You are on page 1of 9

Kordian rozpoczyna się mottem z powieści poetyckiej Słowackiego „Lambro”.

Motto to nawiązuje
czytelnie do poezji tyrtejskiej, zachęcającej do walki. Pojawia się nawiązanie do greckiego patrioty,
który stara się przekonać swoich rodaków do walki z Turkami. Pojawia się tutaj wizja rozniecania
płomienia do walki i ponadczasowej wierności wyznawanym ideom.

Tytuł „Kordian” nie jest zaskakujący, ponieważ wskazuje po prostu na głównego bohatera dramatu.
Podkreśla jednak w sposób szczególny postać głównego bohatera, który dla dramatu
romantycznego był centrum utworu. Nie chodziło wyłącznie o kluczowe znaczenie bohatera dla
przebiegu akcji, lecz także skoncentrowanie tematyki utworu wokół rozterek egzystencjalnych, z
którymi boryka się i mierzy Kordian. To on, jego perspektywa widzenia świata, poszukiwanie
swojego miejsca, walka z niemocą i chęć podjęcia działania zwracają naszą uwagę od samego
początku. Można uznać, że wszyscy pozostali bohaterowie w tym dramacie liczą się o tyle, o ile
znaczą coś w życiu Kordiana.
Oczywiście car, Konstanty czy Grzegorz wnoszą także inne problemy i zagadnienia do świata
dramatu, natomiast na pierwszym miejscu liczy się ich sposób oddziaływania na losy Kordiana.
Imię Kordian jest znaczące w tym kontekście. Imię to zostało wymyślone przez samego
Słowackiego. Nie odsyła jednoznacznie do jednego konkretnego sposobu widzenia świata przez
bohatera, ale stanowi zbiór różnych skojarzeń. Łacina jako źródło dla tego imienia wskazuje na
serce. Cor, cordis to bowiem łacińskie odpowiedniki słowa serce, co wskazywać ma na wyjątkową
wrażliwość i emocjonalność Kordiana. Polski rdzeń kor- z kolei może sygnalizować wiele różnych
znaczeń: kordialny oznacza serdeczny, kordiak to z kolei śmiałek, kordiana to „ckliwość serca”,
szczególnego rodzaju niemoc, jednocześnie zaś kordiak to śmiałek. Wydaje się więc, że rdzeń kor-
miał wskazywać na to wyjątkowe rozdarcie, tak charakterystyczne dla Kordiana: między śmiałą,
buntowniczą naturą a tkliwością, emocjonalnością, która utrudnia działanie. W końcu imię
Kordiana siłą rzeczy odnosi się do brzmienia imienia bohatera III części „Dziadów”. W Kordianie
pobrzmiewa Konrad, z którym postać ta się na swój sposób mocuje. Ta charakterystyczna
wielowymiarowość postaci Kordiana zostaje więc przez Słowackiego jeszcze dodatkowo
wzmocniona przez różne znaczenia i skojarzenia, jakie uruchamiać może imię głównego bohatera.
To kolejny dowód na wielki artyzm Słowackiego.

PRZYGOTOWANIE

To swoistego rodzaju „przedakcja” Kordiana. Akcja rozgrywa się w chacie czarnoksiężnika


Twardowskiego w polskich górach – Karpatach, na Łysej Górze. Jest ostatni dzień 1799 roku.
Trwają przygotowania do wejścia w nowy wiek. Tym razem rządzić ma nim szatan. Obserwujemy
więc przygotowania diabelskich postaci do tego ważnego momentu. Kluczowym miejscem na
scenie jest kocioł, do którego diabły wrzucają najprzeróżniejsze składniki. Nie ma tutaj mowy
jednak o tworzeniu nowych mieszanek, napojów czy substancji. Chodzi o tworzenie postaci, które
będą odgrywały znaczącą rolę w nadchodzącym wieku. Ich tworzenie przez diabłów ma sugerować
podległość nieczystym ideom, błędnym przekonaniom. Podczas pojawiania się kolejnych widm
postaci nie pada co prawda żadne nazwisko, przydomek, ale dzięki szczególnego rodzaju
charakterystyce, dość łatwo da się zidentyfikować bohaterów, których zdaniem Słowackiego kreują
szatani. Wśród postaci pojawiających się w szatańskim kotle są przede wszystkim przywódcy
powstania listopadowego:
gen. Józef Chłopicki, który był krytykowany za ugodowę postawę wobec Rosjan, brak gotowości
do walki,
książę Adam Jerzy Czartoryski, krytykowany za nadmierną ostrożność, brak wiary w siłę do walki
swoich rodaków i optymistyczną wiarę w dyplomację,
generał Jan Skrzynecki, który nie był gotowy na ryzyko i nie wykorzystał szans, jakie na
zwycięstwo mieli w niektórych momentach walki Polacy,
Julian Ursyn Niemcewicz – poeta, który był krytykowany za nadmierną ostrożność, hamował
powstańców, mimo że miał być ich duchowym patronem,
Joachim Lelewel – krytykowany za nieustanną zmianę poglądów w sprawie powstanie i hamowanie
młodzieńczej woli walki,
generał Jan Krukowiecki, który krytykowany był za ostateczne poddanie Warszawy i podpisanie
porozumienia z Rosjanami.
Po stworzeniu wszystkich tych postaci pojawia się Głos, który mówi „W imię Boga! precz stąd!
precz!”. Na scenie pojawia się Archanioł, który zwraca się do Boga i prosi o podniesienie
pokonanego ludu. Wypowiedź tę można odczytać jako zbudowanie podwójnej wizji Polski, której
obywatele albo zatracą się i zginą albo zawalczą o swoją wolność.

