw farm i wiosek. W
tak rzesz obcych obydwie mogy si wtopi nie zauwaone. Nynaeve rozplota warkocz, a
zoty piercie, w poerajcy ogon, znikn pod sukni, razem z grubym piercieniem Lana,
na rzemieniu zawizanym na szyi.
Ogromne kieszenie paszcza Elayne byy podejrzanie wybrzuszone.
- Ukrada te jabka? - sykna cicho Nynaeve, wycigajc Elayne na zatoczon ulic.
- Elayne, nie musimy kra. W kadym razie jeszcze nie teraz.
- Nie? A ile zostao nam pienidzy? Od kilku dni bardzo czsto bywasz "niegodna",
gdy nadchodzi pora posiku.
- No c, nie jestem godna - warkna Nynaeve, usiujc ignorowa pustk w
brzuchu. Wszystko kosztowao znacznie wicej ni si spodziewaa, syszaa, jak miejscowi
narzekali, e ceny mocno wzrosy wraz z przybyciem Seanchan. - Daj mi jedno.
Jabko, ktre Elayne wygrzebaa z kieszeni, byo mae i twarde, lecz gdy Nynaeve
wbia w nie zby, zachrzcio i zasmakowao wyborn sodycz. Zlizaa sok z warg.
- Jak ci si udao... - Gwatownie zatrzymaa Elayne i zajrzaa jej w twarz. - Czy ty...?
Czy ty...?
Nie wiedziaa, jak to powiedzie przy tym nieprzerwanym, ludzkim potoku, ale Elyne
zrozumiaa.
- Tylko troszk. Sprawiam, e sterta nadgniych melonw runa, a kiedy on zacz je
na nowo ukada...
Zdaniem Nynaeve, nie miaa w sobie nawet tyle poczucia przyzwoitoci, by si
zaczerwieni albo przynajmniej uda zawstydzon. Elayne beztrosko zabraa si za jedno z
jabek i wzruszya ramionami.
- Nie musisz tak krzywo na mnie patrze. Najpierw sprawdziam, czy w pobliu nie
ma jakiej damane. - Pocigna nosem. - Gdyby to mnie wzito do niewoli, nie
pomagaabym moim oprawcom w szukaniu innych kobiet, ktre mona zniewoli. Ale sdzc
po zachowaniu Falmeczykw, mona by pomyle, e od urodzenia su tym, ktrych
powinni uwaa za swych miertelnych wrogw. - Z wyran pogard popatrzya na ludzi
mijajcych ich piesznymi krokami. Nietrudno byo wyledzi drog, ktr poda jaki
Seanchanin, nawet prosty onierz, i to z bardzo daleka, dziki falom ukonw rozchodzcych
si po morzu ludzkich gw. - Powinni stawia opr. Powinni walczy.
- Jak? Z... tym?
Razem z innymi przechodniami musiay ustpi ze rodka ulicy na bok, poniewa od
strony portu pojawi si seanchaski patrol. Nynaeve zdoaa wykona ukon, przykadajc
donie do kolan, z naleycie gadkim obliczem. Elayne skonia si znacznie wolniej, z
grymasem niesmaku na ustach.
Patrol skada si z dwudziestu uzbrojonych mczyzn i kobiet, jadcych na koniach i
za to Nynaeve bya im wdziczna. Nie umiaa si przyzwyczai do widoku ludzi dosia-
dajcych stworze wygldem przypominajce pokryte brzowymi uskami, bezogoniaste koty,
natomiast na widok jedcw na grzbietach latajcych bestii czua zawroty gowy - bya rada,
e jest ich tak mao. Za patrolem biegy zreszt truchtem dwa pojmane na smycz stworzenia,
podobne do bezskrzydych ptakw o chropawej, grubej skrze, ostre dzioby znajdoway si w
wikszej odlegoci od bruku ni gowy onierzy, zakute w hemy. Dugie, muskularne
odna wyglday na to, e potrafi galopowa o wiele szybciej ni koskie.
Gdy Seanchanie pojechali dalej, wyprostowaa si powoli. Niektrzy z tych, ktrzy
kaniali si patrolowi, nieledwie przeszli do biegu, nikomu nie robio si przyjemnie na widok
seanchaskich bestii, nie wspominajc samych Seanchan.
- Elayne - powiedziaa cicho, gdy na nowo podjy wspinaczk w gr ulicy - jeli nas
zapi, to przysigam; e zanim nas zabij albo zrobi cokolwiek innego, bd ich bagaa na
kolanach, by pozwolili mi ci wychosta od stp do gw najmocniejszym batem, jaki uda mi
si znale! Skoro do tej pory nie umiaa nauczy si ostronoci, to moe najwyszy czas
pomyle o odesaniu ci do Tar Valon albo do Caemlyn, w ogle gdziekolwiek, byle dalej
std.
- Przecie ja jestem ostrona. W kadym razie rozejrzaam si, by sprawdzi, czy w
pobliu nie ma jakiej damane. A ty sama? Widziaam, jak przenosia, mimo e bya jedna w
zasigu wzroku.
- Upewniam si, e na mnie nie patrz - odburkna Nynaeve. - Poza tym zrobiam to
tylko raz. I to by tylko strumyczek.
- Strumyczek? Trzy dni musiaymy si ukrywa w naszej izbie i wdycha zapach ryb,
dopki nie przestali przetrzsa miasta w poszukiwaniu tej, ktra to zrobia. Ty to nazywasz
ostronoci?
- Musiaam sprawdzi, czy istnieje sposb na odpicie obrczy. - Jej zdaniem taki
sposb istnia. Dla pewnoci musiaa wyprbowa go na jeszcze jednej obrczy, ale wcale si
do tego nie palia. Podobnie jak Elayne, uwaaa przedtem, e przecie damane z pewnoci
s pragncymi wolnoci niewolnicami, a to wanie kobieta w obrczy podniosa krzyk.
Min je mczyzna, ktry pcha wzek podskakujcy na kamieniach brukowych,
gono wychwala swe usugi w zakresie ostrzenia noyc i noy.
- Powinni stawia opr - warkna Elayne - a zachowuj si tak, jakby zupenie nie
widzieli, co si dookoa nich dzieje, jakby tu nie byo adnych Seanchan.
Nynaeve tylko westchna. Myl, e Elayne przynajmniej czciowo ma racj, wcale
nie pomagaa. Z pocztku uznaa, e ta ulego mieszkacw Falme to pewnie jaka poza, ale
nie znalaza adnych dowodw na istnienie ruchu oporu. Szukaa ich na pocztku w nadziei,
e kto im pomoe uwolni Egwene i Min, ale wszyscy dreli na wszelk wzmiank o
sprzeciwianiu si Seanchanom, wic przestaa pyta, by nie ciga na siebie niepodanej
uwagi. Prawd mwic, sama nie wyobraaa sobie, w jaki sposb ci ludzie mogliby walczy.
"Monstra i Aes Sedai. Jak walczy z monstrami i Aes Sedai?"
Przed nimi wznosio si pi wysokich kamiennych budowli, najwyszych w miecie,
wszystkie razem tworzyy zwarty blok. Przy jednej z przecznic Nynaeve uprzednio znalaza
ciek wiodc w bok od warsztatu krawieckiego, skd mogy obserwowa przynajmniej
cz wej do tych wysokich budowli. Wszystkich drzwi nie dao si ogarn jednoczenie -
nie chciaa ryzykowa i nakazywa Elayne, by obserwowaa inne - ale nieroztropnie byo
podchodzi bliej. Nad dachami, przy nastpnej ulicy, opota na wietrze sztandar ze zotym
jastrzbiem nalecy do jego lordowskiej moci, Turaka.
Tylko kobiety mijay si w drzwiach tych domw, przewanie suldam, same albo z
wlokcymi si z tyu damane. Seanchanie wanie po to zajli te budynki, by umieci w nich
damane. Musiaa tam gdzie by Egwene, moe take Min, na lad ktrej dotychczas nie
natrafiy, aczkolwiek nie byo wykluczone, e podobnie jak one ukrywa si gdzie w tumie.
Nynaeve syszaa wiele opowieci o kobietach i dziewcztach apanych na ulicach albo
sprowadzanych z wiosek, wszystkie one trafiay do tych domw, a gdy je pniej widziano,
nosiy obrcze.
Usadowia si obok Elayne na skrzyni i wsuna do do jej kieszeni, by zaczerpn
gar maych jabuszek. Miejscowych na tych ulicach byo mniej. Wszyscy wiedzieli, czym s
te domy i wszyscy ich unikali, podobnie jak unikali stajni, w ktrych Seanchanie trzymali swe
bestie. Nie byo trudno pilnowa drzwi w odstpach czasu dzielcych przechodniw. Byy to
jakie dwie kobiety, ktre przystany, by chwil si kci, i dwch mczyzn, ktrzy nie
mogli sobie pozwoli na posiek w gospodzie. Nic, co by zasugiwao na co wicej ni
przelotne spojrzenie.
Nynaeve mechanicznie ua jabko i po raz kolejny prbowaa opracowa jaki plan.
adnego poytku z umiejtnoci otworzenia obrczy - o ile rzeczywicie potrafia to zrobi -
dopki nie dotrze do Egwene. Jabka straciy swj sodki smak.


Z wskiego okna w malekiej izdebce pod samymi krokwiami, jednej z wielu, ktr
otaczay niedbale postawione cianki, Egwene moga obserwowa ogrd, do ktrego suldam
wyprowadzay na spacer swoje damane. Ogrodw tych przedtem byo kilka, zanim
Seanchanie zburzyli dzielce je mury i zajli wielkie domy, by mie gdzie umieci damane.
Wszystkie drzewa straciy ju licie, ale wci wyprowadzano damane na powietrze, czy tego
chciay czy nie. Egwene obserwowaa ogrd, bo bya w nim Renna, pochonita rozmow z
inn suldam, a dopki widziaa Renn, dopty ona nie moga tu wej i jej zaskoczy.
Mogy wej inne suldam - suldam byo o wiele wicej ni damane i kada walczya
o swoj kolej na woenie bransolety: nazyway to kompletowaniem - ale Renna nadal bya
odpowiedzialna za jej tresur i to wanie ona cztery razy na pi wkadaa bransolet
Egwene. Suldam, ktra chciaa tu wej, nie napotykaa na adn przeszkod. Na drzwiach
do izb damane nie byo zamkw. W izbie Egwene miecio si tylko jedno twarde, wskie
ko, umywalka z wyszczerbionym dzbanem i mis, jedno krzeso i niewielki st, ale nie
byo ju wicej miejsca na nic. Damane nie potrzeboway wygody, prywatnoci ani wasnego
dobytku. Same stanowiy dobytek. Min miaa tak sam izb w innym domu, ale za to moga
wchodzi i wychodzi zawsze wtedy, kiedy tylko chciaa, albo prawie zawsze. Seanchanie
byli mistrzami ustanawiania regu - narzucali ich kademu wicej ni Biaa Wiea
nowicjuszkom.
Egwene stana z dala od okna. Baa si, e ktra z tych kobiet na dole zadrze gow
do gry i zobaczy un, ktra j bez wtpienia otaczaa, poniewa przenosia Jedyn Moc,
delikatnie badajc obrcz na swej szyi, na prno usiujc co znale. Nawet nie umiaa
stwierdzi, czy ta metalowa wstga zostaa utkana, czy raczej spleciona z kek - czasami
wydawao jej si, e jest tak, innym razem, e jest inaczej - zawsze jednak miaa wraenie, e
ten przedmiot wykonano z jednego kawaka. Moc pyna tylko drobn struk, najmniejsz
jak potrafia sobie wyobrazi, ale i tak przywoaa paciorki potu na twarz i skurcze odka.
To bya jedna z waciwoci adam - gdy damane prbowaa przenosi, a nie towarzyszya jej
suldam noszca bransolet, odczuwaa mdoci i im wicej Mocy przeniosa, tym bardziej j
mdlio. Zapalenie wiecy stojcej dalej ni wycignite rami mogo spowodowa wymioty.
Ktrego razu Renna nakazaa jej onglowa malekimi kulami wiata, gdy bransoleta leaa
na stole. Do tej pory czua dreszcz na samo wspomnienie.
Skrcona niczym w srebrna smycz cigna si do kka wbitego w nie
pomalowan, drewnian cian, na ktrym wisiaa bransoleta. Na jej widok zaciskaa z furi
zby. Pies uwizany tak niedbale daby rad uciec. Gdyby damane przeniosa bransolet,
bodaj o stop od miejsca, w ktrym po raz ostatni dotykaa j suldam... Renna kazaa jej
zrobi rwnie to - przenie bransolet przez pokj. A raczej sprbowa. Wiedziaa, e
upyno zaledwie kilka minut do czasu, gdy suldam zatrzasna bransolet na swoim
nadgarstku, ale Egwene miaa wraenie, e te wrzaski i skurcze, od ktrych skrcaa si na
pododze, trway caymi godzinami.
Kto zastuka do drzwi i Egwene podskoczya, zanim do niej dotaro, e to nie moe
by adna suldam. One nie miay zwyczaju puka. Saidara jednak uwolnia, zaczynao jej si
robi zdecydowanie mdo.
- Min?
- Przyszam z cotygodniow wizyt - obwiecia Min, wlizgujc si do rodka i
zamykajc drzwi. Wesoa mina wygldaa na nieco wymuszon, ale dziewczyna zawsze robia
co moga, by podtrzyma Egwene na duchu.
- Jak ci si to podoba? - Okrcia si na palcach; rozpocierajc fady sukni z
ciemnozielonej weny skrojonej na seanchask mod. Przez rami miaa przewieszony
ciki, dopasowany paszcz. Ciemne wosy, mimo i jeszcze za krtkie, by je wiza,
opasywaa zielona wstka. Za to w pochwie u pasa wci miaa n. Egwene z pocztku
zdziwia si, gdy Min pokazaa, e go nosi, ale na to wygldao, e Seanchanie ufali
wszystkim. Dopki kto nie zama jakiej reguy.
- Jest pikna - powiedziaa ostronie Egwene. Ale dlaczego?
- Nie przeszam na stron wroga, jeli to sobie wanie pomylaa. Miaam do
wyboru: albo to, albo poszuka jakiej izby w miecie i moe ju nigdy nie mc ci
odwiedzi.
Ju miaa usi okrakiem na krzele, jak to zwyka ro~ bi, gdy nosia spodnie, kiedy
ze zoci potrzsna gow i przestawia je, by usi przodem.
- Kady ma swoje miejsce we Wzorze - zacza kpicym tonem - i to miejsce winno
by oczywiste. T star wiedm Mulaen najwyraniej zmczyo, e nie wiadomo byo na
pierwszy rzut oka, gdzie jest moje miejsce, i orzeka, e naley zaliczy mnie do posugaczek.
Daa mi wybr. Powinna zobaczy, jakie rzeczy nosz seanchaskie posugaczki, te, ktre
usuguj lordom. To pewnie nawet zabawne, o ile nie jest si zarczon, albo jeszcze lepiej,
matk. No c, nie ma odwrotu. To znaczy na razie. Mulaen spalia mj kaftan i spodnie. -
Krzywic si, by pokaza, co o tym myli, podniosa kamyk z niewielkiego stosiku na stole i
przerzucia go z rki do rki. - Nie jest tak le - powiedziaa ze miechem - tylko tyle ju
czasu mino, odkd przestaam nosi spdnice, e stale si w nie zapltuj.
Egwene te musiaa obejrze palenie jej ubra, cznie z tym cudownym zielonym
jedwabiem. Cieszyo j, e nie przywioza tu wikszej iloci rzeczy, ktre daa jej lady
Amalisa, mimo i przecie moga ich ju nigdy w yciu nie zobaczy, podobnie zreszt jak
Biaej Wiey. Teraz ubieraa si w takie same ciemne szaroci, jak wszystkie damane.
Damane nie maj rzeczy osobistych, wyjaniono jej. Suknia, ktr nosi damane, jedzenie,
ktrym si posila, ko, w ktrym sypia, stanowi wszystko podarunki od suldam. Jeli
suldam zdecyduje, e damane bdzie spaa na pododze albo w stajennej przegrodzie, zamiast
w ku, to bdzie to decyzja naleca wycznie do suldam. Mulam, ktra bya
odpowiedzialna za izby damane, mwia jednostajnym, nosowym gosem i postpowaa
brutalnie z kad damane, ktra nie zapamitaa co do sowa jej nudnych wykadw.
- Wydaje si, e mnie ju nie czeka aden powrt powiedziaa Egwene, wzdychajc, i
usiada ciko na ku. Wskazaa kamyki lece na stole. - Renna poddaa mnie wczoraj
sprawdzianowi. Mieszaa z sob grudki rudy miedzi i elaza, a ja je potem wyszukiwaam z
zawizanymi oczyma. Zostawia je tutaj, by mi przypominay o sukcesie. Jej si chyba
wydaje, e to jaka nagroda.
- Nie brzmi to paskudniej ni tamte inne rzeczy, w kadym razie nie gorzej jak
sprawianie, by co wybuchao niczym fajerwerk, ale czy ty nie moga skama? Powiedzie
jej, e nie wiesz, co jest czym?
- Do ciebie wci nie dociera, na czym to wszystko polega. - Egwene szarpna za
obrcz, prby jej zerwania bynajmniej nie przynosiy lepszych rezultatw ni przenoszenie
Mocy. - Gdy Renna ma na rku bransolet, wie, co ja robi, a czego nie robi z Moc.
Czasami zdaje si to wiedzie nawet bez bransolety, twierdzi, e z czasem suldam rozwijaj
w sobie, jak to okrelia, powinowactwo. Westchna. - Nikomu wczeniej nawet nie przyszo
do gowy, eby zbada to u mnie. Ziemia to jedna z Piciu Mocy, ktra najsilniej wystpowaa
u mczyzn. Gdy raz. poznaam te kamyki, zabraa mnie za miasto, a ja zaprowadziam j
prosto do opuszczonej kopalni elaza. Roso tam mnstwo chwastw, brakowao te wejcia,
ale poniewa ju wiedziaam, jak to zrobi, od razu wyczuam rud elaza wci znajdujc
si w ziemi. Od stu lat jest jej tam za mao, by opacao si j wydobywa, ale ja wiedziaam,
e tam jest ruda. Nie mogam jej okama, Min. Wiedziaa, e wy. czuam kopalni, jak tylko
to zrobiam. Tak bya tym podniecona, e obiecaa mi pudding do kolacji. - Czua, e pon jej
policzki, z gniewu i wstydu. - Najwyraniej powiedziaa z gorycz - jestem teraz zbyt cenna,
by kaza mi jeszcze powodowa wybuchy. To potrafi kada damane, natomiast znajdowa w
ziemi rud umie tylko garstka. wiatoci, nie cierpi tych wybuchw, ale bardzo bym chciaa
tylko to umie robi.
Mienia si na twarzy. Naprawd nie znosia, gdy za jej spraw drzewa rozpaday si
na drzazgi, a ziemia rozszczepiaa, miao to by stosowane podczas bitew, w celu zabijania,
nie chciaa z tym mie nic wsplnego. Z drugiej strony jednak wszystko to, co Seanchanka
pozwalaa jej zrobi, stanowio kolejn szans dotykania saidara, odczuwania przepywu
Mocy. Nienawidzia tych rzeczy, do ktrych zmuszay j Renna i inne suldam, wiedziaa
jednak, e teraz poradzi sobie z wiksz iloci Mocy ni przed wyjazdem z Tar Valon.
Wiedziaa z ca pewnoci, e umie z jej pomoc dokonywa takich dzie, na jakie siostry z
Wiey nigdy nawet nie wpady - nie wpady na pomys rozdzierania ziemi, by zabija ludzi.
- Moe ju nie bdziesz musiaa tak si tym denerwowa - powiedziaa Min z
szerokim umiechem. - Znalazam dla nas statek, Egwene. Jego kapitan zosta zatrzymany
przez Seanchan, jest gotw odpyn, nie czekajc na ich pozwolenie.
- Jeli on zechce ci zabra, Min, to popy z nim odpara znuonym gosem Egwene.
- Mwiam ci, e jestem teraz kim cennym. Renna twierdzi, e za kilka dni wraca do
Seanchan jeden ze statkw. Tylko po to, by mnie tam przewie,
Umiech na twarzy Min zblad, popatrzyy sobie w oczy. Nagle Min zburzya stos
spitrzonych na stole kamykw, cisnwszy we grudk rudy.
- Std na pewno mona jako uciec. Musi istnie jaki sposb na zdjcie tego
paskudztwa z twojej szyi!
Egwene opara gow o cian.
- Wiesz, e Seanchanie zgromadzili wszystkie kobiety, ktre udao im si znale,
zdolne do przeniesienia bodaj odrobiny Mocy. Pochodz zewszd, nie tylko z Falme, ale
rwnie z wiosek rybackich i osad rolniczych w gbi ldu. Kobiety z Tarabon i Arad Doman,
pasaerki z zatrzymanych przez nich statkw. S wrd nich dwie Aes Sedai.
- Aes Sedai! - wykrzykna Min. Odruchowo rozejrzaa si dookoa, czy nikt nie
sysza, jak wymawia ten tytu. - Egwene, jeli tu s jakie Aes Sedai, to one nam pomog.
Pozwl, bym z nimi pogadaa, to...
- One nie mog pomc nawet samym sobie, Min. Rozmawiaam tylko z jedn, zwie
si Ryma, suldam tak jej nie nazywaj, ale tak wanie brzmi jej imi. Chciaa koniecznie,
ebym je poznaa i powiedziaa mi take o tej drugiej. Opowiadaa mi to, bezustannie
wybuchajc paczem. Aes Sedai, ktra pacze, Min! Nosi obrcz na szyi, zmuszaj j, by
reagowaa na imi Purg i nie jest w stanie zrobi nic wicej ode mnie. Schwytali j, gdy pado
Falme. Pakaa, bo powoli przestaje si broni, bo ju nie moe wytrzyma dalszych kar.
Pakaa, bo chce sobie odebra ycie, a nawet tego nie moe zrobi bez pozwolenia.
wiatoci, dobrze wiem, co ona czuje!
Min poruszya si niespokojnie, wygadzajc gwatownie sukni nerwowymi ruchami.
- Egwene, ty nie chcesz... Egwene, nie moesz myle o zrobieniu sobie krzywdy.
Wydostan ci std jako. Obiecuj!
- Nie mam zamiaru popenia samobjstwa - odpara sucho Egwene. - Nawet gdybym
moga. Daj mi swj n. No dalej. Nic sobie nie zrobi. Tylko mi go daj.
Min zawahaa si, zanim powoli wyja n z pochwy u pasa. Podaa go ostronie,
najwyraniej gotowa natychmiast reagowa, gdyby Egwene na co si odwaya.
Egwene zrobia gboki wdech i wycigna rk w stron rkojeci. Poczua w
miniach delikatne drenie. Gdy jej do znalaza si w odlegoci stopy od noa, palce znie-
nacka wykrzywi skurcz. Z oczyma utkwionymi w tym jednym punkcie usiowaa zmusi
rk, by si do niego zbliya. Skurcz ogarn rami, paraliujc minie do samego barku.
Opada w ty z jkiem, rozcierajc rk i koncentrujc myli na niedotykaniu noa. Bl zacz
powoli ustpowa.
Min spojrzaa na ni z niedowierzaniem.
- Co...? Nie rozumiem.
- Damane nie wolno dotyka broni adnego rodzaju. - Masowaa rk, czujc jak na
powrt staje si gitka. - Nawet miso si dla nas kroi. Nie chc sobie nic zrobi, ale i tak bym
nie moga, nawet gdybym chciaa. Damane nigdy nie zostawia si samych w miejscu, gdzie
mogaby skoczy z wysokoci, dlatego to okno jest zabite gwodziami. Ani tam, gdzie
mogaby rzuci si do rzeki.
- To bardzo dobrze. To znaczy, chodzio mi o... Och, nie wiem, o co mi chodzi. Gdyby
ci si udao skoczy do rzeki, to mogaby uciec.
Egwene mwia dalej pospnym gosem, jakby przyjacika w ogle si nie odezwaa.
- One mnie tresuj, Min. Tresuj mnie suldam i adam. Nie mog dotkn niczego, co
tylko przypomina mi bro. Kilka tygodni temu medytowaam, czy nie waln Renny w gow
tym dzbanem i potem przez trzy dni nie mogam z niego nala wody, gdy chciaam si umy.
Jak ju raz o nim pomylaam w ten sposb, to nie tylko musiaam przesta myle, e
mogabym j nim uderzy, jeszcze musiaam nabra przekonania, e nigdy, w adnych
okolicznociach, nie uderz jej tym dzbanem, bo inaczej ju nigdy go nie dotkn. Renna
wiedziaa, co si stao, wyjania, co mam robi i nie pozwalaa mi si nigdzie umy bez tego
dzbana i misy. Masz szczcie, e to si dziao w okresie dzielcym dni twoich odwiedzin.
Renna dopilnowaa, bym wiecznie si pocia, od momentu, w ktrym si budziam, do czasu,
gdy kompletnie wyczerpana zasypiaam. Prbuj z nimi walczy, ale one tresuj mnie rwnie
starannie jak Pur. Przycisna do do ust, by stumi jk. - Ona ma na imi Rymes. Musz
zapamita jej prawdziwe imi, nie to, ktre jej nadali. Ma na imi Rymes i naley do tych
Ajah, walczya z nimi tak dugo i tak zaarcie, jak potrafia. To nie jest jej wina, e ju stracia
wol walki. Bardzo chciaabym pozna t drug siostr, o ktrej Rymes wspomniaa. auj,
e nie znam jej imienia. Zapamitaj nas obydwie, Min. Rymes z tych Ajah i Egwene
alVere. Nie Egwene damane. Egwene alVere z Pola Emonda. Zrobisz to?
- Przesta - warkna Min. - Natychmiast przesta! Jeli zostaniesz wsadzona na statek
pyncy do Seanchan, to ja wsid na pokad razem z tob. Ale moim zdaniem, tak si nie
stanie. Wiesz, e czytam w tobie, Egwene. Wikszoci rzeczy nie rozumiem, prawie nigdy nie
rozumiem, ale wrd nich takie, ktre bez wtpienia cz ci z Randem, Perrinem i Matem
i... tak, nawet z Galadem, niech ci wiato wybaczy gupot. Do niczego takiego chyba nie
mogoby doj, gdyby Seanchanie zabrali ci na drugi brzeg oceanu?
- Moe oni chc podbi cay wiat, Min. Jeli podbij wiat, to nie istnieje powd, dla
ktrego Rand, Galad i wszyscy inni nie mieliby wyldowa w Seanchan.
- Jeste gupia jak g!
- Jestem praktyczna - odcia si Egwene. - Nie zamierzam zaprzesta walki, pki
jeszcze oddycham, ale nie mam nadziei, e kiedykolwiek zdejm ze mnie adam. Podobnie
jak nie mam nadziei, e kto zechce da odpr Seanchanom. Min, jeli ten kapitan zechce ci
zabra, to py razem z nim. Przynajmniej jedna z nas bdzie wolna.
Drzwi otworzyy si gwatownie i do izdebki wesza Renna.
Egwene poderwaa si na rwne nogi i popiesznie dygna, Min nie pozostaa za ni
w tyle. Od tego kaniania si w malekim pokoiku zrobio si bardzo ciasno, Seanchanie
jednak przedkadali etykiet nad wygod.
- To twj dzie odwiedzin, czy tak? - spytaa Renna. - Zapomniaam. No c, tresura
musi si odbywa nawet w dni odwiedzin.
Egwene bacznie ledzia suldam, ktra zdja z koka bransolet, otworzya j i
zapia sobie wok nadgarstka Nie moga si zorientowa, jak to si robi. Zbadaaby to,
gdyby moga, z pomoc Jedynej Mocy, ale Renna natychmiast by o tym wiedziaa. Gdy
bransoleta zatrzasna si na doni Renny, na twarzy suldam pojawi si wyraz, od ktrego
Egwene zamaro serce.
- Przenosia Moc. - Gos Renny brzmia zwodniczo agodnie, w oczach jednak
rozbysa iskierka gniewu. - Wiesz, e ci nie wolno, jeli nie jestemy kompletne.
Egwene zwilya wargi.
- By moe za bardzo ci pobaam. By moe ty wierzysz, e poniewa jeste teraz
czym cennym, to zyskaa jakie prawa. Chyba popeniam bd, pozwalajc ci zachowa
dawne imi. W dziecistwie miaam kotka, ktry wabi si Tuli. Od dzisiaj twoje imi bdzie
brzmiao Tuli. Moesz ju odej, Min. Twoje odwiedziny u Tuli dobiegy koca.
Min wahaa si dostatecznie dugo, by przed wyjciem zobaczy jeszcze udrk na
twarzy Egwene. Nie moga ani powiedzie, ani zrobi niczego, co by przynioso jaki skutek,
zamiast dodatkowo pogorszy spraw, Egwene za mimo woli spojrzaa tsknie na drzwi,
ktre zamkny si za przyjacik.
Renna przysuna sobie krzeso, patrzc z dezaprobat na Egwene.
- Musz ci surowo za to ukara. Obydwie zostaniemy wezwane do Sdu Dziewiciu
Miesicy, ty dziki temu, co potrafisz robi, ja jako twoja suldam i treserka. Nie pozwol,
by zniewaya mnie w oczach cesarzowej. Przestan wtedy, gdy zapewnisz mnie, e
uwielbiasz by damane i e odtd ju bdziesz posuszna. I jeszcze jedno, Tuli. Spraw, bym
uwierzya w kade sowo.
ROZDZIA 20
PLAN
Po wyjciu na nisko sklepiony korytarz Min wbia paznokcie w donie, gdy usyszaa
pierwszy rozdzierajcy krzyk dobiegajcy z izby. Mimo woli zrobia krok w stron drzwi,
potem zatrzymaa si jednak. Z oczu trysny jej strumienie ez.
"wiatoci, dopom mi, mog tylko wszystko pogorszy. Egwene, tak mi ci al.
Tak mi ci al".
Czujc, e na nic si to nie przyda, zadara spdnice i pobiega, cigana przez
przeraliwy krzyk Egwene. Nie potrafia si zmusi, by tam zosta, a uciekajc czua si jak
tchrz. Prawie lepa od paczu, nawet nie wiedziaa, kiedy znalaza si na ulicy. Miaa zamiar
wrci do swego pokoju, ale w tej chwili nie potrafia tego zrobi. Nie moga znie myli, e
mogaby siedzie w cieple i bezpieczestwie w tym samym czasie, gdy Egwene dzieje si
krzywda. Przetara zapakane oczy, zarzucia paszcz na ramiona i ruszya ulic przed siebie.
Po kadym osuszeniu ez, po policzkach zaczynay spywa nowe. Nie zwyka otwarcie
paka, ale nie znaa te takiego poczucia bezradnoci, tak wielkiej bezradnoci. Byo jej
wszystko jedno, dokd pjdzie, byle jak najdalej, byle uciec przed krzykiem Egwene.
- Min!
Cichy okrzyk kaza jej przystan w p kroku. Z pocztku nie potracia si
zorientowa, kto krzykn. Stosunkowo niewielu ludzi pojawiao si na ulicy blisko miejsca
zamieszkiwanego przez damane. Oprcz jakiego czowieka, ktry usiowa namwi dwch
seanchaskich onierzy, by zamwili u niego swoje portrety narysowane kolorowymi
kredkami, wszyscy miejscowi usiowali min ich jak najszybciej w taki sposb, by to nie
przypominao biegu. Miny j idce spacerowym krokiem dwie suldam, za nimi wloka si
ze spuszczonymi oczyma damane. Seanchanki rozmawiay o tym, ile jeszcze marathdamane
spodziewaj si znale, zanim wsid na statki. Oczy Min omioty przelotnie dwie kobiety w
dugich kaftanach z owczych skr i natychmiast do nich wrciy, pene niedowierzania, kobie-
ty za ruszyy w jej stron.
- Nynaeve? Elayne?
- Nie inaczej. - Umiech Nynaeve by wymuszony, obydwie kobiety miay
znieruchomiae oczy, jakby z caej siy staray si nie dopuci do nich niepokoju i
dezaprobaty.
Min pomylaa, e w yciu nie widziaa nic cudowniejszego od ich widoku.
- Do twarzy ci w tym kolorze - mwia dalej Nynaeve. - Ju dawno temu powinna
bya nosi suknie. Cho musz przyzna, e gdy zobaczyam ci w spodniach, zastanawiaam
si, czy te ich nie nosi. - Stana bliej, by przyjrze si twarzy Min i gos jej rozleg si
goniej. - Co si dzieje?
- Pakaa - zauwaya Elayne. - Czy Egwene co si stao?
Min wzdrygna si i obejrzaa przez rami. Na schodach, z ktrych przed chwil
zesza, pojawiy si suldam i damane, powdroway w przeciwn stron, do stajni i wy-
biegw dla koni. `Na szczycie schodw staa jeszcze jedna kobieta z byskawicami naszytymi
na sukni, rozmawiaa z kim, kto jeszcze by w rodku. Min chwycia przyjaciki za rce i
pocigna je w stron portu.
- Tu wam obydwu grozi niebezpieczestwo. wiatoci, w caym Falme grozi wam
niebezpieczestwo. Tu s wszdzie damane, a jeli wykryj wasz obecno... Czy wiecie,
czym s damane? Och, nie macie pojcia, jak dobrze was zobaczy.
- Sdz, e w poowie tak dobrze, jak zobaczy ciebie - odpara Nynaeve. - Czy wiesz,
gdzie jest Egwene? Czy jest w ktrym z tych budynkw? Czy jest zdrowa?
Min zawahaa si na uamek sekundy, zanim odpara: - Lepiej ni mona si byo
spodziewa. - Min doskonale wiedziaa, e jeli im powie, co si wanie w tej chwili dzieje z
Egwene, to rozwcieczona Nynaeve najprawdopodobniej zawrci, prbujc pooy temu
kres.
"wiatoci, eby to ju si skoczyo. wiatoci, niech ona ugnie ten swj uparty
kark cho raz, zanim oni go pierwej zami".
- Ale nie wiem, jak j stamtd wycign. Poznaam pewnego kapitana, ktry chyba
zechciaby nas wszystkie wzi na swj statek, tylko musiaybymy jako j tam przemyci.
On nam inaczej nie pomoe, tyle najpierw musimy same zdziaa, i nie mog go za to wini,
ale nie mam pojcia, jak dokona bodaj tyle.
- Statek - zamylia si Nynaeve. - Miaam zamiar pojecha konno na wschd, ale
musz przyzna, e baam si tego. O ile si orientuj, nie udaoby nam si uciec przed
seanchaskimi patrolami, nim opucimy Gow Tomana, a podobno dalej, na Rwninie
Almoth, tocz si jakie walki. W ogle nie mylaam o statku. Mamy konie, a adnych
pienidzy na rejs. Ile chce ten czowiek?
Min wzruszya ramionami.
- O tym jeszcze nie rozmawiaam. Zreszt i tak nie mamy adnych pienidzy.
Mylaam, e mogybymy zapaci dopiero, jak ju przypyniemy. Wtedy... no c, przecie
nie wysadziby nas chyba w porcie, gdzie s Seanchanie. Gdziekolwiek by nas wyrzuci,
byoby lepiej ni tutaj. Problem polega na przekonaniu go, eby w ogle popyn. Chce to
zrobi, ale oni patroluj rwnie port i nie ma jak sprawdzi, czy na ich statku nie ma
damane, dopki nie jest za pno. "Wsadcie na mj pokad jak damane - powiedzia - a
natychmiast odpyn". Potem zaczyna opowiada o jakich zanurzeniach, mieliznach i
osonach brzegowych. Nic z tego nie rozumiem, ale dopki si umiecham i przytakuj co
jaki czas, on nie przestaje gada, i tak myl, e jak mu tak pozwol gada dostatecznie
dugo, to w kocu sam siebie namwi. - Wcigna drcy oddech, do oczu powrci zoliwy
bysk. - Tylko niestety wydaje mi si, e ju nie ma czasu, by on tak dalej namawia samego
siebie. Nynaeve, oni chc posa Egwene do Seanchan i to ju niedugo.
Elayne jkna gono.
- Ale dlaczego?
- Ona potrafi znajdowa rud - wyjania przygnbionym gosem Min. - Za kilka dni,
powiada, a ja nie wiem, czy kilka dni wystarczy, by ten czowiek namwi samego siebie do
wypynicia na morze. A nawet jeli to zrobi, to jak zdejmiemy z niej t spodzon w Cieniu
obrcz? Jak j wydostaniemy z tego domu?
