You are on page 1of 112

EPITAFIUM

(^(^.^¿^i±^i^t±K<±K(^(±K(±^(^<±>:(^(^<±K<±K(x^<^x<x^\<±>:

G dyby K inga C hoszcz u ro d z iła się jak ieś trzy d zieści la t


wcześniej, ok reślo n o by ją m ian em „h ip isk i”, „dziecka-
-k w ia tu ”. K ochająca w olność, pokój, lu d zi i p rzy ro d ę, boj­
k o tu jąca w spółczesny k o n su m p c jo n iz m d o sk o n ale w pisyw ałaby
się w koncepcję ru c h u hipisow skiego. Świat p o z n a ł ją jak o Kingę
„F reesp irit” - nie tylko d latego, że jej w łasne n azw isk o o k az ało się
tru d n e do w ym ó w ien ia d la licznych przyjaciół i zn ajo m y ch z róż­
nych kontynentów .

„F reesp irit” to w d osłow nym tłu m a c z e n iu „w olny d u c h ”. To


o so b a n iezależn a, z w łasnym i p o m y słam i n a życie, p o d ąż ająca
w łasn ą dro g ą, za głosem swojego su m ie n ia i p o w o łan ia. N iew ąt­
pliw ie K inga była ta k im „w olnym d u ch e m ”. P o rzu c iła p o sad ę n a ­
uczycielki ang ielsk ieg o w szkole n a rzecz realizo w an ia swojej p a ­
sji - p o z n a w a n ia św iata. U w ażała, że życie szczęśliw ego człow ieka
p olega n a tym , żeby żyć najlepiej ja k tylko się d a, „bez w ieszania
p op rzeczk i z b y t w ysoko”.

P rag n ien ie p o d ró ż o w a n ia o g arn ęło K ingę ju ż w szkole średniej.


W w ieku la t 18 sam o d zieln ie w y b rała się au to sto p e m do Irla n d ii
P ółnocnej. P óźniej każd eg o la ta je ź d z iła po E uropie ja k o wolon-
ta riu sz k a . W reszcie p o jech ała p rzez Polskę i Turcję a u to sto p e m
do In d ii i N e p alu - krajów sw oich m arzeń . W racała p rzez Chiny,
K a z a c h sta n , Rosję... P o d ró ż - a w łaściw ie w ty m p rz y p a d k u jej
PIERW SZA WYPRAWA - trw a ła osiem miesięcy.
W 1998 ro k u K inga zam ierzała wziąć udział w rowerowym rajdzie tylko zw y k łą blogow ą rejestracją zd a rze ń , ale op isu jące rów nież
pokoju, k tó ry m iał zacząć się w Kanadzie, a zakończyć dwa lata póź­ ludzi, m iejsca, b arw y czy sm aki... To n a ich p o d staw ie p o w stała
niej w Japonii. Stało się jed n ak inaczej: sp o tk ała R ad k a Siudę („Cho­ książk a „M oja A fry k a”, za k tó rą w 2009 ro k u K in g a o trz y m a ła n a ­
p ina”), k tó ry chciał przewędrować św iat n a piechotę. Zm ienili więc grodę im . A rkadego F iedlera - B ursztynow ego M o ty la - p rz y zn a­
plany i razem wyruszyli autostopem w podróż dookoła świata, która w a n ą za n ajlep szą książk ę p o d ró ż n ic zą. N ag ro d ę o d e b ra ła w p o d ­
trw ała aż pięć lat, W 2004 roku otrzym ali za n ią najbardziej presti­ p o z n a ń s k im P uszczykow ie w d o m u -m u z e u m A rk ad eg o Fiedlera
żową nagrodę podróżniczą w Polsce - „Kolosa” w kategorii: podróże. m a m a au to rk i, K ry sty n a Choszcz.
Kinga prow adziła dziennik wyprawy, n a podstaw ie którego napisała
polską i angielską wersję książki „Prowadził nas los”. N iedaw no o k az ało się, że K in g a p isała d z ie n n ik ta k ż e w ro k u
1995 po d czas swojej w ypraw y do In d ii i N epalu. Są to zap isk i sp o ­
Po pow rocie K inga n a p isa ła w sw oim d z ie n n ik u : Wiem, że dla rz ąd za n e w zeszycie, n a bieżąco, czasem w p o śp iech u . W sc h ro n i­
mnie to jeszcze nie koniec podróży. Został jeszcze jeden, ostatni, olbrzymi, sku, w po ciąg u , n a d a c h u d o m u , w k tó ry m a k u r a t się z a trz y m a ła
być może najtrudniejszy kontynent - Afryka. n a nocleg, n a sch o d a ch św iąty n i; często p rzy św ietle świecy lub
w b lask u księżyca, bo w gó rsk ich w io sk ach nie było elektryczności.
W reszcie, w p a ź d z ie rn ik u 2005 ro k u , w yruszyła. W Afryce speł­
n ia ła swoje kolejne m arz en ia. P rzem ierzała p u sty n ię n a w ielbłą­ Z p ew nością o n a sam a p rzy g o to w ałab y ten te k s t do d ru k u ja ­
dzie, p ro w a d z iła terenow e a u to po b ezdrożach, p o zn a w ała kolej­ koś inaczej. Być m oże u z u p e łn iła , p opraw iła, zm ieniła...
nych lu d zi. D u ż o czasu sp ę d z a ła z dziećm i. Baw iła się z n im i, fo ­
to g rafo w ała, o rg an izo w ała d la n ic h w arsztaty i k o n k u rsy rysow a­ My w ydajem y go w takiej form ie, w jakiej go o trzym aliśm y. To
nia. K ażdy d zień zapisyw ała w sw oim p a m ię tn ik u , a kiedy u d a ­ h o łd złożony niezw ykłej p o d ró żn iczce. Pierwsza, ja k ż e w ażn a wy­
wało jej się czasem znaleźć kafejkę internetow ą, zam ieszczała n a praw a, k tó ra o tw o rzy ła jej życie n a po d ró że, a jed n o cz eśn ie o sta t­
swojej s tro n ie najśw ieższe relacje, k tó re z z a p a rty m tch em śledziły n ia k siążka, zam y k ająca p isarsk i d o ro b e k Kingi.
tysiące in te rn a u tó w nie tylko w Polsce,
Z apiski w zeszytach... K inga nie p lan o w ała tego p u b lik o w ać -
O ta rg a c h dzieci-niew olników w W ybrzeżu Kości Słoniowej d o ­ w tedy jeszcze n ie w iedziała, że b ęd zie p isark ą. Nie w ied ziała też,
w iedziała się przypadkiem , z przew odnika. R ozpytyw anie w śród że stan ie n a jed n ej półce zT o n y m H a lik iem i A rkadym Fiedlerem .
m ieszkańców zaprow adziło ją do b a ru zatru d n iająceg o nieletnie
dziew czynki-niewolnice. Je d n ą z nich, 11-letnią A kuę, u d ało się w y­ P a trz ą tera z n a m n ie z góry w szyscy troje. I n aw et sobie P ań ­
kupić za 50 dolarów i zawieźć do jej rodzinnego d o m u w wiosce stw o nie w yobrażają, ja k a to o d p o w ied zialn o ść być w ydaw cą k o ­
w G hanie. I w łaśnie ta m K inga z a p ad ła n a w yjątkow o ciężką o d ­ goś, k to p a trz y n a ciebie... sta m tą d .
m ianę m a la rii - m alarię m ózgową. P om im o dobrej opieki szpital­
nej i w sp arcia wielu ludzi, choroba okazała się śm iertelna. K inga W O JCIECH CEJROWSKI
„Freespirit” zm a rła 9 czerwca 2006 roku. Z a swoją p o d ró ż do Afryki
zo stała u h o n o ro w a n a w 2006 ro k u N a g ro d ą S pecjalną „K olosów”.

Z tej o sta tn ie j w ypraw y p o z o sta ło m n ó stw o zdjęć oraz p a m ię t­


n ik i i w pisy n a stro n ie internetow ej. D ojrzalsze, będące ju ż nie
WSTĘP

Azja. G órskie kró lestw o N e p a lu 1, p u sty n ie indyjskiego Ra-


d ż a s ta n u , lodowce tajem n iczeg o P ak istan u . B uddyjskie
k la sz to ry w H im alajac h , p alm y kokosow e, b o se dzieci,
m agiczne św iąty n ie, w ąskie z a tło c zo n e uliczki, św ięte krowy...
O siem m iesięcy azjatyckiej włóczęgi. Bez b iu ra p o d ró ż y czy
w ielkich pieniędzy. L ądem . S to p e m , pociągiem , ciężarów ką, n a
w ielbłądzie a lb o rykszą.
Ten p a m ię tn ik jest p ró b ą u ch w y cen ia i u w ieczn ien ia cząstk i
m ojej przygody, s p o tk a n ia z ty m fascynującym , o d leg ły m św iatem .
N o tow ane co d zien n ie, n a bieżąco, opisy zd arzeń , m iejsc i s p o tk a ­
nych ludzi po w stały w n ajp rzeró żn iejszy ch m iejscach: w pociąg u ,
n a p u sty n i, n a d a c h u tan ieg o h o te lik u czy w h in d u sk iej św iątyni.
Nie są one w sta n ie o d d ać w szystkiego, co p rzeży łam , n a pew no
je d n a k przy b liżą k lim a t tej niesam ow itej wyprawy.

Nepal.., M oja obsesja. Nie w iem naw et, czy to o d n ied aw n a, czy
m oże od zaw sze ch ciałam ta m pojechać. Mały, gó rzy sty kraj p o ­
m ięd zy In d ia m i a Tybetem . W iększość lu d zi nie wie naw et, że tak i
kraj istnieje. D laczego Azja? D laczego w łaśnie N epal? M oże kiedyś
się dow iem .
W róciłam w łaśnie z Irlan d ii. N ie n a d łu g o je d n a k . W łaściw ie
tylko po to, aby przepakow ać plecak i ruszyć. P oza ty m Polska jest
m niej więcej p o d ro d z e z Irla n d ii d o N epalu.

i M onarchia w Nepalu została zniesiona dopiero w 2008 roku.


W N e p alu najpierw jadę n a obóz, a p o tem zobaczę. Dziś dopiero 3. L ądem do T asz k en tu lub A lm a-A ty i s ta m tą d ja k im ś ta n im
d o s ta ła m info -sh eet z SCI2. D o niedaw na n ik t w całym SCI nie wie­ sam o lo tem do In d ii, jeżeli ta k ie sa m o lo ty istn ieją. N iestety, now o
dział, a n i kiedy się te n obóz w N epalu zaczyna, an i co ta m będziem y o tw arte w G d a ń sk u b iu ro A e ro fio tu jest ciągle z a m k n ię te , chociaż
robić. T eraz ju ż wiem. 15 p aździernika. Czyli b a rd zo niedługo. In ­ napis n a d rz w iach m ówi, że o tw arte.
form acje n a te m a t m iejsca i pracy są dość oględne, a adres i nazw i­ 4. Przez T urcję, Ira n , P a k ista n , In d ie do N epalu...
sko osoby, do której m a m się zgłosić oraz w skazów ki do jazd u prawie 5. S tatk iem . Byłoby to być m o że najlepsze wyjście. P y tan ie
nieczytelne. To nic, to jest dopiero w stęp do całej wyprawy. tylko, czy jak iś sta te k m n ie zab ierze i ile ta k a p o d ró ż po trw a.
N a jtru d n ie js z a spraw a - ja k ta m się dostać? O d jakiegoś czasu W przyszłym ty g o d n iu o d p ły w a ja k iś h in d u sk i sta te k do In d ii, we
czynię b ard ziej lub raczej m n iej sk u teczn e s ta ra n ia , aby się czegoś w to rek za ty d zień m ogę p o g ad a ć z k ap itan e m . P o ju trze p o jad ę też
n a te n te m a t dow iedzieć. O czyw iście w ykluczam b ez p o śred n i sa­ do b iu ra P olskich L inii O ceanicznych w G dyni. Zobaczym y...
m olot: je s t tak i, z W ielkiej B ry tan ii, i kosztuje p o n a d 1000 d ola­ W tym czasie m a m m asę in n y ch rzeczy do zro b ien ia: zaszcze­
rów. In n e wyjście to d ro g a lądow a. Gdy m ówię, ze chcę jech ać do pić się n a cholerę i tężec, załatw ić w izę in dyjską (n ep alsk ą z a ła tw i­
N e p alu być m oże przez cały teren ZSRR, ludzie dziw nie n a m n ie łam ju ż w Londynie), nap isać m asę listów, odw iedzić znajom ych...
p atrz ą. K ierow ca tira, z k tó ry m w ra cała m z Irla n d ii, m ów ił, że n a j­ K upiłam now y śpiw ór - niestety, dość duży, ale b a rd z o lek k i i p o ­
dalej byl w Ałm a-Acie (h m m m , K a zac h sta n jest całk iem niedaleko d o b n o ciepły. M a m też ju ż czeki p o d ró ż n e i zaśw iad czen ie o s ta ­
N epalu). R az i nigdy więcej. nie zdrow ia.
- D zicz n ie do o p isa n ia - m ów ił. - T am trze b a by m u r w ybu­
dow ać, w iększy od chińskiego, i nie w pu szczać n ik o g o an i nie wy­
puszczać.
W ten sp o só b wszyscy d o d a ją m i otuchy.
Jestem w ty m m om encie zu p e łn ie zakręcona. Z atlase m w rę k u
ro zw ażam jed n o cześn ie k ilk a m ożliw ości. J e d n a m niej re a ln a o d
drugiej:
1. Przez Rosję, to znaczy re p u b lik i p o strad ziećk ie, czyli tirem
do M oskw y, dale) jakoś p o ciąg a m i czy a u to b u s a m i do T ybetu
i z T ybetu d o N epalu. P om ijając wszelkie k lim a ty Rosji, głów ną
p rz eszk o d ą jest u zy sk an ie w izy chińskiej, niem ożliw e bez jak ieg o ­
kolw iek p ap ieru z Tybetu. A sk ąd ja m a m go wziąć?
2. Przez Rosję do In d ii i z In d ii do N epalu. N iestety, po d ro d z e
jest T ad ż y k ista n , A fg a n ista n i P ak istan . P om ijając spraw y wizowe,
są to tereny ciągłych walk.

2 SCI (Service Civil International) - organizacja zajmująca się między


innym i wysyłaniem wolontariuszy na międzynarodowe obozy pracy.
Info-sheet - informacja o obozie, wysyłana do mających wziąć w nim
udział wolontariuszy, zawierająca adres obozu, wskazówki, jak tam
dojechać itd.
« w pw s §¡$2
liii ^gg^iggegigro

M NEPAL - niewielkie państw o położone na południow ych sto ­ skiej dynastii M aila, Dźajasthitiego (ok. 1380-1400), któ ry
kach Him alajów, pom iędzy Chinami a Indiami. Jego powierzch­ m.in. skodyfikow ał system prawny, wprow adzając rygory­
nia wynosi 147 191 km 2 (mniej więcej połow a te ryto riu m Pol­ styczny podział kastowy. Po przegranej „w ojnie granicznej”
ski). Stolicą je st Kathm andu, liczące około 550 tys. mieszkań­ z wojskam i Kom panii W schodnioindyjskiej w XIX wieku Ne­
ców. Nepal je st znany z M o u n t Everestu, z pięknych krajobra­ pal otrzym ał rezydenta brytyjskiego i u tra cił o ko ło 1/3 te­
; BS; zów oraz spektakularnych w idokó w Himalajów. Jest to także rytoriu m . W 1923 roku W ielka Brytania uznała suweren­
ta l
miejsce urodzenia Buddy. O ficjalnym językiem je s t nepali, w y­ ność Nepalu, zachowując je dnak w p ływ na jego rządy.
wodzący się z sanskrytu, ale poza nim używa się jeszcze po­
nad 50 języków. Flaga Nepalu je st jedyną flagą państwową, nie W 1951 roku Nepal sta ł się m onarchią ko nstytucyjną .
będącą czworokątem . D w a tró jk ą ty sym bolizują Himalaje oraz W 1990 roku weszła w życie now a kon stytu cja w p ro w a d za ­
■^
iii dwie religie: hinduizm i buddyzm. N arodow ym kolorem Nepalu ją ca dem okrację w ie lo p a rty jn ą , a kró l p rzyją ł funkcję m o­
jest karm inow a czerwień. narchy konstytucyjnego. Sześć la t później m aoistow ska Ko­
m unistyczna P a rtia Nepalu rozpoczęła w ojnę lu d o w ą w imię
Nazwa „N e p a l” zaczęła się pojawiać w i l l wieku p.n.e. Zgod­ „społecznej sp ra w ie d liw o ści” . W o jn a trw a ła do 2006 roku
nie z je dną z legend, K otliną Kathmandu rządził król Nem- i p o ch ło n ę ła kilkanaście tysięcy o fia r. Szacuje się, że o ko ło
iM nuni, przez poddanych nazywany „N e ” . O taczał ich troskliw ą 70 tysięcy osób było zm uszonych porzucić swoje d o m o ­
B opieką, czyli „p a l” . A więc „N e p a l” m iał oznaczać „k ra j pod stw a. 28 m aja 2008 roku Zgrom adzenie N arodow e o fic ja l­
opieką króla Ne” . Inna legenda głosi, że je st to przekształcona nie zniosło m onarchię i p ro k la m o w a ło federalną republikę
nazwy ludu Newarów, a jeszcze inna - że znaczy ona „D o m dem okratyczną.
W ełny” , czyli kraj bogaty w owce, jako że „n e ” , to po tybetań-

K
sku „d o m ” , a „p a l” to wełna. N iektórzy wyw odzą także nazwę Nepal należy do najbiedniejszych i najmniej rozw iniętych
mi „N e p a l” od tybetańskiego słowa „n ia m p a l” , oznaczającego państw św iata, gdzie je dna trzecia ludności żyje poniżej gra­
„św iętą ziemię” . nicy ubóstw a, a analfabetyzm sięga 5 0 procent. W ynika to
fm przede wszystkim z izolacji spow odow anej niekorzystnym po ­
Pierwsze wzm ianki o Nepalu pojaw iły się w Kronikach W an- łożeniem geograficznym . Nepal je s t krajem rolniczym , upra­
śawali z końca XIV wieku, spisanych w sanskrycie oraz języku w ia się głów nie ryż, kukurydzę, pszenicę i trzcinę cukrową.
newarskim. Jest w nich m owa o pierwszej, mitycznej dyna­ ! D o 1951 roku w łaściw ie nie istn ia ł żaden przemysł. Na skutek
stii G opala i panującej po niej dynastii Mahisapala. W III w. w yw ołanych przez m aoistów niepokojów zanikł ruch tu ry ­
p.n.e. Nepal został p o d b ity przez władcę Indii Aśokę, od ll w. styczny, będący głów nym źródłem dewiz. Turyści je d n a k po ­
p.n.e. pozostawał w zależności od sąsiednich państw, w tym w racają do Nepalu, ponieważ przyciąga ich gościnna i przy­
o d <Tybetu (VII-XII w.) Rozkwit państwa nastąpił za panowa­ ja zna natura jego mieszkańców, kierujący się zasadą: „gość
nia najwybitniejszego przedstawiciela miejscowej, newar- rów ny Bogu” .
mm
m l i * ¡8 SSfeiliiiiMisil Mii i i
Ili® ,
to, co m nie c h ro n iło i p ro w ad ziło d o tej pory, ale czuję, że jesz­
cze m n ie nie o p u ściło i m u szę jech a ć w łaśnie teraz, gdy nie jestem
jeszcze n a tyle s ta ra (lub o d p o w ie d n io d o ro sła i o d p o w ied zialn a),
by w im ię zdrow ego ro z są d k u zo stać w dom u. Z o stać w d o m u i ta k
1-6 PAŹDZIERNIKA 1995 jak w szystkie „ n o rm a ln e ” dziew czyny w m o im w ieku zn aleźć sobie
pracę, m ęża, założyć do m , ro d z in ę , gotow ać obiadki...
POLSKA „Lepiej żyć je d e n d zień ja k tygrys n iż sto d n i ja k ow ca” - przy­
słowie n ep alsk ie z k siążk i E diego P yrka.
•<xv<xrę>

Ju tro jadę! C zas najwyższy. B yłam dzisiaj jeszcze n a ro z d a n iu


dyplom ów w m o im collegeńi. M ilo było sp o tk a ć się i jed n o cześn ie
pożegnać ze w szystkim i.
B yłam w czoraj w W arszaw ie w a m b a sa d z ie In d ii po wizę. Z d ro g i m orskiej nici. B yłam w M orskiej Agencji G dyńskiej.
P o d o b n o zam iejsco w y m w ydaje się ją w c iąg u jed n eg o S ta tk i - ow szem , są. P o siad ają n aw et k ab in y p asażersk ie, z ty m że
d n ia . N iestety, n ie było a k u r a t u rz ę d n ik a , k tó ry w ydaje k o sztu je to tyle, co po b y t w ek sk lu zy w n y m h o telu , a b iorąc p o d
wizy. D ro b iazg . M uszę p rz y je ch ać ponow nie. Je ste m ju ż za to z a ­ uwagę dłu g o ść rejsu, jest to k ilk a k ro tn ie droższe n iż sam o lo t. Za­
szczep io n a, b o lały m n ie p o tych szc zep ien iach p rz ez jak iś czas łap an ie się n a sta te k w z a m ia n za p racę (chociażby szo ro w an ie p o ­
ręce, ale ju ż m i przeszło. Z PLO nic nie w yszło, nie p o sia d a ją s ta t­ kładu) je st w ykluczone.
ków p asa żersk ic h . W ygląda n a to, że będę m u s ia ła jech a ć lądem . Cóż, o k azuje się, że n ajw yraźniej p isa n a jest m i d ro g a lądow a.
K u p iłam w W arszaw ie k sią ż k ę odlotow ego fa ceta o jego p o d ró ż y W iem , że nic nie dzieje się bez przyczyny. Co m n ie n a tej d ro d z e
do In d ii (E di P yrek „N iech cały św iat m yśli, że je ste m szalony, sp o tk a? J u ż w k ró tce się p rz ek o n am . J u tro ru szam .
czyli d o In d ii za 30 d o la ró w ”). B ard zo p o d n o s z ą c a n a d u c h u ,
szczeg ó ln ie w sy tu acji, k iedy c a la ro d z in k a p rzek o n u je m nie, D ziś w k o ń c u ten dłu g o oczekiw any dzień. W y ru szam . Z ciągle
abym zrezygnow ała. jeszcze m ę tn y m pojęciem którędy, ja k i czym. N iew ażne. Czuję, że
Da.lej p rzy g o to w u ję się do w yjazdu. D e n ty sta , o k u lis ta (nowe w szystko będzie dobrze.
o k u la ry - nie chcę m yśleć, co by było, gdyby z b iła m i się m o ja Pierw szy etap m ojej wielkiej p o d ró ż y w y gląda dosyć p ro zaicz­
je d y n a p a r a gdzieś p o ś ro d k u nep alsk ieg o b uszu), A e ro flo t (nie nie. P o ran n y ekspres z G d a ń sk a do Warszawy, Pierw sza rzecz: a m ­
byli m i w s ta n ie u d zielić in fo rm a c ji n a te m a t ta n ic h przelotów ), b a sa d a Indii. W niosek wizowy, k ilk a zdjęć, p a sz p o rt. Przyjść po
n a d m a n g a n ia n p o ta s u (do o d k a ż a n ia w ody pitnej), le g ity m a c ja p o łu d n iu . P rzychodzę. N a szczęście d o staję wizę bez problem u.
PTSM (zawsze m oże się przydać), od w ied zin y znajom ych, tysiąc I to n a sześć miesięcy, i to za d a rm o . N iestety, a m b a s a d a p a k is ta ń ­
in n y ch spraw... sk a o raz ira ń s k a są ju ż z a m k n ię te , m u sze przyjść ju tro .
R o d z in k a ju ż p an ik u je, kiedy m ówię, że chcę w yruszyć p o ­ U siłując z z a ło ż en ia (i z konieczności!) wydawać ja k n ajm niej
ju trz e ran o . C hoć ciągle m n ie przekonują, żebym w szystko jesz­ pieniędzy n a tę wypraw ę, pró b u ję znaleźć jak iś n iek onw encjo­
cze raz p rzem yślała, ja w iem jedno: nie zrezygnuję n a pew no. Co n aln y nocleg. Pom ysł p o d su w a m i m ijany po d ro d z e k laszto r. P u ­
m a się stać - i ta k się stanie. W ierzę, że będzie ta k ja k ze w szyst­ k a m n ieśm iało do drzw i. O tw iera ja k a ś n iew rażliw a n a losy p o ­
k im i m o im i p o p rz e d n im i w ypraw am i po Europie: gdy m o cn o cze­ dróżującego bliźn ieg o z a k o n n ic a i stanow czo tłu m aczy , że nie
goś chcę i w coś wierzę, n a pew no to osiągnę. N ie wiem , co to jest, m a m iejsca, że to nie ho tel i ta k dalej. P rzychodzi ja k a ś w ażniej­

1 17 |
szą ra n g ą sio stra, z a p ra sz a m n ie do śro d k a. Pierw sza sio stra m ilk ­ kiedy m ów ię, d o k ą d się w ybieram . S am zjeździł tire m całą E u ­
nie zaw sty d zo n a. T ak więc n a tę pierw szą noc m ojej p o d ró ż y m a m ropę Z a c h o d n ią o raz część Rosji. O p o w ia d a n iesam o w ite historie.
sp o k o jn y d ac h n a d głową. Rosję - k tó ra do n ie d a w n a była w a ria n te m m ojej tra sy - n azy w a
„D zikim i P o la m i” lub „krajem kurw y, w ó d k i i s z a ta n a ”, a o s ta tn io
A m b a sa d a P a k ista n u . Sym patyczny p a k is ta ń s k i u rz ę d n ik tylko „k u rw y i w ó d k i”, bo naw et s z a ta n s ta m tą d p o d o b n o uciekł.
przez p rz y stą p ie n iem do fo rm a ln o śc i p ro p o n u je m i p a k is ta ń s k ą Przekonuje ran ie, żebym zrezygnow ała. W k o ń cu daję m u telefon.
h erb atę (z d u ż ą ilością m lek a i cu k ru ) i h e rb a tn ik i. O kazuje się, że U m aw iam y się, że za d zw o n i za ro k , żeby spraw dzić, czy w ró ciłam
n o rm a ln ie czeka się n a wizę trz y dni. T łu m aczę, że się spieszę, że i czy jeszcze żyję.
nie jestem z W arszawy, że m uszę... P an Z a h id Ali rozum ie. M ówi, Kraków. S ch ro n isk o m łodzieżow e. O dlotow e, m ię d z y n a ro ­
że zrobi w szystko, co w jego mocy. Jest je d e n problem . U rz ęd n i­ dowe tow arzystw o. Śpię w jed n y m p o m ieszczen iu z g ru p ą H isz­
kowi, k tó ry w ydaje wizy, u ro d z iło się dziecko. Nie w iadom o, czy panów , z p a rą A nglików , z ch ło p ak ie m z K alifo rn ii, ze śm iesznym
w ogóle dzisiaj przyjdzie. Ali dziw i się, że chcę jech ać do P a k ista n u C zechem i z B elgiem w ybierającym się w łaśnie do In d o n ezji. M ie­
sam a. O p o w ia d a m i trochę o tym kraju. P rzy c h o d zą do pracy k o ­ szają się naro d o w o ści, języki, opow ieści. Nie jestem sam a.
lejni urzęd n icy , ciągle je d n a k nie m a tego najw ażniejszego, o d wy­
d a n ia wizy. Pow ierzam A lernu w ypełnione fo rm u larze, zdjęcia
i p a sz p o rt, p o czym , uzyskując zapew nienie, że będzie się sta ra ł,
idę się przejść. W racam . Jest ju ż p a n o d w iz, o trzy m a ! m oje d o k u ­
m en ty d o ro z p atrze n ia . M a m przyjść za g o d zin k ę. W k o ń cu o trz y ­
m uję p a s z p o rt z u p ra g n io n ą p a k is ta ń s k ą wizą. Co praw d a tylko
tran z y to w ą, do dw óch ty g o d n i, ale to w zu p ełn o ści p o w in n o m i
w ystarczyć.
T eraz tylko jeszcze w iza ira ń sk a . O k azu je się, że nie je st to ta ­
kie „tylko”. Jad ę do innej części m iasta, o d n ajd u ję jak o ś b u d y ­
n ek am basady. O toczony p ło te m z z a m k n ię tą b ra m ą . C hyba nie­
czynne. D zw onię. Po pew nym czasie w ychodzi p a n , k tó ry dziw iąc
się lekko, w y jaśn ia m i rzeczowo:
- W izę? D o Iran u , tak? Proszę w ypełnić te fo rm u larze; w płacić
n ależn o ść (rów now artość 50 dolarów ), dołączyć cztery fotografie
w ch u ście n a głowie i przyjść najw cześniej za m iesiąc.
N a n ic z d a ją się m oje tłu m a c z e n ia , że tyle ab so lu tn ie nie m ogę
czekać. K ażde p o d an ie w izow e w ysyła się do T eheranu, ta m je st
ono ro z p atry w a n e i przesyłane z pow rotem tu ta j. Bez szans. Nie
wiem , co m a m robić. Jestem z a ła m a n a , ale nie p o zostaje m i nic in ­
nego, ja k po p ro stu ruszać. M oże u d a m i się u zy sk ać wizę n a g ra ­
nicy. Jak o ś to będzie.
T ak więc, nie tracąc czasu, jad ę dalej. N a p o łu d n ie. Tym razem
sto p em . Pierw szym z a trz y m a n y m pojazd em je s t olbrzym i tir, ja ­
dący p ro sto do K rakow a. W aldek, kierow ca, nie m oże uwierzyć,
praw da to nie Turcja, ale je st p o d ro d z e, a najw ażniejsze - że się
w k o ń cu s tą d w ydostanę.
Je ff wyznaje, że nigdy nie bierze autostopow iczów . S am nie wie,
6-9 PAŹDZIERNIKA dlaczego teraz się zatrzy m ał. Daje m i w szystkie m ap y i atlasy. Będę
pilotować. Cieszę się, że m ogę się n a coś przydać. Przydaję się też
SŁOWACJA, WĘGRY, RUMUNIA jako tłu m a cz, gdy zatrzym uje n as słow acki policjan t za przekrocze­
nie prędkości. D alej ju ż spokojnie, bez większych p rzygód jedziem y
przez pięk n ą Słowację. Późnym p o p o łu d n ie m przek raczam y wę­
gierską granicę i w ieczorem jesteśm y w m ały m m iastecz k u p o d Bu­
dapesztem , gdzie zatrzym ujem y się n a noc u znajom ych Jeffa.
Sym patyczni Węgrzy, pyszna kolacja, w sp an iały prysznic. Le­
żąc w łóżku, pod su m o w u ję dzisiejszy dzień. P o m im o tru d n eg o p o ­
G ra n ic a polsko-słow acka, Chyżne. P rzyjechałam tu s to ­ cz ątk u n a granicy, nie jest źle. Jed en d zień - trzy kraje. Ju tro n a­
p em i m am nadzieję, że ta k też się s tą d w ydostanę. W ym y­ stępny, M oże następne? W k ażd y m razie - najpierw R u m u n ia . Nie
śliła m sobie, że najlepiej byłoby złapać jakiegoś tira ja d ą ­ jest to kraj cieszący się najlepszą sławą. Zwłaszcza u n as n iezbyt m iło
cego p ro s to do Turcji, R o zm aw iałam z kierow cam i nielicznych cze­ się kojarzy: skulone, żebrzące n a ulicy i dw orcach postacie z g ru p k ą
kających n a odpraw ę ciężarów ek. N iestety, ż a d e n nie jedzie naw et b ru d n y ch dzieci. Jak będzie tu taj? Przecież wszyscy R u m u n i nie
m niej więcej w k ie ru n k u Turcji. Oczywiście, n a w jazd do Polski m ogą ta k wyglądać. Tak m ało wiem o ty m kraju... T rochę jestem cie­
czeka c a ła kolejka tirów z całego św iata. Co m a m robić? P ozostają kawa, a trochę się obaw iam . Ale teraz nie m am ju ż chyba wyboru...
m i osobow e. W śród tych n a to m ia s t jest dosyć m ały ru ch . P rzew aż­
nie o b ład o w a n i, jad ąc y gdzieś nied alek o P olacy lub w racający do W staję dziś wcześnie. P rzede m n ą kolejna g ra n ic a d o p o k o n a ­
siebie Słowacy. P róbuję m im o w szystko. N a w szelkie m ożliwe au- nia. Ż eg n am się z je ffe m , a jego przyjaciele p o d w o żą m n ie n a drogę
tostopow iczow skie sposoby. W ybieram dobre m iejsce. Stoję. M a­ w yjazdow ą w stro n ę R u m u n ii. Bez w iększych p ro b lem ó w za trzy ­
ch am . R obię nap is n a k aw ałk u k a rto n u . P odchodzę, pytam . Nic.... m uję kolejne sam ochody, w k o ń c u ja k iś m in ib u s p ełen w ęgierskich
Robi się coraz później, p o z a tym strasz n ie chce m i się pić, i ru m u ń sk ic h stu d e n tó w zawozi m n ie n a sam ą g ranicę. D łu g a k o ­
a p rz ezo rn ie w y d ałam dziś w K rakow ie o s ta tn ie złotów ki, aby nie lejka o g ro m n y ch tiró w z całego św iata. K tóryś z n ich m u si p rze­
wozić ich n iep o trz eb n ie przez pó ł św iata. Stoję a k u r a t p rzed k a n ­ cież jechać do Turcji. Idę w z d łu ż kolejki. Z aczy n am gdzieś z p o ­
torem . N ie m ogę się pow strzym ać. W ym ieniam jed n o d o laro w y c z ątk u , nie u śm iech a m i się k ilk u n a s to g o d z in n e czek an ie n a o d ­
b a n k n o t i w p o b lisk im sk lep ik u kupuję d u ż ą b u telk ę w ody m in e ­ prawę. P atrzę n a rejestracje, s ta ra m się w ybierać w m ia rę p o rz ą d ­
ralnej. G aszę p rag n ien ie i dopiero teraz do m n ie dociera: nie wy­ n ie w yglądających kierowców, p o d ch o d z ę, p ytam . O k azu je się, że
je ch a łam jeszcze z kraju, a ju ż wydaję dolary. Co będzie później? w iększość kończy tra sę w R u m u n ii, część jedzie do B ułgarii, część
I czy w ogóle będzie jakieś później? M oże z o sta n ę ju ż n a zawsze do Grecji. Kierowcy z przeróżnych s tro n Europy. P oro zu m iew am y
n a polsko-słow ackiej granicy? Z rezygnow ana sia d a m n a ziem i. się za p o m o c ą dziw nego zlep k a różnych języków i m apy. Jedynie
S ia d am i czekam , co się po p ro s tu wydarzy. G dy praw ie tracę ju ż ze szk o ck im kierow cą m ogę się sp o k o jn ie dog ad ać po angielsku.
resztk i nad ziei, n a d c h o d z i w k o ń cu rozw iązanie. A raczej n ad jeż­ N iestety, nie jedzie o n w m o im k ie ru n k u . W iększość tłu m a c z y
d ż a - p o d p o sta c ią sym patycznego A nglika zm ierzającego sw oim m i coś o w ielkim p a rk in g u d la tiró w p o d B uk aresztem , sk ą d p o ­
czerw onym fordem p ro sto d o B u d ap esztu . Jestem u ra to w an a, Co d o b n o bez p ro b lem u zn ajd ę tra n s p o r t p ro sto do Turcji. D ecyduję
się w k o ń c u n a p o d ró ż z m ło d y m C h o rw a te m ja d ą c y m w łaśnie n a Czas wstawać. Po skrom nym , ś n ia d a n iu z b a n a n ó w i h e rb a tn i­
ten p ark in g . C h o rw a t m ów i tylko po sw ojem u o ra z całkiem nieźle ków m ała przeprow adzka. P akuję śpiwór, zab ieram plecak i Loke
p o w łosku. N a szczęście w y n io słam coś z m oich p o d ró ż y po E u ro ­ prow adzi m nie do swojego przyjaciela, k tó ry m a zawieźć m n ie aż do
pie, ta k że sp o k o jn ie się dogadujem y. D o p iero po chw ili d o ch o d z i Turcji. O kazuje się, że przyjaciół je s t dw óch, w dw óch olbrzym ich
d o m n ie a b s u rd a ln o ś ć sytuacji: P o lk a z C h o rw a te m n a g ran icy w ę­ ciężarów kach. Niem ieccy Turcy: M u sta fa i D żan. Z ostaję przydzie­
g iersk o -ru m u ń sk ie j ro z m a w iając a p o w łosku... lona M ustafie, że g n am się z Loke, ruszam y. S uniem y sobie powoli
W reszcie odpraw a. N ie jest to takie proste, przejechać tirem przez ze w zględu n a jak o ść tutejszych dróg, podziw iając ru m u ń s k ie k ra ­
granicę. Tysiące papierów, d o kum entów , kontrole, celnicy, pieczątki. jobrazy. Dosyć biednie w yglądające w ioski, m iejscam i więcej wo­
Jesteśm y w k o ń cu p o ru m u ń sk ie j stronie. C horw at zaprasza m nie n a zów konnych n iż sam ochodów . D ziś niedziela, w idać podążających
obiad do p rzygranicznej restau racji i t u przeżyw am lekki szok. Nie tłu m n ie do kościoła, odśw iętnie ubran y ch ludzi. W iększość kobiet
w zw iązku z restau racją, a z m o im kierow cą, k tó ry daje m i do zro zu ­ i dziew czynek w długich, kolorow ych sp ó d n icach i ch u stach .
m ienia, czego ode m n ie oczekuje za podw iezienie do B ukaresztu... Pom iędzy w ioskam i niewiele się dzieje, poza tym , że powoli, ale
Źle trafił. Z ab ieram z kabiny plecak, zo staw iam oniem iałego C hor­ system atycznie pogarsza się sta n dróg. M u stafa jest sympatyczny, ale
w ata, o d chodzę. Co ja tu w ogóle robię? Jestem sam a. W R um unii. za bardzo sobie nie pokonwersujemy. Z n a tylko k ilk a słów ła m a n ą
Z araz zacznie się ściem niać. Po co m i to było? angielszczyzną, ja jeszcze m niej po niem iecku, nie w spom inając o tu ­
Tylko spokojnie. Przecież nie w szyscy kierow cy są tacy. Teraz reckim . W czesnym p o p o łu d n iem zatrzym ujem y się n a p ark in g u n a
ju ż nie m a m w y boru. Pieszo nie pójdę. M uszę próbow ać jeszcze lunch. Nie w iedziałam , że tiry z b o k u naczepy m ają specjalną wnękę
raz. J e d n a k w idzę, że w iększość kierow ców szykuje się do z o s ta n ia do przechow yw ania jedzenia oraz lodówkę. M oi towarzysze podróży
tu n a noc. Pew nie, k to by jeźd z i! p o R u m u n ii nocą. Z agaduję je d ­ są świetnie zaopatrzeni, a poza tym doskonale gotują. N a turystycz­
nego faceta. N iem iecki T urek. B ardzo się m n ą przejął. S am nie je­ nej kuchence przyrządzają m ak aro n z p ik an tn y m sosem tureckim , ja
dzie do T urcji, ale m a kolegę. Kolega n ie d łu g o tu będzie. K o n tak ­ pom agam im zrobić sałatkę. Rozkoszujem y się posiłkiem , ła d n ą p o ­
tuje się z n im p rzez CB radio. P rzyjedzie dziś w nocy i z ra n a w y ru ­ godą, krajobrazem . N ikom u nigdzie się nie spieszy.
sza p ro sto do Is ta m b u łu . Nie m ogę uwierzyć. Byle tylko o k az ał się Jedziem y dalej. C oraz wolniej. Tutejsze drogi nieczęsto pozw a­
p o rz ą d n y m człow iekiem . Ten wydaje się w p o rz ą d k u , n a im ię m a lają przekroczyć pręd k o ść 50 k m /h . Niewiele się zm ienia. T a sam a
Loke, je s t zu p e łn ie łysy i b a rd z o sym patyczny. droga, te sam e pola, gdzieniegdzie wioski. Po p a ru g o d zin ac h za­
- G dzie będ ziesz dziś spać? - pyta. trzym ujem y się znow u. O kazuje się, że n iedługo się ściem ni. M u ­
- N ie wiem... stafa tłum aczy, że po zm ro k u n ik t tu nie jeździ: ru m u ń sk ie drogi,
Z ap rasza m n ie więc do kabiny. M a dw a łóżka. N a u c z o n a d o ­ Cyganie, m afia... W p o rząd k u . Idziem y z M u stafą i D żan em do
św iad czen iem u s ta la m pew ne rzeczy n a sam ym p o c z ą tk u . O k, n a ­ przydrożnej, parkingow ej, zadym ionej restauracyjki. Jem y ogór­
wet m n ie nie d o tk n ie. W p ro w ad zam się więc d o śro d k a . C zęstuje kow o-pom idorow ą sałatkę, ja k iś dziw ny biały ser, w in o g ro n a. M oi
m n ie so k iem p o m a ra ń c z o w y m i o p o w iad a o Turcji. kierowcy są w sw oim żywiole. Ju ż o d dw óch g o d zin rozm aw iają z in ­
nym i kierow cam i, jed zą, piją... Biorę o d M u stafy kluczyki i idę spać.
S zu m y i trza sk i radia. O tw ieram oczy: kierow nica, siedzenia, P rzeraża m n ie pow olność n aszeg o p rzem ieszczan ia się. Z robi­
szyby, za szy b am i znajom y p ark in g . Loke w ykrzykuje coś przez ra­ liśm y dzisiaj ok o ło trz y stu kilom etrów . N a m apie to praw ie nic.
dio telefo n . Tak, jestem w k ab in ie tira , n a ru m u ń s k ie j granicy. Z a­ Nie chcę n aw et m yśleć, ile zajm ie m i ta cala p o d ró ż do N epalu.
raz w y ru szam . Przez R u m u n ię n a p o łu d n ie. I dalej n a w schód. D o Z resztą ile czego? D ni, ty g o d n i, miesięcy?... Zobaczym y. W k aż­
Nepalu?... dym razie ju tro w stajem y o piątej ra n o , aby w yruszyć sk oro świt.
W leczem y się pow oli ju ż d ru g i dzień. M ustafie tem p o naszego
p rz em ieszcz an ia się zdaje się n ie przeszkadzać. W ręcz przeciw nie,
zawsze je s t zadow olony. A d la m n ie to praw dziw a lekcja cierpli­
wości. D roga, pola, w ioski. C zasem p o stó j w przydrożnej knajpce,
o s ta tn io p rz y sta n ek n a z m ia n ę koła. P rzed B u k are sztem d ro g a as­ 10-12 PAŹDZIERNIKA
falto w a z m ie n ia się w coś (tru d n o to nazw ać drogą) z nierów no
p o u k ła d a n y c h i m ak sy m a ln ie p o d ziuraw ionych betonow ych płyt. BUŁGARIA, TURCJA
C ala k a b in a n iebezpiecznie się trzęsie, w szystko w niej d rg a i p o d ­
skakuje. P ręd k o ść s p a d a do około 20 k m /h . N o ale zawsze to jakieś
uro zm aicen ie.
P o d w ieczór przybyw am y n a g ran icę ru m u ń sk o -b u łg a rsk ą . D o
jej p rz ek ro c zen ia - oprócz d o k u m e n tó w - k onieczne o k az u ją się
za ch o d n ie papierosy, alk o h o l i ta k dalej. M u sta fa w yjm uje o p a k o ­ Bułgaria. Niewiele się różni o d R u m unii. Podobne drogi, p o ­
w anie przyw iezionych w ty m celu z N iem iec papierosów i hojnie dobne krajobrazy, p o d o b n a prędkość przem ieszczania się.
o b d ziela po kolei w szystkich celników . P rzepuszczają gładko. P ro ­ je st je d n a k sporo m niejsza i dzisiaj m am y p o d o b n o dotrzeć
blem pow staje w m om encie, gdy k o ń czą się papierosy i jak iś celnik do Turcji. Nie przypuszczałam , że p o d ró ż do Turcji m oże tyle zająć.
dostaje z a m ia s t tego colę. K rzyczy coś niezadow olony, ale colę za­ A utokarem daw no bym ju ż tam była. Myślę jed n ak , że w ten sposób
biera i w k o ń cu n a s przepuszcza. P rzepraw iam y się p ro m em przez więcej zobaczyłam i dośw iadczyłam , nie m ówiąc ju ż o kosztach.
D u n aj - do B ułgarii. Po p o łu d n iu rzeczyw iście przybyw am y n a g ranicę. T utaj bez
N a n ajb liższy m p a rk in g u zatrzym ujem y się n a nocleg. P rzed ­ w iększych p roblem ó w za dziesięć d o laró w wklejają m i d o p asz­
tem je d n a k sp ęd z am z M u s ta fą i D żan em p arę g o d z in w m alej p o rtu tu re c k ą wizę. N a stę p n e dziesięć w y m ien iam n a tu reck ie liry.
miejscowej knajp ce d la kierowców. M a m okazję p o zn a ć życie kie­ D ostaję ich około pół m ilio n a - o sza ła m ia ją ca k w ota, ale nie jest
rowców tiró w o d drugiej strony. W szyscy stan o w ią je d n ą w spól­ to p o d o b n o zb y t wiele. O trz y m u ję za d a rm o ró żn e m ap y i p rze­
notę. W tej knajpce wszyscy się znają. Po ciężkim d n iu za kółkiem w o d n ik i tu ry sty czn e. K u ltu ra, z u p e łn ie in n y kraj. Po ok o ło trzech
czas n a za słu ż o n y odpoczynek. Jedzą, piją jak iś b u łg arsk i alkohol, g o d z in a c h s ta n ia n a g ran icy w jeżd żam y do Turcji.
gadają, d o b rze się baw ią. S am i m ężczyźni. M u s ta fa jak b y o d g a­ T urcja - to ju ż b rzm i egzotycznie, ch o ciaż jak n a razie egzotyki
duje m oje m yśli i. zapoznaje m n ie z dw iem a m ło d y m i B u łg ark am i nic nie zap o w iad a. W ręcz przeciw nie, w szystko jest o wiele b a r­
p racu jący m i tu taj. S iadają p rz y m o im sto lik u , w ypytują m n ie dziej cyw ilizow ane i zeu ro p eizo w an e n iż w dw óch p o p rz e d n ic h
o w szystko, d ziw ią się, że ta k podró żu ję. Jedyny n a sz w spólny język krajach, Pierw sza rzu cająca się w oczy z m ia n a to jak o ść dróg. Sze­
to ła m a n y rosyjski, ale jak o ś się dogadujem y. J e d n a jest w m o im rokie, w ielopasm ow e, z g ład k im , n ie p o d ziu ra w io n y m asfaltem .
w ieku, d ru g a m ło d sza, obie w yglądają sporo starzej. Po pew nym Świeci słońce i w szystko wydaje się o wiele bardziej o p ty m isty czn e,
czasie p rz ep ra sz ają m nie, m u s z ą iść się przebrać. Z a pó l godziny Jedziem y w stro n ę Ista m b u łu . Z aczy n an i wierzyć, że n apraw dę
p rzy ch o d zą. O d m ien io n e, z o stry m m akijażem , w obcisłych s p ó d ­ ta m dojedziem y. Ista m b u ł, T am n ap raw d ę zaczy n a się Azja3. T ak
n iczk ach . Z aczynają pracę. P arkingow e p ro sty tu tk i...
3 Istam buł jest jedynym miastem na świecie, położonym na dwóch
kontynentach; część znajdująca się po zachodniej stronie Cieśniny
Bosfor należy do Europy, część po stronie wschodniej - do Azji.

1 25 ą
■mm "■" •« •i-iiiN M i i Mii.n i ■■iiw - r t i -----
więc dzisiaj b ędę w Azji - m y ślam i w ybiegam n ap rzó d ... T eraźniej­ um ów iliśm y, ich tu re c k i kolega w iezie m n ie do Is ta m b u łu . O lbrzy­
szość je d n a k w k ró tce sp ro w a d za m n ie n a ziem ię i po raz kolejny mie, w ielom ilionow e m ia sto z n iezliczo n y m i m e cz etam i i zabyt­
p rzek o n u ję się, że nie w a rto się spieszyć czy planow ać. Lepiej brać kam i. N a pew no w a rte bliższego p o z n a n ia , ja je d n a k nie m a m n a
w szystko ta k ja k jest i cieszyć się k a ż d ą chw ilą, u n ik n ie się w tedy to czasu. Jadę do N ep alu . O g lą d a m więc je tylko zza szyby sa m o ­
ro zczarow ań. chodu. P rzejeżdżam y przez w ielki m o st. Jestem w Azji! C iężko ja ­
Przybyw am y do jakiegoś m ałego m iasteczka, podjeżdżam y do koś w to uwierzyć.
w a rsztatu sam ochodow ego. M u sta fa zn ik a gdzieś z m ech a n ik am i Przyjaciel M u s ta fy z a m ia st n a głów ny dw orzec au to b u so w y wie­
w p o p lam io n y ch u b ran iach . Siedzę w kabinie, czekam . W racają, M u­ zie m n ie w ąsk im i u liczk a m i d o jak iejś dziw nej dzielnicy. T łu m y
stafa m ów i, że to trochę po trw a. Nie m a jakiejś części. R ozum iem , ludzi, m n ó stw o k ra m ó w i sklepików , n ap isy chyba we w szystkich
że m a m się nie denerwować. Z ostaniem y tu n a noc. Spokojnie, ju tro językach św iata, n a n iek tó ry c h ta b liczk a ch rosyjski, n a n iek tó ry ch
n a pew no ruszym y. Niecałe 200 kilom etrów o d Istam b u łu ! ch iń sk i, n a in n y ch polski. Z atrz y m u je się w m iejscu, gdzie jed n o
N a d zisiaj nici z Azji. Idę w obec tego się przejść. Zobaczę przy ­ przy d ru g im sk u p io n e są m in ia tu ro w e b iu ra podróży. W chodzim y
n ajm n iej coś in n eg o n iż tylko o g lą d a n e o d k ilk u d n i dro g i i przy ­ do pierw szego lepszego i od tego m o m e n tu w szystko dzieje się
d ro ż n e knajpy. O kazuje się je d n a k , że m iasteczk o ja k m iasteczko, w zaw ro tn y m tem pie:
całk iem europejskie, tylko z t ą ró żn icą, że z a m ia st kościołów są tu - A u to b u s do Iran u ? Nie m a sprawy, 20 dolarów . O d jeż d ża za
m eczety, a nieliczn e kobiety c h o d z ą w c h u sta c h n a głowie. Jeszcze półtorej godziny.
jed en szczegół: w szystko tu ta j - ulice, restauracje, sklepy - z d o m i­ Plącę gotów ką. M am bilet. To p ro stsze n iż k u p ien ie w G d a ń ­
n o w ane je s t przez m ężczyzn. K obiet praw ie nie m a, a te, k tó re wi­ sk u b ile tu n a tram w aj. Tutejsze b iu ra oferują a u to b u sy w d o w o ln ą
dać, p rzew ażn ie n o szą zakupy. Z a k ła d a m n a głowę chustę, zd ej­ stro n ę św iata o k ażd ej porze. N ie p rz eszk a d za im , że nie m am
m uję b u ty i w ch o d zę do jed n eg o z m eczetów, o tej po rze praw ie p u ­ irań sk iej wizy, nie w iem co z ty m fa n te m zrobić, ale pow oli uczę
stego. D o p iero tu ta j czuję in n ą tro ch ę tajem n iczą atm osferę. się nie m a rtw ić n a zapas.
W ieczorem idę oczyw iście z M u sta fą i D ż a n e m d o m ałej re s ta u ­ K upuję jak ieś owoce i chleb n a drogę, w racam p o d m oje biuro,
racyjki, gdzie, ja k zwykle, sp ęd z am y k ilk a go d zin . O lb rzy m i w y­ je s t tu ju ż sp o ra g ru p k a ludzi. Turków ? Irańczyków ? N ie wiem.
b ó r tu re c k ic h potraw , ale niestety, w iększość je st d la m n ie n ie d o ­ P o d jeżd ża m in ib u s . Nie jest to by n ajm n iej lu k su so w y au to k ar, ra­
stęp n a, b o nie jem m ięsa. Z ro zpaczony M u sta fa k u p u je więc p rz e ­ czej coś w stylu n aszy ch daw nych „ogórków ”, ale jeszcze n a c h o ­
różne sa ła tk i i owoce. O m aw iam y p la n n a ju tro . M u sta fa p o g o d ził dzie. R o zu m iem , że m a m p o p ro s tu to, za co płacę. S poro czasu
się ju ż z m yślą, że m am z a m ia r przejechać s a m o tn ie p rzez całą T u r­ trw a ład o w an ie b ag ażu , głów nie n a d ach . W k o ń c u je d n a k jeden
cję do Ira n u . O św iadcza m i je d n a k , że ab so lu tn ie, p o d żad n y m p o ­ z kierow ców sp raw d za bilety, ro z sa d z a w szystkich n a m iejscach
zorem nie m ogę jeździć w T urcji stopem . A ju ż n a pew no nie z kie­ i ruszam y. C iągle jeszcze nie m ogę o ch ło n ąć, ta k szybko w szystko
row cam i tirów . O n ju ż tego dopilnuje. Ju tro będzie jeszcze m u siał się stało. Jedziem y. N a w schód, w stro n ę Iran u .
zo stać w w arsztacie, nie w iad o m o zresztą ja k dłu g o , ale jego kolega
przyjedzie p o m n ie ran o oso b o w y m sa m o ch o d e m i zawiezie m n ie C z w a rta n a d ranem . Ktoś d e lik a tn ie szarpie m n ie za rękaw:
do Is ta m b u łu . Nie, nie n a a u to s tra d ę w jazdow ą, n a dw orzec a u to ­ tea break. O tw ie ra m oczy. To siedzący obok m n ie Irań czy k . Jestem
busowy. Bo au to b u sy są tu ta j tanie. w a u to b u sie, ciągle jeszcze w Turcji, jad ę do Iran u . W łaśn ie za trz y ­
m aliśm y się n a h erbatę. D laczego o takiej porze? N iew ażne. Wy­
B ardzo w cześnie ran o ż e g n a m się z m o im i n ie z a p o m n ia n y m i ch o d zim y ro zp ro sto w ać kości, k to ś k u p u je m i h erb atę, k to ś czę­
kierow cam i, z k tó ry m i p rzejech ałam przez trz y kraje. T ak ja k się stu je o rzeszkam i. P rzy g ląd am się m o im w sp ó łto w arzy szo m p o ­