PROLOG

Zanim na scenie pojawi się Kordian, rozegrany zostaje Prolog, który można traktować jako
dyskusję ściśle literacką dotyczącą roli poezji. Mamy tutaj wymianę głosów między trzema
postaciami reprezentującymi odmienne sposoby widzenia roli poezji.

Pierwsza Osoba Prologu reprezentuje koncepcję przypisywaną Adamowi Mickiewiczowi, a więc tę,
w której od poezji oczekuje się ukojenia, uspokojenia. Poezja ma koić cierpienie, usypiać naród.
Symbolem tego typu twórczości jest dążenie do umartwienia, nieustannego eksplorowania
cierpienia narodu, bez dążenia jednak do zmiany zastanej sytuacji.

Druga Osoba Prologu krytykuje narodowych wieszczów. Chce budzić do działania, wyrywać ze snu
uśpionych rodaków. Widać tutaj wyraźnie krytykę poetów-proroków, którzy w żaden sposób nie
przyczyniają się do zmiany zastanej sytuacji.

W końcu Trzecia Osoba Prologu to porte-parole samego Słowackiego. Wyraźnie widać, że tutaj rolą
poety nie jest ani wylewanie łez, ani ocieranie ludzkich łez, ale pobudzanie do aktywnych działań.
Poeta nie ma budować pięknych, ale fałszywych obrazów, ale pobudzać swoich czytelników do
walki poprzez wskrzeszenie pamięci o prawdziwych bohaterach.

AKT I
Scena I

Znajdujemy się na dziedzińcu wielkiego domu, wokół którego rozciąga się ogród. Pod lipą siedzi
15-letni Kordian. W pobliżu znajduje się także Grzegorz – opiekun młodzieńca, który czyści
myśliwską broń. Kordian prowadzi egzystencjalne rozważania. Wspomina kogoś, kto zabił się
młodo. Uświadamia sobie, że o ile sam był gotowy jeszcze niedawno potępiać jednoznacznie taki
czyn, teraz nie jest już tak pewny w swych osądach. Przede wszystkim chłopak jest rozbity, widać,
że cierpi, ponieważ nie potrafi sobie znaleźć miejsca w świecie. Zabija go egzystencjalna nuda.
Bohater przyrównuje stan swojej duszy do jesiennej przyrody, kiedy to wszystko wokół obumiera.
Chłopak nie chce jednak się poddać. Prosi Boga o podarowanie mu celu w życia, ucieczkę od
poczucia marazmu i bezsilności, które teraz go trawią.

Grzegorz, który z boku przygląda się egzystencjalnym zmaganiom swojego podopiecznego, próbuje
go nie tylko czymś zająć, ale i pokazać różne sposoby „bycia” w świecie.

Pierwsza opowieść Grzegorza to bajka o Janku co psom szył buty – Grzegorz opowiada
Kordianowi o chłopcu, który niespecjalnie miał ochotę się uczyć, do czego zmuszała go matka; w
końcu uciekł on z domu. Planował dostać się na jakiś statek, ale po drodze spotkał królewski
orszak.

Na chłopca zwrócił uwagę król, który oddelegował Janka do szycia butów swoim psom. Okazało
się jednak, że chłopiec już po trzech dniach awansował na szambelana. Po sześciu był rządcą
prowincji, a 12 dnia był już „panem”. Mógł sprowadzić na dwór swoją matkę. Pomógł plebanowi w
nominacji na biskupa. Temu samemu plebanowi, który niewiele wcześniej nakazał wysłać Janka na
nauki do szewca. Bajka pokazuje, że czasami przymuszenie do aktywnego działania jest potrzebne i
daje wielkie rezultaty.

