You are on page 1of 110

~

Schiiler — Laube

p rzeło żył
Adam Zassowski

‘Pcotiw m m
" ‘KRAJOWA j

Nakładem i drukiem księgarni

W Zf cQCZQWIE

MEDAL SREBRNY
p. w. k. w poznaniu iszo r.
w
Założona w roku 1874 firma Księgarska

i. mmrniii 2L8[zowie
wydaje od rokta 1891 najtańsze w Polsce
===== wydawnictwo pod nazwą | —:— :
„BIBLJOTEKA POWSZECHNA44
B ib ljo te k a P o w s z e c h n a wychodzi
tomikami, z których każdy stanowi dia siebie
odrębną całość, wyjątkowo obszerniesze dz;eła
składają się z dwóch lub kilku tomików.
Każdy tomik nabywać można w Księgarni ich
broszurowany, lub oprawiony.
Na treść tomików Bibljoteki Powszechnej
składa się wszystko co umysł ludzki zrjąć
potrafi. Więc zawiera ona: dzieła poetyczne,
opowieści, nowele, humoreski, dzieła sceniczne
(tragedje; dramaty, komedje) tak polskich,
jak i obcych pisarzy. Zawiera Bibljoteka
Powszechna dzieła ze wszystkich dziedzin
wiedzy i nauki, jak z historji, historji literatury
i t. p., z nauk przyrodniczych i t. d. Zawiera
podręczniki do nauki języków, — z zakresu
rozmaitych sportów, zabaw i gier, uwzględnia
wszystkie potrzeby życia praktycznego.

m ąm b a u s w ha sfer. 3* g k u i d k i .
Schiller — L a ube
= 0=

Dymitr Samozwaniec
T r a g e d j a histor ycz na w 5 aktach.

N a p o d s t a w i e f r a g m e n tu Schillera
o p r a c o w a n a i u z u p e ł n i o n a pr ze z

Hen ryka L a u b e g o .
P r z e ł o ż y ł A dam Z a s s o w s k i .

ZŁOCZÓW 1930.
NAKŁADEM K SIĘG A RN I WILHELMA ZUKERKANDLA
W spuściznie literackiej Schillera została w ta k
zw a n y m „F ragm encie“ tragedja historyczna na tle sto­
su n kó w p olsko-rosyjskich początku w ieku 17. z czasów
Z ygm unta III. — niedokończona z pow odu p rzed w c ze ­
sn e j śm ierci w ielkiego poety.
M iała ona nosić ty tu ł „D em etrius,“ bohaterem bo­
m e m j e j b y ł D y m itr Sam ozw aniec, który młodość
sp ęd ził w Polsce. . .
W tym fra g m e n c ie 1. akt odbyw a się w K rakow ie
na bu rzliw em posiedzeniu sejm u, kończącem się ze rw a ­
niem go w skutek założonego „veto.“ P rzedstaw iono rzecz
z niezrów naną p r a w d ą i znajom ością p rzed m io tu . In n a
scena w ypracow anej j u ż dyspozycji utw oru przenosi-
nas na daleką północ, w m roźny kra jo b ra z głębokiej
R osji, do k r a ju o zupełnie odrębnej ku ltu rze, bardzo
tra fn ie skontrastow anej z K rakow em . W idać j u z z tych
d w u p rz y k ła d ó w z j a k sum iennem i s lu d ja m i history-
cznem i p rzystę p o w a ł poeta do dziedzin, dotąd piórem
sw em nietkniętych. W szystko zapow iadało utw ór potę­
żny, kto w ie czy w śród dzieł d ram atycznych S c h illeia
nie najpotężniejszy, zakrojony na w ielką skalę. Jak d a ­
lece p ra ca ta zajm ow ała u m y sł poety, dow odzą jeg o
ostatnie chw ile,' kiedy to w p rzed śm ierte ln ej m alignie
w yg ła sza ł jeszcze całe ustępy ze swego, w idać j u z z g o ­
r y ukochanego, dzieła, którego dokończeniu sm ierc nie­
stety stanęła m u na p rzeszk o d zie! (1805)
Goethe, który we w szystkie kiełkujące p o m y sły p o ­
etyckie swego p rzy ja c ie la byw ał w ta je m n ic za n y . zaraz
p o śm ierci Schillera p ostanow ił w ziąć się do dokończe­
n ia tej tragedji, m arząc o tern, aby j ą w ystaw ie wc
w szystk ich teatrach w rocznicę śm ierci wielkiego poety.
O ile je d n a k za p a lił się zrazu do tej, j a k się zdaw ało,
szczęśliw ej m yśli, o tyle p r z y zabraniu się j u z do p i a-
\*
ITT
Z X Z r Si§ irudn0ŚCLami wobec ogrom u p o m y słó w
p o l n e j im a g in a cjisw e g o nieodżałowanego druha. Oka-
, ię’ ze za uzo w *e 0 zam ierzonych szczegółach
planow anego dzieła, aby godnie podołać sw em u w ielkie-
Tnram U ' V t ° W'ft. W łaśnie U okoliczności sa
c i, I n i przeszikodcl m z pom ocą w p ra c y . Skończyło
się na tern, ze skapitulow ał. Niech sp ró b u ją m y śl te
z 1 ealizowac m m , dalej od Schillera stojący .
I tak się tez stało. N a stą p iła fo r m a ln a p o w ó d ź
k ontynuatorów „ D y m itra “ i trw a ła niem al do początku
Z d J ° T eCt\ W / Starczy w p o rzą d k u chronologicznym
p o d a „ ich w bodaj pobieznem zestaw ieniu, aby sie
o leni przekonać. Są to : F ra n z M ai Hz (1817) F rd Bo
dcnsUM flSSt) H . G rim m M i k o %
czesku) G ust K u k n ę (1860), O. F. G ruppe (1861) F r d
Hebbel (1864-6) A d o lf W ilhelm i (1869), E . K u h (1869)
m m i I % CUS < & " > • * • * * * (1S69), H eim - L a n ie
Wo f ; 8/r 2)’ ° ; , Stevers (1880')■ H einr. Z im m erm a n n
1906%
9 0 6 ) .)
p f T (1894)’ 4 Frnz• K aiU (Karlsruhe
obowah oni z m niejszem ■lub w iększem
p ow odzeniem ' sprostać tru d n em u zadaniu;, je d n i sta ­
rając się byc ja k n a jw ie r n ie jszy m i p la n o w i' Schillera
d ru d zy, j a k np. F r. Hebbel, tw orząc całą rzecz z g r u n ­
tu na nowo. ' s
D yrektor w iedeńskiego „ B urgtheatru“ d ra m a tu rg
H e n ry k Laube, n a jb a rd ziej może ze w szystk ich obzna-
jo m io n y ze sto su n ka m i polsko-rosyjskiem i, autor u z u ­
p e łn ie n ia „D ym itra," którego p rz e k ła d p o lsk i tu p o d a ­
je m y p isze w sw ej przed m o w ie z r. 1872, że g łó w n a
m y sią jego było uratow anie „ D ym itra" dla sceny. S ą ­
d zi on z całą skrom nością, że p r z y u zu p e łn ia n iu
.fr a g m e n tu " w yrzec się należy m y śli sprostania S chil­
lerow i i trzeba z całem zaparciem się wobec n iep rzy -
c ly nego może stanow iska k r y ty k i p r z y s łu ż y ć się tylk o
teatrow i i p u b liczności, która nie zadow oli się 'p r z e d -
*) O b . „ Ś w i a t 11 1906. N r . 4.
staw ieniem tylko samego „tor s a g ale chce całości.
Pociesza się naw et tą m yślą, ze sam Schiller p r z y w y ­
kończeniu całości z pew nościąby zredukow ał ■swoje
pierw o tn e zam ierzenia i liczyłby się z rzeczyw istością,
bo g d yb y chciał obstawać p r z y sw em p ierw o tn em zało­
żeniu, m usiałby zaraz zdać sobie ja sn o spraw ę z lego,
ze „wykonane p r z e z niego p ó łto ra aktu p o chłania j u ż
c a ły personel teatralny, a to p rzecież tylko evizod utw o­
ru . Dla p rzed sta w ien ia w teatrze i św iata rosyjskiego
łrzebaby personelu artystów , ja kieg o żaden teatr na
św iecie nie p o sia d a .“
„Gorące p ra g n ien ie" — p o w ia d a Laube — „ u trzy ­
m a n ia „D ym itra" dla sceny, stało się w końcu m oją
m y ślą prześladow czą." „Pozostawiłem w m ojem w y ko ­
n a n iu całe p ra w ie „torso“ Schillerów skie aż do zm ia n y
w akcie d ru g im z m a łem i odm ianam i i p rz e sta w k a m i
— niezm ienione. Niech rzecz tak zostanie, aż z ja w i się
j a k i ś w ielki talent, który to „torso“ u zu p e łn i lepici
ode mnie.
Pierw sze przed sta w ien ie „D y m itra " w ukła d zie
Laubego odbyło się w L ip sk u , m iało w y n ik p o m y śln y
i u trzy m a ło się w repertuarze na stałe. Tak sam o było
i na innych scenach. K ry ty k a p o d w pływ em zastrzeżeń
Laubego p r z y ję ła jego pracę na oęół życzliw ie i p r z y ­
chylnie. Robiła tylko zastrzeżenia co do osoby samego
D y m itra , że m u brakuje „tragicznej w in y " i że bohater
um iera bez „nieprzepartej konieczności." Z a rzu t ten od­
p a r ł je d n a k Laube w osobnem p iśm ie , starając się
dowieść, że je s t czysto teoretyczny.
P orów nując m ięd zy sobą dotychczasowe uzu p ełn ie­
n ia i przeró b ki, dochodzim y do p rzekonania, że p ra c a
Laubego, ja k o nńelkiego znaw cy teatru, je s t najlepsza
i dla każdego lepszego teatru dostępna. Z redukow ał on
ogrom ną ilość odsłon do 5 aktów, tak że tylko a k t 2
m a dw ie odsłony, natom iast akt 4. i 5. m a tę sam ą
dekorację. Ogromna p o w ó d ź osób została bardzo zrę-
IV.
eznie zm niejszona, król został osobą niem ą, ciem na
osoba d jaka A n d re ja zastąpiona p r z e z Kom łę. Z n ik n ą ł
k n ia ź R om anow , w prow adzony p rz e z Schillera ja k o
p ro to p la sta p a n u ją ce j p ó źn ie j d y n a stji ca rsk iej zapew ne
ze w zględu na d w ór w eim arski. Z n ik n ę ły leź dzięki
L aubem u okropnie poprzekręcane im iona w łasne j a k
„ Z uski“ i „S chniskoj“ (zam . S zu jsk i), „Korela" (zam .
K om la), „M eischek“ (zam . M niszech). W p rze k ła d zie
p o ls k im usunięto słowo „Sm oleńskom “ (zam . Sm oleńsk),
k n ia ź „ W estislow sky“ (zam . M ścicław ski), „N agori“
(zam . N agoj), „M niczek“ (zam . M niszech). „O dowalski“
(zam . O drzyw olski), co j u ż p rzed te m u c zy n ił D r. J.
T retiak w sw oim p rzek ła d zie (rękopis) „ D ym itra ,“ da­
nego w e Lw ow ie w r. 1882.
P rzekładu obecnego dokonano, gdzie się dało, r y ­
tm em ja m b ic z n y m ze w zględu na to, źe o ryginał je s t
p ięciostopow ym jam bow cem często o je d n ą sylabę d łu ż ­
s z y m : — |v— 1>— Poni e waż je d n a k n a po czą tku
w iersza i ję z y k niem iecki dopuszcza trocheje, dla tego
ilom aez nie zaw sze krępow ał się doborem ja m b ó w ,
w p o lsk im ję z y k u nienaturalnych i u ży w a ł zw ykłego
jednastozgłoskow ca białego.

G r u d z ią d z , 15. czerwca 1930 r.


Osoby.
Dymitr
Zygmunt ill., król polski (osoba niema)
Arcybiskup Gnieźnieński, prymas
Książe Lew Sapieha
Mniszech, w oje w o da Sandomierski
Maryna, jego córka
Marszałek wielki koronny sejmu polskiego
Odrzywolski, poseł na sejm
Komla, hetman kozacki
Odźwierny sejmowy
Biskupi, w ojew odow ie, kasztelani, posłowie.

Borys Godunow, car moskiewski


Aksinja, jego córka
Kniaź Szujski
Hiob, patrjarcha
Marta, wdowa po carze Iwanie Groźnym
Olga
Mniszki — furtjanka
Rybak
Moskiewscy bojarowie,
Prokop
Żołnierze.

Rzecz dzieje się w r. 1605 i 1606, najpierw


w Krakowie, następnie w monastyrze prawo­
sławnym, wreszcie w Moskwie na Kremlu.
Akt pierw szy.
Sala obrad polskiego sejm u w K rakow ie. Z lew ej na
w ysokiej e strad zie tro n k rólew ski. P rzed nim poniżej
Prym as, arcy b isk u p gnieźnieński. Za nim rów nież niżej
m arszałkow ie k o ro n n i i urzędnicy. N aprzeciw po p ra ­
w ej biskupi, w ojew odow ie, kasztelan i. W ty le środkiem
a m fitea tra ln ie w znoszące się m iejsce dla posłów , oddzie­
lone b a rje rą od sali.

SC E N A I.

M aryna. O d rzy w o lsk i.

M aryna w c h o d z ą c z t y lu od le w e j do O d rz y w o ls k ie g o .
I cóż tam, w aszm ość?
Odrzywolski w c h o d z ą c z t y l u o d p r a w e j . W sz y stk o z arządzono.
T w y c h zleceń, pani, d o k o n a łe m ściśle.
Na g ło sa ch nam dla K niazia już nie z b ęd z ie ;
S a p ie h a ty lk o n ie d a się pozykać.
M ary n a postępując naprzód.; Czyż śm iałby!
Odrzywolski. T ru d n o , tak i on! Je d n a k ż e
Jako p rzy jaciel ła d u i sp o k o ju ,
Nie z ec h ce c h y b a o p rz eć się sejm iow i
I p ó jd z ie p e w n ie za w iększości w olą.
M aryna. G dy sejm odm ów i nam pom ocy...
Odrzywolski. N igdy!
M aryna. Na w łasną rę k ę pójd ziem . W szak m ożem y...
Odrzywolski s p o g lą d a ją c w p r a w o .
N ad ch o d z ą z K niaziem w asz ro d zic i P rym as!
10 S C H IL L E R - LAUBE.

SC E N A II.

Prymas, Dymitr, W ojew od a Mniszech (wchodzą,


od ty łu z praw ej). Poprzedni. (G łęboki ukłon)..
Prymas. P o w ta rz a m . Kniaziu, źe R zec zposp olita,
Z a m k n ię c ie se jm u dzisiaj o b c h o d zą ca ,
J e s t w a m przychylną, sk ło n n ą was w ysłuchać,
A m oże w e sp rz e p rz ec iw p o t ę ż n e m u
Carowi Moskwy, Borysowi. — m oże!
Bo sejm nasz n ig d y nie j e s t obliczalny.
J e d n e g o j e d y n e g o posła »veto«
U c h w a łę se jm u k a ż d ą u n ice stw ia:
W S a p ież e m acie p o t ę ż n e g o wroga,
Na je g o atak trz e b a by ć goto w y m .
Mniszech, Odrzywolski. T o też je s te ś m y !
Prymas. L o s wasz g ł ę b o k o wzrusza n a s i m a c i e
P o t ę ż n y c h w Polsc e sprz ym ie rze ń c ów , t o też
Jeżeli sejm w am d a ć b y miał o d p ra w ę ,
Manifest w a m b y jeszcze pozostaw ał.
G d y P o la k z e c h ce s t a n ą ć przy was, książę,
G d y K ozak szczęścia w ojn y p o p r ó b u j e ,
Nie w z bro ni n ik t im tego, to lud wolny.
Mniszech. O t a k .
Oilrzywolsk1. T o też takim i się okażą!
Prymas. Co p r a w d a b yła-by to p o m o c mniejsza,.
Niż g d y b y sejm ośw iadczył się za wami,
N ie b e z p ie c z e ń stw o w zrosłoby zapew ne.
N ajlepszą p o m o c da w a m Moskwa sama,
N ajlepszą tarc zą b ę d ą se r c a ludu.
T e se rca zdobyć, a zw ycięstw o z wTami,
Mniszech. W ię c p o b ło g o sła w c órze mej, P r y m a s i e !
M oskie wski książę se rc e jej i r ę k ę
O d d a je .
Maryna. Błagam was, Prym asie, o to.
DY M ITR SAM OZW ANIEC. li:
P rym as dn D y m itra, oddając mu ręlrę M aryny.
T a p i ę k n a dłoń n ie c h was provyadzi, Kniaziu
D o w r o t F o r t u n y ra d o sn e j bogini.
L ec z g d y przyjazną będ zie, pam ię ta jc ie,
Po jak ich szczebla ch doszliście do t r o n u
I nie zmieniajcie^ serca dla nas z szatą.^
Dymitr. W sz ak ja w z rasta łem w ś ró d n iskiego s t a n u
I n auczy łem się czcić przywiązanie,
C o w z aje m n ością sk u w a człeka z człekiem
T ę p e łn ą w olność, k tó r ą - m w ś r ó d was znalazł,
Zaszczepić p r a g n ę i w ojczyźnie mojej.
]ą p ra g n ę zmienić nie w o ln ik ó w w ludzi,
C h c ę w o ln e dusze m ie ć za sw ych p o d d a n y c h .
P rym as. L ec z nie z b yt nagle, czasu b ieg uszanuj-
C ok o lw iek poczniesz, uczci) m a t k ę twoją.
S p o t k a s z t a m m atk ę .
Dymitr. P o b ło g o sła w m a t k ę
I m n ie !
P rym as. O tak. Nie czekaj z by t łatw e g o
Z w ycięstwa. Borys m a tam cześć i siłę
Nie z n iew ie śc iu c h e m stajesz tam do walki.
K to zasłu gami na t r o n się wydostał,
O p inji w ic h er nie ła tw o go strąci,
Miast p r z o d k ó w m a on czyny sw e za so bą.
W i ę c z Bogiem. Król c h ce m ów ić z wami, Kniaziu*
D o p ó k i sejm nasz nie zebrał się jeszcze.
O dchodzi z D ym itrem i M nlszchem w głębi na lew o.

S C E N A III.

Maryna, O d r z y w o l s k i .

M aryna. Ho, m ości Odrzywolski, w ażne sp ra w y


O m ó w ić z wam i muszę, k t ó ry c h wiedzieć
Nie w o ln o księciu. W sz ak o n d a je tylk o
12 S C H IL L E R - LA QBE.
Im ię i zapał naszym przedsięw zięciom ,
JR ozw aga/do nas wyłącznie należy.
O ilrzyw olski. Rozkazuj tylko.
Mnie nie obchodzi spraw a Moskwicina.
Za ciebie, pani, tw ą w ielkość i chwałę
C hcę przelać krew i oddać życie moje.
Ż adna mi gwiazda szczęścia nie przyświeca;
U bogi, na cię nie śmiem podnieść oczu.
M arzeniem mojem, tylko uTzględy tw oje
Z askarbić sobie, wielką cię uczynić;
N iech by tam inny posiadł cię, lecz m oją
Bądź, skoro będziesz mojem tylko dziełem.
M a ry n a . Dla tego w tobie serce me pokładam ,
T o b ie jed}mie losy me powierzam,
G dyby Sapieźe przecież się udało
O dw rócić pom oc sejmu.,.
O ilrzyw olski. T ak nie będzie...
M a r y n a . Zdecydow anam na wszystko, a w tedy ..
O d rz y w o lsk i. W ystąpi Komla, h etm an Ukrainy,
Z swemi sotniam i, poprow adzi wojnę
Za Ciebie, Pani, i kniazia Dymitra.
M a ry n a . O nie, nie za mnie. Komla m nie nie lubi;
K niazia om ota; ja mu nie dowierzam .
T y w tedy wojska powiedziesz na Kijów,
T am w ojsko złoży przysięgę kniaziowi
A le i mnie też i mnie także. Słyszysz?
O ilrzy w olski. Słyszę, o Pani.
M aryna. K onieczna przezorność.
O ilrzy w olski. Rozkazuj!
M a r y n a po cichu. Ty D ym itra poprow adzisz,
T y mi go pilnuj. Strzeż na każdym kroku,
Z każdego kroku jeg o zdasz mi sprawę.
O ilrzyw olski. Zaufaj mi, on będzie w naszych rękach.
M a ry n a . W w dzięczność nie wierzę. Carem się poczuw-
S zy b k o się z wuęzów naszych zechce zwolnić. [szv,
O ilrzyw olski. Gdy mu pozwolim.
D Y M I T R SA M O Z W A N I E C .
M a ry n a . Pom nij, że to Moskal,
Moskal P o la k a nie cierpi już z rod u,
S e rd e c z n y m węzłem związać ich się nie da.
Czyś m n ie zrozumiał ?
Óilrzyw olski. Aż do se rca głębi,
S ły c h a ć w g łę b i z p ra w e j s tr o n y g lo s K o m li.

Komla. T u p e w n ie ona. Pójdźcie.


O d rz y wolski. K om la idzie!'

S C E N A IV.

Komla, p o słow ie, poprzedni.


Komla. P a tr o n k o , sypnij zło tem , b ę d ą z n a m L
Przydługi sejm w y czerpał im kieszenie,
Z ro b im y z c ieb ie m o sk ie w sk ą carycę
Ale g rosiw a trz e b a nam. Ze zgrozą
Słyszę, źe przeciw nam S a p ie h a będzie.
T o nieb e zp ie cz n e! Bez p o m o c y Polski
Nie po d o łam y . Sypnij zło tem , Pani.
M a r y n a . Biskup chełm iń ski, bisk u p k a m ie n ie ck i
D a d z ą p ien ię d zy w zasta w dusz i ziemi:
S p rzed ajcie, albo zasta w cie zagrody,
Na s r e b r o zmieńcie, włóżcie w konie, w zbroje.
N ajlepszym k u p c e m — wojna, o n a zm ienia
Ż elazo W złoto o k rz y k p o s łó w
Co stra cicie teraz,
D z ies ię cio k ro tn ie Moskwa W a m nagrodzi.
O k rz y k i p o słó w .

Komla. Ze d w u s tu jeszcze siedzi p o g o sp o d a c h .


G dy się ukażesz i znimi się zechcesz
W śklen ice trącić, to ich masz, ja znam ich!
M a r y n a . Zgoda, ko lego , p ó jdźm y d o nich razem,.
Komla. H u r r a ^ s t w o r z o n a je s te ś n a królową.
14 SCHILLER - LAU BE.
Posłowie. H u rra , jeżeli tak, to tez nią będzie.
O d riy w o lsk i . D osiądź białe go c eltera, weź zbroję.
M aryna. T a k t e ż ‘i zrobię, d o Moskwy! i z W am i!
Posłowie. H u r ra ! .
Oilriywolski. Ja k d r u g a W a n d a po p ro w a d zisz
"Waleczne w ojsk a na p e w n e zwycięstwo.
M aryna. Mój d uc h p o w ie d zie was na jp ie rw na Kijów,
"W Kijowie zbiórka. T am mój rodzic przyjdzie
"We d w a ty siąc e, szwagier w trzy ty siące
Koni. Z n a d D o n u n a d c ią g n ą Kozaki
Homla. Jeżeli sejm uchwali wojnę, ale...
M aryna. L udzi z t w o j e g o szczepu p ó j d ą z t o b ą !
W kilk a t y g o d n i fala zolbrzymieje,
"Więc mi przysiążcie w ie rn o ść?
W szyscy. Przysięgam y!
r>Vivat Marina. R u ss ia e regina!«
M aryna ro rd z ie ra w elon i rozdaje go m iędzy szlachtę.
W głębi słychać potężną fanfarę.

Odrzyw olski . Już s e j m s ię z b ie r a . R o z ch o d z ić się !m ie js ca .