- auj, e nie ma tu Randa. - Elayne westchna, a gdy obydwie na ni spojrzay,
zaczerwienia si i szybko dodaa: - C, on przynajmniej ma miecz. auj, e nie
towarzyszy nam kto, kto wada mieczem. Dziesiciu wadajcych mieczem. Stu.
- Niepotrzebne nam teraz miecze ani minie - owiadczya Nynaeve - tylko mzg.
Mczyni zazwyczaj myl tymi wosami, ktre im rosn na piersi. - Roztargnionym ruchem
dotkna swoich piersi, jakby szukaa czego, co miaa ukryte pod kaftanem. - Wikszo.
- Potrzebowaybymy caej armii - orzeka Min. Jakiej duej armii. Seanchanie
ustpowali liczebnie, gdy stanli do walki z ludmi z Tarabon i Arad Doman, a jednak, jak
syszaam, bez trudu wygrywali wszystkie bitwy. Popiesznie odcigna Nynaeve i Elayne na
drug stron ulicy, nadchodziy bowiem w ich stron jaka damane i suldam. Z ulg
spostrzega, e to popdzanie nie byo konieczne, przyjaciki obserwoway pary zczonych z
sob kobiet rwnie czujnie jak ona. - Poniewa nie mamy armii, bdziemy musiay to zrobi
we trzy. Mam nadziej, e ktra z was wymyli, jak zrobi to, czego ja nie umiaam. Cay
czas ami sobie gow, ale utykam w miejscu, gdy dochodzi do adam, smyczy i obrczy.
Suldam nie pozwalaj si przypatrywa, gdy zdejmuj bransolet. Chyba mogabym w razie
potrzeby wprowadzi was do rodka. Przynajmniej jedn z was. Oni mnie uwaaj za suc,
a suce mog przyjmowa goci, pod warunkiem, e przebywaj tylko tam, gdzie mieszkaj.
Nynaeve zamylia si, marszczc czoo, ale jej twarz nieomal natychmiast pojaniaa,
przybierajc zacity wyraz:
- Nie martw si, Min. Mam kilka pomysw. Nie zmarnowaam tutaj czasu na
prnowaniu. Zaprowad mnie do tego czowieka. Jeli trudniej sobie z nim poradzi ni z
czonkami Rady Wioski, to obiecuj, e zjem jego kaftan.
Elayne przytakna, umiechajc si szeroko, a Min poczua pierwszy, prawdziwy
przebysk nadziei, pierwszy odkd przybya do Falme. Nie wiedzc nawet kiedy, zacza
czyta w powiatach otaczajcych dwie kobiety. Byo w nich niebezpieczestwo, ale tego
naleao si spodziewa - a take nowe rzeczy, oprcz obrazw, ktre widziaa ju wczeniej,
tak to czasami bywao. Nad gow Nynaeve unosi si mski piercie z grubego zota, nad
gow Elayne rozgrzane do czerwonoci elazo i topr. Bya pewna, e to oznacza kopoty,
lecz one wydaway si odlege, gdzie w przyszoci. Czytanie trwao zaledwie chwil, a
potem widziaa ju tylko Elayne i Nynaeve, obserwujce j wyczekujco.
- To blisko portu - odpara.
Ulica robia si coraz bardziej zatoczona, w miar jak schodziy ni w d. Uliczni
handlarze wchodzili w drog kupcom, ktrzy przyjedali wozami z wiosek w gbi ldu, z
zamiarem pozostania w miecie do koca zimy, domokrcy z tacami nagabywali
przechodniw, Falmeczycy w haftowanych paszczach przepychali si przez cae rodziny
wieniakw w cikich kaftanach z owczych skr. Wielu ludzi ucieko tutaj ze wsi
pooonych dalej na wybrzeu. Min nie widziaa w tym adnego sensu - umykali przed
moliwoci nawiedzenia przez Seanchan, rzucajc si prosto w pewno, e znajd si wrd
nich - syszaa jednak, co robili Seanchanie zaraz po swym przybyciu do jakiej wioski i nie
moga wini wieniakw za ich strach. Wszyscy zginali si w ukonach, gdy mijali ich idcy
pieszo Seanchanie lub gdy w gr stromej ulicy unoszono osonity palankin.
Min ucieszya si, widzc, e Nynaeve i Elayne wiedz o obowizku kaniania si.
Tragarze o nagich torsach nie bardziej od aroganckich, zakutych w zbroje onierzy zwracali
uwag na ludzi, ale z pewnoci cignaby na siebie ich wzrok osoba, ktra nie wykonaa
ukonu.
Rozmawiay troch podczas wdrwki po ulicy i z pocztku bya bardzo zaskoczona,
usyszawszy, e przebyway w miecie zaledwie o kilka dni krcej ni Egwene i ona. Po
chwili jednak przestaa si dziwi, e nie spotkay si wczeniej, skoro panowa tu wszdzie
taki tok. Nie chciaa odchodzi zbyt daleko od Egwene, wiecznie towarzyszy jej strach, e
przyjdzie w odwiedziny i stwierdzi, e Egwene ju nie ma.
"I tak si wanie stanie. O ile Nynaeve czego nie wymyli".
W powietrzu unosi si coraz bardziej intensywny zapach soli i smoy, nad gowami
kryy gono popiskujce mewy. W ludzkiej cibie zaczli si pojawia marynarze, wielu
wci boso pomimo zimna.
Nazwa gospody zostaa popiesznie zmieniona na "Trzy Kwiaty liwy", ale cz
sowa "Obserwator" wci przebijaa przez litery namalowane bez adnej starannoci na
tablicy. Mimo tumw na ulicy, gwna izba bya zapeniona zaledwie w poowie, z powodu
zbyt wysokich cen mao ludzi mogo sobie pozwoli na dusze posiedzenie przy kuflach
piwa. Izb ogrzeway, na obu jej kocach, ognie buzujce na kominkach, a tusty karczmarz
by ubrany w sam koszul. Zmierzy wzrokiem trzy kobiety, marszczc podejrzliwie czoo.
Min domylia si, e tylko dziki jej seanchaskiej sukni nie kaza im si wynie. Nynaeve i
Elayne, w kaftanach wieniaczek, z pewnoci nie wyglday na osoby, ktre maj pienidze.
Czowiek, ktrego szukaa, siedzia samotnie w swym ulubionym miejscu, przy stole
w ustawionym w kcie, mruczc co do swego wina.
- Masz czas na rozmow, kapitanie Domon? - spytaa.
Podnis wzrok i pogadzi si po brodzie, gdy zobaczy, e Min nie jest sama. Wci
uwaaa, e wygolona grna warga stanowi z brod dziwaczny kontrast.
- A wic przyprowadzia znajome, by napiy si za moje miedziaki, czy tak? No c,
seanchaski lord kupi ode mnie towar, to i miedziakw u mnie w brd. Siadajcie.
Elayne podskoczya w miejscu, gdy znienacka rykn: - Karczmarzu! Przyniecie tu
grzanego wina!
- Wszystko w porzdku - uspokoia j Min, zajmujc miejsce na kocu jednej z aw
stojcych przy stole. On tylko tak wyglda i ryczy jak niedwied.
Elayne usiada na drugim kocu, wyranie nie mogc pozby si wtpliwoci.
- Ja niedwiedziem, powiadasz? - Domon zamia si. - Moe i tak. Ale co z tob,
dziewczyno. Ju nie mylisz o wyjedzie? Ta suknia wyglda mi na seanchask.
- Nigdy! - zapewnia go arliwie Min, milknc na widok posugaczki, ktra przyniosa
im parujce wino przyprawione korzeniami.
Domon by rwnie ostrony. Zaczeka, dopki dziewczyna nie zniknie z jego
monetami, i dopiero wtedy powiedzia:
- Okalecz mnie Fortuno, nie chciaem ci urazi, dziewczyno. Wikszo ludzi woli
y po swojemu, nie obchodzi ich, kto ma nad nimi wadz, Seanchanie czy kto inny.
Nynaeve wspara okcie o st.
- My te chcemy y po swojemu, kapitanie, ale bez Seanchan. Jak rozumiem, masz
zamiar niebawem odpyn.
- Odpynbym jeszcze dzi, gdybym mg - odpar ponurym gosem Domon. - Turak
przysya po mnie co dwa albo trzy dni, bym mu opowiada o tym wszystkim, na com si w
yciu napatrzy. Czy ja wygldam na barda? Naprawd mylaem, e zapodam jedn albo
dwie opowieci i rusz w swoj drog, ale teraz co mi si widzi, e jak przestan go dalej
zabawia, to mona bdzie stawia zakady: puci mnie, czy kae ci mi gow. Na
mikkiego wyglda ten czek, a twardy jest jak elazo i serce ma zimne jak ld.
- Czy twj statek moe unikn spotkania z Seanchanami? - spytaa Nynaeve.
- Fortuno, okalecz mnie, gdybym mg opuci port tak, eby jaka damane nie
rozupaa "Spray" na drzazgi, to wypyn. Jeli nie pozwol, by jaki statek z damane na
pokadzie dopyn zbyt blisko na morzu. Wzdu caego wybrzea cign si pycizny, a
"Spray" ma niskie zanurzenie. Mog j wprowadzi na takie wody, e te zwaliste kaduby
Seanchanw nie zaryzykuj. Musz si strzec wiatrw, ktre o tej porze roku docieraj blisko
brzegu, a jak ju... Nynaeve przerwaa mu.
- To w takim razie wyruszymy w podr razem z tob, kapitanie. Bd nas cztery i
spodziewam si, e bdziesz gotw odpyn, jak tylko znajdziemy si na pokadzie.
Domon poskroba si w grn warg i wbi wzrok w wino.
- No c, jednak nadal pozostaje szkopu, jak wypyn z portu, rozumiecie. Te
damane...
- A jeli ci powiem, e popyniesz z kim lepszym od damane? - spytaa cicho
Nynaeve.
Min wytrzeszczya oczy, gdy zrozumiaa, co zamierza Nynaeve.
Elayne mrukna ledwie syszalnie:
- A ty mi kaesz by ostrona.
Domon patrzy tylko na Nynaeve, czujnymi oczyma.
- Co chcesz przez to powiedzie? - wyszepta.
Nynaeve rozchylia paszcz, by sign doni do swego karku, po czym wycigna
spod sukni skrzany rzemie. Na rzemieniu wisiay dwa piercienie. Min gono zaparo dech
na widok jednego z nich - to by ten sam ciki, mski piercie, ktry widziaa wtedy na
ulicy, gdy czytaa w Nynaeve - wiedziaa, e Domon wybauszy oczy na widok tego
drugiego, lejszego, dostosowanego do szczupego kobiecego palca. W poerajcy wasny
ogon.
- Wiesz, co to jest - powiedziaa Nynaeve i ju miaa schowa piercie z wem z
powrotem, ale Domon zamkn na nim sw do.
- Ukryje go gdzie.
Niespokojnym wzrokiem omit wntrze gospody, Min nie zauwaya, by kto na nich
patrzy, ale Domon tak si zachowywa, jakby wszyscy si gapili.
- Niebezpieczny to piercie. Gdyby go zobaczono...
- Trzeba najpierw wiedzie, co on oznacza - powiedziaa Nynaeve ze spokojem,
ktrego Min jej zazdrocia. Wyja rzemie z doni Domona i zawizaa go wok swej szyi.
- Ja wiem - odpar ochryple. - Ja wiem, co on oznacza. Moe jest szansa, gdyby...
Cztery, powiadasz? Jak rozumiem, bdzie wrd nich ta dziewczyna, ktra lubi sucha
mojego mielenia ozorem. Oprcz niej ty i... - Spojrza krzywo na Elayne. - To dziecko chyba
nie jest... nie jest tym, co ty.
Elayne wyprostowaa si ze zoci, ale Nynaeve pooya do na jej ramieniu i
umiechna si uspokajajco do Domom.
- Ona towarzyszy mi w podry, kapitanie. Byby zdziwiony tym, co takie jak my
potrafi robi, jeszcze zanim zasu sobie na prawo do noszenia piercienia. Gdy bdziemy
wypywa, bdziesz mia na statku trzy kobiety, ktre w razie potrzeby bd umiay walczy z
damane.
- Trzy - powiedzia bez tchu. - Trzy to jest jaka szansa. Moe... - Twarz pojaniaa mu
na chwil, ale gdy znowu na nie spojrza, bya ju powana. - Powinienem od razu zabra was
na "Spray" i odcumowa, ale, okalecz mnie Fortuno, jeli was pierwej nie uprzedz, co was
czeka, jak tu zostaniecie, a moe nawet wtedy, gdy was przyjm na pokad. Posuchajcie mnie
i rozwacie moje sowa. Jeszcze raz ostronie rozejrza si dokoa, jeszcze bardziej zniy
gos i zacz mwi, starannie dobierajc sowa. Widziaem jedn... jedn kobiet, ktra
nosia taki sam piercie, pojman przez Seanchan. Pikna, szczupa kobietka z wielkim
stra... wielkim mczyzn, ktry wyglda na takiego, co to umie posugiwa si mieczem.
Jedno z nich musiao by pewnie nieostrone, bo Seanchanie zapali ich w zasadzce. Ten
wielki mczyzna zabi szeciu, siedmiu onierzy, zanim sam poleg. A ta... kobieta...
Otoczyli j szecioma damane, ktre znienacka wyoniy si z zaukw. Mnie si wydawao,
e ona moga... co zrobi, wiecie, o czym mwi, ale... ja si na tym nie wyznaj. Wygldaa
tak, jakby moga zniszczy je wszystkie, a tu nagle na jej twarzy pojawio si miertelne
przeraenie i zacza strasznie krzycze.
- Odciy j od Prawdziwego rda. - Elayne zbielaa twarz.
- Niewane - odpara spokojnie Nynaeve. - Nie pozwolimy, by nam zrobiono co
takiego.
- A jake, oby tak si stao, jak mwisz. Ale do mierci tego nie zapomn. "Ryma,
dopomcie mi". Tak wanie krzyczaa. Jedna damane upada na ziemi z paczem, ale inne
naoyy obrcz na szyj tej... kobiety, a ja wtedy... uciekem. - Wzruszy ramionami i potar
nos, wbi wzrok w wino. - Widziaem ju, jak chwytano trzy kobiety, ale mam do tego za
saby odek. eby std odpyn, pozostawibym na przystani wasn babk staruszk, ale
musiaem wam o tym opowiedzie.
- Egwene powiedziaa, e oni wzili do niewoli dwie takie kobiety - wolno
powiedziaa Min. - Rym z tych, imienia tej drugiej nie znaa.
Nynaeve skarcia j wzrokiem i Min umilka, czerwienic si. Sdzc po wyrazie
twarzy Domona, mwienie mu, e Seanchanie trzymaj nie tylko jedn ale dwie Aes Sedai,
bynajmniej nie pomogo ich sprawie.
Nagle kapitan spojrza na Nynaeve i pocign spory yk wina.
- Czy po to tutaj jeste? eby uwolni... te dwie? Mwia, e bd was trzy.
- Wiesz to, co musisz wiedzie - oznajmia mu Nynaeve. - Za dwa albo trzy dni
musisz by gotw w kadej chwili odpyn. Zrobisz to, czy zostaniesz, by sprawdzi, czy
jednak obetn ci gow? S jeszcze inne statki, kapitanie, a ja zamierzam zaatwi sobie
podr na jednym z nich jeszcze dzisiaj.
Min wstrzymaa oddech, silnie splataa palce ukryte pod blatem stou.
Gdy wyszy na ulic i zamkny za sob drzwi, Min ze zdziwieniem zobaczya, e
Nynaeve osuwa si ciko na mur gospody.
- Czy jeste chora, Nynaeve? - spytaa z niepokojem.
Nynaeve odetchna gboko i wyprostowaa si, wygadzajc kaftan.
- W przypadku niektrych ludzie - powiedziaa - trzeba by bardzo pewnym siebie.
Jeli zdradzisz si cho odrobin wahania, popchn ci w kierunku, w ktrym wcale nie
chcesz i. wiatoci, jak ja si baam, e on odmwi. Chodcie, musimy jeszcze dopracowa
nasz plan. Nadal zosta nam jeden albo dwa niewielkie problemy do rozwizania.
- Mam nadziej, e ryby nie bd ci przeszkadzay, Min - powiedziaa Elayne.
"Jeden albo dwa niewielkie problemy?" - zastanawiaa si Min, idc za nimi. Miaa
wielk nadziej, e Nynaeve jest nie tylko pewna siebie.
ROZDZIA 21
POJEDZIE PICIU
Perrin zerka czujnie na wieniakw, z zakopotaniem obcigajc przykrtki paszcz,
haftowany na piersi, peen nie zaatanych dziur, nikt jednak nie spojrza na niego drugi raz,
mimo tej dziwacznej kombinacji ubra i topora przy biodrze. Hurin mia pod paszczem
kaftan z niebieskimi spiralami na piersi, a Mat woy obszerne spodnie, ktrych nogawki
wydymay si ponad cholewami wysokich butw. Tylko to nadawao si do ubrania z rzeczy,
ktre znaleli w tamtej opuszczonej wiosce. Perrin podejrzewa, e ta te niebawem
opustoszeje. W poowie kamiennych domw nikt ju nie mieszka, a przed gospod, nieco
dalej przy ulicy, stay trzy wozy zaprzone w woy, obcione ponad miar przywizanymi
do nich pciennymi powrozami stosami rzeczy. Otaczay je cae rodziny.
Gdy tak na nich patrzy, stoczonych przy wozach i egnajcych si z tymi, ktrzy
mieli jeszcze zosta, przynajmniej na razie, stwierdzi, e to wcale nie tak, by obcy nie
interesowali wieniakw: robili wszystko, by nie patrze w stron ich trzech. Ci ludzie
nauczyli si, e nie wolno im demonstrowa zaciekawienia obcymi, nawet tymi, ktrzy nie
wygldali na Seanchan. Czasy byy takie, e obecno kogo obcego na Gowie Tomana
moga si wiza z zagroeniem. Z tak sam gorliw obojtnoci spotykali si w innych
wioskach. W odlegoci kilku lig od wybrzea znajdowao si te kilka maych miast,
uwaajcych si za autonomiczne. W kadym razie do czasu pojawienia si Seanchan.
- Powiadam, e najwysza pora przyprowadzi konie - powiedzia Mat - zanim ci
ludzie postanowi zadawa pytania. Musi wreszcie doj kiedy do tego.
Hurin wpatrywa si w wielki, poczerniay krg ziemi, ktry naznaczy zbrzowia
traw wioskowej ki. Krg byt ju stary, ale nikt nic nie zrobi, by go usun.
- Jakie sze do omiu miesicy temu - mrukn - i nadal cuchnie. Caa Rada Wioski i
ich rodziny. Dlaczego oni to zrobili?
- Kto wie, dlaczego oni co robi? - burkn Mat - Seanchanie wyranie nie potrzebuj
pretekstu, by mc zabija ludzi. W kadym razie mnie aden do gowy nie przychodzi.
Perrin usiowa nie patrze na wypalony obszar.
- Hurin, uwaasz, e z tym Fainem to pewne? Hurin? Odkd wjechali do tej wioski,
trudno byo zmusi wszyciela, by spojrza na cokolwiek innego.
- Hurin!
- Co? Ach tak. Fain. - Nozdrza Hurina rozdy si i natychmiast zmarszczy nos. - Nie
ma wtpliwoci, mimo e lad jest stary. W porwnaniu z nim Myrddraal pachnie jak ra.
Na pewno tdy przechodzi, ale wydaje mi si, e by sam. W kadym razie bez trollokw, a
jeli byli z nimi jacy Sprzymierzecy Ciemnoci, to ostatnio nie dali si nikomu za bardzo
we znaki.
Przed gospod zapanowao nage poruszenie, ludzie krzyczeli i co sobie pokazywali.
Nie Perrina i towarzyszcych mu dwch mczyzn, lecz co na niskich wzgrzach na wschd
od wioski, czego Perrin nie mg dojrze.
- Czy teraz moemy dosi koni? - spyta Mat. - To mog by Seanchanie.
Perrin skin gow i ruszyli biegiem w stron opuszczonego domu, na tyach ktrego
przywizali konie. Gdy Mat i Hurin zniknli za rogiem, Perrin obejrza si ponownie na
gospod i ze zdziwienia zatrzyma. Do osady wjedaa duga kolumna Synw wiatoci.
Dopad do swych towarzyszy.
- Biae Paszcze!
Wgapili si w niego z niedowierzaniem, marnujc na to zaledwie sekund, i
natychmiast wspili na sioda. Oddzieleni od gwnej ulicy rzdem domw, galopem opucili
wiosk i ruszyli na zachd, przez rami wypatrujc pogoni. Ingtar nakaza im unika
wszystkiego, co mogoby ich zatrzyma, a pytania Biaych Paszczy z pewnoci miayby taki
skutek, gdyby nawet udao im si udzieli zadowalajcych odpowiedzi. Perrin oglda si
najczciej, mia wasne powody, dla ktrych nie chcia spotyka Biaych Paszczy.
"Ten topr w moich doniach. wiatoci, czego ja bym nie zrobi, eby to zmieni".
Skpo zalesione wzgrza niebawem przesoniy wiosk i Perrin zacz mie nadziej,
e moe wcale ich nie cigaj. cign wodze i da pozostaym znak, by si zatrzymali.
Zrobili to, z pytajcymi spojrzeniami, a on tymczasem zacz nasuchiwa. Mia such
bardziej jeszcze wyostrzony ni kiedykolwiek, ale nie sysza stukotu kopyt.
Niechtnie wyprawi umys na poszukiwanie wilkw. Znalaz je prawie natychmiast,
niewielkie stado, przeczekujce dzie na wzgrzach grujcych nad wsi, z ktrej oni wanie
uciekli. Nastpio kilka chwil zdumienia tak gbokiego, jakby on sam je czu. Te wilki
syszay pogoski, w ktre raczej nie uwierzyy, e s tacy dwu-nodzy, ktrzy potrafi z nimi
rozmawia. Mocno si spoci przez te kilka chwil, ktre musiay upyn, zanim upora si z
przedstawianiem siebie - zamiast swojego imienia przesa wizerunek Modego Byka i
zgodnie z obyczajem obowizujcym wrd wilkw uzupeni go wasnym zapachem, wilki
bardzo dbay o ceremonia pierwszych spotka - ale w kocu udao mu si zada pytanie.
Dwu-nodzy, ktrzy nie potrafili z nimi rozmawia, wcale ich nie zainteresowali, w kocu
jednak zechciay zej ze zbocza i rozejrze si, nie zauwaone przez tpe oczy dwu-nogich.
Po jakim czasie napyny do niego obrazy tego, co zobaczyy wilki. Jedcy w
biaych paszczach wypenili ca wiosk, przeszukiwali domy i objedali jej granice, aden
jednak jej nie opuci. Wilki twierdziy, e czuj, jak na zachd poda tylko on i dwch
innych dwu-nogich, razem z trzema na twardych stopach.
Perrin z wdzicznoci zakoczy kontakt z wilkami. Wiedzia, e Hurin i Mat mu si
przygldaj.
- Nie jad za nami - powiedzia.
- Jak moesz by tego pewien? - spyta go zapalczywy Mat.
- Jestem! - warkn, po czym agodniej doda: - Po prostu jestem.
Mat otworzy i zaraz zamkn usta, a w kocu powiedzia:
- C, skoro nas nie cigaj, to moim zdaniem powinnimy wrci do Ingtara i
wyruszy po ladach Faina. Sztylet sam tu nie przyjdzie, jeli bdziemy na niego czekali.
- Nie moemy podj tropu tak blisko wioski - od par Hurin. - nie ryzykujc, e
wpadniemy na Biae Paszcze. Nie sdz, by lord Ingtar to pochwali, ani te Verin Sedai.
Perrin skin gow.
- Za kilka mil i tak go znajdziemy. Musimy si tylko pilnowa. Jestemy ju blisko
Falme. Nic nam z tego nie przyjdzie, jeli unikniemy Biaych Paszczy, a w zamian
wpakujemy si na seanchaski patrol.
Gdy znowu ruszyli w drog, cay czas si zastanawia, co tu robi Biae Paszcze.
Siedzcy w siodle Geoam Bornhald omit wzrokiem panoram wiejskiej ulicy, a
tymczasem jego legion rozproszy si po niewielkiej osadzie i otoczy j piercieniem. W
sylwetce barczystego mczyzny, ktry umkn im z widoku, byo co, co poaskotao jego
pami.
"Tak. Oczywicie. To ten chopak, ktry twierdzi, e jest kowalem. Jak on si
nazywa?"
Zatrzyma si przed nim Byar, przykadajc do do serca.
- Wioska zabezpieczona, lordzie kapitanie.
Odziani w owcze skry wieniacy kbili si niespokojnie, gdy onierze w biaych
paszczach spdzali ich w stron przeadowanych fur stojcych przed gospod. Zapakane
dzieci przywieray kurczowo do spdnic matek, nikt si jednak nie buntowa. Z dorosych
twarzy wystaway tpe oczy, biernie czekajce na dalsze wydarzenia. Bornhald by im
wdziczny za chocia tyle. Wcale nie mia ochoty na dawanie tym ludziom przykadu, nie
chcia te marnowa czasu.
Zsiad z konia i cisn wodze w stron jednego z Synw.
- Dopilnuj, by ci ludzie mieli co je, Byar. Umie winiw w gospodzie z tak
iloci jedzenia i wody, jak dadz rad przynie, potem ka zabi gwodziami wszystkie
okna i drzwi. Niech myl, e zostawiam tu jakich ludzi na stray, zrozumiane?
Byar znowu dotkn serca i zawrci konia, by krzykiem poda rozkazy. Zaganianie
rozpoczo si na nowo, do krytej paskim dachem gospody, w tym samym czasie kilku
Synw przetrzsao domy w poszukiwaniu motkw i gwodzi.
Przypatrujc si mijajcemu go morzu pospnych twarzy, Bornhald pomyla, e
upyn zapewne dwa albo trzy dni, zanim kto z nich zdobdzie si na odwag, by wyama
si z gospody i odkry, e nie pilnuj jej adni stranicy. Te dwa albo trzy dni mu
wystarczay, na razie jednak nie zamierza alarmowa Seanchan sw obecnoci.
Zostawiajc za sob dostateczn liczb onierzy, by ledczy uwierzyli, e cay jego
legion rozproszy si po Rwninie Almoth, przeprowadzi ponad tysic Synw przez ca
Gow Tomana, do tej pory nie wywoujc alarmu. Trzykrotne potyczki z seanchaskimi
patrolami trway krtko. Seanchanie przywykli, e maj do czynienia wycznie z podbitym
wczeniej motochem, Synowie wiatoci stanowili dla nich mierteln niespodziank.
Niemniej jednak Seanchanie potrafili walczy niczym hordy Czarnego i chcc nie chcc, stale
sobie przypomina potyczk, ktra kosztowaa go wicej ni pidziesiciu ludzi. Przyjrza si
pniej dwm kobietom, podziurawionym jak rzeszoto strzaami, do tej pory nie wiedzia,
ktra z nich bya Aes Sedai.
- Byar!
Jeden z ludzi poda Bornhaldowi gliniany kubek zabrany z wozu, woda z niego zibia
gardo niczym ld.
Mczyzna o ponurej twarzy zeskoczy z sioda.
- Tak, lordzie kapitanie?
- Gdy zaatakuj wroga, Byar - wolno powiedzia Bornhald - ty nie bdziesz bra w tym
udziau. Bdziesz si przypatrywa z daleka i w razie czego zawieziesz memu synowi
wiadomo o tym, co zaszo.
- Ale lordzie kapitanie...!
- To jest rozkaz, Synu Byar! - warkn. - Masz by posuszny, zrozumiae?
Byarowi zesztywniay plecy, wzrok mia wbity w dal.
- Jak kaesz, lordzie kapitanie.
Bornhald przypatrywa mu si przez chwil. Ten czowiek by gotw robi wszystko,
co mu si kae, ale naleao mu da jeszcze jaki inny powd, ni powiadamianie Daina o
okolicznociach, w jakich zgin jego ojciec. Nie byo to tak, jakby nie posiad tej wiedzy,
ktrej teraz pilnie oczekiwano w Amadorze. Od tamtej bitwy z Aes Sedai - "Bya ni tylko
jedna, czy obydwie? Trzydziestu seanchaskich onierzy, dobrze wyszkolonych w walce, i
dwie kobiety sprawio, e poniosem dwakro wiksze straty ni oni". od tamtego czasu nie
mia ju nadziei, e opuci Gow Tomana ywy. Przy niewielkiej szansie, e nie dopilnuj
tego Seanchanie, najprawdopodobniej przyczyni si do tego ledczy.
- Gdy ju odnajdziesz mego syna, zapewne przebywa razem z kapitanem Eamonem
Valda w pobliu Tar Valon, i powiesz mu o wszystkim, udasz si potem do Amadoru i
zoysz raport lordowi kapitanowi komandorowi. Samemu Pedronowi Niallowi, Synu Byarze.
Przekaesz mu to, czego si dowiedzielimy o Seanchanach, spisz to wszystko dla ciebie.
Dopilnuj, by zrozumia, i duej ju liczy nie mona, by wiedmy z Tar Valon zadowalay
si manipulowaniem wydarzeniami ze swego ukrycia w Cieniach. Skoro jawnie walcz dla
Seanchan, to z ca pewnoci moemy je napotka wszdzie.
Zawaha si. Ostatnia sprawa bya najwaniejsza. Ci z Kopuy Prawdy musieli si
dowiedzie, e mimo przysig, ktrymi tak si chepiy, Aes Sedai pomaszeruj do bitwy. Na
myl o wiecie, w ktrym podczas bitew Aes Sedai bd waday Moc, odnosi wraenie, e
grunt zapada mu si pod nogami, i wcale nie mia przekonania, czy al mu opuci taki wiat.
Ale byo jeszcze jedno przesanie, ktre pragn posa do Amadoru.
- I jeszcze jedno, Byar... opowiedz Pedronowi Niallowi o tym; jak zostalimy
wykorzystani przez ledczych...
- Jak kaesz, lordzie kapitanie - odpar Byar, a Bornhald westchn na widok wyrazu
jego twarzy. Ten czowiek go nie rozumia. Wedug Byara, rozkazy trzeba byo spenia,
niezalenie od tego, kto je wyda - lord kapitan czy ledczy. Niezalenie od ich treci.
- T wiadomo take spisz, by mg j wrczy Pedronowi Niallowi - obieca.
Nie by pewien, czy to w ogle odniesie jaki skutek. Pochonity pewn myl,
spojrza z dezaprobat na gospod, przy ktrej grupa jego ludzi haaliwie zabijaa okiennice i
drzwi gwodziami.
- Perrin - mrukn. - Tak si nazywa. Perrin z Dwu Rzek.
- Sprzymierzeniec Ciemnoci, lordzie kapitanie?
- By moe, Byar. - Sam nie by do koca o tym przekonany, ale wszak nie mg by
niczym innym czowiek, ktry potrafi zmusi wilki, by walczyy dla niego. Wszak ten Perrin
zabi dwch jego ludzi. - Wydawao mi si, e go zauwayem, gdy tu wjedalimy, ale nie
pamitam, by ktry z winiw przypomina wygldem kowala.
- Ich kowal wyjecha miesic temu, lordzie kapitanie, Niektrzy tu narzekali, e te by
zdyli wyjecha przed naszym przyjazdem, gdyby nie musieli sami naprawia swa ich
wozw. Jeste zdania, e to by ten Perrin, lordzie kapitanie?
- Niewane, kto to by, bo nie wiadomo, gdzie teraz jest, nieprawda? Ale moe
zawiadomi Seanchan, e tu jestemy.
- Sprzymierzeniec Ciemnoci z pewnoci tak by postpi, lordzie kapitanie.
Bornhald przekn ostatni yk wody i cisn kubek na ziemi.
- Ci ludzie nie dostan adnego poywienia, Byar. To obojtne, kto ostrzee Seanchan,
Perrin z Dwu Rzek czy kto inny. Nie pozwol, by wzili mnie z zaskoczenia. Rozka
wszystkim dosi koni, Synu Byar!
Nad ich gowami, wysoko w grze zatoczy krg ogromny, skrzydlaty ksztat, nie
zauwaony przez nikogo.


Rand wiczy figury na polanie ukrytej w gszczu porastajcym wzgrza, tam, gdzie
rozbili obz. Szuka jakiego zajcia, eby nie myle. Ju wykorzysta swoj kolej na
szukanie ladw Faina razem z Hurmem, robili to wszyscy, parami i trjkami, by nie
przyciga uwagi, i jak dotd ni czego nie znaleli. Teraz czekali na powrt Mata i Perrina,
powinni byli przyby z wszycielem ju wiele godzin wczeniej.
Loial oczywicie czyta i nie wiadomo byo, czy strzye uszami z powodu ksiki czy
spnienia zwiadowcw, natomiast Uno i wikszo shienaraskich onierzy czekali w
napiciu, zajci oliwieniem mieczy albo uporczywym wpatrywaniem si w przestrzenie
midzy drzewami, jakby si spodziewali, e lada moment pojawi si tam Seanchanie. Tylko
Verin wygldaa na zupenie niefrasobliw. Siedziaa na kodzie przy niewielkim ognisku,
mwic do siebie pgosem i piszc co na ziemi dugim patykiem, co jaki czas potrzsaa
gwatownie gow, zamazywaa wszystko stop i zaczynaa od nowa. Wszystkie konie stay
osiodane i gotowe do jazdy, Shienaranie uwizali swoje wierzchowce do lanc wbitych w
ziemi.
- "Czapla Brodzca w Sitowiu" - powiedzia Ingtar. Siedzia wsparty plecami o
drzewo, przesuwa osek po ostrzu miecza i obserwowa Randa. - Ta figura w ogle nie
powinna ci interesowa. Przez ni cakiem si odsaniasz.
Rand balansowa przez chwil na czubku stopy, z mieczem uniesionym oburcz i
wycelowanym w rodek gowy, po czym zgrabnie stan na drugiej nodze.
- Lan twierdzi, e pomaga w nauce zachowania rwnowagi. - Zachowanie rwnowagi
nie przychodzio mu bez trudu. W pustce czsto si wydawao, e utrzyma j nawet na
szczycie toczcego si gazu, nie odway si jednak wzywa pustki. Z caego serca pragn
polega wycznie na sobie.
- To, co wiczysz zbyt czsto, stosujesz potem nie mylc. Jeli jeste szybki, to
wpakujesz miecz w ciao drugiego czowieka, ale pierwej on przebije swoim twe ebra.
Jakby go do tego zaprasza. Nie wyobraam sobie, bym mg nie ugodzi kogo, kto by
walczy ze mn rwnie odsonity, nawet gdybym zdawa sobie spraw, e on moe mnie
pniej trafi.
- To tylko wiczenie na rwnowag, Ingtar. - Rand zachybota si na czubku stopy,
musia postawi drug na ziemi, eby si nie przewrci. Schowa miecz do pochwy i
podnis z ziemi szary paszcz, sucy mu za przebranie. Przearty przez mole i postrzpiony
u dou, ale za to podbity owcz skr, wszak z zachodu dolatywa ju zimny wiatr. - Nie mog
si ju doczeka, kiedy wrc.
Jakby tym pragnieniem da jaki sygna, bo oto usyszeli cichy, peen napicia gos
Uno.
- Nadjedaj przeklci jedcy, mj panie.
Rozleg si brzk pochew mieczy, gdy swe ostrza obnayli ci, ktrzy nie zrobili tego
wczeniej. Kilku wskoczyo na sioda, chwytajc jednoczenie lance.
Napicie opado, gdy na polan wpadli Hurin i jego towarzysze, i zaraz powrcio, gdy
przemwi.
- Znalelimy trop, lordzie Ingtarze.
- Doszlimy za nim prawie do samego Falme - doda Mat, zsiadszy z konia.
Rumieniec na jego policzkach wyglda jak parodia zdrowia, skra ciasno opinaa
czaszk. Shienaranie oblegli ich zwartym krgiem, rwnie podnieceni jak on.
- Trop zostawi tylko Fain, ale nie mg si uda w adnym innym kierunku. Na
pewno ma sztylet.
- Napotkalimy te Biae Paszcze - oznajmi Per rin, wyskakujc z sioda. - Cae setki.
- Biae Paszcze? - wykrzykn Ingtar, krzywic si. - Tutaj? C, jeli nie bd nas
nka, to my ich te nie bdziemy nkali. Moe Seanchanie zainteresuj si nimi, bdzie nam
wtedy atwiej dotrze do Rogu. - Jego wzrok pad na Verin, nadal siedzc przy ogniu. -
Pewnie mi powiesz, e powinienem by ci sucha, Aes Sedai. Ten czowiek rzeczywicie
uda si do Falme.
