You are on page 1of 4

5

Obecnie

Oznajmienie Zosi, że zamiast fitnessu i kawki z koleżankami czeka ją całe popołudnie


wypełnione opieką nad córką, było przejebane. Zrobiła mu awanturę. On ją opierdolił,
przypominając, że kulawa nutria jest lepszą matką od niej. W rewanżu rozpieprzyła kilka
kryształowych kieliszków, pieniąc się o brak opiekunki. Praktycznie od dnia porodu suszyła
Fabianowi głowę, żeby zatrudnił jakąś panienkę, która zamieszkałaby z nimi i odwalała całą
robotę.
– Nie ma takiej opcji! – zakończył dyskusję i wyszedł z domu na obrzeżach miasta.
Kupił go, gdy Zosia zaszła w ciążę. Sąsiedztwo miał beznadziejne, same zjeby.
Grzeczni, uprzejmi, totalnie akuratni. Dużo bardziej wolał swój apartament w centrum, gdzie
roiło się od imprezowiczów, którzy chętnie zalewali z nim robaka i o nic nie pytali. Ale
kupował go z myślą o sobie. Nie chciał, żeby córka wychowywała się w samym sercu
nocnego życia. Żona też na to nie zasługiwała.
Mimo wszystkich jej wad czuł słabość do Zosi. Teoretycznie była świetną dziewczyną,
zwłaszcza w chwilach, w których zapominała, że życie toczy się zupełnie inaczej, niż
marzyła. Długo nie mogła pogodzić się z ciążą. Na początku nalegała na skrobankę, później
grzecznie prosiła, a na koniec błagała. Fabian nie chciał się zgodzić. Tylko skończony cwel
zajebałby własne dziecko, nie dając mu szansy zmierzenia się ze światem. Odmówił, ale
obiecał zająć się Zosią.
Młoda żonka wzięła sobie to do serca i nie wahała się korzystać. Oprócz dachu nad
głową dostała fiata 500 i konto, na które co miesiąc przelewał jej szmal, żeby poczuła się
niezależna. Zapewniał, że jak Asia pójdzie do szkoły, otworzy jej salon kosmetyczny albo
sklep ze zdrowym żarciem. Sam wciąż tęsknił za adrenaliną. Odliczał czas od jednej roboty
do drugiej. Po ślubie skończyły się przygody, wiódł nudne, rodzinne życie wzbogacone o
kilka słabostek, takich jak brandy, koniak czy squash.
Doczesne sprawy zeszły na dalszy plan, gdy zaparkował furę na vipowskim miejscu i
wszedł do bloku swojej wspólniczki. Nareszcie zaczynali grę o pieniądze. Zawsze tak było.
Robili mocny strzał, część legalizowali, resztę trzymali w gotówce, a jak się kończyła,
organizowali następną robotę.
– Cześć, koścista – przywitał ją, kiedy znalazł się na górze.
Oliwia wyglądała przerażająco chudo. Tak, że chciałoby się ją nakarmić.
– Dawno cię tu nie było… – powiedziała, zapraszając go do środka.
Apartament był nieprzyzwoicie duży. Oliwii odbiło z tą miejscówką. Raz w miesiącu
zanosiła do banku gruby plik sałaty, żeby je spłacić. Podniebny kawałek przestrzeni
kosztował więcej niż jego dom z garażem.
– Nadal uważam, że nie potrzeba ci tyle miejsca, ale rozumiem, że kiedy jest się
dziewczynką dorastającą w skrajnej biedzie, trudno zwalczyć kompleksy. – Znali się od
ośmiu lat, dzielili najgorsze tajemnice, dlatego potrafił być wobec niej szczery.
– W jaki sposób uświadomiłeś Wojtka? – od razu przeszła do kwestii, która musiała jej
ciążyć.
– Dzięki, chętnie napiję się kawusi – zadrwił.
Wszedł do salonu, nie ściągając butów. Wiedział, że w poniedziałek sprzątaczka
wypoleruje podłogę na błysk. Przynajmniej będzie się mogła wykazać, zanim zgarnie kasę.
– Fabian, weź nie pierdol! Prowadzimy biznes, nie kącik czytelniczy! Co powiedziałeś
księgowemu?!
Wspólniczka miała prawo wiedzieć, a on obowiązek poinformować ją o detalach.
Uczciwość była podstawą, dzięki niej prowadzili biznes od tylu lat.
– Wczoraj zabrałem go na przejażdżkę.
– Zgodził się? – spytała zdziwiona.
Odkąd podpisali umowę, Wojtek spotykał się z nimi tylko u siebie w domu lub u
Oliwii. Raz zdarzyło się, że w miejscówce, na której urządził hodowlę psów. Nie było mowy,
żeby z własnej woli wziął udział w przejażdżce samochodowej. O wizytach w biurze w ogóle
nie chciał słyszeć. Uważał, że w lokalu naprzeciwko służby zainstalowały monitoring. Miał
obsesję na punkcie podsłuchów, szpiegów, policji skarbowej i wszystkiego, co dotyczy
bezpieczeństwa. Zdaniem Fabiana niepotrzebnie. Prał kasę kilku burdelom, im i jakimś
vatowcom z niższej ligi, poza tym miał rzeszę klientów z całkowicie legalnymi biznesami.
Żaden z niego chojrak, zwyczajnie lubił pozerzyć.
– Zadzwoniłem i oznajmiłem, że albo wsiądzie, albo wywlokę go przed dom na oczach
żony i dzieci. – Fabian nie był typem człowieka, który mógłby zrobić to swojemu
najlepszemu pracownikowi, ale bandycka otoczka działała. – Wyszedł natychmiast.
Pojechaliśmy do lasu. Tam spokojnie przypomniałem mu, żeby nigdy nie wtrącał się w nasze