Kornla. W ię c w d r o g ę ! W sz y stk ie siły z eb ra ć w k u p ę ,
j e ś l i S a p ie h a górą. b ę d z ie m y w t e d y
J a k te k u law e szkapy. B aczność n a m n ie .
K rzyczcie, głosujcie n a skin ienie m oje.
W szyscy. Za p r a w d ę ! .
D drzyw oiski. W d ro gę , w drog ę. K roi się zbliża.
W szyscy odchodzą ty łem na praryo — d ru g a fanfara.

S C E N A V.

■QA ty łu z góry w chodzą p o s h w ie . Z lew ej m arszałkow ie ko ro n n i,


p o te m bisk u p i, n astę p n ie od praw ej w głębi m agnaci. T w orzy
się szpaler przed królem . — T rzecia fanfara.

M a r s z a łe k koronny w oła. Kroi.


D Y M IT R S A M O Z W A N IE C . 15
o d lew ej w chodzi k ró l, pozdraw ia, odbiera pozdrow enia
i za siad a na tro n ie , poczem siad ają w szyscy.
M a rs z a łe k w staje. Prym as ma glos.

SCENA VI.
Arcybiskup Gnieźnieński ja k o P ry m as R zeczypospolitej, za nim
je g o kapelan ze złotym krzyżem .
T ak w ięc pom yślnie podąża do końca •
T en sejm burzliwy. Jak najlepszej myśli
I Król i S tany z sobą się rozchodzą,
Szlachta zgodna zaraz się rozbroić,
N iesforny rokosz w prędce się rozwiąże.
L ecz Król sw e św ięte daje przyrzeczenie,
Przyjść w pom oc jeszcze skargom sprawiedliwym
I gdy na w ew nątrz pokój osiągnięto,
Zwracam y oczy na zew nętrzne sprawy.
Pojedyncze głosy. Słuchajcie! słuchać, słuchać, słuchać,
słuchać.
Arcybiskup Gniezn. Czy zgodne z wolą je s t prześw iet­
nych Stanów ,
A by kniaź Dymitr, który sobie rości
P raw o do tronu, jako syn Iwana,
S tanął tu w szranki przed Sejm em , chcąc dow ieść
Swych praw do tronu m oskiew skiego?
Liczne głosy. Zgoda.
Mniszech. H onor i słuszność tego się dom aga;
O dm ów ić prośbom takim się nie godzi.
D ow ody roszczeń stw ierdzono naocznie.
Można wysłuchać.
Liczni posłow ie. Musimy wysłuchać!
Lew Sapieha. W ysłuchać znaczy uznać.
Odrzywolski. Nie wysłuchać,
Znaczy nie słysząc, potępić
M arszałek koronny. W ięc niech się stawi przed naszem
Senatorow ie. Niech mówi. [obliczem
26 S C H IL L E R - LA u B E.

Posłowie. C h c em y !
Na znak la sk ą k an c lerza Odźw ierny sejm ow y się oddala.

Sapieha. Proszę ta m zapisać,


Że p r o t e s t u j ę przeciw tem u , przeciw
W sz y stk ie m u , c o by s t ą d w y nik ną ć m o g ło
W b r e w p o k o jo w i K o r o n y i Moskwy.

SC E N A VII.

D ym itr. P o p r z e d n i.

D y m itr k ilk a kroków zbliża się do tro n u i z n a k ry tą głow ą sk ład a


trz y k ro tn y pokłon, je d en ku k rólow i, d ru g i ku sen ato ro m , trz e c i
ku posłom , na co otrzym uje odkłon kolejno z każdej stro n y .

Prymas. Kniaziu Dym itrze, sy n u Iw a n ow y


Jeśli w as s p l e n d o r te g o z grom adzenia,
M a je s ta t króla lęka, wiąże m owę,
Możecie sobie, s e n a t w am pozwala,
D o w o ln ie w y b r a ć k o g o ś za rzecznika,
By się w yręczyć in nem i ustami.
Dymitr. Ks ięże Prym asie. S t a n ą ł e m t u , a b y
Ż ąd a ć c arsk ie g o b e r ła i k oro ny.
Mnie nie przystoi zadrżeć p r z e d n a r o d e m
Sz la c h e tn y m , j e g o k ró le m i se n a te m .
N igd ym nie widział t a k ś w ie tn e g o grona,
Ale t e n w id o k se r c e mi p o d n o si,
Nie p o i lękiem. Im g od niejsze świadki,
T e m bardziej są mi o n e p o ż ą d a n e .
Bardziej ś w ie tn e g o z g ro m a d z e n ia niemasz.
Prymas. W ię c m ó w ! P rz e św ietn a nasza R e p u b l i k a
S k ł o n n ą j e s t cie bie słuchać, zacny kniaziu.
Dymitr. P o tę ż n y k ró lu! Czcigodni biskupi,
W o je w o d o w i e i p a n o w i e posły.
P e ł e n z d u m ie n ia widzę się tu dzisiaj
D Y M ITR SAM O ZW ANIEC.
W e waszem gronie, syn c ara Iwana.
P r z e d S e j m e m waszym , p rz e d p o lsk im n a r o d e m
Nienawiść k rw a w a żarła o b a państw a.
I o d k ą d żyję, p o k o j u nie p o m n ę .
L ec z j a k o ś ta k zrządziły tera z nieba,
Że ja, k r e w carska, co w y ssałem z m le k iem
Mamki niena w iść d o Polski, tu sta ję
K o rn ie p r z e d wami, w sa m e m se rcu Polski
I p ra w sw y ch m uszę doch odzić. — Nim zacznę,
W sp a n ia ło m y ś ln ie zabądźcie przeszłości.
R od z ie mój w o jn ą n ę k a ł was ok ro p n ą ,
A dziś ja, jeg o sy n wydziedziczony,
U w as p o m o c y sz ukam. D o szlachetnej
Piersi się tu lić — ś w ię te lud zk ie p raw o.
A któż n a ziemi m a być spraw iedliw szym ,
Jeśli nie wielki i waleczny naró d,
Co b ę d ą c w oln ym w p e łni swej p o tę g i
P rz e d s o b ą ty lko zdaw ać zwykł r a c h u n e k
Z teg o, co czyni, i n i e k r ę p o w a n y
Służy lud zk ości i wzniosłym jej celom .
Prymas. W ię c p o d a je c i e się Iw a n a sy n e m .
Zaiste całe wasze zachow an ie,
T e wasz e sło w a — g o d n e w aszych roszczeń.
Lecz p r z ek o n a jc ie nas, że nim j e s te ś c ie
W t e d y m oże cie w spania ło m yślnośc i
R z ec zpo spolitej naszej się spod ziew ać.
W p o lu się o n a was nie zlękła, u m ie
Sz lac h etn y m w rog ie m by ć i d o b r y m d r u h e m .
Dymitr. W ię c posłu c h ajcie — Iw a n W asilow icz
Poślubił w ciągu długich, sw oich rządów
Aż p ięć m ałżonek. Pierwsza, p o c h o d z ą c a
Z b o h a te r s k i e g o r o d u R o m an o w y ch ,
Dała m u syna F e o d o r a , k t ó r y
P o nim panował. O s ta t n ie g o syna
Dała m u Marfa, o s ta tn ia m ałżonka,
Z rodziny Nagi, miał n a imię D ym itr,
2
18 SCHILLER - LAU BE.
Małem był dzieckiem , kiedy ojciec umarł.
F eo d o r był m łodzieniec w ątły ciałem
I słabom yśiny. Jego wierny sługa
Borys G odunow, nadw orny koniuszy,
Rządy sprawow ał, pozyskawszy chytrze
Faw ory pańskie. F e d o r był bezdzietny...
B ezpłodne łono carowej nie dało
Dziedzica tronu, a po d stęp n y bojar
Zdołał się zakraść do łaski narodu
I aż do tronu podniósł swe zachcianki.
Na drodze stał mu jeszcze m łody D ym itr
W dum nych zamysłach, — D ym itr Iwanowicz,
K tóry w Ugliczu p o d dozorem m atki
W jej rezydencji klasztornej podrastał.
Gdy więc Borysa niecny zamach dojrzał,
Nasłał m orderców , aby carewicza
Ze św iata tego zgładzić potajem nie.
K oło północy w ybucha tam pożar,
W łaśnie w tem skrzydle, gdzie m łody carewicz
Ze swym piastunem razem zamieszkiwał.
Płom ieni pastw ą staje się dom ostw o,
Carewicz znika gdzieś zprzed ludzkich oczu. —
Mówię o rzeczach, znanych w całej Moskwie.
Prymas. To, co mówicie, wszystkim nam je s t znane,
Jako gruchnęła wieść po wszystkich państw ach,
Źe książę D ym itr przy owym pożarze
W Ugliczu znalazł śm ierć i źe śm ierć owa
Na ręk ę była bardzo Borysowi
Panującem u. 1 któżby się ważył
O skarżać cara o te n niecny zamach?
L ecz nie o śm ierć tu dziecka teraz chodzi,
W szak kniaź te n żyje, żyje w waszem ciele,
Jak to tw ierdzicie. D ajcie na to dow ód,
Po jakich znakach mamy was rozpoznać,
Jak się to stało, źe was p rzed m ordercą
Schroniono, źe się po szesnastu latach
DYMITR SAMOZWANIEC. 19
N iespodziew anie teraz pojaw iacie?
D ym itr. Ja sam dopiero przed niespełna rokiem
O dkryłem siebie. D otąd sobie obcy
Nie przeczuw ałem krwi książęcej w sobie.
Mnich pośród mnichów, nędzny pędząc żywot.
W tw ardym przym usie klasztornej reguły.
Nagle się duch mój m ęski zbudził we mnie,
A krew rycerska zawrzała mi w żyłach,
Burząc się przeciw ciasnocie klasztoru
I życiu jego. K lasztorne więc szaty
Rzuciłem z siebie bez namysłu, zbiegłem
T utaj do Polski, aż do w ojew ody
Sandom ierskiego, a szlachetny mąż te n
Dał mi gościnę i rozkazał zbiega
W rycerskim duchu przystojnie wychować.
P rym as. Jakże to, Kniaziu? siebie-ście nie znali?
A wszak już w tedy wieści obiegały,
Że zaginiony kniaź D ym itr gdzieś żyje!
C ar Borys zadrżał na tronie, rozesłał
Sw oich sasafów na rubieże państw a.
I śledzić kazał wszystkich podejrzanych.
Nie podaw aliście się za D ym itra?
D ym itr. Co wiem, pow iadam . Jeżeli krążyły
Pogłoski jakieś o m ojem istnieniu
T o jakiś dobry bóg je chyba szerzył.
Komla. W Moskwie w ierzono św ięcie w to pow szechnie.
D ym itr. Jam siebie nie znał. W dom u W ojew ody,
W śród tłum u służby dw orskiej zamieszany,
Przeżułem m roczne czasy swej m łodości.
W skrytości serca uw ielbiałem tylko
W ojew odziankę uroczą i piękną,
D aleki jeszcze, aby się ośm ielić
P odnosić oczy k n takiem u szczęściu.
L o s chciaLinaczej. W przystępie zazdrości.
O brażam raz lw ow skiego kasztelana,
Jej zalotnika, który m nie wyniośle
2*
20 S C H IL L E R - LAUBE.
P ra g n ie p o sk ro m ić, a n a w e t u derzyć.
W ię c do żyw ego tk n ię ty tą ob elg ą,
Nie p o m n ą c n a nic, d o b y łem sw ej sz p a d y
I m im o w oli położyłem tru p e m .
M niszech. Było ta k w isto cie.
Dymitr. Mój lo s b y ł straszny.
P rz y b łę d a ru sk i, i to b e z nazw iska,
Z ab ił m a g n a ta p o lsk ie g o , n a zam ku
S w o je g o p a n a, sw eg o d o b ro c zy ń c y ,
Z ab ił m u zięcia, zabił przyjaciela.
Z a n ic tu m o ja n iew in n o ść, w sp ó łczu cie
D w o rsk iej czeladzi, za nic fo w o r pański.
P ra w o , łask aw e ty lk o dla P olaka,
N ie u b ła g a n e j e s t d la cudzoziem ca.
W y ro k już. zapadł, m iałem o d d a ć życie,
U k lą k łe m już, p o d to p ó r k ła d ą c głow ę,
K a t już mi szyję o b n aży ł p o d cięcie.
W te m zo b ac zo n o n a m nie krzyżyk złoty,.
Z d o b n y w k le jn o ty i d ro g ie k am ien ie,
K tó ry m i n a chrzcie św iętym zaw ieszono.
N osiłem go, ja k u n a s zwyczaj każe,
Z aw sze w zanadrzu, k ry ty p o d odzieżą,
O d m ale ń k o ści i w tej chw ili w łaśnie,
K ied y się z życiem m iałem już ro z staw a ć
C hw yciłem krzyż te n , o s ta tn ia p o c ie c h ę ,
I p rz y cisn ą łe m go d o u s t n a b o żn ie.
Polacy wyrazem tw arzy objawiają, swą, sympatję
K rzyż w p a d a w oczy, k o sz to w n o ść k le jn o tu
B udzi zdziw ienie, o g ó ln ą ciekaw ość.
K ażą m i zw olnić w ięzy, w yp y tu ją,
L e c z n ie u m iałem so b ie już p rz y p o m n ieć ,
J a k d aw n o krzyż te n noszę. P rz y p a d k o w o
U m eg o p a n a b aw ił h e tm a n K om la,
A z nim w y g n an y ch dw u jeszcze b o jaró w .
Z o b ac zy ł k le jn o t i zaraz go p o zn ał
(Bo m ło d e la ta spędził- ta k ż e w M oskw ie).
DYMITR SAMOZWANIEC. 21
Po am etystach szm aragdem przetkanych
Po dziewięć razy; poznał, że to klojnot,
D any przez kniazia Mścisławskiego na chrzcie
■Carewiczowi, synowi Iwana.
Przygląda mi się i widzi zdziwiony
Szczególny w ybryk przyrody, że praw ą
R ękę nam krótszą. Gdy mie wypytywał,
Przyszło mi na myśl, że mam też psałterzyk,
K tóry w ucieczce uniosłem ze sobą.
W m odlitew niku było coś po grecku
N apisanego ręką ihum ona.
Sam nie czytałem tego nigdy, nie znam
Bowiem greckiego. Psałterz te n przynoszą
C zytają pismo. Stało tam w yraźnie:
W asyl F ilaret, imię me klasztorne,
Posiadacz książki tej, je s t carawiczem
D ym itrem , synem najm łodszym Iwana,
K tórego Andrzej, zacny djak klasztorny
C ichaczem porw ał owej strasznej nocy;
Że dokum enty na to są złożone
W dwu m onastyrach, bliżej w ym ienionych,
T u dwaj bojarzy padli mi do kolan
Siłą dow odów praw dy przeświadczeni.
I pow itali mnie jako dziedzica
C ara Iwana. T ak to nagle z głębi
Niedoli los mnie wyniósł aż na szczyty
W ielkie p oruszenie w śród P o1aków .
D opiero teraz z ócz mi spadła łuska,
Mgliste w spom nienia z ćmy zam ierzałych czasów
Poczęły w idnieć coraz to wyraźniej.
I jak wieżyce w oddali lat wielu
Zabłysły w złotem słońcu dwie postacie,
Najwyższe szczyty mojej św iadom ości.
Ujrzałem siebie pośród ciem nej nocy,
W ucieczce polem , jakąś krwawą- łunę,
G dym się w ciem ności obejrzał za siebie;
22 S C H IL L E R - LAUBE.
O brazy były w idać bardzo daw ne;
Co było przed tem i co p o tem było,
Z atarłe się już całkiem w mej pam łęci.
Z późniejszych lat dzieciństw a znów p am iętam ,
Jak m nie ze złości je d en z towarzyszy,
B awiąc się, przezw ał m łody carewiczem,
Za drw iny takie dostał w kark odem nie.
T em w szystkiem teraz jak b y błyskawicą
Rażony, jasnej nabrałem pew ności,
Żem ja je s t D ym itr, miany za zmarłego,
T o jed n o słowo rozwiązało nagle
C iem ną zagadkę m ego pochodzenia.
Nie po znam ionych, k tó re m ogą łudzić,
L ecz w głębi piersi, po mem serca biciu,
Poznałem w sobie krew carskiego dziecka
I raczej krew tę do ostatniej kropli
Przeleję, niżbym zrzekł się praw do tronu.
Prym as. Mamy-że zaufać pism u na psałterzu,
K tóry przypadkiem m ógł się przy was znaleść >
Z aufać słowom kilku zbiegłych osób ?
W ybaczcie, zacny młodzieńcze. Zapraw dę
W asze m aniery nie mówią, ześ kłamcą,
L ecz sami kłam stw a możeście ofiarą.
L udzkiem u sercu m ożnaby wybaczyć,
Ze w padło w sidła intrygi zuchwałej.
Jakąż poręk ę W aszych słów dajecie?
Dymitr. Staw iam pięćdziesiąt osób na św iadectw o
W szyscy są z Piastów i wolni Polacy,
N ieskazitelnej sławy, którzy św ięcie
Pośw iaoczą wszystko, co tu powiedziałem .
T am W ojew oda siedzi Sandom ierski
A przy nim zacny K asztelan Lubelski,
Ci niech pośw iadczą, czy mówiłem praw dę!
Mnlszech i inni. Pow iedział praw dę!
Dymitr. A H etm an kozacki
Pośw iadczy także.
DY M ITR SA M O ZW A N IEC, 23
Komla. Mówi szczerą praw dę.
W iele g ł o s ó w . p o w i a d a praw dę! I my pośw iadczam y.

P r y m a s. Cóż się w ydaje w ięc prześw ietnym stan o m .


Tylu zaświadczeń m oc złączona razem,
Musi zwyciężyć wszelkie wątpliwości.
Ciche pogłoski krążą daw no w świecie,
Ze za zm arłego miany, D ym itr żyje;
Niepokój cara Borysa to stw ierdza.
Zjawia się m łodzian w iekiem i postacią,
A n aw et co do drobnych znam ion ciała
Jednaki z owym, którego szukają.
Szlachetny jego duch je s t g o d z i e n roszczeń.
Z klasztornych murów wyszedł jakimś cudem ,
Pełen rycerskich cnót, choć po śró d m nichów
W ychowywany. Pokazuje klejnot,
K tóry na piersiach nosił był carewicz,
Nie rozłączając się z nim nigdy. Pismo
B ogobojnego m nicha także stw ierdza
R ód jego carski. Jeszcze silniej świadczy
Jasne oblicze, a p ro sto ta słowa
Przem awia za tern, że powuada praw dę.
K łam stw o się zwykle zdobi w szum ne słowa
I o ratorsko ubiera ozdoby.
P rzeto nie będę w ahał się już dłużej
Przyznać mu miana, o k tó re zabiega,
Prym asow ego śladem przywileju
Ja pierwszy za nim głos tu swoj oddaję.
W ielkie p o ru szen ie, zew sząd okrzyki.
A rc y b isk u p l w o w s k i . Ja, tak jak Prymas.
Wielo b isk u p ó w . I my, tak, jak Prym as.
Wielu w o j e w o d ó w . I my!
O ilr z yw olsk i. I my też!
P esłow ie. 1 m y J-e ż - .
S a p ie h a . . . . Panow ie,
Rozważcie dobrze. Nie spieszcie się, pioszę,
Niech sejm za prędko porw ać się nie daje
24 SCHILLER - LAUBE.
N a k ro k ta k w ażny i w ielki, ja k te n tu
Odrzywolski Co tu rozw ażać. W szystko ro zw ażo n e
l u są n ie z b ite , n ie z b ite d o w o d y !
T u ta j n ie M oskw a; tu ta j s tra c h d e sp o ty
N ie więzi d u c h a. Z p o d n ie s io n e m czołem
C hodzi tu p ra w d a. S z lac h etn i p an o w ie,
T u sz ę i w ierzę, i e tu ta j w K rak o w ie
N a se jm ie naszym , w sam em se rc u P o lsk i
C a r B orys nie m a sw o ich ju rg ie ltn ik ó w !
Dymitr. O dzięki wam , c zcigodni d o sto jn ic y ,
Z escie uznali z n am io n a słu szn o ści
Z a iste jesli-m dla w as te n , za k o g o
M nienię się, o! n ie śc ie rp c ie te g o dłużej,
Z eb y zuchw ały ra b u ś m eg o tro n u
N a nim zasia d ał i h a ń b ił to b e iło ,
K tó re m nie, ja k o sy n o w i carsk ie m u
P ra w o w ite m u należy. Za m ojem
P ra w e m ujm ijcie się. P o m ojej stro n ie
P ra w o , p o waszej stro n ie sto i siła.
U żyjcie je j im ieniem słusznej sp raw y
o krzyki
W szak to z ad a n ie sz c zy tn e p a ń stw i tro n ó w ,
A?yu Się W św ie.c ie działa sp raw ied liw o ść,
A żeby każd y m iał to, co j e s t je g o ,
ty lk o tam , gdzie rządzi sp ra w ied liw o ść,
K ażd y się m oże cieszyć sw em dziedzictw em .
N ad każdym ro d e m i n a d każdym tro n e m
C zuw a u g o d a , ja k stra ż c h eru b in a .
Liczne głosy. T a k je s t!
Inne głosy. T a k m usi być!
Dymitr. b q sp raw ied liw o ść,
i o ta m is te rn a b u d o w a w szech św iata
G ózie szczeg ó ł w sp iera całość, cało ść — szczegół
G dzie szczegół p a d a tam i cało ść ru n ie.
Komla i liczni posiew ie. V iv a t kniaź D y m itr! kniaź
D y m itr n iec h żyje!
DYMITR SAMOZWANIEC.
Dymitr. O, w ejrzyj n a m n ie p o tę ż n y m o n a rc h o ,
K rólu Z ygm uncie. W ejrzyj w głąb sw ej duszy
P om nij n a w ła sn e i na m o je losy!
I w c ie b ie biły grom y p rzez n ac ze n ia
I ty w niew o li n a te n św ia t p rzyszedłeś.
P ierw szy tw ój w zrok p a d ł na m ury w ięzienia!
P o trz e b o w a łe ś o sw o b o d ziciela,
K tó ry z w ięzienia w yniósł cię n a tro n y ,
Z n alazłeś go też, W iesz, co w ie lk o d u szn o ść
I m n ie ją okaż!
Posłowie. I p e w n ie okaże.
Dymitr. I wy, sz la c h e tn i c złonkow ie se n a tu ,
W ła d cy k o śc io ła i w o je w o d o w ie
I k a sz te la n i. O to w łaśnie chw ila,
A by p o je d n a ć z w aśn io n e n a ro d y ;
Z d o b ąd ź cie so b ie sław ę, źe to P olska,
M oskw ie p ra w e g o przy w ró ciła cara.
I w sw ym sąsied zie, co W as d rę cz y ł w ojną,
Z y sk ajcie so b ie w dzięczn eg o są sia d a
I wy, p o sło w ie P olskiej R e p u b lik i,
K u lb aczcie rącze k o n ie, b o p rz e d w am i
S to ją o tw o re m z ło te b ra m y szczęścia.
P o d z ielę z w am i zdobycz p rzeciw nika.
M oskw a b o g a ta , n ie p o m ie rn ą m n o g o ść
Z łota, k le jn o tó w m a c esarsk i sk a rb iec ,
P rzy jació ł m oich h o jn ie w y n ag ro d zić
M ogę i p ra g n ę . G dy w jad ę n a K rem el,
P rzy sięg am św ięcie, że z w as n a juboższy
W d z ie je so b o le , d ro g ie a k sa m ity ,
W p e rły o z d o b i cały sp rz ę t i zb ro ję,
A s re b ro b ę d z ie n a jp o d le jszy m kruszcem ,
D o p o d k u w a n ia k o ń sk ie g o k o p y ta .
w ie lk ie p o r u s z e n ie w ś ró d p o s łó w .

