You are on page 1of 3

Przemiana Makbeta – głównego bohatera tragedii „Makbet” Williama Szekspira (WYWIAD)

JA: Dziękuje bardzo, że zgodziłeś się wziąć udział w wywiadzie o Twojej przemianie.
MAKBET: Nie ma sprawy. Możemy zaczynać.
JA: Makbecie, byłeś jednym z najlepszych, jeżeli nie najlepszym generałem szkockiej armii. Miałeś w
zasadzie wszystko – kochającą żonę, zaufanie wśród swoich żołnierzy, a także szacunek u króla
Duncana, który, co nie było tajemnicą, widział w Tobie następcę tronu. Co więc się stało, że
postanowiłeś go zamordować, a następnie stałeś się okrutnym tyranem?
MAKBET: W tamtym czasie, tzn. zaraz po bitwie z Norwegami, w życiu bym nie pomyślał, że zabiję
kogoś z mojego otoczenia. W zasadzie w ogóle kogokolwiek nie wliczając działań wojennych.
JA: Dlaczego więc w końcu posunąłeś się do tak okrutnych czynów?
MAKBET: Wydaje mi się, a w zasadzie jestem prawie pewien, że wszystko zaczęło się w dzień
ostatecznego zwycięstwa w bitwie z Norwegami. Nigdy nie zapomnę tego dnia. Po bitwie szedłem
razem z moim przyjacielem Banquiem, który zresztą również był generałem naszej armii, do Forres na
spotkanie z królem Duncanem. Nagle idąc przez wrzosowisko ukazały nam się trzy czarownice.
JA: Ale jak to czarownice? Przecież takie istoty nie istnieją.
MAKBET: Wiem. Mnie również wydawało się to dziwne, ale Banquo też je widział. Przepowiedziały
nam one trzy rzeczy: ja miałem zostać królem oraz tanem Cawdoru, a mój towarzysz miał spłodzić
królów, lecz sam miał nim nie być.
JA: Jaka była wasza reakcja na te informacje?
MAKBET: Byliśmy bardzo zdziwieni, ale i przestraszeni, jednak nie przypuszczaliśmy, że jedna z
przepowiedni tak szybko się spełni.
JA: Co więc się stało?
MAKBET: Chwilę później spotkaliśmy dwójkę dostojników szkockich, którzy przekazali mi, że od
dzisiaj, z decyzji króla, jestem tanem Cawdoru, a mój poprzednik dopuścił się zdrady i wkrótce
zostanie zabity. Wtedy właśnie zacząłem wierzyć w przepowiednię i chyba był to mój największy
błąd, jaki w tej sytuacji popełniłem, zaraz po posłuchaniu opinii mojej żony na ten temat.
JA: Co na to powiedziała?
MAKBET: Stwierdziła, że powinienem pójść na skróty i po prostu zabić króla. Bo skoro i tak mam
prędzej czy później zostać władcą, to po co to przeciągać. Jednak ja tak nie uważałem. Przecież
jeszcze tego samego dnia wychwalał mnie pod niebiosa i nadał mi tytuł tana. I miałem go tak po
prostu zabić?
JA: Ale w końcu zabiłeś króla. Co się stało?
MAKBET: Sam nie wiem. Chyba zwyczajnie uległem jej namowom. Nie wiem czemu. Ale wiem, że
ta decyzja zmieniła moje całe życie. Gdy to zrobiłem, zacząłem słyszeć jakieś głosy – coś w stylu
„Cawdor go zabił” albo „Nie spij, bo Makbet morduje”. Nie mogłem tego znieść.
JA: Następnego dnia okazało się, że nikt nie wiedział momentu zabójstwa. Jedynych potencjalnych
świadków – strażników królewskich, zamordowałeś. Dlaczego?
MAKBET: Wydaje mi się, że to właśnie ich głosy słyszałem i mimo tego, że wtedy spali i nie mogli
nic widzieć, postanowiłem ich zabić. Całe zajście wyglądało tak jakby zrobił to w szale złości i
rozpaczy po zastaniu martwego króla Duncana. To było z mojej strony całkiem dobrze przemyślane –
wierny poddany mści się na zabójcach swojego Pana. Każdy by się nabrał. Co ciekawe, to zabójstwo,
jak i zresztą każde kolejne, przychodziło mi z coraz większą łatwością. Nawet mimo tego, że wciąż
miałem przerażające sny.
JA: Wspomniałeś o kolejnych zabójstwach. Kto był kolejny? Banquo?
MAKBET: Tak. Banquo i jego syn Fleance.
