You are on page 1of 14

Florian Znaniecki, Ludzie dobrze wychowani, w: Florian Znaniecki, Ludzie teraźniejsi a

cywilizacja przyszłości, PWN, Warszawa 1974, s. 147-155, 166-173, 178-187, 195-7.

Najpowszechniejszą i najbardziej uderzającą cechą wszelkich kręgów wychowawczych jest


przeważny, bezustanny nacisk, który kładą na ciało i psychikę osobnika jako przedmiot
działalności wychowawczej. Z samej istoty przygotowawczego wychowania wynika bowiem,
że ciało i psychika są to jedyne składniki osoby społecznej wychowanka, na które
wychowawcy świadomie starają się wpływać, gdyż są to jedyne składniki,

147

które w ich przekonaniu przetrwają okres wychowawczy i wejdą w skład wszelkich


późniejszych jego uosobień. Jego stan socjalny i jego funkcje zmienią się wszak zupełnie, gdy
z wychowanka, kandydata do społeczeństwa dorosłych, stanie się człowiekiem dojrzałym,
czynnym uczestnikiem tego społeczeństwa; toteż w oczach kręgu wychowawczego te
składniki jego obecnej osoby społecznej tylko o tyle wchodzą w grę, o ile są środkami
pomocniczymi przy urabianiu jego ciała i psychiki. Znaczenie zaś życiowe jego osoby jako
wychowanka polega na jego dotychczasowych i zamierzonych „postępach wychowawczych"
w odniesieniu do przyszłych ról.
Toteż badania porównawcze nad procesami wychowawczymi wykazują, że zawsze i
wszędzie, gdzie istnieje intencjonalne wychowanie, polega ono wyłącznie na usiłowaniach
urabiania wychowanka pojętego jako biopsychiczna „istota ludzka", tak jak w danej
cywilizacji w ogóle są ujmowane społecznie biopsychiczne istoty ludzkie. Ciało i psychika
definiowane są przez środowisko jako byty o specyficznych, „typowych cechach", niektórych
dodatnich, innych ujemnych; zadaniem wychowania, jak je wychowawcy pojmują, jest
usuwanie cech ujemnych, wyrabianie dodatnich, w przekonaniu, że wywołane przez
wychowanie modyfikacje trwać będą w ciele i w psychice i dzięki temu osobnik będzie
społecznie pożądanym typem w późniejszym życiu2.
Jednostka uświadamia sobie oczywiście, że w środowisku wychowawczym ujmuje się go
jako istotę biopsychiczną,

2 Zob. Socjologia wychowania, t. II.

148

przypisuje mu pewne cechy i cechy te ocenia. Kręgi wychowawcze od wczesnego jej


dzieciństwa starają się o to właśnie, aby ona to sobie uświadomiła; bezustannie dają jej
poznać, co „w niej" jest z punktu widzenia innych pożądane, a co niepożądane, i ciągle
wskazują, jak ma się zmienić w bezpośredniej lub dalszej przyszłości, aby przestano ją pod
pewnymi względami oceniać ujemnie, zaczęto zaś pod pewnymi względami oceniać
dodatnio;
Rozumie się, że wobec tego wszystkie zainteresowania wychowanka własną osobą ogniskują
się w jego jaźni odzwierciedlonej. Najpotężniejszymi jego dążnościami osobotwórczymi stają
się dążności do wywoływania dodatnich i unikania ujemnych ocen własnego „ja" cielesno-
psychicznego ze strony innych. Pod ciągłym naciskiem kręgów wychowawczych uczy on się
kształtować swą osobę społeczną w domu, w szkole, w kościele, w kręgu starszych
znajomych, wyłącznie ze względu na charakterystykę i wartościowanie jego jaźni przez dany
krąg. Im staranniej i dłużej jest wychowywany, im lepiej wychowawcy umieją nagiąć do
celów pedagogicznych inne kręgi, w których się obraca (np. związki młodzieży), tym trwalsze
i potężniejsze stają się te dążności. „Człowiek dobrze wychowany", to człowiek, który całe
życie, w każdej roli społecznej, dba przede wszystkim bądź o to, by zasłużyć „sobie" na dobrą
opinię kręgu, bądź uniknąć złej opinii kręgu o „sobie" - a to zależnie od tego, czy w
dzieciństwie i młodości nabył pod wpływem kręgów wychowawczych dobrego czy złego
mniemania o własnej jaźni odzwierciedlonej, więc czy przeważa w nim nadzieja na dodatnie
oceny, czy obawa ujemnych ocen.

149

Nie znaczy to zresztą bynajmniej, aby człowiek dobrze wychowany był igraszką opinii byle
jakiego środowiska, w którym się znajdzie. Przeciwnie, ma on ustalone sprawdziany wartości
ludzkiej i ważności ocen ludzkich, wie, czyjej opinii o sobie przypisywać wagę i jest w stanie
przeciwstawić się ocenom środowiska, którego nie uznaje za miarodajne, w oparciu o
rzeczywiste lub wyobrażone oceny innego środowiska. Lecz oparcie o czyjeś oceny jest mu
niezbędne do normalności społecznej. Jego zainteresowanie własną jaźnią jest bardzo
poważne, trwałe i głębokie.
Przy optymistycznym nastawieniu względem siebie jego przemożną dążność osobotwórczą
można by nazwać „pragnieniem osobistego uznania" raczej niż próżnością; nie ma w niej
naiwnej radości Murzyna afrykańskiego, paradującego w nowym stroju przed
współziomkami, ani blagi przechwalającego się w kręgu rówieśników chłopaka, ani płytkiej
pychy dorobkiewicza. Kręgi i wychowawcze bowiem poważnie traktują swe zadanie;
pochwalają u wychowanków tylko cechy, które uważają za istotnie cenne, wymagają, aby to
były cechy rzeczywiste, nie pozorne, trwałe, nie przelotne, skoro idzie nie o chwilową
teraźniejszość, lecz o długą przyszłość; wreszcie usiłują do pewnego stopnia uniezależnić
wartość ludzką od stanu socjalnego, skoro obecny stan socjalny wychowanka i tak się zmieni.
Oczywiście, sprawdziany wartości ludzkiej, stosowane przez kręgi wychowawcze, są
różnorodne w różnych cywilizacjach i niejednakowo dobierane i stosowane: w cywilizacji
chińskiej, starogreckiej, francuskiej średniowiecznej i współczesnej amerykańskiej różnice
sprawdzianów są uderzające, a i w tej samej cywilizacji narodowej kręgi

