Professional Documents
Culture Documents
• Uczta jako apoteoza Sokratesa. Sokrates, nie mógł więc spełnić roli opowiadacza.
• Cały dialog opowiada Apollodoros. Zapalony, dogmatyczny, prostoduszny, wielbiciel
Sokratesa. Relacjonuje wszystko kilku inteligentnym Ateńczykom.
• Apollodoros niedawno opowiadał niedawno wszystko Glaukonowi i dlatego później
referuje tak płynnie, robi już to po raz drugi. Sam nie był na uczcie, słyszał o niej od
Arystodema.
• Częściowo Uczta jest historyczną prawdą.
Czas akcji:
• Rozmowa wstępna Apollodora z przyjaciółmi toczy się około roku 400 p.n.e., a więc
w ostatnich latach życia Sokratesa, a dotyczy zdarzeń, które miały miejsce przed
piętnastu, szesnastu laty.
Treść:
Osoby dialogu:
• Akt pierwszy to pięć pierwszych mów o Erosie, akt drugi to mowa Sokratesa, trzeci
to opowiadanie Alkibiadesa o Sokratesie. Zakończenie – scena ostatnia.
• Pomiędzy aktami znajdują się większe intermezza sceniczne.
• Pierwszy akt zaczyna Fajdros, i on i następni powiedzą, każdy po swojemu, jak który
z nich pojmuje miłość.
• Fajdros po lekkim, żartobliwym nastroju, uderza w uroczyste tony prastarych pieśni
orfickich. Robi poważny nastrój, przeskakuje na tematy z życia społecznego i
rozpatruje miłość jako czynnik podnoszący społeczną sprawność i wartość człowieka.
• Fajdros wierzy w to, co mówi. Kobiety były wykluczone z życia publicznego i
towarzyskiego w Atenach. Dopiero w wiekach średnich kobieta zaczęła występować
jako człowiek bliski, słabszy, ale subtelniejszy. Tę rolę kiedyś musieli objąć musieli
wobec mężczyzn o żywszym temperamencie i subtelniejszym życiu uczuciowym
chłopcy o znamionach niewieścich. Ta przyjaźń gorąca, w której pocałunek i uścisk
staje się chwilami koniecznym i naturalnym symbolem, znakiem widomym dziwnego
czaru, jaki dwoje czy dwóch ludzi osnuwa, ta przyjaźń jest i dziś rzeczą zrozumiałą.
Dziś taki przyjaźnie trafiają się tu i ówdzie pomiędzy ludźmi młodymi i nikogo
mądrego nie rażą – odrazę dziś budzi pederastia, jako ordynarne zboczenie popędu
płciowego. Fajdros pojmuje pederastię szlachetnie. Mówi o niebie jako o nagrodzie za
odwagę, moc, za siłę woli – nie za tęsknoty i cierpienia bierne.
• Przekonuje Pauzanius, jednak przerywa mu Arystofanes, który dostał czkawki przy
końcu uroczystych okresów Pauzaniasza.
Intermezzo I
• Arystofanes dostaje czkawki, być może jest to kpina z pozy Pauzaniasza, a jeszcze
ważniejszym, że tym jest skończona pierwsza para motywów aktu pierwszego.
Eros w świetle nauki
• Bardzo długie. Ma przyjść ostatnia scena aktu pierwszego – mowa Agatona. Ta mowa
ma być już tylko tłem i kontrastem dla Sokratesa.
Popis retoryczny
• Prowadzi rzecz swą Agaton, pieści Erosa, słodzi, okadza, chce zabawić towarzystwo i
błysnąć kwiecistym dowcipem. Tak naprawdę to lanie wody. Robi koziołki logiczne,
mówi płynnie, olśniewa, pozuje. Kończy wierszem i ustępem rytmicznej, wymowanej
prozy, podniosłym finałem w tonie hymnu. Sens dla niego był na drugim planie,
forma na pierwszym. Agaton był piękny, głos modulował misternie, przeszedł
wszystkich poprzedników. Zyskał zupełnie towarzystwo, w którym „kult formy
zewnętrznej” był we krwi.
Prostota maską
• Sokrates zaczyna robić towarzystwu wymówki, że mówią rzeczy piękne bez względu
naprawdę lub fałsz. Prowadzi formę dialogu z Agatonem, typowy, nielitościwy, koci
dialog. Odsłania jego „maszynerię”, Agaton się gubi, daje się wciągnąć w inny grunt.
Przyciska Agatona do muru, zarzuca go pytaniami i wykazuje mu co to za nonsens
wynika z takiej gry słów jakich użył w swojej mowie. Podsuwa mu Erosa w znaczeniu
czysto abstrakcyjnym . Agaton ma przyznać i musi przyznać, że Eros nie jest, ani
dobry, ani piękny. Agaton jest u granic rozpaczy. Na wszystko się zgodzi, byle
Sokrates dał mu już spokój. O to szło mu w gruncie rzeczy, by Agaton musiał się
wstydzić, jednak nie pokazuje tego – przyodziewa „maskę”.
Platon mówi ustami Sokratesa
• Rozwija swój wymyślony dialog z Diotymą. Teraz Ona mówi takim, delikatnym,
pańskim tonem, jakby mówił Agaton, gdyby miał rozum Sokratesa, a Sokrates robi
niedołężne, ciężkie kroki myślowe i stawia głupie pytania. Zachowuje się jak „kołek”.
Diotyma podobnie nim kręci, jak on przed chwilą wywijał Agatonem. Są to
przeprosiny dla gospodarza. Ów niewiasta spełnia jeszcze inne zadanie. Była
potrzebna nie tylko Sokratesowi, ale również Platonowi. Chciał Platon przez usta
Sokratesa odsłonić rąbek swej własnej „nauki” o ideach i o duchach nadziemskich.