Komla. W sz y stk ie m e so tn ie p ó jd ą zaraz w p o le


T rzy d z ie śc i s e te k m am koni. K to ze m ną?
26 SCHLLLER — L A U B E .
Dilrzywolski. Kozak ma sprzątnąć nam łupy i sławę?'
Idziemy wszysey!
P o sło w ie . Wszyscy! Wszyscy! Wszyscy!
Oilrzywolski. Do broni! wpadniem w dzierżawy Borysa.
Wiele p osłów . W ojna więc z Moskwą.
Inni. Uchwalić! uchwalić!
Odrzywolski. Zbierajmy głosy. ,
Sapieha -wstając. Marszałku koronny!
Nakażcie ciszę, o głos, o głos proszę!
Wielu g ło s ó w . Wojna z Borysem!!
S ap ieha. Głosu, głosu żądam!
Marszałku, czyńcie urząd swój!
W rzaw a.
M arsza łek . Widzicie!
T o nadaremnie!
S ap ieha. Cóż to? I Marszalek
Już przekupiony! Gdzież na sejmie wolność?
Rzućcie swą laskę i nakażcie ciszę!
J a teg o żądam, chcę, ja się domagam!
M arszalek rzuca swą la sk ę na środek sali, w rzaw a się u cisza.
Cóż wy myślicie? Co postanawiacie?
Czyż nie zawarliśmy rozejmu z Moskwą ?
Ja sam na Kremlu w imieniu królewskiem
Podniosłem rękę na dwudziestoletni
Pokój, i Borys dochował go wiernie.
Gdzież ta przysięga ? gdzie królewskie słowo,
Jeśli solenny sejm je dzisiaj łamie ?
Dymitr. Książę Sapieho! Zawarliście pokój,
Prawda, lecz czy to było z carem Moskw}'.
Nie z carem Moskwy, j a tu je stem carem
W e mnie jest Moskwy majestat, ja je stem
Iwana synem, jego prawy dziedzic.
Jeżeli Polska chce pokoju z Moskwą,
Ze mną niech zawrze. Nie ważne układy,
Zawarte z takim, który nie jest niczem.
Dilrzywolski. Co nas obchodzą jakieś tam układy ?
D Y M IT R SA M O ZW ANIEC.
W tedyśm y chcieli tak, dziszaj inaczej.
Sapieha. Do tegoż doszło? Nikt się więc nie ujm ie
Za słuszną spraw ą? W ięc j a to uczynię
Rozerw ę sieci zmowy i intrygi,
O dkryję wszystko, co wiem, bez osłonek.
Książe Prym asie. Jakto? czy na serjo
T ak dobroduszny jesteś, czy obłudny?
T ak łatw ow ierni, senatorzy? Królu,
Czyś taki słaby? Czy nie chcecie w iedzieć
Czy też nie wiecie, żeście w rękach Mniszcha.
Igraszką, który tego carewicza
W ymyślił, aby bezdenną am bicję
Skarbam i Moskwy nasycić jedynie.
Czyź j a dopiero pow iedzieć wam muszę,
Ze między nim i stanęła um ow a
I źe została już zaprzysiężona,
Źe z nim zaręczył swą najm łodszą córkę
W ięc ma się nagle nasza R epublika
Na oślep rzucić w niebezpieczną wojnę,
By w ojew odę zrobić wdelkim, córkę
Jego zaś zrobić m oskiew ską carycą"?
W sźystkich przekupił, w szystkich ubezw ładnił
w rzaw a.

Chce opanow ać i sejm, wiem to dobrze,


W idzę ogrom ną fakcję jego w sali
Sejm ow ej; nie dość na tern! Swą większością^
Sejm walny za nos wodzi, ale jeszcze
O toczył wojskiem w trzytysiące koni
I cały K raków zalał swymi ludźmi.
W tej chwili wdaśnie pełno ich w tym gm achu
Chcą w olność głosów naszych opanow ać.
Lecz gróźb tych serce m oje się nie zlęknie.
D opóki jeszcze krew mi w żyłach płynie,
B ędę w olności słowa m ego bronił.
K to dobrze myśli, niechaj przy m nie stanie.
28 SCHILLER - LAU BE.
P ó k i ja żyję, n ie p rz ejd zie tu ż ad n a
U chw ała, sp rzeczn a z ro z sąd k ie m i p raw em .
J a przecież p o k ó j z M oskw ą zaprzysiągłem
I jam tu n a to , ab y go d o trzy m ać .
Odrzywolski. Nie słu c h ać b re d n i, ty lk o z b ie rać głosy!
B isk u p i schodzą i zbierają g lo sy .

Wielu. W ięc w ojna z M oskwą!


Prym as do S a p ieh y . U stą p , u stą p w aszm ość.
W ię k sz o ść j e s t przeciw w am , w idzicie prz ec ie .
Nie d o p u sz c za jc ie, p ro sz ę, do rozłam u.
M arszałek do S a p ieh y , K ról każe p ro sić , b y śc ie u stą p ili.
S trażnik Sejmowy po cich o do O d rzy w o lsk ieg o .
T rz y m a ć się o stro . T am ci p o z a drzw iam i
M ów ią że cały K rak ó w z w am i trzy m a
M arszałek do S a p ieh y . T y le z b aw ie n n y ch uchw ał
przeszło g ła d k o
U stą p ż e, w aszm ość, c h o ćb y d la ich d o b ra ,
U stą p ż e, w aszm ość, w o b e c te j w iększości.
Mlllszech. Na tej tu p raw ej ław ie w szyscy z n a m i!
Sapieha. N iech się zgadzają, a ja się n ie zgadzam !
P o w ia d a m »V eto« i se jm cały zrywam !!!
w ie lk a w rza w a .

A ni k ro k dalej! Z erw ane, zerw ane!


W sz y stk ie u chw ały, co zap a d ły d o tą d .
O grom n y w rza sk . W sz y stk o s ię zry w a z m iejsc, kró l o puszcza
tro n i s a lę obrad, P o s ło w ie lam ią b arjery i w p adają na S a p ie ­
h ę z d o b y tem i s z a b la m i; o grom n a wrzawTa. B isk u p i sto ją c p rzed
S a p ieh ą , o sła n ia ją g o stu ła m i.

M ów icie »w iększość«, w iększość to g łu p o ta .


R ozum sta ł zaw sze p o stro n ie m niejszości.
Czyż d b a o całość, k to nic n ie p o sia d a ?
Czy żeb ra k k ie d y znał w o ln o ść lub w y b ó r?
O n m ag n a to w i, k tó ry go o p łac a,
‘G łos sw ój sp rz e d a je za c h le b i za b u ty ?
DYMITR SAMOZWANIEC.
G łosy n ależy ważyć, a n ie liczyć.
P ręd zej czy później ta k ie p a ń stw o zginie,
G dzie w ięk szo ść rządzi, g łu p o ta roztrzyga.
Oilrzy wolski. S łyszycie zd rajcę! R o zn ieść go n a szab­
la c h !
Prymas wyrywa od sw ego kapelana krzyż i rozdziela ich.
Czy k re w sz lac h ec k a m a te n sejm nasz zbroczyć?
O p a m ię ta n ia , S a p ie h o ! do biskupów.
W yn ie śc ie
S tą d go c o p rę d z e j, o sła n ia jąc p iersią ,
Przez te drzw i b o c zn e , w y n ie śc ie go chyłkiem ,
Inaczej w iększość g o to w a go u siec.
Sapiehę, grożącego spojrzeniem, biskupi wynoszą przemocą
i osłaniają go Prymas i Arcybiskup Lw owski. Wśród ogromnoj
wrzawy i szczęku szabel opróżnia się sala. W zamieszaniu,
i tłoku w ybiegają od strony lewej Komla i Dym itr, od stron y
prawej Mniszech i Odrzywolski, a ponad wrzask tłumu, cisrtącego-
się ku wyjściu, wybija się głos Komci.

Komła do Mniszeha.
A z atem w o jn a i n a w ła sn ą rę k ę !
M niszech i Odrzywolskl z naciskiem.
O w łasnych siłach!!
Komla. D o dzieła!!!
Dymitr, Mniszech, Odrzyw olski. D o dzieła!!!
Zwracają się do w yjścia, kurtyna zapada.
30 SCHLLLER - LM T B E.

Akt drugi.
W idok n a praw osław ny k la sz to r (m onastyr) p u sty n n e j
■okolicy k ra jo b ra z u nad jeziorem Białem (B iałozierko).

SCENA I.

M a rfa , O lg a , m n is z k i.

(M niszki w czarnych h a b ita c h i w elonach nadchodzą z g łę b i;


O lga w ystępuje z szeregów pochodu, zatrzym uje się na chw ilę,
vpatrzy n a M arfę w białym w elonie, o p a rtą o pom nik i zbliża się
do niej.

Olga Serce-ć nie ciągnie do nas się przyłączyć


I wyjść zobaczyć nadchodzącą w iosnę?
S łońce się budzi, długa noc odchodzi,
P ękają lody, znikają już sanki,
Czółna się jawią i w ędrow ne ptaki,
Św iat się otw iera i now e w esele
W oła nas z celi klasztornej do życia
W pola, co w krótce już się zazielenią.
T y tylko jed n a, w sm utku pogrążona,
Nie chcesz podzielać pow szechnej radości.
Iflarfa. P ozostaw m nie tu, idź w pole z siostram i.
N iech idzie przejść się, k to nadzieją żyje,
Mnie now a wiosna, k tó ra św iat odradza,
Nic nie przyniesie, dla mnie w szystko przeszło,
D la m nie już w szystko stało się przeszłością.-
Olga Czyż wiecznie będziesz opłakiw ać syna,
Nosić żałobę po św ietności zgasłej ?
C zas wlewa balsam w każdą ranę serca,
DYMITR SAMOZWANIEC. 31
Czyż m iałaby nad to b ą stracić władzę?
Byłaś carow ą tego państw a, byłaś
Szczęśliwą m atką kw itnącego syna —
Z abrał go to b ie okrutnie los srogi;
W trącono-ć w m rocznie m ury m onastyru
Na skraju św iata żywego odludzie. s-,v
P o raz szesnasty od tej strasznej chwili
O blicze św iata już się odrodziło;
A tw oje tylko, w ieczne niezm ienione,
O brazem grobu, gdy życie dokoła.
N ieruchom em u równa-ś posągowi,
K tóry w kam ieniu wykuł mistrz, a żeby
W iecznie i w iecznie oznaczał to samo.
M aila T ak, chyba czas m nie po to tu postawił;
By zrobić ze m nie pom nik mej niedoli.
Nie uspokoję się i nie zapom nę.
T ylko tchórzliw a dusza czerpie w czasie
L ek na żałobę po tem , co nie wróci.
Nic nie okupi już mojej zgryzty.
Jak ten nieboskłon, co idzie z w ędrow cem
I swym ogrom em goni ciągle za nim,
Gdziekołw iek chciałby uciec przed nim, biedny,
T ak m nie ból ściga w szędzie bezlitosny, _
By, jak bezm ierne m orze m nie pochłonąć
Co łzami m em i w yczerpać się nie da.

SCENA II.

Poprzedni, Ksenia, Helena, Oleksja, Mniszki


w racają z jakim ś m łodym rybakiem .

Ksenia i Helena. Powiedz nam, chłopcze, jakie tam n o -


[winy ?
flleksja. Opowiedz, co tam now ego na świecie!
Rybak. Do słowa dajcie przyjść mi, do b re siostry.
32 SCHILLER - LA U BE.
K senia. W o jn a , czy p o k ó j ?
A leksja. K to ta m ś w ia tem rządzi?
Rybak. Zaw inął jak iś o k r ę t w A rc h an g ie ls k u
Aź o d biegun a, gdzie j e s t m róz wieczysty,
Dlya. Jak im s p o s o b e m p iz y b y ł do t y c h l o d ó w ?
Rybak. T o j e s t angielski h a n d lo w y żaglowiec,
C o n o w ą d r o g ę tu ta j do n a s znalazł,
Aleksja. Na cóż się człowiek dla zysku nie skusi!
Ksenia. T a k to się św ia t nasz o d o s o b n i ć nie da.
Rybak. Z e w szy stkich no w in to jeszcze n a jm n iejsz a
I na ksza jeszcze wieść p o ru sz a św iatem .
A le k sja. Ależ o p o w i e d z !
B iga. Gadaj, co się stało !
R yb ak. Dziwy n a d dziwy dzieją s ę n a św iecie:
U m a rli żyją, zmarli z m a rtw ych w stają .
Olga. Ach m ó w ż e jaśniej!
Rybak. Kniaź D y m itr znów źyje f
C o go sz esnaście la t opłakiwalim
O lga. Co? c o ? kniaź D y m i tr ? !
M a rl a . S y n m ój? !!
Olga. Zbierz-że zmysły,
O p a n u j se rce ! Daj n a m słu c h ać dalej.
A le k s ja . Ja kż e żyć może?! W szakże go w Ugficzu
Z a m o r d o w a n o , wszak zginął w p a ź a r z e !
R ybak. W ła śnie, źe u sz e dł z o gnia i z am ętu,
W ja k i m ś klasztorze p o sz u k a ł schro nienia.
T a m się w y c h o w a ł w najw iększej cichości,
Aź p rzy szedł czas, ażeby sie pojaw ić.
Olga do Marfy. T y drżysz, Kniahini? P o b la d ła ś
Nlarfa. W ie m d o b r z e ,
Źe to u łu d a — w id a ć m ało jeszcze
L o s m n ie znieczulił n a lęk i na dzieję,
Bo se r c e w pie rs ia c h jeszcze mi zadrżało.
Olga. C z em użby złu dą to b y ć ty lko miało?
P o s łu c h a j człeka. Bez p o d s t a w y prz ecież
W ie ś ć ta nie m o g ła -b y się rozejść...
D Y M IT R SA M O Z W A N IE C . 33
Rybak. Gdzie tam !
Za broń chwyciły już Litowcy, Lachy,
W Moskwie się przeląkł car Borys G odunow.
Marfa drż^c na calom ciele wspiera się na ramieniu Olgi i Kseni.

flleksja. Gadaj-źe, gadaj, wszystko, co wiesz o tem .


Rybak. C arska gram ota, już od niedziel kilku,
O bchodzi wszystkie strony tej im perji,
Już ją odczytał posadnik miejscowy,
Na zgrom adzeniu wołości. W tem piśmie
Stoi wyraźnie, że nas chcą oszukać,
Żeśmy tym bredniom wierzyć nie powinni.
My właśnie na złość wierzymy, bo gdyby
Nie były praw dą, carby niem i wzgardził.
Klarfa. Czyliż tak mało się opanow ałam ?
Czyż serce m oje jeszcze nie stężało,
Ze m nie porusza jeszcze p u ste słowo?
Już lat szesnaście opłakuję syna.
I mamże wierzyć znów, że D ym itr żyje ?!
Oiga. Przez lat szesnaście zmarłegoś płakała,
Lecz szczątków jego nigdy nie widziałaś,
Nic nie obala praw dy tej pogłoski.
Czuwa O patrzność nad losami ludów.
I głową Kniaziów. O twórz serce swoje
Pełnej nadziei. Któż to się ośm iela
W szechm ocy Bożej zacieśniać granice?
• Marfa. Mam-że dziś w rócić myślą w owo życie,
K tóre zdołałam za sobą zostawić ?
Nie pośród zmarłych żyła ma nadzieja,
Nic już nie mówicie w ięcej! Niech me serce
Nie przywiązuje się już do ułudy,
Niech syna m ego nie tracę pow tórnie!
Przepadł mój spokój, serca ukojenie!
Nie m ogę wiary dać tym słowom, ani
Nie mogę wyrwać ich z m ojego serca.
Biada mi! teraz tracę m ego syna
3
34 S C H IL L E R - LAUBE.
Nie wiem już wcale, czyli w śród umarłych,
Czyli w śród żywych mam go teraz szukać.
Ofiarą jestem wiecznej niepew ności.
Słychać odgłos dzwonu klasztornego.

SCENA III.

Furtjanka, M niszki, P oprzedn i, potem


P atrjarcha,

Olga. Siostro F u rtjan k o , co ten dzwon ma znaczyć?


Furtjanka. T o nasz P atrjarcha stoi przed klasztorem ,
Chce u carowej prosić posłuchania.
W sz y sc y . C o? sam P atrjarcha?
Marta. P atrjarcha ?
Olga. Cóż go
Sprow adza do nas ? Pójdźm y go przywitać.
Idą. Patrjarcha tymczasem już w szedł, wszyscy klękają, on ich
b łogosław i znakiem krzyża greckiego,

Hiol). Niosę wam, siostry, pocałunek miru


Im ieniem Ojca, Syna i św iętego
D ucha, co wszczął się z Ojca.
Olga. Całujemy
W pokorze rękę tw oją, Świątobliwy,
Czekamy Ciebie, rozkazuj twym siostrom.®
Hiol). Do siostry Marfy brzmi posłanie moje.
Olga. T u właśnie stoi, czeka tw ych rozkazów
W szystkie czernice składają niski ukłon i odchodzą.
D Y M ITR SA M OZW ANIEC.

SCEN A IV.

Hiob — Marfa.

Hioli. P rzysyła m n ie tu do c ieb ie c ar Borys.


; Z o ddali tro n u m yśli on o to b ie .
Bo jak o sło ń c e ok iem sw em p ło m ie n n e m
j Szerzy d o k o ła św iatło i uro d zaj,
T ak oko w ładcy zaw sze j e s t i w szędzie,
Aż p o n a jd a lsze dzierżaw je g o k ra ń c e
Czuwa tro sk liw ie , d o g lą d a w szystkiego.
Warta. O ta k ! Aż d o m nie się g a je g o ram ię.
Hioh. W ie on, ja k w zniosły d u c h ożyw ia c ie b ie
W spółczuje g n iew n y tę ciężką zniew agę,
Jaką d o ty k a c ie b ie ja k iś szalbierz.
Warta. Z niew ag ę?
Hiol). S łu ch aj! Ja k iś n ic p o ń w P o lsc e
Z akonnych ślu b ó w i B oga się zaparł,
Im ienia sy n a tw e g o nadużyw a,
K tórego śm ierć zab ra ła ci d z ie cię ciem ;
i Bezczelny kug larz krw ią, się tw oją chełpi,
Za syna c ara Iw an a się głosi.
A je d e n z p o lsk ich w o je w o d ó w z w ojskiem
Tę sw oją k ukłę, k tó rą sam w ym yślił,
W iedzie w g ra n ic e naszej św iętej R osji,
Uwodząc nasze wuerne ru sk ie serca.
I nęci je d o zdrady, o d sz czep ień stw a.
Czy słyszysz; sio stro ?
Warta. Słyszę.
Hiol). M nie tu zsyła
Sarn car do c ie b ie w' ojco w sk iem m niem aniu,
Ze cienie tw e g o sy n a czcisz i nig d y
Nie ścierpisz, aby jak iś a w a n tu rn ik
W ykradał z g ro b u im ię tw e g o dziecka.
Zuchw ale w p ra w a je g o śm iał się w e d rze ć —
3*
36 S C H IL L E R - LAUJBE.
Złożysz przed całym światem oświadczenie,
Ze nie uznajesz go za swego syna
I nie przytulisz obcej krwi bękarta
Do serca, które bije tak szlachetnie
Ze się sprzeciwisz — car liczy na ciebie
Niecnym wymysłom i że z oburzeniem
Kłamliwym wieściom godną dasz odprawę.
Marta w ciągu tej przem ow y opanow ała swe uczucie.
Co s ł y s z ę ? Ojcze. Czy możliwe? Powiedz.
Jakiemi znaki, jakiemi dowody
Legitymuje się ten awanturnik,
Tako Iwana syn, już opłakany!
Hiol). Pozornem rysów carskich podobieństw em,
Jakąś zapiską, co mu wpadła w ręce,
jakimś klejnotem, który miał przy sobie,
Omamia tłumów serca łatwowierne,
Marta. Cóż to za k lejnot? Powiedzcie rm Ojcze.
H!q|). Krzyż z dziewięcioma szmaragdami, który
Miał mu dać na chrzcie świętym kniaź Mścislawski,
T ak pono mówi.
Marta. Co wy powiadacie?!
z wymuszonym* spokojom .

I jakże mówi o swem ocaleniu?