- Koo obraca si tak, jak chce - odpara pojednawczym tonem Verin. - W przypadku
taveren dzieje si zawsze to, co miao si zdarzy. By moe sam Wzr domaga si tych
dodatkowych dni. Wzr precyzyjnie ustawia wszystko na swoim miejscu, a gdy prbujemy to
zmieni, szczeglnie, gdy zamieszani s taveren, jego splot ulega zmianom, ktre na powrt
umieszczaj nas w tych miejscach Wzoru, w ktrych mielimy si znale.
Zapada niepokojca cisza, ktrej Verin zdawaa si nie zauwaa, nadal bazgrzc
leniwie patykiem.
- Teraz jednak uwaam, e powinnimy ju przystpi do sporzdzania planu. Wzr
nareszcie przywid nas do Falme, gdzie znajduje si Rg Valere.
Ingtar przykucn po przeciwnej stronie ogniska.
- Gdy wielu ludzi powtarza to samo, to na og wierz, a miejscowi twierdz, e
Seanchan jakby nie interesowao, kto przybywa albo wybywa z Falme. Zabior Hurina i kilku
onierzy do miasta. Gdy ju dotrzemy po tropie do Rogu... c, wtedy zobaczymy to, co
zobaczymy.
Verin zamazaa stop koo, ktre wanie naszkicowaa w ziemi. Na jego miejscu
narysowaa dwie krtkie kreski, stykajce si kocami.
- Ingtar i Hurin. A take Mat, poniewa on wyczuje sztylet, jeli znajdzie si
dostatecznie blisko. Chcesz jecha, prawda, Mat?
Mat by wyranie zakopotany, ale skwapliwie przytakn.
- Musz, nieprawda? Musz znale sztylet.
Trzecia kreska utworzya odcisk ptasiej apy. Verin zerkna z ukosa na Randa.
- Pojad - zapewni j. - Po to przecie tu jestem.
W oczach Verin pojawio si dziwne wiato, domylny bysk, pod wpywem ktrego
Randowi zrobio si nieswojo.
- By Matowi pomc w odnalezieniu sztyletu - powiedzia oschym tonem - a Ingtarowi
w odnalezieniu Rogu.
"A take przez Faina - doda w duchu. - Musz znale Faina, o ile nie jest za pno".
Verin wyrya czwart kresk, zmieniajc lad ptasiej apy w kolaw gwiazd.
- I kto jeszcze? - spytaa agodnym gosem. Trzymaa patyk w powietrzu.
- Ja - odezwa si Perrin, o uamek sekundy wyprzedzajc Loiala, ktry wszed mu w
sowo swoim: - Ja chyba te chciabym jecha - a take Uno i pozostaych Shienaran, ktrzy
podnieli wrzaw, e te chc si przyczy.
- Perrin by pierwszy - powiedziaa Verin, jakby to przesdzao spraw. Dodaa pit
kresk i otoczya wszystkie pi koem.
Randowi wosy stany dba, takie samo koo przedtem zamazaa.
- Pojedzie piciu - mrukna.
- Naprawd chciabym zobaczy Falme - odezwa si Loial. - Nigdy nie widziaem
oceanu Aryth. A poza tym mog nie szkatu, jeli Rg nadal jest w niej trzymany.
- Zabierz cho mnie, mj panie - powiedzia Uno. - Ty i lord Rand bdziecie
potrzebowali, by kto was wspiera mieczem, jeli ci cholerni Seanchanie sprbuj was
zatrzyma.
Pozostali onierze oznajmili haaliwie, e s tego samego zdania.
- Nie bdcie gupi - ofukna ich Verin. Pod wpywem jej wzroku umilkli. - Wszyscy
jecha nie moecie, Niewane jak niefrasobliwi s Seanchanie wobec obcych, z pewnoci
zauwa dwudziestu onierzy, a wy nawet bez zbroi wygldacie na onierzy. Poza tym jeden
albo dwch wicej niczego nie zmieni. Piciu to dostatecznie mao, by wjecha do miasta bez
zwracania uwagi, a ponadto stosown jest rzecz, by wrd nich byli ci jadcy z nami trzej
taveren. Nie, Loial, ty te musisz zosta. Na Gowie Tomane nie ma adnych ogirw.
Przycigaby uwag, tak samo jak inni.
- Co z tob? - spyta Rand.
Verin pokrcia gow.
- Zapomniae o damane. - Przy wypowiadaniu te go sowa niesmak wykrzywi jej
usta. - Pomc mogabym jedynie poprzez przenoszenie Mocy, a cigajc na was damane,
bynajmniej pomocna nie bd. Taka damane nie musi znajdowa si blisko, by widzie, ona
wyczuje przenoszc kobiet albo przenoszcego mczyzn, skoro ju o tym mowa, jeli si
nie dopilnuje, by ilo przenoszonej Mocy bya niewielka.
Nie spojrzaa na Randa, ktremu si wydao, e ona nie patrzy na niego ostentacyjnie,
natomiast Mat i Perrin pode rwali si na nogi, nagle zaalarmowani.
- Mczyzna - achn si Ingtar. - Verin Sedai, po c pitrzy problemy? Do ich
mamy bez podejrzewania mczyzn o przenoszenie. Szkoda jednak, e ci tam nie bdzie.
Gdybymy ci potrzebowali...
- Nie, musicie pojecha w pitk. - Verin przejechaa stop po kole wyrysowanym w
bocie, czciowo je zamazujc. Marszczc czoo popatrzya uwanie na kadego z nich po
kolei. - Pojedzie piciu.
Przez chwil wydawao si, e Ingtar znowu bdzie zadawa jej pytania, napotkawszy
jednak twardy wzrok, wzruszy ramionami i zwrci si do Hurina.
- Jak daleko std do Falme?
Wszyciel podrapa si po gowie.
- Gdybymy wyruszyli zaraz i jechali ca noc, bylibymy tam przed wschodem soca.
- No to wanie tak zrobimy. Do marnowania czasu. Wszyscy osiodajcie konie.
Uno, poprowadzisz wszystkich za nami, tylko kryjcie si i nie pozwlcie, by...
Gdy Ingtar kontynuowa wydawanie polece, Rand przyjrza si rysunkowi.
Przedstawia teraz popsute koo, miao tylko cztery szprychy. Nie wiedzie czemu na ten
widok poczu dreszcz. Zauway, e Verin go obserwuje swymi ciemnymi oczyma,
pojaniaymi teraz i czujnymi jak u ptaka. Z nie lada wysikiem oderwa wzrok i zacz
zbiera swj dobytek.
"Pozwalasz, by wyobrania zwodzia ci na manowce - skarci si z irytacj. - Ona nie
bdzie moga nic zrobi, jeli jej tam nie bdzie".
ROZDZIA 22
MISTRZ MIECZA
Wschodzce soce wypchno swj purpurowy brzeg ponad lini horyzontu,
rozcielajc dugie cienie po wiodcych do portu brukowanych ulicach Falme. Morska bryza
rozwiewaa unoszcy si z kominw dym ogni, na ktrych warzono porann straw. Na razie
progi domostw opucili tylko ci, ktrzy zwykli wstawa tak wczenie, oddechy paroway im
na porannym zimnie. W porwnaniu z tumami, ktre za godzin miay wypeni ulice, miasto
wygldao na nieomal opustoszae.
Siedzc na przewrconej do gry dnem beczce, przed jeszcze zamknitym sklepem z
towarami elaznymi, Nynaeve grzaa donie, wsunwszy je pod pachy i dokonywaa przegldu
swej armii. Nieco dalej na jednym z progw siedziaa Min, odziana w seanchaski paszcz
jada pomarszczon liwk. Elayne w kaftanie z owczej skry kulia si u wylotu jakiej
alejki, wychodzcej na ulic. Obok Min lea zoony w rwn kostk wielki wr ukradziony
na przystani.
"Moja armia - pomylaa ponuro Nynaeve. - Ale nikogo innego tu nie mam".
Ktem oka spostrzega suldam i damane, wspinajce si w gr ulicy, dwie ziewajce
z niewyspania kobiety, jasnowos z bransolet na doni i ciemnowos w obrczy. Nieliczni
mieszkacy Falme, ktrzy dzielili z nimi t sam przestrze na ulicy, odwracali wzrok i
omijali je z daleka. Innych Seanchan w zasigu wzroku, a do samego portu, nie widziaa. Nie
odwrcia gowy w drug stron. Przecigna si natomiast i wzruszya ramionami, jakby
chciaa rozgimnastykowa zzibnite ramiona, zanim znowu usidzie w ten sam sposb co
przedtem.
Min cisna na bok do poowy zjedzon liwk, popatrzya obojtnym wzrokiem w
gr ulicy i opara si o futryn drzwi. Tam droga take bya wolna, bo inaczej uoyaby rce
na kolanach. Zacza nerwowo rozciera donie, a Nynaeve zauwaya, e Elayne podskakuje
nerwowo na czubkach palcw.
"Jeli one nas zdradz, to zapi je za gowy i rozbij o siebie".
Wiedziaa jednak, e jeli wpadn, do Seanchan bdzie naleaa decyzja, co si z nimi
stanie. Doskonale zdawaa sobie spraw, e nie ma zielonego pojcia, czy jej plan si
powiedzie. Rwnie atwo mogy si zdradzi z powodu jej potknicia. Raz jeszcze powzia
postanowienie, e jeli co si nie uda, to w jaki sposb cignie na siebie uwag, by w tym
czasie Min i Elayne mogy uciec. Co zrobi potem, nie wiedziaa.
"Oprcz tego, e ywcem mnie nie wezm. wiatoci, bagam, tylko nie to".
Suldam i damane, ktre pojawiy si na ulicy, niebawem znalazy si we wntrzu
trjkta utworzonego przez trzy zaczajone kobiety. Kilkunastu mieszkacw Falme zacho-
wao spory dystans od zczonej pary.
Nynaeve gromadzia w sobie cay swj gniew. Wzite Na Smycz i Dzierce Smycz.
To one naoyy t obrzydliw obrcz na szyj Egwene i gdyby mogy, to naoyyby j te na
jej szyj i szyj Elayne. Kazaa Min opowiedzie, w jaki sposb suldam narzucaj swoj
wol. Bya przekonana, e Min cz zataia, t najgorsz, ale to, co powiedziaa, wystarczyo,
by doprowadzi j do biaej gorczki. W mgnieniu oka blady kwiat na czarnym tle kolczastej
gazi rozchyli si ku wiatu, ku saidarowi, i wypenia j Jedyna Moc. Wiedziaa, e otacza
j powiata w oczach tych, ktre potrafi to zobaczy. Jasnoskra suldam wzdrygna si, a
ciemna damane otworzya szeroko usta, lecz Nynaeve nie daa im adnej szansy. Moc, ktr
przeniosa, pocieka zaledwie maym strumyczkiem, ale i tak strzelia z niego, niczym z bata,
wzniecajc drobiny kurzu w powietrze.
Srebrna obrcz otworzya si gwatownie i ze szczkiem upada na kamienie bruku.
Nynaeve poderwaa si na nogi, wydajc gbokie westchnienie ulgi.
Suldam wpatrywaa si wytrzeszczonymi oczyma w lec obrcz, jakby to by
jadowity w. Damane przyoya drc do do garda, zanim jednak kobieta w sukni ozna-
czonej byskawicami zdya si poruszy, damane odwrcia si i z caej siy zdzielia j
pici w twarz, pod suldam ugiy si kolana i mao brakowao, by upada.
- Dobrze ci tak! - krzykna Elayne. Te biega ju do przodu, za ni Min.
Zanim ktra z nich dotara do dwch kobiet, damane rozejrzaa si sposzonym
wzrokiem dookoa i pobiega co si w nogach przed siebie.
- Nic ci nie zrobimy! - zawoaa za ni Elayne. Jestemy przyjacikami!
- Cicho bd! - sykna Nynaeve. Wycigna z kieszeni zwinity gagan i bezlitonie
wepchna go do rozdziawionych ust wci chwiejcej si suldam. Min popiesznie otrzepaa
worek z piasku i naoya go na gow suldam, kryjc kobiet do pasa. - Ju przycignymy
za duo uwagi.
Bya to prawda, lecz nie do koca. Wszystkie cztery stay na rodku gwatownie
pustoszejcej ulicy, lecz ludzie, ktrzy raptem zdecydowali, e wol znale si gdzie indziej,
unikali patrzenia na nie. Nynaeve liczya na to - na to, e ludzie bd za wszelk cen
ignorowali wszystko, co ma cokolwiek wsplnego z Seanchanami - dziki czemu mogy
zyska kilka minut. Potem bd mwili, ale tylko. szeptem; mogo upyn wiele godzin,
zanim Seanchanie dowiedz si, e co si stao.
Zakapturzona kobieta zacza si wyrywa, wydawa zduszone jki, lecz Nynaeve i
Min zarzuciy wok niej ramiona i z wielkim wysikiem zawloky do pobliskiej alejki. Smycz
i obrcz wloky si za nimi z brzkiem po bruku.
- Podnie to - warkna Nynaeve w stron Elayne. - Nie ugryzie ci!
Elayne zrobia gboki wdech, potem zebraa srebrzysty metal tak ostronie, jakby
potwornie si go baa. Nynaeve wspczua jej, ale tylko troch - plan mg si powie
jedynie pod warunkiem, e kada z nich bdzie postpowaa zgodnie z nim.
Suldam wierzgaa nogami i usiowaa si wyswobodzi, jednake Nynaeve i Min
zmusiy j, by sza przed siebie, przez alejk do drugiego, nieco szerszego przejcia na tyach
domw, potem do nastpnej alejki i wreszcie do prostej, drewnianej szopy, w ktrej kiedy
musiano trzyma dwa konie, sdzc po iloci przegrd. Od najazdu Seanchan mao kto mg
sobie pozwoli na trzymanie koni, a tamtego dnia, gdy Nynaeve penia wart, nikt si do tej
szopy nie zbliy. Stchy kurz, unoszcy si we wntrzu, wiadczy, e budynek porzucono
ju bardzo dawno. Gdy znalazy si w rodku, Elayne z miejsca cisna srebrn smycz na
ziemi i wytara rce wizk siana.
Nynaeve przeniosa jeszcze jeden strumyczek i na zakurzon podog upada
bransoleta. Suldam zaskowytaa i zacza si miota we wszystkie strony.
- Gotowe? - spylaa Nynaeve.
Obydwie przytakny i zerway worek z gowy pojmanej.
Suldam zacharczaa, niebieskie oczy zawiy od kurzu, twarz miaa czerwon nie
tylko od szorstkiej materii worka, lecz rwnie z gniewu. Rzucia si w stron drzwi, ale za-
pay j ju po pierwszym kroku. Nie bya saba, lecz ich byo trzy, a gdy skoczyy dziaa,
suldam leaa w jednej z przegrd, w samej bielinie, z rkoma i nogami zwizanymi
mocnym sznurkiem, ktrego dodatkowym kawakiem umocoway knebel.
Gadzc obrzmia warg, Min przygldaa si sukni ozdobionej byskawicami i
wysokim butom z mikkiej skry.
- Chyba bd na ciebie dobre, Nynaeve. Na mnie i Elayne nie pasuj.
Elayne wygrzebywaa som z wosw.
- Sama widz. Ty i tak w ogle nie wchodzia w rachub. Za dobrze ci znaj. -
Nynaeve rozebraa si popiesznie. Rzucia swoje rzeczy na bok i wdziaa sukni suldam.
Min pomoga jej zapi guziki.
Potem z trudem wcigna troch za ciasne buty. Suknia pia troch tylko w pasie, w
innych miejscach bya luna. Rbkiem sigaa prawie do ziemi, niej ni na noszcej j
suldam, ale na Elayne lub Min wygldaaby jeszcze gorzej. Signa po bransolet, zrobia
gboki wdech i zapia j na lewym nadgarstku. Kocowki sczepiy si z sob, zapicie
wygldao na mocne. Nie czuo si, e jest to co innego ni zwyka bransoleta. Baa si, e
bdzie inaczej.
- W sukni, Elayne.
Przefarboway dwie suknie - jedn nalec do niej, drug do Elayne - na szar barw
damane, w kadym razie w najbardziej zblionym do odcieniu, jaki udao im si uzyska, i
ukryy je tutaj. Elayne nie ruszaa si, tylko oblizywaa wargi, wpatrzona w otwart obrcz.
- Elayne, musisz to zaoy. Za wiele osb widziao Min, by ona to moga zrobi.
Sama bym to zrobia, gdyby suknia pasowaa na ciebie.
Czua, e pewnie by oszalaa, gdyby to ona musiaa woy obrcz, dlatego wanie nie
potrafia przemawia teraz surowym tonem do Elayne.
- Wiem - westchna Elayne. - auj tylko, e nie wiem dokadnie, co to robi z
czowiekiem. - Odrzucia do tyu swe rudozote wosy. - Min, pom mi, prosz.
Min zacza odpina guziki na plecach jej sukni.
Nynaeve jakim cudem udao si nie wzdrygn, gdy podnosia srebrn obrcz.
- Istnieje tylko jeden sposb, eby to sprawdzi. Wahajc si tylko chwil, pochylia
si i zatrzasna j na szyi suldam.
"Zasuguje na to jak mao kto" - zapewnia si w duchu.
- Zreszt moe powie nam co uytecznego. Niebieskooka kobieta zerkna na smycz
cignc si od jej karku do nadgarstka Nynaeve, po czym podniosa wzrok z wyran
pogard.
- To nie dziaa w ten sposb - powiedziaa Min, ale Nynaeve ledwie suchaa.
Bya... czua... t drug kobiet, wiedziaa, co ona czuje, czua sznur wpijajcy si w
jej kostki i przeguby doni, zwizane na plecach, zjeczay, rybny posmak szmat w jej ustach,
som kujc przez cienk tkanin bielizny. Nie byo to tak, jakby to ona, Nynaeve, czua to
wszystko, w jej umyle jednak pojawia si brya dozna, nalecych, jak wiedziaa, do
suldam.
Przekna lin, starajc si je ignorowa - nie znikay - i przemwia do zwizanej
kobiety.
- Nic ci nie zrobi, jeli odpowiesz na moje pytania zgodnie z prawd. Nie jestemy
Seanchankami. Ale jeli mnie okamiesz... - Zagrozia jej podnoszc smycz.
Ramiona kobiety zatrzsy si, usta opasujce knebel wywin szyderczy grymas.
Nynaeve dopiero po chwili zrozumiaa, e suldam si mieje.
Zacisna usta, po chwili za wpada na pewien pomys. Wizka dozna w jej gowie
najwyraniej stanowia zbir wszystkiego, co ta kobieta odczuwaa fizycznie. Tytuem
eksperymentu sprbowaa co do tego doda.
Z oczyma nagle tak wytrzeszczonymi, jakby zaraz miay wyskoczy z orbit, suldam
wydaa gony okrzyk, ledwie tumiony przez knebel. Trzepoczc domi zwizanymi na
plecach, jakby prbowaa co odegna, miotaa si na sianie, na prno usiujc uciec.
Nynaeve rozdziawia usta i popiesznie pozbya si da danych przez siebie dozna.
Cakiem wyprana z si suldam pada na siano, zanoszc si paczem.
- Co... Co ty... Co ty jej zrobia? - spytaa sabym gosem Elayne.
Min tylko patrzya z szeroko otwartymi ustami.
Nynaeve odburkna.
- To samo, co Sheriam z tob, gdy rzucia filiank w Marith.
"wiatoci, c to za paskudztwo".
Elayne gono przekna lin.
- Och.
- Ale dziaanie adam na tym nie polega - powiedziaa Min. Suldam zawsze
twierdziy, e adam nie ma wpywu na kobiet, ktra nie potrafi przenosi.
- Nie obchodzi mnie, jak to dziaa, dopki dziaa. - Nynaeve schwycia srebrn smycz
w miejscu, w ktrym czya si z obrcz i poderwaa kobiet z ziemi, by spojrze jej w
oczy. W przeraone oczy, jak zauwaya. - Wysuchasz mnie i to uwanie. Chc odpowiedzi,
a jeli mi ich nie udzielisz, to bdzie ci si wydawao, e obdaram ci ze skry.
Na twarzy kobiety pojawi si wyraz najczystszego przeraenia, a Nynaeve zrobio si
mdo, poja bowiem, e suldam odebraa jej sowa dosownie.
"Ona uwaa, e to zrobi, bo to zna. Do tego wanie su smycze".
Wzia si w ryzy, eby nie zerwa bransolety z nadgarstka, przybraa twardy wyraz
twarzy.
- Jeste gotowa mi odpowiada? Czy potrzebujesz dalszego przekonywania?
Za odpowied wystarczyo gwatowne potrznicie gow. Gdy Nynaeve wyja
knebel, kobieta przekna tylko lin i zaraz zacza gada jak najta.
- Nie donios na ciebie. Przysigam. Tylko zdejmij to z mojej szyi. Mam zoto. Bierz
je. Przysigam, nikomu nie powiem.
- Cicho bd - skarcia j Nynaeve i kobieta natychmiast zamkna usta. - Jak si
nazywasz?
- Seta. Bagam. Bd odpowiadaa, tylko bagam... zdejmij... to... ze mnie! Jeli kto to
na mnie zobaczy... Oczy Sety powdroway w stron smyczy i natychmiast skryy si za
zacinitymi powiekami. - Prosz - szepna.
Nynaeve poja jedn rzecz. Nie bdzie zmuszaa Elayne, by zaoya t obrcz.
- Koczmy z tym wreszcie - powiedziaa stanowczym tonem Elayne. Te bya ju w
samej bielinie. - Daj mi tylko chwil, to ubior t sukni, a...
- W z powrotem swoje rzeczy - odpara Nynaeve.
- Kto musi udawa damane - sprzeciwia si Elayne - bo inaczej nigdy nie dotrzemy
do Egwene. Ta suknia pasuje na ciebie, a Min adn miar nie moe ni by. A wic zostaj
ja.
- Powiedziaam, w swoje rzeczy. Mamy tu kogo, kto bdzie nasz Wzit Na
Smycz. - Nynaeve szarpna za smycz, na ktrej uwizana bya Seta.
Suldam jkna gucho.
- Nie! Nie, bagam! Jeli kto mnie zobaczy... - urwaa, widzc zimny wzrok Nynaeve.
- Jeli idzie o moje zdanie, jeste czym gorszym od mordercy, od Sprzymierzeca
Ciemnoci. Ju gorzej o tobie myle nie potrafi. Mdli mnie przez sam fakt, e musz nosi
to co na mojej rce, sta si kim takim jak ty choby tylko na godzin. Jeli wic mylisz, e
bd si wzdragaa przed zrobieniem tobie czego, to jeszcze raz si zastanw. Naprawd nie
chcesz, eby ci widziano? Znakomicie. My te nie. Ale nikt raczej nie przyglda si damane.
Dopki bdziesz sza ze spuszczon gow, tak jak si tego wymaga od Wzitej Na Smycz,
dopty nikt ci nie zauway. Lepiej jednak, by dooya wszystkich stara, by nikt rwnie
nie zauway nas. Jeli zauwa nas, to z pewnoci rwnie ciebie, a jeli to nie wystarczy,
by uwaaa, to obiecuj, e bdziesz przeklinaa ten pierwszy pocaunek, ktrym twoja matka
obdarzya twego ojca. Rozumiemy si?
- Tak - odpara Seta omdlewajcym gosem. - Przysigam.
Nynaeve musiaa zdj bransolet, by mogy przecign pod smycz ufarbowan na
szaro sukni Elayne i ubra w ni Set. Nie pasowaa na ni najlepiej, zbyt luna w pasie i
obcisa na biodrach, ale suknia Nynaeve nie byaby lepsza, a nadto zbyt krtka. Nynaeve
miaa nadziej, e ludzie rzeczywicie nie patrz na damane. Z niechci woya z powrotem
bransolet.
Elayne pozbieraa rzeczy Nynaeve, owina je zapasowi szar sukni i zrobia z nich
toboek, toboek dla kobiety w wiejskim ubraniu, ktra miaa go dwiga za suldam i
damane.
- Gawyn wydrze sobie serce, jak o tym usyszy powiedziaa i rozemiaa si z
wyranym przymusem.
Nynaeve obejrzaa dokadnie najpierw j, potem Min.
Nadesza kolej na najbardziej ryzykown cz przedsiwzicia.
- Jestecie gotowe?
Umiech Elayne zblad.
- Jestem gotowa.
- Gotowa - odpara zwile Min.
- Dokd wy... dokd... idziemy? - spytaa Seta i szybko dodaa: - O ile wolno mi
spyta.
- Do jaskini lwa - wyjania jej Elayne.
- Na tace z Czarnym - powiedziaa Min. Nynaeve westchna i potrzsna gow.
- One prbuj powiedzie, e idziemy tam, gdzie trzymane s damane i e mamy
zamiar uwolni jedn z nich. Seta nadal wytrzeszczaa oczy ze zdumienia, gdy popiesznie
wygnay j z szopy.


Bayle Domon obserwowa wschd soca z pokadu swego statku. Doki zaczynay
ttni yciem, mimo e ulice opadajce w stron portu zasadniczo byy jeszcze puste. Poczu
na sobie wzrok mewy, ktra przycupna na porczy - mewy miay bezlitosne oczy.
- Jeste pewien, kapitanie? - spyta Yarin. - Jeli Seanchanie zaczn docieka, co my
wszyscy robimy na pokadzie...
- Ty masz tylko dopilnowa, by obok kadej cumy znajdowa si topr - odpar
szorstkim tonem Domon. I jeszcze jedno, Yarin. Rozpatam gow temu, kto przetnie lin
wczeniej, zanim te kobiety znajd si na pokadzie.
- A jeli nie przyjd, kapitanie? A jeli zamiast nich pojawi si seanchascy
onierze?
- Uspokj bebechy, czowieku! Jeli pojawi si onierze, to bd ucieka w stron
penego morza i niechaj wiato zlituje si nad nami wszystkimi. Dopki jednak do tego nie
dojdzie, zamierzam czeka na te kobiety. A teraz zacznij udawa, e nie jeste zajty adn
robot.
Domon ponownie powid wzrokiem w stron tej czci miasta, w ktrej trzymano
damane. Nerwowo zabbni palcami po porczy.


Morska bryza przywiaa do nozdrzy Randa zapach ogni, na ktrych warzono
niadania, prbowaa te targa poami jego zjedzonego przez mole paszcza, lecz Rand
przytrzymywa je jedn rk. Wrd znalezionych ubra nie byo kaftana, ktry by na niego
pasowa, uzna wic, e ten paszcz najlepiej zakryje wytworny, srebrny haft na rkawach i
czaple na konierzu. Stanowisko Seanchan wobec podbitych przez siebie ludzi, ktrzy nosili
bro, mogo nie dotyczy tych, ktrzy mieli miecz ze znakiem czapli.
Na drodze kady si ju pierwsze cienie poranka. Widzia tylko Hurina, jadcego
midzy podwrcami dla wozw i wybiegami dla koni. Jeden tylko czowiek, moe dwch,
poruszao si przy szeregu kupieckich wozw, ubrani w dugie fartuchy koodziejw, a moe
kowali. Ingtar, jadcy na czele, znikn ju z zasigu wzroku. Za Randem jechali w sporych
odstpach Perrin i Mat. Nie oglda si w ich stron. Miao ich nic nie czy - piciu
mczyzn wjedajcych o wczesnej godzinie do Falme, ale nie razem.
Z wszystkich stron otoczyy go opotowania wybiegw, konie toczyy si ju przy
ogrodzeniach, czekay, a kto je nakarmi. Hurin wystawi gow spomidzy cian dwch
stajni z wci zaryglowanymi drzwiami, zobaczy Randa i da mu znak rk, po czym schowa
si. Rand kaza swemu gniadoszowi skrci w t stron.
Hurin sta z wodzami w rku. Zamiast kaftana mia na sobie dug kamizel. Mimo
solidnego paszcza, ktry kry jego krtki miecz i amacz mieczy, dra z zimna.
- Lord Ingtar jest tam - powiedzia, ruchem gowy wskazujc wskie przejcie. - Kaza
zostawi tu konie i reszt drogi przej pieszo.
Gdy Rand zsiad z konia, wszyciel doda:
- Fain szed tamt ulic, lordzie Rand. Czuj to prawie z tego miejsca.
Rand poprowadzi Rudego na ty stajni, gdzie Ingtar ju uwiza swego wierzchowca.
Shienaranin nie bardzo przypomina lorda w brudnym kaftanie z owczego runa, dziurawym w
kilku miejscach, przypasany miecz wyglda dziwacznie. Oczy pony mu gorczk napicia.
Rand uwiza Rudego obok ogiera Ingtara, po czym zawaha si, nie wiedzc, co
zrobi z sakw. Nie potrafi zostawi sztandaru bez opieki. Nie sdzi, by ktry z onierzy
zaglda do cudzych toreb, ale nie mg powiedzie tego samego o Verin, ani te przewidzie,
co by zrobia, gdyby zobaczya sztandar. Z kolei jednak czu si nieswojo, trzymajc go przy
sobie. Postanowi, e zostawi sakwy przytroczone do sioda.
Doczy do niego Mat, a kilka chwil pniej nadeszli Hurin z Perrinem. Mat by
ubrany w obszerne spodnie, ktrych nogawki wetkn do wysokich butw. Perrin mia na
sobie przykrtki paszcz. Zdaniem Randa, wygldali jak dwaj ebrzcy nicponie, zazwyczaj
jednak przez wsie przejedali nie przycigajc niczyjej uwagi.
- Dobrze - powiedzia Ingtar. - Zobaczmy, co si da zrobi.
Wyszli spacerowym krokiem na botnisty trakt, jakby nie mieli przed sob adnego
wyznaczonego celu, pogreni w rozmowie, po czym spokojnie ominli podwrce dla wo-
zw, wychodzc na strome, brukowane ulice. Rand mwi co, nie bardzo wiedzc co,
podobnie jego towarzysze. Plan Ingtara polega na tym, e maj niczym si nie odrnia od
innych, idcych razem mczyzn, ale za mao ludzi wyszo z domu. Na zimnych, porannych
ulicach piciu przechodniw tworzyo tok.
Szli zebrani w gromad, prowadzeni przez Hurina, ktry wcha powietrze i zbacza to
w jedn, to w drug ulic. Wszyscy skrcali tam, gdzie on, jakby cay czas mieli taki zamiar.
- On chodzi po caym miecie - mrukn Hurin, krzywic si. - Jego zapach unosi si
wszdzie, a tak cuchnie, e trudno odrni stary trop od nowego. Na szczcie zyskaem ju
pewno, e on tu nadal jest. Sdz, e niektre lady zostawi nie dalej jak dzie albo dwa
dni temu. Jestem o tym przekonany - doda takim tonem, jakby przesta ywi jakiekolwiek
wtpliwoci.
Zaczli si pojawia ludzie: sprzedawca owocw wykadajcy swj towar na stoach,
jegomo pdzcy z wielkim rulonem pergaminw pod pach i szkicownikiem umocowanym
na plecach, czowiek trudnicy si ostrzeniem noy, ktry oliwi waek tarczy ciernej na
swym wzku. Miny ich dwie kobiety, podajce w przeciwn stron, jedna ze spusz-
czonymi oczyma, w srebrnej obrczy opasujcej szyj, druga w sukni z byskawicami, ze
zwinit srebrn smycz w rku.
Randowi oddech uwiz w gardle, kosztowao go to wiele wysiku, by nie obejrze si
za siebie.
- Czy to...? - Szeroko otwarte oczy Mata wyzieray z zapadnitych oczodow. - Czy
to bya damane?
- Dokadnie tak je opisywano - odpar sucho Ingtat. - Hurin, czy bdziemy pokonywali
wszystkie ulice w tym przekltym przez Cie miecie?
- On by wszdzie, lordzie Ingtar - odpar Hurin. Jego smrd unosi si wszdzie.
Dotarli do placu, przy ktrym stay trzy kamienne domy, rwnie due jak niejedna
gospoda.
Pokonali naronik, Rand cofn si na widok kilkunastu seanchaskich onierzy
stojcych na stray przed wielk budowl - a take na widok dwch kobiet w sukniach
oznakowanych byskawicami, ktre rozmawiay na stopniach innego domu, po przeciwnej
stronie ulicy. Nad budynkiem strzeonym przez onierzy opota na wietrze sztandar: zoty
jastrzb ciskajcy w szponach byskawice. Nic nie wyrniao domu, przed ktrym stay
zagadane komety, prcz nich samych. Zbroja oficera jarzya si blaskiem czerwieni, czerni i
zota, jego hem by pomalowany i pozocony w taki sposb, e przypomina gow owada. A
potem Rand zauway dwa wielkie ksztaty o grubej skrze, ktre przycupny midzy
onierzami, i to wytrcio go z rytmu.
"Grolmy".
Nie byo wtpliwoci co do trjktnych bw obdarzonych trojgiem oczu. Moe on
jeszcze spa i to wszystko byo jakim zym snem.
"Moe wcale jeszcze nie dotarlimy do Falme".
Jego towarzysze mijali strzeony dom, przypatrujc si bestiom z wytrzeszczonymi
oczyma.
- Co to takiego, w imi wiatoci? - spyta Mat.
Oczy Hurina zrobiy si tak wielkie jak jego twarz.
- Lordzie Rand, to... To s...
- Niewane - odpar Rand.
Po chwili Hurin pokiwa gow.
- Przyjechalimy tu po Rg - powiedzia Ingtar a nie eby si wgapia w seanchaskie
monstra. Skoncentruj si na szukaniu Faina, Hurin.
onierze ledwie na nich spojrzeli. Ulica prowadzia prosto do kolistego portu. Rand
zobaczy zakotwiczone statki: ogromne i jakby kwadratowe, z wysokimi masztami, ktre
jednak z tej odlegoci byy niewielkie.
- Tu czsto bywa. - Hurin potar nos wierzchem doni. - Ta ulica jest caa pokryta
zastarzaymi warstwami jego smrodu. Myl, e nie mg tu by dalej jak wczoraj, lordzie
Ingtarze. Moe ubiegej nocy.
Raptem Mat wczepi donie w swj kaftan.
- On tam jest - szepn. Odwrci si i zacz i w drug stron, przygldajc si
badawczo wysokiemu budynkowi ze sztandarem. - Tam jest sztylet. Nie zauwayem
wczeniej, przez te... przez te stwory, ale teraz go czuj.
Perrin szturchn go palcem w ebra.
- Przesta, zanim zaczn si zastanawia, dlaczego wybauszasz na nich oczy jak jaki
gupek.
Rand obejrza si przez rami. Oficer patrzy w ich stron.
Mat zawrci ze spochmurnia min.
- Bdziemy tak dalej wdrowali? On tam jest, mwi wam.
- To Rg jest celem naszych poszukiwa - warkn Ingtar. - Zamierzam dopa Faina i
zmusi go, by wyjawi, gdzie on jest. - Nie zwolni kroku.
Mat nic nie powiedzia, ale jego twarz bya jednym, niemym baganiem.
"Ja te musz znale Faina - pomyla Rund. Musz".
Na widok wyrazu twarzy Mata powiedzia:
- Ingtar, jeli sztylet znajduje si w tym domu, to najprawdopodobniej jest tam
rwnie Fain. Moim zdaniem, on by nie pozwoli, eby sztylet albo Rg, obojtnie ktre z
nich, znikn mu z oczu.
Ingtar zatrzyma si. Odezwa si po upywie jakiej chwili.
To moliwe, ale tutaj si tego nie dowiemy.
- Moglibymy si tu zaczai i zobaczy, czy std wyjdzie - odpar Rand. - Jeli std
wyjdzie o tak wczesnej porze, to znaczy, e spdzi noc w tym domu. Zao si, e on sypia
tam, gdzie jest Rg. Jeli faktycznie wyjdzie z tych drzwi, to do poudnia zdymy wrci do
Verin, a do zapadnicia zmroku sporzdzi jaki plan.
- Nie chc czeka na Verin - powiedzia Ingtar nie bd te czeka do zapadnicia
mroku. Ju za dugo czekam. Mam zamiar zdoby Rg wasnymi rkoma przed nastpnym
zachodem soca.
- Przecie nie wiemy, gdzie on jest, Ingtar.
- Ja wiem, e sztylet tam jest - wtrci Mat.
- A Hurin twierdzi, e Fain by tam ubiegej nocy. Ingtar zlekceway Hurina,
prbujcego zweryfikowa to twierdzenie. - Po raz pierwszy udao ci si okreli co
dokadniej, a nie jak zwykle mwi, e Fain by gdzie dzie albo dwa dni wczeniej. Rg
odbierzemy teraz. Teraz!
- Jak? - spyta Rand.