150

wychowawcze klasy próżnującej inne wyrabiać się starają cechy ciała i psychiki, niż kręgi
naukowe lub kręgi burżuazji przemysłowo-handlowej.
U optymistycznego człowieka dobrze wychowanego wiara we własną wartość ludzką jako
odzwierciedlenie ocen jego przez kręgi wychowawcze jest wynikiem objawów uznania, które
w tych kołach pozyskiwał. Wytworzone w procesie ciągłej podniety pragnienie uznania
osobistego nadal potrzebuje tej podniety, wymaga coraz to nowego zadowolenia, nie dlatego,
aby się upewnić o własnej wartości, lecz dlatego, że sama istota tej wartości polega na
uświadamianiu sobie cudzych opinii, aktualnych lub choćby potencjalnych. Jak w pospolitej
próżności, tak i tu, jedynym sposobem pozyskiwania coraz to nowego zadowolenia jest
szukanie coraz to nowych środków zwracania aa siebie przychylnej uwagi. Tylko
środki te są starannie dobierane i subtelnie stosowane, gdyż kręgi wychowawcze zwykle
potępiają u wychowanków nadmierne zajmowanie starszych własną osobą i otwarte żądanie
pochwał; a także, człowiek dobrze wychowany przywykł zadowalać się umiarkowanymi
objawami uznania lub nawet domyślnym uznaniem. Są to jednak sprawy wtórne. Sprawą
pierwszorzędną jest natomiast, że przekonany o własnej wartości człowiek dobrze
wychowany żyje pełnią życia tylko wtedy, gdy jest otoczony ludźmi, umiejącymi go ocenić i
ma sposobność do częstego zasługiwania sobie na otwarte lub choćby milczące
wartościowania z ich strony.
Dopóki był wychowankiem, sposobności tej dostarczał częściowo samorzutny rozwój własny,
częściowo przyswajanie sobie od wychowawców coraz to nowych

151

wartości i uczenie się coraz to nowych czynności pod ich kierunkiem. Do pewnego stopnia
ten sposób pozyskiwania objawów uznania trwa i nadal. Człowiek dobrze wychowany nie
zaniedbuje się po ukończeniu i okresu wychowawczego, lecz w dalszym ciągu, choć w
powolniejszym tempie, doskonali swe ciało i psychikę, nadal przyswaja sobie nowe wartości i
wprawia się w nowe czynności, dobierając je ze względu na to, jak te nabytki jego społecznej
jaźni odtworzonej ocenione będą przez innych na zasadzie niewątpliwych sprawdzianów
wartości ludzkiej.
Wszelkie więc innowacje, które przyjmują ludzie dobrze wychowani - czy to będą nowe
odmiany sprawności fizycznej, wzory estetycznego wyglądu, sposoby zewnętrznego
zachowania się, urządzenie mieszkań, reguły higieniczne, nowe wiadomości i uzdolnienia
intelektualne, prądy artystyczne i literackie, nowe przejawy życia religijnego, nowe rodzaje
działania społecznego, nowe idee humanitarne lub polityczne itd. - muszą mieć zawsze za
sobą autorytet osób lub grup o wybitnej a uznanej wartości, aby ludzie dobrze wychowani
mieli tę pewność, że ich przyswojenie będzie dodatnią cechą osobistą. Przez całe dzieciństwo
i młodość przywykli oni bowiem przyjmować wszystko nieznane tylko na autorytet
wychowawcy i nadal potrzebują kogoś, co miejsce wychowawcy zastąpi.
Z rosnącą pewnością siebie człowiek dobrze wychowany sam odważa się na występowanie
jako autorytet wobec innowacji. Wtedy jednak musi mieć tę pewność, że jego autorytet będzie
uznany, to znaczy, że przyswojenie sobie przez niego nowej wartości, nauczenie się

152

nowej czynności, będzie ocenione przez krąg społeczny jako dodatnia cecha osobista.
Innowacja musi więc tak czy inaczej dać się podciągnąć pod ustalone wśród ludzi dobrze
wychowanych sprawdziany i musi być w zasadzie dostępna wielu ludziom dobrze
wychowanym, aby wywołać naśladownictwo, które jest ostatecznym dowodem społecznym
autorytetu.
Toteż człowiek dobrze wychowany nie ma w sobie nic z pioniera. Nawet jeśli posiada
autorytet i używa go do wprowadzenia innowacji, zawsze woli być tym drugim niż tym
pierwszym; chce, by ktoś inny wziął na siebie ryzyko wypróbowania, czy innowacja zgadza
się z ustalonymi sprawdzianami wartości ludzkiej. Gdyby zaś okazały się jakieś
wątpliwości, czy dana innowacja nie wykracza przeciw regułom „dobrego wychowania" w
danej dziedzinie kultury, bez wahania odmówi swego poparcia inicjatorowi.
Dlatego np. nowe mody są często celowo dawane do wypróbowania nie ludziom dobrze
wychowanym, lecz kobietom z półświatka i „pozłacanej" raczej, niż „złotej" młodzieży
męskiej. Skłonność zaś człowieka dobrze wychowanego do nabywania takich jedynie cech,
które mogą być naśladowane przez innych ludzi dobrze wychowanych jako objawy wartości
ludzkiej, wyraziła się w znanych, obyczajowo ustalonych faktach. Tak np. człowiek dobrze
wychowany nie pyszni się posiadaniem przedmiotów, dostępnych tylko nielicznym ludziom
bardzo bogatym. Chociaż znawstwo sztuki, a nawet amatorskie jej wykonywanie, często
bywa uważane za wartościową cechę osobistą, wybitny talent artystyczny jako cecha nie
dająca się naśladować

153
jest uważany za podstawę osobistej wyższości tylko u zawodowych artystów, nie u
arystokracji lub zamożnej burżuazji.
Poza zdobywaniem nowych cech mogących wywołać dodatnie oceny, niemniej skuteczną a
łatwiejszą metodą zadowolenia żądzy uznania u dorosłego człowieka jest szukanie nowych
styczności jednostek i kręgów społecznych, dla których by jego osoba była nowością. Dobrze
wychowany optymista osobisty jest człowiekiem l towarzyskim, dużo bywającym, ciążącym
do wielkich i miast, do ośrodków, w których zjeżdżają się inni ludzie dobrze wychowani.
Wizyty towarzyskie, salony, miejskie ogniska kulturalne, zjazdy i kongresy wszelkiego
rodzaju itp. są przeważnie dziełem optymistów dobrze wychowanych, potrzebujących nie
„zabaw", lecz kontaktu osobistego - nie tyle dla wymiany myśli i podniety intelektualnej, ile
dla wymiany wzajemnego uznania i podniety społecznej.
Lecz ponieważ uznanie osobiste w pełni uzyskać można tylko od ludzi, którzy mają
zasadniczo te same sprawdziany wartości osobistej i umieją je stosować, człowiek dobrze
wychowany dobiera starannie kręgi społeczne, do których wchodzi. Unika przede wszystkim
ludzi źle wychowanych. O ile ludzie ci gotowi są uznawać bezkrytycznie jego zalety, którym
nie mogą dorównać i jego sprawdziany, nawet gdy ich nie rozumieją, odnosi się do nich z
pobłażliwą i daleką wyższością; ma jednak pogardę pełną oburzenia dla tych, którzy
koncepcję dobrego wychowania jako ostatecznego źródła wartości ludzkiej świadomie
odrzucają. Natomiast ludzi, którzy tę koncepcję uznają i jak on przeszli staranne wychowanie,
lecz wyrośli w innych tradycjach kulturalnych,