t 26 # I 27 #

1■
’"H"—"1 IP WHm------n p |f|W
dróży. Praw ie sam i Irańczycy, w w iększości m ężczyźni. Jako je­ szło... N a ra tu n e k p rzy ch o d zą m i m o i au to b u so w i zn ajo m i. W szy­
dyna. s a m o tn ie p o d ró ż u ją c a dziew czyna o ra z je d y n a osoba spoza scy chcą m i po m ó c, łącznie z d w o m a o tyłym i R o sja n a m i ze zło ­
tego rejo n u w y ró ż n iam się tro c h ę z autobusow ego tłu m u , W zbu­ tym i zębam i. B urzliw a n a ra d a . W ym yślili. Jesteśm y tera z gdzieś
d z a m sp o re zain teresow anie. Ci, któ rzy m ów ią tro ch ę po angiel­ p o śro d k u Turcji. N ied łu g o będ ziem y p rzejeżdżać p rzez o sta tn ie
sk u ro zm aw iają ze m n ą, w y p y tu ją o w szystko, tłu m a c z ą resz­ d u że m iasto n a d ro d z e do Ir a n u - E rz u ru m . T am p o d o b n o jest
cie pasażerów , oferują pom oc. Z ap o w iad a się ciekaw a podróż. Po ira ń sk a am b asa d a. Szybko u z g a d n ia ją coś z kierow cam i. A u tobus
k ró tk iej p rzerw ie p ak u jem y się wszyscy z p o w ro te m do a u to b u su z a trz y m a się n a p a rk in g u za m ia ste m . D a d z ą m i g o d zin ę n a za ła­
i jedziem y dalej. tw ienie sprawy. M iło z ich strony, ale n ie w iedzą chyba, że w Polsce
Z n o w u w łączają sw oją s tra s z n ą m uzykę: tu re c k ą wersję n a ­ przy d o b ry m szczęściu czeka się n a wizę około m iesiąca. M ów ią,
szego disco polo. W szyscy w ydają się przy ty m do b rze bawić. D la żebym się nie m a rtw iła , p ó jd ą ze m n ą . I tu ta j staje się c u d (prze­
m n ie o z n a c z a to koniec d rz em k i. Z resztą m oże i dobrze, bo z a ­ znaczenie? O p a trzn o ść? - coś, co n a d e m n ą zaw sze czuw ało, teraz
czyna św itać i za o k n a m i pojaw iają się coraz to w spanialsze k ra jo ­ też m n ie nie zawodzi): w śró d p asa żeró w zn ajduje się m ło d y m ęż­
brazy. Po o b u stro n a c h d ro g i niesam ow ite góry spow ite m głą, n a czyzna, s tu d e n t medycyny, k tó ry tw ierd zi, że je st k u z y n e m k o n ­
szczy tach ośnieżone. Aż szk o d a, że w ogóle była noc, s tra c iła m tyle su la generalnego w tej am b asa d zie. M oże się uda.
pięknych widoków. A m basada. Z z a w iąza n ą n a głow ie c h u s tą i z bijącym sercem
W k a ż d y m razie pierw szą n o c m a m ju ż praw ie za sobą. P rzy­ w chodzę do śro d k a . S tu d e n t k aże m i w ypełnić w n io sek i w ogóle
p o m in a ją m i się p o cztów ki i zn aczk i, które k u p iła m w Istam b u le. się nie odzyw ać. O n to załatw i. N ik t z resztą o nic m n ie nie pyta,
O becnie są w m o im p leca k u n a d ac h u a u to b u su , do którego przez bo tu nie m a zw yczaju ro z m a w ia n ia z kobietam i. C zek am niecier­
dwa n ajb liższe d n i nie b ędę m ia ła d ostępu. W ogóle nie chce m i się pliw ie n a k o ry ta rz u . Pól g o d zin y p ó źn iej „m ój” s tu d e n t w ręcza m i
naw et myśleć, że p rzede m n ą jeszcze cały d łu g i dzień, noc o raz k o ­ p a s z p o rt z w k lejo n ą wizą. Jestem u rato w an a! Co p ra w d a jest to
lejny d z ie ń w au tobusie. tylko w iza tran z y to w a, n a pięć d n i, i k osztuje m n ie 50 dolarów ,
Aby tem p o było w ydajne, a u to b u s m a trz e c h kierow ców p ro ­ ale i ta k d o k o n aliśm y dziś niem ożliw ego. Teraz szybko do a u to ­
w adzących n a zm ianę, ra k że jedziem y przez cały czas z k ró tk im i b u su . C zasu jest m ało, bierzem y taksów kę, jedziem y n a p a rk in g za
p rzerw am i n a p o siłk i i toaletę. N a razie nie jest źle. O g lą d a m k ra ­ m iastem , kolejne 10 d o laró w d la tak só w k a rza . T ru d n o , niew ażne.
jobrazy, ro zm aw iam tro ch ę z siedzącym obok Irańczykiem . Ła­ W au to b u sie w szyscy św iętują m ój sukces.
m a n ą an g ielszczy zn ą za p ra sz a m n ie do siebie. M ieszk a w pięk n y m T eraz m ogę ju ż spokojnie jech a ć dalej. G ra n ica co raz bliżej,
sta ry m m ieście Sziraz, W ogóle zap ro siła m n ie ju ż co najm niej p o ­ m am y d o trze ć ta m w nocy. Po d n iu p ełn y m w rażeń udaje m i się
łowa lu d zi z au to b u su : m ło d e m ałże ń stw o ze ślicznym niem ow lę­ zd rzem n ąć . G dy b u d z ę się, za o k n a m i jest ju ż ciem no, a w śró d p a­
ciem siedzące za m ną, sta rsz a p a ra za n im i, jed en b a rd z o k u ltu ­ sażerów p an u je m ałe p o ru szen ie. Z b liżam y się do granicy. Wszyscy
raln y Ira ń c z y k m ów iący św ietnie p o angielsku. Są b a rd zo m ili, nie jed n o m y śln ie tw ierd zą, że m u szę się w zw iązk u z ty m przebrać.
w iem jeszcze, z którego za p ro sz e n ia skorzystam . N a razie nie m a m Z ajm ują się ty m kobiety. Sam e też ju ż ow inięte szczelnie czarn y m i
naw et irań sk iej wizy. Gdy d o w iad u ją się o ty m m o i w sp ó łp asa że­ c h u s ta m i i p ła c h ta m i, zabierają się za m nie. Z aw iązu ją m i n a g ło ­
rowie, są przerażen i. Z aczy n a się zacięta dyskusja, w szyscy coś m ó ­ wie ch u stę o raz z a k ła d a ją c z arn ą , zak ry w ająca m n ie w całości pe­
w ią, krzyczą, p lanują. Nie w iem , o co chodzi, O k azu je się, że a b s o ­ lerynę zw an ą manto. Po czym , za p o śre d n ic tw em m ężczyzn - k o ­
lu tn ie nie je s t m ożliw e d o sta n ie wizy n a granicy, jedynie w a m b a ­ biety nie m ów ią t u po an g ielsk u - tłu m a c z ą m i, żebym p o d żad ­
sadzie. S zk o d a tylko, że nie w ied z ia łam o tym wcześniej, bo teraz ny m p o zo rem nie p o k azy w ała się w Iran ie p u b liczn ie bez chusty,
ju ż tro ch ę pó źn o . Co m a m te ra z zrobić? A ta k ju ż w szystko dobrze N ajw ażniejsze to m ieć za k ry te włosy. N ie p o w in n a m też p o k azy ­
wać się z m ężczy znam i, s a m a podróżow ać, a najlepiej to w ogóle
nie być k o b ie tą albo zo stać w dom u.
P o w in n a m to przem yśleć. N ie m a je d n a k n a to czasu. G ranica.
Robi się stra sz n ie egzotycznie. W ielkie zam ieszan ie, w p o m iesz­
czen iach g ran iczn y ch koczuje tłu m kolorow ych p ostaci. N a p o d ­ 13-15 PAŹDZIERNIKA
łodze śpią, jed zą, p iln u ją tobołów , kobiety z z a k ry ty m i tw arzam i
k a rm ią dzieci, czekają. P o d o b n o to u ch o d ź cy z Syrii. O p ró cz tego IRAN
Irańczycy, Turcy, w ielki kolorow y tłu m . I tu ta j m ój pierw szy b łą d
- zafasc y n o w an a tą eg zo ty k ą w yciągam a p a ra t i robię zdjęcie. D o ­
p a d a ją m n ie celnicy. G ran ica, fo tografow anie ściśle zabronione.
C hcą m i skonfiskow ać a p a rat. Jak o ś im się je d n a k w yw ijam . M u ­
szę bard ziej uw ażać.
Z rezy g n o w an a siad am , ta k ja k wszyscy, n a p o d ło d z e i czekam . Iran. A d o k ła d n ie Isla m sk a R ep u b lik a Iran u . P ań stw o wy­
C zekam y ta k pól nocy. P o tem różne kontrole. P aszporty, wizy, pie­ znaniow e. P aństw o, w k tó ry m k o b ieta m oże być a reszto ­
czątk i. R ozład o w anie b ag a żu , szczegółow a k o n tro la. P rzed celn i­ w a n a za b ra k ch u sty n a głowie. P aństw o, z k tó reg o m u siał
k am i trz e b a o p ró żn ić k a ż d ą s z tu k ę bagażu. D ziw ią się, że nic nie uciec Irańczyk, jak ieg o z n a ła m w Polsce, aby u n ik n ą ć p rz e śla d o ­
przew ożę, w pisują do m ojego p a s z p o rtu zaw arto ść m ojego plecaka w ań religijnych. N ie był m u z u łm a n in e m ...
(oczywiście arab sk im i z n a c z k a m i - nie do od czy tan ia), w końcu N a razie w szystko w p o rz ą d k u . D ziew iąta rano. S trefa p rzy g ra­
p rzep u szczają. P rzesuw am y zeg ark i o 1,5 go d zin y d o p rz o d u . niczna. P oczątek trzeciego d n ia w au to b u sie. K tóraś z kolei p o li­
P ią ta ran o . Jestem w Iranie! cyjna k o n tro la p a sz p o rtó w i bagaży. Z a k ażd y m ra zem o zn a cza to
d łu ższy postój. Z a k aż d y m razem też, gdy w chodzi k o n tro la lub
gdy ja chcę n a chw ilę wysiąść, m u szę przyw dziew ać p o życzone m i
czarne szaty. N iew ażne, że jest u p a ł i że bez n ich jest w ystarczająco
gorąco, w ażne, żeby być m a k sy m aln ie przykrytą,
Jestem w lek k im szo k u k u ltu ro w y m . P oza ty m dają o sobie znać
niew yspanie, zm ęczenie, gorąco o ra z ogólny n a d m ia r w rażeń . We­
d łu g b iu ra podróży, k tó re sp rzed ało m i bilet, p o w in n iśm y d ojeż­
d żać w łaśnie do T eheranu. O kazuje się jed n ak , że ja k w szystko d o ­
brze pójdzie, d o trze m y ta m ju tro z ran a. Czyli jeszcze tylko jeden
dzień i je d n a noc bez p ry sznica i sn u . D robiazg, Jed y n y m p o cie­
szeniem są m o i niesam ow ici w spółpasażerow ie. W łaśn ie odbyw a
się b u rzliw a dyskusja bez m ojego u d z ia łu , jak , gdzie, czym i z kim
najlepiej p o w in n a m jechać, aby m ieć ja k najlepszą i n ajb ezp iecz­
niejszą p o d ró ż. W ychodzi w k o ń cu n a to, że najlepiej w T eheranie
w siąść w sa m o lo t p ro sto do P a k is ta n u , aby czym p rędzej opuścić
ten kraj. Tego w łaśnie nie m a m z a m ia ru zrobić. M u szę w ykorzy­
stać w p ełn i m o ją cu d em zd o b y tą wizę.
W k aż d y m razie w T eheranie będę m ia ia gdzie się zatrzym ać. m om encie p o z a ob o w iązk o w ą c h u s tą zak ry w ająca w łosy jestem
M am zap ro szen ie od sporej części auto b u so w eg o tow arzystw a. u b ra n a n o rm a ln ie i czuję n a sobie d ziw ne sp o jrze n ia w szystkich
M yślałam o z a trz y m a n iu się u ro d z in k i m ilej p a n i z dzieckiem , przechodniów . D opiero gdy idziem y w ieczorem d o m ecz etu , ow i­
je d n a k jej m ąż zbyt n a c h a ln ie próbuje m nie p rzekonać, żebym je ­ ja m się szczelnie p o ży czo n ą m i c z a rn ą p łach tą. P o m im o , że cala
c h a ła w łaśn ie z n im i, u niego n a pew no będę m ia ła najlepiej, jego się w n ią plączę i u tr u d n ia m i o n a n o rm a ln e p o ru sz a n ie , czuję się
d ru g a ż o n a nie będzie m ia ła nic przeciw ko, bo zakw ateruje m nie je d n a k lepiej n iż przyciągając uw agę o d m ien n y m stro jem . T utaj
w lu k su so w ej w illi swojej m a tk i, gdzie m ieszk a też jego now a m usim y się rozdzielić. Idę z ż o n ą A sg h ara do sp ecjaln ie w yzna­
dziew czyna, a p o za ty m k u p i m i n a p o ż e g n a n ie b ilet n a sam o lo t czonego w m eczecie p o m ieszc zen ia d la kobiet. O lb rz y m ia , b o g ato
p ro sto do In d ii. C hyba je d n a k nie skorzystam ... z d o b io n a św ią ty n ia robi n a m n ie w rażenie. P o g rąż en i w m o d li­
P rzerw a n a śn iad an ie. W przydrożnej re sta u rac ji m am okazję tew nym tra n sie ludzie, m o n o to n n ie recytow ane w ersety K oranu,
skosztow ać irań sk ieg o pieczyw a. W niczym nie p rz y p o m in a ono niesam ow ity k lim a t.
n aszeg o chleba, a idea naszej k a n a p k i nie jest tu w ogóle zn a n a.
Jest to duży, cienki p ia t z sam ej m ą k i i wody, z którego o d ry w a się D zień upływ a m i n a ro zm o w ach z A sgharem i jed ze n iu , D ys­
m ałe k aw ałk i i zagryza n im i in n e potraw y. C ałkiem niezłe. k utujem y o tu tejszy ch obyczajach, m en taln o ści, k o b ietach , re­
ligii, K oranie. P o m im o że A sg h ar św ietnie zn a an g ielsk i, nie jest
M in ęła jak o ś kolejna n o c w autobusie. O g lą d a m z o k n a w spa­ n a m łatw o się zro zu m ieć. Ja k k a ż d y praw dziw y m u z u łm a n in , o d ­
n iały w sch ó d słońca. Z b liżam y się d o T eheranu. D ecyduję się sk o ­ pow iedź n a k aż d e życiow e p y ta n ie o d n ajd u je w ob jaw ien iu M a­
rzy stać z zap ro szen ia n ajb ard ziej k u ltu ra ln ie w yglądającego ze h o m e ta sp isan y m w K oranie. W ty m czasie jego ż o n a n ie u s ta n n e
w szystkich au to b u so w y ch Irańczyków . W jeżdżam y do stolicy. k rz ą ta się w k u c h n i. Po kolejnym p o siłk u oferuję p o m o c w zm y­
D u że, czyste, p rz e stro n n e m iasto. Gdyby nie p ostacie w czern i w aniu n aczy ń i p y tam , czy m o że ró w n ież A sghar m ó g łb y wyręczyć
o raz p erskie n ap isy n a re k la m a c h i sklepach, m ogłoby u chodzić za żonę. W yw ołuję ty m tylko rozbaw ienie. A sghar w sw oim życiu n i­
praw ie europejskie. N a w ielk im p a rk in g u n a stęp u je rozład o w an ie gdy jeszcze nie zm yw ał. O d czego w k o ń cu m a żonę? P o b rali się,
a u to b u s u i n iekończące się p o ż e g n a n ia z resztą p asa żeró w .. gdy o n a m ia ła szesnaście lat. Było to, jak każe tradycja, m a łż e ń ­
W d o m u A sghara, m ojego go sp o d arza, w ita nas jego m ło ­ stw o aran żo w an e. Są k u z y n a m i. W Ira n ie m ło d zi lu d zie nie m ają
d z iu tk a ż o n a z ich o śm io le tn im synkiem . N ie o k azuje naw et więk­ okazji an i m ożliw ości z w łasnej in icjaty w y sam i kogoś p o zn ać. O d
szego zd ziw ien ia n ieco d zien n y m gościem , b a rd z o serdecznie m nie tej p o ry dziew czyna prow adzi d o m , g otuje w ychow uje syna. Wy­
przyjm uje. N iestety, w przeciw ieństw ie do m ęża, nie z n a an i słow a chodzi głów nie po zakupy, czasem z m ężem do rodziny. Czy jest
po an g ielsk u . D obrze im się pow odzi. A sghar je s t nieźle z a rab iają­ szczęśliwa? P roszę A sghara, aby ją zap y tał. Twierdzi, że nie m a p o ­
cym b izn esm en em , m ają duży, elegancko u rz ą d z o n y dom . M ogę trzeby. Przeciez k a ż d a ira ń s k a k o b ieta jest szczęśliwa...
w k o ń cu zdjąć chustę. Po tej długiej p o d ró ży m arz ę tylko o dw óch W ieczorem o g ląd am y telewizję. W yłącznie ira ń sk ą , b o zarów no
rzeczach: w ziąć prysznic i iść spać, M oje m a rz e n ia szybko się speł­ z a c h o d n ie filmy, ja k i m u zy k a są tu zab ro n io n e jak o szerzące w ar­
niają. P rysznic nigdy nie w ydaw ał m i się w sp an ialszy n iż teraz, po tości n iezg o d n e z K oranem . D ziw nie tro ch ę w y gląda p re zen terk a
trzech d o b ac h w autobusie. T ak sam o jak łóżko z czystą pościelą. w iadom ości w czarnej chuście n a głowie. O śm io letn i A m ir uczy
Po p o łu d n iu jedziem y n a zw iedzanie stolicy. N ajpierw do w iel­ m n ie liczyć p o p ersk u , ja jego - p o angielsku. Z A sg h arem ro ­
kiego, p ięk n ie u trzy m a n eg o p a rk u z fo n ta n n a m i. Z u p ełn ie eu ­ bim y plan y co d o m ojej dalszej p o d róży, n ied łu g o koń czy m i się
ropejski. Tylko te p o stacie w czerni... W szystkie kobiety w yglą­ w iza. Chcę jech ać a u to b u sem w s tro n ę P ak istan u . A sg h ar nie chce
d ają tu jed n ak o w o , z d a le k a m niej więcej ja k zakonnice, Ja w ty m o ty m słyszeć, bo niebezpiecznie, niew ygodnie, d łu g o . P o d o b n o
b a rd zo ta n ie są tu w ew nętrzne sam oloty, m o g łab y m polecieć p ro ­
sto do Z a h e d a n u w p o b liż u p ak ista ń sk ie j granicy. Jedyny problem
w ty m , że trz e b a rezerw ow ać b ilety z k ilk u ty g o d n io w y m w yprze­
d zen iem , a m o ja w iza za dw a d n i się kończy. O kazuje się, że sio­
s tra A sg h ara p racuje w lin ia c h lotniczych, więc je st szansa, że u d a 16-19 PAŹDZIERNIKA
się to jak o ś załatw ić. A sg h ar ju ż w czoraj do niej zad zw o n ił, z a n im
jeszcze za częłam m yśleć o sam olocie. W ierzę, że czym kolw iek p o ­ PAKISTAN
jadę, b ęd zie dobrze.

Powoli przy zw y czajam się d o cudów . M am b ile t n a s a m o ­


lot. B ilet, k tó ry k o sz tu je o k o ło sie d m iu do laró w , m n iej
n iż ta k s ó w k a w Turcji. P o za ty m A sg h ar i ta k nie p o ­
zw ala m i zapłacić. Jestem jego gościem . Z tru d e m też p rzek o n u ję
go, że nie m u si ze m n ą lecieć do Z a h e d a n u , żeby p o m ó c m i w d a l­
szej d ro d z e. R a n o ż e g n a m się z jeg o ż o n ą i m ały m A m irem , a As-
g h a r odw ozi m n ie n a lo tn isk o . N a p o ż e g n a n ie m ów i, żebym za­
wsze p a m ię ta ła , że „nie m a b o g a p ró c z A llach a, a M a h o m e t jest
jego p ro ro k ie m ”.
S am o lo t lin ii lo tn iczy ch Islam sk iej R ep u b lik i Ira n u . Trasa: Te-
h e ran -Z a h ed an , P a k ista ń sk a k o b ieta w śre d n im w ieku, o b o k k tó ­
rej siedzę, z a m ie n iła się ze m n ą n a m iejsca, ta k że tera z m ogę p o ­
dziw iać niesam o w ite w idoki z o k n a. O lbrzym ie, p u sty n n o -g ó rzy -
ste przestrzenie. Zero drzew, in n ej ro ślin n o ści czy zab u d o w ań .
W szystko szaro-brązow e, p o za ty m spow ite lek k ą m glą. P o m im o
całej m o n o to n ii tego k ra jo b ra z u ciężko jest o d erw ać o d niego
w zrok. Z n o w u w szystko ta k szybko się stało i zn o w u bez m ojego
u d ziału . D opiero co przybyłam do tego dziw nego k raju , do p iero co
zaczęłam pozn aw ać lu d zi i ich ja k ż e o d m ien n e o d n aszego życie,
a ju ż jestem w sam olocie lecącym w s tro n ę P a k ista n u . Z a chwilę
kolejny kraj. Czy nie za szybko? J e d n a k m oja w iza nie p o zw ala m i
z a trzy m ać się d łu żej w Iranie.
W sam olocie serw u ją w łaśnie śn iad an ie . P a k is ta n k a zaczyna
robić się rozm o w n a. D o Ira n u jeźd zi w interesach, teraz w raca
w łaśnie do kraju. M ówi, że z Z a h e d a n u do g ran icy jeszcze jak aś

^ 35 #
g o d z in a d ro g i. M o żn a się ta m d o stać tylko tak só w k ą . P roponuje Tego nie wie n ik t. P raw d o p o d o b n ie, ja k się m a k sy m a ln ie zap ełn i.
w sp ó ln ą p o d ró ż , będzie tan iej. N a razie czekam y. E g zo ty k a n asz eg o p o ciąg u p rz e ra sta chyba
O koło p o łu d n ia z p u sty n n e g o k ra jo b razu zaczynają w yłaniać w szystko, co do tej p o ry w id ziała m . Ju ż o d d łu ższe g o czasu p o ­
się jakieś zab u d o w an ia. L ądujem y w Z ah ed an ie. W w ielkim z a m ie ­ woli z a p e łn ia się i tę tn i sw oim n ie p o w ta rz a ln y m , p o ciąg o w y m ży­
szan iu o d n ajd u jem y jak o ś swoje bagaże. Ja m ój niew ielki plecak, ciem. C iem ne ko b iety w w ielobarw nych szatach , m ężczy źn i w p a ­
m oja n o w a z n a jo m a tysiące toreb, pudeł, p ak unków . Nie p rzy p u sz­ k ista ń sk ic h stro jach . Wszyscy z ty sią c a m i worków, p u d el, p a k u n ­
czałam , że m o ż n a po d ró żo w ać z ty lo m a rzeczam i. Jej wydaje się to ków, skrzynek. U pychają to w szystko w k ażdy w olny skraw ek p rze­
nie p rzeszk ad zać. Pchając p rz ed so b ą w ózek z to b o la m i znajduje strze n i w w agonie. W chodzą, w y ch o d zą, k łó cą się, krzyczą. I tak
tak só w k a rza , z k tó ry m z a czy n a długie, krzykliw e p e rtra k ta c je n a ju ż o d k ilk u go d zin . W k o ń c u ruszam y. R uszam y, by zn o w u za­
te m a t ceny. Po około p ię tn a s tu m in u ta c h k o m p ro m is zostaje o sią­ trzy m ać się n a nie w iadom o, ile czasu , n a pierw szej m alej p a k i­
gnięty. P akujem y się z b a g a ż a m i do starego terenow ego a u ta i je­ stań sk iej stacyjce. T utaj p o ciąg zo staje dosłow nie zaatak o w an y
dziem y do g ran icznego T a fta n u . W szystko robi się coraz bardziej przez hałaśliw y ch w ym ieniaczy w aluty, sprzedaw ców papierosów ,
egzotyczne. D ro g a prow adzi przez p u sty n ię, w o d d a li zarysow ują napojów , jed ze n ia. D opiero po zm ro k u , pow oli i z m o zo łem , n asz
się góry, a n a sz kierow ca uprzejm ie zatrzy m u je się n a chwilę, gdy po ciąg decyduje się ruszyć n a dobre.
chcę sfo to g rafo w ać m ijającą n a s karaw anę w ielbłądów .
G ran ica. T o taln y chaos. M oja p a k ista ń s k a z n a jo m a gdzieś z n ik ­ O tw ieram oczy. Z a o k n em n ajp raw d ziw sza p u s ty n ia . O lbrzy­
nęła. Jestem sam a w śród kłębiącego się tłu m u kolorow ych, k rz y ­ m ie piaszczyste p rzestrzen ie, g d zieniegdzie ty lk o p rz y k u rzo n e
kliw ych p o staci. U staw iam się n a k o ń cu kolejki do o k ien k a p a sz ­ k rzaczki, w o d d a li zam g lo n e sylw etki gór. Co jak iś czas m ijam y
portow ego. N a k o ń cu kolejki d la kobiet, m a się rozum ieć, bo są t u p u s ty n n ą w ioskę - k ilk a m ały ch lep ian ek i m ach ające pociągow i
dwie o d d zieln e. Ciągle jeszcze jestem w Iranie. Ale ju ż niedługo. bose dzieci. Czasem, sta d o w ielbłądów . W szystko p o k ry w a się p o ­
P o d ch o d zi do m nie ja k iś ce ln ik i prow adzi p ro sto do okienka, woli szarym , w ciskającym się w szędzie pyłem . S u n iem y pow oli do
gdzie w bijają m i kolejną pieczątkę do m ojej kolekcji w paszporcie. p rz o d u . Ju ż o d p o n a d d w u n a s tu g o d zin .
P o tem jeszcze je d n ą i... jestem w P akistanie. P ołudnie. S tacy jk a kolejow a w wiosce gdzieś p o ś ro d k u p u ­
Jestem w P ak istan ie - i co dalej? T łu m , ale k ażdy jest zajęty styni. M iejscow i d o ro śli i dzieci c h o d z ą w z d łu ż p o c ią g u i, p rze­
sw oim i spraw am i, p o za ty m n ik t nie m ówi po angielsku. D o o k o ła k rzy k u jąc się naw zajem , sp rzed ają co się da: p a k is ta ń s k i czaj, czyli
p u sty n ia . Jak m a m się s tą d w ydostać? N agle p o d c h o d z i do m n ie obrzydliw ie sło d k ą m ieszan in ę herbaty, m lek a i c u k ru , ryż, m e­
m io d y człow iek z plecakiem . P o dobnie ja k ja, nietutejszy. W p rz e ­ lony, ch leb k i-n aleśn ik i. M ały ch łopiec z w orkiem ugoto w an y ch ja ­
ciw ieństw ie do m nie jest je d n a k bardziej zorientow any. M ówi, że jek p rz ech o d z i po raz k tó ry ś p o d n asz y m o k n em m o n o to n n ie n a ­
jest tu p o ciąg , k tó ry n ie d łu g o m a w yruszyć d o Q u e tty - m ia s ta w ołując: pokanda! pokanda!
w c e n tru m kraju. Pociąg k u rsu je dw a razy w ty g o d n iu , więc m am y Jedziem y dalej. P ociąg m a specyficzny zwyczaj sta w a n ia w róż­
szczęście. Są jeszcze autobusy, ale trasa w iedzie przez p u sty n ię, nych m iejscach z niew iadom ych przyczyn n a n ieo k reślo n y czas.
a p o d o b n o nie w szędzie jest dro g a, więc po ciąg w ydaje się pew niej­ N ikogo to je d n a k nie dziw i, n ik t się nie denerw uje. W szyscy w ie­
szy. P rzy n ajm n iej są tory. W siadam y. dzą, że i ta k prędzej czy p ó źniej dojedziem y wszyscy do Q uetty.
Mój now y znajom y n az y w a się Pu X iao n in g i jest sy m p aty cz­
nym m ło d y m C hińczykiem stu d iu ją cy m w Syrii. M ów i, że m a m W ieczór. M in ę ła ju ż p e łn a d o b a w pociągu, D o strzeg am y za
się nie m a rtw ić o bilety. K upim y b ezp o śred n io od k iero w n ik a p o ­ o k n em o p ty m isty czn y akcent: sk u p isk o św iateł. Czyżby w k o ń cu
ciągu, k tó ry sam się do n a s zgłosi, ja k pociąg ruszy. A kiedy ruszy? Q u e tta ?

^ 36 #
M ila re sta u rac y jk a h o te lik u „Isla m a b ad ”. D o tarliśm y tu z P u
X iao n in g iem p ięk n ą, ko lo row ą rykszą m o to ro w ą sp o d dw orca. Te­ m asy innych, n iezn an y ch m i rzeczy. P o za cym n a k a ż d y m p o sto ju
ra z ro zk o szu jem y się p a k is ta ń s k im i p o tra w a m i i tutejszym pie­ m o ż n a ku p ić p rzez o k n o czaj, a n a d łu ż sz y m w yjść n a p ero n i za
czyw em w k ształcie ow alnego placka. P u zostaje tu dłużej, ja ju tro k ilk a ru p ii delektow ać się p rz y sm a k a m i o d p ero n o w y ch straga-
ru s z a m dalej. P o d o b n o kolo p o łu d n ia jest ja k iś p o ciąg d o L ahore niarzy.
- n ied alek o g ran icy z In d ia m i. Spokojnie, w m o n o to n n y m ry tm ie w y stu k iw an y m p rzez koła
naszego p o ciąg u m ija kolejny d zień . W ieczorem przy b y w am y do
Q u e tta . To ju ż n ajp raw dziw sza Azja. Po w ąskich uliczkach, L ahore. Jest to duże, chao ty czn e m ia sto , gdzie sp o ty k ają się szlak i
oprócz sam o ch o d ó w (z k iero w n icą po prawej stronie), chaotycz­ h an d lo w e i p rzem y tn icze m ięd zy P a k ista n e m a In d ia m i. S tą d ju ż
nie i jed n o cz eśn ie we w szystkich k ie ru n k a c h p o ru sz a ją się też ryk- tylko chw ila do Indii. Ale to ju tro . D zisiaj n a to m ia s t idę razem
sze, rowery, wózki zap rzę g n ię te w osiołki i woły, N igdy nie w idzia­ z C zecham i n a p o szu k iw a n ie jak ieg o ś tan ieg o noclegu, P rzeciska­
łam bard ziej kolorow ych i ozdobionych autobusów . Jed n y m z ta ­ jąc się z p leca k am i w tłu m ie, m ięd zy ry k szam i, trą b ią c y m i a u to ­
kich p o jazd ó w jedziem y ra n o n a bazar. P odziw iam y barw ne życie b u sam i i w ozam i zap rzę żo n y m i w woły, trafiam y w k o ń cu d o je d ­
uliczne, w y m ien iam y pieniądze, próbujem y w yciskanego n a m iej­ nego z w ielu tutejszych m ałych, o b sk u rn y c h hotelików . Są też h o ­
scu so k u z trzcin y cukrow ej. Z afascynow ani ty m egzotycznym tele czyste, p rz e stro n n e , z k lim a ty z acją , ten je d n a k bardziej o d ­
św iatem z a traca m y p o czucie czasu. p o w iad a n a m cenow o - około d w ó ch dolarów o d osoby. N ajw aż­
N a dw o rcu okazuje się, że p ociąg ow szem jest, z ty m że n ale­ niejsze, że je st łóżko, jest naw et prysznic. T ak niew iele p o trz e b a do
żało zro b ić rezerw ację k ilk a d n i wcześniej. Ale... ja k zw ykle czuw a­ szczęścia p o do b ie spędzo n ej w p a k is ta ń s k im pociągu...
ją c a n a d e m n ą w tru d n y ch chw ilach siła i teraz m n ie nie opuszcza.
B ędąc s a m o tn ie p o d ró ż u ją c ą eu ro p ejsk ą k o b ie tą m a się specjalne
względy. U b ran y n a biało k iero w n ik stacji osobiście prow adzi
m n ie do p o ciąg u . P okazuje m i miejsce i każe o nic się nie m artw ić.
To pierw sza n iesam o w ita rzecz. D ru g a jest ta k a , że d o siad a się do
m n ie za chw ilę czterech Europejczyków . Czesi. Jesteśm y jedynym i
b iałym i lu d ź m i w całym p o ciąg u . Ż eg n am się z Pu. Ruszam y. Z a­
p o w iad a się ciekawa p o d ró ż. Kolejne cztery go d zin y w p a k is ta ń ­
sk im po ciąg u .

P ak istań czy cy z naszego w agonu są b a rd z o m ili i sta ra ją się


n a m i, E u ro pejczy k am i, ja k najlepiej zaopiekow ać. M am y więc p o ­
siłki, h erb atk ę, a naw et m iejsce do spania. P ociąg w P ak istan ie to
b a rd z o specyficzna in sty tu c ja . N ie m a tu p rzed ziałó w w naszy m
ro z u m ie n iu tego słowa, są za to trzypiętrow e łóżka. N a k aż d y m
po k ilk u pasażeró w w raz z to b o lam i. P rzez pierw sze k ilk a g o d zin
p o p o c ią g u k rą ż ą cam i z p o w ro te m ta b u n y obnośnych sp rzedaw ­
ców, g ło śn o naw ołujących do k u p ie n ia napojów , potraw , gotow a­
nych warzyw, orzeszków, pestek, suszonych owoców, słodyczy o raz
są święte księgi sikhów . Sikhow ie stan o w ią w iększość m ie sz k a ń ­
ców tego m iasta. Są łatw o ro z p o z n a w a ln i po sw oich tu rb a n a c h -
skryw ają p o d n im i d łu g ie włosy, k tó ry ch nigdy nie obcin ają, gdyż
z a b ra n ia im tego religia.
20-21 PAŹDZIERNIKA D la n as isto tn y m elem en tem ich w iary jest trad y c y jn a go ścin ­
ność, k tó ra n a k a z u je każdej sikhijskiej św iąty n i p rzyjąć i n a k a r­
INDIE m ić p o d różnych . D o Złotej Ś w iąty n i przybyw ają tłu m n ie sikhow ie
z najodleglejszych za k ątk ó w In d ii. N ie b ra k tu ró w n ież ta k ic h jak
iŁkłT<ćŁ>T<jx<^T^TQc>T^T^T^^ ja - białych p o d ró żn ik ó w , d la k tó ry c h jest specjalne p o m ieszcze­
nie, gdzie n a m a te ra c a c h m o ż n a za d a rm o przenocow ać. Z o s ta ­
w iam y więc p lecak i i idziem y zw iedzić św iątynię. Jest o n a o tw a rta
d la w szystkich, o b o w iązu ją tylko dwie zasady: trz e b a być boso
Jed e n z Czechów, Zdene.k, jedzie do Indii. R azem więc o raz zakryć głowę ch u stą. S to jąca p o ś ro d k u z b io rn ik a w odnego
o p u szczam y L ahore. W śród tysięcy po jazd ó w udaje n a m Z ło ta Ś w iąty n ia je st napraw d ę im p o n u ją c a , a odbyw ające się we­
się ja k o ś znaleźć m in ib u s jad ąc y p ro sto p o d indyjską g ra ­ w n ą trz n ie u s ta n n e śpiewy, m o d litw y i czy tan ie św iętych tekstów
nicę. G ran icę p rz ek ra cza się pieszo. N ik o m u się tu nie spieszy. w prow adza w n ie p o w ta rz a ln y n astró j. W spaniale zaczął m i się ten
W pisujem y nasze d an e do którejś z kolei w ielkiej księgi, p o d su w a­ pierw szy d zień w In d iach ,
nej n a m p rzez k o n tro leró w granicznych. Świeci słońce. P a k ista ń ­
scy celnicy zap raszają n as n a herbatkę, P rzech o d zim y pas ziem i n i­
czyjej. P o te m zn o w u księgi, d ek laracje celne, pieczątki, kontrole...
i jesteśm y w In d iach,
Indie! D w a ty g o d n ie tem u , w yruszając z Polski, nie sąd ziłam ,
że to n ap raw d ę będzie m ożliw e. C iągle nie m ogę w to uwierzyć.
S p o d g ra n ic y do najbliższej w ioski, sk ąd m o ż n a w yruszyć d a ­
lej, są jak ieś dw a kilom etry. C hcem y przejść piech o tą. N ie pozw a­
lają n a m n a to je d n a k kierow cy ryksz rowerowych. Tak nalegają,
że w k o ń c u w siadam y do jed n eg o z tych dziw nych, trzykołow ych
pojazdów . M oja pierw sza ryksza rowerowa. Czuję się dziw nie, sie­
dząc i obserw ując w ysiłki naszego ry k szarza - k ilk u n a sto le tn ie g o
chłopca. G dybyśm y je d n a k nie wsiedli, nie z a ro b iłb y sw oich 10 r u ­
pii i nie w iadom o, czy jego ro d z in a m iałab y co jeść.
K olejna a tra k cja to a u to b u s. Z a p rzy k ład em m iejscow ych zaj­
m ujem y miejsce,., n a d achu. Stw ierdzam y, że jest to zn aczn ie cie­
kaw szy sp o só b p o d ró żo w an ia. Nie jest ta k d u szn o , ja k w śro d k u ,
a p o za ty m w idoki są nieporów nyw alne. Jedziem y do pierw szego
dużeg o m ia s ta w In d ia c h - A m ritsa ru . Słynie o n o głów nie ze
w sp an iałej Złotej Św iątyni, w k tórej pieczołow icie przechow yw ane
m— — "TT”

r
Kompleks świątynny wzniesiono na przełomie XVI i XVII
wieku na planie prostokąta, w o kół zbiornika wodnego zwa­
nego Amritsar, czyli Jezioro Nektaru. Prowadzą do niego cztery

!
wejścia, po jednym z każdej strony, co symbolizuje akceptację
i otw artość dla wszystkich chcących oddać cześć wiecznemu
guru, niezależnie od płci, pochodzenia, koloru skóry czy wyzna­
nia. Centralny pun kt stanowi właściwa Złota Świątynia, zbudo­
wana na wysepce pośrodku jeziora. Jej nazwa pochodzi od pły­
tek prawdziwego złota, którym i pokryte są górne kondygnacje
i dach budowli. Z lądem łączy ją m arm urow y most, na który
wchodzi się przez m arm urową bramę Darshani Deori.

W XVIII wieku świątynia była w ielokrotnie niszczona przez


armię afgańską. Ostatecznie odbudow ana w XIX wieku za
czasów panowania maharadży Ranjita Singha, po raz kolejny
uległa zniszczeniu w 1984 roku, kiedy doszło do ciężkich walk
między oddziałam i indyjskiej arm ii asikhijskim i separatystami,
którzy schronili się w Złotej Świątyni i zamienili ją w twierdzę.
Prace przywracające świetność tem u miejscu zakończono d o ­
piero w 1999 roku.

Zwiedzając Z ło tą Świątynię należy przestrzegać „zasady


czystości miejsca i ciała” , a więc:
- przed wejściem do pomieszczeń zdjąć buty, a nogi obmyć
w specjalnym zbiorniku z wodą;
- nie pić alkoholu, nie palić papierosów ani nie stosować in­
ZŁOTA ŚW IĄTYNIA (H arm a ndir Sahib, dosłow nie „Siedziba nych używek;
Boga” ) w Am ritsarze to najważniejsze miejsce kultu dla w y­ - nie spożywać mięsa;
znawców sikhizmu: siedziba wiecznego guru, czyli Świętej - nie wnosić noży ani w yrobó w ze skóry;
Księgi Sikhów (Sri Guru G ranth Sahib). W ielu sikhów odw ie­ - posiadać nakrycie głow y ja ko oznakę szacunku dla świę­
dza Z ło tą Świątynię przynajmniej raz w życiu, zwłaszcza przy tego miejsca.
ważnych okazjach, takich ja k urodziny, m ałżeństwo czy naro­
dziny dziecka.

ii -iia. Gm,Ilia:::
22-31 PAŹDZIERNIKA

WRESZCIE NEPAL
■<x>T<baT<3aT<bc>T<±>Tfac^^^

W iem , że do In d ii jeszcze wrócę. I ch o ciaż szk o d a m i


o p u szczać Z ło tą Ś w iątynię, ru s z a m ra n o dalej. W stro n ę
N epalu. Ż eg n a m się ze Z d en k ie m i jad ę ry k szą n a dw o­
rzec. T utaj, ja k zw ykle, o k azu je się, że nie m a ju ż biletów , bo n a ­
leżało zrobić rezerw ację sp o ro wcześniej. W iem je d n a k , że istnieje
coś takiego ja k generał compartment, czyli w agon bez m iejscówek.
N ie chcą m i sp rz ed ać takiego b ile tu , tłu m a c z ą , że to nie miejsce
d la białych kobiet. Jestem je d n a k zd e te rm in o w an a . Z d obyw am
w k o ń c u bilet do G o ra k h p u r, k ilk a s e t k ilo m etró w n a w schód, nie­
d aleko nepalskiej granicy. Jeszcze tylko dw adzieścia cztery g o ­
d ziny w po ciąg u . Bez m iejsców ki, p ra w d o p o d o b n ie z ty siącem lu ­
dzi w w agonie. G dy czekam n a pero n ie, p o d ch o d z i do m n ie jeden
z tra g a rz y i p ro p o n u je, że za pięć ru p ii w skoczy do n ad je ż d ż a ją ­
cego p o ciąg u i zajm ie m i miejsce. N ie p ozostaje m i nic in n eg o , ja k
się zgodzić.
P la n zad ziałał. Siedzę. Nie je s t to je d n a k wcale pocieszające.
O prócz m n ie siedzi w ty m w agonie napraw d ę około ty siąca osób,
n ie m a t u lim itu osób n a m iejsce, a re sz ta tłoczy się n a p o d ło d z e
o raz w k aż d y m w olnym z a k ą tk u p o ciąg u . Nie w iem , ja k przeżyję
dzisiejszy d zień i n a d c h o d z ą c ą noc.
Jak o ś udaje m i się przeżyć, ch o ciaż jest to koszm ar. N ajbardziej
b e z n ad ziejn a ja k dotychczas część m ojej podróży. N igdy więcej ge­
nerał compartment. A ze straszn eg o p o ciąg u - do strasz n eg o m ia­
sta. G o ra k h p u r. O d ra z u n a p ero n ie oblega m nie k ilk a osób p y ta ­
jąc, czy jadę do N epalu. P ó łp rz y to m n a ze zm ęczenia n ieo p a trz n ie
przyznaję się, że rak. Z aciąg ają m n ie d o jakiegoś b iu ra podróży, dziem y p o m ag ać przy budow ie jak iejś sceny w c e n tru m m ia­
w ciskają m i b ilet p ro sto do K a th m a n d u - stolicy N epalu. C ena w y­ steczka. W ieczorem idziem y ra z e m n a spacer la b iry n te m krętych
daje m i się tro ch ę w ygórow ana, ale tłu m a c z ą m i, że w łaśnie z a ­ uliczek. T ra fiłam n a n iesam o w ity okres. Dzisiaj w łaśn ie zaczy n a
czyna się w N e p alu jak iś festiw al i że przez trzy d n i w ogóle nie b ę ­ się trzydniow y festiw al“. W szystkie d o m y i ulice u d ek o ro w an e są
dzie żad n y ch au to b u só w , że te n je st o s ta tn i i o d jeżd ż a za dziesięć g irla n d a m i p o m ara ń czo w y ch kw iatów , p rz ed k a ż d y m i d rzw iam i
m in u t. p alą się św ieczki i lam p k i zap raszające d.o do m ó w d o b re bóstw a.
Co m a m robić? K upuję te n bilet i w siad am d o jakiegoś z n is z ­ P rzyglądam y się g ru p k o m dzieci ch o d z ący m o d d o m u do d o m u
czonego a u to b u su . Ale tylko d o granicy. P o tem m a być luksusow y, i śpiew ającym tradycyjne n ep alsk ie pio sen k i. Ludzie o b d aro w u ją
z k lim aty zacją. G ranica. Ja k zw ykle p rz ek ra cza m ją pieszo. T utaj je słodyczam i i ow ocam i. P o d d ajem y się zaczarow anej atm osferze
okazu je się, ja k b a rd z o jestem n aiw n a. C zeka tu m a sa au to b u só w tego niezw ykłego m iejsca.
do K a th m a n d u , z tym , że k o sz tu ją około pięciu razy m niej n iż ja
zap łaciłam . C zekając n a m ój p rzepłacony au to b u s, idę do jakiejś Jak przez m głę dociera do m ojej św iad o m o ści ry tm bębnów
re sta u rac y jk i pocieszyć się czym ś sm acznym . i m o n o to n n a , m isty c zn a m elodia. W nocy sły szałam dzwony.
A m oże m i się tylko śniło? Ale nie, p rz y p o m in a m sobie, że jestem
N epal. Po trzech ty g o d niach niezwykłej p o d ró ży jestem w k o ń cu w N epalu. O tw ieram oczy. W szyscy śpią, nie m a jeszcze szóstej.
w m oim w y m arzo n y m N epalu. Jeszcze to do m nie nie dociera ale D źw ięki n asilają się. W ychodzę n a zew n ątrz. P rzed b u d y n k iem
podśw iad o m ie czuję, że czeka m n ie tu taj coś wielkiego. O świ­ siedzi n a ziem i g ru p a w ieśniaków p o g rą ż o n a w tra n sie p o ra n ­
cie, po nocy spędzonej w au to b u sie przybyw am y do K a th m an d u . nej m edytacji. Śpiewają, g rają n a b ęb n a ch , d z w o n k a c h i jak ich ś
W au to b u sie zaopiekow ał się m n ą jakiś Nepalczyk, oferując m i p o ­ dziw nych in stru m e n ta c h . Z ap raszający m gestem p o zw alają m i się
m oc w o d n alezien iu adresu, p o d który m am się zgłosić w zw iązku przysiąść. W ydaje m i się, że z a c z y n a m ro zu m ieć, d laczeg o w łaśnie
z m oim obozem w o lo n tariuszy z SCI. O kazuje się, że nie jest to ta ­ tu m u sia ła m przyjechać.
kie proste. M ój info-sheet z SCI pozostaw ia wiele do życzenia. Z t r u ­
dem u daje n a m się odszyfrow ać adres: jak ąś nazw ę i num er. Z prze­ N ie z n a m b ard ziej niesam o w iteg o m iejsca. B udynek, n a k tó ­
rażeniem stw ierdzam , że jest to nazw a dzielnicy, a dom y w ogóle nie rego piętrze m ieszkam y, to d aw n a św iąty n ia. P rzed d rz w ia m i śpi
m ają tu num erów . K rążym y więc po okolicy, pytając k a ż d ą n a p o ­ b e z d o m n a kobieta, p o d n a m i m ie sz k a stale m ed y tu jący sadhu,
tk a n ą osobę, czy m oże zn a Eibendrę. Potem przez parę godzin o b ­ św ięty m ąż. D o o k o ła sk u p isk o stary ch , m iste rn ie rzeźbionych
serwuję życie sklepiku w zap o m n ian ej wąskiej uliczce i czekam n a św iąty ń odw iedzanych co d zien n ie przez h in d u só w z m iasteczk a.
osobę, k tó ra zabierze m n ie n a miejsce obozu. O b o k rzeka, za rz e k ą m iejsce p a le n ia zwłok.
D zisiaj d ru g i d zień festiw alu. P o m im o , iż w n a ro d o w y m k alen ­
P a n a u ti. M ałe m iasteczk o (lub bardziej d u ż a w ioska) w dolinie d a rz u n e p a lsk im jest rok 2052, N ew arow ie, czyli g ru p a etn icz n a
K a th m a n d u przech o d zi m oje najśm ielsze oczekiw ania. W ąskie za m ie szk u jąca n asze m iasteczk o , św iętują w łaśnie rozpoczęcie
uliczki, stare, rzeźbione dom y, k ilk u se tle tn ie św iątynie... N ie je ­ ro k u 1116. T łu m n ie odw iedzają św iątynie, b iorą ry tu a ln ą kąpiel
stem w sta n ie tego opisać, A d o o k o ła góry, bliżej te niższe, a w o d ­ w rzece, o fiaro w u ją ryż, owoce, k w ia ty i m o n ety b ied ak o m o raz b o ­
dali to n ące w ch m u ra ch p o tężn e, h im alajsk ie szczyty. M agiczne
miejsce.
Z ap o zn aję się z p o zo stały m i w o lo n tariu szam i: dziesięcioro 4 Chodzi prawdopodobnie o odbywający się jesienią festiwal Tihar, czyli
Europejczyków z różnych krajów i dziesięcioro N epalczyków . Bę­ Święto Świateł.
gom w św iąty n iac h . W szędzie m u zy k a i śpiew, kobiety w odśw ięt­ kiem ja k a i m asłem . Z m u szam y się do w ypicia. P o te m ju ż tylko
nych sari, w ystro jo n e dzieci. siedzimy. S iedzim y i słucham y. P o g rąż am y się w d źw ięk ach n ie ­
W ieczorem zostajem y za p ro sze n i (po dwie osoby) do nepalskich ustan n ie, m o n o to n n ie p o w tarzan y c h słów ty b etań sk iej m an try .
ro d z in . W szyscy siad ają n a p o d ło d ze, k ażd y przed kręgiem m iste r­
nie w y k o n an y m z żó łtego i czerw onego p ro sz k u , kw iatów i ryżu.
N ajpierw czczenie bogów. G o sp o d y n i zaczy n a d łu g ą, m ag iczn ą ce­
rem o n ię z o g n iem , k ad z id e łk a m i, k w iatam i, śpiew em . M aluje k aż­
dem u kolorow e zn a k i n a ciele, za k ła d a n a szyję girlan d y z kw ia­
tów. Z ac zy n a się u cz ta . N ajpierw d la każd eg o olbrzym i talerz
ro z m a ity c h egzotycznych ow oców i słodyczy. N astęp n ie, n a świe­
żym liśc iu bananow ca, p e łn ią c y m fu n k c ję talerza, właściw y posi­
łek zło żo n y z tradycyjnych n ep a lsk ic h p o traw donoszonych w n ie ­
sk o ń czo n o ść p rzez gospodynię. Ryz, w arzyw a, curry, czapati. Jem y
ta k ja k wszyscy w N epalu, ręk ą, siedząc po tu re c k u n a podłodze.
N ie z a p o m n ia n e przeżycie.

M ieszk am t u ju ż od k ilk u d n i i chociaż je st to zup ełn ie in n y


św iat, czuję się jak w d o m u. T rochę pracujem y (głów nie p rz e n o ­
sząc cegły z m iejsca n a miejsce), gotujem y, robim y z a k u p y n a m iej­
scow ym ry n eczk u . W dycham y atm osferę m iejsca, atm osferę gór
N epalu. T u taj w szystko to czy się n a ulicy. N a ulicy baw ią się dzieci,
kobiety n o szą wodę, su szą się ste rty nie o b łu sk an eg o jeszcze ryżu,
krawcy m ają swoje w arsztaty. O dw iedzam y sklepiki z tysiącem
przep ięk n y ch m ateriałó w i u ulicznego kraw ca za grosze szyjemy
sobie nowe, lekkie u b ra n ia .

D zisiaj m am y dzień wolny, więc k ilk u o so b o w ą g ru p ą w ybie­


ram y się d o buddyjskiego k la s z to ru n a szczycie jednej z okolicz­
nych gór. Po d ro d z e m ijam y m ałe w ioski i śliczne n ep alsk ie dzieci
m ach ające d o n as i krzyczące po an g ielsk u bye, bye! Im wyżej się
w spinam y, ty m bardziej o sz a ła m ia ją n as rozpościerające się w o­
kół w idoki. Po k ilk u g o d z in a c h drogi, po o stry m po dejściu p o d
górę w y ra sta przed n a m i k la sz to r z łopoczącym i n a w ietrze fla­
gam i m od litew n y m i. G o ścin n i m n isi, głów nie u ch o d źcy ty b e ta ń ­
scy, z a p rasz ają nas do św iąty n i. Posągi Buddy, zdjęcia dalajlam y,
siedzący rz ęd am i m ed y tu jący m n isi w bordow o-żóltych szatach.
S iadam y n a po d ło d ze, d o stajem y ty b e ta ń sk ą herbatę: z solą, m le­
1-30 LISTOPADA

WCIĄŻ NEPAL

K a th m a n d u . N ajbardziej n iesam o w ita z azjaty ck ich s to ­


lic. M iejsce sp o tk a ń p o d ró ż n y ch z całego św iata. C hodzę
ja k za czaro w an a w ąsk im i u liczk am i z tysiącem k o lo ro ­
wych sklepików i straganów . M o ż n a t u kupić w szystko: ty b e ta ń ­
skie m alow idła, indyjskie b atik i, n ep alsk ie n aszy jn ik i, k ad zid ełk a,
u b ra n ia . W c e n tru m sk u p isk o k ilk u s e tle tn ic h św iąty ń . W szędzie
coś się dzieje. P rzed św iąty n ią m ed y tu je u b ra n y w p o m arań czo w e
szaty jo g in , obok m ały chłopiec sprzedaje ręcznie ro b io n e w isiorki,
c h o d z ą tu ry ści z a p a ra ta m i. P o m im o dużej liczby białych p o d ró ż ­
nych, hoteli i restau racji z eu ro p ejsk im jedzeniem , K a th m a n d u nie
za traciło swojej n iep o w tarzaln ej atm osfery.

W ieczór. M ały, w strę tn y p o k o ik p rzydrożnego h o te lik u w Tri-


suli. Z ielona jaszc zu rk a , sied ząca od. jakiegoś czasu p o d sufitem ,
schodzi w łaśnie pow oli po b ru d n e j ścian ie w k ie ru n k u m ojego śp i­
wora...
Po k ilk u d n ia c h w K a th m a n d u p o stan o w iłam z C arą - Ir-
la n d k ą p o z n a n ą n a obozie - w y ruszyć w góry. Nie n a ż a d n ą pro fe­
sjo n a ln ą w ypraw ę, ot, ta k po p ro stu , p rz ed siebie. Z am ierzam y z a­
cząć w ędrów kę w m alej górskiej w iosce R ak an i, o d d alo n ej m niej
więcej trzydzieści k ilo m etró w o d K a th m a n d u .
W N ep alu nic nie jest tak ie p ro ste jak w E uropie. Po pierwsze,
dw orzec autobusow y. W to ta ln y m chaosie, n ie u s ta n n ie trąbiąc,
p rzy jeżd ża i o d jeżd ża w różnych k ie ru n k a c h m n ó stw o a u to b u ­
sów. P o zo stan ie je d n a k d la m n ie tajem n icą, sk ąd ludzie w iedzą,
k tó ry d o k ą d jedzie. Tylko n a nielicznych w id n ieją jakieś napisy, m iędzy c h a tk a m i. N iosący d z b a n w ody biały człow iek - A m ery­
oczyw iście w n e p a lsk im alfabecie. W k o ń cu udaje n a m się znaleźć k an in . M ieszka tu o d p o n a d ro k u , ucząc angielskiego. W asyście
te n właściwy. To je d n a k p o ło w a sukcesu. R eszta polega n a tym , m ieszkańców w ioski za p rasz a m n ie n a dhal bhat, czyli ryż z socze­
aby n ie d a ć się za b ard zo o szu k a ć gościowi pobierającem u o p łaty wicą, typow y n ep alsk i posiłek. M ówi, że ilekroć zaw ita tu biaiy
za przejazd. B iałem u tu ry ście podaje on zazw yczaj cenę zup ełn ie wędrowiec, ludzie biegną do n iego krzycząc: „chodź szybko, p rzy­
a b stra k cy jn ą, kilka- lu b k ilk u n a s to k ro tn ie w iększą od n o rm aln ej. szedł tw ój przyjaciel”.
B ard zo szybko n ab ieram y je d n a k w praw y w p e rtra k ta c ja c h i ju ż
n ie przepłacam y. R an ib an . I n n a m a ła w ioska w d o lin ie K a th m a n d u , miejsce
P o k o n a n ie trz y d z ie sto k ilo m e tro w e g o d y s ta n su zajm uje n a ­ m ojego d ru g ieg o ob o zu . T utaj, w ra z z k ilk o m a in n y m i w o lo n ta­
szem u au to b u so w i p o n a d dw ie godziny. B ardzo in teresu jące g o ­ riuszam i z różnych krajów, b ęd ziem y przez dw a ty g o d n ie m iesz­
dziny. Z a ra z za m ia s te m p rz e sia d a m y się w raz z częścią p a s a ż e ­ k ać i m alow ać w iejską szkołę. To u ro cze m iejsce o to czo n e d ż u n g lą
rów n a d a c h , gdzie do d re w n ia n e g o b a g a ż n ik a przy czepione są i g ó ram i jest n a tyle p ry m ity w n e, że d opiero po pobycie tu ta j z a ­
bagaże. A u to b u s p n ie się z m o zo łem p o d górę k rę ty m i, w ąsk im i czniem y d o cen iać rzeczy p o jm o w an e d o tą d za oczyw iste. Nie m a
d ró ż k a m i, ch w ilam i zb y t w ą sk im i i zbyt b lisk im i stro m eg o z b o ­ bieżącej wody. P rzynoszenie jej w d z b a n a c h z o d d a lo n e g o o k ilo ­
cza. T ylko część d ro g i p o k ry ta je s t sz c z ą tk a m i dziuraw ego a s ­ m e tr ź ró d ła jest co d zien n y m o b o w iązk iem kobiet i dzieci. O kazuje
fa ltu . C zasem d ro g ę p rz e c in a p o to k , czasem rzeka. Nie m a m o ­ się, źe jeśli chcem y m ieć to aletę o ra z miejsce do m ycia, m usim y
stów, a u to b u s p o p ro s tu p rz e je ż d ż a p rzez w odę, n a szczęście dość sam i o to zadbać. Z p o m o cą n ep a lsk ic h w o lo n tariu szy k o n s tru ­
p ły tk ą . W k o ń cu d o cieram y szczęśliw ie d o K a k a n i i k o n ty n u ­ ujem y więc cztery ścian k i z p rętó w b a m b u s a i gałęzi. T utaj, m ając
ujem y w ęd ró w k ę pieszo. do dyspozycji w iad ro zim n ej w ody o raz naczynie do polew ania,
Idziemy. W dycham y świeże n ep alsk ie pow ietrze. W p o b liż u m ożem y się w o d o so b n ie n iu um yć. M ieszkańcy w ioski ro zw iązu ją
w szystko in ten sy w n ie zielone, zbocza wokół górskich w iosek p o ­ to. inaczej. C ałym i ro d z in a m i w y b ierająsię do pub liczn eg o źró d ła,
k ry te ta ra s a m i poletek upraw nych, w dole wije się rzeka. W d ali gdzie kobiety w kolorow ych sari, k tó ry ch a n i n a chw ilę nie zdej­
w szystko szaro -m g listo -g órzyste. N a o s ta tn im p lan ie potężne, m ują, z zap ałem szo ru ją siebie, włosy, dzieci, u b ra n ia . W szystko tą
o śn ieżo n e szczy ty zm ieszane z ch m u ra m i. W ieczorem docieram y sa m ą k o stk ą szarego m ydlą.
d.o w iększej w ioski, gdzie zatrzy m u jem y się we w sp o m n ian y m
b ru d n y m h o telik u . W zw ią z k u z typow ym d la N e p a lu b rak iem org an izacji, za­
Jasz c z u rk a gdzieś sobie poszła, gasim y świeczkę, idziem y spać... m ia st m alow ać szkółkę czekam y n a farbę i pędzle. W ty m czasie
obserw ujem y szkolne życie i czaru jące nepalskie dzieci. Wszyst­
C ara m a problem y z żo łąd k ie m , zostaje więc dziś w h o telik u . kie ciem ne, w jed n ak o w y ch m u n d u rk a c h , dziew czynki ze zło ty m
Idę więc s a m a pow ędrow ać g ó rsk im i ścieżkam i N epalu. P o sta n a ­ kolczykiem w nosie. Jesteśm y z a p ra sz a n i do klas, gdzie ku ucie­
w ia m d o trze ć do odizolow anej, położonej n a szczycie góry wioski sze uczniów uczym y angielsk ich piosenek. N epalskie dzieci, je­
N uw ak o t. M oje k ilk a g o d z in w spinaczki zostaje w y n ag ro d zo n e. śli m ają szczęście uczęszczać d o szkoły, bo n a u k a nie jest tu o b o ­
W wiosce są jakieś stare św iąty n ie, ale ty m ra zem to nie one ro b ią w iązkow a, ticzą się angielskiego o d n ajm łodszych lat. Nie zawsze
n a m n ie najw iększe w rażenie, ale roztaczające się z góry w idoki, jest to je d n a k n a u k a efektyw na. M iałam okazję obserw ow ać lek­
k lim a t, pow ietrze... O d ra z u w z b u d zan i zainteresow anie, n ieczę­ cje, p o d czas k tó ry ch k ilk tiletn ie szkraby, siedząc szty w n o w ław­
sto bow iem docierają tu biali p o d ró ż n i. P odekscytow ani ludzie kach, przez całą g o dzin ę p o w ta rz a ły chórkiem za nauczycielem
konieczn ie ch cą m n ie gdzieś zaprow adzić. P o k azu ją mi p o sta ć p o ­ w yrw ane z k o n te k s tu z d a n ia , z u p e łn ie ich nie ro zum iejąc. D latego
chyba z ta k im en tu zja zm em d zieciaki u czą się naszych piosenek, op u szczam K a th m a n d u i w y ru sz a m w p ię tn a s to d n io w ą p o d ró ż
a my szybko zyskujem y m ałych przyjaciół. Nie tylko zresztą one się n a zach ó d N epalu. N a tyle tylko p o zw ala m i p rz e d łu ż o n a w czo­
o d n as uczą, być m oże m y uczym y się więcej o d nich. raj wiza.
D y stan s około s tu k ilo m e tró w p o k o n u jem y p rzez p ó l d n ia , ale
O brzeża K ath m an d u . D om i ro d z in a Soloshany - młodej n a ­ nie jest to czas stracony. Z o k ien lu b d a c h u zatło czo n eg o , m o zo l­
uczycielki, pierwszej osoby z mojej Servasowej listy. Z ostałam wczo­ nie w spinającego się p o gó rsk ich se rp e n ty n a c h a u to b u s u ro z p o ­
raj członkiem Servas u - m iędzynarodow ej organizacji d la ludzi p o ­ ścierają się zapierające dech w p iersiach w idoki. W ieczorem p rzy­
dróżujących po świecie. N ależący do niej podróżnicy otrzym ują ksią­ byw am do G o rk h i, m ałego, p o ło żo n eg o p o m ięd zy g ó ra m i m ia­
żeczkę z ad resam i m ieszkańców danego kraju, pragnących ich bezin­ steczka. T utaj zjaw iam się n ieza p o w ied zia n a, ale n a ty c h m ia s t z o ­
teresownie ugościć. Trafilo m i się to w najbardziej odpow iednim m o ­ staję z o tw arty m i ra m io n a m i p rz y ję ta p rzez k o lejn ą ro d z in ę Se-
mencie. Ju ż jestem po obozie, m am trochę czasu i n a d a rz a się w łaśnie rvasow ych gospodarzy. Z a p rz y ja ź n ia m się z M o h an e m , starszy m
okazja, aby poznać życie N epalu i jego ludzi od w ew nątrz. p anem , d y rek to rem collegeki o ra z jego trz e m a có rk am i, m n iej wię­
R o d z in a S oloshany p rzyjm uje m n ie niezw ykle serdecznie. O n a cej w m o im w ieku. Dziewczyny nie m o g ą uw ierzyć, że o p u ściłam
- nau czy cielk a biologii w p ry w atn ej szkole d la dziew cząt, on - p ra ­ d om , że sa m a tyle przejech ałam , że sa m a p o d ró żu ję. O n e uczą
cow nik jakiejś firmy, oboje w ykształceni, in te lig e n tn i, nieźle za­ się, a p o tem spokojnie czekają, aż rodzice z n a jd ą im k a n d y d a ta
rabiający. P o m im o tego żyją w dość prym ityw nych w a ru n k ach . n a m ęża. H uczny ślub, p rz ep ro w a d zk a do ro d zin y m ęża, d o m , g o ­
W m a ły m d o m k u jest tylko k ilk a podstaw ow ych m ebli, brak bie­ tow anie, dzieci. C ałe życie zap lan o w an e. Dziewczyny są w szoku,
żącej wody. W odę p itn ą p rz y n o si codziennie S o lo sh a n a w b lasza­ gdy p y tam , czy nie w olałyby sam e zn a le źć sobie m ęża. Skądże! P o ­
nych d zb a n ach . W ieczorem p o m a g a m jej w k u c h n i. Siedząc n a c h o d z ą przecież z dobrej rodziny, p o z a ty m u fają sw oim ro d zico m ,
p o d ło d ze kroję w arzyw a, z k tó ry ch o n a w yczarow uje w spaniałe k tó rz y chcą przecież d la n ic h ja k najlepiej, d lateg o w ierzą, że wy­
potraw y. Jem razem z jej m ęż e m i dziećm i, oczyw iście ręką, sie­ b io rą im kogoś odpow iedniego.
dząc p o tu re c k u n a p o d ło d ze. S o lo sh a n a je do p iero wtedy, kiedy - Czy w E u ro p ie nap raw d ę n ie m a aran żo w an y ch m ałżeń stw ? -
skończy obsługiw ać m ęża i dzieci, ta k ja k każe n ep a lsk i zwyczaj. d ziw ią się, po czym stw ierdzają: - D ziw ne miejsce...
B ardziej n iż p ry m ity w n e w a ru n k i szokuje m n ie m e n ta ln o ść
tych ludzi. P o m im o że obydwoje p ra cu ją zaw odow o, wszelkie B hote W odar. Piszę te słow a p rzy św ietle lam py naftow ej, bo
prace dom ow e n ależ ą do kobiety. S o lo sh a n a w staje przed św item , w d o m u m ojego kolejnego Servasow ego g o sp o d a rz a nie m a nie
nosi w odę, robi zakupy, g otuje, pierze, zm ywa. Czy nie uw aża, że tylko bieżącej wody, ale i elektryczności. G o v in d a je s t 4 4 -letn im
to niespraw iedliw e? N igdy się n a d ty m nie za sta n aw iała . T ak a jest nauczycielem , czło n k iem A m n esty In te rn a tio n a l, w ielk im a k ty w i­
rola kobiety. Gdy p y tam jej m ęża, czy nie p o m ó g łb y żonie w p o ­ stą w d zied z in ie praw człow ieka. J e d n a k - p rzy n ajm n iej w edług
zm y w an iu n aczy ń , oboje w ybuchają śm iechem . Z zain tereso w a­ m n ie - ju ż n a pierw szy rz u t o k a jego ideały m ijają się z rzeczyw i­
niem ale i ze sceptycyzm em w ysłuchują m oich opow ieści o jak ich ś sto ścią d n ia codziennego. W ła sn ą żonę tra k tu je ja k p o m o c d o ­
dziw nych k rajach w odległej Europie, gdzie m ężczyźni ro b ią coś m ow ą, oprócz tego z a tr u d n ia jeszcze je d n ą słu żąc ą - dziesięcio­
czasem w d o m u , a kobiety m o g ą sam e podróżow ać. Czuję, że wszy­ le tn ią dziew czynkę, w yglądającą n a sześć lat. D ziecko no si wodę,
scy d u ż o w ynosim y z tego sp o tk a n ia . k a rm i krowy, sp rz ą ta , zm yw a, a w szystko za niew iele więcej niż
d ac h n a d głow ą i wyżywienie...
R a n o S o lo sh a n a u b iera m n ie w swoje n ajb ard ziej odśw iętne, Ludzie w w iosce żyją w sk ra jn ie pry m ity w n y ch w a ru n k ach .
czerw one, jedw abne sari. R obim y sobie p o że g n aln e zdjęcie. D ziś D om y są sklecone ze słomy, patyków , bam b u so w y ch prętów , cze­
gokolwiek. Życie toczy się n a zew nątrz. N a d ro d z e p rz ed ch a ta m i d o k am i, k tó re p o d o b n o stają się praw dziw ie olśniew ające n a szczy­
kobiety m yją n aczy n ia, n a p o la c h p ra cu ją lu d zie z w ołam i, w szę­ cie, sk ąd m o ż n a podziw iać p a n o ra m ę H im alajó w w całej o k a z a ło ­
dzie biegają bose, p ó łn ag ie, b ru d n e dzieci. Te starsze, zw łaszcza ści. N iestety, w m om encie kiedy o sią g a m szczyt, w szystko d o k ła d ­
dziew czynki, alb o zajm u ją się m ło d szy m ro d z eń stw em - już p ię­ nie p o k ry w a się c h m u ra m i. S p o ty k a m ta m za to m iłą, p o d ró ż u ­
c io latk i d źw ig ają n a p lecach d w u letn ie m aleń stw a - albo n o szą jącą ta k ja k ja k a n a d y jsk ą dziew czynę. P o trzeb n e m i je st tak ie s p o ­
wodę, d re w n o czy in n e rzeczy w plecionych koszach, albo p racu ją tk an ie, p o d trzy m u jąc e n a d u c h u i u p ew niające m n ie, że nie jestem
z całą ro d z in ą n a polu. W ioskow e życie toczy się pow oli i sp o k o j­ jed y n ą Szaloną, k tó ra sa m a w łóczy się p o Azji. Kiedy n u d z i n a m
nie. D zień po d n iu u p ływ a n a tych sam ych cz y n n o ściach zapew ­ się o g ląd an ie n ep a lsk ic h ch m u r, ru sz a m dalej. W ciąż szczytam i.
niających m in im u m p o trz e b n e do egzystencji. N ik o m u się tu nie Po d ro d ze m ija m m ałe w ioski, k ry te sło m ian y m i strz e c h a m i ch aty
spieszy. P o m im o skrajnych w a ru n k ó w życia, a m oże w łaśnie dzięki z w ik lin o w y m i k o szam i zaw ieszonym i n a g a n k u i słu żąc y m i jako
n im , lu d zie tu ta j są jacyś w yciszeni, po g o d n i, spokojni. Szczęśliwi. kołyski d la niem ow ląt. W w ioskach b ieg n ą za m n ą dzieci, w ycią­
A n a d n im i d o o k o ła to n ące w c h m u ra c h h im alajsk ie ośm ioty- gając rączk i i prosząc po a n g ielsk u give me one pen. S p o ty k a m trzy
sięczniki. dziew czyny z A u stra lii w pierw szym d n iu ich k ilk u n a sto d n io w e g o
trek k in g u . Z ałatw iając w szystko p rzez agencję tu ry sty c z n ą i p ła ­
P o k h ara. D ru g ie co d o w ielkości m iasto N epalu. Nie ta k n iesa­ cąc m asę pieniędzy, w ynajęły tra g a rz y o raz p rzew o d n ik a. Trochę
m ow ite ja k K a th m a n d u , ale też p o sia d a swój u ro k . K olejną osobą im zazdroszczę, wiem , że kiedyś p rzy jad ę tu jeszcze, żeby powspi-
z m ojej Servasowej listy o kazuje się być Shoba, dosyć z a m o ż n a k o ­ nać się po górach. Kiedyś... T eraz je d n a k też nie m a m co n arzek ać.
bieta, k tó rej m ą ż h a n d lu je ja p o ń sk im i dyw anam i. N ow oczesny U św ia d a m ia m sobie, że dzięki o b o zo m , Servasowi o ra z w łaśnie
ja k n a n ep alsk ie w a ru n k i d om . Bieżąca w oda, eu ro p ejsk a to aleta, brakow i p ien ięd zy m a m okazję zobaczyć i dośw iadczyć o wiele
prysznic. Co p raw da tylko zim ny, ale praw dziw y prysznic, a nie więcej z życia N e p a lu niż p rzeciętn y tu ry sta.
s tu d n ia p o ś ro d k u wioski. Zwykle rzeczy, a ja k cieszą. Zw iedzam
z S h o b ą św iąty n ię n a w zgórzu, a p o te m c e n tru m Pokhary. Pełno
tu b iałych tu ry stó w z całego św iata, zach o d n ich restauracyjek, h o ­
teli, sklepików . Siedząc n a d re w n ian y m tara sie „G anesh B akery”
z n iesam o w ity m w idokiem n a jezioro i góry, w ypisuję k a rtk ę do
rodziny. U d ało m i się d o stać p ię k n ą k artk ę , ręcznie m alo w an ą n a
zasu szo n y m liściu. K artk ę z ch o in k ą. Z a niecały m iesiąc Boże N a­
rodzenie. N ie jestem w sta n ie w yobrazić sobie Świąt tu taj, gdzie
nie m a i n ie będzie naw et cienia św iątecznej atm osfery, gdzie p o d
koniec lis to p a d a nosi się k o sz u lk i z k ró tk im rękaw em i gdzie za­
m ia st ch o in ek ro sn ą bananow ce. Ciekawe, gdzie i ja k przyjdzie m i
je spędzić.