Druga opowieść to wspomnienie Grzegorza z czasów walk napoleońskich, w których opiekun


Kordiana brał udział. Grzegorz opowiada o nowej perspektywie oglądu rzeczywistości, którą
uzyskał po wejściu na piramidy podczas walk o Egipt w 1798 roku. Opiekun zdaje się podkreślać,
że walki o wolność i niepodległość są wartością samą w sobie, a jednocześnie naznaczone są
boskim błogosławieństwem.

Ostatnia opowieść dotyczy Kazimierza, który po klęsce wojsk Napoleona podczas wyprawy na
Moskwę w 1812 roku dostał się do rosyjskiej niewoli. Mężczyzna nie był jednak gotowy
podporządkować się zasadom obowiązującym jeńców. Rzucił się na tatarskiego pułkownika,
którego wyrzucił do wody, przyczyniając się tym samym do jego śmierci. W końcu sam Kazimierz
również zginął, była to jednak śmierć honorowa.
Kordian na chwilę zdaje się koncentrować na opowieściach Grzegorza, szybko jednak powraca dla
charakterystycznej na siebie, zniechęconej pozy. Zdaje się być znudzony, pozbawiony
jakiegokolwiek celu w życiu. Jego egzystencjalne rozważania przerywa jednak głos nadchodzącej
Laury – ukochanej bohatera.

Scena II

Kordian i Laura spacerują po ogrodzie. Ukochana bohatera jest od niego nieco starsza, co widać
również w sposobie postrzegania przez nią rzeczywistości. Kordian prezentuje się jako zakochany
po uszy młodzieniec, który pała do Laury szczerym, autentycznie gorącym uczuciem. Dziewczyna
traktuje go jednak nieco chłodniej, trzyma trochę na dystans. Zdaje się momentami, że bliżej jej do
traktowania go jako młodszego brata niż przyszłego kochanka. Laura po przeczytaniu listu, który
Kordian zostawił w jej pamiętniku, domyśla się, że chłopak planuje samobójstwo. Dziewczyna
karci go za takie myśli. Kordian jednak jej wypowiedzi postrzega jako wyraz matczynej czy
siostrzanej troski, a nie wyraz głębokiego uczucia kobiety do mężczyzny. To jeszcze bardziej
upewnia go w podjętym zamiarze. Bohater zarzuca Laurze chłód, zabawę jego uczuciami.
Podkreśla swoją samotność. Laura próbuje go przekonać, że jest wiele ścieżek, którymi może
podążać w życiu, ale zdaje się, że stan Kordiana podczas tej rozmowy tylko się pogarsza, zamiast
poprawiać. Laura w końcu zaczyna sobie z tego zdawać sprawę. Chce wracać do domu, ale boi się
go zostawić samego. Kordian upewnia ją, że jednak już się uspokaja, a ona może odejść. Zanim tak
się jednak stanie Kordian wygłosi jeszcze monolog o duszach bliźniaczych. Opowieść ta jeszcze
bardziej niepokoi Laurę, która dopytuje się, czy z chłopakiem wszystko w porządku. W końcu
jednak odchodzi. Kiedy Kordian zostaje sam, przykłada sobie do czoła broń…

Scena III

Wieczorem Laura siedzi sama w pokoju i rozmyśla nad swoim spotkanie z Kordianem. Zastanawia
się, czy przypadkiem jednak nie uraziła go swoją dosadnością. Dziewczyna zdaje sobie bowiem
sprawę, jak delikatne mogą okazać się te gorące uczucia, które żywi do niej Kordian. Dziewczyna
uświadamia sobie, że jest jedenasta, a Kordian dalej nie wrócił do domu. Stara się czytać wiersz,
który Kordian wcześniej zapisał na jednej z kart jej pamiętnika. Laura wie, że to ona zostaje w
wierszu nazwana aniołem. W tym samym momencie słychać jednak koński tętent. Do dworku
wraca tylko sam koń. Nie ma śladu jeźdźca. Laura zaczyna się jeszcze bardziej denerwować.
Pokojówka mówi jej, że Grzegorz poszedł szukać Kordiana. Nie mija wiele czasu, kiedy piastun się
pojawia przed dworkiem i informuje wstrząśniętą Laurę o tym, że Kordian się zastrzelił.

AKT II („ROK 1828. WĘDROWIEC”)

Akt ten nie jest podzielony na sceny. Zmianę miejsca akcji sygnalizują jedynie didaskalia, które
informują o tym, że główny bohater znajduje się już w innym miejscu.