154

o odmiennych sprawdzianach wartości ludzkiej, szanuje, lecz niechętnie do nich się zbliża.
Z tych dążności do stykania się tylko z ludźmi tego samego typu biograficznego wynika, że
ludzie dobrze wychowani wszędzie tworzą osobną, „wyższą" warstwę społeczną, wyraźnie
odgraniczającą się od „niższej" reszty społeczeństwa. Odgraniczenie to polega nie na
unikaniu stosunków społecznych w ogóle, lecz na zachowywaniu takiej odległości społecznej
między sobą a niższymi, aby można było ignorować ich oceny jako nie dotyczące „jaźni"
człowieka dobrze wychowanego, tylko jego stanu lub funkcji społecznej. Zaznaczamy, że
nie chodzi tu bynajmniej o klasę opartą na wyższości stanu lub o kategorie zawodowe oparte
na różnicach funkcji, lecz tylko o przedział oparty na zrzeszaniu się ludzi, którzy mają za sobą
długoletnie wychowanie i uznają je za podstawę wartości osobistej, w przeciwieństwie do
ludzi o innych typach biograficznych. Warstwa „dobrze wychowanych" może się dzielić na
różne zespoły i wspólnoty o różnych tradycjach wychowawczych i te zespoły i wspólnoty
mogą być nierówne stanowo, jak senatorowie i rycerstwo w Rzymie, duchowieństwo,
szlachta i wyższe mieszczaństwo w późnym średniowieczu, lub dziś arystokracja rodowa,
obywatelstwo ziemskie (ang. country gentry), dziedziczna plutokracja, dziedziczna
średniozamożna burżuazja, wreszcie „inteligencja" zarobkująca. Lecz w odgraniczeniu od
ludzi „źle wychowanych" są one solidarne. W niektórych społeczeństwach, jak w Anglii,
solidarność ta wyraziła się w radykalnej antytezie warstwy, w której mężczyźni są gentlemen
a kobiety ladies i całej reszty ludzi.

155
(….)

Z takim nastawieniem człowiek dobrze wychowany wchodzi w świat, traktując


bezrefleksyjnie nowe środowisko, społeczne jako dalszy ciąg środowiska wychowawczego,
nieraz oczekując od tego ostatniego, że mu przygotuje drogę. Ludzie „powinni" się
człowiekiem dobrze wychowanym przychylnie interesować, porozumiewać się z nim,
sympatyzować, współdziałać, zastępować go w potrzebie - w ogóle zachowywać się
względem niego z opiekuńczym altruizmem. Skala tych oczekiwanych praw zależy w
jego przekonaniu od jego osobistej wartości; człowiek dobrze o sobie mniemający oczekuje
opiekuńczo-altruistycznej postawy od szerszych i liczniejszych kręgów i sądzi, że od niego
tylko zależy wybór kręgu; człowiek skromny, o małym o sobie mniemaniu, czeka aż taki lub
inny krąg społeczny dobrowolnie się nim zajmie. Jeden i drugi jednak staje zdumiony i
bezradny wobec wszelkiego środowiska, w którym samo jego istnienie jako istoty cielesno-
psychicznej nie wystarcza do obudzenia pozytywnego zainteresowania, w którym trzeba,
nawet najskromniejsze stanowisko moralne czynnie sobie wyrobić; a to jest w dzisiejszych
czasach nieuniknionym doświadczeniem każdego, zmuszonego wyjść z warstwy ludzi dobrze
wychowanych lub przejść do innego zespołu ludzi dobrze wychowanych, o odmiennych
tradycjach i sprawdzianach wartości ludzkiej.
A dalej, człowiek dobrze wychowany polega na istnieniu gotowej hierarchii stanowisk, w
której zajmuje określone miejsce i może się wznosić po drabinie społecznej. W rodzinie, w
szkole, w kościele jego stanowisko jako wychowanka jest podporządkowane stanowiskom

166

głównych wychowawców, których autorytet pochodzi od szerszych grup społecznych;


wyższość wychowawcy nad wychowankiem jest pierwszą różnicą hierarchiczną stanowisk, z
jaką wychowanek się styka, i pierwsze jego usiłowania podniesienia własnego stanowiska
najczęściej polegają na, odgrywaniu roli wychowawcy względem innych dzieci. Z wiekiem
stanowisko jego wznosi się w miarę, jak przechodzi z jednej klasy wieku do wyższej,
częściowo automatycznie, częściowo w zależności od swych postępów w rozwijaniu cech
osobistych, wymaganych przez wychowawców. W życiu późniejszym oczekuje więc, jako
czegoś normalnego, dalszego wznoszenia się z wiekiem na coraz to wyższe stanowiska,
szybciej lub wolniej, zależnie od społecznego uznania swej jaźni odzwierciedlonej.
Taka hierarchia stanowisk powinna być przy tym, w wewnętrznym przekonaniu człowieka
dobrze wychowanego, zabezpieczona przez jakąś grupę społeczną - jak to się dzieje w
rodzinie i w szkole. Człowiek dobrze wychowany nie chce walczyć o stanowisko; chce, aby
mu było z góry wyznaczone. Może współzawodniczyć o uznanie wartości własnej jako istoty
cielesno-psychicznej, lecz za uznaniem jego wartości ludzkiej musi iść odpowiednie
stanowisko. W społeczeństwach prostszych kombinacja wieku i przyszłych „zasług", w
których człowiek wykazywał swą wartość osobistą, była podstawą hierarchii, przejawiającej
się w różnych formach towarzyskich i ceremoniach obyczajowych; w społeczeństwach
bardziej skomplikowanych idealnym systemem dla człowieka dobrze wychowanego jest
system stanowisk w biurokracji, w armii w czasie trwałego pokoju,