sprawy, bo las jest duży, a ja zawsze wożę w bagażniku łopatę.
– Pojebało cię?! – wydarła się na cały regulator Oliwia. – Przecież on nas weźmie za
psychopatów! Gangsterów pierdolonych!
– I o to chodzi. Strach jest najlepszą formą kontroli.
Od początku biznesu trzymali się tej maksymy, lecz dotyczyła opieki nad towarem i
relacji z klientami, nigdy księgowego. Jego Fabian długo traktował jak świętość. Potrzebował
wielu lat, żeby uświadomić sobie, że tak naprawdę Wojtek gówno o nich wie i nie ma pojęcia,
skąd biorą szmal. Poza tym wcale nie był niezastąpiony. Płacili gotówką, dużo. Niejeden
księgowy by się skusił. Natomiast samo dupczenie Oliwii dawało Wojtkowi poczucie
bezpieczeństwa. W jego oczach Fabian miał być złym gościem, a ona głosem rozsądku.
– Zasugerowałem też, że najwyższa pora skończyć z pukaniem Oliwy i skupić się
wyłącznie na robocie – powiedział. – Chciałem, żeby nasz układ działał tak jak na początku.
To Fabian zwerbował Wojtka. Po trzech latach biznesu pojawiły się pierwsze poważne
pieniądze, które zaczęły sprawiać kłopot. Mieli wystarczająco, żeby kupić mieszkania,
założyć lokaty, ale nie mieli pojęcia, jak wytłumaczyć się przed skarbówką, a ich ówczesna
księgowa, stara pinda, była na taką grę za krótka. Olszewski miał ziomka, którego stary
prowadził trzy kluby go-go. Serwowali taniec, striptiz i nielegalne masaże z happy endem. Od
niego dostał namiary na cyfrowego czarodzieja.
Umówili się w klubie. Wojtek zażądał uwiarygodnienia kaucją w wysokości
pięćdziesięciu kawałków i tak to się zaczęło. Dzięki niemu zainwestowali w duży lokal, w
którym można wykazywać znacznie większe dochody. Pierwszą pralnię mieli w starej klitce z
zewnątrz przypominającej bar mleczny.
– Od kiedy wolno ci decydować, z kim sypiam?! – oburzyła się Oliwia.
Od dawna wkurwiał się, że wspólniczka poświęca tyłek dla trzymania księgowego w
ryzach. Podobno Wojtek liczył, że gdy Zosia urodzi, Fabian nieco zmięknie i dopuści go do
biznesu. W końcu postanowił coś z tym zrobić, bo wcale nie zmiękł, tylko zmienił styl życia.
– A co? Będziesz za nim tęsknić?
Nie odpowiedziała.
– No właśnie… To idziemy do pracy?
– Najpierw zdejmij buty. Do biura wchodzę tylko ja i nie będę po tobie sprzątała.
Ściągnął pantofle w salonie i podeszli pod jedyne drzwi zamknięte na klucz. Chroniły
dostępu do specjalnie dobudowanego pomieszczenia. Oliwia sama je zaprojektowała. Fabian
uważał, że wystarczyłby normalny, nierzucający się w oczy gabinet, ale ona wolała postawić
betonowe kupsko na środku mieszkania. Taka dziwaczna, prostokątna dobudówka, boks
garażowy pierdolnięty w przejściu między kuchnią a salonem. Zewnętrzne ściany
pomalowano na niebiesko i ozdobiono kretyńskimi plakatami, które cebulaki kupują w Obi.
Panorama Nowego Jorku, londyńska budka telefoniczna, denny górski widok…
– Masz fatalny gust – stwierdził, gapiąc się na ściany.
Nie skomentowała, tylko kucnęła przed drzwiami, podwinęła dywan i wyjęła z kieszeni
dwuzłotówkę. Wsadziła ją w prawie niezauważalną szczelinę na jednej z drewnianych klepek
parkietu. W ten sposób otworzyła podłogowy schowek, w którym leżał klucz.
– Niby system jak przy wózkach z supermarketu, a działa znakomicie – pochwaliła
własny pomysł.
– Zastanawiam się, jak my sobie dawaliśmy radę, kiedy nie było tych wszystkich
bajerów… – rzucił, wchodząc do środka.
Gdy startowali z biznesem, brakowało im kasy na drogi sprzęt ułatwiający robotę. Nie
mieli odpowiedniego zaplecza, ciągle uczyli się nowych metod namierzania i
rozpracowywania towaru.
– Podobnie, tylko znacznie wolniej. – Włączyła światło. Wnętrze wypełnił srebrzysty
blask bijący od zawieszonych na suficie jarzeniówek.
Usiadła przy czarnym biurku zajmującym całą, przeciwległą wejściu ścianę. Przed
blatem stały dwa fotele obrotowe, na nim dwa komputery All-in-One, między którymi walały
się kartki i notatki. Na rogu biurka leżały trzy skórzane teczki z dokumentami. Pomieszczenie
miało dwa metry szerokości i pięć długości, ściany były czarne, podłoga wyłożona panelami.
Przy wejściu Oliwia ustawiła sklepową lodówkę na napoje pełną desperadosów. Za nią stał
sejf. Jak zwykle otwarty. Kobieta twierdziła, że biuro samo w sobie jest jej sejfem, więc nic
więcej zamykać nie trzeba. W środku leżało kilka plików banknotów, paszport i różne
dokumenty.
– No to pokaż, jakie towarki twoim zdaniem mogą zarobić nam szmal. – Fabian usiadł
obok wspólniczki i wywalił nogi na biurko. – Wybierzmy jeden i pohandlujmy! – krzyknął z
entuzjazmem, zacierając ręce.

You might also like