Hiol). 2e djak i wierny sługa go ocalił
I z rąk morderców i z ognia pożaru
I do Smoleńska skrycie uprowadził.
Marfa. I gdzież się ukrył? Co powiada o tem,
Ze się potrafił chować do tej pory ?
Hiol). W klasztorze Czudow miał się wychowywać,
Kim jest, nie wiedział, stamtąd miał na Litwę
Potem do Polski przekraść się szczęśliwie,
Tam się miał dostać w służbę wojewody
Sandomierskiego, gdzie mu aż przypadek
Odkrył, kim jest...
DY M ITR SA M OZW ANIEC. 37
Marła. Czy ż t a k ą b a jk ą m ożna
Zyskać przyjaciół na śm ierć i n a życie?
Hiol). C arow o, P o la k m a fałszywe serce,
Z zazdrością patrzy na ro z k w it sąsiada
Każda s p o s o b n o ś ć j e s t m u p ożądana,
Aby rozpalić w o jn ę w nasz ym kraju.
Marła. Czy j e d n a k w Moskwie są tak łatw o w iern i,
K tó ry c h to dzieło fałszu też uwodzi ?
Hiol!. S e rc a n a r o d u chw iejne są, kniahini,
L ub ią o d m ia n ę , ob iec ując so bie
Po d n ow y m w ła dcą zyskać coś dla siebie.
W k ła m stw o z uc h w a łe -w ia ra go porywa.
C u d o w n o ś ć wiarę i łaskę zyskuje,
Życzeniem cara j e s t by ś rozproszyła
T ę wiarę ludu. T y j e d n a t o możesz,
Je d n o tw e słówko, a osz u st zgubiony,
K tóry zuchw ale p r a g n ie b y ć tw y m s y n e m .
Cieszy m nie, źe cię widzę t a k wzruszoną,
O bu rz a ciebie, widzę, to szachrajstw o
I gniew sz lac hetn y krasi tw o je lica.
M aria. I gdzież to, gdzież to tera z o n przeby w a,
Co się ośm iela m ienić m oim s y n e m ?
Hiol). Z Kijowa, słyszę, wyruszył n ie d a w n o
Ku C z ern igow u nadciąga. Z sw em w o jskie m
Chciałby przez T u lę p r z e b r a ć się d o Moskwy.
Po d ą ż a za nim lek k a j az d a polska,
A za nią pułki d o ń s k ie g o k o z a c tw a
W ie dzie go h e tm a n K o m la ze swoimi.
M arła n ie sp o d z ia n ie .
W sz ec h m o c n y Boże, dzięki Ci, o dzięki,
Ze mi zesylasz r a tu n e k i p o m s t ę !
Hiol) zdum ion y. Co tobie, Marfo ? Ja k t o m am rozu m ieć ?!
M arła. Niebieskie m o c e ? W ie d ź c ie ich szczęśliwie!
Boscy anieli, c h r o ń c ie ich s z t a n d a r y !
Hłoh. C o ? ! czy i ciebie szalbierz t e n om am ił ?
38 S C H IL L E R - L A U BE.
M a rfa. O n, syn mój, syn m ój!! Po t y c h wszystkich
Już go po znaję. P o Borysa s t r a c h u [znakach
P o znaję go... T o o n ! O n żyje! Idzie!
Pre c z z tw e g o stolca, t y r a n i e ! ! Ha, zadrżysz!
Z R u r y k a szczepu żyje jeszcze dzie cko
P raw dziw y car i p ra w y dziedzic idzie!
Idzie i o d was zażąda ra ch u n k u !
Hioli. Szalona, czy ty rozumiesz, coś rzekła ?
M a rfa. W ię c n a d sz ed ł w reszcie te n dzień p o ra c h u n k u
I zem sty. Niebo wywodzi niew in n o ść
Z gro b o w e j n o c y n a s ło n e cz n e światło.
D u m n y G o d u n o w , t e n mój w r ó g śm iertelny,
U s t ó p mi b ę d z ie czołgać się o łas k ę!
S p e łn ią się m o je g o rą ce p r a g n ie n ia !
Hioil. Czyliż nienaw iść aż t a k cię zaślepia?!
M arfa. A tw e g o c ara s tr a c h aż ta k opęta ł,
Że się spo dz iew a ra tu n k u o d e m nie?
O d e m nie , t a k b e z m ie rn ie obra żone j ?
Czy m am się w yrzec syna, g dy go n ie b o
C u d e m w ydziera z g r ob ow e j cie m n ic y?
D la p ię k n y c h oczu m o r d e r c y i wroga,
Co tyle b ó lu zwalił na m ą g ło w ę ?
O d trą c ić szczęście, k t ó r e mi w niedoli
S a m Bóg zesyła w reszcie litościw y?
Hiob. O d c h o d z ę , M a r f o ! — T y ś straciła zmysły.
M a rfa chwytając go za ręlcę.
T y mi nie ujdziesz. P osłu chaj, co pow iem .
Mam cię w sw y ch r ę k a c h i z rąk nie wypuszczę.
O, m o g ę wreszcie ulżyć swojej p i e r s i !
D a ć się w yszum ić całej nienawiści,
D ługo tłum io nej w głębia ch m ojej duszy
D o m e g o w rog a ! T ak, d o m e g o wroga,
Bo któ ż t o w trącił m n ie żywcem d o g ro bu,
D o m o n a s ty r u w k rasie lat m y ch m ło dych,
Z wszystk iemi żary mojej krwi gorącej?
K to mi o d piersi w ydarł dziecko drogie,
DYMITR SAMOZWANIEC. 39
Nasłał m orderców , by go zgładzić z św iata?
O, żaden język mąk mych nie wypowie,
Jakiem przeniosła w bezradnej tęsknocie
Przez długie, jasne i bezsenne noce,
Licząc bieg godzin ciekącem i łzami.
Dzień wyzwolenia i zem sty się zbliża,
W idzę w swych rękach m ojego ciem ięscę!
Hiob. Myślisz, że może car się ciebie lęka?
Marfa. Twój car w mych rękach ! Jedno z u st mych
Tak, jed n o słowo, los jego przesądzi! [słowo,
O to, dla czego pan twój cię tu przysłał!
Cały lud ruski, cały naród polski
Spogląda na mnie. jeśli carewicza
Uznam za syna mego i Iwana,
W szystko hołd złoży, państw o będzie jego.
Gdy się go zaprę, to byłby zgubiony,
Bo któż uwierzy, źe rodzona m atka
Matka, co tak zostałam znieważona
Zaparła-by się rodzonego syna,
W porozum ieniu z tym, co chciał go zgładzić?
Jedno m e słowo kosztuje m nie tylko,
A św iat porzuciłby go jak oszusta.
Czyż nie tak ? T ego słowa wam p o trzeb a?
Takiej przysługi czekacie. Nieprawda-ź?
Hiob. Całej ojczyźnie wyświadczysz ją, Marfo.
Z ciężkiej opresji ratujesz ją, pani,
Jeśli św iadectw o dasz praw dzie. Ty sam a
Nie wątpisz przecie, że syn twój nie żyje,
Chciała-ż-byś świadczyć przeciwko sum ieniu?
Marfa. Śześnaście lat żałobę po nim noszę,
Choć nie widziałam jego zwłok. I wierzę,
Głosom ogółu w jego śm ierć i ból mój.
Teraz chcę wierzyć, że m e dziecko żyje.
Bezbożną rzeczą byłoby dziś w ątpić,
Staw iać granice Mocy O patrzności.
Lecz choćby nie był synem m ego serca,
40 SCHILLER - LAUBE.
Będzie on teraz synem mojej pom sty.
Przybiorę go za syna, bo mi nieba
Dziś go zsyłają na pogrom cę wrogów!
Hiob. N ieszczęsna! Chcesz się borykać z silniejszym!
Nie skryje ciebie przed ram ieniem kary
Nawet schronienie się w klasztorne mury!
M arta. Może m nie zabić, może głos mój zdławić
Albo w w ięzienia nocy, w grobie,
By się nie rozszedł grom em po tym świecie!
T o może. Lecz nie zdoła kazać mówić,
Czego nie zechcę. Mimo twej chytrości,
Celu on tego nie dopnie p rze n ig d y !
Hiob. Czy to o statn ie tw oje słow o? Pomyśl,
Czy pom yślniejszej nie dasz odpow iedzi?
M arta. Niech czeka laski nieba, gdy się waży;
Liczy na m iłość ludu, jeśli może.
Hiob. Dosyć ! W idoczne, dążysz do swej zguby,
W ątłej się trzciny chwytasz, k tó ra rwie się,
I razem z nią się pogrążysz w upadku.
O d c h o d z i.

SCENA V.

Marfa sama.

T o syn mój! Syn mój, syn mój niew ątpliw ie!


Dzikie plem iona naw et w olnych stepów
Za niego b ro ń chwyciły; dum ny Polak
W ydaje córkę, w ojew ódzkie dziecko,
Czystą jak złoto uznaje w niem sprawę,
Ja tylko, m atka, miałażbym się w ahać?
Mną tylko, jed n ą miałżeby nie w strząsnąć
W icher radości, k tó ry wszystkich serca
Poryw a z sobą, całym św iatem trzęsie?
O n moim synem ! wierzę w niego, w ierzę;
DY M ITR SA M OZW ANIEC. 41
Z żywą u fno ścią ch w y tam się tej myśli
R a tu n k u , k t ó r y n ie b a mi zsyłaja.
T o on, to on ! Nadciąga tu z wojskam i,
By m n ie wyzwolić, p om śc ić m o ją ha ń b ę.
Słyszycie b ę b n y i t rą b y w o je n n e ?
Narody! śpieszcie o d w scho du, p o ł u d n ia
O d w aszych s t e p ó w i o d w ie cz n y ch b orów ,
R óż n ych jęz y k ó w i u b io r ó w l u d y !
K ulbaczcie konie, r e n y i w elb łąd y
Płyńcie j a k fale m orza tu ta j w szystk ie
Stajcie p o d s z ta n d a r w aszeg o m o n arc h y !
O, czemuż j e s te m tu t a k s k r ę p o w a n a
W m ych n ies k o ń cz en ie p ł o m ie n n y c h uczuciach!
Prz e dw iec zne słońce, k t ó r e św iat okrążasz,
Bądżże w ysłańcem wszystk ich m o ic h p ra g n ie ń
Ty, w s z e c h o b e c n y wichrze, co od byw a sz
Najodleglejsze d rogi w m g nie n iu, oka,
Zanieś m u m oją g o r ą c ą t ę s k n o tę !
Nie m am nic opróc z m o d litw i łez moich,
Czerpię je z głębi mej p ło m ie n n e j duszy
I usk rz y d lo n e posyłam w nieb io sa
Jak z b ro jn e hu fc e to b ie n a s p o t k a n ie !
O dchodzi.

Z M I A N A .

Moskwa. Sala n a K r e m lu bez sp rzętów .

SC E N A VI.
B o rys G o d u n o w w chodzi o d lewej, S a p ie h a o d
prawej.

Borys. Mam cię p o z d ro w ić ? Co to wszystk o znaczy?


Do Moskwy-ś przybył, w d a rłe ś się n a K re m e l
42 SC H IL L E R - LA.CJBE.
Do mej siedziby, chcesz ze się m ną widzieć
Ty, Lew Sapieha?
Sapieha. T ak je s t!
B o r ys. O, zapraw dę!
T en sam S apieha jesteś, któryś ze m ną
Na lat dwadzieścia zawarł p ak t pokoju
Między mem państw em a dziką tw ą Polską.
Sapieha. T en sam, zapraw dę !
Borys. Szaleńcze ! Złamany
Z ostał ten pokój. Przez was. Z siłą zbrojną
Stoicie w środku Rosji. I kozactw o,
K tóre mi dłużne pow inność wojskową,
Uwiedliście mi do złamania wiary.
I bez pow odu, bez w ypow iedzenia!
Co gorzej jeszcze! Podajecie wybieg,
Jako przyczynę niegodziwej zdrady.
Bo szalbierz stoi na wojsk waszych czele,
A wy swój puklerz zrobiliście z niego.
Za pow ód służy wam ło tr, co się mieni.
Synem Iwana, D ymitrem . T o kłam stwo
W aszym sztandarem ! A ty śmiesz się jeszcze
T utaj pojaw iać? W niosłeś tu swą głowę,
Lecz nie wyniesiesz już jej stąd, Sapieho.
Sap ieha. G niew cię oślepia. Idę tu sam jed en
I nic w spólnego nie mam z tą wyprawą,
K tóra się wali na Moskwę...
Borys z urąganiem. Na M oskwę?!
Sap ieha. Jam manowcami, z narażeniem głowy
W ym ijał wojska, k tórem i od D niepru
D owodzi Dymitr. Ja przez Kursk przychodzę.
Nie w ojna w iedzie m nie tu, ale w ierność.
Nasz król i rząd nasz tutaj m nie przysyła,
By ci oznajmić, że R zeczypospolita
Nic w iedzieć nie chce, nic nie ma w spólnego
Z ona w ojenną w yprawą w tw e ziemie.
Na sejm ie moje v eto potęp iło
D Y M IT R SA M O Z W A N IE C , 43
W y p ra w ę z kniaziem ...
Borys drwiąco. C o? z kniaziem ?!
Sapieha. D y m itrem .
T e w ojska, carze, n ie w ojska k o ro n n e ,
W o ln a w ypraw a.
B orys. K tó re j nie w zb ran iacie.
Sapieha. W z b ra n ia ć n ie m oźem , carze! M yśmy p a ń -
Z tak im u stro je m , nam ty lk o w łaściw ym , [stw em
Nie m am y tak ie j, ja k ty, w ładzy, n ie ch cem
M ieć ta k ie j w ładzy. Ale to , co chcem y
Służy i nam i to b ie . P o to m tu ta j...
Borys. Cóż to ?
Sapieha. My ch cem y ci w e d le m ożności
P o m o c dać.
Borys. Ja k to ?
Sap ieha. Przez ja w n ą o d e zw ę ,
K tó rą ty m ożesz p o sła ć d o w ojsk p o lsk ich
I w o jsk kozackich.
B orys. I cóż to p o m o że ?
Sapieha. Może sk u tk o w a ć . N ie je d en się zlęknie,
G dy go O jczyzna w yprze się p o p ro stu .
B orys. B ardzo to c h y trz e, b o p rz ew id u jec ie,
Że ta w ypraw a o b łu d n a z d rad z ie c k a
O m ą p o tę g ę m o g łab y się rozbić.
Sapieha. B ynajm niej!
B orys. Ja k to ? ! Z yskacie p o d w ó jn ie ;
R az, o sła b ia ją c g ro ż ąc ą w am k a rę
O dem nie...
Sapieha. C arze, m iarkuj się. W szak kara
W B oskich j e s t ty lk o ręk ach ...
Borys. . . . a p o w tó re :
U d a się P o lsc e w tym w y p a d k u d ow ieść,
Ze k o n s ty tu c ję p o p ra w ić należy,
A by n ie każd y szlachcic n a sw ą rę k ę
M ógł d o b y ć m iecza i kraj w ciągnąć w w ojnę.
Sapieha. C arze! sk ro m n iejszy m bąd ź!
44 SCHILLER - LAUBE.
Borys. Bądź ty nim raczej.
Sapieha. Bliższy-ś upadku, niżeli przypuszczasz.
Borys wybucha śmiechem.

Ki aj twój zjechałem od K urska po Oreł,


Z Orła po Tułę, a z Tuły po Moskwę,
W iem , jak tw a spraw a stoi, N aród cały
Za p reten d en tem głośno się oświadcza,
Mieniąc go carskim synem !
Borys. T o niepraw da!!
Sapieha. Praw da, Ty sam się okłam ujesz, carze!
T ak lud twój myśli. A tw oi żołnierze
Są jego braćm i i synam i! W T ule
W iem , co mówili głośno i po cichu:
Pow ątpiew ali i pytali ludu,
Poczęli wierzyć, a kiedy gruchnęła
W ieść o potyczce nad Desną, gdzie D ym itr
O dniósł zwycięstwo, poszedł przez szeregi
Pom ruk: »Znak Boży! To je st syn Iwana«.
8orys. Potyczka! Czekaj bitwy!
Sapieha. T a rozstrzygnie.
Czy jed n ak m ocno stoi, k to zasadza
Byt swój na ostrzu miecza i wyniku
Bitwy? K to m ocno stoi?
Borys. Ja, P o la k u ,
Ty nie znasz m nie i R osji nie znasz wcale.
Jam ją uw olnił od w ieczystej trw ogi
Przed napadam i Mongołów, T atarów ;
Jam zabezpieczył i wpoił w wieśniaka
W'iarę, że zbierze plon z tego, co zasiał.
Mieszczaninowi dałem dom i w arstat,
Możnym — ich zamki, a bogatym skarby.
W ieśniak, mieszczanin, b o jar dobrze wiedzą
Ze mnie tę pew ność tylko zawdzięczają;
R osjanin wdzięczny je s t i mnie uwielbia,
Jam zaprow adził ład we w nętrzu państw a,
DYMITR SAMOZWANIEC. 45
Praw u, słuszności, d a łe m m o c i w ładzę;
T r a k ty -m z b u d o w ał i po m n o ży ł d rogi
D z iesię cio krotn ie , O b e jrz się dokoła,
J a k wszystk o kw itnie i czuje się bło g o ;
W ie t o człek ruski, ja m dla n iego B ogiem ,(
Jam dlań bożyszczem . I ja m iałby m zadrżeć,
G dy jakiś osz u st w ta rg n ie w m o je p a ń s tw o
I to w przy m ierzu z w rog im m u P o la kie m ?
W ie m n a czem sto ję i dla t e g o stoję.
Sapieha. A wiesz n a p e w n o , że to oszu st?
B ory s. . . . Pew ńy-m .
Sapieha. Jam go w K ra k o w ie widział i zwalczałem,
L e c z nie zwalczyłem. N ie is to tn o ść je g o
Nie całkiem p e w n ą się okazywała.
Nie, carze, P o s ta ć t o n a w sk ro ś szlachetna
O n wierzy w siebie. G dy h e tm a n kozacki
Dorzucił m iecz swój n a szalę w y pa dk ów ,
Komla, co przeżył sw oje m ło d e lata
W tw e m p a ństw ie, wszelka w ątpliw o ść ustała.
Borys śmiojo się. K om la? o n właśnie, t e n ło tr n a d
O n właśnie daje p i ę t n o całej spraw ie! [łotrami,
Praw'da, że on tu spędził m ło d e lata.
1 o w a s p o r n ą ziemię, Ukrainę,
K t ó r ą w am tera z p o d d a ł, o n sam n iegdy ś
S h o łd o w a ł w łady rysyjskiego b e rła ;
Był fa w o ry te m m oim , a w Ugliczu
T a k ż e był, k ied y w y buc h ł pożar...
Sapieha. . W ted y ? _
B orys. Z nał o n m ło d e g o D y m itr a i w p r z ed dz ie ń
P o ż a ru jeszcze właśnie z nim rozmawiał
I o n to pierw szy przyniósł mi w iad om ość,
Że go t a m po ż ar strawił d o pop iołu ,
Bo go i w zgliszczach n a w e t n ik t nie znalazł.
Sapieha. Był ta m p rz y p ad k iem ?
BoryS. Czyż ja wiem, P olaku?
W ia d o m o ś ć tylko przynió sł mi um y ślnie;
46 S C H IL L E R - L A U BE.
N ag ro d y c zek ał za tę w ieść, źe n ik t mi
O d tą d n ie sto i na p rzeszkodzie, w d ro d z e
Na carsk i sto lec . G dym się je d n a k w zbraniał
D ać m u n a g ro d ę , K om la u sz e d ł z M oskwy
I p o p ro w a d ził d o w as sw oje so tn ie .
Z z em sty w ychow ał ja k ie g o ś D ym itra,
D zisiejszą k u k łę, — T o lis n a d lisam i,
D ro b n e oznaki, k tó r e m a te n oszust,
K rzyżyk, p sa łte rzy k , m oże m u gdzie w y d arł
A lbo i u k ra d ł sa m em u kniaziow i,
Nim jeszcze p o ż a r zniszczył je g o ślady.
Sapieha. W ięc K om la w idać p o ż ar te n przew idział!
Borys zakłopotany. C zem u przew idział ?
Sapieha. Jeśli nie, w ięc p ow iedz,
P o c o -b y so b ie z b ierał te ozn ak i?
P auza.

Borys w p atru jąc się w S apiehę. P rzew idział? L ac h u


zuchw ały. W ięc g adaj,
B roń te g o , co ta k le k k o m y śln ie gadasz.
Sapieha. C arze, ja c ie b ie n ie obw iniam . N aw et
N ie m ów ię, w cale, że K om la m o n a sty r
P o d p a lił z tw e g o rozkazu.
Borys. P o la k u !!
Sapieha, T e ra z ta k w e stja w y g ląd a inaczej.
N ie chodzi o to : czy D y m itr — praw dziw y,
Bo to ro zstrzy g n ą ć m oże ty lk o K om la.
T y ś n ie by p rz y te m , g d y się Uglicz p alił —
P y ta n ie brzm i: czy lu d tw ój w ierzy K om li
I m a m ło d e g o p r e te n d e n ta ciągłe
Za p raw dziw ego. O to ty lk o chodzi,
Co m yśli n a ró d ; on tu d e cy d u je.
L u d tw ój je s t m łody, w ład ca d lań je s t B ogiem
I p o c h o d z e n ie je g o je s t m u św ięte.
C h o ć b y był z c ie b ie re g e n t n ie w iem jaki,
T y ś w o b e c tw e g o lu d u — ty lk o człow iek.
D Y M IT R S A M O Z W A N IE C . 47
Bo wszyscy wiedzą, jak zostałeś carem .
Świętym -by został — aż twój wnuk dopiero.
Niechby te n D ym itr wątły był jak trzcina,
Jeśli uchodzi za syna Iwana,
To aureola rodu nad nim błyszczy
I błyskawicą w proch cię unicestw i.

SCENA VII.

Akslnja, Poprzedni.
Aksilija zjawia się nagle. On już pow raca, zsiada
B o r y s . Szujski? [z konia, Ojcze!
A k s ln ja . Tak, chociaż wieści b ęd ą pew ne,
Czy to fałszywy D ym itr, czy prawdziwy.
B o r y s . T e daw no mam już. W szak widzisz, Sapieho,
Że m oja córka w łaśnie przedstawiając Sapiehę poseł
Jest niespokojna jak i ty. W tym celu [polski —
Szujski, potężny bojar nasz, w yjechał
K onno na przeciw wojsk tych, aby z bliska
Móc się przyglądnąć tem u Dymitrowi.
Szujski mi w ierny i szczery, jak ruski,
Prawdziwy ruski człowiek, jak to złoto.
W dom u mym mieszka jak sługa, pom im o
Że najbogatszy je s t on w całej Rosji.
Ja-m car dla niego, szczyt radości jego
W pobliżu cara być, carowi służyć.
D ym itra znał on jeszcze pacholęciem
Tak samo m atkę jego i rodzica.
Jem u najłatw iej będzie p re ten d e n ta
O cenić jednym rzutem oka. Córko,
U spokój się. Carównie nie przystoi,
W łasnego ojca mieć we wątpliwości.
A k sin ja . T ego nie czynię przecież, drogi Ojcze,
Nie. Przekonanie tw oje czczę głęboko,
Drżę tylko, żeś się m ógł omylić, Ojcze,
48 S C H IL L E R - LAU.BE.
M ógł cię oszukać k to ś tą w iad o m o ścią,
Że w o g n iu spłonął. C u d o w n y ra tu n e k
Z syła n ie k ie d y B óg w y b ra ń co m św iata.
O n m ógł c u d o w n ie z płom ieni p o ż aru
U nieść, ocalić syna caro w eg o .
D la te g o m ta k a n iesp o k o jn a , w ieści
S zujskiego b ę d ą w ażne.
Borys. O tó ż idzie!
W itaj, o pow iedz, coś n ao cz n ie znalazł!

SC E N A VIII.

Szujski, Poprzedni.
Szujski ubrany, ja k p o spolity cliłop, nadchodzi w olno, calujo kraj
szaty carskiej i A ksinji i p a trz y okiem pytającym na Sapiehę.

Borys. P rzyjaciel z Polski. Mów n iek rę p o w a n y .


Szujski. Z P olski? A je g o b ra cia n a s w ojują.
P o d T u lą s to ją tam ... z m łodym D y m itrem ...
B yłem w śró d nich...
Aksillja. W id ziałeś go n a oczy?
Szujski. D y m itra ? T ak , a n a w e t z nim m ów iłem .
Borys, Aksiuja, Sapieha. I cóż?
SZIljskl
(zakryw a tw arz ręk am i, m ilczy przez chw ilę, p otem
śm ieje się na głos) O d dzieck a b y łem zaw sze głupi,
O d d zieck a głupi. P o sto razy przecież
W idziałem go, m ło d e g o carew icza,
P o se tk i razy. — M atka to lubiała,
Żem paniczow i baw ić się pom ag ał,
Pio sn k i-m m u śpiew ał, a te ra z —
Wszystko troje. A teraz?
Szujski. Nie w iem , co m ów ić, czy ja go p o z n a ję ?
Wszystko troje. Ja k to ? !
Szujski. T a k ciężko. T a k ciężko. D o czo rta!
C iebie-m n a szeg o cara, czcił la t tyle,
DYM IT R SAMOZW ANIEC. 49
Ale tam tego poznaję; rzec muszę...
To młody Dymitr, carewicz, syn Marfy,
I syn Iwana. Ach, spraw a skończona
Z tobą, Borysie i z czołobitnością
Dla Ciebie! Muszę opuścić cię, skończyć
Z tobą, gdy będziesz zwlekał dłużej...
Borys, flksynja. Szujski!!
SZlljski w nam yśleniu do siebie. Piękne cllłopczątko...
T akusieńki byłby
M alutki Dym itr, synek Marfy. Mówi
Tym samym głosem kochanym i dobrym ,
Jak to paniątko mówiło krzyczy. O, Boże,
Rozświeć te m roki w głowie mej łagodniej, o, Boże!
Borys. Czyś spał, od chwili, gdyś w yjechał z Tuły.
Szujski. Nie, jeszczem nie spał.
Borys. Idź że spać.
Szujski. Tak, idę...
Borys. A potem wrócisz i znów mi opowiesz.
Szujski z w olna. Spać się położę idzie, potem zatrzym uje
się. P otem w rócę jeszcze,
odw raca się i mówi w ty le ale b. w y ra ź n ie :
By ci pow iedzieć o bitw ie p o d Tułą.
Wszystko troje. O bitw ie?
Borys. Była już bitw a stoczona?
Szujski znów się odw raca. Tak, naturalnie, wielka
Twoi żołnienie bili się leniwo, [bitwa. Nasi —
A młody D ymitr... zwyciężył...
Wszystko troje. O Boże!
Szujski. Twoi ż o łn ie r z e .. przeszłi do D ymitra.
Ciągnie na Moskwę teraz "bez opGru, —
T eraz spać idę, potem jeszcze w rócę
Pow iedzieć resztę. Odchodzi,
ftksinja. Ojcze!!
Borys b ierze ją w ram iona. Mężnie, C O l'k o !

K u rty n a zapada.

4
50 SCHILLER - LAUBE.

Akt trzeci.
Moskwą. W ielka głęboka k o m n ata n a K rem lu, w sty lu
narodow ym ruskim . Po lew ej przy ścianie w ielka sk rz y ­
nia. Obok nieco w tyle, stó ł z pap ieram i i przybora-
m i do pisania. Na stole płonąca lam pa w sty lu grecko-
ruskim . Obok sto łu w głąb sceny w ielkie k arło skórą
o bciągnięte. Po praw ej okno. D rzw i środkow e bardzo
szerokie, n a razie zam knięte. Po lew ej drzw i boczne.
Na scenie półm rok.

SCENA I.