167

w kościele, gdzie awans zależy po części od wieku, po części od wartości osobistej ocenianej
przez starszych w randze znawców.
Uderzającym i powszechnie znanym jest dążenie ludzi dobrze wychowanych, nawet w
najbardziej zdemokratyzowanych i podziwiających samodzielność społeczeństwach, do
zajmowania gotowych „posad"; w parze z tym idzie wybitna niechęć do wyrabiania sobie
stano, wisk na własną rękę Prawnik szuka urzędu lub posady u starszego prawnika; inżynier
posady w fabryce lub instytucji rządowej; humanista lub przyrodnik posady nauczyciela lub
asystenta; wykształcony handlowiec posady biurowej; nawet lekarz woli zwykle posadę w
szpitalu od samodzielnej praktyki. Gdyby nie odwieczna tradycja, łącząca samodzielność w
„wolnych zawodach" z uznaniem wartości osobistej, wyrabianie sobie nowych stanowisk
przez ludzi dobrze wychowanych byłoby jeszcze rzadsze 7.
Realistyczny wpływ wychowania współdziała tu z ideacyjnym jego wpływem. Bo
wychowanie w pojęciu wychowawców ma dawać wychowankom wyłączne prawo do
zajmowania pewnych gotowych stanowisk przez rozwój takich właściwości ciała i psychiki,
które w ich przekonaniu są dla tych stanowisk potrzebne. Dotyczy to tak samo wychowania
ogólnego, jak specjalnego. Wychowanie całkowite, „skończone", tworząc ludzi dobrze
wychowanych, od wieków starało się dawać im przywileje do gotowych stanowisk,
dopełniając (jak np. u rycerza) lub zastępując (np. u kapłana)

7 Znany jest dawny zwyczaj, w Anglii i gdzie indziej, kupowania wyrobionych z pokolenia w
pokolenie praktyk lekarskich i prawnych.

168

przywileje odziedziczone. W nowszych czasach stało się to głównym zadaniem ostatniego


stadium wykształcenia szkolnego: szkoły wyższej, której „dyplom" jest poświadczeniem
zdobytego na pewne stanowiska monopolu. Zadanie to szkoły mogły i mogą wypełniać o tyle
właśnie, o ile faktycznie pewne stanowiska w społeczeństwie dojrzałym są zarezerwowane
dla ludzi z wyższym wykształceniem. A stanowiska te są zarezerwowane o tyle właśnie, o ile
ludzie z wyższym wykształceniem organizują społeczne hierarchie stanowisk i kontrolują ich
rozdawanie. Wiadomo zaś, że w większości społeczeństw tak jest do dziś dnia, gdyż nawet
tzw. dorobkiewicze, wytworzywszy dla siebie stanowiska dominujące, przyjmują na ogół
sprawdziany ludzi dobrze wychowanych, gdy idzie o „wyższe wykształcenie". Tylko,
podczas gdy dawniej i stanowiska, i typy wyższego wykształcenia mniej były
zróżnicowane, dziś zróżnicowanie stanowisk idzie w parze z rosnącym zróżnicowaniem
wykształcenia i rosnącą specjalizacją monopoli wychowawczych. Za jak niezbędne uważa się
te monopole, dowodzi nacisk, jaki szkoły i państwa kładą na regulację dyplomów.
Nie tylko jednak w hierarchiach stanowisk moralnych objawia się wpływ wychowania i
warstwy ludzi dobrze wychowanych. Człowiek dobrze wychowany oczekuje - zgodnie
zresztą z odwiecznymi tradycjami społecznymi - że każdemu stanowisku, jakie zajmie,
odpowiadać będzie zapewniona z góry i niezależnie od niego pozycja ekonomiczna. Od
niemowlęctwa bowiem miał niezależnie od siebie zapewnioną pozycję, biernie przyjmując
świadczenia, może skromne, lecz wystarczające dla życia i zajmowania się własnym
postępem osobistym. Za te

169

świadczenia nic wzajemnego nie dawał, jego funkcja bowiem polegała na wykonywaniu woli
wychowawców i kształtowaniu swej jaźni pod ich kierunkiem, oczywiście zaś funkcja ta nie
stała w żadnym związku ekonomicznym z jego pozycją. Ta ostatnia wiązała się wyłącznie i
bezpośrednio z jego stanowiskiem moralnym: przez to samo, że żył w kręgu wychowawczym
jako przedmiot swoistych obowiązków ze strony uczestników tego kręgu, miał prawo do tego,
aby mu dawano utrzymanie na poziomie ekonomicznych zasobów kręgu. Wyrobiło się w nim
tedy oczekiwanie, że i w innych kręgach pozycję ekonomiczną będzie miał ustaloną.
I tu także ideacyjne wpływy harmonizują z realistycznymi, kręgi wychowawcze bowiem
świadomie starają się zapewnić wychowankowi na przyszłość pozycję ekonomiczną łącznie
ze stanowiskiem moralnym. W tym kierunku działa i zasada dziedziczenia dorobku
materialnego poprzednich pokoleń przez następne, i zasada monopolu pewnych stanowisk dla
ludzi dobrze wychowanych. Jako przyszły członek grup społecznych, młody osobnik ma
prawo do udziału we własności materialnej tych grup tak samo, jak do udziału w ich kulturze
duchowej; całe jego traktowanie w dzieciństwie i młodości to implikowało. Z poczuciem tego
prawa wchodzi on w społeczeństwo dojrzałe, i, jeśli mu to społeczeństwo bytu nie zapewni,
fakt taki wywołuje w nim świadomość krzywdy i rozgoryczenie. Nie zadowala go też, jak
ambitnych dorobkiewiczów, sama możność zdobywania sobie majątku w ramach ustaw i
obyczajów. Jako człowiek dobrze wychowany, nie powinien i nie potrzebuje czynnie sobie
wyrabiać pozycji ekonomicznej,

170

skoro wychowanie, które otrzymał, było pojmowane i jemu przedstawiane jako źródło
monopolu ekonomicznego dlatego właśnie, że miało być źródłem monopolu społecznego.
Niech masy walczą o byt, jeśli muszą; jemu wyraźnie lub domyślnie obiecywano, że
wychowanie wyniesie go ponad walkę o byt, która" zresztą nie zgadza się z jego godnością
osobistą, że nie daje mu wprawdzie bogactw, jeśli ich dziedzicznie nie posiada, lecz spokojne
istnienie na poziomie, odpowiadającym jego wartości osobistej. Uzyskując prawo do
stanowiska w kościele, w urzędzie, w szkolnictwie, w banku, w biurze fabrycznym,
wychowanek po ukończeniu szkoły wyższej uzyskuje jednocześnie prawo do „pensji"
odpowiadającej temu stanowisku; nawet w zawodach wolnych charakter monopolu
ekonomicznego ma być zapewniony przez to, że ludziom bez należytego wykształcenia nie
wolno odnośnych czynności wykonywać za opłatą.
Analogiczną postawę wyrabia wychowanie w odniesieniu do sfery bezpieczeństwa osobnika.
Pod staranną opieką rodziny, kręgu sąsiadów i znajomych, szkoły, i kościoła, które go
chronią od krzywd i urazów ze strony innych ludzi, osobnik wyrasta w przekonaniu, że
bezpieczeństwo osobiste jest naturalnym zjawiskiem w społeczeństwie. Wchodzi więc w
życie dorosłych z oczekiwaniem bezustannej pieczy ze strony grup, w których żyje, przede
wszystkim gminy i państwa. Stąd jego ufność w ustawy karne i cywilne oraz przepisy
administracyjne, jego poleganie na policji i sądach. Tu jest też jedno ze źródeł skłonności
warstwy ludzi dobrze wychowanych do ciągłego rozbudowywania prawodawstwa