Oficer przesta ju na nich patrze, ale przed budynkiem nadal stao co najmniej
dwudziestu onierzy. Oraz pars grolmw.
"To jakie szalestwo. Tych grolmw nie powinno tu by".
Taka myl bynajmniej jednak nie sprawia, by grolmy znikny.
- Za tymi domami s, zdaje si, jakie ogrody - powiedzia Ingtar, rozgldajc si
uwanie dookoa. - Jeli ktra z tych bocznych uliczek wiedzie wzdu ogrodowego muru...
Zdarza si, e pilnowanie frontu tak pochania ludzi, e zapominaj o tyach. Chodcie.
Ruszy prosto w stron wskiego przejcia midzy dwoma budynkami. Hurin i Mat
natychmiast pobiegli jego ladem.
Rand i Perrin wymienili spojrzenia - kudaty przyjaciel z rezygnacj wzruszy
ramionami - i przyczyli si do nich.
Alejka, tak wska, e ledwie mogli ni przej tak, by nie ociera si ramionami o
ograniczajce j z dwu stron wysokie mury ogrodw, czya si z nieco szersz uliczk, po
ktrej moga przejecha taczka albo niewielki wz. Te bya brukowana, lecz wychodziy na
ni jedynie tyy domw, wielkie kamienne paszczyzny, urozmaicone zatrzanitymi
okiennicami, a nad szczytami murw wystaway prawie nagie gazie.
T uliczk dali si prowadzi Ingtarowi tak dugo, a wreszcie stanli naprzeciwko
powiewajcego sztandaru. Ingtar wycign z zanadrza paszcza rkawice ze stalowymi
wierzchami, woy je i podskoczy, by uchwyci si szczytu muru, potem podcign si na
tak wysoko, by mc zajrze na drug stron. Przyciszonym, jednostajnym gosem donis:
- Drzewa. Klomby. cieki. Ani ywej duszy... Czekajcie! Stranik. Tylko jeden.
Nawet nie nosi hemu. Policzcie do pidziesiciu, a potem ruszajcie za mn.
Przeoy nog przez szczyt muru i skoczy, znikajc, nim Rand zdy powiedzie
cho sowo.
Mat zacz wolno liczy. Rand wstrzyma oddech. Perrin gadzi palcami topr, a
Hurin zacisn donie na rkojeciach swych broni.
- ...pidziesit.
Hurin wdrapa si na mur i przeskoczy na drug stron, zanim to sowo na dobre
opucio usta Mata. Tu obok Perrin zrobi to samo.
Rand mia wraenie, e Mat by moe bdzie potrzebowa pomocy - wyglda tak
blado i mizernie - wcale jednak tego nie pokaza, gdy pi si do gry. W kamiennym murze
byo mnstwo dziur, o ktre mona byo zaczepi donie i kilka chwil pniej Rand przyczai
si po drugiej stronie, razem z Matem, Perrinem i Hurmem.
W ogrodzie panowaa pna jesie, na klombach nic ju nie roso prcz kilku
wiecznozielonych rolin, gazie drzew byy nieomal nagie. Wiatr, targajcy sztandarem,
zwiewa py z krytych kamiennymi pytami cieek. Przez krtk chwil Rand nigdzie nie
widzia Ingtara. Potem jednak zauway go, Shienaranin przywar do ciany domu, mieczem
trzymanym w rku da im znak, e maj rusza.
Rand bieg pochylony, bardziej czujc obecno okien wyzierajcych niewidzcym
wzrokiem z budynku, nili biegncych za nim przyjaci. Odetchn z ulg, gdy wreszcie
przylgn do muru obok Ingtara.
Mat nie przestawa mrucze pod nosem.
- On tam jest. Czuj go.
- Gdzie jest stranik? - szepn Rand.
- Nie yje - odpar Ingtar. - By zbyt pewien siebie. Nawet nie raczy krzykn.
Ukryem jego ciao pod jednym z tych krzakw.
Rand spojrza na niego zdumiony.
"Zbyt pewien siebie Seanchanin?"
Byby natychmiast zawrci, gdyby nie pene udrki pomrukiwania Mata.
- Ju prawie tam jestemy - Ingtar wygosi to takim tonem, jakby te mwi do siebie.
- Ju prawie. Chodcie.
Rand doby miecza, gdy zaczli si wspina po tylnych schodach. Zauway, e Hurin
wycign ju wczeniej swj miecz o krtkim ostrzu i poszczerbiony amacz mieczy, a Perrin
wanie z niechci wysuwa topr z ptli przy pasie.
Weszli do wskiego korytarza. Zza uchylonych drzwi po prawej stronie dochodziy
kuchenne zapachy. Krztali si tam jacy ludzie, sycha byo niewyrane dwiki, co jaki
czas cicho szczkay pokrywki.
Ingtar da znak Matowi, by prowadzi, po czym podkradli si pod drzwi. Rand
obserwowa wsk szpar w drzwiach, dopki nie znaleli si za nastpnym rogiem.
Zza drzwi w gbi korytarza wyonia si szczupa, moda kobieta, niosa tac z jedn
filiank. Wszyscy zastygli w miej ecu. Ruszya w przeciwn stron, nawet si na nich nie
obejrzawszy. Rand otworzy szeroko oczy. Jej duga, biaa szata bya zupenie przezroczysta.
Znikna za nastpnym rogiem.
- Widzielicie to? - spyta ochrypym gosem Mat. - Wszystko byo wida pod...
Ingatr przycisn do do ust Mata i szepn:
- Nie zapominaj, gdzie jestemy. Znajd go. Znajd dla mnie Rg.
Mat wskaza wsk klatk krconych schodw. Wspili si na wysze pitro, skd
poprowadzi ich do frontowej strony budynku. Mebli na korytarzach stao niewiele, wydaway
si skada z samych ukw. Tu i wdzie na cianach wisiay gobeliny, stay te pod nimi
parawany, kady z namalowanym stadkiem ptakw na gaziach wzgldnie jednym lub
dwoma kwiatami. Na jednym skrzydle parawanu wyrysowana bya rzeka, lecz prcz
zmarszczonego fal nurtu i wskich pasw brzegw obraz nic wicej nie przedstawia.
Randowi wydawao si, e wszdzie syszy odgosy poruszajcych si ludzi, mikkich
kamaszy suncych przez posadzki, cichy szmer rozmw. Nikogo nie widzia, ale wyobrania
podsuwaa mu obraz kogo wychodzcego na korytarz, prosto na piciu skradajcych si z
broni w rku mczyzn, kogo podnoszcego larum...
- Tutaj - szepn Mat, wskazujc znajdujce si przed nimi wielkie, rozsuwane drzwi,
ktrych powierzchni zdobiy jedynie rzebione gaki. - W kadym razie tam jest sztylet.
Ingtar spojrza na Hurina, wszyciel rozsun drzwi, a Ingtar skoczy do przodu z
wycelowanym mieczem. Nikogo w rodku nie byo. Rand i pozostali mczyni popiesznie
weszli za nim, Hurin natychmiast zamkn drzwi.
Parawany kryy wszystkie ciany i reszt drzwi, przesaniay rwnie wiato padajce
z okien wychodzcych na ulic. W jednym kocu tej wielkiej komnaty staa wysoka, owalna
komoda. Po przeciwnej stronie niewielki stolik, na dywanie zwrcone w jego stron samotne
krzeso. Rand usysza, e Ingtar gono odsapn, sam jednak tylko czu, e ma ochot
odetchn z ulg. Na stole sta wsparty na podprce Rg Valere. Pod nim poyskiwa
blaskiem odbitego wiata rubin w rkojeci ozdobnego sztyletu.
Mat pomkn do stou, chwyci Rg i sztylet.
- Mamy je - zachrypia, potrzsajc sztyletem. Mamy oba.
- Nie tak gono - upomnia go Perrin, krzywic twarz. - Jeszcze ich std nie
wynielimy. - Jego donie zajte drzewcem topora wyranie pragny uchwyci co innego.
- Rg Valere. - W gosie Ingtara brzmiaa prawdziwa groza. Z wahaniem dotkn
Rogu, wodzc palcem po srebrnej intarsji wok czaszy, bezgonie odczyta napis, po czym
odj do, cay drc z podniecenia. - To on. Na wiato, to on! Jestem uratowany.
Hurin zabra si za odstawianie parawanw zasaniajcych okno. Odsun ostatni
zagradzajcy mu drog i wyjrza na biegnc poniej ulic.
- Ci onierze cigle tam s, wygldaj jakby zapucili korzenie. - Wzdrygn si. -
Te... bestie te.
Rand stan obok niego. Nie ulegao wtpliwoci, e te bestie to grolmy.
- Jak oni...
Gdy oderwa wzrok od ulicy, sowa zamary mu na ustach. Patrzy ponad murem na
ogrd nalecy do budynku po drugiej stronie ulicy. Zobaczy lady po murach, ktre
zburzono celem przyczenia innych ogrodw. Widzia te kobiety, siedziay na awkach albo
przechadzay si po ciekach, zawsze parami. Poczone z sob srebrnymi smyczami,
biegncymi od szyi pierwszej do nadgarstka drugiej. Jedna z kobiet w obrczach podniosa
gow. Sta zbyt daleko, by widzie wyranie twarz, przez moment jednak ich oczy jakby si
spotkay i wtedy j rozpozna. Krew ucieka mu z twarzy.
- Egwene - wyszepta.
- O czym ty gadasz? - spyta Mat. - Egwene mieszka sobie bezpiecznie w Tar Valon.
Te bym tak chcia.
- Ona tam jest - powiedzia Rand.
Obydwie kobiety odwrciy si i ruszyy w stron jednego z budynkw stojcych w
gbi poczonych ogrodw.
- Ona tam jest, dokadnie po drugiej stronie ulicy. wiatoci, ma na szyi obrcz!
- Jeste pewien? - spyta Perrin. Podszed do okna, by wyjrze na zewntrz. - Nie
widz jej, Rand. A... a ja umiabym j rozpozna nawet z tak daleka.
- Jestem pewien - odpar Rand.
Obydwie kobiety znikny w jednym z budynkw, ktrych fasady wychodziy na
nastpn ulic. odek mu si zwin w ciasn kul.
"Powinna by bezpieczna. Powinna by w Biaej Wiey".
- Musz j wydosta. Wy wszyscy...
- A c to! - Niewyrane sowa zabrzmiay rwnie cicho jak odgos rozsuwajcych si
drzwi. - Nie was si spodziewaem.
Przez krtk chwil Rand tylko wytrzeszcza oczy. Wysoki mczyzna z ogolon
gow, ktry wszed do komnaty, nosi dug, wlokc si za nim szat, a paznokcie mia tak
dugie, e Rand wtpi, czy on jest w stanie wzi cokolwiek w palce. Dwaj mczyni,
ktrzy stanli za jego plecami w sualczych pozach, mieli gowy wygolone tylko w poowie,
reszta ciemnych wosw, zapleciona w warkocz, zwisaa za prawym uchem. Jeden z nich
trzyma w objciach miecz w pochwie.
Gapi si mg zaledwie chwil, bo oto parawany stojce po przeciwlegych stronach
komnaty runy na posadzk, odsaniajc drzwi, w ktrych toczyo si czterech albo piciu
seanchaskich onierzy, z nagimi gowami, za to zakutych w zbroje, z mieczami w rku.
- Znajdujecie si przed obliczem jego lordowskiej moci Turaka - zacz mczyzna z
mieczem, gniewnie wpatrujc si w Randa i jego towarzyszy, ale ledwie dostrzegalny ruch
palca z pomalowanym na niebiesko paznokciem kaza mu umilkn. Do przodu wystpi
drugi sucy, ukoni si i zacz zdejmowa z Turaka jego szat.
- Gdy znaleziono martwego stranika - powiedzia spokojnie mczyzna z wygolon
gow - nabraem podejrze wzgldem pewnego czowieka, ktry zowie si Fain.
Podejrzewaem go od tajemniczej mierci Huona, a poza tym cay czas chcia odzyska ten
sztylet.
Podnis rce, by sucy mg zdj z niego szat. Mimo agodnego, nieomal
piewnego gosu, silne minie kbiy si pod skr ramion i gadkiej piersi, obnaonej do
niebieskiej szarfy, ktra podtrzymywaa obszerne, biae spodnie. Mwi beznamitnym
tonem, wyranie nie poruszony widokiem mieczy w ich doniach.
- A tymczasem zastaj obcych, ktrzy prbuj zabra nie tylko sztylet ale rwnie
Rg. Z przyjemnoci zabij jednego albo dwch z was za to, e zakcilicie mi poranek. Ci,
ktrzy przeyj, powiedz mi potem, kim jestecie i po co tu przybywacie.
Wycign rk, nie patrzc - mczyzna z mieczem woy rkoje do jego doni - po
czym wysun z pochwy cikie, zakrzywione ostrze.
- Nie ycz sobie, by Rg uleg uszkodzeniu.
Turak nie da adnego sygnau, a mimo to do komnaty wkroczy jeden z onierzy i
sign po Rg. Rand nie wiedzia, czy ma si mia, czy paka. Mczyzna mia na sobie
zbroj, sdzc za po wyrazie jego twarzy, rwnie aroganckiej jak oblicze Turaka, posiadana
przez nich bro zupenie go nie wzruszaa.
Kres temu pooy Mat. Gdy Seanchanin wycign rk, ci j sztyletem o rubinowej
rkojeci. onierz uskoczy w ty, gono przeklinajc, i wyranie zaskoczony. A potem
rozleg si przeraliwy krzyk, ktry wypeni wntrze komnaty lodowatym chodem,
sprawiajc, e ze zdziwienia wszyscy zastygli na swoich miejscach. Uniesiona do gry, drca
do zaczynaa czernie, krwawa rana zamieniaa si w wolno rosnc ciemn plam. onierz
otworzy szeroko usta i zawy, chwytajc si za rami, a potem bark. Przebierajc nogami i
podrygujc, pad na podog, miota si po jedwabnym dywanie, wrzeszczc tak gono, e
twarz mu poczerniaa, a ciemne oczy nabrzmiay niczym przejrzae liwki, a wreszcie
udawi si ciemniaym, napuchym jzykiem. Dygota, dusi si urywanym oddechem, bbni
pitami, w kocu na dobre znieruchomia. Kady fragment jego odsonitej skry okry si
czarn jak smoa zgnilizn i wydawao si, e pod lada dotykiem wybuchnie.
Mat obliza wargi i przekn lin - niepewnym ruchem przesun do po rkojeci
sztyletu. Nawet Turak nie dowierza wasnym oczom, szeroko otwarszy usta.
- Sam widzisz - powiedzia cichym gosem Ingtar - nie jestemy bydltami
przeznaczonymi na rze. - Raptem przeskoczy trupa, atakujc onierzy wci wpatrujcych
si w to, co zostao z czowieka, ktry jeszcze kilka chwil wczeniej sta u ich boku. -
Shinowa! - krzykn. - Za mn!
Hurin popdzi za nim, onierze cofnli si, dwik stali uderzajcej o stal zacz si
nata.
W chwili gdy Ingtar ruszy do ataku, onierze stojcy po drugiej stronie komnaty te
ruszyli naprzd, ale po chwili rwnie jli si cofa, nie tyle przed toporem, ktrym wywija
bezsownie powarkujcy Perrin, co przed napierajcym na nich sztyletem w rku Mata.
W czasie dzielcym dwa uderzenia serca Rand zosta sam na placu boju, twarz w
twarz z Turakiem, ktry trzyma przed nim swe wyprostowane pionowo ostrze. Moment
szoku min. widrujcymi oczyma wpatrywa si w twarz Randa - czarne, napuchnite ciao
onierza rwnie dobrze mogo nie istnie. Dla jego dwch sucych te jakby nie istniao,
podobnie jak zreszt Rand i jego miecz albo odgosy walki, dobiegajce coraz sabiej z innych
pomieszcze obu stron domu. Gdy jego lordowska mo uj miecz, biernymi ruchami
poskadali jego szat, potem nawet nie podnieli oczu, gdy rozleg si wrzask umierajcego
onierza, teraz natomiast przyklkli przy drzwiach i wpatrywali si we wszystko obojtnymi
oczyma.
- Spodziewaem si, e przyjdzie kolej na nas dwch. - Turak zrcznie obrci miecz
w doniach, robic mynka w jedn stron, potem w drug, po czym delikatnie pogadzi
palcami rkoje. Te paznokcie wydaway si zupenie nie krpowa mu ruchw. - Jeste
mody. Zobaczmy, czego po tej stronie oceanu wymaga si od noszcych miecz ze znakiem
czapli.
Wtedy Rand zobaczy. Na ostrzu miecza Turaka wytrawiony by wizerunek
wyprostowanej czapli. Miernie wyszkolony, stan twarz w twarz z prawdziwym mistrzem
miecza. Popiesznie odrzuci na bok podbity owczym runem kaftan, nadmiernie go
obciajcy i krpujcy ruchy. Turak czeka.
Zacz rozpaczliwie szuka pustki. Byo oczywiste, e nawet jeli do ostatka
wykorzysta wszystkie umiejtnoci, na jakie go sta, to i tak szanse, e opuci t izb ywy, s
niewielkie. A musia wyj ywy. Egwene znajdowaa si nieomal tak blisko, e mg do niej
zawoa, musia j jako uwolni. Lecz w pustce czeka na niego saidin. Na sam myl serce
podskoczyo mu z zachwytu, w tym samym momencie, w ktrym skrci si odek.
Niestety, rwnie blisko jak Egwene byy te te kobiety. Damane. Jeli dotknie saidina i mimo
woli przeniesie Moc, one si o tym dowiedz, uprzedzia go Verin. Bd wiedzie i szuka.
Tyle ich, tak blisko. Mg przey pojedynek z Turakiem po to tylko, by zgin w bitwie z
damane, a nie mg umrze, zanim Egwene nie bdzie wolna. Unis miecz.
Turak sun cicho w jego stron. Dwa ostrza zadwiczay niczym mot uderzajcy o
kowado.
Od samego pocztku dla Randa byo oczywiste, e mczyzna go bada, e napiera z
tak tylko si, by sprawdzi, co potrafi, potem troszk silniej, po chwili znowu troch silniej.
Nie tylko wprawa, lecz rwnie szybkie nadgarstki i stopy pomogy Randowi utrzyma si
przy yciu. Bez pustki spnia si cay czas o poow uderzenia serca. Czubek cikiego
miecza Turaka wyry piekcy rowek tu pod jego lewym okiem. Klapa kaftana zwisaa mu z
ramienia, coraz ciemniejsza od wilgoci. Z rwnego cicia pod prawym ramieniem, tak
precyzyjnego, jakby wykonaa go rka krawca, spywaa po ebrach ciepa wilgo.
Na twarzy jego lordowskiej moci malowao si rozczarowanie. Odsun si, gestem
demonstrujc niesmak.
- Gdzie ty znalaz ten miecz, chopcze? A moe oni tu nagradzaj czapl takich
dyletantw jak ty? Niewane. Pojednaj si z sob. Czas umiera. - Ponownie zaatakowa.
Randa spowia pustka. Pyn ku niemu saidin, iskrzcy si obietnic Jedynej Mocy,
ale zignorowa go. Nie przyszo mu to z wikszym trudem, ni ignorowanie ostrego ciernia
obracajcego si w ciele. Nie chcia, by wypenia go Moc, nie chcia zla si w jedno z msk
poow Prawdziwego rda. By jednym ze swym mieczem, jednym z posadzk, po ktrej
stpa, jednym z murami. Jednym z Turakiem.
Rozpozna figury, ktre stosowa jego lordowska mo. Nieco si rniy od tych,
ktrych jego uczono, ale nie cakowicie. "Jaskka w locie" natrafia na "Rozdzieranie je-
dwabiu", "Taniec cietrzewia uleg "Ksiycowi na wodzie". "Rozwiana wstka" napotkaa
"Kamienie spadajce z klifu". Przemieszczali si po caej izbie, jakby taczyli w takt muzyki
stali uderzajcej o stal.
Rozczarowanie i dysgust znikny z ciemnych oczu Turaka, ustpujc miejsca
zdziwieniu, potem koncentracji. Jego twarz z wolna okrywaa si potem, w miar jak coraz
zapalczywiej atakowa Randa. "Trjzbna byskawica" napotkaa "Li na wietrze".
Myli Randa wypyny poza pustk, odseparowane od siebie, prawie nie zauwaone.
To nie wystarczao. Walczy z mistrzem miecza, mimo pustki i najmniejszej odrobiny
wprawy, ledwo utrzymywa si na placu boju. Ledwo. Musia skoczy, zanim zrobi to Turak.
"Saidin? Nie! Czasami trzeba schowa miecz we wasnym ciele".
Ale to by te nie pomogo Egwene. Musia zaraz z tym skoczy. Teraz.
Turak otworzy szeroko oczy, gdy Rand zacz sun do przodu. Do tej pory tylko si
broni, teraz atakowa, posikujc si wszystkimi swoimi siami. "Dzik zbiega ze zbocza".
Kady ruch ostrza by prb trafienia jego lordowskiej moci - dla swej obrony Turak mg
teraz tylko cofa si przez ca dugo komnaty, prawie do samych drzwi.
Po chwili, gdy Turak jeszcze prbowa zmierzy si z "Dzikiem", Rand przypuci
szar. "Rzeka podmywa brzeg". Pad na jedno kolano, tnc ostrzem na odlew. Ani jk
Turaka, ani opr, na ktry trafio ostrze, nie byy mu potrzebne - wiedzia. Usysza dwa
gone omoty i odwrci gow, wiedzc, co zobaczy. Powid wzrokiem od swego miecza,
mokrego i czerwonego, do ciaa jego lordowskiej moci, lecego obok miecza, ktry wysun
si z bezwadnej rki, na tle ciemnej wilgoci plamicej ptaki na dywanie. Nadal otwarte oczy
Turaka zachodziy ju mgiek mierci.
Wstrzs targn pustk. Walczy ju z trollokami, walczy z pomiotem Cienia. Nigdy
przedtem nie stawa do walki z czowiekiem, jedynie podczas wicze albo dla zabawy.
"Wanie zabiem czowieka".
Pustka trzsa si, saidin usiowa go wypeni.
Wyswobodzi si z najwyszym trudem, ciko dyszc, rozejrza dookoa. Drgn
nerwowo na widok dwch sucych, ktrzy wci klczeli przy drzwiach. Zapomnia o nich,
a teraz nie wiedzia, co z nimi zrobi. aden z nich nie wyglda na uzbrojonego, wystarczyo
jednak, e krzykn...
W ogle nie spojrzeli, ani na niego, ani na siebie. Wpatrywali si natomiast bez sowa
w ciao jego lordowskiej moci. Gdy wycignli z zanadrzy szat sztylety, cisn mocniej
rkoje miecza, ale oni tylko przyoyli ich czubki do wasnych piersi.
- Od narodzin do mierci - zaintonowali unisono - suy bd Krwi.
I z tymi sowami zatopili sztylety we wasnych sercach. Skadali si wp nieomal
spokojnie, przypadajc gowami do posadzki, jakby wykonywali gboki ukon przed swym
wadc.
Rand wpatrywa si w nich z niedowierzaniem.
"Obkani - pomyla. - Moe mnie te czeka obd, ale oni byli obkani ju
wczeniej".
Wstawa wanie chwiejnie, gdy nadbiegli Ingtar i pozostali czonkowie ich grupy.
Poobijani i pokaleczeni, niejedna plama znaczya kaftan Ingtara. Mat wci trzyma Rg i
swj sztylet, o ostrzu ciemniejszym ni rubin w rkojeci. Topr Perrina te by zakrwawiony,
jego waciciel mia tak min, jakby mia zaraz zwymiotowa.
- Poradzie sobie z nimi? - domyli si Ingtar, patrzc na ciaa. - No to skoczylimy,
o ile nikt nie podnis alarmu. Ci gupcy w ogle nie zawoali o pomoc.
- Sprawdz, czy stranicy co syszeli - powiedzia Hurin i pomkn do okna.
Mat pokrci gow.
- Rand, ci ludzie s szaleni. Wiem, e ju to mwiem, ale oni naprawd s szaleni. Ci
sucy...
Rand wstrzyma oddech, przeraony, e oni wszyscy popenili samobjstwo.
Mat powiedzia:
- Gdy ktry zauway, e walczymy, pada na kolana, przykada twarz do podogi i
osania gow rkoma. Nie ruszali si ani nie krzyczeli, w ogle nie starali si pomc
onierzom ani podnosi larum. O ile mi wiadomo, cigle tak klcz.
- Ja bym nie liczy na to, e nigdy nie podnios si z klczek - oznajmi oschle Ingtar. -
Wychodzimy std natychmiast, najszybciej jak si da.
- Wy idziecie! - odpar Rand. - Egwene...
- Ty durniu! - wciek si Ingtar. - Mamy to, po co tu przyjechalimy. Rg Valere.
Nadzieja na zbawienie. Co jest wana jaka tam dziewczyna, nawet jeli to twoja ukochana, w
porwnaniu z Rogiem i tym, co on oznacza?
- Czarny moe wzi sobie Rg, jeli idzie o mnie! Co przyjdzie ze znalezienia Rogu,
jeli zostawi tutaj Egwene? Gdybym to zrobi, to Rg mnie nie uratuje. Stwrca mnie nie
zbawi. Sam siebie ska na potpienie.
Ingtar wpatrywa si w niego z nieodgadnion twarz.
- Ty tak rzeczywicie mylisz, prawda?
- Tam si co stao - zaalarmowa ich Hurin. Dopiero co przybieg do nich jaki
czowiek i teraz miotaj si jak ryby w saku. Czekajcie. Ten oficer wszed do rodka!
- Idziemy! - rzuci Ingtar. Prbowa wzi Rg, lecz Mat ju bieg. Rand zawaha si,
Ingtar chwyci jednak go za rami i wywlk na korytarz. Pozostali podyli gsiego za
Matem, Perrin obdarzy jeszcze Randa jednym zbolaym spojrzeniem, zanim ruszy z miejsca.
- Nie uratujesz dziewczyny, jeli tu zostaniesz i zginiesz!
Pobieg za nimi. Nienawidzi si za to, e pobieg, lecz co w zakamarku umysu
szeptao:
"Wrc. Jako j uwolni".
Nim zdyli zbiec na sam d wskich krconych schodw, usysza jeszcze z
frontowej czci budynku gboki gos jakiego mczyzny, gniewnie rozkazujcy komu
wsta i odezwa si. Obok schodw uklka suca w nieledwie przezroczystej szacie, przy
drzwiach wiodcych do kuchni klczaa siwowosa niewiasta, ubrana od stp do gw w biel i
przepasana dugim, umczonym fartuchem. Dokadnie pasoway do opisu podanego przez
Mata, z twarzami do podogi i ramionami obejmujcymi gowy, nie drgny nawet wosem,
gdy Rand i inni minli je biegiem. Z ulg spostrzeg, e ich ciaa unosi oddech.
Biegnc na eb na szyj, przecili ogrd, potem byskawicznie pokonali mur. Ingtar
zakl, gdy Mat cisn na ziemi Rg Valere i gdy znalaz si po drugiej stronie, znowu
prbowa go odebra, ale Mat chwyci zdobycz i mknc przed siebie popiesznie rzuci:
- Nie ma najmniejszej rysy.
Z budynku, ktry wanie opucili, dobiegay coraz to liczniejsze gosy, krzyczaa
jaka kobieta, a kto zacz uderza w gong.
"Wrc po ni. Jako wrc!"
Pdzi razem z innymi, najszybciej jak potrafi.
ROZDZIA 23
WYJ Z CIENIA
Gdy Nynaeve i dziewczta podchodziy ju do budynkw zamieszkanych przez
damane, z oddali dobiegy ich jakie krzyki. Zaczynay gromadzi si tumy, ludziom na ulicy
towarzyszyo zdenerwowanie, nadmierna prdko kroku, nadmierna czujno w
spojrzeniach, ktrymi omiatali Nynaeve w sukni zdobionej byskawicami oraz kobiet, ktr
prowadzia na srebrnej smyczy.
Nerwowo przekadajc z rki do rki swj toboek, Elayne popatrywaa w stron, od
ktrej niosa si wrzawa, ku ulicy, nad ktr powiewa zoty jastrzb ciskajcy w szponach
byskawic.
- Co si dzieje?
- To nie ma nic wsplnego z nami - stanowczym tonem orzeka Nynaeve.
- Liczysz na to podobnie jak ja - powiedziaa Min. Przypieszya kroku, wbiegajc na
schody przed nimi. Po chwili znikna we wntrzu wysokiego, kamiennego budynku.
Nynaeve uchwycia smycz w innym miejscu, skracajc j w ten sposb.
- Pamitaj, Seto, tak samo jak my chcesz, abymy przeszy przez to bez szwanku.
- Pamitam - zapewnia j arliwie Seanchanka. Przyciskaa podbrdek do piersi, by
ukry twarz. - Nie przysporz wam kopotw, przysigam.
Gdy weszy na szare kamienne schody, na ich szczycie pojawiy si jaka suldam i
damane, schodziy wanie, gdy one zamierzay si po nich wspi. Nynaeve spojrzaa na nie
tylko raz, chcc si upewni, e kobieta w obrczy to nie Egwene, po czym przestaa si nimi
interesowa. Z pomoc a dam przytrzymywaa Set tu przy swoim boku, wic gdyby
damane wykrya zdolno do przenoszenia u jednej z nich, pomylaaby, e czuje j od Sety.
Mimo to strumyk potu ciek jej po plecach, dopki nie zauwaya, e nie zwrciy na ni
wikszej uwagi ni ona na nie. Widziay tylko dwie suknie, jedn z byskawicami, drug
szar, dwie kobiety poczone srebrn adam. Jeszcze jedna Dzierca Smycz i jeszcze jedna
Wzita na Smycz, a take dziewczyna z miasta, pieszca za nimi z tobokiem nalecym do
suldam.
Nynaeve pchna drzwi i weszy do rodka.
Tajemnicze zamieszanie pod sztandarem Turaka jeszcze na razie nie dotaro do tego
miejsca. Po hallu wejciowym poruszay si wycznie kobiety, dziki sukniom atwe do
odrnienia. Trzy odziane w szaroci damane poczone z suldam w bransoletach. Dwie
kobiety w strojach ze wstawkami w ksztacie byskawicy pogrone w rozmowie, trzy
samotnie przemierzajce hall. Cztery ubrane podobnie jak Min, w proste, weniane szaty
ciemnej barwy, pieszyy gdzie z tacami.
Na ich wejcie czekaa w hallu Min, raz na nie spojrzaa i natychmiast ruszya w gb
budynku. Nynaeve prowadzia jej ladem Set, Elayne dreptaa tu za nimi. Odniosa
wprawdzie wraenie, e nikt nie spojrza na nie wicej ni raz, ale baa si, e strumyczek
ciekajcy jej po krgosupie niebawem przemieni si w rzek. Stale popdzaa Set, by nikt
nie mg przyjrze si im dokadniej - albo co gorsza, zada jakiego pytania. Seanchanki,
ktra nie odrywaa oczu od czubkw swych stp, prawie wcale nie trzeba byo pogania,
Nynaeve spodziewaa si, e Seta biegaby, gdyby nie hamowaa jej smycz.
W pobliu tylnego wyjcia z budynku Min wesza na wskie schody, biegnce
spiralnie w gr. Nynaeve kazaa Secie i przodem, a do czwartego pitra. Sklepienia byy
tam niskie, korytarze puste i ciche, wyjwszy stumione kanie, ktre zdawao si wyjtkowo
dobrze pasowa do atmosfery tych ponurych wntrz.
- To miejsce... - zacza Elayne, potem potrzsna gow. - Wydaje si...
- Tak, to prawda - odpara ponuro Nynaeve. Spojrzaa spode ba na Set, ktra nie
podniosa gowy. Strach sprawi, e skra Seanchanki wygldaa na bledsz ni normalnie.
Nie mwic ani sowa, Min otworzya jakie drzwi i wesza do rodka, prowadzc je
za sob. Wntrze, w ktrym si znalazy, byo podzielone niedbale postawionymi cianami na
szereg mniejszych izdebek oraz wski korytarzyk zakoczony oknem. Nynaeve prawie
deptaa po pitach Min, ktra podbiega do ostatnich drzwi i wtargna do rodka.
Przy niewielkim stole siedziaa szczupa, ciemnowosa dziewczyna w szarej sukni, z
gow ukryt w ramionach, nim jednak podniosa gow, Nynaeve wiedziaa ju, e to
Egwene. Od srebrnej obroy na szyi przyjaciki do bransolety wiszcej na koku wbitym w
cian biega wstga z poyskliwego metalu. Na ich widok Egwene otwara szeroko oczy,
niemo poruszajc ustami. Gdy Elayne zamkna drzwi, wybuchna miechem, po czym
przycisna donie do ust, by ten miech stumi. Dziki obecnoci a tylu osb w maym
pokoiku zapanowa spory tok.
- Wiem, e to nie sen - przemwia drcym gosem - bo gdybym nia, to
zobaczyabym Randa i Galada na wielkich rumakach. Przed chwil niam. Wydawao mi si,
e by tu Rand. Nie widziaam go, ale mylaam... - Gos jej zamar.
- Skoro wolisz na nich zaczeka - powiedziaa oschle Min.
- Och, nie. Nie, takie jestecie pikne, nigdy w yciu nie widziaam czego rwnie
piknego. Skd si tu wziycie? Jak wam si to udao? Ta suknia, Nynaeve, ta adam, a kim
jest ta... - Pisna nagle. - Przecie to Seta. Jak...? - Gos jej stwardnia do tego stopnia, e
Nynaeve ledwie go rozpoznaa. - Miaabym ochot wsadzi j do kota z wrzc wod.
Seta zadraa, z caej siy zaciskajc powieki, wpia donie w fady spdnicy.
- Co one ci zrobiy? - zawoaa Elayne. - Co one mogy ci zrobi, skoro chcesz zrobi
co takiego?
Egwene na moment nie oderwaa oczu od Seanchanki.
- Chciaabym, eby ona to poczua. To samo, co mi zrobia, zmuszajc, bym czua si
tak, jakbym po szyj tkwia w... - Zadygotaa. - Ty nie wiesz, jak to jest, gdy nosisz co
takiego, Elayne. Nie wiesz, do czego one s zdolne. Nigdy ju nie rozstrzygn, ktra jest
gorsza, Seta czy Renna, ale nienawici godne s obydwie.
- Myl, e ja wiem - powiedziaa cicho Nynaeve.
Czua pot zalewajcy ciao Sety, zimne drenia, ktre wstrzsay jej czonkami.
Jasnowosa Seanchanka bya miertelnie przeraona. Moga jedynie si postara, by obawy
Sety nie okazay si suszne, wanie teraz i tutaj.
- Czy moecie zdj to ze mnie? - spytaa Egwene, dotykajc obrczy. - Na pewno
potrafisz, skoro potrafia naoy...
Nynaeve przeniosa Moc, kropelk wielkoci ebka od szpilki. Widok obrczy na szyi
Egwene zrodzi dostateczny gniew, a zreszt i bez tego wystarczyby strach Sety, przekonanie,
e naprawd na to zasuya, a take wiadomo, co miaaby ochot zrobi tej kobiecie.
Obrcz otworzya si nagle i odpada od garda Egwene. Egwene dotkna karku ze zdziwion
min.
- W moj sukni i kaftan - powiedziaa Nynaeve.
Elayne ju rozkadaa na ku rzeczy zawinite w toboek.
- Wyjdziemy std i nikt ci nawet nie zauway. Zastanawiaa si, czy zachowa
kontakt z saidarem z pewnoci bya dostatecznie rozzoszczona, a poza tym czua si
naprawd cudownie - ostatecznie jednak przerwaa go niechtnie. Tu, w jedynym takim
miejscu w caym Falme, adna suldam i damane nie prowadziyby dochodzenia, gdyby
wyczuy, e kto przenosi Moc, ale zrobiyby to z pewnoci, gdyby jaka damane zauwaya
un przenoszenia otaczajc kobiet, ktra wyglda jak suldam.
- Nie rozumiem, dlaczego std nie ucieka. Siedzisz tu sama, jeli nawet nie
wymylia, jak zdj z siebie to paskudztwo, to moga przecie podnie je zwyczajnie z
podogi i uciec.
Gdy Min i Elayne popiesznie pomagay jej przebra si w star sukni Nynaeve,
Egwene opowiedziaa, co si dzieje, gdy poruszy bransolet pozostawion tu przez suldam i
o mdociach, ktre wywoywao u niej przenoszenie, o ile jaka suldam nie woya
bransolety. Wanie tego ranka odkrya, jak odpi obrcz bez korzystania z Mocy - prze-
konujc si jednoczenie, e dotykanie zapicia z zamiarem jego otworzenia sprawiao, e
rka stawaa si bezwadna. Moga go dotyka tak czsto, jak chciaa, pod warunkiem, e nie
mylaa o jego otwieraniu; wystarczyo natomiast tylko o tym napomkn w mylach i...
