Professional Documents
Culture Documents
PROLOG (1,1–4)
1 1 Wielu już starało się ułożyć opowiadanie o zdarzeniach, które się dokonały pośród nas, 2
tak jak nam je przekazali ci, którzy od początku byli naocznymi świadkami i sługami słowa. 3
Postanowiłem więc i ja zbadać dokładnie wszystko od pierwszych chwil i opisać ci po kolei,
dostojny Teofilu, 4 abyś się mógł przekonać o całkowitej pewności nauk, których ci udzielono.
1–2. Pierwszy wiersz Ewangelii pozwala stwierdzić, że Łukasz nie jest pierwszym
ewangelistą. Już wielu przed nim próbowało utrwalić na piśmie czyny i słowa Jezusa, o czym
Łukasz wspomina być może dlatego, by usprawiedliwić do pewnego stopnia swoją zbyt śmiałą
jak na ludzkie możliwości decyzję. Podobnie jak dla Łukasza, tak i dla jego poprzedników,
źródłem były zeznania świadków i sług Dobrej Nowiny.
3–4. Łukasza skłonił zresztą do napisania nie tylko przykład innych Ewangelistów, lecz
także nalegania niejakiego Teofila, osobistości, o której nic nie wiemy, lecz którą Łukasz darzył
szczególnym szacunkiem, o czym świadczy choćby sam tytuł: dostojny Teofilu. Zresztą tytuł
ten może również stanowić aluzję do jakiejś godności piastowanej przez niego, a wówczas
szacunek, jakim go darzy Łukasz, miałby charakter bardziej urzędowy (por. Dz 23,26).
Teofilowi nie jest obca Dobra Nowina. Zna jej treść prawdopodobnie z katechezy ustnej.
Wydaje się jednak, że do Łukasza ma on zaufanie większe niż do jakiegokolwiek innego
nauczyciela. Tak więc Łukasz zbadawszy wszystko dokładnie, od pierwszych wystąpień Jezusa
– a ściśle mówiąc od zwiastowania narodzin Jana Chrzciciela – aż do wniebowstąpienia
Zbawiciela, opisze wszystko według kolejności, aby Teofil mógł się przekonać, że prawdą jest
to, czego się dowiedział już przedtem o Chrystusie i Jego czynach. Od tej pory wiara jego
będzie się opierać nie na podaniach trudnych do stwierdzenia, lecz na zeznaniach
autentycznych świadków. Mimo tych deklaracji Ewangelia Łukasza, podobnie jak trzy
pozostałe Ewangelie, nie będzie ani pełną, ani chronologicznie uporządkowaną biografią
Jezusa. Wzmianka o tym, że Ewangelista sam wszystko od początku zbadał, każe się już z góry
domyślać wielu interpretacji opisywanych faktów. Pod tym względem Ewangelia Łukasza
rzeczywiście różni się dość znacznie od pozostałych dwu Ewangelii synoptycznych. Mimo to
przyznać trzeba, że zasługuje na miano dzieła historycznego na pewno w większym stopniu niż
Ewangelia Mateusza czy Marka, i dlatego jej autor zyskał sobie miano „dziejopisarza Bożego”.
PRZED NARODZENIEM
NAWIEDZENIE (1,39–45)
39
W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [ziemi]
Judy. 40 Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. 41 Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie
Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. 42 Wydała ona głośny
okrzyk i powiedziała: «Błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego
łona. 43 A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? 44 Oto bowiem, skoro głos
Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. 45
Błogosławiona [jest], która uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Jej od Pana».
MAGNIFICAT (1,46–56)
46
Wtedy rzekła Maryja:
«Wielbi dusza moja Pana
47
i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.
48
Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej.
Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia,
49
gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny;
a święte jest Jego imię –
50
i miłosierdzie Jego z pokoleń na pokolenia dla tych, co się Go boją.
51
On przejawia moc ramienia swego,
rozprasza pyszniących się zamysłami serc swoich.
52
Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych.
53
Głodnych syci dobrami, a bogaczy odprawia z niczym.
54
Ujął się za sługą swoim, Izraelem,
pomny na miłosierdzie swoje,
55
jak przyobiecał naszym ojcom –
Abrahamowi i jego potomstwu na wieki».
56
Maryja pozostała u niej około trzech miesięcy; potem wróciła do domu.
Dialog Elżbiety z Matką Bożą kończy się hymnem Magnificat, który wyśpiewała Matka
Zbawiciela. Jest to hymn jakby potrójnej wdzięczności: za łaskę szczególnego wyniesienia
Maryi (45–50), za miłosierdzie i dobroć Boga względem Izraela (51–54), za wierność Boga w
dotrzymywaniu obietnic danych kiedyś patriarchom (55). Cały hymn jest właściwie utkany z
krótkich cytatów starotestamentowych, ułożonych w różne odmiany paralelizmów, co każe
przypuszczać, że tekst ten został zapożyczony przez Łukasza z tradycji typowo palestyńskiej.
46–48. Radość, do której anioł zachęcał Maryję w chwili zwiastowania, dopiero teraz
wypełnia serce Bogarodzicy. Podobne uczucia napełniały zresztą w ST Annę, kiedy powiła
Samuela (por. 1 Sm 2,1–10). Powód radości jest ten sam, który sugerował już wtedy Maryi
archanioł Gabriel: Maryja miała się cieszyć, bo została napełniona łaską. Tej pełni łaski jest
najwyraźniej świadoma, gdy oznajmia, że Bóg wejrzał na Jej uniżenie. Kiedy zaś stwierdza, że
błogosławioną nazywać Ją będą wszystkie pokolenia – to zapowiada w ten sposób rozwijający
się od tylu stuleci kult maryjny w jego najrozmaitszych postaciach.
49–53. Z samego oświadczenia Maryi wynika, iż całą swoją wielkość zawdzięcza Ona
wyniesieniu do godności Bogarodzicy. Najwięcej miejsca w swym Magnificat poświęca
Maryja miłosierdziu Bożemu. Przejawy owego miłosierdzia można odnosić albo do
poszczególnych etapów historii Izraela – okazał moc swojego ramienia na przykład, gdy
uwalniał Izraelitów z Egiptu, gdy pomagał im zwyciężać nieprzyjaciół w rozlicznych wojnach
(por. Pwt 26,6–9) – albo rozumieć je w sensie bardziej uniwersalistycznym i uważać za
podstawę odnoszenia się Boga do ludzi w ogóle: Bóg zawsze karze zbyt pysznych, a nagradza
uniżonych, odbiera majętność bogaczom, a wspiera ubogich (por. Ps 9,19; Iz 57,15; Jdt 9,11;
Mt 5,3). Stwierdzenia te nie są zresztą pozbawione cech pewnego, bardzo podnoszącego na
duchu proroctwa: w ten sposób zawsze Bóg będzie traktował ludzi. Po stronie ubogich stanął
również Jezus, gdy będąc bogatym… stał się ubogi (2 Kor 8,9), gdy istniejąc w postaci Bożej…
uniżył samego siebie, stając się posłusznym aż do śmierci (Flp 2,6.8).
54–55. Trzecia, ostatnia część Magnificat opiewa wierność Boga, spełniającego wszystkie
obietnice dane kiedykolwiek ojcom Izraela. Izraelita w swej pobożności, na wskroś
nacjonalistycznej, ze wszystkich przymiotów Boga najbardziej cenił sobie Jego wierność. Do
tej wierności odwoływał się prawie zawsze, gdy Boga o coś prosił, w niej też pokładał
największe nadzieje. Ze wszystkich zaś obietnic największymi w tradycji religijnej Izraela były
obietnice dane Abrahamowi a obejmujące swym zasięgiem wiele następnych pokoleń.
Opiewając przymioty Boga Maryja przekazała nam trzy bardzo typowe dla ST określenia
Stwórcy: jest On potężny, święty i pełen miłosierdzia nad tymi, co się Go boją. Bojaźń Boża –
to ideał pobożności starotestamentowej. Bogobojny jest równocześnie sprawiedliwy i
zatroskany o przestrzeganie Bożego Prawa.
56. Jeżeli Łukasz mówi, że Maryja została u Elżbiety około trzech miesięcy, a potem
zaznacza, że przyszła do niej w szóstym miesiącu po zwiastowaniu narodzin Jana Chrzciciela,
to może chce przez to dać do zrozumienia czytelnikom, że Maryja została w domu Elżbiety, by
służyć jej pomocą aż do przyjścia na świat Chrzciciela.
57–58. Zgodnie z zapowiedzią anioła, Elżbieta, gdy nadszedł jej czas, powiła syna.
Pamiętając o imieniu, jakie miało być nadane synowi Zachariasza, Ewangelista uczyni
natychmiast dwa spostrzeżenia: 1) Pan okazał jej swoje wielkie miłosierdzie; 2) sąsiedzi i
krewni cieszyli się razem z matką nowo narodzonego dziecięcia. Spełniły się pragnienia obojga
małżonków: wysłuchał Bóg modlitw Zachariasza, została odjęta od Elżbiety hańba,
towarzysząca w tamtych czasach małżonce niepłodnej.
59–63. Jako sprawiedliwi… i postępujący według wszystkich przykazań i przepisów
Pańskich, ósmego dnia (por. Rdz 17,12; Kpł 12,3) rodzice poddali swe dziecię obrzezaniu.
Ceremonii obrzezania towarzyszyło zazwyczaj nadawanie imienia dziecku. Otóż przy nadaniu
imienia synowi Zachariasza zdarzyły się znów rzeczy niezwykłe. Zgodnie z częstym
zwyczajem chłopcu chciano nadać imię ojca (por. np. Tb 1,1.9). Ale niezwykłość przyjścia na
świat tego chłopca oraz sam charakter jego posłannictwa każą odstąpić od tego zwyczaju mimo
energicznej opozycji najbliższej rodziny i krewnych. Elżbieta i Zachariasz – ten ostatni za
pomocą tabliczki, na której wypisał, jak pragnął nazwać syna – domagali się zgodnie, by ich
syn otrzymał imię Jan. Tak więc od tego momentu w każdym najbardziej zwyczajnym
odezwaniu się do dziecka jego rodzice zarazem wyznawali, że „Jahwe okazał im swoje
miłosierdzie” (por. 1,58).
64. Z nadaniem imienia Janowi kończy się czas kary zesłanej na jego ojca, Zachariasza.
Natychmiast otworzyły się jego usta, język się rozwiązał i mówił wielbiąc Boga. Tak więc
pierwsze słowa wypowiedziane przez uleczonego z niemoty Zachariasza były wyrazem
chwalby Bożej. Zauważmy, iż w rzeczywistości głównie w tym celu w ogóle warto i powinno
się otwierać usta.
65–66. Świadków ceremonii obrzezania i tych, co się domagali dla Jana imienia jego
ojca, ogarnęło przerażenie, które też udzieliło się najbliższym sąsiadom, a potem mieszkańcom
całej okolicy. Powodów przerażenia mogło być wiele, lecz ostatecznie wszystkie sprowadzały
się do niewątpliwego stwierdzenia bardzo wyraźnej ingerencji Boga: Świadomość zaś
znajdowania się w bezpośrednim kontakcie z Bogiem zawsze napełnia bojaźnią. Z drugiej
strony zupełnie oczywisty fakt wkraczania Boga w życie nowo narodzonego chłopca zmuszał
wszystkich do postawienia sobie pytania: Kimże będzie to dziecię?
BENEDICTUS (1,67–80)
67
Wtedy ojciec jego, Zachariasz, został napełniony Duchem Świętym i zaczął prorokować,
mówiąc:
68
«Błogosławiony Pan, Bóg Izraela,
bo nawiedził lud swój i odkupił,
69
i moc zbawczą nam wzbudził
w domu sługi swego, Dawida:
70
jak zapowiedział to z dawien dawna
przez usta swych świętych proroków,
71
że nas wybawi od nieprzyjaciół
i z ręki wszystkich, którzy nas nienawidzą;
72
że miłosierdzie okaże ojcom naszym
i wspomni na swoje święte Przymierze –
73
na przysięgę, którą złożył ojcu naszemu, Abrahamowi,
że nam użyczy tego,
74
iż z mocy nieprzyjaciół wyrwani,
bez lęku służyć Mu będziemy
75
w pobożności i sprawiedliwości przed Nim
po wszystkie dni nasze.
76
A i ty, dziecię, prorokiem Najwyższego zwać się będziesz,
bo pójdziesz przed Panem przygotować Mu drogi;
77
Jego ludowi dasz poznać zbawienie,
[co się dokona] przez odpuszczenie mu grzechów,
78
dzięki litości serdecznej Boga naszego.
Przez nią nawiedzi nas Słońce Wschodzące z wysoka,
79
by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają,
aby nasze kroki zwrócić na drogę pokoju».
80
Chłopiec zaś wzrastał i umacniał się na duchu, a żył na pustkowiu aż do dnia ukazania się
przed Izraelem.
1. August Cezar stał na czele imperium rzymskiego w latach 30 przed Chr. – 14 po Chr. i
podobnie jak inni imperatorzy rzymscy nazywał się chętnie „panem całego świata”. Nic też
dziwnego, że i zanotowane tu zarządzenie Augusta w dosłownym przekładzie brzmi: aby był
spisany cały świat! Zarządzane co pewien czas spisy ludności pozwalały władzom rzymskim
zorientować się przede wszystkim co do liczby ludzi, którzy na wypadek wojny mogliby być
spożytkowani do wzmocnienia rzymskich legionów; z drugiej strony – i to było nie mniej
ważne – listy obywateli sporządzane podczas generalnych spisów były konieczne do
skrupulatnego ściągania podatków. Palestyna, mimo iż rezydował w niej Herod mogący
używać tytułu króla, nie była zwolniona od poddania się publicznemu spisowi ludności. Warto
przy okazji dodać, iż dopełnienie tego obowiązku każdy Izraelita – a Herod chyba w
pierwszym rzędzie – uważał za wielkie upokorzenie.
2. Kwiryniusz przebywał w Syrii dwukrotnie jako wysoki urzędnik rzymski: pierwszy raz
w latach 10–8 przed Chr. brał udział w nie znanej bliżej misji wojskowej, zaś w r. 6 po Chr.
został mianowany formalnie prokuratorem Syrii. Być może, iż wzmiankowany tu spis odbył się
w latach 10–8 przed Chr. i był pierwszy w politycznej karierze Kwiryniusza. Rozpoczął go sam
Kwiryniusz, a dokończył w imieniu nieobecnego już wielkorządcy Sencjusz Saturninus. Spis
ów nazywany jest pierwszym spisem Kwiryniusza dlatego, by można go było odróżnić od
drugiego, który miał miejsce za czasów powtórnej bytności Kwiryniusza w Palestynie (r. 6 po
Chr.), o czym wspomina św. Łukasz w Dz 5,37. Dla nas dziś nie jest najważniejsze to, który
spis ludności miał Łukasz na myśli: pierwszy w ogóle, czy pierwszy za wielkorządcy
Kwiryniusza. Raczej wypada zwrócić uwagę na tę przedziwną zbieżność: oto gdy dokonuje się
spis „całego okręgu ziemi”, wtedy właśnie przychodzi na świat jeszcze jeden Człowiek. Czy
tylko powiększy się o jednego liczba wszystkich spisanych? Czy wielu spośród śmiertelników
już wtedy przypuszczało, co Nowonarodzony przyniesie całej ludzkości?
3. Małe, w czasach Jezusa niewiele ponad tysiąc mieszkańców liczące Betlejem –
dosłownie: „dom chleba” – było wspomniane przez proroka Micheasza (5,1), jako miejsce
narodzin Mesjasza, potomka Dawida. Dawid również w pobliżu Betlejem strzegł trzody ojca
swego, Jessego.
4–7. Wyjaśniając wzmiankę Łukasza o narodzinach Jezusa komentatorzy zwracają uwagę
na czasownik τίκτειν, którym została wyrażona idea porodzenia Jezusa przez Maryję. Warto
zanotować, że narodzenie człowieka poczętego przez stosunek mężczyzny z niewiastą jest
określane czasownikiem γεννάω (por. np. opis narodzin Jana Chrzciciela). Nazwanie Jezusa
„pierworodnym” wcale nie oznacza, że Maryja porodziła po przyjściu na świat Jezusa jeszcze
inne dzieci. Pierworodne jest pierwsze dziecko nawet wtedy, kiedy się okaże jedynakiem.
Autorzy natchnieni zwykli w podobnych wypadkach abstrahować od spraw dalszego
potomstwa. Chodzi im jedynie o podkreślenie, że nowo narodzone dziecię jest własnością
Boga. To właśnie wyrażała idea pierworodztwa. Łukasz świadomie przygotowuje sobie w ten
sposób tło literackie do opisu ofiarowania i wykupu Jezusa w świątyni. W Ewangelii Mateusza
powtarza się aż trzy razy wzmianka o braciach Jezusa (12,46n; 13,55; 28,10), wiadomo jednak,
że tym terminem określało się nie tylko bliższych, ale nawet dalszych krewnych.
Betlejem, będąc skromnym, pozbawionym wszelkich atrakcji miasteczkiem, nie mogło
pomieścić dużej ilości przybyłych na spis ludzi. Nic dziwnego, że wszystkie gospody – miejsca
prowizorycznego schronienia, często nawet nie mające dachu – były wypełnione po brzegi. Nie
było dla nich miejsca w gospodzie, co może mieć sens głębszy – „odpowiedniego” do
misterium Bożego Narodzenia. Oto, jak się będą układały „sprawy mieszkaniowe” Jezusa.
Istniał co prawda naród, w którym sobie Bóg szczególnie upodobał, naród, który za Bożą
pomocą miał już własną ziemię. Było też, Bożą własnością zwane, święte miasto Jerozolima, a
w nim świątynia, dom Boga. A jednak przychodząc na świat Syn Człowieczy nie miał gdzie
głowy skłonić. Przyszedł do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli (J 1,11). Przyjdzie czas,
że odwróci się od swego ludu. Na Święte Miasto spadnie straszna kara za to, że nie słuchało
Chrystusa. Będzie musiał użyć przemocy – jeden jedyny raz w ciągu swej działalności
publicznej – ażeby uwolnić dom swój od niepożądanych, bezprawnych lokatorów – intruzów.
Ostatecznie świat nigdy nie będzie Jego miejscem zamieszkania. Dla autorów natchnionych NT
świat stanie się synonimem wrogich Chrystusowi mocy. Chrystus przyjdzie na świat, żeby
stoczyć bój z szatanem, po czym znów wróci do Ojca.
OBRZEZANIE (2,21)
21
Gdy nadszedł dzień ósmy i należało obrzezać Dziecię, nadano Mu imię Jezus, którym Je
nazwał anioł, zanim się poczęło w łonie [Matki].
21. W Księdze Kapłańskiej 12,3 czytamy: Ósmego dnia [chłopiec] zostanie obrzezany.
Poddanie się temu i wielu innym prawom obowiązującym wszystkich Izraelitów było zgodne z
misją Mesjasza, który chciał być podobny we wszystkim do prawego człowieka. Mimo chwały
otaczających Go aniołów Jezus, narodzony pozornie jak każde palestyńskie dziecię, poddaje się
prawu obrzezania, składając w ten sposób pierwociny krwi własnej.
Imię Jezus dość często spotykane wśród Izraelitów (por. np. 2 Krn 31,15; 24,11; Ezd 2,6;
Ne 8,7; Ag 1,1.12), wyraża ideę pomocy, z jaką Bóg śpieszy ludziom: Jeszua – Jahwe jest
zbawieniem. Kiedy Mt 1,21 mówi o Jezusie: On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów – to
wyraźnie nawiązuje do treści imienia JEZUS. Ceremonia nadania imienia Jezusowi każe się
cofnąć myślą do opisu stwarzania wszechświata i człowieka. Wtedy to bowiem wszystkiemu,
co zaczynało istnieć, było nadawane imię (Rdz 2,19). Tak więc pierwsze w dziejach świata
nadawanie imion zbiegło się, jak widać z samym powoływaniem rzeczy do istnienia. Swoje
właściwe imię każdy chrześcijanin otrzymuje na chrzcie św. Otóż warto zauważyć, że ten
sakrament jest właściwie jakby ponownym stwarzaniem człowieka. Człowiek przez grzech
świadomie i dobrowolnie pozbawił się życia. Jednakże powodowany swą nieskończoną
dobrocią dokonał Bóg ponownego stworzenia człowieka, obdarzając go zresztą życiem jeszcze
wyższego rzędu. W każdej Mszy św. powtarzało się niegdyś słowa: „Boże, który godność
natury ludzkiej przedziwnie stworzyłeś i jeszcze przedziwniej naprawiłeś”. Tak więc znowu akt
stwórczy jest połączony z nadaniem imienia. Nazwy dawane kiedyś stworzeniom znaczyły
bardzo wiele, po prostu określały ich naturę; nie są pozbawione znaczeń także i te imiona, które
otrzymujemy na chrzcie św. Oto oznaczają one w pierwszym rzędzie zadzierzgnięcie
specjalnych związków ze świętymi w niebie i oddają nas w szczególną opiekę tym, co już
posiadają pełnię doskonałości.
Tekst Pawłowy: Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię,
aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych (Flp
2,9–10) bywa odnoszony do imienia Jezus, ale raczej odnosi się do tytułu boskiego Pan.
Z obrzędem oczyszczenia niewiasty, która dopiero co została matką, wiązało się złożenie z
tego tytułu ofiary oraz złożenie wykupu w wysokości proporcjonalnej do stanu majątkowego
rodziców. Fragment świadczący o całkowitym poddaniu się Syna Człowieczego prawom, które
obowiązywały w Jego ojczyźnie. Podobny do nas we wszystkim z wyjątkiem grzechu (Hbr
4,15). Święty Paweł będzie kiedyś mógł stwierdzić: Gdy jednak nadeszła pełnia czasu, zesłał
Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy
podlegali Prawu, byśmy mogli otrzymać przybrane synostwo (Ga 4,4–5). Złożenie wykupu za
pierworodnego przypomina tę jakże często wypowiadaną przez autorów starotestamentowych
myśl, że wszystko, co stworzone, jest własnością Boga. Druga część perykopy poświęcona jest
osobie i kantykowi Symeona.
22–24. Według przepisów Prawa Mojżeszowego niewiasta, która porodziła dziecię płci
męskiej, uchodziła za nieczystą przez siedem dni, gdy zaś wydała na świat córkę, była
nieczystą dni czternaście (por. Kpł 12,2–8). Choć minął już okres jej pierwszej nieczystości, w
dalszym ciągu nie wolno jej było opuścić domu przez dni trzydzieści trzy, gdy porodziła syna,
a przez dni sześćdziesiąt sześć po urodzeniu córki. Dnia czterdziestego – lub w przypadku
wydania na świat córki dnia osiemdziesiątego – niewiasta była obowiązana stawić się w
świątyni, gdzie kapłan, po dokonaniu odpowiedniego obrzędu, stwierdzał urzędowo, że została
oczyszczona, w związku z czym niewiasta składała ofiarę z jednorocznego jagnięcia i pary
gołębi lub synogarlic. Mówiąc o „dniach oczyszczenia ich” Łukasz zdaje się sugerować myśl,
że za nieczystą uchodziła nie tylko Maryja, lecz także Jezus. Z kontekstu jednakże wynika, że
samo przedstawienie Jezusa w świątyni, choć nie wymagane przez Prawo, zostało tu
podciągnięte pod wspólne miano oczyszczenia. Wszystko, co było pierworodne płci męskiej,
stanowiło – zgodnie z Prawem (Wj 13,2–12; 22,28n) – własność Boga. Pierworodne zwierzę
należało złożyć Bogu w ofierze, natomiast syn pierworodny winien być poświęcony na służbę
Bogu w świątyni. Ponieważ jednak obowiązek ten spełniały specjalnie do tego powołane
pokolenia kapłańskie, za pierworodne dziecię składało się wykup w wysokości pięciu
świątynnych syklów (Lb 3,47; 18,16). Znów nawiązuje Łukasz nie do powinności złożenia
wykupu za Jezusa, lecz do ofiary, którą miała złożyć za siebie Maryja, dopełniając w ten
sposób ceremonii urzędowego oczyszczenia. „Przedstawić” – to termin kultyczny LXX.
Maryja jako „Córa Syjonu” przedstawia przyszłego Arcykapłana Nowego Przymierza.
36. Anna prorokini – jak Miriam lub Debora – jest typem pobożnej niewiasty Starego
Prawa. Należała do tych, co modlitwą, postami i służbą świątynną usiłowali przyśpieszyć
zbawienie Izraela. Była z tych, którzy oczekiwali, z tych, dla których oczekiwanie na przyjście
Mesjasza było powołaniem życiowym. Słowa Łukasza: sławiła Boga i mówiła o Nim
wszystkim, dają nam prawo do uznawania w osobie Anny kogoś, kto jeszcze przed Janem
Chrzcicielem prostował ścieżki Pańskie. Jan wyprzedzał Jezusa. Anna prorokini wyprzedzała
Jana.
37–38. Jej wejście do świątyni akurat w chwili ofiarowania Jezusa nie było chyba
dziełem przypadku. Korzystała pewnie z tego samego światła Bożego, którym był oświecony
Symeon, gdy zapowiadał przyszłość Mesjasza i przedstawiał ból Jego Matki. Ewangelista
pozwala sobie na swoistą przesadę literacką, gdy mówi, że Anna nie rozstawała się ze
świątynią (37): Zaraz bowiem z następnego wiersza wynika, że gdy Dziecię Jezus wnoszono
do świątyni, Anna była tam nieobecna. Nadeszła właśnie w owej godzinie (w. 38). Jerozolima,
jako Święte Miasto i stolica Izraela, była często uważana za symbol i uosobienie całego
narodu. Wyzwolenie Jerozolimy było równoznaczne z uwolnieniem całego narodu. Z samego
tekstu nie można wywnioskować, o jakim wyzwoleniu – duchowym czy politycznym –
marzyła prorokini Anna i ludzie jej podobni.
51–52. Postać Maryi przechowującej w swym sercu słowa i czyny Jezusa pozostanie na
zawsze wzorem niedościgłym dla wszystkich ludzi prawdziwie wierzących i czerpiących
pokarm z nauki Zbawiciela. Łukasz powie nawet, że wszystkie owe przedziwne zdarzenia
wiążące się z przyjściem na świat Jezusa Maryja zachowywała w swym sercu, bezustannie nad
nimi medytując. Może Jej wspomnienia posłużyły też Łukaszowi za źródło wiedzy, gdy
przedstawiał historię dziecięcych lat Jezusa i chwile poprzedzające narodziny Syna Bożego.
Twierdzenie o postępach Jezusa w mądrości, w latach i w łasce zdaje się pozostawać w
sprzeczności z nauką o Bóstwie Jezusa. Przecież będąc Bogiem i posiadając pełnię wszelkiej
doskonałości, Jezus nie mógł wzrastać ani w mądrości, ani tym bardziej w łasce u Boga.
Trudność powyższą usuwa, przynajmniej pośrednio, wzmianka o wzrastaniu Jezusa w latach.
Ona to właśnie upoważnia nas do wiązania całego zdania z naturą Jezusa tylko ludzką.
Podobnie jak wzrastał Jezus w latach, tak też pomnażała się Jego mądrość, zdobywana w
następstwie coraz to nowych doświadczeń; bardziej widoczne stawało się na zewnątrz
upodobanie, jakie w Nim Bóg znajdował. W ten sposób urzeczywistnia się też i to, co mówił
Jan Chrzciciel: Trzeba, by On wzrastał, a ja żebym się umniejszał (J 3,30). Więziony przez
kilkanaście miesięcy i nawet z więzienia wysyłający posłańców do Jezusa, Jan umilknie na
zawsze wtedy właśnie, kiedy Jezus będzie u szczytu nawoływań do miłości. Lata
poprzedzające ten moment służyły stopniowo umniejszaniu się Jana, a wzrastaniu Chrystusa.
PRZYGOTOWANIE DO DZIAŁALNOŚCI JEZUSA
10–11. Nawoływanie Jana przynajmniej czasami odnosiło skutki. Ludzie pytali bowiem:
Cóż więc mamy czynić? Pytanie tego rodzaju świadczy o wewnętrznym otwarciu się człowieka,
o jego gotowości poddania się wszelkim wskazaniom. Otóż znamienne jest to, że Jan w swej
odpowiedzi stawia na pierwszym miejscu potrzebujących: z dwu posiadanych sukni jedną każe
oddać bliźniemu, który wcale nie ma ubrania; podobnie nakazuje dzielić się z potrzebującym
tym, co się ma do jedzenia.
12–14. Celników zobowiązuje do uczciwości: żadnych łapówek, żadnych wygórowanych
zysków, żołnierzom zakazuje wykorzystywania posiadanej broni do celów nieuczciwych,
zaleca im zaś poprzestawać na samym żołdzie. Oto jak powinno wyglądać życie ludzi, którzy
pragną unikać w przyszłości gniewu Bożego. Ma się ono opierać na praktyce sprawiedliwości i
miłości bliźniego, ma być ciągłym świadczeniem tej miłości.
15–18. Wszyscy trzej synoptycy zamieszczają świadectwo Jana o Mesjaszu, ale Łukasz
czyni to w sposób najbardziej dokładny. Tylko Łukasz zamieszcza wzmiankę o tym, iż
niektórzy ludzie uważali Jana za Mesjasza, o wiele dokładniej też niż np. Marek przedstawia
naturę chrztu, którego będzie udzielał Jezus.
JEZUS MESJASZEM
21–22. W opisie chrztu Jezusa tylko w relacji Łukasza Jezus modlił się w chwili
zstępowania nań Ducha Świętego w postaci gołębicy. Zresztą w żadnej Ewangelii Jezus nie
pozostaje tak często na modlitwie jak u Łukasza (por. prócz tego tekstu: 5,16; 6,12; 9,18; 11,1).
Poza tym w tym trójwierszu Ewangelii Łukasza (3,21–23) uderza nas przede wszystkim
przedziwne pomieszanie, gdy chodzi o osobę Jezusa, rzeczy niebieskich z ziemskimi: oto gdy
był chrzczony lud wszystek, został też, pozornie tak samo jak inni ludzie, ochrzczony i Jezus.
Nadto miał Jezus, przynajmniej w mniemaniu innych ludzi, ziemskiego ojca, którym był
właśnie Józef. Jednakże ani chrzest Jezusa w rzeczywistości nie był taki sam jak chrzest innych
ludzi, ani Jego ziemskie synostwo nie polegało na fizycznym pochodzeniu od Józefa.