Borys sam siedzi ze spuszczoną głow ą przez chw ilę bez ru ch u ,


potem p ro s tu je się, ja k b y się obudził.
Św ita już idąc do okna
D nieje.,. Dzień to mój ostatni,
Bo rów no z słońcem wkroczy nieprzyjaciel
W podw orce m ego Kremlu. Czy m ojego?
Nic już nie będzie m ojem. N awet życie.
Komla, te n w róg mój, w m ękach go zażąda
Co, w m ękach! P ośród naigrawań, hańby.
O, nie. Jeżeli-m wyniósł się na szczyty,
U chronię też się od niskiego końca.
W ładztw o nas uczy staw iać wielkie kroki,
Krocz więc ku śm ierci, zgubiony Borysie.
Idzie na lewo ku w ielkiej skrzyni i o tw iera ją . W idaó w niej
kubki i szklanice. Nic nie w ydobywszy zaw raca się.
Nędzne to życie. D okoła zapory
Dla wszystkich. Boże, ty tam gdzieś wysoko,
Jakże-ś małymi, nędznym i nas stworzył!
Śmieszne-ś granice w koło nas położył.
DY M ITR SA M O ZW ANIEC.
Za ta k n ik cz em n e m asz nas, lu d zk ie p lem ię
Nie d o ść w ysoko b yli u ro d z en i
Moi ro d z ic e, w yżyn m i odm aw iasz.
R odzice te g o c h ło p c a byli carscy,
Z ostanie carem , c h o ćb y n ie w a rt te g o ,
L epiej rządziłem niźli c ar z p rz e d w ieków .
To n a d a re m n e ! Nie p o c h o d z ę z carów ,
T akie to dziw ne lu d zk ie u p rzed zen ia.
I, o iro n jo , strą c a m nie z m ych w yżyn
Toż u ro je n ie , źe tym c h ło p c e m D y m itr.
Duszam i św iata rządzi u ro je n ie
I ja i ta m te n — o b a śm y niep raw n i,_
Do te g o o n — bez zasług. — A le jeśli...
On je s t praw dziw y? M oże ło tr te n , K om la
Przew idział w szystko i rozkazu m ego
Nie spełnił. W te d y ... n ie je s te m m o rd e rc ą
I w łaśnie przez to je s te m dziś... zgubiony.
Ś m ieje się.
G dybym go zabił, n ie b y łb y m zgubiony.
T akie to b łę d n e k o ło m n ie dziś dusi.
W yjm uje ze skrzyni kubek i flakonik.
Czy też istn ie je jak iś św ia t zag ro b n y
Dla dusz z nużonych? Czy i tam są są d y ?
Za czyny z te g o św iata? Może... w te d y
O czyn te n lżejsźy s ta n ę p rz e d ty m sąd em .
Śm ieje się i p a trz y ku górze.
Ty, tam u góry? Jeżeli dbasz jeszcze
O te n a u to m a t, k tó ry n a k ręc iłe ś,
W ysłuchaj m nie, a m oże m i policzysz
O je d n ą z b ro d n ię m niej, czy m oże w ięcej.
Można n ie p y ta ć , je śli się p o sia d a
M iljony so b ie p o d d a n y c h — n iep ra w d a ż?
Jeśli się m ylę, to już n ie d o zm iany.
Dwie rzeczy dziś u tru d n ia m i o d e jś c ie :
Jedną — ciekaw ość, czy te n , co tu idzie,
Jest p raw y m , czy też n iep ra w y m D y m itrem
52 S C H IL L E R - LA.TJBE.
A ja u m ie ra m j a k w grze m a r j o n e t e k ?
D ru g ie — t o ciężka zm ora m e g o se rca
T r o s k a o dzie cko —- O, w s ze ch m o c n y Boże,
T y igrasz nami! P ocóż to u c zu c ie ?
P oc ó ź ta m iłość, co m n ie wiąże z dzie ckiem ?
je ż e li życie — to gra m a r jo n e te k .
A j e d n a k j e g o zaprz eczyć nie m o g ę
I nie c h cę , źe t o dz ie cko t a k s e rd ec z n ie
K o c h a m i tylko dla t e g o mi ciężko
K roc zyć k u śmierci, b o je bez opieki
Puszczam n a p a stw ę w r o g a i ofiarę!
T u j e s t e m m ię k k i ja k wosk, j a k w osk miękki.
P ad a na krzesło.
Czy m o że z n ak to, źe św iat — to organiz m
Głębszej bud o w y , niżeli sądziłem,
G d y m się go d o tk nął. T r u d n o , już zapóźno.
Nie rozwiązawszy z agadki o d e jd ę .
W sta je i bie rze flakonik.
Pójdź, zbawczy tr u n k u , p o d a r k u o d c h a n a
K t ó r y mi dał go w zam ian za to, źe-m mu
D a ro w a ł życie. »Uczyńm y zam ianę«
Pow iedział do mnie. »Dziś m n ie życia trzeba,
T y m o że śm ierci k ie d y swej zapragniesz,
T y dziś n a szczyty idziesz, a tam w górze
C zasem p o t r z e b a n a g le um rzeć.« Miałeś
Słusz ność, mój c h a n ie ; chwila ta nadeszła.
N alew a kubek. W chodzi Ssujski.

SC E N A II. '

Szujski, Borys.
Szujski. Na zdrowie.
Borys odstaw iając kubek. Ach, to ty? Już się w yspałeś ?
Szujski. T ak . Mam p o w ie d zieć dalej ?
B orys. W ie m już dosyć...
Szujski. T y ś był r o z tr o p n y zawsze. W ie cz n a szkoda,
2 e już nie możesz dłużej być n a m care m.
DY M IT R SAMO ZW ANIEC.
Z serca-m ci służył, póki carem byłeś.
Borys. A dziś już z całą tą miłością koniec?
Szujski. Hm!
Borys. I z w iernością.
Szujski. Bóg jed en , car jeden.
Borys. K rótki katechizm .
Szujski. D obry jest, bo krótki.
A jed n ak serce ciągnie m nie tu. Spiesz się
Gmach cały pusty, wszyscy słudzy twoi
Zniknęli, idą do praw ego cara,
A ten na swoim jak śnieg białym koniu
Co mu go Komla podarow ał, pędzi
Niby na skrzydłach. K iedy słońce zejdzie,
Będzie już w Moskwie, będzie już na K remlu,
Masz na to czasu ledw ie ćwierć godziny.
Borys. Pójdź do mnie. Szujski.
Szujski zbliża się — k ró tk a pauza.
B iedaku! ba, druhu,
Kto w górze stoi, prędk o i głęboko
Pada... P auza.
Borys. Kochasz ty dziecko moje
Szujski. T o C herubin!
Borys. Chcesz j ą ocalić?
Szujski. Jeśli będzie można ..
Borys. W stydź się. Ty dużo możesz. Tyś je s t pierwszy
Pośród bojarów i w państw ie. Czy zechcesz?
Pauza.
Szujski plącząc. Gdy b ę d ę tylko mógł, bo car jest
wszystkiemu
Borys g w ałtow nie. W styd, niew olniku! Car i car jedynie!
Szujski. W szak jeszcze wczoraj byłeś k o n te n t z tego.
Borys. Przyprowadź mi tu m oje dziecko.
Szujski. Sam a
Idzie tu.
Borys do S zujskiego. O d e j d ź .
Szujski A ksinję, z lew ej nadchodzącą, całuje w ręk ę.
Nie płacz! W szystko minie. Odchodzi.
54 S C H IL L E R - LALTBE.

SCENA III.

Aksinja, Borys.

Aksinja padając m u na p ie rsi. Ojcze!


Borys. Bądź dobrej myśli! Ja się juź ugiąłem
Dla tw ego dobra, m oje drogie dziecko,
W sum ieniu tw ojem bądź uspokojona.
Myślę obecnie, źe ten m łody D ym itr
Prawym je s t synem carskim, że go Komla
W Ugliczu z ognia przecież uratow ał,
I w obec teg o zmieniam stanow isko:
Już nie w ystąpię przeciw niemu.
Aksinja. O jc z e !
B orys. Cofam się, m iejsce robię mu. Pójdź ze mną
siada na k rześle ona na podnóżku u je g o stóp.
T ak zam ierzyłem : Ty lubisz sam otność.
Aksinja. Tak, Ojcze.
B orys. Dobrze. K to chce żyć sam otnie,
T en potrzeb u je spokoju sum ienia.
Dziś, gdym ustąpił, gdym juź zrezygnował
D opięliśm y już sw ojego oboje.
Aksinja. Tak, drogi Ojcze.
B orys. Św iętego Sergjusza
Widzisz tam klasztor, w drzew stojący cieniu?
C hętnie-m tam bywał. To skrzydło na praw o,
T o je s t dla mężczyzn, lewe zaś dla kobiet.
Cerkiew i ogród stoją między niemi.
Sam ow tór w stąpm y tam , ty w lewą stronę,
Ja rów nocześnie na praw o. Co ranka
W cerkwi, wracając z prźechodzki w ogrodzie,
Będziem się widzieć, pozdraw iać nawzajem,
T ak przejdzie cicho żywot między nami
I utoniem y w ciszy tajem nicy
1 w zagadkowym bycie tego świata.
Czy zgadzasz się?
DYMITR SAMOZWANIEC. 55
A ksinja. o, ta k , m ój d ro g i O jcze.
Borys po w staje nagle. Idzże tam zaiaz. I pokaż
Ih u m en o w i i po w ied z — — [p ierścień
A ksinja. Ja sam a?
A ty ?
B orys. Ja zaraz za to b ą , jam jeszcze
C arem i jeszcze, co trze b a, zarządzę,
By g o d n ie o d d a ć n a stę p c y m ą w ładzę.
Aksinja. M ogą cię w ięzić, n a śm ierć to rtu ro w a ć !
Borys. Nie, m o je d ziecko. Z ło te m o sty w znoszą
T em u , co z d o b re j w oli u stę p u je .
W eź sw e k le jn o ty , każ sz k a tu łk ę o d n ieść...
W skazując na otw artii skrzynię.
Sw ej In ce, k tó ra z o sta n ie przy to b ie .
Aksinja. O jcze, niczego n ie chcę. Z ło ty łań c u ch ,
K tó ry nas p ę ta ł, n ieć h tu ta j zo stan ie.
Ja k B óg n a s stw orzył, ta k go b ę d ziem chw alic.
S tw orzył n a s b ie d n y c h , słabych, b ądźm y nim i.
Borys. N iem ądraś, d ziecko. D aw aniem jałm użny
C hw alim y Boga. Ja-ć to rozkazuję...
Na p o ż eg n a n ie . Bo m oże przyjść chw ila...
Głos ran się załam uje — pauza.
Aksinja. Co każesz, n iec h się sta n ie . J a k g o ią c o ...
C hcę p ić W idzi kubek i sięga po napój. _
Borys w ydziera je j kubok. Nie w olno! O n ie, d zieck o
T o n ie d la c ie b ie! . [m oje,
A ksinja. D la czego n ie d la m n ie ?
Borys. Za siln e m łodym , d o b re d la znużonych...
Od praw ej słychać odgłosy licznych trą b i okrzyki radosne.
Aksinja. C o to ? B iegnie do okna na praw o.
Borys do siebie. T o W l'Ó g ! W ypija niew idzianie kubek. _
O, dzięki, m ąd ry c h an ie!
Aksinja k tó ra w ciąż p a trz y przez^ okno.
D ziedziniec p e łn y jazdy. Szujski w ita...
Z siad ają z koni. . . . . .
Borys w yjm ując Szkatułkę ze skrzyni. U ciekaj 1 w ez O .
56 S C H IL L E R - Ł a U BE.
T rzym aj to m ocno. S p ó jrz n a m nie, A ksinjo,
T w e m i d o b re m i oczam i całuje j ą po oczach B óg z to b ą,
U c iek a j!! c h ro ń się!!
Aksinja. Mój O jcze, m ój O jcze!
T ak i-ś zm ieniony, b lad y , ty d rętw iejesz...
Borys. U c ie k a j! słyszysz, u c ie k a j! już idą!
C hw yta się chw iejąc k rzesła. D onośne głosy od ty łu .
Aksinja staw iając szkatułkę na stole.
Mój O jcze, w ielki B oże, ty się słaniasz!

SC E N A IV.

Środkow e drzw i nagle się o tw ierają, w padają niem i D ym itr,


S zujski, Komla, O drzyw olski, Polacy, Buscy. — Ci sam i.

Szujski w drzw iach o tw arty ch do D ym itra. O to je s t Borys,


co się m ien ił carem !
W szyscy w chodzą szybko; D ym itr na czele. B orys, k tó ry ju ż omdle­
w ał w swem k a rle , p ro stu je s i ę ; pow staje chw iejąc się robi
krok ku D ym itrow i. Obaj sto ją przez chw ilę oko w oko. _
K ró tk a pauza.
BnryS z krzykiem . D y m itr ! !! W p a tru je się osłupiały, pod­
trzym yw any przez A kslnję, cofa się ku k arłu .
D y m itrze — oszczędź m o je dzieck o ! dziecko...
Zapada w karło i um iera.
Aksinja. O jc ie c u m ie ra !
Szujski. Z ap ra w d ę nie żyje!
A ksinja. O jcze m ój, O jcze! w ięc m n ie o p u śc iłe ś? !
P ad a mu na p ie rsi, tu lą c mu głow ę.
Szujski po cichu. Już um arł. Do D ym itra
C arze, oszczędź tę dziecinę!
Komia stojąc najdalej na praw o.
Na b ru k , przez o k n o , z tym sta ry m g rz e sz n ik ie m !
N iechaj m ózg je g o o b ry z g a d zied zin iec
Z n iew ażo n eg o K rem lu. H ej!
Ogólny krzyk. Na b ru k z nim !
DYMLTtt s a m o z w a n ie c . 5
D ym itr zaprzecza gestem .
Knmla. Na dół z nim! Tłum w pada.
Dymitr rozkazująco. Precz stąd! precz stąd! ani kroku
K to tu je st carem ?! Ja! Tłum pada ua kolaua
i rozkazuję
Nikt mi się nie śm ie tknąć tego zm arłego!
Bóg go osądził!
Szujski podnosząc kubek. On wypił truciznę.
Dymitr do klęczącego tłum u.
P ow stać! Pokłony bije się o ziemię
Tylko przed Bogiem, który stworzył niebo
I ziemię, ale nigdy przed człowiekiem
Jam tylko człowiek!
Szujski. Tyś car! to R osjanie !
Dymitr. Tak, to R osjanie, ale także ludzie.
Żądam szacunku, żądani posłuszeństw a,
Nie bałwochwalstwa. Śmiało i sw obodnie
Ma każdy głowę i oczy podnosić!
Pow stać! Tłum pow staje.
Szujski. Zaczekasz na tw ą m atkę, panie?
O na nas zna i ona cię pouczy,
Jak chcem y, abyś nami rządził, Matka
T utaj potrzebna. O na musi uznać
Ciebie za syna, abyś mógł nam zostać
Carem.
Dymitr. Przybędzie m atka jeszcze dzisiaj.
Rosjanie. A h !!
Dymitr. Jeszcze z Tuły orszak jej wysłałem.
Do Szujskiego.
Masz słuszność. Serce m atki musi orzec,
Że jestem waszym praw ow itym carem.
Knmla. At, serce m a tk i! Poczem może poznać,
Żeś to ty. L a t szesnaście może zmienić
Do niepoznania naw et dojrzałego.
Z pięcioletniego chłopca cóż zostaje,
Kiedy wyrośnie na mężczyznę ?! Może
g8 * SCHILLER, - LAUBE;
T y poznasz m atk ę — ale ciebie m atka
T o nic nie znaczy.
S z u j sk i. Wszystko znaczy, Komla.
O lir z yw olsk i. Cóż to je s t dla n a s? O n carem , a my go
Carem robim y.
S z u j sk i. Oho! to nie k o n iec!
O lir z y w o lsk i. Chcemy zapłaty. W szakźeś nam D ymitrze,
Przyrźekł, jak tylko przyjdziem y do Moskwy,
Że najbiedniejszy przyw dzieje sobole
I aksam ity; perłam i ozdobi
Swój sprzęt, a srebro będzie najnędzniejszym
K ruszcem do kucia koni. Jesteś w Moskwie
I to zawdzięczasz ; tylko naszym szablom.
Dotrzym aj słowa! Żądamy nagrody!
D y m itr. 1 tak się stanie.
Szujski. Ale ruskie złoto
Zostanie w Rosji.
R o sja n ie . T ak zostanie w Rosji.
O lir z y w o lsk i. Jeśli zechcemy. My tutaj panam i!
P o l a c y . My tu panam i!
D ym itr sta n o w czo . Dosyć! ja tu panem !
I biada tem u, k to b y o tem wątpił.
Jedno po drugiem . A co najpilniejsze,
Naprzód. W ięc ciało tego nieboszczyka,
Co wami rządził tak długo i dobrze,
W ynieście stąd i z honoram i, jakie
D ostojnikow i należą, pogrzebcie.
K omla. U zurpatora, k tó ry tro n zrabował
I skrytobójczo sobie go przywłaszczył?!
Czyś stracił zmysły, D ymitrze?
D y m itr. Ja zbrodnię,
Jeśli ją na m nie popełnił — przebaczam ,
p o r u sz e n ie w śr ó d Rosjan
Jam tu najwyższy i mam praw o łaski.
O n się około pom yślności pań stw a
D obrze zasłużył, ono mu je s t winne
Poczciwy grób.
DYMI T R SAMOZWANI EC. 59
flksinja na klęczkach zw raca się do niego.
O dzięki to b ie !
Dymitr. P o w stań .
T y ś dzieckiem je g o ?
A ksinja skinęła głow ą.
P o w sta ń ! badź d o b re j m yślido siebie
W ie lk i Boże.
C ały św iat b ó lu w oczach ty c h w idnieje,
Ja k p ię k n a dusza p a trz y jej z o b licza!
Głośno.
Przvjm m o je ram ię i oprzej się n a niem .
O jc a ci zw rócić n ie s te ty n ie m ogę,
A le p o d p o rę znajdziesz w e m n ie p e w n ą.
Przyjm ij m e ram ię.
ftksillja. W zro k tw ój d o b ry , szczery,
G łos i tw e słow o ła g o d n e — o dzięki.
Dymitr. P o w sta ń ! T w e im ię pow iedz.
Aksinja. _ Jam A ksinja.
Dymitr. D o k ą d się u d a ć chcesz s tą d ?
Aksinja pow staje. D o klaszto ru .
L ec z w przódy O jca m o jeg o b ie d n e g o
C hcę złożyć w g ro b ie, k tó ry m go obdarzasz.
Dymitr. W ię c do k la sz to ru ?
Aksinja. Ś w ię teg o S ergjusza.
Dymitr. Szujski! p o ru c za m ci ją...
Szujski oddaje ukłon. Słychać odgłos trą b i ja ld o ś wiwaty.^
Co się dzieje

SC E N A V.

Maryna w orszaku P olak ów . P oprzedni.


Polacy podnoszą szable i w o łają:^ j,V iv at M arina, Bussiao reg in a.

Odriywolski. V iv a t M arina, R u ssia e r e g in a !


Maryna. W ię c-e śm y w M oskw ie, C arze i zw ycięsco
60 SCHILLER - LAUBE.
Z o stałe ś carem . D otrzym ali-m słow a
I ty d o trz y m a j: n aznacz nasze go d y
I k o ro n a c ję , ta k m o ją ja k tw oją,
Na ju tr o rano. Im p rę d ze j tern lepiej.
K to je s t ta dziew ka ?
t _JWrzywolski. T o c ó rk a B orysa.
Maryna. C o?! O b c iąć w łosy i w yw lec n a ty c h m ia st
Njr_dzikie pola, w ste p y , p re cz z nią zaraz!
Dymitr do 'S zujskiego. Z arządzisz p o g rz e b !
Na skinienie Szujskiego ruscy otaczają k arlo , podnoszą je ze zw ło­
kam i B orysa I w ynoszą je na lew o. Do A ksinji.
I b ąd ź d o b re j m yśli!
Ż ad n a cię sz o rstk a rę k a d o tk n ą ć n ie śm ie,
P o ch o w aj ojca i zaczekaj n a m nie!
T yś je s t s ie ro tą tro n u i p o w in n a ś
P o d p o rę w e m n ie znaleść, k tó re j n ie m asz.
A ksinja rzuca na niego w zrok dziękczynny i odeliodzi na lewo za
ciałem Ojca, prow adzona przez Szujskiego.
Maryna. Co to m a znaczyć?
Komla. O n w id ać oszalał.
Życie w k laszto rze C zudskim m u w id o czn ie
G łow ę i se rc e całkiem rozm iękczyło.
C arze, p a m ię ta j, ty ś n ie b ra t k laszto rn y .
Maryna. Z aiste nie. C oś w ięcej m asz dziś czynić,
Niź g łask ać czule b la d e dziew ki. Z atem
N akazuj g ody, zarządź k o ro n a c ję .
Oilrzywolski. I oznacz w ian o d la m ło d ej carow ej
O d m ia sta K ijów aż p o niź d n iep ro w y
P o m ięd z y P o lsk ą a p a ń stw e m M oskiew skiem
W zn ieś tro n M aryny. Ja k a te ry n o sła w
M oże g ra n ic ą z o stać o d p o łu d n ia ;
P o łta w a n a w schód.
Komla. H o, ho, ho. — P ow oli.
Aż w k raj k o zack i! P y ta m się d la czego,
M oże p o D o n aż?! T e g o jeszcze trz e b a !
B ędzie c aro w ą i d o sy ć z niej te g o !
DYM IT R SAMOZW ANIEC. 61
0(1i‘Zywolski. Będziem się py tać kozackich h e tm an ó w !!
Komla. Będziecie. On wam niepytany wskaże,
Źe polska chciwość musi mieć granice,
M y je naznaczym!
Szujski ju ż p rzed tem w rócił.
My, ruscy, Polaku!
Maryna. Co się t u dzieje? Brużdżą nam też wszędzie.
Na samym w stępie ujrzałam ze zgrozą,
Ze Lew Sapieha stoi tam ! To zdrada!
T o sprzysięźenie! Co tu w Moskwie robi
Z Krakowa nasz przeciwnik ?

SCENA VI.

Sapieha. Poprzedni.
S apieha w chodzi z wolna śro d k iem : staje przy niej.

Polacy. T o Sapieha!
Sapieha. Sapieha. Ja tu jestem z polecenia
K orony Polskiej.
Maryna, Otlrzywclskl i poprzedni. Co?
Sapieha. Polskiej K orony.
U wierzytelnił mnie tu król nasz, Zygm unt
U cara Moskwy, czy się zowie Borys,
Czy Dymitr. Borys już ustąpił z tronu, do D ym itra
Tyś na tron w stąpił. Do ciebiem posłany
Chcesz słyszeć, co mi polecono?
Dymitr. Słucham.
Sapieha. W Krakowie przeciw to b ie przem awiałem ,
By Polsce z Rosją nie dać się pow aśnić,
Teraz ty-ś Rosją i mam polecenie
Przyjaźń K orony naszej ofiarować
I dalszy ciąg dw udziestu lat pokoju,
Jeśli tw a wola ?
Dymitr. Tak, to moja wola.
62 S C H IL L E R - LAUBE.
Sapieha. Dalsze zlecenie me ku tem u zmierza,
Aby żądania moich w spółrodaków ,
K tórzy cię siłą zbrojną tu przywiedli,
Poprzeć, jak na ro d ak a ich przystało.
Mają zupełne praw o do zapłaty,
Jakąś w K rakowie głośno im przyrzekał.
Oymitl’. I jej dotrzym am .
Szujski. No, w edle możności.
Sapieha. W edług możności. Mam być pośrednikiem .
Oilrzywolski. Nigdy!! My w olne wojsko, a K orona
Nic na obczyźnie nie ma do kazania!
M yśmy panam i Moskwy! My jedynie!
P olacy. M yśm y panam i Moskwy! My jedynie!
Koinla. Nie tylko wy, i nam się coś należy!
Szujski. I my, R osjanie, mam y tu coś także
Do pow iedzenia. W szakżeśmy tu w domu.
Otlrzywolski z Pniakami. Myśmy panam i!!
M aryna. Dym itrze, każ odejść
Pośrednikow i!
O drzywolski i Polany. Precz z nim !
Dymitr. On zostanie,
O n pożądany. Szujski, dać posłowi
D ach i ochronę!
Ollrzywolski. T o zdrada! W ychodźm y!
Do szabel, b ra c ia ! To się dzieje.
O bsadzajm y K rem el!
I bram y m iasta! Teraz, młody carze,
Będziem paktow ać szablą i ołowiem.
V ivat Marina, Russiae regina!
M aryna, O drzyw olski i P olacy, trzaskajcie w szable odcliodzą.