Z P o k h a ry w iększość lu d zi r u s z a n a tre k k in g w H im alaje. Ja nie


jestem n a to p rzygotow ana, decyduję się je d n a k n a je d n o d n io w ą
w ędrów kę p o b lisk im i szczytam i. Pierwszy z n ic h to S a ra n g k o t
(1590 m n.p.m .) Po d ro d ze zachw ycam się coraz w sp an ia lsz y m i w i­
fjïffł§

S.^*$pÉÍÉg
Pierwszy dzień (kag tihar) je s t poświęcony krukom , za­
usznikom podziem nego św iata i zw iastunom śmierci. Rano,
przed przystąpieniem do śniadania, wynosi się dla nich je ­
dzenie w miseczkach zrobionych z liści. Drugi dzień (kukur ti­
har) to dzień psów - strażników w ró t podziem ia i rum aków
boga zniszczenia. Tego dnia m aluje się każdemu psu na czole
dużą, czerwoną tikę, znak błogosław ieństw a, oraz zawiesza
girlandę z k w ia tó w na szyi, a potem daje do jedzenia same
sm akołyki. Naw et bezdomne psy są tego dnia tra kto w a n e
z należyta troską.
Trzeci dzień, najważniejszy, to Lakszmi puja. W tym dniu
bogini Lakszmi, żona W isznu, udaje się w podróż dookoła
świata na swojej sowie, aby przekonać się, ja k oddaje jej się
cześć. To także dzień krow y - sym bolu bogactwa, najświęt­
szego zwierzęcia dla hindusów oraz narodowego zwierzęcia
Nepalu. Rano krow y otrzym ują znak błogosławieństwa oraz
girlandy z kw iatów . W ieczór n atom iast je st poświęcony bogini
Lakszmi. Ponieważ bogini lubi miejsca schludne i czyste, już
kilka dni wcześniej sprząta się i dekoruje dom ostw a. W yzna­
TIH A R - Święto Świateł, zwane także Dipawali, święto życia cza się także ścieżkę do specjalnego pomieszczenia, w którym
i dob ro bytu , jest obchodzone w Dolinie Kathm andu ku czci przechowywane je st od pokoleń specjalne pudełko na pienią­
bogini Lakszmi. Zaczyna się ono trzynastego dnia po paź­ dze, składane tam co roku w czasie święta Tihar. Pieniądze te
dziernikowej pełni księżyca i trw a pięć dni. mogą być wykorzystane jedynie w przypadku w yjątkow ej ko­
nieczności. O d dom u do dom u chodzą grupki dziewcząt, śpie­
Legenda głosi, że pewnego dnia astrolog przepowiedział wając pieśni na cześć bogini Lalkszmi, za co zostają o b d aro­
królow i, że umrze on od ukąszenia węża. Aby tego uniknąć, wane upom inkam i i słodyczami.
w dniu bogini Lakszmi (Lakszmipuja) przez całą noc w o kó ł kró ­ C zw arty dzień najczęściej je st poświęcony w ołom . Newaro-
lewskiego łoża i w całym pałacu powinny płonąć lampy. Tej wie tego dnia obchodzą Nowy Rok. O statni, piąty dzień (Bhai
nocy wąż zjaw ił się w siedzibie króla, ale bogini pow strzym ała tika) to dzień braterstw a. Tego dnia rodzeństwo pow inno być
go przed zamiarem ukąszenia władcy. Dla upam iętnienia ta m ­ razem w swoim rodzinnym dom u. Siostry malują swoim bra­
tego wydarzenia w czasie św iętaT ih ar każdy dom rozświetlają ciom tikę na czołach i m odlą się do Yama Raja, boga świata
tradycyjne lampki oliwne i kolorowe światełka elektryczne. podziemnego, o długie życie dla nich.
1-3 GRUDNIA

POŻEGNANIE Z NEPALEM

W E uropie ju ż pew nie od d a w n a zim a, a tu z a m ia s t śniegu


u p a l i tro p ik a ln a ro ślin n o ść. W krótce k o ń czy się m oja
w iza i m o ja p rz y g o d a z N epalem . Czas n a In d ie. N a razie
d o św iad czam u ro k ó w p rz em ieszcz an ia się p o N e p alu lo k aln y m i
a u to b u sa m i je d y n ą g łó w n ą d ro g ą, p rzecin ającą k raj ze w schodu
n a zachód. D ro g a w większej części je st asfaltow a, cz asam i p rze­
ch o d z i tylko w k am ien isto -p iaszc zy stą. Jad ą c za in n y m p o jazd em
n ie w idzi się nic p ró c z tu m a n ó w k u rz u , dostającego się w każdy
z a k a m a re k a u to b u s u , u b ra n ia , plecak a. Wszyscy tu ry ści zo stali
w K a th m a n d u lub w górach, tu , n a w yboistych d ro g a ch n a z a c h o ­
dzie N ep alu jestem chyba jed y n ą b ia łą osobą, d lateg o p a trz ą n a
m n ie tro ch ę ja k n a przybysza z in n ej planety. Jed n o cześn ie wszy­
scy są b a rd z o m ili, zawsze k to ś się zatro szczy o najlepsze m iejsce
w au to b u sie o ra z o to, czy m a m co jeść i pić.
G ranica. Ż e g n a m się z N ep alem , p o niew ielu fo rm a ln o śc iach
pieszo p rzech o d zę n a d ru g ą stro n ę, gdzie indyjska ry k sza podw ozi
m n ie do a u to b u su . W In d ia c h a u to b u sy są państw ow e, więc o d ­
p a d a pro b lem ta rg o w a n ia się o cenę biletu. Jadę najp ierw do s to ­
licy In d ii, D elhi.
SZKOŁA
4-31 GRUDNIA

ZN O W U IN D IE

Po cudow nie spokojnym N epalu, górskich św iątyniach i dzi­


kich him alajskich szczytach D elhi przypraw ia o lekki zawrót
głowy. Ulice z m ilionem trąbiących i wydzielających tu m an y
spalin autobusów , rykszy m otorow ych, rowerów i ciężarówek, z nie­
przebranym lu d z k im tłum em . O bok nowoczesnych biurowców, wiel­
kich apartam entow ców oraz zach o d n ich reklam - żebrzące dzieci,
koczujący n a ulicy i w okolicznych slum sach ludzie. D aruję sobie
zw iedzanie zabytków stolicy, załatw iam tylko k ilk a spraw i cieszę się,
że m ogę stąd wyjechać. Jadę n a m ój o statn i obóz SCI.

W ioska jest od d alo n a kilkadziesiąt kilom etrów o d Delhi, nie tak


m alow nicza jak większość wiosek w Nepalu, ale przynajm niej z dala
o d wielkiego m iasta. Nasz obóz jest wydzielony w części zamieszkanej
przez trędowatych. Są tu same zaleczone przypadki, ludzie nie będący
w stanie nikogo zarazić, a m im o tego odizolowani od społeczeństwa
lękiem przed tą straszną chorobą. W zam kniętej społeczności mieszka
tu kilka pokoleń. Zdrowe dzieci i w n u k i trędowatych rodziców i dziad­
ków, starsi ludzie, cale rodziny. Pracują n a polu i w dom ach, próbując
jakoś się utrzym ać i wspierając się wzajemnie. Nasz obóz, oprócz prak­
tycznego celu, jak im jest pogłębianie do łu pod przyszły staw rybny, m a
również cel psychologiczny: przebywanie z tym i dotkniętym i przez los
ludźm i i pokazanie światu, a szczególnie m ieszkańcom okolicznych
wiosek, że nie m ają się czego obawiać. Skoro my, biali ludzie, przyjeż­
dżam )' tu, pracujemy, przyjaźnim y się i wspólnie jemy z „trędow atym i”,
to m oże nie są oni tacy groźni, m oże nie trzeba ich izolować.
O d ra n a kopiemy, Z ardzew iałym i łopatam i pogłębiam y dół. w iększe n iż p rz y p u szcz ałam , d u m n e , o m ąd ry c h o czach, w ydają
Z niem ały m w ysiłkiem tra n sp o rtu je m y w y k opaną ziem ię z m iejsca się n ie u s ta n n ie uśm iechać. M ój n az y w a się M oria, je s t cudow ny
n a miejsce. Po p o łu d n iu okazuje się, że nie m ieliśm y staw u pow ięk­ i m a kolczyk w u ch u . S pokojnie leży, a p rz ew o d n ik p o k az u je mi,
szać, tylko wyrów nać. Ciężko się tu z kim kolw iek dogadać. N asz ja k n a niego w siąść. P rzeżyw am lek k i w strząs, gdy M o ria wstaje,
h in d u sk i k o o rd y n a to r n a w szystko m a je d n ą uspraw iedliw iającą ale później je st ju ż w p o rz ą d k u . O k rą ż a m y d o o k o ła fo rt i ru szam y
odpow iedź: You know, this is India. B ezsensow ność naszej pracy z o ­ w pu sty n ię. P rzed n a m i trz y n iesam o w ite d n i. Tylko wielbłądy, p u ­
staje w y n a g ro d zo n a przez ludzi z w ioski. Z apraszają nas do swoich sty n ia, piasek, niebo...
skrom nych ch at, dzielą się tym , co m ają, cieszą k ażdym gestem . Nie J a z d a n a w ielbłądzie je s t p ro s ts z a n iż oczekiw ałam . T rzeb a po
m ów ią prawie wcale po angielsku, ale słowa nie są tu potrzebne. p ro s tu siedzieć i p o d d a ć się ry tm ic z n e m u falo w an iu w ry tm k ro ­
ków zw ierzęcia. T en ry tm z m ien ia się, gdy w ielbłąd zaczy n ia biec.
R a d ż a s ta n , p u sty n n y s ta n n a zachodzie Indii. Jo d h p u r, piękne Z m ien ia się też ciągle p u s ty n n y k rajo b raz. P odziw iam y go z wy­
m iasto z w ąsk im i u liczk am i i niebiesko-bialym i d o m am i. P rze d ­ sokości w ielbłądzich grzbietów. N ie je s t to n a razie ta k a p u sty n ia,
wczoraj skończył się m ój obóz. Dzisiaj bu d zim y się (ja oraz dwie ja k ą sobie wszyscy zawsze w yo b rażają, n a w ydm y piaskow e m am y
dziew czyny z obozu: F ra n c u z k a R oseanne i N o rw eżk a C am ila) dotrzeć dopiero ju tro . N a razie w okół n as sucha, sza ra ziem ia, k a ­
n a d a c h u jed n eg o z niebieskich dom ów p o d o lb rzy m im fortem . m ienie, piasek, w y sch n ię ta traw a, g d zieniegdzie jak ieś k rz a k i czy
W czoraj zw ied zając m iasto zostałyśm y zap ro szo n e n a herb atę olbrzym ie kaktusy . M ijam y k ilk a p u sty n n y ch ch at, ko b iety w n ie­
przez tu tejszy ch m ieszkańców , a p o te m zaoferow ano n a m nocleg... sam ow icie kolorow ych, pow iew nych szatach niosące n a głowie po
n a d ach u . R ozpościera się s tą d n iesam o w ity w idok: z jednej stro n y k ilk a d zb an ó w z w odą, jed en n a d ru g im .
m am y potężny, górujący n a d n a m i fo rt, z d rugiej strony, w dole - Powoli p oznajem y c h a ra k te ry naszych zw ierzaków . M ój jest
p a n o ra m ę całego m iasteczka. spokojny, w ielbłąd R osean n e je st w iecznie gło d n y i co ch w ila o d ­
B udzi n as w schodzące słońce o raz m o n o to n n e dźw ięki m o d li­ chodzi n a b o k sk u b a ć jak ieś ro ślin k i, a w ielbłąd C am ili, n a jm ło d ­
twy, dolatu jące z m eczetu. W stajem y wcześnie. Jedziem y dalej n a za­ szy, o im ie n iu P ap u , jest n ajb ard ziej sk o ry do p so t, ja k gryzienie
chód, do położonego p o śro d k u pustyni, niedaleko P ak istan u , m ia­ sw oich kolegów w ogon. Szybko się d o n ich przyw iązujem y.
sta Jaisalm er. C hociaż nic n a to nie wskazuje, zbliżają się św ięta B o­ Po krótkiej przewie n a lu n ch koło stu d n i z w odą jedziem y dalej.
żego N aro d zen ia. Ciężko je sobie tu taj wyobrazić, bez śniegu, c h o ­ W ielbłądy są rewelacyjne. Pod wieczór, w raz z zajściem słońca, w ciągu
inki, w igilijnego stołu, najbliższych... Nie będziem y naw et próbow ać kilku m in u t zm ien ia się klim at. T em p eratu ra gw ałtow nie spada, za­
obchodzić ich p o europejsku, ale zam ierzam y je spędzić w szcze­ kładam y wszystkie swetry i k u rtk i. Zatrzym ujem y się n a nocleg. Prze­
gólny sposób. W yruszam y z Jaisalm eru n a k ilkudniow e camel safari, w odnik rozsiodłuje wielbłądy, ro zp ala ognisko i zabiera się do przy­
wyprawę w ielbłądam i n a pustynię. N ie m ogę się doczekać. rz ąd za n ia kolacji wigilijnej. O kazuje się w spaniałym kucharzem . N a
ognisku gotuje ryż, warzywa, curry, n a koniec olbrzym ie czapati, czyli
W igilia. Jaisalm er. M iasteczko ja k z B aśni Tysiąca i Jednej Nocy. placki z m ąk i i wody. Siedząc wokół o g n isk a dzielim y się wigilijnym
Położony n a w zgórzu fort, o to czo n e m u ra m i k rę te uliczki, domy, czapati. P rzew odnik zaczyna śpiewać. Nigdy nie zapom nę tej wigilii.
wieże, św iątynie. Cale m iasto. W szystko w kolorze piasku. Z fo rtu W chodzim y d o ro z p o sta rty c h n a ziem i śpiw orów, okryw am y
w idok n a „now e”, tylko k ilk u se tle tn ie m iasto, rozpościerające się się g ru b o kocam i i p rzed zaśn ięciem d łu g o w p atru jem y się w roz­
u stó p w zgórza. A d o o k o ła p u sty n ia... ciągające się n a d p u s ty n ią niebo. W śród tysiąca gw iazd o d n ajd u ję
O świcie p rzed n aszy m h o te lik ie m czekają n a n as cztery wiel­ z n a jo m ą k on stelację - W ielki Wóz. In n y tro ch ę n iż u n as, jak b y o d ­
błądy i p rzew o d n ik . W ielbłądy w yglądają w spaniale. Są olbrzym ie, w rócony, ale w iem , że to ten sam .
STYCZEŃ 1996

CIĄGLE INDIE

D elhi. Pierw szy d zień now ego ro k u . W czoraj w nocy była


k a m e ra ln a im p reza z E u ro p ejczy k am i p o z n a n y m i n a o b o ­
zie. D zisiaj dosyć w czesna p o b u d k a , bo idę z a ra z n a sp o ­
tk an ie z p rzed staw icielam i „B u tterflies” - o rg an izacji zajm ującej
się d ziećm i ulicy.
M ili ludzie przy jm u ją m n ie w b iurze, o p o w iad ają o swojej pracy,
p o k a z u ją m ateria ły i publikacje. P ro w ad z ą m ięd zy in n y m i n iefo r­
m a ln ą edukację, p ro sto n a ulicy, d la dzieci, k tó re nie m o g ą uczęsz­
czać do szkoły, d la dzieci biednych, bezd o m n y ch , pracujących.
P ro p o n u ją m i sp ęd zen ie d n ia z je d n ą ze street educators, u lic z n ą n a ­
uczycielką, m ło d ą dziew czyną o d w ied zającą ulice, dw orce i zau łk i
D elhi. R ykszą row erow ą w y ru szam y n a sp o tk a n ie z d ziećm i ulicy
- dziećm i w ielkiego m iasta, wielkiej cyw ilizacji i w ielkiej nędzy.
S p o tk a n ie pierw sze. K ilku-, k ilk u n a s to le tn ie dziew czynki,
bose, b ru d n e , w sta ry c h i p o d a rty c h , ale ciągle kolorow ych ja k m o ­
tyle su k ien eczk ach o raz z w o rk a m i n a o d p ad k i. Zaw ód: ragpickers,
zbieracze sz m a t i innych odpadków . R o zp ro m ien io n e i szczęśliwe
n a w idok swojej znajom ej street educator, ze śpiew em i w p o d s k o ­
k ach d o p ro w a d zają nas n a m iejsce sp o tk an ia: kaw ałek c h o d n ik a
p o m ięd zy m u re m a u licą z tysiącem a u t, ryksz, rowerów, trą b ią ­
cych autobusów , ludzi, krów, h a ła s u , sp alin . Siadają n a ziem i p o ­
ś ro d k u tego w szystkiego i z m o zo łem staw iają pierw sze litery i cy­
fry w sw oich zeszytach. N iektóre cierpliw ie i w ytrw ale, n iek tó re
przysiadają tylko n a chwilę i za ra z lecą dalej. In n e jeszcze p rzy ch o ­
d z ą tylko porozm aw iać, nie zawsze m ają o ch o tę n a n a u k ę . I n ik t
ich do niej nie zm u sza. Są w olne. W iększość je d n a k sa m a rozum ie, gdzie znajduje się je d e n z cudów św iata, Taj M ah al. C zęść b o g aty ch
że być m o że p rz y d a im się w życiu u m iejętn o ść c z y ta n ia i pisania. tu ry stó w p rzy jeżd ża do In d ii tylko po to, by go zobaczyć. M nie
Siedzę chyba z p ó l g odziny z m a łą dziew czynką za nic nie m o g ącą takie tłu m n ie odw iedzan e za b y tk i m n iej in teresu ją, ale myślę, że
sam o d zieln ie n ap isać cyfry „5 ”. P row adzę jej rączkę p o k a rtk a c h skoro jest po d ro d z e, to m o ż n a go obejrzeć. K upuję b ilet do Agry.
p o m ięteg o zeszy tu . W k o ń c u się udaje. O kazuje się, że je d n a k nie jest m i d a n e ta m pojechać, p rz y n aj­
S p otkanie drugie. „Butterfli.es R estau ran t” w całości prow adzona m niej nie teraz. W po ciąg u , czytając p rzew o d n ik , o d k ry w a m , że
przez dzieci. Sam e tu gotują, zmywają, ustalają ceny, dzielą dochody. będziem y przejeżdżać przez V rin d a b a n - miejsce, gdzie p o d o b n o
Z atrzym ujem y się n a posiłek. W yśm ienity ryż, w arzyw ne curry, cza- u ro d z ił się K riszna, święte m iejsce jego wyznawców. C oś każe m i
pati. D la „swoich”, czyli d la wszystkich d zieci ulicy - prawie za darm o. t u wysiąść. Dziwny, trójkołow y p o ja z d podw ozi m n ie d o m ia ­
W nocy stoły są odsuw ane n a b o k i miejsce zam ienia się w noclegow­ steczka, gdzie p o d o b n o jest k ilk a tysięcy św iąty ń pośw ięconych
nię d la dzieciaków z pobliskiego dworca autobusow ego i okolic. K risznie. W d o m u g ościn n y m IS K C O N u (M iędzynarodow ego To­
S p o tk a n ie trzecie. M iejsce najm ilsze, bo w m iarę czyste i s p o ­ w arzystw a Ś w iadom ości Kriszny) nie m a miejsc. N ic je d n a k nie
kojne - p a rk i b o isko jakiejś szkoły zakonnej. K ilk an aścio ro c h ło p ­ dzieje się bez przyczyny. N a stę p u ją ca teraz seria z d a rz e ń sk ła n ia
ców i dziew czynek siad a ze m n ą i swoją m ło d ą n au czy cielk ą n a do zg o d z en ia się z k riszn o w cam i, że być m oże n iek tó re rzeczy są
tra w n ik u , i rozm aw iam y. Są żyw o zainteresow ane, pytają, jak żyją specjalnie za ara n ż o w a n e przez K risznę. W ędrując u lic z k a m i Vrin-
dzieci ulicy w m o im k raju. M a la dziew czynka m ów i, że rodzice nie d a b a n u w p o sz u k iw a n iu n o cleg u sp o ty k a m nagle bhaktę, k tórego
p o w in n i m ieć praw a bić sw oich dzieci. W reszcie pięcioletni c h ło ­ p o z n a ła m zeszłego lata... n a m alej wysepce w Irlan d ii. P rzypadek?
piec p rzy n o si ze schow ka zeszyty i zaczy n a się n a u k a . K ażdy s ta ­ R ozm aw iam y. M ów i, że je st tu ta j P olka, z k tó rą m oże m n ie z a p o ­
w ia swoje koślaw e literk i czy cyferki w sw oim zeszycie. Jest też znać. Pierw sza P o lk a o d czasu w y jazd u z kraju.
k ilk a książek . W iększość z z a p ałem zabiera się za n a u k ę , część je d ­ A gnieszka. D z ie w iętn asto letn ia bbdktinkd, k tó ra p rzy jech ała
n a k woli się bawić, więc o d b ieg a n a bok, żeby p o g ra ć w jak ąś grę, tu , p o d o b n ie ja k ja, lądem , praw ie bez pieniędzy, ju ż po ra z d ru g i.
k tó ra nie w iem , n a czym polega, w iem tylko, że rz u c a się patykiem . Tylko w tro ch ę in n y m celu: aby s p o tk a ć się ze sw oim m istrz e m d u ­
S p o tk a n ie czw arte. G łów ny dw orzec kolei w New D elhi. Tu chow ym . Z a p ra sz a m n ie do swojego p o k o ik u w aśram ie, W nocy
dzieciaki są w n ajtru d n iejsze j sytuacji. P rzew ażnie k ilk u n a s to ­ d łu g o rozm aw iam y. A gnieszka m ów i, że ja i ta n asz a ro zm o w a śn i­
le tn i chłopcy. Zawód: dw orcow i tragarze. P racu ją nielegalnie, są łyśm y jej się k ilk a ty g o d n i tem u.
k o n k u re n cją d la oficjalnych, zarejestrow anych tragarzy, d lateg o są
przez n ich p rz e g a n ia n i z m iejsca n a m iejsce oraz prześlad o w an i M ieszkając z bbdktdmi, przy sto so w u ję się do ich zwyczajów. Po­
przez policję. N a dw orcu m ieszkają, śpią, pracują. Bez chw ili pew ­ b u d k a przed czw artą. Prysznic. W lodow atej tutejszej w odzie. Jest
ności te ra z i bez p ersp ek ty w n a przyszłość. Nie m o g ą się dzisiaj to konieczne, aby obm yć ciało po śnie. Sen jest nieczysty, p o n iew aż
uczyć, za d u ż o policji. D w orzec się rozbudow uje. N a budow ie p ra ­ śniąc, z a p o m in a się o Krisznie.
cują kobiety. Przez k ilk an aśc ie g o d z in dziennie ro z n o szą n a gło ­ Jak zwykle, niesam ow icie trafiłam . N a sam p o czątek wielkiego
wie cegły, d o stając za to 45 ru p ii (około 1,5 dolara). Ich m ałe dzieci, festiw alu upam iętniająceg o setn ą rocznicę u ro d z in Prabhupady,
roczne, d w u letn ie, k ilk u le tn ie p lączą się w śród cegieł, robotników , k tó ry założył ISKCON. M asa lu d zi z całego św iata, n ieu stan n e
budow y, całego dworcowego życia. śpiewy, tańce, cerem onie ofiarow ania, olbrzym ia uczta. Po p o łu ­
d n iu u liczk am i V rin d ab an u przech o d zi procesja ze śpiewem, wie­
Po k ilk u d n ia c h sp ęd zonych w D elhi czuję, że czas n a coś sp o ­ czorem o g ląd am y przedstaw ienie przygotow ane przez m alu tk ic h
kojniejszego. R u szam n a p o łu d n ie . Po d ro d z e jest Agra, m iasto , bhaktów, dzieci uczące się w krisznow skiej szkole G urkuli. P om im o
że b a rd z o d u ż o się tu tera z dzieje, w yczuw a się we V rindabanie ja­ Jaip u r. „R óżow e m ia s to ” w R a d ż a sta n ie . P rzew ażnie pierw szą
kiś w ew nętrzny spokój. O prócz białych bhaktów jest tu wielu indyj­ rzeczą po p rz y jech an iu d o now ego m iejsca jest zn alezien ie sobie
skich joginów , świętych m ężów o raz zw ykłych H indusów , m iesz­ n o cleg u i zostaw ienie ta m plecak a. C zęsto tę b a rd z o p ro s tą czyn­
k ańców m iasteczka. Wszyscy in to n u ją święte im ię Kriszny. W świę­ ność u tru d n ia ją rykszarze, b ęd ący jed n o cz eśn ie n a g a n ia c z a m i h o ­
tej rzece Ja m u n ie b iorą oczyszczającą kąpiel. M iejsce to upodobały telow ym i. T utaj, w ja ip u rz e , p rz e c h o d z ą sam ych siebie. O toczyw ­
sobie rów nież zw ierzęta. W rzece pływ ają olbrzym ie żółwie, po u li­ szy m n ie ze w szystkich s tro n k rzy czą jed n o cześn ie, że sch ro n isk o
cach w łóczą się krowy, gdzieniegdzie osiołki, kozy, a naw et jest wiel­ m łodzieżow e je s t z a daleko, że je s t z a m k n ię te , że n ied aw n o sp ło ­
b łąd ciągnący wóz. D o tego pełn o w szędobylskich m ałp. Nawet nie nęło, że w ogóle nie istnieje. Po p ro s tu nie m ają ta m prow izji o d
b ęd ąc bhaktą czuje się, że jest to miejsce szczególne. przyw iezienia turystów . T ak sam o z au to b u sam i: p o d o b n o żad n e
w ta m tą stro n ę nie jeżd żą, p o za cym n ie w olno w siad ać z pleca­
A gra. Z im n e i b ru d n e sch ro n isk o m łodzieżow e. Z aczynam kiem i ta k dalej. C u d em udaje m i się w y m k n ąć o b u rz o n y m ryksza­
żałow ać, że o p u ściłam piękny i spokojny V rin d ab an . Ale czas je­ rzom i najzw yklejszym a u to b u se m za dwie ru p ie p o d jech ać p ro sto
chać dalej i b ęd ąc w Agrze zabaw ić się w tu ry stę i zw iedzić jeden p o d schronisko.
z cu d ó w św iata: Taj M ah al. W ielka, im p o n u ją ca budow la, w okół K ilk an aśc ie k ilo m e tró w o d c e n tr u m m ia sta , n a szczycie w zgó­
p ięk n e fo n tan n y , k ró tk o p rzy strzy żo n e tra w n ik i, zagraniczne w y­ rza, zn a jd u je się w sp a n ia ły F o rt A m ber. M o ż n a tu w jechać n a sło ­
cieczki. Po ra z kolejny p rzek o n u ję się, że o wiele bardziej fascynują n iu . N a d z ie d z iń c u m n ó stw o tu ry stó w , słoni, m ałp , sklepików ,
m n ie in n e rzeczy w ty m kraju . W ąskie u liczk i m ałych m iasteczek, p rz e w o d n ik ó w i lu d zi u siłu ją c y c h sp rz ed ać p rz e ró ż n e rzeczy.
toczące się ta m życie, sklepiki, krowy, osiołki, dzieci. Je d n a k fo rt je s t o lb rzy m i i szybko m o ż n a ich w szy stk ich zgubić.
Z a le tą tego, że nie bierze się p rz e w o d n ik a , je s t to, że m o ż n a sa ­
m e m u o d k ry w a ć ró ż n e z a k a m a rk i te g o n iesam o w iteg o m iejsca.
P ełno tu k o ry tarzy , o p u szc zo n y ch k o m n a t, sch o d ó w i przejść.
P raw dziw y la b iry n t. I n ie d o c h o d z ą t u g ru p y z p rz e w o d n ik a m i.
Z o p u szczo n ej w ieży o b serw u ję o k o liczn e w zgórza ze s ta ry m i r u ­
in a m i n a szczy tach ,

Kolejne piękne m iasto w R a d ż a sta n ie - U dajpur, nazy w an y


„W enecją In d ii” ze w zględu n a swoje jeziora, rzeki i kan ały . N a je ­
zio rach w ysepki z b iały m i p ałac am i, piękne, d o sk o n ale u trz y m a n e
ogrody, egzotyczna ro ślin n o ść, a d o o k o ła góry. W ąskie u liczk i
pełne galerii i sklepików sp rzed ający ch m iste rn ie m alo w an e o b ­
razk i n a p łó tn ie - specjalność U d a jp u ru . P o d o b n e m alo w id ła zn a j­
d u ją się n a śc ia n a c h dom ów , szczególnie wokół drzw i. N ajczęstsze
m o ty w y to wielbłądy, słonie o raz konie. S p o ty k am n a u licy m i­
łego, nieźle m ów iącego po an g ielsk u ch łopca, k tó ry oferuje się, że
p o k aż e m i k ilk a ciekaw ych m iejsc w okolicy i - co n ajd ziw n iejsze -
nic za co nie chce. C h odzim y po za u łk a c h , pod w ó rk ach i m o stach ,
do któ ry ch nie docierają turyści, o g ląd am y stare św iąty n ie i rybac­

* 81 £
kie łodzie. W izy ta oczyw iście kończy się w ro d z in n y m sk lep ik u
m ojego m ałeg o p rz ew o d n ik a, w k tó ry m napraw dę nie m am z a ­ M AKARA SANKRANTI - święto obchodzone w Indiach 14
m ia ru n ic kupow ać. Ale w k o ń c u daję się n am ó w ić n a dw a m a le ń ­ stycznia, czyli w dniu przejścia Słońca na północną półkulę (ma­
kie o b ra zk i n a p łó tn ie: jed en ze słoniem , d ru g i z w ielbłądem , m o ­ kara oznacza znak Koziorożca, a san kranti - „przejście” ). Przej­
im i u lu b io n y m i zw ierzętam i. ście w znak Koziorożca uważane jest za jeden z najważniejszych
R a d ż a s ta n jest cudow ny, ja k n a razie to m oje u lu b io n e m iej­
m om entów w roku, ponieważ rozpoczyna sześciomiesięczny
sce w In d ia c h , ale chw ilowo m a m dość bycia tu ry s tą i je ż d ż e n ia
okres pomyślności. Dzień ten obchodzony jest różnie w róż­
o d m ia s ta do m ia sta . D latego jad ę do m alej w ioski w sąsied n im
stan ie, G u d żaracie, gdzie zn ajd u je się siedziba S ervasu o raz o r­ nych regionach kraju. W stanie Gudżarat składa się symboliczną
g an izacja zajm u jąca się p o m a g a n ie m lu d zio m z innych w iosek. ofiarę Słońcu, puszczając latawce. Tysiące kolorowych latawców
N ad rzeką, p o śró d kokosow ego gaju, stoi aśram , w k tó ry m dostaję wznoszą się tego dnia w niebo nad miastami i wioskami, szcze-
m ały p o k o ik z balk o nem . W wiosce d u żo się dzieje. O rg an izo w an e • • •» •1■
golnie w pobliżu rzek, stawów i innych zbiorników wodnych. Za­
są różne k u rsy i w a rsz ta ty d la tubylczej lu d n o ści, takie ja k tk a ­ zwyczaj są to małe, jednobarw ne latawce w kształcie rombu, ale
nie, szycie, g arn carstw o, b u d o w a s tu d n i czy p ro d u k c ja biologiczna
widuje się też latawce wielkie, o powierzchni nawet kilku m etrów
gazu. Jest t u szk o ła zw an a „szkołą życia”, gdzie dzieci z n ajb ied ­
kwadratowych, ozdobne, z fantazyjnym i ogonami. Na niektó­
niejszych ro d z in lub sieroty m ają okazję kształcić się lub zdoby­
w ać zaw ód. O b rad u je też tu ta j in sty tu c ja zw an a „O tw arty m S ą­ rych widnieją wizerunki bolywoodzkich aktorów czy sportow - ■
d em ”, k tó ry dw a razy w m iesiącu zbiera się p o d n ajstarszy m d rz e ­ ców, a także bogów, głównie hinduskich.
w em i w sp ó ln ie z m iejscow ą lu d n o śc ią łagodzi ro d z in n e , w ioskowe
czy m iędzyw ioskow e spory. A w szystko to zap o czątk o w ał człowiek
zw any B haiji, przyjaciel M a h a tm y G andhiego.

Św ięto lataw ców . Ś w ięto k o ń c a zimy. W Polsce p ew n ie m ró z


i śnieg , a tu ta j p iękne, k o lorow e św ięto. R a n o k a ż d e d ziec k o W ioska. N ie w iem , ja k się nazyw a. J e d n a z wielu p o d o bnych dzie­
z a ś ra m u d o s ta ło od. B haiji b ib u łk o w eg o la ta w c a i te ra z Ce la ­ siątek, setek, tysięcy m ałych, prym ityw nych wiosek. M ogę m ieszkać
taw ce szy b u ją p o b e z c h m u rn y m niebie. D o tego p le m ie n n e tu przez dwa d n i z je d n ą ro d z in ą w m alej chacie. W chacie skleco­
tań ce . P o ś ro d k u ch ło p cy w y b ijają ry tm n a b ę b n a c h , d o o k o ła nej tak jak wszystkie: trochę z patyków , trochę z cegieł, tro ch ę z k ro ­
ta ń c z ą c e w k ó łk u d ziew czy n k i w kolorow ych s u k ie n k a c h i c h u ­ wiego łajna. Pierwsze pom ieszczenie, gdzie w łaśnie siedzę n a ple­
stach . W szyscy u ś m ie c h n ię c i, n ik o m u n ig d z ie się nie spieszy. Idę cionym łóżku, to rów nież pom ieszczenie d la zw ierząt. Są tu dw a ol­
n a sp ac er do w io sk i po d ru g ie j stro n ie rzeki. K ilk a p ry m ity w ­ brzym ie i dw a m ałe bawoły, i tak ja k one bez p ośpiechu żu ją sobie
nych c h a t z g lin ia n y m i p o d ło g a m i, w ielkie, b ia łe krow y, c z a rn e liście kukurydzy, tak powoli i sp o k o jn ie płynie tu życie. W szystko
bawoły, p ó łn a g ie dzieci, za ciek aw ie n i lu d zie. K o b ieta w n ie b ie ­ zabiera tu więcej czasu n iż gdziekolw iek indziej, ale n ik t się nie spie­
sk im sari z a p ra s z a m n ie d o sw ojej c h a ty n a czaj. C zuję, że b a r ­ szy. W ioska nie m a bieżącej wody, jest tu tylko głęboka stu d n ia,
d zo c h c ia ła b y m p o m ieszk a ć w tak iej w iosce, c h o c ia ż p rz e z je ­ z której za p o m o cą własnej liny w yciąga się wodę, a n astęp n ie niesie
d en d z ie ń p o c z u ć tu te jsz e życie, robić to, co wszyscy, czy to n a się w d zb a n ach n a głowie, jeden n a d ru g im , bez trzy m an ia.
p o lu , czy p rz y b aw o łach , czy w rzece. W ieczo rem B haiji o b ie ­ G otow anie to kolejne przeżycie. K u c h n ia to po p ro s tu kaw a­
cuje, że d a m i ta k ą m ożliw ość. łek p o d ło g i z krow iego łajna, k u c h e n k a to w y d rążo n a w p o d ło d ze

% 83 ^
d z iu ra , w k tó rej g o sp o d y n i ro z p a la ogień z gałęzi o ra z suszonych dawców czaju i ro zm aiteg o je d z e n ia , u ro z m a ica m i n iesam o w ita
krow ich placków . P ółm rok. Tylko przez szczeliny w d a c h u w pa­ k sią ż k a „M iasto ra d o ści”, o p o w iad a ją ca o życiu w k a lk u ck ic h
d ają sm ugi św iatła. S iedząc n a p o d ło d z e p rz y g lą d am się, ja k p o ­ slum sach.
w stają o lb rzy m ie czap ati z m ą k i k u k u ry d z ia n e j, jeszcze w iększe Nie m am o c h o ty zw iedzać k iik u m ilio n o w eg o m ia sta , więc
n iż te, k tó re ja d ła m n a p u s ty n i w R ad ża sta n ie. Jak zwykle, g o sp o ­ w B om baju p rz e sia d a m się do kolejnego p o ciąg u , k tó ry zabierze
dyni z c ó rk ą najpierw serw u ją po siłek m ężow i i synom , a dopiero m n ie dalej n a p o łu d n ie , do B angalore.
p o tem je d z ą sam e. S ta ra m się ja k m ogę uczestniczyć w życiu ro ­
dziny. W yciągam w odę ze s tu d n i, p o m ag am łu sk ać k u k u ry d z ę ,
ale oczyw iście tra k tu ją m n ie ja k o d elik atn eg o gościa i nie pozw a­
lają za wiele robić. W wiosce jestem obiektem ciągłego z a in te re so ­
w ania, szczególnie ze stro n y dzieci. S chodzą się tłu m n ie kobiety,
og ląd ają m n ie, m oje u b ra n ia , nie m ogą pojąć, dlaczego m a m k o l­
czyk po prawej, a nie po lewej stro n ie nosa, o ra z b ra n so le tk ę tylko
n a jednej, a nie n a dw óch k o stk a c h ja k wszyscy n o rm a ln i ludzie.
Po p o łu d n iu idziem y n a pole zbierać baw ełnę. Z o tw arty c h p ą ­
ków n a m ały ch k rz acz k ach zbieram y białe p ęki i w k ład am y do wi­
k linow ych koszy. P rzez całe życie n o szę b aw ełniane rzeczy, a nigdy
p rzed tem n ie w id ziałam , ja k w ygląda, rośnie i je s t zb ieran a św ieża
baw ełna. W ogóle po b y t w tak iej wiosce pozw ala u św iad o m ić sobie
wiele rzeczy. D aje głębszy, praw dziw y k o n ta k t z n a tu rą . K o n ta k t
bosych stó p z ziem ią, gołych, rą k z w odą, zw ierzętam i, ro ślin am i,
pożyw ieniem ... Nie o d d ziela ją o d n a tu ry betonow e k la tk i bloków
czy asfalt ulic. W m ieście, chcąc zjeść d an ie z ryżu, ku p u je się w su ­
p erm ark ecie w oreczki „Uncłe B ens” i błyskaw icznie gotuje n a k u ­
chence. T u taj p rzed u g o to w an iem pow oli i d o k ła d n ie przebiera się
ryż, w ybierając wszelkie k am y k i i nie o b łu sk an e ziarn a. D ziś m ia ­
łam o kazję to robić. Przez m oje ręce przeszło k ażd e ziarno. Z u ­
pełnie inaczej sm akuje w tedy p ro sty posiłek. Jeszcze w iększe m usi
być w rażen ie, kiedy sam em u się te n ryż zasiało, a p o te m zebrało.
K ró tk i p o b y t w tej wiosce d a l m i więcej n iż zobaczenie w szystkich
zab y tk ó w In d ii,

Po cało n o cn ej jezdnie w sp a n ia ły w schód sło ń ca za o k n a m i p o ­


ciągu. P o ciąg u d o Bom baju. P o stan o w iłam ruszyć n a p o łu d n ie.
O bjechać ten olbrzym i kraj doo k o ła, w z d łu ż z a ch o d n ieg o wy­
brzeża n a sam o p o łu d n ie In d ii, p o tem w sch o d n im w ybrzeżem
n a półn o c. D ługie godziny w po ciąg u , oprócz obnośnych sprze­
.
’-r&gur. .HL>*v

« ,t;$

WSZĘDOBYLSKIE MAŁPY
LUTY

NADAL INDIE

M ysore w sta n ie K a rn a ta k a . K ażdy sta n w In d ia c h m ógłby


być o d d zieln y m krajem . R ó ż n ią się one nie ty lk o k ra jo b ra­
zem - o d górzystych, p o p rz ez rolnicze, aż do p u sty n n y ch
- ale rów nież lu d n o ścią, językiem , zw yczajam i, a n aw et jed zen iem .
P o łu d n ie to g en eraln ie wielkie p rz estrze n ie gajów kokosow ych.
Palm y kokosow e i ich owoce w ykorzystyw ane są we w szystkich
chyba d zie d z in a c h życia. Z p n i b u d u je się łodzie, su szo n e liście p o ­
kryw ają dachy w iejskich ch at, z w łó k n a kokosow ego w y rab ia się
sz n u rk i i in n e rzeczy, z owoców tło czy się olej oraz w ykorzystuje się
je w kosm etyce i w k u c h n i n a tysiąc sposobów . W szędzie też p ełno
ulicznych sprzedaw ców z o lb rzy m im i ste rta m i św ieżych, zielo­
nych jeszcze z ze w n ątrz , m łodych kokosów . Ich sok to najlepszy,
najzdrow szy i najbezpieczniejszy n ap ó j. O b cin a się g ó rn ą część,
w k ła d a słom kę i pije p ro sto z kokosa, p o te m ro złu p u je się go n a
pól i w yjada m ięk k i, biały m iąższ. B ezpieczniejsze to i ta ń sz e niż
tu te jsz a b u te lk o w a n a w o d a m in e ra ln a .
Jed n a z najpiękniejszych rzeczy w Mysore to targ w arzyw no-ow o­
cowy. O lbrzym ie sterty najdziwniejszych warzyw i owoców, jakich n i­
gdy przedtem nie spotkałam . Naw et pospolite ziem niaki czy m ar­
chewka w yglądają inaczej, p o u k ład an e w niebosiężne sterty wśród
m asy innych egzotycznych k ształtów i tysiąca barw. N iesam ow ite
w rażenie spraw ia aleja bananow a. D ziesiątki sprzedawców i m iliony
dużych, m ałych, żółtych, zielonych, a naw et czerwonych bananów . Le­
żących w stertach n a ziemi, w koszach lub wiszących jeszcze n a „ga­
łęziach” bananowców. Najpiękniej pachnie aleja kwiatowa. Nie sprze-
daje się t u kw iatów z łodygam i, ta k ja k u nas, lecz sypką m asę kw ia­ w schodzącego słońca. D ach to m iejsce ciszy, sk u p ien ia, m ed y ta­
tow ą w olbrzym ich stertach lub w długich, kolorowych girlandach. cji. W św iąty n i m u zy k a, śpiewy. D la ch ętn y ch - w a rs z ta ty jogi. Po
Wszystko n a ofiarow anie w św iątyniach i dom ow ych ołtarzach. C ho­ p o łu d n iu darshan o d Amrny, kiedy to w szczególnym , ek staty cz­
dzę jak zaczarow ana po tym dziw nym miejscu, a n a d w szystkim nym sta n ie przyjm uje o n a przybyłych ze w szystkich s tro n ludzi,
unosi się odurzający zapach sprzedaw anych kadzidełek. jed n eg o po d ru g im , k ażd eg o o b d a rz a ją c b ło gosław iącym , m atczy ­
nym uściskiem . Po ta k im u ścisk u ch o rzy zdrow ieją, słab i o d zy ­
Kerala. C iągnący się w zd łu ż oceanu s ta n - k ra in a zieleni, plaż, sk u ją siły, otrzy m u je się w ew nętrzny spokój. Darskan trw a wiele go­
p alm kokosow ych i bananow ców . Po sześciu g o d zin ac h spędzonych d zin , czasem c a łą noc. A m m a nig d y n ie jest zm ęczo n a, ze sp okoj­
w pędzącym z d zik ą prędkością, nie zw ażającym n a nierów ności nym u śm iechem , szczęśliw a, p rzy jm u je każdego.
koślawej d ro g i autobusie, przybyw am do C ochin. Miłe, położone n a W ieczorem idę ze śpiw orem n a d ach . P o trzeb a wiele czasu, aby
półwyspie, tro ch ę zbyt turystyczne m iasteczko. C hińskie sieci rybac­ to w szystko zro zu m ieć, więc n aw et nie próbuję, p o g rą ż a m się po
kie n a plaży, p ałac z m alo w id łam i ściennym i, sklepiki z antykam i, p ro s tu w spokojnej m edytacji. N a niebie w ielki, p o m ara ń czo w y
w ieczorem K atliak ali D ance - niesam ow ite przedstaw ienie, trady­ księżyc. Tysiące gw iazd.
cyjny k eralsk i tan iec przy d źw ięk ach bębnów i śpiewach. Tancerze
p rzedstaw iają h isto ry jki z Ram ajany, indyjskiej m itologii, p rzy stro ­ K anniyakum ari. M ałe m iasteczko w bardzo szczególnym miejscu.
jen i w n ajb ardziej oszałam iające stroje i m akijaże, jakie w idziałam . N a najbardziej w ysuniętym n a połu d n ie koniuszku Indii oraz całego
kon ty n en tu azjatyckiego, nie licząc wysp. Miejsce, gdzie spotykają się
O dbijające się w w odzie palm y, n a brzegach c h a ty k ry te strze­ wody M orza Arabskiego, O ceanu Indyjskiego oraz Z atoki Bengalskiej,
ch a m i z su szonych liści, k o b iety w kolorow ych sari robiące pranie, jestem wdzięczna przewodnikowi „Lonely Planet” za to, że napisał,
rybacy w d łu g ich , w ąskich ło d ziach . Jestem n a m ały m , p a sa ż e r­ że m o żn a to miejsce om inąć, bo nie m a tu zbyt wiele do zobaczenia.
sk im p ro m ie p ły n ący m k a n a ła m i K erali z A lleppey do Q uilon. Dzięki tem u jest tu ta k m ilo i spokojnie, bez tłu m u Europejczyków.
Oczyw iście je d n o d n io w a p o d ró ż w ygodnym p ro m em pełnym t u ­ Wąskie uliczki prow adzą m nie n a plażę. N ad brzegiem ciasno
rystów nie daje m ożliw ości u cz estn icze n ia w ty m spokojnym życiu stłoczone m ałe chaty, długi pas p iasku, ocean. Rybacy powracający
p o d p o rz ą d k o w a n y m p a lm o m kokosow ym i w odzie. Jest się tu wy­ z połowów w wąskich, drew nianych łodziach zrobionych z pow iąza­
łącznie w id zem i czuję się w łaśnie ja k w sam y m ś ro d k u pięknego, nych pni drzew. Wszędzie pełno bawiących się, ciem noskórych dzieci.
egzotycznego film u. Po d ro d z e dow iaduję się o aśram ię p ro w a d zo ­ Szczególnie u rzek a m nie je d n a scena: dwóch golutldch, k ilk u letn ich
nym przez n iesam o w itą osobę, je d n ą z niew ielu w In d ia c h kobiet chłopców prow adzi delikatnie za ręce śliczną, m oże półto raro czn ą
g u ru , n a z y w a n ą po p ro s tu „ M a tk ą ”. D ecyduję się tu wysiąść. dziewczynkę w czerwonych m ajteczkach i srebrnych b ransoletkach
Z n ajd u jący się w śród palm ow ego gaju, pięć m in u t od b rzeg u n a nóżkach. O prócz dzieci, rybaków i lodzi n a brzegu, w K anniyaku­
oceanu, a śra m to w ielka w sp ó ln o ta s k u p io n a w okół Am m y M atki, m ari jest m nóstw o sklepików, stoisk i ulicznych sprzedawców najroz­
około 400 stały ch m ieszkańców i m n ó stw o odw iedzających. D o ­ m aitszych m uszli, m uszelek i wszystkiego, co d a się z nich zrobić. N a
staję m iejsce do sp an ia, zostaję o p ro w a d zo n a p o aśram ie i z a p ro ­ jednej z takich m uszelkow ych uliczek podchodzi do m n ie h in d u sk i
szo n a n a w iec zo rn ą m edytację w św iąty n i - zbiorow e, ekstatyczne chłopak i prosi o k ilk a rupii n a d o m dziecka. I ta k zaczyna się moje
śpiew anie p rz y d źw iękach bębnów . sp o tk an ie z kolejnym niesam ow itym miejscem.
Nie jestem w stan ie opisać w szystkiego, co dzieje się w a śra ­ G a n d h iji K a sth u r Baji C h ild re n H om e. M ały, b ied n y d o m
m ie, bo n a p o zio m ie fizycznym nie dzieje się wiele. Ciche m edy­ d zieck a w p obliskiej wiosce. P ro w ad zący go Sw am i i jego ż o n a ser­
tacje o świcie n a d a c h u św iąty n i, z tw arzą zw ró co n ą w stro n ę decznie m n ie zapraszają. D ostaję m ały pokoik. O d ra z u zap rzy ­