Na początku aktu spotykamy Kordiana w James Parku w Londynie. Kordian zastanawia się nad
śladem, który pozostał na jego czole od chybionego strzału. Porównuje się do Kaina, którego
znakiem był również charakterystyczny ślad na czole. Bohater korzysta z otaczającej go spokojnej,
przynoszącej ukojenie przyrody. Zachwyca się tym, co wokół niego. Po chwili na scenie pojawia
się jednak Dozorca, który oczekuje, że Kordian uiści opłatę za krzesło. Kordian się nie wzbrania,
płaci jednak zdecydowanie zbyt dużo. Dozorca komentuje, że Kordian płaci jak lord, ale siadać już
nie potrafi jak przystało na reprezentanta wyższych sfer. Dozorca tłumaczy Kordianowi, że
prawdziwi magnaci potrzebują aż trzech krzeseł. Na jednym siadają, na drugim kładą nogi, na
trzecim zaś kapelusz. Uwagę Kordiana znacznie bardziej niż opowieści Dozorcy przykuwa
zadumany człowiek po drugiej stronie stawu. Dozorca uświadamia bohaterowi, że to bankrut, który
ma wyrok za długi. Kordian dziwi się, że mężczyzna w takim razie nie jest w więzieniu. Dozorca
natomiast krytykuje życie tych, którzy na siłę próbowali naśladować model życia arystokracji, przez
co popadli w problemy. Bohater mówi, że dzisiaj właściwie wszystko można kupić za pieniądze,
nawet miejsce w parlamencie, nie jest to jednak widziane przez niego jako pozytyw.

W kolejnej odsłonie spotykamy Kordiana siedzącego na skale. Jest w Dover, nadmorskim


angielskim miasteczku. Czyta „Króla Leara” – dramat Williama Szekspira. Kordian jest akurat na
fragmencie, gdzie dochodzi do skoku w przepaść, ale wyłącznie wykreowaną słowami, ponieważ
Edgar opisuje niewidomemu Gloucesterowi widok ze szczytu góry, na której wcale nie stoją.
Kordian jest pełen uznania dla artystycznego mistrzostwa Szekspira. Nagle jednak przerywa swoją
lekturę. Dochodzi do wniosku, że poezja to tylko chwilowe uniesienie, liczy się zaś rzeczywistość,
która jest zdecydowanie bardziej brutalna. Wydaje się, że bohater cały czas, podobnie jak w akcie I,
jest wewnętrznie rozdarty.

Kordian znajduje się tym razem we włoskiej willi w pokoju wybitnym zwierciadłami. Rozmawia ze
swoją partnerką Wiolettą. Związek ma przejść próbę siły uczuć. Kordian bawi się z Wiolettą, raz to
zapewniając ją o swoim bogactwie, z którego to i ona może korzystać, raz to mówiąc jej, że jest
bankrutem, bo przegrał cały majątek w karty. Okazuje się, że o ile początkowo dziewczyna wyznaje
mu miłość, po informacji o bankructwie chce go zaraz porzucić. Kiedy Kordian przyznaje się do
kłamstwa i mówi, że tak naprawdę podczas gry wygrał jeszcze więcej, Wioletta na nowo dzieli się z
nim wyznaniem miłości. Kordian jednak dostrzega jej fałszywość i interesowność, porzuca ją więc
bez większego żalu.

W kolejnym ujęciu Kordian jest już w Watykanie. Właśnie rozpoczyna się jego prywatna audiencja
u Papieża, który wita go z otwartymi ramionami, nazywa potomkiem Sobieskich. Podczas tej
rozmowy dochodzi jednak do bardzo wyraźnej konfrontacji między perspektywą papieską a polską
reprezentowaną przez Kordiana. Papież wychwala bowiem cara, który jego zdaniem wykazuje
zrozumienie dla wiary katolickiej, co zaś zupełnie rozmija się z perspektywą Kordiana. Bohater
przynosi bowiem papieżowi garść polskiej ziemi jako symbol ogromnego cierpienia całego narodu,
co można odczytać jako zapowiedź dramatu powstania listopadowego. Prosi papieża o jedną łzę, o
choć minimalny sygnał wsparcia dla polskiego społeczeństwa. Papież jednak zdaje się głuchy na te
prośby. Zbywa Kordiana pytaniami o to, co już udało mu się zwiedzić w Watykanie. Kiedy Kordian
domaga się coraz wyraźniej przyjęcia przez papieża jasnego stanowiska w sporze polskiego narodu
i cara, ten w końcu zdaje się mówić „módl się i pracuj”, a więc przyjmuj to, co daje ci los. Kordian
jest wściekły, nie panuje nad sobą, mówi o wielkim rozczarowaniu i skalanych ustach. Papież na
koniec upomina go, że w razie jakiegokolwiek buntu, Polacy muszą się liczyć z papieską klątwą.
Wyjątkowym uzupełnieniem całej sceny jest papieska papuga, która nie zwracając na nikogo uwagi
wykrzykuje „Alleluja”.