Tradycja, dotycząca wszystkich szczegółów związanych z chrztem Jezusa,
prawdopodobnie sięga swymi początkami opowiadań samego Jana Chrzciciela. Od niego to
chyba dowiedziano się o treści owego głosu z nieba. Wzmianka o cielesnej postaci, w której
zjawił się Duch Święty, podkreśla dokładniej rzeczywistość teofanii, a może ma też na uwadze
lepsze uwydatnienie indywidualności Ducha Świętego. Intencje trynitarne Łukasza są aż
nazbyt widoczne w tym opowiadaniu: Jezus przyjmujący chrzest, Duch Święty w postaci
gołębicy, głos Ojca Niebieskiego z góry. Na podstawie tego, co dało się słyszeć z nieba, chrzest
Jezusa był niejako manifestacją Jego synostwa Bożego.
23. O Józefie zaś powiedział Łukasz, że jest tylko domniemanym ojcem Jezusa. Niemniej
Józef miał odegrać ważną rolę w owym powiązaniu Jezusa z ziemią i zamieszkałymi na niej
ludźmi. Bosko–ludzkie sprawy Jezusa, opisane przez św. Łukasza, stały się też udziałem całego
życia Józefa. Dowiedział się bowiem od anioła, że Jezus, powierzony jego pieczy, począł się z
Ducha Świętego; wiedział również, że Jezus będzie wybawicielem Izraela. Z drugiej strony
jednak musiał się oddać najbardziej szarym zajęciom, żeby zapewnić Jezusowi i Matce Jego
środki do ich doczesnej egzystencji. Wzmianka o tym, że Jezus miał lat około trzydziestu (miał
ich zapewne nieco więcej ponad trzydzieści), gdy zaczynał swą publiczną działalność, również
nie jest pozbawiona – jak się wydaje – znaczenia. Kandydat na kapłana był zdolny do
spełniania funkcji kapłańskich, kiedy ukończył lat trzydzieści (Lb 4,3); Józef egipski
rozpoczynał swoje urzędowanie po ukończeniu trzydziestego roku życia (Rdz 41,46), Dawid w
tym właśnie wieku został powołany na króla (2 Sm 5,4), a Ezechiel na proroka (Ez 1,1). Jezus
ma około trzydziestu lat, gdy rozpoczyna swoją działalność jako Król, Kapłan i Prorok.
24–38. Rodowód Jezusa podali tylko dwaj ewangeliści: Mateusz i Łukasz. Genealogia
Jezusa w wersji Mateuszowej ma charakter zstępujący: od Abrahama do Jezusa, w Ewangelii
Łukasza – wstępujący: od Jezusa poprzez Dawida, Abrahama i Adama do samego Boga.
Łukasz – być może opierając się na Pawłowej teologii dwu Adamów (por. Rz 5,12–21) – chce
przez to pokazać, że Jezus jest drugim Adamem. W Łukaszowej wersji rodowodu Jezusa
można wyodrębnić jedenaście zgrupowań imion, w każdej grupie po siedem. W tej części
rodowodu, która obejmuje imiona od Abrahama do Dawida, daje się zauważyć całkowita
zgodność pomiędzy Mateuszem a Łukaszem, natomiast we fragmencie od Dawida do Jezusa
mamy do czynienia z bardzo wielu rozbieżnościami. Dotyczą one nawet prawie bezpośrednich
przodków Jezusa: ojciec Józefa nazywał się według Łukasza Heli, natomiast według Mateusza
Jakub.
Spośród wielu podejmowanych dotychczas prób zharmonizowania tych dwu redakcji
rodowodu Jezusa dwie zasługują na szczególną uwagę. Według pierwszej z nich obydwaj
ewangeliści podają genealogię Józefa, a rozbieżności między nimi biorą się stąd, że Mateusz
przedstawia naturalny rodowód Józefa, Łukasz zaś referuje ten sam rodowód na podstawie
prawa lewiratu. Istotę prawa lewiratu, często stosowanego w izraelskich zwyczajach
rodzinnych, podaje Księga Powtórzonego Prawa (25,5n). Otóż według zaproponowanego
wyżej rozwiązania ojcem naturalnym Józefa był Jakub wg genealogii Mateusza, Heli zaś wg
genealogii Łukasza był ojcem Józefa na mocy prawa lewiratu. Tak samo zresztą tłumaczy się
rozbieżność pomiędzy Mateuszem a Łukaszem w przypadku Salatiela.
Zwolennicy innego rozwiązania natomiast sądzą, że rozbieżności pomiędzy Mateuszem a
Łukaszem wynikły z faktu, iż pierwszy podaje rodowód naturalny Józefa, a drugi – takąż samą
genealogię Maryi. Józef wszedł do rodowodu Maryi dlatego, że według zwyczajów
żydowskich, gdy Izraelita miał same córki, męską linię jego potomstwa przedłużał zięć. Tak
miało być właśnie w przypadku Maryi, która nie miała braci.
1–8. Dwaj synoptycy – Mateusz i Łukasz – opisują dość dokładnie kuszenie Jezusa na
pustyni. Marek (1,12n) czyni o tym tylko lakoniczną wzmiankę. Opis Łukasza jest prawie
identyczny z relacją Mateusza, lecz zawiera kilka godnych uwagi retuszów interpretacyjnych. I
tak np. nie ma wątpliwości w trzeciej Ewangelii co do tego, kto zawiódł Jezusa na pustynię, bo
cały opis zaczyna się od słów: Pełen Ducha Świętego, powrócił Jezus znad Jordanu. Kusiciela
nazywa Łukasz po prostu diabłem.
9–13. Mateuszowe „Miasto Święte” Łukasz nazwie wyraźnie Jerozolimą (4,9); ukazane
Jezusowi wszystkie królestwa świata według relacji Łukasza szatan nazywa potęgą i
wspaniałością, dodając przy tym, że nad wszystkimi posiada moc i może je rozdawać, komu
chce. Łukasz nie omieszka też zaznaczyć, że szatan władzy owej nad całym światem nie ma z
samego siebie, lecz że została mu ona dana, wreszcie jedynie Łukasz zanotuje, że szatan
odstąpił od Jezusa tylko do czasu. Zarówno w wersji Mateusza, jak i w relacji Łukasza
wszystkie trzy kuszenia Jezusa mają na celu uzyskanie z ust samego Jezusa odpowiedzi, która
byłaby wyrazem Jego świadomości mesjańskiej. Chrystus, ten drugi Adam, nie poddał się
żadnej z pokus w przeciwieństwie do pierwszego Adama, który uległ pierwszej próbie.
POCZĄTEK DZIAŁALNOŚCI
16–17. Lecz oto pierwsze niepowodzenie. Miało ono miejsce w Nazarecie – czyli w
rodzinnym mieście Jezusa – a relację o tych pierwszych trudnościach przekazał nam tylko
autor trzeciej Ewangelii. Zresztą zaczęło się wszystko jak najlepiej: przyszedłszy do Nazaretu,
Jezus udał się w szabat do synagogi, gdzie zwyczajem przyjętym także przez uczonych
żydowskich, począł czytać i wyjaśniać Pismo. Łukasz powiada, że rozwinąwszy księgę,
dokładnie mówiąc, rozwinąwszy pergaminowy zwój, Jezus zupełnie przypadkiem – tylko
Pięcioksiąg należało czytać po kolei, inne księgi można było czytać dowolnie, na wyrywki –
natrafił na tekst, którego wyjaśnienie okazało się brzemienne w następstwa.
18–19. Nie ulega wątpliwości, że za przypadkowością wyboru owego tekstu znajdowało
się działanie Ducha Świętego. Był to fragment Księgi Izajasza mówiący o powołaniu i
działalności proroka: prorok został powołany wskutek tego, że spoczął na nim Duch Pański,
którym został namaszczony, celem zaś jego posłannictwa jest nieść dobrą nowinę ubogim,
głosić wolność więźniom, a ślepym możność widzenia; sprawiać ulgę uciśnionym i ogłaszać
rok łaski, która zstąpiła od Pana.
20–24. Skończywszy czytanie, począł Jezus wyjaśniać zebranym sens świętego tekstu. Na
wstępie oświadczył, że dziś właśnie spełniły się prorocze słowa Izajasza. Było to oświadczenie
ogromnie doniosłe. Jezus dał w nim do zrozumienia, że to, co prorok powiedział o sobie, w
rzeczywistości odnosiło się właśnie do Jezusa; że to wskutek działalności, którą Jezus
rozpoczyna, ślepi będą widzieć, chromi chodzić, a ubodzy posłyszą Dobrą Nowinę.
Egzegeza Jezusa nie budziła żadnych zastrzeżeń; przeciwnie, Łukasz nawet zaznacza, że
wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym łaski słowom (lub: wdzięku), które płynęły z ust
Jego. Jeśli tak było, to chyba dlatego, że zebrani nie zrozumieli właściwie słów Jezusa. W
zdumienie i podziw wprawiała ich jedynie Jego mądrość. Wiedzieli przecież, że był synem
Józefa cieśli, znali Jego Matkę i najbliższych krewnych. Łukasz nie mówi wyraźnie, że zebrani
w synagodze wątpili w prawdomówność i uczciwość Jezusa, ale pytania, które sobie
wzajemnie zadawali, zdają się o tym świadczyć, co potwierdza zresztą autor pierwszej
Ewangelii, który przedstawia analogiczny fakt, choć co prawda w zupełnie odmiennym
kontekście.
Zresztą Jezus sam odczytał te wątpliwości w sercach swoich słuchaczy, którzy byli
przeświadczeni, że mógł On dokonać rzekomo czegoś niezwykłego tylko w Kafarnaum, gdzie
nikt Go nie znał i nie wiedział nic o Jego pochodzeniu. Niechby tak spróbował powtórzyć choć
jeden z tamtych czynów tu, w ojczyźnie swojej, w Nazarecie! Wyręczywszy Żydów w
wyraźnym wypowiedzeniu tych ukrytych myśli Jezus przypomniał smutną prawdę z dziejów
Izraela: otóż żaden z proroków ST nie znalazł posłuchu we własnej ojczyźnie.
25–27. Oświadczenie to potwierdził Jezus dwoma przykładami: gdy wskutek
długotrwałej suszy zapanował w całej Palestynie głód, to Eliasz dokonał cudu rozmnożenia
zapasów żywności nie w swojej ojczyźnie – choć cierpiało tam wiele wdów – ale w pogańskiej
Sarepcie pod Sydonem; gdy za czasów Elizeusza wielu trędowatych było w Izraelu, to prorok
nie uzdrowił nikogo spośród swoich rodaków, tylko Syryjczyka Naamana.
28–30. Zebrani dobrze pojęli aluzje. Jednakże gorzka prawda napełniła ich nie skruchą,
lecz gniewem. Porwali się z miejsca, wyprowadzili Jezusa nie tylko z synagogi, lecz w ogóle z
miasta, i zawiedli Go na stok urwistego wzniesienia, skąd miał być strącony w przepaść. Planu
swego jednakże nie doprowadzili do końca, gdyż jeszcze nie nadeszła godzina Jego. Lecz
urwiste zbocze góry jako miejsce planowanej zagłady Jezusa pokazuje się turystom
dzisiejszym. W niewielkiej odległości od tego urwiska znajduje się kościółek zbudowany
rzekomo na tym miejscu, z którego Maryja, pełna bólu, przypatrywała się Jezusowi
prowadzonemu – na niewątpliwą – tak się przecież wydawało – śmierć.
31–32. Tak więc nie dokonawszy niczego w Nazarecie, przybył Jezus do Kafarnaum. Tam
podobnie jak w Nazarecie – zapewne w synagodze, choć Łukasz tego wyraźnie nie powiedział
– nauczał ludzi w szabat. Tym razem zadziwiał nie mądrością, lecz raczej autorytatywnością
swego nauczania. Znane nam już z Ewangelii Mateusza Kazanie na Górze jest bardzo
typowym przykładem takiej nauki. Występując w roli nauczyciela Chrystus był równocześnie
ustawodawcą. Jego słowo było pełne władzy.
38–41. Nie miał to być jedyny cud dokonany przez Chrystusa w Kafarnaum. Oto zaraz po
wyjściu z synagogi udał się Jezus do domu Szymona Piotra. Dom ten służył Zbawicielowi –
jak się wydaje – za kwaterę podczas Jego działalności w Kafarnaum. Tam właśnie, według
Łukasza samym słowem, według Marka przez ujęcie chorej za rękę, uleczył Jezus z wysokiej
gorączki teściową Piotra, co znów musiało się odbić szerokim echem w całej okolicy, skoro
wszyscy trzej synoptycy zanotowali to zdarzenie. Zresztą wyraźnie świadczy o tym, również
zapisany przez wszystkich trzech synoptyków, fakt sprowadzania do Jezusa ze wszystkich
stron cierpiących na różne choroby. Żaden z tych biedaków nie odchodził bez doznania ulgi.
Na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał.
JEZUS OPUSZCZA KAFARNAUM (4,42–44)
42
Z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce pustynne. A tłumy szukały Go i przyszły aż
do Niego; chciały Go zatrzymać, żeby nie odchodził od nich. 43 Lecz On rzekł do nich: «Także
innym miastom muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, bo po to zostałem posłany». 44 I
głosił słowo w synagogach Judei.
42–44. Nic też dziwnego, że gdy po kryjomu opuścił Kafarnaum i zamierzał udać się na
inne miejsce, ludzie, po dłuższych poszukiwaniach, zabiegali Mu drogę i prosili, by pozostał
nadal w ich mieście. Lecz On oświadczywszy, że musi także gdzie indziej głosić królestwo
Boże, wyszedł z Kafarnaum, ale przez jakiś czas jeszcze pozostał na terenie Galilei, nauczając
w synagogach i – jak zaznacza Marek – wyrzucając złe duchy (Mk 1,39).
4. Nie ma nic dziwnego w tym, że pierwsza część polecenia Jezusa dotyczy tylko osoby
Piotra – wypłyń – w drugiej zaś Jezus zwraca się do całej załogi – zarzućcie; kierował łodzią
zwykle jeden człowiek, ale sieć, jakiegokolwiek byłaby typu, musiało zarzucać w morze i
wyciągać kilku ludzi. Sieci, zwłaszcza te wielkich rozmiarów, były dość kosztowne. Kupowano
je wspólnym wysiłkiem kilku rybaków. Z tego względu sieci zarzucano i wyciągano grupowo.
5. Długoletnie doświadczenie – potwierdzone pracą usilną, lecz bezskuteczną nawet w
ciągu ostatniej nocy, która stanowiła porę najwłaściwszą na połowy – pozostawało w wyraźnej
sprzeczności z poleceniem Jezusa. Jednakże Piotr nie tylko wykona dokładnie nakaz Jezusa,
ale także nazwie Zbawiciela Mistrzem – taki jest bowiem sens greckiego terminu επιστάτης.
Tak więc zademonstrował Piotr właściwą postawę człowieka wobec inicjatywy Bożej: dał z
siebie wszystko, nie tracąc jednak ani poczucia własnej niemocy, ani ufności we wszechmoc
Boga.
6–8. Przerażenie Piotra jako takie jest rzeczą dość typową dla zachowania się ludzi
patrzących na przejawy cudotwórczej mocy Boga. Po raz pierwszy w Ewangelii Łukasza
występuje termin Kύριoς na określenie osoby Jezusa. Uwydatnia on godność i majestat Jezusa
bardziej niż notowany na początku tej perykopy rzeczownik επιστάτης – mistrz. Cudowność
połowu ryb nie tylko wprowadziła Apostołów w osłupienie, ale także – i to może przede
wszystkim – przyczyniła się do wzbudzenia ich wielkiej ufności w osobę Jezusa. Prośby Piotra,
zdumionego obfitością połowu, nie należy brać zbyt dosłownie. Piotr wcale nie pragnął, aby go
Pan Jezus rzeczywiście opuścił. Przemawiało przez tego przerażonego rybaka poczucie
wielkiej niegodności. Przypomina się mimo woli wyznanie setnika. Tak już będzie zawsze w
Ewangeliach: ilekroć człowiek czyni się w oczach Boga mało godnym, wówczas Bóg sam
dźwiga człowieka wyżej. Piotr rozumiał również, że znajdując się w obecności Jezusa ma do
czynienia z Istotą obdarzoną nadziemskimi siłami.
9–10. Chrystusowe słowa otuchy wypowiedziane do Piotra: Nie bój się, odtąd ludzi
będziesz łowił, z jednej strony dodawały Piotrowi odwagi do przyszłych zadań, z drugiej zaś
wyprowadzały go z niepokoju, w który wprawił go cudowny połów ryb. Warto już tu
zaznaczyć, że przyszłe połowy Piotra również będą się zawsze odbywały przy współudziale
Boga. Nikt nie może przyjść do Mnie – zapewnia Chrystus – jeżeli go nie pociągnie Ojciec,
który Mnie posłał (J 6,44).
11. Nowe życie Piotra i dwu synów Zebedeuszowych zaczęło się od podwójnego
wyrzeczenia: zostawili łodzie i sieci, bezcenne narzędzia ich pracy zarobkowej, następnie zaś
opuściwszy dom rodzinny, poszli za Jezusem. W najdokładniejszym, najbardziej
drobiazgowym planowaniu ludzkim należy zostawić margines na działanie Boga. Uległość
wobec Niego nie musi być rezygnowaniem ze zdrowego rozsądku. Każde powołanie, poważnie
potraktowane, zobowiązuje do wyrzeczenia się siebie, do pozostawienia wszystkiego i pójścia
z Nim. Posłuszeństwo Bogu opłaca się stokrotnie.
17–26. Wszyscy trzej synoptycy opisali cudowne uleczenie paralityka i powstały przy tej
okazji konflikt Jezusa z faryzeuszami. Te trzy relacje nie są jednak pozbawione pewnych
rozbieżności: Mateusz jest bardzo lakoniczny, zwięzły, opis Łukasza zawiera wiele szczegółów
różniących go od wersji Markowej. Tak np. autor trzeciej Ewangelii nie mówi, że cud miał
miejsce w Kafarnaum, ale zaznacza zaraz na początku, że nauczaniu Jezusa przysłuchiwali się
faryzeusze i uczeni w Prawie, przybyli ze wszystkich miejscowości Galilei, Judei i z Jeruzalem.
Brak też u Mateusza i Marka wzmianki o tym, że człowiek uzdrowiony – na duszy i ciele –
odszedł wielbiąc Boga oraz o tym, że świadków całego zdarzenia napełniła bojaźń. Wreszcie
ostatnie słowa owych świadków w Ewangelii Łukasza mają charakter entuzjastycznego
wyznania wiary w cudotwórczą moc Jezusa, czego nie można powiedzieć o zakończeniu tej
perykopy w wersji Mateusza lub Marka.
33–38. W sposób prawie identyczny jak pozostali dwaj synoptycy (Mt 9,14–17; Mk 2,18–
22) streszcza Łukasz polemikę Jezusa z uczniami Jana i faryzeuszami dotyczącą postu. Do
konfliktu doszło – jak się zdaje – jeszcze podczas uczty u Lewiego. Nie chodziło przy tym o
jakiś konkretny post wypadający tego dnia, lecz o to, że uczniowie Jezusa nie przestrzegali
wszystkich postów przyjętych na mocy zwyczajów żydowskich. W sposób identyczny też, jak
pozostali dwaj synoptycy, przytacza Łukasz porównania do łaty z nowego sukna i do starego
wina w nowych bukłakach.
39. Na zakończenie dorzuca jednak zdanie, które nie ma swego odpowiednika ani u
Mateusza, ani u Marka: Kto się napił starego, nie chce potem młodego – mówi bowiem: „Stare
jest lepsze”. Nie bardzo wiadomo, co by to dopowiedzenie miało oznaczać. Najbardziej
prawdopodobne wydaje się przypuszczenie, że chodzi tu o przytoczenie smętnego porzekadła
tych, którzy przywykli do praktyki Starego Prawa, uważając je za coś tak wartościowego, jak
stare wino.
ŁUSKANIE KŁOSÓW W SZABAT (6,1–5)
6 1 W szabat przechodził wśród zbóż, a uczniowie zrywali kłosy i jedli, wykruszając [ziarna]
rękami. 2 Niektórzy zaś z faryzeuszów mówili: «Czemu czynicie to, czego nie wolno w szabat?» 3
Wtedy Jezus odpowiadając im, rzekł: «Nawet tegoście nie czytali, co uczynił Dawid, gdy poczuł
głód, on i jego ludzie? 4 Jak wszedł do domu Bożego i wziąwszy chleby pokładne, sam jadł i dał
swoim ludziom? Chociaż samym tylko kapłanom wolno je spożywać». 5 I dodał: «Syn Człowieczy
jest Panem także szabatu».
6–8. W opisie uzdrowienia człowieka z uschłą ręką Łukasz zależy przede wszystkim od
Marka. Wpływy Marka zdradza sam początek opowiadania: a więc faryzeusze nie zadają
Jezusowi wprost – jak u Mateusza – podchwytliwego pytania, lecz podpatrują Go, czy będzie
w szabat uzdrawiał, aby znaleźć powód do skarg przeciw Niemu. Łukaszowa wzmianka o tym,
że Jezus poznał ich skryte myśli, nie ma odpowiednika u żadnego z dwu pozostałych
synoptyków.
9–11. Pytanie: Czy wolno w szabat czynić coś dobrego, czy coś złego? jest postawione
według Marka i Łukasza przez Jezusa, a nie, jak to podaje Mateusz, przez faryzeuszy w formie:
Czy wolno uzdrawiać w szabat? (Mt 12,10) Podobnie jak Marek również i Łukasz opuszcza
Mateuszową wzmiankę o owcy, która w dzień sobotni wpadła do dołu. Dłużej niż Mateusz
zatrzymuje się Łukasz przy pytaniu: Czy wolno w szabat czynić coś dobrego? U wszystkich
trzech synoptyków opis uleczenia paralityka kończy się jednakowo sformułowaną wzmianką o
zebraniu Żydów naradzających się nad tym, jak by zgładzić Jezusa.
BŁOGOSŁAWIEŃSTWA (6,20–23)
20
On zaś podniósł oczy na swoich uczniów i mówił:
«Błogosławieni [jesteście], ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże.
21
Błogosławieni, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni.
Błogosławieni, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie.
22
Błogosławieni jesteście, gdy ludzie was znienawidzą i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy
zelżą was i z powodu Syna Człowieczego odrzucą z pogardą wasze imię jako niecne: 23 cieszcie
się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie
ich czynili prorokom».
Mając obok siebie grono najbliższych współpracowników, a przed sobą rzesze ludzi,
których życzliwość, wskutek wyświadczonych dobrodziejstw, zdawała się nie ulegać
wątpliwości, wygłosił Jezus swoje wiekopomne Kazanie na Górze. W relacji Łukasza zostało
ono wygłoszone po dłuższej już działalności nauczycielsko-cudotwórczej Jezusa. Ten kontekst
chronologiczny zdaje się być bardziej właściwy niż podane przez Mateusza okoliczności,
według których Kazanie na Górze miałoby być wygłoszone na samym początku działalności
Jezusa. Należy bowiem przypuszczać, że Jezus wielu uprzednimi czynami przygotował ludzi
na przyjęcie tak ważnej nauki, jaką było Jego Kazanie na Górze. W relacji Łukasza – i tym
m.in. Łukasz różni się od Mateusza – Kazanie nie było wygłoszone już na górze, bo nieco
wcześniej Ewangelista zaznaczył, że Jezus zszedł z góry i zatrzymał się na równym miejscu.
Kazanie owo, zwane inaczej kodeksem moralności nowotestamentowej, w wersji
Łukaszowej jest znacznie krótsze niż w relacji Mateusza. Powstaje w związku z tym pytanie,
czy wygłoszone przez Jezusa Kazanie na Górze było tak długie, jak jego obecna wersja
Mateuszowa – pełne trzy rozdziały (5–7) – którą Łukasz skrócił do około 30 wierszy (6,17–
49), czy też może Kazanie owo, raczej krótkie w swej pierwotnej postaci, Mateusz rozbudował
szczegółami interpretacyjnymi, które bądź dorzucił od siebie, bądź wyrwał z innego kontekstu.
Próbując rozstrzygnąć ten problem należy przyznać, że Mateusz lubi gromadzić w większe
całości materiał dotyczący tej samej problematyki, choćby on znajdował się w chronologicznie
różnych kontekstach. Prawdą jest również to, że autor pierwszej Ewangelii z upodobaniem
interpretuje, wyjaśnia referowane przez siebie fakty, przez co zwiększają się rozmiary całej
jego Ewangelii. Z drugiej strony jednak nie ulega wątpliwości, że Łukasz w swej relacji
Chrystusowego Kazania na Górze opuszczał, jako niezrozumiałe dla czytelników jego
Ewangelii, partie o charakterze specyficznie semickim. Dlatego właśnie w Łukaszowej wersji
Kazania na Górze brak wskazań dotyczących składania przysięgi, rozwodów, zabójstw itp.
Należałoby zatem przypuszczać, że Kazanie na Górze nie było tak długie, jak jego obecna
wersja Mateuszowa, ani tak krótkie, jak relacja zachowana w Ewangelii Łukasza. Jest to
konkluzja dość sceptyczna, lecz na obecnym etapie badań Ewangelii nic ponadto nie można
powiedzieć.
Kazanie na Górze w wersji Łukaszowej zaczyna się również od błogosławieństw, jednak
nie dziewięciu jak u Mateusza, lecz czterech. Po błogosławieństwach następują – również
cztery – przestrogi, czyli tzw. „biada”, od słowa zaczynającego każdą z tych przestróg. Poza
tym błogosławieni są wymieniani u Mateusza w osobie trzeciej, u Łukasza – w drugiej. I
wreszcie ostatnia rozbieżność: Mateusz formułuje przynajmniej niektóre błogosławieństwa w
ten sposób, że posiadają one bardziej duchowy charakter.
Znów więc powstaje problem analogiczny do poruszanego przed chwilą: która z dwu
wersji błogosławieństw jest bardziej zbliżona do ich postaci oryginalnej: Mateuszowa czy
Łukaszowa? Otóż gdy chodzi o liczbę błogosławieństw, to bardziej prawdopodobna wydaje się
wersja Mateusza. Symetria czterech błogosławieństw i czterech przestróg zdradza dość
wyraźnie pewne tendencje literackie autora trzeciej Ewangelii. Natomiast mowa bezpośrednia,
czyli w drugiej osobie, zdaje się bardziej odpowiadać pierwotnym sformułowaniom logiów
Jezusa. Wreszcie nie ulega dziś wątpliwości, że retusze, dodatki spirytualizujące w pierwszej
Ewangelii pochodzą od jej autora, inaczej trudno byłoby zrozumieć, dlaczego Łukasz czyniłby
bardziej niezrozumiałym już zinterpretowany tekst Mateusza.
20. Wśród tych, co otrzymują obietnicę błogosławieństwa Bożego, na pierwszym miejscu
znajdują się ubodzy. Aczkolwiek dobra materialne były wyrazem błogosławieństwa Bożego, to
jednak już prawodawstwo starotestamentowe brało ubogich w szczególną opiekę. Ubodzy
Izraela, tzw. anawim Jahwe, tworzyli jakby klasę społeczną ludzi najautentyczniej
wyczekujących przyjścia Mesjasza, przy równoczesnym zatroskaniu o bardzo skrupulatne
przestrzeganie Prawa. Królestwo Boże przyobiecane ubogim jako nagroda za ich doczesne
niedostatki jest tu synonimem najwyższego dobrobytu.
21. Drugie błogosławieństwo, mające swój odpowiednik w trzecim błogosławieństwie u
Mateusza, jest właściwie synonimem pierwszego. Łaknęli bowiem i bywali spragnieni nie
bogacze, lecz właśnie ubodzy. Czym jest głód, do czego potrafi doprowadzić człowieka, do
jakiego stopnia może upodlić ludzką naturę – o tym najlepiej wiedzą pokolenia, które mają za
sobą ostatnie wojny, obozy koncentracyjne, powstania, oblężenia miast itp. Człowiek głodny
żyje tylko jedną myślą: jest to myśl o kawałku chleba.
W trzecim z kolei błogosławieństwie chodzi o ludzi, którzy uginają się pod brzemieniem
różnych nieszczęść, tracą najbliższych, całe swoje mienie, los sprzeciwia się im na każdym
kroku. Nie wykluczone jest jednak to, że chodzi tutaj również o takich, którzy jak w swoim
czasie Piotr, potrafią się zdobyć na łzy prawdziwej skruchy. W nagrodę udziałem ich stanie się
kiedyś radość, jakiej nikt już nie jest w stanie pozbawić człowieka. Radość jest nieodłącznie
związana z pojęciem królestwa mesjańskiego.
22. Wreszcie czwarte błogosławieństwo – Jezus zwraca się tu do ludzi w drugiej osobie –
podobnie jak ostatnie błogosławieństwo w relacji Mateusza, jest skierowane wprost do
Apostołów. To im są przepowiadane złorzeczenia i prześladowania z powodu Syna
Człowieczego. Wizja tych ucisków jest nieco bardziej ponura u Łukasza niż u Mateusza. W
Ewangelii Mateusza są wspomniane złorzeczenia, prześladowania i fałszywe oskarżenia,
natomiast Łukasz mówi o nienawiści, o wyłączeniu Apostołów z synagog, o okazywaniu im
powszechnej pogardy i o zniesławieniu ich imienia tylko dlatego, że są wyznawcami
Chrystusa. W obydwu wersjach tego błogosławieństwa chodzi o ten sam paradoks w
chrześcijańskim spojrzeniu na problem cierpienia. W medytacjach nad treścią tego paradoksu
będzie się potem lubował św. Paweł, ten, który może bardziej niż ktokolwiek z grona
Dwunastu odczuł ból prześladowań, zniewag i nienawiści z powodu Syna Człowieczego.
Właśnie ze względu na owe prześladowania Apostołowie będą kontynuatorami dzieła
proroków i zarazem spadkobiercami losu, jaki ich spotkał.
23. Zapłata czekająca Apostołów za prześladowania nie jest dokładniej określona. Będzie
nią po prostu niebo wraz ze szczęściem, jakie się składa na jego naturę.
PRZEKLEŃSTWA (6,24–26)
24
«Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą.
25
Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie.
Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie.
26
Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili
fałszywym prorokom».
OBŁUDA (6,41–42)
41
«Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku? 42
Jak możesz mówić swemu bratu: „Bracie, pozwól, że usunę drzazgę, która jest w twoim oku”,
podczas gdy sam belki w swoim oku nie widzisz? Obłudniku, usuń najpierw belkę ze swego oka, a
wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka brata swego».