^ 90 g
ja ź n ia m się z dzieciakam i. Jest ich około trzydzieściorga. kilku-, u bierają m ło d sze i za p latają im w arkoczyki, wreszcie w y m arsz do
k ilk u n a sto le tn ic h , w szystkie bose, ciem noskóre, roześm iane. Wy­ szkoły do sąsiedniej w ioski, p ó l g o d zin y pieszo.
py tu ją m n ie, o g lądają, w ciągają do swojej zabawy, choć n a zabawę Po wyjściu dzieci Sw am i prosi, ab y m p o sied zia ła w jego m ały m
nie m ają t u zb y t wiele czasu. Pierw sza rzu cająca się w oczy rzecz sklepiku, b ęd ą cy m głów nym ź ró d łe m d o c h o d u d o m u dziecka. D o ­
to skrajne p ry m ity w n e w a ru n k i życia. Śpią w dw óch pom ieszcze­ staję p o d opiekę cały sklepik n a k ilk a god zin . J u ż p o chw ili o rien ­
n iach , o d d zieln ie chłopcy, o d d zieln ie dziew czynki. C ztery ściany, tuję się, że nie je s t to zbyt d o ch o d o w a in sty tu c ja , n iem n iej b a r­
beto n o w a p o d ło g a, k ilk a k u ferk ó w z całym d o b y tk iem dzieci, n a d zo w wiosce p o trz e b n a . R az n a p ó l g o d zin y p o jaw ia się k lie n t i za
n oc ro z k ła d a n e sło m iane m aty. To wszystko. K u ch n ia to k ilk a k o ­ p ó l ru p ii k u p u je jed n eg o p ap iero sa czy o d ro b in ę ty to n iu d o żucia.
ciołków p o d zad aszen iem n a po d w ó rk u . Uczę się n az w tow arów w lo k aln y m języ k u . Nie m u szę n aw et znać
Z ac zy n a się w łaśnie w ieczo rn e gotow anie. D zieci ro b ią cen, ludzie sam i w iedzą, ile zapłacić, w szyscy tu sobie ufają. Po p o ­
w szy stk o sam e, a nie je st to ta k ie proste. D ziew czynki p rz y n o sz ą łu d n iu ru c h się zw iększa, przychód zą co ch w ila ko b iety i dzieci po
ze s tu d n i w odę, ch ło p cy d re w n o n a ro zp ałk ę. R ozniecają ogień, pięć czy dziesięć d e k a cu k ru . O d w ażan i, robię z gazety torebkę, p a­
k ro ją w arzyw a, d ziesię cio le tn i chłopiec z w y siłk iem m iesza ryż kuję. Ludzie nie m ają tu pien ięd zy i w ielkich p o trzeb . P rzy ch o d zą
w o lb rz y m im g a rn k u . Ryż to p o d staw a . D w a ra zy d zien n ie , sie­ po pó ł kokosa, dziesięć d ek a soczewicy, szczyptę p iep rzu , jed n eg o
d e m d n i w ty g o d n iu . P o te m n a k ła d a ją go do b lasza n y ch m ise ­ cukierka. Tak wiele się m ogę nauczyć w ta k m ałym sk lep ik u .
czek, sia d a ją w dw óch rz ę d a c h p o tu re c k u n a ziem i i p o k ró tk ie j
w spólnej m o d litw ie m o ż n a za czą ć za słu ż o n y p o siłek . P rz y p o m i­ K anniyakum ari, w schód słońca. Dziś otaczający ten koniuszek
n a ją m i się p o lsk ie dom y d zieck a, ja k ie m ia ła m kiedyś okazję p o ­ lądu ocean jest bard zo wzburzony. Fale zalewały p o k ład z pasażeram i
znać. Co z tego, że m ają lepsze w a ru n k i, k iedy są to p o p ro s tu i o m ało nie przew róciły łodzi płynącej n a pobliską wyspę-skalę, gdzie
in sty tu c je ? B ezd u szn e in s ty tu c je z z a tru d n io n y m i n a etacie p r a ­ kiedyś m edytow ał Swam i V ivekananda. K an n iy ak u m ari to miejsce
co w n ik am i: k u c h a rk a m i, sp rz ą ta c z k a m i, w ychow aw cam i. T utaj, szczególne. D la H indusów , bo tu jest św iątynia boskiej dziewicy Kan-
p o m im o tego, że d ziec iak i ciężko p racu ją, są je d n a k w olne, s p o ­ niyi, więc pielgrzym ują tu ze w szystkich zakątków kraju. D la mnie,
kojniejsze, szczęśliw sze. Być m oże p o m a g a im w ty m c o d z ie n n a b o to nie tylko koniuszek Indii, ale też koniec k o n ty n en tu , n ajb ar­
m o d litw a - m ed y tacja. D zień w dzień, o szóstej ra n o i w ieczorem . dziej południow e miejsce, jakie jad ąc ląd em mogę osiągnąć. D o tego
W sp ec ja ln y m p o m ieszc zen iu p ełn y m zdjęć i o b ra zk ó w p rz e ró ż ­ p u n k t zw rotny mojej podróży. Początek po w ro tu n a północ...
nych h in d u s k ic h g u ru i bogów (w śród n ic h S ai B aba, M a h a tm a
G a n d h i, A m m a, K riszna, W iszn u i w ielu innych). P rzez praw ie M ad u rai. M ee n ak sh i Tem pie. N iesam o w ita, o lb rzy m ia św iąty­
g o d zin ę d z ie c ia k i z n ie sa m o w ity m e n tu z ja z m e m śpiew ają, g rają n ia z w ielopiętrow ym i, rzeźb io n y m i k o lu m n a m i p o m alo w an y m i
n a b ę b n a c h , d zw o n eczk ach , klaszczą. N a ko n iec o d b y w a się ofia­ w najdziw niejsze kolory, n iem alże w sty lu D isneylandu. W śro d k u
ro w an ie o g n ia i ow oców o ra z cich a m edytacja. tysiące pielgrzym ów ze w szystkich s tro n Indii i w szystko, czego
m o ż n a sobie zażyczyć: rzeźby, o łtarze, ofiarow ania, oczyszcza­
U dało m i się dziś w stać i zacząć d zień ze w szystkim i, a d zień z a ­ ją c a kąpiel w św iąty n n y m basenie, sk lep ik i z prasadą, d ew ocjona­
czyna się t u wcześnie, jeszcze p rz e d szóstą. P o ra n n a to aleta. D zie­ liam i, p a m ią tk a m i i tysiącem drobiazgów , a naw et praw dziw y, ol­
ciaki polew ają się naw zajem i sz o ru ją w lodow atej w odzie p rz y n o ­ b rz y m i słoń błogosław iący w iernych sw oją trą b ą za je d n ą rupię.
szonej d z b a n a m i że stu d n i. Po k ąp ieli p o ra n n a m o d litw a . P otem Przyjm uje rów nież banany, kokosy, trz c in ę cukrow ą, k tó re od ra zu
p ra ca - dzisiaj łu sk an ie strąk ó w kurkum y. D opiero o dziew iątej zjada, ale błogosław i tylko za pien iąd ze. N ajpiękniejszy zw ierzak
śn iad an ie , p o te m szykow anie się, przy czym starsze dziew czynki św iata. I najm ądrzejszy. S zk o d a tylko, że ta k dal się zniew olić czło­
wiekowi. Ten słoń nie m a co p ra w d a zbyt ciężkiej pracy, ale cały wym, ciasnym pom ieszczeniu, zarabiając 20 rupii n a dzień. Jed n ak
zarobek, k a ż d ą ru p ię p rzek azu je n a ty c h m ia st właścicielowi, k tó ry szczególnie fascynuje m nie szkółka d la dzieci z najbiedniejszych ro ­
zbija n a ty m niezły interes. M o g łab y m ta k g o d z in a m i w patryw ać dzin. Zostaję zaproszona n a cały dzień n a wszystkie lekcje.
się w tego sło n ia, siedząc w śró d rzeźbionych k o lu m n , kolorow ych S zkółka obejm uje LKG (Lower K in d erg arten , g ru p a przed-
m alow ideł, tłu m u pielgrzym ów i n a p o m ara ń czo w o u branych -przedszkolna), HKG (H igher K in d e rg a rte n , przedszkole) oraz
sadhu z d łu g im i w łosam i i b ro d a m i. klasy o d I do V. S alki w y p o sażo n e są w yłącznie w tab licę i k rz e ­
W ś ro d k u zn ajduje się rów nież m u z e u m s z tu k i św iątynnej, ale sło d la nauczycielki, dzieci sied zą n a betonow ej p o d ło d z e . Rów­
je st to ab so lu tn e n iep o ro zu m ien ie: p o tłu c z o n e gabloty, z a m ia s t n ież z b ra k u fu n d u s z y z a tru d n io n e są tylko dw ie nauczycielki,
m alow ideł o d ra p a n e ściany, n ieliczne o b jaśn ien ia, jak ie się z a c h o ­ je d n a uczy LKG, HKG, I i II k lasę jed n o cześn ie, d ru g a - III, IV i V
wały, są głów nie w języku tam ilsk im . Tylko sala z lab iry n tem k o ­ klasę. N a szczęście klasy są nieliczne, k ilk o ro dzieci w k ażdej, ale
lu m n i p rz y k u rzo n y m i rzeźb am i i fig u rk am i najprzeróżniejszych i ta k o zn a cza co, że gdy n au czy cielk a zajm uje się je d n ą k lasą, p o ­
bogów robi w rażenie. A p rz y tłu m io n e św iatło lu b w dalszych z a ­ zo stałe się n u d z ą , chyba że coś p iszą a lb o czytają. D y scy p lin a je d ­
k ą tk a c h praw ie jego b ra k p lus k u rz i pajęczyny d o d a ją tem u o p u sz ­ n a k jest n iesam o w ita, nie m a ab so lu tn ie żadnych ro zm ó w p o d czas
czonem u m iejscu pow iew u tajem niczości. lekcji, naw et po d czas lu n c h u p an u je id e a ln a cisza. A u to ry te t n a ­
uczycielki jest n iep o d w ażaln y i dzieci ślepo i m ech a n iczn ie w yko­
M a n a p a ra l - m a la w io ska w p o łu d n io w y m sta n ie T am il N adu, n u ją każde jej polecenie. M ałe, k ilk u le tn ie , w p a tru ją się w n au czy ­
40 m in u t ja z d y od Trichy, d o m m oich now ych Servasow ych g o sp o ­ cielkę w ielkim i, czarn y m i o czk am i i p o w tarzają m o n o to n n ie g ło ­
darzy. W M a d u ra i nie m ia ła m szczęścia, m u sia ła m znaleźć sobie ski angielskiego alfa b etu . S ztu k ę o d tw a rz a n ia o p an o w ały do p er­
hotel za 50 ru p ii. Tym ra zem je d n a k tra fiła m do dosyć zam ożnej fekcji i p o w tarzając bezm yślnie słow a n iezro zu m iałej angielskiej
chrześcijańskiej ro d z in y prow adzącej „R ural D evelo pm ent C en ­ czyranki, id ealn ie n a ślad u ją o k r u tn ą wym owę, ak c en t i in to n ację
tre ”, o rg a n iz u jący różne ak ty w n o śc i d la lu d zi z okolicznych w io­ n auczycielki, b ezlito śn ie kalecząc język.
sek: p ro g ra m y edu k acy jn e d la kobiet, w arsztaty, szkolenia. Tu ju ż trzy- czy cz te ro latk i u cz ą się czytać i pisać, a m ają ty m
To b ard zo spokojne miejsce. K ilka budynków p o śro d k u niezbyt tru d n ie jsz e z a d a n ie , że jed n o cześn ie p o zn a ją trzy ró żn e języki,
urodzajnej, wysuszonej przez słońce ziemi. Edward, nieu stan n ie za­ z k tó ry ch k ażd y m a in n y alfabet: w pierw szej kolejności swój lo ­
jęty w biurze, n am aw ia m nie, żebym została z n im i co najm niej dwa k a ln y język - w ty m w y p a d k u ta m ils k i, p o tem język n a ro d o w y -
tygodnie albo naw et miesiąc i przy okazji podszkoliła ich d w u n a sto ­ h in d i, wreszcie angielski. Są w y straszo n e, n iek tó re czu ją się najle­
letniego syna K um ara, bo niedługo zdaje egzam iny n a koniec roku. piej, kiedy sied zą sk u lo n e w kącie klasy, kiedy niczego się o d nich
Dzieciak chodzi oczywiście do pryw atnej, katolickiej szkoły z w ykła­ nie w ym aga. W iększość w ogóle się n ie u śm iecha. N ic dziw nego,
dow ym angielskim . M ają wiele różnych przedm iotów i przerabiają u n as naw et pięcio latk i w p rz ed szk o lu przez w iększość czasu b a ­
napraw dę niesam ow ity m ateriał, a wszystko w ja k najbardziej nie­ w ią się i biegają, a p o p o łu d n iu m ają leżakow anie. T u taj m alu ch y
przystępnym i n u dnym angielskim . Jak zwykle główny nacisk kładzie z m u sza n e są przez sześć g o d z in siedzieć cicho i sp o k o jn ie w k la ­
się n a bezm yślne odtw arzanie. Z tym sobie K um ar nieźle radzi, gorzej sie. Piszą n a m ały ch tab liczk ach , a te, któ ry ch rodziców nie stać
z rozm ow ą n a najprostsze tem aty. Z o stałam też dzisiaj oprow adzona n a tabliczkę, p o p ro s tu sied zą i p a trz ą . O bserw ując co w szystko,
po okolicy. O bejrzałam training centre d la kobiet z wiosek: szlifowa­ w p a d a m n a pom ysł. P y ta m nauczycielkę, czy m ogę n au czy ć dzieci
nie kam ien i szlachetnych oraz szycie. Dalej dom m odlitw y, kuchnia, angielskiej piosenki. D ostaję zgodę i śpiew am y „H ead a n d S h o u l­
przęd zaln ia - t u kobiety, w śród nich dw u n asto letn ia dziewczynka, d ers” o ra z „H okey Pokey”. S tarsze dzieci są zachw ycone, są to
przez pięć d n i, do ośm iu g o d zin dziennie, p rzęd ą bawełnę w haiaśli- pierw sze angielskie piosenki, jak ich się nauczyły. M aluchy, n a po-
Ë iÉ f p f c *
cz ątk u onieśm ielo n e, szybko n ab ierają odw agi i zaczy n ają chw y­ sze dzieci były n ieufne, bały się po d ejść bliżej. K obiety za p o m o cą
ta ć nie ty lk o p o d aw an e przeze m n ie słowa, ale i ruchy. „H okey P o ­ gestów spytały, czy chcę coś jeść alb o pić. P rzy n iesio n o m i stołek,
key” n a ty c h m ia s t staje się przebojem . N auczycielki zapisują sobie abym sobie u sia d ła . N iesam ow ici są ci ludzie: sam i nic nie m ając,
słowa, p ro sz ą o n au czen ie kolejnych klas. W szyscy z u lg ą przyj­ po d zielą się w szystkim .
m u ją o d m ia n ę w szkolnej m o n o to n ii. W d o m u m o d litw y od b y w a się „W omen A w arness M e e tin g ”
czyli coś n a te m a t św iad o m o ści k o biet. E dw ard i p a ru in n y ch fa­
D zisiaj d zień w olny o d pracy. Podw ójne św ięto - m u z u łm a ń ­ cetów wygłosili przem ó w ien ia do k o b iet z okolicznych w iosek n a
ski koniec R a m a d a n u i ch rześc ijań sk a Ś roda Popielcow a. P onie­ cem aty o d ż y w ia n ia dzieci, z d ro w ia czy p la n o w a n ia rodziny. Też
w aż m ieszk a m z k ato lick ą ro d z in ą , w siadam y ra n o n a rowery i je- m ia ła m coś pow iedzieć n a jed en z pow yższych lu b p o krew nych
dziem y d o p obliskiego kościółka. Kościół niby ta k i sam ja k w szę­ tem atów , szczęśliw ie je d n a k u d a ło m i się przesp ać te n m o m en t
dzie, je d n a k ju ż po chw ili o rie n tu ję się, że jest tu coś innego. Nie w gorącej, p o p o łu d n io w ej drzem ce.
m a ławek, w ierni sied zą po p ro s tu n a p o d ło d ze, zostaw iw szy wcze­
śniej b u ty p rz ed wejściem. Ja k zw ykle, w z b u d z a m m a łą sensację: Sobota. W ypad do Trichy. S riran g a m Tem pie - najw iększy chyba
siedzące po lewej stro n ie kościoła kobiety w kolorow ych, odśw ięt­ w In d iach kom pleks św iątyń, coś ja k M adurai, tylko jeszcze więk­
nych sari, z p rz y k ry ty m i w łosam i, są bardziej zain tereso w an e m n ą sze, olbrzym ie, rzeźbione gopuram, czyli wieże przy wejściu do św ią­
n iż ty m , co m ów i ksiądz, O żyw iają się je d n a k , gdy zaczynają się tyń, tłu m y pielgrzym ów , odpraw iające się różne cerem onie. Niestety,
śpiewy. C ały kościół ro zb rzm iew a ra d o sn y m i m elo d iam i. W iem do pom ieszczenia, w k tó ry m zn ajduje się o łtarz z p o stacią jednego
już, dlaczego te n kościół tylko z z e w n ątrz p rz y p o m in a k ażdy in n y z bogów i gdzie ofiarow uje sięprasadę, w stęp m ają tylko hin d u si.
w E uropie. Po p ro s tu p rz e p e łn ia go d u c h i atm o sfera Indii... D ru g a w a ż n a rzecz w Trichy to R o ck F o rt Tem pie, czyli św iąty­
P ow rót do d o m u i z okazji św ięta nicnierobienie, jedynie gra n ia w forcie zb u d o w a n a n a dziw nej, stojącej p o ś ro d k u płaskiego
w scrabble z K u m arem i Daisy. Po lu n c h u cala ro d z in a za sia d a lą d u , 83-m etrow ej skale. R o zciąg a się s tą d pięk n y w idok n a m ia ­
p rz ed telew izo rem i z z a p a rty m tch em i głośnym d o p in g iem przez sto i okolicę. T am , gdzie k o ń czy się Trichy, zaczy n ają się olbrzy­
trzy g o d zin y o g lą d a tra n sm ito w a n e n a żywo m istrz o stw a kry- m ie, zielone p rz estrze n ie gajów kokosow ych. G dyby tylko nie te n
k ieta. N ie m a m pojęcia, o co ch o d z i w tej grze, ale w ygląda w y star­ upal... Ledwo m o ż n a u stać b o sy m i s to p a m i n a ro z żarzo n y m g r u n ­
czająco n u d n o , aby z a m ia st tego p oczytać książkę. cie, a w szędzie trz e b a zdejm ow ać buty. Ciągle trze b a pić i m o żn a
zrujnow ać się, k u p u jąc wodę m in e ra ln ą , której p o trz e b a p rz y n aj­
N iezm ienny, d zik i upał. N aw et o dw udziestej drugiej, siedząc m niej dwie b u te lk i dziennie, p rzy czym litr k o sztu je dw anaście
przy o tw a rty m oknie i w łączonym w entylatorze, kleję się o d p o tu . ru p ii, p o d czas gdy ju ż za sześć ru p ii m o ż n a zjeść pyszny posiłek.
W nocy czasem ciężko spać z gorąca. Ludzie z w iosek c h o d z ą boso, R ów nież ciągle chciałoby się b rać zim n y prysznic, ale nie n a wiele
a ja nie m ogę, b o ziem ia p arzy w stopy, ale p o d o b n o to dopiero p o ­ się on zdaje, bo ju ż wycierając się, człow iek znow u się poci.
czątek, N ie w iem , jak daje się tu przeżyć kolejne, coraz gorętsze
m iesiące. Po p o łu d n iu w ybieram się n a spacer do pobliskiej w io­ N iedziela, nic się tu n ie dzieje. D o s ta ła m do p rz e jrz e n ia dw a
ski. To zw yczajna, in dyjska w ioska z m ałym i, g lin ia n y m i c h a ta m i ra p o rty z d z ia ła ln o ś c i GRAMODAYA: m ia ła m p o p raw ić błędy
0 sło m ian y ch d ach ach , kobiety noszące n a głow ach d z b a n y z w o d ą językow e. Z ro b iła m , co m o g łam , c h o c ia ż p isan e są ta k im języ­
1 pełn o p ó łn ag ich dzieci zbiegających się zew sząd, aby m n ie o g lą­ kiem , że aby zrobić z n ich g ra m a ty c z n e , logiczne i sen so w n e tek­
dać. W k ró tce zebrał się d o o k o ła m n ie n iem ały tłu m , aż żałuję, sty, trz e b a by n a p isa ć je o d now a. Ale i ta k pew nie n ik t nie będzie
że nie z n a m tam ilsk ieg o , zeby się porozum ieć. Tylko n ajm n iej­ tego czy tał, a jeże li naw et, to z p e w n o śc ią jego an g ie lsk i je s t n a

s i 100 ^
p o d o b n y m p o ziom ie... M o im z a d a n ie m było też ro z m a w ian ie p o dosyć dziw ne, b io rą c p o d uw agę, że m a ją w y starczająco d u ż o p o ­
a n g ie lsk u z K u m arem , a n a w e t d a n ie m u czegoś do n a p isa n ia . Wy­ m ieszczeń.
k o rz y stu ją c ok azję, z a d a ła m d zieciak o w i k ilk a tru d n y c h p y tań .
J e d n o z n ic h b rz m ia ło : I f y o u had a chance to be born again, would y o u T h an ja v u r. Je ste m w łaśn ie w p ałac o w y m m u z e u m . D o o k o ła
rather be a boy or a girl? Why?5 O to , co K u m a r n a p isa ł w o d p o w ie­ p e łn o w y k u ty ch w k a m ie n iu rz eźb n a jp rz eró ż n ie jszy ch bogów , ale
dzi: I f I can born again, I like to be a boy. Because I w ant to be an IA S 6. I f o p ró c z tego rz ecz ą w a rtą z a n o to w a n ia je st ta b lic a p rz y w ejściu,
I am a girl, I was married and I am in the house only. I w ant to be free and k tó ra w dosyć szczeg ó ln y m ję z y k u głosi: These icons which have be­
I don't w ant to born a girl7. Bez k o m e n ta rz a ... T a o d p o w ied ź w y­ hind them, historical values, spiritual lore and cultural mores o fth isp a rto f
ja ś n ia w szy stk o i p o k az u je , że ja k n a razie nie w id ać jeszcze n a ­ Indian heritage, are meaningfully m ute with wordless expresiveness. They
w et p o c z ą tk u k o ń c a d y sk ry m in a c ji k o b iet w ty m k ra ju . K ażdy influence, however, the viewingpersonageslikeyouto come out with instinc­
d zieciak zd aje sobie spraw ę, że ty lk o b ęd ąc facetem m o ż n a być tive processions o f emotive articulations in their own way style. You are wel­
t u w olnym . come to record y o u r feelings. Czyli m n ie j więcej: „te w iz e ru n k i, k tó re
J u tro ju ż ru s z a m dalej, więc d ziś m ój o s ta tn i d z ie ń tu ta j. M ie­ m ają za so b ą w a rto śc i h isto ry czn e , tradycje d u ch o w e i k u l t u ­
liśm y w ieczo rem p o jech ać do T richy obejrzeć ja k ie ś tań ce, ale p o ­ ra ln e indyjskiej spuścizn y , zn a c z ą c o m ilczą w sw o im niem y m
niew aż k iero w ca - bo tu ta j, o p ró cz k ilk u n a s to le tn ie j P a p a ti, k tó ra w yrazie. P ow o d u ją je d n a k , że o soby o g ląd ające je, ta k ie ja k ty,
p o m a g a g o tow ać, zm yw a i sp rz ą ta , m ają oczyw iście praczkę, p ra ­ in s ty n k to w n ie u jaw n iają em ocje, n a swój w łasny sposób. W yraź
sow acza o ra z szo fera - p rzybył o g o d zin ę za p ó źn o , nic z tego nie swoje u c z u c ia ”.
wyszło. P o jech aliśm y za to od w ied zić siostrę D aisy i Reginy, a n a ­ Z obaczyw szy m n iej więcej w szy stk o , co T h a n ja v u r m a d o za­
stęp n ie d o h o te lu , p rzy czym „ h o te l” o zn a c z a tu re sta u rac ję . M ile oferow ania, czyli ro b ią c ą w ra żen ie św ią ty n ię B rih a d e sh w a ra oraz
m iejsce, s to lik i p o d go ły m n ieb em , niezłe jed zen ie. Z ja d ła m coś m u z e a w p a ła c u , w ybieram się d o k in a . W łaśn ie g ra ją „R an g e etę”
w ro d z a ju c u r ry n a bazie jo g u r t u i p rzy p raw (,kurm a) z n ie o d łą c z ­ - j e d n ą z typow o indy jsk ich , k iczo w aty ch love story, ale R o sean n e
ny m cz a p a ti, n a s tę p n ie stuffed kułcba, czyli ta k i n ad ziew an y n a ­ i p arę innych osób było zachw yconych, więc obejrzę. M ając t r o ­
leśn ik o ra z m asalę z ciecierzycy, p o czym c z u ła m się a b s o lu tn ie ch ę cz asu d o ro z p o czę cia se a n su , sied zę sobie w lu k su so w ej, to
n aje d z o n a . Po p o s iłk u p o ż e g n a ła m się z E dw ardem , k tó ry udaje zn a czy czystej, z m iły m w n ę trzem , k u ltu r a ln ą o b s łu g ą i k lim a ­
się n a ja k ą ś k o n feren cję do B angalore. Z w ró ciła m uw agę, że w y­ ty zacją re sta u ra c ji. W łaśn ie z ja d ła m c z a p a ti za osiem ru p ii. Tutaj
jeżd ż ając n a trz y d n i, n aw et n ie p o cało w ał żo n y n a p o że g n an ie. c z a p a ti o z n a c z a placek od ra z u z w arzy w n y m curry. N ie w tem ,
W ogóle n ie w iem , ja k to jest. W szyscy śp ią w je d n y m pokoju. d laczeg o tu ta j lu k su so w e re sta u ra c je wcale n ie są d ro ż sze od
E dw ard, Daisy, K u m a r i R eg in a, sio stra Daisy. T rzy łó żk a są z łą ­ b ru d n y c h , p rz y d ro żn y c h barów . S zk o d a, że nie je st ta k w szędzie.
czone, je d n o stoi o d d zieln ie, nie w iem , k to śpi gdzie, ale je st to
P ondicherry. M iejsce w k tó ry m żył i n au czał sły n n y indyjski
5 „Gdybyś m iał możliwość urodzić się drugi raz, chciałbyś być chłopcem g u ru Sri A uro b in d o . Jest tu. w ielu jego uczniów i wielbicieli z ca­
czy dziewczynką? Dlaczego?” [tłum. red.] łego św iata. Jestem p a d n ię ta . N ie je s t to w su m ie aż ta k i d y stan s
6 IAS (Indian Administrative Service), służba cywilna, w Indiach. z T h a n ja v u r, ale przybycie tu w y m ag ało aż trzech au to b u só w i jesz­
z „Gdybym mógł u rodzić się jeszcze raz, chciałbym być chłopcem. Bo chcę cze czw artego, do sam ego sc h ro n isk a , a ju ż p rz ejażd ż k a jed n y m
być urzędnikiem . Gdybym był dziewczynką, musiałbym mieć męża a u to b u se m w In d ia c h m o że być w ystarczającą atra k cją. W k o ń cu
i tylko siedzieć w domu. Chcę być wolny i nie chcę być dziewczynką”, t u d o ta iJa m i ch o ciaż sch ro n isk o je s t tro ch ę z d a la o d ce n tru m ,
[tłum. red.] w a rto było, bo je st w m iłej okolicy, do tego n a d sam y m m orzem .

1 102 ^ % 103 Ęf
P o n d ich erry słynie głów nie z a śra m u Sri A u ro b in d o 8, ale żeby brać Tak! W stałam dzisiaj o szóstej! D w ad zieścia m in u t później
pełny u d z ia ł w życiu a śra m u i m ieć w szędzie w stęp, trze b a za trzy ­ w drapuję się n a d a c h sch ro n isk a. Jest ju ż jasn o , ale sło ń ca jeszcze
m ać się w je d n y m z aśram ow ych guest kouse]ów, a te p o pierw sze są nie widać. M am stą d su p er w idok n a o d d alo n e d o sło w n ie o k ilk a
dosyć drogie, a po dru g ie, w iększość je st p ełn a, b o ju tro i p o ju trze m etrów m orze, rybaków , palm y, n ie b o o ra z H in d u só w w y ch o d zą­
jest św ięto. N a po ste re sta n te cz ek ała n a m n ie k a r tk a o d M argaret. cych z c h a t d o toalety, czyli n a plażę. W schodzi w łaśn ie słońce.
S traszn ie m ilo jest d o stać pocztę, ale oczekiw ałam wieści z kraju. M uszę zaraz ru sz ać do c e n tru m , bo w y k u p iłam k u p o n n a p o siłk i
M oja ro d z in k a chyba się m n ie w yrzekła... w aśram ow ej stołów ce (trzy p o siłk i z a 15 rupii), a ś n ia d a n ie ser­
w ują tylko do siódm ej czterdzieści pięć. P rzyjem nie byłoby pójść
M iałam dzisiaj m ało realistyczny plan: w stać ra n o i zobaczyć sobie plażą, gdyby nie ten o d ra żając y zwyczaj... P rzy o k azji in try ­
w schód słońca n a d m orzem - jestem w końcu n a w schodnim wy­ guje m nie je d n a rzecz: gdzie i k ied y zała tw iają się kobiety. R ano
brzeżu - ale, jak zwykle, skończyło się n a dobrych chęciach, Ju tro n a i p o d czas d n ia p la ż a jest bow iem p e łn a bez s k ru p u łó w w y p in ają­
sto procent. I ta k m iałam przyjem ny ranek, oglądając n adm orskie ży­ cych tyłki facetów. Ani jednej kobiety...
cie i rybaków wracających z połow u w m ałych, płaskich, cudem u trzy­ 29 lutego to szczególny d zień w P ondicherry, G o ld en Day. Nie
m ujących się n a falach łódkach. N a brzegu, gro m ad a m ężczyzn wy­ p a m ię ta m d o k ła d n ie dlaczego, ch y b a M atce objaw ił się „the D i­
ciągała sieci - w yglądało to ja k przeciąganie liny z m orza, W końcu v in e ’1 czy coś w ty m sty lu 9. W szystko je st tu su p er zo rg an izo w an e.
m ogłam zobaczyć zdobycz - m izerne rybki i kilka krabów walczących Z okazji św ięta przybyły tłum y, k a ż d y je d n a k o trz y m a ł swój dar-
o życie z sieciami. Połów w ypełnił dwie m iski, które zostały przeka­ shan spokojnie, bez tło k u i bez w yczekiw ania. P rze d te m było przej­
zane kobietom . W zdłuż plaży ciągną się osady rybackie, piękne chaty, ście przez specjalnie o tw arte z tej okazji po m ieszczen ia, gdzie
zbudow ane w p ro st n a piasku z sam ych palm ow ych liści. Przypom i­ m ieszkali Sri A u ro b in d o i M atk a. W ieczorem odbyw a się zbiorow a
nają bardziej d uże n am ioty n iż domy. Z robiłam sobie spacer plażą od m ed y tacja n a d z ie d z iń c u aśram ow ej szkoły, p o p rz e d z o n a prze­
schroniska d o m iasta, który chw ilam i był co praw da m ało przyjemny, m arszem w szy stk ich g ru p sp o rto w y ch w pełnym u m u n d u ro w a ­
bo cała p laża służy jako publiczna toaleta, jedyna, ja k ą tu m ają. A te­ n iu - wszyscy w jed n ak o w y ch b iały ch k o szu lk ac h i sz o rta c h , k o ­
raz siedzę sobie w C ottage G uest House, gdzie w yświetlany jest film b iety m ają n a głow ach d ziw ne b iałe n i to turb an y , n i to czapki.
„Four A spects o f th e M o th er”, a potem będzie następny, o Sri Auro- A śram ow a sto łó w k a serw uje n iesam o w ite p o siłk i - o p ró cz ryżu
bindo. C hociaż nie m ieszkam w żadnym z aśram ow ych dom ów dla i dahlu pyszny curl, banany, no i to, co najlepsze: razow y chleb! Aż
gości, u d ało m i się dostać przepustkę. Dziś wieczorem będzie pokaz szk o d a w yjeżdżać.
ćwiczeń fizycznych, wpływających n a równowagę duchow ą. W racając do sch ro n isk a , idzie się sp o ry kaw ałek w ąsk ą uliczką.
Po obu s tro n a c h sto ją m ałe chaty, p rzy czym w iększość, p o m im o
biedy, jest p o rz ą d n a , m u ro w an a. K obiety co d zień ra n o o zd ab iają
s Aurobindo Ghose, Śri Aurobindó (1872-1950) - indyjski filozof, poeta, pro g i dom ów specjalnym i, n iep o w tarzaln y m i w z o ram i z białego
krytyk literacki, jeden z liderów ruchu na rzecz wyzwolenia Indii
pro szk u . S poro lu d zi je d n a k n o cu je n a zew nątrz, n a d ro d ze. Ju ż
spod panowania brytyjskiego. Po wycofaniu się z życia politycznego
o dziew iątej w ieczorem w idać śpiące p rzed d rzw iam i n a sło m ia­
poświęcił się życiu religijnemu, tworząc własną wizję postępu
nych m a ta c h dzieci i u k ład ający ch się do snu dorosłych. W tych
ludzkości i ewolucji duchowej. Założył aśram w Pondicherry, w którym
zamieszkał. Jego najbliższym duchowym współpracownikiem była sam ych, b ru d n y c h u b ra n ia c h , bez ża d n eg o przykrycia. Po p ro stu
M irra Richard (1878-1973), nazy wana przez niego „Macką". Po śmierci k ła d ą się n a ziem i i śpią.
Sri Aurobindo M atka kontynuowała jego dzieło, kierowała aśramem
i prowadziła uczniów. 9 Chodzi o „Descent o f the Superm ind”.

# 104#
MARZEC

JESZCZE W INDIACH
WjW.WiWiW
.c ^ T < ix )T < x > T tć ^ T < ^ T ć c > T ^ ^ ( ł >Tcł>TFł >

M a h a b a łip u ra m . Z ach ó d sło ń ca n a skale z w ykutą, n a


szczycie św iąty n ią. Piękne, spo k o jn e miejsce, w ielkie skały,
pięknie rzeźb io n e św iątynie, p laża. Siedzę sobie n a skale
z trz e m a lo k aln y m i ch ło p cam i. N ajp ierw chcieli zrobić ze m n ą b iz­
nes, sprzedając m i rzeźbione k a m ie n n e w isiorki. Są w ty m całk iem
nieźli. Gdy zd a li sobie sprawę, że ża d n eg o bizn esu nie zro b ią, z o ­
staliśm y przyjaciółm i. O p ró cz n as n a skale jest k ilk u in n y ch t u ­
rystów, pełn o m ałp i naw et je d n a koza. C hłopcy o p o w iad ają mi
o tym , ja k niebezpieczne m ogą być m ałp y i p o k a z u ją m i b lizny n a
n o g ach i rękach. S zu k ając tan ieg o noclegu, z n a la z ła m jed en n a
d ach u . W łaścicielka m a co p raw d a dw a pokoje do w ynajęcia, ale
że zap o trzeb o w an ie jest duże, w ynajm uje ta k ż e d ach. Śpi ta m p o ­
d o b n o ju ż k ilk a in n y ch osób. T aki n ie z a p o m n ia n y n o cleg ko sztu je
20 rupii.
Praw ie nic nie w idzę, piszę p rzy św ietle księżyca n a n aszy m d a­
chu. M am tu m iłe tow arzystw o: B e rn a d e tte z A ustrii, jej c h ło p a k a
z Francji, T heę z A nglii. Poszliśm y ra z e m n a czaj. I n iesam o w ita
rzecz: s p o tk a ła m A my i jej trzech przyjaciół, k tó ry ch p o z n a ła m n a
łodzi płynącej d o Q u ilo n . A niby to ta k i w ielki kraj...

M ad ras. W ielkie m iasto n a w sc h o d n im w ybrzeżu. N ie za trzy ­


m uję się tu n a dłu g o , ale... Z ro b iłam to dzisiaj!! W życiu bym nie
p om yślała, że to zrobię, ale w su m ie - czem u nie? Tak, zg o liłam
włosy. Z upełnie n a łyso. N iesam ow ite uczucie, P atrząc w lu stro , w i­
dzę z u p e łn ie in n ą tw arz. Po raz pierw szy w idzę sw oją tw arz praw-
dziwie, bez o to czk i włosów. N a razie noszę c h u stk ę (nosiłam ją też się pow odzi, b io rąc p o d uwagę, że n a c h o d n ik u p rz e d d rz w ia m i
przedtem ), bo p o trzeb u ję o c h ro n y przed słońcem oraz chw ili, żeby ich k a m ien icy m ie sz k a jeszcze więcej lu d zi. Też m a ją k u c h e n k ę ,
się przyzw yczaić. N aszło m n ie tu ta j, w In d ia c h , gdzie sporo ludzi, g a rn k i, w alizk i i s ło m ia n e m aty, z ty m że ich d o m e m je s t c h o d ­
szczególnie n a p o łu d n iu , często całe ro d zin y m ają zgolone włosy. n ik przy ruchliw ej ulicy. U trz y m u ją się głów nie z w y ro b u i sp rz e­
Z ty m źe d la n ic h nie jest to k w estia m ody czy w yglądu - chociaż d aż y k w iatow ych g irla n d . T u w szy stk ie ko b iety n o s z ą k w ia ty we
w yglądają niesam ow icie - ale ja k iś k ro k religijny, nie w iem d o k ła d ­ w łosach, a z a ra z o b o k je s t m a la h in d u s k a św ią ty n ia , g d zie w szy­
nie, chyba o fiaro w an ie w łosów bogom jed n o cześn ie z ja k im ś przy­ scy o fiaro w u ją k w ia ty b ogom . To ta k ie n iesam o w ite. Z aw sze tra ­
rzeczeniem . T ak więc p rzy n ajm n iej nie p o w in n a m w zbudzać se n ­ fię w jak ieś ciekaw e m iejsca. T a k ic h m iejsc są ty siące w sam y m
sacji. A czuję się z ty m z u p e łn ie inaczej, ale to m ile uczucie. C hw i­ tylko M ad rasie, ale re sz ta tu ry stó w m ieszk ający ch w h o te la c h n i­
la m i z a p o m in a m , a gdy p a m ię ta n i, jestem bardziej św iadom a sw o­ gdy ich nie dośw iadczy.
jej twarzy.
M ia ła m p la n z a trz y m a ć się u kogoś, więc w sia d ła m w a u to ­ M iałam z a m ia r opuścić M ad ras i zatrzy m ać się d ziś u kogoś
b u s i p o je c h a ła m p ro sto p o d adres, ja k i m ia ła m w notesie, ale z Servasowej listy w A n d h ra P radesh. Ale to nie jest to tak ie proste,
o k az ało się, że te n człow iek w y p ro w ad ził się ro k tem u . Idąc jak m ogłoby się wydawać. C h ciałam ruszyć rano, ale jest niedziela,
w u p ale zrezy g n o w an a, sp o co n a , u g in ając się p o d ciężkim pleca­ a wczoraj m oja gospodyni przygotow yw ała kościół, więc w ypadało
k iem o ra z p o d m yślą, ile to w ybulę za nocleg w ta k im m ieście ja k zostać n a n ied zieln ą m szę. Zaczęła się o dziesiątej i nie m ia ła m poję­
M a d ra s, z o b a c z y ła m n ap is „ C h ristia n A ssem bly”. P om yślałam : cia, że p o trw a cale trzy gadziny. M iałam zaszczyt usłyszeć n a jd łu ż ­
w a rto sp ró b o w ać. W ś ro d k u z a s ta ła m k ilk o ro lu d z i p rz y g o to w u ­ sze i najnudniej w ygłoszone k azan ie n a świecie. Potem był lu n ch dla
jący ch salę n a ju trz e jsz ą , n ie d z ie ln ą uro czy sto ść. O k a z a ło się, że w szystkich w iernych i dopiero po lu n c h u m ogłam w k o ń cu wyje­
żeby ta m przen o co w ać, trz e b a m ieć p ozw olenie p a sto ra , a te n b ę ­ chać. Z o stałam odw ieziona m o tocyklem n a dworzec autobusow y.
dzie d o p ie ro ju tro , ale ja k zw ykle szczęście m n ie nie o p u ściło . W skazano m i a u to b u s i zapew niono, że d o trze do G u n tu r o siedem ­
K obieta, k tó ra ta m z a m ia ta , z a p ro s iła m n ie do siebie. M ila, choć nastej, czyli po około dw óch g o d zin ach . N a m apie d y stan s nie wy­
b a rd z o b ie d n a ro d z in a . N o ta k , p ręd zej tacy b ie d n i, pro ści lu ­ daw ał się zbyt duży, więc uw ierzyłam . Z resztą - czy m ia ła m inne
dzie w y c ią g n ą p o m o c n ą d ło ń n iż bogacze... M ieszk ają w k a m ie ­ wyjście? Gdy ruszyliśm y, d o w ied ziałam się, źe po pierw sze, ten a u ­
nicy z a ra z p rz y sali m o d litew n ej. W d o m u d o sło w n ie ża d n y ch tobus wcale nie jedzie do G u n tu r, tylko do Nellore, co n ie jest n a ­
m ebli. U b ra n ia i sk ro m n y d o b y tek trz y m a n y w k ilk u w a lizk ach , w et w połowie drogi, a po drugie, d o trzem y tam około d ziew iętn a­
n a n oc ro z k ła d a się n a p o d ło d z e sło m ia n e m a ty i bez k o łd er czy stej. Po prostu u ro k i p o d ró żo w an ia w In d iach . Jak o że tu ta j nie m a
p rześcierad eł po p ro s tu k ła d z ie się spać. M ieszk a tu siedem osób, nic ciekawego do zobaczenia, lepiej od ra z u ruszyć dalej. Tym razem
w liczając dzieci. Praw ie nie m ó w ią tu po a n g ielsk u , ale jak o ś pociągiem . Co praw da przybędę n a m iejsce - czyli do Vijayawady, bo
się dogadujem y. Jest m ło d a w dow a z d w o m a m a ły m i sy n k am i. dow iedziałam się, że to ciekawsze miejsce niż G u n tu r - o pierwszej
M ło d szy je s t chory, m a d ziw n e w ypryski n a ca ły m ciele. M ąż k o ­ w nocy, ale a u to b u sem zajęłoby to z osiem godzin. M am tylko n a­
biety był kiero w cą rykszy row erow ej, z a ra b ia ł 50 ru p ii d zien n ie , dzieję, że będę m ia ła miejsce w p ociągu, bo nie m o żn a zrobić tu re­
ale w szy stk o przep ijał, ro b i! aw an tu ry , bil i w k o ń c u z m a rł. T eraz zerwacji. Ale przynajm niej m am b ilet w ladies compartment.
dziew czy n a p ra cu je ja k o p o m o c dom ow a: sp rz ą ta , zm yw a i pie­ G u z ik praw da. N ie m a żad n eg o „p rzed ziału d la k o b iet”. Ale nie
rze za 10 ru p ii dzien n ie. To ok o ło 30 centów a m e ry k a ń sk ic h ! Z a je st ta k źle. O b a w iałam się, że będzie ta k ja k z p o d ró ż ą d o G o ra k h ­
to m ą ż głów nej g o sp o d y n i d o m u , chyba jej siostry, k tó ry je st s tr ó ­ p u r, a ty m cza sem tu jest tylko pięć o sób n a cztery m iejsca. Siedzę
żem , d o staje 1000 ru p ii m iesięcznie. W Ogóle tej ro d z in ie n ieźle kolo ro d z in k i z trz e m a śpiącym i dziew czynkam i.

# U 2 #
Vijayawada. P rosto z „ C h ristia n A ssem bly” w M adrasie do D zisiejszy d z ie ń zaczął się d la m n ie w cześnie w n ajb ard ziej
„A theist C e n tre ” - p o d ró ż o w an ie z Servasem je s t fascynujące. N i­ dosłow nym z n a c z e n iu tego słowa. Z o s ta ła m o b u d z o n a zg o d n ie
gdy nie wiesz, gdzie w ylądujesz, a po pew nym czasie m asz n ie ­ z planem w nocy, n a dłu g o p rz ed w sch o d em słońca. J e d n a k za­
zły o b ra z całego społeczeństw a: ludzie bogaci i biedni, z wiel­ n im zw lokłam się z łóżk a i z a ło ż y łam coś n a siebie, g im n a s ty k a
kich m ia s t i zap ad ły ch w iosek, h in d u si, sikhow ie, różnego ro ­ się skończyła. Ale nie szkodzi, z a p o z n a ła m się za to z k o b ietam i,
d zaju ch rześcijan ie i w k o ń c u ateiści. P ro p ag u ją ta k zw any „p o ­ k tó re w łaśnie zaczy n ały p o ra n n ą to aletę, mycie i sp rz ą ta n ie . Z o ­
zytyw ny a tc iz m ” i m ają tu m asę różnych projektów , szczególnie stałam przez nie dosłow n ie p o rw a n a i u b ra n a w p rzep ięk n e sari
w w ioskach. Facet, k tó ry założył to c e n tru m , G o ram , to p o d o b n o plu s w szystkie d o d a tk i, czyli b ra n s o le tk i i n asz y jn ik i. W m ojej
w y b itn a osobow ość. M iat dziew ięcioro dzieci - w szystkie rów nież nowej fryzurze, a raczej jej b ra k u , i sari m u sia ła m w y g ląd ać dość
w ybitne, k a ż d e specjalizujące się w swojej d zied z in ie social work, szczególnie. C iągle je d n a k nie ro z u m ie m , dlaczego te k o b iety m u ­
N ajstarszy syn, teraz sześćdziesięcioletni p ro p a g a to r p o zy ty w ­ szą w staw ać o ta k nieludzkiej p o rze. Tu, w In d iac h , w id ziała m ju ż
nego a te iz m u n a całym świecie, a u to r wielu książek, je s t Servaso- chyba więcej w schodów sło ń ca n iż w całym m o im d o ty ch cz aso ­
w ym g o sp o d arzem . Jed en z jego braci, a u to r jeszcze większej liczby w ym życiu. W ty m rów nież dzisiaj, z d a c h u jed n eg o b u d y n k u ,
książek i publik acji, jest z n a n y m w całych In d ia c h lekarzem . M a To byl interesujący, pełen w y d arzeń dzień. W czesna p o b u d k a ,
tu ta j szp ital, a p o za ty m p ro w ad zi wiele p ro g ram ó w zdrow otnych sari, w ypraw a n a je d n o ze w zgórz Vijayawady, kokos n a u ro d z in y
w w ioskach, o rg a n iz u je szczep ien ia dzieci i ty m p o d o b n e. W ogóle Julie, d o k to r S o m o ro m i o słu ch iw an ie dzieci, a w k o ń cu w ieczo­
ciekawe to m iejsce, sporo je s t też ciekawych przybyszów ze św iata rem o g ląd an ie tradycyjnych tań có w indyjskich w k lubie ro ta ria ń -
zach o d n ieg o : k ilk u H olendrów , dw óch A m erykanów , w tym jeden sk in i n a d ru g im k o ń cu m iasta. P ięk n e kostium y, m u zy k a n a żywo,
piszący k siążk ę o G h a n d im , a ta k ż e sio stra J o h n a L en n o n a z m ę­ tań ce przedstaw iające epizody z życia p rzeróżnych bogów. Naw et
żem , k tó rz y przy jech ali wczoraj! Byli ju ż tu ta j, pracow ali przez nie ro zu m iejąc zbyt wiele z tych h is to rii, w arto było to zobaczyć.
cały ro k z d ziećm i w w ioskach, p o te m w A nglii zbierali fu n d u sz e M am tylko n ad zieję, źe nie p rz y jd ą m n ie ju tro o b u d zić n a p o ­
i tera z przy jech ali znow u. J u tro są jej urodziny. J u tro m a rów nież ra n n ą , a raczej n o cn ą , gim n asty k ę. N ad zieja jest n ik ła , ale tru d n o
u ro d z in y m o ja sio stra Jo w ita, ju ż osiem naste. N ie m ogę uwierzyć... - j u t r o m a m z a m ia r się wyspać.
Ju tro też z o sta n ę o b u d z o n a o p iątej ran o bo lekkom yślnie zgłosi­
łam chęć u d z ia łu w p o ra n n e j g im nastyce d la m ieszk a n ek tu te j­ W przeciw ieństw ie do w czorajszego, dzisiejszy d zień je st b a r­
szego sc h ro n isk a d la kobiet. J u ż tera z tego żałuję... W ięc lepiej idę d zo spokojny. N ic praw ie nie robię o p ró cz sp ak o w a n ia i w y siania
ju ż spać, bo o s ta tn ia noc była za rw a n a - część sp ę d z iła m w p o ­ p aczki. P oniew aż m ój plecak staje się z upływ em czasu co raz cięż­
ciągu., część w p o cz ek aln i n a dw orcu. szy, zd ecydow ałam się pozbyć n iek tó ry c h rzeczy, w ysyłając je do
K 510, sk ąd k to ś ja d ą c y w k w ie tn iu n a w ielkie zeb ran ie SCI w Pol­
W ró ciłam w łaśnie z w ypraw y d o k to ra S o m o ro m a do jednej ze sce zabierze je ra zem z m o ją szm atą... sorry, przep ięk n y m kilim em .
szkól, gdzie ra zem z k ilk o m a in n y m i lek arzam i p rz e b a d a ł w szyst­ To znaczy, m a m ta k ą nadzieję. W k aż d y m razie plecak je st teraz
kie dzieci, aby wykryć ew en tu aln e choroby serca. T u w iększość sp o ro lżejszy. Z o sta ła m też dziś o p ro w a d zo n a po różnych sekcjach
tych ch o ró b sp o w o d o w an a je s t niedożyw ieniem , a tylko część je st C e n tru m A teistycznego: jest ta m w y staw a nau k o w a, m iejsce, gdzie
dzied ziczn a, ja k o że ta szkoła je st p ry w a tn a i uczęszczają do niej
dzieci z dość zam ożnych ro d z in , nie było tu p rzy p ad k ó w n ied o ży ­ 10 K5 - indyjski oddział SCI, nazywany tak przez wolontariuszy od
w ienia, je d n a k ż e lekarze w ykryli cztery p rz y p ad k i choroby czy też num eru budynku, mieszczącego się przy Green Park w Delhi, w którym
niepraw idłow ości w pracy serca. oddział ten m a siedzibę.

1 114#
ro b ią b a tik i, b a rw ią m a te ria ły i ręcznie m a lu ją sari, oprócz tego do V isa k h a p a tn a m . M ój now y Servasow y g o sp o d arz, aby d o p eł­
d ru k a rn ia , pracow nie kraw ieckie, w a rsz ta ty m aszy n o p isan ia , nić w a ch larz a ró żn o ro d n o ści, o k a z a ł się być d ż in is tą . Tego jesz­
szpital, bib lio tek a. M asa różnych rzeczy. Ciągle odbyw ają się jakieś cze nie było. M iły, starszy p a n , w staje co d zien n ie o czw artej rano,
s p o tk a n ia u św iad am iające. Jest to niezw ykle m iejsce, w k tó ry m czyli jeszcze w nocy, i idzie n a sp acer n a d m orze. Pew nie jeszcze
m o ż n a się wiele nauczyć, do tego ludzie są b a rd z o w p o rz ą d k u , b ęd ę tego żałow ać, ale p o w ied z ia łam , że się przyłączę. N ie w iem
no i jed ze n ie jest super. N ajpyszniejszy w świecie n ietu sk an y ryż zbyt d u żo n a te m a t d ż in iz m u , ale d o w ied ziałam się ju ż , że jego
i praw dziw a rz ad k o ść tu taj: to fu . M ogłabym tylko tym się żywić, w yznawcy nie je d z ą po zm ro k u , a p o z a ty m m ają w ielkie p o sz a n o ­
chociaż k ażd y posiłek to m a sa różnych potraw , często z dziw nych, w anie d la k ażd eg o życia i w z w ią z k u z ty m są najściślejszym i we­
niezn an y ch warzyw. J u tro je d n a k ru sz a m ju ż dalej, b o nie m am g etarian am i.
w sum ie zb y t d u ż o czasu w In d iac h .
Ju ż po p o ra n n y m (nocnym) spacerze. H a rild wstaje codziennie
Kirti, it’s a privilege to be in your diary and I hope thaty o u r stay in Vi­ 0 trzeciej trzydzieści, bierze kąpiel, oczywiście zim n ą, bo tylko ta k a
jayawada will have given y o u afresh idea o f the humanistic potential o f tu istnieje, po czym ru sz a n a spacer u licam i śpiącego jeszcze m ia­
a „positive” atheism allied with non-violence and a humble quest fo r truth. s ta do m orza, p o tem w zd łu ż brzeg u i z pow rotem . W su m ie niezłe
“Veritas” is the motto o f m y university in the U.S. (Harvard) and refers to parę kilom etrów . Po przyjściu kład zie się jeszcze n a tro ch ę spać i d o ­
a quality ive all seek and admire - and not to a “Pravda” that one person or piero po w schodzie słońca je śn iad an ie. Spacer o takiej dzikiej porze
party imposes on others. I hope w e’ll meet again!11 M a rk L indley12 jest napraw dę odlotowy. T otalnie in n a perspektyw a: te sam e ulice,
w dzień hałaśliw e zatłoczone tysiącem ludzi, ryksz, krów, rowe­
W ieczór. V isa k h a p a tn a m . R an o o p u śc iła m C e n tru m A te­ rów i m otorów , teraz są zu pełnie ciche i opustoszałe. G dzieniegdzie
istyczne i czekając n a a u to b u s d o stacji kolejowej, z d a ła m sobie tylko w idać śpiące n a c h o d n ik u postacie, a w krótce, tu ż po czwartej
sprawę, że m ój zegarek p ó ź n i się o pół godziny. W panice, że nie otw ierają się pierw sze czaj-shopy. Kiedy w racam y około piątej, ulice
zd ążę n a p o ciąg , w zięłam rykszę, chociaż a u to b u s kosztuje dwie zaczynają żyć - kobiety n o sz ą wodę, m ężczyźni p ęd zą gdzieś krowy,
rupie, a ry k sz a - dw adzieścia. Oczyw iście p o ciąg przybył z p ó łto ­ rykszarze czekają n a pierw szych klientów , uliczni sprzedaw cy czaju
ra g o d z in n y m o p ó źn ien iem . N o rm a lk a . W ieczorem przyw lókł się zbijają niezły interes. S zkoda tylko, że w róciliśm y sp oro p rzed
w schodem słońca, ja osobiście w olałabym pospać g o d zin ę dłużej
1 przy okazji spaceru zaliczyć w schód słońca n a d m orzem .
u v Kirti, to zaszczyt znaleźć się w Twoim dzienniku. Mam nadzieję,
Mój g o spodarz nie m oże się m n ą zajm ow ać, poniew aż m a sklepik
że pobyt w Vijayawadzie d.a Ci świeże spojrzenie n a hum anistyczny
z p ió ram i i d łu g o p isam i, w k tó ry m m u si siedzieć. D latego zad zw o ­
potencjał „pozytywnego” ateizm u powiązanego z unikaniem
przemocy i pokornym dążeniem do prawdy. „Veritas” to m otto mojego n ił d.o swojego przyjaciela, k tó ry przybył n aty ch m iast, gotow y o p ro ­
uniwersytetu w USA (Harvarda), a odnosi się ono do cechy, której w adzić m n ie i pójść ze m n ą, d o k ąd tylko będę chciała. Pojechaliśm y
wszyscy poszukujemy i którą podziwiamy, a nie do „Prawdy”, którą więc n a jed n o ze w zgórz otaczających m iasto. Kolejny miły, starszy
jakaś osoba lub parcia narzuca innym. M am nadzieję, że się jeszcze p an, pracow nik społeczny, szalony n a pu n k cie ekologii, szczególnie
spotkam y” [tłum. red.] zadrzew ienia. P osadził w życiu tysiące drzew, ciągle nosi przy sobie
iz M ark Lindley (ur. 1937) - amerykański muzykolog i historyk przeróżne n asio n a, jako prezenty zaw sze daje sad zo n k i. W chodząc
specjalizujący się w najnowszych dziejach Indii. Szczególną uwagę p o d górę opow iedział m i o w szystkich m ijanych drzew ach. Najwię­
poświęca zagadnieniom walki o niepodległość oraz sylwetce M ahatm y cej było pięknie pachnących orzechów casbew, czyli nerkowców. Na
Gandhiego. szczycie św iątynia. W sum ie nic szczególnego, ale w arto było wejść

% 116 # # 117#
DŻIN IZM to system filozoficzno-religijny, ja ki narodził się
w Indiach około VI w. p.n.e. Nazwa w yw odzi się od sanskryc-
kiego słowa „dżina” (Jina), oznaczającego „zwycięzcę, po ­
grom cę”, którym określano świętych nauczycieli tej religii.
W dżinizmie nie istnieje jeden Bóg-Stwórca, natom iast każdy
człowiek ma w sobie potencjał, dzięki którem u może osiągnąć
„najwyższy p un kt we Wszechświecie” . Liczbę wyznawców dżi-
nizmu na świecie szacuje się - według różnych źródeł - od pię­
ciu do dziesięciu m ilionów, z czego ponad 90 proc. mieszka
w Indiach.