Ostatnia scena II aktu rozgrywa się na Mont Blanc. Jest to jedna z najważniejszych scen dramatu,
wprost nawiązująca również do Wielkiej Improwizacji z III części Dziadów. Jest to scena
kulminacyjna, w trakcie której Kordian przygląda się samemu sobie, przechodzi głęboką
wewnętrzną przemianę i odnajduje cel w życiu. Symboliczne jest to, że bohater stoi na najwyższym
szczycie Europy – ma to podkreślać jego wyższość, ale i zdolność do patrzenia z góry, całościowo
na to, co go otacza. Znajdując się w tym miejscu, Kordian podkreśla, że należy do sfery ziemskiej,
ale i ociera się o niebiańską, do której zanosi prośby i modły. Można domyślać się, że nie chodzi
tutaj wyłącznie o niego samego. Kordian mówi w imieniu narodu – cierpiącego, uciemiężonego,
skazanego na przegraną. Bohater czuje się „posągiem człowieka na posągu świata”, mówi o tym, że
mógłby być najwyższą myślą wcieloną – to wszystko ma pokazywać jego wyższość, widzenie
siebie jako jednostki wybitnej, ponadprzeciętnej, przygotowanej do tego, aby kierować innymi. Jest
przekonany, że może za sobą porwać lud. Szybko jednak między jednym a drugim wersem
przechodzi do zupełnie innej perspektywy. Wątpi w siebie, jest gotów na samobójstwo, mówi o
rzucaniu się w przepaść. Ponownie jednak zbiera w sobie siły i stara się wygrać z własnym
zwątpieniem. Uświadamia sobie, że rozmyślanie o kobietach w młodości na niewiele się zdało.
Przypomina sobie szok, jakim była wizyta u Papieża. Jednocześnie budzi się ponownie w bohaterze
przekonanie, że został on powołany do wyższych celów. Jednym z tych celów ma być
przewodnictwo polskiemu narodowi. Kordian pokazuje się tutaj jako naprawdę żarliwy patriota,
który jest również gotowy do działania w pojedynkę, mimo nikłych szans na zwycięstwo. Na
koniec monologu przywołuje słynne hasło „Polska Winkelriedem narodów”, co ma świadczyć o
przyjęciu postawy walki i poświęcenia do samego końca, ale walki aktywnej, działania, zamiast
mesjanistycznego umęczenia narodu. Po raz kolejny bohater wprost więc wchodzi w polemikę z
bohaterami Mickiewicza, którzy prezentowali odmienne stanowisko. Kordian jest przekonany, że
wysiłek Polski, nawet jeśli on sam przegra, nie pójdzie na marne, ponieważ pomoże ona osiągać
zwycięstwo innym uciemiężonym narodom. Na scenie pojawia się chmura, która unosi Kordiana do
ojczystego kraju.

AKT III („SPISEK KORONACYJNY”)

Scena I

Znajdujemy się na placu przed Zamkiem Królewskim, gdzie ma odbyć się koronacja cara na króla
Polski (jest to oczywiste nawiązanie do koronacji cara Mikołaja I). Na placu gromadzi się sporo
widowni, robi się ciasno, niewiele można zobaczyć. Tłum odgradza nas tak naprawdę od głównych
wydarzeń. Widzimy jedynie to, o czym informują nas kolejni bohaterowie z tłumu. Gapie dzielą się
na grupki, z których każda we własny sposób postrzega to, co dzieje się na placu. Dyskutują ze
sobą: Pierwszy i Drugi z Ludu, Pierwszy i Drugi Młodzieniec, Szewc, Szlachcic oraz Garbaty
Elegant. Widać, że warszawskie społeczeństwo jest podzielone. Niektórzy krzyczą w kierunku cara
„Niech żyje”, inni z powątpiewaniem obserwują to, co się wokół nich dzieje. Na scenie słychać
hymn, w którym pojawia się parafraza słynnego „Boże, chroń króla”, co jest znaczące w kontekście
późniejszych wydarzeń dramatu. Na widowni, na placu pojawia się jednak ktoś, kto śpiewa inną
pieśń z życzeniem śmierci króla. Śpiewającemu ją Żołnierzowi zwraca uwagę Szewc, który mówi o
niestosowności takich zwrotów w tym momencie. Żołnierz odpowiada mu jednak, że ogłuchł od
kuli pod Maciejowicami, a więc tym samym przypomina tradycję kościuszkowską. W końcu
dowiadujemy się, że car wszedł do katedry, gdzie ma dojść do koronacji. Tłum się rozchodzi, aby
skorzystać z przygotowanych z tej okazji licznych zabaw.