Nynaeve sama czua mdoci - od bransolety, ktr nosia na przegubie doni. To
wszystko byo zbyt straszne. Pragna j zdj, zanim usyszy co jeszcze na temat adam,
zanim by moe dowie si czego takiego, co spowoduje, e do koca ycia bdzie miaa
wraenie, i jest brudna.
Odpia srebrne kajdanki, zsuna, zatrzasna zapink i powiesia na jednym z
kokw.
- Tylko nie myl sobie, e moesz. ju woa o pomoc. - Potrzsna pici pod
nosem Sety. - Otwrz tylko usta, a sprawi, e poaujesz, e si w ogle urodzia, i nie
potrzebuj do tego tej przekltej... rzeczy.
- Chyba... chyba nie zamierzacie mnie tu z tym zostawi - szepna Seta. - Nie
moecie. Zwicie mnie. Zakneblujcie, ebym nie moga podnie alarmu. Bagam!
Egwene rozemiaa si ponuro.
- Zostaw to na niej. Nie zawoa o pomoc, nawet bez knebla. Lepiej licz na to, e ten,
kto ci znajdzie, zdejmie z ciebie adam i nie wyjawi twego malutkiego sekretu, Seto. Twego
plugawego sekretu, nieprawda?
- O czym ty mwisz? - spytaa Elayne.
- Duo o tym rozmylaam - odpara Egwene. Gdy zostawiay mnie tutaj sam,
mogam zajmowa si jedynie myleniem. Suldam twierdz, e po kilku latach rozwijaj w
sobie powinowactwo. Wikszo z nich potrafi zauway, e jaka kobieta przenosi,
niezalenie od tego, czy jest z ni poczona smycz. Nie byam pewna, ale Seta stanowi
dowd.
- Dowd na co? - dopytywaa si Elayne, a po chwili jej szeroko otwarte oczy
odpowiedziay, e ju zrozumiaa, jednak Egwene nie przestawaa mwi.
- Nynaeve, adam dziaa tylko na te kobiety, ktre potrafi przenosi. Nie rozumiesz?
Suldam potrafi przenosi tak samo jak damane.
Seta jkna przez zby, gwatownie zaprzeczajc potrzsaniem gowy.
- Suldam wolaaby umrze, ni si przyzna, e potrafi przenosi, nawet jeli zdaje
sobie z tego spraw, poza tym one nigdy nie rozwijaj w sobie tej umiejtnoci, wic nic z jej
pomoc nie zrobi, ale przenosi potrafi.
- Mwiam wam - powiedziaa Min. - Ta obrcz inaczej by na ni nie dziaaa. -
Zapinaa ju ostatnie guziki na plecach Egwene. - Kobieta, ktra nie potrafi przenosi, da ci
po gowie, jeli sprbujesz przej nad ni wadz za pomoc adam.
- Jak to moliwe? - spytaa Nynaeve. - Mylaam, e Seanchanie nakadaj smycze na
wszystkie kobiety, ktre potrafi przenosi.
- Na wszystkie, ktre znajd - wyjania jej Egwene. - Znajduj jednak tylko takie jak
ty, ja i Elayne. Mymy si z tym urodziy, chcc nie chcc gotowe do przenoszenia. A co z
seanchaskimi dziewcztami, ktre si nie rodz z t umiejtnoci, ale ktre mona jej
uczy? Pierwsza lepsza kobieta nie moe zosta Dzierc Smycz. Rennie wydawao si, e
okae yczliwo, jeli mi o tym opowie. Gdy suldam przyjedaj do seanchaskiej wsi
bada dziewczta, to jest to traktowane jak jakie wito. Szukaj takich jak ty i ja, eby je
wzi na smycz, ale wszystkim innym pozwalaj przymierzy bransolet, by sprawdzi, czy
czuj to, co czuje taka biedaczka w obrczy. Te, ktrym si to udaje, zabiera si i szkoli na
suldam. To s wanie te kobiety, ktre mona nauczy przenoszenia.
Seta jczaa ledwie syszalnie.
- Nie. Nie. Nie. - I tak bez koca.
- Wiem, e ona jest potworna - powiedziaa Elayne - ale mam wraenie, e powinnam
jej jako pomc. Mogaby zosta jedn z naszych sistr, tylko ci Seanchanie wszystko
wypaczyli.
Nynaeve otworzya usta, by oznajmi, e powinny si raczej martwi, jak pomc sobie
samym, lecz w tym momencie otworzyy si drzwi.
- Co si tu dzieje? - spytaa ostrym tonem Renna, wkraczajc do izdebki. - To jaka
audiencja? - Z rkoma wspartymi na biodrach przyjrzaa si Nynaeve. - Nie dawaam nikomu
zezwolenia na czenie si z moj pupilk Tuli. Nawet nie wiem, kim jeste...
Jej wzrok pad na Egwene - Egwene ubran w sukni Nynaeve, zamiast szaroci
damane. Egwene bez obrczy wok szyi - i wtedy jej oczy zrobiy si wielkie jak spodki. Nie
miaa nawet szansy krzykn.
Zanim kto zdy wykona ruch, Egwene chwycia dzban stojcy na jej umywalce i
walna nim Renn w odek. Dzban roztrzaska si, a suldam zakrztusia si bulgotliwym
okrzykiem i zgia wp. Gdy ju padaa, Egwene naskoczya na ni z gniewnym grymasem i
przycisna do podogi, po czym signa po obrcz, ktr do tej pory nosia na swojej szyi i
zatrzasna j na karku kobiety. Zerwaa bransolet z koka, szarpnwszy raz srebrn smycz,
i zapia j na swoim nadgarstku. Obnaya zby w gniewnym grymasie i wbia oczy w Renn
z przeraajc koncentracj. Klczc na ramionach suldam, przycisna donie do jej ust.
Ciaem Renny wstrzsny silne drgawki, oczy jej wyszy z orbit, z garda rozlegy si
chrapliwe dwiki wrzask zaguszany przez donie Egwene - pitami bbnia o podog.
- Egwene, przesta! - Nynaeve chwycia przyjacik za rami, odcigajc j od
drugiej kobiety. - Egwene, przesta! Nie tego chcesz!
Rynna leaa z szar twarz i dyszaa, wpatrzona dzikim wzrokiem w sufit.
Nagle Egwene rzucia si w objcia Nynaeve, kajc spazmatycznie w jej pier.
- Ona mnie torturowaa, Nynaeve. Ona mnie torturowaa. One wszystkie to robiy.
Torturoway mnie bez wytchnienia, dopki nie zrobiam tego, co chciay. Nienawidz ich.
Nienawidz ich za to, e mnie torturoway i za to, e nie mogam im przeszkodzi, gdy mnie
do czego zmuszay.
- Wiem - powiedziaa agodnym gosem Nynaeve. Pogadzia Egwene po wosach. -
Masz racj, e ich nienawidzisz, Egwene. Naprawd masz. One na to zasuguj. Ale nie godzi
si, by staa si do nich podobna.
Seta przyciskaa donie do twarzy. Renna z niedowierzaniem dotkna drc doni
obrczy na szyi.
Egwene wyprostowaa si, szybko ocierajc zy.
- Nie jestem taka. Nie jestem taka jak one. - Nieomal zdara bransolet ze swojej rki i
cisna j na podog. - Nie jestem. Ale chtnie bym je zabia.
- Zasuguj na to. - Min wpatrywaa si ponurym wzrokiem w dwie suldam.
- Rand by zabi kogo, kto zrobi co takiego - powiedziaa Elayne. Wygldaa tak,
jakby do czego si zbroia. - Jestem pewna, e by to zrobi.
- Moe one tak - odpara Nynaeve - i moe on te. Ale mczyni czsto myl zemst i
mord ze sprawiedliwoci. Rzadko kiedy chce im si bawi w sprawiedliwo. - Czsto
zasiadaa w sdzie Koa Kobiet. Czasami stawali przed nim mczyni, uwaajc, e kobiety
przesuchaj ich z wiksz przychylnoci ni czonkowie Rady Wioski, ale tym mczyznom
zawsze si wydawao, e potrafi wpyn na wyrok swoj elokwencj albo baganiem o
lito. Koo Kobiet litowao si w uzasadnionych przypadkach, ale zawsze wymierzao
sprawiedliwo i to Wiedzca ogaszaa wyrok. Podniosa bransolet odrzucon przez Egwene
i zamkna j.
- Uwolniabym wszystkie zamknite tutaj kobiety, gdybym moga i zniszczya
wszystkie te przedmioty. Ale poniewa nie mog... - Wsuna bransolet na ten sam koek, na
ktrym wisiaa ju jedna, po czym zwrcia si do obu suldam.
"Ju nie s Dziercymi Smycz" - pomylaa.
- Jeeli bdziecie zachowyway si bardzo cicho, to zapewne nikt tu nie przyjdzie i
uda wam si w kocu zdj te obrcze. Koo obraca si tak, jak chce, i by moe zdziaacie
co, co zrwnoway cae zo, ktre wyrzdziycie, dziki czemu bdzie wam wolno je zdj.
Jeli nie, to w kocu kto was znajdzie. Myl te, e ten, kto was znajdzie, zada wam
mnstwo pyta, zanim zdejmie z was te obrcze. Myl, e pewnie z pierwszej rki poznacie
to ycie, na jakie skazaycie inne kobiety. To jest sprawiedliwo - dodaa w stron swych
towarzyszek.
W oczach Renny pojawia si miertelna trwoga. Ramiona Sety zatrzsy si, zacza
paka z twarz ukryt w doniach. Nynaeve znieczulia swe serce - "To jest sprawiedliwo -
powtrzya w duchu. Prawdziwa sprawiedliwo" i wygonia dziewczta z izby.
Gdy wychodziy z budynku, nikt nie zwrci na nie uwagi, podobnie jak wtedy, gdy do
niego weszy. Nynaeve uznaa, e pewnie zawdzicza to sukni suldam, nie miaa jednak
czasu, eby si przebra w co innego. Cokolwiek innego. Najbrudniejsza szmata wydawaaby
si czystsza.
Idce tu za ni dziewczta milczay, dopki ponownie nie znalazy si na brukowanej
ulicy. Nie wiedziaa, czy milcz z powodu tego, co wanie zrobia, czy ze strachu, e kto je
zatrzyma. Zachmurzya si. Czy zrobioby im si lepiej, gdyby pozwolia im dziaa na wasn
rk i podern tym kobietom garda?
- Konie - powiedziaa Egwene. - Bd nam potrzebne konie. Znam stajni, do ktrej
zabrali Bel, ale chyba nam si nie uda do niej doj.
- Musimy zostawi tu Bel - odpara Nynaeve. Pyniemy statkiem.
- Gdzie si wszyscy podziali? - spytaa Min i Nynaeve zauwaya raptem, e ulica jest
pusta.
Tumy ludzi znikny bez ladu, wszystkie sklepy i okna byy zamknite na gucho. Za
to w gr ulicy, od strony portu wspina si oddzia seanchaskich onierzy, co najmniej stu
zorganizowanych w rwne szeregi, na czele szed oficer w malowanej zbroi. Znajdowali si
nadal w poowie widocznego odcinka ulicy, maszerowali jednak zaciekym, nieubaganym
krokiem, a Nynaeve wydawao si, e oczy ich wszystkich utkwione s wycznie w niej.
"Bzdura. Przecie nie widz ich oczu skrytych pod hemami, a poza tym, gdyby kto
mia podnie alarm, to tylko gdzie za nami".
Na wszelki wypadek zatrzymaa si jednak.
- Za nami jest ich wicej - powiedziaa pgosem Min. Nynaeve syszaa ju miarowy
odgos ich krokw. Nie wiem, ktrzy dopadn nas szybciej.
Nynaeve zrobia gboki wdech.
- Im nie chodzi o nas. - Powioda wzrokiem ponad gowami zbliajcych si onierzy,
w stron portu, penego wielkich, kanciastych statkw Seanchan. Nigdzie nie zauwaya
"Spray", modlia si, by gdzie tam by, gotowy zaraz odpyn. - Przejdziemy obok nich.
"wiatoci, eby si tylko udao".
- A jeli oni zadaj, aby do nich doczya, Nynaeve? - spytaa Elayne. - Masz na
sobie t sukni. Jeli zaczn zadawa pytania...
- Nie zawrc - oznajmia ponurym gosem Egwene. - Pierwej umr. Niech im tylko
poka, czego mnie nauczyli.
Oczom Nynaeve ukazaa si zota powiata, gwatownie otaczajca przyjacik.
- Nie! - krzykna, ale byo za pno.
Ulica pod pierwszymi szeregami Seanchan wybuchna z hukiem przypominajcym
oskot gromu, boto, kamienie brukowe i mczyni w zbrojach rozlecieli si na wszystkie
strony niczym strumienie wody tryskajce z fontanny. Nadal otoczona un Egwene obrcia
si byskawicznie na picie, by spojrze w gr ulicy i znowu rozleg si oguszajcy huk. Na
gowy kobiet spad deszcz bota. Krzyczcy gono seanchascy onierze rozpierzchli si we
waciwym porzdku, chronic si w bocznych uliczkach i za filarami. Po kilku chwilach
zniknli z zasigu wzroku, wyjwszy tych, ktrzy leeli wok dwch wielkich jam ziejcych
czerni z samego rodka ulicy. Niektrzy jeszcze wykonywali jakie wte ruchy, caa ulica
wypenia si ich pojkiwaniem.
Nynaeve wyrzucia rce w gr, starajc si patrze jednoczenie w lewo i prawo.
- Ty durna! Miaymy nie ciga na siebie adnej uwagi!
Na to nie mona ju byo liczy. Miaa tylko nadziej, e uda im si wymin ciaa
lecych onierzy i doj do portu bocznymi uliczkami.
"Damane te ju na pewno wiedz. Tego nie mogy przeoczy".
- Nigdy wicej nie pozwol sobie zaoy obrczy odpara zapalczywym tonem
Egwene. - Nie pozwol!
- Uwaajcie! - krzykna Min.
Ponad dachami przeleciaa z przenikliwym piskiem ognista kula, wielka jak cielsko
konia. Spadaa prosto w ich stron.
- Uciekajcie! - krzykna Nynaeve i daa nurka do alejki dzielcej dwa zamknite
sklepy.
W momencie, gdy kula uderzya o ziemi, wyldowaa niezdarnie na brzuchu, z
impetem, od ktrego czciowo zaparo jej dech. Obmy j gorcy podmuch mkncy w gb
wskiego przejcia. apczywie chwytajc powietrze, obrcia si na. plecy i spojrzaa w
stron ulicy.
Tam, gdzie przed chwil stay, kamienie brukowe byy poszczerbione, popkane i
sczerniae, tworzc krg o przekroju dziesiciu krokw. Elayne przykucna w wylocie innej
bocznej alejki, po drugiej stronie ulicy. Po Min i Egwene nie byo ani ladu. Zdjta panik
Nynaeve przycisna do do ust.
Elayne wydawaa si rozumie, o czym ona myli, gwatownie pokrcia gow i
wskazaa dalszy odcinek ulicy. Uday si w tamt stron.
Nynaeve wydaa westchnienie ulgi, ktre natychmiast przeszo w gniewne warknicie.
- Gupia dziewczyna! Mogymy ich wymin!
Nie byo jednak czasu na oskarenia. Pognaa do rogu i ostronie wystawia gow za
skraj budynku.
Ulic mkna w jej stron ognista kula wielkoci ludzkiej gowy. Uskoczya w ty,
zanim kula eksplodowaa przy zetkniciu z naronikiem domu, tam gdzie przed chwil
znajdowaa si jej gowa, obsypujc j gradem kamiennych odpryskw.
Nim si zorientowaa, gniew skpa j w Jedynej Mocy. Przez niebo przeleciaa
byskawica, ktra z trzaskiem uderzya w co w grze ulicy, w okolicy miejsca, z ktrego
pochodzia ognista kula. Jeszcze jeden zygzakowaty bysk rozdar niebo, a potem biega ju
dalej. Za jej plecami byskawica przeszya wylot alejki.
"Jeli Domon i jego statek na nas nie czekaj, to... wiatoci, spraw, abymy
wszystkie dotary tam cae i zdrowe".


Bayle Domon wyprostowa si gwatownie, gdy szaroniebieskie niebo przeszya jedna
prga byskawicy, ktra uderzya w co w miecie, a zaraz za ni nastpna.
"Przecie za mao chmur na co takiego!"
W miecie rozleg si donony huk i na dach jednego z dachw, tu nad dokami,
upada ognista kula, rozsyajc we wszystkie strony odamki dachwek. Nieco wczeniej doki
opustoszay, zostao w nich tylko paru Seanchan, biegali teraz jak optani, dobywajc mieczy
i krzyczc. Z jednego z magazynw wyoni si jaki czowiek z grolmem u boku, bieg, by
dotrzyma kroku dugim susom, jakie sadzia bestia, po czym zniknli na jednej z ulic
odchodzcych od nabrzea.
Jeden z czonkw zaogi Domona doskoczy do topora i zamachn si nim na lin
cumow.
Dwa dugie kroki i Domon jedn doni schwyci uniesiony topr, drug gardo
mczyzny.
- "Spray" nie odpynie, pki ja nie rozka, Aedwinie Cole!
- One oszalay, kapitanie! - krzykn Yarin.
Po caym porcie nioso si dudnice echo eksplozji, poszc krce nad nim
rozwrzeszczane mewy. Kolejna byskawica zamigotaa na niebie i wbia si z trzaskiem w
bruk Falme.
- Te damane nas wszystkich zabij! Odpywajmy, pki zajte s mordowaniem
samych siebie! W ogle nie zwrc na nas uwagi, dopki si std nie wyniesiemy.
- Daem sowo - oznajmi Domon. Wyrwa topr z rk Colea i cisn go na rodek
pokadu, powodujc gony omot. - Daem swoje sowo.
"Spiesz si, kobieto - pomyla - kimkolwiek jeste, Aes Sedai czy kim innym. Spiesz
si!"


Geofram Bornhald spojrza na byskawic nad Falme, wnet jednak przesta o niej
myle. To zapewne jaki ogromny latajcy stwr - bez wtpienia seanchaskie monstrum -
macha gwatownie skrzydami, uciekajc przed byskawicami. Gdyby to bya prawdziwa
burza, to zaszkodziaby nie tylko jemu, ale rwnie Seanchanom. Poronite nielicznymi
drzewami wzgrza, niektre zwieczone rzadkimi zagajnikami, wci przesaniay mu widok
miasta, osaniajc take jego przed obserwatorami z miasta.
Z obu stron otaczao go tysic ludzi, jeden dugi szereg jedcw, zaamujcy si w
przestrzeniach midzy wzgrzami. Chodny wiatr miota poami ich biaych paszczy i targa
sztandarem u boku Bornhalda, sztandarem Synw wiatoci - zote soce z falujcymi
promieniami.
- Ruszaj w drog, Byar - rozkaza.
Czowiek o ponurym obliczu waha si, wic Bornhald uzbroi gos w ostr nut.
- Powiedziaem, ruszaj, Synu Byar! Byar przyoy do do serca i ukoni si.
- Jak kaesz, lordzie kapitanie. - Zawrci konia, ca swoj sylwetk wyraajc
niech.
Bornhald przesta si interesowa Byarem. Nic ju wicej zrobi nie mg. Tutaj.
Podnis gos.
- Legion, naprzd! Stpa!
Przy akompaniamencie skrzypienia siode, duga linia odzianych w biel mczyzn
ruszya wolno w stron Falme.


Rand wyjrza zza rogu na nadchodzcych Seanchan i z grymasem na twarzy
natychmiast wycofa si do wskiej uliczki dzielcej dwie stajnie. Mieli tu dotrze lada
chwila. Policzek mia umazany grudkami zakrzepej krwi. Rany zadane przez Turaka pieky,
nic z nimi jednak nie mg na razie zrobi. Niebo ponownie przeszya byskawica, poczu od
podeszew butw dudnienie gromu.
"Co tu si, w imi wiatoci, dzieje?"
- Blisko? - spyta Ingtar. - Rogu Valere nie wolno straci, Rand. - Mimo Seanchan,
byskawic i dziwnych eksplozji w centrum miasta, wyranie pochaniay go wycznie wasne
myli. Mat, Perrin i Hurin znajdowali si w przeciwlegym kracu uliczki, obserwowali inny
seanchaski patrol. Do miejsca, gdzie zostawili konie, byo ju niedaleko, musieli tylko do
niego dotrze.
- Ona ma kopoty - mrukn Rand. Egwene. Umys przepeniao mu dziwaczne
uczucie, jakby pewne czstki jego ycia byy zagroone. Egwene bya wanie tak czstk,
jednym wknem wstgi, tworzcej jego ycie, ale istniay jeszcze inne wkna i czu, e co
im grozi. Tutaj, w Falme. I e gdyby ktre z nich ulego zniszczeniu, to jego ycie ju nigdy
nie bdzie pene, takie, jakie miao by. Nie rozumia tego, ale uczucie byo silne i pewne.
- Jeden czowiek zatrzyma tu pidziesiciu - orzek Ingtar. Stajnie stay blisko siebie,
ledwie starczao miejsca, by ich dwch mogo midzy nimi stan rami w rami. Jeden
czowiek zatrzymujcy pidziesiciu ludzi w wskim zauku. Niezgorsza mier. Komponuje
si pieni o poledniejszych wyczynach.
- Nie bdzie takiej potrzeby - odpar Rand. - Mam nadziej.
W miecie eksplodowa jaki dach.
"Jak ja mam tam wrci? Musz do niej dotrze. A najpierw do nich!"
Krcc gow, raz jeszcze wyjrza zza rogu. Seanchanie byli coraz bliej, nie
przestawali maszerowa.
- Nigdy nie wiedziaem, co on zamierza - powiedzia cicho Ingtar, jakby do siebie.
Wycign miecz, bada kciukiem ostrze. - Blady czeczyna, ktrego jakby trudno zauway,
nawet jak si na niego patrzyo. Wprowad go do Fal Dara, tak mi przykazano, do fortecy. Nie
chciaem, ale musiaem to zrobi. Rozumiesz? Musiaem. Nie miaem pojcia, jakie s jego
zamiary, dopki nie wypuci tej strzay. Do dzisiaj nie wiem, czy bya przeznaczona dla
Amyrlin czy dla ciebie.
Rand poczu dreszcz. Spojrza na Ingtara.
- O czym ty mwisz? - wyszepta.
Wpatrzony w ostrze Ingtar jakby go nie sysza.
- Wszdzie, na caym wiecie, pomiata si czowieczym rodem. Narody padaj i gin
bez ladu. Wszdzie s Sprzymierzecy Ciemnoci, a ci poudniowcy jakby tego nie
zauwaali albo o to nie dbali. Walczymy o utrzymanie Ziem Granicznych, by ludzie mogli y
bezpiecznie w swych domostwach, a jednak z kadym rokiem, mimo e robimy, co moemy,
Ugr podchodzi coraz bliej. A poudniowcy tymczasem uwaaj trolloki za mit, a
Myrddraali za bohaterw z opowieci bardw. - Zmarszczy czoo i potrzsn gow. -
Wydawao si, e jest tylko jedna droga. Moglimy zgin za nic, w obronie ludzi, ktrych nie
znamy albo ktrzy nas nie obchodz. To wydawao si logiczne. Po co gin za nich, skoro
mona byo zawrze pokj we wasnym imieniu? Cie lepszy, pomylaem, nili niepotrzebne
zapomnienie, jak w przypadku Carallaina, Hardam albo... Wtedy to wydawao si takie
logiczne.
Rand wczepi donie w wyogi kaftana Ingtara.
- Mwisz zupenie od rzeczy.
"To niemoliwe, by on mwi, co myli. Niemoliwe".
- Powiedz jasno, o co ci chodzi. Gadasz jak szaleniec! Ingtar dopiero teraz spojrza na
Randa. Oczy byszczay mu od nie wylanych ez.
- Jeste lepszym czowiekiem ni ja. Niewane, pasterz czy lord, lepszy. Proroctwo
powiada: "Niechaj ten, co we mnie zadmie, nie o chwale myli, lecz o zbawieniu." O takim
wanie zbawieniu dla siebie mylaem. Zadm w Rg i poprowadz bohaterw wszystkich
Wiekw na Shayol Ghul. Bez wtpienia w tym by dla mnie ratunek. aden czowiek nie
moe poda w Cieniu tak dugo, by nie mc potem ponownie wstpi na drog wiatoci.
Tak si powszechnie uwaa. To by z pewnoci starczyo do obmycia mnie z tego, czym
jestem i co uczyniem.
- Och wiatoci, Ingtar. - Rand puci mczyzn i opad na cian stajni. - Myl...
Myl, e ju sama ch wystarcza. Myl, e wystarczy, jak po prostu przestaniesz by...
jednym z nich.
Ingtar wzdrygn si, jakby Rand wymwi jednak to sowo. Sprzymierzeniec
Ciemnoci.
- Rand, kiedy Verin sprowadzia nas tutaj za pomoc kamienia portalu, to ja... ja
zobaczyem inne swoje ywoty. Czasami trzymaem Rg, ale nigdy w niego nie zadem.
Prbowaem uciec przed tym, czym si staem, ale nigdy mi si nie udao. Zawsze wymagano
czego innego ode mnie, zawsze czego jeszcze gorszego ni wczeniej, a wreszcie staem
si... Ty bye gotw z tego zrezygnowa, by uratowa ukochan. Ty nie mylisz o chwale.
Och, wiatoci, dopom mi.
Rand nie wiedzia, co powiedzie. To samo by czu, gdyby Egwene mu wyznaa, e
mordowaa dzieci. Zbyt potworne, by mona byo uwierzy. Zbyt potworne, by kto mg si
do czego takiego przyzna, zanim prawda nie wysza na jaw. Zbyt potworne.
Po jakiej chwili Ingtar przemwi ponownie, stanowczym tonem.
- Trzeba zapaci cen, Rand. Wszystko zawsze ma swoj cen. Moe bd mg j
zapaci tutaj.
- Ingtar, ja...
- Rand, kady czowiek ma prawo postanowi, kiedy schowa miecz. Nawet taki
czowiek jak ja.
Nim Rand zdy co powiedzie, do uliczki wbieg Hurm.
- Patrol zawrci - wyrzuci popiesznie. - W stron miasta. Wyglda na to, e
gromadz si w jakim miejscu. Mat i Perrin ju poszli. - Popiesznie wyjrza na ulic i cofn
si. - Lepiej zrbmy to samo, lordzie Ingtar, lordzie Rand. Ci pluskwom podobni Seanchanie
prawie ju tu s.
- Id, Rand - powiedzia Ingtar. Zwrci twarz w stron ulicy i ju wicej nie spojrza
na Randa ani na Hurina. - Zabierzcie Rg tam, gdzie jego miejsce. Cay czas wiedziaem, e
Amyrlin tobie winna bya zleci t misj. Ale ja zawsze pragnem, by Shienar stanowi
cao, by nas nie wymioto, by o nas nie zapomniano.
- Wiem, Ingtarze. - Rand odetchn gboko. Niechaj ci wiato przywieca, lordzie
Ingtarze z rodu Shinowa, oby znalaz schronienie w doni Stwrcy. - Pooy rk na
ramieniu Ingtara. - Oby matka swym ostatnim uciskiem przyja ci do domu.
Hurin zdumia si gono.
- Dzikuj ci - powiedzia cicho Ingtar. Napicie wyranie go opucio. Po raz
pierwszy od tamtej nocy, gdy trolloki dokonay napadu na Fal Dara, wyglda tak samo jak
tamtego dnia, gdy Rand go pozna - pewien siebie, spokojny, zadowolony.
Rand odwrci si i zobaczy, e Hurin patrzy na niego, na nich obydwch.
- Czas ju i.
- Ale lord Ingtar...
- ... robi to, co musi - odpar zwile Rand. - My natomiast idziemy.
Hurin skin gow, Rand pobieg za nim. Sysza ju miarowy stukot seanchaskich
butw. Nie obejrza si.
ROZDZIA 24
NIE JEST GRB PRZESZKOD NA MOJE WEZWANIE
Mat i Perrin siedzieli ju na koniach, gdy Rand z Hurinem do nich dotarli. Z oddali
dobieg go grzmicy gos Ingtara.
- Za wiato! Za Shinowa!
Do harmideru innych krzykw przyczy si brzk stali.
- Gdzie jest Ingtar? - krzykn Mat. - Co si dzieje?
Przywiza Rg Valere do wysokiego ku sioda, jakby to by byle jaki rg, sztylet za
schowany mia za pasem, rubinowa rkoje znalaza schronienie w bladej doni, doni
zdajcej si skada z samych koci i cigien.
- On umiera - odpar szorstko Rand, wskakujc na grzbiet Rudego.
- No to powinnimy mu pomc - stwierdzi Perrin. - Mat moe zawie Rg i sztylet
do...
- Robi to, ebymy mogli uciec - powiedzia Rand.
"A take z tamtego powodu".
- Wszyscy pojedziemy z Rogiem do Verin, a potem wy pomoecie jej zawie go tam,
gdzie uzna, e jest jego miejsce.
- O czym ty mwisz? - spyta Perrin.
Rand wbi pity w boki gniadosza i Rudy dugimi skokami ruszy w stron wzgrz za
miastem.
- Za wiato! Za Shinowa! - szybowa w lad za nim triumfalny krzyk Ingtara.
Odpowiedzia mu trzask byskawicy rozszczepiajcej niebo.
Rand smagn Rudego wodzami i przylgn do jego karku, gdy ruszy do galopu na eb
na szyj, z rozwian grzyw i ogonem. Mczyo go, e czuje si tak, jakby ucieka przed krry-
laem Ingtara, jakby ucieka przed tym, co winien by zrobi.
"Ingtar Sprzymierzecem Ciemnoci. Nic mnie to nie obchodzi. By przecie moim
przyjacielem".
Galop gniadosza nie pozwala uciec od wasnych myli.
"mier jest lejsza od pira, powinno cisza ni gra. Tyle tych powinnoci.
Egwene. Rg. Fain. Mat i jego sztylet. Czemu kada po kolei? Wszystkimi musz si zaj.
Och, wiatoci, Egwene!"
cign wodze tak gwatownie, e Rudy zahamowa z polizgiem, siadajc nieomal
na zadzie. Znajdowali si w rzadkim zagajniku na szczycie jednego ze wzgrz grujcych nad
Falme. Pozostali trzej przygalopowali jego ladem.
- O czym ty mwisz? - dopytywa si Perrin. Mamy asystowa Verin w zawiezieniu
Rogu tam, gdzie powinien si znale. A gdzie ty bdziesz?
- Moe on ju popad w obd - zadrwi Mat. Gdyby popad w obd, nie chciaby z
nami przestawa. Prawda, Rand?
- Wy trzej zawieziecie Verin Rg - powiedzia Rand.
"Egwene: Tyle tych wtkw, tak zagroonych. Tyle tych powinnoci".
- Nie jestem wam potrzebny.
Mat gadzi czule rkoje sztyletu.
- Wszystko bardzo piknie, ale co ze mn? Niech sczezn, jeszcze nie moge popa
w obd. Nie moge!
Hurin gapi si na nich, nie rozumiejc nawet poowy.
- Wracam - owiadczy Rand. - Nie powinienem by w ogle z wami jecha.
Z jakiego powodu nie zabrzmiao to specjalnie przekonujco dla jego ucha, umys
tego te nie czu.
- Musz wraca. Natychmiast. - Teraz zabrzmiao lepiej. - Egwene tam cigle jest,
wecie to pod uwag. Ma obrcz na szyi.
- Jeste pewien? - spyta Mat. - Ja jej w ogle nie widziaem. Aaaach! Skoro mwisz,
e ona tam jest, to znaczy, e ona tam jest. Wszyscy zawieziemy Rg, a potem wszyscy po ni
wrcimy. Chyba nie mylisz, e ja bym j tam zostawi?
Rand potrzsn gow.
"Wtki. Powinnoci".
Mia wraenie, e zaraz eksploduje, niczym fajerwerk.
"wiatoci, co si ze mn dzieje?"
- Mat, Verin musi ci zawie razem ze sztyletem do Tar Valon, eby wreszcie si od
niego uwolni. Nie masz czasu do stracenia.
- Ratowanie Egwene nie jest strat czasu!
cisn jednak sztylet tak mocno, e zacza mu dre do.
- aden z nas nie zawrci - oznajmi Perrin. - W kadym razie nie teraz. Spjrzcie. -
Wycign rk, wskazujc Falme.
Podwrce dla wozw i wybiegi dla koni czerniay od wypeniajcych je seanchaskich
onierzy, tysicy onierzy w niezliczonych szeregach, razem z oddziaami kawalerii
skadajcych si zarwno z poronitych uskami bestii, jak i zakutych w zbroje jedcw na
koniach. Oficerw wyrniay wielobarwne chorgwie. Wrd szeregw onierzy wida byo
grolmy i inne cudaczne zwierzta, podobne, lecz nie cakiem, do ogromnych ptakw albo
jaszczurek, a take nie dajce si do niczego przyrwna, wielkie stwory, obdarzone szar,
pomarszczon skr i wielkimi kami. Rwnolegle do szykw rozstawione byy w rwnych
odstpach dziesitki suldam i damane. Rand ba si, e Egwene moga si znale wrd
nich. W miecie co jaki czas wybuchay dachy, byskawice wci przelatyway przez niebo.
Wysoko w grze fruny dwie latajce bestie, o skrzastych skrzydach rozpitoci
dwudziestu pidzi, w sporej odlegoci od tej poaci nieboskonu, po ktrej taczyy ole-
piajce zygzaki.
- To wszystko z naszego powodu? - spyta z niedowierzaniem Mat. - Za kogo oni nas
uwaaj?
Randowi przysza do gowy odpowied, ale odsun j , nim zdya do koca si
uksztatowa.
- W tamt stron te nie pojedziemy, lordzie Rand wtrci Hurin. - Biae Paszcze.
Cae setki.
Rand zawrci konia, by spojrze w stron, ktr wskaza wszyciel. Przez wzgrza
wolno wdrowaa w ich stron falujca, biaa linia.
- Lordzie Rand - powiedzia pgosem Hurin jak ta zgraja cho rzuci okiem na Rg
Valere, to ju go nigdy nie dowieziemy do adnej Aes Sedai. Sami nigdy wicej si do niego
nie zbliymy.
- Moe wanie dlatego Seanchanie gromadz siy stwierdzi z nadziej w gosie Mat. -
Z powodu tych Biaych Paszczy. Moe cae to zamieszanie nie ma z nami nic wsplnego.
- Niewane, jak to jest - odpar sucho Perrin. Za kilka minut zacznie si tu bitwa.
- Moe nas zabi kada ze stron - stwierdzi Hurin - nawet jeli na oczy nie zobacz
Rogu. Jeli to zrobi...
Rand nie mg si zmusi do mylenia o Biaych Paszczach albo Seanchanach.
"Musz wraca".
Zorientowa si, e wzrok ma utkwiony w Rogu Valere. Wszyscy czterej patrzyli na
niego. Krty, zoty Rg, uwieszony u ku sioda Mata, skupia na sobie kade oko.
- To si musi sta podczas Ostatecznej Bitwy - powiedzia Mat, oblizujc wargi. -
Nigdzie nie powiedziane, e mona uy go wczeniej. - Odplta Rg z zabezpieczajcych
go sznurw i przyjrza mu si z lkiem. - Nie powiedziane te, e nie mona.
Nikt wicej si nie odezwa. Rand uwaa, e nie moe nic powiedzie, wasne myli
byy zbyt naglce, by znale wrd nich czas na sowa.
"Musz wraca. Musz wraca".
Im duej patrzy na Rg, tym te myli coraz bardziej go nagliy.
"Musz. Musz".
Matowi zatrzsa si rka, gdy podnis Rg Valere do ust.
Nuta zabrzmiaa czysto, zocicie, bo i Rg by zoty. Jej pogos zdaway si przenosi
nie tylko otaczajce ich drzewa, lecz rwnie ziemia pod stopami i niebo nad gow. Ten
jeden dugi dwik ogarn wszystko.
Zupenie znikd podniosa si mga. Najpierw w powietrzu zaczy dryfowa dugie,
cienkie smugi, potem grubsze kby, coraz grubsze, a wreszcie spowia okolic wielkimi
obokami.


Geofram Bornhald zesztywnia w siodle, gdy powietrze wypenio si dwikiem tak
sodkim, e zapragn si rozemia, i tak aobnym, e zapragn zapaka. Dwik pyn
jakby z wszystkich stron jednoczenie. Zacza podnosi si mga, rosa w jego oczach.