JA: Co Cię do tego skłoniło?
MAKBET: Uznałem, że skoro już jestem królem to nie mogę dopuścić do tego, abym był
podejrzewany o zabójstwo króla. A Banquo był osobą, która podejrzewała, że na tron dostałem się nie
do końca uczciwie. Dodatkowo, przepowiednia czarownic głosiła, że jego syn ma zostać władcą,
dlatego dla pewności również jego kazałem zabić, specjalnie wynajętym do tego celu mordercom.
JA: Rozumiem, że wykonali zadanie?
MAKBET: Tylko w połowie. Udało im się zabić Banqua, jednak Fleance zdołał uciec. Muszę Ci
powiedzieć, że to zabójstwo chyba najbardziej na mnie wpłynęło i ostatecznie zamieniło mnie w
okrutnego tyrana.
JA: W jaki sposób wpłynęło to na Ciebie?
MAKBET: Tamtego dnia, gdy dowiedziałem się o śmierci Banqua, podszedłem do stołu, gdzie
siedzieli moi goście i, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, na miejscu gdzie chciałem usiąść, siedział
jego duch. Ja wtedy zwariowałem. Wszyscy dookoła starali się mnie przekonać, że nikogo tam nie ma,
jednak przez mój strach i świadomość moich okropnych czynów, dalej go widziałem. To było
straszne.
JA: Co zrobiłeś z tym strachem?
MAKBET: Stwierdziłem, że muszę iść do tych czarownic i dopytać je o swoją przyszłość.
JA: Czego się dowiedziałeś?
MAKBET: Znowu to były trzy rzeczy: abym strzegł się Macduffa – jednego ze szkockich dostojników
oraz że nic mi nie grozi dopóki Birnamski las się nie ruszy i nikt zrodzony z niewiasty mnie nie zabije.
Szczególnie te dwie ostatnie informacje mnie uspokoiły, gdyż po pierwsze, jak ktoś mógłby ruszyć z
miejsca las, a po drugie jak mógłby się zrodzić człowiek, jak nie z niewiasty.
JA: Czy poczułeś wtedy, że Twoja władza jest nieograniczona i, wręcz, nieskończona?
MAKBET: Myślę, że tak, co na pewno nie wpłynęło dobrze na moje dalsze losy.
JA: Dlaczego?
MAKBET: Dowiedziałem się, że Macduff, ten sam Macduff którego miałem się obawiać, uciekł ze
swojego zamku do Anglii. Jednak zamiast nasłać na niego kogoś i go zabić, postanowiłem, że najadę
na jego zamek i wymorduje całą jego rodzinę. Okropne prawda? Patrząc na to z perspektywy czasu, to
myślę, że byłem już tak głęboko w moich zbrodniach, że nie myślałem do końca racjonalnie.
JA: To prawda. Obaj wiemy, że pozostawienie Macduffa przy życiu nie było najlepszym pomysłem.
MAKBET: Oj tak. Gdy dowiedział się, że wymordowałem wszystkich którzy byli wtedy na zamku,
postanowił, że trzeba mnie obalić.
JA: I przy pomocy syna króla Duncana, pomścili wszystkich, których zabiłeś.
MAKBET: Zgadza się. Nigdy nie pomyślałbym, że las może się ruszyć, a jednak okazało się to, w
pewnym sensie, możliwe. Macduff kazał każdemu ze swoich żołnierzy ściąć dużą gałąź, po to aby
ukryć to jak liczna jest jego armia. Gdy spojrzałem na las Birnamski z zamkowego okna, faktycznie
wyglądał on jakby kroczył wprost na zamek. I tak o to, według przepowiedni, moje panowanie stało
się zagrożone.
JA: A z drugą przepowiednią – „nikt zrodzony z dziewicy nie zabije Makbeta”? Bo obaj zgodzimy się
z tym, że nie żyjesz, prawda?
MAKBET: Oczywiście. Moim zabójcą był Macduff – ten którego miałem się strzec. W trakcie
pojedynku z nim, gdy rzekłem że mnie nie zabije, bo urodziła go kobieta, powiedział, że się mylę.
Nikt go nie urodził – został wyjęty z łona swojej zmarłej matki. A więc był osobą, która mogła mnie
zabić. I to zrobił.
JA: No dobrze, jeszcze raz bardzo dziękuje Makbecie za możliwość przeprowadzenia z Tobą tego
obszernego wywiadu.
MAKBET: Ja również dziękuje.

You might also like