Scena II

W scenie tej przenosimy się do katedry warszawskiej. Znowu niewiele tutaj widać, natomiast
zwraca uwagę centralny punkt, kiedy to Prymas podaje Carowi księgą konstytucji III Maja, na którą
to przysięga car. W całej scenie pada tylko jedno słowo „Przysięgam”.

Scena III

Wracamy na plac przed Zamkiem Królewskim. Jest już po ceremonii, a zgromadzony lud już nieco
bardziej spokojnie komentuje wydarzenia ostatnich godzin. Pierwszy i Drugi z Ludu zastanawiają
się, jak wielka będzie uczta, którą teraz z pewnością wyprawi car. Do tej rozmowy włącza się
Szlachcic, który przypomina o tym, że car łamie polską konstytucję. W pewnym momencie do uszu
zebranych dobiega głośny krzyk. Jest to krzyk kobiety, matki. Książę, brat cara (Konstanty)
przeganiając tłum, zabił jej dziecko, które zginęło pod końskimi kopytami. Orszak kieruje się w
stronę zamku. Na scenie cały czas gra muzyka. Powoli zaczyna się ściemniać. Na scenie pojawiają
się postaci, które podchodzą do specjalnie wcześniej przygotowanej dla cara trybuny. Rozrywają
okrywające ją sukno, starając się zdobyć jak najwięcej materiału. To bardzo wyraźna aluzja do
rozrywania szat Chrystusowych i wcześniejszej o nie gry. Po walce większość rozchodzi się do
domu, niektórzy jeszcze zostają, aby skorzystać z rozdawanego na ulicy wina. Na scenie pojawia
się Nieznajomy. Jest on ubrany w czarny płaszcz. Uwagę zwraca przede wszystkim jego pieśń, w
której namawia do picia wina (dość ironicznie), a potem mówi o konieczności przemienienia wina
w krew, kiedy to przemienione wino trzeba będzie wypić. Jest to czytelne, kolejne nawiązanie do
Chrystusa, dokonywanych przez niego cudów, ale i męczeńskiej śmieci. Ludzie wokół
nieznajomego nie rozumieją jednak znaczenia śpiewanych przez niego słów. Tworzy się jednak
przedziwna atmosfera, rozchodzą się więc szybko do swoich domów.

Scena IV

Znajdujemy się w lochu w podziemiach kościoła św. Jana, a więc właściwie centralnie pod
miejscem, w którym koronowano cara na króla Polski. Rozpoczyna się właśnie spotkanie
spiskowców, którzy planują zabójstwo cara. Spotkaniu przewodniczy Prezes. Wszyscy mają maski
na twarzach, nie znają swojej tożsamości, do podziemi wchodzą podając hasło „Winkelried”. U
Prezesa zwracają uwagę siwe włosy, które symbolizują jego podeszły wiek, ale stają się również
znakiem związanej z tym wiekiem ostrożności i potrzeby hamowania młodzieńczego zapału, czego
przykładem jest aktualna scena.
Prezes podczas spotkania siedzi (nieprzypadkowo) obok trumien polskich królów, które również
pełnią w tej scenie bardzo symboliczną funkcję. Stanowią bowiem znak tradycji, historii i reguł,
które zabraniają podnoszenia ręki na Króla Polski, którym car niestety stał się tego samego dnia.
Prezes razem z pojawiającym się na scenie Księdzem starają się przekonać spiskowców o
konieczności rezygnacji ze spisku. Morderstwo cara miałoby bowiem formę przeciwstawienia się
prawom boskim, jak i prawom historii. Bunt, atak i spisek na życie prawowitego króla są nie do
pomyślenia. Oponentem okazuje się tutaj Podchorąży, który nawołuje do zemsty na wrogu, buntuje
się wobec pomysłu porzucenia planu zabójstwa cara. Przypomina zebranym o okrucieństwie
władcy i możliwych dalszych konsekwencjach jego rządów. Prezes jednak przerywa tę tyradę,
wskazując, że nie można budować wolności narodu na grzechu, jakim jest zabójstwo i to jeszcze
prawowitego władcy. Spiskowcy zaś dochodzą do wniosku, że trzeba zabić nie tylko cara, ale i jego
żonę, syna, dwóch braci. Inny Starzec namawia do tego rozwiązania, sugerując że weźmie to
brzemię winy na siebie i kolejne pokolenia swojej rodziny (co jest oczywistym nadużyciem i próbą
manipulacji).