171

i administracji. Gdy system zapewniający bezpieczeństwo załamie się, ludzie dobrze


wychowani stają się zupełnie niezdolni do opanowania sytuacji; umieją tylko, jeśli ich
wychowanie obejmowało odpowiednie cechy fizyczne i psychiczne, odważnie się bronić i
ginąć. Typowych przykładów dostarcza zachowanie się arystokracji francuskiej w ciągu
„wielkiej rewolucji", arystokracji i inteligencji rosyjskiej w ciągu rewolucji bolszewickiej.
Interesująca jest postawa ludzi dobrze wychowanych w sprawach prywatności. Wychowanek
mało ma prywatności, gdyż całe jego życie w zasadzie podlega kontroli wychowawców.
Środowisko wychowawcze przyzwyczaja go do załatwiania prywatnie tylko spraw
koniecznych, lecz „nieprzyzwoitych". Sam on szuka prywatności, gdy chce czynić coś
niedozwolonego. Sfera prywatności łączy się więc u niego z poczuciem potrzeby tajności:
prywatne jest to, co powinno być tajone przed innymi, czego ujawnienie grozi ujemną oceną
własnej jaźni przez krąg społeczny. Osobnik dobrze wychowany broni więc zawzięcie
dostępu do swej prywatności, czuje się upokorzonym, gdy inni w tę sferę wkroczą; ale
wszystko, co nie musi być tajone, jest dostępne kontroli społecznej. Taka postawa występuje
jednak tylko w odniesieniu do innych ludzi dobrze wychowanych. Względem ludzi „źle
wychowanych" natomiast osobnik dobrze wychowany ma to poczucie, że całe jego życie
osobiste powinno być zabezpieczone przed kontrolą, prócz tego, co ma charakter wyraźnie
publiczny, a to nie dlatego, że jest „nieprzyzwoite" lub „niedozwolone", lecz przeciwnie,
dlatego, że jest zbyt cenne, niemal wzniosłe, że kontrola przez ludzi nie obeznanych ze
sprawdzianami dobrego wychowania jest odczuwana jako rodzaj

172

profanacji. Ta dwoistość sfery prywatności przyczynia się do pogłębienia przedziału między


warstwą dobrze wychowaną a masami.
Widzimy tedy, że z tym bezustannym naciskiem, który kręgi wychowawcze kładą na „cechy
osobiste" jednostki jako przedmiotu ocen środowiska, z wyolbrzymieniem wskutek tego. w
jej oczach doniosłości własnej jaźni odzwierciedlonej, wiąże się rozwój swoistych dążności,
dotyczących stanu socjalnego. Stan socjalny przedstawia się ludziom dobrze wychowanym
jako należny im z racji tej swoistej wartości osobistej, jaką im nadało wychowanie, która u
danego osobnika może być mała w porównaniu z innymi ludźmi jego warstwy, lecz której
ludzie „źle wychowani" zupełnie nie posiadają, choć mogą mieć inne zalety, które człowieka
dobrze wychowanego nie obchodzą. Każdy człowiek dobrze wychowany świadomie lub
podświadomie oczekuje, że społeczeństwo w ogóle bez jego wyraźnego wysiłku zapewni mu
stanowisko moralne, odpowiadającą temuż pozycję ekonomiczną, bezpieczeństwo od
krzywd i od upokarzającej kontroli; dlatego tylko, iż jest „sobą", czyli urobioną zgodnie ze
sprawdzianami istotą biopsychiczną, muszą się znaleźć kręgi społeczne, które mu to
wszystko dadzą. Toteż warstwa ludzi dobrze wychowanych stara się zachowywać i
doskonalić tylko taką rzeczywistość społeczna, która im i ich potomkom i wychowankom
wszystko to gwarantować się zdaje. Głęboki, zasadniczy konserwatyzm tej warstwy nie
wyklucza zresztą u niektórych zespołów i w niektórych okresach marzeń o przekształceniu
istniejącej rzeczywistości. Gdy jednak przyjdzie) wprowadzić marzenia w życie, ludzie
dobrze wychowani; (prócz nielicznych wyjątków, o których później) cofają się przed

173

realistycznym wykonaniem ideacyjnych zamierzeń, gdyż faktycznie boją się zburzyć


porządek stanowy – utracić posiadane stanowiska lub nadzieję na inne, żyć w niepewności
ekonomicznej, osłabić instytucje władzy, która uważają za niezbędną podstawę
bezpieczeństwa, narazić się na poniżenie swej godności.

174
(…)
Gdy tak przez jakieś dwadzieścia lat osobnik przyucza się do traktowania wszystkich swych
czynności kulturalnych jako dowodów swej własnej dodatniości lub ujemności i do uważania
za dodatnie tego, co jest formalnie zgodne z regułą, za ujemne - co z regułą sprzeczne, nie
może później zmienić radykalnie swej postawy i zacząć oceniać czynności, wchodzące w
zakres jego obiektywnego zadania, nie z punktu widzenia ich zgodności z regułami, lecz ze
względu na ich obiektywne wyniki. Człowiek dobrze wychowany w każdej funkcji społecznej
stara się czynić to, co powinien i tak, jak powinien w świetle norm logicznych, estetycznych,
religijnych, technicznych itd., które sobie w okresie wychowawczym przyswoił. Jeżeli nie ufa
we własne zdolności, nie chce spełniać takich funkcji, które nie podpadają pod znane mu
reguły. Jeżeli natomiast w procesie wychowawczym nabył przekonania, że łatwo uczy się
wykonywać nowe zadania, gotów jest podejmować się nowych i obszernych funkcji, lecz
przede wszystkim stara się dowiedzieć jak najdokładniej, jakie będzie miał zadania do
spełnienia i jakie reguły w danej funkcji obowiązują. Nie daje się ponosić entuzjazmowi;
rozmach twórczy, łamiący ustalone sprawdziany, przedstawia mu się jako niebezpieczny i dla
samego twórcy i dla obiektywnej kultury; w samodzielnym szukaniu nowych dróg widzi
przede wszystkim groźbę zabłąkania się na bezdrożach.
To trzymanie się reguł i zasad jest zresztą niezależne