"Seanchanie. Co knuj. Wiedz, e tu jestemy".
Byo jeszcze za wczenie, miasto za daleko, doby jednak miecza - szczk broni
wysuwanej z pochew przebieg wzdu szeregu, w ktrym rozstawiony by jego okrojony do
poowy legion - i zawoa:
- Legion cwaem naprzd!
Mga okrywaa teraz wszystko, wiedzia jednak, e Falme wci tam jest, przed nimi.
Konie przypieszyy kroku, nie widzia ich, ale za to sysza.
Wtem ziemia wzniosa si w powietrze z oguszajcym oskotem, obsypujc go
gradem bota i kamykw. Z biaej ciemnoci po jego prawej rce dobieg go jeszcze jeden
huk, przeraliwy krzyk ludzi i koni, potem usysza go z lewej i jeszcze raz to samo. I jeszcze
raz to samo. Grom i krzyki, ukryte we mgle.
- Legion do ataku!
Ko skoczy do przodu, gdy wbi w niego pity, a potem usysza ten sam huk, w tym
samym czasie, gdy jego legion, czy raczej to, co z niego si ostao, ruszy jego ladem.
Grom i krzyki, otulone w biel.
Ostatni myl by al. Byar nie bdzie mg opowiedzie jego synowi, Dainowi, jak
mierci poleg.


Rand ju nie widzia rosncych wok drzew. Mat opuci Rg, z oczyma szeroko
rozwartymi ze zgrozy, lecz w uszach Randa wci dzwoni tamten dwik. Mga okrywaa
wszystko przewalajcymi si falami, tak biaymi niczym najciesza, bielona wena, a mimo to
Rand widzia. Widzia, ale byo to szalone widzenie. Falme dryfowao gdzie w dole, jego
granice od strony ldu wytyczaa czer seanchaskich szeregw, pioruny rozdzieray ulice.
Falme unosio si nad jego gow. Tu Synowie wiatoci przypucili szar i polegli, gdy
ziemia rozstpia si w ogniu pod kopytami ich koni. Tam ludzie biegali po pokadach ogro-
mnych, kanciastych statkw stojcych w porcie, a na jednym, znajomym statku, czekali
przeraeni mczyni. Rozpozna nawet twarz kapitana. Bayle Domon. Rkoma ciska si za
gow. Drzewa skryy si za mg, ale swych towarzyszy widzia dokadnie. Zaniepokojonego
Hurina. Mruczcego do siebie, przeraonego Mata. Perrina, ktry mia tak min, jakby
wiedzia, e tak wanie miao si sta. Wszdzie wiroway opary mgy.
Hurin zdziwi si gono.
- Lordzie Rand! - zawoa.
Nie musia pokazywa.
W d, po kbach mgy, jakby to byo zbocze gry, jechay widma na koniach. Z
pocztku nie byo nic wida z powodu gstych oparw, powoli jednak postacie byy coraz
bliej i teraz przysza kolej na Randa, eby gono jkn ze zdumienia. Rozpozna ich.
Mczyni, nie wszyscy w zbrojach, oraz kobiety. Ich ubiory i bro pochodziy z wszystkich
wiekw, ale on rozpozna wszystkich.
Rogosh Sokole Oko, siwowosy mczyzna o dobrodusznej twarzy i wzroku tak
przenikliwym, jakby jego przydomek mia stanowi zaledwie aluzj. Gaidal Cain, ciemno-
skry, rkojeci dwch mieczy wystaway ponad jego barczystymi plecami. Zotowosa
Birgitte, z poyskujcym, srebrnym ukiem i koczanem jecym si srebrnymi strzaami. Inni.
Zna ich twarze, zna ich imiona. Gdy jednak patrzy w kad z tych twarzy, sysza setki
imion, niektre tak odmienne, e wcale nie uzna ich za imiona, aczkolwiek wiedzia, e s
nimi. Michael zamiast Mikela. Patrick zamiast Paedriga. Oscar zamiast Otarina.
Zna te czowieka, ktry jecha na ich czele. Wysoki, obdarzony haczykowatym
nosem i ciemnymi, gboko osadzonymi oczyma, u boku mia wielki miecz zwany Spra-
wiedliwoci. Artur Hawkwing.
Mat gapi si z rozdziawionymi ustami, gdy zatrzymali si przed nimi.
- Czy to...? Czy to naprawd wy wszyscy?
Rand zauway, e jest ich troch wicej ni stu, uwiadomi sobie jednak, e z
jakiego powodu spodziewa si takiej liczby. Hurinowi opada szczka, a oczy prawie wyszy
z orbit.
- Trzeba czego wicej ni mstwa, by zwiza mczyzn z Rogiem. - Artur
Hawkwing mwi gbokim, dononym gosem, gosem nawykym do wydawania rozkazw.
- Albo kobiet - wskazaa ostrym tonem Birgitte.
- Albo kobiet - zgodzi si Hawkwing. - Zaledwie garstka jest takich, ktrzy zwizani
s z Koem, ktrzy dali si wzi w nieskoczone obroty, by sprosta woli Koa we Wzorze
Wiekw. - Patrzy na Randa.
Rand potrzsn gow, nie mg jednak marnowa czasu na zaprzeczanie.
- Przybyli najedcy, ludzie, ktrzy zw si Seanchanami i wykorzystuj w bitwach
skute acuchami Aes Sedai. Trzeba ich przepdzi z powrotem za morze. A poza tym... jest
jeszcze dziewczyna. Egwene alVere. Nowicjuszka z Biaej Wiey. Seanchanie wzili j do
niewoli. Musisz mi pomc j uwolni.
Ku jego zdziwieniu kilku czonkw niewielkiej armii stojcej za Arturem
Hawkwingiem zachichotao, a Birgitte, zajta sprawdzaniem ciciwy, wybuchna miechem.
- Zawsze znajdujesz sobie kobiety, ktre przysparzaj ci kopotw, Lewsie Therinie.
W miechu sycha byo czu nut, jak to midzy dwojgiem starych przyjaci.
- Nazywam si Rand alThor - achn si. - Musicie si pieszy. Czasu zostao
niewiele.
- Czasu? - powtrzya z umiechem Birgitte. - My mamy cay czas.
Gaidal Cain wypuci wodze z rk i prowadzc konia uciskiem kolan, doby obiema
domi swych mieczy. Jak na dany znak szeregi bohaterw zaczy sposobi si do bitwy -
wycigano miecze z pochew, nacigano ciciwy ukw, podnoszono wcznie i topory.
Miecz Sprawiedliwoci zabysn niczym zwierciado w obleczonej w rkawic garci
Artura Hawkwinga.
- Walczyem u twego boku nieskoczon ilo razy, Lewsie Therinie, i dwa razy
czciej stawiaem ci czoo. Koo nami obraca dla swoich, a nie naszych celw, by suy
Wzorowi. Ja ciebie znam, nawet jeli ty nie znasz samego siebie. Przegnamy najedcw,
skoro tego chcesz. - Jego rumak zacz taczy w miejscu, a on rozejrza si dokoa,
marszczc czoo. - Co tu si dzieje zego. Co mnie trzyma. - Nagle wbi swj przenikliwy
wzrok w Randa. - Jeste tutaj. Czy masz sztandar?
Wrd stojcych za nim rozszed si szmer.
- Tak. - Rand popiesznie odpi sprzczki przy sakwie i wycign sztandar Smoka.
Wypeni mu cae donie i opad prawie do kolan wierzchowca.
Bohaterowie zaszemrali jeszcze goniej.
- Wzr oplata si wok naszych szyj niczym udzienica - powiedzia Artur
Hawkwing. - Jeste tutaj. Sztandar jest tutaj. Splot tej chwili jest ustalony. Przybylimy na
wezwanie Rogu, ale musimy pody za sztandarem. I Smokiem.
Hurin wyda jaki saby odgos, jakby skurcz chwyci jego gardo.
Perrin waha si chwil, po czym zeskoczy z sioda i zdecydowanym krokiem wszed
w sam rodek mgy. Rozleg si odgos rbania drewna, i wnet Perrin przynis odarty z gazi
pie modego drzewka.
- Daj mi to, Rand - powiedzia uroczystym tonem. - Skoro im to potrzebne... Daj mi
to.
Rand popiesznie pomg mu przymocowa sztandar do drzewca. Gdy Perrin
ponownie dosiad konia, ze sztandarem w rku, podmuch powietrza rozwia bia pacht,
sprawiajc, e widniejcy na niej w zdawa si porusza, y. Mgy ten wiatr nie tkn,
tylko sam sztandar.
- Zosta tutaj - powiedzia Rand Hurinowi. Kiedy to si skoczy... Tu bdziesz
bezpieczny.
Hurin chwyci za swj krtki miecz, jakby rzeczywicie mg z niego zrobi jaki
uytek.
- Dopraszam si twego wybaczenia, lordzie Rand, ale wol nie. Nie rozumiem
dziesitej czci tego, com tu sysza... ani tego, co widz - wymamrota, po chwili jednak
jego gos wrci do si - ale dotarem tak daleko i chyba chc do koca przeby t drog.
Artur Hawkwing poklepa wszyciela po ramieniu.
- Niekiedy Koo powiksza nasze szeregi, przyjacielu. Moe ktrego dnia staniesz si
jednym z nas.
Hurin wyprostowa si, jakby ofiarowano mu koron. Hawkwing skoni si
ceremonialnie ze swego sioda w stron Randa.
- Za twoim pozwoleniem... lordzie Rand. Trbaczu, czy zagrasz nam na Rogu?
Stosowna to rzecz, by Rg piewa nam do bitwy. Czowieku ze sztandarem, czy zechcesz ru-
sza?
Mat raz jeszcze zad w Rg, przecigle i gono opary mgy rozdzwoniy si tym
dwikiem - a Perrin pogna konia przed siebie. Rand doby miecza ze znakiem czapli i ruszy
midzy nimi.
Nie widzia nic prcz gstych kbw bieli, ale w niewytumaczony sposb widzia te
to, co przedtem. Falme, na ulicach ktrego kto korzysta z Mocy, port, seanchask armi,
umierajcych Synw wiatoci, wszystko to pod sob, wszystko to zawise w grze,
wszystko dokadnie takie, jak przedtem. Wydawao si, e aden czas nie upyn od chwili, w
ktrej Mat zad w Rg, jakby czas zatrzyma si, gdy bohaterowie odpowiadali na wezwanie
Rogu, a teraz wznowi swe odliczanie.
Dzikie dwiki, dobywane przez Mata, rozbrzmieway echem po mgle, przy
akompaniamencie stukotu kopyt rozpdzonych koni. Rand pdzi prosto przez mg, nie wie-
dzc, dokd waciwie zmierza. Chmury gstniay, kryjc ostatnie szeregi bohaterw
galopujcych obok niego, coraz bardziej zaciemniajc wizj, a wreszcie widzia wyranie
tylko Mata, Perrina i Hurina. Hurma, skulonego w siodle, szeroko rozwierajcego oczy,
popdzajcego konia. Mata na przemian dmcego w Rg i zanoszcego si miechem. Per-
rina, z rozjarzonymi, tymi oczyma, z powiewajcym za nim sztandarem Smoka. Po chwili
oni te zniknli i dalej Rand galopowa, zdawao si, samotnie.
W pewien sposb widzia ich wszystkich, ale by to ten sam sposb, w jaki widzia
Falme i Seanchan. Nie by w stanie orzec ani gdzie s oni, ani on sam. cisn mocniej
rkoje miecza, przezierajc wzrokiem mg. Szarowa samotnie przez opary i z jakiego
powodu wiedzia, e tak to dokadnie miao by.
Nagle z mgy wyrs przed nim Baalzamon. Rozpostar szeroko ramiona.
Rudy stan dba, wyrzucajc go z sioda. Spada, kurczowo uczepiony miecza.
Ldowanie nie byo twarde. W rzeczy samej, pomyla z pewnym zdziwieniem, przypominao
ldowanie na... na niczym. W jednej chwili eglowa przez mg, w nastpnej po prostu
przesta.
Gdy podnis si na nogi, jego ko gdzie znikn, ale Baalzamon cigle tam by,
kroczy w jego stron z dug, sczernia od ognia lask w doniach. Byli sami, tylko oni i ta
mga. Za Baalzamonem pojawi si cie. Mga nie bya ciemna, ta czer j wypara.
Rand zauway te inne rzeczy. Artur Hawkwing i inni bohaterowie potykali si z
Seanchanami w gstej mgle. Perrin, ze sztandarem w doni, wymachiwa toporem po to
raczej, by odstraszy tych, ktrzy usiowali go dosign, ni zrobi im co zego. Mat nadal
wygrywa szalone nuty na Rogu Valere. Hurin zsiad z konia, walczy, jak umia, swym
krtkim mieczem i amaczem mieczy. Mogo si niby wydawa, e Seanchanie powinni ich
pokona jednym zrywem, a to wanie odziani w ciemne zbroje onierze cofali si.
Rand ruszy na spotkanie z Baalzamonem. Niechtnie przywoa pustk, sign do
Prawdziwego rda, napeni si Jedyn Moc. Nie byo innego sposobu. Moe nie mia
adnej szansy w starciu z Czarnym, ale jeli ju bya, to opieraa si na Mocy. Przesikna
wszystkie jego czonki, wydawaa si zalewa cae otoczenie, ubranie, miecz. Mia wraenie,
e powinien pon niczym soce. To przeszywao go radosnym dreszczem, od tego zbierao
mu si na wymioty.
- Zejd mi z drogi - powiedzia zgrzytliwym gosem. - Nie jestem tu z twojego
powodu!
- Dziewczyna? - Baalzamon rykn miechem, a z jego ust buchn pomie. Rany po
oparzeniach na twarzy wygoiy si, zostao tylko kilka, bledncych ju, rowych blizn.
Przypomina przystojnego mczyzn w rednim wieku. Gdyby nie te usta i oczy. - Ktra,
Lewsie Therinie? Tym razem nikt ci nie pomoe. Bdziesz mj albo zginiesz. W kadym
przypadku i tak jeste mj.
- Kamca! - warkn Rand. Zaatakowa Baalzamona, lecz laska ze zwglonego
drewna odepchna jego ostrze i skpaa je w deszczu iskier. - Ojciec kamstw!
- Gupiec! Czyby ci inni gupcy, ktrych wezwae, nie powiedzieli ci, kim jeste? -
Ognie w twarzy Baalzamona huczay miechem.
Poczu lodowaty chd, mimo e unosi si we wntrzu skorupy pustki.
"Czy mogli kama? Nie chc by Smokiem Odrodzonym."
cisn mocniej miecz. "Rozdzieranie jedwabiu", ale Baalzamon udaremnia kade
pchnicie - iskry sypay si jak spod mota uderzajcego o kowado.
- Mam spraw do zaatwienia w Falme i nic tobie do niej. Jak zawsze nic - powiedzia
Rand.
"Musz skierowa jego uwag na siebie, dopki oni nie uwolni Egwene".
Widzia, w tamten dziwaczny sposb, bitw szalejc wrd spowitych we mg
podwrcw dla wozw i wybiegw dla koni.
- Ty aosny ndzarzu. Zade w Rg Valere. Jeste z nim teraz zwizany. Mylisz, e
te robaki z Biaej Wiey kiedykolwiek teraz ci puszcz? Nao na twj kark acuchy tak
grube, e nigdy ich nie przetniesz.
Rand by tak zdziwiony, e to zdziwienie czu nawet przez pustk.
"On nic nie wie. On nie wie!"
By przekonany, e to si ujawnio na jego twarzy. eby to ukry, natar na
Baalzamona. "Koliber cauje r". "Ksiyc na wodzie". "Jaskka w locie". Midzy
mieczem a lask zajania uk byskawicy. Srebrzysty deszcz iskier lun na mg. A
Baalzamon cofn si, z oczyma rozjarzonymi jak dwa wcieke paleniska.
Ze skraju wiadomoci Rand widzia, e walczcy rozpaczliwie Seanchanie cofaj si
w gb ulic Falme. Damane rozpruway ziemi Jedyn Moc, lecz nie mogy tym zaszkodzi
Arturowi Hawkwingowi ani innym bohaterom wezwanym przez Rg.
- Na zawsze zostaniesz limakiem ukrytym pod kamieniem? - warkn Baalzamon.
Otaczajca go ciemno kbia si i wirowaa. - Zabijasz si, gdy tak tu stoimy. Moc pieni si
w tobie. Spala ci. Zabija! Tylko ja na caym wiecie mog ci nauczy, jak kontrolowa jej
przepyw. Su mi, to bdziesz y. Su mi, bo inaczej zginiesz!
- Nigdy!
"Musz go wystarczajco dugo zatrzymywa. Spiesz si, Hawkwing. Spiesz si!"
Raz jeszcze rzuci si na Baalzamona. "Gob zrywa si do lotu". "Spadajcy li".
Tym razem to on musia si cofn. Widzia niewyranie Seanchanw, ktrzy
zapdzeni przedtem midzy stajnie, torowali sobie teraz drog powrotn. Zdwoi wysiki.
"Zimorodek owi po". Seanchanie ustpowali przed szar, w pierwszym szeregu kroczyli
rami w rami Artur Hawkwing i Perrin. "Wizanie somy". Baalzamon powita jego cios
fontann purpurowych wietlikw i musia uskoczy w ty, by laska nie rozupaa mu gowy,
podmuch ciosu zwichrzy wosy. Seanchanie popdzili naprzd. "Krzesanie iskier". Iskry
spady niczym grad, Baalzamon uskoczy przed jego uderzeniem, na brukowanych ulicach
Seanchanie znowu ustpowali pola.
Rand mia ochot gono zawy. Nagle zrozumia, e te dwie bitwy s z sob
powizane. Kiedy on rzuca si do przodu, bohaterowie wezwani przez Rg przeganiali Sean-
chan, gdy on si cofa, odpr dawali Seanchanie.
- Oni ci nie uratuj - powiedzia Baalzamon. Ci, ktrzy mogli ci uratowa, zostan
przeniesieni na drugi brzeg oceanu Aryth. Jeli jeszcze raz ich kiedy przypadkiem zobaczysz,
bd niewolnikami w obrczach i zabij ci z rozkazu swych nowych wadcw.
"Egwene. Nie mog dopuci, by to z ni zrobili".
Te myli stratowa gos Baalzamona.
- Tylko jedno moe ci zbawi, Randzie alThor. Lewsie Therinie, zabjco rodu. Ja
jestem twoim jedynym zbawieniem. Su mi, to podaruj ci cay wiat. Stawisz opr, to
zniszcz ci, tak jak to ju nieraz czyniem. Tym razem jednak zniszcz ci razem z dusz,
zniszcz ci do ostatka, na zawsze.
"Znowu zwyciyem, Lewsie Therinie".
Ta myl unosia si poza pustk, trzeba jednak byo nie lada wysiku, by j ignorowa,
by nie myle o wszystkich tych ywotach, w ktrych to sysza. Zmieni pooenie miecza, a
Baalzamon ustawi lask w gotowoci.
Rand dopiero teraz zauway, e Baalzamon tak si zachowuje, jakby miecz ze
znakiem czapli mg go zrani.
"Stal nie zrani Czarnego".
A jednak Baalzamon czujnie ledzi ruchy ostrza. Rand sta si jednym z mieczem.
Czu kad jego czsteczk, mikroskopijne drobiny, tysickro za mae, by mona je byo
zobaczy goym okiem. Czu take Moc, ktra go przepeniaa i spywaa po ostrzu,
przepychajc si przez skomplikowane matryce wykute przez Aes Sedai podczas wojen z
trollokami.
W tym momencie usysza jeszcze jeden gos. Gos Lana.
"Nadejdzie jeszcze taki czas, gdy bdziesz pragn czego bardziej, ni pragniesz y".
Gos Ingtara.
"Kady czowiek ma prawo postanowi, kiedy schowa miecz".
Pojawi si wizerunek Egwene, Egwene w obrczy, dokonujcej ywota jako damane.
"Wtki mojego ycia w niebezpieczestwie. Egwene. Jeli Hawkwing przedostanie si
do Falme, to moe j uratuje".
Nie wiedzc nawet kiedy, przyj pierwsz pozycj "Czapli brodzcej w sitowiu",
balansujc na jednej nodze, z uniesionym wysoko mieczem, odsonity i bezbronny.
"mier jest lejsza od pira, powinno cisza ni gra".
Baalzamon wbi w niego wzrok.
- Czemu si tak idiotycznie szczerzysz, ty durniu? Nie dociera do ciebie, e mog ci
doszcztnie zniszczy?
Rand poczu, e oprcz spokoju pustki, otacza go take spokj innego rodzaju.
- Nigdy nie bd ci suy, ojcze kamstw. Chobym y tysic razy, nigdy suy nie
bd. Wiem to. Jestem tego pewien. Chod. Czas umiera.
Baalzamon otworzy szeroko oczy - na moment zamieniy si w buchajce ogniem
paleniska, od ktrych Randowi na twarz wystpi pot. Czer za plecami Baalzamona
zawrzaa, a jemu samemu stwardniaa twarz.
- No to umieraj, robaku! - Cisn sw lask, jakby to bya wcznia.
Rand krzykn przeraliwie, gdy poczu, e laska przebia mu bok, przepalajc ciao
niczym rozgrzany do biaoci pogrzebacz. Pustka zadraa, trwa jednak w niej ostatkiem si i
wbi miecz ze znakiem czapli w serce Baalzamona. Baalzamon krzykn, krzykna
otaczajca go czer. wiat eksplodowa ogniem.
ROZDZIA 25
PIERWSZE ROSZCZENIA
Min brna przez brukowan ulic, przepychajc si wrd toczcych si ludzi,
stojcych z pobladymi twarzami i wytrzeszczonymi oczyma albo histerycznie pokrzykuj-
cych. Nieliczni uciekali, najwyraniej bez adnego pomysu, dokd mog ucieka, wikszo
jednak poruszaa si niczym kuky w niewprawnych rkach, bardziej bojc si i ni zosta.
Szukaa po twarzach, w nadziei, e znajdzie Egwene, Elayne albo Nynaeve, widziaa jednak
samych Falmeczykw. A poza tym co j cigno do przodu, jakby bya uwizana na jakim
sznurku.
Raz obejrzaa si za siebie. W porcie pony seanchaskie statki, widziaa ich jeszcze
wicej, rwnie w ogniu, za wyjciem z portu. Wiele tych kanciastych ksztatw malao ju
na tle zachodzcego soca, egloway na zachd, z tak sam prdkoci, z jak damane
potrafiy zmusi wiatry do ich popychania. Jeden statek odbija wanie od portu, przechylony,
prbowa zapa wiatr, ktry powidby go wzdu wybrzea. "Spray". Nie winia Baylea Do-
mona o to, e nie czeka, duej, nie po tym, czego bya wiadkiem. Jej zdaniem to by i tak
cud, e czeka tak dugo.
Tylko jeden seanchaski statek z zakotwiczonych w porcie nie pon, aczkolwiek jego
wieyce byy czarne od podoonych ogni. Pez w stron wyjcia z portu, a tym czasem zza
klifw wyonia si nagle zjawa na koniu. Omijajc port, zacza cwaowa po wodzie. Min
otworzya szeroko usta. Powietrze zalnio srebrzycie, gdy zjawa podniosa uk, po chwili w
stron kanciastego statku poleciaa srebrna smuga, poyskliwa kreska czca uk ze statkiem.
Przy akompaniamencie huku, ktry syszaa nawet z tak daleka, ogie na nowo ogarn
wieyc dziobow, a na pokadzie wyroili si marynarze.
Min zamrugaa, a gdy znowu spojrzaa w tamt stron, posta na koniu znikna.
Statek nadal powoli wypywa na gbokie wody, zaoga walczya z poarem.
Otrzsna si i zacza ponownie wspina w gr ulicy. Za duo tego dnia widziaa,
by kto jadcy konno po wodzie mg duej ni tylko chwil rozprasza jej uwag.
"Nawet jeli to naprawd bya Birgitte i jej uk. I Artur Hawkwing. Naprawd go
widziaam. Naprawd".
Zatrzymaa si niepewnie przed jedn z wysokich, kamiennych budowli, ignorujc
ludzi, ktrzy potrcali j, jakby kto ich oguszy. To wanie tutaj, gdzie tutaj, musiaa
wej. Wbiega na schody i pchna drzwi.
Nikt nie prbowa jej zatrzyma. Na ile moga si zorientowa, w budynku nie byo
nikogo. Prawie cae Falme wylego na ulice, usiujc orzec, czy to nie jest jaki zbiorowy
obd. Przesza przez cay budynek do ogrodu na tyach i tam go znalaza.
Rand lea na plecach pod dbem, z poblad twarz i zamknitymi oczyma, lew
doni ciska rkoje, z ktrej wystawao ostrze dugoci stopy. Wygldao tak, jakby
zostao od koca stopione. Jego pier unosia si i opadaa bardzo wolno, bez regularnego
rytmu, nie oddycha normalnie.
Zrobia gboki wdech, eby si uspokoi i zabraa si za sprawdzanie, co moe dla
niego zrobi. Przede wszystkim pozby si tego kikuta, ktry zosta po ostrzu, mg si
okaleczy, albo j, gdyby zacz si rzuca. Rozprostowaa mu do i drgna nerwowo, gdy
okazao si, e rkoje jest wlepiona we wntrze doni. Krzywic si, cisna miecz na bok.
Na doni mia odcinite pitno w ksztacie czapli. Wiedziaa jednak, e nie z tego powodu
ley tutaj nieprzytomny.
"Jak on sobie to zrobi? Nynaeve posmaruje to pniej jak maci".
Popieszne badanie ujawnio, e wikszo ran i sicw nie jest nowa - w kadym
razie krew zdya ju zakrzepn, a sice robiy si te na brzegach - jednake w kaftanie,
na lewym boku, rzucaa si w oczy wypalona dziura. Rozchylia kaftan i podniosa koszul.
Zawistaa przez zby. W boku mia wypalon ran, ju zasklepion. Wstrzsno j
natomiast to, co poczua, gdy dotkna jego ciaa. Poczua, e jest lodowate, otaczajce go
powietrze wydawao si ciepe.
Chwycia go za ramiona i zacza wlec w stron domu. Zwisa bezwadnie, ciy jak
balast.
- Ty ciki tumanie - mrukna. - Nie moge by niszy i lejszy, co? Musiae mie
takie nogi i bary. Powinnam ci tu zostawi.
Mozolnie jednak wspia si po schodach, starajc si, by nie obija si o nie czciej
ni to byo konieczne, i wcigna do rodka. Uoya go na progu, rozmasowaa sobie d
plecw, mruczc co o Wzorze i popiesznie ruszya na poszukiwania. Na tyach domu
znajdowaa si niewielka sypialnia, by moe izba sucych, z kiem zasanym kocami, w
palenisku leay kody. W niespena par minut odrzucia koce i podpalia kody, a take knot
w lampie na stoliku obok ka. Potem wrcia do Randa.
Wcignicie go do pokoju, a potem na ko, stanowio nie lada wyczyn, ale jako
udao jej si tego dokona i tylko troch zasapa, potem go przykrya. Po chwili wsuna do
pod koce, skrzywia si i potrzsna gow. Pociel bya zimna jak ld, jego ciao nie
wydzielao ciepa, ktre koce mogyby zatrzyma. Wsuna si pod koce, wzdychajc z
rezygnacj, a po chwili uoya jego gow na swoim ramieniu. Wci nie otwiera oczu, a
oddech mu si rwa, ale baa si, e umrze przed jej powrotem, gdyby teraz posza szuka
Nynaeve.
"Jemu potrzebna jaka Aes Sedai - pomylaa. Mog tylko sprbowa go troch
ogrza".
Przez jaki czas przypatrywaa si twarzy Randa. Widziaa tylko t twarz, nigdy nie
potrafia czyta w kim, kto straci przytomno.
- Lubi starszych mczyzn - powiedziaa do niego. - Lubi mczyzn, ktrzy s
wyksztaceni i inteligentni. Nie interesuje mnie uprawa roli, owce i pasterze. Szczeglnie
modzi pasterze. - Westchna i odgarna mu wosy z twarzy, w dotyku przypominay
jedwab. - Tylko e ty nie jeste pasterzem, prawda? Przestae nim by. wiatoci, dlaczego
Wzr musia mnie porwa razem z tob? Dlaczego nie spotka mnie jaki spokojny i
zwyczajny los, na przykad rozbitka ze statku, ktry nie ma co je, a otacza go tuzin godnych
Aielw?
Z hallu rozleg si jaki haas, podniosa gow, gdy otworzyy si drzwi. Na progu
staa Egwene, patrzya na nich, skpanych wiatem ognia i lampy.
- Och - tyle tylko powiedziaa.
Min poczerwieniaa.
"Czemu ja si zachowuj tak, jakbym zrobia co zego? Idiotka!"
- Ja... ja go rozgrzewam. Jest nieprzytomny i zimny jak ld.
Egwene nie wesza dalej do pokoju.
- Czuam... czuam, e on mnie do siebie przyciga. e mnie potrzebuje. Elayne te to
czua. Uznaam, e to pewnie co wsplnego z... z tym, czym on jest, za to Nynaeve nic nie
czua. - Odetchna gboko, nierwno. Elayne i Nynaeve poszy po konie. Znalazymy Bel.
Seanchanie zostawili wikszo koni. Nynaeve twierdzi, e powinnymy jak najprdzej
ruszy w drog i... i... Min, wiesz teraz, czym on jest, prawda?
- Wiem. - Min miaa ochot zdj rami z szyi Randa, ale nie potrafia si zmusi do
wykonania ruchu. W kadym razie chyba wiem. Niewane kim jest, jest ranny. Mog go tylko
prbowa rozgrza, nic wicej nie potrafi. Moe Nynaeve bdzie umiaa co zrobi.
- Min, ty wiesz... wiesz, e on nie moe si oeni. On nie jest... bezpieczny... dla
adnej z nas, Min.
- Mw za siebie - odpara Min. Przycigna twarz Randa do swojej piersi. - Jest tak,
jak mwia Elayne. Porzucia go dla Biaej Wiey. Co ci obchodzi, jeli ja go sobie wezm?
Wydawao si, e Egwene patrzya na ni bardzo dugo. Nie na Randa, nie na cae
otoczenie, tylko na ni. Czua, e twarz pali j coraz mocniej i pragna odwrci wzrok, ale
nie potrafia.
- Sprowadz Nynaeve - oznajmia w kocu Egwene i wysza sztywno wyprostowana, z
uniesion gow.
Min chciaa zawoa, pj za ni, ale zamiast tego leaa jak sparaliowana. Z oczu
popyny jej zy.
"Jest jak by musi. Wiem to. Wyczytaam to w nich wszystkich. wiatoci, ja nie chc
bra w tym udziau".
- To twoja wina - powiedziaa do znieruchomiaej sylwetki Randa. - Nie, nie twoja.
Ale to ty za to zapacisz, tak myl. Wszystkie daymy si zapa, niczym muchy w
pajczyn. A gdybym jej powiedziaa, e pojawi si jeszcze jedna kobieta, kobieta, ktrej ona
nawet nie zna? A skoro ju o tym mowa, to co ty o tym mylisz, mj pikny lordzie pasterzu?
Ostatecznie wcale nie jeste taki najbrzydszy, ale... wiatoci, nie wiem nawet, czy to ja bd
t, ktr wybierzesz. Albo moe bdziesz prbowa podrzuca wszystkie nas trzy na swoim
kolanie? Moe to nie jest twoja wina, Randzie alThor, ale to niesprawiedliwe.
- Nie Rand alThor - przemwi melodyjny gos od strony drzwi. - Lews Therin
Telamon. Smok Odrodzony.
Min wytrzeszczya oczy. Bya to najpikniejsza kobieta, jak Min widziaa w yciu,
obdarzona jasn, gadk skr, dugimi, czarnymi wosami i oczyma ciemnymi jak noc.
Nawet nieg wydawaby si brudny w porwnaniu z biel jej sukni, przepasanej srebrn
szarf. Caa jej biuteria bya srebrna. Min poczua, e zaczyna si jey.
- O czym ty mwisz? Kim jeste?
Kobieta podesza do ka - poruszaa si z tak gracj, e Min poczua ukucie
zazdroci, mimo e dotd nigdy nie zazdrocia niczego adnej kobiecie - i pogadzia Randa
po wosach, jakby Min tam w ogle nie byo.
- Myl jednak, e on sam jeszcze w to nie wierzy. Wie, ale nie wierzy. Kierowaam
jego krokami, popychaam go, cignam, wabiam. Zawsze uparty, ale tym razem go
okieznam. Ishmael uwaa, e to on kieruje zdarzeniami, ale to j a to robi.
Potara palcem czoo Randa, jakby rysowaa na nim jaki znak, Min pomylaa z
niepokojem, e przypominao to Smoczy Kie. Rand poruszy si, co wymamrota. Odkd go
znalaza, by to pierwszy dwik albo ruch, jaki wykona.
- Kim jeste? - spytaa podniesionym tonem Min.
Kobieta spojrzaa na ni, tylko spojrzaa, a mimo to Min wtulia si w poduszki,
gwatownie tulc do siebie Randa.
- Zw mnie Lanfear, dziewczyno.
Min tak nagle zascho w ustach, e nic by nie moga powiedzie, nawet gdyby od teko
zaleao jej ycie.
"Jedna z Przekltych! Nie! Swiatoci, nie!"
Bya w stanie tylko potrzsn gow. Zaprzeczenie przywoao umiech na twarz
Lanfear.
- Lews Therin by i jest mj, dziewczyno. Opiekuj si nim dla mnie jak najlepiej,
dopki po niego nie przybd.
I znikna.
Min rozdziawia usta. W jednej chwili tu staa, w drugiej ju jej nie byo. Zorientowaa
si, e z caej siy tuli znieruchomiae ciao Randa. Z caej duszy pragna pozby si uczucia,
e chce, aby to on jej broni.


Z twarz wyndznia i zacit w ponurej determinacji, Byar galopowa, tyem do
zachodzcego soca, w ogle nie ogldajc si za siebie. Zobaczy wszystko, co musia,
wszystko, co pozwolia mu zobaczy ta przeklta mga. Cay legion poleg, lord kapitan
Geofram Bornhald poleg i tylko jedno wyjaniao ten fakt - zdradzili ich Sprzymierzecy
Ciemnoci, Sprzymierzecy pokroju Perrina z Dwu Rzek. Tak wiadomo musia zawie
Dainowi Bornhaldowi, synowi lorda kapitana, ktry wraz z innymi Synami wiatoci
obserwowa Tar Valon. Mia jednak co jeszcze gorszego do przekazania i to nie komu
innemu a samemu Pedronowi Niallowi. Musia mu opowiedzie, co widzia na niebie nad
Falme. Smaga konia wodzami i w ogle nie oglda si za siebie.
ROZDZIA 26
CO MIAO BY
Rand otworzy oczy i stwierdzi, e wpatruj e si w soneczny blask przesczajcy si
ukonie midzy konarami drzewa skrzanego, mimo pory roku oblepionego szerokimi,
twardymi limi. Wiatr nimi poruszajcy napomyka o niegu, ktry mia spa przed
zapadniciem zmroku. Lea na plecach i czu pod swymi domi okrywajce go koce. Gdzie
chyba znikny jego kaftan i koszula, co jednak opasywao mu pier, poza tym bola go lewy
bok. Odwrci gow, na ziemi siedziaa przypatrujca mu si Min. Mao co, a byby jej nie
rozpozna w tych spdnicach. Umiechaa si niepewnie.
- Min. To ty. Skd si tu wzia? Gdzie my jestemy?
Pami wracaa byskami i fragmentami. Dawne sprawy pamita, ale ostatnich kilka
dni przypominao okruchy rozbitego lustra, wirujce w umyle, ukazujce przelotne obrazy,
ktre znikay, nim zdoa przyjrze si im dokadnie.
- Z Falme - odpara. - Dzieli nas obecnie od niego pi dni jazdy na wschd, ty cay
ten czas przespae.
- Falme. - Wicej wspomnie. Mat zad w Rg Valere. - Egwene! Czy ona...? Czy
oni j uwolnili? - Wstrzyma oddech.
- Nie wiem, o jakich ty "onych" mwisz, ale jest wolna. To my j uwolniymy.
- My? Nie rozumiem.
"Jest wolna. W kadym razie..."
- Nynaeve, Elayne i ja.
- Nynaeve? Elayne? Jak? Wszystkie byycie w Falme? Prbowa usi, ale bez trudu
uoya go z powrotem i tak zostaa, z domi na jego ramionach, nie odrywajc oczu od jego
twarzy.