SCENA VII.

Szujski prędko. Co teraz ?


Sap ieha p ręd k o . Jakem lękał się.
Komlą. Dym itrze!
D Y M ITR SA M O ZW ANIEC. 63
Dymitr Nic t o ! Jam na to był przygotowany.
p ręd k o .
P ochód z Krakowa dużo m nie nauczył,
To się nazywa egoizm przyjaźni.
Komla, obsadzisz swoimi w tej chwili
Bramy w iodące z K rem la do Kaługi.
Z Kaługi przyjdą w ojska m oje ruskie.
W drogę! A strzeż mi drogi tu na Kremel.
Komla- Tak, bardzo słusznie, a gdy to się stanie
W rócę i tro ch ę z sobą pogadam y,
My obaj, jak dwaj dobrzy przyjaciele,
Co się należy mnie. W ięc do widzenia.
Odcliodzi środkiem .
Dymitr. Pchnij mi natychm iast gońców do Kaługi,
By wojska nasze pospieszyły...
S z u jsk i. Słucham .

SCENA VIII.

Dymitr i Sapieha.

S apieha. Zadanie tw e olbrzymie, młody carze,


Czy mu podołasz?
Dymitr. Przy pom ocy Bożej.
Z całą rozwagą walkę tę podjąłem .
I czuję w duszy m oje pow ołanie.
0 tro n tu chodzi, dziedzictw o r prawo.
W praw ie jednak-że wielka myśl się kryje
1 wielka siła. Boskie jakieś tchnienie
Pow iew a ku nam z świadom ości prawa,
W zmaga w nas siły i daje zwycięstwo ! .
Ty rób rzecz sw oją: wpływaj na swych ziom ków!
Sapieha. D obrze więc. O jciec Maryny je s t w Moskwie,
Nasz stary Mniszech. Będzie miał on posłuch
Na moje słowa, on je s t wojew odą,
Zlęknie się w dom u odpow iedzialności,
64 SCP1ILLER - L A U BE.

SC E N A IX.

Szujski. Poprzedni.
Szujski. G ońcy juź p ę d zą , carze, do K aługi.
Sapieha. W ię c byw aj zdrów ! P o w ró cę p rz e d w ieczorem ,
P rz y n io sę w ieści.
Dymitr. B ędziesz pożąd an y .
S apieha odchodzi.

SCENA X.
Dymitr i Szujski.
P auza.

Szujski. C iężka to spraw a. W o ln o radzić?


Dymitr. M ów-że!
Szujski. Nie żeń się z L a s z k ą ! to nie b ę d zie do b rze.
T e dw a n a ro d y z so b ą się n ie godzą.
T a d u m n a d a m a nam się nie p o d o b a .
Dymitr. C zekajm y m a tk i; O n a mi p o ra d zi.
P ow iedz mi, Szujski, p o d o b n y m d o m atk i?
Szujski. A ni tro sz ec zk ę .
Dymitr. W ięc d o m eg o ojca.
Szujski. B ądź-co-bądź tak . L ecz n ie b y ł ta k sp o k o jn y ,
Ja k ty się w łaśn ie o kazujesz. O n -b y
W szy stk ich P olaków ... S łow em , ile złota
R u sk ie g o w eźm iesz, aby d a ć L ach o w i,
T y le m iłości stracisz, C arze, u nas,
Z se rc a n a szeg o ru sk ie g o n a ro d u .
S z k a rad n a s tra ta !
Dymitr. A je d n a k , m ój Szujski,
M uszę d łu g spłacić, k tó r y zaciągnąłem .
K to służył złotu, m usi d o sta ć złoto.
DYM IT R SAMO ZW ANIEC. 65
S z u j s k i . A sk ą d w ziąć zło ta ? P o p a trz, co tam stoi.
S zk atu łk a, k tó ra by ła w sk rzy n i; on ją
N azyw ał sw oją o jco w sk ą szk atu łk ą.
O tw iera.
H m ! co tu złota! k le jn o tó w i k a rtk a —
S to i tam n a niej, że to trzy m iljony!!
Z te g o -b y sp ła cić ty c h P olaków , carze!
Jeśli k o n iec zn e . L ecz one, c o p raw d a ,
N ależeć m iały do A ksinji, ale
T o b ie przy p ad ły , bo p rzy sze d łeś w przódy.
Dymitr. A k s in j i ?
S z u j s k i. Pew n ie. B orys w yposażyć
C hciał c ó rk ę n a czas b ied y i sie ro ctw a .
Dymitr. T o jej się zw róci.
Szujski. A le, cóż ty m ów isz!!
Dymitr. S p a d e k sie ro cy . C złow iek i c h rze śc ija n in
T a k robi. C ar b y ć m usi nim w d w ó jn a só b !
S z u j s k i . C arze, ta k a rtk a m ów i: trzy m iljony!
Dymitr. Nie trz e b a liczyć te g o , co n ie nasze.
Nie w olno liczyć, co się c h ce d a ro w ać —
Z an ieś to d la n i e j !
Szujski d rap ie się w głow ę.
C zem u się o ciągasz?
S z u j s k i . C ar w in ien b y ć sz lac h etn y lecz i m ądry.
W in ie n się troszczyć i o całość p a ń stw a .
Dymitr. Z anieś w ięc jej to...
Słychać z lewych kom nat zrazu cichą pieśń m elancholinją.
»W o czach tw o ich m gła,
C iało — zim ny głaz,
B ied n a dusza tw a
O d e sz ła już nas
D o B ożych bram .«
Szujski idzie w olno, n ie wziąwszy szkatułki, ku drzw iom na lew o.
U chyla je i te ra z słychać śpiew donośniej.
Co t o ?
Szujski. T o ż ało b n e
5
66 SCHILLER - LAuBE,
Ś p ie w a n ia p łac ze k n a d ciałem zm arłe go
P o t e m przez trzy dn i p o zachod zie słońca
B ę dą je jeszcze śpiewać. Idąc ku drzw iom .
Już włożono
Ciało Borysa do tru m n y . Aksinja
Klęczy u t r u m n y i m odli się.
Dymitr. Biedna.
Ś piew zw olna u staje.
Szujski. Już się skończyło. W stała. Pójdź, Aksinjo,
Car z t o b ą m ów ić chce.

S C E N A XI.

Aksinja, Poprzedni.
Aksinja. I czego ż ą d a ?
Szujski. C h c e o sz k a tułk ę sp y ta ć
Dymitr. Czy to t w o j a ?
Aksinja. Panie, nic nie mam , prócz tego, co dajesz:
T o ciało Ojca, i s c h r o n w m o n as ty rz e
Dymitr. A w iarę w życie, jeśli d a ć to w o ln o ?
S c h r o n już ci ojciec zostawił. Czy nie tąk ?
Aksinja. O n chciał tak.
Dymitr. A o s ta tn ia wola j e g o
Musi s p e łn io n ą być. W e ź tw ą spuściznę.
H ałas z p raw ej u dołu.
Szujski. Czy słyszysz! Spieszy do okna.
Dymitr. C o to?
Szujski. T łu m k o z ac tw a widzę,
Biegnie, ścigany tutaj przez Polaków ,
K o m la zeskoczył z konia. T a m d o czarta!
Polacy m ają p rz ew a g ę i zmietli
K ozaków . Carze, to chodzi o ciebie,
P o la cy cały K re m e l obsadzili,
Biorą w niewolę. R atu j się. Pójdź za m ną!
Dymitr. C o ? Mam się c h ro n ić ucieczką. Jam car jest;
DYMITR SAMOZWANIEC. 67
Co właśnie wkroczył n a ojcowski zam ek.
P r z e d ro z ru c h a m i m am u c ie k ać z zam ku,
S r o m o t n ie u ciec? Nie. Zwołaj tu ruskich,
Ile ich zdołasz pozbierać...
Szujski. Tak, carze!
o d c h o d z i n a lew o .
W ie lk a w rz a w a w g łę b i z b liż a się
A ksinja. Przez t e k o m n a t y dojdzie s tą d do bramy,
P oza dziedziniec, na zewnątrz...
Dymitr. D ziękuję,

SCE NA XII.

S a p ieh a . D ym itr. A ksin ja. P o t e m K omla.

Sapieha w c hodzi ś ro d k ie m . Ca rze Dym itrze, ratuj s i ę ,


Słow a m e były bez sk u tk u , b o Mniszech [zgubionyś,
O d m a w ia mi po m o cy . O drzyw olski
O b s a d z a K rc m eł i weźm ie cię j e ń c e m ,
A by na j e ń c u wym usić to, czego
Dać im nie chciałeś. Zdaj się w m o je r ę ce —
Ja w y p ro w a d z ę cię i ja cię schronię.
Dymitr. Ja się w niczyje r ę c e nie o d d a ję !
Homla w b ie g a ś ro d k ie m . U c ho dź Dymitrze. Moi ulegają!
Po lacy chcą cię uwięzić w s k a z u ją c u a lew o
T am tędy!
T am miał car Borys t a j e m n e s t ą d wyjście...
Pójdź p r ę d k o za m ną!
Dymitr. Nigdy!!
Komla. Jakto ?
Dymitr. Jeśli
Chcecie sta ć przy mnie, do b y w a jcie szabel
Mnie tu sam Bóg prowadził, carewicza.
Ja na m ym K r e m lu j e s t e m w Bożych rę k ac h.
Nie w o lno mi go opuszczać sro m o tn ie .
Z p rzy krością b ę d ę walczył z Polakam i,
5*
68 S C H IL L E R - LAUBE.

Co mi służyli, ale b ę d ę walczyć,


Do śm ierci walczyć, p rz ec iw ko k a żd e m u ,
K to z ec h ce w e m n ie u p o k o rz y ć cara.
Ja m car i M oskw a m usi się dow iedzieć,
Św iat n iec h się dowie, że je s te m tym m ężem ,
K t ó r e m u w ładztw o nasze się należy.
Dobywa szabli
D o b ą d ź c ie szabel i stanijcie przy mnie.
U fa jcie Bogu, m e m u p o sła n n ic tw u
s ta ją na przodzie po lew ej. Od zew nątrz w głębi słycliać
okrzyki: „Y ivat M arina, Russia© re g in a lu.

SCE N A XIII.

P o p r z e d n i. O d r z y w o ls k i z P o la k a m i.

w chodzą środkiem .

O d r z y w o lsk i. »V ivat Marina, R ussia e regina«


P o d d a j się, carze, je s te ś w naszej m ocy!
D y m itr. Stoisz p r z e d care m rosyjskim , szalony!
O n ci rozsiecze łeb, jeśli w tej chwili
Nie spuścisz szabli!!
O d r z y w o lsk i śm iejąc się głośno. Ha, ha. Będziesz c aiem ,
Jeśli cię care m zro bić m y zechcem y.
Dym itr zbliżając się do niego.
S p u ś ć miecz, inaczej zginiesz z m ojej ręki!!
O d r z y w o lsk i s tropiony cofa się.
Słychać od praw ej z dołu m arsz w ojenny.
A k sillja k tó ra s ta ła na lew o w k ącie od przodu, biegnie przez
scenę na praw o.
T o j e s t marsz wojska, wo jska m e g o ojca!!
b iegnie do okna n a praw o.
S z u j s k i. Carze, to nasze, ruskie wojska, idą
T o b i e n a odsiecz!
DY M ITR SA M OZW ANIEC, 69

SCENA XIV.
Szujski z Rosjanami. Poprzedni.

Szujski. T o wojska z Kaługi


S p ie szy p rzez sc en ę do okna na pra w o — K osjanie zostają,
w t y le na lew o
W targnęli siłą na w szystkie podw orza
A polskie w ojsko pobite, w yparte,
W zięte w niewolę.
o tw ie r a okno w o ła ją c:
Niech żyje car nasz!
sły c h a ć okrzyki z dołu „ H u r r a ! n a sz c a r !
W ołają ciebie.
0ymitr stając W oknie. T utaj jestem , dzieci!
Car was pozdrawia, W itajcie! W itajcie!
sły c h a ć z dołu ok rzyk „H urra, n a sz car i c a r o w a !“
Szujski. W ołają: »H urra nasz car i caro w a h
O ni nie mają na myśli Maryny,
Lecz ruskie dziecko, stojące przy tobie,
Aksinję, k tórą sam Bóg tam postawił!
Aksiuja cofając s ię od h ok u D y m itr a .
O, nie!
Szujski. Sam ego Boga głos to...
z za o tw a r ty ch d r z w i śro d k o w y ch ukazuje s ię w o jsk o r o sy jsk ie
w ołaj a c : „H u rra, n asz car i c a r o w a 1.
Aksiuja. C arze!
w sk azu je na P o la k ó w
Chcą złota. Tern ich opłać jaknajprędzej
Coś mi darował. D obrze będzie w Rosji,
Gdy się od obcych wojsk raz oswobodzim .
Dymitr. T ak postanaw iasz?
A k sinja sk in ę ła g ło w ą
Dymitr do S a p ieh y . Sapieho, wez złoto,
Między nich rozdziel.
Szujski gło śn o . T o są trzy miljony!
70 SCHILLER - I,AUBE.
Dymitr. W ystarczy tego, Sapieho? chcę szczodrze
Zapłacić, jak to daw no już przyrzekłem .
Sapieha. Carze, to będzie nagroda królew ska
Szujski. Aksinjo, słyszysz? To są trzy miljony!
flksinja podaje Sapieże kasetk ę.
O ne ojczyźnie mej przyniosą spokój,
Pobłogosław ią pam ięć mego ojca.
Dymitr. Rosja dłuźniczką twą, szlachetne dziecię.
kładąc rę k ę na je j głow ie.
A car rosyjski przyrzeka ci święcie
Sercem i duszą być zobowiązanym
T ak mi dopom óż, wielki Boże, Amen.
B osjanie od zew nątrz p o w tarza ją „Amen", w ołając „H u rra, nasz
car i carow a". Na skinienie Szujskiego w ołają to i z dołu —
a m uzyka w ojenna w pada w te okrzyki m arszem poprzednio ju ż
granym ).

K u rty n a zapada.
Akt czw arty.
W ie lk a sa la n a K re m lu . W ś ro d k u sc e n y w ie lk i, n a
d w ie k u lis y s z e ro k i, o d stę p o trz e c li s to p n ia c h . Za te m i
k u lis a m i d r u g i w y ższy o d stę p , o tr z e c h s to p n ia c h , s ię ­
g a ją c y d ale k o w g łąh . D alej w g łę b i b a lk o n n a w o ln em
p o w ie tr z u z w id o k ie m n a w ie ż e K re m lu . Z a p rz e d n im
o d stę p e m z a sło n a , o d d z ie la ją c a p rz e d n ie d w ie k u lis y od
ty ln e j części s a li, o ile z a sło n a t a j e s t sp u sz c z o n a . T e­
r a z z a s ło n a t a p o d n ie s io n a . —P o le w e j i p ra w e j s tr o n ie
p r z e d n ie j czę śc i sa li s t o j ą d w a w ie lk ie k rz e sła .

SCENA I.

Hiob, S z u js k i.

Hid] od praw ej z d rugiej k ulisy


N adchodzi! z lew ej w ołając w dół
Szujski!... N adchodzi!
S lll js k i w ychodząc z p ierw szej kulisy po lewej
C arow a!
Hioh. G roźna carow a Co to b ę d z ie z n a m i?
S zu jsk i. Na w ieczór była spodziew ana.
Hioh. C ó rk a
M niszcha, M aryna, carsk a n arzeczo n a,
P o g n a ła k o n n o do niej p rzeciw ko
I w yprzedziła p rzybycie. T a P o lk a
Szuka p o m o cy n a fa n ta zje carskie,
K tó re jej go d y w w ą tp liw o ść p o d a ją
SC H IL L E R - LA-LEE.
C hce z m a tk ą m ów ić p ierw ej, aniżeli
S yn z nią pom ów i. Bo pierw sza rozm ow a
N ajow ocniejsza. — I d o p ię ła sw ego,
M arfa j e s t gniew na. T o , co tu się stało ,
P o lk a w sw em św ie tle ju ż jej p rz ed sta w iła
O , b o ta p a n n a u m ie się p rz y c h lehić,
C arow a łasa je s t n a te p o c h le b stw a .
Na m iłość B oską, co n as te ra z czeka?!
Szujski. C z cig o d n y O jcze, k tó ż to m oże w iedzieć?
Hiui). C złow iek, gdy w esół, p rz e b a c z a ; g d y gn iew n y *
Ż ąd n y je s t kary. Nie d a w no-m z nią m ów ił
J a k o w ysłannik z m arłego Borysa.
R ozeszliśm y się w gniew ie. Ś w ię ta C erk iew
O d p o k u tu je za to ; a ja pierw szy.
Szujski. Przecież n ie C erk iew .
Hiob. Cerkiew', to ja w łaśnie,
T a k się to w ciąga nas w św ieckie ro z te rk i,
Każe_ nam cie rp ie ć , gdy sp ó r j e s t przeg ran y .
Szujski. T e g o p o se lstw a w yście nie szukali.
Hiob. C ar B orys kazał w ezw ać m nie, a on był
D la nas p a n d o b ry ; n ie w ierzę w moźliu'OŚć
D y m itra . P o m o c P olski p o d e jrz a n ą
Była nam zaw sze. P olacy do Rzym u
S ą przynależni. Naszej św ię tej C erkw i
Z ajad łe w rogi.
Szujski. S łow em to p o sła n ie
Miłe w am było.
Hiob. Z apew ne.
Szujski. C zcigodny!
je ś li się C erk iew m iesza w ziem skie walki,
T o trą c i w te d y tak ż e p o k ó j n ie b a
I ziem skim k lęsk o m tak ż e się p o d d a je .
Hiob. O, tak , z aiste! m usim y p o p rz e sta ć
Na zajm ow aniu się k ró le stw e m Bożem ,
Już się nie tro sk a ć o rząd y n a ziem i,
Szujski. Ja k to Z baw iciel sam przecież pow iedział,
D Y M ITR SA M OZW ANIEC. 73
Hiob. Jak to Z baw iciel is to tn ie pow iedział.
Szujski. L ecz się nie tu rb u j. C ar D y m itr je s t zgodny.
Z god n iejszy jeszcze zdaje się, niż trze b a,
O n cię o b ro n i p rzeciw m a tc e sw ojej.
Hiob. A gdzie o n p o sz e d ł?
Szujski. Na p o g rz eb B orysa!
Hiob. O n, o so b iśc ie?
Szujski. I to z h o n o ra m i?
Hiob. O tem c aro w a ze zgrozą się dow ie,
T o był śm ie rte ln y w ró g jej ro d u .
S zujski. Coś je s t
V / tym m łodym p a n u o b c eg o , dziw nego...
Hiob po cichu. P ow iedz, praw dziw y on?
Szujski. T o się pokaże,
Ale z p e w n o śc ią nie je s t o n szalbierzem .
Hiob. D o p raw d y ? zacny i w yrozum iały?
Szujski p o ta k u je głow ą
Bo... c h o ć b y n a w e t ..
S zujski. O ! W asza D o sto jn o ść !
P ierw sza rzecz ró d i p raw e p o c h o d z e n ie !
Ż ad n y ch p o b łaź eń na najw yższem m iejscu!
T o -b y zw aliło całe p a ń stw o . C erkiew
M usi w tym w zględzie czy sta być, surow a.
Hiob. T ak ą też jest.
Szujski. I te g o się spodziew am .
Słychać od praw ej w głęhi radosne okrzyki ludu i m uzykę.
Słyszysz! C aro w a zbliża się.
Hiob. O d c h o d zę .
Im później sp o tk a m nie...
Szujski. W asza D o sto jn o ść ,
Nie, nie, c ar D y m itr kazał m i cię w ezw ać.
Hiob. L ec z go tu n iem a.
Szujski. C zekaj. Z araz przyjdzie!
Jeszcze raz okrzyki radosne i m uzyka. N apełnia się najpierw
odstęp ty ln y , potem przedni ludem i dostojnikam i.
S C H IL L E R - LAURĘ.

SCENA ir.

Marfa, Maryna, O lga, O d r z y w o ls k i. o a praw ej


stro n y k ulisy przedniego odstępu w chodzą w śród tu s z u i okrzyku
»Niech żyje carowa!*
Mai fa zatrzym ując się u góry, w oła do S zujskiego, stojącego
u dołu. Gdzie je s t mój syn, gdzie car je st?
Szujski. Ach, carowo,
Car ciebie jeszcze tu się nie spodziewał,
Aż nad w ieczorem dzisiaj.
Marfa. Kniaziu Szujski,
Z ciebie był także pow iernik Borysa.
Szujski. Ja jestem sługą mego cara; Borys
Był carem.
Marfa. T ak?
Szujski. T ak jest.
Marfa. Co ja tu widzę?!
Poseł Borysa, ten obłudny klecha,
Pierwszy wychodzi na m oje spotkanie!
Mój syn cię zmiażdży za tw oje poselstw o,
K tóre-ś mi w tedy przywiózł.
Hiob. O, Carowo!
Jam był narzędziem w rękach potężnego,
A rozum mój to je s t om ylność ludzka,
Bo taki los już Stw órca nam przeznaczył.
Marfa. Czekaj-źe na twój los stąd jaknajdalej!
g e s t oddalający.
Szujski. Car D ym itr wezwać go tu kazał właśnie,
Musi zaczekać...
Marfa zstępując w dół. W yroku. — Gdzie syn mój ?
M aryna i Olga rów nież zstępują.
Szujski. J e s t na pogrzebie właśnie Godunowa.
Marfa z krzykiem . W ięc tak?
do M aryny. Tyś miała słuszność? Już w szystkiemu
W ierzę. Do takiej hańby nie dopuszczę,
DYMITR SAMOZWANIEC. 75
By ja k a ś dziew ka, c ó rk a te g o ło tra ,
Miała niw eczyć św ię te p rzy rzeczen ie
M ojego syna.
Maryna. D zięki ci, o p a n i!
Marta. N uże! P o c ara p o słać! M atka czeka.
trą b y na lew o w górze.
□drzywolski w górze. C ar już po w raca,
Olga po cicbn do M arfy. Na w szystko cię błagam ,
O p an u j żądze. P om yśl n a te czasy,
G dyśm y cierp iały n ie d o lę k laszto rn ą,
B ądźże c h rze śc ija n k ą, c ó rk ą C h ry stu so w ą!
N ajw yższe szczęście syn ci daje, M arfo,
A ty zam ącasz ra d o ść sw ego se rca
G n iew em o rzeczy d ro b n e ...
Marta. P raw da, O lgo!
D zięki ci za to, że m n ie upom inasz.
P recz z n ien aw iścią dla ta k b łah y c h rzeczy.
D ziękujm y B ogu, n iec h o tw o rz ę se rce ,
M atczyne se rce . Mój sy n żyje, idzie!
jeszcze raz trą b y .
Oilrzywolski. O t ó ż i o n !
nim jeszcze nadszedł, słychać jalr w szyscy, k tó rz y sto ją u góry,
w ołają dw u k ro tn ie „N iech żyje D ym itr, nasz c a r ! “ P odczas d ru ­
giego okrzyku zjaw ia się u góry po lew ej D ym itr.

SC E N A III.