Życie wyznawców dżinizmu regulują następujące zasady,


stworzone przez dżinę W ardham ana M ahawirę:

ahinsa, czyli powstrzyrhanie się od zadawania cierpienia


wszelkim istotom żywym (stąd płócienne maseczki na tw a ­
rzach mniszek, aby nie uśmiercać ow adów przypadkowo w pa­
dających do otw artych ust oraz zwyczaj zam iatania m iotełką
ścieżki przed sobą, aby nie podeptać m rówek czy innych stw o ­
rzeń);
satja, czyli powstrzym anie się od kłam stwa;
asteja, czyli powstrzym anie się od kradzieży;
brahmaćarja, czyli powstrzym anie się od cudzołóstwa,
a w przypadku m nichów i mniszek - od wszelkich stosunków
seksualnych;
dpdrigmhd, czyli powstrzym anie się od posiadania rzeczy
zbędnych, a w przypadku m nichów i mniszek posiadania
wszelkiej własności.
Dżiniści wierzą, że św iat nigdy nie pow stał ani nigdy się
nie skończy, przechodzi on jedynie przez cykle składające się
z czterech wieków. Świat niebiański, lokd, tw o rzy siedem nie-
d la w idoków po drodze. T łu m y pielgrzymów, całe rodziny z ogolo­ taln ie obcym , w idzian y m po raz pierw szy w życiu facetem , w d o ­
nym i głow am i, więc w yglądam całkiem n a miejscu. d a tk u H indusem , z obow iązkow ym w ąsem i w szystkim i m ęsko-
Po p o łu d n iu k ró tk a w izy ta w d o m u dziecka. W szystkie dzieci -szow inistycznym i p o g ląd am i. Jak pow iedział m i dzisiaj jed en facet
w p o m ara ń czo w y ch u b ra n k a c h . W tej samej in sty tu c ji m ieści się z rodziny m ojego gospodarza: m ężczy zn a jest po p ro s tu lepszy o d
do m d la starcó w i b ezdom nych. S krajnie p ry m ity w n e w a ru n k i kobiety, bo ta k im go Bóg stworzył. D latego kobieta p o w in n a m u się
i c ia sn o ta są dosyć przygnębiające, chociaż pew nie lepsze to n iż podporządkow yw ać, a żo n a - słu ch ać m ęża.
życie i że b ran ie n a ulicy. A za chw ilę być m oże najciekaw sza rzecz N ajw iększe szczęście, jak ie s p o tk a ło m n ie w życiu, to to, że nie
dzisiejszego dn ia: idę n a ślub. N ajpierw o g odzinie dw udziestej m a u ro d z iła m się w In d iac h .
być u cz ta , n a to m ia s t w łaściw a cerem o n ia ślu b n a zacznie się około G o d z in a p ią ta trzydzieści, stacja kolejow a V is a k h a p a tn a m . P o ­
pó łn o cy i p raw d o p o d o b n ie będzie trw a ła do ra n a . W id ziałam ju ż ciąg do P u ri w sta n ie O risa do p iero około szóstej. Siedzę sobie n a
k ilk a tu tejszy ch ślubów n a zdjęciach o raz n a w ideo, ale to będzie peronie i piję czaj z plastikow ego k u b k a . T utaj p rzy n ajm n iej m asa
m ój pierw szy ślub o g ląd an y n a żywo. w yrzucanych co m in u tę k u b k ó w d o s ta rc z a zajęcia o ra z staje się
Niestety, m oja radość byia przedw czesna. Je d n a k nie zobaczę śro d k iem u trz y m a n ia dw orcow ych dzieci i b ezd o m n y ch d o ro ­
sam ej cerem onii. N a razie patrzę, ja k przybyw ają niekończące się słych, k tó rzy zbierają k ażd y k u b ek do sw oich b ru d n y c h worków.
tłum y gości, a zad an iem p a ń stw a m łodych jest uśm iechać się do N ic tu się nie zm arn u je. D o s ta ła m n a drogę pyszny b iały chleb,
w szystkich przez nie wiem ile go d zin oraz przyjm ow ać błogosła­ k tó ry ja d ła m sobie, popijając czajem, gdy je d n a k p o d esz ła do m n ie
w ieństw o w p o staci szczypty ry żu n a głowę, g ratu lacje i prezenty od żeb raczk a i o fiarow ałam jej k ro m k ę, sk rzy w iła się z n iesm ak iem ,
każdego z k ilk u se t przybyłych. G ratulacje i prezenty otrzym uje wy­ m ów iąc: paisa,paisa. P ieniądze, p ien iąd ze.
łącznie p a n m łody, p a n n a m ło d a jest przez w iększość ignorow ana, Z achód słońca. Ciągle w pociągu. J u ż prawie dw anaście godzin.
z m ały m i w yjątkam i: kiedy zjawiają się ciotki w podeszłym w ieku Oczywiście w yruszyliśm y z p o n a d g o d zin n y m o p ó źnieniem . Teraz
i babki ze strony m łodego, a o n a m usi p adać im do stóp. D osłow ­ stoim y sobie ju ż od jakiegoś czasu p o ś ro d k u pola, z niew iadom ej
nie: m usi ręk am i d o tk n ąć ich stóp. P oza tym wszyscy p rzychodzą tu przyczyny. P oza ty m obow iązkow o zaliczam y w szystkie p o m n iej­
głównie p o to, żeby się najeść i pogadać. Stw ierdzam , że jedzenie.jest sze stacyjki, gdzie też trzeb a swoje odstać. Ale w sum ie p o d ró ż dość
w p o rz ąd k u , chociaż nic nadzw yczajnego, jak n a ta k ą okazję. N a ­ przyjem na, niezłe w idoki n a w zgórza Orisy, m iejsca dosyć, m o żn a
praw dę w spółczuję, szczególnie p a n n ie m łodej, tego sta n ia godzi­ się naw et położyć n a górnej półce. N aprzeciw ko m nie ro d z in a z prze­
n am i, w oślepiającym świetle k am ery bijącym p ro sto w oczy, kolo śliczną, m ąd rą , m a łą dziew czynką z fry zu rą p o d o b n ą do mojej.
obcego w sum ie faceta, i u śm ie c h a n ia się w ym uszonym uśm iechem G o d z in a d w u d z ie sta . Przez o s ta tn ie p arę g o d z in p o c ią g w ię­
do m asy n ieznanych ludzi, k tó rzy przyszli tu się nażreć. Wszyst­ cej stoi, n iż jedzie. N a p o p rz ed n iej stacji, gdzie s ta liś m y praw ie
kiem u tow arzyszy orkiestra, z n ieustającym zapałem p ro d u k u jąc a g o d zin ę, w iększość lu d z i w y siad ła. P ociąg w y g ląd a gorzej niż
ogłuszający h ałas, bo nie m o ż n a tego nazw ać m uzyką. P oza tym chlew, nic w su m ie dziw n eg o po ty lu g o d z in a c h jazdy, gdy w szy­
wszędzie p ełn o śmieci, bo goście, nie zważając n a to, że to nie ulica, scy rz u c a ją śm ieci i o d p a d k i p ro s to n a p o d łogę, a d z ię k i k rą ż ą ­
rzucają papierow e serw etki p ro sto n a podłogę. I ta k m a trw ać do cym n ie u s ta n n ie sp rzed aw co m snacków , słodyczy, owoców, m a-
północy. O koło pierwszej m a się zacząć cerem onia, a właściwy m o ­ sali, p ap iero só w i w szystkiego, czego m o ż n a sobie życzyć, w szy­
m en t zaślu b in zo stał w yznaczony przez k a p ła n a n a podstaw ie h o ­ scy bez p rzerw y coś jed zą. N ajg o rsze są orzeszk i ziem n e, k tó ry c h
roskopów m łodych n a trzecią pięćdziesiąt, po czym cerem onia m a łu p in y p o k ry w a ją w ty m m o m en cie c a łą p o d ło g ę p o ciąg u . Jedyny
trw ać dalej do m niej więcej siódm ej rano. Nie w iem , kiedy zatem z tego p o ży tek , że - p o d o b n ie ja k p lastik o w e k u b k i - śm ieci d o ­
m ają noc p o ślu b n ą, p oza tym nie w yobrażam sobie takiej nocy z to ­ sta rc z a ją czasem, z a ro b k u dw o rco w y m dziecio m , g łów nie je d n a k

H 120 # # 121 #
n a w iększych stacjach . Z a m ia s t żebrać, z ro b io n ą z g ałąz ek m io ­ z łaz ie n k ą i w sp an ia ły m pry szn icem , zu p ełn ie ja k w h o te lu dobrej
tłą lu b p o p ro s tu s z m a tą z a m ia ta ją pociąg, a p asażero w ie rzu cają klasy. W okolicy je s t wiele n iesam o w ity ch św iątyń w specyficznym
im k ilk a groszy. stylu Orisy. Nie w id z ia ła m ta k ic h n igdzie indziej. W szystkie m i­
Z n o w u sto im y od jakiegoś czasu, n ik t nie wie dlaczego. Nie stern ie rzeźbione, a oprócz tego robi w rażen ie ich liczba. W szystko
wiem , o któ rej p rzy b ęd ziem y do Puri, z pew n o ścią je d n a k zbyt w m iłym , sp okojnym oto czen iu , b a rd z o niew ielu tu ry stó w , za to
późno, żeby sk o n ta k to w a ć się z Sevasow ym g o sp o d arzem . N a m n ó stw o św iętych m ężów sadhu, k tó rzy ch ętn ie o p ro w a d z ą po
szczęście je s t ta m sch ro n isk o m łodzieżow e. P u ri to p o d o b n o b a r­ św iąty n i, ale nie d a d z ą sp o k o ju , d o p ó k i nie d a się jak ieg o ś d a tk u .
d zo tu ry sty czn e m iejsce, p o p u la rn e zarów no w śró d tubylców - P o k azu ją przy ty m zaw sze „księgę g o ści” z w p isam i tu rystów ,
św ią ty n ia je s t o b iek tem pielgrzym ek h in d u só w z całego k raju - jak z których każd y rzek o m o ofiarow ał k ilk a s e t ru p ii. N a tk n ę ła m się
i za ch o d n ic h tu rystów , k tó ry ch przyciąga tu tejsza plaża. dzisiaj n a dw a ślady rodaków : w k siążce hotelow ej w m o im h o te lu
w P uri figuruje B enek z G d a ń sk a (!) o ra z w zeszycie jed n ej z tu te j­
Tu, w In d ia c h naw et niebo jest inne. szych św iątyń - A ndrzej. O bydw a w pisy są sp rzed k ilk u d n i. Tak,
Przez k ilk a m iesięcy s z u k a ła m b ezskutecznie Polacy też p o d ró ż u ją . Nie b ard zo , co praw da, licznie, ale zawsze.
W ielkiego W ozu. Teraz, p a trz ą c z o k n a
P o ciąg u n a gw ieździste niebo, w ko ń cu N a n d a n K a n an . O gód b o ta n ic z n y i ZOO. M ogłoby być p rzy­
Z n a la z ła m , ale w dziw nej, takiej jem n ie ale... Z O O ju ż z sam ej d efin icji jest przygnębiające. Tylko
M niej więcej pozycji, p o z a ty m napraw dę nieliczne zw ierzęta m ają tu ta j w y starczająco d u żo m iejsca w p rzy ­
W ielki, ro zstrzelo n y n a olbrzym iej przestrzen i. p o m in ający m n a tu ra ln e o to czen iu . N ic je d n a k nie za stą p i wol­
ności. P oza ty m w iększość zw iedzających indyjskich tu ry stó w p o ­
K o n arak . G o d z in a jazdy m in ib u se m z P uri. W ielka, n ie sa m o ­ pisuje się, d ra ż n ią c zw ierzęta, rz u cając k a m ie n ia m i czy plując.
wicie rz eźb io n a Ś w iąty nia Słońca. Coś n a k s z ta łt olbrzym iego p o ­ Oczyw iście, m ow a tu o m ężczy zn ach i chłopcach. C o raz bardziej
w ozu z 24 rzeźb io n y m i ko łam i. D zik i upal. C ały czas człow iek się nienaw id zę h in d u s k ic h facetów... J e s t tu p ięk n e jezioro, m o ż n a wy­
poci i ciągle pić się chce, a trz e b a uw ażać n a wodę. P o zo stają k o ­ nająć łódkę czy row er wodny, n a b rz e g u m o ż n a k u p ić sn ack i, sło­
kosy, ale w k o ń cu ile m o ż n a ich wypić? Z araz w racam do Puri. Nie dycze, łody i cho ciaż - o dziwo! - są kosze n a śm ieci, w szyscy rz u ­
m a ta m w su m ie nic do ro b o ty oprócz w ylegiw ania się n a plaży, cają plastikow e k u b k i, pap iery i o d p a d k i n a ziem ię czy w p ro st do
a n a to raczej nie m am ochoty. Jest k ilk a rejonów plaży: jeden, n a j­ jeziora. O bleśni ignoran ci. O p ró cz tego w iększość reklam ow anych
bardziej śm ierdzący, cały p o k ry ty gów nem , gdzie rybacy z wioski atrak cji p a rk u nie fu n k cjo n u je, ta k ja k m in ia tu ro w y p o ciąg , p rze­
m ają swoje łodzie i sieci, d ru g i, gdzie k ąp ią się i o p alają z a c h o d n i ja ż d ż k i n a w ielbłądzie czy to, d la czego głów nie tu p rz y je ch ała m
tu ry ści o ra z trzeci, gdzie k ą p ią się tu ry ści z In d ii - głów nie m ęż­ - p rzejażd żk i n a słoniu. Za to za niew ielki „bakszysz” z o sta ła m
czyźni i chłopcy, i tylko nieliczne kobiety, obow iązkow o w pełn y m z a p ro w a d z o n a do zw ierzęcego sz p ita la , gdzie m ia ła m o kazję p o ­
u b ra n iu , w całym sari. g łask ać olbrzym iego indyjskiego tygrysa. Poza ty m p o k a z a n o m i
p ó łk i pełne słoików z zak o n serw o w an y m i w fo rm a lin ie p ło d a m i
B hubanesw ar. Mój now y g o sp o d arz założył i p ro w ad zi „C entre sło n i i innych zw ierząt oraz ró ż n y m i dziw nym i stw o rzen iam i.
for Y outh a n d S ocial D ev elo p m en t”, czyli m o ż n a by to p rz e tłu m a ­ L ekko szokujący w idok.
czyć ja k o „O środek do spraw M łodzieży i R ozw oju S połecznego”. Jestem ju ż w a u to b u sie do B h u b an esw aru . T ak ja k wszędzie,
Z o stałam zak w atero w an a nie w jego do m u , bo m ieszka 30 k ilo ­ nie m a tu ro z k ła d ó w jazdy, a u to b u s odjedzie, ja k się m a k sy m a l­
m etrów stą d , w G u ttach, ale w łaśnie w ty m o śro d k u . M am pokój nie zap ełn i. Ten, ja k reszta tu tejszy ch autobusów , w y gląda ja k z in ­

# 122# # 123 #
nej epoki. T o taln ie zdezelow ane b laszane p u d ło , p o d ło g a z d z iu ­ d n i tem u , dzisiaj tylko przyjęcie, ty lk o p an n y m łodej. N ie sa m o ­
raw ych desek, nie m a szyb, z ok ien sterczy z a rd ze w iała blacha. Aż wicie w ystrojona, z o s ta ła u s a d z o n a n a p o d u sz k a c h n a specjal­
dziw, że coś tak ieg o w ogóle się p o ru sz a i że w d ro d z e się nie ro z­ nej scenie w o to c z e n iu w szystkich ciotek, k u zy n ek , krew nych. Jej
sypie. Z ało g a m iejskiego a u to b u s u sk ła d a się przew ażnie z co n a j­ z a d a n ie m było w yłącznie robić namaste13 i przyjm ow ać prezenty,
m niej z trze ch osób: kierowcy, pob ieracza o p ła ty o ra z najw ażniej­ k tóre n a ty c h m ia st zostaw ały p rzek azy w an e siedzącej o b o k k rew ­
szego - upychacza-naw oływ acza. O n to n a k aż d y m p rz y sta n k u , nej, piastującej sp ec ja ln ą funkcję, p o legającą n a sk rz ę tn y m n o to ­
krzycząc, zb iera pasażerów , ro z sa d z a ich i upycha, przy w iększym w a n iu w zeszycie, kto, co i ile dał. N iek tó rz y daw ali zło te pierście­
tło k u p o d ró ż u je , w isząc n a zew n ątrz, i zawsze w skakuje w biegu. nie i b ie d n a p a n n a m ło d a m ia ła zajęte ju ż w szystkie palce. Jed ­
O n też daje kierow cy zn a k kiedy jechać (dwa w aln ięcia w blachę), n a k w śród pięknych szat, w sp an iały ch dekoracji, św iateł, kolorów ,
a kiedy się z a trz y m a ć (jed no walnięcie). prezen tó w i z ło ta nie w y g ląd ała n a zb y t szczęśliwą. N ie u sta n n ie
W o śro d k u , gdzie jestem zak w atero w an a, m ieszk a m iła ro ­ sp u szczone oczy, bez uśm iech u , n aw et tego obow iązkow ego, ja k i
d z in k a z m iesięczn ą córeczką. Ż o n a, oprócz zajm ow ania się dziec­ w id ziała m n a różnych film ach z p o d o b n y ch cerem onii. W su m ie
kiem , oczyw iście g otuje i zm yw a. N igdy je d n a k nie je d z ą razem . nic dziw nego. D ziew czyna d w u d z ie sto le tn ia, m ałże ń stw o oczyw i­
Z a d a n ie m żo n y jest najp ierw obsłużyć m ęża, a ten, jedząc, rz u ca ście zaara n żo w an e , facet w yglądający n a sp oro starszego, nie za
rozkazy, co m a być doniesione, nie zw ażając n a to, czy zo stan ie coś b ard zo , co praw da, obleśny, ale z o b ow iązkow ym w ąsem , n o i H in ­
d la niej. M ąż naw et p ró b o w ał protestow ać, gdy p o obiedzie zaczę­ dus. P odczas gdy kobiety o taczały p a n n ę m ło d ą, m ężczyźni o ta ­
ła m p o sobie zm yw ać. Nie to, zeby chciał m nie wyręczyć - o d tego czali telew izor p o k az u ją cy a k u ra t m ecz kry k ieta. W tej sam ej sali!
jest żona. J a chyba w ogóle nie wyjdę za m ąż, a jeżeli naw et w ezm ę ślub, to nie
chcę żad n eg o wesela. N ie wiem , co m ają n a celu w szystkie te cere­
N ajw ażniejsze w ydarzenie d n ia: zdecydow ałam się w yw ołać m onie. L udzkie u cz u cia nie m ają tu n ic do rzeczy, w a żn a je st tylko
m oje zdjęcia. W szystkie, od p o c z ą tk u podróży. P rzede w szystkim fo rm a, ile w ynosi p o sag i k to ile dał.
dlatego, że p o d o b n o zbyt długie przetrzym yw anie, do tego w ta ­
k im upale, źle d ziała n a nie w yw ołany film , ale ta k napraw dę nie O s ta tn i d z ie ń w B hubanesw arze, D ziś w nocy m a m p o ciąg
m o g łam się ju ż doczekać. Z d jęcia są super, p rzy n ajm n iej w ięk­ d o K alkuty. U p a ln y d zień w m ieście o ra z m u z e u m s ta n u O risa.
szość, W y b u liłam k u p ę forsy, w ybulę jeszcze więcej, wysyłając je W ieczorem w ypraw a z Koko do D h a u li, n a w zgórze z im p o n u ją c ą
d o kraju, b o przecież nie będę ich taszczyć ze sobą, ale i tak jest ta ­ b u d d y jsk ą św ią ty n ią n a szczycie. S k u terem . Kawałek n aw et s a m a
niej n iż w Polsce. D zięki zdjęciom ożyw ają w sp o m n ien ia z m agicz­ pro w ad ziłam . Po ra z pierw szy w życiu i do tego p o ciem k u - p o za
nego N ep alu , z p o czątk ó w m ojej podróży. m ia ste m nie m a tu św iateł drogow ych. Jechałyśm y sobie spokojnie
Byłam d ziś tak że row erem n a w zgórzu Udajagi.ri, słynącego p rzez pew ien czas, gdy zd a ła m sobie sprawę, że nie w iem nawet,
z w ydrążonych d aw no te m u przez d żin istó w i b o g ato rzeźbionych gd.zie są h am u lce, a do b rze czasam i to w iedzieć, ta k n a w szelki wy­
jask iń . P ięk n a wycieczka, tylko u p a l nieziem ski. J a z d a row erem , p adek. Ale w szystko dob rze się skończyło.
p o za sw o b o d ą p o ru s z a n ia się, tu ta j m a jeszcze jed en plus: a u to ­
m atycznie elim in u je b ez u sta n n e: balio madam, rickshaw?, w ykrzyki­ n Namaste (czyli „pokłon tobie”) - tradycyjne indyjskie pozdrowienie.
w ane p rzez setk i rowerowych i m otorow ych rykszarzy. Często towarzyszy m u gest lekkiego ukłonu ze zlożony&i dłońmi,
W łaśnie p rz e d chw ilą w ró ciłam ze ślubnego przyjęcia b ra ta skierowanymi palcam i do góry i trzym anym i na wysokości serca.
żony m ojego g o sp o d arza. N iew ażne, że nik o g o ta m nie z n a ła m - Wykonanie tego gestu w m ilczeniu m a takie samo znaczenie jak
w k o ń cu było ta m z tysiąc osób. C erem onie ślubne odbyły się trzy wypowiedzenie pozdrowienia namaste.

# 124 #
G o d z in a d w u d z ie sta trze cia trzydzieści. P ociąg do K alkuty. b u zie d zieciaków z o sta ły u m y te, a raczej p rz e ta rte m o k rą sz m a tą
Zwyczajowo ru sz am y z o p ó źn ien ie m , je d n a k tylko p ó łg o d zin n y m , u m o c z o n ą przez o p ie k u n k ę w w ia d rz e wody. D zieci p rzem iłe,
więc nie je s t źle. M am rezerw ację - m iejsce n a najw yższej półce, choć biedne, b ru d n e , p ó łn a g ie i w y straszo n e. N a js ta rs z a , sied ­
więc za ra z idę spać. Faceci z m ojego p rz ed ziału zawzięcie d y sku­ m io le tn ia d ziew czynka, n o sz ą c a n ie u s ta n n ie n a rę k a c h ro czn ą,
tują, o p o w iad ając sobie w in d y jsk im an g ielsk im najnow sze wieści w y lęk n io n ą siostrzyczkę, nie c h o d z i do szkoły. Z a to ra n o , jeszcze
z m istrz o stw k ry k ieta. D la m n ie to c z a rn a m agia, a tu wszyscy się p rz e d przyjściem z m a łą do p rz e d sz k o la , p racu je ja k o p o m o c d o ­
tym fascynują. m ow a - za dwie rupie. O sw oiw szy się tro c h ę ze m n ą , d z ie c ia k i z a ­
częły biegać i baw ić się w... rykszę, z ro b io n ą z k rzesła. C óż, w cze­
K alk u ta. N ajw iększe i ciągle najszybciej pow iększające się m ia ­ sne p rz y u cze n ie do zaw odu. W ięk szo ść ta tu sió w to p rzecież k ie ­
sto Indii. M iasto k o n trastów , now oczesnych biurow ców , reprezen­ row cy ryksz row erow ych.
tacyjnych d zieln ic o raz b ru d u , tłu m u i ciasn o ty w ąskich uliczek. R ano, pożegnaw szy swoich gospodarzy, ru szyłam do K alkuty.
P ociąg przybył około dziesiątej i od. ra z u z n a la z ła m zakw aterow a­ Dziś niedziela, więc zadziw iająco m iło, luźne ulice, żad n y ch k or­
nie u pierw szego Servasow ego g o sp o d a rz a , do którego z a d zw o n i­ ków. Nie m ając zbyt dużo czasu, zw ied ziłam tylko St. P a u l’s C ath e­
łam . Nie m a go w d o m u , ale przyjęła m nie jego żona. T ak więc d ral oraz głów ną atrakcję tu ry sty czn ą K alkuty, Victoria. M em orial,
m ieszk am w H o w rah , k ilk a k ilo m e tró w od c e n tru m m iasta. k tó ra napraw dę robi w rażenie. T eraz siedzę w całonocnym pociągu
C hcąc p rzem ieszczać się w ty m m ieście czy przejechać z K al­ jad ący m z K alk u ty n a północ, do S iliguri. O bok m nie siedzi chyba
k u ty do H o w rah po drugiej stro n ie m o s tu trz e b a zarezerw ow ać so ­ najbardziej n iesam ow ita osoba, ja k ą p o z n a ła m w czasie tej podróży.
bie m asę czasu i cierpliw ości n a sta n ie w ulicznych k orkach. Ż a d n a D ziew czyna z Czech, Jan a. Ju ż od ro k u włóczy się po In d ia c h i N e­
u lica tu nie w ydaje się w ystarczająco szeroka aby pom ieścić ta k i palu. Jestem p o d w rażeniem jej w ypraw y do R ad ża sta n u . T ak jak
n a tło k au to b u só w , ryksz, rowerów, m otorów , ciężarów ek, w ozów ja jeźd ziła n a w ielbłądzie, z ty m że... z a m ia st w ynajm ow ać wiel­
i ludzi. J a z d a p o leg a więc p rzede w szystkim n a ciągłym p rz y sta­ błąda, po p ro s tu go kupiła. Z a w szystkie swoje pieniądze. A p o tem
w an iu wśród, zg iełk u k lak so n ó w i c h m u ry spalin. M n ó stw o t u też sp rzed ała z profitem ! S am a sobie była przew odnikiem , sp ala u lu d zi
charak tery sty czn y ch , żó łto -czarn y ch taksów ek garbusów , a w.n ie ­ w w ioskach czy p o d gołym niebem . C zterdzieści d n i sam o tn ej w łó­
k tó ry ch m iejscach - słynnych ryksz „lu d zi-k o n i”. Ich życie opisuje częgi po pu sty n n y ch piask ach i w ioskach R ad żastan u . Ale głów ną
D o m in iq u e L apierre w swojej książce „M iasto ra d o śc i”. Książce pasją Jany są góry, sch o d ziła w iększość n epalskich H im alajów . Gdy
o życiu i u m ie ra n iu w slu m sa ch tego niesam ow itego m iejsca, Cie­ nie było jej stać n a w ykupienie pozw olenia, dzieci z górskich wiosek
szę się, że tu przy jech ałam , cieszę się też, że nie m u szę dłużej z o sta­ pom agały jej za k ilk a cukierków om ijać wszelkie p u n k ty k o n trolne,
wać. P o ju trze jad ę do S iliguri. a p o tem ju ż szła d ro g am i o d d alo n y m i od o statn ich lu d zk ich osad
o cale tygodnie w ędrów ki. Wiem, że Czesi są niesam ow ici, szczegól­
D zień z ro d z in k ą m oich g o spodarzy. O czyw iście są to kolejni nie jeśli chodzi o podróże. S p o tk a ła m ju ż wielu Czechów, którzy
p raco w n icy sp o łeczn i. N a p a rte rz e b iu ro o rg a n iz a c ji „ H arijan Se- zrobili p o d o b n ą trasę do mojej - lądem , w tym jednego pod ró żują­
vak S a n g h ”, zało żo n ej jeszcze p rz ez d ru g ą w ojną św iatow ą, w al­ cego stopem p o In d iach , ale J a n a bije wszelkie rekordy.
czącej o p raw a n ajn iższy ch k la s i n ied o ty k a ln y c h o raz p ro w a d z ą ­ Tak się składa, że J a n a też jedzie d o D ard ży lin g u , górskiego m ia­
cej m asę in n y c h projektów , w tym p rz ed szk o la d la n aju b o ższy ch , steczka n a północy, w H im alajach, a p o te m do sta n u Sikkim . W Si­
szczególnie d la dzieci p ra cu jący c h m atek . O d w ie d z iła m d ziś liguri przesiadam y się n a w ąskotorow ą, m in ia tu ro w ą kolejkę zw aną
je d n o z ta k ic h p rzed szk o li z je d e n a s to le tn ią có rk ą g o sp o d a rz y toy train. Parow a lokom otyw a, kręte, wąskie tory pnące się p o d górę,
jak o p rz e w o d n ic z k ą i tłu m a c z k ą . Z okazji m ojej w izy ty czarn e za o k n am i coraz bardziej oszałam iające widoki. C hociaż d o śro d k a

# 126# 1 127#
w padają g ru d k i w ęgla i w szystko pow oli pokryw a się węglowym py­ u jednego z krawców, w ysłanie zdjęć d o k ra ju (m am n adzieję, że
leni, ch ociaż lokom otyw a wydaje przeraźliw e dźw ięki, a pokonanie dojdą) o raz u zy sk a n ie p o zw o len ia n a S ikkim . To o s ta tn ie co ty ­
osiem dziesięciokilom etrow ej trasy zajm uje n a m p o n a d osiem go­ pow y p rz y k ia d bezsensow nej tutejszej b iu ro k racji. N ajpierw w je d ­
dzin, jestem zachw ycona k a ż d ą m in u tą tej podróży. nym urzędzie z a ła tw ia się jed en papier, p o czym z ty m papierem
C zuję się ja k w N ep alu , bo k ra jo b razy p o d o b n e i w iększość lu d ­ trze b a d rałow ać p o d górę do u rz ę d u n a d ru g im k o ń cu m iastecz k a
ności o n e p a lsk im w yglądzie, nepalskie stroje, n ep alsk ie śm ieszne po pieczątkę, a w k o ń cu z p iecz ątk ą u d a ć się z p o w ro tem d o pierw ­
czapeczki. P ociąg su m ie sobie pow oli do p rz o d u z częstym i p rze­ szego urzęd u . P oza tym w szystko je st tu piękne, a ludzie m ili i k u l­
rw am i n a d o ład o w a n ie w ęgla czy w ysypanie p o p io łu z lo k o m o ­ tu ra ln ie w yglądający. Byłam też d ziś w M o u n ta in e e rin g M u seu n i
tywy. T ory b ieg n ą o b o k w ąskiej drogi, n a której m o ż n a przeczytać i w ogrodzie zoologicznym , gdzie głów nym i atrak cjam i były czer­
takie o to znaki: w ona p a n d a i syberyjski tygrys. T eraz m u szę tylko się p rz e p a k o ­
„Drive w ith care, m ak e a c cid en t ra re” - o ty m , że rozw ażn a wać, bo ju tro z sam ego ra n a ru sz a m y w góry. Kiedy słu c h a ła m h i­
jazd a to m niej wypadków . sto rii z w cześniejszych w ypraw Jan y w góry H im al P radesh,. N e­
„D riving faster m ay cause d is a s te r” - o ty m , że szybka ja z d a p a lu i S ik k im u , to nie m o g łam w to w szystko uw ierzyć i ża łu ję, że
ozn acza kłopoty. m oja w iza kończy się w krótce. W iem już n a pew no, że m u szę tu
„Ify o u sleep y o u r fam ily w ill w eep” - o tym , że jeśli zaśniesz, ro ­ w rócić, to znaczy, w rócić w tyle m iejsc i zrobić tyle rzeczy... J a n a
d z in a p o g rą ży się w sm u tk u . w ęd ro w ała sa m o tn ie n a w ysokościach p o n a d 5000 m etró w całym i
„ M o u n ta in are pleasu re only if you drive w ith leisu re” - o tym , ty g o d n iam i, śpiąc p o d gołym n iebem , taszcząc że so b ą jedzenie,
że góry to s a m a p rzyjem ność, p o d w a ru n k iem , że p row adzisz bez bo do najbliższej osady było zazw yczaj k ilk a d n i m arszu .
pośpiechu.
J a n a n ie czuje się je d n a k z b y t dobrze w kolejce i p rz esiad a się
n a au to b u s, k tó ry pok o n u je tę trasę w niecałe trzy godziny. M am y
sp o tk a ć się n a m iejscu.
D ardżyling. „Triveni G uest H o u se”. Jestem w łaśnie po m ro żą­
cym krew w żyłach prysznicu. R óżnica tem p e ra tu r szokująca. Z g o ­
rącego p o łu d n ia , gdzie właściwie m o ż n a nie w ychodzić spod zim ­
nego prysznica, z upałów K a lk u ty - prosto tutaj. P odobno tylko
w nocy je s t ta k m roźno, ale nic dziw nego - w końcu to p o n a d 2100
m etrów nad poziom em m orza. Mój w spaniały p o ciąg -m in iatu rk a
przybył tu ju ż po zm roku. Zajęło m u to nie osiem godzin, jak n a m
pow iedziano, ale dziesięć i pól. D robiazg. W spinając się po om acku
zygzakow atym i uliczkam i z n a la z ła m jakoś n a sz ą „noclegow nię”
stojącą n a szczycie wzgórza. B ardzo m iłe, p o p u larn e miejsce. C ho­
ciaż w szystko było pełne, dostaw iono n a m łóżka w d o rm ito riu m .
W restauracji czekała ju ż n a m n ie Jana, p ojutrze ru szam y w góry.

D zień w D ard ży lin g u , czyli łażenie po m iastecz k u , ciągle w górę


i w dół. Z ałatw ien ie k ilk u spraw : napraw ienie z a m k a o d śpiw ora
HIMALAJSKI TREKKING
.(^ .(^ i^ (b c K * ^ (^ ^ (± K (^ i^ i^ < ^ (^ (o ó .(b c K (x ^ < ± K (± > Z (± y i< x y .

P o ran n y a u to b u s zawozi n a s w górę do m ałej w ioski M a-


n ay m b h n g an g , skąd. ro z p o czy n a m y w spinaczkę. Z sa­
m ego p o c z ą tk u szlak p ro w ad zi o stro p o d górę, idziem y
więc pow oli, b io rąc p o d uwagę n a s z ą kondycję o ra z to, że jest
to pierw szy d zień w ypraw y P oza ty m robim y ciągle p rzerw y ze
w zględu n a ja n y hobby, najb ard ziej n iesp o ty k an e n a świecie: zbie­
ra n ie robaków , głów nie różnych żu czk ó w i nie wiem , czego tam
jeszcze. W łaściw ie robi to d la sw oich przedziw nych przyjaciół,
kolekcjonerów -specjalistów . R o b aczk i głów nie zam ie szk u ją k ro ­
wie łajno i p o d o b n e m ile z a k a m a rk i, ale J a n a żad n eg o n ie o m inie.
K rajobrazy i w szystko d o o k o ła jest szo kująco piękne. K w itnące n a
biało i czerw ono drzew a, i n a różow o p rzeró żn e k rz ak i. N ajpięk­
niejsze są w ielkie, białe k w iaty n a b ezlistn y ch d rzew ach n a tle n ie ­
bieskiego nieba. W d ali w idać o śn ieżo n e H im alaje, w dole zielone
d olin y i nieliczne chaty.
N epal!! Z u p ełn ie nieoczekiw anie. N ie w ied ziałam , że M egm a,
gdzie za trzy m ały śm y się n a noc, je st ju ż w N epalu. W k o ń c u cie­
pło, b o po dość m ęczącym , ale cu d o w n y m d n iu siedzim y sobie
p rzy k o m in k u w przepięknej, d rew n ian ej, nepalskiej chacie. G o ­
sp o d y n i gotuje czaj i piecze czapati. N a tej w ysokości - 2900 m e­
tró w - nie m a elektryczności. W d zień było ciepło, szczególnie
kiedy zasuw ało się n ie u sta n n ie p o d górę - w ystarczy! T -sh irt, p o d
w ieczór n a to m ia s t te m p e ra tu ra szo k u jąco sp a d la i w k o ń cu m ogę
w yciągnąć z p leca k a m oje cieple rzeczy, k tóre taszczy łam przez
k ilk a m iesięcy d o o k o ła In d ii, nie używ ając ich a n i razu . O becnie

t 135#
m a m n a sobie praw ie w szystko: T -sh irt, k o szu lk ę z d łu g im rę k a­
wem, sweter, ciepłą bluzę z k a p tu re m i n a to k u rtk ę . Ale cieszę się
n iezm iern ie, że tu jestem . W szystko jest niesam ow ite: góry, przy­
ro d a, drzew a, świeże pow ietrze, spokój, cisza, niebo czerw one o d
za c h o d u słońca, chm ury...

B oja m am tylko jeden świat: słońce, góry, pola, wiatr.


I nic mnie więcej nie obchodzi, bom wędrowcem się urodził.

Słow a n ie w iem sk ąd z a p am iętan ej piosenki.


Przede m n ą w tym m om encie przepiękn y obrazek. Św iatło
lam py n aftow ej, d rew n ian e w n ętrze nepalskiej ch aty i siedzący
n a łó żk u trz y le tn i chłopczyk o skośnych oczkach, w g ru b y m swe­
terk u , tu lą c y i m iętoszący z u czu ciem puszystego szarego kota.

Jau b ari. N asz kolejny nocleg. M iła, m a ła w ioska z odlo to w y m i


w id o k am i z każd ej strony. W edług opisu tre k u w p rz ew o d n ik u
Lonely P la n e t pow innyśm y były t u przybyć w czoraj, ale w końcu
nie jest to wyścig, m am y czas i w ędrujem y sobie bardziej n iż p o ­ BUDDYZM TYBETAŃSKI (inaczej lamaizm) - pochodząca z In­
woli, co daje Jan ie czas n a te jej niezw ykłe kolekcjonerstw o, a m nie dii odm iana buddyzm u, zawierająca jego trzy głów ne nurty:
n a ak lim aty zację, W k o ń cu przybyłyśm y p ro sto z zerow ych w yso­ hinajanę, mahajanę I wadżrajanę. W VIII wieku stał się reli­
kości aż tu , około 3000 m n.p.m . D zisiaj ju ż to czuję - p o z a n o r­ gią państw ową Tybetu na m ocy decyzji panującego ówcześnie
m aln y m b ó lem m ięśni po wczorajszej w spinaczce, d o d atk o w o króla Trisong Decena. Obecnie je s t to głów na religia Tybetu
zm ęczenie i ospałość, D latego w lo k łam się dzisiaj pow oli k ro k po
i regionów sąsiadujących (Bhutan, Nepal, Sikkim, Ladakh),
k ro k u , zostaw iw szy Janę z jej ro b a k a m i gdzieś p o dro d ze. S p o tk a ­
łyśmy się w Jau b a ri. D o tego zn o w u problem y z żo łądkiem : trw a ­
a także M ongolii i je j regionów sąsiadujących, w tym rosyjskich
jąca o d k ilk u d n i, pog arszająca się b ieg u n k a. Najlepiej nic nie jeść, republik Buriacji i Kałmucji.
ale p rzy ta k im w ysiłku nie w y o b rażam sobie. C iągle jesteśm y po
nepalskiej stro n ie, m ijam y p o d ro d z e m ałe buddyjskie św iątynie. Powstanie i rozwój buddyzmu w Tybecie ściśle zbiega się
W m iejscu, gdzie spałyśm y wczoraj, z a m k n ię ty b u d d y jsk i k la sz to r z ostatnim etapem rozwoju buddyzm u na terenach, gdzie
zo sta ł o tw o rzo n y specjalnie d la nas. Z obaczyłam n iesam o w itą k o ­
obecnie znajdują się Nepal, Indie, Pakistan i Afganistan. Zaini­
lekcję n ajb ard ziej przedziw nych figurek - poch o d zący ch z Birmy.
cjowany został za czasów panowania im peratora Lha T h o th o ri
Jesteśm y ju ż n a wysokości p o n a d 3000 m . Idziem y b ard zo , b a r ­ Nyantsen o koło roku 173 n.e. Po roku 1959, na skutek aneksji
d zo powoli. W spinam y się, ledwie dysząc, n a jak iś szczyt, a ta m n a ­ Tybetu przez komunistyczne Chiny XIV Dalajlam a i wielu w y­
stępny, p o te m jeszcze następny, p o te m ostro w dó ł tylko po to, aby bitnych uczonych i m istrzów buddyzm u tybetańskiego zmuszo­
znów iść p o d górę. W d o d a tk u się zachm urzyło, naw et zaczęło kro- nych zostało do opuszczenia Tybetu i udania się na emigrację.

^ 136
Buddyzm tybetański w kroczył wówczas w nową erę rozwoju rodzinam i bądź „odejściem w nirw anę” wielkich m istrzów tra ­
we wcześniej niedostępnych dla buddyzmu krajach Zachodu. dycji tybetańskich oraz dni specjalne, które sprzyjają w yko ­
nywaniu dobroczynnych czynów. Unikalnym w ielkim świętem
Cztery główne tradycje (szkoły) buddyzmu tybetańskiego to: 'tybetańskim je s t Losar, Tybetański N ow y Rok, k tó ry zwykle
Ningm a (ningmapa), czyli „starożytna tradycja” ; w ypada w lutym . O dbyw ają się w te d y festiwale M onlam , w y­
Kagju (kagjupa), odrzucająca magię, a skupiająca się na mi­ pełnione rytualnym i tańcam i i ceremoniami.
styce;
Sakja (sakjapa), czyli szkoła medytacji i ascezy; Buddyści tybetańscy, podobnie ja k wyznawcy innych o dła­
Gelug (gelugpa), tzw. Szkoła Żółtych Czapek. m ów buddyzmu, czczą cztery głów ne miejsca kultu związane
zżyciem Buddy, m ianowicie Lum bini, Kushinagar, Both Gaya
Za piątą głów ną duchową tradycję, nie zaliczaną do tra d y­ i Sarnath. Ponadto w Tybecie w ielką czcią otaczane są stupy*
cji wywodzących się od Buddy Siakjamuniego, uznaje się reli- które sym bolizują oświecony umysł Buddy i które należy okrą­
gię bon. żać trzykrotnie zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Okazuje
się k u lt wszelkim innym form om buddyjskim , wliczając sa­
Najważniejsze postacie w hierarchii lamajskiej to dalajlam a kralne dzieła sztuki, święte księgi, miejsca odkrycia term oraz
(wcielenie B oddhisattw y Avalokiteśvary) oraz panchenlama same term y przechowywane w sanktuariach, m antry wyrzeź­
(inkarnacja Buddy Am itabhy). Dalajlam a je s t jednym z tulku, bione w skałach czy odciśnięte w kamieniu ślady stóp i dłoni.
czyli iśtot, które po śmierci świadomie wybierają swoje kolejne
wcielenie. Nowe wcielenie lamy odnajduje się na podstawie
wielu skomplikowanych testów, a odnalezione w ten sposób
nowo narodzone dziecko je st wychowywane i starannie kształ­
cone w klasztorze. Jest więc tylko jeden dalajlam a, a kolejne
numery oznaczają jedynie kolejne wcielenia tej samej osoby.
Ważną postacią je st również przywódca lamaistycznej w spól­
noty w M ongolii, bogdo-gegen.

W buddyzmie tybetańskim przestrzega się dni świątecznych


na podstawie kalendarza księżycowego. Są to cztery główne
święta związane z życiem Buddy Siakjamuniego (święto Oświe­
cenia Buddy, święto Pierwszego O bro tu Kołem Dharm y przez
Buddę, święto Odejścia Buddy w Paranirwanę oraz święto
Sanghi, kiedy Budda pow ró cił z niebios), święta związane z na­
pić. D ziś zn o w u zrobiłyśm y połow ę opisanej trasy. W raz z z a c h o ­ dziej, je d n a k o d jak ieg o ś czasu ich w łaściciele w p ro w ad zili m ą d ry
dem sło ń ca g w ałto w n ie s p a d ła te m p e ra tu ra . W yczerpane, przyby­ system rotacyjny: o tw ierają n a zm ian ę , k ażd y in n eg o d n ia . W w io­
wam y do c h a tk i w K alpokari. C iem no, zim no, m róz, m róz. H u ­ sce są przem iłe d zieciak i. W idzę m ałą, o śm io le tn ią dziew czynkę,
lający d zik i w iatr, W d o d a tk u piep rzo n e d rzw i się nie zam ykają, ale w yglądającą n a pięć lat, z p rzy m o co w an y m n a plecach m a le ń ­
więc jesteśm y w przew iew nej lodówce. Praw ie za m raża rce . W kła­ stw em . M yślałam , że to jej sio strzy czk a, ale o k azało się że dziew ­
d a m w szystkie cieple rzeczy, k tó re przeleżały p a rę m iesięcy w ple­ czynka je st słu ż ą c ą i n ie u s ta n n ą baby sitter. P o ch o d zi z in n ej w io­
ca k u n a g o rący m p o łu d n iu . Zjadłyśm y pyszną m a k a ro n o w ą zupę, ski, ale jej rodzice piją i są b ied n i, więc o d d a li ją n a słu żb ę. N ie c h o ­
zak o p ały śm y się głęboko we w szystkie śpiw ory i k o łd ry - tylko dzi do szkoły, za to całym i d n ia m i n o si tego ro zp u szczo n eg o n ie­
ta m się nie m arz ło - m ając n a sobie w szystkie m ożliw e u b ra n ia . m ow laka, k tó ry nie p o zw ala jej n aw et usiąść.
Z ostałyśm y o b u d z o n e n a kolację. W k u c h n i przy o g n iu k o m in k a
- d ało się w y trzy m ać. Z n o w u w chodzę do śpiw ora, przykryw am S a n d a k p h u , 3636 m etrów . M yślałam , że się t u nie dowlokę.
się kocam i. N ie m ogę zbyt d u ż o n ap isać bo ciężko trzy m ać d łu ­ D ziw ne uczucie, gdy w sp in a ła m się z m ozołem , cała b y łam z la n a
gopis w z a m a rz n ię te j d ło n i. P oza ty m piszę przy zapałce, bo z ro ­ p o te m i ro z g rz a n a o d w ew nątrz, p o d cz as gdy n a ze w n ą trz wiał
b io n a z b u te lk i i ze s z n u rk a la m p a n afto w a ciągle gaśnie. Z ap a łk a przenikliw ie m ro ź n y w iatr. Część tra sy szło się w zim nej mgle,
z resztą też, ale daje więcej św iatła. Trzęsie m nie z z im n a , a je d n o ­ k tó ra ta k nap raw d ę była ch m u rą.
cześnie czuję, że m a m ro zp alo n e policzki i suche, p o p ęk a n e wargi. N a szczycie m ró z i p o g o d a ciągle n iezb y t p rzy jazn a, więc je ­
M oże jak o ś p rzetrw am y do ra n a. d y n ą m ą d rą rzeczą je st nie w ychodzić sp o d kołder. Ja w ty m m o ­
m encie chyba biję rekordy. M am n a sobie T -sh irt, sw eter i ciepłą
R an ek . C iąg le w K a lp o k a ri. C iągle w łó ż k u , c h o c ia ż je s t ju ż b luzę z k a p tu re m , p o z a ty m jestem w śpiw orze, n a to w szystko n a ­
p ię tn a ś c ie p o d ziesiątej! W szyscy ju ż d aw n o w y ru sz y li. To je st rz u c iła m koc i dw ie k o łd ry i nie n a rz e k a m n a n a d m ia r ciepła. Je­
p o p u la rn e m iejsce, sp o ro tu ry stó w : p a ra z A u s tra lii k tó rą s p o ­ dyne ciepłe m iejsce je st w k u c h n i, k ilk a cen ty m etró w o d palącego
tk a ły śm y w cześn iej w toy train, je d n a J a p o n k a o ra z s ie d m io o s o ­ się ognia. N iestety, gałęzie p ro d u k u ją tyle dym u, że łzaw ią oczy
bow a g ru p a z H is z p a n ii i A nglii. W czoraj p rzy b y ł tu c h ło p a k i nie m o ż n a oddychać.
z K orei z n ie s p ra w n ą n o g ą o ra z H is z p a n , k tó ry z ro b ił tę tra s ę Z obaczyłam w lu strz e sw oją tw arz. L ekki szok: ca ła zbrązo-
w je d e n d z ie ń (n am zajęło to trz y dni). M ia l p la n zajść n aw et w iała od górskiego słońca, n a czole m a m bąble z n a d m ia r u te ­
dalej, ale p o d ro d z e się z g u b ił. W yruszył d z iś ra n o o św icie - goż słońca, a n a spękan y ch u s ta c h zaczy n ają m i się robić niezłe
w p rz e c iw ie ń stw ie d o n as, b o w y ru sz y m y p ew n ie ko lo p o łu ­ syfy. M am nadzieję, że to przejściow e. S a n d a k p h u co p o p u la rn e
d n ia . P raw d ę m ó w iąc, w ogóle n ie w y c h o d z iła b y m s p o d k o łd e r m iejsce, jest tu sp o ro innych tu ry stó w , wszyscy je d n a k m ało en er­
n a to w ietrzy sk o . P o za ty m n ie z b y t d o b rz e się czuję. Ból w tyle giczni, z a k o p a n i szczelnie p o d sto sem śpiw orów i kołder.
głow y - nie w iem , czy to z p o w o d u ch o ro b y g ó rsk iej, w k o ń c u W idać gw iazdy, więc m a być ju tro ła d n a pogoda,
to p o n a d 3 0 0 0 m etró w , czy z pogody. D o tego w ciąż g orące p o ­
liczki i cały czas p ro b lem y z ż o łą d k ie m . J a n a m a to sam o. Ale M olley, 3300 m etrów . W iem , że staję się ju ż n u d n a , ale znow u...
m im o w szy stk o czas ju ż ru sz a ć , d ziś n ie z b y t d alek o , ale z a to zim n o . Ci ze s p o tk a n y c h tubylców , k tó rz y w iedzą, g d zie je s t P ol­
w ysoko, o s tro p o d górę, do n ajw y ż szeg o m iejsca n a trasie. M a m sk a, d ziw ią się, że m i z im n o bo p rzecież Poland is a cold country.
n ad z ie ję, że to przeżyję. N ie w ied zą je d n a k , że u n a s ro z p o w szec h n io n y je st ta k i w y n a la ­
W K alp o k a ri są obok siebie trz y tak ie czyste i m ile „noclegow ­ zek ja k kaloryfer, o ra z że p rzew ażn ie o k n a m ają cale szyby. Ale
n ie ”. Kiedyś w alczyły zawzięcie o turystów , ta k ja k w szędzie in ­ nic, trz e b a p rz e trw a ć . D zisiaj ro b im y niezłe k ilk a n a śc ie k ilo m e ­

H 140 Ę # 141 ^
trów. M ia ło być d la o d m ia n y p o p ła sk im , ale... m o ż n a sobie p o ­ też Tybetańczyków , k tó rzy zn a le źli w S ik k im ie sch ro n ie n ie i osie­
m arzyć. Z n o w u n ie u s ta n n ie w d ó l i w górę, ale ju ż spokojnie, bez dlili się t u n a stale po inw azji C hiń czy k ó w n a ich kraj.
p o k o n y w a n ia d z ik ic h szczytów . W edług p rz e w o d n ik a , z dzisiej­
szej tra sy p o w in n a ro z p o ściera ć się le g e n d a rn a p a n o ra m a H im a ­ O dw iedzam y słynny buddyjski k la sz to r Pem ayangtse. Kolorowe
lajów. P o d o b n o n ie z a p o m n ia n y w idok. M am y, ow szem , n ie z a ­ m alow idła, posągi Buddy, m aślan e lam p k i. M łodzi m n isi ćwiczą
p o m n ia n y w id o k , ale n a w ielkie, ró ż n o b a rw n e , ró ż n o k sz ta łtn e ... granie n a tradycyjnych ty b e ta ń sk ic h in stru m e n ta c h . D ow iaduję się,
chm ury. Ale p o z a ty m nie m a co n a rz e k a ć , te b liższe w idoki - n ie ­ że m am ty betańsk ie im ię. Nigdy nie w iedziałam , czem u m n ie ta k
u s ta n n ie z m ien iając e się góry, skały, d ro g i, kw iaty, słońce, m o ­ ciągnie do buddy zm u . Teraz w iem , że m u szę pojechać do Tybetu.
tyle, u sc h n ię te d rzew a, w yglądające ja k zak lę te n a tle g roźnego Nie wiem, czy jestem ju ż n a to gotow a, ale chcę spróbow ać. Problem
n ie b a - te ż n ie są zle. w tym , że nie jest to tak ie proste. Istnieje g ó rska d ro g a z N ep alu , ale
N ic p raw ie te ra z nie w idzę, b o w y p a liła m i się w łaśn ie je d y n a nie w iadom o, czy zo stan ie się w puszczonym .
św ieczk a, a la m p a n a fto w a , ja k ą n a m d a n o , to b a rd z ie j chyba Po w izycie w k la s z to rz e ro b ię so b ie p ó łg o d z in n y sp a c e r n a
ż a r t n iż la m p a . je d n o ze w zg ó rz z r u in a m i d aw n ej sto lic y K ró le stw a S ik k im u .
R u in y ja k ru in y , n ic szczeg ó ln eg o , ale p o d o b n o je s t to św ięte
Kolejne dw a d n i d ro g i za n am i. Dzisiaj tro ch ę więcej szczę­ m iejsce i k ilk u b u d d y js k ic h m n ic h ó w sp o d s ik k im s k ie j g ra n ic y
ścia. R an o trz y g o d z in n a w ędrów ka w zim nej m gle, k tó ra - ta k ja k zro b iło sobie t u o b ó z. M ieszk a ją w m a le ń k ic h , b ia ły c h , w ła s n o ­
w czoraj - ta k napraw dę była w ielką ch m u rą . D opiero kolo p o łu ­ rę czn ie ch y b a z ro b io n y c h n a m io ta c h . D o k ła d n ie o d w u n a s te j
d n ia w d ro d z e d o P h a lu t (p o n a d 3600 m etrów ) c h m u ry się ro z stą ­ k a ż d y w sw oim n a m io c ie za czą ł g ło śn e śpiew y m o d lite w n e z t o ­
piły i u k a z a ły się ośnieżone H im alaje, ciągnące się przez pól N e ­ w a rz y sz e n ie m in s tru m e n tó w . P o s ie d z ia ła m so b ie tro c h ę w tych
p alu. M o u n t Everest w całej o k azało ści i w szystkie in n e szczyty. ru in a c h z su p e r w id o k iem n a d o lin ę , w z g ó rza i g ó ry o ra z z o d ­
N iesam ow ite uczucie - p odziw ianie, choćby z daleka, najw yższego lo to w ą k s ią ż k ą „T he H itc h h ik e r's G u id e to th e G a la x y '5. C oś d la
p u n k tu n aszej planety. J a n a ro zpoznaje każdy szczyt - sam a wiele m n ie.
z n ic h zdobyła. Po p o łu d n iu zn o w u c h m u ry z a sn u ły cale niebo W h o te lu nie m a n ic szczególnego do ro b o ty o p ró cz sied zen ia
i przez pew ien czas idziem y po o m a c k u w gęstej, szarej mgle. T rzy­ g o d z in a m i w głów nej sali-restau racji, czy tan ia, g ad a n ia , o g lą d a ­
g o d zin n e zejście do doliny i p o d w ieczór docieram y do Gorkhey, n ia telewizji, n o i oczyw iście jed ze n ia. N a kolację najpyszniejsze
n a w ysokość ok o ło 2000 m . P o g o d a dosyć przygnębiająca, w łaśnie w świecie cheesefried momos. N o i w yp ro w ad zili się p o p rz e d n i lo k a­
zaczęło p ad ać, a p o d o b n o to p o ra sucha. Gdyby nie to, byłoby tu to rzy naszego d o rm ito riu m , a w p ro w ad ziła się m ila A m ery k an k a,
pięknie: więcej ro ślin n o ści, lasy, p ły n ąca w dole rzeczka. W cym p o d ró ż u ją c a p o Azji o d pięciu lat!
m iejscu sp o ty k ają się N epal, B engal i S ikkim . J u tro zejdziem y jesz­
cze niżej, d o sam ej w ioski, sk ą d lokalny a u to b u s zawiezie n as do P ask u d n e ch m u ry , mgły, a n aw et deszcz. N ik t nie wie, co się
Pelling. dzieje, nie p o w in n o ta k być o tej p o rz e roku. Po zjed zen iu pysz­
nego ciasta ban an o w eg o n a ś n ia d a n ie idziem y z J a n ą do jed n eg o
Pelling. Z d a c h u naszego h o te lik u rozpościera się w idok n a ol­ z k laszto ró w n a w zgórzu. M iły spacer, je d n a k jak o w id o k i p o d ro ­
brzy m ią, ta k ju ż bliską, praw ie n a m a c a ln ą K an czeń d zo n g ę - trz e ­ dze m am y b ia łą ścian ę m gieł i ch m u r, a k la sz to r oczyw iście je st za­
cią co do w ielkości górę św iata, n a g ran icy S ik k im u i N epalu. Jest m k n ię ty i nie zn ajd u jem y w p o b liż u nik o g o , k to m ógłby go o tw o ­
t u ta k p ięknie, iż nic dziw nego, że spotykam y lu d zi z n ajró ż n iej­ rzyć. N a szczęście jest o tw a rta g ó rn a część, z ro z m a ity m i fig u r­
szych za k ą tk ó w św iata, p o d ró żu jący ch p o d o b n ie ja k my. S poro tu k a m i i m alo w id łam i, łącznie z p o sta c ia m i B uddy w n ajd ziw n iej­

1 143 #
szych erotycznych pozycjach - bo to jest k la sz to r buddyjskiej sekty arty sty cz n y ch w ystępów , w ięk szo ść je d n a k to p o w tó rk a z p o ­
C zerw onych C zap ek 14. p rz e d n ie g o d n ia . W ieczorem py szn a, p o lsk a k o lacja w p o k o ju :
Poza ty m n iesam o w ita rzecz: sp o ty k am dziś dw óch Polaków. k a n a p k i z m a k s y m a ln ie p rz eterm in o w an y m , serk iem to p io n y m
D w óch Jurków . P rzyjechali d o In d ii oddzielnie, obaj lądem , tą p lu s pom id o r, og ó rek i rz o d k ie w k a. Ju re k m ło d sz y to z a p alo n y
sam ą trasą , co ja. M ilo sp o tk a ć rodaków . g ó ro łaz i p o d ró ż n ik . R o zw ió d ł się z ż o n ą , chyba d la te g o , żeby
m óc podróżow ać. Ż o n a była zb y t w ie lk ą d a m ą , żeby w y b rać się
R azem z Ja n ą , Ju rk a m i i Ju d y tą z N iem iec (4xJ) opuszczam y w ta k i sp o só b do Azji. D ru g i Ju re k , s ta rs z y n aw et o d m o jeg o ojca,
ra n o p o ch m u rn y , przygnębiający P ełling i jedziem y a u to b u sem do też ro z w o d n ik , m a o s ie m n a sto le tn ie g o syna. C zasa m i śm ieszny,
gorącego źró d ła . M iła, ciepła kąpiel, chociaż po pew nym czasie z a ­ praw dziw y tu ry s ta starej daty, ze sw o im i z a sa d a m i. Z aw sze w ozi
czyna ro b ić się tłoczno, a n a tu ra ln e źró d ło śm ierd zi nie n ajp rzy ­ ze so b ą g rz ałk ę i k u b e k , za nic nie w ypije indyjskiego czuju z m le ­
jem niej siarkow odorem . Ale jest czyste, zdrow e, a przede w szyst­ kiem . Ale obydw aj są b a rd z o w p o rz ą d k u . N o, m iło sp o tk a ć ro d a ­
k im cieple. N iez ap o m n ian y ch w rażeń d o starc za n a m m o st przez ków po p a ru m iesiąca ch w łóczęgi.
rzekę - ze skleconych byle ja k b am busow ych prętów , chw iejący się A ha, z a p o m n ia ła m n a p isa ć , że szc zy t, n a k tó ry d z iś w eszli­
niebezpiecznie p o d n aszy m i k ro k am i. śm y z Ju rk ie m m ło d s z y m , je s t m ie jsc e m św iętym . N a p is głosi,
W ygrzawszy się w źródle, łapiem y jeepa do J o re th a n g u , a s ta m ­ że nie w o ln o p a lić , u ży w ać n ark o ty k ó w , ro b ić m asy in n y c h rz e ­
tą d a u to b u s d o N am che. P rzyjechaliśm y Cu, bo zaczął się jak iś k u l­ czy, a o p ró c z tego „ a c tin g in in h u m a n m a n e r is s tric tly re s tric ­
tu ra ln y festiw al. W ystępy różnych zespołów , typow e tań ce i m u ­ te d ”. C zyli „z a c h o w a n ie w s p o s ó b n ie lu d z k i je s t ściśle z a k a ­
zyka h in d u s k a , zespoły dziecięce, tradycyjne ta ń c e w tradycyjnych z a n e ”. I koniec.
stro jach z S ik k im u , A ssam u, N epalu. N iektóre rzeczy napraw dę
w arte zo b aczen ia, szk o d a tylko, że skończył m i się film w aparacie.
Gdy przybyłyśm y tu z ja n ą , sala byia pełna, więc u siad ły śm y sobie
z p rz o d u n a p o d ło d ze, po chw ili je d n a k zostałyśm y zaproszone n a
obszerne, w y godne fotele w pierw szym rzędzie d la VIP-ów. H er­
b atk a, ciasteczka, a facet z k a m e rą film ow ał m niej więcej tyle sam o
występy, co n as.

C iągle N am ch e. J a n a p o je c h a ła ju ż ra n o do D a rd ż y lin g u ,
m am y się ta m sp o tk a ć ju tro . J a zo staję z J u rk a m i. Z Ju rk ie m
m ło d szy m ro b im y sobie p ię k n ą , k ilk u n a s to k ilo m e tro w ą w y­
cieczkę n a górę, d o p u n k tu w idokow ego. S uper sp acer przez las,
p o te m sz c z y ta m i p o w ró t do N am ch e. W ieczorem jest d ru g a część

w Sekta Czerwonych Czapek (Kagju) - jedna z czterech głównych szkół


buddyzmu tybetańskiego, tzw. szkoła nowej cantry, założona w XI
wieku przez Marpę, ucznia Naropy. Podstawą szkoły jest M aham udra,
Sześć jog Naropy oraz praktyka medytacyjna zmierzająca do
Oświecenia.

H 144 m
2-15 KWIETNIA

Z POWROTEM W NEPALU
fc( ^ ;^ T 6 c > T < ^ T ^ T ^ łł ^ <^-6t^.6c).< ^.6Ł ł.< ^J^.<3C>.<xł^<3c>.Cg>.<3cł.CŁ>-

Pierw szy k w ietn ia. P rim a ap rilis. N ik t o ty m nie p am ięta.


Tylko p a n i w n aszy m „C herry L odge” w N arnche p rzy ­
szła oko ło p iątej n a d ra n e m i p rzy n io sła n a m h erb atk ę
do łóżka. I nie był to b ynajm niej ż a rt prim aap riliso w y . D la n ich
to n o rm a ln a pora. Ale dzięki te m u zd ąży liśm y n a a u to b u s o szó ­
stej trzydzieści i w czesnym p o p o łu d n ie m jesteśm y ju ż w D ard ży -
lin g u , gdzie czek a n a n as Jan a . Jak o że w „Triveni” nie m a miejsc,
kw ateruję się w sc h ro n isk u naprzeciw ko. D o rm ito riu m nie gorsze
n iż w „Triveni”, za to w idoki jeszcze lepsze - n a cały D a rd ży lin g
i góry dookoła. J u tro m o ż n a z b a lk o n u o g ląd ać w sch ó d słońca,
nie trze b a nigdzie chodzić. J u tro też z J a n ą i starsz y m Ju rk ie m r u ­
szam y do N epalu.

N epal! W schód sło ń ca o g lą d a ła m w zam g lo n y m D a rd ży lin g u ,


a za ch ó d o g lą d a m z a u to b u s u do K a th m a n d u . O to k ilk a poezji
w ybranych z przy d ro żn y ch zn ak ó w n a gó rsk ich d ro g ach S ikkim u:
„Speed is th rillin g b u t also k illin g ” - o tym , że p rę d k o ść kręci,
ale też zabija.
“I f you w a n t to d o n a te blood, please do it in th e b lo o d b a n k n o t
o n the ro a d ” - o ty m , żeby oddaw ać krew w b a n k u krw i, a nie n a
d ro d ze.
“Life is sh o rt, d o n ’t m ak e it s h o rte r” - o cym, że życie jest k ró t­
kie, więc nie skracajm y go bardziej.
“D rin k an d drive. You w on’t survive” - czyli „prow adzenie i p i­
cie, zero szans n a przeżycie”.