41–42. Tak więc jeśli się chce usunąć źdźbło z oka brata, trzeba najpierw wyjąć belkę z
własnego oka. Jeśli tego nie uczynimy, będziemy trwali w obłudzie, którą Chrystus tyle razy i
tak bardzo zdecydowanie potępiał. Por. komentarz do Mt 7,1–5 (wyżej, s. 45)
46–49. Podobnie jak Mateuszowa (7,24–27, por. komentarz, wyżej, s. 49), tak też i
Łukaszowa wersja Kazania na Górze kończy się przypowieścią alegoryczną o dwu
budowniczych, z których jeden wznosił swój dom na solidnych, głęboko wkopanych w ziemię
fundamentach, a drugi – na lotnym, niczym nie umocnionym piasku. Budowla pierwszego
przetrwała największe ulewy i najsilniejsze wichury, budowanie drugiego rozpadło się, gdy
przyszła powódź i wezbrany potok uderzył w ów nowo zbudowany dom. Otóż budowniczymi
są ludzie, którzy słuchają słowa Bożego. Jedni i drudzy przyjmują pouczenia Boże w najlepszej
wierze, ale tylko niektórzy potrafią skutecznie wprowadzić w życie słowo Boże. Jedni trwają
przy Chrystusie mimo największego ucisku, inni zaś załamują się przy pierwszych
trudnościach.
18–21. Historię poselstwa uczniów Jana do Jezusa Łukasz przedstawił nieco dokładniej
niż Mateusz. Jego relacja jest wzbogacona o pewne szczegóły – np. wzmianka o dopiero co
dokonanych przez Jezusa cudownych uleczeniach – ułatwiające czytelnikowi lepsze
zrozumienie tej mimo wszystko dość trudnej perykopy. Z opowiadania Łukasza też nie wynika
dość jasno, dlaczego Jan domaga się od Jezusa publicznego wyznania Jego świadomości
mesjańskiej. Przeglądu różnych hipotez w związku z tą trudnością dokonaliśmy przy
wyjaśnianiu paralelnego tekstu Mateusza 11,2–6 (wyżej, s. 69–70).
22. Odpowiedź, jaką Jezus kazał zanieść Janowi, obydwaj ewangeliści zanotowali w
sposób identyczny. Łukasz podobnie jak Mateusz nie podaje jednak, czy i w jaki sposób
zrozumiał tę odpowiedź Jan Chrzciciel, lecz Łukasz wyznaje – może nawet mimo woli – kim
był dla niego Chrystus. Otóż rozpoczynając swoją relację o poselstwie uczniów Jana pisze
autor trzeciej Ewangelii: Jan przywołał do siebie dwóch spośród swoich uczniów i posłał ich
do Pana (w. 18 n). Tak więc Jezus jest dla Łukasza Panem. Przemawia tu przez Ewangelistę
wiara całego pierwotnego Kościoła w prawdę o zmartwychwstaniu Jezusa. Jezus jest
chwalebnym, wywyższonym Panem. W chwili gdy Jan chce się dowiedzieć, kim jest Jezus,
daleko jeszcze do ujawnienia tej chwały. Czeka Zbawiciela jeszcze długa, bolesna droga przez
cierpienie i krzyż.
23. Mając bardzo jeszcze starotestamentalne wyobrażenie o Mesjaszu – potężnym
wybawicielu i restauratorze politycznej świetności Izraela – wielu współczesnych Janowi
mogło zwątpić w to, czy Jezus jest rzeczywiście zapowiadanym Mesjaszem. Zachowywał się
bowiem tak dziwnie: nie wymierzał natychmiast surowej kary tym, którzy na nią z pewnością
zasługiwali, pozwalał się znieważać i zdawał się tolerować zło. Ludzie nie zdobywający się na
bardziej wnikliwy sposób myślenia mogli nie tylko w Niego zwątpić, lecz także naprawdę Nim
się zgorszyć.
24–27. Świadectwo Jezusa o Janie brzmi identycznie w relacji Mateusza i Łukasza. Jan
nie jest trzciną chwiejącą się na wietrze, nie jest człowiekiem odzianym w miękkie szaty i
oddającym się rozkoszom – tacy żyją w pałacach królewskich. Jan jest największym z
proroków, więcej niż prorokiem, i wśród narodzonych z niewiasty nikt nie jest większy od
niego.
28. Pochwała Jana Chrzciciela zmienia się niespodziewanie w pochwałę synów królestwa
Bożego. Przez królestwo niebieskie u Mateusza należy rozumieć, jak się wydaje, nową
ekonomię zbawienia lub dokładniej – nową społeczność wiernych. Otóż najmniejszy z tej
społeczności większy jest od Jana Chrzciciela. Wzmianka o owym najmniejszym w królestwie
Bożym zdaje się być przede wszystkim aluzją do samego Jezusa. To On przecież powiedział,
że przychodzi służyć wszystkim; On potem na znak swojej małości umyje nogi Apostołom.
Pośrednio jest to także aluzja do wszystkich wzgardzonych w królestwie Bożym. W oczach
Boga są oni większymi nawet od Jana Chrzciciela, który jeszcze nie należał do nowego
królestwa Bożego.
29–30. Świadectwo Jezusa o Janie Chrzcicielu i o najmniejszych w królestwie Bożym
kończy się syntetyczną uwagą, z której wynika, że większość ludzi słuchających Jezusa
zwracała się do Jana z prośbą o chrzest, przyznając w ten sposób – jak mówi Łukasz –
słuszność Bogu, czyli akceptując zbawcze plany Boga. Tak bowiem postanowił Bóg, aby na
przyjęcie Jego Syna ludzie przygotowali swe serca przez „chrzest nawrócenia”. Rozumiała to
większość Żydów, nawet celnicy, uważani powszechnie za typowych grzeszników. Nie chcieli
natomiast – bo trudno, powiedzieć, że nie mogli – uznać planów Bożych faryzeusze i uczeni w
Piśmie, czyli ci, którzy posiadali wszystkie dane, by poprzez lekturę dawnego Prawa odkryć
Boże plany. Trwając w ślepym uporze i zatwardziałości tym samym uniemożliwiali
zrealizowanie się względem nich zbawczych zamiarów Boga. Łukasz chce przez to
powiedzieć, że swymi planami zbawienia Bóg Ojciec obejmuje absolutnie wszystkich ludzi.
Potępieni nie wejdą do królestwa Bożego wyłącznie z własnej winy.
Być może, iż właśnie akurat wtedy, kiedy Jezus zasiadł do nauczania, jakiś człowiek
ukazał się na równinie przybrzeżnej, aby zasiać ziarno. Można się domyślać, że ludzie nie od
razu pojęli, dlaczego Jezus zwrócił ich uwagę na siewcę rzucającego ziarno na rolę.
4–5. Drogi palestyńskie nie zawsze są w pełnym znaczeniu tego słowa drogami. Często
nie są też dokładnie wyłączone spośród pól uprawnych; raczej należy powiedzieć, że każdy
kawałek uprawianej roli jest poprzecinany wielu dróżkami. Nic tedy dziwnego, że wiele ziarna
siewnego spadało na drogę lub też obok drogi. Nie zapadając w sypką ziemię, było
wdeptywane przez przechodniów i wcześniej lub później wydziobywały je ptaki, które zresztą
zwykły chodzić krok w krok za siewcą.
6–7. Gruntu skalnego jest w Palestynie wielekroć razy więcej niż uprawnej gleby. Zresztą
ta ostatnia również rzadko kiedy przypomina nasze czarnoziemy. Najczęściej jest to warstewka
ziemi pokrywająca z lekka nierzadko wystające na zewnątrz kamienie. Ziarno padające na owe
kamieniste polany zamiera rychło wskutek braku wilgoci. Przez ciernie należy tu rozumieć
wszelkiego rodzaju chwasty, wyjątkowo odporne na suszę, szybko wzrastające i dochodzące
swymi rozmiarami do 2–metrowej wysokości. Żadne zboże nie jest w stanie sprostać ich sile
wzrastania. Ciernie wyrastają znacznie szybciej i zagłuszają zboże.
8. Wydajności stokrotnej nie należy pojmować zbyt dosłownie. Stokrotny znaczy w tym
wypadku po prostu bardzo wielki. W paralelnym tekście Mateusza czytamy: Inne w końcu
padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne
trzydziestokrotny (Mt 13,8). Święty Hieronim twierdził, że chodzi tu o aluzję do dziewic, wdów
i do ludzi żyjących w małżeństwie. Każdy z tych stanów wyda w takiej właśnie proporcji
owoce świętości. Nikt dziś – rzecz jasna – nie podtrzymuje takiej egzegezy, gdyż nie odtwarza
ona myśli autora natchnionego. W tekście chodzi jedynie o ideę plonów obfitych, aczkolwiek
nierównych, w odniesieniu do poszczególnych ziaren.
Słowami: Kto ma uszy…, niechaj słucha zwykł Jezus nakłaniać swoich słuchaczy do
refleksji nad tym, co słyszeli. W analogicznym fragmencie Ewangelii Marka ta sama
konieczność wnikania w słowa Chrystusa – przy Jego wyraźnej pomocy – jest przedstawiona w
następujący sposób: Nie rozumiecie tej przypowieści? Jakże więc zrozumiecie inne? (Mk 4,13).
Trudno nie dostrzec w tych dwóch pytaniach odrobiny ironii. Wczuwając się w nieudolność
swoich słuchaczy Jezus wyjaśni za chwilę sens przypowieści. Największy problem
egzegetyczny stanowi dwuwiersz (9–11) łączący przypowieść z jej aplikacją.
9–10. Wynikałoby więc z tych słów, że Chrystus naucza w przypowieściach po to, aby
„inni” nie dostrzegali tego, na co będą patrzeć, i aby nie rozumieli tego, co będą słyszeć. Takie
postępowanie wydaje się dość dziwne, zwłaszcza gdy się zważy, iż przypowieści z natury swej
mają na celu przedstawienie idei oderwanych przy pomocy konkretnych obrazów; mają z
natury swej wyjaśniać, a nie zaciemniać. Otóż w odpowiedzi na powyższą kwestię należy
zauważyć, iż w kontekście oryginalnym Izajasza wspomniane słowa zapowiadają karę, jaka
spadnie na Żydów za ich wrogą, pełną niedowiarstwa postawę wobec nauczania proroków
starotestamentowych. Tam więc zaślepienie oczu i otępienie zmysłów było zamierzone. Inaczej
nieco rzecz się ma w Łukaszowej aplikacji słów Izajasza. Tu chodzi raczej o stwierdzenie
faktu, że nauczanie Chrystusa będzie okazją do zatwardziałości dla słuchaczy, którzy się
dobrowolnie na nią narażają i w zawiniony sposób w niej trwają. Cytat Izajasza ukazuje pewien
przewidziany i dopuszczony skutek przewrotnego postępowania. Tak więc sens w. 10,
opierając się na pewnej parafrazie, byłby następujący: Wam dane jest poznać tajemnice
królestwa Bożego, innym zaś przez przypowieści, aby się wypełniło to, co jest napisane:
Patrzyli, a nie ujrzeli, i usłyszeli, a nie zrozumieli. Por. nadto komentarz do Mt 13,10–17
(wyżej, s. 81).
11. Z wyjaśnienia tego wynika, że przypowieść niniejsza nie jest pozbawiona elementów
alegoryzujących. Ziarnem jest słowo Boże. Nie można jednak powiedzieć, że drogą jest świat,
że cierniami są rozkosze i bogactwa tego życia, a ptakami – są złe duchy. Samej przypowieści
można by też nadać tytuł: Losy Bożego słowa. Warto przy tym zauważyć, że trzy czwarte
Bożego ziarna idzie na marne. Tylko co czwarte wydaje owoc pożądany. Znowu dowód, że nie
mamy tu do czynienia z samą alegorią. W rzeczywistości bowiem znacznie więcej niż jedna
czwarta ziarna pada na dobrą rolę. Autor, abstrahując od pewnych szczegółów obrazu,
koncentruje się na myśli głównej całego opowiadania. Przy wyjaśnieniu przypowieści należy
również pamiętać o tym, że nie chodzi o samo podobieństwo ziarna do słowa, lecz o paralelizm
między ziarnem wrzuconym w ziemię a słowem Bożym skierowanym do serc i umysłów ludzi.
12–13. Są to ludzie, którzy słuchają słowa Bożego, nie odnosząc go jednak wcale do
siebie. Żyją w ustawicznym rozproszeniu, w ich głowach mogą się snuć bezkarnie
najrozmaitsze myśli. Żadna idea nie zdoła zapaść głęboko w ich serce, przy niczym nie trwają
tak długo, by mogło to w ich duszy zapuścić korzenie. Niektórzy ludzie bywają pociągani na
chwilę albo pięknem Bożego słowa, albo wizją nagrody za uczciwe życie. Mają jednak na tyle
słabą wolę, iż z natury nie są zdolni do poważnego, głębokiego pojmowania życia. Jego ujemne
aspekty mogą się im w każdej chwili wydać piękne i godne pożądania, poddają się im bez
walki.
14. Chodzi tu o tych, którymi zawładnęła żądza pieniędzy i przyjemności cielesnych.
Mogą to być umysły głębokie, poważne, ale pozostające w przemożnej niewoli dwu
wspomnianych mocy, które są w stanie zdusić w duszy człowieka wszystko, co wzniosłe.
15. Pozytywne nastawienie słuchających słowa, ich właściwe usposobienie oraz
konieczność świadomej współpracy ze wzrastającym powoli ziarnem – to elementy zasadnicze
pouczenia, jakie miało wynikać z wygłoszonej przez Chrystusa przypowieści.
Oto dzieje słowa Bożego. Obraz smutny: trzy czwarte ziarna idzie na marne. W życiu
wielu ludzi bywają okresy dróg publicznych, twardej opoki, cierni wszystko zagłuszających.
Droga nie strzeżona – chodzą po niej wszyscy. Chrystus powiedział o sobie: Ja jestem drogą (J
14,6) – jakże inna to Droga. Opoka – ludzie wysuszeni grzechami lenistwa w służbie Bożej.
Ciernie złego środowiska. Boża cisza – owoc stokrotny. Zresztą każdy człowiek bywa drogą,
opoką, cierniem… A każdy mógłby się stać glebą urodzajną.
19–21. Drugą część opowiadania Łukasz wyraźnie stylizuje i skraca nawet w porównaniu
z Markiem, a w odpowiedzi Jezusa na wiadomość, że jest On poszukiwany przez Matkę i braci,
pomija Łukasz wzmiankę o siostrach, nie notuje gestu Chrystusa wskazującego na uczniów w
momencie wyjaśniania, kto jest Jego Matką i bratem. Jezus mówi, że na miano Jego
najbliższych zasługują ci, którzy słuchają – szczegół pominięty przez Mateusza i Marka –
słowa Bożego i wypełniają je. Warto przy okazji zauważyć, że i w tym sensie Maryja była w
pełni Matką Jezusa. Dwa razy powie o Niej Łukasz, że zachowywała w sercu słowa Jezusa i
strzegła ich (2,19.51). Ona też wspaniałomyślnie oświadczyła, że jest służebnicą Pańską (Łk
1,38).
CUDA I NAUCZANIE
26–39. W opisie uleczenia opętanego z Gerazy Łukasz dość wiernie odtwarza Marka. Tak
więc mówi, podobnie jak Marek, o jednym opętanym, a nie o dwóch, jak podaje Mateusz;
Jezus jest nazwany przez opętanego Synem Boga Najwyższego. Łukasz opuszcza jedynie
znajdującą się u Marka wzmiankę o zdziwieniu ludzi, którzy słuchali opowiadania o
uzdrowieniu opętanego i o zagładzie stada świń; nie jest też tak dokładny w przedstawianiu
cierpień opętanego i pomija całkowitym milczeniem wzmiankę o jego znęcaniu się nad sobą
samym. Od siebie natomiast dodaje autor trzeciej Ewangelii, że opętany nie nosił żadnego
odzienia i aż dwukrotnie nadmienia, że nieszczęśliwy człowiek już od dłuższego czasu był
dręczony przez szatana. Te drobne rozbieżności nie zmieniają sensu całego opowiadania i zdają
się świadczyć jedynie o typowych dla Łukasza zabiegach literackiego wygładzania tekstu.
KOBIETA CIERPIĄCA NA KRWOTOK (8,40–48)
40
Gdy Jezus powrócił, tłum przyjął Go z radością, bo wszyscy Go wyczekiwali. 41 A oto
przyszedł człowiek, imieniem Jair, który był przełożonym synagogi. Upadł Jezusowi do nóg i prosił
Go, żeby zaszedł do jego domu. 42 Miał bowiem córkę jedynaczkę, liczącą około dwunastu lat, która
była bliska śmierci.
Gdy Jezus tam podążał, tłumy napierały na Niego. 43 A pewna kobieta, która od dwunastu lat
cierpiała na upływ krwi, całe swe mienie wydała na lekarzy, z których żaden nie mógł jej uleczyć, 44
podeszła z tyłu i dotknęła frędzli Jego płaszcza, a natychmiast ustał jej upływ krwi. 45 Lecz Jezus
zapytał: «Kto się Mnie dotknął?» Gdy wszyscy się wypierali, Piotr powiedział: «Mistrzu, to tłumy
zewsząd Cię otaczają i ściskają». 46 Lecz Jezus rzekł: «Ktoś się Mnie dotknął, bo poznałem, że
moc wyszła ode Mnie». 47 Wtedy kobieta, widząc, że się nie ukryje, podeszła drżąca i padłszy
przed Nim, opowiedziała wobec całego ludu, dlaczego się Go dotknęła i jak natychmiast została
uleczona. 48 Jezus rzekł do niej: «Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju».
1–2. Tak zwane pierwsze rozesłanie dwunastu Apostołów każdy z trzech synoptyków
opisuje trochę inaczej. Łukasz jest najbardziej zbliżony do Marka. Obaj mówią o wezwaniu
Apostołów przez Jezusa i o wyposażeniu ich w specjalną władzę. Dzięki tej władzy będą
Apostołowie mogli – jak stwierdza Łukasz – wyrzucać z ludzi złe duchy. Otrzymali też moc
leczenia wszelkich dolegliwości. Jeszcze w czasach Jezusa i nawet w Ewangeliach wszystkie
choroby – zwłaszcza schorzenia natury psychicznej – uważano za wyraz obecności szatana w
cierpiącym człowieku. Każda choroba jest swoistym dowodem jego działania. Łukasz, będąc
lekarzem, wyraźnie odróżnia władzę nad wszystkimi złymi duchami i moc leczenia chorób.
Obdarzonych taką podwójną władzą, wysłał Jezus Dwunastu. Dopiero od tego momentu będą
zasługiwali w pełni na miano Apostołów, czyli posłanych. Wtedy też rozpoczęły się dzieje
misyjnej działalności Kościoła, prowadzonej ze zmiennym powodzeniem po dzień dzisiejszy.
Cel posłannictwa Apostołów jest podwójny: mają głosić królestwo Boże i uzdrawiać chorych.
Głoszenie Królestwa jest wymienione na pierwszym miejscu. Tak się rzecz ma we wszystkich
nowotestamentowych opisach posługi apostolskiej. Tak zwany czyn apostolski, w tym
wypadku – leczenie chorych, znajduje się na drugim miejscu.
3. Obok wskazania określającego ogólnie cel posługi apostolskiej udziela Jezus swym
wysłannikom wielu bardziej szczegółowych pouczeń. Przede wszystkim zobowiązuje ich do
praktyki bezwzględnego ubóstwa, które według Łukasza ma być jeszcze bardziej surowe niż
według Marka: gdy bowiem według tego ostatniego Apostołowie nie powinni brać ze sobą w
drogę nic prócz laski, to Łukasz pisze: Nie bierzcie nic na drogę:, ani laski, ani torby
podróżnej… Wiadomo, że jest to rozbieżność – niekiedy wyjaśniana aluzją do
pielgrzymujących do świątyni – raczej drugorzędna. Ważne jest to, żeby Apostołowie
całkowicie zaufali Bogu, który wie, czego ludziom potrzeba, i troszczy się o nich bardziej niż o
lilie polne lub o ptaki niebieskie. Ich myśli mają być zajęte tylko jednym: pragnieniem dobrego
spełnienia posłannictwa, do którego zostali powołani.
4–6. Powtarza też Łukasz za Markiem tak samo enigmatycznie sformułowany zakaz
przenoszenia się z kwatery na kwaterę w celu znalezienia jak najlepszych warunków pobytu.
Mają praktykować ubóstwo i znosić niewygody. Ostatnią instrukcję Łukasz wygładza
stylistycznie. Gdy Marek mówi o strząśnięciu pyłu na świadectwo niegościnnym mieszkańcom
jakiegoś miasta, to u Łukasza czytamy: na świadectwo przeciwko nim. Łukasz zaznacza, że
wyszli i chodzili po wsiach głosząc wszędzie Ewangelię i uzdrawiając chorych.
7–8. Tak więc Jezus rozpoczął, jeszcze za swego życia, działalność misjonarską poprzez
grono Dwunastu. Wieść o Nim rozchodziła się wskutek tego szybciej i coraz bardziej
niepokoiła tych, którzy powodując się ciasnym ludzkim wyrachowaniem ciągle drżeli o
posiadaną władzę. Do owych zaniepokojonych działalnością Jezusa władców należał przede
wszystkim tetrarcha Herod.
9. Niepokój jego był tym większy, iż rozeszła się wieść, że tym, który dokonuje rzeczy
niezwykłych, jest Jan Chrzciciel. Herod wiedział dobrze, że Jan został ścięty. On to przecież
osobiście wręczył Salome głowę Jana Chrzciciela. Jan powstał z martwych – mówiono – i
dokonuje cudów. Jeszcze inni rozpowszechniali wiadomość, że to Eliasz pojawił się już na
ziemi i za jego sprawą dzieją się rozliczne cuda. Byli też i tacy, którzy uważali Jezusa za
zmartwychwstałego proroka, choć nie potrafili podać jego imienia. Łukasz nie powtarza za
Markiem rzekomego oświadczenia Heroda, uważającego Jezusa za zmartwychwstałego Jana
Chrzciciela. Jako uczeń Pawła, wie Ewangelista zapewne o tym, co spotkało jego mistrza, gdy
kiedyś, na pamiętnym Areopagu w Atenach (Dz 17,32; por. 26,24) począł mówić o
zmartwychwstaniu. Nie przypuszczał więc, by Herod, wierzył w zmartwychwstanie Jana.
Dlatego autor trzeciej Ewangelii ogranicza się do stwierdzenia, że sprawa identyfikacji
tajemniczego cudotwórcy bardzo Heroda intrygowała. Dokładał więc wszelkich starań, by
spotkać osobiście nie znanego mu dotąd, a tak już rozsławionego Jezusa. Nie będzie polegał na
domysłach ludzi, musi osobiście rozszyfrować tego człowieka.
12. Jezus wziął uczniów ze sobą i zaprowadził ich na miejsce pustynne w okolice
Betsaidy. I tu dokonał cudu, który został opisany przez wszystkich czterech Ewangelistów.
Było to tzw. pierwsze rozmnożenie chleba na pustyni. Wydarzenie to najdokładniej opisał
Marek, od którego dość wyraźnie zależy również Łukasz, chociaż są pewne odchylenia u
autora trzeciej Ewangelii w kolejności przedstawiania niektórych szczegółów, a czasami także
drobne rozbieżności rzeczowe.
13–17. O dwustu denarach, które posiadali Apostołowie, i o ewentualnym zakupie
żywności za tę skromną sumę pieniędzy Łukasz w ogóle nie wspomina. Według Łukasza ludzie
usiedli grupami po pięćdziesięciu, według Marka po stu pięćdziesięciu w każdej grupie. Opis
Łukasza jest nadto poprawniejszy stylistycznie i językowo. Myśl przewodnia u wszystkich
czterech Ewangelistów jest taka sama: chodziło o pokazanie miłosierdzia, a nade wszystko
cudotwórczej mocy Chrystusa, uwydatnionej w dwojaki sposób: poprzez samo nakarmienie do
syta pięciu tysięcy ludzi i poprzez napełnienie ułomkami aż dwunastu koszów. Całe
wydarzenie pozostaje w pewnym związku z kuszeniem Jezusa – również na pustyni: tam,
mimo namów szatana, Jezus nie dokonał cudu, by zaspokoić własny głód, tu zaś nie proszony
przez nikogo, rozmnaża chleb i ryby, karmiąc pięć tysięcy ludzi. Poza tym każdy z Apostołów
napełnił cały jeden kosz resztkami. Tak oto Jezus wystąpił w roli drugiego Mojżesza: jak
tamten Mojżesz karmił lud cudownie manną na pustyni, tak i Jezus również na pustyni
cudownie nakarmił rzesze. Święty Jan wykaże jednak ogromną różnicę, jaka istniała pomiędzy
manną Mojżesza a chlebem, który daje Jezus (J 6,32.49).
22. Pierwszą zapowiedź męki Łukasz referuje dokładnie tak samo jak Marek, jednakże
opuszcza nieudaną interwencję Piotra, próbującego odwieść Jezusa od zamiaru udania się do
Jerozolimy.
23. Bezpośrednio po zapowiedzi męki następują pouczenia, w których Jezus mówi, jakie
warunki trzeba spełnić, aby zostać Jego uczniem. Marek i Łukasz zaznaczają wyraźnie, że
pouczenia te były skierowane nie tylko do Apostołów, lecz także do rzesz lub jak mówi Łukasz,
do wszystkich. U Łukasza również pewną trudność stanowi fakt, że Jezus mówi o krzyżu na
długo przed swoją śmiercią. Jakkolwiek rozwiązałoby się tę trudność – o różnych
możliwościach była mowa przy wyjaśnianiu paralelnego tekstu Mateusza (10,38) – myśl
główna pozostaje ta sama: kto pragnie być uczniem Chrystusa, musi być gotów na największe
trudy i cierpienia ze śmiercią włącznie.
24–26. Dalsze ostrzeżenia brzmią podobnie u wszystkich trzech synoptyków: ten, kto
będzie troszczył się zbytnio o zachowanie życia doczesnego, utraci życie wieczne, natomiast
kto straci życie doczesne – oczywiście dla Chrystusa – ten osiągnie życie wieczne. Wreszcie
niech też ludzie pamiętają: kto zaprze się Jezusa – będzie przecież umierał On jak złoczyńca na
krzyżu – nie może liczyć na to, że Chrystus weźmie go w obronę w dniu ostatecznym. Życie
wieczne powinno przedstawiać dla każdego wartość najwyższą. Dla zdobycia tej wartości
należy bez wahania poświęcić wszystkie skarby całego świata.
27. Mimo tak trudnych warunków, jakie spełnić muszą ludzie pragnący rzeczywiście
naśladować Jezusa, Zbawiciel zaznacza na koniec, iż w najbliższym Jego otoczeniu są ludzie,
którzy jeszcze przed śmiercią zobaczą majestat królestwa niebieskiego. Była to dość wyraźna
aluzja do Piotra, Jakuba i Jana, trzech uprzywilejowanych świadków Przemienienia Pańskiego.
Byli oni już przy wskrzeszeniu córki Jaira; niedługo weźmie ich Jezus ze sobą na Górę Oliwną,
gdzie będą mieli okazję przypatrywać się Jego moralnej agonii. Przedtem jednak zobaczą w
pełnej chwale – Łukasz dwukrotnie wspomni ową chwałę – Tego, który sam dobrowolnie wyda
się w ręce oprawców. Świadków było tylko trzech. Tylu osób żądało starotestamentowe Prawo
do ważności urzędowego świadczenia (Pwt 19,15).
28. Opis Przemienienia Pańskiego w Ewangelii Łukasza jest zbliżony do opisu Marka.
Lecz oto główne rozbieżności. Gdy według Marka Przemienienie dokonało się w sześć dni od
zakończenia mów Jezusa, zwłaszcza od czasu pierwszej zapowiedzi męki, to według autora
trzeciej Ewangelii stało się to „w jakieś osiem dni po tych słowach”. Nie jest wykluczone, że
Łukasz liczy także terminy a quo i ad quem. Stąd właśnie ta różnica.
29. Poza tym Jezus, jak to się zdarza często u Łukasza, wyszedł na górę, aby się modlić.
Ani Mateusz, ani Marek nie wspominają o tej modlitwie. Tak więc Jezus Łukasza nim zacznie
objawiać siebie słowem lub czynem, nim zacznie mówić do ludzi, sam najpierw trwa na
rozmowie z Ojcem. Opisując białość szaty Przemienionego Jezusa Łukasz nie posługuje się ani
przenośnią śniegu, ani obrazem pracy farbiarza; mówi, że szata była po prostu lśniąco biała.
30–31. Szczegół najbardziej oryginalny w Łukaszowym opisie Przemienienia stanowi
wzmianka o treści rozmowy, jaką Mojżesz i Eliasz prowadzili z Jezusem: omawiali Jego
odejście, które miało nastąpić w Jerozolimie. Jest to aluzja nie tylko do śmierci Jezusa na
Golgocie, ale i do wniebowstąpienia, które miało miejsce również w Jerozolimie i które zostało
opisane tylko przez Łukasza, bardzo lakonicznie w Ewangelii i nieco dokładniej na samym
początku Dziejów Apostolskich.
32–36. O zmorzeniu snem Piotra i jego towarzyszy wspomina również tylko Łukasz i
tylko on zaznacza, że z propozycją postawienia trzech namiotów wystąpił Piotr właśnie wtedy,
kiedy Mojżesz i Eliasz odchodzili od Jezusa. Wynika stąd, że faktem oddalania się
przedstawicieli Starego Porządku pragnie Łukasz usprawiedliwić niefortunne wystąpienie
Piotra. Chociaż autor trzeciej Ewangelii nie notuje zakazu Jezusa mówienia o Przemienieniu, to
jednak powtarza po Marku spostrzeżenie, że Jan, Jakub i Piotr zachowali milczenie i w owym
czasie nikomu nic nie opowiedzieli o tym, co zobaczyli.
46–48. Lecz tym bardziej niezrozumiały jest spór, który właśnie w takich okolicznościach
powstał między Apostołami i dotyczył kwestii, kto z nich jest większy, ważniejszy, bardziej
wartościowy. Łukasz przedstawił ten spór, a zwłaszcza jego rozstrzygnięcie przez Chrystusa, w
formie nieco skróconej. Rozstrzygnięcie miało charakter lekcji poglądowej, w której
elementem ilustrującym było małe, bezradne dziecko. Pouczenie kończy się stwierdzeniem
następującym: Kto bowiem jest najmniejszy wśród was wszystkich, ten jest wielki.