Dyskusja nie przynosi żadnego rozwiązania, dlatego ostateczną decyzję spiskowcy mają podjąć w
tajnym głosowaniu, do którego wykorzystane zostaną kule i monety. Grosz to symbol odmowy
udziału w zabójstwie cara, kula – znak opowiedzenia się za spiskiem i morderstwem. Po
przeliczeniu głosów przez prezesa okazuje się, że kul jest tylko 5, natomiast 150 monet to wyraźne
opowiedzenie się za rezygnacją ze spisku. Podchorąży jest zszokowany, dotychczasowych
spiskowców uznaje za tchórzy, w emocjach mówi, że do niczego ich nie potrzebuje. Przekonuje, że
sam zawalczy o wolność narodu i podejmie się zabójstwa cara. Gestem potwierdzającym tę
gotowość jest zerwanie maski. Okazuje się, że podchorąży to Kordian. Po tym geście wszyscy
zdejmują maski, a Kordian rzuca zebranym kartkę, na której widnieje informacja, że bohater
zapisuje narodowi wszystko, co może – krew i życie. Prezes stara się powstrzymać Kordiana przed
czynem, który uznaje za szaleńczy, bohater jednak już go nie słucha i odchodzi z zamiarem
dokonania zbrodni.

Scena V

Kordian wędruje przez sale Zamku Królewskiego. Najpierw jest w Sali Koncertowej, a zaraz potem
wchodzi w ciągnący się daleko korytarz. Bohater ma przy sobie karabin z bagnetem. Na początku
zdaje się bardzo zdeterminowany, aby osiągnąć swój cel. Ta pewność stopniowo jednak ginie, kiedy
przed bohaterem pojawiają się widma. Strach i Imaginacja to najprawdopodobniej projekcja tego,
co dzieje się w umyśle Kordiana. Bohater ma bowiem świadomość, że będzie carów mordercą, a
przez to mordercą polskiego króla, czego akceptacja nie jest już taka prosta. Widać to, gdy w jednej
z sal na trójnogu leży carska korona zalana krwią. Wizja walących się na bohatera trumien
królewskich także pokazuje, jak trudna jest to dla bohatera decyzja. Kordian walczy jednak z
wizjami podsuwanymi mu przez Strach i Imaginację. Kiedy podchodzi pod carską sypialnię,
dostrzega postać, która właśnie z niej wychodzi. Jest to Diabeł, który mówi Kordianowi, że był
gotowy zabić cara, ale jest tak podobny do jego ojca, że nie jest w stanie tego zrobić. Kiedy
Kordian ma już wejść do sypialni cara rozlegają się dzwony na jutrznię, które symbolicznie
uruchamiają boską perspektywę. Tego dla bohatera jest już za dużo. Pada zemdlony pod pokojami
cara. Z sypialni wychodzi car, który dostrzega młodzieńca i szybko orientuje się, jaki był jego cel.
Pyta Kordiana, czy za tym planem stoi jego brat. Nakazuje pojmać Kordiana i go rozstrzelać.

Scena VI
Kordian znajduje się w szpitalu wariatów. Jest rozgorączkowany. Wokół niego znajdują się inni
pacjenci. Część z nich jest związana łańcuchami, inni spacerują, przypominając lunatyków. Do
Dozorcy szpitala przybywa nieznany Doktor. Bohaterowie dyskutują o stanie Kordiana. Dozorca
jest przekonany, że Kordian jest bardziej trzeźwo myślący niż się wszystkim wydaje. Doktor
przekupuje Dozorcę i tym samym zyskuje możliwość rozmowy z Kordianem. Jest to moment
szczególnego rodzaju starcia, ponieważ pod postacią Doktora ukrywa się Szatan, a dokładnie
Mefistofeles. Ma on jeden cel, zbudować w Kordianie poczucie, że cała jego misja, poczucie
zadania, to wszystko były urojenia wariata i cała idea poświęcenia nie miała sensu. Kordian pyta
go, kim jest, na co Doktor odpowiada „Jestem zapaleńcem” i jest to stwierdzenie bardzo ironiczne,
które ma uderzyć wprost w przekonania Kordiana i dokładnie tak się właśnie dzieje. W trakcie
rozmowy Doktor przyznaje, że był tym, który feralnej nocy wychodził z sypialni cara, a całą
historię męki narodu polskiego podsumowuje stwierdzeniem, że stanowi ona świetny materiał do
poematu wieszcza. Doktor sukcesywnie obnaża wszystkie przekonania Kordiana, próbuje zdeptać
całą jego wiarę w sens działań. W końcu przedstawia Kordianowi dwóch wariatów. Jeden uważa, że
jest krzyżem, do którego został przybity Jezus (co pozwala Szatanowi na wykpienie idei ofiary, tak
przecież ważnej dla Kordiana), zaś drugi sądzi, że podtrzymuje sklepienie niebieskie (to z kolei
kpina z oświeceniowej wiary w rozum). Ta konfrontacja ma doprowadzić do ostatecznego
moralnego upadku Kordiana i jego wiary w samego siebie. Walkę na słowa i idee przerywa jednak
pojawienie się Wielkiego Księcia, który nakazuje zabrać Kordiana ze szpitala.