- Gdzie ona jest?
- Odjechaa. - Twarz Min poczerwieniaa. - Oni wszyscy ju odjechali. Egwene,
Nynaeve, Mat, Hurin i Verin. Hurin naprawd nie chcia ci opuci. S w drodze do Tar
Valon. Egwene i Nynaeve, eby kontynuowa swoje nauki w Wiey, Mat po to, by Aes Sedai
co zrobiy ze sztyletem. Zabrali z sob Rg Valere. Nie chce mi si wierzy, e naprawd go
widziaam.
- Pojechaa - mrukn. - Nawet nie zaczekaa, zanim si nie zbudz.
Czerwie na policzkach Min pogbia si, usiada z powrotem, wpatrzona w swoje
kolana.
Podnis rce, by przesun nimi po twarzy i znieruchomia, z przeraeniem
wpatrzony we wntrza doni. Na lewej te mia teraz odcinite pitno, dokadnie takie samo
jak na prawej, bez adnej krzywej albo zamazanej linii. "Raz czapl, drog mu wyznaczy.
Drugi raz czapl, by miano zyska prawdziwe".
- Nie!
- Odjechali - powiedziaa. - Mwienie "nie" nic tu nie pomoe.
Potrzsn gow. Co mu podszeptywao, e bl w boku jest wany. Nie mg sobie
przypomnie okolicznoci, w jakich go raniono, ale to byo wane. Zacz podnosi koce, by
obejrze ran, ale Min odepchna jego rce.
- Nic z ni nie zrobisz. Jeszcze si nie zagoia do koca. Verin prbowaa j
uzdrawia, stwierdzia jednak, e nie przynosi to takiego skutku jak powinno. - Zawahaa si,
skubic doln warg. - Moiraine mwi, e Nynaeve co zrobia, bo inaczej by umar, zanim
ci dowielimy do Verin, ale Nynaeve powiada, e bya zbyt przeraona, by bodaj wieczk
zapali. Z t twoj ran dzieje si co... zego. Bdziesz musia czeka, zanim wygoi si w
naturalny sposb.
W jej gosie sycha byo zakopotanie.
- Moiraine tu jest? - Wybuch gorzkim miechem. - Gdy powiedziaa, e Verin
odjechaa, pomylaem, e znowu si uwolniem od Aes Sedai.
- Jestem tu - odezwaa si Moiraine.
Pojawia si, caa w bkicie, tak uroczysta, jakby znajdowaa si w Biaej Wiey,
podesza wolnym krokiem i stana nad nim. Min obdarzya Aes Sedai krzywym spojrzeniem.
Rand mia dziwne uczucie, e ona chce go broni przed Moiraine.
- Wolabym, eby ci tu nie byo - powiedzia. O ile o mnie idzie, moesz sobie
wraca, tam gdzie twoja kryjwka i sobie w niej zosta.
- Wcale si nie ukrywaam - odpara spokojnie Moiraine. Robiam, co mogam, tu, na
Gowie Tomana i w Falme. Osigni mam do mao, ale za to duo si dowiedziaam. Nie
udao mi si uratowa dwch moich sistr, nim Seanchanie zapdzili je na statki razem z
Wzitymi Na Smycz, ale robiam, co mogam.
- Co moga. Wysaa Verin, eby mn kierowaa, ale ja nie jestem owc, Moiraine.
Powiedziaa, e mog jecha, dokd chc i teraz chc jecha tam, gdzie nie ma ciebie.
- Wcale nie wysyaam Verin. - Moiraine zmarszczya czoo. - Dziaaa na wasn
rk. Interesujesz bardzo wielu ludzi, Rand. Czy Fain ci znalaz, albo moe ty jego?
Ta naga zmiana tematu zaskoczya go.
- Fain? Nie. Niezy ze mnie bohater. Prbowaem uratowa Egwene, a zrobia to
wczeniej Min. Fain powiedzia, e zaszkodzi Polu Emonda, jeli si z nim nie spotkam, a ja
nie widziaem go na oczy. Czy on popyn razem z Seanchanami?
Moiraine potrzsna gow.
- Nie wiem, czego bardzo auj. Ale to te dobrze, e go nie znalaze, teraz ju wiesz
nareszcie, kim on jest.
- Sprzymierzecem Ciemnoci.
- Gorzej. O wiele gorzej. Padan Fain by istot, ktr ca dusz oddaaby Czarnemu,
myl jednak, e w Shadar Logoth pokuma si z Mordethem, ktry by rwnie nikczemny w
walce z Cieniem jak nikczemny jest sam Cie. Mordeth usiowa pore dusz Faina, by na
powrt odzyska ludzkie ciao, jednake bya to dusza dotknita bezporednio przez Czarnego
i to, co z tego powstao... To, co z tego powstao nie byo ani Padanem Fainem, ani
Mordethem, tylko czym znacznie gorszym, poczeniem ich dwch. Fain, pozwlmy go
sobie tak nazywa, jest bardziej niebezpieczny, ni mgby uwierzy. Mgby nie przey
takiego spotkania, a gdyby ci si nawet udao, to by moe staby si czym jeszcze gorszym
od nawrconych na stron Cienia.
- Jeli on yje, jeli nie odpyn z Seanchanami, to ja musz...
Urwa, gdy wycigna spod paszcza jego miecz ze znakiem czapli. Ostrze urywao
si nagle w odlegoci stopy od rkojeci, jakby zostao stopione. Pami wrcia z wielkim
hukiem.
- Zabiem go - powiedzia cicho. - Tym razem go zabiem.
Moiraine pooya na boku zniszczony miecz, jak rzecz cakiem bezuyteczn, ktr
zreszt by teraz, i otrzepaa rce.
- Nie tak atwo zabi Czarnego. Sam fakt, e ukaza si na niebie nad Falme jest
bardziej ni tylko niepokojcy. Nie powinien by w stanie tego zrobi, jeli jest, jak uwaamy,
uwiziony. A jeli jest inaczej, to czemu nie zniszczy nas wszystkich?
Min poruszya si niespokojnie.
- Na niebie? - zdziwi si Rand.
- Obu was byo wida - odpara Moiraine. - Wasza bitwa rozegraa si na niebie,
oglday j wszystkie dusze w Falme. Moe w innych miastach na Gowie Tomana te, jeli
rzeczywicie naley wierzy w t poow, o ktrej mi opowiadano.
- Wszyscy... wszyscy to widzielimy - powiadczya sabym gosem Min.
Uspokajajcym gestem dotkna jego doni.
Moiraine ponownie signa w zanadrze swego paszcza i wycigna zwj
pergaminu, podobny do tych wielkich pacht, ktrymi posugiwali si uliczni artyci w Falme.
Kreski wykonane wglem okazay si nieco rozmazane, gdy go rozwina, cay rysunek by
jednak czytelny. Mczyzna o poncej twarzy walczy za pomoc laski z drugim, uzbrojonym
w miecz, pord chmur, po ktrych taczyy byskawice, za nimi opota sztandar Smoka.
Nietrudno byo rozpozna twarz Randa.
- Ilu to widziao? - spyta podniesionym gosem. - Podrzyj to. Spal.
Aes Sedai nic nie zrobia, gdy pergamin sam si zwin z powrotem.
- To na nic, Rand. Kupiam to dwa dni temu, we wsi, przez ktr przejedalimy.
Powstao takich setki, a moe nawet tysice, wszdzie opowiadana jest historia o tym, jak
Smok walczy z Czarnym na niebie ponad Falme.
Rand spojrza na Min. Przytakna z niechci i cisna go za rk. Wygldaa na
przestraszon, ale nie wzdrygna si.
"Ciekawe, czy Egwene dlatego wanie wyjechaa. Miaa prawo odjecha".
- Wzr oplata si wok ciebie coraz cilej - powiedziaa Moiraine. - Potrzebujesz
mnie teraz bardziej ni kiedykolwiek.
- Wcale ci nie potrzebuj - odburkn - i wcale ci nie chc. Nie chc mie z tym nic
wsplnego. - Przypomnia sobie, e nazywano go Lewsem Therinem, e nie tylko Baalzamon
to robi, lecz rwnie Artur Hawkwing. - Nie chc. wiatoci, uwaa si, e Smok spowoduje
kolejne Pknicie wiata, e wszystko rozedrze na p. Nie chc by Smokiem.
- Jeste tym, czym jeste - odpara Moiraine. Ju zacze powodowa zamieszanie w
wiecie. Czarne Ajah ujawniy si po raz pierwszy od dwch tysicy lat. Arad Doman i
Tarabon znalazy si na krawdzi wojny, a bdzie jeszcze gorzej, gdy dotr do nich wieci z
Falme. Cairhien jest pogrone w wojnie domowej.
- W Cairhien nic nie zrobiem - zaprotestowa.
- Nierobienie niczego zawsze byo jedn ze strategii w Wielkiej Grze - powiedziaa z
westchnieniem - a szczeglnie teraz czsto si ni posuguj. Bye iskr i Cairhien
eksplodowao, niczym fajerwerk Iluminatorw. Jak mylisz, co si stanie, gdy wie o Falme
dotrze do Arad Doman i Tarabon? Zawsze znajdowali si ludzie, ktrzy chtnie przyczali
si do czowieka ogaszajcego si Smokiem, nigdy jednak przedtem nie otrzymali takich
znakw jak teraz. Jest jeszcze co. Prosz.
Rzucia na jego pier jaki mieszek.
Waha si chwil, zanim go otworzy. W rodku znajdoway si okruchy na pozr
czarno-biaej porcelany. Ju kiedy takie widzia.
- Nastpna piecz z wizienia Czarnego - mrukn.
Min gono zaparo dech, ciskajca jego rk do szukaa raczej, nili dodawaa
otuchy.
- Dwie - odpara Nynaeve. - Ju trzy z siedmiu zostay do tej pory przeamane. Jedn
ju miaam wczeniej, dwie znalazam w domu jego lordowskiej moci w Falme. Gdy
zamane zostan wszystkie, moe nawet wkrtce, ata, ktr ludzie zakleili otwr wywiercony
w murze wizienia zbudowanego przez Stwrc, zostanie zerwana i Czarny raz jeszcze bdzie
mg wysun przez ten otwr sw rk i dotkn ni wiata. I wiat moe mie tylko
nadziej, e Smok Odrodzony tam wtedy bdzie, by stawi mu czoo.
Min usiowaa przeszkodzi Randowi w odrzucaniu kocy, odepchn j jednak
delikatnie.
- Musz si przej.
Pomoga mu wsta, ale z mnstwem westchnie i utyskiwa, e w ten sposb
pogorszy stan swojej rany. Odkry, e ca klatk piersiow ma owinit grub warstw
banday. Min udrapowaa mu koc na ramionach, jakby to by paszcz.
Przez chwil sta i wpatrywa si w lecy na ziemi miecz ze znakiem czapli, w to, co
z niego zostao.
"Miecz Tama. Miecz mojego ojca".
Niechtnie, bardziej niechtnie ni cokolwiek, co zrobi w yciu, wyzby si nadziei na
odkrycie, e Tam naprawd jest jego ojcem. Mia wraenie, e wydziera sobie serce. Wcale to
jednak nie zmienio tego, co czu do Tama, a Pole Emonda nadal uwaa za jedyny dom, jaki
kiedykolwiek mia.
"Faro jest wany. Zostaa mi jeszcze jedna powinno. Powstrzymanie go".
Obydwie kobiety musiay go wspiera, ujmujc z obu stron pod rami, w drodze do
obozowiska, w ktrym pony ju wieczorne ognie, niedaleko mocno ubitego traktu. By tam
Loial, zaczytany w Poeglowa dalej, ni soce zachodzi, a take Perrin, wpatrzony w
pomienie. Shienaranie zajci byli gotowaniem wieczornego posiku. Lan siedzia pod
drzewem i ostrzy miecz, obdarzy Randa uwanym spojrzeniem, potem skin gow.
Zobaczy te co jeszcze. Na rodku obozowiska opota na wietrze sztandar Smoka.
Gdzie znaleli odpowiednie drzewce, ktre zastpio drzewko cite przez Perrina.
- Co on robi w miejscu, gdzie kady, kto tdy przejdzie, moe go zobaczy? - spyta
zrzdliwie.
- Za pno, by go ukrywa, Rand - odpara Moiraine. - Zawsze byo za pno, by go
mg ukry.
- Ale nie musisz te stawia tutaj znaku z napisem "tu jestem". Nigdy nie znajd
Faina, jeli kto mnie zabije z powodu tego sztandaru. - Zwrci si do Loiala i Hurina. -
Ciesz si, e zostalicie. Zrozumiabym, gdybycie odjechali.
- Czemu miabym nie zosta? - spyta Loial. Jeste jeszcze wikszym taveren, ni
sdziem, to prawda, ale wci jeste moim przyjacielem. - Niepewnie zastrzyg uszami.
- Jestem nim na pewno - odpar Rand. - Dopty, dopki jeste bezpieczny,
przebywajc ze mn, i pniej te.
Umiech ogira omal nie przepoowi mu twarzy.
- Ja te zostaj - odezwa si Perrin. W jego gosie sycha byo zrezygnowanie, a
moe akceptacj. - Koo wplata nas cile do Wzoru, Rand. Czy w Polu Emonda przyszoby
to komu do gowy?
Dokoa zebrali si Shienaranie. Ku Randa zdziwieniu, wszyscy padli na kolana.
Patrzyli na niego.
- Chcemy zoy przed tob przysig - oznajmi Uno.
Klczcy obok niego skinli gowami.
- Wasze przysigi nale do Ingtara i lorda Agelmara - zaprotestowa Rand. - Ingtar
poleg chwalebnie, Uno. Poleg, abymy my, pozostali, mogli uciec z Rogiem. Reszty nie
musia dodawa, ani im, ani nikomu innemu. Mia nadziej, e Ingtar na powrt odnalaz
wiato. Powiedzcie to lordowi Agelmarowi, gdy ju wrcicie do Fal Dara. .
- Jest powiedziane - odpar uwanie cedzc sowa jednooki mczyzna - e kiedy
Smok si odrodzi, zniszczy nasze przysigi, roztrzaska wszystkie wizi. Zoymy nasze
przysigi tobie. - Wycign miecz i uoy go na ziemi, rkojeci w stron Randa, pozostali
Shienaranie poszli w jego lady.
- Stoczye bitw z Czarnym - powiedzia Masema. Masema, ktry go nienawidzi.
Masema, ktry patrzy na niego tak, jakby widzia wizj wiatoci. - Widziaem ci, lordzie
Smoku. Widziaem ci. Nale do ciebie, a po mier. - Jego ciemne oczy rozbysy arem.
- Musisz wybiera, Rand - powiedziaa Moiraine. - wiat ulegnie Pkniciu, niewane
czy to ty bdziesz tego sprawc. Nastanie Tarmon Gaidon i rozedrze wiat. Czy nadal
bdziesz prbowa si ukrywa przed tym, czym jeste i pozwolisz, by wiat stan bezbronny
przed obliczem Czarnego? Wybieraj.
Wszyscy patrzyli na niego, wszyscy czekali.
"mier jest lejsza od pira, powinno cisza ni gra".
Podj decyzj.
ROZDZIA 27
POTEM
odzi i konno roznosiy si opowieci, roznosi je kupiecki wz i piechur, podawano
je z ust do ust, w rnych wersjach, a jednak zawsze z tym samym rdzeniem, od Arad Doman
do Tarabon i dalej. Opowieci o znakach i cudach na niebie nad Falme. I jedni przyczali si
do Smoka, a inni kadli ich w boju, sami potem legnc.
Szerzyy si te inne historie, o kolumnie jedcw, ktrzy pokonali Rwnin Almoth,
plecami do zachodzcego soca. Stu z Ziem Granicznych, powiadano. Nie, tysic. Nie, tysic
to byo bohaterw, ktrzy powstali z grobw, by odpowiedzie na wezwanie Rogu Valere.
Dziesi tysicy. Wybili cay legion Synw wiatoci. Zagnali z powrotem na morze
powracajce armie Artura Hawkwinga. Te dziesi tysicy to byy powracajce armie Artura
Hawkwinga. W stron gr jechali, w stron witu.
A jednak jedna rzecz bya dla tych wszystkich opowieci wsplna. Zbrojnych wid
czowiek, ktrego twarz widziano na niebie ponad Falme, zbrojni za jechali pod sztandarem
Smoka Odrodzonego.


1 wzywali ludzie Stwrc, mwic: o wiatoci Niebios, o wiatoci wiata, pozwl
Obiecanemu urodzi si na grze, jak oznajmiaj proroctwa, jak byo to w wiekach przeszych
i bdzie w nadchodzcych. Daj Ksiciu Poranka zapiewa ziemi, by zazielenia si, a doliny
wyday jagnita. Niech rami Pana witu chroni nas przed Ciemnoci, a jego wielki Miecz
Sprawiedliwoci niechaj nas broni. Daj Smokowi wdrowa znw na wichrach czasu.
(z: Charal Drianaan te Calamon, Cykl Smoka. Autor nieznany, Czwarty Wiek)
GLOSARIUSZ
Uwagi o datach w poniszym glosariuszu
Od Pknicia wiata zasadniczo stosowano trzy systemy zapisywania dat. Na
pocztku rejestrowano lata, ktre upyny Od Pknicia (OP). Z powodu nieomal ca-
kowitego chaosu, w jakim upyny lata Pknicia, a take te lata, ktre nastpiy
bezporednio po nim, jak rwnie dlatego, e ten kalendarz przyjto po upywie dobrych stu
lat od koca Pknicia, jego pocztek zosta wyznaczony arbitralnie. Wiele zapisw ulego
zniszczeniu podczas Wojen z Trollokami, z takim skutkiem, e pod koniec wojen wybuch
spr odnonie do poszczeglnych dat liczonych wedug starego systemu. Opracowany zatem
zosta nowy kalendarz, ktrego pocztkiem by koniec Wojen z Trollokami i ktry uwietnia
rzekome wyzwolenie spod zagroenia ze strony trollokw. Kady odnotowany w nim rok
okrelano jako Wolny Rok (WR). Po tym jak Wojna Stu Lat przyniosa z sob ogln
destrukcj, mier i zniszczenia, pojawi si trzeci kalendarz. Kalendarz ten, zapisujcy lata
Nowej Ery (NE), jest obecnie w powszechnym uytku.


adam (AYE-dam): Urzdzenie skadajce si z obrczy i bransolety, poczonych
smycz ze srebrzystego metalu, dziki ktremu mona podporzdkowa sobie, wbrew jej
woli, kobiet, ktra potrafi przenosi Moc. Obrcz nosi damane, bransolet suldam. Patrz
rwnie: damane; suldam.
Aes Sedai (EYEZ seh-DEYE): Wadajcy Jedyn Moc. Od Czasu Szalestwa
jedynymi pozostaymi przy yciu Aes Sedai s kobiety. Budzce powszechn nieufno,
strach, a nawet nienawi, s przez wielu ludzi obwiniane za Pknicie wiata; uwaa si
powszechnie, i mieszaj si do polityki poszczeglnych pastw. Jednoczenie niewielu
wadcw obywa si bez rad Aes Sedai, nawet w tych krajach, w ktrych istnienie takich
koneksji musi by utrzymywane w tajemnicy. Patrz rwnie: Ajah; Tron Amyrlin.
Agelmar, lord Agelmar z domu Jagad (AGH-el-mar), (JAH-gad): Wadca Fal
Dara. Jego godem s trzy rude lisy w biegu.
Aiel (eye-EEL): Lud yjcy na Pustkowiu Aiel. Waleczny i odwany. Zanim zabij,
osaniaj twarz woalem, std powiedzenie: "zachowuje si jak zamaskowany Aiel", ktre
odnosi si do czowieka postpujcego gwatownie. Wojownicy, ktrzy walcz na mier i
ycie, za pomoc broni albo nawet goych rk, nie dotykaj jednak mieczy. Przed bitw
dudziarze graj im taneczne melodie, Aielowie nazywaj bitw "tacem".
Ajah (AH-jah): Spoecznoci Aes Sedai, do ktrych nale wszystkie Aes Sedai z
wyjtkiem Zasiadajcej na Tronie Amyrlin. Swoje nazwy bior od poszczeglnych barw:
Bkitne Ajah, Czerwone Ajah, Biae Ajah, Zielone Ajah, Brzowe Ajah, te Ajah i Szare
Ajah. Wszystkie wyznaj odrbne filozofie korzystania z Jedynej Mocy i inny im te
przywieca cel, suc Aes Sedai. Na przykad Czerwone Ajah ca swoj energi koncentruj
na wyszukiwaniu i poskramianiu mczyzn, ktrzy prbuj wada Moc. Brzowe Ajah, dla
odmiany, odmawiaj zaangaowania si w wiecie i powicaj si poszukiwaniu wiedzy.
Kr pogoski (zawzicie dementowane i nigdy nie wspominane otwarcie w obecnoci
jakiejkolwiek Aes Sedai) o istnieniu Czarnych Ajah, ktre powiciy si subie Czarnemu.
Alanna Mosvani (ah-LAN-nah mos-VANH-nie): Aes Sedai z Zielonych Ajah.
alantin (ah-LANH-tin): W Dawnej Mowie "brat"; skrt od tia avende alantin, "brat
drzewom"; "Drzewny Brat". Alar (AYE-lahr): Najstarsza ze starszych w Stedding Tsofu.
Aldieb: W Dawnej Mowie "Zachodni Wiatr", wiatr, ktry przynosi wiosenne deszcze.
alMeara, Nynaeve (ahl-MEER-ah, NIGH-neev): Kobieta z Pola Emonda,
nalecego do prowincji Dwie Rzeki w krlestwie Andor (AN-door).
alThor, Rand (ahl-THOR, RAND): Mody mczyzna z Pola Emonda, byy pasterz.
alVere, Egwene (ahl-VEER, eh-GWAIN): Moda kobieta z Pola Emonda.
Amalisa, lady: Mieszkanka Shienaru z domu Jagad; siostra lorda Agelmara.
Anayia (ah-NYE-yah): Aes Sedai z Bkitnych Ajah. angreal (ahn-gree-AHL):
Niezwykle rzadki przedmiot, dziki ktremu kady, kto jest zdolny do przenoszenia Jedynej
Mocy, moe bezpiecznie zaczerpn wiksz jej ilo, ni to jest moliwe bez wspomagania.
Pozostao po Wieku Legend; sposb jej wytwarzania nie jest ju znany. Patrz rwnie:
saangreal; terangreal.
Arad Doman (AH-rahd do-MAHN): Kraina pooona nad oceanem Aryth.
Arafel (Ah-rah-fehl): Kraj nalecy do Ziem Granicznych. Avendesora
(Ah-vehn-deh-SO-rah): W Dawnej Mowie Drzewo ycia. Wymieniane w wielu opowieciach
i legendach.
Aybara, Perrin (ay-BAHR-ah, PEHR-rihn): Mody mczyzna z Pola Emonda,
byy czeladnik kowalski.
Baalzamon (bah-AHL-zah-mon): W mowie trollokw "Serce Ciemnoci". Uwaa
si, e trolloki tak wanie nazywaj Czarnego. Patrz rwnie: Czarny; trolloki.
bard: Wdrowny gawdziarz, muzyk, ongler, akrobata i wszechstronny artysta.
Rozpoznawani dziki swym tradycyjnym paszczom uszytym z kolorowych atek, bardowie
daj swe przedstawienia gwnie po wsiach i mniejszych miejscowociach.
Barthanes, lord z domu Damodred (bahr-THAN-nehs): Lord z Cairhien, drugi po
.krlu w hierarchii wadzy. Jego osobistym godem jest szarujcy dzik. Godem rodu
Damodred jest korona i drzewo.
Bel Tine (BEHL TINE): Wiosenne wito na cze koca zimy, kiekowania
przyszych plonw i narodzin jagnit. Biaa Wiea: Paac Zasiadajcej na Tronie Amyrlin w
Tar Valon, a take miejsce, w ktrym szkoli si Aes Sedai. Biae Paszcze: Patrz: Synowie
wiatoci.
Birgitte (ber-GEET-teh): Zotowosa bohaterka legendy i stu opowieci bardw, ma
srebrny uk i srebrne strzay, ktrymi nigdy nie chybia celu.
bittern (BIHT-tehrn): Instrument muzyczny wyposaony w sze, dziewi lub
dwanacie strun, kadzie si go pasko na kolanach, gra polega na szarpaniu lub uderzaniu
strun.
Bornhald, Geofram (BOHRN-hahld, JEHF-rahm): Lord, Kapitan Synw
wiatoci.
Byar, Jaret (BY-ahr, JAH-ret): Oficer Synw wiatoci.
Caemlyn (KRYM-lihn): Stolica Andoru.
Cairhien (KEYE-ree-EHN): Nazwa kraju pooonego przy Grzbiecie wiata i
jednoczenie nazwa jego stolicy. Miasto zostao spalone i zupione podczas Wojny o Aiel
(976-978 NE). Godem Cairhien jest zote soce o licznych promieniach, wschodzce na
samym dole ta, ktrym jest niebo.
Carallain (KAH-rah-layn): Jedna z krain oderwanych si od imperium Artura
Hawkwinga podczas Wojny Stu Lat. W pniejszych latach Carallain tracio siy, a ostatnie
lady po nim znikny okoo 500 r. NE.
Cauthon Matrim (Mat) (CAW-thon, MAT): Mody mczyzna z Dwu Rzek.
Corenne (koh-REEN-neh): W Dawnej Mowie "Powrt".
Crka Nocy: Patrz: Lanfear.
cuendillar (CWAIN-der-yar): Znany rwnie jako prakamie. Patrz: prakamie.
Cykl Karaethon (ka-REE-ah-thon): Patrz: Proroctwa Smoka. Czarny: Powszechnie
uywane we wszystkich krajach imi Shaitana: rdo za, antyteza Stwrcy. Uwiziony
przez Stwrc w momencie Stworzenia w wizieniu Shayol Ghul. Prba uwolnienia go z tego
wizienia wywoaa Wojn o Cie, skaenie saidina, Pknicie wiata i koniec Wieku
Legend.
Czas Szalestwa: Nazwa okresu, ktry nastpi po tym, jak przeciwuderzenie
Czarnego skazio msk poow Prawdziwego rda. Aes Sedai mczyni popadli wwczas
w obd i spowodowali Pknicie wiata. Dokadny czas trwania tego okresu nie jest znany,
uwaa si jednak, i byo to blisko sto lat. Jego cakowity koniec nastpi dopiero po mierci
ostatniego Aes Sedai mczyzny. Patrz rwnie: Stu Towarzyszy; Prawdziwe rdo; Jedyna
Moc; Pknicie wiata.
Czerwone Tarcze: Patrz: Spoecznoci wojownikw Aiel.
Daes Daemar (DAH-ess day-MAR): Wielka Gra, znana rwnie jako Gra Domw.
Nazwa nadana knowaniom, spiskom i manipulacjom uprawianym przez arystokratyczne
domy. Wysoko ceni si wyrafinowanie, polegajce na deniu do jednej rzeczy pod pozorem,
i dy si do innej, a take osiganie celu przy uyciu jak najskromniej szych rodkw.
Dai Shan (DYE SHAN): Tytu nadawany w Ziemiach Granicznych, oznacza
Koronowanego Przywdc Armii. Patrz rwnie: Ziemie Graniczne.
damane (dah-MAHN-ee): W Dawnej Mowie "Wzita na Smycz". Wzite do niewoli
kobiety, ktre potrafi przenosi Moc i ktre Seanchanie wykorzystuj do rozlicznych zada,
przede wszystkim jako bro uywan podczas bitew. Patrz rwnie: Seanchanie; adam;
suldam.
Damodred, lord Galadedrid (DAHN-oh-drehd, gah-LAHD-eh-drihd): Przyrodni
brat Elayne i Gawyna. Jego godem jest zakrzywiony srebrny miecz, skierowany ostrzem w
d.
Do Miere Avron (DOH-me-EHR a-VRA,WN): Patrz: Obserwatorzy nad Morzem.
Domom Bayle (DOH-mon, BAIL): Kapitan "Spray", kolekcjoner staroci.
Draghkar (DRAGH-kahr): Istoty, ktre Czarny stworzy z ludzkiej rasy poprzez
znieksztacenie w nich cech czowieczych. Draghkar przypomina wygldem rosego m-
czyzn obdarzonego nietoperzymi skrzydami, o zbyt bladej skrze i zbyt wielkich oczach.
Pie Draghkara potrafi przywabi ofiar i zama jej wol. Jest takie powiedzenie:
"Pocaunek Draghkara oznacza mier". Stworzenie to nie gryzie, lecz swym pocaunkiem
najpierw pochania dusz ofiary, potem jej ycie. druciarze: Patrz: Tuathaan.
Drzewny Pieniarz: Ogir, ktry posiada umiejtno piewania drzewom (tak
zwanych "drzewnych pieni"), dziki czemu je uzdrawia albo pomaga im rosn i kwitn,
czasami wykonuje te rozmaite drewniane przedmioty, nie uszkadzajc przy tym samego
drzewa. Dziea powstae w ten sposb zwane s "wypiewanym drzewem" i s wysoko
cenione. Drzewnych Pieniarzy pozostao obecnie niewielu wrd ogirw; talent ten wydaje
si zanika.
dziedziczka tronu: Tytu nadawany spadkobierczyni tronu Andoru. Najstarsza crka
krlowej dziedziczy po niej prawo do zasiadania na tronie. Jeeli nie ma adnej crki,
wwczas sukcesja przechodzi na najblisz krewn krlowej.
Elaida (eh-Ly-da): Aes Sedai z Czerwonych Ajah, doradczyni Morgase, krlowej
Andoru. Czasami potrafi gosi przepowiednie.
Elayne (ee-LAIN): Crka krlowej Morgase, dziedziczka tronu Andoru. Jej godem
jest zota lilia.
Fain, Padan (FAIN, PAHD-ahn): Czowiek uznany za Sprzymierzeca Ciemnoci i
uwiziony w twierdzy Fal Dara.
Faszywy Smok: Pojawiajcy si od czasu do czasu mczyzna, ktry twierdzi, e jest
Smokiem Odrodzonym. Zdarza si, e uzyskuje silne poparcie, w zwizku z czym trzeba
zgromadzi armi, ktra go pokona. Kilka takich postaci byo powodem wybuchu wojen,
wcigajcych wiele narodw. Przez cae stulecia wikszo nie potrafia korzysta z Jedynej
Mocy, niemniej jednak niektrzy rzeczywicie byli w stanie to osign. Wszyscy albo zni-
kali, albo brano ich do niewoli i zabijano, zanim spenili ktrekolwiek z proroctw dotyczcych
Odrodzenia Smoka. Takich mczyzn nazywa si faszywymi Smokami. Do
najpotniejszych, spord tych, ktrzy potrafili przenosi, zaliczali si Raolin Darksbane
(335-362 OP), Yurian Stonebow (ok. 1300-1308 OP), Davian (WR 351), Guaire Amalasan
(WR 939-43) i Logain (997 NE). Patrz take: Smok Odrodzony.
Far Dareis Mai (FAHR DAH-rize MY): Dosownie "Panny Wczni". Jedna ze
spoecznoci wojownikw Aiel; w odrnieniu od innych, przyjmuje w swe szeregi tylko i
wycznie kobiety. adna Panna Wczni nie moe wyj za m i pozosta czonkini
spoecznoci, nie moe take walczy, jeli spodziewa si dziecka. Kade dziecko urodzone
przez Pann jest oddawane na wychowanie innej kobiecie, w taki sposb, by nikt si nie do-
wiedzia, kim bya matka dziecka. ("Nie bdziesz naleaa do adnego mczyzny ani aden
mczyzna nie moe nalee do ciebie. Wcznia jest twym kochankiem, twym dzieckiem i
twym yciem".) Takie dzieci strzeone s jak skarb, bowiem zostao przepowiedziane, e
dziecko zrodzone z Panny zjednoczy klany i przywrci Aielowi wielko, jak ten kraj si
szczyci podczas Wieku Legend. Patrz take: Aiel; Spoecznoci Wojownikw Aiel.
Gaidin (GYE-deen): Dosownie "Brat Bitew". Tytu, ktry Aes Sedai nadaj
stranikom. Patrz rwnie: stranik.
Galad (gah-LAHD): Patrz: Damodred, lord Galadedrid. Galldrian su Riatin Rie
(GAHL-dree-ahn soo REYE-ah-tin REE): Dosownie Galldrian z dynastii Riatin, krl. Krl
Cairhien. Patrz rwnie: Cairhien.
Gawyn (GAH-wihn): Syn krlowej Morgase i brat Elayne. Jego godem jest biay
dzik.
Goaban (GO-ah-banki): Jedna z krain oderwanych si od imperium Artura
Hawkwinga podczas Wojny Stu Lat. W pniejszych latach Goaban tracio siy, przestao ist-
nie okoo 500 r. NE. Patrz rwnie: Hawkwing, Artur; Wojna Stu Lat.
Gra Domw: Patrz: Daes Daemar.
Grzbiet wiata: Wysokie pasmo grskie z bardzo niewielk liczb przeczy, ktre
dzieli Pustkowie Aiel od ziem pooonych na zachodzie.
Hailene (heye-LEE-neh): W Dawnej Mowie "Ci, Ktrzy Przybyli Wczeniej" albo
"Zwiastuni".
Hardan: Jedna z krain oderwanych si od imperium Artura Hawkwinga, dawno ju
zapomniane. Pooone byo midzy Cairhien i Shienarem.
hajd: Jednostka miary powierzchni, rwna kwadratowi o boku wynoszcym sto
krokw.
Hawkwing, Artur: Legendarny krl (lata panowania WR 943-994), ktry zjednoczy
wszystkie ziemie na zachd od Grzbietu wiata, a take niektre krainy pooone za
Pustkowiem Aiel. Wysa nawet wojska za ocean Aryth (WR 992), jednake po jego mierci
utracono z nimi wszelki kontakt, co wywoao Wojn Stu Lat. Jego godem by zoty jastrzb
w locie. Patrz rwnie: Wojna Stu Lat.
Hurin (HEW-rhin): Shienaranin, ktry posiada zdolno wykrywania za pomoc
wchu dokonanej przemocy i tropienia po zapachu tych, ktrzy tej przemocy dokonali. Zwany
"wszycielem", suy krlewskiemu wymiarowi sprawiedliwoci w Fal Dara, w Shienarze.
Illian (IHL-lee-ahn): Wielkie miasto portowe pooone nad Morzem Burz, stolica
kraju o tej samej nazwie.
Ingtar, lord Ingtar z domu Shinowa (IHNG-takir, shih-NOH-wah): Wojownik
rodem z Shienaru, jego godem jest szara sowa.
Ishamael (ih-SHAH-may-EHL): W Dawnej Mowie "Zdrajca Nadziei". Jeden z
Przekltych. Przydomek nadany przywdcy tych Aes Sedai, ktrzy przeszli na stron Czar-
nego podczas Wojny o Cie. Mwi si, e nawet on zapomnia swoje prawdziwe imi. Patrz
take: Przeklci.
Jedyna Moc: Moc przenoszona z Prawdziwego rda. Przewaajca wikszo ludzi
jest cakowicie niezdolna do przenoszenia Jedynej Mocy. Niewielu z nich mona nauczy
przenoszenia jej, a zupenie nieznaczna liczba ma t zdolno wrodzon. Tych nielicznych nie
trzeba uczy, dotykaj Prawdziwego rda i przenosz Moc, czy tego chc, czy nie, by
moe nawet sobie nie uwiadamiajc, co robi. Ta wrodzona zdolno objawia si zazwyczaj
pod koniec okresu dojrzewania lub tu po osigniciu dojrzaoci. Jeeli taki czowiek nie
zostanie nauczony kontroli albo uczy si sam (co jest nadzwyczaj trudne, sukces osiga
jedynie jedna na cztery osoby), jego mier jest pewna. Od Czasu Szalestwa aden m-
czyzna nie potrafi przenosi Mocy i nie popa w rezultacie w straszliwy obd, a nastpnie,
nawet jeli naby umiejtno kontrolowania, to umiera na wyniszczajc chorob, ktra
powoduje, e cierpicy na ni gnije za ycia - chorob, podobnie jak obd, powodowaa
skaza, jak Czarny dotkn saidina. W przypadku kobiet mier, ktra nastpuje z powodu
braku panowania nad Moc, jest mniej straszna, jednake jest rwnie nieunikniona. Aes Sedai
wyszukuj dziewczta z wrodzonymi umiejtnociami, by ratowa im ycie, a take by
powiksza zastpy Aes Sedai, wyszukuj take mczyzn, chcc nie dopuci do wszystkich
tych straszliwych czynw, jakich oni w swoim obdzie dopuszczaj si dziki Mocy. Patrz
rwnie: przenosi Jedyn Moc; Czas Szalestwa; Prawdziwe rdo.