49–50. Wzmiankę o człowieku, który wypędzał złe duchy w imię Jezusa, choć nie należał
do grona Apostołów, Łukasz podaje w formie nieco krótszej niż Mateusz. Ale sens pouczenia,
którego Jezus przy tej okazji udzielił Apostołom, jest taki sam: nie należy zabraniać temu
człowiekowi stosowania egzorcyzmów, bo jeśli ktoś nie występuje wyraźnie przeciw
Apostołom, to jest z nimi.
PODRÓŻ DO JEROZOLIMY
58–59. W drodze do Jerozolimy miało też miejsce wydarzenie opisane – ale w nieco
odmienny sposób – przez Mateusza i Łukasza. Według relacji Łukasza było to spotkanie Jezusa
z trzema ludźmi, z których każdy chciał być uczniem Jezusa, lecz równocześnie każdy – prócz
pierwszego – zgłaszał pewne trudności, które stały na przeszkodzie przynajmniej chwilowo, w
urzeczywistnieniu tego pragnienia. Pierwszy – Mateusz mówi, że był to uczony w Piśmie –
swoją chęć przyłączenia się do Jezusa wyrażał w sposób bardzo wspaniałomyślny i pełen
entuzjazmu: Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz! Tak właśnie, całkiem dowolnie wybierano
nauczycieli spośród rabinów. Jezus jednak spokojnie studzi ten młodzieńczy zapał. Człowiek
ów nie zdaje sobie sprawy, na co się decyduje. Być uczniem Chrystusa – to znaczy
praktykować najskrajniejsze ubóstwo i wyrzeczenie się wszystkiego. Syn Człowieczy
dosłownie nie ma gdzie głowy skłonić. Znajduje się w sytuacji gorszej niż ptactwo, które ma
przecież swoje gniazda, albo dzika zwierzyna, mająca własne kryjówki w ziemi. Otóż być
uczniem Chrystusa – znaczy to dzielić całkowicie Jego niedolę. Tak więc bardzo wyraźnie
kazał Jezus owemu człowiekowi rozważyć dobrze decyzję, którą zamierzał podjąć.
59–60. Innego natomiast wezwał sam, żeby poszedł za Nim i człowiek ten wyraził zgodę,
ale pragnął przedtem pójść i pogrzebać swego ojca. Musiał być chyba bardzo zdziwiony – nie
wiadomo nawet, czy nie zmienił swej decyzji – gdy w odpowiedzi usłyszał takie oto
bezwzględne słowa Jezusa: Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo
Boże. Nakaz ten jest nawet trochę nieludzki: jakże to, więc nie należy oddać ostatniej przysługi
nawet rodzonemu ojcu? Słowa te musiały się wydawać szczególnie szorstkie Izraelitom,
których Prawo bardzo wyraźnie zobowiązywało do grzebania rodziców i krewnych. Lecz z
niezwykłości tych słów wynika również niezwykła wielkość sprawy królestwa Bożego. Ponad
głoszenie tego królestwa nie można przekładać absolutnie niczego. Jest to królestwo
prawdziwego życia. Wprowadzanie umarłych duchowo do tego królestwa jest sprawą o wiele
ważniejszą niż grzebanie nawet najbliższych krewnych. Tak więc od kandydatów na swoich
uczniów – przy czym inicjatywa powołania znajduje się wyłącznie w rękach Boga – wymaga
się absolutnej gotowości wyrzeczenia się wszystkiego i pójścia natychmiast za głosem Bożym.
„Umarli” grzebiący swoich bliskich – to ci, którzy nie usłyszeli głosu powołania. Być może nie
chodzi tu o pogrzeb zmarłego akurat ojca, lecz o przyłączenie się do Jezusa dopiero po śmierci
ojca, która nie wiadomo kiedy nastąpi?
61–62. Powód o wiele mniej ważny przedstawił trzeci ewentualny kandydat na ucznia
Chrystusa. Należy się domyślać, że jego także wezwał Chrystus. I ten również – podobnie jak
wspomniany wyżej człowiek – wyraził zgodę pójścia za Jezusem, pragnął jednak wrócić
jeszcze na chwilę do domu, aby pożegnać się z najbliższymi. Rzecz po ludzku zupełnie
zrozumiała: wypadało pożegnać rodzinę, gdy się odchodziło nie wiadomo dokąd i nie wiadomo
na jak długo. Tak było z Elizeuszem (por. 1 Krl 19,20). Ale Jezus i tym razem był innego
zdania: ktokolwiek przykłada rękę do pługa i równocześnie wstecz się ogląda, nie nadaje się do
królestwa Bożego. Każdy z tych trzech przypadków ilustruje w sposób mniej lub więcej
barwny doniosłość sprawy królestwa Bożego oraz potrzebę absolutnego oddania się tej sprawie
ludzi, którzy mają być jej heroldami. Nic nie jest ważniejsze od głoszenia królestwa Bożego.
1. Tylko u autora trzeciej Ewangelii jest mowa, obok Apostołów i uczniów, o tak zwanych
siedemdziesięciu dwóch i tylko przy okazji ich rozesłania na prace misyjne. Warianty w
niektórych rękopisach zmieniające liczbę 72 na 70 zdają się być dość wyraźną próbą
stworzenia analogii do 70 narodów ziemi (Rdz 10), do 70 starszych (Lb 11,16.17.24 n), do 70
członków Sanhedrynu itp. Niektóre elementy Łukaszowego opowiadania o rozesłaniu
siedemdziesięciu dwóch podaje także Mateusz, wplatając je w relację o rozesłaniu Dwunastu.
Grono siedemdziesięciu dwóch należy utożsamiać z ludźmi, którzy gdzie indziej są określani
mianem uczniów, choć nie ma podstaw, by twierdzić, że wszystkich uczniów Pańskich było
razem tylko siedemdziesięciu dwóch, podobnie jak nie wiadomo, ilu ich było w ogóle. Wydaje
się, że jednak mają rację ci, którzy sądzą, iż w rzeczywistości było tylko jedno rozesłanie
uczniów, i to w liczbie bliżej nam dziś nie znanej. Dla zaprezentowania własnych tez
teologicznych Mateusz i Marek mówią tylko o rozesłaniu Dwunastu, Łukasz zaś, korzystając z
materiału dwóch pierwszych Ewangelii, wspomniał o rozesłaniu Dwunastu, a nadto dołączył
opowiadanie bardziej nawet zbliżone, jak się zdaje, do oryginalnej mowy Jezusa, o rozesłaniu
na misje siedemdziesięciu dwóch; chciał może lepiej uwydatnić uniwersalistyczny zasięg misji
Jezusa.
Wysyłanie siedemdziesięciu dwóch parami było podyktowane względami praktycznymi:
łatwiej było, a niekiedy nawet bezpieczniej nauczać, wędrując we dwójkę. Zresztą świadectwo
dwóch posiadało większą moc przekonującą i bardziej urzędowy charakter (Pwt 19,15).
Szczegół dość znamienny stanowi to, że wszystkie miasta i miejscowości, do których z
polecenia Jezusa udawali się uczniowie, miał później nawiedzać Jezus osobiście. Uczniowie
byli więc wysłannikami zapowiadającymi i przygotowującymi uroczyste przyjście Jezusa.
2–3. Podobnie jak grono Dwunastu otrzymało specjalne pouczenia przed udaniem się na
samodzielne prace misyjne, tak też i ci dowiedzą się, jak należy głosić królestwo Boże. Zanim
jednak Jezus udzieli im tych instrukcji, posłuży się obrazem ukazującym potrzebę wszczęcia
owej wielkiej akcji misyjnej. Jest to obraz łanów zboża dojrzałego już do zbioru; lecz oto brak
robotników, którzy mogliby zebrać plony. Żniwo wielkie – robotników mało. Analogiczną
metaforą, w podobnym kontekście zresztą, posłuży się później św. Paweł (por. 1 Kor 3,7–10).
Należy prosić Pana, by posłał jak najwięcej robotników na żniwo. Wysyłanych na owe żniwa
czekają jednak bardzo poważne trudności. Idą jak bezbronne owce między drapieżne wilki.
4. Również ci, podobnie jak Apostołowie, mają praktykować absolutne ubóstwo. Mają też
być bezwzględnie oddani sprawie głoszenia królestwa Bożego. Owo zaangażowanie się w
głoszenie Królestwa powinno być bezwzględne; wysłani nie mogą zatrzymywać się w drodze
nawet po to, żeby pozdrowić swoich znajomych. Inna rzecz, że pozdrowienia na Wschodzie
były połączone z całym ceremoniałem pytań i odpowiedzi, co zajmowało wiele czasu.
5–6. Już przez proroków starotestamentowych Mesjasz był nazywany Księciem Pokoju
(np. Iz 9,5). Nic tedy dziwnego, że i wysłannicy Mesjasza są heroldami pokoju: do
jakiegokolwiek domu wejdą, najpierw powiedzą: Pokój temu domowi. Słowa te nie będą tylko
pustą formułką, zwykłym pozdrowieniem; będą rzeczywiście sprowadzały błogosławieństwo
Bożego pokoju na gospodarzy, o ile okażą się tego godni. Patrząc już z pewnej perspektywy na
tę działalność, poda Łukasz w Dziejach Apostolskich słowa św. Piotra: Posłał swe słowo synom
Izraela, zwiastując im pokój przez Jezusa Chrystusa (10,36).
7–8. Wyrzekłszy się rzeczy nawet niezbędnych do codziennego życia, mieli uczniowie
prawo do tego, by o ich powszednie potrzeby zatroszczyli się ci, którym głosili królestwo
Boże. Jako robotnicy Chrystusa, godni są swej zapłaty. Mają prawo korzystać z dachu nad
głową, z jedzenia i picia (por. 1 Kor 9,11; Ga 6,6; 1 Tm 5,18). Nie wolno im jednak wybierać
sobie lepszych kwater, przenosząc się z domu bardziej ubogiego do zamożniejszego, nie wolno
żądać lepszych potraw albo odrzucać to, co rzekomo nieczyste, domagając się tego, co według
Prawa żydowskiego uchodziło za nieskazitelne. To ostatnie wskazanie posiadało bardzo wielką
doniosłość: chodziło bowiem o głoszenie królestwa Bożego poganom.
9. Cel posłannictwa siedemdziesięciu dwóch jest taki sam jak zadania, które Chrystus
postawił przed dwunastu Apostołami: mają uzdrawiać chorych i głosić wszystkim, że zbliżyło
się królestwo Boże. Na uwagę zasługuje może jedynie to, że uzdrawianie chorych zostało
postawione na pierwszym miejscu.
10–12. W przypadku zaś, gdyby mieszkańcy jakiegoś miasta nie chcieli przyjąć owych
siedemdziesięciu dwóch wysłanników Chrystusa, mają się zachować tak, jak w analogicznej
sytuacji Apostołowie: mają strząsnąć pył ze swego obuwia i oświadczyć niegościnnym
ludziom, że mimo to królestwo Boże jest blisko. Nic bowiem nie jest w stanie zatrzymać
procesu jego przybliżania się. Sam od siebie zaś Chrystus ostrzega, że w dzień sądu nawet
Sodomie będzie lżej niż temu niegościnnemu miastu. Wszystkim zaś wiadomo było dobrze z
lektury ST, jaką karę zesłał Bóg na Sodomę.
13. Ostrzeżenie pod adresem niegościnnego miasta kojarzy się Chrystusowi z karami,
jakie czekają Korozain, Betsaidę i Kafarnaum. Te trzy miasta, położone na północno-
wschodnim wybrzeżu jeziora Genezaret, były świadkami najliczniejszych cudów Jezusa. Mimo
to trwają nadal w swym zaślepieniu i niedowiarstwie, zamiast od dawna już pokutować.
14–15. Gdybyż podobnego przywileju goszczenia Chrystusa w swych murach dostąpiły
nawet tak pogańskie miasta jak Tyr i Sydon, już dawno czyniłyby pokutę. Lecz z trzech wyżej
wspomnianych miast na największą karę zasługuje Kafarnaum. W nim bowiem najdłużej i
najwyraźniej ujawniał Chrystus swoją moc cudotwórczą. Miało więc wszelkie szansę, by być
wywyższonym aż do nieba; tymczasem będzie strącone na samo dno piekła.
16. Wysłannicy Chrystusa są Jego pełnomocnikami w całym tego słowa znaczeniu. Kto
ich słucha, słucha samego Chrystusa; i odwrotnie: kto nimi gardzi, gardzi samym Chrystusem i
nie uznaje samego Boga Ojca, który posłał na świat Chrystusa. Można powiedzieć, bez żadnej
przesady, że nic tak bardzo nie zabezpiecza wysłanników Chrystusa, jak właśnie te słowa. Z
drugiej strony jednak nic tak bardzo nie napełnia poczuciem odpowiedzialności za powierzone
dzieło głoszenia królestwa Bożego, jak owo zapewnienie o występowaniu w imię Jezusa. Tak
zrozumie kiedyś ciężar swej apostolskiej odpowiedzialności św. Paweł i dlatego będzie się
uskarżał, że jego misyjnym mowom towarzyszyło prawie zawsze uczucie bojaźni i drżenia.
21–22. Tak zwany hymn pochwalny na cześć Ojca objawiającego wielkie rzeczy
maluczkim tego świata oraz siebie samego Synowi, Łukasz powtarza dosłownie za Mateuszem
11,25–27 (zob. wyżej, s. 72–73), opuszczając jedynie zachętę do naśladowania Jezusa.
25–26. Niejeden już raz uczeni w Prawie zadawali Jezusowi podobne pytania,
zmierzające zawsze z jednakowym uporem do skompromitowania Zbawiciela w oczach tłumu.
Ponieważ Jezus oznajmił przed chwilą, że wszystko Mu przekazał Ojciec i że tylko On wie,
kim jest Ojciec – niech więc pouczy ludzi, jak mają żyć, żeby osiągnąć królestwo niebieskie.
Uczony w Prawie na pewno nie spodziewał się zamiast odpowiedzi takiego właśnie pytania.
Stawiając powyższe pytanie Jezus przeniósł całe zagadnienie na płaszczyznę będącą niejako
specjalnością faryzeuszy. Pobożny Izraelita – za takiego właśnie chciał uchodzić każdy
faryzeusz i uczony w Piśmie – był przekonany, że świętość osiąga się przez zachowywanie
wszystkich przepisów Prawa.
27. Odpowiedź uczonego w Piśmie jest fragmentem wyznania wiary (Šema), które każdy
Izraelita powtarzał dwa razy na dzień i którego tekst był wypisany nad głównym wejściem do
każdego domu (mezuza). Ten nakaz podwójnej miłości w rzeczywistości streszczał całe Prawo
i Proroków. Przykazanie miłości Boga było sformułowane w sposób uroczysty trzykrotnie w
ST: Pwt 6,4–9; 11,13–21; Lb 15,37–41. Gdy chodzi o miłość bliźniego, czytamy w Księdze
Kapłańskiej 19,18: Będziesz miłował bliźniego jak siebie samego. Jezus aprobował tę
odpowiedź, polecając uczonemu w Prawie przestrzegać nakazu miłości Boga i bliźniego w celu
osiągnięcia zbawienia. Zanosiło się na to, że dyskusja zostanie w ten sposób zakończona.
Musiałby zatem faryzeusz odejść, nie pochwyciwszy Jezusa za słowa, stawia przeto następne
pytanie.
28–29. A oto, co powinien był wiedzieć w związku z tym faryzeusz na podstawie lektury
Prawa: Przybysza osiadłego wśród was, będziecie uważać za tubylca. Będziesz go miłował jak
siebie samego (Kpł 19,34). W Księdze Powtórzonego Prawa (10,19) czytamy: Wy także
miłujcie cudzoziemca, boście sami byli cudzoziemcami w ziemi egipskiej. Tak więc według
przepisów Prawa nawet nie-Izraelitę należało uważać za bliźniego i darzyć miłością taką, jak
siebie samego. Jednakże w praktyce miłość bliźniego ograniczano przeważnie do samych tylko
Izraelitów.
38. Opowiadanie o zatrzymaniu się Jezusa w domu Marii i Marty znajduje się tylko w
Ewangelii Łukasza. Wydarzenie to ma miejsce również w ramach podróży Jezusa do
Jerozolimy. Łukasz nie wspomina, co prawda, nazwy wsi, do której Jezus wstąpił.
Najwyraźniej nie chce się rozpraszać: Jezus w jego Ewangelii zmierza ciągle do Jerozolimy.
Ona jest celem Jego podróży. Ale z pewnych danych zawartych w Ewangelii Jana (12,1–3)
wynika, że była to Betania, odległa zaledwie o kilka kilometrów od Jerozolimy. W domu
nawiedzonym przez Jezusa, oprócz dwu niewiast, Marii i Marty, mieszkał także ich brat
Łazarz, o czym znów dowiadujemy się od św. Jana (11,1–44).
39–40. Podczas pobytu Jezusa w domu Marii i Marty Łazarz był chyba nieobecny, skoro
Ewangelista wcale o nim nie wspomina. Tylko jedna z dwu sióstr troszczyła się o godne
przyjęcie Jezusa. Widocznie kosztowało to tak wiele pracy, że nie była w stanie sama
przygotować wszystkiego. Nic tedy dziwnego, że zwróciła się do Jezusa, by zezwolił lub wręcz
nakazał Marii, iżby jej przyszła z pomocą. Zwróciła się z tą sprawą do Jezusa, a nie wprost do
swej siostry Marii, gdyż ta siedziała u stóp Jezusa, zasłuchana w Jego słowa. U Żydów kobiety
nie mogły należeć do grona uczniów jakiegoś rabina. Inaczej rzecz się ma teraz: każda może i
powinna nawet słuchać nauki Jezusa. Święty Paweł będzie kiedyś zachęcał Koryntian, żeby
godnie i z upodobaniem trwali przy Panu (1 Kor 7,35). Byłoby więc nietaktem odwołać Marię
od Zbawiciela, Jemu samemu nic o tym nie mówiąc. Lecz w słowach Marty zwracającej się do
Jezusa z prośbą o interwencję daje się wyczuć pewne zniecierpliwienie i może nawet
wymówka: Czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą…?
41–42. Tymczasem Jezus ku naszemu zdziwieniu nie okazał Marcie współczucia.
Przeciwnie, pochwalił właśnie Marię mówiąc, że lepszą cząstkę obrała.
Mówi się często, że te dwie siostry to uosobienia – jedna życia czynnego, druga
kontemplacji, i że w kontemplacji znajduje Bóg większe upodobanie niż w troskach o sprawy
tego świata. Ale może bardziej właściwe byłoby spostrzeżenie następujące: Jezus domaga się,
by słuchanie Jego słowa było stawiane ponad wszystko. Nie można potępiać zachowania się
Marty: Jezus też dał wyraz swemu szacunkowi dla jej zatroskania, chociażby przez odezwanie
się: Marto, Marto martwisz się i niepokoisz o wiele… Marta chciała przecież przygotować jak
najgodniejsze przyjęcie Jezusa. Niewłaściwość jej postępowania sprowadzała się do tego, że
kiedy Chrystus mówił, ona była zajęta czym innym; nie słuchała Jego słowa. W stosunku do
niej marnowało się więc słowo Pańskie. Tak jak dla tych, którzy zostali posłani przez Jezusa,
by głosić Ewangelię, nie było nic ważniejszego od spełniania powierzonej im posługi, od
głoszenia Dobrej Nowiny – dlatego gdy posługa przy stole zajmowała Apostołom zbyt wiele
czasu, powołali do życia instytucję siedmiu zapewne diakonów (Dz 6,1–7) – tak też dla
wiernych nie może być rzeczy ważniejszej od słuchania owej Nowiny.
MODLITWA (11,1–4)
11 1 Jezus, przebywając w jakimś miejscu, modlił się, a kiedy skończył, rzekł jeden z uczniów
do Niego: «Panie, naucz nas modlić się, tak jak i Jan nauczył swoich uczniów». 2 A On rzekł do
nich: «Kiedy będziecie się modlić, mówcie:
Ojcze, niech się święci Twoje imię;
niech przyjdzie Twoje królestwo!
3
Naszego chleba powszedniego dawaj nam na każdy dzień
4
i przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczamy każdemu, kto przeciw nam zawini;
i nie dopuść, byśmy ulegli pokusie».
5–6. O wartości modlitwy nie decyduje jednak sama jej treść. Dobra, skuteczna modlitwa
musi się odznaczać pewnymi przymiotami. Jedną z ważniejszych cech modlitwy jest jej
wytrwałość. Chrystus najwyraźniej pragnął, by o tym przymiocie modlitwy uczniowie Jego
pamiętali w sposób szczególny. W tym celu właśnie pozostawił im całą przypowieść o
natrętnym przyjacielu, który przychodzi o północy, by prosić o kawałek chleba. Wypadło mu
bowiem podejmować niespodziewanego gościa. Ze względu na upał, nocą podróżuje się na
Wschodzie chętniej niż w dzień. Zapasów żywności nikt jednak nie posiada. Skromne,
prymitywne chleby piecze się każdego dnia na nowo, w ilości potrzebnej dla domowników
tylko na jeden dzień.
7–8. Chociaż ów zakłopotany, nie przygotowany na przyjęcie gościa człowiek przychodzi
w porze najbardziej niestosownej – jest północ, wszyscy już śpią – to jednak, ponieważ prosi
natarczywie i wytrwale, prośbie jego staje się zadość. Udzielający owego wsparcia musi
pokonać wiele trudności: trzeba wstać w momencie zapadania w najgłębszy sen, trzeba
otworzyć bramę, zbudzić domowników, którzy śpią zazwyczaj we wspólnej izbie, rozciągnięci
na macie pokrywającej podłogę. Natarczywość proszącego była jednak tak wielka, że nie
można było się jej oprzeć. Zmuszała do działania nie przyjacielska miłość, ale chęć pozbycia
się w końcu natręta.
9–12. A oto drugi przymiot modlitwy: jej ufność. Gdy o wytrwałości prośby pisał tylko
Łukasz, to instrukcje dotyczące ufności, jaka powinna towarzyszyć modlitwie, podaje także
Mateusz 7,7–11. I to pouczenie również zostało przybrane w szatę przypowieściową. Powtarza
się u obydwu Ewangelistów owa trojaka rada: Proście, szukajcie, pukajcie. Następuje –
zanotowana również przez obydwu Ewangelistów – metafora dziecka proszącego o chleb i
rybę, do czego Łukasz dorzuca jeszcze jedną ewentualność: dziecku proszącemu o jajko dobry
ojciec na pewno nie poda skorpiona. Ten Łukaszowy dodatek sprawia egzegetom wiele kłopotu
po dzień dzisiejszy. Skąd takie niezwykłe skojarzenie: jajko i skorpion? Chodzi chyba po
prostu o myśl, że niewysłuchanie prośby syna cierpiącego głód zdaje się być dla uczciwego
ojca nieprawdopodobieństwem, przy czym to nieprawdopodobieństwo przy trzeciej
ewentualności osiąga punkt szczytowy.
13. Całość rozumowania opiera się na logicznej zasadzie a minore ad maius: jeśli zwykły
człowiek, ojciec ziemski, nie jest w stanie odmówić czegokolwiek własnemu dziecku, które
zwraca się doń z całą ufnością, to o ileż większa ufność powinna towarzyszyć prośbom, które
kierujemy do Boga, będącego naszym Ojcem najlepszym. Udzieli On swym dzieciom nie tylko
dóbr doczesnych, lecz także darów samego Ducha Świętego. Trzeba Go tylko z całą ufnością o
to prosić.
14–15. Z całej relacji o wyrzucaniu złego ducha z człowieka niemego Łukasz przekazuje
tylko to, co jest konieczne do lepszego ukazania opozycji przeciwników Jezusa. Pomija
milczeniem nawet zanotowane przez Mateusza pytanie: Czyż nie jest to Syn Dawida? (Mt
12,23). Wśród przeciwników Jezusa wyodrębnia kilka grup. Przedstawiciele pierwszej z nich
posądzają Jezusa o zmowę z Belzebubem, władcą złych duchów. Tak określające imię wywodzi
się od nazwy bożka Ekronu, Baal-Zebuba (por. 2 Krl 1,2) – dosł.: bóstwo much. Potem nazwa
ta została zmieniona na jeszcze pogardliwiej brzmiące Baal-Zebul: bóstwo gnoju. Dotychczas
nie wiadomo, dlaczego tym epitetem poczęto z czasem obdarzać przywódcę złych duchów. Są
też próby poprawiania na „władcę domu”.
16. Wśród występujących przeciwko Jezusowi byli i tacy, którzy nie atakowali Zbawiciela
posądzaniem o zmowę z szatanem, lecz domagali się znaku z nieba. Ale ich intencje były nie
mniej przewrotne. Łukasz bowiem mówi wyraźnie: Chcąc Go wystawić na próbę, domagali
się od Niego znaku z nieba. Ludzie owi wierni swym założeniom nie wspomnieli o cudzie
uzdrowienia. Sądzili, że lepiej będzie nie zwracać nań uwagi, zignorować całe wydarzenie,
próbując uwikłać Jezusa w polemikę. Otóż w swej odpowiedzi Jezus też pominął całkowitym
milczeniem owo żądanie znaku, na zarzut zaś pozostawania w zmowie z szatanem
odpowiedział wykazaniem niedorzeczności w rozumowaniu faryzeuszy.
17–18. Jezus odczytał natychmiast ukryte myśli jednej i drugiej grupy swoich oponentów.
Jednym i drugim udziela odpowiedzi. Zwraca uwagę na pewien absurd w rozumowaniu
pierwszych: gdyby Jezus korzystał w swej cudotwórczej działalności z pomocy szatana, to
szatan ów musiałby występować przeciwko sobie samemu. W rezultacie królestwo tak
postępującego władcy złych duchów nie trwałoby zbyt długo.
19–20. Argument pierwszy, będący w swej istocie sprowadzeniem rozumowania
przeciwnika do niedorzeczności (reductio ad absurdum) jest poparty odwołaniem się do
pewnych, dobrze Żydom znanych konkretów (argumentum ad hominem). Oponenci Jezusa
mają również swoich egzorcystów. Czyżby oni również posługiwali się mocą szatana? Nie
pozostaje tedy nic innego, jak przyjąć, że Jezus korzysta ze specjalnej pomocy samego Boga,
gdy uwalnia ludzi z mocy szatana. Wyrażenie palec Boży, zaczerpnięte ze ST, oznacza po
prostu wszechmoc Boga, jakby fizycznie obecnego wśród ludzi. W paralelnym tekście
Mateusza (12,28) znajduje się wyrażenie Duch Boży. Skoro zaś przyjmie się, że szatan ustępuje
mocy Boga działającego przez Jezusa, to znak to oczywisty, iż zbliża się już królestwo Boże.
Szatan odchodzi jako pokonany przez Tego, który dokonuje dzieła wybawienia całej ludzkości
z więzów grzechu. Zapoczątkowane po porażce szatana na pustyni pasmo zwycięstw Jezusa
trwa: każdy cud Jezusa będzie stanowił kolejny etap w tym zwycięskim pochodzie Zbawiciela.
21–23. Szatan tylko przez pewien czas był owym mocarzem bezpiecznie sprawującym
władzę nad ludzkością. Przychodzi teraz Mocniejszy. Jest nim Jezus występujący w roli
Wybawiciela uciśnionych. Nie jest dlań groźny cały arsenał szatańskiej broni. Miłość, którą
walczy Jezus, jest potężniejsza od największej nienawiści uosobionej przez szatana. A wszyscy
ci, o których toczy się walka, nie mogą być tylko jej biernymi obserwatorami. Wobec Jezusa
nie można zajmować postawy obojętnej. Jeżeli tylko nie jest się z Jezusem, już występuje się
przeciwko Niemu. Pojawia się – nierzadko zresztą występujący w Biblii – obraz Jezusa
żniwiarza. Wszyscy ci, którzy są z Nim, uczestniczą w chwalebnym zbiorze plonów, ci zaś, co
nie opowiadają się po Jego stronie, przyczyniają się wprost do marnowania drogocennego
ziarna.
24–26. Obojętność wobec szatana jest niedopuszczalna choćby z tego względu, że szatan,
mimo iż pokonany, nie rezygnuje jednak z prób ponownego zawładnięcia duszą ludzką.
Ponieważ jednak znajduje ją wymiecioną i przyozdobioną wskutek przebywania w niej Boga,
nie czując się dostatecznie silnym idzie i bierze ze sobą siedmiu innych duchów gorszych od
siebie, i wszedłszy mieszkają tam. I tak stają się późniejsze sprawy człowieka owego gorsze
niż pierwsze. Tak więc jest to nauka dla tzw. recydywistów. Stanowią oni tak specjalny rodzaj
grzeszników i narażają duszę swoją na tak wielkie niebezpieczeństwo, że Kościół każe ich
traktować w specjalny sposób nawet wtedy, gdy wyznawają swoje winy. Być może, ma się tu
również do czynienia z pewnym pouczeniem przeznaczonym specjalnie dla Żydów. Było to dla
nich swoiste ostrzeżenie: jeśli nie usłuchają nawoływań Jezusa i Jego Apostołów, popadną w
jeszcze większe nieszczęście.
29. Do innego kontekstu i w nieco inny sposób niż Mateusz wprowadza Łukasz
opowiadanie o znaku Jonasza. Nie wspomina o tym, że znaku domagali się podstępnie uczeni
w Piśmie i faryzeusze. Jezus z własnej inicjatywy począł mówić do tłumów o plemieniu
złośliwym, domagającym się od Niego znaku. Oświadczył przy tym – podobnie zresztą jak w
wersji Mateuszowej – że owi spragnieni znaków otrzymają tylko jeden znak: znak Jonasza.
30. W dalszym ciągu swej wypowiedzi Jezus przyrównuje się do proroka Jonasza: jak
Jonasz przez swą działalność był znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak będzie Syn
Człowieczy znakiem dla tego plemienia. Nie wspomina jednak Jezus wcale – w relacji Łukasza
– o tym, że Jonasz przebywał przez trzy dni i trzy noce we wnętrznościach wielkiej ryby, ani o
tym, że Syn Człowieczy będzie pozostawał przez trzy dni i trzy noce w sercu ziemi. Tak więc
typologia Jonasza jest o wiele mniej dokładnie sprecyzowana u Łukasza niż u Mateusza
(12,40).