178

od stopnia zdolności twórczych osobnika; jest to sprawa nastawienia społecznego. Uczony o


najwybitniejszym umyśle, który poddał się długotrwałemu wpływowi kręgów
wychowawczych, ograniczać się będzie do monografii i syntez w ramach
problematyzacji naukowej, panującej w sferze ludzi tak samo jak on wychowanych, gdyż tym
sposobem unika ryzyka umysłowego i może osiągnąć formalną doskonałość; niepojęte byłyby
inaczej tego rodzaju zjawiska, jak istnienie do dziś dnia w szerokich kołach problemów,
sprawdzianów formalnych i metod syntezy scholastyki średniowiecznej, zwłaszcza
tomizmu, jak blisko dwudziestowiekowe trwanie „nauki prawa" zainicjowanej przez
prawników rzymskich, jak kult nieustający erudycji historycznej, jak obecne panowanie
metody statystycznej w socjologii, ekonomice, psychologii i pedagogice. Podobnie
utalentowany a dobrze wychowany artysta tworzy dzieła technicznie doskonałe, lecz nie
wybiegające poza znany i ceniony typ estetyczny, nie dlatego, że nie umiałby inaczej, nie dla
kariery, jak go chętnie posądzają buntownicy i cyganie, lecz dlatego, że tylko w oparciu o
ustalone normy czuje się pewny, iż jego dzieła będą wartościowe, a bez tej pewności nie
umie tworzyć. Dobrze wychowany człowiek religijny nie zostanie prorokiem, heretykiem,
ani bezbożnikiem; chce zawsze i oprzeć się na pewnej podstawie dogmatycznej i obrzędowej
jakiegoś zwartego i tradycjonalistycznego koś1cioła, nie zbacza, w nieznane, tłumi w sobie
irracjonalne wybuchy mistycyzmu zarówno jak krytycyzmu i zwątpienia, w ostateczności zaś
ogranicza się do biernego! indyferentyzmu. Funkcjonując w życiu politycznym 1
ekonomicznym, człowiek dobrze wychowany spełniać

179

się stara przepisane zadania ku zadowoleniu innych i własnemu, jeśli zaś posiada wybitną
inteligencję i umysł krytyczny, skierowuje je na usunięcie braków i udoskonalenie systemów,
w których uczestniczy. Jeśli w nadzwyczajnych warunkach środowisko żąda od niego
działalności reformatorskiej, przekształcenia systemu lub zastąpienia go przez nowy, stara on
się zawsze znaleźć jakiś wzór gdzie indziej lub nawrócić do czegoś, co już było. To ostatnie
dążenie jest jednym z czynników znanego zjawiska wahadłowości w życiu politycznym
krajów, rządzonych przez ludzi dobrze wychowanych - periodycznego, alternatywnego
powracania w kryzysach do porzuconych na czas pewien zasad.
Ponieważ ustalenie sprawdzianów i zapewnienie poparcia środowiska dla obiektywnych
zadań jednostki najskuteczniej się osiąga przez instytucjonalizację tych zadań w
zorganizowanych grupach społecznych, więc ludzie dobrze wychowani zawsze dążą do tego,
aby ich funkcje miały sankcję grup społecznych i były przez te grupy uregulowane. Liczne są
i znane tego przykłady, jak to: państwowa instytucjonalizacja funkcji nauczycielskich,
instytucjonalna kontrola funkcji lekarskich przez towarzystwa lekarskie i szkoły medyczne,
funkcji adwokackich - przez związki prawników, funkcji poznawczych i estetycznych - przez
akademie i stowarzyszenia naukowe i artystyczne itd. Grupy te zawsze stawiają silny opór
wszelkim zmianom w wyznaczaniu odnośnych zadań kulturalnych i w zasadach, według
których ocenia się ich wykonywanie.
W zakresie aktywności moralnej kręgi wychowawcze kładą wyłączny nacisk na personalne
postępowanie wychowanka względem uczestników kręgu, ignorują zaś
180

zupełnie obowiązki zespołowe (które dopiero w ostatnich czasach gdzieniegdzie zaczynają,


być brane pod uwagę). Główną sprawą przy tym jest inhibicja dążności niepożądanych,
dyscyplina wewnętrzna, powodująca powstrzymywanie się wychowanka od postępków,
szkodzących lub niemiłych innym, „prywacyjna" doskonałość moralna. „Dobre"
sprawowanie to hamowanie popędów do „złego" sprawowania, jak każdy z nas pamięta z
czasów szkolnych. Każdemu też człowiekowi dobrze wychowanemu zostaje na całe życie
jako główna wytyczna moralna ta zasada „nieszkodliwości", która wprawdzie jest uznawana
przez wszystkie kręgi społecznej, lecz nigdzie nie jest pojmowana tak subtelnie i
wszechstronnie, jak w warstwie ludzi dobrze wychowanych, która wychodząc z niej
stworzyła cały skomplikowany system norm objętych w pojęciu „taktu", a mających
zapobiegać już nie ważnym krzywdom zakazanym przez elementarne reguły obyczajowe i
prawne, lecz drobnym urazom.
Natomiast daleko mniej poważnie traktują kręgi wychowawcze sprawę pozytywnej
aktywności moralnej wychowanka, obowiązki spełniania postępków o wynikach
wartościowych dla uczestników kręgu. Na ogół bowiem wychowanek mało może uczynić
pozytywnego, co by miało istotną wartość dla wychowawców, a nawet gdyby mógł,
wychowawcy na ogół wolą nie dopuścić, by im oddawał poważniejsze usługi, i ze względu na
to, aby go nie odrywać od jego głównego zadania - doskonalenia własnej istoty cielesno-
psychicznej - i ze względu na własny autorytet, który w powszechnym mniemaniu wymaga,
by wychowawca był od wychowanka zupełnie niezależny, wyniesiony ponad potrzebę jego
pomocy.