Dymitr. P oprzedni.
Dymitr w górze. M a t k o , o m a t k o !
Marta. S y n u m ó j, m ó j s y n u !
Dymitr schodząc po stopniach.
N ajpierw do n ó g tw ych. A p o te m do serca.
Marta cofa się o k ro k , gdy D ym itr się zbliża, w p atru je się
osłupiałem i oczyma i w oła do siebie.
Czy o n to ?
76 SCHILLER - LAUBE.
Dymitr. W idzę wreszcie to oblicze.
T oś ty, coś była przy mnie w rozm yślaniach
K lasztornych, m atko: »Co pow ie m ateczka?«
Mówiłem sobie »Gdy się dowie o tem ?
Przyjdzie, położy ręk ę mi na głowie
Błogosławiącą, będzie mnie okrywać
Pocałunkam i po oczach i ustach.
D ym itr sp o strzeg a je j w yraz tw arzy.
Marfa. W ięc tyś mym synem ?
Dymitr. O tak, o tak, m atko.
Marfa bierze go obnrącz 7,a głow ę, oddala ją, drżąc, odsłania
m u włosy ze skroni i wroła zakryw ając sobie oczy: O, B oże!!
Olga. po cicbu. Marfo, Cała Rosja patrzy!
Panuj nad sobą.
Dymitr pow staje. Jakto? nie poznajesz?
Olga. Poznała, ale traci głowę, pom nąc
Na groźne chwile cierpień lat szesnastu.
Dymitr. Podaj mi dłoń swą, aby krew nam wspólna
W zajem nie z sobą mogła się pow itać.
M arfa podaje mu pow oli ręk ę, ale w zdraga się, gdy D y m itr jej
dotknął.
O m atko, m atko, słusznie mówił Komla,
Źe po chłopięciu mało pozostaje
Gdy do lat m ęskich dojdzie.
Marta chłodno. T ego nie wiem.
Ja chcę spokoju. Odeślij stąd wszystkich,
Bym tylko z tobą mogła to'ro zw ik łać,
Co poplątan e leży w mojej duszy.
Szujski. Car i carow a chcą pozostać sami,
Aby sw obodnie serca swe otworzyć!
W szyscy odchodzą w ty ł ku g ó rze, gdzie Szujski zaciąga zasłonę.
Tylko Olga zostaje przy M arfie.
Szujski z poza zasłony w oła na Olgę
Musisz wyjść także...
Marfa. Zostanie.
Szujski. Z o s t a n ie .
Zaciąga zasłonę.
DY M ITR SAM O ZW ANIEC. 77

SC E N A IV.

D ym itr, Marfa, O lga.


Dymitr. Jakiś śm ierte ln y lę k i ja k ló d c h ło d n y
C zuię w m ych żyłach. M atko, czyż się w ah asz.
Olga. Daj chw ilę czasu. N iech się u sp o k o i.
J e s t ro z stro jo n a w ie lo le tn ią m ęką.
Dymitr silnie.
Tv w ątpisz, m a tk o ? .
0l„a; M ów sp o k o jn iej, carze.
Marta A ty nie w ątpisz, gdy stoisz p rz ed e m n ą .
Dymitr A ni n a chw ilę! T w ój o braz w yjm uje m edalion
U,UI m i w yrył
T w e d ro g ie rysy w duszy. T y n ią je s te ś. _
Warta. Czy m asz w sp o m n ie n ie jak ie z la t d ziecięcyc .
Dymitr. Z d zie cię cy c h n ie m am żadnych. L ecz p am ię-
T y lk o U glicza p ożar! Nie, jeszcze d aw niejsze... [cam
Na k ró tk o p rz e d te m , nim m nie d o k laszto ru
W zięto , był ra n e k . W ie lk ie ja k ie ś pole...
Ż ó łtaw a m gła leżała n a d po lam i
I by łem senny, oczy się kleiły,
T y ś m nie p o obu oczach całow ała
L e d w ie m cię w idział, zdaje m i się, że to
Były tw e u sta , tw o ja tw arz, sp o jrzen ie.
Olga do M arfy. — Tym czasem Komla w tyka głow ę przez
zasłonę i podsłuchuje.
T o b y ło w łaśn ie p rz e d b ra m ą , p o śm ierci
C ara Iw ana, k ie d y ś do U glicza
Jechała. W iesz ju ż? B ałaś się, ze B orys
Nie d a ci z ab rać d z ie ck a ta k o tw a rcie,
W te d y m gła ż ó łta leżała n a polach.
Komla cofa się i p rzygładza zasłonę. _
W te d y -ś mi rzekła, że ta m gła cię m artw i,
Że to zły znak — , .
Warta. T ak , tak , ta k , w p rz e d e d n iu
78 S C H IL L E R — L A IIB E .
U p a d łeś, w sk ro ń się lew ą skaleczyłeś,
Ja całow ałam ra n ę tę •— a teraz,,.
Na p ró ż n o szukam blizny.
L a t sz eśn aście
Z aciera przecież w szelkie ślady blizny
Zw łaszcza z d z iecięcy ch lat...
M ai'fa w ciijż je s z c z e z a m y ś lo n a . T ak , ale je g o
S p o só b m y ślen ia inny, niżli u m n ie ; &
p ię k n ą P olkę, k tó ra cię przyw iodła,
T y łe ś je j w inien, p raw ie n arzeczona,
C hcesz ją o p u ścić?
Dym itr. W p rz ó d ją p o z n ać trzeba,
Z astrzeg łem so b ie tw o je ro zstrzy g n ięcie,
W arta. T ym czasem je d n a k o taczasz w zględam i
D ziew kę B orysa.
PyjnFtr. O nie, d a ru j, błądzisz,
T o j e s t sz la c h e tn e i d o b re dziew czątko.
W arta g w a łto w n ie . T o c ó rk a zdrajcy, to c ó rk a człoć
Co ty le n ieszczęść na nas był sp ro w ad ził fwiek a
1 g rzeb iesz go z w szelkiem i h o n o ram i.
T o nie j e s t rysem m atk i tw ej zu p ełn ie!
O lga. Ale i ojca był on p rzecież synem ,
C ar Iw an była sz e ro k a n a tu ra ,
M ądry p o lity k .
W arta w y b u c h a . Myślisz... W ielki Boże!
C zem u-źeś m atk i czem ś n ie n a p ię tn o w ał,
C zem ś niezniszczalnem , czem ś, co, gdy się dzieckiem
P o w ielu la ta c h sp o ty k a , w głos w oła?
N ajm ędrszy Boże, te g o -ś nie zan ied b ał,
M atka p o c zu je w ta jn ia c h krw i krążącej,
Czy ją d o ty k a krew , co je j k rw ią była.
L u d zk iej n a tu ry je s t to ja k a ś cząstka,
Ze k ażd a m a tk a p o z n aje tw ó r w łasny,
K tó re m u d a ła życie p o śró d bólów .
N a tu ra p ra w d ą, n a tu ra n ie kłam ie,
Ni czas ni p rz e strz e ń n a tu ry n ie zm ienia,
DY M ITR SAM OZW ANIEC. 79
A ja nie czuję nic — tyś mi je s t obcy,
D lategoś nie je st wcale moim synem .
Oyillltr z krzykiem . Matko!
Olga. O biada! popchnęłaś wnieszczęście
Siebie i jego. A tam podsłuchują...
Ty im oznajm iasz: T u jakaś omyłka,
On nie je s t moim synem i nie carem ,
A więc zabity musi być... Ty sam a
Musisz w klasztorze być zamurowana.
Wiarfa. Próżna niew iasto. Nie pytam o skutki,
Pytam się tylko o św ięte uczucie,
K tó re człowieka związało z człowiekiem
Czyż mam udawać i okłam ać serce?
Znieważyć św iętość m atczynego łona?
By zyskać tylko splendor. To przenigdy!!
Dym itr. Gdy tak, to słusznie, carowo, i ja tak
Myślę. Jeżeli nie czujesz, źe-m syn twój,
Tak, jak ja czułem, żeś ty moją m atką,
W ięc pow iedz głośno to całem u światu.
W ew nętrzna tylko praw da rodzi prawo,
A z praw a tego rodzi się pom yślność
Dla panow ania i rów nie dla państw a,
W ięc nie uważasz mnie za swego syna ? Do Olgi
W yjdź-że i otw órz tę zasłonę. Rosja
W iedzieć pow innna, że zaszła omyłka,
Że ja nie carem , źe-m winien je st śm ierci
Za mą om yłkę — podnieś tę zasłonę.
M arta w ek stazie. Tak syn moj mowi. Sprawidliwy
Dzięki! Zesłałeś mi w ięc znak w spaniały: [Boże!
T o je st mój duch, co idzie mi na przeciw,
A duch ten więcej niżli krew i ciało
Pochodzisz ze m nie, życie m ego życia!
Pójdź do mej piersi! P rzy cisk a go do serca.
Olga podnosi zasłonę.
80 SCHILLER - LAUBE.

SCE N A V.

Szujski, Komla, Maryna, Odrzywolski, D ostoj­


nicy, Lud, Poprzedni.

Sllljski obok Konali do siebie. Boże! A z atem są już


głośno [po jed nan i.
Czy car i m a t k a caro w a rozkażą,
By k o r o n a c j ę już p rz y g o to w y w ać ?
Klarfa w ydostając się z objęć D ym itra, do siebie.
Ilekroć d o t k n ę go, coś m nie o d p y c h a!
O b c e m a tch nien ie, j a k o bcej istoty !
D ym itr. W ię c j u t r o ra n o m a być ko ron acja.
C a row a przejdzie do k o m n a t wystaw nych.
Szujski daje znak i schodzi z dygnitarzym i. M aryna idzie ku
górze na sw oje m iejsce m iędzy O drzyw olskiego a Komlę.
Klarfa do M aryny. Maryno, j u t r o ra n o czekam ciebie.
M aryna składa głęboki ukłon.
M arfa półgłosem do D ym itra.
Czy mi p rzyrzekasz d o tr z y m a ć jej słowa?
D ym itr. Juź-em powiedział. T y w szystk o rozstrzygasz.
K larfa. D o j u tr a rana. Olgo, daj mi ramię,
J e s te m znużona, D ym itr się zbliża do M arty, k tó ra się je d n ak cofa
W ię c do j u tr a rano!
Poprzedzona przez Szujskiego i dygnitarzy, w sp a rta na Oldze od­
chodzi dołem na lew o. — U góry okrzyki „N iech żyje car, niech
żyje carow a“! Tusz trą b . K om la zapuszcza ty ln ą zasłonę.
D Y M ITR SA M O ZW ANIEC. 81

SCENA VI.

D ym itr sam jeden.

p a trz y za H a rfą, m ilczy chw ilę.

Dziwna niejasność! Czuję p ustk ę w duszy,


K to mi wyjaśni, czy natura ludzka
W łasnego głosu aż tak zapom ina?!
K to mi to. powie ? Nie ten^ marny Komla,
Gdy utrzym uje, że i miłość dziecka
P od gruzem lat zatraca się zwyczajnie.
Miłość dziecięca? T a może. Jednakże
Miłość m atczyna? Nie. Komla nic me wie.
O n nie ma serca i bredzi bezczelnie.
Komla odchyla w górze zasłonę, za k tó rą w szystko p u ste, schodzi
pow oli u k rad k iem , s ta je tu ż za D ym itrem . Zasłona się sam a zam yka.

Dvilitr. Stoję w ciem nościach, K rok mój jest nie-


Gdy to nie m atka! a ja-m nie jej synem ?! [pewny.
O kropne. W ted y przepada ma spraw a
Nad miljonami panow ać, ich^ bronie,
I przy pom ocy Bożej uszczęśliwiać,
Znika p odpora i cel mego życia,
Jak się rozpływa złudny obłok w ste p ie .
Czemże się stanę ja, o wielki Boże!
Przez myśl mi nieraz, nieraz przechodziło,
Gdy K om la m łodość m oją mi przedstaw iał,
Że ja być m ogę w błęezie; m oja proźnosc
Głuszyła jednak te dziwne przeczucia.
W tedym ja winien. Jeśli tak, zapóźno
Teraz się cofać! Musiałbym iść napizod,
Choćby... Musiałbym iść naprzód, czyż zdołam?
po cichu.
Mocno nie stoję już. W zrok mi się mąci!
82 SCHILLER - LAUBE.

SCENA VII.

K om la, Dymitr.

Komla z nien a ck a k ład ąc mu r ę k ę na ra m ien iu .


No, mój kolego. To tak, jakby już się
Udało.
Dymitr drgn ął — po c h w ili.
Odkąd-źem to twój kolega?
H etm an hetm anem , a car jego panem !
Komla r o z śm ia ł się .
Nie każdy car je s t panem , mój młodzieńcze.
N iektórych carów druh chce razem rządzić.
Dymitr. Tyś je s t pijany?
Komla. Myślisz?... T o być m o ż e ,
W szak to południe. Siądź-że teraz ze mną
Bo czas już nadszedł, powiedzieć, co trzeba,
In teres je s t już w porządku siad a p o p ra w ej.
Dymitr. In teres ?
Komla. O m atce tw ojej mam ci coś powiedzieć.
Dymitr. O mojej m atce?
Komla. No, tak. Siądź-źe sobie.
Dymitr. Mów, ale krótko, kró tk o , węzłowato.
Komla zry w a s ię . Do stu piorunów , mam już tego
Rozkazuj z pańska twoim kreaturom , [dosyć!
Ale nie mnie, niew dzięczne ty stw orzenie!
Dymitr. Niewdzięczny? tobie?
Komla. T ak jest.
Dymitr. W szak niewdzięczność
Rzecz w strętna. Gadaj. Słucham. Jasno gadaj!
Komla. Ach teraz już popsułeś mi mój humor.
U celu, chciałem nacieszyć się dziełem
D w udziestoletniem , k tó re prow adziłem
Z żelazną wytrwałością. Dziś już w róble
Cwierczą na dachu, że mi się udało!
D YM ITR SAM OZW ANIEC. 83
D o syta chciałem się nacieszyć to bą,
A tu n iew d zięczność — bęc!
Dymitr idą,c na lewo ku krzesłu.
Gadaj, już słu cham
Komla. P r z e p a d ł mój h um or. Siada po p raw ej.
A w ię e p o w ie m k r ó tk o .
Ł a d n ą - m miał żonę, a zwała się Katia,
S p rzeniew ierzyła mi się. Co są w a r te
H o n o r i. w ierność, d o b rz e-m zapa m ię ta ł
S o b i e n a zawsze. U w iódł j ą car Iwan.
Dymitr. Mój ojciec?
Komla. Iwan, twój ojciec. Przynajm niej
P r a w d o p o d o b n i e . Niewierne k o b i e t y
S a m e nie wiedzą te g o nieraz dobrze.
K a t in k a m oże wiedziała na p e w n e.
Chciała, by p ł ó d ten, k t ó ry urodziła,
Zwał się D y m itre m T a k sa m o jak c hło pie c
Przez Marfę k r ó t k o p r z e d t e m u rodz o ny.
D y m itr porusza się — Komla p a trz y na niego.
P o co? Przez in s t y n k t może. W ba b sk im rodzie
I n s t y n k t ., to by w a b a rd zo m o c n a strona.
śm ieje się.
Dość, źe to imię — ważne. Iw an umarł.
F e o d o r , j e g o syn, n a stą p ił p o nim,
Był niedo łę ga, b a rd zo chorow ity .
G dy i t e n um arł, miał b yć w t e d y carem
D ym itr, syn Marfy. W ię c imię D ym itra
Było na u s ta c h całej Rosji. Może
P o k u t u j ą c a K a tia coś przeczuła. —
jako ś w tym czasie w ezw ał m nie G o d u n o w .
Był on r e g e n t e m c ara F e o d o r a .
G o d u n o w znał m nie i ja je g o ; czekał
Śm ierc i F e d o r a , by sa m zostać carem.
1 ty lk o Marfy D y m itr m u zawadzał,
K tó r y wraz z m a tk ą n a zam ku w Ugliczu
Mieszkał; tam właśnie p osłał m n ie G o d u n o w .
6*
84 S C H IL L E R - LAUBE.
P o co? Bym objął n a d chło pcem ... opiekę.
Sądzę, że m n ie rozumiesz...
Dymitr. Nie rozum iem . —
Kowla p a trz ą c na D y m itra, śm ieje się do siebie.
O n nie rozum ie. A ja zrozumiałem.
K o n n o -m nie w y brał się, j a k chciał G o d u n o w ,
L ec z p o je c h a łe m w ózkiem d o Uglicza,
Zabrawszy z s o b ą D y m itra Katinki,
A by zawczasu takżłrTźegos~~za±ył.
W iary-m nie da w ał Borysowi, że mię
Za to nagrodzi. Plan m iałem swój własny.
K a tia krzyczała za mną, j a k warjatka,
Ze jej p o r y w a m malca. Gęś!!... myślała,
Że c h c ę go sprzątnąć. Nie w tajem niczyłem
Jej oczywiście. Poleciała za m n ą
Aż d o kibitki, by mi w ydrz eć malca,
Pieszcząc, ciaćkając. Nie d a łe m się przejrzeć,
Ja k niep rz ejrz an a żółta m gła po ra n n a,
Co legła w polu.
Dymitr 2ryw a Się niespokojny, do siebie.
Ż ółta m gła? P o r a n n a ?
Komla z w ew nętrznem zadowoleniem .
Czyż nie tak? Ja m zaś był nieporuszony .
Nigdym swej żonie nie przebaczył zdrady.
J a nie p rzebaczam . P rz eb aczanie to j e s t
P o p r o s tu słabość . Nie wzruszyło m n ie to,
Ze p o t e m so b ie ze s t ra c h u umarła...
D o ść się nażyła...
Dymiti‘. Człow ieku! człowieku!
Ko ml a . Do czarta! P o c o ciągle mi przeryw asz
T e m i tw o jem i p o p ie m i żalami.
T w o j e m az g ajstw a wciąż mi st o j ę w drodze,
Słuchaj, b o teraz rzecz j e s t najważniejsza.
Uglicz się spalił, m ały D y m itr Marfy
Spalił się razem.
D ym itr się zryw a.
D Y M ITR SAM O ZW ANIEC. {
Jasno? Mój zaś Dymitr
Został przy życiu, na to, aby widział,
Jak Uglicz płonął Na tom go tam zabrał,
Miał mięć wspomnienie. Wiedziałem to dobrze,
Czega mi trzeba. I w poprzedni wieczór
Krzyż i psałterzyk wykradłem kniaziątku
1 wszystko było w porządku, — Kibitka
Odwiozła nas do Moskwy. Spróbowałem,
Co mi da Borys za to. Miałem słuszność,
Skąpy był gałgan, wygnał mnie do czorta.
Ba, jeszcze łotr ten krzyknął za mną wtedy:
»Jeśli rozpowiesz, źe Uglicz sią spalił
Nie przypadkowo, każę cię powiesić.
Mój miły Komla«. Czy-m nie słusznie nazwał
Tak G odunowa? T edo r zmarł nazajutrz,
Tron był już wolny, a Borys był łaskaw
Wykonać plan swój i zasiąść na tronie.
» Wstąp na tron«, m 3 ślę, »nie potrwa to długo —
»Dopóki tylko chłopak nie podrośnie.
»Chciałeś mnie głupcem zrobić, w net poczujesz,
»Co taki szczwany łeb kozazki może,
3Gdy się go chciało wystrychnąć na dudka«.
Cichaczem sobie odjechałem z moim,
Teraz jedynym, Dymitrem i w mig go
Do monastyru zawiodłem nad sam ą°
Granicą...
Dymitr z okrzykiem. Czudow?
Koniia. Nie krzycz-że tak!.., Czudow.
Tak, oczywiście do klasztoru Czudow.
Oglądając się ostrożnie.
Ten Szujski ma tu setki uszów. Nie śmie
Nic o tom wiedzieć. T o jest głupi Moskal.
W klasztorze-m memu malcowi zawiesił
Krzyżyk na szyi pod koszulkę, w kieszeń
Wetknąłem psałterz, dobrze zapłaciłem
86 S C H IL L E R - L A .U 8E .
Mnichom za całe w y c h o w a n ie z góry.
Ile to zło ta w szystko k o sz to w a ło !
Całe, co p ra w d a , to ich w y c h o w a n ie
Nie było w a rt e ani f u n ta kłaków .
T o były głu pie m nichy, a powierzyć,
K o g o w y c h o w a ć mieli, im nie chciałem,
Cie'rpiewie-m czekał z atem ro k po r o k u
Aż mi p o d r o ś n i e D ym itr. O, c zekanie
T o rzecz n ie z n o śn a i do t e g o głupia!^
Nie tr z e b a czekać i nic nie pow ierzać
Czasowi, czy ta k zwanej O p a trzno śc i.
Bo ta O p a t r z n o ś ć nic nie przew iduje.
I dla D y m itra była tak ż e śiepa.
P e w n e g o ra n k a wyszła b o w ie m n a jaw,
Że D ym itr, c h o ć p o b o ż n ie w ych ow any ,
K re w poczuł w żyłach i u m k n ą ł z k lasztoru
D o wszystk ich djabłów . Dla d o b r a B o iy sa
W ię c p ra co w a łem ! W śc ie k ło ś ć m n ie porwała,
j a k nigdy w życiu. »Węsz, węsz, węsz, psie staty,
Goń, sta ry c h a r c i e «. Nie było n a Litwie,
Nie było w Polsc e d om u , gd z ie by m nie był,
Szuk ając zbiega. A ź wreszcie, aż wreszcie,
Aż w S a n d o m ie rz u z g u b ę o dnalazłem ,
Mego D ym itra , p ra w ie już p o d wąsem .
Dymitr z głośnym jękiem . O ch!
Komla. D o p io r u n a ! D o ś ć t e g o w z dy cha n ia.
Przecież n areszcie je s te ś m y u celu
1 w y c h ow a łe m sam m o je g o »kniazia«
Z am iast klasztoru, z am iast O p a trz n o śc i zaciera ręce.
T o było w łasne m o je arcydzieło.
Cieszę się strasznie, że mi się u da ło
S p ry t n i e o d e g r a ć ro lę »Opatrzności«.
Bo g d y b y D y m itr sa m nie wierzył w siebie,
Na psy b y zeszła cała t a k o m e d ja . ^
Musiał sa m z sieb ie o d k ry ć to mój Dymitr,
Że j e s t Iw a n a sy nem , p ra w y m carem,
D Y M IT R SA M O Z W A N IE C . 87
D ym itre m , przez n a tu r ę p o w o ła n y m ,
By G o d u n o w a z e p c h n ą ć z tro n u . Musiał
S a m to o dna le źć w sobie, czy rozum iesz?
D y m itr u k ryw a tw a r z w d łoniach.
K ro p la po kropli, jak alchem ik jaki, ■
W są cz ałe m w c iebie w ia rę w różne znaki,
O d krótszej ręki począwszy, skończywszy
Na wszystk ich in nych niezliczonych b z d u rstw a c h
I n a d ę to ś c ia c h w ładcy z »Bożej łaski«
W ybucha śm iech em i k la szc z e w r ęce.
Aż się udało . Je s t e ś m y na Kremlu,
P auza.
To tylk o bieda, źe t y c h rzeczy słuchasz,
Ja k gd y b y jakiejś g r obo w e j historji.
P e w n ie dla tego, źe nie chcesz zapłacić,
T a k j a k G o d u n o w , te g o coś mi dłużny. —
w sta je i m ów i pod n iesio n y m g ło se m .
Z a te m sk ończyłem , mój carze D ym itrze,
A tera z żądam za to mej zapłaty.
Dymitr zryw a się z k rzesła i m ów i o stry m szep tem .
I b ędziesz miał ją...
Kemla. Ż ądam jej na tyc h m ia st.
Dymitr robi oburącz g w a łto w n y ruch i w o ła stra szn y m g ło se m .
Milcz!! K om la p rzerażon y cofa s ię o krok.
Dymitr ostrym T y ś oszukał p a ń stw o , pra w o ,
s z ep te m .
M n i e .. [praw dę.
Komla przerażon y. Oszalałeś?
Dymitr. Ty, n ę d z n y z brodniarzu,
T y ś win ien śmierci!
K zuca s ię na n ie g o .
Komla. Szaleńcze! Na p o m o c ! !
D y m itr ch w y ta go za gard ło i rzuca o z ie m ię .
Na p o m o c ! Szujski! Szujski! T u m o r d u ją ! !
Dymitr w y ryw ając k in d żał z za p asa.
Do piekła z tobą, ty piekielny łotrze!
przeb ija mu p ie r s i.
88 S C H IL L E R - LAUBE.
KOIltia zryw a s ię , aby d o sięg n ą ć D y m itr a , k tó r y s ię ju ż cofn ął,
za ta cza s ię i w o ła :
Szujski! na pom oc! M ordują!! upada na k lę cz k i.