31–32. Wzmianka o królowej z Południa posiada taki sam sens dydaktyczny u obydwu
Ewangelistów: królowa Saby spieszyła z daleka, by posłuchać w Jerozolimie mądrych nauk
Salomona. A oto teraz znajduje się w Jerozolimie Ktoś o wiele mądrzejszy, lecz prawie nikt nie
chce słuchać Jego nauczania. W roli wydającej wyrok na to plemię wystąpi więc kiedyś sama
królowa z Południa. Podobny sens posiada wzmianka o Niniwitach: oni nawrócili się wskutek
napomnień Jonasza. Tymczasem mieszkańców Palestyny upomina Ktoś nieporównanie
większy od Jonasza. Dlatego też przeciw opornym słuchaczom Jezusa wystąpią kiedyś z
wyrazami potępienia także mieszkańcy Niniwy.
ŚWIATŁO (11,33–36)
33
«Nikt nie zapala lampy i nie umieszcza jej w ukryciu ani pod korcem, lecz na świeczniku, aby
jej blask widzieli ci, którzy wchodzą. 34 Lampą ciała jest twoje oko. Jeśli twoje oko jest zdrowe, całe
twoje ciało będzie rozświetlone. Lecz jeśli jest chore, ciało twoje będzie również w ciemności. 35
Bacz więc, czy światło, które jest w tobie, nie jest ciemnością. 36 Jeśli zatem całe twoje ciało będzie
rozświetlone, nie mając w sobie żadnej części ciemnej, całe będzie rozświetlone, jak gdyby lampa
oświecała cię swym blaskiem».
33. Porównanie do światła, którego po zapaleniu nikt nie stawia w kącie ani nie umieszcza
pod korcem, lecz na świeczniku, powtarza Łukasz za Mateuszem (5,15; 6,22n), w innym
kontekście co prawda, ale w identycznym brzmieniu.
34. Lecz jeśli tak jest, to dlaczego tak wielu nie dostrzega światła, którym jest mądrość
nauczania Chrystusa? Dlatego, że chore są oczy ludzi, którzy powinni oglądać owo światło.
Poprzez chore oko światło nie przenika do wnętrza człowieka i nie powoduje właściwych
reakcji w całym jego życiu.
35–36. Niekiedy może się też komuś wydawać, że chodzi w światłości. Tymczasem jest
to światłość tylko pozorna, zwykłe złudzenie. Należy się zastanowić, czy ta rzekoma światłość
nie jest po prostu ciemnością. Człowiek jest bowiem w stanie uczynić ciemnością nawet tę
światłość, którą otrzymuje od Boga w sposób naturalny w momencie swego stworzenia. Lecz
jeśli człowiek otworzy się na światłość Bożej nauki, to całe jego wnętrze, wszystkie jego myśli
i czyny będą prześwietlone owym blaskiem Bożym jak błyskawicą, która rozjaśnia na moment
cały horyzont.
45–52. Nauką Jezusa poczuli się dotknięci nie tylko faryzeusze, lecz także uczeni w
Piśmie. Nic tedy dziwnego, iż jeden z tych ostatnich zwrócił Jezusowi uwagę, że ubliża
również im, uczonym w Piśmie. W odpowiedzi wygłosił Jezus nie mniej ostrą mowę
przeciwko uczonym w Piśmie, ostrzegając ich aż trzykrotnym „biada” przed karą, jaką na
siebie ściągają. A oto najważniejsze wykroczenia uczonych w Piśmie: wyjaśniając Biblię
wkładają na ludzi ciężary wprost nie do uniesienia, a sami tymczasem nie zobowiązują się do
niczego; budują grobowce, czcią otaczają proroków ST, a Jezusa oraz Jego Apostołów nie chcą
przyjąć; dla siebie zarezerwowali klucz do właściwego rozumienia woli Bożej, ale swoją
postawą uniemożliwiają ludziom jej spełnianie i sami owej woli nie czynią.
Najdłużej zatrzymał się Jezus przy drugim z kolei zarzucie skierowanym przeciwko
faryzeuszom, czemu nie należy się dziwić: chodziło przecież o sprawę wiążącą się wprost z
Jego osobą. Jezus wymawia uczonym w Prawie przede wszystkim hipokryzję: oto odżegnują
się oni od postępowania swoich ojców, którzy skazywali na śmierć proroków, przez to, że
owym prorokom budują grobowce. Jakaż to jednak iluzoryczna poprawa! Przecież ci
budowniczowie pomników dla tamtych mężów Bożych równocześnie odrzucają Jezusa, który
jest nie tylko wysłannikiem, ale Synem Boga. Wszystkie proroctwa o tragicznym końcu
Mesjasza wypełniają się wskutek złej woli i zatwardziałości uczonych w Prawie. Oni też, i całe
plemię, które reprezentują, poniosą zasłużoną karę za wszystkie tamte morderstwa i za śmierć
Mesjasza. Stanie się to już wkrótce, w momencie doszczętnego zburzenia Jerozolimy. Nie
mniej obciąża uczonych w Piśmie zarzut trzeci: badając Pisma powinni przecież dobrze
wiedzieć, kim jest Jezus. Tymczasem oni nie tylko sami Go odrzucają, ale również prostym
ludziom nie pozwalają iść za Nim, zamykając im w ten sposób dostęp do Prawdy.
Odpowiedzialność ciążąca na tych, co występują rzekomo w imieniu Boga, jest bardzo wielka.
Chodzi przecież o wieczne zbawienie, nie tylko własne, lecz także bliźniego
53–54. Nie wiadomo, czy Jezus spożył w końcu ten niefortunny posiłek, czy może
wcześniej opuścił dom faryzeusza. Łukasz zaznacza tylko, że gdy wyszedł stamtąd, uczeni w
Piśmie i faryzeusze poczęli Go gwałtownie atakować różnymi pytaniami. Przyświecał im przy
tym jeden cel: chcieli Go chwycić za słowa. Po surowym napiętnowaniu obłudy faryzeuszy i
biegłych w Prawie następują w Ewangelii Łukasza – nie posiadające zresztą żadnych paraleli u
pozostałych trzech Ewangelistów – przestrogi dla uczniów.
4. Wymagania stawiane uczniom Pańskim są więc duże. Wiele mogła kosztować, niekiedy
zwłaszcza, wierność głoszonej nauce. Jako zwykli ludzie zapewne odczuwali Apostołowie
niekiedy pokusę złagodzenia moralnych przede wszystkim nakazów Nowego Prawa. Mogło im
to zaoszczędzić wielu cierpień, a niekiedy wręcz nawet uratować życie. Bali się przecież
prześladowań, ucisku, więzienia. Lecz oto Chrystus każe im wyzbyć się takiej bojaźni. Nazywa
ich przy tym przyjaciółmi (por. J 15,14 n) chyba po to, by nabrali tym większego zaufania do
słów Jego pociechy.
5–7. Trudno jednak przypuścić, by słowa Jezusa rzeczywiście podniosły ich na duchu.
Raczej chyba przeciwnie: popadli w tym większą rozterkę wewnętrzną. Dowiadują się bowiem,
że jest Ktoś, kogo powinni się bać stokroć więcej niż wszystkich nieprzyjaciół ziemskich; Tego
mianowicie, który może pozbawić ich doczesnego życia, a potem jeszcze wtrącić do ognia
wiecznego. Od tego momentu z pewnością zaczęły się zmagać w duszach Apostołów uczucia
dwu różnych bojaźni: obawy przed śmiertelnymi ludźmi, którzy mogą wyrządzić niejedną
krzywdę, z pozbawieniem życia włącznie, oraz lęku przed Bogiem nieśmiertelnym, za
sprzeniewierzenie się któremu grozi kara utraty życia wiecznego. Gdyby wiara uczniów nie
pozostawiała już nic do życzenia, to rzecz jasna, kierowaliby się tylko bojaźnią Boga. Lecz
Chrystus tyle razy wyrzucał swoim uczniom niedowiarstwo. Toteż do swej wypowiedzi
dotyczącej bojaźni Bożej dołączył zapewnienie o nieskończonej miłości i dobroci Boga
względem każdego człowieka, posługując się przy tym rozumowaniem – często spotykanym w
Jego wypowiedziach – które polega na wnioskowaniu a minore ad maius: jeżeli Bóg opiekuje
się po ojcowsku wróblem, którego wartość jest przysłowiowo znikoma, to jakże można
przypuszczać, że pozostawi bez opieki człowieka będącego w potrzebie? Uwaga o włosach
policzonych na głowach Apostołów kończy tę zachętę do wiary w Opatrzność Bożą.
8–9. Ze sprawą bojaźni Boga wiąże się też kwestia odwagi. Potrzeba odważnego
przyznawania się do Chrystusa jest podyktowana nadzieją przyszłej nagrody w postaci
przyznania się Chrystusa do tych, co Go wyznają na ziemi, i odwrotnie: zaparcie się Chrystusa
tu na ziemi pociąga za sobą niemożność należenia do Niego w życiu przyszłym.
10. Sprawa nabiera szczególnego znaczenia, gdy chodzi o uczniów Chrystusa. Jeśli
bowiem jakiś człowiek, taki, który nie zna tajemnic królestwa Bożego, powie coś przeciwko
Synowi Człowieczemu, to będzie mu odpuszczone. Nie można bowiem bez specjalnego
objawienia wiedzieć, kim jest naprawdę Syn Człowieczy. Ale jeśli ktoś spośród Apostołów nie
przyzna się do Chrystusa, to bluźni przeciwko Duchowi Świętemu, bo przecież właśnie dzięki
Duchowi Świętemu Apostołowie dobrze wiedzą, kim jest Syn Człowieczy. Oczerniają więc
Ducha Świętego, gdy twierdzą, że nie znają Jezusa. Jest to grzech tak wielki, że nie będzie
odpuszczony ani w tym życiu, ani w przyszłym. Nie znaczy to, iż bezsilne są wobec tego
grzechu dobroć i miłosierdzie Boże. W praktyce jednak ludzie bluźniący Duchowi Świętemu
póki w grzechu tym trwają uporczywie i w zaślepieniu umysłu i serca schodzą z tego świata,
narażają się na potępienie (por. komentarz do Mt 12,31 n, wyżej, s. 77).
11–12. Tak więc sprawa jest bardzo poważna. Trzeba raczej znosić największe szykany i
prześladowania, niż zaprzeć się Chrystusa. Trzeba się na ową trudną drogę zdecydować tym
bardziej, że Jezus obiecuje swoją szczególną pomoc w sytuacjach wyjątkowo trudnych. W
ogniu krzyżujących się pytań, zadawanych tak przez sędziów żydowskich, o czym świadczy
wzmianka o synagogach, jak przez trybunały pogańskie, na co wskazują terminy: urzędy i
władze, sam Duch Święty oświeci swym światłem osaczony zewsząd umysł i podsunie słowa
najbardziej odpowiednie w danej chwili. Istnieje więc poważna nadzieja, że tym, co będą
odważnie wyznawać Syna Człowieczego, uda się wyjść cało z największych opresji. Natomiast
żadnych optymistycznych perspektyw na przyszłość nie mogą mieć ci, którzy wyparliby się
Syna Człowieczego w tym życiu.
22. Wniosek ostateczny jest następujący: należy zabiegać nie o dobra tego świata, lecz o
bogactwa, które mają znaczenie w oczach Boga. Dlatego sprawy jedzenia i przyodziewania się
nie powinny wypełniać całego życia ludzkiego. Nie znaczy to, że Chrystus zalecał świętą
bezczynność, że kazał liczyć jedynie na Opatrzność Bożą. Przecież to On właśnie sprawy
chleba uczynił przedmiotem jednej z próśb w modlitwie, której sam ludzi nauczył. Chodzi
jednak o to, by życie wieczne przedstawiało dla nas wartość większą niż pokarm lub odzienie.
23–31. I znów to samo wnioskowanie a minore ad maius: jeżeli Bóg taką troską otacza
ptactwo, któremu daje możność wyżywienia się, i lilie polne, na których piękno z zazdrością
spogląda monarcha, to jakże można nawet przypuszczać, by pozostawił bez opieki człowieka.
Zresztą człowiek choćby najusilniej zabiegał o przydanie czegoś do swej urody, wzrostu czy
stanu posiadania, niczego nie osiągnie, jeśli mu Bóg nie dopomoże. Zbytnia troska o sprawy
tego świata, to cecha znamienna postawy życiowej pogan. Chrześcijanie mają swego Ojca w
niebie, a Ten wie najlepiej, czego potrzeba Jego dzieciom. Należy się zatem starać przede
wszystkim o królestwo Boże, a wszystko inne będzie nam przydane (por. komentarz do Mt
6,25–34, wyżej, s. 44–45).
DOBRA TRWAŁE (12,32–34)
32
«Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo. 33
Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę. Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb
niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy. 34 Bo gdzie jest skarb
wasz, tam będzie i serce wasze».
41–44. Przypowieść o wiernym szafarzu i niewiernym słudze podaje tylko Łukasz. Jest to
właściwie wyjaśnienie podobieństwa o gospodarzu pilnującym swego mienia przed
złodziejami. Apostołowie nie byli pewni, czy to, co Jezus powiedział, odnosiło się tylko do
nich, czy do wszystkich ludzi. W imieniu wszystkich znów – podobnie jak zazwyczaj – zabiera
głos Piotr. W odpowiedzi na to pytanie Chrystus posługuje się przypowieścią, najwyraźniej po
to, by Jego pouczenie lepiej było zapamiętane przez uczniów. Dał im do zrozumienia, że
powinni być rządcami wiernymi i roztropnymi. Takimi ustanowił ich Pan nad swoją
majętnością. Istota ich zarządzania sprowadza się do tego, żeby wszystkim pracującym w
posiadłości owego Pana dostarczać żywność we właściwym czasie. Temu zajęciu mają się
oddawać zawsze z jednakową gorliwością, choćby nieobecność właściciela posiadłości trwała
nie wiadomo jak długo.
45–48. Biada natomiast takiemu rządcy, który korzystając z nieobecności swego
mocodawcy będzie nieludzko traktował oddanych jego pieczy ludzi i sam pocznie się źle
prowadzić, mówiąc sobie przy tym, że do chwili powrotu Pana zdoła jeszcze wszystko
naprawić. Nieprawda, nie zdoła! Pan wróci właśnie w czasie największego nieporządku, a
samego włodarza zewsząd zaczną oskarżać ci, którzy doznali od niego krzywdy. Kara, jaka
spadnie na nieuczciwego zarządcę, będzie tym większa, że przecież znał on dobrze wolę swego
Pana, a mimo to świadomie się jej sprzeniewierzył. Otrzymałby o wiele mniejszą chłostę,
gdyby nie znał woli Pana. Tak więc komu wiele dano, od tego też wiele będzie się wymagać.
Apostołowie należą niewątpliwie do tych, którym wiele dano. Nie ulega też żadnej
wątpliwości, że to oni właśnie są owymi włodarzami. O wszystkich głosicielach Ewangelii
powie kiedyś św. Paweł: Niech więc uważają nas ludzie za sługi Chrystusa i za szafarzy
tajemnic Bożych. A od szafarzy już tutaj się żąda, aby każdy z nich był wierny (1 Kor 4,1 n).
ZA JEZUSEM LUB PRZECIW NIEMU (12,49–53)
49
«Przyszedłem ogień rzucić na ziemię, i jakże pragnę, ażeby już zapłonął. 50 Chrzest mam
przyjąć, i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie. 51 Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój?
Nie, powiadam wam, lecz rozłam. 52 Odtąd bowiem pięcioro będzie podzielonych w jednym domu:
troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; 53 ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu;
matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw
teściowej».
6–9. Przypowieść o nie owocującym drzewie figowym – zanotowana tylko przez Łukasza
– obrazuje cierpliwość Boga względem współczesnych Jezusowi Żydów, a także względem
wszystkich grzeszników. Nieurodzajnym drzewem figowym jest bowiem człowiek nie
spełniający dobrych uczynków. Metafora – jeśli chodzi o Izraela – sięga swymi początkami
jeszcze ST (por. np. Iz 5,9). Czas działalności Chrystusa – to wołanie skierowane do Boga o
miłosierdzie nad grzeszną ludzkością. Dzięki zasługom Chrystusa powstaje nowa wielka
szansa ocalenia ludzi. Zbawcza działalność Chrystusa – to okopywanie, nawożenie i wszystkie
inne pełne troskliwości zabiegi dokoła tego, by bezużyteczne dotąd, skazane już na wycięcie
drzewo figowe znów poczęło rodzić owoce. Ale wykorzystanie tej szansy zależy jedynie od
dobrej woli poszczególnych ludzi. Jeśli nie zdobędą się na ową dobrą wolę, ich los będzie
podobny do tego, co spotka nieurodzajną figę: będzie już nieodwołalnie wycięta i zniszczona.
31–32. Kiedy Jezus przemierzał obszar Galilei i Perei, czyli ziemie pozostające pod
władzą Heroda Agryppy, pewnego dnia przyszło kilku faryzeuszy – a wszystko wskazuje na to,
że byli wysłannikami Heroda – i polecili Jezusowi wyjść co rychlej poza granice państwa. Jeśli
tego nie uczyni, Herod gotów jest pozbawić Go życia. Lecz Jezus nie uląkł się wcale tych
pogróżek. Przeciwnie, nazwał Heroda chytrym lisem. Wiadomo, że lis bez przerwy czyha z
ukrycia na swoje ofiary, rzadko kiedy jednak staje do otwartej walki. Gdy mu zagraża jakieś
niebezpieczeństwo, ucieka do swej jamy. Otóż Herod zachowywał się podobnie: nie chciał się
ujawnić wprost jako otwarty wróg Jezusa, lecz w sposób podstępny chciał Go zgładzić.
Demaskując tę perfidię Jezus kazał też donieść Herodowi, że nie przychodzi, by zabiegać o
zdobycie władzy politycznej, lecz by sprawiać ulgę ludziom: wyrzuca złe duchy, przywraca
chorym zdrowie. Słowa te – i stojące za nimi czyny – były uzasadnieniem pełnej odwagi w
postawie Jezusa wobec Heroda: cóż może Mu on uczynić, mimo najbardziej wyszukanego
podstępu, jeśli Chrystus ma władzę nad nieczystymi duchami i jest Panem ludzkiego życia?
33. Tajemnicze słowa dziś i jutro, a trzeciego dnia wyrażają najprawdopodobniej myśl
następującą: jeszcze przez jakiś czas – niezależnie od tego, co postanawia Herod – Jezus musi
prowadzić swoją dobroczynną działalność. Kres tej działalności nastąpi również w czasie
wyznaczonym z góry. Nie jest wykluczone, że wzmianka o dniu trzecim jest aluzją do
przyszłego zmartwychwstania, które będzie definitywnym dopełnieniem wszystkich obietnic
zbawienia. Tymczasem nic nie może stanąć na przeszkodzie realizowaniu zbawczych planów
Bożych. Jezus musi więc jeszcze przez jakiś czas wędrować po ziemi Heroda, musi dojść do
Jerozolimy. Tam dopiero umrze. Wypowiadając słowa: rzecz to niemożliwa, żeby prorok zginął
poza Jeruzalem, Jezus tym samym stwierdzi, że jest prorokiem. Jako proroka spotka Go też los
innych proroków. O tym, że synowie Izraela są nie tylko potomkami proroków, lecz także
synami morderców proroków, jest mowa zarówno w NT (Dz 3,25), jak i w ST (Jr 2,30; Ne
9,16).
34. Przewidując swój tragiczny koniec w Jerozolimie Jezus ubolewa nad tym miastem, w
którym sobie Bóg przecież tak bardzo upodobał. Wszystkie próby doprowadzenia Jerozolimy
do skruchy i opamiętania spełzły na niczym. Mieszkańcom tego miasta ofiarował Jezus miłość
tak troskliwą, jak macierzyńska piecza ptaka gromadzącego swe pisklęta pod skrzydła – obraz
spotykany kilkakrotnie już w ST (Pwt 32,10 n; Iz 31,5; Ps 36[35],8). Wszystko na próżno; z
jednakowym okrucieństwem właśnie w Jerozolimie są zabijani prorocy i kamienowani
wysłannicy Boga.
35. Za ten upór i zaślepienie spadnie na Jerozolimę już wkrótce straszna kara. To miasto,
przedmiot szczególnej opieki Bożej, mieszkanie Boga samego, przestanie być domem Bożym.
Bóg przestanie się nim opiekować, zostawi je ludziom. Będzie mieszkaniem tylko ludzi. Nie
ujrzą już w nim Boga. Bóg w osobie Chrystusa pojawi się tam dopiero po to, by oddać
każdemu według jego uczynków. Przybędzie wtedy znów w chwale i majestacie i będzie
wysławiany przez mieszkańców tego bogobójczego miasta.
1–3. Opis uleczenia w szabat człowieka chorego na puchlinę bardzo przypomina relację o
uzdrowieniu niewiasty, która miała ducha niemocy (13,10–17). Różnice – nieistotne zresztą –
polegają na tym, że nie faryzeusze zgłaszają pretensje o łamanie prawa szabatu, lecz Jezus sam
pyta, czy wolno w szabat uzdrawiać czy nie. Co więcej, nawet na wyraźne pytanie Jezusa
faryzeusze nie zgłaszają żadnych sprzeciwów: po prostu milczą. Domy na Wschodzie rzadko
kiedy bywają zamykane zwyczajem mieszkańców Europy. Człowiek chory mógł bez trudności
wejść do domu faryzeusza i stanąć przed Jezusem. Zresztą są powody do przypuszczeń, że
chory na puchlinę był sprowadzony specjalnie przez samych faryzeuszy. W każdym razie
zjawienie się tego człowieka przed Jezusem, którego wrażliwość na ludzką niedolę znali już
dobrze sami faryzeusze, stało się powodem niepokojącego milczenia. Był przecież szabat: Czy
Jezus odważy się dokonać uleczenia? Ciszę przerwał Jezus pytaniem.
Gdyby uczeni w Prawie i faryzeusze odpowiedzieli, że wolno w szabat uzdrawiać,
znaleźliby się – według własnego mniemania – w kolizji z Prawem, którego przestrzeganie
głosili jako największą konieczność życiową. Gdyby odpowiedzieli, że w szabat nie wolno
uzdrawiać, Chrystus i tak mógłby dokonać uleczenia – już niejeden raz uzdrawiał w święto – a
oni musieliby przyznać, że chory dzięki Bożej interwencji odzyskał zdrowie. Obydwie
odpowiedzi godziłyby w interesy faryzeuszy. Postawione przez Jezusa pytanie pozostało więc
bez odpowiedzi.
4. Sprawa uzdrawiania w szabat została już załatwiona definitywnie przez Jezusa ową
pamiętną zasadą: szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu (Mk
2,27). Jezus wprowadza więc konsekwentnie w życie głoszoną przez siebie naukę. Chce też,
żeby faryzeusze uznali słuszność Jego postępowania. Dlatego, mimo milczenia zebranych,
odprawiwszy uzdrowionego, zadaje nowe pytanie.
5–6. Spadające tylko w porze zimowej deszcze zmuszają mieszkańców Palestyny do
zbierania i magazynowania cennej wody na wszystkie pozostałe miesiące całego roku. Do
przechowywania wody służą cysterny najrozmaitszego typu, rezerwuary i studnie, których
wiele, po opróżnieniu z wody, stanowi niebezpieczne pułapki nie tylko dla zwierząt, lecz także
dla ludzi. Przepisy prawne oraz utarte zwyczaje pozwalały nawet w dzień szabatu wydobyć
wołu, który by wpadł do studni. Faryzeusze wiedzieli więc dobrze, jak należało odpowiedzieć
na pytanie, czy można wyciągnąć w dzień szabatu syna albo wołu ze studni. Nie chcąc jednak
przyznać Jezusowi racji i to pytanie pokryli milczeniem. I nie zdołali Mu na to odpowiedzieć –
stwierdza Ewangelista. Na chwilę uwagi zasługuje w słowach Jezusa skojarzenie: syn albo wół.
Każdy człowiek – a cierpiący w pierwszym rzędzie – jest dzieckiem, któremu Bóg po
ojcowsku spieszy z pomocą. Nie ma w tym nic dziwnego. Ale nie tylko własnemu rodzonemu
dziecku spieszy się z pomocą, lecz nawet nierozumne zwierzę trzeba i należy uwolnić z
potrzasku, gdyby się weń dostało w dzień szabatu. Znów więc przypomina Jezus najważniejsze
przykazanie nowej ekonomii zbawienia: przykazanie miłości bliźniego. I to pytanie pozostało
jednak bez odpowiedzi, ukazując tym wyraźniej tryumf Jezusa nad Jego oponentami.
SKROMNOŚĆ (14,7–11)
7
Potem opowiedział zaproszonym przypowieść, gdy zauważył, jak sobie pierwsze miejsca
wybierali. Tak mówił do nich: 8 «Jeśli cię kto zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca, by
przypadkiem ktoś znamienitszy od ciebie nie był zaproszony przez niego. 9 Wówczas przyjdzie ten,
kto was obu zaprosił i powie ci: „Ustąp temu miejsca”, a wtedy musiałbyś ze wstydem zająć
ostatnie miejsce. 10 Lecz gdy będziesz zaproszony, idź i usiądź na ostatnim miejscu. A gdy przyjdzie
ten, który cię zaprosił, powie ci: „Przyjacielu, przesiądź się wyżej!” I spotka cię zaszczyt wobec
wszystkich współbiesiadników. 11 Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się
uniża, będzie wywyższony».
7. Rzecz dzieje się w domu pewnego faryzeusza, który poprosił Jezusa do siebie na obiad.
Wejście Jezusa do domu faryzeusza nie dziwi po tym, co Ewangeliści już powiedzieli o
postawie Jezusa wobec grzeszników. Zresztą chodziło zapewne o faryzeusza nie
wyróżniającego się specjalnie wrogim do Chrystusa nastawieniem. Inaczej chyba faryzeusz
nieprzyjazny Jezusowi nie odważyłby się zaprosić Go do swego domu na wspólny posiłek.
Należy też przypuszczać, że opisywane tu przez Łukasza zdarzenie miało miejsce w Perei, z
daleka od Jerozolimy. Niebezpieczeństwo ewentualnego donosu było więc dla gospodarza
względnie niewielkie. Zaproszenie Jezusa na ucztę nie świadczyło o szczerej życzliwości.
Jeżeli nie sam gospodarz, to przynajmniej obecni tam inni faryzeusze żywili cichą nadzieję, że
uda się im pochwycić Jezusa za słowa.
8–11. Umieszczone w bezpośrednim kontekście tego uzdrowienia pouczenie o
niewybieraniu miejsc pierwszych stwarza pewną trudność. Korzystając z gościnności Jezus
okazałby się może zbyt szorstki, gdyby wtedy właśnie, w obcym domu, pouczał
współbiesiadników. Nasuwają się dwa możliwe rozwiązania tej kwestii. Według pierwszej
interpretacji nie jest wykluczone, że wspomniana zachęta do pokory znajdowała się pierwotnie
w innym kontekście. Być może, iż właśnie ów temat „dostrzegania człowieka” sprawił, że
Łukasz, nie troszcząc się zbytnio o różnice kontekstowe, zestawił razem dwie, podobne
tematycznie, nauki Jezusa. Druga interpretacja – mniej prawdopodobna – bierze za punkt
wyjścia słowa Łukasza: Opowiedział zaproszonym przypowieść?… (w. 7). Chrystus nie
zwracałby więc wprost uwagi tłoczącym się przy pierwszych miejscach, tylko czyniłby lekką
aluzję do ich niestosownego postępowania. Jednakże nietrudno stwierdzić, że była to
wyjątkowo jasna przypowieść i mimo tak rzekomo oględnej formy słowa Chrystusa na pewno
były odczute boleśnie. Tak więc pragnie Chrystus, abyśmy czasem komuś zrobili miejsce w
życiu, choćby kosztem własnej straty, choćby się to innym wydawało bezsensowne.
Chrześcijaństwo ma bowiem czasem pozory nonsensu w myśl Pawłowego: My głupi dla
Chrystusa… (1 Kor 4,10). Mamy więc ciągle na nowo uczyć się szacunku dla człowieka:
próbujmy dostrzegać obok siebie ludzi lepszych, mądrzejszych, większych. Nie ma co udawać,
że tacy nie istnieją. Są na pewno. Dostrzegajmy się wzajemnie! Nie lekceważmy słabszych od
nas, uszanujmy równych sobie, nie bójmy się lepszych i bardziej wartościowych niż my.
Miejmy odwagę uznać naszą niższość. Nawet za cenę wyrzeczenia warto czasem ustąpić
komuś miejsca; nawet gdyby się to wydało nonsensem. Już w czasach Chrystusa chrześcijanie
uchodzili za szaleńców. To, co głupie dla świata, mądre jest u Boga. Nie jest wykluczony także
sens eschatologiczny przypowieści – zapowiedź sądu ostatecznego.
12–14. Na pierwszy rzut oka może trochę dziwną, lecz jakże aktualną po dzień dzisiejszy
instrukcję pozostawił Jezus faryzeuszowi, w którego domu spożywał posiłek. Otóż niech nie
zaprasza na przyjęcie do siebie swych przyjaciół, braci, krewnych, zamożnych sąsiadów, którzy
mogliby się mu odwdzięczyć zaproszeniem na podobne przyjęcie. I tak zamknąłby się
rachunek wzajemnych świadczeń, z góry przemyślany, zaplanowany według ewentualnych
strat i zysków. Miłość wyrażająca się w tak pojmowanej gościnności jest w rzeczywistości
zwykłą miłością własnego „ja”. Chrystus doradza coś innego: należy zapraszać na uczty
ubogich, ułomnych, chromych i ślepych; krótko mówiąc tych wszystkich, po których nie
można się spodziewać na pozór żadnego rewanżu. W rzeczywistości tak pojmowana
gościnność opłaca się najbardziej: otrzyma się za nią zapłatę przy zmartwychwstaniu
sprawiedliwych. Mowa tu rzecz jasna o zapłacie w postaci życia wiecznego.
25–26. Wymagania stawiane przez Jezusa kandydatom na Jego uczniów znamy już po
części z relacji Mateusza (10,24–42) i Marka (8,34–38). Wśród owych wymagań na pierwszym
miejscu znajduje się konieczność absolutnego oddania się Jezusowi: całym sercem, całą duszą,
wszystkimi siłami. Zwłaszcza całym sercem. Wspomniana tu nienawiść nie jest nienawiścią w
sensie ścisłym. To po prostu „mniejsza” miłość. Nienawidzić – to w potocznym myśleniu
Semity znaczy kochać kogoś miłością niezbyt wielką (por. Mt 10,37) lub po prostu „nie
wybrać” (por. Ml 1,2n; Rz 9,13).
