You are on page 1of 4

Robert Sanetra,

nr indeksu: 64113

Odpowiedzi na pytania dotyczące pracy z grupą hospitalizowaną

1. Co dowiedziałem się o pracy z grupą hospitalizowaną?

O pracy z grupą hospitalizowaną dowiedziałem się następujących rzeczy (większość z


nich będę opisywał w odniesieniu/porównaniu do grupy ambulatoryjnej):

 częstsze spotkania (bardziej intensywny setting): nawet pięć razy w tygodniu,


o powód: jak najczęstsze prowokowanie szans do szczerych, autentycznych
rozmów między członkami grupy,
 w przeciwieństwie do grupy ambulatoryjnej pożądane są kontakty pacjentów poza
sesjami terapeutycznymi: Irving proponował to niektórym pacjentom, np. Soni i
Marge,
o kontakty z innymi pacjentami, również poza sesjami terapeutycznymi
ważnym narzędziem w ich powrocie do dobrego samopoczucia,
 ze względu na większą dekompensację pacjentów oraz mniej rozwinięty wgląd
terapeuta jest bardziej aktywny;
o w grupie ambulatoryjnej aktywność terapeuty była zdecydowanie wyższa
na początkowych sesjach, później de facto grupa była bardzo samodzielna,
zaś jej uczestnicy coraz bardziej sami dla siebie nawzajem stawali się
terapeutami,
o zauważyłem także, że prawdopodobnie przez większą aktywność terapeuty
spotkania grupy hospitalizowanej są niejako żywsze, dzieją się w
szybszym tempie od grupy hospitalizowanej – mniej tutaj jest pauz,
rzadziej można wsłuchiwać się w ciszę, podejrzewam, że wynika to także z
ładunku emocjonalnego, który niosą pacjenci w sobie i nie potrafią się z
nim uporać,
 bardziej zarysowana struktura spotkań niż w grupie ambulatoryjnej, zdecydowanie
bardziej komunikowana i opisywana przez terapeutę; wynika to z faktu, że
pacjenci, jak mówi Irving, sami są przerażeni swoimi problemami i postawionymi
diagnozami, są bardzo „złaknieni” struktury i przewidywalności, której zazwyczaj
brak było w ich pozaszpitalnym życiu (tworzenie struktury jako sposób na
redukowanie lęku pacjentów), Irving dokładnie tłumaczy przebieg spotkań ich
zasady oraz cel, zapowiada także, że będzie o tym przypominał przed każdą sesją
– spotyka się to moim zdaniem z dobrą reakcją grupy, jeden z pacjentów
wspomina, że podoba mu się wyraźna struktura spotkań,
 tworzenie we współpracy z pacjentem realistycznych, konkretnych,
nieabstrakcyjnych celów, dotyczących wybranego fragmentu ich życia,
o przykładowo: praca nad chroniczną depresją Rose to zbyt ogólny temat,
bardziej konkretny i zdatny do pracy: praca nad jej samotnością na
oddziale i braku jakichkolwiek relacji z innymi pacjentami,
 trójetapowe szukanie tematów do pracy w terapii grupowej pacjentów
hospitalizowanych:
o etap pierwszy: wybranie obszaru w sobie, który pacjent chce zmienić,
o etap drugi: znalezienie takich obszarów w sobie, które mają związek z
relacjami interpersonalnymi,
o etap trzeci: spojrzenie na swoje relacje z innymi członkami grupy w „tu i
teraz” grupy -> odwołanie do założenia, że grupa jest mikrokosmosem
świata społecznego,
 mimo dużej dekompensacji pacjentów branie przez nich odpowiedzialności za
swoją terapię jako rozwiązanie dylematu terapeuty na ile powinien być pasywnym,
a na ile dyrektywnym, a zarazem infantylizującym grupę,
o narzędzie, które służy rozwiązaniu tego dylematu to wspólne szukanie celu
terapii przez pacjenta i terapeutę, pacjent opowiada o tym, co sprawia mu
trudność w życiu, zaś terapeuta prowadzi go przez trzy etapy szukania
tematu do pracy,
 akcent na tworzenie procesów, które będą przede wszystkim wspierające
pacjentów, unikanie procesów, konfliktogennych nawet kosztem utraty członków
grupy, które takie konflikty będą generować (w przeciwieństwie do grupy
ambulatoryjnej)
o powód: jednym z zasadniczych celów grupy pacjentów hospitalizowanych
jest uczynienie jej bezpiecznej dla nich,
 w przeciwieństwie do grupy ambulatoryjnej ścisłe ograniczenie czasowe grupy
hospitalizowanej,
o członkowie grupy zmieniają się z dnia na dzień,
 skupianie się na pozytywnych doświadczeniach:
o skupianie na negatywnych doświadczeniach, przyczynach pobytu w
szpitalu często przedstawiane w sposób wypaczony przez pacjenta – to
hamuje rozwój pacjentów, sprawia, że grupa staje się w ich oczach
nieefektywna,
 skupianie się na interakcjach między pacjentami
o „tu i teraz” jako główne narzędzie pracy – grupa jako mikrokosmos świata
społecznego,
o rola informacji zwrotnej na temat zachowania pacjenta, w codziennym
życiu „na ulicy” czy w środowisku pracy takich informacji pacjent prawie
nigdy nie dostaje, a jeśli dostaje to może to być komunikowane w sposób
krzywdzący, nieuwzględniający psychopatologii, z którą się zmaga,
2. Czy coś wzbudziło mój opór?