SCENA VIII.

S z u j s k i , P o p r z e d n i , po tem P r o k o p .

SZ lljski z lew e j od t y łu sc en y n a d b ieg a ją c.


A CO t u ?
Koinla Przyklęty drabie, którego-m wy­
do D y m itra .
chował!
Szuiski zatry m u ją c s ię . Co wrzeszczysz Kom la ?!
Koinla. ' Ty, głupi bojarze,
Za późno-ś przyszedł. , .
Dymitr. Precz stąd do więzienia
Z tym nędznym łotrem , k tóry państw o zdiadził
I w inien śm ierci.
Komla. T y psie.
Szujski. Ja to widzę.
Dymitr. Precz z nim. Za niego odpow iadasz głową,
Ze ma oddany być pod sąd państwow y,
D opóki tchu w mych piersiach jeszcze starczy.
Szujski. Sam eś już wydał sąd na niego, widzę.
Dymitr. Mniejsza z tern. Milcz i słuchaj!
Szujski. H o i ! Y oła ,n a lowo>
H ej! P rokop!
w c h o d zi od lew e j P r o k o p , o lbrzym i M o sk a l.
Komla. Głupcze, ty zginiesz razem ze mną, głupcze!
Szujski. P rokop, Pomożesz zabrać stąd ian n e g o .
do K om li
Pow stań, kozaku, 1 idź, jeśli możesz.
Kolllla z tru d em op iera ją c s ię o S zu jsk ie g o i Prokopa^
Mogę COŚ więcej, m ogę t e g o wskazuje na D y m itr a jeszcze
Zniszczyć. T o D ym itr fałszywy, to b ękart,
D Y M IT R S A M O Z W A N IE C . 89

Syn mojej żony, k tóra mnie zdradziła,


do Szujskiego
Pow iedz to światu, Szujski, przyjacielu,
P otem go w wieży strąćcie.
S z iljsk i do D ym itra. D okąd zabrać
Mam ten psi język?
D y m i t r. W rzucić do więzienia.
O powiedz św iatu całemu, co krzyczy.
Zostaw m nie samym.
Kotula podczas gdy Szujski i P ro k o p go w yprow adzają
T o b ęk art i mogę
Dowieść, że ten tu D ym itr je st fa łszyw y.

SCENA IX.

Ściem nia się. D ym itr sa m .

Dy III i t r b ie rze się oburącz za głow ę, p o stęp u je k ilk a kroków


nap rzó d i ukryw szy w dłoniach głow ę zatrzym uje się. O dsłania
tw arz i p a trz y ku niebu.
Boże! Czy-m na to dopraw dy zasłużył?
Przez całe życie czyż nie byłem wierny
Naukom, k tóre wszczepiły mi mnichy.
Miłość bliźniego, praw dę, spraw iedliw ość
Jam ezcił je zawsze. Co w ięcej: Są one
Całem mem życiem. Bez nich jestem niczem
Dziś ja :m narzędzie strasznego oszustwa.
pada na kolana i w oła
Boże! ta próba to m ęka konania.
P au za. P o tem D ym itr m ów i z razu półgłosem .
Życiem mem całym była wiara w praw o
/je dla porządku dał je Bóg na ziemi
Ze w dłonie m atki władców już uświęca.
Jeśli-m więc nie je s t prawym carskim synem,
To czyny m oje są zbrodnią kaprysu,
Są dziką zbrodnią... pow staje.
90 S C H IL L E R - LA.UBE.
Biada mi, o b i a d a !
J a u słu c h ałem h a n ie b n e j próżności,
Ja m k r e w przelew ał w straszliwej d n y ł c e ,
Że m am d o t e g o praw o, czego-m nie miał,
Z brodn iarza-m zabił własną ręką, m im o
Źe je g o życie d o s ą d u należy.
S p l ą ta n y b y t mój! nic nie p o z ostaje,
J a k ty lk o rozpacz oszukanej duszy
I p r ę d k a śm ierć , to b ę d zie m e zbaw ienie.
chw iejąc się, chw yta się krzesła.
O d d a m k o r o n ę i lu d b ę d ę błagał
O p rz eb a cz en ie za b ł ę d n e roszczenia.
P auaa.
Słychać w dali od stro n y praw ej żałohne pieśni płaczek z aktn
trzecieg o . P odnosi głow ę, słucha i mówi do siebie po cichu:
T o p ieśni płaczek... A ksinjo!! Aksinjo!...
Miłości p ro m ie ń , k t ó r y w tajn ie se r c a
Zajrzał mi i zaświecił, i on gaśnie...
Nowa m yśl budzi się w nim .
0 nie! o nie! O wielki Boże, czyżby
T e n p r o m y k wiary przychodził od C ieb ie ?
O n budzi se r c e i na dzieję w e mnie!
O a a , Aksinja, dow iedzie, że K om la
Je st kłam cą, k łam cą! T ak, o n a dow iedzie
W sz ak o n a św iadk iem . Borys um ierając,
W p a t r z y ł się w e m n ie i zawołał »Dym itr«!
O n, sam car Borys pow ie dział t e słowa.
A p o tem ... ow a żółta m gła poranna...
W sp o m n ie n i e , k t ó r e całkiem m n ie zachwiało
W sz ak o n o właśnie p o tw ie r d z a oszustwo.
T u K o m la u t k n ą ł i o dw róc ił oczy.
T o m óg ł by ć tylko j e g o zwykły w y bie g
1 w szystko złuda. P ro stu ją c się
A z atem d o dzieła!
T o m o je pierw sze, na jśw iętsz e z ad anie
W y św ie tlić p ra w d ę . I ta k sta ć się musi!
D YM IT lł SAMOZW ANIEC. 91
O, chciej m nie w esprzeć, Boże Sprawiedliwy.
T ylko Ty możesz rozplatać ten węzeł.
Przed Twojem tylko okiem nic nie skryte.
O sądź mnie, Boże! Prosi o to człowiek,
K tóry chce tylko praw dę wiedzieć, choćby
Była zabójczą.
K u rty n a zapada.

Akt piąty.
Ta sam a dekoracja. Tylna zasłona tak samo
zapuszczona. Ciem na noc.

SCENA I.

D ym itr klęczy ja k p rzed tem . Potem S a p ie h a .

Sapieha w chodzi od p raw ej. Gdzie on? Car Dymitr!


Dymitr. K to mi chce urągać?
Sa p ieh a . T o ja. Przychodzę z radą i obroną
Krzyk Komli gruchnął już po całej Moskwie.
Czeka cię walka. Polska ci przeze m nie
Chce ofiarować pom oc. G dybyś upadł,
W szyscy Polacy, co cię tu przywiedli,
Będą za Rosji wrogów uchodzili.
W szyscy są razem z tobą. Zagrożeni
S taną po tw ojej stronie. Żaden Polak
Nie wierzy tem u Komli, który teraz
Ciebie się w y p a r ł za t o , żeś mu nie dał
Ł upów w o j e n n y c h , których chciał od ciebie.
Oymitr. Dzięki za dobre to o m nie m niem anie.
N iestety sam zwątpiłem. W yprow adźcie
Swoich z stolicy, pod osłoną nocy,
92 SCHILLER - LATTBE.
W te d y u jd zie cie p rz e d o k ro p n ą burzą,
K tó ra się tu ta j ro z p ę ta za chw ilę.
Z e g n a j!
Sa|liBha. G dy tak , tO daj m i d ło ń podają sobie ręce.
I nie daj
O m am iać "siebie. T y je s te ś uczciw y,
T e n K om la zaw sze"b y ł c h y try , p o d s tę p n y
C hce cię oszukać. T rzym aj się, D ym itrze,
Ż ądaj ścisłeg o śled ztw a, bez obaw y,
Śm iało. T o p a ń stw o p o trz e b u je w ładcy.
U m urów M oskwy czekam , aż m nie wezw iesz.

SC E N A II.

Szujski, Poprzedni.

S z u j s k i z dolu od lew ej. T e g o nie zrobisz. Z ałatw im y


My ty lk o sam i i bez p o śre d n ik a . [spraw ę
S a p ie h a . D ym itrze, b ąd ź-źe c arem i licz n a nas.
Odchodzi na praw o.
S z u j sk i. Czy o n w m yśl tw o ją m ów i?
D ym itr. Nie.
S z u j s k i. ^ T o słusznie.
Nie w iem y jeszcze, czy te n K o m la kłam ie,
O n p o d słu ch iw ał, gd y ś tu był sam -na-sam
Z carow ą.
D ym itr żywo. S z u jsk i?!
S z u j sk i. O n tu m ógł n azb iera ć
P rz e ró ż n y c h rzeczy, k tó ry c h nadużyw a.
D ymitr w zam yśleniu do siebie.
T a ż ó łta m gła i m g listy te n p o ra n ek ...
S z u j sk i. P rz e cież n ie kłam iesz, D ym itrze, czy carze?
D ym itr ściska mu rę k ę , Szujski ją całuje.
D ym itr. Czy K o m la żyje?
S z u j s k i. T a k , lecz b liski śm ierci.
DYMITR SAMOZWANIEC. 93
Dymitr. K tóż z te g o głazu p u sty n i w ykrzesze
C hoć isk rę p ra w d y ? P o z o sta je M arfa.
S z u j s k i . P o m ó ż nam m ro k i te rozjas'nic przez nią,
C aro w ą-m a tk ę , je śli je s t tw ą m atk ą.
D ym itr. Po m o g ę.
Szujski. A le, g d y tw ą m a tk ą nie jest,
W te d y , D ym itrze, ty ś n ie c ar już, ale
Przyjm iesz, co ru sk i zwyczaj każe z to b ą
U czynić...
D y m itr schyla głow ę i z wolna odchodzi do krzesła na praw o.
S z u jsk i. T o ś zuch; a była by to w ielka szk o d a
G d ybyś nie z o stał n a d a l c a re m ;
Dym itr. Szujski!
M am w ielką p ro śb ę .
S z u jsk i. M ówże, m ów że proszę.
D ym itr. Z A ksinją chciałbym m ów ić.
S z u j s k i. O czyw iście,
W y je d n a dusza.
D ym itr . P rz y p ro w a d ź ją tu ta j.
S z u j s k i p a trz ą c na niego s ta r a się opanow ać w zruszenie.
S o b a c ze życie! — B ardzo ją m iłuję,
A ksinję, k o c h am ja k i ty ją k ochasz,
walcząc ze łzam i.
W y m i sp ra w iac ie tylko... O ch! już id ę —
dochodzi aż do k ulisy i znów zaw raca.
D ym itrze, dow iedź, że te n ło tr nakłam ał,
Z se rc a p ra g n ie m y .
kładzie mu ręce na ram ionach, p a trz y w oczy, ociera eiekące łzy
rękaw em i pow tarza z żalem :
O ch, so b a c ze życie!
odchodzi.
S C H IL L E R - LA U BE.
94

SC E N A III.

D y m itr sa m j ed e n .

U s p o k o je n i e Bóg mi w se r c e zsyła.
Nic się nie lęk a m i już nie spodziew am .
G d y b y m bvł takim , k tó r y się urodził
Na z d o b y w a n ie i p rz e w r o ty świata,
W ziąłb ym n i e p i a w o ś ć w lew icę, a w p ra w ą
Po rw ał miecz, ab y w y r ą b a ć m m wszystko,
W y k o s ić w koło, co mi stoi w drodze,
A p o zw ycięstwie czynić śm iało wszystk o
Co dusza p ragnie. Ale jam m e z tak ic h .
Tam dzieck o m n ic h ó w i m u szę um ierać, _ _
Bo na m y c h b a r k a c h cięży mi niepraw ość,
G o t o w e n a śm ierć badź-że, se r c e moje,
W chodzi A ksinja, za nią p o stęp u je Szujski.

SC E N A IV.

A k sin ja, S z u js k i, D ymitr.

J k s i n f a . AkS1^ W s z y s t k o , wiem wszystko, mój dru h u .


Trzym aj się m ężnie i b r o ń się, jak możesz.
T e n K om la kłam ie. T y ś j e s t p ra w y m c a ie m ,
O d m e g o Ojca w iem to. G d y cię ujizał,
P a d ł a n a m e g o niby słońc a iasnosc
Poznał cię zaraz i zawołał »Dymitr«.
Ovinitr. ó n po z n ał syna Iwana, b o m oże
Testem nim — ale czyż j e s t d o sy ć tego.
S m j s k f z ty lu do siebie. D zieckiem niepraw etn.

Odelindzi
D y m itr s a m o z w a n ie c , g
Dymitr. Aksinjo, chwila ro z stania n ad ch o d z i
A ksinja. Nie!
Dymitr. S c h o d z ę z świata. N ad szedł czas rozstan ia
W y zn a ć ci chciałem, dzie w eczko koc h ana ,
Ześ se r c a m e g o była cichem szczęściem.
A ksinja zakryw a sobie oczy.
D ługo-m nie wiedział, ja k ie są kobiety,
I gdy n ie d a w n o do nich się zbliżyłem, ’
L ę k m n ie ogarnął. P o t e m cie bie-m ujrzał
I t e n zaciszny św iat mi się otworzył.
K tó ry mężczyznę uszlachetnia, wznosi,
C ichą błog ością i głęb o k im czarem.
Z egnaj! Ze wszystkiem p o ż eg n a ć się muszę,
Ze wszelką władzą i jej m a je sta te m ,
K tó r y już do m n ie należał...
Aksillja. O , nigdy.
Oyinitr. T o mi przynosi ulgę. P o tr z e b u ję
T y lk o sp o k o ju dla sa m e g o siebie,
R o z stać się z t o b ą ciężko mi, o ciężko.
Czy wspo m nisz k ied y o b ied n y m Dymitrze,
j a k się w s po m in a s tr a c o n y c h przyjaciół?
A ksinja. Nie pytaj o to. Ja walczę, Dym itrze,
Z najw iększem m o je m uczuciem. — D o ciebie
S e r c e m nie ciągnie, a prz ecież o d p y c h a cicho
W sp o m n ie n i e ojca. Bo tw oje przybycie
Było zarazem śm iercią m eg o ojca.
Dymitr. Widzisz więc* Cóż mi, cóż mi p o ko ro n ie
G d y ciebie trac ę! Cóż mi p o tern życiu,
Gdy ty o d e m n ie zostaniesz daleko.
Cóż mi p o życiu. W ie m to, wiem to dobrze,
Ze uważałaś, najmilsza Ąksinjo,
Mnie za g o d n e g o sw eg o zaufania,
S w o je g o .. se rca i swojej... miłości
Aksiflja p rzery w a z głębokiem oddaniem się.
Miłości, tak, D ym itrze! — Przebacz, Ojcze!
Z głębi słychać silny odgłos trą b i bębnów.
Tylna odsłona podnosi gię.
S C H IL L E R - LAUBE.
96

SC E N A V,

S zujski, Hiob, P oprzedni i Prokop.


Z p rz e d n ie g o o d s tę p u sc h o d ó w aż do sa m ej g ó r y po
o b u s tr o n a c h lu d z ie z p o c h o d n ia m i. N a g ó rz e w k r a c z a ­
ł a m a rsz e m ż o łn ie rz e . N a d ru g im s to p n iu ro s y js c y d y ­
g n ita r z e . N a p rz e d n im o d s tę p ie p a tr ja c h a H io b , po je g o
s tr o n ie p ra w e j i le w e j d u c h o w n y , k a ż d y tr z y m a (g re c k i)
k rz y ż . Z p rz o d u po le w e j n a p ie rw sz y m o d s tę p ie p r z y ­
s tę p u je S z u jsk i do d u c h o w n y c h . Z a n im P ro k o p , z p i ­
s to le ta m i za pasem .

S zujski. W iesz, P a trja rc h o , że ra d a b o ja ró w


M oskiew skich tu ta j c ie b ie p ow ołała.
Hiob. W iem to. .
Szujkki. I w jakim celu ?
Hiob. W ie m t0 -
Szujski w dół do D ym itra.
C arze D ym itrze, zbliża s ię carow a. —
Na św ięty krzyż p rz y sięg a ć b ę d z ie ona,
Ż eś j e s t jej synem , a w ięc naszym caiem ,
P raw n y m p o rz ąd k iem d ziedziczności tro n u ,
G dv ta k , to M oskw a do n ó g ci u p a d n ie ,
Gdv pow ie »nie«, to w tedy ty upadniesz,
K to w R osji rządzi b e zp ra w n ie, te n ginie.
T a k ie je s t ru sk ie odw ieczne praw idło.
A ksinja w ybucha glośndm łkaniem
Odgłos trą b i bębnów
C arow a!
S z u jsk i z s tę p u je , za n im P ro k o p i w
p ro sc e n ju m . S z u jsk i p ó łg ło se m do P ro k o p a .
S ta ń tu ; bacz n a m e sk in ien ie!
DYMITR SAMOZWANIEC.

SCENA VI.

Marira, O lg a , Poprzedni. Potem Komla.

H iob sk in ął na przychodzącą z
z a trz y m u je n a p rz e d n i ^ w d ó ł. H io1j id z ie za
H iobem i s t a ,,

= ‘£:.:'.S ,
Komla.
- S

Hiob. C arow o! Język jakiegoś szaleńca,


K tórego wiodą, już bliskiego sm ier ...
W szyscy og ląd ają się. K om la ^ tru d em
O d s t ę p i e , p ro w a d zą go dw aj R osjanie, wlecze się

Złośliwy język te S° ,sza.lot!eg° 1n m. tk a


Powiedział, żeś ty m e je st wcalo matk .
T u stojącego m łodego D ym itra, .
K tóry się carem Moskwy mieni. Św ięta
T aoostolska Cerkiew cię zapyta. O dw raca się
Czy to je s t praw da. P oradź się sum .em a
do Komli

d y ' t e n m łodzieniec,“ta r dotychczasowy,


D ym itrem zwany, je st s y n e m Iwana
W asilowicza, ostatniego cara? _
Komla omdiewajtico. Być może, ze jes
98 S C H IL L E R - LA.UBE.
Hiob. O d p o w ie d z sta no w c zo!
Korala u siłu je się zaśm iać.
I wiesz, z niew ia sty jakiej j e s t z rodzon y?
Homla. W iem.
Ilioh. W iesz n a p e w n e ?
Homla. N apew ne.
Hiob. A zatem
P o w ie d z wyraźnie.
K ró tk a pauza.
Homla po chw ili, z w ielkim w ysiłkiem .
K a tin k i j e s t synem ,
Mojej niew iernej ż ony syn rodzony...
R o d z o n iu te ń k i syn... t o jes t jej b ę k a r t.
upada i u m iera. Ogólne poruszenie.
Hiob. K o m la u m ie r a z te m o st a tn i e m słowem.
L ec z j a k o sługa Boży d o d a ć m uszę:
T e n człowiek zawsze zły był i niezbożny,
B ezecn y człowiek. T o j e d n o j e d y n e
J e g o św ia d e c tw o w spra w ie takiej wagi
Nie m oże starczyć. T u c a ro w a Marła
Musi roz strzygn ą ć
do duchow nych:
W y s u ń c ie krzyż święty.
D uchow ni czynią to w te n sposób, że jeden z nich sta je
z pochylonym krzyżem po lew ej stro n ie Marfy, d ru g i
po p raw ej i slrładają je ta k n a krzyż, że oba ich korp u sy
p rz y ty k a ją do siebie.
C a ro w o Marfo. Połóż tw o je r ę c e
Na krzyżu i p r z e d m a j e s t a t e m Boga,
K tó ry p o k a r a ł b y cię za n i ep ra w d ę ,
P ow ie dz, czy m łodzian ten, D y m itr e m zwany,
Jest tw o im s y n e m ?
H arfa się ociąga.
D y m itr. Nie wahaj się, s p o k o jn ie m ów , carowo,
Co ci uczucie mówi. Mnie nie dotkn iesz,
D Y M ITR SAM O ZW ANIEC. 99
Bo we m n ie K o m la sw em o p o w ie d ze n ie m
B ezecnych czynów zachwiał wiarę w praw ość.
ogólne poruszenie.
Marta, Olga, flksinja razom ,
D ym itrze?!
D ym itr. W ie d zie ć chciałbym ty lk o p r a w d ę
R osjanie , p ro sz ę was o przeba cz enie ,
Jeśli ta p ra w d a m n ie tutaj p o tęp i.
Jeśli-m was uwiódł, to-m był u wiedziony,
Sam t e g o nie wiem, czym j e s t p ra w o w ity
Nie wiem, czy K om la w pół czy całkiem skłamał.
In n e g o św ia d ka p ra w d y dziś już niem a,
C zcigodna Pani, j a k głos tw e g o serca.
Mów to, co se r c e tw o je ci p ow iada,
Św ięcie uw ierzę Jeśli-m j e s t tw y m sy nem .
T o czuć to musisz. T o n m o je g o głosu,
T ch nien ie , spojrzenie, całe m e je s te s tw o .
Niech ci prz y p o m n i dziecko, coś zrodziła
I posiadała. Pow ie dz bez o g ró d k i
O bal mnie, jeśli nie czujesz, źem syn twój.
Hioll. Pow iedz, carow o, czyli te n m łodzien iec,
Je s t tw oim sy n e m ? T a k ?
M arta w w alce zc sobą. Ja t e g o nie wiem.
O gólne p o ru szen ie.
Szujski daje znak P rokopow i, P rokop przechodzi tyłem i staje
za D ym itrem .
Hiob z mocą. T o nie wystarczy. R ę k ę złóż na krzyżu!
M arfa czyni to ze drżeniem .
»Tak« albo »nie« o d p o w ie d z na pytanie.
D y m itr. W y b a w m ię z m ęki wątpliwości. Powiedz,
Co-ć sa m o z siebie ciśnie się n a usta.
Hiob. Czy go uważasz za sw o je g o sy n a ?
Warta po lconwulsyjnem w ahaniu pow iada w końcu
Nie ..
Ogólny k rzyk przerażenia. P rokop dobywa niew idocznie p isto letu
z pasa, obwodzi k u rk i i spogląda na Szujskiego.

7*
100 S C H IL L E R - L A U BE.
Dymitr. Bogu chwała,.. D uszę m am już wolną,
Ciało n ie c h p r a w o m p a ń s tw o w y m ulegnie!
Bierzcie m e życie. Daję je z p oko rą .
P ro k o p , w y s tę p u j! O k u p m e be zpra w ie
Uczciwą śm iercią! Ż e g n a jc i e ! !
P rzy s ło w ie „ śm ie r ć5ą “ Szujski daje znak. P ro k o p daje o gn ia.
D y m itr upada.
Nlarta, Olga, flksiuja razem . D ym itrz e!!!
Aksinja p o d b ieg a do D ym itra, k tó r y zsu w a s ię po ram ionach klęczącej
D y m itrz e! widzisz m nie jeszc ze ?
Dymitr. Bądź zdrowa.
Aksinja. T y ś m oje m sło ń c em na niebie, jam tw oja
D y m itr um iera.
-Marta i Olga w o ła ją D ym itrze! cisn ą c s ię do z w ło k j e g o ,
załam ując r ęce.
Marta Z w yrazem w ielkiego bólu. Czemuż, Dym itrze, nie
byłeś m ym syn em !
Szujski p o ch y la sm u tn ie g ło w ę , z b liża s ię do zw ło k , sta je
i m ów i złam anym g ło se m .
S z lac hetn y człowiek zapłacił s.wem życiem,
Źe nie szedł p r o s t o do R u r y k a rodu.
O św ie ć nas Boże, znaleść zn ow u c ara
T a k sz lac h etn e g o , j a k o t e n m łodzieniec...
W cz a sie o sta tn ic h słó w daje znak P a tr ja c h a ku g ó r z e, w t y le ,
a w te sło w a w p adają bębny i trą b y .

K urtyna zapada.
BIBLIOTEKA
N A R O O O W A

You might also like