27. Bardziej niż Chrystusa nikogo nie wolno kochać: ani ojca, ani matki, ani żony czy
dzieci, braci lub sióstr…, nawet siebie samego nie można kochać bardziej niż Chrystusa. Kto
by się sprzeniewierzył temu wymaganiu, nie może być uczniem Chrystusa. To bardzo ciężko
zdobyć się na taką ofiarę, to wielki krzyż, ale kto nie potrafi go udźwignąć, nie może być
uczniem Chrystusa. Warto pamiętać, że w starożytności, gdy ktoś był skazywany na śmierć
przez ukrzyżowanie – jednakże w praktyce stosowano bardzo rzadko ten rodzaj kary – sam
musiał, tak jak to będzie później czynił Chrystus, dźwigać swój krzyż na miejsce kaźni.
28–30. Przypowieść o budowniczym, który nim pocznie wznosić budowlę, najprzód
myśli o środkach finansowych potrzebnych do budowania, kandydatom na uczniów Jezusa
przypomina potrzebę dokładnego zbadania sił moralnych, gotowości wyrzeczenia się
wszystkiego i bezwzględnego przylgnięcia do Chrystusa. Inaczej owo naśladowanie Jezusa
mogłoby się źle skończyć, a sam kandydat na apostoła stałby się przedmiotem drwin całego
otoczenia.
31–33. Podobną myśl wyraża przypowieść o królu, który przed rozpoczęciem wojny
oblicza skrupulatnie swoje siły militarne. Gdy stwierdzi, że jest słabszy od przeciwnika, a
możliwość poniesienia klęski okazuje się bardzo wyraźna, wtedy postanawia nie wyruszać na
wojnę. Zupełnie tak samo rzecz się ma z kandydatami na uczniów Jezusa. Dlatego
konkludując, Jezus powie: nikt z was, jeśli nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może
być moim uczniem.
34–35. Logion o soli zwietrzałej powtarzają – choć każdy w innym kontekście – wszyscy
trzej synoptycy. Sens tego oświadczenia w kontekście Łukaszowym jest następujący:
Apostołowie, przez swoją naukę i przykład osobistego życia, mają być jakby solą, zapewniając
zdrowie moralne całej ludzkości. Otóż jeśli owa sól straci swoje własności, jakże będzie
spełniać funkcję wyznaczoną jej przez samego Stwórcę? Niewiele pożytku będzie przynosił
apostoł nie posiadający kwalifikacji autentycznego apostoła. Tylko ci, którzy mają uszy do
słuchania, czyli łaskę specjalnego zrozumienia sensu tych tak surowych wymagań Jezusa, będą
w stanie pojąć Jego słowa. Do nich to przede wszystkim zwraca się Jezus mówiąc: Kto ma
uszy, niechaj słucha (Mt 11,15). Dotykamy tu problemu łaski lub charyzmatu powołania.
BOŻE PRZEBACZENIE
11–13. Tylko Łukasz podaje opowiadanie o synu marnotrawnym. Historia składa się z
dwu odrębnych części: pierwsza dotyczy samego syna marnotrawnego, druga – jego brata.
Pierwszego z dwu braci zgubiła żądza posiadania pieniędzy i chęć użycia rozkoszy tego świata.
Łukasz zaznacza, że był to młodszy syn tego zamożnego człowieka. Być może chce w ten
sposób złożyć część winy na karb niedoświadczenia i bezmyślności marnotrawnego syna.
Musiał on być jednak już na tyle dorosły, że ojciec zgodził się na jego propozycję i dokonał
podziału majętności. Otrzymawszy należną mu część młodszy syn odjechał w dalekie strony:
po prostu dlatego, by z dala od swoich, bez żadnego skrępowania, bez czyichkolwiek
sprzeciwów trwonić pieniądze w sposób na pewno mało chwalebny.
14. Nie jest wykluczone, że oddalenie się syna marnotrawnego od rodzinnego domu miało
być, już w zamiarach Ewangelisty, typem wszelkiego trwania w grzechu. Oddalenie się od
Boga, dystans – to przecież obraz grzechu spotykany w Biblii już przy opisie pierwszego
upadku. Adam i Ewa również odeszli, oddalili się od Boga, kiedy przekroczyli zakaz Boży.
15–19. Nędza, w jaką popadł ów bezmyślny młodzieniec i tak na pewno przyszłaby na
niego, lecz przyśpieszyła ją klęska głodu, jaka nawiedziła właśnie ówczesne miejsce pobytu
marnotrawnego syna. Co było w nim silniejsze: ambicja czy umiłowanie wolności – nie
wiadomo. W każdym razie mimo dokuczliwego głodu nie wracał do rodzinnego domu. A że do
życia wcale nie był przygotowany, pragnąc przetrwać, musiał się zadowolić podjęciem pracy
najmniej chwalebnej: został pasterzem świń.
Ewangelista nie powiedział wyraźnie, czy ów młody człowiek był z pochodzenia Żydem.
Jeśli tak, to hańba zwiększała się jeszcze bardziej: pełnił służbę u poganina – bo tylko poganin
mógł być właścicielem stada świń – i pilnował zwierząt, które według prawa żydowskiego
uchodziły za nieczyste (Kpł 11,7). Wreszcie można sobie wyobrazić, ile go kosztowało i jak
było poniżające, obiektywnie rzecz biorąc, owo pożywianie się – i to tylko wtedy, gdy nikt nie
widział – strawą przeznaczoną dla świń. Lecz nawet ten tak poniżający proceder musiał być w
końcu całkowicie uniemożliwiony, bo oto młodzieniec – do niedawna tak bezmyślny, a teraz
nękany głodem i prawdziwie zatroskany o jutro – podejmuje desperacką decyzję: pójdę do
mego ojca. Jest przy tym o tyle świadom swojej winy, że nie marzy nawet, by wrócić do
rodzinnego domu w charakterze umiłowanego syna. Postanawia nawet wyznać wręcz przed
ojcem swoją niegodziwość wobec Boga, określonego tu słowem „Niebo” i wobec ojca i
zamierza prosić go o przebaczenie oraz o to, by mógł pozostać w jego domu jako jeden z
najemników. Doszedł bowiem do wniosku po dłuższych deliberacjach, że nawet jako sługa w
domu swego ojca będzie miał stokroć lepiej niż będąc pasterzem cudzych wieprzów.
20–24. Tak więc wybrał się w powrotną drogę. Łukasz przechodzi z kolei do ojca
marnotrawnego syna. Nie na darmo autor trzeciej Ewangelii jest nazywany ewangelistą
dobroci. Opis dobroci tego zacnego ojca również usprawiedliwia w pełni powyższe określenie:
ujrzał syna, gdy był jeszcze daleko, wzruszył się głęboko, wybiegł naprzeciw niego, rzucił się
mu na szyję i ucałował go. To wzruszenie wzmogło się jeszcze bardziej, gdy syn, zgodnie z
postanowieniem, jakie sobie uczynił, prosił o przyjęcie go do domu w charakterze zwykłego
sługi. Wtedy ojciec kazał przynieść najlepsze szaty, przybrać w nie syna wyglądającego
zapewne jak żebrak, kazał podać mu najlepsze obuwie i ozdobić jego ręce pięknym
pierścieniem, a wreszcie zarządził przygotowanie wielkiej uczty, by wszyscy mogli dać wyraz
radości z powrotu syna, którego uważano już za umarłego. Mamy podstawy, by przypuszczać,
że Łukasz myślał nie tylko o dobroci ziemskiego ojca, lecz także o nieskończonej miłości Boga
Ojca, który w taki sam sposób i ciągle na nowo przebacza swym marnotrawnym dzieciom.
Żąda od nich tylko jednego – żeby wrócili i oświadczyli z żalem: Ojcze, zgrzeszyłem (por. Jr
3,12n).
25–28. A oto druga część opowiadania. Dotyczy – jak już wiemy – starszego syna, który
przez cały czas nieobecności młodszego brata trwał wiernie przy boku ojca, troszcząc się o całą
majętność. Majętność musiała być znaczna, skoro jej właściciel zatrudniał u siebie najemników
i sługi. Wielkość majątku pociągała za sobą konieczność większego wkładu pracy. Rozumując
po ludzku, trudno się nawet dziwić owemu starszemu synowi, że zapłonął gniewem, gdy
wracając z pola trafił w domu na wielką ucztę, wydaną przez ojca na cześć marnotrawnego
syna. Rozgniewał się – mówi Łukasz – i nie chciał wejść. I znów dobroć ojcowska wychodzi
naprzeciw – tym razem naprzeciw urazom starszego syna.
29–31. Rozpoczyna się dialog. Starszy syn czyni ojcu wymówki: za swoją wierność,
uczciwość, pracowitość, posłuszeństwo nigdy nie doczekał się podobnej zapłaty, a jego brat,
zamiast słusznej kary, otrzymał tak niezwykłe dowody miłości i uznania. Wymówki, po ludzku
rzecz biorąc, słuszne. Nie można jednak zapominać ani na moment, że ów dobry ojciec myślał
także po ojcowsku, a zwłaszcza po Bożemu. I dlatego odpowiedział: Ty zawsze jesteś ze mną i
wszystko, co moje, do ciebie należy. A trzeba było weselić się i cieszyć z tego, że ten brat twój
był umarły, a znów ożył.
32. I znów należałoby uczynić uwagę, którą zakończyliśmy objaśnienie pierwszej części
tego opowiadania. Łukasz chce nam przedstawić nie tyle dobroć pewnego ziemskiego ojca, ile
raczej miłosierdzie Ojca Niebieskiego, który kieruje się w swym postępowaniu nie tyle
sprawiedliwością, ile dobrocią i miłością. Druga część opowiadania przypomina zresztą
przypowieść o robotnikach w winnicy (por. Mt 20,1–16): szemranie tych, co za uciążliwą,
całodzienną pracę otrzymali taką samą zapłatę jak ci, którzy zaledwie kilka godzin spędzili na
polu, jest odpowiednikiem oburzenia starszego brata. Ojciec z tego opowiadania mógłby
równie dobrze powtórzyć swemu starszemu synowi słowa wypowiedziane tam do
niezadowolonych z wypłaty robotników: Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na
to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry? Równie dobrze pasuje do tej sytuacji inna
wypowiedź Jezusa: Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają (5,31). Warto
wreszcie zauważyć, że opowiadanie o synu marnotrawnym posiada wiele myśli wspólnych z
przypowieściami o zbłąkanej owieczce i zagubionej drachmie, stanowiąc ich cenne dopełnienie
przez to, iż podkreśla w nawróceniu udział dobrej woli grzesznika.
NIEBEZPIECZEŃSTWO BOGACTW
Cały szesnasty rozdział Ewangelii Łukasza składa się z przypowieści, obrazujących dobre i
złe użycie pieniędzy. Przypowieść zaś o roztropnym włodarzu potwierdza bardzo wyraźnie
znane w egzegezie nowotestamentowej spostrzeżenie, że nierzadko autora natchnionego
interesuje w całej przypowieści tylko jeden element potrzebny do wyrażenia zamierzonej
myśli.
1. Bogaty człowiek był – jak się wydaje – posiadaczem rozległych włości. Oddając się
przyjemnościom tego świata, troskę o swoją majętność powierzył rządcy. Instytucja ta, znana
zarówno Semitom, jak i Grekom, polegała na całkowitym zaufaniu, którym właściciel obdarzał
swego rządcę. Zdarzało się jednak, że włodarze nadużywali niekiedy owego kredytu zaufania;
trwonili majątek, który winni byli pomnażać. Nie mieli oni pensji, lecz pobierali prowizję od
dłużników Dla myśli przewodniej naszej przypowieści wcale nie jest istotne to, w jaki sposób
nieuczciwy rządca marnował mienie swego pana. Zwykła zawiść ludzka, a może i
niesprawiedliwość, której rządca dopuszczał się prawdopodobnie względem innych ludzi,
sprawiły, że o nadużyciach rychło dowiedział się właściciel włości.
2–3. Może delikatność, a może i brak kompetencji właściciela sprawiają, że rządca nie jest
stawiany od razu w stan oskarżenia. Ma złożyć właścicielowi dokładne sprawozdanie ze
wszystkich strat i zysków całej majętności, oddanej sobie w administrację. Jakkolwiek
wypadłby ów końcowy bilans, gospodarz włości zdecydował już z góry, by wymówić posadę
rządcy, bardzo podejrzanemu o nieuczciwość. Postawiony tak niespodziewanie w przykrej
sytuacji rządca zaczął nade wszystko przemyśliwać o tym, w jaki sposób mógłby przedłużyć
styl swego wielkopańskiego życia. Zwykłe uprawianie pola wydawało mu się zajęciem
przekraczającym jego siły, żebranie nie licowało z godnością – rzeczywistą lub urojoną – jego
osoby. Tak więc zostały wyeliminowane dwie pierwsze ewentualności uczciwego wydostania
się z trudnego położenia.
4–7. Sam fakt istnienia dłużników niekoniecznie musiał obciążać rządcę. Być może
pożyczył on ludziom z pańskiego mienia za wiedzą samego właściciela. W każdym razie ilość
oraz wartość oliwy i zboża dawanego ludziom bez pieniędzy przez rządcę nie była
właścicielowi znana oficjalnie. Inaczej bowiem rządca nie mógłby dokonać operacji, o której
będzie za chwilę mowa. Wspomniani są – jakby dla zilustrowania niecnych zabiegów rządcy –
tylko dwaj dłużnicy. Było ich z pewnością znacznie więcej. Ciążący na tych dwu dług w
postaci nie zapłaconej oliwy i pszenicy był dość pokaźny. Sto beczek oliwy w przeliczeniu na
nasze jednostki miary wynosi około 3800 litrów, a sto miar pszenicy to według obliczeń
archeologów około 40 ton. Poprawka w papierach obciążających dłużnika miała być dokonana
szybko – szczegół nie bez znaczenia przy określaniu wartości „filantropijnej” operacji rządcy.
Na pewno trochę zaskoczeni, ale bez wątpienia prawdziwie uradowani dłużnicy natychmiast
podjęli w duchu decyzję wyrażenia wdzięczności rządcy, który się okazał tak bardzo
wspaniałomyślny.
8. Przewidywania rządcy co do przyszłej wdzięczności obdarzonych życzliwością
dłużników musiały się sprawdzić. Mógł on liczyć na dalszą beztroskę i wygody lekkiego życia.
Pan zaś pochwalił nieuczciwego rządcę, rzecz jasna, nie za jego nieuczciwość. Łukasz bardzo
wyraźnie odróżnia w tej przypowieści, a nawet przeciwstawia sobie dwa pojęcia: nieuczciwość
i roztropność. Została pochwalona tylko troska włodarza o przyszłość, nie zaś sposób, w jaki
się owo zatroskanie wyraziło. Wyrażenie synowie tego świata – to semityzm odnoszący się w
tym wypadku głównie do włodarza, choć obejmuje swym zakresem także dłużników, którzy
korzystali skwapliwie z nieuczciwej „dobroci”. Synowie światłości – to ludzie uczciwi,
oświeceni łaską chrztu św., wyznawcy Chrystusa. Nie bez żalu stwierdza Chrystus Pan, że
sprawiedliwi są mniej przebiegli, gdy chodzi o dobra duchowe, niż miłośnicy tego świata w
sprawach dóbr doczesnych. Zarzuca Chrystus sprawiedliwym lenistwo w służbie Bożej –
grzech, z którego ludzie spowiadają się rzadko, mimo że należy on do grupy siedmiu wad
głównych i jest tak często popełniany. Niesprawiedliwi wkładają znacznie więcej energii w
dokonywanie zła niż sprawiedliwi w pomnażanie dobra.
14. Pouczeń Jezusa o dobrym, właściwym użyciu pieniądza słuchali także znani z
chciwości faryzeusze, ludzie, którzy uważali, że bogactwo doczesne jest zapłatą za pobożność,
gdy tymczasem ubóstwo oznacza karę Bożą. Na podstawie takiej zasady uciekali się faryzeusze
do wszelkich sposobów – nie wyłączając ucisku wdów (Łk 20,47) – byle tylko zgromadzić
sobie jak największe bogactwa. Nie trafiały im więc do przekonania pouczenia Jezusa.
Podrwiwali sobie z nich, czym ściągnęli na siebie ostre – nie pierwsze zresztą tego rodzaju –
upomnienie.
15. Potępił Jezus bardzo surowo ich obłudną, opartą na samych pozorach sprawiedliwość.
Mogą liczyć jedynie na ludzką naiwność. Bóg sam wie dobrze, co kryje się w ich wnętrzu. I tak
okaże się kiedyś, że to, co uchodzi za wzniosłe w oczach ludzi, jest obrzydliwością w oczach
Boga. To samo powie później św. Paweł o mądrości i mocy ludzkiej. To bowiem, co jest
głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi
(1 Kor 1,25).
RÓŻNE WSKAZANIA
ZGORSZENIE (17,1–2)
17 1 Rzekł znowu do swoich uczniów: «Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada
temu, przez którego przychodzą. 2 Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u
szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu dla jednego z tych małych.
Uważajcie na siebie!»
1–2. Przestrogi przed zgorszeniem podają wszyscy trzej synoptycy, ale każdy w nieco
odmiennej formie. Łukasz zaznacza – czego nie czynią pozostali dwaj synoptycy – że
słuchaczami tych przestróg byli uczniowie Jezusa. Wszyscy trzej natomiast mówią o tym, że
zgorszenia muszą przyjść, lecz biada tym, którzy spowodują w sposób bezpośredni ich
przyjście; wszyscy trzej dają do zrozumienia, iż gorszyciele maluczkich na pewno nie wejdą do
królestwa niebieskiego, i stwierdzają, iż lepiej by było, gdyby ich zatopiono w głębinach
morskich. Maluczcy – to ubodzy, niewykształceni, w ogóle nic nie znaczący w oczach tego
świata. Właśnie w maluczkich tego świata od początku w sposób szczególny upodobał sobie
Bóg i ich kazał otaczać szczególną troską (Jk 2,2–5; Mt 18,6.10.14). Dlatego za wyrządzanie
im zwłaszcza duchowej krzywdy przewiduje Jezus takie surowe kary. Końcową uwagę,
skierowaną do uczniów: Uważajcie na siebie, podaje już tylko Łukasz. Wynika z tego, że
grzechem szczególnie ciężkim byłoby spowodowane przez uczniów zgorszenie tych, którzy
byli przedmiotem wyjątkowego upodobania Bożego.
3–4. Instrukcje w sprawie przebaczania uraz podają Mateusz i Łukasz, przy czym ten
ostatni w postaci bardzo skróconej: błądzącego należy upomnieć, a gdyby okazał skruchę,
trzeba mu przebaczyć; trzeba ten akt miłosierdzia powtórzyć choćby siedem razy na dzień,
jeśliby bliźni o to prosił, za każdym razem przyznając się do winy. Chrześcijanie są bowiem dla
siebie braćmi, a oto jak powinni odnosić się do siebie bracia nawet według wskazań ST: Nie
będziesz żywił w sercu nienawiści do brata. Będziesz upominał bliźniego, aby nie zaciągnąć
winy z jego powodu. Nie będziesz szukał pomsty, nie będziesz żywił urazy do synów twego ludu,
ale będziesz miłował bliźniego jak siebie samego (Kpł 19,17n).
7–10. Lecz Jezus tylko pozornie pozostawił bez odpowiedzi prośbę Apostołów. Po
stwierdzeniu niezwykłej mocy każdej prawdziwej wiary podał Zbawiciel kilka wskazań
dotyczących istoty pokornego służenia. Kto służy z prawdziwą pokorą, podobny jest do sługi,
który nie ma swemu panu za złe tego, że po całym dniu pracy nie jest zaraz zapraszany do
stołu, ale wpierw przygotuje mu posiłek i posługuje cierpliwie, aż on zaspokoi swój głód; nie
skarży się na to, że jego pan nie dziękuje mu za usługę. Takimi powinni być Apostołowie. Nie
domagając się żadnej, rzekomo należnej im za ich pracę zapłaty, powinni posiadać świadomość
tego, że są tylko nieużytecznymi sługami; że do nich należy jedynie wypełnianie tego, co im
nakaże Pan. Chodzi tu, co prawda, o stosunek człowieka do Boga, od którego nic nam się nie
należy, ale przecież wiara właściwie pojęta wyznacza właśnie postawę człowieka względem
Boga.
20–21. Króciutki dialog Jezusa z faryzeuszami posiada wielkie znaczenie dla lepszego
zrozumienia istoty królestwa Bożego. Na pytanie faryzeuszy, kiedy przyjdzie królestwo Boże –
pytanie to niepokoiło od dawna wszystkich bez wyjątku Izraelitów – Jezus odpowiedział:
Królestwo Boże nie przyjdzie w sposób dostrzegalny… Bo królestwo Boże pośród was jest.
Wynika z tego, że obraz królestwa Bożego, jaki mają w swej świadomości faryzeusze, jest
zupełnie inny od Chrystusowej koncepcji tegoż królestwa. Królestwo, o którego przyjściu
mówi Jezus, nie jest z tego świata (J 18,36), nie oznacza żadnej materialnej potęgi; jest we
wnętrzu poszczególnych ludzi, w ich nowym sposobie myślenia, odczuwania i życia. Wskutek
tego, że przebywa w nich i działa na swój sposób Duch Święty.
28–30. Dialog kończy się wystąpieniem Piotra, który pyta Jezusa, jaka nagroda czeka ich
za to, że opuścili wszystko i poszli za Nim. Odpowiedź Jezusa Łukasz nieco skraca,
opuszczając całą ową kłopotliwą listę dóbr doczesnych: domy, braci, siostry i matki, dzieci i
pola (Mt 19,29; Mk 10,29) – przez co jego tekst staje się bardziej zrozumiały, choć właśnie
wskutek tego, być może, mniej oryginalny. W relacji Łukasza Jezus ogranicza się do
oświadczenia, że każdy, kto dla królestwa Bożego opuszcza wszystko, co ma, otrzyma daleko
więcej teraz i życie wieczne w przyszłości. Dodaje jednak „żonę”, co jest aluzją do
praktykowanego już wówczas dobrowolnego celibatu.
31–33. W słowach zapowiedzi męki łatwo dostrzec, jeśli nie wyraźne cytaty z Iz 52,13 –
53,12, to przynajmniej niewątpliwą aluzję do pieśni o Słudze Cierpiącym. Według Ewangelii
Łukasza tę zapowiedź męki Jezusa poprzedziły już inne przepowiednie (9,22–44; 17,25). W
każdej z nich dorzucał Jezus jakieś nowe szczegóły swoich przyszłych cierpień. Ostatnia
zapowiedź męki jest wyjątkowo realistyczna. Znajduje się w niej też po raz pierwszy
wzmianka o tym, że Jezus będzie wydany w ręce pogan, oraz zapewnienie, że Ukrzyżowany
zmartwychwstanie dnia trzeciego. Wizja historii Wielkiego Tygodnia była jednak zupełnie
niezrozumiała dla Apostołów.
34. Powodem niezrozumienia tego, co Jezus mówił, było powszechne, obejmujące
zapewne i uczniów Jezusa mniemanie, że Mesjasz przyjdzie jako triumfator przywracający
wolność i potęgę Izraelowi. Mesjasz – to w pierwszym rzędzie wybawiciel polityczny i twórca
dobrobytu materialnego. Postać Mesjasza cierpiącego była uczniom Jezusa obca tak samo, jak
ogromnej większości ówczesnych Żydów. Słowa zapowiedzi męki i śmierci Jezusa zrozumieją
oni w pełni dopiero po zmartwychwstaniu Zbawiciela, zgodnie ze świadectwem samych
Ewangelistów. Oto, co czytamy np. u św. Jana: Z początku Jego uczniowie nie zrozumieli tego.
Ale gdy Jezus został uwielbiony, wówczas przypomnieli sobie, że to o Nim było napisane i że
tak Mu uczynili (12,16).
35. Brak w Ewangelii Łukasza bliższych danych, wskazujących na to, że Jezus ruszył w
drogę do Perei. Być może jednak (zob. Łk 17,11), że zeszedł w dolinę Jordanu pomiędzy
Galileją a Samarią i przez Beisan zmierzał dalej na południe w stronę Jerycha. Ani imienia, ani
powodu kalectwa człowieka żebrzącego Łukasz nie podaje (por. Mt 9,27–31; 20,29–34; Mk
10,46–52).
36. Bramy do dawnych miast – podobnie jak dziś główne rogatki miejskie – dawały
szansę spotkania tam właśnie stosunkowo największej ilości ludzi, z czym wiązała się też
realna nadzieja otrzymania jakiegoś wsparcia. Pytanie niewidomego o powód „przeciągania
tłumu” jest bardziej uzasadnione przy założeniu, że opisana scena rozgrywa się u wejścia do
miasta. Przy wyjściu z miasta rzecz byłaby trochę mniej naturalna.
37–39. Określenie Jezus z Nazaretu u Łukasza szczególnie często występuje w Dziejach
Apostolskich. W świadomości niewidomego to określenie kojarzy się z ideą Mesjasza i dlatego
zwraca się on do Jezusa słowami: Jezusie, Synu Dawida. Słowa te wypowiada z przejęciem aż
dwa razy, co przypomina trochę okrzyki tłumu podczas tryumfalnego wjazdu Jezusa do
Jerozolimy, kiedy to Chrystus jest również obwoływany Synem Dawida (Mt 21,9).
40–43. Wytrwałość proszącego o zmiłowanie została wynagrodzona. Jeszcze tylko jedno
pytanie rzucone po to, by niewidomy wyraźnie mógł zamanifestować swoją wiarę, i za chwilę
mocą jednego słowa Przejrzyj! niewidomy odzyskuje wzrok. Wiara, o której tu mowa, to nie
tyle może teologiczna cnota wiary, ile raczej niezłomne przeświadczenie człowieka
nieszczęśliwego, że Jezus może go uleczyć. Słowa wielbiące Boga były ze strony
uzdrowionego wyrazem jego prawdziwej wdzięczności, ze strony zaś przygodnie zebranych
świadków – hołdem złożonym cudotwórczej mocy Boga, objawiającego się w Jezusie.
ZACHEUSZ (19,1–10)
19 1 Potem wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. 2 A pewien człowiek, imieniem
Zacheusz, który był zwierzchnikiem celników i był bardzo bogaty, 3 chciał koniecznie zobaczyć
Jezusa, któż to jest, ale sam nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. 4 Pobiegł więc
naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. 5 Gdy
Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: «Zacheuszu, zejdź prędko,
albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu». 6 Zszedł więc z pośpiechem i przyjął Go
rozradowany. 7 A wszyscy, widząc to, szemrali: «Do grzesznika poszedł w gościnę». 8 Lecz
Zacheusz stanął i rzekł do Pana: «Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w
czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie». 9 Na to Jezus rzekł do niego: «Dziś zbawienie stało się
udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. 10 Albowiem Syn Człowieczy przyszedł
odszukać i zbawić to, co zginęło» (Ez 34,16).
11. Zanotowana tylko przez Łukasza przypowieść o dziesięciu minach srebra nawiązuje
być może do sytuacji historycznej, jaka zaistniała w niektórych częściach Palestyny za czasów
Jezusa. Otóż po śmierci Heroda Wielkiego władzą po nim mieli się podzielić jego trzej
synowie: Herod Antypas, Filip i Archelaos. Ten ostatni miał otrzymać w posiadanie Judeę, w
której właśnie leżało Jerycho, oraz tytuł króla. Po jedno i drugie musiał się jednak zwrócić z
prośbą do cesarza Augusta rezydującego w Rzymie. Kandydat na króla udał się do Rzymu, ale
w ślad za nim ruszyła pięćdziesięcioosobowa delegacja szczerze nienawidzących Archelaosa
mieszkańców Judei i ona to wymogła na cesarzu, że Archelaos nie otrzymał tytułu króla.
12–13. W przypowieści rzeczy mają się inaczej. Człowiek szlachetnego rodu właśnie
otrzymuje królewską koronę – wiadomo jednak, że przypowieść tylko w niewielkim stopniu
czyni aluzję do historycznej rzeczywistości. Chrystus, który jest alegorią owego człowieka
szlachetnego rodu z przypowieści, też nie otrzymuje korony, co więcej, znalazłszy się w
Jerozolimie nie tylko że nie otrzyma królestwa, ale znajdzie tam śmierć, gdyż Jego przyszli
poddani nienawidzą Go bardziej niż mieszkańcy Judei Archelaosa. Odchodzi tedy Chrystus po
swej śmierci do dalekiego kraju. Tam otrzyma koronę królewską i kiedyś wróci stamtąd, by
zażądać rachunku strat i zysków od tych, którym powierzył pewne dobra.
14–21. Obowiązkiem obdarowanych było pomnożyć otrzymane pieniądze, a potem
wszystko zwrócić panu. W przypowieści jest przedstawiony jego powrót i rozliczanie się ze
sługami. Jeden z nich zarządzaną przez siebie sumę pomnożył dziesięciokrotnie, inny
pięciokrotnie. Jednego i drugiego spotkały słowa uznania i nie byle jaka nagroda: oto stali się
zarządcami jeden dziesięciu, inny pięciu miast. W ten sposób zostali dopuszczeni do udziału w
królewskiej władzy ich pana.
22–24. Lecz był wśród obdarowanych i taki, który wcale nie powiększył powierzonej mu
sumy pieniędzy w obawie – jak sam się potem tłumaczył, by mu ktoś czegoś nie skradł, nie
zniszczył; czuł się przecież odpowiedzialny za to, czego stał się stróżem. Jednakże to
tłumaczenie zostało odrzucone: powinien był zatroszczyć się o pomnożenie otrzymanych min
właśnie dlatego, że poczuwał się do odpowiedzialności za nie, że bał się surowości swego
pana. Opieszałość, lenistwo i lekkomyślność tego człowieka zostały ukarane: powierzony
pieniądz zabrano mu i oddano go temu, który w wyniku umiejętnego i gorliwego
gospodarowania jedną miną był teraz właścicielem aż dziesięciu min.
25–28. Tak będzie się rzecz miała w dzień ostateczny z naszymi dobrami duchowymi: kto
je pomnoży, ten w nagrodę za gorliwość otrzyma jeszcze więcej. Porachuje się też Pan i z tymi,
którzy byli Jego wyraźnymi przeciwnikami i nie chcieli dopuścić do tego, żeby był ich królem:
każe ich stracić w swojej obecności. Tak więc znów wizja przyszłego sądu wysuwa się na plan
pierwszy w nowotestamentowych zapowiedziach paruzji.
45. Troska Jezusa o miasto ograniczy się, w drugiej części perykopy, do najznakomitszej
części tego miasta, tj. do świątyni. Opis wypędzania kupczących ze świątyni został przez
Łukasza w dużej mierze skrócony. Wydarzenie to, zdaniem Ewangelisty, nie przedstawiało
większego znaczenia dla odbiorców jego dzieła.