1 151 #
“S afety saves” - czyli „bezpieczeństw o ra tu je ”. U siłuję dow iedzieć się czegoś n a te m a t m ożliw ości p rz e d o sta ­
“D rive w ith carefu lly ” - p o p ro s tu „prow adź z o stro ż n ie ”. n ia się do Tybetu. P rzede wszystkim , p o trz e b n a jest c h iń s k a wiza.
“B etter late th a n never” - o ty m , że lepiej p ó źn o n iż wcale. M oja wiza, k tó rą d o s ta ła m w D elhi, stra c iła w ażn o ść 29 m arca
i nie m a m ożliw ości jej p rz e d łu ż e n ia . Idę d.o am basady, g dzie s p o ­
Ja k ju ż p is a ła m , w S ik k im ie d o w ie d z ia ła m się, że m a m ty ­ ty k am m n ó stw o lu d zi, bezsilnych p o d o b n ie ja k ja. M ogę z a p o ­
b e ta ń s k ie im ię. P o w ied ziało m i to k ilk a o sób. D ziew czyna m nieć o Tybecie i d o s ta n iu się do C h in z N ep alu . N O IN D IV I­
z „ C h erry L o d g e” w N a rn ch e m y ś la ła n aw et, że je s te m m n iszk ą, DUAL TRAVELLERS ARE A LLO W ED T O EN T E R O R TRAVEL
b u d d y jsk ą , b o p o pierw sze, m a m b u d d y jsk ie im ię , po d ru g ie , IN TYBET. O k azu je się, że a m b a s a d a w ydaje w izę c h iń s k ą tylko
m a m zg o lo n e włosy, a p o trze cie, m a m k o sz u lę w ty b e ta ń s k im w dw óch p rz y p ad k ac h : jeśli o k aże się b ilet sam o lo to w y z K a th ­
k olorze, to z n a c z y w k o lo rze s z a t b u d d y jsk ic h m n ich ó w . N ie je ­ m a n d u p ro sto do C h in , z p o m in ię c ie m Tybetu, lu b gdy w ykupi
stem , co p ra w d a , m n is z k ą b u d d y js k ą , ale cz u ję coś do b u d d y ­ się wycieczkę do T ybetu w b iu rze podróży. I je d n a , i d ru g a opcja
zm u , o wiele cieplejsze u c z u c ia n iż d o K ościoła k a to lic k ie g o czy w m o im p rz y p a d k u o d p ad a. N a wycieczce zo rg an izo w an ej p o k a ­
ja k ieg o k o lw iek in n eg o . I s tra s z n ie ch c ia ła b y m się d o s ta ć do Ty­ zu ją tylko to, co chcą alb o m o g ą p o k az ać, 1 1 0 i nie m a m ożliw ości
b e tu . Z o b ac zę więc, co się d a w tej spraw ie z a ła tw ić . N a razie o d łącz en ia się o d grupy. P oza ty m k o sztu je to strasz n e p ieniądze.
nie m a m n aw et w izy n e p a lsk ie j - w yjeżdżając, n ie d o s ta ła m p ie ­ T ak więc spraw a jest bezn ad ziejn a. N ie d a się nic zrobić. Będę m u ­
c z ą tk i, gdyż u rz ą d n a g ra n ic y był z a m k n ię ty . W p u sz c z o n o m n ie siała więc w rócić d o In d ii (m am n adzieję, że ch o ciaż d o s ta n ę wizę
je d n a k do k ra ju , d a ją c list, z k tó ry m m a m się zgłosić do u rz ę d u indyjską), s ta m tą d p rzed o stać się d o P a k is ta n u i sp ró b u ję d o trzeć
im ig ra c y jn e g o w K a th m a n d u , g dzie m a ją w ydać m i wizę. T ak do C h in sław ną K a ra k o ru m Highway. M am nadzieję, że w D elhi
więc te n p o b y t w N e p a lu b ęd z ie p o d z n a k ie m z a ła tw ia n ia r ó ż ­ d a d z ą m i n ow ą c h iń s k ą wizę, p o z a ty m m uszę też zała tw ić p a k i­
n y ch w iz, zobaczym y, z ja k im re z u lta te m . stań sk ą... P ieprzone wizy! Jestem w ściekła n a całą tę b iu ro k rację
i o g ra n ic zen ia , ale nieco później z a c z y n a m ro zu m ieć, że ta k być
Z n o w u w K a th m a n d u . J a k m iło tu wrócić. Czuję się tu ja k m oże m iało być. M oże nie jestem jeszcze gotowa...
w dom u: zn ajo m e uliczki, św iątynie, zn a jo m i n a ulicy.,. N ie jest O prócz am b asa d odw iedziłam d ziś S w ayam bunath, Św iątynię
je d n a k łatw o sk u teczn ie sk o n tak to w ać się z ja k im ś Sevasow ym M ałp. Byłam ju ż tam , ale w nocy. W d zień zu pełnie in n e wrażenie.
g o sp o d arzem , O d w ied ziłam w sk lep ik u B ibendrę, k tó ry polecił m i Z ro b iłam m asę odlotow ych zdjęć z m ałp am i, w śród stary ch rzeźb,
jednego. O k a zało się jed n ak , że nie m oże m nie zakw aterow ać i wy­ figurek, m odlitew nych m łynków o raz z m ały m i ch ło p cam i - b u d ­
n ajął m i po k ó j w „S u g at H o tel” przy sam y m D u rb a r Square. Nie dyjskim i m n ich am i. Poza tym o d w ied ziłam Janę i Ju rk a, i p o żeg n a­
jest źle, z łazien k ą, ciepłym p ry szn icem (!), dyw anem . J a n a z J u r ­ łam się ju ż z n im i, bo J a n a ru sza ju tro n a trek, a Ju rek do N agarkot.
kiem są w „P ag o d a G uest H o u se” n a Freak Street, n o co w ałam tam
raz z C arą. W ty m m om encie chce m i się tylko spać po o statn iej, D o m m oich now ych S ervasow ych gospodarzy. M iła, starsz a
dość k o szm arn ej nocy w au to b u sie. A u to b u s co praw da był w p o ­ p a ra m ieszkająca przy sam ym c e n tru m w starej k am ien icy n a tej
rz ąd k u , w ygodne siedzenia, m ia ła m naw et z tylu m iejsce leżące, sam ej uliczce co „City View G u est H o u se ”, D o s ta ła m pokój słu ­
ale n ep alsk ie d ro g i w ykluczają m ożliw ość s p a n ia czy n o rm aln e j żący ja k o d o m o w a św ią ty n ia czy raczej k ap liczk a z fig u rk am i i o b ­
spokojnej jazdy. W ertepy są takie, że przy p o d sk o k a c h a u to b u s u ra z k a m i przeróżnych h in d u s k ic h bogów. P o d o b n o co d z ie n n ie
dosłow nie w ylatuje się w pow ietrze, po czym gw ałtow nie sp a d a n a o piątej ra n o p rz y ch o d zą tu się m odlić.
siedzenie. T ak a k u ra cja w strząsow a nie jest zbyt d o b ra d la k rę g o ­ D ziś byłam w urzędzie ¿m igracyjnym. Z pow odu b ra k u jednego
słupa. Ale jak o ś u d ało m i się to przetrw ać. głupiego stem p elk a tyle zam ieszania. Ja straciłam tylko m asę czasu

^ 152 ^ 1 153 $
i pięć dolarów , bo n a granicy w iza kosztuje 15 dolarów, a tu 20, alne cerem onie n a d ciałem zaw in ięty m w białe p łó tn o , u ło żen ie
ale byl tu wcześniej jakiś A m ery k an in z ta k im sam ym problem em n a stosie, w k o ń cu po d p alen ie. W szędzie m asa dym u. P aliło się
i identycznym listem z K aharbity, k tó rem u odleciał przez to sa m o ­ k ilk a stosów. Przeżycie dosyć szokujące. Poza ty m rzeka, do której
lot. Po p ro stu nie w ypuścili go z kraju, cofnęli go z lotniska. Szczyty w rzu can e są pro ch y po krem acji, zre d u k o w a n a jest w ty m m o m e n ­
biurokracji. J e d n a g łupia pieczątka. O ile przyjem niejszy byłby św iat cie do płytkiego, bagn isteg o , śm ierd ząceg o i p o tw o rn ie za śm ie co ­
bez granic, paszportów , wiz, pieczątek, biurokratycznych urzędów nego p o to k u . T u rów n ież w rz u can e są u b ra n ia zm arły ch , z d a rte
i ograniczonych urzędników . P odobnie jest ze w szystkim i pozw ole­ tu ż przed k rem acją. W tym sam y m k a n a le b ro d z ą dzieci, s z u k a ­
n iam i 11a trek k in g czy n a p rzykład w jazd d o S ikkim u. Urzędy, które ją c w cu c h n ący m m ule m o n et, a m o że złotych zębów ze spalonych
te pozw olenia w ystaw iają o ra z nieskończona liczba p u n k tó w k o n ­ trupów , a k ilk a m etró w dalej k o b iety m yją n ac zy n ia - w tej sam ej
trolnych, k tó re je spraw dzają istnieją głównie po to, aby zapew nić wodzie! Jest co oglądać. D o k o ła m n ó stw o m ały ch św iąty ń , żeb ra­
miejsce pracy m asie półanalfabetycznych urzędników . Kto i po co ków, sadhu o raz m ałp. M iejsce robi w rażenie.
to w szystko wym yślił? Ludzie sam i sobie k o m p lik u ją życie.
W izyta w B haktapur. Mile, m ałe m iasteczko z w ąskim i ulicz­
Nie jestem pew na ale zdaje się, że są teraz święta W ielkanocne. Nic kam i, starym i, rzeźbionym i w drew nie bud y n k am i oraz m asą św ią­
n a to, co prawda, nie wskazuje, ale Jurek coś m ów ił w zeszłym tygo­ tyń. W K a th m a n d u i wszędzie w N ep alu jest tyle św iątyń, że po pew­
dniu. Kiedy zbliżało się Boże N arodzenie, były chociaż gdzieniegdzie nym czasie m a się przesyt, ale w arto było zobaczyć sam e m iasteczko,
dekoracje i napisy „M erry C h ristm as”, a p oza tym znało się datę, n a ­ szczególnie labirynt bocznych krętych uliczek i toczące się ta m życie.
tom iast n a W ielkanoc - nic z tych rzeczy. W każdym razie, jeśli wie­ Poza tym z m ia n a Servasowych hostów. Jak zwykle m ila rodzinka.
rzyć Jurkow i, to dzisiaj jest chyba pierwszy dzień świąt. Tak więc spę­ Tym razem bardziej zam ożna, k u ltu ra ln a willa, sam ochód, wszyscy
d ziłam m oją pierw szą W ielkanoc bez jajka. I wcale m i tego jajka nie m ów ią perfect po angielsku, ojciec ro d zin y jest d zien n ik arzem , ale
brakuje. Poza tym jest tu tyle ciekawszych rzeczy... Byłam dziś n a przy­ zostałam zakw aterow ana w pobliskim , dosyć luksusow ym hotelu.
k ład z m oim i g o spodarzam i n a schoolfare w szkole ich jedynego, roz­
pieszczonego, k ilk u nastoletniego syna. Schoolfare polega n a w ykłada­ R an o śn ia d a n ie u ro d z in k i. To sam o , co n a o b iad . N ie tru d n o
n iu przez rodziców m asy pieniędzy n a różnego rodzaju konkursy, lo­ się dom yślić - dhal bhat, sabji. Jesteśm y w N epalu. Po ś n ia d a n iu a m ­
terie, lody i colę. R odzinka m oich gospodarzy nie należy do najbogat­ b a sa d a indyjska. T łu m czekających w kolejkach d o różnych okie­
szych, ale wydali spokojnie p o n a d 200 rupii, bo ta k w ypadało. W idać, nek tu ry stó w i m a k sy m a ln ie n iem ili urzędnicy. G dyby nie syn m o ­
że led wo w iążą koniec z końcem , ale synalek m a wszystko, czego sobie jego g o sp o d a rz a ze sw oim i zn a jo m o śc ia m i, m u siałab y m przyjść tu
zażyczy: niezły sprzęt m uzyczny z kolum nam i, gitarę, syntezator, ro­ jeszcze ju tro , bo w łaśnie skończyli w ydaw ać fo rm u larze, a w ogóle
wer górski. No, niezupełnie wszystko, bo nie doczekał się - jak n a ra­ nie w iadom o, czy d o stałab y m wizę. N iech ętn ie dają, ja k ju ż się
zie - k o m p u tera i m otoru. Jego ojciec byl także jedynym synkiem , nie­ było w In d iac h . Jedynie tran z y to w ą, n a 15 d n i, przy czym chyba
ziem sko rozpieszczonym przez m atkę. Zwierzał m i się dzisiaj, że o d trze b a p o k az ać b ile t n a w ylot z In d ii. T ak wiec m ia ła m szczęście.
żadnej innej osoby w życiu nie d oznał takiej m iłości, jak od nieżyjącej I ta k je d n a k m a m czekać tydzień, b o m u szę wysłać telex aż do Pol­
ju ż od daw n a m atk i. Jej głów nym i jedynym celem życia było pośw ię­ ski, nie w iem , w ja k im celu.
cenie się synowi i dbanie o jego szczęście. Po wizycie w am b asad zie z o s ta ła m z a b ra n a n a p rzejażd żk ę m o ­
Po p o łu d n iu o d w ied ziłam P a s u p a th in a th - kom pleks św ią­ torem do o gródków b o tan iczn y ch p rzez syna gospodarzy. Facet d o ­
ty n n y n ad rzeką, gdzie odbyw ają się krem acje. M iałam okazję o b ­ syć obleśny, p o d czterdziestkę, oczyw iście z wąsem , b ru d e m , łysiną,
serw ow ać cały proces: b u d o w an ie sto su z d rew n a, o sta tn ie r y tu ­ plujący, n a szczęście żonaty, z dw ójką m ałych synków. O g ró d w p o ­

% 154^ 1 155 #
rząd k u , w idoki po d ro d z e i p rz y ro d a do o k o ła super, je d n a k ja z d a BUDDYZM TYBETAŃSKI różni się od pozostałych odłam ów bud­
m o to rem p o K ach m an d u i okolicach nie należy do przyjem ności. dyzmu między innymi bardzo rozbudowanym rytuałem, ogromną
Pom ijając jak o ść dróg, m o ż n a u d u sić się w czarnych ch m u ra ch spa­
liczbą bóstw, duchów, świętych i demonów. Demony mają zwykle
lin w ydzielanych przez antyczne ciężarów ki, a u to b u sy i inne m o ­
groźną postać, są jednak obrońcami religii. Wyraźnie zauważa się
tory. Cieszę się, że opuszczę n a jak iś czas m iasto. J u tro jadę do Na-
g ark o t, p o d o b n o są ta m fa n ta sty c zn e w idoki n a góry, szczególnie w pływ y pierwotnego tybetańskiego szamanizmu i religii bon, Po­
o w schodzie słońca, Zobaczym y. wszechny jest kult duchów gór czy jezior. Jako jedyny używa także
młynków modlitewnych (mani), na których wypisane są mantry
D h u lik h el. M ia ła m z a m ia r jechać najpierw do N a g ark o t, ale i inne święte znaki; obracanie nimi daje efekt podobny do głośnego
że nie było b ezp o śred n ieg o a u to b u su , w siad łam w a u to b u s do recytowaniamodlitw. Charakterystyczne jest także praktykowanie
D h u lik h el. S tą d jest b a rd z o blisko do k la sz to ru N arao B u d d h a
systemu rozwoju osobistego zwanego tantrą. Filozofia ta, znana
o raz P a n a u ti - jed n o d n io w a, p iesza w ypraw a. D o o k o ła w zgórza,
także w hinduizmie, opiera się na praktykach i tekstach ezoterycz­
a w dali p o w in n o być w idać o śn ieżo n e p asm a H im alajów . Niestety,
chm ury... W szyscy przyjeżdżają tu w łaśnie po to, by zobaczyć te n nych, zakładających dążenie do zjednoczenia z energią kosmiczną.
o szałam iający w idok o w schodzie słońca, ale ja nie w iem , czy będę Adept tantry musi przejść inicjację i być prowadzony przez mistrza
w sta n ie w stać około piątej. P o za ty m najlepszy w idok jest z p o ­ (guru). Ćwiczenia tantryczne polegają na różnego rodzaju wizu­
bliskiego w zg ó rza z m a łą ś w ią ty n ią b o g in i K ali n a szczycie. By­ alizacjach (podczas których adept wyobraża sobie siebie samego
łam ta m dzisiaj, ale zero w idoku. Z obaczym y rano. D h u lik h el to
jako bóstwo), układaniu mandaii, czyli kolistych diagramów sym­
m ałe, sp o k o jn e m iejsce, w k o ń c u od p o czy n ek od zatło czo n eg o Ka­
bolizujących niebo, nieskończoność i świętość, czy też recytowaniu
th m a n d u z k o rk a m i u liczn y m i i c h m u ra m i sp alin.
mantr, takich ja k sławna „O m mani padme hum” (co mniej więcej
D ziesiąty k w ietn ia. M oje u rodziny. D w udzieste trzecie już! K u­ oznacza: „Bądź pozdrowiony klejnocie w kwiecie lotosu” ).
p iła m sobie w prezencie cztery piękne, g lin ia n e słonie. Klasztory buddyzmu tybetańskiego są samowystarczalne,
a więc oprócz sal medytacyjnych zawierają pokoje dla mnichów,
B h a k ta p u r nie przestaje m n ie zachw ycać. C zarujące uliczki, co kuchnię, łazienkę, magazyny żywności, niekiedy bibliotekę. Przed
k ro k św iąty n ia, m istern ie rzeźbione stare b u d y n k i, a w szystko tę t­
budową klasztoru lamowie i astrolodzy wybierają odpowiednie
niące kolorow ym życiem. W szędzie publiczne krany, gdzie kobiety
miejsce i czas. Klasztor wznoszą sami mnisi wraz z mieszkań­
coś m yją lu b p io rą u b ra n ia . Z a k ilk a d n i m a tu być w ielki chariotfe ­
stival, czyli „festiw al rydw anów ” z okazji nepalskiego now ego ro k u cami pobliskich wiosek. Używa się materiałów dostępnych lokal­
- 2053! nie - gliny (Ladakh) lub kamienia (Nepal). Zwracają uwagę pięk­
Jestem ju ż w N agarkot, P ię k n a p o d ró ż z B h a k ta p u r n a d ach u nie rzeźbione elementy drewniane oraz m alowidła o niezwykle
au to b u su , kręte, w ąskie, górskie d ro g i, czyli to, co lubię. U lo k o ­ jaskrawej, kontrastowej kolorystyce, przedstawiające zazwyczaj
wawszy b ag aż w „Trekkers1 In n ” p o szłam n a spacer przez piękne
sceny mitologiczne. W samym Nepalu działa ponad 4000 klasz­
górskie w ioski z p o m arań czo w y m i g lin ia n y m i d o m a m i o sło m ia­
torów. Najbardziej znaną i największą tego typu budowlą jest wy­
nych strzech ach .
J u tro ru s z a m z plecakiem n a m ały erek tra są o p is a n ą m i w czo­ budowany w XVII wieku Pałac Potala w Lhasie, do 1959 roku sie­
raj przez dwie sp o tk a n e D u n k i. M a m też nadzieję, że będzie ju tro dziba dalajlamów.

iimi iiii*n>n■*ivi i'


w idać góry. D ziś ra n o w D h u lik h e l nie było nic w idać, w szystko łam wcześnie. W czoraj p o szliśm y sp ać (cała ro d z in k a i ja) około
w d ali sp ow ijała m g ła i chm ury. T eraz je d n a k n iebo jest przejrzy­ ósm ej, w krótce po z a p a d n ię c iu z m ro k u i zaraz po obiedzie. Nie
ste, w idać gwiazdy, W ielki W óz d o góry n o g am i, więc być może... m ając elektryczności, św iatła, telew izora, d o sto so w u ją ry tm sw o­
jego życia do ry tm u n atu ry . Nie jest to złe, ale je d n a k u n a s dosyć
B h o tech o u r. M ała w io ska w górach. R ano w sch ó d słońca w Na- niem ożliw e.
garko t, p o te m jeszcze ch w ila s n u i ru sz a m p rz e d siebie w ąskim i Pierw sza część dzisiejszej trasy to o stry m arsz p o d górę w ą­
ścieżkam i. P iękne, m ałe w ioski po dro d ze. Spokojny, niezbyt w y­ skim i, k a m ie n isty m i ścieżkam i, p rzez las. Przyczepił się do m n ie
m agający trek . Po około sześciu g o d z in a c h m a rsz u z m ały m i p rz e ­ chłopiec, m oże dziesięcioletni, bosy, z p u s ty m w iklinow ym , n e p a l­
rw am i w w io sk ach n a czaj d o ta rła m tu taj. Pierw si ludzie, których sk im koszem n a plecach. S zedł w tę s a m ą stro n ę, p o k a z u ją c m i
sp y tałam , gdzie tu m o ż n a przenocow ać, zap ro sili m n ie do swojej drogę. P rzekonaw szy się, że nie d o s ta n ie ode m n ie a n i one pen, a n i
chaty. C h a ta p ry m ity w n a, g lin ia n a , ze sło m ian y m dachem , p ra k ­ one nipee zaczął nalegać, że p oniesie m i w sw oim k o sz u plecak.
tycznie bez m ebli, tylko s ło m ia n a m a ta do sp an ia. M ila ro d z in k a , Z zasady jestem ja k n ajb ard ziej przeciw ko child labour i w yzyskiw a­
pięcioro dzieci, n ajstarsz y chłopiec i cztery dziew czynki. N a jsta r­ n iu dzieci, ale p o m y ślałam sobie, że te n chłopiec i ta k co d z ie n n ie
sza, d ziew ięcioletnia, najlepiej m ó w iąca z całej ro d z in y po angiel­ nosi kosze pełne d re w n a czy in n eg o ła d u n k u , i to za d a rm o , więc
sku, zro b iła m i h erbatę. W ym agało to p rz y ta sz c z e n ia w ody z o d le ­ czem u nie dać m u zarobić, cym b ard ziej że pom ysł był jego. Ple­
głego dosyć k ra n u o raz k u p ie n ia w p o b lisk im sk lep ik u garści c u ­ ca k wcale nie byl lekki, a p o d górę było o stro , ale naw et bez b a g a ż u
k ru . Po chw ili zbiegły się dzieci z całej okolicy, w śród któ ry ch s ta ­ ledw o m o g łam n a d ą ż y ć za d zieciakiem . O czyw iście nie obyło się
łam się n a ty c h m ia s t b a rd z o p o p u la rn ą po stacią. Z ab rały m nie n a bez targ o w an ia, chciał w za m ia n m ój zegarek, b ra n so le tk ę lub k o ­
spacer po w iosce o raz do swojej szkoły, gdzie z o sta ła m w ciągnięta szulkę. W k o ń c u d o sta ł 10 ru p ii, zjad ł w szystkie m oje orzechow e
w' d z ik ą zabaw ę w chow anego i in n e gry i piosenki. O d tego czasu ciasteczka, a n a o d clio d n e d a ła m m u jeszcze p o m a ra ń c z e i b re lo ­
m n ie nie o p u szczają i naw et tera z, kiedy piszę te słow a, jestem o to ­ czek. C hyba było fair.
czona całą g ro m a d k ą . Przez chw ilę siedziały spokojnie, o b serw u ­ D a lsz a część tra sy ju ż po p łask im , a p o d koniec w dół, p iasz­
jąc m n ie w n a b o ż n y m sk u p ien iu , ale im się zn u d ziło . Teraz k ażde czy stą dro g ą, lasem , czasem z w id o k iem n a d o lin ę z ro zrzu co n y m i
chce się popisać. M ały V a san th a cz y ta m i coś po an g ielsk u ze sw o­ w iejskim i c h a ta m i. N iesam o w ita cisza i spokój, tylko śpiew p ta ­
jej g ra m a ty k i, n ajsta rsz a dziew czynka śpiewa, a reszta się p rz e ­ ków, szelest bu szu jący ch w liściach jaszc zu re k czy in n y ch stw o ­
krzykuje. P o za ty m ju ż się ściem nia, a nie m a t u chyba elektrycz­ rzeń. R az naw et przebiegi m i drogę d z ik i z n ik n ą ł w b u sz u , n ie ­
ności. S iedzim y sobie n a stry ch u przy ok n ie bez szyb, przez k tó re źle m n ie w ystraszyw szy. Po d ro d z e k rz a k i z dojrzew ającym i dziw ­
w p ad ają re sztk i św iatła d ziennego, a w oczy szczypie u n o szący się n y m i p o m a ra ń c z a m i alb o m a lin a m i. M am nadzieję, że nie są t r u ­
z d o iu dym , bo g o sp o d y n i g o tu je dhal bhat tarkari. W ty m m o m en ­ jące. W ogóle życie jest piękne, szczególnie, że jestem św ieżo po
cie nic ju ż praw ie nie widzę, więc lepiej skończę p isanie. pierw szym p ry sz n ic u o d czasu w y jazd u z K a th m a n d u .
M iejsce dzisiejszego no cleg u to M u lk h a rk a . S tą d tro c h ę w dół
Po około pięciu g o d zin ac h m a rsz u d o ta rła m dziś do jednego je s t S u n d arijal. P rzybyła do m ojego lodge je d n a A ngielka. Idzie n a
pięknego m iejsca z m ały m h o telik ie m (30 ru p ii za łóżko w d orm i- ty g o d n io w y trek, ale z trag a rze m b ęd ą cy m jed n o cześn ie p rzew o d ­
torium ). Co p raw d a nie w idać s tą d gór, to znaczy ośnieżonych H i­ nik iem . Z n a d o b rze tra sę i góry, m ów i tro ch ę po an g ielsk u , szk o d a
m alajów , ale za to jest to spokojna, zielona dolina, o to c z o n a w zgó­ tylko, że nie u m ie czytać i nie o d cz y ta n a p rz y k ła d mapy, ale w su ­
rz am i p o ro śn ięty m i lasem , z sz u m ią c ą rzeką w dole i w o d o sp a­ m ie o n m ap y nie potrzeb u je. A ngielka płaci m u 550 ru p ii d zien n ie
dem n ieo p o d al. P rzybyłam tu koło p o łu d n ia , b o i też w y ru szy ­ i - nie jestem p ew n a - chyba też noclegi i wyżywienie. Jest b ard zo
zdziw iona, jak ja m ogę ch odzić po górach bez p rz ew o d n ik a, sam a. d rew n ian y ch kolach. C iąg n ięte to za g ru b a śn e liny p rzez tłu m . j e ­
Ż ałuję tylko jed n ej rzeczy: że nie m ia ła m ze sobą m apy. P row adzili żeli ju z ja k im ś cu d e m w praw iło się całą rzecz w ru ch , n ie w lu d z ­
m n ie tylko s p o tk a n i po d ro d z e ludzie, o d n ich też się dow iadyw a­ kiej m ocy było z a trz y m a ć ją w d o w o ln y m m om encie. P rzez jed n o
łam , gdzie i k tó ręd y najlepiej iść. z tych olbrzym ich k ó ł o m ało nie zo stały śm y zm ia ż d ż o n e - ja i sp o ­
tk a n a ponow nie D u n k a z D h u lik h e l - gdy w sp a n ia ła m a c h in a wy­
Jestem p a d n ię ta i w y czerpana, i dosyć po d le się czuję (dziś trzy ­ m k n ę ła się z lek k a spod. k o n tro li i ru sz y ła p ro sto w tłu m . Stojąc
nasty!), ale m im o w szystko - Szczęśliwego N ow ego R oku 2053! p o d m u rem , nie m iałyśm y szan sy się cofnąć; k ilk a cen ty m etró w
Tak, 2053 w n e p a lsk im n a ro d o w y m k alen d a rzu . N iew ażne, że i byłoby po nas. P o m im o m asy lu d zi u d a ło n a m się je d n a k w d ra­
w p a ź d z ie rn ik u o b ch o d ziliśm y 1116 w edług jak ieg o ś innego k a ­ pać za m urek. M yślałyśm y, że ta m b ęd zie bezpiecznie, bo p rz y n a j­
len d arza, a ta k w ogóle to je s t 1996, ale nic to. To o niczym nie m niej n as ju ż nic nie przejedzie. Ale w ielki p o jazd s ta l n a d n a m i
św iadczy i w zajem nie się nie w yklucza. jeszcze jakiś czas, nie m o g ąc ruszyć, chw iejąc się i trzeszcząc n ie ­
Pierw szy d zień nowego ro k u je st dosyć d łu g i i pełen w rażeń. P o ­ bezpiecznie. Z dałyśm y sobie sprawę, że nie m o g ąc n a s przejechać,
b u d k a jeszcze w górach. G o d z in n e zejście do S u n d arijal. Po d ro ­ m oże jeszcze n a n a s ru n ą ć . W k o ń cu je d n a k po to czy ł się dalej.
dze tłu m y w alących n a piknikow e m iejsce n ep a lsk ic h tu ry stó w Nie to je d n a k było głów ną a trak cją festiw alu. N ajw ażniejszą rze­
i. wycieczek szkolnych taszczących ze so b ą w szystko, co tylko m o ­ czą o k azała się in n a k o n stru k cja, coś w ro d z aju niebosiężnego drąga,
gli zabrać, o d sk rzy n ek coli do niezbędnych olbrzym ich głośników k tó ry - ciągnięty we w szystkie jed n ocześnie strony za zw ieszające się
od sp rz ę tu grającego. Z d o łu ju ż a u to b u s do K a th m a n d u . S koń­ z w ierzchołka g ru b e liny - m ial być obalony. Padl w k o ń cu z wiel­
czył trasę w d ziw n ie zn ajo m y m m iejscu, z d a la o d ce n tru m . O ka­ k im h ukiem , w zniecając tu m a n y k u rz u i nie wiem, ile osób przy ty m
zało się, że to m iejsce, gdzie m ieszk a ro d z in k a m oich pierw szych zabijając. N a szczęście sta ła m w bezpiecznej odległości.
Servasou ych hostów (gospodarzy) z czasów m ojej pierw szej w izyty N a ty m m n iej więcej festiw al się sk o ń czy ł i czas był n ajw y ż­
w N epalu. P o szłam więc ich odw iedzić. Z a sta ła m S oloshanę ja k szy w racać do d o m u . N a szczęście k u rso w a ł jeszcze k o s z m a rn ie
zw ykle p rzy pracy - m yjącą n a c z y n ia w ogrodzie, bo przecież nie z a p c h a n y tro lejb u s. N iestety, z c e n tr u m K a th m a n d u o tej p o ­
m ają bieżącej wody. P am iętali m nie b a rd z o dobrze, zaprosili n a rze, w Sum ie nie ta k p óźn ej, bo ok o ło w p ó ł d o d ziew iątej, d aw n o
wczesny lu n ch , oczyw iście u g o tow any przez S oloshanę, n a k tó ry p rz e s ta ły już jeźd z ić a u to b u s y czy b u s ik i w stro n ę J a p a ti, gdzie
sk ład ały się ja k zw ykle dhal bhat, dw a ro d zaje c u rry o raz pikle. W ie­ m ie sz k a S o lo sh a n a , gdzie z o sta w iła m b a g a ż i gdzie m ia ła m dziś
dząc, że d ziś w B ah tap u rz e je s t festiw al rydw anów z okazji Nowego przenocow ać. T ak só w k a k o sz to w a ła 20 0 ru p ii, ry k sza 150. P o sta ­
.Roku, spytałam . Soloshanę, czy nie chciałaby ze m n ą pojechać. Nie n o w iła m p rzen o co w ać n a F reak S tre e t w „ M o n u m e n ta l L o d g e”
b ard zo m ogła, b o n ac zy n ia d o zm ycia, rzeczy do w yprania... za 55 ru p ii. D lateg o w łaśn ie dosyć p o d le się czuję, bo p o p ierw ­
- W ypierzesz ju tro , ju tro m asz d zień w olny - zg o d z ił się łask a­ sze, czek a ta m n a m n ie S o lo sh a n a, p o d ru g ie, nie m a m ze so b ą
wie m ąż. nic, a n i szczo teczk i do zębów, a n i piżam y, a n i rę czn ik a, a n i śp i­
T ak wiec pojechałyśm y, je d n a k ca la rzecz m ia ia się zacząć d o ­ w ora. M uszę zad o w o lić się śred n iej czy sto ści przy k ry ciem w śre d ­
piero około piątej, więc S o lo sh a n a z córeczką nie m ogły zostać. Bo niej czystości p o k o ju , przy czym to je st k o m p le m e n t d la teg o p o ­
o b iad do u g o to w a n ia i rzeczy trz e b a je d n a k w yprać dzisiaj - n a ko ju . Ale nic, um yję się ju tro . Żeby p o d n ie ść się n a d u c h u p o ­
ju tro d la dzieci d o szkoły. R ozstałyśm y się więc, pow ied ziałam , że sz ła m n a o b ia d do S hiv a’s i z ja d ła m p y szn ą, o lb rz y m ią serow o-
przyjadę, ja k się festiw al skończy. -czo sn k o w ą lasagne. A ha, po trzecie, m a m k a ta r, ledw o m ogę o d ­
M n ó stw o ludzi. Jeden o lbrzym i „rydw an” - w ielka, chw iejąca dychać, kończy m i się p ap ier to aleto w y słu żąc y za ch u stec zk ę do
się k o n stru k c ja , coś w ro dzaju drew nianej św iąty n i n a w ielkich, n o sa, d o tego zaczyna, boleć m n ie g ard ło . W ty m m o m en cie, po
przeży ciach pierw szego d n ia 2053 ro k u m a rz ę ju ż ty lk o o tym , Z o stały m i ju ż ty lk o dw a d n i w N ep alu . M oja w iza k o ń czy się
żeby się w yspać. D o b ra n o c. 16 kw ietnia. J u tro z ra n a idę o d eb rać w izę indyjską, a p o ju trz e ru ­
szam dalej. W stro n ę In d ii. N ajpierw p rzek lęty G o ra h p u r, p o tem
Z p o w ro te m jestem u m o ich liostów w T ah a ch al. R ano odw ie­ V aranasi, D elhi, a p o te m - zobaczę.
d z iła m S o loshanę, k tó ra oczyw iście m a rtw iła się m oją n ieo b ec n o ­
ścią. W y jaśn iłam , p rz ep ro siłam i było ok. D o s ta ła m n a p o że g n a­ P iep rzo n a wiza! A raczej a m b a s a d a in d y jsk a z p rz era sta ją cą wy­
nie w prezencie bluzeczkę. W szyscy są d la m n ie tacy m ili, a ja je ­ o b ra źn ię b iu ro k ra c ją i a ro g a n c k im i u rz ę d n ik a m i. P rzed e w szyst­
stem ta k a podia... kim , jak ju ż w sp o m in a ła m , żeby o trz y m a ć wizę, m u sisz w ysłać te­
N a jsm u tn iejsza w iadom ość dzisiaj - d o w ied ziałam się, że d z ia ­ lex do „kraju osoby ubiegającej się o w izę”. Płacisz za to oczyw i­
dek nie żyje. W G PO czekał n a m n ie list od Ż a n i z K5. Nie wiem , ście ty - n iem ało , b o 300 ru p ii, nie w sp o m in ając o tym , ile cała
ja k i kiedy to się stało, w y g ląd a n a to, że sp o ry ju ż czas tem u, bo p ro c e d u ra zajm uje czasu i ile trz e b a o d s ta ć w d łu g aśnej, pow olnej
Ż a n ia pisze ta k , jak b y ju ż o d daw n a w iedziała. Szok. Ju ż d ru g i kolejce. Po czym czeka się tydzień. Po ty g o d n iu i p o n o w n y m o d ­
d ziad e k o d szed ł, k ilk a m iesięcy po pierw szym , ta k sam o podczas s ta n iu w takiej kolejce m o ż n a ju ż złożyć p o d a n ie o wizę. Ale za­
mojej nieobecności. W iem , że jest k ilk a listów z do m u , k tóre - ja k p o m n ij o tym , jeśli nie m asz p rzy sobie k w itk a, św istk a p ap ieru
n a razie - w ogóle do m n ie nie dotarły. D w a listy przesłał Biben- w ydanego p rz ed ty g o d n iem i potw ierd zająceg o w p łatę 300 ru p ii
d ra do K5, k tó re M arg aret ra zem z dw om a in n y m i p o sia ła n a p o ­ za telex. O czyw iście n ik t wcześniej n ie p o w iedział, że je st to n ie ­
ste re sta n te w Pondicherry. R ów nież w ysłała dw a listy od siebie do zb ęd n y d o k u m e n t, bez któ reg o o trz y m a n ie w izy jest niem ożliw e.
K alkuty, z ty m że m u siały ta m d o trzeć ju ż po m o im wyjeździe. T ak więc ciągle jestem bez wizy i m a m przyjść ju tro z k w itkiem .
D latego nie w iem , co się dzieje, zero k o n ta k tu z ro d z in ą . Jedynie ja C hyba tylko c u d spraw ił, że go nie w y rz u ciłam i u d a ło m i się go
piszę o d cz asu do czasu, ale nie w iem , czy m oje listy d o n ich docie­ znaleźć w śród in n y ch śm ieci w p lecak u . J u tro też ko ń czy się m oja
rają. M am nadzieję, że tak. w iza nepalska, więc n astę p n y c u d m u si się zdarzyć, żeby u d a ło m i
D zisiaj z okazji nowego ro k u z o sta ła m z a p ro sz o n a z ro d z in k ą się d o k o n ać tych dw óch, jak się ok azu je, n iezbyt p ro sty ch rzeczy:
m oich g o sp o d arzy do luksusow ej chińskiej restauracji. R odzice d o stać p rz e k lę tą w izę ind y jsk ą o raz op u ścić N epal p rzed pó łn o cą.
i dwie córki m niej więcej w m o im wieku: starsz a, A lki, u cz ąca N ie wiem , do której o tw a rta je st g ran ica, nie w iem też nic n a te m a t
w szkole i m ło d sza, Jo th i, s tu d iu ją c a angielski i in teresu jąca się autobusów . W szystko ro zstrzy g n ie się ju tro .
p alm o lo g ią. Jed zenie niezłe, u d a ło m i się naw et zjeść pałeczkam i. P oza w izytą w am b asa d zie m ój o s ta tn i (m am nadzieję!) dzień
M uszę się w praw ić, jeśli m a m z a m ia r nie zginąć z C h in ach z gło d u w K a th m a n d u u p ły n ą ł m i n a ła ż e n iu po ulicach i sk lep ach oraz
(o ile ta m dotrę). R estau ra cja napraw dę n a poziom ie, ra c h u n e k m ały ch za k u p ach . N ab y łam zło ty kolczyk do nosa, bo w Polsce
rów nież - p o n a d 1200 rupii! M o ż n a by pow iedzieć, że przecież raz chyba ciężko byłoby ta k i dostać, a p o z a tym tu jest taniej: 90 ru p ii,
w ro k u je s t N ow y Rok. Ale niepraw da. T utaj N ow y R ok jest co n a j­ czyli 45 tysięcy zło ty ch 15, o raz sp ó d n icę. T ak, po raz pierw szy w ży­
m niej trz y razy w roku, b o są trzy różne k alen d arze, ale ten jest ciu k u p iła m sobie spódnicę! Coś m n ie n a tc h n ę ło i p o c z u ła m ta k ą
chyba d la n ic h najważniejszy. po trzeb ę. D ziw nie się tro ch ę czuję, ale chyba nie jest źle. S zkoda
U d ało m i się p rzekonać m o ich hostów , żeby nie daw ali m i m iej­ tylko, że m oja k a s a je st praw ie n a w y czerpaniu, tyle jest tu pięk­
sca w h o telu , że napraw dę nie p otrzebuję oddzielnego po k o ju a n i nych rzeczy, k tó re chciałoby się kupić, w szystko i ta k o wiele tań sze
naw et łóżka, o raz że przeżyję bez ciepłego prysznica. S pokojnie
w ystarczy kaw ałek podłogi, a raczej w ielkiego, m iękkiego dyw anu
w jed n y m z po k o i n a dole. u Cena sprzed denominacji z 1995 roku - obecnie no 4,5 złotego.

£ 163#
n iż w Polsce, ale nie m o ż n a szaleć, m ając o s ta tn ie trz y sta dolarów T ak więc aż do w yjazdu z N e p a lu w szystko było jasn e. K ilka
i kaw ał św iata d o p rz ejech a n ia po d ro d z e do kraju. m etrów dalej In d ie - k ra in a ciem ności. Nic nowego, zw ykle n o cn e
przerw y w dostaw ie energii. N ie w idać dosłow nie nic, n aw et księ­
O ile p ro stszy byłby św iat gdyby k to ś nie w ym yślił wiz. Jakoś życ nie świeci. U daje m i się p o o m a c k u zn aleźć Im m ig ra tio n Office
p rz e trw a ła m k o szm ar najgorszej w świecie a m b asa d y indyjskiej. ze śpiącym p rz ed b u d y n k iem u rz ę d n ik ie m . N ie m a naw et zapałek,
T łu m tu ry stó w , k ażdy z ja k im ś problem em , niekończące się ocze­ świecę m u więc ledw o ża rzą cą się la ta rk ą , gdy w y p ełn ia papiery
kiw anie n a łaskaw e przybycie indyjskiego oficera, k w iatk i, fo rm u ­ i stem pluje m ój p a sz p o rt. C ofam w sk azó w k i zeg ark a o p iętn aście
larze, o k ien k a, kolejki. W k o ń cu , odw iedziw szy w szystkie m ożliw e m in u t, bo tyle w ynosi tu ta j ró ż n ic a czasu, tracę tro ch ę ru p ii n a
o k ien k a i u rz ęd n ik ó w z o d p o w ie d n im i p ap ierk am i, u d ało m i się w y m ian ie n ep a lsk ic h n a indyjskie, p o czym w ciem n o ściach o d ­
opuścić to strasz n e miejsce. M uszę jeszcze w rócić o w pół do pierw ­ najduję au to b u s. R u szam w stro n ę V aranasi.
szej, czyli za g o d zin ę, żeby o d ebrać w k o ń cu wizę. M am nadzieję,
że m i ją d a d z ą - przecież obiecali. N o rm a ln ie o d b ió r jest o sie­
dem n astej, ale w zw iązk u z k o ń cz ąca się dziś w izą n ep a lsk ą m am
przyjść wcześniej. Potem m uszę d o stać się jakoś do granicy, c h o ­
ciaż nie w iem jeszcze, sk ąd i jak.
Ok, m a m ju ż wizę - w a żn ą trz y m iesiące, double entry, I siedzę
ju ż w au to b u sie. M yślałam , że to n ic prostszego: m in ib u se m d o ­
jadę do B alaju Bus S ta tio n , a ta m p oproszę o b ilet n a najbliższy
a u to b u s d o g ra n ic y indyjskiej. N ie m a sprawy, ta k i a u to b u s odjeż­
d ż a za p ó l godziny, o p iętn astej. Jedzie, co praw da, do k o szm ar­
nego S o n a u li i, co praw da, nie m a sza n s n a d o tarcie ta m jeszcze
dzisiaj, ale co robić? Jest to jedyne wyjście. M am y przybyć n a g ra ­
nicę n a d ran em , m am nadzieję, że nie pow ieszą m n ie za to, że o p u ­
ściłam N ep al k ilk a g o d zin później.
P o d ró ż z K a th m a n d u do g ra n ic y średnio przyjem na. A utobus
jest w m iarę wygodny, ale p o pierw sze, zap ch an y (koło m nie siedzi
tłu s ta H in d u s k a zajm ująca cale swoje i w iększość m ojego miejsca),
p o dru g ie, co g o d zin ę są p rz y sta n k i n a jedzenie, to aletę czy ta k
po p ro stu , bez przyczyny, n a czas nieokreślony. W ś ro d k u nocy!
M im o w szystko przybyw am y po n iesp ełn a d w u n a stu g o d zin ac h
n a granicę. N ep alsk iem u u rz ę d n ik o w i nie w ydaje się p rzeszk a­
dzać, że s p ó ź n iła m się z o p u szczen iem kraju trz y godziny, m oże
jest zb y t zaspany. Po nepalskiej stro n ie św iatła, o tw a rte czaj-shopy,
toczące się życie. N a szczęście, zn ając te n teren, nie daję się ryksza­
rzom z ich zw yczajow ym chw ytem : Hello madam! Rickshaw! Border
very far; two kilometers! W rzeczyw istości do g ranicy indyjskiej jest
n ie sp e łn a 200 m etrów.

164 #
16 KWIETNIA-1 MAJA

JESZCZE RAZ INDIE

Z d a c h u m ojego h o te lik u obserw uję czerw o n ą k u lę sło ń ca


w yłaniającą się zza świętej rzeki w tym cu d o w n y m m iej­
scu. V aranasi, inaczej B enares, św ięte m iasto n a d G a n g e­
sem . Jeszcze p rzed św item rzek a za c z y n a tę tn ić sw oim n ie p o w ta ­
rzaln y m życiem . N a b rz eg u m n ó stw o joginów , św iętych m ężów
w p o m ara ń czo w y ch sza ta ch o d łu g ic h w iosach i b ro d a ch , k a p ła n i
błogosław iący w iernych, dzieci sp rzed ające kwiaty, w ioślarze za­
praszający do sw oich lo d zi o raz tłu m p o ra n n y ch pielgrzym ów b io ­
rących oczyszczającą kąpiel. P rzy jeżd żają tu bogaci i b ied n i, sa­
m o tn ie i z ro d z in a m i, z najodleglejszych za k ątk ó w k raju , aby p rzy­
n ajm niej raz w życiu d o k o n ać ry tu a łu kąpieli w św iętym Gangesie.
P rzyjeżdża t u d u ż o lu d zi stary ch i schorow anych, aby t u w łaśnie
d o k o n ać żyw ota. W rzucenie p ro ch ó w p o krem acji do św iętej rzek i
m a korzystny w pływ n a przyszłe wcielenia.
M im o tłu m u i ciągłego z a m ie sz a n ia panuje tu ja k a ś szcze­
g ólna, sp o k o jn a atm o sfera. M o g łab y m ta k g o d z in a m i siedzieć
n a d brzegiem i obserw ow ać toczące się życie. W ynajm uję n a pól
g o d zin y łódź, aby zobaczyć w szystko z persp ek ty w y wody. P o d ­
pływ a do n as chłopiec, sam w swojej lo d zi, sprzedający liścian e m i­
seczki z k w ia ta m i i m a lu tk ą św ieczką d o zap alen ia w ofierze rzece.
P łynąc dalej m ijam y pło n ący ghat, czyli miejsce p a le n ia zwłok.
O w in ięte w p łó tn a ciała u k ła d a n e są n a stosach d re w n a n a d b rze­
giem i p o d p a la n e . P ło n ą g o d z in a m i, d o starczając n iesam o w i­
tego w idoku. W łaściciel lodzi w y jaśn ia m i, że nie wszyscy m ogą
z o stać skrem ow an i. C iała dzieci, k o b iet ciężarnych, św iętych mę-

% 167#
żów oraz tręd o w aty ch w rz u can e są w całości do G angesu. R zeka Live is a love, enjoy it.
przyjm ie w szystko. O prócz p ro c h ó w i zw łok u m arły c h w p ad ają tu Live is a mystery, know it.
ścieki m iasta, t u w szyscy też piorą, m yją się, kąpią, w id ziała m n a ­ Live is a promise, fulfill it.
wet sta d o k ąp iących się bawołów. M im o tego rzek a nie jest naw et Live is a sorrow, overcome it.
śm ierd zą ca a n i ta k b ru d n a , ja k m ogłoby się wydawać. Pielgrzym i Live is a song, sing it.
piją tę w odę o ra z n ab ierają jej do specjalnych p o jem n ik ó w i nie­ Live is a struggle, accept it.
u sta n n ie z d a rz a się tu ta j jed en z niew yjaśnionych cudów - n ik t Live is a tragedy, confront it.
się tą w o d ą n ie z a tru ł, n ik o m u nie zaszk o d ziła. D la H in d u só w to Live is a adventure, dare it.
oczyw iste. Jest przecież święta. Live is a luck, make it.
Poza brzegiem G angesu sta re V aranasi to p lą ta n in a w ąskich, Live is too precious, do not destroy it.
kręty ch u liczek z tysiącem sklepików . Z byt w ąskich n aw et d la ryk- Live is a life, fight fo r it.16
szy. Pełno lu d zi, straganów , rowerów, kw iatów , krów. N ajbardziej
indyjskie Indie. M yślałam ju ż, że m a m dosyć tego kraju, ale to O dziew iętn astej trzy d zieści pociąg, W yruszył z g o d zin n y m
m iejsce jest n ap raw dę szczególne. opó źn ien iem , bo jak żeb y inaczej. Ale jestem jak n a razie s a m a
w p u sty m ladies compartment, więc m o że wyśpię się tej nocy. D aw no
Ś rednio p rz e s p a n a noc n a d ach u . U pal, a trze b a się przykryć, bo nie je c h a ła m ju ż p ociągiem . S tw ierd zam je d n a k , że n a d łu g ie tra sy
kom ary. P oza ty m wyjące gdzieś n a dole psy, a n a d głow ą skaczące wolę p ociąg o d au to b u só w .
po g ałęziach w ielkiego drzew a m ałpy. N ajgorzej jest, kiedy m ałpy
z p sam i z a c z n ą się gryźć. O piątej trzydzieści w schód sło ń ca oglą­ Z n o w u D elhi. I zn o w u sch ro n isk o m łodzieżow e. M am co
d a n y z d a c h u i m o ż n a z a p o m n ie ć o sp an iu , bo zbyt gorąco, zbyt praw da całą d łu g ą listę g o sp o d arzy Servasow ych, a!e tu ta j to nie
ja sn o i głośno. A dzisiejsza noc będzie w p o ciąg u , m a m nadzieję, tak ie proste. D o n iek tó ry ch w ogóle nie m o ż n a się do d zw o n ić,
że d a się spać. D ziś ra n o łażenie n a d G angesem , p o te m w śród lab i­ k ilk u nie było w d o m u , jed n eg o nie m a w ogóle w In d iac h , jed en
ry n tó w uliczek. Idę jeszcze w ym ienić w jednym sklepiku przeczy­ m oże się sp o tk ać, ale nie oferuje n o cleg u , w dw óch p rz y p a d k a c h
tan e k siążk i n a nowe, p o tem ju ż p o w ró t do guest house, prysznic, zgłosiły się ko b iety nie ro zu m iejące słow a p o an g ielsku. T ak więc
spakow ać się i w drogę. z po w ro tem sch ro n isk o w C h a n a k y a p u ri. P rzy n ajm n iej jestem n a ­
Jeszcze ty lk o p rzepisać te k st M a tk i Teresy, znalezio n y w książce, przeciw ko a m b asa d y chińskiej, a n ied ale k o m a m też p a k is ta ń s k ą .
k tó rą chcę w ym ienić, Beyond love:
is W tłum aczeniu z angielskiego: „Życie jest okazją, skorzystaj z niej.
Live is a opportunity, benefit from it. Życie jest pięknem, podziwiaj je. Życie jest rozkoszą, zakosztuj jej.
Live is a beauty, admire it. Życie jest marzeniem, spełnij je. Życie jest wyzwaniem, staw m u czoła.
Życie jest obowiązkiem, wypełnij go. Życie jest grą, prowadź ją. Życie
Live is a bliss, taste it.
jest skarbem, troszcz się o niego. Życie jest bogactwem, strzeż go. Życie
Live is a dream, realize it.
jest miłością, raduj się nią. Życie jest tajemnicą, poznaj ją. Życie jest
Live is a challenge, meet it.
obietnicą, wypełnij ją. Życie jest sm utkiem , pokonaj go. Życie jest
Live is a duty, complete it. pieśnią, śpiewaj ją. Życie jest walką, podejmij ją. Życie jest tragedią,
Live is a game, play it. zmierz się z nią. Życie jest przygodą, odważ się. Życie jest szansą,
Live is a costly, care fo r it. skorzystaj z niej. Życie jest zbyt cenne, nie niszcz go. Życie jest życiem,
Live is a wealth, keep it. walcz o nie”.
P oza tym pierw sza rzecz dzisiaj w D elhi to odw iedzenie K.5. Cze­ czyna z H o n g k o n g u p o d ró ż u ją c a po cały m świecie, p rzem ierzy ła
kają n a m n ie d w a listy: jeden od m am y, jeden o d M agdy (M oran też k ilk a razy K a ra k o ru m Highway. Po pobycie w Afryce i Azji je-
ju ż teraz!) o ra z faks o d W ojtka. M a m a jak zw ykle tw orzy i wym y­ dzie n ied łu g o ląd em d o E u ropy tą s a m ą trasą , k tó rą ja p rzy jech a­
śla nowe rzeczy d la sw oich dzieci. O rg an izu je obóz d la całej klasy łam , i z a m ie rza d o trze ć d o Polski i k rajó w bałtyckich. P o za ty m
i w a rsztaty plasty czne z u d ziałe m m ięd zy n aro d o w y ch w o lo n tariu ­ je st dziew czyna z T a n z a n ii stu d iu ją c a w D elh i, ta k więc dosyć m ię­
szy z SCI n a p o c z ą tk u czerw ca i chce, żebym d o tego czasu się p o ­ dzynarodow o.
jaw iła, żeby u czestniczyć w ty m obozie. P oza ty m dzieciaki biorą Spać m i się chce, p o z a ty m b rz u c h m n ie boli z p rzejed zen ia, ale
u d z ia ł w ja k im ś w ielkim m ięd zy n a ro d o w y m k o n k u rsie, p o d o b n o m u szę to opisać. N ie p o sm ak o w a ła m naw et połow y przysm aków ,
szan se m ają o g ro m n e, liczą n a w yjazd i chcą m n ie jak o tłum aczkę. a n a p c h a n a jestem m ak sy m aln ie. Ale lepiej zacznę o d p o c z ą tk u
Zobaczym y. W su m ie chciałabym pojechać z n im i n a ten obóz, dzisiejszego d n ia.
b a rd z o się z w ią załam z I... nie, ju ż z Ila. Myślę też pow oli o p o w ro ­ R ano o d w ied zam am b asa d ę p a k is ta ń s k ą oraz... po lsk ą. K ażdy
cie, właściw ie po pól ro k u być m oże ju ż czas, ale jest jed en problem : m u si bow iem przy n ieść list rek o m en d acy jn y z w łasnej am basady,
trasa , ja k ą w y b rałam , czyli K a ra k o ru m Highway, w najw yższych że nic nie stoi n a p rzeszkodzie, aby w ydać m u wizę p a k is ta ń s k ą .
częściach (praw ie 5000 111 n.p.m .) przez w iększość czasu jest n ie ­ C ałe szczęście, że jestem z Polski. A m b a sa d a b ry ty jsk a zd z ie ra za
p rz ejezd n a z p o w o d u śniegu. S łyszałam , że o tw ie ra n a je st dopiero ten św istek 110 ru p ii. Jak iś S zk o t nie m ia l przy sobie tyle, więc
n a p o c z ą tk u czerw ca, a w tedy w łaśnie zaczyna się obóz w Polsce. w zięli o d niego zegarek. P oza ty m B rytyjczycy plącą 200 ru p ii za
N ie wiem więc, co robić, m uszę jak o ś p o sta ra ć się zdobyć d o k ła d ­ w izę, a ja tylko 120. N ie je s t źle, ju tro w iza będzie do o d e b ra n ia
niejsze in fo rm ac je n a te n tem at. Lonely P lan et w ydal naw et p rz e­ i ja k zdążę, to złożę p ap iery o ch iń sk ą. O p ró cz tego z m ie n ia m d z i­
w o d n ik „K a ra k o ru m H ighw ay”, z ty m że nigdzie nie m o ż n a go d o ­ siaj zak w atero w an ie - ze sc h ro n isk a p rzen o szę się do Servasow ych
stać. N o nic. Nie b a rd z o chce m i się w racać tą sam ą trasą, k tó rą hostów , ro d z in k i d żin istó w . T ak tra fiła m , że szli dzisiaj n a ślub
p rzy jech ałam , a do tego w ydaw ać 55 dolarów n a g łu p ią ira ń s k ą i oczyw iście z o s ta ła m zap ro szo n a. S tą d to przejedzenie... Ale po
wizę. M usi być ja k a ś in n a m ożliw ość. kolei.
N ajpierw od b y ła się sk ro m n a c e rem o n ia w d o m u p a n a m ło ­
B ezsensow na niedziela. G dybym tylko w iedziała, jak i to dzień dego. M ieszkan ie w b lo k u , więc tylko z n ajb liższą ro d z in ą . P o d ­
ty g o d n ia, zo stała b y m jeden dzień dłu żej w V aranasi. A m basady czas gdy n ik t nie z w raca ł n a to uw agi i k ażd y zajęty był g a d a n ie m ,
i w szystko in n e p ozam ykane, co t u robić. Spokojny, relaksujący k a p ła n odczyta! ileś ta m s tro n ze św iętych ksiąg, o d p raw ił ry tu ­
dzień. Z Jay, A n g ielk ą z m ojego po k o ju , poszłyśm y do k in a. D o ­ ały i pobłogosław ił m łodego. N a stę p n ie k ażd y z ro d zin y zazn aczy ł
syć daw no n ie byłam ju ż w kinie, ty m bardziej n a indyjskim fil­ m u n a czole czerw o n ą tikę, czyli z n a k błogosław ieństw a, p o b ło g o ­
mie. N iestety, „Species” o k az ał się beznadziejny (to d la niego k o m ­ sław ił rzucając garść ry ż u n a głowę o ra z sy p n ął k asą lu b p o d a r­
plem ent), to ta ln a szm ira. Je d n a k k in o było w yp ełn io n e p o brzegi, k am i, co n a ty c h m ia s t o d n o to w an e z o sta ło w o d p o w ied n im zeszy­
głów nie m ło d y m i indyjskim i fa c e ta m i w d żin sac h i o k u la ra c h sło­ cie, Po czym p a n m io d y w sw oim śm ieszn y m czerw onym tu rb a n ie
necznych, O d rażające. P oza ty m nic ciekawego dziś się nie w yda­ n a głowie w siadł w sam o ch ó d przy o zd o b io n y różam i, re szta g o ­
rzyło. ści - w specjalny a u to b u s i wszyscy u d a li się w stro n ę d o m u p a n n y
D ość ciekaw e jest tow arzystw o w m o im po k o ju w sc h ro n i­ m łodej n a głó w n ą cerem onię, to znaczy, w ielkie żarcie.
sku. P oza śre d n io interesującym i dw iem a H in d u s k a m i je st w sp o ­ N ajgłów niejsza chyba rzecz n a s tą p iła wcześniej. O koło k ilo m e­
m n ia n a d ziew iętn asto letn iajay , k tó ra u c z y la przez pó ł ro k u an g iel­ tra przed m iejscem przyjęcia czeka! b iały k o ń d la p a n a m łodego
skiego w n ep alsk iej szkole, oprócz tego przesy m p aty czn a dziew ­ o ra z orkiestra: około d w u d z ie stu u m u n d u ro w a n y ch n a b iało bęb-

% 170 #
7
m arzy, trąb k arzy , „g rzec h o tn ik ó w ” (nie węży, tylko facetów z grze­ in n e ry tu a ły i obrzędy, aie w ty m m o m en cie w iększość gości, łącz­
ch o tk am i) o raz ogólnych „h a ła śn ik ó w ”. D o tego d ziesią tk i tra g a ­ nie z m o im i g o sp o d arzam i, zaczęła się zm yw ać. S zkoda.
rzy taszczących n a głow ach olbrzym ie, oślepiające lam py. T raga­ W d ro d z e p o w ro tn ej m in ęliśm y jeszcze dwie procesje ślubne,
rze byli bez m u n d u ró w , boso, w b ru d n y c h ła c h m a n a c h , n ik o m u jeszcze naw et bogatsze. W jednej p a n m łody, z a m ia s t siedzieć n a
je d n a k to nie p rzeszk ad zało . P an m ło d y n a kon iu , za n im sa m o ­ k o n iu , jechał w n iesam o w ity m pow ozie ciąg n ięty m p rzez dw a
ch ó d z o g ro m n y m , h ałasu ją cy m zasilaczem d la la m p (przy czym białe konie, a w d ru g iej - p rzez cztery k o n ie. O rk ie stra liczyła co
ja k tylko zaczęła h ałasow ać o rk iestra , przestało być słychać zasi­ n ajm n iej dw a razy tyle h ałaśn ik ó w , a lam p y to nie były gołe ja rz e ­
lacz), p rzed n im o rk iestra , w ś ro d k u k ilk u tańczących, a raczej p o ­ niów ki, a ozdobne ży ran d o le n iesione p rzez pięknie u m u n d u ro w a ­
pisujących się facetów, z b o k u sk ro m n ie idące, niesam ow icie wy­ nych tragarzy. N iesam ow ite, ile lu d zie p o tra fią w ydać n a b ezsen ­
stro jo n e kobiety, d o o k o ła tłu m ludzi. Z ta k ą procesją, z a trz y m u ­ sow ne cerem onie. Ale to je s t tylko s k ro m n a część w ydatków . Z im
jąc się co k ilk a kroków, d o tarliśm y w ko ń cu d o m iejsca przyję­ lepszej (zam ożniejszej) ro d z in y p o c h o d z i p a n m łody, ty m więcej
cia. N a św ieżym po w ietrzu, o to czo n e ścian a m i z p łó tn a , n a ziem i m u si w ynieść p osag p łacony w b iż u te rii, gotów ce lub sprzęcie d o ­
zielona w y k ła d z in a dyw anow a. J e d n a k ani kosze n a śm ieci, ani m ow ym (lodów ka, telew izor, meble, czasem m o to r czy sam o ch ó d ).
p ię k n a w y k ła d z in a nie przeszk o d ziły gościom rzu cać d o o k o ła li- J u tro m ój h o st jed zie do R ish ik eszu negocjow ać m ałże ń stw o
ścianych i plastikow ych talerzyków po p rz ek ąsk a ch o raz innych d la jed n ej ze sw oich córek. D o b ra p a rtia . Będzie go do kosztow ać
śm ieci. P an n y m łodej jeszcze nie było, najw ażniejszy je st przecież 700 czy 800 tysięcy ru p ii, czyli jakieś k ilk a n a śc ie tysięcy dolarów .
p a n miody. Z o sta ł zap row adzony n a specjalnie u d ek o ro w an e m iej­ O czyw iście córka nie m a tu ta j nic do p o w ied zen ia, n ik t n aw et jej
sce, jak b y tro n , gdzie część gości zaczęła sobie robić z n im zdjęcia, nie pyta, w k o ń cu je s t to p o rz ą d n a ro d z in a . Nie do p o m y ślen ia jest
w iększość je d n a k ru sz y ła n a ucztę. N ie w iem , ile setek tysięcy r u ­ ż a d n e love marriage, m ałże ń stw o z m iłości.
pii poszło n a tę im prezę, jak n a razie była to n ajb o g atsz a, w jakiej
uczestn iczy łam . K rążący n ie u s ta n n ie kelnerzy z zim n y m i n a p o ­ N ie w iem d o k ła d n ie , kiedy to się zaczęło ale o d jak ieg o ś czasu
jam i, d łu g ie stoły z najprzeróżniejszym i indyjskim i p rzek ąsk am i, pow oli d o ch o d z i do m n ie św iadom ość, że p o d ró ż u ję ju ż siódm y
ow ocam i, su ro w y m i i g otow anym i w arzyw am i k ro jo n y m i n a m iej­ m iesiąc i że być m o że czas pom yśleć o d ro d z e p o w ro tn ej. K o ń ­
scu w ko stk ę i m ieszan y m i z m asalą. Ju ż po ty m człow iek czuł się czą m i się ju ż p ien iąd z e, choć to a k u ra t nie jest najw iększym p ro ­
najedzony. Ale p o te m dopiero zaczy n ały się stoły z obiadem . N aj­ blem em . D u ż o ich t u n ie trzeba, p o za ty m zawsze m o g łab y m p o ­
pierw z zim n y m i p rzy staw k am i i s a ła tk a m i, n a stę p n ie z gorącym i m ieszkać sobie p arę m iesięcy czy n aw et ro k w jakiejś górskiej n e ­
d a n ia m i. W szystko ściśle w egetariańskie. Tutaj sam o o b słu g a. N a ­ palskiej wiosce czy in n y m m iły m m iejscu, ucząc angielskiego. Kie­
stęp n ie słodycze, zaró w no indyjskie, ja k i za ch o d n ie - różne ro ­ dyś pew nie to zrobię, te ra z czuję je d n a k , że m uszę o brać k ie ru n e k
dzaje lodów. N a koniec sok w yciskany n a m iejscu z owoców lub n a zachód.
różne fanty, cole i in n e syfy. Lekki szok d la żołądka. M am wizę p a k ista ń sk ą . Tyle czasu zajęło je d n a k jej wystaw ie­
W k o ń cu p rzybyła p a n n a m ło d a i tu w łaśnie zaciął m i się ap a­ nie, że zdążyli z a m k n ą ć ju ż am b asad ę ch iń sk ą. Tak więc ju tro p o ­
rat. Nie m ogę tego przeżyć, bo w y g ląd ała im ponująco. Z o sta ła za ­ w in n a m z pow rotem pojechać nap ak o w an y m i au to b u sam i do Cha-
p ro w a d zo n a n a tro n do p a n a m łodego. To był ju ż trzeci dzień cią­ n ak y a p u ri, żeby złożyć papiery, p o tem spędzić kilk a kolejnych d n i
g nących się cerem o n ii ślubnych. D zisiaj najw ażniejsze było z a ło ­ w D elhi, a potem znow u u dać się do am b asad y po odebranie wizy.
żenie w ia n k a n a szyję p a n a m ło d eg o przez p a n n ę m ło d ą. S z tu k a S tw ierdziłam , że nie. Ju ż w ty m m om encie m am dosyć D elhi, nie
polega n a tym , że facet stoi n a podw yższeniu i nie m oże schylić zn io słab y m tu dodatk o w y ch k ilk u d n i. Pojadę więc do P ak istan u
głowy, ale jak o ś u d a ło jej się to zrobić. Po tym m iały n a stą p ić jakieś i ta m załatw iać będę wizę chińską. M am nadzieję, że nie będzie p ro ­

i i 176 # % 177 ^
blem u. S p o tk a ła m w am b asadzie p akistańskiej ludzi, co zrobili lub S him la. N iesam ow ite m iejsce. Z u p ełn ie ja k nie In die. P rze­
m ają z a m ia r zrobić tę sam a trasę. M ówią, że K a ra k o ru m Highway stro n n e , n ie sp o ty k a n ie czyste m iasteczk o z eleg an ck im i sk lepi­
p o w in n a być o tw arta . Czuję, że czeka m nie kolejna przygoda... k am i, h o telam i, re sta u rac ja m i. Prawie ja k jak iś z a c h o d n i g órski
P oza ty m dzisiejszy d zień sp ę d z iła m w c e n tru m załatw iając resort. Oczywiście, ceny o d p o w iednie. W p o ró w n a n iu z re sz tą I n ­
sprawy: w y m ien iłam pien iądze, zarezerw ow ałam b ile t n a ju trz e j­ d ii - szokujące k o szty noclegu. D a ła m się zap ro w ad zić d o jed n eg o
szą noc do S h im li, z a n io sła m a p a ra t d o napraw y (szokujące 400 guest house!u za 50 ru p ii za pokój bez w id o k u . Tylko w ra m a c h wy­
rupii, p ien iąd ze id ą ja k w oda) o raz zro b iła m zakupy. K upiłam ją tk u ta k tanio. C h ło p ak , k tó ry m n ie t u p rzy p ro w ad ził, pow ie­
sobie dw a p ięk n e ciuchy, coś w ro d z a ju k o szu li i koszulo-sukie- dział, że jeśli znajdę w S h im li za k w atero w an ie za m n iej n iż 100
neczki. J u tro jeszcze jed en d zień w bezn ad ziejn y m D elhi, K5, wy­ ru p ii, to m ogę m ieszkać w jego h o te lu za d arm o . S h im la to p ię k n a
sianie d o d o m u p ac zk i z rzeczam i, któ ry ch nie chcę ze so b ą ta sz ­ o d m ia n a po D elhi. Tego m i było trzeb a. C zysto, zero sp a lin , d o ­
czyć, o d b ió r a p a ra tu . W ieczorem w k o ń cu wyjazd. o koła piękne góry, świeże pow ietrze, p rz y je m n a te m p e ra tu ra . Nie
ta k u p aln ie, w k o ń c u to około 2100 na n.p.m , S h im la je st p e łn a
Pociąg do S h im li. G o d z in a d w u d z ie sta d ru g a czterdzieści pięć. turystów , ale to praw ie sam i bogaci H in d u si. P o p u la rn e m iejsce
P ow inien w łaśnie ruszyć. Ja k dobrze, że s tą d w yjeżdżam , z tych n a p o d ró ż p o ślu b n ą , m iesiąc m io d o w y o raz ro d z in n e wakacje.
spalin , m ilio n a rykszy, autobusów , h ałasu . W K5 czekały dziś n a O p ró cz tu ry stó w p ełn o t u m ałp, szczególnie p o d ro d z e o raz w okół
m n ie dw a listy o d ro d z in k i i G osi B ergan. S traszn ie m ilo. Ale szo ­ św iąty n i H a n u m a n a , czyli m ałpiogłow ego boga, n a jed n y m z o k o ­
kujące wieści: u k ra d li n a m sam o ch ó d . Trzeciego ju ż m alucha, licznych szczytów. N iek tó re m ałpy p o tra fią być bezczelne i n ieb ez­
P oza ty m ta ta pisze o m ojej zag in io n ej przesyłce. Są p rz ek o n an i, pieczne. Je d n a nieźle m n ie w ystraszyła, gdy bez p o w o d u zaczęła
że to zdjęcia, więc ju ż się p rzestraszy łam , że m oja d ru g a przesyłka sz a rp a ć m n ie za koszulę. C zasem p o tra fią p o d ra p a ć czy pogryźć,
nie d o ta rła , ale, sąd ząc po dacie, nie m o g ą co być album y, które ja k są w złym h u m o rze, a do tego gło d n e. Lepiej za p o m n ie ć o n ie ­
w ysiałam z D ard ży iin g u . Z a w cześnie. M usi to być więc p aczka sieniu czegoś d o je d z e n ia - n a ty c h m ia s t zo staje to p o rw a n e p rzez
św iąteczn a z N ep alu . Szok, że zajęło jej to tyle czasu i szok, że d o ­ ro zw y d rzo n e i b e z k a rn e m ałpiszony.
ta rła w ogóle ta k daleko, ja k p o c z ta n a Chełm ie. S zkoda tylko, że Zauw ażyłam , że ta k jak b a rd zo d łu g o zachw ycona b yłam t u ­
jak ieś ch am y bez sk ru p u łó w bezczelnie ją sobie przywłaszczyły. tejszym i pysznym i, w eg etariań sk im i p otraw am i, ta k o d jak ie­
T ru d n o . P oza ty m ro d z in k a pisze z en tu zja zm em o plenerze przy­ goś czasu, ja k tylko to możliwe, p rzech o d zę n a europejskie ża r­
gotow anym p rzez m am ę. Z ap o w iad a się nieźle, coraz bardziej m y­ cie. Wcześniej nie m o g łam zrozum ieć turystów , k tó rzy p łacili d zi­
ślę o pow rocie, i to pow rocie n a czas, aby uczestniczyć w ty m o b o ­ kie ceny w restauracjach, aby zjeść n aleśn ik a, gotow ane ziem n iak i
zie. D zisiaj m u s ia ła m ju ż więc ruszyć w d alszą drogę. I w łaśnie r u ­ czy coś p odobnie europejskiego. Ale w szystko m a swoje granice, ju ż
szam . W ty m m om encie. D osłow nie. P ociąg w łaśnie o p u szcza s ta ­ n ie m ogę patrzeć n a ryż, czapati, dabl, sabji, a naw et u lubione wcze­
cję. N ajszybciej i najprościej byłoby p ro sto do A m ritsa ru , ale m am śniej samosy czy coś w tym stylu. O sta tn io najprzyjem niejsza rzecz
w sum ie jeszcze p o n a d m iesiąc. n a świecie to robione w łasnoręcznie k a n a p k i z chleba (nawet tego
beznadziejnego, białego, tostowego, a ja k u d a się gdzieś d.ostać ra­
O koło piątej ra n o p rz esiad k a n a kolejkę w ąskotorow ą, coś w ro ­ zowy, to w ogóle święto), pom idorów , ogórków, rzodkw i i ta k dalej.
d zaju toy train, jak i jeździ do D ard ży iin g u . S uniem y sobie pow oli D ziś za trzy rupie k u p iła m cztery spore p o m id o ry i swojskiego, dlu-
po krętych, gó rsk ich trasach , co chw ila w jeżdżając w w ydrążone gaśnego ogórka. Pycha. Poza tym jest sezon n a m ango. U w ielbiam
w skale tu n ele. W idoki piękne. W spinam y się coraz wyżej. S h im la robić zak u p y n a tutejszy ch przepięknych, kolorowych, w arzy w n o ­
leży powyżej 2 0 0 0 m etrów. P o w in n iśm y w krótce przybyć. ■ - owocowych targach.