181

Wartościowymi dla wychowawców nie są „dobre czyny" wychowanków w obiektywnym ich


przebiegu, lecz „dobre chęci", objawiane w tych czynach, bądź jako dowody przywiązania
wychowanków, bądź jako dowody powodzenia działalności wychowawczej, rozwoju u
wychowanka pożądanych cech charakteru.
Wychowanek oczywiście wyraźnie sobie z tego zdaje sprawę, że wychowawcom chodzi o
intencje, nie o wyniki jego czynów. Z początku nieraz czuje się zawiedziony, że jego wyniki
są dla wychowawców nieistotne, z czasem jednak przyzwyczaja się do wartościowania
samych dobrych chęci. Jego późniejsze życie moralne jest też przede wszystkim życiem
dobrych chęci, objawianiem gotowości do czynów dla dobra innych, zwłaszcza tych, co do
których podświadomie jest przekonany, |że podobnie jak niegdyś wychowawcy, wyników
jego i działania nie potrzebują, lecz cenić będą jego życzliwe intencje. Etyka idealizująca
dobre chęci została głównie wytworzona przez warstwy ludzi dobrze wychowanych dla
stosunków między sobą. Człowiek dobrze wychowany stara się też, o ile może, nie
przyjmować świadczeń zaofiarowanych, lecz cenić cudze dobre chęci, jak gdyby były
wykonane; z drugiej strony jednak, jeżeli tych świadczeń rzeczywiście potrzebuje i przyjmie,
ten który je „z dobroci serca" ofiarował, nawet jeśli jest zaskoczony, że z jego gotowości
skorzystano, winien zachowywać się tak, jak gdyby obiektywna wartość realna świadczenia
była dla niego samego nieistotna i znaczyła tylko jako dowód jego życzliwości.
W wielu kręgach wychowawczych wymaga się od j wychowanka świadczeń pozytywnych nie
względem wychowawców, lecz względem rówieśnych lub młodszych

182
uczestników kręgu, ewentualnie względem osób spoza kręgu, np. „biednych". I tu jednak
wychowanek zdaje sobie sprawę, że wartość rzeczowa, obiektywna jego „dobrych uczynków"
jest drugorzędna w porównaniu z wartością świadczeń, do których zdolni są ludzie dorośli, w
szczególności sami wychowawcy, że więc jeżeli żąda się od niego, aby takie uczynki spełniał,
to ze względu na ich wartość subiektywną, aby spełniając je miał sposobność do „zasługi
moralnej". Zasługa moralna zaś jest w prostym stosunku do jego „poświęcenia", do
przykrości, jaką mu samemu jego dobry uczynek sprawia, lub przyjemności, której się dla
jego spełnienia wyrzeka.
Ta ocena poświęcenia samego w sobie (która zresztą, prócz społecznych, ma także źródła
religijne w ofiarach na rzecz bóstwa) jest zasadą charakterystyczną moralności ludzi dobrze
wychowanych. W „dobroczynności" tej warstwy względem warstw upośledzonych
odwiecznie i w różnych społeczeństwach rządzą te dwie zasady - dobrych chęci i poświęcenia
- z przewagą jednej lub drugiej w indywidualnych wypadkach, zależnie od tego, jak poważnie
osobnik swą funkcję moralną traktuje. Że obiektywne wyniki tej „dobroczynności" zawsze
prawie będą nieznaczne w porównaniu z wkładanymi w nią dobrymi chęciami i
poświęceniami, to rzadko kiedy ludzi dobrze wychowanych niepokoiło, gdyż wszak w
dzieciństwie i młodości nie uczyli się brać odpowiedzialności za konsekwencje swych
dobrych chęci i poświęceń dla ludzi, na których życie w żadnym razie poważnie wpłynąć nie
mogli.
Krąg wychowawczy żąda od osobnika, aby się biernie poddawał regulacji swej funkcji przez
wychowawców

183

i krytykuje jego przekroczenia i braki. Jeżeli w działalności wychowawczej kręgu przeważa ta


ujemna krytyka, wyrabia się w wychowanku poczucie własnej niedoskonałości moralnej,
która trwa w późniejszym życiu. Dążności wiążące się z tym poczuciem zależą jednak od
tego, jaką miarę krąg wychowawczy do jego postępowania przykłada. Jeżeli, jak najczęściej
bywa, nie traktuje jego obecnych przekroczeń i braków tak poważnie, jak przekroczenia i
braki dorosłych, widzi w nich raczej zapowiedzi przyszłego zła niż aktualne zło, wychowanek
z rezygnacją przyjmuje swą niedoskonałość etyczną i w późniejszym życiu stara się tylko,
aby nie być „gorszym od innych"; Jeżeli jednak środowisko, zwłaszcza pod wpływem
wierzeń religijnych, kładzie silny nacisk na aktywność moralną, zwłaszcza inhibicyjną
wychowanka i przypisuje jego przekroczeniom i brakom głębokie znaczenie, poczucie
niedoskonałości łączy się z ciągłymi wyrzutami sumienia, usiłowaniami poprawy mimo małej
nadziei ich skuteczności, nieuniknionymi „upadkami" wyolbrzymianymi przez samokrytykę,
nowymi zgryzotami - słowem, znaną tragedią sumiennego „grzesznika".
Natomiast osobnik, skutecznie się dostosowujący we własnym i wychowawców mniemaniu
do reguł moralnych, nabywa ufności we własną nieszkodliwość i pozytywną moralność.
Jeżeli przy tym między jego postępowaniem a postępowaniem jego rówieśników i młodszych
robione są porównania na jego korzyść, rozwija się w nim dążenie do odgrywania względem
tych „gorszych" roli analogicznej do roli wychowawcy moralnego - zwłaszcza gdy
wychowawca jawnie lub domyślnie zacznie go dawać za przykład „gorszym".

184

Osobnik taki wyrasta na znany typ stróża porządku moralnego, który z piedestału własnej
wyższości sądzi i reguluje postępowanie wzajemne innych osobników. Uderzającą jest u ludzi
dobrze wychowanych niezdolność do aktywności zespołowej. Pochodzi to stąd, że
wychowanie nic nie czyni, aby rozwinąć w wychowanku dążenia do pomagania zespołowi w
zadaniach zbiorowych, wprost zaś przeciwdziała rozwojowi dążeń do kierowania zespołem.
Krąg wychowawczy sam przez się nie jest zespołem współdziałającym w zbiorowych
zadaniach. Jednolitość i ciągłość wpływu, jaki wywiera na wychowanka, nie są wynikiem
trwałego zorganizowanego współdziałania kręgu jako zespołu, w którym każdy pomaga
ogółowi. Wynikają one po prostu ze wspólnego zainteresowania wszystkich uczestników
osobą wychowanka, ze wspólności uznawanych przez nich sprawdzianów jako podstawy
wspólnej opinii o wychowanku oraz z podobieństwa zamiarów i metod, stosowanych przez
każdego uczestnika w jego stosunku do wychowanka i poparcia, jakie w razie potrzeby jeden
uczestnik indywidualnie udziela drugiemu. Zaczątki zespołów wychowawczych, jak
szkoły, usiłujące zjednoczyć wielu nauczycieli i uczniów w zorganizowanej współpracy
pedagogicznej, są jeszcze nader nieudolne. Jedynymi zespołami funkcjonującymi
wychowawczo są te zespoły młodzieży, których zadania zbiorowe o charakterze nie
pedagogicznym, lecz zabawowym są regulowane i kierowane przez starszych tak, aby miały
wyniki wychowawcze.
Krąg, który jest tylko kręgiem wychowawczym, nie potrzebuje pomocy wychowanka w
żadnych zadaniach zbiorowych; żąda od niego tylko, aby sumiennie wykonywał