Nie pamiętam sytuacji, które wzbudziły mój opór. Wręcz przeciwnie, cały film był dla
mnie bardzo inspirujący. W trakcie obserwacji pracy Irvinga miałem poczucie, że
chciałbym być w jego roli. Czułem współczucie do tych pacjentów, pragnienie słuchania
ich, a także rozmawiania z nimi. Mam jedynie wątpliwość i takie „pytanie kontrolne” do
siebie – ile jest naiwności w tym moim poczuciu? Być może proza codziennej pracy na
oddziale budziłaby we mnie inne uczucia niż te, które miałem podczas oglądania filmu.
Mimo to widzę, że od bardzo długiego czasu podczas kontaktu ze wszelkimi treściami
związanymi z psychoterapią czy psychologią (czas studiów, ale także samodzielne
zainteresowanie tym tematem długo przed ich podjęciem) cały czas niezmiennie czuję, że
jest to obszar, którym chcę się zajmować i który mnie pasjonuje.

3. Które elementy zaprezentowane terapii były dla mnie najbardziej wartościowe?

Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie ilość podmiotowości, jaką dawał Irving swoim
pacjentom. Spodziewałem się zupełnie czegoś innego przed obejrzeniem filmu
oznaczonego hasłem pracy z „pacjentami hospitalizowanymi”. Mimo dużo większej
dekompensacji niż u pacjentów ambulatoryjnych Irving traktował ich bardzo
podmiotowo, dawał im dużo poczucia sprawczości, zachęcał do jak największej
samodzielności, w np. szukaniu tematów do pracy. To podmiotowe traktowanie także
bardzo mocno uderzyło mnie w transparentności działań Irvinga. Pacjenci mieli okazję
obserwować refleksje obserwatorów na temat ich procesu, a później porozmawiać z nimi.
Terapia stała jest procesem, który jest jasny i zrozumiały, a także takim, na który pacjent
ma wpływ, bez utrzymywania w tajemnicy bliżej nieokreślonych, tajemnych technik
rodem z filmów o szpitalach psychiatrycznych. Bardzo podobała mi się także ilość
pozytywnych wzmocnień, które stosował Irvinig. De facto często miałem poczucie, że
tworzy nimi „coś z niczego”. Pamiętam momenty, gdy wielu pacjentów zaczęło swoją
terapię od sformułowań „nie wiem po co tu jestem”, „przyjście tutaj to był błąd”, „nie
widzę w tym żadnego sensu”. Osobiście powodowało to lekki strach u mnie jako osoby
identyfikującej się z rolą terapeuty. Zastanawiałem się jak Irving na to zareaguje bo cóż
można na to odpowiedzieć? Na czym można się oprzeć? Od czego zacząć pracę z
pacjentem, który jedyne, co jest w stanie na początku powiedzieć to to, że nie widzi sensu
swojego bycia na tym spotkaniu? Irving, np. w wypadku Soni, docenił sam fakt przyjścia
tutaj i nazwał to, że jest w niej jakaś część, która zdecydowała się jednak pojawić na tym
spotkaniu. Widziałem, że ma to pozytywny wpływ na pacjenta oraz zachęca go do dalszej
pracy czy „czegokolwiek więcej” niż powiedzenia, że nie wierzy sens swojej obecności na
terapii. Irving bardzo często korzystał z tego. Dzięki docenianiu pacjenta, wzmacnianiu go
motywował go do powiedzenia czegoś więcej, otwierania się – to również pozytywnie
wzmacniał, a zarazem dostawał od pacjenta coraz więcej materiału do pracy czy do
jakiegokolwiek odniesienia się do tego, co wnosi na sesję.

4. Czy zrobiłbym coś inaczej niż w sposób zaprezentowany w materiale filmowym?

Nie, nie mam takich przemyśleń. Film był dla mnie bardzo inspirujący, w wielu
momentach pozytywnie zaskakujący (wspomniana już wcześniej podmiotowość pacjenta
oraz ilość pozytywnych wzmocnień od terapeuty).

You might also like