H 178 # # 179 #
Sbit! Shit! Shit! Po pierw sze, a p a ra t, za którego napraw ę zd a rli ze p ew niają m nie, że to zaszczyt d la n ich , że m ogę u n ich p rz en o co ­
m n ie 400 ru p ii, zrobił wczoraj dw a zdjęcia, a dzisiaj zn o w u się p o ­ wać. W rócił w łaśn ie ojciec ro d z in y i w ty m m om encie słu żąc y myje
psuł. Po d ru g ie, sp ó ź n iła m się pięć m in u t n a au to b u s. N igdy jesz­ m u nogi w ciepłej w odzie. To ja k a ś w a żn a osobistość. K andyduje
cze nie zd a rzy ło m i się w In d ia c h , żeby a u to b u s czy po ciąg odje­ w w yborach do p a rla m e n tu , a w ybory są ju tro . P ow iedział, że za­
ch ał o czasie. A ty m jedynym razem ... pech. N astęp n y dopiero za łatw i m i audiencję u d alajlam y w D h a ra m sa li. N o rm a ln ie n a ta k ą
dwie godziny, a p o d ró ż trw a nie w iem , ile go d zin , ale w y starcza­ au d ien cję czeka się p o n a d m iesiąc.
jąco długo, żeby w ty m p rz y p a d k u zajechać n a m iejsce o zm ro k u .
I to tylko d o K angry, nied alek o D h a ram sali. M am z a m ia r odw ie­ W czoraj około p o łu d n ia p rzy b y łam wreszcie do M een reg o
dzić M eenfego i M ary, k tó rzy m ieszk ają w m ałej wiosce niedaleko i M ary. To starsze m ałże ń stw o - M ary p o c h o d z i z A nglii, a M eeni
Kangry. Z obaczym y, czy u d a m i się ta m dziś dostać. P oza ty m nie z In d ii. Jest długow łosy, siw obrody (b ro d a też p o tężn y ch ro z m ia ­
w iem , co zrobić z ap aratem . Po d ro d z e b ęd ą n ie z a p o m n ia n e w i­ rów), w yglądający tro ch ę jak sadhu. M ieszkają w pięk n y m , n iesa­
doki. Nie m a m naw et ja k reklam ow ać napraw y w D elhi. Kolejna m ow icie spokojn y m m iejscu: m asa zieleni, zap ach kw iatów , śpiew
n ap raw a to k o lejna k u p a forsy, oczyw iście znow u bez żadnej gw a­ p tak ó w oraz zapierający dech w p iersiach w idok n a o śn ieżo n e p a ­
rancji. sm o H im alajów , k tó re wydaje się być ta k blisko... M eeni jest z n a ­
W iększość dzisiejszego d n ia w au to b u sie - osiem godzin, ale ny m w śro d o w isk u arty sty czn y m g arn carzem , a M ary prow a­
d zięk i k ra jo b razo m za o k n em a n i przez chw ilę się nie n u d z iła m . dzi różnego ro d z a ju kursy, kluby, szk o len ia d la lo k aln y ch kobiet,
N a szczęście w y k u p iłam rezerw ację n a pojedyncze siedzenie n a szczególnie tych biednych, z niższy ch w arstw , bez pracy. Jed en
sam y m przedzie, więc po pierw sze, nic m i nie za sła n ia ło w idoku, z p rojektów to robienie sw etrów n a d ru ta c h : k u p u ją w ełnę p ro sto
a po d ru g ie, n ie g n io tła m się, ja k reszta pasażerów a u to b u su , po od pasterzy, sam e ją obrabiają, farb u ją, p rz ę d ą itp. W czoraj w ła­
pięć osób n a trzyosobow ym siedzeniu. C hociaż... czasem m oże le­ śnie p o m a g a ła m M a ry przebierać wełnę. S zk o d a tylko, że nie m a m
piej byłoby nie w idzieć z b lisk a ja z d y naszego kierowcy, w ygląda­ zbyt d u żo czasu, żeby z o stać tu dłu żej, bo strasz n ie tu m iło. M ary
jącej ch w ilam i n a sam obójcze zapędy. Teren górzysty, więc d ro g a i M eeni zresztą byli ro zczaro w an i, że w p a d ła m tylko n a chwilę.
s k ła d a ła się głów nie z za k rętó w i ciągle p ro w a d ziła w górę albo S ą to m oje o sta tn ie d n i w In d ia c h i los p o m ag a m i w ykorzystać
w dół, nie było a n i jednego p łask ieg o czy prostego kaw ałka. Pę­ te n czas ja k najlepiej. Z o sta ła m z a p ro sz o n a n a ślub. K ilk a tylko
d ziliśm y z sz a lo n ą p ręd k o ścią i k ilk a razy brakow ało tylko m ili­ d n i po p o p rz e d n im ślubie w D elhi. Tym razem je d n a k jest z u ­
m etrów od sto czen ia się w p rzep aść lub czołowego zd e rz e n ia z w y­ p ełn ie inaczej. To ślu b w dosyć b iednej ro d zin ie, w g lin ia n ej wiej­
p ad a ją cą zza z a k rę tu , p ęd z ącą z p o d o b n ą p rę d k o ścią ciężarów ką. skiej chacie. Pełen folklor. Nie m ogę przeżyć dw óch rzeczy: p o p s u ­
D zięki B ogu, obyło się je d n a k bez katastrofy. T utejsi kierow cy to tego a p a ra tu o ra z b ra k u p rzy sobie p a m ię tn ik a , nie m o g ła m więc
profesjonaliści. u trw a lić a n i n a kliszy, a n i n a p ap ierze w y d arzeń n a żyw o, p o s ta ­
K angra. N ie d o ta rła m je d n a k do A ndretty, gdzie m ieszkają M e­ ra m się je d n a k o d tw o rzy ć je n a tyle, n a ile będę w stanie.
eni i M ary. D ow lekliśm y się d o K angry p o zm ro k u , o dw udziestej Ó sm a wieczór. Przybycie. Dwie w iejskie c h a ty n ied alek o siebie.
pierw szej trzy d zieści jest a u to b u s do jakiegoś m ia ste c z k a o dle­ M ijam y pierw szą, niżej p o ło żo n ą, gdzie ze b rała się ro d z in a p a n a
głego k ilk an aśc ie k ilo m etró w o d A ndretty, ale s ta m tą d z kolei nie m ło d eg o i cztero o so b o w a o rk iestra - dw óch d u d ziarzy i dw óch
m a o tej p o rze p o łączenia. Z a d z w o n iłam do M eenfego, a on d a ł m i b ęb n iarzy - k tó ra s ta ra się zrobić m ak sy m aln ie d u ż o h ałasu ,
adres swoich znajom ych tu taj, gdzie w łaśnie jestem . To m iła, dosyć a w ry tm tego h a ła s u n a p o d w ó rk u o dbyw ają się tańce. W drugiej
e lita rn a ro d z in k a , są w łaścicielam i ekskluzyw nego h o telu , dzieci chacie zbiera się ro d z in a , zn ajo m i i sąsied zi p a n n y m łodej. A tm o s­
w najlepszych szkołach, wszyscy m ów ią perfect po angielsku. Z a­ fera tu cokolw iek in n a , w k o ń cu jest to dzień, w k tó ry m ro d z in a n a

l i 180 # 181 Ę.
zawsze straci córkę. N ie m a więc o rk iestry i tańców , tylko siedzące p o d ło g i zajęty jest przez śpiące dzieci lu b u k ład ające się do sn u
n a ziem i k o b iety w kolorow ych, o d św iętnych stro jach śpiew ają o d ­ kobiety. Gaja, p a n n a m ło d a , we w szystkich o zd o b ach i b iżu terii,
p ow ied n ie n a tę okazję pieśni. D o m , podw órko i b ra m a pięknie łącznie z tradycyjnym k o iczy k o -łań cu ch em od n o sa do u c h a , rów­
ozdob io n e, p rz ed c h a tą sp ec ja ln a k o n stru k c ja z kolorow o p o m a ­ nież u ło ży ła się n a p o d ło d z e w śród tłu m u gości, chcąc złap ać tr o ­
low anych b am b u so w y ch prętów , p o d k tó rą o d b ęd zie się głów na chę sn u p rz ed czekającym i ją w ielogodzinnym i, cerem o n iam i. G uy
cerem onia. W sp ecjaln ie zo rg an izo w an ej k u c h n i n a zew nątrz, n a i ja, jako uprzyw ilejow an i goście, d o stajem y w drugiej chacie dw a
o g n iu , w w ielkich g arach p rzy g o to w y w an a jest u cz ta . O jciec p an n y łó żk a i idziem y się zd rzem n ąć .
m łod ej czyni jak ieś ofiary i m o d litw y w przydom ow ej św iątyni. O koło drugiej w nocy nagły, d zik i h ałas bębnów i d u d w yryw a
Po chw ili g ru p a k o b iet w y p ro w ad za z chaty p a n n ę m ło d ą - n as ze snu. P rzecierając oczy w leczem y się do c h a ty p a n n y m łodej.
d ro b n iu tk ą , sie d e m n a sto le tn ią dziew czynę. I tu ta j m a miejsce T utaj trw a przygotow y w an ie p o d a rk ó w d la p a n a m łodego. W p ła ­
pierwszy, najw ażniejszy obrzęd: ry tu a ln e w ykąpanie p a n n y m ło ­ sk im w iklinow ym k o sz u u ło żo n e zostają: ko szu la, g a rn itu r, buty,
dej przez k o b iety z rodziiay m łodego. I odw rotnie, w ty m sam ym sk a rp e tk i, szal, ch u stk i, naw et p a s ta do zębów, szc zo tk a i g rze­
czasie w d ru g iej chacie p a n m łody jest k ąp an y przez m ężczyzn z ro ­ bień, a do tego gotów ka. P an m ło d y p o cerem o n iach n a ze w n ą trz
dzin y m łodej. Po to, żeby upew nić się, że każde z n ich m a w szystko - k a p ła n czyta jak ieś p ism a, z a p alan e są tradycyjne k a d z id e łk a -
n a m iejscu, a w p rz y p a d k u p a n n y m łodej jeszcze i to, że rzeczyw i­ w chodzi do c h a ty i zostaje p o sad z o n y n a p o d ło d ze w pierw szej
ście jest dziew icą. K ąpiel odbyw a się n a p o d w ó rk u p o d kocem p o d ­ izbie. Tu k a p ła n razem z ro d zicam i p a n n y m łodej o d p raw iają w o­
trzy m y w an y m p rzez dziew czynki. Słychać w ydobyw ające się spod kół niego różne obrzędy, a w ko ń cu , p o o d p o w ied n ich p o św ięce­
tego k o ca szlochy p a n n y m łodej. N ie w iem , czy to praw dziw y żal, n ia c h i przejściach, n astęp u je o fiaro w an ie kosza z p o d a rk a m i. P an
czy też jest to część przy pisanego ry tu a łu . Po kąpieli dziew czyna m łody, dotychczas u b ra n y w b ia łą szatę i różow y o zd o b n y tu rb a n ,
za w in ię ta w koc jest p ro w a d zo n a do do m u , a n a p o d w ó rk u trw ają z p o m o c ą w yznaczoneg o p o m o c n ik a przeb iera się w p o d aro w an y
p rz y g o to w an ia do uczty. g a rn itu r, sk a rp e tk i i buty. Teraz w p ro w ad za się i sad z a o b o k niego
Z o stają ro z w in ię te trz y d łu g ie c h o d n ik i i ro zło żo n e n a ziem i p a n n ę m ło d ą, k tó ra cały czas m a głowę i tw arz p rz y k ry tą czerw o­
p łask ie talerze o ra z m ałe m iseczki z suszonych łiści. G ości spory ny m welonem . Z n o w u odbyw ają się ró ż n e obrzędy, p a n m ło d y k ła ­
tłu m , więc u c z ta będzie p o d z ie lo n a n a dwie tury. N ajpierw je ­ dzie jej n a głowę jeszcze dwie czerw one chusty, rodzice k ro p ią ich
d z ą m ężczyźni: n a p o czątek prasada, czyli pożyw ienie ofiarow ane św iętą w odą (pew nie z G angesu), k a p ła n recytuje swoje teksty, aż
w św iątyni, uśw ięcone, specjalnie pyszne roti. Do tego typow o, p ro ­ p o pew nym czasie n a d c h o d z i jed en z najw ażniejszych m om entów :
sto, ale sm acznie: dabl i k ilk a rodzajów curry. Z m ia n a liściastych ta k ja k u nas w y m ien ia się obrączki, ta k tu ta j z a k ła d a się sobie
talerzy i. m iseczek, i po m ężczyznach kolej n a kobiety. Nie wiem , w zajem nie n a szyje w ian k i. C zasem są to g irlan d y z kw iatów , tu ta j
co dzieje się w ty m czasie z p a n n ą m ło d ą, czy zostaje n a k a rm io n a , - w ia n k i ze złocistych kolorow ych folii.
czy m oże m u si pościć. W k aż d y m razie nie o p u szcza chaty. Tow arzystw o p rzen o si się n a ze w n ątrz . M ło d zi zo stają p o sa­
Po uczcie sp rz ątan ie. M ary i M eeni w racają do siebie, ja decy­ d z e n i p o d specjalnym b ald ac h im e m i ta k napraw d ę do p iero tu ta j
duje się zostać. N ajw ażniejsze przecież m a się w ydarzyć. O piekuje zaczy n ają się długie, nie za b ard zo z ro z u m ia łe d la m n ie obrzędy.
się m n ą Guy, m ieszkający tu praw ie n a stałe A nglik, którego S atia, N ajw ażniejsze w ydaje się być ro zp alen ie św iętego o g n ia przez k a ­
m a tk a p an n y m łodej, ad o p to w a ła jak o swojego b ra ta . W łaściw y p ła n a , w yłącznie drzew em m an g o w y m , bo owoc m an g o to sy m ­
m o m e n t za ślu b in w yznaczony z o sta ł n a podstaw ie horoskopów bol płodności. T aki ogień trze b a n a s tę p n ie obejść d o o k o ła siedem
p o m ięd zy g o d z in ą d ru g ą a trzecią w nocy, więc m a m jeszcze 'sporo razy. P otem odbyw ają się sk o m p lik o w an e obrzędy czczenia o g n ia,
czasu. Idę do chaty, gdzie n a p a rte rz e i n a piętrze k aż d y skraw ek k a rm ie n ia go k laro w an y m m asłem ghee, kro p ien ie św iętą w odą.

$ 182# ^ 183 #
W ty m czasie w y staw ia się n a p o k a z różne sprzęty - elem enty p o ­ ...

sag u o raz prezenty, W d n iu ślu b u m ło d a p a ra naw et z n ajb ied n iej­


szej ro d z in y zo staje w y p o sa ż o n a dosłow nie we w szystko, czego p o ­
trzebuje, zaczy n ając now e życie. T ak więc pojaw iają się dw a łóżka,
cztery k rzesła, ró żn e szafki, sk rz y n k i, naczynia, g a rn k i, obrazy,
zegar, lu stro , u b ra n ia ...
Podczas gdy k a p ła n n ie u sta n n ie recytuje teksty, n a d c h o d z i czas
daw an ia prezentów , je d n a k nie bezpośrednio - jak ju ż zaobserw o­
w ałam p o p rzed n io , każdy p rezen t i kw ota pieniędzy, z jakiegoś p o ­
w odu zawsze kończąca się n a jeden, a więc 11, 21, 51, 101 czy 1001
ru p ii, m usi zawsze zostać zarejestrow ana w specjalnym zeszycie,
wszystko je st więc przekazyw ane w yznaczonej osobie. Jednocześnie
kobiety p o d ch o d z ą po kolei do p an n y m łodej, siedzącej wciąż z za­
k ry tą tw arzą, i przyw iązują jej do rą k kokosy n a ozdobnych koloro­
wych sznureczkach. W k o ń cu b ie d n a Gaja m a obie ręce obciążone
m asą kokosów, Tyle niesam ow itych kolorow ych rytuałów... A około
piątej n a d ra n e m n o c zaczyna przem ieniać się w dzień i wszystko
nab iera in n eg o św iatła, z m ro k u wyjawiają się ośnieżone szczyty
H im alajów , n ied łu g o wzejdzie słońce. O brzędy ciągle trw ają, choć
chyba dobiegają ju ż końca, więc idę się zdrzem nąć,
G dy się b u d zę, m łodej p a ry ju ż nie m a. Po em o cjo n aln y m p o ­
że g n an iu , w śró d w ielkich szlochów i lam en tó w G aja n a zawsze
o p u szcza d o m rodzinny, w kraczając w zam ężne życie w do m u te ­
ściów. W k ró tce p o taksów ce, k tó ra z a b ra ła m ło d ą parę, p rzyjeżdża ta ń s c y w raz ze sw oim d u ch o w y m przy w ó d cą, d alajlam ą. M ile,
ciężarów ka p o ste rtę p o sag u i prezentów . Część gości zostaje jesz­ czyste i spokojne m iejsce, z n iesam o w ity m i w id o k am i z jednej
cze n a lunch. P rzyjeżdżają M ary i M eeni, p o lu n c h u zabierają m nie stro n y n a dolinę, z drugiej n a skaliste, o śn ieżo n e szczyty. M a sa re ­
do siebie, ale n ie jest to bynajm niej koniec cerem onii, k tó ra trw a stau racy jek zarów n o z eu ro p ejsk im , ja k i tradycyjnie ty b e ta ń s k im
zazwyczaj około pięciu dni. M ło d a p a ra w krótce w róci n a now ą jedzeniem . W sk lep ac h m o ż n a k u p ić praw dziw y razow y chleb czy
porcję obrzędów . S atia była zgorszona, dow iedziaw szy się, że w E u­ b u lk i. P rzyjeżdżają tu ludzie z całego św iata, je d n i n a k ilk a d n i,
ropie ślub to p rzew ażnie jed en dzień. in n i n a k ilk a m iesięcy, n iek tó rz y o sied lili się t u n a stale, aby zgłę­
- Czy Europejczycy nie k ochają swoich córek? - z a p y ta ła z d u ­ biać i prak ty k o w ać b u d dyzm . P o śro d k u m iastecz k a jest św iąty n ia
m iona. o to c z o n a czerw onym i m ły n k a m i m o d litew n y m i. Tu zbierają się
n a w sp ó ln e m ed y tacje nie tylko ogoleni m n isi w bud d y jsk ich sza­
H im a c h a l P rad e sh - górski s ta n w p ó łn o cn o za ch o d n ic h I n ­ ta c h , ale i zw ykli ludzie, starsze ko b iety w tradycyjnych stro jach ,
diach.. D h a ra m sa la , a k o n k re tn ie M cL eod G anj, jakieś 500 m etrów p am iętając e jeszcze szczęśliwe czasy p o k o ju w swojej ojczyźnie,
wyżej. P rzed w yjazdem z In d ii p o sta n o w iła m odw iedzić to szcze­ Tybecie. W szystko ab so lu tn ie fascynujące, a T ybetańczycy p ięk n i
gólne m iejsce. T u w łaśnie, wśród, gór, osiedlili się u c h o d ź c y ty b e­ w p o ró w n a n iu z obleśnym i H in d u sa m i.

m1 8 4 # # 185 #
ife Sfjjjylai 'filiiv **!«%. .rfo'* I w m «

M CLEOD GANJ, dawna brytyjska miejscowość letniskow a


w pobliżu Dharam sali, je st głów nym ośrodkiem tybetańskiej
emigracji w Indiach, miejscem zamieszkania XIV Dalajlam y
oraz siedzibą Centralnego Rządu Tybetańskiego (rządu na
uchodźstwie). Zezwolenie na osiedlenie się w M cLeod Ganj
XIV D alajlam y i jego zwolenników , zmuszonych do opusz­
czenia Tybetu w 1959 roku, po wcieleniu Tybetu do Chiń-
Siedzę w łaśn ie n a d ac h u m ojego guest house^u i pisząc, p o d zi­ m niejszych g u ru , d lateg o po zw alają jej zo stać dłużej. P a trz ą c n a
w iam w idoki. Z ac h o d zi w ty m m om encie słońce, rzu cając piękne zdjęcia Sai Baby d o staje dziw nych drgaw ek. D osłow nie w idać jej
św iatło n a oko liczn e w zgórza. P o szłam wcześniej n a spacer i o d ­ serce w yskakujące z piersi. N apraw dę szo k u jąca p o stać.
k ry łam n ied alek o w sp an iały w odospad. Ż ałuję tylko, że nie m am Z ło ta Ś w iątynia. W p o rz ą d k u - t u sp ę d z iła m m oją pierw szą
więcej czasu, żeby zo stać tu d łu żej - w tyle m iejsc chciałoby się i t u sp ę d z a m m oją o s ta tn ią noc w In d ia c h . C hociaż u p a ł je st p a ­
pójść, czy to n a jed n o d n io w y spacer, czy n a d łu ższy trek. W iem n a sk u d n y i nic nie ró w n a się ze sp o k o jn ą D h a ra m s a lą i p ię k n ą o k o ­
pew no, że m u szę t u wrócić. H im a c h a l P radesh to jed en z najpięk­ licą, to m iło je st w rócić w to sam o m iejsce. Jak zw ykle p ełn o je st
niejszych stan ó w i m a tyle do zaoferow ania, że b ęd ąc tu ta j, n a ­ przybyw ających z ró żn y ch s tro n sikhów . Z głośników rozlegają się
praw dę nie chce się w racać. K olejna rzecz to K aszm ir-L ad ak h , ale n ieustające śpiewy św iąty n n e, je d n a k p o m im o tłu m u p ielgrzy­
to n astę p n y m razem . A p o z a ty m Tybet... m ów p anuje szczególnie sp o k o jn a atm o sfera. K olacja w darm ow ej
C ierpiąc o k ru tn ie , w idząc cały ten piękny św iat d o o k o ła i nie św iątynnej ja d ło d a jn i, te sam e cz ap ati i dahl. A ju tro p o w in n a m
m ogąc u trw a lić go n a zdjęciach, k u p iła m dzisiaj ap a rat. N a jta ń ­ być ju ż w P akistan ie.
szy, ja k i m ieli - za 444 rupie. C h ciałam ku p ić jednorazow y, ale tu
nie m a tak ich , a ten jest w cenie jednorazow ego, a do tego p o d o b n o
robi zdjęcia w p o rz ą d k u . To się dopiero okaże. W k aż d y m razie
m ogę w y p stry k ać k ilk a film ów, a p o te m go sp rzed ać czy k o m u ś
dać. J u tro o p u szc zam ju ż nie tylko to piękne m iejsce, ale cały H i­
m a c h a l P rad e sh i jad ę a u to b u se m do A m ritsa m , a po ju trze, ja k
w szystko d o b rze pójdzie, w y jeżdżam z Indii.
Z m ieniając tem at: ja k dobrze przejść n a jak iś czas n a eu ro p ej­
skie żarcie. W czoraj w ieczorem u M ary i M eeniego była pyszna
z u p a p o m id o ro w a z g rz a n k a m i zap iek an y m i z praw dziw ym se­
rem , a dziś ra n o dom owej ro b o ty gofry z jo g u rte m . T utaj n a to ­
m ia s t m a m razow y chlebek.,.

Ciągle jeszcze M cLeod G anj. W czoraj ta k pięknie, a dzisiaj


szaro i ulewa. N ie w ygląda, jak b y m iało w n ajb liższy m czasie p rz e ­
stać p ad ać, więc nie pozostaje m i nic in n eg o ja k spakow ać się i r u ­
szać p o m im o d zik iego deszczu. Jestem w łaśnie po śniadanku. - ty­
b e ta ń s k a o w sian k a z b a n a n a m i przy g o to w an a i serw ow ana przez
ty b e ta ń sk ic h m nichów , któ rzy p ro w ad zą guest borne. S traszn ie tu
m iło.
A m ritsar. Z ło ta Św iątynia. Ju ż p o p o łu d n ie. N iesam o w ita s ta r ­
sza k o b ieta z L itw y ju ż o d d łu ższeg o czasu naw ija m i dziw ne rze­
czy. Po rusku!!! M ieszka w In d ia c h ju ż od k ilk u lat, bez grosza,
b ezd o m n a, z to ta ln ą obsesją n a p u n k cie Sai Baby, a p o za ty m a r­
ty stk a i psycholog. N am alo w ała sik h o m k ilk a obrazów ich p o ­

# 188 ^
1-12 MAJA

PAKISTAN

Początek d ro g i pow rotnej. O p u szczam Indie. N ie w iem w ła­


ściwie, ile d n i m a kwiecień, ale jeżeli trzydzieści, to dzisiaj
jest ju ż pierw szy m aja - św ięto p racy zresztą. D ow iem się
n iedługo z d a ty n a pieczątk ach w paszporcie. Piętnaście po ósmej
siedzę ju ż w au to b u sie do Wagi, m iastecz k a przy p ak istań sk iej g ra­
nicy. A utobus n a razie pusty, więc m in ie tro ch ę czasu, z a n im r u ­
szymy. W szystko jest o tyle prostsze, jeśli było się tu ju ż wcześniej:
nie trzeba szu k ać noclegu a n i się targow ać. Wie się, co gdzie jest i ile
zapłacić rykszarzow i. R an o po szłam do św iątynnej jad ło d ajn i - nie
m ogę pow iedzieć „stołów ki”, bo nie m a ta m stołów - n a śn iad an ie.
T ak jak sześć m iesięcy tem u byłam zachw ycona, ta k teraz nie m ogę
ju ż patrzeć n a dabl i czapati, a h erb ata sk ład a się chyba w yłącznie
z cu k ru . Ale nic to, m a m jeszcze o s ta tn ią praw dziw a razow ą b u łkę
z D h aram sali. T eraz ju ż tylko aby do P ak istan u , m oże u d a m i się
u n ik n ą ć wątpliwej przyjem ności sp ęd zen ia nocy w Lahore, jeśli b ę­
dzie jak iś nocny p o ciąg do Islam ab ad u .
W tym m om encie jestem spocona ja k mysz i w ykończona po
w szystkich dzisiejszych przejściach. Przejściach n a przejściach gra­
nicznych. O dw iedziłam co najm niej dziesięć miejsc, gdzie spraw dzają
p aszp o rt i w pisują wszystkie m ożliwe d an e do m asy ksiąg. Półgłów­
kowi urzędnicy, ledwo um iejący czytać czy pisać, a poza ty m każdy
próbuje oszukać czy wyłudzić pieniądze. S korum pow ana ludność.
S p o tk ałam tam sym patycznego W alijczyka z przem iłym akcentem ,
więc przechodziliśm y przez to wszystko razem . Po stronie indyjskiej
k azan o n am zadeklarow ać wszystkie pieniądze. Indyjskie rupie też.
Podobno nie w olno ich wywozić, trzeba je więc w ym ieniać natych­ bić? Z am ów iliśm y lassi, w arzyw ka i ryż. Ryż o k az ał się być cbicken
m iast n a pakistańskie, oczywiście po złodziejskim kursie, dlatego pulao, a ra ch u n ek - 60 rupii!! Po w y k łó cen iu się z m a n a g e re m za­
każdy próbuje nie deklarować. Walijczyk nie m a szczęścia do pienię­ płaciliśm y 40 i m ając ab so lu tn ie dosyć, w róciliśm y do h o telu . Tu
dzy, traci je n a prawo i lewo. Teraz też nie zadeklarow ał swoich rupii do p ó ź n a w nocy gdzieś w p o b liżu n aszeg o p o k o ju w łączony był n a
i wpadł. Celnicy znaleźli dwieście rupii, które n aty ch m iast zarekw i­ cały głos telewizor, a o p iątej ra n o w szyscy chyba zaczęli w staw ać,
rowali. D w a razy też m usieliśm y opróżnić bagaże. Po pakistańskiej bo n a k o ry ta rz u rozlegały się h ałasy i k rzy k i, a nasze jed y n e o k n o
stronie celnicy sam i się zaofiarow ali, że w ym ienią pieniądze po lep­ w ychodzi w łaśnie n a k o ry tarz. P iękne p rz y w ita n ie P a k ista n u .
szym kursie, więc w ym ieniliśm y tylko p o to, aby dowiedzieć się, że
poza przejściem granicznym oferują jeszcze lepszy kurs. N o cóż... K ocham P ak istan . Dzisiejszy d zień n a d ra b ia z n ad w y żk ą k o sz­
O czyw iście p ró b o w an o n a s też o szu k ać w m in ib u sie od g ra­ m ary wczorajszego d n ia i nocy. N ajpierw au to b u s z P in d i do Isla­
nicy. N o rm a ln ie p rzejazd k o sztu je dwie tu p ie, ale ja k d la nas - m abadu. Islam ab ad to duże, ale zask ak u jąco czyste, p rz estro n n e
dziesięć. Ja się n ie d a ła m , tylko W alijczyk przepłacił, D o sta ła m za i prawie europejskie m iasto . N a szerokich d ro g ach m o ż n a sp o tk ać
to m iejsce n a d ach u . nie ryksze, rowery, m o to ry i krowy, ale zw ykłe sam ochody. Pierw ­
Lahore. P rzyjechaliśm y t u ra zem z W alijczykiem , a teraz p rz e ­ sza profesjonalna i p o m o c n a rzecz: in fo rm ac ja turystyczna. D o sta ­
siad am y się d.o p o c ią g u jadącego n a północ, do R aw alpindi, rz u t liśm y m apy oraz ogólne w prow adzenie, s ta m tą d też zad zw o n iłam
k am ien iem o d Islam ab a d u . P o w in n iśm y dotrzeć ta m w ieczorem . do am basady chińskiej. Wcześniej d o w ied ziałam się, że dziś św ięto
Nie u d a ło n a m się zdobyć rezerw acji, więc tłoczym y się o k ru tn ie i a m b a sa d a jest za m k n ię ta , ja k rów nież ju tro i pojutrze, co o zn acza­
w strasz n y m u pale. M a m nadzieję, że n a p ó łn o cy będzie lepiej. łoby czekanie trzy d n i n a sam o złożenie papierów plus kolejne trzy
W k ażd y m razie dobrze, że o p u szczam y ju ż to p a s k u d n e m iasto. n a odebranie wizy. U dało m i się je d n a k dodzw onić i dowiedzieć,
Isla m a b a d być m o że jest ta k sam o p ask u d n y albo jeszcze bardziej, że je d n a k jest o tw arta . Szybko więc w a u to b u s, a następ n ie w ta k ­
ale m u szę złożyć p ap iery o wizę ch iń sk ą. M a m tylko nadzieję, że sówkę. Ryksz tu nie m a. Pierwszy cu d - tak só w k arz nie m ia ł wydać
nie będzie pro b lem u . z 50 rupii, więc stw ierdził że za d a rm o ok, no problem. Chwilę p o tem
w ydarzył się jeszcze w iększy cud. U dało m i się dojechać d o a m b a­
P rzeklęty P ak istan . W ieczorem przybyliśm y d o R aw alpindi. sady chińskiej n a go d zin ę p rzed zam knięciem . W y p ełn iłam fo rm u ­
R ussel, W alijczyk, m iał adres jak ieg o ś hotelu, k tó ry k to ś m u p o ­ larz i d o stałam kw itek, że m a m zgłosić się po odbiór za pięć dni.
lecił. O d ra z u zo staliśm y dosłow nie n ap a d n ię ci przez tak só w k a­ Je d n a k m iły uśm iech plus zapew nienie, że napraw dę p o trzeb u ję tej
rzy, żądających 100 ru p ii za k u rs o d dw orca do h o telu , o statec z­ wizy w krótce, i to b ard zo , please, przek o n u ją chińskiego u rzęd n ik a.
nie sch o d ząc do 50. S pytany o drogę p o licjan t p o tra fił tylko p o ­ N a m iejscu wbija m i do p a sz p o rtu u p ra g n io n y stem pel. Nie pobiera
wiedzieć: fifty rupees. W reszcie u d a ło n a m się złapać a u to b u s, k tó ry naw et opłaty za ekspresow y term in. O d ra z u życie wydaje się pięk­
w yw iózł n as za daleko, bo ulica, gdzie m iał być te n hotel, ciągnie niejsze i prostsze. Z yskałam pięć dni, ju tro m ogę ru szać dalej.
się po n o ć p rzez dw adzieścia kilom etrów . Po g o d zin ie jazdy, p a d ­ W ty m m om encie jestem w tourist camp, obo zo w isk u d la tu ry ­
nięci, sp oceni, w y kończeni w ylądow aliśm y w k o ń cu - dzięki p o ­ stów, M iłe, zielone m iejsce, drzew a p lu s ro sn ą ca d o o k o ła ganja.
m ocy jakiegoś P ak istań cz y k a - w in n y m ta n im h o telu . T a n im M o ż n a spać n a p o d ło d z e w zatło czo n y m pom ieszczen iu za p ięt­
w p o ró w n a n iu z in n y m i, bo tylko za 120 rupii. O czyw iście p rze­ naście ru p ii lub n a z e w n ątrz za... trzy rupie! W szystko dzisiaj ta ­
ścierad ła chyba nig d y nie były p ra n e, n a szczęście m a m swój śpi­ kie łatw e i tak ie piękne. Poza ty m k u p iliśm y z R ussem w arzyw ka
wór. Poszliśm y cos zjeść. W ybór o g ra n ic zał się do k ilk u b ru d n y ch i jesteśm y w łaśnie p o pysznym p o siłk u z gotow anych ziem n iak ó w
restau racji z w iszącym i p rzed wejściem k u rc zak a m i. Co było ro ­ i olbrzym iej, przepysznej surówki..

4 192#
Z w izą c h iń s k ą w paszporcie ru sz a m powoli n a północ. R ano ra k o ru m . Z o k n a a u to b u su , a raczej m in ib u s u p o d ziw iam w idoki,
p o b u d k a. W śród zieleni i śpiew u ptaków . Spakow aw szy się, o pusz­ z m in u ty n a m in u tę co raz bardziej zapierające d ech w piersiach.
czam już tourist camp, R ussa oraz całe m iłe m iędzynarodow e tow a­ Zaczęło się ch m u rzy ć i k ra jo b raz s ta ł się groźny, ale z p rz eśw itu ją­
rzystwo. Ludzie przeróżni, ze w szystkich stro n św iata, n a przykład cym zza czarnych c h m u r słońcem , rzu cający m tajem n icze św iatło,
jad ący w łasnym vanem z Anglii do In d ii Anglicy. P odobnie nie­ w szystko w ygląda nie z tej ziem i. D ro g a jest w ąska i k rę ta . Z je d ­
m iecka ro d z in a z dw iem a córkam i, cudnym i blondyneczkam i. In n a nej stro n y d o lin a, w d o lin ie w ijąca się rzeka, spływ ające z g ó r s tr u ­
angielska p a ra zm ierza n a row erach z Turcji do In d ii - ja d ą ju ż o d m ienie, olbrzym ie w odospady, często spad ające w p ro st n a jezd n ię.
trzech miesięcy. Dwaj Czesi, których sp o tk ałam wcześniej w am ba­ C zasem sp ad ają też k am ien ie z gór. K ilk a sp ad ło praw ie n a nasz
sadzie w D elhi, robią tę sam ą trasę, co ja, choć m u szą czekać, bie­ au to b u s, kierow ca d o d a ł g azu i ledw o w yszliśm y z p o ślizg u . Parę
dacy, n a w izę c h iń sk ą pięć d n i. Zjeździli wcześniej ca łą południow a-: razy m am y d łu ższe posto je n a oczyszczenie drogi, a o p ró cz tego
-w schodnią Azję plus Indie. Stopem ! D o tego jest jeden Irańczyk i je­ re g u la rn e p rz y sta n k i n a czas m u z u łm a ń s k ie j m odlitw y. T ak a p o ­
d en M u rzy n - naw iedzeni, now o n a ro d z e n i chrześcijanie. P ak ista ń ­ d ró ż w ym aga d u ż o czasu i jeszcze więcej cierpliw ości, ale je s t n ie ­
czycy nie m ają w stępu n a tourist camp. W strętna dyskrym inacja. z a p o m n ia n y m przeżyciem .
Z d ziesięcio m a o s ta tn im i ru p ia m i o p u śc iła m to m iejsce łu d ząc W m in b u sie op ró cz m n ie jedzie dziesięć p a k is ta ń s k ic h kobiet.
się, że w y m ienię gdzieś p o d ro d z e czeki p o d ró ż n e, je d n a k dzisiaj N a p o c z ą tk u nie w id ziała m ich tw arzy, b o w szystkie były je d n a ­
p iątek, a więc w szystko za m k n ię te . Tutaj p iątek to ja k n a sz a nie­ kow o zasłonięte, do p iero kiedy ru szy liśm y i w yjechaliśm y z m ia ­
dziela, jed y n y o tw a rty p u n k t to w sp a n ia ła p ie k a rn ia fran cu sk a. steczka, zdjęły zasłony. P o m im o b ariery językowej za p rzy jaź n iły
K u p iłam razow e b u łk i i ciastk o z m orelam i, a do tego w ym ienili się b a rd z o ze m n ą , a w B esham zap ro siły n a lu n ch , ta m też z n a la ­
m i dziesięć dolarów , ta k że m o g łam ruszyć dalej. Jestem w ty m zły m i ro d z in k ę , u k tórej m ogę się zatrzy m ać . T ak więc nie p o trz e ­
m om encie jak ieś dwie godziny d ro g i n a północ. buję naw et Servasu, aby m ieszkać u ro d z in .
C iem no, a m y ciągle w dro d ze. O k azu je się że d ro g a do Gil-
A bbottabad. M iłe schronisko młodzieżowe. Z upełnie puste. O pie­ git, gdzie p lan o w a ła m dojechać ty m au to b u sem , jest chw ilowo
kuje się n im przem iły pan, starszy m u zu łm an in , który m ieszka tu zab lo k o w an a p rzez law inę, w zw ią zk u z czym zatrzy m u jem y się
z m ło d ą żo n ą i m łodym i dziećm i. D ostałam czysty dw uosobow y p o ­ w C hilas. Z ostaję z a p ro sz o n a do m ieszkającej tu ro d z in k i z m a ­
kój z dyw anem i łazienką! Jest tu jeszcze pełno pustych pokoi i dorm i- łym dzieckiem , p o zn a n ej w au to b u sie. Jeszcze tylko w ędrów ka
toriówj ale gdy przyszli czterej p akistańscy studenci, m e zostali w pusz­ przez deszcz i b ło to w to taln y ch ciem n o ściach , ale w k o ń c u d ocie­
czeni ze względu n a m nie. Tutejszy regulam in nie pozw ala przebywać ra m y p rzed p ó łn o c ą n a miejsce. R o d z in k a , k tó ra m n ie zap ro siła,
w sch ro n isk u jednocześnie m ężczyznom i kobietom . W k o ń cu to m u ­ to facet w m o im w ieku, jego sie d e m n a sto le tn ia ż o n a (oboje w yglą­
zu łm ań sk i kraj. M iałam szczęście, że schronisko było puste, ale p an dają, jak b y m ieli co n ajm n iej pięć la t więcej) i 15-m iesięczny synek,
m i wyjaśnił, że gdyby byli tu wcześniej mężczyźni, to i ta k nie zosta­ ch o ry n a biegunkę.
wiłby m nie n a lodzie. Jego obow iązkiem byłoby osobiście znaleźć m i Ciągle p a d a i za czy n a grzm ieć, nie wiem , czy ju tro b ędę w s ta ­
hotel i jeszcze za niego zapłacić. P oza tym zaprosił m n ie n a lunch, nie ruszyć dalej. D ro g i zam ien iły się ju ż pew nie w potoki...
a wieczorem n a obiad do dom u, no i w ogóle oboje z żo n ą nam aw iają Rzeczywiście, d ro g a do Gilgit jest zablokow ana przez s tru m ie ­
m nie, żebym zo stała tu dłużej. Nie chcą nawet słyszeć, że ju tro jadę. nie w ody i obsuw ające się z gór głazy, ale przynajm niej p rzestało ju ż
padać, więc jest szan sa, że ju tro się s tą d w ydostanę. A tym czasem ,
J e d n a k w y ru sz a m w d alszą po d ró ż. N a p ó łn o c prow adzi tylko dzięki kaprysom pogody, m ia ła m okazję doświadczyć życia w m a­
je d n a d ro g ą, w spinająca się sto p n io w o coraz wyżej aż do gór K a­ łej, górskiej, pak istań sk iej wiosce. K rajobraz d o okoła niesam ow ity,

l l 194 # # 195 #
piękne góry z ośnieżonym i szczytam i tonące w c h m u ra c h i we mgle, Po k ilk u g o d z in a c h wreszcie ru szam y, d ro g a je s t z n o w u p rz e­
szkod a tylko, że zero słońca i przez w iększość d n ia padało. D opiero je z d n a , chociaż z pionow ej sk aln ej ścian y ciągle o b su w ają się
gdy trochę przestało, p o szłam z ch ło p cam i n a spacer w zdłuż s tru ­ m ałe kam yczki, nie w iad o m o kiedy m ające z a m ia r p rzek ształcić
m ien ia podziw iać okolice. P rzyłączyła się do nas d ziec iarn ia z w io­ się w śm iercio n o śn a lawinę. U daje n a m się przejechać. W idoki po
ski, nazryw ałi d la m n ie jakichś dziw nych owoców. W yglądają tro ­ d ro d z e są coraz bard ziej zachw ycające, ch o ciaż zm ien iły się k o ­
chę jak m aliny, tylko że są białe lu b czarne i rosną n a drzew ach. O d­ lory: z wcześniejszych zieleni n a b rą zy i szaro ści sk alisty ch gór, k a­
w iedziłam też z m oim gospod arzem , A bdulem , je d n ą z okolicznych m ieni, rzeki... Tylko szczyty śnieżnobiałe.
chat. Prawie cała w ioska co je d n a ro d zin a. S am i kuzy n i, wujkowie W ieczorem docieram y do Gilgit. Ta p o d ró ż zajęła m i cały prawie
i ta k dalej. W iększość z nich to b ard zo prości ludzie, m ieszkający dzień, chociaż n o rm a ln ie jedzie się tylko dwie i p ó ł g o dziny z C hi­
w prym ityw nych ch atach z górskich kam ieni. Podczas deszczu p o d ­ las. P od o trzy m an y m adresem b a rd z o serdecznie przyjm uje m nie
łoga z a m ie n ia się w błoto, ta k też było w k u c h n i u A bdula, gdzie sie­ prz em iła p a k is ta ń sk a ro d z in k a siostry A bdula. R ozpiętości wie­
dzieliśm y wszyscy grzejąc się przy o g n iu podczas długiego przygo­ kowe są niesam ow ite. Jej m ąż w y gląda n a co najm niej pięćdziesiąt
tow yw ania czapati. A bdul m a siedem sióstr (m iał osiem , ale jedna, lat, a jej najm łodszy, dziesięcioletni b ra t jest w ujkiem jej synów: szes­
17-łetnia, zm a rła niedaw no n a chorobę serca) i b ra ta rów nież w tej nasto-, czternasto- i jed enastoletniego, o raz dw uletniej córeczki.
wiosce, a każde z n ich m a całą g ro m ad k ę dzieci. Kiedy dotrę ju ż do Gilgit. Sam o m iasteczk o to nic szczególnego, ale z każd ej stro n y
Gilgit, m ogę się ta m zatrzy m ać u jego najstarszej siostry. Cieszę się w idoki piękniejsze je d e n o d drugiego. Nie wiem , ja k to m ożliw e,
strasznie, że w ypadł m i tu ta j postój. D opiero m ieszkając z ro d z in k ą ale m ów ią m i, że to jeszcze nic i że n ajlep sze dopiero p rz ed e m n ą,
zobaczyłam , ja k in n y jest ten kraj o d Indii. w dalszej części d ro g i d o C hin. Jak d o b rze pójdzie to ju tr o alb o p o ­
ju trz e p ojadę z p o z n a n y m i A n g lik am i d o m ałej w ioski w gó rach
D zisiaj m in ib u s zdecydow ał się ruszyć do G ilgit. J u ż p o łu ­ po d ro d z e do S k a rd u , gdzie jest m a ła elek tro w n ia w o d n a, w k tó ­
dnie. I w k o ń c u p ięk n a, sło n eczn a p o g o d a, co o niczym zresztą nie rej p ra cu ją razem z jed n y m P ak istań czy k iem . Obydwaj są in ż y n ie ­
świadczy. O k azu je się, że d ro g a ciągle jeszcze nie jest przejezdna. ram i, przyjeżdżają tu co ro k u n a p arę m iesięcy, m ają do dyspozycji
To ju ż d ru g i n iep lan o w an y p rz y sta n ek - n a pierw szym po p ro stu rządow y sam o ch ó d z kierow cą. P o d o b n o ta w ioska to p rzep ięk n e
odw alo n o ręcznie olbrzym ie głazy blokujące drogę, ale ty m razem m iejsce.
za p o w iad a się n a d łu ż s z y postój. D łu g a kolejka ciężarów ek, jeepów M oi g o sp o d arze za p rasz ają „m oich” A nglików , P etera i A lana,
i vanów. C zekam y i patrzym y, ja k b u ld o ż e r spycha z d ro g i w prze­ n a herbatę. W szystkie kobiety w d o m u n a ty c h m ia st zak ry w ają
paść n a g ro m a d z o n ą przez law inę ziem ię, k am ien ie i głazy. To n a ­ głowy c h u sta m i i. z n ik a ją w k u c h n i. P rzy g o to w u ją p o cz ęstu n ek ,
praw dę n iesam o w ity w idok, d o tego odgłos lecących k ilk ad ziesiąt k tó ry je d n a k zostaje p o d a n y przez syna, a do k o ń ca w izy ty one
m etró w w d ó ł k am ien i, pociągających za sobą now ą law inę i k o ń ­ sam e p o zo stają z a m k n ię te w k u ch n i. C hcieliśm y zab rać n a tę
czących z w ielk im p lu sk iem w płynącej w dole rzece. K ierow ca m o ­ w ycieczkę k ilk u n a s to le tn ią córkę go sp o d arzy , ale w tej sy tu acji
jego v a n a tra c i w k o ń cu cierpliw ość, każe w szystkim zabrać m a- o w sp ó ln y m w yjeździe n ie m a n aw et mowy. Jeżeli m u z u łm a ń s k ie
n a tk i i stw ierd za, że w raca do C hilas. R atu ją m n ie dwaj p o z n a n i kobiety o d d alają się o d d o m u bard ziej n iż d o p obliskiego sklepu,
tu ta j Anglicy, pracu jący w P ak istan ie. J a d ą w łasnym jeep em i m ó ­ to w yłącznie w tow arzystw ie m ęża lu b rodziny. Ciężko tro c h ę z ro ­
w ią, że m ogę się z n im i zabrać. N a razie pozostaje czekać, kiedy z u m ie ć n iek tó re różnice k u ltu ro w e.
o d b lo k u ją drogę. Co nie w iadom o, kiedy n astąp i, ale m iejm y n a ­
dzieję, że jeszcze dzisiaj. P rzynajm niej p o g o d a je s t w p o rz ą d k u , D zisiaj m iły d zień w Gi lgit, ro d z in k a strasz n ie o m n ie dba. M ó ­
a k ra jo b raz d o o k o ła - jeszcze bardziej. w ią, że p rz y p o m in a m im z m a rłą w zeszłym ro k u siostrę, p o d o b n o

4 196 # 4 197#
m a m id en ty czn e dłonie. To sam o u sły szałam ju ż w C hilas... W k a ż ­ tro w n i, w ybieram się n a spacer k a m ie n is ty m i d ró ż k a m i w z d łu ż
dym razie k a rm ią m n ie t u w ybornie, a trz e b a p rzyznać, że g o tu ją płynącej w dole rzeki. P o tem idę n a d ru g i spacer - tym ra z e m z Pe­
super. P ieką n aw et razow e bu łeczk i n a śn iad an ie . O czyw iście, t u ­ terem i w szystk im i ch ło p cam i z w ioski p o d ąż ający m i za n a m i, ale
taj tylko kobiety n o n sto p g o tu ją, zm yw ają, za m ia ta ją , piorą, p ra ­ w bezpiecznej odległości. P eter p o k az u je im różne sz tu c z k i i trik i,
sują i zn o w u g o tu ją , zm yw ają i ta k dalej. C ały dzień. M ąż i synowie a dzieciaki to uw ielbiają. U m ów iliśm y się, że aby nie szokow ać lu ­
nie z b ru k a ją się przecież k u c h e n n ą robotą... dzi z w ioski, b ęd ę u d aw ać córkę Petera, p o d ró ż u ją c ą p o P a k ista n ie
Po p o łu d n iu p o jech a łam z P eterem zw iedzić jask in ię. Peter z tatu siem . C óż - m u z u łm a ń s k i kraj.
skończy n ie d łu g o 50 lat, ałe w y g ląd a i zachow uje się o wiele m ło ­
dziej. M a w A nglii córkę w m o im w ieku i k ilk o ro w nuków . Nie H u n z a. P o ż e g n a ła m się ra n o z „cacusiem ” i ru sz y ła m dalej.
wiem , ile la t m a A lan, ale to n ajb ard ziej leniw y facet, jakiego s p o ­ M iło jest m ieć czasem troskliw ego ta tu s ia . R an o p o d a ł m i do
tk a ła m - w yłącznie je i śpi. N ic dziw nego, że m a w ielki brzuch. łóżka k u b ek gorącej czekolady, a n a d ro g ę za o p atrzy ł m n ie jeszcze
O czyw iście nie p ojechał z n a m i do jaskini, Nie wie, co stracił, w m asę przy sm ak ó w przyw iezionych z A nglii. M in ia tu ro w e żó łte
Po d ro d z e za trzy m aliśm y się przy w ykutej w ysoko w skalnej serki, ciasteczka, czekoladki... O d jeżd żając cz u ła m się, jak b y m n a ­
ścianie p o staci stojącego B uddy17. Dosyć to niesam ow ite. Wreszcie praw dę że g n ała się z k im ś b lisk im . W szyscy tu o m n ie straszn ie
jask in ia. Z m iejsca, gdzie zaparkow aliśm y, nie w ydaw ała się ta k a d b ają - ch ciałam zejść pieszo do głów nej d ro g i ale z o s ta ła m o d ­
wielka. Ale p o dejście ta m po stra sz n ie stro m y m zb o c zu z obsuw a­ w ieziona jeepem i w sad z o n a do v a n a jad ąceg o do G ilgit. T am z ła ­
jącą się ziem ią i k a m ie n ia m i zajęło n a m z pół godziny. G ro ta o k a­ p a ła m n astęp n eg o v an a, jad ąceg o do H unzy. P rzepiękne w idoki
zała się n iesam ow itej wręcz w ielkości. Sam o wejście o g ro m n e n i­ psuje je d n a k p o g o d a. Prawie zero sło ń ca, szaro, ch m u rzaście, nie
czym wieżowiec, a o b o k w o d o sp ad - spadający z olbrzym iej w yso­ w idać naw et sły n n eg o szc zy tu R a k a p o sh i (7800 m n.p.m .)
kości cienki s tru m ie ń wody. W śro d k u znow u b a rd z o scrom e p o ­ C h ciałam z a trz y m a ć się w K arim ab ad zie, stolicy H u n z y - tu
dejście po obsuw ających się k am ien iac h , z k ap iącą n a głowę w odą. nie m a ju ż rm ast, n aw et m iasteczek , a sto lic a o zn a cza k ilk a ch a t
D o szliśm y do sam ego końca. S am o w nętrze ja sk in i plus w idok i h o teli - ałe m ój v an je c h a ł do p obliskiej w ioski G anesh. Kierowca
w dół w y n a g rad za ją cały tr u d w spinaczki. Zejście jest jeszcze b a r­ w y sad ził m nie n a ro z d ro ż u i stw ierdził: 10 minutes walking. Czyli
dziej niebezpieczne. Parę razy o m ało nie ześlizgnęłam się w p rz e­ sp acer z plecakiem p o d górę. O czek iw ałam je d n a k czegoś o d ro ­
paść razem ze staczającym i się k a m ie n ia m i, ale i ta k uw ażam , że binę w iększego, a tu nic - w ąska d ro g a, góry, góry, k ilk a chat...
w arto było, W k o ń cu p o szłam chyba tro ch ę nie tędy, co trzeba, a nie było naw et
kogo zapytać, bo sk o ń czy łam w ja k iś p u stk o w iu , p o m ięd zy p ły n ą ­
P rzep ięk n a p o d ró ż jeepem w z d łu ż rzeki S k ard u do o d d a lo ­ cym s tru m ie n ie m i zb oczem góry. D o szła m do w o d o sp ad u i k o ­
nej o k ilk a g o d zin w ioski n a w ysokości 3500 m etrów , gdzie nie niec, dopiero w ysoko n a d w o d o sp ad em był m ost, jak aś d ro g a i b u ­
docierają tu ry ś c i i gdzie dopiero nied aw n o z a ło ż o n o elektrow nię dynek. Być m oże h o tel. Jedyne wyjście - przeskoczyć ja k o ś s tr u ­
w o d n ą, p ro d u k u ją c ą elektryczność d la okolicznych wiosek. W i­ m ień (nie ta k a p ro s ta spraw a z ciężk im plecakiem n a plecach, ałe
d o k i jak zw ykle nieziem skie: niezw ykłe skały, szare góry, w o d o ­ jak o ś m i się ud ało ) i w spiąć się n a górę.
spady o ra z olbrzym ie ośnieżone szczyty. Daje się lekko odczuć R zeczyw iście, b u d y n ek o k az ał się hotelem , a ja w p ełn i sobie
zm ian ę w ysokości. Kiedy Peter, A lan i Z achore w dają się w szcze­ n a niego zasłu ży łam . A k u ra t zd ą ży łam , gdy zaczęło się w łaśnie
gółowe tech n iczn e dyskusje o tu rb in a c h i innych m aszy n ach elek­ ściem niać. B ardzo nowe, czyste jeszcze m iejsce, ch o ciaż zim n e -
p a s k u d n a po g o d a. Ałe d o s ta ła m g o rącą herb atk ę, w iad ro ciepłej
17 Chodzi o Kargah i posąg stojącego Buddy z VII-VIII wieku. w ody (bo trze b a się czasem um yć) i g rzejn ik do pokoju. H o tel na-