Idea dobra zaczyna świecić
• Dopiero teraz popęd wystąpi w jasnym, boskim świetle, jako nieświadome dążenie do
nieśmiertelności, Pokaże, że istoty żywe dlatego tylko zapłodnienia pragną, że
zapłodnienie uczestniczy jakoś w wielkiej idei „nieśmiertelnego dobra”.
• Równocześnie w toku rozdziału, dobro zaczyna stale nazywać się „pięknem” i rozwija
się przed nami obraz stosunku Sokratesa do Platona: stosunku między tym, który
pełen nasienia twórczego szuka dusz młodych, aby je zapładniał, i tym pięknym
młodzieńcem o pięknej duszy, który z nasienia mistrza rodzi nawet wtedy, „kiedy ich
obu tylko pamięć wiąże”.
Gwarancja rysów
• Scena nowa, obce, nieznane, przykre, niskie, bezwładne elementy. Wpada gromad
pijaków. Następuje powolne rozluźnienie towarzystwa. W dusznej atmosferze
ogólnego upadku jeden Sokrates panuje niezwalczony.
Życie Sokratesa (nie wiem, ale może się przydać, różnie bywa)
• Wróg sofistów.
• Ojciec jego miał pracownię rzeźbiarską. Zbyt dobrze im się nie wiodło. Matka
pomagała jako akuszerka.
• Sokrates – duża głowa, wyłupiaste oczy, kopytkowaty nos, grube wargi, zdrowy,
odporny na choroby. Od młodości zdolny, nad wiek mądry, nie dbał o pieniądze, nie
dbał o szacunek. Nie pilnował interesu ojca. Włóczył się całymi dniami, rozmawiał z
chłopakami. Ciągle gadał. Zawsze robił „durnia” ze starszych. Zadawał pytania
udawał głupiego, a w ostateczności to sam ośmieszał. Obśmiewał sofistów,
paniczyków. Nie biegał nigdy za dziewczynami. Królewska dusza w ciele ulicznika.
Nic mu nie imponowało, nie zniósłby niczyjej przewagi moralnej. Potrzebował
poczucia mocy. Panował nad sobą, odganiał wszystkie pragnienia. Nie słuchał
świadomie uczuć, słuchał tylko rozumu. Nie był zależny od nikogo, nie chciał być
walczył z tym. Uważał, ze rozum daje człowiekowi wyższość nad otoczeniem i nad
sobą samym w chwili słabej. Sądził, iż racje zawsze ma ten, który zna i potrafi
określić, ująć znaczenia słów. Wierzył, że ludzie nie są źli sami z siebie, to przez
głupotę stają się źli przez głupotę. Przez całe życie dymny, patrzył z politowaniem na
rozkwit życia ateńskiego.
• Chodził ulicami, boso, rozczochrany, w towarzystwie młodych chłopców. Ciągle
gadał o znaczeniach wyrazów i panowaniu nad sobą. Nikt nie wiedział, czy mówi
serio, czy żartuje, nabiera tylko drugiego. Kompromitował starszych, uczonych.
Poskramiał i opanowywał tych, którzy chcieli mu i innym imponować. Sława jego
rosła. Przepadali i chodzili za nim młodzi. Wszyscy zaczęli, tak jak on gardzić
doczesnością, nie pracowali, trawili noce i dnie na dysputach z Sokratesem. Teorie i
definicje, tym poczęli się zajmować. Sokrates nauczył kpić z autorytetów. Obywatele
widzieli w nim zgorszenie i trudno im się dziwić. Nie było dla niego świętości ani
powagi, a robić mu się nie chciało. Sokrates był bardziej popularną i dostępną figurą
niż uczeni sofiści, znaną na mieście i nienawidzoną przez poważne, pobożna, tępe
koła obywateli.
• Był niego obywatel prawy, kiedy było potrzeba szedł na wojną, zadziwiał odwagą i
spokojem w chwilach popłochu. Jednak za mądry był, jak na pospolitego obywatela, i
zbyt niepospolity, zbyt się codziennemu, instynktownemu zyciu przeciwstawiał, zbyt
kochany i popularny u młodych – zadziobany być musiał.
• W 399 r. p.n.e. oskarżono go o herezję, ateizm i psucie młodzieży. Przed śmiercią, w
sądzie, jeszcze raz błysnął intelektualizmem, zaczął po swojemu pobłażliwe morały
prawić a z oskarżycielami dialog prowadził, jak gdyby tu nie o jego śmierć szło, tylko
o dyskusję na rynku.
• Już za młodu powiedział, że będzie panem swego życia, aż do końca. Ne chciał
umrzeć zmożony chorobą, w łóżku, prosić lekarzy. Skorzystał z sposobności skargi i
procesu i wiedząć, ze tym sposobem popełnia samobójstwo, zaczął otwarcie drwić z
sądu. Wiedział, że się w tych ludziach żółć wzburzy po takiej obronie. Wszyscy
czekali jego łez i strachu, jego próśb, jako jedynej rekompensaty za swój własny
wstyd. Wziął od nich to czego chciał: wyrok śmierci.
• Kriton proponował mu ucieczkę z więzienia, odmówił. W ostatnią godzinę rozmawiał
jeszcze z młodymi, trzymał się, stróż przyniósł mu truciznę, wypił cykutę w ciszy,
żaden muskuł nie drgnął na jego twarzy. Wszyscy płakali, on ich za to ganił, i jeszcze
ostatni żart powiedział :A nie zapomnijcie koguta ofiarować Asklepiosowi”, bo to w
zwyczaju było, że tę ofiarę składał każdy, kto po długim cierpieniu przychodził w
końcu do siebie. Skończył.