185

wyznaczone mu czynności „dla własnego dobra" i nie wtrącał się do tego, co czynią
wychowawcy. Na tym wykonywaniu wyznaczonych czynności polega wyłącznie to, co się
niezbyt ściśle nazywa współdziałaniem wychowanka z wychowawcą. Co więcej, krąg
wychowawczy, dbały o uchronienie wychowanka przed niebezpiecznymi wpływami oraz
„przedwczesnym" udziałem w życiu społeczeństwa dojrzałego, nie dopuszcza zwykle, aby
współdziałał w jakimkolwiek zespole ludzi dorosłych mających wspólne zadania, zwłaszcza
ludzi „źle wychowanych".
W tych warunkach rozwija się w wychowanku przekonanie, że dla skutecznego
współdziałania z innymi ludźmi każdy człowiek, który nie jest kierownikiem, powinien tylko
wykonywać własne zadanie rzeczowe, a przez to samo wykonane zostanie zadanie zbiorowe
zespołu ludzi. Z tym przekonaniem podejmuje się później wszelkich funkcji wymagających
współdziałania w zadaniach zbiorowych. Chce ponosić tylko odpowiedzialność za to, co sam
działa, nie umie brać udziału we wspólnej odpowiedzialności za wspólne dzieła.
Zupełnie sobie nie zdaje sprawy, że aby z dokonań indywidualnych powstawało dokonanie
wspólne, nie dość aby każdy czynił „co do niego należy", nie przeszkadzając innym, a w
razie potrzeby dopomagając takiemu lub innemu osobnikowi, który nie może swego
osobistego zadania wykonać. Nie wie, że każdy musi przyczynić się aktywnie do tego, by
wszyscy współdziałający jednoczyli się społecznie dla wykonania zbiorowych zadań, bądź
pomagając działającemu kierownikowi w wytwarzaniu zespołu ze zbioru jednostek, bądź
nawet starając się o to, by znalazł się kierownik, jeśli go nie ma,

186

lub by źle funkcjonujący kierownik został zastąpiony przez dobrze funkcjonującego.


Toteż ludzie dobrze wychowani umieją skutecznie współdziałać tylko w zespołach, które już
zostały utworzone i zorganizowane w taki sposób, że każdy może spełniać władne zadanie
bez oglądania się na całość i nie potrzebuje pomagać kierownikowi w utrzymywaniu całości.
Typowo występuje to w uniwersytetach, gdzie każdy profesor funkcjonuje naukowo i
pedagogicznie we własnym zakresie, mało się licząc z tym, często nawet nie wiedząc o tym,
co robią jego koledzy. Wszelkie próby ściślejszego zespalania naukowych lub
pedagogicznych funkcji członków uniwersytetu w organiczną całość rozbijają się wobec
zupełnej ich bierności. Jedność uniwersytetu jako grupy społecznej jest wobec tego jednością
wyodrębnionego zrzeszenia, posiadającego wspólną własność materialną i duchową oraz
mającego organizację opartą na instytucji władzy „administracyjnej", która powierza zadania
indywidualne poszczególnym osobom, dopilnowuje, aby każda z tych osób swe zadania
wykonywała, i dostarcza jej z zasobu wartości grupowych niezbędne środki do jego
wykonywania.
(…)
187

To przekonanie wewnętrzne (często bezrefleksyjne, nieraz refleksyjnie wyrażane), że sens


naszego życia polega na tym, iż jesteśmy powołani do udziału w racjonalnie
uporządkowanym społeczeństwie i cywilizacji, przyczynia się do rozwoju tego głębokiego
poczucia bezwzględnej wartości racjonalnego, planowego porządku, które cechuje ludzi
dobrze wychowanych. Współdziała ono z zakorzenionym przez wychowanie wymaganiem,
aby istniał ustalony system stanów socjalnych, aby dla wszelkich zadań rzeczowych istniały
ustalone reguły formalne, wskazujące, jak je należy

195

wykonywać, aby współdziałanie ludzi było zorganizowane według ustalonych schematów.


Ludzie dobrze wychowam stworzyli tę filozofię, według której świat powinien być, a
ponieważ powinien być, więc jest racjonalnie i planowo uporządkowany, bądź przez
opatrzność boską, bądź przez rozumną kombinację sił idealnych, bądź wreszcie, w
ostateczności, przez prawidłową grę sił naturalnych. Filozofia ta nie była oderwaną od życia
teorią, lecz praktycznym wyrazem potężnej potrzeby życiowej, lecz też, gdy zatraca się żywa
wiara w nią i nasuwa się podejrzenie, że świat kultury, jeśli nie świat przyrody, jest w
znacznej mierze irracjonalny i chaotyczny, ludzi dobrze wychowanych ogarnia pesymizm. Są
oni w głębi duszy przekonani, że brak racjonalnej planowości jest sam w sobie czymś złym i
ujemnym, nawet pomijając poszczególne niebezpieczeństwa, jakie wskutek niego zagrażać
się zdają, że nieprzywiedlność różnorodności sprawdzianów kulturalnych do wspólnych zasad
i nieprzewidzialność faktów kulturalnych są nagannymi, godnymi potępienia cechami kultury
i społeczeństwa.
Żądają, więc, aby ktoś się podjął planowej i racjonalnej i organizacji świata kultury-jakaś
władza centralna, rozumna a silna, która ustali cele i środki życia zbiorowego i wyznaczy
każdemu powołanie życiowe. Przy swej niechęci do głębszych przekształceń, pragnęliby
ludzie dobrze wychowani, aby ten porządek racjonalny, o którym marzą, zrealizował
się przy pomocy istniejących już instytucji prawodawczych i administracyjnych. W
ostateczności jednak, gdyby nie było innego wyjścia z nieporządku i nieprzewidzialności,
gotowi są uznać

196

jakiś plan całkowitej przebudowy, byle przebudowy tej dokonał jakiś władca czy komitet
władczy przyjmujący zasady i rozumiejący potrzeby dobrze wychowanej elity i byle można
ufać, że będzie to zmiana rzeczywiście ostateczna, która raz na zawsze zapobiegnie dalszym
nieprzewidzialnym zmianom.
(…)
Dzisiejszy człowiek dobrze wychowany widzi swe powołanie życiowe w czynnym spełnianiu
swego zadania zawodowego, przy mniej lub więcej inteligentnym, lecz w każdym razie
nietwórczym konsumowaniu, odtwarzaniu, naśladowaniu tego, co inni ludzie
wyspecjalizowani wytwarzają przy spełnianiu swych zadań zawodowych. Wynikiem jest
coraz większa bierność życiowa związana z poczuciem bezsilności wobec całokształtu
cywilizacji i jej przemian.

197

You might also like