# 198 # % 199 #
żyw a się „Ideal View H o tel” i w p e łn i n a tę nazw ę zasługuje. M am m iesiące wcześniej. Praw ie z a b ra ła m się z n im i, ale... D w a jeepy,
s tą d w idok n a o śn ieżo n e szczyty, szare skały, czarn y lodowiec, zie­ w iozące w ycieczki sin g a p u rsk ic h k o biet, m iały dw a m iejsca wolne,
lo n ą dolinę, fo rt A ltit, a p rzy n o rm a ln e j pogodzie - ta k ż e n a szczyt ale zbyt w ygodne b o g ate tu ry s tk i się nie zgodziły. T rzeci jeep byl
R ak ap o sh i. Z p o k o ju słyszę szu m iąc y w odospad. P iękne, re la k su ­ p ełen P akistańczyków , a ci z kolei, p o m im o , że było dw a razy w ię­
jące m iejsce, nie m a tu jeszcze turystów , bo sezon z a czy n a się d o ­ cej pasażerów n iż m iejsc, z a p rasz ali m n ie, żebym je c h a ła z nim i.
piero w czerw cu. N o ale nie było ta m n ap raw d ę o d ro b in y m iejsca, ta k więc p o z o ­
Ju tro ru s z a m ju ż d o S u st - p a k ista ń sk ie g o przejścia gran icz­ sta ło czekać do n a stę p n e g o d n ia.
nego. M am n adzieję, że d ro g a d o C h in i ch iń sk ie przejście g ra­ Przyjechał w k o ń cu jak iś m inibus, k tó ry decyduje się nas zabrać
niczne są o tw arte. do C hin. A przynajm niej do najbliższego lodowca czy obsunięcia
ziemi - w razie czego czeka n as obejście przeszkody i przesiadka. Z o ­
R ano. W ioska G anesh, sk ąd o nieokreślonym czasie m a odjechać baczymy. Ładujem y się do niego wszyscy: i my, biali, i Ujgurowie, i ru ­
au to b u s do Sust. Tu nic nie m o ż n a przew idzieć - w m o im h otelu p o ­ szamy. Powoli, po krętej, wąskiej drodze, ciągle po d górę. Przez k ilk a
wiedzieli m i, że au to b u s przyjedzie o dziew iątej, więc zerw ałam się pierwszych godzin jest spokojnie, p o tem robi się coraz ciężej, zim no,
rano, żeby zdążyć. Zejście do w ioski trw ało p o n a d pól godziny. Tu do tego jest coraz więcej śniegu. D ocieram y n a wysokość 4300 m
okazało się, że au to b u s m a przyjechać m iędzy je d e n a stą a d w u n a­ n.p.m ., jakieś siedem naście kilom etrów o d K hunjerab Pass. Tu m iała
stą, a p o za ty m n astra szo n o m nie, że d ro g a do C hin z S ust do K hun- być przesiadka z m in ib u su do jeepów, bo tę trasę m ogą tylko pokonać
jerab Pass jest niep rzejezdna z pow odu blokujących ją lodowców a u ta z napędem czterokołowym , Jed n a k nie widać żadnych jeepów
i obsunięć ziem i. N ik t je d n a k nie w iedział dokładnie, wszyscy p o d a ­ i p o próżnym czekaniu n a m rozie kierow ca zdecydował się spróbo­
w ali sprzeczne inform acje. W k o ń cu człowiek, k tó ry zaproponow ał wać jechać dalej. W okół sam e kam ienie, skały, góry i śnieg. Szaro, b rą­
m i przy okazji uczenie angielskiego w tutejszej szkole przez k ilk a zowo, biało. Zero zieleni. Brniem y więc z m ozołem aż do m o m en tu ,
miesięcy, zad zw o n ił do S ust i dow iedział się, że „podobno d ro g a jest kiedy m in ib u s zakopuje się w śniegu i napraw dę nie jest ju ż w stanie
o tw a rta ”. N a szczęście. Teraz tylko czekać n a autobus. Siedzę więc przejechać ani m etra. A jesteśm y ju ż p o d o b n o tylko trzy kilom etry od
sobie w restauracji z w idokiem n a całą wioskę, ośnieżone góry oraz szczytu, od. najwyższego p u n k tu w ja k im w życiu byłam (około 4730
drogę, k tó rą - m iejm y nadzieję - przyjedzie kiedyś au to b u s. metrów). Kolejne trzy kilom etry za szczytem jest chiński p u n k t gra­
niczny. M inibus w raca do Sust. Ale n ik t nie chce ram wracać...
Sust. O s ta tn ia p a k is ta ń s k a w ioska, a właściwie ty lk o k ilk a ch a t „Z achodnia” część pasażerów decyduje się kontynuow ać p o ­
i ho telik ó w p rzy d ro d ze. W czoraj a u to b u s dow iózł lu d zi do m iej­ dró ż pieszo. Kierowca puszcza nas dopiero po p o d p isan iu przez
sca, gdzie lodow iec zablokow ał drogę. Po obejściu lodow ca pieszo nas ośw iadczenia, że w razie naszej śm ierci nie będziem y rościć pre­
przesiedliśm y się do jeepa, k tó ry przyw iózł n as tu taj. C zekam tu tensji ani do niego, an i do p ak istańskiego rządu. Z ak ład am y w ar­
więc ju ż o d w czoraj n a tra n s p o r t do C hin, ale w a ru n k i na. d ro ­ stwowo wszystkie możliwe u b ra n ia i powoli ruszamy, b rn ąc po ko­
dze u n iem o żliw iają przejazd. N ie tylko ja ta k czekam , jest t u k il­ la n a w śniegu. Ju ż po chwili zdajem y sobie sprawę, jak szalone jest
koro lu d zi z różnych krajów, robiących p o d o b n ą trasę. N iektórzy to przedsięwzięcie. Zachciało n a m się przygody. O prócz śniegu d o ­
czekają o d ty g o d n ia. Jest też g ru p a starych, b ro d a ty c h U jgurów okoła nie widać nic, robi się coraz zim niej, wieje wiatr, wciąż p ad a
w d łu g ich czarnych p łaszczach i w ysokich k o zakach. O d k ilk u d n i śnieg, ciężko się oddycha rozrzedzonym n a tej wysokości powie­
sied zą n a sw oich to b o łk a c h i cierpliw ie czekają. W n o cy po p ro stu trzem , każdy krok to potw orny wysiłek. Zostały jeszcze m oże trzy
k ła d ą się n a nich, w d zień zn o w u siedzą. Trzy jeepy, k tó re wczoraj godziny św iatła dziennego. R ozpatrujem y nasze szanse. N a dzie­
w yjechały do C h in , jeszcze nie wróciły. Były zarezerw ow ane trzy sięć osób m am y dw a dw uosobowe nam ioty, ktoś m a turystyczną

4 200# H 201 #
kuchenkę, k to ś trochę prow iantu. W m om encie gdy zaczynam y ża­ Czekamy. S p ak o w an i i gotowi d o d ro g i n aprzeciw ko b iu ra
łować naszej szalonej wyprawy, z zam ieci śnieżnej wyłaniają, się trzy NATCO (N o rth e rn A reas T ra n s p o rt C o rp o ra tio n ). Czekają też tu
jeepy wracające z C hin do P aitistanu. Jesteśm y uratow ani. Zabieram y wszyscy Chińczycy, sied ząc n a sw oich w o rk ach i to b o łk a c h lub
się z nim i z pow rotem do Sust. Wszyscy oprócz dwóch A m erykanów śpiąc po p ro s tu n a ziem i. P rzy n ajm n iej wyszło w k o ń cu słońce
i jednej A m erykanki, którzy zdecydowali się kontynuow ać marsz. i w idać trochę niebieskiego nieba. C zekam y. T ak n a w szelki w y­
Szaleńcy. Ale m ają n am iot, k uchenkę i prow iant, m oże przeżyją. p adek, bo nie m o ż n a tu n ik o m u wierzyć, n ik t z resztą nie wie nic
Ale nic jeszcze nie oznacza, że jesteśm y u ra to w an i. N a razie n a pew no. W szyscy m am y nadzieję, w szyscy się łudzim y. N ik t nie
jeepy ro b ią p o ślizg iem przez śn ieg k ilk a do k ilk u n a s tu m etrów , po m a o c h o ty zad o m o w ić się n a stale w S u st. To śre d n io in teresu jące
czym z a k o p u ją się d o połowy. K ierowcy chw ytają za ło p aty i n a ­ m iejsce, a do tego w szystko p o zam y k an e, b o to jeszcze n ie sezon.
stępuje o d śn ieża n ie, popychanie, w yciąganie,,. Piszę te słow a sie­ Jed y n a rozryw ka to o dw iedzenie k tó rejś z identycznych p rz y d ro ż­
dząc w trzecim , o s ta tn im jeepie, praw ie zam arzając. P rzede m n ą nych re sta u rac ji i zam ów ienie kolejnego identycznego dahlu i cza­
jest d ru g i za k o p an y jeep, a pierw szego nie w idać. Tylko ten pierw ­ p ati. Czekamy.
szy n a m a k o lach łań cu ch y przeciw śniegow e, d ru g i nie m a nic,
a o naszy m kierow ca stw ierdził: machinę, no breaks. M oże z a m ia st W ieczór. C iągle tu taj. Z p o w ro te m w „T ourist L odge”, m o im
p a m ię tn ik a p o w in n a m zacząć pisać testam en t? pierw szym m iejscu z gorącym prysznicem . Nie w iadom o, czy wy­
W śro d k u nocy, w yczerpani, przybyw am y je d n a k d o p rzek lę­ d o stan iem y się s tą d ju tro . P o g o d a się, co praw da, p o p raw iła, ale
tego S ust. Ł u d z iła m się, że w y d o stałam się n a dobre z tego m iejsca. m ów ią, że oczyszczanie d ro g i m oże zająć dw a do trze ch d n i. Wszy­
N iestety. P o d o b n ie ja k łu d z iła m się, że spędzając zim ę n a p o łu ­ scy je d n a k się łu d z im y i ju tro zn o w u będ ziem y koczow ać p o d b iu ­
d n iu In d ii o m in ie m n ie przy jem n o ść o g lą d a n ia śn ieg u tego roku. rem NATCO. Piszę te stów a p rzy świeczce, bo w całym S u st nie m a
M arzenia... Jedyne pocieszenie, że zo staliśm y w ysadzeni przy ja­ a k u r a t elektryczności. W racałyśm y z Irin ą , dziew czyną z M oskwy,
k im ś h o telu. C en a w n o rm ie - 50 ru p ii z a noc, a pokoje przepiękne: w to taln y ch ciem n o ściach ze sch ro n isk a , gdzie cala n a s z a g ru p a
w szystko n o w iu tk ie i czyściutkie, do tego pościel zu p e łn ie nowa, m ia ła w sp an iały o b ia d i gdzie n o cu ją „ n a si” Niemcy. Irin a , J u lia n
jeszcze n ieu ży w an a. Po kolacji - cóż, jedyne co p o b lisk a k n a jp a z A u stra lii i ja śpim y w „T ourist L odge”, ale ju tro zn o w u wszyscy
serw uje to dw a ro dzaje dahlu i c z ap ati - p ro sto d o łóżeczek. To je ­ się spotkam y. Plus re szta lu d zi przybyłych dzisiaj i liczących n a
dyne, o czym m arzyliśm y. szybki w jazd do C hin. S poro lu d zi robi tę trasę n a row erach, ale
też zostali tu z a trz y m a n i przez p o g odę, bo w ystarczająco ciężko
D zisiaj będziem y ponow nie próbow ać w ydostać się do C hin. je st p rzedzierać się p rzez śnieg naw et bez rowerów. T ak ja k wszy­
P o d o b n o b u ld o żery m ają o d śn ieżać drogę i p o d o b n o jeepy m ają scy, m u szą czekać n a o dblokow anie dro g i. Przybyli tu też dwaj
ruszyć d opiero po p o łu d n iu . N ie w iem , ilu jest chętnych, ale n a ­ Czesi, k tó ry ch s p o tk a ła m wcześniej w D elh i i w Islam ab ad zie,
sza g ru p a je st pierw sza n a liście. Oficjele też pew nie chcą się nas C hcieli przejść pieszo ca la trasę - p o n a d 100 k ilo m etró w - b o s to ­
ja k najszybciej pozbyć, bo wszyscy d o staliśm y wczoraj pieczątkę p e m się nie da, ale nie p u szczo n o ich. M u szą k u p ić bilety. Z a 850
w yjazdow ą do p asz p o rtó w i fo rm a ln ie o p u ściliśm y ju ż P ak istan rupii! I n ik o g o nie o b ch o d zi, że nie m ają kasy...
i żeby tu w rócić, p o w in n iśm y m ieć co najm niej w izę z praw em
d w u k ro tn e g o w jazd u do kraju, a wszyscy m am y pojedynczą. T ak
więc przebyw am y tu nielegalnie. M oże dzisiaj n a m się u d a. M am
też nadzieję, że a m e ry k a ń sk a e k ip a nie z a m a rz ła ta m n a górze
w czorajszej nocy i że zobaczym y ich żywych..

^ 202 ^
W TRASIE
;^in;
13-22 MAJA

CHINY

Kolejne dw a d n i o czek iw an ia n a popraw ę w a ru n k ó w n a


drodze. N ic się n ie dzieje, n ik t nie wie nic n a te m a t m o żli­
wego te rm in u w yjazdu.
W reszcie - h u rra a a ! - dziś n iesp o d ziew an ie ruszam y. Tym i sa­
m ym i jeepam i, k tó re u ra to w ały n a m życie. Dzisiaj je st ju ż m niej
śn ieg u , jedziem y więc i po p o łu d n iu jesteśm y ju ż w C h in ach .
W CHINACH!!! N a szczycie K h u n jerab Pass, 4700 m n.p.m .
W k o ń c u pierw szy ch iń sk i p u n k t graniczny. P rzesunięcie w sk az ó ­
wek o trzy go d zin y do p rz o d u , więc je s t ju ż czw arta po p o łu d n iu .
Z m ia n a ru c h u drogow ego z lew o stro n n eg o n a praw ostronny.
P ełno śniegu, ale ciepło.

Chiny. O d lo t, to ta ln ie in n y kraj. Po p rz ek ro c zen iu K h u n jerab


Pass w szystko stało się nagle zu p e łn ie in n e. Z m ia n a k raju i z m ia n a
k ra jo b razu . W idoki n ie z tej ziem i. C iągle ośnieżone góry, ale inne,
d o k o ła rozlegle p u s ty n n e tereny i n ajp rzeró żn iejsze zw ierzaki.
W sp an iałe o lbrzy m ie jak i, s ta d a dziw nych kóz czy owiec, osiołki
(często służące ja k o śro d ek lokom ocji i niosące kogoś n a g rzb ie­
cie), konie o raz n iesam o w ite, najpiękniejsze n a świecie wielbłądy.
In n e je d n a k n iż w In d iach : dw u g arb n e, całe ow łosione, z d łu g ą
sierścią. O bjuczo n e to b o la m i, p ro w ad zo n e przez w łaściciela ja d ą ­
cego n a k u cy k u czy k o n iu . Jedw abny Szlak. T o ta ln a egzotyka.
W ieczorem jeepy wysadzają, n as w T ash k u rg an ie i w racają do
P a k ista n u . T a s h k u rg a n to nic szczególnego. Jesteśm y ca łą n a s z ą
g ru p ą w jed n y m h o telu . W ieczór sp ęd z am y w pobliskiej lokalnej
knajpie. W ieczór przy piwie (ja nie piję, ale Czesi są siódm ym n ie ­ A więc jedziem y dalej. N a m ap ie jest je d n a p ro s ta d ro g a do
bie) i ch iń sk ic h z u p k a ch , jed zo n y ch pałeczk am i oczywiście. Airaa-Aty, je d n a k pro w ad zi p rzez K irg istan , ale to przejście g ra­
N a szczęście Czesi p o tra fią w m iarę p o ro z u m ie ć się po ch iń sk u , niczne nie jest o tw a rte d la tu ry stó w . M u szę zrobić więc wielkie
bo byli tu ta j wcześniej. N o rm a ln ie n ik t w ty m k ra ju nie m ówi po kolo przez U ru m c h i, do k tórego s tą d je s t około 2 0 0 0 kilom etrów ,
an g ielsk u , więc będzie ciekawie. Ju tro spróbujem y d o trzeć do Ka- a p o tem z p o w ro te m do Alma-Aty.
sh g aru . S to p em , bo a u to b u s k o sztu je zbyt dużo: 77 juanów . Jedziem y. Idzie to tro ch ę pow oli b o n iezbyt d u ż o tu zw ykłych
osobow ych sam ochod ó w , jedynie ro z k le k o ta n e ciężarów ki. K ra­
A więc próbujemy. Nie jest to łatwe, bo jedyna droga w iodąca do jo b raz y stały się n u d n e - o lbrzym ie, n iezag o sp o d aro w an e, nie-
K ashgaru jest prawie pusta, czasem tylko przejedzie ciężarówka. O so­ zam ieszk an e przestrzen ie. P u stk i. I n ic się nie zm ien ia. Jedynie
bowe sam ochody chyba tu w ogóle nie istnieją. W końcu zabieram y n u m ery pokazu jące odległość o d U ru m c h i co k ilo m etr. Powoli
się jednym jeepem za 33 ju an y od osoby. No ale nie m am y zbytniego zm niejszające się. W idzę, że d o tarcie ta m zajm ie m i tro c h ę czasu.
wyboru. P odróż do K ashgaru zajm uje prawie cały dzień. D roga pusta, S zalone odległości p o m ięd zy m iejscow ościam i - śre d n io około
wokół piękny, p u sty ń no-górzysty krajobraz. Pełno tylko włochatych 250 kilom etrów .
kóz i owiec, jaków, osiołków, czasem w spaniałych wielbłądów.
Po około o śm iu g o d z in a c h jazd y d o tarliśm y do K ashgaru - M am y za so b ą d łu g i dzień. I sp o ro kilom etrów . D o U ru m ch i
pierw szego m ia s ta w C h in ach . T a sh k u rg a n w p o ró w n a n iu z n im ju ż „tylko” 1220 kilom etrów . Pierw sze dwieście ileś, do A ksu, p o ­
to raczej w ioska. N iestety, czekając n a otw arcie d ro g i w S ust, sp ó ź­ ko n aliśm y w m g n ie n iu o k a m ały m lu k su so w y m v an em z ro d z in k ą
niliśm y się n a słynny, p o d o b n o n iesam o w ity k ash g a rsk i ta rg n ie ­ b o g aty ch C hińczyków . Z a to kolejne dwieście - k ilk a d z ie sią t razy
dzielny, D ziś jest chyba środa... w olniej, ro z k le k o ta n ą ciężarów ką, z k ilk o m a p rzerw am i n a d ro b n e
K ash g ar to n ic ciekawego. N o i absolutny k o sz m a r d la wegefa- napraw y i je d n ą n a lu n ch . D ziś ra n o dzieciaki ze szkoły zro b iły
rian . U liczne sto isk a z jed ze n iem sp rzedają p rzeróżne części zw ie­ n a m n iesp o d zie w an ą p o b u d k ę. Po ciem k u n ie było wiele w idać,
rz ą t p rz y rzą d zo n e n a przeróżne sposoby. P o dobnie w szystkie przy­ a placyk, n a k tó ry m rozbiliśm y n a m io t, o k az ał się b o isk iem szkol­
d ro ż n e knajpy. W szędzie w iszą połów ki kóz, cale k u rczak i, połcie nym . W zbudziliśm y ja k zw ykle n ie z łą sensację, ale „dzieci M ao ”
św ini, k u rz e łapy. S m ażą się szaszłyki, g o tu ją pierożki z po siek a­ ja k nazyw a je R ich ard , m u siały p o rzu cić po chw ili n as i n asz n a ­
nym m ięsem ... P o zostają m i św ieże bułeczki plus w arzyw a z ta rg u . m io t, i włączyć się w p o ra n n y ap el szkolny z p ieśn iam i, s z ta n d a ­
N iestety, w y b ó r m izern y i ceny szokujące: za jed n eg o p o m id o ra ram i, b ęb n a m i, m arszem ...
płacę jed n eg o ju a n a , czyli około pięciu rupii. W In d iac h tyle kosz­ C hińczycy to dziw n y n a ró d i d ziw n i, n ieo b liczaln i ludzie. Nie
tuje k ilo g ram pom idorów . Ale nie m am zbytniego w yboru. I ciągle m o ż n a ich zro zu m ieć, i to nie d lateg o że ab so lu tn ie n ik t nie m ów i
zero owoców. N o ale p rzy n ajm n iej śpim y dziś za d arm o . Ja z C ze­ p o angielsku, ale ogólnie. Ze sto p em często jest te n p roblem , że nie
ch am i - w nam io cie, w p arczk u w c e n tru m m iasteczk a. Ju tro w y­ ro z u m ie ją tu w ogóle idei sto p a i często oczekują kasy. Przew aż­
ru szam y dalej, nie w iem jeszcze d o k ład n ie, d o k ąd . Ju lian , D a n a nie je st w p o rz ą d k u , ale nigdy nie w iad o m o , n a kogo się trafi. N a
i O li zo stają tu do niedzieli, b o chcą zobaczyć ten słynny targ. p rz y k ła d nasz pierw szy z a trz y m a n y kierow ca pró b o w ał być agre­
sywny. P odobnie je s t czasem w obleśnych przy d ro żn y ch knajpach:
B udzim y się, w ychodzim y z n a m io tu , a ta m - kucająca p ó ł­ n a p o c z ą tk u p o d a ją je d n ą cenę, n a k o n iec żąd ają więcej. M oi Czesi
kolem w okół n a s g ru p k a lu d zi, czekająca n a nasze p rz e b u d z e ­ nie m ają szczęścia. D ziś ra n o o m ało nie doszło do rękoczynów
nie i p rzy g ląd ająca się n a m ciekawie bez ża d n eg o skrępow ania. z lekko w a ln iętą i agresyw ną w łaścicielką knajpy. P ró b o w ała p o ­
S traszn ie dziw ny n aró d . szczuć n a s stary m , poczciw ym w ilczu rem , k tó ry p a trz y ł tylko ze

^ 210 * 4 211 #
zdziw ien iem i nie w iedział, czego o d niego chcą. R ich ard nakręcił d lin o ż e rn y m kraju. Ja k zw ykle p rz e d k n a jp ą wisi n a h a k u p o łó w k a
krzy k i baby sw oją p o d rę c z n ą kam erą. M am tylko nadzieję, że nie b a ra n a czy m oże kozy, o b lężo n a p rzez m uchy, z k tó rej o d k raw ają
będę m ia ła z b y tn ic h problem ów z dziw nym i C h iń czy k a m i p o d ró ­ po kaw ałku przed goto w an iem . O w szem , m ają tu też w arzyw a, ale
żując sam a. w yłącznie zm ieszane z m ięchem , N ie m o ż n a naw et zam ów ić sa­
Teraz siedzim y sobie w p rzy d ro żn ej knajpie, z a ra z idziem y roz­ m ych, bo nie w iad o m o , n a ja k im tłu s z c z u je p rzy rząd zają. Jeżeli
staw ić n a sz sk ła d a n y hotel. M oi Czesi żyją głów nie n a piwie, dosyć n aw et to olej roślinny , to i ta k zap ew n e był wcześniej u ż y ty setki
tu ta j ta n im , i p ap iero sach . R ów nież n a ch iń sk im żarciu, zu p k ach razy d o sm a ż e n ia padliny. Jed y n a w e g etariań sk a rzecz to robiony
i do m o w y m m a k aro n ie. N iestety, we w szystkim n ie o d m ie n n ie jest n a m iejscu m a k a ro n . P od o b a m i się też jed zen ie p ałeczk am i, k tó re
choć o d ro b in a m ięcha. P rzed k a ż d ą k n a jp ą wisi p o łó w k a b aran a. jest łatw iejsze n iż p rz y p u szcz ałam . S zk o d a tylko, że nieczęsto
H orror, Ja n a razie żyję n a b u łk a c h z pom idorem . m a m okazję poćw iczyć, b ędąc z m u s z o n a jeść b u łk i z p o m id o rem .
C zek am ju ż tylko n a m o m en t, kiedy o p u szczę ten kraj.
P lan o w ałam d ziś ro zstać się z C zecham i - on i m ieli jechać d a ­
lej p ro sto do U ru m c h i, a p o te m do P ekinu, a ja ch ciałam odbić Tylko dzięki tem u, że u d ało m i się zm ienić pow olną ciężarów kę
sk ró te m n a p ó łn o c, a p o tem n a za ch ó d do K a z a c h sta n u i w stro n ę n a dosyć szybko pędzącego jeepa, u d a ło m i się d o trzeć d o U ru m ­
Europy. O kazało, się je d n a k , że dro g a, k tó ra m ia ła być m o im s k ró ­ chi, a naw et jeszcze w ydostać się sta m tą d . T ak jak przypuszczałam ,
tem , p ro w ad zi p rzez w ysokie (nie w iem , ja k b ard zo , ale z p ew n o ­ U ru m ch i to nic szczególnego, d u że now oczesne m iasto z k o m u n i­
ścią w ystarczająco wysokie) góry, A n a m apie praw ie nie było ich styczną a rc h ite k tu rą , a hotel, w k tó ry m za trzy m ała się dziew czyna
w idać. Z a p o m o c ą w ym ow nych gestów kierow cy ciężarów ek w ybili p row adząca w spom nian eg o jeepa k osztuje 20 dolarów za n a jta ń ­
m i z głow y ta k ie wyprawy. W ysoko, m róz, śnieg, a do tego d ro g a szy pokój, przy czym zag ran iczn i turyści płacą o połowę więcej. Tak
m oże w ogóle jest n iep rzejezd n a. Pozostaje in n a - do b ra, n u d n a , więc zdecydow ałam się jak najszybciej opuścić U rum chi. Jest to rów­
p la sk a i o k rężn a. O z n a c z a to n a d ro b ie n ie k ilk u se t k ilo m e tró w i co nież p u n k t zw ro tn y w m ojej p o d ró ży - o d tego m o m e n tu w końcu
n ajm n iej je d e n d zień więcej. N ie w iem , czy zd ążę w z w ią z k u z tym zaczy n am się kierow ać n a zachód, czyli we w łaściw ą stronę. A dziś
d o Polski n a p o cz ątek czerwca, ale w ygląda n a to, że nie m am w yj­ nocuję w C hangji, 36 kilom etrów w stro n ę dom u, w h o telu przy
ścia. T ak więc dalej jestem z m o im i C zecham i. S iedzim y w łaśnie głównej drodze, do którego z o sta ła m zap ro w ad zo n ą przez m ło d ą
w ciężarów ce, w nie w iadom o czym spow odow anym k o rk u i cze­ C h in k ę i C hińczyka po bezskutecznej próbie złap a n ia stopa. N ależy
kam y, aż w szystko ruszy. m i się hotel po k ilk u o sta tn ic h d n ia c h p o d ró ży i noco w an iu w n a ­
m iocie. M am nadzieję się w yspać i ju tro z ra n a ruszać dalej.
Po dniu. sp ęd zo n y m w śre d n io w ygodnej ciężarów ce, trzeszczą­
cej i skaczącej p o dziuraw ych d ro g a ch , Czesi m ieli dosyć. Wczoraj W d ro d z e do k a z a c h sta ń sk ie j granicy. P o n ad 600 kilom etrów .
p o d w ieczór ro z s ta ła m się z n im i w Korli, a sa m a zdecydow ałam D w ie ciężarów ki razem , dw óch kierow ców w każdej, co o z n a ­
się k o n ty n u o w ać p o dróż. Z m ien iłam tylko środek tra n s p o rtu . Te­ cza ja z d ę n o n sto p bez k o n ieczn o ści za trzy m y w an ia się n a o d p o ­
raz jestem w w ygodnej, choć pow olnej ciężarów ce z m ło d y m , w p o ­ czynki czy sen. Teoretycznie. P rak ty czn ie su n iem y b a rd z o powoli.
rz ąd k u , kierow cą. Jechaliśm y tro ch ę w nocy, p o tem zrobiliśm y p o ­ N iekończące się p rz y s ta n k i n a je d z e n ie , toaletę, d ro b n e naprawy.
stój, dziś o d ra n a jedziem y znow u. Jeszcze tylko 330 kilo m etró w W ty m m om encie k o lejn a g o d z in a s tra ty - z m ia n a kola. A n ajg o r­
d o U ru m ch i. sze, że nie w iem naw et, gdzie jesteśm y a n i ja k jeszcze dalek o , bo
W ty m m om encie przerw a n a śn iad an ie. Nic dziw nego, że nie w szystko pisane c h iń s k im i zn a czk a m i. Co robić, nie m a m p rze­
m a tu ta j w egetarian . Wszyscy daw no u m arlib y z g ło d u w tym pa- cież w yboru.

$ 212 ^ ^ 213 ^
Środek nocy, g o d zin a pierw sza dw adzieścia. P rzy d ro żn a knajpa, D zisiaj z m ia n a k ra jo b razu . N ajp ierw było piękne, o lb rzy m ie je ­
a zarazem hotel, głów nie chyba d la kierowców. Z atrzym ujem y się zioro, otoczone o śn ieżo n y m i szczy tam i. Tu w łaśn ie byl ten k ilk u ­
je d n a k n a nocleg, choć z m oich obliczeń w ynika, że do granicy p o ­ g o d zin n y zastój i sko ń czy ła się dobra... no, byle jak a, ale asfalto w a
w in n o być ju ż poniżej setki kilom etrów . Ale jeśli się jedzie z p rę d k o ­ dro g a. Tu też z m ie n iła m śro d ek tra n s p o r tu . Z k o ń ca kolejki cięża­
ścią 40-50 k m /h , w poryw ach d o 60, i zatrzym uje co chwilę, m oże to rówek przeszłam pieszo n a p o cz ątek i p rz e sia d ła m się n a a u to b u s
zająć parę god zin . Poza tym n a rękę m i ten przystanek, b o ta k n a­ jad ąc y do Yining. To jed en z tych ciekaw ych au to b u só w sypialnych
praw dę m oi kierow cy nie ja d ą do granicy, tylko skręcają wcześniej z m iejscam i leżącym i z a m ia st siedzącym i. T u p rz y n ajm n ie j p o g a­
do Yining. T ak więc ju tro z ra n a ru sz a m dalej sam a i ja k w szystko d a ła m sobie z d w o m a C h iń czy k am i m ów iącym i po ru s k u dzięk i
dobrze pójdzie, p o w in n a m w krótce być w K azachstanie. częstym w ypraw om h an d lo w y m do K a z a c h sta n u . N ie wierzyli m i,
Teraz jesteśm y w łaśnie po wielkiej uczcie. M oi kierow cy m ają że nie wiozę ża d n eg o to w aru . P o in fo rm o w ali m n ie też, że p o jed y n ­
p rz ed sobą p o p ó l m ichy m ięch a, flaków i p o d ro b ó w plus n ie­ czy zag ran icz n i tu ry śc i nie są p rz e p u sz c z a n i p rzez g ranicę. T rzeba
odzo w n y m a k a ro n . A w szystko je d z ą siorbiąc, m laszcząc i plując stw orzyć g ru p ę i w ykupić oficjalny b ilet do A łm a-A ty za 20 d o la­
k o śćm i n a stół i n a podłogę. Ja n a to m ia s t - chleb, a raczej coś w ro ­ rów. Nieźle. Ale zobaczym y ju tro .
d zaju b u lek gotow anych n a parze, o raz m ichę surów ki. Jak o ś so ­
bie radzę. K orgas. P rzy g ran iczn e m iasto. W k o ń c u d o ta rła m tu p ó źn y m
w ieczorem . W życiu nie p rz y p u szcz ałam , że tyle to m i zajm ie. N a
S tra sz n ie fru s tru ją c y dzień. Po pierw sze, m oje o b licze n ia o k a­ m apie to tylko m ały kaw ałeczek. Z jed n eg o a u to b u s u p rz esiad k a
zały się dosyć b łę d n e i o k az u je się, że jesteśm y o wiele dalej od n a następny, jad ąc y ju ż p ro sto do granicy, pełen k a z a c h sta ń sk ic h
g ra n ic y n iż p rz y p u sz c z a ła m . Po d ru g ie, w szystko o k ru tn ie się bussines tourists, w racających z w ypraw y handlow ej z m a k s y m a ln ą
wlecze. N ajp ierw szczegółow a p o r a n n a to a le ta m o ic h kierowców, liczbą robolów.
łącz n ie z m yciem głowy, p ra n ie m k o sz u l i ta k dalej. G dy w k o ń c u - Co wieziesz? - py tają ko b iety ze zło ty m i zębam i.
byli go to w i, ru sz y liśm y tylko p o to, aby za chw ilę z a trz y m a ć się - Nic - o d p o w iad a m .
n a n ie k o ń c z ą c ą się p rzerw ę n a p o siłek i o g lą d a n ie bezn ad ziejn y ch - Ja k to: nic? To co ty robisz? T ak tylko jeździsz? - nie m ogą
c h iń sk ic h film ó w n a w ideo. G dy ru szy liśm y p o n o w n ie, nie wiem , tego zrozum ieć, a ja nie jestem w sta n ie w ytłum aczyć.
d laczeg o jech a liśm y z p rę d k o śc ią 25 k m /h . P oza ty m je s t m a sa K a zac h sta ń sk ie ko b iety strasz n ie się mną. przejęły i skończy­
in n y ch rzeczy, k tó ry c h nie w iem , n a p rzy k ład : d laczeg o część ła m z ca łą g ru p ą w dość lu k su so w y m h o telu . K o m fortow y pokój,
d ró g nie m a tu a s fa ltu tylko k a m ie n ie i dziury? d laczeg o n ik t nie ciepła kąpiel w w annie! Wszyscy bez w y jątk u K azachow ie m ają
m ów i po an g ielsk u ? o ra z dlaczeg o od p o n a d g o d zin y sto im y ju ż zło te zęby. M am okazję poćw iczyć m ój rosyjski. T rzeba p rzyznać,
w d lu g a śn y m s z n u rz e ciężarów ek? N ie w iem , kiedy ruszym y, nie dość m izerny. Ale p rzy d a m i się w krótce, to znaczy, jeśli p rz ep u sz­
w iem , ja k , n ie w iem , ja k d alek o jeszcze do g ra n ic y a n i naw et czy czą m n ie przez granicę.
je st o n a o tw a r ta d la turystów ... P oza ty m jeżeli n aw et d o s ta n ę się
d o K a z a c h sta n u i d o trę ja k o ś do A łm a-A ty (w tym tem p ie i w ta ­
k ic h o k o liczn o śc ia ch - nie w iad o m o , kiedy i jak) m oże się o kazać,
że b ile t n a p o c ią g do M oskw y trz e b a rezerw ow ać z m iesięcznym
w y p rz e d z e n ie m czy coś w ty m stylu. D laczego w szystko je st t a ­
kie b ezn ad ziejn e? N ajgorsze, że nic nie w iad o m o i że nie m a n a ­
w et z k im p o g ad a ć.

^ 2 1 4 #
22-27 MAJA

KAZACHSTAN, ROSJA, BIAŁORUŚ.


POWRÓT

M oja k a z a c h s ta ń s k a g ru p a o k a z a ła się w k o ń cu g ru p ą k ir­


giską. N iew ielka w su m ie ró żn ica. O dziew iątej trzy d zieści
m iał przyjechać po n ich a u to b u s, ale że o wpół. d o je d e n a ­
stej jeszcze się nie zjaw ił, zd ecy d o w ałam się ruszyć dalej sam a, tym
bardziej, że o n i nie ja d ą do Aima-Aty, tylko do B iszkeku w Kirgi-
zji. N o i się zaczęło. N ajpierw ry k szarz w iozący m n ie d o gran icy
chciał m nie o szu k a ć n a k ilk an aśc ie ju anów . W k o ń c u w ziął cztery
z a m ia s t dwóch. Ale to szczegół.
G ran ica. T łu m lu d zi, głów nie K azachów i K irgizów z niew ia­
ry g o d n ą ilością toreb, p u d el, tobołków . Nie m o g ą uw ierzyć, że nie
m a m żadnego to w aru , ja k i w ty m sens, ta k jeździć n a p ró żn o , nic
nie wozić, nic nie sprzedaw ać, tylko trac ić pieniądze.
P okazując p a s z p o rt w szystkim s tra ż n ik o m i celn ik o m p o d ro ­
dze, p o szłam sp o k o jn ie do najw ażniejszego m iejsca, gdzie wbijają
w p a sz p o rt pieczątk ę w yjazdow ą. W m om encie, gdy d o sz ła m do
o k ien k a, oficjele zaczęli się zw ijać, stw ierdziw szy p o ru sk u : poslje
obieda. Nie d ało się nic zrobić - poslje obieda i koniec. A p rz y ch o d zą
z tego obieda o trzeciej. N iezła p erspektyw a, b io rąc p o d uwagę, że
dopiero jed en a sta. N a szczęście p rz y p o m n ia ło m i się, że o n i p ra­
cują w edług p ek iń sk ieg o , a nie lo k aln eg o czasu, a więc p rzed e m n ą
tylko dwie, a nie cztery g o d zin y czek an ia.
W reszcie b u d k a się otw iera, c h iń sk i u rz ę d n ik zabiera m ój p a sz ­
p o rt i... jedzie z n im n a k a z a c h s ta ń s k ą s tro n ą spraw dzić, czy nie
p o trz e b u ję wizy. S a m a nie jestem pew na, m odlę się więc, abym
nie potrzebow ała. N a szczęście w szystko w p o rz ą d k u , w puszczają
m nie. Bo do najbliższej a m b asa d y w P ekinie jest k ilk a tysięcy k i­ wary, a d o o k o ła p ięk n e góry p o k ry te w iecznym śn ieg iem . T rochę
lom etrów... ja k Szw ajcaria. N iesam ow ite, że P a k is ta n i In d ie są ta k blisko, a cu
I kolejny non sen s: nie w olno przejść p iech o tą k ilk u s e t m etrów - in n y kraj i to ta ln ie in n y św iat.
do k az a c h sta ń sk ie g o p o ste ru n k u , trze b a przejechać oficjalnym D w orzec kolejowy. O d ra z u zo staję z a a ta k o w a n a p rzez m afię
au to b u sem za 20 ju anów . D łużej trw a ło załad o w an ie go po brzegi biletow ą:
to b o la m i k a z ach stań sk iej w ycieczki n iż sam przejazd. Ale ju ż je­ - Chcesz bilet do M oskwy?
stem w K a zac h sta n ie i zab ieram się do A lm a-A ty sto p em z wy­ - Chcę, ale k u p ię w kasie.
cieczką h an d larzy . W ywołuję tym salw ę śm iech u . Idę do kasy, p a n i k asjerk a u śm ie­
Ju ż sied em n a sta . Z yskaliśm y g o d zin ę w s to s u n k u do p e k iń ­ ch a się dobrotliw ie:
skiego lu b straciliśm y g o d zin ę w s to s u n k u do lokalnego c h iń ­ - M et, u nas biljetow niet.
skiego czasu. Zależy ja k n a to patrzeć. P rzypuszczam , że d o trzem y W raca m a fia.
d o A lm a-A ty ju tro ran o , chociaż w su m ie lepiej nie przypuszczać, - To jak? C hcesz ten b ilet czy nie?
bo nigdy n ic n ie w iadom o... C hyba je d n a k nie m a m w y boru. N ie p o zostaje m i nic innego,
ja k zdać się n a lu d zi, k tó rzy tw ierd zą, że z a ła tw ią m i bilet. Nie
Ałma-Ata. D la odm iany wcześniej niż przypuszczałam . D obry au ­ wiem , ile n a tym zarab iają, ale i ta k z a p ła c iła m tyle, ile oczekiw a­
tokar. Dobre drogi, szybko i kom fortow o. I za darm o. Teraz jestem łam , a naw et tro ch ę m n iej - sześć tysięcy ichniej w aluty, czyli około
n a przedm ieściach, w dom u przew odniczki grupy, energicznej, z wiel­ 90 dolarów . Szybko i bezproblem ow o.
k im i cycami. Tutaj wszyscy zostaw ili swój towar, tu przyjedzie też ka­ - Pociąg za trzy godziny. Idź się p rzejdź, w róć za p iętn aście
m az z resztą tow aru. D ostałam obiad - co praw da z w egetariańskich trzecia, w szystko b ędzie załatw io n e.
rzeczy są tylko ziem niaki i chleb, ale dobre i to. Przew odniczka p o ­ Zjaw iam się o u stalo n ej g o d zin ie, zostaję za p ro w a d z o n a do
ścieliła m i w w ielkim pokoju, całym w przeróżnych dyw anach, nie p o ciąg u , p o k a z u ją m i m oje m iejsce i k o n d u k to ra , o p ie k u n a tego
tylko n a podłodze, ale n a wszystkich ścianach. Czas ju ż chyba spać. w agonu. Plącę. B iletu nie dostaję, ale m iejsce m am . O p iętn astej
W sum ie to byl bardzo udany dzień. Nie tylko zm ieniłam kraj, prze­ czterdzieści ruszam y. Teraz leżę n a g ó rn y m łó żk u , w zask ak u jąco
dostawszy się bez problem ów przez granicę, ale i d o ta rła m szokująco czystym i k u ltu ra ln y m p o ciąg u . Z am ykany, czteroosobow y p rze­
szybko do stolicy18. Kazachowie są b ard zo sym patyczni. d ział, św ieża pościel, czysta toaleta... Po p o n a d pól fo k u w In d ia c h
R an o d o s ta ła m też śn iad an ie. P rzy jech ała cala g ru p a p o swoje o d w y k łam od ta k ic h luksusów . TyLko co ja będę tu robić p rzez n a j­
to b o ły i m ilio n y k artonów . Z a b ra ła m się z n im i do c e n tru m . D o ­ bliższe cztery doby? N ie m a m naw et nic do c z y ta n ia o p ró cz dw óch
sta ła m też d ro b n e n a a u to b u s i jedzenie, żebym nie u m a rła z głodu przeczy tan y ch ju ż książek. Jeśli ch o d zi o lite ra tu rę po an g ielsku,
z a n im w ym ienię p ieniądze. O k a zało się, że to około 10 $. Z o sta ­ to w Aim a-Acie m o ż n a tylko d o stać sło w n ik angielsko-rosyjski,
łam p o d w iezio n a d o b a n k u gdzie w ciągu pięciu m in u t w ym ienili ew en tu aln ie rosyjsko-angielski. P rzede w szy stk im je d n a k m uszę
m i czeki p o d ró ż n e, nie żądając n aw et p a sz p o rtu . o ch ło n ąć , w szystko ta k szybko się stało , wczoraj jeszcze byłam
w C h in ach , dzisiaj jad ę do Moskwy.
To c e n tra ln a Azja, a wydaje mi się, że jestem w d o m u , to z n a ­
czy w Europie. A łm a-A ta to czyste, now oczesne, m iasto , szerokie Nie w iem też, co będę tu jeść. Idę z a ra z do restau racy jn eg o w a­
uLice, b iali ludzie, m o ż n a się po ro zu m ieć, sklepy, z a c h o d n ie to ­ g o n u n a kolację, to zobaczę, czy je s t coś w eg etariań sk ieg o ale nie
m a m zbyt w ielkich nadziei. W k ilk u b a ra c h n a m ieście sp y tan i,
ib Ałma-Aca (inaczej Al macy) była stolicą Kazachstanu do 1998 roku. czy m ają coś bez m ięsa, stw ierdzili:

% 218 # # 219^
- U nas niczewo takowo niet. siódm a. T ak ja k w C h in ach , ta k i tu ta j nigdy nie w iad o m o , k tó ra
Żyjąc p o n a d p ó ł ro k u bez czekolady, twixów, snickersów, je st g o d zin a i w ed łu g jak ieg o czasu. P rz e sta ła m p rzestaw iać ciągle
w A łm a-Acie p o c z u ła m się ja k w raju. Pierw szy ra z k u p iła m sobie m ój zegarek, b o czy to ważne?...
tw ixa, a n a p o d ró ż czekoladę z o rz ech a m i i in n e pyszności. Z ad z i­
w iające je d n a k , ja k szybko nie m ogę ju ż n a to patrzeć... Pociąg. Schyłek kolejnego d n ia . Z n o w u w agon restauracyjny.
P rzychodzę tu nie tylko po to, żeby się najeść, ale głów nie po to,
Pociąg. M in ę ła spokojnie pierw sza doba, m o ż n a było się wy­ by w yrw ać się z tego k lau stro fo b ic zn eg o p rz ed ziału , w k tó ry m sie­
spać, a te ra z odpoczyw ać za w szystkie czasy, aż do zn u d z e n ia , bo d zę lu b leżę ju ż trzeci dzień. Jestem tro c h ę chyba ro z p u szcz an a,
p o za ty m zb y t wiele do ro b o ty nie m a. M ogę p o g a d a ć ze w spół­ b o ju ż d ru g ieg o w ieczo ru z kolei p o staw io n o rai sz a m p a n a i cze­
m ieszk a ń cam i p rz e d z ia łu (nie wiem , k tó ry ro ju ż ra z op o w iad am koladę. W czoraj sp ró b o w a łam też lo k aln eg o d e lik a te su - w ielbłą­
h isto rię m ojej podróży), pogapić się przez o k n o (nic ciekawego n a dziego m lek a sprzed aw an eg o p rzez k rążące po p o c ią g u kobiety.
d łu ż sz ą m etę, w w iększości w idać olbrzym ie p u sty n n o -step o w e N a k a z a c h s ta ń s k ic h step ac h m o ż n a o d czasu do czasu zobaczyć te
przestrzenie), p o czy tać ru sk ie gazety (coraz lepiej m i to idzie), o d ­ w sp an iale d w u g a rb n e zw ierzaki. T eraz ju ż skończyła się p u s ty n ia
w iedzić p rz ed ział restauracyjny. O k azu je się, że nie u m rę tu je d ­ i stepy - za o k n em zw ykła traw a, drzew a, pola, wsie. Jesteśm y ju ż
n a k z g ło d u . O czyw iście w w iększości serw ują m ię c h a i m ięcbo- w Rosji, choć nie d ało się zb y tn io zauw ażyć zm ian y k raju , żad n eg o
p o d o b n e odpady, ale jest też w sp a n ia ła k asza g ryczana, surów ka sp ra w d z a n ia p aszp o rtó w , nic w rym stylu. P ociąg sp o ro się o p ó ź­
z pom idorów , ogórków, rz o d k iew k i i koperku, chleb, kefir... P rze­ n ił, w iększość lu d zi w y siad ła w U ralsk u . W m o im p rz ed ziale z o ­
żyję. N a k o ry ta rz u a u to m a t z g o rą cą w odą. S am em u m o ż n a robić s ta ła tylko sym p aty czn a, tłu s ta b a b c ia z w n u czk ą, a p o te m p rzy ­
herbatę. W iększość lu d zi ja d a je d n a k w przed ziałach . T ak ja k P o­ szła jeszcze je d n a kobieta. Bez p ro b lem u ro zm aw iam ju ż po rosyj­
lacy, raczą się głów nie h e rb a tą z c u k re m i chlebem z kiełbasą. sku. T ak a p o d ró ż strasz n ie rozleniw ia, tylko spać i jeść, nie chce się
W spółpasażerow ie w m oim przedziale ciągle się zm ieniają. nic robić. M am za to m asę czasu n a rozm yślanie, więc w m yślach
Głównie są to „krótkodystansow cy”, czyli odbyw ający k ilk u n a ­ p rzeży w am jeszcze raz całą m oją wyprawę.
sto g o d z in n ą p o d ró ż w obrębie K azachstanu. Nie wiem , jak to się W łaśnie z ja d ła m m iskę p rzygotow anej specjalnie d la m n ie k a ­
dzieje, że byw a w poryw ach osiem osób w czteroosobow ym prze­ szy gryczanej z c e b u lk ą i p o m id o rem , p o p iła m to sza m p a n em i za­
dziale, p rzy czym w iększość, ta k ja k ja, za m ia st kupow ać bilet, płaci ra z w racam do p rz e d z ia łu , a że nie m a m nic do c z y ta n ia w n o r­
bezpośrednio konduktorow i. N a szczęście m am swoją g ó rn ą półkę m a ln y m języku, p o zo staje m i tylko um yć się i spać.
tylko d la siebie, więc m ogę cały dzień spać lub w ygodnie siedzieć,
gdy n a dole się tłoczą. Wszyscy są b ard zo przyjaźni, częstują m nie Ju ż praw ie w M oskw ie. Jeszcze tylko niecałe trzy i p ó ł godziny,
herbatą, kiełbasą, rybą. Pociągowe życie urozm aicają krążący od m niej n iż z G d a ń sk a do W arszawy. Śm ieszne, ja k kiedyś w ydaw ało
czasu do czasu sprzedawcy różnych rzeczy. Nie są to jed n ak , ta k ja k się, że ro ta k dłu g o , a teraz - to d o słow nie nic w p o ró w n a n iu ze
w In d iach , w ydzierający się n a cale gardło b ru d n i H indusi; tu prze­ sp ęd z o n y m i w p o ciąg u d n ia m i. M oje w sp ó łp asażerk i o strzeg ają
w ażają kobiety, często starsze, sprzedające odzież, buty, u b ra n k a dla m n ie, ja k a ta M oskw a niebezpieczna. P oza tym też d zik o droga.
dzieci, sk arp etk i, m ajtki. W szystko zazwyczaj chińskie. N ajlepiej nic ta m nie zw iedzać i nic nie robić. Pierw sza rzecz to k u ­
I ta k pow oli sobie suniem y przez puste, piaszczysto-traw iaste pić b ilet do Polski i czym prędzej wyjechać.
stepy. Jest ó sm a w ieczorem , siedzę sobie w w agonie re sta u rac y j­
nym po zjed zen iu pysznej, olbrzym iej sałatk i, i piszę. T utaj ciem no M oskwa. Pełno różnych dworców. Z tego, n a który przyjechaliśm y
robi się o dziew iątej, choć w edług czasu m oskiew skiego to dopiero dziś po południu, przem ieszczam się m etrem n a Białoruski, skąd o d ­

220 ^ 221
chodzi pociąg do Brześcia. Z now u wszystko dzieje się w zaw rotnym cokrajowcy. Pięć d o laró w p lu s jed en aście tysięcy ichniej waluty.
tempie. Udaje mi się wym ienić pieniądze, chcę kupić bilet do Brześcia, Tylko pociąg nie je s t am ery k ań sk i. Stary, to ta ln ie zdezelow any
ale tutaj to nie ta k a prosta sprawa. Trzeba pokazać paszport, a będąc w rak. W szyscy tu ja d ą chyba w yłącznie n a przem yt. D o s ta ła m do
obcokrajowcem - kupow ać w specjalnej kasie za dolary, plącąc znacz­ przew iezienia k a rto n papierosów i b u te lk ę alk o h o lu . Po przejściu
nie więcej n iż Rosjanie. Z now u m a m szczęście. S potykam n a dworcu p u n k tu celnego n a dw o rcu i k o n tro li paszp o rto w ej wszyscy szu ­
człowieka, k tó ry kupuje m i bilet za n o rm aln ą cenę. Jest to tym razem kają gorączkow o w p o ciąg u kogoś, k to przew iezie im tow ar. Będę
pociąg płackartnyj, prawie tak ja k w Indiach, bez przedziałów. Niezbyt chyba jeszcze k o n tro lo w an a , bo tu ta j starsz y p an , P olak, uk ry w a
kom fortow o, ale to niecała do b a jazdy, spokojnie ujdzie. Staw iam fa­ k a rto n y papierosów i flaszki w ró żn y ch z a k a m a rk a c h p o ciąg u . To
cetowi piwo, a on z wdzięczności zabiera m nie n a zw iedzanie swojej w yjaśnia fa k t, dlaczeg o te n p o ciąg ta k i zdezelow any - p rzy s z u k a ­
ukochanej stolicy. Ulica, budynki, p om niki, Plac Czerwony, cerkwie, n iu to w a ru o d ry w an e są ściany, p o d ło g a... Interesująco.
m uzea, M au zo leu m Lenina. W szystko tylko z zew nątrz, bo nie m am y
czasu. O prócz Krasnej Ploszczadzi M oskwa nie zrobiła n a m nie naj­ G ranica, Polska!!! W jeżdżam w n a sz ą b ru ta ln ą rzeczywistość.
mniejszego w rażenia. Owszem: jest przestronnie, czysto, nowocze­ W Terespolu, ju ż po polskiej stronie, k o n tro la pociągu. Wszyscy wy­
sne sklepy, w których są sam e zagraniczne towary. Czuję się tu ju ż jak pad i po k ilk u m in u ta c h celnicy wyszli z pełnym i w o rkam i tow aru.
w Zachodniej Europie, rów nież jeśli chodzi o ceny. W szystko droższe Po przejściu k o n tro li wszyscy gorączkow o w yjm ują u k ry te w sie­
niż gdziekolwiek indziej. P om idory po 15 rubli, czyli trzy dolary za d zen iach czy p o d p o d ło g ą k a rto n y papierosów i flaszki. Przelewają
kilogram . Gdzie te czasy kiedy kupow ałam je za pięć rupii, czyli nie­ w ódkę i sp iry tu s z plastikow ych do firm ow ych butelek, n a najbliż­
całe 15 centów... Tutaj za pościel w pociągu żądają więcej niż za hotel szej stacji w siadają h u rto w i sprzedaw cy firm ow ych n ak rętek . O d ­
w Indiach, D zięki bardzo, m am swój śpiwór. Cale szczęście, że stąd byw a się gorączkow y h an d e l przem yconym tow arem . Jestem chyba
w yjeżdżam , tylko nie w iadom o, czy w Polsce nie będzie jeszcze gorzej. jed y n ą osobą w tym pociągu, nie ro b iącą żadnego biznesu. Każdy
A w ogóle szok: ju tro będę ju ż w Polsce. m a tu ta j jak iś m ały przem yt, biznes, a wszyscy ruscy czy b ia ło ru ­
scy obywatele p o d ąż ają n a polskie ry n k i czy bazary. P adają długo
Wieczór. Ju ż w pociągu do białoruskiego Brześcia. K rajobraz, przy­ niesłyszane polskie przekleństw a. Co chw ila ktoś przychodzi z py­
ro d a prawie ta k jak w Polsce, nic egzotycznego. P ogoda nie za bardzo, tan iem : „Wódki nie m acie sprzedać?” S zara rzeczyw istość, szarzy
początek lata, a tu ludzie w k u rtk ac h , dzieci w czapkach. P ochm urno, ludzie, każdy w pogoni za pien ięd zm i i sw oim m ały m biznesem ...
w M oskwie naw et kropiło. Ju ż Białoruś. Jesteśm y ju ż za M ińskiem , Z a g o d zin ę będ ziem y w Siedlcach. A ja za chw ilę będę w tych
pełny z p o czątk u pociąg zupełnie opustoszał. W błyskawicznym tem ­ Siedlcach odw ied zać „batiuszkę”. Nie w iem , ja k się t u o d n ajd ę. Nie
pie przejeżdżam przez kolejny kraj. Kolejne przesunięcie wskazówek w iem , czy będę w stan ie m ów ić p o p o lsk u . W k o ń c u to ju ż tyle
zegarka. Z a trzy godziny m am y ju ż być n a polskiej granicy. Nie mogę czasu... B ędzie m i się nie tylko z an g ielsk im , ale tera z i z rosyj­
uwierzyć, ja k szybko to wszystko się stało. W Indiach niejednokrotnie sk im m ieszać. Ten p a m ię tn ik to jedyny k o n ta k t z p o lsk im języ­
m iałam ju ż dosyć, a teraz, nie przyjechawszyjeszcze do kraju, tęsknię kiem , w su m ie b a rd z o ważny, bo co d zien n y i n iezależny o d tego,
ju ż za krzykliw ym i sprzedaw cam i czaju w pociągu, ta n im i indyjskim i ja k dalek o i w ja k ie z a k a m a rk i św iata m n ie poniosło. A teraz nie
przekąskam i, kobietam i w sari, całą tą swojską kolorową egzotyką. Ta m ogę uwierzyć, że ju ż jestem w Polsce. Po prawie o śm iu m iesią­
p o dróż to dw a wielkie szoki kulturow e: jeden przeżyłam , jadąc po raz cach. O śm iu n ieza p o m n ia n y ch m iesiącach azjatyckiej włóczęgi.
pierwszy do Azji, drugi - wracając do Europy. Czuję, że d łu g o nie b ędę m o g ła się przestaw ić, ■
Brześć. J u ż w p o ciąg u d o Siedlec. Z now u lekki szok. Tu ju ż Z a o k n em sza ra p o g o d a, szare niebo i szary, l^ ^ d h ^ T O b sk i k ra ­
A m eryka. B ilet k u p u je się w d o lara ch , i to wszyscy, nie tylko o b ­ jobraz... _ _ _ _ _ _ _ _

% 222
SPIS TREŚCI
EPITAFIUM
WSTĘP
1-6 PA ŹD ZIER N IK A 1995
POLSKA
6-9 PAŹDZIER N IK A
SŁOWACJA, WĘGRY, RUMUNIA
10-12 PAŹDZIERN IKA
BUŁGARIA, TURCJA
13-15 PAŹDZIER N IK A
IRAN
16-19 PAŹDZIER N IK A
PAKISTAN
20-21 PA ŹD ZIERN IK A
INDIE
22-31 PAŹDZIERN IKA
WRESZCIE NEPAL
1-30 LISTO PAD A
WCIĄŻ NEPAL
1-3 G R U D N IA
POŻEGNANIE Z NEPALEM
4-31 G R U D N IA
ZNOWU INDIE
ST Y C Z E Ń 1996
CIĄGLE INDIE
LUTY
NADAL INDIE
M ARZEC
JESZCZE W INDIACH
HIMALAJSKI TREKKING
2-15 K W IETN IA
Z POWROTEM W NEPALU
16 K W IE T N IA -1 MAJA
JESZCZE RAZ INDIE
1-12 MAJA
PAKISTAN
13-22 MAJA
CHINY
2 2 -2 7 MAJA
KAZACHSTAN, ROSJA, BIAŁORUŚ. POWRÓT

You might also like