46. Cytując proroctwo Izajasza opuszcza Łukasz wzmiankę o wszystkich narodach (zob.
Mk 11,17: Mój dom ma być domem modlitwy dla wszystkich narodów), co jest dość trudne do
zrozumienia, gdy ma się na uwadze uniwersalizm soteryjny trzeciej Ewangelii. Niewłaściwość
czynu sprzedawców polegała na tym, że nie okazali miejscu świętemu należytego szacunku, a
prócz tego uniemożliwiali pielgrzymom modlitewne skupienie i oddawanie czci Bogu.
1–8. Dialog Jezusa z arcykapłanami pragnącymi dowiedzieć się, skąd posiada Jezus
władzę nauczania, referują wszyscy trzej Synoptycy (Mt 21,23–27 – zob. komentarz, wyżej, s.
126; Mk 11,27–33) w identyczny sposób: na postawione Jezusowi pytanie – ostatecznie miało
ono na celu wydobycie od Niego stwierdzenia, czy jest Mesjaszem – nie otrzymali arcykapłani
żadnej odpowiedzi, ponieważ sami nie chcieli czy nie mogli wyjaśnić, skąd pochodził i jakie
miał znaczenie chrzest Jana. Od właściwego zrozumienia posłannictwa Janowego zależało
pozytywne ustosunkowanie się do misji Jezusa. Jan przecież przygotowywał drogę
Zbawicielowi.
20. Ale faryzeusze nie odstąpili od zamiaru zgładzenia Jezusa. Czekali tylko na stosowną
chwilę, a przede wszystkim dokładali wielu starań, żeby skompromitować Jezusa wobec
tłumów.
21–22. Ewentualną kompromitację Mistrza z Nazaretu miało na celu pytanie, czy wolno
płacić podatek cesarzowi czy nie. Misję ludzi, którzy przyszli do Jezusa z owym
podchwytliwym pytaniem wszyscy trzej synoptycy przedstawiają jednakowo (Mt 22,15–22 –
zob. komentarz, wyżej, s. 132–134; Mk 12,13–17). Różnica – nie bez znaczenia – dotyczy
grupy, którą reprezentowali wysłannicy: według Mateusza i Marka byli to faryzeusze i
herodianie, Łukasz natomiast mówi, że byli to szpiedzy, którzy udawali pobożnych i mieli
podchwycić Go w mowie, aby Go wydać zwierzchności i władzy namiestnika (w. 20).
23–26. Mamy tu więc do czynienia z bezkompromisowym demaskowaniem
przeciwników Jezusa, co jest szczególnie wymowne w relacji Łukasza, nazywanego przecież
Ewangelistą dobroci i łagodności. I ta próba pochwycenia Jezusa za słowa zakończyła się
porażką szpiegów wysłanych przez faryzeuszy i herodianów (por. Mt 22,15 n). Nie mogli
podchwycić Go na słowie – notuje Łukasz. Zadziwieni Jego odpowiedzią, zamilkli.
27–40. Ale dalszych wysiłków nie zaniechano. Tym razem pojawiają się sami saduceusze,
którzy odrzucali stanowczo naukę o zmartwychwstaniu ciał. Ci też nic nie osiągnęli. Wszyscy
trzej synoptycy (Mt 22,23–33 – zob. komentarz, wyżej, s. 134–135; Mk 12,18–27) w
identyczny sposób przedstawiają ich klęskę, przy czym Mateusz zaznacza, że odpowiedź
Jezusa wywołała jeszcze większe uznanie dla Niego wśród tłumów, a Łukasz kończy swoją
relację słowami następującymi: już o nic nie śmieli Go pytać.
41–44. Wtedy inicjatywę przejął Jezus: On zaczął pytać. Pierwsze pytanie brzmiało: Jak
można twierdzić, że Mesjasz jest synem Dawida. Przecież sam Dawid nazywa Mesjasza swoim
Panem. Wszyscy trzej synoptycy (zob. Mt 22,42–46 z komentarzem wyżej, s. 136; Mk 12,35–
37) zanotowali pytanie Jezusa, wszyscy pozostawili je bez odpowiedzi, ale u wszystkich
samorzutnie nasuwa się tylko taka odpowiedź: Mesjasz jest Synem nie ludzkim, lecz Bożym.
1–4. Występująca w tej przestrodze wzmianka o wdowach była spowodowana, być może,
tym, co się działo w obecności Jezusa i Jego uczniów: oto widziano, jak ludzie zamożni
przychodzili i wrzucali – pewnie dość duże – ofiary do skarbony świątynnej. Lecz na pochwałę
Jezusa zasłużyli sobie nie oni, tylko uboga wdowa, która podeszła i złożyła w ofierze dwa
pieniążki, nie przedstawiające wielkiej wartości, lecz stanowiące cały jej majątek. Dała
wszystko, co miała, a nie tylko to, co jej zbywało, jak owym bogaczom. Całkowicie zaufała
Bogu i Jego dobroci w przekonaniu, że Bóg nie opuści jej w potrzebie (por. Mk 12,41–44).
5–7. Zapowiedź zburzenia świątyni jerozolimskiej zreferował Łukasz tak jak Marek
(13,1–4), nieznacznie tylko skracając i gładząc literacko wersję autora drugiej Ewangelii. Wizja
zniszczenia świątyni została spowodowana podziwem uczniów dla cennego materiału i samej
konstrukcji świątyni. Przyjdzie czas, kiedy ani z tej świątyni, ani z całego miasta nie pozostanie
kamień na kamieniu.
12–19. Tradycję tę w sposób jednolity przekazali wszyscy trzej synoptycy (Mt 24,9–14 –
zob. komentarz, wyżej, s. 141; Mk 13,9–13), uwydatniając zwłaszcza prześladowania, jakie
spadną na uczniów Jezusa za to tylko, że będą głosić Ewangelię. Lecz im przede wszystkim
obiecuje Jezus szczególną pomoc swoją i nagrodę w życiu przyszłym.
20–21. W opisie samego oblężenia Jerozolimy na wstępie Łukasz jest nieco dokładniejszy
od Mateusza (24,15–22) i Marka (13,14–32). I tak gdy ci ostatni, nawiązując do proroctwa
Daniela (9,27), mówią o ohydzie spustoszenia, Łukasz, nie odwołując się do żadnego tekstu,
przestrzega: Skoro zaś ujrzycie Jeruzalem otoczone przez wojska, wtedy wiedzcie, że jego
spustoszenie jest bliskie. Potem jednak autor trzeciej Ewangelii dokonuje pewnych skrótów:
Nie wspomina o tych, którzy znajdą się na dachu w momencie oblężenia; nie mówi nic o
przebywających w tym czasie na roli, lecz ogólnie tylko nie każe wracać do miasta tym, którzy
w chwili natarcia na ich domostwa będą się znajdowali poza miastem; nie zaleca modlitw i
próśb o to, by ów koniec nie nastąpił podczas zimy.
22–23. Pod koniec natomiast podaje szczegół, który nie ma swego odpowiednika ani u
Mateusza, ani u Marka. Oto najpierw oznajmia, że to, co spotka mieszkańców Jerozolimy i
samo miasto, będzie wyrazem gniewu Bożego. Przedmiotem gniewu Bożego jest przede
wszystkim naród wybrany. Powodem gniewu Bożego w ST są najczęściej odstępstwa
Izraelitów od kultu Boga prawdziwego, sprzeniewierzenie się woli Jahwe (1 Sm 6,19; 15;
28,18; 2 Sm 6,7). Gniew Boży ustawał z chwilą gdy człowiek schodził ze złej drogi (Wj 34,6;
Iz 48,9; Ps 103[102],8). Gniew Boży miał więc dla Izraela charakter zbawienny. Bóg gniewał
się dlatego, żeby nawrócić Izraela. Lecz już w ST jest mowa o takim gniewie Bożym, którego
nikt i nic nie będzie w stanie powstrzymać. O tym właśnie eschatologicznym zagniewaniu
Boga mówi Jezus, snując przed swymi uczniami wizje zburzenia Jerozolimy i końca świata.
24. Inną odrębność Łukasza w stosunku do Mateusza i Marka stanowi wzmianka o śmierci
mieszkańców Jerozolimy od miecza – najprawdopodobniej aluzja do Jr 20,4 – i o ich zesłaniu
na wygnanie pomiędzy pogan oraz o deptaniu Świętego Miasta przez pogańskich najeźdźców
(por. Dn 8,13). Wszystko to miało się już bardzo niedługo spełnić co do joty: po czteroletniej
wojnie (r. 66–70) Jerozolima została zrównana z ziemią, prawie milion Żydów poległo, a około
stu tysięcy – jeśli wierzyć Józefowi Flawiuszowi – poszło do niewoli.
25. Znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, huk morza – to wyrażenia spotykane dość
często już w ST (Jr 4,23–26; Ez 32,7; Am 8,9; Mi 1,3–4; Jl 2,10; 3,4; Iz 13,9–10; 34,4) przy
opisach interwencji Boga-Sędziego w ludzkie sprawy.
Chrystus, a za Nim Ewangeliści posługują się językiem zrozumiałym dla ludzi im
współczesnych. Obrazów tych nie należy więc pojmować zbyt dosłownie, choć z drugiej strony
nie można też wykluczyć jakiegoś udziału całego wszechświata w przygotowaniu się na
ponowne przyjście Jezusa (Rz 8,19–23). Czy można zatem utrzymywać na podstawie tego
tekstu, że cały wszechświat będzie zniszczony ogniem lub przestanie istnieć wskutek nie
znanego bliżej kataklizmu? Jest to tajemnica, której Pismo Święte nigdy – nawet w takich
tekstach, jak 2 P 3,10 – nie wyjaśnia. Jedno można stwierdzić z całą pewnością: przyjdzie czas,
że ciała niebieskie swoim wyglądem dadzą nam znać, iż obecny porządek rzeczy ma się ku
końcowi.
26. Powodem przerażenia będą przede wszystkim zmiany zachodzące w świecie
widzialnym i zagrażające w każdej chwili życiu człowieka. Z drugiej strony jednak
przedmiotem bojaźni będzie także wizja ostatecznego sądu, o którym tyle razy mówili prorocy
ST. Moce niebieskie – to nie duchy nieczyste ani aniołowie, tylko właśnie wspomniane na
samym początku ciała niebieskie, jak słońce, księżyc i gwiazdy (por. Iz 34,4).
27. Pojawienie się w obłokach Syna Człowieczego jest niewątpliwym nawiązaniem do Dn
7,13–14: a oto na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy. Podchodzi do
Przedwiecznego… Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu
wszystkie narody, ludy i języki. Obłoki są wspomniane w opisach prawie wszystkich teofanii
zarówno w ST, jak i w NT. W paralelnym tekście Mateusza (24,30) znajdujemy wzmiankę o
ukazaniu się na niebie znaku Syna Człowieczego. Według wielu Ojców Kościoła znak ten
będzie miał kształt krzyża, z zawieszonym na nim Chrystusem. Zdaniem innych ma to być
jeden ze znaków wspomnianych na początku tego fragmentu (w. 25) Ewangelii, znak
wyróżniający się wśród innych i zwiastujący niejako przyjście samego Chrystusa. Owego
przyjścia Chrystusa nie należy pojmować symbolicznie w sensie Jego obecności w Kościele
lub jako działalność Ducha Świętego, objawiającego swoją moc szczególną w rozszerzaniu się
chrześcijaństwa. Jest to eschatologiczne przyjście Jezusa, na co wyraźnie wskazują paralelne
teksty Mateusza (24,31) i Marka (13,27), przyjście nie dające się określić pod względem czasu,
co sam Łukasz stwierdzi, mówiąc: Jak błyskawica, gdy zabłyśnie, jaśnieje od jednego krańca
widnokręgu aż do drugiego, tak będzie z Synem Człowieczym w dniu Jego (17,24).
28. Jest to nawiązanie do sytuacji przedstawionej w w. 20: Skoro zaś ujrzycie Jeruzalem
otoczone przez wojska, wtedy wiedzcie, że jego spustoszenie jest bliskie. Zburzenie Jerozolimy
ma oznaczać początek nowej epoki w dziejach powstającego chrześcijaństwa, które od tego
czasu pocznie ogarniać swymi wpływami pogan. Stąd też wizja przyszłych ruin Jerozolimy nie
powinna słuchaczy Jezusa przerażać, ale raczej napełniać otuchą: będą uwolnieni od przeszkód
ze strony wrogiego Ewangelii judaizmu. Za tą interpretacją przemawia także w. 32, w którym
czytamy: Nie przeminie to pokolenie, aż się wszystko stanie. Za niespełna czterdzieści lat – nie
przeminęło więc jeszcze pokolenie współczesne Chrystusowi – miały się sprawdzić co do
Jerozolimy słowa Chrystusa.
Odkupienie, o którym tu mowa, oznacza przede wszystkim uwolnienie chrześcijan od
prześladowań i wszelkiego rodzaju przeszkód stawianych Ewangelii Chrystusowej. Upadek
Jerozolimy położy kres cierpieniom chrześcijan jerozolimskich. Tak więc dla nich zapowiedź
zburzenia Jerozolimy była źródłem radości, niewiernych Żydów zaś słowa Chrystusa napawały
uzasadnionym przerażeniem. W rzeczywistości wiele chrześcijańskich rodzin jeszcze przed
rozpoczęciem oblężenia Jerozolimy (r. 66–70) uszło na drugą stronę Jordanu w okolice
miejscowości Pella, i tam uratowało swe życie, pozostali zaś w Jerozolimie, głównie Żydzi,
patrzyli na tragiczny koniec Świętego Miasta i gruzy zaledwie co ukończonej świątyni, której
budowa trwała od r. 20 przed Chr. do 66. Po tym zniszczeniu świątynia, o której mówiono, że
kto jej choć raz w życiu nie zobaczył, niczego nie widział, nigdy już nie miała być
odbudowana.
PRZYKŁAD Z DRZEWA FIGOWEGO (21,29–33)
29
I powiedział im przypowieść: «Spójrzcie na drzewo figowe i na wszystkie drzewa. 30 Gdy
widzicie, że wypuszczają pąki, sami poznajecie, że już blisko jest lato. 31 Tak i wy, gdy ujrzycie te
wszystkie wydarzenia, wiedzcie, iż blisko jest królestwo Boże. 32 Zaprawdę, powiadam wam: Nie
przeminie to pokolenie, aż się wszystko stanie. 33 Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie
przeminą».
29–30. Sama aplikacja przypowieści o fidze i innych drzewach w czasie dojrzewania ich
owoców jest równocześnie nawiązaniem do pierwszych wierszy dwudziestego pierwszego
rozdziału, do wierszy, w których jest mowa o zburzeniu świątyni. Chodzi zwłaszcza o pytanie
sformułowane w w. 7: Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy to się dziać
zacznie. Drzewo figowe – a nie inne – jest wspomniane może dlatego, że ono właśnie było
obrazem narodu wybranego (Oz 9,10; Mi 7,1; Jr 8,13; 24,1 n). Od innych drzew rosnących w
Palestynie – jak np. cyprys albo oliwka – figa różni się tym, że na czas zimy traci liście i
wygląda jak obumarła. Pierwsze pąki na obumarłej fidze są niewątpliwym zwiastunem wiosny.
Ostatecznie więc zapowiedziane przez Chrystusa zburzenie Jerozolimy będzie nie zwiastunem
mającego nastąpić wkrótce końca świata, lecz znakiem początków uwolnienia Kościoła z
więzów judaizmu.
31. Nie oznacza to, że dopiero wtedy, po zburzeniu Jerozolimy, będzie ustanowione na
ziemi królestwo Boże. Znaczy to, że przybliży się niejako i przyspieszony będzie ostateczny
tryumf królestwa Bożego.
32–33. Znów nie jesteśmy w stanie określić bardziej szczegółowo tej końcowej
przemiany – albo dokładniej: przemijania nieba i ziemi. Nawet św. Paweł niewiele wyjaśni,
kiedy napisze w Liście do Rzymian: Stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów
Bożych. Stworzenie bowiem zostało poddane marności – nie z własnej chęci, ale ze względu na
Tego, który je poddał – w nadziei, że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by
uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych (Rz 8,19–21).
Urzeczywistnienie się proroctwa o zburzeniu Jerozolimy miało zagwarantować pewność
ponownego przyjścia Jezusa. Interpretując tę perykopę byłoby rzeczą wskazaną rozpocząć od
drugiej części, wyraźnie zwracając uwagę na jej powiązanie z w. 7 i 20. W ten sposób lepiej
można będzie uwydatnić ideę końca dającego zarazem początek: koniec niewoli – początek
nowego życia. Rozumie się wtedy właściwie myśl Kościoła otwierającego tą perykopą
ewangelijną nowy rok liturgiczny. Ponowne przyjście Jezusa wzmiankowane w pierwszej
części perykopy, a odczytane u progu oczekiwania na narodzenie się Zbawiciela, ma ujawnić
już teraz moc wielką i majestat Tego, który przyjdzie wpierw jako bezradne Dziecię.
Pewną trudność w opowiadaniu Łukasza stanowi to, że wspomniane przez niego ponowne
przyjście Syna Człowieczego (21,25–28) było już raz wzmiankowane, i to w kontekście
niezbyt odległym: 17,22–37. Mateusz (24,23–31) i Marek (13,24–27) natomiast wspominają
tylko raz chwalebny powrót Jezusa, łącząc to wydarzenie ze zburzeniem Jerozolimy. Jak
wytłumaczyć wspomniany wyżej dublet w Ewangelii Łukasza? Otóż pamiętać należy, że
Łukasz wyraźnie oddziela zburzenie Jerozolimy (21,6–24a) od opisu ponownego przyjścia
Jezusa (17,22–37). Ponieważ jednak tradycja katechetyczna i literacka wiązała z końcem
świata wizję zburzenia Jerozolimy i zapowiedź ponownego przyjścia Jezusa, przeto – idąc za
Mateuszem i Markiem – Łukasz przy opisie zburzenia Jerozolimy wspomniał także o
ponownym przyjściu Jezusa, mimo że już przedtem opisał ową paruzję dość dokładnie.
37–38. Ostatnie chwile Jezusa były wypełnione ogromnym wysiłkiem. Kiedy jeszcze
pozostawał na wolności, w ciągu dnia nauczał w świątyni, a noce spędzał na Górze Oliwnej,
zatopiony w głębokiej modlitwie. Lud prosty nadal trwał wiernie przy Nim: zewsząd śpieszono
do świątyni, żeby Go słuchać. Właśnie ta wierność ludu uniemożliwiała jego przywódcom
urzeczywistnienie dawno już podjętych planów pojmania i zgładzenia Syna Człowieczego.
14–18. Początek uczty paschalnej Łukasz przedstawił o wiele dokładniej niż pozostali
dwaj synoptycy. Do stołu zasiadł Jezus z dwunastoma Apostołami. Nie zabrakło nawet Judasza.
Jezus oświadczył na wstępie, iż od dawna bardzo pragnął spożywać wspólnie ze swymi
uczniami tę Paschę. Miała to być ostatnia wieczerza paschalna przed męką. Następną będzie
Jezus spożywał – jak sam oświadczył – dopiero wtedy, kiedy przyjdzie królestwo Boże. Tak
więc wieczerza, którą Jezus spożywa ze swymi najbliższymi, ma charakter uczty pożegnalnej.
Wieczerza owa, aczkolwiek ostatnia tu na ziemi, nie oznacza końca Jezusa i nie jest ucztą
absolutnie ostatnią; owszem, stanowi zapowiedź przyszłego szczęścia, które jest często
przyrównywane do wspaniałej uczty.
19–20. Inaczej niż pozostali dwaj synoptycy zreferował Łukasz słowa wypowiedziane
przez Jezusa w momencie rozdzielania wśród uczniów chleba i wina. Nazywając chleb swoim
Ciałem równocześnie oświadczył Jezus, że jest to Ciało wydane za ludzi. Tylko Łukasz – a
także Paweł (1 Kor 11,23–25) – podaje polecenie Jezusa, aby uczniowie ponawiali w
przyszłości Jezusowy gest rozdzielania chleba, przypominając sobie w ten sposób ową
wspólnie spożywaną Ostatnią Wieczerzę.
Tak oto została odprawiona nowa Pascha: miejsce baranka zajął teraz sam Jezus, zamiast
kielicha wina wychylono kielich Krwi własnej Jezusa. Oddzielne pożywanie chleba i wina
wskazuje na śmierć Chrystusa, będącą również w swej istocie oddzieleniem ciała Jego od krwi.
Równocześnie było to zawarcie Nowego Przymierza, tego, które zapowiadali już
starotestamentowi prorocy (por. np. Jr 31,31–34). W słowach wymawianych nad kielichem
zamiast wyrażenia Krew, która za wielu wylana będzie (Mt 26,28; Mk 14,24), u Łukasza
czytamy: Krew, która za was będzie wylana. Oświadczenie dotyczące wydawania ciała i
przelewania krwi przypomina bardzo męczeńską śmierć Sługi Jahwe. Tak więc i przy tej okazji
również Jezus daje do zrozumienia, że Jego życie i mająca już wkrótce nastąpić śmierć są
urzeczywistnianiem posłannictwa Cierpiącego Sługi.
31–33. Zapowiedź zaparcia się Piotra podają wszyscy czterej Ewangeliści, z czego można
wnosić o doniosłości tego wydarzenia dla tradycji wczesnochrześcijańskiej. Relacja
Łukaszowa zdaje się być niezależna od żadnej z pozostałych trzech Ewangelii. Tylko Łukasz
wspomina o tym, że Jezus mówił Szymonowi o pokusach, jakie czekają jego i innych
Apostołów. Wskutek owych pokus grono tych, co chodzą za Jezusem, zmniejszy się poważnie;
zostaną przesiani tak, jak przesiewa się pszenicę. Jeśli Szymon ocaleje, to tylko dlatego, że
będzie się za nim wstawiał Jezus.
34. Lecz od samego początku przewiduje też Jezus niewątpliwą klęskę, upadek Piotra.
Mówi bowiem o tym, że Piotr nawróci się i będzie utwierdzał swoich braci. A już całkiem
wyraźnie zapowie Jezus zaparcie się Piotra, gdy ten ostatni pocznie zapewniać, że gotów jest
pójść za Mistrzem do więzienia, a nawet na śmierć. Wzmiankę o pianiu koguta i o trzykrotnym
zaparciu się Piotra podają wszyscy Ewangeliści. Przyjdzie już niedługo czas, że Piotr
przypomni sobie dokładnie te prorocze słowa Mistrza. Lecz prawdą okaże się i to, że nastąpi
nawrócenie Piotra i utwierdzenie za jego sprawą w wierze wielu braci.
JEZUS W OGRÓJCU
39. Według relacji Łukasza, bezpośrednio po tym krótkim dialogu z uczniami Jezus udaje
się na Górę Oliwną. Prawdopodobnie już przedtem spędził tam niejedną godzinę na modlitwie,
bo Ewangelia ta zaznacza: udał się, według zwyczaju, na Górę Oliwną. Łukasz jednak nie
mówi, że miejsce, na którym zatrzymał się Jezus, nosiło miano Getsemani (Mt 26,26), ale
notuje – czego nie czynią pozostali dwaj synoptycy – wyraźne polecenie Jezusa skierowane do
uczniów: Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie.
40–42. Tylko Łukasz podaje dokładnie odległość, na jaką oddalił się Jezus od uczniów, by
w samotności się modlić. Wszyscy trzej synoptycy podają treść owej modlitwy: Jezus modli się
o to, aby Ojciec – jeśli taka jest Jego wola – uwolnił Go od kielicha męki. Wszyscy trzej mocno
podkreślają moment całkowitego poddania się Syna woli Ojca.
43–44. Tylko Łukasz opisuje ukazanie się Jezusowi anioła ze słowami pokrzepienia.
Anioł – jak zawsze – tu również jest wysłannikiem Boga i słowa podniesienia na duchu
pochodzą od samego Ojca. Był to wyraźny dowód, że modlitwa Jezusa dotarła do Ojca. Tego
rodzaju pokrzepienia niejeden raz już przedtem udzielał Bóg ludziom znoszącym jakieś
cierpienia (por. np. Dn 3,49n; 10,1–19n); tak też będzie podnosił na duchu pierwszych
męczenników chrześcijańskich. Tylko u Łukasza – lekarza! – znajdujemy również wzmiankę o
gęstych kroplach krwi (termin medyczny), które spływały aż na ziemię po obliczu
rozmodlonego Jezusa.
45–46. Kiedy Jezus przerwał na chwilę swoją modlitwę i wrócił do uczniów, byli oni
pogrążeni w głębokim śnie. Tylko Łukasz podaje racje tego braku czujności: zastał ich
śpiących ze smutku. Bardziej może pasowałoby tu słowo: zwątpienie, rezygnacja – są to
postawy, którym zazwyczaj towarzyszy smutek. Na otępienie, rezygnację i zwątpienie
Apostołów wskazują zresztą słowa Jezusa: Czemu śpicie? Wstańcie i módlcie się, abyście nie
ulegli pokusie. Do zrezygnowanych, wątpiących, pokusa ma o wiele łatwiejszy dostęp.
Powyższe słowa są więc jeszcze jednym dowodem troski Jezusa o Jego uczniów: nie
zapomniał o nich nawet wtedy, kiedy sam znajdował się u kresu ludzkiej wytrzymałości.
47. Łukasz nie wspomina już o tym, że Jezus obudziwszy Apostołów, ponownie udał się
na modlitwę. Tłum zjawił się, gdy On jeszcze mówił, zachęcając uczniów do czuwania. W
relacji wszystkich czterech Ewangelistów na czele złowrogiego tłumu szedł Judasz, jeden z
Dwunastu. Tak więc w końcu stał się przywódcą. Ludzie tworzący ów tłum z pewnością nie
byli przypadkowymi przechodniami. Była to dobrze zorganizowana rzesza wysłanników
Wysokiej Rady.
48–51. Dalej wszystko już potoczyło się według z góry ułożonego planu: Judasz ucałował
Mistrza, Jezus uczynił Apostołowi-odstępcy wymówkę; w tym czasie jeden z Apostołów –
według Jana był to Szymon Piotr – nie czekając na zezwolenie dobycia miecza, odciął ucho
słudze najwyższego kapłana. Łukasz w swej dokładności lekarskiej zaznaczy nawet, że było to
prawe ucho. Ten „zbrojny wyczyn” – być może spowodowany skojarzeniami z niedawno
wypowiedzianymi przez Jezusa słowami o potrzebie posiadania miecza – nie odpowiadał
jednak zamiarom Mistrza. Skarciwszy Piotra Jezus sprawił, że ów nieszczęśliwy sługa nie
stracił ucha: dotknąwszy ucha, uzdrowił go. Królestwo Jezusa nie jest z tego świata. Uznania,
szacunku dla siebie Jezus nie szuka przy pomocy miecza.
52–53. Wszyscy trzej synoptycy przekazali wymówkę, jaką Jezus uczynił arcykapłanom:
Wyszliście z mieczami i kijami jak na zbójcę. Dzieje się tak dlatego, że już nadeszła godzina i
panowanie ciemności. Wynika stąd, że aktualny tryumf mocy ciemności nad Jezusem pozostaje
również w zasięgu Bożej woli. Dopiero teraz zezwolił Bóg na ten tryumf, nie będzie to jednak
trwałe panowanie szatana nad światem. Warto przy tym zwrócić uwagę na bardzo wyraźne
utożsamianie tych, co pojmali Jezusa, z panowaniem ciemności.
54–62. Dokonując bardzo nieznacznych skrótów, Łukasz zasadniczo tak jak Mateusz
(26,69–75) i Marek (14,66–72) przedstawia historię pierwszego zaparcia się Piotra. O pianiu
koguta wspomina Łukasz dopiero przy trzecim zaparciu się Piotra. Podobnie jak pozostali dwaj
synoptycy również Łukasz przypomina słowa Jezusa, który zapowiadał Piotrowi jego
trzykrotne zaparcie się Mistrza. Wszyscy trzej również mówią o tym, że Piotr wyszedł na
zewnątrz i gorzko zapłakał. Oto reakcja grzesznika, który rozpoznał wielkość swojej winy.
63–65. Równie jednolita okazała się tradycja mówiąca o naigrawaniu się żołnierzy z
Jezusa: wszyscy trzej synoptycy notują, że strażnicy i żołnierze bili Jezusa, zasłaniali Mu oczy
i domagali się, by prorokował, kto Go uderzył.
66–68. Dokładniej niż pozostali dwaj synoptycy przedstawia Łukasz historię drugiego
przesłuchania Jezusa przez Wysoką Radę. Przesłuchanie zaczyna się od pytania, na które
udzielając ewentualnej odpowiedzi Jezus miałby wyznać, czy jest Mesjaszem czy nie. Lecz
Jezus nie odpowiedział na to pytanie. Wiedział, że tym Żydom nie chodziło o uczciwe
poszukiwanie prawdy, wiedział, że za tym pozornie niewinnym pytaniem krył się jakiś podstęp
i z pewnością wiedział również, co to był za podstęp. Z osobą Mesjasza łączyli Żydzi nadzieje
przede wszystkim polityczne. W przekonaniu Żydów Mesjasz miał w pierwszym rzędzie
przywrócić Izraelowi wolność narodową.
69. Gdyby Jezus oświadczył wręcz, że uważa się za Mesjasza, już istniałby powód
wydania Go w ręce władz rzymskich, jako pretendenta do władzy. Zresztą udzielenie właściwej
odpowiedzi na pytanie postawione przez Wysoką Radę wymagałoby dialogu. Z kolei Jezus
musiałby o coś zapytać swoich rozmówców, z góry jednak wiadomo, że ich odpowiedzi nie
byłyby szczere. Pod tym względem miał Jezus aż nazbyt bogate doświadczenie (por. np. 20,1–
8; 20,41–44). Jednakże ostatecznie odpowiedział Jezus Wysokiej Radzie na pytanie, za kogo
się uważa.
70–71. Żydzi, mimo swego zaślepienia, właściwie zrozumieli odpowiedź Jezusa. Ze
słów: Syn Człowieczy siedzieć będzie po prawej stronie Wszechmocy Bożej wywnioskowali, że
Jezus uważa się za Syna Bożego. Jezus potwierdził zresztą słuszność tego wniosku. Tak więc w
przeddzień niejako swojej śmierci, niczego już nie ukrywając, Jezus stwierdził, iż świadom jest
tego, że jest Mesjaszem, ale nie wybawcą politycznym, doczesnym przywódcą narodu, lecz
prawdziwym pomazańcem Bożym. W tym miejscu zakończono przesłuchiwanie Oskarżonego.