Kamienne Psy: Patrz: Spoecznoci Wojownikw Aiel. Koo Czasu: Czas jest Koem
wyposaonym w siedem szprych, kada szprycha to Wiek. Koo Czasu obraca si, a Wieki
nadchodz i mijaj, pozostawiajc wspomnienia, ktre staj si legend, a potem mitem i s
zapomniane wraz z ponownym nadejciem tego Wieku. Wzr Wieku zmienia si nieznacznie
za kadym razem, gdy ten Wiek nastaje i za kadym razem ulega wikszym zmianom,
aczkolwiek jest to zawsze ten sam Wiek.
Kopua Prawdy: Wielki dwr Synw wiatoci, znajdujcy si w Amadorze
(AH-mah-door), stolicy Amadicii (AH-mah-DEE-cee-ah). Istnieje kto taki jak krl Amadicii,
faktycznie jednak wadz sprawuj Synowie wiatoci. Patrz rwnie: Synowie wiatoci.
Kumotrzy: Bliscy przyjaciele i znajomi.
Laman (LAY-malm): Krl Cairhien, z dynastii Damodred, ktry utraci swj tron i
ycie podczas Wojny o Aiel.
Lan, alLan Mandragoran (AHL-LAN man-DRAG-or-an): Stranik poczony
wizi z Moiraine. Niekoronowany krl Malkier, Dai Shan i ostami pozostay przy yciu
malkierski lord. Patrz rwnie: Dai Shan; Malkier; Moiraine; stranik.
Lanfear (LAN-fear): W Dawnej Mowie "Crka Nocy". Jedna z Przekltych, by
moe najpotniejsza po Ishamaelu. W odrnieniu od pozostaych Przekltych, sama wy-
braa dla siebie to imi. Twierdzi si, e Lanfear bya zakochana w Lewsie Therinie
Telamonie. Patrz rwnie: Przeklci; Smok.
Leane (lec-AHN-eh): Aes Sedai z Bkitnych Ajah i Opiekunka Kronik. Patrz
rwnie: Ajah; Opiekunka Kronik.
Lews Therin Telamon; Lews Therin Kinslayer: Patrz: Smok.
Liandrin (lec-AHN-drihn): Aes Sedai z Czerwonych Ajah, rodem z Tarabonu.
liga: Patrz: miary odlegoci.
Logain (loh-GAYN): Faszywy Smok, poskromiony przez Aes Sedai.
Loial (LOY-ahl): Ogir ze Stedding Shangtai.
Luc; lord Luc z dynastii Mantear (LUKS, MAN-tee-ahr): Brat Tigraine. Uwaa si, e
jego zniknicie w Wielkim Ugorze (971 NE) jest w jaki sposb zwizane z pniejszym
znikniciem Tigraine. Jego godem bya otd.
Lud Morza: Bardziej waciwa nazwa Athaan Miere (a-tha-AHN-mee-AIR), Morski
Nard. Mieszkacy wysp pooonych na oceanie Aryth (AH-rihth) i Morzu Burz, spdzaj
niewiele czasu na tych wyspach, yjc przede wszystkim na statkach. Handel morski kwit
gwnie dziki statkom Ludu Morza.
Luthair: Patrz: Mondwin, Luthair Paendrag.
za: Wielki port nad Morzem Burz.
Mallcier (mahl-KEER): Kraina, niegdy naleca do Ziem Granicznych, obecnie
wchonita przez Ugr. Godem Malkier by zoty uraw w locie.
Manetheren (mann-EHTH-ehr-ehn): Jeden z dziesiciu krajw, ktre utworzyy
Drugie Przymierze, a take stolica tego kraju. Zarwno miasto jak i kraj zostay cakowicie
zniszczone podczas Wojen z Trollokami.
marathdamane (MAH-rahthdah-MAHN-ee): W Dawnej Mowie "Te, Ktre
Naley Wzi na Smycz". Termin uywany przez Seanchan na okrelenie tych kobiet, zdol-
nych do przenoszenia Mocy, ktrych jeszcze nie schwytano. Patrz rwnie: adam; damane;
Seanchanie.
Masema (mah-SEE-mah): Shienaraski onierz, ktry nienawidzi Aielw.
Mashiara (mah-shee-AH-rah): W Dawnej Mowie "ukochana", oznacza jednak
utracon mio, ktra ju nigdy si nie speni.
Merrilin, Thom (MER-rih-lihn, TOM): Bard.
miary odlegoci: 10 cali = 3 donie = 1 stopa; 3 stopy = 1 krok; 2 kroki = 1 pid;
1000 pidzi = 1 mila; 4 mile = 1 liga.
miary wag: 10 uncji = 1 funt; 10 funtw = 1 kamie; 10 kamieni = 1 cetnar; 10
cetnarw = 1 tona.
mila: Patrz: miary odlegoci.
Min (MIN): Moda kobieta, ktra potrafi widzie powiaty otaczajce ludzi i czyta z
nich.
Moiraine (mwah-rain): Aes Sedai z Bkitnych Ajah. Mondwin, Luthair Paendrag
(LEW-thair PAY-ehn-DRAG MON-dwihn): Syn Artura Hawkwinga, dowodzi armiami,
ktre Hawkwing wysa na drugi brzeg oceanu Aryth. Na jego sztandarze widnia zoty
jastrzb z rozpostartymi skrzydami, ciskajcy w szponach byskawice. Patrz rwnie:
Hawkwing, Artur.
Mordeth (MOOR-death): Radny miejski, ktry przemieni miasto Aridhol, chcc
stosowa metody Sprzymierzecw Ciemnoci wymierzone przeciwko nim samym, do-
prowadzajc je w rezultacie do destrukcji i zdobywajc dla niego now nazw, Shadar Logoth
("Gdzie czeka Cie"). W Shadar Logoth ocalaa tylko jedna rzecz oprcz nienawici, ktra
zabia to miasto, a jest ni sam Mordeth, od dwch tysicy lat zwizany wizi z ruinami,
czeka na nadejcie kogo, kogo dusz bdzie mg pore i w ten sposb zdoby nowe ciao.
Morgase (moor-GAYZ): Krlowa Andoru, dziedziczka dynastii Trakand
(TRAHK-ahnd).
Myrddraal (MUHRD-draaI): Twr Czarnego, dowdcy trollokw. Pomiot
trollokw, w ktrym ujawniy si cechy ludzkiej rasy, uyte do stworzenia trollokw, lecz
skaone przez zo, dziki ktrym powstay trolloki. Fizycznie przypomina czowieka, tyle e
nie posiada oczu, ma jednak sokoli wzrok zarwno przy wietle jak i w mroku. Dysponuje
pewnymi mocami wywodzcymi si od Czarnego, midzy innymi zdolnoci do paralio-
wania samym swoim widokiem i umiejtnoci znikania wszdzie tam, gdzie jest cie. Jedn
z jego nielicznych, poznanych saboci jest niech do zanurzania si w wartkiej, pyncej
wodzie. W rnych krajach nadano mu rne przydomki, midzy innymi: Pczowiek,
Bezoki, Zaczajony, Czowiek Cie i pomor.
Niall, Pedron (NEYE-awl, PAY-drohn): Lord, Kapitan Komandor Synw
wiatoci. Patrz rwnie: Synowie wiatoci.
Nisura, Lady (nih-SOO-rah): Shienaraska arystokratka i jedna z dam dworek lady
Amalisy.
Obserwatorzy nad Morzem: Stronnictwo ludzi przekonanych, e armie Artura
Hawkwinga posane na drugi brzeg oceanu Aryth powrc ktrego dnia i dlatego wypatruj
ich z miasta Falme (FAHL-may) pooonego na Gowie Tomana.
Opiekunka Kronik: Druga w hierarchii wadzy po Zasiadajcej na Tronie Amyrlin
wrd Aes Sedai, spenia rwnie funkcj sekretarza Amyrlin. Wybierana doywotnio przez
Komnat Wiey, zazwyczaj wywodzi si z tych samych Ajah co Amyrlin. Patrz rwnie: Tron
Amyrlin; Ajah.
Pknicie wiata: Podczas Czasu Szalestwa mczyni Aes Sedai, ktrzy popadli w
obd i potrafili wada Jedyn Moc w stopniu obecnie nie znanym, zmienili oblicze ziemi.
Spowodowali wielkie trzsienia, zrwnanie grskich acuchw, wypitrzenie nowych gr,
powstanie suchych ldw w miejscach, gdzie przedtem byy morza, zalanie przez morza
dawnych ldw. Wiele czci wiata ulego cakowitemu wyludnieniu, a ocalali rozproszyli
si jak py na wietrze. O tych zniszczeniach wspomina si w opowieciach, legendach i
historii jako o Pkniciu wiata. Patrz rwnie: Czas Szalestwa.
Pi Mocy: Od Jedynej Mocy cign si wtki i kada osoba, ktra potrafi korzysta z
Jedynej Mocy, moe chwyta niektre wtki lepiej ni inni. Wtki te maj swoje nazwy,
pochodzce od tego, co mona z nimi zrobi Ziemia, Powietrze, Ogie, Woda i Duch - i
nazywa si je Picioma Mocami. Kady wadajcy Jedyn Moc nabywa wicej siy dziki
uywaniu jednej bd dwch z nich, a dziki innym ow si traci. Nieliczni dysponuj wielk
si dziki uyciu trzech mocy, niemniej jednak od Wieku Legend nikt nie zdoby wielkiej siy
dziki wszystkim piciu. Nawet wtedy byy to niezmiernie rzadkie przypadki. Zasig tej siy
jest rny w zalenoci od danej osoby, tak wic ci, ktrzy potrafi z niej korzysta, bywaj
znacznie silniejsi od innych. Wykonywanie pewnych czynw przy uyciu Jedynej Mocy wy-
maga zdolnoci wadania jedn lub wicej z Piciu Mocy. Na przykad rozpalanie lub
wadanie ogniem wymaga Ognia, a wywieranie wpywu na pogod wymaga Powietrza i
Wody, z kolei uzdrawianie potrzebuje Wody i Ducha. O ile Ducha wykrywano zarwno u
mczyzn jak i u kobiet, wielkie zdolnoci w odniesieniu do Ziemi i/lub Ognia wykrywano
czciej u mczyzn, a w odniesieniu do Wody i/lub Powietrza u kobiet. Zdarzaj si wyjtki,
czsto jednak uwaano Ziemi i Ogie za Moce mskie, natomiast Powietrze i Wod za
eskie. Zasadniczo nie uwaa si, by ktra z tych zdolnoci bya silniejsza od pozostaych,
mimo e Aes Sedai znaj powiedzenie: "Nie ma takiej skay, ktrej woda i wiatr naruszy nie
mog, nie ma ognia tak dzikiego, by woda nie moga go ugasi albo wiatr zdmuchn". Warto
zauway, e tego powiedzenia zaczto uywa dawno potem, jak umar ostatni Aes Sedai.
Podobne powiedzenia uywane przez Aes Sedai mczyzn zaginy.
pid: Patrz: miary odlegoci.
Pomie Tar Valon: Symbol Tar Valon, Tronu Amyrlin i Aes Sedai. Stylizowany
wizerunek ognia, biaa za ustawiona czubkiem do gry.
Poskramianie: Uprawiany przez Aes Sedai akt unieszkodliwiania mczyzny, ktry
potrafi korzysta z Jedynej Mocy. Jest on niezbdny, poniewa kady mczyzna, ktry
nauczy si to robi, popada w obd pod wpywem skazy na saidinie i w swoim szalestwie
nieuchronnie bdzie dokonywa straszliwych rzeczy z Moc. Mczyzna, ktry zosta
poskromiony, nadal moe wyczuwa Prawdziwe rdo, jednak nie moe go dotyka. Wszel-
kie oznaki szalestwa, ktre daj si zauway przed poskromieniem, zostaj powstrzymane
przez akt poskramiania, mimo e samo szalestwo nie zostaje uleczone, jednak jeli wykona
si ten akt dostatecznie szybko, mona zapobiec mierci. Patrz rwnie: Jedyna Moc;
Ujarzmianie.
pczowiek: Patrz: Myrddraal.
prakamie: Niezniszczalna substancja stworzona podczas Wieku Legend. Wszelka
znana energia uyta w prbie jego rozbicia zostaje wchonita, sprawiajc, e prakamie staje
si jeszcze mocniejszy.
Prawdziwe rdo: Sia napdzajca wiat, ktra obraca Koem Czasu. Jest
podzielona na msk poow (saidin) i esk poow (saidar), ktre jednoczenie pracuj ra-
zem i przeciwko sobie. Jedynie mczyzna moe czerpa moc z saidina, tylko kobieta z
saidara. Na pocztku Czasu Szalestwa saidin zosta skaony przez dotknicie Czarnego.
Patrz rwnie: Jedyna Moc.
Proroctwa Smoka: Niewiele jest informacji i niewiele si mwi o Proroctwach
podanych w Cyklu Karaethon. Przepowiadaj one, e Czarny ponownie si uwolni i wtedy
dotknie wiat oraz e Lews Therin Telamon, Smok, Sprawca Pknicia Swiata, odrodzi si,
by stoczy Tarmon Gaidon, Ostatni Bitw z Cieniem. Patrz rwnie: Smok.
Przeklci: Przydomek nadany trzynastu najpotniejszym Aes Sedai, jakich
kiedykolwiek znano, ktrzy przeszli na stron Czarnego podczas Wojny z Cieniem w zamian
za obietnic niemiertelnoci. Zgodnie z legend, a take szcztkowymi zapisami, zostali
uwizieni razem z Czarnym, kiedy na mury jego wizienia ponownie naoono pieczcie.
Wci wykorzystuje si ich imiona do straszenia dzieci.
Przeklte Ziemie: Bezludne tereny otaczajce Shayol Ghul, za Wielkim Ugorem.
przenosi Jedyn Moc: kontrolowa przepyw Jedynej Mocy. Patrz rwnie: Jedyna
Moc.
Przymierze Dziesiciu Narodw: Unia powstaa po Pkniciu wiata (okoo 300
OP), gdy na nowo tworzyy si kraje, w celu pokonania Czarnego. Przymierze rozpado si po
Wojnach z Trollokami. Patrz rwnie: Wojny z Trollokami.
Pustkowie Aiel: Dzika, nierwna i zupenie pozbawiona wody kraina na wschd od
Grzbietu wiata. Niewielu ludzi z zewntrz odwaa si zapuszcza w gb Pustkowia, nie
tylko dlatego, e kto, kto si tam nie urodzi, nie jest w stanie znale wody, lecz rwnie
dlatego, e Aielowie uwaaj, i prowadz wojn z innymi narodami i niechtnie witaj
obcych.
Ragan (rah-GAHN): Shienaraski wojownik.
Renna (REEN-nah): Seanchanka; suldam. Patrz rwnie: Seanchanie; suldam.
Rhyagelle (rheye-ah-GEHL): W Dawnej Mowie "Ci, Ktrzy Wracaj" albo
"Powracajcy do Domu".
Rg Valere (vah-LEER): Legendarny cel Wielkiego Polowania na Rg. Uwaa si,
i za pomoc Rogu mona wezwa z grobu legendarnych bohaterw, aby walczyli z Cieniem.
saangreal (SAH-ahn-GREE-ahl): Nadzwyczaj rzadki przedmiot, ktry pozwala
posiadajcej go osobie korzysta ze znacznie wikszej iloci Jedynej Mocy ni to w innym
przypadku moliwe albo bezpieczne. Saangreal jest podobny, lecz znacznie potniejszy od
angrealu. Ilo Mocy, ktr mona wada za pomoc saangrealu jest porwnywalna z
iloci Mocy, z ktrej mona korzysta za pomoc angrealu w takim samym stopniu, w jakim
ilo Mocy, ktr mona wada z pomoc angrealu ma si do iloci Mocy, ktr mona
wada bez wspomagania. Pozostao po Wieku Legend, sposb jego tworzenia nie jest ju
znany. Egzemplarzy saangrealu pozostaa ju jedynie garstka, znacznie mniej ni angreali.
saidar, saidin (sah-ih-DAHR, sah-ih-DEEN): Patrz: Prawdziwe rdo.
Saldaea (sahl-DAY-ee-ah): Jeden z krajw nalecych do Ziem Granicznych.
Sanche, Siuan (SAHN-chay, swahn): Aes Sedai uprzednio naleca do Bkitnych
Ajah. Wyniesiona na Tron Amyrlin w 985 NE. Zasiadajca na Tronie Amyrlin naley do
wszystkich Ajah i jednoczenie nie naley do adnych.
Seanchan (SHAWN-CHAN): Kraina, z ktrej przybyli Seanchanie.
Seanchanie: Potomkowie armii wysanych przez Artura Hawkwinga na drugi brzeg
oceanu Aryth, ktrzy powrcili, by ponownie przej we wadanie ziemie swych przodkw.
Patrz rwnie: Hailene; Corenne; Rhyagelle.
Seandar (Shawn-DAHR): Stolica Seanchan, gdzie cesarzowa zasiada na
Krysztaowym Tronie Sdu Dziewiciu Miesicy.
Selene (seh-LEEN): Kobieta napotkana podczas wyprawy do Cairhien.
Seta (SEE-tah): Seanchanka; suldam. Patrz rwnie: Seanchanie; suldam.
Shadar Logoth (SHAH-dahr LOH-goth): Miasto opuszczone i omijane przez ludzi
od czasu Wojen z Trollokami. Jest to skaony teren, nawet najmniejszy kamyk jest nie-
bezpieczny. Patrz rwnie: Mordeth.
Shaitan (SHAY-ih-TAN): Patrz: Czarny.
Shayol Ghul (SHAY-ol GHOOL): Gra w Ziemiach Przekltych, teren wizienia
Czarnego.
Sheriam (SHEER-ee-ahm): Aes Sedai naleca do Bkitnych Ajah. Mistrzyni
nowicjuszek w Biaej Wiey. Shienar (shy-NAHR): Kraj nalecy do Ziem Granicznych.
Godem Shienaru jest atakujcy czarny jastrzb. shoufa (SHOU-fah): Cz ubioru noszona
przez Aielw, tkanina, zazwyczaj koloru piasku lub skay, ktr owija si gow i szyj,
pozostawiajc odsonit jedynie twarz.
Smoczy Kie: Stylizowany znak, zazwyczaj czarny, w ksztacie zy ustawionej na
czubku. Narysowany na drzwiach lub cianie domu stanowi oskarenie przebywajcych w
rodku ludzi o czynienie za, wzgldnie prb zwrcenia uwagi Czarnego, by w ten sposb
zaszkodzi tym ludziom.
Smok: Przydomek, pod jakim Lews Therin Telamon by znany podczas Wojny z
Cieniem. Kierowany obdem, jaki owadn wszystkimi mczyznami Aes Sedai, Lews The-
rin zabi wszystkich, w yach ktrych pyna cho kropla jego krwi, a take wszystkich,
ktrych kocha, zyskujc sobie w ten sposb miano Zabjcy Rodu. Pauz rwnie: Smok
Odrodzony; Faszywy Smok; Proroctwa Smoka.
Smok Odrodzony: Zgodnie z przepowiedni i legend Smok narodzi si ponownie w
godzinie najwikszej potrzeby ludzkoci, by zbawi wiat. Ludzie bynajmniej nie oczekuj
tego z utsknieniem, jako e przepowiednie mwi, i Smok Odrodzony wywoa nowe
Pknicie wiata. Std te Lews Therin Zabjca Rodu, Smok, to imi, na dwik ktrego
kady si wzdryga, mimo e upyny ju trzy tysice lat od jego mierci. Patrz rwnie:
Smok; Faszywy Smok; Proroctwa Smoka.
Splot Przeznaczenia: Patrz: tamaralailen.
Spoecznoci wojownikw Aiel: Wszyscy wojownicy Aiel s czonkami
spoecznoci, takich jak: Kamienne Psy, Czerwone Tarcze albo Panny Wczni. Kada
spoeczno posiada wasne obyczaje, niekiedy powica si wypenianiu specyficznych
obowizkw. Na przykad Czerwone Tarcze funkcjonuj jako rodzaj policji. Kamienne Psy
czsto lubuj nie wycofywa si z bitwy, do ktrej ju raz przystpili; speniaj t przysig,
choby mieli wygin do ostatniego czowieka. Klany Aielw czsto walcz midzy sob,
jednake czonkowie tej samej spoecznoci nie prowadz z sob walki, nawet jeli robi to
ich klany, dziki czemu klany zawsze utrzymuj z sob kontakt, mimo otwartej wani. Patrz
rwnie: Aiel; Pustkowie Aiel; Far Dareis Mai.
Sprzymierzecy Ciemnoci: Wyznawcy Czarnego, ktrzy wierz, e zdobd wielk
wadz i nagrody, a nawet niemiertelno, po tym, jak on zdoa uwolni si ze swego
wizienia.
stedding (STEHD-ding): Siedziby, strony rodzinne ogirw (OH-geer). Wiele
stedding zostao porzuconych po Pkniciu wiata. W jaki sposb, obecnie ju nie pojmo-
wany, s one zabezpieczone, dziki czemu adna Aes Sedai nie potrafi w nich korzysta z
Jedynej Mocy ani nawet wyczuwa istnienia Prawdziwego rda. Prby wadania Jedyn
Moc z zewntrz stedding nie przyniosy adnych efektw wewntrz granic stedding. aden
trollok nie wejdzie do stedding, chyba e zostanie tam zapdzony, nawet Myrddraal zrobi to
tylko pod wpywem najwyszej potrzeby, a i wtedy z niechci i obrzydzeniem. Nawet
Sprzymierzecy wiatoci, jeli s naprawd oddani, czuj si nieswojo w stedding.
stranik: Wojownik poczony zobowizaniem z Aes Sedai. Zobowizanie zostaje
utrwalone za pomoc Jedynej Mocy, dziki czemu stranik jest obdarzony zdolnoci
szybkiego odzyskiwania zdrowia, dugiego obywania si bez jedzenia, wody albo
wypoczynku, a take wyczuwania z duej odlegoci skazy Czarnego. Dopki dany stranik
yje, dopty Aes Sedai, z ktr jest poczony zobowizaniem, wie, e on yje, niezalenie od
tego, jak dua dzieli ich odlego, gdy za umiera, Aes Sedai zna dokadnie moment i sposb,
w jaki umar. Wi zobowizania nie mwi jej natomiast, jak daleko od niej znajduje si
stranik, ani te w ktrej stronie wiata. Wikszo Aes Sedai jest zdania, e mog by
poczone zobowizaniem z tylko jednym stranikiem, przy czym Czerwone Ajah nie chc
wizi z adnym, natomiast Zielone Ajah uwaaj, e Aes Sedai moe by poczona wizi z
tyloma stranikami, ile tylko zechce. Zgodnie z etyk stranik winien wyrazi zgod na
poczenie go zobowizaniem, znane s jednak przypadki, gdy czyniono to wbrew woli. To,
co Aes Sedai zyskuj dziki wizi zobowizania, jest utrzymywane w cisej tajemnicy. Patrz
rwnie: Aes Sedai.
Stu Towarzyszy: Stu Aes Sedai mczyzn, najpotniejszych z caego Wieku Legend,
ktrzy pod wodz Lewsa Therina Telamona dokonali ostatecznego uderzenia, koczcego
Wojn z Cieniem poprzez ponowne zapiecztowanie Czarnego w jego wizieniu.
Przeciwuderzenie Czarnego skazio saidin; Stu Towarzyszy popado w obd i spowodowao
Pknicie wiata. Patrz rwnie: Czas Szalestwa; Jedyna Moc; Pknicie wiata;
Prawdziwe rdo.
suldam (SUHL-DAHM): Kobieta, ktra zdaa sprawdzian wykazujcy, e moe
nosi bransolet i za jej pomoc kontrolowa dawane. Patrz rwnie: adam; dawane.
Suroth, Czcigodna (SUE-roth): Seanchaska arystokratka zajmujca wysokie
miejsce w hierarchii wadzy. Synowie wiatoci: Spoeczno wyznajca surowe, ascetyczne
reguy, powstaa w celu pokonania Czarnego i zniszczenia wszystkich Sprzymierzecw
Ciemnoci. Zaoona podczas Wojny Stu Lat przez Lothaira Mantelara (LOH-thayr
MAHN-tee-LAHR) w celu nawraca nia rosncych rzesz Sprzymierzecw Ciemnoci; prze-
ksztacia si podczas wojny w organizacj cakowicie militarn, nadzwyczaj sztywno
trzymajc si swych regu, zrzeszajc ludzi cakowicie przekonanych, e tylko oni znaj
prawd i prawo. Nienawidz Aes Sedai, uwaajc je i wszystkich, ktrzy je popieraj albo si
z nimi przyjani, za Sprzymierzecw Ciemnoci. Pogardliwie nazywa si ich Biaymi
Paszczami, ich godem jest promieniste soce na biaym tle.
ledczy: Spoeczno naleca do Synw wiatoci. Celem ledczych jest odkrywanie
prawdy na drodze dysput i demaskowanie Sprzymierzecw Ciemnoci. W poszukiwaniu
prawdy i wiatoci, w naleyty ich zdaniem sposb, s jeszcze bardziej gorliwi ni pozostali
Synowie wiatoci. Ich normaln metod prowadzenia ledztwa jest zadawanie tortur,
zazwyczaj z gry znaj prawd i potrzebuj tylko zmusi swoj ofiar do jej wyznania.
ledczy nazywaj samych siebie Rk wiatoci i czasami zachowuj si tak, jakby dziaali
cakowicie niezalenie od Synw wiatoci i Rady Pomazacw, ktra przewodzi Synom.
Przywdc ledczych jest Czcigodny Inkwizytor, ktry zasiada w Radzie Pomazacw. Ich
godem jest kij pasterski barwy krwi.
Taishar (TIE-SHAHR): W Dawnej Mowie "Prawdziwa krew".
tamaralailen (tah-MAHR-ahl-EYE-lehn): W Dawnej Mowie "Splot
Przeznaczenia". Wielka zmiana we Wzorze Wieku, ktrej orodkiem jest jeden lub kilku
ludzi bdcych taveren. Patrz rwnie: taveren; Wzr Wieku.
Tanreall, Artur Paendrag (tahn-REE-ahl, AHR-tuhr PAYehn-DRAG): Patrz:
Hawkwing, Artur.
Tarmon Gaidon (TAHR-mohn GAY-dolin): Ostatnia Bitwa. Patrz rwnie: Smok;
Proroctwa Smoka; Rg Valere.
Tar Valon (TAHR VAH-lon): Miasto pooone na wyspie na rzece Erinin. Centrum
wadzy Aes Sedai i siedziba Tronu Amyrlin.
taveren (tah-VEER-ehn): Osoba, wok ktrej Koo Czasu oplata wtki losw
otaczajcych j ludzi, a moe nawet wtki losw wszystkich ludzi, tworzc w ten sposb splot
przeznaczenia. Patrz rwnie: Wzr Wieku.
Telamon, Lews Therin (TEHL-ah-mon, LOOZ THEHrihn): Patrz: Smok.
terangreal (TEER-ahn-GREE-ahl): Jedna z kilku pozostaoci po Wieku Legend,
sucych do korzystania z Jedynej Mocy. W odrnieniu od angrealu i saangrealu, kady
terangreal zosta wykonany w specyficznym celu. Istnieje na przykad taki, ktry sprawia, i
przysigi, skadane przez osob wprowadzon do jego wntrza, staj si wice. Niektre s
uywane przez Aes Sedai, aczkolwiek ich pierwofie przeznaczenie jest zasadniczo nie znane.
S te takie, ktre mog zabi zdolno do przenoszenia Mocy u kobiety, ktra ich uyje.
Patrz rwnie: angreal; saangreal.
tia avende alantin (TEE-ah ah-VEN-day ah-LAHN-tin): "Brat Drzew".
Tia mi aven Moridin isainde vadin: W Dawnej Mowie "Nie jest grb przeszkod na
moje wezwanie". Napis na Rogu Valere. Patrz rwnie: Rg Valere.
Tigraine (tee-GRAIN): Jako dziedziczka tronu Andor polubia Taringaila
Damodreda i urodzia mu syna Galadedrida. Jej zniknicie w 972 NE, krtko po tym, jak jej
brat Luc zagini w Ugorze, wywoao w Andorze zbrojny spr zwany sukcesj i stanowio
przyczyn wydarze w Cairhien, ktre ostatecznie wywoay Wojn o Aiel. Jej godem bya
kobieca do ciskajca kolczast gazk krzewu ranego kwitncego na biao.
trolloki (TRAHL-lohks): Istoty stworzone przez Czarnego podczas Wojny o Cie.
Potnego wzrostu, nadzwyczaj podstpne, stanowi skrzyowanie zwierzt z ras ludzk i
zabijaj dla czystej przyjemnoci zabijania. Przebiege, zakamane i zdradzieckie, nieufne
wobec tych, ktrych si boj. Dziel si na podobne do plemion bandy, gwne to: Ahffrait,
Alghol, Bhansheen, Dhavol, Dhaimon, Dhjinnen, Gharghael, Ghobhlin, Ghohlem,
Ghraemlan, Kobal i Knomon.
Tron Amyrlin (AHM-ehr-lin): (1) tytu przywdczyni Aes Sedai. Przyznawany
doywotnio przez Komnat Wiey, najwysz Rad Aes Sedai, w skad ktrej wchodz po
trzy przedstawicielki wszystkich siedmiu Ajah. Tron Amyrlin dziery, przynajmniej w teorii,
nieomal nadrzdn wadz nad wszystkimi Aes Sedai. Rang dorwnuje tytuowi
krlewskiemu. (2) tron, na ktrym zasiada przywdczyni Aes Sedai.
Tuathaan (too-AH-thah-AHN): Wdrowny lud, znany rwnie jako druciarze i lud
wdrowcw, ktry mieszka w jaskrawo pomalowanych wozach i wyznaje pacyfistyczn
filozofi, zwan Drog Licia. Rzeczy naprawione przez druciarzy s czsto lepsze od
nowych. Nale do tych nielicznych, ktrzy mog bez przeszkd przeprawia si przez
Pustkowie Aiel, bowiem Aielowie unikaj wszelkich z nimi kontaktw.
Turak, Jego Lordowska Mo, z domu Aladon (TOO-rak; AL-ah-dohn):
Seanchaski arystokrata, dowdca Hailene. Patrz rwnie: Seanchanie; Hailene.
Ugr: Patrz: Wielki Ugr.
ujarzmianie: Uprawiany przez Aes Sedai akt unieszkodliwiania kobiety, ktra potrafi
korzysta z Jedynej Mocy. Kobieta, ktra zostaa ujarzmiona, nadal wyczuwa Prawdziwe
rdo, jednak nie moe go dotyka.
Verin (VEHR-ihn): Aes Sedai naleca do Brzowych Ajah.
wdrowcy: Patrz: Tuathaan.
Wiedzca: Kobieta wybierana w wioskach przez Koo Kobiet na podstawie jej wiedzy
o takich sprawach jak leczenie i przepowiadanie pogody, jak rwnie za oglny, zdrowy
rozsdek. Stanowisko poczone z wielk odpowiedzialnoci i autorytetem. Wiedzc uwaa
si na og za rwn burmistrzowi, podobnie jak Koo Kobiet za rwne Radzie Wioski. W
odrnieniu od burmistrza, Wiedzca jest wybierana doywotnio i rzadko kiedy pozbawia si
j stanowiska. W zalenoci od kraju moe uywa innego tytuu, na przykad Prowadzca,
Uzdrawiajca, Mdra Kobieta albo Wieszczka.
Wiek Legend: Wiek zakoczony Wojn o Cie i Pkniciem Swiata. Czasy, w
ktrych Aes Sedai czyniy cuda, o jakich dzisiaj nikomu nawet si nie ni. Patrz rwnie:
Koo Czasu; Pknicie wiata; Wojna z Cieniem.
Wielka Gra: Patrz: Daes Daemar.
Wielki Ugr: Obszar pooony na dalekiej pnocy, cakowicie zniszczony przez
Czarnego. Kryjwka trollokw, Myrddraali i innych stworze Czarnego.
Wielki Wy: Symbol czasu i wiecznoci, starszy ni pocztek Wieku Legend,
przedstawiajcy wa poerajcego wasny ogon. Piercie w ksztacie Wielkiego Wa da-
wany jest tym kobietom, ktre Aes Sedai wyniosy do godnoci Przyjtej.
Wielki Wadca Ciemnoci: Przydomek, ktrego Sprzymierzecy uywaj mwic o
Czarnym, twierdzc, e uywanie jego prawdziwego imienia byoby blunierstwem.
Wielki Wzr: Koo Czasu tka Wzory Wiekw w postaci Wielkiego Wzoru, ktry
stanowi cao istnienia i rzeczywistoci, przeszoci, teraniejszoci i przyszoci. Znany
rwnie jako Osnowa Wiekw. Patrz rwnie: Wzr Wieku, Koo Czasu.
Wielkie Polowanie na Rg: Cykl opowieci na temat legendarnych poszukiwa Rogu
Valere w latach od zakoczenia Wojen z Trollokami do pocztku Wojny Stu Lat.
Opowiedzenie caego cyklu zabraoby wiele dni.
Wadcy Strachu: Ci mczyni i kobiety, ktrzy, zdolni do korzystania z Jedynej
Mocy, przeszli na stron Cienia podczas Wojen z Trollokami, prowadzc dziaalno do-
wdcy wojsk trollokw.
Wojna o Moc: Patrz: Wojna z Cieniem.
Wojna Stu Lat: Cig nakadajcych si w czasie wojen midzy wiecznie
zmieniajcymi si sojuszami, ktrych wybuch przypieszya mier Artura Hawkwinga i wy-
nika z niej walka o jego imperium. Trwaa od WR 994 do WR 1117. Wojna ta bya
przyczyn wyludnienia duych obszarw ziem pooonych midzy oceanem Aryth i
Pustkowiem Aiel, od Morza Sztormw do Wielkiego Ugoru. Zasig zniszcze by tak
ogromny, i ocalay jedynie fragmentaryczne zapiski z tamtych czasw. Imperium Artura
Hawkwinga zostao rozdarte na mniejsze czci podczas wojen, dajc pocztek krainom
istniejcym obecnie. Patrz rwnie: Hawkwing, Artur.
Wojna z Cieniem: Znana rwnie jako Wojna o Moc, zakoczya Wiek Legend.
Zacza si krtko po prbie wyzwolenia Czarnego i wkrtce ogarna cay wiat. W wiecie,
w ktrym cakowicie zapomniano o wojnie, odkryto na nowo kade jej oblicze, czsto
wypaczone przez dotknicie Czarnego spoczywajce na wiecie, jako broni uyto Jedynej
Mocy. Wojna zakoczya si przez ponowne zapiecztowanie Czarnego w jego wizieniu.
Patrz rwnie: Stu Towarzyszy; Smok.
Wojny z Trollokami: Wiele wojen, ktre rozpoczy si okoo 1000 OP i trway
ponad trzysta lat, w trakcie ktrych armie trollokw siay zniszczenie po caym wiecie.
Ostatecznie trollokw wybito albo zapdzono z powrotem na Ugr, jednak kilka krajw
przestao istnie, inne za zostay cakowicie wyludnione. Wszystkie zapisy z tamtych czasw
s jedynie fragmentaryczne. Patrz rwnie: Przymierze Dziesiciu Narodw.
Wypiewane Drzewo: Patrz: Drzewny Pieniarz. Wzite na Smycz: Patrz: dumane.
Wzr Wieku: Koo Czasu wplata wtki ludzkich losw we Wzr Wieku, czsto
zwany po prostu Wzorem, ktry tworzy istot rzeczywistoci dla danego Wieku. Patrz
rwnie: taveren.
Wzywanie Czarnego: Wypowiedzenie prawdziwego imienia Czarnego (Shaitan)
powoduje cignicie jego uwagi, nieuchronnie bdc w najlepszym przypadku przyczyn
nieszczcia, w najgorszym klski. Z tego powodu uywa si rozlicznych eufemizmw, takich
jak: Czarny; Ojciec Kamstw; Ten, ktry Odbiera Wzrok; Wadca Grobu; Pasterz Nocy;
Zmora Serc; Jad Serca; Zguba Traw; Ten, Ktry Zabija Li. O kim, kto zdaje si kusi los,
mwi si, e "wzywa Czarnego".
Zaczajony: Patrz: Myrddraal. Zdrajca Nadziei: Patrz: Ishamael.
Ziemie Graniczne: Kraje graniczce z Wielkim Ugorem: Saldaea, Arafel, Kandor i
Shienar.

You might also like