Scena VII

Jesteśmy na placu Saskim w Warszawie, gdzie zostaje wyprowadzony Kordian. Książę Konstanty
zamierza go ukarać w bardzo bolesny sposób. Najpierw zapowiada mu okrutną śmierć. Bohater ma
zostać przywiązany do czterech koni i po drodze rozszarpany. W pewnym momencie Książę jednak
zmienia zdanie i szykuje dla Kordiana wyzwanie. Chodzi o popis przed zebranymi, ale i przed
własnym bratem – carem. Konstanty obiecuje Kordianowi, że daruje mu życie, jeżeli ten
przeskoczy na koniu ponad bagnetami i karabinami. To arcytrudne wyzwanie, jego wykonanie
świadczyłoby o wyjątkowym wyszkoleniu żołnierzy Konstantego, do których Kordian jako
podchorąży także należał. Kordian podejmuje wyzwanie (zdaje się zresztą, że nie ma wyjścia).
Udaje mu się wybrnąć z tego zadania, ku wielkiej uciesze Konstantego. Kordian zostaje
wyprowadzony z placu, natomiast car informuje generałów, że i tak zamierza nakazać rozstrzelanie
Kordiana za próbę zamachu na jego życie.

Scena VIII

Kordian znajduje się w dawnej celi klasztornej, która obecnie funkcjonuje jako jedna z cel
więziennych. Kordian się spowiada. Mówi o tym, że w swoim życiu nie zaznał przyjaźni, że poczuł
się odrzucony podczas momentu najważniejszej próby, że Polacy zostawili go, gdy wierzył z nich
najbardziej. Uważa, że jego miejsce jest tam, gdzie są bohaterowie, którzy poświęcili się dla swojej
ojczyzny. W celi Kordiana w końcu pojawia się Grzegorz. Modli się on gorąco za swojego
podopiecznego, przypomina jego samobójczą próbę, mówi o znaku szatańskim, jakim jest blizna na
jego czole. Kiedy Kordian dowiaduje się, że Grzegorz m syna, prosi swojego opiekuna, aby nadano
dziecku jego imię. W celi pojawia się oficer z księdzem. Pierwszy informuje Kordiana, że zostanie
rozstrzelany.
Scena IX

Przenosimy się do pokoju w Zamku Królewskim. Zastajemy tam cara, który wygłasza bardzo
emocjonalny monolog. Buduje wizję, w której wszyscy inni władcy europejscy są mu
podporządkowani, a cały kontynent jest właściwie w jego rękach. Bohater planuje, jak będzie
wszystkimi sterował wedle własnego uznania. Ważnym elementem jest wizji jest całkowicie
podbita, podległa mu Polska. Monolog bohatera przerywa bardzo dynamiczne wejście Wielkiego
Księcia Konstantego, który chce przekonać swojego brata do zmiany decyzji w sprawie Kordiana.
Car jednak nie jest gotowy na żadne ustępstwa. Wydał rozkaz, który ma zostać wykonany.
Bohaterowie zaczynają się licytować i wypominać sobie niecne czyny. Car przypomina o
haniebnym zachowaniu Konstantego, który zgwałcił, a potem zabił młodziutką Angielkę. Z kolei
Konstanty wypomina bratu, że to on, Konstanty zrzekł się korony na rzecz brata, mimo że nie
musiał tego robić, bo jako starszy miał prawo zostać carem. Konstanty grozi ponadto buntem,
przypominając bratu, że ma za sobą całe wojsko. Ten ostatni argument przeważa, car się łamie i
podpisuje ułaskawienie Kordiana, uznając przy tym swojego brata za Polaka.

Scena X

Przenosimy się na Plac Marsowy. Trwają ostatnie przygotowania do egzekucji Kordiana. Na placu
zgromadził się niemały tłum. Najpierw dochodzi do pozbawienia podchorążego szlachectwa.
Następnie Kordian ma otrzymać opaskę na oczy, ale odmawia. Słychać jęk w tłumie. Oficer wydaje
rozkaz rozstrzelania. Niektórzy z tłumu dostrzegają pędzącego w kierunku placu carskiego gońca.
Oficer go jednak nie widzi. Pojawia się jedynie informacja, że dyrygujący egzekucją podnosi rękę
w górę… W tym momencie kończy się utwór – jest to tzw. otwarte zakończenie, które ma na celu
własną interpretację zakończenia.

You might also like