Uznano je po prostu za zbyteczne. Jezus przecież sam wyraźnie przyznał się do tego, o co Go
posądzono.
1–2. Członkowie Wysokiej Rady wydali Jezusa w ręce Piłata; żeby zaś sprawa nabrała
większej powagi, w drodze do Piłata Jezusowi towarzyszył cały Sanhedryn. Wysunięto
przeciwko Oskarżonemu trzy zarzuty: 1) że podburza naród; 2) że odwodzi od płacenia
podatku Cezarowi; 3) że podaje się za Mesjasza-Króla. Widać więc z tego, że oskarżenia
powyższe wykraczają daleko poza granice informacji, jakie Wysoka Rada zdołała zebrać
podczas przesłuchania Jezusa. Wszystkie zarzuty miały charakter, przynajmniej po części,
polityczny, gdyż w spory wewnętrzno-religijne Żydów władze rzymskie nie zwykły się
mieszać. Pomówienie o namowę do niepłacenia podatków stanowi, być może, aluzję do źle
zrozumianej wypowiedzi o monecie czynszowej. Posądzanie Jezusa o tzw. podburzanie narodu
jest jeszcze bardziej nie sprecyzowane niż poprzedni zarzut.
3. Nic tedy dziwnego, że Piłat rozpoczął przesłuchiwanie Jezusa od zarzutu trzeciego. Jego
treść była najbardziej konkretna i gdyby się okazała prawdą, mogła stanowić dla władz
rzymskich najpoważniejsze niebezpieczeństwo. Nie interesuje przy tym Piłata sprawa
mesjańskiej godności Jezusa. Pyta jedynie o to, czy Jezus jest królem żydowskim. Jeśli uzyska
odpowiedź twierdzącą, sprawa zakończy się szybko, a Jezus podzieli los tylu nieszczęśliwych,
dawno już straconych przywódców żydowskich. Dość enigmatyczna w swym oryginalnym
brzmieniu odpowiedź Jezusa jest twierdzeniem i przeczeniem zarazem: Jezus jest królem
żydowskim, ale nie w takim sensie, jak to sobie wyobrażał Piłat. Przybył do Jerozolimy nie jak
polityczny władca na drogocennym rydwanie ani nie w królewskiej lektyce, lecz na skromnym
osiołku, przyszedł po to, by zawładnąć świątynią, która jest domem Jego Ojca; krótko mówiąc:
Jezus czuje się królem, ale Jego królestwo nie jest z tego świata (por. J 18,36).
4. Tak też zdaje się zrozumiał odpowiedź Jezusa Piłat, skoro oświadczył zebranym: Nie
znajduję żadnej winy w tym człowieku. Z punktu widzenia prawa rzymskiego Jezus nie dopuścił
się żadnego przestępstwa. Ale postawa arcykapłanów i tłumu była nieprzejednana. Domagali
się jeszcze natarczywiej zagłady Jezusa, formułując tylko nieco inaczej zgłoszone już zarzuty.
5. Do wspomnianego przed tym oskarżenia o podburzanie dołączono teraz zarzut
dotyczący wywrotowej nauki, którą Jezus głosił po całej Judei i Galilei. W przekonaniu Piłata i
te słowa nie wniosły nic takiego, co wskazywałoby na pogwałcenie przez Jezusa prawa
rzymskiego. Sprawa jednak była dość kłopotliwa dla namiestnika. Najwyraźniej nie chciał się
narażać arcykapłanom, wiedząc dobrze o ich wpływach w narodzie, ale też nie chciał skazywać
na karę śmierci człowieka niewinnego.
6–7. I oto niespodziewanie dostrzegł wyjście z tej trudnej sytuacji: usłyszał, że Jezus
rozpoczął swoje nauczanie w Galilei. Zapytał więc, czy jest On Galilejczykiem, a po
otrzymaniu twierdzącej odpowiedzi odesłał Go do Heroda, który posiadał władzę nad Galileą i
akurat w tym czasie przebywał w Jerozolimie. W ten sposób zakończył się drugi etap procesu
Jezusa, czyli Jego przesłuchanie przez Piłata.
13–14. Lecz Piłat nadal łudzi się co do tego, że może jednak zdoła ocalić Jezusa. Zwołuje
arcykapłanów oraz lud i oświadcza, że zamierza tylko wychłostać Oskarżonego, a potem puści
Go wolno. Ani Piłat bowiem, ani potem Herod nie zdołali stwierdzić słuszności stawianych
Jezusowi zarzutów. Był to więc, w gruncie rzeczy, wyrok uniewinniający Jezusa.
15–16. Biczowanie było zazwyczaj łączone z ukrzyżowaniem. Piłat jednak najwyraźniej
zamierzał poprzestać na samym biczowaniu. Powód do podjęcia takiej decyzji był nawet
podwójny, jak już wspomniano: sam Piłat nie znalazł w postępowaniu Jezusa nic takiego, co by
zasługiwało na karę śmierci, a tego samego zdania był zresztą również Herod.
JEZUS ODRZUCONY PRZEZ SWÓJ NARÓD (23,17–25)
17
<A był obowiązany uwalniać im jednego na święta>. 18 Zawołali więc wszyscy razem: «Strać
tego, a uwolnij nam Barabasza!» 19 Był on wtrącony do więzienia za jakieś rozruchy powstałe w
mieście i za zabójstwo. 20 Piłat, chcąc uwolnić Jezusa, ponownie przemówił do nich. 21 Lecz oni
wołali: «Ukrzyżuj, ukrzyżuj go!» 22 Zapytał ich po raz trzeci: «Cóż on złego uczynił? Nie znalazłem
w nim nic zasługującego na śmierć. Każę go więc wychłostać i uwolnię». 23 Lecz oni nalegali z
wielkim wrzaskiem, domagając się, aby Go ukrzyżowano; i wzmagały się ich krzyki. 24 Piłat więc
zawyrokował, żeby ich żądanie zostało spełnione. 25 Uwolnił im tego, którego się domagali, a który
za bunt i zabójstwo był wtrącony do więzienia; Jezusa zaś zdał na ich wolę.
17–19. Istniała wreszcie jeszcze jedna okoliczność, która ułatwiała Piłatowi podjęcie
decyzji uniewinniającej Jezusa. Oto był zwyczaj, że z okazji święta Paschy uwalniał Piłat, by
okazać ludowi swoją łaskawość, jakiegoś więźnia. Owego roku zamierzał on obdarzyć
wolnością powszechnie znanego zabójcę, Barabasza.
20–22. Ponieważ był to osobnik, który wyrządził wiele zła innym, Piłat był przekonany,
że gdy zaproponuje uwolnienie zamiast Barabasza Jezusa, wszyscy przyjmą to z najwyższym
entuzjazmem. Jakież musiało być jego zdziwienie, gdy się okazało, że lud domagał się
stanowczo wypuszczenia Barabasza, a zagłady Jezusa, i to przez ukrzyżowanie. Piłat próbował
oponować: jeszcze raz stwierdził, że nie znajduje w tym Człowieku żadnej winy, lecz aby
uczynić zadość choć po części żądaniom tłumu, każe Jezusa ubiczować, a potem puści Go
wolno.
23–25. Ale rzesze z coraz większym wrzaskiem domagały się ukrzyżowania Jezusa.
Jeżeli Piłat kierował się nawet poczuciem pewnej sprawiedliwości, to jednak wcale nie był
skłonny poświęcać dla Jezusa własnej kariery. Widząc, że nie zdoła przekonać arcykapłanów i
starszych ludu, uwolnił Barabasza, a Jezusa zdał na ich wolę. Tak oto tragicznie zakończył się
proces Jezusa. Wkrótce miano przystąpić do wykonania wyroku.
26. Wedle zwyczaju, skazany na śmierć przez ukrzyżowanie sam powinien zanieść krzyż
na miejsce stracenia. Tak też rzecz się miała i w przypadku Jezusa, z tym, że albo drzewo
krzyża było wyjątkowo ciężkie, albo Jezus czuł się już bardzo zmęczony wskutek dość długiej
drogi na Golgotę; w każdym razie nie mógł już sam dźwigać swego krzyża. Postanowiono więc
zorganizować skazańcowi doraźną pomoc. Szczęśliwcem, któremu dane było pomagać
Jezusowi w dźwiganiu Jego krzyża, miał się okazać Szymon z Cyreny. Włożyli na niego krzyż,
aby go niósł za Jezusem. Fakt ten notują wszyscy trzej synoptycy, wcale nie wspominając o
uczuciach, jakie przy tym towarzyszyły Szymonowi.
27–28. Spotkanie Jezusa z niewiastami przedstawia tylko Łukasz. Było to spotkanie
bardzo wzruszające: mimo nieprzejednanej wrogości arcykapłanów i starszyzny żydowskiej
znaleźli się jednak ludzie, którzy prawdziwie współczuli Jezusowi. Niewiasty głośno płakały,
co było godne tym szczególniejszej uwagi, że Jezus, jako skazaniec, nie miał prawa do tego, by
Jego śmierć publicznie opłakiwano. Ze strony niewiast było to więc swoiste bohaterstwo i
publiczne wyznanie wiary w Jezusa. Nie mógł Chrystus pozostać obojętny na takie objawy
współczucia. Lecz nawet wtedy nie przestał być Nauczycielem. Powiedział niewiastom –
określając je, jak ongiś Izajasz, mianem „córek Jerozolimy” – by opłakiwały raczej własny los i
smutną przyszłość swoich dzieci.
29–32. Na morderców Jezusa mieszkających w Jerozolimie przyjdzie bowiem tak
straszna kara, iż niewiasty bezpłodne będą wtedy czuły się szczęśliwsze niż te, które zrodziły
wielu synów. Tak hańbiąca każdą niewiastę żydowską bezpłodność okaże się wtedy
prawdziwym błogosławieństwem. Siebie samego przyrównuje Jezus – najniewinniejszy z
niewinnych – schodząc z tego świata w pełni swych ludzkich lat, do zielonego drzewa, które
wydałoby jeszcze niejeden owoc. Suchymi, nieużytecznymi drzewami są tu najwyraźniej
niesprawiedliwi, obciążeni najróżniejszymi grzechami.
UKRZYŻOWANIE (23,33–34)
33
Gdy przyszli na miejsce zwane «Czaszką», ukrzyżowali tam Jego i złoczyńców, jednego po
prawej, drugiego po lewej Jego stronie. 34 <Jezus zaś mówił: «Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą,
co czynią»>. A oni rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając losy (Ps 22[21],19).
33. Podobnie jak pozostali dwaj synoptycy i Jan, Łukasz również wspomina o tym, że
wspólnie z Jezusem ukrzyżowano dwu przestępców. Tak więc znów miały się wypełnić słowa
proroka: zaliczony został do złoczyńców (Iz 53,12; Łk 22,37).
Tylko Łukasz przekazał treść modlitwy Jezusa wiszącego na krzyżu. Była to prośba o
przebaczenie dla Jego oprawców. Jezus prosi Boga w ich imieniu o przebaczenie, bo nie
wiedzą, co czynią. Tak więc nawet największe cierpienia nie były w stanie zgasić miłości
Chrystusa do ludzi, nawet do tych, którzy pozbawiali Go życia. Oto, jak urzeczywistniał Jezus
swoim życiem przykazanie miłości skierowanej nawet do nieprzyjaciół.
34. Słowa modlitwy Jezusowej, nie wiedzą, co czynią, wcale nie oznaczają, że oprawcy
Jezusa rzeczywiście nie byli świadomi swoich czynów i że wskutek tego nie ponosili za nie
żadnej odpowiedzialności. Natomiast z pewnością nie uświadamiali oni sobie w pełni, kim był
Ten, którego na śmierć skazywali, i jakie były Jego zamiary względem całej ludzkości.
35. Tłum stojący pod krzyżem – to może nawet ci sami ludzie, których Jezus spotkał na
swej drodze krzyżowej. Łukasz nie wspomina o ich wrogości względem Jezusa: po prostu stali
i patrzyli. Natomiast nie opamiętali się członkowie Sanhedrynu: drwili z Jezusa proponując
Mu, żeby wybawił teraz samego siebie, skoro czynił się wybawcą innych i skoro uważał się za
wybrańca Bożego.
36–37. Nie lepiej zachowywali się, wyraźnie oszczędzani dotąd przez Łukasza, żołnierze.
Oni również szydzili z Jezusa i obrzucali szyderstwami, przypominającymi cokolwiek drwiny
arcykapłanów i starszych ludu: Jeśli Ty jesteś Królem żydowskim, wybaw sam siebie. Cóż to za
bezsilny władca. Ukrzyżowany Mesjasz-Król – to prawdziwe zgorszenie dla Żydów, a
głupstwo dla pogan (1 Kor 1,23).
38. Nad głową Jezusa widniał napis: Król żydowski. Słowa te miały wyjaśniać powód Jego
ukrzyżowania. Został skazany na śmierć, ponieważ ogłaszał się królem żydowskim.
39. Tylko Łukasz, piewca dobroci Bożej i ludzkiej, zapisał dialog Jezusa z łotrami. W
konsekwencji tego dialogu jeden z owych łotrów zyskał sobie miano „złego”, a drugi
„dobrego”. Zły łotr powtarzał drwiny starszyzny żydowskiej i żołnierzy. Jego zachowanie się
nie było jednak pozbawione nadziei osiągnięcia osobistych korzyści. Zły łotr domagał się, by
Jezus, jeśli jest rzeczywiście Mesjaszem, uwolnił siebie i ich, obydwu łotrów, od niechybnej
już śmierci. Było to domaganie się znaku świadczącego o mesjańskiej godności Jezusa, ale
równocześnie niweczącego odwieczne plany zbawienia człowieka.
40–42. Drugi, tzw. dobry łotr, karcił swego nieszczęsnego współtowarzysza. Z jego słów
dowiadujemy się, że obaj dopuścili się poważnych przestępstw i że spotyka ich za to słuszna
kara. Dobry łotr jest też przekonany, że Jezus cierpi najniewinniej. Do Jezusa zaś zwraca się z
prośbą, która była formalną modlitwą: Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego
królestwa.
43. Nic dziwnego, że Jezus zareagował na tę wiarę i wyrazy współczucia prawdziwie
wielkoduszną życzliwością, przyrzekając dobremu łotrowi, że jeszcze tego samego dnia
zabierze go ze sobą do raju. Tak więc z dwóch ludzi, którzy byli „razem z Jezusem”, w
jednakowej bliskości względem Niego, tylko jeden wykorzystał w sposób właściwy tę wielką
szansę; tylko jednemu przyobiecał Jezus łaskę dalszego przebywania razem. Po raz pierwszy
tedy w sposób tak publiczny Jezus wystąpił w roli Zbawiciela ludzi.
47–48. Dokładniej niż pozostali dwaj synoptycy zreferował Łukasz świadectwo setnika,
ale też jest bardziej krytyczny niż Mateusz i Marek: setnik z Ewangelii Łukasza nie mówi, że
Jezus jest prawdziwie Synem Bożym, lecz tylko „sprawiedliwym człowiekiem”. Na takie
określenie w całej pełni zasługiwał Ktoś, kto modlił się za swoich oprawców, a łotrowi
przyrzekł szczęście wieczne. Nie należy jednak zapominać, że sprawiedliwym nazywał się
również Sługa Cierpiący, będący typem przyszłego Mesjasza. Słowa setnika podziałały, jak się
okazuje, pozytywnie na resztę świadków męki i śmierci Jezusa. Ludzie bili się w piersi, co
oznaczało, że poczuwali się do winy.
49. Znajomi Jezusa – wśród nich zapewne niektórzy Jego uczniowie – stali opodal i
przypatrywali się z bojaźnią Mistrzowi. Z pewnością każdy z nich myślał wtedy przede
wszystkim o własnej przyszłości. Stąd owo oddalenie, zapowiadane już zresztą przez Psalmistę
w ST: Oddaliłeś ode mnie moich znajomych, uczyniłeś mnie dla nich ohydnym… (Ps 88[87],9);
lub gdzie indziej: Przyjaciele moi i sąsiedzi stronią od mojej choroby i moi bliscy stoją z daleka
(Ps 38[37],12). Były też pod krzyżem pobożne niewiasty, które towarzyszyły Jezusowi od
samej Galilei aż po Jerozolimę. Przypatrywały się jedynie. Cóż mogły więcej uczynić? Ale to,
że tam były, znaczyło bardzo wiele: będą świadczyć kiedyś nie tylko o życiu, lecz także o
śmierci Jezusa. Oto Kościół Chrystusowy w zalążku, zgromadzony pod krzyżem: uczniowie,
pobożne niewiasty, Matka Jezusa (J 19,25n) i Jego znajomi lub krewni (por. Dz 1,14).
50–51. Wszyscy czterej Ewangeliści opisują scenę zdjęcia z krzyża ciała Jezusa. Łukasz
przedstawia jednak najpochlebniej postać Józefa z Arymatei: człowiek dobry i sprawiedliwy…
członek Wysokiej Rady… oczekiwał królestwa Bożego. Przy tego rodzaju przymiotach
moralnych stosunek Józefa do postępowania Sanhedrynu nie mógł być inny, jak tylko
negatywny: Nie przystał on na ich uchwałę i postępowanie.
52–53. Co więcej, kiedy Jezus już skonał na krzyżu, miał odwagę udać się do Piłata i
poprosić o Jego ciało. Prawo Mojżeszowe zabraniało pozostawiania ciała skazańca na drzewie
na czas choćby jednej nocy (Pwt 21,23). Sam zatroszczył się o przygotowanie pogrzebu, a
szczytem jego życzliwości było odstąpienie Jezusowi przeznaczonego dla siebie, dopiero co
wykutego w skale grobu. Tak więc człowiek imieniem Józef zaopiekował się Jezusem, gdy na
ten świat przychodził, a inny, także Józef, zatroszczył się o ciało Syna Bożego, gdy było już
składane do grobu.
54–56. Wspierały go w tym zbożnym dziele niewiasty, które przyszły z Jezusem z
Galilei. One to obejrzały zwłoki złożone już w grobie, udały się do domu, przygotowały różne
wonności i olejki, by następnie wrócić do grobu i namaścić ciało Jezusa. Jednakże nie
dokonały namaszczenia, ponieważ rozpoczął się już szabat, jaśniejący zapalanymi światłami,
zabraniający jakichkolwiek posług fizycznych. Tak więc niewiasty widziały Jezusa, gdy za
życia dokonywał cudownych czynów, widziały, jak konał na krzyżu, one też stwierdziły
osobiście, że został złożony do grobu.
1. Wszyscy trzej synoptycy opisują wydarzenia, które miały miejsce rano w pierwszy
dzień tygodnia: skoro świt niewiasty poszły do grobu, by namaścić ciało Jezusa. Łukasz nie
mówi jednak na razie, ile było niewiast, nie wymienia ich imion – uczyni to dopiero pod koniec
opowiadania – i nie notuje ich troski o to, kto odwali kamień tarasujący wejście do grobu.
2. Podobnie jak pozostali dwaj synoptycy mówi o tym, że kamień był odwalony, ale nie
wyjaśnia za przykładem Mateusza, że kamień znalazł się poza grobem z powodu trzęsienia
ziemi.
3–4. Nieco inaczej niż pozostali dwaj synoptycy przedstawia Łukasz poszczególne fakty
od momentu wejścia trzech niewiast do grobu. Tak więc przede wszystkim stwierdziły one brak
ciała Jezusa, następnie zobaczyły dwóch mężczyzn w lśniących szatach i na widok
niezwykłych nieznajomych ogarnęło ich przerażenie.
5–11. Dialog rozpoczęli właśnie owi tajemniczy mężczyźni (Mk 16,5) i oni to oznajmili,
że nie ma Jezusa wśród umarłych, że zmartwychwstał zgodnie z zapowiedzią mówiącą, że Syn
Człowieczy musi być wydany w ręce grzeszników, że będzie ukrzyżowany i że trzeciego dnia
zmartwychwstanie. Były to słowa sumujące zapowiedzi męki, co też niewiasty, gdy nieco
ochłonęły, zdołały sobie przypomnieć. Wszystko, co przeżyły przy pustym grobie niewiasty, po
powrocie do domu opowiedziały Apostołom. Ale oni nie dali wiary świedectwu kobiet.
Perykopa niniejsza jest dość cennym świadectwem nastrojów, jakie panowały wśród
Apostołów i uczniów Pańskich po ukrzyżowaniu Jezusa. Część tych ludzi trwała jeszcze w
Jerozolimie, zamknięta z obawy przed Żydami w wieczerniku, część zaś opuszczała już Święte
Miasto.
13–17. Do tych ostatnich należeli właśnie dwaj uczniowie z Emaus. Byli pod wrażeniem
tego, co się stało w Jerozolimie przed kilku dniami. Wzmianka o rozprawianiu pozwala
domyśleć się, że dwaj uczniowie podczas rozmowy nie byli jednego zdania. Przedmiotem
dysputy była chyba przede wszystkim sprawa zniknięcia z grobu Jezusa ukrzyżowanego.
Powodu do smutku dostarczały zapewne zawiedzione nadzieje w związku z działalnością i
śmiercią Jezusa. Smutek – być może ukrywany cokolwiek – ujawnił się, gdy jakiś napotkany
człowiek, mimo iż zdawał się iść z Jerozolimy, nic rzekomo nie wiedział o Jezusie.
18–21. To, co Kleofas, jeden z dwu idących do Emaus, powiedział o Jezusie przygodnie
spotkanemu towarzyszowi podróży, stanowi dość znamienny przykład wczesnochrześcijańskiej
katechezy chrystologicznej. Oto główne elementy tej katechezy: Jezus pochodził z Nazaretu;
był prorokiem potężnym w uczynku i w mowie; wydali Go arcykapłani i przełożeni ludu;
został skazany na śmierć i ukrzyżowany. Tyle wiedziano o Jezusie do chwili Jego
zmartwychwstania. Jest to obraz bardzo niekompletny działalności Jezusa; mówi o
rozczarowaniu Jego uczniów, o tym, jak bardzo czuli się zawiedzeni śmiercią swego Mistrza,
nic chyba nie świadczy tak dobitnie, jak następujące słowa: A myśmy się spodziewali, że On
właśnie miał wyzwolić Izraela.
22–24. Tymczasem przygnębienie wzrastało wskutek wieści, jakie przyniosły niektóre
spośród niewiast. Otóż niewiasty owe udawszy się rano do grobu Jezusa nie znalazły Jego
ciała. Był to już nie lada powód do przerażenia. Lecz niewiasty oprócz tego widziały aniołów,
którzy oznajmili, że Jezus żyje. Słuszność tych zeznań stwierdzili naocznie niektórzy spośród
Apostołów po udaniu się na miejsce złożenia do grobu Jezusa.
25–27. Ze sposobu relacjonowania wydarzeń wynikało, iż uczniowie z Emaus wierzą
niewiastom, ale nadal zdają się nie posiadać wiary w rzeczywistość zmartwychwstania Jezusa.
Reakcja Jezusa musiała więc być zdecydowana.
Niejeden raz już w podobny sposób korygował teologię mesjańską nie tylko
towarzyszących Mu tłumów, lecz także samych Apostołów. Pojawienie się Jezusa obok ludzi w
chwili gdy ogarnia ich wielkie przygnębienie było wyrazem dobroci Bożej, nie po raz pierwszy
zresztą notowanej przez Ewangelistów. W rzeczywistości przyszedł Jezus z pomocą wierze
dwu uczniów z Emaus. Skarcił ich co prawda na wstępie, lecz zaraz zaczynając od Mojżesza,
poprzez wszystkich proroków, wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego.
Umacniał ich wiarę, otwierał im oczy, przychylając się niejako do słów wszystkich Apostołów,
którzy prosili ongiś Jezusa o przymnożenie im wiary (Łk 17,5). Jest to jeszcze jedno pouczenie,
że na pełną wiarę nikt nie zdobędzie się sam o własnych siłach; potrzebna jest specjalna
interwencja Chrystusa, niezbędne jest jakieś otwarcie oczu ludzkich przez Mądrość z góry.
28–29. Nie wiadomo, jakimi intencjami kierował się Jezus, przyjmując ostatecznie
zaproszenie do domu jednego z dwu przygodnych znajomych. Nie bez znaczenia było również
to, że miało się ku wieczorowi. A może po prostu chciał odkryć już do końca tajemnicę
Zmartwychwstałego?
30. Od pobłogosławienia chleba i połamania go pomiędzy siedzących przy stole
rozpoczynał się każdy posiłek u Żydów. Tak więc wieczerza w Emaus miała być zwykłym
codziennym posiłkiem wieczornym. A jednak po tym właśnie geście łamania chleba uczniowie
rozpoznali Jezusa. Ani przez samo nieoczekiwane pojawienie się przy ich boku, ani na
podstawie wyjaśnienia Pisma, tylko po łamaniu chleba. Dla pierwszych chrześcijan szczegół
ten posiada znaczenie pouczające. Ma on bowiem przypominać im, że Eucharystyczna Ofiara
sprawia znów to, iż Chrystus jest żywy i obecny wśród ludu, że między nimi pozostaje. To
chyba nie przypadek, że Łukasz aż trzy razy używa słów mówiących o pozostawaniu Jezusa z
uczniami. Uczta Eucharystyczna, do której ten posiłek w intencjach autora natchnionego z
pewnością ma nawiązywać, jest oznaką pozostawania Chrystusa z ludźmi.
Eucharystia jest w tym sensie znakiem zmartwychwstania Jezusa, jest nie tylko pamiątką
śmierci, lecz także zmartwychwstania Jezusa.
31–33. Kiedy już uczniowie nie mieli wątpliwości, że Jezus zmartwychwstał, wtedy
Zmartwychwstały znów zniknął. Nie będzie już przebywał na ziemi w sposób taki, jak przed
zmartwychwstaniem. Będzie zamieszkiwał światłość niedostępną (1 Tm 6,16). Po tym
niezwykłym spotkaniu ze Zmartwychwstałym dwaj uczniowie z Emaus wrócili do Jerozolimy,
tak jak wracali do siebie wszyscy, którzy mieli szczęście spotkać Boga: pasterze (Łk 2,20),
Apostołowie (9,10), siedemdziesięciu dwóch (10,17), uzdrowiony trędowaty (17,15) i cały lud,
który był świadkiem ukrzyżowania Jezusa (23,48). Wszyscy wracali po to, żeby opowiedzieć,
co ich spotkało (w. 35) i oddać w ten sposób chwałę Bogu. Dobra Nowina o zmartwychwstaniu
musi być zaniesiona do Jerozolimy, aby właśnie stamtąd rozeszła się na cały świat (Łk 24,47;
Dz 1,8).
34–35. Spotkanie dwu uczniów z Emaus z jedenastu Apostołami w Jerozolimie miało na
celu uzgodnienie relacji o zmartwychwstaniu Jezusa. Okazuje się, że to, co przeżyli dwaj
uczniowie z Emaus, owi drugorzędni świadkowie zmartwychwstania, znajduje całkowite
potwierdzenie w przeżyciach Piotra.
Dwaj wróciwszy z Emaus do Jerozolimy – wyruszyli jeszcze tej samej godziny, pełni
uniesienia – opowiedzieli o swoich przeżyciach jedenastu Apostołom, a ci z kolei przedstawili
to, co widział Szymon Piotr podczas swojej samotnej bytności u grobu Jezusa. Może chodzi tu
o inne ukazanie się Zmartwychwstałego Piotrowi (por. 1 Kor 15,5) niż to, co widział przy
pustym grobie (w. 12). Mogli więc wszyscy już teraz jednozgodnie stwierdzić, że Pan
rzeczywiście zmartwychwstał (Łk 24,34).
Po świadectwie trzech niewiast, po wizji lokalnej Piotra, pojawienie się Jezusa uczniom z
Emaus było trzecim z kolei dowodem na rzeczywistość zmartwychwstania. Dochodzi tu jednak
nowy, bardzo ważny szczegół: uczniowie z Emaus słyszą, że Piotr nie tylko widział pusty grób,
ale że Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi. Tak więc Łukaszowi nie jest
znana dokładniej tradycja mówiąca o ukazaniu się Chrystusa Piotrowi (por. 1 Kor 15,4n).
36–37. Lecz oto jeszcze spotkanie Apostołów nie dobiegło końca, gdy Chrystus zjawił się
nagle w sposób, który pozostanie dla wszystkich tajemnicą, i rzekł: Pokój wam. Zebrani
zareagowali tak samo, jak niewiasty przy pustym grobie na widok mężczyzn przybranych w
białe szaty: przerazili się bardzo.
38. Na bojaźń człowieka przeżywającego epifanię Boga samego albo jakiejś Jego mocy
Bóg lub Jego wysłannicy reagują zawsze w ten sam sposób: podnoszą człowieka na duchu. Tak
też jest i w tym wypadku. Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w
waszych sercach? Zmieszanie i wątpliwości Apostołów musiały być rzeczywiście bardzo
wielkie, skoro nie wystarczył sam głos i widok osoby Jezusa, ale trzeba było nadto, by pokazał
rany na rękach i nogach.
39–40. Tak więc blizny, ślady cierpienia – to najbardziej przekonujące znaki
autentyczności Zmartwychwstałego. Ale i to nie wystarczyło. Nie przekonały Apostołów słowa
Jezusa, który kazał siebie dotknąć, by mogli stwierdzić naocznie i namacalnie, że On nie jest
widmem, bo żaden duch nie ma przecież ciała ani kości, lecz najnormalniejszym człowiekiem.
41–43. Z godną podziwu wytrwałością w dalszym ciągu przekonuje Chrystus Apostołów
– dopiero potem św. Paweł powie, co byłoby, gdyby Chrystus nie zmartwychwstał (1 Kor
15,16–18) – o rzeczywistości swojego zmartwychwstania. Poprosił o jedzenie i wobec
wszystkich spożył kawałek pieczonej ryby. Tym razem Łukasz nie wspomina już o żadnych
wątpliwościach lub niedowiarstwie Apostołów.
WNIEBOWSTĄPIENIE (24,50–51)
50 51
Potem wyprowadził ich ku Betanii i podniósłszy ręce, błogosławił ich. A kiedy ich
błogosławił, rozstał się z nimi i został uniesiony do nieba.
ZAKOŃCZENIE (24,52–53)
52 53
Oni zaś oddali Mu pokłon i z wielką radością wrócili do Jeruzalem, gdzie stale przebywali
w świątyni, <wielbiąc i> błogosławiąc Boga.